Jako dzieciak marzył o wyrwaniu się z mieszkania znajdującego się w jednej z wielu kamienic umiejscowionych na China-Town. Obskurnego, ciasnego nie-domu, w którym czuł się jak wielki intruz zamknięty w małym ciele. Widok tamtych ścian, zapach stęchlizny, piwa i frytury wyrył mu się w pamięci, gnieżdżąc się w jego wspomnieniach na stałe. Marzył o uśmiechu i ciepłym obiedzie, o nowym rowerze i staniu się niewidzialnym. Marzył o ciszy i rzuceniu dorywczej roboty jako dostawca jedzenia, której podjął się mając piętnaście lat w dobrej wierze odkładania na marzenia właśnie. A marzył również o karierze bokserskiej, gdy jak zaczarowany siedział oglądając kolejne występy gwiazd tego sportu, snując dalekosiężne plany o zabłyśnięciu na ringu.
Gdy skończył ledwie szesnaście lat jego rzeczywistość wywróciła się do góry nogami. Nie była kolorowa, ale znajoma, więc wszystko co nowe go przerażało. Opieka społeczna, która stwierdziła, że tak być nie może, dom dziecka i nowa rodzina, która zdawała się zbyt idealna w jego oczach. Bo przecież dlaczego mieliby chcieć jego? Nie był wyjątkowy i nie był uzdolniony. Był nieco chuderlawy, zbyt samodzielny i zamknięty na relacje, których nie znał.
Lian cieszył się z nowego domu, z dwójki ludzi, którzy dali mu szansę i nowego nie-brata, który za żadne skarby świata nie chciał go pod jednym dachem, obojętnie czym go przekupywał. Do swojego szczęścia podchodził sceptycznie dlatego niezbyt otwarcie okazywał radość. Był wdzięczny na swój sposób, a jako dziecko, które mogło liczyć tylko na siebie do tej pory, nie potrafił wyzbyć się starych nawyków. Doszukiwał się jakiegokolwiek sensu w działaniu tych ludzi, swoich nowych nie-rodziców. Przyjął znajomą rolę robienia wszystkiego za wszystkich co szybko zostało wykorzystane przez starszego "brata". Nie śmiał kręcić nosem, przecież bywało gorzej, a on miał nazywać siebie szczęściarzem.
Wyprowadził się zaraz po skończeniu liceum choć nikt tego od niego nie oczekiwał. Wręcz przeciwnie, sądzono, że jego ambicje urosły pod okiem nowych rodzicieli. Jednak on przede wszystkim chciał być samodzielny, nie chcąc nikomu niczego zawdzięczać i nikomu wadzić. Dorywczo pracował wszędzie tam gdzie nie musiał wykazywać się ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Takim oto sposobem był już kurierem, śmieciarzem, znowu dostawcą, pomocnikiem na kuchni i ochroniarzem, a teraz skończył jako barman-kelner w klubie z pokazami burleski. I za tym barem pracuje mu się całkiem dobrze, a przede wszystkim to całkiem nie-najgorzej pozwala mu na wynajmowanie ciasnego, ale własnego kąta w znajomym, przeklętym China-Town, bo przecież nie tak łatwo oderwać się od swoich korzeni. Równie ciężko pozbyć mu się dziecinnych marzeń dlatego też zawziął się trenując boks z YT, podpatrując na siłowni tych, którzy szlifują zdolności pod okiem profesjonalistów. Być może nie lśni jako gwiazda sportu na międzynarodowych arenach, jeszcze nie, ale co weekend wpada do undergroundowych miejscówek gdzie mierzy się z ludźmi jego pokroju, niespełnionych marzycieli, wygrywając raz na jakiś czas kilka dodatkowych dolarów i pochwał, że może rzeczywiście do czegoś się nadaje, a obijanie gęb innym ludziom wychodzi mu nie tak źle.
Lian Woon Meyer
26 lat — z pochodzenia Chińczyk choć jego stopa nigdy nie stanęła w rodzimych stronach — barman i kelner w klubie Naughty Cabaret — wynajmuje małe mieszkanie — fan tatuaży i e-papierosów — wygląd twardziela, dusza już nie tak twarda — dla znajomych Li, dla bardzo dobrych znajomych Woonie — od czasu do czasu zagląda na przedmieścia odwiedzając tych drugich, lepszych rodziców — instagram
[Cieszę się, że po prywatnych rozmowach mamy możliwość oficjalnie przywitać Liana na blogu i już niedługo zacząć wątek naszej dwójki<3 Życzę również jak najlepszej zabawy!]
OdpowiedzUsuńMijoo
[Hej, hej:)
OdpowiedzUsuńAle się ostatnio ruch tutaj zrobił na Upper East Side! Ale to dobrze, brakowało tu nowych ludzi. Nasi panowie na swój sposób są do siebie podobni, choć Fabianowi chyba poszczęściło się nieco bardziej. Oby Lian spełnił swoje marzenie, w końcu na realizowanie ich nigdy nie jest za późno i z pewnością zrobiłby furore w świecie bokserskim. Pozostaje mi życzyć udanej zabawy oraz ciekawych wątków;D]
Nel Watson & Fabian Cavallaro
[Hej hej ho :D Ciekawa postać. Widzę duże powiązanie z Mijoo aż mnie ciekawi jaka będzie między nimi relacja. Jest tu duży potencjał na naprawdę intrygującą fabułę! Mam nadzieję, że będzie o nim dużo ploteczek ^^]
OdpowiedzUsuńLea
[Hej,
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie Twoją kolejną poturbowaną postać. Muszę przyznać, że z tym odrzucaniem cudzej pomocy tak długo jak się tylko da, byle tylko pokazać, że poradzi sobie samodzielnie z większością życiowych problemów Lian kogoś mi przypomina...
Jak zwykle życzę wiecznie wybuchającego wulkanu weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]
Trójka muszkieterów (tj. Lean, Anael i, gdybyście mieli ochotę na mały sparing, Max)
[Chyba pierwszy raz widzę na blogach Azjatę z Chin, a nie Korei. Nie zwróciłam przynajmniej wcześniej uwagi na to :) bawcie się dobrze! Jak miło, że na blogu znowu robi się ruch ❤️]
OdpowiedzUsuńMackenzie i reszta gromadki
[Smutna ta historia Li, ale to jego samozaparcie, ciągłe dążenie do celu i walka o "lepsze jutro", napawają nadzieją, że szczęście się w końcu do niego uśmiechnie (ale nie za szybko, bo przecież my tu wszyscy kochamy dramaty hihi).
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo dobrej zabawy z nową postacią, no i czasu i weny na wąteczki! :D]
Min Ari & Ahn Sunghoon
[Bardziej preferuję męsko-damskie, bo po prostu wiem, że męsko-męskie idą mi nieco gorzej, ale nigdy im nie odmawiam. Więc jeśli to Ci nie przeszkadza to można nad wątkiem faktycznie pomyśleć. :) Tak, Fabian też był adoptowany. Ogólnie w moim zamyśle Fabian bywał u różnych rodzin zastępczych, ale swój czas w domu dziecka również spędził. A do nowej rodzinki trafił mając osiem lat. :D Można tak zrobić, tylko Fabian większość wspomnień sprzed adopcji wyparł z pamięci, w tym również osoby, które znał. Ale to nie jest jakaś wielka przeszkoda, bo w końcu może sobie zawsze przypomnieć.:D]
OdpowiedzUsuńFabian
Mijoo miała burzliwą relację ze swoją pracą. Piątki były tego idealnym przykładem, ze względu na intensywne pozytywy, ale i równie silne negatywy. Jedna część klientów przychodziła pod przykrywką potrzeby siedzenia dłużej w pracy, druga część dla czysto zbereźnych fantazji i potrzeb, a trzecia dla docenienia - zdaniem niektórych - wymierającego gatunku rozrywki. Te dni były najbardziej owocne pod względem napiwków, ale też i nie grzeszyły brakiem przypadków natarczywych klientów, którzy mylili klub burleski z miejscem do wynalezienia sobie partnerki lekkich obyczajów.
OdpowiedzUsuńNa te dni szykowała swoje bardziej rozbudowane pokazy, starała się też brać udział w przynajmniej dwóch grupowych przedstawieniach. Mimo równego podziału napiwków dało radę zebrać z nich zadowalającą sumę dla każdej z tancerek. Sądziła więc, że to poświęcenie swojego bezpieczeństwa i swobody było wyrozumiałą wymianą.
Kierując się swoją tradycyjną rutyną, siedziała na swoim miejscu w dzielonej garderobie, ostrożnie obrysowując kredką usta. Harmider był nieprzerwany, to wypełniony damskimi głosami tancerek, to klaskami i okrzykami z głównej sali, gdzie po nabytym stażu sam hałas nie był już stanie zdekoncentrować pracowników klubu
— Piętnaście minut przerwy i wchodzisz, Peerle — znajome hasło zostało rzucone przez stojącego przy drzwiach ochroniarza, który zdecydowanie nie był postury, aby przebywać w tym zawodzie.
Różowa, długa i rozpinana z przodu suknia, wraz z oddzielnym gorsetem pasującym kolorem, wisiały przy jej stanowisku i czekały, aż założy je na siebie. Dopracowała kreskę przy oku i subtelny pieprzyk pod nim, po czym zaczęła zakładać wszystkie akcesoria. Okryte cyrkoniami nalepki znalazły się na piersiach, różowe rękawiczki wsunęła na ręce i przy pomocy współpracowniczek ciasno zawiązała gorset, aby jak najbardziej uwydatnić wcięcie w talii. Wszystko od sukienki, do bielizny, dopasowane było kolorem, jak i skąpością. Nasuwała na ramiona boa, kiedy po raz kolejny usłyszała swój pseudonim, informujące o ostatnich pięciu minutach i potrzebie jej na scenie, żeby ułożyć odpowiednio jej wystrój.
Przy pierwszych dźwiękach muzyki zepchnęła niepewność na boczny tor i wczuła się w przygotowany performance. Ignorowała ucisk wysokich szpilek, kiedy chwytała zębami palec rękawiczki i w rytm muzyki zsuwała ją z siebie, potem drugą. Niby wyłapywała kontakt wzrokowy z publiką, patrząc się jedynie na nos, i przywdziewając delikatny, zalotny uśmiech. Przy każdej, utraconej części ubrania z gracją przysłaniała się pierzastym szalikiem, finalnie zostając w bieliźnie i gorsecie, z których cyrkonie reflektowały światło, wzmacniające ich blask.
Cały występ unikała spotkania się wzrokiem z jednym mężczyzną. Zazwyczaj mieli garstkę specyficznych klientów, jednak ten jeden zjawił się tutaj któryś raz z rzędu po zostaniu wyrzuconym, siedząc w tłumie i obślizgłym wzrokiem przyglądał się wybranym przez samego siebie tancerkom. W tym Mijoo. Był na każdym z przedstawień, w których brała udział i uśmiechał się, kiedy tylko najechała na niego wzrokiem. Jedyne, co wtedy widziała, to pot osiadający się na jego linii włosów i niezadbanym zaroście
— Joo, idziesz na fajkę? — nie paliła, dopóki nie dołączyła do tego grona. Papieros, czy też pożyczony od kogoś e-papieros, pozwalał na chwilowy relaks i niezobowiązującą rozmowę po pokazie. Gdyby tego pierwszego razu odmówiła, nie nawiązałaby w połowie tak pozytywnych relacji, jak teraz. Może i nie były to znajomości do końca życia, ale w tej chwili takie jej wystarczały. Rozumiały siebie, dzięki wspólnemu otoczeniu i związanym z nim przeżyć.
— Jasne, tylko się przebiorę — potrzebowała tylko znaleźć swój szlafrok, który pozwalał jej nie zmarznąć i paradować w samych majtkach. Ochroniarz zniknął spod garderoby, zapewne do łazienki. Zawiązała bordowy pasek wokół siebie i ruszyła w stronę wyjścia dla pracowników, kiedy poczuła, jak coś łapie ją za dłoń.
Usuń— Peerle, byłaś niesamowita — głos idealnie pasował do nieatrakcyjnego wyglądu — Normalnie czysty seks, skarbie — nieudolnie próbowała wyrwać rękę z jego ciasnego uścisku. Postawienie się komuś o dwie głowy wyższemu, ważącemu pewnie dwa razy tyle, co ona, było niewykonalne. Nie miała szansy na wyślizgnięcie się spomiędzy jego osoby, a ściany, do której się zbliżyła — Wrzuciłem tam sto dolarów, zasłużyłem chyba na jakiś prywatny pokaz, co? — dreszcz obrzydzenia przeszedł jej po plecach, kiedy przy ciągłych próbach uwolnienia poczuła oddech przy uchu.
Mijoo
Nie zarejestrowała najpierw nowego głosu, była zbyt zajęta uniknięciem złapania zbyt głębokiego oddechu, niczym wystraszona zwierzyna, niechcąca być zauważoną przez drapieżnika. Dopiero przy następnym zdaniu zauważyła obecność nowego barmana. Może i w sytuacji potrzebny byłby ochroniarz, ale czyjakolwiek osoba w tej sytuacji była zbawieniem. Tym bardziej, kiedy zwinnym ruchem dał radę odciągnąć od niej mężczyznę i zablokować przed jakąkolwiek następną próbą.
OdpowiedzUsuńZacisnęła szlafrok mocniej wokół siebie, pół obecnie wysłuchując reszty dyskusji. Styczność z nachalnym klientem nie była jej obca, ale wcześniej nie dali rady zbliżyć się na tyle, żeby jej dotknąć. Postać ochroniarza najwidoczniej stawiała wystarczającą barierę, żeby w ostatniej chwili zmienili zdanie przed dotykaniem tancerek. Zazwyczaj też nie chodziły osobno, co dawało więcej możliwości w takiej sytuacji. Tym razem, ten jeden moment, była sama i od razu tego pożałowała, szczególnie że miała świadomość, że w klubie znajduje się klient z jedną z najgorszych sław w tym gronie.
Wędrowała wzrokiem za szarpiącym się mężczyzną, próbując znaleźć w sobie spokój i rozluźnienie, kiedy propozycja całkowicie przywróciła ją do obecnej sytuacji
— Nie ma szans, że wrócę już na scenę, więc tylko to mi zostało — parsknęła nieco zgorzkniale, przesuwając dłonią parokrotnie po schwytanym wcześniej miejscu na przedramieniu. Lian, przypomniała sobie. Nie mieli dużo okazji na rozmowę, czy na jakąkolwiek interakcję, kiedy on zazwyczaj był za barem lub rozdawał napoje, a Mijoo spędzała wieczór na scenie lub w garderobie. Mogli parę razy minąć się na palarni, przeprowadzić krótką rozmowę, odkąd zaczął u nich pracować. Teraz wiedziała, że jego imię nigdy więcej jej z głowy nie wyleci, skoro zawdzięczała mu uniknięcie poważniejszych ran - fizycznych, jak i na psychice.
— Dzięki — wymamrotała lakonicznie z papierosem w ustach, którego próbowała odpalić wykończoną zapalniczką i nieświadomie trzęsącymi się dłońmi. Nie mogła nawet samej siebie oszukiwać, że sytuacja nie wywołała na niej wrażenia — Wyrzucili go już setny raz stąd, ale i tak wraca — były spore szanse, że Lian sam był świadkiem dramatycznego wyprowadzenia, bo mężczyzna naprawdę łatwo się nie poddawał w swoich perwersyjnych zachowaniach. Już nieraz siedziała w garderobie, uspokajając wspólnie z resztą tancerkę, która akurat padła jego ofiarą — Nie wiem, jakim cudem daje radę tutaj wracać — z każdym dniem w klubie coraz bardziej wątpiła w jakość wykonywanej, przez niektórych ochroniarzy, pracy. Za drugim, trzecim, nawet piątym razem była w stanie uwierzyć, że jakoś się przemknął. Ale to był już kolejny tydzień, jak nie miesiąc, że mężczyzna fartem trafiał do środka.
Mijoo
Nie zamierzała stawiać oporu i z łatwością oddała mężczyźnie zapalniczkę. Zaciągnęła się, gdy zapalniczka uwolniła z siebie nędzny płomyk i zamknęła oczy, dopiero po chwili wypuszczając kłębek dymu. Lekkim skinieniem głowy podziękowała za uprzejmy gest, który oszczędził jej zbędnych nerwów.
OdpowiedzUsuńMoże i był to naprawdę negatywny nawyk, którego tutaj nabrała, ale pomagał po dniach pracy zebrać myśli i wyzbyć się negatywnych przeżyć z danego dnia, albo przynajmniej na chwilę o nich zapomnieć. Kilkuminutowa przerwa na papierosa była idealną chwilą na reset emocjonalny i umysłowy, odizolowanie się od harmidru panującego wewnątrz budynku.
Wraz z kolejnym buchem wydała z siebie zrezygnowane westchnienie. Nie powinna być w szoku, że stawiają zyski na pierwszym miejscu, gdzieś w podświadomości nawet była tego świadoma. Mimo to nie potrafiła zrozumieć, że woleli ryzykować bezpieczeństwo tancerek - jednej z głównych zachęt klubu - ze względu na zyski pieniężne za wejściówki i bar. Ale w końcu napiwki głównie szły do kieszeni dziewczyn, więc co im z utraty paru z nich, skoro mogą poszukać kogoś innego. Szacunek powinien być ostatni na jej liście priorytetów w fachu, do którego się wpakowała
— Musiałby chyba minąć się ze śmiercią, żeby do niego dotarło — stwierdziła markotnie. Chciałaby móc przedstawić to czysto jako żart, ale nie byłaby w szoku, gdyby naprawdę tylko to wybiłoby mężczyźnie pomysły z głowy. Nagana, czy pogróżka zapewne nie byłaby wystarczająca. Zaciągnęła się głęboko, trzymając chwilę dym, który ulatniał się nosem — Jak sam mówiłeś, zostawia tutaj swoje pieniądze, więc pewnie zawsze będzie czuł, że zasłużył sobie na vipowskie traktowanie — Gdyby jeszcze oferowali coś takiego. Jedynym ulepszeniem, jakie mogli zaprezentować klientom, to lepsze miejsca i przekąski do nich dostarczane wraz z zamawianymi drinkami. Nie istniały prywatne loże, gdzie mogli spędzać czas z tancerkami, nie byli klubem ze striptizem.
W ciszy kontemplowała propozycję Lian’a, choć nie było nad czym się zastanawiać. Zwyrodnialec na pewno czekał przed klubem w celu wyjaśnienia sprawy, zyskania tego, co w jego rozumowaniu było mu zasłużone. Może i przed wejściem zawsze stała ochrona, ale Mijoo martwiła się jeszcze o coś innego. O to, że mężczyzna wpadnie na pomysł śledzenia jej w drodze do domu. Wtedy nie będzie w okolicy ktoś, komu przypisana jest rola obrony pracowniczek.
— Możesz tak zostawić bar? — zapytała, spoglądając po raz pierwszy na barmana w przeciągu ich rozmowy. Byli oczywiście inni pracownicy, nie zamierzała też insynuować, że odprowadzenie jest zbędne. Zdecydowanie nie chciała sama wracać do mieszkania, do którego miała kawałek drogi - przynajmniej piętnaście minut piechotą — Tylko będę musiała się przebrać — dodała po chwili, powoli wykańczając papierosa. Nie miała wiele do zmiany, jedynie, zamiast szlafroka, założyć czarne spodnie i przydużą, brązową bluzę.
Mijoo
Chwilami ciężko było mu uwierzyć w to, jak bardzo jego życie się zmieniło. Z chłopaka, który uciekał z domu, aby w nim nie przebywać, a później z domu dziecka zmienił się w młodego mężczyznę, który w przyszłości miał zarządzać ogromną firmą. Wiedział dobrze, że sam zapewne do tego wszystkiego by nie doszedł. Takim dzieciakom los raczej nie ułatwiał życia, wręcz przeciwnie. Wydawało się, że każdego dnia kłód pod nogami było coraz więcej, ścieżka życiowa coraz bardziej pokręcona i nieprzyjemna. Nic dziwnego, że niektórzy kończyli jako odpady miasta, z którymi nikt nie chciał mieć nic wspólnego. Fabian dobrze wiedział, że uśmiechnęło się do niego ogromne szczęście i nigdy tego nie kwestionował. Nie miał w zasadzie na co narzekać. Dostał dach nad głową, kochających rodziców, którzy starali się każdego dnia, aby miał wszystko. I miał. Mógł poprosić o najbardziej idiotyczną rzecz, a zaraz pewnie by ją dostał. Długo nie potrafił o nic poprosić, nie był przyzwyczajony do tego, że dostaje zabawki, ubrania czy cokolwiek innego bez okazji. Zajęło mu nieco ponad rok, aby w jakimś stopniu przyzwyczaić się do nowego życia. Doceniał to, co dostał już wtedy, ale dopiero z wiekiem zaczął rozumieć, jak wiele dobrego go spotkało. Wydawało mu się też, że nieco odstaje od towarzystwa, w którym dość często przebywał. I wcale nie był daleki od prawdy. Z początku nie potrafił się dostosować do nowej, bardzo dziwnej codzienności, której kompletnie nie rozumiał. Zasad musiał się nauczyć, metodą prób i błędów. Mimo starania się byciem idealnym dzieckiem nie wyszło mu to całkowicie. Nastoletni bunt nie omijał dzieciaków z bogatych rodzin, a chyba właśnie wśród nich było ich znacznie więcej. Doskonale pamiętał pierwszą ucieczkę z domu, bo tym właśnie ten wyjazd był. To właśnie podczas tego wyjazdu poznał osobę, która na stałe zagościła w jego życiu i mimo wielu różnić w sposobie życia nie odchodziła.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się pod nosem, kiedy przeczytał, że Lian będzie na miejscu za jakieś dziesięć minut. W mieszkaniu Fabiana kręciła się stylistka, a choć zwykle ubierał się sam i nie potrzebował modowych rad, tak tym razem była mu ona niezbędna. Gdyby chodziło o zwykłe wyjście czy kolację pracowniczą nie przejmowałby się tym tak bardzo, ale miał być to ekskluzywny event, na którym zależało jego bliskim i chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Nie chciał jechać tam sam, a wybór był dość prosty – Lian był odpowiednią osobą. Nie zdał sobie sprawy z tego, kiedy te dziesięć minut minęło, a winda w mieszkaniu się otworzyła.
— Cześć — rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy. Gina niemal od razu pognała w stronę Liana, chcąc wyżebrać od niego pieszczoty i się przywitać. Naprawdę wiele wnosiła do jego życia na co dzień i cieszył się, że zdecydował się na psa, mimo że jego grafik był naprawdę napięty. — Chcesz coś do picia? — zapytał i zerknął na barek. Whisky, Bourbon, wino, gin. Wybór był spory i nie było problemu, aby zrobić drinka z kilku składników.
— Dzięki, że się na to zgodziłeś. Naprawdę, ratujesz mi tyłek — powiedział — ah, i mama też się cieszy, że zgodziłeś się ze mną pójść. Hazel też — dodał. Miał na myśli swoją młodszą siostrę, — Nie powinienem ci tego mówić, ale chyba wpadłeś jej w oko — zdradził.
— Pan Meyer? — Stylistka pojawiła się obok trzymając w pokrowcu garnitur. — Jestem Anita, miło poznać. Proszę, tu strój na dziś.
— Prezent — wtrącił Fabian — i nie przyjmuję odmowy. Właściwie to mama nie przyjmuje. Ona wybierała i uznała, że będzie ci w tym idealnie.
Fabian
Naprawdę chciałaby się nimi nie przejmować, mieć to w nosie i pozwalać ich reakcjom czy słowom spłynąć po sobie. Nie było to jednak proste, nieważne ile razy spotka się z ich komentarzami, te echem będą się odbijać w głowie oraz przypominać o sobie raz na jakiś czas. Nie śmiała nawet przyznać, że komplementy od tych bogatych, zadbanych łechtały jej ego, czysto ze względu, że przypominały jej te ulotne momenty z ojcem, które dalej trzymała w sercu. Wolała nie myśleć, co powiedziałby, gdyby poznał jej sposób dorobku, nie nazwałby pewnie tego nawet pracą.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się słabo na słowa Lian’a, które mimo wcześniejszej propozycji, zapewniły ją, że mężczyzna nie robił tego z przymusu i nieszczególnie wadzi mu opuszczenie pracy. Skinęła więc głową i wygasiła peta w popielniczce, po czym wróciła do środka, kilkoma sprawnymi krokami znajdując się w garderobie. W trakcie pakowania spotkała się parę razy z tym samym pytaniem - co z ostatnim występem grupowym - ale po okrężnym, acz znaczącym wyjaśnieniu, nie było kłopotu z usunięciem jednej tancerki z rutyny
— Napisz, jak wejdziesz do mieszkania, dobra? — Jedna z zasad, jaką niepiśmiennie ustaliły między sobą, często w takich sytuacjach jeszcze posuwały się do przesyłania aktualnej lokalizacji, zapobiegawczo.
— Dobrze — zapewniła Tammie - tego dnia, najbardziej doświadczoną z pracowniczek klubu — Trzymajcie się dzisiaj i do jutra — machnęła jeszcze ręką na pożegnanie do zajętych szykowaniem się kobiet.
Zaciągnęła niżej bluzę, jakby próbując zakryć nią więcej siebie i ze sportową torbą przyciśniętą blisko siebie oraz kapturem na głowie, przebrnęła przez klub nierozpoznana. Z ulgą chwyciła klamkę i po przelotnym pożegnaniu pracowników spotkanych na drodze wyszła na zewnątrz, od razu wyłapując Lian’a w nielicznym zgromadzeniu. Zostawiła jeszcze zakrytą głowę, nie chcąc ryzykować spotkania podobnego lub nawet tego samego, natręta. Zdołała usłyszeć jego zbulwersowany głos w tłumie, kiedy reszcie zebranym wyjaśniał, jak chamsko został potraktowany przez służbę lokalu
— Piechotą wychodzi dłużej, ale metro o tej godzinie będzie zapchane — i tak musieli przejść kawałek pieszo, nawet jeśli barman zdecydowałby się na przejazd. Przez wcześniejsze skończenie pracy, trafili akurat na czas, kiedy większość ludzi zaczyna, rozwija albo przedwcześnie kończy swój wieczór — To i tak tylko z piętnaście minut — rozjaśniła, nim miał okazję pomyśleć, że chodziło jej o czas w okolicach godziny.
— Dziękuję… jeszcze raz — odezwała się po kilku minutach cichego spaceru, kiedy mogła już z komfortem zsunąć kaptur z głowy — Nie wiem, co by się stało, gdyby Ciebie tam nie było — na samą myśl objęło ją obrzydzenie, a dłonie samowolnie owinęły się ciaśniej wokół ciała. Poszczęściło jej się, że degenerat zdołał zostawić po sobie ślad jedynie na przedramieniu, w formie agresywnego zaczerwienienia. Niewiele brakowało, aby oddech na karku zastąpiony został obleśnym całusem
Już po interwencji czuła się czegoś winna mężczyźnie, a teraz jeszcze odprowadzał ją do domu. Była wdzięczna, skłamałaby, gdyby próbowała zaprzeczyć, ale nie wiedziała, jak mogłaby się odwdzięczyć. W końcu na dobry gest trzeba było zasłużyć albo przynajmniej go odwzajemnić.
Mijoo
Spotted: The Boy with a Dragon Tattoo. Chyba każda z nas lubi tych niegrzecznych chłopców z tatuażami, tajemniczym spojrzeniem i głębokim głosem... Rozmarzyłam się! L, masz jakieś plany na piątkowy wieczór? Jeśli nie, wiesz, gdzie mnie szukać! A jeżeli nie wiesz, to ja wiem, gdzie powinnam szukać Ciebie: w miejscu, w którym na pewno nie zapuści się żadna bogata księżniczka z dobrego domu. Pamiętacie tę scenę z Sherlocka, kiedy uwielbiany detektyw sprał po mistrzowsku przeciwnika i to tak spektakularnie, że ten aż wypadł nieprzytomny z ringu? Hm... Mogę być Twoją Irene Adler.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Fabian zdawał sobie sprawę z tego, że pewna część osób ze środowiska, w którym przyszło mu wyrastać na młodego człowieka jest naprawdę toksyczna. Sam doświadczył na własnej skórze tego, jak okrutne potrafią być te bogate dzieciaki z czarnymi kartami kredytowymi ojców i szczerze cieszył się, że na jego drodze pojawił się ktoś taki, jak Lian. Rozumieli się naprawdę dobrze, potrafili się zrozumieć i przede wszystkim byli ze sobą zawsze szczerzy. Fabian nie miał przed przyjacielem nic do ukrycia, miał co do niego pełne zaufanie. Nie obawiał się, że mógłby polecieć z plotką do prasy, zdradzić co Fabian lubi robić w ciągu dnia, gdy nikt poza najbliższymi go nie widzi, czy przyznać, że ciągle zapomina wyrzucić te dziurawe skarpetki. To były przecież takie proste, codzienne rzeczy, które nie były interesujące, jeśli nie było się w świetle reflektorów. Natomiast, gdy tylko człowiek się w nich pojawił nawet pasta do zębów była nagle ważną informacją.
OdpowiedzUsuń— Zacznę zaraz myśleć, że chętniej przyszedłeś tutaj dla niej niż dla mnie — zażartował. Oczywiście w pełni to rozumiał, bo sam przepadał bez pamięci dla zwierząt i znacznie bardziej wolał ich towarzystwo od ludzi, którzy czasami zwyczajnie go irytowali. Dlatego lubił uciekać samotnie poza Nowy Jork, a może nie tak samotnie, bo najczęściej zabierał ze sobą Ginę, która była świetną towarzyszką podróży. A jeśli chciał mieć ludzkie towarzystwo wystarczyło, że wybierał numer do Liana i mogli już planować następną wyprawę. Może nie tak od razu, w końcu obaj mieli pracę, której nie mogli tak po prostu rzucić czy zrobić sobie wolnego. Fabianowi z pewnością łatwiej byłoby zorganizować sobie parę dni wolnego. — Tak w ogóle, to Gina zdążyła pożreć w całości piłeczkę, którą przyniosłeś ostatnim razem. Poza małym, pomarańczowym skrawkiem o długości centymetra nic więcej z niej nie zostało — poinformował i pokręcił głową spoglądając na psa. Suczka wyglądała teraz na niewinną, chętną do wspólnej zabawy. Podreptała za nim do barku nie chcąc zostawić Liana w spokoju.
— To samo — odparł na propozycję drinka. Coś zdecydowanie mu się przyda wypić zanim stąd wyjdą, a whisky wydawała się być odpowiednim wyborem na tego typu wieczór. Podejrzewał, że na przyjęciu będzie podawany głównie szampan, ale nic im przecież nie stało na przeszkodzie, aby urządzić sobie małą imprezę zanim będą musieli się zbierać i dojechać na miejsce eventu.
Zaśmiał się słysząc kolejne słowa przyjaciela.
— Wiesz co, jestem już przyzwyczajony do tego, że o mnie gadają. Raz nawet wzięli moją kuzynkę za partnerkę, więc ty jako moja randka nie brzmi wcale tak źle — zaśmiał się kręcąc głową z niedowierzania. Różne rzeczy się działy, ludzie po prostu byli niedoinformowani. Zwykle przed takimi eventami pojawiała się lista gości oraz osób, które z nimi mają przyjść. W tamtym czasie najwyraźniej tamci dziennikarze zdecydowali się na to, aby poczytać nieco więcej i nie pleść później głupot w swoich plotkarskich magazynach. Wybierał się na takie przyjęcia, gdy już musiał. To miała być gala charytatywna związana z fundacją jego mamy, więc musiał się oczywiście pojawić i przede wszystkim chciał. Wiedział, jak ważne to dla niej było. Licytacja obrazów, które należały do niej oraz do kilku innych artystów, a cały zysk miał iść na szczytny cel. Fabian nie chciał się pojawić na tym przyjęciu z byle kim czy jakaś koleżanką, która liczyła na odrobinę rozgłosu, więcej obserwatorów na Instagramie. Potrzebował u swojego boku kogoś, komu mógł w pełni zaufać, a taką osobą właśnie dla Fabiana był Li. Fabian mógł na niego liczyć w wielu różnych sytuacjach i teraz dobrze wiedział, że będzie dokładnie tak samo. Mógł oczywiście również pojawić się sam, ale chyba zwyczajnie nie chciał tego wieczoru spędzać tylko w swoim towarzystwie.
Wzruszył ramionami.
Usuń— Nic nie poradzę na nastoletnie hormony, sam zresztą wiesz, jak one działają — odpowiedział. Miał nadzieję, że ten crush Hazel przejdzie. Nie, aby nie ufał przyjacielowi, ale to zwyczajnie byłoby dziwne. Wolał chyba nawet nie myśleć o tym, że jego siostry są już w wieku, w którym mogą się umawiać na randki, a co gorsza umawiają się na randki i na nie chodzą, płaczą w poduszkę, gdy wyjście się nie udało. Chyba chwilami wciąż widział je jako smarkule, które odprowadzał do szkoły, a wcale już takimi smarkulami nie były. Wręcz przeciwnie.
— Oczywiście, przepraszam. Gdyby potrzebna była pomoc przy czymkolwiek to jestem do dyspozycji — powiedziała kobieta, zanim zostawiła mężczyzn samych.
— Panie Meyer, tutaj jest pański strój — powiedział Fabian, a wiedząc, że Anita go nie usłyszy naśladował jej wcześniejszą wypowiedź — oby się panu spodobał — dodał — wiesz, wystarczy, że się pojawisz na obiedzie w przyszłym tygodniu. Nie masz za co się jej odwdzięczać, z przyjemnością to robi.
Fabian
[ Bardzo dziękuję za powitanie!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że postać się spodobała. Lian za to jest takim słodziakiem, że India chętnie by go zjadła na śniadanie. Dobry, ciężko pracujący chłopak z pasją to jest to! Co powiesz na lekkie zamotanie im w życiorysach? Możemy oczywiście zrobić z tego tylko przyjaźń, żeby nie było, że to taka modliszka :D Albo po prostu zobaczyć, co nam z tego wyjdzie. ]
India Jones
Zapewnienia Lian’a nie były wystarczającym argumentem, żeby powstrzymać niezmierną wdzięczność tancerki. W końcu nie musiał tego robić, solidarność między pracownikami nie zawsze funkcjonowała. Szczególnie, jak trafił się ktoś, kto częściowo podzielał myślenie klientów. Mógł odwrócić na całą sytuację wzrok, a potem tłumaczyć, że przecież nic nie widział. A jeśli nawet, to nie powinny oczekiwać innego traktowania. Miała okazję usłyszeć taką historię od jednej ze starszych tancerek, tracąc przy tym wiarę. A przynajmniej dopóki nie przekonała się na własnej skórze, że ma normalnych współpracowników
OdpowiedzUsuń— Wiem, masz rację… — westchnęła zrezygnowana, bo tak faktycznie wyglądała postać rzeczy. Rozmyślanie nad tym niewiele już zmieni, jedynie będzie odświeżać wspomnienie w głowie, na nowo budząc nieprzyjemne odczucia. Lecz nieważne jak bardzo chciałaby zapomnieć, prędko jej się nie uda. Status mężczyzny jako wręcz stałego klienta w tym nie pomagał — Na swój sposób pisałam się na takie sytuacje. Jak będę rozczulać się nad każdą z nich, to prędzej wykituję, niż się z nimi pogodzę — Tak byłoby zdecydowanie najprościej, ale sama nie była pewna, czy była w stanie zacząć tak funkcjonować, kiedy jej zależność na reakcjach i opiniach innych górowała nad resztą.
Powinna była wrócić od razu do mieszkania, gdzieś ta świadomość próbowała się przebić, ale nie umiała odmówić tak pociesznej rozmowie, mimowolnie przybierając delikatnego uśmiechu na ustach. Resztka zdrowego rozsądku, zyskania pełnego wypoczynku na kolejny dzień pracy zeszły na drugi tor. Noc w teorii była młoda, zazwyczaj wracałaby do siebie jeszcze później, i najczęściej sama. Zazwyczaj kawałek drogi szły w małej grupie, do okolic metra. Jeszcze rzadziej zdarzało się, że któraś ze współpracowniczek mogła ją podwieźć. Nie był to częsty przypadek, ze względu na charakter pracy.
— Jedzenia i drinka od lokalnego barmana nie wypada odmówić — odparła, przyglądając się mężczyźnie przed sobą. Dorabiała sobie u niego dodatkowych długów, ale ten jeden raz postanowiła pozwolić sobie na skorzystanie z cudzej dobroci serca. Przynajmniej raz odepchnąć myśl, że nic nie ma za darmo, gdzieś w głąb siebie. Może jeszcze uda jej się zapłacić, wtedy tlące się poczucie odwzajemnienia się nieco przygaśnie. Oddała więc bezdyskusyjnie drogę w ręce Lian’a, zyskując odrobinę życia na myśl o porządnym posiłku. Wróciłaby do siebie i zapewne nie miałaby siły ani ochoty na szykowanie czegoś sytego.
— Co polecasz? — zapytała, kiedy skanowała wzrokiem wiszące menu, jeszcze przed zajęciem któregoś z wolnych miejsc. Mogła pójść w zaufany dla siebie wybór pierożków wonton, ale postanowiła, że weźmie coś innego. W najlepszym przypadku coś w rozsądnej cenie.
Mijoo
Badała menu jeszcze chwilę, może coś chwyciłoby jej wzrok jeszcze bardziej, ale finalnie postanowiła pokierować się propozycją Lian’a
OdpowiedzUsuń— Może być wtedy ta wołowina po syczuańsku — zdecydowała. Może i nie radziła sobie wyśmienicie z naprawdę ostrym jedzeniem, ale nie mogła ukrywać, że była jego fanką. Nawet, jak przy którymś kęsie z kolei zbierały jej się łzy w oczach, to ze smakiem brnęła dalej.
Nieco zaskoczona nagłym pojawieniem nowej osoby, skłoniła się w stronę starszej kobiety, stojącej za ladą. Uśmiechnęła się delikatnie, bardziej do siebie niż do kogokolwiek, na widok wymiany zdań. Zdrobnienie imienia dodało uroku relacji, której Mijoo nawet nie znała, choć miała wrażenie, że mogła ją zdefiniować po tej krótkiej chwili.
Z tych niewinnych rozmyślań wyrwały ją kolejne słowa kobiety, na które nie chciała się zgodzić. Nie miała jednak wiele do gadania, kiedy Lian wyprzedził ją w podziękowaniach, a kobieta zaprezentowała im soju i poszła do kuchni, zostawiając oszołomioną dziewczynę przy ladzie w pół skłonu podziękowania. Jak to miała przyjąć darmowe jedzenie w restauracji, jeszcze w dodatku od ciężko pracującej staruszki, jak pani Chen?
Mimo to nie miała siły na wykłócanie się i wraz z barmanem zajęła wolny stolik. Spróbuje pod nieuwagę chłopaka i właścicielki zostawić pod butelką, czy przy talerzu napiwek. Teraz z kolei patrzyła na zalewane kieliszki, podziękowała skinieniem głowy i wypiła całą zawartość
— Kiedy to było… — przeszły ją niby ciarki przy pierwszym szocie i zastanowiła się nad dokładną datą — Rok, może półtora roku — nie miała pewności, czas poszukiwania zatrudnienia dłużył się, a zarazem miała wrażenie, jakby każdy dzień przelatywał jej przez palce. W pewnym momencie straciła jego poczucie i nim wbiła się w rytm klubu, mogło minąć parę dni, ale też miesiąc, czy dwa — Na pewno rok — skwitowała z krótkim śmiechem.
— A ciebie co tu sprowadziło? — odbiła pytanie z zainteresowaniem. Nie pracował u nich długo, większość pracowników - oprócz tancerek - po paru miesiącach, jak nie tygodniach znajdowało coś lepszego, z korzystniejszym wynagrodzeniem — Na twoim miejscu szukałabym jakiegoś lepszego miejsca — zaproponowała półżartem, przy okazji nalewając kolejną kolejkę soju. Chciałaby móc polecić klub innym, ale wiedziała, jak funkcjonuje na dłuższą metę, szczególnie dla ludzi pracujących za barem, którzy przede wszystkim musieli polegać na napiwkach, a męska klientela preferowała oferować je tancerkom, szczególnie kiedy dawało im to szansę na dotknięcie którejś z nich.
Mijoo
— Rozpieszczasz ją, wiesz o tym? — zaśmiał się. Gina zdecydowanie była jednym z najbardziej rozpieszczonych psów w Nowym Jorku. Fabian całkowicie przepadł, a ta psina stała się dla niego członkiem rodziny i wierną towarzyszką wszelkich wypadów. Może, gdyby przyjęcia, na które Fabian od czasu do czasu chodził były bardziej przyjazne zwierzętom to właśnie Ginę brałby jako swoją randkę. W końcu z pewnością chwilami prezentowałaby się lepiej niż niejedna znajoma, która była z nim jedynie po to, aby coś z tego wyjścia również zgarnąć dla siebie.
OdpowiedzUsuńFabian przewrócił oczami. Był rozbawiony słowami przyjaciela, ale uznał, że chętnie będzie dalej grał w tę grę. Znali się już na tyle długo, aby nie mieć problemu z podobnymi gierkami, które w końcu były bardziej niż niewinne.
— Przyznaję się i przejrzałeś mnie — powiedział unosząc dłonie w geście obronny, jakby właśnie starał się uchronić przed oberwaniem kulką w klatkę piersiową. Na twarzy bruneta majaczył uśmiech pełen rozbawienia. Trudno było się nie cieszyć, kiedy w swoim otoczeniu miał osobę, na której mógł polegać bez względu na porę dnia oraz nocy, żartować na różne tematy i czuł się przy Li naprawdę komfortowo ze wszystkim. Nie mieli tematów tabu. — Chciałem cię tak naprawdę zaprosić na randkę już od dłuższego czasu, ale wiesz… no bałem się, co jeśli mnie odrzucisz? A teraz nie możesz się wycofać. Masz garnitur na nasze pierwsze wyjście, takim rzeczom się nie odmawia. — Starał się przez cały czas zachować powagę, ale było mu ciężko, bo zaledwie kilka sekund po wypowiedzeniu tych słów Fabian szczerze się roześmiał. Niewiele trzeba było mu, aby mieć dobry nastrój, gdy Lian był w pobliżu. Właściwie przy mało kim był tak rozluźniony i szczery, nigdy nie bał się tego, jak jego słowa mogą zostać odebrane ani nie upewniał się kilka razy, że na pewno mówi to, co jego słuchacz chciałby usłyszeć.
Słysząc o Empire nieco się spiął. Wolał naprawdę nie wiedzieć, co jego młodsze siostry robiły w wolnym czasie. Cóż, Fabian wcale nie był święty i prawdę mówiąc, gdyby dowiedziały się o jego wybrykach z przeszłości pewnie nie dałyby mu żyć.
— To dziewczyny jeszcze to robią? Myślałem, że to już jest zapomniana praktyka — zapytał. Och, zdecydowanie wolałby, aby była to zapomniana praktyka. — Nigdy tego nie rozumiałem, wiesz? Może te dziewczyny, które nie miały aż tyle kasy, ale z pieniędzmi… nie mogę pojąć czego mogą tam szukać. A wątpię, że kilka darmowych drinków cokolwiek do ich życia wnosi — powiedział. Wzruszył ramionami, a prawdopodobnie, gdyby chciał poznać odpowiedź to i tak nie usłyszałby prawdy. Żadna z tych dziewczyn, które siedziały wieczorami w Empire, pijąc drogie drinki i kusząc uwodzicielskim wzrokiem mężczyzn nie zdradziłyby prawdziwego powodu pobytu w tym miejscu.
Podziękował za drinka, gdy tylko szkło znalazło się w jego dłoni. Fabian jeszcze kontrolnie spojrzał na swój zegarek na nadgarstku. Mieli około pół godziny zanim powinni się zbierać, jeśli nie chcieli się spóźnić. Zwykle pojawiał się na czas, a dziś musiał być na czas. Chodziło w końcu o jego mamę. Nie chciał jej w żaden sposób zawieść.
— A co u ciebie? Coś się pozmieniało od naszego ostatniego spotkania? — zapytał. Zerkał na przyjaciela znad szklanki, z której ponownie upił nieco bursztynowego alkoholu.
Fabian
— Powiem Ci, że w porównaniu do naszych weteranek, to nic — Przez ten czas miała wrażenie, jakby dopiero zaczęła wgłębiać się w ten świat. Nie tak dawno poznała skuteczne metody do upiększania strojów, aby dodać tego czegoś. Czy to przez cyrkonie, czy prośba o umiejscowienie zamknięcia jeden milimetr w bok — I co jak co, ale nie ma tak wiele klubów z burleską. Szczególnie oferujących stałą pracę — stwierdziła z nutą rezygnacji. Najczęściej zapraszały one na jedno, może dwa przedstawienia gościnne, ale nigdy nic poważniejszego. Mieli swój stały ‘repertuar’ i skoro się sprawdzał, to po co mieli go zmieniać.
OdpowiedzUsuńParsknęła cichym śmiechem na plątaninę Lian’a. Temat prędko mógł stać się czymś peszącym, a sytuacja rozgrywająca się przed nią była tego idealnym dowodem. Nie winiła go za to, była świadoma, jaki wydźwięk miały komplementy w tej dziedzinie, ale nie umiała też ukryć swojej fascynacji
— Schlebiasz mi, Lian — zdusiła chichot i po uniesieniu kieliszka ponownie wychyliła znajdujący się w środku alkohol — Nie ma się na czym znać, więc dopóki się podoba, to dobrze — dodała po przełknięciu z łagodnym uśmiechem. Oznaczało to, że dobrze robią swoją pracę i zdecydowanie wolała usłyszeć taki okrężny komplement, niż perwersyjne słowa, którym jedynie brakowało śliny lecącej z pyska. Choć te i tak przyjmowała, ciesząc się z posiadania nawet odrobiny uwagi.
— Nic z tych rzeczy — obroniła się, to była ostatnia z rzeczy, jakich sobie życzyła — Może warunki nie są takie złe, ale napiwki dostawałbyś większe w klubie z damskim tłumem, niż w Naughty. W końcu głównie przychodzą tam sami faceci — Pod tym względem praca gdzie indziej na pewno byłaby bardziej opłacalna.
Powód mężczyzny był w pełni zrozumiały w swojej banalności. Po sytuacji z tego dnia była wdzięczna, że to akurat on, a nie ktoś z innym celem, trafił na ogłoszenie, czy propozycję - nie miała pojęcia, jak klub rekrutował pracowników poza tancerkami. Te po prostu przychodziły na prowizoryczny casting, z polecenia, czy nawet z ciekawości, jak minęły klub na swojej drodze.
— To długa historia — powiedziała z niepewnym uśmiechem, kryjącym więcej za sobą — Ale przede wszystkim dla pewności siebie, choć po dzisiaj brzmi to trochę absurdalnie — W jakimś stopniu było to prawdą - dzięki burlesce poczuła, jakby odzyskała trochę pewności co do swoich umiejętności, nieważne w jak krzywy sposób była ona podnoszona.
Mijoo nieraz przejechała się na zapomnieniu o tym, jakim skrytym zabójcą jest soju, jeszcze bez jedzenia do spożywania między pitymi szotami. W momencie, kiedy kobieta postawiła jedzenie na ich stoliku, dziewczyna zdążyła już zalać się znienawidzonym przez siebie rumieńcem, wywołanym alkoholem. Wiedziała też, że jak wstanie, to spotka się z nagłym brakiem równowagi. W ogóle nie zauważyła, w jakim tempie przebrnęli przez pierwszą butelkę.
Nigdy nie umiała stwierdzić, czy ma słabą głowę. Łatwo było ją podpić, wręcz banalnie łatwo. Z kolei rzadko kiedy była upita, zazwyczaj zatrzymując się na ilości, która wystarczająco ją rozluźniała.
— A ty jak wrócisz? Jak daleko stąd masz do siebie? — zapytała nagle z przejęciem, zaprzestając jedzenia. Z samego Chinatown droga do niej nieco się wydłużała, a nie miała pojęcia, ile do przejścia ma Lian, żeby trafić do swojego miejsca zamieszkania — Nie mów, że to kompletnie w drugą stronę…
Joo
[ Coś tam mi wyszło :D Z niecierpliwością czekam na nasz wątek więc musi wystarczyć :D ]
OdpowiedzUsuńIndia lubiła kluby. Anonimowość, którą zapewniał jej tłum ciał, otaczających ją z każdej strony. Ich taniec, którego rytm zdawała się odczuwać aż w kościach, wibrujący i pobudzający do życia. Migoczące światła i muzykę.
Kiedy znajdowała się na środku parkietu nie była Doktor Jones, na które biurku piętrzył się stos niedokończonych papierów. Nie była też Panną Jones, dziedziczką fortuny, na którą skierowane były wszystkie oczy na Manhattanie. Śledzące każdy jej ruch. Czekające tylko, aż popełni najmniejszy błąd żeby rzucić się na nią z zębami i rozszarpać ją w prasie na strzępy.
W tamtym momencie była tylko kobietą. Tańczącą swobodnie pośród nieznajomych, mimowolnie ocierającą swoje ciała o ich ciała. Czuła się wolna.
Specjalnie założyła tamtego wieczoru swoje najbardziej dopasowane jeansy, idealnie podkreślające figurę. I ten top z wycięciem na plecach, który najlepiej wyglądał bez stanika. Włosy, opadające falami do połowy pleców zostawiła rozpuszczone a rzęsy pociągnęła tuszem.
Miała beznadziejny tydzień w pracy. Pełen żalu, goryczy i pożegnań. Dwulatek, któremu podali chemię ratującą życie z powodu dopiero co rozpoznanej ostrej białaczki nie dał rady. Kiedy trafił do szpitala miał marne szanse. Choroba zbyt szybko rozprzestrzeniała się w jego małym ciele.
India nie chciała o tym myśleć. Nie mogła o tym myśleć. Gdyby sobie pozwoliła, obraz tego chłopca i jego rodziny ściągnąłby ją na dno i pogrzebał. Tak właśnie wyglądała jej rzeczywistość. Wiele stoczonych bitew a część z nich przegranych. Wiedziała, na co się pisze. Nie wiedziała jedynie, jak ciężko będzie radzić sobie z własnymi emocjami. Czasami stawianie muru było łatwe. Innym razem potrzebowała dystrakcji. Potrzebowała, żeby coś albo ktoś pomógł jej zapomnieć.
Postawiła więc na taniec i shoty. Swój złoty środek.
Znajdowała się akurat na środku parkietu kiedy jej wzrok przykuła para oczu. India nie była pewna, czy barman patrzył na nią czy też ich spojrzenia spotkały się zupełnie przypadkiem, jednak coś w całej tej sytuacji sprawiło, że uśmiechnęła się do niego. Delikatnie. Możliwe, że trochę zapraszająco. Na co właściwie? Nie miała pojęcia. Jedyne z czego zdawała sobie sprawę to fakt, że jeśli rzeczywiście na nią patrzył to ona czuła się z tym cholernie dobrze.
India
Kiwnęła lekko głową, kiedy na stoliku postawione zostały ich dania. Już po zapachu mogła stwierdzić, że jedzenie będzie przepyszne. Zaśmiała się delikatnie na uwagę kobiety co do słów Lian’a. W lokalu roznosiło się poczucie ciepła domowego, choć nie wiązały jej żadne relacje z pozostałą dwójką. Jednak panujące rozluźnienie, płynnie prowadzona rozmowa i czułe zaczepki wprowadzały przyjazny nastrój
OdpowiedzUsuń— Na pewno nie bezpodstawnie — Stojąca przed nią wołowina była tego potwierdzeniem, która skutecznie pobudzała skryty głód u Mijoo. Kiedy pani Chen zniknęła z powrotem w kuchni, dziewczyna rozłamała pałeczki i nabrała jedzenia, nie czekając, aż ono ostygnie. Z wiekiem nauczyła się ignorować temperaturę, nie zawsze był na to czas, ani możliwość, jak starzy, przyszywany brat bezwstydnie zabierał większość przygotowanego jedzenia na swój talerz. Nieraz tylko po to, aby dogryźć swoim siostrom, z czego często wychodziły kłótnie, a w najgorszym wypadku rzucanie jedzeniem, co niesamowicie irytowało najstarszego Seo. Jedna z niewielu sytuacji, gdzie tancerka mogła się z nim zgodzić
— Tak, ale to już stare lata. W dodatku sam taniec bardziej pod trening — zaczęła po przełknięciu jedzenia. Wcale nie takie stare lata, przeto minęły trzy lata. Nie była pewna, czemu szczerze odpowiada na jego pytania. Mogła coś zmyślić, nie nakierowywać go potencjalnie na jej przeszłość, co gorsza na nazwisko, które huczało w mediach paręnaście lat temu. Może to przez alkohol, może przez całość dnia, który odebrał jej chęci na stawianie sztucznego frontu — Ale przede wszystkim łyżwiarstwo. Dwa różne światy, wiem — zaśmiała się bezbarwnie — Dawno i nie prawda tak szczerze. Skończyłam liceum, to trzeba było zająć się czymś na poważnie — Jakby jej teraźniejsza praca była bardziej stałą formą zatrudnienia. Jednak nie miała w planach robienia czegoś innego, zaczęcia studiów. Nie miała na to pieniędzy, ani wykształcenia. Świadectwo nie prezentowało się mistrzowsko, więc o stypendium nie mogła nawet marzyć. Praca w klubie, mimo wielu wad, odpowiadała jej. Pozwalała jej robić to, co wprost miała zakodowane od dziecka. Miała szczęście, że to lubiła, nawet kiedy zdarzały jej się momenty wypalenia i ochota rzucenia wszystkiego w kąt. Nie wyobrażała sobie życia bez tańca, występów, niezależnie od formy.
— Co? Lian, żartujesz sobie ze mnie… — złapała się za głowę, opierając łokcie o stolik. Przecież to kawał drogi, jeszcze do przebycia o takiej porze — Taksówkę mogę wziąć. Albo zapłacić za jakąś dla Ciebie — zaczęła wychodzić z propozycjami — Nie wiem, cokolwiek, naprawdę — niewiele brakowało, żeby przemawiała przez nią czysta desperacja, w próbie odwdzięczenia się.
Chinatown. Szczerze miała niewiele okazji na odwiedzenie tej dzielnicy. I przez dystans, ale też przez ojca, który wyznawał, że ktoś z jego prezencją nie powinien tam przebywać. Tyczyło się to również rodziny, nawet Mijoo.
Joo
India starała bawić się dalej, mimo że spojrzenie nadal wbijała w barmana. Nie była w stanie powiedzieć, co takiego ją w nim zaciekawiło. Nie chodziło o to, że nie był przystojny. Gdyby zapytać Panny Jones był zdecydowanie zbyt przystojny. Biło od niego jednak coś, co nazwałaby spokojem. I może właśnie ten spokój tak ją przyciągał. Stabilność z jaką stał za barem, pewny i opanowany.
OdpowiedzUsuńKiedy ruszył się z miejsca westchnęła z rezygnacją i obróciła się w przeciwnym kierunku. Zawiedziona. Tylko czego innego miałaby się niby spodziewać? Był w pracy a ona stanowiła jego codzienność. Lekko wstawiona dziewczyna wijąca się na parkiecie, posyłająca mu dwuznaczne uśmieszki. Pewnie miał ich dość. Kobiet narzucających mu się przez jego urodę i posturę i India nie mogła mu się dziwić. Sama przewracała oczami na tatusiów próbujących swoich szans podczas wizyt kontrolnych. Lubieżnie pożerających ją wzrokiem. Właśnie stała się takim tatusiem. Napastowała mężczyznę w miejscu jego pracy.
Brawo. To ci się naprawdę udało, nie ma co.
Starając się odgonić spirale poczucia winy, kłębiące się w jej umyśle, nie zauważyła nawet momentu, w którym inne, zdecydowanie większe, ciało znalazło się tuż za nią a ciężkie dłonie z niezwykła delikatnością jak na ich gabaryty spoczeły na jej talii.
Zerknęła dyskretnie na swojego nowego towarzysza i serce aż fiknęło jej kilka koziołków w klatce piersiowej bo oto był i on. Pan opanowany. Dostosowujący ruchy swojego ciała do jej ciała. Stojący kilka centymetrów za nią.
Niski, głęboki głos dotarł do jej uszu a ciepłe powietrze, wydostające się z ust mężczyzny, połaskotało ją w szyję, posyłając dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
Przez chwilę chciała skłamać. Wymyślić inne imię, za którym mogłaby się schować, żeby na pewno jej nie rozpoznał. Szybko jednak porzuciła tę myśl.
India - odpowiedziała, wykręcając wcześniej ciało na tyle, by również wypowiedzieć te słowa do jego ucha. Tak, żeby na pewno usłyszał. Znalazła się więc zdecydowanie bliżej, jej plecy przylegały do jego klatki piersiowej a dłonie położyła mu na przedramionach, żeby zapewnić sobie większą stabilność.
Czuła bijące od jego ciała ciepło oraz korzenny zapach i skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej się to nie spodobało.
Gdy jej wzrok padł na jego odsłonięte ramiona i zobaczyła na nich zawiłe linie tatuażu, mimowolnie zaczęła wodzić po nich opuszkami palców. Delikatnie badała wzory na jego skórze, równocześnie sprawdzając jej miękkość. Zapomniała, jak dobrze było czuć innego człowieka pod palcami.
Już miała pytać o jego imię, kiedy nagle zmieniła się piosenka a parkiet stał się znacznie bardziej zatłoczony. Jones, wcisnęła się w mężczyznę jeszcze bardziej. Stykali się praktycznie wszędzie od kolan w górę.
Oparła głowę na jego piersi i wygięła szyję na tyle, żeby zobaczyć jego twarz. Chciała sprawdzić, czy aby na pewno nie przekroczyła jakiejś granicy wbrew jego woli. Owszem, to on ją znalazł. Tyle że nie koniecznie musiało się to równać z chęcią aby wciskała się w niego, nie zostawiając pomiędzy nimi praktycznie żadnej wolnej przestrzeni.
India
Nie wypiła tamtego wieczora dużo. Na pewno nie tyle, żeby aż tak kręciło się jej w głowie. Czuła się upojona, otoczona jego ciałem i zapachem wśród muzyki i migoczących świateł.
OdpowiedzUsuńRzadko w życiu Indii zdarzały się momenty, w których mogla po prostu być. Nie martwić się przyszłością, podejmowanymi decyzjami. Tym, że na każdym kroku może się potknąć a konsekwencje będą dotkliwe nie tylko dla niej ale i dla otoczenia. Była w końcu lekarzem. Ratowała życie dzieci. Najbardziej niewinnych ze wszystkich istot. Była też córką swojego ojca. Rozpoznawaną na salonach, bacznie obserwowaną. Każdy jej związek, każde zerwanie było rozstrząsane i analizowane. Została nazwana Królową Lodu. Damulką bez serca. Nikomu nigdy nie udało się na zdjęciu uchwycić jej łez. I to nie dlatego, że India nie płakała. Kiedyś, dawno temu, udało jej się wytworzyć twardą jak skała skorupę, za którą chowała się w takich chwilach. Utrata pacjenta. Utrata ukochanego. Utrata samej siebie w tej wiecznej grze pozorów. Pozwalała sobie na chwile słabości jedynie za zamkniętymi drzwiami własnego mieszkania. Wtedy mogła rozpadać się na kawałki, płakać do woli.
Rozkoszowała się jego palcami błądzącymi po jej kręgosłupie, wplątującymi się we włosy u podstawy karku. Bujała się razem z nim w takt muzyki, ciało przy ciele. Nie przeszkadzało jej to, że zupełnie nie zna tego chłopaka. A właściwie mężczyzny. Nie zdradził jej nawet jeszcze swojego imienia a ona już rozpływała się mu w ramionach. I czuła się z tym dobrze. Tak cholernie… bezpieczna? Zupełnie jakby ta stabilność i spokój, które przykuły jej uwagę gdy jeszcze stał za barem rozlewały jej się teraz po kościach.
Gdy zbliżył czoło do jej czoła a kciukiem zaczął obrysowywać usta obróciła się w jego ramionach tak, że stanęli ze sobą twarzą w twarz. Ze względu na różnicę wzrostu India musiała zadrzeć głowę do góry, co zupełnie jej nie przeszkadzało. Ręce oparła na jego klatce piersiowej a twarz jeszcze bardziej wtuliła w jego dłoń. Zupełnie jakby w jej mniemaniu nadal nie byli wystarczająco blisko.
Nigdy wcześniej mnie tu nie bylo - odparła lekko, uśmiechając się zalotnie. Opuszkami palców zaczęła wodzić po jego klatce piersiowej, zupełnie tak jak wcześniej po ramionach, tyle że tym razem oddzielał go od niej materiał koszuli. Z lekkim zdziwieniem odkryła, jak bardzo przeszkadza jej ten fakt.
Nie wiem, jak masz na imię - rzuciła, wzrok skupiając na jego ustach. Zaczęła się zastanawiać, czy byłoby bardzo źle, gdyby pocałowała go zanim by jej zdradził, jak się do niego zwracać.
Wspięła się delikatnie na palcach stóp i dłonie zarzuciła mu na szyję. Mogła więc swobodnie gładzić go po miękkich włosach, zawijających się na karku.
Trąciła go delikatnie nosem, ponaglając odpowiedź, co sprawiło, że ich usta znalazły się jeszcze bliżej siebie. Wystarczyłoby przybliżyć się jeszcze o centymetr lub dwa i mogłaby ich dotknąć. Sprawdzić, czy smakował tak samo dobrze jak pachniał.
Oddychała ciężko, ocierając się piersiami o jego klatkę piersiową. Czy mogliby być jeszcze bliżej? India chciałaby, żeby było to możliwe.
I.
Lian
OdpowiedzUsuńIndia znała Liamów jednak żadnego Liana. A przynajmniej do tej pory. Pasowało mu to imię. Było inne, tak jak i on sam. I nie chodziło jedynie o jego bardziej egzotyczne rysy w porównaniu do jej standardowego gustu. To ten magnetyzm, ta drobna cząstka w nim, której ona nie mogła sobie odpuścić. Wabiła ją i nęciła a Jones miała ochotę wbić się w niego palcami byle tylko być bliżej . Tej cząstki i jego. Liana.
Uśmiechnęła się do niego lekko w podziękowaniu za udzielenie odpowiedzi a chwilę później ich usta się złączyły i ciężko jej było myśleć o czymkolwiek innym.
Ciche westchnienie wydostało się z pomiędzy jej warg a palce jeszcze bardziej wplotła mu we włosy żeby przyciągnąć go do siebie.
To, że on pocałował ją było zdecydowanie lepsze niż fakt, gdyby to ona pierwsza sięgnęła do jego ust. Fakt, iż nie tylko nią szargały nieznane emocje, że prawdopodobnie on chciał jej choć po części tak bardzo jak ona jego był… Upajający. Elektryzujący.
Serce waliło jej w piersi i gdyby nie to, że całował ją właśnie Lian, przejmowałaby się, że on czuje to przez cienką warstwę ubrań rozdzielającą ich ciała. Jednak on mógł to czuć. Chciała, żeby to czuł. Jak bardzo podoba jej się ten dotyk. Jak całkowicie zawrócił jej w głowie.
Gładziła palcami jego policzki, szyję, wciskała je za kołnierzyk czarnej koszuli, badając każdy dostępny skrawek jego skóry. Gdyby znajdowali się gdziekolwiek indziej niż na tym cholernym parkiecie zaczęłaby rozpinać mu guziki pozbywając się ostatnich warstw, które odgradzały go od jej zachłannego dotyku.
Wędrówka jego dłoni po jej plecach budziła coś w jej wnętrzu. Płomień, który zdawał się spalać ostatnie cząstki wstydu, jakie w niej pozostały. Gdy włożył rękę do tylnej kieszeni jej jeansów wypchnęła do przodu biodra, wciskając się jeszcze bardziej w niego a z jej ust wydobył się cichy jęk.
Nie dał jej szansy odpowiedzieć, znów wpijając się w usta, oferując pocałunek jeszcze lepszy, niż ten poprzedni, jeśli to w ogóle było możliwe.
Pokiwała głową w odpowiedzi na tyle lekko, żeby nie rozdzielać od siebie ich warg. Jeśli mogłaby, zostałaby w tej chwili już na zawsze. Przeszkadzało jej tylko to pragnienie, piekące w piersi i podbrzuszu. Coraz większe i większe. Nie pomagał fakt, że nie miała stanika i twardymi sutkami przyciskała się do jego klatki piersiowej, odgrodzona jedynie kilkoma milimetrami materiału. A kiedy wsunął nogę pomiędzy jej uda, twardymi mięśniami naciskając w tym strategicznym punkcie, nie wytrzymała.
- Tak - wydyszała mu w usta. - Chodźmy stąd.
Złapała go za dłoń i pociągnęła w kierunku wyjścia, świadoma, że gdyby nie przestali się całować w tej chwili prawdopodobnie nie przestaliby nigdy. Tyle że ona potrzebowała więcej. Lian zdawał się być sennym marzeniem i India bardzo, bardzo nie chciała się obudzić.
Na krawędzi parkietu znów obróciła się do niego w przebłysku świadomości.
- Muszę zabrać kurtkę z szatni - powiedziała, po raz kolejny zbliżając usta do jego ucha.
Nie to, że było jej zimno. Miała wrażenie, że przy tym facecie nawet w środku zimy by nie zmarzła. Tyle że w specjalnie wszytej kieszeni trzymała klucze do mieszkania i telefon, a wolałaby nie zostawić ich w klubie.
I.
Miło było nie sprawować kontroli nad wszystkim dookoła. India trzymała dłoń Liana pewnie, dając się prowadzić w kierunku szatni. Gdy dostrzegła jednak kolejkę imprezowiczów, których plany ewidentnie zbiegły się z jej własnymi mina jej zrzedła. Spojrzała na swojego towarzysza, na jego nabrzmiałe od pocałunków usta i włosy zmierzwione jej własnymi palcami i kolejna fala gorąca przepłynęła przez jej ciało rozlewając się szczególnie w podbrzuszu. Nie mogła czekać tak długo.
OdpowiedzUsuńZdziwiona, podążyła za nim, mijając tłumek ludzi zbyt pijanych, by zauważyć, jak jej chłopak zręcznie ich wymija.
Zmroziło ją na jedną krótką sekundę.
Chłopak?
Przecież ledwo się znali. Nie wiedziała jednak, jak inaczej mogłaby go nazwać zważywszy na rzeczy, które właśnie robili a jeszcze bardziej na te, które planowała z nim robić India, jak tylko wydostaną się z tego przeklętego klubu.
Lian nie był jej chłopakiem w ogólnym znaczeniu tego słowa. Nie mógł nim być z bardzo wielu różnych zagmatwanych powodów. Jednak wtedy, tamtej nocy, był jej. I bała się, że nie tak łatwo będzie jej go wypuścić. Zbyt dobrze się przy nim czuła. Zbyt… bezpiecznie. Jak gdyby całym swoim jestestwem wysysał wszystko co dookoła złe i zostawał tylko on. Od kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się nad tamtym barem widziała tylko jego.
Zaśmiała się cicho na tę koleżankę. Oczywiście, tylko jej mózg był na tyle dramatyczny, żeby nazywać go od razu chłopakiem. Chociaż, gdyby się nad tym dłużej zastanowiła, kolega kojarzył jej się z dużo starszymi współpracownikami. Takimi, którzy nie wzbudzali w niej nawet niewielkiego ułamka emocji wydobywanych przez Liana.
Podała kluczyk obsługującemu szatnie i po raz kolejny poddała się dotykowi swojego towarzysza. Zadrżała, gdy jego usta rozpoczęły swoją wędrówkę, jednak ciężkie ręce na biodrach pozwoliły jej utrzymać równowagę. Gorące, palące ją przez materiał spodni.
Chwyciła kurtkę i jednym sprawnym ruchem założyła, po czym zaczęła macać po wszystkich odpowiednich kieszeniach, wyczuwając telefon i klucze od mieszkania. Nawet cholerny pager, który przez ułamek sekundy zdawał się wibrować, jednak Jones nie zamierzała nawet sprawdzać. Nie była pewna, dlaczego go zabrała. Ale nawet jeśli cokolwiek się stało, żadna byłaby z niej pomoc. Szczególnie, jeśli jedyne o czym potrafiła myśleć to dostanie jak najwięcej z faceta, którego miała przy boku. Póki jeszcze przy nim stał.
Nie mogąc się pohamować, wspięła się na palce i pocałowała go. Trochę zbyt szybko i gwałtownie, jednak nie był to czas ani miejsce. Potrzebowała więcej.
Znów to ona chwyciła go za rękę i wyciągnęła na rześkie powietrze przed lokalem po czym szybkim ruchem otworzyła drzwi do najbliższej taksówki i wsunęła się na tylne siedzenie.
- Gdzie jedziemy? - spytała mężczyznę, gdy tylko ten wsiadł tuż za nią.
I.
India chciała zabrać go do siebie. Zamknąć Liana w swoim przepastnym, zdecydowanie zbyt pustym apartamencie i trzymać go tam aż do końca świata. Chciała zabutelkować to uczucie, które rodziło się w jej klatce piersiowej kiedy tak na nią patrzył. Kiedy palcami delikatnie dotykał jej policzka, zaczesywał włosy za ucho. Nie wiedziała o tym mężczyźnie zupełnie niczego oprócz imienia i faktu, że tamtej nocy pracował za barem. Równie dobrze to mógł być jego klub. Albo zamordował poprzedniego barmana żeby z jakiegoś powodu zająć jego miejsce. Byli w Nowym Jorku i możliwości było jeszcze więcej niż ludzi, którzy go zamieszkiwali. Wszystko to jednak traciło znaczenie kiedy tak na nią patrzył.
OdpowiedzUsuńNie mogła jednak zapominać, że wszystko może się zmienić kiedy tylko zobaczyłby jej mieszkanie. Konsjerża otwierającego drzwi, cały zespół ochroniarzy, bogate lobby. Kiedy zdałby sobie sprawę że wchodzi do budynku z wielkim napisem Jones nad głównymi drzwiami i od razu skojarzyłby i ją. Była jedyną znaną sobie Indią, a już na pewno jedyną Indią, która mogła mieszkać w takim miejscu. Indią Jones oczywiście, córką finansowego magnata, właściciela albo przynajmniej współwłaściciela dużej części Manhattanu. Drzwiami do fortuny. Wtedy Lian mógłby zacząć patrzeć na nią jak na rzecz, klucz do celu jakim był cały ten hajs, który przecież dziedziczyła. Jedyna spadkobierczyni tatusia. Albo co gorsza, mógłby o niej pomyśleć tak, jak pisały gazety. Rozpuszczona. Bezduszna. Egoistka. Pusta lala.
Nie, na to nie mogła pozwolić. Zamierzała trzymać się kurczowo tej nocy i swojej anonimowości tak długo, jak tylko mogła. Tak długo jak pozwalał na to ten wykradziony czas.
Mimo iż trochę wypiła z całkiem niezłym wdziękiem przełożyła mu nogę przez kolana po czym jednym płynnym ruchem usiadła na nim okrakiem. Po raz kolejny już trąciła go nosem, uśmiechając się przy tym lekko.
- Zabierz mnie do domu, Lian - wyszeptała mu do ucha, po czym sama zaczęła wędrówkę ustami po jego szyi. Musiał przecież jakoś podać adres kierowcy.
Nie byli już na parkiecie a kierowca taksówki prawdopodobnie widział w życiu znacznie gorsze rzeczy. Sięgnęła więc palcami do kołnierzyka koszuli i sprawnym ruchem rozpięła trzy górne guziki, odsłaniając przy tym spory kawałek klatki piersiowej. Chociaż, gdyby zapytać Indii, i tak zdecydowanie zbyt mały.
Pieściła jego szyję i obojczyk ustami i językiem, momentami zalotnie hacząc zębami a w tym czasie jej palce wodziły po mięśniach jego torsu, wsunięte pod materiał koszuli.
I.
— Powiem Ci, że na początku to wyglądałam bardziej jak kaczka, niż łyżwiarka — Od razu wiedziała, że to lubi. Że łyżwy to jest to, czego szukała jako potencjalne wyzwolenie od domowego stresu. Ale jak wszyscy jej pierwsze kroki na lodzie były godne śmiechu i nie świętowały pozytywnej przyszłości w sporcie.
OdpowiedzUsuńSłaby uśmiech wkradł jej się na twarz, kiedy okazało się, że w jakiś sposób coś ich łączy. Różnicą było to, że Mijoo nie tyle się wyniosła, ile została wyrzucona, mając to szczęście, że zasponsorowano jej mieszkanie. Z dnia na dzień zyskiwała wobec tego obawy, nie wiedziała, czy i kiedy płatności za rachunki zostaną przerwane, zapewne bez jej wiedzy. Całość była zapisana w imieniu jej ojca, więc nie miała nad niczym władzy prawnej
— Od jak dawna? — zapytała ze szczerym zainteresowaniem. O boksie słyszała jedynie w telewizji, to w serialach, to na kanałach sportowych, ale nie znała nikogo osobiście, kto w jakimkolwiek stopniu się tym zajmował lub interesował. Krążył ten stereotyp, że jest to krwawy sport, jedynie dla agresorów. W jej rodzinie nawet nie był uważany za sport ze względu na swoją, tak zwaną, brutalność. Stąd miała teraz nieistniejącą wiedzę w tym temacie — Jak to wygląda na poziomie hobbistycznym? — zagaiła dalej — Nie mam o tym bladego pojęcia, więc musisz mi wybaczyć głupie pytania — uprzedziła z przepraszającym uśmiechem. Nawet gdyby chciała udawać wykształconą w tym zakresie, to nie miała żadnych informacji wartych popisu.
— No okej, niech Ci będzie — poddała się bez większej walki, widząc, że Lian też nie zamierza ustąpić w najbliższym czasie — Ale kiedyś się odwdzięczę — zapewniła, choć zabrzmiało to bardziej niczym nieudana groźba, w połączeniu z jej zaszklonymi przez alkohol oczami i rumianą buzią.
Z apetytem przebrnęła przez swoje danie, zostawiając trochę na talerzu. Ku jej zadowoleniu nie było problemu z zapakowaniem reszty na wynos, co pewnie zje już następnego dnia, jeśli alkohol nie obudzi w niej nocnego apetytu. Preferowałaby oczywiście, żeby nie miało to miejsca - musiała dbać o wygląd, a gdyby obżarła się w dzień pracy, to nie dość, że czułaby się nietęgo, ociężale, to zapewne byłoby też po niej widać. Nie mogła sobie na to pozwolić
— Jeśli kiedykolwiek w klubie zobaczysz faceta, co ma taki bordowy garnitur — zarysowała na swoim ciele kształt garnituru — To on zawsze, ale naprawdę zawsze próbuje sprzedać swoją własną linię perfum — W trakcie drogi powrotnej rozgadała się, nie dodając do rozmowy nic ważnego, ani prawdziwie ciekawego. Czuła się jednak niespotykanie zrelaksowana w jego towarzystwie - nie biorąc pod uwagę wpływu dwóch butelek soju rozlanych na nich obojga - więc starała się wydłużyć tę chwilę, zakładając, że była to jednorazowa sytuacja spowodowana niefortunnymi zdarzeniami z tego dnia.
Joo
Uśmiechnęła się przebiegle słysząc jego stłumiony jęk, ponieważ właśnie o taką reakcję jej chodziło a to, że jemu się spodobało dodało jej tylko skrzydeł. Całowała i ssała mocniej, rozkoszując się jego smakiem i ciepłem.
OdpowiedzUsuńGdy oderwał jej usta od swojej szyi przez chwilę myślała, że jednak zrobiła coś nie tak. Że to nie był jęk rozkoszy a niezadowolenia. Jednak gdy naparł na nią ustami i biodrami wiedziała już, że się nie pomyliła. Zadziałała na Liana tak, jak to miała w zamiarze.
Mimowolnie również zaczęła poruszać biodrami, wychodząc na spotkanie jego pchnięciom.
Nie pamiętała już, kiedy ostatnio całowała się z kimś tak żarliwie. Kiedy ta część, gdzie oboje pozostawali w ubraniach sama w sobie była na tyle podniecająca, że Indii niewiele już brakowało, żeby rozpaść się na kawałki tam, w tej taksówce. Tylko od jego żarliwych pocałunków i ocierania się o jego ciało.
Nie zastanawiała się nawet, gdzie jechali. Modliła się tylko po cichu, żeby już dotarli do celu. Bo choć to, co właśnie robili doprowadzało ją niemal do szaleństwa nie mogła doczekać się więcej. Miała wrażenie, że taksówkarzowi nie bardzo by to przeszkadzało jednak ona w swojej zaborczości chciała mieć Liana i jego ciało tylko dla siebie. W końcu to było jej marzenie i jej wykradzione z normalnego życia godziny. Nie zamierzała się nimi ani nim z nikim dzielić.
Była niczym w transie kiedy ściągnął ją sobie z kolan i wysiadł z taksówki. Czuła się naga bez jego ciała oplecionego wokół niej więc niewiele myśląc szybko podążyła za nim.
Przez dobrą chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje, jednak jej analityczny umysł zadziałał mimo upojenia chłopakiem i alkoholem.
Chinatown
Jones rozejrzała się z zainteresowaniem. Mimo późnej pory i praktycznie opustoszałych ulic nadal miało swój charakter. Było kolorowe, oryginalne i przytulne. Pachniało jedzeniem oraz praniem suszącym się na świeżym powietrzu. Kiedy tylko zobaczyła schody przeciwpożarowe rodem z filmów od razu miała ochotę się na nie wdrapać. Prawie trzydzieści lat spędziła w tym mieście jednak nigdy nie było jej dane tak naprawdę go doświadczyć. Dzieciństwo spędziła w sterylnych, minimalistycznych apartamentach swoich rodziców. Otoczona przez nianie mówiące trzema językami i nudne jedzenie. Jej matka nigdy nie chciała pozwolić córeczce na zabawy z dziećmi pochodzących ze sfer niższych niż Górny Manhattan. Nie chciała jeździć z nią na zwiedzanie miasta. Dla niej było brudne i nieciekawe. Jednak mała India od zawsze marzyła o zwykłej, nieciekawej rodzinie. Mogła to sobie wyobrazić. Życie tutaj. Zawsze chodziłaby jeść do tej knajpki, z której tak obłędnie pachniało, a z mieszkania wychodziłaby tylko schodami przeciwpożarowymi. Natomiast wieczory spędzałaby na dachu, patrząc najpierw na zachód słońca a potem na gwiazdy.
Pocałunek Liana sprowadził ją na ziemię. Dała się mu poprowadzić do wejścia do kamienicy a następnie w kierunku jego lokum. Zdusiła nawet w sobie potrzebę spytania, czy z jego mieszkania można dostać się na te schody.
Im bliżej byli jego drzwi tym większe podniecenie w niej narastało. Zaciskało się w podbrzuszu, niecierpliwe.
Gdy sięgnął po klucze i zaczął majstrować przy zamku tym razem ona przywarła do jego pleców. Metodycznie złapała za koszulę i podciągnęłą ją na tyle, że była w stanie wślizgnąć pod nią dłonie, przywierając nimi do jego silnego brzucha.
I.
— Przecież ją rozpieszczam. Wiesz, ile kosztuje jej karma i smaczki? — Zaśmiał się. Pieniądze oczywiście nie były dla niego problemem. Cóż, teraz nie były problemem i Fabian prawdę mówiąc miał nadzieję, że już tak zostanie. Może niewiele pamiętał ze swojego życia sprzed adopcji, ale pewne wspomnienia zostały i nie zamierzały wcale odejść. Fakt, że nie musiał się teraz martwić o pieniądze, mógł zawsze kupić sobie to, na co miał ochotę był pocieszający. I na swój sposób sprawiał, że dzieciak wewnątrz Fabiana również czuł się lepiej. — Dobrze, dobrze. Rozpieszczaj sobie ją do woli. Mogę ci podesłać moją wish list z Amazona, abyś mógł wybierać co chcesz jej kupić — zasugerował z uśmiechem. Bez wątpienia Gina była najbardziej rozpieszczonym psem na Upper East Side. Nie było innej opcji.
OdpowiedzUsuńLi był jedną z nielicznych osób, z którymi czuł się na tyle komfortowo, aby nie bać się zażartować w nieodpowiedni sposób. Szczerze mówiąc, wcale też nie przeszkadzałoby mu, gdyby ludzie zaczęli gadać, że przyprowadził na galę swojego chłopaka. Czy to byłby powód do wstydu? Jasne, że nie. Fabian bywał na językach i był do tego przyzwyczajony, ale nie chciał, aby jego przyjaciel miał z tego powodu jakiekolwiek nieprzyjemności, a szmatławce potrafiły pisać paskudne rzeczy i nawet nie raczyły sprawdzić faktów. Poważniejsze magazyny, które były warte jakiejkolwiek uwagi przykładały się do swoich wpisów znacznie lepiej.
— Cieszę się, że garnitur cię przekonał. Chociaż może powinienem się smucić, że to jednak nie była moja inteligencja i to co jestem w stanie ci zaoferować. Mógłbym ci nieba uchylić — mówił dalej, jednak długo nie potrafił zachować kamiennej twarzy czy też dalej ciągnąć tę grę. Było zabawnie, ale prędzej wybuchłby śmiechem niż przez następne minuty udawał romantyczne zainteresowanie wobec Li. Może, gdyby w jego kręgu zainteresowań znajdowali się mężczyźni to byłby w stanie pociągnąć to dłużej, ale tego też nie mógł być pewien.
Zdecydowanie nie chciał też myśleć o tym, co jego siostry mogły wyprawiać w miejscach typu Empire. Nie był święty i w ich wieku robił różne rzeczy, ale to w końcu były jego młodsze siostry. Nie wyobrażał sobie, że… nie, nie przyjmował do wiadomości takich rzeczy. Zdecydowanie nie.
— Nazwa brzmi intrygująco — odparł. Upił kolejny łyk alkoholu, a w szklaneczce niewiele już go w zasadzie zostało. Przechylił ją więc do końca, aby wypić to, co zostało i odstawił ją na bok. — Wyślij mi później adres, chętnie wpadnę.
Uśmiechnął się pod nosem, zanim udzielił odpowiedzi.
— Poznałem kogoś — przyznał — może poznałem to nie jest dobre określenie. Nie za wiele rozmawialiśmy — dodał i wzruszył lekko ramionami. Lian był jedną z niewielu osób, którym nie bał się powiedzieć niczego. — Widziałem ją raz u Davida w mieszkaniu, pracuje albo pracowała dla niego — powiedział nieco więcej i skrzywił się, gdy wymówił imię chłopaka. Co jasno dało do zrozumienia, że nie należy on do ulubieńców Fabiana. — A potem trafiłem na nią w barze. A reszta to przyjemna historia.
Wywrócił oczami, gdy ten go ponaglił, ale faktycznie, jeśli chciał być na czas to musiał się streszczać. Nie musiał mu pokazywać, gdzie może się w spokoju przebrać. Lian znał to mieszkanie równie dobrze, co Fabian. Przebranie się w odpowiednie ubrania zajęło mu chwilę, pojawiła się jeszcze Anita, która upewniła się, że oboje prezentują się nienagannie.
— Jeszcze raz dzięki, że to dla mnie robisz — odezwał się, gdy byli już w windzie i zjeżdżali na dół. Przed budynkiem czekał na nich już kierowca.
Buddy
Dała mu się wciągnąć do mieszkania, chętnie poddając pocałunkom. Zachichotała cicho na to urocze powitanie, jednak zamiast rozglądać się po mieszkaniu, całą swoją uwagę skupiła na jego właścicielu. W końcu byli sami za zamkniętymi drzwiami.
OdpowiedzUsuńOdchyliła głowę, pozwalając mu głębiej eksplorować swoje usta. Sama nie pozostawała bierna. Z równą zaciekłością brała co dawała, wciskając się w ciało Liana coraz bardziej i bardziej.
Cichy okrzyk zaskoczenia wyrwał się z jej ust gdy niespodziewanie podniósł ją i posadził na komodzie. Rozsunęła uda, żeby dopuścić go do siebie bliżej.
Zadrżała, gdy sięgnął do guzika jej jeansów. Sprawnym ruchem poradził sobie z zapięciem i zanim się spostrzegła już dotykał ją palcami w tym najbardziej strategicznym miejscu. Przez dobrą sekundę zastanawiała się nad tym, że powinna czuć zażenowanie. Miał właśnie namacalne dowody na to, jak była na niego napalona. Jak jego ciało sprawowało władzę nad jej najbardziej podstawowymi instynktami. Skupiła się jednak na jego ustach wędrujących po piersiach i falach przyjemności, które sprawiały obie pieszczoty. Plecy wygięła w łuk, dając mu jeszcze lepszy dostęp.
Nie chcąc zostawać w tyle dłońmi szybko dorwała guzików, które nadal trzymały jego koszulę na miejscu i najdelikatniej jak mogła, nie chcąc porwać materiału, rozpięła je wszystkie i zepchnęła ubranie z jego ramion. Przesuwała palcami pospiesznie po wszystkich tych skrawkach skóry, których nie dane jej było dotknąć wcześniej. Jej cierpliwość nie trwała jednak długo.
Następnym razem obiecała sobie. Następnym razem dotknie, poliże i pocałuje każdy z jego mięśni. Teraz jednak nie miała czasu. Rozdzierające pragnienie narastało z minuty na minutę podsycane sprawnymi palcami Liana.
Szybkim, niezdarnym ruchem rozpięła mu spodnie i sama zabrała się do roboty.
Powoli przesuwała palcami po wybrzuszeniu rysującym się pod materiałem bielizny. Mimo iż nie była zwolenniczką powtarzanych krzywdzących stereotypów nie mogła nie zauważyć jak duży był w porównaniu do jej dłoni.
Wsunęła dłoń i oplotła wokół niego palce, odpowiednio zaciskając i poluzowując, przemierzając nimi całą jego długość w górę i w dół.
- Jeszcze - wychrypiała, zupełnie nie panując nad głosem. Potrzebowała więcej. Teraz. Zaraz. Natychmiast.
I.
Przyglądała się z zafascynowaniem jego nagiemu ciału. Mimo że nie zapalili światła, padająca skądś księżycowa poświata umożliwiała jej obserwowanie go do woli. Był wspaniały, duży i silny, z zarysowanymi mięśniami. Starała się nie wpatrywać zbyt intensywnie, nie chcąc wyjść na wariatkę, jednak nie mogła się powstrzymać. To wszystko zdawało się być zbyt piękne i proste, żeby być prawdziwe. On był zbyt piękny.
OdpowiedzUsuńGdy sięgnął do leżących na podłodze ubrań przelotnie zobaczyła jego plecy i rysujący się na nich skomplikowany wzór.
Smok?
Nie dane jej było jednak przyjrzeć mu się dokładniej gdyż Lian wsunął się sprawnie pomiędzy jej nogi a następnie w nią. Jego pocałunek zdusił głuchy okrzyk, który wydała.
Jak dobrze było czuć go w sobie. Na ten moment czekała przecież cały wieczór. Wypchnęła więc ku niemu biodra, dając lepszy kąt i więcej miejsca do manewrów.
Rozciągał ją i wypełniał, drażnił wszystkie zakończenia nerwowe. Z jej ust wypadało co chwile stłumione tak albo jeszcze . Wbiła paznokcie w jego ramiona, ustami łapczywie wpijała się w jego.
- Lian - wydyszała, trochę ponaglająco a trochę błagalnie. Była zdana na jego łaskę. Zamknięta w klatce jego ramion, przykryta jego ustami, wypełniona nim. I nie chciałaby znaleźć się gdziekolwiek indziej. No, może poza…
- Weź mnie do łóżka - wyjęczała, na chwile odrywając się od jego ust. - Weź mnie w swoim łóżku, Lian.
Mimowolnie wypchnęła biodra jeszcze dalej, wychodząc mu na spotkanie. Próbując choć odrobinę załagodzić napięcie, które narastało w niej z każdą sekundą. Miała wrażenie, że tego nie wytrzyma. Że tylko on i jego długie, mocne pchnięcia mogą sprawić, że poczułaby się lepiej.
I.
[jaka przygnębiająca i smutna historia... a najbardziej porusza mnie sam Li! to, że nie jest bezmózgim awanturnikiem, buntującym się przeciw wszystkim i wszystkiemu i że jak napisałaś, duszę nie ma tak twardej... :(
OdpowiedzUsuńbawcie się dobrze, oby znalazł swój promyczek w NY :*]
Zuri/ Niall/ Emily
Narzuciła mu ramiona na szyję a biodra szczelnie oplotła nogami. Gdy wędrowali w stronę sypialni ustami błądziła pomiędzy jego żuchwą a szyją. Upajała się jego zapachem. Możliwe, że powinna rozglądać się po mieszkaniu. Była przecież w zupełnie obcym miejscu z zupełnie obcym facetem w najbardziej bezbronnej sytuacji. Tyle że zupełnie się tak nie czuła. To był przecież Lian. Lian, który ciałem tak idealnie pasował do jej ciała. Który promieniował ciepłem i spokojem. Który w tamtym krótkim momencie stanowił centrum jej wszechświata.
OdpowiedzUsuńDobrze, że gdy wszedł w nią po raz kolejny twarz wtuliła w poduszkę, ponieważ jęknęła na tyle głośno, że prawdopodobnie obudziłaby wszystkich sąsiadów.
Kombinacja jego ruchów, rytmicznych uderzeń bioder o jej pośladki, gorącego oddechu i pocałunków wzdłuż kręgosłupa… Wiedziała, że jest już blisko. Czuła jak pożądanie kumuluje się w jej podbrzuszu, kości miękną, skóra robiła się bardziej wrażliwa.
Mogłaby spędzać tak każdy wieczór do końca świata. Wciśnięta w materac jego ciężarem, wypełniona nim, otoczona jego zapachem.
Wygięła kręgosłup, biodra unosząc wyżej. Dźwignęłą się na przedramionach. Zakołysała ciałem, pogłębiając jego pchnięcia, wychodząc mu naprzeciw. Wiedziała, że nie zostało jej już dużo czasu.
- Chcę widzieć - wydusiła gorączkowo.
Podniosła się na kolana i zsunęła z niego. Zniecierpliwionymi ruchami obróciła się, złapała Liana za ramiona i nakazała mu położenie się na materacu. Gdy tylko to zrobił, znów siadła na nim okrakiem. Złapała go w dłoń, naprowadziła na swoje wejście a następnie nabiła się na niego do samego końca.
Ta pozycja sprawiała, że był w niej jeszcze głębiej niż wcześniej, choć wydawało się to mało możliwe.
Kręciło jej się w głowie, ciało jej płonęło. Teraz to ona pracowała biodrami choć z każdą mijającą sekundą nogi miała coraz bardziej miękkie.
Nie mogła napatrzeć się na jego twarz. Wypatrywała wszelkich oznak tego, że jest mu choć w niewielkim stopniu tak samo dobrze jak jej. Że on też zauważył, jak idealnie pasują do siebie ich ciała. Był piękny. Wiedziała to od pierwszej sekundy, kiedy tylko go zauważyła. Jednak teraz, nagi, gorący pod jej dłońmi, zdawał się być nie z tego świata.
Kiedy jej ciałem zaczęły wstrząsać niekontrolowane dreszcze a wnętrze zaczęło pulsować wokół niego, zaciskać prawie boleśnie, opadła na niego i ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi.
I.
Właściwie nie była pewna, czy to on przyciska ją do siebie czy to może ona kurczowo trzyma się go ramionami. Stykając się każdym możliwym kawałkiem ciała drżeli razem, chwytali łapczywie oddechy. India czuła jak serce Liana wali mu w piersi. Jej własne nie pozostawało w tyle. Zawzięcie pompowało krew, tłukło się wewnątrz klatki piersiowej, pragnęło wyrwać na wolność.
OdpowiedzUsuńNie chciała się ruszać. Ani jej się myślało przebijać tę bańkę, w której się znaleźli. Nie, na pewno nie ona zrobi to pierwsza. Jeśli będzie chciał się jej pozbyć, będzie musiał powiedzieć jej to wprost. Możliwe, że powinna chcieć wstać, zabrać swoje rzeczy i szybko opuścić jego mieszkanie. Tyle że leżąc na nim, z jego ustami na swojej dłoni, opleciona jego ramieniem, cały czas nim wypełniona. Mimo że seks się skończył, przynajmniej chwilowo, jej skradziona noc nadal trwała i Jones zamierzała z niej korzystać, póki nie napotka sprzeciwu.
Uniosła się na łokciu na tyle, żeby znów swobodnie widzieć jego twarz. Teraz to ona obrysowywała mu usta opuszkami palców, przeciągała je po łukach jarzmowych, sięgała brwi. Sporządzała w głowie mapę, do której mogłaby sięgać kiedy to wszystko się skończy.
- Złamany - wymamrotała, na dłużej zatrzymując palec na krzywiźnie jego nosa. Charakterystyczne zgrubienie mówiło jej wszystko, co potrzebowała wiedzieć. Ciężko jej było jednak określić, czy miał to od dziecka czy też może była to sprawa całkiem niedawna. A, co ją zdziwiło, chciała wiedzieć.
Przeniosła wzrok niżej, na jego klatkę piersiową i ramiona. Zawiłe rysunki tatuaży pokrywające obie ręce.
- Pokażesz mi swoje tatuaże? - spytała, składając szybki pocałunek na środku jego mostka.
I.
Była zachwycona faktem, że nie uważa jej za dziwaczkę. Ze spokojem przyznał jej po prostu rację a potem przystał na prośbę, którą część ludzi mogłaby potraktować jako … nietypową. Nie na miejscu. Zazwyczaj żeby czegoś dowiedzieć się o drugiej osobie należało zadawać pytania i wierzyć odpowiedziom. Tyle że India działała w inny sposób. Badała ciała, znajdywała ich tajemnice. Ludzka pamięć jest zawodna, ludzkie słowa zdradzieckie. Ciało nigdy jej nie oszukało. Poza tym, gdy pracuje się z dziećmi, czasami słowa stanowiły barierę nie do pokonania.
OdpowiedzUsuńLian nie był jej pacjentem jednak potrzebę znalezienia jego sekretów odczuwała silniej niż zazwyczaj. Nawet pomimo tego, że dostała już przecież to, po co tam rzekomo przyszła. I fakt ten powinien ją przerazić, postanowiła jednak odsunąć go na bok.
Nie teraz. Mam jeszcze czas.
Gdy ujął jej dłoń w swoją i sam poprowadził do wyrysowanych na skórze linii, uśmiechnęła się promiennie. Jakimś cudem wiedział, że będzie chciała ich dotknąć. Sam dawał jej na to przyzwolenie.
Obserwowała z uwagą i słuchała, rozkoszując się jego dotykiem i głosem. Wcześniej nie miała zbyt wielu okazji, żeby go usłyszeć. Głos, znaczenie tatuaży i to mieszkanie, które było niewielkie i pewnie gdyby India była choć trochę zainteresowana jego zawartością, odkryła, że zawiera tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko składało się w tę przepełnioną spokojem i stabilnością postać, którą był Lian. Powiew świeżego powietrza w tym przepełnionym zgnilizną mieście.
India, pomimo swoich usilnych starań, również gniła. Wielka część jej życia była zepsuta, martwa od kiedy sięgała pamięcią. Wieczne przyjęcia, suknie, uśmiechy, błysk reflektorów. Ta postać, którą kreowała dla mediów. Pusta lalka, którą się stała. A może którą zawsze była. Przez chwilę wydawało jej się, że tylko jej praca i tamta konkretna chwila były prawdziwe.
Gdy położył się na brzuchu, ukazując jej największy z tatuaży, praktycznie wdrapała mu się na plecy.
Żadna z niej była znawczyni, w końcu sama nie miała ani jednego, jednak nawet jej laickim okiem widziała, że był to kawał roboty. Wielki, pełen detali. Musiał kosztować małą fortunę i zająć wiele długich godzin. O bólu nawet nie chciała myśleć. Kolejny dowód jego charakteru.
Oparła brodę na jego łopatce.
- Piękny. Pasuje ci. Zresztą, wszystkie one.
W porównaniu z jej bladą skórą, którą od czasu do czasu zdobiły ewentualnie siniaki, jego wyglądała jak dzieło sztuki.
I.
Kim jest India?
OdpowiedzUsuńOna sama chciałaby wiedzieć. Od dziecka bez ustanku i bez skutku poszukiwała odpowiedzi na to pytanie, aż w końcu przestała. Zaczęła płynąć z prądem. Brać każdy dzień takim jakim był, robić to, czego się od niej wymagało i czasami to, na co sama miała ochotę. Miała wrażenie, że była kameleonem. Gliną, z której każdego dnia można ulepić coś zupełnie innego. Zależnie od tego, czego właśnie wymagała sytuacja.
- Masz na nim takie charakterystyczne zgrubienie. O, tutaj - wychyliła się zza jego pleców i delikatnie popukała opuszkiem palca w to konkretne miejsce. Nosy bywały różne, jednak na żadnym nie pojawiały się takie zmiany same z siebie. Nagromadzenie tkanki łącznej, czasami większe, szczególnie jeśli uraz nie został odpowiednio zaopatrzony. Nie potrzeba było nawet wprawionego oka, wystarczyło jedynie zwracać uwagę na szczegóły.
Wyciągnęła się na materacu koło niego, twarzą zwrócona w jego stronę, głowę podpierając na łokciu
- Posiadam bardzo ograniczoną liczbę tajemnic, więc mogę powiedzieć ci naprawdę dużo. Pytanie tylko, co chciałbyś usłyszeć - zaczęła tajemniczo, zupełnie jakby opowiadała mu bajkę. Może po części tak było. Opowieść o Indii. Historie wybrane .
- India jest uzależniona od kawy - zaczęła, nie czekając na jego odpowiedź.
- Jest strzelcem. Dla niektórych to istotne - zaśmiała się, wypatrując na jego twarzy reakcji.
- Jedynaczką. Naturalną brunetką. Nie ma żadnych tatuaży - pokazowo wystawiła przed siebie wolne przedramię. Tam gdzie u Liana widniała skomplikowana sieć z tuszu u niej pod skórą rysowały się jedynie żyły.
- Jej ulubiony kolor to niebieski. Ulubiony smak lodów to jagodowy. Lubi chodzić do kina.
Uniosła się odrobinę na ramieniu i zbliżyła usta do jego ucha. - Myślę, że z tobą mogłaby nawet podzielić się popcornem. Tylko nie mów tego głośno - wyszeptała nerwowo. Właściwie nie była pewna, dlaczego to powiedziała. Może chciała znów zaleźć się bliżej niego. A może, tylko może, chciała dać mu do zrozumienia, że to nie musiała być tylko jednorazowa przygoda. Że ona by tego nie chciała.
Sięgnęła palcami do luźnego kosmyka, który opadł mu na czoło i delikatnie odgarnęła go do tyłu.
- A kim jest Lian?
I.
Uśmiechnęła się na komentarz o kinie. Już miała tę wizję przed oczami. On i ona, zapadnięci w wysłużonych kinowych fotelach z popcornem pomiędzy nimi. Jej głowa na jego ramieniu, palce splecione razem. Pewnie musiałaby się pilnować, żeby oglądać film zamiast jego twarzy. Przyglądania się, jak reaguje na poszczególne sceny, jak jego uśmiech wygląda z profilu. Nie wiedziała, czy byłby tak chętny na ten pomysł, gdyby okazało się, że zamiast na film akcji wybraliby się na najnowszą bajkę disney’a. Oczywiście, film akcji też mogliby zobaczyć. Tyle że w oglądaniu była pewna święta kolejność, której nie należało, a nawet nie wolno było łamać.
OdpowiedzUsuńW kolejny pocałunek przelała wszystkie te ciepłe uczucia, które zaczęły kotłować się jej w piersi. A gdy on zaczął opowiadać, słuchała uważnie. Chciała wiedzieć. Zapamiętać wszystkie te małe elementy, z których się składał trzymając się myśli, że to wcale nie musi być ich pierwsze i ostatnie spotkanie.
- Jedzenie w środku nocy?! A wyglądasz tak? - zapytała z udawanym oburzeniem, dla podkreślenia efektu przejechała po nim ostentacyjnie wzrokiem. Skłamałaby, twierdząc, że nie czerpała z tego wielkiej frajdy.
- Mężczyźni mu zazdroszczą, kobiety nienawidzą.
Myślała przez chwilę o tym boksie. Brutalny sport. Mimo że zajmowała się głównie dziećmi, była przecież lekarzem i jak każdy, wiele tygodni stażu przez ostatnie lata spędziła na izbie przyjęć. Widziała pokiereszowane twarze, obite żebra, złamania podstawy czaszki, odmy i inne wspaniałości.
- Boks to dość… kontaktowy sport. Mam nadzieję, że masz dobrego lekarza - powiedziała, mimo że pewnie nie powinna. Nie mogła otwierać nad nim swojego ochronnego parasola, mówić mu, co myśli na ten temat. To nie była jej sprawa. Nie jej odpowiedzialność. On nie był jej .
- Ja tańczę. I ty też nie chciałbyś tego zobaczyć - dodała szybko, z uśmiechem, nie chcąc zepsuć tego wszystkiego swoim… zawodowym przewrażliwieniem.
- Też nie lubię świąt. I wakacji. Tylko weekendy mogą być. Są całkiem w porządku.
Mogłaby mu powiedzieć, że sama nie jada w nocy. Właściwie to rzadko kiedy, choć naprawdę nad tym pracuje. Że mieszkają w niej demony, z którymi nie zawsze potrafi sobie poradzić. Pija miętową herbatę hektolitrami raz w miesiącu, walcząc z bolesnymi miesiączkami. Że święta i właściwie całe dzieciństwo kojarzyły jej się z czekaniem na ojca, który rzadko kiedy w ogóle się pojawiał. I żadne stosy prezentów, choinki czy wystawne kolacje nie potrafiły osłodzić jej wspomnień.
Może kiedyś.
- Podoba mi się fakt, że nie jesteś skomplikowanym facetem - powiedziała po chwili, zbliżając swoje ciało do jego. Nadal wolała być blisko.
- Chociaż właściwie to ci się nie dziwię - dodała po chwili milczenia.
-Gdyby u mnie na ulicy cały czas tak obłędnie pachniało jedzeniem też pewnie jadłabym w nocy. I w dzień. Właściwie przez cały czas.
I.
Podobały jej się nawiązania do przyszłości. Kino, zespół, święta. Fakt, że Lian myślał o niej w perspektywie dłuższej niż nadchodzący poranek. Że nie była sama w swoich fantazjach.
OdpowiedzUsuńDawno nie czuła się tak dobrze przy drugim człowieku. Właściwie, sama również nie. Zazwyczaj spędzała noce samotnie w mieszkaniu. Zbyt wiele z nich bezsennych. Nie miała wielu przyjaciół, z rodziną utrzymywała tylko minimum wymaganego kontaktu. Tyle, ile była w stanie psychiczne znieść. Czyli niewiele. Siadała więc przy oknie, wpatrywała się w migoczące światła miasta albo turlała w zimnej pościeli. Nie planowała weekendów, najczęściej robiła coś spontanicznie. Lubiła podróże, jednak w pracy nie miała ostatnio tyle wolnego, żeby wybrać się gdzieś dalej.
- W święta zazwyczaj pracuję, więc czas jakoś leci. Tyle że ty składasz bardzo kuszące propozycje - uśmiechnęła się i pocałowała go w brodę a następnie kąt żuchwy, pozostawiając na nim usta trochę dłużej, zaciągając się po raz kolejny jego zapachem. Cała ta rozmowa sprawiała, że czuła się mu bliższa. A im bliższa czuła się Lianowi tym intensywniej wracało do niej to charakterystyczne mrowienie.
- Dobrze, że ja też pracuję w weekendy - wymamrotała w jego skórę. Możliwe, że kiedy następnym razem ucierpi podczas treningu będzie w stanie mu pomóc.
Położyła dłoń na jego klatce piersiowej tuż nad sercem. Czuła jego delikatne, miarowe uderzenia. Uspokajające, stabilne. Po raz kolejny naszła ją myśl, że mogłaby spędzać tak każdy wieczór. Tyle że wtedy mogła zrzucić ją na szał pożądania. Teraz była w pełni opanowana, zupełnie trzeźwo myśląca. A przynajmniej tak jej się zdawało.
Nagle naszła ją kolejna myśl.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miał problemów przez to, że dzisiaj szybciej wyszedłeś z pracy.
India nie była głupia. Jakie było prawdopodobieństwo, że akurat wtedy kiedy ich spojrzenia się spotkały skończył zmianę? Wyszedł zza lady na parkiet a potem z nią z klubu, rozgorączkowany. Zostawił swoje rzeczy.
- Nie wiem, czy będę miała jak ci to wynagrodzić, jeśli wpadniesz w poważne kłopoty - dodała, nie mogąc opanować błysku w oku. Miała pomysł, co mogłaby zrobić. Tyle czy Lian też by go tak odebrał. Jako wystarczającą zapłatę za problemy, których się przez nią mógł nabawić.
I.
Nie spodziewała się, że tak szybko rozwiąże jej zagadkę. Chociaż czy to właściwie była zagadka? Nie przyznawała się szybko do zawodu nikomu. Proste przyzwyczajenie. Ludzie patrzyli na nią inaczej, gdy tylko się dowiedzieli. Nie chowała tego przed Lianem naumyślnie. Czy fakt, że teraz wiedział, cokolwiek zmieniał? Możliwe. Chociaż miała nadzieję, że nie.
OdpowiedzUsuńNie była zbytnio przekonana jego zapewnieniami, że w pracy nie narobił sobie problemów. Nie mogła też zmusić się do tego, żeby wykrzesać z siebie odpowiedni poziom poczucia winy. Była samolubna. Chciwa. Zachłanna. Kiedy wciągnął ją sobie na kolana wszystkie jej myśli wyparowały. Ich nagie ciała znów się stykały a usta odnalazły siebie nawzajem.
Wplotła mu palce we włosy, pogłębiając pocałunek. Przycisnęła się do jego klatki piersiowej. Brała wszystko, co miał jej do zaoferowania i możliwe, że nadawała temu znacznie większe znaczenie, niż powinna. To, jak ją całował, jak na nią patrzył. Jak gdyby i on chciał zatrzymać ją przy sobie na dłużej. Pozwoliła sobie w to wierzyć.
Zaśmiała się głośno na jego komplement.
- Mówisz tak, bo teraz wiesz, że mam ogromne zapasy leków przeciwbólowych. I bandaży - mówiła, jak gdyby to były największe dobra współczesnego świata. Coś, czego nie mógł sobie kupić w prawie każdym sklepie za grosze.
- Tyle że to znaczy, niestety, że nie będziemy się bawić w pielęgniarkę i pacjenta. To poniżej moich umiejętności zawodowych - zażartowała dość złośliwie. Oczywiście, szanowała pielęgniarki. Robiły niesamowitą robotę. Bardziej wiązało się to z powszechnym podejściem. Nie zliczyła już nawet, ile razy wchodziła na salę i tylko dlatego, że była kobietą, ktoś brał ją za pielęgniarkę. Jej kolegom nigdy się to nie zdarzało. Bolało. Prawdopodobnie znacznie bardziej, niż powinno.
Znów przyciągnęła do siebie jego usta. Całowanie Liana znajdowało się aktualnie bardzo, bardzo wysoko na jej liście ulubionych czynności i postanowiła się jej oddać, dopóki jeszcze mogła.
Wraz z narastającym pożądaniem jej biodra same zaczęły się poruszać. Ocierać o niego. Nęcić mężczyznę, by znów dostać od niego więcej.
Czy za każdym razem tak będzie? Gorączkowe pocałunki, niesłabnące pożądanie, które zdawało się spalać ją od środka? To nie powinno się tak dziać. Zazwyczaj po tym jak pierwsze emocje opadły zbierała swoje rzeczy i uciekała. Nie miała ochoty na powtórkę. Poznawanie drugiej strony. Natomiast Lian… Nadal chciała więcej. Tego, co działo się w sypialni ale i też tego, co mogło się wydarzyć poza nią.
I.
Zaśmiała się. Jej codzienność wyglądała inaczej, niż musiał to sobie wyobrażać Lian. Znacznie mniej rządzenia i seksownej Indii a znacznie więcej płaczu, przekupstwa i brokatowych naklejek. Jednak nie zamierzała psuć mu tej wizji. Na pewno nie w tamtym momencie.
OdpowiedzUsuńZ wielką satysfakcją wyczuwała, jak działa na niego praca jej bioder i pocałunki. Jak staje się coraz bardziej podniecony, na co miała namacalny dowód.
Plecy wygięła w łuk, dając mu lepszy dostęp do piersi. Chłonęła jego pieszczoty. Napawała się nimi. Była dumna, że to właśnie ona ściągnęła na siebie jego uwagę w barze. Że to ją zabrał do domu.
To jej poświęcał całą swoją niepodzielną uwagę.
Czekała w napięciu aż założy prezerwatywę. Gdy tylko to zrobił, złapał za biodra i nabił na siebie, jęknęła. Miała w nosie, czy usłyszą ją sąsiedzi. Ważne, że on słyszał. Wiedział, co robi jej ciału. Co robi z nią. Z poważanej lekarki stawała się rozedrganą dziewczyną, która potrafiła myśleć tylko o tym, żeby w nią wszedł. Jeszcze raz i kolejny. Żeby pod żadnym pozorem nie ściągał ust z jej skóry.
Unosiła się na kolanach i opadała na jego biodra, wychodząc im naprzeciw. Pogłębiając pchnięcia.
Nie mogła myśleć. Dłońmi kurczowo trzymała się jego ramion, ustami wodziła po barku i szyi. Zostawiała na nich mokre pocałunki, nęciła delikatnie zębami.
- Zajmę się tobą kiedy tylko chcesz i jak chcesz - wydyszała mu do ucha. Ledwo była w stanie złożyć te kilka słów w zdanie. - Tylko nie przestawaj.
Przyspieszyła tempa. Jednak cały czas było jej za mało.
- Proszę - wymamrotała, nie bardzo wiedząc, o co właściwie. Wiedziała jednak, że zrozumie. Nikt do tej pory nie rozumiał jej ciała tak jak on.
I.
Z zaciekawieniem słuchała Lian’a i jego historii z boksem, raz na jakiś czas przytakując na znak, aby kontynuował. Boks był dla niej czymś enigmatycznym, zakodowanym jako stricte przemocowy sport, stąd jej zainteresowanie było jeszcze większe. Skąd w kimś do tego zamiłowanie, skąd brak strachu przed stałymi uszkodzeniami zdrowia? Było to dość ironiczne, patrząc na to, że to Mijoo przy łyżwiarstwie straciła pełną sprawność nogi, a Meyer siedział przed nią cały i zdrowy, może dojrzałaby drobne blizny, ale to tyle. Przynajmniej nie sprawiał wrażenia kogoś z utraconą wydolnością.
OdpowiedzUsuńOtoczka zawodowych występów była niesamowita. Pobudzająca, jak i przerażająca. Rozumiała bardzo dobrze, czemu mężczyznę do tego ciągnęła. Tak jak wiązała negatywne wspomnienia ze swoją dawną pasją, tak nie mogła wybić sobie z głowy adrenaliny, jaka tętniła, kiedy stała na środku lodowiska, gotowa zaprezentować choreografię. Nie miało to porównywalnego sobie uczucia. Stres również odgrywał ważną rolę, w zależności jak człowiek sobie z nim poradził. Raz popchnął ją do wygranej, raz zepchnął na trzecie miejsce podium, nie daj Boże jeszcze niżej.
Chciała zadać więcej pytań, między innymi “Po co?”, skoro nie brnął w to na poziom zawodowy. Wszystko, co popchnęło go do podjęcia boksu, właśnie z tym się wiązało. Ale odpuściła, wydając z siebie jedynie pomruk w okazie zrozumienia i dopiła jeden z ostatnich kieliszków soju tej nocy.
— To ja dziękuję — odpowiedziała prędko, podczas grzebania w torbie w poszukiwaniu swoich kluczy, kiedy znaleźli się pod klatką jej mieszkania. Siedziały tam, gdzie zwykle - w odpowiedniej kieszonce im przydzielonej już dobre parę lat temu. Za każdym razem serce jej przyspieszało, kiedy miała wrażenie, że ich tam nie ma, aby potem przekonać się, że tym razem przez przypadek wrzuciła je luzem do środka. Wyczuła palcami zimny metal i wsunęła na jeden z nich kółko od breloka, z numerem mieszkania. Nagły szmer ze strony Lian’a wybudził ją z torebkowego amoku poszukiwań, a informacja o braku kluczy jakby natychmiastowo wybiła alkohol z jej systemu.
— Na pewno byśmy usłyszeli, gdyby wypadły — zapewniła, choć gdzieś w głębi wątpiła, że taki brzdęk przebiłby się przez bezcelowe rozmowy, jakie prowadzili w trakcie drogi. Zastanowiła się chwilę, w międzyczasie otwierając drzwi, nie puszczając klamki po wejściu do środka — Chodź, zadzwonię do Tammie w mieszkaniu i zapytam. Powinna jeszcze być w klubie — Chłód klatki przyjemnie reagował z jej rozgrzanymi policzkami — Nie ma sensu, żebyś teraz tam wracał, a jeszcze się okaże, że ich nie ma… — wyjaśniła powód swojej propozycji, zamykając za nimi drzwi.
— Równie dobrze możesz tutaj spać. W zamian za pomoc w klubie — zaproponowała, rozkładając lekko ręce i unosząc brwi, próbując podkreślić korzystność szansę. Jakby się okazało, że ich tam nie ma, to co by zrobił? Jest środek nocy, może i znalazłby się ślusarz, ale nie wiadomo kiedy i czy sprawnie poradziłby sobie z robotą. Wcale nie starała się usprawiedliwić swojej nieprzemyślanej propozycji.
Joo
Powinna się była przestraszyć ich żarliwości. Tego, z jaką zachłannością pieścili swoje ciała, jak pożerali siebie nawzajem. India czuła że płonie i jedyną osobą, która może ugasić ten pożar była ta, która dokładała do ognia.
OdpowiedzUsuńZnów leżała na materacu, otoczona nim. Brała wszystko, co jej dawał. I nadal było jej mało. Świat zdawał się kręcić coraz szybciej i szybciej, pożądanie szumiało jej w uszach.
Pomimo tego szału doznań słyszała jego słowa głośno i wyraźnie.
- Tutaj - odpowiedziała mu, jakby to była najbardziej oczywista z odpowiedzi. Tutaj, w tym mieście, pod tym samym niebem, na tej samej planecie. - Czekałam.
Im bardziej gorączkowe stawały się jego ruchy, tym bardziej ona miała wrażenie, że nie jest już w stanie wytrzymać więcej. Że rozpadnie się, zostanie z niej tylko zwęglona kupka kości i popalone nerwy. Człowiek nie powinien czuć tak dużo i tak intensywnie. Może powinna zrzucić to na alkohol? Ktoś dosypał jej coś do drinka i miała halucynacje. Jak inaczej to wytłumaczyć? Nigdy wcześniej nic takiego się jej nie przytrafiło. Miała też wrażenie, że nigdy już więcej się nie przytrafi. Na pewno nie z kim innym. Tylko Lian potrafił to zrobił. Lian . Piękny, spokojny, idealny Lian. Musiał być wytworem jej wyobraźni. Nie było innego wytłumaczenia. Jego biodra poruszały się zbyt doskonale, usta odnajdowały jej bez najmniejszego wysiłku. Mówił wszystkie właściwe rzeczy a jego ciało idealnie wpasowywało się do jej ciała. Jakby został stworzony dla niej i tylko dla niej. Jakby od tej nocy mogła go sobie wziąć na własność.
Tyle że India wiedziała, że to nie może być prawda. To jej chory, głodny czułości mózg podtykał jej takie wizje. Igrał z nią. Rozdzierał jej serce na strzępy.
- Lian - wyszlochała jego imię w odpowiedzi, również wbijając palce w jego ciało. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przekroczyła tę magiczną granicę i zaczęła rozpadać się pod nim na kawałki.
I.
Miała wrażenie, że na kilka sekund straciła przytomność. Leżała z zamkniętymi oczami i oddychała głęboko, próbując uspokoić tłukące się pod żebrami serce. Nogi i ręce miała jak z waty. Czuła się lekka i spełniona. Całkowicie na swoim miejscu.
OdpowiedzUsuńKiedy wrócił do łóżka i objął ją ramieniem była już ledwo przytomna. Z ust wyrwało jej się stłumione ziewnięcie. Obkręciła się tak, że znalazła się nim twarzą w twarz i jako jedyną odpowiedź podarowała mu delikatnego całusa w brodę. Następnie ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi a nogę przerzuciła mu przez biodro, moszcząc się wygodnie na jego ciele. Ostatnimi z myśli, które przebiegły jej przez umysł tuż przed zaśnięciem była obawa, czy aby na pewno w nocy nie chrapie i błogie stwierdzenie, że nie pamiętała już nawet, kiedy ostatnio było jej tak wygodnie.
Promienie słońca padły na jej twarz, delikatnie wybudzając ze snu. Zmarszczyła brwi ze zdziwieniem. W sypialni miała przecież zaciemniające rolety. Dopiero kilka sekund po otworzeniu oczu dotarło do niej gdzie jest i powróciły do niej wspomnienia z poprzedniej nocy.
Spojrzała na śpiącą twarz Liana, oglądając ją dokładnie, odprężoną i skąpaną w promieniach słońca. Uśmiechnęła się delikatnie. Miała nadzieję, że bez osłony nocy będzie trochę mniej przystojny, jednak się myliła. W porannym słońcu wyglądał tak samo dobrze jeśli nawet nie lepiej.
Wyślizgnęła się z łóżka delikatnie, nie chcąc go budzić. Złapała leżący nieopodal łóżka t-shirt chłopaka i przeciągnęła go przez głowę. Był na nią trochę za duży ale wygodny i pachnący Lianem. Miała nadzieję, że nie będzie jej miał tego za złe.
Na palcach wyszła na korytarz. Pospiesznie wciągnęła na siebie bieliznę i spodnie, wygrzebała z kurtki telefon i chwyciła jego klucze, które zgarnęła z podłogi, a następnie wyślizgnęła się z mieszkania.
Tak jak myślała, Chinatown już dawno nie spało. Weszła do pierwszej napotkanej piekarni i przy pomocy sprzedawczyni wybrała całą torbę wypieków. Nie miała zielonego pojęcia, co tak właściwie kupiła. Nie przejmowała się też uśmieszkiem kobiety, kiedy ta mierzyła spojrzeniem jej zmierzwione włosy i zdecydowanie męski podkoszulek. Mimo początkowej niechęci w końcu udało się jej przekonać kobietę, by ta pozwoliła jej zapłacić kartą. Wychodząc dzień wcześniej do klubu nie sądziła, że będzie jej potrzebna gotówka.
Mimo lekkiej pokusy, żeby jeszcze trochę pobuszować po dzielnicy skierowała kroki w stronę mieszkania Liana. Nie chciała, żeby obudził się i pomyślał, że zostawiła go bez słowa pożegnania.
Najciszej jak tylko umiała otworzyła drzwi, które wcześniej za sobą zakluczyła, i wślizgnęła się do środka.
I.
Weszła do mieszkania i pospiesznie zsunęła buty. Nie bardzo wiedząc co ma zrobić i licząc na to, że Lian nie będzie miał jej tego za złe, przestąpiła kilka kroków i weszła do jego kuchni.
OdpowiedzUsuńPodawanie śniadania w papierowej torebce to było coś, za co z domu Jonesów można było zostać wyrzuconym za drzwi i wypisanym z testamentu. Poza tym, chciała się postarać. Zależało jej na tym, żeby te ostatnie chwile spędzone razem były dobre. Idealne wręcz. Nie miała przecież pewności, że nastaną kolejne. Nawet te zdawały się być wykradzione. Może chłopak obudzi się i będzie zły, że nadal jest w jego domu, na dodatek w jego koszulce i grzebie mu po szafkach?
Miała szczęście, bo już przy pierwszej próbie natrafiła na talerze. Wzięła jeden duży i dwa mniejsze a następnie postawiła je na blacie i zaczęła wypakowywać zakupione wcześniej wypieki. Nie miała pojęcia, co tak naprawdę kupiła. Liczyła tylko na to, że będzie smaczne.
Uśmiechnęła się, słysząc jego komentarz. Była tak pogrążona w myślach że nawet nie zauważyła, kiedy wstał.
Wyglądał idealnie w krótkich dresowych spodniach, gołą klatką piersiową i rozczochranych włosach. Młodo i beztrosko. Całkowicie na miejscu.
Z wdzięcznością przyjęła pocałunek w policzek. Wzięła go za znak, że jednak nie był zły, iż została.
- Nadzwyczaj dobrze, dziękuje - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Już dawno nie spędziła całej nocy w ciepłym łóżku, nie wspominając już o męskich objęciach. A w objęciach Liana spało jej się wyjątkowo dobrze.
- Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe - powiedziała, łapiąc za brzeg jego koszulki.
- No i oczywiście grzebania ci w mieszkaniu. Słyszałam, że piekarnie w Chinatown nie mają sobie równych a jeszcze nie miałam okazji spróbować, więc… - zatrzymała się wpół słowa, zdając sobie sprawę, że plecie jak najęta.
- Mogę też sobie pójść, jeśli wolisz być teraz sam - dodała.
India nie miała przecież pojęcia, co w poranki zazwyczaj robił Lian. Może przeszkadzała mu w czymś ważnym? Albo po prostu nie miał już ochoty na jej towarzystwo. Było miło, a nawet więcej niż miło, ale się skończyło. Jej romantyczna, szalona przygoda z księciem z bajki dobiegała właśnie końca i niewiele mogła na to poradzić.
I.
Z entuzjazmem pokiwała głową na jego propozycję przygotowania kawy. Sama nie była na tyle śmiała, żeby zrobić w jego kuchni coś więcej niż tylko znalezienie talerzy. Poza tym, miło było otrzymać kubek pełen pysznej, parującej kawy, której nie trzeba było zrobić samemu sobie. Tego chyba najbardziej brakowało jej w samotnym życiu. Kogoś, z kim mogłaby umilać sobie codzienność. Jedno zrobiłoby kawę podczas gdy drugie akurat wyskoczyło do piekarni po świeże bułki. Kogoś, przy kim mogłaby zasypiać i przy kim się budzić. Do kogo wracać po ciężkim dniu w pracy do domu.
OdpowiedzUsuńPróbowała zapamiętać nazwy, które wymieniał. Trochę zazdrościła mu podwójnej kultury. Jego życie zdawało się być barwne, pełne pasji i przyjemnych rzeczy. Miał swoje marzenie, swoje mieszkanie w tętniącej życiem dzielnicy, ulubione knajpy. Gdzieś przynależał. Ona natomiast miała drogą przechowalnię ubrań, w której stało łóżko, jadła akurat co, co wpadło jej w ręce albo co zamówiła matka na lunche, brunche, przyjęcia i rozliczne kolacje, które urządzała, a na których India musiała się pojawiać. Zresztą i tak nie miała niczego lepszego do roboty a łatwiej było jej zaspokajać wymogi apodyktycznej matki niż radzić sobie z jej gniewem. I tak zostawało jej mnóstwo czasu dla samej siebie. Czasu, który zapełniała nic nie znaczącymi zajęciami, czasami nic nie znaczącymi osobami. Jej życie, oprócz pracy, nie miało większego sensu. Czas po prostu płynął.
- Nigdzie mi się nie spieszy - powiedziała z uśmiechem. Uradował ją fakt, że chciał, by została.
- No i lubię każde jedzenie, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Złapała jedną z kuleczek sezamowych i również włożyła do ust. Była świeża i smaczna, choć ciężko było jej wyłapać, jakie nuty tak naprawdę poczuła na języku. Nie miała jednak wątpliwości, że kupienie ich to był dobry wybór.
- Co takiego masz na myśli? - spytała, lekko unosząc brew. Starała się zachować kamienną twarz pomimo chęci uśmiechnięcia się do niego i jego łobuzerskiego błysku w oku.
Skłamałaby twierdząc, że dreszcz ekscytacji nie przebiegł jej po plecach.
I.
Fabian dobrze wiedział, że to wcale nie jest taki drobiazg. Zdawał sobie sprawę, że wejście w ten świat nie musi należeć do najprzyjemniejszych rzeczy, a nie chciał, aby Lian czuł się do czegokolwiek zmuszony, choć zapewne, gdyby tak było to w ogóle nie zdecydowałby się na to, aby z nim pojechać. Blask fleszy, paparazzi, ciągłe przekrzykiwanie się i próby złapania najlepszego zdjęcia nie były dla każdego i Fabian cholernie doceniał to, że Meyer będzie u jego boku. Potrzebował kogoś, na kogo mógłby liczyć bez względu na wszystko i był odpowiednią osobą, której mógłby to nawet zaproponować. Choć zapewne w swoim telefonie miał zapisane numery do dziewczyn, które obracały się w tych kręgach od urodzenia, wiedziały co powiedzieć, w jaki sposób się uśmiechnąć, ale dziś nie zależało mu na tym, aby przykuwać uwagę dziewczyną, z którą nic go nie łączyło. To był wieczór jego matki, który miał pójść zgodnie z planem. Nie potrzebowali dziś plotek o tym, że Fabian przygruchał sobie nową panienkę i być może to będzie ta jedyna.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się pod nosem.
— Właściwie to niewiele o niej wiem. Nazywa się Sierra i jest… elastyczna — zaśmiał się — wiesz, szybkie numerki raczej nie są w swoim stylu. Chyba mogę na palcach zliczyć, ile faktycznie takich było, ale coś zaiskrzyło. Nie wiem, czy to było chwilowe, czy ją jeszcze później zobaczę. Nawet nie byłem pijany, wypiłem może jednego drinka, który był lekki. I jestem czysty, nic nie biorę, więc nie ma mowy o tym, że byłem zaćmiony czymkolwiek — wyjaśnił. Fabian nie był z tych, którzy szukali okazji po kątach. Tamto spotkanie w barze było przypadkowe, elektryzujące i musiał przyznać, że miał nadzieję na następne. — Rozpoznałem ją, jak siedziała z koleżankami. Zaczęliśmy rozmawiać, a potem od słowa do słowa jakoś samo już poszło i nawet nie wiem, w którym momencie poszliśmy do łazienki — dodał. Może nawet był nieco zawstydzony? Takie rzeczy mu się nie przydarzały i to nie dlatego, że nie miał powodzenia u płci pięknej, a po prostu nie chciał być kojarzony jako ten, który wykorzystuje i porzuca po chwili. Jeśli do czegoś miało już dojść chciał mieć jakiekolwiek powiązanie z tą osobą. Tym razem było jednak zupełnie inaczej i musiał przyznać, że było to zaskakująco przyjemne uczucie. I jeśli miał je powtórzyć to z chęcią, ale z tą konkretną osobą. Miał swoje podejrzenia, że z kimś innym już mogłoby nie wyjść tak… ciekawie.
— Och, czyli nie tylko ja w ostatnim czasie dobrze się bawię — zaśmiał się — twoja kolej na zwierzanie się.
Gdy tylko znaleźli się w samochodzie, Fabian otworzył skrytkę przed fotelami i wyjął z niej butelkę szampana. Kieliszki bez problemu również się znalazły.
— Chwilę nam zajmie zanim dojedziemy. Możemy obgadać twoją pannę przy kieliszku szampana, bo to panna, prawda? — dopytał. Tak dla pewności, nic mu do tego kto z kim sypiał i w jakiem kombinacji. Wszystko w końcu było dla ludzi.
Fabian
Zaśmiała się na jego uwagę.
OdpowiedzUsuń- Lianie, ja jestem prostą kobietą. Wystarczy mi kawa i kanapka o statusie lepszym niż wątpliwej świeżości
Przyjęła więc kubek, który jej podawał, mając nadzieję, że zrozumiał jej zawoalowaną aluzję.
Albo może i nie. Nadal miała wrażenie, że ma mętlik w głowie. A na pewno nie pomagały jej w myśleniu jego usta na jej uchu i widok jego nagiej skóry. Doskonale pamiętała, jak dobrze było czuć ją pod palcami i jak wspaniale smakował…
Upiła łyk kawy, pragnąc jakoś zakryć zakłopotanie. Była święcie przekonana, że jej policzki spłonęły rumieńcem. Dobrze, że stał akurat tyłem do niej, majstrując coś przy ekspresie. Nie musiała czuć się zażenowana, że po raz kolejny gapi się na niego jak na coś do zjedzenia.
Chyba nie o taki żołądek mu chodziło
- Nie mam - powiedziała, wpatrując się w smoka na jego plecach. - Cię dość - doprecyzowała, aby na pewno zrozumiał. W tamtym momencie była wręcz przerażona, jak bardzo nie ma go dość . Na skali od zera do dziesięciu tak w okolicy minus trzech.
Żeby zająć czymś myśli a nie tylko gapić się na niego z otwartymi ustami jak wariatka złapała w palce kolejną bułeczkę. Shao… coś tam. Niewiele myśląc, odgryzła spory kawałek.
Dopiero kiedy poczuła pieczenie na języku przypomniała jej się jego uwaga.
Ostre
Wiedziała, że policzki na pewno ma teraz krwistoczerowne jak zawsze, kiedy jadła coś odrobinę bardziej czerwonego. Niech cholera weźmie wegetatywny układ nerwowy! Gryzła szybko po czym wzięła z kubka kilka dużych łyków kawy. Gorącej kawy.
- Ja pierdolę… - wydusiła. Kilka szybkich kroków i już znalazła się przy zlewie. Odkręciła wodę, wylała resztkę kawy i napełniła kubek pod kranem po czym szybko opróżniła zawartość.
I.
Miała ochotę spłonąć ze wstydu. Oceniając pieczenie w ustach i czerwień policzków była temu bliska.
OdpowiedzUsuńSpiorunowała go spojrzeniem znad kubka z wodą, choć tak naprawdę nie była zła. Czuła się zażenowana. Mogła się przecież spodziewać, że właśnie tak się to wszystko skończy. Że ta piękna, idealna, seksowna bajka nie będzie trwała długo. Nie sądziła jednak, że zakończy się to jej totalną kompromitacją. Co on teraz musiał o niej myśleć!? Nawet jeśli w nocy patrzył na nią tak jakby… Jakby była piękna i wyjątkowa to na pewno już tak nie sądził. Co mogło być pięknego w czerwonej babie żłopiącej jak głupia wodę z kranu? I na dodatek nie dopiła do końca kawy, którą dla niej przygotował. Bezceremonialnie wylała ją do zlewu.
- Poparzyłam język - powiedziała, zasłaniając usta dłonią, ponieważ mówiła z językiem pomiędzy otwartymi wargami, chroniąc go przed dalszymi urazami a nie chciała, żeby to widział. Dość już się popisała.
Oceniając na szybko obrażenia praktycznie nic się nie stało. Język piekł ją niemiłosiernie, lecz prawdopodobnie część bólu podsycana była ostrą przyprawą z bułeczki. Jeszcze kilka chwil i powinno być w miarę dobrze. Oczywiście, język przez najbliższe kilka dni będzie bardziej wrażliwy na jedzenie ale mogło skończyć się gorzej.
Jesteś pewna, że mogło?
Zasłoniła całą twarz dłońmi jak zażenowana pięciolatka. Zupełnie jakby fakt, że ona nie widziała teraz jego miał sprawić, że ona również zniknie z jego pola widzenia. Że zapomni, jaka z niej… India
Matka zawsze mówiła tak, kiedy Jones zrobiła cokolwiek nie tak, jakby sobie tego życzyła. Dlaczego musisz być taką… Indią? pytała z rozczarowaniem w oczach.
- Masz może lód? - spytała z dłońmi nadal przy twarzy.
I.
Fakt, że wprawiła go swoim zachowaniem w zakłopotanie sprawił, że poczuła się jeszcze gorzej. I to spojrzenie! Przecież chodziło jej tylko o ten komentarz z daniem numeru! Oczywiście, że chciała dać mu swój numer, jak mógł nawet żartować, że było inaczej ?! Nie sądziła jednak, że po tym wszystkim on nadal będzie go chciał.
OdpowiedzUsuńPrzyjęła od niego formę z lodem, wyciągnęła jedną kostkę i włożyła sobie do ust. Na początku uczucie było nieprzyjemne, bolesne wręcz, jednak po chwili zaczęła odczuwać ulgę.
Cały czas posyłała Lianowi przepraszające spojrzenia a gdy tylko kostka rozpuściła się na tyle, że była ją w stanie pogryźć i połknąć, zrobiła to szybko.
- To ja przepraszam. Zrobiłam z siebie idiotkę. I to do tego dramatyczną. Oczywiście, że chce dać ci swój numer. Co to w ogóle za pytanie? I nie przepraszaj. Jestem głuptasem. Właściwie to kretynką, ale twoje stwierdzenie jest znacznie milsze… - wyrzucała z siebie słowa, nie bardzo zwracając uwagę na pieczenie języka. Zrobiła ogromne zamieszanie i teraz zamierzała to naprawić. Nawet jeśli oznaczało to, że swoją szczerością pogrąży się jeszcze bardziej. Tyle że w swoim długim krótkim życiu India nauczyła się nie zostawiać słów niewypowiedzianych. Żal po fakcie był znacznie większy niż wstyd i zażenowanie w trakcie ich wypowiadania.
- Jestem czerwona jak burak, wylałam pół kawy, którą mi zrobiłeś, właśnie wypiłam chyba pięć litrów wody z twojego kranu i do tego zachowuję się jak wariatka. Nie będę miała ci za złe, jeśli zmieniłeś zdanie i już nie chcesz mojego numeru.
Czy dziwiłaby się, gdyby zmienił zdanie? Zupełnie nie. Czy byłoby jej niesamowicie przykro? Oczywiście, że tak
- Chciałam, żebyśmy spędzili miło poranek a wyszła katastrofa - powiedziała, po raz kolejny przyciągając dłonie do twarzy.
I.
Mimo iż starała się to dobrze maskować, od lat ciężko jej było budować nowe relacje i w nich funkcjonować. Zbyt wiele razy się sparzyła. Zbyt wiele razy obserwowała, jak ludzie, na których jej zależało, odwracali się do niej plecami i odchodzili. Stała się przewrażliwiona. Każdy, nawet najmniejszy błąd odbierała jako katastrofę, każdą swoją niedoskonałość traktowała jak sztylet, którym można było przebić jej serce. Odsuwała się więc, specjalnie wybierając samotność. Gorzej było w momentach, kiedy zaczynało jej zależeć. A wtedy, stojąc w jego małej kuchni, mimo tego, że dopiero co się poznali, zdała sobie sprawę, że już jej zależało. Prawdopodobnie znacznie bardziej, niż powinno.
OdpowiedzUsuńChodziła kiedyś do terapeutki, która nazywała podobne zjawisko samospełniającą się przepowiednią. Jeśli od początku nastawi się źle, założy, że wszystko weźmie w łeb to prawdopodobnie tak właśnie się skończy. Tyle że nie będzie wtedy zaskoczona. Przecież właśnie tego się spodziewała.
Nie była do końca przekonana, jednak pokiwała głową na jego propozycję.
Załóż, że jeśli ktoś otwarcie nie powiedział ci, że ma z tobą problem, to znaczy, że go nie ma rozbrzmiał jej w głowie głos terapeutki.
- Jeśli imponuje ci kilka kupionych bułeczek to poczekaj tylko, aż zaserwuję ci moje popisowe naleśniki - powiedziała, uśmiechając się nieśmiało. Na nowo przełamując lody.
Zarzuciła mu ręce na szyję, palce znów wplatając we włosy na karku.
- Zapiszę ci go potem w komórce. Nazwiemy kontakt “wariatka z klubu”.
Nawet nie przypuszczała, że tak łatwo będzie jej przystać na jego propozycję. Owszem, nadal czuła się zażenowana. Zbłaźniła się przed nim przecież. Tyle że Lian przyjął to z takim spokojem i opanowaniem. Właściwie, mogła się tego spodziewać. Był przecież, a przynajmniej w przekonaniu Indii, ideałem. Zdawał się posiadać wszystkie te cechy, których jej brakowało. Czy mogli więc udawać, że ostatnie kilka minut wcale się nie wydarzyło? Bardzo by tego chciała.
Zadarła lekko głowę i spojrzała mu w oczy.
- Przy takich urazach zalecana jest wczesna rehabilitacja - powiedziała z powagą.
- Delikatne ćwiczenia. To moja oficjalna, lekarska opinia.
I.
Delikatnie dotykała wargami jego ust, składając na nich lekkie, słodkie pocałunki. Było to coś zupełnie innego po żarliwych doznaniach zeszłej nocy. Wówczas pochłaniali siebie nawzajem. Teraz przypominało to bardziej coś czystego i niewinnego. Jakby dopiero co się poznawali, co zresztą nie mijało się z prawdą. Intensywnie zaczęli znajomość, jednak India niczego by nie zmieniła. Nie przeszkadzała jej zamiana kolejności. Na wszystko znajdzie się czas. Zresztą, powątpiewała, by którekolwiek z nich myślało wczoraj, że tak to się wszystko skończy.
OdpowiedzUsuń- Moim zdaniem masz wręcz idealną temperaturę. Od razu mi lepiej - wymruczała mu w usta.
Na szczęście urazy jamy ustnej miały to do siebie, że goiły się niesamowicie szybko. Poza tym, nic takiego jej się przecież nie stało. To było tylko niewielkie poparzenie. Zrobiła więcej afery niż to było potrzebne. A nawet jeśli miałaby poparzenia trzeciego stopnia wątpiła, że powstrzymałoby ją to od całowania Liana. Na pewno nie wtedy.
Przysunęła się do niego bliżej, znów napierając ciałem na jego klatkę piersiową. Przez myśl przebiegło jej, że pewnie cała przesycona jest jego zapachem. I była niesamowicie zadowolona z tego powodu. Na tyle, że rozważała nie brania prysznica tego dnia. Przez najbliższy tydzień. Już nigdy.
- Musisz zjeść - powiedziała bez większego przekonania, odrywając się na chwilę od jego ust.
- Co prawda zazwyczaj zajmuję się znacznie mniejszymi mężczyznami, ale zasada jest chyba ta sama.
Czasami ciężko było wyłączyć w sobie lekarskie instynkty. Chociaż przy Lianie były one bardziej… opiekuńcze. Nie traktowała go jak pacjenta. Bardziej jako… kogoś, na kim jej zależało w zupełnie inny sposób. Sposób, w którym już dawno o nikim nie myślała.
I.
Niechętnie wypuściła go z ramion, kiedy poszedł otworzyć okno. Miała wrażenie, że powoli kończy im się czas. Właściwie, to nie tylko wrażenie, a pewność. Nie mogła przecież siedzieć w jego mieszkaniu w nieskończoność. Oboje mieli życia, do których musieli wrócić, choć India była przekonana, że Lian tęskni za swoim znacznie bardziej niż ona.
OdpowiedzUsuńSięgnęła po bułeczkę, która według niego miała najbardziej przypominać te standardowe. Pikantne i ryżowe kulki zostawiła Lianowi. Urywała po kawałku pieczywa po czym niespiesznie wkładała je do ust. Język piekł ją już tylko odrobinę. Prawdopodobnie do następnego dnia całkowicie zapomni o sprawie.
- Pracuję na oddziale pediatrycznym i w poradni genetycznej - powiedziała, nawiązując do jego wcześniejszego pytania. Skoro i tak już wiedział, czym się zajmowała, mogła zdradzić mu więcej szczegółów ze swojego lekarskiego życia - Tak więc mało seksownie - zaśmiała się, poruszając zaczepnie brwiami.
- Od jesieni chyba zacznę doktorat. Z mukowiscydozy - mówiąc, wpatrywała się raczej w bułeczkę, którą zgniatała w palcach, niż w niego. Myślenie o pracy uświadomiło Indii, że ich wspólna przygoda właśnie się kończyła. Następnego dnia musiała wrócić do szpitala, zająć się dokumentami do przewodu doktorskiego, powrócić na salony Upper East Side. Sama przebiła tę idealną bańkę, którą udało im się stworzyć. Nie myślała o pracy jakieś… osiem, dziewięć godzin. Dobry wynik, prawdopodobnie nowy rekord.
Nagle rozdzwonił się jej telefon i India już dobrze wiedziała, że oto nadszedł koniec.
Wygrzebała aparat z tylnej kieszeni spodni, spojrzała na wyświetlacz a potem z westchnieniem odebrała połączenie. Wewnętrzny numer ze szpitala.
- Jones przy telefonie - powiedziała, patrząc na Liana przepraszająco.
- Doktor Jones, wiem, że ma pani dziś wolne… - zaczęła kobieta a dziewczyna wiedziała już, co się święci.
- Na którą? - spytała szybko, darując im obu przeciągania rozmowy. Co za różnica, kogo miała zastąpić i dlaczego?
- Jak najszybciej, jeśli to możliwe. Mamy kilkoro dzieci z infekcją rotawirusową…
- Już jadę - powiedziała, po czym szybko się rozłączyła.
- Przepraszam, dzwonili z pracy. Jednak będę musiała dzisiaj pomóc - przetarła twarz dłonią. Zastanawiała się, czy w ogóle ma jeszcze w szafce jakieś czyste scrubsy, czy też będzie musiała zadowolić się tymi sztucznymi z automatu w szatni.
Wyszła na korytarz, żeby zgarnąć z niego swój top i kurtkę. Nie były to co prawda najbardziej reprezentatywne ubrania do pracy jednak musiały wystarczyć. Przebierze się, jak już będzie na miejscu.
I.
Rozkoszowała się tym ostatnim pocałunkiem, przeciągając go jak tylko mogła. Ciężko jej było wychodzić. Znalazła miejsce, w którym czuła się dobrze, na chwile zapominając, kim tak naprawdę jest. I to było chyba najbardziej zdradzieckie. Bo nie ważne, jak wspaniale czuła się w mieszkaniu Liana, w jego ramionach, łóżku, to nie było na zawsze. Nic nigdy nie było.
OdpowiedzUsuń- Daj mi swój telefon - powiedziała, uśmiechając się na jego uwagę. Nie był oryginalny, jeśli chodzi o to jakże zabawne przezwisko, jednak w jego ustach brzmiało ono znacznie lepiej. Czulej.
Gdy on poszedł po aparat India szybko przeciągnęła przez głowę jego koszulkę i założyła swój wycięty top. Jeszcze chyba nigdy nie szła do pracy bez stanika i po upojnej nocy w czyimś łóżku, jednak zawsze przecież musiał być ten pierwszy raz.
Do momentu, kiedy wrócił, była już całkowicie ubrana i gotowa do wyjścia.
- Dziękuję za użyczenie - wręczyła mu koszulkę w zamianę za telefon. Szybkimi ruchami palców wklepała swój numer i zgodnie z zapowiedzią ustawiła nazwę kontaktu jako wariatka z klubu po czym mu go oddała.
- I dziękuję za… właściwie wszystko - posłała mu łobuzerski uśmieszek. Raz jeszcze zarzuciła mu ręce na szyję, co chyba stało się jej ulubioną formą przytulenia i skradła mu jeszcze jeden, ostatni pocałunek.
- Mam nadzieję, że wykorzystasz mój numer. Jeśli nie, możesz zacząć się bać. Wiem gdzie mieszkasz.
Odsunęła się od niego, świadoma iż jeżeli nie zrobi tego od razu, prawdopodobnie nigdy nie uda jej się wyjść z jego mieszkania. Posłała mu więc całusa, pomachała nieśmiało i zniknęła za drzwiami.
I.
Pokręciła w zaprzeczeniu głową. Czułaby się bardziej niekomfortowo z wiedzą, że Lian pałęta się po Nowym Jorku w poszukiwaniu ślusarza albo miejsca do spania, niż dając mu nocować u siebie. Innego dnia pewnie byłaby innego przekonania i nastawienia, ale wszystko złożyło się idealnie, aby otworzyła przed nim drzwi swojego śmiesznie przestrzennego mieszkania, które w wielu kątach biło snobstwem jej rodziny. Nie miała czasu, chęci, ani pomysłu na zastąpienie
OdpowiedzUsuń— Poradzimy sobie — stwierdziła z pewnością i upewniła się, czy zamknęła za nimi drzwi — A chrapanie… zastąpi mi conocny biały szum — zażartowała, acz zdarzało jej się włączać deszcz jako odgłosy w tle, kiedy naprawdę miała problemy z zaśnięciem. A jak chodziło o wiercenie, to równie dobrze mogła pójść i spać na kanapie, gdyby skończyła z ciosem w żebra, czy dostałaby po łydkach.
Wprowadziła go w głąb, skutecznie ignorując wywieszone ozdoby, które gryzły się z ikeowskimi meblami, które samodzielnie skręcała w pierwszym tygodniu wprowadzania się. Odłożyła torbę z klubu przy drzwiach do łazienki, aby nie zapomnieć o wrzuceniu ubrań ze środka do prania
— Dzięki — odezwała się niemrawo na komentarz co do apartamentu, choć nawet nie miała za co. Nie przypisywała tego mieszkania do swojej osoby, odbierała je jedynie jako miejsce, gdzie może na spokojnie spać i jeść. Nie miała tutaj żadnych, ważnych wspomnień, cennych pamiątek i innych pierdół. Służyło ono jako nieustanne przypomnienie, że dalej musi polegać na kieszeni ojca, aby wyżyć w mieście pędzącym, jak Nowy Jork.
— W pełni sama. Teoretycznie kanapa się rozkłada i miejsca jest spokojnie na przynajmniej dwie osoby, ale no… nie mam z kim go dzielić — Taka była prawda. Raz na jakiś czas mogła je udostępnić dziewczynom z klubu, kiedy była nagła potrzeba, ale nikt nie potrzebował go na dłużej. Ojciec też zapewne nie byłby skory, aby ktoś dokładał się do wydatków i wprowadził zamieszanie w ich niewypowiedzianym układzie.
— Wody? Może herbaty na dobry sen? — zaproponowała przed przelotnym wejściem do łazienki, gdzie przygotowała nową szczoteczkę - miała kilka sztuk w razie sytuacji awaryjnej - i ręcznik.
Joo
Dość szybko dotarła z mieszkania Liana do szpitala. Podróż umilały jej wspomnienia minionej nocy. Nawet płacąc taksówkarzowi za przejazd śmiała się do siebie pod nosem. Mimo że była pewna swojej trzeźwości, wypiła raptem kilka drinków wiele godzin wcześniej, czuła się jak pod wpływem. Rozchichotana, z lekką głową i mrowiącą skórą.
OdpowiedzUsuńSzybko weszła do szatni i spojrzała na siebie w lustrze. Usta miała opuchnięte od pocałunków, włosy w nieładzie a oczy błyszczały ekscytacją. Złapała szczotkę z szafki, szybkimi ruchami ogarnęła bałagan na głowie, zbierając włosy w koński ogon. Umyła twarz i zęby po czym przebrała się w czysty komplet scrubsów, których na szczęście miała jeszcze kilka w szafce. Na prysznic nie miała już czasu. Poza tym, chciała utrzymać na sobie zapach Liana jeszcze chwilę dłużej.
Gdy jej telefon zawibrował a na ekranie pojawił się nieznajomy numer, serce zabiło dziewczynie z ekscytacji.
Napisał
Z uśmiechem szerszym niż wcześniej i przyciskając telefon do piersi ruszyła na spotkanie pacjentom.
Wieczorem, padnięta po całym dniu użerania się z epidemią grypy żołądkowej, i aż nazbyt boleśnie świadoma pustki we własnym mieszkaniu, postanowiła, że spędzi tę noc w szpitalu. Zresztą, nie chciało jej się pokonywać całej tej trasy, która dzieliła ją od domu, tylko po to, by za kilka godzin zrobić to ponownie. Wzięła więc gorący prysznic a następnie położyła się w jednej z dyżurek położonych bardziej na uboczu.
Mimo wielkiego zmęczenia przez dłuższy czas nie mogła zasnąć. Rozpamiętywała każdy najdrobniejszy moment minionej nocy, wspominała smak jego pocałunków, silne dłonie na swoim ciele…
India, choć może było to bardzo głupie z jej strony, miała wielką nadzieję, że jej pierwsze spotkanie z Lianem nie będzie zarazem ostatnim.
Następnego dnia już od samego rana przyjmowała pacjentów na izbie przyjęć. Przeziębienia, grypy, biegunki i wymioty, cały repertuar. Mimo tego, że w Nowym Jorku był środek lata wirusowe epidemie wśród najmłodszych toczyły się w najlepsze. Zresztą, jak co roku. Ten, który twierdził, że choruje się tylko zimą kłamał. Najgorsze infekcje są zawsze latem.
Wychodziła akurat z gabinetu na krótką przerwę, korzystając z faktu, że udało jej się obrobić praktycznie wszystkich pacjentów, którzy zgromadzili się od rana, kiedy usłyszała krzyki. W sumie, po takim czasie powinna już się była przyzwyczaić. W szpitalu wiecznie ktoś krzyczał. Z bólu, złości, frustracji. Czasami były to pijackie pokrzykiwania i właśnie na takie brzmiały te, które wtedy usłyszała. Pozostając w bezpiecznej odległości przesunęła się na tyle, by widzieć biurko recepcji i zamarła.
Krzyczącemu mężyżnie, który wyglądał na nieźle poobijanego towarzyszył Lian. A przynajmniej tak jej się zdawało. Mogła mieć już zwidy. Pracowała przecież tak długo. Możliwe, że zmęczony mózg podsuwał jej obrazy, które chciała zobaczyć.
I.
OdpowiedzUsuńPrzyglądała im się kilka dobrych minut, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że to naprawdę Lian a nie wytwory jej zmęczonego, wygłodniałego jego ciała mózgu.
To na pewno był on. Jego tatuaże, postawa, promieniujący z ciała spokój. Choć w tamtym momencie było go znacznie mniej, niż widziała ostatnim razem. Był sfrustrowany, przestraszony. Trzymał starszego mężczyznę, ewidentnie pod wpływem, i z zażenowaniem wodził wzrokiem po pomieszczeniu, jakby chciał zniknąć.
India myślała, że na ten widok pęknie jej serce.
Nie znała Liana dobrze. Ba, nie znała go praktycznie w ogóle, jednak ten krótki czas, który razem spędzili, sprawił, że zakorzenił się w jej myślach na dobre. Zaczęło jej na nim zależeć, nawet jeśli w głębi ducha wiedziała, że tak naprawdę nigdy nie będzie mogła go mieć. Że jak tylko dowie się, kim ona jest tak naprawdę już nigdy nie spojrzy w jej stronę.
Doskonale zdała sobie sprawę z momentu, w którym ją zobaczył. Stała w końcu totalnie na widoku, gapiąc się na niego. Możliwe, że powinna była odejść, zapewnić mu prywatność, której tak bardzo w tamtym momencie potrzebował. Był w końcu w szpitalu, i nawet jeśli to nie on był ranny, Jones doskonale wiedziała, z czym to się wiąże. Nie potrafiła jednak odejść. Stała ze stopami wbitymi w ziemię zupełnie jakby były zamurowane.
Bolało, kiedy uciekł od niej spojrzeniem. Przez chwilę myślała nawet, żeby dać mu spokój. Odejść i zająć się własnymi sprawami. Tyle że gdy tak siedział, z łokciami na kolanach i przygarbionymi plecami, nie mogła tego zrobić. Całe jej ciało krzyczało, żeby podeszła bliżej, pocieszyła go jakoś. Tyle że India nie była zbyt dobra w słowach otuchy. Podeszła więc najpierw do stojącego nieopodal automatu, zamówiła w nim dwie gorące czekolady, a kiedy już miała parujące kubeczki w dłoniach ruszyła do Liana.
Cicho opadła na krzesło stojące tuż obok niego i wyciągnęła kakao w jego stronę.
- Cześć - powiedziała nieśmiało. Chciała go dotknąć. Przytulić, spleść palce z jego palcami. Tyle że nie wiedziała, czy on by sobie tego życzył. Nie byli w końcu w jego mieszkaniu, ich przygoda zakończyła się wczoraj a ona wtargnęła w jego bardzo prywatną strefę.
I.
Patrząc wtedy na Liana przypomniała sobie, dlaczego wiele miesięcy temu postanowiła przestać się angażować. Kiedy na kimś jej zależało India stawała się kłębkiem emocji. Czuła za dużo i zbyt intensywnie. Przyglądając mu się, jego zmieszaniu, smutkowi, który zdawał się promieniować z jego ciała miała wrażenie, jakby ktoś dźgał ją w pierś. Chciała ukoić jego ból. Sprawić, żeby to wszystko, co sprawiało mu przykrość, zniknęło. Zamknąć go w bańce, tak jak on ją poprzedniej nocy, i chronić przed światem.
OdpowiedzUsuń- Och, Lian… Zupełnie się tym nie przejmuj - powiedziała i nie mogąc się powstrzymać, oplotła palcami jego nadgarstek. - To nie jest twoja wina.
Nie wiedziała, kim dokładnie był ten mężczyzna, jednak po reakcjach towarzysza stwierdziła, że na pewno kimś bliskim. Skoro czuł się odpowiedzialny za jego zachowanie nie mogło być inaczej. Zresztą, i tak nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Nikt nie wybiera rodziny, w której przychodzi na świat. Nikt nie powinien być sądzony za grzechy przodków. Ona sama nie była swoim ojcem ani swoją matką. Nie miała nic wspólnego z ich decyzjami ani tym, jakimi ludźmi byli.
Postawiła swój kubeczek pomiędzy nogami a drugą dłoń położyła na karku Liana. Gładziła go delikatnie palcami, wlewając w ten dotyk tak wiele czułości, jak tylko zdołała.
- Mam iść sprawdzić, co tam się dzieje? Potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy? Powiedz mi, co mogę zrobić - mówiła spokojnie, przekonująco. Trochę jak do przestraszonego dziecka. Miała doświadczenie w pomaganiu dzieciom. W pomaganiu kochankom znacznie mniejsze.
Zrobię wszystko
I.
Słuchała go, nie zadając żadnych dodatkowych pytań. Nie przestawała gładzić go po karku i czekała. Na to, co będzie jej w stanie powiedzieć. Nie chciała wyciągać od niego niczego więcej. Mimo że można ją było nazwać ciekawską, India doskonale wiedziała, gdzie leżała granica. Były tematy, w których nawet ona zadowala się niewiedzą.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz się tym przejmować. Jestem przyzwyczajona - powiedziała tylko spokojnie, zgodnie z prawdą. Gdyby brała do siebie wszystko, czego nasłuchała się przez lata od pijanych,zestresowanych albo cierpiących pacjentów prawdopodobnie nigdy nie wyszłaby już z domu. Nie dbała o to. Chciała jedynie pomóc Lianowi. Potrącenie przez samochód mogło być jedynie drobnym urazem ale mogło też skończyć się na krwotoku wewnętrznym. Zazwyczaj stan upojenia alkoholowego działał w takich sytuacjach na korzyść poszkodowanego. Jones miała nadzieję, że będzie tak i tym razem.
- Za chwilę wracam - pocałowała go szybko w ramię i wstała, kierując swoje kroki do rejestracji. Uśmiechnęła się do pracującej tamtego dnia rejestratorki. Znały się już od dawna, choć India nie wiedziała, czy mogłaby nazwać ją koleżanką.
- Dzień dobry. Chciałam tylko powiedzieć, że ten pacjent, którego właśnie przyjęliście - wskazała palcem na drzwi, za którymi zniknął ojciec Liana. Niestety, nie wiedziała jak miał na nazwisko, z czego właśnie zdała sobie sprawę. - Bardzo chciałabym, żeby został potraktowany według naszej polityki bliskich - powiedziała, patrząc na nią znacząco. Rejestratorka uśmiechnęła się, patrząc na nią znad szkieł okularów.
- Przystojny - powiedziała, patrząc na Jones z rozbawieniem w oczach.
- Zajęty - odpowiedziała, również lekkim tonem, choć nie było jej do śmiechu. Właściwie to skłamała. Nie był zajęty. Na pewno nie przez nią. Tłumaczyła sobie jednak, że przecież w innym przypadku nie spełniłaby jej prośby.
Istniał dobry zwyczaj, z którego korzystano i w tym szpitalu, który głosił, że bliskich lekarza należy leczyć za darmo. W dużym skrócie. Oczywiście, będą nadal musieli zapłacić za zastosowane leki i inny ekwipunek medyczny jednak wszelkiego rodzaju opieka medyczna miała być darmowa. Mogła też po prostu uregulować rachunek, miała aż nazbyt dużo pieniędzy. Czasami jej się to zdarzało. Czuła jednak, że Lian mógłby nie przyjąć tego zbyt dobrze z różnych względów. Dopiero co się poznali. Poza tym, mężczyźni mieli swoją dumę i ona to szanowała. Nie chciała, żeby czuł się wobec niej zobowiązany. Nie wróżyłoby to dobrze jakiejkolwiek relacji, która ich czekała. Jeśli ich czekała.
Wróciła do niego i znów przysiadła na krześle obok.
- Na razie ciężko określić, ile wyniesie rachunek. Cały czas go badają. Nie wiadomo jeszcze, czego będzie wymagał - odpowiedziała zgodnie z prawdą i własną wiedzą.
- Mamy też ratalny system spłaty. Nie musisz się tym teraz przejmować. Potrzebujesz czegoś? Czegokolwiek?
I.
Dobrze było go widzieć. Siedziała i wpatrywała się w niego, upewniając się, że był prawdziwy. Że nie wymyśliła go sobie dwa dni temu. Był tam, siedział na plastikowym krześle tuż obok. Istniał poza granicami swojego mieszkania i mimo tego, że było to strasznie egoistyczne i okrutne, zważywszy na okoliczności, India była szczęśliwa, że postanowił przyjechać akurat do tego szpitala, w którym pracowała. Poza tym, znaczyło to, że mogła mu jakoś pomóc. Przypilnować procesu diagnostycznego jego ojca, dodać samemu Lianowi otuchy.
OdpowiedzUsuń- Mam teraz wolne dopóki nie zjawi się kolejny pacjent. Dziś obstawiam izbę - powiedziała, sama upijając trochę ze swojego kubeczka.
- Wczoraj mieli braki kadrowe a znów mamy epidemię jelitówek u dzieciaków. Zresztą, zostałam na noc, więc od rana zdążyłam sobie z większością poradzić. Wszyscy są bezpieczni na oddziale a ja dziś przyjmuje nowych.
Nachyliła się nieznacznie do jego ręki, rozkoszując się tym delikatnym dotykiem. Mimo że byli w szpitalu, na samym środku izby przyjęć a ona mogła mu się wydawać obrzydliwa w lekarskich ciuchach. Przy przyjmowaniu pacjentów miała na sobie maseczkę, ręce myła mniej więcej co pięć minut i od wczoraj zdążyła przebrać się dwa razy po gorącym prysznicu, jednak zrozumiałaby, gdyby nie zdawała mu się atrakcyjna, szczególnie po wirusowych rewelacjach. Ona sama była już raczej niewzruszona, jednak wiedziała, jak na jej pracę reagowali ludzie. Matka zawsze upewniała się, że nie przychodziła do jej apartamentu w ciuchach, które choćby pięć minut przeleżały w szpitalu.
- Jeśli chcesz, możemy iść coś zjeść. Znam tu świetny lokal, nazywa się szpitalna stołówka - uśmiechnęła się do niego delikatnie, a jej brzuch zawtórował głośnym burknięciem. Rano miała tak dużo pracy, że nie zdążyła nic sobie kupić. Poprosiła jedynie pielęgniarkę o donoszenie kubeczków z kawą do gabinetu.
I.
Miło było spacerować w jego towarzystwie znajomymi korytarzami. Szli przez większość czasu w milczeniu, jednak to jej nie przeszkadzało. Wiedziała, że Lian prawdopodobnie potrzebuje trochę czasu na ułożenie sobie w głowie wszystkiego, z czym się aktualnie mierzył. To na pewno nie mogło być łatwe. Cieszyła się jednak, że zgodził się na jej towarzystwo pomimo tego. A to, że wybrał się z nią na obiad było tylko wisienką na torcie.
OdpowiedzUsuńGdy jego telefon zaczął wibrować odwróciła głowę na tyle, by zapewnić mu prywatność. Nie wiedziała przecież, kto do niego pisze. Nic jej nie był winien, na nic się nie umawiali. Znali się dopiero co, równie dobrze to mogła być jego dziewczyna. Choć zupełnie go o to nie podejrzewała, India nie była naiwna. Wiedziała, że takie rzeczy się zdarzają. Sama również sięgnęła po swój telefon i napisała szybką wiadomość do kolegów z Izby, prosząc by poinformowali ją, kiedy skończą badanie ojca Liana.
- Nie ma problemu. Będziemy wiedzieć, kiedy już będzie po wszystkim - powiedziała, sama wskazując na swój telefon po czym wrzuciła go do kieszeni fartucha, w której trzymała też pieczątkę, długopisy i inne szpargały.
- Aż tak widać, że jadam tu codziennie? - zaśmiała się, po czym ruszyła w stronę lady. Złapała dwie tacę, jedną z nich podała Lianowi i ustawiła się w kolejce.
- Zazwyczaj decyduję się na zupę, czasem kanapkę albo frytki. Mają też świetną lasagne, ale była w zeszłym tygodniu, więc na następny raz trzeba będzie trochę poczekać.
Gdy nadeszła jej kolej, zamówiła duży talerz frytek, porcję ulubionych surówek i dwa budynie, jeden czekoladowy a drugi śmietankowy. Definicja szpitalnego żarcia
- Połowa jest dla ciebie. Same rarytasy, będziesz mi wdzięczny - uśmiechnęła się, spoglądając na niego przez ramię.
Widziała, że personel im się przygląda. Zazwyczaj jadała sama, ewentualnie z koleżankami z oddziału. Było kilku mężczyzn w szpitalu, którzy proponowali jej wspólne posiłki, także poza jego murami, jednak India zawsze odmawiała. Od miesięcy jej romantyczne przygody kończyły się na jednonocnych akcjach, jeśli w ogóle się zdarzały. Nie bawiła się w randki czy kolacje a już na pewno nie z kolegami z pracy. Aż do Liana. Po raz pierwszy od bardzo dawna miała ochotę spędzić z kimś więcej czasu.
I.
— To propozycja, czy groźba? — parsknęła, acz dobrze zdawała sobie sprawę, że nawet gdyby taki pomysł szczerze został wypowiedziany, nie miał on szans na spełnienie. Były dnie, kiedy rozważała taki pomysł - raz nawet wyszła z nim do macochy, która natychmiast wyrzucała jej ten pomysł z głowy. “Myślisz, że ojciec by się zgodził? Znasz go, nie miałabyś dachu nad głową”. I nawet kiedy chciała powiedzieć, że przecież jest szansa, nadzieja, że wyraziłby zgodę, tak głęboko wiedziała, że kobieta miała rację.
OdpowiedzUsuń— Dba o Ciebie, żebyś nie zestarzał się samotnie — zaproponowała rozumowanie, acz za takimi słowami matki mogło kryć się wiele znaczeń, bliższych swojemu dziecku. Acz na pewno każde z nich słyszało taką kwestię przynajmniej jeden raz w swoim życiu. Nawet Mijoo, przy rozpoczynaniu kariery łyżwiarskiej. Jak widać, zasmakowała rodzinnego wychowania.
Odłożyła przygotowane przedmioty w łazience, z której zaraz wyszła i skierowała się do kuchni, aby przygotować im cokolwiek, co Lian by sobie zażyczył. Była oczywiście wdzięczna, że padło na herbatę. Dźwięk ekspresu zapowiadał się na bycie nadzwyczajnie irytującym, z kolei elektryczny czajnik zwykłym hałasem w tle. Więcej alkoholu również nie było im potrzebne, patrząc, że jutro też czeka praca
— No co ty. Jesteś moim gościem… ale możemy zrobić tak, że wstawię wodę, a ty zalejesz kubki… — zaproponowała nieco speszona, bo chciała być dobrym gospodarzem, jednak po jego słowach ciężar dnia dał o sobie znać i zdecydowanie wzięłaby ciepły prysznic. Grzebała chwilę w szufladach, aby znaleźć odpowiednią herbatę.
Włączyła do połowy wypełniony czajnik, wyjęła dwa kubki i wrzuciła do nich torebki z herbatą, która powinna mieć na nich kojące działanie. W międzyczasie związała włosy i zerknęła na czas wyświetlany na piekarniku. Było zaskakująco późno, jak na odbierane wrażenie, że niewiele zrobili. W końcu wyszli z klubu, zjedli i popili, a potem przybyli tutaj. Myślała, że zeszła im na to godzina, może półtorej, a jednak okazało się, że minęły przynajmniej dwie
— Postaram się szybko zebrać i wtedy łazienka będzie cała twoja — zapewniła go, podnosząc porzuconą torbę — Jest tam czysty ręcznik i szczoteczka. Piżamy niestety nie zaoferuję… — przyznała, acz nie zakładała, że Lian spodziewał się, żeby było inaczej. Gdyby miała męskie piżamy, jeszcze odpowiednie rozmiarem, w mieszkaniu, to teoria, że nie ma współlokatora, czy innego gościa w domu, zostałaby porządnie podważona.
Zamknęła chwilę później za sobą drzwi, wrzucając wszystkie ciuchy do kosza na brudy, a z siebie zdjęła to, co miała dotychczas ubrane. Jej piżama czekała równo złożona na jednej z zamontowanych półek, więc ze spokojem mogła wejść pod prysznic, gdzie po kilku sekundach jej plecy spotkały się z przyjemnie, gorącą wodą, która na nowo pozwoliła jej się zrelaksować i oddalić myślami gdzieś dalej. Musiała się otrząsnąć, nim wyszłoby, że spędzi tam za długo i zebrała się, aby umyć siebie, jak i swoje włosy. Osuszona ręcznikiem włożyła za duży t-shirt i piżamowe spodnie w kartę, które tworzyły jej tradycyjny strój do snu. Wykonała jeszcze rutynowe skincare, omijając dodatkowe kroki, aby nie zostawiać Lian’a zbyt długo w niezręcznej samotności i otoczeniu obcego mieszkania.
Joo
India zarumieniła się lekko, nieprzyzwyczajona do takiej uwagi w miejscu pracy.
OdpowiedzUsuńNie wiem, o co im chodzi. Zazwyczaj i tak jadam sama - powiedziała, również sięgając po frytki.
Wydawało jej się, że z dala od Izby Przyjęć stał się spokojniejszy. Wróciło to idealne opanowanie, które tak jej się w nim podobało. I coś w jego oczach, kiedy tak się jej przypatrywał siedząc na przeciwko. Widziała już to spojrzenie. W jego łóżku, kiedy był głęboko w niej.
Na wspomnienie ich wspólnej nocy to samo gorące uczucie, które towarzyszyło jej już wcześniej, rozlało się po ciele Indii a po kręgosłupie przeszedł jej przyjemny dreszcz.
Już miała odpowiadać, gdy nagle nachylił się ku niej i starł z jej ust resztkę sosu a potem bezwstydnie zlizał go z palca, cały czas patrząc jej prosto w oczy. Policzki dziewczyny zapłonęły a w jej podbrzuszu znów pojawiły się te cholerne skurcze, które nie pozwalały jej myśleć o niczym innym tylko chęci, by znów w nią wszedł.
Drań pomyślała, gdy jak gdyby nigdy nic powrócił do jedzenia.
Głośne chrząknięcie tuż przy ich stoliku sprowadziło ją na ziemię. Poprawiła się na krześle, oderwała wzrok od Liana i skierowała go na intruza.
- Doktorze Green - uśmiechnęła się wymuszenie.
Green był wysokim, całkiem przystojnym facetem koło trzydziestki, świeżo upieczonym specjalistą z kardiologii, złotym dzieckiem szpitala. Był też zadufanym w sobie bucem, który bez ustanku próbował zaprosić ją na randkę. Próbował już z kawą, lunchem, kolacją w najnowszej knajpie i teatrze. Na każdą z tych propozycji znajdywała jakąś wymówkę, licząc, że w końcu załapie aluzję i da jej spokój. Najwyraźniej się przeliczyła.
- India - odparł, jak zwykle próbując skrócić między nimi dystans. - To takie miłe z twojej strony, że dotrzymujesz towarzystwa pacjentom - dodał, patrząc krzywo na Liana.
- To nie jest…
- Zastanowiłaś już nad moją propozycją? - wszedł jej w słowo. - Mam bilety na premierę, trzeci rząd. Możemy potem wpaść do mnie, napić się wina - kontynuował, bezwstydnie pochylając się nad nią, dłoń kładąc tuż obok jej ręki.
- Nie daj się kolejny raz prosić.
Gdy nachylił się nad nią jeszcze bardziej, ona odchyliła się w drugą stronę, starając się być jak najdalej jego twarzy. Nigdy wcześniej nie zachowywał się wobec niej tak nachalnie. Jones podejrzewała, że miało to dużo wspólnego z jej towarzystwem. Green łypał na Liana i jego tatuaże z wyższością, która w Indii wywoływała jedynie złość.
I.
Była zła. Jakim prawem Green, którego tak naprawdę w ogóle nie znała, zachowywał się w taki sposób? Kto pozwolił mu przysunąć się do niej, praktyczne jej dotykać, mimo że wyraźnie nie miała na to ochoty? Kto dał mu prawo patrzeć na Liana, jakby był od niego lepszy? Nie był lepszy, a już na pewno nie w oczach Indii, która rozpływała się siedząc po prostu z Lianem w szpitalnej stołówce i jedząc frytki, podczas gdy sama myśl o spędzeniu wieczoru z tym… imbecylem, nawet na premierze roku sprawiała, że chciało jej się wymiotować.
OdpowiedzUsuń- Doktorze Green - powiedziała dobitnie, cofając dłoń i kładąc ją sobie na kolanach pod stołem.
- Bardzo proszę, żeby się doktor cofnął, jako że narusza moją prywatną przestrzeń - kontynuowała, nadal odchylając się ostentacyjnie na krześle.
- Lianie, proszę, dokończmy obiad. Jak tylko będzie coś wiadomo, prześlą nam wiadomość - zwróciła się do swojego towarzysza przyjaźniej, na znak swoich słów wyciągając z kieszeni komórkę i kładąc ją na krześle. Patrzyła na niego uważnie, próbując dostrzec, co tak naprawdę myślał. Tyle że on nie spoglądał w jej stronę, spojrzenie miał skierowane gdzieś w bok a szczękę mocno zaciśniętą.
- Serio? - zadufany doktorek nie dawał za wygraną. - Zamierzasz dalej mi odmawiać?
- Tak - odpowiedziała, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. To nadal miała utkwione w Lianie. Bardzo chciała wiedzieć, co chodzi mu po głowie.
- Nie sądziłem, że jesteś taka. Wolisz zabawiać się… z nim? Zamiast spotykać się ze mną? - czerwona twarz lekarza po raz kolejny pojawiła się tuż przed nią, tym razem jego dłoń zacisnęła się na jej ramieniu.
- Proszę zabrać rękę - powiedziała, siląc się na spokój, choć sama przed sobą musiała przyznać, że jego reakcja zaczęła ją przerażać. Cieszyła się, że znajdowali się pośrodku stołówki a nie na przykład w jednej z dyżurek. Facet ewidentnie nie rozumiał odmowy i miał duży problem, kiedy ktoś starał się go ignorować.
- Czy mógłby pan zostawić mnie i mojego chłopaka w spokoju, żebyśmy mogli normalnie zjeść? - spytała, po raz kolejny czerwona na twarzy, jednak z powodów zupełnie odmiennych niż chwilę wcześniej.
I.
Po raz kolejny nazwała go swoim chłopakiem, tym razem na głos i przy świadkach. Bała się reakcji Liana na jej słowa. Co prawda ostrzegała go, że jest wariatką, tyle że było to raczej w żartach. Tym razem dość mocno wyrwała do przodu. Zawsze mogła powiedzieć, że przecież było to tylko na potrzeby przepędzenia Greena. Że nie musiał się przejmować jej głupim stwierdzeniem, bo przecież nic nie znaczy. Nie nazywała go przecież od wczoraj w myślach swoim Lianem a skóra nie paliła wszędzie tam, gdzie jej nie dotykał. Nie miał się czym martwić.
OdpowiedzUsuńA potem zobaczyła jego delikatny, ledwo widoczny uśmiech i serce aż eksplodowało jej w piersi.
Gdy zaczął jej bronić, siedząc na krześle taki dumnie wyprostowany, opanowany a równocześnie niebezpieczny w ciele Indii na nowo zaczął szaleć płomień. Nie za bardzo rozumiała, o co w tym wszystkim chodziło. Jakim cudem przez tyle lat była normalną kobietą, lubiącą mężczyzn i seks, owszem, jednak zazwyczaj znajdowały się one na dalszym planie. Przy Lianie stawała się wygłodniała, wiecznie nienasycona.
Nie patrzyła nawet na Greena, jej spojrzenie nie opuściło jej towarzysza nawet na sekundę. Zauważyła, że lekarz ją puścił po czym odszedł od nich mamrocząc pod nosem, jednak zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Potrafiła myśleć o tylko i wyłącznie o jednym.
Szybkim ruchem wstała i wyciągnęła dłoń do Liana, a kiedy ją ujął, pociągnęła go za sobą.
Nie miała cierpliwości długo szukać. Gdy dotarła do najbliższej dyżurki, otworzyła jej drzwi niecierpliwie. Po upewnieniu się, że aby na pewno nie ma nikogo w środku wciągnęła mężczyznę za sobą do pomieszczenia. Przekluczyła zamek od wewnątrz, zamykając ich, a następnie pchnęła go na drzwi.
Jej usta odnalazły jego bez najmniejszego problemu, wpijając się w nie z intensywnością, o którą się nie spodziewała. Całowała go bez opamiętania, pokazując, że to co mówił tamten facet nie miało żadnego znaczenia. Ona chciała tylko i wyłącznie jego. Była tylko i wyłącznie jego .
I.
Z początku bała się, że może nie odwzajemnić jej pocałunku. Miał przecież rannego ojca na Izbie Przyjęć. I choć nie zdawał się być z nim zbytnio związany, India zrozumiałaby, gdyby nie w głowie było mu obściskiwanie się z nią po kątach. Kiedy jednak naparł na nią z równie wielką żarliwością, jęknęła cicho w jego usta.
OdpowiedzUsuńDała mu się poprowadzić na biurko, rozkoszując się z jego dłońmi w jej włosach i na ciele. Tak jak i uprzedniej nocy było jej mało. Cały czas za mało.
Wodziła rękoma po jego ramionach i torsie, wsunęła dłonie pod koszulkę, palcami wczepiając się w twarde mięśnie pod skórą. Zagarniała go do siebie, chcąc więcej i więcej, niecierpliwe.
Odgięła głowę, dając mu pełen dostęp do swojej szyi a nogi rozłożyła szeroko, wpuszczając go blisko. Biodrami napierała na niego, wychodziła mu naprzeciw, sygnalizując, czego potrzebuje. Uniosła odrobinę pośladki, pomagając mu ściągnąć z siebie spodnie, a kiedy zahaczył o nią palcami znów jęknęła, biodra wypychając do przodu, w kierunku jego dłoni.
- Lian - błagała do jego ucha, mimo tego, że kazał jej być cicho. Nie przejmowała się tym. Miała w nosie, czy ich usłyszą. Jak dla niej sam Green mógł stać pod drzwiami, dla niego dałaby głośniejsze show. Żeby wiedział, jak dobrze jej kochanek zajmuje się jej ciałem. Jak tylko on to potrafi.
Wsunęła dłoń w jego spodnie i zacisnęła na nim, drażniąc go i nęcąc, tak jak on robił to z nią. Nie była cierpliwa.
- Mam implant - wydyszła mu do ucha, nie mogąc się skupić, kiedy palce trzymał na jej najwrażliwszym punkcie, wabiąc i nęcąc. - I badam się regularnie.
Prawdopodobnie było na to o wiele, wiele za szybko. Tyle że India nie była pewna, czy wziął ze sobą prezerwatywę. Ona nie miała jej ze sobą na pewno. Wiedziała jednak, że nie wypuści go z tamtego pokoju, aż znów nie poczuje go w sobie. Nie dałaby rady. Już w tamtym momencie odchodziła od zmysłów, a świadomość tego, że wiedziała, jak dobrze jej będzie, nie załagadzała pragnienia.
I.
Trudno było nie wydawać z siebie dźwięków, kiedy robił jej te wszystkie rzeczy. Palce pomiędzy jej nogami, usta na jej ustach, gorące pocałunki, przygryzania i nęcenie zębami. Jego ruchy były szybkie, natarczywe i wygłodniałe a ona nie pozostawała mu dłużna.
OdpowiedzUsuńGdy ściągał spodnie patrzyła na niego rozgorączkowana. Słabo wychodziło jej czekanie, kiedy całe ciało wręcz płonęło, spragnione jego dotyku.
Wbił się w nią szybko i pewnie, po raz kolejny biorąc w posiadanie jej usta. Poruszał się znacznie szybciej niż wtedy, w swojej sypialni, z każdym kolejnym pchnięciem bioder wyciskając westchnięcia i jęki spomiędzy jej warg. Nawet nie zauważyła, kiedy zakrył jej usta dłonią. Była zbyt zajęta rozkoszowaniem się tym, co jej dawał, upojona jego ciałem.
Wygięła plecy w łuk, jeszcze bardziej wciskając się w niego. Oplotła go nogami w pasie, pięty wbijając w pośladki przyciągając jeszcze bliżej. Dłońmi kurczowo trzymała się krawędzi biurka.
- Jeszcze - dyszała jedynie pod jego palcami, czując, jak jej wnętrze coraz bardziej się na nim zaciska. Była już bardzo, bardzo blisko.
Było coś niezwykle podniecającego w tym, że w każdej chwili ktoś mógł ich nakryć. Że ich ciała, nie do końca nagie, gnają w dzikim, nieskoordynowanym rytmie. W pogoni za spełnieniem. I żadne z nich ani myślało zwalniać. Wręcz przeciwnie, Indii wydawało się, że poruszają się nienaturalnie szybko. Że skóra powinna ją piec od tak intensywnego dotyku, ciało siniaczyć się a usta krwawić. Jednak ona czuła jedynie coraz większe gorąco kumulujące się w podbrzuszu.
Podobało jej się to, że nad nią dominował. Sprawował kontrolę i trzymał ją w żelaznym uścisku, wbijając się biodrami szybko i głęboko. Brał ją sobie w posiadanie.
Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła jeszcz bliżej siebie.
- Lian, proszę… - mruczała niczym mantrę do jego ucha, czując, że już zaczyna się pod nim rozpadać.
I.
Leżała na blacie, przygnieciona jego ciałem, wypełniona nim. Przyjmowała jego pchnięcia, miała wrażenie, że z każdym wchodzi w nią głębiej i głębiej. Czuła jak ustami znakuje jej szyję, słodki ból jego pocałunków. Prawdopodobnie gdyby zrobił to ktokolwiek inny byłaby wściekła. Dawno już w końcu przestała być nastolatką, pani doktor nie wypadało chodzić z malinkami na szyi. Jednak fakt, że robił to Lian, naznaczał ją sobą, sprawiał, że rozpływała się z zachwytu. Może jednak była nastolatką? Rozemocjonowaną, niestabilną, zauroczoną po uszy. Miała wrażenie, że dla niego byłaby w stanie zgodzić się na wszystko. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz się tak czuła, jeśli w ogóle się jej to wcześniej zdarzyło. Zupełnie jakby istniała tylko po to, żeby swoim ciałem sprawiać mu przyjemność.
OdpowiedzUsuńSkończył chwilę po niej. Czuła, jak wlewa się w nią, dochodząc. Opadł na jej ciało a ona objęła go ramionami, przyciskając do siebie. Oddychała głęboko, próbując uspokoić szalejące w klatce serce.
Gdy się z niej wysunął poczuła się nieprzyjemnie pusta, jednak wiedziała, że nie mogli leżeć tak w nieskończoność. Nie znajdowali się przecie w jego małym mieszkaniu w Chinatown, choć India wolałaby, żeby tak było.
Sama sięgnęła po chusteczkę i względnie doprowadziła się do porządku, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe bez lustra i prysznica. Sięgnęła po swoje spodnie i bieliznę a następnie szybkim ruchem wciągnęła je na siebie.
Po jej ustach również błąkał się zadowolony uśmieszek. Kiedy wychodziła od niego tamtego poranka nie sądziła, że spotkają się znów tak szybko. Właściwie to nie sądziła, że spotkają się w ogóle. Owszem, wziął od niej numer telefonu, ale skąd mogła być pewna, że z niego skorzysta? Nie była jakąś specjalistką w takich sprawach, jednak parę razy zdarzyło jej dać numer komuś, kto nigdy nie zadzwonił mimo tego, że wydawało jej się, iż dobrze się bawili? Ale może to i dobrze? Jej styl życia nie nadawał się dla wszystkich
- Chyba masz słabość do blatów - zagadnęła go w końcu zaczepnie. Dziwnie było na powrót słyszeć swój głos a nie tylko niezrozumiałe, gorączkowe jęki.
I.
Przyciągnęła go do siebie, pogłębiając pocałunek. Wplotła palce w kosmyki ciemnych włosów i trzymała przy sobie blisko. Ciężko było jej myśleć o fakcie, że była w pracy i nie mogła zostać z nim w tamtej chwili na wiele kolejnych godzin. Mimo że nie zostało jej już wiele do końca, nie mogła tak po prostu wyjść i zostawić izby nieobsadzonej. Mieli jedynie ten czas, który dzielił ją od kolejnego pacjenta a jego od gotowego do odbioru, połatanego ojca.
OdpowiedzUsuń- Bardzo chętnie będę mu je eksponować - powiedziała, uśmiechając się do niego figlarnie. Przyglądała się jego twarzy uważnie, kiedy pieczołowicie układał jej kosmyki, starając się zakryć malinki. Nie wiedział, że miała wspaniale kryjący podkład w łazienkowej szufladzie. Radził sobie z rozlicznymi siniakami, które nabiajała sobie z nieuwagi a które często musiała ukrywać, zakładając wycięte sukienki na przeróżne gale. Na pewno poradzi sobie z kilkoma namiętnymi pocałunkami, jeśli Indii w ogóle przyjdzie ochota, żeby je zakrywać.
- Nie mam ochoty stąd wychodzić - zawtórowała mu, tym razem samej chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Chłonęła jego zapach na zapas, nie wiedząc, kiedy będzie jej dane znów być na tyle blisko.
Kiedy nadszedł odpowiedni moment, ociągając się tylko trochę, chwyciła go za rękę i razem wyszli na korytarz.
- Choć, sprawdzimy co z twoim tatą - powiedziała, ciągnąc go w kierunku izby. Chwilę ich nie było, a wiedziała, że po jej prośbie ojciec Liana na pewno został potraktowany w sposób priorytetowy. India wolała myśleć, że to dlatego, że ona sama była dobrym i lubianym lekarzem a ufundowane przez jej ojca najnowsze skrzydło szpitalne nie miało z tym nic wspólnego. Jednak tak długo jak ich pacjent leczony był szybko, sprawnie i profesjonalnie wolała się w ten temat nie zagłębiać. A na pewno nie miała zamiaru o tym nawet pisnąć słowem w towarzystwie mężczyzny. Planowała ukrywać, z jakich jest Jonesów tak długo, jak było to możliwe.
I.
Z początku nie wiedziała, co spowodowało u niego napięcie. Nigdzie nie widziała jego ojca, nie słyszała też żadnych nadzwyczajnie dziwnych dźwięków, które nie towarzyszyłyby standardowej pracy na izbie. Dopiero gdy drobna kobieta zawołała go po imieniu i ruszyła w ich stronę, zrozumiała.
OdpowiedzUsuńIndia była lekarzem, nic więc dziwnego że od razu zauważyła jej lekko pokiereszowaną twarz. Zresztą, nie potrzeba było do tego dyplomu. Łatwo dodała dwa do dwóch. Pijany ojciec, matka z rozciętą wargą, niechęć syna.
Kątem oka spojrzała na Liana. Wiedziała, że teraz nie był ranny, dopiero co z bliska oglądała i dotykała jego ciała. Pomyślała jednak o wszystkich tych razach, kiedy był. Kiedy jako dziecko doświadczał tego samego, tyle że wtedy nie był dorosłym mężczyzną a małym chłopcem, który nie mógł się bronić. A gdy pomyślała o tym, że i jego twarz mogły kiedykolwiek zdobić takie same ślady jak twarz jego matki, zrobiło jej się słabo. Znów miała ochotę go przytulić. Schować przed całym światem, co z tego, że była zdecydowanie mniejsza.
- Dzień dobry, Pani… - musiała w końcu zapytać Liana, jak właściwie ma na nazwisko.
- Nazywam się India Jones. Nie leczę pani męża ale z wielką chęcią obejrzę z bliska pani oko. Usiądźmy, dobrze? Jak tylko będzie coś wiadomo, dadzą nam znać - powiedziała swoim lekarskim tonem. Uprzejmym aczkolwiek stanowczym.
Kiedy matka Liana usiadła na plastikowym krzesełku India przyklęknęła przed nią i bardzo delikatne zaczęła opuszkami palców dotykać jej twarzy, łuku brwiowego, okolicy oczodołu. Nie zamierzała pytać. Jedyne, co by osiągnęła, to zakłopotanie wśród nich wszystkich. Nie oceniała też jej. Nie wiedziała z czym wiąże się takie życie, sama nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji. Jej zadaniem było leczyć. Pomagać chorym i rannym a nie ich osądzać. Jedynie na myśl o małym Lianie drgały jej palce. Starała się odsunąć ten obraz na krawędź umysłu.
Wyciągnęła z kieszeni małą latarkę, poświeciła kobiecie w źrenice, badając ich reakcję a następnie podniosła się i po krótkim zaraz wracam zniknęła za przepastnymi drzwiami pokoju z asortymentem medycznym. Nie było jej tylko chwilę, po zaledwie dwudziestu sekundach wyłoniła się na powrót, w dłoniach ściskając małą paczuszkę.
- To okład termiczny - tłumaczyła. Wyciągnęła go z opakowania i szybkim ruchem przełamała na pół. - Powinien wystarczyć na kilka godzin. Potem może go pani znów włożyć do zamrażalnika i użyć jeszcze raz. To raczej tylko stłuczenia.
Przyłożyła okład i chwyciła jej dłoń, po czym pokazała, jak powinna go przytrzymywać.
- Tutaj ma pani też trochę leków przeciwbólowych, gdyby zaczęło bardzo dokuczać. A gdyby pojawiły się wymioty, niech da pani znać Lianowi, a on przekaże to mnie, dobrze?
Nie dawała swojego numeru telefonu pacjentom, taka była podstawowa zasada. Nawet, jeśli była to matka jej… Liana.
I.
India nie była matką. Jeśli bardziej się nad tym zastanowiła, to nawet nie wiedziała, czy w ogóle chciałaby nią być. Przerażało ją to tak samo mocno jak i fascynowało. Jak można czuć na raz tak niesamowicie dużo? Matki zdawały jej się mistycznymi istotami, rozczepionymi pomiędzy tym, czym były zanim urodziły się jej dzieci i tym, czym stały się później.
OdpowiedzUsuńWidziała to w oczach Pani Woon, kiedy patrzyła na syna. Mieszaninę emocji, których Jones nawet nie potrafiła nazwać. Miłość, wstyd, fascynację. Nie przypominała sobie, żeby jej matka tak na nią spoglądała, ale wiadomo, że na swoją rodzicielkę zawsze patrzy się inaczej. Pewnie Lian widział zupełnie co innego niż India.
Zawiesiła na nim pilne spojrzenie, znów czując aż rezonujące od niego napięcie.
- Dobrze jest być jego przyjaciółką - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. Był to celowy zabieg. Słowa tak naprawdę skierowane do mężczyzny, który uciekał od nich wzrokiem, chęć pocieszenia go. Nie powiedziała, że to matka tak dobrze go wychowała, jednak pani Woon usłyszała to, co chciała. To, co potrzebowała usłyszeć.
Była manipulatorką. Choć próbowała sobie tłumaczyć, że przecież robi to w dobrej sprawie. Nauczyła się tego już za dziecka, lawirując i krążąc pomiędzy członkami nowojorskiej elity, zawsze gotowa przedstawić im Indię, której akurat pragnęli.
- Proszę nam na chwilkę wybaczyć - powiedziała do kobiety po czym ruszyła za jej synem.
Stał do niej plecami a ona, nie bardzo wiedząc co powinna mu właściwie powiedzieć, po prostu objęła go ramionami w pasie i złożyła lekki pocałunek na jego kręgosłupie przez materiał koszulki. Chciała go pocieszyć. Pokazać mu, że jest tuż obok. Nie wiedziała co prawda, czy tego by chciał. Znali się krótko i intensywnie, tyle że India bardzo chciała mu jakoś pomóc. Założyła więc, że najwyżej da jej do zrozumienia, że sobie tego nie życzy.
Patrząc na ich znajomość z boku można było odnieść wrażenie, że wszystko między nimi działo się zdecydowanie za szybko i zbyt intensywnie. Jednak ona sama, mimo tego że momentami aż kręciło jej się w głowie, czuła się przy Lianie dziwnie na miejscu.
I.
Mimo iż jego propozycja wydawała jej się niesamowicie kusząca, wiedziała, że nie mogli znów tak po prostu zniknąć, szczególnie zostawiając jego matkę w poczekalni.
OdpowiedzUsuńSłuchała cierpliwie, starając się utrzymywać w miarę neutralną minę, chociaż w głowie szalała jej burza. Swoimi słowami Lian potwierdził jej przypuszczenia i już nie mogła dłużej udawać, że może jednak to wszystko mu się nie przytrafiło. Może się pomyliła i poturbowany, pijany ojciec i matka z rozbitą twarzą były tylko zbiegiem okoliczności.
W tamtym momencie była szczęśliwa za swój dar odcinania się od emocji. Gdyby nie on prawdopodobnie zaniosła by się płaczem. Udało jej się jednak cały ten smutek i złość, które obudziły się w niej na jego opowieść odgrodzić murem, Powstrzymać przed wylaniem na zewnątrz.
Jedyne, po czym mógł poznać, co tak naprawdę myślała, to palce kurczowo zaciśnięte na jego dłoniach.
Nie chciała go pytać. Po pierwsze dlatego, że nie chciała przywoływać smutnych wspomnień a po drugie, nie chciała by te obrazy nawiedzały ją potem po nocach.
Gdy skończył mówić po prostu go przytuliła. Przyciągnęła jego ciało do siebie i przylgnęła do niego, mocno ściskając ramionami. Po raz kolejny zabrakło jej słów. Wszystko, co mogłaby powiedzieć brzmiało tak pusto i wymuszenie, że nie chciała tego robić. India nie była dobra w mówieniu. Znacznie lepiej wychodziły jej czyny. Przelała więc w ten uścisk wszystko, co pragnęła mu przekazać. Że jest jej tak strasznie przykro, że spotkał go taki los. Że to niesprawiedliwe. Że gdyby mogła, cofnęłaby czas. Nawet jeśli oznaczałoby to, że ich drogi nigdy by się nie splotły, ponieważ ten scenariusz jego życia nigdy by się nie wydarzył. Lian zasługiwał na szczęśliwe zakończenie i nawet ona nie była na tyle samolubna, by nad nie swoje pragnienia. A pragnęła tak wiele.
Przerwało im piszczenie jej pagera. Niechętnie sięgnęła po niego do kieszeni i odczytała krótką wiadomość.
- Skończyli. Ma kilka połamanych żeber ale to wszystko. Dostanie pewnie kroplówkę i leki przeciwbólowe i będziesz mógł zabrać ich do domu
I.
Zgodnie z jej prośbą doktor Platt, który obstawiał tamtego dnia Izbę Przyjęć, dał im znać o zakończonym badaniu biologicznego ojca Liana. Po tym wszystkim, co jej powiedział, stwierdziła że to określenie idealnie pasuje. Było medyczne, chłodne i zdystansowane. Praktycznie każdy miał biologicznego ojca, nie była to żadna funkcja, na którą trzeba było zapracować. Ot, czysty genetyczny strzał.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję, doktorze - odparła Jones, patrząc mężczyźnie znacząco w oczy i kiwając lekko głową. Wiedziała, że wśród przekazanych papierów nie ma rachunku, takie sprawy należało załatwić dopiero przy rejestracji. Była jednak przekonana, że lekarz uwzględnił fakt, który nadmieniła, przy rozpisywaniu usługi medycznej.
- Przepraszam panów na chwilę. Porozmawiajcie sobie - powiedziała, po czym po przesłaniu kilku serdecznych uśmiechów skierowała swoje kroki do biurka na środku Izby.
- Wszystko gotowe - odparła rejestratorka, znów zerkając na nią zza szkieł okularów. - Na szczęście nie było prawie nic do roboty, więc nie było dużo mieszania.
- Dziękuję.
- Chce Pani wziąć go teraz?
- Nie nie, nie trzeba. Nie musi pani też ich informować, skąd ta kwota.
Nie za bardzo miała czas się przyjrzeć, jednak na papierze, z racji wykonanego prześwietlenia, podanych leków i opatrunków widniało kilkaset dolarów. India postanowiła jednak, że nie sięgnie do portfela, mimo iż bardzo świerzbiły ją palce. Nie musiała długo znać Liana, żeby wiedzieć, że nie zareagowałby dobrze na wiadomość, iż uregulowała rachunki medyczne jego ojca nie pytając o pozwolenie czy nie będąc nawet poproszoną o taką przysługę. Poza tym, planowała zachować swoją ponadprzeciętną majętność w tajemnicy najdłużej jak to tylko było możliwe. Nie podejrzewała mężczyzny o to, że chciałby je od niej wyłudzić. Bała się jednak, że przez nie mógłby zacząć traktować ją zupełnie inaczej
Drzwi otworzyły się a z sali, prowadzony na wózku, wyjechał pan Woon, ewidentnie pod wpływem leków przeciwbólowych i uspokajających, gdyż po jego wcześniejszym, dość bojowym nastawieniu, nie było ani śladu.
I.
Było to dość irracjonalne uczucie, jednak zrobiło jej się żal, kiedy nadeszła pora, by Lian zabrał rodziców do domu. Tak bardzo lubiła spędzać czas w jego towarzystwie. Było w nim coś urzekającego i uzależniającego. Czuła się dobrze, kiedy był obok.
OdpowiedzUsuń- Będzie mi bardzo miło, jeśli zadzwonisz. Powinnam skończyć koło siódmej- powiedziała z uśmiechem. Całkiem uroczo wyglądał, taki zmieszany i niepewny. Oczywiście, że chciała, żeby zadzwonił. Myślała, że było to dość oczywiste, zważywszy na to, że niedawno po raz kolejny wiła się pod nim, jęcząc jego imię. Na wspomnienie znów zrobiło jej się gorąco.
- Do zobaczenia - odpowiedziała, po czym wychyliła się zza jego ramienia i pomachała na pożegnanie jego matce. Ojciec był na tyle nafaszerowany, że prawdopodobnie nawet tego nie zauważył. Zresztą, i tak nie wiedział, kim była.
Odprowadziła spojrzeniem całą trójkę a później sama ruszyła do gabinetu, żeby zająć czymś myśli. Inaczej prawdopodobnie spędziłaby resztę popołudnia na wspominaniu niedawnych zdarzeń z dyżurki.
Około siedemnastej zaczęła czuć się niemrawo, jednak zrzuciła to na zmęczenie i po prostu wypiła kolejną kawę. Jednak nie był to najlepszy pomysł, ponieważ jakieś piętnaście minut później zwymiotowała ją całą w szatni rezydentów. Miała rozgrzane czoło i czuła, że po plecach zaczynają przebiegać jej dreszcze.
- Nie, nie, nie, nie… - mamrotała na posadzce łazienki.
Kiedy zeszła znów na izbę i zmierzyła sobie temperaturę, termometr zapiszczał wściekle a później pokazał na monitorze wielkie, tłuste 38 stopni.
- Kurwa…
Rzadko chorowała. Nie pozwalała sobie na to. Jednak w minionym tygodniu zdarzyło się tak dużo rzeczy, że mogło to stanowić lekkie przeciążenie dla jej ciała. Kilka nocy w szpitalu, impreza, kiepskie jedzenie, mało snu, cała masa dzieciaków z infekcją wirusową… Nawet ona nie była robotem.
Wyszła z pracy wcześniej i wróciła do mieszkania taxówką. Ledwo co doczłapała się do mieszkania, a gdy tylko przekroczyła próg, od razu rzuciła się do łazienki.
Nawet nie zauważyła, jak minęły jej dwa dni. Czas dzieliła pomiędzy łóżko a kafelki przy toalecie. Zanim wyszła z pracy powiedziała szefowi, żeby nie spodziewał się jej przez następne dni. Po zobaczeniu zielonkawego odcienia jej twarzy nie zadawał pytań, oznajmił tylko, żeby odpoczywała. Nawet nie wiedziała, gdzie leży jej telefon. Matka, poinformowana przez obsługę budynku, odwiedziła ją dwa razy, przynosząc coś do jedzenia i uciekając, tak szybko jak tylko było to możliwe. Nienawidziła zarazków. Jones nie miała jej tego za złe. Głowa jej pękała więc z ulgą przyjmowała samotność. Drzemała kiedy tylko nie wymiotowała. Praktycznie nic nie udało jej się utrzymać w żołądku na dłużej.
Trzeciego dnia poczuła się lepiej. Na tyle, że wzięła prysznic i umyła porządnie zęby, choć bardzo ją to zmęczyło. Snuła się po mieszkaniu na boso, w dresach i i mokrymi włosami, otwierając po kolei wszystkie okna, kiedy nagle usłyszała pukanie do drzwi.
I.
Przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Kto właściwie miałby ją odwiedzać? Zazwyczaj nie przyjmowała gości w mieszkaniu a rodzice i tak mogli wejść do niej bez większego problemu. Oczywiście, nie robili tego zbyt często. Jej ojciec praktycznie w ogóle, matce natomiast czasami się zdarzało. Po wielu awanturach w końcu przestała. Nie chodziło o to, że Jones miała coś do ukrycia. W jej mieszkaniu, urządzonym przez architekta, to fakt, nie było prawie w ogóle żadnych rzeczy. Nie trzymała tam osobistych przedmiotów. Właściwie to żadnych już praktycznie nie posiadała. Ubrania, trochę książek i kosmetyków, nic więcej. Meble i wyposażenie kuchni było w pakiecie, wybrane przez jej matkę. Nie miała tam zdjęć, dzieł sztuki, kwiatów. Była to, jak ją często trafnie nazywała, droga przechowalnia, i India nie miała tam nic do ukrycia. Chodziło raczej o fakt. Matki nie powinny wparowywać swoim dorosłym córkom do mieszkań, koniec kropka.
OdpowiedzUsuńPodeszła jednak do drzwi i uchyliła je nieznacznie, wyglądając na hall.
- Lian? - wychrypiała. Nie mówiła nic praktycznie od trzech dni, co doskonale słychać było w jej głosie.
Czy to jej rozgorączkowany mózg płatał Indii figle? Jak inaczej mogła wytłumaczyć Liana stojącego pod jej mieszkaniem. Nie znał przecież jej adresu, nigdy nie zdradziła mu, gdzie mieszka.
Była aż nadto świadoma swojego stanu, pozostawiającego wiele do życzenia wyglądu i bałaganu w mieszkaniu. Schowała się więc za masywne drzwi i przymknęła je tak, by nie mógł zobaczyć ani jej ani wnętrza domu.
- Przepraszam, nawet nie wiem, gdzie jest mój telefon - wymamrotała. Nie była pewna, czy ją usłyszał. Pamiętała jak przez mgłę upierdliwą melodię dzwonka, jednak po jakimś czasie umilkła.
- Nie możesz tu być, Lian. Zarazisz się.
Nie wymiotowała od dobrych paru godzin i nie była pewna, czy to zmiana na stałe czy też może przejściowy stan rzeczy. Nie była gotowa zjeść i się o tym przekonać. Utrzymywanie żołądka pustego stanowiło jakieś zabezpieczenie. Tyle że w tamtym momencie jak na komendę potężnie zaburczało jej w brzuchu.
Po raz kolejny zajrzała przez szparę między drzwiami a framugą. Albo rzeczywiście tam stał albo był najpiękniejszym gorączkowym urojeniem, jakie jej się do tej pory przytrafiło.
I.
Westchnęła ciężko i oparła się czołem o chłodne drewno. Skoro nawet drzwi wydawały jej się zimne w porównaniu ze skórą to gorączka nie minęła jej jeszcze całkowicie. W mieszkaniu nie miała nawet termometru, żeby ją sprawdzić przez te wszystkie dni. W sumie, nic dziwnego, wszystkie leki przeciwgorączkowe, które próbowała przełknąć zwracała jakieś kilkanaście minut później. Była odwodniona. Czuła to w słabych mięśniach i po zawrotach głowy. Prawdopodobnie miała też hipoglikemię. Najmądrzejszym rozwiązaniem byłoby pojechanie do szpitala, skoro sama nie dawała rady się sobą zajmować, jednak India odpychała od siebie tę myśl. Bycie pacjentem nie należało do rzeczy, które chciała doświadczyć.
OdpowiedzUsuń- Od trzech dni wymiotuję, mam tu straszny zaduch, nie wiem nawet, czy w mieszkaniu jest cokolwiek nadające się do jedzenia. Chyba nie mam nawet herbaty - mówiła dalej, próbując go odstraszyć.
Nie była w stanie znieść myśli, że miałby zobaczyć ją w takim stanie. Nie chodziło już nawet o seks czy pożądanie. Jones miała potrzebę udowodnienia wszystkim dookoła, że sama potrafiła się sobą zająć a wtedy, w tamtym momencie, jak na dłoni było widać, że nie potrafiła. Była zmęczona i chora a gdyby nie żołądek zaciśnięty w supeł to pewnie i głodna. Jej mieszkanie było bezosobowe i w nieładzie a ona wyglądała jakby zaraz miała się przewrócić. W rozciągniętym dresie, włosami w nieładzie u wielkimi cieniami pod oczami. Obraz kobiety niezależnej.
- Na pewno masz ciekawsze rzeczy do robienia. Obiecuję, że jak tylko poczuję sie lepiej zadzwonię i spotkamy się w jakiś normalnych warunkach.
I tak powinna znaleźć ten cholerny telefon, żeby zamówić sobie coś do zjedzenia. Mimo że wiedziała, że prawdopodobnie skończy tak jak wszystko inne, co w ostatnich siedemdziesięciu dwóch godzinach próbowała przełknąć. W śmiesznie drogiej muszli klozetowej.
- Ubiorę się ładnie i będę miała siłę trzymać oczy otwarte. Obiecuję, że będziesz się lepiej bawił - przekonywała dalej, coraz bardziej opierając się na drzwiach. Czuła się zmęczona i trochę zaczynało jej się kręcić w głowie.
Poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Oczywiście, że wiedział jak wyglądała chora kobieta, przecież bywał już z kobietami. Nie rozmawiali o tym, jednak wiedziała. Nie zmieniało to faktu, że irracjonalnie poczuła się… Nie do końca nawet wiedziała jak. Postanowiła więc zrzucić to na gorączkę i ogólne złe samopoczucie.
OdpowiedzUsuń- Nie potrzebuje lekarstw, i tak wszystkim wymiotuje. Mam jeszcze jakieś przeciwgorączkowe w mieszkaniu - mamrotała uparcie dalej.
- A jeśli chodzi o herbatę, to może jakąś mam. Nie spędzam tu zbyt wiele czasu. To tylko miejsce do spania.
Czuła się słaba. Ku jej ogólnemu niezadowoleniu jakiś cichy głosik w jej głowie mamrotał, żeby go do siebie wpuściła i dała sobie pomóc. To przecież Lian. On sprawiał, że czuła się dobrze. Może i tym razem by podziałało? Może magicznie sprawiłby, że gorączka spadnie a ona przestanie wymiotować?
Po raz kolejny uchyliła drzwi i wysunęła się nieznacznie na korytarz. Na tyle, by mógł ją zobaczyć.
- Nie chciałabym, żebyś czuł się zobowiązany do pomocy mi. Szczególnie, że jestem naprawdę, paskudnie chora. Cały czas wymiotuje albo śpię. Nie wiem, czy cokolwiek oprócz czasu jest w stanie mi pomóc. Męczę się nawet mówiąc - powiedziała z lekką zadyszką, jakby na potwierdzenie swoich słów.
- Wypije szklankę wody z solą i cukrem, zamówię jakieś jedzenie, które pewnie zaraz zwymiotuje i położę się spać. Mam wszystko pod kontrolą.
Próbowała stać prosto i mówić wystarczająco głośno, żeby rzeczywiście sprawiać takie wrażenie. Jakby sprawowała pełną kontrolę nad sytuacją a ta jelitówka była tylko drobną niedogodnością a nie tornadem, który praktycznie zmiótł ją z nóg. Podejrzewała, że będzie dochodziła do siebie jeszcze parę dni.
- Co prawda nie wiem, skąd masz mój adres, ale to naprawdę miło, że…- przerwała, ponieważ poczuła kolejną falę mdłości. Niewiele myśląc wpadła do mieszkania i pognała do łazienki, nie chcąc skompromitować się w jego oczach jeszcze bardziej.
Nienawidziła wymiotować. Nienawidziła, kiedy jej ciałem wstrząsały konwulsje a kwaśna treść żołądka przepływała przełykiem, paląc ją przy tym i wyciskając łzy z jej oczu. Dawno już opróżniła żołądek, zwracała więc już głównie wodę i żółć, co było chyba jeszcze gorsze.
OdpowiedzUsuńSłyszała kroki Liana, który podążył za nią do łazienki. W duchu liczyła, że będzie inaczej. Chociaż na tyle, na ile go znała, wiedziała, że tak to się skończy. Był uparty prawie tak samo jak i ona.
Z ulgą przyjęła dotyk jego chłodnej dłoni na karku i pomoc w przytrzymywaniu włosów. Starała się nie myśleć o tym, że widzi jak wymiotuje i prawdopodobnie już nigdy nie spojrzy na nią tak jak wcześniej. India była lekarzem. Znała ludzie ciała i potrafiła odciąć w głowie ich fizjologiczne funkcje od całej reszty. Prawdopodobnie gdyby zamienili się wtedy miejscami ona nawet nie zwróciłaby na to uwagi, całkowicie skupiona na nim. Tyle że to ona znajdowała się właśnie w tej kompromitującej pozycji, nie on.
Kiedy skończyła, urwała kawałek papieru i otarła usta po czym dźwignęła się w stronę wanny na nóżkach, gdyż do niej było jej bliżej, i odkręciła wodę. Zaczęła płukać usta, cały czas starając się ignorować wzrok mężczyzny.
Usiadła na kafelkach i dopiero wtedy na niego spojrzała.
- Najseksowniejsza kobieta na świecie - skomentowała krótko, ochrypniętym od wymiotów głosem.
Czuła, że policzki ją pieką. Nie była przekonana czy to bardziej z gorączki niż wstydu.
Oczywiście on w tym czasie musiał wyglądać idealnie, jeszcze z tym zmartwionym wyrazem na twarzy.
- Chodź, spróbuje znaleźć jakąś herbatę i ten cholerny telefon, zamówimy coś.
Dźwignęła się na nogi i po dwóch sekundach łapania równowagi ruszyła w kierunku kuchni.
Apartament był nowoczesny, nic więc dziwnego, że kuchnia to tak naprawdę był aneks z dużą wyspą, odgradzającą go od salonu.
Człapała bosymi stopami po parkiecie. Nie musiała się oglądać. Wiedziała, że Lian pójdzie za nią. Uparty.
- Witaj w moich skromnych progach - powiedziała z przekąsem. Wiedziała, że jej progi wcale nie są skromne. Skromne to ostatnie słowo, którym można było opisać mieszkanie. Wielkie. Z przepychem. Bez gustu. Tak. Ale nie skromne.
Dopadła do jednej z szafek, w której trzymała… kuchenne rzeczy. Całą masę różności, której nie było w mieszkaniu a sama przyniosła. Wyciągnęła słoik z cukrem i puszkę z wymalowanym odręcznie słoniem.
- Aha! Wiedziałam, że gdzieś tu jesteś.
Przywiozła ceylońską herbatę ubiegłego lata ze swojej wycieczki na Sri Lankę. Była smaczna a sprzedający ją starszy mężczyzna uroczy, złamała więc swoją zasadę nieprzywożenia pamiątek.
Złapała jego telefon w rękę. Z uśmiechem spojrzała na tapetę.
OdpowiedzUsuń- Urocze zdjęcie - mruknęła. Naprawdę tak uważała. Zdjęcie z przyjacielem, na którym Lian wyglądał na bardzo szczęśliwego. Ciepłe uczucie rozlało się jej w piersi.
- Kubki powinny być gdzieś… tam - pokazała palcem na wiszące szafki w okolicy zlewu.
Pomaszerowała w kierunku kanapy, nadal trzymając komórkę chłopaka w dłoni. Zamiast jednak zacząć w niej grzebać sięgnęła do swojej torebki, którą rzuciła w okolicy nóżek kanapy. Tak jak podejrzewała, jej rozładowany telefon leżał na samym dnie. Wyciągnęła go razem z kablem do ładowania i podłączyła do prądu tuż obok kanapowych poduszek. Po chwili opadła na nie bez siły.
Czekając aż komórka trochę się naładuje zajęła się przyglądaniem Lianowi w jej kuchni. Poruszał się swobodnie i płynnie, jak to on. Mimo że nie lubiła swojego lokum, jego obecność sprawiała, że zaczynała patrzeć na nie przychylniej. Mogłaby się do tego przyzwyczaić. Ona leżąca na kanapie i wybierająca dla nich jedzenie podczas gdy on przygotowywałby im jakieś napoje. Może niekoniecznie herbatę. India leżałaby oczywiście zmęczona po pracy, nie wykończona trzema dniami rzygania i gorączką.
- Dobrze tam wyglądasz - powiedziała cicho. Do siebie bardziej niż do niego. Mimo swojej wcześniejszej niechęci do wpuszczania go do mieszkania kiedy była chora, w tamtym momencie była zadowolona. Wdzięczna za jego upór.
Gdy jej telefon w końcu się włączył zignorowała dziesiątki nieodebranych połączeń i wiadomości, od razu otworzyła aplikację do zamawiania jedzenia. Wybrała ulubioną knajpkę i zamówiła wszystkie ulubione pozycje. Lian kazał jej zamawiać, na co miała ochotę. Oczywiście, według nowej zasady, która zaczynała między nimi powstawać, wybrała też jedzenie dla niego.
- Dziękuję, że mnie odwiedziłeś. I przepraszam, że nie chciałam cię wpuścić - powiedziała, gdy zbliżył się do kanapy.
- Nadal uważam, że powinieneś lepiej spędzać czas niż tutaj, ze mną, w takim stanie. Ale cieszę się, że cię widzę.
I.
- Nie trzeba tak od razu po nazwisku - odpowiedziała, niby to oburzona, zapadając się jeszcze głębiej w kanapę.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, trochę skrępowana, kiedy nakrył jej stopy kocem. To było bardzo miłe z jego strony. Tyle że India nie była przyzwyczajona do takich czułości. Oprócz niań w dzieciństwie nikt się nią nigdy tak naprawdę nie zajmował. Nianie natomiast zmieniały się często, ponieważ jej matce co chwilę coś w nich nie pasowało lub stwierdzała, że dziewczynka nie powinna się jednak uczyć niemieckiego a francuskiego. W efekcie żadnym językiem, oprócz angielskiego, nie władała w sposób nawet komunikatywny. Nie przeszkadzało jej to jednak.
Właściwie to oddałaby wszystko, całe te wielkie pieniądze i niesamowite szanse za normalne dzieciństwo z matką i ojcem. Takie, w których to matka wieczorami kładłaby ją do łóżeczka spać, usypiając bajką na dobranoc, a ojciec uczył jeździć na rowerze czy zabierał do Zoo. Spędzaliby razem wszystkie święta, wakacje i popołudnia. Mieliby całe pudła z albumami wspomnień.
- Meksykańskie - powiedziała, odpędzając od siebie nieprzyjemne myśli.
- Tacosy z guacamole, moje ulubione. Quesadillę z szarpaną wołowiną. Nachosy z sosem serowym i takimi śmiesznymi warzywami. No i salsy. I mają tam takie pyszne lemoniady z kaktusa.
Zazwyczaj, wieczorami, zamawiała jedno z tych dań, ponieważ mimo szczerych chęci, nie była w stanie zjeść więcej. Tym razem, zważając na towarzystwo, postanowiła zaszaleć.
- Skoro mam to później zwymiotować niech mi najpierw smakuje - zażartowała.
Oddała mu jego telefon, którego nawet nie użyła, jednak on nie musiał o tym wiedzieć po czym sięgnęła po własny i szybkimi kliknięciami włączyła wieże stereo a następnie puściła z nich cichą melodię. Stary nawyk. Nie lubiła siedzieć sama, w tym wielkim pustym mieszkaniu, jeszcze do tego w ciszy.
- Taylor Swift - wyjaśniła krótko. - Ale możemy zmienić. Jeśli nie masz gustu.
Sięgnęła po jeden z parujących kubków z herbatą. Delikatnie, uważając żeby wszystkiego nie rozlać, rozparła się na kanapowych poduszkach.
- Obiecuję, że tym razem będę uważać - nawiązała do felernej przygody z gorącą kawą. - Nie zmarnuje kolejnego napoju, który mi zrobiłeś. To by było już niegrzeczne.
Czuła się zmęczona, chociaż dziwnie na miejscu. Z nim, w tamtym miejscu. Rzadko przyjmowała gości, jednak wtedy właśnie nabrała na to większej ochoty
I.
Zaśmiała się chrapliwie.
OdpowiedzUsuń- Odważnie z twojej strony, że myślisz, że ja tu mam jakiekolwiek jedzenie. Tym bardziej składniki na kleik. Z czego się go właściwie robi?
India potrafiła gotować. Jako tako. Było kilka przepisów, które potrafiła przygotować. Tyle że nigdy nie musiała tego robić. Kiedy mieszkała z rodzicami gotowały kucharki. Teraz, jako dorosła, tak mało czasu spędzała w mieszkaniu, że rzadko kiedy w ogóle wchodziła do kuchni. Jadała na mieście albo w szpitalu. Czasami zdarzało się, że przygotowywała naleśniki, którymi chwaliła się Lianowi. Gotowała też podczas swojej podróży po Europie kiedy akurat nie była w dużym mieście.
Nie musiał jej długo przekonywać, szybko wpasowała się pomiędzy jego ramiona. Zwinęła się w kłębek przy jego klatce piersiowej i oparła o nią głowę.
- Cześć - wyszeptała. Czuła się trochę jakby wróciła do domu, mimo że mogło wydawać się to dziwne. Znali się przecież tak krótko. Jednak czy czas miał znaczenie w takich sprawach? Przecież można było kogoś znać latami a tak naprawdę nie znać go w ogóle. Może więc można było znać się tydzień a pasować do siebie na jakimś wyjątkowym poziomie. Tak jak oni.
- Nie nachylaj się do mnie za bardzo. Nie można myć zębów zaraz po wymiotach, bo zetrze się całe szkliwo - powiedziała, chowając się bardziej w jego klatce piersiowej. Mimo że bardzo dokładnie wypłukała usta, cały czas miała wrażenie, że czuć z nich wymiocinami. Niezbyt jej się to podobało. Wolałaby być bliżej. Znacznie, znacznie bliżej.
Żeby za bardzo nie skupiać się na wspomnieniach, kiedy to jego usta znajdowały się bardzo blisko jej, złapała go za rękę i zaczęła bawić się jego palcami.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakowało - rzuciła, chcąc zmienić temat.
I.
Miło było słuchać jego radosnych wywodów. Czuć, że zachowuje się przy niej swobodnie. Tak naprawdę to tylko tego oczekiwała od relacji. Nie interesowały jej tytuły, pieniądze, nieruchomości czy inne tego typu rzeczy. Nie miały znaczenia. Od zawsze otoczona była tylko wysoko postawionymi, zadufanymi w sobie ludźmi i czuła się nieszczęśliwa. Niezrozumiana. Nie na miejscu. Nie zaznała w życiu wiele stabilności ani ciepła, więc to były rzeczy, których teraz szukała. Może dlatego tak bardzo ciągnęło ją do Liana. Był stabilny i czuły. Nie wstydził się mówić tego co myśli i sięgać po to, czego chciał. Przynajmniej nie z nią. Miała nadzieję, że tak już zostanie.
OdpowiedzUsuńRozkoszowała się uściskiem i całusem w czubek głowy. Jego ciałem tuż przy jej ciele. Było jej w końcu ciepło i wygodnie. Żadne luksusowe materace, na które oczywiście uparła się jej matka, nie zapewniały takiego komfortu jak on.
- Nie wiesz, że kobiet się o wiek nie pyta? - zażartowała, delikatnie uderzając go w ramię pięścią. Było to tylko na pokaz, tak naprawdę ledwo dotknęła go kłykciami.
- Jestem od ciebie starsza - powiedziała tajemniczo, powracając do zabawy jego palcami. Delikatnie dotykała zgrubień, które musiały powstać podczas treningów.
Czy jej to przeszkadzało? Nie. Czy obawiała się trochę, że jemu będzie? Oczywiście, że tak. Nie różniło ich co prawda dużo, zaledwie dwa lata, nawet nie całe, jednak skąd mogła wiedzieć, jak on to przyjmie? Kiedy się spotkali nie sądziła, że wyjdzie z tego cokolwiek więcej. Że z szaleńczych uniesień na parkiecie klubu i komodzie jego mieszkania przeniosą się na jej kanapę, niewinne tulenie i całusy w głowę podczas choroby.
- Dwudziesty szósty listopada. W tym roku dwadzieścia osiem.
Właściwie nie zastanawiała się nad tym, czy to, co w życiu osiągnęła, to tak naprawdę dużo czy mało na ten wiek. Skończyła studia, zaczęła rezydenturę. Żyła z dnia na dzień, właściwie na nic wielkiego nie czekając. Nie miała też większych planów. Przynajmniej nie na tamten moment. Nie wyszła za mąż, nigdy nie była nawet bliska, o dzieciach to już w ogóle nie wspominając.
Przerwał im dzwonek do drzwi. Jedną z większych zalet knajpy, w której zamówiła, było to, że dostarczali szybko i mieli lokal tylko przecznicę dalej. Zbawienie, gdy wraca się głodnym i zmęczonym po dyżurze.
- Kolejny? - zażartowała i wyplątała się z jego ramion, żeby podejść do drzwi.
I.
Odebrała jedzenie od zaprzyjaźnionego kuriera i z uśmiechem wróciła do mieszkania. Znajome zapachy sprawiły, że żołądek ścisnął się jej boleśnie, dopominając jedzenia. Prawdopodobnie ostatnia w miarę porządna rzecz, którą zjadła, to te nieszczęsne szpitalne frytki w towarzystwie Liana kilka dni temu. Chociaż i je ciężko było nazwać porządnym posiłkiem.
OdpowiedzUsuń- Już nie udawaj. Może nie mam wprawy w karmieniu tak dużego osobnika, ale na pewno aż tak bardzo się nie pomyliłam - powiedziała, mierząc wzrokiem najpierw jego a później trzymane przez siebie pudełka.
- Poza tym, jestem głodna i muszę nadrobić, żeby potem stracić.
Podeszła do kawowego stolika przy kanapie i postawiła na nim swoje zdobycze po czym ruszyła do kuchni po talerze.
- Bierz, co chcesz - podała mu talerz, znów opadając na kanapę.
Otworzyła każde z pudełek i nałożyła sobie wszystkiego po trochu.
- Zawsze chciałam sobie zrobić taką meksykańską ucztę ale nigdy nie miałam okazji - powiedziała, zapadając się w poduszki. - Jedzenie tygodniami resztek jakoś mnie nie przekonuje.
To nie tak, że bardzo doskwierała jej samotność. Przez większość czasu była całkiem wygodna. Mogła robić co chciała i kiedy chciała. Nikogo nie zawodziła. Nie ignorowała przez swoją bardzo specyficzną pracę. Nie musiała iść na kompromisy jeśli chodziło o podróże, plany na święta czy nawet wybór filmu. Tyle że mimo całej tej wolności czuła się, szczególnie wieczorami, opuszczona. Jadła sama posiłki, sama snuła się po tym wielkim mieszkaniu i sama spała w zimnym łóżku rozmiaru california king. Czasami miała wokół siebie zbyt dużo wolnej przestrzeni.
Może to dlatego siedziała tak blisko Liana, praktycznie przyklejając się bokiem do niego.
- Możemy coś włączyć. Nie wiem, czy oglądasz filmy przy jedzeniu? Ja zazwyczaj tak. Albo pogadać. Na co masz ochotę.
Muzyka, filmy czy seriale puszczane w tle. Wszystko miało maskować tę niesamowitą pustkę.
I.
Z przyjemnością patrzyła, jak jadł, samej również żując swoje taco powoli. Nie chciała za bardzo drażnić przewodu pokarmowego. I tak wybór meksykańskiego żarcia był bardzo ryzykowny jak na jej aktualny stan.
OdpowiedzUsuń- Lubię żeberka - powiedziała jedynie, uśmiechając się szeroko. To była przyjemna wizja. Potrafiła sobie wyobrazić, jak się stresuje, zanim wejdą do jego rodziców. Jak nerwowo poprawiałaby sukienkę, którą zmieniała przed wyjściem jakieś piętnaście razy. Jak Lian musiałby trzymać ją za rękę, żeby dodać otuchy. Zastanawiała się, czy zrobić swoją popisową sałatkę ziemniaczaną. Popisową, ponieważ była to jedyna, która tak naprawdę za każdym razem jej wychodziła. I czy by ją polubili.
Cieszyła się, że mimo początkowych przeciwności losu trafił na taką a nie inną rodzinę adopcyjną. Że mówił o nich z uczuciem i chętnie spędzał z nimi czas. Jeszcze bardziej cieszyła się, że spędzał czas z nią i dzielił się wszystkimi tymi sekretami.
Sączyła herbatę pomiędzy kęsami i przyglądała mu się z delikatnym uśmiechem.
- Oglądam wszystko, naprawdę. Natomiast jeśli chodzi o posiłki zazwyczaj stawiam na prostą rozrywkę. Na przykład Too hot to handle .
Tak, była dwudziestoośmioletnią lekarką w drogim apartamencie i oglądała taki rodzaj programów rozrywkowych. Kto jej tego zabroni? Nie tylko górnolotnymi filmami człowiek żyje.
- Chyba będzie lepiej, jeśli ty wybierzesz. Albo będziesz opowiadał dalej. Lubię cię słuchać.
Była ciekawa jego życia. Wszystkiego o codzienności albo dzieciństwie, co tylko zechciał jej dać. Sama India była raczej typem cichej obserwatorki. Nie miała o sobie zbyt wiele do opowiadania. Jej życie było w zasadzie nudne, przeplatane jedynie co ciekawszymi pacjentami na oddziale. Nie była tak barwną postacią jak Lian. Czasami nawet myślała o sobie jak o robocie. Zadaniowym i prostym, bez rozbudowanego życia wewnętrznego.
Oparła głowę o jego ramię, gotowa na cokolwiek by wybrał.
I.
Skoro pozostawił jej decyzję, India zdecydowała się nie włączać telewizora. Nie wiedziała przecież, ile jeszcze takich wieczorów będzie im dane spędzić. A nawet jeśli dużo, lepiej zostawić sobie coś dobrego do oglądania na czas, kiedy większość ważnych tematów będą mieli już omówionych. Kiedy będą znali się na tyle, że siedzenie w ciszy nie będzie im przeszkadzało. Chociaż, Jones nie miała wrażenia, że przeszkadzałoby jej to. Po prostu chciała słuchać, co Lian ma do powiedzenia. Poznać go i jego przyzwyczajenia.
OdpowiedzUsuń- To jest nas dwoje.
Im była starsza tym coraz mniej interesowały ją różne rzeczy. Wiedziała, co lubi, a nie był to duży zbiór. Medycyna, książki, podróże. Czasami dobra zabawa. Tyle że raczej w formie rozproszenia uwagi albo wykreowania wizerunku. Rozpuszczona księżniczka tatusia, królowa lodu - tytuł do czegoś zobowiązywał.
Dłuższą chwilę zastanawiała się nad jego kolejnym pytaniem. Tak naprawdę to usłyszała je chyba po raz pierwszy. W środowisku, w którym się obracała, nikogo nie interesowało jakim konkretnie jest lekarzem. A nawet jeśli ktoś spytał, po usłyszeniu odpowiedzi po prostu kiwał głową.
- Nikt nie chce leczyć dzieci. Są niezrozumiałe i zapomniane w świecie dorosłych. Skazane na rodzinę, w której się urodziły. One potrzebują, żeby ktoś się za nimi wstawił.
Większość dzieci była odbierana jako irytująca. To nie tak, że jej nie wkurzały wrzeszczące dzieci w kinie czy restauracji. Tyle że to zadaniem dorosłych było ich wychowywanie. Nie można winić dzieci za to, jakie są. A raczej jakimi się nie stały ze względu na zaniedbania matki czy ojca.
- Chciałabym zapewnić im jak najlepszy start, to wszystko. Być w ich drużynie.
Terapeutka powiedziała jej kiedyś, że to prawdopodobnie sposób na uleczenie traumy z dzieciństwa. Sama była opuszczona więc nie chciała, żeby inne dzieci też się tak czuły.
Dobrze jej było, zanurzonej w miękkiej kanapie i przytulonej do jego boku. Była też taka zmęczona. Czuła, że z każdym kolejnym słowem robi się coraz bardziej senna.
- Dzieci są super.
Nie zauważyła nawet momentu, w którym powieki jej opadły a ona sama odpłynęła w lekki sen. Czuła, że jej głowa zaczyna zjeżdżać z ramienia Liana, jednak pozwoliła jej na to. Nie miała siły się budzić i poprawiać. Była tak zmęczona, że nawet wygięta pod dziwnym kątem była zadowolona z odpoczynku. Pełnego żołądka, przynajmniej chwilowo. No i towarzystwa, przede wszystkim towarzystwa.
OdpowiedzUsuńGdy podniósł ją i zaniósł do sypialni była już praktycznie nieprzytomna. Prawdopodobnie dlatego nie oponowała, że taszczy ją przez mieszkanie niczym pannę młodą. Po prostu spała dalej, ciesząc się ciepłem jego ramion. Po położeniu na wygodnym materacu zasnęła już jednak na tyle głęboko, że niczego nie słyszała.
Kobieta przed mieszkaniem stała, niecierpliwie stukając wypielęgnowanymi paznokciami w ramię. Kiedy drzwi się otworzyła, zrobiła zaskoczoną minę.
- Dzień dobry - odpowiedziała, podejrzliwe przyglądajac się mężczyźnie.
Matka Indii, Rachel, była pięćdziesięcioletnią drobną blondynką. Jej córka p raktycznie w ogóle jej nie przypominała, całkowicie wdała się w ojca. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Było coś takiego w jej ruchach i mimice, co mogło przypominać pannę Jones.
- Wiem. Właśnie dlatego przyszłam - sięgnęła po papierową torbę, która stała przy framudze drzwi. Wodziła błękitnymi tęczówkami po gościu córki. Minę miała nieprzeniknioną. Wzrok na dłużej zatrzymała na jego kolczyku i tatuażach, jednak nie powiedziała ani słowa.
- Przyniosłam trochę jedzenia, ponieważ moja uparta córka jak zwykle odmawia innej formy pomocy. Czy mógłbyś… Czy mógłby pan jej to przekazać? Kiedy się obudzi - powiedziała, wyciągając torbę w stronę Liana.
Od wielu miesięcy, jeśli nawet nie lat, państwo Green nie widzieli w towarzystwie córki żadnego mężczyzny. A jeśli chodzi o spotkania w jej apartamencie… to zdecydowanie był pierwszy raz. Rachel nie spodziewała się wysokiego, umięśnionego Azjaty z tatuażami i kolczykiem w uchu.
- Pracujecie razem z Indią w szpitalu?
I.
Nawet jeśli Rachel zaskoczyła propozycja mężczyzny, nie dała tego po sobie poznać. Weszła za nim do mieszkania i podążyła do kuchni. Jej wzrok lustrował pomieszczenie, prawdopodobnie w poszukiwaniu córki. Twarz miała nieprzeniknioną.
OdpowiedzUsuń- Rachel Jones - odpowiedziała, ujmując jego dłoń.
Rodzice Indii nie mieli takiego dzieciństwa jak ona. To jej ojciec jako pierwszy dorobił się fortuny. Pani Jones zanim poznała męża była młodą kobietą z klasy średniej. Studiowała architekturę, a przynajmniej tak się Indii wydawało, i chciała wyjechać do Europy. Później pojawił się Robert ze swoimi wielkimi marzeniami i wielkimi pieniędzmi i życie Rachel zmieniło się nie do poznania. Kobiety nigdy nie miały ze sobą specjalnie dobrych relacji. Matka była raczej odległa, wiecznie z ojcem, który chciał mieć ją przy sobie. Starała się zapewnić córce jak najlepsze życie, przygotowując przy okazji na to, z czym wiązało się bycie potomkinią Roberta Jonesa.
India od dnia narodzin miała już zapisaną fortunę, która z roku na rok robiła się jedynie coraz większa. Wiązało się to z rozlicznymi rodzinnymi poświęceniami. Ojcem wiecznie w pracy, z laptopem przed oczami i telefonem przy uchu. Matką, która organizowała przeróżne przyjęcia, lunche czy gale, dbając o dobre imię Jonesów. Razem stanowili idealny duet. A za nimi malutka dziewczynka, której pierwsze zdjęcie sprzedane do prasy przypadało na wiek około pięciu lat. Pierwszy dzień w przedszkolu Indii Jones, jedynej dziedziczki Roberta Jonesa, złotego chłopca Nowego Jorku. W mundurku z plecakiem i wielkimi, pełnymi przerażenia oczami, prowadzona za rączkę przez jedną z niań.
- Nie, dziękuję. Wpadłam tylko na chwilę. Mamy z mężem ważne spotkanie - mówiła, nadal pilnie przyglądając się Lianowi. Zupełnie jakby samym spojrzeniem mogła go prześwietlić i dowiedzieć się, co tam robił, kim był i co łączyło go z jej córką.
- Proszę jej przekazać, że wpadłam. I że powinna więcej jeść, a nie znów odstawiać nastoletnią Indię… - przerwała, wyraźnie zmieszana. Poruszyła temat, którego miały już nie roztrząsać. Tak jak i wielu innych.
- W torbie są nowe leki przeciwgorączkowe. Takie, których… nie zwymiotuje. Mam nadzieję, że pana posłucha bardziej niż mnie - posłała zirytowane spojrzenie w kierunku sypialni, gdzie jej jedynaczka spała w najlepsze, zupełnie nieświadoma sceny, która rozgrywała się za ścianą. Gdyby tylko wiedziała, od razu wystrzeliłaby z łóżka i pobiegła ratować Liana przed swoją matką.
- Do widzenia. Miło było poznać, Panie Meyer. Sama trafię do drzwi - rzuciła, po czym zgodnie z własnymi słowami ruszyła w kierunku wyjścia. Jej obcasy miarowo stukały o parkiet.
Obróciła się jeszcze na chwilę, tuż przed przekroczeniem progu, zupełnie jakby chciała dodać coś jeszcze. Rozmyśliła się jednak w ostatniej chwili i po prostu wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.
I.
Odświeżona mogła wyjść z łazienki, gdzie zastała siedzącego samotnie w salonie Liana, wraz z zalanymi kubkami herbaty
OdpowiedzUsuń— Już jestem. Mam nadzieję, że nie minęło dużo czasu — przesuszyła włosy ręcznikiem, który zamierzała zanieść do pralni, gdzie mogłaby go wywiesić na suszarce — Dzięki za pomoc z herbatą — dodała jeszcze z lekkim uśmiechem i usiadła obok, uginając jedną nogę.
Zaprosiła go do siebie z własnej inicjatywy, ale z każdą chwilą uświadamiała sobie, że tego kompletnie nie przemyślała. Nie miała dla niego niczego, w co mógłby się przebrać dla komfortu. Jej lodówka świeciła pustkami przez zapomnienie zrobienia zakupów poprzedniego dnia, więc nie mogła zaoferować bogatego śniadania następnego dnia. Zwyczajnie nie była przyszykowana, aby akurat tego dnia kogoś u siebie przenocować. Zostało jej liczyć, że będzie miała szansę wyjść wcześnie o poranku i kupić pieczywo oraz podstawowe składniki w pobliskim spożywczaku
— Wiem, że mieszkanie prezentuje się trochę… awangardowo, ale obiecuję Ci, że to nie z mojego wyboru — zaczęła, kiedy sama rozglądnęła się po swoim ozdobionym lofcie — Jest to, powiedzmy, prezent rodzinny i wszystkie te rzeczy, oprócz mebli, były razem z nim. Nie chciałam ich wyrzucać — wzruszyła lekko ramionami, nieco przekręcając historię, aby miała bardziej neutralny, wręcz pozytywny wydźwięk. Nawet nie, że nie chciała. Nie mogła. Gdyby pozbyła się tych wszystkich pamiątek, których nawet sama nie wybierała, to ojciec zrobiłby z tego dodatkowy problem. Zacząłby oskarżać ją o brak lojalności, o to, że jeszcze bardziej mu podpada, i że nie szanuje tego, co dla niej robi.
— A więc boks — dmuchała na gorącą herbatę, aby nieco ją schłodzić przed wzięciem pierwszego łyka — Myślisz, że kiedyś pójdziesz na profesjonalny poziom? — zagaiła ostrożnie, acz ciekawość nie dawała jej spokoju od momentu opuszczenia restauracji. Nie chciała wkraczać zbyt inwazyjnie, ale liczyła, że chłopak poczuje na tyle komfortu, aby powiedzieć jej nieco więcej.
Nie wiedziała na jakim poziomie były jego umiejętności, nie wiedziała też co wiązało się z pójściem w tym kierunku zawodowo - mogło się różnić od jazdy figurowej, na pewno różniło się od łyżwiarstwa
— A i w łazience pewnie już nie dusi, więc jeśli masz ochotę, to droga wolna — wskazała kciukiem w stronę uchylonych drzwi.
Joo
India obudziła się nagle. Typowo jak dla gorączkowego snu. Czuła się jednak lepiej. Była całkiem wypoczęta i zadowolona, że jeszcze nie zwymiotowała całej zawartości żołądka.
OdpowiedzUsuńNagle przypomniała sobie, co tak właściwie wydarzyło się zanim zasnęła i niewiele myśląc wysunęła się z pościeli, narzuciła sobie na ramiona kołdrę, niegotowa na chłód poza łóżkiem, i ruszyła w kierunku salonu, szukając Liana.
Jakaś mała cząstka Jones podskoczyła radośnie jak mała dziewczynka, kiedy znalazła go siedzącego na kanapie. Nie zostawił jej. Został.
- Bo naprawdę pomyślę, że nie masz lepszych rzeczy do roboty - wychrypiała, stając nad nim niczym pościelowy duch. Lubiła się w to bawić, kiedy była mała.
Nadal nie mogła się nadziwić, że tak dobrze wpasowywał się w jej mieszkanie, mimo że na pierwszy rzut oka był z zupełnie innego świata. Sprawiał, że wnętrze wyglądało lepiej, przytulniej. W takim domu mogłaby chcieć spędzić więcej czasu. Powiesić jakiś plakat, kupić kolorowe kubki.
- Czuje się już całkiem dobrze. Dziękuje, że posprzątałeś. I że zostałeś. Ale naprawdę, dam radę. Powinieneś wracać do swoich obowiązków. Nie mogę wiecznie trzymać cię w tej hodowli zarazków. Obiecuję, że jutro wezmę prysznic, przewietrzę tu i zadzwonię. A jak będziesz mieć czas, to się spotkamy.
Usiadła koło niego na kanapie i podciągnęła stopy pod siebie.
I.
Po wyjściu Liana wzięła leki, które przyniosła matka i położyła się do łóżka. Na szczęście, jej incydent z wymiotowaniem przed kochankiem był ostatnim razem, kiedy musiała pobiec do toalety. Spała nieprzerwanie przez jakieś dwanaście godzin a kiedy się obudziła, czuła się znacznie lepiej. Co prawda nadal osłabiona, ale już bez wymiotów i gorączki.
OdpowiedzUsuńNastępne kilka dni dochodziła do siebie. Nadal siedziała w domu na zwolnieniu i dużo spała. Matka przynosiła jej jedzenie i sprawdzała, jak się czuła. Nie wspomniała ani słowem o swoim spotkaniu z Lianem a India postanowiła nie pytać. Czasami przemilczenie sprawy było najlepszym sposobem na poradzenie sobie z Rachel.
Tamtego dnia Jones czuła, że coś się święci. Matka weszła do jej mieszkania znacznie ciszej niż zwykle z pokrowcem przewieszonym przez ramię.
- Cześć, mamo - przywitała się, spoglądając na nią znad kubka z kawą.
- Cześć, dziecko. Przyniosłam ci sukienkę. Na kolację z synem Smitha.
I tutaj był haczyk. India już zapomniała jak po wielu godzinach przekomarzań w końcu zgodziła się na spotkanie z synem jednego z europejskich wspólników jej ojca. Czasami musimy poświęcać się dla dobra rodziny ględziła Rachel. Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, jak poświęcenie jej wieczoru miało pomóc Jonesom, jednak ceniąc sobie święty spokój i swoje zdrowie psychiczne w końcu się zgodziła. To przecież tylko jedna kolacja przekonywała samą siebie, cicho licząc na to, że jej matka nie ma już zaplanowanego całego wesela.
- Mamo…
- India, proszę cię, nawet nie zaczynaj. Zgodziłaś się na to i teraz nie możesz odmówić w ostatniej chwili. Pomyśl, w jakim świetle postawiłoby to twojego ojca.
- Tyle że…
- Tak, widziałam twojego znajomego - na ostatnie słowo położyła zdecydowanie większy nacisk, niż na pozostałe. - To niczego nie zmienia. Nie musisz… Zgodziłaś się na kolację i proszę cię, żebyś poszła na kolację.
Takim właśnie sposobem stała przed restauracją w opinającej ciało, czarnej sukience bez rękawów i zdecydowanie zbyt wyzywającym wycięciem na udzie jak na jej gust. Włosy miała idealnie ułożone, opadające falami na plecy a makijaż nienaganny, wszystko dzięki personalnej stylistce Rachel.
Tylko kolacja, sranie w banie. Kupczą mną jak kozą
Ethan Smith był od niej kilka lat starszy, jakieś dwie głowy wyższy i całkiem przystojny. Chociaż na Indii nie zrobił wrażenia. Nie był przecież Lianem.
- Bardzo mi miło, że udało nam się spotkać - powiedział mężczyzna, otwierając przed nią drzwi knajpy. Czuła na sobie jego spojrzenie, taksujące ją od stóp do głów.
- Mi również miło - odpowiedziała, choć w jej głosie nie słychać było takiego entuzjazmu.
Gdy weszli, Ethan zwrócił się do pierwszego lepszego kelnera a India wbiła wzrok w buty. Nadal nie odzyskała jeszcze pełni sił i czasami kręciło jej się w głowie.
- Nasz stolik jest tam. Zapraszam - poczuła na dole swoich pleców dużą, ciepłą dłoń, która popchnęła ją lekko. Nie spodobało jej się to, jednak pozwoliła mu podprowadzić się do stolika. Odsunął jej krzesło a ona usiadła na nim lekko.
- Dziękuję - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem jak na damę przystało.
- Państwa karty
Znajomy głos wyrwał ja z zamyślenia.
Nie, to niemożliwe
Podniosła wzrok i oto był. Lian. Wpatrujący się w nią z taką intensywnością, że aż przeszedł ją dreszcz.
I.
Od razu chciała mu wszystko wytłumaczyć. Wiedziała jednak, że nie może. Matka by ją zabiła. Tłumaczyła sobie, że to przecież tylko kolacja. Zje posiłek w towarzystwie tego mężczyzny, porozmawia z nim, pośmieje się grzecznie z jego żartów a później wróci do domu i tyle. Nic więcej się nie wydarzy. Od razu powie matce, że młody Smith i ona zupełnie się nie dogadali i ich ścieżki już nigdy nie będą musiały się skrzyżować. A ona pobiegnie do Liana i wszystko mu wytłumaczy. Zamknie się z nim w mieszkaniu i będzie prosić go o przebaczenie…
OdpowiedzUsuń- Coś wpadło ci w oko? - pytanie wyrwało Indię z zamyślenia. Ethan przyglądał jej się z zaciekawieniem, oczekując na odpowiedź.
- Chyba zdecyduję się na kurczaka - odparła, mimo że nawet nie przyjrzała się menu. Po prostu trzymała je w dłoniach. Na pewno mieli kurczaka, więc postawiła na bezpieczną opcję.
- W takim razie zamówimy białe wino - odparł, po czym zamachał ręką na Liana, by ten znów podszedł do stolika. India miała wrażenie, że z zażenowania zaraz zapadnie się pod ziemię.
- Dla mojej pięknej towarzyszki będzie kurczak, ja poproszę makaron z krewetkami. A jeśli chodzi o wino to napijemy się rieslinga - powiedział, nawet nie zaszczycając kelnera spojrzeniem. Cały czas patrzył na Jones, która szczerze zaczęła się zastanawiać, co też takiego jej matka i ojciec mu naobiecywali w jej imieniu. Czy oczekiwali, że prześpi się z nim dla dobra ich interesów? Niedoczekanie. Nie spodziewała się tego po rodzicach, jednak spojrzenie Smitha zaczynało sprawiać, że naprawdę mocno zastanawiała się nad zmianą zdania na temat rodziców.
Wyciągnął dłoń i delikatnie chwycił rękę Indii, która spoczywała na obrusie. Wplótł palce pomiędzy jej palce.
- Opowiedz mi coś o sobie.
Była zażenowana. Nie chciała wyrywać ręki oscentacyjnie i robić afery na całą restaurację, jednak nie podobała jej się jego bezpośredniość i to, że jej dotykał. Szczególnie bardzo, gdyż robił to na oczach Liana.
I.
Najdelikatniej jak tylko potrafiła, by nie urazić jego ego, India zabrała rękę spod jego palców i położyła ją sobie na kolanach. Nie chciała, żeby jej dotykał. Nie taka była umowa.
OdpowiedzUsuń- Niedawno zaczęłam rezydenturę z pediatrii. Pracuję też w poradni genetycznej - powiedziała zwięźle. Zresztą, nie sądziła, że go obchodziło go to chodźmy w najmniejszym stopniu. W jej interesie nie było to, by się mu podobać czy zaciekawić swoją osobą. Jedyne, na czym teraz jej zależało, to by ten wieczór dobiegł końca.
- A ty? Czym się zajmujesz? - spytała grzecznie, ponieważ tak wypadało. Jej również guzik obchodziła jego odpowiedź. Kątem oka wypatrywała Liana, który pojawił się w polu jej widzenia z kieliszkami i winem zamówionym przez Ethana. Bez konsultacji z nią.
Mimo że miała przed sobą pełny kieliszek nawet nie sięgnęła w jego stronę. Po pierwsze trochę na znak buntu, ponieważ wcale nie zapytał jej o zdanie. Nie chodziło już nawet o sam fakt, że wybrał wino. W ogóle nie zapytał jej, czy pija alkohol Po prostu tak założył. Ona natomiast nie zamierzała wlać w siebie ani kropli w jego towarzystwie. Poza tym, dopiero co wyzdrowiała i nie zamierzała igrać ze swoim żołądkiem.
Kiedy pojawiły się ich dania, mężczyzna był akurat w trakcie monologu. Jones wcale go nie słuchała. Patrzyła gdzieś poza jego głową i uśmiechała się delikatnie od czasu do czasu, niby to na znak zrozumienia. Zastanawiała się, czy gdyby nie wydarzenia sprzed tygodnia uważałaby go za atrakcyjnego. Czy słuchałaby z zaciekawieniem, jak rozprawia o swojej pracy? Popijała teraz wino i dała trzymać mu za rękę? Kilka razy muskał jej dłoń opuszkami swoich palców oraz trącał ją kolanem pod stołem, niby to przypadkiem.
- Nie smakuje ci? Możemy wymienić danie - zaczął pytać, kiedy tylko grzebała widelcem w talerzu.
- Co? Oh, nie, nie, wszystko w porządku. Nie czuje się najlepiej. W zeszłym tygodniu byłam chora i jeszcze nie wrócił mi apetyt. To wszystko.
Nabrała odrobinę na widelec i wsunęła do ust. Czuła, że wpatrzona jest w nią nie jedna, a dwie pary męskich oczu.
I.
Zupełnie nie miała apetytu. Nie wiedziała, czy to przez chorobę, jej towarzysza czy to, że facet, o którym od ponad tygodnia nie mogła przestać myśleć widział to wszystko. Jadła więc niemrawo, marząc o tym, by zapaść się pod ziemię.
OdpowiedzUsuńPoczuła wibracje telefonu w niewielkiej kopertówce, którą miała przy boku.
- Przepraszam - powiedziała, sięgając po komórkę. Miała nadzieję, że nie zrobiła się tak czerwona jak wskazywało na to gorąco, które rozlało się jej po twarzy.
To ze szpitala - skłamała gładko. Nie sądziła, że przyjdzie jej to tak łatwo.
- Wybacz, muszę oddzwonić. Zaraz wracam.
Ześlizgnęła się z krzesła i ruszyła do damskiej toalety.
Kręciło się jej w głowie i miała wrażenie, że całe ciało jej płonie. Nie sądziła, że tak szybko będzie musiała skonfrontować się z Lianem. Żałowała, że nie wypiła trochę tego niesamowicie drogiego wina.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, podeszła do umywalek i odkręciła zimną wodę. Zmoczyła rękę i przyłożyła ją sobie do karku. Nie była nawet pewna, czy mieli spotkać się w męskiej czy damskiej toalecie.
Przyjrzała się sobie w lustrze. Była blada a oczy miała niesamowicie duże. Mimo że się nie ważyła, miała wrażenie, że straciła kilka kilogramów przez to cholerne choróbsko. To, podczas którego Lian się nią zajął a ona teraz tak mu odpłacała. Jedząc drogą kolację z jakimś obłapiającym dupkiem. I co z tego, że było to tylko na pokaz, na wyraźne polecenie jej matki. Nie sprawiało, że czuła się choćby odrobinę lepiej.
Gdy drzwi się otworzyły i pojawił się w nich on wbiła w niego spojrzenie poprzez lustro, wyraźnie zmieszana.
- Lian… To nie tak jak myślisz… Mogę wyjaśnić…
I.
Nie potrafiła myśleć, kiedy znajdował się tak blisko. Kiedy dłońmi sunął po jej ciele przez materiał sukienki a ustami błądził po szyi. Szczególnie, że widziała go teraz dokładnie. Jego wygłodniały wzrok. Jak ich ciała idealnie pasują do siebie. Sama wpatrywała się w niego z tą samą intensywnością.
OdpowiedzUsuń- Obiecałam matce - powiedziała, odchylając głowę do tyłu, by dać mu lepszy dostęp. Plecy wygięła w łuk, co poskutkowało tym, że piersi, nadal schowane pod sukienką, lepiej wpasowały się w jego dłoń a tyłek wcisnęła w jego biodra.
- Zanim się jeszcze poznaliśmy. Obiecałam, że pójdę z nim na jedną kolację. Nic więcej.
Jej biodra same odnalazły rytm, kiedy zaczęła poruszać nimi, nęcąc go. Tak dawno jej nie dotykał. Pragnienie, które narastało w niej z każdą sekundą, zdawało się być nie do wytrzymania. Swędziała ją skóra tam, gdzie nie stykała się z jego ciałem. W nosie miała to, czy zepsują jej fryzurę albo rozetrą makijaż. Wiedziała, czego potrzebuje. Nie zamierzała pozwolić, żeby ta mierna podróba randki jej w tym przeszkodziła.
- Nie musisz się dzielić. Nie ma nikogo innego.
Obróciła się do niego twarzą i natarła wargami na jego usta a ręce zarzuciła mu na szyję, by mieć go blisko przy sobie. Jęknęła cicho. Tak dobrze było go znów całować.
Szczelnie przywarła do niego ciałem, nie pozwalając, by powstała między nimi jakakolwiek wolna przestrzeń.
I.
Tak cudownie było go znów całować. Czuć jego dłonie na ciele. Od ostatniego razu minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu. Praktycznie tydzień. India była wygłodniała. Odepchnęła na bok jego pytanie. Wiedziała, że miał rację, jednak nie chciała o tym myśleć. Sytuacje jak ta nie zdarzały się często, jednak miały miejsce. Czy następnym razem matka jej odpuści?
OdpowiedzUsuńW tamtej chwili jednak postanowiła, że nie będzie się nad tym zastanawiać. Całą energię wlała w pocałunek. W gorączkowe zapewnianie Liana, że nie ma się czym martwić. Że w jej umyśle i w jej ciele jest miejsce tylko dla niego. Ethan Smith, mimo iż pijał dobre wino, nie miał szans.
Myślała, że spłonie ze wstydu, kiedy nakryła ich tamta kobieta. Nie dlatego, że nakryła ją z kelnerem. To India miała w nosie. Gorzej, że najprawdopodobniej widziała ją wcześniej na sali z jej… randką. A nawet jeśli nie widziała, to teraz już na pewno ją dostrzeże. I mimo że nikogo nie zdradzała, a jeśli już to Liana, czuła się jak wywłoka. Nerwowo obciągnęła sukienkę na miejsce i obróciła się do lustra w celu ocenienia szkód. Dzięki bogom za stylistkę matki i jej magiczny sprej do utrwalania makijażu. Miała jedynie trochę rozmazaną szminkę i potargane włosy. Nic, czego nie dałoby się naprawić kilkoma szybkimi ruchami i pomadką, którą miała w kopertówce.
Gdy wróciła na salę starała się nie patrzeć na Liana. Nie odnajdywać go wzrokiem. Tak samo jak zręcznie omijała spojrzeniem kobietę, która im przeszkodziła.
- I jak, wszystko w porządku? - spytał Ethan. Wstał, by odsunąć jej krzesło a Indii zrobiło się głupio. Mimo że był zdecydowanie zbyt dotykalski, naprawdę starał się, żeby coś z tego spotkania wyszło. Nie zdawał sobie sprawy, że od początku byli skazani na porażkę. Że jego towarzyszka myślała już tylko o tym, jak wspaniale będzie znów poczuć na sobie ciężar kelnera, który podawał im kolację.
- Tak, tak, ogarną to beze mnie - rzuciła, znów chwytając za widelec.
Dłonie Smitha, który nadal za nią stał, opadły ciężko na jej ramiona a on sam pochylił się nieznacznie, tak że jego usta znalazły się na wysokości jej ucha.
- Pomyślałem, że po kolacji moglibyśmy wpaść do mnie, do hotelu. Poznać się w trochę mniej publicznych okolicznościach - powiedział zupełnie normalnym głosem, po czym dodał, znacznie ciszej - Nie mogę przestać myśleć o twoim tyłku w tej bajecznej sukience.
Wyprostował się i wrócił na swoje miejsce podczas gdy ona zamarła, całkowicie zaskoczona, czując jak po raz kolejny tego wieczora płoną jej policzki.
- Uroczo wyglądasz, kiedy się rumienisz. Pasuje ci.
I.
Długą chwilę zajęło jej dojście do siebie po jego komentarzu. Nie była w stanie pojąć jak ktoś jest w stanie być tak… bezpośrednim. Szczególnie że ona w żaden sposób nie okazywała mu zainteresowania. Nie podtrzymywała kontaktu wzrokowego, uciekała przed jego dotykiem. Lakonicznie odpowiadała na pytania. Była uprzejma na tyle, na ile wymagała tego sytuacja, szczególnie że jego ojciec robił interesy z jej własnym. Tyle że India nie zamierzała płacić za to ciałem. Nawet jeśli nie znałaby Liana. Były granice, których nie przekraczała nawet dla świętego spokoju od zrzędzenia matki. Poza tym, nie podejrzewała, żeby Rachel była zdolna do czegoś takiego. Ustawienie jednej kolacji pomiędzy dziedzicami to jedno, wpychanie jej do łóżka jakiegoś obcego faceta to już zupełnie co innego.
OdpowiedzUsuńGdy Lian podszedł do stolika bardzo musiała się pilnować, żeby nie wlepić w niego spojrzenia. Zajęła się dalszym grzebaniem w talerzu widelcem.
- Tak, jest jak zwykle wyśmienicie - odparł Ethan, zupełnie niewzruszony przytykiem. Był tak zarozumiały i pewny siebie, że aż dziwne, że całe to ego zmieściło się w jednym ciele
- Bardzo nam smakuje - powiedział, patrząc na Indię znacząco i znów dotykając jej dłoni. - Możliwe, że jutro też wrócimy. Podają państwo śniadania?
Jones zakrztusiła się tym, co akurat miała w ustach. Zaczęła kaszleć a jej twarz przybrała purpurowy kolor. Jedną rękę położyła sobie na mostku drugą zaś wyszarpnęła z uścisku faceta i sięgnęła po szklankę z wodą.
Czy Smith wiedział? Że wymknęła się do łazienki z Lianem? Że tak naprawdę to była tu pod całkowitym przymusem matki i sama z siebie nigdy nie poświęciłaby mu nawet minuty swojego czasu.
- Widzę, jak patrzysz na moją dziewczynę - powiedział Ethan, po raz pierwszy chyba zaszczycając kelnera spojrzeniem. Promieniował bezczelnością i pewnością siebie. - Niestety, mój drogi, trochę za wysokie progi.
I.
Czuła się paskudnie. To, co powiedział do Liana, to jak na niego patrzył. Jakby sam fakt, że Ethan urodził się w bogatej rodzinie czynił go lepszym niż inni. Coś, na co zupełnie nie miał wpływu, miało decydować o jego wartości jako człowieka? Niedoczekanie.
OdpowiedzUsuńNie mogła powiedzieć mu bezpośrednio, co myśli na jego temat. Nie chciała też wywoływać sceny, chociaż bardzo miała na to ochotę. Prawie tak bardzo jak na ujrzenie czerwonego odbicia swojej dłoni na jego twarzy.
- Nie przypominam sobie, żebym była twoją dziewczyną. A to, jak się zachowałeś, było niezwykle niegrzeczne - powiedziała z powagą.
- Żartujesz, prawda? - spytał pan bogaty dupek ze szczerym zdziwieniem.
- Nie, nie żartuję.
- Koleś ślini się na twój widok cały wieczór! A to tylko kelner!
India zaśmiała się na tyle głośno, że para przy stoliku obok spojrzała na nią jak na wariatkę.
- Tylko kelner? Naprawdę? Czyli dla mnie jesteś miły, bo mój ojciec ma gruby portfel, tak?
- India, chyba trochę przesadzasz…
- Nie, zupełnie nie przesadzam. Chciałabym już wrócić do domu. Źle się czuję.
Z brzękiem odsunęła od siebie talerz.
- India…
- Ethan? - spojrzała na niego wyzywająco.
Nie była jego dziewczyną. Nie była jego niczym. Należała tylko i wyłącznie do siebie.
Nie tylko do siebie podszepnął jej cichy głosik.
Odszukała Liana spojrzeniem.
- Bardzo pana przepraszam, czy możemy prosić o rachunek? Zapłacę gotówką.
- Nie wygłupiaj się - sięgnął ręką przez stół, próbując złapać ją za nadgarstek i powstrzymać przed sięgnięciem do kopertówki. Jones szybko zabrała rękę.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś przestał mnie dotykać.
Wyciągnęła zwitek studolarówek, ponieważ tak naprawdę nie była pewna, ile wyniesie cały rachunek. Wtedy pierwszy raz od dawna zachowała się jak córka finansowego magnata i położyła je po prostu na stole, nawet nie patrząc, ile ich tak właściwie było.
- Reszta dla Pana. I przepraszam - powiedziała, gdy Lian podchodził akurat z rachunkiem.
- Sama wrócę do domu. Jak już mówiłam, nie czuję się najlepiej. Muszę się położyć. Dobranoc - rzuciła do Smitha po czym wstała i ruszyła w kierunku wyjścia.
I.
Zamówiła taksówkę i wróciła do domu, szczęśliwa, że Ethan za nią nie pobiegł. Nie spodziewała się tego ale nigdy nie można być pewnym.
OdpowiedzUsuńKiedy dotarła do mieszkania zrzuciła z siebie idiotyczne szpilki i sukienkę i od razu wmaszerowała pod prysznic. Chciała zmyć z siebie makijaż i uczucie wstydu, które obkleiło ją tamtego wieczoru. Co też musiał sobie o niej myśleć Lian? Ustawiane randki z nadętymi bufonami, rulony studolarówek. Właściwie zdziwiła się, że nie zapytał o nic tej nocy, gdy ją odwiedził. Wielki napis Jones nad wejściem na pewno rzucił mu się w oczy.
Oblewała się gorącą wodą przed dłuższą chwilę. Kiedy skończyła, cała łazienka była spowita gęstą parą. Wciągnęła przez głowę bawełnianą bokserkę, założyła szorty od jednej z satynowych piżam, które kupowała jej matka i ruszyła, żeby zalęgnąć na kanapie.
Minęło sporo czasu, który spędziła na piciu herbaty i oglądaniu różnych głupot na Netflixie, nim jej telefon rozbłysnął od przychodzącej wiadomości.
L. Wszystko w porządku? Jesteś w domu ?
I. Tak, wszystko ok.
Czy Lian był zły? Prawdopodobnie. Nie zdziwiłaby się, gdyby był. Kto normalny ma takie sytuacje? Żeby dwudziestoośmiolatka musiała odwalać takie cyrki, żeby zadowolić rodziców. To było śmieszne. Komiczne wręcz. Była dorosła. Powinna sama kontrolować swoje życie a nie zostawiać stery w rękach matki.
Niewiele myśląc złapała plecaczek, do którego wrzuciła kilka ubrań, bieliznę i szczoteczkę do zębów, włożyła buty i trencz, który zakrywał piżamopodobny strój, który miała na sobie po czym wyszła z mieszkania, zatrzaskując drzwi.
Dopiero gdy była praktycznie na miejscu dotarło do niej, że powinna była najpierw zapytać Liana, czy życzy sobie jej odwiedzin, zanim zapakowała się i niczym obrażona kilkulatka wyparowała z domu. Może miał plany? Albo wcale nie było go w domu? Cholera, mógł przecież w ogóle nie chcieć jej widzieć po tym wszystkim, co zaszło. Tyle że ona nie chciała być tamtej nocy sama, bez niego. Tak samo jak nie zniosłaby myśli, że przebywa w mieszkaniu rodziców. To przez nich ta cała sytuacja w ogóle miała miejsce. Zachowywała się jak kompletna egoistka od samego początku wieczoru, lecz miała nadzieję, że nie będzie mu to przeszkadzało tak bardzo jak powinno.
Gdy taksówka podjechała na miejsce, wręczyła kierowcy odpowiedni zwitek banknotów i wysiadła. Stanęła pod drzwiami jego budynku i dopiero wtedy wyciągnęła telefon.
I. Jesteś w domu?
I.
Kiedy odpisał, wzięła dwa głębokie wdech na odwagę i weszła do budynku. Mimo iż była tam tylko raz, doskonale wiedziała, które mieszkanie należało do niego.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na siebie jeszcze raz, krytycznym okiem. Piaskowy trencz, białe tenisówki, różowe skarpetki a pod spodem biała koszulka na ramiączkach i fioletowe spodenki od piżamy. Z plecakiem przewieszonym przez ramię i roztrzepanymi włosami Przecież on już do końca weźmie ją za wariatkę. Mimo że wyglądała na pewno lepiej niż wtedy, gdy pochylała się nad muszlą wstrząsana torsjami.
Nim zdążyła się rozmyślić, wcisnęła guzik od dzwonka.
Gdy otworzył drzwi i odsunął się, by wpuścić ją do środka, odetchnęła z ulgą. Nie był na tyle zły, żeby odesłać ją do domu. A przynajmniej tak jej się zdawało.
- Hej - odpowiedziała, po czym zsunęła buty i ustawiła je równo przy komodzie.
Była zmieszana i nie wiedziała jak się zachować. Szczególnie, że wparowała do niego bez zapowiedzi ze spakowanym plecakiem jak idiotka.
- Sok będzie dobry, dziękuję.
Przypatrywała się mu przez chwilę, próbując wybadać sytuację i nastroje między nimi. Zastanawiając się, czy nie przeszkadza mu bardzo, w końcu dopiero co wrócił z pracy.
- Jeśli przeszkadzam, to pozwól mi powiedzieć tylko, że bardzo cię za wszystko przepraszam. Cały ten cyrk… - przeciągnęła ręką po twarzy, zmęczona.
- No i przepraszam, że zwaliłam się tak bez zapowiedzi. Chciałam cię zobaczyć i jakoś wytłumaczyć to wszystko - machnęła ręką, jakby całe zamieszanie widoczne było gdzieś w przestrzeni pomiędzy nimi. - Tylko nie za bardzo wiem, od czego zacząć.
I.
Ściągnęła z siebie płaszcz i odłożyła go nieopodal drzwi razem z plecakiem po czym przyjęła szklankę z sokiem i usiadła razem z nim na kanapie.
OdpowiedzUsuń- To nie jest tak, że matka próbuje mnie swatać dla… nie wiem nawet, po co robią to matki normalnie - pukała palcami w szklankę, próbując ukryć zdenerwowanie. Nie wiedziała, ile powinna mu powiedzieć. To nie tak, że chciała trzymać przed nim jakieś sekrety. I tak już większość popapranych faktów wypłynęła na wierzch. Nie wiedziała po prostu jak zebrać to wszystko w całość i przedstawić w miarę zrozumiale.
- I nikt go dla mnie nie wybrał. To zupełnie nie tak.
Zarumieniła się na jego komplement. Spodobało jej się to zdrobnienie. Wszyscy zazwyczaj zwracali się do niej po prostu India. Imię było na tyle krótkie i niespotykane że jakoś nikomu nie chciało się nigdy wymyślać skrótów ani uroczych przezwisk.
- Wyszłam z domu tak jak stałam - przyznała się, nie widząc sensu w kłamaniu. Podciągnęła pod siebie stopy i upiła łyk ze szklaneczki, zanim znów zaczęła mówić.
- Mój ojciec, Robert Jones, siedzi w nieruchomościach i cholera wie czym jeszcze i jest, zwięźle mówiąc, bardzo dobry w tym, co robi. Był już bogaty zanim się urodziłam. Nie jestem pewna, czym zajmował się na początku, ale robił coś w Indiach. Stąd moje imię. Do tej pory mamy tam dom letniskowy i masę przyjaciół. Rodzice lubią tam wracać.
Czuła się jak rozpuszczony dzieciak tak jak zawsze wtedy, gdy zaczynała mówić o rodzinie. Pieniądze sprawiały, że ludzie zaczynali patrzeć na nią inaczej. Przestawali widzieć Indię. Zamiast niej pojawiała się zarozumiała dziedziczka, której przecież nie można lubić, lub też świnka skarbonka. Rzadko kiedy ktoś pomiędzy. Nie poprawiał sytuacji fakt, że Lian już zaczynał myśleć, że nie jest dla niej wystarczająco dobry. A przecież to nie była prawda! To ona nie była wystarczająco dobra dla niego.
- Ten facet, z którym mnie dziś widziałeś, to Ethan Smith, mój europejski odpowiednik. Oczywiście, byłoby idealnie gdybym jakimś cudem go w sobie rozkochała, wymusiła na nim pierścionek i urodziła mu gromadkę dzieci, jednak moim zdaniem było po prostu zjedzenie z nim kolacji podczas jego pobytu w mieście. Jego ojciec jest ważnym partnerem biznesowym mojego i tak po prostu wypada. Według mojej matki. Szczególnie, że oboje jesteśmy w podobnym wieku i inne tego typu bzdety.
Z kobietami też chadzała na kolacje albo lunche i były one zdecydowanie milsze. Bez ukrytych seksualnych kontekstów.
- Fakt, że jestem jeszcze niezamężna sprawia, że wszystkim bogatym ojcom wpadają do głowy te durne pomysły. Czasami im się chyba wydaje, że są rodziną królewską czy coś w tym rodzaju. Wiesz, połączenie rodów i inne tego rodzaju bzdety.
I.
- Zachowałeś się… zdecydowanie lepiej niż wszyscy pozostali. Łącznie ze mną. A koleś zasłużył na sierpowego w twarz. Nikt niczego mu nie obiecywał.
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi na jego dalszą wypowiedź. Próbowała mu się przyjrzeć, wyczytać coś z jego twarzy jednak się od niej odwrócił. Zabolało.
- Mam co wszystko? Pieniądze? Nie zrozum mnie źle, bo wiem, że są ważne, tyle że… Ja nie potrzebuje ich aż tyle.
Pomyślała o wszystkich tych chwilach, kiedy czekała aż rodzice wrócą do domu z podróży, która zawsze się wydłużała. Przez kolejny projekt. Wielką, lukratywną umowę.
- Przytłacza mnie to wszystko. Zawsze chciałam tylko spokojnego życia z mamą i tatą. Stabilizacji. Domu, do którego z chęcią mogłabym wracać. I mimo prawie trzydziestu lat fortuny, domków letniskowych i prywatnych odrzutowców nigdy nie miałam żadnej z tych rzeczy.
Odstawiła szklankę z sokiem w bezpieczne miejsce i odwróciła się w stronę Liana. Sięgnęła niepewnie do jego dłoni.
- Nie interesuje mnie, jak zarabiasz na życie ani jakim samochodem jeździsz. Naprawdę. Mam tyle pieniędzy, że wystarczyłoby mi do końca życia na nic nie robienie. Nie potrzebuje od ciebie żadnych luksusów. Jedyne czego chcę, to… - przerwała, nie wiedząc, czy powinna to powiedzieć. Cały ten wywód wydawał jej się bez sensu. Nie dlatego, że nie mówiła szczerze. Bała się jednak, że on może zrozumieć ją zupełnie inaczej, niż to zaplanowała. Że tylko wszystko zepsuje.
- Milion razy bardziej wolę być tu z tobą, w twoim małym mieszkaniu, niż w moim wypasionym apartamencie. Nie cierpię tamtego miejsca. To w ogóle nie jest dom tylko jakaś klatka. Nikt inny nie sprawia, że czuję się tak swobodnie. Nikt inny tak na mnie nie patrzy. I może zabrzmi to strasznie ckliwie, ale mam wrażenie, że tylko widzisz mnie tak naprawdę. Mnie, Indię. I to jest wszystko, czego potrzebuję.
I.
Właśnie to dlatego Lian, spośród wszystkich innych ludzi, sprawił, że chciała przy nim zostać na dłużej. Sposób, w jaki jej słuchał. Jego otwartość i brak zahamowań w okazywaniu emocji. To na pewno nie było łatwe. Wysłuchanie jej i zareagowanie w taki sposób. Akceptowanie, że pochodzi ze świata tak odmiennego od jego własnego.
OdpowiedzUsuńI mimo że znali się tak bardzo krótko była szczęśliwa, ponieważ wiedziała, że dokonała dobrego wyboru.
Zdziwiła się, że przyniósł pieniądze, które zostawiła w restauracji. Chociaż, czy tak naprawdę ją to zdziwiło? Nie była nawet pewna, ile zostawiła. Natomiast to, czego pewna była, to fakt, że bez ustanku pokazywał jej, jak bardzo nie interesują go jej pieniądze.
Gdy w końcu ją pocałował, nie pozostała mu dłużna. Nie spieszyła się jednak. Rozkoszowała się tą chwilą, faktem, że znów w końcu byli sami. Nie w restauracyjnej łazience ani szpitalnej dyżurce. Bez rodziców czy irytujących bogatych dupków. Po prostu ich dwójka.
Na początku nie rozumiała, co jej wręczył. Wpatrywała się w klucze, które spoczywały na jej dłoni ze zdziwieniem. Gdy już wytłumaczył, zaczęła kręcić głową.
- Nie, nie, nie mogę. To twoje mieszkanie, twoje miejsce. Nie mogę wpadać tu bez zaproszenia. Musisz mieć swoją przestrzeń a ja bardzo chętnie będę cię w niej odwiedzać, jeśli i kiedy mi na to pozwolisz.
Odłożyła klucze na stolik tuż obok banknotów i powróciła do całowania, zamykając mu usta nim zdążył bardziej zaoponować.
Usiadła na nim okrakiem a palce wplotła mu we włosy, żeby móc trzymać go blisko. Mimo że starała się, żeby pocałunki nie były zbytnio wygłodniałe, te kilka dni rozłąki zrobiły swoje. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego, a dotyk i pocałunki Liana to była jedna z najlepszych rzeczy, jaka ją do tej pory w życiu spotkała.
- Bardzo chętnie zostanę dziś, jeśli mnie przyjmiesz. Przyniosłam szczoteczkę - wyszeptała w jego usta, tylko na chwilę przerywając pocałunek.
I.
Zaśmiała się głośno, odrzucając głowę do tyłu jak na ckliwych romantycznych komediach. Bo właśnie tak się w tamtej chwili czuła. I było jej z tym cudownie.
OdpowiedzUsuń- Wiedziałam, że chodzi ci tylko o te naleśniki. Ale nie martw się, będą naleśniki. Cała masa naleśników.
Ona również zaczęła wodzić palcami po jego twarzy, brwiach, ustach, cały czas szczerząc się do niego jak głupia. Policzki zaczynały ją boleć od tak szerokiego uśmiechu.
- Jeśli tak wygląda sprawa, będę musiała nauczyć się więcej przepisów. Żebyś chciał mnie tu zatrzymać.
Po raz kolejny go pocałowała. Tym razem trochę głębiej i namiętniej. Pokazując, że jedzenie to nie jedyne, co może mu zaoferować.
Starała się nie być niecierpliwa, jednak rozłąka, emocjonalna rozmowa i to, jak jego ciało reagowało na nią, co czuła bez problemu przez cienki materiał spodenek, sprawiało, że zaczynała poruszać się coraz bardziej gorączkowo. Głębokie pocałunki, rytmiczne ruchy bioder.
Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, chcąc być bliżej nagiej skóry. Ustami zjechała na kąt jego żuchwy, szyję, ramię. Całowała, ssała i nęciła zębami równoczęsnie wodząc palcami po jego brzuchu i torsie.
- Chyba masz na sobie trochę za dużo ubrań - wyszeptała, chwytając brzeg jego koszulki i ciągnąc w górę.
Mimo tego, że już to robili, India czuła podniecenie zupełnie jakby to był pierwszy raz. Miała nadzieję, że nigdy się to nie zmieni. Że każdy raz, kiedy będzie mogła dotknąć czy posmakować ciała Liana będzie tak samo upajający i ekscytujący. Że nigdy jej się to nie znudzi.
Było jej gorąco i kręciło się w głowie. Była szczęśliwa i podniecona. Upajająca mieszanka.
- Marzyłam o tym cały wieczór
I.
Pisnęła z zaskoczenia i zadowolenia, kiedy podniósł ją jak gdyby nic nie ważyła i ułożył pod sobą. Mimo że podobało jej się siedzenie na nim, zdecydowanie bardziej wolała czuć go na sobie. Miała wtedy wrażenie, że ją otacza, wypełnia sobą całą możliwą przestrzeń. Zawsze jej to przeszkadzało, jednak przy Lianie chciała więcej. Nie ważne jak blisko by był, zawsze było niewystarczająco.
OdpowiedzUsuń- No wiesz! To bardzo gustowna, bardzo droga piżamka - zaśmiała się, mimo to uniosła grzecznie biodra, pozwalając mu ją ściągnąć.
Skóra paliła ją wszędzie tam, gdzie niespiesznie jej dotykał. Zdawało jej się, że specjalnie przeciąga pocałunki, czyniąc z nich najsłodszą z tortur. Pożądanie przetaczało się przez jej ciało potężnymi falami, które zdawały się kumulować w podbrzuszu. Mimo tego, że wzrok miała niewyraźny, przymroczony, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej się przypatruje. Podziwia, co z nią robi.
Wplotła mu palce we włosy, przyciągała bliżej siebie. Nienasycona. Z pomiędzy jej ust wydostawały się tylko ciche jęki, coś pomiędzy jego imieniem a więcej.
Nigdy nie lubiła swojego ciała. Zawsze zdawało jej się niewystarczające. Zbyt kanciaste i niezaokrąglone w strategicznych miejscach. Była zbyt blada, oczy i usta miała za duże w stosunku do twarzy. Jednak gdy tak na nią patrzył, pieścił jej ciało, część z kompleksów znikała. Topiła się pod jego żarliwym spojrzeniem. Skoro ktoś taki jak on zwrócił na nią uwagę… Skoro jemu wystarczyła, przynajmniej na razie, była szczęśliwa.
- Kanapa, dość nietypowe miejsce jak na nas, nie sądzisz? - wydyszała, starając się być zabawną. Chwyciła go pod ramiona i znów na siebie wciągnęła. Wpiła się w jego usta zachłannie, objęła go rękoma.
I.
Twój chłopak
OdpowiedzUsuńMimo że nazywała go już tak wcześniej, zarówno w swojej głowie jak i poza nią, gdy powiedział to Lian… Ciepłe, puchate uczucie pojawiło się w jej piersi. Czuła, że promienieje szczęściem.
Jej chłopak
Sam jego dotyk i pocałunki działały na nią elektryzująco. Gdy jednak zaczął mówić, szeptać jej te wszystkie rzeczy czuła, że zaczyna drżeć. Zaczęła sobie wyobrażać. Ją na kuchennym blacie z nim pomiędzy nogami. Przyciśniętą do kafelek w łazience podczas gdy on wchodziłby w nią od tyłu. Wszystkie te wizje połączone z jego pocałunkami, drażnieniem i nęceniem prowadziły ją na samą krawędź rozkoszy. Czuła już, jak przyjemne dreszcze zaczynają przebiegać jej wzdłuż kręgosłupa. Chciała kochać się z nim na każdej płaskiej i niepłaskiej powierzchni tego mieszkania, spełnić wszystkie jego fantazje. Wszędzie zostawić swój ślad. Żeby gdziekolwiek nie spojrzał myślał tylko o niej. O tym, co potrafi mu dać.
W momencie w którym jego usta sięgnęły złączenia jej ud, pocałunkami drażniąc najwrażliwsze z nerwów, wiedziała, że przepadła. Nie było już dla niej odwrotu. Jego dotyk, pocałunki, zapach, wszystko wyryło się w jej pamięci, wtopiło w kości i skórę. Wiedziała, że nawet jeśli bardzo by chciała nie da rady zapomnieć Liana Meyera. Że jakkolwiek zakończy się ich historia, zgodnie czy niezgodnie z jej wolą, wszystkie te momenty zostaną z nią na zawsze. Każda sekunda.
Patrzyła na niego i sam widok tego, co jej robił, zamieniał jej nogi w watę. Długo nie trwało, zanim przez podbrzusze zaczęły przechodzić jej spazmatyczne skurcze. Odchyliła głowę i zakryła oczy dłońmi z jego imieniem na ustach.
Czuła, że odrywa od niej usta i usłyszała szelest ściąganych pospiesznie ubrań. Odciągnęła rękę od oczu by móc na niego popatrzeć w całej okazałości. Był piękny, w każdym możliwym tego aspekcie. Miał idealnie wyrzeźbione ciało, niesamowite rysy twarzy. A do tego był najlepszym człowiekiem, jakiego znała. Otwartym i ciepłym pomimo tego wszystkiego, co mu się przydarzyło. India czuła się jak gdyby wygrała na loterii i przypatrywała się teraz głównej nagrodzie.
OdpowiedzUsuńMimo że dopiero co doszła, rozpadając się pod nim na kawałki, nie mogła doczekać się momentu, aż w końcu znów w nią wejdzie. Złapała go wtedy za biodra, palce wczepiając w pośladki i przyciągnęła bliżej. Głębiej. Jęknęła głośno, gdy zagłębił się w nią do samego końca.
Poruszał się powoli, penetrując ją głęboko. India miała wrażenie, że traci zmysły. Całowała go żarliwe, przyciągała do siebie, wypychała mu biodra na spotkanie. Ciało jej płonęło, zaciskając się na nim, wciągając go jeszcze bardziej do jej wnętrza. Tam, gdzie jego miejsce. Pod jej skórą i nerwami.
Na usta cisnęły jej się słowa, które mogłyby go przestraszyć. Cieszyła się więc, że zagłuszał je swoimi pocałunkami. Mógł jednak wyczytać je ze sposobu, w jaki przyciągała go bliżej, żarliwości, z jaką jej wargi napierały na niego, zawziętości z jaką drapała mu plecy paznokciami.
Gdy pociągnął ich tak, że znów siedziała mu na kolanach, nie czekała. Od razu zaczęła gorączkową pracę biodrami. Trzymała go za ramiona by nie stracić równowagi. Narzucała szaleńczy rytm. Pocałowała go żarliwie po czym oderwała się od jego ust. Wygięła plecy w łuk i odchyliła od jego klatki piersiowej, praktycznie kładąc na jego udach. Jęknęła. Wchodził w nią teraz prawie nieznośnie głęboko. Prawie.
- Lian. Jeszcze. Proszę - dyszała, praktycznie błagają. Głos trząsł się jej od emocji. Miała wrażenie, że jest na granicy płaczu. Przytłoczona tym wszystkim. wszystkim, tylko nie nim.
I.
Gładziła go po włosach, ramionach, plecach. Składała delikatne pocałunki na jego policzkach i brwiach. Leżała na jego klatce piersiowej, wtapiając się w niego, chłonąc jego ciepło. Miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie było jej tak dobrze i wygodnie. Że gdyby oznajmiono jej, że właśnie tak będą wyglądały wszystkie jej noce, każda jedna do końca świata, byłaby szczęśliwa. Ona i Lian, spleceni ze sobą, nadal połączeni, próbujący unormować oddechy.
OdpowiedzUsuńGdy myślała o nocy, podczas której się poznali, która wywróciła jej dotychczasowe życie do góry nogami, nic nie wskazywało na to, że tak będzie. Że podczas próby zapomnienia o świecie pozna kogoś, kto stanie się dla niej swojego rodzaju kotwicą. Mimo że powiedział, że nie może jej zapewnić spokoju, właśnie to robił. Lian napełniał Indię pewnością, której do tej pory nie czuła. Może było to bardzo głupie z jej strony, ale była pewna, że jej nie skrzywdzi. Nie ważne, co się wydarzy. A to jedyny spokój, na którym jej zależało. Przecież to właśnie do niego uciekła w piżamie z własnego mieszkania. To przecież musiało coś znaczyć.
- Czy przyszła pora na nocną przekąskę? - spytała z uśmiechem, również się w niego wpatrując. - Bo mam trochę gotówki, którą możemy przepuścić.
Chwyciła banknoty leżące na stoliku i zamachała nimi oscentacyjnie. - Tylko proszę bez żadnych ekscesów tym razem. Nie chcę się zbłaźnić przed chłopakiem - powiedziała, puszczając mu znacząco oczko.
Miała nadzieję, że jej nie poprawi. Że będzie mogła nazywać go swoim chłopakiem kiedy tylko zapragnie. Właściwie, to mogła nazywać go swoim czymkolwiek. Byle swoim.
- Umiarkowanej ostrości makaron dla białych dziewek mnie usatysfakcjonuje, dziękuje
Podobał jej się pomysł nocnego jedzenia w Chinatown. Szczególnie z Lianem. Przede wszystkim z Lianem. Chciała, żeby pokazał jej wszystkie swoje ulubione miejsca. Nie miała też nic przeciwko ostremu jedzeniu, mimo swojej felernej przygody tamtego poranka. Musiała po prostu pamiętać, że jej tolerancja jest znacznie niższa niż jego i żeby nie popijać gorącymi napojami. Dało się zrobić.
OdpowiedzUsuń- Tym razem wciągam skarpetki. A następnym razem zaopatrzymy się też w jakieś inne instanty. Łagodny złoty kurczak, albo coś - uśmiechnęła się. Miło było snuć takie plany. Proste aczkolwiek znaczące. Że będzie spędzała tam więcej czasu. Że to nie będzie ich pierwsze i ostatnie nocne żarcie.
- Toksyczna męskość - zażartowała, po czym wstała i sama ruszyła do łazienki, wcześniej chwytając plecak. Miała w nim kilka rzeczy bardziej wyjściowych niż piżama, w której przyjechała, komplet bielizny, kosmetyczkę i mały ręczniczek. Może jednak przygotowała się znacznie lepiej, niż chciała przyznać?
Kilka minut później i ona również była gotowa. W legginsach i luźnym topie, z włosami rozczesanymi i ułożonymi całkiem znośnie.
- Wybacz, nie przygotowałam się za bardzo na wychodzenie - przyznała. Było jej głupio, ponieważ na kolację z tamtym dupkiem miała na sobie świetną sukienkę, była uczesana i umalowana a teraz? Co prawda czuła się znacznie bardziej swobodnie, jednak nie chciała, żeby Lian pomyślał, że on nie jest warty starania się. Że ich randka w chinatown znaczyła dla niej mniej niż ta … nieszczęsna farsa. Wręcz przeciwnie. Była aktualnie najszczęśliwszą dziewczyną w Nowym Jorku i tego uczucia zamierzała się trzymać tak długo jak tylko mogła.
- Idziemy?
I.
Zastanawiała się, czym w swoim jakże krótkim i monotonnym życiu zasłużyła sobie, żeby go spotkać. Sposób, w jaki na nią patrzył, komplementował ją, dotykał czy całował… Jeszcze nikt nigdy tego nie robił. Nawet w związkach, o których myślała jako poważnych czy wiązała z nimi przyszłość. Żaden mężczyzna nigdy nie robił tego, co Lian. Czasem trudno jej było uwierzyć, że jest prawdziwy. Że nie siedzi sama w swoim mieszkaniu fantazjując o kimś, kto by ją uszczęśliwił.
OdpowiedzUsuńPodała mu rękę i dała się prowadzić. Podczas ich krótkiej wędrówki pochłaniała Chinatown wzrokiem. Jego kolory, mieszkańców, uliczki tętniące życiem. Zupełnie jakby nie była już w Nowym Jorku, który znała. Wielkim mieście, przytłaczającym i duszącym.
Nigdy nie była w Chinach. Rodzice mieli sentyment do Indii i Europy, więc to głównie tam podróżowała. Sama wybrała się na wycieczkę raz, ponad rok temu, i również za cel obrała sobie Europę. Mogła sobie jednak wyobrazić jak razem z Lianem przemierzają Azję wzdłuż i wszerz, szczególną uwagę poświęcając Chinom, z których pochodził. Zapragnęła tego. Pojechać tam z nim i dać mu to przeżycie. Nie wiedziała co by na to powiedział i stwierdziła, że jeszcze zbyt wcześnie, żeby zapytać, jednak postanowiła zapamiętać i przywołać ten plan w odpowiednim momencie. Kiedykolwiek nadejdzie.
- Lokal jest cudowny - powiedziała zgodnie z prawdą, gdy weszli. Widać było, że przebywający w nim klienci są zadowoleni. Prawdopodobnie byli to stali bywalcy, wracający tam z chęcią, a to wiele mówiło o knajpie. Wystrój, muzyka i atmosfera tamtego miejsca sprawiły, że już w tamtym momencie i ona zapragnęła wrócić, przeżyć tamte chwile jeszcze raz. A jeszcze nawet nie posmakowała jedzenia!
Podążyła wzrokiem za głosem, który zawołał do Liana znajomą ksywką. Starsza kobieta, prawdopodobnie właścicielka, a przynajmniej tak się Jones zdawała, zmierzała do nich z ciepłym uśmiechem. Już na pierwszy rzut oka widać było, że są dla siebie ważni, ona i on.
Była zadowolona, że nie wstydził się nazwać jej swoją dziewczyną a na komentarz Pani Chen mocno się zarumieniła.
- Bardzo mi miło panią poznać - powiedziała, dygając lekko, trochę nerwowo. - I dziękuję.
Nie czuła się komfortowo z jej poleceniem, żeby nie płacili, jednak na tamtą chwilę dała temu spokój.
Grzecznie usiadła przy wolnym stoliku i wpatrzyła sie w swojego chłopaka
- Co polecasz? Dla białych dziewek - nawiązała z uśmiechem do własnego żartu.
I.
Słuchała go uważnie równocześnie wpatrując się w menu, jednak zupełnie nic jej to nie mówiło. Czuła się jak ignorantka. Zupełnie nie znała się na jego kulturze ani kuchni. Wiedziała, co to sajgonki. Czasami jadła je w galerii handlowej razem z makaronem, jednak wątpiła, by mogła to nazwać chińską kuchnią. Bała się, że jeśli przyzna się do tego na głos właścicielka wyrzuci ją za drzwi za takie obrażanie ich kultury. Mimo że wyglądała na przemiłą kobietę.
OdpowiedzUsuńPodczas podróży po Europie poznała się odrobinę na tamtejszej kuchni i rozkochała , oczywiście we włoskiej przede wszystkim. Kto nie lubił dobrej pizzy czy makaronu? Greckie tzatziki oraz suvlaki również zajmowały specjalnie miejsce w jej sercu. Jedna z jej niań była polką i nauczyła ją jeść pierogi, na które do tej pory czasami wpadała do lepszej z polskich knajp w mieście. Ale kuchnia azjatycka? Pad thai i sushi to były jedyne pozycje, które tak naprawdę znała. No i nieszczęsne sajgonki z centrum handlowego. Nie była nawet nigdy na ramenie. Matka Indii zbyt uważała na linię, żeby jeść tak tuczące jej zdaniem dania a ona sama jakoś nigdy się nie zdecydowała. Nie wiedziała nawet, gdzie był jakiś warty zjedzenia. Trzymała się więc kuchni szpitalnej, tego, co Rachel serwowała na lunche oraz tych kilku prostych dań, które sama umiała ugotować. Zresztą, jedzenie nigdy nie znajdowało się wysoko na liście jej priorytetów. Wieczna dieta matki odcisnęła i na niej swoje piętno.
- Czy dziś możemy zdać się na twój wybór? - spytała cicho, nieśmiało. - Ja zupełnie się na tym nie znam. Lubię wszystko, na nic nie jestem uczulona a przynajmniej nic mi nie wiadomona tn temat. A nie, przepraszam, nie lubię mięsa z owocami. I ananasa na pizzy. Ale oprócz tego naprawdę wszystko.
Próbowała wybrać sobie coś do picia, jednak oprócz standardowej wody czy coca coli nic nie zwróciło jej uwagi.
- I coś ciekawego do picia. Chętnie spróbuję tego, co lubisz.
I.
Patrzyła na niego, gdy podszedł do lady złożyć zamówienie. Nie mogła odmówić sobie tej przyjemności. Nawet całkowicie ubrany w miejscu publicznym przykuwał jej wzrok i powodował, że lekki rumieniec wychodził jej na policzki. Była zauroczona. Jego osobowością i wyglądem. Czerpała niezwykłą przyjemność z obserwowania go bezkarnie w każdej z możliwych sytuacji. Chłonęła jego obraz, uczyła się na pamięć sposobu, w jaki się poruszał i stał. W jaki włosy zawijały mu się lekko na karku a tatuaże tańczyły na skórze przy każdym napięciu przedramion.
OdpowiedzUsuńNie przypominała sobie, kiedy ostatnio aż tak jej się ktoś spodobał. Prawdopodobnie nigdy.
Gdy zamawiał całą tę masę jedzenia, a przynajmniej tak to brzmiało, jako że nazwy nie za wiele jej mówiły, nie oponowała. Mimo że wiedziała, że najprawdopodobniej nie uda im się tego przejeść, choć może nie doceniała możliwości Liana, nie znała go jeszcze przecież zbyt dobrze. Najwyżej zjedzą resztki na śniadanie. Albo zabiorą je do pracy. Nie zamierzała odbierać sobie przyjemności z tej małej kulinarno-kulturalnej wycieczki, na którą ją zabierał.
- Z tego co kojarzę chiński alkohol nie jest zbyt mocny. Czy nie mam racji? Może to był japoński? - spytała, przyglądając się buteleczce. Nie żeby była w stanie zrozumieć, co tak właściwie jest na niej napisane. Po prostu wyglądała ciekawie.
Pamiętała zajęcia z biochemii na studiach i rozmowę o tym, że Azjaci, szczególnie Japończycy, mają znacznie niższe poziomy dehydrogenazy alkoholowej. Znaczyło to mniej więcej tyle, że ich ciała tolerowały znacznie mniejsze ilości alkoholu.
Gdy rozlał trunek do ceramicznych kubeczków złapała swój i niespiesznie upiła z niego łyk. Rzeczywiście, był delikatny i raczej słodki. NIe przypominający niczego, co wcześniej piła. Nie żeby była jakąś znawczynią alkoholu, wręcz przeciwnie. Życie młodej lekarki nie predysponowało specjalnie do picia czy imprezowania, choć niektórzy mogliby się z jej opinią nie zgodzić.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. No i że jesteś takim cierpliwym przewodnikiem - posłała mu jeden ze swoich najcieplejszych uśmiechów. Takich, które trzymała na specjalne okazje. I tak właśnie się czuła. Lian pokazywał jej część siebie, swojego życia i pochodzenia, za co była mu niesamowicie wdzięczna. Szczęśliwa, że chce się tym podzielić akurat z nią. Wariatką z klubu, której matka i ojciec używają do bycia pionkiem w rozgrywkach z bogatymi dupkami. Dziewczyną, która raczej mogła mu przysporzyć problemów nich ich odjąć.
I.
Zaśmiała się, zakrywając usta ręką. Trochę aby stłumić śmiech a trochę, by przykryć rumieniec, który rozlał się jej na policzkach. Bardzo lubiła tamte dłonie w jednej, konkretnej kategorii. Na samo wspomnienie zrobiło się jej gorąco.
OdpowiedzUsuń- Chętnie - odparła. Choć zazwyczaj nie pijała drinków była skora spróbować. Tamtej nocy, gdy się poznali, nie zwróciła zbytniej uwagi na jego barmańskie umiejętności. Oczywiście, widziała, jak mieszał, przelewał i napełniał kieliszki. Tyle że bardziej skupiona była na jego dłoniach, przedramionach, twarzy. Wyobrażaniu sobie wszystkich tych rzeczy, które mogliby razem zrobić. Które on mógłby zrobić jej. A drink nie należał do jednej z nich.
Gdy pojawiły się przed nimi półmiski z jedzeniem uważnie słuchała jego wskazówek. Ilość jedzenia ją przytłaczała, jednak postanowiła spróbować wszystkiego. Cieszyła się, że na wcześniejszej kolacji zamiast jeść, głównie przewracała widelcem na talerzu. Dzięki temu miała jakiekolwiek szanse spełnić swoje założenie.
- Smacznego - odpowiedziała, znów się uśmiechając. Ciężko było siedzieć koło niego i nie posyłać mu uśmiechu za uśmiechem. Pewnie gdyby nie znajdowali się w knajpce razem z innymi gośćmi przysunęłaby się znacznie bliżej. Czuła potrzebę, żeby znajdować się tuż obok a za każdym razem, kiedy się widzieli, ta potrzeba tylko narastała. Prawdopodobnie niedługo nie zadowoli się niczym innym jak siedzeniem mu na kolanach.
Nałożyła sobie ryżu z warzywami i makaronu, szerokim łukiem omijając te półmiski, które opisał jako mocno pikantne. Wzięła również po trochu z każdego mięsa.
Nie była specjalnie pewna, wkładając pierwszy kęs do ust. Bała się że to, co dla Liana było ostre dla niej może okazać się nie do zniesienia. Z zaskoczeniem odkryła, że jedzenie nie dość, że nie jest bardzo ostre, jedynie przyjemnie piekło ją w język, to do tego jest przepyszne.
- O wow! - powiedziała, elegancko zakrywając usta ręką, ponieważ nadal miała je po części pełne. - To jest naprawdę dobre!
Zazwyczaj chińszczyzna, którą jadła, była smaczna chociaż bez większych fajerwerków. Każde z dań tak naprawdę było do siebie bardzo podobne. Kuchnia Pani Chen zachwycała różnorodnością. Czuć było, że wszystko przygotowywane jest na bieżąco ze świeżych składników. Idealnie przyprawione, wręcz rozpływało się w ustach.
- Muszę cię zmartwić, ale chyba wygryzę cię z pozycji stałego klienta. Bo zamierzam jeść tu codziennie!
I.
Można było powiedzieć, że Fabian był dość konserwatywny, jeśli chodziło o łóżkowe sprawy. Może konserwatywny to było zbyt mocne słowo, ale naprawdę rzadko się zdarzało, aby Cavallaro tak po prostu z marszu poszedł z jakąś dziewczyną do łóżka. W tym przypadku było to najbliższe miejsce, jakie tylko mogli znaleźć i okazała się tym miejscem być barowa toaleta. Z jednej strony było to dość odrzucające miejsce, a z drugiej na tamtą chwilę innego wyboru nie mieli i Fabian jakoś nieszczególnie przejmował się tym, jakie to miejsce faktycznie było. Jeśli był widywany w towarzystwie różnych kobiet na przestrzeni czasu dopisywali mu łatkę łamacza serc, bawidamka, który zmienia kobiety co parę dni i nie może na długo zostać przy jednej. Nie był taki, ale ludzie często pozwalali na to, aby nagłówki wykreowały opinię i nie docierały do nich inne fakty. Fabian chyba nie powinien zbytnio się tym martwić. Zwłaszcza, że opinia publiczna nie była dla niego szczególnie ważna. To, co robił prywatnie było jego sprawą, a i tak starał się nie pakować w żadne skandale, które mogłyby w jakiś sposób dołożyć problemów jemu samemu czy firmie.
OdpowiedzUsuń— Wiem, gdzie pracuje, liczy się? — zapytał rozbawiony. Nie był pewien, jak trafi jeszcze na dziewczynę, ale nawet jeśli miał zamiar przetrzepać cały Nowy Jork to dokładnie to zrobi. Zresztą, znalezienie kogoś w takich czasach wcale nie jest szczególnie trudnym zajęciem. Sam Fabian może nie miał zdolności stalkerskich, ale jego siostry owszem i potrafiły bez problemu znaleźć nawet kogoś, kto ostatni raz publikował coś dziesięć lat temu i zmienił nazwisko. Nie miał pojęcia, jak one to robią. Czasami im zwyczajnie tych zdolności zazdrościł.
Fabian uśmiechnął się lekko, gdy Lian zaczął mówić.
— Zaczęliśmy w barze. Wcale tam nie skończyliśmy. Powiedzmy, że to była długa noc i długi poranek, który przeciągnął się w popołudnie — dodał. Widać weekend udał im się bez dwóch zdań. Chyba nie zostało im nic więcej, jak po prostu cieszyć się tym, że mieli okazję poznać dziewczyny, które dość mocno zawróciły im w głowie. — Ładne imię, India — powtórzył. Miał wrażenie, że już gdzieś być może je słyszał, ale w końcu w mieście było tak wiele osób i przez jego codzienność przewijała się setka osób, że istniało spore prawdopodobieństwo, iż kiedyś ktoś mu się o takim imieniu przedstawił. Najpewniej w pracy czy na jednym właśnie z takich przyjęć.
Uśmiech w zasadzie nie opuszczał Fabiana. Rozlał szampana do kieliszków, aby mogli się nim uraczyć zanim dotrą na miejsce. Czekało ich trochę jazdy. Głównie przez korki, które w zasadzie nie opuszczały tego miasta. Chwilami miał wrażenie, że samochody tu stoją, zamiast jechać przed siebie.
— Tak po prostu w trakcie zmiany się zerwałeś? — Upewnił się. Ojciec zapewne urwałby mu głowę przy samej ziemi, gdyby Fabian tylko pomyślał o wyjściu wcześniej. — Musiała być naprawdę niezła, skoro porzuciłeś pracę. Masz jakieś zdjęcia, cokolwiek? — zapytał. Oczywiście, że zżerała go teraz ciekawość i koniecznie chciał wiedzieć, jak wyglądała dziewczyna, która porządnie zawróciła w głowie jego przyjacielowi. — Zobaczysz się z nią jeszcze? — spytał. Czuł jednak, że zna odpowiedź na to pytanie.
Fabian
- Jedz, mistrzu - powiedziała, machając na niego pałeczkami w pospieszającym geście. - Nie wszyscy mamy taki metabolizm, jak Ty. Sama nie dam rady. Mimo, że bardzo bym chciała.
OdpowiedzUsuńPogłaskała się po brzuchu pełnym pysznych dań. Wypchnęła go nawet lekko, na pokaz. Jeśli chodziło o alkohol, to sączyła powoli to, co nalał jej za pierwszym razem. Wino może i było słodkie i delikatne, jednak Jones nie zapomniała jeszcze o swoich żołądkowych ekscesach sprzed kilku dni. A wlewanie w siebie alkoholu mogło raczej nie przypaść do gustu jej biednym jelitom.
I tym razem czuła na sobie spojrzenia gości. Tyle że teraz to Lian był ich przyczyną, nie ona. Wszyscy stali bywalcy, którzy najwyraźniej go znali, przyglądali się im ukradkiem. India miała nadzieję, że to nie dlatego, że co tydzień pojawiał się tam z kimś innym. Mimo że raczej nie było to w jego guście, a przynajmniej na tyle, na ile go znała. Czyli niewiele.
Kiedy skończyli, cieszyła się, że nie ma na sobie nic z guzikami. Legginsy były idealnym wyborem.
- Chyba nigdy w życiu tyle nie zjadłam. Musisz mnie wytoczyć - zaśmiała się do swojego chłopaka . Wspaniale było tak o nim myśleć bez wyrzutów sumienia, że robi coś niewłaściwego. Że myślami wybiega zbyt daleko w przyszłość.
Gdy poszedł zapłacić, podniosła się z krzesła i podeszła pod ścianę ze zdjęciami, którą jej wcześniej pokazywał. Bez problemu rozpoznała go na zdjęciu z przyjęcia urodzinowego. Musiało zostać zrobione niedawno, ponieważ wyglądał na nim praktycznie tak samo. A przynajmniej na tyle, na ile była w stanie określić z miejsca, w którym stała. Wodziła wzrokiem po fotografiach. Tworzyły niesamowity klimat. Miejsce, w którym nie tylko można dobrze zjeść ale i spełnić miło czas w towarzystwie dobrych, życzliwych ludzi.
Znalazła też zdjęcie, jedno ze starszych, z chłopcem jedzącym zupę. Mimo że wyglądał zupełnie inaczej, prawie w niczym nie przypominał wysokiego, umięśnionego mężczyzny, którym był teraz, India wiedziała, że to Lian. Miał te same oczy. Wtedy znacznie smutniejsze, jednak nie do pomylenia.
Znów przypomniało jej się, co musiał przejść jako dziecko. Choć podejrzewała, jak sytuacja mogła wyglądać, zobaczenie dowodu, chudego, wystraszonego chłopaka uwiecznionego na zdjęciu sprawiło, że gardło się jej ścisnęło a w oczach stanęły łzy. Wiedziała, że nic już nie może z tym zrobić, wszystko co złe już mu się wydarzyło. I ta myśl napawała ją jedynie złością.
Wyszła na zewnątrz, przed lokal, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Pilnowała się jednak, by mógł ją zobaczyć przez okno. Żeby nie pomyślał, że przed nim uciekła.
Odetchnęła głęboko parę razy i starła pospiesznie łzy, które popłynęły jej po policzkach.
I.
Wiedziała, że ją znajdzie. Nie spodziewała się jednak, że zrobi to na tyle szybko, że nie zdążyła się jeszcze zebrać w sobie. Zauważył łzy, które starała się przed nim ukryć.
OdpowiedzUsuńIndia była płaczliwa. Kiedy emocji robiło się zbyt dużo, pozytywnych czy to negatywnych, znajdowały one zazwyczaj ujście właśnie w ten sposób. Nauczyła się nad tym względnie panować, zazwyczaj opóźniając reakcję na tyle, że zdążyła dostać się w bezpieczne miejsce, wypłakać i ruszyć dalej. Schować przed rodziną, pacjentami czy dziennikarzami. Jednak nie tym razem.
Przecież nie mogła mu powiedzieć. To byłoby zbyt samolubne. Miałby pocieszać ją po tym, że wzruszyła ją jego historia? Że najchętniej to rosniosłaby jego biologicznych rodziców za to, co musiał przejść. Rozdarła na strzępy. Za każdym razem, kiedy taka sytuacja miała miejsce na oddziale, kiedy trafiało do nich zaniedbane, porzucone dziecko, musiała toczyć ze sobą wewnętrzną walkę. Jednak było to nic w porównaniu z emocjami, które czuła w tamtej chwili. Przetaczał się przez nią huragan. A on stał przedni nią, zmartwiony, gotowy ją pocieszyć. Wiedziała, że gdyby tylko poprosiła, Lian zrobiłby dużo, żeby naprawić sytuację. Jakiś samolubny, zadufany w sobie głosik w jej głowie podpowiadał, że może nawet i wszystko . Tylko że nie mógł nic zrobić. Ani ona. Żadne z nich nie miało mocy cofnięcia czasu. Nie mogła sprawić, że los byłyby łaskawszy dla Liana Woona. Mogła za to zrobić wszystko dla Liana Meyera.
Przytuliła policzek do jego klatki piersiowej a ramionami szczelnie oplotła go w pasie. Przywarła do niego ciałem i zamknęła w mocnym uścisku. Otoczyła go sobą, odpędzając wszystko to, co złe. Był teraz jej i nie zamierzała pozwolić, żeby spotkało go cokolwiek złego. Nie, póki ona miała coś do powiedzenia.
Pocałowała go delikatnie w mostek przez materiał koszulki, po czym znów położyła na nim policzek, nie odsuwając się nawet na chwilę.
- To był długi wieczór. Chodźmy do domu - powiedziała jedynie. Nie chciała go okłamywać, ponieważ na to nie zasłużył. Sama musiała sobie poradzić z tym, co czuła. zdecydowała się więc w ogóle do tego nie nawiązywać. Sam powie jej o wszystkim, kiedy będzie gotowy. I wtedy ona będzie dla niego wsparciem. Nie na odwrót.
Wspięła się na palce i wyszeptała wprost do jego ucha - Zabierz mnie do łóżka.
I.
Jak zwykle zaoferował jej swoje ciepło i pocieszenie, co tylko utwierdziło Indię w przekonaniu, że dobrze postąpiła. Nie potrafiła zmienić przeszłości ale mogła sprawić, że przyszłość będzie lepsza. Dla nich oboje.
OdpowiedzUsuńDała mu się prowadzić ulicami Chinatown w kierunku mieszkania. Dalej uważnie obserwowała dzielnicę, poznając ją i odkrywając, jednak jej wzrok zdecydowanie częściej uciekał do Liana i ich splecionych dłoni. Zastanawiała się, nad czym myśli, odruchowo gładząc jej rękę kciukiem. Nie chciała, żeby jej mały pokaz emocji wprawił go w zły humor albo wepchnął w plątaninę złych wspomnień. Nie taki był jej cel. Już i tak dzisiaj wepchnęła go na jeden emocjonalny rollercoaster przychodząc z tamtym dupkiem do jego miejsca pracy.
Ona również poczuła krople, które zaczęły uderzać w jej ramiona i czubek nosa. Zadarła głowę do góry i wystawiła twarz w kierunku nieba. Woda zaczęła mocniej uderzać o jej policzki, spływać po szyi i powoli moczyć obranie oraz włosy. Tyle że jej to nie przeszkadzało. Jones uwielbiała deszcz, szczególnie ten letni, nagrzany po całym ciepłym dniu. Zmywał cały zaduch miasta, chłodził skórę. Już od dziecka, zawsze gdy padało, lubiła wystawiać ręce za okno, żeby móc dotknąć deszczu. Czasami, kiedy matki nie było w pobliżu, wybiegała na dach budynku albo balkon. Nikt nie krzyczał na nią wtedy, że moczy swoją śliczną nową sukienkę.
Otworzyła jedno oko i zerknęła na Liana, który stał z nią w tym deszczu, ponieważ nadal trzymała go za rękę.
- Mam wrażenie, że kiedy jestem z tobą wszystko jest jak w komedii romantycznej - zaśmiała się. Ich spotkania, ta akcja z Ethanem. Gdyby sprzedać komuś scenariusz byłby z tego niezły hit.
- Mam nadzieję, że nie boisz się deszczu? Możemy się schować, jeśli chcesz - zaproponowała. Nie mogła przecież wymagać, żeby moknął z nią na środku ulicy, ponieważ ona miała takie dziwne zamiłowanie.
I.
Zachichotała, kiedy ją obkręcił. Po raz kolejny. Przy Lianie chichotała częściej niż przez te wszystkie lata, zanim go poznała. Była szczęśliwa. Idealnie pasująca do jego ramion. W nosie miała wszystkich przechodniów, którzy posyłali im dziwne spojrzenia. Ona widziała tylko jego. Błyszczące oczy, idealne rysy twarzy, po których aktualnie spływały strugi deszczu. Jednak nie odejmowaly mu ani trochę uroku. Wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńTańczyli razem na środku chodnika w deszczu, do nieistniejącej muzyki, a ona nie potrafiła wyobrazić sobie innego miejsca, w którym chciałaby wtedy być.
Wtuliła policzek w jego dłoń, a kiedy ją pocałował, zarzuciła mu ręce na szyję. Przyciągnęła bliżej. Mimo że całował ją niespiesznie, w jej ciele znów zbierało się to przyjemne ciepło. Gładziła go po szyi, przytulała się do niego, zmniejszając dzielący ich dystans. Oddawała pocałunek za pocałunkiem, nie ustępując mu tempa. Zjechała dłońmi po jego ramionach aż do talii po czym wsunęła dłonie pod jego mokrą, i tak przyklejoną do ciała koszulkę. Przejechała palcami po jego twardym brzuchu, wczepiła palce w idealnie zarysowane mięśnie.
- Chyba jednak magicznie znikają - zaśmiała się zaczepnie, wprost w jego usta, nawiązując do żartu z restauracji.
Mruknęła cicho, kiedy ich wargi znów się złączyły a języki splotły. Wodziła rękami po jego torsie, plecach, zachaczyła o pasek od spodni.
Dreszcz przeszedł jej po plecach. Nie była pewna czy to z powodu mokrego ubrania, które lepiło się do niej we wszystkich strategicznych miejscach czy z powodu mężczyzny, którego się uczepiła. Trzymała go przy sobie blisko, zupełnie jakby był deską ratunkową a ona tonęła.
Na usta cisnęło jej się wiele rzeczy, które chciała mu wtedy powiedzieć. Zbyt wiele z nich mógłby uznać za pochopne, wywołane chwilą i namiętnością, które między nimi zdawała się nigdy nie słabnąć. Jedynie narastała na sile.
I.
Miała wrażenie, że z każdą mijającą sekundą coraz bardziej się ze sobą stapiają. Ich skóra się rozpuszcza a nerwy splatają ze sobą. Nie była do końca pewna gdzie kończy się ona a zaczyna on.
OdpowiedzUsuńKiedy oderwał od niej usta i zadarł głowę do góry, naśladując jej wcześniejszy ruch, wpatrywała się w niego z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. A gdy znów na nią spojrzał przez chwilę zapomniała, jak się oddycha. Znała już to spojrzenie, tyle że zazwyczaj widywała je za zamkniętymi drzwiami. To, od którego skóra ją mrowiła a na policzki wychodził gorący rumieniec. To spojrzenie.
Ściskała go mocno ramionami, kiedy tak kręcili się na chodniku, ona z nogami wiszącymi w powietrzu.
- Ja też tego nie chcę - powiedziała, gdy znów jej stopy na chwilę dotknęły ziemi. Jednak nie trwało to długo. Po kilku słodkich pocałunkach znów ją złapał, tyle że tym razem przerzucił sobie przez ramię.
- Lian! - starała się brzmieć, jakby była zła, jednak z jej ust wydobył się jedynie śmiech. Dyndała z głową w dół i tyłkiem u góry, starając się za bardzo nie machać nogami, żeby przez przypadek go nie uderzyć. Mimo że nie była to najwygodniejsza pozycja, z jego ramieniem wbijającym się w jej miękki brzuch, nie przeszkadzało jej to. Tak jak nie przeszkadzały jej mokre ubrania i włosy, lepiące się do ciała. Nic jej nie przeszkadzało. Była po prostu szczęśliwa.
- W sumie to dobrze. Trochę bolą mnie nogi a tak przynajmniej mam doskonały widok na twój tyłek - powiedziała, po czym wyciągnęła rękę i poklepała go po pośladku, na koniec lekko ściskając.
- W dotyku jest jeszcze lepszy - stwierdziła.
Nie wiedziała, gdzie dokładnie są. Nie znała dzielnicy a widziała jedynie jego nogi i chodnikową płytę. Miała tylko nadzieję, że już blisko.
I.
Gdy tylko znów postawił ją na chodnik w butach aż jej zachlupotało. Na żadnym z nich nie zostało już chyba nic suchego a ona zastanawiała się, czy nie będzie musiała wyrzucić biednych trampek. Miała je już jakiś czas i nie sądziła, że po takiej ulewie jeszcze wrócą do siebie. Nie było jej jednak żal. Poświęciłaby każdą, najdroższą parę butów czy sukienkę dla takich chwil z Lianem. Szczęśliwych i beztroskich.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się na jego polecenie - Tak jest, mistrzu.
Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania ściągnęła z siebie buty, nie chcąc za bardzo zamoczyć mu podłogi. Legginsy przykleiły się jej do nóg, pod wpływem wody stając się niczym druga skóra. Zsunęła z siebie bieliznę, ponieważ ona również cała przemokła a w koszulkę zaczęła wyciskać włosy. Nie za wiele to jednak dało. Odrzuciła ją więc na stos swoich mokrych rzeczy.
- Cóż za profesjonalna obsługa - powiedziała zaczepnie, kiedy przyciągnął ją do siebie i zaczął wycierać. - Nie rozpieszczaj mnie za bardzo bo się jeszcze przyzwyczaję. Będziesz mi musiał suszyć włosy do końca świata.
Oparła się dłońmi o jego klatkę piersiową w poszukiwaniu równowagi. Ze śmiechem przypatrywała się jego skupionej minie. Zadarła głowę i pocałowała go w szczękę, szyję, obojczyk. Delikatne, krótkie pocałunki. Słodkie, zupełnie jak on. Troskliwy i dobry. Nie pamiętała już nawet, kiedy ostatnio ktoś inny się nią zajmował. Prawdopodobnie w dzieciństwie. Od tamtej pory musiała dbać o siebie sama. I wychodziło jej to totalnie beznadziejnie, jednak za żadne skarby świata by się do tego nie przyznała. Sprawiała idealne pozory, ukryta za wysokim, grubym murem. Aż pojawił się Lian Meyer, który kruszył ten mur bez większego wysiłku. Samym swoim istnieniem. Spojrzeniem ciemnych oczu i tym ujmującym gestem, kiedy chwytał ją za policzki tuż przed pocałunkiem.
- Zamiana? Tobie też by się przydało niezłe wycieranie.
I.
To była niezwykle kusząca myśl. Pozwolić mu otaczać się tym wspaniałym ciepłem już zawsze. Mieć kogoś, kto będzie o nią dbał, na kim będzie mogła polegać. Ona dla niego też mogłaby stać się oparciem. Dopełnialiby się, wzmacniali wzajemnie swoje mocne strony. Mogliby w końcu do kogoś przynależeć. I nie było to nawet marzenie nie do spełnienia. Był w końcu teraz jej chłopakiem. Czyli jeśli wszystko potoczyłoby się zgodnie z jej planem, mogłaby zatrzymać przy sobie Liana już rzeczywiście do końca świata. To była niebezpieczna myśl. Zdradziecka. Sprawiała, że serce inaczej zaczynało jej bić w piersi, na chwilę gubiąc rytm. Rozgaszczała się w niej powoli. Zajmowała dużo przestrzeni w jej klatce piersiowej i India wiedziała, że cholernie trudno będzie ją stamtąd wydostać jeśli wszystko poszłoby w diabli.
OdpowiedzUsuń- Chyba musisz jeszcze popracować nad tą sztuczką - powiedziała ze śmiechem, unosząc w górę przedramiona, na które spadły krople wody z jego włosów.
Przejęła od niego ręcznik i zaczęła powoli przesuwać go po jego torsie, ramionach, w końcu docierając do włosów. Nie spieszyła się, poświęcała należyty czas każdemu skrawkowi jego skóry, upewniając się, czy aby na pewno jest suchy. Równocześnie rozkoszowała się jego dotykiem, palcami i pocałunkami, którymi wodził po jej ciele. Mimowolnie przysuwała się bliżej, swoje biodra stawiając jak najbliżej jego, wypychając je do przodu
- Proszę pana, ja tu pracuje a pan mi przeszkadza - powiedziała, przerywając na chwilę swoje zdanie. Przymknęła powieki i odchyliła głowę, dając mu lepszy dostęp do swojej szyi.
Co z tego, że kochał się z nią już tego wieczora, zaledwie kilka godzin wcześniej? Jej ciało nie przyjmowało takich argumentów. Domagało się pieszczot z jego strony. W końcu po części należało teraz do niego. Zdecydowanie zbyt dużej, niż pozwalał na to zdrowy rozsądek.
I.
Zrobiła zaskoczoną, niby to urażoną minę w najbardziej teatralny sposób.
OdpowiedzUsuń- Coś takiego! Nie podejrzewałabym - zaśmiała się, wracając do dalszego wycierania go ręcznikiem. Jednak sama przed sobą musiała przyznać, że bardziej skupiała się po prostu na dotykaniu go, bycia blisko niego. Ciężko było trzymać się z daleka. Miała wrażenie, że łatwiej było jej oddychać kiedy jego skóra przylegała do jej. Może i nie ułatwiało to myślenia, jednak komu było to potrzebne?
Gdy pochwycił ją w ramiona i zaprowadził do sypialni zdążyła tylko upuścić wilgotny ręcznik na podłogę razem z całą resztą bałaganu.
Opadła miękko na materac, asekurowana jego dłońmi i wpatrywała się w niego, gdy tak pochylał się nad nią. Widziała, że wpadł na jakiś pomysł, jednak nie podejrzewała, że na tak diabelski.
- Nie! - pisnęła, próbując schować się przed jego palcami, zwinąć w kłębek i nie dać mu dostępu do swoich boków czy miękkiego brzucha. Może i nie miała specjalnie łaskotek jednak zaskoczenie i intensywność, z jaką na nią naparł, łaskocząc niemiłosiernie, spowodowała, że wyrwał się jej niekontrolowany, głośny chichot. Tarzała się po łóżku, próbując przed nim uciekać i nieumiejętnie odpierała jego ataki, czasami nawet samej gilgocząc go opuszkami palców.
- Lian! Mistrzu! Litości! - śmiała się tak mocno, że łzy zaczęły jej płynąć po policzkach a mięśnie brzucha bolały. Ciężko też było jej złapać oddech.
Opadł w końcu tuż obok niej i objął ją ramieniem. Starła łzy z policzków i starała się umiarowić oddech.
- Jak przypakuje to nie będzie ci już tak łatwo mnie pokonać - zażartowała. India nie była typem sportowca. A już na pewno nie na tyle, żeby prześcignąć Liana na siłowni czy czymkolwiek, co sprawiało, że całe grupy mięśni były idealnie widoczne tuż pod jego skórą.
- Zapamiętaj moje słowa - pogroziła mu palcem, jednak nie mogła wyglądać zbyt poważnie, ponieważ usta cały czas miała rozciągnięte w uśmiechu.
Ona również mu się przypatrywała. Zastanawiała się, co myśli, kiedy tak wodzi spojrzeniem po jej twarzy. Zazwyczaj nie interesowała jej opinia innych. Nie znali jej przecież. Nie wiedzieli, kim była tak naprawdę. Jednak jego opinia była ważna. To, co o niej myślał, jak ją odbierał. Chciała wiedzieć jednak równocześnie się tego bała. Wiedziała przecież, że nie była idealna. Ani ona ani tym bardziej jej pogmatwane życie. Postanowiła więc po prostu zadowolić się jego bliskością.
Poprawiła się nieco i położyła głowę na jego klatce piersiowej, wtulając w nią policzek.
- Słyszę, jak bije ci serce - wymamrotała wprost w jego skórę.
I.
Miło było tak leżeć, ciało wtulone w ciało. Fantazjować, że tak właśnie będą wyglądały wszystkie ich wieczory. Wspólne kolacje, śmiech, pocałunki i niezobowiązujące rozmowy. O wszystkim i o niczym. Leżący razem na łóżku w jego małym mieszkaniu, do którego mogłaby nawet przynieść swoją szczoteczkę do zębów i kilka par bielizny. Na te wszystkie noce, które mogłaby u niego spędzić. Nie pozwalała myślom wybiegać jednak zanadto wprzód. Scenariusz, w którym trzymałaby tam nie tylko majtki a wszystkie ubrania, całą swoją niezbyt pokaźną kolekcję kosmetyków zamiast tylko szczoteczki. To było zbyt śmiałe. Zbyt nachalne. Znali się w końcu tak krótko. To co między nimi było jeszcze tak młode i kruche, musieli uważać, by tego nie zgnieść.
OdpowiedzUsuń- Mam jeszcze trochę wolnego - odpowiedziała. - Ta jelitówka nieźle mnie przeczołgała. A właśnie! Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Mimo że raczej nigdy nie spojrzysz już na mnie tak samo - zażartowała. Wciąż czuła się niekomfortowo z myślą, że widział ją wymiotującą na podłodze łazienki. Trzymał jej włosy, żeby było jej wygodniej. Zaniósł do łóżka, kiedy zasnęła.
- Dla mojego księcia z bajki składanie nosa w pakiecie - mówiąc to, znów sięgnęła do niego opuszkami palców. gładząc charakterystyczne zgrubienie delikatnie. - Chociaż taki przetrącony dodaje ci uroku - błysnęła zębami. - Ale jak to mówią, ładnemu ze wszystkim ładnie. Czy we wszystkim?
Jones nie miała nic przeciwko boksowi. Jednak przeciwko rannemu Lianowi miała całkiem sporo. Nie była pewna, czy dałaby radę siedzieć tam i patrzeć, jak się bije. Jak pięści przeciwnika wbijają się w jego ciało. Prawdopodobnie wyskoczyłaby ze swojego miejsca i wepchnęła między nich. Mimo że była zdecydowanie mniejsza i nie dałaby rady ich rozdzielić. Wiedziała, że zazwyczaj nawet podczas wygranej walki zgarnia się od przeciwnika kilka ciosów. I zupełnie jej się to nie podobało.
Gdy sięgnął wargami jej własnych, z chęcią oddała pocałunek. Nadal wtulała się w jego bok, a dłoń, którą dopiero co gładziła go po nosie, wplotła mu we włosy Zagarnęła go bliżej siebie.
Przetoczyła się tak, że leżała teraz na nim, nadal stykając się ustami. Rozciągnięta na jego klatce piersiowej i brzuchu. Jej długie włosy tworzyły wokół nich kurtynę, odgradzając od wszystkiego, co na zewnątrz. Żałowała, że nie zdoła zatrzymać wymierzonych w niego ciosów.
I.
Zaśmiała się.
OdpowiedzUsuń- Jestem w stanie trzymać ręce przy sobie! Mimo, że nie wyglądam - powiedziała, całując go delikatnie w kącik ust, kąt żuchwy, nos. Zawisła nad nim na wyprostowanych w łokciach ramionach.
- Poza tym, mam już swój ulubiony. Jestem nosową monogamistką. Twoi koledzy mogą bezpiecznie szukać pomocy medycznej - śmiała się dalej.
Pomimo faktu, że to co było między nimi było jeszcze totalnie świeże, India traktowała ich relację na poważnie. Nie interesowali jej inni mężczyźni. W tamtym momencie Lian mógłby dobrze być ostatnim facetem na ziemi, jej nie zrobiłoby to większej różnicy. I tak widziała tylko jego.
Jeden drobny pocałunek opadł na jego ramię, obojczyk, szyję. Zupełnie jakby znakowała go kawałek po kawałku. Był teraz przecież jej. Tak samo jak ona była jego.
Czy była zadowolona z faktu, że w wolnym czasie boksuje? Raczej nie. Lecz kim była, żeby mu tego zabraniać? Nawet nie śmiałaby. Poza tym, wiedziała, że sportowcy inaczej patrzą na sprawę. Dla nich każda kontuzja, siniak czy złamanie były tylko krokiem do osiągnięcia celu. Naginali swoje ciała do granic możliwości, ignorowali ból. Prawdopodobnie Lian w ogóle nie przejmował się tym, w jakim stanie zejdzie z ringu. Jednak Jones się przejmowała. Potrafiła wyobrazić sobie szkody, które może wyrządzić opadająca pięść, patrząc jedynie na jej trajektorię lotu i oszacowując pęd. Co może się stać, kiedy dwa splecione ciała padają bezwładnie na ring, ciągnąc się nawzajem w dół. Głowa, uderzająca w podłogę po nokaucie.
- Będziesz mnie musiał posadzić daleko. Tak, żebym nie narobiła ci wstydu. Grożąc przeciwnikowi i takie tam. Narożnik to może być dla mnie nie najlepsze miejsce.
Czy potrafiłaby siedzieć spokojnie i patrzeć, jak się bije? Nawet w ramach sportu? Nie była pewna. Bardzo możliwe, że całą walkę oglądałaby spomiędzy palców przyciśniętych do twarzy. Krzycząc bardzo nieeleganckie rzeczy w kierunku drugiego boksera. Całą siłą woli zmuszając się do usiedzenia na miejscu.
Splotła dłonie na jego mostku i oparła na nich brodę. Nadal mu się przypatrywała. Trochę niczym ciekawski kot, leżąc na jego piersi. Chłonąc bijące od niego ciepło.
- Ale na pewno zawsze będę ci kibicować. Masz to jak w banku.
Chciała, żeby czuł, że mimo to iż zupełnie nie rozumiała, co go w tym pociągało, miał w niej wsparcie. Zresztą, nie musiała przecież rozumieć. On prawdopodobnie też nie wiedział, co ją skłoniło do zostania lekarzem. Dyżurowania, pracowania w nienormalnych godzinach, patrzenie na cierpienie ludzi. Nie do niej należało ocenianie. Natomiast wspieranie go i kibicowanie już tak.
I.
- A żebyś wiedział. Bo jestem straszna. Bardzo!
OdpowiedzUsuńPodejrzewała, że boks był dla niego tym, czym dla niej praca i książki. Ucieczką. Formą radzenia sobie ze stresem, traumą dzieciństwa. I mimo że w porównaniu z jego życiem jej było usłane różami i naprawdę głupio jej było narzekać, wiedziała, że mała, samotna dziewczynka, którą była, zupełnie inaczej patrzyła na sprawę. Całymi godzinami siedziała w swoim wielkim pokoju za towarzyszy mając jedynie pluszowe misie. Całą kolekcję, jako że ojciec przywoził jej jednego z każdej podróży. Wchodził do mieszkania a ona wybiegała mu na spotkanie, stęskniona. Z nadzieją że tym razem nie skończy się tak jak zawsze. Krótkie poklepanie po głowie, wręczenie misia i komunikat Nie teraz, India. Tatuś musi wykonać ważny telefon. Później mi opowiesz .Jednak ten scenariusz przewijał się w kółko. Dopóki nie urosła. Zaczęła znajdować sobie zajęcia, udając, że wcale nie zauważa ojca wracającego po miesiącu do domu. Była przecież zbyt zajęta projektem naukowym. Esejem na angielski. Egzaminem na studiach. Została lekarzem, bo chciała czuć się potrzebna. Chciana. Wyczekiwana w pomieszczeniu, do którego wchodziła. Przydatna. Możliwe że było to najbardziej egoistyczny z powodów, jednak nie mogła okłamywać samej siebie. Już nie. Uwielbiała być tą, która przynosi dobre wieści. Leczy. Naprawia rzeczy. Dlatego tak druzgocące były dla niej porażki.
Czy byłaby w stanie odebrać mu jego ucieczkę, ponieważ się o niego bała? Nie. Nigdy. Mogła jedynie liczyć na to, że jego obrażenia nie będą zbyt poważne i pomóc mu je leczyć.
Całowała go z czułością, której jeszcze nie do końca potrafiła ubrać w słowa. Słodko i delikatnie. Dalej czuła żar, który wzbudzał w niej dotyk jego ciała, jednak nie on był najważniejszy. Owszem, idealnie pasowali do siebie pod względem fizycznym. Jednak to nie to urzekło ją w Lianie. Nie to sprawiło, że czuła motyle w klatce piersiowej i brzuchu, że jej oczy błyszczały, gdy na niego patrzyła.
Słuchał jej. Był pierwszą osobą, która naprawdę to robiła. Nie oceniał. Nie zadawał zbędnych pytań. Po prostu słuchał.
Sięgnęła palcami do kosmyków jego włosów. Wplotła je pomiędzy i przyciągnęła go bliżej. Pogłębiła pocałunek. Językiem delikatnie dotykała jego, zębami chwyciła jego dolną wargę. Znów czuła się upojonia. Tyle że w tamtej chwili nie tylko pożądaniem a i wszystkimi tymi emocjami, które rodziły się w niej im dłużej przebywała w jego towarzystwie. Mieszały się ze sobą i sprawiały, że aż kręciło się jej w głowie.
I.
OdpowiedzUsuńCzuła się zupełnie jakby była w liceum. Mogłaby spędzić godziny po prostu się z nim całując. Co prawda w liceum nie siedziałaby na nim okrakiem całkowicie naga, z włosami mokrymi od deszczu. Prawdopodobnie siedzieliby w jej nastoletnim pokoju, chowając się przed Rachel albo którąś z jej niań. Prawdopodobnie stykałyby się tylko ich usta, ewentualnie nieśmiało dłońmi sunęliby po swoich ciałach przez ubrania. I byłaby szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. Tak jak i w tamtym momencie.
Gdy mówił, przypatrywała mu się z uwagą. Był uroczy. Zmieszany. Miał zaróżowione policzki i usta opuchnięte od pocałunków.
Przez chwilę bała się, że miał do powiedzenia coś złego. Jednak gdy wyznał jej swoje odczucia, tak podobne do jej własnych, zaniemówiła.
India wcale nie była dobra w słowach ani emocjach. Mimo że bardzo się starała. Czasami po prostu ciężko jej było spiąć to wszystko w całość i wyartykułować. Uczucia kotłowały się w jej głowie. Było ich zazwyczaj zbyt dużo, więc po prostu je od siebie odsuwała. Jednak przy Lianie starała się dopuścić do głosu wszystkie. Pozwolić im sobą zawładnąć.
Zazwyczaj gdy była zawstydzona odpowiadała sarkazmem. Tyle że jego wyznanie na to nie zasługiwało. Milczała więc przez długą chwilę a w jej oczach zaszkliły się łzy. Była wzruszona. Dłońmi również sięgnęła jego policzków i patrzyła na niego, mając nadzieję, że rozumie. Że jest w stanie odczytać z niej, że ona czuje dokładnie to samo. A może nawet i więcej.
- Lian… - zaczęła, nie odrywając od niego spojrzenia. Wczytując się w wyraz jego twarzy.
- Ty… jesteś wszystkim.
Przyciągnęła go znów do ust. Całowała, próbując przekazać to, czego nie dała rady przekazać słowami. Czego nie mogła przekazać. Z obawy o to, jak mógłby zareagować. Jak bardzo mogłaby go wystraszyć swoim wyznaniem. Prawdopodobnie i tak byłoby zbyt zawiłe. Ona sama ledwo co orientowała się w tym wszystkim.
I
- Pan też jest niczego sobie, proszę pana - uśmiechnęła się do niego leniwie. Niczym kot, który rozsiadł się wygodnie na jego piersi. Chłonęła jego ciepło, rozkoszowała się dotykiem. Była szczęśliwa. Czuła, że to właśnie było jej miejsce. Wciśnięta w jego ciało, opleciona jego ramionami. Była bezpieczna, niewidzialna dla wszystkich innych poza Lianem.
OdpowiedzUsuńOpuściła głowę i przycisnęła policzek do jego miękkiej skóry, tuż poniżej obojczyka. Nawet w tej pozycji czuła jak miarowo bije mu serce. Głośno i stabilnie. Odprężyła się i pozwoliła sobie wsłuchiwać w tę swoistą melodię, szum pompowanej krwi.
Powieki robiły jej się coraz cięższe a kończyny wiotkie. Czuła, że zasypia. Miała wrażenie, że może powinna się z niego zsunąć, dać mu trochę przestrzeni, jednak postanowiła być samolubna. Stwierdziła, że najwyżej ją z siebie zrzuci. Nie zamierzała jednak odmawiać sobie dalszej przyjemności z wtapiania się w jego ciało.
Następnego ranka gdy się obudziła, wiedziała dokładnie, gdzie jest. To było miłe odkrycie. Mimo że była tam dopiero drugi raz nie czuła tego dziwnego zmieszania, które zawsze towarzyszy pobudce w nowym miejscu.
Złożyła delikatny pocałunek na piersi Liana po czym wyplątała się z jego objęć i ruszyła do małej kuchni. Obiecała mu przecież naleśniki. Na szczęście było to na tyle proste danie że wszystkie składniki do nich znalazła po krótkim buszowaniu w szafkach i lodówce. Tym razem sobie na to pozwoliła. Możliwe, że miały z tym coś wspólnego ich wyznania z minionej nocy. Na pewno poskutkowały tym, że czuła się w jego małym mieszkaniu znacznie bardziej swobodnie. Nadal nie zamierzała przyjmować kluczy i odbierać mu tej dozy prywatności, którą posiadał. Jednak zamierzała go odwiedzać. Tak często, jak to tylko było możliwe.
Po kuchni rozszedł się przyjemny zapach smażonego ciasta i India była wdzięczna swoim ograniczonym umiejętnościom kulinarnym, ponieważ pierwszy naleśnik udał jej się całkiem nieźle, wbrew popularnemu powiedzeniu.
To wszystko kwestia nagrzania patelni, moja droga mawiała jej kiedyś jedna z niań.
I.
Narzuciła na siebie szybko koszulkę, którą wygrzebała z plecaka. Gotowanie całkowicie nago mogło skończyć się poparzeniami w miejscach, o których wolała nie myśleć. Szczególnie jeśli miało się skupienie i koordynację ruchową Indii Jones.
OdpowiedzUsuńMiała już całkiem niezły stosik parujących naleśników kiedy z sypialni dobiegł do niej głos Liana. Zaśmiała się cicho. Podobało jej się karmienie go. Krzątanie się rano po jego mieszkaniu, przygotowywanie śniadania. Zasypianie w jego ramionach po całym wieczorze spędzonym razem. Budzenie się u jego boku. To były rzeczy, czynności, do których tak łatwo mogłaby się przyzwyczaić. Stworzyć bańkę chroniącą ich przed światem zewnętrznym akurat wielkości jego mieszkania. Miejsce, w którym cały czas mogłaby czuć ten wszechogarniający spokój i ciepło, rozlewające się w piersi. Nie wpuszczaliby do niego nikogo innego i mogliby udawać, że przeszłość wcale się nie wydarzyła. Że istniało tylko wspaniałe tu i teraz.
Gdy oplótł ją ramionami, oparła się o niego plecami i po raz kolejny pozwoliła sobie zatopić się na chwilę w jego ciepłej klatce piersiowej.
- Jeszcze nie wiesz, czy są wspaniałe - pacnęła go w przedramię drewnianą łopatką. Delikatnie, całkowicie zaczepnie. - Plus, nie wiem, czy starczy mi na długo repertuaru. Nie jestem aż tak wyśmienitą kucharką jak może ci się wydawać - odgięła głowę i posłała mu jeden ze swoich uśmiechów dla Liana . To zabawne. Znali się tak krótko a ona już miała specjalny repertuar min przeznaczonych specjalnie dla niego.
- Kawa będzie idealna. Obiecuję, że tym razem będę grzeczna! - powiedziała, jedną rękę, tę wolną, kładąc sobie na piersi dla większego efektu. Obudziła się w niesamowicie dobrym humorze. Szczęśliwa, rozluźniona. Jak zwykle przy nim. Lian Meyer wyciągał z niej zabawną, zaczepną stronę, podczas gdy myślała, że dawno już ją straciła. Rzadko ostatnio z niej korzystała.
- Może być też coś do naleśników. Aż tak bardzo nie grzebałam po szafkach. A jeśli chodzi o godzinę, to nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, gdzie leży mój telefon. To niesamowicie wyzwalające, nie sądzisz? - kolejny uśmiech, po których chwyciła z wprawą rączkę od patelni i nie spuszczając wzroku z mężczyzny, wykonała jeden płynny ruch, który posłał znajdujący się na niej naleśnik w powietrze. Obrócił się i spadł idealnie znów na powierzchnię patelni.
- To jedyna sztuczka, którą umiem. Podoba Ci się? - spytała zupełnie niczym pięciolatka, szukając aprobaty. Z wielkimi czekoladowymi oczami wpatrzonymi prosto w niego.
I.
Miała wrażenie, że policzki aż płoną jej od rumieńca, którymi się pokryły. India nie była przyzwyczajona do komplementów. Szczególnie do takiej ilości, jaką serwował jej Lian. Spodziewała się może kiwnięcia głową czy zadowolonego pomruku, natomiast on jak zwykle zalewał ją czułością i aprobatą. Nie żartowała wczorajszej nocy. Był wszystkim . Wszystkim, o co mogłaby prosić. Wszystkim tym, czego nie dostała, dorastając.
OdpowiedzUsuńSięgnęła po słoiki z dżemem i uważnie obejrzała a następnie powąchała każdy z nich. Później, naśladując Liana, trochę dlatego, że było to zabawne, a trochę dlatego, że chciała mu pokazać, że może się przy niej zachowywać swobodnie, ona również zanurzyła w każdym mały palec a następnie oblizała je po kolei.
- Malinowy i… wiśniowy? Nie jestem pewna. Ale na pewno nie są zepsute. Możesz powiedzieć swojej mamie, że robi pyszne przetwory - powiedziała, i jakby na potwierdzenie swoich słów zanurzyła w dżemie kolejny palec. Po dokładkę.
Pogroziła chłopakowi szpatułką, siląc się na groźną minę.
- Nie ma podjadania! Bo będzie kara!
Oczywiście, żartowała. Była zachwycona faktem, że mu smakowało. Gdyby chciał, mogłaby stać i smażyć mu naleśniki do południa. Tak dużo, jak tylko dałby radę zjeść.
- Możesz wyciągnąć nam jakieś talerze. Żebyśmy specjalnie ci tu nie nabrudzili. Znaczy, bardziej niż ja do tej pory - dodała, robiąc uroczą minę. Niczym chochlik, który narozrabiał i próbował uniknąć konsekwencji. W kuchni Liana nie było aż takiego armagedonu, jednak była zdecydowanie bardziej brudna niż przed Panowaniem Indii. A takie uśmieszki działały kiedyś na niektóre nianie. Miała więc nadzieję, że i na niego zadziała.
- Jakieś plany na dziś? - spytała, sięgając po jeden z kubków z kawą.
I.
Wyłączyła kuchenkę i wrzuciła patelnię do zlewu po czym pomaszerowała grzecznie za Lianem w kierunku kanapy.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, zawsze możesz wysłać mi maila z zażaleniem. Może rozpatrzę Twoją prośbę i trochę skrócę czas w łóżku. Kto wie - wzruszyła ramionami, starając się maskować głupi uśmieszek kubkiem z kawą.
Rozsiadła się wygodnie i podwinęła nogi pod siebie, zapadając się w miękkim meblu. Z całego tego gotowania Jones najbardziej lubiła przyglądanie się, jak inni jedzą jej wyroby. Szczególnie, jeśli im smakowały.
- Ja zupełnie nie mam planów. Może zrobię pranie. Albo poczytam książkę. Idę do pracy dopiero w poniedziałek. Uroki zwolnienia chorobowego.
Wolała nie wracać myślami do swoich żołądkowych problemów sprzed kilku dni. Pracowanie na pediatrii wiązało się co prawda z jakimś ryzykiem złapania jelitówki, to na pewno. Jednak jeszcze nigdy nie dopadło jej tak jak wtedy. To była najprawdopodobniej jej najgorsza choroba w życiu a fakt, że Lian widział ją w tym stanie nie poprawiał sytuacji. Co prawda zapewniał ją, że to nic takiego, jednak ciężko jej było w to uwierzyć.
Piła swoją kawę powoli, aż nazbyt przesadnie dmuchając na nią, żeby nie poparzyć sobie języka po raz kolejny . Jak do tej pory każde ich spotkanie kończyło się jakąś jej kompromitacją. Chociaż, gdyby pomyśleć o poprzednim wieczorze i tej nieszczęsnej udawanej randce, której był świadkiem… Chyba to również mogła zaliczyć do kompromitacji.
Brawo India.
Nie chciała o tym jednak myśleć. Nie kiedy aktualnie wszystko układało się między nimi tak dobrze. Postanowiła więc trzymać się tej chwili, skupić na promieniach słońca padających na Liana, rozświetlających mu skórę. Zapachu naleśników i kawy. Ich małej bańce.
- Może pójdę do kina. Objem się popcornem kiedy ty będziesz pracował nad mięśniami? Brzmi kusząco.
I.
Mm, she the devil; she a bad lil’ bitch, she a rebel.
OdpowiedzUsuńMurayama && Electra. ♡
Mimo że nie była jeszcze za specjalnie głodna, zważywszy na ilość jedzenia, którą pochłonęli poprzedniego wieczora, ona również dołączyła do śniadania. Miło było patrzeć, że mu smakuje. Było to prawdopodobnie jedno z najprostszych dań i tym samym jedno z niewielu, które potrafiła przyrządzić, więc było jej tym bardziej przyjemnie, gdy pochłaniał naleśnika za naleśnikiem. Całości dopełniał pyszny dżem mamy Liana i India pozwoliła sobie nawet na myśl, że miło byłoby mieć jego mały zapas w domu. Na poranki takie jak te.
OdpowiedzUsuńGdy skończyli a on zabrał się za sprzątanie ze stolika i w kuchni, po jej kulinarnych ekscesach, Jones pozbierała ich wczorajsze ubrania, rozrzucone po podłodze, nadal jeszcze wilgotne. Wzięła te należące do niego i rozwiesiła je na kaloryferze w łazience, swoje natomiast wrzuciła do plecaczka. Ubrała się na tyle, żeby nie było jej głupio wyjść na nowojorskie ulice w świetle dnia a potem skierowała kroki do sypialni, by chociaż trochę pościelić łóżko. Głupio byłoby jej siedzieć i patrzeć, jak on sprząta, szczególnie że sama spała, zawinięta w te pościel. Miała taki sam udział w bałaganie jak i on. Poza tym, przez tę krótką chwilę mogła udawać, że to jeden z wielu takich dni, które spędzają razem. Że wypełniają jakieś przydzielone sobie wcześniej obowiązki. Jak para, która mieszka ze sobą już jakiś czas. Może się sobą rozkoszować na co dzień.
- Jestem gotowa - odpowiedziała jedynie, chwytając plecak i przewieszając go sobie przez ramię. Oczywiście, że chciałaby zostać. Najlepiej na zawsze. Tyle że nie mogła. Musieli wracać, każdy do swojego normalnego życia. On do boksu i pracy, ona do siedzenia w swojej złotej klatce.
Włożyli buty i wyszli razem na ulicę. I znów, pozwoliła sobie myśleć, że to jeden z wielu razy.
Obróciła się do niego twarzą i przytuliła do jego piersi, zarzucając ramiona na szyję.
- Uważaj na nos. To mój ulubiony - uśmiechnęła się do niego ciepło, po czym musnęła wargi Liana swoimi. Delikatnie. Z czułością. Normalny całus przed normalnym treningiem w normalny poranek. Pierwszy z wielu. A przynajmniej na to liczyła.
I
Pomimo wyraźnych problemów z utrzymaniem się na nogach, udało jej się jakimś cudem doczołgać do najbliższego krawężnika. Kilkugodzinne imprezowanie w zatłoczonym pubie o wątpliwej reputacji powoli dawało się blondynce we znaki. Potrzebowała chwili oddechu.
OdpowiedzUsuńElectra zaczęła przeszukiwać kieszenie ukochanej skórzanej kurtki w celu znalezienia zapalniczki. Jeden z mężczyzn siedzących obok niej zaśmiał się, po czym bez zastanowienia zaoferował swoją.
“Dzięki” rzuciła, uśmiechając się promiennie w stronę nieznajomego.
“Nie ma za co. Zachowaj ją, mam ich aż za dużo” odpowiedział. “Matka ciągle suszy mi głowę, żebym ogarnął syf w szufladach, bo wszędzie się walają.”
Dziewczyna zaciągnęła się porządnie cienkim, mentolowym papierosem. Zamknęła oczy, próbując się trochę zrelaksować — choć było to trudne wyzwanie, zważywszy na głośną muzykę wypełniającą ulicę.
“Gdybyś potrzebowała czegoś jeszcze, na przykład towarzystwa, to zapraszam do naszego stolika. Ja i moje ziomki zabawimy tu pewnie przez następną godzinę lub dwie, a potem zamierzamy zwinąć się do mnie.”
No tak. Mogła się tego spodziewać. I nie, żeby Electra narzekała na zainteresowanie ze strony jakiejkolwiek płci (wręcz przeciwnie)... po prostu była to dla niej nowa rzecz. Wcześniej w 99% przypadków znajdowała się na ostatnim miejscu w kategorii “podobania się drugiej osobie.”
“Jasne. Będę mieć to na uwadze.”
El. ♡
Tamtego dnia wróciła do domu i zajęła się wszystkimi tymi nudnymi rzeczami, które zazwyczaj odkładała na potem. Tyle że już nie miała na nie wymówki. Siedziała w końcu na zwolnieniu chorobowym, miała czas na wielkie pranie, ścieranie kurzy czy wyrzucanie z szafy swetrów, których nie nosiła już od czasów liceum. Krążyła więc po swojej wielkiej złotej klatce ze słuchawkami na uszach, cały dzień znajdując coraz to nowe zajęcia. Przecieranie swojej niewielkiej kolekcji książek z kurzu. Gruntowne mycie zmywarki. Czyszczenie szuflad w lodówce. Wszystko byle zająć czymś ręce i myśli. Dać Lianowi w spokoju trenować i załatwiać swoje sprawy. Ponieważ prawda była taka, że najchętniej chwyciłaby za telefon i zadzwoniła do niego choćby tylko po to, by usłyszeć jego głos. Wsiadła do taksówki i przemierzyła po raz kolejny drogę do jego mieszkania. Spędziła tam kolejną noc, poranek, popołudnie. Cały swój czas, zapleciona w jego ramiona.
OdpowiedzUsuńTo nie było zdrowe. Ta obsesja, która zaczynała się w niej zradzać. Nie była pewna, czy to dlatego, że już dawno nie była z nikim na tyle blisko. Chociaż nie pamiętała, żeby wcześniej targały nią aż tak wielkie emocje. Przy nikim innym nie czuła się jeszcze tak jak przy Lianie. Wiedziała, że nie może to świadczyć o niczym dobrym. Spadanie w przepaść z taką prędkością nie skończy się niczym innym jak tylko bolesnym roztrzaskaniem się podczas lądowania.
Pozwoliła sobie jedynie na jedną krótką wiadomość tuż przed zaśnięciem. Dobranoc , na które odpowiedział po kilku minutach. Zadowolona, położyła się spać.
Kolejne dni mijały jej szybko. Wróciła do pracy i swojego zwyczajnego życia. Nie widziała się jednak z Lianem. Pisali kilkukrotnie, jednak na jej propozycje pójścia do kina czy wspólnej kolacji on odpisywał coś o zajętym grafiku i tym, że wybierze się z nią z wielką chęcią, jednak kiedy indziej.
Racjonalna strona Jones wiedziała, że przecież to nie jest tak, że teraz każdą sekundę musieli spędzać razem. Każde z nich miało swoje życie. Rozumiała napięty grafik. Poza tym, znali się od niedawna. Co z tego, że wyznali sobie… Co właściwie? Cokolwiek to było, nie zmieniało niczego. Tyle że w Indii mieszkała też ta mała dziewczynka, która zawsze czekała niecierpliwie na powrót swojego ojca. Tak długo, aż w końcu przestała. Ta, która poczuła się zraniona i odrzucona. Która dopatrywała się winy w sobie. Może za bardzo się narzucała i teraz on ma jej dosyć? Głupia, mogła nie proponować mu kolacji jak dwa dni wcześniej odmówił kina. Mogła poczekać, aż on napisze do niej pierwszy. Jednak nie potrafiła zdusić w sobie potrzeby, żeby w czasie kawy czy przed zaśnięciem sięgnąć po telefon i napisać mu krótką wiadomość. Tak samo jak nie potrafiła nie zaproponować mu spotkania. Chciała znów go zobaczyć. Przytulić. Pocałować. Przez krótką chwilę zdawał się przecież być jej
Mijał tydzień od czasu, kiedy widzieli się poprzednio. W piątek przed pracą wysłała mu ostatniego smsa. Była sobota późnym popołudniem a ona siedziała w swoim mieszkaniu. Czekając cholera wie na co.
Nie ma mowy. Na pewno nie. Nie będziesz tu siedzieć i gapić się w sufit, bo olał cię koleś. Świetny koleś. Prawdopodobnie najepszy koleś na świecie…
Podniosła się z kanapy i ruszyła pod prysznic. Nie chciała zatapiać się w tych myślach. Nie zamierzała tego robić. Sięgnęła więc po jedyną skuteczną metodę, którą znała. Rozpraszacze.
Umyła włosy i następnie wysuszyła je, używając przy tym fikuśnej lokówki, którą dostała od matki na święta. Nie za bardzo umiała z niej korzystać, jednak udało jej się stworzyć lekkie fale ze swoich zazwyczaj prostych jak druty włosów, po czym przystąpiła do makijażu.
I.
Chciała czuć się ładnie. Nie często miała okazję chodzić w czymś poza scrubsami, które zdawały się raczej modnym dresem niż czymkolwiek bardziej wyszukanym. Na co dzień włosy miała związane a na twarzy ani grama makijażu. Doskonale widać było jej podkrążone oczy, które mocno odcinały się w bladej twarzy. Była przemęczona. Usta miała przesuszone a policzki bez koloru.
OdpowiedzUsuńUbrała się w swoje ulubione jeansy i białą, prążkowaną koszulkę. Znalazła w szufladzie złotą bransoletkę i złote kółka, które założyła. Rzadko kiedy pozwalała sobie na biżuterię. Zazwyczaj bała się, że ją zgubi, nie mówiąc już o tym, że łamałaby szpitalne zasady. Rzęsy pociągnęła tuszem, na twarz nałożyła korektor i rozświetlacz a na usta błyszczyk. Żadna z niej była znawczyni makijażu. Czuła się jednak dobrze. Wyglądała… ładnie. Poprawiało jej to nastrój. Nie zamierzała kolejnego wieczoru spędzić w domu, na kanapie, z pudełkiem chińszczyzny i za dużym podkoszulku. Nawet jeśli nadal była smutna i zawiedziona.
Oczywiście, to nie tak, że chciała wyjść i kogoś poderwać. Zupełnie nie. India po prostu potrzebowała wyjść z domu. Zrobić coś poza żałosnym wpatrywaniem się w telefon w oczekiwaniu na wiadomości, które nie przychodziły.
Jones nie miała wielu przyjaciół. Właściwie, w tamtym momencie nie wiedziała, czy miała jakichkolwiek. Miała znajomych z pracy, ludzi z którymi czasami spotykała się też i poza nią, jednak rzadko i nie sprawiało jej to większej przyjemności. Licealne przyjaźnie mocno się rozluźniły. Małżeństwa, dzieci, dużo pracy. Prawda była taka, że India była samotna. Nie na tyle, żeby jej to przeszkadzało. Jednak jeśli postawić sprawę jasno, nie miała nikogo bliskiego. Aż do Liana. A przynajmniej tak jej się zdawało do zeszłego tygodnia. Tym bardziej czuła się głupio. Szybko i za bardzo przywiązała się do faceta, który był z zupełnie innej bajki niż ona. Ciepły, lubiany, towarzyski, z własnym życiem i marzeniami. Nie to co ona. Pusta lalka na posyłki własnych rodziców.
Wyszła z mieszkania z zamiarem cieszenia się życiem. Skoro Lian nie chciał się z nią wybrać do kina, wybierze się sama!
Kupiła sobie bilet na jedną z bardziej ckliwych komedii romantycznych, które akurat grali, i wiaderko popcornu.
Oglądanie romansidła nie było może najmądrzejszym pomysłem, kiedy samej mierzyło się z czymś na miarę złamanego serca. Może i z nią nie zerwał, jednak swoim zachowaniem Meyer na pewno nie utwierdził Indii w przekonaniu, że jest szczęśliwie zakochana. Bo była. Zakochana w sensie. Mimo że przyznanie się do tego nawet przed samą sobą stanowiło nie lada wyzwanie. Jak inaczej miałaby nazwać to ciepłe uczucie, które rozlewało jej się w piersi na sam jego widok? I ten dziwny ból, który usadowił się jej gdzieś w okolicy żołądka, nasilający się w ostatnich dniach. Była beznadziejnie zakochana w chłopaku, który od dobrego tygodnia praktycznie się do niej nie odzywał. Oczywiście, mógł mieć ku temu dobry powód. Jednak żadnego takiego Indii nie podał. Po prostu wycofywał się z równania, powoli znikał.
Wyszła z kina z niedojedzonym popcornem i rozmazanymi od płaczu oczami. Bo przecież oczywiście, że płakała na komedii romantycznej. Początkowo, kiedy wychodziła z mieszkania, chciała wybrać się gdzieć na drinka, może coś zjeść. Jednak po filmie i swoim nagłym emocjonalnym objawieniu nie miała już na to ochoty. Postanowiła wrócić do domu.
Nie spodziewała się zobaczyć go pod swoim mieszkaniem z butelką szampana i torbą jedzenia ze swojej ulubionej meksykańskiej knajpy.
- Lian? Co ty tu robisz? - spytała niepewnie, zupełnie jakby był duchem. Wyobrażeniem jej zmęczonej, rozemocjonowanej głowy.
I.
— Zobaczymy, jak to się dalej potoczy. To była tylko jedna noc i poranek, równie dobrze mogę jej nigdy więcej już nie zobaczyć. — Powiedział i lekko wzruszył ramionami. Cóż, na pewno chciał Sierrę jeszcze raz zobaczyć. Życie bywało jednak nieprzewidywalne i wystarczyło, że zmieniłaby miejsce pracy (wcale by się nie zdziwił, gdyby tak było) i w tak wielkim mieście znalezienie drugiej osoby graniczyło w zasadzie z cudem. To byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Zależało mu, ale czy na tyle, aby wynająć prywatnego detektywa? To byłoby dopiero z lekka przerażające i creepy.
OdpowiedzUsuń— Brzmisz, jakbym skakał z kwiatka na kwiatek codziennie — zaśmiał się. Fabian raczej wolał ułożone życie. Ciężko było go przyłapać, jak wychodzi spruty z klubu otaczając ramionami jakąś dziewczynę. Pilnował się i jeśli naprawdę miał ochotę robić głupoty to upewniał się, że wybiera odpowiedni klub do takich rzeczy. Takie, gdzie wejściówki koszulką kilka miesięcznych wypłat przeciętnych nowojorczyków, telefony są zakazane, a informacja o takiej imprezie nie jest rozprzestrzeniona po internecie. Lubił prywatność i sobie ją zapewniał. Raczej się nie wychylał. — Hej, zawsze będziesz moim wyborem numer jeden. — Zapewnił i roześmiał się. Uwielbiał swoją relację z Lianem. Była po prostu przyjemna, mógł na nim polegać i wiedział, że Meyer nie kręci się przy nim ze względu na pieniądze czy status. Jasne, że się tego obawiał i tak było przy każdej osobie, choć może nie powinien tego zakładać z góry, ale powtarzano mu, że powinien uważać na towarzystwo i upewniać się, że jego przyjaciele przyjaźnią się z nim, a nie z jego kartami kredytowymi i w tym przypadku miał pewność, że Meyer jest przyjacielem na całe życie i jeszcze dłużej.
— Nie dziwię się, że ciężko było stać ci za tym barem. Podejrzewam, że zrobiłbym tak samo — odparł. Czasami nagle pożądanie okazywało się silniejsze od rozsądku i Fabian to doskonale rozumiał. Byli w końcu tylko ludźmi, a praca była tylko pracą, prawda? Jeśli nie ta, to następna. Może nie powinien tak mówić będąc dość uprzywilejowanym, ale wiedział, jak to jest. I sam z różnych powodów czasem zrywał się z roboty. Odebrał od niego telefon. Miał wrażenie, że już ją gdzieś widział, ale może się mylił? Sam już nie wiedział. — Zdecydowanie nie stałbym za barem. Teraz rozumiem co tobą kierowało — powiedział oddając mu komórkę.
— A czemu miałaby się nie zgodzić? — spytał. Z opowieści przyjaciela wywnioskował, że spotkanie przebiegło bardzo miło i rozstali się raczej w dobrych nastrojach, choć kto wie, może dziewczyna wolała tylko jednorazowe spotkania? Nie było w nich w końcu nic złego. — Widzę, że jesteśmy trochę w podobnej sytuacji i nie wiemy czy jeszcze zobaczymy panny, które nam zakręcily w głowie — mruknął uśmiechając się pod nosem. To dopiero było pokręcone. Wzniósł toast za ich dziewczyny, zasłużyły sobie na to. Skoro tak bardzo im utknęły w głowie.
Fabian
Fakt, że siedział pod jej mieszkaniem z jedzeniem i butelką czegoś, co wyglądało jak szampan zupełnie ją zaskoczył. Nie spodziewała się takiego rozwoju sytuacji, a już na pewno nie po minionym tygodniu.
OdpowiedzUsuńDłonią szybko przetarła skórę dookoła oczu, prawdopodobnie zupełnie nie poprawiając stanu rozmazanego tuszu, a wręcz przeciwnie.
- Byłam na smutnym filmie - odpowiedziała tylko, wymijająco. Film nie był smutny, a na pewno nie sam w sobie. To wszystko to, co wydarzyło, a raczej nie wydarzyło się między nimi doprowadziło do tego, że emocjonalne momenty komedii doprowadziły ją do ryku.
Podniosła nieco wiaderko ze swoim niedojedzonym popcornem na potwierdzenie swoich słów. Mógłby ją co prawda wziąć za dziwaczkę, bo kto o zdrowych zmysłach kupuje popcorn na dramat, jednak nie to w tamtym momencie zaprzątało Jones umysł.
Co on tu robił? Przecież to zupełnie nie składa się w całość.
Scenariusz powstały w jej głowie nie zakładał romantycznego gestu, jakim było czekanie na nią pod drzwiami mieszkania. W ogóle nie zakładał romantycznych gestów, bo przecież prowadził do ich rozstania. Jeśli w ogóle można tak było to nazwać.
- Nic się nie stało. Nie spodziewałam się, to wszystko.
Nie chciała wyjść na … jaką właściwie? Dramatyczną? Na to było już chyba odrobinę za późno. Rozemocjonwaną?Robiącą z tej sytuacji coś więcej, niż było w rzeczywistości?
Miał przecież prawo się do niej nie odzywać. A właściwie to odzywać się, ale ze znacznie mniejszą częstotliwością. Poza tym, ona przecież też odwinęła mu taki numer. Tyle że ona miała wtedy grypę żołądkową i nie wiedziała nawet, gdzie leżał jej telefon. Może Lian też miał grypę?
Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów. Nie zdawał się być chory. Może odrobinę bardziej zmęczony, z nowymi siniakami rysującymi się na skórze, jednak nie chory.
- Mogłeś zadzwonić. Nie marnować czasu na siedzenie pod drzwiami.
Dobrze było być znowu blisko niego, jednak nawet dłoń Liana gładząca ją delikatnie po policzku nie sprawiała, że czuła się spokojniejsza. Miała wrażenie, że coś wisi między nimi. Ciężkie i niewypowiedziane. Nie wiedziała jednak, czy to dobre czy też złe wieści.
- Może wejdziemy do środka?
I.
Wiedziała, że prawdopodobnie zachowuje się sztywnie. Zazwyczaj przecież cieszyła się na widok Liana, miękkła niczym glina w jego palcach. Cieszyła się i w tamtym momencie. Jednak ten dziwny niepokój, poczucie, że między nimi skończone, nie opuszczało jej ciała, usztywniając kręgosłup i mrożąc ją. Królowa Lodu. Zimna, opanowana, trzymająca emocje na wodzy.
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie na to nie zasłużył. Przecież to tylko tydzień ograniczonego kontaktu. A teraz był tu, stał pod jej drzwiami, czekał na nią cierpliwe, ucieszył się na jej widok. Tyle że ta część Indii, która chroniła ją przez te wszystkie lata, stawiała mur wokół jej serca, patrzyła na niego nieprzyjaźnie. Niczym na wroga, który przybył, żeby ją skrzywdzić.
Otworzyła drzwi i ruszyła w głąb mieszkania, po drodze zrzucając niedbale buty. Na dworzu nadal było ciepło, więc miała na sobie klapki, których ściągnięcie nie zajmowało dłużej niż sekundę. Coś, co bardzo przydawało się, kiedy wracała do domu po dyżurze, zmęczona i na wpół przytomna.
Zatrzymała się dopiero w przestronnej kuchni, biodrem opierając o marmurową wyspę, niby to niedbale. Obróciła się w stronę Liana, starają utrzymać wzrok na jego twarzy. Jednak było to trudne. Czuła się dziwnie. Znów przereagowała. A może jednak nie? Nie powiedział jej przecież, o co chodzi.
- Nie ma problemu. Rozumiem, masz swoje sprawy - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Rozumiała. A przynajmniej ta dorosła India, zabiegana pani doktor, która czasem nie miała czasu włączyć prania czy zrobić zakupów.
Kiedy podszedł do niej i chwycił jej dłonie we własne, była przerażona. Serce biło jej w piersi jak oszalałe, czekając na najgorsze.
Wiesz, to między nami, to nie ma sensu…
Nie mam czasu
Poznałem kogoś innego
Przez chwilę czuła się jak sparaliżowana. W głowie rozgrywało jej się wiele scenariuszy, miała pomysł na setki rzeczy, które mógłby jej powiedzieć. Jednak tego zupełnie się nie spodziewała.
Lian, to… To wspaniale! Gratuluję! - odezwała się w końcu, ściskając mocniej jego dłonie. Musiała mu przypominać rybę wyciągniętą z wody, kiedy tak otwierała i zamykała usta ze zdziwienia, a oczy miała duże niczym spodki od filiżanek.
- To świetna wiadomość!
Czy to dlatego się do niej nie odzywał? Bo podpisywał kontrakt i był zajęty? Przecież mógł jej powiedzieć! Zrozumiałaby. A na pewno uchroniłoby ją to przed atakami ze stronu własnego straumatyzowanego umysł, który w każdej możliwej sytuacji szukał jak najgorszych scenariuszy.
Niewiele myśląc wyciągnęła dłonie z jego uścisku i wyrzuciła ramiona przed siebie, oplatając go nimi w pasie.
Nie czuła jeszcze, że wszystko wróciło do normy. Nadal miała w sobie tę cząstkę niepewności, jednak w tamtej sekundzie liczył się Lian i jego sukces. Jego marzenie, które miało coraz większą szansę się ziścić.
I.
Stała tak, przylegając do jego torsu, opleciona jego ramionami, chłonąc ciepło i bliskość, której tak jej brakowało przez cały tydzień. Dziwne, jak szybko człowiek może się przyzwyczaić. Kilka tygodni wcześniej nie wiedzieli nawet o swoim istnieniu a teraz trzymali się swoich ciał, jakby bez siebie mieli utonąć. Tak właśnie czuła się India. Jak gdyby Lian był jej tratwą ratunkową. Czymś, co pozwalało jej trzymać głowę na powierzchni.
OdpowiedzUsuńNie chciała, żeby przepraszał, a już na pewno nie za to, że spełniał swoje marzenia. Jones była ostatnią osobą, która chciałaby stać mu na drodze. Wiedziała przecież jak to jest walczyć o coś pół życia. Jedyne, co mogłoby jej w całej tej sytuacji przeszkadzać, to strach o jego zdrowie i bezpieczeństwo. Bała się o niego. Trudno było jej myśleć o tym, że ktoś mógłby robić mu krzywdę, a przecież z tym wiązało się zawodowstwo. Będzie walczył znacznie częściej przez co będzie jeszcze bardziej narażony na urazy.
- Byłabym straszną hipokrytką, gdybym czepiała się, że dużo pracujesz - przyznała zgodnie z prawdą. Sama spędzała przecież długie godziny w szpitalu, często dyżurowała i zostawała po czasie, żeby dokończyć robotę. Pisała prace naukowe, jeździła na konferencje i kursy, prawie cały wolny czas poświęcając na to, żeby się dokształcać. India rozumiała co znaczyło poświęcenie dla czegoś, co się kochało.
Przyglądała mu się uważnie, gdy szukał słów, zmieszany. Położyła mu dłonie płasko na plecach i zaczęła zataczać nimi małe koła, chcąc dodać mu otuchy.
- Nie sądzę, żeby w naszym przypadku był to problem. Ciężko będzie mnie odstraszyć - powiedziała cicho, posyłając mu ciepły, nieśmiały uśmiech. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo zdążyła się do niego przywiązać. Jakie uczucia pojawiły się w przeciągu tych kilku tygodni, które spędzili razem. Prawdopodobnie by go to przeraziło. Przerażało nawet ją samą.
Po jego następnych słowach zamarła. Wpatrywała się w niego, czekając, aż to wszystko minie. Aż powie jej, że tak naprawdę robi sobie z niej żarty. Że cofa to wszystko, co właśnie powiedział. Jednak on stał przed nią, z dłońmi na jej policzkach, i patrzył na nią z pewnością, która zawsze tak ją w nim urzekała. Stabilność, pewność i siła. Z tym właśnie kojarzył jej się Lian. Był wszystkim, czego dotychczas jej brakowało. Wszystkim, czego potrzebowała.
- Kocham cię - wyszeptała. - Kocham cię - powiedziała głośniej, pewniej. Bo była pewna. To, co czuła, było tak oczywiste, tak… wszechogarniające. Ciężko byłoby jej pomylić to uczucie z jakimkolwiek innym.
Kiedy ją pocałował, czuła, jak wszystko nagle zaczyna do siebie pasować. Elementy układanki łączą się ze sobą i zaczynają tworzyć całość. Miłość. To dlatego tak bardzo go potrzebowała, dlatego przy nim jej ciało się rozluźniało a mózg wskakiwał na wolniejsze obroty. Czuła się bezpieczna, spokojna. Czuła, że pomiędzy jego ramionami jest jej miejsce na ziemi, nigdzie indziej. Kochała go a on kochał ją. To przecież takie logiczne. Takie naturalne. A jednak wcześniej nawet przez myśl jej nie przeszło.
OdpowiedzUsuńGdy Lian odsunął od niej głowę i spuścił wzrok, starając się ukryć przed nią twarz i zaśmiał się ponuro, zmartwiła się. Jakaś jej część znów czuła, że może to jednak wszystko kłamstwo. Że zdał sobie sprawę ze swojego błędu albo jak w dramacie powie jej teraz “kocham cię, ale jednak nie możemy być razem”. Mógłby przecież wybrać karierę. Powinien wybrać karierę. A przynajmniej tak próbowała to sobie tłumaczyć India. Co innego mówiło jej serce, kłujące w piersi na sam jego widok.
Jednak kiedy powrócił do niej wzrokiem i zobaczyła, że płacze, ból w klatce piersiowej jedynie przybrał na sile. Czuła, jakby ktoś wypchnął jej kolanem powietrze z płuc.
Przeniosła dłonie tak, że ona również trzymała je na policzkach mężczyzny, zmuszając go, żeby spojrzał jej w oczy.
Nie jesteś żałosny - powiedziała dosadnie, dobitnie. Zupełnie jak gdy wydawała służbowe polecenie. Była pewna a on nie był żałosny. Znalazłaby całą masę przymiotników, którymi mogłaby go określić i żałosny nie znajdował się nawet blisko tej listy. Nie chciała, żeby tak o sobie myślał.
A chłopaki też płaczą, wiesz? Mówili mi na lekcjach fizjologii - dodała, obdarzając go uśmiechem. Chwilę później przylgnęła do niego bliżej, głowę wtulając mu w pierś a ramionami oplatając w pasie. Zamknęła Liana w żelaznym uścisku. Nie chciała, żeby widział, że w jej oczach również pojawiły się łzy. Nie dlatego, że się ich wstydziła, że wstydziła się przed nim. Nie chciała się nad sobą rozczulać. Nie chciała, żeby jego przeszłość, która nie pierwszy raz doprowadzała ją do łez, była czymś, za co musiałby ją przepraszać. A pewnie by przepraszał. Nie ona była w tym wszystkim ważna. A jedyne co chciała pokazać Meyerowi to swoją miłość. Bo naprawdę kochała mężczyznę, którym się stał i nie chciała, żeby pomyślał, że jedynie lituje się nad małym chłopcem, którym kiedyś był.
Kocham Cię - powiedziała w jego klatkę piersiową, na tyle głośno, by ją usłyszał, po czym pocałowała miejsce, w którym pod koszulką, mięśniami i żebrami znajdowało się jego serce.
I.
Gdyby było to możliwe, India chciałaby spędzić resztę życia w objęciach Liana. Mogliby stać w jej kuchni, przyciskając się do siebie, ignorując cały świat wokół. To była wspaniała wizja. Żadnych obowiązków, pracy, durnych biznesowych kolacji jej ojca, złamanych nosów czy dramatów. Nic oprócz ciepła jego ciała i bicia serca, które czuła wyraźnie pod policzkiem. On i ona, do końca świata, skamieniali i pokryci kurzem. Zupełnie jak para, którą znaleźli archeolodzy w Pompejach. Razem już na zawsze.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz przepraszać - odpowiedziała. Nie chciała, żeby czuł się źle z tym, że spełniał swoje marzenia. To, że ona popadła w dramat zamiast wprost zapytać o co chodzi albo po prostu założyć że jest zajęty, tak jak zajęci bywają dorośli ludzie, którymi przecież byli. Lian miał pracę, obowiązki, pasje i marzenia. Jego życie nie zatrzymało się w momencie w którym poznał Indię. Poza tym, sama niedawno nie odzywała się do niego przez kilka dni. co prawda z powodu, ale jednak… Nie musiał przepraszać. Nie chciała, żeby przepraszał. Był tam. Był i najwidoczniej w świecie, choć nadal zdawało jej się to niemożliwe, kochał ją.
Zaśmiała się na jego pytanie, przypominając sobie swoją wcześniejszą determinację i skrupulatne przygotowania.
- Naprawdę chciałam zobaczyć ten film - odparła, wzruszając ramionami. - Chociaż nie wiem, czy by ci się spodobało. Bardzo dużo romansu i bardzo mało bokserów - zażartowała nieudolnie. Możliwe, że nawet nie pamiętał, że w tygodniu zaproponowała mu wyjście do kina.
Spojrzała w kierunku jedzenia, które przyniósł. Nawet zimne, było to przecież jedzenie z jej ulubionej restauracji. Poza tym, on je dla niej przyniósł. Zapamiętał. Oczywiście, że zapamiętał. Był w końcu Lianem. Jej idealnym Lianem. Który ją kochał .
- Myślę, że coś na to możemy poradzić. W końcu takie pyszności nie mogą się zmarnować!
Niechętnie wypuściła go z uścisku i ruszyła przez kuchnię do piekarnika, z którego po chwili zaczęła wyjmować zawartość. Naczynia żaroodporne i patelnie, których sobie nie przypominała. Najprawdopodobniej podrzuciła je Rachel albo były w apartamencie już wcześniej. Jones tak rzadko korzystała z własnej kuchni a w szczególności z piekarnika, że obie te wersje były równie prawdopodobne.
- Nie mam co prawda mikrofalówki, ale! - powiedziała, unosząc teatralnie palec do góry. Przekręciła jedno z pokręteł i w piekarniku zapaliło się światło. - Ha! Działa! On powinien też dać radę.
Sięgnęła po torby z jedzeniem i zaczęła wypakowywać z nich zwartość, oceniając co wymagało podgrzania a co niekoniecznie.
- To bardzo miłe, że pamiętałeś o mojej ulubionej restauracji. Dziękuję.
India nie była wyrafinowaną kucharką ani chirurgiem. Jej ruchom brakowało wprawy i precyzji, nic więc dziwnego że część jedzenia, nie jakoś specjalnie dużo, zamiast w naczyniu żaroodpornym wylądowało na jej marmurowym blacie.Zbierała je szybko, modląc się w duchu, żeby on tego nie zauważył. Wolałaby wypaść na dobrą panią domu, szczególnie w oczach własnego chłopaka. Mimo przeciwności losu już po kilku minutach i paru przekleństwach wymamrotanych pod nosem jedzenie było w piekarniku a ona zabrała się za ścieranie śladów z białej powierzchni. Wolała, żeby nie zostały na niej plamy, w innym przypadku Rachel mogłaby chcieć pozbawić jej głowy.
OdpowiedzUsuńMiło było znów być z Lianem w tak zwyczajnej sytuacji. Mogła udawać, że wróciła właśnie z dyżuru a on z treningu i zaszedł specjalnie po jedzenie na kolację. W wyobraźni to była ich ulubiona knajpka i ulubiona tradycja. Wracanie do domu do siebie. Jedzenie razem, opowiadanie sobie o swoim dniu, oglądanie filmu i przytulanie się na kanapie. Zwyczajny wieczór zwyczajnej pary. Bez dramatów i niedomówień. Żadnego czekania pod drzwiami, rozmazanego tuszu czy przeprosin. Jeśli puściłaby wodze fantazji jeszcze bardziej, miniony tydzień nie miałby racji bytu, ponieważ mieszkali by razem, więc każdy z wieczorów mógłby wyglądać jak ten. Nigdy nie musieliby się rozstawać na dłużej niż kilka godzin.
Jednak Jones wiedziała, że te myśli są niebezpieczne. Ich związek toczył się szybko, niektórzy mogliby stwierdzić, że nawet za szybko. Wyznanie sobie uczuć to jedno, ale zamieszkanie ze sobą po jakimś miesiącu znajomości to był zdecydowanie inny wymiar szaleństwa.
- Myślę, że jest co świętować - odpowiedziała, posyłając mu uśmiech znad kuchennej wyspy. Choć prawdopodobnie przynosząc butelkę Lian nie planował tego, co między nimi zaszło, powodów do celebracji rzeczywiście mieli więcej niż jeden.
- Będę musiała zaufać ci na słowo. Zupełnie nie znam się na szampanie.
Mimo że jej ojciec należał do jednych z najbogatszych ludzi na Manhattanie, India nie miała pojęcia o rzeczach, na których zazwyczaj znali się ludzie obracający się w ich kręgach. Nie wiedziała nic o drogich alkoholach, kawiorze ani papierach wartościowych. Zazwyczaj kiedy rozmowa zbaczała na te tory po prostu się wyłączała. Chodziła na przyjęcia, na które ciągała ją matka, i pijała to, co jej podano. Nie interesowała jej etykieta na butelce a tym bardziej jej cena. Sama też rzadko kupowała coś na własną rękę. Zazwyczaj korzystała z winiarki rodziców lub prosiła kelnera o dobór najlepszego wina do potrawy.
- Podobają mi się te nasze kulinarne wycieczki. Szpitalna stołówka, meksykańskie, chińskie… Co prawda stołówka była najlepsza! - zaśmiała się, znów teatralnie podnosząc palec w górę. - Ale reszta też niczego sobie.
I
[Cześć!
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję za powitanie i miłe słowa na temat zarówno Honey, jak i karty! :) Sama śmieję się nieraz, że zamiast krwi w moich żyłach płyną melodie, więc pod tym względem mocno się z Honey utożsamiam. Licealny skandal być może wyjdzie na jaw, ale może zostanie odtajniony tylko tym nielicznym… :D Jeszcze raz dziękuję, jeśli masz ochotę, zapraszam do siebie na wątek. :)]
Honey Lovett