STRONY
HELLO, FOLLOWERS!
Gossip Girl here.
You know you love me.
Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.
You know you love me.
xoxo
now
spotted:
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!
You can't hide from me.
xoxo
[Cześć! :)
OdpowiedzUsuńMiło mi Cię powitać także i tutaj. Szczególnie z tak interesującą postacią jaką jest Ethan. Swoją drogą to jedno z moich ulubionych męskich imion, a fakt, że prowadziłam długo postać z tym imieniem sprawia, że się rozpływam.🖤
Bardzo mnie ciekawi jaką traumę przeżył Ethan, że skutki są aż tak poważne i liczę, że dowiem się o tym czy to w wątku (jakbyś miała chęć) czy od plotkary, oby tylko faktów nie przekręcała. ;)) Oby panie i panowie mieli się na baczności, a coś czuję, że to zakochiwanie się może być ze wzajemnością. Ciężko obok takiego faceta przejść obok i niejedna osoba na pewno zawiesi na nim oczko. 😌
Udanej zabawy życzę z tym panem oraz samych wciągających wątków, a gdybyś miała ochotę to wiesz, gdzie mnie znaleźć. Czy to tutaj czy na hg, gdzie się zawsze można dogadać. ;)
Przyjemnego pisania! ^^]
Priscilla Marigold & Gabriel Salvatore
[ Cześć!
OdpowiedzUsuńO rzesz, fajny ten pan. Ciekawi mnie co to było zdarzenie na skutek, którego nabawił się traumy i zaburzeń osobowości. I musze się przyznać, że podobają mi się obaj... zarówno ten poukładany i porządny neurochirurg (szacunek za wybranie i podążanie tak trudną ścieżką zawodową) jak i ten drugi, zwariowany i z pewnością niebezpieczny dla siebie jak i innych osobnik :D
Bawcie się jak najlepiej, choć jestem pewna, że nie zabraknie wam wątków! W razie chęci zapraszam do siebie :) ]
Maggie / Jackson
[Ale on fajny i ciekawy, no a w szczególności ta druga osobowość.
OdpowiedzUsuńJa wiem, że Ari napewno z chęcia wplątałaby sie w jakieś kłopoty z jego udziałem, więc jeśli masz ochotę, to chodź do nas! :D]
Min Ari
Spotted: Nasz nowojorski Doktor Jekyll w piątek rano dokonuje udanej operacji usunięcia guza mózgu, a w sobotę wieczór już jako pan Hyde prosto ze szpitala jedzie taksówką do SoHo, by tam upić się niemal do nieprzytomności. Słyszałam, że podobno w zeszłym roku był widziany kilkukrotnie pod domem tej wschodzącej gwiazdy, która rzuciła go po kilku miesiącach znajomości... Znacie ten serial, You? W każdym razie, E, nie martw się, ja zawsze będę stała po Twojej stronie. Kiedy mogę się umówić na badanie?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Pomysł bardzo spoko, ale mówiąc kłopoty, myślałam, że może chciałby ją w nie wpakowac, niekoniecznie z nich wyciągać - chociaż ten ratunek z tarapatów mógłby być dobrym początkiem i później mozna namieszać, bo ja lubię jej wykręcac życie do góry nogami xD]
OdpowiedzUsuńMin Ari
[Ale zawitał tu do nas interesujący pan, cześć wam! :DD
OdpowiedzUsuńNiesamowicie podobają mi się te kontrasty między Ethanem a drugim nim, myślę, że będziecie się tutaj świetnie bawić, bo prowadzenie takiej postaci musi być niesamowicie ciekawe i daje duże pole popisu w wątkach. A i jeszcze chciałam powiedzieć, że mam ogromną słabość do tej specjalizacji i podziwiam za ten wybór, mieć takiego lekarza... ;))
Życzę dużo weny, a gdybyście mieli ochotę to wpadajcie do nas, może coś się uda z tą moją małolatą wymyślić!]
Elizabeth Madden
Meg miała to szczęście, że przyciągała do siebie niczym silny magnes, osoby których nie powinna. Powoli traciła rachubę w tych niekorzystnych dla niej znajomościach, za każdym razem mając ochotę pacnąć się solidnie w czoło za własną głupotę i naiwność, która nie malała pomimo tego co ją spotykało. Starała się jednak pozostawiać to za sobą, nie oglądać się przez ramię i brnąć dalej przez życie jakby nigdy nic.
OdpowiedzUsuńJedną z tych niewdzięcznych znajomości była znajomość z synem państwa Watson u których miała przyjemność pracować. Cieszyła się na tą pracę, zwłaszcza że nie miała wyjścia jak łapanie się kilku zadań na raz. Miała na utrzymaniu siebie, mieszkanie i młodszego brata, który był jej oczkiem w głowie i któremu starała się zapewnić jak najlepsze życie; wszystko to czego potrzebował by się rozwijać i spełniać pasje. Chciała by w życiu wyszło mu lepiej niż jej.
Praca jako pomoc domowa nie była ambitna, ale pracując na Manhattanie mogła otrzymać sowite wynagrodzenie za wykonywanie pracy w dobrych i przyjemnych warunkach. Na pewno o niebo lepszych niż te panujące w klubach, czy barach w których dorabiała w weekendy. Lubiła tą rodzinę, choć nie starała się schodzić z relacji czysto zawodowych na te prywatne, to nie mogła zaprzeczyć, że byli po prostu mili i dobrze ją traktowali. Odwdzięczała się pracowitością i szerokim uśmiechem, który zawsze z łatwością zakradał się na jej twarz. Dopiero z czasem ta praca i ich dom stało się utrapieniem i istnym piekłem. Ethan Watson od początku zdawał się intrygującą postacią, kilka razy mieli przyjemność zamienić kilka słów. Był inteligentnym młodym człowiekiem jednak z niekiedy wychodziło z niego... coś co zawsze przyciągała. Pojawiało się jego alter ego, które nie dawało jej spokoju i choć początkowe zaloty zdawały się miłe i łechtały kobiece ego tak z biegiem czasu nie była w stanie wytrzymać natarczywych komentarzy i zachłannego zachowania ze strony, bądź co bądź, obcego mężczyzny. Nie pamiętała ile razy zaskakiwał ją nagłym zbliżeniem, dotykiem, próbami przywłaszczenia; ile razy czuła jego wzrok na plecach, gdy wracała do domu lub z niego wychodziła. Mimo wszystko z całych sił starała się utrzymać tę pracę, traktować go normalnie. Na odejściu zaważyło jedno feralne zdarzenie, które pozostawiło w jej pamięci głęboką i wyraźną rysę. Gdyby nie matka Ethana... Tamtego dnia miała wiele szczęścia.
Nowy Jork był ogromnym miastem, a Maggie na co dzień żyła z dala od Manhattanu i Uper East Side. Sądziła, więc że nigdy więcej nie spotka Ethana na swojej drodze. Los jednak bywał przewrotny. Gdy spostrzegła upadającego rowerzystę, bez zastanowienia podbiegła do niego niemal się z kimś zderzając. Szok na jej twarzy z pewnością był ogromny, gdy rozpoznała Ethana.
Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, gdy wymawiał jej imię, gdy się odzywał tym spokojnym i jakże profesjonalnym głosem. Przez moment przyglądała się mu z szeroko otwartymi oczami, wahając się czy jednak nie odwrócić się i nie odejść. W duchu dziękowała za zaistniałą sytuację, jej szok mógł zrzucić na obficie krwawiącą nogę, choć tak na prawdę widok krwi nie zrobił na niej wielkiego wrażenie. Widywała gorsze rzeczy jednak w tym momencie chciała pozbyć się z myśli wspomnień wieczora, w którym prawie została zgwałcona przez mężczyznę, który teraz klęczał tuż przed nią.
Wzięła głębszy oddech starając się zapanować nad niespokojnie bijącym sercem. Zebrała myśli.
— Tak. Już dzwonię. — Sięgnęła po telefon i wybrała odpowiedni numer alarmowy, wytłumaczyła zaistniałą sytuację i wskazała adres pod którym się znajdowali. Przekazała też, że Ethan jest lekarzem i udziela pierwszej pomocy.
— W porządku. — Przesunęła się nieco i chwyciła rowerzystę za rękę. — Wszystko będzie dobrze. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco do chłopaka omijając wzrokiem Ethana i jego poczynania.
Starała się nad tym zapanować, ale wyraźnie się wzdrygnęła gdy Ethan klepnął ją w ramię. Podniosła na niego spojrzenie, w którym mógł czaić się cień strachu i obawy. Powstrzymała swoje ciało przed odruchowym odsunięciem się.
— Hej, patrz na mnie okej? Jak się nazywasz? — ścisnęła chłopaka za dłoń skupiając jego wzrok na sobie. Ethan dalej działał, a chłopak jękną. Jego twarz wykrzywił ból.
Usuń— Ben. — wychrypiał w odpowiedzi.
— Świetnie. Gdzie się tak spieszyłeś Ben? — zagadywała dalej samej w ten sposób się uspokajając. Wiedziała, że w chwili bólu i paniki przekierowanie uwagi działało zbawiennie.
Meg
Od ostatniej imprezy minął tydzień. Sobota była dość długim dniem z jeszcze dłuższym wieczorem, a przez niedzielę leczyła kaca, który był bezlitosny. Nie miała w zwyczaju wstawiać relacji od razu w chwili, kiedy się bawiła. Po pierwsze ukrywała to przed creepy facetami, którzy uznawali to za zabawne, aby ją wyśledzić i się dosiadać w barach czy klubach, po drugie wolała nagrać i wstawić wszystko na trzeźwo. Jedno zdjęcie podobało się jej szczególnie. Towarzyszył jej na nim przystojny brunet, z którym spędziła cały wieczór i noc. Bawiła się świetnie, nie pierwszy zresztą raz. Dlatego wstawiła, po odpowiednim edytowaniu, ich wspólne zdjęcie na Instagrama. Oczywiście oznaczyła mężczyznę, z którym przyszło się jej bawić. Od momentu, gdy otrzymała od niego wiadomość minęły cztery dni i była pewna, że robi sobie z niej jaja. I to samo mu napisała, ale brzmiał na przekonanego, jakby nie kojarzył jej zupełnie. Ludzie lubili przyćpać, więc nie byłaby wcale zdziwiona, gdyby się okazało, że coś mu przyćmiło mózg i zwyczajnie wyleciała mu z pamięci. Zgodziła się na spotkanie, pod warunkiem, że sama będzie mogła wybrać miejsce. Co jak co, ale wolała jednak zawsze zachować ostrożność. Wybór padł na Felix Roasting Co. Kawiarnię, którą Priscilla uwielbiała i często w niej bywała. Pogoda w Nowym Jorku już powoli się psuła, co było jej bardzo nie na rękę. Nienawidziła rajstop, a była zmarzluchem, każdej zimy miała problem i każdej zimy zamarzała. Jesieni również. Mimo to wsadziła na tyłek krótką, czarną spódniczkę, a nogi zakryła długimi kozakami, które o tej porze roku nie robiły już na nikim wrażenia i nie wyglądały dziwnie. Dołożyła biały gorset, rezygnując z jakiejkolwiek narzutki i zabrała jedynie płaszcz, aby mieć się czym okryć. Złapała od razu taksówkę, gdy wchodziła z mieszkania i podała adres kawiarni, gdzie miał na nią czekać Ethan. Wpadła spóźniona. Zawsze uważała, że spóźniać należy się ze smakiem. To było zaledwie kilkanaście minut, nie więcej niż piętnaście, gdy przekraczała próg kawiarni. Wzrokiem odszukała mężczyznę, który siedział w rogu. Od razu skierowała swoje kroki w jego stronę.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, wystarczyło napisać, że chcesz, abym zdjęła zdjęcie, bo zobaczy je dziewczyna, narzeczona czy inna kochanka, nie byłoby problemu — odezwała się zajmując miejsce przed nim. Kompletnie nie wiedziała czy Ethan miał jakąś dziewczynę, czy nie. To jej właściwie nie obchodziło. Cudze zdrady nie były jej. Priscilla pilnowała własnego nosa i łóżka. Nie w jej obowiązku było upewniać się, że faceci, z którymi się spotyka kogoś mają. Właściwie nawet nie musiała się z nimi spotykać, a wystarczył jeden taniec, krótka rozmowa i była nazwana dziwką, która obłapia cudzych facetów.
Lubiła to miejsce za to, że podchodzono tu, aby spytać się o zamówienie. Poprosiła o matcha latte oraz rogalika. Nie miała okazji jeszcze dziś nic zjeść, a to było idealne miejsce na proste śniadanie. Nie liczyła kalorii, choć patrzyła na to co je i nigdy nie pakowała w siebie ogromnej ilości jedzenia.
— Więc — zaczęła spoglądając na mężczyznę, który w zeszłym tygodniu jeszcze świetnie się bawił razem z nią, a teraz zdawał się jej być dziwnie zestresowany. — Ethan, co chcesz wiedzieć? I naprawdę, nic nie pamiętasz? Nic a nic?
Aż nie chciało się jej wierzyć, że mógł niczego nie pamiętać ze wspólnie spędzonego czasu. Może nawet trochę było jej przykro, że jej nie pamięta, ale odsunęła swoje emocje na bok. Te nie były jakoś szczególnie ważne w tym momencie.
Priscilla
[Cześć!
OdpowiedzUsuńAleż ciekawa postać! Interesujące jest to, że jego rodzina jest w porządku, że starają się spędzać razem czas, że nie wymagali niczego od Ethana. Jestem też ciekawa, co się takiego stało i że teraz chłopak ma taką traumę. I jak działa ta jego choroba. Brzmi niezbyt dobrze dla niego. Dla innych ludzi pewnie też w zależności, co robi drugi Ethan...
Życzę udanej zabawy na blogu, wielu wątków, dużo weny i czasu na pisanie! :D]
Heather
Żałował, że współpraca tą rodziną musiała się zakończyć i to w dodatku w takich, a nie innych okolicznościach. Starała się podejść do zadania profesjonalnie, ale była niezwykle otwartą osobą, która chętnie nawiązywała nowe znajomości i to z każdym niezależnie od wieku i statusu. W jej oczach wszyscy byli równi i zasługiwali na jednakowe traktowanie. Jak równy z równym. Dlatego w przerwach od wykonywania obowiązków lubiła ucinać sobie rozmowy z babcią Ethana, która choć mogła zdawać się surową osobą, była niezwykle sympatycznym rozmówcą. W pamięci miała również te krótkie rozmowy z Ethanem, gdy był sobą, gdy mogli w spokoju podyskutować i z uśmiechem na ustach rozejść się. Relacja z nim jednak nie była przewidywalna i z czasem zaczęła się obawiać, na którego z nich trafi. I cholernie mu tego współczuła dlatego z początku nie uciekała, nie unikała z nim kontaktu. Starała się docierać do jego drugiej osobowości, ale po czasie zauważyła, że niczego nie wskórała, a jego obsesja się pogłębiała.
OdpowiedzUsuń— To nic wielkiego, cieszę się, że mogłam się przydać. — odparła zerkając na oddalającą się karetkę. Gdy chwycił ją za dłoń znów się wzdrygnęła, to na prawdę było silniejsze od niej, ale nie mogła nic poradzić na to, że w tym momencie jej mózg działał na podwyższonych obrotach podsuwając same nieprzyjemne wspomnienia związane z Ethanem.
Zabrała rękę oplatając się ramionami. Uśmiechnęła się starając się w ten sposób zakamuflować stres wynikający z tego spotkania i dotyku, na który nie była gotowa.
— Bez przesady, dobrze że trafił na kogoś z twoją wiedzą. — odpowiedziała robiąc krok w tył. Utkwiła w nim spojrzenie, gdy zaproponował wspólną kawę i obiad. Nie chciała być niegrzeczna i wykręcać się z tego w jakiś nieudolny sposób, ale nie wiedziała, czy chciała. Nie była pewna, czy znów jego druga strona się nie ocknie i nie przejmie kontroli...
Spojrzała na zegarek na nadgarstku.
— Dziękuję, ale powinnam się zbierać. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. — Skłamała gładko znów nieco się uśmiechając. Nie wiedział o niczym, niczego nie pamiętał i nie znał prawdziwego powodu jej odejścia. Dla niego po prostu z dnia na dzień z niknęła z ich domu. Mogło się to nawet wydać nieuprzejme z jej strony, odeszła bez pożegnania, ale nie była w tedy w stanie stanąć z nim twarzą w twarz, a jego rodzice prosili by zachowała wszystko dla siebie. Tak też zrobiła.
Meg
[No to super! W takim razie, zacznijmy Twoim pomysłem, a później niech się dzieje! :D
OdpowiedzUsuńOczywiście snadardowe pytanko: masz ochotę zacząć, czy chcesz poczekać, aż ja nadrobię zaległości i coś podeślę? xD]
Min Ari
[O mamuniu...No, ciekawa postać :) Ciekawa jestem informacji o jego drugiej osobowości. Mam tylko nadzieję, że reszta postaci jest bezpieczna, by nie skończyli, jak bohaterzy You. Mogę życzyć dużo zabawy i mnóstwa wątków. Cześć!]
OdpowiedzUsuńBirdie
[Więcej psycholi w życiu Elci? A czemu nie! ❤️ Masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńVillanelle
Szpital był dla niej domem.
OdpowiedzUsuńNieco pompatyczne stwierdzenie, ale tak się właśnie czuła za każdym razem, gdy przechodziła przez automatyczne drzwi i oddychała znajomym zapachem, którego kiedyś, jako dziecko, z całego serca nienawidziła, bo kojarzył jej się z niczym innym, jak z podłączoną do przeróżnych rurek, pozbawioną włosów matką.
Teraz… Cóż, przywodził jej na myśl raczej nadzieję i bezpieczeństwo. Tylko tutaj zapominała o całym gównie, które ją spotkało, a pacjenci opuszczający oddziały przypominali jej, że to z założenia nie jest miejsce, w którym się umiera. To miejsce, w którym istnieje spora szansa, że zostanie się uratowanym. Tak jak ona była ratowana za każdym razem, gdy przebywała w murach budynku.
Oczywiście nie było idealnie, bo zdarzały się zajęcia, których nie lubiła, jak na przykład te z kardiologii. Odbębniała je, bo musiała, ale bez szału. Były też takie, na które szła chętnie, choć to mało powiedziane. Założyła sobie onkologię, ale to psychiatria i neurochirurgia zdawały się jej prawdziwym powołaniem. Chłonęła przekazywane przez lekarzy informacje jak gąbka, pierwsza wyrywała się do odpowiedzi niczym Hermiona Granger, a kiedy miała okazję popraktykować, wewnętrznie nie przestawała się uśmiechać. Wewnętrznie, bo zewnętrznie nie zawsze wypadało.
Ale, żeby nie było zbyt kolorowo, nawet na jej ulubionych oddziałach zdarzały się momenty, podczas których traciła chęci do życia, a tych i tak nie miała zbyt wiele. Zerkając na grafik, przytrafiła jej się jedna z takich chwil.
E. Watson M.D. Niby niewiele, krótki zbitek liter, na których widok większość praktykantek reagowała głośnym westchnieniem i odruchowym poprawianiem włosów. Willow natomiast reagowała westchnieniem, ale dezaprobaty i szła do szatni, by przebrać się w scrubsa w najwścieklejszym odcieniu różu, jaki udało jej się znaleźć w internecie, doskonale wiedząc, że doprowadzi pana doktora w najlepszym wypadku do irytacji, a w najgorszym do reprymendy i przymusowego wolnego. To okropne, ale Willow czerpała niemałą sytuację z wyprowadzania z równowagi pana idealnego. Nigdy o tym nie rozmawiali, bo i przebywanie sam na sam w jednym pomieszczeniu stanowiło dla obojga barierę nie do pokonania, ale od samego początku coś nie zaskoczyło w ich relacji. Nie lubiła go. Nie tylko jako lekarza, ale po prostu jako człowieka i miała nieodparte wrażenie, że jej niechęć jest odwzajemniona. Jego perfekcjonizm doprowadzał ją do prawdziwego szału. Owszem, chciała wykonywać polecenia jak najlepiej, ale była tylko człowiekiem, w dodatku uczącym się człowiekiem, więc to logiczne, że zdarzały jej się pomyłki. On natomiast był tak do bólu perfekcyjny w swojej pracy, tak do porzygu idealny, że działał na nią jak płachta na byka. Pal sześć operacje, tam musiał być najlepszy, ale cała reszta jego jestestwa…
Wyszedłszy z szatni, spojrzała po praktykantach odzianych w takie same stroje i uśmiechnęła się ironicznie. Mieli po prostu za mało jaj, żeby wyłamać się ze schematu, a Willow i tak nie miała nic do stracenia, więc z tego korzystała. Na początku trochę się bała, ale regulamin szpitala nawet nie zahaczał o kolor służbowego stroju, więc szybko postanowiła to wykorzystać. Ale tylko na zajęciach u Watsona. Inni przełożeni nie wkurzali jej na tyle, by miała chęć zagrać im na nosie. Jemu natomiast grała zawsze i więcej niż chętnie.
— Co się tak patrzysz? — zwróciła się do Mindy, koleżanki z roku, która wbijała w nią tak intensywne spojrzenie, że trudno było je zignorować.
Usuń— Zastanawiam się — odparła zamyślona, mierząc sylwetkę Willow swoimi jasnymi oczami.
— Nad czym? — Brunetka rzuciła od niechcenia, związując ciemne włosy w niedbały kok na czubku głowy.
— Nad tym, kiedy w końcu cię wypieprzy — powiedziała, uśmiechając się promiennie. Willow odwzajemniła uśmiech i rozsiadła się na krześle, zakładając nogę na nogę.
— Nigdy. Za bardzo by za mną tęsknił — wzruszyła ramionami. Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Nie musiała patrzeć w tamtym kierunku, żeby wiedzieć, że w pomieszczeniu znalazł się pan doktor, wystarczyły maślane spojrzenia części żeńskiej grupy.
Willow
Było jej obojętne z kim się bawi. Nie była strażniczką facetów, choć zawsze upewniała się, że partner, z którym tańczy i ogólnie się bawi, jest wolny. Zdawała sobie sprawę z tego, że wielu z nich kłamało i tylko udawało, że nie mają partnerek. Często widziała ściągane obrączki z palca, czasami udawało się jej znaleźć ich Instagramy oraz zdjęcia, na których byli wesoło uśmiechnięci w objęciach kobiet. Źle się momentami z tym czuła, ale nie mogła brać tej odpowiedzialności na siebie. Nie mogła pilnować każdego. Stawiała gruby mur, odcinała się emocjonalnie od takich osób. Odbijało się to często na jej psychice, ale to było akurat mało ważne.
OdpowiedzUsuń— To nie tak, po prostu to nie pierwszy raz i uwierz mi, nikogo nie oceniam, gdyby jednak była jakaś dziewczyna, a nie chciałbyś, aby się dowiedziała, że razem imprezowaliśmy — odpowiedziała spokojnie i lekko wzruszyła ramionami. Cudze życie nie interesowało jej jakoś wybitnie, ale sama też nie chciała mieć problemów. — Trafiają się czasem zazdrosne laski, które sądzą, że to obowiązkiem innych jest pilnować wierności ich facetów. Zawsze się upewniam, że ktoś jest wolny, ale skłamać jest łatwo i po prostu wolę uniknąć problemów czy ewentualnej napaści, bo i to się zdarza — dodała. Zareagował w dość naturalny sposób, co dawało Priscilli do myślenia, że naprawdę nikogo nie miał, a zwyczajnie nie pamiętał ich wieczoru. Nie dałaby sobie jednak za to uciąć ręki. Faceci potrafili naprawdę świetnie kłamać. Niektórzy byli w tym absolutnymi mistrzami. Sama dawała im się czasem nabrać te ładne słówka, ale coś jej powiadało, że teraz tak nie było. I bardzo nie chciałaby się pomylić.
— Byliśmy sami, znaczy w loży byliśmy sami. Poza kelnerkami nikt nie miał dostępu do naszych drinków, a ja w takie rzeczy się nie bawię — odpowiedziała. Jeszcze przyszłoby mu do głowy, że to może ona coś dosypała mu do drinka. Co to, to nie. Zbyt wiele jej koleżanek przeżyło coś podobnego, zbyt wiele przypadków było, gdzie dziewczyny ledwo stały na nogach. Brzydziła się takim zachowaniem i sama uciekała od niego gdzie pieprz rośnie.
Zmarszczyła nieco czoło, uważniej mu się przyglądając.
— Zabezpieczam się i w razie czego mam też zawsze przy sobie prezerwatywy, ale nie. Nie jestem w ciąży i… dlaczego miałbyś mnie skrzywdzić? — spytała ostrożnie. To ją najbardziej zainteresowało. Czemu tak sądził? Wyglądał jakby faktycznie się przejmował tym, że mógł jej coś zrobić. Nachyliła się lekko nad stolikiem w jego stronę i posłała mu delikatny uśmiech. — Nie, nie skrzywdziłeś. Bawiliśmy się dobrze w klubie, dużo przetańczyliśmy i wypiliśmy parę albo paręnaście drinków, nie pamiętam sama wiele z tej nocy, ale do mieszkania wróciłam sama, a szybkich numerków w łazience nie toleruję. Nie wykluczam, że do czegoś nie doszło, ale nie stało się nic, o co powinieneś się martwić — zapewniła.
Uśmiechnęła się, gdy przyszedł jej rogalik. Ręce wytarła w mokrą chusteczkę, które zawsze ze sobą nosiła i już była gotowa zabrać się za jedzenie. Podniosła na niego wzrok i parsknęła śmiechem.
— Ty tak poważnie? Nie jadłam śniadania, zaryzykuję ewentualnymi konsekwencjami — mruknęła. Przerwała kawałek i wsadziła go sobie do ust, choć nie smakował tak, jak powinien. Chyba jednak straciła nieco apetyt. — Chcesz zobaczyć relację z tamtego wieczoru? Nie wrzuciłam wszystkich filmików, trochę mam zapisanych w galerii. Może to by ci odświeżyło nieco pamięć? — zaproponowała.
Wyciągnęła swojego iPhone, odblokowała go i weszła w galerię, gdzie miała zapisane filmiki i zdjęcia z ich wspólnego wieczoru. Nieco nieufnie podsunęła telefon w stronę mężczyzny. Niech spróbuje z nim uciec to upewni się, że sam zje tego rogalika.
— Śmiało przeglądaj, może coś ci się przypomni.
Priscilla
[Cześć, hej!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe komentarze pod kartą Bernie! Ethan też wydaje się taki... dwojaki. Niby to ułożony mężczyzna, który wie, czego chce, ale z drugiej strony mamy imprezowicza, co jest w jakiś sposób naprawdę świetnym zabiegiem. :D
No i, od siebie życzę wiele, wiele weny i samych wciągających wątków, a w razie chęci zapraszam do Bernie. Może uda nam się coś wymyślić!]
Berinella Sinclair
[Dzięki za powitanie! :*Już przestań mi tak słodzić, hehe, ja tylko próbuję trochę nowych/starych postaci, żeby się rozruszać :P
OdpowiedzUsuńAleż dawno nie pisałyśmy... lepiej choć nabroić z tym nieobliczalnym przystojniakiem u mojej panny <3 czuje, że możemy wywołać chaosik :P]
Niall i Zuri
Nie pamiętała samego wypadku. Pamiętała tylko moment, kiedy ktoś trzymał ją za rękę i próbował uspokoić. Pamiętała zapewnienia, że karetka już jedzie. Wiedziała, że przechodziła przez pasy. Wiedziała, że nigdzie nie było samochodu. A mimo to, kilka sekund później jej świat wywrócił się do góry nogami. Utknęła w ciemności.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała, kto z rodziny oszalał najbardziej. Sama Amelka popadła w dziwne odrętwienie. Życie ostatnio dawało jej w kość, więc teraz dostała wisienkę na torcie, było jej już wszystko jedno, chociaż perfekcyjnie przed bliski udawała, że jest wręcz odwrotnie. Rodzice widzieli w niej małą dziewczynkę, która teraz to już w ogóle nie poradzi sobie w życiu. Joseph zafiksował się na ukaraniu człowieka, który ją potrącił. William nie mógł uwierzyć, że jego wspaniała nauka jest w tym wypadku bezsilna. I chociaż wszyscy wokół powtarzali, że lada dzień odzyska wzrok – Amelia pogrzebała tę nadzieję głęboko.
Próbowała odnaleźć się w nowej sytuacji, ale była przekonana, że kompletnie jej to nie idzie. Czuła się bezpiecznie tylko w swoim mieszkaniu, z którego wychodziła tylko wtedy, kiedy ktoś ją wyciągnął. Chociaż ostatnio zaczynała być zmęczona obecnością swoich braci, to jednak, kiedy nie było ich obok zaczynała panikować.
- Ethan. Cześć – odpowiedziała czekając aż usłyszy kroki mężczyzny głębiej w pokoju i dopiero wtedy zamknęła za nim drzwi. William zapomniał wspomnieć jej, że wyśle opiekunkę, cudownie… Westchnęła cicho, bo brat obiecał jej wizytę w stajni. Ładnie się wykręcił. Przecież nie będzie ciągać jego kumpla…
- Dziękuję – odparła prowadząc Ethana do kuchni. Jeden krok, drugi, trzeci czwarty… Przemieszczanie się po mieszkaniu opanowała do perfekcji. Dopóki jej matka nie przyjdzie i nie poprzestawia krzeseł… - Położysz na blacie? – posłała mu lekki uśmiech klepiąc lekko owy blat, by pokazać mu, gdzie odstawić zakupy. – Możesz też przekazać mojemu kochanemu bratu, że nie musi wysyłać nianiek i nic mi się nie stanie jak straci mnie na chwilę z oczu. Założysz się, że zaraz do ciebie zadzwoni? – spytała śmiejąc się cicho pod nosem wyciągając z siatki pierwszą rzecz. Pudełko, herbata.
Proszę więcej nie grzeszyć ciszą <3
[Dziękuję serdecznie za powitanie pod postami z obiema moimi paniami! Na szczęście znalazłam chwilkę, by odpisać. Dziękuję też za każde ciepłe słowo pod ich kierunkiem!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że Ethan jest postacią, która wywołuje u mnie dreszcz - i jeszcze nie wiem, czy ten z rodzaju ekscytujących, czy też przerażających. Bardzo chętnie byśmy coś z Wami stworzyły! Może Jane padłaby kiedyś ofiarą stalkera i spotykając go po iluś tam latach zamierzała spuścić mu łomot? A może znają się od najmłodszych lat i Jane z uporem maniaka próbuje mu wybić z głowy głupie pomysły jego drugiej osobowości? :D]
Jane/Elisa
Na pewno nie była typem osoby, który łatwo przyjmował pomoc. Jeśli jej rodzina się angażowała, to najzwyklej w świecie sama Amelia nie miała wiele do powiedzenia. Musiała się na wszystko godzić, bo akurat Harrisonowie byli najbardziej upartymi ludźmi jakimi znała. Była przecież jedną z nich.
OdpowiedzUsuńDlatego nie chciała angażować w żadne sprawy przyjaciół braci, chociaż ci nie przestawali na nią nasyłać swoich znajomych. Rozumiała ich stres i potrafiła wyobrazić sobie, że na ich miejscu robiłaby dokładnie to samo. Mimo to, przysyłanie kolejnych kumpli i pilnowanie jej grafiku w ciągu dnia to była już lekka przesada.
- Cały dzień? Daj spokój, jeszcze pomyślę, że William obiecał ci jakieś zniżki do szpitalnej kawiarni – odparła żartem słysząc, że może liczyć na towarzystwo Ethana przez calutki dzień. Nie przestała wyciągać rzeczy z siatki układając je rządkiem na blacie. Polubiła ten system. Wiedziała, gdzie co leży i szybciej mogła pochować rzeczy w odpowiednie miejsca bez konieczności grzebania co chwilę w reklamówkach.
- Taaaak – westchnęła mimowolnie. – Mama nasyła do mnie panią Kristin. Przecudowna kobieta, ale znam już chyba całą jej rodzinę. Z uwzględnieniem stryjecznego wuja szwagra jej drugiego męża. Próbowałam się z tego wykręcić, ale prawie utopiłam się w wannie przy jej myciu i żaden z braci nie uznał tego za zabawne – dodała wesoło, pomimo nieco mrożącej krew w żyłach historii. Cóż, starała się przekonać rodzinę, że to tylko strasznie wyglądało i tak naprawdę nic wielkiego się nie stało, ale od tego czasu pani Kristin była nieodłącznym elementem jej mieszkania.
- Nie chcę cię zatrzymywać – zapewniła szybko, żeby Ethan nie czuł się zmuszony jej pilnować. – Chyba, że masz ochotę na enchiladę – uśmiechnęła się pamiętając, co aktualnie powinna mieć w lodówce.
Amelia
Dobijała dopiero jedenasta wieczór, a Zuri już wypiła szóste martini, wracając na parkiet. Uwielbiała kluby i nie liczyły się dla niej dni tygodnia, plan zajęć w szkole, czy czas wolny i dostępność znajomych. Jeśli miała ochotę na zabawę, a nikt z ekipy nie był wolny, bo mieli egzaminy, albo inne ważne rzeczy na głowie, wychodziła w miasto sama. Wtedy to prawda nie były to tak świetne wieczory jak z koleżankami, ale umiała znaleźć sobie w tłumie towarzystwo. Dzisiaj jednak wieczór należał do przyjemniejszych, bo towarzyszyła jej młoda Watsonówna i wydawało się, że obydwie sa tak samo szalone.
OdpowiedzUsuńZuri nie raz i nie dwa wywoływała skandale i szokowała ludzi. Ani wtedy, ani teraz się cudzymi opiniami nie przejmowała, więc gdy w pewnym momencie zrobiło jej się za gorąco, podczas wirowania na parkiecie, po prostu rozpieła kolejne guziki jedwabnej koszulki na cieniutkich ramiączkach i odsłoniła trochę więcej jak powinna. Trudno, to przecież nie tak, że ludzie na oczy cycków nie widzieli, a to że na jej ciemnej skórze lśniły delikatne diamenciki z łańcuszka oplatającego jej talię i idącego między piersiami w górę to również nie był przypadek, ale... przecież nie wydawała się na tyle bystra, by nawet podczas alkoholowych libacji reklamować swoją markę, czyż nie?
Wychodziła z koleżanką z klubu po drugiej grubo, jak doskonale pamiętała, obejmowały się serdecznie, nie dlatego, bo obydwie były pijane w sztos... Nie. One po prostu się bardzo lubiły. Tak bardzo, że po kilku dniach w gazetach pojawiły się ich dwuznaczne zdjęcia... Ale i wtedy Zuri w ogóle się nie przejęła, bo gdy dotarły do niej wiadomości o rzekomym lesbijskim romansie z jej udziałem, leczyła kaca delikatnym cytrusowym koktajlem w swoim apartamencie. Gdy po kolejnych dwóch dniach Ethan zadzwonił do niej, umawiając im spotkanie - zupełnie jakby ją chciał za wszelką cenę ściągnąć na rozmowę, trochę się zdziwiła... Trochę ją też tym rozbawił, bo kto jak kto, ale on nie powinien nikogo pouczać, a wierzyła, że dzwoni w sprawie plotek na temat swojej siostry , bo przecież choć się znali, nie utrzymywali kontaktów.
Mieli spotkać się w restauracji hotelu Four Season, na umówioną godzinę przyszła punktualnie. Krótka sukienka i wysokie kozaki ładnie leżały i czuła się na prawdę dobrze. Specjalnie ubrała głębszy dekolt i bardzo kobiecy krój ciuchów, aby poprawić sobie humor, bo przeczuwała, że spotkanie z Ethanem może ją rozdrażnić.
- Cześć kochany - powitała go z uśmiechem, całując w policzek na powitanie, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. - Stęskniłeś się, dlatego mnie zaprosiłeś? - rzuciła półżartem, nie dając po sobie poznać, że domyśla się powodów ich spotkania.
Zajęła miejsce przy małym stoliku, odwieszając płaszcz na sąsiednie krzesło i spojrzała na Ethana. Cholera, zawsze był przystojny, ale dzisiaj wyglądał na prawdę apetycznie.
Zuri
Podgrzewanie potraw ciężko było nazwać gotowaniem, więc Amelia uśmiechnęła się mimowolnie. Wszystkiego uczyła się na nowo i starała się nic nie robić sama, dopóki ktoś tego czegoś z nią nie przećwiczy. Piekarnik miała już w małym palcu.
OdpowiedzUsuń- Nic się nie martw. Jak coś podpalę to podobno straż przyjeżdża w minutę, może zdążą jeszcze uratować kilka książek – stwierdziła rozbawiona. Podeszła do lodówki, z której wyciągnęła półmisek. W następnym kroku włożyła go do piekarnika przekręcając pokrętło, póki nie stanęło na odpowiedniej temperaturze – wystarczyło policzyć do sześciu. Chwilę później na blacie leżał już talerz, na który będzie mogła przełożyć gotową porcję.
- Opowiesz coś więcej o swojej pracy? To brzmi niesamowicie – przyznała słysząc o leku na glejaka. Zawsze zastanawiała się, co ci medyczni ludzie mieli w głowach. Podziwiała swojego brata, który miał chyba w pamięci kilkadziesiąt podręczników i jeszcze więcej badań i publikacji. Obserwowała przez pół życia jego zainteresowanie ludzkim organizmem i długą walkę z systemem. Tymczasem Ethan ma szansę znaleźć sposób na uratowanie kolejnych kilkunastu tysięcy istnień. A co ona potrafiła uratować?
Mogła najwyżej sprzedać dobrze obraz, albo postarać się, żeby winorośl miała dobre owoce. Ale może tacy drobni ludzie ona też byli potrzebni światu? Bo co by było, gdyby każdy okazał się geniuszem?
Amelka
[No pewnie, że wykorzystamy! Co Ty na to, żeby moja panienka Rosie zupełnie PRZYPADKOWO pomyliła restauracje i OMYLNIE pojawiła się w kolejce do tej, w której nie miała rezerwacji, ale AKURAT pan Watson stałby tuż za nią, gotowy poratować damę w potrzebie? :D]
OdpowiedzUsuńO tak, w udawaniu była już prawdopodobnie mistrzem. A wychodziła z domu tylko dlatego, że była z niego praktycznie wyrzuca przez swoich braci. Gdyby nie oni zapewne zaszyłaby się tutaj i pokryła kurzem. W czterech ścianach miała ciszę i spokój, znała też każdy kąt, meble i akcesoria. Była w stanie poruszać się po mieszkaniu bez niczyjej pomocy, a było to naprawdę dla niej ważne. Kiedy tylko opuszczała budynek, była zależna od innych ludzi. Naraz docierał do niej zgiełk i chaos, żyjącego wielkiego miasta. Nie była fanem tłumów, kiedy jej oczy były zdrowe. Teraz jeszcze bardziej czuła się zagubiona.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze jednak było przekonanie ludzi wokół, że wszystko było w porządku. Zdawało się, że od jakiegoś czasu życie jej nie oszczędzało. Dlatego potrafiła już założyć maskę i się uśmiechać, żeby nie dokładać zmartwień swoim najbliższym. Będzie, co ma być.
- Staram się być u Harpuna jak najczęściej. Nie lubię, kiedy kręcą się wokół niego obce osoby. Ale nie jeżdżę. Jeśli koń ci ufa to da się poprowadzić wszędzie. Ale musisz widzieć, gdzie go prowadzisz - odparła wzruszając lekko ramionami. Oczywiście, że brakowało jej jazdy. Chciała znowu poczuć wiatr we włosach, galopując przed siebie. Pożegnała się już z dawnym życiem i nie chciała rozmyślać o tym, co było. Nie zwróci jej to wzroku, więc po co?
- Wcinaj - dodała kładąc przed nim talerz z gorącym posiłkiem. Sama usiadła na przeciwko obejmując dłońmi kubek z herbatą.
Amelia
[JA CI ZARA POGRZESZĘ, TY ZAWODOWY OLEWACZU SWOICH ULUBIONYCH OWIECZEK]
OdpowiedzUsuń[Hej, hej. Jeśli macie czas na nowy wątek, to ogłaszam, że chciałabym rozpętać kolejną burzę nad głową Cappy, a druga wersja Ethana wydaje mi się do tego wręcz idealna. Wymyśliłam sobie bowiem, że ta niepokorna nastolatka mogłaby wylądować w jego ramionach po tym, gdy chwilowy partner, z którym przyszła na imprezę wyprowadził ją z równowagi, wiec sącząc jakiś wysokoprocentowy drink, oczekiwała na możliwość podjudzenia jego męskiej dumy za pomocą zwykłej zazdrości. A to, że od przystojnego faceta, który przysiadł się akurat obok dzieli ją spora różnica wieku, oczywiście nie za bardzo ją zainteresuje.
OdpowiedzUsuńCo Ty na to ?]
Czarna owieczka rodziny Ozmo
Zuri szczerze nie cierpiała bufonów i ludzi dwulicowych. Ethana nigdy za takiego nie postrzegała, ale teraz wystarczyło, ze rzucił kilka zdań w oschłym tonie w jej stronę i miała ochotę nie tylko zdzielić go w pysk, ale tez po prostu zmieszać z błotem. Odwracał kota ogonem i robił to, czym gardziła - uważał że pieniądze dają mu prawo do wszystkiego. Sama i owszem, korzystała i to całkiem śmiało z pieniędzy zarówno swoich, jak i swojej rodziny, ale nigdy nie dawała innym do zrozumienia że są nikim, albo są nieodpowiedni, bo czegoś nie posiadają. Zresztą... czym niby Ethan mógł sie popisać? Kasą i nazwiskiem? Miał to tylko dlatego, bo los mu dopisał i wystrzelił z odpowiedniego fiuta do odpowiedniej dziury.
OdpowiedzUsuńSiedziała prosto, zupełnie jakby jego słowa jej nie ruszyły. Uśmiechnęła sie na koniec tej nienawistnej i jadowitej wypowiedzi kącikiem ust, bo faktycznie było w tym coś rozbrajającego.
- Posłuchaj, złoty chłopcze. Twoja siostrzyczka robi najlepsza minetę w mieście i uwierz mi... jest dostatecznie duża, aby decydować czy woli sie uczyć filozofii w domu, czy biologii miedzy moimi udami - oznajmiła spokojnie, dumnie zadzierając podbródek. Sięgnęła do dekoltu bluzki i nonszalansko wygładziła materiał. czy Ethan na pewno był pewien, że zna siostrę i wie co lubi?
- Spróbuj jeszcze raz mi zagrozić, albo mnie obrazić, a obiecuje, że następnego dnia dostaniecie wilczy bilet z Manhattanu - dodała, wstając z gracją i skierowała się z powrotem do drzwi.
Dla niej takie gadki-szmatki nie były warte choćby sekundy. Nie odpowiadała za nikogo i przed nikim. Nie czuła sie też w obowiązku przed nikim tłumaczyć z tego, co robiły inne osoby. Jak rodzinka chciała trzymać córcię w złotej klatce, powinni zamontować lepsze zamki. Poza tym Ethan jeśli myślał, że się go posłucha, albo wystraszy, był totalnie zacofany i aż szkoda jej się go zrobiło z tej naiwności.
To był zdecydowanie dobry czas, aby zrewidować znajomości, a na pewno kilka zakończyć.
Zuri
Odkąd Villanelle wróciła do Nowego Jorku, nie miała czasu na spotkanie z Ethanem. Miała z tego powodu delikatne poczucie winy, bo zamiast spotkać się z przyjacielem ona wybrała faceta. Zakazanego, chociaż gdy umówili się na pierwszą randkę, nie miała o tym pojęcia. Później zamiast spotkać się z przyjacielem, wolała spotykać się ze swoim wykładowcą i skupiać się na przyjemnościach, które mógł jej dać. I dawał. Wielokrotnie.
OdpowiedzUsuńW każdym razie gdy wróciła z ich weekendu w Chicago uznała, że to najwyższy czas na spotkanie z przyjacielem, a ten chyba wyczuł myślami, że sama Elle częściej o nim myślała, bo gdy sama chciała się do niego odezwać, to on zadzwonił do niej.
— Czekaj — powiedziała, przekładając nogę na nogę, próbując się połapać we wszystkim tym, co mówił dobry Ethan. Tak naprawdę lubiła ich obu, ale dobremu wolała tego akurat nie wspominać — ta Amelia — wypowiedziała imię dziewczyny, o której rozmawiali — wydaje mi się, z tego co mówisz, że gdybyś jej wszystko wytłumaczył… Może zrozumiałaby, że tak naprawdę to nie byłeś ty. Jej brat, skoro z tobą pracuje to zrozumie — szybko jednak zdała sobie sprawę z tego, że przecież to. Ez sensu. Podejrzewała, że wolałby zachować swoją chorobę jednak w ścisłym sekrecie, zwłaszcza w pracy. Zmarszczyła nagle brwi, zastanawiając się nad tym jak bardzo ten drugi był zły i czy postąpiłby w nieodpowiedni sposób, gdyby pojawił się w momencie na przykład, ważnej operacji. Boże, czy to nie powinno być tak, że ludzie oddają się w odpowiedzialne ręce. Zacisnęła jednak wargi, nie mogła o tym mówić, bo przecież Ethan był jej przyjacielem od zawsze. I chyba przez to, że się przyjaźnili i zawsze o wszystkim sobie mówili, unikała go. Nie mogła mu powiedzieć o swoim związku, bo Arthur nie złożył wypowiedzenia jeszcze i musieli trzymać wszystko w sekrecie. Chyba się bała, że Ethan odkryje, że coś przed nim ukrywa. Nie tylko Arthura, ale i chłopaka z Francji.
— Lubię to, że traktujesz mnie jak pełnoletnią — wyszczerzyła zęby, chwytając szklankę z alkoholem — ta sprawa z Amelią naprawdę jest skomplikowana i nie wiem, co mam ci doradzić. Wiesz… Czasami jest po prostu lepiej coś ukryć. Zwłaszcza, jeżeli dobrze wiesz o tym, że może to być krzywdzące dla innych w jakimś stopniu. Małym czy dużym. Po prostu… Czasami ukrywanie i sekrety to najlepsze rozwiązanie. Zresztą, mogę dać sobie odciąć rękę, że to nie byłaby twoja jedyna tajemnica — wzruszyła ramionami — po co zaprzątać sobie tym głowę? Kolejnym sekretem? Wrzuć go do plecaka tych, które już nosisz i tyle…
Chyba nie mogła się dzisiaj nazwać najlepszą przyjaciółką, ale próbowała w ten sposób usprawiedliwić samą siebie przed samą sobą.
psiapsi
Kiedy terapeutka zaproponowała jej również udział w terapii grupowej, początkowo nie była pozytywnie nastawiona do tego pomysłu. Z czasem dała się jednak namówić i… Musiała przyznać, że było to odświeżające doświadczenie w porównaniu do terapii indywidualnej. Było czymś zupełnie innym i gdyby od początku miała świadomość, jak będzie to wyglądał, prawdopodobnie nie wzbraniałaby się przed tym tak długo.
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna sesja dobiegła końca, Minnie standardowo posłała przyjazny uśmiech Ethanowi, z którym od początku złapała dobry kontakt i zaczekała, aż dołączy do niej przy wyjściu.
— Mam ochotę na jakieś mocno czekoladowe ciasto — uśmiechnęła się, spoglądając na niego. Ich małym zwyczajem stało się zaglądanie do pobliskiej kawiarni zaraz po zakończeniu terapii — i chyba tym razem skuszę się na czarną kawę — powiedziała, chociaż tym była akurat sama zaskoczona. Coś sprawiało, że czuła niesmak w ustach na myśl o kawie z mlekiem.
Przez chwilę szli w milczeniu. Minnie rozmyślała nad tym, co powiedziała nowa osoba dołączająca do grupy. Minnie była szczerze przerażona tym, jak wiele było nienawiści na tym świecie i przemocy, która dotykała tych, którzy na nią nie zasługiwali. Sama nie mówiła dużo, należała raczej do tych słuchających, jednak nie czułaby się komfortowo, gdyby w ogóle się nie odzywała. Byłaby niczym intruz, a przecież właśnie tak nie chciała się czuć. Dziś chciała powiedzieć na głos to, co czuła od dawna, jednak wstrzymała się. Za bardzo bała się tego, dokąd to mogło doprowadzić. Bała się, że trafiłaby do zamkniętego ośrodka, z którego nie potrafiłaby się wydostać.
— Ethan — spojrzała na mężczyznę, kiedy przekraczali próg kawiarni, ale odwróciła od niego spojrzenie. Nie, jemu też nie mogła powiedzieć. Nie mogła dokładać mu swoich problemów, po to chodzili ma terapie, aby to na niej mówić, a nie obarczać ramiona innych. — Cieszę się, że się poznaliśmy — stwierdziła, kierując się prosto do ich stolika, przy którym siadali wspólnie za każdą wizytą w lokalu. — Co u ciebie słychać, coś się zmieniło w ciągu tygodnia? — Zagadnęła, ściągając z siebie ciepły płaszcz i wieszając go na oparciu krzesła. Odłożyła również na nim torebkę, a sama usiadła na krześle obok, opierając się łokciami o blat stolika. Nie musiała nawet przeglądać karty, bo doskonale wiedziała już, co zamówi. — Chyba się przeprowadzę — rzuciła luźno, opierając brodę o dłoń i przechylając głowę w bok. Miała nadzieje, że kelner szybko dotrze do ich stolika, bo musiała zjeść coś czekoladowego już teraz, natychmiast.
Minnie
W Nowym Jorku zwyczajnie w świecie się nudziła. Może tylko trochę wyolbrzymiała, ale prawdę mówiąc powoli to miasto zaczynało ją drażnić. Całą winę zwalała na rodziców i starszego brata, którzy niemal ciągle siedzieli jej na ogonie. Zupełnie, jakby była dzieckiem, którego trzeba doglądać dwadzieścia cztery na dobę. Brakowało jeszcze tylko tego, aby poszukali dla niej prywatnego ochroniarza. Wtedy całkowicie zwracałaby na siebie uwagę i nie czułaby się ani trochę swobodnie. Zdecydowała ostatecznie, że potrzebuje odpoczynku od całego miasta oraz rodzinki. W gronie koleżanek miała tak naprawdę tylko jedną bliską przyjaciółkę, której mogła zaufać, ale nie mogła porwać jej prawie na dwa tygodnie i wymusić, aby nie dawała znaku życia. Była w ciąży, więc nawet nie wiedziała czy Octavia mogła w ogóle latać. Momentami się irytowała, jak w tak młodym wieku można się zdecydować na dziecko? Czy zatrzymać wpadkę? Życzyła mimo wszystko przyjaciółce najlepiej, ale na wakacje jej teraz nie zabrała. Obiecała sobie, że przy innej okazji na pewno ją zabierze, a jak już zostanie mamuśką na pełen etat to z pewnością będzie potrzebowała odpoczynku od dzieciaka i nowej rzeczywistości. Na swój kierunek podróży wybrała Seszele i wybrała się tam razem z Ophelią. Spędziły dziewięć dni w luksusowym resorcie, opalając się, nurkując i obserwując wodną faunę. Przez cały ten czas z telefony miały włączone na tryb samolotowy, nie korzystały też z social mediów, po prostu zniknęły z powierzchni ziemi nie dając nikomu znać, że planują jakąkolwiek wycieczkę. Dla samej Corneli ponad tydzień bez telefonu okazał się wyzwaniem. Była do niego przyklejona niemal cały czas, na nim pracowała i robiła wszystkie ważne oraz mniej ważne rzeczy. Reset okazał się jednak potrzebny i bardzo przyjemny.
OdpowiedzUsuńWróciła w środku nocy do swojego apartamentu, którym w tym czasie zajmowała się wynajęta gosposia, która nawet, gdyby chciała to nie mogłaby udzielić Ethanowi czy jej rodzicom jakichkolwiek informacji. Cornelii po prostu nie było. Nie wróciła do apartamentu i nie dawała znaku, że jej nie będzie. Ona tylko utrzymywała porządek i pilnowała, aby kwiatki nie zdechły. Walizkę rzuciła w przedpokoju, robiąc bałagan i niewiele się nim przejmując. W końcu o siódmej przyjedzie Anna, która wszystko posprząta. Trzymał ją wciąż jet lag oraz zmęczenie po coś długiej podróży. Kładąc się do łóżka nie spodziewała się tego, że po niespełna czterech godzinach snu powiadomiony przez Annę, Ethan, zjawi się w apartamencie. Niby wiedziała, że ucieczka to głupi pomysł i ściągnie na siebie uwagę, ale była dorosła i nie musiała się nikomu z niczego tłumaczyć.
— Chryste, Ethan, zamknij się! — Chwyciła za poduszkę, którą rzuciła w stronę bruneta, naiwnie licząc na to, że da jej spokój. Była niewyspana, zmęczona i zirytowana. Ona mu nie wparowywała do mieszkania bez zapowiedzi. Błądziła dłonią po materacu, aby namierzyć swój telefon. Była ósma siedem, na litość boską. Nie dał się jej nawet wyspać! Usiadła na łóżku, a spojrzenie ciemnych oczu wylądowało na bracie. — Masz powód swojej wizyty? Nie przypominam sobie, abym cię zapraszała.
wasz mały diabełek😈
[Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńNajmocniej Cię przepraszam za tak długotrwałą ciszę. Muszę zrezygnować z plotkary. Okazuje się, że jeden blog to jedyne, na co w tej chwili pozwala mi czasowo życie. Mam nadzieję jednak, że jeszcze kiedyś powtórzy się nam okazja do jakiegoś porywającego wątku!
Nie chciałam tak znikać bez słowa, mam nadzieję, że będziesz się bawić tu świetnie! Jakby co, jesteśmy oczywiście w kontakcie!]
Jane
Cornelia niewiele sobie robiła z tego, co mogli przeżywać rodzice czy Ethan. Była dorosła, odpowiadała sama za siebie, a czasami miała wrażenie, jakby do nich nie docierało to, że kobieta jest swoją własną osobą, która nie potrzebuje opieki dwadzieścia cztery na dobę. Poza tym dorastając w przeświadczeniu, że wolno jej absolutnie wszystko nie miała żadnych tak naprawdę granic. Wiedziała, że wystarczy zamrugać oczkami i za chwilę nikt już się nie będzie gniewał. Była całkiem dobra w zgrywaniu niewinnej, uroczej dziewczynki, której jest bardzo przykro. Z drugiej strony, gdyby tak naprawdę chciała wolności i spokoju to przeniosłaby się w inne miejsce w Stanach, gdzie nie miałaby na miejscu rodziców czy brata. Prawda jednak była taka, że w Nowym Jorku czuła się wybitnie dobrze. Miała tu też wszystkich przyjaciół i znajomych, a najlepsze imprezy działy się właśnie tutaj. Jak chociażby spędziła dwa tygodnie na przełomie sierpnia i września na piętnastu koncertach Harry’ego Stylesa na Madison Square Garden i bawiła się wybitnie, a to samo zrobiła w styczniu, ale w Los Angeles. Uwielbiała nowojorski styl życia, głośne imprezy i tę luksusową przyjemność, którą miała tutaj zapewnioną. Na wyciagnięcie ręki było dosłownie wszystko.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że była zirytowana pojawieniem się Ethana, a jeszcze bardziej jego zachowaniem. Gdyby naprawdę się tak bardzo martwili to z pewnością wciągnęliby w znalezienie jej odpowiednie służby, a nic takiego nie miało miejsca, więc z pewnością zdawali sobie sprawę, że Cornelii nic tak naprawdę nie jest.
— Chyba zapominasz, że sama na siebie też potrafię zarobić. Poza tym leciałam z Ophelią jej samolotem, nie korzystałam z naszego — odpowiedziała i wzruszyła ramionami. Cornelia wywróciła oczami, to wszystko robiło się naprawdę irytujące. Może przeprowadzka nie byłaby takim głupim pomysłem. — Przestań — warknęła próbując wyrwać mu kołdrę, co niekoniecznie poszło po jej myśli. Zrezygnowana puściła materiał. — Nie jestem waszym zwierzątkiem, którego trzeba doglądać co parę godzin, Ethan. Mam swoje życie i plany, nie muszę się wam z niczego tłumaczyć.
Odprowadziła go spojrzeniem do drzwi. Nigdzie nie chciała jechać, ale wiedziała, że nie odpuści.
— Mam się świetnie i miałam przez ostatnie dwa tygodnie. Ładnie się opaliłam, prawda? — Mówiąc to wyciągnęła przed siebie opaloną rękę, która znacznie się odznaczała na materiale białej pościeli. — Nie wzbudzisz we mnie wyrzutów sumienia, Ethan. Nie zrobiłam nic złego. To wasza trójka jest przewrażliwiona.
Nie zamierzała się z nim już więcej kłócić. Zeszła z łóżka i nie oglądając się za siebie skierowała się do łazienki. Specjalnie ze wszystkim jej długo schodziło. Nie zamierzała wyjść z mieszkania bez prysznica, ułożenia włosów czy makijażu. Wybór stroju również zajął jej dość sporo. Ostatecznie po jakimś czasie wyszła z sypialni. Miała na sobie szarą sweterkową sukienkę z czarnym paskiem w obwodzie i kozaki na wysokiej szpilce w tym samym kolorze co pasek. Potrzebowała jedynie płaszcza.
— Zadowolony? Możemy jechać.
Cornelia ani trochę nie była zadowolona i nie miała ochoty nigdzie jechać. Była zmęczona, głodna i najchętniej wróciłaby do łóżka, ale też dobrze wiedziała, że nie ma sensu się z nim wykłócać, a im szybciej to załatwi tym szybciej będzie miała z głowy rodzinne spotkania i ich oburzenie.
Cornelka
[Cześć! Cieszę się w takim razie, że trafiłam w punkt, że tak powiem. :D I cieszę się również, że Fibs przypadła Ci do gustu!
OdpowiedzUsuńNa wątek zawsze mamy chęć, pytanie tylko, czy chodzi Ci coś po głowie, czy robimy burzę mózgów?]
Phoebe Miller
Czy Cornelia powinna być bardziej odpowiedzialna? Tak. Czy zamierzała cokolwiek zmienić? Nieszczególnie. Bardzo podobało się jej to, że mogła mieć wszystko gdzieś, a i tak sprawy będą za nią załatwione. Ktoś zawsze dopilnuje tego, aby mieszkanie było wysprzątane, jej ubrania wyprane i wyprasowane, poskładane w garderobie, a buty odpowiednio wyczyszczone. To się tyczyło wszystkiego. Powinna się też bardziej przejmować bratem i jego stanem, rodzicami, którzy mieli realny powód, aby się martwić, gdy nie daje znaku życia od dłuższego czasu, ale… jakoś nie było jej z tym do końca po drodze.
OdpowiedzUsuńUniosła brwi, kiedy się odezwał. Nagle mu się spieszyło, a teraz nagle zmieniał zdanie? Czasami ciężko było za nim nadążyć, ale to jej odpowiadało znacznie bardziej. Nieszczególnie miała ochotę na rodzicielskie pogawędki czy rodzinny obiad. Nie zamierzała protestować, kiedy Ethan nagle zmienił zdanie. Niech mu będzie, proszę bardzo. Tak jej było o wiele wygodniej.
— Bawiłam się wybornie. Ty się im będziesz tłumaczył, jeśli będą zirytowani, że się nie pojawiliśmy — ostrzegła, choć po prawdzie żadne konsekwencje by ich za to nie spotkały. Gdyby im naprawdę zależało sami by się tu zjawili. Mieli dostęp do mieszkania i znali adres. Telefon również miała włączony, więc wystarczyło zadzwonić i teraz na pewno by odebrała. Ignorowała ich tylko przez ostatnie dwa tygodnie. Na co dzień, jeśli nie czuła się sprowokowana nie robiła takich akcji. Dobrze wiedziała, że jeśli uda się jej przekroczyć granicę to mogłaby stracić dostęp do ich pieniędzy, a tego bardzo nie chciała. Lubiła je wydawać i mieć świadomość, że na karcie są nieograniczone środki, z którymi może robić to na to tylko ma ochotę.
Stała przed łóżkiem obserwując, jak się na nie kładzie. Będzie musiała wspomnieć Annie, aby zmieniła pościel. Miała zasadę, aby nie kłaść się w ubraniach do łóżka i strasznie tego nie lubiła. Nie, aby uważała, że Ethan chodzi Bóg raczy wiedzieć jeden, gdzie i ma na ubraniach nie wiadomo co, po prostu już tak miała. Taka irytująca drobnostka, która działała jedynie jej na nerwy. Jej się to również tyczyło, gdy padała na łóżko w ubraniach, w których chodziła na zewnątrz przed snem wszystko musiało być nowe.
— Bo to miał być babski wypad. Wiesz, dwie dziewczyny. Same w willi. Nie chciałyśmy żadnego towarzystwa — odpowiedziała z uśmieszkiem — poza tym, gdybym cię zabrała to nie wytrąciłabym was z równowagi, prawda? I wiedzielibyście, gdzie jestem. Cała zabawa by was wtedy ominęła.
Na słowo impreza oczy jej rozbłysły. Mogła być zmęczona, ale nigdy nie była na tyle zmęczona, aby nie pójść na imprezę. Zwłaszcza taką, która miała być dedykowana dla niej. Lubiła być w centrum uwagi, a taka impreza dokładnie to by jej dawała.
Parsknęła śmiechem po jego kolejnych słowach.
— Jesteś bardziej stuknięty niż masz w papierach — stwierdziła — Sweet Home Alabama — mruknęła wywracając oczami i wracając do łóżka. Najpierw na nim usiadła, aby ściągnąć kozaki i rzucić je byle jak na podłogę. Miała nadzieję, że nigdzie się jej nie pogniotą, a jeśli to kupi sobie po prostu nowe.
— A ty co robiłeś, jak mnie nie było? Kroiłeś ludziom w mózgu? Wiesz, że to ohydne?
Odblokowała telefon, aby szybko przejrzeć powiadomienia, które przyszły, a potem wysłać zaproszenie do osób, które na imprezie mieć chciała.
— Jaki to klub?
Nel
[Cześć, pięknie dziękuję za powitanie! :) W sumie Oz ma siostrę, która stara się mu zapewnić wszystko i go wychować… ale podobno miłości nigdy za wiele, więc może i ktoś jeszcze mu się przytrafi! :D]
OdpowiedzUsuńOz Weisenfeldt
[Okej, myślę, że możemy w to pójść! Zróbmy tak: Fibs zadaje się z bogatymi dziewczynami, które mają innych w głębokim poważaniu (zarówno obcych, jak i siebie nawzajem), więc może po jakiejś imprezie dziewczyny, zamiast ją ogarnąć, zostawiłyby ją gdzieś na ulicy i tam natknąłby się na nią Ethan? :)]
OdpowiedzUsuńPhoebe Miller
Pokręciła delikatnie głową na jego słowa odnośnie stolicy czekolady i cicho się zaśmiała.
OdpowiedzUsuń— A ja już ci mówiłam, że nie zamierzam żerować na twoich pieniądzach — posłała mu najbardziej subtelny i szczery uśmiech. Lubiła Ethana, pomimo wszystkich różnic jakie miedzy nimi były, chociaż musiała przyznać, że czasami czuła się nieswojo, gdy tak szastał pieniędzmi na prawo i lewo, dla Minnie była to abstrakcja i czasami nie czuła się przez to komfortowo. Nawet nie chciała myśleć, co by sobie pomyślał, gdyby zobaczył jej dotychczasowe mieszkanie. Pewnie czułby się jakby trafił pod rynsztok. Czemu wcale by się nie dziwiła, mieszkanie było tanie, leżało chyba w najgorszej możliwej dzielnicy i… Cóż, nie było ładne ani eleganckie, było surowe i ponure, bo do niedawna ledwo wiązała koniec z końcem, wciąż się tylko bardziej zadłużając.
Zaśmiała się na jego słowa. Takie żarty w ich przypadku nie były złe, jakoś tak… czuła się niesamowicie swobodnie przy Ethanie jeżeli chodziło o terapię, z pewnością przez to, że uczęszczali do tej samej grupy.
Minnie zajęła miejsce na krześle, podparła brodę na dłoni i uniosła delikatnie brew, gdy wyciągnął zdjęcie siostry. Drugą ręką ją chwyciła i odwróciła przodem do siebie, uważnie przyglądając się fotografii. Rozchyliła wargi i wstrzymała oddech.
— To twoja siostra? — Spytała, chociaż przecież sam to dosłownie przed chwila powiedział, że nosi fotografię swojej siostry. — Wygląda… znajomo — powiedziała, przygryzając delikatnie wargę, jakby próbowała odnaleźć ją w swojej głowie, skojarzyć, skąd ją zna.
Pokiwała twierdząco głową na jego pytanie.
— Oglądałam w weekend piękną kawalerkę — uśmiechnęła się — zdecydowanie to pierwsze — odparła. W sumie mówiła prawdę, wcale nie kłamała. Nie musiał wiedzieć o jej romansie z szefem. W zasadzie czy to właściwie był romans? Nie była pewna, nie było w tym uczuć, prawda?. Tak czy inaczej nie musiał o tym wiedzieć, a ona miała świadomość, że nie powinna o tym mówić. — Moje obecnie mieszkanie jest… paskudne, nie oszukujmy się — powiedziała, wzruszając lekko ramionami — dostałam sporą premię za jedną umowę i mogę odrobinę zmienić w swoim życiu — powiedziała. Wolała nie opowiadać o tym, jak bardzo wcześniej spierdoliła, ale to nie było istotne. — Twoja siostra… masz więcej jej zdjęć? — Spytała. Wolała wrócić na bezpieczny temat, wolała nie rozmawiać o swoim prywatnym życiu, wątpiła, aby Ethan komukolwiek cokolwiek powiedział, ale nie chciała przez przypadek wygadać czego, czego Cillian by sobie nie życzył.
Minnie
Zuri zdecydowanie w dupie miała Ethana i jego siostrę, a już zdecydowanie miała gdzieś to, co starszy brat robi, aby chronić rodzinę i czemu w ogóle musi to robić. Jej nikt nigdy nie ochronił, a gdy doszło do tragedii, z którą zmierzyła się sama, koniec końców staneła na nogi twardsza i silniejsza... Może niektórych trzeba wbić w ziemię, aby się otrząsnęli?
OdpowiedzUsuńSpojrzała znacząco na jego rękę, którą śmiał ją złapać i rzuciła mu ostre spojrzenie. Wolała gdy był w innym nastroju, gdy razem pili, a potem pieprzyli się w zakamarkach klubu, albo w najbliższym hotelu. Wolała gdy bawili się tak, jak lubili najbardziej, nie bacząc na konsekwencje i nie przejmując się nikim i niczym. Teraz chamsko zrównał ją z ziemią, potraktował lekceważąco, obraził, przy okazji samego siebie wybielając, jakby nigdy nic złego nie robił i jeszcze miał czelność się po wszystkim łasić...
- Bierz łapy - rzuciła wrogo, nie mając zamiaru już na żadne rozmowy. I żadne wyjaśnienia. Powiedział już to, co myślał, wyjawił powód ich spotkania i sądził, że teraz przepraszając, kajając się, Zuri złagodnieje i stanie się siostrą miłosierdzia, która mu pomoże nawrócić niewyżyte dziecko?
Uniosła brew, zaskoczona obrotem sprawy i tym, jakiego doboru słów użył. Do tej pory sądziła, że przemawia w imieniu własnym, a teraz odezwał się tak, że zwątpiła... Mówił w imieniu rodziny? Chcieli ją przekupić? Parskneła śmiechem i wróciła do stolika, siadając wygodnie bokiem, a gdy założyła nogę na nogę, pochyliła się do przodu, nonszalancko podpierając podbródek na dłoni, przez co jej biust wydał się pełniejszy. Zwracała na siebie uwagę, nawet gdy zachowywała się cicho. Była piękne, pewna siebie i umiała to wykorzystać, nawet gdy zaczesywała włosy w tył, wyłapywała zaintrygowane spojrzenia i karmiła się tym jak koktajlami na deser.
- Wiesz, to urocze, że myślisz że liczę pieniądze - zauwżyła z rozbawieniem. - Nie interesuje mnie twoja siostra i komu obrabia pod stołem - dodała poważniejąc. - Wiąże mnie z nią kilka sporadycznych wypadów i nic poza tym, więc zejdź ze mnie i zajmij się tą piękną rodzinką, której obrazek ci się psuje pod nosem - poradziła, stukając niecierpliwie paznokciami o blat. - Nie łączy mnie z nią więcej niż z tobą, znasz mnie, ja się nie przywiązuję - wyjaśniła, wzruszając ramieniem.
Obraził ją drugi raz, ale powiedział kilka rzeczy, które ją zaintrygowały. Czy cała jego rodzina teraz chciała się na nią rzucić...? I tylko dlatego, że coś ją zaciekawiło, wróciła do stolika jeszcze siedziała w restauracji.
- O ciebie siostrzyczka sie nie martwiła, kiedy wyciekły nasze zdjęcia - zauważyła jeszcze uszczypliwie, ciekawa co na to odpowie.
Zuri
To był jej ostatni tak intensywny dzień. Mdłości i zmęczenie nie pozwalały, by ciągnęła dłużej podwójne dyżury. No i wciąż nie doszła do siebie po wypadku. A poza tym… Bądźmy szczerzy, Willow musiała nieco zmienić priorytety. Za kilka miesięcy miała zostać matką, przez nadmiar zajęć zaniedbywała męża i nie miała czasu nawet porządnie odpocząć. Niektóre sprawy ustaliła z dziekanem, więc jeśli chodziło o resztę zajęć, miała się pojawić wyłącznie na egzaminach, a w szpitalu znacznie zmniejszyć liczbę dyżurów. Odczuwała ulgę na samą myśl o odpoczynku, choć nigdy by się do tego nie przyznała. Pracowała ciężko, żeby znaleźć się w miejscu, w którym teraz była. Powiedzenie na głos, że ma dość, byłoby jak przyznanie się do porażki, a Willow nienawidziła porażek. Dlatego dusiła to w sobie, nawet przed własnym mężem.
OdpowiedzUsuńW każdym razie wyszła ze szpitala po dwudziestu czterech godzinach na nogach. Na sorze brakowało personelu, więc przydzielono ją właśnie tam i teraz prawie dosłownie padała na twarz. Pod oczami miała wyraźne cienie, była głodna, bolał ją brzuch i nie marzyła o niczym tak bardzo, jak o wejściu pod prysznic i zagrzebaniu się pod kołdrą na kilka następnych tygodni.
Dlatego niemal się rozpłakała, gdy usłyszała znajomy głos, ale jednocześnie jakby trochę inny. Swoją drogą, jakie było statystycznie prawdopodobieństwo, że będzie miała do czynienia z dwoma mężczyznami chorymi na tę samą przypadłość? Dość szybko zorientowała się, że Ethan ma did. Głównie dlatego, że swoim zachowaniem przypominał jej Blake’a. A raczej Zacka, gdy ten się pojawiał. Tę wiedzę jednak zachowywała dla siebie, bo nie chciała robić mu problemów. Nie, bardziej sobie. Nie chciała, żeby się na niej w jakiś sposób mścił, gdyby komuś powiedziała.
— Doktorze, ale ja… — zaczęła, ale zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, już zajmowała fotel pasażera. Otworzyła szeroko usta, śledząc mężczyznę wzrokiem, a kiedy zajął miejsce za kierownicą, popatrzyła prosto w jego oczy. Ewidentnie naćpane oczy. — Ethan… — podjęła ponownie, ale znowu jej przerwał. Słowa wylewały się z niego jak wodospad i nie miała czasu, żeby coś wtrącić. — Ethan, ale… — odezwała się jeszcze raz i aż wstrzymała powietrze w płucach. — Ethan, do chuja, zamknij się na chwilę! — krzyknęła w końcu i pokręciła głową. — Po pierwsze, jestem po całej dobie na nogach, na sorze — rzuciła szybko, zanim zdążył się znowu odezwać. — Po drugie, naprawdę nie mam ochoty na imprezy. A po trzecie… Co wziąłeś? Zresztą nieważne… Cokolwiek to było, powinniśmy się zamienić miejscami. Odwiozę cię, gdzie tam chcesz. Chyba, że wolisz prowadzić i mieć na sumieniu życie ciężarnej — powiedziała, przechylając głowę lekko w bok i wyciągając przed siebie otwartą dłoń. — Kluczyki — zażądała, patrząc na niego jak matka na skarcone dziecko.
Willow