Kang Haneul
Nie było łatwo.
Chociaż prospekt wyjazdu za ocean i podjęcie pracy w nowo otwartej fabryce mógł wydawać się wspaniałym początkiem American Dream, tak młode małżeństwo z dwójką dzieci pod pachą i dobytkiem życia w walizce szybko przekonało się, że pewne scenariusze istnieją tylko w filmach.
Nie było łatwo.
Bo życie jako dziecko emigrantów, które od najmłodszych lat poszukiwało własnej tożsamości, mogło złamać niejednego. Rodzice, dalej naciskający na pielęgnowanie języka i tradycji. Rówieśnicy, dla których dalej byłaś tą azjatycką dziewczynką, nieważne, że po kilku latach brzmiałaś tak jak oni. To wszystko wystawiało cię na próbę każdego dnia, bo mimo wszystko, dalej ciągnęła się za tobą łatka kogoś innego.
Było tylko gorzej.
Kiedy z biegiem czasu i obojgiem rodziców na dwóch etatach związanie końca z końcem przychodziło coraz ciężej, mimo dobrych wyników w nauce, stypendium zostało zaoferowane komuś zdolniejszemu, a po zakończeniu liceum nie zostawało nic innego, niż walka o przetrwanie.
Ale miało być lepiej.
Bo miałaś marzenia i miałaś w sobie siłę, by brnąć do przodu, chociaż przeciwności losu testowały cię każdego dnia. Wierzyłaś, że pobudki o nieludzkich godzinach, późne powroty do domu i kilka godzin snu będą tego warte. Miałaś nadzieję, że kiedyś usłyszysz:
Haneul, jesteśmy z ciebie dumni.
13.04.2003 | po prostu Han | baristka w kawiarni przy kampusie Kolumbii | po znajomości sprząta mieszkania elitarnych mieszkańców Wielkiego Jabłka | zaschnięta na mankietach kolorowa farba | marzenia o studiach na wydziale sztuki | walka o lepsze jutro | 널 버리지는
instagram | powiązania
[ Generacja druga wlatuje mieszać!
OdpowiedzUsuńPiękna Pani i taka jakaś miła się wydaje... oby jej tutaj nie pożarli 😚
(no i kody działają<3) ]
[Widzę kolejne dziecię pragnące spełniać marzenia :D Niby taka niepozorna, ale coś czuje ze ma ona zapewne kilka ciekawych tajemnic. Ciekawe co nam zmaluje tutaj ta artystka a znając pozostałe twoje twory może być interesująco :D
OdpowiedzUsuńPowodzenia z nową postacią i w razie chęci zapraszam do siebie :P]
[Ale ona jest słodka! Nie mogę się doczekać, żeby poczytać jakieś ploteczki z nią w roli głównej! Baw się dobrze z kolejną postacią! W razie czego, zapraszam do siebie! :D]
OdpowiedzUsuńMeg, Minnie, Theo i Ledger
[Przeurocza i prześliczna Pani, której zostaje życzyć, aby poradziła sobie w rytmie Nowego Jorku i jakże koleżeńskiego towarzystwa, które w nim czyha 🤞
OdpowiedzUsuńPowodzenia i dobrej zabawy z nową postacią, a w razie chęci i czasu, zapraszam oczywiście do siebie ♥]
Już się nie mogę doczekać, aż będziemy pisać ten wątek, jestem nim tak podjaraaaanaaa (choć pewnie, znając nas, zaczniemy w przyszłym roku, same story jak z yurcio i sunghoonem)! Uwielbiam nasze rozrastające się universum, choć szczerze nie mogę się już doczekać, aż pierwsza generacja se pójdzie wsjo, bo będziemy mogły wymyślać kolejne (ale czy będę umiała się rozstać z Seojunkiem… niefiem), uwielbiam HANUL, choć nie mogę zapamiętać jej imienia, no i już uwielbiam ich razem, mimo że póki co są osobno 💖
OdpowiedzUsuńPodpisano: Jonghyun z roboczych
Spotted: Oj, H, i po co to sobie robisz? Jeśli Google nie kłamie, w Nowym Jorku mamy to dyspozycji około dwudziestu pięciu tysięcy miejsc, w którym można podać klientom kawę, a Ty zdecydowałaś się pracować w kawiarni z widokiem na niespełnione marzenia. Musi Ci być bardzo przykro, kiedy studentki z wydziału sztuki zamawiają u Ciebie niskotłuszczowe latte, a potem pędzą na zajęcia, podczas gdy Ty ze swojej zmiany ruszasz na Upper East Side, ale tylko po to, by szorować nasze szafki kuchenne. Cinderella, bardzo mi Ciebie szkoda. Widzę jednak w Tobie spory potencjał... We shall see.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Totalny brak czasu zawsze sprzyja tworzeniu nowych postaci! Ja zwykle po czasie jestem, ale chciałam się z tą ślicznotką przywitać. W dodatku jest taka urocza i przyjemna, taka zwyczajna. A wśród tych naszych bogatych dzieciaczków tego typu postacie to w sumie rzadkość. :D Nie wiem co chcę, ale chciałabym, aby droga Han i Cadena się skrzyżowała (jak już go opublikuję) i jak uda nam się znaleźć czas na wąteczki. Może się dogadają. Na pewno się dogadają.
OdpowiedzUsuńBaw się wybornie!!]
Cornelia Watson, Caden Whitmore & Gabriel Salvatore
Jonghyun poprawił spinkę od mankietu, wzdychając głęboko. Właśnie wjeżdżał windą na osiemnaste piętro nowoczesnego budynku w centrum miasta, w którym mieścił się apartament kogoś, z kim musiał — bo wcale nie miał na to najmniejszej ochoty — spędzić cały dzisiejszy wieczór.
OdpowiedzUsuńKim Ryujin była córką potentata naftowego i znanej w całym kraju restauratorki, była przepiękną, młodą kobietą, wymarzoną synową. A przynajmniej tak mówili o niej jego rodzice. Wizja dziewczyny malowała się dla niego raczej w czarnych barwach — spodziewał się ujrzeć nudziarę podobną tym, z którymi już od dawna próbowali go zeswatać państwo Nam. Piękną, zapatrzoną w niego niczym w obrazek wydmuszkę bez charakteru.
— Panienko Kim, ktoś do pani — zawołała pokojówka, gdy tylko rzuciła na niego okiem po otwarciu drzwi. — Zaproszę pana do salonu — zwróciła się już do Jonghyuna. — Panienka Kim zaraz powinna się pojawić, tymczasem pozwolę sobie czymś poczęstować.
Jonghyun kiwnął głową z uśmiechem. Pokojówka Ryujin — a może gosposia? — wydawała się osóbką dość osobliwą. Nie była jedną z tych sztywnych, młodych dziewczyn, zawsze uśmiechniętych, które poruszały się i mówiły dokładnie tak, jakby były wytworem sztucznej inteligencji. Kobieta w średnim wieku, która ułożyła przed nim talerz ciasteczek, była rumianą, okrągłą, ciepłą i wyjątkowo dumną osobistością. Jonghyun polubił ją od razu. Gdy w końcu zasiadł na aksamitnej kozetce i sięgnął po jedno z kruchych ciastek, obdarzyła go zadowolonym spojrzeniem, a potem zniknęła w korytarzu, najpewniej by pospieszyć swoją panią domu.
Minuty mijały, a nikt nie wychodził. Zamiast jednak się zdenerwować, Jonghyun był coraz bardziej rozradowany. Wszystko w tym domu trochę stawało na głowie — począwszy od pokojówki, a nawet na wystroju kończąc. No i zupełnym braku osoby, z którą się dzisiaj umówił, rzecz jasna.
— Cóż — wymamrotał cicho do siebie, skubiąc kolejne ciasto. — To będzie noc pełna wrażeń.
— Mam — powiedział, kiwając głową, a z jego twarzy dalej nie schodził uśmiech. — Ale kto powiedział, że muszę to zrobić od razu?
OdpowiedzUsuńDziewczyna przed nim zdecydowanie nie była tym, czego się spodziewał. Przywykł do zimnych i wyniosłych księżniczek, także jej bezczelne zachowanie nie robiło na nim wielkiego wrażenia, ale nie zdarzyło mu się jeszcze z taką panną randkować. Najchętniej jednak poszedłby do domu. Skoro jednak obiecał rodzicom, że kolacja się odbędzie, nie zamierzał się wycofywać, nawet jeśli będzie musiał spędzić następne kilka godzin w towarzystwie największej złośnicy na Manhattanie.
— Poza tym… czy to gość nie powinien być witany przez gospodarza?
Uniósł brwi, ale chwile później roześmiał się głośno. Kiwnął jej delikatnie głową, uważnie lustrując jej sylwetkę… dość bezczelnym spojrzeniem. Prawdę mówiąc, robił to tylko po to, by ją jeszcze bardziej zdenerwować, a nie dlatego, że taktowanie wzrokiem kobiet było dla niego codziennością — robił to, owszem, ale nie tak ostentacyjne.
Ryujin była ubrana co najmniej dziwacznie, biorąc pod uwagę okazję. Króciutka sukienka bez ramiączek, wycięta pod biustem ledwo zasłaniała jej to, co powinna. Zdecydowanie nie był to strój do restauracji. Gdy pokojówka doniosła jej jeszcze futro, Jonghyun zacisnął zęby, by nie wybuchnąć śmiechem.
— Jestem Jonghyun. Miło mi cię w końcu poznać, Ryujin. Wyglądasz… bardzo ładnie. — Skupienie się na jej twarzy pomogło mu z komplementem. Jej nie miał niczego do zarzucenia. Dziewczyna była przepiękna, piękniejsza, niż sobie wyobrażał, gdy usłyszał jej opis. Nie była wzorem koreańskiej urody, ale… była zdecydowanie w jego typie.
Niestety nie mógłby powiedzieć tego o jej charakterku.
— Zrobiłem rezerwację w restauracji. Limuzyna powinna już na nas czekać na dole — powiedział pogodnie, zerkając w stronę korytarza. — Może w tym czasie opowiesz mi coś o sobie? Słyszałem, że jeździsz konno…? — dodał, wskazując palcem na dyplomy i medale wiszące na przeciwległej ścianie. W międzyczasie wstał, częstując się jeszcze jednym ciastkiem. — Wasza pomoc piecze wspaniałe ciastka!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJonghyun uważnym wzrokiem śledził poczynania pani domu. Widział to, co chciała mu pokazać — pewny siebie krok, grymas na twarzy, pogardliwe spojrzenie i złośliwy charakter. Ale studia nauczyły go głębszej analizy, a też nie był człowiekiem, który dochodził do pochopnych wniosków.
OdpowiedzUsuńZgodnie z tym, co powiedzieli mu jego rodzice, rodzina Ryujin równie gorąco pragnęła, by z ich relacji wykluło się coś więcej. Nic nie wspominali o jej samej. I Jonghyun zgadywał po sposobie, w jaki dziewczyna odebrała płaszcz od pokojówki, że wszystkie frazesy, które z siebie wyrzucała, były jedynie skrupulatnie zaplanowanym popisem teatralnym. Chciała go od siebie odstraszyć.
Ale przecież — jak już wspomniano — Jonghyun nie uciekał się do wysnuwania pochopnych wniosków.
— Ma trzy — odpowiedział, kiwnąwszy głową. — Nazywa się Per se, to francuska restauracja, myślę, że ci się spodoba… Jadamy tam czasem z matką, ona pochodzi z Francji, choć to trochę inny rodzaj kuchni… Zresztą, zobaczysz i sama ocenisz. — Zerknął w dół i gdy spostrzegł okruchy na marynarce, roześmiał się cicho, a potem je strzepnął. — Cóż, przekonasz się sama, Rayul.
Nawet powieka mu nie drgnęła. Gdy winda zatrzymała się na dole stanął prosto i nie ruszył się, dopóki dziewczyna go nie wyprzedziła i wyszła. Czarna limuzyna czekała już na nich przed wejściem do budynku razem z kierowcą, gotowym, by otworzyć im drzwi.
— Hej, Peter, wysadzisz nas przy Columbus Circle? — zapytał przed intercom mężczyznę, gdy tylko wsiedli.
— Jasne, szefie.
Jonghyun roześmiał się.
— Jak tam, Rayul, przygotowania do świąt? Lubisz Nowy Jork w grudniowej aurze? Czy może wolisz spędzać je za granicą, gdzieś w ciepłych krajach?
Równie dobrze mógł grać w jej grę, ale nie leżało to w jego naturze. Poza tym miał drobny pociąg do psot od dziecka. Gdyby tylko Ryujin wyłożyła kawę na ławę i powiedziała mu prawdę, na pewno zgodziłby się miło z nią spędzić czas, a potem zatańczyć tak, jakby sobie tego życzyła, nawet jeśli miałby na tym coś stracić — taki był. Ale on nie tracił nic, jego rodzice nie byli tacy.
I miał ochotę dać jej prztyczka w nos.
Na jej rewelację w języku francuskim zacisnął mocno szczęki i choć cechowała go delikatność godna podziwu, niemalże wybuchnął śmiechem. Całe szczęście, dziewczyna odwróciła głowę do okna, by podziwiać dekoracje świąteczne, bo gdyby nie to, na pewno poczułby lekkie wyrzuty sumienia. Musiał przyznać, że jej pewna siebie mina podczas wygłaszania miłości do śmierdzących skarpetek była całkiem słodka. A poza tym wcale się tak bardzo nie pomylił — ten wieczór coraz bardziej zaczynał go bawić.
OdpowiedzUsuń— Aimez-vous... les chaussettes qui sentent mauvais ? Eh bien, je ne le dirai pas, c'est une chose assez inhabituelle à aimer. Cependant, je crains que vous ne rencontriez probablement pas cela dans ce type de restaurant. Mais si vous aimez tellement les chaussettes qui puent, je pourrai peut-être vous en offrir pour Noël… — powiedział perfekcyjną francuszczyzną, obdarzając jednocześnie Ryujin ciepłym i szerokim uśmiechem. — Qu'en penses-tu?
Oczy dziewczyny zabłyszczały niemal dziecięcą radością, kolorowy blask świateł odbijał się w nich, sprawiając, że wydawały się jeszcze większe, niż były w rzeczywistości. Nie uszedł uwadze chłopaka mimowolny uśmiech, który wpełzł na jej usta, momentalnie zsuwając z twarzy maskę nowojorskiej złośnicy. Przez moment, krótką chwilę, zaledwie sekundy, wyglądała jak mała dziewczynka ciesząca się Bożym Narodzeniem. A potem powiedziała coś o sklepie Tiffany'ego i cały czar chwili prysł niczym bańka mydlana.
Niemniej Jonghyun dalej wyczuwał tę nutę sztuczności, która tylko potwierdzała jego tezę. I dalej nie dawał po sobie tego poznać.
— Cóż, muszę się zgodzić, wydaje się, że to dość popularna destynacja świąteczna. Poza tym Śniadanie u Tiffany’ego też robi swoje. — Jego matka uwielbiała ten film i oglądał go chyba w ciągu całego swojego życia przynajmniej z piętnaście razy. — Chociaż przyznam się, że sam dość rzadko wybieram ten sklep na spędzanie wigilijnego poranka. Jestem bardziej piżamowym typem? — Wzruszył ramionami, marszcząc nos. — I trochę takim nudziarzem, który miesiąc wcześniej skrupulatnie planuje prezenty dla bliskich.
Roześmiał się, gdy tylko wyliczyła wszystkie drogie zabawki, którymi mógłby się interesować. I to nie tak, że nie lubił swojego bogactwa — nie był hipokrytą — ale nie interesowały go rzeczy, które… Krzyczały. Lubił mówić, że jego drogie zabawki były drogie dla drogiego oka, cokolwiek to w jego mniemaniu znaczyło.
— Rayul, jak możesz mnie posądzać o coś tak banalnego? — Teatralnie ułożył wyciągniętą dłoń na piersi, posyłając jej niedowierzające spojrzenie. — Nie, niestety, nie lubię żadnej z tych rzeczy. Znaczy, inaczej. Lubię mieć dobry, elegancki zegarek, który będzie służył lata, tak samo jak samochód… Nieruchomości nigdy nie były moją pasją, choć skłamałbym, gdybym powiedział, że nie przepadam za tym, by od czasu do czasu pojechać na jakieś miłe wakacje… — Wzruszył ramionami. — Lubię wydawać pieniądze na sztukę. Dużo bardziej ucieszyłbym się z obrazu Rembrandta niż z nowego Rolexa.
Tak w zasadzie to byłby drugi — jeden z obrazów tego malarza dekorował ich główny salon rodzinnej posiadłości.
Limuzyna w końcu zatrzymała się pod wskazanym adresem i kierowca zsunął szybę po swojej stronie, po czym wychylił delikatnie głowę.
— Dzieciaki, mam wjechać na parking podziemny czy wysiadacie?
— Wysiadamy, Peter, dzięki. Będę dzwonić po taksówkę w drodze powrotnej, możesz zjechać już do domu — krzyknął Jonghyun, a potem odwrócił się w kierunku brunetki z uprzejmym uśmiechem. — No, Rayul, wyskakuj na chodnik, bo nas zatrąbią na śmierć, stoimy na środku ronda — dodał, z premedytacją pozwalają sobie na kompletne olanie honoryfikatów.
Jonghyun pożegnał się z kierowcą i zatrzasnął drzwi, a kiedy się odwrócił, Ryujin stała już prawie pod drzwiami budynku, w którym mieściła się restauracja. Przebiegł te kilka kroków w porę, by móc uraczyć się widokiem szarpiącej się z klamką dziewczyny — z klamką ciężkich drzwi, które otwierały się od wewnątrz. Jak na dżentelmena przystało, z grzecznością zerknął w dół, tłumiąc uśmiech, gdy Ryujin lekko odwróciła głowę w jego stronę, najpewniej sprawdzając, czy widział jej potknięcie. On jednak tak zajął się poprawianiem mankietu, że wydawało się, jakby inny świat dla niego nie istniał. Po kilku długich sekundach w końcu podniósł głowę i spojrzał na nią lekko zaskoczony.
OdpowiedzUsuń— Czemu nie wchodzimy? — zapytał, zerkając na kelnera, a potem na brunetkę niepewnie. — Zapomniałaś czegoś z limuzyny? Jeśli tak, nie martw się, może nie mam francuskich manier, ale nie jestem złodziejem. Jutro Peter będzie pod twoim apartamentem ze zgubą. A teraz może wejdziemy? — Skinął głową w kierunku wnętrza pomieszczenia. — Bo coś mi się wydaje, że marzniesz, Rayul.
Dziewczyna musiała się otrząsnąć, bo już niedługo potem znaleźli się w środku. Dostali dobre miejsce — z lekka na uboczu, daleko od kuchni, a w dodatku mieli dobry widok na panoramę centrum. Jego matka zrobiła rezerwację. Pewnie gdyby on się tym zajął wcześniej, obyłoby się bez sztampowości wyjścia, ale nie chciał sprawić Ophélie przykrości. Była typową Francuską i potrafiła lamentować godzinami o zupełne pierdoły. Jej charakter idealnie pasował do koreańskiego chłodu jego ojca.
Usiedli, a kilka minut później zjawił się szef kuchni, by ich osobiście powitać. Ophélie była znaną restauratorką i miała szeroką sieć znajomości, do których zaliczał się również właściciel — i jednocześnie szef kuchni — Per se. Jonghyun znał go również, bo często tam jadali, ale uciął rozmowę tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to dobre maniery, bo nie chciał, by dziewczyna poczuła się skrępowana.
— Odpowiadając na twoje pytanie, oczywiście, że wiem, kto to Rembrandt. Jak mógłbym nie wiedzieć? — zapytał, a potem uśmiechnął się szeroko do kelnera, który właśnie wlał do jego kieliszka wino. Przeniósł rozbawione spojrzenie na Ryujin. — Już bardziej bym zrozumiał, jakbyśmy rozmawiali o Janie Vermeerze, ale Rembrandt? Nisko mnie oceniasz, naprawdę… Już kolejny raz łamiesz mi serce, a jeszcze nie podali przystawek.
Wydymał usta, siląc się na smutną minkę, ale jego oczy dalej błyszczały z rozbawieniem.
— Daj mi powód, dla którego oceniasz mnie tak nisko. — Tym razem ton jego głosu nie był już tak pogodny jak wcześniej. Nie umknęła mu nutka szczerości w słowach, które wypowiedziała. Jeśli jeszcze jej poprzednie zachowanie podpisał pod teatrzyk, który odstawiała, by go od siebie odstraszyć, tak teraz wydawała się mówić to, co podsuwała jej własna głowa, nie wykalkulowany scenariusz. I nie spodobało mu się to, to rzucane wyzwanie, mimo że jej mina pierwszy raz tego wieczoru zdawała się go zapraszać do dyskusji. — Nie wiem, w jakim świecie żyjesz, ale w moim jest mało miejsca na traktowanie ludzi z góry. Nie tym się staram otaczać. Więc jeśli muszę ci przedstawić listę rzeczy, za które być może, o ile uznasz je za stosowne, zaczniesz mnie obdarzać szacunkiem, to… — Upił łyka wina. — Nie musisz tego robić wcale.
OdpowiedzUsuńGdy zadawała mu następne pytania, na jego twarzy ponownie zagościł lekki uśmiech, ale nie zdążył jej odpowiedzieć, bo zaraz zjawił się kelner. Widział, jak Ryujin zezuje na ostrygi, a potem bierze do ręki nie ten sztuciec, który trzeba. Zabrał do ręki dokładnie ten sam widelec, co ona, a potem uniósł jedną ostrygę i powoli, by dziewczyna niczego nie przeoczyła, pokazał jej, jak się ją otwiera.
— Nigdy nie jadłaś ostryg? Mój ojciec też nigdy nie jadł, nie cierpi ich. Patrz, teraz przechylasz, wsuwasz na raz do ust, lekko gryziesz i połykasz — mruknął, a potem zaprezentował instrukcję na żywym organizmie.
Zacmokał kilkakrotnie, a potem wypłukał usta szampanem. Nawet nie zauważył kiedy kelnerzy podmienili im kieliszki z alkoholem.
— Spróbuj, serio. Jest pyszne. No, chyba, że masz uczulenie na owoce morza, to wtedy na pewno cię nie będę namawiał. Jeśli ci nie posmakuję, zamówimy coś innego. Znam kucharza, więc przyrządzi nam cokolwiek, na co będziesz miała ochotę. — Uśmiechnął się zachęcająco. — A wracając do twoich pytań, to… Hm… I tak, i nie. To rodzice ciągali mnie do muzeum, a potem, jak już podrosłem, to ja ciągałem ich. Ale żaden ze mnie znawca sztuki, nie studiowałem na Royal Collage, jestem tylko małym pionkiem, amatorem, który może jedynie powiedzieć, czy mu się coś podoba, czy nie. Chociaż…
Teraz i on oparł podbródek o wyciągniętą rękę i uśmiechnął się przymilnie od ucha do ucha, mrugając przy tym oczami.
— Zagrajmy w grę, taką w stylu odpowiedz na parę pytań, a powiem ci, jakim jesteś bochenkiem chleba. Tylko w innej wersji… Ja ci powiem, jaki jest mój ulubiony obraz, a ty mi powiesz, co o mnie myślisz… — Uniósł jedną brew, a jego oczy ponownie tego wieczoru zabłyszczały figlarnie. — Huśtawka Fragonarda. I prawie wszystko z czasów królowania stylu rokoko.
Dziewczyna z pewnością nie zdawała sobie sprawy z tego, jaka zmiana zaszła w jej osobie, gdy tylko zaczęli tę małą grę. Jonghyunowi przeszło przez myśl, że teraz, w ciągu tej krótkiej chwili, przyszło mu w końcu spędzać czas z prawdziwą Ryujin, a nie z tą dziwną osobistością, na którą, z tylko sobie znanego powodu, kreowała się cały wieczór.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się, gdy go podsumowała, a na wzmiankę o erotyzmie zmarszczył lekko nos, podśmiewając się wesoło i kiwając głową. Zastanawiał się chwilę nad tym, co ma jej odpowiedzieć, starając się przywołać w myśli to, co usłyszał od matki o Monecie i czego nauczył się jeszcze w latach szkolnych na temat czasów impresjonistów.
Ściągnął brwi i spojrzał niepewnie na brunetkę.
— Coś tu nie gra… Down to earth, uciecha z ulotnych chwili i małych rzeczy, zachwyt codziennością. Albo jesteś bardzo nieprzenikniona, albo udajesz kogoś, kim nie jesteś… — Postukał palcami o własny policzek, z podbródkiem dalej opartym o dłoń. — Bo nijak mi to do ciebie nie pasuje, Rayul.
Kelner właśnie ich mijał, więc chłopak odwrócił spojrzenie od Ryujin i uniósł wysoko rękę z delikatnym uśmiechem, by przywołać do siebie mężczyznę.
— Przepraszam, kompletnie straciliśmy poczucie czasu, poprosimy o rachunek — powiedział, a gdy tylko kelner odszedł, posłał dziewczynie figlarne spojrzenie. — No cóż, zbieraj się, chcę cię gdzieś jeszcze zabrać. I tak wydaje mi się, że niczego stąd nie dałabyś rady przełknąć. Zabieraj swe futerko i idziemy, musimy złapać taksówkę. Chętnie zaproponowałbym ci spacer, ale obawiam się, że byłoby ci zimno.
W prawym skrzydle MET jeszcze przez jeden dzień wystawiali kolekcje impresjonistyczną. Mnóstwo obrazów, które na co dzień spoczywały w europejskich muzeach, można było zobaczyć na własne oczy, bez potrzeby podróży na inny kontynent.
Udało im się znaleźć pod budynkiem w nieco ponad piętnaście minut.
— Bo w ciągu tej krótkiej chwili, gdy przyszło ci do rozmowy na temat impresjonizmu, zrzuciłaś maskę tej wyrachowanej książniczki Manhattanu, którą udajesz pewnie po to, by mnie od siebie odstraszyć — powiedział szczerze, poprawiając płaszcz, po czym spojrzał jej prosto w oczy. Szli powoli w kierunku wejścia. — I chciałbym trochę bliżej poznać prawdziwą ciebie, bo mam wrażenie, że się polubimy… a tak się składa, że jutro zamykają wystawę, którą na pewno chciałabyś zobaczyć, a przynajmniej tak mi się wydaje. — Wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuńPrzeszli przez bramki, a potem bocznym wejściem na główna salę muzeum. Mimowolny uśmiech wpełzł na usta chłopaka, gdy rozglądał się wokół z ciekawskim błyskiem w oku, zupełnie jakby znowu miał kilka lat i przyszedł tu z rodzicami na ich pierwszą poważną wycieczkę… która zapoczątkowała jego fascynację sztuką.
— Nie zamierzam ci się oświadczać. — Zaszedł jej drogę, tak, by stać na przeciwko. — I wydaje mi się, że biorąc pod uwagę to, jak mnie traktowałaś przez cały wieczór, należą mi się jakieś wyjaśnienia. — Mimo raczej chłodnego charakteru słów, Jonghyun mówił je pogodnym, delikatnym tonem. Nie miał niczego złego na myśli.
Uśmiechnął się do niej delikatnie, a potem dżentelmeńskim gestem zaoferował jej łokieć, by mogli kontynuować zwiedzanie.
— Rayul, pozwolisz się prowadzić?
— Chcę cię bliżej poznać. Powinienem się z tobą spotkać, a i tak zrobiłem to tylko dlatego, by sprawić przyjemność rodzicom, a nie, bo zostałem do tego w jakiś sposób przymuszony. Tak, jak już powiedziałem, zaciekawił mnie ten twój upór maniaka, by wspiąć się na wyżyny zdolności aktorskich… A poza tym, co jest złego w ustawionej randce? — Wzruszył ramionami. — Ludzie to robią na okrągło, swatają swoich przyjaciół, rodzinę, znajomych, wnuków sąsiadki. — Na jego twarz wpłynął rozbawiony uśmiech. — A co, jeśli by się okazało, że poznałabyś na niej chłopca ze swoich snów, takiego, o jakim zawsze marzyłaś?
OdpowiedzUsuńKiwnął głową, gdy do niego podeszła, kierując od razu swoje kroki w stronę wystawy, którą chciał jej pokazać. Przez moment analizował w głowie to, co do niego powiedziała, jednocześnie popijając małe łyczki alkoholu i prześlizgując wzrokiem po dziełach sztuki, które mijali.
— Nie musisz się bronić przede mną. Powiedzmy, że wiem, jakie są twoje intencje. A teraz możemy zwyczajnie spędził miło resztę dnia — stwierdził w końcu, spoglądając na nią z ukosa. — Spójrz w tamtą stronę i mi nie dziękuj — dodał bardzo z siebie zadowolony, odwracając głowę w kierunku wejścia na wystawę impresjonistyczną.
— Nie wiem, wydaje mi się, że większość ludzi o tym marzy — powiedział z lekkim uśmiechem, choć dziewczyna już go nie słuchała, jak orzeczona wpatrując się w dzieła sztuki dobre kilkanaście kroków przed nim.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się sam do siebie, a potem uniósł brwi i przemierzył korytarz, by stanąć obok Ryujin przy jednym z portretów. Rzadko inni zaskakiwali go tak, jak robiła to ta przedziwna dziewczyna — rzadko zdarzało się też, że coś tak motywowało go do rozwikłania tajemnicy.
skipping because i don’t know shit about art heh
Gdy już później podjeżdżali pod budynek, w którym dziewczyna mieszkała, dalej rozmawiali o wystawie, jakby zupełnie zapomnieli, kim byli i w jakich okolicznościach przyszło im się spotkać. Dopiero gdy samochód stanął, bańka pękła, sprowadzając ich na ziemię. Uśmiech zniknął z twarzy brunetki jak za dotknięciem magicznej różdżki, a Jonghyun już wiedział, że to nie jest ostatni raz, kiedy się widzą. Nie mógł być.
— Cóż, dziękuję ci za ten wieczór. Wiem, to musiały być tortury nie do opisania, szczególnie ta ostatnia godzina, którą spędziliśmy w muzeum, ale naprawdę stanęłaś na wysokości zasadnia. — Musiał się bardzo pilnować, żeby nie parsknąć śmiechem. — Możesz być pewna, że przekaże swoim rodzicom, że przez ostatnie lata nie byłem na gorszej randce… Rayul.
I pewnie by tak zrobił, gdyby — tak samo jak Ryujin — nie był wyjątkowo przekornym charakterem. I kilka dni później prawdziwa Ryujin nie zadzwoniłaby do Haneul, by roztrzęsionym głosem jej powiedzieć:
— Haneul, cholera, co ty narobiłaś?! Podobno Jonghyun powiedział, że nigdy nie bawił się lepiej! I chce się spotkać jeszcze raz!
Tym razem Jonghyun przeszedł przez apartament takim krokiem, jakby co najmniej był jego właścicielem. Sądząc po minie Ryujin, nie cieszyła się na jego widok — mówiąc delikatnie — ale niczego innego się po niej nie spodziewał. Gdy stanął przy kanapie, z której się nawet nie podniosła po jego wejściu do salonu, powitał ją szerokim i bardzo zadowolonym z siebie uśmiechem.
OdpowiedzUsuń— Cześć, Rayul. Gotowa na randkę numer dwa? — zapytał, unosząc brwi, a potem wskazał dłonią za siebie, w kierunku wyjścia z apartamentu.
Jonghyun w ciągu tego tygodnia też wiele razy myślał o Ryujin, zbywając telefony od rodziców najbardziej błahymi wymówkami na świecie. Dywagował, co powinien w tej sytuacji zrobić, a zdrowy rozsądnek i dość ugruntowana moralność mieszała się z jego z lekka skorym do psot usposobieniem. W końcu doszedł do wniosku, że skoro dziewczyna jest tak bardzo niechętna do poznawania nowych amantów, których podsuwali jej rodzice, w zasadzie robił jej przysługę, proponując kolejną randkę. Skoro nie miał wobec niej żadnych poważnych zamiarów, dłużej trzymał ją na dystans od przykrych obowiązków spotykania się z potencjalnymi kandydatami na męża.
A przede wszystkim bardzo chciał zobaczyć jej minę, gdy go ponownie zobaczy.
W jego życiu było od zawsze za mało czasu na miłość. Nie dlatego, że jej nie chciał, ale od lat był zbyt zafrasowany nauką, by móc wcisnąć do napiętego kalendarza tak duże zobowiązanie, jakim była odpowiedzialność za szczęście drugiego człowieka. Uważał to za rozsądne. Poza tym nie znalazł się nikt, kto mógłby to przekonanie w nim podważyć. Albo wzbudzić ciekawość na tyle, by zaczął to choć trochę kwestionować.
Do teraz.
Powziął sobie na cel tylko i aż tyle, by zburzyć mur, który wokół siebie zbudowała Rayul. Chciał poznać ją, taką, jaka była naprawdę. Dowiedzieć się, jakim była człowiekiem. Polubił te strzępki jej prawdziwego charakteru, które wymknęły się, gdy przestała pilnować, by podążać według wcześniej ustalonego scenariusza. Tak, jak jej powiedział, dalej nie zamierzał jej się oświadczyć — ale nic nie stało na przeszkodzie, by ją poznać.
“Pięknie wyglądasz”, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.
— Niespodzianka — powiedział chłopak, unosząc lekko brwi z przekornym wyrazem twarzy.
OdpowiedzUsuńNie uszło jego uwadze, że mimo iż Ryujin wydawała się odrobinę poirytowana, sztuczna fasada księżniczki Nowego Jorku ulotniła się w niebyt, ukazując jej prawdziwe — a przynajmniej bardziej niż to poprzednie — oblicze. Widział, jak ścisnęła mocniej rękę na brzuchu, gdy wstała z kanapy i przez chwilę poczuł żal do samego siebie, że ciągnął po mieście dziewczynę, która się źle czuje, w imię głupiej zabawy.
— Ale nie musimy nigdzie iść dzisiaj, jeśli coś ci dolega — dodał, rysując palcem prawej dłoni lekkie kółka w okolicy jej brzucha.
Ryujin spojrzała na niego wzrokiem, który mógł zabić.
— Jestem głodna — powiedziała tylko, wywracając oczami, ale Jonghyun odniósł wrażenie, że gdzieś w kąciku jej ust czaił się lekki uśmiech, gdy szybko odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.
— To chodźmy najpierw coś zjeść. Jeśli przejdziemy na drugą przecznicę, jest tam taka mała restauracja z hamburgerami. Nie jest to coś wykwintnego, ale głodny chyba nie marudzi, co nie? — zapytał, na powrót przywdziewając na twarz uśmiech golden retrievera. — No przestań się dąsać! Tak w zasadzie moją cudowną prezencją robię ci przysługę. Powinnaś mi być wdzięczna. Będę dzielnie odpychał wszystkich innych rycerzy w lśniących zbrojach, którzy będą próbować na białym koniu wystawać przed twym balkonem, księżniczko.
Ryujin chyba nie miała go dość — albo czuła się jakby miała nóż na gardle — bo choć jeszcze była w stanie uciec z powrotem do swojego apartamentu, przeszła z nim drogę oddzielającą ich od knajpy. “Restauracja” nie było odpowiednim słowem określającym to miejsce, bo była to najzwyczajniejsza na świecie, stara burgerownia, zazwyczaj pełna turystów, którzy próbowali przyoszczędzić trochę pieniędzy na wycieczce. Jedzenie podawali do ręki, w całym pomieszczeniu były aż dwa stoliki, zazwyczaj zajęte.
— Co dla was? — zapytał facet za ladą, poprawiając okulary na nosie.
— Co dla mojej księżniczki? — zapytał Jonghyun, odwracając dalej uśmiechniętą twarz w stronę brunetki.
[Dopiero się okaże, czy Carmèla jest podobna do siostry, ale na brak ploteczek na pewno nie będzie trzeba narzekać. Francja już się o tym przekonała, teraz czas na Nowy Jork :D
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że każda z Twoich postaci mnie oczarowała – aż nie mogę zdecydować, która bardziej! W każdym razie, chętnie porwałabym kogoś z fantastycznej trójki do wątku. Co prawda pomysłów jeszcze nie mam, ale w razie chęci z Twojej strony zawsze się coś znajdzie.]
Carmèla B.
[ ja gorąco dziękuję za miłe słówka i jak najbardziej zawsze znajdę chęci do napisania czegoś z kimś z tejże urokliwej trójki! bo nawet jeśli teraz w mojej głowie nie istnieje żaden ukierunkowany pomysł, to jestem w 100% pewna, że coś można między nimi wygrzebać ♥ ]
OdpowiedzUsuńp.s czuję się zobowiązana jako lokalne p1ece, żeby jak najbardziej służyć pomocą i zachęcić do zainteresowania się tymi talented, brilliant, incredible, amazing and show stopping men 😩😩
Dotychczas w życiu Yosoo było naprawdę niewiele osób, do rozmowy z którymi szczerze dążył. Sam postrzegał ludzi jako bilans zysków i strat. Zestawienie korzyści, które przy odrobinie szczęścia mógł zapewnić sobie z niemal każdej, istniejącej w jego życiu relacji. Taki scenariusz posiadał jednak pewną wadę; niezwykle niebezpieczną, którą Jeong uparcie spychał gdzieś na sam skraj listy rzeczy małych i nieistotnych.
OdpowiedzUsuńGdy pojawiały się komplikacje, zostawał z nimi sam. I choć samotność nie była czymś, co zaprzątało jego głowę wybitnie często i mocno, musiał przyznać, że czasami okazywała się zbyt uciążliwa, nawet dla niego. Na przykład teraz, gdy wszystko wymknęło mu się z rąk, a bałagan, który zrobił dookoła siebie, zaczynał go powoli przerastać.
Na co dzień kpił jawnie z tych obrzydliwie pospolitych i pozbawionych sensu frazesów, w których ludzie niejednokrotnie upatrywali usprawiedliwienia własnej nieudolności, ale swoje obecne położenie sam podsumowałby najchętniej standardowym: “jeśli coś może się nie udać, to się nie uda”. Mógł męczyć się z tym sam lub spróbować chociaż to z siebie wyrzucić. Nie rozumiał dlaczego, ale tym razem coś podpowiadało mu, by skorzystać z tego mniej oczywistego rozwiązania; być może to właśnie dlatego nogi same poniosły go w kierunku niewielkiej kawiarni przy kampusie; do miejsca które dobrze znał i… które lubił.
Kiedy jego wizyty na uczelni nie ograniczały się jedynie do tych nielicznych, absolutnie koniecznych, zaglądał tu niemal codziennie. Niemal, w wyrazie ostatniego z niewielkich przejawów zdrowego rozsądku, bowiem przy zwiększonej częstotliwości groziłby mu albo atak serca (spowodowany nadmiernym spożyciem kofeiny), albo cukrzyca. Obie wizje nie byłyby jednak takie złe, jak miało się niebawem okazać; Yosoo - martwy lub przykuty do szpitalnego łóżka - nie musiałby mierzyć się właśnie ze wszystkimi konsekwencjami niedawnych wyskoków. Chciał czy nie, na chwilę spokoju musiał jeszcze jednak poczekać.
Albo zapracować, ale o tym rozwiązaniu wolał na razie nie myśleć.
Deszcz, który złapał go w połowie drogi, zdążył zmoczyć jego ciemne włosy do tego stopnia, że te kleiły mu się teraz nieprzyjemnie do twarzy, ale była to prawdopodobnie jedna z ostatnich rzeczy, którymi zamierzał się teraz przejmować.
Przez krótką chwilę stał przed przeszklonymi drzwiami kawiarni, zastanawiając się, czego właściwie oczekiwał po tej nagłej wizycie. Był o krok od tego, by się wycofać; by zawrócić, ale w końcu zdecydował się wejść do środka. Rozejrzał się niepewnie i odetchnął z ulgą, gdy napotkał dokładnie tę osobę, której teraz potrzebował; którą szczerze lubił. W ten nieskomplikowany, czysty i niewinny sposób. Tę samą, która kilka razy w tygodniu raczyła go najróżniejszymi historiami przechwyconymi od innych klientów i przygotowywała dla niego tak dziwaczne zamówienia, że sam zaczynał zastanawiać się, czy w temacie kaw z dodatkami było jeszcze coś, co mogło go szczerze zaskoczyć.
— Mogę liczyć jeszcze na ciasto i moją ulubioną kawę? — zapytał, siadając ostrożnie na jednym z wysokich, barowych krzeseł i zmusił się do przywołania na twarz lekkiego uśmiechu. — Tę z rozmową w pakiecie?
[Zapłon genialny, ale jestem i od razu pozwoliłam sobie wstrzelić tutaj, już bez przeciągania, bo pomysł powiązania Yosoo z Han totalnie mnie ujął i stwierdziłam, że taka dobra dusza naprawdę mu się przyda. *__* Mam nadzieję, że na początek może być. ]
Yosoo
— Tylko głupi pogardziłby nowojorskim fast foodem — powiedział, po czym zamoczył kilka zakręconych frytek w majonezie i wpakował je sobie naraz do ust. — Naprawdę zazwyczaj otaczasz się aż takimi dupkami, którzy brzydzą się zjedzeniem burgera z budki? Jak oni sobie radzą w życiu?
OdpowiedzUsuńZamówił dokładnie ten sam zestaw, co dziewczyna, ale mimo że sam był całkiem głodny, jej jedzenie ubywało w znacznie szybszym tempie. Musiała być naprawdę głodna. Jonghyun uniósł brwi, zastanawiając się nad tym dłuższą chwilę. Dieta, zabiegany dzień? A przede wszystkim — czemu on aż tak bardzo się tym wszystkim interesuje? W końcu to miał być tylko głupi dowcip, nic więcej.
Overthinking ma na imię Jonghyun.
— To było dobre — mruknął z zaciskiem kilkanaście minut później, ocierając usta i dłonie papierową serwetką. Odchylił się wygodniej na metalowym krzesełku, mimowolnie układając dłonie na brzuchu. Był najedzony, tak miło najedzony, i jeszcze w tym słodkim uczuciu zadowolenia po dobrym posiłku.
Nierzadko jadał w tego typu budkach. Dalej zastanawiał się, co dziewczyna miała na myśli, mówiąc, że nie posądzałaby go o przebywanie w takim miejscu.
Jonghyun wychował się na Manhattanie, razem z tymi wszystkimi dzianymi chłopakami z prywatnych szkół, ale nawet oni nie pogardzali hot dogiem z budki, gdy po imprezie wracali nawaleni pustymi uliczkami Nowego Jorku do apartamentów starych w okolicy Madison. Jak bardzo bogate musiało być towarzystwo, które znała? A może w świecie dziewczyn wyglądało to zupełnie inaczej… Tak, to miało więcej sensu, zdecydowanie.
— Wiesz… — powiedział po chwili, podnosząc głowę, by spojrzeć Ryujin w oczy. Nowa myśl zawitała do jego głowy i nie dawała mu spokoju. — Jeśli naprawdę to spotkanie jest dla ciebie takim koszmarem, nie musimy nigdzie razem iść. Możesz iść do domu, a ja w końcu powiem rodzicom o tym, że my — tu pokazał palcem na siebie i ją — to totalny niewypał, i będziesz wolna od mojego towarzystwa.
Mimo wszystko przecież nie chciał jej do niczego zmuszać. Jego intencje były czyste — wyłączając złośliwości, oczywiście — bo miał zamiar ją jedynie poznać, może polubić, a może nawet zaprzyjaźnić się bliżej. Ale ona sobie mogła tego wcale nie życzyć, a co gorsza, jeśli jej rodzice naciskali, mogła też nawet nie mieć wyjścia, by się z tych spotkań wykręcić. Żarty żartami, ale nie miał zamiaru robić niczego wbrew jej woli.
Przewrócił oczami, gdy tylko usłyszał „Woonie”. Nie mógłby zliczyć, ile razy prosił ją, żeby przestała do niego tak mówić, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Co jeszcze bardziej go irytowało, to fakt, że powoli przestawało mu to przeszkadzać.
OdpowiedzUsuń— Nic, kurwa, nie jest w porządku. Nie było cię dzisiaj. Pytałem twoją mamę, ale nie wiedziała, gdzie jesteś, tylko, że wrócisz późno, więc wracając z pracy, zajrzałem. I oto jestem. I oto jesteś ty.
Z Haneul mieli niepisany układ już od lat. Ich mamy się przyjaźniły, mieszkali dosłownie pięć minut od siebie, więc brali zmiany odprowadzania dzieciaków do i ze szkoły w zależności od tego, jak pracowali. Dziś była kolej Haneul, by zabrać dzieciaki ze stacji benzynowej, ale, o dziwo, nie pojawiła się. Nie zdarzyło się to już od miesięcy, a już nigdy, by wcześniej nie dała mu znać. Zmartwił się, że stało się coś poważnego.
Ale najwyraźniej chodziło o nową pracę dorywczą.
— Znalazłaś fantastyczny sposób na załatwienie sobie kasy na studia? — zapytał w końcu, kiwając głową w stronę uliczki, z której przyszła, a potem powrócił do niej wzrokiem, by zlustrować jej sylwetkę od góry do dołu. — Co to, czekaj? Valentino? Łał, Haneul, nie miałem pojęcia, że z kelnerskiej pensji stać ludzi na takie cacka. Gdybym wiedział, od razu bym się u was zatrudnił — powiedział z udawanym podekscytowaniem.
Był zawiedziony, ale — z przykrością zauważył — nie zdziwiony. Nie była to żadna tajemnicza praktyka wśród ich środowiska, a najstarszy zawód świata nie bez powodu wciąż chodliwym wyborem, niezależnie od pochodzenia. Ale dlaczego ona?
Traktował ją jak rodzinę. Dzielili pewnego czasu burzliwą, z perspektywy czasu dziecinną i śmieszną, historię, znali się niemal od dzieciaka. Była jedną z pierwszych i jedną z wielu, które uwierzyło w coś więcej, którego jednak on nie chciał i nie potrafił aż do teraz nikomu zapewnić. Nierozłączni przyjaciele do czasu, gdy bycie dobrym i grzecznym synem było jego życiowym priorytetem, do czasu, gdy okazało się, że ten tytuł nie przynosi mu żadnych korzyści.
— Ile ci płaci?
Bardzo niedobry i okropny One
Jego twarz wykrzywił grymas. Bolały słowa, bolała lekkość, z jaką je wypowiadała, świadomość — wciąż złudna — że nie dość, że miał rację, to jeszcze nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Nie musiała mu przypominać o życiu na parszywym marginesie, bo nie mógłby o tym zapomnieć, ale prześmiewczy komentarz zapiekł do żywego jego ego, dokładnie tak, jak przewidywała.
OdpowiedzUsuńNigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Nie zrobiłby krzywdy nikomu, kogo kochał, chyba że od tego zależałoby ich życie.
— Zadowolona jesteś? — zapytał, nagle zupełnie łagodnym, słodkim tonem; prawa warga podjechała do góry w mało serdecznym uśmiechu. — Ulżyło ci? Nie wiem, masz jeszcze sporo punktów, w które mogłabyś uderzyć, jeśli najdzie cię ochota.
Podniósł się z miejsca, rzucając niedopałek na chodnik. Z pochyloną głową wydmuchując dym, czekał na ripostę, która jednak wcale nie nadchodziła. Może nie powinien być tak szorstki — teraz, zawsze — ale potrafił znaleźć dla siebie usprawiedliwienie w ogniu płynącym w jego żyłach, gdy tylko uświadomił sobie, co oznaczał widok Haneul, jej wygląd, jej rumiane policzki, jej zachowanie, kurwa, auto, którym podjechała, wszystko.
— Nie każę ci się spowiadać z tego, gdzie i z kim się spotykasz, nie obchodzi mnie to. Obchodzi mnie tylko, żebyś była bezpieczna, i to wszystko. — Wzruszył ramionami. — Rób, co tylko chcesz. Dałaś wyraz, bardzo słuszny zresztą, że jestem nikim, kto mógłby ci prawić kazania. Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz.
Ostatni raz prześlizgnął spojrzeniem po jej ciele, chudym jak patyk, odzianym w krótką sukienkę ledwo zasłaniającą tyłek, futerko i niezliczoną ilość biżuterii. W jego oczach wyglądała śmiesznie i tanio, zupełnie nie tak jak Haneul, którą znał i którą lubił od lat. Wyglądała jak jedna z tych lasek z East Side, które wieczorem przechodziły na drugą stronę ulicy, by go nie minąć, a które za dnia zyskiwały na tyle odwagi, by móc posyłać mu równie serdeczne spojrzenia jak te, którymi obdarza się białe larwy pełzające po liściach ulubionego kwiatu.
— W poniedziałek odbierasz ich? Czy też jesteś zajęta?
W ostatnim czasie Soo pojawiał się na uczelni jeszcze rzadziej niż dotychczas. W zastanych okolicznościach nie było to coś wybitnie zaskakującego, ale by przejść z tym do porządku dziennego, trzeba było spełnić tenże, niedostępny dla większości, warunek: posiadać wiedzę o całym tym bałaganie, który chyba na dobre wpisał się w już w ramy codzienności Yosoo. Nigdy nie był zbyt dobry w przewidywaniu konsekwencji własnych wyborów (szczególnie tych moralnie wątpliwych), ale tym razem skala pożaru, który wzniecił nieoczekiwanie dookoła siebie, przerosła nawet jego oczekiwania. Nic więc dziwnego, że jeśli mógł uciec od nieprzychylnych komentarzy, wścibskich spojrzeń albo… naprawdę niewygodnych pytań, bez wahania decydował się właśnie na ten krok. Na ukrycie się w ścianach bezpiecznego mieszkania, które nie należało nawet do niego; na omijanie - nawet jeśli tchórzliwe, to jednak niezwykle pomocne i kuszące - wszystkich miejsc, w których mógł napotkać choć jedną, nieprzychylną mu duszę. Jedną parę oczu, w którą nie chciał absolutnie spoglądać. Nic więc dziwnego, że dni spędzone na terenie kampusu ograniczyły się więc tak bardzo, że obecnie szybciej, dla odmiany, byłoby mu wymienić te, gdy odnotowano tu jego obecność.
OdpowiedzUsuńKawiarnia, w której pracowała Haneul, stała się dla niego jedną z takich kryjówek nagle, zupełnie nieoczekiwanie, ale Soo wiedział, że większy udział miała w tym postać uroczej baristki, a nie miejsce samo w sobie.
Bez słowa podążył za jej spojrzeniem, najpierw w kierunku tortu, który skusiłby chyba każdego, a potem w stronę podłogi, na której pozostawił wyraźne, niechciane ślady. I choć w obliczu pogody, królującej teraz na zewnątrz, mokra posadzka nie była czymś wyjątkowo zaskakującym, to i tak Soo nie zdołał opanować grymasu niezadowolenia, który pojawił się na jego twarzy i jasno pokazywał, że było mu z tym faktem po prostu… głupio. Po ludzku, zwyczajnie; bez ukrytych znaczeń. Nie chciał dokładać jej obowiązków, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak męczące mogły być zmiany w kawiarni, już bez konieczności zapobiegania niechcianej powodzi. Wiedział o tym szczególnie teraz, gdy sam rozglądał się za pracą i miał na koncie trzy, niezbyt udane, dni próbne, z których każdy kolejny, okazywał się jeszcze większą katastrofą niż poprzedni.
— A co powiesz na pewną umowę? — zapytał nagle, opierając ramiona na blacie i posyłając jej jeden z najszczerszych uśmiechów, na które mógł się jeszcze zdobyć. Przyszło mu to z zaskakującą łatwością. A może próbował to sobie jedynie wmówić?
— Najpierw ty zjesz ze mną kawałek ciasta… — zaczął, teatralnie zniżając głos do szeptu, zupełnie tak, jak gdyby proponował jej właśnie włamanie do Banku Narodowego — …a potem ja sam wytrę całą podłogę. To dobry układ, nie mów, że nie.
Odchylił się na krześle, wyczekując ostatecznej decyzji.
— Nie daj się prosić — dodał jeszcze, przechylając głowę na bok i składając razem ręce w błagalnym geście. — Dzisiaj jest tu tak samo pusto, jak w moim indeksie.
Yosiek
[A my ponownie wybaczamy i jeszcze bardziej doceniamy tę upragnioną kawę, na którą czekaliśmy prawie pół roku <3]
— Plany — powiedział jakby rozmarzonym spojrzeniem, teatralnie patrząc w niebo, a potem odwrócił twarz w stronę dziewczyny. Prawa brew podjechała do góry. — Co zakładają twoje plany, Haneul? Zresztą, czekaj. — Pokręcił głową, śmiejąc się do siebie, po czym przetarł dłonią usta. — Miałem się przecież nie interesować twoim życiem, czy nie tak? Do zobaczenia w poniedziałek. W środę musiałem oddać zmianę, więc moja mama to ogarnie.
OdpowiedzUsuńA potem obrócił się na pięcie i tak jak miał w zwyczaju — po prostu sobie poszedł.
Pech chciał, że jednak musiał stawić się w środę w pracy. Pech ten jednak w żadnym wypadku nie dotyczył Eunwoo, bo on był bardziej niż szczęśliwy, mogąc upchać dodatkowe dwanaście godzin pracy na poczet imprezy urodzinowej jednego z najbliższych kumpli. Nie — pech dotyczył pięknej, filigranowej brunetki, która w fotelu pasażera sportowego samochodu podjechała pod stację benzynową około dwudziestej wieczorem. Długie włosy miała finezyjnie upięte na czubku głowy, jedynie dwa zakręcone pasma opadały jej na twarz, teraz roześmianą, szczęśliwą; usta szczebiotały coś wesoło do kierowcy samochodu. Długa sukienka z czarnego jedwabiu opinała jej ciało, a biżuteria na jej piersi była pewnie warta tyle, co osiedle, na którym się znajdowali. Wydawała się taka rozpromieniona — do czasu, gdy jej spojrzenie nie skrzyżowało się z pracownikiem stacji, kiedy tylko weszła do środka, by opłacić rachunek za paliwo.
— Dobry wieczór — powiedział Eunwoo, a prawa brew automatycznie podjechała do góry.
a pani nie na urlopie? 👀
Eunwoo na co dzień nie był nieprzyjemnym typem człowieka. Wręcz przeciwnie, na jego twarzy często gościł szeroki uśmiech, nawet w pracy, bo mimo że siedzenie całymi dniami na stacji paliw nie było spełnieniem jego najskrytszych marzeń, większość pracowników stanowili ludzie, których lubił i z którymi przyjemnie było spędzać czas. Szczególnie, że nie mieli zbyt wiele do roboty. Teraz jednak daleko mu było do wesołości, gdy ponad głową Haneul widział zaparkowany sportowy samochód, w którym siedział jej nowy chłopak, a ona wyglądała jak pieprzona supermodelka, od góry do dołu odziana w rzeczy, których na pewno nie była właścicielką.
OdpowiedzUsuńInaczej — za które na pewno nie zapłaciła.
— Niestety — powiedział przesłodzonym tonem, jeszcze raz zerkając na dane na karcie kredytowej, a potem spoglądając na dziewczynę, jakby chciał upewnić się, czy to mogło być jej prawdziwe imię i nazwisko. — Ale nie mogę zaakceptować tej płatności, bo ta karta do pani nie należy…
Poklepał plastikiem w wyciągniętą dłoń, jednocześnie unosząc brwi i ściągając usta w wyrazie sztucznej bezradności. Wyżywał się na Hanuel, bo był na nią zły, a nawet gorzej — zawiedziony jej postawą. Doskonale wiedział, że miała w sobie potencjał, którego mu brakowało, a co chyba ważniejsze, ogrom chęci, by ten potencjał wykorzystać do czegoś dobrego. Zawalczyć o siebie, jako jedna z nielicznych z ich biednego społeczeństwa. Widział jej prace, było to lata temu, więc mógł tylko podejrzewać, jak dobra była teraz, po upływie paru lat. Miała talent, a wszystko to przekreślała w imię… Nie wiedział. Posiadania torebek Valentino?
Nigdy by jej o to nie posądził.
— Chyba musisz tutaj zaprosić swojego… kolegę — dodał, ostatnie słowo wypowiadając szeptem, po czym wyciągnął rękę, by oddać jej kartę, a potem wychylił się w bok i krzyknął: — Proszę następną osobę!
Skinny little bitch
— Wiedziałem, że dasz się namówić — podsumował radośnie, choć tak naprawdę wcale nie miał co do tego żadnej pewności. Mógł jedynie mieć tę drobną nadzieję, że Haneul nie odmówi mu chwili uwagi, wzorem kilku wcześniejszych okazji, które mieli już na swoim wspólnym koncie. Nie do końca wiedział, jak to się stało, że spośród wielu innych, pewnie nieco wygodniejszych, możliwości, to właśnie rozmowa z Han była tym, czego potrzebował teraz najbardziej.
OdpowiedzUsuńNie znali się zbyt dobrze, ale było w niej coś takiego, co pozwoliło mu przypuszczać (może naiwnie), że powierzone dziewczynie rozterki, nie staną się później tematem poruszanym wśród jej znajomych. A może to właśnie relacja, która nie była obciążona niezliczoną ilością wspólnie spędzonych chwil; historiami kojarzącymi się nie tylko z tym, co pozytywne, ale również z każdym z trudniejszych doświadczeń; była tym, co miało okazać się teraz dla Soo zbawienne. Białą kartką, na której bez komplikacji mógłby zapisać to, co do tej pory gromadził jedynie w swojej głowie, pozwalając na powstanie chaosu, którego nie potrafił już uporządkować.
Nie sam i nie tak szybko, jak mógłby teraz pragnąć.
Przez dłuższy moment bawił się małym widelcem, obracając go między palcami i zastanawiając się, czy ciasto nie było jedynie kolejną z wymówek. Powodem wymyślonym pospiesznie jedynie po to, by zajrzeć do kawiarni i spędzić w jej wnętrzu nieco więcej czasu niż ten, który zagwarantowałoby mu standardowe zamówienie kawy na wynos. Niezależnie od podstaw swojego zachowania, nie chciał poświęcać temu jednak zbyt wiele uwagi - zupełnie tak, jak gdyby każda minuta dzielona z brunetką była tą, na wagę złota. I chyba powoli domyślał się, dlaczego.
Wsunął do ust niewielki kawałek ciasta i zawieszając spojrzenie na ścianie przed sobą, zdecydował się w końcu na krok, który jeszcze kilka dni wcześniej wydawałby mu się tak niedorzeczny, jak jego dziecięce marzenia o zostaniu twórcą komiksów o superbohaterach.
Nie wiedział, czy pytanie, które zamierzał jej teraz zadać, było tym na miejscu i czy dziewczyna mogła się do tego jakkolwiek odnieść. Nie znał jej doświadczeń, nie był świadomy tego, jaki bagaż dźwigała na swoich plecach. A mimo tego, nie potrafił się już zatrzymać. Bo czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Potrzebował rady. Szukał jej gorączkowo; rozpaczliwie, wszędzie, gdzie tylko mógł. Tam, gdzie z różnych powodów czuł się teraz bezpiecznie. Jego życie wywracało się właśnie do góry nogami i Yosoo zdawał sobie powoli sprawę z tego, że ponowne przywrócenie go do porządku, mogło pójść o wiele sprawniej, jeśli miałby obok siebie kogoś, kto posłużyłby mu pomocą. Nawet tą, ukrytą w odpowiedzi na pozornie nieistotne i abstrakcyjne pytanie.
— Hannie — zwrócił się do niej w nietypowy sposób, choć nigdy nie zapytał (nie miał jeszcze okazji), czy w ogóle życzyłaby sobie tego, by bawić się jej imieniem w jakikolwiek sposób. — Wyobraź sobie, że masz dwie opcje i możesz grać, spełniając oczekiwania innych osób albo być sobą, tak mimo wszystko, tylko z obawą, że to może nie wystarczyć. — Słowa wylewały mu się z ust jedno po drugim, ale jedyne o czym myślał to fakt, by jakieś przychylne moce sprawiły, że dziewczyna zdołałaby go teraz zrozumieć. — Jak myślisz, co jest trudniejsze? I co zrobiłabyś, gdyby osoba, którą kochasz, zmuszała cię do udawania kogoś, kim nie jesteś?
Y.