10 XI 2002, OXFORD, ANGLIA —— W WIEKU CZTERNASTU LAT PRZEPROWADZIŁA SIĘ Z RODZINĄ DO STANÓW ZJEDNOCZONYCH —— STUDENTKA ROMANISTYKI NA COLUMBIA UNIVERSITY —— NAJMŁODSZA CÓRKA ŚWIATOWEJ SŁAWY SUPERMODELKI ORAZ WSPÓŁWŁAŚCICIELA LUKSUSOWEJ SIECI SKLEPÓW JUBILERSKICH REDWOOD&BLACKBURN —— KUPIONE MAŁE MIESZKANIE NIEDALEKO UNIWERSYTETU —— WEEKENDAMI PRACUJE W BARZE CITY SMOKE —— CUDEM ZATUSZOWANY SKANDAL PRZYCZYNĄ OGRANICZENIA KONTAKTÓW Z RODZINĄ DO COMIESIĘCZNYCH PRZELEWÓW —— ISN'T ALL THAT RAGE SO UGLY? AND ISN'T IT MINE, STILL?
Nigdy nie
była ulubienicą — matka i ojciec wszystkie swoje wysiłki rodzicielskie skierowali
na jej starsze siostry, a te z kolei cały cenny czas dzieliły na zdobywanie
najwyższych wyników oraz zachlewanie się w rezydencjach równie zdolnych
uczniów. W wielkim domu, pozbawionym kolorowych magnesów czy zdjęć rodzinnych,
siedziała więc sama, nie licząc służby. Na całe szczęście przebywała w nim
rzadko; już od dziecka wysyłano ją na rozmaite zajęcia dodatkowe.
To, czego
jej brakowało, zdobywała na inne sposoby. Bezczelne uśmiechy, obcy akcent i
skryte pod spódniczkami Vivienne Westwood pończochy gwarantowały jej wiele
uwagi, podobnie jak perfekcyjny makijaż i lśniące włosy. Robiła rzeczy, z
których nie była dumna, ale dla kilku dodatkowych spojrzeń umiała honor połknąć
z taką łatwością, z jaką klękała przed kapitanem szkolnej drużyny baseballowej.
Do domu przynosiła świetne oceny i same dobre wiadomości, pełna nadziei, że
ktoś nareszcie szczerze zapyta, jak sobie radzi. Z biegiem czasu nauczyła się chować
palące rozczarowanie za udaną fasadą uśmiechu. Upychanie gniewu wychodziło jej
gorzej; czasem miała wrażenie, że wszystko się w niej przelewa.
Nie
zawsze była więc taka, jak teraz – drwiąca i szczera, może trochę zbyt chłodna
przy pierwszym poznaniu. Korytarze uniwersytetu przemierza jedynie w
towarzystwie słuchawek i telefonu, a krótsze przerwy między zajęciami spędza na
tarasie z papierosem między wargami. Odzywa się rzadko, za to kąśliwie; stroni
od nawiązywania bliskich relacji; łatwo wpada w gniew. Mimo to nietrudno
przyłapać ją na wodzeniu spojrzeniem za szczęśliwymi parami czy roześmianymi
grupami przyjaciół. Kiedyś była niczym modelka z pierwszych stron magazynów,
dziś kojarzy się z bezdomnym zwierzęciem, łaknącym ciepła, ale na jego widok
szczerzącym wściekle zęby.
__________________________________________________________________________________________
Witamy i zapraszamy do wspólnych wątków. :) Jolene jest trochę dupkiem, trochę nie, ale za to z pewnością zapewni wiele ekscytacji! Szukamy dawnych przyjaciół, chłopców i dziewczyn obdarowanych kilkoma pocałunkami za dużo, może nawet jakiegoś wroga? Kartę sponsoruje Ashe Vernon oraz rudzielec, którego imienia i nazwiska nie mogłam się doszukać.
kontakt: ketsurui567@gmail.com
[ Cześć!
OdpowiedzUsuńAleż barwna i charakterna kobietka ci wyszła. Przyjemnie czytało się zdania opisujące jej charakter, tak nadszarpnięty przez brak odpowiedniej uwagi.
Oby poznała kogoś kogo nie wystraszą wściekłe zęby i drwina w głosie, by mogła zaznać ciepła i radości, której tak chce i której każdy potrzebuje :D
Bawcie się dobrze! ]
Maggie & Jackson
[ Nie puszczę cię bez wątku, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę <3
OdpowiedzUsuńJolene skojarzyła mi się od razu z Daisy Jones zarówno ta ruda łepetyna, jak i temperament (kto wie, ten wie; może pletę bzdury, ale musiałam z siebie wyrzucić to skojarzenie). Takie cyniczne postacie jednak przyciągają. Już nie mogę się doczekać, aż Plotkara przybliży nam trochę tego tajemniczego skandalu...
Opcje są takie: nasze dziewczyny mają potencjał się nienawidzić albo być najlepszymi przyjaciółkami XD Nie wiem, co prawda, jeszcze jak połączyć je w którykolwiek sposób, bo wygląda mi na to, że nie kręcą się w zbyt podobnych sferach. Może jakieś rodzinne powiązanie? Tatusiowie należeli do jednego country clubu czy coś w tym stylu XD Ori jest oczkiem w głowie swojego, a Jolene raczej po przeciwnej stronie spektrum, z tego co widzę; może rzeczywiście pójść w stronę jakiejś niechęci, która za to przerodzi się w piękną przyjaźń. Takie historie lubimy najbardziej. Nie wiem, robię własną burzę mózgu. Chodź do mnie dołącz :D ]
Oriana
Spotted: J, J, J, please don't take my man... Bo wiem, że byś mogła. Poniedziałkowym popołudniem, gdy zegary wybijały siedemnastą, J była widziana w herbaciarni w samym centrum. Czyżby angielskie nawyki tak bardzo się jej trzymały? Jak myślicie, jest team William czy team Harry? Swoją drogą, wiedzieliście, że J tak przeskrobała sobie u rodziców, że wywalili ją z mieszkania? Nie znam szczegółów, ale spodziewam się, że ktoś mnie wkrótce wtajemniczy... Aż nabrałam ochoty na Earl Grey.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Hej!
OdpowiedzUsuńWidząc imię Twojej pani, zaczęłam nucić pod nosem Jolene Dolly Parton :D. Ale do rzeczy, muszę przyznać, że wykreowałaś bardzo ciekawą i złożoną, a zarazem logiczną postać. Stanowi doskonały przykład na to, że brak uwagi ze strony najbliższych może wyrządzić sporo zmian w charakterze. Samą kartę też czytało się bardzo fajnie, a dobór słów, przypadkowy bądź celowy, robi wrażenie, szczególnie w drugim akapicie :D
Pozostaje mi życzyć udanej zabawy i wielu wątków! Zapraszam też do siebie, choć przyznaję, że nie mam pomysłu, ale może burza mózgów coś zadziała :)]
Leanora Liefhebber i Tristan Bradshaw z roboczych
[Taak, Tristan pojawił się znacznie szybciej niż sama się tego spodziewałam :D Na wątek się bardzo chętnie skuszę, tylko, jak już wcześniej wspominałam, brak mi punktu zaczepienia. Chociaż może... co to był za skandal? Może to dałoby coś, na mogłybyśmy pójść dalej i coś ustalać.
OdpowiedzUsuńMożemy też zgadać się na mailu i przeprowadzić burzę mózgów i nad czymś pomyśleć :D]
Tristan Bradshaw
[Hejka!
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję za powitanie mojej P. Będę jej musiała tego instagrama tu ogarnąć, aby było co oglądać. :D Miałam wpadać do Jolene, Jolene, Jolene I'm begging of you please don't take my man - przepraszam, nie mogłam się powstrzymać! Jak mówiłam, miałam tutaj wpaść i powitać, ale coś mi ciągle stawało na drodze i powstrzymywało przed porządniejszym przyjrzeniu się postaci. :) Oj, bardzo mi jest szkoda Jolene i mam ochotę ją przytulić. I myślę, że Priscilla również by to zrobiła, choć wydaje mi się, że prędzej podsunęłaby papierosy sądząc, że to najlepsze wyjście. Dotyk zdecydowanie nie jest jej językiem miłości, ale tak myślę, że dziewczyny mogą się polubić albo całkiem znienawidzić. P. również brakuje trochę ciepła w życiu, ale się do tego nie przyzna. Chodzi mi po głowie, aby nie ustalać między nimi żadnej poważnej relacji, a zobaczyć, dokąd zaprowadzi nas wątek. Luźne spotkanie podczas pachnącego jesienią spaceru, pomyłka w kawiarni i zgarnięcie nie swojej kawy/herbaty. Albo uznać, że kiedyś się przyjaźniły, skoro szukasz dawnych przyjaźni to może Priscilla kiedyś była z nią blisko, ale coś poszło nie tak i drogi się rozeszły?
Wybacz, jeśli mącę lub się powtarzam. Późna już pora i mogę źle klikać w literki. :D]
Priscilla Marigold
To była dobra noc. Wcale niesprowokowana przez chęć zrobienia na złość więcej niż jednej osobie, ani przez to, że nikomu nic nie udowadniała, tylko szkodziła sobie, ani przez to, że nie wiedziała już jak spędzić kolejną noc samotnie w domu. Wiedziała, że może powinna przystopować, a przynajmniej nie upijać się publicznie w środku tygodnia. Nie po tym, jaką burzą skończyło się jej ostatnie wyjście na miasto. Ale wiedziała o tym, zanim alkohol miło znieczulał wszystko, co czuła, a muzyka sprawiała, że mogła zapomnieć i po prostu być. Takie noce zazwyczaj nie miały słabych stron, dopóki ten nastrój utrzymywał się do momentu, gdy jej głowa uderzała o poduszkę.
OdpowiedzUsuńWciąż w wesołym humorze pożegnała się z ostatnimi znajomymi wychodzącymi z klubu, po czym udała się sama do swojego umówionego samochodu, który miał czekać kawałek dalej w dół ulicy. Nie martwiła się za bardzo facetem, który w bardzo obślizgłym stylu poczekał, aż zostanie sama, aby ją zaczepić. Na początku postanowiła go ignorować, co nawet nie było takie trudne, biorąc pod uwagę, że jej przytłumiony umysł i tak ledwo odnotowywał jego obecność. Po kilku niesmacznych komentarzach za dużo w końcu głośno oznajmiła mu, aby się od niej odjebał, ale kontynuowała swój krótki spacer, czekając, aż wsiądzie do samochodu i zostanie to już tylko odległym wspomnieniem. Godzina była późna, ale ulica, na której znajdowało się kilka lokali, bynajmniej była opustoszała. Być może to brak instynktu samozachowawczego, ale przecież nie wierzyła, że facet był do czegoś zdolny. Aż do momentu, kiedy położył na niej dłoń, a ona odskoczyła od niego jak oparzona, obrzucając gościa ostatnim dobitnym epitetem. Nawet dobrze nie zauważyła, kiedy dziewczyna pojawiła się obok i pociągnęła ją w swoją stronę. Działo się to szybciej, niż w obecnym stanie mogła zareagować, dlatego zatoczyła się chwiejnie i oparła się o jej ramię, podczas gdy ktoś inny toczył za nią jej własną walkę. Szybko jednak zapomniała o natarczywym typie, gdy w końcu rozpoznała swoją obrończynię.
— Jo…? — Spojrzała na nią zdezorientowana, nie ufając swoim zamglonym alkoholem zmysłom.
Ile rudzielców z tak samo niewyparzonym językiem można znaleźć w tym przeklętym ośmiomilionowym mieście? To mógł być ktokolwiek, ale musiała trafić akurat na nią. Niestety była zbyt pijana, aby w tamtym momencie dziękować gwiazdom za to, że nad nią czuwały. I tak musiała zajść jakaś pomyłka. Zabrakło im chyba już aniołów stróżów, ponieważ wysłały jej akurat tego, który, gdy się ostatnim razem widziały, zwymyślał ją od “rozpuszczonych, fałszywych suk, które myślą tylko o sobie i nie mają na uwadze niczyich uczuć, jeśli same na tym nie skorzystają”. Czy jakoś tak to szło; mogła się mylić.
Gdy w końcu zostały same, odsunęła się od niej gwałtownie, obciągając przy okazji podwijającą się spódnicę.
— Wielkie, kurwa, dzięki — odburknęła. Balans musiał zostać zachowany. Uratowała ją, ale też przywitała obelgą, co by w życiu nie było zbyt pięknie. — Radziłam sobie. Ten typ tylko dużo gada. — Nie zgadzał się z tym fakt, że wciąż czuła na sobie cień nieproszonego dotyku, ale to przecież nic takiego i tak jutro o tym zapomni. — Poza tym za rogiem czeka na mnie… — ciągnęła dalej poirytowana tym, że w ogóle musiała się jej tłumaczyć. Spojrzała na swój telefon, z którego dostała powiadomienie o anulowaniu umówionego przejazdu. — Sukins- — warknęła. Wrzuciła komórkę z powrotem do torebki, sfrustrowana plącząc się z niewspółpracującym łańcuszkiem. Nic nie mogło pójść tak, jak należy.
Rozejrzała się dookoła jakby dla odświeżenia pamięci, gdzie w ogóle się znajdowała, po czym jej wzrok z powrotem spoczął na starej znajomej. Złożyła przed sobą dłonie i posłała jej wymuszony cukierkowy uśmiech.
— Cześć… Jolene. Miałaś dobry wieczór? — zapytała sarkastycznie.
Oriana
Kto by ją winił, że była zła na to, że z napastowania na ulicy przeszła do konfrontacji z byłą przyjaciółką, prawda? Zła oczywiście w taki sposób, że nie miała ani momentu wytchnienia od niefortunnych zdarzeń, raczej niż zła, że to była jej alternatywa. Wszystkie te niedogodności nakładały się na siebie, zbliżając się niebezpiecznie blisko punktu kulminacyjnego. Jeden błędny krok i ta bomba wybuchnie, a w tych butach o potknięcie nie było trudno.
OdpowiedzUsuń— Nie- dzisiaj — odpowiedziała szorstko, szybko powstrzymując się przed pierwotną wersją “Nie twój zakichany interes”. Czasami jeszcze potrafiła zachować resztki godności i samokontroli. Ponownie uśmiechnęła się sarkastycznie. — Może mogłabym pożyczyć twojego. Gdzieś tu jest? Och. Nie. Zapomniałam, że straciłaś te przywileje, kiedy- — To… jak to było z tą samokontrolą? Jak na razie udało jej się tylko rozdrapać stare rany, posypanie ich jeszcze solą było już naprawdę niekonieczne.
Oriana nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, ile nierozstrzygniętych emocji związanych z tą sytuacją wciąż w sobie trzymała. W końcu nie na co dzień w ogóle o niej myślała. Była przyjaciółka stanowiła dla niej bardzo odległe wspomnienie, które powróciło wraz z tym przypadkowym spotkaniem. Momentalnie poczuła się jak tamtego dnia, gdy poznała prawdę i wszystko potoczyło się tak szybko. Chciała powiedzieć wiele rzeczy, na które nie miała wtedy czasu, ale w obecnym stanie przychodziły jej do głowy tylko takie, których przecież wcale nie miała na myśli. Były podłe i bezpodstawne, ale były reakcją obronną.
— To nie ma sensu — warknęła sfrustrowana, opuszczając ramiona ze zrezygnowaniem. Obkręciła się w miejscu i ruszyła w kierunku, z którego wcześniej przyszła, bo przecież i tak nie miała pojęcia, gdzie szła. Być może, jak ochłonie i zorientuje się, że w tych butach nie przejdzie dalej niż przecznicę, zamówi sobie kolejny przejazd, być może złapie taksówkę, a być może za kilkanaście metrów usiądzie na krawężniku i się rozpłacze. — Pa, Jolene! Obyśmy się już nigdy, przenigdy nie spotkały! — rzuciła do dziewczyny przez ramię. — I do wszystkich cholernych zboków na tej piekielnej ulicy: możecie się ode mnie z pełnym szacunkiem odpierdolić! — zawołała głośno zachrypniętym głosem, unosząc ręce, aby przypieczętować swój manifest dwoma środkowymi palcami. Już jutro na plotkara.net: “O. przechodzi załamanie nerwowe, odstraszając niedźwiedzie na ulicach Manhattanu. xoxo”.
Oriana
[Cześć, na wątek zawsze znajdzie się ochota, szczególnie z taką tajemniczą Jolene, jestem taka ciekawa, o jaki skandal tutaj chodzi, no jak można trzymać nas w takiej wielkiej niewiadomej! ;D
OdpowiedzUsuńWidzę, że oprócz niewątpliwie uroczych charakterków nasze panny łączy jeszcze to, że są najmłodszymi dziećmi w rodzinie i ich starsze rodzeństwo osiąga sukcesy, a to potrafi dać w kość.
Tak sobie myślę, że może Izzie nadawałaby się na kogoś, kto został obdarowany kilkoma pocałunkami za dużo, takie wyskoki są w jej stylu, ale może jakieś szczegóły omówimy na mailu? Chyba, że miałybyście dla nas jakąś inną propozycję, my jesteśmy na nie otwarte ;)]
Elizabeth Madden
Sfrustrowana i trochę naburmuszona dała się zaciągnąć Jolene, gdziekolwiek ta ją prowadziła. Nie miała siły się wykłócać, a może nawet gdzieś w jej podświadomości ulżyło jej, że nie musiała już sama być za siebie odpowiedzialna. Każdy czasami chciał, aby się nim zaopiekowano. Jej po prostu trafiła się była przyjaciółka, z którą nawzajem posyłały się do piekła. Głupio by było, gdyby ostatecznie naprawdę się tam spotkały i musiały kontynuować swoją bezsensowną kłótnię.
OdpowiedzUsuń— Pracujesz tutaj? — Niemal z odrazą uniosła spojrzenie na szyld lokalu. — Ugh… Czemu? — Ponieważ większość ludzi spoza tych magicznych dwóch procent pracuje, aby zarobić na swoje utrzymanie; może dlatego…
Oriana oczywiście nie miała żadnego pojęcia o obecnej sytuacji Jolene, o tym, czy dalej ciągnie pieniądze z kieszeni swoich nadzianych rodziców, czy też po całym tym skandalu została kompletnie odcięta od rodzinnych zasobów. Po dziewczynie, którą dawniej znała, nie spodziewałaby się raczej, że skończy pracując w jakimś przypadkowym barze.
— To prawie jak kiedyś — niemal zachichotała, przechodząc przez drzwi. — O-o! — zawołała podekscytowana, gdy w jej głowie jakaś myśl pojawiła się znacznie szybciej, niż mogłaby ją wyartykułować. — Pamiętasz, jak nawaliłam się tak mocno, że musiałaś powiedzieć mojemu tacie, że jakiś chłopak złamał mi serce i płakałam zamknięta w twoim pokoju, bo nie chciałam nikogo widzieć? — zaśmiała się, opierając się o stołek przy opustoszałym barze.
Przez dwa tygodnie po tym incydencie musiała udawać, jak bardzo nienawidziła Jake’a i niemal zanosić się łzami za każdym razem, gdy jej ojciec pytał się, jak się czuła. Umiejętności aktorskie odziedziczyła po rodzicach oczywiście. Nigdy nie było żadnego Jake’a i wcale nie rozpaczała tamtego wieczoru w hotelowym pokoju Jolene. Było za to zbyt wiele alkoholu jak na nastoletnią głowę Oriany i zawsze czuwająca nad nią przyjaciółka. Jak widać niektóre rzeczy wcale się nie zmieniają. Jolene była wspólniczką w jej pierwszy wybrykach i eksperymentach, kiedy musiały dotrzymywać sobie towarzystwa podczas nudnych snobistycznych funkcji, na które zabierali je rodzice i znajdować sobie nie do końca eleganckie rozrywki. Jolene dotrzymywała jej tempa w tych wybrykach, jeśli nie powiedzieć, że je narzucała, ale jako starsza z tego chaotycznego duetu, była dla Oriany niemal wzorem siostry, której nigdy nie miała. Może pod powierzchnią jednak niektóre rzeczy ulegają nieodwracalnym zmianom.
Oriana
[Wayne to niezaprzeczalna definicja kłopotów, więc trafiłaś w sedno, a gdyby był kotem to przed wskoczeniem na blat jeszcze zaliczyłby kuwetę na złość :D Jestem naprawdę zaintrygowana postacią Jolene, aż chciałabym Cię trochę pomęczyć, żebyś zdradziła mi, co dokładnie było powodem tak diametralnej zmiany w jej charakterze, ale z drugiej strony odkrywanie tego w wątku również może być ciekawe. Więc jesteśmy chętni, a jeśli szukasz jakiegoś powiązania dla Jolene z przeszłości, być może nawet takiego, które wiązałoby się z kłopotami to gorąco się polecamy z Wayne'm :D]
OdpowiedzUsuńWAYNE DAWSON
Dziewczyna nie była chyba nawet do końca świadoma tego, że jej nowy towarzysz był współpracownikiem Jolene, wrobionym w zajęcie jej łatworozpraszalnej pijanej uwagi. Przyjęła tę zmianę niezwykle naturalnie, jakby zupełnie zapominając o tym, gdzie i jak się znalazła. Kłótnia z przyjaciółką ponownie stała się odległym wspomnieniem, podczas gdy sama pogrążona była w ożywionej dyskusji z chłopakiem. Jeśli dyskusją w ogóle można nazwać jego potakiwanie na jej historie, począwszy od wydarzeń z ostatnich godzin, przez ostatnie wakacje na Bali, po wyjście do supermarketu z zeszłego miesiąca. Przy każdej nielicznej okazji jego udanego dojścia do słowa ze śmiechem kładła mu dłoń na kolanie, zupełnie jakby opowiedział najśmieszniejszy żart, jaki słyszała. Dla Daniela musiała to być pewnie jedna z najlepszych nocy, jakie przeżył. Zwłaszcza po tym, jak na pożegnanie dała mu buziaka w policzek.
OdpowiedzUsuń— Pa, Dylan, będę tęsknić… — rzuciła rozżalonym tonem ciągnięta pod ramię do wyjścia. Tęsknić oczywiście do czasu, aż rozproszy ją coś nowego, najpóźniej do momentu, aż wytrzeźwieje. — Uroczy chłopak. Trochę nieśmiały… — westchnęła do Jolene.
Sama jeszcze nie miała tego objawienia, jak bardzo naturalne to się wydawało. Po prostu takie było.
— Nie ma to jak w domu… — odpowiedziała w jakimś ukrytym żarcie, bez większych obiekcji wsuwając się na fotel pasażera.
Apartament, który aktualnie zamieszkiwała, należał do jej ojca od wielu lat. Do tej pory wykorzystywali go głównie podczas okazjonalnych pobytów w mieście, a gdy się tu przeprowadzała, myślała co prawda o wynajęciu czegoś mniejszego (przecież góra dwie sypialnie w zupełności by jej wystarczyły), ale postawiła na bardziej ekonomiczną opcję pozostania w tym, co i tak miała pod ręką. Godne pochwały. Mimo licznych wspomnień z tego miejsca, nigdy tak naprawdę nie czuła się w nim jak w domu. Zwłaszcza teraz, kiedy była tam sama. Sprawiał wrażenie gloryfikowanego hotelu.
Rozłożona na siedzeniu mechanicznie przeskakiwał na telefonie między postami znajomych szybciej, niż była w stanie zobaczyć, czego dotyczyły.
— Czytasz Plotkarę? — zapytała od niechcenia, znajdując już sobie nowe źródło fiksacji. Cóż za pytanie. Wszyscy czytali. Ale może nowa Jolene była pond to. — Myślisz, że to w ogóle jest Ona? A może to grupa osób? — kontynuowała, dalej nie odrywając wzroku od ekranu. — Jest jak Batman… — dodała zafascynowanym szeptem, w żaden sposób nie usprawiedliwiając tego porównania. — Mój agent mnie zabije, jeśli jutro znowu o mnie napisze — dodała, szybko zmieniając ton głosu na bardziej rozbawiony, chociaż trzeźwa Oriana byłaby pewnie bardziej zmartwiona. — Dwa razy w ciągu tygodnia. — Uniosła pięść w triumfalnym geście. — Mówią, że potrzebuję więcej pozytywnej prasy. Weźcie się walcie… Co to w ogóle znaczy? Pójdę uratować szczeniaczka z ulicy lub coś w tym stylu… — Przerwała tylko na moment, kiedy wyciągała ramię, aby zrobić sobie selfie z klasycznym znakiem pokoju, po czym znowu się pochyliła, aby napisać coś na telefonie z zadziwiająca szybkością jak na kogoś w takim stanie upojenia.
Oriana
Zaśmiała się pod nosem na tą absurdalną sugestię, iż sama mogłaby stać za niepochlebnymi postami o sobie. Jolene miała rację, każda prasa to dobra prasa. Ten sentyment przypomniał jej nagle o pewnym pomyśle, który chodził za nią od kilku dni, a o którym udało jej się na trochę zapomnieć w ferworze wieczornych atrakcji i kolejce shotów.
OdpowiedzUsuń— To śmieszne. Pomyślę nad tym — odpowiedziała żartobliwie, chociaż w obecnym stanie nie umiała powstrzymać przebiegłego uśmieszku, za którym skrywała swoje wszystkie diabelskie pomysły.
— Och, tak. Forsa i wszystkie problemy: puf! Znikają! — Jolene coś by o tym wiedziała, nieprawda?
Oriana zerknęła na towarzyszką z ukosa, po czym pokręciła głową, wracając do śledzenia najnowszych wydarzeń na swoim ekraniku. Nie trzeba było być trzeźwym, aby rozumieć, że pod czujnym okiem Plotkary bawieniem się w Matkę Teresę tylko prosiło się o zdemaskowanie swoich jeszcze gorszych występków. Sama była teorii, że niektórych z plam na życiorysie lepiej nie wybielać, a zakryć innymi trochę innej natury.
Dziewczyna uśmiechnęła się dumnie. W jej rozumieniu była to jak najbardziej pochwała. Znając ją, robiła obie te rzeczy na raz. Może nie w tak bezpośrednim sensie zdesperowanego wysyłania ciągu prywatnych wiadomości do swojego byłego, ale należało pamiętać, że cała jej aktywność online zamieszczana była z pełną świadomością tego, że z odrobiną szczęścia on też to zobaczy. Och, tak. Była tym typem ex, która nie pozwalała o sobie na zbyt długo zapomnieć. Nie potrafiła żyć z myślą, że mogłaby przestać istnieć dla kogoś, na kim jej kiedyś zależało. Owszem, regularnie uczęszczała na terapię, ale też chodziła upijać się do prawie-nieprzytomności w środy. Balans jest wszystkim.
— Nie — zaśmiała się drwiąco, widząc jak Jolene wystawiła dłoń, zupełnie jakby oczekiwała, że tak po prostu się na to zgodzi.
Przecież i tak, siedząc za kierownicą, nie będzie się z nią szarpać o jakiś głupi telefon. Wystarczyłoby, że na moment z powrotem by go schowała i sprawa z pewnością poszłaby w zapomnienie. Ale Oriana wcale nie czuła się w tak uległym nastroju.
— Naprawdę? Skończ traktować mnie jak dziecko. — Poirytowanie w jej głosie świadczyło o tym, że powrócił do niej ten sam żal, który poczuła, kiedy pierwszy raz zobaczyła ją tej nocy. — Nie masz do tego prawa. Nie masz go już od dawna. Nie odzywałaś się od miesięcy, a teraz myślisz, że możesz się pojawić i wszystko będzie jak dawniej! A może myślisz, że teraz będę ci coś winna? — prychnęła kpiąco, kręcąc głową. — Powodzenia, bo ja z pewnością jeszcze nie wybaczyłam ci za tamto.
Oriana
To nie był pierwszy raz, kiedy Izzie nie miała pojęcia, gdzie się znalazła. Właściwie zaglądanie wszędzie tam, gdzie nie powinno jej być, stało się jej specjalnością, a ona chętnie dawała się wyciągać kolejnym znajomym na miasto, kręcąc się po nim zupełnie bez większego celu, bo ten sprowadzał się głównie do porządnego alkoholu i dobrej muzyki. Wpadała do barów na drinki, do klubów, żeby potańczyć albo lądowała na domówkach u ludzi, których widziała pierwszy raz na oczy. Najpierw była u Noaha albo Arthura, wszystko jej jedno, jakiegoś dobrego znajomego jednego z mniej dobrych znajomych Elizabeth, który strasznie namawiał ich na przyjście, a na miejscu okazało się, że wystrzałowa domówka była czymś w rodzaju nudnej, kameralnej posiadówki, która miała w zwyczaju skończyć się szybciej, niż w ogóle się zaczęła. Izzie strasznie się tam nudziła, nic więc dziwnego, że w którymś momencie nonszalancko zgarnęła ze stołu jedną butelkę alkoholu, bo to jedyne, co dało się tam znaleźć i urwała się stamtąd bez słowa, jakoś zupełnie nie czując potrzeby, by się z kimś pożegnać. Czuła za to wielką potrzebę, żeby prędko zmienić otoczenie, bo jeszcze chwila i miałaby ochotę wracać do domu, ale na szczęście była w Nowym Jorku, a tutaj takich zabaw było pod dostatkiem.
OdpowiedzUsuńTo, że Elizabeth wreszcie wylądowała przed wejściem do jakiegoś eleganckiego domu, wokół którego bez przerwy kręcili się pijani ludzie, stało się samo i w całkiem podobny sposób w jej rękach znalazł się papieros, którym chętnie dzielił się jeden z imprezowiczów, mający ewidentnie dość. Nie wypadało odmówić, skoro tak chętnie częstował, to nie było w stylu Izzie, dlatego odruchowo wsunęła papierosa między wargi, zatrzymała się w miejscu i jedną ręką zaczęła gorączkowo przeszukiwać swoje kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki. Już miała się poddać, nawet jej brwi zmarszczyły się charakterystycznie, tak, jak miały w zwyczaju, gdy Izzie zaczynała się irytować. Już miała schować tego głupiego papierosa do kieszeni, rzucić nim w cholerę i zaraz zapomnieć, co w ogóle chciała zrobić, ale całe szczęście w tej samej chwili, prawie pod jej nosem, wylądowała upragniona zapalniczka. Wzrok Elizabeth najpierw trafił na tę dłoń, która tak zgrabnie podsunęła ją w jej stronę, a następnie powoli przesunął się w stronę właścicielki tej dłoni. Pochyliła się w stronę Jolene, nie spuszczając z niej swojego zaciekawionego spojrzenia, a na jej twarzy zamajaczył szczery uśmiech. Wejście okazało się porządnie oświetlone, bo wszystkie te światła odbijały się w oczach rudowłosej i padały na jej twarz, wywołując w Izzie porządną dawkę wspomnień.
— Jolene Redwood — zanuciła pod nosem, odpalając papierosa i nie odrywając uważnego spojrzenia od dziewczyny. Wiatr nagle zawiał, rozwiał włosy dziewczyn, a Elizabeth odruchowo się wyprostowała, mocno zaciągając się papierosem. — Wychodzić? Pozwolę ci na to tylko wtedy, jeśli planujesz zabrać mnie ze sobą do domu — przyznała pół żartem, a na jej twarzy pojawił się nieco podstępny uśmiech, gdy tak bezczelnie pozwalała sobie wracać do tego, co było kiedyś. Nie była jednak na tyle pijana, by nie pamiętać, albo na tyle, by nie rozpoznać w Jolene tej dziewczyny, z którą tak dobrze bawiła się we Francji.
— Jak ja się cieszę, że tutaj jesteś, Jo.
trochę jednak kazałyśmy wam czekać, wybaczcie <3
[ Dziękuję ci za powitanie i ciepłe słowa pod kartą <3
OdpowiedzUsuńW sprawie wątku wysłałam maila ;) ]
Maria
[Doby wieczór, my również serdecznie się witamy! ;D Tak, ojciec jest zafiksowany na punkcie golfa, a to dopełnia całokształtu – też tak myślę i cieszę się, że ktoś wyłapuje szczegóły! Bardzo podoba mi się jak przedstawiłaś Jolene, a tak ogólnie rzecz ujmując to ładnie piszesz, o. Kurcze, ile to ludzie mogą znieść dla uwagi, a zwłaszcza tej, której zabrakło w dzieciństwie. Przykre to, bo pewne zachowania odbijają się na osobowości, a to, czego doświadczyła Jolene, na pewno miało wpływ na jej zdystansowanie i zachowanie teraz. Ale okay, wąteczek! Chętnie coś byśmy z Wami napisali, tylko przyda się nie burza mózgów, a nawet huragan. Hm, hm. Ja to najchętniej spróbowałabym przebić się przez tą jej zołzowatą zbroję – Evan zresztą też, bo on z tą swoją determinacją chętnie przebije się przez wszystko, co stanie mu na drodze. Tylko nie jestem w stanie wymyślić żadnej sensownej podstawy do czegoś, co miałoby ręce i nogi. Ale... gdyby tak ktoś ich w coś przypadkiem wpakował gdzieś na mieście? Nie wiem, jakaś staruszka z demencją, która jakimś cudem znalazła się w samym środku metropolii, na nieszczęście naszych postaci, i oboje której musieliby pomóc... Jejku, ta moja wyobraźnia, aż strach się bać! :D Ale mogłoby być całkiem zabawnie, bo taka babcia może być gadatliwa, zrobić z nich wnuków, synową, zięcia i nawet stare małżeństwo z historią bujną, że ho ho. Ostatecznie oddaliby babcinkę w ręce odpowiednich służb, a potem może jakaś kawka, herbatka, rozmowa na rozluźnienie? Chyba, że idziemy w jakieś konkretne powiązanie. Jestem otwarta na pomysły. :)]
OdpowiedzUsuńEvan Javits
Nie wiedziała wtedy, jak jej pomóc. Jolene sama była za młoda, aby przez to przechodzić. Jedno zagubione dziecko nie jest w stanie pomóc drugiemu. Jedyne co mogła jej zaoferować, to wsparcie. Ramię do wypłakania, obecność kogo, kto nie zostawiłby jej tak, jak zrobili to jej najbliżsi. Ale Jolene miała rację: to ona ją wtedy porzuciła. Mimo szczerych intencji zostawiła ją tak samo jak cała reszta, bo nie mogła znieść bycia wyłącznie workiem treningowym, kiedy emocje Jolene puściły, a ona akurat była pierwszą osobą, która stanęła na jej drodze. Usłyszała wtedy rzeczy, których nigdy nie spodziewałaby się z ust prawdziwej przyjaciółki i sama nie wytrzymała.
OdpowiedzUsuń— Transakcji? — prychnęła urażona. Być może po tym wszystkim, w biznesie, w którym pracowała, w kręgach, w których się obracała, straciła gdzieś po drodze tę dziecięcą niewinność, ale wtedy jeszcze było inaczej. Jedyne, co zyskała na przyjaźni z Jolene, to właśnie to. Przyjaciółkę. — Nigdy nie byłam w stosunku do ciebie fałszywa, w przeciwieństwie do ciebie. Ty zawsze miałaś ze mną jakiś problem, prawda? Na początku myślałam, że to normalne. Wiesz, dziewczyny zawsze znajdą jakiś głupi powód, żeby nienawidzić tej drugiej. Ale to ty udawałaś moją przyjaciółkę i jednocześnie nie mogłaś mnie znieść! — wypomniała jej to, czego nigdy nie odważyła się wyrazić na głos, ale co zawsze czuła. Ten dziwny cień rywalizacji, której zasad nikt nie znał. To, że Jolene zawsze zdawała się mieć większy dystans do Oriany, niż ona do niej. — To z zazdrości? O to, że mimo że miałam jednego rodzica, mój ojciec nigdy nie potraktowałby mnie w taki sposób jak to zrobiła twoja rodzina? O to chodziło? — dodała szybko, zanim zdążyła się dobrze zastanowić nad powagą tego oskarżenia.
Moment ciszy, który po tym zapadł, sprawił, że chciała cofnąć te słowa. Najlepiej cofnąć się w czasie, aby w ogóle tej nocy na siebie nie wpadły. Powinna była zostać w domu, tak byłoby lepiej dla wszystkich. To bzdura, że każdy nierozwiązany konflikt potrzebował ostatecznego domknięcia, aby obie strony mogły w końcu zaznać spokoju. Ona wolałaby o tym kompletnie zapomnieć i już nigdy więcej do tego nie wracać.
Dziewczyna odwróciła twarz do szyby, powstrzymując napierającą na nią chęć rozklejenia się już totalnie. To przez ten alkohol. Zeszło z niej miłe uczucie znieczulenia i teraz wszystkie emocje odczuwała ze wzmożoną mocą. Nie najlepszy czas na odtwarzanie jednej z największych i najbardziej bolesnych kłótni, w jakich w życiu brała udział.
Oriana
Oriana nie potrafiła wyznaczyć konkretnego momentu, kiedy zdała sobie sprawę, że rodzina Jolene różniła się od jej własnej nie tylko pod czysto matematycznym względem. Nie zwierzały się sobie raczej z tych rzeczy, a nawet jeśli, to wszelkie autentyczne żale gubiły się gdzieś pomiędzy typowym dla nastoletniego wieku narzekaniem na rodziców. Dlatego też nigdy nie umiała stwierdzić, czy Jolene była marginalizowana przez swoją rodziną, bo zachowywała się inaczej niż jej siostry, czy zachowywała się inaczej, ponieważ była w ten sposób traktowana. A Oriana nigdy nie pomyślałaby, że ktoś mógł jej szczerze zazdrościć tego, że ze swoim ojcem mieli tak naprawdę tylko siebie nawzajem; przecież Jolene przynajmniej miała dwójkę rodziców, miała rodzeństwo. Tak właśnie myślała, aż do tamtego dnia.
OdpowiedzUsuń— To dlaczego tu jesteśmy? — odpowiedziała poirytowana, na moment odwracając spojrzenie od szyby, ale emocje widoczne na twarzy dziewczyny jeszcze bardziej ją wkurzały. — Komu próbujesz udowodnić, że jesteś tak naprawdę dobrą osobą? Mnie czy sobie? — prychnęła drwiąco.
Nawet jeśli pomoc tą można było zakwalifikować jako najzwyklejszy ludzki odruch, to wcale nie było potrzeby, aby aż tak się starać. Wystarczyło, żeby dała jej butelkę wody, poczekała z nią, aż trochę wytrzeźwieje i dopilnowała, żeby wsiadła do odpowiedniej taksówki. Gdyby była taka szczera, jak głosiła, to właśnie tak by zrobiła, bo przecież też nie chciała z nią spędzać więcej czasu sam na sam w małej restrykcyjnej przestrzeni, niż to było konieczne. A tymczasem poświęcała swój czas i energię, aby zrealizować swój jeden dobry uczynek tego dnia. Bramy niebios z pewnością stoją już przed nią otworem.
— Jak możesz mówić, że nie udawałaś, jeśli nigdy wcześniej nie wspomniałaś o żadnej z tych cholernych rzeczy, które mi wtedy zarzuciłaś? — dodała już ciszej głosem pozbawionym energii, ale nie złości.
Albo udawała cały ten czas, albo nie miała na myśli niczego, co jej wtedy powiedziała. Nie wiedziała, która z tych opcji była lepsza, ponieważ pierwsza oznaczała, że nigdy tak naprawdę nie miała przyjaciółki, natomiast druga, że straciła ją bez wyraźnego powodu.
Podniosła wzrok wbity w czubki swoich butów, aby ponownie się odezwać, kiedy zdała sobie sprawę, że ponownie stanęły i tym razem nie było to z powodu skrzyżowania.
— Och, dzięki Bogu — mruknęła, opierając głowę na zagłówku, zanim ruszyła się, aby odpiąć pas. — Nie- — dodała szybko, unosząc dłoń, aby zatrzymać Jolene przed ewentualnym pomysłem dopilnowania, aby rzeczywiście trafiła bezpiecznie do swoich drzwi, bo przecież czekała ją pełna niebezpieczeństw droga przez parę metrów chodnika oraz luksusowe lobby z dwudziestoczterogodzinną ochroną i konsjerżem. W tym momencie to ona sama była dla siebie największym zagrożeniem, a przed tym już nic jej nie uratuje. — Pięć gwiazdek, doprawdy — dodała zgryźliwie, wysiadając z samochodu z ostatnimi resztkami gracji, jakie jej zostały.
Oriana
[Na wstępie chciałabym serdecznie podziękować za komentarz pozostawiony pod KP Rim. Zapewniam, że i w jej życiu zagości kiedyś słoneczny blask, ale po prostu jeszcze nie w tej chwili. A dla takiego faceta jak Milo to i szpilka w oku to za mała kara.
OdpowiedzUsuńW każdym razie zastanawiam się co powiedziałabyś na wspólny wątek. Otóż pewnego dnia Jolene mogłaby ją przyuważyć jak spędza wieczór w City Smoke w towarzystwie jednego z jej znajomych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ten konkretny mężczyzna już ma narzeczoną/żonę. Nie wiem co prawda do kogo panna Redwood przyczepiłaby się najpierw, ale z pewnością Choco byłaby nieźle zaskoczona takim obrotem spraw. Ma bowiem swój honor i nigdy w życiu nie zgodziłaby się na spotkanie z kimś, kto posiada już ukochaną osobę. Tylko co tu teraz zrobić ? Do impresaria przecież nie wróci, bo zrobiłby z całego zajścia większą aferę niż to warte, a kto wie czy ten nie czeka na nią w apartamencie. Na wynajęcie pokoju w najbliższym hotelu nie starczy jej natomiast gotówki. Jedynym w miarę rozsądnym wyjściem wydaje się więc spędzenie nocy na dworcu, ale tam z kolei nie jest zbyt bezpiecznie. Czy rudowłosa zdecyduje się nad nią trochę zlitować ?]
Choco
[Aw, dziękuję za tak pozytywne reakcje na to, co napisałem w karcie Gideona i ogólne powitanie! Również za życzenia temu nieprzystępnemu kocurowi, żeby pozwolił komuś do siebie dotrzeć i wyszedł na prostą w pełni. ♥
OdpowiedzUsuńŻyczymy także dużo weny i ciekawych wątków!]
Yamada