Park Doyun
Park Doyun nie był idealny, bo przecież idealni ludzie nie istnieją.
Pycha była grzechem, więc o swoich osiągnięciach nie mówił głośno, mimo że to jego nazwisko widniało na liście najzdolniejszych uczniów kolejny rok z rzędu. Na każdym kroku starał się być najlepszą wersją samego siebie, skinieniem głowy dziękując za pochwały, a za słowa krytyki przepraszał, obiecując poprawę.
Udzielał głosu tylko, gdy był o to poproszony, nie wdawał się w niepotrzebne dyskusje, nie pyskował, a do starszym odnosił się z szacunkiem. Przewodniczący szkoły, słyszany i szanowany w swojej społeczności, w swych działaniach kierujący się empatią, chęcią pomocy, a nie możliwością popularności czy rozgłosu. Robił to, co powinien, a w opinii wielu nawet więcej.
Mimo, że wielu chciało być nim, on sam nie podzielał tego zdania. Jak mógł, gdy codziennie spotykał się ze spojrzeniem pełnym obrzydzenia, któremu wtórowało zrezygnowane kiwanie głową. Chociaż czasem nie rozumiał złości, jaka kierowała jego ojcem, reprymendy przyjmował z pokorą, a na kolejny cios nadstawiał policzek. Bolało mniej.
Pokusy były złe i chociaż te znajdowały się tylko w jego głowie, wiedział, że kara była usprawiedliwiona.
Park Doyun nie był idealny i z każdym dniem marzył o tym, by być kimś innym.
lat osiemnaście | syn szanowanego pastora i nauczycielki matematyki | przewodniczący w St Judes | zawodnik w szkolnej drużynie koszykówki | looking for his right path | 얼마나 버텨야?
instagram | powiązania
Dawać mi tę dramę🖤
OdpowiedzUsuńWe're going to make a bit of a mess for him. 🤭❤️
OdpowiedzUsuńMingi poruszył się leniwie na łóżku wyciągając rękę, na oślep, w kierunku szafki nocnej, sięgając po telefon, z którego uparcie wydobywał się dźwięk budzika. Mrużąc oczy zerknął na ekran komórki przez chwilę łącząc wątki gdzie się znajduje, który jest rok i dlaczego tak właściwie ma nastawiony budzik. Dopiero po paru chwilach i zaspanym ziewnięciu dotarł do niego sens dzisiejszego dnia.
OdpowiedzUsuńPoderwał się z materaca odrzucając telefon na pościel. Popędził do łazienki w głowie obliczając ile czasu mógł poświęcić porannej toalecie, odrzucając opcje śniadania, które zajęłoby mu zbyt dużo czasu i odtwarzając w głowie trasę do metro i z metro do szkoły. Nie mógł i nie chciał się spóźnić swojego pierwszego dnia. Chciał wywrzeć pozytywne wrażenie chociaż zżerał go stres i pewna presja, czy inni uczniowie go zaakceptują. Bo co jeśli nie? Zastanawiał się kogo pozna, czy znajdzie nowych przyjaciół, choć nie miał zamiaru zapomnieć o tych, którzy zostali w Korei. Do tego nie mógł pozwolić, by choćby delikatnie nadszarpnąć daną szansę, chciał w pełni wykorzystać potencjał kryjący się w przyjeździe do Stanów, wierząc że w tym miejscu przyjdzie mu osiągnąć znacznie więcej niż w rodzinnych stronach gdzie takich jak on było na pęczki.
W mieszkaniu panowała cisza co oznaczało, że Minsoo wciąż spał. Albo już go nie było. Tak, czy inaczej jedno z tych dwóch, ale postanowił poruszać się względnie cicho i nie dać się ponieść narastającej w nim ekscytacji, która buzowała w jego ciele. To i nie opuszczający go od kilku dni stres, który nie pozwalał mu się porządnie wyspać, czego wynikiem były szerokie sińce i przekrwione oczy. Wewnętrzny niepokój maskował szerokim uśmiechem. Cieszył się i denerwowała na przemian, ale przede wszystkim nie chciał w żaden sposób niepokoić brata. Ten miał swoje sprawy na głowie, a Mingi miał ambicję udowodnić, że jest w stanie ze wszystkim poradzić sobie równie dobrze co starszy Lee.
Przyglądał się własnemu odbiciu, myjąc energicznie zęby i przestępując z nogi na nogę, w głowie nucąc ulubiony kawałek. Potargane włosy przeczesał palcami pozostawiając je w lekkim nieładzie. Odświeżony wrócił do pokoju wyciągając z szafy mundurek, dumnie przyglądając się sobie, gdy wreszcie, jako to tako, uporał się z czerwono żółtym krawatem.
Stanął przed ceglanym budynkiem, dużymi oczami wpatrując się w napis widniejący nad wejściem do budynku. Palce zaciskał na przewieszonym przez ramię plecaku, gdy ruszył w kierunku drzwi odwzajemniając kilka ciekawskich spojrzeń kierowanych w jego kierunku. Energicznym krokiem skierował się w stronę sekretariatu, w którym miał odebrać plan zajęć jak głosił wcześniej otrzymany mail. Uprzednio pukając przekroczył próg przestronnego pomieszczenia, za kontuarem którego siedziała elegancka kobieta w średnim wieku.
— Dzień dobry. — rzucił radośnie, z promiennym uśmiechem. — Lee Mingi, miałem się zgłosić. To mój pierwszy dzień. — przedstawił się opierając dłonie na drewnianym blacie. Jego angielski był dobry, nawet bardzo dobry. Ćwiczył go codziennie przed przylotem, by nie odstawać pod tym względem od reszty rówieśników i Minsoo, który radził sobie wyśmienicie. Kobieta podniosła na niego wzrok znad okularów, by zaraz zacząć wpisywać coś w komputer, polecając mu chwilę zaczekać.
Knypek
Mingi ukłonił się równolegle z chłopakiem, w naturalnym odruchu oddając szacunek, którym obdarzał wszystkich nowopoznanych. Dopiero po wyprostowaniu skupił wzrok na swoim rozmówcy, rozpoznając doskonale znany, ojczysty język i rysy twarzy. To, że trafił na Koreańczyka dodało mu odrobinę otuchy. W Korei dzieciaki bywały okrutne i bezwzględne i choć przyjaźnie bywały silne, każdy parł na przód bez względu na wszystko. Mingi nigdy nie należał do tych bardzo popularnych dzieci, nie był też niczyim kozłem ofiarny, stał raczej gdzieś po środku, przez niektórych ignorowany, przez innych lubiany. Nie zależało mu na popularności, ale Nowy Jork to był zupełnie odmienny rozdział. Chciał się wpasować w towarzystwo, chciał mieć przyjaciół i drugie życie w tym mieście, tworzyć nowe historie takie jak te, o których opowiadał mu Minsoo, a których każdorazowo słuchał z zapartym tchem wyobrażając sobie jakby to było.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję. — Powiedział jeszcze do kobiety nim ta wróciła do swoich obowiązków.
Park Doyun zdawał się kimś idealnym na start, kimś z kim coś go łączyło nawet jeśli było to tylko pochodzenie.
— Lee Mingi. — Przedstawił się z wesołym uśmiechem, jedynie oczy zdradzały jak bardzo faktycznie przejęty był dzisiejszym dniem. — Ciebie również miło poznać. — Odwdzięczył się odpowiedzią w ich ojczystym języku, a sama świadomość, że poznał kolejną osobę, z którą mógł w ten sposób się porozumieć sprawiła, że poczuł się komfortowo.
Przyjrzał się chłopakowi uważniej, grzywce opadającej na czoło, ciemnym oczom i ustom wykrzywionym w szerokim uśmiechu. Musiał podnieść spojrzenie, by spotkać jego wzrok, chłopak górował nad nim wzrostem. Mingi zauważył również zaczerwienienie rozcięcie na wardze swojego nowego kolegi. Na moment jego brwi lekko drgnęły, marszcząc się w grymasie, ale nie skomentował w żaden sposób swojego spostrzeżenia. W innych okolicznościach byłby bezpośredni tak jak zwykle miał to w zwyczaju, ale teraz nie chciał się wydać wścibskim dzieciakiem, a i zadrapanie nie musiało oznaczać niczego szczególnego. Może innym razem.
— Mam jeszcze trochę czasu do pierwszych lekcji, przynajmniej tak mi się wydaje. — Zaczął przesuwając wzrokiem po kartce papieru, na której miał rozpisane zajęcia. — Pierwszy raz zmieniłem szkołę. — Przyznał tak naprawdę nie wiedząc od czego powinien zacząć. Od zwiedzania? Od pytań? Od siedzenia cicho i nie wychylania się? Nie wiedział też, czy chłopak rzeczywiście miał w zwyczaju i przede wszystkim chciał mu pomóc zapoznać się z panującymi tu zasadami i szerokimi korytarzami. Mógł mieć lepsze rzeczy do roboty, lepsze towarzystwo do wyboru, a Mingi nie obraziłby się gdyby Park go zbył.
Knypuś