HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Mr Sunshine
Looks like we might just be on the brink of the season's juiciest event. The endless saga between S and S has been the talk of the town for… well, who can even keep track anymore? Years, darlings. And every time it seems like this exhausting drama is finally wrapping up, they either start another fight or end up in the wrong bed. But wait! Word on the street is that after receiving a mysterious text, S flew across Manhattan to reach their lover's apartment. Could this be the beginning of the end for their epic romance? A happily ever after? Stay tuned, Upper East Siders, I'm sure we'll find out soon.

You can't hide from me.
xoxo

Play By the Rules But Be Ferocious

Lucas Carter

Biznesmen i Filantrop


Urodzony 21 lipca 1993r. w Miami, tam też spędził większa część życia. Syn Olivera Cartera, jednego z najlepszych prawników w Miami, oraz Georginy Carter, właścicielki firmy zajmującej się PR-em.Nieoficjalnie właściciel nowo powstałego, ekskluzywnego klubu “Lux”, w którym często przebywa w wolnym czasie. Posiada dwójkę młodszego rodzeństwa: brat Valentino jest właścicielem klubu Naughty Cabaret; siostra Aria której żywot zakończył strzał w głowę.


Czarujący, elokwentny i wyrafinowany, charyzmatyczny. Nosi w sobie aurę najwyższej pewności siebie, charyzmy. Jest zawsze pewny sukcesu w tym, co robi, niezależnie od przeszkód, jakie staną mu na drodze.

Prywatnie szczery, sarkastyczny, arogancki, uwielbiający dobre alkohole i huczne zabawy w prywatnych klubach. Potrafi być bezwzględny i przerażający, gdy działa w obronie bliskich osób, często nie bacząc na konsekwencje swoich decyzji. Wbrew wszelkiej opinii ma dobre serce, dlatego wspiera wiele organizacji charytatywnych, często pozostając przy tym anonimowy.

Jeśli chodzi o biznes jest twardy i nieugięty, a zarazem spokojny i opanowany. Zawsze stara się rozdzielać sferę prywatną i służbową, dlatego nigdy nie spotyka się prywatnie z klientami. Jest profesjonalny w tym co robi i oczekuje od innych.

W internecie można znaleźć niewiele artykułów na jego temat, zarówno takie które w chwalebny sposób wypowiadają się o jego firmie oraz nim samym jak i tych bardziej negatywnych. Sam osobiście stroni od wszelkiej maści sociali twierdząc, że to nie dla niego. Mimo to ściśle związany jest z tym tematem sam przychylnie wypowiada się na temat zamieszczanych przez ludzi informacji w sieci.

Zakochany tylko raz - kobieta jednak wybrała innego. Przebolał, przepracował, pogodził się i zapomniał (a przynajmniej tak twierdzi) chociaż do dnia dzisiejszego wspomina pierwsza miłość.

Relacje:
Rodzice - okropne
Brat - oh jeszcze gorsze
Siostra - jedyna godna uwagi w rodzinie, zginęła od strzału


_____________________________________________________________________

Długo zastanawiałam się nad kreacja tego zacnego mężczyzny. 
Postawiłam jednak na charakter rodem z Lucyfera oczywiście z małymi zmianami xD 
Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Zapraszam do ewentualnych wątków.
mail: kama05104@gmail.com

200 komentarzy:

  1. [Jak mi smutno, że Lucyfer się skończył :( ale miło widzieć jeszcze jego buźkę! Życzę dobrej zabawy, jestem pewna, że o Lucasie będzie głośno na plotkarze 🤭 i nie mogę się doczekać skandali z jego udziałem!]

    Rudzielec

    OdpowiedzUsuń
  2. [O kurczę, ale ciekawy pan! Aż chce się go bliżej poznać j zobaczyć, czy ma taki piekielny charakter 😈 gdybys miała ochotę na jakieś dramy z Octi, zapraszam!]
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej, witam serdecznie Twoją kolejną postać i życzę samych wspaniałych wątków.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć, dziękuję za powitanie!
    Jasne, chętnie napiszę jakiś wąteczek. Możemy nad czymś pomyśleć, ale tu wiele zależy od tego, czy marzy Ci się jakaś znajomość z przeszłości (np. ich rodzice się znają; w każdym razie relacja zahaczona o dawne dzieje), czy coś kompletnie od podstaw? :)]

    Mer Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Cześć raz jeszcze! Cóż za diabelski wizerunek moje oczy widzą! Uwielbiałam serial, więc widząc postać w klimacie Lucyfera moje serduszko zabiło mocniej :D
    Ten pan to chodzące kłopoty i czerwoną flaga... Będzie rozchwytywany!
    Bawcie się dobrze :D ]

    Lian / Jackson

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć. Witam tym razem Lucasa i od razu życzę powodzenia z drugą postacią. Upper East Side doczekało się własnego Lux! ^^ Podejrzewam, że skandale związane z Carterem będą ciekawe i poplątane, oby tak było! Panny z Nowego Jorku z pewnością się będą oglądać, a Lucas zapewne jest postrzegany jako najbardziej rozchwytywany kawaler. ;D
    Udanej zabawy!]

    Cornelia Watson & Fabian Cavallaro

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam, witam i cieszę się, że mogę zobaczyć tę postać poza wersjami roboczymi! Mam nadzieję, że narobi sporo bałaganu, a wątków nie będzie brakować<33]

    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  8. [cześć! witaj z Lucyferem <3 jakoś tak mi podpasował w roli diabła, że zawsze gdy widze ten wizerunek, myślę o najgorszym xD

    masz może ochotę na wątek? on jest totalnym przeciwieństwem mojej słodkiej Emily, więc mogą paść iskry! Ona mogłaby mu ozdobić klub kwiatami, albo ogród na chacie, bo troskliwa siostra chciałaby mu umilić życie, a on... byłby sobą ^^

    Dobrej zabawy :]

    Emily/ Zuri/ Niall

    OdpowiedzUsuń
  9. Spotted: Myślę, że nie tylko ja zaskoczyłam się obecnością L na piątkowym bankiecie charytatywnym, bo zazwyczaj stroni od takich wypadów, swoją dobroczynność decydując się raczej chować przed światem, aniżeli nią chwalić. I może właśnie dlatego natura obdarzyła go urodą diabła… w końcu równowaga w przyrodzie jest bardzo ważna, prawda? Ja bym bardzo chętnie sprawdziła, jak daleko sięga jego dobroć i jakich rejonów się tyczy. Rozmarzyłam się! W sumie niewiele jestem w stanie Wam o nim powiedzieć, zachowuje się publicznie aż nadto poprawnie, co jakiś czas robiąc wyjątki w postaci wracania z bankietów z jakaś piękną panią do swojego apartamentu, ale ciężko to w naszym świecie nazwać czymś ciekawym. Strzelam na grę pozorów. Cóż, kiedyś już dawałam te radę, ale myślę, że w tym przypadku też się przyda: potknij się, L. Tak dla zabawy, uciechy i mojego pożytku.
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  10. Zatrzymała się przy smukłej i wysokiej donicy, wyciągając rękę do ziemi, by przesunąć palcami po podłożu, w którym umieszczono eleganckie sprężyste zamiokulkasy. Brud pod paznokciami i na opuszkach nigdy jej nie przeszkadzał, szczególnie że w pracy ubrudzić się musiała, dlatego też w skupieniu zanurzyła palce aż nad drugą kostkę palców w ziemi, badając nawodnienie i wilgotność mieszanki. Wyczuła, że jest to bardzo sucha ziemia, choć dla tej konkretnej rośliny nie stanowiło to problemu... inaczej sprawa miała się z światłem, bo w ekskluzywnym klubie, w którym w zeszłym tygodniu podjeła się zlecenia, światła dawały tylko lampy i reflektory i... cóż, niemal nic z żyjących egzemplarzy jakie mogła zaproponować - nawet te najwytrwalsze i najznamienitsze do surowych i karygodnych warunków dla zieleni, nie były w stanie tu przetrwać. Nie była pewna, jak rozmawiać jeszcze z nowym zleceniodawcą, bo nie spotkała go do tej pory osobiście, a wszelkie formalności szły ustaleniami mailowymi, jak również podpisy na umowie z dwóch stron były podpisami autoryzowanymi ale w wersji mobilnej i dopiero dzisiaj znalazła chwile, by tu przyjść. Cóż... nawet nie tyle sama znalazła, bo zastąpiła jedną z swoich pracownic, bo ta wydawała się niemal bać tego miejsca i jego właściciela. Aż dziwne... Emily miała wrażenie deja vu i nawet zaintrygowana przyszła do Lux.
    Otrzepała dłonie z ziemi o szerokie, wygodne do pracy ogrodniczki i poprawiła sprzączkę jednego z ramiączek - zawsze nosiła te ogrodniczki zapięte tylko na jedną stronę, bo głównie trzymały jej się na biodrach; a potem przeszła dalej. Emily była rzetelna, pracowita i obowiązkowa, a Bloome które założyła parę lat temu traktowała jak życiowy dorobek i nigdy nie pozwalała po sobie, swoich ludziach i swoim interesie deptać. Doglądała osobiście każdego zlecenia, gdy tylko pozwalał jej na to czas, bo nie pracowała nad ludźmi, ale wspólnie z nimi. Była łagodna, cierpliwa, ciepła, ale gdy ktoś nadepnął jej na odcisk umiała się postawić. Wyglądała jak młodziutka dziewczyna, zwykle nie dawano jej tyle lat, ile faktycznie miała i bagatelizowano ją, traktując jak nic nie wiedzącą trzpiotkę. Lubiła to, bo mogła w odpowiednim momencie zaskoczyć wiedzą, obyciem i kulturą, która pokazywała niegrzecznym (głównie płci męskiej) rozmówcom, gdzie raki zimują. I przychodząc dzisiaj do tego ekskluzywnego klubu, który dopiero się otworzył i wyrabiał swoja markę, czuła, że może właśnie do tego dojdzie.
    Jeśli ktoś spotykał Robbins po raz pierwszy, nie zwracał na nią uwagi. Nie nosiła jak na bizneswoman przystało garniturów i jak się od nich oczekiwało, garsonek, czy ołówkowych spódnic. Włosy zwykle miała luźno związane w kołtun na czubku głowy i zawsze broniła sie, mówiąc że to kok w artystycznym nieładzie. Nie malowała się za bardzo, używając z reguły tuszu i błyszczyka o smaku truskawkowym, a gdy biegała, często obijała się wpadając na ludzi czy przedmioty. Ale w pracy zawsze była wzorowa i tego odmówić jej nie można było.
    - No... tutaj to chyba wszystko umrze - stwierdziła z westchnieniem, przechodząc do czwartej już donicy, by sprawdzić ziemię. Gdy przekonała się, że ta jest również sucha, zawróciła ostro, a że była na wysokich schodach skręcających w łuk od wejścia na główną salę, musiała uważać, by się nie potknąć i nie runąć w dół. I jasne, dobrze jej poszło, z małym wyjątkiem...
    Całe szczęście ani żadna z stóp nie omskneła się jej po stopniu, ani nie potknęła się o własne nogi, tyle że gdy ruszyła do przodu, chcąc pobiec po tablet i przejrzeć załączniki, jakie przed półtora godziną wysłała do właściciela z propozycjami nowych kwiatów, tym razem ciętych, wpadła na wysoką sylwetkę. Burknęła coś w stylu pod nosem, sądząc, że to jeden z ochroniarzy, bo kręciło się ich tu kilku i aby faktycznie się nie zabić, spadając z schodów, wyciągneła ręce przed siebie, łapiąc za marynarkę. Sapnęła z ulgą, ustała na nogach i złapała pion.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Cholera, mało brakowało - uśmiechneła się, na powrót pogodna i spojrzała na wysokiego bruneta przed sobą. - Przepraszam, nie widziałam cię - wyjaśniła, wsuwając dłonie w tylne kieszenie ogrodniczek, by wyminąć gościa i iść po tablet.
      I myślami była już dalej, przy tych propozycjach kwiatów ciętych, które tu wyglądałyby o niebo spektakularniej w wielkich szklanych wazach-tubach. Już widziała białe kalie, albo czerwone amarilis, albo lilie... Na próbę nawet dzisiaj wstawiła te ostatnie w średni wazon i położyła z brzegu lady przy barze, gdzie oświetlenie ładnie odbijało się w wodzie i podkreślało różowe smugi na brzegach białych płatków...


      Ems

      Usuń
  11. Emily w pracy i życiu osobistym była wymagająca, ale i wyrozumiała. Nie wzbudzała strachu, a pewnie gdyby się starała zmienić podejście do ludzi, ci by ją wyśmiali... Nie umiała nawet zrobić groźnej miny, była zbyt dziewczęca, choć stuknęła jej już trzydziestka. Nie podnosiła nigdy głosu, nie denerwowała się i nie emanowała złością i zdecydowanie konflikty i spory wolała na spokojnie przedyskutować, by znaleźć najlepsze rozwiązanie dla wszystkich zainteresowanych stron. Była łagodna i cierpliwa, pomocna i zwykle dawała drugie i kolejne szansy.
    W pracy była zdecydowanie bardziej otwarta niż w życiu poza zawodowym. Nie miała w swoim interesie nic do ukrycia, dlatego też grała w otwarte karty. Nie było też wielu osób, które by ją znały dostatecznie blisko i długo, by wiedzieć o jej sekretach, czy choćby móc powiedzieć o niej nieco więcej. Była nieufna i skryta i mocno pilnowała tego, by nikt się nie zbliżył za bardzo bo nie wierzyła ludziom. Ale w pracy nie miała żadnych problemów z uprzejmą rozmową i nie okazywała żadnego wycofania, czy niepewności.
    Już wymijała mężczyznę, rejestrując że na prawdę dobrze pachnie i ma świetną sylwetkę, gdy zwrócił się do niej tak szorstko i... rozkazująco? Zerknęła przez ramię na wysokiego bruneta. Stał o stopień niżej niż ona, więc w tym ułożeniu ich oczy były mniej więcej na jednej wysokości i Emily śmiało odwróciła się, patrząc mu prosto w twarz. Teraz nie miała żadnych wątpliwości, że jest to szef, którego wystraszyła się jej pracownica. Uśmiechneła się rozbawiona tym, jak nazwał ją młodą damą i wcisnęła brudne od ziemi dłonie w tylne kieszenie ogrodniczek.
    - Dzień dobry, jestem Emily Robbins - przedstawiła się, na moment schodząc spojrzeniem w dół do marynarki, na której zacisnęła ręce, by się przytrzymać, bo bała się, że ubrudziła mu drogie ubranie ziemia i znów spojrzała mu w oczy. Zagryzła lekko wargę, czując, że jego ton nie zwiastuje nic dobrego.
    Emily nie znała się na ludziach, wiedziała jednak, że zawsze trzeba mieć się na baczności... Szczególnie, gdy miało się do czynienia z bogatymi dupkami! I choć nie wiedziała jeszcze, czy brunet jest dupkiem, wiedziała, że jest obrzydliwie bogaty i to sprawiało, że budziła się w niej nadmierna ostrożność.
    - Mhm... Ma pan absolutną rację, jako właścicielka Bloome jak i moi ludzie zgodnie z naszym świeżym kontraktem, mamy wypełnić klub kwiatami - pokiwała głową, lądując jasnymi oczyma na jego spojrzeniu. - Na prawdę są tak paskudne...? - spytała jeszcze, bardzo grzecznie i właściwie niemal niewinnie, bo nie widziała w nic nic brzydkiego, czy złego w liliach. - Dlaczego się panu nie podobają? - spytała szybko, by wiedzieć choć trochę więcej o jego guście i móc następnym razem dobrać takie kwiaty, by mu odpowiadały.
    Oparła się o barierkę, odsuwając na krawędź schodów, by nie torować drogi i nieustannie spoglądała w twarz właściciela klubu. Uśmiechneła się nawet delikatnie, aby nie sprawiać wrażenia wystraszonej młodej damy .


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  12. W jednej chwili Emily się zdumiała i nieco zmieszała... Całe zainteresowanie jej osobą jako pracownikiem i liliami wyparowało na rzecz fascynacji... nią? Jako kobietą...? Uniosła wysoko brwi, słysząc o sobie, że jest fascynująca i wspaniałą kobietą i lekko przygryzła policzek od środka, przechylając głowę na bok, by zlustrować sylwetkę mężczyzny. Był... cóż niezaprzeczalnie atrakcyjny, ale jakoś bardziej zwróciła uwage na to, że również nietypowy. Wyglądał jak model z wybiegu, był taki posągowy i chłodny... Zdystansowany, jakby nic nie mogło się do niego zbliżyć, nic ani nikt. Jakby sam wyznaczał granice i było w tym cos na prawde imponującego, ale i strasznego.
    Drgnęła, gdy chwycił jej dłonie, spoglądając na nie z takim zaciekawieniem, aż bała się, że zaraz jej odgryzie palec! Chrzakneła speszona i zacisneła je w pięści, odsuwając się od barierki, o którą się opierała. Zrobiło jej się tez trochę wstyd, że taki elegancki gość, patrzy na jej ręce brudne od ziemi... Pewnie zwykle dotykał kobiecych dłoni z starannie wykonanym manicurem i gładkich od kremów i balsamów, a ona takich nie miała. Staneła na wprost bruneta i ściagneła brwi, bo wydawał się w ogóle nie zwracać na nią uwagi, choć trzymał ją cały czas.
    - Ehm... dziekuję... - mruknęła niepewnie, bo nie do końca wiedziała, czy to co mówił było do niej, o niej, czy jak miała to zrozumieć. I mimo dziwaczności sytuacji, rozpoznała w tym komplement, więc podziękować wypadało. Chyba, o ile dobrze to zinterpretowała.
    Odetchnęła głęboko z pewną ulga, gdy puścił jej ręce. Szybko wcisnęła je w kieszenie na tyłku i zmarszczyła ponownie brwi. A potem je uniosła z niedowierzaniem.
    - Nikt nam nic nie przekazał...- przyznała mu rację i spojrzała na wazon z liliami. - Chwila... to nie jest badziewie - oznajmiła obruszona jego słowami i westchnęła. - Lilie są symbolem majestatu i niewinności, taka intrygująca sprzeczność, myślałam, że to dobry pomysł - przyznała, a potem zawahała się na jego propozycję.
    Przed chwilą dziwnie zareagował, chwytając jej dłonie w swoje z taką fascynacją... Zupełnie jakby się znali. Albo może kogoś mu przypominała? I nic nie mogła poradzić na to, że pomyślała, że to niebezpieczne iść z nim do jego gabinetu, gdzie będą sami za zamkniętymi drzwiami. A co jeśli na prawdę coś jej zrobi z palcami, które tak oglądał? No ale mieli interesy do omówienia i to była idealna okazja, aby dopiąć do końca pewne ustalenia, na które wcześniej nie mieli czasu.
    - W porządku... proszę prowadzić - zgodziła się, odwzajemniając uśmiech, choć czuła się odrobinę... niezręcznie. Ten mężczyzna z całą swoją pewnością siebie, nieco ją przytłaczał.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  13. Im bardziej Emily słuchała i patrzyła na tego mężczyznę, tym bardziej miała wrażenie, że... że nie mówi do niej i nie zwraca na nią uwagi. Zupełnie jakby tylko przez ułamek chwili dostrzegał, że jest obok, a potem skupiał się na czymś innym i jakimś odległym. Był... dziwny. Może kwiaty mu o kimś przypominały? Albo ją pomylił z kimś innym...? Był bardzo enigmatyczny, intrygujący, ale też było w nim coś takiego, że się trochą bała. Wydawał się nieobliczalny i niestety, Emily słyszała też, że źle traktuje pracowników i ma wybuchający temperament. A ona bała się ludzi, którzy nad sobą nie panuja i wybuchają nagle złością skierowaną na zewnątrz. Jeśli spotykała kogoś na swojej drodze, kogo nie umiała rozgryźć, wtedy budowała dystans, bo nie lubiła być zaskakiwana. Ale tutaj w biznesie nie mogła go unikać, musiała zadbać o jak najlepsze wrażenie i dobre relacje przy współpracy.
    Gdy szli w górę do jego gabinetu i nagle usłyszeli głosy, czy wręcz kłótnię, Emily zwolniła. Nie była pewna, czy może tam iść i być świadkiem jakiejś sceny... może przekraczała granice dobrego wychowania? Ale właściciel klubu nie kazał jej zawracać, ani poczekać, więc podeszła z nim dalej do drzwi i uniosła brwi zaskoczona widząc rozgorączkowaną piekną kobietę o ognistych włosach, która zdecydowanie chciała dotrzeć do bruneta. Coś w niej i tej sytuacji nie do końca spodobało się Robbins i staneła z boku, zakładając ręce na piersi. Coś tu jej nie pasowało, ale nie umiała wciąż wychwycić co to takiego. A potem aż się wzdrygnela, słysząc oskarżenia i będąc świadkiem jak przystojny bogaty mężczyzna okazuje się dupkiem numer jeden i dostaje w twarz. Rozdziawiła aż usta, widząc jak ruda się rzuca, a z kolei brunet nic sobie z tego nie robi i... uspokaja ją niemal hipnotyzując. Dostrzegła, jak subtelnie gładzi jej policzki, jak delikatnie do niej mówił i ją czule obejmuje... to wszystko widziane z boku było... podejrzane. Emily wiedziała, że komus takiemu nie wolno ufać i nalezy mieć się na baczności. Zdumiewające jednak było, jak szybko tamta dziewczyna ustąpiła i odeszła niemal rozanielona... Chyba była mocno zakochana w właścicielu klubu, że wybaczyła mu w kilka sekund zdradę z własną siostrą.
    - Ale cyrk... - mrukneła pod nosem. Ona sama trzymała się od takiego towarzystwa z daleka. Już wyjątkowo wiele złego przeżyła w życiu, by znosić podobne kryzysy egzystencjalne.
    Zmarszczyła brwi i ruszyła za mężczyzną. Była zaniepokojona bardziej niż wcześniej, a jednocześnie chciała wiedzieć więcej o nim i jak działa z ludźmi, jak ich traktuje, że osiąga sukcesy i nawet największe afery pokonuje w kilka minut na spokojnie, prostymi słowami, wyuczonymi gestami... Musiał być bez serca.
    - Nie jestem pana skarbem - oznajmiła buńczucznie, mijając go w drzwiach i znowu musiała przyznać, że ładnie pachniał.
    Usiadła w fotelu, rozglądając się wokół i gdy brunet także zajął miejsce naprzeciw, skupiła spojrzenie na jego twarzy. Na policzku miał zarysowany czerwony ślad po uderzeniu rudej i Emily cicho westchnęła, karcąc samą siebie w myślach za to, o czym pomyślała. Powinna siedzieć na dupie i sie nie wtrącać, ale jakoś żal jej się zrobiło, że przystojniak dostał po twarzy, więc wstała i podeszła do barku ustawionego obok, by wyjąć z metalowego wiaderka kilka kostek lodu. Odwróciła się i podparła dłonią o biurko, przechylając się przez blat z wyciągniętą drugą reką.
    - Musi pan to przyłożyć, żeby nie spuchło i nie wykwitł siniak - poradziła, przykładając kostki w swoich palcach do jego twarzy.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  14. Emily do zuchwałości było bardzo daleko. Ta cecha, podobnie jak mściwość, zawiść, czy pretensjonalność nie były w jej stylu. Była skromna i po prostu troskliwa, a właśnie chęć pomocy i ulżenia innym, kierowała ją do bardziej bezpośredniego kontaktu i śmiałych zachowań. Tak jak w tym przypadku.
    Uśmiechnęła się lekko, uprzejmie, speszona i skrępowana tym, co sama zrobiła, bo zdała sobie sprawę, że nie wypadało. A jeszcze gorzej, że on zwrócił jej na to uwagę! Zawstydził ją tym, że podkreślił niepoprawność jej gestu i oblizała nerwowo wargi koniuszkiem języka, aby zwilżyć suche usta. Cofnęła się, siadając z powrotem na wskazane z początku miejsce i złączyła razem dłonie, czując mrowienie na ciepłej skórze palców, tam gdzie były kostki lodu i tam gdzie musnął ją po ręce mężczyzna. Zacisneła na moment usta, zdając sobie sprawę, że on doskonale potrafił igrać z emocjami i uwodzić, a gdyby zechciał zabawić się jej kosztem, być może nie umiałaby się bronić. Nie mogła więc do tego dopuścić i nie mogła z nim przebywać sama, ani często, ani długo.
    - Oczywiście... wracajmy do biznesu - powtórzyła cicho i czując drapanie w gardle, odchrząkneła. Już nie skomentowała tego, czy uważa, że ma przstojną twarz, mężczyzna wydawał się doskonale znać swoją wartość i tak. Ciekawe, czy był narcyzem...?
    W życiu prywatnym blondynka była zagubiona i niepewna w relacjach. Nie umiała flirtować, była ostrożna i czuna. Stanowiła swoje totalne przeciwieństwo, jesli chodzi o podejście w zawodzie do klientów, pracowników, czy doradców i prawników. Tam była rzetelna, analityczna, konsekwentna, zdecydowana, nie obawiała się podejmować w Bloome znaczących decyzji i wprowadzać nowych ustaleń nawet z dnia na dzień. Może tu znajdowała równowage, praca była jej mocniejszą strona, a w domu... cóż, w domu była słabsza. I sama, ale to jej nie przeszkadzało, przywykła, choć czasem budziła się w niej tęsknota za czymś znaczącym, za kimś... Rzadko, ale jednak.
    Usiadła wygodniej, siegając do tylnej kieszeni po telefon i skrzywiła się, widząc ilośś powiadomień. Nie miała chwili wytchnienia!
    - No dobrze... - zaczeła, próbując odnaleźć w mailach ich ostatnie wymianione wiadomości. - Nie chce pan lilii, ale żadne kwiaty żywe tu nie przetrwają - podjeła i podniosła na niego spojrzenie. - Tu w klubie nie ma światła, żadna odmiana tego nie przetrwa, chyba że zainstaluje się specjalne lampy. Są takie z niebieskim światłem, mogłyby pasować do wystroju, ale dają nieco więcej ciepła, choć to by się sprawdziło na plus, częściej by odwiedzali bar - zasugerowała i spojrzała znów w telefon. - Jeśli to panu nie odpowiada, to mniejszym wydatkiem będą szklane wielkie wazy tuby a w nich odmiany egzotycznych kwiatów, duże, ciężkie, imponujące jak te - dodała, pokazując mu zdjęcie w telefonie.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  15. Emily bardzo ceniła sobie profesjonalne i rzetelne podejście do pracy. Sama była bardzo obowiązkowa i odpowiedzialna i nierzadko musiała mierzyć się z ignorancją, czy bagatelizowaniem jej roli. Nie miała co prawda zamiaru przebierać się w ciasne garsonki, aby bizmesmani traktowali ją z szacunkiem, bo uważała, że to nie ubiór wpływa na to, jak zarządza swoją firmą i dba o zadowolenie klientów. Nie zwracała uwagi na taką powierzchowność, choć dostrzegała, że wydaje się być widziana jako niepoważna w tym świecie interesów, gdzie jej mała firemka była jedynie kroplą w morzu, podczas gdy wokół pływały wielkie rekiny.
    Zmarszczyła w pewnym momencie brwi, trochę jakby obrażona, gdy brunet wydawał się jej nie słuchać. Miała wrażenie, że w ogóle się nie skupia na tym, co do niego mówi i nawet nie spojrzał na zdjęcia, które mu pokazała! Jego spojrzenie było skupione na jej twarzy i zjeżdżało niżej z oczu do warg... aż poruszyła się skrępowana w fotel, oblizując znów wargi nerwowo. To było dziwne. Westchnęła cicho, chowając telefon do kieszeni i uniosła brwi zdziwiona, gdy się odezwał. Nie powinna się dziwić, w końcu bogaci tak załatwiali wszystko - pieniędzmi. Ale obydwa warunki, jakie podał właściciel klubu były co najmniej niestandardowe... Czy to nie kolejny znak, że powinna się jednak trzymać z daleka? Szczególnie alarmujące z kolei było to, że sama parokrotnie na dłuższą chwile spojrzała w jego oczy, na usta, zarys unoszących sie przy oddechu barków przy wdechu. Miała wrażenie, że powinna stąd po prostu uciekać.
    - Nie rozumiem... - powiedziała nieco zagubiona. Nie dlatego brzmiała na niepewną, bo nie zrozumiała tego, co powiedział. Intrygujące i zarazem niejasne wydawały się intencje, które kazały mu tak pokierować tym spotkaniem i ich współpracą.
    Speszona, ale i zmieszana opuściła wzrok, bo poczuła się nagle strasznie mała pod naporem jego spojrzenia. Nie trudno było pojąć, że jest to człowiek pewny siebie, charyzmatyczny, ale i nieskrepowany. Jego swoboda i śmiałość za to sprawiała, że ona sama traciła pewność siebie. I choć nie było dla niej problemem rozplanować grafiki swoje i pracowników, aby przychodzić tu dwa razy w tygodniu, to jednak chciała wiedzieć, po co i dlaczego miałaby dokładać wszelkich starań, pod takie zmiany.
    Odetchneła głeboko, zbierając się w sobie. Dawno temu obiecała sobie, że nie będzie uciekać, ani się bać znowu. Wypracowała sobie dobre imię i bardzo wiele ją to kosztowało, dlatego właśnie chciała udowadnić, że jest silna, niezależna, zaradna i można na niej polegać, bo nie jest płochliwa myszka, która czmychnie, jak tylko dzieje się coś poważnego.
    - Każdy z moich pracowników jest obowiązkowy i staranny, nie rozumiem dlaczego muszę to być akurat ja? - spytała wprost, znów podnosząc wzrok i patrząc mu nieugięcie prosto w oczy. Brawo Emily jesteś dzielna, kibicowała samej sobie!

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  16. Najpierw zacisneła mocniej drobne dłonie w piąstki, aż krótkie, spiłowane w kształt migdałków paznokcie wbiły jej się w delikatną skórę wnętrza dłoni. On ewidentnie obrażał jedną z jej pracownic i jakoś miała bardzo nieprzyjemne skojarzenia, gdy słuchała, jak się wysławia na temat innych. Nie szanował innych, pomiatał nimi i rządził jak szef tyran, a nie lider, wspierający i rozumiejący... Eh... chyba już rozumiała, czemu jej pracownica tak bała się tu wracać. Musiała mu czymś jednak podpaść, bo wobec niej zachowywał się mimo wszystko kulturalnie.
    Aczkolwiek gdyby się dowiedziała, że to z powodu flirtu z barmanem, czy jakimś ochroniarzem została okrzyczana i wywalona, to chyba by zrobiła awanturę. Co to za podwójne standardy?! A czy ten chłopak z klubu też dostał ochrzan? I czy sam szef nie sprowadzał do miejsca pracy swoich prywatnych spraw...? Och, dobrze że nie znała szczegółów, bo by broniła swojej pracownicy jak lwica i mogłoby dojść do ostrej wymiany zdań, a może nawet zerwania kontraktu.
    - Czyli uważa pan, że była śliczniutka...? - podchwyciła trochę ryzykując tym, że go rozdrażni. Oh nie miała zamiaru absolutnie się droczyć, ani wchodzić tu na jakieś flirciarskie przekomarzanki o atrakcyjności, po prostu złapała go za słówko, które wskazywało nie tyle brak profesjonalizmu, co... cóż, zbyt luźne podejście do ludzi i jej zdaniem bagatelizowanie pracowników. Ona choć emocjonalnie była niedostępna, przywiązywała się i ufała.
    Słuchała go uważnie, a gdy przyłożył dłoń do piersi, podkreślając to jak ją ceni, nie mogła powstrzymać subtelnego uśmiechu. Był dobry, cholernie dobry w tym, by mówić odpowiednie rzeczy, dobierać trafnie słowa i... cóż, może wręcz mamić. Może teraz nieco lepiej rozumiała rudą, która się na niego rzuciła z pazurami pod drzwiami gabinetu. Emily jednak nie dawała się nabrać zbyt łatwo, była ostrożna i w biznesie mocno wycofana, by przekraczać granice, więc gdy brunet zaczał mówić do niej bezpośrednio na ty, uniosła brwi zaskoczona, a potem zaśmiała się cicho i słodko, gdy zakończył wypowiedź wracając go grzecznego "panno Robbins". Podparła się o podłokietniki i uniosła nogi, siadając w fłebokim fotelu po turecku, choć nie pomyślała o tym, że butami ubrudzi mu mebel. Albo może pomyślała i testowała jego cierpliwość i pedantyczność...?
    - Dziekuję, lubie po prostu to, co robię. Jak dobrze rozumiem, nie dzieje się tu nic, na co nie wyrazisz zgody.. - zaczęła, starannie dobierając słowa, aby nieco utrzeć nosa zarozumiałemu właścicielowi. Też przeszła na ty, łapiąc chwilę luźniejszej atmosfery.
    Sprawił jej mnóstwo radości i przyjemności, obsypując ją komplementami, a jednak wciąż uważała, że jest kimś, na kogo trzeba uważać i nie można mu ufać, ani wierzyć w żadne jego słowo. Miał w sobie taki błysk, taką iskrę, która groziła poparzeniem i Emily już to znała.
    Nonszalancko poprawiła zsuwające się z ramienia ramiączko ogrodniczek i odchyliła w tył, opierając plecy o fotel. Rozejrzała się po gabinecie, gdzie wydawało sie, że wszystko ma swoje miejsce i nic tu nie jest wstawione czy ułożone przypadkowo. Była pewna, że na tym biurku, pod tym biurkiem, na tym fotelu i na regale z dokumentami z tyłu opierała sie niejedna ślicznotka. Na sto procent był kobieciarzem, który nie liczył się z uczuciami! Ciekawiło ją tylko, jak wielkim jest draniem... Czy obiecywał kobietom gwiazdkę z nieba, czy stawiał sprawę jasno i to one potem błagały, by z nimi został...? Musiało to być jedno z tych dwóch i Emily była zaintrygowana, jakim typem mężczyzny jest brunet. I jakim typem biznesmana, bo jeśli współpraca z nim będzie ciężka, to będzie musiała się zastanowić, czy gra jest warta świeczki. Bloomme radziło sobie nieźle i mogła sobie pozwolić na stratę jednego klienta, nawet jeśli był tym kluczowym i mogła na nim najwięcej zyskać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Więc to nie kwestia poczucia stylu u mnie, czy u moich ludzi się tu liczy, tylko to, czego chcesz - spojrzała znów na bruneta. - Jeśli jest coś, co ci się podoba, powiedz mi i to dla ciebie zrobię, taką mamy umowę. Nie udało nam się do dzisiaj porozmawiać, więc lilie i kwiaty wstawione poprzednim razem były moim pomysłem, bo chciałam wywiązać się z umowy, ale nie dałeś nam żadnych wskazówek i zdałam się na siebie, próbując wyczuć twój styl - wzruszyła ramionami, bo po prawdzie niewiele się tym przejęła, skoro on nie wywiązał się z swojej części. Nie mogła brać na siebie pełnej winy, ale coś czuła, że ten człowiek nie lubi przyznawać się do błędu.
      Emily nie była złośliwa, ale gdy ktoś jej podpadł, nie dawała się zdominować. I skoro wypomniała już niedociągnięcie biznesmanowi, postanowiła posłuchać złośliwego głosu z tyłu głowy i trochę wbić mu szpileczkę.
      - Przejdźmy na ty - zaproponowała. - Już znasz moje imię, jestem Emily. A ty, jak się nazywasz? - szach i mat!

      Emily

      Usuń
  17. Obserwowała i słuchała go uważnie. Śledziła mimikę, wyłapywała gesty, patrzyła jaką postawę prezentuje. Pozwoliła sobie na pewną impertynencję, odrobinę rozzłoszczona na niego za to, że potraktował nietaktownie jej pracownice i ta po prostu bała się tu wrócić. Ale sama teraz też nie zachowała się ładnie i czekała odrobinę w napięciu, czy mężczyzna się zirytuje, albo czy znów ją upomni. Na początku odniosła wrażenie, że jest bardzo zasadniczy, więc też nie była pewna, czy jej na przykład stąd nie wyrzuci i już. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo mógłby jej teraz zwrócić uwage na co najmniej kilka rzeczy: siedziała brudząc mu fotel niepoprawnie, zwracała się do niego jak do kolegi i na koniec jeszcze narzuciła zmianę formy grzecznościowej na mniej profesjonalną. A koniec końców okazał się zrozumieniem i chyba tym najbardziej ją zaskoczył.
    Siedziała z uniesionymi brwiami, słuchając go i dostrzegając wiele nonszalancji w tym intrygującym mężczyźnie. Przeszło jej nawet przez myśl, że podobnie jak ona, nie zdradza całemu światu wokół tego, kim jest na prawdę. Po prostu... gra role, która mu przypadła. To byłoby niesamowitym odkryciem, bo do tej pory miała go tylko za bezdusznego dupka, a może on wcale nie był ani dupkiem, ani bezduszny...? Cóż, zdecydowanie nie byli na takiej stopie znajomości, aby miała się tym interesować, albo w ogóle mieć prawo do tego, by się dowiedzieć o nim więcej, więc spuściła wzrok, zaczesując kilka luźno opadających kosmyków z twarzy do tyłu, porzucając rozmyślania o brunecie. Nie powinna o nim myśleć więcej, niż obejmuje to kontrakt i wiedziała o tym.
    Całe to ich spotkanie było dziwne, ta rozmowa wydawała się napięta. Dostrzegała jawne zainteresowanie bruneta, a jednak to nie było takie bezczelne i prostackie gapienie się i zagadywanie, by zaciągnąć ją do łóżka. Cóż... właściwie ani razu nie dał jej do zrozumienia, że jest dla niego atrakcyjna jako kobieta, z którą mógłby się przespać, ale jego uwaga była na niej skupiona tak mocno, ta intensywnie, aż Emily czuła się niepewnie. Jakby coś się za tym kryło. Może na prawdę mu kogoś przypominała?
    - W porządku - uśmiechneła się lekko, znów na niego zerkając. Uznała, że temat powinni zostawić za sobą.- Na prawdę zrobię co w mojej mocy, aby to miejsce wyglądało urzekająco. Możemy się umówić, że każdy pomysł będę konsultować bezpośrednio z tobą, zanim wprowadzę go w życie, unikniemy wtedy nieporozumień, jak to z liliami - zaproponowała pogodnie. Cóż, pomysłów to ona miała masę i z dnia na dzień się mnożyły. Jeśli da jej wolną rękę, mógłby tego pożałować, bo Emily na prawdę miała bogatą wyobraźnię i mogłaby znów nie wstrzelić się w jego upodobania, a nie chciałaby ani na własnej skórze przeżyć tego, co musiała jej pracownica, ani narażać innych na złość bruneta. Wydawał się spokojny, ale ta jego tajemniczość, ten błysk w oku zdradzały, że może być niebezpieczny. Był jak tygrys, którego lepiej nie drażnić.
    Wyprostowała się, gdy wstał zza burka i je obszedł, znajdując się bliżej niej. Odruchowo ściągneła łopatki, jakby trochę się spięła, a potem roześmiała się serdecznie, słodkim perlistym śmiechem, który rozbrzmiał po gabinecie, gdy jej się kurtuazyjnie przedstawił.
    - Przecież wiem, kim jesteś Luc, to była podpucha - wyjawiła, ale mimo wszystko wyciągneła w jego stronę dłoń. Nie wypadało tak siedzieć po turecku w eleganckim fotelu, więc również wstała, stając naprzeciw niego i wsunęła swoje palce w jego z delikatnym uśmiechem. Chciała mu zagrać na nosie, sprawdzić jak jest cierpliwy i... cóż, wybrnął z tego po mistrzowsku. Nie był zdecydowanie nudną osobą i tego już była pewna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stała chwilę, patrząc na niego z bliska i coś jej kazało po prostu się wycofać. Był przystojny, charyzmatyczny i miał w sobie magnetyzm, który przyciągał. Czyli był najgorszym typem faceta, a ona jako że ani nie miała gustu, ani zdrowego rozsądku w takich przypadkach, wiedziała, że musi pilnować się sztywnych granic relacji biznesowej.
      - Zabiorę lilie i wrócę za dwa dni z wazami i nowymi bukietami. Wyślę zdjęcia do oceny, dobrze? - upewniła się, cofając dłoń, bo miała wrażenie że od jego dużych, ciepłych rak robi jej się trochę za ciepło. - A czy... możemy usunąć donice? Niedługo żywe kwiaty zaczną tu padać i wszystko będzie wyglądać marnie - zasugerowała jeszcze, choć nie miała pomysłu, czym je zastąpić. Chciała mieć dogadany plan działania, zanim stąd wyjdzie, a już był czas na nia, by się ewakuowała zdecydowanie.

      Emily

      Usuń
  18. Emily nauczyła sie, że ci wszyscy ludzie z elity lubią, jak sie do nich mówi z szacunkiem, zwrotem grzecznościowym i ogólnie pokazuje sie im wielki szacunek i uniżoność. Ona nie tolerowała buractwa i pomiatania ludźmi ze względu na ich status i majątek, ale dystans i wysoka kulturę umiała zachować. Zresztą tak było lepiej i dla niej i dla klientów, że się za bardzo nie znali i trzymali się ustaleń z kontraktów, więc to że przeszła na "ty" z właścicielem LUX było... dziwne. Nie ze względu na nią, bo umiała być miła i przyjazna, ale coś czuła, że to niespotykane u bruneta. On w ogóle był bardzo intrygującą i ciekawą osobą.
    Oh oczywiście niemal natychmiast jej blade policzki pokryły się ciemniejszym rumieńcem, gdy Luc tak swawolnie sobie żartował. Nie była ani śmiała, ani zbyt towarzyska, a flirt jakoś nigdy jej nie wychodził, więc te uwagi sprawiły, że się zawstydziła. I co gorsza, wiedziała, że on właśnie tego chciał, nie wiedziała tylko dlaczego... Nie sądziła, że mu się to spodoba, bardziej, że go to bawi, ale to nic. Postanowiła się tym nie przejmować i gdy wyszła z jego gabinetu, ściskała w dłoni czarną wizytówkę. Zabrała lilie, proszą o przechowanie wazonu, bo na pewno jeszcze się przyda i opuściła klub, niosąc naręcze kwiatów, które niemal ją całkiem zasłoniło, taki to był duży bukiet.
    Prywatna rozmowa z Luciem jeszcze jakiś czas siedziała jej w głowie. Ten mężczyzna był na prawdę interesujący, ale musiała skupić się na pracy. Po dwóch dniach jak obiecała, znów wróciła do klubu, tym razem wcześniej, gdy wszystko dopiero zaczynało być szykowane do otwarcia. Przywiozła duże czerwone amarilisy i osiem wielkich szklanych tub z podwójnego szkła, aby prezentowały się fenomenalnie, ale również, aby były unikatowe i bardziej twarde. Wysiadła uśmiechnieta, była podekscytowana tymi pracami i zmianami i choć miała tu spędzić pół dnia i prosić o pomoc nie przeszkadzało jej to. Zawołała do pomocy dwóch ochroniarzy i ci wnieśli jej wszystkie wazy, a potem wielkie kwiaty. Gdy już wszystko miała w środku, zaczeła ustawiać szkła to na ladzie, to przy podeście DJa, to gdzieś z brzegu schodów i biegała po LUX, oceniając jak to wygląda nim ustawi do środka kwiaty. I chyba tylko przed sobą nie chciała się przyznać, że czasami rozglądała się za brunetem ciekawa, czy dzisiaj też go spotka....

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  19. Emily raz po raz przestawiała wazy, a rząd wielkich wiader z wodą i świeżymi pachnącymi amarilisami czekał na wsadzenie do szkła jak już blondynka stwierdzi, że wszystko ma swoje miejsce. Wiedziała, że pracy jest dużo, dlatego prędko uwijała się, aż poczuła jak robi jej się gorąco. Musiała usiąść i zaczerpnąć tchu, więc skierowała się do baru, aby zając miejsce na jednym z wielu czokerów. Poprawiła włosy, związując je w wysokiego kucyka i rozejrzała się znów po sali. Z kilku waz miała już ustawioną przy barze na ladzie z samego krańcu, przy schodach dwie, na parkiecie przy podwyższeniu dla tancerki, albo śmielszej dziewczyny i przy wyspie z konsolą. Brakowało jej jeszcze jednego miejsca albo dwóch... Musiała to rozplanować. Ale potrzebowała chwili wytchnienia bo wazony nie były lekkie, a ona czuła jak mięśnie ramion po prostu jej już słabną.
    - Nie szkodzi... Hej, jestem Emily - uśmiechneła się promiennie i uścisneła dłoń chłopaka, który sprawdzał jakieś kartki. Nie wtrącała się w pracę ludzi tutaj, bo nie należała do stałej ekipy, a była bardziej z doskoku jako zewnętrzny dostawca.
    Wsparła łokcie o ladę i podparła na złączonych dłoniach podbródek. Miała sucho w gardle więc poprosiła o wodę z lodem, a potem nabrała głebokiego oddechu odchylając się w tył.
    - Czy zawsze tu jest jak w ulu przed otwarciem? - spytała wesoło. - To jakieś szaleństwo - przyznała. - Gdzie jest właścicielem, myślałam że osobiście wszystkiego tu pilnuje - dodała jeszcze, choć wcale nie dlatego że się stęskniła, jakby co. Po prostu... cóż miała wrażenie, że Luc jest perfekcjonistą i swojego biznesu chce dopilnować osobiście pod każdym względem.
    Obróciła się, by spojrzeć w kierunku schodów gdzie z jednej strony można było wyjść na ulicę, a z drugiej skręcić w korytarz prowadzący do gabinetu Luca. I nagle ją olśniło!
    - A mogłabym poprosić dzisiaj kogoś o pomoc i przeniesienie tych wielkich, ciężkich donic na zewnątrz przy bramce? - odwróciła się z ożywieniem do chłopaka, znajdując już pewne rozwiązanie, choć miała wszystko ustalać z właścicielem. No ale nie było go, więc nie miała co czekać, a donic i tak sie mieli pozbyć, więc jak je dzisiaj wyniosą to przy decyzji Luca że mają zniknąć, łatwiej będzie już je przenieść do auta. - Potem mogłabym pomóc ci z ta listą - zaproponowała jako przysługa za przysługę.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  20. Była zaskoczona, że pracownicy tak kulturalnie i z szacunkiem i najważniejsze - bez narzekania, mówią o Lucu. Wydawało jej sie, ze trzyma wszystko żelazną ręką i panuje nad sytuacją w każdym calu, a nic nie jest w stanie mu się wymsknąć spod kontroli, co może wprowadzać pewną sztywność w atmosferze pracy. A tu okazywało się, że jego pracownicy go cenili, ufali mu i... lubili go? Emili najwidoczniej źle oceniła bruneta, bo wydawał jej się z początku bezwzględny i zasadniczy.
    - To on ma dwie firmy? - wypaliła, nim zdołała ugryźć się w język i zaraz pokręciła głową. - Nieważne, przepraszam za pytanie... to nie moja sprawa - uśmiechneła się z skruchą, bo nie miała prawa wypytywać o nic, co wiązało się z jej kontrahentem. Brunet może po prostu łączył kilka biznesów, więc tym bardziej go podziwiała, bo ona swojej firmie często poświęcała długie godziny, zarywając noce... Nie umiałaby połączyć jeszcze więcej obowiązków, chyba by padła!
    Spojrzała w stronę schodów prowadzących na pietro, gdy padło kobiece imię. Jakoś tak podświadomie połączyła imię Arii i Luca, dochodząc do wniosku że to pewnie jego dziewczyna, albo narzeczona, albo żona... W każdym razie partnerka. Pewnie jedna z wielu. Cóż... to najwidoczniej był taki typ, który lubił się zabawić i miał swoje za uszami.
    - Chciał je wynieść na zaplecze? - prychneła oburzona, dowiadując sie o donicach. Upiła szybko kilka łyków wody, aby się uspokoić, bo jak tak można było robić? Chciał po prostu wywalić kwiaty! Jej kwiaty, o które dbała i które mogła wykorzystać inaczej, gdzie indziej, albo tu ale w innym miejscu. - Przenieśmy je proszę, nie wyrzucajcie ich - poprosiła, patrząc na Roya niemal błagalnie, wielkimi oczami. Serce by jej pękło, jakby się okazało, że Lucas kazał je gdzieś schować a wtedy kwiaty na pewno by umarły!
    Drgneła zaskoczona, gdy ktoś zagaił do niej z tyłu. Obróciła się na stołku i zobaczyła młodego chłopaka, polerującego szklane pukle do mocnych trunków.
    - Cześź, tak, jestem od kwiatów, Emily Robbins - przedstawiła się przyjaźnie i spojrzała w tył na Roya. - Nie uraziłeś mnie Izaak, nic nie powiem szefowi - zapewniła z ciepłym uśmiechem i dopiła wodę do końca. - Wszyscy bardzo ciężko pracujecie, bardzo wam dziekuje że mi pomagacie, nie chciałabym wam zabierać czasu - dodała, bo doceniała, że mimo wielu obowiązków ci ludzie tu i tak jej pomagają. A miło było usłyszeć, że Luc powiedział im, że mają ją wspierać. To było na prawdę kochane! - Długo już tu pracujesz Izaak? - zagaiła, bo jeszcze chciała chwilę posiedzieć i odpocząć, nim dalej ruszy do pracy i rozłoży kwiaty.
    Spojrzała w bok na wazę na barza i uśmiechneła sie... czerwone egzotyczne kwiaty będą świetnie tu wyglądać, miała nadzieję, że Lucas to doceni i mu się spodoba. I może... może zaniesie kilka sztuk do jego gabinetu, po liliach ostatnio został tu jeden mniejszy wazon przecież... Tak, na koniec pracy ozdobi mu gabinet, w ramach dobrych relacji i współpracy, tak postanowiła, wracając znów uwagą do chłopaka.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten dzień Octavia miała niezwykle luźny. Jak poprzednie były mocno wypełnione masą różnych rzeczy, tak piątkowe popołudnie należało do tych spokojnych, które poświęciła dokończeniu jednej z prac, które miała wysłać w poniedziałek do Brazylii. Jednak, spędziła nad obrazem może z godzinę, kiedy dostała telefon od swojej przyjaciółki, która dosłownie wydzierała się, że Octavia ma wskakiwać w najlepszą kieckę i widzą się punkt dwudziesta pierwsza pod nowym klubem, który został otwarty raptem miesiąc temu, a już zdążył wyrobić sobie całkiem dobrą opinię imprezowego miejsca, gdzie panuje spora swoboda dotycząca praktycznie… wszystkiego.
    Octavia nie mogła odmówić. Ostatnie wydarzenia, które działy się w jej życiu, aż za bardzo na nią wpłynęły i z przyjemnością stwierdziła, że wypad na imprezę jest świetnym pomysłem. Musiała oczyścić głowę. Upić się, zabawić, poderwać kilku facetów, ot tak, żeby zobaczyć, czy jeszcze ma w sobie to coś, co przyciągało do niej mężczyzn. Po ostatnich kłótniach z Jacksonem i jego zazdrością aż miała przeogromną ochotę, żeby to wszystko zrobić. I to nie tak, że chciała wylądować z jakimś nieznanym facetem w łóżku, a potem wyrzucić go ze swojego mieszkania nad ranem. Nie, chciała po prostu poczuć na sobie to pożądliwe spojrzenie. To, jak nie umiałby oderwać od niej spojrzenia i rąk. Tylko, a może i aż tyle.
    Cała grupka, wraz z Octavią pojawiła się punktualnie pod umówionym miejscem. Bez większego problemu udało im się wślizgnąć do środka poza kolejką. Wystarczyło odpowiednio tylko opłacić ochroniarza na wejściu. Zawsze byli łatwiejści, jeśli wcisnęło im się w ręce kilka grubych dolarów.
    W środku zajęli zarezerwowaną lożę, po czym zaczęli zamawiać drinki i alkohole, te najdroższe oczywiście. Tutaj kasa nie grała roli, bo każdy miał jej pod dostatkiem. Nie musieli przejmować się tym, że coś może być dla nich za drogie.
    W ciągu kilku godzin które spędziła w klubie, Octavia zdążyła wlać w siebie być może o jeden kieliszek tequili za dużo, ale szybko wytańczyła alkohol, który krążył w jej żyłach. Gdzieś na parkiecie mignęła jej znana twarz młodego dilera, który dopiero co zaczął pracować dla jej rodziny. Nie spodziewała się, że coś tej nocy może pójść nie tak. A mimo wszystko, może jakąś godzinę po tym, jak go widziała, w ich loży pojawił się nie kto inny jak Mike, który powiedział, że mają mały problem i Octavia zdecydowanie musi się z nim jakoś uporać, bo w sumie… w sumie to ona miała największą władzę, jakby nie patrząc. Na miejscu nie było żadnego z jej kuzynów, czy też wysoko postawionych pracowników jej dziadka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chwila, chwila — rzuciła, wlewając w siebie resztkę kolorowego drinka. Był słaby, jak na jej dzisiejsze smaki. Przeprosiła znajomych,mówiąc, że na moment musi się oddalić i wróci za jakieś kilka minut. Myślała, że ten gówniarz, który krążył tu z towarem, wplątał się w jakąś bójkę. Nie sądziła, że dał się tak głupio złapać.
      — Ten właściciel go przyczaił. Mówiłem, gnojkowi, żeby za bardzo się nie wychylał. Te dzisiejsze dzieciaki w ogóle nie myślą — Mike, postawny mężczyzna, w dobrze skrojonym garniturze, wywrócił jedynie oczami, prowadząc Octavię na tyły klubu. Zapewne gdzieś, gdzie mieściło się biuro właściciela tego przybytku.
      Octavia musiała wyglądać przezabawnie, kiedy stanęła przed równie postawnym ochroniarzem, który stał przed biurem. Była niska, ale pewna siebie mimo wszystko. Dało się to wyczuć z kilometra.
      — Ja do szefa — rzuciła nieco znudzona, mierząc mężczyznę przed sobą uważnym spojrzeniem. — Och, kurwa. Twój szef właśnie wyrzucił stąd jednego z moich ludzi, muszę z nim pogadać. Jeśli możesz — poprosiła, ręką wskazując na drzwi. Mike, stojący tuż za nią, skinął głową.
      — Szefie. Jedna… pani do Ciebie — Octavia uśmiechnęła się. Śmiałby ją nazwać panienką. Wiedziała, że ochroniarz miał ogromną ochotę, aby ją tak nazwać, ale równie dobrze wiedział, że to mogłoby się źle skończyć. — Dziękuję — Octavia skinieniem głowy podziękowała mężczyźnie, po czym poprosiła Mike’a, aby został za drzwiami. Nie chciała, aby podczas rozmowy w pomieszczeniu były osoby trzecie.
      Wchodząc do pomieszczenia, rozejrzała się po wnętrzu, aż w końcu jej spojrzenie spoczęło na mężczyźnie przed nią. Uśmiechnęła się lekko, odgarniając włosy na plecy.
      — Wyrzuciłeś jednego z moich ludzi. Mogę wiedzieć, o co poszło? — spytała, nie czekając nawet na zaproszenie,czy może usiąść na jednym z krzeseł, które stały naprzeciw biurka. Po prostu to zrobiła.
      Octavia

      Usuń
  22. Nie do końca pojmowała, skąd bierze sie taka wdzięczność i chęć pomocy u wszystkich pracowników LUX. Zupełnie jakby wisieli długi, albo niebywałą wdzięczność Lucasowi. Jakby mieli z nim niemal pakt jak z diabłem. Nie mogła połączyć kropek i dostrzec tej szlachetności i dobroci okazywanej w specyficzny sposób przez biznesmana, więc wciąż wszystko ją zdumiewało. Cóż, pierwsze wrażenie jakie na niej zrobił nie było najlepsze i opinia o nim po mieście krążyła trochę taka sprzeczna, bo jedni mówili same pozytywy - głównie zakochane w nim kobiety, a inni zupełne przeciwieństwa i sama Emily już nie wiedziała, z kim ma do czynienia.
    - Dziekuję i tak Izaak - uśmiechneła się znów ciepło. Cokolwiek tymi ludźmi kierowało, na prawdę było to miłe zaskoczenie, że nie musi dźwigać i szarpać się sama.
    Jej praca nie była ani lekka, ani łatwa. Tak na prawdę jako szefowa mogłaby siedzieć za biurkiem, pilnować kontraktów, szukać nowych okazji na kontrahentów, sprawdzać finanse i kontrolować ludźmi pod sobą. Nie było to jednak w jej stylu. Nie zarządzała ludźmi, a razem z nimi współpracowała, razem tworzyli Bloomme i ufała każdemu, kogo zatrudniała. Miała specjalistkę od kadr i finansów której nie musiała sprawdzać. Miała świetnego doradcę prawnego, który był jej przyjacielem i który mówił, gdy przesadza, albo trzeba się czemuś przyjrzeć. No i miała pare innych osób, które wykonywały swoją pracę starannie i rzetelnie i nigdy nie miała sytuacji, że ktoś chciał ją wykorzystać, czy zaniedbywał obowiązki przez to, że dawało im tyle swobody. Pracowała jak każdy szeregowy pracownik, jeździła do klientów, przesadzała kwiaty, pilnowała sadzonek w magazynie wynajętym na Brooklynie i nie bała się pobrudzić rąk, choć czasem wracała do domu tak zmęczona, że zasypiała natychmiast po rozgrzaniu się podczas kąpieli. I dzisiaj sądziła, że sama będzie musiała przenieść te donice, aby nikogo nie zajmować, ani nie przeszkadzać, więc niezwykle mocno się zdziwiła, że właściwie panowie ją wyręczyli.
    - Człowiek o złotym sercu...? - powtórzyła zamyślona i gdy Izaak zaproponował jej drinka, zgodziła się z uśmiechem. - Tak, dziekuje, wyczaruj mi coś - poprosiła z ożywieniem. Patrzyła jak się krząta za barem i jak wszystko idzie mu sprawnie. A gdy dostrzegła na jego rękach ślady po igłach, poczuła się jeszcze bardziej zmieszana.
    Najwyraźniej nikt nie wie, jaki Lucas jest na prawdę, pomyślała i gdy odebrała szklankę, upiła łyk wciąż myśląc o brunecie. Był zagadką. Był kimś, kto stawia pełno znaków zapytania i zdumiewa. Był trochę dziwny i zagadkowy, a czasami straszny i nieprzyjemny. A potem był miły, kulturalny i flirtował, aż Emily nie wiedziała gdzie oczy podziać. Na prawdę ciężko było go zrozumieć i rozgryźć.
    Kiedy po klubie rozległ się donośny i domagający się wyjaśnień głos, niemal oblała się drinkiem, bo drgneła zaskoczona. Odruchowo przycisneła do siebie ramiona i obróciła się na stołku, widząc Luca u szczytu schodów. Napotkała jego spojrzenie i zadrżała, choć nie była pewna dlaczego tak właśnie na niego reaguje. Nie bała się go przecież... Kiedy zszedł na dół i usiadł obok niej, odstawiła szklankę z niedopitym drinkiem na blat, jakby się bała, że oszronione i mokre od lodu szkło wy ślizgnie jej się z dłoni. Trochę pobladła, nie będąc pewna, czego się spodziewać po tym jak wszedł tak gwałtownie i ryknął w głos.
    - Na... na prawdę? - spytała, zerkając na Izaaka i znów na Luca. - Podoba ci się? - dopytała tak dla stuprocentowej pewności. - Wiem, że miałam się poradzić przed dokonaniem zmian, ale nie było cię tutaj, a panowie mi pomogli, a ty chciałeś wyrzucić kwiaty - dodała szybko, jakby mu się tłumaczyła, za co zganiła się w myślach. Do cholery, to interesy, musiała się wziąć w garść, ale wydawał się z początku rozdrażniony i to było nieprzyjemne.
    Obróciła się przodem do baru i siegneła po szklankę, dopijając napój.
    - Cholera... - mruknęła pod nosem, zła na samą siebie, że traci fason.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  23. I znów to samo... Poczuła się niemal uwięziona, gdy skierował na nią całą swoja uwagę. Po plecach przebiegł jej dreszcz i odruchowo ściągnęła ramiona w dół, zaciskając palce na brzegu dłuższej, luźnej jasnej koszulki, którą dzisiaj miała dobraną do gładkich i wygodnych leginsów. Znów nie wyglądała elegancko, ale rzadko kiedy ubierała się reprezentatywnie, chyba że miała umówione spotkanie z nowym klientem i musiała wywrzeć wrażenie również jako szefowa firmy, choć tego nie lubiła. Ubierała się prosto, ale na Manhattanie wśród elity wyróżniała się brakiem stylu, od razu było widać że pracuje dla śmietanki, a nie jest jedną z nich.
    Lucas patrzył tak intensywnie, słuchał każdego jej słowa, jakby spijał jej głos z samych warg i aż sięgnęła po szklankę, choć... już nic w niej nie miała. Zatrzymała jednak palce na chłodnym szkle, by to uczucie zimna w dłoni choć ją trochę otrzeźwiło. Nie mogła przecież tak się peszyć i rumienić przy kliencie, a jednak czuła, że twarz zaczyna ją palić pod naporem jego spojrzenia. Gdy wyjaśnił co zamierzał zrobić z donicami, zdziwiła się równie mocno, co na początku ich poprzedniego spotkania i na jej twarzy wyraźnie odmalowało się to zdziwienie. Cóż, można z niej było czytać jak z otwartej księgi, choć na prawdę uważała, że świetnie nas sobą panuje.
    - Nie wiedziałam... - przyznała łagodnie się uśmiechając i patrząc na niego w tym momencie z pewnym ciepłem i zrozumieniem. - Ciężko jest wyobrazić sobie, że ktoś kogo media obsmarowują i wytykają błędy, a kobiety za nim krzyczą, jest tak... szlachetny - wyjaśniła. Cóż, zaskoczył ją i to bardzo pozytywnie. Czuła, że w tym człowieku kryje się wiele sprzeczności, lecz wciąż ani razu nie dostrzegła mrocznej strony, a o tym media pisały przecież najgłośniej.
    Znów nazwał ją skarbem, na co zmarszczyła nosek, ale tylko zacisnęła usta. To chyba po prostu taki jego nawyk, by do kobiet zwracać się w ten flirciarski sposób, więc go nie upomniała. Zresztą... czy by się przejął? A potem i on wypowiedział imię Aria i Emily odruchowo spojrzała w górę w stronę jego gabinetu. No... kolejna dziewczyna, na bank.
    - Wrócę do pracy, na kolejne dni klub będzie przyozdobiony czerwonymi amarilis - oznajmiła, zsuwając się z wysokiego stołka, przez co na krótka chwilę staneła tuż obok niego, aż poczuła jak bosko pachnie. Pasowały do niego perfumy, których używał, musiała to przyznać. - Źle się czujesz? - spytała jeszcze, dostrzegając pewne zmęczenie a może i osłabienie w jego oczach, gdy skupił się na pustym szkle.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  24. Brew jej drgnęła i zacisneła lekko usta w rozbawieniu, gdy oznajmił, że nie dba o to, co o nim mówią. Chyba nie do końca w takim razie zdawał sobie sprawe z tego, co o nim piszą i mówią. Jedni uznawali go za drania, twardego biznesmana z którym nie ma szans na dyskusje, gdy podejmie decyzje i zacznie je realizować. Inni uważali, że jest szlachetny, ale się z tym nie obnosi, robiąc dotacje i darowizny na cele charytatywne anonimowo, choć paparazzi i tak dochodzili kto i kiedy zachował się szlachetnie. No i była też trzecia strona, choć o tym nie mówili aż tak głośno, a Emily widziała to na własne oczy... Widziała jak choćby Carmen się zachowuje i co wykrzykuje, więc miała już pewne pojęcie, jak lubieżnie i lekko podchodzi do spełniania zachcianek Luc. I kim był w takim razie tak na prawdę?
    Gdy zaczął znów się droczyć, oblała się rumieńcem. Miała wrażenie że jej policzki są w tym momencie purpurowe, ale tylko chrząknęła i potrząsneła głową.
    - Nie łączę życia prywatnego z pracą - oznajmiła surowo i rzuciła mu ostre spojrzenie. - Martwię sie, bo musisz mi płacić za kontrakt - odgryzła sie, bo te jego żarty wprawiały ją w zawstydzenie i po prostu czuła się głupio. Reagowała jak młoda i zauroczona dziewczyna, a przecież wcale tak nie było!
    Emily troszczyła się i martwiła o innych, dlatego też tak dobrze dbała o rośliny, bo traktowała je z troską. Była ciepła i otwarta, choć jednocześnie o samej sobie niewiele mówiła i trzymała dystans. Nie zdradzała się z tym, co myśli i co czuje, nie opowiadała o swoich pragnieniach i lękach, zamykając się sama we własnym świecie. Ale nie odgradzała się od innych jednocześnie. Prychneła jeszcze oburzona, gdy zmierzwił jej upiete włosy, aż poluzowała jej się kitka a potem odprowadziła Luca spojrzeniem, gdy skierował się do siebie. Był... dziwny i nie umiała odgadnąć, czego się po nim spodziewać.
    - Na prawde tak myślisz...? - spytała wątpliwie Izaaka, a potem skierowała się do kwiatów, by wrócić do pracy jak nakazał szef. W sumie po to tu była i nie powinna się rozpraszać, choć... akurat w LUX przychodziło jej to niezwykle łatwo.
    Kolejne dwie i pół godziny wyciągała wielkie długie łodygi z czerwonymi egzotycznymi kwiatami z wiader, by ułożyć je elegancko w imponujących szklanych wazach z podwójnego szkła. Potem biegała w te i z powrotem, aby nalać odpowiednią ilość wody do bukietów, przez co skończyła cała przemoczona, a koszulka przykleiła jej się do ciała eksponując wąską talię, płaski brzuch i czarny miekki koronkowy stanik pod jasną koszulka, który dość mocno się odznaczał. Emily nie zwróciła na to uwagi i na pewno nie uważała, by miała się czego wstydzić, bo nikogo tu nie miała zamiaru uwodzić, a gdy zostały jej ostatnie kwiaty, włożyła je do mniejszej wazy i poszła schodami na góre, aby ustawić je w pokoju właściciela.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  25. Idąc tu nie miała żadnych niecnych intencji. Zostało jej kilka kwiatów i nie chciała ich upychać na siłę na sali, bo za barem by przeszkadzały, na magazynie by się zmarnowały, przy wejściu pewnie by zawadzały, więc tylko gabinet właściciela wydawał się odpowiedni... I chciała mu zrobić przyjemność, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że Luc pewnie niespecjalnie zwraca uwagi na kwiatki. Ale w chwili gdy usłyszała krótkie "wejść" od środka i otworzyła drzwi, pożałowała, że tu weszła. Lucas siedział za biurkiem a przy nim, pochylając się oparta o blat była jakaś śliczna dziewczyna i Emily odruchowo zacisnęła palce na wazie. Znowu inna... Znowu...
    Emily nie sądziła, że może się komuś spodobać w tej chwili i w takim wydaniu, bo była zmęczona i przemoczona od noszenia i układania wszystkiego w dość szybkim tempie, by zdążyć jeszcze przed otwarciem wieczorem. Co prawda może następnym razem pomyśli o doborze innej bielizny, ale jakoś nie zwracała na to teraz uwagi, zajmując się pracą i tylko nią. Zresztą klub pełen był mężczyzn, barmanów, ochroniarzy i dostawców, którzy zwozili alkohole, owoce, czy inne rzeczy i nikt nawet jej nie zaczepił. Ale gdy stanęła w progu gabinetu Lucasa i napotkała jego spojrzenie... wiedziała. Wiedziała na co patrzy i czemu jego spojrzenie pociemniało. Poczuła prąd biegnący wzdłuż kręgosłupa od karku w dół do lędźwi. Nie zasłoniła się jednak, bo w dłoniach trzymała ciężkie szkło z kwiatami, a gdy kobieta obeszła biurko i oznajmiła, że nie będzie im przeszkadzać i zabrała jej kwiaty, Emily zszokowana wciąż stała w miejscu.
    Wpatrywała się w Lucasa, zagryzając wargi i zdała osbie sprawe, że drży. A przecież nie było jej zimno, było wręcz... gorąco.
    - Ja... nie chciałam... - zaczeła niepewnie, ale nie umiała dokończyc, gdy stanął tuż przed nią i uniósł dłoń, nawijając na palec jeden z jej kosmyków, który uciekł z wysokiego upięcia. Nie była pewna nawet, co chciałapowiedziec, jego śmiałość i bezpośredniość były przytłaczające. Nie chciała przeszkadzać... tak, to chciała powiedzieć najpierw. Ale nie chciała byc też seksowna i prowokowac, choć jego psojrzenie dokładnie śledzące każdy skrawek jej ciała, jej ruch, jej gesty były... cóż, podniecające i dobrze było czuć na sobie taki wzrok. Czuła sie piękna, chciana i silna dzięki temu, jak na nią patrzył, choć nie powinna tego chcieć, ani tego potrzebować. Nie powinna o nim mysleć w ten sposób a on nie powinien jej tak traktować, to łamało zasady biznesu!
    Oblizała wargi, czując suchość w gardle i zawiesiła spojrzenie na jego ustach, dopiero po chwili dochodząc do oczu, które teraz wydawały się niemal czarne jak dwa kamienie. Rozchyliła wargi, nabierając powietrza, teraz przesyconego jego bliskością, zapachem i ciepłem i przechyliła lekko głowę, dotykająć wpierw policzkiem jego dłoni, a potem hacząc o nią kącikiem ust.
    - Co ty robisz...? - spytała niemal szeptem, ale pytanie to kierowane było zarówno do niego, jak i do niej. Napięcie w gabinecie było teraz nie do zniesienia, a Emily znów zadrżała, unosząc dłoń do jego nadgarstka, lecz zamiast odepchnąć jego rękę, powiodła swoimi smukłymi paluszkami po jego ramieniu, aż wsunęła je pod marynarkę, zatrzymując na umięśnionym brzuchu i cicho westchnęła. - Co robisz...? - spytała znów jeszcze ciszej, patrząc na niego wielkimi, jasnymi oczami pełnymi niepewności, może nawet strachu, ale i pewnego skrywanego pragnienia...


    Emilka <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Czuła mrowienie pod skórą, a tam gdzie jej dotknął, choćby było to ledwie muśnięcie policzka, do którego sama doprowadziła, temperatura ciała rosła. I jednocześnie jak bardzo chciała sie obudzić, otrzeźwić, wrócić do zdroworozsądkowego myślenia, tak bardzo również jej się to podobało. I to było straszne, niepoprawne, niedopuszczalne! Nie mogła mieszać tak w relacjach z klientami to po pierwsze. Po drugie Lucas był... cóż, psem na baby, zapewne niejedna zwyzywałaby go od drani, miał luźne i niezobowiązujące podejście do relacji i seksu, a ona była jego przeciwieństwem. Jeśli już się w coś pakowała, chciała wierności, szczerości i uczucia. Dlaczego więc tak ją pociągał i dlaczego tak bardzo podobała jej się ta cała uwaga, jaką jej dawał? Cóż... być może po prostu chciała się poczuć kobieca, bo od dawna z nikim sie nie widywała, a może po prostu brakowało jej seksu? Może przypominał jej kogoś, kto zdominował całe jej życie i zniknął? A może on jej się po prostu podobał? Nie wiedziała, nie chciała jednak teraz o tym myśleć. teraz była Emily -kobietą, a nie Emily - szefową Bloomme.
    Jej oddech przyspieszył, a cała twarz oblała się ciemniejszym rumieńcem, gdy obserwowała go błyszczącymi oczami. Przesunęła dłoń nieznacznie po materiale koszuli, pod którą wyczuła grające przy oddechu mięśnie i zagryzła wargi, gdy zbliżył się do jej ucha i wyszeptał, czy jest pewna... Nie, nie była. Nie łamała nigdy dobrych manier i własnych zasad, a sytuacja w jakiej się znalazła była ostatnim, czego się spodziewała. I jakże los z niej zakpił, gdy to Luc a nie ona pierwszy wrócił do zdrowych zmysłów! W nastepnej chwili gdy niemal odskoczył od niej oparzony, poczuła szarpnięcie w dołku. Rozczarowanie? Zawód? Ból odrzucenia? Zagryzła znowu wargi i spuściła wzrok, czuła teraz tak wielki wstyd, że chciała stąd uciec! I kiedy narzucił jej na ramiona własną marynarkę, a potem dodał kilka słów pouczenia, zawróciła na pięcie ostro i niemal z płaczem wybiegła z jego gabinetu, zrzucając przy progu marynarkę. Nie chciała jego ciuchów, nic od niego nie chciała! Była totalną idiotką! Wyobraziła sobie za wiele, dała się nabrać na te durne gierki!
    Zbiegła schodami w dół i niemal wpadła na tę samą szatynkę, którą wcześniej widziała w gabinecie Lucasa. To sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Była jedną z wielu jego zabawek. Upokorzona wyminęła ją, by dotrzeć za bar, zgarnąć swoje rzeczy i po prostu stąd uciec! Nie chciała tu być ani chwili dłużej!

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdy tylko znalazła się poza gabinetem Lucasa, objeła się ramionami i mijając wszystkich wpadła na zaplecze, szukając swoich rzeczy. Wtedy dołączyła do niej szatynka, zwracając się w jej stronę tak opiekuńczo i przyjacielsko, aż Emily dopiero po kilku chwilach połączyła fakty i zrozumiała jej słowa. Zacisnęła tylko mocno zęby, żeby się nie rozpłakać z nerwów i upokorzenia i pokręciła głową. Nie, Luc nic jej nie zrobił... to był chyba problem, bo chciała, aby zrobił z nią wszystko. Ten mężczyzna był niebezpieczny, a ona wiedziała, że musi go po prostu unikać dla własnego dobra.
    Ah dotarła do niej jeszcze jedna informacja... Aria, o której mówili tu wszyscy, była siostrą Lucasa. Siostrą! A blondynka od razu założyła, że między nimi jest coś innego... Zrobiło jej się głupio. Jeszcze gorzej się poczuła, bo mimo własnych założeń, była podatna na wdzięki i czar właściciela klubu, zupełnie jakby ją zahipnotyzował.
    - Chcę stąd wyjść - oznajmiła tylko, już nieważne, czy dziewczyna pójdzie z nią, czy zostawi w spokoju. Parskneła tylko rozbawiona tym, jak mała dziewczyna rozporządza wielkimi facetami i skierowała się wraz z szatynką do wyjścia.
    Gdy znalazła się na ulicy, oparła się ramieniem o chropowaty mur budynku, w którym znajdował się klub i zaczerpneła gwałtownie powietrza. Miała wrażenie, że tam na dole jeszcze chwila, a po prostu się udusi. Rzuciła krótkie badawcze spojrzenie na Arię i nic więcej nie powiedziała, doprowadzając się do porządku. Poprawiła włosy, wygładziła ubranie i otarła twarz, ścierając tusz spod oczu, bo choć sie nie rozpłakała całkiem, to pociekło jej kilka łez z emocji i wiedziała, że nie wygląda teraz najładniej.
    - Bardzo przepraszam, to strasznie niezręczne - bąkneła. - Jestem Emily Robbins, moja firma dostarcza kwiaty do klubu - przedstawiła się, ale nie wyciągneła ręki, bo miała ja umazaną w resztkach swojego makijażu. Czuła się okropniej niż wyglądała, ale po prostu... Luc był wcieleniem diabła! - Przepraszam za to, to było... nieporozumienie - dodała, choć nie była już pewna, o co chodzi. Czemu tak właściwie zareagowała tak emocjonalnie, choć Lucas był jej właściwie obcy? Na prawdę... nie miała pojęcia.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  28. Jeśli Aria znała brata i wiedziała, że o uczuciach nie rozmawiał, to nie znała jeszcze Emily. Ona była w gruncie rzeczy taka sama, jak brunet, zamykała się na sprawy bardziej intymne, prywatne i osobiście nie odkrywała się nawet przed ludźmi, z którymi zwykle pracowała. Po prostu... po prostu nie robiła tego, broniąc własnej strefy prywatności i komfortu ponad wszystko. Niektórzy twierdzili, że jest przez to samotna, ale to tylko ich opinia, a Emily jakoś chodziła uśmiechnieta każdego dnia.
    - Okej - rzuciła tylko, idąc za dziewczyną do kawiarni. Jej mokra koszulka przylgneła do skóry kobiety, więc teraz na ulicy obejmowała się ramionami, czując się skrępowana i wspomniała słowa Luca, kiedy kilku facetów zmierzyło ją bardzo uważnie, skupiając spojrzenie na jej mokrej klatce piersiowej. Nie miała się jak przebrać, ale gdy dotarły do kawiarni, przeprosiła na moment i zniknęła w toalecie, a gdy wróciła, bluzkę miała przełożoną tył na przód, dół podwiązany i nic się już nie odznaczało.
    Zamówiła sobie duże latte z mlekiem kokosowym i gdy usiadły na miejscu, skupiła spojrzenie na Arii. Gdy ta tylko zaczeła mówić o swoim bracie blondynka się spięła, odwracając wzrok. Chryste... czy jej zadurzenie było aż tak widoczne?
    - Nie... nie ma takiej potrzeby, dziekuję - powiedziała najpierw i upiła łyk kawy, wycierając po chwili górną wargę z bitej śmietany, która się zebrała na jej ustach. Spuściła wzrok, mieszając słomką w napoju i westchneła, gdy zapadła cisza. Nie chciała być niemiła, czy nieuprzejma, a wiedziała, że jej zdystansowanie po prostu ucina rozmowy, więc jednak musiała się bardziej postarać.
    Emily była nieśmiała i jakkolwiek jako właścicielka firmy pracującej z ludźmi, toczyła rozmowy, twardo negocjowała, budowała relacje z klientami i ogólnie wydawała się być towarzyska, to gdy przychodziło do poznania się ta na prawde, po prostu nie miała doświadczenia. Pochodziła z patologicznej rodziny, z której się wyrwała i skupiając latami na ciężkiej pracy, odniosła sukces. Ale przez to omineło ją sporo imprez, okazji do poznania ludzi i nabrania wprawy w takiej luźnej pogawędce, już nie mówiąc o tym, że nie umiała z facetami praktycznie wcale rozmawiać. Skupiała się na tym, by być Emily- szefową Bloomme i jakoś jej to szło, a tutaj spotkała Luca i wszystko się pomieszało.
    - Po prostu... nie rozumiem go i nie wiem, czego się spodziewać - przyznała nieśmiało. - A skoro ty go nie umiesz rozgryźć, a znasz go całe życie, mi sie to chyba nigdy nie uda i nasza współpraca będzie... wybuchowa - stwierdziła już nieco bardziej żartobliwie, by zamaskować swoje zmieszanie i zawstydzenie. Matko święta, przecież nie mogła się przyznać, że dzisiaj się prawie na niego rzuciła, co nie? - Szczególnie, że nigdy nie wiem, kiedy on sam wybuchnie - dodała ponuro i znów upiła łyk kawy.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  29. Przy pierwszych słowach szatynki, Emily uśmiechneła sie uprzejmie, ale z dystansem. Nie chciała rozmawiać o emocjach, uczuciach, zaufaniu, bo wciąż uparcie trzymała się faktów. A fakty były takie, że nie rozumiała Lucasa, bo go nie znała. Faktem było też to, że widzieli się ledwie dwa, czy trzy razy i nawet nie rozmawiali z sobą dłużej, jak kilka minut. Więc gdzie tu do cholery miejsce i czas na wykiełkowanie czegokolwiek?! Słuchała dziewczyny i stwierdziła w duchu, że ta opowiada farmazony, a blondynka totalnie wypierała się wszystkiego, co słyszała.
    - Każdy raz zraniony, potem jest nieufny i ostrożny - mrukneła, bo sama choć nie doświadczyła tego pod tym względem co Lucas, miała doskonałe podwaliny aby twierdzić, że zna się na rzeczy.- Ale to co opowiadasz, to nie istnieje między mną a twoim bratem - dodała już rzeczowym tonem, jakby wracała na powrót do swojej starej i znajomej skóry, czyli właścicielki Bloomme, która dba bardziej o kwiaty niż o ludzi.
    Upiła łyk kawy, uważnie jednak słuchając i rejestrując każde słowo. Cóż, na każde też miała odpowiedź. Luc patrzył na nią inaczej niż na kobiety, z którymi się widywał i sypiał, bo jeszcze jej nie dostał do łóżka, to wydawało się logiczne i wręcz banalne. A ona mimo dzisiejszej sytuacji, nie miała zamiaru przed nim rozkładać się i błagać o uwagę. Ale informacja o tym, że kiedyś był zakochany i że była w jego życiu jakaś kobieta niezwykle ważna, która złamała mu serce i złamała jego... w jednej chwili pare pogubionych elementów układanki ułożyło się w całość i Emily aż usiadła sztywno, wbijając intensywne badawcze spojrzenie w Arię.
    - Czy ja ją przypominam? - spytała wprost. To by wiele wyjaśniało, gdy tak patrzył na nią, ale jakby widział kogoś innego. Albo gdy mówił do niej coś, co nie było związanego z poruszanym tematem, jakby fantazjował... Jeśli przypominała mu byłą miłość, to wszystko było już wyjaśnione, bo nie chodziło o nią.
    A potem po ostatnich słowach, drobne palce blondynki zacisneły się na kubku i podniosła się powoli. Była zła.
    - Wybacz, że to powiem Ario, ale skąd pomysł że to ja mogłabym skrzywdzić jego, a nie on mnie? Oczywiście nie znasz mnie, masz prawo przypuszczać wiele rzeczy na mój temat, ale chyba wiesz, jaki jest twój brat? - rzuciła dobitnie. - I o co miałabym walczyć? O jego lewą stronę łózka, podczas gdy sypia z Carmen, jej siostrą i może pieprzy jeszcze połowę Manhattanu, a na wyjazdach służbowych zalicza laski w każdym zakątku świata? - dodała już nieco kpiąco. - Nie masz prawa mówić i co mam robić i podważać czy mam wobec niego uczucia, czy nie - dodała jeszcze surowo. - Nic mu nie zrobiłam, ani on mi. Nie mamy wobec siebie żadnych niedokończonych spraw, a jedyne co nas łączy to interesy, więc nie znikne z jego życia, chyba że zerwie kontrakt z Bloomme - dodała na sam koniec i odetchneła głeboko, czując że z tego zdenerwowania aż zakręciło jej sie w głowie.
    Nie była zła na Arię to oczywiste, ale dziewczyna za bardzo przegięła, dociskając tematy za mocno. Wtrącała się w delikatną strefę, do której Emily nikogo nie wpuszczała i chyba spanikowała, że ktoś może ją przejrzeć. Jeśli Lucas był przerażony, to Emily trzęsła się jak trawa na wietrze.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  30. Kiedy została sama, usiadła z powrotem na siedzenie z cichym westchnieniem. Nie do końca rozumiała, co właśnie się wydarzyło.... Najpierw została zasypana niemal oskarżeniami, że coś ją łączy z Lucasem, aż nie wiedziała, co odpowiedzieć i jak się obronić. Bo poza złamaniem etykiety biznesowej było to po prostu wręcz niemożliwe, skoro widzieli się ledwie dwa razy... zresztą nie umiała przyznać, że ten mężczyzna wzbudza w niej silne odczucia i reakcje, które nie są przypadkowe i które również dotykają emocji... nie umiała tego przyznać ani na głos komuś innemu, ani przed samą sobą. A potem usłyszała skrawek jego historii, o złamanym sercu, o tym jak się broni nie angażując, a bawiąc w niezobowiązujących relacjach i na dodatek jego siostra właśnie się omal rozkleiła. Emily nie do końca pojmowała, czego była świadkiem i czy sama nie zareagowała może za ostro... Na pewno jednak przekonała się, że to napięcie między nią a Luciem jest widoczne i że w ogóle nie wie o nim nic i nie potrafi go rozgryźć, bo ten mężczyzna po prostu gra, żonglując pozorami. On udawał i grał, pozwalając ludziom wierzyć, że jest bezduszną świnią, a jaki był na prawdę... Może sam nie wiedział.
    Siedziała jeszcze długo, całkiem pogubiona w swoich myślach. Nie spodobało jej się, że Aria - obca jej osoba, wtrąca się w tak intymne sprawy. Nawet jeśli połowa tych spraw dotyczyła jej brata, każdy był tu dorosły i każdy mógł a może i powinien odpowiadać sam za siebie, prawda? No i na pewno to Luc powinien z nią porozmawiać przede wszystkim, a nie ktokolwiek inny. Cóż ... Ona nie miała nikogo kto ją wesprze, kto będzie ją bronił i strzegł, więc może też trochę zazdrościła Lucasowi siostry, która się o niego martwiła. Już sama nie wiedziała co myśleć , a jeszcze bardziej nie wiedziała, co sama czuje... Bo czuła coś i było to przerażające. I do tego nie mogła się przyznać.
    Kolejne dni minęły jej szybko, bo skupiła się na pracy w prestiżowej lokalizacji konferencyjnych możliwości dla różnych wielkich i średnich firm. Był to kompleks należący do spółki hoteli i prywatnego inwestora, więc gdy wróciła znów do LUX była spokojniejsza. Od ostatniej wizyty w klubie i spotkaniu z Luciem, zdołała ochłonąć. Postanowiła zresztą trzymać się zdrowych granic ich kontraktu i nie dać się pochłonąć temu, co się między nimi kotłowało. Może i Aria mówiła szczerze, może jej brat faktycznie nie był draniem, ale tak na dobrą sprawę łączyły ich tylko interesy i nie mogła sobie nie wiadomo czego wyobrażać. Rozmawiali z sobą ledwie dwa razy i nie powinna pozwalać aby fantazja ją ponosiła, bo może .. cóż, może źle go zrozumiała. Póki nie porozmawiają i nie oczyszczą atmosfery, nie mogła nic więcej zrobić jak tylko skupic się na pracy.
    Znów ubrana w swoje ukochane ogrodniczki utrzymające się tylko z jednej strony, z włosami spiętymi na czubku głowy w koka i miękkich trampkach przyszła do klubu, aby wymienić wodę kwiatom i przejrzeć amarilisy. Tym razem ubrała czarną koszulkę, aby nawet gdy się obleje nie kusić losu. Dziś wydawało się tu spokojniej, choć każdy się uwijał. Gdy zeszła na dół Lucasa nie widziała przy barze, gdzie zaczęła kontrolę stanu kwiatów witając się z Isaakiem i Royem. Weszła na wysoki stołek, podparła się rękoma o kasę i zajrzała do wazonu, oglądając kwiaty.
    - Nie patrz na mój tyłek - upomniała Isaaka, mamrocząc coś pod nosem żartobliwie o tym, że jest gówniarzem i wykela z wazy kilka nieświeżych liści, które namokły w wodzie. - Niesamowite, tu na prawdę jest świetny klimat dla kwiatów ciętych, chyba przez pracującą nieustannie klimatyzację i nadmuch chłodnego powietrza z góry - stwierdziła zamyślona, nie orientując się jeszcze, że Roy i Isaak odsunęli się na bok.

    OdpowiedzUsuń
  31. Uniosła brwi i odwróciła się do Isaaka, opierając dłonie na biodrach. Cóż nie wierzyła, że to Luc kazał się modemu barmanowi gapić na jej tyłek, więc zsunęła sie niżej i zeskoczyła z lady, mrużąc ostrzegawczo oczy. Mogli sobie żartować, mogli sobie gawędzić, ale wolała, aby jednak zachowywał się kulturalnie.
    - Na prawdę? Mogę go o to spytać? - spytała, trochę chcąc chłopaka postawić do pionu, aby wiedział, że w każdej chwili Emily może pójść do Lucasa i zadać mu pytanie wprost, czy kazał się chłopakom gapić na jej wypięte kształty. Pewnie by rozpętała bym niemałą burzę i sama by oberwała rykoszetem, ale... cóż, ciekawa też była, jakby taka rozmowa się potoczyła. Od kiedy rozmawiała z Aria, sama już nie wiedziała, jak postrzegać właściciela LUX.
    Kiedy nagle on sam we własnej osobie się zjawił obok, poczuła jak wszyscy się napinają. Odwróciła sie, patrząc na bruneta z lekko zaciśniętymi ustami, bo sama dostrzegała, jaki jest... zmęczony, pochmurny, rozdrażniony. Pewnie wlewał w siebie hektolitry kawy, nic nie jadł, przemęczony zmuszał się do robienia nadgodzin, skoro musiał dbać o dwa biznesy...
    - W... porządku... - wydukała, zaskoczona tym, jak szybko zbudował wobec niej dystans i jak szybko nauczył się ją ignorować. Albo był świetnym aktorem, albo wszystko co mówiła Aria, to nieprawda. Bawił się ludźmi, wykorzystywał chwilę i tyle...
    Sięgneła do tylnej kieszeni ogrodniczek, aby szybko sprawdzić w telefonie, co jej wysłał. W jej uszach obijało się imię gwiazdy i aż zagryzła wargi, by ukryć uśmiech... Uwielbiała tego muzyka! Jesśli tylko dobrze ułoży grafik, to sama znajdzie czas, aby przyjść go tu posłuchać! O ile w ogóle nie zaczną sprzedawać absurdalnie drogich biletów, bo niestety na żadną ekstrawagancje nie mogła sobie teraz pozwolić... w sumie nigdy, nie była obrzydliwie bogata jak rozpieszczone córeczki elity.
    - Ej... chwila... Luc! - zawołała za nim, ruszając w stronę schodów w ślad za nim. Wbiegła po dwa stopnie, dopadając do gabinetu, nim zamknął za sobą drzwi. Wsunęła stopę w szczeline, by jej ich nie zatrzasnął przed nosem, bo chyba nawet nie zauważył, że szła i wołała za nim i lekko się skrzywiła, gdy poczuła ucisk na bucie. - Auuu... - mrukneła, napierając ramieniem na drzwi i weszła do środka zaraz za nim. - Lucas... Panie Carter - poprawiła się szybko, skoro on też wrócił do oficjalnej formy zwrotu. - Nie dam rady posadzić ci tu palm w tydzień - oznajmiła wprost. - To nie ma sensu, skoro po kilku dniach miałabym je zabierać i szukać im nowego miejsca, bo niż żywego tu nie przetrwa bez słońca - tłumaczyła dalej, patrząc na przesłane wskazówki. Cóż, czuła że to Asher sam nakreślił klimat, jaki chce, bo znany był z tego że lubi aranżacje egzotyczne, ale nie miało to sensu i ona nie zdąży, a Luc zapłaci za dużo kasy... - Może mogłabym... jutro pdoesłać nowe propozycje... Czy możemy negocjować? - spytała z nadzieja, podnosząc na niego w końcu wzrok, choć odwlekała to od dłuższej chwili.
    Będąc znów w tym gabinecie czuła się niezręcznie, znów jej było gorąco i aż oparła się o drzwi. Chciała usiąść, ale nie chciała wchodzić głębiej i znów zajmować miejsca w fotelu przed jego biurkiem... Nie po tym, co zaszło ostatnio właśnie tam. Dlatego skupiła się na planie, na roślinach, na interesie, bo tylko po to tu było i tylko po to ją tu trzymał.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  32. Dopiero teraz, gdy mogła mu się dłużej przyjrzeć, dostrzegła jak sam z sobą walczy. I nie, wcale nie chodziło o nią, musiałaby być głupia, by nie dostrzec tego zmęczenia i słaniania się na nogach, które sprawiło, że musiał się podpierać o własne biurko. Poczuła ukłucie w klatce, gdy wydawał się tak słaby. To nie był profesjonalizm... to był debilizm! On wykańczał sam siebie i w imię czego... imprezy?! Nie mogła w to uwierzyć.
    Gdy zaczął do niej mówić, chłodno, z dystansem, profesjonalnie, bez emocji, niby patrząc na nią, ale nie spoglądając jej w oczy, znów coś ją ukłuło. To bolało, sprawiało jej przykrość. On na prawdę... cóż, zachowywał się tak, jak w tym momencie powinien. Ale po tym, co oboje odkryli ostatnio, że między nimi jest coś więcej, że jest napięcie, a może coś więcej, ciężko jej było to znieść.
    - Panie Carter... - chciała mu przerwać, ale mówił dalej i brzmiał dosadnie. Nie chciała się kłócić, bo dał jej też do zrozumienia, że tu nie ma pola na dyskusje i negocjacje. Wydał jej polecenie, zlecił pracę i oczekiwał jej wykonania. Pokiwała więc w końcu głową, choć wiedziała, że jest to niemal niemożliwe. Będzie musiała zarwać noce przez tydzień, jak on, albo... albo nie wie jak to zrealizuje, ale musi się udać. Sam to powiedział. - Będzie, jak pan sobie życzy... - dodała cicho i zupełnie potulnie, wycofując się. Gdy jednak zobaczyła, jak się chwieje i w ostatniej chwili staje sztywno, by nie upaść, zatrzymała się, czując złość.
    Nienawidziła bogaczy i tego co robią, na co ich stać, by zaistnieć. Jakby chwila w błysku fleszy znaczyła więcej, niż dobro, zdrowie i to co na prawdę cenne - bliscy. On niby nie dbał o opinię ludzi, a jednak zażynał sie, by jego klub był najlepszym z najlepszych. Więc może jedna dbał o ich opinię, tylko sam siebie okłamywał hmmm?
    - Aż tak chcesz się przypodobać? - prychneła i porzucając gównianą kurtuazję i podeszła do niego w kilku zamaszystych krokach. Ułożyła dłonie na jego ramionach i nacisneła z wyczuciem, choć wciąż niezbyt mocno, aby się cofnął i usiadł w fotelu.
    Pochyliła się nad nim i przyłożyła mu dłoń do czoła, czując jak jest gorące.
    - Jesteś rozpalony, Luc... kiedy ostatnio spałeś? - spytała łagodnie, choć w środku czuła po prostu złość, aż miała ochotę mu dać po nosie. - Dlaczego doprowadzasz się do wycieńczenia? - spytała znów, przesuwając dłoń z jego czoła na policzek i spoglądając na niego z szczerą troską.

    Emily- pielęgniarka xD

    OdpowiedzUsuń
  33. Sama zdumiała się po chwili nie tym, że sama była tak śmiała, a tym jakim spokojem emanował Lucas i... Jak mimo wszystko łagodnie się z nią obszedł. To krotkie prychnięcie pominęła, skupiona na nim i na tym, jak blado wygląda, jakby ledwo się trzymał. Pierwsze zdumienie które dostrzegła w jego oczach, ustąpiło i gdy po chwili wypowiedział jej imię ciepło i miękko, gdy posłał jej delikatny uśmiech, to sama aż wstrzymała oddech, czując że znów czuje to mrowienie pod skórą, jakby mnóstwo iskierek łaskotało ją od wewnątrz. To było na prawdę fascynujące, doświadczać takich emocji i wrażeń, gdy... Gdy wciąż pozostawali sobie obcy. Mieli za sobą parę tylko spotkań, na dodatek niewiele, można by je było policzyć na palcach jednej ręki, ale i tak... Cóż... Oddziaływali na siebie intensywnie. On na nią równie mocno, co ona na niego. Ale czemu się tak działo, czemu akurat ona i czemu akurat on tak reagowali i wzbudzali w tej drugiej osobie to wszystko, nie umiała powiedzieć. Chociaż... Nie, umiałaby. Ona chyba przypominała mu jego pierwsza miłość, więc tu sprawa była jasna, a on... On jej też kogoś przypominał.
    Westchnela cicho, prostując się, ale nie cofnęła dłoni. Trzymał ją za rękę i gładził uspokajająco, tak jakby on był tu dla niej, a nie ona dla niego. A przecież ona tu przyszła, kolejny raz i ona się zbliżyła, kolejny raz.
    - Dobrze... - powiedziała cicho przez ściśnięte gardło. Trudno ocenić, czy miała na myśli, że nie będzie się więcej o niego martwić, jak prosił , czy że rozumie jego sytuacja, bo nic więcej nie dodała. Na pewno jednak sama teraz już nie miała zamiaru nic więcej dodawać, niczeho negocjować, a tylko przyłożyć się ile tylko może, by go nie zawieść. Cokolwiek się kryło za tym wydarzeniem, musiała to być jakaś gruba zagrywka.
    Przechyliła głowę na bok, zakładając zbłąkany kosmyk za ucho i spojrzała mu w oczy, posykajac lekki uśmiech. Nie uspokoił jej, a wręcz upewnił, że będzie się dalej zażynał, aby wszystko poszło jak najlepiej. A skąd się u niej brała taka troską...? Emily taka była. Dbała o inny h bardziej niż o siebie i już. A Luc... On zdecydowanie też zaskugiwal, aby w końcu ktoś i o niego zadbał.
    - Przynieść ci wody?- zaproponowała, czując że nie powinna już zbierać czasu mężczyźnie . Może i teraz był wobec niej miły i łagodny, ale wciąż pamiętała jego ostrą reakcję gdy wychodziła stąd poprzednim razem.
    Cofnęła w końcu dłoń, odsuwając się nieznacznie. Nie mogła na siłę go nianczyc przecież. I musiała się pilnować, oj musiała... Bardzo.
    - Postaram się zrealizować wszystko, co wymieniłeś w mailu - dodała, odwracając wzrok, bo widzieć go w tak słabym stanie było.. dziwnie. Czuła, że on też tego nie chce. - Chce tylko wiedzieć, czy... Wszystko w porządku? Znaczy między nami, w sensie współpracy i w ogóle... Wiesz ..- dodała, trochę się plącząc, bo nie chciała żadnej niezręczności. Choć czuła się spięta i twarz miała zarumienioną. Jak diabli.

    OdpowiedzUsuń
  34. Uniosła lekko brwi, gdy zapewnił, że w razie problemów, on ją wesprze... tu akurat nie sądziła, aby było to konieczne, bo prawdopodobnie Luc na kwiatach wcale się nie znał, ale miło było usłyszeć takie wsparcie. Nawet jeśli on sam był na końcówce sił i wyrabiał się ledwie z sowimi sprawami. Emily na prawdę nie potrzebowała rąk do pracy, tylko czasu i elastyczności, ale tu wolała nie naciskać.
    Po chwili jej mina stężała, a ona cofnęła się już bardziej do drzwi. Mieli zapomnieć... w porządku. Tak było lepiej, bezpieczniej dla każdej z stron. Oczywiście do niczego nie doszło i tak na prawdę nic się nie stało, ale jednak ta myśl, że mają się ku sobie, że na siebie reagują i działają intensywniej to... cóż, to na prawdę sprawiało, że Emily była w pewien sposób zaniepokojona. Zwykle nie miała z tym problemu i odcinała się od innych, a tutaj nawet jej troska była większa...
    - Wszystko jasne, będzie jak chcesz - skomentowała jego słowa dotyczące kwiatów, a także ich relacji i wyszła, czując że robi jej się coraz zimniej. Ostatnio gdy była w tym gabinecie, skóra i ciało w środku jej płyneło, a teraz wręcz odwrotnie! I jedno i drugie nie było dobre!
    Kilka kolejnych dni to było jakieś wariactwo i totalne szaleństwo. Emily zgarnęła do pomocy jednego z swoich pracowników, mimo wczesniejszych ustaleń, ze ma sama zajmować się klubem i sprowadziła niemal wszystkie rośliny, jakie chciał Luc. Niemal, bo zabrakło kilku, ale wymyśliła inne ustawienie, wysłała kilka maili z prośbą o zgodę do Lucasa i działała na podwyższonych obrotach. Spędzała w klubie więcej czasu niż sądziła, że będzie i musiała przed, albo po tych wizytach pilnować reszty klientów, więc w ciągu tygodnia sama poczuła jak dopada ją ogromne wyczerpanie. W dniu imprezy jednak cały klub był zazieleniony, palmami różnej maści a u góry popodwieszała długie pnącza, więc całość wyglądała niezwykle. Tego dnia jednak nie pojawiła się już w LUX, bo wszystko z jej strony zostało dopiete, jak tylko umiała najlepiej, a postanowiła odespać pół dnia, bo... koleżanki kupiły w tajemnicy bilety właśnie na to wydarzenie i Emily miała zamiar pójść do klubu wieczorem nie jako współpracownik, a klient i się zabawić!
    Ubrała się w dopasowaną krótką sukienkę w kolorze ognistej czerwieni, włosy podkręciła w kuszące i lekkie fale, nałożyła mocniejszy makijaż - czerwona szminka i przydymione czarne oko i gdy na stopach miała niebotycznie wysokie czarne szpilki, spojrzała w lustro. Boże... wyglądała dobrze, ale tak niepodobnie do siebie... jak diablica. Bardzo dobrze się czuła i bardzo chciała spotkać w klubie kogoś, kto powinien ją teraz zobaczyć!
    Gdy dotarła na miejsce, wszystko się już rozkręcało. Pierwszym celem zabawy był oczywiście bar i roześmiała sie, gdy Izaak przyjmując od niej zamówienie wcale jej nie poznał!

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  35. Emily nie sądziła jeszcze do niedawna, że jakikolwiek facet tak jej zakręci w głowie, że będzie myślała o nim dzień i noc. Unikała związków, odkrywania się, nawet nie chodziła na randki, skupiona przede wszystkim na Bloomme. Praca była jej znanym i bezpiecznym terenem, tam się odnajdywała i czuła komfortowo, była sobą i nie musiała ani dać się poznać, ani zdradzać o sobie więcej... Zresztą, nawet nie miała co o sobie zdradzać, żyła tym, co działo sie w jej firmie i tyle. Miała nudne, jałowe życie. I gdy spotkała Lucasa wszystko wywróciło się do góry nogami, a on zajął pierwsze miejsce w jej myślach i... cóż, podświadomie starała się spędzać w jego klubie więcej czasu i gdy tam była, szukała go i czekała na kolejne spotkania.
    Ostatnie dni nie widzieli sie, ona musiała wręcz biegać, aby zdążyć z realizacją tych pomysłów, jakie jej zlecił, a on był tak zajęty, że właściwie był ciągle nieobecny. I w sumie dobrze, po tym co ostatnio jej powiedział, chyba nie chciała już więcej wchodzić mu w drogę. On... on chciał pozostać przy biznesowych relacjach, nie wracać do tej chwili słabości, jaka im się przytrafiła i... i ot było słuszne, rozsądne i mądre. Tak, musiała mu to przyznać.
    Popijała drinka, bawiąc się luźno opadającym kosmykiem przy twarzy, gdy poczuła jak ktoś staje za nią, bardzo blisko i pochyla sie, by szepnąć jej do ucha propozycję kolejnego drinka. Szept był subtelny, niski i miękki i była niemal pewna, że To Lucas! Właściwie... chyba troche tego dzisiaj chciała, aby się zapomnieli, aby pozwolili sobie złamać swoje złote zasady, skoro ona jest prywatnie na zabawie, a on może już świętować. Wyglądała dzisiaj tak seksownie i uwodzicielsko, że chciała go spotkać i zobaczyć jego spojrzenie, które przesunie się po jej ciele, badając każdą krzywizne, każdą wypukłość, śledząc linie i załamania jej figury. Odwróciła sie, podnosząc spojrzenie z uśmiechem w górę, gdy... okazało sie, że to ktoś inny! Na moment straciła to uczucie pewności i chęci do zabawy, z jaką tu przyszła, ale na koniec pokiwała tylko głowa, przyjmując drinka. Odsunęła sie na bok, aby wysoki i przystojny szatyn stanął bliżej niej, gdzie mogła poczuć jak mocne ma perfumy i wtedy nieopatrznie trąciła ramieniem kogoś, kto pojawił się z drugiej strony.
    - Przepraszam - rzuciła, zerkając przez ramię i zatrzymała się w bezruchu, dosiegając twarzy Lucasa. Rozchyliła usta, widząc go tak nagle i niespodziewanie i coś w jej spojrzeniu zabłysło, gdy na nią spojrzał.
    Oh, pamietała oczywiście że Isaak jej nie poznał i ciekawa była, czy Luc też nie skojarzy w pierwszej chwili tak ponętnej blondynki w odważnej czerwonej sukience tej samej niepozornej kwiaciarki, jaką widywał tu w szerokich ogrodniczkach. Ale potem jej spojrzenie prześlizgneło sie w bok, na chętną ślicznotke, która już kleiła się do boku Cartera.
    Emily poczuła jak robi jej się gorąco. Z złości i z... z emocji, jakiej nie mogła nazwać i zagryzła mocniej słomkę, przez którą sączyła swojego pierwszego drinka, patrząc cały czas w oczy Lucasowi. Oh jak mogła na niego czekać, jak mogła mieć nadzieję że się t spotkają i chośby porozmawiają, albo zatańczą gdy on był sobą, jak zawsze się bawił myśląc tylko o sobie!
    Odwróciła w końcu wzrok i stanęła przodem do szatyna, który podsuwał jej kolejną szklankę z miłym uśmiechem. Odebrała drugiego drinka i nawet bezpardonowo ujęła przystojniaka pod ramię, posyłając mu promienny uśmiech.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  36. Gdy wpatrywała się te kilka sekund w oczy Lucasa i on jej nie rozpoznał, w Emily obudziła się cała masa emocji. Chciała, aby ją rozpoznał, aby pokazał jej wszystkie te sztuczki, jakimi uwodzi kobiety. Zachciała jego uwagi i starań. Zapragneła, aby otoczył ją ramionami i żeby się tym razem na dobre zapomnieli. Chciała, aby oboje przestali się pilnować i skorzystali z okazji wieczoru. Ale on jej nie rozpoznał... Widziała w jego spojrzeniu pewien błysk, taką magiczną iskrę, ale... to chyba było za mało. Najwidoczniej to wcale nie o nią chodziło i gdy się odwróciła do szatyna, co jakiś czas spoglądała w lustrzane półki za barmanami, aby przekonać się, że Lucas nie jest wcale nią oszołomiony i po prostu bawi isę z kobietką, którą wyhaczył na parkiecie.
    Zrobiło jej się przykro, ubodło to ją w pewien sposób. Ale przecież nie mogła mieć mu tego za złe. Poza tym... nie była z nim w żaden sposób związana, a nawet lepiej, aby się miedzy nimi nic nie komplikowało, jeśli mają wciąż współpracować. Tak... za wiele sobie wyobraziła, ale dobrze, że Lucas jej nie rozpoznał, wróciła więc do rozmowy z przystojnym szatynem, a ten wykazywał nią niezwykle silne zaintresowanie.
    Dość szybko przekonała sie, że tak na prawdę nie obchodzi jej nowego towarzysza nic, poza tym, by zobaczyć, co ma pod sukienką. Pił dość szybko i podczas gdy ona wciąż sączyła powoli tego drinka, którego jej zaproponował, on wychylił szybkie dwie szklanki whisky i sięgał po kolejną, a to na pewno nie były jego pierwsze.
    - Chcesz potańczyć...? - spytał zalotnie, przysuwając się do niej i obejmując ją w talii tak, że jedna jego dłoń znalazła się na jej pośladkach, a blondynka aż speszona zdrętwiała. - Czy może już stąd pójdziemy, myszko? - zaproponował swobodnie i otwarcie, pochylając się w jej stronę, a Emily odruchowo cofneła się i odchyliła w tył, znów napierając na Lucasa z tyłu. Boże! Znalazła się w potrzasku!
    Nie przywykła do aż takiej uwagi i nie wiedziała, jak z tego wybrnąć. Na pewno jednak nie miała ochoty dalej popijać nic i rozmawiać z szatynem, bo ten perfidnie chciał ją rozebrać i już.
    - Nie... ja zostanę - stwierdziła, kładąc dłoń na jego torsie, aby go odepchnąć, a wtedy wkroczył Carter. I nie dość, że zaczął uprzejmie i szarmancko, aż Emily wpatrywała się w niego urzeczona, to potem przeszedł do pięści i na koniec wściekły złapał ją i wyciągnął z sali na tyły klubu!
    - Auuu! - jeknęła cicho, czując jak jego dłoń w żelaznym uścisku zacisnęła się na jej ręce i nie mając żadnych szans, aby go zatrzymać, niemal pobiegła za nim, próbując sie nie zabić na wysokich szpilkach. - Lucas... Luc! Zatrzymaj się! - zawołała wreszcie wyraźnie, gdy znaleźli się na zapleczy i mógł ją usłyszeć. Przytrzymała się go, by nie wywinąć orła i spojrzała mu z złością, ale i pewnym zagubieniem w oczy. - Co ty robisz, Luc? - spytała bardzo prosto , ale i naiwnie, bo nie musiał jej nic mówić. Rozumiała go... Czuła to samo. A teraz jeszcze dostrzegła to w jego oczach, tę zazdrość, zaborczość, ale i pragnienie i pewne ciepło palące od wnętrza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emily zagryzła lekko wargę i przysunęła się bliżej, zaciskając palce na połach marynarki. Powinna sie odsunąć, odejść, odseparować się od niego, a nie mogła. Nie była w stanie i było to dzisiejszego wieczoru jedyne, co ją interesowało. Staneła tuż przed nim, czując na piersiach jego mocny tors, gdy niemal oparła sie o jego mocne ciało i pochyliła sie ku niemu.
      - Na kogo jesteś zły? - spytała cicho, przechylając lekko głowe, by spojrzeć na niego z ukosa spod starannie pomalowanych rzęs, była tak blisko, że mogła go pocałować, a jednak nie zrobiła tego. Patrzyła na niego pytająco. Był zły na nią, bo tu przyszła i mogła się bawić bez niego? Był zły na siebie, że walczy sam z sobą? Był zły na szatyna, bo robił dokładnie co sam Luc? To wszystko nie miało sensu i chyba oboje o tym wiedzieli.
      Pokręciła lekko głowa i wypuściła powietrze, czując, ze sama jest wzburzona. Spuściła wzrok i zabrała ręce, przesuwając je gładko po jego marynarce, aż do brzucha mężczyzny.
      - Nie poznałeś mnie... - zauważyła smutno. - Patrzyłam ci w oczy, a ty mnie nie rozpoznałeś, Luc. Więc czemu teraz jesteś zły? - spytała znów, czując sie bezbronna i całkiem pogubiona w tym, co czuje jej serce i co podpowiada mącąc w głowie.


      Emily <3

      Usuń
  37. Uniosła wysoko brwi, gdy syknął wściekły na nią, że to ona powinna uważać. I że mogła zostać skrzywdzona. Tego się nie spodziewała, tej... troski. Wielki, wpływowy i bogaty właściciel LUX właśnie zdradził się z tym, że się o nią bał? Tego się nie spodziewała, oczekiwała wyrzutów złości, a on... on okazał się tak kochany, aż zakręciło jej się w głowie.
    - Luc... - wyszeptała miękko, chcąc dosięgnąć jego policzka, by zapewnić go, że nic jej się nie stało, ani nie musiało się jej nic stać. Mimo wszystko byli w klubie i mimo wszystko tutaj ludzie właśnie też w ten sposób się zabawiali. On sam sie tak zabawiał, nie mógłby zaprzeczyć, sama to przed chwilą wiedziała na własne oczy. Ale zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, Luc oparł swoje czoło o jej i wydawał sie teraz walczyć z sobą.
    Sama była rozdarta, nie chciała przysparzać mu więcej trosk. Uśmiechneła się tylko wyrozumiale unosząc kąciki ust pomalowanych tego wieczoru na kuszącą, winną czerwień, a potem całkowicie mu się poddała, gdy ją zaskoczył. Kiedy chwycił ją i obrócił tak, że straciła oddech, lekko się spięła i automatycznie objeła go ramionami. Z cichym sapnięciem wypuściła całe powietrze, kiedy docisnął ją do ściany. Mur był zimny, więc wygieła plecy w lekki łuk i otarła się piersiami o jego ciało, czując jak wprawia ją to w lekkie drżenie. Zacisnęła palce na jego ramionach i odetchneła ostrożnie, jakby bała się, że w jednej chwili oboje rozsypią się w pył. Trwali w takim napięciu, jakby jeden nieostrożny ruch, mógł wszystko zniszczyć!
    Czuła jak całe jego ciało tężeje w napięciu. Trzymał ją mocno przy sobie, ale wciąż nie ulegał pokusie, walczył z samym sobą, z pożądaniem i całą masą uczuć, która buzowała w jego wnętrzu jak dno jakiegoś wulkanu. Ona czuła to samo, ale będąc w jego objęciach powoli ulegała, miękła, topniała pod naporem pragnień, które coraz silniej dobijały się, by wychylić, wypłynąć na zewnątrz. Czuła jak jego serce wybijało równy, mocy rytm. Czuła na sobie jego ciężar, gdy dociskał ją do ściany, czuła aromat jego perfum, który mieszał się z jej kwiatową wonią i powoli przymkneła powieki, lekko unosząc twarz. Przy policzku czuła ciepło jego skóry szyi i nie mogła się powstrzymać... by złamać wszelkie bariery, pokonać hamulce.
    - Bo ja też o tobie śnię, Lucasie Carter - przyznała się cichutko, tłamsząc ten sekret w szepcie i pochyliła się, dosiegając ustami jego ciepłej skóry. Przesuneła wargami po jego szyi, zostawiając ciemną smużkę po szmince i wysuneła język, bardziej prowokacyjnie muskając to samo miejsce z cichym pomrukiem.
    Powiedziała to i choć obnażyła się całkowicie tym, że również go pragnie, mysli i marzy o nim, nie czuła się słaba. Była bezbronna i była zdana na niego, gdyb chciał ją wziąć siłą, nie miałaby żadnych szans, szczególnie, że była już nieco pijana, ale... nie bała się go. W tej jednej kwestii, choć go nie znała, nie bała się mu zaufać, bo udowodnił już któryś raz z kolei, że mimo tego co o nim mówia, nie zrobi niczego, na co sam nie otrzyma wyraźnej zgody.

    Em. :*

    OdpowiedzUsuń

  38. Oczywiście ona sama nie rozumiała, co się zmieniło i kiedy to się stało, że wszystko to, co o nim wiedziała, przestało mieć znaczenie. Była świadkiem sceny zazdrości i wyrzutów Carmen, słyszała plotki na jego temat i nawet dziś widziała, jak łatwo przychodzi mu szukanie zabawy i rozrywki. A jednak ciągle o nim myślała. Jednak mimo tego wszystkiego ciągle go chciała. Marzyła o tym, by ją objął, przytulił, pocałował i ugasił rosnącą gorączkę w jej wnętrzu. To pragnienie i potrzeba były tak silne, że przysłoniły jej cały zdrowy rozsądek i Emily nie potrafiła się bronić. Może to był czas kiedy jej wrażliwe serce po prostu potrzebowało wzajemności i akurat Lucas wydawał się odpowiedni, by je wypełnić. A może widziała w nim kogoś lepszego, niż sam był i... I sama siebie oszukiwała?
    Zatrzymała jasne tęczówki na jego ustach, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Czuła jego dłonie obejmujące jej drobne ciało, czuła jak jedna z rąk mężczyzny zaczyna podwijac jej sukienkę, lecz mimo to słyszała wahanie w jego głosie. Może... Może jednak jej nie chciał? Może wolał wrócić i zabawić się z kimś innym? Nie chciała dostrzec w jego oczach odrzucenia, niechęci, czy chłodu i dlatego nie patrzyła wyżej niż linia, jaka wyznaczała górna warga.
    Jękneła cichutko, gdy przygryzł płatek jej ucha i choć było to lekkie i ostrożne, sprawiło, że wzdłuż jej kręgosłupa popłynęła fala dreszczy i odruchowo wypchnęła biodra do przodu, ocierając się o gorące i twarde wybrzuszenie w jego spodniach. To sprawiło, że uświadomiła sobie, jak bardzo Lucas jej pragnie, jak bardzo czuje to samo co ona i znów jękneła, czując że oszaleje z pożądania, które odbierało jej samokontrolę i rozum. I gdy wyznał, że nie chce jej skrzywdzić, podniosła wzrok do jego oczu, znów unosząc dłonie, do jego torsu.
    - Nie skrzywdzisz mnie - zapewniła cicho i odchyliła głowę w tył z westchnieniem ulgi, gdy wreszcie poczuła jego ciepłe, miękkie usta na swojej gładkiej skórze. Zrozumiała, że wahał się i miał wątpliwości tylko ze względu na nią! Był niesamowity i chyba sam tego nie dostrzegała! Zadrżała w jego ramionach, zaczynając rozpinać guziki jego koszuli, by móc dotknąć jego mocnego torsu.
    Sukienkę miała króciutką, więc po chwili poczuła jak jedna z męskich dłoni zaciska się na odsłoniętym pośladku przy krawędzi koronkowej bielizny. Kiedy Luc całował jej skórę, schodząc z szyi do ramion, udało jej się odpiąć górne guziki jego koszuli i przesunęła lekko paznokciami po jego ciele z pomrukiem, chcąc więcej. Jego szept, gdy zdradzał swoje pragnienia i fantazje pobudzaly ją do tego stopnia, że oddychała teraz szybciej i płytko, czując jak robi jej się gorąco.
    - Chce cię poczuć - wyszeptała, sunąc dłonią wzdłuż guzików, które odpinała dalej w dół, aż do paska spodni. - Pocałuj mnie - poprosiła, rozpinając mu spodnie jedną ręką, gdy drugą ujęła go za podbródek i przyciągnęła do siebie, by z jękiem nienasycenia wpić się w jego usta zupełnie jakby wyczekiwała tego momentu nie od dziś a o wiele dłużej. Jękneła w jego usta, smakował tak niesamowicie i naparła na niego swoim drobnym ciałkiem, chcąc go czuć jak najbliżej.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  39. Z każdą sekundą coraz bardziej brakowało jej tchu. Gdy poczuła jego smak na swoich wargach, zduszony jek uciekł jej z płuc wprost w pocałunek, który był coraz bardziej namiętny i doprowadzał do całkowitego zapomnienia, gdzie są i kim są na co dzień dla siebie. Obowiązek, praca, to wszystko zeszło na dalszy plan i w tej chwili Emily pozwoliła sobie zapomnieć o tym, kim jest i jak powinna się zachowywać. Oddała się emocjom, pragnieniom, fantazjom i całkowicie poddała Lucasowi. Cichy pomruk uciekł jej znów wprost w jego wargi, gdy docisnął ją do ściany, przywarł do niej i zaatakował jej usta niecierpliwym, zaborczym pocałunkiem. Odruchowo przytrzymała się go, wypychając biodra dla równowagi i znów poczuła, jak bardzo jej pragnie. To było jakieś szaleństwo, totalna gorączka, chwila zapomnienia i Emily miała wrażenie, że po prostu wpadła w wir namiętności. Dawno żadne uczucia tak nią nie targnęły i teraz była oszołomiona tym, co robi z nią brunet.
    Poczuła jak jego dłoń zsuwa się po pośladku, aby złapać za skrawek koronkowej bielizny i westchnęła cicho, lekko już zsuwając z niego spodnie, gdy... wpadła na zaplecze Aria! To było jak kubeł zimnej wody. Jej donośne zawołanie, brak żadnego skrępowania, a nawet upominanie starszego brata skutecznie sprowadziło blondynkę na ziemię. Cofneła ręce, dając Carterowi spokój i zacisnęła je na jego marynarce, chcąc się schować. Była zdyszana, rozpalona i cała drżała, bo podniecenie wcale nie ustępowało, ale nie chciała, aby ktokolwiek ją zobaczył. Tutaj całe szczęście Luc zachował się na prawdę przyzwoicie, przyciagając ją do siebie i zasłaniając jej twarz przed rozpoznaniem. Oparła się o niego wystraszona, że zostali przyłapani, ale i ufna, wierząc że mężczyzna nie pozwoli jej na zdradzenie tożsamości. I gdy siostra znowu na niego fuknęła, a potem już jej nie było, odetchneła głebiej, czując jak nogi jej drżą... i to nie tylko z stresu, bo bliskość Cartera wciąż była wyraźnie odczuwalna...
    Po chwili gdy byli już na pewno sami, podniosła na niego roziskrzone spojrzenie i wspięła się na palce, całując go długo i z pewną czułością, przeciągając te ich intymne i wspólne chwile, ale bez tej iskry szaleństwa która nimi zawładneła jeszcze pare minut temu. Nie chciała uciekać, ani niczego zmieniać, bo... cóż, oboje wykazali się brakiem rozsądku. Ona musiała nawet przyznac, że przestała słyszeć przez kilka chwil muzyke, tak jej szumiało w uszach, a przecież wokół doskonale było słychać zabawę.
    - Zabierz mnie więc gdzieś, gdzie będziesz mógł zrobić ze mną wszystko to, co robiliśmy w twoich snach, Luc - wyszeptała przy jego wargach i cofneła się, choć tylko po to, by poprawić sukienkę, którą zdążył już wcześniej podwinąć i odsłonił jej ciało.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  40. Mogła uciec i miała teraz ostatni moment, aby to wszystko zakończyć. Ale nie chciała. Nie po to tu dzisiaj przyszła i nie dlatego nie mogła odpędzić od siebie myśli o Lucasie. On utkwił jej w głowie, opętał ją, jej myśli, jej emocje, nawet jej fantazje. Miała wrażenie, że całkowicie oszalała na jego punkcie i nie mogła się od niego uwolnić, a było to tak intensywne, że w pewnym momencie odkryła, że wcale nie chce się od niego uwalniać. Chciała zrealizować własne fantazje i gdy szykowała się dzisiaj na ten wieczór, marzyła o tym, że w końcu się znajdą... Tak dosłownie, jak miało to miejsce właśnie teraz.
    Byli totalnie różni, ale ona wcale nie była skupiona tylko i wyłącznie na pracy. Miała swoje potrzeby, pragnienia i marzenia, miała też uczucia i nie żyła tylko Bloomme. Po prostu... odcinała się od wszystkiego poza swoją firmą, bo tak żyło jej się łatwiej, miała spokój. Nie była tak doświadczona jak Luc w relacjach - w nawiązywaniu ich i zrywaniu i w gruncie rzeczy była dość grzeczna, waniliowa. Ale teraz nie mogła się powstrzymać przed tym, by pokazać mu, że go pragnie, on działał na nią wyzwalająco.
    Jej twarz była zarumieniona, ale nie bała się. Gdy obiecał, że nie da jej zmrużyć oka przez całą noc, zagryzła niepewnie wargi bo... bo to brzmiało groźnie, ale po ciele przebiegły jej dreszcze ekscytacji i oczekiwania. Chciała spędzić z nim tę noc i chciała, aby nie wypuszczał jej z swoich objęć aż do jutra. Gdy zeszli na dół, obejrzała się po klubie tylko raz, chcąc znaleźć koleżanki, ale do tej pory nie dostała żadnej wiadomości i chyba jej nie szukały, no i dobrze, spotka się z nimi za kilka dni i po prostu przeprosi za zniknięcie chociaż... cóż, wcale nie było jej przykro.
    Gdy znalazła się w samochodzie, nie minęła chwila, jak z powrotem poczuła na sobie pocałunki Cartera. Westchnęła cichutko w jego wargi i objeła jego policzki smukłymi dłońmi, oddając każdą pieszczotę. Chciała go całowac, dotykać, obejmować, zapamietać jego zapach i smak, bo gdy to wszystko się skończy, nie miała pewności, jak będą na siebie patrzeć. Zadrżała, gdy poczuła jak drugą dłonią muska jej ciepłą, miękką skórę wewnątrz ud a gdy zahaczył o jej bieliznę, zadrżała znowu. Przycisnęła usta mocniej do jego ust, pogłebiła pocałunek z pomrukiem, wysuwając język spragniony jego smaku i jeknęła zaskoczona, gdy Luc zaczął pieścić jej ciało przez bieliznę. Nie udawała, że go nie pragnie, swobodnie i otwarcie mu to powiedziała, a jednak jej ciało zdradzało ją o wiele bardziej. Odsuneła się, by spojrzeć mu w oczy i zerknęła w bok, speszona tym, że w samochodzie jest również kierowca. Ale może... może przez osuniętą szybe ich nie widzi, ani nie słyszy...? Nie zdołała nic powiedzieć, o nic zapytać, bo czując znów pieszczoty jeknęła głośniej, zaciskając palce na wciąż rozpietej koszuli Lucasa. Spojrzała na niego z błyskiem pożądania w oczach i pochyliła sie, znów go całując. Mocniej, zapalczywiej i dłużej. Wsuneła jedną z dłoni pod jego ubranie i przesuneła nią po umięśnionym boku, badając fakturę jego skóry i sprawdzając, jak reaguje na jej dotyk, gdy pochyliła się mocniej, opierając na nim drobne ciało spragnione więcej.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  41. Całe jej ciało drżało stęsknione i spragnione, by wreszcie dał jej wszystko, co mógł, by dopadł do niej, przynosząc ulgę. Kiedy usadził ją na sobie, zacisneła odruchowo uda na jego biodrach i poruszyła się, bezwiednie ocierając o napięte krocze jego spodni, co wywołało w niej kolejne dreszcze. Nastepne jęki stłumiła w fali pocałunków, jakimi obsypywała jego usta, policzki, skronie, całując go całego. Zaśmiała się cicho, gdy spytał, czemu jest aż tak seksowna... Nie wiedziała. Nie wiedziała nawet, że potrafi flirtować, a co dopiero rozpalić mężczyznę. To chyba jego wina, albo zasługa. To on z niej wydobywał ten ogień, który mógł spopielić ich oboje.
    - Chcę ciebie, chcę spłonąć z tobą - wyszeptała w jego usta, przesuwając jedną z dłoni w dół, gdy drugą opierała o jego ramie, przytrzymując go blisko siebie. Jeknęła cicho, gdy odkrył jej pierś a chłodne powietrze owiało delikatne ciało i poczuła jego usta na sobie.
    Znów zapomniała o tym, co było wokół. Zapomniała o kierowcy, o tym, że jadą do Cartera i pewnie pierwszy i ostatni raz zwiedzi jego apartament. To było bez znaczenia, gdy miała go blisko, w zasięgu wszystkich swoich zmysłów.
    Odsunęła się odrobinę, by spojrzeć mu w oczy, gdy jęknął, zdradzając się z tym, jak jej pragnie, jak jego ciało woła o spełnienie i przysuneła się z powrotem, dosiegając jego ust. Nie mogła dzisiaj przestać go całować, od kiedy tylko dał jej siebie posmakować. Jego życzenie było w tej chwili niczym rozkaz, przesuneła więc obydwiema dłońmi po jego spodniach, badając wypukłość i docisnęła lekko biodra, ocierając się o twardą erekcję, co spowodowało, że poczuła pulsowanie między udami z potrzeby. Jekneła cichutko i rozpieła mu znowu spodnie, wsuwając jedną dłoń pod bieliznę Cartera.
    - Ile będziemy jeszcze jechać? - spytała cicho, owiewając gorącym oddechem jego szyję, ale nie czekając na odpowiedź, zaczeła delikatnie poruszać nadgarstkiem, by sprawić mu przyjemność. Zsunęła się nieco niżej, siadając mu na kolanach i przesuneła wargami na jego ciepłą szyję, zostawiając po sobie ślad w postaci ciemnej malinki i smużek po czerwonej szmince przy kołnierzyku jego koszuli.

    Em.

    OdpowiedzUsuń
  42. Dotykała go z wyczuciem, badając reakcje jego ciała na każdy ruch, każdy ucisk pieszczoty. Chciała wiedzieć, co lubi, co na niego działa. Całowała go przy tym, łapiąc z trudem oddech, bo cała była tak rozpalona, że miała wrażenie, że jej skóra płonie. Gdy dojechali na miejsce i wysiedli z auta, zaskoczona ujęła go za dłoń, gdy splótł ich palce. To był tak drobny i uroczy gest, że na moment wybiło ją to z pantałyku, a jednak... jednak niezwykle naturalne wydawało jej się, że idą w ten sposób.
    Gdy tylko znalazła się w jego objęciach w apartamencie, zapomniała o tym, że może wypadałoby się rozejrzeć, albo po prostu chwilę jeszcze zachować pozory... Porozmawiać. Ale dzisiejszego wieczoru nie rozmawiali praktycznie wcale, dopadli do siebie jak głodne zwierzęta i w sobie, w wzajemnej bliskości gasili gorączke, jaka ich rozpalała od wielu dni. Gdy odnalazł jej usta, z cichym jękiem zarzuciła mu ręce na szyje i przylgneła do niego, dociskając drobne ciało do mężczyzny. Chciała go teraz posmakować tak bardzo, że niemal bolało ją całe ciało, gdy krzyczało o więcej dotyku, pocałunków i wszelkich pieszczot. Czuła jak jego ręce na ślepo badają jej figure, jak łapie ją w talii i wreszcie odnajduje rozpięcie sukienki. Kiedy materiał opadł w dół, chłodne powietrze wieczoru owiało jej skórę i zadrżała, oblizując wargi, gdy patrzył na nią w czarnej koronce. Uśmiechneła się nieco speszona tym, z jakim apetytem i zachwytem na nią patrzył a potem chwyciła go za marynarkę i przyciągneła do siebie.
    - Chcę cię poczuć, Luc - wyszeptała w jego usta i znów zaczęła go namiętnie całować, w międzyczasie rozbierając go z marynarki i koszuli. Zaśmiała się cicho i słodko w jego usta, gdy podniósł ja, jakby nic nie ważyła i skierował się do sypialni.
    Nawet jeśli wyobrażała sobie jego łóżko i to, jakby to było czuć go blisko, nie była chyba do końca przygotowana na to, co z nią robił. Kiedy wbił się w nią mocno, zacisneła palce tak mocno na jego ramionach, aż wbiła mu paznokcie i zadrapała go z głośnym jękiem, wyginając się pod mężczyzną. Dawno nikogo nie miała, musiała się przyzwyczaić do tego uczucia wypełnienia, a gdy po chwili nie dając jej szans, zaczął poruszać biodrami, poczuła jak w dole brzucha zaczyna jej się kumulować pożądanie. Jej ciało przyjmowała go z każdym pchnięciem coraz bardziej, czuła go głebiej i między pocałunkami słychać było jej głośniejsze pojękiwania. Zacisnęła uda na jego biodrach, oplatając go nogami, aby był jeszcze bliżej i całowała go po torsie, ramionach i szyi i ustach, gdy tylko była w stanie dosiegnąć jego ust. Czuła że jest blisko, miała wrażliwe, rozpalone ciało, a gdy Lucas przyciagnał ją do siebie, wbijając się jeszcze głebiej, zaczęła drżeć w spazmach rozkoszy, obejmując go i wtulając się w męskie ciało, którego słodki ciężar czuła przy sobie.
    - Cudowne... to było cudowne - wysapała cicho, przy jego uchu, gdy Luc doszedł razem z nią i opadł na poduszki. Przesuneła jasną dłonią po jego ramieniu, dotykając delikatnie zadrapań, jakie mu wyrządziła i pochyliła się, całując czerwone ślady. - Przepraszam - wyszeptała zawstydzona tym, jak go naznaczyła i spojrzała mu w twarz błyszczącymi od spełnienia oczami.
    Leżała pod nim naga, jej ciało leniwie rozciagało się na jego pościeli, ale nie czuł wstydu, ani zażenowania. To że przyjechała na seks do mężczyzny, to była chyba najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiła w życiu, ale jeszcze nie czuła, że musi uciekać. Jeszcze nie.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  43. Emily nie bardzo wiedziała, co się robi po seksie, gdy to oszołomienie i gorączka znajdowały ujście i po orgazmie przychodziła upojna ulga. Nie miała za sobą nie wiadomo ilu związków i też nie bardzo skakała obcym do łóżka, więc w ogóle to co się działo teraz, było dla niej zdumiewającym przełomem. Bała się niezręczności i że nagle Lucas oznajmi, żeby poszła sprawdzić, czy nie ma jej po drugiej stronie drzwi, a on... cóż, znów ją zaskoczył. Obiecywał, że nie wypuści jej do rana i chyba zamierzał tego danego słowa dotrzymać.
    Zadrżała, gdy oznajmił tak szorstko, że należy do niego i objęła jego twarz, oddając gorące pocałunki. Jego władczość, zaborczość, szorstkość były podniecające, choć nigdy wcześniej w żadnej z tych cech nie dostrzegała nic atrakcyjnego.
    Zamruczała cicho, gdy dosiegnął jej piersi, a potem jęknęła, gdy przygryzł twardy sutek. Była wrażliwa po spełnieniu i reagowała na każdy nawet delikatny dotyk, a on zdecydowanie nie należał do czułych i maślanych kochanków. Wplotła palce w jego ciemne, gęste kosmyki i gdy wrócił do jej ust, zacisneła na pasmach palce, przyciagając go do siebie mocniej. Orgazm wcale nie ugasił początkowej gorączki, jaka ją trawiła.
    - Jestem dzisiaj twoją fantazją, zrobię wszystko, czego pragniesz - oznajmiła słodkim szeptem, łapiąc zaskoczona powietrze rozchylonymi, nabrzmiałymi od pocałunków wargami, gdy przewrócił ich tak, że znalazła się na nim. Zaśmiała się cicho, zdając sobie sprawę, że może polegać całkowicie na jego sile, bo najwidoczniej nie miał trudności absolutnie żadnych z tym, by ułożyć ją sobie tak, jak mu się podobało i pochyliła się na nim, dociskając biodra do jego ciała.
    Czuła ciepło i pulsowanie między udami, ale potrzebowała jeszcze chwili i Lucas również, na kolejną rundę.
    - Powiedz mi... - wyszeptała w jego usta, przesuwając wargami po lini jego szczęki w stronę ucha. - Czego pragniesz, Luc? - przygryzła lekko płatek jego ucha i zjechała niżej, pieszcząc szyję skropioną pieknymi perfumami. Zaczeła znaczyć mokrą ścieżkę po jego skórze, smakując go wargami i językiem. Zostawiła niewielką malinkę na jego szyi - to już druga, potem zsuneła się niżej na tors i nie zatrzymywała się. Podparła się o jego biodra, znacząc mokrymi pocałunkami brzuch i gdy dotarła niżej, spojrzała na niego pożądliwie. Dziś była jego, a on był jej i mogli robić wszystko, czego chcieli. Jutro się nie liczyło, ani konsekwencje tego, na co się zdobyli, dlatego zaczęła go pieścić, skupiając się na tym, by dać mu rozkosz.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  44. Uśmiechnęła się, mrużąc lekko oczy, gdy mówił do niej w ten sposób. Pozwalał jej na wiele, pozwalał jej teraz na wszystko i zdała sobie sprawę z tego, że właściwie sama do końca nie wie... czego chce najbardziej. Chciała jego, jego ust, jego rąk, jego ciała w sobie, wokół siebie, wszędzie. Chciała go czuć. Nie była jednak niezwykle śmiałą i wyuzdaną kochanką, ale też nie płochliwą myszką... Może rozczaruje go, ale gdy były chwile zrywów, gdy nabierała pewności siebie, potem czekała na jego ruch. Nie miała chyba dobrego nauczyciela i nie nabrała wprawy, która dałaby jej pewność siebie w łóżku i pewność, że jest dobra.
    Miała tylko jedną fantazję i choć w życiu pewnie ona się nie spełni, tak ta noc mogła dać im wszystko, co sobie wymarzą. Nie musieli myśleć o jutrze. Nie musieli wybiegać myślami do przodu i Emily dobrze to wiedziała.
    - Liczy się tylko tu i teraz, Luc... - wyszeptała, sunąc paznokciami po jego brzuchu, mocno, zostawiając pręgi na jego skórze. - A teraz i tu, chcę żebyś był mój - oznajmiła jeszcze ciszej i ujęła jego członka w dłoń, czując jak znów jest gotowy. Uniosła się i usiadła na nim z cichym jękiem, czując jak ją wypełnia. - Chce ciebie na własność - dodała, pochylając się do jego ust i gdy dosiegła jego warg, zaczeła go całować, poruszając się miarowo. - Chcę żebyśmy razem tej nocy oszaleli dla siebie - dodała między pocałunkami, przyspieszając, aż zaczeła pojękiwać coraz głośniej, doprowadzając ich na szczyt.
    Gdy znowu wyczerpana opadła obok niego na pościel, schowała twarz w poduszkę. Boże... jeśli miał mało wyrozumiałych sąsiadów, to na pewno od jutra go znienawidzą. Oboje jęczeli jednoznacznie, a ona parokrotnie niekontrolowanie wydała z siebie wręcz krzyk, gdy robił z nią takie rzeczy... Czuła, że oszalała, oszalała na jego punkcie i dla niego. Było to straszne, przerażające i gdy mijała noc, nadchodzacy poranek był coraz bardziej brutalny, bo zapowiadał zmierzenie się z rzeczywistością..

    Emi >:*

    OdpowiedzUsuń
  45. Emily zwykle spała lekkim snem, miewała często koszmary, które nie pozwalały jej zapomnieć skąd pochodzi i czemu jej życie było trudne. Dlatego gdy wyczerpana miłosnymi igraszkami i salwą uniesień w końcu przyznała, w środku nocy wybudziła się, nieco zdezorientowana. W sypialni Lucasa pachniało nim, jego skórą, kosmetykami, wszystko było przesiąknięte aromatem mężczyzny i nim oczy przyzwyczaiły się do ciemności, to ten zapach otoczył ją i blondynka wysunęła się spod ciężkiego ramienia Cartera, wychodząc z łóżka. Natychmiast gdy wysuneła się spod kołdry i jego ciała, zaatakował ją chłód nocy i zadrżała obejmując się ramionami. Była naga i uświadamiając sobie, do czego doszło, zawstydzona zaczeła szukać łazienki. Musiała opłukać twarz zimną wodą, otrzeźwić głowę!
    Nie było sensu szukać po ciemku jej ubrań, pamiętała, że wszystko rozrzucili wokół. Po chwili usłyszała jak Luc ją woła, więc wyszła do niego. Przepych apartamentu przechodził jej najśmielsze oczekiwania, wiedziała przecież z kim idzie do łóżka, ale... cóż, to ją zawsze zadziwiało, to bogactwo i że na wszystko ludzie jak Carter mogą sobie pozwolić.
    - Hej... nie uciekłam bez słowa - powiedziała łagodnie, speszona podchodząc do łóżka. Teraz, gdy była naga i gdy mógł na nią patrzeć, poczuła się strasznie obnażona i odkryta, zupełnie jakby nie miała tylko ubrań, ale też skóry i widział wszystko, wszystkie jej lęki i uczucia. Usiadła na brzegu materaca, łapiąc pościel i zakrywając się nieco. - Czy to ja cię obudziłam? - spytała z troska, bo nie chciała, aby z jej powodu wstał niewyspany, choć... choć ona rano, a mieli do ranka jeszcze kilka godzin, pewnie przez niego będzie nie do życia. Dostrzegła na jego szyi dwie malinki, które mu zrobiła i zarumieniła się, na wspomnienie tego szaleństwa i namiętności, w jakie wpadli. Ona sama miała ciemniejsze smugi po jego pieszczotach niemal na całym ciele, widziała to w lustrze.
    Przysuneła się, wchodząc do łóżka i przeczesała jego ciemne kosmyki z czoła w tył, aby odsłonić jego piękne oczy i w nie spojrzeć. Była jeszcze noc, mogła sobie na to pozwolić, nie musiała jeszcze się bać, anii uciekać. Nie musiała zastanawiać się, co dalej.
    - Mam już wyjść? - spytała spokojnie i całkiem niewinnie, bo nie chciała, aby potem jakoś nieprzyjemnie ją wyprosił. Była dorosła, mogła tę noc zakończyć kulturalnie i bez histerii.

    Emily <3

    OdpowiedzUsuń
  46. Widziała jak Lucas zaciska dłonie na kołdrze, widziała jaki jest... wystraszony? Był nieswój. Zupełnie nie przypominał tego cwaniaka, bawidamka, podrywacza i pewnego siebie faceta, który nie boi się surowo oceniać, ani dużo wymagać od innych, samemu dając z siebie ile tylko może. Zniknęła pewna siła, jaką zwykle pokazywał... Nie była tylko pewna, o co chodzi. Czy to przez nią? Bo może żałował? Albo już się znudził? Albo może był tak samo zaskoczony tym wszystkim jak ona?
    Z jednej strony sama była rozbita, nieco oszołomiona tym, jak ten wieczór się potoczył, a z drugiej strony chciała, aby był tą mocniejszą, silniejszą stroną, by to ona mogła na nim polegać. Patrzyła na niego, gdy odwrócił wzrok, gdy siedział dłuższą chwilę tak jak do tej pory. Uśmiechnęła się lekko, pełna zrozumienia i wsuneła pod kołdrę znowu, układając blisko niego na poduszkach. Uniosła rękę i przesunęła delikatnie dłonią po jego plecach, po boku i chwyciła go za ramię, aby się też położył. Pocałowała go w policzek, potem w skroń i na koniec musneła płatek ucha, przytulając do bruneta.
    - Jest jeszcze noc, cały czas mnie masz - zauważyła szeptem. - Nigdzie nie idę, jestem tu z tobą, Luc - dodała miękko, obejmując go w pasie i przylegając do niego swoim drobnym ciałem.
    Zwykle po koszmarach trudno jej było zasnąć, dlatego teraz nie sądziła, aby znów miało jej się udać. Trąciła nosem jego policzek, a potem pocałowała go w kącik ust pochylając się do niego. O nic nie pytała, nic nie skomentowała, sama nie chciała mówić, co jej się śniło i czemu nie może spać. Bo... przecież tak właściwie wcale się nie znali.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  47. Uśmiechneła się lekko, obejmując go i wtulając się w bruneta.
    - Myślałam, że nie pozwolisz mi dziś zasnąć do rana - mrukneła rozbawiona, wspominając jego słowa z klubu i taksówki i znów uniosła sie, by go pocałować. A gdy pocałował ją długo i czule, miała wrażenie, że się wręcz roztapia. Coś się zmieniło w Lucasie, coś, czego jeszcze nie umiała zrozumieć, a co poruszało ją głeboko w sercu. Zupełnie jakby to ona mu pomogła coś odkryć i zrozumieć...
    Nie mogli udawać, że nagle są cudownie zakochaną parą. Nawet nie rozmawiali o tym, że się sobie podobają, tylko ulegli pożądaniu i namiętności. Nie chciała wypominać i przypominać, że rano ta ich bliskość się skoczy, po prostu tak było. Choć w jakimś stopniu sprawiało jej to smutek, bo gdyby mogła, zatrzymałaby te chwile na dłużej. Ale tak było... mogli potem porozmawiać, mogli być wobec siebie szczerzy, a nie rozstawać się jak obcy, którzy się przespali, ale... cóż, na to przyjdzie czas rano. Nie wiedziała jak zwykle bawił się Lucas, ale ona nie chciałaby udawać, że nic się nie stało, bo ta noc i to spotkanie nie było błędem.
    - Chciałabym zatrzymać teraz czas - przyznała cichutko, gdy słyszała jak jego oddech się wyrównuje, a mężczyzna znów usypia przy jej boku. Gdy otoczył ją ramionami i przytulił, poczuła się bezpieczna otoczona czułością i choć pewnie nie zaśnie jeszcze długo, było jej dobrze. Ciało miała zmęczone, uda obtarte, a piersi, szyje i ramiona pokolorowane malinkami od jego ust. I było jej z tym wszystkim na prawdę wspaniale, nie wstydziła się zupełnie.
    Po jakimś czasie, ona również zasnęła, słuchając jego spokojnego oddechu i spała aż do rana, nim poczuła, jak mężczyzna przy jej boku się budzi. Przewróciła się na bok i wysunęła dłoń, napotykając puste miejsce w łóżku obok. Otworzyła oczy i podparła się na łokciu, przyciskając do siebie kołdrę. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu Lucasa.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  48. Uśmiechneła się lekko i niepewnie na jego widok. Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, rejestrując , że w tej chwili tylko ona jest naga. Był ubrany i ewidentnie gotowy do wyjścia, więc uniosła się do siadu i przycisneła niepewnie kołdrę do piersi. Czy ona też powinna wyjść? Czy teraz rozstaną się bez słowa, będą potem udawać, że nic sie nie wydarzyło? Nie wiedziała, co się robi po takich nocach, jak mieli i nie była pewna, jak teraz jej relacja będzie wyglądać z Lucasem.
    - Hej... - powiedziała niepewnie, gdy podszedł bliżej i uśmiechneła się szerzej, gdy ją pocałował. To był tak niewielki, drobny, ale i czuły i ciepły gest, aż poczuła, że to dobry znak, że wszystko będzie ok. A potem gdy Luc oznajmił, że musi iść do klubu, bo coś się wydarzyło, pokiwała głową. Nie mogła go zatrzymywać, ani w sumie... w sumie nic nie mogła. Tak na prawdę nie wiedziała co ich łączy, czy powrócą do interesów i tyle, czy co. Sama oczywiście nie wiedziała, jak traktować tę noc, potrzebowała sobie to poukładać, a przede wszystkim porozmawiać z Carterem, ale on nie miał teraz dla niej czasu. Cóż... może dostał to czego chciał i już nie bedzie nią zainteresowany? Nic nie wiedziała i nic nie rozumiała, ale poczuła się niezręcznie.
    - Zobaczymy się później... - powtórzyła, gdy już odwrócił się i skierował do drzwi i chwilę jeszcze siedziała w łóżku, jakby nie wiedziała co robić. Właściwie to nie wiedziała, zupełnie nie.
    Zebrała się w końcu, pozbierała sukienke, bieliznę i buty i szybko ogarneła, odświeżając w łazience. Iva rzeczywiście przyszła i przygotowała jej śniadanie, ale Emily nie miała apetytu, zachęciła więc kobietę, aby sama zjadła. I opuściła pospiesznie mieszkanie Lucasa, wracając do siebie, a potem do swoich obowiązków.
    Wieczorem tylko wysłała smsa do Lucasa "Hej, wszystko w porządku?" a potem zajęła się rozliczeniami w Bloomme do późnej nocy. "Myślę o tobie" chciała napisać znowu, chwilę po północy, ale stwierdziła, że nie może tak go swoją osobą męczyć i już nic nie napisała. Jutro i tak miała iść do Bloomme, aby pozdejmować wszystkie kwiaty z aranżacji na wielkie przyjęcie, które skończyli w sypialni Lucasa, więc jeśli wciąż w klubie zajmował się jak zawsze wszystkim, tak na siebie wpadną.
    Rano jednak została zaskoczona, bo do jej drzwi zapukała policja! Niemal wprosili sie, dwaj wysocy panowie, wchodząc do niej do mieszkania, gdy kończyła poranna kawę i zaczeli wypytać o: Lux, Lucasa, jej pracę, relacje z właścicielem i pracownikami i jakąś Tatiane, której imie pierwszy raz słyszała! Pytali o: noc imprezy i blondynka musiała przyznać, że spędziła ją w apartamencie z mężczyzna i... że sam Carter tylko może to potwierdzić i jego kierowca. Czuła, że zaraz spali się z wstydu. Emily poczuła się przytłoczona i wystraszona tym co się działo i gdy wyszli, zadzwoniła od razu do Lucasa.
    - Co się dzieje? Policja do mnie przyjechała, czy ja... czy my zrobiliśmy coś złego? - spytała nerwowo, pospiesznie wskakując w krótkie szorty i luźną koszulkę. - Będę w klubie za niecałą godzinę, muszę cię zobaczyć, nic nie rozumiem - dodała, rozłączając się. To nie była rozmowa na telefon, a ona czuła, że policjanci nie mówili jej wszystkiego. Tak na prawdę nie powiedzieli nawet czemu ją przesłuchiwali! Strasznie tajemnicza sprawa.

    wystraszona Em

    OdpowiedzUsuń
  49. Z uwagą spojrzała na bruneta, który siedział tuż przed nią. Był dla niej typem cwaniaczka, któremu po prostu udało się w życiu. Miał kasę, wiedział jak nią operować, w co inwestować i był w tym miejscu, w którym był. Octavia nie lubiła takich osób. Od zawsze była uczona szacunku do drugiej osoby, i choć nie narzekała nigdy na brak pieniędzy, to nie one były dla niej najważniejsze w życiu. Tego właśnie nauczyła ją rodzina, że to nie pieniądz jest najważniejszy, tylko ludzie wokół. Dlatego też tak bardzo ceniła drugą osobę i miała szacunek do każdego, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś był bogaty czy też biedny.
    — Owszem, chłopak był ode mnie — odpowiedziała spokojnie. Dla niej mężczyzna zachowywał się irracjonalnie co do sytuacji, bo jej ona w żaden sposób nie bawiła. Była wkurwiona, że jakiś tam cwaniaczek, pożal się boże szef tego dobytku ot tak śmiał wyrzucić młodego. I choć nie była zadowolona, że dzieciak, ledwie siedemnastoletni, tak szybko wchodził w ten zakazany świat, tak nie mogła nic powiedzieć. Nie miała zbyt wielkiej władzy w rodzinnym biznesie. Cóż, tak naprawdę nadal starała się pokazać dziadkowi, że może jej zaufać, a cała rodzinna spuścizna nie musi przechodzić na jej brata i najbliższych kuzynów.
    — Mój drogi, nie Ty będziesz mi mówić, kto się nadaje do roboty, a kto nie. Ja również mogłabym wiele powiedzieć o Twoich pracownikach i ich podejściu do powierzonych im obowiązków — powiedziała, uśmiechając się przy tym słodko.
    Octavia Blanchard zupełnie nie wyglądała, jakby należała do świata przestępczego. Odznaczała się zbyt dobrym charakterem, ładną buzią i nikt na początku nie brał jej na poważnie. Jej rozmówca również był bardziej rozbawiony zaistniałą sytuacją, zamiast podejść do tego tematu poważnie. To, jak na nią spoglądał, spowodowało, że Octavia z nieukrywaną irytacją wywróciła oczami. Cóż, chyba nie miała co liczyć na poważną rozmowę.
    Zagotowało się w niej w momencie, kiedy nazwał ją maleńka. Nienawidziła, kiedy ktoś tak do niej mówił. Było to dla niej prostackie i obleśne. Kojarzyło jej się z mocno pijanym facetem, który wyobrażał sobie zbyt wiele. Niemniej jednak, Octavia opanowała wszystkie nerwy, raz jeszcze spoglądając na bruneta, a potem z ochotą odebrała od niego naczynie z alkoholem.
    —- Gdybyś nie był takim pewnym siebie dupkiem, rozmawiało by nam się zdecydowanie przyjemniej — odparła, upijając łyk alkoholu. Smakował dobrze, musiała przyznać, że mężczyzna zdecydowanie wiedział i znał się na dobrych trunkach.
    —- Octavia Blanchard. Jestem wnuczką Octavio Romero, na pewno o nim słyszałeś — mówiąc to, puściła w jego stronę oczko. Każdy, kto miał jakąś władzę, pieniądze i liczył się w hermetycznym świecie Nowego Jorku, wiedział, kim był jej dziadek i jak wielkie zasięgi miał. Kiedy ich jeszcze nie było na świecie, on już bardzo dobrze sobie radził na tym okrutnym padole, zyskując coraz więcej i więcej.
    —- Więc jak, porozmawiamy o interesach Panie…? —- Octavia powtórzyła jego słowa, robiąc tą samą krótką pauzę, by mężczyzna mógł się przedstawić.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  50. Emily nie wiedziała co myśleć o tym, co powiedzieli jej policjanci. Pochodziła w rodziny patologicznej, była adoptowana dla zasiłku socjalnego, więc od małego miała do czynienia z stróżami prawa, wiedziała co to znaczy być wycenianym za pieniądze, które mają iść na brudne sprawki, ale nigdy nie miała tak złych przeczuć... Nikt jej nie powiedział, że komuś stała się krzywda, ale przecież było to oczywiste, skoro pod jej drzwi dotarło dwóch detektywów, prawda? No i przez to, że byli to detektywi, a nie zwykli policjanci, już mogła się domyślić, że coś jest poważnego na rzeczy... Nie chciała snuć wymyślonych scenariuszy, a wiedziała, że Luc wie, co się dzieje, postanowiła więc z nim szczerze porozmawiać.
    Choć blondynka miała swoje sekrety i o swojej przeszłości nie mówiła, wiedziała że szczerość i otwarta rozmowa są kluczem do dobrej komunikacji i porozumienia. Skupiała się na teraźniejszości, była rzeczowa i po prostu... po prostu chciała teraz wiedzieć, co się dzieje i jak bardzo ją to dotknie. No i.. mimo że z Carterem połączyło ja jakieś uczucie, czy fascynacja, czy romans, czy choćby tylko jedna dla niego nic nie znacząca noc - nie wiedziała co to jest i jak to nazwać, chciała go dzisiaj zobaczyć. Wyszedł rano, zostawiając ją właściwie bez słowa, a przez to czuła się zagubiona
    Gdyby siostra Lucasa wyjawiła jej imie kobiety, która wykorzystała i skrzywdziła jej brata, albo gdyby Emily wiedziała wcześniej cokolwiek więcej o Tatianie, może połączyłaby fakty. Niestety nie wiedziała więcej niż to, że Carter był kiedyś zakochany i przeżył mocno nie tylko odrzucenie, ale i jawną zdradę... Cóż, mogła w jakiś sposób wytłumaczyć jego zabawianie się i liczne romanse, może lepiej mogła to przez to zrozumieć, ale nie była w ogóle gotowa na to, co miała usłyszeć.
    Dotarła do klubu jak najszybciej mogła. Przekazała sprawunki swoim pracownikom, ponieważ obecnie i tak panował względny spokój i porządek w Bloomme. Nie chodziło tylko o to, że naszła ją policja, ale o Lucasa. To co zrobili ostatniej nocy zmieniało wszystko, jednocześnie mogło też nie zmieniać niczego. W związku z tym Emily nie wiedziała na czym stoi i jak teraz powinna się zachowywać w towarzystwie bruneta. Gdy weszła do klubu od razu zobaczyła policyjne taśmy znaczące dół sali i skierowała się prosto do gabinetu bruneta. Najpierw zapukała, a potem weszła.
    - Hej - rzuciła niepewnie, zamykając za sobą drzwi. Podeszła prosto do biurka, za którym siedział i wyglądał jakby ostatnią dobę nie zmrużył oka, ślęcząc nad pracą... Cóż, prezentował się okropnie i była przekonana że policja go strasznie męczyła, a na dodatek dwie firmy mu się zrzuciły na głowę. Współczuła mu i martwiła się.
    - Policja wypytywała mnie o... nasze relacje, musiałam powiedzieć, że spędziliśmy noc razem - wyjaśniła od razu, nie wiedząc, czy go to nie rozzłości. Cóż, może nie chciał, aby to wyszło na jaw, nie wiedziała... Emily po prostu bała się, że coś palnie, ale nie mogła kłamać. Nie chciała jednak go też rozgniewać, a z niewiadomych powodów, spodziewała sie, że z wszystkich reakcji jakie może otrzymać od Cartera to będzie wybuch złości.. On jednak wydawał się wycieńczony i zmartwiony... o nią?
    Gdy wyjaśnił jej, co się stało, pobladła.
    - Co...? - zapytała głucho i odsuneła sie, aby usiąść w fotelu. - Boże...! - rzuciła, zduszonym głosem, zakrywając usta w szoku. - Morderstwo... - powtórzyła, czując że krew odpływa jej z twarzy i wpatrywała się szeroko otwartymi z przerażenia oczami w Lucasa. Dopiero potem dotarła do niej dalsza część jego wypowiedzi. A więc ofiarą była kobieta, którą kochał... Ta która go skrzywdziła i przez którą się zmienił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W oka mgnieniu w jej głowie pojawiło się masa pytań. Czy nadal ją kochał? Czy ona wróciła do niego? Po co w ogóle wróciła? Co się wydarzyło te kilka lat temu? Poczuła, że nie powinno jej tu być, a już na pewno nie powinna mieszać się teraz w życie Lucasa, aby bardziej mu nie namieszać. Złączyła dłonie, układając je na udzie i uciekła spojrzeniem w dół, na swoje ręce. Co powinna teraz zrobić? Czy w ogóle to dobrze, że tu przyszła? Czemu to działo się akurat teraz? Czemu była kochanka Cartera pojawiała się, gdy oni w jakiś sposób się do siebie zbliżyli?
      - Jak się trzymasz? - spytała tylko, bo mimo że morderstwo wpłynie na reputacje jego klubu, to poza interesami dochodził bagaż emocjonalny. To nie była obca osoba, a ktoś, kto był dla niego bliski i teraz poza bronieniem swojego interesu, będzie też się tym przejmował i wiedziała o tym. Nie musiała go znać długo czy bardzo dobrze, była pewna, że zwyczajnie tak tego nie zostawi.
      Wstała i z cichym westchnieniem podeszła do niego, patrząc mu w oczy. Wyciągnęła dłoń i niepewnie uniosła, układając ją na piersi Cartera, gładząc przy koszuli, gdzie biło mocno jego serce. Martwiła się o niego, mimo że ta sprawa jej bezpośrednio nie dotyczyła ponad przesłuchiwanie i wyjawienie, że wspólnie spędzili noc
      - Widzę, że jesteś wyczerpany... Mogę ci pomóc? - spytała łagodnie. - Widziałeś ją? - spytała jeszcze ciszej, bezwiednie lekko zaciskając dłoń na jego piersi w drżącą pierś. Ale sama nie wiedziała, czego się boi, że tak drżała.

      Przerażona i zatroskana Em

      Usuń
  51. Widziała całą tą złość, wszystko co nim targało, nerwy i emocje, z którymi walczył i które były sprzeczne, szargały nim to w lewo to w prawo. Ale był też w pewnym sensie straszy tym, że nie tylko cierpiał, ale chmurzył się jak gradowa chmura, gotów wybuchnąć w lada chwili. Emily była bezradna i nie wiedziała, jak mu pomóc, a tym bardziej nie była pewna, czy w ogóle chce i powinna nadal tu być, bo na pewno jej obecność tu nic nie zdziała. Zresztą... cóż, tak na dobrą sprawę nie powinno jej tu być, nie powinna przychodzić do Lucasa, a już na pewno nie teraz, gdy toczył się w Lux taki zamęt. Tyle że nie mogła go też zostawić i jakoś... jakoś po prostu była tu, choć oficjalnie nie miała żadnych powodów.
    Pomyślała też, widząc jego mine, jego zbolały wyraz i to, jak się aż cały trzęsie, trzymając ostatkiem sił w ryzach, że jest ostatnią osobą, którą powinien widzieć. Uśmiercono w jego klubie kobietę, którą kochał, która go zraniła i zdradziła, a ona? Ona była tylko kimś, kto na chwilę go zauroczył... chyba. Wciąż nie wiedziała, co to wszystko między nimi znaczy.
    - Auu - jeknęła cicho, gdy chwycił jej dłoń i z sekundy na sekundę zaczął mocniej ściskać. Nie spodziewała się po nim takiego odruchu i skrzywiła się, a gdy ją puścił i przeprosił, rozmasowała ściśniete palce.
    Już co nieco słyszała o tym, jak Lucas wyciągał z kłopotów młode osoby i dając im pracę, odmieniał o wiele więcej niż jeden dzień w ich życiu. Tym bardziej ta sprawa tak mocno się odbijała na wszystkich w klubie... Ona nie znała szczegółów, ale co nieco już dostrzegała, a widząc tak roztrzęsionego Lucasa pomyślała, że... że wszystkie jego uczucia odżyły i teraz jest po prostu skupiony na Tatianie i jej stracie. Nie dziwiła mu się. Gdyby odnalazła Killa i okazało się, że nie żyje, sama nie wiedziałaby jak mocno mogłoby ją to dotknąć. I choć sama zażegnała blizny z przeszłości, a przynajmniej tak jej się wydawało, nie miała pewności, czy znów nie ucierpiałaby na taką wiadomość.
    Drgneła wystraszona, gdy podniósł sie i uderzył w ściane, aż w gabinecie huknęło. Struchlała, dociskając do siebie ramiona, ale nie powiedziała ani słowa. Nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć, nie była pewna, co on chce usłyszeć. A potem znowu niemal podskoczyła w miejscu, gdy znalazł się przed nią i tak znienacka objał ją twarz.. Patrzyła na niego wielkimi, wystraszonymi oczami i pobladła. Kiedy się wściekał, był straszny, po prostu... było w nim coś przerażającego.
    - Ja... ja nie wiem... - wydusiła drżąco, unosząc ręce i łapiąc go za ramiona.
    Chciała aby czuł, że ma wsparcie, ale... zadał to pytanie tak bezpośrednio, bezpardonowo, jakby znaczyli dla siebie dużo więcej niż współpracownicy, albo para, która się napiła i przespała. Mówił do niej i zachowywał się jakby jej ufał i jakby znali się dużo dłużej niż kilka tygodni. To ją wystraszyło i chyba przygniotło.
    - Chciałabym pomóc... ale nie wiem... nie wiem jak - przyznała dalej niepewnie, patrząc na niego przerażona. Nie przypominał teraz w ogóle tego namiętnego i czułego mężczyzny z ich wspólnej nocy. Nie wiedziała w jakiej sytuacji ją to stawia i co sama powinna zrobić, stała więc, patrząc na niego blada jak śnieg.

    nadal przerażona Emi

    OdpowiedzUsuń
  52. Była wystraszona i niepewna. Sama była rozdarta i roztrzęsiona, nie wiedziała, co się dzieje między nią a Lucasem, bo ani razu z sobą spokojnie i szczerze nie porozmawiali. Nie znali się, nie mieli okazji się poznać, a wspólna noc była ukojeniem, bo mogli wreszcie dać upust targającej nimi gorączce i ukrytym pragnieniom. Emily nigdy nie przyznałaby się, że jest nim zauroczona, że go tak mocno pragnie, ale wtedy coś się w niej zmieniło i poddała się chwili. Nie żałowała, ale to nie zmieniało rzeczywistości i tego, że ledwo się znali... Ona jednak zaufała swojej intuicji i uczuciom, idąc z nim, a on otworzył się przed nia, tylko... to wydawało się zbyt słabe, niewystarczające.
    - Ale Luc... - zaczeła, gdy odwrócił się od niej, a gdy na nią krzyknał, podskoczyła w miejscu. Jeśli wcześniej bała się tego, jak rozdrażniony i nieobliczalny może być, tak teraz była nim przerażona.
    Cofneła się do drzwi, przełykając ślinę z trudem przez ścisnięte gardło. To było niewiarygodne, że poprzedniej nocy był dla niej tak kochany i czuły, a teraz... teraz nie chciał jej widzieć. I nie obchodziło jej, co mówią ludzie i jaką on ma opinie, że niemal nazywają go diabłem... Ale czemu się do niej tak zwracał?
    - Nie krzycz na mnie więcej... - rzuciła gorzko. - To nie ja cię skrzywdziłam i nie masz prawa mnie karać za to, że inna kobieta cię zraniła - te słowa były cierpkie i okrutne, ale to była czysta prawda.
    Emily przyszła tu bo się bała, o siebie, tej sytuacji i o niego, a on... on nie radził sobie z śmiercią byłej miłości, rozdrapując swoją gorycz i poczucie zranienia. I oberwała blondynka, bo ostatnio się do siebie zbliżyli? Czyli sam ją teraz odpychał? Nie mogła mu na to pozwolić, ale nie mogła też dać się biczować za nic, bo nie była niczemu winna. Sama sprawa morderstwa była okropna, to było straszne i przerażające i nawet gdyby Lucasa nic z ofiarą nie łączyło, miałby prawo reagować ostro i źle, a teraz tym bardziej. Ale nic nie usprawiedliwiało takiego zachowania.
    Emily wiedziała co znaczy trudna przeszłość i co to uczucie zranienia. Choć nie przeżyła zawodu miłosnego i była zdecydowanie młodziutka, by mówić o prawdziwej głebokiej miłości, to i tak nigdy na nikim się nie wyżywała.
    Wyszła z gabinetu zgodnie z jego życzeniem, idąc jeszcze na dół. Skoro była na miejscu chciała porozmawiać z osobami, które znała, aby nieco ich pocieszyć, nim wyjdzie i wróci do swoich obowiązków.

    zraniona Emi

    OdpowiedzUsuń
  53. Usiadła z cichym westchnieniem na wysokim stołku przy ladzie. Nie do wiary, że siedziała tam wystrojona i niepodobna do siebie jeszcze dwa dni temu! Czuła ucisk w piersi i chciało jej się płakać, a jednak... jednak mocno się trzymała, była twarda i prostowała plecy, chcąc dodać otuchy biednemu młodemu barmanowi, który teraz potrzebował najwięcej dobrego słowa.
    - To niczyja wina, tylko tego mordercy! - rzuciła poirytowana. Czemu wszyscy sobie utrudniali życie, zamiast przyznać to, co oczywiste. Winny jest ten, kto zabił i koniec. Teraz policja musi go znaleźć i tyle. - Isaak, otrułeś ją? - spytała wprost, a gdy ten pokręcił głową, stukneła reką o ladę. - No właśnie! Więc nie zabiłeś jej, nie jesteś winny i koniec kropka. Trzeba współpracować z policją i już. Na pewno jest to ciężkie, ale nic nie przywróci jej życia i wszyscy musimy teraz panować nad emocjami... jak Carter - mruknęła gorzko. Oh tak, on panował nad wszystkim... aż za dobrze - pomyślała z złością, że tak się na nią uniósł. Nie rozumiała go i teraz nie chciała go widzieć, ani z nim rozmawiać. Zraniło ją , ze odsunał ją i wybuchnął na nią, bo przyjechała zmartwiona również o niego...
    Uniosła dłonie do twarzy i zasłoniła się na kilka chwil, aby złapać powietrze. Nie mogła wyjść z siebie, nie mogła się rozpłakać, nie mogła się rozsypać. Na pytanie o Lucasa, wyprostowała się i spojrzała na Roya. Zagryzła wargi i pokiwała głową.
    - Jest gorzej - rzuciła ponuro i spojrzała przez ramię w tył, na pietro, gdzie w korytarzu ginęły drzwi do gabinetu Lucasa Cartera. Dzisiaj był najgorszym wydaniem samego siebie. Był jak diabeł, parszywy, zły i okrutny. - Nie wiem jak do niego przemówić, ale... nie mogę się wtrącać. Będę przychodzić normalnie dwa razy w tygodniu, żeby zajmować się kwiatami, jeśli policja nie nakaże zamknięcia klubu, ale ja... nie będę już z nim rozmawiać, on nie chce mnie widzieć - przyznała, choć na koniec głos jej się załamał. Jakoś... emocje ją przygniotły.
    Wstała w końcu po chwili i poprawiła koszulkę, wciskając ją w szersze, postrzepione szorty.
    - Isaak, będzie dobrze, nie zabiłeś tej kobiety, więc trzeba pomóc policji złapać dobry trop - oceniła sytuację rzeczowo i siegneła po telefon, wyjmując go z tylnej kieszeni. - Muszę iść... prosze uważajcie na siebie - dodała, widząc na swoim telefonie nieodebrane kilka połączeń z nieznanego numeru i skierowała się do wyjścia. Musiała zająć się też swoimi sprawami.

    przepłoszona Emi

    OdpowiedzUsuń
  54. Emily zdecydowanie nie podejrzewała, że za morderstwem kobiety, która skrzywdziła Lucasa, ale i znaczyło kiedyś dla niego dużo, stoi człowiek, którego Carter zna. Nie podejrzewała, że mogą to być jakieś porachunki, jakaś wrogość i nienawiść. Właściwie... właściwie to ona była pewna, że najzwyczajniej w świecie wszystko stało się tak jak to bywa w NY - doszło do zbrodni z motywem, ale zupełnie nie powiązanym z klubem i jego właścicielem. Miasto było ogromne, największe na świecie i odsetek przestępstw również był wielki, ale nigdy nie dosięgło jej to bezpośrednio, a nawet gdy zdarzało się obok, również jej nie dopadło. Nie połączyła, ani nie podejrzewała, że jest to w sposób połączone z Luciem, bo choć krążyły o nim różne plotki, to ani razu nie okazały się one prawdziwe. Tak na prawdę wszystko co się o nim dowiadywała, tylko ją pozytywnie zaskakiwało i wydawało się, że te różne straszne historie to było jak zasłona dymna, jak straszak, aby Carter miał święty spokój. Jakby wykreował sobie taki wizerunek i już, aby wszyscy się trzymali z daleka.
    Nie była na niego zła, ale wyszła z klubu, bo już nie mogła tam wytrzymać. Zdecydowanie nie powinna teraz spędzać tam za wiele czasu, nie znali się i nie rozumieli z Lucasem, nie umieli z sobą rozmawiać i najwidoczniej to co ich połączyło, to tylko namiętność i zauroczenie... To było jednak za mało i może właściwie dla bruneta nic nie znaczyło... Trudno. Blondynka postanowiła teraz tego nie drążyć i nie zawracać mu głowy, skoro nie była dostatecznie ważna, aby porozmawiali. Ale ona... cóż, cos w niej kiełkowało, jakieś uczucie, pragnienie wzajemności i troska, tylko potrzebowała czasu. Była niepewna i dawno z nikim nie była blisko, więc bezpośrednie i śmiałe słowa Lucasa, sugerujące że są w relacji na dalszych etapach ją wystraszyły. Ona chciała się poznawać powoli, trochę randkować, zobaczyć jacy w ogóle są razem i osobno, czy do siebie pasują, a on... on ją wystraszył, mówić do niej tak, jakby byli już parą, jakby byli sobie winni wierność i lojalność. To było za szybko, za mocno i za intensywnie.
    Szła ulicą zamyślona. Ściskała telefon, ale nawet nie przedzwoniła do Bloomme, bo po prostu jej głowa pękała od natrętnych myśli, które wirowały wokół Lucasa. Nawet nie zdążyła się obejrzeć, gdy podjechało blisko niej auto, a potem jakiś facet wciągnąć ją do środka czarnego suva, zasłaniając usta kobiety dłonią, by nie krzyczała. Znalazła się w ciemnym, wychłodzonym aucie i natychmiast przyłożono jej chusteczkę do twarzy... z środkiem usypiającym, straciła przytomność, opadając na obity skórą, skrzypiący fotel pasażera, a w tle słyszała ciche męskie pomruki...
    Ocknęła się z okropną suchością w gardle i bólem w boku, tam gdzie złapał i szarpnął ją facet na ulicy, wciagając do auta. Potarła oczy, które rozbolały od jaskrawego światła żarówki i rozejrzała wokół. Znajdowała się w małym pokoiku niezwykle eleganckim, urządzonym antykami. Drzwi były otwarte! Emily podniosła się z eleganckiej sofy obitej bordowym atłasem, na której ktoś ją położył i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz dostrzegła tylko zieleń, jakby była poza miastem, albo gdzieś daleko na obrzeżach. Wyszła na korytarz, gdzie nie był widać nikogo, ale słyszała w oddali szmer rozmów i szczęk... nie wiedziała czego, jakby metalu? Czy to broń?
    Cofnęła się szybko do pokoju, słysząc że po chwili rozległy się kroki i zamknęła za sobą ostrożnie drzwi, by było to jak najciszej. A potem staneła za nimi, łapiąc za ciężką stolikową lampkę odlaną z jakiegoś metalu , gotowa przyłożyć każdemu, kto tu wejdzie. Serce dudniło jej w piersi, aż miała wrażenie, że zaraz padnie na zawał. Zdecydowanie daleko jej było do roztrzęsionej damy z opresji.

    dzielna Emi

    OdpowiedzUsuń
  55. Emily stojąc za drzwiami i słysząc ciężkie kroki, aż wstrzymała oddech, zaciskając palce na chwyconym przedmiocie do tego stopnia, że zbielały jej knykcie. Była kobietą wrażliwa i spokojna, była ułożona i zwykle miła, empatyczna i pełna szacunku do ludzi wokół siebie, ale nigdy nie zapomniała, z jakiego środowiska wychodzi i... że bronić każdy musi umieć się sam. Pochodziła z rodziny zastępczej, gdzie nie działo się nigdy dobrze, została zaadoptowana dla zasiłku, od małego więc wiedziała, że jest coś warta, ale nie były to uczucia, tylko środki materialne. Ktos, kto powinien być jej rodzicem i ją kochać, mówił jasno i wprost, że jest skarbonka i mała Emi od małego musiała wiedzieć, jak się bronić, jak unikać siniaków, albo jak oddać, by przeciwnik już nie podnosił na nią reki. Oczywiście nie była z niej żadna zabijaka i awanturnica, ale wiedziała takie rzeczy, że jak uderzy się mocno w splot słoneczny, to przeciwnik traci dech, a jak pod odpowiednim kątem lekko wyceluje się podstawą dłoni w nos, to sie go naruszy i to da czas do ucieczki. Nie była wcale niewinna i bezbronna, a jej wygląd mylił, bo był złudny.
    Panowie za drzwiami mówili na przemian w języku, który rozumiała, choć z mocnym akcentem i zaraz zmieniali słowa na takie brzmiące obco. Zrozumiała jednak wystarczająco dużo, aby wiedzieć najważniejsze rzeczy - jeśli nie ucieknie zabiją ją i że mają Arię, którą też chcą zabić. I że wszystko wymierzone jest w Lucasa.
    Była przerażona, to nie ulegało wątpliwości, to było oczywiste. Ale jeśli się schowa gdzieś w tym pokoju, przyjdą po nia jak nie teraz, to za chwilę i nie będzie miała żadnych szans. Musiała spróbować uciec, albo przynajmniej znaleźć telefon. Jej komórkę zabrali, ale na pewno każdy z tych zbirów miał tu gdzieś swój aparat... Wymsknęła się jak najciszej z pokoju i sprawdziła korytarz - nie słyszała już żadnych kroków. Skierowała się w przeciwną stronę niż zbiry, tam skąd przyszli i do schodów. Staneła na środku holu, słuchając uważnie, gdzie są głosy, gdzie rozmowy i skierowała się na dół. Nim dotarła na niższe piętro, z korytarza w jej dobiegły przyciszone i wzburzone słowa, rzucane przez kogoś, kto wychodził z jednego z pokoi. Emily natychmiast zebrała się w sobie i zbiegła na dół, aby skoczyć w inny korytarz i schować się w wnęce do jakiegoś pokoju. Wcisneła plecy w drzwi, aby schować się w zagłebieniu, ale po chwili poczuła jak te się odsuwają i wpada do środka.
    - No proszę... kto sam do mnie przyszedł... - usłyszała za sobą i jedno wielkie, silne ramię złapało ją w pasie, wciągając do ciemnego pokoju. Nie zdołała nawet krzyknąć, bo druga reka zasłoniła jej usta. Zaczęła wierzgać i kopać, aby ten ktoś ją puścił, ale została natychmiast ogłuszona, gdy mężczyzna cisnął ją o ścianę obok drzwi, aż osunęła się na dół z cichym jękiem.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  56. Na moment ją zamroczyło, gdy uderzyła o ścianę. Poczuła jak wszystko wokół wiruje i jękneła cicho. Nie minęła jedna sekunda a znów te same ręce złapały ją i mocno pociągnęły w górę, zaciskajac się na jej nadgarstkach z taką siłą, że miała wrażenie iż pękną. Próbowała się jeszcze dwa razy wyszarpać, ale za każdym razem brutal albo nią potrząsał jak lalką, albo sciskal jej ręce tak, że zaczynała niemal skomleć. Była bez szans ale choć to wiedziała, w ogóle nie chciała się poddać.
    Chwilę potem z związanymi rękoma szła przez wielką rezydencję, prowadzona jak zabawka. Bolała ją głowa, czuła na całym ciele siniaki i otarcia od szarpania. Bała się, o siebie, o Arię i o Luca, ale nie mogła nic powiedzieć, nie mogła się zdradzić z tym że ... Cóż, że jej zależy na Carterze, przecież właśnie o to tu chodziło i już zrozumiała. To wszystko działo się po to ,by go skrzywdzić. I chcieli ich wszystkich zabić! Czy to była jakaś mafia? Jak Luc się w to wplątał? Co on miał wspólnego z takimi bandytami?
    Gdy została wprowadzona do jakiegoś nowego pokoju, od razu dostrzegła mężczyznę siedzącego na drugim końcu. Emanowała od niego pewna siła i bezwzględność, aż ciarki przeszły jej po plecach i skuliła ramiona. Nawet Lucas nie wywoływał w niej takiego strachu gdy widziała jego wybuch. Ten tutaj wydawał się okrutnikiem, a Luc... Cóż, wiedziała że ma wiele zrozumienia. Wciąż nie mogła uwierzyć, że zadawał się z takimi ludźmi!
    Zesztywniała, gdy ten wstał i podszedł do niej, stojąc blisko. Zaczęła drżeć, gdy uniósł jej podbródek i tak dokładnie ją otaksował, oceniająco. Czuła się jak na wystawie, jak jakiś pies czy coś... Zacisnęła jednak tylko zęby i odsunęła się na ile mogła, aby jej nie dotykał.
    - On tu nie przyjedzie - oznajmiła cicho. - Nie po mnie ... Cokolwiek sobie myślisz, Carter nie ma uczuć, nie dba o innych, więc tylko niepotrzebnie się nadwyrężyłes porywając mnie spod jego klubu - wycedziła.
    Sama nie wiedziała oczywiście czy to co mówi, jest prawda, więc zabrzmiała całkiem wiarygodnie. Bo jakkolwiek czuła cis do Lucasa, zawrócił jej w głowie, nie wiedziała czy on sam to odwzajemnia, czy tylko się chciał zabawić... Ale mieli jego siostrę, a jej na pewno nie zostawi i tylko dlatego mogła być pewna, że Lucas jednak się tu zjawi... A może nawet nie wiedział o tym, że i ona się tu znalazła.
    - Nie... Nie dotykaj mnie - dodała jeszcze, wzdrygając się, gdy facet z tym obrzydliwym uśmieszkiem zrobił kolejny krok w jej stronę. Nie chciała aby ktokolwiek jej dotykał, była przerażona, ale co więcej, nie chciała dopuścić by ich plan się udał!
    Chciała się cofnąć, ale z tyłu stał ten drugi, niedelikatny i brutalny. Ten którego miała przed sobą, był chyba szefem, ale nie była głupia i wiedziała, że nawet te wyważone i kulturalne słowa z jego ust, są podszyte groźbą i nikt tu nie zawaha się jej skrzywdzić. Była bezbronna i była w potrzasku, nie wiedziałam co robić.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  57. Zadrżała wystraszona, gdy ten cały zbir zaproponował zabawy w jakieś gierki. Nie chciała z nim w nic grać! Nie chciała w ogóle tu być, ani brać udziału w tym, co miało nadejść. Nie wiedziała co się działo i o co właściwie chodzi, ale nie podobało jej się to ani trochę. Czuła, że jest przynętą i tylko pionkiem w jakiejś chorej zemście, w jakiejś durnej rozgrywce, ktorej nie pojmowała. Gdy Iwan zaczął gładzić jej blond pasma, ten dziwnie czuły gest wydawał jej się tak podejrzany i przerysowany, aż się skrzywiła i pobladła. Czuła że to jest człowiek niebezpieczny i nieobliczalny i że na prawdę ona nie ma jak ani uciec, ani go przekonać, by ją puścił, zresztą tego drugiego nawet nie próbowała.
    - Czemu to robisz? - spytała wystraszona. - Czemu bawisz się naszym życiem... - nie mogła uwierzyć, że to się dzieje na prawdę. Miała wrażenie, że znalazła się w jakimś chorym filmie akcji i to słabej reżyserii!
    Spojrzała w stronę drzwi, gdy te się po chwili otwarły i weszła Aria. Weszła... sama. Bez szarpania, bez związanych dłoni i... Emily pobladła jeszcze bardziej, słuchając i obserwując to, jak ona zwraca się do Iwana, jak on do niej... Myślała że siostra Lucasa została porwana tak jak ona, że obydwie są w tej samej sytuacji i tym samym położeniu. A ona... ona była w zmowie z tymi bandytami?
    - Aria...- zaczęła, odsuwając się w pierwszej chwili od mężczyzny imieniem Anton, który do niej podszedł, by ją stąd z powrotem zabrać. - Aria, jak ty możesz?! - rzuciła z złością, pozwalając dość emocjom do głosu poza strachem. -Ty zdrajczyni! Lucas tu przyjedzie cię ratować! Ja możesz być w zmowie przeciw własnemu bratu?! - kolejny raz wielka męska ręka podchwyciła ją w pasie, gdy próbowała szukać drogi ucieczki i druga zasłoniła jej usta. Emily próbowała się szamotać i nawet ugryzła raz Antona w palce, aż syknął i na chwilę uwolnił jej usta. - Jak możesz mu to robić?! On dla ciebie wszystko by poświęcił?! - krzykneła, nie wierząc, że to się na prawdę dzieje. Potem jednak Anton chyba stracił cierpliwość, bo uderzył ją na odlew w twarz, aż jęknęła, czując na dziąsłach metaliczny posmak i znów została uciszona wielką łapą.
    - Zamknij się! - syknął jej zbir do ucha i niemal wyniósł ją z pokoju, gdy próbowała jeszcze się siłować.
    Cóż... spodziewała się najgorszego, ale nie tego. Pamietała jak rozmawiały z Arią w kawiarence, jak jeszcze próbowały się poznać, a Aria próbowała ją zrozumieć i nawet przekonać do swojego brata.. Czy wtedy to też było częścią jej okrutnego planu, aby zdradzić Lucasa? Czy chciała, aby Emily zbliżyła się do starszego Cartera, aby teraz go skrzywdzić.
    - Puść mnie... błagam, puść mnie - zapłakała, gdy znów Anton wepchnął ją do pokoju, w którym z początku się obudziła. Myślała, że ją zostawi, że zamknie ją na jakiś czas i tyle, ale on wszedł za nią i zamknął za sobą drzwi. I wtedy się przeraziła nie na żarty, cofając na koniec pokoju. Nawet nie wiedziała, co teraz nastąpi i czy na prawdę ją zakneblują i każą Lucasowi wybierać między nią a siostrą, która go zdradziła. A on o tym nic nie wiedział!
    Doszła do ściany i nie miała jak uciec. Chwyciła za to ciężką lampkę z stolika, tę samą co wcześniej i z całych sił cisnęła w faceta. Oberwał w ramię, ale to go tylko rozwścieczyło i nim ją zakneblował... oddał jej. Mocno.


    dama w opresji ^^

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdy kolejny raz wyciągnęli ją - tym razem siłą, z pokoju, w którym mieli ją przetrzymywać, już nie szła o własnych siłach. Miała twarz spuchniętą z jednej strony, od uderzenia jakie sprzedał jej Anton. Bluzkę miała poszarpaną, aż z jednego ramienia materiał wisiał na kilku podartych paskach i czuła ból w całym ciele. Nie płakała już, ale cały makijaż dawno spłynął z łzami, które zdążyła wyla. Włosy miała rozczochrane i słaniała się na nogach. Była pobita, wystraszona i obolała, gdy wprowadzili ją z związanymi rękami i zakneblowaną do ciemnego pomieszczenia.
    Najpierw rozpoznała głos Lucasa i zaczęła się rozglądać, gdzie on stoi. Potem gdy zapalono światło, dostrzegła Cartera z przodu i znów chciała się rozpłakać. Nie mogła go ostrzec, ani krzyknąć, ani nic! A potem spojrzała na Arię, która również była tym razem zakneblowana i związana i nawet też jej ubranie było poszarpane. Ale teraz Emily nie wierzyła w to, co widzi, nie po tym, co usłyszała. Choć jednocześnie nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło kilka godzin temu i że Aria chce zdradzić swojego brata, wiedziała, że cokolwiek się stanie, Luc nie zna całej prawdy. On pewnie nawet nie podejrzewał siostry o zdradę! Tylko czemu ona to robiła? Co jej da śmierć Lucasa? Czemu chciała jego śmierci?
    Jeknęła, gdy zmuszono ją do klęknięcia. Anton bezlitośnie skopał ją, gdy kolejny raz uderzył nią o ścianę i upadła, więc miała obtłuczone całe ciało. Pochyliła się do przodu, aby podeprzeć się rękoma i zaczeła kaszleć, czując w piersi niewyobrażalny ból. Bała się, że doszło do jakiegoś krwotoku wewnętrznego i jeśli jej tu nie zastrzelą, to się po prostu gdzieś wykrwawi za rogiem. Cóż za ironia, umrze zapomniała w jakiejś norze, mimo że całe życie ciężko pracowała na to, by uciec z patologii... Och ironia losu, wróci tam, skąd przyszła - do niczego.
    Wysuneła dłonie do przodu i zaczęła drżącymi palcami pisać po gruncie pełnym kurzu i pyłu, a nawet odłamków gruzu i szkła, aż skaleczyła się w palce. Zdążyła napisać ARIA NIE... gdy Anton szarpnął nią, aby klęczała wyprostowana. Nie zauważył jej pracy, a Emily parokrotnie próbowała przywołać spojrzenie Lucasa, dyskretnymi spojrzeniami dając mu znać, aby zwrócił na to co zrobiła uwagę. Nie mówiło to za wiele, ale nie umiała inaczej go ostrzec. Mieli pięc minut... pięć minut to było całkiem dużo, ale i strasznie mało. Miała pięć minut, aby przeanalizować swoje życie... Cóż, w filmach najwyraźniej kłamali, bo nie przeżywała teraz refleksji i nie myślała o przeszłości. Trochę jakby skupiała się na tym, by ocalić mężczyzne, który jako jedyny miał teraz szansę jeszcze ujść z życiem.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  59. Bolała ją głowa, tak koszmarnie i strasznie bolała ją głowa, że nie była już pewna, czy to co dzieje się wokół to prawdziwa rzeczywistość, czy tylko jej się śni. Klęczała, nieco się chwiejąc i patrzyła na Lucasa, chcąc aby skupił choć na sekundę na niej uwagę. Miała wrażenie, że to co się rozgrywa to jakieś pranie brudów z przeszłości i nie mogła połączyć, czemu Aria jest przeciwko bratu i co to znaczy. Wyczuwała napięcie w Lucasie, widziała po jego gestach niepokój, po oczach wręcz strach i dopiero gdy obaj mężczyźni zaczęli do siebie krzyczeć, a Iwan podszedł uderzyć Lucasa, sytuacja nabrała kształtów bardziej klarownych.
    Wszystko rozgrywało się tak szybko, tak prędko i nieco chaotycznie, aż Emily nie do końca wiedziała, czy nadąża za wydarzeniami. Gdy znienacka pojawił się Roy i inni ludzie Cartera, pisnęła, by nie tracili czujności, by nie oceniali pochopnie sytuacji. Zaczeła się wiercić, czując jak obite ciało ją rozpiera i gdy wreszcie wydawało się, że Lucasa plan wypalił i dał mu przewagę, Emily spojrzała na Arię. W spojrzeniu tamtej kobiety było coś takiego... coś nieoczywistego i blondynka spojrzała znów na Cartera. Proszę, proszę, proszę, uważaj! Bądź ostrożny! Nie ufaj nikomu! myślała gorączkowo, ale nie wiedziała, jak może mu to przekazać. Jak go ostrzec?
    Kiedy Rosjanie opuścili broń i wydawało się że sytuacja będzie opanowana, że obejdzie się bez rozlewu krwi, Emily wyciagneła ręce do Lucasa, gdy przy niej kucnął, zdejmując jej knebel i sznury z nadgarstków.
    - Uciekaj... - wydyszała przez zachrypniete i obolałe gardło. - Aria nie jest dobra... - dodała, ale nie miała czasu na nic więcej, na żadne wyjaśnienie bo wtedy ta dziewczyna chwyciła pistolet.
    Blondynka na drżących nogach dźwigneła się do góry i staneła za Lucasem, mocno łapiąc go za ubranie. On zasłaniał ją, ale... jak się okazało, niepotrzebnie. On był celem.
    W nastepnej chwili wszystko dla blondynki stało się jasne. Aria cierpiała, wpadła w jakąś depresje, albo stan załamania psychicznego i nawet jeśli nie chciała tak na prawdę skrzywdzić brata... cóż, Iwan ją musiał zmanipulować. Nie przypominała teraz tej dziewczyny, która broniła Lucasa w kawiarni, zagadując właścicielkę Bloomme. Była jak totalnie inna osoba i Emi... było jej szkoda. Lecz nie zmieniało to faktu, że tamta była niestabilna i niebezpieczna i celowała z broni do ludzi, więc była też nieobliczalna! Tego jednak co się wydarzyło w nastepnej chwili, nikt chyba nie umiał przewidzieć.
    Rozległ się strzał, a huk sprawił, że wokół Emily cały świat aż zawirował. Jak w jakimś filmie, jakby to nie było jej prawdziwe życie widziała, jak Lucas najpierw idzie do siostry, chcąc ją uspokoić, a potem dobiega do niej i łapie jej wiotczejące, umierające ciało. Zszokowana, znowu opadła na kolana, czując jak w środku niej coś po prostu się rozsypuje. Nie miała myśli, nie miała uczuć, sparaliżował ją szok, wszystkie dźwięki wokół niej były teraz przytłumione, a ruchy, gra świateł i cieni jakby zszarzały i zwolniły. Patrzyła jak otumaniona na Lucasa który płakał nad ciałem siostry, tak samo zreszta jak reszta zaskoczonych i zszokowanych ludzi Cartera.
    Ten moment wykorzystał Iwan, który wydawał się wcale niewzruszony. Uderzył tego mężczyzne, który miał go na muszce, wytrącił mu broń z ręki i skoczył do przodu, łapiąc Emily. Blondynka krzyknęła krótko, gdy drań złapał ją za gardło i pociągnął za sobą, niczym żywą tarczę, wlokąc w boczne wyjście z pomieszczenia opustoszałej hali fabrycznej. Nie wiedziała nawet kiedy przyłożył jej do gardła nóż, dotykając ostrzem jasnej, delikatnej skóry, aż poczuła od nacięcia pieczenie. Nie patyczkował się i był zdeterminowany aby stąd uciec.


    help!

    OdpowiedzUsuń
  60. Gdyby miała więcej sił, w momencie gdy Rosjanin zaczął się bać, próbowałaby się wyszarpać, próbowałaby uciekać. Ale sama bała się, była obolała, słaba i zastygła sama w miejscu, widząc co dzieje się z Lucasem. Wyczuła jak ramię które ją trzymało zaczyna drżeć, a ucisk nieco zelżał, ale dopiero gdy spojrzała na bruneta przed sbą zrozumiała, że Iwan po prostu zrozumiał, że nie ma szans. Nie chodziło tylko o to, że ucięto mu wszelkie możliwości i drogi ucieczki. Chodziło o Lucasa, jego przeciwnika. Oh nawet ona słyszała, jak ludzie nazywają go diabłem, choć nigdy nie był zły, rozgniewany do tego stopnia, aby się wydawać straszny... aż do teraz.
    To spojrzenie, ta postawa, to jak niemal powietrze wokół niego się zmieniło, było... straszne.
    - Luc... - wyszeptała drżąco, obawiając się, co teraz się stanie. Stracił właśnie siostrę. Był wściekły, był... przerażający. Mógł teraz zrobić cokolwiek, mógł teraz rozerwać świat z wściekłości, rozpaczy, bólu. Emily nie umiałaby nawet sobie wyobrazić, co czuje Carter, ale widziała, że czuje tego dużo i jest to tak wielka plątanina, że gdy znajdzie wreszcie ujście, lepiej być z dala od mężczyzny.
    - Lucas... - wyszeptała jeszcze raz, gdy znalazł się przy niej i Iwanie i po prostu odsunął ją, jakby Rosjanin wcale jej nie chwycił siłą. Carter jednak nawet na nią nie spojrzał i poczuła, że musi stąd uciekać. Nie chciała wiedzieć, co się stanie, a na pewno nie chciała tego widzieć, bo... cóż, wiedziała, że tylko jeden z nich wyjdzie żywy z tego spotkania. Wiedziała również który. Ale jak... jak mogłaby go powstrzymać? Jak mogłaby w ogóle prosić go, by tego nie robił, skoro przed chwilą właśnie ten sam człowiek odebrał mu siostrę?!
    - Obydwaj macie swoją zemstę, nie rób tego - poprosiła tylko, gdy obok zjawił się Roy i ją po prostu ujął pod ramię odciągając.- Obydwaj cierpicie, skończ z tym teraz, nie rób tego, co zamierzasz! - zawołała głośniej, z przerażeniem widząc, jak Lucas łapie za gardziel bandytę i unosi do góry. Boże... to wyglądało tak, jakby zaraz miał zamiar go rozerwać na strzępy.
    Emily przytrzymała się Roya na chwiejnych nogach i odwróciła głowę. Nie chciała tego widzieć. Ale jak oni wszyscy mogli tacy być? Jak oni mogli być tacy potworni i nieludzcy?! Bawienie się w klubie, picie, zabawy z kochankami co noc, rozpustne i pozornie beztroskie życie to jedno. Pakowanie się w tarapaty, pozowanie do paparazzich na przyjęciach to coś innego niż jakieś mafijne zagrywki!
    - Lucas stop! Nie bądź jak oni! - zawołała jeszcze ostatni raz, zaciskając mocno ręce na ramieniu Roya, gdy potrzebowała się mocniej podtrzymać. Ale nie odwróciła się, nie patrzyła na Lucasa. Bała się, że już po wszystkim, że... że został morderca, potworem gorszym od Iwana.
    Nie wiedziała jak to się skończyło, w kolejnej chwili poczuła jak zbiera jej się na wymioty i zaczeła pluć krwią i kaszleć w dusznościach. A potem straciła przytomność. Tego wszystkiego było za dużo. Była pobita, a do tego nerwy i emocje gdy sięgneły zenitu, po prostu ją zmiotły i Roy musiał ją przytrzymać, żeby nie omdlała i nie obiła sobie jeszcze głowy o brudny beton z odłamkami szkła i innych brudów.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  61. Obrażenia Emily były rozległe, ale gdy lekarze się nią zajęli, zażegnali kryzys i nic nie zagrażało jej życiu. Była jednak wciąż nieprzytomna, podpięta pod kroplówkę i słaba, na lekach przeciwbólowych, przeciwzapalnych i przeciwgorączkowych. Nie było żadnej operacji, tylko niewielki drenaż krwi z jamy brzusznej po naruszeniu, które sprawiło niewielki krwotok wewnętrzny. Byla otumaniona i uśpiona lekami, kiedy Lucas przyszedł do niej do sali.
    Przebrano ją w czystą koszulę szpitalną, założyli kroplówkę, również podpieli kilka diod plastrami do monitorowania jej stanu. Była blada, posiniaczona, podrapana, pobicie ludzi Iwana było aż nadto widoczne i prawdopodobnie gdy się obudzi , kilka dni śledzi w domu, by wszystko się zagoiło. Nie mogła wyjść do ludzi z pobitą twarzą i odrapanymi rękami przecież.
    Może słyszała co mówił Luc, ale się nie obudziła, bo dopiero co lekarze skończyli ją badać, a pielęgniarki pobieżnie umyły. Leżała więc bezwładnie gdy mężczyzna mówił, gdy płakał i... Żegnał się z nią. Otworzyła oczy dopiero po kilku godzinach, gdy pierwsza kroplówka spłynęła jej do żył i pielęgniarka Jones przyszła podpiąć drugą. I wtedy do niej dotarło, nie tylko co się stało, czego była świadkiem, ale konsekwencji tych wydarzeń. Siostra Lucasa umarła. Nie wiedziała czy Iwan też, czy Luc... Coś mu zrobił. Albo może bandyta uciekł? Ale teraz była sama i bardzo niedobre uczucia opuszczenia i sakotnosci uderzyły w nią tak mocno, aż rozpłakała się trzesac cała jakby dostała ataku epilepsji. Nie mogła się uspokoić a przez to ciśnienie jej podskoczyło, a skopany brzuch tak rozbolał, że wszystko naraz na ekranie z podpiętych kabelków zaczęło migotać. Dostała zastrzyk uspokajający i znów środek nasenny,po którym kolejny raz otępiała zaczęła odpływać. Ale widziała jedno, Lucas mimo że przyszedł jej na ratunek, teraz odszedł. Obudziła się sama w szpitalnej sali, nikogo nie było przy jej łóżku. Została sama. Scenariusz jej życia ponownie zatoczył koło. I bolało to jak cholera.
    Przespała całą noc, a następnego dnia po oględzinach lekarza, patrzyła w drzwi wyczekująco. Wiedziała że przyjdzie policja, wiedziała że taka sprawa będzie się ciągnąć tygodniami za nią... Przesłuchania, a może nawet wywiady i inne przykre tematy się z tym powiążą, ale ciekawa była czy Lucas będzie miał odwagę, aby do niej przyjść. Czy uciekł gdy była nieprzytomna? Czy będzie miał tyle siły aby z nią porozmawiać? Nie wiedziała, nie chciała nic zakładać... Cóż, opuściła garde raz i chyba o raz za dużo.
    Wyciągnęła rękę po telefon i wysłała smsa do swojego prawnika, aby zmienił umowę z Lux, by dopisali aneks że osoba opiekująca się kwiatami w klubie będzie wyznaczana przez stronę Bloomme, nie wyobrażała sobie teraz tam wracać i udawać że nic się nie stało. Potem wyszukała kontakt do Lucasa i patrzyła na szereg cyferek ale.... Ale nie mogła się zebrać, aby zadzwonić. Co miałaby mu powiedzieć ? Że to wszystko to koniec, zanim rozwinął się początek? Miałaby spytać, czemu go nie ma obok? Nie miała prawa, pewnie załatwiał sprawy związane z pogrzebem siostry, a ona .. nie mogła się oszukiwać i oczekiwać, że będzie ważniejsza. Choć pozwolił jej tak poczuć przez chwilę, ta chwila już minęła... Odłożyła telefon i ułożyła się wygodniej na poduszce, cicho jęcząc z bólu. Musiała przetrwać szpital i wrócić do swojego życia... Ale teraz jeszcze sobie tego nie wyobrażała.

    złamana Emi

    OdpowiedzUsuń
  62. Emily dostrzegała to, jak wspaniałą opiekę ma, jak najlepsi lekarze się nią zajmują, pielęgniarki są miłe i w ogóle ma całą salę na wyłączność w wysokim standardzie. Wiedziała że to Lucas wszystko zorganizował, że to on zadbał by niczego nie zabrakło kobiecie. Wolałaby jednak go zobaczyć na zatłoczonej sali w gorszym szpitalu, niż nie mieć od niego kontaktu i otrzymywać opiekę w luksusowym oddziale.
    Zgodnie z przewidywaniami Cartera, nie rozumiała powodów jego decyzji, nie rozumiała zniknięcia. Co prawda podejrzewała, że po prostu obarcza się winą za wszystko i cierpi, ale... Ale zostawił ją i przez to cierpiała też ona. Została sama, z wszystkim musiała zmierzyć się sama i na to nie zasługiwała. Była zła, rozżalona ale miała też wiele współczucia bo nawet jeśli ona oberwała to cała ta masakra skierowana była na Lucasa. On stracił siostrę i teraz był dla niego czas na żałobę. Emily rozumiała i znała ból, postanowiła więc się w ogóle nie kontaktować, by nie komplikować niczego. To że się z sobą przespali nie znaczyło więcej jak chwilę słabości najwidoczniej i nie mogła mieć żadnych pretensji, ani nadziei. W końcu nie obiecywali sobie nic i teraz potwierdzało się to, co mówili o Lucasie - bawił się ludźmi, gdy już to pasowało. Nie miała mu tego za złe, w końcu sama do niego poszła.. nie żałowała tego również, w końcu przecież jej serce mocniej zabiło i przekonała się, że żyje na prawdę. Było jej tylko przykro i nagle poczuła się jeszcze bardziej samotna. Ich relacja nawet się nie rozwinęła, a wszystko i tak już wydawało się że przepadło.
    Gdy kolejnego popołudnia w drzwiach jej sali stanął Roy z kwiatami, uniosła brwi zdumiona. Nie spodziewała się go tu, tak samo jak już nie wierzyła, że przyjdzie Luc. Uśmiechnęła się jednak na widok znajomej twarzy i gestem zaprosiła go by śmiało wszedł .
    -Cześć - rzuciła cicho i na moment zamknęła oczy, oddychając głęboko. Zastanawiała się co miał na myśli, mówiąc o kotle... Chodziło mi o klub, czy sprawę policji i Arii? Wolała nie pytać, to nie była jej sprawa, choć została w to wciągnięta.
    Poprawiła kołdrę, podnosząc ja tak, by się przykryć jak najbardziej. Nie chciała pokazywać swoich siniaków i śladów po obrażeniach. Było tego za dużo.
    - Jest już lepiej - mruknęła choć nieszczerze. Milczała, czekając aż Roy powie cokolwiek o swoim szefie, bo chyba oboje wiedzieli że to ją interesuje. Ale była też inna rzecz... - Roy... Jak to się wszystko skończyło? - spytała nerwowo zaciskając palce na brzegu kołdry. Chodziło jej o to czy Lucas... Zabił tego drugiego bandytę. Czy stał się mordercą?

    Emi/i>

    OdpowiedzUsuń
  63. [Hej! Dziękuję za ciepłe przywitanie i zobaczymy, jak mi się rozwinie ten Elliot cc: I życzę oczywiście dobrej zabawy i weny<3]

    OdpowiedzUsuń
  64. Gdy Roy wspomniało Arii, przed oczami Robbins stanęła twarz dziewczyny. Była... była rozdarta, cierpiała, sama nie wiedziała, jak poradzić sobie z tym co kotłuje się w jej głowie. Wtedy Emily tego nie rozumiała, ale teraz już wiedziała, że siostra Lucasa była w potrzebie. Wcale nie była zła, nie była niedobra - jak próbowała przekazać Lucasowi. Była zagubiona i potrzebowała pomocy... nie otrzymała odpowiedniej, a Iwan ją zmanipulował. To nie była wina Lucasa, właściwie to nie była niczyja wina, jednak niezmiernie przykro, to było straszne, że młoda dziewczyna się zabiła. Nie umiała dźwignąć własnych nerwów i emocji i... i zerwała z tym raz na zawsze.
    Przeniosła zmęczone i podpuchnięte oczy na chłopaka, widząc cały ten żal, smutek i ból, jaki trawił Roya. On był tak związany z rodziną Carterów, jakby do niej należał i Emily aż nie umiała wyobrazić sobie, co musi czuć Luc...
    - To dobrze że zabił tych zbirów... byłby taki jak oni - przyznała cicho, schrypniętym głosem.
    Bardzo dziwnie jej było słuchać tych zapewnień, że Lucas się o nią martwi. Czuła się skrępowana i niezręcznie, bo teraz on powinien myśleć tylko o sobie. Wyłącznie o tym, by się pozbierać po stracie siostry, by rodzina trzymała się mimo wszystko razem. Ona była obca i ani jedna, ani dziesięć nocy przygodnego seksu nie mogłyby tego zmienić... Nawet emocje, które połączyły ją z Lucasem nie mogłyby tego zmienić, skoro oboje... oboje nieustannie się unikali i trzymali dystans.
    - Powiedz mu, że za wszystko dziekuję i teraz nie musi się o mnie martwic, bo mam dzieki niemu najlepszą opiekę - powiedziała ciepło, a potem odprawiła Roya, aby odpocząć. Znowu usneła, czując że tylko tak przetrwa ból, który czuła w całym ciele.
    Emily nie miała rodziny, więc nikt jej nie odwiedzał w szpitalu. Dzieki temu jednak odpoczęła, wyciszyła się i wyspała za wszystkie czasy. Gdy wyszła po ponad tygodniu, odebrał ją prawnik, z którym pracowała od lat i który wspierał ją głównie w Bloomme, a z czasem zostali zaufanymi przyjaciółmi. Od niego dowiedziała się o pogrzebie Ari... i poszła na niego. Nie miała odwagi pokazać się w klubie, nie wiedziała jak Luc się zachowania i jak bardzo niezręczne będzie to spotkanie, więc postanowiła iść na pogrzeb. Była w końcu jedną z ostatnich osób, które widziały dziewczyną przed śmiercią.
    Gdy znalazła się w domu, szybko znalazła ją policja. Musiała im wszystko opowiedzieć, ale nie męczyli jej długo. Na pogrzeb poszła ubrana w garnitur z szeroka marynarka, aby wszystkie sińce, zadrapania i krwiaki na jej ciele były zakryte. Włosy związała w niską kitkę, aż jedwabiste pasma tańczyły wraz z każdym krokiem na materiale na plecach ubrania a twarz z siniakami zakryła pod woalką wszytą w wąską opaskę. Zakryła się z każdej strony, by po prostu nie straszyć ludzi, bo wyglądała źle, a czuła się wciąż okropnie. Znajoma odwiozła ją na cmentarz, a potem miała odebrać po godzinie, więc na uroczystość Emily dotarła na czas i zatrzymała się z tyłu, oddychając głeboko. Przeszła kawałek i już było jej słabo, ale trzymała się twardo.

    <33

    OdpowiedzUsuń
  65. Stała nieco na uboczu i... była świadkiem wszystkiego. Najpierw dostrzegła rozpacz i niezrozumienie rodziny, zupełnie jakby odcieli już z góry Lucasa. A potem gdy zobaczyła jak młody Carter podchodzi, coś ścisneło ją w dołku. Wyglądał... okropnie. Widać było po nim, jak jest słaby, jak zmizerniał, pewnie nie jadł i nie spał. Był niezwykle blady, postawę miał odrobinę przygarbioną, ramiona opuszczone, a oczy podkrążone. Wyglądał tak, jakby to jego gdzieś przetrzymywali i bili...
    To co się wydarzyło, tego nawet nie można było nazwać awanturą. Lucas nawet nie miał sił się bronić i to zdradziło Emily, w jak złym stanie psychicznym jest. Nawet śmiała podejrzewać, że Luc właściwie sam zgadza się z swoją matką, biorąc na siebie całą winę. Poddał się osądom, gotowy był nawet przyznać rację matce, a przecież... do diaska, to wszystko było inaczej!
    Obserwowała wszystko zdumiona, bo nie znała takiego Lucasa - pokonanego, który się poddał, który był zgaszony i wycofany. Miała ochotę zawołać, aby nie pozwalał się tak traktować, ale koniec końców nic nie powiedziała. Nie miała prawa się wtrącać. Zamiast tego, gdy młody Carter odchodził, podeszła do grobu, ułożyła na trumnie jedną ciemną kalię i zawróciła, idąc w ślad za Lucasem. Cóż... gdziekolwiek nie szedł, dogoni go w końcu, taką miała nadzieję.
    Znalazła go ukrytego w jakimś barze. Nie był to luksusowy klub jak Lux, raczej zwykły lokal z rozmaitymi trunkami. Przysiadła się obok bez słowa, patrząc na niego z smutkiem. Nic nie powiedziała, bo nie znajdowała odpowiednich słów. Wyciagneła smukłą dłoń i dotknęła delikatnie bladej twarzy Lucasa, zgarniają kilka ciemnych kosmyków, które opadły mu ca oczy. Może nie powinna tu przychodzić, może jej tu nie chciał, zaraz miała się dowiedzieć.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  66. Emily choć była łagodna, była również skryta i niewiele osób miało dostatecznie dużo cierpliwości i samozaparcia, aby ją poznać. Zwykle szybko rozmówca się nudził mówieniem o sobie, bo blondynka nie zdradzała swoich sekretów i myśli i nie nawiązywała przez to głębszych relacji. Jakoś tak... Po prostu stała na uboczu i nie pozwalała się zbliżać, ani poznać, dostrzegała jednocześnie to co tkwiło w ludziach wokół niej.
    Patrzyła teraz na Lucasa dostrzegając wiele bólu, żalu i kotłującego się gniewu a nawet poczucia krzywdy. Nie znała historii jego rodziny , ale to co widziała dziś było... Paskudne. Luc też stracił Arię ale o tym chyba nikt już nie pamiętał. Mimo wszystko jego rodzice byli egoistami i zapomnieli, że wciąż mają jeszcze jedno dziecko.
    - Przyszłam za tobą z cmentarza - przyznała łagodnie, hladzac go dalej po policzku jeszcze sekundę.
    Miała ochotę go przytulić, miała ochotę go pocalowac i zapewnić, że teraz będzie każdego dnia lepiej i lżej znosić ból, stratę i tęsknotę po Arii. Ale nie zrobiła tego, wciąż nie chcąc pokonywać zdroworozsądkowych granic. Nie chciała aby źle ją zrozumiał, nie chciała też aby pomyślał, że znowu przyszła do niego po jakąś bliskość, bo ona sama nie wiedziała, co to jest między nimi i czy do czegoś ich doprowadzi. Była słaba, obolała i wciąż miała na uwadze że.. że nie porozmawiali ani razu o ich znajomości. I że nie odwiedził jej potem w szpitalu. I że nie porozmawiali o porwaniu. W ogóle mało rozmawiali.
    - Mogę się napić z tobą? - spytała, wskazując na butelkę whisky i usiadła na stołku wygodniej, opierając dłonie o lade. Coś, nie pijała za wiele i zwykle wino, ale to nic. Dziś była wyjątkowa okazja

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  67. Patrzyła na niego widząc tyle złych emocji, aż sama poczuła się gorzej. Nie mogła pic, to oczywiste, była na lekach i wciąż słaba, a jednak podsunęła szklaneczkę do Lucasa, bo chodziło nie tylko o picie, ale o dotrzymanie towarzystwa. Jej zdaniem nie powinien być teraz sam i... ona mogła mu potowarzyszyć.
    Luc nie wiedział, co blondynka robi przy nim, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. Była empatyczną, troskliwą i dobrą osobą i tyle, nie musieli z sobą być, nie musieli się z sobą przespać, aby była wobec niego dobra. Ona po prostu taka była, choć oczywiście to, że spędzili z sobą noc i się sobą zafascynowali również sprawiło, że bez wątpienia poszła za nim zatroskana.
    Przysunęła do siebie szklankę i obróciła ją w palcach. Uniosła do ust, ale tylko powąchała złoty trunek i z powrotem odstawiła alkohol. Nie była teraz w najlepszej kondycji i po prostu... cóż, nie powinna wlewać w siebie takich rzeczy.
    - Jak widać - wzruszyła tylko ramionami i westchneła cicho. Ciało miała obite i obolałe, była słaba. Ale nie chciała o tym mówić, wszystko i tak było widać po jej twarzy, pobladłej i poszarzałej, po podkrążonych zmęczonych i zbolałych oczach i zgarbionej sylwetce, opuszczonych ramionach. Nie tryskała radością, nie była tak wesoła jak wcześniej. Brakowało jej iskierki, która intrygowała i sprawiała, że ludzie przy niej czuli się dobrze.
    Odchyliła się lekko i spojrzała na niego zmartwiona. On wyglądał jak cień samego siebie i aż serce jej pekało, gdy go takim widziała.
    - A Ty, Luc? - spytała ciepło. - Jak Ty się czujesz i jak sobie radzisz? - położyła mu dłoń na ramieniu i pociagnęła go, by odwrócił się w jej stronę i w końcu na nią spojrzał.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  68. Emily nie umiała się odwrócić od Lucasa. Nie obwiniała go za to wszystko, co się wydarzyło, bo to nie on ją porwał, nie on ją bił, nie on poranił jej ciało. To nie on ją skrzywdził, a Iwan i jego ludzie. Musiałaby być wariatką, gdyby myślała inaczej. A Lucas choć ewidentnie wplątał się w jakieś bagno, chyba powinien trochę .. się opanować. On sam brał na siebie winy całego świata i w takim tempie chyba nie zdoła ani pogodzić się z stratą siostry ani niczym. Widziała to i było jej przykro. Odtrącał ją, bo wolał sam się obwiniać, niż przetrwać to co się stało. Jednocześnie choć sam potrzebował pomocy, nie dawał jej takowej i za to też się sam biczował... Nie rozumiała, co się kotłuje w jego głowie, ale wiedziała, że to.. to nie jest zdrowe co robił. A ona nie mogła, nie potrafiła mu pomóc.
    Zacisnęła mocniej usta, gdy tak perfidnie ja okłamał i jeszcze w sarkastycznym smieszkowym stylu, którego nie rozumiała. Nie mogła pojąć, po co się teraz wygłupia i kłamie. Przecież ona była wtedy, gdy Aria odebrała sobie życie, widziała to, była tuż obok! Mógł być z nią szczery, mógł jej nieco zaufać... Cóż, najwidoczniej nie było to nic warte.
    Widziała ja unika jej spojrzenia. Zacisnęła wtedy mocniej palce na jego ramieniu i zsunęła się z stołka, stojąc bliżej naprzeciw niego między kolanami mężczyzny. Uniosła dłoń i ujęła go za podbródek, podnosząc jego twarz do siebie, aby spojrzał jej w oczy.
    - Czy mam sobie iść, Lucasie Carter?- spytała spokojnie i cicho. Chciała usłyszeć , czego chce, czego potrzebuje, bo nie umiała zgadywać, ani czytać w jego myślach. Najgorsze było to , że rozpaczliwie ją od siebie odtrącał, a ona głupia za nim szła. Zachowywała się jak idiotka, a on tym po prostu gardził.
    Pogłaskała go czule po policzku, widząc jak on sam jest niepewny j miota się w tej swojej rozpaczy, poczuciu winy i nienawiści do Iwana i samego siebie. Emily miała mocny makijaż, więc nie prezentowała się źle, wszystko kryły kosmetyki, nie czuła się jednak wcale silna. Dlatego po chwili po prostu płytki odetchnęła z świstem i odsunęła się, aby oprzeć o bar.
    - Nie powinnam ci przeszkadzać, wybacz. Bardzo mi przykro z powodu straty siostry, wiem, że była ci bliska - odezwała się po chwili, łapiąc dystans czego chciał Lucas więc powinien być zadowolony.
    Odsunęła się i skierowała do wyjścia, bo... Nie było tu dla niej miejsca.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie spodziewała sie tego, co nastąpiło w kolejnej sekundzie. Gdy Lucas nagle ja objął i przytulił, zastygła, słuchając wszystkiego, co miał do powiedzenia. Odruchowo uniosła dłonie, aby również go objąć i przymkneła powieki. Ta jedna chwila, taka chwila załamania była tym, co zdradzało, co czuje i myśli dorosły mężczyzna, który był pod tak wielką presją... Nie miał żadnego wsparcia, nie miał nikogo kto z rodziny by stanął za nim i Emily rozumiała, jak to jest. Było jej przykro i chciała mu pomóc, choć nie umiała, nie wiedziała jak...
    - Pozwól mi w takim razie z tobą zostać. Choćby tylko dzisiaj - odpowiedziała równie cicho, a potem gdy się odsunał, zacisneła lekko wargi. Nie mogła na siłę być obok, nie mogła nic na nim wymusić. Jeśli jednak mieli się rozejść jak obcy, choć w najcięższych chwilach mogli sobie pomóc i się wesprzeć... Choć wtedy.
    Podeszła bliżej, gdy znów wrócił do baru i nalał sobie alkoholu. Odebrała mu szklanke, którą unosił do ust i odsunęła ją w stronę barmana, aby ten po prostu nie polewał już Lucasowi ani nie podawał niczego.
    - Zabierz mnie stąd gdzieś daleko, gdzie będziemy sami, Luc - zażądała i ujeła go za dłoń, ciągnąc w swoją stronę. Stanęła na palcach, położyła dłoń na jego karku i przyciągneła do siebie, aby delikatnie pocałować. - Skoro mamy się pożegnać, chcę aby to była dobre wspomnienie - dodała cicho w jego wargi, całując go znowu, delikatnie i czule, a potem się odsunęła.
    Jeśli Luc chce z niej zrezygnować, to w porządku. Nie miała sił z nim walczyć, nie teraz szczególnie. Ale w tym momencie nie chciała być sama i nie chciała, aby on został sam. Mogli po prostu choć na krótką chwilę o siebie zadbać.

    <33

    OdpowiedzUsuń
  70. Kiedy objął ją i przyciągnął do siebie, zarzuciła mu ręce na kark i oddała pocałunek, nie przejmując się tym, że wokół byli ludzie, że ktoś może zrobić im zdjęcie i wszystko ją boli. Widziała ból i tęsknotę Lucasa, widziała jak mężczyzna cierpi i jeszcze sam walczy o to, by nic po sobie nie poznać. Rozumiała to, ale nie mogła go teraz zostawić. Utrata Arii była również jego stratą i jeśli rodzina nie umiała go wesprzeć i uśmierzyć uczuć, ona mogła to zrobić. Nawet jeśli jutro mieli się pożegnać. Odetchnęła głęboko przy jego ustach i przesunęła dłonie na jego ramiona, czując jak bardzo sama tęskniła. Bardzo. Bardziej niż chciałaby przyznać przed nim czy nawet samą sobą.
    - Zabierz mnie gdzie tylko chcesz - zgodziła się, jeszcze na ten moment odsuwając od siebie myśli, że to będzie ich pożegnanie.
    Jakkolwiek to się nie potoczy... Trwało to chwilę, będzie to ich druga noc, być może do niczego nie dojdzie, ale mimo wszystko ta fascynacja się skończy... Emily była świadoma tego, co się dzieje i jak nieprofesjonalne było jej zachowanie, ale czy nie miała teraz szansy na chwilę zapomnieć o swojej firmie i pracy i dać szansę samej sobie...? Być może Lucas zniknie z jej życia ale choć obudził jej serce i to było coś, o czym nie zapomni.
    Ujęła go pod ramię k gdy wyszli, trzymała się jego boku.
    - Chce zobaczyć twój apartament. Zwiedzić każdy kąt - stwierdziła z rumieńcami, które zdradzały wszystko i dodawały jej bladej twarzy więcej kolorów.
    Była słaba i obolała, na pewno nie było szans na powtórkę z ich poprzedniej nocy, ale to może i lepiej. Teraz mogli dać sobie więcej czułości i ciepła, czego oboje potrzebowali.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  71. W samochodzie, gdy przyciągnął ją bliżej, przyłożyła policzek do jego piersi i objęła go mocno. Nie chciała być teraz nigdzie indziej. Chciała być z nim, chciała z nim zostać. Choć nie mogła. Choć miała to być ich ostatnia nic a Lucas jej nie chciał zatrzymać. Nie miała sił z nim walczyć. Nie miała sił aby walczyć o to, czego sama pragnie i ryzykować. I gdzieś w środku wiedziała, że w ten sposób nic nie osiągnie i takie poddanie się cudzej woli jest złe. Ale co innego mogła zrobić?
    Kiedy dojechali i weszli do środka, przeszła przez salon i usiadła na brzegu kanapy. Dopiero teraz mogła się rozejrzeć, ostatnim razem gdy tu była, trafiła prosto do łóżka Lucasa. Widząc jednak jak mężczyzna od razu kieruje się po alkohol, poczuła się nieco niepewnie i aż zacisnęła palce. Nie chciała, aby się upijał. Widziała po jego oczach, że zażył już dzisiaj coś i zastanawiała się... czy jutro będzie pamiętał to, że z nim była? To sprawiło, czy poczuła się zmieszana.
    - Niczego nie potrzebuje, mam już wszystko - zapewniła cicho z uśmiechem i usiadła mu na kolanach, pochylając się po pocałunek.
    Smakował whisky i swoim smakiem, a była to tak oszałamiająca mieszanka, że Emily aż zakręciło się w głowie. Przesunęła wargami po jego ustach, a potem po szyi, znacząc ciepłą skórę miękkimi wargami. Zatrzymała się pod uchem, aby naznaczyć go ciemną malinką, żeby ślad po jej obecności został choć na kilka dłuższych dni niż dziś. Chciała aby ją dotykał i całował, ale inaczej niż poprzednio, aby był czuły i uważny, bez gwałtowności i porywów żądzy. Jej ciało potrzebowało uwagi ale też delikatności i Emily w tej chwili trochę się bała, że gdy Lucas zobaczy ja bez u ran to każe jej odejść. Nie wyglądała ładnie i mogła go odtraszyc siniakami...
    - Weźmy relaksującą kąpiel, Luc - zaproponowała z pomrukiem, odsuwając się, by spojrzeć mu w oczy. Przesunęła zresztą dłonie po jego barkach, aby już zsunąć z jego ramion marynarkę, już był w domu u siebie, nie musiał być aż tak formalny.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  72. Momentalnie jej ciało zaczęło chcieć więcej, gdy Lucas objął ją i podniósł, a ona poczuła jak wiele ciepła bije od tego mężczyzny. Zarzuciła mu ręce na szyję i oplotła go nogami w pasie, trzymając się go mocno. Całowała go, oddając każdą pieszczotę i gdy znaleźli się w łazience a on usadził ją na szafce, pod posła na niego spojrzenie pełne pragnień i uczuć, do jakich żadne z nich się nie przyznawało.
    Emily bała się zakochać i nie otwierała się na relacje. Skupiała się na pracy i nawet jeśli przez to jej życie było w pewnym sensie jałowe, nie walczyła z tym i nic nie zmieniała. Nie przeszkadzało jej to nigdy wcześniej. Ale teraz chciała zmiany, chciała czegoś więcej... i nie mogła tego mieć. Każda chwilą z Lucasem pokazywała jej jak bardzo tęskni za tym, by móc mieć kogoś z kim mogłaby dzielić troski i na kim polegać. Ale też każda chwila z Lucasem pokazywała jej, że nie potrafi się odnaleźć w relacjach i takie szczęście jest nie dla niej.
    Jej oddech przyspieszył, a w dole brzucha zaczęło kotłować znajome ciepło. Przesunęła dłonie go przodu i zaczęła rozpinać guziki koszuli Cartera, poddając się jego pocałunkom. Wstrzymała się z ruchami, gdy dotarł głębiej dekoltu i zobaczył pierwsze siniaki. Bała się, se go to obrzydzi i każe jej wyjść. Bała się że ja odprawi i w tej jednej chwili powie jej, że jej nie chce i to koniec. Zwiesiła głowę i zacisnęła powieki, aby żadna niechciana teraz łza nie spłynęła po jej policzku i tylko pokiwała głową. Tak, bolało ją całe ciało. Tak, miała tego dużo, wszędzie. I pomyślała sobie że może jednak kąpiel nie jest dobrym pomysłem, nie dla niej, bo będzie musiała mu to wszystko pokazać. Bała się na niego spojrzeć, bała się teraz podnieść wzrok, więc jedynie przysunela się bliżej i ujęła go, przytulając się bezradnie.
    - Lucas... - wyszeptała jego imię cichutko ale nie wydusiła z siebie nic więcej. Była teraz niepewna i rozbita, nie wiedziała nawet czy w ogóle powinna tu być. - Nie wyglądam teraz ładnie - uprzedziła, bo może on nie zdawał sobie sprawy z tego jak wygląda po uprowadzeniu. Miała siniaki, zadrapaniami i obtłuczenia wszędzie, na żebrach, na udach, na plecach, były fioletowo żółte, niekiedy bordowe gdy zebrał się krwiak podskórny bo ani Iwan ani jego ludzie nie byli delikatni. - Może wolisz... wykąpać się sam?- spytała jeszcze niepewnie, bo mogła wyjść z łazienki zanim ją zobaczyć i się obrzydzi. Nie chciałaby zobaczy na jego oczach, że jej nie chce


    💓

    OdpowiedzUsuń
  73. Gdy mówił od niej w ten sposób, gdy całował ją tak delikatnie i czule, patrzył jej z tak szczerym uczuciem w oczy, czuła że serce bije jej coraz szybciej, a jednocześnie w dołku zaczyna ją ściskać. Nie mogła zapomnieć, że ta noc, te najpiekniejsze chwile są ich pożegnaniem. Lucas tak na prawde nie chciał jej dłużej w swoim życiu, była jego marzeniem na chwilę i tylko w chwili obecnej. I teraz dopiero uświadamiała sobie, jak bardzo to będzie boleć jutro, gdy wróci do siebie i dotrze do niej z pełną świadomością, że zanim cokolwiek między nimi na dobre się rozpoczęło, zostało już ukrócone i zniszczone bez szans na przyszłość.
    Potulnie i w zgodnie pokiwała tylko głową. Nie wiedziała co jeszcze powiedzieć. To co powiedział teraz Luc brzmiało jak najszczersze wyznanie miłości, choć nie użył prostych dwóch słów. Ale czy było możliwe, że pokonali już tę granicę fascynacji i się w sobie zakochiwali? Czy to możliwe, że mimo iż znali się ledwie kilka tygodni, spotkali się tylko parokrotnie, spędzili z sobą tylko jedną noc i wymienili ledwie chwilę słodkich pieszczot, już tak mocno się kochali?
    Odsunęła się i znów opuściła powieki, nie mogąc ryzykować, że gdy odsłoni się z ubrań, jednak jego spojrzenie się zmieni. Wierzyła w wszystko co mówił, ale mimo wszystko to co było na jej ciele było obrzydliwe i ona sama nie mogła na siebie patrzeć w lustrze. Pewnie wszystko zagoi się dopiero za kilka tygodni, ale do tego czasu nie chciała siebie widzieć. Chwyciła za marynarkę i zsunęła ją, ukazując poobijane ramiona. Potem sięgneła do zamka na plecach w sukience i złapała za ramiączka, opuszczając ją z siebie. Drobne piersi skryte były w koronkowym biustonoszu, ale na mostku, brzuchu i bokach miała kolorowe ślady zbrodni. Nerwowo przełknęła ślinę, czekając w napięciu na jakakolwiek reakcję i odruchowo objęła się ramionami, aby nieco przysłonić ciało przed jego oczami. Pochyliła się do przodu i oparła czoło o jego pierś, zaciskając mocno powieki. Teraz to na prawde nie był najlepszy moment aby się rozpłakać, prawda?
    - Oni tego nie zrobili przez ciebie... przestań tak myśleć Luc - poprosiła cicho, podnosząc się i pocałowała go znowu, czując że teraz tylko tego potrzebuje.


    Emily, która przepadła

    OdpowiedzUsuń
  74. Kiedy widziała tyle emocji na twarzy Luca, gdy dostrzegała łzy w jego oczach nie rozumiała, jak ktoś taki może być w innym momencie równie twardy, nieustepliwy, zasadniczy i przerażający. Miał w sobie mnóstwo zagadek a ona nie do końca już wiedziała, co jest jego prawdziwym obliczem. Dla niej był zupełnie inny niż dla całej reszty świata i było to zarazem niezwykłe, niesamowite ale i przerażające. Czy znaczyła dla niego równie wiele, jak on dla niej? Czy mogła wierzyć w wszystko co mówił i ufać mu? Bała się tego, a jednocześnie wiedziała, że tego pragnie.
    Wiedziała, że gdyby teraz Iwan stanął przed Carterem, on by go zabił. Żadne słowa, prośby czy błagania by nie miały znaczenia, rozerwałby go na strzępy i Emily nie umiałaby go powstrzymać. Było to straszne, ale umiałaby go zrozumieć i to było jeszcze gorsze.
    - Nie myśl już o tym, Luc - poprosiła, oddając pocałunki. - Teraz jesteśmy tu sami i to się liczy - zaznaczyła, aby wiedział, że teraz liczą się tylko te ich wspólne chwile. Ostatnie... więc najcenniejsze.
    Z cichym westchnieniem przyjemności pozwoliła mu sie rozebrać, a potem zadrżała, czując jak na nagim ciele pojawia się gęsia skorka, gdy zabrakło ubrania. Powiodła spojrzeniem po jego ciele, gdy się zaczał sam rozbierać i gdy stanął przed nią nagi, zeszła z szafki, na której ponownie ją usadził i pocałowała go mocniej. Przylgneła do niego, całując namiętnie a potem przechyliła sie, by odkręcić wodę w wannie. W końcu mieli się wykąpać, prawda?

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  75. Jej serce szalało, zmysły nieposkromione pędziły do przodu, pragnienia wyrywały się, chcąc go więcej i bardziej, a jednak jej ciało, słabe i poobijane nie pozwalało jej na spełnienie tych żądz jak poprzednim razem. Wiedziała, że musi sama być ostrożna, nie powinna prowokować Cartera, a z drugiej strony chciała zobaczyć, jak znów się łamie pod naporem tych uczuć i pragnieć, które z nią dzielił.
    Weszła do wanny, zanurzając się ostrożnie. Ciepła woda objeła jej ciało i westchnęła z ulgą, czując jak przyjemnie i kojąco jej jest teraz. Siniaki i ślady pobicia bolały jakby mniej, a gdy brunet też zanurzył się, wyciagneła ramiona, przyciagając go do siebie. Pocałowała go stęskniona, chcąc poczuć go całego, każdym zakamarkiem ciała. Musieli dziś tylko uważać, być bardziej czuli i delikatni... ostatni raz.
    - Nie mogę za to przepraszać, Lucasie Carter, nie robię tego specjalnie - zaśmiała się w jego wargi, a potem podparła się dłońmi o brzegi wanny, by przysunąć się i usiaść na nim w wodzie. Czuła jego podniecenie, widziała w jego spojrzeniu tę namiętność i pożądanie i docisneła lekko biodra, chcąc go pobudzić jeszcze bardziej. Wplotła palce w jego włosy, zaczesując je w tył i z cichym jękiem, otarła sie o niego znowu, całując go długo i namiętnie. Chciała go mieć tej nocy całego dla siebie, by smakować go do utraty tchu, bo potem gdy nazajutrz ich drogi się rozejdą, będzie mogła tylko żyć wspomnieniami.
    Emily chciała móc pamietać o nim, jak na nią patrzył, jak ją całował i jak jej dotykał. Będą to tortury i wiedziała, że sama sobie będzie zadawała ból, skupiając sie na tych momentach, ale to nic. To i tak będzie lepsze niż myślenie o tym, że Luc tak na prawdę nie chce jej w swoim życiu.
    Odsuneła sie, by spojrzeć mu w oczy. Jej własne tęczówki pociemniały z pożądania, rozchyliła ciepłe wargi, łapiąc płytkie oddechy.
    - Chcę cię poczuć - wyszeptała. - Myślisz, że możemy być... ostrożni? - spytała zawstydzona, czując jak cała twarz jej płonie od rumieńców. Cóż, poprzednio niemal się na siebie rzucili i nie było w tym ani krzty delikatności. W ogóle! Ale może teraz w pełni świadomi co ich otacza mogliby spróbować czule się kochać? Pochyliła sie i zaczęła składać drobne pocałunki na jego mokrej skórze, wodząc wargami po jego szyi, obojczyku i ramieniu. - Pragnę cię tak bardzo, że serce mi peka - wyznała cicho również szeptem, przylegając do niego drobnym słabym ciałem.

    Jego mała Emily

    OdpowiedzUsuń
  76. Na ten moment liczył się tylko Lucas, jego bliskość, jego ciepłe usta przy jej, mocne ramiona wokół jej wąskiej talii i przyspieszony oddech, zdradzający że on pragnie jej równie mocno. Emily przy nim odsłaniała swoją wrażliwość, zrzucała maskę i pokazywała swoje serce. I w tej chwili zapomniała o tym, że to ich ostanie chwile, że właśnie w tych pieszczotach się żegnają, że dają sobie więcej i bardziej, bo jutro nie zostanie dla nich już nic.
    Objeła jego twarz czule i uniosła się niego, napierając drobnym ciałem na jego. Zadrżała, gdy złapał ją pewniej i poczuła jak wrażliwsze obite żebra zapulsowały bólem, ale nawet nie jekneła zamykając jego usta w pocałunku.
    - Chcę być twoja - wyszeptała w jego wargi, dociskając biodra do jego ciała i pocałowała go znowu długo i namiętnie, smakując z rozkoszą jego ust. Chciała go dzisiaj mieć, aby móc to zapamietać. Nie powinna może do tego doprowadzać, nie powinna może tutaj przychodzić, ani nawet iść za nim z cmentarza, aby go szukać, ale... nie mogła odejść. Nie mogła udawać, że nic między nimi się nie wydarzyło i Luc nic nie znaczy, bo znaczył znacznie więcej.
    Mieli całą noc, a do rana pozostawało mnóstwo czasu. Nie musieli się spieszyć, mogli spędzić te godziny rożnie, mogli być z sobą tak jak chcieli i robić co chcieli. Rano dopiero będą musieli się zderzyć z rzeczywistością, ale do rana było jeszcze dużo czasu i teraz nie musieli się tym martwić.

    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  77. Powietrze w łazience stało się duszne i gorące, a Emily miała wrażenie, że cały świat wokół skurczył się tylko do tego pomieszczenia. Przesuneła dłońmi po jego torsie, gładząc lśniącą od kropel wody skórę i wypchnęła biodra, gotowa go przyjąć. Jej ciało wołało o spełnienie, wołało o niego tak bardzo, aż czuła pulsowanie w dole brzucha z potrzeby i pragnienia. Nie chodziło tylko o seks, a to uczucie przynależności i bliskości, jakie dzielili. Cała zadrżała, gdy Luc uniósł ją, a potem docisnął do siebie, aż poczuła jak ją wypełnia. Zacisnęła na krótką chwilę palce na jego ramionach, wstrzymując oddech, aż przyzwyczaiła się do tego osobliwego uczucia i na próbę lekko zafalowała biodrami, poruszając się na nim. Całowała go czule, na przemian siegając ust, a potem wodząc wargami po jego skórze, po twarzy, po szyi i po ramionach, by znów odnaleźć z powrotem usta Lucasa.
    - Auu... - jekneła cicho, gdy objął ją mocniej i zaczął się mocniej w niej poruszać, ale trwało to tylko chwilę, bo nie było to silniejsze niż uczucie przyjemności. Czuła jak jej pragnie, jaki był jej spragniony i stęskniony i nie mogła uwierzyć, że znów go ma przy sobie, że znów go czuje. - Jeszcze... chcę cię jeszcze - wyszeptała urywanym głosem, całując go, gdy czuła jak coraz bliżej jest orgazmu.
    Zacisnęła mocniej uda na jego bokach i przechyliła się w jego strone, całując go namiętnie. Kolejny jęk uleciał z jej warg, ale tym razem to nadchodąca przyjemność brała górę nad jej ciałem i świadomością i Emily już nad tym nie mogła zapanować. Kochała go i jeśli wciąż jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, albo nie miała odwagi głośno tego przyznać, to teraz jej ciało zdradzało wszystko dopasowując się do ruchów i ciała Cartera jak zgubiony puzzel w układance.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  78. Mówili sobie i pokazywali zdecydowanie więcej, niż ukrywali w tych przekazach. Gdyby Emily miała się na tym skupić, byłaby po prostu przerażona. Całe jej ciało krzyczało, a w jej słowach ukryte było głębsze znaczenie i Lucas robił dokładnie to samo. Ale nie mogli sobie powiedzieć wprost o uczuciach, bo... cóż, to było ich pożegnanie. Carter podjął już decyzję za nich oboje a ona mogła jedynie się pogodzić. Ich relacja i tak się zmieniła w momencie, gdy pierwszy raz zbliżyli się do siebie w gabinecie w LUX, jeszcze zanim spotkali ise w klubie i nie mogli od siebie oderwac, całując i pieszcząc pierwszy raz. A teraz.... teraz dopiero mogli posmakować gorzkiego smaku tęsknoty i rozłąki, już od jutra przekonując sie, jakie to okrutne i podłe nie móc dotknąć kogos, kto znaczy tak wiele i jest obok...
    Kolejne pojekiwania uciekały spomiędzy jej warg z każdym ruchem bioder, więc całowała Lucasa coraz mocniej, próbując nie krzyczeć i w jego skórze topić dzwięki, choć na końcu gdy dosięgnał ją orgazm zaczeła drżeć w jego ramionach i szczytując wykrzyknęła jego imię. Opadła w jego ramionach dysząc, czując jak ciało ma rozleniwione i spełnione. Czuła się kompletna, zupełnie jakby odnalazła ostatni brakujący element układanki w swoim życiu. Nie chciała mysleć o tym, że zaraz go straci.
    - Jesteś dla mnie idealny - przyznała szeptem, nie odsuwając się jeszcze, a leżąc wtulona w jego ramionach. Nie chciała się odsuwać, nie chciała, aby był daleko i teraz zagryzła wargi wystraszona... Jak ona sobie poradzi, gdy będzie musiała udawać, że nic ich nie łączy? I nic nie czuje...? Jak ona to zniesie?
    Odsuneła sie, by spojrzeć mu w oczy i pochyliła się, muskając jego wargi delikatnie. Wciąż była przy nim, ale już tęskniła.
    - Chciałeś być dzisiaj sam i sie upić... Zamiast tego masz mnie i spijać możesz tylko moje pocałunki a nie whisky - zauważyła miękko. - Czy to ci wystarczy dzisiaj? - była zatroskana i martwiła sie o niego. Czy on w seksie szukał ukojenia i ona dzisiaj była jego pocieszycielką?


    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  79. Bardzo doceniała to, że się przed nia otworzył. Jej ciało stygło, tak samo jak woda w wannie, a pewnie i tak rozlali nierozsądną ilość wody i zalali mu łazienkę. Oddech blondynki się uspokajał i gdy wtulała się w niego miała uczucie, że to tak właśnie powinny wyglądać ich wieczory. Że są razem, nieważne gdzie i jak, po prostu razem.
    Uniosła dłonie do jego twarzy i pogładziła policzki przykryte krótkim zarostem. Uniosła się lekko i leniwie, czule pocałowała go w usta. Rozumiała co to znaczy, nie być zbyt ważną częścią rodziny. Ona nie miała swojej prawdziwej nigdy, a potem gdy została zaadoptowana, po prostu stanowiła wartość póki czeki od systemu i państwa spływały, wspierając patologicznych rodziców. Nie mówiła o tym, starała się do tego nie wracać i nawet o tym nie myśleć.
    - Masz prawo być sobą - zapewniła. - Masz prawo aby ktoś się o ciebie troszczył, aby ktoś o ciebie dbał, Luc. Masz prawo chcieć wsparcia i zrozumienia - dodała miękko. Gdy przytulił ją mocniej, cicho jęknęła, bo trafił na obite żebra i mina jej skwaśniała na moment. - To nic... - zapewniła szybko, aby sie nie bał i nie odsuwał. Chciała go mieć blisko. Tylko dzisiaj, póki nie nastanie nowy dzień i się nie rozejdą na zawsze...
    Chwilę tuliła go, gdy ukrył twarz w jej włosach. Gładziła go po ramionach i po plecach, uspokajająco i kojąco. Wodziła palcami niespiesznie po jego skórze, a gdy spojrzał jej w oczy i wyznał, czego pragnie, wstrzymała oddech. Nie tego się spodziewała. Nie po tym, jak dokonał decyzji wcześniej i postawił ją przed dokonanym faktem.
    - Mówiłeś... Mówiłeś, że nie mogę być przy tobie... - przypomniała mu słabym głosem i zadrżała. Sama nie wiedziała, jak to rozumieć. - Myślałam... że mnie nie chcesz w swoim życiu... nie na dłużej i nie tak na prawdę - dodała już szeptem, czując że jej serce chyba się zatrzymuje i chyba miała zawał. Pobladła i odsunęła się, obejmując ramionami, aby się przysłonić. - Jak mam to rozumieć Luc? - spytała dobitnie. Potrzebowała go zrozumieć, bo czuła sie niepewnie. Nie wiedziała co się dzieje.

    Emka wystraszona owieczka <3

    OdpowiedzUsuń
  80. [Z opóźnieniem, ale przybywam podziękować za przywitanie Ivy i oczywiście również życzę jak najwięcej weny i dobrej zabawy! <3]

    OdpowiedzUsuń
  81. Emily była spokojna i wrażliwa, była cierpliwa i wyrozumiała, ale to nie znaczyło, że nie umie się rozzłościć, albo nie dotykają jej negatywne i silne emocje. Była łagodna i niewiele po sobie pokazywała, ale mimo wszystko... cóż, czuła równie mocno co każdy, potrafiła poczuć się urażona, smutna, albo wściec się.
    Objeła się mocniej ramionami, gdy Lucas tylko westchnął, a potem oznajmił, że podjął decyzję - taka, którą powinni podjąć jej zdaniem wspólnie; dla jej dobra. Świetnie, decydował za nią dla niej.... nie widziała w tym sensu! I mówił jej to dopiero teraz, po tym jak znowu się z sobą kochali? teoretycznie wiedziała, że po dzisiejszej nocy nie będą się spotykać, że on nie chce jej w swoim życiu, ale nie spodziewała się takich powodów i... cóż, to zabolało. Poczuła się niedostatecznie ważna, aby brać jej zdanie pod uwagę.
    Zagryzła tylko wargę i zakryła nagie ciało, obracając się bokiem w wannie. Ta noc miała być pożegnaniem i choć od kiedy poszła za nim z cmentarza wiedziała, że ani Lucas, ani ona nie są łatwymi ludźmi, tak teraz... cóż, teraz czuła, że coś waznego wymyka jej się z rąk. Brunet mylił sie, jesli sądził, że Emily będzie go prosić o szansę zostania... Skoro on podjął decyzje, ona nie będzie niczego zmieniać, on swoim wyborem ukrócił wszelkie negocjacje i rozmowy, bo po prostu nawet nie dał jej mozliwości przedskutowania tego,c o zaszło. A powinni porozmawiać, nawet jesli nie było dla nich szansy na bliższą znajomość. Odciął ją i sądził, ze to ochrona? Oh, dobrze... Emily nie chciała się szarpać z kims, kto jej nie słuchał, więc... więc mogła tylko zadbać o te ich ostatnie wspólne chwile i tyle. To wszystko, co mogła mu dać, skoro sam tylko tyle jej pozwolił.
    Przemilczała jego słowa, już nie wspominając więcej o ich relacji i powoli podniosła się, wyciągając ręce po ręcznik. Pozwoliła mu się owinąć i pochyliła się, odnajdując jego usta. Objeła go ramionami i przylgneła do niego, całując go długo, az poczuła jak pod skórą robi jej się coraz cieplej.
    - Do rana możesz zrobić ze mną wszystko, czego tylko chcesz, Luc... - Powiedziała cicho. - Sauna brzmi dobrze - uśmiechneła się, wychodząc potem z sauny i ruszyła w ślad za nim.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  82. Nie była zła, nie była tylko radosna, szczęśliwa, roześmiana i pogodna. Nie była i do rana pewnie pozostanie w niej odrobina smutku, jakie jej sprawił tym, że podjął za nią decyzje i ją odciął. Rozumiała jego tok i powody, czemu postapił i zadecydował tak a nie inaczej, nie rozumiała tylko, czemu ją odsunął od decyzji, która miała na nią wpływ. Nie była niesamodzielnym dzieckiem, którym trzeba kierować i nie była też marionetką, którą należało prowadzić.
    - Nie jestem zła - powiedziała cicho, poprawiając ręcznik, aby się z niej nie zsunął. - I nie chodzi o to, co myślisz i czemu tak postępujesz, ale w jaki sposób to robisz. Odcinasz mnie, jakby moje zdanie sie nie liczyło, to sprawia, że czuję się... mniej ważna, a twoje decyzje wpływają na nas oboje - wyjaśniła spokojnie, dopiero po chwili podnosząc na niego spojrzenie. - Ale to nic... do rana mamy jeszcze trochę czasu, bądźmy dla siebie dobrzy - dodała miękko, gładząc go po policzku.
    Nie miała zamiaru mieć żalu, ani robić kłótni. Nie była jak Carmen i inne jego kobiety. Nawet gdy się przespali pierwszej nocy niczego od niego nie żądała i nie wymagała, więc teraz też nie miała zamiaru się narzucać. Po prostu... wycofa się łagodnie i już. To było najlepsze, co mogła zrobić.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  83. Emily była wściekła, była też smutna i czuła się odsunieta i w pewien sposób opuszczona przez Lucasa przez to, że w ogóle nie dał jej nawet szansy na rozmowe, aby się wypowiedziała, co myśli i co czuje. Właśnie... ani razu o sobie nawzajem nie rozmawiali, zupełnie jakby czyny były ważniejsze niż słowa, ale dla blondynki wszystko było ważne. Rzeczy nazwane były bardziej namacalne... Ale nie pokazywała po sobie nic, bo gdyby się wściekła i zaczeła wrzeszczeć, zachowałaby się po prostu jak zwyczajna rozkapryszona kochanka, która rości sobie do Cartera prawo. A ona nie miała do niego prawa i brunet swoim wyborem tylko jej to potwierdził. Mógł coś do niej czuć, ale nie na tyle, by chcieć dla niej coś zmienić w swoim życiu. A ona nie chciała być jak inne jego kochanki, jak taka Carmen która go nachodzi i krzyczy aż wszyscy słyszą.
    Zacisnęła mocniej żeby, czując że objął ją nieco zbyt mocno i nabrała szybko płytkiego oddechu. Zabolał ją cały bok i zamknela oczy, gdy się w nią wtulił, pozwalając mu na to, choć wolałaby się odsunąć, żeby nie pogłebiał jej siniaków. Objeła go ramionami i wsuneła palce w ciemne kosmyki Lucasa, opierając podbródek na jego głowie.
    Nic nie mówiła, gładziła go tylko po plecach przez chwilę. Była smutna i przygaszona. Odsunął ją. Nie chciał jej, nie chciał dla niej ryzykować i przełamać własne zasady.
    - Nie jestem najważniejsza... Dla najważniejszej osoby człowiek pali mosty, przebija mury, przenosi góry... Ale to nic, nie będę cię do niczego zmuszać - zapewniła cicho, czując jak w oczach stają jej łzy. Nie chciała płakać, nie chciała psuć ich ostatnich wspólnych chwil.
    Odsuneła się i spojrzała na niego, ocierając policzki pospiesznie.
    - Zabierz mnie do sauny. A potem chodźmy do łóżka i całujmy się aż do rana - zaproponowała nieśmiało, bo chciała się nasycić tą czułością do świtu.


    Emily <3

    OdpowiedzUsuń
  84. Emily od dłuższego czasu nie czuła nic, po prostu strefa uczuć i relacji z mężczyznami nie istniała, nie była ważna. Luc trochę namieszał w jej życiu choćby tym, że rozbudził jej serce. A teraz znowu wstrząsnął jej światem, chcąc wszystko ukrócić, jakby szalona noc w klubie, jakby to że porwali ją z jego powodu, że znów znalazła się w jego objęciach było czymś złym. Cóż... to było i dobre i złe, a pokazywało, jak bardzo są sobie drodzy, tyle że... nie było to chyba dostatecznie ważne.
    Oczywiście gdyby jej wyjawił co myśli i czuje, nie zgodziłaby się z nim i wtedy może doszłoby do kłótni. Emily nie uciekała, nie chowała się, nie tchórzyła. Nawet gdy jej szanse były małe, walczyła, a jeśli nie walczyła, to nie dawała powodów do samozadowolenia drugiej stronie. Lucas jednak z nikim nie walczył, on się po prostu poddał... Więc w pewnym sensie Iwan wygrał, bo skoro Luc z niej rezygnował, to tak jakby ją stracił.
    Wdrapała mu się na kolana, nie przejmując tym że ręcznik jej sie poluzował i oddawała pocałunki namiętnie, z pasją smakując jego ust i skóry. Zamruczała z zadowoleniem, gdy objął ją i przyciagnął do siebie, całując ją też. Po chwili jednak spojrzała na niego zaskoczona.
    - Chcesz mnie widywać? - uniosła brwi zdumiona. Nie wspomniała o aneksie, który przygotowała, aby ktoś inny przychodził do klubu... może Luc go nie widział, bo był zajęty, ale... cóż, chyba mogła spróbować nie uciekać. Choć widywanie się w klubie byłoby niezręczne, ale skoro mu na tym zależało... mogła spróbować i sprawdzić, czy nie będzie to trudne.
    Przesuneła się wyżej, obejmując go i znów całując. Nie chciała tego kończyć, nie chciała, aby nadchodził poranek.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  85. Wiedziała, że to pożegnanie, ta ostatnia noc będzie wyglądać właśnie tak. Będą próbowali się sobą nacieszyć, obdarowując się najróżniejszymi pieszczotami. Było to dobre i złe jednocześnie - dobre, bo tak mogli wyrazić swoje uczucia; a złe, bo potem pozostaną im tylko wspomnienia i tęsknota. Emily jednak nie martwiła się tym, co będzie potem, tylko oddała się chwili, poddała temu, co podpowiadało serce i spędziła z Lucasem jedną z cudowniejszych nocy.
    W ciągu kilku kolejnych dni wszystko wróciło do normy i wydawało się, że nigdy do niczego nie doszło. Nad ranem wróciła do mieszkania, niemal wymknęła się jak złodziej, gdy Carter brał prysznic, zabierając z sobą ślady po jego pocałunkach na swoim posiniaczonym wciąż ciele. Wróciła do pracy, skupiła się na Bloomme. Pod koniec tygodnia pojawiła się w LUX, choć na prawde nie była pewna, jak to ma wyglądać. Przyniosła kilka nowych, świeżych kwiatów do wymiany do waz i standardowo zaczęła wizytę od łazienki, aby napełnić dużą konewkę zimną wodą do podlania. Nie była nawet pewna, czy Luc jest w klubie, ale może... może aby dzisiaj go nie było?

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  86. Dopiero gdy wyszła z łazienek, niosąc pełna wody konewkę, dostrzegła Lucasa przy barze. Zwolniła nieco, bo miała zamiar tam podejść, porozmawiać z Royem, zapytać jak się czuje i jak ma się reszta ekipy Lux, ale wolała chyba trzymać dystans. Chociaż może nie... sama już nie wiedziała, jak powinna się zachować i jak Lucas chce to rozegrać. Zanim jednak dotarła do baru, w klubie pojawiła się niezwykle elegancka kobieta i Emily przystanęła, widząc jak Carter nonszalancko ją wita a potem obejmuje i odchodzą do jego gabinetu. Nawet sobie nie zdawała z tego sprawy, ale zacisnęła mocniej ręce na trzymanym przedmiocie, odprowadzając tamtą dójkę wzrokiem. Przez myśl przeszło jej kilka soczystych i nieeleganckich epitetów i ruszyła znowu w stronę baru.
    - Cześć... wszystko wraca do normy? - powitała Roya, odstawiając konewkę na blat i usiadła na wysokim stołku, gdzie wcześniej siedział Luc.
    Strasznie ciekawiło ja, kto to był, ta kobieta, ale nie chciała pytać. Wiedziała, że Roy jest lojalny wobec swojego szefa i wszystko mu powie, więc już nic nie mówiąc, zaczeła sprawdzać kwiaty w wazie na ladzie i oderwała kilka zwiędłych płatków i listków.
    - Pojutrze przyjadę na chwilę zmienić ten bukiet, czy nie będę przeszkadzać? - zagadneła , zerkając na Roya z nadzieja, że jednak coś jej zdradzi...

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  87. Emily nie wiedziała o tym wszystkim, za co zabrał się Lucas i w co angażował cały klub. Dlatego właśnie uniosła brwi zaskoczona zmęczeniem Roya. Ona pytając o to, czy wszystko wraca do normy, miała na myśli pracę i pogodzenie się z śmiercią siostry Cartera, bo przecież wszyscy znali tu Arię i również niektórzy byli świadkami jej śmierci... Miała wrażenie, że tamto wydarzenie się rozmyło, gdzieś zniknęło i sama nie wiedziała, czy dobrze to wszystko rozumie. A przecież nie wydawało jej się! Codziennie wciąż oglądała resztki siniaków i śladów na swoim ciele po tym, co się stało...
    Spojrzała po chwili na Isaaca i odpowiedziała łagodnym uśmiechem na jego entuzjazm. Potrzebowała teraz kogoś, kto się uśmiecha i myśli pozytywnie obok. Ostatnio miała wrażenie, że wszystko było ciężkie i trudne i bardzo przygnębiające.
    - Jest już dobrze, dziekuję za troskę! - zawołała za młodzieniaszkiem, gdy został pogoniony do roboty. Spojrzała wtedy znów na Roya dostrzegając jego zmęczenie. - Dasz radę, Roy, a potem odpoczniesz - pocieszyła go, a potem została sama, wymieniając wodę w wazonie.
    Była wciąż trochę osłabiona, więc gdy wszystko uporządkowała i wywaliła suche i brzydkie liście, usiadła, aby złapać oddech. Odruchowo pomasowała swoje żebra, które najbardziej ucierpiały, gdy człowiek Iwana ją pokopał, a wtedy obok zjawił się chłopak, którego kojarzyła. Widząc jak jest niepewny i speszony, uśmiechnęła się by mówił śmiało.
    - Jesteś pewien...? - spytała zdumiona i spojrzała niepewnie w stronę schodów. Sądziła, że będą się z Lucasem unikać... że nie będą sobie wchodzić w drogę, więc informacja, że chce ją widzie była dziwna. Niespodziewana. Ale był tutaj jej zleceniodawcą, więc nie mogła go nie słuchać, dlatego wstała i skierowała się do jego gabinetu.
    Dziś jak zwykle miała na sobie wygodne, luźne ogrodniczki i trampki, włosy spieła w wysokiego koka, a gdy weszła do gabinetu, na przodzie ubrania miała dużą mokrą plamę od wymiany wody w wazie na barze. Nigdy się takimi rzeczami w pracy nie przejmowała i dzisiaj również, ale poczuła się niepewnie, gdy zobaczyła przed sobą Lucasa i jego gościa i oboje byli tacy eleganccy i poważni.
    - Dzień dobry... - rzuciła tylko niepewnie, obrzucając bladą twarz Lucasa uważnym spojrzeniem. Dostrzegła że jest zmęczony i pewnie znów się przepracowuje i skupiła sie na obcej kobiecie, eleganckiej i wytwornej. - Podobno mnie pan wzywał, o co chodzi? - spytała bardzo grzecznie, a że nie wiedziała, ja powinna sie do niego zwracać przy obcej osobie, zachowała dystans i najwyższą kulturę. Chociaż wydawało jej się to dziwne i sztuczne, szczególnie po tym, co zaszło między nimi.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  88. Weszła nieśmiało i od razu dostrzegła, jak pogodny, swobodny, rozluźniony i uśmiechnięty jest Luc. Jakby nie stracił siostry. Jakby nie stracił... jej. Poczuła mały ucisk w piersi, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie dała po sobie poznać również, że dostrzega jego grymas, gdy usłyszał jej zwrot pełen grzeczności ale i dystansu. Oh a więc jednak czuł stratę...
    Kolejne minuty minęły jej jak ledwie chwila, a sama Emily nie bardzo rozumiała, co się dzieje. Lekko się spieła, gdy Carter podszedł do niej i stanął za jej plecami, a nastepnie przedstawił ją w takich superlatywach, jakby nie był sobą. Bo on był surowy i wymagający, nie wychwalał ludzi pod niebiosa, chyba że sam coś chciał ograć... albo coś sprzedać. Zerkneła na niego przez ramie, chcąc dostrzec w jego twarzy coś, co zdradziłoby jej o co mu chodzi, gdy elegancka kobieta również w jakimś dziwnym i niejasnym dla niej zachwycie, zaczeła do niej mówić.
    Emily lubiła swoją pracę, kochała swoją firmę i nie wyobrażała sobie życia bez roślin. Ale teraz czuła się skrępowana i nieco oszołomiona tym, jak ją chwalono, bo przecież Bloomme to nie tylko ona, to jej pracownicy, to szereg osób, które dokładają wszelkich starań, aby klienci byli zadowoleni.
    - Dziekuję za zaufanie, na pewno się odezwę jak tylko znajdę chwilę na spokojną rozmowę - zaczeła mówić i nawet chciała coś jeszcze dodać, ale po chwili kobiety nie było. Blondynce nie umknął fakt, że jest już jutro umówiona z Luciem na kolację i tylko jedynie zacisneła mocniej palce na papierowej wizytówce.
    Zrozumiała co się dzieje po chwili. Oszołomiona intensywnością tego poznania, dopiero po sekundzie połączyła fakty. Luc załatwił jej dużego klienta i było to niebywałe z jaką łatwością załatwiał interesy. Ona chyba nie byłaby w stanie dotrzeć do kogoś takiego jak pani Snow, ale dla Cartera, który miał znajomości wydawało sie to prościzna! Oh... i szło mu nieźle udawanie, że to nic nie znaczy!
    - Dziekuję - powiedziała tylko miękko, patrząc na niego, gdy zostali sami w gabinecie. Poczuła się nagle jakby ten pokój był sto razy mniejszy niż faktycznie był i złączyła dłonie z przodu, trochę stresowo ściskając palce na wizytówce, którą bezwiednie zaczeła gnieść. - To na prawdę bardzo miłe, że nas sobie przedstawiłeś, jestem wdzięczna za taką szansę - dodała całkiem szczerze, ale spojrzeniem uciekała gdzieś po bokach. Wstydziła się i nie wiedziała, jak się zachować teraz po tym wszystkim i jak Luc chciałby aby się wobec niego zachowywała.
    Obiecali sobie, że będą profesjonalni, dlatego wzieła głeboki oddech i podniosła głowę, ale trudno jej było patrzeć mu w oczy, więc po chwili spuściła wzrok i utkwiła go w jego klatce piersiowej, obserwując równe oddechy bruneta.
    - Obejrzałam kwiaty w wazach, zostało mi jeszcze tylko dolanie wody w tych przy schodach i niebawem sobie pójdę - wyjaśniła zakres swoich zadań na dzisiaj, tak żeby jako zleceniodawca nie miał jej nic do zarzucenia i przesuneła rekoma po mokrej plamie na ogrodniczkach z przodu. Przed Snow się nie wstydziła tego, jak się prezentuje, a teraz zaczeło jej to przeszkadzać, gdy Luc taką ją widział... chyba wolałaby prezentować się przy nim ładniej.
    Podeszła bliżej, bo właściwie chciała już wychodzić, ale staneła przy nim obok drzwi. Podniosła na niego oczy, lustrując czujnie jego bladą twarz i zagryzła wargi zmartwiona.
    - Wyglądasz na zmęczonego... - zauważyła na głos i przechyliła głowę, patrząc na niego jeszcze chwilę. - Pewnie jest dużo pracy, szczególnie teraz... Jeśli jest coś potrzebne z strony Bloomme, proszę mówić - dodała, już znów nabierając dystansu dla dobra ich obojga.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  89. Emily nie znała go ani długo, ani dobrze i wydawało się, że nigdy go nie pozna. Luc odcinał się od ludzi i nawet tym, którzy znali go wiele lat i byli mu oddani, nie pokazywał tego, co na prawdę myślał i czuł. Był sam również na własne życzenie, bo sam odpowiadał za swoje decyzje i za to, że od innych po prostu się izoluje.
    Blondynka zacisneła dłonie w pięści, czując bezsilność. Powinna być zła, powinna zerwać kontrakt i powinna stąd uciekać, aby nie mieć z Carterem więcej do czynienia, a zamiast tego... cóż, nie umiała się odwrócić i udawać, że nic nie znaczy, że nie widzi, co się z nim dzieje. Nie musieli się spotykać, nie musieli być razem, mogli jednak być wobec siebie dobrzy. Jej siniaki wydawały się niczym w porównaniu z bliznami, jakie trzymał w sobie Lucas i świadomość, że on stracił więcej i cierpiał bardziej ją dobijała. Szczególnie, że nic po sobie nie pokazywał.
    Widziała jak bliski jest wyczerpania. Dzierżył sporo obowiązków, a wydawało się, że poczucie winy i odpowiedzialności niemal go przygniata. Gdy zwrócił się do niej tak łagodnie, ale zupełnie bez przekonania, coś ją tknęło w dołku.
    - Mam sobie iść? - uniosła brwi i postanowiła użyć małego podstępu, aby na chwilę odciągnąć Lucasa od pracy, bo się biedak zaharowywał. - Dopiero co przyszłam i już mnie wyganiasz? Nie słyszysz jak burczy mi w brzuchu? - uśmiechneła się ciepło i nacisneła klamkę, ale nie wyszła, zostawiając drzwi otwarte. - Chodźmy na obiad, omówmy zmiany aranżacji na kolejne tygodnie - zaproponowała. - Nie sprawdzam ostatnio maili, nie mam sił wieczorem siedzieć jeszcze przed komputerem - przyznała, lekko wzruszając ramionami. Miała nadzieję, że pozwoli jej się wyciagnąć... Z panią Snow wydawał się umawiać z radością, więc może pod przykrywką interesów z nią też na chwile oderwie się od papierów?


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  90. Ich ostatnia wspólna noc miała być pożegnaniem, ale Emily zdała sobie sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy. Oni wcale nie muszą udawać wobec siebie obcych. Nie muszą też wcale siebie unikać. Miała wielu klientów, z którymi utrzymywała serdeczne relacje, a mimo tego, co się działo między nią a Lucasem mogli czasami zachować się wobec siebie po prostu miło. Oczywiście bez zobowiązań, wciąż pamietała o tym, że to Luc podjął za nich oboje decyzje i odciął ją tym od siebie skutecznie. Ale męczył się, a ona nie mogła patrzeć na to, jak sam zatraca się w swoich emocjach, z którymi walczył i jak ginie pod naporem trudnych spraw, kiedy nie ma wsparcia nawet od najbliższych.
    - Nie wiem, jadłam dzisiaj tylko tosta rano... - przyznała z kwaśnym uśmiechem, masując rzeczywiście pusty i burczący brzuch. Wcześniej nie burczał, zmyśliła tę wymówkę, ale teraz gdy wizja jedzenia stała się realna, nagle całe jej ciało przypomniało sobie o głodzie!
    Gdy wyszli na ulicę, wskazała na jego samochód i zaproponowała, aby sie przejechali. Jej celem nie było tylko jedzenie, ale trzymanie Lucasa trochę dłużej z dala od pracy. Miała takie wrażenie, że to stres związany z obowiązkami sprawia, że nie może odpocząć i odreagować. Nie zamierzała rozmawiać z nim o problemach i o jego prywatnych sprawach, jasno dał jej do zrozumienia, że nie chce jej dopuścić bliżej, ale mogli chwilę spędzić chociaż jak znajomi. Znajomi, którzy bardzo chcą czegoś więcej... którzy już wiedzieli jak smakują... Oh, to było na prawde trudne.
    - Mam ochotę na pieczoną rybę, albo makaron... co myślisz? - zagadnęła, kojarząc znad rzeki River taką małą knajpke, która podawała genialne zestawy z rybą i toną warzyw, ale nie mogła przypomnieć sobie nazwy. Ale nie był to lokal tak wykwintny jak znał Luc, więc on pewnie w takich miejscach nie bywał. I teraz nawet zrobiło jej sie głupio, bo on był w garniturze, a ona poplamionych ogrodniczkach... I nagle pomyślała, że to wcale nie był taki dobry pomysł, więc rozejrzała się po ulicy, chcąc zobaczyć, czy przechodnie ich nie mierzą i również nie dziwią sie, widząc takie dziwne zestawienie pary.

    Em

    OdpowiedzUsuń
  91. Nie chciała wyglądać na przerażoną. Właściwie niczego się nie bała, nie była tylko pewna, jak ludzie postrzegają kontrast między jej roboczym i niechlujnym ubraniem a eleganckim garniturem Cartera. Wyglądali jak żywcem wyjęci z jakiejś dziwnej historii i to z dwóch jej różnych biegunów! Ona jak jakaś sierota, a on jak ... cóż, jak on - wpływowy, bogaty i obyty człowiek sukcesu. Nie widać było tylko tego, ile przeszli i razem i osobno.
    - Ta opcja numer dwa bardzo mi się podoba - przyznała łagodnie, z ciepłym uśmiechem, wsiadając do samochodu.
    Emily przy poznawaniu drugiej strony, nie lubiła tego obowiązkowego stosu pytań, które ludzie w pewnym sensie musieli sobie zadać, aby się poznać. Jeszcze z szkoły, gdzie wypisywało się pamiętniki w starszych klasach, odpowiedzi na rozmaite pytania, to było coś, czego nie lubiła. Bo to jaki jest czyjś ulubiony kolor nic nie znaczy, takie rzecz to drobnostki i się zmieniają z biegiem lat. Dużo bardziej ceniła sobie jak ktoś się zachowuje i traktuje inne osoby, nić co lubi. Teraz z kolei jako skryta, dorosła kobieta, która nie wierzy w siebie i nie widzi w sobie zbytnio atrakcyjnej partii, podobnie nie zdradzała się z swoimi upodobaniami. Ale rozumiała skąd się wzieło pytanie Lucasa i nawet spojrzała na niego z rozbawieniem.
    - Czy teraz nadrabiamy poznawanie się? - spytała pogodnie. - Słucham wszystkiego po trochu, nie mam ulubionych artystów i często zmieniam playlisty - przyznała. - Uwielbiam muzykę filmową - dodała, rzucając ogólnikami, ale nawet teraz nie potrafiła podać konkretnego tytułu piosenki, czy artysty.
    Odwróciła się na chwilę zamyślona i spojrzała na ulicę, którą jechali.
    - Wiesz... myślałam o knajpkce, którą wymieniłeś - wyznała. - Zupełnie jakbyś czytał mi w myślach... - dodała ciszej, w zadumie, obracając twarz w jego stronę. - Chciałabym, żebyś odgadnął, co teraz mam w głowie - dodała poważnie, z troską i bardzo zatroskanym wyrazem na twarzy. Myślała o czymś bardzo prostym i ważnym, o tym by dbał o siebie bardziej. Może nie powinna, ale nie umiała się o niego nie martwić.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  92. Gdyby potrafili rozmawiać z sobą otwarcie i szczerze, mimo ostatnich wydarzeń, mimo niezrozumienia i przeciwności losu, jakie trochę sami sobie stawiali na drodze, dostrzegliby, że tak na prawdę oboje mocno się o siebie troszczą. Emily wyrwała Lucasa z biura, aby się tam nie dusił i nie męczył, aby złapał oddech, a Luc chciał aby była spokojna i swobodna. Każde na swój sposób i trochę dyskretnie, ale dbało o drugie. I nie mieli żadnych sprzeciwów wobec siebie i wobec tego, a właściwie wydawało się, że dobrze się wciąż czują w swoim towarzystwie, mimo że teoretycznie już nic nie powinno ich łączyć poza interesami.
    Usmiechnęła się na chwile, słuchając z jakim zaangażowaniem opowiada o swoim klubie. To było niesamowite, że tak lubił zarządzać i dbać o LUX pod każdym względem, ale martwiła się, że za bardzo oddaje się pracy i zapomina o sobie i o tym, że życie to nie tylko kariera i obowiązki. Ale może to ona myśli i ocenia życie źle, może właśnie tylko blask fleszy się liczy... nie była pewna, to nie był jej świat i mogła tego nie rozumieć.
    Zagryzła wargi, gdy zaczął ją uspokajać i zapewniać, że nic mu nie będzie. Kłamał. Okłamywał nie tylko ją i ludzi wokół, ale i samego siebie i powoli się wycieńczał. A ona nie mogła i nie chciała stać z boku i tego oglądać. Nie miała prawa wtrącać się w jego życie i nawet jeśli chciała mu pomóc, nie umiała, nie miała jak. Ale nie było jej łatwo udawać, że nie wie i nie widzi, jak Luc sam się wykańcza, bo nosi maski i nie daje po sobie poznać żadnej słabości. To nie było dobre, szczególnie dla niego.
    - Gorszy okres...? - powtórzyła z niedowierzaniem i nim odszedł złapała go za rekę. Jeśli już poruszyli ten temat, na prawdę chciała, aby jej posłuchał, nawet jesli zaraz wyprze jej słowa i będzie taki jak zawsze. - Lucas tak nie może być - pokręciła głową, po czy odpieła pas i odwróciła się w jego stronę, nie wypuszczając jego dłoni z swojej. - Straciłeś siostrę, rodzina sie od ciebie odwraca i obwinia o wszystko, ale nie jesteś sam. Masz za sobą masę ludzi, którzy wpatrzeni są w ciebie i bez mrugnięcia okiem idą za tobą tam, gdzie wskażesz. To nie są tlyko pracownicy, masz wokół siebie prawdziwych wdzięcznych i oddanych przyjaciół i im możesz się zwierzyć, tak jak oni zwierzyli się tobie i ich przyjąłeś. Oni też ciebie wysłuchają, pocieszą i pomogą przebrnąć przez ten... gorszy okres - zaczeła mówić. Nie miała na myśli siebie, w końcu nie miała prawa wtrącać się w jego życie, ale chodziło jej o Roya, Isaaca i resztę ludzi w klubie i poza nim, dla których Luc zrobił niezwykle wiele.
    Pogładziła jego dłonie uspokajająco i pochyliła się, unosząc rękę, by odgarnąć w tył opadające mu do przodu na oczy włosy. Chciała zobaczyć całą jego przystojną twarz.
    - Nie musisz dźwigać wszystkiego sam, Lucasie Carter i choć nie chcesz mnie w swoim życiu, nie pozwolę ci upaść - obiecała całkiem poważnie, posyłając mu ciepły uśmiech.
    Teraz zapomniała o jedzeniu, gdy była przy Lucasie i patrzyła mu w oczy wszystko inne przestawało się liczyć.

    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  93. Widziała poruszenie na jego twarzy, widziała jak jego oczy zmieniają wyraz, jak na moment wstrzymuje oddech, a potem wypuszcza powietrze szybko opróżniając płuca. Pogładziła go po policzku, sunąc jasnym spojrzeniem po jego twarzy, aż do ust... znała je, znała ich smak, miękkość, strukturę, wiedziała co potrafi nimi robić... Oh Jezu, czemu to było tak trudne, wybić go sobie z głowy?
    Kiedy zadał jej pytania, bardzo trudne, ale i kluczowe dla ich relacji, zagryzła niepewnie wargę. Nie była przekonana, czy znajdzie odpowiednie słowa, aby mu to wyjaśnić. Nie musiała być z nim związana, nie musieli być w związku, aby chciała o niego dbac, aby się troszczyła. Taka była i już. Luc potrzebował dobroci w sowim życiu, ciepła i troski, a nie potrafił tego przyjąć. Chciała go przekonać, aby się na prawdę otworzył i nie chodziło jej o przelotny, przygodny seks, tylko coś głebszego. Nie musiało to być z nią, po prostu... zasługiwał na coś lepszego.
    - Ja... to nie jest takie proste... - zaczęła, gotowa brnąć w ten temat. Ale nagle Carter wstał i zmienił temat. I uciekł. A kiedy została sama przy stoliku, objeła się ramionami, czując, że jest jej dziwnie smutno i zimno. Czyli wolał unikać tematu. Wolał udawać, że nic sie nie dzieje... i nic sie nie działo.
    Spojrzała w stronę lokalu, gdzie wysiadł i oddalił się Lucas. Odpieła potem pas i wysiadła, zostawiając puste auto. Nie była mu jednak potrzebna, on potrzebował jakiegokolwiek towarzystwa, najlepiej niezobowiązującego i płytkiego, a ona i jej starania właśnie zderzyły się z ścianą. Była już zmęczona tymi ucieczkami i unikami. Miała dość, bo sama czuła, że się miota w tej relacji i to nie dlatego, bo sama nie wie czego chce. Miota się, bo Carter jej chce, a boi się jednak ją zdobyć. Nie nadawała się na jego koleżankę, bo dla niej to co przeszli znaczyło więcej, niż wypad na piwo i szybki numerek po alkoholu. Nie wspominając porwania i śmierci Arii... ona też miała uczucia i też chciała, by się ktoś z tym liczył.
    Poprawiła bluzę, narzuciła kaptur na głowę i ruszyła bokiem drogi w przeciwną stronę. Już nie była nawet głodna. A najgorsze w tym wszystkim było to, że to ona głupia najbardziej dała się nabrać na to, że coś między nią a Lucasem jest.

    już nie taka spokojna Emi

    OdpowiedzUsuń
  94. Noc urodzinowa Plotkary była szaleństwem. Nie tylko dlatego, bo uprawiała seks z Lucasem Carterem w sali konferencyjnej bardzo eleganckiego lokalu za drzwiami, które w każdej chwili mogły się otworzyć. Ta noc była niesamowita, bo w końcu oboje z Luciem wyznali sobie uczucia i stało się to tak szybko, tak niespodziewanie i intensywnie, że Emily nie mogła uwierzyć nawet nastepnego dnia w to, co się wydarzyło.
    Przewróciła się na plecy, uchylając zaspane powieki, gdy poranne słońce wpadło przez okno do jej mieszkania i dosięgło jej twarzy. Budzik dzwonił dobrą godzinę temu, ale była wyczerpana i wyłączyła urządzenie, aby jeszcze dospać choć chwilę. Odkryła kołdrę i usiadła powoli, czując w całym ciele to przyjemne mrowienie po ostrym spełnieniu z ukochanym. Na szyi, na piersiach i udach miała czerwone otarcia od tego, ile dał jej pieszczot i rozkoszy poprzedniej nocy i gdy brała szybki prysznic, delikatnie badała te podrażnione miejsca.
    - Chcę cię dzisiaj zobaczyć - zadzwoniła i od razu tak zaczeła rozmowę po zaparzeniu porannej kawy do Lucasa, zgadując że on jest już na nogach i pracuje. - Znajdziesz czas...? - dodała łagodniej, nie mogąc się skupić ani na piciu napoju, ani na wyborze ubrania do pracy. Oh, co się z nią działo?!

    <3

    OdpowiedzUsuń
  95. Poprzedniej nocy nie porozmawiali, ale Emily miała uczucie, że czas już ich nie goni, ani nigdzie nie ucieka. Musieli dać sobie również przestrzeń, aby przemyśleć pewne sprawy. Nie wiedziała, czy Luc wciąż się nie waha, nie była pewna, czy wszelkie jego wątpliwości ustąpiły, ale przynajmniej teraz wyznali sobie uczucia i ... mogli spróbować tak na prawdę, tak na serio się poznać i spróbować stworzyć związek. Chciała tego. Miała obawy, jak będzie postrzegana, w końcu Lucas Carter był niezłą partią, a ona niewiele sobą prezentowała poza osiągnięciem zawodowym i wiedziała, że elita jest okrutna, ale... who cares. To było warte ryzyka i plotek. Zresztą Plotkara ich poparła, czy to nie znaczyło już wystarczająco wiele? O ile ot nie było żadną zagrywką, a tego nie mogli być pewni.
    Lucas lubił żartować i kpić i dostrzegała, że pod tym humorem też ukrywa swoje prawdziwe myśli. Gdy zażartował, wywróciła oczami i westchnęła.
    - Tak... - przyznała. Nie było sensu już udawać. Tęskniła i chciała mu pokazać, że czułość i troska to nie są złe rzeczy. A gdy oznajmił, żeby wyjrzała i również się stęsknił, podbiegła do okna, wyglądając na ulicę wciąż z złuchawką przy uchu.
    - Jesteś szalony... - rzuciła cicho do słuchawki, ściskając aparat i otworzyła okno, a chłodne poranne powietrze wdarło się do jej mieszkania, owiewając jej nagie nogi aż dostała gęsiej skórki. - Wejdź na górę, muszę się tylko ubrać - powiedziała do telefonu, ale nie była pewna, czy jak wpuści do środka Cartera wyjdą z tego mieszkania do obiadu.
    I faktycznie gdy tylko zapukał po paru minutach, odstawiła ciepły kubek z niedopitą kawą i otworzyła mu wciąż w koszulce w której spała, od razu go obejmując i wciagając do mieszkania z pocałunkami na jego ustach. Zamruczała cicho z zadowoleniem rejestrując, że pachnie jej ulubionymi perfumami.
    - Dzień dobry - wyszeptała w jego usta, wciąż nie wierząc, że to się dzieje na prawdę.
    Mieszkanko miała małe, parokrotnie mniejsze od jego apartamentu, czy tego gdzie zaprosiła ich Plotkara. Kuchnia połączona była z jadalnią, osobna sypialnia była po drugiej stronie, łazienka z wanną leżała obok gabinetu i mały balkon wyglądał na ulicę od jej kuchni. I tyle, ale wystarczyło miejsca na jej rzeczy i wcale się nie wstydziła tego metrażu, ale Luc był tu pierwszy raz i może chciałby się rozejrzeć...? Odsuneła się, aby spojrzeć na swojego mężczyznę i zagryzła wargę widząc, że jest dziś wystrojony znów w piekny garnitur. Oh on zawsze prezentował się świetnie!

    Emily <333

    OdpowiedzUsuń
  96. Westchneła z radością, gdy poczuła jego dłonie obejmujące jej drobne ciało. Zadrżała, przygryzając lekko dolną warge mężczyzny, tak zaczepnie i spojrzała mu w oczy. Wiedziała, że jest zajęty, że mimo iż rodzina się od niego odwróciła, to ich wspiera i sam dba o podwójne interesy. Bała się, że go to wypali, że straci chęć do życia, energię i ten blask w oczach. Bała się tez, że rodzina wciąż będzie go ranić. Emily nie miała nikogo, ale mimo wszystko wydawało się, że jest jej lepiej samej, niż Carterowi z całym jego rodem i fortuną.
    - Wiem, że musimy porozmawiać - przyznała łagodnie i uśmiechneła się w odpowiedzi na jego troskę. - Czuję się dobrze, na prawdę każdego dnia jestem coraz silniejsza - zapewniła, znów składając kilka drobnych pocałunków na jego ustach. - Nie jestem z porcelany, nie musisz aż tak mnie strzec - dodała troszkę żartobliwie. Oh tego by brakowało, aby jej zatrudnił ochroniarzy! Nie powinien popadać w skrajność. A z drugiej strony to było urocze i właśnie w tej jego zapobiegawczości i wszalkich obawach widziała, jak chce o nią dbać.
    Pogładziła go po policzku i odsuneła się, poprawiając podwinięta koszulkę. Zaczesała włosy w tył i uśmiechneła się, patrząc jakiego ma przystojnego faceta.
    - Podobało ci się wczoraj? - zagadnęła trochę zadziornie i wyciągneła rekę, łapiąc go za marynarke, aby do siebie przyciagnąć z powrotem. - A co najbardziej ci się podobało, że chcesz to powtórzyć? - trochę się z nim droczyła i trochę też była na prawdę ciekawa. Może mówił o tym jak doprowadził ją na skraj na stole konferencyjnym? Albo o romantycznej kolacji? Albo o małolacie która chciała go rozerwać na tarasie, o czym wspomniał? Emily chyba wiedziała, co Luc może mieć na myśli , ale była kobietą i chciała usłyszeć choć trochę słów podbudowujących jej ego. Chciała się cieszyć tym, że są razem.
    Mógł do niej przyjechać, albo ona mogła przyjechać do niego. To na prawde nie miało znaczenia.
    - Zobaczymy się dzisiaj na pewno, muszę podjechać do twojego klubu - przypomniała, bo dzisiaj miała znów odświeżyć wystrój i zadbać o kwiaty. No dlatego musiała niebawem się zbierać do wyjścia.
    Odsuneła się i skierowała w stronę kuchni.
    - Chcesz kawy? - zagadneła, aby poszedł za nią.

    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  97. Wiedziała oczywiście, że Lucas potrafi odpowiednio dobierać słowa, aby urabiać kobiety. Nie zapomniała o tym, jaką ma opinię i jak sama widziała jak zachowuje się i odzywa wobec chociażby Carmen. Był kobieciarzem i prowadził swobodny, bardzo wyluzowany tryb życia, nie wiązał się a bawił i to trochę ją niepokoiło. Bo co jeśli ona się w nim zakocha na całego, a potem okaże sie, że nie miała go na wyłączność i on wcale nie traktował spotykania z innymi jako zdrady, tylko... po prostu tak już robił? Nie myślała o tym do tej pory, ale to był kolejny temat, o którym powinni porozmawiać. Później.
    Pociagneła koszulkę w tył aby nie odsłaniała za bardzo jej tyłka i siegneła do górnych szafek po dwa kubki, mleko i cukiernicę. Chwile krzatała się odwrócona do Lucasa i bardzo podobało jej się, że czuje na sobie jego spojrzenie. Patrzył na nia, jakby była najcudowniejsza i to sprawiało, że czuła się wyjątkowa. Przygotowała kawy i odwróciła się do niego, podając mu kubek.
    Uśmiechneła sie, popijając napój i patrzyła na niego. To niemal wydawało się niemożliwe, że w jej małej kuchni siedział i popijał z nią kawę Lucas Carter. Ich dwa światy wydawały się tu ścierać i zderzać z sobą w jakiś nieprawdopodobny sposób.
    - Prawie nie mogę uwierzyć, że tu jesteś - przyznała cicho, czując rosnące wzruszenie w piersi. Prawie nie mogła uwierzyć, bo jednak czuła na ustach pocałunki przed chwila i widziała go tu przed sobą. Ale wciąż to wydawało się... nierealne.


    Zakochana Emi

    OdpowiedzUsuń
  98. Znów to robił i Emily cicho westchnęła. Paranoicznie wręcz miała wrażenie, że Luc się boi a przez to odsuwa. Teraz siedział z nią i znów posmutniał, znowu przywoływał obawy, że pewnego dnia to wszystko okaże się albo nierealne, albo że ona go zostawi, albo że wydarzy się cos, co sprawi że ich drogi się rozejdą. Nie wiedziała, jak do niego przemówić. Może i nie będą z sobą do końca świata i całe swoje życie, ale to nic złego. Może teraz ich los złączył, a za kilka, albo kilkanaście lat się rozejdą jako przyjaciele. I może to Lucas kogoś pozna i pokocha mocniej niż ją.
    Upiła łyk kawy i nic nie powiedziała. Odstawiła tylko naczynie na niewielki stół i obeszła go, aby stanąć przed brunetem. Odebrała mu filiżankę z dłoni i również odstawiła na stole, a potem ujeła jego twarz w dłonie i przyciagneła do siebie, aby go znowu pocałować. Chciała sie nauczyć jego smaku na pamięć.
    - Czy możemy przestać się bać i po prostu cieszyć tymi chwilami? - poprosiła, bo miała już dość strachu i uciekania przed emocjami. Skoro mieli siebie i mieli też szansę na to, by razem być, to do cholery, czy nie powinni przejrzeć na oczy i z tego skorzystać? Przysuneła się bliżej i objęła go za szyje, przeciagając pieszczotę, aż do utraty tchu. - Luc... jeśli chcemy być razem, to po prostu bądźmy - mrukneła w jego wargi.
    Nie bała się tego, że coś ich rozdzieli. Bała się, że Luc to znów zrobi. A ona nie miała zamiaru odchodzić, więc wszystko leżało w jego rękach.

    love

    OdpowiedzUsuń
  99. Wiedziała, że nie robił tego aby sprawić jej przykrość i starał się. Wiedziała tez, że gdy człowiek przeżyje kilka trudniejszych chwil, a te które spotykały Lucasa były właśnie tymi ciężkimi, to potem jeszcze trudniej jest mu odwrócić do posepne i negatywne myślenie. Lucas nie był pesymista, po prostu realnie wypatrywał kolejnego zagrożenia i nie wierzył w swoje szczęście. A ona razem z nim chciała się z tym zmierzyć.
    - Wiem, kochany - przyznała łagodnie. Oh nie powinien jej tak całować, nie gdy dzień dopiero się zaczynał i mieli zająć się swoimi ważnymi dziennymi sprawami. Ale gdy całował ją tak namiętnie nie mogła się oprzeć pokusie, by go tu na dłużej zatrzymać i pochyliła sie, opierając na nim i pogłebiła pocałunek.
    Nigdy wcześniej nie myślała o wolnym, aby urwać się z pracy, bo poświęcała Bloomme całą siebie. Ale teraz chciała aby Carter został na cały dzień i całą noc i abyz robili sobie wagary od życia i nacieszyli się sobą. Przesuneła dłońmi po jego ramionach i zatrzymała je na torsie bruneta, powstrzymując się przed rozpięciem mu koszuli.
    - Nie jesteś sam, masz mnie, wszystko będzie dobrze - obiecała, choć przecież sama nie wiedziała, co to będzie.

    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  100. Ona całkiem inaczej wspominała przyjęcie urodzinowe Plotkary. Spędziła trochę czasu przy stole, patrząc i słuchając goryczy jaką wykrzykiwał Lucas, a potem po prostu przeszła po lokalu i znalazła się w pustej sali. Tam cisza i spokój jej odpowiadały i na prawdę nie chciała nic więcej. Była chyba nudna i wciąż nie rozumiała, czego chce od niej Luc i jak to się stało, że odwzajemnił jej uczucie, ale może przyciagali się na podstawie przeciwieństw?
    Uśmiechneła się również, a potem odsunęła. Nie chciała, aby się gdzieś spóźnił i sama musiała się skupić. Dlatego najzwyczajniej w świecie dopiła swoją kawę i kiedy Lucas czekał, aż ona sie ubierze i przygotuje do wyjścia, wskoczyła w luźną koszulę, jeansy i oczesała włosy w wysokiego kucyka. Szła do magazynu Bloomme na Bronxie i nie potrzebowała się malować, zresztą zwykle używała tylko maskary i błyszczyka, więc i teraz nie dodała nic więcej. Poprzedni wieczór był wyjątkowy i tam postarała się wyglądać lepiej, ale teraz wróciła do swojej zwykłej codzienności.
    - Jestem gotowa, podwieziesz mnie? - spytała, wracając do małej kuchni, gdzie Carter cierpliwie czekał na nią kilka minut.
    Oh to było z jednej strony takie niezwykłe, że miała chłopaka którym był ten znany Carter, a z drugiej bycie przy nim wydawało jej się takie naturalne. Zaśmiała się pod nosem do samej siebie i oparła dłonie po obu stronach blatu za jego plecami, tak jak w filmach robią to faceci swoim damom. Pochyliła się i pocałowała go krótko w usta, potem policzek i przy uchu.
    - Jeszcze sie nie rozstaliśmy, a ja już nie mogę doczekać sie, kiedy zobaczymy się wieczorem, będę o tobie myśleć cały dzień - wyznała cicho. Czuła się jak małolata, taka oszołomiona szczęściem. Wyciagneła do niego dłoń, aby już wychodzili.

    Emi <33

    OdpowiedzUsuń
  101. Emily miała nadzieję, że w końcu z czasem Luc troszkę się uspokoi i pozwoli sobie na szczęśćie. Większość zależała od niego samego, bo jeśli mężczyzna nie da sobie szansy, ona nic nie wskóra. Nie uważała tez, by miała prawo na siłę wymuszać na nim uśmiech, bo i tak spotkało go wiele złego ostatnio. Musiał przetrwać żałobe po siostrze i pogodzić się z śmiercią swojej pierwszej miłości, bo nawet jeśli Tatiana go skrzywdziła, kiedyś ją kochał.
    Gdy się rozstali, udała się na kilka godzin na Bronx, gdzie obejrzała dostawy kwiatów w magazynie, podpisała kilka papierów i zajeła się kontrolą dokumentów i spojrzała na wpływy i dochody firmy. Popołudniu mogła jechać do Lux, choć czuła już pewne zmęczenie. To był pierwszy dzień od uprowadzenia, gdy na prawdę wróciła do dawnego tempa pracy, nie oszczędzając się i czuła, że to jednak wciąż trochę za wiele.
    Dojechała po siedemnastej do klubu i widząc znajome twarze przywitała się z młodym barmanem i jednym z ochroniarzy. Nie była pewna, czy ci ludzie wiedzą, że się zeszła z ich szefem, więc wolała nic nie mówić. Zeszła na dół i najpierw zabrała kwiaty z baru, zostawiając na razie pustą wazę, a potem zajeła sie pielęgnacją kwiatów rozstawionych po sali. Było już późno, po dziewiętnastej jak Lucas wciąż sie nie pojawił. Emily więc postanowiła że poczeka na niego w gabinecie. Wstawiła proste i zarazem efektowne wiązanki białej piwonii farbowanej na fiolet do waz przy barze i skierowała się, masując spiete ramię do pokoju szefa.
    Weszła ostrożnie, jakby sama nie była pewna, czy to dobry pomysł i rozpuściła włosy, czując ból głowy od spięcia gumką. Potem przeszła przez gabinet rozglądając się z ciekawościa, jakby była tu pierwszy raz i zajeła miejsce Lucasa za biurkiem. Trochę się panoszyła, ale miała nadzieję, że jej to wybaczy, a jakby bardzo się gniewał... mogłaby mu to wynagrodzić o.

    OdpowiedzUsuń
  102. Gdy w klubie zaczeła się zabawa chciała się zebrać i wyjść. Czekała ponad godzinę w jego gabinecie i na prawdę zaczynało jej się nudzić. Po ostatnim przyjęciu Plotkary, miała wrażenie, że ma aż na zapas nadrobione wszelkie imprezy i głośna muzyka, rozmowy i śmiechy zza drzwi sprawiły, że czuła się tu obco i niepotrzebnie. To nie był jej świat. Żałowała tylko, że ni mogła się natknąć na Lucasa. Wstała już i skierowała się do wyjścia, gdy akurat brunet pojawił się w drzwiach. Zaskoczona staneła na środku gabinetu i uniosła brwi. Wydawał się w lepszym humorze niż był rano i z jednej strony jej ulżyło, bo nie chciała go widzieć takiego smutnego, a z drugiej ją to zastanowiło.
    - Cześć - rzuciła z delikatnym uśmiechem, cofając się, aby wszedł do środka. Nie chciała mu wypominać, że czekała na niego kilka godzin, bo nawet się nie umówili i to nie o to nawet chodziło. Było tylko coś smutnego w tym, jak różne życia prowadzą i już na początku związku nie mogą się odnaleźć.
    - Widze, że klub odżywa po tragediach... to dobrze - zwróciła uwage na to, że mimo afery z znalezionym ciałem Tatiany i śmiercią Arii, wszystko wydaje się wracać na swoje normalne tory. - Chciałam już się zbierać, ty pewnie zostajesz...? - zagadnęła jeszcze. Mieli dzisiaj wrócić do niej, ale podejrzewała, że to sie nie uda. Może jutro.

    Niepewna

    OdpowiedzUsuń
  103. O każdej porze dnia, czy nocy Lucas pokazywał swoje inne oblicze. Czy powinna sie bać? Może miał rozstrój osobowości? Oczywiście nie myślała tak i niczego sę nie obawiała, ale nie dało się nie zauważyć, że nie trafiają w swoje nastroje. Gdy on jest pesymistą, siedzi przygnębiony, Emi próbowała go łagodnie pocieszyć. Gdy ona się bała, on sie troszczył. Gdy on się wściekał, ona nie wiedziała o co chodzi. Chyba czekała ich długa droga, a Emily dopiero teraz zaczynała sobie z tego zdawać sprawę.
    Nie dał jej nawet dojść do głosu, tylko wyprowadził ją z klubu i wsadził do auta. Była to miła odmiana i niespodzianka od tego, jak zwykle mówi, jakie ma niepokoje i wylicza, że to ona miałaby go zostawić. Ale teraz martwiła się, że nie pasuje do jego świata... No bo to trochę wyglądało tak, jakby złapała bogatego kawalera, prawda?
    - Luc... Nic się nie wydarzyło i nic nie zmieniło - zapewniła, widząc jak się stara i położyła mu dłoń na ramieniu, gdy prowadził. - Po prostu... pomyślałam, że musimy się nauczyć lepiej zgrywać - powiedziała to łagodnie, nie zdradzając obawy, że nie pasuje i mu się znudzi. Hah, to zabawne, oboje mieli dokładnie takie same obawy, czyż nie?
    Gdy dojechali na miejsce, odpieła pas i wysiadła. Nie była głodna, ale pewnie coś jak frytki by skubnęła... Teraz gdy myślała o jedzeniu, jednak poczuła ucisk w brzuchu. Odwróciła się do Luca i ujęła go za dłoń, aby poszli dalej razem. Na prawdę musieli porozmawiać.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  104. Beztroski i swobodny Carter był rzadkim widokiem. Jako właściciel klubu, jako filantrop, członek elity, biznesman, zawsze prezentował się nienagannie a Emily coraz częściej łapała się na tym, że ją zaskakuje. Podobały jej się chyba wszystkie odsłony Lucasa, ale taka zwyczajna, wyluzowana najbardziej.
    Uśmiechnęła się szeroko, dumna i szczęśliwa i mocniej złapała go za dłoń, gdy przedstawił ją jako swoją dziewczyne. To było na prawdę! To na prawdę się działo, bo byli razem.
    - Cześcć bardzo mi miło - uśmiechnęła się do znajomego Luca i spojrzała w górę na tablice z wyświetlanymi propozycjami menu. - Ja wezmę to samo, zobaczymy jaki Luc ma smak - stwierdziła, zerkając na bruneta z rozbawieniem.
    Oh to była idealna okazja, aby przekonać się, co on lubi. Od czegoś musiała zacząć odkrywanie gustu i upodobań swojego mężczyzny, a o była okazja, która nasunęła się sama! Wybrali mały stolik trochę bardziej z boku sali i gdy usiedli, Emily spojrzała z powagą na bruneta. Miała wrażenie, że rozmowa o której mówił, ta którą muszą przejść będzie trudna i poważna. I trochę się stresowała, co mogą powiedzieć.
    - Co właściwie zamówiliśmy? - spytała, żeby jeszcze na chwilę odsunąć ten poważny moment. - Skąd znasz takie miejsca? Sądziłam, ze jadasz tylko w najlepszych restauracjach - dodała jeszcze ciekawa. W sumie nawet nie sądziła, że będą rozmawiać o swoim związku w knajpie z fast-foodem! Ostatnie dni i tygodnie były doprawdy dziwne.

    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  105. Emily lubiła eleganckie restauracje, ale to nie do końca był jej świat. Nie należała do elity i wszystko co niezwykle kosztowne, ekstrawaganckie i wytworne, wydawało sie jej czymś, na co nie zasłużyła. Tak było z przyjęciem Plotkary, tak bywa też gdy ogląda witryny sklepowe autorskich butików wielkich gwiazd. A to dlatego, bo nie mogła zapomnieć kim była, z jakiego środowiska się wyrwała i... co przetrwała. Dlatego tak podobało jej się to zaskoczenie, jakie zrobił na niej wybór Lucasa! I wtedy, gdy się rozeszli i nic razem nie zjedli nad rzeką River i dzisiaj tu, to o wiele bardziej jej odpowiadało niż restauracja z gwiazdkami Michelin, ale z kolei wydawało się nie pasować do Luca... on brylował w wytwornym świecie lansu i bogactwa i nawet dzisiaj, nie wiedziała, co w niej zobaczył.
    Obserwowała go z ciepłym uśmiechem. To jak opowiadał o swoich ulubionych smakach, a potem o wspomnieniach sprawiło, że na prawdę poruszał jej serce. Był skryty i brylował w towarzystwie, ale nie do końca pokazywał prawdziwego siebie. Paparazzi ścigali się, by uwiecznić go z kolejnymi kochankami, a gdy bywał na imprezach wskazywano ile lampek drogiego alkoholu wypił i nikt nie wspominał, że na tych imprezach coś fundował i pomagał w akcjach potrzebującym. A on był po prostu dobry, tylko jakoś dziwnie to ukrywał... Nie rozumiała po co.
    Wyciągneła dłoń i w czułym, troskliwym geście, nawet się nie zastanawiając pogładziła go po policzku. Był kochany, dbał o rodzine, opiekował się rodzeństwem, znosił presję rodziców i nikt nigdy mu nie dał poczuć, że to nie tylko wystarczy, aby był kochany, ale robi aż nadto i jest wspaniały. Mogła mu poczuć się inaczej, bardzo by chciała, o ile jej pozwoli.
    - To niesamowite - przyznała cicho, trochę wzruszona, ale trzymała się dzielnie i nie pozwoliła aby wyraz twarzy jej się zmienił. Nie chciała aby się przejmował jej emocjami, bo teraz mogli chwilę skupić się na nim. - Zróbmy z odwiedzin tego miejsca nasza tradycję - zaproponowała nieśmiało, mając nadzieję, że ich znajomość i relacja będzie trwć i sobie na to mogą pozwolić.
    Odwróciła wzrok i spojrzała na Mickeya. To ją zaskoczyło co powiedział, bo Luc był widziany z wieloma kobietami i był znany z imprezowania na ostro. Była jedyna i pierwsza, którą tu zabrał? A Tatiana? A Carmen? Zagryzła wargę przejęta i spuściła wzrok, skupiając go na burgerach. Teraz dopiero się wzruszyła i musiała odetchnąć dwa razy, aby opanownować to.
    - On też znaczy dla mnie wiele, Mickey - oznajmiła właścicielowi, gdy odchodził i odwróciła się do Lucasa. - Znaczysz dla mnie wiele, Lucas - przyznała wprost i wyciągnęła dłoń, znowu dotykając jego policzka. - I chciałabym, abyś nigdy w to nie wątpił - dodała znacząco, mając na myśli jego traumy i obawy. Mógłby dla niej o tym zapomnieć i pokazać jej wszystko, co skrywał do tej pory przed światem.
    Potem spojrzała na burgery i westchneła. Były ogromne, jak ona ma to wcisnąć?
    - No... dobrze, to zobaczmy czy masz dobry gust - dodała z uśmiechem i chwyciła swoją porcję, najpierw przyglądając się jej podejrzliwie, a potem dopiero wgryzła się w całość. Pogryzła, przełkneła i uniosła brwi zaskoczona i zachwycona. - Pycha! - oznajmiła, przysłaniając usta, bo musiała to skomentować nawet z pełną buzią!


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  106. Emily chciała, by Lucas dał im szansę, by zaufał samemu sobie i jej i pozwolił im w ogóle spróbować. Nawet nie zaczęli się poznawać, a już tak wiele przeszli, to może kolejne dni będą tylko lepsze? Emily była optymistką, starała się patrzeć do przodu z energią pozytywną, a nie negatywny, by nie przyciągnąć kłopotów, a Carter... oh on chciał być gotowe na najgorsze, ale chyba przez to niepotrzebnie ciągle się zamartwiał. Chciała, by tu przychodzili, by odwiedzali małe i niepozorne miejsca. Chciałaby by znaleźli kilka takich, które byłyby tylko ich i kojarzyły im się tylko z najlepszymi wspomnieniami. Chciałaby też, aby Lucas odrobinę odpoczął, bo wydawał się niemal wyczerpany i bardzo ja to martwiło. Nic nie mówiła, ale widziała jak się zaoracowuje i ile go to kosztuje.
    Uniosła brwi, gdy oznajmił że jest wspaniała. Nic nie zrobiła, ani nie powiedziała takiego! Miała wrażenie, że trochę ją idealizuje ale choć było to miłe, obawiała się, że z czasem po prostu dostrzeże w niej również wady, a przecież miała ich pełno! Na przykład wcale w siebie nie wierzyła.
    Kolejne kilka chwil zajadała się burgerem. Miała wrażenie, że tego nie da się jeść ładnie, ale widząc sos na brodzie Cartera zaśmiała się tylko i wcale nie przejęła tym, że wypadł jej kawałek pomidora gdy mocniej ścisnęła swojego burgera. Inaczej się tego nie dało jeść! A sztućce to już w ogóle się nie nadawały do tego!
    - Luc, a masz więcej takich miejsc?- zagadnęła ciekawa. Może mogliby zrobić sobie serie randek w takie wyjątkowe lokale? On pokazałby jej kawałek swojego świata i ona jemu ..? Mieli nieskończone możliwości, aby się zaskakiwać i było to urocze.
    Gdy brunet stał się poważny, odłożyła pozostały kawałek i wytarła dłonie w chusteczkę. Nie mogła już tego zjeść, nie miała miejsca w brzuchu. Zresztą skupiła się na mężczyźnie. Zagryzła policzek od środka, czując że to ten moment, gdy rozmawiają na poważnie i szczerze i odetchnęła głęboko. Wiedziała, że nie będzie im łatwo, bo oni sami wiele przeszli. Wiedziała, że Lucas jest na celowniku mediów i teraz również nią będą się chcieli zainteresować, ale nie uważała tego za duży problem, bo była dyskretna i nie rzucała się raczej w oczy. Lucas jednak brzmiał na zmartwionego, a także zdeterminowanego by ją strzec jak skarbu. Uśmiechnęła się ciepło, czując jak serce bije jej mocniej, gdy powiedział na koniec, że ja kocha i to bez zawahania! Był tak tego pewny, aż ją wzruszył.
    - Nie musisz się bać - zapewniła. - Wiem, jakim jesteś człowiekiem i jak widzą cię inni przez pryzmat mediów. Wiem też , że teraz paparazzi również spróbują dowiedzieć się czegoś o mnie, ale... obiecaj mi, że cokolwiek się nie stanie, będziemy z sobą szczerze rozmawiać - poprosiła, wciąż spokojna i również poważna. - Reporterzy potrafią być straszni, a niektórzy wypisują bzdury żeby zarobić i to może być paskudne i krzywdzące, ja... ja postaram się mieć dystans i zawsze będę mówić i pytać, jeśli coś mnie zaniepokoi - stwierdziła. To wydawało się niezwykle rozsądne, aby mierzyli się z kłopotami razem. W końcu na tym polegał związek, prawda?
    Osunęła się na krześle, opierając o jego tył plecy. Poprawiła kilka kosmyków,które łaskotały ją w twarz i przyjrzała się Lucasowi. Wydawało się jej, że już coś się dzieje i go to niepokoi.
    - Czy to się zaczęło? W sensie .. czy media już cię męczą? Przeze mnie?- spytała ostrożnie, ale i z niepokojem. Nie chciałaby mu dokładać trosk, to ostatnie czego chciała! Szczególnie że teraz przechodził trudny czas. - Mnie nikt jeszcze nie zaczepiał - przyznała z namysłem, nie przypominając sobie, aby ktoś ją śledził.
    Nie rozumiała też, co miał na myśli mówiąc o paskudnych kłamstwach, które mogą zostać opublikowane. Czy było coś, co mogło im zaszkodzić? Czy powinna być ostrożniejsza? Lucas może nie martwił się w tym wypadku na zapas, ale to ona nie do końca zdawaka sobie sprawę z tego, jak okrutne są media jak mogą człowieka zniszczyć. Cóż ... może się nie dowie.


    Emily ❤️

    OdpowiedzUsuń
  107. Otarła usta wierzchem dłoni, czując że się ubrudziła jedzeniem i spoglądała na Lucasa z rumieńcami. Była urzeczona, nie tylko zakochana w tym mężczyźnie, ale oczarowana - nim, miejscem, chwilą. Wpływał na nią kojąco i jednocześnie sprawiał, że chciała wiedzieć i czuć więcej. Westchnęła uradowana, widząc jego uśmiech i pochyliła się lekko do przodu, gdy gładząc jej dłoń kciukiem, sprawiał, że się uspokajała. W jego oczach jednak widziała troskę i powagę i rozumiała, że sytuacja nie jest błaha..
    Wszystko było nowe i niepewne. Świeżość ich relacji sprawiała, że mogło wydarzyć się wszystko, a oni dopiero się poznawali, więc wszystko mogło ich zaskoczyć. Wiele rzeczy również mogło sprawić, że zwyczajnie w świecie sie poróżnią, bo jeszcze nie wiedzieli o sobie wiele, nie znali się za dobrze i mogli nie zrozumieć. Emily rozumiała, że potrzeba im więcej czasu i spokoju, aby się dograli i potrafili bronić przed tym, co może na nich zrzucić świat, ale wiedziała też, że właśnie tego czasu niewiele mają. A może i wcale, jak się okazywało.
    Uniosła brwi i zacisneła lekko usta, gdy Lucas przyznał to, czego się obawiała. Już ktoś próbował im dogryźć. Już ktoś próbował się o niej czegoś dowiedzieć, a to było za szybko, zbyt prędko, za wcześnie. Nie była gotowa i nie chciała tego. Zacisnęła lekko palce, chwytając dłoń Lucasa i to tylko zdradziło, że się spięła. Nie powiedziała nic więcej, nie przerywając mu. Spuściła na moment spojrzenie w dół, patrząc na ich puste, lub prawie puste talerze i wypuściła powietrze z ust - powoli i ostrożnie, jakby się obawiała co nastąpi za chwilę. Bo bała się... nie ukrywała wiele, ale dostatecznie dużo, by Lucas zaczął pałac do niej niechęcią, lub zmienił o niej zdanie. Ale nie mogła teraz mu o tym mówic, nie tutaj.
    - Lucas... - zaczeła miękko i mógł już usłyszeć, że jej ton się wahał i użyła jego pełnego imienia. Chciała mu coś powiedzieć. Musiała mu coś powiedzieć, ale nie tu i chyba nie dziś... Może jutro, albo za kilka dni. Jak ubierze myśli i zbierze się w sobie. - Nie chcę twoich pieniędzy - oznajmiła pochmurnie i zacisneła mocniej palce, chwytając go pewnie za dłoń. - Chcę tylko ciebie - oznajmiła, spoglądając mu w oczy.
    Nie, nie mogła mu jeszcze nic powiedzieć, ani o swojej przeszłości, o dzieciństwie i skąd pochodzi, ani o tym, co się działo przez ostatnie lata i czemu przebywała poza miastem.
    - Wiem, że będzie nam niełatwo - przyznała. - Wiem, że będą pisać brudne i niemiłe rzeczy, oszczerstwa i kłamstwa. Wiem, że wyciagną o mnie najgorsze rzeczy, dopowiedzą sobie swoje wymyślone historie i będą nam uprzykrzać życie. Wiem, że wyciągną to, z iloma kobietami spałeś i co im robiłeś - skrzywiła się na samą myśl i wspomnienie tego, co krzyczała Carmen i jak lekko, niedbale i nonszalancko zachował się wtedy wobec tamtej kobiety Lucas, bo to było okropne. Ale wobec niej był inny... i nie skończą tak, prawda? Nie chciała być jego zabawką i nagle ta myśl uderzyła w nią z taką siłą, aż zakasłała wystraszona. Boże... jeszcze artykuł nie wyszedł, a ona już się bała nagłówków. Pokręciła głowa, wyrzucając to z myśli i spojrzała na niego, zagryzając zakłopotana dolną wargę. - Ja... nie ucieknę- obiecała. - A ty? - spytała z nadzieją. Może nie powinna, bo ona już co nieco o nim wiedziała, a on mógł być niebawem zaskoczony... Ale chciała mieć pewność, że w nią wierzy i że jej wierzy. I mu powie w swoim czasie, o wszystkim. Ale nie dziś.

    Emi <333

    OdpowiedzUsuń
  108. Nie chciała, aby myślał, że się dystansuje. Blondynka była niepewna siebie, nie wątpiła w niego chociaż... musiała mu opowiedzieć o sobie, skąd właściwie się wzieła i czemu nie ma nikogo bliskiego. Musiała opowiedzieć mu o swoim pochodzeniu i tym strasznym wydarzeniu, dlaczego nie mieszkała pół życia w mieście. Bała się jednak, że to zmieni jego spojrzenie... On widział w niej anioła, osobę dobrą i czysta, a ona przecież po prostu próbowała przetrwać... Jej zmiana nastoju i wahanie wcale nie wzieły się z tego, że zwątpiła, albo wystraszyła się tego, co mogą o niej napisać. Niech piszą! Bała się tylko reakcji i oceny mężczyzny, w którym się zakochała.
    Emily potrzebowała czasu i przestrzeni, aby się sama odnaleźć w nowej sytuacji. Związała się z człowiekiem wpływowym i znanym, a więc i ją będą zaczepiać. Może ona też powinna się zmieniać? Może zamiast w trampkach i ogrodniczkach powinna zacząć nosić sukienki, albo garnitury i szpilki, żeby lepiej pasować? I może powinna zacząć się malować, czesać staranniej, a nie takie koki nosić...? Może ich związek wymagać będzie od niej innych zmian, niż te by być przy mężczyźnie? O ile będzie ją chciał, jak się dowie jaką jest osobą.
    Wyciągnęła dłoń i musnęła jego policzek z czułością. Dostrzegła jego smutek i to, ze dostrzegł jej zawahanie.
    - Przepraszam... Nie smuć się, błagam - wyszeptała, czując że po prostu więcej tego nie zniesie. Ostatnio widziała Lucasa tylko albo załamanego, albo smutnego, albo zmartwionego. A jeśli nie takiego, to jak na urodzinach Plotkary szalał jakby nigdy nic sie nie stało! Oh do dziś go nie zapytała, czy był wtedy tylko pijany, czy coś wziął, ale... chyba nie chciała wiedzieć.
    Wstała i obeszła stół, aby usiąść na bliższym krześle obok Lucasa, a nie naprzeciwko. Ujeła go pod ramię i wtuliła się w jego bok.
    - Kocham cię - powiedziała cicho. - Jesteś dużo lepszy, niż sam myślisz , ale to może ja nie jestem wcale aniołem, za jakiego mnie masz - przyznała cicho. Carter dobrze odgadywał jej myśli, ale nie mógł się spodziewać tego, co przeszła. Cóż, ona sama nawet czasami miała wrażenie, że to jakieś wymysły.


    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  109. Poza momentami, gdy czuła niezwykły pociąg do Lucasa, gdzie rozbudzał i pobudzał jej zmysły, lubiła też takie momenty, gdy ją przytulał. W każdym jego geście kryła się jakaś zaborczość i jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, ale przez to czuła się bezpieczniej przy nim. Nie rozumiała tez, jak bardzo on sam docenia jej obecność, bo przecież nie wiedziała sama, że topił i koił swoje rozterki w używkach! Oh ale gdyby wiedziała, chyba by się pierwszy raz mocno pokłócili, bo Emily po prostu nienawidziła gdy ktoś uciekał przed problemami w alkohol i dragi. Dla niej to było zachowanie szczeniackie i niedopuszczalne. I nie chciała mieć z tym nic do czynienia.
    Gdy Luc się uniósł, uniosła na niego oczy zdumiona. Odruchowo zacisneła na jego ramieniu palce, jakby się wystraszyła tego gniewu i zagryzła mocno wargę, ignorując ból od zębów. Przełknęła śline, bo nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy powiedział frazę, która jej sie nie spodobała. Należysz do mnie. To nie brzmiało dobrze. To było zaborcze, ale i władcze a przecież... nigdy nikt do nikogo nie należy, bo człowiek nie jest przedmiotem. Odetchneła zaraz uspokojona jego czułym szeptem. Uśmiechneła się nawet gdy zaproponował, aby spędziła tę noc u niego.
    - Myślałam, że dzisiaj ty zostaniesz u mnie - przypomniała i westchneła, czując że jego kolejne słowa po prostu pobudzają jakieś motylki w jej brzuchu. Była beznadziejnie zakochana. Nie chciał, by cokolwiek ich poróżniło... no cóż, zobaczą co los im przyniesie, przecież wiedzieli, że nie będzie lekko.
    Pochyliła sie i musneła jego wargi, przesuwając ręce z jego ramienia na pas. Pogładziła koszulę na jego torsie i objeła go.
    - Znam cię lepiej, niż myślisz i wydaje mi się, że do tej ciężkiej harówki nie odpoczniesz, jeśli u ciebie zostanę - mruknęła zaczepnie, skupiając spojrzenie na jego ustach. Boże miała ochotę wsiąść mu na kolana i mocno go pocałować, ale byli w publicznym miejscu i powinna się zachowywać. - I ja też nie odpocznę, mając się w nocy obok siebie - westchneła, zdradzając, że on działa na nią równie mocno. Spojrzała mu w oczy i znowu musneła jego wargi, zatrzymując ten pocałunek na nieco dłuższą chwilę.
    - Pojedźmy gdziekolwiek, spędźmy tę noc razem - zgodziła się szepcząc w jego usta i odruchowo mocniej naparła na jego bok, wtulając się.
    Przypomniała jej się ta szalona noc w klubie, gdzie pierwszy raz sie do siebie zbliżyli. Dobierali się do siebie jeszcze w jego samochodzie, było to dzikie i mocne. I zapragneła znów tego samego aż musiała sie odsunąć, żeby nie palnąć czegoś niestosownego.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane - spalali się. Emily była łagodna i spokojna, a jednak Luc obudził w niej jakąś iskrę, taki pierwiastek, który był długo uśpiony. Nie chodziło nawet o to, że chciała go mieć i czuć, ale chciała, by on ją miał, by należeli do siebie. Uśmiechneła sie, czując jak policzki jej płoną, gdy mężczyzna sobie swobodnie żartował z tego, jak na siebie działaja, podczas gdy dla niej ten temat był wciąż tak intymny i prywatny, że wstydziła sie o tym rozmawiać głośno, by nikt nie słyszał. Tak była dorosłą kobietą, ale była również wstydliwa i z tego chyba już nie wyrośnie.
      - Myślisz, że utrzymamy ręce przy sobie? - rzuciła z rozbawieniem, przymykając powieki gdy szeptał jej do ucha, przez co po jej plecach przeszedł dreszcz podniecenia i ekscytacji. Wiedziała, że będą się kochać jak tylko pokonają próg jego, albo jej mieszkania. - Chyba jeszcze tego nie umiemy... - podsumowała, a potem skupiła spojrzenie na jego ustach, gdy zażartował z jej sąsiadów i jej krzyków. - Przecież wiesz... że robię to przez ciebie - mruknęła i w chwili gdy ją pocałował tak, aż świat jej zawirował przed oczami, jękneła cicho w jego wargi, zaciskając palce na jego koszuli przy biodrze. Boże... przecież to było szalone, że tak intensywnie na nią działał, a ona już go chciała.
      W jej głowie zawitała fantazja, że teraz właśnie ciągnie go gdzieś daleko od widoku ludzi, do toalety knajpy, na tyły budynku i tam całuje i pozwala się wziąć. A potem uciekają, żeby sycić się sobą kolejne dni, tygodnie, z dala od wszystkich i wszystkiego.
      - Chcę cię mieć tylko dla siebie, Luc - przyznała po chwili, gdy się odsunął i dał jej zaczerpnąć tchu. Spojrzała mu w oczy z wahaniem, bo nie wiedziała, czemu to powiedziała. Czy bała sie, że jednak tak jak głosi opinia on nie potrafi być wierny? A może wiedziała, że ma tyle do roboty, że zostanie mu dla niej mało czasu i nie będą z soba tak swobodni, jakby chcieli?
      Pochyliła sie i pocałowała go lekko, sunąc dłonią po jego brzuchu, aż zatrzymała palce na jego karku, by przedłużyć pieszczotę. Boże... nie chodziło tylko o pożądanie, ale czuła przy sobie jak Carter niemal wibruje z żądzy i sama nie mogła się doczekać, co dziś zrobią. Chodziło jej jednak o całą gamę uczuć, jakie w niej wywoływał, w tym czułość, delikatność, troska i poczucie, że jest dla kogoś droga. Dawno tego nie czuła, a może nawet... nigdy?
      - Zabierz mnie stąd, gdziekolwiek chcesz - poprosiła, podnosząc się w końcu od stolika. Dopiero teraz spojrzała po lokalu, jakby zapomniała na kilka chwil, gdzie byli.

      <3

      Usuń
  110. Nie była pewna, czy to że nagle się tak zeszli nie odbije się na nich negatywnie, bo przecież cały czas nieustannie coś ich spotykało złego, ale... trudno. Chcieli siebie, już wykrzyczeli sobie uczucia i nie mogli rezygnować. Ona nie chciała uciekać.
    Zarzuciła mu ręce na szyje i oparła się o bok auta, całując go. To nic że byli na środku ulicy i ludzie im się przyglądali. To nic że nawet ktoś zagwizdał z głupim komentarzem. Emily była teraz najszczęśliwsza na świecie.
    - Jedźmy do ciebie - mrukneła w jego usta, wsuwając palce w jego ciemne kosmyki, aby lekko podrapać go nad karkiem. Skoro pozwolił jej podjąć decyzje, postanowiła oszczędzić swoich biednych sąsiadów. - Masz więcej miejsca - dodała z śmiechem i pocałowała go jeszcze raz.
    Gdy siedli do auta, zapięła pas i kiedy Luc ruszył, odruchowo zerkając na niego co chwila, gładziła jego ramię. Uśmiechałą się przy tym zarumieniona. Kiedy dojechali na miejsce, odpięła się i przechyliła w jego strone, nim wysiadł. Dosięgła jego ust i przytrzymała za koszulę, całując długo i namiętnie, aż zaczeło brakować jej tchu.
    - Bardzo podoba mi się, kiedy masz na mnie ochotę, Carter - wyszeptała zaczepnie wprost do jego ucha, bo gdy przed jazdą mruknął jej to takim tonem, aż przeszły ją ciarki. Nie poznawała samej siebie. - Ale nie mam u ciebie piżamy - dodała rozbrajająco i z cichym śmiechem odsunęła się nieznacznie, by spojrzeć mu w oczy.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  111. Przyjemne dreszcze obiegły całe jej ciało, gdy Lucas objął ją i zaczął całować tak, że cały świat zatańczył jej przed oczami. Zacisnęła palce na jego koszuli z przodu i włosach, bo drugą dłoń wciąż wplątała w jego kosmyki i oddała kolejne pieszczoty z pasją i zaangażowaniem. Serce dudniło jej w piersi i zapomniała, że wciąż są w aucie, zaparkowanym przed jego apartamentem, a przechodnie z ulicy mogą przez szybę widzieć, co robią.
    - W takim razie będę chodzić rozebrana... jak tylko wszystko ze mnie zdejmiesz - wymruczała w jego usta, muskając koniuszkiem języka dolną wargę Cartera. Czy tylko jej się wydawało, czy w aucie zrobiło się nagle tak cholernie duszno, ciasno i gorąco, że jeszcze chwila, a jej ciało zacznie się topić? Przysuneła się po kolejne pocałunki, gdy nagle zdezorientował ją błysk fleszy.
    Emily natychmiast otrzeźwiała, siadając prosto w fotelu pasażera. Przed autem było kilku reporterów i celowało w nich aparatami. Kobieta poprawiła rozmierzwione włosy i bluzkę, zasłaniając twarz, żeby się schować.


    <3

    OdpowiedzUsuń
  112. Jedna sekunda a zmieniło się niemal wszystko. Mieli iść do Lucasa, spędzić miły wieczór, może kolejną wspólną upojną noc. Byli spokojni, cieszyli się sobą, całowali bez skrępowania jak dzieciaki i Emily nie myślała już o niczym innym jak smak ust Cartera, ciepło jakie dają jego dłonie obejmujące ją i gładzące jej plecy. Flesze, paparazzi i w ogóle taki szum, to było coś, do czego nie przywykła. Nie znała takiego życia, nigdy nie była sławna, a wręcz uciekała od tego zainteresowania, by nie wzbudzać swoją osobą niepotrzebnej sensacji. A teraz aparaty skierowane były w jej stronę i nie mogła pojąć dlaczego tak to wszystkich ciekawi. Przecież Luc miał wiele partnerek i wiele romansów, spotykał się z różnymi osobami, zarówno celebrytkami i mniej znanymi, dlaczego więc fotoreporterzy tak się na nich uwzięli? Czy dlatego, bo dla niego pracowała i zwęszyli pikantną historię romansu?
    Zagryzła wargi oddychając głeboko i przesuneła palcami po silnej dłoni Lucasa, gdy ułożył ją na jej udzie. Spojrzała na niego, ponownie zapinając pas i pokręciła głową.
    - Jest dobrze, tylko... pojedźmy gdzieś daleko - poprosiła niemrawo, czując że cała twarz pali ją z wstydu. Boże, miała nadzieję, że nie zobaczy jutro swoich zdjęć w gazetach, czy na instagramie! I że nie dorwą się do jej firmy, bo nie była pewna, czy to zniesie i nie straci klientów!
    Tak jak Luc pomyślała o tym, że mogą czatować pod jej domem. Westchneła cicho i ujęła dłoń Lucasa, splatając ich palce. Widziała, jak się wkurzył i było to niezdrowe, nie powinien teraz sie tak mocno denerwować, gdy był osłabiony i wycieńczony.
    - Mam pomysł - powiedziała po chwili, przyciskając dłoń Luca do piersi i potem przytuliła do policzka. - Gdy wróciłam do miasta, nie miałam żadnego mieszkania, zatrzymałam się w małym hotelu pod dolnym Manhattanem - powiedziała, zerkając na ukochanego. Może powinni się tak schować na dzisiejszą noc? Albo może miał jeszcze jakieś inne mieszkania, o których fotoreporterzy nie wiedzą?
    Oh, już nawet nie przemyślała tego co mówi i skrzywiła sie, orientując, że podpowiedziała mu o tym, że wróciła do miasta, a więc przez jakiś czas w nim nie była. I ukrywała się. Jak tchórz. Zacisneła mocniej palce na jego dłoni i obróciła lekko w jego stronę.
    - Nie chcę być dla ciebie problemem, a teraz paparazzi specjalnie ciebie obserwują po tym wszystkim co się stało... - zauważyła, czując dreszcz biegnący po plecach. Śmierć Tatiany, Arii, morderstwo, mafia, to wszystko ściągnęło uwage nie tylko policji na Lucasa i jego klub. A ona była w środku całego zamieszania. - Może na kilka dni przestaniemy się widywać? - zasugerowała, ale nie chciała tego i musiał to wiedzieć i widzieć w jej oczach. Nie chciała się z nim rozstawać nawet na chwilę. Mogli też wręcz na przekór wyjść do ludzi z dumnie uniesionymi głowami, ona już sama nie wiedziała co jest lepsze.


    <3

    OdpowiedzUsuń
  113. Jego słowa sprawiły, że zacisnęła usta, aby nie zdradzić się z tym, jak bardzo ją poruszył. Luc mimo plotek na swój temat, tego jak odbierali go inni, był wrażliwy i oddany i na dodatek jej pragnął tak mocno, że widziała po nim, jak wiele kosztuje go czasami, by nie okazywać uczuć otwarcie. Był cholernie doskonały i Emily nie mogła wyjść z podziwu, że zwrócił na nią uwage i się w niej zakochał. Ona oszalała na jego punkcie, ale przecież to oczywiste, gdy się patrzyło na Cartera. I nigdy nie był dla niej ani okrutny, ani bezwzględny, choć widziała tez, jak potrafi lekceważyć ludzi i być paskudny.
    Podała mu adres, przechylając się w jego stronę, aby pocałować go w policzek z wdzięcznością.
    - Kocham cię - powiedziała cicho, gładząc jego ramię czule. - Też nie chcę udawać przed reporterami, że nie jesteśmy razem, myślałam że to... dobry pomysł, przepraszam - pokręciła głową z westchnieniem. Nie wiedziała jak grać z paparazzi, musiała polegać na Lucasie kompletnie w tym temacie. On umiał sobie radzić z tymi pismakami. - Nie musisz się zawsze o mnie tak bardzo martwić, Luc - dodała jeszcze z uśmiechem, bo nadopiekuńczość i zaborczość Luca były rozbrajające. - Jestem dorosła i na prawdę umiem sobie radzić, po prostu... wystraszyłam się, spanikowałam - wyjaśniła. - Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, ale teraz postaram się złapać dystans do aparatów i ciekawskich paparazzi - obiecała.
    Usiadła prosto, aby Lucas mógł skupić się na drodze, ale nie puszczała jego dłoni. Dotykając go czuła się bezpieczniej, choć w dołku coś ją ściskało... Czemu paparazzi grzebali w jej przeszłości? Czy doszukiwali się powiązań z pewną rodziną, która jej zagrażała?

    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  114. Emi nigdy nie była w hotelu z mężczyzną i właściwie takie zagrywki kojarzyły jej się z romansami i czymś nieodpowiednim. Jak na dorosłą kobiete, była na prawdę niewinna i naiwna i mało doświadczona. Carter na pewno zdążył to zauważyć, ale nigdy nie dał jej odczuć, że czegoś jej brakuje. On za to... oh doskonale wiedział, co robić z kobietą i pokazywał jej to zawsze, gdy się zbliżali.
    Zarzuciła mu ręce na szyje, oddając każdy pocałunek. Znowu poczuła, jak robi jej się gorąco i wnetrze samochodu staje się za małe dla ich dwójki. Wiedziała, że Luc ma silne instynkty opiekuńcze wobec niej, ale wiedziała też, że on po prostu taki jest. Na szczęście trafił jej się kochany mężczyzna i nawet w tej zaborczości był dla niej niezwykle atrakcyjny. Pogładziła go po policzku i pokiwała głową na znak zgody. Przyjechali do hotelu to wypadało się zameldować.
    Gdy brunet użył innego nazwisko i zapłacił gotówką, poczuła się nieswojo. Zupełnie jakby robili coś złego. Złapała go mocno za dłoń, gdy szli do pokoju i trzymała się blisko. Zastanowiło ją, czy Carter często robił takie rzeczy, uciekał, podszywał się, zacierał ślady... cóż, był z Tatianą, zadarł z Iwanem na myśl o którym zadrżała z niepokoju, więc chyba w jego historii dużo było takich mrocznych akcentów. Ale nie bała się Lucasa, nie obawiała się, że kiedyś ją skrzywdzi. Ufała mu, jak nikomu innemu.
    Kiedy weszli do pokoju, rozejrzała się krótko. Zdjęła bluzę i została w koszulce i ogrodniczkach, zrzuciła trampki i usiadła na łóżku. Spojrzała na Lucasa, gdy zdjał marynarke garnituru i uśmiechneła się na propozycję prysznicy razem.
    - Nie wiem, czy będę umiała zebrać myśli, gdy będziesz obok bez ubrania - zaśmiała się szczerze i wstała, odpinając ogrodniczki od góry. Zsuneła je i wyszła z spodni, zostając w majtkach i koszulce. Oczy jej pociemniały, gdy przesuneła spojrzeniem po prostej sylwetce bruneta i chwyciła za koszulkę, zdejmując ją przez głowę, gdy go mijała. - Ale to dobry pomysł, chodźmy - zachęciła, siegając do zapięcia stanika, by go również zsunąć nim weszła do łazienki. To czego teraz potrzebowała to Luc i chwila zapomnienia, że otacza ich nagle jakiś chaos.

    <3

    OdpowiedzUsuń

  115. Naturelle gdyby tylko mogła nie opuszczałaby swojego rodzinnego miasta jeszcze przynajmniej przez kilka następnych tygodni rozkoszując się jego mocą. To przede wszystkim ten chaos panujący wśród wiecznie tętniących życiem uliczek Paryża zawsze sprawiał, że z taką siłą wracała później do brutalnego świata show biznesu. Jasne, metropolia ta potrafiła być z pewnością zarazem bardzo kokieteryjna, pełna wdzięku jaki i niezwykle przerażająca dla każdego, kto tylko miał szansę poznać ją bliżej, ale czyż to nie głównie wszystkie te sprzeczności sprawiały, że tak duża liczba ludzi pozostawiała w niej swe serca na zawsze, zarazem często odkrywając prawdę o sobie samych ? Zdaniem dziewczyny to właśnie stało za jakże poetyckim stwierdzeniem, że to pod tamtejszym niebem śpi się ponoć najpiękniej. Może była w tym pewna doza przesady, ale panna Tavernier i tak nawet teraz szczerze żałowała swojego nagłego powrotu do Nowego Jorku. Cóż miała jednak zrobić, skoro kochany ojczulek zagroził jej otwarcie, że jeśli wreszcie choć trochę się nie uspokoi i nie przejmie po nim stołka właściciela Rainbow Feather on sam osobiście sprawi, że cały świat dowie się, że śmierć jej ostatniego managera w cale nie była tylko zwykłym wypadkiem ? Pieprzony staruszek miał na nią wyjątkowo mocnego haka i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc nie mogła przeciwstawić się jego propozycji. Choć niezwykle ją to irytowało, po raz pierwszy w życiu faktycznie starała się ignorować ten upierdliwy ogień tlący się na dnie duszy, który dosłownie rozrywał ją od środka, niemal codziennie wrzeszcząc, by wreszcie pozwoliła mu obrócić w popiół przynajmniej pewną część najbliższego otoczenia. Pragnąc go za wszelką cenę powstrzymać, od dobrych dwóch miesięcy raczyła się coraz większą liczbą prochów, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że powoli zaczyna się od nich zwyczajnie uzależniać. Oszukiwała się, że skoro jako tako panuje nad swoimi emocjami, to najwidoczniej wszystko gra jak należy. A jeszcze jej i tak już wcześniej atrakcyjna sylwetka zdawała się tylko na tym korzystać, o czym świadczyły chociażby te wszystkie zaczepne spojrzenia jakimi obdarzała ją zdecydowana większość facetów, którzy podobnie jak ona spędzali dzisiaj czas w Fire Elephant. Tak się jednak dla nich pechowo składało, że tej konkretnej nocy wyjątkowo nie miała ochoty na flirtowanie z żadnym z nich. A przynajmniej nie dopóki nie będzie mogła wreszcie zaszyć się w damskiej toalecie sam na sam z małym woreczkiem pełnym białego proszku w kieszeni. Niestety jej stały dealer spóźniał się już dobre pół godziny, sprawiając, że powoli zaczynała już się nawet zastanawiać, czy w końcu nie wylądował za kratkami albo, co gorsza, nie poszedł spać z rybkami. Mimo to postanowiła zaczekać na niego jeszcze przynajmniej kwadrans. Zamówiła więc kolejną szkocką z colą i bębniąc nerwowo palcami o blat stołu, wróciła do przeglądania wiadomości na ekranie telefonu, z której to czynności wyrwało ją nagłe szturchnięcie w ramię.
    - Po jakiemu ja mam do Ciebie mówić, żebyś w końcu raczył się ode mnie odpierdolić ?! – Warknęła, widząc, że znowu ma za sobą postawnego szatyna. – Może po marsjańsku, skoro po ludzku najwidoczniej zdajesz się nie pojmować ? – Spytała, podnosząc się do pozycji pionowej i ni stąd nie zowąd oblewając go resztką trzymanego drinka. – Następnym razem.. – Zaczęła, nieco za późno orientując się z kim ma tak naprawdę do czynienia. – Kurwa, Luc, wybacz, ale jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałam się tu dzisiaj zastać. – Mruknęła, odstawiając puste już naczynie i mierząc go spojrzeniem, w którym dało się wyczuć zaskoczenie zmieszane z lekką nutą oskarżenia. Mimo upływu wielu lat od ich ostatniego spotkania wciąż miała mu nieco za złe jak ją wtedy potraktował i nie widziała najmniejszego powodu, by to przed nim ukrywać.


    Tajfun Saffira nadciąga

    OdpowiedzUsuń
  116. Oparła dłonie o umywalkę i spojrzała w lustro w łazience, gdy Luc stanął za nią. Gdy ją objął i pochylił się do jej szyi, już po kilku pocałunkach z jej ust wyrwało się westchnienie ulgi i przyjemności. Wyzwalał w niej wszelkie ukryte pragnienia, wodził jej zmysły na pokuszenie, aż w końcu dawał jej spełnienie i pozwalał zaznać długo wyczekiwanej przez napięcie nerwów ulgi. Obróciła się w jego stronę i uniosła na palcach, aby mocno go pocałować. Podobała mu sie i widząc ten podziw, to pożądanie i gamę różnych uczuć w jego spojrzeniu, gdy na nią patrzył, to było jak widzieć siebie na nowo w jakimś magicznym zwierciadle. Przy nim stawała się kims innym, jakby pozwalała sobie na pełną swobodę.
    - Lucas... jesteś dla mnie jak największy prezent od życia... wiesz o tym? - spytała cicho, trochę nieśmiało zdradzając tę swoją rozmarzoną i romantyczną nutę charakteru. Rozebrała się całkiem, podobnie jak mężczyzna i skierowała za nim do kabiny. Gdy Luc odkręcił wode, schowała się za nim, by pierwszy zimny strumień jej nie oblał a potem wylała na dłoń żel i zaczeła delikatnie masować spiete ciało ukochanego, skradając mu co chwila krótki pocałunek.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  117. Dostrzegała to, jak tak na prawdę Luc mało w siebie wierzy, jak bardzo gra przed ludźmi i nie zdradza tego, jak mało sam się czuje. Pokazywał stronę filantropa, silnego bieznesmana, flirciarza, kobieciarza, nie ujawniając że dba o innych, wspiera tych najbardziej poturbowanych i czuje, że i tak nie zasługuje na nic dobrego. Były to niepokojące sygnały, które jasno wskazywały, że to od korzeni, od rodziny brała się zniewaga i brak wdzięczności, czy uznania, ale Emily była pewna, że to wszystko da się naprawić. Tylko Luc sam musiał chcieć dostrzec, ile osób na nim polega i ile w niego wierzy. Ani ona, ani nikt inny poza Carterem nic nie zmienia.
    Ona sama wiele przeszła. Chciała o tym opowiedzieć Lucasowi, choć wciąż się obawiała jego reakcji i oceny. Nie chciała zreszta, aby ją idealizował, aby uważał za anioła, bo nie była nikim nadzwyczajnym. W knajpie Mickeya jednak się rozgniewał i było to... cóż, przykre.
    Przechyliła głowę na bok, aby wtulić policzek w jego dłoń, a potem uniosła się na palcach i masując jego spiete barki, dosięgła ust mężczyzny w pocałunku. Przysuneła się bliżej, czując przy swoim jego mocne ciało i cicho westchnęła. Woda przyjemnie ja obmywała, ale jeszcze przyjemniejsza była świadomość, że teraz nigdzie nie musi się spieszyć. Uniosła powieki, zerkając na bruneta spod rzęs i dostrzegając jego pragnienie w źrenicach, pogłebiła pocałunek, przylegając drobnymi piesiami do jego torsu bez słowa. Ona również go pragnęła.
    Obiecali sobie spędzić tę noc razem, ale nie spodziewała się że skończą w hotelu. Paparazzi byli okropni i przerażający, ale chwile pod prysznicem nagradzały jej to napięcie, gdy wycelowali w nią aparaty i flesze rozbłysły. Kochali się tym razem czule pod ciepłym strumieniem w kabinie. A po wszystkim gdy wyszli spełnieni i szczęśliwi, Emily owineła się ręcznikiem, spoglądając zarumieniona na Luca błyszczącymi z ekscytacji oczyma.
    - Chciałabym aby każda kąpiel była taka interesująca - zaśmiała się cicho, poprawiając materiał, aby nie zsuwał się z jej ciała.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  118. Odgarniając wilgotne kosmyki z twarzy, wsunęła się do łóżka i niemal natychmiast przytuliła do boku Luca. Wodziła delikatnie palcami po jego ciepłej skórze na torsie, sporadycznie hacząc ją paznokciami . Przymknęła powieki i uśmiechnęła się delikatnie, było jej teraz tak dobrze i przyjemnie. Gdy brunet zamknął ja w ramionach, poczuła się bezpieczna. Poczuła się kompletna, jakby właśnie tak powinno wyglądać jej życie. Ale słysząc jego słowa nad uchem, westchnęła cicho i podniosła się na łokciu, aby spojrzeć mu w oczy. Oparła się na ręce i zawisła nad nim, najpierw składając mu krótki pocałunek, a później drugi dłuższy smakując jego warg.
    - Nie musisz mnie zawsze chronić przed wszystkim, ja na prawdę sobie poradzę - zapewniła cicho w jego usta. - Jestem dorosła Luc - przypomniała z śmiechem i odsunęła się, znów patrząc mu w oczy.
    Musiała mu opowiedzieć o sobie, o wszystkim, aby reporterzy nie dopadli go pierwsi. Bała się że ją zostawi, że się od niej odwróci i uzna że go okłamała nic nie mówiąc wcześniej... Zagryzła niepewnie wargę i poprawiła ręcznik, by się z niej nie zsuwał, a potem usiadła na łóżku obok, chwytając go za dłoń.
    - Wiem co oni mogą napisać w artykułach - mruknęła skrępowana, lekko zaciskając palce na dłoni Cartera. - Nie jestem z dobrego domu, to pożywka dla mediów bo różnimy się bardziej niż myślisz - zaczęła ostrożnie, nie do końca jeszcze wiedząc jak mu o sobie opowiedzieć.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  119. Uspokajał ją. Jego czułe, drobne gesty, ciepłe dłonie, delikatne pocałunki, łagodny ton i spojrzenie działały kojąco. Przesunęła dłonią po jego torsie i pogładziła ramiona, westchnieniem. Może to z ulgi, a może wciąż było jej ciężko?
    Cofnęła się i usiadła na piętach, sięgając po poduszkę. Przytrzymała ją przy sobie z przodu , jakby się chciała osłonić i zagryzła wargę niepewna co powiedzieć.
    - Nie jestem z dobrego domu, a moja rodzina nawet nie była przyzwoita - zaczęła zestresowana. - Jestem adoptowana, nie wiem kim są biologiczni rodzice, ale od małego byłam przerzucana od jednej rodziny zastępczej do komejnej. Gdy już trafiłam do takiej, która nie chciała mnie oddać dalej z okazało się że trzymają mnie jak zakładnika bo zależało im na świadczeniach socjalnych jakie się dostaje na wsparcie przy adopcji - wyjaśniła i zaczęła nerwów wykręcać dłonie, ściskając swoje palce. Nie lubiła i nie chciała o tym mówić.
    Odsunęła się jeszcze bardziej aż w końcu wstała z łóżka i stanęła przy oknie. Musiała złapać dystans .
    - Jak miałam trzynaście lat zaprzyjaźniłam się z chłopcem, z rodziny bardzo bogatej i bardzo wpływowej - mówiła dalej, ale jeszcze bardziej spięta a nawet wystraszona. - Jego ojciec zapłacił mojej matce, abyśmy się wynieśli z maista, bo nie życzył sobie aby nawet dzieciaki się widywały. Byłam widziana jako śmieć i szkodnik a była to rodzina, która stać było na wszystko by chronić swoich... I moja matka, która chciała tylko pieniądze, spakowała mnie i wyjechałyśmy... Po prostu nas wyrzucili z miasta - głos jej się załamał ale nie drgnęła, patrząc na Lucasa w napięciu.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  120. Gdy Luc podszedł do niej i ją objął, natychmiast otoczyła jego pas własnymi ramionami i wtuliła się w niego ufnie. Rozpłakała się, drżąc, bo nie powiedziała mu najgorszego. I nie wiedziała, jak teraz może to powiedzieć, kiedy czuła się już i tak podłe, jak nic nie warty robak.
    - To nie ojciec tego chłopca był najgorszy - wychlipiała. - Moja matka, ta opiekunka która wzięła mnie z przytułku, ona traktowała mnie... Źle. Nie tylko jak skarbonkę, ale ona biła mnie mocno i... - zagryzła wargi, już nie chcąc do tego wracać.
    Nie powiedziała już nic więcej, a przecież mogła dodać, że ojciec Killa, tego chłopca, gdy wyruszyła z Nowego Jorku z matką w podróż z dala od jego drogocennego syna, nasłał na nich zbirów i prawie je zabił, żeby te pieniądze odzyskać, za które matka ją sprzedała żeby ją usunąć z życia młodego bogacza. To odbilo mocne piętno na Emily i dziś nie szanowała pieniędzy ponad ludzi i obracając się wśród elity nie dbała o ich opinię. Nie ufała im zresztą. Może też dlatego tam mocno pracowała, aby zdobyć jakiś mały element niezależności jaki dawała kasa... Miała wrażenie że to wszystko jest powiązane.
    - Jeśli to wypłynie, to będzie nieprzyjemnie dla nas obojga - jękneła cicho, próbując się ooanowac i dłużej nie płakać i spojrzała na Cartera. Bała się i była zmartwiona. Ale przede wszystkim się bała, że to odbije się na nich i na Bloomme.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  121. Oparła się o niego z cichym jękiem, próbując się uspokoić. Była z rodziny patologicznej, gdzie jej wartość wskazywał zasiłek z adopcji. Zaprzyjaźniła się z chłopcem z elity, którego ojciec zapłacił aby się wyniosła z miasta, by nie psuła wizerunku jego syna i całej wplywowej i znaczącej rodziny. Prawie została zamordowana, gdy opuszczała Nowy Jork jak przepędzony pies. Wszystko to były rynsztokowe historię, które wymazała z swojej teraźniejszości i miały stać się pożywką mediów, musiała o tym opowiedzieć Lucasowi, ale jego reakcja ją bardzo zaskoczyła. Nie spodziewała się takiego... Zrozumienia ! Otoczyła go mocniej ramionami, wtulając z ufnością w mężczyznę i tylko czuła jak drży z złości. Nie miała nic więcej do dodania, więc próbowała się uspokoić i nie płakać, przytulając do mężczyzny.
    - Przepraszam - odezwała się chwilę później, już nie płacząc. - Wiem że teraz masz dużo na głowie , nie chciałam ci dodatkowo nic zrzucać - mruknęła. - Chciałam żebyś wiedział ode mnie, a nie z mediów - wyjaśniła .
    Przesunęła dłońmi po jego barkach i spojrzała mu w końcu w oczy. Bała się że zobaczy w nich współczucie i Carter postrzegać będzie inaczej, ale... Patrzył na nią z takim uczuciem, aż odbierało jej powietrza.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  122. Wywróciła lekko oczami widząc jak mężczyzna, który niegdyś tak mocno zawirował jej w głowie, a któremu jeszcze do niedawna najchętniej osobiście wbiłaby nóż w plecy dokłada wszelkich starań, by usunąć ze swojego drogiego garnituru plamę po słodkim drinku. Tylko z trudem powstrzymała się od śmiechu, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo podrażniłoby to jego nadęte ego. Swoją drogą kto w ogóle pojawia się w tego typu miejscach odziany w tak elegancki strój ? Jej samej w życiu nie przyszłoby to do głowy, o czym świadczyła zwykła prosta biurowa szafirowa sukienka sięgająca do kolana w połączeniu z takimiż samymi butami na niskim obcasie oraz średnim makijażem i srebrną biżuterią, na którą składały się długie błyszczące w świetle lamp kolczyki oraz bransoletka wykonana z niewielkich diamentów, w którym to zestawie faktycznie przebywała wcześniej w studio.
    - Och, a Ty jak zwykle szczery aż do bólu. – Westchnęła, mimo wszystko mrugając kokieteryjnie powiekami. – A jednak muszę Ci podziękować za komplement. – Rzuciła, niespodziewanie unosząc się na palcach i całując go prosto w usta. Ach, jakże miło było obserwować jego wyraźnie zszokowaną minę… - Nie powiesz mi chyba, że nie o tym właśnie podświadomie marzyłeś przez te wszystkie lata ? – Zachichotała, jednocześnie dając znać barmanowi, by podał jej jeszcze raz to samo co wcześniej. – Nie musisz dziękować. – Dodała, ponownie podnosząc do ust świeżo napełniony kieliszek. – To za nasze kolejne spotkanie ! – Oświadczyła, jednym haustem wychylając połowę jego zawartości.


    Saffira

    OdpowiedzUsuń
  123. Nie mówiła już nic więcej, nie chciała ani brnąć w ten temat, ani jeszcze więcej opowiadać. Może kiedyś, innym razem, gdy będzie spokojniej, gdy nie będą tak poddenerwowani i ona tak rozemocjonowana. Nie chciała ani wzbudzać w Lucasie złości, ani żadnych innych negatywnych emocji, a choć obejmował ją i tulił uspokajająco, widziała że całe jego ciało aż wibruje od nerwów.
    Podniosła na niego łagodne spojrzenie, choć oczy miała delikatnie zaczerwienione i uniosła dłoń, delikatnie, w podziękowaniu że jej wysłuchał, dotykając jego twarzy i gładząc policzek. Był kochany, cierpliwy i dobry i wciąż nie mogła uwierzyć, że wyznał jej swoje uczucia! To wydawało się nierealne!
    Pokiwała głową na znak, że to jest dobry pomysł, aby dziś się już położyć i poszła za nim do łóżka. Gdy znaleźli się pod kołdrą, wtuliła się w jego bok, przekładając ramię przez szeroki tors mężczyzny i ułożyła na jego piersi policzek. Zasnęła szybko, chyba zmęczona wrażeniami i emocjami i spała wyjątkowo mocno, póki nie obudziła się nad ranem. Przesunęła się i wyciagneła, czując przy sobie wyjątkowe ciepło męskiego ciała i wciąż zaspana, obróciła się w stronę Lucasa, czując że to jest idealna pobódka. Obejmował ją ramieniem i był blisko i Emily wciągneła w jego stronę ramiona, obejmując go i delikatnie zaczynając całować.
    - Dzień dobry, kochany - wyszeptała cicho. Na ten moment zapomniała o reporterach i o tym, że poprzedni dzień był trudny. Nie chciała jeszcze o tym myśleć, skoro będą musieli się z tym zmierzyć.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  124. Emily bardzo pragnęła czułości i uwagi i to że Lucas jej to wszystko dawał, sprawiało, że czuła się szczęśliwa gdy tylko był obok. Może zakochana wpadła do jednego worka z tymi wszystkimi kobietami które już nie widzą nic poza ukochanym. Ale tyle jej teraz wystarczyło. Wciąż dopiero się poznawali i musieli jeszcze bardziej sobie zaufać i się przed sobą odkryć, ale już teraz była pewna że to wszystko jest szczere.
    Gdy mocniej ja objął, poczuła jak szlafrok w którym spała, całkiem jej się rozluźnia i opada z ramion. Uniosła jasne spojrzenie do twarzy Cartera i oddała kolejny pocałunek. Potem westchnęła cicho, zaskoczona propozycją.
    - Wakacje?- powtórzyła zdumiona, jakby nie znała tego słowa. - Nie pamiętam kiedy miałam wolne - przyznała trochę zawstydzona j trochę zażenowana, że praca okazała się być jej życiem aż do teraz.
    Wyciągnęła się i oparła o szeroki tors Luca, pochylając po jeszcze jeden całus z uśmiechem . Przydałoby jej się wolne. Choć kilka dni pozwoli odetchnąć, tyle że nigdy nikomu nie powierzyła firmy i asystenta nie miała. Jej interes był malutki w porównaniu do tego co robił Lucas i musiała to przemyśleć, inaczej rozplanować wszystko łącznie z wizytami u klientów.
    - Chciałabym z tobą gdzieś pojechać - przyznała, błądząc dłońmi po jego ramionach. - Nie wiem gdzie, ale gdzieś daleko - dodała i tym samym zgodziła się na wspólny urlop.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  125. Uśmiechneła się szerzej, gdy ją tulił i obdarzał tak drobnymi pieszczotami. Na prawdę uwielbiała to, jak ostrożnie i czule ją traktował, zupełnie jakby była jego skarbem. Dawno się tak nie czuła, a może nawet nigdy! To było niesamowite.
    Pokręciła głową na pytanie, czy była za granicą. Nie opuściła nigdy Stanów, nie było jej stać na podróże, a poza tym to nigdy nie był jej cel. Nie myślała nawet o wyjazdach i lotach, po prostu... cóż, skupiając się na tym, co było tu i teraz. Brakowało jej zresztą czegoś takiego jak stabilizacja i nigdy nie miała w głowie ochoty na szaleństwa.
    - Nigdy nigdzie nie byłam - przyznała, trochę sie teraz jednak wstydząc. Była pewna, że Lu obleciał świat co najmniej kilka razy, że odwiedził najpiękniejsze stolice europejskich państw. - Będziesz moim przewodnikiem? - spytała wesoło i odsuneła sie, by usiąść obok. Jeśli nadal by tak leżeli wtuleni w siebie, pewnie nie wyszliby szybko z łóżka.
    Poprawiła szlafrok, aby nie odkrywać się i nie rozbierać, bo to już całkiem nie opuściliby hotelu i z uśmiechem związała się mocniej w talii paskiem. Zaczesała długie jasne kosmyki w tył i lekko zagryzła warge, obserwując rozłożonego na poduszkach Cartera. Boże jaki był seksowny!

    OdpowiedzUsuń
  126. Emily miała wrażenie, że Luc na prawdę zachwyca się nią tak, jakby uważał ją za swojego anioła, za swój cud. Pierwszy raz w życiu spotykała się z takim traktowaniem, z taką... miłością. Był dla niej dobry, cierpliwy, wyrozumiały, troskliwy i opiekuńczy, a zarazem zaborczy i podniecający i wszystko to co opisywały cudowne wiersze, sprawdzało się kompletnie w tym przypadku. Aż była przerażona, że jest zbyt dobrze, za idealnie i pewnego razu coś się po prostu... popsuje. Może to była kwestia nastawienia, albo zbyt dużej ostrożności, albo tego co przeżyła i posmakowała do tej pory... nie umiała się tego wyzbyć.
    Lubiła, gdy patrzył na nią w ten głodny i spragniony sposób. Najbardziej lubiła to jego ciemne spojrzenie, pełne namiętności i apetytu na nią, gdy była w brudnych ogrodniczkach, grzebiąc w roślinach. Wtedy miała już pewność, że pragnie jej, nie tylko jej ciała i dotyku.
    - Ufam ci - zapewniła, pochylając się nad nim jeszcze raz, by go pocałować.
    Dostrzegła zmianę w mimice Lucasa, ale nie skomentowała tego. Czekała, co powie.. Potem tylko westchneła, bo nic więcej nie mogła zrobić. Paparazzi uwielbiali elitę, a ona wiążąc się z Carterem, wystawiała się na świecznik. Będzie musiała to przetrwać i po prostu... nie pozwolić im odkryć wszystkiego. Objęła bruneta, gdy zamknął ją w swoich ramionach i czując, że zaraz będą musieli się zebrać i wrócić do obowiązków, wspieła się na palce, by skraść mu całusa. Nie mogła przestać go całować.
    Mruknęła niezadowolona, kiedy Luc się odsunął i zaczął zbierać. A potem nie minęło pięć minut a została w hotelu sama. Z kluczami od jego drogiego jak diabli auta w ręce.
    - Carter, to już przesada! - mruknęła pod nosem, a potem zebrała się szybko i wyszła, aby również zajść do siebie i potem do firmy.
    Pismaki znaleźli jej biuro i magazyn na Brooklynie. Nie umknęło ich uwadze, że jeździ autem Cartera. Zadawali dużo niewygodnych pytań. Wieczorem blondynka była wyczerpana ich wścibstwem, ale to nietypowe i mało romantyczne zaproszenie Lucasa na kolację - chyba ich pierwszą oficjalną randke, sprawiało, że czuła się podekscytowana i zaciekawiona. No i nie miała zamiaru uginać się przed dziennikarzami! Dlatego przetrwała to wszystko dzielnie, a nastepnego dnia po prostu pięknie wystroiła się w klasyczną krótką dopasowaną czarną mini, wysokie szpilki i skromną srebrną biżuterię. Włosy spięła w wysokiego, gładkiego kucyka, a usta pomalowała na krwistą czerwień, chcąc po prostu dzisiaj swojego faceta uwodzić.

    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  127. Emi wcale nie sądziła, że poza wścibstwem dziennikarzy cokolwiek w jej życiu się zmieni. To co przeszła, gdy uprowadzili ją jacyś mafiozi, gdy widziała jak siostra Lucasa się zabija na jej i oczach swojego brata, to wydawało się nierealne i tak złe, jakby całkowicie wyczerpało limit szaleństwa na resztę jej życia. Gdy telefony do firmy zaczeły być częstsze, ale odbiło się to pozytywnie bo zainteresowaniem jej firmą i pracą, nawet się mile zaskoczyła i ucieszyła taką... sławą, dzięki związkowi z Lucasem. Choć nie o to jej chodziło i na pewno niektórzy już komentowali, że zakręciła się przy nim dla zysków. Ale wiadomość, jaka otrzymała wcale jej nie zaniepokoiła... Wiedziała jaki jest Luc, jakie prowadził życie i że pewnie miał jakieś wariatki-fanki. Cóż, póki nikt jej autentycznie nie groził, ani nie wykonywał ruchów przeciw Bloomme, nie martwiła się na zapas. Bo tak na prawde i tak ciągle czuła się niepewna i przytłoczona tym, co się działo, chyba już nie miała sił na więcej nerwów i już... I nie chciała też się wiecznie bać. Chciała spróbować być z Luciem i aby oboje sobie pomogli by być szczęśliwi.
    Spojrzała w lustro przy drzwiach, lustrując się z uwagą. Włosy spływały jej gładko na plecy z wysokiej kitki, w szpilkach i krótkiej sukience jej odsłoniete nogi wyglądały na jeszcze smuklejsze, a dopasowana sukienka podkreślała ładnie talię i zarys bioder. Oczy podkreśliła jedynie maskarą i delikatnie połyskującym cieniem, stawiając na mocny akcent ust - w końcu tego wieczoru i tej nocy na pewno skradnie wiele pocałunków od ukochanego. Gdy usłyszała głosy pod drzwiami, uśmiechnęła się, czując motylki w brzuchu. Ona! Motylki w brzuchu! To było niesamowite! Była dorosłą, dojrzałą kobietą, a czuła się jak młoda dziewczyna! Chyba dlatego zignorowała wiadomość, po prostu... była rozproszona tym związkiem i nowym uczuciem!
    - Dobry wieczór, Luc - otworzyła, gdy mężczyzna zapukał i posłała mu subtelny uśmiech, siegając po miękki szal aby narzucić go na ramionana chłodniejszy wieczór. - Dziekuję! - uśmiechneła się szerzej, odbierając od niego bukiet pachnących frezji i od razu zanurzyła w kompozycji nos, wąchając ten słodko0świezy aromat, który zawsze działał kojąco na jej zmysły. Nawet w jej ulubionych perfumach występowała nuta bazująca na tych kwiatach.
    Postąpiła krok do przodu i by się należycie przywitać z Lucasem, przesunęła dłonią po jego gładkiej koszuli, dostrzegając że wygląda dziś niezwykle przystojnie. Zawsze nosił się z klasą, w garniturach, ale dzisiaj miał na sobie taki, który widziała pierwszy raz.
    - Bardzo sie cieszę, że jesteś, nie mogłam się doczekać - przyznała, zerkając mu w oczy swoim roziskrzonym spojrzeniem i delikatnie musneła jego policzek i kącik ust wargami z uwagą, aby nie zostawić na nim swojej czerwonej pomadki. Jeszcze.


    <333

    OdpowiedzUsuń
  128. Nie uważała, aby codziennie prezentowała się seksownie, szczególnie że nie nosiła ani eleganckich żakietów, ani dopasowanych sukienek, czy uwydatniających kształty zgrabnego ciała jeansów. Chodziła ubrana w luźne, klasyczne, bazowe stroje i aż dziw, że to się Lucasowi podobało. Nieustannie ją zadziwiał!
    Widok jego twarzy, wyraz jego oczu i uwaga, jaką jej poświęcał od progu, była tym, co wspaniale budowało jej pewność siebie. Nie była pyszna, ani dumna, a jednak jak każda kobieta z lubością przyjmowała komplementy. A głodny wzrok Lucasa Cartera był najlepszym z nich!
    - Czy chcesz, abym była zazdrosna o siedemdziesięciolatkę? - spytała z rozbawieniem, ujmując go pod ramie, gdy schodzili z powrotem na dół. Wieczór zapowiadał się wspaniale! Lucas był punktualny, przyniósł jej kwiaty i dał całą swoją uwagę! Już była zachwycona!
    Czuła pewne napięcie, gdy jechali. Ta charakterystyczna atmosfera oczekiwania i ekscytacji towarzyszyła im często, a pierwszy raz to podniecenie pojawiło się w klubie, podczas jednego z ich służbowych spotkań, gdy dopiero się poznawali. Podobała się Lucasowi, docenił jej sukienkę makijaż i to, że tak się postarała. Ona za to była oczarowana tym, jak się dzisiaj prezentował! Lubiła to, że dbali o siebie i o nawet tak nieważne szczegóły jak strój, czy wygląd gdy się widzieli. Trzymała go za dłoń, gdy miał wolną rękę podczas jazdy i uśmiechała się, zerkając na niego, gdy trzymał kierownicę. Był tak seksowny, że o mało co nie zaczęła go uwodzić za kółkiem, ale to by się skończyło tragicznie!
    Gdy wysiedli i Luc ujął ją za dłoń, posłała mu ciepły uśmiech, idąc do restauracji. Nie sądziła, że zarezerwuje całą, ale pusty lokal już dał jej do myślenia.
    - Gdzie są wszyscy...? - spytała niepewnie, trochę się domyślając, że to kolejny luksus na jaki Carter mógł sobie pozwolić, ale chciała aby się przyznał sam, że cała sala została zarezerwowana tylko dla nich. Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w filmach! To było jakieś szaleństw, doprawdy.
    Położyła serwetkę na kolanach, aby się nie poplamić i zajrzała do karty menu, czytając propozycje dań.
    - Wszystko wydaje się świetne... czy jest coś, co polecasz? - podniosła na niego spojrzenie i uśmiechneła się niewinnie, opadając w tył na oparcie krzesła, by wysunąć stopę pod stołem i lekko trącić jego nogę. Tak go delikatnie tylko zaczepiała!

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  129. Rezerwowanie restauracji tylko dla nich było przesadą, ale... było też niezwykle miłe i urocze. Carter na swój sposób pokazywał, jak chce o nią dbac, pokazywać jej swoje uczucia i nie mogła miec mu tego za złe. Tylko... troszkę ją zawstydzał i peszył. Bo w końcu nie nawykła do takiego życia i do takich własnie luksusów. Nic z tego co oferował, nie było nigdy w jej zasięgu i wciąż była zdumiona, jak to się toczyło.
    - Nawet gdyby ten lokal był pełen, zwracałabym uwagę tylko na ciebie - przyznała cicho, uciekając spojrzeniem w kartę. Mówienie o uczuciach i swoich słabościach nie przychodziło jej lekko, ciągle sama sobie musiała mówić, że może sobie pozwolić na szczerość i swobodę, że Luc jej nie skrzywdzi i nie zostawi. Czy on w ogóle zdawał sobie z ego sprawę, jak niepewna była? Nie pokazywała tego, owszem, ale może dostrzegał jej rumieńce i niepewne spojrzenie... Na pewno nie miała tyle doświadczenia w relacjach co on.
    Podniosła na niego jasne oczy podkreślone maskarą, gdy wymieniał pozycje z menu. Wydawało się, że bywał tu często i znał te posiłki. Nie chciała o tym myśleć, ale mimowolnie przeszło jej przez głowę pytanie, ile kobiet tu zabrał wcześniej...
    - Zatem poproszę cały zestaw - uśmiechneła się szeroko i na moment złączyła wargi w zastanowieniu. - Czy homar to nie afrodyzjak? - spytała z lekkim uśmiechem, przechylając głowę, gdy wpatrywała się w Lucasa niby niewinnie, a jednak przenikliwie. Doskonale wiedziała, co miał na myśli! I wiedziała, co znaczy to jego przenikliwe spojrzenie też!
    Znów spojrzała w karte, gdy wspomniał o winie. Piła w domu niekiedy, choć lżejsze pozycje, półwytrawne. Wybrała jedną z propozycji, upewniając się z Luciem że obydwojgu pasuje ten wybór. A potempodparła łokcie nonszalancko o blat stolika i złączyła dłonie by oprzeć na nich podbródek. Zawiesiła spojrzenie na oczach Lucasa i przesunęła stopą po jego łydce, usmiechając się czarująco. To było neisamowite że tu dziś siedzieli, po tym co przeszli.
    - Chcę zobaczyć Paryż - oznajmiła bez wahania, czując jak serce jej wali z ekscytacji, bo to na prawdę się działo, ich związek, ich plany i wycieczka! I to że Luc mówił, że będzie to jedna z wielu, pierwsza z wielu to było jak prezent od losu. - Wiem, że to banalne, ale chcę się z tobą całować na wieży Eiffla i chcę żebyśmy zrobili sobie zdjęcie jak para zakochanych dzieciaków - wyjaśniła z cichym śmiechem rozbawienia. Była zwykle poważna, rozważna i sumienna, ale chciała też czasami porwac się zabawie.

    <3 zakochana

    OdpowiedzUsuń
  130. Emi nie przywykła do takiego traktowania. Nie chodziło nawet o randki, niewiadomo jak wspaniałe prezenty, drogie i eksluzywne wyjazdy. Luc dawał jej całego siebie, pełną uwagę, stuprocentowe zaangażowanie i blondynka chyba nie wiedziała, jak to wszystko ma pomieścić jej serce i tak już pełne miłości.
    Zaśmiała się cicho na tę jego nie-skromnośc, którą traktowała jak wysublimowane poczucie humoru i przesuneła psojrzeniem wzdłuż jego twarzy, od oczu do ust. Boże, miała straszną ochotę wstać, obejść stół, usiąść na nim i zacząć go znów całować. Wydawało jej się że od poprzedniego ranka, gdy wyszedł z hotelu i czuła jego smak i zapach, minęły całe wieki, a nie widzieli się tylko ponad dobę! Czy to znaczyło, że już sie od niego uzależniła, że oszalała?
    Zacisnęła lekko usta, gdy zaczął mówić niższym tembrem głosu o afrodyzjakach i poczuła, jak ciarki przeszły jej wzdłuż kręgosłupa, gdy pochylił się w jej stronę nad blatem. Znalazł się tylko nieco bliżej, ale odruchowo odetchneła głebiej, jakby łaknąc w powietrzu poczuć jego. A gdy skradł jej krótkiego całusa, który był tak zwyczajny i niewinny, uśmiechneła się szeroko. Na litość boską, to było tak proste i zwyczajne, bez krępacji, bez sztuczności, aż sprawiało, że trudno jej było w to uwierzyć. Jakby to że tu siedzieli i że Luc chciał z nią być, było nierzeczywiste! Chyba miała z soba jakis problem, że w to nie wierzyła...
    - Ananas... - powtórzyła zdumiona i zagryzła wargę, zastanawiając się czy tu podają desery z ananasem. Bo choć nie potrzebowali nic co ich bardziej pobudzi, mogliby popieścić swoje podniebienia, nim zajmą się całą resztą.
    Cofneła się na oparcie krzesła, widząc zmianę w Lucu. Spięła się, widząc zdumienie, bo chyba pierwszy raz zdradziła się z tym, że jest w jakimsśstopniu romantyczką, a on... dziwnie to odczytał. Zupełnie jakby nie było to teraz ani potrzebne, ani chciane. Nie zrozumiała tych sprzecznych sygnałów i zsuneła łokcie z blatu, układając dłonie na udach, gdzie aż ścisnęła chusteczke ułożoną na sukience, by sie nie pobrudzić.
    - Nie musimy akurat tam lecież - dodała tylko, patrząc na niego trochę zbita z tropu. Uśmiechnał się, ale ten uśmiech nie dotarł do jego oczu... potrafiła to już dostrzec.
    Gdy w jej torebce zabrzęczał wyciszny telefon, oznajmiając nadejście wiadomości, zerkneła tylko w ok, ale nie siegneła po aparat. Teraz mieli swój wieczór i nie chciała zajmować się niczym innym.

    Emi, trochę niepewna

    OdpowiedzUsuń

  131. - Aniołek się znalazł… - Prychnęła, mierząc go wściekłym wzrokiem i odsuwając gwałtownie krzesło, by następnie wstać i mocno oprzeć się o jego oparcie, tak jakby zastanawiała się, czy mężczyzna zdołał wkurzyć ją już na tyle, by rzucić się na niego z łapami, czy też jednak póki co sobie odpuścić. – Uważaj, bo jeszcze ktoś ci w to uwierzy, mes bonbons. – Dodała tonem wprost niebezpiecznie ociekającym słodyczą, obchodząc stolik powoli dookoła tylko po to, by ostatecznie położyć dłonie na barkach Cartera. Czuła jak mięśnie bruneta automatycznie się napinają, co wywoływało w niej wręcz dziką satysfakcję. Doskonale zdawała sobie bowiem sprawę, że facet właśnie za wszelką cenę stara się przewidzieć jej następny krok, zastanawiając się, czy zaraz wbije mu paznokcie głęboko w skórę, czy też znowu go pocałuje, a może zrobi coś jeszcze głupszego. A ona po prostu bawiła się nim niczym kot kłębkiem wełny, pozwalając, by jego układ nerwowy drgał pod czubkami jej palców podobnie do napiętych strun głosowych śpiewaka operowego. – Chyba zapomniałeś, że do tanga trzeba dwojga, mon doux bébé. – Pochyliła się nieznacznie, by przygryźć mu lekko naskórek na karku. – Och, przestałbyś w końcu udawać, że zależy ci jedynie na interesach… - Westchnęła ciężko, gdy zagadnął ją o powód, dla którego po kilku latach nieobecności po raz kolejny przybyła do tego przeklętego miasta. – Znowu wszystko psujesz… - Wymruczała, wracając na swoje miejsce i krzyżując ramiona na piersi. – Jeśli tak to cię interesuje, to proponuję, abyś trochę częściej zaglądał do gazet. – Mruknęła, wlepiając w niego gromowe spojrzenie. – Gdybyś to robił, z pewnością, wiedziałbyś, że mój cher papa niedawno odszedł na zasłużoną emeryturę, więc całe Rainbow Feather należy teraz do mnie. – Wyjaśniła, opróżniając swój drink, mając szczerą nadzieję, że ten drobny gest doda jej słowom choć trochę pewności siebie, której akurat w tym momencie nie miała w cale aż tak dużo.


    Saffira

    OdpowiedzUsuń
  132. Emily może i była o wiele mniej doświadczona niż Luc w relacjach, ale nie była głupia. Miała oczy i umiała dostrzegać co się z nim dzieje. A działo się coś, czego nie rozumiała. Wiedziała już, że Carter jest opiekuńczy i zaborczy, że chce ją chronić, nie rozumiała tylko przed czym i po co.... Nie sądziła, że jakieś jego złe duchy przeszłości się budzą do życia i mogą im zaszkodzić. Im, nie myślała o sobie, bo skoro byli razem uważała, że se jedno powinno dbać o drugie i wszystko powinni pokonywać jako para.
    Uśmiechnęła się lekko przygaszona. Na pewno nie chciał jej zasmucać, ale to zrobił, bo nie mówił jej prawdy. Czuła że właśnie chcąc dla niej dobrze, nie zdradza szczegółów, które mogłyby jej sprawić przykrość. Ale sama blondynka z kolei uważała, że nie trzeba jej wcale chronić aż tak bardzo! Miała już swoje lata i jakoś do tej pory przeżyła je i miała się całkiem dobrze nawet bez Cartera.
    Podniosła na niego badawcze spojrzenie i może nawet chciała coś jeszcze dodać, ale rozmowę przerwał im kelner, który rozstawił przed nimi najpierw przystawki. Gdyby Emily wiedziała, czego obawia się Luc i co ostatnio się wydarzyło, chyba by nie przełknęła żadnego posiłku, więc może i lepiej że Lucas nic nie mówił.
    - A gdzie TY byś chciał pojechać? - spytała, chwytając za sztućce, by skosztować pierwszego z cudownych dan. Mogli jechać gdziekolwiek, a skoro mężczyzna już znał trochę świata, może mógłby wynaleźć dużo lepsze miejsce niż popularny Paryż. Emily nie nalegała na swój wybór.
    Gdy jej telefon się rozbrzęczał, westchnęła cicho, przeprosiła Lucasa i sięgnęła do torebki. Dostrzegła kilka nieodczytanych wiadomości z nieznanego numeru, ale zostawiła to na później. Wyłączyła również wibracje, aby nic im nie przeszkadzało. Odczyta później po kolacji, chciała aby wieczór był miły.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  133. Ufała Lucasowi, wierząc że to uczucie jakim ja obdarzył znaczy więcej, niż zachcianki i romanse z jego przeszłości, o której media z lubością się rozpisywały. Chciała wierzyć, że ona i Kuc stworzą coś dobrego, trwałego i silnego. Chciała nic mu ufać i wierzyć, choć nie miała dobrych do tego podstaw a teraz podczas pierwszej oficjalnej wspólnej randki zachowywał się dziwnie... Miał sekrety i o ile nie żądała, aby jej o wszystkim mówił, tak chciała aby był wobec niej szczery i swobodny. Nie musiał wyjawiać wszystkich sekretów, ale choć te, które ja dotyczą.
    Zacisnęła nieco mocniej palce na nóżce kieliszka i upiła łyk, obserwując bruneta. Nie mówił jej o czymś i czuła się z tego powodu źle. Jakby ją odsuwał, a może i okłamywał...?
    Emily nie była ufna i wylewna. Potrzebowała czasu, kogoś wyrozumiałego i cierpliwego, kto nie będzie na nią naciskał żeby zaufała i się odkryła z tym co czuje i myśli. Potrzebowała jednak też kogoś, kto jej pokaże jak to jest ufać, a Carter tego nie robił.
    - Chciałam abyśmy ten wieczór spędzili tylko my... - zaczęła, tłumacząc że nie spojrzy na telefon, ale w sumie skoro atmosfera i tak się psuła, może to da im chwilę przerwy. - Nieważne - westchnęła trochę przybita i sięgnęła znów po torebkę aby spojrzeć w telefon.
    Dobrze że odstawiła sekundę wcześniej kieliszek, bo drgnęła niespokojnie i pobladła. Szereg wiadomości przesiąkniętych nienawiścią sprawił, że w gardle pojawiła jej się gula a w bruchu poczuła nieprzyjemny ucisk. Podniosła spojrzenie do twarzy Lucasa i odsunęła krzesło, wstając od stołu.
    - Zaraz wracam - mruknęła niemrawo do mężczyzny, zostawiając telefon z wiadomościami na stole i skierowała się pospiesznie do łazienki. Musiała się schłodzić zimną wodą, musiała złapać oddech i się uspokoić. To był nieznany numer, jakaś wariatka, jakiś może test albo psikus od paparazzi to mogła być też pułapka.
    Wbiegła niemal do toalety i odkręciła zimną wodę w zalewie, aby zalać nadgarstki a potem wilgotnymi dłońmi poklepać się po policzkach. Przypomniał jej się Ivan i to poczucie strachu i to co jej robili... Boże, nie chciała już przeżywać takich koszmarów!

    Emi, bardzo już niepewna.

    OdpowiedzUsuń
  134. Nie mogła winić Lucasa za to co się działo , za to że ktoś jej groził i jej firmie, że chciał ją zniszczyć by odciągnąć ją od Cartera. Nie on to robił. Nie sądziła też, by prowokował kogokolwiek do tego, by zagrażał Emi. On... Po prostu prowadził wcześniej wystawne i bogate życie towarzyskie... Oh sama już nie wiedziała jak to rozumieć. Nie winiła go i tyle, ale też wiedziała że to wszystko ma związek z nim właśnie. Musiała się mierzyć z jego przeszłością i to rzutowalo na ich związek i również wspólną przyszłość i nie mogła nic z tym zrobić.
    Trochę ochłonęła, nabrała oddechu i gdy Lucas zapukał do drzwi toalet, drgnęła zaskoczona. Obróciła się w jego stronę, gdy uchylił drzwi i zacisnęła wargi, aby nad sobą panować.
    - Już wracam... Wybacz - mruknęła, nie chcąc mu nic powiedzieć. Wiedziała że się wścieknie i pewnie wystraszy. Nie chciała też tak żyć. Nie chciała aby zamykał ja w złotej klatce tylko dobrych rzeczy, bo przecież widziała co się dzieje wokół nich.
    Spojrzała na niego i jękneła cicho. Zmiana w jego twarzy powiedziała jej już wszystko
    - Widziałeś... - westchnęła markotnie, wyciągając w jego stronę ręce. Przysuneła się i objęła go, zadzierając podbródek by mu się przyjrzeć . Ciekawa była czy domyślał się kto to może być... Miała tylko nadzieję że nie zacznie mówić o tym że musi albo powinien ją chronić , bo jeszcze chwila a zamknie ją w piwnicy na litość boską.
    Przesunęła dłońmi po jego plecach i przechyliła lekko głowę w bok, obserwując go. Po oczach Cartera widziała że już był wściekły i już w sobie szukał winy. Nie rozumiała czemu sam ciągle stawia się w najgorszym położeniu. Zupełnie jakby chciał by ktoś go w końcu zaczął obrzucać faktycznie tymi winami.
    - To nadal jest nasza pierwsza randka oficjalna - mruknęła by mu przypomnieć. - Nie chce teraz mówić o problemach - dodała poważnie. - Wolałabym abyś mnie teraz pocałował, Luc - uśmiechnęła się delikatnie.
    Miała wrażenie, że zwykle trzeba chwili i już wszystko się psuje w ich przypadku. A Lucas zamiast skupiać się na dobrych rzeczach, roztrząsa te trudne i o tych drugich zapomina. Jak na przykład o tym że ładnie się dziś ubrali, Emily się postarała aby godnie i elegancko się prezentować i mieli jeść afrodyzjaki! Musiała mu przypomnieć, dlatego przysuneła się jeszcze i pochyliła do jego ucha zachęcająco opierając drobnym ciałem o jego tors.
    - Chciałabym aby ten wieczór był niezapomniany, kochanie, porzuć problemy na jutro - poprosiła, muskając wargami jego policzek. Spojrzała mu w oczy i przysuneła się , gładząc dłońmi jego ramiona z wyczuciem. Może bezwstydnie go teraz uwodziła ale było to bardzo przyjemne i na pewno lepsze w tej chwili niż jakikolwiek omawianie smsowych gróźb.



    Emi

    OdpowiedzUsuń
  135. Chciała aby ten wieczór był wyjątkowy również dla Lucasa. I widziała że się stara, za co była mu wdzięczna. Jednak słusznie zaproponował, aby skierowali się z powrotem do stolika, bo choć byli tu sami i cały lokal mieli do swojej dyspozycji, to również wiedziała, że jeszcze chwila a zacznie całować Cartera i szybko stąd nie wyjdą.
    Zagryzła wargę, gdy prawił jej kolejny komplement i uniosła dłoń, gdy pochylał się , zasuwając jej krzesło. Chwyciła w palce marynarkę, jeszcze na moment zatrzymując go blisko i dosięgła jego warg, całując go nieco jeszcze chwilę dłużej.
    - Bądź cierpliwy, pod ta sukienka też jest coś, co ci się spodoba - wyszeptała zachęcająco w jego wargi i dopiero po tym figlarnym geście,puściła go i mógł wrócić na swoje krzesło.
    Emily nie była żadną kusicielką ale z Carterem czuła się swobodnie i pozwalała sobie na to. Widziała jak on reaguje, jak mi się podoba i to tylko podsycało jej chęci, by się z nim droczyć i flirtować.
    Pozostały czas kolacji był miły a oni uzgodnili że poleca najpierw do Hiszpanii a w drodze powrotnej zatrzymają się w Paryżu jeszcze na dodatkowe kilka dni. Blondynka polegała na swoim mężczyźnie i choć kusiło ja by spojrzeć znów w telefon, cieszyła się że go wyłączyła i nic nie psuło im wieczoru.
    - Co chciałbyś na deser ?- spytała na prawdę niewinnie, czując że takiej randce już na prawdę najwyższy czas aby stąd wyszli. Wodziła spojrzeniem po twarzy i ramionach bruneta, chcąc już poczuć jego ciało na swoim.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  136. Kiedy zjedli i miło spędzili wieczór, wręcz oczywistym wydawał się fakt, że wrócą do Cartera. U niego było jakoś... Nie tyle że więcej miejsca, ale wydawało się to naturalne, że zawsze idą u niego, tam też Eni czuła się swobodniej, choć było to nielogiczne. U mężczyzny czuła się lepiej z nim, być może dlatego, bo tam pierwszy raz spędzili wspólną noc... ?
    Oparła się łokciami o blat i zaśmiała uroczo na te oczywiste wyznanie tego, jak jej pragnie brunet. Miała wrażenie że po takiej kolacji, skóra jej płonie i całe ciało rwie się do mężczyzny. Pod jedwabna sukienka miała delikatny koronkowy również czarny komplet bielizny i chciała, aby wszystko to na niej zobaczył, a potem z niej zdjął Lucas. Przez chwilę nie myślała o tych nieszczęsnych wiadomościach, czy groźbach.
    Odetchnęła głęboko i zaczesała włosy w tył, delikatnie przesuwając palcami potem po swojej szyi i ramieniu, odsłaniając obojczyki i dekolt. Posłała delikatne, kuszące spojrzenie mężczyźnie i uśmiechnęła się subtelnie. Widziała po nim, jak bardzo jego myśli pędzą w jej kierunku, jak jego pożądanie rośnie, jak już nie może się na nią doczekać. Czuła to samo!
    - Liczę na to, kochany, że zadbasz o mnie należycie - odpowiedziała nie wprost, ale zgadzając się na wszystko, co chciał i miał do zaproponowania.
    Wstała w końcu od stoku, gdy dokończyli wino i ujęła Cartera pod ramię, pochylając się do niego, aby delikatnie go pocałować. Musnęła jego wargi swoimi i ruszyła do wyjścia, czując dreszcz ekscytacji. Już wiele razy się kochali, całowali, okazywali czule gesty, ale fakt że dziś mieli pierwszą randkę był fascynujący i wszystko wydawało się wyjątkowe.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  137. Jego niecierpliwość i ten apetyt, głód który widziała w jego oczach sprawiały, że sama czuła ekscytację. Jak jakaś zakochana pierwszy raz nastolatka! To było nie do uwierzenia! Czuła się przy nim dobrze, czuła się spokojna, szczęśliwa, spełniona, a jednocześnie nieustannie przebiegały jej po ciele dreszcze jakby odkrywała nieznane. Może to Luc był dla niej tak niesamowity, a może pokazywał jej, jak zupełnie inaczej - w sensie dobrze, mogą układać się relacje ludzkie.
    Te otwarte i zaczepne gesty Cartera były urocze, choć zaskakiwał ją z nimi cały czas. Uśmiechała się szeroko przez całą drogę do jego apartamentu, a gdy weszli do środka, ujeła go za dłoń, nie chcąc odsuwać się nawet o minutę. Cóż, jeśli miała jutro spóźnić się do pracy przez to, że nie zmruży oka do rana... była gotowa na takie poświęcenie, naprawdę. Tyle że nawet nie zdążyła poczuż kolejnego pocałunku bruneta, a staneła przed nimi młoda i śliczna dziewczyna o dalekowschodnich rysach. Emily poczuła się bardzo... niepewnie i nie na miejscu. Kiedy Luc je przedstawił, dostrzegła walizki i pojawiła jej się w głowie myśl, że to nie pierwszy raz, jak ta stewardessa pojawia się w tym domu.
    Skineła jej z uśmiechem i odsunęła się od Luca, obracając w jego stronę. Nie chciała niczego na nim wymuszać, ale teraz to on musiał podjąć decyzję - albo przyjmie niespodziewanego gościa, albo poświęci wieczór swojemu związkowi. Nie powinien musieć wybierać, ale... cóż, znowu doganiało ich jego poprzednie życie i hulaszcze przyzwyczajenia, bo blondynka szczerze wątpiła, że z śliczną japonką popijał herbatę. I dotarło do niej, że chyba zawsze już tak będzie, że co chwila ktoś się będzie pojawiał...
    Mogłaby skłamać, wymyśleć, że boli ją głowa, albo jest zmęczona. Ale nie uciekała od kłopotów i problemów. Przypomniały jej się smsy na telefonie. Potem pomyślała o Carmen i odruchowo puściła dłoń Cartera, odsuwając się. Poczuła się niezwykle... źle.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  138. Facet nawet nie wiedział jak bardzo głęboko wbił jej swoimi słowami sztylet prosto w już i tak przypominającą wulkan tuż przed erupcją wulkan, do krateru którego jakiś idiota wciąż dorzuca materiały łatwopalne duszę. O dziwo w całym tym swoim widocznym niedowierzaniu nie zauważył chyba jak dziewczyna raz po raz wbija sobie paznokcie w skórę lewej ręki, w wyniku czego zaczynają się na niej pojawiać małe, czerwone kropelki, których z całą pewnością będzie później szczerze żałować. Ale jeszcze nie teraz. W tej chwili była na to zdecydowanie za bardzo wściekła. Nienawidziła, gdy ktoś tak otwarcie wypominał jej wady charakteru, o których aż za bardzo zdawała sobie sprawę, a które już nie raz o mało co raz na zawsze nie rozłożyły na łopatki jej scenicznego wizerunku. A teraz w dodatku musiała udawać grzeczną dziewczynkę, każdego dnia przez wiele godzin grając dokładnie tak jak chciał to od niej jej pełen fałszywej godności ojczulek. Normalnie, kurwa, ideał !
    - Och, zamknąłbyś wreszcie gębę ! – Wydarła się, szybkim ruchem zgarniając ze stołu już i tak pusty kieliszek, po czym, nie zważając kompletnie, że gapią się na nią prawdopodobnie wszyscy pozostali klienci oraz obsługa, cisnęła nim dosłownie jakieś dwa milimetry nad głowę Cartera. – Może to cię czegoś wreszcie nauczy. – Burknęła, jak gdyby nigdy nic siadając z powrotem na swoim miejscu.


    Saffira

    OdpowiedzUsuń
  139. Nie była zła na Lucasa, a jednak poczuła że jest tu niepotrzebna. Poczuła, że może być z Lucasem, ale tylko wtedy gdy nie dogania go jego dawne życie. Albo może z nim być, gdy jest wygodnie i nikt sie nie pojawia. Nie czuła, że jest dla niego priorytetem, że zmienia coś w swoim życiu ze względu na nią... Zupełnie jakby ją kochał, ale była w jego życiu z przypadku. A chciała być z wyboru, tak jak ona wybrała jego.
    Patzyła na młodą kobiete, gdy ta odchodziła i objeła się ramionami, czując się nieswojo. Jak to możliwe, że do apartamentu Cartera każdy mógł sobie od tak wejść? Czemu on był tak nieostrożny, gdy zdarzały się sytuacje jak z jego siostrą i Iwanem? Zupełnie nie mogła tego pojąć.
    Drgneła zaskoczona, gdy Luc ją objął i rozproszył jej myśli i zmartwienia czułym pocałunkiem w jej delikatną szyję. Była jedna rzecz, która jednak nie uciekła wraz z pieszczotą i Emily obróciła się do Luca, patrząc na niego z powagą.
    - Czy ty... spałeś z nią? - spytała cicho niemal na bezdechu, obawiając się, że juz i tak zna odpowiedź. Luc nie był wstydliwym i wstrzemięźliwym facetem, a jednak choć do tej pory jej to nie przeszkadzało, jak miała się czuć, gdy nocowała u niego śliczna japonka? Nie była też głupia, by wierzyć, że z taką dziewczyną łączyły go tylko interesy prowadzone z jej ojcem. Luc chyba jej nie doceniał.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  140. Przy takich sytuacjach, trudnych i niejako dotkliwych, Emily dostrzegała, jak mało zna i jak mało wie o Lucasie Carterze. Zakochała się w nim, bo był charyzmatyczny, dobry, szlachetny, bo stać go było na troskę i w swojej zaborczości wcale nie był zachłanny. Ale nigdy nie rozmawiali o tym, jaką ma opinie, jak przedstawiają go ludzie. I nigdy jej to nie przeszkadzało, bo wierzyła w niego, ale teraz gdy pod nosem widziała jak młoda obca i śliczna dziewczyna wchodzi sobie swobodnie i paraduje po jego domu, podczas gdy ona jest tylko gościem... cóż, nie było to miłe.
    Dostrzegła jego niezadowolenie. Rozumiała, że może czuć się dotkniety, ale chyba nie rozumiał, jak czuje się ona. Bo z perspektywy blondynki, wyglądało to zuupełnie jakby stała obok i wcale nie należała od jego życia, jak deklarował. Kiedy jednak zaczął jej wyjaśniać, jak prezentuje się relacja z Akiko i jak w ogóle doszło do tego, że mieszka u niego, odetchnęła z ulgą. Zamkneła oczy, odchyliła głowę w tył i gdy Luc już jej nie obejmował, sięgneła karku, czując że kilka minut stała w całkowitym napięciu. Przesuneła palcami po ciepłej skórze ramion i pod linią upiętych wysoko włosów i zagryzła wargę, w końcu odchylając powieki i patrząc na Lucasa.
    - Ja sie po prostu boję... - przyznała cicho i wetschneła, gdy ja objął i zaczął delikatnie całować po ciepłej skórze na szyi. Odruchowo i niemal od razu, automatycznie uniosła ręce i powędrowała smukłymi dłońmi po jego ramieniu, czując jak na nowo rodzi się w jej podbrzuszu ten charakterystyczny gorąc, oczekujący spełnienia.
    - Nie chcę cię stracić - wyszeptała z przejęciem i złapała za poły marynarki, jaką miał na sobie powoli zsuwając z niego ubranie. Pochyliła się i odnalazła jego usta, całując mocno, namiętnie i przylegając do niego całym drobnym ciałem, ufna i spragniona. Kochała go i chyba to odbierało jej rozum.
    Było w tym wszystkim ziarnko jeszcze jednej emocji, której nie rozpoznała, ale może Luc szybciej rozgryzie swoja kobietę. Ona była najzwyczajniej zazdrosna!


    Emily, zdecydowanie zbyt łatwa do przekonania ^^

    OdpowiedzUsuń
  141. Luc powinien zrozumieć, że to nie on sprawiał, że Emi się bała, czy czuła niepewnie. To kobiety, które się wokół niego kręciły. To plotki, które krążyły na jego temat. To dziwne zbiegi okoliczności, niewyjaśnione sprawy, problemy mniej i bardziej drastyczne, które ich dosięgały. Wszystkiego było dużo, wszystko było trudne i chyba nadchodziły takie chwile, gdy Emily czuła, że tego jest zbyt wiele, że się boi i nie daje rady. Mówiła mu to szczerze i otwarcie, by wiedział, co czuje i myśli, ufała mu bardzo w tej kwestii.
    Westchneła cicho, czując kolejne pieszczoty na ciepłej szyi, a potem zaskoczona złapała się go mocno, cicho śmiejąc, gdy zaczął ją nieść do sypialni. Traktował ją wyjątkowo i aż uwierzyć nie mogła, że trafił jej się taki facet!
    - Nie pozwól mi zniknąć - poprosiła, bo o ile zabrzmiał on zaborczo z swoim zapewnieniem i niejaką obietnica, nie było to wcale przesadzone w takim stopniu, aby blondynka miała czuć, że traci kontrolę. Wręcz przeciwnie, czuła się chroniona i bezpieczna i wydawało się, że tak właśnie powinni się z soba obchodzić, trochę zaborczo a jednak z czułością.
    Westchneła, gdy znalazła się na łóżku, a Carter zszedł pocałunkami niżej do jej dekoltu. Wplotła palce w jego włosy przymykając ciężkie powieki i zagryzła wargę, wyginając plecy w delikatny łuk. Chciała aby jej smakował, a potem żeby go czuła każdą komórką ciała, gdy będą się kochać. Wiedziała, że ich wieczorna randka zakończy się w sypialni, ale sądziła, że już od progu zaczną się rozbierać i będą bezcześcić każdy kat jego apartamentu, jednak niespodziewany gość narzucił im pewne... bardziej przyzwoite zachowanie intymności. Kiedy Luc prawił jej komplementy, szepcząc wszystkie czułe słówka w jej skórę, westchneła znowu z przyjemności. Pod jedwabną sukienką miała koronkowy prosty komplet i pas do pończoch tak dla uciechy dla mężczyzny, więc pozwoliła mu zdejmować z siebie centymetr po centymetrze sukienkę i odkrywać to co pod spodem. Uniosła się na łokciach i pochyliła do niego, aby chwycić jego usta w pocałunek i spojrzeć w oczy. Chciała widzieć, jak bardzo mu się to podoba.
    - Kocham cię - wyszeptała gorączkowo, wędrując palcami po jego koszuli, by zacząć rozpinać mu guziki od koszuli.



    Emi, która wybaczy mu wszystko

    OdpowiedzUsuń
  142. Wielkimi krokami zbliżało się półtora roku odkąd niespodziewanie zmarła jego matka, a on sam wylądował w tej cholernej namiastce domu, jaką zapewniał mu jej brat (prawdę powiedziawszy Dantemu wciąż tylko z ogromnym trudem przechodziło przez gardło arabskie określenie khal jakim kazał mu się tytułować już od ich pierwszego spotkania), lecz niektóre reakcje tego przerażającego faceta nadal były dla niego kompletnie nieprzewidywalne. Jednego dnia, gdy akurat udało mu się wygrać jakąś sporą sumkę potrafił być wzorem wszelkich cnót, by kolejnego zafundować mu piękną ranę w miejscu, w które akurat trafiła chłopaka rzucona przez niego butelka tylko dlatego, że pod wpływem pijackich majaków ubzdurał sobie, że ten jest jakimś dziwnym diabłem nic tylko siedzącym na jego garnuszku. A rzeczywistość była przecież zupełnie inna, bowiem gdy mężczyzna przepuścił już ostatni grosz, co w cale nie zdarzało się aż tak rzadko, to młodzieniec musiał wymyślić jakiś cudowny sposób, by nie tylko wytrzasnąć skądś pieniądze na zapłacenie rachunków, ale także karcianych długów swego opiekuna i to za nim ten zdoła je po prostu po raz kolejny przepuścić. Będąc jednak dopiero nastolatkiem musiał niejednokrotnie w tym celu uciekać się do wielu nielegalnych działań, w wyniku czego dwa dni temu znalazł się w końcu na sali sądowej oskarżony o zdecydowanie zbyt długą, zwłaszcza jak na małolata listę przestępstw. Cóż, od dawna wiedział, że prędzej czy później tak to się skończy, więc nawet specjalnie się nie stawiał, gdy przyjechała po niego policja. Można wręcz powiedzieć, że trochę się z tego powodu ucieszył. Przynajmniej mógł spędzić pewien czas z daleka od swojego krewnego i zyskał możliwość należytego zajęcia się jego zwichniętym prawym nadgarstkiem, którego dorobił się, kiedy próbował wyrwać się z twardego uścisku tego dwulicowego Syryjczyka, który przez cały czas trwania rozprawy tak świetnie grał rolę uroczego obywatela niezdolnego skrzywdzić nawet muchy. A to irytowało szesnastolatka jeszcze bardziej niż sama świadomość wyroku przymusowej pracy w tym klubie, przez którego drzwi przed paroma sekundami dosłownie wciągnęła go kuratorka przy okazji wypominając mu ileż to razy zdążyła mu już udaremnić ucieczkę i robiąc mu wykład na temat podstaw dobrego zachowania.
    - Dzień dobry, Panie Carter. – Biedna kobieta wyciągnęła jedną dłoń w kierunku właściciela Lux, jednocześnie drugą z trudem przytrzymując swego nadal wyrywającego się podopiecznego. – Tak jak wspomniałam Panu podczas naszego ostatniego spotkania to jest Dante Kayali. – Szybko poprawiła chwyt, ponieważ Kubańczyk, wykorzystując jej chwilowe rozproszenie, omal nie zdołał się uwolnić. – W ramach programu resocjalizacji nieletnich przestępców sędzia Christian Jacobson skazał go na trzymiesięczną pracę w Pańskim klubie. – Wyjaśniła ponownie szatynowi.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  143. Czy to było możliwe, że z każdym kolejnym dniem kochała go coraz bardziej? Czy to możliwie, że każdy pocałunek, każde przytulenie, najdrobniejsza pieszczota sprawiały, że chciała go więcej, gdy go nie widziała to tęskniła bardziej, a gdy już mieli się spotkać, była bardziej podekscytowana i niecierpliwa by znów go zobaczyć? Chwilami wydawało jej się, że wszystko dzieje się za szybko, że strasznie łatwo ulega uczuciom i chwilom i było to przerażające, bo długi czas nie potrzebowała nikogo by czuć się dobrze. A teraz tylko z Lucasem wydawało jej się, że wszystko jest na swoim miejscu, jakby bez niego była już niesamodzielna... Było to na prawdę przerażające.
    Trudne dla niej było też to, że ścigało ich jego dawne życie i jego konsekwencje. Zupełnie jakby Luc odciął się od kobiet z którymi sypiał regularnie lub spał czasami, albo tylko flirtował, a jednak nieustannie one się pojawiały. Nie miała podstaw by czuć, ze ją zdradzi, albo okłamie, ale o ile ufała jemu, nie ufała innym.
    Wszelkie wątpliwości i obawy jednak znikały z każdym pocałunkiem, albo pieszczotą, jaką obsypywał jej ciało. Wiedziała, że ta randka tak się skończy, wiedziała że znów będą razem do późna w nocy, a jednak znów czuła się tak, jakby smakowali się wzajemnie po raz pierwszy. Z Luciem wszystko było takie elektryzujące i niesamowite, zupełnie jakby on sam sprawiał, że Emily chciała więcej i bardziej. To jak ją obejmował, jak żarliwie całował, a potem jak wsunął się w jej ciało i zagłebiał w jej wnętrzu pokazywało, jak bardzo jej pragnie, jak jest zaborczy i jak troskliwy zarazem. A ona poddawała się wszystkiemu, w jękach, pomrukach i odwzajemnianej słodyczy gestów pokazując, że oddaje mu to wszystko całą sobą.
    Gdy zaspokojeni wtuleni w siebie zasypiali, obróciła się w jego stronę, obejmując jego twarz czule. Powieki miała ciężkie po spełnieniu i opuszczone, ale widziała jego twarz oczami wyobraźni. Gładziła jego policzki, a potem objeła go ramionami, wtulając się w niego nim zasnęła.
    Nad ranem przebudziła się pierwsza. Wysunęła niepostrzeżenie z objęć bruneta i poszła wziąć szybki prysznic, a potem narzuciła na siebie jedną z jego koszul, idąc do kuchni po kawę. Zapomniała, że nie są w apartamencie sami i powinna się ubrać, a porozrzucanymi elementami garderoby wcale się nie przejmowała. Teraz nawet zapomniała o tym, ile nienawistnych wiadomości wisi na jej telefonie, ale pewnie gdy spojrzy w smartfon to się zmieni...


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  144. Emily zdecydowanie nie spodziewała się spotkać młodej japonki i nie bardzo wiedziała, jak z nią rozmawiać, gdy ta zaczeła odzywać się do niej w tak... nieprzyjemny sposób. Nie była szczególnie niemiła, ani nieuprzejma, ale dała jasno do zrozumienia Emi, że jest jedną z wielu, że nie powinna ise przyzwyczajać i właściwie w tym domu przewineło się wiele kobiet. Blondynkę aż coś ścisneło w dołku i zemdliło, pobladła na twarzy i przyłożyła smukłą dłoń do piersi, próbując odetchnąć.
    - Tobie również dzień dobry, Akiko - mruknęła jedynie, nie odpowiadając ani na pytanie czy lubi Cartera, ani na to, że jest jedną z wielu kochanek. Może młoda dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy, ale jej słowa były ostre jak sztylety i zadały niewidzialne ciosy kobiecie.
    Rozejrzała się po kuchni, bo w istocie była tu chyba dopiero drugi raz i skierowała się do dzbanka z kawą. Nalała dwa kubki, również dla Cartera. Do jednej wlała mleko i dodała cukru, drugą pozostawiła czarną i gorzką, mocną.
    - Bardzo śmiało zaznaczasz, jak dobrze znasz Lucasa... podkochujesz się w nim? - spytała spokojnie, spoglądając na dziewczynę. Trochę ją zirytowało, jak ta się wobec niej obnosi i jak ją mierzy, jakby oceniała, czy jest wystarczająco dobra dla Cartera a potem, zanim ta odpowiedziała postąpiła kilka kroków w stronę blaty i oparła sie o niego. - A może chcesz mi dać do zrozumienia, że nie powinnam mieć żadnych nadziei...? Bo jeśli tak, to chyba nie znasz go wcale za dobrze - odetchnęła głeboko, starając się uspokoić, choć niemiłe uczucie w żołądku dalej nie dawało jej spokoju. Czuła się jak intruz, a przecież... nie powinno tak chyba być. Czy powinno?
    Każdy na każdym kroku zapewniał ją o hulaszczym życiu Cartera i starał sie udowodnić, że jest jedną z wielu. Jak miała się z tym czuć do cholery?


    Emi, bardzo niezadowolona

    OdpowiedzUsuń
  145. Zagryzła wargi, odprowadzając dziewczynę spojrzeniem. Nie rozumiała tej rozmowy. Najpierw praktycznie została obrażona, a potem Akiko wydawała się chcieć złagodzić złe wrażenie. Jednak pewne słowa zostały wypowiedziane a Emily nieustannie borykała się i ścierała z tym, jakim człowiekiem był Lucas. Zupełnie jakby cały świat chciał jej udowodnić, by się do niego nie zbliżała. Jakby już jak najszybciej uciekała!
    Została w kuchni sama i dopiero po chwili ruszyła się do sypialni. Musiała uspokoić oddech i zebrać myśli, by nie sprawiać Carterowi przykrości. On mimo wszystko bardzo o nią dbał i się troszczył, by nie było jej źle, a ona chyba ciągle sprawiała mu jakieś troski. Wróciła z obydwoma kubkami do sypialni i widząc, że łóżko jest już puste, uśmiechnęła się kącikiem warg. Zaczesała włosy przez ramię na plecy i rozejrzała za brunetem. Skierowała się do łazienki, słysząc szum wody i weszła do środka. Widząc go pod prysznicem zatrzymała się obok i oparła ramieniem o kabinę, podziwiając swojego atletycznego chłopaka. Boże, na prawdę trudno się było dziwić, gdy wszyscy wokół wariowali na jego widok!
    - Dzień dobry - powiedziała głośno, poprawiając jego koszulę, którą na sobie miała , bo od tych widoków jakoś zrobiło jej się niebywale gorąco. Otworzyła drzwi kabiny i ignorując wodę pochyliła się, by pocałować Luca na powitanie. Potem szybko się odsunęła z śmiechem, choć materiał ubrania i tak zdążył się już zmoczyć.
    Zaczesała włosy z policzków za uszy i zagryzła wargę, śledząc spojrzeniem to jak woda wpływa po muskularnych ramionach mężczyzny.
    - Spotkałam w kuchni Akiko - wspomniała, ale nie chciała dodawać nic o ich rozmowie. - Przyniosłam kawy - dodała z uśmiechem, grzecznie podnosząc już wzrok do jego twarzy.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  146. Na prawdę nie chciała martwić Luca. Nie chciała też tak mocno przeżywać wszystkiego, co ich dotykało. Martwiła się i bała. Ale to mogło być coś, z czym zmierzy się sama. Po prostu... Chyba chciała aby o wszystkim wiedział.
    - Była miła - przyznała, lekko wzruszając ramionami. Akiko nie zrobiła nic złego, po prostu się nie znały i nie umiały dogadać. No i dziwnie było wiedzieć, że dom Cartera to czasami hotel.
    Wyszła za nim z łazienki i chwyciła swój kubek kawy z mlekiem. Upiła łyk i też odłożyła naczynie, podchodząc do mężczyzny. Propozycja zostania w sypialni do południa bardzo jej odpowiadała.
    - Chce się tobą nacieszyć póki mogę, zostajemy - zgodziła się z śmiechem i wspięła się na palce, by go zacząć całować. Pozwoliła mu rozpiąć guziki koszuli z przodu i zdjąć z niej materiał, a potem popchnęła go lekko w tył, by usiadł na łóżku i wspięła się na jego kolana, obejmując i oddając pieszczoty.
    Po chwili gdy już czuła się rozpalona, jej telefon zaczął znów wibrować. Przyszło kilka wiadomości i Emily odsunęła się od Lucasa patrząc na niego zaskoczona. To jej telefon dzwonił, ale bała się, że to znów tw nienawistna osoba jej grozi... I atmosfera prysła. Wcześniej włączyła telefon, by sprawdzić sprawy w firmie, ale teraz nie była pewna, czy to był dobry pomysł.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  147. Zmarszczyła brwi, gdy brunet oznajmił że sprawą zajmuje się już Roy. Kiedy to się stało? Jak do tego doszło i czemu ona nic nie wiedziała?
    - Lucas... - zaczęła, ale powstrzymała się, schodząc z jego kolan. Sięgnęła po koszulę leżąca na podłodze i znów narzuciła ją na siebie, zakrywajac piersi i resztę nagiego ciała.
    Chciała dowiedzieć się kto to. Chciała też aby takie wiadomości się skończyły. Ale nie miała ochoty wciągać w to wszystko Lucasa, chciała sama to ogarnąć z policją - oficjalnie i legalnie. Nie chciała zawsze i na wszystkim polegać na Lucasie, bo sama była zaradna. Czy on w to nie wierzył?
    - Boje się... Boje się kto to i co może zrobić. Boje się że na prawdę stanie się coś złego mi albo tobie - przyznała, siadając obok i znów chwytając kubek z kawą. Upiła łyk i spojrzała na Cartera. Był jej bardzo drogi i chciała móc o niego dbać tak jak on o nią.
    Usiadła wygodniej, podciągając pod siebie nogi. Oparła się o jego ramię i przechyliła się, składając krótki pocałunek na skórze mężczyzny.
    - Myślisz że to niepotrzebne? Że nie muszę się przejmować tymi smsami? - spytała, spoglądając mu w oczy z ufnością.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  148. Emily nie chciała, by Luc czuł się winny i myślał o tym, jak jego przeszłość kładzie się cieniem na ich związek. Wystarczyło, że ona się martwiła i z tym mierzyła, a on... cóż, miał dużo więcej na głowie. Rodzinne problemy, podwójny biznes, utrata siostry i pewnie po drodze uzbierałoby się jeszcze więcej.
    Oparła się o niego ufnie i odetchneła głeboko, gdy nie tyle ją objął, co uspokajająco zaczął głaskać. Był kochany i taki czuły, troskliwy, że czuła sie niekiedy winna, że czuje się tak niepewnie. Nie wątpiła w niego, tylko to wszystko wokół wydawało się po prostu takie... dziwne. Niepotrzebnie straszne i skomplikowane.
    - Wiem, że nie chcesz mojej krzywdy, ani tego by było nam trudno - zapewniła podnosząc na niego spojrzenie. Musneła ustami jego policzek i przesuneła nosem po szyi Lucasa, wtulając się w niego. Upiła łyk kawy a potem zwyczajnie odstawiła kubek tylko po to, by sie położyć z powrotem na poduszki i pociagnąć go do siebie. Mogli tak tylko leżeć i jej to w zupełności wystarczyło, choć zdecydowanie lubiła też, gdy Carter wodził palcami po jej odkrytym biodrze, gdy jego koszula się rozchyliła odsłaniając znów jej ciało.
    - Nie chciałabym abyś zawsze musiał sam wszystkim się zajmować. To nie o to chodzi w związku. Jesteśmy razem i chce się mierzyć z tym razem - wyjaśniła, zerkając na niego. - Zlecasz śledztwo Royowi, a ja... ja też chce coś móc zrobić- dodała, podpierając się na boku, by na niego patrzeć z uwagą. Przesuneła palcami po jego torsie, trochę badawczo, a trochę by go rozproszyć, by zdradził jej coś więcej i zagryzła wargę, skupiając spojrzenie na jego ciemnych oczach. - Chcę abyś nie miał przede mną tajemnic jeśli chodzi o nasz związek - wyznała, choć obawiała się, że Lucas zacznie trochę ją odsuwać od problemów, żeby ją chronić. Nie była przecież jednak z porcelany.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  149. Patrzyła z pewnym niepokojem na to, co robił i jak unikał jej spojrzenia, a potem odwraca twarz. Uciekał przed jej oczami, a przecież była łagodna i chciała być jego wsparciem. Chciała mu powiedzieć, że nie ma o co się obwiniać, a wydawało się, że skutek jest wręcz odwrotny. Chciała, aby razem po prostu byli parą. Był jej ukochanym, a nie ochroniarzem, prawda? Powinien również uwierzyć w nią i w ogóle w nich.
    Wyciagneła dłoń i zaczęła głaskać go po włosach. Pochyliła się i pocałowała go w skroń, w policzek i w kącik ust, ale wciąż na nią nie patrzył. To sprawiało, że czuła jak jeszcze bardziej się od niej odsuwa. Coś jej się w tym nie podobało i czuła, że chodzi o coś więcej niż troska.
    Nabrała głośno powietrza, kiedy w końcu wyrzucił z siebie po raz kolejny już swoje obawy. Jak miała go przekonać, by nie obawiał się czegoś, co może nigdy się nie wydarzyć? Miał swoje mroczne myśli i... cóż, zabolało ją to. Widział w niej drugą Tatianę? Obawiał się zranienia, choć od początku to ona była bardziej raniona? Ona zdobyła się na to, by się z tym mierzyć, dlaczego on nie potrafił? czemu... nie wierzył w nią? czemu nie wierzył w nich? Czy w takim razie to miało jakikolwiek sens?
    - Żałujesz? - spytała tylko krótko i cicho niemal szeptem. Czuła jak z płuc ucieka jej całe powietrze i aż w środku ją coś zapiekło w płucach.
    Cofnęła się , usiadła prosto i objęła się dłońmi, patrząc na Lucasa.
    - Jeśli boisz się, że odejdę... To czy tak na prawdę mnie kochasz? - było to pytanie retoryczne. - To jaki ma sens widywanie się. Jakie sens ma planowanie wycieczek? Zakładasz że i tak kiedyś cię zostawię, więc przewidujesz że kiedyś nastąpi koniec... Czy to znaczy, że chcesz się cieszyć mną teraz i... i to wszystko?
    Nie umiała tego pojąć. Kochał ją? Troszczył się. Chciał ją bronić i chronić. A jednak wciąż się od niej odsuwał.
    - Nic nie mów - rzuciła jeszcze, nim odpowiedział i wstała z łóżka. - Wrócę do siebie, na prawdę... nie chcę już więcej rozmawiać, nie teraz, nie dzisiaj - zaczeła zbierać swoje rzeczy, zaciskając mocno zęby, że powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
    Nie mogła uwierzyć, ze znów jej to robił. Znowu ją odtrącał i zakładał najgorsze. Zakładał że to ona go zostawi, że to ona wszystko zakończy, że to ona z nim zerwie. A nieustannie to on ją odpychał i sprawiał jej przykrość. Seks i słodkie pocałunki to nie był związek. Zaufanie to była podstawa, a oni tego nie mieli.


    Emi, znów na krawędzi

    OdpowiedzUsuń
  150. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  151. Gdy pozwalał jej w milczeniu zbierać rzeczy, każdą sekundą była coraz trudniejsza. Zaciskała coraz mocniej zęby i mrużyła powieki, aby się nie rozpłakać. W płucach zaczynało ją dusić i najzwyczajniej w świecie wiedziała, że jak tylko znajdzie się poza tymi ścianami, rozklei się. Jeszcze chwilę temu obiecał jej, że nigdy jej nie pozwoli odejść, a teraz milczał. Oczywiście sama go o to prosiła, ale on... Odpuścił. Nie zawalczył. Nie próbował nawet jej wyjaśniać.
    Zabolało ja, gdy się wycofał. Miała wrażenie że on robi uniki i się boi odpowiedzialności, a jej pozostaje walczyć k być cierpliwą, wytrwałą w tym związku. Nie czuła równowagi i bała się, że sama nie da rady pracować na tyle ciężko, by im wyszło.
    Opuściła jego mieszkanie pośpiesznie. Nie oglądała się za siebie, pobiegła od razu po taksówkę. Miała na sobie piękną suknię z wczoraj, eleganckie buty i błyszczące kolczyki, a czuła się jak idiotka. Rozpłakała się głośno jak tylko usiadła w samochodzie a kierowca przerażony obejrzał się na nią kilka razy nim ruszył. Coś do niej mówił, pytał czy jest z nią w porządku, ale nie słuchała go. Myślała o Carterze. Nie rozumiała, dlaczego ciągle mają pod górkę, czemu wiecznie mają jakieś trudności.... Przecież już z sobą rozmawiali to co się działo? Czemu w nią nie wierzył? Czemu chciał ją trzymać przy sobie, zamiast dostrzec, że oboje są silni i siebie warci? Niemożliwe było odciąć się od przeszłości, ale mogli patrzeć w przyszłość , a nie wiecznie za siebie. Lucas nieustannie martwił się i wspominał to, co zrobiła mu Tatiana. Emily była inna, a choć zapewniał, że ja kocha i to wie, to sam sobie Krawczyk na każdym kroku. Była zmęczona, bo walczyła niejako z nim samym. To nie o to tu powinno chodzić.
    Wróciła do siebie niebywale zmęczona tymi emocjami i ich pierwszą kłótnią. Pierwsza randka była cudowna, ale kolejny dzień straszny i to też nie wróżyło dobrze. Zajęła się pracą, bo tam czuła się bezpiecznie. Pojechała na magazyny na Brooklynie , ale wieczorem musiała pojawić się w Lux bo to był dzień wymiany kwiatów. Był wczesny wieczór, a Cartera chyba nie było, więc mogła szybko i swobodnie pracować. Unikała Roya i innych znajomych pracowników, by o nic jej nie pytali. Gdy już zbierała się do wyjścia dostrzegła dwie znajome twarze. Jedna przy wejściu należała do jej ukochanego, wyglądał na totalnie wściekłego i wpadł do klubu jak burza. Druga twarz okalana rudymi płomiennymi kosmykami należała do Carmen, która stanęła nagle przez blondynką. Emily poczuła nieprzyjemny ucisk w dołku.
    - Ty suko.... Mówiłam, że pożałujesz... - Kobieta wydawała się wściekła. Wyminęła ją, trącając ramieniem wrogo, a gdy Emily ruszyła do wyjścia, poczuła lekkie szarpnięcie w tył.
    - Co robisz?!- zawołała zaskoczona, krzywiąc się lekko i wyciągnęła rękę, by złapać się barierki. Nie zdążyła. Poleciała w dół, pokonując wszystkie schody, aż rąbneła o posadzkę przy parkiecie, tracąc przytomność.


    Emily, której zaraz może nie być

    OdpowiedzUsuń
  152. Nastała ciemność. Czuła ból, gdy spadała z schodów, poobijała się o wszystkie możliwe stopnie, a potem uderzyła głową o twardą posadzkę i wszystko zniknęło. Ktoś od razu zadzwonił po karetkę, Carmen uciekła. Może nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów, a może najzwyczajniej w świecie wystraszyła się tego, co jej zrobi Lucas, gdy dopadnie ją w swoje ręce.
    Karetka przyjechała niemal natychmiast, przebijając się przez ulice Manhattanu szybko i sprawnie. Zabierali blondynką na noszach, nieprzytomną, ale Carter nie miał prawa jechać z nimi w środku. Nie byli spokrewnieni i nie mogli mu ustapić, musieli przestrzegać procedur, zgodzili się jednak, by jechał za nimi gdy na sygnale będą transportować kobietę do najbliższego szpitala.
    Miała mały krwotok wewnetrzny. Musieli się jednak skupić na badaniach i prześwietleniu głowy, czy nie doszło do żadnego urazu. Miała od wstrząsu lekki obrzek mózgu, ale to nie wydawało się groźne. Leżała jeszcze wiele godzin nieobecna, nieprzytomna, a pielęgniarki podłączyły jej mnóstwo kabelków monitorujących stan jej zdrowia, do brzucha, do klatki piersiowej i skroni. Podano je kroplówke nawadniająco wzmacniającą i podpięto pod monitor śledzący wszelkie funkcje.
    Gdy się obudziła, był już kolejny dzień. Czuła się obolała i cała sztywna od leżenia. Nie mogła niczym ruszyć, a gdy uchyliła powieki i powoli wracała do niej świadomość, rozejrzała się wystraszona. Jasne lampy raziły w oczy, a zapach środków dezynfekcji drażnił jej nos. Dostrzegła mężczyznę siedzącego obok jej łóżka i zamrugała zdumiona jak mizernie wygląda.
    - Kim... kim jesteś? - spytała cicho, zachrypłym głosem i niepewnie wycofała dłoń, którą obejmował.

    wtf?

    OdpowiedzUsuń
  153. Patrzyła zagubiona i wystraszona na człowieka, który ewidentnie czekał na jej wybudzenie. Patrzył na nią oczami pełnymi bólu, ale też strachu i troski. Nie mogła nic poradzić na to, że nie kojarzyła w ogóle jak ma na imię i kim może być, ale skoro był tu przy niej, a wyglądał też na zmęczonego, musieli być blisko.
    Powoli wyciągneła dłoń po jego, zaczepiła palcami o jego palce i odetchneła głęboko. Nie wiedziała co powiedzieć.
    - Przepraszam... na prawdę... nie pamietam - powiedziała słabo i opuściła powieki z cichym westchnieniem, gdy zapytał, co pamieta jako ostatnie. Nie była pewna i gdy próbowała zebrać myśli, skupić się, zapulsowało ją w skroniach.
    - Wiem kim jestem i co robię w życiu - zapewniła. - Mamy... sierpień? Chyba się poznaliśmy... - spojrzała na niego jeszcze raz i odetchneła znów głeboko, ale teraz jakby ciężej.
    Zapomniała go. Ale i wszystko co przeszli. Porwanie przez Iwana, śmierć Arii, zabójstwo Tatiany, nieporozumienia, a także atak Carmen. Zatrzymała się znów na początku ich znajomości.
    - Luc... Lucas wybacz - najpierw zdrobniała jego imię, potem poprawiła się speszona. - Już chyba wiem... pracuję dla ciebie, prawda? - nie była tego pewna, ale jak inaczej niż przez pracę miałaby poznać kogoś w tak drogim garniturze?


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  154. Widziała jakąś złość i bezradność w spojrzeniu Lucasa Cartera. Widziała jak stara się panować nad emocjami, jak cholernie mocno trzyma cię w kupie, a jednocześnie patrzy na nią tak żarliwie... chyba zanim cokolwiek jeszcze powiedział, zaczynała domyślać się, dlaczego tu siedzi z nią w sali. Nie pamietała ostatnich tygodni, ale nie zapomniała jaką jest osobą, dlatego tak trudno było jej uwierzyć, że może ją coś łączyć z mężczyzną z elity.
    Emily była skryta, pracowita ale nie wychylała się. Życie bogaczy to nie był jej świat. Zresztą... cóż, przez jednych została wypędzona jak jakaś hiena z miasta i to gdy miała naście lat, gdy była dzieckiem. Wiedziała jak okrutni i obłudni potrafią być ludzie u szczytu władzy i nigdy nie sądziła, by cokolwiek miało ją połączyć z kimś takim. A jednak ten przystojny brunet patrzył na nią intensywnie w wielkim uczuciem w oczach i aż nie wiedziała, jak się zachować.
    - Ja... przepraszam - wydukała na to jego przekleństwo i pytanie, czy na pewno nic nie pamięta. A potem gdy chwycił jej dłoń, spięła się i gdy powiedział to, co podejrzewała, zagryzła lekko wargę, marszcząc brwi w skupieniu. Nie wiedział, czemu zapomniała o ich związku? Cóż... może dlatego, że uległa jakiemuś wypadkowi i nawet tego nie pamietała?! Przecież to nie tak, że miała nad tym jakąś władze i sobie to sama zaplanowała, prawda?
    - Ja... nie wiem co powiedzieć... na prawdę... - zaczeła mówić cicho i wyraźnie niepewna Wysunęła dłoń z jego uścisku i schowała ręce pod cienką kołdrę. - Nawet nie wiem, co się właściwie stało - dodała, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że nie robiła tego specjalnie i nie chce mu niczego utrudniać. Nawet jeśli był obcy, nie miała zamiaru robić mu przykrości.
    Odetchneła głeboko, zakopując się głebiej w poduszki. Czuła się niepewnie, bała się.
    - Jak w ogóle doszło... do tego że my... że jesteśmy parą... - dopytała. - Czy jesteśmy parą? - spytała jeszcze, bo choć usłyszała wyznanie miłości, nie wiedziała jak wiele ono znaczy.


    obca Emi

    OdpowiedzUsuń
  155. Wpatrywała się w mężczyznę z współczuciem. Wydawało jej się, że walczy sam z sobą i stara się jakoś... Cóż, znieść to że dostała amnezji. Pamiętała niemal wszystko, poza paroma ostatnimi tygodniami, ale nie rozmawiała jeszcze z lekarzem by zapytać, jaka jest szansa na odzyskanie wspomnień. Może one niebawem same wrócą, a może będzie musiała na to dłużej czekać, lub wcale? Było to doprawdy niesamowite zjawisko, bo poza tym była jedynie obolala i poobijana, ale resztę rzeczy pamiętała, jak się czytać który jest rok, kim jest i co robi w życiu.
    Gdy Carter opowiadał jej z przejęciem o tym, że są razem i emocje nad nim wzięły górę, z przejęciem wysunęła dłonie spod kołdry i tym razem ona go ujęła za rękę. Zagryzła wargę bardzo skruszona tym, że to z jej powodu dorosły mężczyzna znalazł się w takim potrzasku uczuć. Nie robiła tego specjalnie z złośliwie czy coś... Miała wrażenie że za tym kryje się coś więcej i jakby brunet nie chce za wiele jej zdradzić.
    - Proszę... Proszę, na pewno będzie dobrze, nie musisz... Nie musisz tak się martwić - powiedziała niepewnie ,trzymając go za palce.
    Nie chciała mówić, że nic nie pamięta i znów sprawić mu przykrość. Moze wystarczy poczekać kilka dni i juz? Musieli się sami przekonać, a na pewno powinni zawołać lekarza i porozmawiać. Emily nie pamiętała kiedy ostatni raz była z kimś związany, była nieufna i ostrożna, więc to akurat był dla niej szok, że znalazła się blisko z kimś takim jak Lucas Carter z elity, ale nie sądziła, by ten człowiek kłamał. Było w nim coś autentycznego i widziała, jak się orzejal. Nie rozumiała tylko, czemu powiedział, że to z jego winy upadła.
    - Może opowiesz mi o tym więcej ?- zaproponowała z uśmiechem. - Może jutro, albo za kilka dni - dodała, by nie czuł się w obowiązku tu ciągle siedzieć. - Czy możemy zawołać lekarza ? - poprosiła, bo chciała usłyszeć diagnozę.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  156. Nie mogła uwierzyć... Ona i jakiś bogacz z elity? A z drugiej strony, czemu właściwie nie? Nie mogła całe życie pokutować za to, czego nie zrobiła, bo właściwie była ofiarą... Ale nie podejrzewała, że ktoś z tego świata dużych wpływów i sławy kiedykolwiek na nią spojrzy. Widziała w brunecie szczerość i widziała też , że aż drży o jej zdrowie, ale .. nie pamiętała jak byli blisko i ile dla siebie znaczą. Nie chciała go ranić, wydawał się kimś, kto dba o innych, ale nie panowała nad tym co się wydarzyło.
    Odprowadziła spojrzeniem Luca i usiadła nieco wyżej, podciągając się na poduszce. Była .. zaskoczona i zagubiona. Przesunęła palcami po twarzy, próbując się rozbudzić i jękneła cicho, wyczuwając tkliwy policzek. Nie miała lustra w zasięgu ręki, ale domyślała się, że wygląda okropnie.
    W rzeczywistości całe ciało miała w siniakach , spadajac po schidach przeturlała się i obiła wszystko co możliwe. Po paru minutach Lucas wrócił z doktorem, a ten od razu podszedł do blondynki i zaczął osłuchiwanie, potem badanie neurologiczne a potem jeszcze zadał kilka pytań logicznych. Na pytania Emily, czy odzyska wspomnienia i jak często dochodziło do takich wypadków jak jej, lekarz wzruszył ramieniem.
    - Urazy głowy są bardzo unikatowe, właściwie każdy jest inny. Gdy dochodzi do utraty pamięci, zwykle powiązane jest to z dużym wstrząsem. Nie ma reguły kiedy wspomnienia wrócą i w jakiej części. Może się to u pani dziać stopniowo i powoli, a może pewnego dnia pani się obudzić i wszystko pamiętać - powiedział cierpliwie mężczyzna i odsunął się, kończąc oględziny pacjentki. - Czy pan coś spał? panu również możemy podać kroplówkę na wzmocnienie - zwrócił się później do Lucasa, zerkając na pobladłego mężczyznę po którym widać było zmęczenie i troski.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  157. Choć jakaś ledwie tlącą się iskierka na dnie duszy Nathy wywoływała w niej ciche wyrzuty sumienia, gdy tak przyglądała się z zaciekawieniem jak biedny Carter usilnie stara się zapanować nad skutkami chaosu, jaki wywołała swoim wyskokiem, kobieta omal nie prychnęła cichym śmiechem. Oj, nawet nie wiedział jak blisko był prawdy, twierdząc, że miała ciężki dzień. Jej zdaniem jednak należałoby Luca lekko sprostować, bo kurwa, nie on jeden był chujowy na tyle, że musiała udać, iż ma do odebrania jakiś śmiertelnie ważny telefon i zamknąć się na parę minut w prywatnym gabinecie należącym wcześniej do ojca, by dosłownie nie wyjebać tego cholernego chłopaka, który przez ostatnie pół godziny maltretował jej uszy swoim - no właśnie, nawet nie wiedziała jak to nazwać, bo powiedzieć, że miał okropny wokal to wciąż byłoby zdecydowanie za mało – przez okno prosto na chodnik. Od blisko pół roku jej piekielny père traktował ją niczym zwykłą marionetkę, jednym celnym słowem potrafiąc sprawić, że chcąc nie chcąc musiała pokornie skłaniać przed nim głowę. Bo nawet ona nie chciała przecież dostać dożywocia za morderstwo. Co z tego, że osobiście wciąż uważała, że zrobiła to wyłącznie w samoobronie, skoro nikt nie chciał jej w to jakoś uwierzyć ? Prawdopodobnie tylko ta myśl powstrzymała ją teraz od ponownego rzucenia się na szatyna, gdy ten po raz kolejny podczas ich znajomości starał się przekazać jej choćby podstawy dobrego zachowania. A może po prostu miał na tyle sprawny instynkt przetrwania, że zdążył w porę sypnąć jej wystarczającą ilość komplementów ? Mało istotne, najważniejsze, że podziałało wręcz cudownie. Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle cała się rozpromieniła, lekko filuternym gestem zarzucając swe długie włosy na plecy, po czym oparła głowę na złożonych dłoniach i wręcz spijała jego słowa niczym krople rosy spadające z liścia po porannym deszczu.
    - Faktycznie, ludzkie losy potrafią być czasem niezwykle zaskakujące. – Przyznała, rzucając mu jeden z tych swoich słodkich uśmieszków, na który zdecydowana większość facetów z taką łatwością się nabierała. – A co właściwie teraz u niej ? – Jak zwykle Francuzka kompletnie nie potrafiła wyczuć tej drobnej zmiany w głosie swojego rozmówcy, sugerującej, że ten jeden raz nie musiała w cale udawać, że takie kwestie faktycznie ją interesują.


    Saffira

    OdpowiedzUsuń
  158. Przysłuchując się rozmowie dorosłych, Dante rozglądał się płochliwie dookoła, a jego umysł instynktownie rejestrował każdy, nawet najdrobniejszy gest, czy też z pozoru najmniej znaczący odgłos na wypadek, gdyby wbrew ich ciągłym zapewnieniom zawisło nad nim jakieś niespodziewane niebezpieczeństwo. Mało to razy przez te prawie półtora roku słyszał już podobne obietnice, a chwilę później w najlepszym wypadku jednak silnie obrywał ? Tylko prawdziwy idiota dawałby się dalej nabrać na tego typu zagrywki. A on za idiotę z pewnością się nie uważał. Jasne, zdawał sobie doskonale sprawę, że sam fakt, że teraz tu stoi mógłby świadczyć o czymś zupełnie przeciwnym, ale niestety wiedział też, że naprawdę nie miał innego wyjścia niż właśnie porzucić w diabły swój wrodzony honor i ruszyć drogą pełną wszelkiej maści występków, bólu oraz permanentnych upokorzeń.
    Zresztą nawet teraz, gdy jego wuj od paru dni udawał doskonałego opiekuna, chłopak cieszył się, że w Nowym Jorku dało się już wyczuć późną jesień, bo dzięki temu chociaż nie musiał tłumaczyć się nikomu ze swojego upodobania do długich rękawów, czy zapiętych aż pod szyję bluz, a co za tym idzie nie musiał się obawiać, że jakiś pieprzony idiota każe mu je ściągnąć, zmuszając go tym samym do wymyślania kolejnych historyjek jakoby to znowu wpadł na latarnię, spadł z drabiny, czy coś w tym stylu. Szkoda jedynie, że nie potrafił w ten sam sposób zatuszować tego jak bardzo przeraża go nagły kontakt cielesny, zwłaszcza w wykonaniu obcych facetów. Owszem, doświadczenie, które zdobył przede wszystkim podczas wykonywania najstarszego zawodu świata nauczyło go, że wszelkie próby zasłaniania ciała przed ewentualnym atakiem są nie tylko całkowicie bezsensowne, ale także odstraszające dla jego potencjalnych klientów, a więc szkodliwe finansowo. A jednak nawet ta świadomość nie mogła sprawić, żeby przestał się spinać i oblewać gęsią skórką zawsze, gdy ktoś dotykał jego głowy. Nie inaczej rzecz jasna było i tym razem, z tą niewielką różnicą, że omal nie zaliczył bliskiego spotkania z framugą, gdy mocno się szarpnął, usiłując uciec przed dłońmi Cartera czochrającymi jego włosy. I choć w tym konkretnym momencie był naprawdę wdzięczny swej kuratorce za to, że w ostatnim momencie pociągnęła go w tył, to szatyna obdarzył już mocno obrażonym spojrzeniem. Jasny szlag, co on sobie w ogóle wyobrażał ?! Że pozwoli, by tak szybko zrobił sobie z niego bezwolną zabawkę ?!
    A gdyby tego wszystkiego było mało, to niespełna minutę później został z nim niemal sam na sam, bo kobieta opuściła lokal, na odchodnym przypominając mu jeszcze, że dowie się o każdym jego nieprawidłowym zachowaniu, więc ma przynajmniej starać się nie pakować w nowe kłopoty. Kurwa, jakże wielką ochotę miał teraz zwiać z tego pieprzonego więzienia, w którym, jak zdążył się zorientować, podczas gdy właściciel przybytku wprowadzał go powoli w podstawy ich przymusowej współpracy, panowała aż zdecydowanie zbyt męska atmosfera, przyprawiająca go aż o mdłości ! Jak on miał niby wytrwać w tym pierdolniku trzy miesiące i zostać w jednym kawałku, skoro któryś z nich miał mieć go zapewne stale na oku ? Nie, zdecydowanie nie zostanie tu ani chwili dłużej, niż będzie to faktycznie niezbędne i walić to jakie poniesie za to konsekwencje. Przynajmniej raczej dotrwa następnego poranka nie dając dupy nikomu, kto mu za to należycie nie zapłaci. Z takim mrocznymi myślami niby to pokornie dał się zaprowadzić mężczyźnie do jego gabinetu. Ba, przez moment nawet zmusił się, by udawać szczerze zainteresowanego jego obietnicami finansowymi, ale gdy tylko wreszcie namacał palcami klamkę, natychmiast ją nacisnął i wypadł z pomieszczenia, kompletnie nie przejmując się schodami. Zresztą czymże było te kilka stopni dla kogoś, kto prawie codziennie zbiegał z piętnastego piętra ?


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  159. Trwając w niemal ciągłym biegu związanym do niedawna ze stałym przebywaniem w trasach koncertowych, a obecnie prowadzeniem istnego pola minowego jakim okazało się dla Nathy Rainbow Feather już zaledwie dwa tygodnie po tym, gdy ojciec zrzucił jej na głowę swój dawny stołek, grożąc przy tym otwarcie, że przy pierwszym wyskoku osobiście wsadzi ją w kaftan bezpieczeństwa, nie miała już ani sił, ani tym bardziej ochoty by przeglądać kolorowe pisma. Prawdę powiedziawszy przez ostatnie pół roku nawet rzadko udawało jej wyskoczyć do jakiegokolwiek klubu. Dzisiaj mogła mówić o szczęściu, skoro dziewczyna mająca zjawić się w wytwórni po tym cholernym wyjcu zadzwoniła do niej z informacją, że dopadł ją jakiś wirus, więc nie będzie mogła przyjść.
    Wszystko zaczęło się jednak sypać w momencie, gdy Francuzka musiała wreszcie pogodzić się z faktem, że jej dealer najprawdopodobniej w ogóle się nie zjawi, a ona, pragnąc się choć trochę rozluźnić, będzie skazana na całkowicie niezobowiązujący flirt z jakimś gamoniem, który następnego dnia będzie mógł się chwalić, że zaliczył randkę ze sławną gwiazdą. Ale i tę historię musiałby podkolorować, ponieważ po tym, czego doznała podczas ostatniego seksu nie potrafiła już dopuścić do siebie jakiegokolwiek faceta, a zwłaszcza dopiero co poznanego.
    Prawdopodobnie to także stało za powodem, dla którego teraz zamiast natychmiast zerknąć na ekran wibrującej komórki, ponownie okrążyła stół, pragnąc dodać choć trochę otuchy swemu wyraźnie cierpiącemu byłemu. Jasne, po tym co przeszła ze strony swego ostatniego managera wciąż za bardzo bała się ni stąd ni zowąd wskoczyć na kolana nawet Carterowi, ale przecież chyba mogła go spokojnie objąć bez obawy, że ten zinterpretuje to jako kolejną próbę podrywu.
    - Przykro mi, Luc, naprawdę. – Ukucnęła przed nim, po czym najzwyczajniej w świecie mocno uściskała. – Wiem, ile dla ciebie znaczyła. – Dodała, przypominając sobie jak bardzo mężczyzna niegdyś się rozpromieniał, gdy tylko wspominał o swojej młodszej siostrze. Zamierzała jeszcze zapytać kiedy dokładnie zmarła, lecz na całe szczęście zdołała w porę ugryź się w język. Nie chciała przecież sprawiać mu jeszcze więcej bólu.


    Saffira

    OdpowiedzUsuń
  160. Ciągłe ucieczki przed nachalnym do granic możliwości, wymachującym w jego stronę czym popadnie wujkiem sprawiły, że Dante mógł poszczycić się naprawdę świetną kondycją. Z tym, że w swoich obecnych obliczeniach kompletnie nie wziął pod uwagę dwóch jakże istotnych kwestii: ergo – zabawa w berka była oczywiście znacznie łatwiejsza do przeprowadzenia, gdy miało się do czynienia z osobą podchmieloną niż trzeźwą, natomiast secundo – nie miał nawet bladego pojęcia gdzie tak właściwie zamierza zwiać. Do domu przecież wrócić rzecz jasna nie mógł, z każdego klubu, w którym zwykle dorabiał dostałby natychmiastowego kopa, a muzułmański cmentarz, na którym była pochowana jego matka znajdował się zdecydowanie za daleko. Zatrzymał się więc zaledwie parę metrów od drzwi Lux, zastanawiając się gdzie też powinien się teraz najlepiej udać, by faktycznie zwiększyć swoje szanse na względnie spokojne przetrwanie do następnego dnia. Tak się pechowo złożyło, że przez to wszystko na kilka sekund stracił swą zwykłą czujność, a to wystarczyło, by znowu poczuł czyjś mocny uścisk. Instynktownie obrócił się w stronę bezczelnego impertynenta, usiłują choć z przybliżeniem określić jakie ma szanse, by mu się wyrwać. I, o zgrozo, z pewnym zaskoczeniem odkrył, że naprawdę minimalne. A jednak nie byłby sobą, gdyby i tak przynajmniej nie spróbował. Co z tego, że ów facet, który według słów Cartera miał mu matkować przez kolejne trzy miesiące wyraźnie górował nad nim masą mięśniową ? Przecież i największego osiłka dało się czasem skutecznie oszukać, nieprawdaż ? A nawet jeżeli nie oszukać, to przynajmniej narobić mu wystarczająco dużo wstydu, by puścił go z własnej woli. I na ten drugi krok zdecydował się właśnie doświadczony zarobkowaniem na ulicach umysł dzieciaka. Postanowił bowiem wywrzeszczeć mu wprost to, czego tak naprawdę od samego początku obawiał się najbardziej, a mianowicie częstego wykorzystywania seksualnego zarówno przez pracowników jak i właściciela przybytku.
    O cholera, w jakże ekstremalnym tempie dotarło do niego, iż właśnie prawdopodobnie popełnił jeden z największych błędów w całym swoim dotychczasowym życiu ! Nawet własnego wuja widział tak bardzo rozjuszonego do tej pory chyba tylko kilka razy. Aż cały podświadomie się skulił, wysłuchując ostrych połajanek ciągnącego go z powrotem mięśniaka. Nie żeby nie zdążył już przyzwyczaić się do męskiego wyraźnie wkurwionego tonu głosu. On zwyczajnie oczekiwał w tej chwili pierwszego razu. Bo ten musiał chyba prędzej czy później nadejść, nieprawdaż ? No i tu był kolejny problem, bo mimo najszczerszych chęci chłopak nie mógł pojąć jakim cudem dotarł do odpowiedniego gabinetu w jednym kawałku. Czyżby zemsta miała po prostu nadejść z opóźnieniem, gdy będzie się tego najmniej spodziewał ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąż jeszcze starannie analizował w głowie całą tą, jakby nie patrząc dziwaczną sytuację, gdy stojący po drugiej stronie pomieszczenia szef tutejszej instytucji ni stąd ni zowąd wybuchnął szczerym śmiechem. Kurwa, co tu się do cholery, odpierdzielało ?! Przed chwilą odstawił pieprzoną głupotę, a facet się jeszcze z tego cieszy ?! Coś mu tu mocno nie grało, więc jeszcze bardziej wzmógł swą i tak już nadwyrężoną czujność. To ona przynajmniej po części stała za tym, że znów poderwał się jak oparzony, gdy tylko ten klaun otworzył barek. To ona również kazała mu po raz kolejny skoczyć prosto do drzwi, gdy szklanka z alkoholem znalazła się na blacie stołu. I to ona omal nie sprawiła, że znowu wypadł na korytarz. Na całe szczęście tym razem podświadomość młodzieńca zdążyła zareagować szybciej od jego instynktu przetrwania. Nie był przecież jakimś pierdolonym bajkowym duchem, by potrafić przechodzić przez ściany, a dałby sobie obie ręce uciąć, że gdyby tak szybko znowu trafił w łapska tamtego sprintera, nie skończyłoby się to dla niego za kolorowo. Ze łzami w oczach obrócił się więc w kierunku swego rozmówcy, w poczuciu beznadziei raz po raz zaciskając i rozprostowując pięści.
      - Cholera, czy mi się to zawsze musi przytrafiać ? – Wymruczał jeszcze ledwie dosłyszalnie nim ponownie skupił się wyłącznie na próbach przetrwania kolejnej nawałnicy.


      Dante

      Usuń
  161. Wyczuwała napięcie i zdenerwowanie. Dostrzegała te niepewność i nie do końca wiedziała, czemu Carter się tak zachowuje i czym jest to spowodowane. Czy ich związek nie był tak silny i udany jak mówił? Albo może... Albo może się kłócili i wtedy doszło do wypadku? Może były jakieś kwestie które musieli sobie wyjaśnić, a ona nawet nie wiedziała o tym? Już sam fakt, że była w związku z kimś tak znaczącym był dla niej nie do pomyślenia, ale dziwne zachowanie Lucasa dodatkowo potęgowało to wrażenie.
    Przymknęła powieki, gdy zrzucił na nią odpowiedzialność i oddał wybór. Nie była teraz na siłach podejmować żadnych decyzji na prawdę i nie bardzo wiedziała, co zrobić. Nie chciała go wyganiać, nic jej nie zrobił (chyba). Ale też nie chciała, by oczekiwał od razu zaufania i wielkiej miłości, bo nie pamiętała ostatnich tygodni i również tego, jak blisko byli.
    - Ja na prawdę nie wiem... - westchnęła cicho i uchyliła powieki, spoglądając na niego zmęczona. - Wszystko mnie boli - pożaliła się i skrzywiła lekko,poprawiając kołdrę. - Jeśli jesteś zmęczony i potrzebujesz iść odpocząć , nie mogę cię zatrzymać. Ale nie chcę, żebyś się czuł wyganiany, skoro jesteśmy... Razem - dodała, by sam podjął decyzję zgodnie z tym jak się czuł. Był blady, oczy miał podkrążone i nie wiedziała jak mu pomóc, ale czuła się winna że z jej powodu zarywał noce i tu siedział .
    Obróciła się lekko, cicho stekajac z bólu i uśmiechnęła się kącikiem ust.
    - Czy my... Znaczy... Czy ja u ciebie pracuje, skoro się spotykamy? Czy tak się to zaczęło?- spytała na prawdę ciekawa.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  162. Emily zatrzymała się na etapie, gdzie walczy o rozwój Bloomme w Nowym Jorku i próbuje się wbić na rynek, a poza tym ... cóż, jest sama. Blondynka była ładna, zgrabna i delikatna, ale mimo wszystko wycofana i nieufna wobec ludzi. Z mężczyznami ciężko jej było nawiązać bliskie znajomości, bo nie wierzyła w ich dobre i szczere intencje. Nie ufała ludziom po tym co ją spotkało, ale też nie potrzebowała towarzystwa, aby czuć się dobrze i usatysfakcjonowana. Chyba była introwertyczką bardziej niż sądziła. Jeśli zaś chodzi o elitę, w ogóle nie widziała siebie w tym towarzystwie, więc informacja o tym, że związała się z wpływowym i majętnym człowiekiem była... szokiem. Mogła uwierzyć, że zakochała się w takim mężczyźnie jak Lucas, był przystojny, dobry, zdolny i pracowity. Nie dochodziło do niej tylko, że on też zwrócił uwagę na nią... Jak to? Dlaczego? Jak to się stało i czemu? Czy mogła mu w to wierzyć? Czy w ogóle miała prawo do takiego związku? Nie była pewna i budziło to w niej wiele wątpliwości, ale też widziała, że brunet jest szczery i bardzo nią zmartwiony, więc nie podejrzewała go o kłamstwo.
    Gdy wyszedł, znów się przykryła i gdy pielęgniarka przyszła sprawdzić kroplówkę i podała jej leki, znowu usnęła. Przespała całą noc mocno na lekach, a gdy kolejnego dnia się obudziła, było już jasno. Przespała chyba kilkanaście godzin!
    - Cześć... - rzuciła cicho na widok Lucasa, gdy się pojawił i przyniósł bukiecik z małych, pachnących frezjii, jej ulubionych kwiatów! Skąd on to wiedział... i gdzie o tej porze zdobyła te kwiaty?! Uśmiechnęła się mile zaskoczona i spojrzała na niego pogodnie.
    Nie wyglądała lepiej, była blada i na pewno na burgery czy cokolwiek nie wyjdzie jeszcze przez kolejny ponad tydzień, bo lekarze nie wypuszczą ją z szpitala, więc tylko uśmiechnęła się rozbawiona jego propozycją. Był strasznie niecierpliwy, totalnie inaczej niż ona.
    - Jest dobrze... spałam całą noc na kroplówce - przyznała i uniosła brwi zaskoczona ile on ma energii. Widziała wiele miłości w jego oczach, ale nic się nie zmieniło i nadal nie pamietała tego, jak ona sama go musi kochać. - Ja... chętnie bym coś zjadła, ale nie wyjdę z łóżka jeszcze przez jakiś czas - zauważyła, spuszczając wzrok na swoje dłonie złączone na kołdrze. Nie wstydziła się tego, ale jakoś... ten stan nie był najprzyjemniejszy, że jest taka słaba.
    Podniosła na niego spojrzenie, chcąc aby jej opowiedział jak wczoraj obiecał o nich i o tym, co się działo, jak zostali parą. Może to był sposób, aby wróciły jej wspomnienia?


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  163. Lucas Carter był dla niej zagadką. Okazywał jej mnóstwo uwagi, czułości, ponadto widziała wyraźnie jaki jest zmartwiony. Skupiał się na niej całkowicie, ostatniej nocy rzekomo czuwał przy jej łóżku, a dzisiaj przyszedł z kwiatami, mimo że na jej ulubiony gatunek nie było teraz sezonu i musiał ich pewnie poszukać. Jednocześnie jednak nie mówił i nie zdradzał nic o sobie, a ona nadal nie miała pojęcia jak doszło do tego, że zostali parą. Nie wiedziała również jakim człowiekiem jest Luc i co w nim najbardziej ja ujęło że się zakochała. Wszystko było jakieś dziwnie tajemnicze a to nie wróżyło nic dobrego i obawiała się tego, co może usłyszeć.
    - Burgery - oznajmiła od razu z wesołym uśmiechem, znów na niego patrząc. Zupełnie nie miała ochoty na jedzenie od leków , acz prawdopodobnie gdy poczuje dobry obiad to po prostu zaburczy jej w brzuchu. Nie jadła nic od dwóch dni, a więc będzie to całkiem zdrowe a burgery od razu jej się spodobały, jak tylko Lucas rzucił jej pomysł.
    Przyjrzała mu się chwilę dokładniej. Dziś wyglądał lepiej. Cienie pod jego oczami zniknęły, jak teraz siedział blisko to czuła ekeganckie oerfuny jakie nosił. Był na prawdę atrakcyjny i nie dziwiło jej że się podobał. Chciała usłyszeć więcej o nim.
    - Czy jedliśmy już razem burgery? - spytała , bo to jedzenie zwykle sprawiało że ludzie byli umorusani na brodzie i mieli ręce wysmarowane sosem i na randkę to się nie nadawało, chyba że na test elegancji przy stole albo dla pary która była z sobą w pełni swobodna. Nie wyobrażała sobie eleganckiego Cartera w burgerowni ale kto wie...
    Usiadła nieco wyżej i zaczesała włosy za ucho, zgarniając je w tył. Widziała że mężczyzna jest jakiś przebity i myśląc, że to z jej powodu uśmiechnęła się na pocieszenie.
    - Opowiedz mi proszę o tym, jak zaczęliśmy się umawiać - poprosiła.

    Emily, która nic nie wie i boi się poznać tę historię :3

    OdpowiedzUsuń
  164. Słuchała go i uważnie obserwowała. Chciała dostrzec coś znajomego, jakiś gest, albo zachowanie, minę, która przytoczy jej wspomnienie i to, jak się przy nim czuła. Ale pewnie musiało to jeszcze chwile potrwać, bo czuła się nieustannie... obca. Jasne, było miło mieć towarzystwo, ale miała pewne wyrzuty sumienia, gdy Carter posyłał jej czułe i troskliwe spojrzenia, a ona nie umiała go nawet swobodnie objąć. Cieszyła się, że nie jest sama, ale na jego miejscu mógł być jej zaufany prawnik, albo znajoma, która była księgową w Bloomme. Czuła, że to nie w porządku, ale powiedziała mu i wiedział, co jej jest i że nie pamięta. I chciał tu być, a nie mogła go wygonić.
    - Czy mogę z sosem avocado burgera? - spytała, gdy Luc odsunął sie, by porozmawiać i zdała sobie sprawę, że to brzmi jakoś znajomo. Burgery, Mickey i avocado. Może to było to, że coś zaczynało jej świtać, ale nie była pewna.
    Uśmiechneła sie, gdy wrócił i usiadł znów obok. A gdy opowiadał o nich i o związku, zdumiona przechyliła się na bok, wpatrując w niego.
    - Czekaj... czemu tak mówisz? - spytała nie rozumiejąc, co miał na myśli o tym, że powiedział jej w żałosny sposób.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  165. Emily nie wiedziała, skąd wzieło jej się to upodobanie do sosu z avocado, ale w sumie chyba to była najzwyczajniejsza rzecz. Nie do końca też była pewna, czy ma to jakiś związek z Lucasem, bo właściwie wszystko co było z nim związane było... nowe. Choć on wydawał się nieco podłamany tym, w jakim stanie się znalazła i że właściwie go nie pamieta. Była w stanie to zrozumieć, a jednocześnie nie umiała tego zmienić i naprawić.
    Lekko się poprawiła na poduszkach, ale gdy tylko się sama uniosła podpierając o materac, całe plecy zaczęły ją boleć. Nie miała okazji jeszcze się widzieć w lustrze, ale była pokryta siniakami, tak sie obtłukła na schodach. Zacisnęła tylko usta, aby sie nie zdradzić z bólem i spojrzała na Lucasa, gdy opowiadał.
    - Zostałam zaproszona na urodziny...? - spytała zdumiona, nie mogąc uwierzyć ani połączyć tych faktów. Jakoś... nie widziała wciąż tego, że miałaby podpasować się do elity. To było dziwne i nierealne w jej mniemaniu.
    Było w jego opowieści kilka punktów, które jej się nie podobały. Czy oni się często kłócili? Czy ona w jakikolwiek sposób miała powody, by go unikać i nie spędzali czasu na przyjęciu razem? Czemu Lucas sie o nią bał i jej szukał? Czy jej coś groziło? Czy miała jakieś problemy?
    - Bierzesz narkotyki? - spytała wprost, lekko zaciskając dłonie na pościeli. Jej matka z rodziny zastępczej piła i ćpała, a te wspomnienia sprawiły, że nie umiała tolerować uzależnień u innych. Wiele jeszcze elementów z opowieści Lucasa były niejasne, ale to uderzyło w nią najbardziej.
    Przechyliła głowe, widząc jak odwraca wzrok. Dlaczego nie chciał na nią patrzeć, gdy mówił o nich, skoro rzekomo ją kochał?
    - Lucas... - zaczeła spokojnie i odetchnęła głeboko. - Czemu miałbyś mnie stracić? - tego również nie rozumiała. Jej policzki lekko się zaróżowiły z zakłopotania, gdy wyjawił, że uprawiali seks w jakimś pokoju konferencyjnym na cudzym przyjęciu. Oh to było do niej raczej niepodobne, ale możliwe, że sama siebie nie znała i już.
    To dziwne, ale im więcej jej mówił, tym ona miała więcej pytań.

    Emi, która nic już nie rozumie

    OdpowiedzUsuń
  166. To co widziała przed sobą, to wcale nie słaby i żałosny człowiek, ale skrzywdzony i samotny. Słuchała go i widziała, jak wiele kosztuje go , by powiedział jej o swoich lękach, o tym co uważa za słabość o wszystkim tym, co sprawiało, że czuł się mało warty.
    Ściągneła brwi, słuchając imienia jego pierwszej miłości. Coś jej zabrzęczało i coś skojarzyła, ale nie była pewna co. Potrafiła zrozumieć jego emocje. Został porzucony i zdradzony, więc czuł sie niegodny uczuć i się nie angażował. Z drugiej jednak strony nie do końca wiedziała, czemu zakładał, co ona może zrobić. Nie mógł jej znać, skoro tak myślał, że pewnego dnia się od niego odwróci, bo była lojalna, wierna i wyrozumiała, potrafiła dostrzec w ludziach to co najlepsze. Ona też została zraniona, wykorzystana i odrzucona.. Czy nie mówiła mu o tym? A może już się o to kłócili?
    - Jak dużo o sobie wiemy? - spytała, trochę niepewna co do tego, jak bardzo sobie ufają i jak są wobec siebie szczerzy. Czy ona wiedziała o tym, że Lucas zażywa narkotyki? Czy rozmawiali o tym? Czy zaakceptowała to mimo że wzbudzało to w niej ogromny wewnętrzny sprzeciw.
    Widząc, że Lucas jest w rozsypce, uniosła dłoń i lekko dotkneła jego ramienia. Miała wrażenie, że jest niestabilny, że jest w takim napięciu, że ledwo trzyma się w całości. Nie wiedziała, co zrobić, jak się zachować i co powiedzieć, by się uspokoił.
    - Ja... czy ja też ciebie krzywdzę? - spytała niepewnie, bo może teraz będzie w stanie powiedzieć jej wprost, jeśli coś między nimi nie jest dobrze. Może jak sobie wszystko przypomni, to będzie im lepiej i łatwej.

    lekko przerażona Emi

    OdpowiedzUsuń
  167. Nie była pewna, czy wie jakim jest człowiekiem Lucas. W sensie coś jej podpowiadało, że nawet przed wypadkiem, gdy o wszystkim wiedziała i pamietała, nie mówił jej wszystkiego. Dla Emily przemilczenie prawdy to też było kłamstwo i chyba powinni na nowo zbudować filary swojej znajomości, nie tylko związku.
    Przez jej twarz przebiegł grymas bólu, ale w tej chwili nic jej nie dolegało. To on, ten wysoki, barczysty i silny mężczyzna wydawał się... cóż, sprawiać, że współodczuwała jego cierpienie. Bo o ile była empatyczna, o tyle on rzekomo był jej blisko i wyjatkowo mocno przeżywała to, co jej mówił i jak się zachowywał.
    - Ty krzywdzisz mnie...? - powtórzyła zagubiona. Z tego co mówił, ich związek nie był ani zdrowy, ani szczęśliwy. Po co w ogóle byli razem, skoro wszystko wokół im nie pasowało i się psuło? Jak w ogóle się dobrali? Jeśli była to tylko chemia, to Emi nie chciała wierzyć, że poddała się urokowi bruneta, choć niezaprzeczalnie coś w sobie miał.
    Nic nie rozumiała z tego, co jej mówił i czuła się zaniepokojona. Czy na pewno była w związku z kimś, kto wyrządzał jej krzywdę? Nie chciała w to wierzyć i coś jej podpowiadało, że Luc przesadza. Luc... już nazywała go tak w myślach i zauważyła, że nie czuje do niego takiego dystansu. Widząc jak mężczyzna się załamuje, wyciągneła rękę i złapała go za materiał koszuli, lekko ciągnąc do siebie.
    - Chodź tu... Chodź do mnie... - poprosiła, by sie uniósł z krzesła. Nie była w stanie sama się do niego przysunąć, więc gdy uległ jej prośbie, otoczyła go ramionami. Chciała go przytulić, ale musiał jej pozwolić i pomóc w tej bliskości, bo była obolała i nieco otępiała po lekach i kroplówkach.
    Pocałowała go w skroń i pogłaskała po włosach, czując jak drży. Poczuła też na swoich policzkach łzy, które z siebie wylewał.
    - Przykro mi że przysparzam ci zmartwień i się boisz - powiedziała cicho i łagodnie, nie przestając delikatnie muskać jego włosów i ramiona. - Dziekuję, że mi o tym wszystkim mówisz, Luc - dodała jeszcze, zerkając na niego ostrożnie.


    Zatroskana najlepsza nieobecna dziewczyna ever! <3

    OdpowiedzUsuń
  168. Emily wiedziała, że gdy człowiek nosi na swoich barkach zbyt wiele, że gdy zaczyna go wszystko przytłaczać, musi pozwolić sobie na chwile, by złapać oddech. Dla niektórych płacz był oczyszczeniem, dla innych wybuch agresji, jeszcze inni po prostu musieli wszystko przemyśleć i się wyciszyć. Każdy reagował inaczej i ani teraz blondynka nie miała pretensji do Lucasa że się załamał, ani nie miałaby gdyby zdarzyło sie to przed wypadkiem i martwiące było to, że tego nie rozumiał. Tak na prawdę wychodziło na to, że wciąż się od niej odgradzał, trzymał dystans i ... cóż, chyba nie ufał sam sobie i nie pozwalał sobie zaufać jej.
    - To nic... płacz pomaga - powiedziała łagodnie, pozwalając mu się uspokoić. - Pokaż mi że na mnie zasługujesz, nie skreślaj sam siebie od razu - poprosiła jeszcze, patrząc mu w oczy. Cóż, dając szansę sobie, dawał szanse im obojgu niejako.
    Musneła palcami jego policzki, gdy był blisko, jakby chciała poznać fakturę jego skóry i wydawało jej sie, że doskonale ją pamięta. Nie wszystko w nim było dla niej obce i nowe, czy nieznane.
    Odwróciła wzrok w stronę drzwi i zabrała ręce od Lucasa, gdy przyszedł jakiś obcy facet. W sali od razu zapachniało burgerami i uśmiechnęła sie, odwzajemniając jego wesoły i uprzejmy wyraz. Od razu rozpoznała, że to miły człowiek i dobrze, że przy Lucasie byli tacy przyjaciele.
    - Cześć... przepraszam, ale nie pamietam... ale chyba lubię twoje burgery - powiedziała wesoło.

    Słodziutka jak lukier kochana Emcia <3

    OdpowiedzUsuń
  169. Patrzyła na jednego i drugiego, nie rozumiejąc o czym rozmawiają. Miała wrażenie, że coś ją omija, ale pewnie musiała przywyknąć do takich sytuacji, skoro część jej pamięci gdzieś się zagubiła. Nie rozumiała jeszcze, że w pracy będzie to spore utrudnienie, szczególnie że ostatnie tygodnie Bloomme mocno się rozbudowało i wiele pomysłów i klientów było nowych, ale teraz się tym nie martwiła.
    Kiedy Mickey wyszedł, Emily odwrócił się do bruneta, patrząc jak wyjmuje burgery. Prawdopodobnie nie zje całego, ale też bardzo prawdopodobne że Lucas wiedział, jak niewiele jadła i był na to gotowy. Ciekawa była jak dobrze się nie tylko znają, ale i dogaduję i jak już potrafią dobrze z sobą współpracować na tej partnerskiej relacji.
    - Byłes już u mnie ? - spytała nagle, przypominając sobie, że jej mieszkanie to jej oaza i nie sprowadza tam wiele osób. I to mogło oznaczać jak daleko w zaufaniu się posunęli, a przynajmniej ona. - O ten, na pewno jest mój - wskazała burgera w opakowaniu poplamionym na zielono sosem z avocado i wyciągnęła ręce po swoją porcję. Była głodna jak wilk aż jej zaburczało w brzuchu!
    Gdy na moment zamilkli, aby się wgryźć w burgery, po kilku minutach Emily opadła gebiej w poduszki. Zmęczyła sie jedzeniem!
    - Jak właściwie doszło do wypadku...? - spytała, zdając sobie sprawę, że nie ma pojęcia co się właściwie wydarzyło.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  170. Uśmiechnęła się, czując kombinację smaków. Wyczuwała jeszcze chyba... orzechy w burgerze? Coś dziwnego, ale nie umiała tego rozpoznać. Danie było pyszne i słuchała Lucasa zafascynowana. Na prawdę musiała mu ufać, na prawdę musieli być blisko i sprawy musiały też zajść dalej, skoro nie tylko zaprosiła go do siebie, ale on zostawiał jej auto. Jak w normalnym, dojrzałym związku.
    Uśmiechneła się szeroko, gdy wspomniał jej sąsiadke, kojarzyła tę staruszkę. Na wspomnienie sukienki i na widok tego błysku w jego oczach, poczuła że doskonale wie co miał na myśli. Wciąż jednak pozostawał w pewnym sensie obcy i jakoś nie umiała swobodnie mówić i myśleć o tym, że uprawiają seks... Zarumieniła sie, skupiając na burgerze, choć po kolejnym kęsie miała już dość.
    - To chyba dobrze...? - rzuciła niepewnie. Cóż, wiedziała o którą sukienkę mu chodzi, miała w szafie tylko jedną taką wyjątkową kreację. I to chyba było nawet bardzo dobrze, jeśli mu się podobała, prawda?
    A potem Luc zrobił się jakiś dziwny, wycofał sie i jakby wystraszył... Zauważyła już, że jest dość emocjonalny i ma zmienne nastroje. Nie rozumiała tylko skąd mu się to wzieło i dlaczego zachowuje się w taki sposób.
    - Klientka...? W LUX? - spojrzała na niego zdumiona, marszcząc brwi nieco zmieszana, bo nie widziała w tym sensu i logiki. Odłożyła burgera na bok i wytarła dłonie w chusteczke, próbując to zrozumieć. - Ale dlaczego? - nie umiała tego pojąć. Nie potknęła się, ale ktoś ją zepchnął... to musiało znaczyć coś więcej niż wypadek.
    Wpatrywała się w Lucasa wyczekująco i świdrowała go spojrzeniem. Coś jej tu nie pasowało.

    podejrzliwa E.

    OdpowiedzUsuń
  171. Faceci… Czy oni naprawdę zawsze musieli postrzegać ją przez pryzmat głupiutkiej Francuzeczki, która mimo, iż zwiedziła kawał świata, to wciąż nie potrafi przewidzieć co im tak naprawdę siedzi w tych ich durnowatych łbach ? Naprawdę miała teraz szczerą ochotę dać Lucowi w gębę i uświadomić, że po kim jak po kim, ale po nim by się tego nie spodziewała, bo przecież, do cholery, znał ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie jest aż tak bardzo naiwna na jaką może się wydawać na pierwszy rzut oka, lecz w ostatniej chwili się powstrzymała, uświadamiając sobie nagle z całą mocą, że w tej konkretnej chwili miał wystarczająco dużo problemów, więc nie musiała mu jeszcze dokładać tych związanych z własnym mocno podrażnionym przez ostatnie wydarzenia ego. A jednak nie byłaby przecież sobą, gdyby przynajmniej nie strzeliła mu małego focha.
    - Nie, dzięki. – Odparła, wstając. - Mam inne spotkanie. – Dodała, odblokowując ekran komórki. Serio ? Czy ten pierdolony chłopaczek, który miał jej prawie półtora godziny temu dostarczyć dragi naprawdę był aż tak bardzo naiwny, by myśleć, że pozwoli mu od tak przekroczyć progi Rainbow Feather ?! A niech się pieprzy. Ostatecznie była w klubie pełnym facetów, którzy nawet po jej gwałtownym wystąpieniu dalej gapili się na jej tyłek niczym wygłodniałe wilki na kawałek mięsa za nic mając najwidoczniej również fakt, że Carter robił im wyraźną konkurencję. Była więc niemal pewna, że będzie w stanie sama coś sobie skołować. Wystarczy, że dostatecznie dobrze omota któregoś z nich, a ten głupek spełni każdą jej zachciankę. A ona przy okazji zemści się na Lucu za to jak bardzo oczywisty kit próbował jej wcisnąć. - A la prochaine. – Rzuciła jeszcze w swoim rodzimym języku zanim odeszła od zajmowanego przez nich stolika, nieznacznie kręcąc biodrami.
    Jak zwykle na efekty nie musiała zbyt długo czekać. Może i znowu doczepił się do niej ten sam okropny brodacz, który startował do niej od samego początku, lecz tym razem dopuściłaby do siebie nawet samego diabła byle tylko dobitnie uzmysłowić swemu byłemu jak bardzo fatalnie może skończyć się dla niego igranie z jej dumą.
    - Wiedziałem, że w końcu się nim znudzisz i wrócisz do mnie… - Mruknął, przyciągając Nathy trochę zbyt blisko siebie i niemal natychmiast sięgając łapami do jej pośladków, powodując, że na początku nieco się spięła, automatycznie powracając wspomnieniami do swojego ostatniego zbliżenia. Szybko jednak ochrzaniła się za to w myślach, przypominając sobie, że tym razem to tylko gra mająca na celu wyprowadzenie z równowagi ex, więc nie musi się o nic martwić.
    - A ty czekałeś na mnie niczym prawdziwy dżentelmen. – Odparła, czubkami palców muskając tors mężczyzny, od którego aż na kilometr zalatywało czymś znacznie mocniejszym niż zwykła maryśka. Wiedziała więc przynajmniej, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu – rozdrażni Lucasa i zgarnie trochę towaru od tego wyraźne coraz bardziej nakręcającego się cwaniaczka.
    - Mam nadzieję, że się mi za to należycie odwdzięczysz. – Zanim w ogóle zdążyła się zorientować przyparł ją do najbliższego stolika i zaczął zdzierać z niej sukienkę.
    - Hola, koleś, czy ciebie do reszty pogięło ? – Spytała, instynktownie obmacując blat w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby mu przywalić. Niestety niczego takiego nie znalazła, a torebka, w której miała ukrytą puszkę z gazem pieprzowym znajdowała się teraz zdecydowanie za daleko, by mogła ją spokojnie dosięgnąć. Ale nawet będąc w tak kiepskim położeniu nie zamierzała oczywiście poddać się walkowerem. Zdołała zadać mu kilka rzeczywiście pięknych ciosów nim wreszcie postanowił skrępować jej nadgarstki.
    - Niegrzeczna dziewczynka. – Stwierdził, pochylając się nad nią jeszcze niżej niż poprzednio, w wyniku czego omal nie zwymiotowała. I choć szarpała się niczym opętana, jednocześnie wyzywając go od najgorszych, coraz bliższa była stwierdzenia, że tylko robi z siebie idiotkę, bo przecież ten gbur wygląda przy niej niczym wieloryb (do tego stwierdzenia pasowałaby także jego tusza) przy myszy.


    Lekko przerażona Saffira

    OdpowiedzUsuń
  172. Miał kompletnie wywalone na to, co mówi do niego ten facet. Nie pierwszy (i zapewne nie ostatni) raz słyszał podobne bzdety, więc doskonale zdawał sobie sprawę, że przynajmniej część jego słów może równie dobrze od razu włożyć między bajki. W tej konkretnej chwili zdecydowanie bardziej interesowały go jego gesty i to na ich dogłębnej analizie skupił się właśnie jego umysł, robiąc to na tyle dokładnie, że omal nie przegapił jakże cennej wzmianki o swoim tutejszym opiekunie (a przynajmniej kimś w tym rodzaju, bo prawdę powiedziawszy nie potrafił jeszcze dokładnie zdefiniować tej całkowicie nowej dla siebie relacji). Zmusił się nawet do lekkiego podniesienia oczu i chwilowego skupienia kierując się zasadą, iż im więcej danych zdobędzie się o swoim wrogu na początku tym łatwiej się przy nim później przetrwa.
    ***
    Pierwszy tydzień tego koszmaru minął mu względnie spokojnie, jeśli nie liczyć kilku prób ucieczek, które tym razem kończyły się dla niego jeszcze w murach klubu na sam dźwięk rozbitego szkła, czy jakiejś szarpaniny, włącznie z tymi dochodzącymi z pewnej oddali. Niestety świetnie wiedział, że ta idylla nie mogła trwać wiecznie, bo jego wuj prędzej czy późnej odkryje nową skrytkę, w której przechowuje zarobione pieniądze, a wtedy z całą pewnością wróci do swoich zwykłych nawyków. I faktycznie, już w następne wtorkowe popołudnie wróciwszy ze szkoły nie zastał go w domu, a gdy otworzył drzwi lodówki w jej wnętrzu znowu zauważył liczne butelki z alkoholem.
    - No jasne, czyli zaczynamy zabawę od początku. – Mruknął, wyciągając wiktuały potrzebne mu do przygotowania obiadu, po którego spożyciu udał się prosto do szafy z kocią karmą. Tym razem jednak Dantemu nie chodziło tylko o nakarmienie kręcącej mu się pod nogami Lily. Chciał przede wszystkim upewnić się, że pusta puszka, którą parę dni temu odstawił na sam koniec dalej zawiera w sobie forsę, choć, jeśli miałby być szczery, to po tym, co odkrył w kuchni nie robił sobie na to już zbytnich nadziei. I dobrze, bo przynajmniej się nie załamał, gdy w ogóle jej tam nie zastał.
    Jedynym, co mógł zrobić w tak beznadziejnej sytuacji było pogodzenie się z obecnym stanem rzeczy i jako takie przygotowanie się do nadchodzącego huraganu, z którym z całą pewnością przyjdzie mu się zmierzyć, gdy tylko jego krewny przekroczy próg. Godziny, które mu do tego pozostały postanowił przeznaczyć na naukę, którą ostatnio i tak mocno zawalił przez ten cały chaos związany z zatrzymaniem i tym wszystkim, co ono ze sobą przyniosło. Jeszcze tego by mu brakowało, żeby nie zaliczył semestru.
    Całkowicie pochłonięty tym zajęciem nie zdążył dostatecznie szybko zarejestrować pojawienia się tutejszego pana i władcy. Nic więc dziwnego, że z niejakim spokojem wyszedł z pokoju, gdy tylko wybiła odpowiednia pora, by musiał zbierać się do Lux pewny, że oprócz futrzaka nikogo innego nie ma w apartamencie. Jakież było jego zaskoczenie, gdy nagle poczuł mocny uścisk na swoim nadal nie w pełni sprawnym lewym nadgarstku, a chwilę potem został obrzucony istnym wodospadem wyjątkowo mało przyjemnych epitetów i morzem razów. Co gorsza z jego dotychczasowego doświadczenia jasno wynikał prosty wniosek, że nawet gdyby próbował temu okrutnikowi wytłumaczyć, że śpieszy się do nałożonej mu przed sąd pracy ten nie dość, że miałby to głęboko gdzieś, to jeszcze bardziej by się wściekł. Pozostawało więc mu tylko grzecznie czekać aż mężczyzna zmęczy się na tyle, by mógł mu się względnie prosto wyszarpnąć.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  173. Patrzyła na nieg, czując jak w jej żołądku rośnie i zaciska się w ciasny, twardy supeł jakaś gula. Przełknęła ślinę głośno, skrzywiła się nawet, bo chyba ją zemdliło i przymkneła powieki. Zaczeło jej suzmieć w głowie, gdy zrozumiała, co miał na myśli.
    - To... twoja była kochanka mnie zepchneła z schodów? - spytała wprost, nazywając wszystko bez ogródek bezpośrednio. - Bo jestem z tobą? - dodała znacząco, niemal bezlitosnie obzierając tę sytuację z wszelkich zaowalowań.
    Jeśli obawiał sie, że ją rozgniewa, to mial słuszność do tych obaw. Powinien jej powiedzieć od razu prawde, powinien być szczery, nawet jesli ta prawda była trudna i bolesna. Ale Emily nie mogła zrozumieć, czemu on się boi z nią szczerze rozmawiać na pewne tematy, a na inne jest totalnie wylewny i otwarty? Czy to znaczy, że cały ich wiązek składał się niekiedy z półprawd, albo niedomówień? Jakim cudem ona się na to godziła i w tym tkwiła, kiedy stawiała zawsze na szczerość i rozmowy mimo tego jak ciężkie i niewygode były wydarzenia?
    - Czy ty... mnie okłamujesz w naszym związku? - spytała zamiast odpowiedzieć na jego pytanie. Nie miała go za potwora, choć wolałaby aby zamiast grozić byłej kochance, co doprowadziło do tej zemsty, która sprowadziła ją do szpitala, załatwiali wszystko razem. A wyglądąło na to, że Lucas od wszystkiego ją odcinał, za to ona nawet tego nie wiedziała.
    Odetchneła głeboko, krzywiąc sie, gdy znów poczuła rwący ból w ciele.
    - Czy ja w ogóle ciebie znam? Czy ja wiem jakim człowiekiem jesteś? - spytała słabo, czując się.. jakby ją zawiódł. Jakby zawiodła samą siebie w pewien sposób.


    Emi, która nie wie na czym stoi

    OdpowiedzUsuń
  174. - Więc przemilczasz, albo ukrywasz fakty? - rzuciła z złością, czując że nie jest w stanie zrozumieć tego mężczyzny. - W związku nie ma instrukcji, trzeba po prostu rozmawiać i dzielić się wszystkim, Lucas - mruknęła. - Nie mówiłeś mi nic, więc nie wiedziałam na co mam uważać, przed czym też sama muszę się chronić i skończyłam w szpitalu.
    Starała się go poznać, dowiedzieć czegoś o ich związku, a rozumiała coraz mniej. Mało tego, wydawało jej sie, że jest z kimś, kto nia manipuluje i nie mogła się na to zgadzać dłużej. Zacisneła dłonie na pościeli, czując jak rośnie jej ciśnienie. Dostała wypieków i zaczęła oddychać szybciej, a kilka ikonek na ekranie do którego była podłączona zaczęło migać alarmująco.
    - Ja też byłam długo sama. Całe życie byłam sama i tylko samej sobie mogłam ufać, jeśli tego nie wiesz... to znaczy że nasz związek nie jest prawdziwy, bo mnie nie znasz. Potrzebuję kogoś nie kto mnie ochroni, ale na kim mogę polegać - wydusiła i zaczęła kaszleć, czując jak ją dusi w piersi. Coś zaczeło dzwonić alarmująco i do sali wpadła pielęgniarka.
    Kazała odsunąć się Lucasowi i przyłożyła maskę z tlenem do twarzy Emily, by dostarczyć jej powietrza. Blondynka chwyciła urządzenie i przycisneła do ust, aby odetchnąć. Powieki jej opadły i próbowała sie uspokoić, i nic nie mogła poradzić na to, że zaczęła płakać. Była zła, smutna i słaba, a rozmowa z Lucasem wcale nie przebiegała dobrze i miło.
    - Proszę wyjść, co wy tu robicie? Ona ma odpoczywać! - ochrzaniła go pielęgniarka, wskazując drzwi.

    Emi, którą wszystko przerosło

    OdpowiedzUsuń
  175. Emily obudziła sie po kilku godzinach w środku nocy, czując palący ból w płucach. Chyba przespała kilka dobrych godzin i dostała nową kroplówkę. Potem do rana nie mogła zmrużyć oka, rozmyślając o Lucu Carterze. Miała od niego jeszcze więcej pytań, bo nic nie rozumiała. Okej, byli parą. Ciągnęło ich do siebie i pewnie uprawiali udany seks. Ale to nie wszystko. Gdzie zaufanie? Czemu on jej nie mówił o niczym, wszystko załatwiał za jej plecami jak jakiś pieprzony mafioso, niby ją chronił, a i tak kończyła w szpitalu. Czemu nie mówił jej o tym, co się dzieje? Czemu zakładał, że kiedyś go zostawi i unikał tej cholernej szczerości? Była zła i zagubiona. I nie mogła się pogodzić, że tkwi w takiej relacji.
    Dopiero nad ranem udało jej się wreszcie przysnąć.
    Kiedy brunet pojawił się w jej sali, znowu wybudziła się i spojrzała na niego w sumie zaskoczona tym, że przyszedł. Skinieniem dała znak, aby wszedł i skupiła spojrzenie na kolejnym bukiecie, który jej przyniósł. Jeśli miał zamiar codziennie jej coś przynosić, to niedługo sala okaże się za mała i było to urocze i zabawne.
    - Hej - przywitała i odetchneła głeboko. - Luc ja... też cię przepraszam - przyznała cicho. - Po prostu nie rozumiem, czemu mnie tak traktujesz - przyznała z westchnieniem. - Chcesz mnie chronić i zamykasz mnie w jakiejś złotej klatce nieświadomości i to najgorsze co możesz robić.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  176. Mineło kilka dni, podczas których leżała w szpitalu i otrzymywała leki. Na jej ciele siniaki zmieniały już kolor i czuła się nieco silniejsza. Odrobinę mniej bolała ją głowa i powoli zaczynała układać sobie wszystko to, co jej opowiedział Lucas. Było tego sporo i nie mogła się nadziwić, ile się wydarzyło od września, czy nawet kilka miesięcy wcześniej.
    Wobec samego Cartera była grzeczna i miła, ale nie mogła ani go pocałowac, ani zgodzić się na to, by ją obejmował. Nawet jeśli sprawiało mu to przykrośc, ona potrzebowała czasu i chyba oboje musieli sobie wszystko poukładać. Jej pamięć nie wróciła, ale niekiedy miała pewne skojarzenia i wrażenia deja vu, wtedy podpytywała o różne rzeczy Lucasa i on wydawał się niezmiernie ucieszony i pełen nadziei, że Emily znów będzie jak dawniej. Na razie jednak jeszcze nie była.
    Gdy przyszedł dzień wypisu z szpitala, nie była pewna, czy wracać do siebie, czy przenieść się do znajomej. Do Lucasa nie chciała się wpraszać, wydawało jej się to nie na miejscu. Ubrała się w swoje ubrania, które podrzuciła jej koleżanka i gdy zapinała spodnie, do sali wchodził Luc.
    - Cześć - usmiechneła się ciepło, bo nawet jeśli nie pamiętała że są razem, na prawdę czuła się już przy nim dobrze. Poprawiła bluzkę, którą się podwineła i usiadła na materacu, aby ubrać buty.

    E.

    OdpowiedzUsuń
  177. [Cześć!
    Dziękuję pięknie za powitanie! Tak sobie pomyślałam, że może będzie to jakaś odmiana w przewadze bogatych księżniczek i skandalistek. :D Chętnie posłucham, co tam Ci chodzi po głowie!]

    Honey Lovett

    OdpowiedzUsuń
  178. Oczywiście, że wiedziała, że podrywanie zupełnie obcych mężczyzn nie zawsze musi skończyć się dla niej dobrze, ale nie spodziewała się też z pewnością, że jeśli trafi na jakiegoś wstawionego frajera, osobą ratującą ją z tej patowej sytuacji będzie akurat jej były. Już szybciej spodziewałaby się któregoś z ochroniarzy czy jednego z tych okropnych lalusiów, którzy stale szwendali się za nią na zlecenie ojca. A może ci ostatni w końcu dali sobie spokój po tym jak bardzo zalazła za skórę zdecydowanej większości z nich ? Jakiekolwiek nie byłoby wytłumaczenie tego, że żaden z nich nie miał najwidoczniej najmniejszego zamiaru ruszyć jej na ratunek, nawet przez myśl by jej nie przeszło, że kiedykolwiek przyjdzie jej widzieć Luca aż tak bardzo wyprowadzonego z równowagi. A przecież podczas trwania ich krótkiego związku wielokrotnie dawała mu ku temu powody. Zwłaszcza na koniec, gdy oświadczyła mu, że niedawno usunęła ciążę, w której wyniku najprawdopodobniej mogło narodzić się ich wspólne dziecko. Nawet wtedy nie zauważyła w jego oczach takich błyskawic jak teraz, choć wyraz jego twarzy po tej rewelacji miała zapamiętać już chyba do końca życia. I prawdę powiedziawszy nie wiedziała jak dokładnie powinna na to zareagować. Z jednej strony miała bowiem ochotę wybuchnąć okropnym płaczem, bo po głowie wciąż kołatał się jej obraz gwałcącego ją managera, ale z drugiej musiała przecież znaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi, by powstrzymać go od dokonania morderstwa, bo ojciec na sto procent cholernie by się na niej zemścił, gdyby dowiedział się, że z jej powodu znowu posypały się trupy.
    - Kurwa, Carter ! – Poderwała się szybko, zdając sobie sprawę, że facet z obsługi właśnie sięga po komórkę, by zadzwonić po gliny. – Opanuj się, już wszystko dobrze ! – Rzuciła, jakimś cudem wpychając się między niego a krwawiącego brodacza i chwytając stanowczo za wciąż uniesiony nadgarstek ex. W chwili obecnej miała kompletnie wywalone na to, czy sama przy tym nie oberwie rykoszetem. Musiała przecież, do cholery, zapobiec niepotrzebnemu morderstwu. – A pan niech odłoży ten telefon. – Poprosiła kelnera, który wciąż gapił się na nich oczami wielkimi jak Księżyc w pełni, najwyraźniej zastanawiając się czy to już aby nie czas, by wyprosić pozostałych klientów dla ich własnego bezpieczeństwa. – Poradzę sobie z nim, zapewniam. – Dodała, serwując mu jeden z tych swoich słodkich uśmiechów, który zawsze działał na facetów niczym najlepszy balsam.


    Saffira

    OdpowiedzUsuń

  179. Pod wpływem bólu spowodowanego przez kolejne wściekłe razy spadające na jego ciało Dante szybko stracił poczucie czasu. Zresztą jak zwykle, bo po co było w ogóle zwracać uwagę na mijające minuty, skoro i tak zlewały się one w jedną cholernie spójną całość… W każdym razie, gdy wreszcie cała ta katorga dobiegła końca, z włączonego w kuchni radia mającego zapewne choć trochę zagłuszać wrzaski jego wuja dało się już słyszeć wiadomości, więc chłopak mógł się łatwo domyślić, że na jego nieszczęście facet zyskuje coraz lepszą kondycję, a co za tym idzie lanie, które przyjdzie mu dostawać też będzie coraz gorsze i długotrwałe. Pięknie, jeśli pójdzie tak dalej, to jemu samemu nie starczy już na to z pewnością siły. Będzie musiał poszukać sobie innego miejsca do wegetowania. I walić to w jak wielkie kłopoty się przez to wpakuje. Najważniejsze, że przetrwa. Jakoś, ale zawsze to lepiej niż nie podjąć żadnych działań i wylądować na intensywnej terapii czy dwa metry pod ziemią w małej drewnianej skrzynce, czyż nie ?
    - No, ładniej raczej nie będzie. – Stwierdził, rzuciwszy ostatnie spojrzenie w stronę łazienkowego lustra, przed którym spędził dobre pół godziny usiłując choć trochę zatuszować skutki gniewu swego krewnego. – A z tym – Spojrzał krytycznie na swój lewy nadgarstek. – i tak sobie nie poradzę. – Dodał, zgarniając z pralki wyraźnie niezadowoloną z tego stanu rzeczy kotkę. – Daj spokój, księżniczko, oboje wiemy, czym mogłoby się dla ciebie skończyć zostanie z nim. Nie chcemy powtórki z rozrywki. – Nie zważając na ostre pazury zwierzęcia, wymsknął się cichcem z mieszkania i zbiegł na parter, by jak zwykle podrzucić Lily do służbówki portiera.
    - Hej, mały… - Miał pecha, bo staruszek najwidoczniej nie miał nic lepszego do roboty od podejmowania kolejnej próby wtrącania się do jego prywatnych problemów. Aby uniknąć niepotrzebnej konfrontacji, nastolatek wypadł na ulicę niczym strzała, omal nie wpadając przez to pod jakiś pędzący rower. Na całe szczęście kierujący nim człowiek zdołał jeszcze w porę skręcić, mrucząc coś pod nosem jakoby to małe dzieci nie powinny o tej porze same kręcić się po ulicach. Cóż, może i miał rację, ale co miało zrobić dziecko, które nie miało na tym świecie nikogo, kto odprowadziłby je bezpiecznie z punktu A do punktu B ? Odpowiedź była tylko jedna: szło same.
    I tak właśnie postąpił Kubańczyk, przez całą drogę do Lux starając się wykombinować jakiś drobny kit, który pomógłby mu uniknąć kary, która niewątpliwie spadnie na jego głowę po tak niebotycznym wręcz spóźnieniu. Pech chciał, że opcja z zaśnięciem nad książkami i nieusłyszeniem budzika, którą usiłował wcisnąć swemu opiekunowi po przekroczeniu progu wyraźnie na niego nie podziałała, więc znowu wylądował w tym przeklętym gabinecie. No ile, kurwa, można ?! Los wyraźnie nie zamierzał ułatwiać mu życia. Ba, sytuacja, w której się obecnie znalazł, dość szybko wymsknęła mu się spod jakiejkolwiek kontroli. A jedyną odpowiedzią jego przerażonego organizmu było włożenie wszystkich sił w to, by jak najszybciej wyrwać się szefowi tej instytucji i nawiać w najbezpieczniejsze możliwe miejsce, czyli na cmentarz, na którym od półtora roku spoczywała jego matka. Bo nieboszczycy nie mogli mu już wyrządzić żadnej krzywdy, jego wuj odwiedzał to miejsce tylko podczas najważniejszych świąt, a osoby niezwiązane z obrządkiem muzułmańskim zjawiały się tam niezwykle rzadko. Ale i od tego został natychmiast powstrzymany. Przez parę następnych minut mierzył Cartera obrażonym spojrzeniem, instynktownie starając się naciągnąć przynajmniej drugi rękaw bluzy w taki sposób, by ukryć przed nim liczne sińce i zadrapania.
    - Nie powinien Pan tego robić. – Odezwał się w końcu w totalnym akcie desperacji. – Poradzę sobie. – Dorzucił, choć tak naprawdę w środku trząsł się teraz niczym przysłowiowa galareta i miał szczerą ochotę pozwolić sobie na wybuchnięcie łzami.


    Bliski omdlenia Dante

    OdpowiedzUsuń
  180. Była słaba i obolała, na dodatek była cały czas zestresowana tym, że znów czegoś, bądź kogoś nie skojarzy, bo jej pamięć nie wróciła i może narazić się na jakieś nieprzyjemne sytuacje Gdy więc Lucas zaproponował, że odwiezie ją do domu, uśmiechneła się i pokiwała głową na znak zgody. Tyle że nie chciała już chodzić po tym szpitalu i nie chciała też odwiedzać innych pacjentów. Jakkolwiek mogło to wyglądać czy brzmieć egoistycznie, akurat teraz to nie był dla niej dobry moment, na oglądanie dobroci Lucasa.
    Westchnęła cicho, spuszczając wzrok.
    - Mogę poczekac na parkingu - zaproponowała. - Albo jednak może wezwę taksówkę - dodała szybko. - Nie chcę żebyś zmieniał plany, przepraszam, ja jednak wolałabym już stąd wyjść - przyznała szczerze. Może nie czuła się wybitnie źle, ale doskonale również nie.
    Wstała i chwyciła swój plecak, w jakim jej koleżanka przyniosła jej kilka dni temu ubrania na zmiane, kilka kosmetyków i szczotkę do włosów.
    - Na pewno się zobaczymy... na przykład w klubie - dodała, żeby nie myślał że go unika i ucieka spłoszona. Nie chodziło o niego i o jego propozycję, po prostu Emily potrzebowała teraz spokoju.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  181. gdy wyszła z szpitala, czuła się lepiej, ale wciąż niebyt dobrze. Była słaba, posiniaczona, poobijana i gdy się bardziej denerwowała, zaczynała boleć ją głowa. Chciała szybko wrócić do swojego dawnego życia i jednocześnie wiedziała, że teraz wygląda ono zupełnie inaczej, niż sądziła i pamiętała. Po pierwsze miała Lucasa i jakkolwiek wciąż niemożliwe to się wydawało, zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że jest w związku. Tyle że... kurcze, czuła się nieswojo. Nie umiała go pocałować, ani wyobrazić sobie, że idą do łóżka. Miała pewne blokady, choć doskonale zdawała sobie sprawy z tego, że on wspaniale sie o nią troszczy i codziennie sprawdza jej stan i samopoczucie. Dbał o nia i tego nie mogła mu odmówić, ale mimo wszystko dawał jej też czas i przestrzeń, by się oswoiła z nową sytuacją. Nową dla niej, bo on wydwał się podłamany...
    Minęło kilka dni i wybierała się do klubu, aby poznać na nowo wszystkich i obejrzeć kwiaty. W Bloomme wszystko układało się na prawdę dobrze, a nawet jak się okazało miała urządzić ozdobienie jakiejś wielkiej gali. jej pracownicy bardzo ją wsparli i pomogli jej wszystko nadrobić, a ona czuła się już lepiej.
    Gdy wpadł na nią jakiś obcy mężczyzna, zanim sama złapała równowage, poczuła jak ją obejmuje. Czapka zsuneła jej się niemal na oczy i nic nie widziała, więc odruchowo złapała się ramion, które ją szybko pochwyciły zanim zderzyła się z betonem Emily nie bardzo przepadała za zbytnią poufałością i nie działały na nią zagrywki i podboje takich scenariuszy, więc nie skojarzyła faktów, nawet gdy spojrzała na czarujący uśmiech w pieknej twarzy bruneta. Musiała za to przyznać, że ma śliczne oczy. jej po prostu niewielu facetów podrywało i tyle.
    - Nic... nic nie szkodzi - mruknęła speszona i powoli siegneła do rąk obcego, aby złapać go za nadgarstki i od siebie odsunąć. - Może mnie już pan puścić... Dziekuję za refleks, bez tego mogłoby być boleśnie - dodała jeszcze, poprawiając podwiniętą kurtkę i pociagając ją w dół.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  182. Automatycznie na wszystkie te gesty, niepewność, pewne zmieszanie i nawet zawstydzenie uśmiechnela sie łagodnie. Nie była przecież żadną straszną babą, żeby się jej bać! Zabawne jednak wydawało sie też to, jak bardzo brunet się nią przejął, jak bardzo wydawało mu się, że Emily stanie się krzywda. Ha! gdyby wiedział ile i jak wiele w ostatnim czasie przeszła, ot nie byłby tak wystraszony. Nie była z porcelany, nie rozsypałaby sie po upadku przecież. Pomyślała od razu o Lucasie, on też tak słodko sie o nią martwił...
    - W porządku, herbata to dobry pomysł - pokiwała głową i wysuneła ręke, by się przedstawić. - Jestem Emily, skoro prawie się połamaliśmy na chodniku, możemy mówić sobie po imieniu - zaproponowała pogodnie.
    Było coś uroczego w tym, jak facet się zmieszał i wydawał zestresowany. To musiał być na pewno dobry człowiek.

    naiwna E.

    OdpowiedzUsuń
  183. Emily była dobra i życzliwa i to ją gubiło. Wiedziała zresztą, że ludzie mają ją za naiwną duszę. Nigdy jednak nie obracała się wśród takiego towarzystwa, któremu by to przeszkadzało, a właściwie mocno selekcjonowała ludzi w swoim otoczeniu. Jeśli był ktoś, przy kim nie czuła się dobrze, po prostu nie kontynuowała na siłę znajomości. Ceniła sobie swój spokój i komfort.
    Spojrzała odruchowo na zegarek. Liczyła, że spotka dzisiaj Lucasa, ale nie była pewna, czy uda im się jeszcze złapać i w ogóle czy on znajdzie dla niej czas. Nie była pewna też, jak teraz powinni rozmawiać, bo ona nadal nie pamiętała tego, jak zażyła była ich relacja, a Luc wydawał się tym niezwykle zasmucony, choć jej nie robił wyrzutów i nie naciskał.
    - Mam... pół godziny - zgodziła się, choć w duchu czuła, że nie powinna odkładać niczego i jej wizyta w klubie to dzisiejszy priorytet. Z drugiej jednak strony od kiedy dowiedziała sie, że to w klubie została popchnieta i to przez jedną z byłych Lucasa, sama nie była przekonana, czy powinna tam iść. Była w rozterce, więc też spotkanie obcej, nowej osoby było powiewem świeżości w jej pomieszanej sytuacji.
    Nie wyczuwała udawania i fałszu w mężczyźnie. Właściwie wydawał jej się bardzo uprzejmy i niezwykle miły. Trochę widziała w nim własne cechy i to jak traktowała ludzi.
    - Nie spodziewałam sie, że dzisiaj wyjdę na herbatę, ale to chyba dobry pomysł - przyznała. - Chętnie spróbuje tej o której wspomniałeś.

    wciąż naiwna E.

    OdpowiedzUsuń
  184. W życiu Emily ostatnio wiele się działo i prawdę powiedziawszy nawet gdy leżała w szpitalu, nie miała wrażenia że odpoczywa i zwalnia. Po prostu... miała wrażenie że coś toczy się obok, ale nieustannie jest to szybki pęd. I w tym wszystkim bardzo doceniała Lucasa i to, że jest i się nią opiekuje, że znajduje na to czas. Troche poszperała w sieci i już z plotek wiedziała, że ludzie nie życzą im dobrze, że właściwie szukają na nich jakieś brudy, a Lucas ma jeszcze problemy z rodziną i prowadzi dwa interesy. Gdy to wszystko czytała to tym bardziej przekonywała sie, jak bardzo musi ją kochać, bo ciągle ją odwiedzał i znajdował dla niej czas.
    Znała ten lokal, w którym się znaleźli z Valentino. Chadzała tu jako mała dziewczynka z swoim przyjacielem i gdy rozpoznała wejście pomyślała, że musi tu zaprosić Cartera. Nawet jeśli nie na oficjalną randkę, to przynajmniej na spotkanie, gzie znów porozmawiają z sobą. Brakowało jej tego, chciała z nim rozmawiać i go poznać , bo wierzyła, że wspomnienia wrócą, ale nie chciała też biernie na to czekać.
    - To na prawdę niezwykłe miejsce - przyznała, ale nie mówiąc i nie zdradzając nic więcej. Emily umiała trzymać język za zebami, wiedziała jak należy być skrytym i ostrożnym.
    Spojrzała w kartę, jak tylko kelnerka im podała. Ciasta wyglądały faktycznie pysznie, ale nie miała teraz czasu na takie rozsiadywanie się. Pół godziny wystarczyło tylko na herbate, musiała się zbierać niedługo i dotrzeć do klubu.
    - Dziekuje, napiję się tylko herbaty z bzem, o której mówiłeś - zdecydowała. - Gdzie się tak spieszyłeś, że mnie zaatakowałeś? - spytała ale z czystej uprzejmości, nie musiał się jej tłumaczyć przecież.
    Nie czuła podstepu, ani nic z tych rzeczy. Było na prawdę miło.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  185. Emily nie ufała ludziom i niewiele o sobie mówiła. Lucas sam to poznał, bo nim się do siebie zbliżyli, po prostu zauroczył sie jej delikatną uroda, a ona zafascynowała tym, jaki jest szlachetny i jak bardzo to kontrastuje z jego mocna aparycja i jeszcze czarną opinią. Także Luc poznał ją dopiero po kilku rozmowach, wielu dziwnych sytuacjach i chyba wciąż się poznawali, a teraz nie miała ochoty opowiadać o sobie obcemu mężczyźnie. Nie szukała przyjaciół i nie chciała mieć żadnych znajomych na siłę , choć Valentino był na prawdę czarującym mężczyzną.
    Uśmiechneła się mile zaskoczona jego słowami. To było niezwykłe zrządzenie losu, że tak jak ona cenił i dbał o rośliny! Było to niemal dziwne, biorąc pod uwagę że ona ostatnio też czytywała artykuły na temat załamania ekologii, ale nie była też nigdy podejrzliwa, więc nic z tego nie zaalarmowało blondynki. Oh gdyby tylko wiedziała... gdyby wiedziała co za gierki ma pod nosem, zadzwoniłaby natychmiast po Cartera i uciekła stąd.
    - Chyba jesteśmy bardziej podobni niż myślałam - zaśmiała się cicho. - Prowadzę firmę zaopatrującą firmy w zieleń, organizuję aranżacje zieleni w przedsiębiorstwach - wyjaśniła. - Tym się zajmuję i to moja pasja - dodała, lekko przechylając się, by z z uśmiechem złożyć zamówienie kelnerce, która do nich podeszła. - A ty ? - zwróciła sie do mężczyzny, gdy znów zostali sami.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  186. Gdyby tylko Emily wiedziała, kogo ma przed sobą, z miejsca wręczyłaby mężczyźnie Oscara. Był poruszający i na jego twarzy było widać wszystkie emocje. Wydawał się skromny, dobroduszny, wrażliwy, a jednocześnie niezwykle troskliwy i ciepły. Ona co prawda nie interesowała się zaciekle i głeboko tematem ochrony środowiska i ekologii, ale podzielała zdanie, że ludzie powinni być bardziej świadomi swojego wpływu na środowisko i że obecnie duszą własną planetę śmieciami.
    - Żadna praca nie hańbi - stwierdziła na jego potulną minę. - Nawet gdybyś prowadził klub z striptizem, albo burdel, to przecież za coś trzeba być samemu, a co dopiero mieć środki do pomocy - stwierdziła z uśmiechem. Cóż. gdy tylko o tym wspomniała, pomyślała o tym, że tak właśnie zabrzmiało to, jak opowiadał o sowim miejscu zarobkowym, ale nie miała prawa nikogo oceniać. Lux tez nie było grzecznym miejscem, a jego właściciel był za to cudownym człowiekiem przecież!
    Podziekowała kelnerce, gdy przyniosła szybciutko ich zamówienie i odruchowo spojrzała na zegarek. Powinna się spieszyć, aby spotkać Lucasa, ale miała jeszcze chwilę. Podała mężczyźnie swoją wizytówke, na której był jej numer telefonu i nazwa jej firmy, wraz z mailem do kontaktu, miała trochę wrażenie, że mężczyzna ma inną wizję od niej tego, co Emi robi, ale to nic.
    - Moja firma jest mała, nie działam na dużą skalę, ale może kiedyś będę w stanie coś zdziałać - przyznała jeszcze, tak aby ostudzić zapędy Valentino i z uśmiechem spróbowała herbaty. Musiała przyznać, że była na prawde pyszna. - Myśle, że jeszcze wrócę do tego miejsca - dodała zamyślona. Zdecydowanie chciałaby tu przyjechać z Lucasem!

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  187. Uniosła brwi, gdy Valentino przyznał, że zajmuje się barem z striptizem. Czy tylko jej się wydawało? Nie rozumiała też, czemu aż tak się przejmuje tym, co ona pomyśli, przecież nie byli przyjaciółmi i może po dzisiejszej herbacie wcale się więcej nie zobaczą... Nie sądziła, aby na prawdę zamierzał zaoferować jej jakieś akcje charytatywne ekologiczne.
    Na jego ostatnie słowa tylko wzruszyła ramionami. Nie do końca tak uważała. Nie trzeba było być wielkim, aby pomagać, ale taka wielość się przydawała. Lucas na przykład miał wpływy, pieniądze i szacunek i działał nawet wtedy gdy nikt go nie rozumiał. Podziwiała to w nim...
    Pochyliła się do filiżanki, upijając kolejny łyk. Przyłapała sie na tym, że znów pomyślała o brunecie i odruchowo ponownie spojrzała na zegarek. Musiała się za chwilę zbierać.
    - Bardzo dziekuję za rozmowę i herbatę, było mi na prawdę miło - powiedziała gdy już minął ich czas i musiała biec do Lux. - Mam nadzieje, że jeśli znów się spotkamy, oboje będziemy bardziej ostrożni - dodała z uśmiechem, wstając do wyjścia. - Muszę już niestety iść, jestem umówiona - dodała dla wyjaśnienia.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  188. To był zdecydowanie czas, aby się pożegnać. Spotkanie było niespodziewane, ale i miłe, jednak nic więcej nie trzymało w miejscu Emily. Chciała spotkać ludzi w Lux, chciała się przekonać że na prawdę oni tam znają ją. No i chciała zobaczyć Lucasa, to aż dziwne, że w ciągu kilku dni stęskniła się za tym, że był obok niej i mogli porozmawiać. Może pamięć jej nie wróciła, ale podświadomość lgneła do tego mężczyzny i blondynka wiedziała, że czuje się przy nim po prostu dobrze.
    - Masz rację, życie jest pełne niespodzianek, nigdy nic nie wiadomo - pokiwała głową i na pożegnanie uścisnęła tylko dłoń mężczyzny. Był uroczy i szarmancki, na prawdę mile zaskoczyła się rozmawiając z kimś takim.
    Opatuliła się szalikiem, zapięła płaszcz i wyszła na ulicę, aby pognać do klubu. Po drodze zorientowała się, że nie ma rękawiczek, albo musiała je zgubić, albo zostały w kawiarence. Nie chciała wracać, bo czas ją gonił, więc do klubu dotarła pocierając czerwone i zziębniete ręce.
    Została wpuszczona od razu do środka, nikt jej nie zatrzymywał, mimo że klub jeszcze nie działał i otwierali dopiero wieczorem. Ktoś z ochrony powiedział do niej po imieniu, inna kelnerka ją nawet wyściskała witając serdecznie, a Emily poczuła się... dziwnie.
    - Cześć... jestem Emily - podeszła do baru, do wysokiego chłopaka i uśmiechneła się zmieszana, bo on pewnie ją znał. - Przepraszam, nie pamietam wiele... nie pamietam twojego imienia - dodała szybko, czując się zakłopotana. - Czy jest szef? To znaczy Luc. Czy Lucas jest tutaj? - spytała z nadzieją i nie wiedzieć czemu zaczeła się stresować. Może nie powinna tu przychodzić i mu przeszkadzać? A może on chciał od niej odpocząć, skoro go nie pamiętała to chwilowo był jakby bardziej wolny... Wszystko było jakieś... pomieszane.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  189. Isaac - powtórzyła jego imię w myślach, uśmiechając się i chciała jeszcze coś dodać, gdy zalał ją słowotok pełen żalu i troski. Chłopak wydawał się chodzącą bomba, pełen energii i żywotności uwijał sie, polerował szklanki, wycierał blat, dokładał i sprawdzał zawartość butelek wokół siebie, a przy okazji mówił, mówił i mówił. Emily w pewnej chwili usiadła na wysokim stołku i uśmiechnęła się. Było w tym coś miłego, że ufał jej i czuł się z nią swobodnie, że poruszał wszystkie tematy po kolei jakie przyszły mu do głowy. Zagryzła lekko wargi, gdy ten wspomniał o Carmen, bo już wiedziała kto to, a potem spojrzała w górę, gdzie miał być gabinet Lucasa. Tak... o tym też nie pamietała i o tym jak wiele się w tym gabinecie wydarzyło między nimi.
    - Czy on... - zaczeła, ale urwała. - Pójdę do niego - zdecydowała i zeszła z stołka. - Postaram się przemówić mu do rozsądku - uśmiechnęła się pokrzepiająco do chłopaka, bo wydawało się, że pracoholizm Cartera udziela się wszystkim.
    Weszła po schodach niepewnie na górę i odwróciła się, obserwując klub. Domyślała się, że pewnie tutaj upadła i aż poczuła jak zaczyna jej być niedobrze. Potarła brzuch i z pobladłą twarzą poszła pod drzwi gabinetu. Staneła przed nimi i zapukała niepewnie, a potem lekko uchyliła, bo nie usłyszała żadnej odpowiedzi i zerknęła do środka. Nie chciała przeszkadzać, ale jakoś bardzo mocno chciała też zobaczyć bruneta. Chyba za nim tęskniła.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  190. Gdy Emily dostrzegła że w gabinecie przy biurku Lucas zwyczajnie śpi... to coś ją poruszyło. Uśmiechnęła się rozczulona i wycofała sie, by biegiem wrócić do Isaaca. Poprosiła, aby zaparzył mocnej kawy, taką jaką lubi Lucas i po paru minutach znowu skierowała się na górę, niosąc jednak filiżankę z rozbudzającym napojem. Musiał być wykończony, przepracowany, ale i zestresowany. Nie miał lekko, a nie chodziło przecież tylko o pracę.
    Lucas miał wielką piętę achillesową, która była tez jego najwspanialszą cechą. Chciał pomagać, nie licząc się z konsekwencjami. Niestety ludzie to wykorzystywali, albo nie doceniali i w konsekwencji on zostawał sam z sporą ilością obowiązków.
    Weszła cichutko do gabinetu i podeszła do biurka. Położyła na blacie filiżankę i obeszła mebel, pochylając się nad Lucasem. Najpierw musneła jego dłoń, a potem siegnęła twarzy bruneta i wcale nie czuła się skrępowana, ani zestresowana, co było dziwne, bo chwilę temu jakby się bała jego reakcji, gdy ją tu zobaczy.
    - Hej... dzień dobry, pora wstać, Luc - powiedziała łagodnie, aby go nie obudzić za szybko i nie wystraszyć i pochyliła się, przesuwając czule dłonią po jego policzku. - Chciałam cię zobaczyć zanim otworzysz klub - przyznała, gdy zaczął się wybudzać i uśmiechnęła się promiennie widząc jak uchyla powieki. - Cześć - przywitała się, przysuwając się i siadając naprzeciw niego na skraju biurka.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  191. Obserwowała całą gamę emocji, jaka przewijała się po twarzy budzącego się mężczyzny. Najpierw niedowierzanie, potem ulga, radość, niezwykłą czułość i znów zdumienie. Sama uśmiechała się do niego ciepło, promiennie, niemal czule, bo choć nie pamietała tego, ile przeszli i jak bardzo są teraz w sobie zakochani i pewni swoich uczuć, bo sobie wyznali, to jednak czuła się przy nim dobrze. I chciała, aby codziennie mogli się widywać, bo lubiła z nim przebywać.
    Miała wrażenie, że w jakimś stopniu Luc nie pozwala sobie na pewne zachowania i słowa i doskonale go rozumiała. Nie chciał jej wystraszyć, to oczywiste, a jednak martwiło ją to. Czy czuł się przy niej sam niezręcznie? Czy sprawiało mu to przykrość? Czy w ogóle chciał dalej z nią być, nawet jeśli wszystko musieliby zacząć od nowa?
    - Nie wiem, dopiero przyszłam - przyznała pogodnie i przeczesała w spontanicznym odruchu kilka ciemnych kosmyków opadających mu na czoło do tyłu. - Oj... wybacz, przepraszam - zreflektowała się szybko, jakby najpierw wyciągnęła rękę, a potem zrozumiała, że nie powinna sobie pozwalać na takie gesty.
    Cofnęła się i wstała z biurka. Wystraszyła ją jej własna swoboda i śmiałość i to, że Luc może się czuć z tym niedobrze.
    - Przyniosłam ci kawy, Isaac powiedział, że taką zwykle pijasz - wyjaśniła, podając mu filiżankę. - Przedstawił mi się, chyba mnie lubi - dodała, aby Carter nie pomyślał że pamietała chłopaka z baru, a jego nie.
    Usiadła na fotelu po drugiej stronie biurka i uśmiechnęła się znowu.
    - Ja się czuję dobrze, czasami mam zawroty głowy, ale ty się przemęczasz - dodała już poważniej. -Czy to na prawdę konieczne? - westchneła zmartwiona, że mężczyzna się przeciąża.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  192. Widziała że od kiedy wyszła z szpitala Luc się zmienił. Nie chciał jej zrazić, urazić, ani od siebie odepchnąć, a jednocześnie sam zaczynał budować wokół siebie mur i nie mogła się do niego zbliżyć, by go poznać. Nie tak to chyba powinno wyglądać. Powinni oboje dać sobie szanse, skoro i tak w szpitalu wyjawił jej kilka rzeczy o sobie, o których nie wiedziała wcześniej.
    - Myślałam, że powiesz, że to bardziej niemożliwe, aby mnie nie lubić - zażartowała, a potem przyjrzała mu się uważniej. Miał bledszą, bardziej ziemistą cerę i ciemne cienie kładły mu się pod zmęczonymi oczami, pewnie od niewyspania i przepracowania. - Domyślam się, że pewnie się kłóciliśmy o to że za dużo pracujesz, zgadza się? - zgadywała i wstała, aby obejść jego biuro. Chciała się rozejrzeć, bo może coś by jej się przypomniało.
    Spojrzała na półki i ułożone na nich przedmioty. Podeszła do małego zamykanego barku i przekręciła kluczyk, zaglądając do środka. Zmarszczyła brwi widząc mocne trunki i zamknęła barek z powrotem.
    - Mówiłeś, że jesteśmy razem, więc będę się martwić o ciebie, tak jak ty o mnie - stwierdziła. - Mogę nie pamietać wiele, ale wiem, że jestem troskliwa i nie jesteś mi obojętny, czuję to - przyznała łagodnie, podchodząc znów do biurka.
    Staneła obok i oparła się biodrem o mebel, patrząc na Luca w zamyśleniu. Miała taki jeden mały pomysł...
    - Chodźmy na randkę - wypaliła. - Zróbmy powtórkę z jednej z naszych randek, może wtedy sobie coś przypomnę, co ty na to? - zaproponowała.
    Nie chciała żyć z dziurą w pamięci. Nie chciała zasmucać Lucasa i sama czuć się tak niepewnie.
    - Byłam dzisiaj na krótkiej pogawędce przy herbacie z jakimś facetem, który na mnie wpadł. Kiedyś możemy udać sie też i tam, bo to było cudowne miejsce, obok central parku, herbaciarnio-kawiarnia z bogatym wyborem naparów - dodała jeszcze. Nie pamietała ich związku, ale nie skreślała Lucasa, miał w sobie cos takiego, że wiedziała, że jest jej bliski. A teraz chciała go poznać od nowa.

    jego słodki anioł

    OdpowiedzUsuń