Bluebell Freaser
uczennica ostatniej klasy, przyszła studentka Juilliard School • urodzona 10.10.2004 • baletnica • po trupach do celu • instagram
Balet istniał w życiu Blue od najmłodszych lat. W codzienności nie było miejsca na wesołe zabawy, chwile beztroski. Liczyły się jedynie lekcje i przygotowania do kolejnych przesłuchań, do kolejnych szkolnych egzaminów, najlepszych szkół, najlepszych prywatnych nauczycieli. Nie było miejsca na dziecięcą niewinność, radość. Ciągle tylko ćwiczenie stóp, trzaskanie point, aby nie połamać palców. Tylko pilé, revelé, tour, passé, fouetté, pierwsza pozycja, piąta pozycja, powrót i na nowo tour, passé, fouetté… i jeszcze pas assemblé, jak mogła zapomnieć o skoku! Rozgląda się po sali treningowej z nadzieją, że czujne oko trenera niczego nie wypatrzyło, ale mina mężczyzny mówi więcej niż jakiekolwiek słowa. Od nowa, raz jeszcze po kolei wszystko, co ćwiczyła od początku zajęć. Mogłaby stracić słuch, a w tej chwili i tak wiedziałaby, co właśnie padnie z ust trenera. Nie patrzy na niego, a w głowie słyszy dokładnie to, co mówi mężczyzna: „Nie możesz popełniać tak podstawowych błędów. Nie trać swojego, ale przede wszystkim mojego czasu, skoro nie zależy ci. Wiesz co widzę? Właśnie to, brak zaangażowania, brak chęci zwycięstwa. Tak to ma wyglądać? Bluebell Freaser albo przestaniesz popełniać błędy, albo możesz wyjść z tego pomieszczenia, ale jak to zrobisz, nigdy nie wracaj. Myślisz, że jesteś wyjątkowa? Mam dziesiątki chętnych na twoje miejsce!” Ona nadal jest w sali, nadal walczy, nadal zajmuje miejsce, za które setki oddałyby życie. Musi zwyciężyć, musi osiągnąć cel. Musi… czasami wspomóc swój organizm, coś zjeść, coś wypić, coś wciągnąć, czasami… nie może oddać miejsca, które należy tylko do niej.
na zdjęciu random z pinterestu, Blue... potrzebuje w swoim życiu dosłownie wszystkiego, więc nie bójcie się i chodźcie do nas! Uwielbiamy dramaty i wątki pełne emocji. Jestem dostępna pod mailem: miloscpisanawierszem@gmail.com
Hej! Bardzo ładne zdjęcie wybrałaś, jego klimat mocno do mnie przemawia. Tak samo jak fakt, że zdecydowałaś się przedstawić środowisko baletu z tej wyniszczającej strony, o której najczęściej się nie mówi. Wierzę jednak, że Bluebell wytrwa, a przede wszystkim — że zmieni trenera... I że ten ciągły wysiłek nie skończy się dla niej jakąś tragedią.
OdpowiedzUsuńWitajcie na blogu! Niech spłynie na Was masa wątków i weny! :D
EZEQUIEL z roboczych
[ Hej!
OdpowiedzUsuńAle fajna pani nam się tutaj pojawiła. Balet tak bardzo pasuje mi do wyższych sfer i bogatych dzieciaków, aż dziw że dopiero teraz się tutaj pojawił. I oddałaś naturę tego pięknego tańca... Pięknego lecz niekiedy zabójczego i niewybaczającego błędy. Oby Bluebell wytrwała! :D
Bawcie się razem jak najlepiej! :) ]
Jackson i Margareth
(Cześć!
OdpowiedzUsuńZa dzieciaka balet wydawał mi się naprawdę wspaniały, co prawda wciąż jest, jednak wtedy kompletnie nie miałam pojęcia o jego mrocznej i niezbyt ciekawej stronie. Po latach chyba jestem wdzięczna, że nie złapałam na niego zajawki, aby prosić o zapisanie na lekcje. Strasznie ejst mi szkoda Bluebell, swoją drogą bardzo ciekawe imię. Ciekawa jestem czy w końcu zmieni nauczyciela na nieco łagodniejszego. Bo jak wspomniała Atramentowa, oby ten wysiłek się faktycznie nie skończył tragedia, a w końcu w tej dyscyplinie sportowej nie jest trudno o nią.
Życzę udanej zabawy na blogu oraz samych wciągających wątków! ^^)
Gabriel Salvatore
Spotted: W czwartkowy poranek B biegnie na zajęcia baletowe, by uraczyć trenera kilkoma pilé jeszcze przed śniadaniem. Potem wbiega do taksówki i zatrzymuje się na rogu Trzeciej Alei i Pięćdziesiątej Ósmej, by kupić pączka z cukrem pudrem. Chodzą plotki, że puder na pączkach naszego Dzwoneczka smak ma raczej gorzki... Ale jej to jednak słodkości nie odbiera. Kwaśnie uwagi trenera również nie mają wpływu na jej smak. Powiem Wam, zawsze czekam aż B się potknie, ale obawiam się, że się na to nie zapowiada, ta panna jest tak perfekcyjna jak stare, dobre perfumy Yves Saint Laurent.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
PS. Posłałam Ci wczoraj plotkę na maila... Tylko nie mów nikomu!
[Cześć!
OdpowiedzUsuńWspółczuję tej dziewczynie. Powinna się cieszyć swoim talentem i tańcem, ale wygląda na to, że chyba nie do końca tak jest, skoro nie je i słyszy tylko krytykę. Beznadziejny nauczyciel/trener, ale słyszałam, że w balecie jest cholernie ciężko. Nigdy nieosiągalny perfekcjonizm i ciągłe dążenie do ideału. Mam jednak nadzieję, że Blue jeszcze poczuje szczęście, tańcząc balet. Chociaż może czuje, a ja to zobaczyłam inaczej, to wybacz :) I liczę, że się nie uzależni od tych... wspomagaczy...
Może szukasz też dla niej przyjaciółki? Nie wiem, czy by się polubiły z Heather, skoro Blue dąży po trupach do celu, ale... xd
No nic, życzę udanej zabawy na blogu, wielu wątków i dużo weny oraz czasu na pisanie :)]
Heather
[Z Tobą zawsze i wszędzie. Masz jakiś pomysł? ;> Upijemy ich? Jakaś drama, płacz i zgrzytanie zębów? Chwile szczęścia? Seojun może jej nawet dziecko zrobić, jeśli chcesz, ahahahha <3]
OdpowiedzUsuń[Cześć! Dziękuję za tyle wspaniałych słów na temat karty Keitha, jest mi niezmiernie miło to czytać, serio dziękuję! <3 Nie skłamię, jeżeli napiszę, że jestem zachwycona zarówno kartą Blue jak i jej kreacją, to coś wspaniałego. Kartę przeczytałam już kilka razy i za każdym razem podoba mi się równie mocno – to jak perfekcyjnie oddałaś trudy baletu… Masz moje pełne uznanie.
OdpowiedzUsuńNie mam sprecyzowanego pomysłu na powiązanie, ale bardzo chciałabym napisać wspólny wątek. Przyszło mi do głowy, że Keith mógłby być takim diabełkiem dla Blue, który namawiałby ją do złego i niezdrowego stylu życia – do oderwania się od bolesnych treningów, do czegoś szalonego, do tego, by pozwoliła sobie na więcej (dlaczego tylko czasem ma coś wciągnąć?). Nie wiem, czy jest to sensowne, jestem otwarta na wspólne kombinowanie. :D]
Keith Reinhart
[Hej!
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu karty mam tylko jedną myśl - chcę mocno przytulić Blue i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Bardzo ciekawy zabieg, jeśli chodzi o przedstawienie baletu z tej drugiej strony. Pięknie on wygląda, ale przecież za tym idą setki godzin ćwiczeń, często wyniszczających i jeszcze większa liczba wyrzeczeń. Czytając słowa trenera, zdałam sobie sprawę, że nigdy nie chciałabym usłyszeć takich słów.
Skoro Blue dalej tak zawzięcie trenuje i się nie poddaje, to na pewno jej zależy na tej karierze :D
Chętnie bym coś zaproponowała, ale niestety nie widzę punktów zaczepienia. W każdym razie, życzę udanej zabawy i wielu wspaniałych wątków! :)]
Leanora Liefhebber i Tristan Bradshow z roboczych
[Ahahahha, jejku, DOBRA XD ROBIMY TEGO BĄBELKA! Możemy zrobić tak, że Blue i Seojun spotykali się w jakimś tam czasie w przeszłości — rok temu, dwa? I w tym czasie B mogłaby być niezadowolona ze stylu życia, jakie Seojun prowadził, który, powiedzmy, dosyć swobodnie podszedł do ich relacji, pozwalając sobie od czasu do czasu na ten seks okładkowy (hihi :D). Gdy się dowiedziała, rozstali się na dobre, ale teraz w jakichś okolicznościach mogą się spotkać ponownie, upić i wskoczyć sobie do łóżka. Tylko z nich marni rodzice będą, tak coś czuję, więc ta ciąża musiałaby zostać przerwana w jakiś sposób... Ale to też piękne pole do tworzenia dramatów <3 A masz może pomysł na te okoliczności, gdy się ponowne spotkają? Jakieś wylewanie żalu?]
OdpowiedzUsuń[Oooo, świetne! A ja bym tam wrzuciła, by dodać trochę pikanterii, że to nie będzie do końca przypadkowe spotkanie — może Seojun, jak na toksyka przystało, pojawiłby się na tym pokazie SPECJALNIE, żeby znów wejść buciorami do życia Blue? Oczywiście, pomysł ze zbiórką zostawiamy, to byłby dla niego idealny pretekst, że przecież wykonuje tylko rodzinne obowiązki. I sam, jak tak sobie na nią na scenie patrzył przed dobre dwie godziny, uznał, że nic nie zaszkodzi, by zakraść się do jej garderoby, by wymruczeć w drzwiach tęskniłaś? ];-> huehuehue]
OdpowiedzUsuń[To zależy jak bardzo ta rywalizacja będzie widoczna. Wolałabym raczej, aby się wspierały. Nigdy nie lubiłam patrzeć na takie "przyjaźnie" z rywalizacją w tle, bo mam zupełnie innych przyjaciół i dziwnie mi tak było. I jak bardzo przyjaźń naszych dziewczyn może nie być łatwa? Bo jak będzie naprawdę kiepsko, to wolę odpuścić niż się męczyć przy wątku niepotrzebnie :) Wybacz, ale ja się dość wciągam w wątki i potem niepotrzebnie przeżywam negatywne emocje. Niestety, taki już mój urok... :x Ale podoba mi się pomysł z tą imprezą, na której może się zdarzyć wszystko... z jednej strony bawiąca się Heather, a z drugiej próbująca wyciągnąć Blue i uciec stamtąd jak najdalej xd]
OdpowiedzUsuńHeather
Gdy matka wspomniała mu rano o jakimś występie szkoły baletowej, na którym chciałaby, by się pojawił, bo ona ma do załatwienia coś bardzo ważnego, Seojun westchnął ciężko, ale zgodził się. Ostatnio często się zdarzało, że musiał zastępować rodziców na oficjalnych wyjściach, bo po przejęciu wielu firmowych obowiązków jego bracia mieli zdecydowanie mniej czasu na podobne wydarzenia. Zresztą, nie były one wcale tak strasznie nudne, jak mogło się wydawać, na każdym z nich w końcu pojawiało się wielu znajomych mu twarzy. I podawali najczęściej tam alkohol. Bogu dzięki za alkohol.
OdpowiedzUsuńDopiero, gdy odebrał później zaproszenie od matki i przyjrzał mu się uważnie, jego twarz rozszerzył tajemniczy uśmiech, a serce zalała ekscytacja. Na grafice na zaproszeniu znalazło się zdjęcie baletnicy wykonującej skomplikowaną i piękną figurę. A Seojun bardzo dobrze znał tę dziewczynę. I choć ta z pewnością (a może jednak?) nie miała ochoty go oglądać, chłopak doszedł do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, by po prostu się z nią przywitać. Powiedzieć kilka miłych słów. Dojść do porozumienia, zostawić w przeszłości ich trudną historię, odłożyć na bok uprzedzenia. Przypomnieć sobie, jak smakują jej usta.
Założył swój ulubiony szmaragdowozielony garnitur trochę dla przekory — w końcu był podobnie ubrany, gdy pierwszy raz się poznali — i punktualnie o dwudziestej zjawił się w operze, w której wystawiano balet. Przy wejściu okazał zaproszenie, jako że wydarzenie było prywatne, po czym od razu skierował swe kroki do głównej sali. Zasiadł w pierwszym rzędzie z prawej strony. Gdy tylko zobaczył dziewczynę na scenie, uśmiechnął się szeroko, a serce znów zalała fala ekscytacji. Ona chyba musiała również dostrzec jego. Nie zabrakło jej profesjonalizmu, ani drgnęła, ale Seojun mógłby przysiąc, że gdy tylko ich oczy na moment się skrzyżowały, co jakiś czas zerkała mimowolnie w jego stronę. Albo mu się po prostu wydawało.
Tuż po zakończeniu sztuki zamiast skierować swe kroki ku wyjściu, ruszył bocznymi korytarzami, by odnaleźć przejście do garderob. Musiał przekupić ochroniarza, ale w końcu udało mu się dotrzeć na miejsce. Mężczyzna odszedł z nowo wydrukowanymi czterystoma dolarami w kieszeni, gdy Kim otwierał drzwi do garderoby baletowej dziewcząt. Uśmiechnął się pod nosem, przekraczając próg. Kiedyś wiele razy tam bywał.
Siedziała tam, przy toaletce. Zdążyła już rozpuścić kok, rozczesać włosy, i właśnie była zajęta odpinaniem kolczyka, gdy podniosła zaskoczone spojrzenie na chłopaka. Seojun oparł się biodrem o framugę drzwi i uniósł lekko prawy kącik ust.
— Tęskniłaś? — wymruczał cicho, patrząc na nią poważnie, trochę za bardzo zachłannie.
On się właśnie zorientował. Tęsknił.
hihi, będzie dramczix
[Super, że spodobał Ci się pomysł! Odezwałam się na maila. <3]
OdpowiedzUsuńKeith
[Jak to się mówi - wątków nigdy dość. Ja nie odmawiam. Będę najwyżej później płakać, gdy zabraknie czasu na studia. Wiadomo, wątki są ważniejsze. ;D
OdpowiedzUsuńOo, a ja bardzo chętnie usłyszę nieco więcej o tym diabełku na ramieniu. Co prawda Gabs sobie świetnie radzi sam, ale każdy czasem potrzebuje małej pokusy, prawda?;) Nie wiem czy wolisz ustalić wątek tu czy na mejlu, więc w razie czego go zostawię i do usłyszenia! :D
bysiaa44@gmail.com]
Gabriel Salvatore
— Jaki byłby ze mnie dżentelmen, gdybym nie wpadł choćby na moment, by przywitać gwiazdę wieczoru? — zapytał cicho, a potem wyciągnął przed siebie rękę i złapał dłoń dziewczyny, by złożyć na jej wierzchu delikatny pocałunek. Uniósł brwi, uśmiechając się przy tym delikatnie, trochę zbyt bezczelnie, zważywszy na okoliczności, w jakich się znajdowali. Dziewczyna jednak nie wyrwała się, nie ruszyła. — Nie powinienem tutaj być, to fakt — powiedział, dalej pochylony, muskając ustami dłoń Blue. — Kiedyś ci to jednak nie przeszkadzało.
OdpowiedzUsuńW końcu wyprostował się, a Bluebell bez słowa ruszyła za zdobione, japońskie parawany, by przebrać się w kreacje wieczorową. Wiele nie myśląc, Seojun wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą cicho drzwi, a potem ruszył w kierunku wejścia na salę, w której odbywało się przyjęcie. Nie miał jej z resztą nic więcej do powiedzenia — a przynajmniej czuł, że nie mógł nic więcej powiedzieć.
Rozstali się w dosyć... Burzliwy sposób. Obydwoje do tej pory twardo stawali przy swojej racji — to ta druga strona związku popełniła błąd. Seojun twierdził, że gdy się umawiali przez te osiem miesięcy, nigdy nie padły między nimi deklaracje inkluzyjności, nie powiedzieli sobie, że chcą mieć siebie na wyłączność, nie ustalili, że są w związku. Blue natomiast utrzymywała, że deklaracje są zupełnie niepotrzebne w relacji romantycznej i takie rzeczy rozumieją się same przez się, a to właśnie skoki w bok z innymi ludźmi trzeba było traktować w kategorii odstępstw, w jej przypadku nie do przyjęcia. Był płacz, krzyk, sms'y wysyłane po trzeciej w nocy w stanie mocnego upojenia alkoholowego. Wróć do mnie, tęsknie, nie mogę, chcę, kocham, nienawidzę, odejdź, zostaw, weź. Próbowali ratować to, co między nimi było, ale się nie udało. Rozeszli się w różne strony i od półtora roku nie widzieli ani razu. Nawet zablokowali się na mediach społecznościowych.
Gdy weszła do sali w lejącej się krwistoczerwonej sukience, która przylegała do jej ciała jak druga skóra, Seojun, który właśnie sięgał szklanką do ust, zatrzymał się, jakby kompletnie zamroczony. Odwrócił potem głowę, śmiejąc się pod nosem z tego swojego występu w stylu nastolatka, i dopił drinka. Nie mógł tak tego zostawić. Chwycił dwa kieliszki z szampanem z tacy kelnera przechodzącego obok, po czym zaszedł dziewczynie drogę, gdy przechodziła przez środek parkietu.
— Panno Freaser — mruknął, kiwnąwszy głową, po czym podał jej kieliszek z szampanem, a potem zaoferował ramię. W sali pełnej ludzi, którzy byli jej znani, nie mogła pozwolić sobie na scenę, a to było mu bardziej niż na rękę. A może wcale nie była już na niego taka zła? Może czas zaleczył rany? A może rzeczywiście znalazła już sobie kogoś, kim go zastąpiła? — Wyglądasz pięknie. Jak zawsze.
I taka była prawda. Poza tym Kim miał słabość do jej filigranowej figury. Z rozpuszczonymi włosami, w długiej sukience i misternie zdobionych, złotych kolczykach wyglądała jakby wyszła wprost z modowego czasopisma dla snobów. Seojun z przyjemnością łapał łakome spojrzenia innych mężczyzn, gdy przechodzili na wskroś pomieszczenia.
— Jakbym zrozumiał, teraz bym pewnie cię nie zaczepiał — powiedział z przekąsem i gdy dziewczyna się zatrzymała, odrobinę się zad nią nachylił, również nie spuszczając wzroku z jej oczu. Kiedy wtrąciła uwagę o redaktorkach, prawy kącik ust drgnął mu lekko w górę, ale nie skomentował tego, bo gdyby to zrobił, wypadłby w jej oczach pewnie jeszcze gorzej. W końcu pewnie kręciła się tu po sali niejedna pani z dobrego magazynu.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem — odparł zupełnie szczerze. Nie miał zielonego pojęcia, co właśnie próbował zrobić, ani gdzie tak naprawdę zmierzał, w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Wiedział tylko, że nie chciał pozwolić jej teraz odejść. — Myślę, że dość wpłat jesteś w stanie zapewnić samą swoją obecnością. Czy to będzie wielką zbrodnią, jeśli ukradnę cię na dłuższą chwilę?
Opuścił rękę, pozwalając dłoni Blue opaść, po czym objął ją delikatnie w talii i ruszył w dalszą wędrówkę po sali. Dla kogoś z zewnątrz wyglądali pewnie jak starzy, dobry znajomi — uśmiechnięci, spacerujący niespiesznie po pomieszczeniu, co jakiś czas przesyłający pozdrowienie jakiejś znajomej twarzy. W głowie Seojuna nie panował jednak taki sam spokój jak na jego twarzy.
Przeszło mu przez myśl, że nigdy się nie zorientował, jak pięknie dziewczyna pachniała. Takim specyficznym, słodkim zapachem, którego nie potrafił określić. Pachniała jak... Blue. Jego Blue. Jak wtedy, gdy dawno temu leżeli w jego sypialni, on z twarzą schowaną w zagłębieniu przy jej szyi, przysypiając — ona po ciężkim treningu tańca, on po całodziennych zajęciach na studiach, które do tego czasu zdążył rzucić. Jak bluza, którą jej pożyczył, a którą potem mu zwracała. Jak wspomnienia.
— Wybaczyłaś mi już dawne błędy? — mruknął, już trochę bardziej poważnie, i zerknął na nią z ukosa. W jego oczach paliły się ogniki. — Nieporozumienia — poprawił się, zabierając ze stoka, obok którego przechodzili, kolejny kieliszek szampana.
[Musisz nam wybaczyć ten zad, który się nad nią nachylił, ostatnio zdarzają mi się tylko takiego rodzaju literówki XD]
UsuńProblem leżał w tym, że Seojunowi naprawdę nie przeszkadzałoby, gdyby Bluebell sypiała z kim tylko jej się zamarzyło w czasie, gdy się ze sobą spotykali. Może gdyby spróbowała zerwać z nim relację i związać się z kimś innym, to jej ten brak jej obecności sprawiłby, że zakłułoby go w sercu... Ale sam seks? Machnąłby pewnie na to ręką albo nawet zapytał, czy dobrze się bawiła. Stary Candlish zaskoczył cię czymś przyjemnym? Założę się, że robi to tylko na misjonarza.
OdpowiedzUsuńNie rozumiał przywiązania, nie nauczył się nigdy zasad miłości, nie lubił granic. Małżeństwo, które miał zawrzeć w przyszłości, jawiło się dla niego tylko jako transakcja. Chciał żyć wygodnie i przyjemnie, i w zasadzie tak też właśnie postępował. Nie był jednak zimnym człowiekiem bez serca — potrafił kochać, odczuwał czasem zazdrość, lubił dbać o ludzi, na których mu zależało. Ale nie chciał inkluzyjności. Nie potrzebował jej, o ile dostawał dalej to, na co miał ochotę. Może był po prostu poligamistą?
Kolacje były po to, by zjeść coś wykwintnego. Wyjścia, by spędzić czas w swoim towarzystwie. Pokazywali się razem, bo nie dało się tego obejść, gdy przecież spotykali się ze sobą. Spędzali wspólne wieczory tylko we dwoje, bo byli sobą zauroczeni. Mógł jej to nawet wyrecytować.
Seojunowi miłość nastoletnia nie przykryła chęci badania swoich granic, zatracania w przyjemnościach. Bo czemu nie miałby spędzić całego dnia w towarzystwie Blue, czując te przyjemne motylki w brzuchu, a zakończyć w ramionach innej kobiety, by rozładować napięcie, skoro Freaser miała już inne plany na wieczór? Wtedy cały dzień zaliczał do udanych.
Nie mógł jednak powiedzieć tego dziewczynie, skoro chciał się z nią pogodzić. Zobaczył to w jej oczach, w jej gniewie, gdy obnażyła przed nim swoje uczucia — dalej tak gorące, jak w momencie, kiedy się rozstawali. Nie odtajały. Wciąż była wściekła, miała do niego żal, może nawet nienawidziła? Szkoda by było to psuć, skoro postanowiła się do niego w ogóle odezwać. Drugiej szansy nie miał.
— Przepraszam — powiedział i było to szczerze. W końcu naprawdę nie chciał jej zranić. — Przepraszam, że cię zdradziłem. — Przełknął kłamstwo bez zająknięcia i nawet nie drgnęła mu powieka. Nie zdradził jej. Nie czuł się winny, ale schował dumę do kieszeni. — Nie myślałem trzeźwo — dosłownie — i może chęć wybicia się zawodowo trochę... Przysłoniła mi... Umiejętności... Myślenia? — skończył niemrawo, nie do końca wiedząc, jak to powinien ująć. Jak ludzie przyznają się do zdrady?
Uśmiechnął się lekko, odrobinę zażenowany. Dłoń zadrżała mu, gdy upijał łyk szampana, choć to był tylko teatrzyk, który wystawiał na potwierdzenie swojej skruchy.
— To było dawno. Nie chciałem sprawić, byś cierpiała, w jakikolwiek sposób. Nie sądziłem, że w ogóle cię to ruszy — dodał. — To był błąd.
Błąd, na który znowu się pisał.
[Okej, nie wiem, czy damy radę z Heather jej jakoś pomóc w związku z trenerem (z używkami na pewno nie, ale postaramy się namówić na profesjonalną pomoc, jeśli zajdzie taka potrzeba). Możemy zobaczyć jak nam to pójdzie właśnie ze względu nasze odczucia takie czy inne (twoje i moje względem wątku i charakteru postaci; rozumiem, że Bluebell jest jaka jest i nie chcesz jej zmieniać - i bardzo dobrze, w końcu taka powstała <3). Możemy polecieć z tą imprezą i zobaczyć jak się nam to rozwinie. To co, znają się ze szkoły, Blue zobaczy gdzieś Heather i ją zacznie namawiać? H uzna, że pójdzie, żeby "mieć B na oku" :D czy może jakoś inaczej to widzisz?]
OdpowiedzUsuńHeather
— Byłaś dla mnie ważna — wypalił zanim zdążył się opanować. Przecież miał nie doprowadzać do dalszych kłótni i ostatecznie uciąć rozmowę na ten temat. Po co do tego tak uparcie wracał? Chciał się wytłumaczyć? A może część niego naprawdę pragnęła, by dziewczyna nie myślała o nim źle i znała chociaż część niewygodnej prawdy? — I ja cię też kochałem. Wierność to wybór... A ja wybrałem źle.
OdpowiedzUsuńWybrał źle, bo powinien od początku jasno postawić granicę ich relacji albo po prostu powiedzieć jej wprost, jak ona wyglądała z jego strony. Nie sądził jednak, że musiał.
Na komentarz o byciu trochę mniejszym dupkiem zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową, układając dłoń na piersi. Zdecydowanie na to zasłużył i w sumie dziewczyna w swoim osądzie była dla niego całkiem łaskawa, biorąc pod uwagę, co jej zaserwował tuż pod koniec ich relacji, kiedy nie pozwalał jej odejść.
— Wydaje mi się, że organizatorzy zebrali aż nadto datków — mruknął, rozglądając się po sali pełnej ludzi i upił łyka alkoholu. — Nie chciałabyś wybrać się w bardziej ustronne miejsce? To znaczy... Nie patrz na mnie tak! W ustronne miejsce, takie bardziej odosobnione, by porozmawiać. Na przykład, możemy się przespacerować. Kroczyłaś kiedyś ulicami Nowego Jorku w sukni wieczorowej? Możemy im nawet ukraść butelkę Dom Peringnon, nie obrażą się. — Kiwnął głową w stronę stolika zarządu. — Choć, Bells, będzie fajnie. Jak za starych, dobrych czasów.
Złapał ją za rękę i nim zdążyła zaprotestować, okręcił ją lekko, jej suknia zamigotała czerwienią w wątłym świetle sali. Była tak szczupła, tak krucha, że zdawała się sunąć pod jego najlżejszym dotykiem.
— Zatańczyłbym z tobą, gdyby nie brakowało tu parkietu. Ale może uda nam się znaleźć jakiegoś grajka na ulicy... Pamiętasz, jak tańczyliśmy w Central Parku w przerwie zimowej? Do muzyki tego dziwnego dziadka ze skrzypcami?
[Coś tam pisałam o inkluzyjności w poprzednim wątku, bo ewidentnie dopisałam sobie do tego słowa własną definicję... GDZIE TO DZIECKO, KTÓRE POWINNAM KARMIĆ, JA SIĘ PYTAM XD]
Muszę przyznać, że totalnie onieśmielają mnie Wasze komentarze, naprawdę. Ezequiel powstał jakoś tak zupełnie niedbale, bez zapatrywań na dłuższą rozgrywkę, w ogóle niezrównoważony jako kreacja i bije od niego taki marysuizm, że aż mnie to boli, ale jakimś cudem stał się mimo to jedną z moich ulubionych postaci i JAKIMŚ CUDEM kradnie również Wasze serca. Bardzo mnie to cieszy, choć cały czas odnoszę wrażenie, że pochwały są w jego przypadku niezasłużone. ^^"
OdpowiedzUsuńJeśli jesteście z Blue bardzo chętne na wątek, to ja nie mam sumienia Wam odmawiać, zwłaszcza, że Kojot już czeka, żeby przytrafić jej się niczym najgorszy pech. :D Niestety będziemy musiały pogłowić nad wątkiem, bo poza oczywistym powiązaniem przez używki nic nie przychodzi mi do głowy o tej porze... Masz może jakieś życzenia, które moglibyśmy z Ezequielem dla Was spełnić?
EZEQUIEL F. RODRIGUEZ
[Podczas pisania karty zawsze wydaje mi się, że moje postaci są maksymalnie skupione na sobie i niby o to chodzi, taka jest istota tworzenia karty, żeby przekazać jak najwięcej bohaterze, ale z doświadczenia wiem jak łatwo się na tym wyłożyć :D Dziękuję za pochwały, cieszę się, że Wayne przypadł Wam do gustu i po zapoznaniu się z Blue, wyczuwam przednią zabawę ♥ Wayne wbrew niechęci do swojej pracy nauczyciela lubi małolaty, więc zaraz odezwę się na mailu :D]
OdpowiedzUsuńWAYNE DAWSON
— Miałem ochotę po prostu się przywitać... Poza tym winą możesz obarczyć jedynie siebie. Gdybyś ty nie była tak dobrą tancerką i gdybym ja potrafił choć na chwile odwrócić od ciebie wzrok, pewnie bym cię teraz nie nagabywał. — Wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie.
OdpowiedzUsuńNa polecenie dziewczyny już mniej niewinnie zwinął butelkę szampana, po czym przeszli przez długie pomieszczenie, a w końcu wypadli na chodnik. Mimo nocy, na dworze było dość ciepło, chyba nawet ponad dwadzieścia stopni, więc uznali, że najmądrzej będzie przejść jeszcze kilka przecznic i udać się do parku, o którym wcześniej rozmawiali.
Seojun otworzył szampana, ale nie byłby sobą, gdyby nie zrobił czegoś na przekór — z premedytacją wstrząsnął mocno butelką tuż przed otwarciem, by potem, gdy korek już odleciał, móc opryskać Blue od stóp do głów alkoholem. Oczywiście, nie chciał marnować dobrego trunku, więc tak naprawdę nie oblał jej aż tak mocno... Pisk i śmiech dziewczyny jednak na to nie wskazywały.
— Szalonego — powtórzył po niej chwilę później, gdy już ruszyli w dalszą drogę. — Mogę o tym pomyśleć, Bells, mam jeszcze kilka asów w zanadrzu. Na pewno nie chcesz ze mną zatańczyć? — Ponownie ujął jej dłoń w swoją i okręcił lekko, tak, że wpadła w jego objęcia. Nachylił się nad nią delikatnie, ale nie za blisko, by nie przekraczać tej już i tak cienkiej granicy. — Co robiłaś przez te półtora roku, kiedy cię nie widziałem? Zmieniłaś się. Nie pamiętam, żebyś wcześniej była taka... Zadziorna? — wymruczał cicho, na jego ustach dalej majaczył szelmowski uśmiech.
Seojun, erotoman gawędziarz
[Przychodzę tu przede wszystkim podziękować serdecznie za miły komentarz, który pozostawiłaś pod KP Nasha oraz zapewnić, że chęci na pomyślenie nad wspólnym wątkiem jak najbardziej są. Problem w tym, że jedyną ideą przychodząca mi teraz do głowy jest ta standardowa ze zgubieniem dziecka lub spotkaniem w barze. No chyba, że dziewczyna byłaby chętna na ekstremalną przygodę w siodle (lub bez niego) albo spotkanie z niezbyt przyjemnym ekspedientem w salonie jubilerskim, który mężczyzna niedawno odziedziczył.
OdpowiedzUsuńA może Tobie świta cos lepszego, czym chciałabyś się ze mną podzielić ? Jeśli tak, chętnie posłucham.]
Nash
— Maruda — mruknął z uśmiechem, przeciągając zabawnie samogłoski. Ledwo zmoczył sukienkę, już nie mówiąc o tym, że nie wykorzystał do tego niczego barwiącego, tylko zwykłego szampana. Swoim męskim okiem nie dostrzegał jednak, że plamki na sukience mogły znaczyć jedynie tyle, że tkanina zyskała niespierającą się już ozdobę. Spróbował jednak zanotować w pamięci jej oburzenie na potem.
OdpowiedzUsuń— Ał — jęknął, układając dłoń na piersi, udając, że zakłuło go w klatce piersiowej na jej słowa o byciu niewystarczająco dobrym tancerzem. Pokręcił potem głową i sięgnął do wewnętrznej kieszeni ciemnozielonej marynarki, by wyciągnąć paczkę papierosów. Przysunął ją w kierunku dziewczyny, a potem sam wziął jednego i odpalił go zapalniczką. — Wiem, że nie mogę się równać twoim partnerom na scenie, ale hej, chyba nie jest aż tak źle?
Na jej wzmiankę o wielu rzeczach, które wydarzyły się od czasu ich rozstania, uniósł brwi zaciekawiony. Nagle opanowała go przemożna ochota, by dowiedzieć się ze szczegółami o wszystkich wydarzeniach z życia panny Freaser, w których nie brał już udziału. Nowi ludzie? Jacy ludzie, znał ich? Miała kogoś? Nie mógł jednak o to dopytać, bo dziewczyna odbiła piłeczkę w jego stronę. Gdy powoli sunęła dłonią po jego ramieniu, przeszedł go miły dreszcz.
— Dobrze — odparł w gruncie rzeczy zgodnie z prawdą. — Kariera mi nabiera rozpędu... Rodzice przestali już truć o tym, żebym poszedł na studia, chyba przeszli z tym do porządku dziennego. W końcu mają już dwóch odpowiedzialnych synów. Przyda im się jeden diabeł. — Uśmiechnął się szeroko. — Dogrywa mi się udział w nowojorskim Tygodniu Mody. Zobaczymy, jak to będzie.
Hej! ;D Ja wpadam zapytać, co z naszymi ustaleniami? Odpuszczamy sobie? Mój mail w ogóle dotarł, bo gmail czasem stroi sobie ze mnie żarty?
OdpowiedzUsuńEZEQUIEL
I faktycznie — tańczyli na środku Central Parku, dokładnie tak, jak ponad półtora roku temu, choć teraz uroku całej sytuacji zdecydowanie dodawały im stroje. Chyba zrobili nawet małe zamieszanie, przynajmniej wśród turystów, bo parę osób przystanęło, ktoś zrobił im zdjęcie, a para starszych ludzi nieśmiało zaklaskała, gdy już się zatrzymali. Seojun jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, spoglądał zaciekawiony w oczy Blue, czując się... Jakoś dziwnie. Podejrzanie lekko w okolicach serca.
OdpowiedzUsuńChyba naprawdę za nią tęsknił.
Roześmiał się na jej uwagę, kiwając głową z udawaną powagą, choć oczywiście na żadnym kursie tanecznym nigdy nie był. Mimo że się zatrzymała, również się nie odsunął, a ręka, którą obejmował ją w pasie, pozostała na swoim miejscu.
— Wyjadacze, u Marni i Fendi, ale zobaczymy, jak to będzie, bo nic jeszcze nie jest pewne, próbują mnie tam wcisnąć w sumie na ostatnią chwilę. — Odebrał od niej butelkę i upił spory łyk, choć dalej nie zwolnił uścisku. — Możemy skoczyć na drinka. Jeśli chcesz, zwołam jakąś niewielką imprezę u siebie.
Spojrzał na nią z uśmiechem. Dobrze wiedział, że mimo iż dziewczyna wyglądała tak krucho i delikatnie jak anioł, w rzeczywistości czasem wychodził z niej... Całkiem spory diabeł. Za dnia kręciła piruety, robiąc wrażenie na scenie, a w nocy tańczyła na stołach, zapijając tabletki wódką. Zastanawiał się, czy dalej poddaje się swoim wyniszczającym nawykom. Seojun definitywnie nie mógł być dobrą osobą, skoro jej dążenie do autodestrukcji sprawiało, że w jego oczach zdawała się jeszcze bardziej seksowna. No ale przecież, kto nie lubi w swoim życiu odrobiny ryzyka...
— Jestem sam. Ostatnie półtora roku nie miałem nikogo.
I faktycznie, od czasu Blue nikomu nie udało się go usidlić. Miał co prawda parę dziewczyn, z którymi od czasu do czasu spędzał czas, gdy doskwierała mu nuda lub coś na wzór samotności, a na niemal każdej imprezie skupiał się na dobrej zabawie... Ale przecież Freasier nie musiała o tym wiedzieć. W końcu z nikim nie spotykał się na poważnie.
SOS TOXIC EX
— Różnie? — zapytał zaciekawiony, patrząc jej w oczy, jednak gdy wróciła do tematu imprezy, pokiwał głową. — W porządku, ja zaraz dam znać, że dzisiaj imprezujemy u mnie i mam nadzieję, że jak już tam dojedziemy, impreza będzie trwać. Kierowca czeka pod telefonem, daj mi moment.
OdpowiedzUsuńOdszedł kilka kroków i wyciągnął iPhone'a, by przedzwonić do Bena, który pojawił się przy wejściu do parku nie dłużej niż pięć minut później. Seojun podał rękę Blue, gdy ta wchodziła do samochodu, by trochę pomóc jej z długą sukienką, a potem władował się na miejsce obok niej i wyciągnął z małej lodówki szampana i dwa kieliszki. W końcu czekała ich przynajmniej czterdziestominutowa podróż.
— To jak to było z tym tajemniczym... Różnie? — zaczął, spoglądając na nią kątem oka i zaciskając lekko usta, by przybrać teatralnie zainteresowany wyraz twarzy.
Naprawdę był ciekawy, co się u niej działo przez ostatnie półtora roku, szczególnie w życiu uczuciowym, a jej enigmatyczne odpowiedzi tylko rozbudzały jeszcze bardziej chęć dowiedzenia się, co miała na myśli.
Sięgnął ręką do portfela i z małej kieszonki wysypał na rękę dwie jasnoróżowe tabletki — taka jego mała tradycja, gdy wybierał się na imprezę — po czym wsunął jedną z nich do ust i popił szampanem. Drugą wyciągnął w kierunku Blue, unosząc delikatnie brwi.
— Miętówkę? — mruknął, powstrzymując uśmiech.
Heather zdecydowanie do imprezowych dziewczyn nie należała. Skupiała się raczej na nauce, zajęciach dodatkowych związanych ze szkolnym teatrem i tańcem. Musiała utrzymywać wysoką średnią, aby zostać w tej szkole, która z kolei miała dać jej bardzo, bardzo dobry start przy rekrutacji do Julliardu. Dodatkowe zajęcia dawały więcej punktów, tak samo jak jakieś prace. Heather to wszystko robiła, choć z pracy musiała zrezygnować, w końcu trzeba było kiedyś odpoczywać, prawda?
OdpowiedzUsuńTo, że nie imprezowała, nie znaczyło, że nie słyszała o różnych imprezach; kto wyprawiał, gdzie i co się na nich działo. Nie chodziło jedynie o informacje na Plotkarze, ale o to, co się mówiło później w szkole. Czasami żałowała, że na nie nie chodziła, ponieważ nie była taką osobą, która nienawidzi tego typów zabaw. Okej, może wylewanie alkoholu i rozbierane tańce na stole nie bardzo do niej przemawiały, ale dobrze by było potańczyć tak dla zabawy, a nie dla treningu.
Heather kończyła zajęcia i powoli zbierała się już do szatni, aby wziąć prysznic i generalnie wrócić do domu. Nie spodziewała się, że ktoś ja zatrzyma.
– Cześć, Bluebell – uśmiechnęła się do niej.
Frye lubiła tę dziewczynę. Może nie były przyjaciółkami, a jedynie koleżankami ze szkoły, ale lubiła ją. Wiedziała, że Blue była tak samo zdeterminowana, aby być najlepsza w tym, co robi, jak ona.
Zaśmiała się, słysząc jak Blue mówiła o nieistnieniu, jeśli nie pojawiło się na jakiejś imprezie. Właściwie mogła to zrozumieć. Jeff robił podobno bardzo udane imprezy i zawsze wszyscy się dobrze bawili. I zawsze było tam pełno ludzi.
Heather milczała, zastanawiając się nad tym. Może i by poszła? W końcu nie byłaby tam sama, a z Bluebell, zawsze raźniej. Ale nie była do tego tak na sto procent przekonana. Przyjrzała się koleżance. Hm… a może by tak pójść i mieć Blue na oku? I przy okazji potańczyć dla zabawy? Mogłoby być ciekawie. Mogłaby też później aktywnie uczestniczyć w opowiadaniu sobie nawzajem jak było na imprezie.
– Wiesz co? – zaczęła w końcu, uśmiechając się wesoło. – Możemy pójść tam razem i jak najbardziej możemy się również razem przygotować. Ja kończę za chwilę. Więc albo ja mogę do ciebie później wpaść, albo ty do mnie po zajęciach. Jak wolisz?
To będzie na pewno fajna sprawa móc się wyszykować wraz z Bluebell na imprezę!
Heather
[Dwa razy wpakowałyśmy ich do limuzyny ahahah 🖤]
OdpowiedzUsuń— Z Gabsem — powtórzył po niej, kiwając głową. Nigdy za sobą nie przepadali, ale nie wiązała się z tym żadna szczególna historia, ot, przebywali zawsze w innym towarzystwie i po prostu nie zapałali do siebie głębszą sympatią. Zazwyczaj omijali się na imprezach, ale nie skakali sobie do gardeł, ani nic w tym stylu. — Liczyłem na jakieś dramatyczne zwroty akcji, płomienne romanse, turbulencje, wiesz... Coś w Twoim stylu. — Uniósł brew, przyglądając jej się z uśmiechem.
W życiu Seojuna nie zmieniło się jednak zbyt wiele. Faktycznie — towarzyszyły mu skandale, nie stronił od alkoholu, narkotyków i dobrej zabawy, co zawsze ciągnęło za sobą coś ciekawego do roboty, ale koniec końców pozostał tym samym człowiekiem, którym zawsze był. Leniem z sympatią do adrenaliny, jakkolwiek dziwnie to mogło brzmieć.
Przeszło mu przez myśl, co Blue by zrobiła, gdyby spróbował znów się do niej zbliżyć. Cóż, może i nie mieli kontaktu, ale to była taka dobra okazja do odświeżenia pamięci... Przecież było im w pewnym momencie dobrze — ba, wspaniale — więc co stało na przeszkodzie, by to powtórzyć? Choćby krótkotrwale. Choćby jednorazowo.
Ujął delikatnie jej dłoń, jednocześnie dalej patrząc jej głęboko w oczy. Badał jej reakcje.
— Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa — wymruczał.
Oj, grabił sobie.
— Jasne, przeszczęśliwy — powiedział tym samym słodko-gorzkim tonem, spuszczając wzrok na ich splecione dłonie.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, ciężko mu byłoby przyznać, jak rzeczywiście się czuł. Czy był szczęśliwy? Żył cały czas tak samo, realizował jakieś tam cele, wypełniał dni drobnymi i większymi przyjemnościami, ale czy człowiek, który ma wszystko i mógłby mieć wszystko, potrafi być tak naprawdę zadowolonym z życia? Nie bez powodu dawał się wykorzystywać. Gdyby chciał, dałby radę swoją twarzą i talentem dość tam, gdzie zamierzał... A czy w ogóle zamierzał? Czy była jakaś granica, do której dążył? Nie potrafiłby na to wszystko jednoznacznie odpowiedzieć.
— Mogliśmy — przyznał, gładząc palcami lekko jej dłoń. — Życie jest mocno skomplikowane.
Uniósł głowę i spojrzał na powrót w jej oczy, tak mocno teraz przepełnione tym słodkim rodzajem smutku, nostalgią. Mieli faktycznie piękne wspomnienia. Niemniej, nawet jeżeli przypomnienie sobie tego czasu było dla niego wspaniałą podróżą, nie widział siebie w tej relacji na dłuższą metę. Brakowałoby mu... Czegoś. Nie wiedział czego. Nie zakochania, nie miłości, nawet nie seksu. Tajemniczego czegoś. Może po prostu był tak samo destrukcyjny jak ona i dlatego tak bardzo mu się to w niej podobało.
— Głośniej, mój kochany szoferze, pani nalega — krzyknął z uśmiechem, zerkając do przodu na Bena, którą kiwnął mu ręką i pogłośnił muzykę. Z głośników poleciała popowa muzyka koreańska jakiegoś znanego zespołu. Chłopak skoczył do góry — choć w samochodzie mógł sobie pozwolić tylko na lekkie uniesienie się na dalej ugiętych kolanach — i wyrzucił dłonie w przód, odgrywając przez Blue... Najgorszy. Taniec. Na. Świecie. Na swoją obronę miał tylko to, że chciał osiągnąć taki efekt. Nie zmieniało to jednak faktu, że wyglądał jak głuptas.
OdpowiedzUsuńZłapał znów dziewczynę za rękę, gdy i ta zaczęła podrygiwać. Jakoś tak nie mógł przestać, jej dotyk był taki miły, a przyjemna sensacja gdzieś w okolicach serca zbyt przyjemna, by teraz się wycofywać.
— Jesteśmy na miejscu! — krzyknął Ben, przyglądając im się w lusterku. Zachichotał cicho, po czym zapukał w do połowy uchyloną szybę dzielącą go od części pasażerskiej. — Halo, imprezowicze? Albo wysiadacie, albo jedziemy tańczyć jeszcze parę przecznic.
— Już idziemy! — odkrzyknął Seojun przez śmiech. Dostał głupawki i nie mógł się uspokoić. — Choć, Bells, on mówi serio, zaraz ruszy — dodał, robiąc sobie przy tym przerwy na kolejne parsknięcia. Kim uwielbiał Bena, chyba właśnie przez to, że nie miał do niego tego sztucznego szacunku, z którym spotykali się na co dzień. Seojun był rozwydrzonym szczeniakiem, a Ben dużo starszym mężczyzną, i tak wyglądała ich hierarchia.
Gdy wysiedli z auta, do ich uszu momentalnie dotarł dźwięk muzyki dochodzącej z ostatniego piętra budynku. W lofcie już rozkręciła się impreza na dobre. I dobrze. Lubił przychodzić na gotowe.
— Zrobię. Umówmy się, że dziś spełniam wszystkie twoje życzenia, w ramach rekompensaty straconego czasu — powiedział, otwierając przed nią drzwi budynku, a potem wsunął się za nią. — Ale proszę nie nadwyrężać mojej dobroci i nie brać tych słów zbyt dosłownie!
OdpowiedzUsuńRuszyli klatką schodową. Chłopak miał jak widać dalej humor na głupoty, bo skradł się po cichu za dziewczyną, po czym rzucił się na nią i zaczął ją łaskotać. Pokonali wszystkie piętra w dzikim biegu — Blue uciekając, Seojun w pogoni za swoją ofiarą, więc na górę dotarli już porządnie zdyszani. Chłopak wklepał kod do wejścia loftu, a potem otworzył drzwi, przepuszczając Bells pierwszą, jednocześnie posyłając jej szeroki uśmiech.
— Dobry powrót do przeszłości — powiedział, chyba bardziej do siebie, wchodząc do mieszkania.
— Bluebell, kopę lat! — wykrzyknął Steve, dobry kumpel Seojuna z czasów licealnych.
Był taką ich trochę maskotką, trochę pulchny, strasznie głośny, zawsze musiał mieć ostatnie słowo, ale mimo wszystkich jego śmiesznych wad, wszyscy darzyli go sympatią. Objął drobniutką dziewczynę mocno, a że sam był dość potężnie zbudowany, ta zupełnie zniknęła w jego ramionach. Kim wykorzystał czas powitań, żeby przejść do baru i zamówić im po drinku — na imprezach zawsze umawiał barmana i DJ'a. Zjawił się przy drzwiach dziesięć minut później, gdzie ustawiła się już mała kolejka do uścisków i buziaczków z dawno niewidzianym gościem imprezy, po czym przepchał się, jak to już miał w zwyczaju, do pierwszego rzędu imprezowiczów.
— Hej, dzisiaj ja mam pierwszeństwo — powiedział, podając jej drinka. Chwylił ją znów za rękę, by potem ruszyć w głąb apartamentu. — Na co masz ochotę?
Seojun przeobraził mieszkanie od rodziców w prawdziwy klub dla siebie i swoich znajomych. Na środku pomieszczenia w podświetlanym kręgu w podłodze stały trzy duże kanapy ustawione w półokrąg, z widokiem na basen oraz jedyną w pełni przeszkloną ścianę loftu. Po prawej stronie basenu znajdował się bar, natomiast po lewej stand z DJ'ką. Za kanapami stalowe schody prowadziły na piętro, gdzie znajdowały się sypialnie.
Miał być grzeczny, miał przestać brać i być potulnym małym chłopcem, którego jego ojciec zapamiętał z dzieciństwa. Miał, właśnie. Czas przeszły. Gabriel nie był zepsuty do szpiku kości, jeszcze jakieś tam sumienie miał, jeszcze jakieś sumienie go ruszało momentami i zdecydowanie nie chciał tracić życia, bo coś przyćpa. Lubił od czasu do czasu coś wziąć, aby się zrelaksować. Nie kombinował ze wstrzykiwaniem czegokolwiek, bo to prowadziło do zguby. Kreska tu, tabletka tam, joint w międzyczasie. To nie było nic, czego nie robiliby inni w jego otoczeniu. Ojciec się zachowywał, jakby od lat był ćpunem, a chodził trzeźwy przez większość czasu. Wiedział, kiedy może pozwolić sobie na wzięcie czegoś więcej, na odlot i zapomnienie. Pojawiał się na większości wykładów, uczył nawet, aby nie odstawać od reszty i faktycznie chciał z tych studiów coś wynieść. Potrzebował relaksu jednak od czasu do czasu. Raz na jakiś czas, aby się dobrze wybawić, aby po prostu się wyszaleć. Dopóki mógł, a poważniejsze obowiązki nie spadły mu na łeb. To była kwestia czasu, aż w końcu powinien zacząć brać odpowiedzialność za swoje czyny, ale tym się, póki co nie przejmował. Zacznie się tym przejmować później. I oby te później wcale nie nadeszło.
OdpowiedzUsuńNie spodziewał się dziś żadnych gości, planów właściwie też nie miał. Dlatego był zaskoczony, gdy w jego sypialni zjawił się Anders mówiący o tym, że oczekuje go panienka Freaser. Czego mogła od niego chcieć Blue? Zszedł na dół.
— Blue, Blue, Blue — wymruczał podchodząc do niej — co wzięłaś? I ile?
Nie trzeba było być geniuszem, aby dostrzec, że dziewczyna jest pod wpływem czegoś. Czuł na swoich plecach oskarżające spojrzenie Andersa. Gabriel powoli odwrócił się w stronę mężczyzny. Pracował dla niego ojca od wielu lat, właściwie to pewnie jeszcze znał jego dziadków. Był w chwilach, kiedy Gabrielowi było gorzej, pomagał ze wszystkim, ale nie szczędził sobie przy tym oskarżających spojrzeń, które mówiły znacznie więcej niż słowa.
— Anders, przynieś dla panny Freaser Coca-Colę i chusteczkę — polecił. Spojrzał znów na Blue, którą poprowadził w stronę przestronnego salonu. Cała ściana była przeszkolna, a widok na pogrążony w nocy Nowy Jork był zapierający dech w piersiach. — Słoneczko, ty mi nigdy nie przeszkadzasz — powiedział z uśmiechem. Lubił jej towarzystwo, zawsze była mile widziana. Nie było chyba sytuacji, że mu przeszkadzała.
— Co ci chodzi po tej uroczej główce, hm?
Anders pojawił się z rzeczami dla Blue. Gabriel przejął od niego colę, którą otworzył, a do środka wsunął metalową słomkę. Podsunął jej również chusteczkę.
— Trzymaj, chcesz może wyjść na taras? Muszę zapalić, a tobie, słoneczko, przyda się świeże powietrze.
Gabs
Wayne popełniał tak wiele błędów, że czasami tracił rachubę w swoich niechlubnych dokonaniach, zwłaszcza gdy w ostateczności z odsieczą przychodzili jego niezawodni rodzice, gotowi sprzątnąć bałagan syna zamiatając jego przewinienia pod drogi dywan. Nauczył się żyć ze świadomością, że jest ich największym rozczarowaniem, bo niezależnie od tego, czego się złapał, niemal zawsze to psuł i po kilkunastu latach dojrzał w końcu do spojrzenia prawdzie w oczy. Przestał oszukiwać samego siebie. Czy odczuwał wyrzuty sumienia? Czasami tak. Czasami obiecywał sobie, że już nigdy więcej nie zadzwoni do rodziców z prośbą o pomoc, a jednak raz po raz łamał tę obietnicę, bo ponoszenie konsekwencji własnych błędów było cholernie bolesne. Czasami w nielicznych momentach docierało do niego z pełną mocą, że jest dorosłym mężczyzną, który powinien zachowywać się odpowiedzialnie, adekwatnie do pełnionego stanowiska. Niestety tych chwil było za mało, żeby Dawson o nich pamiętał.
OdpowiedzUsuńTym razem musiało być inaczej. Jeszcze zanim podpisał umowę z dyrekcją szkoły zatrudniającej go na połowę etatu, przemyślał sytuację. Wiedział, że nie może pozwolić sobie na najmniejsze potknięcie, ani nawet głupią plotkę puszczoną w obieg i powielaną na szkolnych korytarzach, gdyż od tego zależała jego przyszłość, a Dawson nieszczególnie palił się do wywołania kolejnego skandalu. Raz udało mu się wywinąć, ale dobra passa nie mogła trwać wiecznie, zwłaszcza na Manhattanie, który oferował rodzicom wiele szkół dla dzieci. Mogli w najdrobniejszych szczegółach zaplanować świetlaną przyszłość swoich pociech, niekoniecznie licząc się z ich zdaniem, czy potrzebami. I żaden z rodziców nie chciał dowiedzieć się, że ukochana córka zaliczyła przelotny romans z jednym z nauczycieli.
Wayne nie łudził się, że jego zajęcia będą dla uczniów czymś więcej poza okazją do zdobycia kilku dodatkowych punktów pomagających w dostaniu się na studia. Nigdy nie czuł powołania, ani nie wierzył w misję szerzenia wiedzy wśród młodzieży, aczkolwiek uważał to za doskonałą okazję do zarobienia kilku dodatkowych dolarów i okazji pochwalenia się, że ma stałe zajęcie, wszak trzydziestolatkowi nie przystawało już życie skromnego artysty. Matka w końcu postawiła mu ultimatum, od którego nie było odejścia, wszak znał ją na tyle dobrze, by rozumieć, że nie zmieni zdania — Wayne weźmie się w garść, albo całkowicie odetną go od gotówki, zostawiając samemu sobie. Żadnych skandali, olewania pracy, czy niezapowiedzianych wizyt w areszcie. Spokojne, małe życie.
Przekroczył próg sali tuż po dzwonku, gdy większość uczniów zdążyła zająć ławki, co oszczędziło mu irytacji i konieczności wysłuchiwania ich rozmów. Nonszalanckim ruchem podciągnął rękawy czarnego golfu do łokci, omiatając przelotnym spojrzeniem nową klasę. Niespecjalnie zaskoczył go widok dziewcząt zgromadzonych tłumnie w pierwszych dwóch rzędach ławek, gotowych spijać jego słowa i wodzić za nim roziskrzonym spojrzeniem. Obiecywał sobie, że nigdy więcej ten widok niczego w nim nie sprowokuje, że odsłonięte przez spódniczki nogi i urocze uśmiechy nie zrobią na nim żadnego wrażenia... Jak na razie trzymał się nawet dzielnie, racząc uczniów postawą pełną dystansu.
— Dzień dobry, nazywam się Wayne Dawson i od tej pory jestem waszym nowym... — urwał raptownie, gdy trzasnęły drzwi. Instynktownie odwrócił się w tamtą stronę, gotowy zrównać z ziemią spóźnialskiego ucznia, lecz nagle dostrzegł ostatnią osobę, którą spodziewał się kiedykolwiek spotkać. Blue. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę w milczeniu tak intensywnie, jakby chciał w ten sposób odmalować sobie w pamięci jej obraz na dłużej, choć przecież ciągle tam była. — Mam nadzieję, panno Freaser. Proszę zająć miejsce — odparł sztywno, nie mogąc powstrzymać się przed odprowadzeniem jej na miejsce wzrokiem.
Wasz ulubiony nauczyciel, Wayne
[Bardzo Cię przepraszam, że musiałaś tyle czekać na odpis ode mnie i Keitha. :( Musiałam przepracować parę problemów, przez które nie mogłam poświęcić się pisaniu. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię tym tekstem oraz że nadal masz chęć na wspólne pisanie. <3]
OdpowiedzUsuńKrwawe plamy — krople spadające na gładką powierzchnię kafelków, czerwień kontrastem wrzeszcząca z bieli umywalki, zabrudzenie rękawa rdzawą wilgocią, bolesne wypomnienie wczorajszej amfetaminowej nocy. Tak doskonale znane, bliskie, obrzydliwe, nastrajające niepokojem, choć w tym niepokoju tak upojne, bo świadczące przecież o postępującym samowyniszczeniu. Krwotoki z nosa stanowiły dla Keitha stały element jego zepsutej rzeczywistości; niegdyś przerażały go — dłonie czternastolatka w drżeniu tamowały krew, a oddech gubił gdzieś rytm w panicznym biciu serca. Obecnie jedynie z irytacją przecierał skórę wierzchem dłoni, nie dopuszczając do głowy myśli, że identyczne gesty widział u matki, chuda dłoń, nadgarstki, czerwień na ziemistej cerze, i igły zanurzające się w ciele w odejściu od piekącego nozdrza białego pyłu. Keith doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że skończy dokładnie tak samo, jak ona, w narkotycznym transie wtłoczy w żyły zbyt wiele, odnajdą go w pokrytej graffiti klubowej toalecie, na zimnej podłodze mieszkania, a może w ciemnej uliczce gdzieś w zapomnianym cieniu Nowego Jorku, szklane oczy, rozrzucone kości i siniejąca skóra, rozsypane, brzydkie trupie ciało w rozsypanym echu brzydkiego życia. Ale czy nie do tego dążył? By żyć w powolnym wyniszczeniu siebie i by umrzeć, gdzieś, kiedyś, w niezaplanowaniu i bez pamięci, by uwolnić się wreszcie w sekundowej ułudzie pełnego istnienia. Za kilka dni, a może miesiąc, kilka lat.
Keith starł ostatnie krople krwi leniwie spływające mu po skórze, po czym przepłukał chłodną wodą twarz. Odetchnął głębiej i wyprostował się nad umywalką, zatrzymując spojrzenie zmęczonych, nieco podkrążonych oczu na swoim odbiciu w lustrze. Skłamałby, gdyby powiedział, że pamięta wczorajszą noc; pozbawione sensu przebłyski krzyczały mu w głowie, nie chcąc ułożyć się w spójną całość. Muzyka ogłuszająca i wprawiająca w drżenie tętnice, oddechy, szybkie, wspólne i oddzielne, języki, taniec i wciągnięta kreska, która to która? Epileptyczne światła i neony w odbiciu od ścian, rozszerzonych źrenic i alkoholowych wodospadów, zęby i uduszenie, szarpnięcia i paznokcie, wyrywanie się w zbyt silnych ramionach, włosy wśród palców i skóra pod zębami. Oddech, serce i panika — a może wrzeszcząca w swym szaleństwie ekstaza? Prowokacja czy tylko ucieczka. Trzaśnięcie samochodowych drzwi. Potknięcie na nagle zbyt krzywym stopniu. Zgrzyt — suwaków, klucza niechcącego trafić do zamka, a może zaciśniętych w próbie uspokojenia zębów. Ból i amfetamina. Keith przesunął palcami po siniakach na swojej szyi wyraźnie układających się w ślady po zaciskającej się na niej dłoni. Naznaczenie, wypomnienie, a może upojne wspomnienie. Oddał się czy poddał w braku świadomości i głosu?
Jakie to miało znaczenie.
Zacisnąwszy wargi, Keith wyszedł z łazienki, po czym machinalnie skierował swoje kroki do kuchni, gdzie z ulgą połknął tabletki przeciwbólowe. Obudził się późno, a mimo to czuł się, jakby nie przespał nawet godziny. Tępy ucisk czaszki rozlewał się po myślach, potęgując poczucie zmęczenia i narastającej w jego komórkach irytacji. Reinhart zerknął na wyświetlającą się na ekranie telefonu godzinę — do dzisiejszego spotkania z Blue miał jeszcze trochę czasu, potrzebował jednak wydostać się na świeże powietrze, nie będąc w stanie wytrzymać dłużej w duszącej go pustce mieszkania. Ubrał się szybko, by już po chwili jechać w kierunku teatru, w którym trenowała dziewczyna.
Keith nie wiedział, co ma sądzić o Blue. Ich ścieżki przecięły się przypadkiem, losowe minuty w zatrzymaniu we wrzasku nowojorskiej codzienności, relacja pełna korzyści od pomocy w zasłabnięciu po pomoc w zdobywaniu upragnionych narkotyków. Ona miała swoje powody, on swoje — jak mógłby jej odmówić? Był obrzydliwym hipokrytą, masochistą z dziwnie satysfakcjonującą ulgą wciągającym w swoje uzależnienie innych, chorym egoistą. Przyjemniej jest wyniszczać się w towarzystwie.
UsuńZgodnie ze swoimi założeniami, Keith przyjechał pod teatr pół godziny za wcześnie. Usiadł więc na jednej z ławek, po czym zręcznie odpalił papierosa, którym błogo się zaciągnął. Bez większego skupienia obserwował mijających go ludzi, wystukując palcami rytm, który od dawna utkwił mu w głowie. Z odrętwienia wyrwała go wibracja telefonu powiadamiająca o nowym smsie od Blue.
Nie fatyguj się. Rzucam to wszystko, więc niczego już od ciebie nie potrzebuję.
Wystawiła go. Bez uprzedzenia wyrzuciła i odcięła się od niego grubą linią. Mógłby się tym nie przejąć — wzruszyć ramionami, wepchnąć dłonie do kieszeni skórzanej kurtki i bez skrępowania wciągnąć kreskę białego proszku z przygotowanej dla Freaser działki. Więcej dla niego. Dzisiaj jednak wiadomość od dziewczyny spotęgowała jego irytację i uciszane wewnętrzne skomlenie układające się w ciche prośby, by nie być dzisiaj samemu. Potrzebował jej towarzystwa, by wyrwać się gdzieś razem, wspólnie rozluźnić zaniepokojone myśli i uciec, mimo że praktycznie w ogóle się nie znali. A może zwłaszcza dlatego?
Wiedział, że Freaser powinna zaraz wychodzić z teatru, przecież ich spotkanie miało odbyć się za jakieś kilkanaście minut — musiał ją złapać, zatrzymać, spojrzeć w oczy i zażądać wyjaśnień. Dla wyładowania własnej złości, dla chorej satysfakcji, dla skrzywdzenia kogoś innego niż on sam, a może w próbie przekonania i zaproszenia do wspólnej gry.
Keith wstał gwałtownie z ławki, rozglądając się w poszukiwaniu dziewczyny. Zauważył ją po dłuższej chwili, będąc bliskim przeoczenia jej wzrokiem, kiedy wtopiła się w miejski ruch. Pobiegł szybko w jej stronę, nie chcąc, by zdążyła mu uciec.
Przywołując na usta zadziorny uśmieszek, zagrodził Blue drogę. Wyciągnął przed siebie telefon z wyświetlającym się na ekranie smsem.
— Pomyślałem, że lepiej będzie wyjaśnić wszystko na żywo. Nie mów, że chciałaś mnie tak porzucić, Bluebell — przeciągnął głoski jej imienia, do złudzenia przypominając zniecierpliwione dziecko.
— Mam wszystko, o co prosiłaś. Piękny, czysty towar, aż ci go zazdroszczę! — Zabrał telefon sprzed oczu dziewczyny, pod czym bezwstydnie musnął szczupłym palcem skórę pod jej brodą. — Blue, no nie bądź taka zła. Nie możesz skazać mnie na nudę w samotności.
Keith
[Cieszę się, że karta przykuła spojrzenie, chociaż to ogromna zasługa Cactus Codes, bo ja sama jestem nogą, jeśli chodzi o kodowanie. Na pewno sama od zera bym nie wyczarowała takiego cudeńka!
OdpowiedzUsuńMiło zobaczyć kogoś po fachu na blogu. Jeśli masz ochotę, to możemy spiknąć naszych bohaterów. Może będą partnerami tanecznymi przy jakiejś specjalnej okazji? O ile oczywiście masz ochotę na wspólny wątek ^^]
Mason
[Dziękuję serdecznie za słowa powitania pod KP Cappy i jednocześnie informuję, że odezwałam się na mailu.]
OdpowiedzUsuń