HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

"A long time ago, before I put on this mask, I was afraid of everything." - Selina Kyle/Catwoman (DC Comics)

Zuri Williams


x 19 lat x gap year x kosztowne, spore mieszkanie na Triangle Below Canal Street x projektantka własnej biżuterii x modelka x była ofiara molestowania x podróżniczka x dziedziczka wielomiliardowego imperium x człowiek - marka x córka modelki i inwestora giełdowego x wnuczka producenta telewizyjnego i miss Kenyi x

Kiedy przesuwa palcami po cudzej, gładkiej, ciemnej skórze, kąciki jej pełnych ust same unoszą się w górę, a oczy zaś mrużą w kocim, chytrym wyrazie. Przysuwa się, opiera dłoń na brzegu kremowej sofy, na której leży jej modelka i pochyla, na koniec bezwstydnie chuchając ciepłym powietrzem własnych płuc w jej brzuch. Ułożony pod pępkiem gruby złoty wisior mieni się w ostrym świetle ustawionych już do zdjęć lamp, unosi się i opada z każdym oddechem kobiety, a Zuri zagryza wargę i zmienia plan wykonania ujęć do nowego katalogu, przez to jak ta słodka niepewność dziewczyny, do niej przemawia.
- Czerń i złoto, to najpiękniejsze połączenie – szepcze cicho w skórę, która pachnie migdałami i pochyla się, muskając ustami skrawek ciała kobiety, aż nie może się powstrzymać i wysuwa koniuszek języka, znacząc nim linię po ciele tamtej, przez brzuch aż pod pierś. Podnosi spojrzenie na twarz modelki, uśmiechając się uspokajająco, gdy dostrzega, że ta drży. Opiera się pewniej o brzeg sofy i muskając palcami wewnętrzną stronę uda dziewczyny, sięga wargami jej sutka i gdy tylko tamta z zaskoczeniem łapie głośno powietrze, Zahra nakrywa jej pierś ustami zachłanniej, przesuwając palce na materiał majtek. Nie pamięta nawet, jak ten kwiatek ma na imię, wie za to doskonale, że ta chwila przyjemności namiesza dziewczynie w głowie.
- Panienko Williams, telefon – zza lamp wyłania się chuderlawy chłopak, wyciągając w jej kierunku komórkę. Jego nie dziwi ten widok, ani sposób w jaki projektantka traktuje ludzi, bo choć sam nie znalazł się nigdy tak blisko niej, wie że w gruncie rzeczy to tylko jej dziwaczność, że nie ma zamiaru nikogo krzywdzić, ani wykorzystać. Zresztą jeśli to co opisują w mediach o jej przeszłości, nie jest wyssane z palca dla podkręcenia jej sławy, to może nawet nie ma co się dziwić... Choć to i tak po prostu pokręcone i niedorzeczne, na dodatek szokuje ludzi, wręcz odstrasza.
Zuri odrywa usta od unoszącego się w szybszym oddechu biustu modelki i unosi wyżej, całując ją krótko w drżące usta. Posyła pogodny uśmiech i wstaje z kanapy, odbierając komórkę. Mijając chłopaka, skinieniem daje znać, aby właśnie teraz zaczęli fotografować, gdy skóra tamtej jest ciepła, oddech niespokojny, a oczy zamglone; bo lubi gdy w ujęciach choć klient ma się skupić na jej biżuterii, biją emocje, krzyczą, wwiercają się w widza, rozpierają go. Lubi sprawiać, że biedak nie może zapomnieć o tym, co zobaczył, co spoziera na niego z głodem i woła o więcej, przyciąga jak magnes. Taką właśnie robi biżuterię - uzależniającą jak bliskość drugiego człowieka i tak chce do ludzi przemawiać.
- Tak, dziadku? -zagaduje słodko, rozpoznając kontakt na wyświetlaczu i od razu zmieniając ton na bardziej przyswajalny da rozmówcy. - Jak to gdzie jestem.... w studiu – mówi zdumiona, przez moment gubiąc wątek, bo aromat migdałowej skóry dziewczyny został na jej ustach i właśnie go poczuła. - Pracuję – odpowiada na podejrzliwe i surowe pytania, uśmiecha się pod nosem, odwracając z komórką przy uchu i obserwuje pomiędzy krzątającą się ekipą, jak szczupła istotka leżąca na kanapie z jej naszyjnikiem na podbrzuszu, wije się przed obiektywem, a na jej ciele widnieje jeszcze ślad niewytartej śliny przy piersi. - Wrócę późno, zamówiłam ci już kolację – rzuca bardziej poważnie, odrobinę ponuro i rozłącza się z westchnieniem, a następnie opuszcza pokój, by przejść do łazienki i tam sprawdzić, czy korektor pod okiem się nie wytarł uwidaczniając niechciane ślady.


Powinna wierzyć w siebie i ufać swojemu sercu. Powinna podążać za intuicją, nie zrywać kontaktów z bliskimi, pielęgnować przyjaźnie. Powinna zwolnić. Powinna przestać się bać. Powinna wiedzieć, że nie musi mierzyć się z wszystkim sama. Powinna być bardziej pokorna.

Mogła słuchać rodziców i snuć marzenia. Mogła się przyznać, jak bardzo się boi. Mogła nauczyć się ufać. Mogła być szczera.

Musiała szybko dorosnąć. Musiała odciąć się od toksycznego świata, lecz na to, by wrócić do domu, który się rozpadł, było za późno, skoro sama do tego doprowadziła. Musiała się obudzić. Musiała odnaleźć nową siebie, bo wszystko, co miała do tej pory, kruszyło się w jej dłoniach i pod naporem mętnego spojrzenia. Musiała odnaleźć w sobie cierpliwość. Musiała sięgnąć w dal. Musiała przypomnieć sobie kim jest. Musiała stać się chciwa, sprytna, cwana. Musiała się podnieść.

______

Poszukiwać będziemy przelotnych znajomości, namiętnych romansów, byłego chłopaka z ciężką ręką, ludzi z świata biznesu jako wpływowych znajomości, inspiracji, przyjaźni z dodatkami i wszystkiego co moralnie podejrzane! I ukochany za kogoś, kto jej tę moralność naprostuje!
Wizerunek - Jasmine Tookes.

83 komentarze:

  1. Spotted: Znacie ten moment w filmie czy literaturze, gdy jeden z bohaterów doświadcza ogromnej krzywdy, ale zamiast poddać jej się i pozwolić sobie na zatracenie w rozpaczy, podnosi go w górę gniew, złość oraz nienawiść, jakby bak uzupełniał frustracją i rozgoryczeniem? Klasyczny villain origin story. Postać, którą będziesz kochać całym sercem, czegokolwiek nie zrobi. Ja na przykład uwielbiam Z. Wybaczyłabym jej wszystko. Mam zaproszenie na jedną z sesji, które organizuje dla swojej marki... Już nie mogę się doczekać!
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  2. [Muszę przyznać, że ta część opisu, która dotyczy sposobu,w który Zuri traktuje pracujące dla nie modelki nieco przypomina mi postępowanie pewnej panny z Nowego Jorku. Ale może to po prostu specyfiką zawodu... Jednego na pewno należy jej pogratulować, a mianowicie umiejętności względnego podniesienia się po brutalności doznanej z ręki byłego chłopaka.

    Standardowo życzę wiecznie wybijającego źródełka weny i samych porywających wątków.
    Przy okazji oczywiście zapraszam w swe skromne progi. Może Milo załatwił kiedyś sesję u Williams dla Rim (rzecz jasna nie bez zysków dla siebie) ?]

    Rimini, Heidi, Aurel i Nash

    OdpowiedzUsuń
  3. [Trzymam kciuki, żeby w końcu dało się rozwinąć Zuri tak, jakbyś chciała! W ogóle kobitka ma tylko dziewiętnaście lat i taki bagaż emocjonalny jakiego nie ma chyba nawet osiemdziesięciolatek :< Oby znalazła wokół siebie samych pozytywnych ludzi :)]

    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Cześć! Ależ obszerna karta, ALE! całość przyjemnie się czytało. Zuri ma niesamowity bagaż doświadczeń i tych przykrych i tych dobrych, choć ma zaledwie 19 lat. Tak, więc zdaje się niezwykle silną i dojrzałą, młodą kobietą która z nie jedną przeszkodą sobie poradzi. Oby następne lata przyniosły jej tylko sukcesy i szczęście :D
    Bawcie się dobrze, zarówno z nią jak i z Panem Prawnikiem, który również zdaje się niezwykle ciekawą postacią :) ]

    Laurent / Jackson

    OdpowiedzUsuń
  5. Miał dość wypadków samochodowych, do których tego dnia byli wzywani wraz ze strażą pożarną. Ekipy się ładnie uzupełniały, ale jak jeszcze raz usłyszy kłótnię kierowców kto komu najechał, zajechał i wjechał to przysięgał głośno i wyraźnie – oszaleje. Załamanie pogody i zawsze ten sam scenariusz. Ludzie tracili głowę i zamiast zostawić swoje cudeńka w garażach to ahoj przygodo! W miasto! Dlatego, kiedy dostali kolejne wezwanie i Will zapakował się do szoferki z donatem w ustach sięgnął po tablet.
    Prywatna szkoła. Ech, to już chyba wolał jednak tych kłócących się kierowców. W prywatnych szkołach miał tylko naćpanych nastolatków, którzy nie potrafili przyznać się do tego, co brali, jakby niewiedza miała ich uratować zamiast zabić.
    Wszedł do budynku razem z dwoma innymi osobami, upewniając się, że kawa wypłukała mu resztki donata z zębów. Szybko zostali pokierowani przez jakąś kobietę, w której mógł poznać dyrektorkę szkoły.
    - Dzień dobry, Harrison, pogotowie – odparł spokojnie, jak to miał w zwyczaju. Przykucnął przy poszkodowanej mającej problemy ze świadomością.
    - Co się stało? – zapytał, kierując słowa do młodej dziewczyny, która przy niej siedziała. Cóż, zawsze liczył na szczere odpowiedzi, ale chcąc nie chcąc spodziewał się tych wymijających.
    - Parametry, Sara, cukier – rozdzielił zadania, samemu naciskając kostkami na mostek uczennicy by sprawdzić jej reakcję na ból i otoczenie.

    William

    OdpowiedzUsuń
  6. Uniósł mimowolnie brew słysząc odpowiedź dziewczyny. Zastanawiające było to, że sama nawiązała do ewentualnych używek. Przecież zapytał tylko, co się stało, bo była świadkiem zdarzenia. Czy to nie dawało do myślenia, że faktycznie coś brały i teraz nie chciała się przyznać bojąc się konsekwencji? Cóż, nie mógł tego wykreślić z listy potencjalnych przyczyn omdlenia.
    - Pani nam przyniesie kontakt do prawnego opiekuna. W szpitalu mogą być potrzebne dodatkowe zabiegi, które będą wymagały zgody rodzica. A ty przynieś szklankę wody – skierował swoje słowa najpierw do kobiety, która ich tutaj zaprowadziła, a potem do dziewczyny, która przetrząsała torebkę przyjaciółki. Nie potrzebował kolejnej pacjentki, a niewątpliwie się nią stanie jeśli nie uspokoi swoich nerwów. William sztuczkę z wodą stosował dość często. Wysyłał zaniepokojonych rodziców do kuchni, nie dlatego że chciało mu się pić czy tym bardziej dla ich chorych pociech, ale właśnie po to, żeby mieli jakieś zajęcie i na chwilę wyszli z pomieszczenia.
    W międzyczasie zdążyli podać dziewczynie płyny i glukozę, która podniosła poziom cukru. Wyglądało na to, że winą omdlenia stała się rygorystyczna dieta. Will podejrzewał, że nieznajoma odmawiała sobie posiłków już od jakiegoś czasu. Widział jednak, że powoli odzyskiwała świadomość, więc zmierzali ku dobremu.
    - Przygotujcie nosze – rzucił do ratownika. Sam usiadł na krześle i zaczął wypełniać odpowiednie rubryki w karcie zdarzenia, jednocześnie obserwując młodą dziewczynę, by w razie czego powstrzymać ją przed gwałtownym wstawaniem.
    - Jak koleżanka się nazywa? Wiesz, czy choruje na coś przewlekle? Na coś się wcześniej skarżyła? – zapytał, kiedy do biblioteki wróciła druga z dziewcząt.

    William

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Wątek bardzo chętnie napiszemy, dziękujemy za zaproszenie :D
    Powiedz mi, czy Zuri projektuje jedynie damską biżuterię, czy również męską? Może mógłby zostać modelem i wziąć udział w sesji z jej kolekcją? To pierwszy pomysł, który przyszedł mi do głowy, dawaj znać jeśli tobie nasunęło się coś innego ;D ]

    Laurent

    OdpowiedzUsuń
  8. Odprowadził nosze pod karetkę i poczekał jak ratownicy zapakują się z nią do środka.
    - To ty byłaś z nią, kiedy upadła, ale nie potrafiłaś mi odpowiedzieć konkretnie na żadne pytanie – odparł wprost przenosząc spojrzenie z pacjentki na jej koleżankę. Może nie znały się zbyt dobrze? Może w ogóle się nie znały? Tylko dlaczego chciałaby jechać z obcą babką do szpitala, jeśli tylko byłaby świadkiem zdarzenia? William nie znał odpowiedzi na to pytanie.
    - Nie mogę zaprosić cię do karetki, bo wygląda na to, że nie jesteś z jej rodziny – dodał składając zamaszysty podpis pod kartą z wyjazdu. Nie był do końca pewien czy stan Annabelle znacząco się nie pogorszy w drodze do szpitala. Poziom cukru łatwo było unormować w warunkach polowych, ale jeśli zasłabnięcie miało też inną przyczynę to chciałby ją poznać jak najszybciej. Czasami nie było wiele czasu na reakcję. Im szybciej zostaną podane odpowiednie leki albo wdrożone leczenie szpitalne, tym lepiej.
    - Ale może odpowiesz mi na kilka pytań poprzedzających utratę przytomności. Wskakuj – zarządził, kiedy byli już gotowi do transportu. Oddelegował kierowcę na swoje miejsce, a sam w towarzystwie ratowniczki wskoczył do wnętrza karetki. Wskazał ręką składany fotel tuż przy głowie Annabelle, gdzie mogłaby usiąść jej koleżanka.

    William

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Zdecydowanie przemawia do mnie mega męska sesja z bardzo kobiecą biżuterią! Jako model chętnie bierze udział w sesjach, które są mało oczywiste i próbuje w nich swoich sił :D
    Czekamy w takim razie na początek! ]

    Laurent

    OdpowiedzUsuń
  10. Poprawił wlew kroplówki i usiadł na drugim fotelu przenosząc spojrzenie na młodą kobietę.
    - Możesz mi powiedzieć co brała wcześniej, niekoniecznie dzisiaj. Czasami odstawienie używek też działa niepokojąco na organizm, który się do nich przyzwyczaił. I przede wszystkim muszę wiedzieć, że działo się dzisiaj coś na co zwróciłaś uwagę. Może skarżyła się na ból głowy? Była słabsza niż normalnie? Jeśli się znacie to może coś szczególnego zauważyłaś, co wydawało ci się odskocznią od normy? – zapytał zerkając też na monitor, żeby sprawdzić parametry pacjentki.
    Musiał mieć podzielność uwagi. Jego mózg analizował otoczenie przeliczając dawki leków i możliwe rozwiązania. To się przydawało szczególnie wtedy, gdy było mało czasu, a adrenalina skakała podejrzanie wysoko.
    - Nawet drobne szczegóły mogą mieć znaczenie. Jestem lekarzem, nie policjantem. Nie obchodzi mnie nic więcej z wyjątkiem zdrowia i wszystko, co mogło mieć na niego wpływ – zapewnił na wszelki wypadek, gdyby dziewczyna bała się coś powiedzieć ze względu na konsekwencje.
    Wiedział z doświadczenia, że ludzie mijali się z prawdą, żeby tylko ktoś inny dziwnie na nich nie popatrzył. Cóż, William już tyle dziwnych rzeczy wyciągał chociażby z tyłków ludzkich, że naprawdę mało spraw potrafiło go zaskoczyć. Zresztą, nie bardzo interesowało go życie innych ludzi. Skupiał się tylko na ich organizmach.
    - Zapnij pas, będzie mocno trzęsło – uprzedził wskazując ruchem ręki na pasek, który kobieta miała przytwierdzony przy fotelu. Nie potrzebował w końcu kolejnego pacjenta w karetce przy mocniejszym hamowaniu.

    William

    OdpowiedzUsuń
  11. Słuchał każdego słowa dziewczyny, starając się poukładać wszystkie elementy w całość, co dałoby więcej światła na pewniejszą diagnozę. Im byli bliżej szpitala, a stan Annabelle się nie pogarszał, tym lepiej.
    Pochylił się nieco bardziej, żeby delikatnie pociągnąć za pas i przeciągnąć go przez ciało dziewczyny. Po krótkim kliknięciu wyprostował się.
    - Jak ty się nazywasz? – spytał, bo młoda kobieta była ich jedynym świadkiem i jeszcze zabrał ją ze sobą do karetki, a nie znał nawet jej imienia.
    Od czasu do czasu zerkał na monitor, chociaż wiedział, że ratowniczka stojąca przy noszach zaalarmuje go, gdy zacznie się dziać cokolwiek niepokojącego. Miał całkowite zaufanie do swoich ludzi, ale nic nie mógł poradzić na to, że był perfekcjonistą.
    I kiedy tak spoglądał na monitor, jego wzrok padł również na odsłoniętą szyję pacjentki. Zabranie jej koleżanki było prawdopodobnie jedną z lepszych decyzji Williama, jakie mógł podjąć.
    - To nie narkotyki – powiedział spokojnie. – Posłuchaj, czy Annabelle nie narzekała ostatnio, że coś ją brało? Bóle mięśni, gorączka? – spytał wstając z fotela i odkładając na swoje miejsce tablet z dokumentacją. Jego mózg rozpoczął już swoją gonitwę.

    William

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy pod wpływem stanowczych słów dyrektora studium, w którym na co dzień pracował, obejmował dodatkową posadę nauczyciela w zwyczajnej, choć elitarnej szkole, zastanawiał się czym zasłużył sobie na taką srogą karę. Nigdy nie widział się przecież w roli nudnego belfra, próbującego za wszelką cenę zarazić młodych ludzi swoją miłością do tańca. Wychodził bowiem z założenia, że po to Allach (lub jakikolwiek inny byt rządzący człowieczymi losami, o ile ten rzeczywiście istniał) w całej swej niewyobrażalnej łaskawości obdarzył ich wspaniale działającymi mózgami, by doskonale potrafili znaleźć własną ścieżkę prowadzącą przez przyszłe życie. Ważne, aby przy okazji nie robili nikomu krzywdy. Szybko jednak okazało się, że i ta, zdawałoby się okropna, praca może mieć pewne plusy, i to nie tylko czysto materialne. A wszystko to za sprawą dziewiętnastolatki, co do której już na początku obwieszczono mu, że powinien traktować ją wyjątkowo łagodnie, bo z pewnych powodów (których oczywiście mu nie podano, a co do istoty których on sam nie dociekał) wciąż przebywa na urlopie, a co za tym idzie uczestniczy tylko w wybranych lekcjach. Czemu wybrała akurat te prowadzone przez niego, pozostawało dla niego tajemnicą nawet teraz. Nie sądził jednak, by kierował nią jedynie czysty przypadek. Zbyt łatwo złapali wspólny język, co z kolei pozwoliło im odłożyć faktyczne kształcenie na dalszy plan. Trochę to zabawne, biorąc pod uwagę nie tylko dzielącą ich sporą różnicę wieku, ale także kulturę, w której przyszło im się wychowywać. Choć Nash zdecydowaną większość swojego życia spędził poza rodzinną Syrią, nadal dość często łapał się na tym, że nie do końca nadąża za torem myślenia młodych mieszkanek Zachodu. Ale komuż było to potrzebne do szczęścia, jeśli i bez tego mógł pławić się w stanie bliskim euforii jaką dawał kontakt z niektórymi z nich ? Z pewnością nie jemu, o czym przekonywał się za każdy razem, gdy któraś z nich postanowiła się mu oddać. Jasne, zawsze był to jedynie chwilowy romans, a więc sytuacja, która z pewnością nie odpowiadałaby jego rodzicom, ale jemu to w zupełności wystarczało. Przynajmniej nie musiał stale zamartwiać się, co się stanie, gdy zachce mu się skoczyć w bok. Bo odkąd dowiedział się o wpadce, w wyniku której na świat przyszła Charlotte, już nigdy więcej nie odważył się na seks bez zabezpieczeń. Drugie dziecko z pewnością nie było mu potrzebne. Szczególnie z uczennicą, choćby ta była zdolna rozpalić do czerwoności tą bardziej czułą część jego duszy. Ostatecznie samo poznanie ich małej tajemnicy przez kogoś postronnego wystarczyłoby, aby oboje zostali wyrzuceni na bruk z tak zwanym wilczym biletem. Dla zdecydowanej większości społeczeństwa byłby to doskonały powód, by chociażby zrezygnować ze spotykania się pod dachem tej placówki, ale nie dla nich. Obydwoje za bardzo kochali ryzyko związane z możliwością bycia nakrytym.
    - A jak Ci się wydaje ? – Odparł pytaniem na pytanie, z niewyobrażalnym wręcz trudem powstrzymując się od przewrócenia jej na blat. Wiedział jednak dobrze, że zanim będzie mógł to zrobić, będzie musiał jak zwykle zamknąć drzwi na klucz, by żadna sprzątaczka nie wtargnęła przypadkiem do środka. Ale i tego nie mógł zrobić od razu, bo dziewczyna właśnie złożyła mu wspaniałą propozycję, która wymagała od niego dłuższego zastanowienia się. – Brzmi naprawdę ciekawie. – Przyznał, przyciągając ją nieco bliżej. – Ale jest jeden mały problem. Stała opiekunka Lotty rozchorowała się, więc musiałbym najpierw znaleźć jakieś zastępstwo na jej miejsce. Daj mi sekundkę. – Niechętnie odkleił dłonie od bioder Zuri, po czym za pomocą jednej z nich wygrzebał z kieszeni komórkę i przystąpił do wybierania odpowiednich numerów. Pięć pierwszych prób nie przyniosło zamierzonego rezultatu, ale student germanistyki imieniem Max jak zwykle okazał się niezawodny. – To o której dokładnie ta impreza ? – Spytał Syryjczyk, odkładając telefon.


    Nash

    OdpowiedzUsuń
  13. [Pięknie dziękuję za powitanie i muszę powiedzieć, że twoja karta zawróciła mi w głowie. Patrząc na zdjęcie byłam przekonana, że napiszę coś na temat zepsucia jej słodkiej niewinności, a tu taka niespodzianka... Jest w niej coś tak magnetycznego, że nawet Killy popatrzyłby na nią dłużej, niż standardowe dwie sekundy ;)
    Co z kolei sprowadza mnie do wątku, po który w końcu tu przyszłam! Mam nawet pomysł, chociaż pewnie wymagający dopracowania i burzy mózgów. Mianowicie widzi mi się jakaś kampania. Cillian modelem, co prawda, nie jest, ale nie odstrasza buźką, a to już coś. Jego spece od PR-u mogliby sobie wymyślić jakąś sesję zdjęciową z męską biżuterią, żeby jeszcze trochę zwiększyć popularność pana prezesa... I tutaj wkracza Zuri cała w złocie. Jak wam się to widzi, dziewczyny? :)]

    Kill M.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Boże dodaję trzeci raz, bo mi pół komentarza znika, więc tylko ograniczę się do pozostawienia wyboru tobie i informacji, że czekamy niecierpliwie <3]

    Kill M.

    OdpowiedzUsuń
  15. [To może Zuri wybierze się z jego siostrą na impreze z której wyciekną jakieś szokujące zdjęcia itp I Ethan się z nią umówi, żeby
    zrobić jej wykład odnośnie tego, że ma się trzymać z daleka od jego siostry itp. Mogą się znać w sumie już jakiś czas i Zuri może być zdziwiona jego pretensjami bo np pamięta akcje, jakie odwalał jako ten 'drugi Ethan', a nie wie, że to są dwie rozbieżne osobowości. No, mam nadzieję, że nie namieszałam za bardzo i ogólny przekaz jest jasny haha]

    Ethan W.

    OdpowiedzUsuń
  16. Laurent powrót do Nowego Jorku traktował na kształt urlopu, wolnego czasu, który mógł wykorzystać na odpoczynek i zregenerowanie sił, czy też spotkania z bliskimi. Ostatni kontrakt we Włoszech był długi i intensywny, choć Laurent lubił, gdy wiele się działo i mógł błyszczeć w świetle reflektorów, czy przed kamerami. Praca modela była czymś co po równo kochał i nienawidził całym sercem. Bardzo szybko po powrocie zaczynał tęsknić za pośpiechem i zajęciem, dlatego też bardzo często jego agencja znajdowała krótsze zlecenia, na które nie musiał wybywać z kraju na długie tygodnie.
    Tak było i w tym przypadku, został wybrany do sesji promocyjnej kolekcji biżuterii. Lubił się przygotować do pracy, więc sprawdził dokładnie firmę, która okazała się młodą działalnością, ale prężnie rozwijającą się i zyskującą coraz większą popularność. Biżuteria przyciągała wzrok, tym bardziej był ciekawy najnowszej kolekcji, którą również zaprojektowano z myślą o kobietach. Laurent lubił nieoczywiste projekty i nowe wyzwania, dzięki którym zdobywał cenne doświadczenie i równie cenne zdjęcia do swojego katalogu. Był również ciekaw samej Zuri Williams.
    Na miejscu pojawił się chwilę przed czasem schodząc się z całą resztą, fotografem i wizażystą.
    Przekraczając próg wskazanego pomieszczenia, uśmiechnął się do wszystkich i podszedł bezpośrednio do Zuri, wyciągając w stronę kobiety dłoń.
    — Cześć, Laurent Blanchard. — Przedstawił się. — Gratuluję sukcesów, biżuteria robi ogromne wrażenie. Nad czymś dziś będziemy pracować? — W pracy był konkretny i lubił skupić się na zadaniu. Dziś wiedział, że będzie pracował przy nowej kolekcji, ale jeszcze nie widział z czym przyjdzie mu pozować. Chciał też poznać oczekiwania samej Zuri, jej wyobrażenia o kolekcji, co chce nią przekazać były tu najistotniejsze. On był tylko płótnem, tłem dla większej całości, nawet jeśli miał pewne pomysły w głowie to wizja projektanta była najważniejsza. Jako fotomodel miał niemałe doświadczenie, ale niemal za każdym razem uczył się czegoś nowego.

    [ Co do długości to ja również mogę się dostosować, ale zwykle wychodzi w zależności od tego co się dzieje :D ]
    Laurent

    OdpowiedzUsuń
  17. Cillian Montgomery nie miał czasu na takie głupoty, jak podtrzymywanie u opinii publicznej swojego wizerunku w miarę dobrego, ciepłego człowieka. Ani ochoty. Ochoty na to również nie miał, bo kreowanie takiej postaci nie mogłoby bardziej mijać się z tym, kim był w rzeczywistości. Wśród osób, które go znały, nawet nie starał się udawać, że ma do zaoferowania coś więcej, niż lodowate spojrzenie i w porywach kilka słów padających z jego ust, z czego jakieś osiemdziesiąt procent z nich to przekleństwa.
    Miał jednak czas na robienie pieniędzy i był w tym cholernie dobry. Jeśli smykałka do interesów była dziedziczna, to stanowiła chyba jedynę cechę, która łączyła go z seniorem rodu Montgomery. To i zamiłowanie do ładnych, a co ważniejsze łatwych, kobiet. Pieniądze jednakowoż nie chciały się zarabiać, kiedy Kill ściągał na firmę problemy wizerunkowe, a swoim zachowaniem robił to nader często. Spalding nieustannie próbował przemówić swojemu szefowi do rozumu, uświadomić, że popularność i celebryctwo w tych czasach jest kluczem do sukcesu także wielomiliardowego przedsiębiorstwa, które teoretycznie nie powinno mieć problemów z wypłacalnością, nawet jeżeli sam prezes podkopywał pod nim dołki. W rzeczywistości je miało, może nie na tak ogromną skalę, bo w końcu popularność to nie wszystko, ale przegrywało z jednym z największych konkurentów na rynku ubezpieczeniowym, który potrafił lepiej się sprzedać. Ich prezes nieustannie udzielał się charytatywnie (żeby odprowadzać mniejszy podatek, a nie z dobroci serca, wiadomo), pokazywał się na różnego rodzaju galach i wydarzeniach towarzyskich, a także pozował na ściankach przed premierami filmów, chociaż z przemysłem miał tyle wspólnego, co Cillian z ciepłym sercem.
    W każdym razie na tym polu konkurencja wygrywała, a Kill nie mógł na to pozwolić.
    Właśnie dlatego pozwolił Spaldingowi, swojemu szafowi od PR-u, a prywatnie przyjacielowi (nie wiedział co prawda, jak ten mężczyzna ma na imię… W ogóle nic o nim nie wiedział. To chyba najlepiej obrazuje, jak tragicznym w obyciu człowiekiem był Cillian) na spotkanie z… Z jakąś kobietą.
    Agentką? Projektantką? Modelką?
    Z kimś, kto miał wygrzebać go z kłopotów, a on nawet nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, kim jest. Ufał Spaldingowi pod tym względem, dotychczas PR-owiec sprawdzał się bez zarzutu zawsze, gdy zaistniała taka potrzeba, nie widział więc powodu, żeby dowiadywać się czegoś na własną rękę. Pamiętał jedynie, że chodzi o biżuterię (dobre sobie, jakby potrzebował czegoś więcej niż zegarek i nieprzyzwoicie drogie spinki do mankietów) i nie rozumiał, dlaczego również ma stawić się na tym spotkaniu.
    — Możesz mi przypomnieć, po co tutaj jestem? — Odezwał się głosem wypranym z wszelkich emocji, jak zwykle, nie racząc nawet oderwać wzroku od ekranu telefonu. Sprawdzał maile i odpowiadał na co ważniejsze, korzystając z godzin szczytu i stania w korku. Nie, żeby to była jakaś niespodzianka w Nowym Jorku. Kill nie należał do najcierpliwszych osób, ale nauczył się już, że są rzeczy, na które nie ma wpływu. Jedną z nich był nieustanny ruch uliczny w Wielkim Jabłku. Zresztą to w kompetencjach kierowcy leżało, aby na spotkania dowozić go na czas. Wiedział, że jeśli nie wywiąże się z obowiązków, Cillian nie będzie miał żadnych skrupułów przy pozbawianiu go pracy, a historie o chorych żonach i edukacji dzieci go nie ruszały. Ewentualnie irytowały.
    — Ponieważ musisz sprawiać wrażenie dostępnego — wyjaśnił cierpliwie siedzący obok blondyna Spalding.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale ja nie jestem dostępny. Nawet nie chcę być. Nie jestem papierem toaletowym — odpowiedział. Zablokował telefon i wsunął go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Jak zwykle był nienagannie, elegancko ubrany, mimo próśb ze strony Spaldinga, żeby chociaż raz pozwolił sobie na włożenie zwykłych jeansów i marynarki, zamiast trzyczęściowego garnituru. W odpowiedzi zobaczył środkowy palec Cilliana, więc odpuścił.
      — Straciłeś pięć dziesiątych na giełdzie — przypomniał łagodnie PR-owiec, odwracając spojrzenie od twarzy swojego szefa.
      Montgomery zacisnął zęby i odetchnął głęboko powietrzem przesiąkniętym zapachem odświeżacza. Nie odezwał się więcej, bo dyskusja nie miała w tej chwili żadnego sensu. I tak byli już w drodze, za chwilę mieli zjawić się w Tribecce i omówić szczegóły kampanii reklamowej. A Kill nie mógł zrobić nic, żeby się z tego wywinąć.
      Przekroczyli próg lokalu punktualnie, Spalding rozglądając się za kobietą, z którą się umówili, a Kill ze wzrokiem kolejny raz utkwionym w telefonie. Menadżer sali zaprowadził ich do stolika i dopiero wtedy główny zainteresowany schował urządzenie z powrotem do kieszeni.
      — Panna Williams? — Podjął Spalding, uśmiechając się grzecznie do ciemnoskórej kobiety. — Nazywam się James Spalding, jestem dyrektorem działu PR w Montgomery Insurance — przedstawił się, wyciągając dłoń do Williams. A więc tak masz na imię, to była jedyna myśl Killa. Zmierzył kobietę szybkim, zdystansowanym spojrzeniem, nawet się nie uśmiechając. Wyglądała całkiem apetycznie, zwłaszcza w tej ledwie zakrywającej cokolwiek kiecce, ale Cillian nauczył się już, że nie wolno mieszać interesów z przyjemnościami. — To jest mój szef, Cillian Montgomery — dotarł do niego głos Spaldinga i chcąc nie chcąc, musiał poświęcić trochę uwagi pannie… Williams? Tak, chyba takie nazwisko usłyszał.
      — Wystarczy Cillian — odezwał się w końcu i skinął na kelnera, który podszedł do nich szybkim krokiem. — Macie tutaj Macallana? — Zapytał i odpiął marynarkę, żeby zająć miejsce przy stole. Jeśli miał przeżyć to spotkanie, na pewno nie mógł zrobić tego na trzeźwo.
      — O-oczywiście — wydukał kelner, sięgając po notatnik, ale Cillian zbył ten gest machnięciem dłoni. Miał w poważaniu, czy panna Williams i Spalding chcą coś zamówić. On musiał się napić.
      — Nalej na trzy palce. I nie oszukuj. Jeśli podasz mi jakieś szczyny, będę wiedział — rzucił, a chłopak, który najwyraźniej pracował dorywczo oddalił się, blednąc uprzednio na twarzy. — Możemy mieć to za sobą? — Spytał, przenosząc wzrok na kobietę.

      Kill M.

      Usuń
  18. Uniósł brew. To była cała jego reakcja na uszczypliwość ze strony panny Williams. Zmierzył ją też spojrzeniem, ale przelotnym, takim, które sugeruje, że słowa, które padłu z ust brunetki, nie robią na nim najmniejszego wrażenia.
    I naprawdę nie robiły. Aby robić sobie coś z wrednych komentarzy, najpierw wypadałoby przejmować się ludźmi, a tej umiejętności Cillian niestety nie posiadał. Wszyscy, którzy przewijali się przez jego życie, byli niewiele znaczącymi epizodami. Pracownicy nie zagrzewali miejsca na swoich stanowiskach, chyba że wiedzieli, po co ich zatrudniono i potrafili wykonywać swoje obowiązki bez zarzutu. Kobiety zostawiały po sobie jedynie zapach na jego poduszce, za każdym razem inny, bo rankiem musiały zapomnieć o spędzonej z Montgomerym nocy. A ludzie, z którymi zmuszony był współpracować, jak panna Williams… Oni nie liczyli się w ogóle. Jedyną stałą w życiu mężczyzny była rodzina, ale nawet tę potrafił wyrzucić jak niepotrzebny śmieć. Ze swoją matką nie miał kontaktu od lat, bo poza macicą, z której niegdyś wyszedł, nie była dla niego niczym więcej. Ojciec chociaż służył dobrą radą, a rodzeństwo trzymał blisko w obawie, że mogłoby stanowić dla niego konkurencję.
    Jego życie było smutne, przynajmniej dla kogoś, kto potrafił normalnie odczuwać emocje. Ale on pragnął jedynie wygody, niczego więcej.
    Już po pierwszym komentarzu wiedział, że Williams nie będzie dla niego wygodna i z największą ochotą by się jej pozbył. Gdyby, oczywiście, miał taką możliwość, jednak ten luksus w tej chwili był poza jego zasięgiem. Firma była ważniejsza, jeśli nie najważniejsza. Nawet ponad jego wygodą.
    Poza tym był trochę ciekaw, co wyniknie z tego jej ciętego języka. Nie lubił, gdy ktoś mu się sprzeciwiał, ale miał słabość do pięknych kobiet. Williams była piękna i mu się stawiała. Był gotowy zostać tu tylko po to, żeby usłyszeć, co jeszcze ma do powiedzenia na jego temat.
    — Nie, nie potrzebuje — odezwał się ponownie, spoglądając na kobietę znad szklanki, którą otrzymał od kelnera w błyskawicznym tempie. Pociągnął z niej niewielki łyk, po czym odstawił na stół, rozkoszując się przyjemnym pieczeniem w gardle, gdy alkohol po nim spłynął. Macallan, nie żadna podróba. Może nawet zostawi napiwek. — Może powinniśmy porozmawiać z twoją? Nie nauczyła cię, że to niekulturalne obmawiać kogoś w jego obecności? — Odpowiedział pytaniem na pytanie i posłał jej drapieżny uśmiech. Nie miał zamiaru pokazywać na tym spotkaniu swojej prawdziwej twarzy, ale chęć dania jej nauczki była silniejsza. Ludzie zwykle się go bali i mieli ku temu powody, nie tylko biznesowe, chociaż te w szczególności. Cillian był bezlitosny. Gdyby zamajaczyła mu przed oczami możliwość wykupienia firmy tej panienki tylko po to, żeby utrzeć jej nos, bez wahania by to zrobił, a potem rozszarpał przedsiębiorstwo na kawałki. Zrobiłby to nawet jeśli miałby na tym nie zarobić ani centa.
    W życiu również był bezlitosny, ale o tym może kiedy indziej.
    Kątem oka dostrzegł, że Spalding przymknął powieki i powoli wypuścił powietrze z płuc, najwyraźniej próbując odnaleźć w sobie cierpliwość do niefrasobliwego szefa. To przypomniało Cillianowi, po co tutaj przyszli. Nie po to, żeby wymieniać uszczypliwości z obcą kobietą, nie po to, żeby napić się nieprzyzwoicie drogiego alkoholu, a po to, żeby zwiększyć popularność Montgomery’ego. Nie zyska jej, jeśli odepchnie od siebie osobę, która odnosiła tak wielkie sukcesy w kampaniach reklamowych swoich produktów. Przynajmniej tak twierdził Spalding. A był jednym z tych pracowników, którzy mieli pojęcie o swojej robocie i dlatego Kill jeszcze go nie wyrzucił, chociaż czasami miał na to ogromną ochotę. Zwłaszcza w chwilach takich jak ta, gdy mężczyzna pokazywał, że ma cokolwiek do powiedzenia w MI.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jakie masz plany co do mnie? — Zapytał Cillian, dla odmiany postanawiając zwrócić uwagę na osobę, z którą zamierzał robić interesy. Upił jeszcze trochę trunku i odsunął od siebie szklankę, a wpatrując się w kobietę lodowatym spojrzeniem, począł wodzić opuszką środkowego palca po brzegu szklaneczki. — To znaczy, jak widzisz całą tę kampanię? Nie ukrywam, że nie chciałbym poprzestać na jednej sesji, jeśli odniesie sukces. Zależy mi na długofalowej współpracy. Oczywiście pod warunkiem, że się spiszesz, a mam nadzieję, że tak będzie. Spalding twierdzi, że jesteś jedną z lepszych w tej branży, a ja mu ufam — powiedział, nie pozwalając jej odpowiedzieć na pytanie. Nie słodził jej, po prostu potrafił docenić osobę z głową do interesów. Obojętnie, starą czy młodą, z pomocą bliskich, czy też bez niej. Liczył się efekt, a tylko na tym mu zależało.

      Kill

      Usuń
  19. [Wiesz, muszę przyznać, że odpisy od ciebie poprawiają mi humor xd Za każdym razem trafia się chociaż jedno zdanie, przez które parskam śmiechem :D]
    Nie lubił patrzeć na ludzi (niespodzianka), ale kiedy już zdarzało mu się to robić, obserwował ich reakcje i wyciągał wnioski. Ta umiejętność była dość ważna w jego hobbystycznych aktywnościach, więc był w niej nie idealny, ale na pewno całkiem dobry.
    Widział, jak jej żuchwa zadrgała, kiedy zagryzła zęby i niemal uśmiechnął się szczerze. Nie wiedział, czym konkretnie nadepnął jej na odcisk — swoim obyciem, a raczej jego brakiem, słowami, czy całokształtem, ale czymś musiał. Gdyby miał trochę więcej wspólnego z normalnym człowiekiem, ucieszyłby go taki obrót spraw. Jednak na ofiarę się nie nadawała. Była zbyt pyskata i odwzajemniała jego spojrzenie, a takich przejawów odwagi Cillian nie dopuszczał. Ciekawe, czy przebywając z nim sam na sam w zamkniętym na cztery spusty pokoju dalej miałaby takie pazurki.
    Sprawdzenie tego nie wchodziło w grę, dlatego odsunął od siebie myśli, które sprawiły, że mimowolnie trochę się rozluźnił. Dobrze, że zdołał to zrobić zanim obdarzyła go tym cukierkowym uśmiechem. Który ani trochę nie przypadł mu do gustu i wcale nie dlatego, że nie był ładny. Jako bezlitosny człowiek stojący u steru firmy, która była warta miliardy, potrafił dostrzec, kiedy ktoś w biznesie próbował go ograć. A on się dał, niczym jakiś uczniak.
    Wbrew pozorom to dobrze. Oznaczało, że ona również potrafi przeć naprzód, możliwe, że bez względu na koszty. Dotychczas tylko z takimi ludźmi robił interesy i nie można powiedzieć, że źle na tym wychodził.
    Dosłyszał uwagę panny Williams. Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno, a następnie uniósł szklankę do ust. Każdy kolejny łyk był odrobinę większy od poprzedniego, więc skinął dłonią na kelnera i pokazał na resztę trunku.
    Och, kochanie, gdybyś tylko wiedziała…
    — Poprawka, złotko, to nie ona zapomniała o mnie. Ale widzę, że wchodzimy na grząski grunt. Jeśli mogę coś doradzić… Naucz się nie zaciskać tak mocno tych swoich białych ząbków, bo w końcu ci popękają — rzucił wesoło i odsunął się trochę, kiedy kelner zjawił się przy stoliku, żeby dolać alkoholu. Kill uwagę o tym, że powinien przynieść mu nową szklankę z gotową dolewką postanowił zachować dla siebie. Przerzucił ramię przez oparcie krzesła i podążył za brunetką spojrzeniem, gdy go taksowała. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę ze swojej atrakcyjności. Grubość portfela podbijała jego noty u płci pięknej, ale nieznacznie. Nawet gdyby został kierowcą śmieciarki, kobiety wciąż rozkładałyby przed nim nogi. Traktowały go jak chodzący wibrator, więc on odwzajemniał się traktowaniem ich jak worki na spermę. Metaforyczne. Nie był idiotą, który dałby się wkręcić w dziecko z nieprawego łoża.
    — Na mnie nie pada przychylne światło — odpowiedział i posłał jej półuśmiech. Chyba byłby w stanie ją polubić. — Jesteś tu właśnie po to, żebym nie musiał tego robić, panno Williams. Masz zadziałać swoją magią i sprawić, że będę mógł darować sobie te wszystkie bale charytatywne, premiery durnych filmów i tak dalej… — Machnął dłonią, jakby odganiał natrętnego owada. Tym właśnie były dla niego światła fleszy: bzyczącą przy uchu muchą, szkodnikiem, którego najchętniej zupełnie by się pozbył. Problem tkwił w tym, że ten szkodnik był również pożyteczny dla środowiska, w którym Cillian się obracał. I musiał przeboleć jego obecność mimo ogromnej niechęci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Okay — rzucił po prostu. Nie zamierzał wchodzić z nią w dyskusję na polu, na którym kompletnie się nie znał. Potrafił uznać czyjąś wyższość pod względem wiedzy, a jeśli twierdziła, że zostanie twarzą jej kolekcji wyciągnie go z PR-owego dołu, przystanie na propozycję bez mrugnięcia okiem. — Mam tylko jeden warunek — odezwał się po dłuższej chwili, przyglądając się, jak zębami zdjęła oliwkę z patyczka. Pochylił się nad stołem, delikatnie przechylając głowę na prawą stronę. Spalding słusznie wycofał się z rozmowy, chociaż pewnie bardzo go kusiło, żeby się wtrącić. Fakt, miał o co się obawiać. W końcu jeszcze nie leżała między nimi żadna gotowa do podpisania umowa, a Cillian już stawiał warunki. — Masz być moją partnerką — powiedział cicho, nieco chrapliwie. Uśmiechnął się kącikiem ust. — Podczas sesji, promocji… Czy co tam się robi w tej branży. We wszystkim. Nie dlatego, że uważam, że z tobą u boku będę wyglądał lepiej, o nie. Dlatego, że jeśli coś spierdolisz i zamiast się wybić pójdę na dno, ty pójdziesz razem ze mną — wyjaśnił i wyprostował się na miękkiej skórzanej kanapie. Był wysokim, postawnym mężczyzną, więc dzięki temu mógł spoglądać na pannę Williams z góry. Słyszał, jak Spalding wypuszcza powietrze ze świstem, ale niespecjalnie się tym przejął. — Jeśli się zgodzisz, jeszcze dzisiaj podpiszemy umowę i zrobię wszystko, co będziesz kazała mi zrobić. To jest mój jedyny warunek.

      Kill

      Usuń
  20. No i jest. Bingo. Czy nie trzeba tak było od razu? I może ratowniczka trochę pobladła, ale William jak na razie przyjął wieści ze spokojem. Cóż, nie w takich śmieciach już pływał. A nie sądził, by komukolwiek w tej karetce cokolwiek dolegało z wyjątkiem Annabelle, która powinna trafić na objawowe leczenie jak najszybciej.
    - Ryan, zmieniamy kierunek na zakaźny – powiedział sięgając po pudełko z jednorazowymi maseczkami. Nie mógł skierować karetki do miejscowego szpitala, żeby potem cały oddział był na kwarantannie. Za dużo zachodu. Lepiej było skierować się od razu do miejsca, które znało procedury i miało wszystko, czego potrzebowali. – Zakładaj – dodał wyciągając w stronę Zuri maseczkę.
    Zlecił Sarze podanie innych leków pacjentce i sięgnął po krótkofalówkę, żeby uprzedzić szpital o ich wizycie.
    - Mam podejrzenie EBOV, dziewiętnastolatka po podróży w Kenii, stan stabilny. Będziemy za dziesięć minut.
    Założył maseczkę i siadając zerknął na Zuri.
    - Twoja koleżanka najprawdopodobniej ma gorączkę krwotoczną. Wirus dość długo się rozwija, dlatego wcześniej, zaraz po powrocie, nie miała żadnych objawów. Jak dojedziemy do szpitala to automatycznie zostaniesz przebadana, żeby upewnić się, że jesteś cała i zdrowa. Nie musisz się martwić, szanse zarażenia są minimalne, ale takie mamy procedury – wyjaśnił. Specjalnie użył nazwy gorączki, bo ebola brzmiała o wiele gorzej i ludzie też niewiele o niej wiedzieli, jeśli nie licząc wielkich haseł i straszenia z telewizji.

    William

    OdpowiedzUsuń
  21. Jakaś jego część (ta przeważająca, ale do tego wolał nie przyznawać się nawet przed samym sobą) obawiała się komercyjnej sławy. Teraz był popularny tylko w wybranym kręgu ludzi, wśród śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku i osobiście mógłby na tym poprzestać. Bo tak było łatwiej, wygodniej, mniej… Niebezpiecznie. Wystarczył jeden samozwańczy detektyw, ktoś uparty z nieco lepszymi zdolnościami obserwatorskimi, żeby wszystko, na co Kill tak długo i ciężko pracował legło w gruzach. Nikt nie mógł się dowiedzieć, co ukrywał w czterech ścianach swojego penthouse’u, to by była katastrofa.
    Dlatego tak niechętnie zgadzał się na zabiegi PR-owe Spaldinga, a spotkanie z Williams było ostatnim czego chciał. Na samą myśl o pozowaniu przed aparatem żyłka pulsowała mu na skroni i miał chęć palić jednego papierosa za drugim, ale odsuwał od siebie te myśli, pozostając nieprzeniknionym jak zwykle. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś coś zauważył. I wyciągnął ze swoich obserwacji błędne wnioski.
    Dopił Macallana jednym haustem i odstawił szklankę na stół. Kelner natychmiast ruszył spod baru jakby go obserwował, ale Cillian machnął dłonią, odprawiając niezbyt urodziwego dzieciaka. Jasny umysł był podstawą. Owszem, pochłonąłby całą butelkę, gdyby ktoś ją przed nim postawił, ale zawsze pilnował, aby nie zapędzać się za bardzo, nie w miejscach publicznych. Własne lokum to inna para kaloszy, ale tylko pod pewnymi warunkami. Na przykład takimi, jak schowanie telefonu poza własnym zasięgiem, żeby nie zrobić niczego głupiego. Albo zamknięcie drzwi na kilka zamków, by mieć problem z ich otworzeniem, gdyby zamroczony mózg postanowił wybrać się na wycieczkę. Ktoś taki jak Cillian musiał się pilnować na wielu frontach, nawet jeżeli twierdził, że zależy mu wyłącznie na własnej wygodzie. Odprawienie dzieciaka nie było wygodne, ale konieczne.
    Przyglądając jej się z tak bliska i czując w nozdrzach jej zapach ostatkiem sił powstrzymał się przed oblizaniem warg. Z łatwością potrafił sobie wyobrazić, jak się pod nim wije, oczywiście tuż po tym, jak już złamałby ten jej zadziorny charakterek i zmusił do przygryzienia ciętego języka. Gdyby nie mieli robić razem interesów, Cillian włączyłby swój urok osobisty, któremu żadna nie mogła się oprzeć, a następnie by nad nią popracował. Czuł, że byłaby to dość długa i żmudna droga, ale był ciekaw, do jakiego celu ostatecznie by doprowadziła.
    Może to lepiej, że byli poza swoim zasięgiem.
    Uniósł brew i powoli skinął głową.
    — Zawodowo — poprawił, zanim zdążyła się w tym wszystkim za bardzo zapędzić. W myślach natomiast wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw. Powinien być uważniejszy, ostrożniej dobierać słowa, zwłaszcza w towarzystwie tak ciętej, pyskatej panienki.
    — Cudownie — rzucił z połowicznym uśmieszkiem i zmierzył lodowatym spojrzeniem jej wyciągniętą dłoń. Nie miał najmniejszego zamiaru jej ujmować i to nie kwestia, że gardził umową czy dziewczyną samą w sobie, ale w ogóle drugim człowiekiem. Dotyk, którego on sam nie zainicjował, był daleko poza akceptacją Killa. Nazwijcie go bakteriofobem, ale nawet na chwilę nie położył dłoni na blacie stolika, przy którym siedzieli. Gdyby to zrobił, jego umysł nawiedziłoby wyobrażenie małych stworków wpełzających na jego skórę. To był kolejny powód, przez który uchodził za koszmarnego dupka, ale na tłumaczenie się ze swoich natręctw był zbyt dumny. — Moja wizytówka. Niech ktoś od ciebie skontaktuje się z moją asystentką i umówi sesję, czy od czego tam chcesz zacząć. — Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął portfel, a z niego z kolei niewielką czarną wizytówkę ze złotymi literami. Położył ją na stole i przesunął palcem wskazującym w stronę brunetki, a następnie podniósł się ze swojego miejsca, schował portfel i zapiął guzik marynarki. Już miał opuścić boks, gdy wtem coś sobie uświadomił.
    — Jak masz na imię, panno Williams? — Spytał z uniesioną brwią.

    Kill i jego nienaganne obycie

    OdpowiedzUsuń
  22. Gdyby chodziło wyłącznie o bezpieczeństwo Zuri i jego własne, również nie przejmowałby się konsekwencjami, które z pewnością spadną na ich głowy, po tym gdy wreszcie zostaną nakryci na bardziej intymnej scence niż zwykła nauka tańca (a przynajmniej takiego, jaki wyobrażał to sobie zarówno dyrektor tej placówki, jaki i ten, który go do niej wysłał). Po prostu znowu wyjechałby za granicę i tyle by go widzieli. Tylko, że teraz część skutków jego mocno pokręconego żywota dosięgała także małej Lotty. A ta z pewnością nie powstrzymałaby się od niewygodnych pytań, gdyby nagle oświadczył jej, że musi porzucić wszystko, co do tej pory znała i wyjechać wraz z nim do istniej krainy grzechów i rozpusty jaką stanowił Liverpool. Jasne, wiedział, że gdyby żądni łatwej sensacji pismacy nie znaleźliby go w Wielkim Jabłku, na pewno zaczęliby go tam szukać (przecież swego czasu to właśnie to miasto było jego domem). Dałby sobie jednak rękę uciąć, że musieliby dość szybko wrócić do siebie z pustymi rękoma. Ta brytyjska metropolia bowiem kryła w sobie wiele mrocznych zakątków, w których za odpowiednio wysoką opłatą można było się łatwo ukryć nawet na wiele dni (z czego zresztą już wielokrotnie korzystał).
    - Chyba zawsze lepiej wychodziły mi taktowne spóźnienia… - Stwierdził, zmuszając się do wstania. Wciąż przecież nie zdążył zamknąć tych nieszczęsnych drzwi. – Zgaduję, że tym razem w menu może zagościć coś więcej niż zwykły, nudny alkohol ? – Spytał, przekręcając kluczyk w zamku. Oczywiście znał odpowiedź, która miała za chwilę paść, lecz miał nadzieję, że dziewczyna zdradzi mu jakieś szczegóły. Cóż… mimo niedawnego przymusowego detoksu, wciąż przecież żył w świecie różnych białych proszków, czy innych chemikaliów.


    Nash [Wybacz, proszę jakoś, ale ostatni tydzień to jeden z najtrudniejszych (jeśli nie najtrudniejszy) okresów w moim dotychczasowym życiu.]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Hej! Proszę się śmiało częstować Masonem, chociaż uprzedzam, że jest dość żylasty :P
    Pierwsza opcja niestety raczej odpada, bo z Masona taki materiał na modela, jak i ze mnie czyt. niski z niego goblin i ze względu na wymiary raczej na wybieg by go nikt nie wziął. Większość modeli jednak musi spełniać te dwa warunki, żeby mieścić się w ciuchy, a jak ktoś jest szerokim w barach karzełkiem, to byłby zgrzyt :<
    Ale druga propozycja jak najbardziej wchodzi w grę, o ile Zuri nie przeszkadza to, że bliźniaków natura nie obdarzyła wysokim wzrostem. Ponoć dla niektórych kobiet wzrost poniżej 180 cm u partnera to deal breaker, nie wiem jak jest w jej przypadku.

    Mason

    OdpowiedzUsuń
  24. Na dźwięk jej słodkiego śmiechu po plecach przebiegł mu dreszcz, choć Cillian miał delikatny problem z zakwalifikowaniem go do odpowiedniej kategorii: był przyjemny, czy wręcz przeciwnie. Z jednej strony dziewczyna odrobinę go denerwowała. Nie tańczyła tak jak jej zagrał, a do tego nie przywykł. Z drugiej strony miała w sobie coś, co sprawiało, że nie chciał odrywać od niej wzroku i jakaś jego część (mikroskopijna) nie mogła się doczekać współpracy oraz tego, co ta współpraca przyniesie. Modeling, kampanie reklamowe i inne bzdury były nieznanym Cillianowi gruntem. Chociaż wydawał się zamkniętym na świat kretynem, tak naprawdę starał się zachowywać otwarty umysł. Z różnym skutkiem.
    — Zuri — powtórzył, jakby sprawdzał brzmienie jej imienia w swoich ustach. Nie uszło jego uwagi, że w przeciwieństwie do nazwiska brzmiało bardzo egzotycznie. Fantazja rodziców czy pochodzenie? Nie, nie był aż tak zainteresowany, żeby o to zapytać.
    — Do zobaczenia, Zuri — odpowiedział, odnotowując, że zwróciła się do niego pieszczotliwym przezwiskiem, jakie nadała mu najmłodsza siostra, gdy oboje byli jeszcze dziećmi. Matka użyła go w swoim pożal się Boże wywiadzie mającym na celu oczernić rodzinę Montgomery tuż po tym, jak zostawiła ojca po diagnozie. Czyli to znaczyło ni mniej, ni więcej, że próbowała znaleźć informacje na jego temat. Co więcej, poczuła się tak spoufalona, że zwróciła się do niego ksywką, której używali tylko najbliżsi Cilliana. Miała niezłe jaja, musiał to przyznać, nawet jeśli robił to niechętnie.

    Przez kilka dni Spalding go nie dręczył, więc Kill zupełnie zapomniał o współpracy z Zuri Williams. Miał za dużo pracy, by przejmować się tak przyziemnymi sprawami, firma w końcu nie prowadziła się sama, a on odpowiadał za jej funkcjonowanie pięćdziesięcioma jeden procent udziałów. Skupianie się na MI było ważniejsze niż jakaś kampania reklamowa.
    Do czasu.
    Zdjęcia, które obiegły Twittera i wszystkie serwisy plotkarskie były jak przystawienie mu do głowy naładowanej broni. Wiedział, że wyjdzie z tego niezłe bagno. Nie dość, że sfotografowano go z dziewczyną, to jeszcze niepełnoletnią, w dodatku w dość dwuznacznej sytuacji: jak siłą wyprowadzał ją z balu charytatywnego, a potem przerzucił ją sobie przez ramię i zaniósł do samochodu. Był pewny, że tej ostatniej części ich wspólnej wycieczki do wyjścia nikt nie zauważył, ale się mylił. Zdjęcia nie były najlepszej jakości, najwyraźniej ktoś zrobił je z bardzo daleka, ale nie dało się udawać, że widnieje na nich jakiś inny facet, zwłaszcza w zestawieniu ze zdjęciami z sali bankietowej. Pożar dopiero zaczynał się rozprzestrzeniać, ale Cillian był pewien, że to jedynie kwestia czasu, zanim wybuchnie jakiś większy skandal. Na razie ratowało go to, że dziewczyna była córką przyjaciela jego ojca i nikt jeszcze nie wywęszył, iż tamtej nocy wylądowała w jego apartamencie. Nie robili nic zdrożnego, nawet Kill miał jakieś zasady, choć niepodyktowane moralnością. Jedną z nich było: nie ruszać niepełnoletnich. Zwłaszcza takich, które mają jakiekolwiek powiązania z jego rodziną. Ale to wszystko wyglądało jednoznacznie i pierwszy raz w życiu Kill znalazł się pod ścianą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natychmiast po ujrzeniu zdjęć nakazał swojej asystentce skontaktować się z Zuri i ściągnąć ją do siedziby MI za wszelką cenę. W oczekiwaniu na kobietę nie mógł skupić się na pracy, spotkaniach i górze dokumentów do przejrzenia oraz podpisania. Odetchnął z ulgą, kiedy sekretarka zapowiedziała przyjście panny Williams. Poprosił, by ktoś przyprowadził ją do gabinetu i opuścił rolety w kolorze burgunda zamontowane nad wszystkimi szklanymi ścianami swojego gabinetu. Z szuflady biurka wyjął paczkę papierosów i odpalił jednego. Widząc znajomą kobietę, strzepnął popiół do popielnicy i wskazał na stojące naprzeciwko krzesło. Niezbyt wygodne, by nikomu nie przyszło do głowy zagrzewać tu długo miejsca.
      — Mam propozycję — odezwał się schrypniętym od papierosa głosem. Darował sobie powitania, oboje dobrze wiedzieli, że to konwenans, na który Kill nigdy się nie zdobędzie. — I nazywam to propozycją tylko dlatego, że wedle prawa nie mogę używać innych określeń, żebyś nie oskarżyła mnie o mobbing — dodał i zaciągnął się ponownie. — Musisz udawać moją dziewczynę. Oczywiście na pokaz. Może nie od razu, ale możemy zrobić z tego jakąś szopkę po kampanii. Tak czy inaczej… W ten weekend wypłynęło naprawdę niezłe gówno z moim udziałem i musimy je jak najszybciej spłukać. — Zdusił peta w popielnicy i odblokował telefon, po czym przesunął go po biurku w stronę brunetki. Na ekranie widniał artykuł ze spekulacjami, kim jest Elizabeth Madden dla Cilliana Montgomery’ego. NIKIM, chciał wrzasnąć, licząc, że ktoś z tych szmatławców go usłyszy. — Ta dziewczyna ma siedemnaście lat. Jest córką przyjaciela rodziny. Nieźle się nawaliła, więc… Nie będę udawał, że chciałem być miły, zrobiłem to dla własnego spokoju. Tylko ją stamtąd wyprowadziłem, a ona się stawiała. W każdym razie… — Urwał i potarł czoło nerwowym ruchem. Nie lubił tracić kontroli, a teraz nie miał jej w ogóle. To była dla niego zupełnie nowa sytuacja i nie potrafił się w niej odnaleźć. — Musisz mi pomóc, Zuri. Zapłacę podwójnie, tylko mnie z tego wyciągnij. Jeśli świat będzie mnie uważał za pedofila, mogę zwijać manatki z rynku. A na to nie pozwolę. — Dokończył i zamilkł, czekając na jej werdykt.

      [Pozwoliłam sobie trochę przeskoczyć i odrobinę skomplikować sprawę... Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, a jeśli tak to śmiało mów, będę zmieniać <3]

      Kill

      Usuń
  25. [Ach! Widzisz to w taki sposób. W porządku, możemy zrobić tak jak proponujesz i wykorzystać również tę opcję pierwszą :D Interpretowałam bycie modelem typowo w kontekście pokazów jakiegoś ubrań projektanta, nie biżuterii Zuri.
    PS. Brat bliźniak Masona zajmuje się głównie fotografią i filmografią, a na imię mu Arthur ;)]


    Wcale nie miał ochoty pojawiać się na tym przeklętym bankiecie. Nie przepadał za imprezami dla ważniaków, podczas których liczyła się wyłącznie grubość portfela, znane nazwisko i najnowsza kreacja od znanego projektanta. Wokół kręciło się mnóstwo ludzi, panował harmider. Większość osób popijała szampana z wysokich, połyskujących kieliszków na cienkiej nóżce. Niektórzy mężczyźni sączyli whisky z kryształowych szklanek. Przemykając przez ogromną salę zauważył nawet fontannę z ponczem, ale tylko zmarszczył nos przez zapach alkoholu.
    W tle przygrywał jakiś zespół, pewnie znany dla wszystkich poza nim. Nie przypominał sobie kiedy ostatni raz słuchał radia, kompletnie nie wiedział, kto jest teraz na topie. Najbardziej lubił melodie grane na żywo na pianinie, te do których mógł tańczyć bez końca. Wiązały się zarówno z negatywnymi, jak i pozytywnymi momentami w jego życiu. Przypominały mu o pokonywaniu trudności, odnoszeniu sukcesów, ale również radzeniu sobie z poniesionymi porażkami.
    Czuł się niekomfortowo nie tylko ze względów na obecność dwukrotnie od niego starszych ludzi, alkoholu czy muzyki, której nie potrafił docenić. Miał wrażenie, że garnitur, choć szyty na miarę, uwiera go, nieprzyjemnie krępując ruchy. Stał więc w rogu, starając się nie wadzić nikomu i nie przyciągać uwagi, w przeciwieństwie do bliźniaka, który brylował w towarzystwie.
    Arthur zawsze lepiej odnajdywał się w nowym środowisku. Od razu umiał zjednać sobie ludzi. Podchodził do kompletnie obcych mu ludzi i zagadywał ich z łatwością, a godzinę później mieli już swoje numery telefonów, wiedzieli jakie szkoły ukończyli i jakich dań nie znoszą. Nawiązywanie kontaktów przychodziło mu z zadziwiającą łatwością. Miał w sobie coś magnetycznego, charyzmę, której brakowało Masonowi. Ten nigdy nie aspirował do budowania sobie sieci wysoko postawionych znajomych. Rozmowy o niczym z nieznanymi mu ludźmi zazwyczaj zwyczajnie go nudziło. Często przyłapywał się na tym, że ci ważniacy z wysoko zadartymi nosami i wystrojone damulki tak naprawdę niewiele mieli sobą do zaoferowania. Nie miał ochoty poświęcać im czasu ani uwagi.
    Zgodził się przyjść na bankiet z uwagi na prośbę rodziców oraz argument o dobroczynności. Dobrze wiedzieli, że nie odmówi, kiedy posłużą się tym asem w rękawie. Miał miękkie serce, kiedy chodziło o zrobienie czegoś dobrego dla innych. Niechętnie przystał na udział w bankiecie, chociaż już wtedy przebąkiwał pod nosem, że raczej nie zabawi na nim długo. To totalnie nie były jego klimaty.
    Przecząco pokręcił głową, gdy jeden z wysokich, elegancko ubranych kelnerów podszedł do niego z wielką, okrągłą tacą i zaproponował kieliszek szampana lub jedną z przekąsek. Porcje jedzenia były tak maleńkie, że chociaż Mason miał je na wyciągnięcie ręki, nie potrafił zidentyfikować składników. Chłopak tego dnia zjadł tylko wafla ryżowego i jabłko, więc mógł poczęstować się miniaturową kanapeczką, ale odmówił. Te trzy miesiące spędzone w ośrodku leczenia zaburzeń odżywiania były niczym więcej, niż grą pozorów. Udawał, że nastąpiła poprawa, ale kiedy tylko wrócił do domu, od razu wrócił do starych nawyków.
    Głęboko odetchnął i uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z własnej samokontroli. Zwycięski uśmiech szybko jednak spełzł mu z twarzy, gdy obok niego pojawiła się wysoka brunetka z nietęgą miną. Wyglądała na wściekłą, chociaż nie przypominał sobie, by przypadkowo ją potrącił czy nadepnął. Zamrugał szybko, wyraźnie zaskoczony tym, że nieoczekiwanie na niego naskoczyła.

    Mason

    OdpowiedzUsuń
  26. [Popraw mnie, jeśli się mylę, ale jestem pewna na jakieś 90%, że:
    1) w USA można prowadzić auto od 16 r.ż.
    2) pełnoletność jako taką osiąga się w wieku 18 lat, odnosi się to też do relacji natury seksualnej
    3) od 21 r.ż. można kupować alkohol, ale nie jest to tożsame z osiągnięciem pełnoletności, która wypada wcześniej.
    Sprawdzam w internetach i niby jest tak jak napisałam, ale może coś mi umknęło, a wolę to wyjaśnić żeby nie było nieporozumień XD Chciałam się odezwać na mailu, ale nigdzie nie mogę go znaleźć :C]

    OdpowiedzUsuń
  27. Cillian nie przywykł do proszenia kogokolwiek o pomoc. Ludzie, których zatrudniał, doskonale wiedzieli, co mają robić, więc na dobrą sprawę nie musiał wydawać nawet poleceń. Nie prosił, nie dziękował, nie wyciągał własnej pomocnej dłoni. Takie życie się sprawdzało — bez żadnych komplikacji, wyłącznie z własnym hedonizmem za przewodnika we wszystkim. Najpierw zaspokajał własne potrzeby, dopiero potem…
    Nie, nieprawda. Zaspokajał wyłącznie własne potrzeby.
    Teraz miał potrzebę pozostania rekinem biznesu, a nie facetem niesłusznie oskarżonym o pedofilię. Jeśli miał się przez to zniżyć do proszenia Zuri o cokolwiek, niech tak będzie. Spalding w tym wypadku na nic się nie zdawał, a Cillian nie miał znajomych, zwłaszcza płci pięknej. A nawet gdyby miał, wątpił, że ktokolwiek zechciałby mu pomóc z dobroci serca.
    Skreślił to więc na samym początku i sięgnął po prostu po kogoś, z kim miał nawiązać współpracę. Zuri była ładna, przebojowa, zdawała się lubić blask fleszy i przede wszystkim ukończyła osiemnaście lat. Po ich spotkaniu trochę pogrzebał, wiedział mniej więcej, z kim ma do czynienia, przynajmniej na podstawie tego, co znalazł na jej temat w Wikipedii. Wciąż była od niego młodsza, można nawet powiedzieć, że zakrawałoby to o nieprzyzwoitość, ale nie nielegalna, a to wystarczyło Cillianowi. Dlatego pomysł sam wpadł do jego głowy wraz z jednym głębszym wypitym dla uspokojenia emocji dzisiejszego poranka. Miał w zanadrzu jeszcze jedną kandydatkę, gdyby Zuri się nie zgodziła, ale to wywołałoby kolejny skandal, bo dziewczyna była od niego zależna finansowo. Jeszcze tego mu brakowało, żeby pracownica po latach udzielała wywiadów, w których oskarżałaby go o molestowanie, usprawiedliwiając się tym, że nie mogła odmówić, bo przecież był jej szefem. Przyzwoitość i zasady moralne były mu obce, ale nie aż tak.
    Zacisnął wargi w wąską linię, słysząc odpowiedź brunetki. Nie tego się spodziewał. Miał przemożną ochotę wywrócić biurko, a potem uderzyć w jedną ze szklanych ścian gabinetu, wybijając ją. Im więcej czasu mijało, tym trudniej było mu powściągnąć wściekłość, która wyraźnie odbijała się w jego oczach. Do tego również nie przywykł. Do emocji jako takich. Cillian nie czuł. Zazwyczaj. A od wczoraj Madden obudziła w nim tak wiele emocji, że miał ochotę ją zabić. Sam nie wiedział, co go właściwie powstrzymuje, bo na pewno nie sympatia do tej małej.
    — Świetnie, więc nie będziemy paradować przed aparatami z kieliszkami wina — warknął przez zaciśnięte zęby i w końcu podniósł na Zuri spojrzenie. Obserwował uważnie, jak panoszy się po jego gabinecie, jak nic sobie nie robi z tej katastrofy i pierwszy raz w życiu przemknęło mu przez myśl, że właśnie tak muszą się czuć ludzie, których traktował w ten sam sposób. Nie zwracając na nich uwagi, pogrążając się we własnych myślach, dbając wyłącznie o własny komfort… Dobrze, że nikt inny go nie obchodził, a ta farsa za chwilę się skończy, obojętnie w jaki sposób.
    Był zbyt wkurwiony, żeby docenić wszystko, co robiła ze swoim ciałem.
    — Skup się, Williams — odparł opryskliwie. Pozwolił jej na znalezienie się tak blisko chyba tylko dlatego, że za bardzo zafiksował się na innych emocjach. Naruszała jego przestrzeń osobistą, niemal go dotykała, a to była dla niego granica nie do przekroczenia.
    Zazwyczaj. Bo teraz najwyraźniej miał to gdzieś.
    — Dobra. Tylko to napraw. — Machnął pozornie obojętnie dłonią. Jakaś jego część czuła, że właśnie podpisali coś w rodzaju cyrografu, pocieszał go jedynie fakt, że jeśli naprawdę jest tak dobra, jak przedstawiał to Spalding, będzie w stanie wyciągnąć go z tego bagna.
    — Jasne garnitury są dla klasy średniej — odpowiedział, kiedy się od niego odsunęła. Wywrócił oczami i wyjął z paczki następnego papierosa. Odpalając go, wstał z obrotowego fotela i podszedł bliżej kobiety. Zatrzymał się obok niej, wpatrując się w panoramę Nowego Jorku widoczną przez sięgające od podłogi do sufitu okna jego biura. — Wiem — mruknął i powoli wypuścił dym przez nos. — Jak to zrobimy? — Zapytał głosem wypranym z wszelkich emocji.

    Kill

    OdpowiedzUsuń
  28. - Jeśli wszystko będzie w porządku to nie ma potrzeby trzymać cię długo w szpitalu. Na razie wszyscy wylądujemy na kwarantannie, pobiorą krew do analizy i to tyle. Czekamy na wyniki, które na pewno będą negatywne. Ty będziesz mogła odwiedzić przyjaciółkę, nam oddadzą zdezynfekowaną karetkę i wszyscy jeszcze zdążymy napić się kawy – mrugnął do dziewczyny wstając, kiedy samochód się zatrzymał.
    Nie zdążył otworzyć drzwi, kiedy te zostały otworzone przez sanitariuszy na zewnątrz. Dwa ufoludki w uniformach zajęły się noszami z Annabelle, kiedy William streszczał drugiemu lekarzowi podane leki i stan pacjentki.
    - Na razie mamy tylko jedną salę. Postaram się popędzić laboratorium – odparł mężczyzna. – Pójdziecie do czwórki i tam czekacie, póki ktoś nie przyjdzie z wynikami. Potrzebujecie czegoś? – zapytał kierując się do wcześniej wspominanego pokoju. Ratownicy bez słowa sprzeciwu poszli za nim, jakby obawiali się, że za chwilę zarażą swoim oddechem wszystkich ludzi w promieniu kilku mil.
    William machnął na Zuri, żeby wysiadła z karetki i zatrzasnął za nią drzwi ambulansu.
    - Chcesz coś na uspokojenie? – zapytał kierując się kilka kroków za lekarzem do odpowiedniego pokoju. O ile sam nie miał żadnych oporów przed tym, żeby wyciągnąć z kieszeni batona i właśnie go napocząć, to domyślał się, że kwarantanna dla Zuri może brzmieć nieco stresująco.

    William

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie mógł uwierzyć, że znalazł się w położeniu, gdzie musiał prosić o czyjąś pomoc. W dodatku na własne cholerne życzenie, bo nikt mu nie kazał zaopiekować się tą dziewczyną. Teraz, gdy wracał myślami do tamtego momentu, nie potrafił zrozumieć, dlaczego w ogóle ją ze sobą zabrał. Twierdził, że bał się, iż ktoś zrobi jej krzywdę. Ściślej mówiąc, że wróci do domu poćwiartowana, a ojciec nie da my żyć, bo mała Madden była dla Mongomery’ego seniora jak rodzona córka i gdyby dowiedział się, że Cillian ją olał, trułby mu dupę przez bardzo długi czas.
    Pytanie, czy skrzywdzenie brunetki przez kogokolwiek było realnym scenariuszem, który zmusił go do takiego, a nie innego zachowania względem niej.
    Tak. To był realny scenariusz. Ludzie tacy jak oni, którzy urodzili się w brylujących na salonach rodzinach, mieli mnóstwo powodów, żeby bać się tych, którym tak bardzo się nie powiodło. Zazdrość była niezłym motywatorem do działania, a bezbronna, narąbana dziewczyna wymykająca się z imprezy niezłym celem. Może dopadała go lekka paranoja przez wszystkie demony, które musiał schować na dnie szafy, ale wierzył, że mogłoby się to skończyć bardzo źle.
    Pieprzony ludzki odruch wpakował go w bagno, z którego wypłynięcie wcale nie będzie proste. Musiał zapamiętać, by nigdy nikomu więcej nie pomagać. A już na pewno nie własnym kosztem, bo tej upartej gówniarze nie groziła za to wizerunkowa katastrofa. Wiedział, że Elizabeth Madden będzie jego zgubą od momentu, w którym zmuszono go, by wziął ją na ręce, gdy była niemowlęciem. Kurwa mać.
    — Nie uspokajaj mnie, bo wypchnę cię przez okno — warknął. Czuł się trochę jak znerwicowana kobieta, której facet karze się uspokoić, co wkurza ją jeszcze bardziej. W którym momencie stał się taką wrażliwą księżniczką, do jasnej cholery?!
    Pokręcił głową i uniósł rękę w przepraszającym geście, bo same przeprosiny nigdy by mu nie przeszły przez gardło. Wiedział, że Zuri nie jest tutaj i nie obmyśla planu z dobroci serca, ale mimo wszystko to robiła, nie mógł sobie pozwolić na to, by teraz wyszła i zostawiła go z niczym.
    Tak, znalazł się w tak gównianej sytuacji, w której musiał pilnować tego co mówi jeszcze bardziej, niż robił to na co dzień. A miał wiele powodów, żeby gryźć się w język i bez całej tej chryi.
    — Daj mi kontrakt, a podpiszę go od razu — powiedział odrobinę spokojniej. Ufał jej, chociaż nie miał powodu. To chyba jej pewność siebie sygnalizowała, iż wie co robi i potrafi odnaleźć się w kryzysie jak ryba w wodzie. Właśnie kogoś takiego Cillian potrzebował do współpracy. Spalding był dobry w zarządzaniu działem PR, ale nie mógł mu dać popularności, jedynie gasić mniejsze pożary, które prezes czasami wywoływał. Do tego pożaru szybko zabrakłoby mu wody, a Zuri zdawała się trzymać w ramionach wąż strażacki i przygotowywać się do zalania płonącego budynku z całą mocą.
    Trochę kulawa metafora, ale wiadomo o co chodzi.
    — Nie będziesz mi mówić, jak mam się ubierać, Zuri — odpowiedział, odrywając wzrok od panoramy. Otaksował dziewczynę spojrzeniem i zacisnął wargi. — Zwłaszcza, jeśli masz na myśli jasne garnitury. Nie zamierzam wyglądać jak byle szczur korporacyjny. Zrobię wszystko, czego będziesz wymagać, ale garderobę zostaw mnie — dodał nieco łagodniej, bardziej ugodowo i zaciągnął się ostatni raz, po czym podszedł do stojącej na biurku popielnicy i zgasił niedopałek papierosa.
    Uniósł brew i wbił wzrok w jej twarz, jednocześnie zaciskając wargi w wąską linię. No tak, miała rację. Kolejna rzecz, do której Cillian nie przywykł — do tego, że ktoś zjawiał się w jego domu i to tak, by wszyscy dookoła o tym wiedzieli. Kobiety przewijały się przez jego sypialnię, oddawał się swoim demonicznym pragnieniom w czterech ścianach penthouse’u, ale zawsze robił to dyskretnie. Teraz miało być na odwrót. I w dodatku pewnie nieostatni raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O piątej. Potem idę na siłownię w piwnicy, ale… Mogę sobie darować. — Skrzywił się na samą myśl o odstąpieniu od swoich zwyczajów. Rutyna była dla niego ważna, pozwalała trzymać drzemiącego wewnątrz niego demona w ryzach. Będzie musiał znaleźć jakiś inny sposób.
      — Możesz zostać tutaj, ja mam trochę spotkań do odbębnienia, więc i tak mnie nie będzie — odparł i dla potwierdzenia swoich słów podszedł do biurka, gdzie zaczął pakować najważniejsze rzeczy do skórzanej aktówki. Nie skomentował jej uwagi o spędzaniu razem czasu, bo na wyobrażenie takiego scenariusza dostawał drgawek. — Asystentka ma stanowisko naprzeciwko gabinetu, uprzedzę ją, że będziesz wydawać polecenia, wszystko załatwi — powiedział, udając się do wyjścia. Zatrzymał się jednak przed drzwiami i zacisnął dłoń na chromowanej klamce. — Skołuj ten cyrograf, jak wrócę to podpiszę — rzucił na odchodnym i wyszedł z gabinetu, zostawiając Zuri samą.

      najlepszy chłopak ever

      Usuń
  30. Nie lubił wszelkich imprez organizowanych przez rodziców. Okej, może nie same imprezy były złe, ale totalnie denerwowali go ci wszyscy bogaci ludzie, których rodzice na te wydarzenia zapraszali. Co jeden to gorszy, a porządnego człowieka to ze świecą szukać. Naprawdę nie rozumiał skąd w innych tyle fałszu i obłudy, kiedy tylko w ich portfelach namnażały się karty kredytowe. Musiał przyznać, że dorastając w tak charakterystycznych warunkach, zarówno on, jak i reszta rodzeństwa, naprawdę wyszła na ludzi. Nieskromnie mówiąc, oczywiście.
    Nie narzekał jednak głośno, tylko wskakiwał w garniak, kiedy wymagała tego sytuacja i spędzał kilka godzin popijając drinki i śmiejąc się z pijanych biznesmenów. Zazwyczaj miał też doborowe towarzystwo w postaci reszty rodziny, więc nie było tak źle, jak na pierwszy rzut oka mogło to wyglądać.
    Dzisiaj na przykład był wsparciem dla siostry, której dobry humor na razie nie opuszczał. Nie taki jubileusz straszny jak go malują! Kiedy jednak podszedł do niego jeden z ochroniarzy mówiąc mu o jakimś wypadku w damskiej toalecie zmarszczył lekko brwi.
    Wiedział, że dziennikarzom dużo nie trzeba, żeby jutro rodzina Harrinsonów znalazła się na okładkach szmatławców, dlatego przekazał na chwilę Amelkę w dobre ręce, a sam poszedł wypadać sytuację, zgarniając po drodze jeszcze dwóch ochroniarzy. Nie chciał robić rozgłosu, więc też nie informował na razie o niczym ojca.
    Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Kiedy wszedł do damskiej toalety i po śladach krwi zerknął do kabiny, mimowolnie uniósł brwi. Zaraz jednak przymknął drzwi, żeby nikt inny nie patrzył na Zuri i spojrzał na ochroniarzy.
    - Ty pójdziesz do oznakowanego chevroleta i przyniesiesz z bagażnika moją torbę - odparł rzucając do jednego z osiłków kluczyki od swojego samochodu. - Ty rzuć okiem na monitoring i sprawdź czy ten człowiek, który stąd wychodził nadal tutaj jest - dodał do drugiego z panów. Domyślił się, że krew należy do tego drugiego osobnika. - A ty pilnuj, żeby żaden paparazzi nie zbliżał się w kierunku toalet i powiedź Josephowi, że sytuacja opanowana - zarządził i dopiero, kiedy ostatni z panów wyszedł, otworzył drzwiczki szerzej i przykucnął obok kobiety.
    - Co się stało, Zurka? - zapytał mimowolnie, bo jakoś nie mógł uwierzyć by kobieta pobiła się z inną kobietą o szminkę w damskiej toalecie. - Chcesz, żebym wezwał policję? - zapytał dla pewności, chociaż z góry znał odpowiedź.
    Nie sprawdzał listy gości, więc nie miał pojęcia, że Zuri na niej jest. Ale co innego miałaby robić na zarezerwowanej dla vipów sali?

    Will

    OdpowiedzUsuń
  31. Pamiętał sytuacje, kiedy ludzie z zewnątrz próbowali wbijać na imprezę niezaproszeni. Ochrona przeważnie dawała radę, dlatego nie sądził, żeby Zuri próbowała wejść między bogatą elitę. Może gdyby googlował wszystkich pacjentów i ich przyjaciół to wiedziałby kto jest kim, ale chcąc nie chcąc – nie robił tego. Dziewczyna była dla niego tak samo obca, jak mnóstwo innych gości na tym jubileuszu.
    - Najpierw trzeba cię postawić na nogi – zauważył. Raczej ciężko zabierać kogoś z przyjęcia wlokąc go jak worek ziemniaków, prawda? W sensie… mógłby ją zanieść na rękach, ale i wtedy większość ludzi zwróciłaby na nich uwagę, więc to odpadało. Co więcej, miał okazję zmyć się z imprezy, czy nie był to kolejny powód do tego, żeby spełnić życzenie młodej kobiety?
    - Zabiorę cię stąd – obiecał, kiedy rozległo się ciche pukanie. Will oderwał od swojej dłoni palce Zuri, żeby wstać i przymknąć drzwi kabiny. Zdążył zauważyć, że nie chciała mieć widowni, czemu wcale się nie dziwił.
    - Mam torbę. I pan Harrison pyta co się dzieje – zapytał jeden z ochroniarzy. – Można coś pomóc?
    - Powiedz mojemu ojcu, że wszystko pod kontrolą – odparł sięgając po swoją torbę i kluczyki od samochodu. – Co z monitoringiem?
    - Nadal sprawdzają. Jak coś znajdą to mają zgłosić. Jak nie jestem potrzebny to wrócę na salę.
    - Dzięki – odparł William i wrócił do kabiny.
    Przyklęknął przy otwartych drzwiach i włożył rękawiczki.
    - Więc co się tutaj stało? – zapytał zaczynając grzebać w swoich skarbach. Chciał nie tyle poprawić wygląd Zuri i zetrzeć jej ślady krwi, co podać jej coś przeciwbólowego, żeby mogła normalnie funkcjonować. Miał szczerą ochotę poprawić człowiekowi, który był tutaj przed nim, dlatego miał równie szczerą nadzieję, że nie była to kobieta. Co jak co, ale jednak płci przeciwnej wolałby nie bić, nawet jeśli zasłużyły. Za to wyżywać się na kimś równego wzrostu… Dlaczego nie?

    Will

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie czuł się komfortowo z tym, że zostawi ją samą w gabinecie, zwłaszcza, gdy tak bezpardonowo rozsiadła się na jego fotelu. Wzdrygnął się lekko i przełknął ślinę, próbując przekonać samego siebie w myślach, że wszystkie najważniejsze dokumenty są pod kluczem, a tak poza tym to ona przecież nie jest tu po to, żeby go szpiegować.
    — Cokolwiek tu zrobisz… Posprzątaj po sobie — mruknął na odchodnym i zamknął za sobą drzwi. Bałagan był jego granicą nie do przekroczenia, nienawidził wszystkiego, co wiązało się z brudem i jakimkolwiek bałaganiarstwem. Nazwijmy to nerwicą natręctw, chociaż to chyba zbyt delikatne słowo, Cillian miał obsesję, zresztą nie tylko na tym punkcie. Czasami, ale tylko czasami, sam się zastanawiał, jak udaje mu się funkcjonować w społeczeństwie, skoro towarzyszyło mu tak wiele antypatii związanych z ludźmi.
    Tak, bądźmy szczerzy, on nie funkcjonował w społeczeństwie. Obracał się w nim, bo musiał to robić, tego wymagało prowadzenie firmy, ale nie robił tego chętnie. Gdyby to było możliwe, pracowałby w pojedynkę w czterech ścianach swojego penthouse’u i wcale nie wychodził. Nic dziwnego, że miał tak ogromne problemy wizerunkowe, nawet pomijając aferę z małą Madden. Żałował, że nie urodził się w innych czasach, kiedy wystarczyło założyć firmę, żeby odnieść sukces, bo dookoła nie było żadnej konkurencji, a zarobki nie zależały od popularności, ciepłych uśmiechów rzucanych do aparatów w telefonach i całowania sierot w czółko.
    Miał ważniejsze sprawy na głowie, niż śledzenie mediów społecznościowych, ale Zuri tak mocno wbiła w nie klina, że nie mógł przed tym uciec mimo wyciszonego telefonu. On sam mógł nie zaglądać do serwisów plotkarskich, ale jego rodzeństwo to inna para kaloszy. Zanim się obejrzał, w jego skrzynce sms-owej było kilkadziesiąt wiadomości od młodszych braci. Niektóre zawierały całe elaboraty na temat jego tak zwanego życia uczuciowego, jeszcze inne przedstawiały jedynie wyrażenie zaskoczenia za pomocą emotikon, a od najmłodszego brata, Craiga, otrzymał jedynie gratulacje z dopiskiem, że zawsze wiedział, iż Cillian nie jest gejem, a rodzina się myli.
    Zmełł w ustach przekleństwo i wszedł w link, który wysłał mu Cody (tak, imiona wszystkich zaczynały się na C, takich mieli twórczych rodziców). To była jakaś strona, której nie poświęcał uwagi. Artykuł był krótki, zawierał jedynie spekulacje na temat domniemanego związku, screeny relacji na Instagramie Zuri i link do jej profilu. Sam Cillian również miał konto, nie był cholernym jaskiniowcem, żeby go nie mieć, ale to były jedyne media na jakie sobie pozwolił i niezbyt się z nimi obnosił. Chodziło bardziej o to, by móc obserwować innych.
    Nie wiedział, jak ci wszyscy ludzie go znaleźli, ale w ciągu kilkudziesięciu minut powiadomienia pękały w szwach od informacji o nowych obserwujących. A sam Cillian, zamiast skupić się na spotkaniu w sprawie przejęcia ubezpieczeń jednego ze szpitali na zachodnim wybrzeżu, przeglądał te wszystkie rewelacje, czując, że robi mu się gorąco. Nie miał pojęcia, co o tym myśleć: nosić Zuri na rękach w podzięce, czy może poważnie zastanowić się nad tym wypchnięciem jej przez okno. Zajrzał też na profile MI i kiedy dostrzegł, że ich popularność również wzrosła… Cóż, opcja była tylko jedna, bo ta dziewczyna ewidentnie ratowała mu dupę.
    Do biura wracał przytłoczony wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Na zewnątrz było już ciemno, jedyne źródło światła w jego gabinecie stanowiły klimatyczne światła umieszczone w strategicznych punktach, bo Kill nienawidził jasności. Przekroczył próg swojego gabinetu, zamknął drzwi i oparł się o nie, wpatrując się w obecną w pomieszczeniu dziewczynę. Z głębokim westchnieniem rozluźnił krawat i odpiął dwa guziki koszuli. Upuścił aktówkę u swoich stóp i zdjął marynarkę, doskonale wiedząc, że to niezbyt eleganckie zachowanie. Był jednak po pracy i mógł sobie na to pozwolić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dobra jesteś — oznajmił. Pokonał odległość dzielącą go od stojącego za biurkiem fotela i zawiesił marynarkę na jego oparciu. Nachylił się nad chromowanym blatem, nacisnął odpowiedni przycisk, a rolety zamontowane nad szklanymi ścianami gabinetu zaczęły powoli się opuszczać. Nie chciał, by ktokolwiek im teraz przeszkadzał.
      Podszedł do barku, gdzie trzymał nieprzyzwoicie drogi alkohol przeznaczony dla wyjątkowo ważnych klientów. Otworzył go i wyjął szklankę do whisky oraz kieliszek do martini. Nalał bursztynowego napoju dla siebie, dla Zuri zaś przygotował drinka, którego piła wczoraj. Tak zaopatrzony podszedł do brunetki i wręczył jej kieliszek.
      — Co dalej? Pojedziemy do mnie i rozpiszemy plan dominacji nad światem? — Zapytał, a w kąciku jego ust zaigrał cień uśmiechu, gdy uniósł szklankę i pociągnął z niej niewielki łyk.

      trochę łatwiejszy w obyciu chłopak

      Usuń
  33. Nie był artystą i do tej pory jego działania miały postawić człowieka na nogi. Postawić. A nie sprawić, żeby wyglądał jak po wyjściu od fryzjera i makijażystki. Niech się Zurka lepiej nie spodziewa cudów, bo jedyne co potrafił sprawić w tej sytuacji to ewentualnie podać jej lek przeciwbólowy. I może jeszcze podać jej swoją marynarkę, żeby mogła zasłonić ślady krwi na sukience.
    Wstał na chwilę, żeby wyrwać parę ręczników papierowych i zamoczył je następnie w zimnej wodzie. Wycisnął i podał kobiecie siedzącej wciąż na ziemi.
    - Masz, przyłóż do twarzy. Może obejdzie się bez opuchlizny – polecił patrząc na jej skórę. Gdyby ktoś teraz ją zobaczył to pewnie pomyślałby, że pomyliła imprezy. Halloween było kilka tygodni temu! Tutaj tylko nudny jubileusz.
    Zaśmiał się mimowolnie z próby rozładowania atmosfery. Sam pewnie robiłby dokładnie to samo, kiedy zamieniliby się miejscami. Zresztą, cała jego osobowość była nastawiona raczej pozytywnie, skąd też wzięła się łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Przydawało się to nie tylko w pracy. A pomimo całej tej miłej otoczki, niejednokrotnie miał jednak ochotę komuś solidnie przywalić. Na przykład teraz.
    - Z krwi i kości – odpowiedział na pytanie o pana Harrisona. Bo też nie widział powodów do kłamstwa. Ojciec jaki był taki jest. Do anioła na pewno dużo mu brakowało, ale i nie był strasznym nikczemnikiem. - Dużo zdążyłaś wypić? Mogę ci podać lek przeciwbólowy. Wygląda na to, że wszystkie kości i organy całe – zawyrokował.

    William

    OdpowiedzUsuń
  34. Bodaj pierwszy raz zdarzyło mu się nie rozejrzeć się po gabinecie po przekroczeniu jego progu, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Nie przyznałby się do tego na głos, w zasadzie nie przyznałby się do tego nawet przed samym sobą, ale wszystkie wydarzenia ostatniej doby sprawiły, że czuł się trochę jak dziecko we mgle. Zgubił swój zwyczajowy rytm, swój spokój ducha i nie zapowiadało się, by miał szybko się w tym odnaleźć. Przytłaczało go to, zwłaszcza obecność Zuri, jej mieszanie się w jego prywatne sprawy, ale wiedział aż za dobrze, że jeśli ma wyjść z tego obronną ręką, pierwszy raz w życiu musi oddać komuś kontrolę. Nie załamał się swoim stanem tylko dlatego, że metaforyczna kierownica do jego życia, którą jej oddał, zdawała się doskonale pasować do jej drobnych dłoni. Znacznie lepiej, niż byłby w stanie to przyznać.
    Nie zareagował na jej zaczepkę, przynajmniej nie tak, by to zobaczyła. Odwróciwszy się do niej plecami, pozwolił sobie na delikatny uśmiech pod nosem. Dobrze było wiedzieć, że nie tylko ona go pociąga, że działa to z wzajemnością.
    Tak, dokładnie, panna Williams mu się podobała. Był gburem, dupkiem i wszystkim co najgorsze, ale nie ślepcem. Potrafił docenić kobiecą urodę, a tej Zuri nie brakowało. Miał trzymać się od niej z daleka, nie mieszać interesów z przyjemnością, ale nie wykluczał, że takie podejście ulegnie zmianie. W końcu mieli udawać parę, co więc stało na przeszkodzie, by poudawać również za zamkniętymi drzwiami jego gabinetu czy mieszkania, najlepiej nago w swoich ramionach?
    — Liczyłaś na coś więcej? — Zamruczał, obracając głowę i przez ramię posyłając jej połowiczny uśmiech. Zanim podał dziewczynie drinka, którego zdecydowanie nie powinna pić, jeśli wziąć pod uwagę jej wiek, upił spory łyk ze swojej szklanki. Kiedy przejęła od niego kieliszek, powolnym krokiem podszedł do aktówki, którą zostawił przy wejściu i przeniósł ją bliżej biurka, konkretniej na jego prawą stronę, gdzie postawił niewielką czarną walizkę. Tu było jej miejsce, a on nienawidził, gdy coś było nie na swoim miejscu. Ta myśl sprawiła, że rozejrzał się po gabinecie i odetchnął krótko. Nie było tak źle, jak się spodziewał. Po tym, jak zachowywała się przed jego wyjściem obawiał się, że bardziej sobie pofolguje.
    — Do tego jeszcze długa droga, ale można powiedzieć, że nie jestem niezadowolony — odpowiedział szczerze. Kiwnął głową na kolejne słowa padające z ust Zuri i podążył wzrokiem do pustego kieliszka, który odstawiła na biurko. Zacisnął wargi w wąską linię i nachylił się, żeby przestawić naczynie na jedną z porysowanych kartek. Gdyby miał wskazać, czego nienawidził najbardziej w kategorii bałaganu, byłyby to odciski szklanek na meblach.
    — Miałem nie iść — zaczął, obserwując poczynania dziewczyny. W miarę jak jej rzeczy znikały, Kill czuł się coraz lżejszy, jakby z barków ktoś mu zdejmował olbrzymi ciężar. Dlatego właśnie nie był materiałem na towarzysza kogokolwiek, w dodatku nie tylko jako chłopak, ale w każdej formie. Trochę zaczynał żałować, że się w to wszystko wplątał, a w ryzach trzymała go jedynie myśl o tym pieprzonym skandalu z Elizabeth. Wygrzebanie się z tego było ważniejsze niż jego własna strefa komfortu. — Ale z pytania wnioskuję, że masz inne plany, więc się wybiorę, może tylko najpierw coś zjem. Tak, jest tam basen, mam rozumieć, że dzisiejszy trening obejmuje pływanie? — Bardziej stwierdził niż zapytał i wyjął z kieszeni telefon, żeby zamówić coś do jedzenia. Wychodzenie z budynku było bez sensu.
    Odblokowując urządzenie, zerknął na Zuri spod rzęs.
    — Zamówić też coś dla ciebie? — Usłyszał pytanie padające z jego własnych ust i zamrugał oczami, jakby nie dowierzał, że zdobył się na taki ludzki odruch.

    Kill

    OdpowiedzUsuń

  35. Miał ponad trzydzieści dwa lata na karku, a nadal wolał zabawiać się niemal codziennie z o wiele młodszymi od siebie dziewczynkami zamiast zgłębiać tajniki niczym nieskrępowanego, stałego obściskiwania się z jedną i tą samą kobietą leżącą obok niego w małżeńskim łożu jak to czyniła zdecydowana większość jego znajomych. Chociaż, kto wie, może gdyby pozostał w swoim rodzinnym kraju, zdążyłby już założyć własną rodzinę ? W końcu dobrotliwe (oczywiście z męskiego punktu widzenia) prawo syryjskie wciąż jeszcze zezwalało na poligamię, więc mógłby bez skrępowania zaspakajać swe podstawowe biologiczne rządze z pomocą czterech pięknych dam. Na samą tę myśl aż przymknął z rozkoszą powieki, niedbale przekręcając klucz w drzwiach. No cóż…skoro jednak nadal przebywał w Nowym Jorku, musiał korzystać pełną piersią z tego, co ten mu ofiarował. A trzeba tu przyznać, że w pewnym sensie ta wielka metropolia była nawet dla niego niezwykle hojna. Bądźmy bowiem szczerzy, ilu mężczyzn w jego wieku zdolnych byłoby zaskarbić sobie pożądanie tak zgrabnej, a przede wszystkim sławnej nastolatki jak panna Williams ? Jedynie nieliczna garstka, o czym Nash doskonale zdawał sobie sprawę.
    - Że Ty też ze wszystkiego musisz robić aż taką tajemnicę… - Westchnął, zarzucając swe dłonie na plecy dziewczyny i łagodnie je masując aż do momentu, gdy nie natrafił czubkami placów na guziki podtrzymujące materiał jej sukienki. Naliczył ich zdecydowanie za wiele, toteż nie potrafił powstrzymać się od komentarza. – Spodziewałaś się napadu Talibów, że aż tak się zabarykadowałaś ? - Z lekką irytacją przystąpił do ich odpinania, jednocześnie raz po raz obsypując aksamitną skórę Zuri łagodnymi pocałunkami. – Zastanawiam się, co musi się stać, byśmy wreszcie mogli przestać udawać… - Mruknął po portugalsku, by brunetka nie mogła go zrozumieć.


    Nash [Wybacz, proszę, poślizg.]

    OdpowiedzUsuń
  36. Oczywiście, że Zuri musiała dodać swoje trzy grosze. Bo przecież lepiej było sięgnąć do słownika po pretensje czy zażalenia, kiedy ktoś podawał pomocną dłoń niż najzwyklej w świecie być wdzięcznym. William aż za dobrze znał świat bogatych ludzi i nie znając praktycznie wcale młodej kobiety, jak na razie idealnie się tam wpasowała. Może to po prostu z nim było coś nie tak?
    Powinien teraz wbić igłę pod złym kątem, żeby dziewczyna mocno to odczuła, ale nie był mściwy. Na pewno nie oddawał mniejszym od siebie, o. To żadna przyjemność konkurować ze słabszymi, nie umieszczając oczywiście niczego Zuri – jakkolwiek silna by nie była to ich budowała ciała i kilogramy robiły jednak swoje.
    - Zostanie ślad – uprzedził jej zmartwienia o piękną buzię. Wątpił, żeby najlepszy makijaż mógł zamaskować takie siniaki, ale przecież się na tym nie znał. Może tona pudru i innych dziwnych rzeczy potrafi zdziałać cuda? Był w końcu dwudziesty pierwszy wiek. – Ale nie na długo. Zimne okłady, dobra maść i będziesz jak nowa – dodał podając jej dawkę leku przeciwbólowego. Mogła mówić, że nic jej nie jest, ale widział, że ledwo się ruszała. Poobijane mięśnie czy organy bywały nieraz gorsze od złamanej kończyny.
    - Okej. Pomogę ci wstać. Weźmiesz moją marynarkę, żeby ślady krwi nie rzucały się w oczy – odparł zapinając swoją torbę, wrzucając do niej wcześniej zużytą strzykawkę. Nie był na tyle długi, żeby wyrzucić ją do łazienkowego kosza, by jakiś ćpun miał z niej uciechę.
    Wstał i podał kobiecie rękę, żeby mogła się na nim wesprzeć.

    William

    OdpowiedzUsuń
  37. Ileż to razy słyszał, że powinien się wreszcie ustatkować, chociażby ze względu na dobro małej, która ponoć była na takim etapie życia, w którym dziecko szczególnie potrzebuje opieki obojga rodziców, ponieważ w innym wypadku może nie wytworzyć w przyszłości prawidłowych wzorców relacji damsko-męskich, Nash wolał nawet nie liczyć. Szczególnie gdyby do zwykłych komentarzy bliższych i dalszych znajomych miałby dorzucić krzywe spojrzenia i złośliwe uwagi jakimi raczyli go przy każdym spotkaniu pracownicy opieki społecznej. Chociaż z drugiej strony to nie one wkurzały go najbardziej. Zdecydowanie gorzej zareagował, gdy jedna z zatrudnionych tam dam zaproponowała mu zorganizowanie randki z jedną ze swoich niedawno rozwiedzionych znajomych, która ponoć niestety nie mogła mieć własnych szkrabów, choć bardzo ich pragnęła. Czy on wyglądał na instytucję charytatywną dla samotnych kobiet ? Raczej nie, a już szczególnie, gdy te były powszechnie znane jako zatwardziałe prawniczki. Jeszcze tego mu brakowało, by taka panna przypadkiem odkryła jakieś jego brudne sekrety. Nie, zdecydowanie bardziej wolał ryzyko związane z tymi prywatnymi lekcjami, które udzielał dla Zuri, a już na pewno, gdy te miały przedłużyć się także na wieczór. Bo godzina dziennie, choćby nie wiadomo jak bardzo romantyczna nigdy nie zaspakajała go całkowicie. Zwykle po tego typu ekscesach lądował w jakimś barze ze striptizem sącząc wysokoprocentowy napój i zastanawiając się, która z tancerek będzie najlepszym wyborem na umilenie sobie dalszej części dnia. Niejednokrotnie też po wszystkim w tajemnicy przed Lotte wychodził na taras, by pod nocnym niebem wypalić jointa lub wciągnąć kreskę.

    Nash

    OdpowiedzUsuń
  38. Wbrew temu, jaki był, Cillian nigdy nie odmawiał sobie starego, dobrego flirtu, choć faktem jest, że zwykle nie musiał zbytnio się starać. Wyglądał jak wyglądał, jego konto bankowe również nie odpychało, więc co mniej dumne przedstawicielki płci pięknej (zwykle te, które chciały po prostu go zaliczyć i móc się tym pochwalić swoim równie płytkim koleżankom) lgnęły do niego jak ćmy do płomienia mimo jego odpychającego sposobu bycia. Nie przeszkadzało mu to, dzięki temu, że doskonale wiedziały, na co się piszą, mógł bez zbędnych ceregieli dosłownie wyrzucać je z łóżka, a one nigdy nie liczyły na telefon następnego dnia. Ba, nie liczyły nawet, że w środku nocy zamówi im taksówkę. To miało same plusy: był zaspokojony, a przynajmniej nie zawracał sobie głowy dramatami.
    Z Zuri nie byłoby to takie łatwe, nawet gdyby pomieszać interesy z przyjemnością, bo po wszystkim nie mógł tak po prostu jej wykopać z przeświadczeniem, że więcej się nie zobaczą. Mało tego, musieli razem pracować i pierwszy raz w życiu zamierzał przyłożyć się do czegoś, co nie było związane stricte z jego pozycją w MI. Dlatego nie tylko musiał tolerować tę dziewczynę, wskazane wręcz było, aby zachowywał się przy niej jak człowiek. Zwłaszcza, że minęło dopiero kilka godzin, od kiedy ściągnął ją do biura, a ona w tym czasie odwaliła kawał naprawdę solidnej roboty. Choćby chciał się do czegoś dopieprzyć, zwyczajnie nie było takiej opcji. Stanęła na wysokości zadania. Jeśli jutro MI podskoczy na giełdzie, będzie musiał pomyśleć o jakimś bukieciku w podzięce, chociaż na samą myśl o takich gestach chciało mu się rzygać.
    — Cierpliwość jest cnotą — mruknął w odpowiedzi, spoglądając na nią z połowicznym uśmiechem na ustach. Kolejny raz pozwolił sobie na ogarnięciem wzrokiem jej sylwetki i tak, nie miałby nic przeciwko pomieszaniu interesów z przyjemnością. Może nie tak od razu, może musieli jeszcze trochę się dotrzeć, ale nie wykluczał takiej opcji kategorycznie, a to już coś.
    Odwróciwszy spojrzenie odetchnął głęboko i rozpiął jeszcze jeden guzik koszuli, gdyż nagle zrobiło mu się dziwnie ciepło i mógłby przysiąc, że atmosfera w jego gabinecie nieco zgęstniała. Skupiając się przez chwilę na scrollowaniu aplikacji z jedzeniem, doprowadził się nieco do porządku. Skinął głową na słowa dziewczyny i zamówił dwie porcje sushi.
    — Jesteśmy sami, więc możemy zjeść tutaj. To znaczy… W sali konferencyjnej — westchnął, wsuwając telefon do kieszeni spodni. Chyba by ją udusił, gdyby zabrudziła jedzeniem jego gabinet, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem tej groźby na głos. Z trudem, bo zwykle nie musiał gryźć się w język aż tak, ale nawet on musiał przyznać, że rzucanie takich tekstów w jej kierunku, gdy ewidentnie starała się naprostować jego życie, byłoby nie na miejscu.
    Przeczesał palcami jasne włosy, zostawiając je w artystycznym nieładzie i podszedł do jedynego regału w tym pomieszczeniu. Tak naprawdę była to szafa, wąska i niemieszcząca w sobie zbyt wiele, ale wystarczająco duża, by wieszać w niej garnitury na przebranie, strój sportowy i ręczniki. Czasami w ciągu dnia czuł, że musi gdzieś spożytkować nadmiar wściekłości na cały świat, a jazda do domu tylko po to, żeby się przebrać i iść na siłownię była bez sensu, więc postawił na praktyczny dostęp do takich rzeczy. Budynek MI miał swoją siłownię, więc tym lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie wiem. To dla mnie nowa sytuacja — odparł w końcu i wyjął z szafy biały, puchaty ręcznik. Zamiast jednak go rzucić, zbliżył się do Zuri i wręczył jej materiał, a gdy już to zrobił, schował dłonie w kieszeniach spodni, przyglądając jej się z bliska. — Będę się bawił świetnie, jeśli jutro notowania na giełdzie pójdą w górę. Na razie… Wybacz szczerość, ale na razie twoje działania nie mają zbyt wielkiego wpływu na firmę, a to właśnie firma jest dla mnie najważniejsza. — Wykrzywił wargi w grymasie, który chyba miał być uśmiechem. Stali w takiej pozycji, że gdyby zbliżył się jeszcze o pół kroku, mógłby zakleszczyć jej ciało między sobą a biurkiem. To była bardzo kusząca perspektywa, ale Cillian nawet nie drgnął. Jeszcze tego mu brakowało, żeby pomoc wizerunkowa zmieniła się w pozew o molestowanie. — Zdradzisz mi, co dokładnie chcesz zrobić na tym basenie, czy mam żyć w nieświadomości i przygotować się na wszystko? — Spytał, delikatnie przechylając głowę w bok i nie odrywając od niej spojrzenia, które, choćby nie wiadomo, jak się starał, żeby było inaczej, wciąż pozostawało lodowate.

      Kill

      Usuń
  39. Podciągnął delikatnie kobietę, żeby mogła stanąć na nogi i aż zdziwił się jak drobna była. Przy wcześniejszej okazji raczej nie musiał jej dotykać, a i ubrania dość dobrze ją zakrywały. Teraz wydawało mu się, że pomagał dziecku. Chociaż Zuri dzieckiem już nie była. Taką przynajmniej miał nadzieję, bo jeśli ochrona wpuściła tutaj osobę niepełnoletnią to chyba powinien porozmawiać z ojcem na temat osób, które zatrudniał.
    - Dobra, idziemy. Schowaj twarz – polecił poprawiając marynarkę, którą jej pożyczył i obejmując ją w pasie, żeby pomóc jej iść. Kiepsko by wyglądało, jeśli w połowie drogi upadłaby na ziemię na oczach sporej ilości osób.
    Jeszcze zatrzymał się przy drzwiach, żeby poprosić ochroniarza o przekazanie siostrze wiadomości. Co prawda obiecał jej, że razem będą wspierać się na tej wspaniałej imprezie, żeby jakoś ją przetrwać, ale młoda na pewno mu wybaczy. Zresztą, był jeszcze Joseph, prawda? Może kiedy brat zauważy jego nieobecność to włączy mu się tryb opiekunki i zastąpi go w roli towarzysza, o.
    Kiedy tylko mężczyzna z ochrony ruszył przez salę, sam poprowadził Zurkę do bocznego korytarza, żeby jak najbardziej ograniczyć jej spotkanie z dziennikarzami. Samochód i tak miał w podziemnym parkingu, więc nie musieli iść przez główną salę.
    - W porządku? – zapytał dla pewności zerkając na młodą kobietę. Starał się nie iść szybko, żeby nie sprawić jej dodatkowego bólu. Jednak kiedy tylko znaleźli się na schodach przeciwpożarowych, poprawił pasek torby na ramieniu i zatrzymał się.
    - Tak będzie szybciej – zauważył i wziął Zurkę na ręce, po czym zaczął schodzić po schodach w kierunku parkingu.

    William

    OdpowiedzUsuń
  40. Ilu ludzi, tyle charakterów. Will dzięki swojej pracy wiedział, że każdy człowiek może okazać się nieobliczalny, nawet spokojny jak baranek. W końcu każdy był spokojny do momentu, aż go ktoś nie zdenerwuje. Sytuacja mogła też być zupełnie odwrotna. Ktoś agresywny stawał się nad wyraz spokojny, bo pierwsze emocje związane były z jakimś konkretnym stanem. Można powiedzieć, że obojętność wobec obcych to całkiem zdrowy objaw – przecież bezpieczniej było nie rzucać się w objęcia ludzi, których kompletnie się nie znało.
    - Co? Chyba nie dosłyszałem – odpowiedział zaczepnie, chociaż jego złośliwy uśmiech mówił zdecydowanie co innego. Doskonale usłyszał słowa Zurki i cieszył się, że one padły. Nie chodziło o to, że oczekiwał podziękować i jakiejkolwiek zapłaty, skąd. Po prostu cieszył się, że gdzieś głęboko pod skorupą twardej babki, miała w sobie tyle empatii, żeby jednak wydusić z siebie to jedno, a bardzo proste słowo. Niczego więcej na pewno od niej nie chciał.
    - Powinnaś poczuć się lepiej. Jak będzie kiepsko to mogę spróbować z drugą dawką leku przeciwbólowego. Chociaż najlepiej byłoby gdybyś pojechała do szpitala. Nie wszystkie obrażenia widać na pierwszy rzut oka – wyjaśnił. Z szybkiego badania nie wynikało by miała jakieś krwawienia wewnętrzne, ale wiedział, że takie rzeczy wychodziły czasami nieco później. Nie miał jednak prawa do niego jej zmuszać. Kto jak kto, ale Will doceniał prywatność i wolną wolę każdego z człowieka, nawet jeśli świadczyło to czasami o ich głupocie.
    Przystanął przy drzwiach i otworzył je nogą, co pewnie wywołało kolejny ból.
    - Już prawie jesteśmy – zapewnił szybko, kiedy wkroczył na parking i poszukał wzrokiem swojego samochodu. Oznakowany chevrolet silverado błyszczał swoją czernią.
    - Teraz mi powiedz, co mam z tobą zrobić, co? - zapytał stawiając ją delikatnie koło samochodu. Chwilę później otworzył drzwi i zaprosił ją do środka. Musiała mu podać swój adres albo jakikolwiek inny, bo przecież tutaj na parkingu jej nie zostawi.

    Will

    OdpowiedzUsuń
  41. Podejście Zuri byłoby dla Killa idealnym rozwiązaniem. Ten facet nie wiedział czym są uczucia, nigdy nie był w związku i nie chciał tego zmieniać. Zabawa w kwiatki i serduszka była ponad jego cierpliwość, więc… Tak naprawdę zakręcenie się koło panny Williams wydawało się wygodne, a gdyby miał świadomość, jak podchodzi do sprawy, również bardzo kuszące. Skoro i tak mieli udawać parę, nic nie stało na przeszkodzie, żeby korzystali z benefitów, jakie to za sobą niosło.
    Nic, oprócz interesów, oczywiście, bo Cillian wciąż miał opory przed zapomnieniem o tym. Im dłużej czuł jej zapach i oglądał ponętne ciało, tym częściej o tym zapominał, ale gdzieś z tyłu głowy tkwiła ta myśl. Tylko co złego mogło się stać? Przecież to nie tak, że miał z nią podpisać kontrakt na dostarczanie ubezpieczeń, przeciwnie, w całej ich zawodowej relacji chodziło o Cilliana jako osobę, a nie Cilliana jako firmę (choć rozgraniczenie tych dwóch wcale łatwe nie było). Gdyby to dobrze rozegrał, nie naraziłby MI w żaden sposób. Musiał jedynie opracować plan. Zaraz po tym, jak się dowie, czy Zuri weszłaby w taki układ. Jej zachowanie podpowiadało mu, że jak najbardziej, ale… Kill lubił mieć wszystko na piśmie i jeśli chciał mieć pełny ogląd sytuacji, niewykluczone, że w pewnym momencie zmusiłby ją do podpisania jakiegoś papierka o bardzo perwersyjnej treści.
    — Jeśli uratujesz mój tyłek i mój wizerunek, firma pociągnie się w górę sama — odpowiedział, przyglądając jej się spod przymrużonych powiek. Stał na tyle blisko, że pojedyncze włosy opadające na jej czoło po całym dniu pracy, a kiedy się zbliżyła i zapach perfum uderzył w niego kolejną falą, musiał zacisnąć dłonie w kieszeniach spodni, aby powstrzymać się przed popchnięciem jej na biurko i sprawdzeniem, czy z jego fiutem w sobie wciąż byłaby taka wygadana. Podobała mu się ta gra, więc też zrobił niewielki krok do przodu, a ich ciała niemal się ze sobą zetknęły. Czuł bijące od niej przez ubrania ciepło i nie mógł powstrzymać delikatnego uśmieszku rozciągającego jego wargi.
    — Nie jestem pewien, czy chciałbym, żeby zasłaniał cię nawet taki strzępek materiału jak bikini — mruknął. Wraz z następnymi słowami dziewczyny pozwolił sobie na krótki śmiech. Przypadkiem nachylił przy tym głowę, a ich czoła na sekundę się ze sobą zetknęły. Nie podejrzewał, że umie być tak przystępny, nigdy tego nie odkrył, bo jego zainteresowanie względem kandydatek na jedną noc zawsze było jasne i bardzo bezpośrednie. Niewykluczone, że przerzuci się raczej na flirt, bo nie mógł zaprzeczyć, że czuł w sobie dreszczyk ekscytacji, gdy zachowywali się w ten sposób. — Może ja też wystąpię w stroju Adama? — Zastanowił się na głos i dopiero wówczas trochę się odsunął. Zmierzył Zuri uważnym spojrzeniem, w duchu starając się ocenić, co może go czekać, gdy dziewczyna zdejmie z siebie ubrania. Aż go dłonie świerzbiły, żeby w oczekiwaniu na jedzenie samemu to sprawdzić. I tak byli tu sami, więc… Czy coś stało im na przeszkodzie?
    Tak, kurwa, interesy stoją ci na przeszkodzie, staraj się o tym nie zapominać, zestrofował samego siebie w myślach, ale wciąż nie odsunął się wystarczająco, żeby nie czuć ciepła jej ciała tuż przy swoim. Zanim się zorientował, wyjął jedną rękę z kieszeni i podniósł ją, palcami delikatnie odgarniając ciemne włosy z jej twarzy. Nawet przy tym nie musnął jej skóry, a mimo tego czuł się tak, jakby opuszki palców zanurzył we wrzątku.
    — Chętnie coś bym zjadł i to wcale nie jest sushi, które zamówiłem — mruknął nisko, lekko chrapliwie, patrząc na nią wyzywająco. Chciał, żeby to ona zrobiła pierwszy krok, bo dzięki temu nie mogłaby go oskarżyć o molestowanie czy nawet coś gorszego, wszystko wyszłoby z jej inicjatywy. On tak naprawdę nie robił przecież nic złego. Nawet jej nie dotknął, prawda?

    Pan Napalony

    OdpowiedzUsuń

  42. Trzeba przyznać, że od czasu wyklęcia przez rodzinę Nash miał nieco więcej swobody, jeśli chodziło o ciągłe uciekanie przed długimi językami różnej maści pismaków. Owszem, sławne nazwisko odziedziczone po ojcu miało nigdy nie pozwolić mu na całkowite pozbycie się przysłowiowego ogona, ale przynajmniej nie musiał dłużej zamartwiać się tym, że jego twarz znowu wyląduje na pierwszej stronie jakiegoś poczytnego magazynu plotkarskiego. Przynajmniej do czasu, gdy po raz kolejny nie wywinie jakieś ekstremalnie zauważalnej głupoty. Owszem, nadal mógł dość często widzieć swoje zdjęcia w różnego rodzaju periodykach, ale obecnie zdecydowanie częściej były to jedynie krótkie wzmianki, o których opinia publiczna dość szybko zapominała. Nie to, co przed tymi pięknymi czasami, gdy rodzice z trudem, bo z trudem, ale jednak akceptowali jego niejednokrotnie mocno odstające od powszechnie przyjętych norm zachowania. I dobrze, bo prawdopodobnie tylko dzięki temu jego droga matka jeszcze nie dowiedziała się, że odkąd wrócił do Nowego Jorku niemal codziennie sypia lub przynajmniej spotyka się z innymi, często aż za bardzo nakręconymi kobietami. Biedaczka jeszcze dostałaby zawału serca. W końcu praktycznie codziennie toczyła ciężką walkę o prawa przedstawicielek płci pięknej we wciąż mocno zacofanej w tej sprawie Syrii oraz wspomagała katowane dziewczyny pochodzące z innych zakątków świata. Na całe szczęście aktualnie żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, by w najbliższym czasie zechciała odwiedzić Wielkie Jabłko, więc jej wyrodny synalek po uporaniu się z wszystkimi guzikami zdobiącymi sukienkę Zuri mógł bez większych wyrzutów sumienia wziąć ją w ramiona i łagodnie ułożyć jej wspaniałe, smukłe, a przy tym przyjemnie zaokrąglone w odpowiednich miejscach ciało na specjalnie wcześniej przygotowanych do tego celu materacach. Owszem, nie raz po tego typu miłosnych zagrywkach zrzędził trochę pod nosem, że chyba powinien wreszcie dostawić tu składaną leżankę, bo niedługo zapewne oboje dorobią się jakiejś kontuzji, ale zawsze rezygnował z tego pomysłu. Jakby nie patrząc oboje jeszcze byli w takim wieku, gdy ich organizmy były w stanie spokojnie znieść o wiele większe niewygody, a z dodatkowego mebla na terenie sali z pewnością musiałby się potem nieźle tłumaczyć. A po co komu nadprogramowe kłopoty ?


    Nash

    OdpowiedzUsuń
  43. Czy zdawał sobie sprawę, że częste uprawianie seksu z dopiero co poznanymi kobietami może sprawić, iż pewnego pięknego dnia podczas rutynowej wizyty kontrolnej w gabinecie androloga dowie się o jakimś wstydliwym kłopocie ? Jasne, ale nigdy nie należał do ludzi, którzy przejmowaliby się za bardzo na zapas. A już zwłaszcza, gdy te, wciąż przecież dalekie, problemy poprzedzane były naprawdę pięknymi chwilami spędzonymi u boku dorosłych, atrakcyjnych kobiet, które w przeciwieństwie do większości wylęknionych Syryjek doskonale wiedziały czego od niego oczekują. Do tej pory doskonale pamiętał, gdy mając zaledwie czternaście lat podczas wakacji spędzanych w rodzinnym kraju usiłował namówić jedną ze swoich dawnych przyjaciółek do szybkiego numerku w luksusowej przyczepie kempingowej stojącej nieopodal prywatnej posesji należącej do jego rodziców. Biedna Rasha po przypomnieniu mu, że takie ekscesy są haram, pobiegła szybko do domu, by poskarżyć się starszemu bratu (na całe szczęście jej ojca akurat nie było w mieszkaniu). Oj, doprawdy trudno byłoby puścić coś takiego w niepamięć, skoro tamten dopadł go następnego popołudnia w jakiejś wąskiej uliczce i zbił na kwaśne jabłko, wiedząc doskonale, że gdyby Bermudo spróbował donieść na niego swemu tacie, ten natychmiast odesłałby go do Brazylii. A tego rzecz jasna młody Suárezme nie chciał. Od tamtej pory stał się znacznie ostrożniejszy. Starał się omijać szerokim łukiem wszelkie muzułmanki z wyjątkiem tych, które same do niego podchodziły, a z pozostałych grup etnicznych wybierał tylko te damy, co do których mógł mieć stuprocentową pewność, że będą dorosłe. Jak to mówią, lepiej zawsze dmuchać na zimne, a on z pewnością nie miał najmniejszej ochoty na zostanie oskarżonym o pedofilię. Właśnie dlatego, gdyby Zuri z własnej nieprzymuszonej woli nie zdecydowałaby się na uczestnictwo w jego zajęciach, zapewne nigdy by się nie poznali. Zwyczajnie obawiałby się, że źle ocenił jej wiek. A tak aż do wybicia kolejnej pełnej godziny mógł bezpiecznie zgłębiać każdy zakamarek jej młodego, pachnącego jakimiś wonnymi olejkami ciała, przynajmniej chwilowo nie musząc zastanawiać się nad konsekwencjami ich wspólnych spotkań, które prędzej czy później dotkną ich oboje. Nie był w końcu na tyle naiwny, by łudzić się, że ktoś taki jak panna Williams zechce stworzyć z nim prawdziwy związek. Zresztą jakby to wyglądało na Zachodzie, macocha starsza od swojej pasierbicy zaledwie o jedenaście lat ? Już sama ta myśl wydawała mu się prawdziwe niedorzeczna. Ta wspaniała, pełna młodzieńczej energii brunetka potrzebowała kogoś mniej więcej w swoim wieku, kto mógłby zaoferować jej wspierające ramię, gdy będzie tego najbardziej potrzebować, a nie faceta, który nie dość, że już dorobił się córeczki, to jeszcze w każdej chwili mógł znowu rozpłynąć się bez słowa niczym kamfora.

    Nash

    OdpowiedzUsuń
  44. Miał szczerą nadzieję, że wiezie dorosłą osobę, naprawdę. Wzmianka o rodzicach tylko bardziej go zastanowiła. Może jednak tylko chciała być starsza niż jest w rzeczywistości, a William za chwilę zostanie posądzony o porwanie nastolatki? Nie chciał jednak pytać jej o wiek, ani robić innego przesłuchania. Rozumiał, że chciała pozostać jak najbardziej anonimowa.
    Poczekał aż Zurka umości się na fotelu pasażera i pochylił się nad nią, żeby pomóc jej zapiąć pas. Dla jej własnego bezpieczeństwa. O ile on znał swoje umiejętności i uważał się raczej za dobrego kierowcę, tak nie mógł ręczyć za innych. Widział w swoim życiu już dość dużo głupoty ludzkiej. Miał z nią nawet styczność każdego dnia.
    - Tak, znam takiego lekarza - odpowiedział tylko wsiadając za kierownicę. Nie powiedział o kogo mu chodzi, bo pewnie kobieta niedługo i tak pozna tego kogoś. Po co wyprzedzać ciąg zdarzeń?
    - Szkarada? - powtórzył z niedowierzaniem. - Facet jak ma obitą twarz to mówicie, że jest boski - zauważył z lekkim uśmiechem. Zerknął na nią przelotnie. - Walczyłaś jak lwica. Pytanie tylko, dlaczego musiałaś to robić - dodał wcale nie oczekując odpowiedzi. Chodziło mu raczej o to, że kilku ludzi z ochrony powinno czuwać nad bezpieczeństwem gości. Miał nadzieję, że prędzej czy później znajdą na monitoringu osobę odpowiedzialną za całe to zamieszanie.
    - Za kilka minut będziemy na miejscu - dodał jeszcze. O tej porze nie było zbyt wielkiego ruchu, więc kiedy wyjechał z parkingu i pomknął ulicą, nie musiał co chwilę zwalniać na przymusowy postój w korku. Jedyne co go ograniczało to światła, bo pomimo oznakowanego samochodu musiał przestrzegać przepisów.

    Will

    OdpowiedzUsuń
  45. Laurent nie był zarozumiały i zapatrzony we własne możliwości, czy też urodę. Oczywiście był świadom swojej urody, czy też ciała. Poświęcał wiele czasu, by odpowiednio zadbać i o jedno i o drugie, to były jego narzędzia do pracy. Wielu wydawało się, że za młodą twarzą kryje się niewiele doświadczenia i pomyślunku, tak lata spędzone przed obiektywem nauczyły go swobody, znał zasady panujące na planach zdjęciowych, czy też na kartingach. Znał ten świat od podszewki i mało co mogło go zaskoczyć, a nawet jeśli starał się szybko dopasować do zaistniałej sytuacji, by odnaleźć się i sprostać postawionym mu zadaniom. Kiedyś traktował to jako zabawę, element pochodzący ze świata jego matki, pasja do mody, którą starała się go zarazić. Poniekąd jej się to udało, choć teraz podchodził do tego bardziej przyziemnie, jak do pracy, która po prostu sprawia mu frajdę, ale wciąż jest pracą. Starał się czerpać z kontraktów tyle przyjemności ile się dało, a przy tym wciąż pozostać profesjonalnym, uczyć się i zdobywać kolejne doświadczenia.
    Laurent był też po prostu otwarty, bezpośredni. Nie przejmował się konwenansami, jeśli komuś to nie odpowiadało, nie naciskał na współpracę. Obie strony musiały sobie przypasować, zadowolić się swoimi warunkami.
    — Mam, kilka. — Lubił biżuterię, dlatego też to zlecenie bardzo mu odpowiadało. Łączył ze sobą najróżniejsze dodatki, kolory i nie koniecznie patrzył, czy coś jest dedykowane specjalnie dla kobiet, czy mężczyzn. Jeśli coś mu się podobało to po prostu po to sięgał.
    Przyjrzał się uważnie kolczykom, które mu wskazała i reszcie kolekcji.
    — Delikatne, niemal eteryczne. Ładne. Dla każdego, choć zdecydowanie kobiece. Myślę, że dobrze będą współgrać z męską urodą. Podkreśli to ich charakter. Możemy zrobić dla porównania kilka delikatniejszych zdjęć i tych nieco mocniejszych, w zależności jak to sobie wyobrażasz. — odparł z lekkim uśmiechem. Przeniósł wzrok na autorkę biżuterii. — Zdecydowanie to będzie ciekawa sesja, dziękuję za szansę. — dodał znów spoglądając na zawartość pudełka.

    [Wybacz mi to ogromne opóźnienie w odpisach... jeśli masz chęć możemy dalej kontynuować <3 I bardzo dziękuję za powitanie Theo. Zgadzam się, ah ten Ben :D ]
    Laurent

    OdpowiedzUsuń
  46. Nie przestawał lekko się uśmiechać, co na twarzy Killa było bardzo rzadkim widokiem. Trudno jednak powiedzieć, czy uśmiech ten był w stu procentach szczery, bo wciąż nie sięgał stalowych oczu. Te z kolei wpatrywały się w Zuri, w każdy jej najlżejszy ruch jak chociażby uniesienie ramion przy oddechu, starając się ocenić, czego może się po niej spodziewać. Zwykle nie miał oporów przed sięganiem po to, czego zapragnął, a bezsprzecznie pragnął tej dziewczyny. Tym razem było inaczej. Ciekaw ich gry, stopniowo gęstniejącej atmosfery i tego, do czego ich to wszystko zaprowadzi, trzymał dłonie w kieszeniach garniturowych spodni, a subtelne odgarnięcie włosów z jej twarzy było jedynym gestem, na jaki sobie względem niej pozwolił. Stał z zewnątrz niewzruszony, podczas gdy w nim szalała prawdziwa burza. Rozważał wszystkie za i przeciw przekształcenia tej relacji z zawodowej w, cóż, bardziej w kierunku łóżka. Rozsądek podpowiadał, że to nie jest dobry pomysł. Biorąc pod uwagę jego podejścia do życia, ich współpraca i tak miała być wystarczająco trudna. Nie wiadomo też, czy skończy się wyłącznie na aspekcie fizycznym (oczywiście nie ze strony Killa; nie żeby znał Zuri i mógł się wypowiadać na jej temat, ale doświadczenie i literatura podpowiadały, że to kobiety częściej zacierają granicę między łóżkiem a uczuciami), a Cillian tego zdecydowanie nie potrzebował. Nigdy, ale obecnie w szczególności.
    Ale pragnienie mówiło swoje i nakazywało odepchnąć myśli o pracy, a skupić się wyłącznie na tym, jak mogło być im razem dobrze. Cillian lubił młodsze kobiety, nigdy nie starsze, nawet nie takie w jego wieku. Młodsze odbierał jako bardziej spragnione wrażeń, nowych doświadczeń i bardziej podatne na sugestie, przynajmniej te seksualne. Po prostu szalone. Nie wyobrażał sobie, by jakaś kobieta po trzydziestce chciała robić z nim to, na co te ledwie po dwudziestce zgadzały się bez mrugnięcia okiem. Oczywiście wszystko miało swoje granice, nawet jego rozpusta i nie tykał takich, które nie ukończyły osiemnastu lat, a ich wyraźna zgoda w świetle prawa i tak była gówno warta. Montgomery nie szanował niczego i nikogo poza samym sobą, ale jako prawnik miał do prawa osobliwy stosunek. Można pokusić się o stwierdzenie, że je respektował. Trochę. W zależności od tego, czego dotyczyła sprawa.
    W każdym razie nie odsunął się od Zuri i wychodziło na to, że raczej nie zamierzał tego zrobić. A jeśli już, to nie na tyle, żeby przestać czuć bijące od jej ciała ciepło czy zepsuć panującą między nimi atmosferę. Bóg, w którego nie wierzył, mu świadkiem, jak bardzo chciał zrobić coś odwrotnego, choćby naprzeć na jej drobną sylwetkę i docisnąć ją do biurka… Od biedy nawet do podłogi, byleby skutecznie.
    — Że nie chciałbym, żeby cokolwiek cię zasłaniało — odpowiedział szczerze, nie tracąc z ust tego delikatnego uśmieszku. Gdyby miał świadomość, że myśli krążące po jej ślicznej główce tak bardzo pokrywają się z jego myślami, możliwe, że już dawno przestałby słuchać rozumu, którego resztki jeszcze powstrzymywały go przed rzuceniem się na nią i… Po prostu poddałby się temu napięciu.
    Nie udzielił odpowiedzi na następne pytanie, zbyt zajęty podążaniem wzrokiem za jej rękami, ale tylko do momentu, w którym sięgnęła guzika. Wówczas podniósł spojrzenie z powrotem na skąpaną w miękkim, przytłumionym świetle twarz i powoli wypuścił powietrze z płuc. Nie zdawał sobie sprawy, że na chwilę je wstrzymał.
    — Jesteś tego pewna? — Niemal szepnął. Oczy zabłysły mu dość niezdrowo, gdy usłyszał to zapewnienie z ust brunetki. Może powinien ją ostrzec, powiedzieć, na co się pisała i że konwencjonalny seks nie leżał w jego naturze, ale nie chciał, żeby wycofała się z tej decyzji. Skoro miał wyraźną, pełną zgodę, dlaczego w ogóle drążył temat? Nie wyglądała jak ktoś, kto stchórzyłby po mocniejszym pociągnięciu za włosy czy kilku klapsach, a ogólnie starał się nie wychodzić z randomowymi osobami ponad to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widząc, jak Zuri zagryzła swoją dolną wargę, oficjalnie uciszył pieprzony zdrowy rozsądek, a także pragnienie, aby to ona zrobiła pierwszy ruch. W jednej chwili zrobił kilka rzeczy: krok do przodu, uniósł ręce, które oparł na jej biodrach i pochylił głowę, wsuwając nos pomiędzy ciemne kosmyki włosów.
      — Bo mam ochotę na ciebie — szepnął i podniósł jedną dłoń. Wplótł palce w długie włosy dziewczyny, pewnym ruchem za nie pociągnął, zmuszając ją do odchylenia głowy. — Pełna zgoda? — Zapytał i nachylił się nad wyeksponowaną szyją. Przesunął po niej wargami, ale nie pocałował. Czekał na dwa słowa, które miały sprawić, że wszelkie hamulce puszczą, na pewno po jego stronie. Bez jej zgadzam się nie mógł ruszyć dalej, a bardzo tego chciał.

      chcemytonapiśmie

      Usuń
  47. Jedyna rzecz, o którą się w tym momencie martwił, był on sam. O to, żeby jego pragnienie nie obróciło się przeciwko niemu, żeby Zuri swoją osobą nie narobiła mu problemów, bo tych i tak miał już wystarczająco dużo. Oczywiście nie miał nic przeciwko temu, żeby ktoś ich przyłapał w niedwuznacznej sytuacji, przecież to był cel ich współpracy, prawda? Udawać parę, żeby media to łyknęły, co miało prowadzić do wygrzebania go z wizerunkowego gówna, w które się wpakował przez jakąś dziwną potrzebę niesienia pomocy znajomej nastolatce.
    W każdym razie przyłapanie go nie martwiło, chodziło o inne rzeczy. Uczucia. Nie swoje własne, był zbyt zepsuty na miłostki czy prawdziwe romanse. Obawiał się bardziej, czy panna Williams będzie potrafiła oddzielić sferę fizyczną od emocjonalnej, bo chociaż się na tym nie znał, słyszał, że kobiety miewają z tym problem. Nie chciał się pakować w kolejne bagno i w jednej chwili podjął decyzję, że będzie musiał porozmawiać z nią na ten temat, postawić sprawę tak jasno, że jaśniej chyba się już nie da. Gdyby potrafił zajrzeć w jej myśli, gdyby wiedział, w jaki sposób dziewczyna go postrzega, darowałby sobie takie gadki szmatki, ale nie miał nadludzkich mocy, a to wydawało się być jego powinnością, zwłaszcza, że ich relacja miała się opierać na współpracy, a nie wzajemnym badaniu sobie migdałków językiem. Czego i tak nie zamierzał robić, bo Cillian Montgomery miał w łóżku pewne zasady, a jedną z nich było niecałowanie swoich jednorazowych (cóż, w tym przypadku może wielorazowej, bo jeszcze nie wiedział, jak się to wszystko potoczy) przygód. Mógł robić swoimi ustami i językiem inne, bardzo niegrzeczne rzeczy, ale nie wymieniać ślinę z kimś innym.
    Uśmiechnął się pod nosem, kiedy złapała mocno za materiał jego koszuli. Stał z wargami przyciśniętymi do jej szyi, oddychał głęboko i czekał. Czekał, żeby usłyszeć dwa słowa, po których będzie mógł odpuścić kontrolę i zrobić z Zuri to, co podpowiadała mu wyobraźnia. Słyszał powietrze świszczące w jej płucach, czuł na torsie przyspieszone bicie jej serca, gdy tak ją do siebie przyciskał i czerpał przyjemność z bijącego od niej ciepła, nie mogąc się doczekać, aż poczuje je wszędzie. Byłby w stanie się powstrzymać, odsunąć i zapomnieć, że cokolwiek się między nimi wydarzyło, ale miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał tego robić.
    Jego uśmiech nieco się poszerzył, gdy usłyszał w końcu upragnioną zgodę.
    — Wspaniale — wymruczał w rozgrzaną skórę, zahaczając o nią zębami. Zassał jej niewielki fragment, a dłońmi w tym czasie powędrował na skryte pod materiałem skórzanych spodni pośladki, ale nie poświęcił im za dużo uwagi, bo teraz interesowało go coś zgoła innego. Opuścił ręce jeszcze niżej, uginając kolana, po czym złapał Zuri pod udami i podniósł tak, że musiała opleść nogami jego biodra. Zastanawiał się przez chwilę, gdzie ma ją umieścić: na kanapie, czy może pójść w to, co podpowiadała mu wyobraźnia i poprzestać na biurku. Dotychczas to drugie wydawało się całkiem dobrym doradcą, więc usadził dziewczynę na blacie, stając między jej nogami. Bez ceregieli wsunął dłonie pod jej bluzkę i pozbył się materiału jednym zgrabnym ruchem. Z uśmiechem zacisnął dłoń na smukłej szyi i popchnął ją do tyłu, żeby położyła się na płaskiej powierzchni, samemu również się pochylając. Bo o Cillianie można powiedzieć wiele, ale nie to, że nie dbał o swoje partnerki, przynajmniej zanim przechodził do zaspokajania własnych potrzeb. Dlatego przywarłszy wargami do jej dekoltu, powoli zaczął wyznaczać sobie ścieżkę w dół, palcami jednej ręki w tym czasie śmiało rozpinając rozporek jej spodni, zaś drugą chwycił za miseczkę stanika i uwolnił jedną pierś. Z cichym pomrukiem wziął w swoje usta stwardniały sutek, drażniąc go językiem i zębami (niezbyt delikatnie, dodajmy), a po uporaniu się z zamkiem zawędrował palcami pod materiał bielizny i z cichym westchnieniem rozprowadził wilgoć po łechtaczce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Bierzesz tabletki, złotko? — szepnął w jej skórę, przerywając na chwilę pieszczotę. Dmuchnął chłodnym powietrzem na jej pierś i zerknął w górę. Nie, że nie zamierzał użyć gumki, bo zamierzał, ale chciał jak najbardziej zminimalizować ryzyko nieplanowanego berbecia, stąd pytanie.

      letthefunbegin

      Usuń
  48. Nie lubił, kiedy jego siostra stawała się bohaterką jakichkolwiek skandali, zwłaszcza, że jego rodzinie zależało na anonimowości. Nie podobało mu się to, jak żyje i w jaki sposób zachowuje się Zuri i zamierzał zrobić wszystko, aby wybić jej z głowy dalsze zadawanie się z jego ukochaną, malutką siostrzyczką.
    - Nie jesteś typem osoby, która jest odpowiednia jako towarzystwo czy dla mnie, czy dla kogokolwiek z mojej rodziny - rzucił oschle już na dzień dobry, tym samym dając jej odpowiedź na pytanie i jasno podkreślając, że nie, nie stęsknił się za nią. Zawsze wyglądała na cholernie pewną siebie i choć jego druga osobowość ją uwielbiała i spędzali wtedy wspólnie liczne, upojne i mocno zakrapiane alkoholem noce, jego prawdziwe "ja" było jedynie poirytowane jej osobą.
    - Orientacja seksualna mojej siostry to jej sprawa, jednak z tego co wiem, zdecydowanie bardziej woli mężczyzn i nie podoba mi się to, że prasa stworzyła z was jakąś lesbijską parę - westchnął, gestem wskazując, aby zajęła miejsce na wprost niego, kiedy kelner przyniósł dla nich menu i zaproponował dania, polecane dzisiaj przez szefa kuchni - Masz już swoje lata i myślę, że zdecydowanie powinnaś poszukać sobie koleżanek w swoim wieku, moja siostra musi skupić się na nauce i rozwoju, a nie imprezach w twoim towarzystwie - skrzywił się nieco, wzrokiem lustrując przy okazji jej odważny ubiór. Był tolerancyjny i zazwyczaj starał się żyć z wszystkimi w zgodzie, kiedy jednak chodziło o jego siostrę, emocje i walka o jej dobre imię zawsze brały górę, nawet jeśli miałby wyjść przed kimś na wrednego dupka i gbura.
    - W przeciwieństwie do ciebie, zarówno mi, jak i mojej rodzinie zależy na dobrej opinii i nie zamierzamy pozwolić na to, aby przez kogoś tak nieumyślnego jak ty, została ona zszargana - dodał, jednoznacznie zwalając winę na nią i nie widząc przy tym nic złego w zachowaniu swojej własnej siostry. Była jego oczkiem w głowie, zastępowała kogoś, kto odszedł zbyt wcześnie z tego świata i kogoś, z odejściem kogo nie był w stanie sobie jak dotąd nijak poradzić. Nie obronił jednej z sióstr, drugiej nie zamierzał pozwolić skrzywdzić lub pozwolić, aby swoją nieumyślnością i głupotą Zuri naraziła ją na niebezpieczeństwo.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  49. Dla niego to było idealne rozwiązanie, bo Cillian nie mógłby oferować Zuri niczego więcej niż fizyczne zbliżenie. Nawet nie lubił ludzi, trudno powiedzieć, by miał bliższych znajomych niż Spalding, a również on był w pierwszej kolejności jego pracownikiem, dopiero potem kolegą. Właściwie miał trochę gdzieś to, czy zrani tę dziewczynę, jeśli zacznie wyobrażać sobie zbyt dużo, ale nie chciał, by ich współpraca w jakikolwiek sposób ucierpiała, bo wyczuwał w pannie Williams spory potencjał, przynajmniej, jeśli chodziło o wyciągnięcie go z kłopotów, o które się nie prosił (miał rację, że przejawy człowieczeństwa mogą jedynie skomplikować sytuację).
    Podobało mu się to, w jaki sposób reagowała na jego poczynania i nawet pozwolił sobie w związku z tym na delikatny uśmiech pod nosem. To był kolejny powód, dla którego młodsze kobiety tak bardzo go kręciły: zdawały się dużo bardziej podatne na pieszczoty, jakie oferował, a każde westchnienie, każdy jęk i każdy spazmatyczny ruch ciała wspinały Cilliana na wyżyny podniecenia. Poza tym z nimi łatwiej było wyciągnąć pewne wnioski: im żywiej reagowały na jakieś działanie, tym szybciej ogarniał, co je kręci. W przypadku Zuri wystarczyło kilka chwil, aby zrozumiał, że delikatne zbliżenie nie będzie tym, co ją zadowoli, a ta świadomość z kolei bardzo zadowalało jego, bo wolał ostre pieprzenie niż delikatny seks. Wspaniale.
    Powtórzył więc swoje działanie na drugiej piersi i uwięził sutek między zębami trochę mocniej, drażniąc jego czubek koniuszkiem języka. Satysfakcjonował go pomruk a’ propos tabletek, choć nie zamierzał za bardzo ryzykować, bo równie dobrze mogła go wkręcać. Na szczęście przezorny zawsze ubezpieczony, a Cillian brał to powiedzenie wyjątkowo serio, dlatego zawsze gdzieś pod ręką trzymał paczkę prezerwatyw, w tym wypadku ta paczka spoczywała w górnej szufladzie biurka, do której bez problemu mógł z tej pozycji sięgnąć. Odsunąwszy się od klatki piersiowej Zuri, wcisnął folię między zęby i podniósł się, żeby zdjąć z dziewczyny spodnie wraz z bielizną i rzucić ubrania gdzieś w bok. Rozrywając paczkę, przyglądał się widokowi, który przed sobą miał. Jej nabrzmiała z podniecenia łechtaczka wyglądała tak zachęcająco, że zanim zabrał się za rozpinanie swojego rozporka (bo sam był w pełni ubrany, co dawało mu poczucie dominacji), wymierzył w nią klapsa, a potem wsunął palce w wilgotne wnętrze dziewczyny, rozciągając ją i przygotowując na siebie. Bo Cillian nie miał się czego wstydzić nie tylko jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, ale też ten bardziej ukryty. Czasami łapały go wątpliwości, czy jego penis zmieści się w jakiejś lasce bez robienia jej przy tym krzywdy, dlatego do dwóch palców dołączył też trzeci i przez tę chwilę, która potrzebna mu była do założenia gumki, poruszał nimi mocno.
    A kiedy już był gotowy, złapał brunetkę za biodra i gwałtownie obrócił ją na brzuch. Wymierzył jej kolejnego klapsa, tym razem w pośladek i wsunął się w jej wnętrze jednym szybkim ruchem. Zacisnął jedną dłoń na jej biodrze, zaś drugą podążył do ciemnych włosów i chwycił za nie, mocno ciągnąc.
    — A teraz będziesz grzecznie krzyczeć moje imię — zakomunikował, wysuwając się z niej i ponownie wbijając tak, że jej ciało mocno uderzyło o blat biurka. Powtórzył to kilka razy, aż w końcu znalazł swój rytm. Za każdym razem wchodził w nią do końca, mocno zaciskając ręce na drobnym ciele. W końcu pociągnął ją za włosy do siebie tak, że musiała się wyprostować i wbił zęby w smukłą szyję, nie przejmując się tym, że zostawi po sobie ślady. Skoro mieli udawać parę, tym lepiej.

    fine

    OdpowiedzUsuń
  50. Jak zwykle po szybkim, pełnym emocji seksie z panną Williams, Nash potrzebował dobrych dziesięciu sekund, by uregulować oddech, a uspokojenie ciała zajęło mu kolejnych kilka minut. Prawdę powiedziawszy ostatnie resztki orgazmu upływały z mężczyzny dopiero, gdy zagłębiał się w chłodne już o tej porze roku zakamarki miasta, co być może miało coś wspólnego z jego mieszanymi genami. Ostatecznie zarówno Arabowie jak i Latynosi niemal w całym świecie słynęli ze swojego olbrzymiego wręcz popędu seksualnego, a przez jego żyły przepływała wartko krew obu tych nacji. Dobrze chociaż, że po tego typu ekscesach zwykle nie musiał od razu zerkać w oczy Lotty, bo przypuszczał, że ta mała istotka z łatwością odnalazłaby w jego własnych tęczówkach coś, co kazałoby jej podejrzewać, że jej ojciec ma przed nią bardzo niegrzeczne tajemnice. A przecież nie mógł jej tak po prostu wyjaśnić, że jego życie romantyczne już dawno zaczęło przypominać węzeł gordyjski. Na całe szczęście jednak dziewczynka jeszcze przez kilka godzin mogła pozostawać w szkolnej świetlicy, więc miał trochę czasu, by odbyć krótki spacer z psiakami i wypalić papierosa czy wciągnąć jakiś proszek. Potem wystarczyło wziąć prysznic i odebrać córkę, będąc niemal pewnym, że ta nie będzie niczego podejrzewać. Swoją drogą ciekawe gdzie te szkraby uczyły się tak dobrze rozszyfrowywać ludzkie dusze…
    - Tato, czemu nie możesz zostać ? – Niewielkie rączki po raz kolejny próbowały pozbawić go marynarki, wykorzystując fakt, że był akurat zajęty przeganianiem małpy z żyrandola. – Przecież tydzień temu obiecałeś, że pójdziemy dzisiaj do kina.
    - Już Ci tłumaczyłem, słoneczko, mam dodatkową prywatną lekcję, której niestety nie mogę przełożyć. – Ukucnął koło Charlotte, by rozczochrać jej włosy. – Zabiorę Cię do kina jutro.
    - Obiecujesz ? – Zarzuciła mu dłonie na szyję.
    - Jasne, a teraz zmykaj do siebie. Zaraz przyjdzie Max.


    Nash

    OdpowiedzUsuń
  51. [W takim razie zapraszamy do zaobserwowania Instagrama, bo tam wrzuca wszystko... A na pewno sporo. ;)
    Takich rekcji wyczekiwałam na nią! :D Nepo babies są najgorsze, ale Cornelia się tym na pewno nie przejmuje. ;D
    Emily jest przeurocza, a zdjęcie w karcie mnie totalnie zauroczyło. <3 Za to czuję, że z Zuri darłaby mocno koty. :D
    Ślicznie dziękuję za przywitanie!]

    Cornelia

    OdpowiedzUsuń
  52. [Łobuz kocha najbardziej czy coś tam :D
    Dziękujemy pięknie za powitanie i od razu pytamy, czy reflektujecie z Zuri na jakiś wąteczek, bo może nawet miałabym pomysł... ;>]

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  53. [Cudownie!
    Wprawdzie nie wspomniałam o tym w karcie (bo wpadłam na to później), ale Jake ma siostrę bliźniaczkę. Ładna z niej dziewuszka, mogłaby być jedną z modelek Zuri, a że z niego taki opiekuńczy braciszek, po prostu jej pilnuje, więc przez to mogliby się z twoją panną znać. Ale że lubię dramki, pomyślałam sobie, że Phoebe mogłaby wpaść w jakieś złe towarzystwo przez inne laski. A do kogo Jake uderza z pretensjami? Oczywiście do szefowej! I od takiej spiny bym w sumie zaczęła :D Co ty na to?]

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  54. Coraz więcej rzeczy w zachowaniu Phoebe zaczynało go niepokoić. To nie tak, że jego siostra zawsze była idealna i grzeczna, nie, nie, ale na pewno była znacznie lepszą osobą niż Jake. I nie odklejała się tak bardzo od rzeczywistości nawet gdy jeszcze ledwo wiązali koniec z końcem (a właściwie nie wiązali końca z końcem, bo nie można tak nazwać wynoszenia chleba z osiedlowych sklepików, żeby tylko mieć co jeść), ale ostatnio zaczęła to robić. Widywał ją pobudzoną lub na ostrym zjeździe, pijaną do nieprzytomności i skacowaną. A to wszystko od chwili, gdy zaczęła bawić się w ten pieprzony modeling. Z jednej strony cieszył się, że siostra znalazła swoje powołanie, coś, co ją interesowało, bo zawsze miała z tym problem, ale z drugiej się wściekał, bo widział, jak bardzo wpływa na nią nowe towarzystwo. I to nie w pozytywny sposób.
    Czy rozmówienie się z jej szefową było dobrym pomysłem? Z pewnością nie. Jeśli czegoś nauczył się jako były biedak, to tego, że ludzie z rodowodem zawsze mogą uprzykrzyć życie, nawet jeżeli sam miał nieograniczone środki. Brak mu było znajomości i obycia, a bycie najpopularniejszym i najbardziej lubianym chłopakiem w szkole właściwie niewiele dawało mu w świecie zewnętrznym. W ich świecie, który nigdy do końca nie będzie jego światem.
    W każdym razie zadziałał pod wpływem chwili, bo też był w tym klubie. Jeden z jego kolegów z drużyny miał urodziny i nie chciał zwykłej domówki tylko czegoś więcej, właśnie dlatego znaleźli się tutaj. Jake był już trochę podpity, ale nie na tyle, żeby niewyraźnie mówić czy się nie kontrolować. Znalazł się w tej fazie przyjemnej wesołości i nieco większej odwagi, dlatego kiedy ujrzał ją przy barze, jakoś nie mógł sobie odpuścić. Wprawdzie wychylił jeszcze dwie kolejki, a zanim to zrobił Williams już była na parkiecie, ale jakimś cudem udało mu się nie stracić jej z oczu, więc ruszył w jej kierunku, zagrzewany okrzykami kolegów, choć wątpił, że ci w ogóle wiedzą, co się wokół nich dzieje i jaki problem Jake może mieć z tą dziewczyną.
    Oczywiście nie zamierzał atakować jej od razu, najpierw chciał trochę… Hmm, powiedzmy, że uśpić czujność, dlatego z uśmiechem zaczął tańczyć razem z nią. Jego uszu dobiegły kolejne pełne entuzjazmu okrzyki kolegów, bo może Zuri sprowadzała jego siostrę na złą drogę, ale nie można powiedzieć, że była brzydka. W sumie nawet mógłby się z nią zabawić, gdyby nie był tak wkurwiony za zachowanie Phoebe.
    — Chciałbym uciąć sobie z tobą małą pogawędkę — powiedział, gdy znalazł się za nią. Oparł dłonie na jej biodrach i przylgnął do ledwie zakrytych pleców, a ustami sięgnął jej ucha. Wciąż poruszając się w rytm muzyki, wsunął nos w jej włosy i delikatnie przygryzł zębami jej szyję. — Możemy iść gdzieś, gdzie jest ciszej?

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  55. [Hej, dziękujemy za powitanie! :D wątku nie proponuję, bo już jeden mamy (aktualny, prawda? :D) a z moim czasem jest jak jest i branie czegoś więcej będzie niczym samobójstwo 🙈 bawcie się dobrze!]

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  56. Jego ciało było narzędziem zarówno w jego dłoniach jak i dłoniach projektantów. Pracował nim, stając się poniekąd produktem. Nigdy mu to jednak nie przeszkadzało, pracował cały czas na swój sukces co przynosiło rezultaty. Rzeczywiście nie był teraz zbytnio opalony, jego skóra miała jasny odcień jak na jego możliwości. Choć podczas pobytu we Włoszech mógł cieszyć się ładną pogodą, nie było ona aż tak spektakularna, by cieszyć się złocistą opalenizną. Nie miał też zbyt dużo wolnego czasu, by móc leżakować na plaży. Mimo wszystko był w dobrej formie, jego ciało prezentowało się nienagannie i wpisywało w większość standardów wybiegowych na całym świecie. Dbał o to i przywiązywał sporą uwagę do odpowiednich treningów, czy nawet diety.
    Rozebrał się zgodnie z poleceniem Williams i sięgnął po wybrane kolczyki, krótszy z nich założył na jeden płatek, drugi zaś pozostawił w ręku, chcąc spróbować kilku ujęć i możliwości. Przeszedł do wizażystów, którzy już zaczęli dobierać odpowiednie dla niego kolory, które idealnie komponowały się zarówno z jego urodą jak i biżuterią, którą założył.
    — Postawiłbym na chłodny, jasny błękit i złoto, coś w zbliżonym odcieniu do kolczyków, ewentualnie zieleń. — zasugerował skoro dano mu wybierać. Kolory mogły ocieplić jego skórę, podbić tęczówki i przede wszystkim uwydatnić cechy biżuterii.
    Wizażyści od razu zabrali się do pracy wyrównując koloryt skóry, doprowadzając go do idealnego stanu i nanosząc w odpowiednich miejscach farby i rozświetlasz. W spokoju znosił każde muśnięcie pędzla, czy podkładu. Był przyzwyczajony do wszelkich zabiegów, a wielokrotnie przygotowania do sesji były długotrwałe. Za to na wybiegu panował wieczny rozgardiasz i pęd, ale ona zawsze dobrze odnajdował się w chaosie.
    Gdy był gotowy przeszedł dalej tuż przed obiektyw fotografa.
    — Będę robił cały czas zdjęcia, ty rób swoje, poruszaj się. Ja będę pracował wokół ciebie. Zobaczymy jak wyjdzie, które kadry będą najlepsze. — Ren skinął głową. Zaczął od czegoś prostego, lekkich nieprzesadzonych ruchów, spojrzeń w obiektyw i gdzieś poza niego. Ustawiał twarz tak, by biżuteria była widoczna, pracował też dłonią i palcami, pomiędzy którymi trzymał drugi z kolczyków. Gdy, któryś z wizażystów podchodził, by poprawić szczegóły, swobodnie pozwalał im działać, niekiedy odzywając się i śmiejąc. Szybko wciągnął się w zadanie i zaczął proponować od siebie więcej czując się w pełni swobodnie. Chciał by zdjęcia wyszły jak najlepiej i naturalniej.

    Laurent

    OdpowiedzUsuń
  57. [ Przychodzę raz jeszcze, tym razem dziękuję za powitanie mojej panny :D
    Zdecydowanie nie jest aniołkiem ,w tym się zgodzę, więc jej przyjaciółka musi być równie silnym charakterkiem. Jesteśmy jak najbardziej na tak! To będzie team beauty and beasts ;D Spotykamy się na ploteczki? Z pewnością trzeba obgadać te najświeższe, może podręczyć jakiegoś przystojnego bogacza? ;> ]

    Mila

    OdpowiedzUsuń
  58. Phoebe była dla niego najważniejsza, w zasadzie miał tylko ją. Obecności ojca nie uznawał od chwili, gdy oświadczył się Świętej Evelyn i sprowadził do ich świata nie tylko tę kobietę, ale również jej zołzowatą córkę. Tylko na Phoebs mógł liczyć, tylko jej mógł się wygadać, tylko ona była blisko, gdy tego potrzebował. Zawsze. Byli jak dwie połówki jednego jabłka, od początku wspólnie przeciw całemu światu. Zakładał, że to się nigdy nie zmieni, bo ona również miała tylko jego.
    Aż się zmieniło. Przestał być dla niej najważniejszy na świecie. Nie pojawiała się na jego meczach z pomalowaną w barwy drużyny twarzą, bo akurat wypadła jej jakaś nagła sesja. Wspólne wieczory przy ulubionych serialach zmieniły się w samotne wieczory Jake’a, bo Phoebe miała jakieś branżowe imprezy. Delikatne palenie zielonego przekształciło się w jej rozszerzone źrenice i alkoholowy bełkot. Owszem, chciał ją wspierać, ale w zdrowy sposób. Podobało mu się, że znalazła swoje powołanie, że nareszcie robiła coś, w czym się spełniała, ale to nie wyglądało zdrowo. Im dłużej w tym tkwiła, tym gorzej było między nimi. Znalazł się w takim momencie, że miał tego dość. Tęsknił za siostrą, za swoją drugą połówką, która zawsze przy nim była. Teraz wolała inne rozrywki.
    O to wszystko obwiniał Zuri. Gdyby Williams nie zakręciła się przy Phoebe, nic by się nie zmieniło. Mogła sobie być modelką, ale nie w taki sposób. Nie podobało mu się, że tańcząca przed nim panna pozwala, żeby jej pracownicy zachowywali się w taki sposób. Żeby pod płaszczykiem korzystania z dobrodziejstw, jakie dawała kasa, powoli się staczali, aż wszyscy przestaną się nimi interesować. Niby wymarzona sytuacja, ale Miller obawiał się, że kiedy do tego dojdzie i Zuri straci zainteresowanie jego siostrą, będzie już za późno. Aż za dobrze wiedział, jak skończyła ich matka — w ośrodku odwykowym z wbitą w rękę igłą po przedawkowaniu tego, co udało jej się zdobyć. Przerażało go, że Phoebe może skończyć podobnie, bo brakowało jej zahamowań, które miał w sobie Jake.
    Odsunął od siebie negatywne myśli, wracając do tu i teraz. Musiał grać. Nie mógł zdradzić, że coś jest nie w porządku. Jeszcze tego brakowało, by ktoś przyłapał ich na awanturze i podesłał jakieś pikantne szczegóły plotkarze. Phoebe nie mogła się dowiedzieć o tej rozmowie.
    Śmiało podążył rękami śladem, który Zuri sama wytyczyła i przylgnął mocniej do jej wijącego się ciała. Była naprawdę niezła. Szkoda, że narobiła mu tylu problemów i bardziej skupiał się na nich, niż na tym, jak apetycznie się o niego ocierała.
    Roześmiał się nisko, gardłowo prosto w jej skórę i przesunął po niej zębami. Złapawszy mocno jej biodra, obrócił dziewczynę przodem do siebie i przycisnął do swojego ciała. Jedną ręką objął ją w talii, a drugą podążył na zgrabny pośladek, ale go nie ścisnął. Nogę natomiast wsunął między jej nogi i naparł biodrem, uśmiechając się szelmowsko. Wiedział, jak dotykać, żeby rozbudzić pragnienie. Wiedział też, jak maskować swoją niechęć, bo przecież mamuśki w średnim wieku, nawet takie dobrze zakonserwowane, ani trochę go nie kręciły. Wbrew wszystkiemu był normalnym chłopakiem, który gustował w dziewczynach zbliżonych do niego wiekowo. To była tylko gra, nic więcej. Gra, która nauczyła go wiele. Dzięki niej teraz mógł wpatrywać się w Zuri, nie zdradzając, jak cholernie jest na nią wściekły.
    — Potrzebujesz jeszcze kolejki? — mruknął zaczepnie, pozwalając sobie na lekki uśmieszek. — Da się zrobić — stwierdził, zerkając ponad nią na bar. Uniósł pytająco brwi, wskazując brodą kierunek.

    ten gorszy bliźniak

    OdpowiedzUsuń
  59. Mila wyznawała w życiu dwie bardzo proste zasady, pierwsza to nigdy nie oglądaj się za siebie, druga nigdy nie pokazuj swoich słabości. Tak więc nigdy niczego nie żałowała, a przynajmniej nie mówiła o tym głośno. Nigdy nie przepraszała i nie zważała na to, czy jej działania robią komuś pod górkę, czy też nie. Pracowała na własne konto, na własny rozwój i rozgłos. Nie ważne jaki, ważne że się o niej mówiło. Niewygodne plotki łatwo było zamieść pod dywan, gdy miało się odpowiednio duże środki do rozgospodarowania, słodki uśmiech i pewność siebie, którą tak chętnie roztaczała wokół swojej osoby.
    Nigdy też nie pokazywała, że cokolwiek mogło ją zaboleć. Niekiedy nawet zgrywała głupiutką modelkę byleby tylko zapewnić środowisko wokół, że tej dziewczynie zależy jedynie na kolejnych cyferkach na koncie i obrzydliwie drogich ubraniach, niczym więcej. Poniekąd tak było, ale nie tylko. Oczywiście nie brała pod uwagę tego co mówili o niej rówieśnicy i przyjaciele. Ich opinia mało ją obchodziła. Żadne słowa nie mogły jej zranić, bo nie dało się zranić kogoś kto tak jawnie kpił sobie z uczuć, a przynajmniej to wszystkim wmawiała. Zdarzało się, że płakała w poduszkę, zdarzało się że stawała przed lustrem przekonana, że przytyła co najmniej kilka widocznych kilogramów. Bardzo często zdarzało się, że biegła do łazienki i zwracała zawartość żołądka byle tylko brzuch był jeszcze bardziej płaski przed kolejnym wybiegiem bądź sesją. Jednak te chwile słabości i drobnych załamań nigdy nie odbijały się w jej ciemnym spojrzeniu. Nie pozwalała na to, by jej oczy były bardziej matowe, by uśmiech był niewyraźny i mało przekonywujący.
    Sama natomiast dopatrywała się najmniejszych oznak słabości u innych, cień grymasu, bólu, czy smutku. Wśród ludzi jej pokroju łatwo było dostrzec rysy na idealnej, krystalicznej tafli. Dlatego też z łatwością dostrzegła, że z Zuri jest coś nie tak. Zaproponowała więc spotkanie, by wyciągnąć calutką prawdę od dziewczyny.
    Obróciła się w kierunku znajomego głosu olśniewając słodkim uśmiechem. Odstawiła torebkę na półkę. Wzruszyła lekko smukłym ramieniem i machnęła ręką. Odwzajemniła krótki pocałunek na powitanie i zlustrowała dziewczynę spojrzeniem.
    — Wyglądasz dobrze. Prawie idealnie. — skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i zastukała palcem w przedramię. — Opowiadaj, co u ciebie? Zdajesz się ostatnio nieco... niewyraźna. — zagadnęła sięgając po drinka, gdy tylko dziewczyna z obsługi znalazła się koło nich. O tak mogły sobie pozwolić na to i na znacznie więcej.
    Uwielbiała to, możliwości które stały przed nią otworem tylko i wyłącznie dlatego, że nazywała się tak, a nie inaczej; tylko dlatego, że była rozpoznawalną twarzą. Pieniądze były narzędziem, które bardzo chętnie wykorzystywała. Z Zuri miały bardzo podobne podejście do życia. Były tą ładną, obrzydliwie bogatą i perfekcyjną parą przyjaciółek, które chwaliły się na swoich Instagramach kolejnymi zdobyczami i pięknymi wakacjami rodem z katalogów. Jeśli ktokolwiek miał ją zrozumieć i wysłuchać nieoceniając, była to właśnie Williams.

    Bff

    OdpowiedzUsuń
  60. Kiedy go objęła, był niemal pewien, że ma ją w garści. Nawet lekko się nachylił, gotów złożyć jeszcze kilka pocałunków na jej szyi, żeby bardziej ją do siebie przekonać, ale wtedy się odezwała i połowiczny uśmieszek, który miał na ustach, natychmiast zrzedł. Rzadko był odrzucany. Miał nieco dziecięcą, ale ładną buzię, był wysoki i wysportowany, w dodatku miał gadane i dostał się do śmietanki towarzyskiej dzięki temu, że był po prostu sympatycznym człowiekiem, więc nie przywykł do tego, że ktoś mu nie ulega. Nie, żeby teraz uruchomił się w nim instynkt nakazujący zdobyć tę dziewczynę za wszelką cenę, bo nie po to do niej podszedł, ale był na siebie zły, bo podryw był tylko pretekstem. Był zbyt wściekły za Phoebe, żeby zmienić to w chęć na numerek.
    Wypuścił ją więc ze swoich ramion, czując, jak złość rośnie w nim na nowo. Czy mógł złapać ją za dłoń i siłą wyciągnąć z klubu, żeby dopiąć swego i jej nawciskać? Mógł. Ale to nie było w stylu złotego chłopca, a nie mógł ryzykować, że ktoś zrobiłby im wówczas zdjęcie albo opisał sytuację plotkarze, która już postarałaby się o to, żeby jego nieposzlakowana opinia poszła z dymem. Wszystko rozbijało się o to, do czego Jake był zdolny, żeby chronić siostrę kosztem siebie. Kilka miesięcy temu nie zastanawiałby się dwa razy, ale teraz ona go odepchnęła, nie chciała jego pomocy, a on nie zwykł wpieprzać się tam, gdzie nikt go nie chce. Rozmową z Zuri i tak robił zdecydowanie za dużo, ale z jakiegoś nieznanego sobie powodu liczył, że to coś da.
    Odchylił głowę do tyłu i przeczesał palcami jasne włosy, gotów odwrócić się i wrócić do stolika, żeby walnąć jeszcze kolejkę. Albo kilka. Ale wtedy poczuł palec na swoim brzuchu. Odruchowo spiął mięśnie i się wyprostował, zerkając na Zuri spod przymrużonych powiek.
    — Już mówiłem — zauważył. Nie ukrywał swoich zamiarów, wprost powiedział, że chce porozmawiać z nią w jakimś spokojniejszym miejscu, a że ona wzięła to za próbę podrywu to już nie jego wina, prawda? Uśmiechnął się lekko, wiedząc, że nie może teraz być wredny, bo jej zainteresowanie może się okazać bardzo kruche, a naprawdę zależało mu na tej rozmowie. Czy może raczej wylaniu swoich żali i nakłonieniem jej, żeby dała spokój Phoebe, bo wciąż myślał, że dziewczyny mają ze sobą coś wspólnego. Siostra przestała mu się zwierzać i nie wiedział, że już nie pracuje dla Zuri.
    Odetchnął głęboko i chwycił ją za dłoń, odciągając od swojego brzucha, po czym splótł ze sobą ich palce i wskazał na bar.
    — Naprawdę chciałbym postawić ci drinka, a potem pogadać w jakimś spokojniejszym miejscu — odezwał się ponownie, nachylając się nad nią, żeby usłyszała każde słowo mimo głośnej muzyki. — Nie mam żadnych ukrytych zamiarów. Chyba, że ciebie interesuje coś innego… Chyba mimo wszystko mógłbym temu jakoś zaradzić — dodał, zerkając na nią z uśmiechem i puszczając oczko.

    już my wam damy biznes

    OdpowiedzUsuń
  61. [Bardzo dziękuję za powitanie i tak przemiłe słowa! <3 Cieszę się, że Jolene mi się udała i faktycznie wygląda na osobę, którą ma być.
    Postanowiłam odpisać pod kartą Zuri (chociaż, nie będę kłamać, trochę mnie przeraża, ale dzięki temu też ciekawi), bo wydaje mi się, że tutaj istnieje najprostsze powiązanie. Jolene jest fotomodelką, a do tego jej ojciec jest współwłaścicielem sklepów jubilerskich, więc może dałoby się nawiązać jakąś współpracę? ;) Ale równie chętnie pójdę na wątek z Niallem lub Emily, wszystkie Twoje postacie są fenomenalne i cudownie opisane w kartach postaci!]

    Jolene

    OdpowiedzUsuń
  62. — David? — powtórzyła starając sobie przypomnieć jakikolwiek szczegóły powiązane z tym imieniem. W końcu uniosła nieco brwi i skinęła głową, przypominając sobie tą krótką historię. Zaśmiała się na to przyjacielskie wytłumaczenie ich znajomości. Cóż, Mila miała bardzo swobodne podejście do tego typu relacji. Jeśli miała ochotę to z kimś sypiała, jeśli nie to nie. Krótka piłka. Nigdy nie udawała, że nie jest kimś zainteresowała i działało to również w drugą stronę. Nie krępowała się i niczego sobie nie odmawiała, a zwłaszcza dobrej zabawy w doborowym towarzystwie, a która z nich nie miała słabości do bogatych (lub nie) przystojniaków? Niezbyt przejmowała się tym kto co o niej powie, jaką łatkę jej przyczepią. Na galach i wszelkich oficjalnych uroczystościach pojawiała się sama, po godzinach... cóż, po godzinach nie omieszkała zmieniać chłopaków jak rękawiczki, których posiadała potężną kolekcję. Bądź co bądź szybko się nudziła i potrzebowała nowych bodźców. Zresztą lubiła seks i tylko seks. Nie potrzebowała słodkich słówek, ani wyznań miłosnych, które przyniosłyby tylko niepotrzebne kłopoty, którymi nie chciała zaprzątać sobie głowy. Poza tym ludzie gadali od zawsze, jeśli nie o kolejnych romansach to o zdjęciu bez kilograma tapety na twarzy lub luksusowych wakacjach jakiejś gwiazdy. Kogo to tak w rzeczywistości obchodziło? W przeciągu kilku dni ludzie znajdowali nowy temat, nową plotkę nad którą się pochylali. Nową ofiarę, z której się śmiano.
    — To ten diler, który liczył na nie wiadomo co i się przeliczył? — westchnęła i zaczęła przesuwać wieszaki z sukienkami, choć uwagę miała skupioną na słowach koleżanki. — Proszę cię, nie mów mi, że to dla ciebie jakikolwiek problem... spławić natrętnego biedaka. — dodała z lekkim rozbawieniem.
    Mila co nie co wiedziała o natrętnych fanach, o ludziach którzy potrafili sterczeć godzinami i tygodniami pod płotem warując i czekając na dogodną okazję, by wpakować się jej do życia. Ludzie nie rozumieli słowa nie, a niektórzy nie rozumieli granic, które stały między nimi, lepiej sytuowanymi, a tymi którym się nie poszczęściło. Mila ceniła sobie ludzi, którzy ją obserwowali, fanów którzy trzymali kciuki za rozwijającą się karierę, w duchu nawet cieszyły ją te wszystkie prezenty i listy, które otrzymywała. Niektórzy niestety przesadzali. Dlatego też nawet teraz na korytarzu galerii kręcił się jej ochroniarz.
    Uniosła lekko brew i spojrzała na Zuri z półuśmiechem.
    — Przecież można to załatwić po cichu. — Wydęła słodko usta. — W tej byłoby ci do twarzy. — stwierdziła zatrzymując się przy czarnej, kusej sukience z dodatkiem żywych kolorów. — A jeśli to taki problem, może ci pomóc rozwiązać tą drobną niedogodność? — zaproponowała. Ostatnio również musiała uważać, by nie nadszarpnąć swojej reputacji, zwłaszcza że miała na koncie kilka niezbyt ciekawych uczynków, jednak wszystko dało się wyciszyć i zamieść pod dywan. Wszystko. Wystarczyło tylko pomachać odpowiednią sumą przed oczami brukowców i odpowiednich ludzi.
    — To diler, a ci zwykle nie kończą dobrze. — mruknęła uśmiechając się uroczo jakby mówiła co najwyżej o dobrze lakieru na paznokciach, a nie o zamienieniu czyjegoś życia w koszmar.

    Mila

    OdpowiedzUsuń
  63. [Cześć! O tak, też mi się coś obiło o uszy. :D
    Ja ją jeszcze rozkręcę, ale to fakt, na ogół ma swoje zdanie i jest raczej twardym orzechem do zgryzienia! Ale, jak wiadomo, czasem najgłębsze pragnienia skłaniają nas do robienia najgłupszych na świecie rzeczy...
    Dziękuję pięknie za powitanie!]

    Phoebe Miller

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie zamierzał doprowadzić do takiej sytuacji, zwłaszcza, że nigdy nie dzielił ludzi na gorszych i lepszych ze względu na statut materialny. Był przewrażliwiony w wielu kwestiach dotyczących jego siostry, co miało związek z tragedią, jaka spotkała jego rodzinę ponad dwadzieścia lat temu. Wiedział, że był zbyt oschły dla Zuri, ale nie mógł dopuścić do sytuacji, kiedy jego Cornelia zostanie wykorzystana, czy przez kogoś z jej otoczenia, czy przez żądne sensacji mass media.
    - Zaczekaj - ruszył za nią, łapiąc ją delikatnie za ramię - Nie chciałem cię obrazić, po prostu martwię się o siostrę - dodał już całkiem spokojnie, gestem prosząc, aby wróciła do stolika. Nie chciał wdawać się z nią w żadne przepychanki, nie potrzebował medialnego skandalu, zwłaszcza, że jego rodzina mimo popularnego nazwiska zawsze starała się trzymać z boku, przynajmniej do czasu, aż jego siostra nie lądowała na pierwszych stronach gazet. Stanowiła jego kompletne przeciwieństwo, nie licząc oczywiście sytuacji, kiedy do głosu nie dochodziło jego zepsute do szpiku kości alter ego.
    - Nie chciałem słyszeć szczegółów odnośnie waszego kontaktu w sferze seksualnej - westchnął nieco zniesmaczony, starał się jednak ugryźć w język, aby nie doprowadzić do jakiejś niepotrzebnej awantury - Wiem, że moja siostra jest dorosła i może robić, co jej się tylko podoba, ale nie chcę, abyś sprowadziła ją na złą drogę. Sama jesteś bardzo medialną osobą, a nasza rodzina niekoniecznie lubi rozgłos - dodał, rozglądając się wokół, aby upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje i nie obserwuje, zwłaszcza, że stali na środku restauracji - Cokolwiek możemy zrobić, abyś nie namawiała jej do rzeczy, które są łakomym kąskiem dla prasy? - zapytał, mając nadzieję, że tym razem nie odbierze tego jako atak w swoim kierunku. Mógłby użyć kontaktów rodziny, aby odszukać brudy na jej temat i ją później szantażować, nie było to jednak nijak w jego stylu i wolał polubownie załatwić tą sprawę. Poza tym wiedział, że jego alter ego bardzo lubiło spędzać z nią czas, przez co ona także mogła posiadać obciążające go materiały i nie opłaciłoby mu się aż tak zaryzykować.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  65. [Prawda? Powalające są🤤
    Początkowo szłam z nim w zupełnie innym kierunku, ale wczoraj dostałam olśnienia i tak oto powstał Fabian, który niby pasuje, ale też nie do końca do tej elitarnej gromadki. ;)
    Fabian głównie fotografuje florę, bo nie ludzi pracować z ludźmi zbytnio, ale z kolei kto lubi?😂 Myślę, że można coś byłoby pokombinować mimo wszystko, a widzę, że też podróżuje, więc można też pomyśleć w tym kierunku. ^^]

    Fabian Cavallaro

    OdpowiedzUsuń
  66. Chwilami ciężko było mu uwierzyć w to, jak bardzo jego życie się zmieniło. Z chłopaka, który uciekał z domu, aby w nim nie przebywać, a później z domu dziecka zmienił się w młodego mężczyznę, który w przyszłości miał zarządzać ogromną firmą. Wiedział dobrze, że sam zapewne do tego wszystkiego by nie doszedł. Takim dzieciakom los raczej nie ułatwiał życia, wręcz przeciwnie. Wydawało się, że każdego dnia kłód pod nogami było coraz więcej, ścieżka życiowa coraz bardziej pokręcona i nieprzyjemna. Nic dziwnego, że niektórzy kończyli jako odpady miasta, z którymi nikt nie chciał mieć nic wspólnego. Fabian dobrze wiedział, że uśmiechnęło się do niego ogromne szczęście i nigdy tego nie kwestionował. Nie miał w zasadzie na co narzekać. Dostał dach nad głową, kochających rodziców, którzy starali się każdego dnia, aby miał wszystko. I miał. Mógł poprosić o najbardziej idiotyczną rzecz, a zaraz pewnie by ją dostał. Długo nie potrafił o nic poprosić, nie był przyzwyczajony do tego, że dostaje zabawki, ubrania czy cokolwiek innego bez okazji. Zajęło mu nieco ponad rok, aby w jakimś stopniu przyzwyczaić się do nowego życia. Doceniał to, co dostał już wtedy, ale dopiero z wiekiem zaczął rozumieć, jak wiele dobrego go spotkało. Wydawało mu się też, że nieco odstaje od towarzystwa, w którym dość często przebywał. Nie unikał imprez, bo całkiem je lubił, a nawet bardzo. Jednak nie wszystkie aktywności były w jego guście. W ostatnim czasie nie miał nawet zbytnio czasu na to, aby udzielać się towarzysko. Znacznie bardziej wolał swoje własne towarzystwo lub obecność osób, na których mu faktycznie zależało. Z nieformalnej imprezy zawsze umiał się wykręcić. Wymówki były dość typowe, nie miał czasu, a z samego rana miał ważne spotkanie, na którym musiał się pojawić i nie chciał na nie iść z kacem, planował jakiś wyjazd i nie miał czasu na imprezy. Sytuacja miała się nieco inaczej, jeśli chodziło o przyjęcia organizowane przez kogoś ważnego. I nie miał tu na myśli bogatych dzieciaków, których kieszenie zapełniali ojcowie. Cóż, sam był takim dzieciakiem, choć od bardzo dawna dbał o to, aby samemu swoją kieszeń ciągle powiększać i narzekać z pewnością nie mógł na to. Wahał się przez chwilę, czy na pewno powinien przyjąć zaproszenie od Zuri. Podjęcie decyzji nie zajęło mu długo. Dawno nigdzie nie był, potrzebował rozrywki i odejścia od papierów, komputera i denerwowania się nadchodzącymi egzaminami. Na nerwy przyjdzie jeszcze czas, a tego wieczoru chciał się po prostu rozerwać. Nawet jeśli jubileusz klubu nie był najlepszym miejscem do rozerwania się.
    Prezentował się, jak zwykle nienagannie. Ciemnoniebieski garnitur od Armaniego leżał na nim idealnie. Jeśli było coś, co Fabian uwielbiał przede wszystkim z materialnych rzeczy, to były to garnitury. Miał ich w swojej garderobie naprawdę pełno i ciągle rozglądał się za kolejnymi. To zdecydowanie była jedna z jego słabości.
    Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny, kiedy dostrzegł towarzyszkę dzisiejszego wieczoru.
    — Mogę o tobie powiedzieć to samo — odpowiedział podtrzymując wcześniejszy uśmiech. Zdawał się nie zauważyć odchylającego się materiału od sukienki. Nie był szczeniakiem, aby podniecać jedynie samym widokiem. To nie było zresztą miejsce i czas na takie myśli. — Kto tak właściwie organizuje to wszystko? — spytał. Nie miał słabej pamięci, ale zwyczajnie zabrakło mu czasu, aby zrobić nieco większy research i odpowiednio przygotować się do dzisiejszego wydarzenia. Nie miał problemu z tym, aby dopasować się do towarzystwa. W tym grobie potrzebne były pewne zdolności, które pozwolą na prowadzenie swobodnej rozmowy z nawet najbardziej nużącą osobą na świecie. Fabian wolał się przed wejściem przygotować na wszystko.

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  67. [Hej,

    Wiem, że ostatnio nam uciekłam, ale zapewniam, że tym razem już tego nie zamierzam, więc gdybyś była chętna na coś nowego (np. niegrzeczny romansik z jeszcze bardziej nieoprawnym pastorem), zapraszam serdecznie do kontaktu, czy to na mailu, czy to na Discordzie.]


    Trójka muszkieterów (tj. Lean, Max i Gabby)

    OdpowiedzUsuń
  68. [Hej ponownie,

    Dziękuję serdecznie za powitanie Zhilan i jednocześnie zapewniam, że nadal jestem chętna na wspólny wątek. Na początek mam nawet trzy propozycje:

    1) Z najmniej rozkręconą przeze mnie Lean, która mogłaby nawiązać bliższą współpracę z Zuri najpierw jako modelka, a potem aktorka, o ile panna Williams wypożycza czasem swą biżuterię na potrzeby niszowych filmów/przedstawień.

    2) Zaproponowany już wcześniej przeze mnie przelotny romans z Gabbym, którego poznałaby w barze i dopiero po jakimś czasie dowiedziałaby się o jego profesji.

    3) Na linii Zhilan - Niall, bo dziewczynie z pewnością przydałby się dobry prawnik, który byłby ją w stanie nakierować w jaki sposób powinna wymóc na swym niedoszłym mężu przyznanie się do ojcostwa dziecka, które obecnie nosi pod sercem i późniejsze alimenty/wspólną opiekę.


    Oczywiście chętnie wysłuchamy także innych opcji.]

    OdpowiedzUsuń
  69. Decyzja o przeprowadzce do owianego wieloma pasjonującymi legendami Wielkiego Jabłka, choć podjęta w chwili olbrzymiego gniewu okazała się zarazem jedną z najwspanialszych, jak i najgorszych w całym dotychczasowym życiu Lean. Z jednej strony bowiem kompletna zmiana środowiska rzeczywiście pozwoliła jej nieco szybciej przystąpić do powolnych prób zrozumienia motywów, które kierowały jej wujostwem, gdy wiele lat temu podejmowali decyzję o adopcji jej i brata, lecz z drugiej sprawiła, że biedna dziewczyna niejednokrotnie czuła się nadzwyczaj przytłoczona nawałem zupełnie nowych obowiązków jakie z siłą wodospadu spadły na jej młode barki. Co gorsza nie mogła być nawet do końca pewna komu z najbliższego otoczenia może faktycznie zaufać na tyle, by podzielić się z nim swoimi obawami bez ryzyka, że ten wykorzysta to do własnych niecnych celów. I oczywiście odkąd przypadkiem dowiedziała się, że historie dotyczące mafijnych powiązań jej świętej pamięci ojca nie są jednak tylko wyssanymi z palca plotkami, bo w młodości Pan Rymill faktycznie wplątał się w jakieś brudne interesy, instynktownie oglądała się przez ramię za każdym razem, gdy wychodziła samotnie na ulicę. Mimo ogromnego wręcz strachu musiała przecież w miarę normalnie funkcjonować, gdyż w przeciwnym wypadku z pewnością szybko zostałaby wygryziona z rodzinnego biznesu, a tym samym straciłaby cały odziedziczony majątek. Tylko czy to naprawdę byłoby aż takie straszne ? Nie miała niestety wystarczająco dużo odwagi, by to sprawdzić. Ostatecznie wychowano ją wśród luksusów, o których zdecydowana większość ludzi mogła tylko marzyć i tak naprawdę nie wyobrażała sobie, by nagle miało się to zmienić. Jasne, również to życie, które wiodła obecnie w żaden sposób nie przypominało pięknej bajki, gdyż sama na obcym kontynencie, wśród obcych osób czuła się niczym nic nieznaczące ziarnko piasku, lecz doskonale też wiedziała, że pieniądze, których miała aktualnie aż w nadmiarze w połączeniu z urodą mogą łatwo zaskarbić jej całkiem spore towarzystwo. Tyle, że ta ostatnia miała z pewnością kiedyś minąć podobnie jak u jej ciotki, która za starych, dobrych czasów była znaną gwiazdą filmową, a potem mogła już tylko obserwować zza kulis jak jej urocza siostrzenica po raz pierwszy wkracza w to okrutne środowisko. To ona właśnie zaprowadziła Farrah na pierwsze przesłuchanie, gdy tej tylko nieco powiększyły się piersi, twierdząc, że to zdecydowanie najlepszy moment, by zacząć podbijać męskie serca. Nieszczęsna nastolatka nie wiedziała jeszcze wtedy, że to jedno wydarzenie kompletnie wywróci jej świat do góry nogami, a ona sama stanie się jedynie kruchą zabawką w rękach zadufanych w sobie reżyserów, projektantów oraz wielu tym podobnych osobistości. Dzisiaj znała już to wszystko od podszewki, lecz nie umiała już wyrwać się z tego błędnego koła. Zbytnio bowiem uzależniła się od ciągłych blasków fleszy i sztucznych komplementów, a przede wszystkim chyba tak potrzebnego jej zainteresowania, choćby to było tylko krótkotrwałe. Może gdyby wcześniej było jej dane poznać normalne, zdrowe relacje znalazłaby w sobie wystarczająco dużo siły, by zrzucić z siebie te ciężkie, niewidoczne kajdany, które już od dawna mocno oplotły jej duszę. Tak się jednak pechowo złożyło, że zawsze funkcjonowała jedynie wśród ludzi, którzy widzieli w niej wyłącznie bezwolną marionetkę, dzięki której mogli szybko pomnożyć swój majątek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic więc chyba dziwnego, że choć słyszała wiele złego o wybuchowym charakterze Zuri Williams i tak zgodziła się z nią współpracować, szczęśliwa, że ta choć przez parę godzin poświęci jej szczyptę tak ważnej dla niej uwagi. Ostatecznie cóż ta kobieta mogła jej więcej zrobić niż trochę nią psychicznie popomiatać ? No właśnie, nic, a Australijka dałaby sobie rękę uciąć, że nawet ona nie mogła być dużo gorsza od tych napalonych, niejednokrotnie podstarzałych facetów, którym wydawało się, że jeśli tylko zaproponują jej odegranie jednej z ważniejszych ról w organizowanym przez nich przedstawieniu, ona w ramach wdzięczności natychmiast wskoczy im do łóżka. Do ciągłych opóźnień związanych z nieprzewidzianymi problemami komunikacyjnymi, czy po prostu złymi humorami zleceniodawców także już dawno zdążyła się przyzwyczaić, toteż niezbyt zdziwił ją zarówno fakt, że po przybyciu pod umówiony wcześniej adres, choć parę minut spóźniona i tak zmuszona była trochę odczekać nim na salę weszła wreszcie cała ekipa, jak i sposób w jaki została potraktowana przez samą projektantkę. Ba, jakimś cudem zdołała wykrzesać z siebie lekki uśmiech skierowany ni to w stronę brunetki, ni to całej reszty i utrzymać go aż do momentu, gdy nagle poczuła czubek języka kobiety w pobliżu swojej lewej piersi. W pierwszej chwili wzdrygnęła się nieznacznie, zupełnie nie spodziewając się tego gestu po przedstawicielce tej samej płci, lecz natychmiast zbeształa się w myślach za swe niestosowne, niemal dziecięce zachowanie. Szczerze nie lubiła, gdy ktoś widział ją w taki stanie, szczególnie w trakcie sesji, lecz łatwo domyśliła się, że był to swego rodzaju wstępny test. Nie była jedynie pewna, czy go zdała, więc zerknęła na Williams z lekką mieszaniną niepokoju, jak i czegoś, czego sama nie umiała dobrze zdefiniować. Może podniecenia, o które nigdy wcześniej by się nie podejrzewała ? Była przecież osobą w pełni heteroseksualną, skąd więc ta dziwna reakcja jej organizmu ?
      - Ja… sama właściwie nie wiem. – Odparła, spuszczając nieznacznie wzrok. Trwała tak prawie minutę, usilnie starając się opanować drżący oddech i pozbierać myśli, które obijały się o ściany jej umysłu niczym kopyta galopujących koni o ziemię.


      Lean

      Usuń
  70. Po całym tygodniu spędzonym głównie na bieganiu z jednej kościelnej uroczystości na drugą, Gabby na gwałt potrzebował paru godzin wyłącznie dla siebie. Po odprawieniu ostatniej tego dnia mszy wrócił więc tak szybko jak się tylko dało do apartamentu, w którym to czekały już na niego rozradowane zwierzaki. Ku swemu zdziwieniu nie odkrył ich jednak jak zwykle siedzących tuż przy drzwiach, co zdarzało się jedynie wtedy, gdy któryś z jego tymczasowych współlokatorów wyprowadził je wcześniej na długi, męczący spacer.
    - John, jesteś tu jeszcze ?! – Zawołał, ściągając ubranie i zmierzając w kierunku schodów prowadzących na górne piętro, gdzie w jednym z licznych pokoi spodziewał się zastać chłopaka.
    Kiedy jednak otworzył odpowiednie drzwi, ze zdumieniem spostrzegł dokładnie zaścielone łóżko oraz kartkę z informacją, iż ten wreszcie dostał pracę, więc od teraz będzie mieszkał gdzie indziej oraz szczerymi słowami podziękowania za okazaną pomoc. Jasne, Anael cieszył się z jego szczęścia, lecz błoga cisza spowijająca pomieszczenie aż brzęczała mu w uszach. Przyzwyczajony był bowiem do ciągłego gwaru ludzkich głosów odbijających się od ścian, a tu nagle, po raz pierwszy od dobrych kilku miesięcy został zupełnie sam z czworonogami. Nie potrafiąc zbyt długo wysiedzieć w tym niemal hermetycznym środowisku, powoli zszedł do głównego salonu, gdzie w jednej z szafek pod stertą zimowych ubrań jakiś czas temu ukrył niewielką saszetkę z herą w nadziei, że przy następnej niespodziewanej wizycie ani jego matka, ani kochana siostrzyczka ze względu na obecną porę roku nie zechcą czasem ich rozgrzebywać. A trzeba tu dodać, że nie było to takie znowu oczywiste, ponieważ obu tym kobietom nadal dość często zdarzało się wyrzucać mu dawne uzależnienie, a co za tym idzie przeprowadzać nagłe, dokładne inspekcje jego osobistych przedmiotów na wypadek, gdyby miał zamiar do niego wrócić. Oczywiście rozumiał, że robią to jedynie z troski o jego zdrowie i życie, lecz i tak uważał ich zachowanie za mocno irytujące. Ostatecznie, do cholery jasnej, już od dawna był dorosłym facetem, więc powinien móc o sobie w pełni decydować. W ramach realizacji tej idei po zjedzeniu szybkiego obiadu wydobył wspomniane zawiniątko i wysypał jego zawartość na stół, po czym pochylił się lekko i wciągnął nosem białe drobinki. Następnie upewnił się, że żadna z nich nie wylądowała przypadkiem na podłodze i wyszedł na zewnątrz, kierując się w stronę najbliższego przystanku autobusowego, by później dostać się do swego ulubionego klubu znajdującego się na przedmieściach żywiąc szczerą ochotę na doskonałą zabawę w towarzystwie jakiejś pięknej damy, z którą być może uda mu się także później trochę pograć w rozbieranego pokera lub zwyczajnie skorzystać z uroków niezobowiązującego seksu. Świadomość, iż po tego typu wydarzeniu jego twarz zapewne znowu wyląduje na stronach jakiegoś plotkarskiego magazynu nazbyt mu nie przeszkadzała. Liczyło się dla niego wyłącznie chwilowe zaspokojenie, dzięki któremu zyska wystarczająco dużo sił na codzienne zmaganie się z przeciwnościami losu. Nic więc chyba dziwnego, że tego wieczoru nie miał najmniejszego zamiaru poprzestać jedynie na zażytych narkotykach, lecz jeszcze przed wejściem na parkiet i odtańczeniem pierwszego układu znalazł się w kolejce do baru, na dobry początek planując uraczyć się łykiem daiquiri. Nim jednak zdążył w ogóle do niego dotrzeć, poczuł nagłe szturchnięcie w prawy bark. Instynktownie obrócił się do stojącego za nim impertynenta, chcąc go ostro ofuknąć. Na całe szczęście dosłownie w ostatnim momencie zdołał się zorientować, że rzekomym impertynentem jest urocza, ciemnowłosa kobieta i zrezygnować z tego pomysłu.
    - No hej, piękna. – Uśmiechnął się lekko, lustrując uważnym spojrzeniem każdy milimetr jej lśniącego od potu ciała. – Aż tak bardzo potrzebujesz towarzystwa, czy to tylko przypadek, że wpadłaś akurat na mnie ? – Rzucił prawdopodobnie najbardziej wyświechtanym tekstem świata z ogromnym trudem zmuszając się do oderwania wzroku najpierw od jej długich nóg, a potem idealnie wyrzeźbionych piersi.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  71. Prawda była taka, że Lean miała o wiele większe doświadczenie ze światem filmu oraz teatru niż szeroko pojętym modelingiem. Ten pierwszy zaczęła przecież odkrywać na poważnie już jako jedenastolatka, podczas gdy drugi zgłębiała zaledwie od trzech wiosen. To wtedy bowiem jej ciotka uznała wreszcie, że oto nadszedł najwyższy czas, by pchnąć swą siostrzenicę na szersze wody show biznesu. Stałoby się to zapewne jeszcze później, gdyby do wiecznie czujnych uszu kobiety nie doszła wiadomość, że jej podopieczna właśnie straciła dziedzictwo z jednym z odnoszących pierwsze życiowe sukcesy na arenie międzynarodowej młodych reżyserów. To wtedy też przeprowadziła poważną rozmowę ze swoim mężem, w wyniku której oboje doszli do wniosku, że należy dołożyć wszelkich starań, by podobna sytuacja nie wydarzyła się ponownie aż do czasu, gdy Farrah oficjalnie wkroczy w dorosłość. Głównie z tego powodu nakazali swoim synom, by towarzyszyli jej niemal na każdym kroku w roli męskich przyzwoitek. Nie wiedzieli jednak, że gdy tylko znikali młodym z horyzontu, ścieżki ich drogich potomków i ich kuzynki zwykle kompletnie się rozchodziły. Zdaniem małżeństwa, skoro młodzież wracała później razem do domu, to najwidoczniej wszystko grało. Niestety często bywało wręcz przeciwnie, bo niejednokrotnie zdarzało się tak, że to Australijka musiała ścigać chłopaków niemal po całej Lucernie, by łaskawie zgodzili się odstawić ją o odpowiedniej porze do mieszkania. W przeciwieństwie do nich nawet, gdy korzystała z uroków dobrej zabawy, potrafiła zachować na tyle zdrowego rozsądku, by wiedzieć, że gdyby któregoś pięknego wieczoru stawiła się przed obliczem wujostwa sama, cały misternie zaplanowany układ z pewnością poszedłby natychmiast w diabły. A wtedy na zawsze straciłaby tą malutką namiastkę wolności, o którą tak długo przecież walczyła.
    Sytuacja ta zmieniła się diametralnie dopiero, gdy panna Rymill w napadzie złości postanowiła opuścić Szwajcarię i przenieść się do Nowego Jorku tylko dlatego, że ten znajdował się za oceanem, czyli wystarczająco daleko od jej dotychczasowych opiekunów, by ci nie mogli ingerować w jej życie ani o sekundę dłużej. Nadal jednak nie potrafiła wyznaczyć sobie w nim nowego celu, toteż uparcie podążała za utartymi schematami, gdyż tylko one mogły zapewnić jej względny spokój ducha. Niestety nawet ta metoda nie mogła odciąć jej oczywiście od wszelkich problemów, a za takowy uznawała w tej konkretnej chwili fakt, że tak łatwo pozwoliła się podejść dla zupełnie obcej damy. I to właściwie dlaczego ? Przecież nie po raz pierwszy doświadczyła podobnego zachowania względem własnej osoby. Jedyną różnicą było to, że tym razem czubek języka, który nagle dotknął jej nagiej skóry należał do tej samej płci, którą sama reprezentowała. Chyba była lekko przewrażliwiona na punkcie własnej seksualności, skoro pozwoliła, by za sprawą tego jednego drobnego gestu zalała ją aż tak fala zażenowania zmieszanego ze skrępowaniem. Odetchnąwszy głęboko po raz ostatni, podniosła przepełnione radosnymi iskierkami spojrzenie prosto na twarz Zuri, czując że tym razem nie zabraknie jej już sił na kolejne starcie z jej dość niecodziennymi poczynaniami. Uważała bowiem, iż posiada wystarczająco dużą wyobraźnię, by w razie kolejnego aktu tego typu z łatwością móc wyprzeć ze swej świadomości obraz dziewczęcej twarzy projektantki i zastąpić ją wizerunkiem jednego ze swoich chwilowych kochanków, dzięki czemu reszta sesji z pewnością upłynie jej w o wiele lepszej atmosferze.
    - Szukam nowych wyzwań. – Odparła ze znacznie większą pewnością siebie niż poprzednio.


    Lean

    OdpowiedzUsuń
  72. Bycie atrakcyjnym miało swoje plusy i minusy. Co prawda tych drugich Fabian zauważał najmniej i z tego co zdążył zaobserwować, to właśnie płeć przeciwna mogła swoimi wdziękami więcej zdziałać. On sam nigdy nie czuł potrzeby, aby kiedykolwiek używać swojego wyglądu, aby coś osiągnąć. Nawet jeśli chodziło o drinki w klubie i wcale też nie uważał, aby było coś złego w robieniu tego. Faceci lecieli na ładne buźki, odrobinę dekoltu i krótkie spódniczki. Niektórzy z ich byli zaskakująco prości w obsłudze. Znał wiele dziewczyn, które nie miały do zaoferowania nic więcej, poza tym, że wyglądaj zawsze perfekcyjnie. Ułożone włosy, starannie zrobiony makijaż i ubrania od znanych projektantów. Sam chodził podobnie ubrany, pracował swoim wizerunkiem, choć nie był modelem to jego twarz była znana i nie mógł sobie pozwolić na to, aby wyglądać niechlujnie. Poza tym, lubił ten styl. Garnitury, marynarki i eleganckie stroje były jego codziennością. W domowym zaciszu pozwalał sobie na to, aby chodzić nieco luźniej czy podczas treningów bądź wyjazdów, ale nawet wtedy dbał o to, aby wszystkie ubrania były czyste i nie wzbudzały niepożądanych reakcji.
    Zuri znał od jakiegoś już czasu. Nawet do końca nie pamiętał, kiedy i w jakich okolicznościach się poznali, ale to było w zasadzie mało ważne. Lubił jej towarzystwo, nawet jeśli nie zawsze i nie we wszystkim się z nią zgadzał. Ciężko było znaleźć kogoś kto na każdej płaszczyźnie byłby do niego podobny, ale to właśnie lubił w swoich znajomościach, że miał ogromne grono różnych osobowości i mógł przebierać z kim chciałby spędzić wieczór. Pojawienie się na przyjęciu takim jak to, nie było żadną nowością. Ot, jedno z wielu takich. Cavallaro był do nich przyzwyczajony.
    — Jones… Powinno mi to nazwisko coś mówić, ale ostatnio mam spotkanie za spotkaniem i nazwiska zlewają się w jedno. W każdym razie, chodźmy napić się obrzydliwie drogiego szampana i zobaczyć o co ten cały szum — zaproponował. Nic teoretycznie innego do roboty tutaj i tak nie mieli. Fabian nie był pewien na tę chwilę czy w ogóle powinien kogoś zaczepiać o rozmowę, ale uznał, że dopóki nie zrobi tego ktoś inny to będzie trzymał się Zuri. Miał w końcu jej dziś towarzyszyć i to ona była główną atrakcją tego wieczoru.
    Zlustrował wzrokiem salę. Oczywiście, że była urządzona z przepychem. Było tu sporo ludzi, kelnerzy krążyli z szampanami. Fabian zatrzymał jednego z nich, aby wziąć kieliszek dla siebie oraz jego towarzyszki.
    — Nie myślałem ostatnio o żadnym wylocie — przyznał zgodnie z prawdą — ale chciałem jeszcze może w tym roku odwiedzić Park Narodowy Glacier. Jest tam naprawdę pięknie, ale nie wiem, czy spodoba ci się spanie w namiocie bez bieżącej wody i pokojówek — dodał. Dobrze wiedział, jak większość z nich żyje. Luksus był dla niego ważny, ale nie najważniejszy. Lubił sobie czasem ubrudzić dłonie, spać na macie w śpiworze, zmarznąć trochę w nocy. Nie poznał jeszcze dziewczyny, która gotowa byłaby spędzić podobnie kilka dni.

    [Aktualne, aktualne! :D]
    Fabian

    OdpowiedzUsuń