HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Mr Sunshine
Looks like we might just be on the brink of the season's juiciest event. The endless saga between S and S has been the talk of the town for… well, who can even keep track anymore? Years, darlings. And every time it seems like this exhausting drama is finally wrapping up, they either start another fight or end up in the wrong bed. But wait! Word on the street is that after receiving a mysterious text, S flew across Manhattan to reach their lover's apartment. Could this be the beginning of the end for their epic romance? A happily ever after? Stay tuned, Upper East Siders, I'm sure we'll find out soon.

You can't hide from me.
xoxo

And I'd stay trapped in this dream

RYUJIN YOUNG

LAT 24 — URODZONA 27.03.2000 — TANCERKA — INSTAGRAM

Życie jest niesprawiedliwe, banalna fraza, o której Ryujin wiedziała od zawsze. Przypatrując się swoim rówieśnikom, słuchając historii o tym, co się dzieje w ich domach, będąc świadkiem tego, jak ciężko wkraczało im się w dorosłość, wyrażenie zawsze powracało do niej, ale tylko po to, by wywołać przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Życie było niesprawiedliwe i wiele ludzi płaciło za to ogromną cenę. Ale nie ona.
Życie było niesprawiedliwe — na jej korzyść.
Gdy przeprowadziła się do Nowego Jorku i przeniosła na ostatni rok Julliarda, by tam ukończyć licencjat oraz magistra, była już dość rozpoznawalna. Tancerka baletowa, raczkująca kariera w modelingu, plecy w postaci sławnej matki i obrzydliwie bogatego ojczyma — skazana na sukces, czy tego chciała, czy nie. Nie była popularna jedynie wśród znajomych na roku, którym odbierała szanse na główne role, ale wcale jej to nie przeszkadzało, bo potrafiła zdobyć przyjaciół wszędzie, gdzie tylko się pojawiała, gdy tylko bardzo jej na tym zależało. I udałoby się to jej nawet z nimi, ale choć była bezduszna, nie była przecież fałszywa — planowała ich zmiażdżyć, uśmiercić ich wiarę w siebie i zostawić daleko w tyle w oczach profesorów. Nie miała więc powodu, by zaskarbić sobie ich sympatię.
Może gdyby tego słonecznego dnia jej nie spotkała, dalej mogłaby być zupełnie szczęśliwa, wiodąc swoje bezproblemowe, niesprawiedliwe życie. Nie musiałaby z podkulonym ogonem wracać do domu, by uleczyć złamane serce, z palącym żalem przyglądać się cudzemu nieszczęściu, reklamowanemu jako spełnienie marzeń. Czas miał leczyć rany, ale mijały tygodnie i miesiące, a ona nie potrafiła przestać sypać soli i pozwolić im się zabliźnić. Utwórz  — Nowe konto — Obserwuj. Jedyne, co zyskała w ciągu tych kilkunastu miesięcy, to przekucie smutku w złość, a potem w gniew, i to do tego stopnia, że pewnego wieczoru sięgnęła po telefon. Następnego dnia lądowała na JFK. 
Żadne usta nie smakowały tak słodko jak jej, żadne spojrzenie nie sprawiało, że nogi się pod nią uginały. I choć cudzy dotyk potrafił być miły, potrafił sprawić, że jej usta rozszerzały się w uśmiechu, to w samotne noce myśli wykrzykiwały tylko jedno imię.
I nienawidziła jej za to z całego serca.

14 komentarzy:

  1. [ fiery, fearless and competitive aries is something i like on a personal level, gimme more🔥🔥🔥]

    ja i cała reszta

    OdpowiedzUsuń
  2. [ wait for us just a tad longer and then you can break our heart into million tiny pieces 💗 ]

    almost fully prepped and ready chani z roboczych (no i faceci i guess ://)

    OdpowiedzUsuń
  3. [ I want our queens to finally be happy!
    Czyżby kolejne chodząc kłopoty zawitały do NYC?? 😏💋 ]

    OdpowiedzUsuń
  4. — Za bardzo opina się na ramionach — kolejna suknia ślubna. Kolejna igła nieznacznie muskająca jej skórę, ukrytą pod drogim materiałem, byleby idealnie prezentowała się na jej ciele. I tak w kółko, bezmyślnie i z przywdzianym, łagodnym uśmiechem przy każdej z uwag, rejestrując jedynie sprzeciw matki oraz prośbę o przymiarkę następnej. Sama nie pamiętała chyba żadnej z sukienek, oprócz migającej jej przed oczami białej tkaniny — Musi być idealna, prawda Chani?
    Sama w lustrze widziała rozmazany obraz. Kogoś, kto szykował się do ślubu; z drogim pierścionkiem na palcu, przypominającym o hucznych, medialnych zaręczynach. Nie widziała siebie, ukrytej pod prezentowaną krztą ekscytacji wobec wydarzenia i wyrozumiałości co do każdej z uwag. Jak mogła być, kiedy lepiej niż wszyscy wiedziała o tym, że był to chwyt PR-owy. Chwyt, na którym sama zyskiwała, i który powinna rozumieć, będąc od tylu lat w branży, a jednak był czymś tak uporczywie ciężkim do strawienia. Każdy zalążek realizmu starała się zduszać w zarodku, acz podtrzymywać przy życiu na tyle, aby na zdjęciach prezentowało się na rzeczywistość.
    W końcu sama tego chciała. Dokładnie taką decyzję podjęła w Juilliardzie, oddając się na półślepo w ręce mężczyzny, z którym układała życie, odkąd tylko usłyszała pierwsze, czułe, powierzchowne słowa.
    Tych, których, mimo świadomości o ich nieszczerości, brakowało jej w pustym, przytłaczającym wielkością mieszkaniu. Mogła czekać, aż wróci późnym popołudniem - powitać tak, jak było to oczekiwane od kochającej narzeczonej. Zaproponować wspólny obiad i wieczór, dopełniając w ten sposób pielęgnowany obrazek. Nie pamiętała jednak, kiedy ostatni raz minięcie się w korytarzu zabrnęło dalej, niż przelotny całus w policzek.
    Nie chciała posłusznie wyczekiwać, miała przecież tyle innych spraw do załatwienia. Ledwie tknięty scenariusz, leżący w przesadnym gabinecie, który musiała przejrzeć, a przede wszystkim się wyuczyć. Zanotowane równo wydarzenia w kalendarzu, do których powinna się przyszykować.
    I planowała włożyć w coś ręce, tym samym odwracając swoją uwagę od hucznego ślubu, którym wszyscy ekscytowali się bardziej od niej. O którym wszyscy prawdopodobnie wiedzieli więcej od niej. Sięgała po spięte ze sobą kartki, dopóki odbijające się od ścian powiadomienie z telefonu nie trafiło do jej uszu. Bezwolnie odłożyła scenariusz na swoje miejsce, równie automatycznie wyciągając komórkę z kieszeni luźnych spodni, oczekując wiadomości od, tak naprawdę, każdego.
    Od każdego, tylko nie niej.
    Telefon nieomalże nie wysunął jej się spomiędzy palców, kiedy dojrzała, kto do niej napisał.
    Ryujin wróciła do Nowego Jorku? Na ile? Po co? I czemu akurat teraz? Teraz, kiedy Moore powinna zignorować jej wiadomości i skupić się na pracy, czy wszystkim innym dookoła.
    Nie spodziewała się, że kiedykolwiek jeszcze ją zobaczy. Nie po tym, jak ją potraktowała, choć była święcie przekonana, że tak było lepiej. A na pewno lepiej dla niej samej.
    Nie kontrolowała jednak tego, kiedy jej palce samoistnie stukały w ekran wraz z towarzyszącym temu nerwowym męczeniem policzka zębami od środka, usuwając każdą z wiadomości, którą dawała radę przelać na ekran.

    (332) 332-0499 13:31
    i should be the one treating you
    as a welcome-back gift 💔


    (332) 332-0499 13:33
    but empire sounds great
    see you there!


    Nie powinna się zgadzać. Tamtego dnia postanowiła, że nie chce widzieć Ryujin nigdy więcej na oczy.
    Więc dlaczego czuła nerwowe, a zarazem podekscytowane mrowienie ciągnące się od, przed chwilą pracujących, czubków palców, a telefon nagle przyjemnie ciążył jej w kieszeni. Dlaczego, mimo tlącego się w niej niepokoju, nie pragnęła teraz niczego bardziej, niż spojrzeć dziewczynie w oczy. Dotknąć jej, nawet jeśli miałby to być ten ostatni raz.

    naive chani

    OdpowiedzUsuń
  5. Niepoprawność dreszczu, jaki przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa wraz z przeczytaniem wiadomości, wręcz boleśnie przedzierała się przez jej świadomość. A jednak tak przyjemnie rozlał się po jej ciele, niemalże od razu zmuszając do spojrzenia w lustro; przyjrzeniu się delikatnemu, dziennemu makijażowi, jak i samej sobie, w celu szybkiej ewaluacji własnego stanu. Mimo że do spotkania było jeszcze kilka bitych godzin.
    Nie rozmawiała z Ryujin, odkąd posłała jej krótkiego, zbywającego SMS’a, po którym nigdy więcej nie zobaczyła jej na oczy. Robiła wszystko, żeby jej unikać - dawała pochłonąć się pracy, związkowi, który stracił swój blask już przy samym jego początku. Unikała artykułów i wiadomości, z nią związanych, starając się nie przyglądać dołączonym zdjęciom zbyt długo. Lecz nie zawsze potrafiła oderwać wzrok i zatrzymać piekące wrażenie w sercu, kiedy widziała znajome, urzekające rysy twarzy i odnoszone sukcesy, wywołujące uczucie dumy okryte palącym żalem i wyrzutami. Nie trwało to dłużej niż kilka minut, nie pozwalała sobie na zawracanie głowy przeszłością, która powinna była zostać właśnie tym - czymś, co wydarzyło się w liceum i od czego kompletnie się oddzieliła. Nieplanowanym, głupim nastoletnim wyskokiem, który miał co najwyżej odgrywać rolę nauczki na przyszłość.
    Lecz stres - przyjemny i pobudzający, świadczył o czymś zupełnie innym. Zaprowadził ją do garderoby w celu wyszukania odpowiedniej, ubranej pamiętnego wieczora sukienki, w którą dalej się mieściła. Z przesadną dbałością wybierała biżuterię, jak i kontemplowała nad spięciem czarnych włosów, finalnie pozwalając im spływać po czarnym materiale. I z precyzją poprawiała makijaż; podkreślała oko kreską, tak aby przypodobać się tej jednej osobie. Wyglądać w jej oczach idealnie.
    Nie poznawała samej siebie, kiedy nerwy jedynie przybierały na pędzie, wraz z wejściem do windy. Miała wrażenie, jakby zapomniała lat ćwiczeń i walki z tremą przed występami przed kamerą lub tymi publicznymi, kiedy słyszała w uszach bicie własnego serca, a dłonie nie zdradzały lekkiego drżenia jedynie dzięki zaciskowi palców na torebce. Z trudem przychodziło jej założenie, czego może się spodziewać; jakiej reakcji, nieważne czyjej. Czy pożałuje tej decyzji, która, mimo przypominania o dawno zapomnianym strachu, sprawiała wrażenie tej, smakującej najlepiej.
    Poczuła chwilowy podjazd serca do gardła, kiedy dojrzała oczekującą limuzynę. Nie słyszała dźwięku własnych obcasów, kiedy się do niej zbliżała, a z każdym krokiem kobieca sylwetka wyraźniej zarysowywała się na tylnych fotelach.
    Miała wrażenie, jakby oddech stanął jej w gardle, kiedy usłyszała głos, który zawsze potrafił dotrzeć do każdej, pojedynczej komórki
    — Przepraszam, miałam jeszcze coś do załatwienia i- — nagana jak na zawołanie wywoływała w niej potrzebę tłumaczenia się. Usprawiedliwienia i prośby o wybaczenie, bo nie chciała się spóźnić; nie chciała kazać jej czekać.
    A niski śmiech równie prędko ją uciszył, niczym rzucone zaklęcie prowadząc na wolne miejsce samochodu i wykrzywiając lekko wymalowane usta w subtelnym uśmiechu
    — Chciałam dla Ciebie dobrze wyglądać — nie mogła kłamać, a język działał bez udziału jej woli, prostując krzywą wymówkę z wcześniej. Myślała, że nie da rady na nią patrzeć. Że będzie siedzieć ze wzrokiem wbitym we własne buty, z pokorą na twarzy i strachem przed jej reakcją, lecz teraz już wiedziała, że inaczej nie potrafiła. Ryujin przykuwała całą jej uwagę, budziła stłumione wspomnienia i samoistnie rozlewała na uszach słaby rumieniec.
    Rumieniec, który odnalazł dla siebie stałe miejsce wraz z nagłą, rozkoszną miękkością na swoich ustach, której nic nie mogło się równać. Skrycie utęsknioną, rozdrapującą, tak skutecznie, lecz tak urokliwie, stare rany, o których pragnęła zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Nie mogła tęsknić; przecież miała ułożone, idealne życie. Nie powinno jej niczego brakować, miała zostawić to wszystko za sobą. Miała wszystko, czego ktoś mógł sobie zażyczyć
      — Tak — odpowiadała bezmyślnie, z lekko rozchylonymi ustami i wzrokiem wlepionym w, obserwujące ją znad farbowanych szkieł, oczy — Strasznie, Ryujin.
      Bo mimo posiadania wszystkiego, nie miała tego, czego potrzebowała najbardziej.

      immediately swooned chani

      Usuń
  6. Nie wiedziała, czy to przez stres nieustannie czuła ścisk żołądka, czy może przez samą osobę Ryujin; jej promienisty śmiech, który przyjemnie wypełniał przestrzeń limuzyny, delikatny dotyk, któremu była w stanie się oddać po jednej prośbie. Czy słowa, które podświadomie pragnęła usłyszeć, zarazem czując kolejne szarpnięcie za serce. Bo to z jej winy znalazły się w takiej sytuacji - to ona urwała kontakt, nigdy nie wyciągając nawet w kierunku brunetki ręki.
    Wierzyła, że zrobiła dobrze, i że tak powinno być. Że ich relacja była skazana na koniec, nim dostałaby okazję się rozwinąć. Starała się przekonać samą siebie, że właśnie ten sposób był najlepszy, najmniej dla nich bolesny, lecz skrycie wiedziała, że postąpiła samolubnie. Żeby oszczędzić samą siebie, jak i uniknąć tego, że się wystraszy i wycofa. A teraz, mogąc ponownie spojrzeć dziewczynie w oczy, nieumyślnie zatracając się w jej spojrzeniu, zdawała sobie sprawę, że tak by właśnie było. Nie dałaby rady.
    Zniknięcie dłoni równało się z nagłym odczuciem palącej pustki, którą musiała zachować dla samej siebie, w międzyczasie, marnie, starając się zdusić ją w samym zarodku. Była nie na miejscu, negowała wszystko to, co Kanchana wmawiała sobie cały ten czas, i co miało na celu ułatwić wprowadzenie się w idealny, rozrysowany świat. Jej ciało jednak samoistnie ją zdradzało, z trudem odnajdując poprawne miejsce na zajmowanym siedzeniu, czy niemocą odwrócenia wzroku od Ryujin na dłużej, niż kilka sekund. Przelotnie zerkała w kierunku przyciemnianych szyb, zaraz zawieszając z powrotem spojrzenie na dłoniach dziewczyny, wyciągającej schłodzonego szampana, czy na ciemnych oczach, kiedy słowa dotarły do niej o kilka milisekund za późno.
    Czy naprawdę miała wiele do opowiedzenia? Czy w ogóle chciała gadać o sobie i swoim życiu, kiedy jedyne czego chciała, to odskoczni od ciążącej codzienności. Krótki, łagodny śmiech i skinienie głowy mogło świadczyć o czymś innym, umiejętnie zachowując naturalność, której kompletnie teraz nie odczuwała, szczególnie przy wzmiance tygodnika, który sprawiał wrażenie śledzącego i hiperbolizującego każdą jej decyzję
    — W People to chyba jest już wszystko, co mogłabym Ci opowiedzieć — przyznała z nieszczerym brakiem poruszenia, zaraz odruchowo, nieznacznie kuląc się przy niespodziewanym wystrzale korka. Tym, który wraz z dźwięcznym śmiechem Ryujin, wywołał podobny u niej - nieokryty próbą przypilnowania samej siebie, czy zamaskowania nuty zaskoczenia, jaki wywołał krótki huk.
    Z lekkim rozbawieniem sięgała po jedną z ułożonych w kieliszkach chusteczkę, aby zaraz przejąć wyciągnięty w jej stronę, wypełniony niemalże po sam brzeg, kieliszek. Usta z kolei same rozszerzyły się w naturalnym uśmiechu, kiedy słodka barwa głosu Ryujin dalej odbijała się echem w jej uszach. O te kilka chwil za długo, aby zdążyła pośpiesznie przetrawić sens gratulacji i zasłonić przelotną markotność miny przy wzmiance o ślubie
    — Nie wiem jak, ale się udało! — zamierzała skrupulatnie wykorzystywać lata praktykowania swojego fachu, czując jednak, jakby ten prześlizgiwał jej się przez palce w towarzystwie jedynej osoby, która z taką łatwością obdzierała ją z pielęgnowanych warstw i fasad. Więc po precyzyjnie radosnych słowach wychyliła równie pośpiesznie wypełniony kieliszek, delikatnie mrużąc oczy na drażniący posmak alkoholu - tak jednak potrzebny, aby skupiła swoją uwagę gdzie indziej, niż na wspomnianym, zbliżającym się zbyt wielkimi krokami, ślubie. Podobnie do dłoni, która po odstawieniu opróżnionego kieliszka chwyciła za róg odnalezioną wcześniej chusteczkę, by niespiesznym ruchem przyłożyć ją do zmoczonej szampanem nogi dziewczyny. Równie bezmyślnie, co słowa, spływające spomiędzy jej ust — Chciałabym, żebyś tam była.

    Chani

    OdpowiedzUsuń
  7. Przy ołtarzu.
    Zdusiła pierwszą myśl równie szybko, jak ta zdążyła się pojawić w jej głowie, zbędnie nacechowując słowa Ryujin. Wolała skupić się na wolnych ruchach własnych dłoni, wręcz przesadnie niespiesznych przy próbie osuszenia rozlanego szampana, tym samym niemalże zdradzając się wymowną ciszą ze swojej strony. Mogłaby udawać, że jej nie usłyszała, czy pociągnąć pytanie w jeszcze bardziej absurdalnym kierunku, lecz miała wrażenie, jakby język stanął jej w gardle.
    Czy gdyby stanęła przy ołtarzu razem z Ryujin, uśmiech na jej twarzy byłby naturalniejszy? Czy wybieranie sukni ślubnej wiązałoby się z przyjemnym ściskiem żołądka oraz nerwami, zastanawiającymi się nad tym, jak brunetka zareaguje, gdy ją zobaczy po raz pierwszy? Może angażowałaby się bardziej w wystrój sali, format rozsyłanych zaproszeń, jak i pomysłów na przyszłą sesję, bez której nie mogło się obyć. W końcu gdyby nie zostało to uwiecznione na zdjęciu, równie dobrze mogliby się nigdy nie poślubić.
    Dopiero ciepło, jakie rozeszło się po jej, teraz bezwiednie znieruchomiałej, dłoni przy odczuciu dodatkowego ciężaru, jak i upewniające ją o żartobliwym zabarwieniu, czy może pozwalające ślepo w niego wierzyć, słowa Ryujin pozwoliły jej wypuścić nieustannie trzymany oddech. Tylko po to, aby ten po raz kolejny stanął jej nieprzyjemnie w gardle, niemal odcinając stały dopływ powietrza, kiedy dziewczyna bezpośrednio nawiązała do ich relacji. Do tego, jak się skończyła, i do tego, że chciała o tym zapomnieć.
    Kanchana też chciała zapomnieć; zostawić swoją decyzję w tyle, postawić siebie z przodu i podążyć za raniącą ją od środka potrzebą szczerej, upragnionej bliskości. Chciała, żeby było tak jak dawniej, kiedy skradanie palących pocałunków podczas przerw, czy późnymi nocami ryło się wyraźnie w jej pamięci i zostawiało namacalną potrzebę o więcej. Kiedy znajomy chichot, mieszający się z jej własnym, zagłuszał wyrzuty sumienia ze względu na to, czego się dopuszczała.
    — Ryujin… — mimowolnie odwróciła wzrok na bok pod naporem jej spojrzenia, jak i głosu, męcząc przy tym brzeg wymalowanej wargi zębami. Jak bardzo pragnęła, żeby wszystko było tak jak dawniej; nawet razem ze stresem, który towarzyszył jej przy wyjściach z Elliotem po wieczorze spędzonym właśnie z Ryujin. Bo za tym stresem szła nietypowa, przyspieszająca bicie jej serca, ekscytacja; pozwalała posmakować życie z innej strony, czerpać z niego samolubnie garściami, by samej poczuć się szczęśliwą, bez układania decyzji pod to, co pragnęła matka, czy wymagał jej, wtedy przyszły, narzeczony.
    Brakowało jednak jej pewności, czy byłaby w stanie zapomnieć o tym, co się stało i wrócić do ich relacji z wcześniej. Tego chaotycznego, a zarazem tak odpowiedniego rytmu, którego jej teraz brakowało, lecz nie zamierzała się do tego nigdy przyznać. Decyzja, jaką wtedy podjęła, ciężko nad nią wisiała i utrudniała zaufanie, że była w stanie wybaczyć samej sobie. Uwierzyć, że Ryujin nie miała jej za złe, choć wyczekujące spojrzenie umiejętnie zamazywało zdrowy rozsądek, który jedynie cicho mamrotał w odmętach jej myśli.
    — Myślisz, że może być tak, jak wcześniej? — bezmyślnie ułożyła rękę stabilniej na udzie brunetki, splatając przy tym ze sobą palce ich dłoni, a złudna nadzieja wybrzmiewająca w jej głosie nie potrafiła odnaleźć dla siebie ukrycia, przebijając się w nieznacznym blasku jej oczu. Jej zdanie; opinia, była jedną, jakiej potrzebowała.

    zdecydowanie zbyt naiwna chani.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pośpieszna odpowiedź Ryujin wzbudziłaby u niej podejrzenia; sprawiłaby, że zastanowiłaby się chwilę skąd zaistniała u niej tak gorączkowa potrzeba przekonania jej w tym, że mogły wrócić do tego, co było kiedyś. W końcu nic do siebie nie pasowało - powinna być przez nią znienawidzona, ich kontakt nigdy nie powinien zyskać szansy na ponowne zaistnienie, a na pewno nie w tak kuszący sposób, jak ten malujący się tuż pod jej nosem.
    Zwróciłaby na to uwagę, gdyby tak bardzo nie chciała tego usłyszeć. Gdyby jej słowa nie sprawiły, że połysk w oku nabrał jeszcze więcej nadziei, a stojąca w gardle gula straciła na wielkości i sile naporu. Bez zastanowienia uwierzyła w szczerość pierwszych słów, jak i narastającą pewność kolejnych. Na ślepo przekonała samą siebie w tym, że mogło być tak, jak kiedyś, jeśli tylko zgodzi się wpuścić Young z powrotem do swojego życia. O ile nie zrobiła tego już przy samym wejściu do limuzyny.
    Jakaś jej część zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele planów życiowych miało to pokrzyżować, jak nagłe dołączenie Ryujin do zazwyczaj napiętego grafiku mogło doprowadzić do jego rozjazdu. Nie wiedziała, jaki argument przedstawi rodzinie, czy narzeczonemu, wcześniej ze zwątpieniem spoglądającego na ich relację - szczególnie, kiedy spędzane z dziewczyną wieczory budziły u Kanchany potrzebę wyswobodzenia się; sam, niewielki i spychany na bok, pomysł postawienia siebie jako pierwszej i spróbowania życia wyłącznie na swoich warunkach. Bez pasji, która przez wyczerpanie zyskiwała gorzkawy posmak, a scenariusze zaczynały ciążyć jej w dłoni.
    A to właśnie ona była tym głównym, stawianym na piedestale powodem, dla którego bezdusznie zerwała z nią kontakt. Jedyną osobą, pozwalającą jej spojrzeć na życie z innej perspektywy i wiedzącą, czego potrzebowała, aby żyć pełnią życia. Nawet na chwilę, na kilka godzin, które zaraz miałyby zostać zduszone ‘normalnością’ codziennego dnia.
    Pozwoliła na bezwiedne rozchylenie warg pod wpływem miękkiego, kojącego, a zarazem potęgującego szum w jej uszach, dotyku, z cichym pragnieniem żałośnie wyrażonym we wpatrzonym w brunetkę wzroku. Jakiekolwiek próby zamaskowania tego, jak bardzo Ryujin na nią oddziaływała, dawno stały się bezskutecznymi, a przede wszystkim bezsensownymi. Samo zaciśnięcie palców na dłoni po kolejnych, trafiających w bezwstydnie odkrytą wrażliwość Moore, jak i pod wpływem wędrującego spojrzenia dziewczyny, przyspieszające łomot jej serca, negowało dalsze podejścia do odstawienia wspomnień, czy uczuć na bok. Wręcz przeciwnie, kiedy wybuchowa mieszanka potęgowała je jeszcze bardziej, pozwalając aktorce na zatracenie się w myśli; w tym, że faktycznie mogła odzyskać Ryujin w swoim życiu. Na stałe, na przynajmniej te sporadyczne, urokliwe noce
    — W takim razie… — niepewnie uniesiona, wolna dłoń pozwoliła sobie na zgarnięcie pojedynczych, ciemnych włosów Young za ucho, czując rozchodzące się po palcach mrowienie, kiedy opuszki musnęły ciepłą skórę — Mamy lepszy powód do świętowania, niż jakiś ślub — stwierdziła z cieniem uśmiechu, sunąc niespiesznie wzrokiem między jej, schowanymi za okularami, oczami, a ustami, nieustannie, umiejętnie wypowiadających dokładnie to, co chciała i potrzebowała usłyszeć.

    k. turning into an even bigger lost cause

    OdpowiedzUsuń
  9. — Na pewno — poprawiła ze ślepą nadzieją, samej w pełni wierząc w swoje słowa. Nie chciała w końcu świętować ślubu, na którym najchętniej by się nie zjawiła; odwołała go i utrzymała relację w udawanych ramach, coraz marniej zadowalających tabloidy, jak i wszystkich zaangażowanych.
    Stopniowo, czy raczej zdecydowanie zbyt szybko, przypominała sobie czemu czas spędzany z Ryujin był jej ulubionym. Mimo wątpliwości, jakie miały okazje się w niej zaiskrzyć. Mimo strachu, który tlił się w środku tak długo, aż nie został ugaszony gorącym pocałunkiem. Wszystko, o czym miała zapomnieć, a teraz na nowo odnajdowało w niej pewne miejsce. A dopiero chwilę temu wsiadła do limuzyny. Była to najmilsza przejażdżka od dawna. Odkąd wsiadła do samochodu z kimś innym, niż z Young.
    Nikt nie przykuwał jej uwagi tak jak siedząca przed nią dziewczyna - tak blisko, z poczuciem speszenia, lecz brakiem umiejętności odwrócenia wzroku gdzie indziej, niż jej twarz. Przenikliwe oczy; możliwe, że odczytujące ją teraz na milion sposobów, a może zwyczajnie w nią wpatrzone. Nie interesowało ją, dopóki mogła je czuć na sobie. Tak samo jak dłonie, rozpalające skrytą pod sukienką skórę, kiedy jedna z nich odnalazła swoje miejsce na talii, a druga rozkosznie wplątała się we włosy, wyrywając z aktorki cichy, gwałtowny wdech przy niespodziewanym szarpnięciu.
    Ścisk żołądka, motyle w brzuchu jedynie nabierały na intensywności przy każdym ruchu Ryujin, a Kanchana zatracała się w każdym z nich, ignorując myśl, że dopuszczała się i pozwalała na zbyt szybkie tempo. Powinna pilnować samej siebie i zachować dystans; zadbać, że spotkanie skończy się na paru przyjacielskich wymiankach, powrocie do tego, co było kiedyś - lecz najlepiej sprzed tego pierwszego, skradzionego pocałunku, który mieszał jej w głowie.
    Zamiast tego szukała dłonią oparcia na udzie Young, kiedy jej usta, zbyt powoli i zbyt delikatnie, wędrowały po jej skórze, zarazem zagłuszając w pierwszej chwili cokolwiek, co spomiędzy nich wybrzmiewało. Bezwiednie i sporadycznie zaciskała palce na materiale spodni, będącym jednym z kół ratunkowych, których zamierzała się łapać, byleby nie popaść w nieunikniony obłęd. Wiedziała, że prędzej, czy później do tego dojdzie. Tak jak zawsze, kiedy była z Ryujin
    — Obiecuję — kiwnęła głową na jej słowa, posłusznie i zdradliwie pospiesznie, nie zdając sobie sprawy, jak łatwo poddawała się działaniu brunetki. Mogła ją poprosić o wszystko, na ślepo zareagowałaby tak, jak tego oczekiwała; zgodziłaby się na wszystko bez pomyślenia dwa razy o tym, w co się pchała.
    Szczerość.
    Nie mogła przecież obiecać jej szczerości, nie na dłuższą metę. Niezależnie od tego, jak wiele mówiły zduszane zaciskaniem warg westchnięcia, czy desperacko szukająca bliskości dłoń. Bo po tym wieczorze, kiedy wszystko do niej dojdzie, kiedy zauważy wiadomość, prawdopodobnie jedną, nie więcej, od Elliota; telefon od mamy, stchórzy. Opuści Ryujin bez słowa, z cieniem przeprosin na ustach, których nie da rady wypowiedzieć i na nowo wykluczy ją ze swojego życia.
    Lecz to nie miało teraz znaczenia; ten obraz nie istniał w jej głowie, kiedy limuzyna zatrzymała się przed miejscem docelowym, a Moore poprawiała niedokładnym ruchem palców naruszone włosy, aby z gracją opuścić pojazd.
    Tym bardziej nie miało znaczenia, kiedy znalazły się w środku - w tak znajomym, a prawie że zapomnianym otoczeniu; w duszącym, ale wywołującym zawroty głowy zapachu i mieszance świateł, w towarzystwie jedynej osoby, z którą czuła się w takich miejscach dobrze
    — Daj mi kupić sobie drinka, Ryujinnie, jedną kolejkę — ze słodkim uśmiechem nachylała się bliżej brunetki, aby głos dał radę dotrzeć przez graną w klubie muzykę. Aby mogła usprawiedliwić samej sobie opartą na karku dłoń, swobodnie eliminując większość dzielącego ich dystansu — Za nas.

    K.

    OdpowiedzUsuń
  10. Z zadowolonym, niemalże zwycięskim, uśmiechem, kiedy wygrała z nieistniejącym oporem ze strony Ryujin. Chciała zrobić coś miłego, wpasowującego się w rytm, który od zawsze między nimi panował. Lecz skrycie wiedziała, że było to marne wyolbrzymienie, aby zakryć prawdziwy powód - wyrzuty sumienia; próba wynagrodzenia swojego zachowania, może próba wkupienia się w łaski dziewczyny, choć nawet przez moment nie przeszło jej przez myśl, że ta pałała do niej nienawiścią.
    Wierzyła na ślepo w jej słowa i słodkie uśmiechy. Nie widziała nic podejrzanego w błysku znajdującym miejsce w jej oczach. Zdrowy rozsądek podpowiadał inaczej, szczególnie przy tak nagłym, nieplanowanym spotkaniu, które, dla Kanchany, zaistniało zupełnie znikąd. Bo mimo ciągłej obecności uczuć, teraz na nowo wybudzonych, dawała radę o nich zapominać. Na dłuższe, czy krótsze chwile, zazwyczaj po prostu skupiając się na czymś innym i dając z siebie wszystko, byleby nie trafić na coś, co mogłoby przypomnieć o słodkich, zakazanych wspomnieniach. I tak do tego dochodziło; Nowy Jork był wypełniony po brzegi miejscami, które płynnie łączyły się z Ryujin. Pełen osób, z którymi kiedyś dzieliły kontakt, a pod wpływem narzeczonego i samego czasu, Moore zaprzestała pielęgnowania studenckich relacji.
    Zamiast tego krążyła w gronie ludzi znających życie jasnych reflektorów, przywdziewających te same maski, co ona i idealnie odgrywających rolę, jaką przypisano im na początku kariery.
    I nie rozpoznała twarzy, którą kiedyś mijała na uczelnianych korytarzach. Nawet imię brzmiało obco w jej uszach, kiedy z trudem łączyła reakcję brunetki z barmanem, przywdziewając przy tym nieskazitelny, aktorski uśmiech, maskujący jej niewiedzę o tym, z kim miała styczność. Bo skoro mogła grać, skoro z dalej niewzruszoną wiarą mogła podążać za Ryujin, to po co miałaby wystawiać się na ryzyko upokorzenia? Wystarczyła jej wiedza, że powinna go znać, czy przynajmniej kojarzyć. A przyjazny uśmiech, z przekornym oburzeniem na nagłą rozrzutność brunetki wpasowywał się odgrywaną scenę, w której nie miała świadomości, że bierze udział
    — Od kiedy kolejka przerodziła się w darmowy serwis? — nie potrafiła wyszukać w sobie kąśliwego tonu, kiedy była bardziej, niż chętna, aby zapłacić za wszystko, co Ryujin postanowiłaby zamówić. Nie bolało to jej kieszeni, żyła w przywileju wydawania pieniędzy bez spoglądania w konto. Żyła w poczuciu, że pieniądze były tym, co mogła zaoferować i zatrzymać kogoś przy sobie. I jeśli opłacanie drinków mogło zagwarantować jej spędzenie jak najwięcej czasu z Young, ostatnim, czego by sięgnęła, byłby sprzeciw.
    Z odwzajemnionym, słodkim uśmiechem, jak i miłymi podziękowaniami na ustach, odebrała przyszykowanego, wymyślnego drinka, by bez choćby przelotnego odwrócenia się, odejść wraz z Ryujin od baru
    — Sama muszę się przekonać — przyznała aż zbyt otwarcie i z marną próbą zamaskowania nuty niepewności. Dawno nie była w klubie. Dawno nie piła alkoholu - na pewno nie takiego i nie tak, kiedy idąc w ślad dziewczyny, wychyliła całą zawartość na raz, zaraz wywołując tym na twarzy bezwiedny grymas przez intensywny posmak i palące wrażenie w gardle.
    Ale chciała się przekonać, czy dalej mogła bawić się tak, jak kiedyś; bezmyślnie oddać się muzyce i dłoniom, którym mogła ufać, że nie opuszczą jej przez cały wieczór
    — To nie fair… ja nic dla Ciebie nie przygotowałam — mruknęła z oczarowanym spojrzeniem wlepionym w ciemne oczy, splatając przy tym palce ich dłoni, by, zgodnie z planem, zaprowadzić je w kierunku parkietu — Ale mam nadzieję, że będę mogła Ci to jakoś dzisiaj wynagrodzić.

    way too naive K.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystko było owiane nutą tajemnicy. Słowa Ryujin, znane zachowanie, czy wybór tak znajomego lokalu. Mogła doszukać się podstaw każdej z decyzji, była w stanie ją w pełni zaakceptować i nie zastanawiać się nad nią dwa razy; tak w końcu robiła. Lecz wszystko pozostawiało miejsce na ekscytację; odrobinę niepewności, która przesyłała dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa. Znajomego, tego, który towarzyszył i przypominał o podobnych nocach i tym, do czego doprowadzały. Coś, czego tak dawno nie mogła zasmakować i zdążyła zapomnieć, jak bardzo pragnęła.
    Ale nie mogła pozwolić sobie na pełne oddanie się chwili; nawet kiedy pragnęła przylgnąć na dłużej plecami do Ryujin, z przymrużonymi oczami i dłońmi szukającymi oparcia na drugim ciele, byleby się od niej nie odsuwała, czy piosenkami porywającymi ją do wspólnego tańca i powrotu myślami do podobnych, beztroskich wyjść.
    Sporadyczne spojrzenia rzucane w jej kierunku, wrażenie, że po nich ktoś wymienia się między sobą zagłuszonymi przez muzykę mamrotami, czy zwid, że w tłumie widzi znajomą twarz - przez nie nie potrafiła się w pełni zrelaksować, przelotnie odwracając wzrok od Ryujin, nagle wyczulony, choć pragnący skupić się tylko na jednym. Nagle każda, z zasłyszanych rozmów budziła podejrzenia, że dotyczyła właśnie jej; krytycznymi, szkalującymi jej imię, które musiało zostać nienaruszonym.
    Nie była już studentką, z ledwie rozpoznawalnym imieniem i możliwością płynnego wtopienia się w tłum pozostałych. Osoby łase na choćby najmniejsze jej potknięcie czaiły się po kątach, w które nie chciała spoglądać, a rozum nie pozwalał komukolwiek zaufać. Przynajmniej wtedy, kiedy działał prawidłowo.
    Nie tak jak teraz, kiedy trzeźwe myślenie marniało nie tylko pod wpływem wlewanego w siebie alkoholu, ale i odurzającego oddechu, owiewającego skórę wraz z wypowiadaniem równie słodkich słów
    — Dziękuję — odparła z zadowolonym wykrzywieniem ust. Specjalnie dla Ciebie. Dla niej dobrała odpowiednie akcesoria, właśnie tę sukienkę, czy kolor szminki, która zostawiała charakterystyczne ślady na pośpiesznie opróżnianych szklankach. Nic nie trafiało do niej bardziej, niż komplementy Ryujin; te najprostsze, śmiałe i tak bezpośrednie, że niemal wybijały z jej płuc oddech.
    Nie liczyła tego, ile pije, ani jak długo są w klubie. Nie zwracała uwagi na to, że wypadało jej wrócić wcześniej, przyzwoicie i posłusznie do domu, gdzie minęłaby się z narzeczonym i bez wzruszenia opowiedziała o swoim dniu.
    Zamiast tego pozwalała, aby alkohol coraz bardziej mglił jej mózg, jak i spojrzenie, które zaprzestawało szukania czegoś innego, niż ciemnych oczu Ryujin, które nieustannie chciała czuć tylko na sobie. Cichy głos majaczył z tyłu jej głowy, żeby była ostrożna, skoro była w miejscu publicznym. Skoro na szali leżało więcej, niż kac moralny następnego dnia. Nie zatrzymało jej jednak to przed ponownym wsunięciem dłoni w ciemne włosy
    — Chyba… — zaczęła, przysuwając się do niej bliżej, bezmyślnie dając się omamić kuszącym perfumom i cieple, bijącym od drugiego ciała — Już jestem gotowa na tę małą niespodziankę, Ryujinnie — mruknęła z zadowolonym uśmiechem, przypadkiem muskając ustami płatek ucha dziewczyny. Chciała, żeby były znów same; bez niepotrzebnych osób dookoła, w zaduchu, który mimo wywoływania przyjemnych zawrotów głowy nie był tym, który chciała odczuwać. Chciała móc w końcu pewniej ułożyć dłonie na drugim ciele, w którym na ślepo szukałaby oparcia.

    Chani

    OdpowiedzUsuń
  12. Drobnemu uśmiechowi towarzyszyło nieznacznie wywrócenie oczami, kiedy pierw spotkała się z bardziej szorstką odpowiedzią. Taką, której teraz nie potrafiła wziąć na poważnie, ani dojrzeć w niej czerwonych lampek, świadczących o tym, w jakiej sytuacji się znajdowała. Była zbyt zaabsorbowana osobą Ryujin; tym, że znowu mogła mieć ją przy sobie, acz w tej zachowawczej, śledzonej przez oko publiki, formie.
    Było wiele kwestii, które były poza jej zasięgiem. Wiele z tych przyziemnych, jak prywatność, czy miejsce na błędy; przypadkowe podwinięcie się nogi, za które mogła przeprosić i zostawić je za sobą. Jednak jednego brakowało jej najbardziej – szczęścia. Prawdziwego, niewymuszonego, w swojej najbanalniejszej formie, która nie musiała być wiecznie żywiona sukcesem i gonieniem za kolejnym. A na tym polegało jej życie; ciągła pogoń za lepszą rolą, próba pokazania się w najkorzystniejszym świetle przed innymi. Wszystko to mogło dać jej radość. Pozorną, zazwyczaj równającą się z większą dawką nerwów oraz stresu, która ciążyła jej na barkach i sprawiała, że niezachwiany uśmiech tracił swój urok w samych kącikach, jeśli choć na chwilę się na nim nie skupiła.
    Bezwiednie, zbyt łatwo, oddawała się jej drobnym gestom i dreszczowi, jaki przechodził przez jej ciało przy każdym z nich. Dotyk palców, mimo swej delikatności, sprawiał wrażenie rozpalającego zmysły, a z idącymi w parze słowami sprawiał, że zostawiał po sobie znaczący ślad. Ten, proszący się o więcej, a zarazem namawiający ją do posłusznego kiwnięcia głową, kiedy półświadomie rejestrowała przekazywany plan
    — Okej — plan, który wydawał jej się teraz planem idealnym.
    I plan, który dawał jej okazję na refleksję. Mogłaby zauważyć, że to, co robiła, było nie na miejscu. Zrozumieć, jak błędną decyzję podejmowała, opuścić klub i wrócić do siebie, gdzie jak najprędzej starałaby się o wszystkim zapomnieć. Miała szansę, aby postąpić słusznie. Niespokojny wzrok, którym badała własne otoczenie i ludzi, których mijała podczas specjalnie wydłużonej drogi, starał się ją w tym uświadomić. Tak samo zachwiany uśmiech, kiedy zboczyła na moment tylko po to, aby zamówić ostatniego drinka, dla odwagi. Tylko po co jej była ta odwaga?
    Nigdy nie stresowała się spotkaniami z Ryujin, tylko podczas nich czując się sobą i wolną; mimo tego, jak niepoprawne były. Lecz może to nie to budziło w niej nerwy? Może to ponowna chęć wyglądania jak najlepiej w jej oczach; może myliła nerwowe motyle w brzuchu z tymi, które roznosiły mrowienie wzdłuż podbrzusza i przez palce, w formie odreagowania obecnej ekscytacji. Je również może powinna była odebrać jako ostrzegawcze sygnały, starające się zwieść ją z ryzykownej, bezpodstawnej drogi, na jaką zboczyła przy wejściu do limuzyny.
    Jednak brnęła dalej, wtapiając się jak najlepiej w tłum, odzyskując pewność w kroku wraz z przepływem promili we krwi, a na jej usta wstąpił drobny, nerwowy uśmiech, poprzedzający nagłą suchość w gardle, kiedy trafiła pod wyznaczone miejsce. To, w którym tak dawno nie była; które niemalże wypchnęła z pamięci, a teraz tak ochoczo wpuszczała z powrotem do siebie. Nie myśląc o tym, co spotka ją następnego ranka. Ani o tym, co mogło się za tym wszystkim kryć.
    Z lekka drżąca dłoń stuknęła w drzwi prywatnej loży, pozwalając jej wejść do środka; wlepić urzeczone, wyczekujące spojrzenie w Ryujin. A ciche zamknięcie się drzwi, równe pięć minut po tym, jak ostatnio to zrobiły, były niczym ostatni gwóźdź do jej trumny, w której nawet nie wiedziała, że leży.

    please do, Jinnie

    OdpowiedzUsuń
  13. Przez moment poczuła strach; spięcie pod wpływem teraz jej odległego rozsądku, starającego się przekrzyczeć przyjemny szum władający jej umysłem. Przyjemność była głośniejsza. Tęsknota krzyczała głośniej od wszystkiego, wyczekując chwili, kiedy będzie mogła wrócić do czasu, gdzie mogła oddawać się tej przyjemności bez wyrzutów; jak na studiach, dopóki nie stchórzyła pod presją życia, które kreowali i wykrzywiali wszyscy w jej otoczeniu
    — No… nie wiem — uśmiechnęła się zaczepnie, zerkając przy tym na otworzonego szampana jak i jeden z kieliszków. Na ten, który wołał jej imię, choć już przesadna ilość alkoholu przepływała przez jej system. Nie miała jednak czasu po niego sięgnąć, tym samym tracąc ochotę, kiedy Ryujin zmniejszyła dzielącą ich odległość.
    I zmiękła od razu, kiedy dłonie dziewczyny odnalazły swoje miejsce na jej ciele, a znajomy ciężar dodatkowo oddziaływał na rozchwiane zmysły. Zawsze wiedziały, na którym miejscu się oprzeć; jak mocno zacisnąć palce, aby Kanchana bezwiednie zbliżyła się jeszcze bardziej. Oczy pochłaniały ją w całości, łechtając przy tym ego, kiedy sprawiały wrażenie niepotrafiących skupić się na czymkolwiek innym, niż właśnie na niej. Chwilami miała wrażenie, jakby Young posiadała dokładną instrukcję zdradzającą, jak powinna się z nią obchodzić. Nikt nie działał na Moore tak, jak ona. Nikt nie znał jej słabych punktów, ani nie wiedział, co musiała usłyszeć, aby kompletnie przepaść. Chwilami miała wrażenie, że Ryujin znała ją lepiej, niż ona samą siebie.
    Nie obchodziło jej, jak bardzo będzie wszystkiego żałowała. Z jakimi wyrzutami sumienia spotka się już o poranku, czy w pierwszej chwili, jak jej mózg zdąży otrzeźwieć. To nie były jej problemy - nie teraz. Wszystkim mogła przejmować się później, teraz zapominając o jego istnieniu. Bo były tylko one i prywatna loża, którą mimo minionego czasu, dalej wyraźnie widziała przed oczami, kiedy tylko mignęło jej w głowie blade wspomnienie.
    Wsłuchiwała się w słowa Ryujin, mimo coraz większego trudu w tym, aby skupić się na melodyjnym głosie i tym, co jej przekazywał. Rejestrowała znaczenie z lekkim opóźnieniem, mimochodem lgnąc coraz bliżej z dłońmi splatającymi się za karkiem dziewczyny, byleby zapewnić sobie bliskość i zmniejszone szanse na nagłe odsunięcie się. Chyba by tego teraz nie wytrzymała; nie, kiedy miała ją tuż przed sobą, z oddechem, który mieszał się z jej własnym i jeszcze bardziej otępiał zmysły. Z dokładnie tym dotykiem, którego potrzebowała do, nawet tak ulotnego, szczęścia. Z ustami, których jeszcze nie miała okazji zasmakować, choć już zaczynała za nimi wodzić, nie będąc w stanie zadowolić się przelotnym, lekkim muśnięciem, na które zdobyła się przy wyszeptaniu szczerych, teraz niemalże spływających z jej języka, słowach
    — Za bardzo za Tobą tęskniłam, żeby nie przyjść.

    Chani

    OdpowiedzUsuń