HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

You think you’re better than them, but when it comes to the end, you’re just the same

 


Arthur Morrison
30 lat
Architekt krajobrazu | Wykładowca przedmiotu na Uniwersytecie Columbia | Rodowity Brytyjczyk | Cichy rozwodnik | Uciekinier | Gracz i pozer | Okrzyknięty mianem Najwredniejszego Wykładowcy w nieformalnym plebiscycie organizowanym przez studentów CU | W poprzednim życiu psychol schizofrenia paranoidalna | Mieszkaniec penthouse’u na Upper East Side wynajmuje kawalerkę na Brooklynie

Kojarzycie scenę z trzeciej części Harry’ego Pottera, w której Snape zastępuje Lupina i wpada do klasy, traktując nie tylko uczniów, ale również drzwi w taki sposób, jakby wszyscy zrobili mu jakąś niewyobrażalną krzywdę? 
To pierwsza myśl, która przychodzi do głowy studentom, gdy on wchodzi na salę wykładową. Tęczówki w kolorze przypominającym mleczną czekoladę przesuwają się po kilkudziesięciu twarzach, ale robią to pobieżnie; nigdy nie odwzajemnia spojrzenia, nigdy nie patrzy innym w oczy. Zaciska zęby, a wargi, jeśli rozciągają się w uśmiechu, zawsze jest to uśmiech ironiczny. Można pomyśleć, że wcale nie zwraca uwagi na swoje kręcone włosy, które sterczą we wszystkich możliwych kierunkach, ale prawda jest taka, że spędza przed lustrem sporo czasu, żeby osiągnąć tak niedbały efekt. Choć doskonale wie, że studenci go nie lubią, to go nie powstrzymuje przed podwijaniem rękawów koszuli, żeby zaprezentować wyraźnie zarysowane na przedramionach żyły. Uśmiecha się w duchu, słysząc nieliczne westchnienia płci pięknej, a potem splata ręce na klatce piersiowej, eksponując mięśnie ramion. Spędza nad nimi jeszcze więcej czasu, niż nad fryzurą, choć jeśli ktokolwiek znajduje w sobie odwagę, by o to zapytać, zbywa temat machnięciem dłoni. 
Małomówny, tajemniczy, Pan Brytyjczyk z niejasną przeszłością, który zjawił się w Nowym Jorku kilka lat temu i zrobił niezły zamęt, mimo że wcale tego nie chciał. Ludzie nie lubią, gdy ktoś nie zaspokaja ich ciekawości. A są ciekawi z natury. To nie ich wina, prawda? Brak odpowiedzi podsyca wyobraźnię, pozwala na pisanie scenariuszy, które mogą, ale nie muszą, mieć pokrycie w rzeczywistości. Co zrobić z człowiekiem, który nigdy nie odpowiada na pytania? Co zrobić z człowiekiem, który zjawił się w Stanach z małą walizką, jednego dnia spał na dworcu, a następnego nagle wszedł na salę wykładową i oznajmił, że teraz będzie profesorem? Co zrobić z człowiekiem tak bezkompromisowym, że czasem ma się ochotę zatłuc go gołymi rękami, a zaraz potem spróbować spojrzeć mu w oczy i całkowicie się w nich zatracić?

Daj spokój, Arthur. Tylko ty wiesz, że jesteś pojebem. Jak bardzo nie chcesz, żeby to się wydało?


odautorsko
W tytule Imagine Dragons - Sharks. Buźki użycza cudowny Shawn Mendes. ✉️ lukrowane.ciastko@gmail.com. Szukamy wszystkiego, im bardziej skomplikowane tym lepiej.

128 komentarzy:

  1. [Podobno każdy z nas ma coś z chorego psychicznie człowieka, tylko zazwyczaj o tym nie wie... Ale co tam, tak jest nawet ciekawiej.
    Muszę przyznać, że zdanie o tym jak to bardzo Arthur zachwyca studentki sprawiło, że się lekko uśmiechnęłam. Doskonale bowiem pamiętam jak sama zaczynałam ten etap życia (na kierunku, który ostatecznie zawisł na przysłowiowym kołku i raczej nie zostanie nigdy z niego ściągnięty) i zastanawiałam się co też takiego widzą moje koleżanki w tym wykładowcy z anatomii. Do tej pory nie rozwikłałam owej tajemnicy, chociaż od tamtego czasu minęło już kilka dobrych lat.

    Życzę istnej wichury porywających wątków (tylko nam przed nią przypadkiem nie ucieknijcie) i masy weny. Gdybyście natomiast mieli chęci jak zwykle zapraszam w swoje skromne progi.]

    Rim & Nash

    OdpowiedzUsuń
  2. Szykujcie się już na nas! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Hej! Jakiż fajny i interesujący pan nam się tutaj pojawił, taka trochę cicha woda brzegi rwie. Wcale się nie dziwię, że młode studentki wzdychają na widok tych ramion i burzy ciemnych loków... Sam Shawn ma w sobie coś co przyciąga spojrzenie i muszę przyznać, że pasuje do takiej kreacji :D
    Bardzo mnie ciekawi jak jego choroba wpływa mu na życie, jak sobie z nią radzi i czy zawsze udaje mu się ukryć to, że jest pojebem, a jeśli nie to w jakiś sposób się to manifestuje.
    Trzymamy kciuki żeby Nowy Jork okazał się przychylny!
    Bawcie się dobrze :D ]

    Maria / Maggie / Jackson

    OdpowiedzUsuń
  4. Spotted: I love it when you call me señorita... Lubię facetów, którzy mówią z brytyjskim akcentem. Nie, jeszcze raz. Lubię seksownych facetów, którzy mówią z brytyjskim akcentem. Ogólnie seksownych facetów... Oj, w każdym razie, powróćmy do rzeczy ważnych! A, nasz Brytyjczyk z rodzaju seksownych (uf), na swoich zajęciach poskramia marzenia całej grupy małolatów pełnych chęci do życia (bo to dopiero pierwsze zajęcia). Co z Tobą zrobić, słońce? Kilka rzeczy przychodzi mi do głowy...
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Takie postaci są najlepsze, jak się wymykają spod kontroli i wychodzi kompletny spontan :D
    Bardzo chętnie przygarniemy zwichrowanego przyjaciela poznanego w jakichś głupich okolicznościach przez nieporozumienie!
    Tylko co co to za głupoty mogłyby być? A w sumie to coś głupkowatego wpadło mi do głowy. Odezwę się na maila!
    I dziękuję pięknie za miłe słowa <3 ]

    Maria

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziała, że powrót do Nowego Jorku nie będzie łatwy, ale coś ciągnęło ją do tego miasta. Nie miała pojęcia, co dokładnie, zdała się jednak na te przeczucie. Często kierowała się swoją intuicją i jeszcze nigdy się na niej nie zawiodła… No może w takich błahych sprawach się zdarzało, kiedy była pewna, że jeszcze jedna butelka wina w żaden sposób jej nie zaszkodzi, a później okazywało się, że jednak ta jedna butelka więcej robiła ogromną różnicę. Wielką szkodę. O poranku umierała, powtarzała sobie, że nie tknie więcej wina, a chwilę później podczas obiadu popijała odrobinę, tylko na trawienie. We Francji każdy usprawiedliwiał codzienne picie wina trawieniem. Początkowo była w szoku, jak jednak szybko przyzwyczaiła się do takiego stylu życia i z radością wprowadziła duża francuskich zwyczajów do swojego życia.
    We Francji nie była już od kilku tygodni, ale nadal brakowało jej tamtego powietrza, przyjemnego zapachu świeżych wypieków unoszących się z piekarni i cukierni, które były niemal wszędzie! Brakowało jej francuskich mężczyzn, ale i koleżanek! Brakowało jej wszystkiego, do czego zdążyła przywyknąć przez ostatnie trzy lata swojego życia. Po co wracała? Mogła przecież studiować na Ecole Polytechnique, najlepszej prywatnej uczelni w Paryżu. Mogła, no właśnie, a jednak… Wróciła tutaj i nadal zastanawiała się czy dobrze zrobiła.
    Wsiadła tylko do samolotu i momentalnie zaczęła tęsknić za swoim francuskim życiem. Lot był długi, ale nie przeszkadzało jej to, mogła w jego czasie obmyślić plan, jak stworzyć sobie swój mały, prywatny Paryż na Upper East Side. Nie było przecież rzeczy niemożliwych do zrobienia, zwłaszcza, jeżeli dysponowało się pieniędzmi rodziców, a kiedy było się jedynym i ukochanym dzieckiem, rodzice nie mieli żadnego problemu ze spełnianiem wymyślnych zachcianek. Szczególnie, gdy dziecko to przez ostatnie trzy lata mieszkało na innym kontynencie.
    — Boniche, gdzie są moje rogaliki? — Elle miała napięty plan dnia i nie lubiła, gdy coś szło nie po jej myśli. Dlatego schodząc z piętra krzyczała do pokojówki. Musiała zjeść swoje ulubione przekąski nim opuści dom. W dodatku musiała wtargnąć na spotkanie ojczulka z architektem, bo przecież w ogrodzie był też jej kącik, jej oaza i nie mogła pozwolić, aby ktoś spartaczył jej wizje. Przeszła przez otwarty korytarz i wkroczyła do kuchni, mrużąc oczy — powiedz tylko, że paczka dotarła. To było specjalnie zamówienie — rozejrzała się po pomieszczeniu, a dostrzegając kremowe pudełko od razu ruszyła w jego stronę. Musiała się upewnić, że na pewno dostarczono dobre rogaliki. W końcu poszło na nie całkiem sporo pieniędzy z karty tatusia. — Robisz kawę? Świetnie, zrób też dla mnie, białą z cukrem — powiedziała, jednocześnie wyciągając z pudełka prawdziwego, cudownie świeżego croissanta, którego maślany zapach powalał z nóg. Zaciągnęła się słodyczą i uśmiechnęła wesoło, jakby ten jeden rogalik zmienił całkiem jej humor — albo bez cukru, dziękuję.
    — Oczywiście panienko Villanelle — kobieta pokiwała głową i dalej skupiła się na przygotowaniu napojów. Brunetka w tym czasie, trzymając w dłoni rogalika, nad którym się wręcz rozpływała, przeszła do salonu. Nie zauważywszy od razu siedzącego na kanapie gościa, wgryzła się w rogalik i cicho jęknęła zadowolona ze swojego odkrycia. Prawdziwe francuskie rogaliki w Nowym Jorku wcale nie były tak łatwe do zdobycia, jak mogłoby się wydawać.
    — Oh, je susis au paradis — wymruczała zachwycona — wiedziałam, że są warte każdego centa — dodała już w ojczystym języku, odwracając się w stronę dużych okien. W tym momencie jej oko dostrzegło męską sylwetkę na kanapie. W ogóle nie przejęła się obecnością nieznajomego. Wręcz przeciwnie, zainteresowała ją jego osoba. — Musisz być tym architektem — zauważyła błysklitwie, uważnie przyglądając się mężczyźnie — to karygodne, że zostałeś pozostawiony sam sobie — mówiąc to zmierzała w kierunku kanap, a następnie zasiadła naprzeciwko mężczyzny, posyłając mu jeden ze swoich uroczych uśmiechów. — Znowu się spóźnia?

    elle

    OdpowiedzUsuń
  7. — Na szczęście zjawiłam się w idealnym momencie, aby dotrzymać ci towarzystwa — może i powinna zwracać się do nieznajomego na „pan” i zapewne tak właśnie by zrobiła, gdyby nie ostatnie lata spędzone w Paryżu, gdzie nauczyła się ogromnej swobody w byciu młodą kobietą. Za tym również tęskniła, to było niesamowite, ale miasto miłości wyzwalało ludzi, wyciągało z nich cechy, o których wcześniej nie mieli pojęcia. Dlatego obecność przystojnego, odrobine starszego od siebie mężczyzny, nie powodowało w niej żadnego zawstydzenia ani skrępowania. Jego wyraźny, brytyjski akcent sprawiał, że z wielką przyjemnością wda się w pogawędkę. Nie zaprzestając przy tym zajadania się swoim przysmakiem, na który czekała tak długo. — Typowe. Jak dojdzie do kolejnego spotkania możesz ze spokojem przyjść piętnaście minut po umówionym czasie. Chyba, że będziesz miał ochotę porozmawiać ze mną — powiedziała, kontynuując jedzenie — dziękuję. Poczęstowałabym cię, ale nie jestem pewna czy to nie będzie ogromne faux pas, wy Brytyjczycy chyba nie przepadacie za Francuzami, hm? Na pewno działa to w drugą stronę — zaśmiała się cicho, w ogóle nie zrażając się sposobem jego bycia. Oczywiście mogła wziąć to do siebie, po spotkaniu powiedzieć tatusiowi jak źle traktował ją pan Morrison i sprawić, aby więcej pan Morrison nie zarobił, a na pewno wśród znajomych jej rodziców, ale… ugryzła rogalika, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Spodobał jej się i chętnie zobaczyłaby go jeszcze raz, nawet jeżeli miałby odzywać się w taki sposób. Najważniejszym było, aby po prostu mówił, bo jego akcent sprawiał, że niezależnie od padających z ust słów, brzmiały one wystarczająco dobrze, aby chcieć ich słuchać. W tej chwili, nie chciała niczego innego.
    — Villanelle — podała mu prawą dłoń i czekała, aż ją uściśnie — mówię poważnie z tymi piętnastoma minutami. Nigdy się nie nauczy, aby brać sobie zapas. Później ma cały dzień w tyle i jest wściekły na cały świat, tylko nie na siebie i swoją głupotę — zaśmiała się cicho, zerkając w stronę wejścia do salonu. Mimo bycia jedyną ulubienicą, wiedziała, że były granice, których nie można przekraczać. Wcześniej sama by nawet nie pomyślała o ich tknięciu, ale znajomi z liceum nauczyli ją wielu rzeczy. Tych dobrych jak i złych, za te drugie była w szczególności wdzięczna. — Podobno starzy ludzie mają problemy ze zmianą nawyków. Może to już ten etap — wzruszyła ramionami — w każdym razie, nigdy nie daj mu do zrozumienia, że jest stary. Wkurzy się i sprawi, że nie dostaniesz już żadnego zlecenia na UES, nie chciałbyś, żeby się wkurzył. Nawet matka nie potrafi go wtedy udobruchać. Ale to jest teraz nie ważne — machnęła dłonią — mam cię poczęstować tym rogalikiem czy nie? Już jedna karygodna rzecz się wydarzyła, nie mogę dopuścić do drugiej. Za to mogę obiecać, że lepszych w Nowym Jorku nie znajdziesz, jeżeli zechcesz spróbować — dodała z subtelnym uśmiechem, delikatnie nachylając się w stronę mężczyzny. Trwała tak przez krótką chwilę, prostując się dopiero, gdy dotarły do niej kroki gosposi.
    — Czarna dla pana, biała dla panienki — kobieta z uśmiechem ułożyła na stoliku dwie filiżanki — podać coś jeszcze? — Zerknęła na Villanelle. Brunetka natomiast wbiła spojrzenie w Arthura, bo to on miał zadecydować co z crossaintem.
    Kiedy gosposia ponownie zniknęła z salonu, Elle raz jeszcze odrobinę nachyliła się w stronę mężczyzny. — Masz już jakiś projekt, dla mojego tatusia? — Spytała z uśmiechem, wbijając wyraźnie wzrok w tablet.

    tylko odrobinę rozpieszczony bachor, ale za to jaki ładny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kąciki jej ust zaczęły delikatnie drżeć, chociaż starała się za wszelką cenę powstrzymać uśmiech. Spodobał jej się. Nie przejmował się tym, że była córką jego potencjalnego zleceniodawcy, że mogła sprawić, aby umowa nie doszła do skutku, nie cackał się z nią i to… Bardzo, ale to bardzo jej się podobało. Lubiła chłopców, którzy nie byli zmienni jak chorągiewki, wiedzieli, kim są i czego chcą od życia. Arthur sprawiał właśnie takie wrażenie, a do tego był cholernie przystojny… I ten jego akcent. Mogłaby tak siedzieć i godzinami słuchać jak mówi, oh, ale o tym już było wspomniane.
    — Odpokutować… Klęcząc na kolanach? — Uniosła wysoko brew, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy — na poduszce z grochem? A może masz jakieś inne upodobania? — Zamyśliła się na chwilę, oblizując wargi z okruszków po cieście rogalika. — Albo może mam się przywiązać do jakiegoś słupa, niczym męczennica? Niech zaczną rzucać kamieniami — szepnęła, w końcu zmuszając się do tego, aby przestać próbować zapamiętać jego twarz. Miała nadzieję, że jeszcze się spotkają, wiedziała już teraz, że gdy tylko Arthur wyjdzie z rezydencji, ona sama będzie z niecierpliwością czekać na powtórkę.
    — Nie ma za co, polecam się na przyszłość — mrugnęła do niego i uśmiechnęła się — zawsze służę dobrą radą, jeżeli chodzi o ojca. Zwłaszcza, jeżeli czuję, że może być z tego coś dobrego. Mój instynkt nigdy mnie nie zawodzi — powiedziała a po chwili szybko dodała — sprawiasz wrażenie faceta, który zna się na rzeczy — wyjaśniła. Ułożyła nogę na nogę i uśmiechnęła się wesoło, słysząc jego śmiech. — Spędziłam ostatnie trzy lata we Francji, oni autentycznie was nienawidzą — roześmiała się w głos — kiedy mówiłam po angielsku miałam wrażenie, że za samo mówienie chcą mi zrobić krzywdę. Gdybym miała brytyjski akcent? Nie wróciłabym do domu — oczywiście, że trochę wyolbrzymiała. Było jednak w tym coś prawdziwego, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego takie przekonanie i niechęć wciąż się utrzymywała. Powiedzmy, że była w stanie zrozumieć starsze pokolenia, ale młodych ludzi? To była zagadka, której nie potrafiła rozwiązać i w tej chwili nawet nie miała już ochoty tego robić. — Nie jadłam jeszcze nigdy waszej fasolki — nie podejrzewała, aby miała jej zasmakować ani by miało się to w najbliższym czasie zmienić, ale sugestia była oczywista.
    — Dziękuję — posłała mu jeden ze swoich uroczych uśmiechów — też mi się podoba, idealnie do mnie pasuje — chciała być bliżej swojego nowego znajomego i musiała coś wymyślić, jak tego dokonać. Na szczęście jego tablet wręcz prosił się o uwagę w odpowiednim momencie. — Magia zdjęć — powiedziała, nie brnąc dalej w temat jej ojca. Zdecydowanie pan architekt nie był człowiekiem, z którym miała ochotę rozmawiać o rodzicach, a zwłaszcza o tacie.
    — Pokaż, pokaż — powiedziała, kiedy gosposia już się od nich oddaliła. Z chęcią przysiadła się bliżej mężczyzny i nachyliła nad tabletem. Zmrużyła delikatnie powieki, uważnie przyglądając się wyświetlaczowi. Pokiwała przy tym delikatnie głową i uśmiechnęła się lekko — wydaje się być w porządku, powinno mu się spodobać. Zachowawczo, ale on tak lubi — przyznała. Nie znała się na projektowaniu ogrodów, ale niedługo miała zacząć studia o tym kierunku, więc miło było popatrzeć na czyjeś projekty; między innymi dlatego zależało jej na tym, aby wepchnąć się chociaż na trochę na spotkanie ojca z architektem. — Wiedziałam, że ci zasmakują. Najlepsze w całym Nowym Jorku, możesz uwierzyć mi na słowo — powiedziała, odsuwając od siebie tablet, aby oddać go jego właścicielowi. Delikatnie, niby przypadkiem ocierając dłoń o jego przedramię. — Zawsze interesowała mnie praca architektów… Masz jeszcze jakieś prace? Oh, z chęcią zobaczyłabym taką, z której jesteś najbardziej dumny.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  9. Musiała przygryźć wargę, aby powstrzymać się przed uśmiechem. Była swobodna w tej konwersacji i śmiała, ale próbowała utrzymać minimalny dystans, bo przecież, gdy w tle jest niedomówienie jest znacznie przyjemniej.
    — Brzmi… sprawiedliwie — powiedziała, mrużąc delikatnie oczy — z chęcią posłuchałabym o twoich propozycjach, może faktycznie słup nie jest najlepszym z pomysłów. W końcu burze mózgów są cudowną formą odnajdywania rozwiązań idealnych.
    Była ciekawa, ile mógł mieć lat. Nie wyglądał na więcej niż trzydzieści, ale to i tak było około dziesięciu lat więcej niż miała ona. Czy to byłoby dla niej problemem? Żadnym, najmniejszym. Wręcz przeciwnie, to zdecydowanie byłaby nowość, a Elle lubiła poznawać świat od początku. Zwłaszcza po powrocie z Paryża miała wrażenie, że ciągle jest zaskakiwana czymś nowym. Teraz ciągnęło ją wprost w ramiona tej nowości i nie umiała wytłumaczyć skąd się wzięło w niej to uczucie. Widziała go po raz pierwszy, po raz pierwszy z nim rozmawiała, a odnosiła wrażenie, jakby znali się znacznie dłużej, nie było żadnego skrępowania. Gdyby nie to, że za chwilę mógłby pojawić się jej ojciec z ogromną chęcią pokazałaby Arthurowi, panu architektowi pozostałą część rezydencji, skupiając się na jej własnej sypialni, chociaż te myśli były bardzo śmiałe jak na dziewiętnastolatkę, to nie wstydziła się ich przed sobą ani trochę, koleżankom też opowie o spotkaniu gorącego architekta, którego z chęcią zaciągnęłaby do swojej sypialni.
    — Ponoć pierwsze wrażenie jest najważniejsze i z reguły poprawne — kiedyś czytała jakiś artykuł o robieniu dobrego wrażenia właśnie i tego, jak bardzo jest one prawdziwe. Arthur zdecydowanie wygrał, bo długo nie zapomni jego pierwszych słów, które ani trochę jej nie zraziły — w każdym razie jestem miłą osobą, tak po prostu. Też tego nie rozumiem, a próbowałam, uwierz! Nawet ludzie w naszym wieku zachowywali się w ten sposób, to było… dziwne — w naszym wieku, drobne kłamstewko, kto by się zagłębiał w szczegóły. Słysząc jego kolejne pytanie, pokiwała głową. W końcu studiowanie to inaczej gruntowane poznawania i badanie, a przecież Elle gruntowanie poznawała nie tylko Paryż. Pierw się jednak zaśmiała, bo wbrew wszystkiemu uważała, że francuski miał w sobie pewną magię, której inne języki nie posiadały — zdecydowanie niemiecki jest najniżej — przytaknęła ze śmiechem, a następnie kolejny raz przytaknęła — tak, ale w końcu nauka za mną, nastał czas powrotu do domu i znalezienia sobie zajęcia. Pierwszym jest pomoc ojcu w firmie — powiedziała szybko, żeby przypadkiem nie drążył tematu jej studiów. Nie miała ochoty wchodzić w za dużo szczegółów w kłamstwie, bo to zawsze przynosiło pecha; łatwo było się pogubić. To nie był problem, jeżeli wcześniej było się przygotowanym, ale teraz? Musiałaby wymyślać na bieżąco kolejne drobne kłamstewka i liczyła, że Arthur naprawdę nie będzie drążył.
    Przechyliła delikatnie głowę, zerkając to na niego, to na rogalik. One też nie były tanie, ale fakt, udało jej się je znaleźć w Nowym Jorku, nie przyszły prosto z Francji, zresztą, nie były takie pyszne i świeże.
    — Zakup pieczywa z innego kontynentu jest generalnie trudny — uśmiechnęła się — wiem, co mówię, to nie są pierwsze rogaliki — zaśmiała się cicho, a następnie skupiła się już tylko na rysunku.
    Zerknęła na niego spod rzęs, gdy poczuła jego dotyk. To było… Przyjemne. Bardzo przyjemne. Przyjemniejsze było tylko to, co powiedział później, a Elle nie musiała się długo zastanawiać nad odpowiedzią.
    — Jestem wolna od pierwszej — powiedziała ze spokojem — skrzyżowanie trzeciej alei z siedemdziesiątą trzecią? Kawałek dalej jest świetna kawiarnia. Chyba, że masz lepszą propozycję? — Spytała z uśmiechem, powstrzymując się z całych sił, aby nie trącać kolanem jego nogi. Musiała jednak nad sobą panować, chociaż w minimalnym stopniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawa, miała do wypicia kawę! Sięgnęła po swoją filiżankę i upiła mały łyk, zerkając na zegar. Lada moment powinien pojawić się jej ojciec, a ona nie mogła dopuścić do tego, aby przypadkiem nie zaczął opowiadać, że jego córeczka wybiera się na architekturę krajobrazu, przecież według Arthura właśnie skończyła studia. — Na twoim miejscu zwinęłabym się, jeżeli nie przyjdzie w przeciągu… Dziesięciu minut? Powinien wiedzieć, że nie jesteś byle, kim, a twój czas jest równie cenny, co jego — powiedziała nagle — a na pewno nie wchodziłabym w zbędne rozmowy. Lubi konkretnych ludzi. Tylko projekt — podpowiedziała. Wiedziała, że ojcu będzie w stanie dać do zrozumienia, że ma się nie rozgadywać, ale gorzej, gdyby pan architekt pociągnął temat. Cholera, będzie musiała odwołać swoje plany i dopilnować, żeby tatuś nie zepsuł jej jutrzejszego spotkania z panem Arthurem.

      elcia

      Usuń
  10. Spojrzała na niego i szybko tego pożałowała. Łobuzerski uśmiech malujący się na jego twarzy sprawił, jakby przez jej ciało przeszedł delikatny prąd. Skupiła spojrzenie na jego ustach i było tylko gorzej, bo momentalnie zaczęła się zastanawiać nad tym, jaki mogą mieć smak. Wpatrywała się przez dłuższą chwilę w niego, nawet nie myśląc o tym czy to stosowne, czy nie. Zresztą, oboje dobrze wiedzieli, że ta rozmowa dawno przestała być stosowna biorąc pod uwagę, że ledwo co się poznali, a wcale nie spotkali się w celach towarzyskich.
    — Początki były trudne — pokiwała głową — później pojawiły się przyjaźnie i zaczęło być łatwiej, nadal nie idealnie, ale dużo lepiej — uśmiechnęła się na wspomnienie czasu w Paryżu. Uwielbiała te miasto, tamtych ludzi. Na ten moment bardziej tęskniła za swoim francuskim życiem niż początkowo za rodzicami, ale… Miała przecież szesnaście lat, gdy wyjechała, łatwo rodzice poszli w zapomnienie przy świetnych znajomych, którzy pokazali jej prawdziwe, francuskie życie. — Tęsknisz za Anglią? — Właściwie to nie musiała nawet pytać, bo ton jego głosu wszystko zdradzał. Posłała mu coś na wzór pokrzepiającego uśmiechu. Nie miała pojęcia, dlaczego zdecydował się przez na przeprowadzkę z Anglii do Ameryki, ale przecież musiał tego chcieć. Inaczej by go tutaj nie było. Wątpiła, aby gonił za pracą, musiał być dobrym architektem, bo inaczej ojciec by go nie wynajął, a skoro był dobry, mógłby być dobry wszędzie, nawet w Anglii. — Długo jesteś już w Nowym Jorku? Przyzwyczaisz się do tego miasta. Potrzeba tylko odrobinę czasu i odpowiednich ludzi obok — mówiąc to, oczywiście miała na myśli siebie, bo kogo innego? Gdy tylko jej pozwoli, sprawi, że pokocha Stany Zjednoczone…
    Uśmiechnęła się, bo wizja wspólnej kawy bardzo jej się podobała. Nikt nie mówił, że będzie musiało skończyć się na jednej kawie, zwłaszcza, że miała wrażenie, że obojgu im podoba się trwająca rozmowa. Kolejne słowa mniej jej się spodobały. Czyżby chciał się jednak wykręcić? Nie sprawiał wrażenia, jakby nie chciał się z nią spotkać, zwłaszcza, że przecież sam zaproponował tę kawę.
    — Och, w takim razie — sięgnęła po filiżankę z kawą, aby upić, chociaż odrobinę i jednocześnie przeanalizować swój kalendarz na nadchodzące dni. Słysząc jego propozycję zmiany kawy na kolację, uśmiechnęła się delikatnie, żałując przy tym kolejny raz, że znów wpatrywała się w jego twarz. Jego wargi wygięte w uśmiechu… Aż cicho westchnęła, zdając sobie z tego sprawę dopiero po fakcie — może być kolacja — pokiwała głową — jasne, to przecież tylko rady, z którymi zrobisz, co zechcesz — uśmiechnęła się, mając jednak nadzieję, że podczas spotkania w żaden sposób temat nie zejdzie na jej osobę. Kolejne słowa Arthura odrobinę ją uspokoiły.
    — Rozumiem, że na kolejne przyjdziesz mimo wszystko punktualnie, co? — Uśmiechnęła się subtelnie, nie odrywając od niego spojrzenia. Pokiwała głową, gdy spytał o nadchodzącego ojca. Chwilę później w salonie pojawił się John Madison.
    — Przepraszam za spóźnienie, ważne spotkanie się przeciągnęło. Dzień dobry — uścisnął dłoń Arthura — John Madison. Przejdźmy do gabinetu — powiedział, wskazując dłonią odpowiedni kierunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, była podekscytowana wizją kolacji z Arthurem. Podobało jej się, że kawa została zmieniona na kolację i myśl, że może to zmierzać we właściwym kierunku, jeżeli dzisiejsza kolacja będzie równie miła, co ich krótka pogawędka poprzedniego dnia.
      Nie miała pojęcia, dokąd właściwie pójdą na tę kolację, więc postawiła na klasyczny ubiór, nadający się na bardziej eleganckie spotkanie, ale również na coś mniej formalnego. Mała czarna od channel zawsze była bezpieczna, szpilki klasyczne a sweter narzutka dodawał nieco casualowego looku całości. Kierowca zawiózł ją w umówione miejsce, a Madison z uśmiechem wysiadła z samochodu, umawiając się z szoferem, że da mu znać, gdy będzie potrzebny.
      — Miło cię ponownie widzieć — przywitała się z uśmiechem, gdy stanął przed nią. Bez skrępowania podeszła bliżej i cmoknęła go w oba policzki.

      elcia

      Usuń
  11. Nowy Jork był pełen dobrodziejstw, z których było można dowoli korzystać i czerpać jeśli tylko miało się odpowiednie możliwości, niestety głównie te finansowe. Nie każdy mógł sobie pozwolić na elegancki apartament na Upper East Side, na luksusowy samochód i stołowanie się w najlepszych restauracjach jakie znajdowały się w mieście. Nie każdy mógł sobie pozwolić na naukę w elitarnych szkołach, na dodatkowe zajęcia i przecieranie nowych szlaków na własną rękę. Wszędzie duże znaczenie miały pieniądze i lub znajomości. Maria była boleśnie świadoma, że nie miała, ani jednego, ani drugiego, a przynajmniej nie na tyle, by móc pozwalać sobie na to czego akurat chciała, a zawsze pragnęła od życia więcej niż to co podsuwali jej i oferowali bliscy. Nowy Jork był drobnym marzeniem małej dziewczynki, które dorastało wraz z nią, aż w końcu osiągnęła swój cel, a później zabrała się za odhaczanie kolejnych rzeczy na liście, którą stworzyła w swojej głowie. Uwielbiała Nowy Jork, każdą jego stronę w które zagłębiała się co raz bardziej, z każdym kolejnym rokiem, zapuszczając korzenie co raz głębiej.
    Przede wszystkim lubiła być samodzielna i z osiągnięciem tego również sprawnie sobie poradziła. Nie krępowała się tego co robiła, czy to pracy w klubie, czy jako osoba do towarzystwa. I tu i tu czuła się swobodnie; czuła się w swoim żywiole, gdy spojrzenia kierowały się w jej stronę. Tylko przed rodziną musiała ukrywać to co robiła, zdając sobie sprawę, że w jej domu takie rzeczy nie były akceptowane i traktowane z przymrużeniem oka.
    Sprzedawała swój czas i tylko wyłącznie czas. Nigdy nie pozwalała, by między nią, a potencjalnym klientem doszło do czegoś więcej niż spotkanie, rozmowa, wymiana kilku miłych uśmiechów. Zwykle nim na cokolwiek przystawała, spotykała się z drugą osobą na neutralnym gruncie, przede wszystkim aby się poznać i ustalić szczegóły. Niekiedy dopracowanie ich zajmowało więcej czasu, innym razem nie było zbyt wielkiej potrzeby, aby się nad nimi pochylać. Wszystko zależało od sytuacji... sceny którą mieli odgrywać. Niekiedy było to uczestniczenie w biznesowym spotkaniu, bankiecie, a innym razem zwykłe wyjście na kawę, rozmowa. Tak miało być i tym razem, miała spotkać się z potencjalnym klientem w kawiarni i ewentualnie zdecydować się na dalszą współpracę. Traktowało to jak każdą inną pracę.
    Czekała w tej eleganckiej kawiarni chwilę przed umówionym czasem. Znała to miejsce, więc szykując się postawiła na cos ładnego, nieco eleganckiego, ale bez przesady. Dodając do tego odpowiednią biżuterię, by nadać całości odpowiednio wyrazistego charakteru, takiego jaki lubiła.
    Gdy mężczyzna się pojawił, jej usta znaczone ciemnoczerwoną pomadką, wygięły się w subtelnym uśmiechu. Jego pytanie nie wzbudziło w niej żadnej wątpliwości, zdarzało się już, że klienci życzyli sobie, aby zachowywali się zupełnie normalnie, a nie jak klient ze zleceniodawcą.
    — Cześć. — Nie miała również powodów, by zakwestionować tego jak wyglądał, bo wyglądał niemal dokładnie tak jak usłyszała, że miał wyglądać. — Zapraszam. — skinęła na miejsce na przeciwko siebie. — W końcu możemy się oficjalnie poznać, Maria. — wyciągnęła do niego prawą dłoń, wzrok utkwiwszy w jego twarzy i spojrzeniu. Może był nieco przystojniejszy niż zakładała; potargane włosy i lekki zarost tylko mu dodawały, ale przecież to nie było istotne. Przecież nie przyszła tu dla siebie.

    Maria

    OdpowiedzUsuń
  12. Obserwowała uważnie, co robił Arthur i starała się z całych sił panować nad sobą, aby nie zrobić lub nie powiedzieć czegoś, co na ten moment byłoby niewłaściwe. Takie powstrzymywanie siebie, wcale nie przychodziło jej z łatwością. Zwłaszcza, kiedy zaczęła odczuwać, że robi jej się odrobinę cieplej, bo zamiast skupiać się tylko na tym, co widziała faktycznie, jej wyobraźnia posuwała się już znacznie dalej.
    — Czasami trzeba zrobić krok do tyłu —wzruszyła ramionami — można powiedzieć, że mój powrót to właśnie ten krok, który w efekcie wzniesie mnie dalej — uśmiechnęła się — właściwie… Cieszę się, że wróciłam, że wróciłam w dobrym momencie — całe szczęście, że ojciec nie wziął się za zmiany w ogrodzie podczas trwania wakacji, gdy jeszcze nie było jej w mieście. Strata możliwości poznania Arthura byłaby okropna — nieskromnie powiem, że masz rację, szczęście się do ciebie uśmiechnęło — przyznała, odwzajemniając uśmiech.
    Wzięła komórkę mężczyzny i zapisała mu swój numer jako odpowiednia osoba, a następnie oddała ukradkiem, nie ruszając się z kanapy, podziwiając jeszcze uśmiech na twarzy Arthura, nim ten skupił się na jej ojcu i wspólnie zniknęli.
    Lata spędzone we Francji przyzwyczaiły ją do powitań w taki sposób. Francuzi niemal non stop się całowali, czasami miała wrażenie, że tylko szukali okazji by dotknąć ustami drugiej osoby, niezależnie czy miały być to usta czy inna część ciała. Dlatego takie powitanie było dla niej jak najbardziej naturalne, trzy lata sprawiły, że pewne nawyki weszły jej po prostu w krew.
    — Dziękuję — powiedziała z uśmiechem, a następnie zmarszczyła zaskoczona brwi — ale przecież… Nie mieliśmy iść do restauracji? — Spytała, bo wydawało jej się, że takie były właśnie ustalenia. Przechyliła głowę odrobinę w bok, przyglądając mu się przy tym uważnie — intrygujesz, Arthur — powiedziała z uśmiechem, gdy usłyszała o noszeniu na rękach. Nie miałaby kompletnie nic przeciwko, aby znaleźć się w jego ramionach. — W porządku, w takim razie… Jestem ciekawa, co takiego wymyśliłeś — zaśmiała się, wsiadając do taksówki. Kiedy zajął miejsce obok i wręczył jej bluzę, zaczęła się jeszcze bardziej i intensywniej zastanawiać nad tym, co takiego mógł wymyślić. Kompletnie go nie znała więc… Mogła spodziewać się wszystkiego. — Dziękuję i… Cholera, coraz bardziej rozbudzasz moją ciekawość — przyznała zgodnie z prawdą, przyglądając mu się z wielką uwagą, jakby z jego twarzy mogła odczytać jakąkolwiek podpowiedź. Oczywiście wciąż nie miała pojęcia, jak spędzą ten wieczór. — Jedno wiem na pewno… Gdziekolwiek mnie bierzesz, nie zmarznę. To bardzo słodkie i miłe, że o tym pomyślałeś — powiedziała, gładząc materiał jego bluzy. Nie miała pojęcia, czy był tego świadomy, ale nie zamierzała mu już jej oddawać. — Mam zgadywać, dokąd mnie bierzesz? — Spytała, ale szybko dodała — możemy to sobie darować, pewnie i tak nie zgadnę. Jestem słaba w zgadywanki.

    elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Słuchając go, kiwała delikatnie głową. Musiała przyznać, że nie spodziewała się takiej odpowiedzi, ale nie miała nic przeciwko temu. Co prawda nie do końca miał rację, bo przez swój wyjazd nie miała obcykanych tutejszych restauracji, ale musiała się z nim zdecydowanie zgodzić, randki w postaci kolacji były banalne, chociaż czasami lubiła banały. Teraz natomiast była niesamowicie ciekawa, co takiego wymyślił Arthur.
    — Już myślisz o zniknięciu, że mówisz o zapamiętaniu? — Uniosła wysoko brew, przyglądając mu się przy tym — ale nie powiem, ciekawe podejście do tematu. Podoba mi się.
    Nie miała więc problemu z wejściem do taksówki, ba! Z chęcią pogoniłaby kierowcę, aby jechał znacznie szybciej, bo była tak bardzo ciekawa, że chciała być już na miejscu.
    Spojrzała na ich splecione małe palce i uśmiechnęła się w reakcji na jego minę. Mogłaby się rozpłynąć, gdyby dłużej tak na nią patrzył.
    Zdradzenie lokalizacji, jeszcze bardziej wzbudziło w niej ciekawość, a szare komórki pracowały intensywnie, bo nie miała pojęcia, co wymyślił, nie znała go nawet, aby móc cokolwiek podejrzewać i to podobało jej się jeszcze bardziej.
    — Powiedz to jeszcze raz — poprosiła, uśmiechając się przy tym, gdy powtórzył zdrobnienie, którego chciał używać, pokiwała twierdząco głową — jesteś pierwszą osobą, która tak mnie nazywa — poinformowała — więc dobrze, będę dla ciebie Elle — powiedziała, uroczo się przy tym uśmiechając i odrobinę przybliżyła się do niego, aby otrzeć się ramieniem o jego ramię — tylko dla ciebie — dodała szeptem, spoglądając na mężczyznę. Delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzy, a ona sama miała ochotę znaleźć się jeszcze bliżej niego. W ogóle nie czuła się tak, jakby umówiła się z całkiem nieznanym sobie człowiekiem. Dzięki tej znajomości zaczynała rozumieć, co oznaczało stwierdzenie, że można się przy kimś czuć, jakby znało się go od lat. Przy Arthurze tak właśnie się czuła. Nie miała pojęcia skąd i dlaczego wzięło się to uczucie, ale bardzo jej się podobało i miała nadzieję, że działało w dwie strony. Tego, że miał na nią taką samą ochotę jak ona na niego, była pewna w stu procentach, jednak nikt nie mówił, że nie mógł czuć do niej jedynie pociągu fizycznego. U Elle… Czuła, że mogliby stworzyć razem coś dobrego, a Villanelle, cóż, nie należała do osób, którym za wszelką cenę zależało na stałym związku. Ale z nim? Mogłaby spróbować, zdecydowanie byłaby chętna na spróbowanie.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Uśmiechnęła się na jego słowa, a następnie przechyliła delikatnie głowę w bok, uśmiechając się przy tym flirciarsko.
    — A o czym w takim razie przy mnie myślisz? — Spytała, uważnie mu się przy tym przyglądając. Biorąc pod uwagę ich wczorajszą, krótką wymianę zdań podczas oczekiwania na jej ojca, Elle podejrzewała, jakie mógł mieć myśli i…… Wcale nie miała nic przeciwko nim. Wręcz przeciwnie z wielką radością usłyszałaby, co takiego siedziało w jego głowie. Arthur miał w sobie coś, co bardzo ją do niego przyciągało i sprawiało, że czuła się przy nim naprawdę bardzo swobodnie. Zupełnie tak, jakby znali się od długiego czasu i z jednej strony było to świetne, ale z drugiej strony musiała się odrobinę przez to hamować, bo przecież dopiero ledwo, co zaczęła się ich pierwsza randka! A ona… Ona miała ochotę na dużo więcej niż wypada przy pierwszej randce. Nie chciała przesadzić z jednej, prostej przyczyny. Miała nadzieję, że to nie będzie ostatnie ich spotkanie, chociaż… Jej kłamstwa mogły stanowić pewien problem, jeżeli ich relacja miałaby się rozwinąć, ale z drugiej strony była pewna, że gdyby powiedziała mu, że dopiero, co skończyła liceum nie siedzieliby razem w tej taksówce. — Będą przyjemne. Czuję, że dobrze o to zadbasz — powiedziała z uroczym uśmiechem.
    Wzruszyła lekko ramionami. Zawsze zwracano się do niej pełnym imieniem i nigdy jej to nie przeszkadzało, bo zwyczajnie lubiła swoje imię. Uważała, że idealnie do niej pasuje i lubiła słuchać, gdy padało z ust innych. Kiedy jednak Arthura zaproponował Elle… Spodobało jej się jeszcze bardziej, zwłaszcza, gdy zaczął je powtarzać.
    Przygryzła delikatnie wargę, słysząc jego słowa. Przyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdyby mówił do niej cały czas szeptem… Czuła, że bardzo szybko przestałaby się w jakikolwiek sposób hamować.
    — To akurat zależy tylko od ciebie — szepnęła z połowicznym uśmiechem, patrząc prosto w jego oczy. Na jej twarzy ponownie pojawiło się zaskoczenie, bo nie rozumiała jego słów i nie była pewna, czego ma się spodziewać, ale kiedy ich twarze były jeszcze bliżej siebie, kiedy poczuła jego dłoń na swojej szyi, automatycznie przymknęła powieki, doskonale wiedząc, co się zaraz stanie. Ekscytacja narastała, bo od wczoraj myślała o tej chwili i czekała na nią, chociaż nie spodziewała się, że tak szybko się jej doczeka. Problem polegał na tym, że teraz chciała więcej. Dlatego, gdy zakończył pocałunek, jeszcze przez chwilę przymykała oczy. Dopiero słysząc przeprosiny, zamrugała, wpatrując się prosto w jego ciemne oczy.
    — Masz rację — wyszeptała cicho, sięgając w tej samej chwili dłonią jego policzka — nie powinieneś był kończyć tego tak szybko — dodała, gładząc ostrożnie jego twarz, patrząc mu przy tym cały czas w oczy. Przesunęła powoli spojrzenie z oczu, na jego usta i uśmiechnęła się kącikami ust. Jej dłoń, podążała za wzrokiem, więc kciukiem gładziła właśnie kącik jego ust — jak naprawisz swój błąd, przeprosiny nie będą potrzebne — szepnęła, ponownie spoglądając w jego oczy. Mogłaby sama go pocałować, ale bała się, że nie będzie umiała się od niego oderwać.

    elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Przygryzła delikatnie wargę, powstrzymując się przed szerokim uśmiechem. Słowa, które powiedział, były najsłodszymi, jakie kiedykolwiek usłyszała podczas randki.
    — Chciałabym wiedzieć, jakie to uczucia — powiedziała, przechylając delikatnie głowę na bok — ale jednocześnie nie chcę być wścibska, z drugiej strony… Sam zacząłeś — uśmiechnęła się, wpatrując się w jego oczy. Wystarczyło kilka chwil w drodze na ich randkę, aby szybko zrozumiała, jak wielki popełniła wczorajszego dnia błąd. Zastanawiała się, czy był jakiś sposób, aby bez problemu to odkręcić. Mogłaby mu powiedzieć teraz prawdę, ale czy zamiast dojechać do celu, nie zostawiłby jej samej w taksówce? Było jej źle ze świadomością, że cokolwiek przed nimi jest, będzie zbudowane na kłamstwie i to takim, które prędzej czy później wyjdzie na jaw. Nie chciała ani nie mogła teraz powiedzieć mu prawdy. Poza tym… to co działo się z nią przy nim, w jaki sposób reagowało jej ciało, nie chciała tego niszczyć. Nie teraz, nie tak szybko. Zresztą, przecież potrafiła uciszyć wyrzuty sumienia i poczucie winy. Potrafiła skupić się na obecnej chwili i czerpać z niej radość. Musiała teraz to zrobić. Skoncentrować się na teraźniejszości.
    Wystarczyło jedno spojrzenie w jego ciemne tęczówki, aby zapomnieć o swoim drobnym kłamstwie i jego ewentualnych konsekwencjach.
    — Przesadzasz — uśmiechnęła się subtelnie, czerpiąc przyjemność z możliwości dotykania go i bycia tak blisko. Gdy jego wargi dotknęły jej palców, przyjemne ciepło zrodziło się w jej ciele. Kolejne słowa tylko spotęgowały te uczucie, a sama Elle nie miałaby nic przeciwko, aby randka przeniosła się do łóżka. Zacisnęła nogi, bo obrazy, które podsunęła jej wyobraźnia zadziałały na nią na tyle intensywnie sprawiając, że jej bielizna stała się wilgotna.
    — Oby to co mówisz było prawdą, bo jestem cholernie głodna, Artie — wymruczała cicho, nie przejmując się tym, co może o niej pomyśleć. Skupiała się na trwającej chwili, a instynktownie czuła, że Arthurowi wcale nie będą przeszkadzać takie wyznania. — Mogłabym ci udowodnić jak bardzo, ale… to byłoby przesadą, nawet jak na mnie — szepnęła, zagryzając wargę.
    Może dobrze, że kierowca przerwał im tę rozmowę i dojechali na miejsce. Czuła, że w samochodzie robiło się gorąco i jeszcze chwila, a nie byłoby czym oddychać.
    Wysiadła z samochodu, oddychając głęboko świeżym powietrzem. Uśmiechnęła się, spoglądając w stronę bramy, a kiedy do niej dotarło, że mają spędzić czas w wesołym miasteczku, uśmiech znacząco się poszerzył.
    — Oh, dobrze to sobie przemyślałeś — zaśmiała się wesoło, sięgając dłonią jego dłoni i splotła ze sobą ich palce — przyznaj, w głębi duszy masz nadzieje, że trochę będę się bała, a twoje silne ramiona sprawią, że poczuje się lepiej? — Zaśmiała się cicho, ale nie miała nic przeciwko — cudowny pomysł. Musisz tylko ustrzelić dla mnie pluszowego misia! To jak spełnienie marzeń nastoletniej mnie o idealnej randce — powiedziała, kierując się powoli w stronę kas biletowych.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  16. — Brzmi… dobrze — odwzajemniła uśmiech — podoba mi się, że chcesz więcej spotkań — ona sama z chęcią zgodzi się na kolejne spotkanie i każde kolejne, dopóki będzie czuła przy nim to samo, co teraz. Podejrzewała, że takie wewnętrzne przyciąganie nie może ot tak, po prostu nagle zniknąć, więc… Była otwarta na rozwój tej relacji i ta wizja jej odpowiadała tak długo, dopóki nie myślała o swoich kłamstwach. Ponownie machnęła na nie mentalnie ręką, odpychając je daleko od siebie. Dzisiaj już więcej nie zamierzała o nich myśleć i do tego wracać. Liczył się tylko Arthur i to, co zaplanował na ich wspólny wieczór i to, czego wcale nie planował, a do czego mogło dojść. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby ta randka faktycznie skończyła się w jego łóżku. Po cichu liczyła, że tak właśnie się stanie.
    Westchnęła cicho. Oczywiście, że mogła to zostawić dla siebie, ale… Nie oszukujmy się. Lubiła prowokować. Dlatego uśmiechnęła się niewinnie i wzruszyła ramionami, robiąc przy tym uroczą minę.
    — Nie musiałam, to prawda — zaśmiała się cicho — ale lubię podkręcać atmosferę — szepnęła, jakby zdradzała mu właśnie jakiś duży sekret. Gdy uwolnił jej wargę, mimowolnie oblizała usta, oddychając przy tym głęboko.
    Podobała jej się ich swoboda w stosunku do siebie. Ośmieliłaby się powiedzieć, że to wszystko było trochę magiczne, ale nie miała nic przeciwko. Trochę tak, jakby trafiła na swoją bratnią duszę, dosłownie, swoją drugą połówkę.
    — Świetnie, zamierzam we właściwym czasie wykorzystać tę deklarację — mówiła całkiem szczerze. Co prawda była przyzwyczajona do chodzenia na szpilkach, ale… Nie po wesołym miasteczku. Takie buty zdecydowanie nie nadawały się do takiego miejsca. Z drugiej strony mogła się poczuć niemal jak modelka. Nie raz widziała przecież takie sesje zdjęciowe. — I gwarantuję, że jeżeli odmówisz, będę musiała cię należycie ukarać. Dwa karygodne uczynki to dużo za dużo — powiedziała, ale rozbawienie było wyraźnie widoczne na jej twarzy. — Muszę się zastanowić… Na pewno wśród tych marzeń był namiętny pocałunek na pożegnanie, ale nie ukrywam, że obecne wyobrażenia mam odrobinę inne — spojrzała prosto w jego oczy, ściskając odrobinę mocniej swoją dłonią jego dłoń — wata cukrowa. Chciałabym zjeść watę i scałować jej resztki z ust mojego wybranka i… ale obiecaj, że nie będziesz się śmiał… Musisz mi obiecać — zastrzegła i po chwili czując jak jej policzki się rumienią dodała — zawsze chciałam się przepłynąć tymi tandetnymi łabędziami w tunelu miłości — mruknęła, rozglądając się dookoła.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  17. Obudziło ją pukanie do drzwi, nim jednak wstała, przeciągnęła się leniwie w łóżku, z żalem odnotowując, że jest w nim całkiem sama. Zdziwiła się odrobinę, bo liczyła, że uda im się zjeść wspólne śniadanie. Nic też nie wskazywało na to, aby Arthurowi nie podobał się ich wspólny wieczór. Wręcz przeciwnie, po namiętnej nocy była przekonana, że bardzo mu się podobało. Zakryła nagie ciało kołdrą i leniwie podeszła otworzyć drzwi. Widząc kogoś z obsługi z kawą i crossaintem, na ustach Villanelle pojawił się szczery uśmiech.
    Wracając do łóżka bogatsza o swoje ulubione śniadanie zauważyła pozostawioną przez mężczyznę karteczkę. Uśmiechnęła się, bo te drobne gesty były niesamowicie miłe i słodkie. Na wspomnienie wczorajszej randki, uśmiech tylko się poszerzał, a ona mogła z cała pewnością uznać, że plan Arthura się udał – zawsze będzie pamiętać ten wieczór i noc, niezależnie co się wydarzy, nigdy tego nie zapomni.
    Czytając ponownie karteczkę, mina jej odrobinę zrzedła, bo sama musiała udać się na zajęcia. Nie mogła pozwolić sobie na spóźnienie, bo ponoć wykładowca z którym zaczynała swój uczelniany dzień był strasznym tyranem i dobrze było z nim nie zadzierać. Miała mało czasu, a musiała wrócić do domu, bo przecież nie mogła pojawić się na uczelni w swoim wczorajszym stroju, zdecydowanie.
    Pospiesznie się ogarnęła, dając w tym czasie znać swojemu kierowcy, aby po nią przyjechał. Upiła kilka łyków kawy, a rogalika zabrała ze sobą na wynos.
    Odświeżona i ubrana w odpowiedni sposób, pojawiła się na uczelni idealnie na czas, a nawet lepiej. Zajęła miejsce na sali wykładowej nim pojawił się w niej sam prowadzący. Ułożyła przed sobą laptop i czekała, aż rozpoczną się zajęcia.
    Hałas zrobiony przez wykładowcę sprawił, że drgnęła wystraszona trzaskiem i od razu pomyślała, jaki z niego palant, nim zdążyła przenieść na mężczyznę swoje spojrzenie. W jednej chwili, gdy tylko jej oczy spostrzegły Arthura w jej głowie pojawiła się jedna, konkretna myśl: o kurwa.
    Zsunęła się odrobinę na siedzeniu, starając się pozostać ukrytą za ekranem przenośnego komputera, cały czas obserwując jego poczynania. Nie zdążyła odwrócić wzroku, gdy ich spojrzenia się spotkały. Czuła, jak jej plecy oblewa zimny pot. Gdyby wiedziała wcześniej… Nie skłamałaby, a na pewno nie w sposób w jaki to zrobiła. Nie miała jednak pojęcia, że spotka pana architekta na swojej uczelni w postaci wykładowcy.
    Nie potrafiła skupić się na zajęciach i słowach, które padały z jego ust. Jej myśli krążyły w zupełnie innym kierunku niż powinny, powracając do minionej nocy, porównując obraz Arthura, które zdążyła poznać do tego, którego przedstawiały starsze roczniki na uczelni. Patrząc na jego zachowanie podczas wykładu, podejrzewała, że studenci mogli nie przesadzać.
    Kiedy wycelował w nią palcem, zamrugała nerwowo, wiedząc już, że ma przejebane i to bardzo. Kiedy inny studenci zbierali pospiesznie swoje rzeczy, Villanelle robiła to wręcz ślimaczo. Poprawiając torbę na ramieniu zaczęła schodzić z podwyższenia, kierując się w stronę wykładowcy, w stronę Arthura… Drgnęła, kiedy zadał pytanie. Nie podobał jej się ton, jakim się do niej zwracał. Owszem, mógł być zły, okłamała go, w dodatku okazało się, że jest jego studentką, ale nie miał prawa odzywać się do niej w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń

  18. - Okej – powiedziała, kiedy skończył. Spojrzała na niego z wyraźnym niezrozumieniem na twarzy – odrobinę skłamałam, ale na co cię niby skazałam? – Uniosła wysoko brew, kompletnie nie rozumiejąc, o co mogło mu chodzić. Wiedziała, że zrobiła źle, nie zamierzała tego negować. Nie lubiła jednak, kiedy się ją atakowało, a on właśnie to zrobił, w dodatku bredząc coś, czego kompletnie nie rozumiała – z tego co pamiętam to zrobiłam sporo rzeczy, które ci się podobały. Nie wyglądałeś na niezadowolonego – szepnęła, robiąc krok w stronę biurka – przepraszam, nie powinnam była skłamać, ale gdybyś usłyszał, że dopiero zaczynam studia, nie chciałbyś się umówić, a… To co było wczoraj, było prawdziwe – nadal mówiła szeptem, bo wolała nie kusić losu. Byłaby niezła afera, gdyby inny student coś usłyszał i puścił zdobytego newsa w obieg.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  19. Trochę przestraszył ją tym uderzeniem w biurko, ale sama poczuła taką złość, że nie zamierzała stać grzecznie i słuchać jego żali. Dlatego prychnęła w reakcji na jego słowa. Ona była bezczelna? To on postanowił wyładować na niej swoją złość. Rozumiała, że jej kłamstwo mogło go wkurzyć, ale to nie było usprawiedliwieniem dla zachowania, jakie sobą prezentował.
    Kiedy powiedział, że ma zostać po zajęciach zakładała, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych, że będzie starała się jakoś to wyjaśnić, próbując przy tym go nie denerwować, bo skoro Arthur Morrison był jej wykładowcą i faktycznie był z niego kawał gnojka, wolała mu nie podpadać już pierwszego dnia, chociaż… Podpadła mu na samym starcie tylko tym, że nazywała się Villanelle Madison i miała tego świadomość.
    Skoro i tak miała mieć u niego problem, nie zamierzała pozwolić na to, aby wycierał nią podłogę. To nie była tylko jej wina. Poza tym nie zrobiła tego przecież specjalnie. Nie miała pojęcia, że był jej wykładowcą! Może i powinna zainteresować się uczelnianymi sprawami wcześniej, niż w pierwszy dzień swoich zajęć, wtedy połączyłaby pana architekta czekającego w salonie, z imieniem i nazwiskiem na planie zajęć. Ojciec kilka razy rzucał jego nazwiskiem, gdy wspominał o swoim spotkaniu, ale Elle była całkowicie nieświadoma, że Arthur Morrison wykładał na Columbii, na kierunku, który zamierzała studiować. Do jasnej cholery, gdyby miała tę świadomość, nie okłamywałaby go! Nie poszłaby z nim do łóżka… Chociaż to nie było tak oczywiste, nadal uważała go za przystojnego, nadal miał w sobie coś niezwykłego i tak prawdę mówiąc nadal miała ochotę być bardzo blisko niego. Łatwo byłaby w stanie odnaleźć pokojowe rozwiązanie tej kłótni, ale… No właśnie, było ale. To wszystko nie zależało tylko od niej.
    Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia. Wciąż uważała, że odrobinę przesadzał i za bardzo się przejmował.
    — Ja jestem bezczelna? — Splotła ręce tuż pod piersiami, nabierając przy tym bojowej postawy — nie będziesz zrzucał całej winy na mnie — oznajmiła stanowczo — okłamałam cię, to prawda. Za to biorę odpowiedzialność i nie zamierzam się wybielać. Ale wszystko to, co powiedziałeś… To chore. Nikt nie będzie brał cię za gwałciciela, przesadzasz — prychnęła — myślisz, że jesteśmy pierwszymi, którzy odwalili taki numer? — Zaśmiała się cicho, była pewna, że nie byli ani pierwszymi, ani ostatnimi. Arthur podchodził do tego jednak bardzo emocjonalnie i, jak na oko Villanelle, nieco przesadnie.
    — Krzycz głośniej to na pewno nikt się nie dowie, co się stało — syknęła. Mimo wszystko zależało jej na dobrej opinii, a gdyby ktokolwiek dowiedział się o wczorajszej nocy… — naprawdę uważasz, że jestem na bezpiecznej pozycji, bo płacę kasę? Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu. To nie ja płacę kasę, a mój tatuś. Myślisz, że byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że jego grzeczna córeczka jest taka giętka w łóżku? Myślisz, że dalej płaciłby za moje studia, pozwolił mieszkać w jego domu i pozwolił przejąć firmę? — Prychnęła — no to jesteś w grubym błędzie. Ten człowiek… — zawiesiła głos, zaciskając mocno pięści. Owszem, była oczkiem w jego głowie, ukochaną córeczką, ale Madisonowie byli przyzwoici, nie lubili głośnych dramatów czy skandali. Byli wpływowi, ale przy tym bardzo etyczni i moralni w porównaniu do pozostałej elity Manhattanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby jej ojciec wiedział, jaka była naprawdę… Nie zastanawiałby się dwa razy, a mimo wszystko od razu by ją wydziedziczył. Nie mogła do tego dopuścić — nie miałam pojęcia, poważnie — westchnęła, zagryzając wargę — gdybym wiedziała… — no właśnie, co by było, gdyby wiedziała? To nie zmieniłoby pociągu, który czuła względem niego, nawet, a może zwłaszcza teraz. — Nie kłamałabym, dobra? Pewnie i tak chciałabym się umówić, ale zostałoby to w sferze marzeń. Jeszcze nigdy z nikim nie czułam się tak jak z tobą, wczoraj… Cały ten wieczór, czułam się, jakbyśmy znali się od zawsze — powiedziała — już w taksówce zastanawiałam się, jak wykręcić się z tego kłamstwa, bo wiedziałam, że chciałabym, aby nie skończyło się na jednej randce… A nie jestem głupia, wiedziałam, że prędzej czy później się wyda, nie miałam tylko pojęcia, że tak szybko, że spotkam cię na uczelni jako swojego profesora.

      całkiem szczera elcia

      Usuń
  20. — Z teoretycznego punktu nie skłamałam — nadęła gniewnie policzki, marszcząc przy tym nos — biorąc pod uwagę jedną z definicji samego słowa studiowanie, nie minęłam się dużo z prawdą, po prostu — urwała w pół zdania, zastanawiając się, po co w ogóle w to brnie. Czy tłumaczenie się miało jakikolwiek sens? Czy po tym, co wyszło właśnie na jaw, była jakakolwiek szansa na związek? Był od niej dużo starszy, był jej wykładowcą i bał się ryzyka. Do tego widzieli się nago i z tego, co właśnie powiedział, mieli widywać się niemal dzień w dzień podczas zajęć przez kolejne lata… Nie podobała jej się taka perspektywa. Nie chodziło o to, że miałaby się, czego wstydzić. Nie. Bardziej martwiła się o to, jak miałaby zapomnieć o nim, widując go codziennie? Był… Ta więź, która momentalnie pojawiła się pomiędzy nimi była wyjątkowa, niepowtarzalna i teraz od tak miała o tym wszystkim zapomnieć? To nie byłoby łatwe.
    Wpatrywała się w jego plecy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miał rację. Gdy takie spawy wychodziły na jaw, to pracownicy oświaty byli przedstawiani w rolach czarnych charakterów. Zacisnęła mocno wargi, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby w którymś z kątów miała odkryć magiczne rozwiązanie na problem, który tak nagle się pojawił.
    — Gdybym zmieniła grupę? — Spytała, nie mając pojęcia, że na pierwszym roku to on prowadzi wszystkie zajęcia z tego przedmiotu. Zmiana uczelni nie wchodziła w grę, nie bez powodu wybrała Columbię.
    Wstrzymała oddech. Miała nadzieję, że po tych słowach padnie jakaś deklaracja z nadzieją na lepsze jutro. Bardzo chciała coś takiego usłyszeć. To było dziwne, poczuć tak silny ból w sercu z powodu znajomości, która nawet tak na dobrą sprawę porządnie się nie zaczęła. Czy właśnie traciła szansę na przeżycie szalonej, pierwszej miłości, o której się nie zapomina? Miała dziwne przeczucie, że to właśnie to. Żaden z chłopców poznanych w Paryżu nie rozbudził w niej tak wielu uczuć w tak krótkim czasie, żadnego nie było jej żal zostawiać, a teraz? Nie chciała się odwrócić i wyjść, nie chciała zamknąć drzwi sali, bo wiedziała, że gdy to się stanie, ta szalona jednonocna przygoda zostanie przeszłością już na zawsze.
    — Nie chcę, nie mów tego… — wymamrotała cicho, łapiąc za pasek torby i mocno go ściskając — nie nazywaj mnie już tak, jasne? Rozumiem, że boisz się o pracę i o opinię, to zrozumiałe, ale wiesz, co? Czasami trzeba wszystko postawić na jedną kartę, wziąć życie za rogi — ton jej głosu momentalnie się zmienił. Nie mogła sobie pozwolić na smutki i wylewanie łez. Znali się od niecałych czterdziestu ośmiu godzin, nie zamierzała płakać po kimś, dla kogo nie była wystarczająca, aby podjąć ryzyko. — myliłam się, myśląc, że jesteś konkretnym człowiekiem — prychnęła, odwracając się na pięcie. Chciała usłyszeć jak za nią rusza, jak zmienia zdanie, łapie ją za dłoń, odwraca i przyciąga do siebie, łącząc ich usta w pocałunku, przeprasza i stwierdza, że jednak warto zaryzykować.
    Wiedziała, że to pozostanie w sferze niespełnionych marzeń.
    — To co? Do zobaczenia na kolejnych zajęciach, profesorze. Pewnie już jutro? Wspaniale — burczała pod nosem, zastanawiając się, w jaki sposób mogłaby utrzeć mu nosa, sprawić, aby żałował swojej słabości i strachu, który zahamował go przed spróbowaniem.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  21. - A jaka to różnica czy to pierwszy kierunek, czy drugi? Jakieś ulgi i nagłe zmiany w regulaminie? – Prychnęła, ignorując jego uwagę o robieniu z niego idioty. Gdyby to właśnie na tym jej zależało, ta rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. – Ja pierdole, nawet nie próbuj mnie traktować jak dzieciaka – była wyczulona na podobne teksty – wiesz kiedy zaczęłam wkraczać w dorosłość? Kiedy rodzice wysłali mnie do prywatnego liceum na drugim końcu świata, kiedy musiałam sobie radzić sama i szukać sposobu, żeby przetrwać wśród ludzi, których w ogóle nie znałam i do których zdecydowanie nie pasowałam, a z którymi musiałam dzielić życie przez kolejne lata nauki. Kiedy nie było obok nikogo, kto byłby pomocą i zaufaniem – poinformowała, kręcąc przy tym głową. Nie lubiła wracać do tych gorszych wspomnień z początku swojej francuskiej przygody, ale miała świadomość, że to ten początek najbardziej ukształtował ją w osobę, którą była teraz. – Przestań ciągle szukać usprawiedliwienia, dzięki któremu będziesz się dobrze czuł, odtrącając mnie – wycedziła – tak, tak właśnie sobie to wyobrażam – powiedziała, zmieniając ton głosu – potajemne schadzki brzmią dobrze i bardzo ekscytująco – przygryzła wargę – moglibyśmy wynająć jakieś niepozorne mieszkanie, a w oczekiwaniu na spotkania z papą mogłabym umilać ci czas – mówiąc to, oblizała powoli wargi – ale jeżeli tylko ja potrafię zobaczyć rozwiązanie to masz rację, lepiej to skończyć – starała się nie pokazywać przy tym emocji, które jej towarzyszyły. Miedzy innymi tego nauczyły trzy lata z dala od domu, bycie za bardzo emocjonalnym przynosiło więcej szkody niż pożytku.
    Spojrzała ostatni raz w jego oczy i odwróciła się.
    Trzasnęła drzwiami z całej siły, gdy opuściła salę wykładową i skierowała się do toalety, potrzebowała krótkiej chwili dla siebie. Sięgnęła po smartfon i pospiesznie weszła w aplikacje uczelni sprawdzając swój plan, miał rację, w tym semestrze mieli widywać się codziennie. Miała ochotę rzucić telefonem, jednak się powstrzymała. Zawsze dostawała od życia to, czego chciała. Tym razem chciała mieć Arthura i… musiała wymyślić co zrobić, żeby przestał się bronić przed tym, co czuł. Skoro wiedziała, że czuł się przy niej dokładnie tak samo, jak ona przy nim, sprowokowanie pana profesora, wcale nie powinno być takie trudne. Zamierzała rozpocząć swoją grę od kolejnych zajęć.
    Kolejnego dnia wstała dużo wcześniej niż było to konieczne, ale musiała się odpowiednio przygotować. Wczoraj specjalnie odwiedziła bibliotekę na campusie i wypożyczyła kilka książek, o których wspominał Morrison. Nie miała pojęcia, jak będzie ją traktować podczas zajęć, wiec wolała być przygotowana na wszystko, poza tym miała cichą nadzieję, że jeżeli będzie przygotowana merytorycznie, łatwiej będzie jej zrealizować swój plan. W końcu był profesorem, wiedza musiała go kręcić, a czy było lepszego od przygotowanej studentki, na którą już i tak przecież leciał?
    Ubrała ciemne pończochy i sweterkową sukienkę w jesiennym kolorze, sięgającą niewiele za ozdobny pasek od pończoch, a gdy zakładała nogę na nogę, dekor był wyraźnie widoczny. Zamierzała upolować miejsce w pierwszym rzędzie tuż przed miejscem Morrisona, chociaż wiedziała, że to będzie najtrudniejsze z całego jej planu. Studentki były nim zachwycone i w sumie nie dziwiła się, ale strasznie ją wkurzały z prostego powodu, też była nim zachwycona, w dodatku zaznała tej przyjemności jaką był i… chciała więcej.
    Szczęście, jakie poczuła, gdy upatrzone przez nią miejsce było wolne, było nie do opisania.
    Kiedy Morrison wszedł do pomieszczenia, od razu zapanowała w nim cisza, po wczoraj wszyscy zrozumieli, że na jego zajęciach musi być zachowana dyscyplina.
    - Panie profesorze – odezwała się w momencie, w którym nic nie mówił, a w pomieszczeniu panowała cisza – mam pytanie – dodała, spoglądając na niego uparcie.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  22. Jak to zazwyczaj bywa, Villanelle analizowała ich wczorajszą rozmowę i całą tę sytuację, zastanawiając się nad tym, czy całość mogła wyglądać inaczej. Może gdyby odpowiadała mu w inny sposób, może gdyby spróbowała go przekonać, że z pewnością uda im się zachować związek w sekrecie… Rozmowa skończyła się, jak się skończyła i wiedziała, że jej intensywne analizy niczego już nie zmienią.
    Teraz chciała udowodnić mu za wszelką cenę, jak bardzo powinien żałować, że tak łatwo zrezygnował i się poddał, nawet niczego nie próbując.
    Słysząc jego odpowiedź, ostentacyjnie wywróciła oczami, a następnie podpadła się jednym łokciem o stolik, nachylając się delikatnie do przodu, co sprawiło, że materiał sukienki podciągnął się jeszcze wyżej, odkrywając już nie tylko sam dekor, ale skrawek skóry i pasów, trzymających pończochy.
    - Przejrzałam wczoraj całą listę literatury, niestety jedna z książek jest niedostępna – powiedziała – nie ma jej w żadnej bibliotece w Nowym Jorku ani nie da się jej kupić. Nie dziwne, że będą padać idiotyzmy, jak nie mamy z czego się uczyć – dodała, starając się z całych sił nie dać ponieść się swojej wewnętrznej złości na niego; nie chciała rozpoczynać żadnej kłótni czy ostrej wymiany zdań na oczach innych studentów – chyba, że to zamierzone działanie? Łatwiej później uznawać studentów za debili? – Nie powstrzymała się jednak przed jedną, delikatną zaczepką. Miała świadomość, że teraz z pewnością inni studenci przysłuchują się ich rozmowie, ale na ten moment miała to głęboko w poważaniu, w dodatku na ten moment w niczym ich obecność jej nie przeszkadzała. – Chociaż muszę przyznać, że spodziewałam się na pierwszych właściwych wykładach czegoś innego… - mruknęła już dużo ciszej, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, mając na myśli wygląd profesora. Z pierwszego rzędu była w stanie dostrzec jego zaczerwienione oczy, które zrodziły w niej szczere zainteresowanie i wiele pytań. Dwie nieprzespane noce pod rząd? Ciekawe co robił. I z kim.
    - W każdym razie chciałam spytać, skąd mamy wziąć ten tytuł. Załatwi nam profesor kserówki? – Wbiła w niego spojrzenie swoich ciemnych oczu, jednocześnie pod stołem zmieniając ułożenie nóg. – Czy może powinniśmy złożyć grupą zażalenie do dziekanatu? To w zasadzie niesprawiedliwe, że znajduje się tak trudna do znalezienia pozycja w spisie – dodała, wzruszając od niechcenia ramionami – chyba, że to jakaś pomyłka? W każdym razie chodzi o tę książkę napisaną przez G. Tylera i F. White’a. Jest nie do zdobycia.

    pilna i trochę zazdrosna studentka, która sobie dopowiada

    OdpowiedzUsuń
  23. Prychnęła cicho w reakcji na jego słowa. W mniemaniu Villanelle, jedynym debilem w tej auli był właśnie on – pan profesor. Słysząc jednak jego kolejne słowa, delikatny uśmiech, który do tej pory gościł na jej twarzy, momentalnie zrzedł. Przeniosła pospiesznie z jego twarzy na ekran laptopa i zaczęła poszukiwać zapisany plik z wczorajszego wykładu, gdzie sumiennie wszystko notowała. Po otworzeniu pliku, przebiegła szybko wzrokiem po tekście, a następnie zmrużyła powieki.
    — Pokaż mi notatki — mruknęła, odwracając się w prawą stronę i nie czekając na odpowiedź siedzącej obok dziewczyny, zgarnęła jej segregator i pospiesznie śledziła wzrokiem mało czytelne, niedbałe pismo. Jak byk miała zaznaczone, że książka, o której była mowa faktycznie znajdowała się na liście literatury dodatkowej. — Oh, putain d’enfer — wymruczała wiązankę przekleństw po francusku, oddając notatki jej właścicielce.
    Chciała mu delikatnie dowalić, dodatkowo, a może raczej przede wszystkim sprowokować strojem, tymczasem zrobiła z siebie debilkę. I nie miała pojęcia, w jaki sposób to odkręcić i się wybielić. Wspaniale, już w drugi dzień na uczelni zaprezentowała się przed całą grupą, w wręcz wyśmienity sposób. — W takim razie poproszę… Z chęcią ją przeczytam i się douczę. Chociaż tytuł debila roku nie brzmi źle, dostanę własnoręcznie wykonany przez profesora medal? — Mruknęła już nie tak pewna siebie, jak wcześniej. Nie miała pojęcia, jak mogła nie zauważyć, że lektura była na drugiej liście. Cóż… wciąż jednak miała swoje ciało, a wiedziała, że te działało na profesora Morrisona.
    Ponownie zaklęła, gdy oznajmił, że to od jej pracy zacznie sprawdzanie. Była pewna, że niezależnie od tego, jak bardzo się postara i tak znajdzie coś, do czego będzie mógł się przyczepić. Prychnęła cicho. Zwiesiła głowę w dół i za radą Arthura skupiła się całkowicie na zadaniu. Była na siebie wściekła i czuła, że wybuchnie jeżeli wdadzą się w kolejną wymianę zdań, a biorąc pod uwagę jego słowa… Na pewno rozpocznie kolejną rozmowę.
    Jej projekt był początkowo nowoczesny, ale później przypomniała sobie co zaczął tworzyć dla jej ojca i zdecydowała się na bardzo zachowawcze rozwiązania, które były przede wszystkim bezpieczne, ale mogło im braknąć fantazji i polotu. Obawiała się surowego oka Morrisona, a świadomość, że i tak się do czegoś przyczepi sprawiała, że czuła się zniechęcona. W dodatku nie zdążyła całości zrobić w wyznaczonym czasie i kiedy czas minął, jej mina mówiła wystarczająco dużo o projekcie, a przynajmniej o tym, co sama o nim myślała. Wściekłość tylko narastała, a najgorsze było to, że chwilo nie miała jak dać jej upustu, co tylko wzbudzało większą irytację na samą siebie i Morrisona oczywiście. Na niego była wkurzona tak bardzo, że obwiniała go chwilowo o całe zło świata.

    złośnica

    OdpowiedzUsuń
  24. Słysząc śmiech mężczyzny, kąciki jej własnych ust delikatnie zadrżały. Powstrzymała się jednak przed szerokim uśmiechem, chociaż dwa dni temu słysząc ten dźwięk wydobywający się z jego ust, sama miała ochotę się śmiać. Teraz musiała się jednak powstrzymać i zdusić tę chęć jeszcze w zarodku. Słysząc jego słowa, wywróciła teatralnie oczami i wzięła się za projekt.
    Zerkała co jakiś czas na mężczyznę, posyłając mu trochę wyczekujące spojrzenia. Gdy ją ignorował, czuła narastającą irytację, bo przecież ostatnie czego chciała, to żeby był w stanie trzymać się od niej z daleka.
    Z niechęcią podniosła się i przeniosła za biurko profesora, podłączając do swojego laptopa odpowiednie wtyczki.
    — T-tak jest niedokończony, godzina to jednak mało czasu, ale… Zdecydowałam się na pójście w minimalistyczną klasykę — zaczęła, zastanawiając się w zasadzie nad tym, co chciała swoim projektem ukazać. Szybko sama zdała sobie sprawę z tego, dlaczego jej nie wyszedł. Nie miała żadnej, konkretnej wizji. Bała się ochrzanu ze strony Morrisona i nie potrafiła wymyślić konkretnego zamysłu. I w momencie, w którym wlepiała wzrok w ekran laptopa zrozumiała, że jeżeli te zajęcia będą tak wyglądać, to jest w czarnej dupie. Musieli jakoś rozwiązać ten nieoczekiwany problem pomiędzy nimi, ale Villanelle nie zamierzała być tą, która wyjdzie z taką inicjatywą. Wbrew wszystkiemu chciała kontynuować tę znajomość i miała nadzieję, że uda się to jakoś osiągnąć. Najlepiej tak, aby to Morrison sam uznał, że nie jest w stanie trzymać rąk przy sobie, bo przecież prosić się i błagać go o szanse nie zamierzała.
    — I tutaj właśnie nie zdążyłam… Myślałam o wprowadzeniu lawendy — zakończyła swój monolog, z głową uniesioną w górę. Z tej odległości nie była w stanie nawiązać z profesorem kontaktu wzrokowego, ale była pewna, że Arthur zdawał sobie sprawę z tego, że wpatrywała się prosto w niego niemal przez cały ten czas, a zwłaszcza w momentach, w których nerwowo zmieniała ułożenie nóg.
    Siedziała wciąż przy jego biurku, oczekując na surową ocenę.
    — Jak dla mnie jest wspaniale, Madison możesz częściej prezentować projekty — jakiś mięśniak odważył się odezwać nim zrobił to profesor, a Villanelle odnalazła go spojrzeniem i uśmiechnęła się szeroko.
    — Naciesz oczy, bo więcej i bliżej nigdy nie zobaczysz — odpowiedziała od razu, gotowa wdać się w dyskusję z tym palantem. Była tak nabuzowana, że gdzieś musiała wyładować złość, a przy całej grupie lepiej było wdać się w pyskówkę z innym studentem niż znów się ośmieszyć przed wszystkimi w dyskusji z Arthurem.

    jesteście naszą słabością, ale ćśś

    OdpowiedzUsuń
  25. — Oczywiście panie profesorze — powiedziała w reakcji na jego słowa. Sam zauważył, że niczego jeszcze tak naprawdę nie potrafią, więc w mniemaniu Elle godzina to było dużo za mało. O presji czasu mógłby zacząć mówić zdecydowanie później. W każdym razie, Madison poprawiła się na siedzeniu i kontynuowała przedstawienie swojego projektu. Z tyłu głowy mając myśl, że w każdej chwili wtrąci się jej w słowo i powie, jak bardzo zawaliła. Była… Miło zaskoczona, gdy nic takiego się nie stało.
    Zaskoczyło ją natomiast to, zareagował na ten głupi komentarz. Samej Madison takie słowne zaczepki nieszczególnie przeszkadzały. Ale… Kącik jej ust drgnął delikatnie, bo to oznaczało, że Arthurowi przeszkadzały. Wbiła wzrok w ekran swojego laptopa, usilnie próbując powstrzymać uśmiech, który cisnął się na jej usta. Mimo wszystko, nie spodziewała się, że profesor od razu wyprosi chłopaka z zajęć. Nie odważyła się jednak w tej chwili niczego powiedzieć ani też w żaden sposób zareagować, wciąż miała utkwione spojrzenie w swoim komputerze. Oderwała spojrzenie od ekranu dopiero wtedy, kiedy prowadzący znalazł się początkowo za nią, odchyliła się automatycznie, aby spojrzeć na twarz mężczyzny, nim jednak zdążyła to zrobić, profesor znalazł się obok.
    Powstrzymała się przed zerknięciem w dół na ich nogi, bo to byłoby podejrzane. Nie miała jednak pojęcia, czego może się po nim w tej chwili spodziewać. Słysząc, więc jego pytanie, uśmiechnęła się delikatnie, gotowa na odpowiedź. Szybko zrozumiała, że ma milczeć i słuchać go dalej. Gdy tak szeptał, przez jej ciało przeszedł dreszcz, bardzo przyjemny, bo gdy Arthur mówił, ona wyobrażała sobie jak mężczyzna ponownie rozkazuje jej zostać w auli po zajęciach i tym samym nieznoszącym sprzeciwu tonem mówi jej, co ma robić, aby przestał się na nią złościć, a ona potulnie spełnia każde jego życzenie.
    — To, to zrób — szepnęła cicho, niemal błagalnie, nie odrywając wzroku od ekranu. Nie chciała na niego patrzeć, bo nie była pewna, czy byłaby w stanie nad sobą zapanować. Dostrzegła natomiast wypukłość w jego spodniach, a to zadziałało na nią niesamowicie podniecająco, czego kompletnie się nie spodziewała. — Opowiedzenie, co właśnie dzieje się w mojej skąpej bieliźnie nie jest dobrym pomysłem? — Nie musiał odpowiadać, bo dobrze wiedziała, że usłyszy odpowiedź w stylu jego poprzednich słów, ale prawdę mówiąc nie miałaby nic przeciwko, aby rozwinął swoje myśli i opowiedział jej właśnie tu i teraz, co by chętnie z nią zrobił — Jasne, jak słońce — powiedziała, kiwając przy tym głową. — Pozwoli profesor, że sobie jeszcze tylko zapiszę? Co bym nie pomieszała nic jak z tą książką — dodała, sięgając dłonią do laptopa, aby wypiąć z niego wtyczkę od projektora — swoją drogą będę wdzięczna za jej udostępnienie — dodała, jednocześnie otwierając plik tekstowy. Nim jednak zaczęła pisać upewniła się, że jej laptop jest odłączony od uczelnianego sprzętu.

    Pokazałeś wczoraj, że nie masz odwagi, aby spełnić którakolwiek z tych gróźb. A może obietnic? Tak czy siak mam w zanadrzu jeszcze kilka ładnych zestawów. Jestem pewna, że byłbyś zachwycony.

    — Zerknie profesor czy niczego nie pomyliłam? — Odważyła się w końcu na niego spojrzeć, chociaż jednocześnie zacisnęła mocno nogi czując na bieliźnie znajomą wilgoć.

    pilna studentka

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie musiał się obawiać, że Elle zrobi coś głupiego. Owszem, zamierzała go prowokować, jednak w granicach rozsądku (chociaż czy w ich sytuacji jakakolwiek prowokacja była rozsądna?). Nie chciała, aby dobrał się do niej na oczach studentów lub zrobił coś innego, równie głupiego. Chciała jedynie podsycić jego wyobraźnię, sprawić, aby nie mógł przestać o niej myśleć i w końcu sam… Uznał, że powinni dać sobie szansę i temu sekretnemu spotykaniu się. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to łatwe, ale… Sama myśl, że mieliby się ukrywać bardzo ją podniecała. Arthur Morrison działał na nią intensywnie bez specjalnego wysiłku, a dodając do tego potajemne spotkania? Madison robiła się wilgotna na samą myśl.
    Chociaż wcale nie chodziło jej tylko o seks, chociaż ten, musiała przyznać był niesamowity – i to jeszcze za nim wyszło na jaw, że ich potencjalny związek jest zakazanym owocem. Bardzo mocno zakazanym. Fakt ten obecnie dodawał jedynie pikanterii do wyobrażeń panny Madison.
    — Dziękuję — powiedziała, wpatrując się nieustannie w ekran, jedynie kątem oka dyskretnie zerkając w stronę profesora, a dokładnie na jego wypukłość. Zagryzła wargę, upominając się i stopujący w myślach, bardzo chciała dobrać się w tej chwili do jego rozporka. Gdyby nie pozostali studenci… Zamrugała, gdy powiedział o konsultacji, później, gdy zamknął jej laptopa i kolejny raz, gdy odezwała się dziewczyna, koło której siedziała na początku zająć. Uniosła głowę i w końcu spojrzała na Arthura, jakby nie dowierzałam własnym uszom. Naprawdę nie miał zamiaru wytknąć jej każdego, najmniejszego błędu na forum? Była… Miło zaskoczona. I zaciekawiona, bardzo zaciekawiona. Dlatego potulnie wzięła swoje rzeczy i wróciła na wcześniej zajmowane miejsce, z zainteresowaniem obserwując projekt koleżanki i słuchając tego, co miała do powiedzenia. Gdy zajęcia z Arthurem się skończyły, powoli spakowała swoje rzeczy, nie spiesząc się do wyjścia. Ruszyła w kierunku drzwi, kiedy ostatni student również się do nich zbliżył.
    — Do zobaczenia — powiedziała, posyłając mężczyźnie subtelny uśmiech, który zakończyła obliczaniem warg.
    Nie mogła się skupić na pozostałych zajęciach, ciągle myślami była przy Arthurze, raz wracając do tego jak blisko niej się znalazł po prezentacji projektu, a zaraz po tym zastanawiała się, co takiego stanie się na wspomnianej przez niego konsultacji.
    Po zakończeniu ostatnich zajęć, od razu skierowała się w stronę pomieszczenia, w której zawsze prowadził zajęcia Morrison. W zasadzie nie spytała, gdzie konkretnie ma się pojawić, ale instynktownie uznała, że on nie zmienia miejsca prowadzenia swoich wykładów.
    Będąc niemal u celu, zdecydowała, że zawróci i weźmie kawę dla siebie i dla niego i może coś słodkiego, jeżeli coś rozbudzi w niej apetyt, chociaż wiedziała, że nic nie rozbudzi go bardziej niż sam Morrison. Ostatecznie z kawiarni wyszła z czarną i białą kawą i dwoma kawałkami sernika nowojorskiego, uznając, że klasyka będzie najbezpieczniejszym wyborem.
    Uchyliła drzwi auli, a następnie wślizgnęła się do wnętrza pomieszczenia, opierając się o zamknięte drzwi.
    — Chciał mnie profesor widzieć — przywitała się, w ostatniej chwili hamując się przed zrobieniem czegoś niestosownego, przypominając sobie o oknach wychodzących na dziedziniec. Dlatego zdecydowała się grzecznie podejść do biurka i postawić wytłoczkę z kawami i papierowe pudełko z sernikiem — gdybyś był spragniony słodkości. To znaczy, gdyby profesor miał ochotę podnieść sobie poziom cukru we krwi — poinformowała, podnosząc wieczko pudełka, a następnie spojrzała w końcu na mężczyznę — chociaż ja powinnam być wystarczająca, prawda? — Szepnęła, powstrzymując się przed posadzeniem swojego seksownego tyłka na jego biurku, powtarzając sobie ciagle o oknach.

    jeszcze grzeczna ❤️

    OdpowiedzUsuń
  27. Uniosła wysoko brew słysząc jego słowa, a następnie przechyliła delikatnie głowę w bok. Jeżeli ponownie zamierzał tłumaczyć jak bardzo powinni trzymać się od siebie z daleka, naprawdę się wkurzy. Zwłaszcza po ich krótkiej rozmowie przy tym samym biurku kilka godzin temu. Dobrze wiedzieli, jak bardzo pragną się wzajemnie i jak niewiele potrzebują, aby te pragnienie czuć. Dobrze pamiętała wypukłość jego spodni.
    — Jeżeli marnujesz właśnie mój czas i masz zamiar ponownie wygłosić moralizującą… — przerwała, obserwując jak oblizuje swoje palce po kawałku ciasta. Normalnie uznałaby to za obleśne, drażniło ją wiele ludzkich zachowań, ale gdy robił to Arthur, nie czuła normalnie towarzyszącego jej zniesmaczenia. Wręcz przeciwnie, sama z chęcią zlizałaby z nich pozostałości sernika.
    Słysząc jego zachrypnięty głos, na krótki moment przymknęła powieki.
    No właśnie, co ze mną zrobisz?, chciała usłyszeć ze szczegółami co planował. Zwłaszcza po tych groźbach, które usłyszała o poranku. Zamrugała, słysząc o zasadach i momentalnie w jednej chwili poczuła w sobie ekscytację. Śledziła go spojrzeniem, przegryzając wargę, gdy dotknął jej biodra. Pamiętała dobrze jak przyjemny był jego dotyk, gdy była pozbawiona ubrań, ale gdy zrobił to teraz, niby przypadkiem, dreszcz ekscytacji przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, a kiedy światło zgasło i usłyszała szczęk zamka w drzwiach, poczuła przyjemne mrowienie. Kiedy się odwrócił i ruszył w jej stronę, zacisnęła mięśnie kegla, czując swoją wilgoć.
    — Zaczniemy, od czego tylko chcesz. — Szepnęła, a kącik jej ust drgnął, słysząc kolejne jego słowa — jesteś dobrym profesorem, nie zrobiłbyś niczego nieodpowiedniego na ich oczach — wyszeptała, a następnie otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się szeroko, gdy posadził ją na biurku i znalazł się w końcu tak blisko, jak tego chciała przez ostatnie dni — ale zasłużyłam sobie na karę, tym strojem, tymi pyskówkami — mówiąc to, przesunęła powoli nogą po jego nodze, powstrzymując się, aby od razu nie spleść ich wokół niego. Odchyliła delikatnie głowę, gdy złapała ją za brodę, wpatrywała się jednak w jego twarz i cicho zamruczała, czując jego dłoń.
    — To będzie trudne — szepnęła cicho, złapała jego dłoń, początkowo zatrzymując ją na swoim udzie. — Wystarczy, że jesteś blisko, a ja momentalnie jestem na ciebie gotowa… Jakim cudem mam być grzeczna, skoro tak na mnie działasz — powiedziała i puściła jego dłoń, patrząc prosto w jego oczy — zobacz, sprawdź, co ze mną robisz — szepnęła, rozchylając nogi, przez co materiał sukienki sam się podwinął nieco wyżej. Chciała, żeby to zrobił. Chciała, aby jej dotknął i miał świadomość, jak niewiele wystarczy, aby rozbudzić w niej pożądanie. Podparła się ręką o blat biurka, odsuwając pudełko z ciastem kawałek dalej. — Ale mogę obiecać, że jak ładnie poprosisz będę aniołkiem — dodała, wypychając delikatnie miednicę w oczekiwaniu na jego ruch.

    prawie aniołek ❤️

    OdpowiedzUsuń
  28. Zamilkła, gdy dotknął jej ust. Mimowolnie delikatnie je rozchyliła i wysunęła spomiędzy warg koniuszek języka, by polizać fragment palec mężczyzny, a raczej jego fragment, który w takim ułożeniu był dostępny.
    Villanelle nie należała do grzecznych dziewczynek, pobyt w wyzwolonej Francji, będąc otoczoną ludźmi, którzy nie czuli w żaden sposób skrępowania nauczył ją bardzo dużo, ale dopiero przy Arthurze czuła się naprawdę wolna. Przeczucie mówiło jej, że nie będzie w żaden sposób oceniana, niezależnie od tego, co zrobi czy powie.
    Uśmiech wstąpił na jej usta, bo z łatwością mogła wyobrazić sobie kilka scenariuszy, które przedstawiały kontynuację ich porannej rozmowy przy tym biurku, w tej właśnie auli. Za każdym razem kończyło się tak samo – seksem.
    — Znowu nie wiem czy grozisz, czy obiecujesz — wyszeptała, unosząc wysoko kącik ust, gdy chwycił jej nogę. Miała ochotę przylgnąć do niego, jednak była w stanie się jeszcze powstrzymać, chyba tylko ze względu na to, że znajdowali się na terenie uniwersytetu. Rozchyliła wargi, wpatrując się intensywnie w jego usta, niby słuchając tego co mówił, ale gdyby poprosił teraz o powtórzenie swoich słów, nie byłaby w stanie wydusić z siebie słowa. Nie umiała się na tym skupić. Jego bliskość za bardzo ją rozpraszała, tak samo jak dotyk jego dłoni. Miała wrażenie, że miejsca, których dotykał zaczynały płonąć.
    — Tylko ty tak na mnie działasz — szepnęła, gdy poczuła delikatny chłód spowodowany odsłonięciem jej kobiecości i tuż po chwili westchnęła cicho, czując jego dłoń. Zamrugała pospiesznie, wyłapując coś o zasadach. Podświadomość mówiła, że powinna się skupić na tym, co mówił, ale jakim cudem miała to zrobić, skoro dotykał jej w taki sposób? Zagryzła wargę, gdy jej ciało postanowiło mimowolnie poruszyć biodrami. — Jasne — mruknęła, nie bardzo wiedząc na co się zgadza, do jej świadomości docierały pojedyncze słowa, jak nie mówimy, zobaczyć, u ciebie co razem nie miało najmniejszego sensu i wiedziała, że będzie musiała go później poprosić o powtórzenie, o ile będzie o tym pamietała.
    Zdusiła w sobie jęknięcie, gdy w nią wszedł, a zaraz po tym odwzajemniła pocałunek.
    — Nawet nie wiesz, jak bardzo na to czekałam — szepnęła sięgając dłońmi jego twarzy. Chwyciła policzki mężczyzny, jednoczenie wysuwając mu się naprzeciw. Czując go całego w sobie, musiała zacisnąć z całych sił wargi, by nie wydobyć z siebie żadnego głośnego dźwięku, chociaż miała na to ogromną ochotę. Chciała, aby wiedział, jak intensywnie go w sobie czuła. — Na pewno nie widać nas z zewnątrz? — Spytała cicho, odzyskując na chwilę zdrowy rozsądek. Nie miała nic przeciwko ich zbliżeniu i dlatego nie chciała, aby przez nieuwagę skończyło się szybciej niż powinno. Nawet nie zaczęli się jeszcze ukrywać! Sięgnęła jedną ręką jego ramienia i mocno ją zacisnęła, drugą zaciskając na skraju biurka, gdy ich ruchy odnalazły wspólne tempo. Uderzała delikatnie pośladkami o blat z każdym ruchem bioder, mocno obejmując go swoimi nogami, chcąc przylgnąć jeszcze bliżej niego, czuć go jeszcze bardziej i mocniej w sobie, jakby od tego właśnie zależało jutro.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  29. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Była z siebie niesamowicie dumna, że jej plan się powiódł i właśnie znajdowali się po zajęciach w pustej auli, gotowi na wszystko z wyjątkiem oficjalnej konsultacji, przez którą się tutaj znaleźli.
    Odchyliła głowę do tyłu, ułatwiając mu tym samym dostęp do swojej szyi. Przymknęła powieki, rozkoszując się tą przyjemną chwilą. Nie spodziewała się, że tak prędko ponownie będzie miała okazję być tak blisko niego. Sięgnęła dłonią jego ramienia i sunęła po nim powoli raz w jedną raz w drugą stronę.
    Powędrowała wzrokiem za jego dłonią i cicho westchnęła, obserwując jak zlizuje jej resztki ze swoich palców.
    — Wiedziałam — szepnęła, a następnie cicho zamruczała z niezadowoleniem, gdy z niej wyszedł tylko po to, aby po chwili cicho westchnąć, ponownie go w sobie czując. — Mam do zaoferowania znacznie więcej, gdybys był zainteresowany — powiedziała kokieteryjnie się przy tym uśmiechając, poruszając mimowolnie biodrami. Odwróciła głowę podążając spojrzeniem za jego wzrokiem. — Tylko tym, czy nikt nam nie przerwie. Nie przeżyję, jeżeli ktoś pozbawi mnie takiej przyjemności — wymruczała, a zaraz po tym zmarszczyli brwi i nos, robiąc niezadowoloną minę, gdy sprawił, że na nowo pojawił się miedzy ich ciałami dystans.
    — Już się bałam, że chcesz mnie tak zostawić — wyszeptała prosto w jego usta, odwzajemniają tuż po chwili pocałunek., pogłębiając go żarliwie. Pokiwała tylko głową w odpowiedzi, bo nie była w stanie skupić się na słowach. Chciała być cicho, starała się z całych sił zdusić w zarodku chęci głośnego krzyku, gdy czuła go z taką intensywnością. Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy zaczął pieścić również jej łechtaczkę, niedowierzając, że wystarczyła jedna wspólna noc, aby tak dobrze poznał jej ciało i jego reakcje na niego.
    Jej biodra wręcz wyrywały się do niego, a ona jeszcze nigdy nie czuła się na nikogo tak otwarta jak na Morrisona.
    — Nie waż się przestawać — wydusiła z siebie, zarzucając ręce na jego plecy. Wbiła paznokcie w materiał koszuli, a następnie wygięła plecy w łuk, czując zbliżający się orgazm. Jęknęła wreszcie, nie wytrzymując w końcu. — Nie waż się — jęknęła ponownie, zamykając powieki. Z jej ust wyrwało się kilka francuskich słów informujących, jak dobrze jej z nim jest. Przesunęła ręką w dół, drapiąc go przez koszulę, próbując przylgnąć bliżej jego torsu. Drugą ułożyła na policzku z delikatnym zarostem i wpiła się w jego wargi z wielką namiętnością, zasysając na koniec dolną, odsunąwszy się odrobinę, otworzyła powieki spoglądając prosto w jego ciemne oczy, uwolniła w końcu jego usta, uśmiechając się kącikiem ust.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  30. Gdy uwolnił jej wargę spomiędzy swoich zębów, na jej usta wkradł się śmiały, łobuzerski uśmiech. Gdyby tylko wiedział, co wyprawiali w jej wyobraźni… Było jednak zdecydowanie za wcześnie na dzielenie się swoimi wyobrażeniami. Chociaż? Patrząc na wystrzałowy rozwój ich relacji, chyba na nic tak naprawdę nie było za wcześnie między tą dwójką. Chciała jednak zostawić sobie coś na później, możliwość zaskoczenia go w najmniej spodziewanym się przez mężczyznę momencie.
    - Na całe szczęście – wyszeptała, a w zasadzie wysapała pomiędzy pocałunkami. Nie potrafiła wytłumaczyć, jakim cudem tak na siebie wzajemnie reagowali. Była przekonana, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach lub książkach. Tymczasem w realnym życiu trafiła na… swoją drugą połówkę. Nie mogła użyć innego określenia. Może i nie miała bardzo dużego doświadczenia, miała w końcu zaledwie dziewiętnaście lat, ale czuła, że takie połączenie nie przytrafiało się często. Odchyliła głowę do tyłu, gdy zszedł pocałunkami na wrażliwą szyi.
    - Nie… nie chcemy – wydusiła z trudem. To była chwila, nim doprowadził ją do stanu, w którym straciła nad sobą całkowitą kontrolę, w jednej chwili przyspieszyła ruchy bioder, a w kolejnej wstrząsnął nią silny dreszcz sprawiający, że wbrew uciszaniu przez Arthura, wydała z siebie głośny jęk rozkoszy. Odnalazła spojrzeniem wzrok mężczyzny, a na jej ustach gościł błogi uśmiech, którego nie mogła i nie chciała powstrzymać. Zamruczała cicho, gdy jeszcze się w niej poruszał, sięgając dłonią przydługawych loczków opadających na jego czoło. Chciała coś powiedzieć, ale miała w głowie pustkę, nie potrafiąc odnaleźć odpowiednich słów. Westchnęła za to cicho, gdy z niej wyszedł i się podniósł. Nie miałaby nic przeciwko, by jeszcze go w sobie czuć.
    Uśmiechnęła się, spoglądając na niego. Nie spodziewała się, że wróci do niej. Raczej podejrzewała, że pomoże jej się podnieść i było jej zwyczajnie miło, gdy nie zrobił tego, co przewidywała.
    - Nie jestem pewna, czy to prawda – zaśmiała się w końcu w odpowiedzi. Przymknęła powieki, wtulając się w jego tors policzkiem. – To nie jest zły pomysł – pokiwała głową, wciąż z zamkniętymi oczami – jak to sobie wyobrażam? – powtórzyła za nim, naprawdę się nad tym zastanawiając. Randkowanie tak, aby nikt się o randkach nie dowiedział, nie będzie łatwe, ale przecież nie mogło być niemożliwe. Jak mówiła wcześniej, nie byli pierwsi i ostatni. Otworzyła oczy podpierając się na łokciu i uniosła się tak, aby spojrzeć prosto w jego ciemne oczy. – Jak najlepszą rzecz na świecie, będziemy robić to samo, co byśmy robili tutaj, ale… - zagryzła wargę, nie przestając patrzeć w jego oczy – wiem, że oficjalnie nie możemy być razem – powiedziała cicho – ale nie chciałabym, żeby coś nas przez to ominęło – uśmiechnęła się lekko. Tak naprawdę chciała powiedzieć, że nie ma ochoty się z nikim nim dzielić, ale bała się, że ją wyśmieje, bo skoro nie mogli nikomu o sobie nawzajem powiedzieć, nie mogli nagle znaleźć się w związkach. – Kolacje, spacery… może wynajmiemy mieszkanie? Taki nasz własny kącik, o którym nikt poza nami nie będzie wiedział.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  31. Westchnęła i pokiwała lekko głową, odwracając ją na bok. Przesunęła wzrokiem po pomieszczeniu, a na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Nigdy nie pomyślałaby, że trafi kiedykolwiek do auli wykładowej po to, aby bzyknąć się z profesorem. Zacisnęła wargi, zastanawiając się… Do jej głowy wpadł pewien pomysł, który zamierzała lada moment zrealizować.
    Przekręciła się na bok, ponownie na niego spoglądając. Kącik ust delikatnie jej zadrżał, a następnie uniósł się w górę. Nie była pewna jak zareaguje na jej propozycję, ale podobało jej się, że nie miał nic przeciwko. Kolejne słowa sprawiły, że mentalnie odtańczyła właśnie taniec zwycięstwa. W jej oczach natomiast pojawiły się iskierki, bo propozycja wyłączności, bardzo jej się podobała.
    — Jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie w roli mordobijcy — zaśmiała się, przechylając głowę w bok, uważnie mu się przyglądając — wydajesz się być taki… łagodny i dobry. Przemoc do ciebie nie pasuje. Na szczęście nie zamierzam cię do tego prowokować — wbiła spojrzenie w jego ciemne oczy, kiedy zapytał o kolejny weekend. Wzruszyła lekko ramionami, bo na ten moment nie miała żadnych planów. Słysząc jednak słowa mężczyzny, już wiedziała, że plany ma i bardzo nie może się już doczekać zbliżającego się wyjazdu. Nim jednak odpowiedziała, podniosła się do siadu. — Zamkniemy się w hotelowym pokoju czy będziemy korzystać z możliwości nieukrywania się? — Spytała, unosząc przy tym jedną brew i celując w niego palcem. Zmrużyła lekko powieki, przyglądając mu się uważnie, wyczekując odpowiedzi.
    — Skoro jesteśmy tu w ten sposób po raz pierwszy i ostatni… — zaczęła, a jej oczy zaświeciły się — musimy to zrobić, po prostu musimy… Siadaj — wskazała na fotel stojący przy biurku, który służył mu na co dzień. Zagryzła delikatnie wargi, samej wstając z podłogi. Zerknęła wymownie na mebel, mając nadzieję, że Arthur nie będzie miał nic przeciwko. Kiedy zajął miejsce, na ustach Elle pojawił się delikatny uśmiech. Podeszła do niego od tylu, opierając jedną dłoń na oparciu, a drugą ułożyła na jego ramieniu, powoli je gładząc i delikatnie się nachylając, aby sięgnąć ustami jego ucha.
    — Ten jeden raz, wyobraź sobie, że wcale nie jesteśmy tutaj sami — szepnęła, na koniec delikatnie przegryzając jego płatek. Nachyliła się mocniej, muskając ustami jego policzek, dłonią sunąc wzdłuż ramienia. Puściła oparcie fotela i delikatnie przeszła od tylu przez bok do powoli zbliżając się do przodu – nie odrywała przy tym dłoni którą podążała po Arthurze od niego, powoli samej przechodząc do klęczków. Wgramoliła się pod biurko, układając drugą dłoń na jego udzie. Spojrzała prosto w jego oczy i uśmiechnęła się kącikiem ust — nie mam grochu, ale to chyba nie kłopot, prawda? — Łobuzerki uśmiech wkradł się na jej usta — zdążymy nadrobić, a jak sam powiedziałeś… pierwszy i ostatni raz — powiedziała, sięgając dłońmi jego rozporka, zerkając raz jeszcze na niego, jakby czekając na pozwolenie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  32. — Chcę wiedzieć zdecydowanie więcej — powiedziała, przygryzając dolną wargę. Zdecydowanie chciała go bardziej poznać, bo… Naprawdę go lubiła, w dodatku ich seks był po prostu nieziemski. Nie potrafiła opisać słowami, jak dobrze jej było, gdy Morrison się nią zajmował. Na szczęście słowa nie były potrzebne do tego, by wymownie dać partnerowi do zrozumienia, jak bardzo jej się podoba.
    Podobała jej się myśl, że ma chłopaka. Co prawda ubolewała, że z nikim nie będzie mogła podzielić się tą wesołą nowiną, ale z drugiej strony… W zasadzie nie miała za dużo znajomych w Nowym Jorku, a przynajmniej takich, którym faktycznie chciałaby się pochwalić o swojej nowej sytuacji życiowej. Ostatnie lata spędzone w Paryżu sprawiły, że wszelkie znajomości i przyjaźnie zwyczajnie umarły śmiercią naturalną, dobrych znajomych i przyjaciół miała właśnie w Paryżu, tutaj, w Wielkim Jabłku miała po prostu starych znajomych i tyle. Może i dobrze, przynajmniej nie będzie musiała wielce kombinować, jak ukryć swój związek, jak wykręcać się z imprez czy odrzucać flirty i ewentualne zaproszenia na randki. Doceniała to bardzo w tej chwili. — Mhm… Mogłeś potraktować tamtego studenta ciut łagodniej — powiedziała, spoglądając na niego — jeszcze zacznie węszyć… — zacisnęła wargi, wracając do porannego wykładu — zdecydowanie nie możesz się więcej na mnie tak gapić i szeptać mi do laptopa — zaśmiała się cicho — zorientują się. I nie chcę żadnego faworyzowania i pobłażliwego oceniania, chcę się naprawdę czegoś nauczyć na tych studiach — dodała, chociaż wiedziała, że Arthur raczej nie należał do tego typu, który nagle wstawiałby jej najwyższe oceny. Wolała jednak to zaznaczyć, aby nie było żadnych wątpliwości.
    — Po prostu zrób to, o co cię proszę — uśmiechnęła się łobuzersko.
    Oblizała powoli usta, gdy ich spojrzenia się spotkały, a ona dostrzegła uśmiech na jego twarzy. Miała nadzieję, że jej pomysł mu się spodoba i… Nie myliła się, co bardzo ją satysfakcjonowało. Kiedy pocałunek został zakończony, spojrzała ponownie na niego — oh, z największą przyjemnością — odpowiedziała z uśmiechem, żeby jednak ściągnąć sukienkę, musiała wstać. Teoretycznie mogła to zrobić na klęczkach pod biurkiem, ale zdecydowanie nie wyglądałaby wówczas dobrze. Ich związek był na tyle świeży i pomimo tego, że miała wrażenie, że znają się już tak długo, nie chciała wyglądać przed nim źle.
    Spojrzała na niego i uniosła nogę, a następnie oparła się butem o fotel pomiędzy jego nogami i odsunęła go odrobinę od siebie. Cofnęła nogę, uniosła ręce do góry i poruszając delikatnie biodrami, okręciła się dookoła.
    — Jeżeli myślałeś, że tak po prostu się rozbiorę, to zwariowałeś — zachichotała, zatrzymując się w końcu na wprost niego. Nie było muzyki, ale wcale jej nie potrzebowała do tego, aby rozebrać się podczas zmysłowego tańca. — Powinieneś już zapamiętać, że nie wykonuję od tak poleceń — mruknęła, nachylając się delikatnie nad nim, a następnie, prostując się, złapała za materiał sukienki i delikatnie ją podwinęła, odwracając się powoli tyłem do Arthura. Wydawało jej się, że coś usłyszała, ale… pewnie jej się przesłyszało. Podsunęła jeszcze wyżej sukienkę, ukazując koronkę pończoch i pas do niej, odwracając się ponownie przodem do Arthura, i raz jeszcze coś usłyszała. Tym razem wyraźniej i wiedziała co to, szczęk zamka. Nim zdążyła opuścić sukienkę i zrobić cokolwiek więcej, do pomieszczenia wkradło się światło przez otwarte drzwi, a po chwili w pomieszczeniu zapanowała jasność.
    — Co do diaska, powinna być otwarta — mamrotał woźny, zapalając światło.
    Madison w ostatniej chwili niemal doskoczyła do biurka, opierając się o nie lędźwiami, chociaż i tak wiedziała, że właśnie wpakowali się w kłopoty.
    — Mm, ten sernik jest taki pyszny — sięgnęła pospiesznie po ciasto i wepchnęła je do ust, mrucząc przy tym głośno — powinni panowie go spróbować — dodała, zsuwając się z biurka. Złapała kartonik, chcąc poczęstować woźnego… Łapówka w postaci ciasta to nie było wszystko, na co ją było stać, ale od czegoś musiała przecież zacząć.

    Upsi ❤️

    OdpowiedzUsuń
  33. — Chyba będę musiała kontynuować te pyskowanie z dzisiejszych zajęć — zaśmiała się — to będzie podejrzane, jak naglę spotulnieję — dodała, wydając z siebie wesoły chichot — wizualnie mogę nabrać nieco ogłady — dodała, kiwając przy tym głową, uznając, że jej pomysł jest dobry. Nie czuła, aby przesadziła swoją dzisiejszą stylizacją, ale wcale nie zdziwiłaby się, gdyby komuś się nie spodobał i zamierzał sprawiać jej z tego tytułu problemy. — To miłe — dodała już spokojniej — że uważasz, że byłabym w stanie ogarnąć projekt — sprecyzowała — poza tym, kto wie co by było, gdyby podzielił się ze mną swoją myślą przed moim powrotem, na całe szczęście wróciłam za późno do Stanów, żeby się sprzeciwiać — dodała posyłając mu przy tym flirciarski uśmiech.
    Zerkała, co jakiś czas na Arthura, sprawdzając jego reakcję. Była zadowolona z siebie, gdy usłyszała dźwięk, który z siebie wydał. To było niczym potwierdzenie, że wpadła na genialny pomysł. To, co wydarzyło się później tylko utwierdziło ją w tym, że cholernie dobrze zrobiła, nie spełniając tak po prostu jego prośby. O ile trudniej byłoby w jakikolwiek sposób wybrnąć, gdyby stała przed profesorem w koronkowym zestawie bieliźnianym… Nic nie byłoby w stanie ich usprawiedliwić. Siedzenie po ciemku w pustej auli do tego z zamkniętymi na klucz drzwiami już i tak było trudne do wybrnięcia, ale… Ale przynajmniej byli ubrani. Nie licząc rozpiętego rozporka Arthura, ale miała ogromną nadzieję, że woźny nie mógł dostrzec takiego szczegółu.
    Madison przybrała jeden ze swoich wyćwiczonych uśmiechów, dalej śmiało podchodząc do woźnego.
    — Całe szczęście panie profesorze, że pan woźny przyszedł — powiedziała, odwracając się przez ramię i mrugając do Arthura — od tej migającej jarzeniówki nabawiłam się migreny — powiedziała, podając mężczyźnie nietknięty kawałek ciasta — tragedia — dodała, prychając i wywracając oczami — ojciec wywala tyle kasy na ten uniwerek i co? Nawet nie ma odpowiednich warunków do nauki i to na samym początku semestru. Ciekawe, co będzie dalej — zaczęła trajkotać, podchodząc krok bliżej i zaciągając się zapachem. Mężczyzna zdecydowanie wyglądał na zdezorientowanego.
    — Tak, ja przyszedłem wymienić właśnie… — spojrzał na kawałek ciasta, a jego mina tylko się pogłębiła, przeniósł spojrzenie z sernika na Villanelle, a następnie na Morrisona, aż wrócił spojrzeniem do ciasta — chyba sobie pani żartuje… powinienem to zgłosić — powiedział, gestem odsuwając sernik.
    — Odnośnie pieniędzy… — ponownie wręcz groteskowo pociągnęła nosem, stojąc naprzeciwko woźnego. Jak to mawiają, raz kozie śmierć. — Chyba sporo ich pan wydaje na alkohol — wypaliła bez jakiegokolwiek zawahania — czuję, że władzą uczelni nie spodobałaby się taka nowina. Innym pracodawcom również…
    — Co ty — zamrugał i rozszerzył usta.
    Villanelle wiedziała, że takie zachowanie nie jest dobre i może powinni próbować w jakiś niewinny sposób udać, że nic się nie stało, ale w liceum nauczyła się bardzo dużo życia. Znacznie więcej niż powinna, a na pewno niż powinna wiedzieć dziewczyna z dobrego domu.
    — Słowo przeciwko słowu — oznajmiła, wzruszając ramionami — komu uwierzą?
    Cała trójka znała odpowiedź na te pytanie.
    — Niech mnie pan nie zmusza do poczynania jakichkolwiek kroków — dodała szeptem, zbliżając się jeszcze odrobine bliżej — nic się nie wydarzyło, jasne? Sala była pusta, gdy zmieniałeś jarzeniówkę.
    — Nie ma nic za darmo— zerknął znacząco na profesora, zamykając drzwi — chcę kasę.
    — Jasne, jakbym się nie spodziewała — wywróciła oczami i cofnęła się do biurka po torebkę — ile?
    Woźny zerknął raz na mężczyznę, raz na dziewczynę i jakby się nad czymś zastanawiał.
    — Tysiąc.
    Madison powstrzymała się przed komentarzem, że śmiało mógł poprosić o więcej, ale… W zasadzie to miała głęboko w poważaniu. Byleby trzymał gębę na kłódkę. Wyciągnęła portfel i przeliczyła pieniądze, a następnie wręczyła je woźnemu.
    — Jak dostaniesz nagłego olśnienia, nie znajdziesz pracy… Gwarantuję. — Dodała uśmiechając się przy tym niewinnie.

    rozpieszczony bachor ❤️

    OdpowiedzUsuń
  34. Była z siebie niesamowicie dumna, że tak łatwo udało zażegnać się pierwszy i miała nadzieje ostatni problem związanych z ich związkiem. Zdecydowanie nie powinni się więcej spotykać na uczelni. Zadowolona z siebie odwróciła się z szerokim uśmiechem, gdy woźny zamknął za sobą drzwi.
    —Żartujesz — powiedziała cicho, ale na tyle głośno, aby bez problemu ją usłyszał. — Żartujesz, prawda? — Powtórzyła, wbijając w niego natarczywe spojrzenie. Słyszała jednak po jego głosie, że mówił poważnie, a jego mina i brak nawiązania kontaktu wzrokowego mówił więcej niż jakiekolwiek słowa. — Ah… Czyli nic się nie zaczęło? Po prostu zaliczyłeś i dowiedzenia? — Zaśmiała się gorzko, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową. — Uratowałam ci przed chwilą dupę i w taki sposób się odwdzięczasz? — Zacisnęła mocno wargi. Nie zależało jej na żadnych podziękowaniach czy czymkolwiek takim, bo dosłownie kilka sekund temu była pewna, że robi to dla nich, ale jak zdążyła zauważyć wystarczyła jedna przeszkoda, aby dla Arthura stała się jedynie laską do zaliczenia. — Świetnie, Morrison, świetnie. Z pewnością właśnie tak zachowuje się dojrzały mężczyzna na stanowisku — prychnęła, splatając ręce pod biustem. Miała ochotę na niego wrzeszczeć, ale jednocześnie chciała być ponad tym. Jedynie pod nosem wymamrotała ciche pierdol się, mając głęboko w poważaniu czy to usłyszał, czy nie. Nie zareagowała na informacje o książce. Stała za to wciąż przy biurku i oddychała ciężko, mając ochotę coś rozwalić. Rozejrzała się po biurku, ale nic nie sprawiało wrażenia ani nie wyglądało na ważne dla niego. Przez chwilę wpatrywała się w tablicę, powstrzymując się z całych sił przed napisaniem na niej jakiegoś głupiego tekstu, ale to byłoby niesamowicie szczeniackie, a była przecież ponad to. Musiała być. Nadal zamierzała pyskować na zajęciach, ale nie miała ochoty więcej go prowokować, ani na siłę go zdobywać, nie po tym gdy przespał się z nią dwa razy i dwa razy kazał jej spadać.

    Zajęcia z Arthurem były trudne, nie tylko ze względu na jego obecność i to, co się pomiędzy nimi działo. Jej własna ambicja sprawiała, że na każde z zajęć chciała być idealnie przygotowana, bo nie wiedziała czy faktycznie w którymś momencie zacznie być na nią bardziej cięty.
    Po powrocie z uczelni mało odpoczywała, bo większość czasu spędzała nad książkami. W środowe popołudnie była na tyle zmęczona, że zamierzała skorzystać z faktu, że rodzice wyjechali i chciała odrobinę się zrelaksować. Z tej okazji zamówiła sobie masażystę i kosmetyczkę, otwierając przy tym jeden z upominków, który dostała od swoich francuskich przyjaciół. Jak się spodziewała, była to butelka wina, które najczęściej razem spożywali.
    Leżała na kozetce owinięta bawełnianym ręcznikiem, gdy masażysta zajmował się rozluźnieniem jej łydek, a kosmetyczka nakładała jakąś maseczkę na twarz, która miała obłędny zapach.
    — Panienko, chyba zaszła jakaś pomyłka — gosposia ośmielił się przerwać spokój Villanelle. Madison uniosła wysoko jedną brew i spojrzała na kobietę wymownie — pan architekt twierdzi, że ma na dzisiaj umówione spotkanie z panienki ojcem, a przecież pana Madisona nie ma.
    — Pan architekt… — prychnęła, a następnie zwróciła się do kosmetyczki — zmyj to, a ty — powróciła wzrokiem do gosposi — przynieś mi podomkę. Tę z hiszpańską koronką. I nie przeszkadzaj.
    Gdy na jej twarzy był tylko blask po maseczce, a ciało miała okryte ulubioną kremową narzutką, zamierzała skonfrontować się z Morrisonem. Przeszła do salonu, w którym spotkali się po raz pierwszy i oparła się ramieniem o framugę, spoglądając na mężczyznę.
    — Wiem, że służba popełnia błędy, ale kiedy mówią, że taty nie ma, to taty nie ma. Co to za sprawa niecierpiąca zwłoki?

    elka bez serduszka, a co!

    OdpowiedzUsuń
  35. Była na niego wściekła. Minęło za mału czasu, aby jej przeszło. O ile na zajęciach musiała po prostu znieść jego obecność i pogodzić się z myślą, że widział ją nago i tyle, tak spotkanie w domu, było dużo trudniejsze. Nie było w pobliżu ludzi, którzy sprawiali, że nie mogła pokazać, jak bardzo czuła się skrzywdzona. Znali się krótko, ale rozstanie i to w taki sposób, zabolało.
    Nie odpowiedziała na jego dzień dobry, powstrzymując się przed skomentowaniem, że byłby dobry, gdyby go tutaj nie było. Skinęła tylko głową i splotła ręce pod biustem, przechylając delikatnie głowę.
    — Mogę powiedzieć naprawdę dużo złego na temat mojego ojca, ale jeżeli chodzi o grafik, nie popełnia błędów. Nie licząc spóźnień — powiedziała. Widząc, że mężczyzna wstaje i zbliża się do niej, automatycznie się wyprostowała. — Ostatnie na co bym się zgodziła to jakiekolwiek dogadywanie czegokolwiek z tobą — mruknęła, odbierając od Arthura telefon i wbiła spojrzenie w rozświetlony ekran. Wzruszyła od niechcenia ramionami, stwierdzając, że Morrison faktycznie miał wbity dzisiejszy termin jako spotkanie z Madisonem. Oddała mu telefon i sięgnęła po własny z kieszeni podomki — mamy wgląd w swoje kalendarze — wyjaśniła, wchodząc w odpowiednią aplikację na swoim telefonie — na dzisiaj ma wpisany romantyczny wieczór z mamą i tak się składa, że właśnie na owym wieczorze wspólnie są. I to nie jest jego błąd, bo każdego miesiąca tego dnia wychodzą. Świętują w ten sposób rocznicę swojego związku — a ja popijam w samotności wino, próbując pozbyć się ciebie ze swojej głowy, a ty jak na złość pojawiasz się w rzeczywistości, westchnęła ciężko — ma cię wpisanego na za tydzień — pokazała mu kalendarz ojca. Była pewna, że to Morrison wprowadził błędną datę. Mogła się założyć. Zresztą, nie obchodziło ją to. Z własnego doświadczenia wiedziała, że ustalanie z nim czegokolwiek nie ma sensu. Niechętnie spojrzała w końcu na jego twarz, w jego oczy, bardzo szybko tego żałując. Czy musiał być tak cholernie przystojny? Jej wzrok mimowolnie powędrował do ust mężczyzny, ale szybko odwróciła spojrzenie, wbijając je w swój telefon. — Mogę do niego zadzwonić i spytać, o której mają zamiar wrócić. Będziesz mógł pofatygować się ponownie — walcząc ze sobą z całych sił, aby ponownie nie unieść spojrzenia. — Albo będziesz mógł tu poczekać i przygotować się do rozmowy czy coś, nieważne. Nie będę ci przeszkadzać, poproszę Amy, aby dotrzymała ci towarzystwa czy czegokolwiek będziesz chciał, mi nie będzie potrzebna — powiedziała, ściskając na tyle mocno telefon, że pobielały jej kostki. — Twój wybór.

    villanelle 👿

    OdpowiedzUsuń
  36. Kącik ust delikatnie jej drgnął, gdy Morrison przeklął. Nie było to ładne i odpowiednie zachowanie, ale cieszyła się z tego, że nie wszystko szło mu gładko. Była zadowolona, że skopał, chociaż osobiście uważała, że coś takiego jak błędnie umówione spotkanie to zdecydowanie za mało. Wiedziała, że coś takiego nijak ma się do tego, co czuła ona sama, ale… Była na niego na tyle zła, że cieszyła się z każdego jego błędu i niepowodzenia.
    — Jak chcesz — wzruszyła od niechcenia ramionami, starając się z całych sił przybrać najbardziej znudzoną i obojętną minę na jaką było ją stać w tej chwili. Co wcale nie było tak łatwe, bo obojętność w żaden sposób nie łączyła się z Arthurem. Mimo tego, że bardzo, ale to bardzo chciałaby się go pozbyć ze swojego życia tak błyskawicznie, jak się do niego wdarł.
    To było niesamowicie głupie. To, jak w kilkanaście minut bardzo go zapragnęła, a kolejne spotkanie i gierki na sali wykładowej tylko ją utwierdzały w tym, że naprawdę go chce, że jest dobrym człowiekiem. I nagle bańka pękła.
    Było jej zwyczajnie przykro, że dała się porwać chwili, że uwierzyła w to, że cokolwiek z ich wyobrażeń mogło się udać i przede wszystkim, że wierzyła w prawdziwość jego słów.
    Spojrzała na jego twarz, chociaż robiła to z niechęcią. Wiedziała, że gdy ich spojrzenia się spotkają, nie łatwo będzie utrzymać pokerową twarz. Zdecydowała się jednak na to. Przechyliła odrobinę głowę na bok i prychnęła cicho.
    — Wiesz, co? Nie wierzę w ani jedno twoje słowo — powiedziała spokojnie — wierzyłam, kiedy mówiłeś, że wchodzisz w to, że chcesz spróbować i… Nagle zmieniłeś zdanie. Wystraszyłeś się, w porządku, rozumiem. Pierwszy odruch. Jestem w końcu gówniarą, z którą nie powinieneś się spotykać, ale nie musiałeś mnie wyrzucać, nie musiałeś… Zachowywać się tak, jak się zachowałeś — powiedziała, nie odrywając spojrzenia od jego ciemnych oczu — myślałam, że dorośli zachowują się inaczej. Tego nas uczycie przez całe życie. Bycia dorosłym, odpowiedzialnym, rozsądnym… — zaśmiała się ironicznie — rozwiązywania problemów. Fajnie rozwiązałeś swój problem — mruknęła, przełykając głośno ślinę — mogłeś… nie wiem, porozmawiać ze mną, powiedzieć, że głupio zrobiliśmy, że musimy bardziej uważać… Cokolwiek zamiast mówić, że mam wyjść. — Na tym chciała skończyć, odwrócić się i po prostu wrócić do swoich zajęć, ale wzięła głęboki oddech — wiesz, wcale nie chciałam wracać do Stanów. Nie chciałam zostawiać przyjaciół i życia, które sobie w jakiś sposób ułożyłam. Dwa dni po powrocie trafiłam na ciebie i uznałam, że może ten powrót okaże się nie być taki zły… — uśmiechnęła się smutno i rozłożyła ręce w geście bezradności — ale jak widać… — wzruszyła ramionami — dzięki za przeprosiny, jeżeli czujesz się dzięki nim lepiej to świetnie. Ale ja? Nie wiem czy cokolwiek zmieniają.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  37. Spoglądała na niego co jakiś czas, gdy odwracał spojrzenie. Słuchała przy tym tego, co miał do powiedzenia i… Chyba była tylko coraz bardziej zła na Arthura.
    — Owszem, masz rację. Przyłapał nas i wmawianie mu, że to była konsultacja było zabawne. O ciemku, w zamkniętej auli. Z pewnością by uwierzył — mruknęła. Wychodziła z założenia, że w tym konkretnym wypadku jakiekolwiek tłumaczenie nie miało sensu. Wiedziała też, że facet nic nikomu nie powie, bo po pierwsze dostał pieniądze, a po drugie jasno powiedziała, co zamierzała zrobić jeżeli zacząłby cokolwiek mówić. Była pewna, że nie chciałby stracić pracy.
    Zaśmiała się cicho na jego tłumaczenie.
    — Mhm… Żeby nie miał więcej argumentów. To miałoby sens, gdybyś później do mnie zadzwonił, napisał, cokolwiek — powiedziała, kręcąc głową — zrobiłeś to tylko dla siebie, Arthur. Nie usprawiedliwiaj swojego zachowania gadaniem o nas, bo przecież dla ciebie my już nie istniejemy — powiedziała unosząc spojrzenie na jego oczy. Nie zamierzała negować zachowania woźnego, bo nie miała pojęcia, co robił. Szczerze miała to głęboko w poważaniu, bo przecież Morrison to wszystko zakończył. Nie rozumiała też, dlaczego się tym przejmuje, skoro przecież ją porzucił. Spojrzała na swoje dłonie w jego rękach, nawet nie próbując ich cofnąć, a następnie spojrzała na niego.
    — Myślisz, że gdybym naprawdę tego nie chciała to wszystko to, co się wydarzyło, miałoby miejsce? — Odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie przerywając ich kontaktu wzrokowego — wiem, że wszystko wydarzyło się tak szybko, ale… Byłam pewna, że zagrało, że czujesz dokładnie to samo, co ja. Jak byśmy… jak byśmy byli sobie przeznaczeni. To głupie, bo nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy, głupie, bo ledwo się znamy, ale… ale wcale tak nie czuję. — Powiedziała, ponownie spoglądając na ich dłonie, gdy mocniej ją ściskał — robisz mi wodę z mózgu… — jęknęła, drepczących z nogi na nogę — nie możesz tak robić, nie możesz mówić o New Jersey, o wspólnym weekendzie, a później tak mnie traktować… i teraz — przerwała kręcąc głową — co ty właściwie teraz robisz, co? — Spytała cicho — do czego zmierzasz? Bo mam ochotę ci wybaczyć i udawać, że nic się nie stało, ale jeżeli zamierzasz dalej się mną bawić w taki sposób, to nie mogę tego zrobić, to nie chcę tego zrobić. — Zacisnęła mocno wargi, aby dolna warga nie zaczęła jej drżeć. Z jakiegoś powodu nie chciała, aby miał świadomość jak bardzo ją cała ta sytuacja dotknęła i jak bardzo jej na nim zależy, jak mocno tak naprawdę pragnie mu wybaczyć i ponownie móc znaleźć się w jego ramionach. Choć ledwo go znała, czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie. Nie chciała tego tracić.

    tylko tego nie schrzańcie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  38. Wzięła głęboki oddech, starając się nie wydać z siebie dźwięku frustracji, gdy znowu usprawiedliwiał się swoim zachowaniem jej osobą. Czy naprawdę nie widział, że to była jego najgorsza linia obrony? Villanelle nie bała się zaryzykować, nie bała się podjąć tej próby. Zdawała się być na nią przygotowana, chociaż w życiu nie przewidziałby dla siebie takiego związku… Zawsze kręcili ją starsi mężczyźni, ale jeszcze nigdy nie miała okazji z takowym się związać. Arthur był nie tylko pewnego rodzaju spełnieniem kryjącego się w niej pragnienia, ale przede wszystkim zdawał się być jej bratnią duszą. Dlatego nie bała się żadnego ryzyka.
    — Nie musisz tego robić — powiedziała cicho — ale uparcie robisz wszystko, żeby tak się stało — szepnęła, biorąc głęboki oddech. Nie miała pojęcia, dlaczego nagle zaczęli szeptać, ale miała wrażenie, że ta rozmowa powinna odbyć się właśnie w taki sposób. Jakby chcieli, a przynajmniej jakby ona chciała dodać jej intymności.
    Podążyła spojrzeniem za swoimi dłońmi, które ułożył na swoim torsie i ponownie, kolejny raz tego dnia zacisnęła mocno wargi. Słuchała jego słów, obserwując to, co robił. Wstrzymała oddech, gdy poczuła przyjemne ciepło jego dłoni na swoim policzku o przymknęła na krótką chwile powieki. Miała wrażenie, że jej serce znacząco przyspieszyło, a przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
    Kiedy się zbliżył, automatycznie próbowała przylgnąć bliżej ściany, s gdy ich czoła się zetknęły rozchyliła wargi, aby ułatwić sobie w ten sposób oddychanie. Miała wrażenie, jakby w jednej chwili w pomieszczeniu zrobiło się duszno, przez co nie dało się oddychać…
    Czuła, jak z każdym oddechem jej klatka piersiowa mocno się unosi i delikatnie napiera na tors mężczyzny.
    — Jeżeli się zgodzę… — szepnęła, wpatrując się w jego ciemne oczy — jeżeli to zrobisz… — pokręciła delikatnie głową, próbując skupić się na własnych myślach, które chciała ku przekazać. Jego bliskość za bardzo ją rozpraszała. — Nie będzie odwrotu — wyszeptała cicho. Musiała się powstrzymać, żeby to ona jego nie pocałowała. Chciała jednak zostawić tę decyzję jemu. Elle dobrze wiedziała, jak wiele była gotowa poświecić, aby kontynuować to, co próbowało się miedzy nimi zrodzić. To on był niezdecydowany, a Madison nie chciała podejmować decyzji za niego, nie teraz, nie w tym momencie, gdy jasno dała mu do zrozumienia co może zrobić i z czym będzie się to wiązało. Pragnęła, aby to zrobił. Chciała poczuć jego wargi na swoich, zarzucić ramiona na jego kark i zatracić się w tym pocałunku. Tymczasem czuła pod plecami twardą ścianę, wpatrywała się w jego oczy i miała wrażenie, że te kilka sekund rozciągało się w czasie do wieczności…

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  39. Oddychała ciężko, oczekując z niecierpliwością, aż w końcu coś się wydarzy. Brunetka również przymknęła powieki, gdy ich czoła ponownie się zetknęły. Liczyła, że dzięki temu czas nagle przyspieszy, a kiedy już otworzy oczy będzie po wszystkim: albo ją pocałuje, albo poczuje przejmujące zimno, gdy jego ciało znajdzie się daleko od jej własnego. Gdy rozpoczął pocałunek, nogi dziewczyny niemal się pod nią ugięły, całe więc szczęście, że mocno ją trzymał. Gdy zdała sobie sprawę, że to nie jest szybki, przelotny pocałunek z zaangażowaniem odwzajemniła go, zarzucając ręce na kark mężczyzny i wydała z siebie ciche westchnięcie. Tak bardzo się bała, że Arthur tego nie zrobi, że znowu zacznie gadać o tym, jak bardzo to niewłaściwie i odejdzie, zostawi ją po raz kolejny samą z wszystkimi tymi uczuciami, które czuła i z którymi nie potrafiła sobie poradzić, gdyż pojawiły się tak nagle i niespodziewanie, jakby naprawdę została trafiona prosto w serce strzałą amora.
    Powoli otworzyła oczy, a kąciki jej ust delikatnie zadrżały, gdy dotarł do niej sens jego słów. Nie cofnęła od razu rąk z karku Arthura, jedną przesunęła powoli na jego ramię, a drugą wsunęła między gęste loczki i uśmiechnęła się swobodnie.
    — Pojadę — przytaknęła, dając mu się objąć. Sama wtuliła się w jego ciało, opierając policzek o męski tors i przymknęła powieki, uśmiechając się przy tym cały czas. — Zarezerwujemy miejsca obok siebie i będziemy udawać nieznajomych czy dopiero na miejscu się spotkamy? — Spytała, po chwili odsuwając odrobinę głowę od jego ciała i zadarła ją, aby spojrzeć na jego twarz — czy poważnie chcesz jechać? Nigdy nie jechałam samochodem tak daleko — stwierdziła delikatnie się śmiejąc. To w zasadzie mogłaby być niezła przygoda. Elle widziała już oczami wyobraźni, całą podróż, zatrzymanie się na jedzenie gdzieś poza stanem, gdzie nie musieliby już się pilnować i uważać, nocleg w jakimś hostelu, bo przecież nie pozwoliłaby mu prowadzić bez przerwy. Sama nie miała prawo jazdy, bo we Francji nie były jej potrzebne, a w Stanach nie zdążyła ich zrobić przed swoją przeprowadzką. — Nauczysz mnie jeździć? — Spytała, wpatrując się w niego swoimi ciemnymi oczami — teoretycznie wiem co i jak — powiedziała, chcąc go uspokoić, że nauka nie będzie musiała być od postaw — raz nawet kawałek musiałam przejechać, bo ten kretyn Bastien wywiózł mnie poza Paryż i się upił, ale ten jego samochód to był jakiś złom i ciągle gasł. Zamówiłam końcem końców taksówkę, a go zostawiłam w tym gracie. Francuzi potrafią być takimi idiotami — wywróciła oczami, zamykając usta. Oczywiście pominęła w swojej opowieści, że samochód nie był z automatyczną skrzynią biegów, a cała ta zabawa ze sprzęgłem i zmienianiem tych właśnie biegów nie była na jej nerwy. — Zresztą nieważne — machnęła dłonią — Chicago. Skupmy się pierw na nim, cała reszta w swoim czasie — uśmiechnęła się, układając dłoń na jego klatce piersiowej — to jak i kiedy wyruszamy? Jedna czy dwie noce? Muszę wiedzieć, jak mam się spakować — powiedziała, gładząc dłonią jego tors.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  40. — Podoba mi się taka odpowiedź — powiedziała z delikatnym uśmiechem, spoglądając na mężczyznę spod rzęs. Kąciki jej ust powędrowały w górę, gdy poczuła na policzku jego dłoń. Wpatrywała się w niego z błyskiem w oczach, czując w tej konkretnej chwili po prostu szczęście. Była zadowolona, że pomylił daty spotkania, że ponownie mieli okazję do rozmowy, bo póki co… Wszystko wskazywało na to, że ich relacja zmierza w dobrym kierunku i miała nadzieję, że tak właśnie będzie. Uśmiech nie schodził jej z twarzy nawet na sekundę. Była naprawdę zadowolona. — Wydaje mi się, że nie — powiedziała — jak mówiłam, nie mam tutaj za wielu znajomych. Za długo mnie nie było — przypomniała, ale po chwili zmarszczyła delikatnie nos i zacisnęła usta, a humor odrobinę jej się popsuł. Jeżeli na plotkarze ukazałby się wpis na ich temat z pewnością mieliby ogromne problemy szybciej czy później. Przygryzła wargę, gdy stwierdził zgodnie z prawdą, że pod podomką nie ma na sobie niczego. Zamruczała cicho, gdy klepnął ją w pośladek, a przez jej usta przeszedł uśmiech. Pozwoliła ma na te gest i przytulenie się, i chociaż ciałem była obecna, myślami tkwiła przy plotkarze. To był problem, o którym wcześniej nawet przez chwilę nie pomyślała. I nie miała pojęcia, czy powinna mu o tym mówić czy lepiej byłoby przemilczeć ten fakt.
    — Z największą przyjemnością, mon chéri — wymruczała po francusku, posyłając mu przy tym uroczy uśmiech. Nie zamierzała zagłębiać się w historię z Bastienem, bo zwyczajnie szkoda było jej na to czasu — w takim razie zarezerwujmy bilety — powiedziała już posługując się angielskim, a następnie uśmiechnęła się odrobinę szerzej — uważaj, bo pomyślę sobie, że chcesz jedynie mojego ciała — szepnęła, sięgając dłonią jego karku. Przesunęła opuszkami palców wzdłuż rozgrzanej skóry, cały czas wpatrując się w jego twarz. — Skoro już tu jesteś… Możemy przejrzeć ogłoszenia — mówiąc szeptem, odchyliła głowę, aby miał większą swobodę w dostaniu się do jej szyi — o której jutro kończysz? Może uda się umówić na oglądanie jakiegoś mieszkania na jutro? — Spytała, wplatając palce w jego ciemne włosy i pociągnęła delikatnie za nie, uśmiechając się przy tym kącikiem ust — chciałabym, żeby był ładny widok i aby było dużo blatu w kuchni — szepnęła, wbijając delikatnie paznokcie w jego kark — a ty? Czego byś chciał w naszym mieszkanku?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  41. Zagryzła wargę, słysząc pytanie Arthura. Nie chciała go w żaden sposób straszyć i denerwować. Wolałaby mu zwyczajnie nie mówić o tej durnej stronie, bo bała się, że jeżeli zrozumie na jakiej zasadzie działa, znowu ją zostawi. Nie przeżyłaby, gdyby do tego doszło. Z drugiej strony… intuicja podpowiadała jej, że jeżeli dowie się o plotkarze z innego miejsca i w dodatku wyjdzie na jaw, że wiedziała o czymś takim to… Będzie na nią zły. I wcale się tej myśli nie dziwiła, bo ona sama również by się wkurzyła. Wzięła głęboki oddech i przymknęła powieki, jakby próbowała odnaleźć w sobie odpowiednie rozwiązanie tej sytuacji.
    — Jest taka durna strona… — powiedziała, decydując się jednak na bycie szczerą. Okłamała go już w kwestii swojego wieku i tej całej sprawie z jej powrotem i studiami. Wiedziała, że jakiekolwiek kłamstwo czy minięcie się z prawdą było stąpaniem po lodzie, a z jakiegoś powodu naprawdę bardzo jej zależało na tym mężczyźnie i nie chciała go tracić. — Nie wiadomo kto ją prowadzi ani dlaczego ten ktoś uwziął się na… Cóż, śmietankę towarzyską Nowego Jorku… Nazywa się plotkara i siebie samą też tak nazywa i pisze o ludziach. Czasami trochę prawdy, czasami mocno się z nią mija. Nie, żebym była na jej celowniku — spojrzała prosto w jego ciemne oczy, przylegając ciaśniej swoim ciałem do jego ciała. Nie chciała, aby przypadkiem ją odepchnął, nie mogła pozwolić na to, aby kolejny raz uznał, że jednak chce się wycofać. — Rzecz w tym, że musimy uważać, ale o tym przecież już doskonale wiemy… — gdyby tylko miała pojęcie o chorobie Arthura, nie wspomniałaby słowem na temat jakiegoś nieznanego człowieka, który miał oczy i uszy dosłownie wszędzie. Była jednak całkowicie nieświadoma tego, w jaki sposób mógł zareagować na takie informacje. Chciała być z nim szczera, bo błyskawicznie uczyła się na własnych błędach.
    — Pożyjemy, zobaczymy. Myślę, że mogę być naprawdę dobrą nauczycielką — szepnęła z zadziornym uśmiechem — i podejrzewam, że zrozumiesz dlaczego to właśnie francuski jest uznawany za język miłości — dodała cicho, układając palec na jego policzku i powoli przesunęła nim aż do szczęki mężczyzny, a następnie wzdłuż niej.
    Kącik ust zadrżał jej na słowa bruneta. Z jednej strony miała ochotę się z nim podroczyć. Zrobić mu na złość, sprawić, aby trochę się wysilił i napracował, aby ponownie mógł ją mieć, a z drugiej jego bliskość i dotyk sprawiały, że chciała wołać o więcej. I nie wiedziała, czego chce bardziej. Westchnęła. Nie była w stanie się skupić, a zmysły szalały, gdy czuła jednocześnie na sobie jego ciepłą dłoń i wilgotne ślady po jego ustach. Oparła się plecami o ścianę, a jej oddech przyspieszył.
    — Musimy, byłaby szkoda, gdyby ktoś wykupił nam je sprzed nosa — powiedziała, starając się z całych sił myśleć jasno i rozsądnie. — Mhm, masz rację. Najlepiej od razu — przytaknęła, podążając wzrokiem za jego dłonią. Chciała uchwycić ją i odsunąć od siebie, bo nadal nie była pewna, jak chce to z nim rozegrać, ale nim zdecydowała się cokolwiek zrobić, rozchyliła wargi i jęknęła cicho, czując jego pieszczoty. W jednej chwili stała się wilgotna i zapomniała o swoim niezdecydowaniu.
    — Cholera, nie… nie możesz tak sobie po prostu… — urwała i przymknęła powieki, odnajdując ustami jego wargi i wpiła się w nie namiętnym pocałunkiem. Uniosła jedną nogę i oplotła go nią, starając się znaleźć się jeszcze bliżej niego, rozpoczynając przy tym delikatnie poruszać biodrami.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  42. W jednej chwili poczuła ogromną ulgę, jakby dosłownie ciężki kamień został ściągnięty z jej pleców. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo w przeciągu tych kilku sekund zaczęła się martwić o reakcję Morrisona. Dopiero w momencie, w którym powiedział, że w tym miejscu są bezpieczni, zorientowała się, jak bardzo bała się kolejnego odrzucenia przez tego faceta. Dlatego nad niczym się nie zastanawiając, pokiwała twierdząco głową, a następnie chwyciła dłońmi jego policzki.
    — Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak bardzo się bałam, że znowu uznasz, że powinieneś się z tego wycofać — wyszeptała patrząc prosto w jego ciemne oczy i złożyła na ustach Morrisona żarliwy pocałunek. Nie przejmowała się, a przede wszystkim nie myślała o tym, że przez te kilka sekund pokazała mu tę Villanelle sprzed wyjazdu, tę, której brakowało pewności siebie, która ciągle czuła się niewystarczająca. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy w końcu odsunęła się od jego warg — jasne, pokażę — powiedziała, a następnie pokiwała głową. Śmiało mogłaby powiedzieć, że to właśnie tutaj są najbezpieczniejsi, przynajmniej gdy jej rodziców nie było w domu.
    — Już ustaliliśmy, że nie przestanę pyskować — wymruczała, mimowolnie nadstawiając policzek do dalszej pieszczoty.
    Gęsia skórka pojawiła się na jej ciele, gdy poczuła jego ciepły oddech. Nie zdawała sobie sprawy, że te miejsce może mieć tak wrażliwe na wszelkie pieszczoty. Skupiała się na reakcjach własnego ciała na Arthura i jego działania, że nie zastanawiała się w ogóle nad odpowiedziami dla niego. Rozchyliła wargi, gdy poczuła go w sobie i odruchowo odchyliła głowę. Nie rozumiała, jakim cudem potrafił sprawić, że w zaledwie kilka sekund stawała się niemal zamroczona podnieceniem, wystarczyło, że był blisko. Dokładnie tak, jakby znał jakieś tajemne sztuczki, jej instrukcje obsługi… Coś, o czym nie mieli pojęcia chłopcy, z którymi się spotykała. Była oczarowana francuskimi randkami, ale dopiero teraz miała szanse dowiedzieć się czym jest prawdziwe czerpanie przyjemności ze zbliżenia. Dzięki panu profesorowi. I jak miała mu odmówić? Nie mogła, nie umiała, ale przede wszystkim nie chciała tego robić.
    Jęknęła. Jedynie tyle była w stanie z siebie wydusić, gdy ruchy jego dłoni stały się bardziej zdecydowane, a po chwili jęknęła ponownie, gdy jego język sunął po jej ciele. Sięgnęła dłonią do jego głowy, wplatając palce w ciemne loki kolejny raz wydała z siebie jęknięcie.
    — Nie przestawaj — wyszeptała cicho, to było jedyne nie jakiego była w stanie użyć w tym momencie. Owszem, była na siebie zła. To ona miała się droczyć z nim, nie on z nią. Miał jednak w sobie coś takiego… Po prostu wiedział. Doskonale wiedział, co ma robić, aby chciała więcej, jej ciało grało z nim w drużynie i nie mogła nic na to poradzić. Reagowało na niego tak intensywnie, że nie umiała sobie jeszcze z tym radzić. Zacisnęła palce na jego włosach, pociągając go za ciemne kosmyki i poruszyła zachęcająco biodrami. Tak niewiele brakowało, aby przyjemne ciepło rozlało się po całym jej ciele. To było zaskakujące i jednocześnie fascynujące, że potrafił doprowadzić ją do takiego stanu w tak błyskawicznie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  43. Przez twarz Villanelle przemknęło zwątpienie, nad którym nie mogła zapanować po jego słowach. Zaczęła się zastanawiać czy już zawsze będzie się bała, że w którymś momencie przez Morrisona przemówi ta odpowiedzialność i uzna, że ten związek nie ma najmniejszego sensu? Spoglądała na niego, odczuwając ulgę, gdy przyznał, że nie potrafi się wycofać. W brunetce tliło się jednak zwątpienie, brak pewności… z drugiej strony czy jakikolwiek związek był kiedykolwiek pewien w stu procentach? Ludzie się rozstawali nawet wtedy, gdy ich związki były proste i łatwe, a przede wszystkim w świetle wszelkich regulaminów uczelni legalne. Musiała mu zaufać. Uwierzyć. I samej przestać doszukiwać się we wszystkim możliwości jego odejścia, bo inaczej sama to zniszczy.
    — Mam to uznać za komplement? — Spytała, uśmiechając się przy tym delikatnie. Tak, nie mogła ciagle myśleć o tym, że może zaraz się wycofa. Zwłaszcza, gdy znajdował się tak blisko i sprawiał, że jej ciało domagało się więcej. — Postaram się wyglądać grzecznie — szepnęła i westchnęła w reakcji na jego działanie.
    Zerknęła na niego, przechylając głowę w dół. Nie chciała, aby przestawał. Nawet na krótką chwilę. Zamknęła powieki i oparła się głową o ścianę, biorąc głęboki oddech, jednocześnie próbując uspokoić rozszalałe serce.
    Wytłumaczyła, dokąd powinien się kierować, aby znaleźć się w jej małym królestwie, jednocześnie czując jak na jej poliki wkradają się rumieńce spowodowane jego słowami.
    Westchnęła cicho, gdy ułożył ją na łóżku i odnalazła spojrzeniem jego wzrok. Uśmiechnęła się kącikami ust, układając się wygodniej na miękkim materacu. Nie czuła się w żaden sposób skrępowana nagością, wręcz przeciwnie, zainteresowanie Arthura dodawało jej pewności siebie, o której brak przecież nikt by jej nie posądzał. Zamruczała cicho w reakcji na jego pocałunki, nie mogąc się doczekać tego, co dalej.
    Nie musiała długo czekać na pierwsze doznania, które momentalnie sprawiły, że jej ciało mocno zareagowało. Zacisnęła mocno palce na gładkiej pościeli, odchylając głowę do tylu. W ogóle nie myślała nad tym, co ma robić. Ciało doskonale wiedziało, jak się zachować pod wpływem pieszczot mężczyzny, wręcz wyrywało się do niego rytmicznymi ruchami, a z ust dziewczyny wyrywały się początkowo ciche pojękiwania, które wraz z nadchodzącym orgazmem zmieniły się w głośne, długie jęknięcia. Próbowała zacisnąć uda, ale napotkała przeszkodę w postaci jego głowy. Zdecydowała się więc unieść powolnie biodra w górę, jakby potrzebowała chwili wytchnienia przed kolejną falą uniesienia.
    — Jezu— westchnęła przeciągle, wciąż mimowolnie poruszając biodrami. Czuła, jak jej kobiecość nadal pulsowała z rozkoszy. Sięgnęła dłonią jego ciemnych włosów, a drugą podążyła do jego ręki, próbując spleść ze sobą ich palce i wbić paznokcie w grzbiet jego dłoni. Szybko jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Rozluźniła uda i podniosła się odrobinę, obiema rękoma sięgając jego włosów i pociągnęła go za ciemną czuprynę ku górze, by na nią spojrzał — pocałuj mnie, natychmiast — rozkazała cicho zachrypniętym głosem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  44. Nie potrafiła wytłumaczyć, co takiego miał w sobie Arthur Morrison, że jej reakcje na niego były tak silne. Nie była pewna, czy tak w ogóle chce znać szczegóły – może wówczas wszystko przestałoby być tak magiczne? To nie tak, że Elle szybko się nudziła. W ich relacji było jednak coś niezwykłego i Madison chciała, aby ta niezwykłość wciąż pomiędzy nimi była. Może było to spowodowane byciem dla siebie zakazanym owocem? Chociaż to działałoby w sytuacji, gdyby od początku o tym wiedzieli, a przecież tak nie było. Gdy zobaczyła go po raz pierwszy w salonie czekającego na spotkanie z ojcem, już wtedy wiedziała, że ten facet ją przyciąga, a wówczas nie miała przecież jeszcze pojęcia o tym, że jest jej wykładowcą. Sekret musiał tkwić w czym innym i z jednej strony była ogromnie go ciekawa!
    Orgazm, którzy wstrząsnął jej ciałem był silny i niesamowicie przyjemny, jednak nadal miała siłę na więcej, zwłaszcza po krótkiej przerwie na pocałunek, podczas której mogła chociaż odrobine zregenerować siły. Jej własny smak na jego ustach w ogóle jej nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, odwzajemniła pocałunek z zaangażowaniem, gdy w końcu ich usta spotkały się ze sobą. W pierwszej chwili miała ochotę na niego krzyczeć, że tak to przeciąga, ale powstrzymała się i w ostateczności niczego nie żałowała. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że mogła za kimś kogo znała tak krótko tak mocno zatęsknić.
    Ułożyła dłonie na jego ciepłych policzkach i spojrzała prosto w ciemne oczy, a słysząc jego pytanie skinęła głową.
    — Gotowa — wyszeptała z podekscytowaniem wyraźnie słyszalnym w głosie i musnęła jego wargi, aby następnie opaść ponownie na miękką pościel.
    Naprzemiennie wzdychała i jęczała, pod wpływem jego dotyku. Kolejny raz miała wrażenie, jakby doskonale znał jej ciało i wiedział, co dokładnie ma zrobić, aby doprowadzić ją do euforii. Nie kontrolowała swojego wijącego się ciała w cieplej pościeli, nie miała pojęcia ile razy osiągnęła dzięki niemu orgazm ani nie była pewna, czy przypadkiem w którymś momencie nie doprowadził ją do stanu, w którym mogłaby poczuć się niczym na haju. — Dość — jęknęła głośno po czasie, zdając sobie sprawę z tego, że zwyczajnie nie miała już siły na więcej, a rozpalone do granic możliwości ciało odmawiało posłuszeństwa do tego stopnia, że z trudem mogła rozluźnić zaciśnięte do tej pory palce na pościeli. Nie wspominając o uziemieni się, aby moc swobodnie spojrzeć na swojego sekretnego chłopaka. Rozchyliła wargi, łapczywie łapiąc powietrze i próbując uspokoić kołatanie serca. — To było… — zamilkła, przymykając powieki i próbując odnaleźć najodpowiedniejsze ze słów jakie znała — wow — wydusiła z siebie. Nie zaprezentowała swojej elokwencji, ale on sprawiał, że niczym się nie przejmowała — po prostu wow — wydyszała, mając wrażenie, że wciąż kręci się jej w głowie od spełnienia.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  45. Obserwowała go uważnie, uśmiechając się delikatnie kącikiem ust.
    — Być może — powiedziała, ale jej spojrzenie i wyraz twarzy jasno mówiły, że nie zamierza się dłużej na niego gniewać. Nadal miała wrażenie, że jej serce bije na tyle mocno, że słychać je było bez przykładania ucha do jej klatki piersiowej.
    Kiedy ułożył się na łóżku, obok niej, od razu przekręciła się na bok i zarzuciła nogę na jego biodra, a rękę ułożyła na widocznym przez rozpięta koszulę torsie. Przesunęła powoli palcami po odkrytym fragmencie ciała mężczyzny i uśmiechnęła się. — Tylko nie będę mogła zapomnieć kupić pamiątek na lotnisku — zaśmiała się cicho. Skupiła spojrzenie na swoich palcach i zamyśliła się przez chwilę. Kiedy zapytał o Francję, dotarło do niej, że znajdują się w jej nastoletnim pokoju, ale wcześniej w ogóle o tym nie myślała, za bardzo pochłonięta wizją tego, co miał z nią zrobić. Jej pokój był typowym pokojem nastolatki. Miała porozwieszane plakaty z ulubionymi zespołami, pełno ramek ze zdjęciami z przyjaciółmi i kilka pluszaków poukładanych na meblach. Wśród książek na regale kryły się nawet jej pamiętniki.
    — Szczerze? Chciałam być niczym prawdziwa Francuzka — powiedziała zgodnie z prawdą. Nie miała ukrytego motywu. Francja i Paryż wydawały jej się niesamowite pod wieloma względami. Stworzyła sobie w głowie obraz wyzwolonej kobiety jednocześnie będącej idealnym przykładem Madame Chic i sama taka właśnie chciała się stać. Oczywistym więc było, że pojedzie do Francji — i marzyłam o romansie niczym z bajki z prawdziwym francuskim kochankiem — zaśmiała się sama z siebie. Podparła się łokciem, a następnie nachyliła się nad Arthurem i musnęła delikatnie jego wargi — okazuje się jednak, że romans czekał na mnie w domu i to dosłownie — zaśmiała się cicho, raz jeszcze muskając jego wargi, aby po chwili pogłębić ostrożnie pocałunek. Jej ciało zaczęło stygnąć, przez co pojawiła się na nim gęsia skórka. Podniosła się i chwyciła skraj koca z łóżka i narzuciła na siebie, okrywając nagie ciało.
    — Ale mogę zadać dokładnie te same pytanie, dlaczego akurat Stany, a nie jakiekolwiek inne miejsce? — Przechyliła głowę, decydując się usiąść na nim okrakiem. Puściła koc, który zwiesiła na jej ramionach i złapała dłonie Arthura, aby ułożyć jedną z nich na jej tali, a drugą zaś by uchwycił jej pierś. Sama ułożyła dłonie na torsie mężczyzny, zsuwając na boki koszulę — albo dlaczego nie zostałeś w krainie ohydnej fasolki — zaśmiała się melodyjnie, napierając dłońmi na jego tors i nachylając się, by sięgnąć jego ust.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  46. — No wiesz, co? Ktoś tu zamierza być bardzo nieprzyzwoity — również się zaśmiała, uważnie mu się przy tym przyglądając, jakby chciała ocenić na ile żartował, a na ile mówił prawdę. W takich sytuacjach uzmysławiała sobie, jak bardzo byli dla siebie obcy, co wydawało się być abstrakcją, bo wcale nie czuła się przy nim, jak przy nieznajomym. Sunąc dłonią po jego torsie, śledziła spojrzeniem własne ruchy, a kącik jej ust delikatnie drżał. Czy właśnie próbowała sobie wyobrazić szybki numerek gdzieś na lotnisku? Być może…
    Powróciła myślami do teraźniejszości, ale tylko na krótką chwilę, bo gdy spytał o powód jej powrotu, mimowolnie wróciła wspomnieniami do Paryża. Miała wiele powodów, aby zostać w mieście miłości na kolejne lata. Początkowo taki właśnie był plan, miała zdać egzaminy, złożyć papiery na studia i żyć swoim wymarzonym życiem. Nie spodziewała się jednak, że jej marzenia w którymś momencie zaczną przybierać formę koszmaru, a człowiek, któremu zaufała okazał się być ostatnią osobą, która na jakiekolwiek zaufanie zasługiwała.
    — Jak mawiają Francuzi, bagietka sąsiada zawsze jest smaczniejsza — zaśmiała się — dobra, wcale tak nie mówią, ale wiesz jak jest. Zawsze jest lepiej tam, gdzie nas nie ma — nie była gotowa, aby powiedzieć mu prawdę. Zresztą, nie była pewna czy miało to jakiekolwiek znaczenie dla ich relacji. Nie chciała wracać do tego, co było. Nie znali się, to nie powinno mieć znaczenia, prawda? Poza tym zwyczajnie nie chciała do tego wracać, łatwiej było kontynuować swoją fascynację krajem i miastem, niż pogrążyć się w ciemności, która ją tam spotkała — mon chéri, nie bez powodu zaznaczyłam, że romans czekał na mnie w domu — uśmiechnęła się, przywołując swoje słowa sprzed kilku sekund.
    Przyglądała mu się uważnie, z niemałym zdezorientowaniem na twarzy. Zamrugała, cofając automatycznie dłonie z jego torsu. Nie wiedząc co ma zrobić z rękoma, ze sobą… bo to, co powiedział było… zaskakujące.
    — Poważnie? — Spytała, pospiesznie mrugając powiekami. Nie miała pojęcia, co ma w tej chwili zrobić, jak się zachować, bo nigdy, przenigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Zrobiło jej się głupio, chociaż sama nie wiedziała dlaczego dokładnie. Dlatego, że założyła, że i tak będzie chciał ją przelecieć, dlatego, że brał pod uwagę, co mówiła? Dlatego, że musiał powiedzieć to na głos? Wiedziała tylko, że w jednej chwili poczuła się źle. Skinęła lekko głowa na jego słowa, a kiedy kontynuował, złapała ponownie koc i otuliła się nim powoli, słuchając tego, co miał do powiedzenia. Nie spodziewała się takiej informacji i… Poczuła się jeszcze gorzej, bo siedziała naga, okryta tylko kocem, na jego biodrach i miała słuchać o jego byłej żonie? Wolałaby o niej usłyszeć przy kawie, zdecydowanie.
    — Oh… Ale nie muszę być zazdrosna? Czy mam się spodziewać, że przejrzy na oczy i będzie chciała cię odzyskać? — Spytała, ciaśniej otulając się miękkim materiałem okrycia. — To definitywnie skończony rozdział, tak?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  47. — Nie mogę się doczekać, kiedy nauczysz mnie jeździć — uśmiechnęła się. Naprawdę nie mogła się doczekać. Była pewna, że to będzie ekscytujące. Nie tylko ze względu na same jazdy.
    Starała się trzymać dobrą minę do złej gry. Była na siebie zła, że zareagowała w taki sposób na jego słowa, nie powinna była. Nie mogła mierzyć wszystkich jedną miarą, Arthur nie był Bastianem i nie powinna spodziewać się po nim tego, czego spodziewałaby się po swoim byłym. Wiedziała przecież o tym doskonale, zresztą, do tej pory nawet nie wróciła wspomnieniami do Francuza, ale pytanie Arthura o powód powrotu rozbudził tę część wspomnień, o której wolałaby nie pamiętać, zapomnieć, udawać, że wszystko to nie miało nigdy miejsca. Niestety, to nie było realne. W dodatku, w najmniej spodziewanym momencie wracało i burzyło pewien porządek, który udało jej się jako tako wypracować. Chociaż spoglądając na Arthura, chyba nie musiała się obawiać, aby z jakiegoś powodu miał się w szczególny sposób zainteresować jej reakcją. Mieli różną perspektywę i była wdzięczna. Nawet uśmiechnęła się odrobinę, całkiem szczerze, gdy usłyszała o gumkach.
    — Chyba bym się zmartwiła, gdybyś je faktycznie wziął na spotkanie z moim ojcem — wciąż czuła się dość nieswojo, ale jednocześnie jego bliskość działała w pewien sposób uspokajająco. Nie trzymała już kurczowo koca, starając się za wszelka cenę przysłonić. Wsunęła dłonie pod swoją brodę, odrobine się na nich unosząc, aby móc spojrzeć swobodnie na jego twarz. — Nie powiem, żeby to był idealny moment — przyznała, wyginając wargi w delikatnym grymasie. Ten jednak szybko zniknął z jej buzi. Nie chciała przecież tworzyć specjalnie konfliktów. Miał prawo do swojej przeszłości. Był od niej starszy, co równało się z tym, że w jego życiu mogło wydarzyć się wiele. Jak widać, tak właśnie było, ale skoro przez prawie osiem lat nie miał kontaktu ze swoją byłą żoną to nie musiała się martwić. Szybko również policzyła, że te małżeństwo musieli zawrzeć bardzo młodo. — czyli byłeś krótko po dwudziestce — zauważyła, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. W jednej chwili poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, gdy konkretna myśl pojawiła się w jej głowie. Czy miała zaraz usłyszeć o dziecku? Nie… nie wydawał się być typem, który nie miałby kontaktu z synem czy córką, gdyby takowe posiadał, a to równałoby się z pewnością z rozmowami z byłą. Nie, nie musiała pytać o dziecko. — Szybko. Starsza czy młodsza? — Spytała, chociaż nie wiedziała po co to w ogóle zrobiła. Mogła przyjąć do wiadomości nowinę o byłej żonie i na tym zakończyć, po co w ogóle brnęła w temat? — Zresztą, nie musisz nic więcej mówić — dodała szybko — przeszłość to przeszłość, prawda? Nie musi się za człowiekiem ciągnąć — uśmiechnęła się, jednocześnie gładząc jego tors. Chyba jednoczenie usprawiedliwiała w ten sposób swoje milczenie, bo co i przede wszystkim po co, miałaby mu opowiadać o tym co wydarzyło się we Francji? Chciała o tym zapomnieć, zdusić. Nie zamierzała nikomu ukazywać się z tej słabej strony. Wstydziłaby się mówić głośno o swoich przeżyciach i bałaby się, że Morrison nie zrozumiałaby. Może by zrezygnował, tym razem na stałe, a na to nie mogła pozwolić, był… Czuła się przy nim tak dobrze, s jeszcze dzisiejsza sytuacja sprawiła, że wierzyła niesamowicie mocno w to, że był dobrym człowiekiem. Musiała się go trzymać.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  48. — Proponuję znaleźć jakąś boczną i nieuczęszczaną drogę gdzieś… Gdzieś z daleka od ludzi — powiedziała, uśmiechając się przy tym kwaśno — obawiam się, że moja przygoda z samochodem może się skończyć jak w przypadku twojej siostry albo i gorzej… — otrząsnęła się delikatnie. Pamiętała dokładnie tamten wieczór, o którym wspomniała Arthurowi i skąd wyszedł temat braku jej prawka. Oczywiście nie opowiedziała mu całej historii. Jednak myśl, że miała znajdować się za kierownicą samochodu sprawiała, że czuła strach. Nie był to wcale nieuzasadniony strach. Dobrze wiedziała skąd się brał. Wiedziała też, że jeżeli nie chwyci za rogi przysłowiowego byka, to nigdy nie przestanie się bać, a Villanelle Madison nie lubiła czuć się w ten sposób. — Ale może wypożyczymy auto? Tak będzie na pewno bezpieczniej dla twojego samochodu, zdecydowanie — pokiwała głową na własne słowa — za szkody oczywiście płacę ja — dodała dla jasności i nie zamierzała w ogóle wchodzić w dyskusję. Nie obchodziło ją czy Arthura było na to stać, czy nie. Nie chciała być od nikogo zależna. Co prawda finanse, którymi dysponowała należały do tatusia, ale to była inna sprawa. We Francji nauczyła się bardzo ważnej rzeczy, której zamierzała się trzymać. Nie mogła nikomu dać powodu do tego, by ktokolwiek miał względem niej jakieś roszczenia. Nie chciała… Nie mogła dopuścić drugi raz do takiej samej sytuacji.
    Wzruszyła lekko ramionami na jego przepraszam, jednak nie był to gest zbywający. Wynikał raczej z tego, że tak naprawdę nie wiedziała, co ma powiedzieć, jak się zachować? Owszem jego winą było wybranie momentu, w którym powiedział o byłej żonie, bo zdecydowanie mógł poczekać na dużo lepszy, ale już trudno, stało się. Tyle, że to nie zmieniało położenia jej samej.
    Nie była pewna czy chce w zasadzie słuchać czegokolwiek o jego byłej partnerce. Czuła, że będzie musiała się odwdzięczyć i też powiedzieć, co nieco o swojej przeszłości, a wcale tego nie chciała. Na pewno nie zamierzała robić tego w tej chwili.
    — Nie musisz mi niczego więcej mówić, serio — uśmiechnęła się odrobinę szerzej, gdy wspomniał, że teraźniejszość podoba mu się bardziej. Przymknęła na moment powieki, gdy zorientowała się, co chciał zrobić. A kiedy nie poczuła, aby ich usta się połączyły, otworzyła oczy i zerknęła na Arthura trzymającego telefon. Słysząc jego pierwsze słowa, w moment poczuła, jak zrobiło jej się gorąco. Oczywiście, że w pierwszym momencie pomyślała o tym, że dzwoni jego była. Co było widać chyba po jej minie, bo po chwili usłyszała, że to jednak siostra. — W porządku — uśmiechnęła się lekko, chociaż musiała przyznać, że zdziwiło ją, że odebrał. Ona raczej w takiej sytuacji zignorowałaby przychodzące połączenie. Zmarszczyła delikatnie nos, słysząc, że zamierzał zaraz gdzieś być. Nie podobało jej się to, ale czy mogła cokolwiek zrobić?
    — Chyba macie we krwi niespodziewane wizyty — zauważyła, ale na jego pytanie pokręciła przecząco głową — sam mówiłeś, że nie powinniśmy spotykać się u mnie czy u ciebie… Nie powinniśmy więcej łamać naszych zasad. Wystarczy, że leżysz na moim łóżku — zauważyła, ale nadal na nim leżała, póki on sam się nie ruszył. — Widzimy się jutro? Może podzwonię dzisiaj po agencjach i uda się umówić jakieś spotkanie na jutro w New Jersey? Czy zostawiamy to na po Chicago?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  49. — Możemy nawet wyjechać poza miasto, wiesz, jakaś niemal leśna droga czy coś. Żebym tylko miała pewność, że nikogo nie zabiję — zaśmiała się cicho, mając nadzieje, że podczas jej nauki naprawdę nikomu ani niczemu nie stanie się krzywda. Zmarszczyła lekko nos, przechylając jednocześnie głowę w bok —nie wypożycza mi auta bez prawka, ale… nie ucierpisz na tym w żaden sposób? No wiesz te wszystkie ubezpieczenia — nie znała się na tym kompletnie, bo nie miała prawka i do tej pory kompletnie ją to nie interesowało, ale chyba nadszedł czas, w którym to się w końcu zmieni — wolałabym, żebyś nie miał przeze mnie żadnych kłopotów — dodała, posyłając mu przy tym uroczy uśmiech. Nie było po niej widać, ale ulżyło jej, gdy Arthur nie wszedł nawet w dyskusję na temat pokrycia kosztów ewentualnych szkód. Madison była pewna, że tych będzie dużo i naprawdę nie czułaby się dobrze, gdyby on miał za to płacić. Wystarczyło, że zgodził się w ogóle ją nauczyć jeździć i brał pod uwagę poświęcenie własnego samochodu, co według Elle bardzo dobrze o nim świadczyło.
    Nie chciała się z nim jeszcze żegnać i naprawdę ostatnie, na do miała ochotę to puszczenie go wolno do siostry.
    — W takich chwilach cieszę się, że jestem jedynaczką — stwierdziła — możesz powiedzieć siostrze, że straciłeś przez nią szanse na dobry seks, niech ma chociaż minimalne wyrzuty sumienia, że pojawia się bez zapowiedzi — wyszczerzyła zęby, tak naprawdę nie licząc, że przekaże jej taką nowinę. Odwzajemniła pocałunek i niechętnie usiadła na łóżku. Sięgnęła po narzutkę i zarzuciła ją na siebie, spoglądając przy tym na Arthura — nie wiem czy wytrzymam tak długo jako grzeczna dziewczynka — westchnęła, jednocześnie posyłając mu łobuzerski uśmieszek. — Rozumiem, że w Chicago nie obowiązują mnie żadne zasady co do ubioru? — Szepnęła, poprawiając wiązanie podomki, uważnie obserwując, jak Morrison zapina koszulę, a gdy był gotowy do opuszczenia jej pokoju, odprowadziła go do wyjścia. — Możliwe, że się stęsknię — powiedziała, przykładając do ust dwa palce i musnęła je a następnie ułożyła na ustach Arthura — ale tylko troszkę — dodała z zadziornym uśmiechem.

    Cieszyła się, że do piątku było tak blisko, bo nie była pewna czy gdyby miała czekać dłużej to, czy wytrzymałaby. Pojawiła się na lotnisku o wyznaczonej porze i od razu udała się pod tablice informacyjną, rozglądając się za Arthurem. Trzymała w dłoni rączkę średniej walizki, bo chociaż planowała zmieścić się w kabinówkę, odrobinę jej to nie wyszło. Odnajdując spojrzenie ciemnych oczu, uśmiechnęła się szeroko.
    — Muszę przyznać, że zdążyłam się jednak stęsknić. Jak tam wizyta siostry? — Powstrzymała się z całych sił, aby nie rzucić mu się na szyję i nie złożyć na jego ustach namiętnego pocałunku. Wciąż jednak byli w Nowym Jorku i Villanelle wolała jednak nie ryzykować. Zwłaszcza, że jakimś cudem pieprzona służba wyniosła informacje o obecności projektanta w jej sypialni. Dobrze, że nie padło kim dokładnie był ten projektant. Była też trochę ciekawa, co na to Arthur, czy dowiedział stronę i widział, co się stało… — a ty się stęskniłeś?

    ❤️
    [Zawsze będziecie numerem jeden!🥹]

    OdpowiedzUsuń
  50. Uniosła pytająco brew, w reakcji na jego odpowiedź. Szybko jednak zmieniła minę, kiedy skomentował rozmiar jej walizki. Zmrużyła delikatnie powieki i przechyliła głowę w bok.
    — Muszę być przygotowana na każdą możliwą sytuację. Począwszy od nagłej zmiany pogody, bo odpowiednią bieliznę — odparła — a gwarantuję, że to ona jest najbardziej istotna, jeżeli chodzi o zawartość walizki — uśmiechnęła się szeroko, patrząc mu przy tym prosto w oczy bez żadnego skrępowania — bezszwowa pod przylegającą sukienkę, chociaż wzięłam też pod uwagę koronkę, która powinna pobudzić twoje zmysły i doprowadzić do białej gorączki — dodała, a następnie delikatnie się przysunęła, pozostawiając jednak bezpieczny dystans — mam nadzieję, że wziąłeś ze sobą wystarczającą ilość gumek — wyszeptała cicho, a następnie przygryzła mocno dolną wargę i przesunęła powoli spojrzeniem po jego sylwetce.
    Pokiwała głową. Trzymając mocno rączkę walizki ruszyli w stronę odpowiedniej bramki.
    — Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałeś? — Upewniła się, spoglądając na niego. Nie mogła doczekać się momentu, w którym w końcu usiądą obok siebie i będą mogli pozwolić sobie na odrobinę więcej niż trzymanie się na dystans. Potrafiła nad sobą panować, ale powiedzenie, że zakazany owoc smakuje najlepiej było, cóż, prawdziwe. Villanelle z ogromną chęcią już teraz skusiłaby się na mityczne jabłko, nie zważając uwagi na wszystkich innych znajdujących się w pobliżu. Zdrowy rozsądek był jednak na tyle silny, że potrafiła się zachować w odpowiedni sposób. Czyli po prostu grzecznie.
    Kiedy stanęli w kolejce do odprawy, przyglądała mu się badawczo. Zastanawiała się nad tym czy widział wpis na plotkarze, ale zdecydował się nie poruszać w tej chwili tego tematu, czy był całkowicie nieświadomy. Zastanawiała się też nad tym, którą z wersji sama by wolała.
    — Jestem niesamowicie podekscytowana, wiesz? — Odezwała się, ustawiając się plecami do początku kolejki, a przodem do Arthura — będziesz musiał odhaczyć obecność na tych konferencjach? — Zapytała, zastanawiając się nad tym, czy będzie musiała sobie jakoś zorganizować czas, gdy będzie na niego czekała, czy po prostu oleje te całe szkolenia i spędzą cały weekend razem. W zasadzie to nie do końca to przedyskutowali i była zwyczajnie ciekawa, czego ma się spodziewać.
    — W ogóle to szkolenie związane z uczelnią czy po prostu z zawodem? Jeżeli o tym wspominałeś, to byłam tak rozkojarzona, albo raczej skoncentrowana na czymś innym, że totalnie nie pamiętam — zaśmiała się, robiąc krok do tyłu, gdy zostali obsłużeni kolejni podróżujący — nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła cię pocałować, wiesz? — Wyszeptała cicho, spoglądając prosto w jego oczy. Naprawdę zaczynała walkę z sobą samą, bo im dłużej była obok i nie mogła się zbliżyć, tym większą miała właśnie na to ochotę.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  51. — Przestać prowokować? — Powtórzyła za nim, powstrzymując się przed uśmiechem. Nie była jednak na tyle silna — pierw musiałabym zacząć, żeby móc w ogóle przestać, kochanieńki — dodała słodko, ale z łobuzerskim uśmiechem, którego naprawdę nie mogła powstrzymać. Chociaż bardzo się starała! — Wiesz, mogłabym zacząć odpowiadać z najdrobniejszymi szczegółami, co się znajduje w tej walizce… To podpięłabym pod prowokacje — dodała, nie odrywając przy tym spojrzenia od jego ciemnych oczu. Wzięła głęboki oddech i przechyliła zaczepnie głowę w bok, a kąciki jej ust wciąż nie opadły — chcesz posłuchać? — Spytała, a następnie powędrowała spojrzeniem za ruchem jego ręki z płaszczem, tylko bardziej się uśmiechając. — Mam szczerą nadzieję, na ten drugi scenariusz — wyszeptała. Nie rozumiała, dlaczego tak na nią działał. Gdyby nie pokłady przyzwoitości, jakie w sobie miała z chęcią zaraz po przejściu odprawy, zaciągnęłaby go do toalety. Chociaż istniała szansa, że to wcale nie przyzwoitość, a świadomość tego, że muszą się jednak ukrywać. Może to też cała ta otoczka sekretu sprawiała, że była tak bardzo na niego napalona? Nie miała pojęcia, wiedziała natomiast, że naprawdę nie mogła się doczekać momentu, w którym będą mogli puścić swoje hamulce i po prostu zaczną w pełni cieszyć się swoją obecnością.
    Zachichotała cicho, gdy jego dłoń przemknęła na wysokości jej biustu. Pomimo tego, że warstwa ubrań znacząco tłumiła odczuwanie dotyku i tak spojrzała na niego znacząco.
    — Ach tak, prawda. Lepsze rzeczy — powiedziała, potakując przy tym głową. Odwróciła się w końcu przodem, gdy nastała ich kolej. Schowała kartę pokładową do torebki, która przy sobie miała i żwawo przeszli do następnej kolejki. Wywróciła oczami widząc jej długość. W takich momentach żałowała, że jej ojciec jeszcze nie zdecydował się na zakup prywatnego odrzutowca. Powtarzał, że to ze względu na swój wizerunek. Dbał o to, aby zieloni go wspierali. Gdyby dokonał takiego zakupu, momentalnie byłby skreślony. Elle zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji jeżeli chodziło o ocieplenie klimatu i jak ważne było to, aby temu przeciwdziałać, ale w takich momentach wygrywałaby chęć wygody w jej przypadku. Słysząc, że Arthur mruczał coś pod nosem, odwróciła się do niego z zamiarem poproszenia, aby powtórzył, bo nie zrozumiała. Nie zdążyła wydusić z siebie ani jednego słowa, bo ich usta zostały złączone w namiętnym pocałunku, którego w tej chwili w ogóle się nie spodziewała.
    — Hej — szepnęła wciąż zaskoczona jego zachowaniem, a kiedy ponownie miała możliwość skosztowania jego ust, cicho westchnęła — nie powinieneś był tego jeszcze robić — powiedziała cicho, spoglądając w jego oczy, lekko się przy tym uśmiechając. Odruchowo rozejrzała się dookoła, jakby w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby donieść plotkarze o ich występku. Nie chciała, tero robić, ale zdecydowała się odrobinę odsunąć.
    — Ktoś może nas rozpoznać — powiedziała cicho, nie mogąc skoncentrować spojrzenia tylko na nim. — Mieliśmy nie łamać więcej zasad — zauważyła błyskotliwie, powstrzymując się, aby nie odwzajemnić pocałunku. Nie zamierzała jednak więcej ryzykować. — Musisz wytrzymać jeszcze trochę, obiecuję, że warto — wyszeptała wyciągając rękę, aby przesunąć palcami po grzbiecie jego dłoni.
    — Villanelle?! — Słysząc znajomy głos, niemal odskoczyła od Arthura, pospiesznie cofając wyciągniętą dłoń. Odwróciła się w stronę, z której dobiegał i przybrała jeden z wyćwiczonych uśmiechów.
    — Harper? — Spytała, spoglądając na starszą od siebie o rok dziewczynę. Przed jej wyjazdem do Francji dość często się spotykały ze względu na rodziców.
    — A ty nie we Francji? — Dziewczyna zmierzyła spojrzeniem Elle, a następnie zerknęła na Arthura i wróciła spojrzeniem do brunetki — widziałam w sierpniu twoich rodziców i nic nie wspominali, że wracasz.
    — Oh — machnęła lekceważąco dłonią — pewnie nie pamiętasz albo były ważniejsze sprawy — zaśmiała się
    — Ważniejsze niż twój powrót? Mogłaś dać znać, musimy nadrobić ten czas — Harper zaśmiała się wesoło. — Wiem, zrobimy tematyczną imprezę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pewnie, wiesz, może obgadamy to później? — Spytała, mając nadzieję, że Harper się odczepi i zajmie się czymkolwiek innym. Jedynym plusem było to, że widocznie nie śledziła plotkary, skoro nie miała pojęcia o jej powrocie na Manhattan.
      — Nie przedstawisz mnie? — Spytała, bezczelnie spoglądając na Arthura. Madison uniosła brwi, a następnie spojrzała na bruneta, główkując szybko, jak niby miałaby go przedstawić. Swoim spojrzeniem błagała go o pomoc, bo jedyne co przychodziło jej do głowy to powiedzenie Harper, aby po prostu spadała i dała im spokój, ale wiedziała, że akurat dzięki temu nie odczepiłaby się od nich nawet na chwilę.

      ❤️

      Usuń
  52. — I czego tu posłuchać — powiedziała intonując zdanie tak, że wyraźnie dało się usłyszeć, że zastanawia się nad podjęciem decyzji — Francuzi zdecydowanie kierują się sercem, a Brytyjczycy? Ja, jako Amerykanka chyba skusiłabym się na jakieś szalone połączenie jednego i drugiego. Wiesz… Coś w stylu… Nie wiem, poprosiłabym o opowiedzenie o najbardziej seksownej rzeczy z walizki bez jasnego określenia co to dokładnie jest — zaśmiała się cicho, zastanawiając się nad tym jak mogłaby opisać swojego faworyta — wiem, powiem tylko, że zdążyłam wpaść na szybkie i bardzo konkretne zakupy — nie mogła tak po prostu dać za wygraną i zamknąć grzecznie buzi. Miała ochotę być małym diabełkiem i prowokować go całą podróż, aby dobrał się do niej od razu, gdy będzie to tylko możliwe.
    Uśmiechnęła się delikatnie. Również nie żałowała, że to zrobił. Tęskniła za jego smakiem, ciepłem i zapachem. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że kilka dni rozłąki może sprawić, że tak mocno fizycznie może tęsknić. Gdy tylko podszedł do. Jej na lotnisku, od razu poczuła się lepiej.
    — Grzeczny chłopczyk — zachichotała. Może powiedziałaby coś więcej, gdyby nie nagle pojawienie się Harper. Odetchnęła, gdy brunet najwyraźniej wpadł na jakiś pomysł.
    — Nie uwierzę, że Villanelle może mieć dość czegokolwiek francuskiego — Harper zaśmiała się — ona dosłownie od zawsze miała bzika na punkcie tego kraju! — Harper spojrzała wymownie na Villanelle, a następnie uścisnęłam dłoń Johna, posyłając mu uroczy uśmiech. — Przywiozłaś ze sobą Brytyjczyka? No wiesz, zakładałam, że raczej zostaniesz na miejscu z tym chłopakiem, o którym opowiadała twoja mama — Harper zerkała co jakiś czas na Johna, ale kierując słowa do Villanelle, zachowywała się tak, jakby go wcale nie było obok. — Rozumiem, że w takim razie będziecie razem na imprezie? Szybko coś zorganizuje, nie wierzę, że nic nie powiedziałaś… Minęło trochę czasu, ale przecież nadal się przyjaźnimy! Głuptasku, wszyscy się ucieszą! Będziecie gościami honorowymi. Jezu, Madison nawet nie wiesz, jak brakowało mi twojego towarzystwa — buzia Harper nie zamykała się nawet na sekundę.
    — Zależy, kiedy ta impreza. Wiesz John chce zwiedzić trochę Stanów. Możliwe, że nie będzie go w NY. — Elle uśmiechnęła się do dziewczyny.
    — I nie spróbowaliśmy w końcu razem pierwszy raz alkoholu, a obiecywaliśmy sobie! — Harper nagle przytuliła Villanelle, czego brunetka kompletnie się nie spodziewała, o czym świadczyła jej zdezorientowana mina — muszę lecieć dalej, ale dziewczyno, nawet nie myśl, że się wymigasz. John, ty też! Kochamy wasz akcent!
    Elle stała oszołomiona, wpatrując się w plecy Harper, niewiele rozumiejąc z tego huraganu, który przeszedł obok nich. Miała tylko nadzieję, że Arthur nie zwróci większej uwagi na to, co mówiła ta gaduła.
    Odwróciła się do Morrisona i przygryzła policzek od wewnątrz.
    —John… Mam tak teraz do ciebie mówić? — Uniosła pytająco brew — mało brakowało, nie wierzę, że ze wszystkich ludzi jakich znam, musieliśmy trafić akurat na nią — mruknęła, trzymając bezpieczny dystans od bruneta — czy tylko ja mam wrażenie, jakby przeszło obok nas tornado? — Mówiąc to, rozejrzała się, aby upewnić się, że Harper nie ma w pobliżu. Złapały kontakt wzrokowy, a dziewczyna szybkim krokiem ponownie do nich podeszła.
    — Zapomniałam! Koniecznie daj mi swój aktualny numer, bo właśnie dzwoniłam pod stary, ale nie odpowiada — zarządała, podając Elle swój telefon. Brunetka wzdychając wprowadziła numer jednak z drobną pomyłką i oddała go koleżance.
    — Nie mogę się doczekać tej imprezy — Elle wysiliła się na entuzjazm i wesoło pomachała do Harper, gdy ta zniknęła, również machając do Madison i żywo coś gestykulując, ale Elle nie miała pojęcia, o co jej chodziło.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  53. — Jak chcesz — wzruszyła delikatnie ramionami, robiąc przy tym najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać w tej chwili.
    Dobra, wiedziała o tym, że powinni uważać, bo wciąż znajdowali się w Nowym Jorku i chociaż spotkanie kogoś znajomego na lotnisku nie było wysoce prawdopodobne, to… Musieli się pilnować. Westchnęła i więcej już nic nie wspomniała na temat bielizny lub jej braku. Po tym, gdy obok pojawiła się Harper, tym bardziej zamierzała być grzeczniutka. Nie chciała przecież wpakować ich w kłopoty. Miała świadomość, że gdyby ich przyłapano największe kłopoty miałby Arthur i… Cóż, nie była pewna czy chciałby mieć później cokolwiek wspólnego z nią. Wolała się nie przekonywać o tym w prawdziwym życiu.
    — Espresso? — Powtórzyła za nim, unosząc znacząco brwi — osobiście obstawiałabym na coś dużo mniejszego, białego i wciąganego nosem — mruknęła. Nie przyglądała się twarzy Harper i jej oczom, ale w ogóle nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że była naćpana — nasi ojcowie robią wspólne interesy. Jak byłyśmy małe to często wspólnie spędzałyśmy czas, ale… — nie dokończyła, bo dziewczyna ponownie zjawiła się przy nich. Odetchnęła, gdy odeszła i spojrzała na Morrisona.
    — Ja też się nigdzie nie wybieram — zaśmiała się cicho — nie trzymam się już z tymi ludźmi. Ta impreza… Na pewno będzie o niej głośno, ale to nie jest rozgłos, którego bym potrzebowała — wyjaśniła, a po chwili szybko dodała — żadnego rozgłosu nie potrzebuje, zacznijmy od tego.
    Uśmiechnęła się słabo na jego słowa.
    — Nawet tak nie mów, bo jeszcze kogoś przyciągniesz — mruknęła — trzymamy się tylko pozytywnej energii, nie przyciągamy złego. — Wierzyła w siłę przyciągania, wiec po słowach, które zdążył wypowiedzieć, w ogóle nie zdziwiłaby się nagłemu spotkaniu kogoś, kogo znał Arthur. Chyba dlatego odsunęła się o dwa kroki.
    — Potrafię być grzeczna — powiedziała, ponownie przybierając minę niewiniątka — bardzo grzeczna. Niczym aniołek — uniosła rękę i narysowała sobie nad głową aureole. Spojrzała ponad głowami ludzi, oceniając jak długo może im zejść. — Poza tym… Dajemy radę na co dzień, teraz też damy — obecność innych powinna przecież trzymać ich przy zdroworozsądkowym zachowaniu. Chociaż zdecydowanie musiała przyznać, że chciałaby móc się po prostu do niego przytulić czy chwycić za rękę podczas startowania.
    Kiedy nadeszła ich kolej, odetchnęła z ulgą. Miała wrażenie, że nigdy nie nadejdzie ich czas. Wyłożyła wszystko zgodnie z instrukcja do plastikowego pudła ułożonego na taśmie. Ściągnęła buty i przeszła bezproblemowo przez bramkę, od razu biorąc się za założenie obuwia, a następnie chwyciła torebkę i stanęła przodem do przejścia, aby zaczekać za Arthurem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  54. Przewróciła teatralnie oczami dookoła, ale ostatecznie uśmiechnęła się.
    — Chyba bym się zaczęła martwić, gdybyś naprawdę chciał — stwierdziła z delikatnym rozbawieniem. Nie dręczyła więc go dłużej, nie tyko dlatego, że zamierzała być dobrą i grzeczną dziewczynką. Wolała zwyczajnie nie ryzykować, w razie gdyby w pobliżu znajdował się ktoś znajomy, kto mógłby podsłuchać tę zdecydowanie nieodpowiednią rozmowę jak na relację wykładowcy i jego studentki. Tak, patrząc na nagle spotkanie Harper i to jak niespodziewanie się pojawiła obok nich, powinni rozmawiać tylko na mało istotne tematy.
    — Dałabym sobie odciąć rękę — wzruszyła ramionami. Nie robiło to na niej najmniejszego wrażenia, zwłaszcza, że to Harper. Villanelle mimo nieobecności w ostatnich latach, domyślała się w jaki sposób bawili się jej znajomi. Zresztą… Sama w Paryżu nie była grzeczna. Dzieciaki w prywatnych szkołach chyba po prostu mają to do siebie, że… Ciągnie ich bardziej do zakazanego, mając świadomość, że rodzice ich uratują, jakby doszło do kłopotów. — No weź — spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem — może nie jestem aniołkiem, ale akurat do tego mnie nigdy nie ciągnęło. Czy chciałabym spróbować? Nie wiem, chyba nie. Za bardzo się boję, że się uzależnię. Mam wrażenie, że jestem podatna na takie rzeczy — wzruszyła lekko ramionami. Widziała co narkotyki potrafią zrobić z człowiekiem i wolała nie podejmować tego ryzyka. Dużo bardziej kręciło ją ryzyko związane z romansowaniem z własnym wykładowcą niż zabawa i eksperymenty z narkotykami. Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. Z chęcią usłyszałaby o tych pomysłach, zdecydowanie…
    Czekając po drugiej stronie bramek, przypatrywała się, jak poproszono Arthura o otworzenie walizki. Harmider na lotnisku był jednak taki, że nie usłyszała przebiegającej rozmowy Morrisona z pracownikami. Nie zwróciła również szczególnej uwagi, że coś im podawał.
    — Zdziwiła ich ilość prezerwatyw? — Zaśmiała się, nim zdążył zapytać o kawę. Szybko pokiwała twierdząco głową — jasne, a później zahaczyły o sklep? Wzięłabym wodę i coś słodkiego — powiedziała, w pierwszym odruchu chcąc złapać mężczyznę za dłoń i już nawet wyciągnęła rękę w jego kierunku, lecz szybko ją cofnęła. Miała nadzieję, że w Chicago będą mogli czuć się dużo swobodniej. Chciała móc złapać go za rękę, przytulić się i po prostu… być jak para. Wiedziała, że o tym rozmawiali i Arthur upewniał się, czy jej to pasuje, ale wtedy powiedziałaby, że wszystko jej odpowiedz byleby jej nie odepchnął. Nie chciała go przecież stracić, tylko w tym momencie mocno w nią uderzyło to, że przez długi czas nie będą mogli się zachowywać tak swobodnie i beztrosko.
    — Stało się coś? — Spytała nagle, spoglądając na niego, gdy zdała sobie sprawę z tego, że na nià nie patrzy — ktoś znajomy na horyzoncie? — Spytała znacznie ciszej, od razu odsuwając się o krok w bok, aby nikt nie pomyślał sobie przypadkiem za dużo.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  55. — No dobra… Pewnych rzeczy próbowałam — uśmiechnęła się łobuzersko, gdy spytał o trawę. Skłamałaby, gdyby zaprzeczyła. — Ale wiesz… Powiedzmy sobie szczerze, nie ma co porównywać zioła do amfy czy innego gówna — wzruszyła lekko ramionami, cały czas z uśmieszkiem na twarzy — osobiście uważam, że to lepsze niż papierosy. Przynajmniej ładnie pachnie, nie to co właśnie pety… Strasznie śmierdzą — powiedziała, spoglądając na Arthura.
    Kiedy przeszli już na strefę bezcłową spojrzała na niego, wciąż z uniesioną brwią. Miała wrażenie, że jednak nie wszystko jest okej, ale nie miała nawet pomysłu, co mogłoby się stać. Dlatego przez chwile przyglądała mu się, a kiedy wspomniał o spotkaniu kogoś w Chicago, zmrużyła delikatnie powieki.
    — W razie czego będziemy udawać, że to nie my tylko nasze sobowtóry — zaśmiała się — bez przesady… Nie mam piętnastu lat — spojrzała na niego całkiem poważnie — a jak się postaram wyglądam na starszą niż jestem. Sam zresztą wiesz — uśmiechnęła się. Wiedziała, że z pewnością nie zaprosiłby jej wtedy na randkę, gdyby wziął ją za niepełnoletnią. Szczególnie po tym, gdy wyszło na jaw, że jest jego studentką.
    Wychyliła głowę, aby zerknąć na wskazane przez Arthura miejsce, ale nawet nie zdążyła tego zrobić, bo już zmierzali we wskazanym przez niego kierunku i zupełnie nie miała nic przeciwko.
    — Przytulnie tu — powiedziała, nim zdążyła zająć miejsce. Kiedy to zrobiła, zaśmiała się wesoło, bo niemal od razu poczuła ma sobie jego dłonie, a kiedy złączył ich usta w pocałunku, Elle ułożyła dłonie na jego policzkach i z żarliwością odwzajemniła słodką pieszczotę.
    Uśmiechała się do niego, cofając z jego twarzy jedynie jedną rękę. Druha wodziła po ciepłym policzku, cały czas z ustami wygiętymi w łuku zadowolenia.
    — Brzmi jak wyzwanie — zaśmiała się cicho, ale z chęcią zamierzała korzystać z tego zawieszenia, dlatego nie przejmując się niczym wtuliła się w niego, opierając głowę o jego brak — ale podoba mi się ta decyzja — powiedziała, układając rękę na jego brzuchu i przymknęła na krótką chwile powieki. Pospiesznie je otworzyła, słysząc głos kelnera.
    — Zostawić karty czy od razu chcą państwo złożyć zamówienie?
    — Dla mnie największe dostępne flat white i najsłodsze ciasto jakie macie — powiedziała, nie musząc przeglądać menu, doskonale wiedząc na co ma ochotę. Spojrzała na Arthura z uśmiechem. Kiedy chłopak odszedł od stolika, delikatnie podniosła głowę i cała się uniosła, ale tylko dlatego, że chciała pocałować Morrisona. I tak też zrobiła, a następnie musnęła wargami czubek jego nosa. Nie zastanawiając się długo, zgięła nogi i usiadła na piętach, nie mogąc usiedzieć w spokoju.
    — Tak będzie mi łatwiej sięgać twoich ust — stwierdziła, a na poparcie własnych słów, ponownie złożyła na jego wargach krótki pocałunek — nie mogę się doczekać, aż dotrzemy wreszcie na miejsce — powiedziała. Czuła coraz większe podekscytowanie, chociaż już teraz, gdy byli schowani przed światem, miała ochotę przylgnąć do niego i nie pozwolić na to, aby cokolwiek lub ktokolwiek ich od siebie odsunął — to… jaki plan na dzisiaj, gdy już będziemy w hotelu?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  56. Uśmiechnęła się niewinnie na jego słowa, a następnie przechyliła głowę, uważnie mierząc go spojrzeniem.
    — Czy pan, panie profesorze zaproponował mi właśnie narkotyki i seks? — Spytała cicho, aby przypadkiem nikt poza Arthurem jej nie usłyszał. Nie odmówiła jednak. Przygryzła wargę i spojrzała prosto w jego ciemne oczy, a następnie skinęła delikatnie głową. — Warto przekonać się na własnej skórze, co nie? — Oblizała wargi, nie odrywając od niego spojrzenia.
    Zaśmiała się cicho na jego słowa. Cóż, nie znała jego znajomych i nie miała pojęcia jacy są, więc wolała się nie wypowiadać, poza tym ją interesował tylko on, wszyscy inni mogli nie istnieć. Chciała wierzyć, że te przeczucie co do Arthura jest prawdziwe, że się na nim nie zawiedzie, że nie będzie taką pomyłką jaką był Bastian. Na samą myśl o swoim eks, zmarszczyła delikatnie brwi, a kiedy zdała sobie z tego sprawę, szybko się rozpogodziła. Nie było sensu myśleć o tym, co skończone, gdy obok siebie miała Arthura i cała przeszłość przed sobą. Na tym zdecydowanie powinna była się skupiać.
    Zamruczała cicho zadowolona, gdy znalazła się na jego kolanach. Patrzyła z bliska prosto w jego oczy i czuła się w tym momencie po prostu szczęśliwa. Nic nie mogło tego zepsuć, nie teraz. Kiedy mówił, gładziła wierzchem dłoni jego policzek i przygrywała wargę, czując przyjemne dreszcze, gdy jego cięły oddech owiewał jej ucho.
    — Oh — szepnęła, gdy poczuła przez materiał ubrań jego twardość, uśmiechając się, przygryzła mocno dolną wargę — podoba mi się wszystko, co mówisz — wyszeptała cicho, przymykając powieki. Skupiała się na jego dłoni na swoim ciele, oddychając przy tym powoli. Kiedy dotarł do niej głos mężczyzny, lekko drgnęła o przybrała poważną minę, chociaż nie spieszyła się, aby zejść z kolan Arthura i wrócić na swoje miejsce. Spojrzała na plecy kelnera, ale szybko powróciła do twarzy swojego chłopaka i zaśmiała się cicho w reakcji na jego chichot. Takiego dźwięku się po nim nie spodziewała.
    — Zrób to jeszcze raz — powiedziała, spoglądając na niego — zaśmiej się tak jeszcze raz, proszę — poprosiła, gładząc jego policzek — to było przeurocze — dodała dla zachęty, a następnie wróciła do głównego tematu ich rozmowy — jak mówiłam, podoba mi się twój plan. Nic bym nie zmieniła. Ba, nie mogę się doczekać, aż zaczniesz… Właśnie, od czego będziesz chciał zacząć? — Spytała cicho i tym razem to ona sięgnęła ustami jego ucha. Otuliła je swoim ciepłym oddechem, a gdy powoli się odsuwała, przygryzła jego płatek — bo ja zaczęłabym od tego i powoli schodziłabym w dół… gryz za gryzem — oznajmiła, wolną rękę przenosząc na jego bok, chociaż musiała się pilnować, aby nie zawędrować nią niżej.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  57. Zaśmiała się cicho w rekacji na jego zachowanie, a następnie przybrała poważną minę i ściągnęła wargi w dzióbek i cmoknęła, uważnie mierząc go spojrzeniem.
    — Jaki pewny siebie — zamruczała pod nosem — wstrzymam się z deklaracjami co do oceny… W końcu cały weekend przed nami. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Wracając ewentualnie złożę jakąś obietnicę — stwierdziła z lekkim uśmiechem, chociaż wiedziała już teraz, że dużo złego o nim nie napisze.
    Nie zamierzała myśleć teraz o przyziemnych, codziennych sprawach. Lecieli w końcu na wspólny weekend gdzieś, gdzie chociaż przez te kilka dni nie będą musieli udawać, że nic pomiędzy nimi nie ma i Elle nie mogła się już doczekać. Ekscytowała ją wizja nie tylko wspaniałego seksu, którego miała okazje już zasmakować, ale przede wszystkim tej normalności, na którą nie mogli sobie pozwolić w Nowym Jorku. Chociaż musiała przyznać, że zaproponowanego przed chwila przez Arthura zjarania się, również nie mogła się doczekać.
    Westchnęła raz jeszcze, gdy składał na jej twarzy pocałunki, a uśmiech sam wkradł się na jej usta. Gdyby nie świadomość, że są w miejscu publicznym, powiedziałaby mu, że ma zacząć tu i teraz. Nie była jednak, aż tak wyzwolona, aby posunąć się dalej. Natomiast zdecydowała się delikatnie poruszyć biodrami i otrzeć o niego, gdy kelner już odszedł od ich boksu.
    Parsknęła śmiechem, po geście Arthura i szybko zakryła usta rękoma, aby się uspokoić, a następnie z zagryzioną wargą wpatrywała się w twarz bruneta.
    — Nie powiedziałam, że ty jesteś uroczy. Tylko, że urocze jest twoje chichotanie — sprostowała, muskając delikatnie jego usta — chociaż wierzę, że jak się postarasz też potrafisz być uroczy — mruknęła — jakoś będziemy musieli wytrzymać, mogę tylko cię wesprzeć. Mi tez będzie ciężko — szepnęła, a następnie skinęła lekko głową — w ogóle nie mam już na nią ochoty — oznajmiła przeciągając głoski ostatniego wyrazu. Mimo to zdecydowała się zsunąć powoli z kolan Morrisona na miejsce obok. Przylgnęła jednak do jego boku, nie zamierzając tworzyć miedzy nimi nawet minimalnego dystansu. Gdyby mogła, przykleiłaby się do niego i nie odstępowałaby go na krok. Chwyciła też kubek kawy i powoli przysunął do ust, aby niczego nie rozlać.
    — Proponuję wprawić się w weekendowy nastrój, kupmy drinki — wyszczerzyła zęby — znaczy ty kupisz — kontynuowała z szerokim uśmiechem — będą zimne — zauważyła, poruszając brwiami. Po upiciu kilku łyków kawy, zdecydowała się spróbować sernika — muszę sprawdzić, co jest słodsze — zachichotała a po chwili złożyła na ustach Arthura długi, czuły pocałunek. Gdy się odsunęła, oblizała powoli wargi i zmrużyła oczy, zastanawiając się nad własnym werdyktem —gdyby sernik potrafił tak całować… — zaśmiała się, wbijając w kawałek ciasta widelczyk — walka byłaby bardzo wyrównana.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  58. — Cudownego profesora — powtórzyła za nim i cicho się przy tym zaśmiała, jednak nie prześmiewczo. — Użyję tego określenia, jeżeli faktycznie okażesz się być taki… cudowny — oznajmiła, chociaż przed chwilą sama stwierdziła, że w tym temacie nie będzie składać żadnych deklaracji. Cóż, Elle potrafiła bardzo szybko zmienić zdanie, pod warunkiem, że robiła to z własnej woli i dla własnej wygody, dokładnie, jak teraz.
    — Tak sobie mów — zamruczała, a po chwili przechyliła głowę w bok. Mogłaby się z nim przekomarzać w nieskończoność, jednak jego usta z łatwością ją rozpraszały i sprawiały, że szybko zapominała o tym, co tak właściwie chciała powiedzieć.
    — Mówisz, że to zrobił? — Zdążyła już jednak upić odrobinę kawy. Spojrzała na nią podejrzliwie, zastanawiając się czy ma pić dalej, czy może lepiej było skupić się na samym serniku. Zerknęła na Arthura i zdecydowała się w ostateczności odsunąć od siebie odrobinę kubek z kawą. Chyba wolała nie podejmować ryzyka, to, co zdążyła wypić jej wystarczyło. Zdecydowanie.
    — Nie będę w takim razie pić sama — wzruszyła ramionami — w pojedynkę to nie to samo, wystarczy, że się zjaramy, kiedy przyjdzie czas — uśmiechnęła się delikatnie. Nie zamierzała wnikać w to, dlaczego nie pije alkoholu a przeciwko trawie nic nie ma. Z drugiej strony czy było, czemu się dziwić? Sama po alkoholu zawsze czuła się gorzej, po ziole jeszcze nigdy nie miała takiego kaca jak po procentach. To jej wystarczyło na wytłumaczenie samego Arthura.
    — Szarlotką? — Powtórzyła, marszcząc delikatnie brwi. Nie przerywała przy tym kontaktu wzrokowego — chyba mi coś wyleciało z głowy, albo zwyczajnie mówisz o czymś starym — wypaliła z szerokim uśmiechem. Spojrzała krytycznie na muffinkę i skinęła głową — wydaje się być w porządku, wygląda ładnie… — stwierdziła — moje nie jest zła, ale trochę się boję teraz pić ją dalej. Twoja wina, sama bym nie pomyślała, że mógłby… — otrząsnęła się delikatnie, jakby przeszedł przez nią dreszcz — ciasto bezpieczne, byłoby od razu widać — stwierdziła, przez chwilę przyglądając się sernikowi, aż w końcu zdecydowała się skubnąć odrobinę ponownie — ja bym jej nie skreślała…, Chociaż cały czas intryguje mnie szarlotka. Zamówimy ją sobie do hotelu, czy wolę zwyczajnie nie wiedzieć, o co chodzi z szarlotką? — Spojrzała na niego spod rzęs, a następnie wtuliła się w jego tors — mam wrażenie, że nie usiedzę na miejscu przez tyle czasu w samolocie, wiesz? Po prostu czuję, jak mnie nosi — wymruczała, zadzierając głowę. Dawno nie czuła się w ten sposób i musiała przyznać, że brakowało jej tego uczucia podekscytowania. — Zjemy i idziemy dalej? — Spytała, wpatrując się w jego oczy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  59. Spojrzała na niego, odwzajemniając uśmiech. Tak naprawdę nie miałaby nic, przeciwko, aby się starał. Prawda była taka, że Villanelle Madison była rozpieszczoną córeczką tatusia. Będąc w Paryżu wiele rzeczy w jej życiu się zmieniło, na niektóre sprawy zaczęła patrzeć inaczej niż wcześniej, ale wciąż lubiła, gdy robiono coś specjalnie dla niej. Owszem, Arthur nie musiał się o nią wielce starać, bo sama, jak to wcześniej zauważył, na niego leciała, ale to nie oznaczało, że nie musiał się wysilać. Nie planowała go za chwilę porzucić ani nie zamierzała tego zrobić w bliższej czy dalszej przyszłości, bo zwyczajnie wydawał się być… idealny dla niej, ale to nie sprawiało, że będzie usatysfakcjonowana przez cały czas.
    — I to mi się podoba. Prawidłowe nastawienie do podstawa do sukcesu.
    Wpatrywała się jeszcze przez chwilę w kawę ze zmarszczonymi brwiami, słuchając Morrisona. Miał rację. Usiedli w takim miejscu, że kelner nie mógł ich długo obserwować, dopiero po zbliżeniu się do boksu, który zajmowali, a wówczas widzieliby, gdyby napluł im na zamówienie. To zdecydowanie uspokoiło Elle, dzięki czemu sięgnęła ponownie po kubek z kawą. Ręce jednak zatrzymały jej się w drodze do ust. Westchnęła cicho w reakcji na jego dotyk.
    — Nie rób tak, bo zaraz zaciągnę cię w jakieś spokojniejsze miejsce — wyszeptała cicho, przelotnie zerkając na jego ciemne oczy. Musiała ochłonąć, chociaż odrobinę.
    Spojrzała na mężczyznę, słuchając, co miał do powiedzenia. Kiedy skończył, miała szeroko otwarte powieki, bo nie dowierzała, że ktoś mógł wpaść na coś takiego. Powędrowała spojrzeniem na stolik i stojące na nim ciasto i pokręciła delikatnie głową. Dobrze, że nie zamówiła szarlotki, bo nie była pewna czy po tej historii mogłaby ją spokojnie zjeść.
    — Też bym to wolała, zdecydowanie — powiedziała cicho, odchylając delikatnie głowę. Gdy poczuła na płatku ucha jego zęby, westchnęła cicho. Ciągle się tylko nakręcali, a Elle miała wrażenie, że jeszcze chwila i byłaby w stanie przystać na jego propozycję z łazienką pokładową. Zwłaszcza, że chociaż cofnął już dłoń z jej uda, ona miała wrażenie, jakby ciągle się na nim znajdowała… Na szczęście szybko do głowy wpadła jej plotkara i to, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie daj boże ktoś ich nakrył.
    — Musimy zmienić temat, w tej chwili — powiedziała cicho, spoglądając przy tym na niego — nie chcemy przecież zrobić niczego głupiego — westchnęła, wbijając spojrzenie w kawę. Zacisnęła wargi, wpatrując się w kubek, jakby musiała zebrać myśli, nim wydusi z siebie słowo — twoja siostra… Spotkacie się w święta? — Spytała, bo właściwie do świąt było bliżej niż dalej i była ciekawa, czy Arthur będzie na miejscu czy być może zdecyduje się odwiedzić rodzinne strony. Zastanawiała się czy brał ją w ogóle pod uwagę, jeżeli chodziło o czas świąt bożego narodzenia, chociaż w minimalnym stopniu.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  60. Przymknęła powieki, w pełni koncentrując się na jego dłoni i tym, gdzie nią sięgał. Zagryzła mocno wargę, aby przypadkiem nie wydać z siebie niestosownego dźwięku. Wystarczyło, aby przesunął palce z uda odrobinę wyżej i docisnął przez materiał spodni. Była pewna, że wówczas nie mogłaby powstrzymać się przed cichym jęknięciem.
    — Arthur, jesteśmy na lotnisku — wyszeptała, mimo wszystko czując jak robi jej się gorąco. Nie spodziewała się, że to ona będzie tym głosem rozsądku, którzy będzie doprowadzał ich do porządku. Do tej pory zdecydowanie to on, starszy, mądrzejszy i zdawało się rozsądniejszy, wyznaczał zasady, bronił się przed tym związkiem. A teraz? Teraz słuchała go z rozchylonymi wargami bez problemu mogąc sobie wyobrazić jak siada na nim, nabijając się powili na jego męskość. Jednocześnie czuła znajome ciepło w podbrzuszu i wilgoć wsiąkającą w kusą bieliznę, którą już na starcie chciała go przywitać. Teraz żałowała tej koronki, bo mokra stawała się niesamowicie niewygodna. Spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym pożądaniem, wiedząc dobrze, że muszą w tej chwili zmienić temat, aby przypadkiem nie podjąć zbyt dużego ryzyka, które mogłoby kosztować Arthura posadę na uczelni i zszarganą opinię.
    Przełknęła ślinę, czując, że jej policzki stały się już zaróżowione, przez same myśli krążące po jej głowie.
    Spojrzała na mężczyznę i pokiwała powoli głową. Wspomnienie o rodzicach doprowadziło ją do porządku, a jednocześnie wzbudziło zainteresowanie. Dlatego uniosła pytająco brew, chociaż z ust brunetki nie padły żadne słowa. Jeżeli będzie chciał, to powie. Nie chciała go ciągnąć za język z prostego powodu – nie chciała, aby w którymś momencie to on zaczął wyciągać z niej informacje.
    — Czyli będziesz w Nowym Jorku — powiedziała, a na jej usta wkradł się delikatny uśmiech — co oznacza, że jeden z dni możesz zarezerwować sobie na wizytę w New Jersey. Jak już ogarniemy to mieszkanie — wyszeptała z uśmiechem — mama będzie szaleć, na pewno już teraz ma przygotowane dekoracje, bo pewnie jakieś wnętrzarskie czasopismo będzie chciało umieścić zdjęcia w swoim magazynie. W dodatku zaciągnie mnie na jakiś charytatywny obiad czy lunch, na którym będą wpłacane datki dla potrzebujących, ale rozmowy będą dotyczyły jedynie problemów znudzonych małżonek… — wywróciła oczami, ale uśmiechała się przy tym. Lubiła święta i wszystko, co się z nimi wiązało — pewnie dostaniesz zaproszenie od taty, jeżeli będzie zadowolony z projektu. Lubi organizować świąteczne spotkania i chwalić się swoimi odkryciami. Chcesz być odkryciem Madisona? Mogę szepnąć do tatusiowego ucha kilka zachwytów nad tobą… a raczej nad projektem – uśmiechnęła się łobuzersko — w każdym razie będzie tłoczno, głośno i nie tylko rodzinnie. Nie zdziwiłabym się, gdyby przez dom przewinęła się połowa Manhattanu, więc wiesz… Chętnie się wyrwę — dodała, mrugając do niego — o ile nie będziesz niczym szczególnym zajęty. Obejrzymy po powrocie z Chicago mieszkania? Chciałabym już żyć ze świadomością, że mamy swój kącik w którym możemy się schować przed światem — powiedziała słodkim tonem, a jej myśli ponownie skierowały się w nieodpowiednią stronę.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  61. Spojrzała na niego z niedowierzeniem malującym się na twarzy. Nie pojmowała, jak to się stało, że teraz nie przeszkadzało mu to, gdzie się znajdują, skoro w pierwszym odruchu, gdy dowiedział się, że jest jego studentką od razu ją odtrącił z obawy o swoją karierę, tymczasem… Wydawał się w ogóle nie przejmować tym, gdzie się znajdują i dokąd mogą dotrzeć, jeżeli któreś z nich nie zacznie panować nad sytuacją. Siebie wskazałaby, jako ostatnią do trzymania dyscypliny, a jednak.
    — Cieszę się — powiedziała, bo dobrze wiedziała, że dopiero ten dzień świąt spędzony wraz z Arthurem będzie prawdziwie miły i relaksujący. Święta w domu zawsze łączyły się z chaosem i chociaż lubiła to, zawsze czuła się przebodźcowana i umęczona ciągłymi wymuszonymi uśmiechami i zgrywaniem grzecznej i ułożonej dziewczynki, chluby rodziców. — Jak chcesz — wzruszyła lekko ramionami. Nie wiedziała jeszcze czy faktycznie nic nie wspomni ojcu. Z drugiej strony widziała wyraźnie, jak ciężko było im utrzymać ręce z daleka od siebie… Skoro znał drogę do jej pokoju, z pewnością będzie im równie trudno trzymać dystans w rezydencji. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad tym, co zrobić w tym temacie. — Nie wiem czy będę mogła obiecać ewentualną ucieczkę. Lubią się mną chwalić — wyszczerzyła zęby — jakbyś nie zauważył, mój ojciec generalnie ma tendencje do zbierania pochwał za osiągnięcia innych — dodała, wywracając przy tym ponownie oczami.
    Oparła brodę na dłoni i słuchała uważnie tego, co mówił. Mimowolnie uśmiechała się, bo czas świat, który opisał wyglądał zupełnie jak w jej wyobrażeniach.
    — Brzmi fajnie — stwierdziła, przygryzając w zamyśleniu wargę — twoi rodzice nie byli albo nadal nie są zadowoleni z twojego rozwodu? — Spytała. Początkowo nie chciała wiedzieć nic więcej poza tym, co sam powiedział, ale z drugiej strony… Była ciekawa jego życia. W zasadzie z jednego, konkretnego powodu. Chciała poznać go bliżej, wiedzieć coś więcej niż to, jaką lubi pozycję czy jakich najczęściej używa gumek. A na ten moment w zasadzie właśnie do tego ograniczała się jej wiedza na jego temat i nie to, aby miała coś, przeciwko, bo ta wiedza była przydatna, ale… Ale naprawdę chciała czegoś trwalszego? O ile można było tak powiedzieć.
    — Brzmi kusząco — przyznała, bo miała poczucie, że gdy załatwią sprawę mieszkania, to wszystko będzie bardziej realne, chociaż nie mogła wmawiać sobie, że to marzenia. Jej reakcje na niego były tak prawdziwe, że nie było opcji o jakimkolwiek śnie na jawie.
    — Nigdzie nie zniknę — odparła z uśmiechem, obserwując jak się podnosi i bierze ze sobą walizkę. Przechyliła delikatnie głowę, zastanawiając się, po co ją ze sobą bierze. Wiedziała, że pilnowanie bagażu na lotnisku było ważne, ale przecież mogła mu przypilnować tej walizki. Zapłaciła w międzyczasie za ich zamówienie i wróciła do stolika, czekając na wykładowcę.
    — Jasne — wstała od stolika — zapłaciłam, możemy iść po coś zimnego — uśmiechnęła się — może jednak skuszę się na jakiegoś małego drinka? Skoro stwierdziłeś, że możesz mi kupić — spojrzała na niego, upewniając się czy nadal nie miał nic przeciwko — ile zostało do odlotu? — Spytała, chociaż sama już sięgała kartę pokładową, a następnie zerknęła na zegarek. Nie musieli się spieszyć, więc na spokojnie mogli zerknąć do sklepu, a później udać się pod odpowiednie wejście i już tam usiąść i czekać, aż zaczną wpuszczać na pokład samolotu.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  62. — Teraz mnie zaskoczyłeś — powiedziała zgodnie z prawdą, bo była przyzwyczajona do tego, że rodzice, a zwłaszcza ojciec zawsze wychwalał ją w niebogłosy — kompletnie nic? Nie wspomniał nawet, że studiuje architekturę i na pewno jestem najlepsza w grupie? — Zaśmiała się, bo to było wręcz niepodobne do jej ojca, ale może i faktycznie tak byli lepiej i przede wszystkim bezpieczniej. Spojrzała na niego i pokiwała głową — jak mówiłam… jak chcesz — wzruszyła ramionami, skupiając się już na tym, czego chciała dowiedzieć się od Arthura.
    Wsłuchiwała się uważnie w każde słowo padające z jego ust i kiwnęła delikatnie głową. Odpowiedź nie zadowoliła jej w pełni, ale nie zamierzała na ten moment bardziej wnikać i ciągnąć go na siłę za język. Nadal znali się za krótko, aby zmuszać go do zwierzeń. Wmawiała sobie, że nie chce wiedzieć więcej o jego małżeństwie, ale z drugiej strony… Była ciekawa. Chciała tez wiedzieć, w co się pakuje, co prawda nikt nie mówił, że było im pisane małżeństwo, ale… Na podstawie poprzedniego związku mogła się dużo dowiedzieć o Arthurze i właśnie to chciała wiedzieć. Mieć pewność, że sama nie lgnie w ramiona kogoś, kto będzie traktował ją jak były. Miała świadomość, że jej pytania mogą sprawić, że i on zacznie je zadawać, ale musiała to zrobić.
    — Jasne, rozumiem — uśmiechnęła się lekko kącikami ust — rodzina potrafi być… — zawiesiła głos, zastanawiając się nad tym, jakiego powinna była użyć słowa — męcząca — dokończyła.
    Może powinna sobie darować alkohol, tak jak początkowo zamierzała zrobić, gdy wspomniał, że on nie pije, ale z drugiej strony od jednego gotowego drinka się od razu nie upije, a jedynie jej humor będzie jeszcze lepszy.
    — Oczywiście, że nie — spojrzała na Arthura — a wystarczyło, że ugryzłby się w język — wyszczerzyła zęby. Nie miała problemów z wydawaniem pieniędzy, nie przejmowała się też tym w jaki sposób jej rozrzutność mogła być odbierana przez innych. Ona sama nie miała z tym żadnego problemu. Im więcej wydawała tym bardziej rozkręcała gospodarkę, a pozostawiając wysokie napiwki… mogła komuś poprawić dzień.
    Uniosła spojrzenie na Arthura, gdy zadał pytanie. Wstrzymała się jednak przed odpowiedzią, bo właśnie weszli do sklepu. Skierowała się w wyznaczoną przez mężczyznę stronę, a kiedy znaleźli się przed lodówkami z alkoholami, Elle uśmiechnęła się, wodząc wzrokiem po kolorowych butelkach szukając tego, na co właściwie miała ochotę.
    — Jak każdej nastolatki w moim wieku — odparła, zatrzymując się przy gotowych drinkach i zmrużyła powieki — nauka, wino, wycieczki — wzruszyła ramionami — wycieczki z winem… — nie okłamywała go. Mówiła prawdę nie zagłębiając się w relacje, jakie nawiązała w mieście miłości. Miała tylko nadzieje, że nie spyta bezpośrednio o Bastiana, że nie wyłapał, gdy Harper wspomniała, że jeszcze w połowie wakacji nawet rodzice Elle nie mieli pojęcia o tym, że miała wrócić chwilę przed rozpoczęciem roku akademickiego. — Chcesz coś jeszcze? — Spytała, gdy zdecydowała się już na puszkę Jacka Danielsa — ja bym wzięła jeszcze żelki truskawkowe — dodała, kierując się powoli w stronę kasy, gdzie znajdowały się słodycze.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  63. — Zaskakujące — powiedziała z delikatnym uśmiechem — nie żeby mi to przeszkadzało. To nawet miłe, wiesz, trochę strach zostawiać tatę i chłopaka sam na sam — zaśmiała się. Nie chodziło o samo ryzyko, że Arthur mógłby coś wygadać przypadkiem. Mogła być spokojna, że ojciec nie będzie opowiadał jakichś kompromitujących sytuacji, które w jego oczach są powodem do dumy. Zwłaszcza, że przez ostatnie lata spędzali razem mało czasu i poza chwaleniem się jej ocenami, mógł opowiadać rzeczy, których Arthur zdecydowanie nie powinien był słuchać. — W takim razie niech tak zostanie — uśmiechnęła się.
    Chciała znaleźć się już w Chicago i móc pozwalać sobie na takie gesty bez zastanawiania się nad tym, czy ktoś ich widział, czy ktoś doniesie plotkarze, a może jakiś znajomy rodziców też gdzieś leci i bacznie ją obserwuje? Nie odsunęła się jednak od Arthura szybko, bo zwyczajnie lubiła jego bliskość i nie mogła się doczekać, aż nie będzie musiała trzymać dystansu.
    Wodziła powoli wzrokiem po półkach, a na jej usta wkradł się uśmiech, gdy wspomniał o winie.
    — Go się zwyczajnie nie da unikać. Jest wszędzie. A co najważniejsze, dozwolone od szesnastu — zaznaczyła. Słysząc jego kolejne słowa, uśmiech który do tej pory gościł na jej twarzy, zniknął. Mogła się spodziewać, że po jej pytaniu nie będzie dłużny, ale myślała, że nie będzie na tyle drążył, bo ona przecież nie wyciągała z niego informacji bezpośredni dotyczącym jego poprzedniego związku. — To ten chłopak, przez którego mam postanowienie zrobienia prawka — powiedziała, starając się uśmiechnąć — mam nadzieję, że dotrzymasz słowa — odwróciła się w jego stronę i pogroziła mu palcem, uśmiechając się przy tym. W jej oczach jednak nie było tej radości, która w nich gościła do tej pory. Starała się jednak za wszelką cenę nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak — więc zdecydowanie nie masz czym się martwić — dodała, a następnie westchnęła — to głupie… — miała na myśli jego wzmiankę i przeskoczeniu pewnych etapów — bo z jednej strony czuję się przy tobie tak, jakbym znała cię od zawsze, śle jednocześnie tak mało o tobie wiem… i zdaje sobie sprawę, że to działa w drugą stronę też — mruknęła, odbierając rzeczy, które kupił dla niej. Puszkę wsunęła do torebki, ale żelki od razu otworzyła i wysunęła paczkę w stronę Arthura, aby się poczęstował gdyby miał na to ochotę. Ona sama od razu wyciągnęła jedną i odgryzła część imitującą szypułkę — po prostu… — skupiła się przez chwilę na żelce — jestem ciebie ciekawa — dokończyła, uznając, że jest to najbardziej odpowiednie stwierdzenie jakiego mogła użyć w tym przypadku — nie muszę słuchać o przeszłości, ale chciałabym wiedzieć coś więcej po prostu o tobie. Coś, czego nie wiedzą inni studenci…

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  64. — Jedno i drugie — stwierdziła ze śmiechem, bo w zasadzie tak było i nawet nie umiała stwierdzić, czego boi się bardziej. Jeżeli Arthur sam nic nie wspominał, to ojciec raczej nie miał świadomości, że Morrison jest wykładowcą Elle. Podejrzewała jednak, że mimo wszystko nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że jego mała córeczka spotyka się z facetem o dziesięć lat starszym. Zwłaszcza, że wciąż była nastolatką. Co prawda do dwudziestych urodzin było coraz bliżej, ale wiedziała, że traktuje ją jak dziecko.
    — Lekkie alkohole są legalne od szesnastki — przytaknęła przy tym lekko głową. Zagryzła wargę, spoglądając na Morrisona. Pytanie o chłopaka z Francji wzbudziło nie tylko wspomnienia, ale i pewne wątpliwości. Widziała, że Arthur był inny, chociaż Bastian początkowo też wydawał się być… Odpowiednim chłopcem. Ale może nie powinna tak szybko pchać się w kolejny związek? Może powinna dać sobie czas… Z drugiej strony przy brunecie czuła się zupełnie inaczej. Jego obecność działała kojąco i dopóki świadomie nie wracała do Francji, jej myśli były wolne od wszystkiego, co ją spotkało. Gdyby nie pytanie, nawet nie pomyślałaby teraz o byłym chłopaku. Nim poznała Arthura nie potrafiła zająć myśli niczym innym… Tylko czy w takim razie, była fair? Może tylko wykorzystywała Morrisona, aby uwolnić się od przeszłości? Nie… To było zupełnie coś innego, tak jej się wydawało i miała taką nadzieję. Naprawdę czuła się przy nim dobrze i całkiem swobodnie, jakby znali się od zawsze.
    — Mówisz? Może zostanę rajdowcą — zaśmiała się wciąż nieco wymuszenie. Chciała spróbować uratować dotychczasową atmosferę.
    Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, bo w zasadzie usłyszenie, że ktoś jest ciekawy jej osoby było poprośmy miłe. — Mam wrażenie, że wcale tak nie jest — westchnęła. Nie chciała mu wypominać, że nawet gdy zdecydował się powiedzieć o tym, że jest rozwodnikiem użył stwierdzenia, że nie chciał, aby dowiedziała się o tym z plotek od innych studentów. Nie chciała jednak rozpoczynać teraz żadnej sprzeczki, zwłaszcza, że to miał być miły weekend, podczas którego będą mogli spędzić czas jak najnormalniejsza w świecie para. — Ale w porządku — dodała, aby sytuacja była jasna. Przygryzła wargę, rozważając jego propozycje. Problem polegał na tym, że chociaż pytania tliły jej się w głowie nie była pewna, czy Arthur będzie chciał na nie odpowiadać. — To chyba… Dobry pomysł i sposób na przeczekanie do startu, albo i na sam lot — uśmiechnęła się w ostateczności — ja zaczynam — dodała szybko, poszerzając swój uśmiech. Zmrużyła oczy na krótką chwilę, jakby zastanawiała się nad tym, jakie wybrać pytanie — twoje najszczęśliwsze wspomnienie w życiu? — Nie zamierzała pytać o ulubione kolory, autorów, muzykę czy film. Chciała wiedzieć przecież o nim coś więcej, coś istotniejszego. O ulubionego artystę mogłaby zapytać nawet na forum uczelni, a chciała przecież wiedzieć coś, o czym nie wszyscy wiedzą i muszą wiedzieć.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  65. Uniosła delikatnie brew, słysząc i gokartach. Nie była pewna czy to dobry pomysł, ale może miał racje, co do samego obycia się z jazdą jako taką.
    — W porządku — pokiwała twierdząco głową. Niczego przecież nie ryzykowała i nie trafiła, chociaż… Uniosła palec, a następnie wycelowała nim w Arthura — musisz obiecać, że nawet jeżeli będę beznadziejna, to i tak nauczysz mnie jeździć — poprosiła. Teraz zdecydowanie niczym nie ryzykowała, o ile Arthur faktycznie to obieca.
    Chciała być w pełni niezależna i uważała, że prawo jazdy to jeden z elementów, który pomoże jej ją osiągnąć. Poza tym prawko było jej potrzebne chociażby do tego, aby poprowadzić super samochód, który zażyczy sobie na urodziny od rodziców, a co to za przyjemność jeździć takim autem z kierowcą. Ważniejsze było to, aby bez niepotrzebnych plotek dostać się do Arthura. Po tym, jak przeczytała, że ktoś ze służby wypaplał się komuś… Musiała mieć oczy dookoła głowy. Wciąż o tym nie rozmawiali i nadal nie miała pojęcia, co z tym zrobić.
    Uśmiechnęła się zachęcająco, a później uważnie słuchała tego, co miał do powiedzenia.
    — Chyba potrafię sobie wyobrazić całą tę sytuację — stwierdziła z rozbawieniem, ale jednocześnie z pewnym rozczuleniem. Wybór takiego wspomnienia jako najszczęśliwsze dużo mówiło o nim jako o człowieku i chociaż to dopiero pierwsze pytanie, musiała przyznać, że odpowiedź jej się bardzo spodobała. — Macie dobry kontakt? — Zapytała, chociaż miała świadomość, że to nie jej kolej na pytanie. Spojrzała na Arthura i rozchyliła lekko usta, bo nie potrafiła mu z marszu odpowiedzieć. Przeszło jej przez myśl, że chciałaby być po prostu sobą sprzed swojego wyjazdu, przeżyć te trzy lata raz jeszcze i to w lepszy sposób, ale to nie była odpowiedź na dzisiaj. — Myślałam, że to ja będę zadawać trudne pytania — zaśmiała się cicho — szczerze mówiąc… nie wiem. Od zawsze chciałam zostać architektem, wiesz? To znaczy, pewnie miałam krótki etap księżniczki, aktorki i tak dalej, ale… Oh! Przez dość długi czas chciałam być po prostu malarką, więc może właśnie to? Tak, gdybym mogła wybrać to byłabym malarką i jeździłaby po całym świecie wystawiając swoje prace — pokiwała głową — wiesz… chciałabym zaprojektować coś, co przejdzie do historii. Wiem, że to głupie i za dużo sobie wyobrażam, ale to byliby cudowne — spojrzała na Arthura z pewną dozą nieśmiałości. Nieśmiałość szybko jednak zniknęła, a na usta dziewczyny wkradł się łobuzerski uśmiech — co cię we mnie pociąga? — Spytała, wpatrując się w niego. Chciała to wiedzieć z jednego prostego powodu, aby to pielęgnować. — Tylko nie mów, że charakter. Mają być konkrety, co dokładnie — wyszczerzyła się szeroko i patrzyła na niego wyczekująco. Nie mogła się doczekać, aż zacznie mówić.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  66. Odetchnęła z ulgą, gdy złożył obietnicę. Nie miała pojęcia, jak pójdzie jej na gokartach, ale chciała mieć pewność, że to w żaden sposób nie wpłynie na ich ustalone wcześniej plany.
    — Po prostu nigdy nimi nie jeździłam, wolę się zabezpieczyć — odparła z uśmiechem na twarzy, spoglądając na ich dłonie. — Będziesz mnie uczył tak, jak chcesz. Jestem pojętna — poszerzyła uśmiech i zatrzepotała przy tym niewinnie rzęsami — nie będę się wtrącać w twoje metody, bo jak tylko spróbujesz się wtrącić w moje co do francuskiego… — zawiesiła głos i spojrzała na niego groźnie, chociaż sama nie próbowała nawet powstrzymać się przed melodyjnym śmiechem, który zbierał się w jej krtani, aż w końcu wydostał się z ust dziewczyny.
    Uśmiechnęła się, gdy mówił o swojej siostrze. Początkowo miała wrażenie, że za sobą nie przepadają, może to jednak było kwestią tego, że swoim telefonem przerwała im całkiem miło, wspólnie spędzany czas.
    — Ale odwiedziła cię niedawno, czyli fajnie spędziliście wspólny czas? — Zagadnęła, nie skupiając się już tak na samej zabawie w pytania. To właśnie było w niej najlepsze, z którego tematu prędzej czy później wychodziła normalna, płynna dyskusja.
    — Myślę, że jednak fakt sypiania ze mną może odrobinę wpływać na twoją ocenę — uśmiechnęła się lekko — ale pokażę ci kiedyś rysunki… Zastanawiam się nawet nad wysłaniem jednej pracy na konkurs, ale… Jak im się nie spodoba? — Wykrzywiła lekko usta. Nie miała problemu, gdy ocenie podlegały prace z zajęć, ale to co tworzyła prywatnie… Z jednej strony bardzo chciała, aby zobaczył to ktoś kompetentny, ale z drugiej przeraźliwie się tego bała, a konkretnie tego, że ktoś zrówna ją z ziemią.
    Słysząc odpowiedz na swoje pytanie, poczuła się źle sama ze sobą i w jednej chwili odniosła wrażenie, jakby ktoś związał jej właśnie mocno żołądek, bo wciąż były rzeczy, o których nie chciała mówić. To nie tak, że nie była szczera, po prostu unikała jak ognia tematu i zawsze starała się tak go obejść, aby nie musieć wymyślać kłamstw, ale… Czy naprawdę nikogo nie udawała?
    — Wiedziałam, że wszystko to kwestia tyłka — zaśmiała się wraz z nim, a następnie zmrużyła oczy i uważnie go zlustrowała, jakby szukała godnego uwagi elementu. Zatrzymała spojrzenie na kilka sekund na jego rozporku, a następnie wróciła do twarzy — pierwsze co mi się spodobało to to, że nie cackałeś się ze mną mimo tego, że wiedziałeś dobrze kim jestem. Wiesz, wszyscy pracownicy czy zleceniobiorcy ojca są potulni jak baranki — uśmiechnęła się — twoje poczucie humoru i chęć łamania zasad — mówiąc ostatnie, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Gdyby nie to, nie byliby tu gdzie byli. Chociaż początkowo wkurzyła ją jego odpowiedzialność, gdy dowiedział się, że jest jego studentką, to ta cecha również zrobiła na niej wrażenie. — Oh i znowu ja mam wymyślić pytanie? Dobra… Gdybyś miał wybrać życie na podstawie jakiegoś uniwersum filmu, książki czy serialu, to byłoby to?

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  67. Uśmiechnęła się na słowa mężczyzny. Pozostała jej tylko nadzieja na to, że podczas ich wymiennej nauki nie dojdzie do żadnej tragedii, zwłaszcza w momencie, w którym to ona będzie uczennicą, a nie uczącą. W odwrotnym wypadku nie mieli o co się martwić, bo przy nauce języka niebezpieczeństwa nie było żadnego, chociaż Elle wzięła sobie do serca pytanie Arthura dotyczące nauki w łóżku i cóż, nie miała nic przeciwko temu. W końcu miała nauczyć go języka miłości, czy mogliby znaleźć bardziej stosowne do tego miejsce?
    Gra w pytania nie tylko pomogła im poznać się lepiej, ale również sprawiła, że oczekiwanie na wejście do samolotu minęło nie tylko szybciej, ale znacznie przyjemniej. Chociaż musiała przyznać, że pytanie dotyczące zmieniacza czasu było… ciężkie. W ostateczności wyszła z niego obronną ręką, uznając, że gdyby cokolwiek zmieniła, nie byłoby i h tu teraz, a jej się obecny moment niesamowicie podoba i nie chciałaby ryzykować jego brakiem.
    Sam lot minął szybko, tak jak i odprawa na miejscu. Oboje chyba byli zachwyceni możliwością swobody, którą dawało im nowe miasto, w którym mogli być przecież anonimowi. Madison wierzyła, że nie spotkają nikogo znajomego, bo gdyby tak było, musieliby być najbardziej pechowymi ludźmi świata, a Elle naprawdę wierzyła w to, że nimi nie są.
    — Wiem, że nie chciałeś mnie wypuszczać z pokoju na starcie, ale może jednak to przemyślimy? — Spytała, gdy siedzieli już w taksówce wiozącej ich do hotelu — zjadłabym coś na mieście — stwierdziła z uśmiechem, a następnie zwróciła się do kierowcy samochodu — może pan polecić jakąś miejscową restaurację? Miejsce gdzie nie będzie mnóstwa turystów, ale naprawdę dobrze zjemy.
    — Mamy świetnego grilla, ale to spory kawałek od adresu, do którego zmierzamy — powiedział, spoglądając na nich w lusterku.
    Madison uśmiechnęła się do kierowcy wdzięcznie, a następnie spojrzała na Arthura.
    — Co ty na to? — Spytała, a w czasie kiedy zastanawiał się nad odpowiedzią, ponownie zwróciła się do kierowcy.
    — No i gdzie kupimy dobrą trawę? — Uśmiechnęła się szeroko. Może i nie mieszkała przez ostatnie kata w Stanach, wiedziała za to dobrze, że od dwóch lat, trawka była legalna w Chicago. Nie oznaczało to jednak, że wszędzie można było dostać dobre zioło. — Polecasz coś? — Płynnie przeszła na ty z kierowcą, uśmiechając się przy tym szeroko. Spojrzenie Elle i kierowcy skrzyżowali się w lusterku. Skinął głową, ale nim odpowiedział, spojrzał w lusterku na mężczyznę.
    — Mogę was zawieźć wszędzie gdzie chcecie, załatwicie co chcecie, ale cóż mogę powiedzieć, dobre miejsca znajdują się w różnych strefach miasta. Kurs będzie nieco droższy.
    — Ja się zgadzam na wszystko, ale to ty masz decydujący głos — powiedziała z uśmiechem, spoglądając na Arthura nieco wyczekująco.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  68. Uśmiechnęła się na jego słowa i pokiwała twierdząco głową. Wolność i anonimowość wielkiego, obcego miasta za bardzo ją pochłonęła i chciałaby od razu zrobić wszystko to, na co nie będą mogli pozwolić sobie w Nowym Jorku. Oczywiście, że chciała również spocząć w jego ramionach i zatracić się w bliskości, którą mógł jej dać. Jednocześnie chciała jednak zrobić wszystko to, co mogły robić normalne pary, na co dzień. Owszem, gdy pytał czy nie będzie jej przeszkadzać brak tej całej normalności związkowej nie przejęła się tym za bardzo twierdząc, że to nie stanowi problemu, ale teraz, kiedy mieli taką możliwość… Chciała wykorzystać to maksymalnie, niemal zapominając jak wielką miała na niego ochotę jeszcze na lotnisku w Nowym Jorku.
    — Nie spieszy mi się, po prostu… Można powiedzieć, że opętała mnie chwilowo świadomość, że możemy zrobić tutaj wszystko — szepnęła, nachylając się w jego stronę. Przesunęła powoli palcami po jego szczęce i lekko się uśmiechnęła, zaraz po tym, musnęła jego wargi swoimi.
    Kiedy znaleźli się w hotelu, a Morrison zatrzymał ją przed drzwiami prowadzącymi do pokoju, uniosła wysoko brew, jednocześnie podpierając się dłońmi o biodra. Mówiąc o niespodziance rozbudził w niej tak ogromną ciekawość, że nie była pewna czy jej pokłady cierpliwości wystarczą na to, aby grzecznie czekać na moment, w którym będą chcieli zostać jednak w pokoju.
    Zagryzła mocno wargę, delikatnie wychylając się zza jego sylwetki, próbując zerknąć w głąb pomieszczenia. Jednocześnie zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane pytanie. Pytanie, które wcale nie należało do trudnych (po serii pytań w ich zabawie), ale odpowiedź na nie taka właśnie była! Nie umiała się zdecydować.
    — Co zrobiłeś? — Odpowiedziała, więc pytaniem, a uśmiech na twarzy blondynki delikatnie się poszerzył. Była tak bardzo ciekawa! — Chcę i nie chcę, wiesz jak trudno jest być kobietą? — Zaśmiała się, walcząc sama ze sobą, bo skoro przygotował niespodziankę… Była jej zwyczajnie ciekawa. Ale skoro uznał, że plan z wyjściem i pokręceniem się po okolicy może zakłócić to, co znajdowało się w pokoju… Przygryzła wargę, wpatrując się w jego ciemne oczy, szukając w nich odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Miała nadzieję, że odnajdzie w nich coś, co nakieruje ją na swoją decyzję. — Skoro jest niespodzianka to oznacza, że się starałeś, więc… Nie mogę tego zepsuć. Chyba, że jednak powrócimy do pierwotnych planów i… pozwolisz mi tam wejść i zrobisz wszystko to, co zamierzałeś ze mną zrobić w pierwotnych założeniach — oznajmiła, a następnie oblizała powoli wargi. Zadowolona z siebie, że decyzyjność sprytnie przerzuciła na Morrisona. Czyż nie była genialna? Tak powinien człowiek radzić sobie z trudnymi decyzjami, przerzucić je na kogoś innego. Niesamowite w swojej prostocie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  69. — To byłoby… cudowne — uśmiechnęła się delikatnie, ale nieco smutno. Musiała jednak szybko pozbyć się z twarzy tego smutku, bo przecież zapewniała go, że nie ma nic przeciwko formie, jaką musiał przybrać ich związek. Nie chciała, aby nagle obudziły się w nim jakiekolwiek wątpliwości, co do słuszności ich działania… Wtuliła się w ciepłe ciało bruneta i przymknęła powieki, ciesząc się tą chwilą, póki mogła.
    Zmrużyła oczy w reakcji na jego słowa. Nie była pewna czy jest romantyczką, ale musiała przyznać, że jeżeli miał na celu rozbudzić w niej zainteresowanie i ciekawość, to wyszło mu to idealnie. Nie miała pojęcia, co takiego mógł przygotować i… Cholera, chciała tam wejść w tej chwili i po prostu zobaczyć, co kryły drzwi do pokoju.
    Słysząc jego pytanie, tylko się szeroko uśmiechnęła i wzruszyła niewinnie ramionami. Cóż, może i nie była w tym mistrzynią, bo wówczas Morrison nie powinien mieć świadomości, że to zrobiła, ale… Nie miała nic przeciwko temu, że ją rozgryzł. Chociaż po wcześniejszych słowach mężczyzny, odpowiedź zdawała się oczywista. Teraz natomiast narodziła się w niej ciekawość, co do tego, czy wybiorą tę samą opcję.
    Obserwowała uważnie, co robił, a na jej twarzy widniała powaga. Kiedy odsunął się z przejścia, szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. Zgadzali się ze sobą! Niby nie było to nic istotnego, ale na Elle zrobiło wrażenie.
    Weszła powoli do wnętrza pokoju, ale zatrzymała się tuż po chwili. Przygryzła delikatnie wargę i zerkając na Arthura, pierwsze, co zrobiła, to zsunięcie z nóg butów i skarpetek, a następnie bosymi nogami delikatnie stąpnęła na rozsypane płatki róż.
    — Zawsze chciałam to zrobić — oznajmiła z delikatnym uśmiechem, gdy bosymi stopami dalej stąpała po kwiatach, uważnie podążając wzrokiem za wszystkim, co na nich czekało. Zatrzymała się przed łóżkiem, a kiedy ją objął, odetchnęła cicho, w jednej chwili czując się tak, jakby całe napięcie, które gromadziło się w jej ciele przez długi czas, w końcu mogło z niej zejść. — Nie myliłeś się w swoim twierdzeniu — przyznała, odchylając głowę do tyłu — to… jest pięknie, wiesz? — Uśmiechnęła się, powoli odwracając się przodem do mężczyzny — chcesz mnie nakarmić tymi truskawkami czy wolisz, żebym to ja nakarmiła ciebie? — Spytała, zaczepnie chwytając delikatnie zębami jego wargę — opowiedz mi o swoich brudnych myślach z różami w tle — wyszeptała, układając dłoń na jego karku, zaczynając delikatnie drapać go paznokciami po odkrytej, skórze — opowiedz mi o wszystkim, co chodzi ci teraz po głowie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  70. — Znacznie lepiej — uśmiechnęła się kącikiem ust, obdarowując Arthura spojrzeniem przepełnionym beztroską i radością. Jednak dopiero wtedy, gdy ich ciała znalazły się blisko siebie, Elle była szczęśliwa. Płatki róż i cała reszta mogły zniknąć, najważniejszy był Arthur i to, że mogli po prostu być razem. Cieszyć się sobą, nie martwiąc się przy tym o całą resztę.
    Zamruczała cicho w odpowiedzi na jego pytanie, zagryzła nawet wargę i wywróciła powędrowała spojrzeniem po skosie w górę, przybierając przy tym minę myślicielki.
    — Z pewnością o krok bliżej niż dalej — odpowiedziała, chociaż tak naprawdę wiedziała, że zdobył ją całą, nie robiąc nic specjalnego. Gdy go zobaczyła w salonie… To było niczym miłość od pierwszego spojrzenia, ale wolała zachować to dla siebie. Wziąłby ją za jeszcze większą małolatę, ale prawdą było, że jej serce już wtedy drgnęło. Odwzajemniła pocałunek, sunąc powoli dłońmi po jego ramionach, a gdy znalazła się przodem do niego, obdarowała go uroczym uśmiechem. Zaśmiała się wesoło, gdy ją podniósł. Oplotła jego biodra nogami, a rękoma mocniej chwyciła się jego karku. Szybko jednak przeniosła dłonie na jego policzki i wciąż cicho się śmiejąc, pocałowała go namiętnie, a po chwili znów splotła ręce na karku, gdy poczuła, że grawitacja ją przyciąga mimo tego, że trzymał ja w swoich ramionach. Nie przeszkadzała jej twarda podłoga. Jedną rękę ułożyła na ziemi, nad swoją głową, a wierzchem drugiej, sunęła po jego policzku, słuchając każdego słowa i z każdym kolejnym, uśmiechając się coraz bardziej. Oddech brunetki znacznie przyspieszył, gdy poczuła jego wargi na swojej skórze. Pocałunki, choć krótkie, były tak rozkoszne, że przegryzienia zdawały się być idealnym doprawieniem całości.
    — Mamy dużo do zrobienia — szepnęła odrobine zachrypniętym głosem, nim zdążył zadać pytanie. Gdy ich usta ponownie się złączyły, Elle nie zamierzała być grzeczną dziewczynką czekającą cierpliwie. Jej dłonie prędko odnalazły sprzączkę paska, z łatwością go rozpinając, a następnie zrobiła to samo z jego rozporkiem. Same jego słowa sprawiały, że powolnie stawała się wilgotna i nie mogła się doczekać, aż Arthur zrealizuje swój plan i w końcu poczuje go w sobie. — Mam tylko nadzieję, że to nie są słowa rzucone na wiatr — wymruczała cicho, pomiędzy pocałunkami. Gdy rozpięła jego spodnie, zsunęła je w dół. Wyszarpnęła koszulkę, którą miał na sobie i wsunęła pod nią dłonie, rozkoszując się ciepłym ciałem, które badała dotykiem. Przymknęła powieki, wstrzymując oddech i wyczekując wszystkiego, o czym mówił. Dreszcz ekscytacji przeszedł po jej ciele, gdy Arthur tylko drgnął, a ona nie wiedziała czy obdaruje ją pieszczotą czy słodkim bólem. Niewiadoma była ekscytująca, a najgorszy był fakt, że nie wiedziała czego wyczekuje bardziej. Dlatego przesunęła dłoń na jego plecy i wbiła w skórę paznokcie, jakby zachęcająco chciała powiedzieć, aby się niczym nie krępował.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  71. W pierwszym odruchu, delikatnie uśmiechnęła się na jego słowa. Słysząc jednak dalszą wypowiedź, wstrzymała oddech, a przez jej twarz przeszedł cień zwątpienia. Na całe szczęście, tkwił ustami przy jej szyi i nie mógł tego dostrzec. Automatycznie zacisnęła mocniej dłonie na jego ciele, bo zdawała sobie sprawę z tego, że brak jakiekolwiek reakcji na takie słowa, wzbudzi w nim podejrzenia. To nie tak, że nagle zaczęła się czegoś wahać. Tylko jeszcze w Paryżu usłyszała podobne słowa, a później stało się wszystko to, o czym chciała zapomnieć. Wiedziała, że Arthur to nie Bastien i na tym musiała się skupić.
    — W takim razie nie możemy zbaczać z kursu, Artie — zachichotała cicho, odnajdując wargami jego usta i złożyła na nich czuły, długi pocałunek. Czuła względem Arthura to samo, o ile nie więcej. Naprawdę miała wrażenie, że to miłość od pierwszego wejrzenia i gdyby nie obawy gnieżdżące się wgłębi, już teraz mogłaby wyznać, że go kocha, że to szalone, bo ledwo się znają, ale właśnie to czuje.
    — Nie mam nic przeciwko — wyszeptała cicho na wzmiankę o częstszych wypadach. Właśnie tego pragnęła, chciała spędzać z nim każdą wolną chwilę i wiedziała, że jeden weekend to za mało. Jej myśli się rozpraszały, a zmysły szalały w ramach reakcji na jego bliskość. Powiodła spojrzeniem za ich rękoma i uśmiechnęła się kącikami ust, gdy jej palce znajdowały się przy jego wargach. Były tak delikatne, że miała ochotę ich dotykać i jednocześnie chciała, aby to one dotykały całego jej ciała. — Jak mam się nie spieszysz, jak robisz coś takiego — wyszeptała, czując nacisk jego ciała. Westchnęła cicho na widok umięśnionego torsu, chociaż niedane było jej długo cieszyć się tym widokiem. Nie, aby narzekała, bo każdy jego pocałunek był przyjemny i sprawiał, że chciała więcej. — Jak myślisz, po co mi była potrzebna większa walizka — wyszeptała w odpowiedzi na jego pytanie, a później przygryzła wargę, bo słowa i sposób, w jaki je wypowiedział sprawiały, że tak właśnie się przy nim czuła. Piękna. I nie tylko. Czuła się również gotowa na przyjęcie go w sobie i brak pospiechu wyjątkowo ją irytował, chociaż starała się nie dać tego po sobie poznać. Przesuwała dłońmi po jego ramionach, klatce piersiowej i umięśnionym brzuchu, nie dowierzając, że potrafił znaleźć czas na dbanie o mięśnie, po których sunęła właśnie opuszkami palców. Odchyliła głowę, wyginając się odrobinę.
    — Mhm — wydusiła z siebie, bo o ile naprawdę nie miała nic, przeciwko, aby robił z nią, co tylko zechce zrobić, ale… później. Pożądanie brało górę, a przecież już na lotnisku była na niego cholernie nakręcona, a jej ciało, jakby sobie teraz o tym przypomniało. Z każdym jego pocałunkiem, stawała się coraz bardziej wilgotna i zniecierpliwiona. Powstrzymała się przed komentarzem, gdy podniósł się i sięgnął po portfel. Obserwowała uważnie każdy jego ruch, błyszczącymi oczami. Uśmiechnęła się delikatnie na widok stwardniałej męskości. Kiedy w nią wszedł, westchnęła głośno, zaciskając na nim mięśnie.
    — Nareszcie — wyszeptała, oplatając nogami jego biodra — a teraz mnie zerżnij, jak obiecałeś — dodała równie cichym głosem, splotła ręce na jego karku i uniosła się odrobinę, aby sięgnąć jego ust i złożyć na nich pełen namiętności i pasji pocałunek, jednocześnie poruszając zachęcająco biodrami, naprzemiennie zaciskając i rozluźniając mięśnie kegla — albo to ja będę musiała zerżnąć ciebie — dodała pomiędzy pocałunkami, a na jej twarzy zagościł łobuzerski uśmieszek.

    ❤️😈

    OdpowiedzUsuń
  72. Przeszła dalej nad wyznaniem Arthura, bo sama nie miała nic więcej do dodania. Bała się, że gdyby podjęła próbę powiedzenia czegoś więcej, to skończyłoby się na litanii o tym, jak od pierwszego wejrzenia poczuła, że jest tym facetem i nie potrzebuje już w swoim życiu nikogo innego.
    Może, gdyby zauważyła, że jego uśmiech po jej słowach nieco zbladł, zaczęłaby coś mówić, próbować wyjaśnić swoje uczucia, ale nie zauważyła.
    Nie czuła również, aby coś było nie tak. Sposób, w jaki całował jej ciało, jak pieścił jej skórę… Nie miała podstaw do myślenia o tym, że czegoś od niej oczekiwał. Prawda była też taka, że nie za bardzo była w stanie myśleć o czymś innym, niż przyjemność płynąca z nadchodzącego seksu. Dlatego skupiała się jedynie na nim, na jego ruchach, na jego ciepłym ciele i tym, jak wspaniale było być tu właśnie z nim.
    Uśmiechnęła się na słowa mężczyzny. Przygryzła wargę w oczekiwaniu na to, co chciał zrobić, bowiem nie miała pojęcia, czego mogłaby się po nim spodziewać. Ich dotychczasowy seks może i nie należał do najspokojniejszych, ale daleko było mu do tego, co miała obecnie na myśli. Pozostawało jej mieć jedynie cichą nadzieję, że Arthur jej nie zawiedzie. Na jej ustach pojawił się uśmiech, gdy poczuła mocny uścisk jego dłoni na swoich biodrach. Podporządkowała się jego zamiarom, pozwalając na to, by zrobił z nią, cokolwiek chciał.
    Jęknęła głośno, gdy mocno go w sobie poczuła i przymknęła powieki, rozchylając wargi. Odchyliła głowę do tylu, pozwalając by ciemne kosmyki przysłoniły jej plecy. Wyciągnęła dłonie przed siebie, zaciskając dłonie na hotelowej pościeli, starając się odnaleźć tępo Arthura. Gdy jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze, jęki wydobywające się z jej ust mieszały się z charakterystycznym dźwiękiem uderzanych o siebie ciał, a Villanelle czuła jak z zbliża się wielkimi krokami na skraj. Odchyliła się mocniej do tyłu, zagryzając mocno dolną wargę. Czuła, że spojrzenie ucieka jej ku górze. Wystarczyło tak niewiele, aby osiągnęła orgazm, a kiedy poczuła na skórze jego ciężki oddech, usłyszała jego głos w połączeniu ze zwinnymi palcami pieszczącymi ją, nie potrzebowała niczego więcej. Zacisnęła się na nim mocno i po kilku ruchach, niczym wytresowana dziewczynka przez jej ciało przeszedł dreszcz, a z jej ust wyrwał się głośny jęk świadczący o zadowoleniu i spełnieniu.
    Opadła całkiem na miękki materac, mimowolnie wykonując subtelne ruchy bioder, trzymając go w sobie, a nawet chwilę po tym, gdy się z niej wysunął. Przeturlała się powoli na plecy i podparła łokciami. Uśmiechnęła się łobuzersko, unosząc jedną z nóg na tyle, że oparła stopę o jego umięśniony brzuch, tuż nad kolcem biodrowym.
    — Powinnam się spodziewać, że daleko ci do grzecznego profesora — zachichotała, nie spuszczając z niego spojrzenia. Czekała cierpliwie, aż ściganie prezerwatywę i będzie miał wolne dłonie, a kiedy tak się stało, uniosła się do siadu i złapała jego ręce i przyciągnęła go do siebie, rozchylając nogi, aby znalazł się miedzy nimi, jednocześnie starając się zapanować nad swoim oddechem — pytanie tylko, jak bardzo potrafisz być niegrzeczny — wyszeptała, a następnie złożyła na jego ustach zachłanny pocałunek, którego nie chciała kończyć, jednak brak tchu, wywarł to na niej.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  73. Potrzebowała jeszcze malutkiej chwili, aby w pełni zapanować nad swoim oddechem, ale jednocześnie wcale nie chciała się skupiać na oddychaniu. Wolała skoncentrować się tylko na Arthurze, bo cała reszta, nie miała znaczenia.
    Wsunęła palec między wargi i delikatnie go przygryzła, słuchając jego słów.
    — Ale to było całkiem grzeczne bzykanie — zauważyła, sunąc opuszką po własnych wargach, nie spuszczając z niego spojrzenia, nawet na krótką chwilę. Kąciki ust dziewczyny uniosły się, gdy stanął przed nią całkiem nagi, a jej spojrzenie uważnie lustrowało calusieńką jego sylwetkę — nie potrafię pojąć, kiedy znajdujesz czas na dbanie o te wszystkie mięśnie — wymruczała cicho, ściskając mocno palce na jego dłoniach. Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się szerzej. — Nie zaskoczę cię, ale chętnie zobaczę — powiedziała, puszczając jego ręce. Ułożyła dłonie na jego umięśnionej klatce piersiowej i złożyła kilka szybkich pocałunków na rozgrzanej szyi, nim odsunął się od niej. Zmarszczyła lekko brwi, nie kryjąc w spojrzeniu swojego małego oburzenia. Chciała czuć go blisko siebie, chociaż musiała przyznać, że ją zaintrygował. Przyjemny masaż sprawił, że jej twarz szybko przybrała łagodne oblicze. Wpatrywała się w bruneta niczym w obrazek, ciekawa, co będzie dalej. Bo o chęci spaceru i poznania okolicy, już dawno zapomniała.
    Nogą, której nie masował przesunęła powoli od kolana po same jego biodro i z powrotem do kolana, sunąc po nim wypielęgnowaną skórą swojej łydki.
    — Mów, mów — zachęciła — bardzo mnie ciekawi ten szampan — mruknęła, rozkoszując się przyjemną chwilą. Była niepocieszona, że ponownie się od niej oddalił, ale nic nie mówiła, doskonale wiedząc, że po chwili przecież wróci. Zagryzła wargę, obserwując oddalający się od niej kieliszek. Zerknęła w dół, na swój brzuch. Jej ciało natychmiast zareagowała na kontakt z zimnym, musującym napojem — oh — sapnęła, oddychając głęboko, czując, jak chłodna ciecz wyznacza sobie trasę do jej pępka, a po chwili tę samą drogą sunął jego język, co sprawiło, że przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, kolejny raz. Chłodny ślad został zastąpiony ciepłym językiem, co powodowało przyjemną mieszankę. Rozchyliła wargi, drżąc delikatnie i wzdychając cicho, gdy jego palce znalazły się w jej wnętrzu. Wplotła palce jednej dłoni w ciemne loki, wzdychając cicho z każdym ruchem jego palców, jednak jęk uwolnił się z jej ust, gdy poczuła jego palec na najwrażliwszym miejscu swojego ciała. — I co? — Spytała cicho — ukarzesz mnie? — Szepnęła, wijąc się po białej pościeli, starając się jeszcze spełnić jego prośbę, a raczej dostosować się do groźby? Tak, to była bardziej przestroga niż prośba i w jednej chwili, Elle chciała przekonać się, co kryło się pod jego zdenerwowaniem i owszem, zamierzała specjalnie rozlać napój, ale… Rozchyliła wargi, jęcząc głośno. Musiał sprawnie odnaleźć chropowaty guziczek w jej wnętrzu, bo w jednej chwili przestałą po prostu myśleć, skupiając się na przyjemności, którą jej w tej chwili dawał. Zacisnęła mocniej palce pomiędzy kręconymi puklami, aż knykcie jej pobielały. Rozkoszowała się tym. Nim. Przyjemnością, którą czerpała dzięki niemu. — Szybciej — wychrypiała cicho — i nie przestawaj — dodała, a jej biodra wyrwały się w gwałtownym ruchu, gdy czuła, jak przyjemne ciepło roznosi się po całym jej ciele, w jednej chwili jej mięśnie się napięły, oddech znacząco przyspieszył, a przyjemne mrowienie rozeszło się po całym ciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygięła ciało w łuk, obiema rękoma niemal szarpiąc jego przydługawe włosy, a gdy wciąż nie przestawał jej pieścić, krzyknęła głośno, błagając, aby nadal kontynuował to, co robił. Orgazm był silny, ale nie na tyle, aby pozbawić ją całkiem sił. — Chcę cię czuć — wyjęczała głośno, mając oczywiście na myśli jego męskość i nie wstydziła się swojej chwilowej wulgarności — twojego kutasa, we mnie — zwerbalizowała jasno swoje pragnienia — możesz, prawda? Jesteś gotowy… musisz — wiedziała, że jeżeli doprowadzi ją w krótkim czasie do kolejnego i jeszcze jednego spełnienia, poczuje się jak na haju i bardzo chciała to osiągnąć, w tej chwili. Teraz, natychmiast. Zresztą, wiedziała, że on też przecież tego chciał.

      😈

      Usuń
  74. — Szczegół — uśmiechnęła się, cały czas przyglądając się jego sylwetce, która według Elle była idealna. Gdy przesuwał jej dłoń po swoim ciele, czuła mięśnie pod opuszkami palców, dochodząc do wniosku, że ciało Arthura nie mogłoby być lepsze. Pokręciła delikatnie głową, z lekkim niedowierzaniem, że chciało mu się pracować nad ciałem, z drugiej strony miała świadomość, że dzięki temu jej oczy mogły nacieszyć się cudownym widokiem.
    Szybko jej myśli przestały skupiać się na jego ciele, koncentrując się na przyjemności, którą jej dostarczał, a ciało mocno reagowało na każdy, nawet najdelikatniejszy dotyk.
    — Nie mogę się doczekać — wysapała, a na jej ustach jawił się łobuzerski uśmiech. Miała ochotę się z nim podroczyć, prowokować go i oczekiwać, aż wymierzy jej obiecaną karę. Chciała przejąć kontrolę i pokazać mu, tak jak sam tego chciał, jaka potrafi być niegrzeczna, ale szybko do niej dotarło, że to Arthur bawił się z nią, a nie ona z nim i… Cholera, w ogóle jej to nie przeszkadzało, czuła, że mogłaby mu oddać całkowitą kontrolę i ta myśl, nie tylko jej się spodobała, ale sprawiła również, że kolejna fala ciepła przeszła przez jej ciało.
    — Nigdy nie mówiłam, że jestem aniołkiem — wydyszała cicho. Pokiwała głową, gdy wspomniał, że musi chwilę zaczekać. Gdy tylko się odsunął, sięgnęła dłonią do swojego krocza, nie chcąc dopuścić do chociaż minimalnego ochłonięcia z fali gorąca, która obecnie ją owładnęła. Kiedy wrócił, cofnęła rękę w górę, rozsmarowując swoje podniecenie przez brzuch do żeber.
    — O tak — jęknęła przeciągle, gdy w nią wszedł, wyczekiwała tego momentu, a kiedy poruszył mocno biodrami, westchnęła, patrząc prosto w jego ciemne oczy — tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie pieprzyłeś — wydyszała oblizując lubieżnie wargi. Zdusiła w sobie głośny jęk, gdy powtórzył mocniej swój ruch. Otworzyła szeroko oczy w rekacji na nowe doznanie, oddychała głęboko, a na jej twarzy po chwili pojawił się szeroki uśmiech. Zacisnęła się na nim, poruszając delikatnie biodrami próbowała wysunąć się mu jeszcze bardziej naprzeciw. — Tylko na to cię stać? — Spytała prowokacyjnie, a następnie sięgnęła dłonią jego dłoni i przyciągając ją do siebie, sama uniosła się delikatnie i podparła na wolnej ręce łokciem. Chciała poczuć ból i euforię jednocześnie. Nakierowała jego dłoń na ukrytą w biustonoszu pierś i zacisnęła na niej ich palce — zapomnij o delikatności, nie rozbiję się, nie jestem przecież z porcelany — wyszeptała, oddychając głęboko — chyba, że boisz się o siebie — dodała, oczywiście, że chcąc go sprowokować i miała nadzieję, że jej się uda. Bo jedyne co mogła mu obiecać to to, że z pewnością nie będzie delikatna.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  75. Oczekiwała. Wszystkie zmysły stały się wyczulone, bo czekała na to, co się wydarzy.
    Uśmiechnęła się tylko niewinnie na jego słowa, a ten uśmiech nijak pasował do jej myśli.
    — Mogę być i porcelanową laleczką, jeżeli tego chcesz — szepnęła, oddychając głęboko. Obiecała sobie, że w kolejnym związku nigdy nie pozwoli na to, aby oddać całkowicie kontrolę drugiej osobie. Ale skoro robiła to świadomie, nie wiązało się to wcale z jej utratą prawda? Wiedziała, że obecnie chodzi o trwający seks, że gdy skończą, będzie mogła być po prostu sobą, jakakolwiek by nie była. Dlatego nie zamierzała się niczemu sprzeciwiać. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła w jego oczach iskierki świadczące o tym, że wchodzi w to. Czuła podskórnie, że czeka ich coś niesamowitego. I nie myliła się, gdy szybko zmienił pozycję. Westchnęła, gdy rozerwał koronkową bieliznę, a kiedy zacisnął dłoń na jej szyi, przez jej ciało przeszedł dreszcz. Spoglądała na niego szeroko otwartymi oczami, ale nie było w nich strachu, a zachęta do mocniejszego zaciśnięcia dłoni. Właśnie tego chciała, co jasno komunikowała mu swoimi jękami zadowolenia i wijącym się z rozkoszy ciałem, reagującym mocno, na każdy jego ruch. Bolało, gdy niemal z każdym pchnięciem wchodził w nią mocniej i głębiej, ale był to niesamowicie przyjemny i słodki ból. Taki, którym mogłaby się karmić.
    — Tak, tak, tak — zaczęła od szeptu, skończywszy na krzyku, gdy znalazła się na nim. Nie czuła ani grama wstydu, gdy unosiła się i opadała na niego zgodnie z wyznaczonym rytmem, próbując docisnąć się do samego końca, chcąc czuć mocniej i więcej. Syczała z bólu, gdy zabawiał się jej piersiami, śle ruchy jej bioder i zamglone spojrzenie jasno świadczyły o tym, że ma nawet nie myśleć o tym, aby przestać. Ułożyła dłonie na jego ramionach, wbijając w nie mocno paznokcie, gdy schodziła na nim na sam dół, czując go tak wyraźnie w sobie, całego.
    Miała wrażenie, że nie tylko jej wnętrze pulsuje, ale całe jej ciało. Wyciągnęła ręce, sięgając dłońmi jego łopatek, wbiła mocno paznokcie w jego skórę i gdy nie była w stanie dłużej wytrzymać, przyspieszyła ruchy bioder, rozchyliła wargi dysząc ciężko, a następnie, przesunęła szybko dłonie po jego plecach, drapiąc go tak mocno, że pozostawiła na nim mocne ślady paznokci, które nie miały szybko zniknąć z jego pleców. Wgryzła się w jego ramię, pojękując cicho i ujeżdżają go jeszcze szybciej, aż w końcu jej ciałem wstrząsnął silny dreszcz, sprawiając, że na chwile się zatrzymała, a następnie wyjęczała głośno swój orgazm, raz jeszcze wbijając paznokcie w jego plecy. Jęk zamienił się w krzyk, a po chwili niemal w skomlenie, gdy wciąż czuła go w sobie, chcąc go wciąż w sobie czuć, jednocześnie czując, że nie wytrzyma, że potrzebuje chwili wytchnienia, a zsunięcie się z niego, może być zarazem przyjemnością i katorgą.
    — O. Mój. Boże. — Wydyszała wprost w jego usta, wciąż ciężko oddychając. Sapała, opierając się dłońmi o jego ramiona, jej ciało wciąż się poruszało. Miała wrażenie, że nie potrafi panować nad nim kontroli — jakie to było, kurwa, dobre — wyznała, całując jego wilgotne czoło, następnie policzki, czubek nosa, a następnie spojrzała pospiesznie w jego oczy — tak bardzo cię — przebiegła spojrzeniem po całej jego twarzy — też się w tobie zakochuje, boże, to jest miłość od pierwszego spojrzenia — powiedziała pospiesznie zdyszany głosem, a następnie wpiła się w jego wargi namiętnym pocałunkiem, mając chyba nadzieje, że nie do końca zrozumiał jej słowa, bo niemal wyznała mu miłość, albo nawet właściwie zrobiła to na swój pokręcony sposób i nie była pewna, czy to był odpowiedni moment.

    😈❤️

    OdpowiedzUsuń
  76. Odnalezienie równego oddechu nie było łatwe, zwłaszcza, że cały czas wyraźnie go w sobie czuła. Zachichotała cicho na jego słowa, była zadowolona, że podobało im się w takim samym stopniu, chociaż kolejne słowa padające z jego ust, nie wywołały cichego śmiechu. Przygryzła wargę, wpatrując się w jego ciemne oczy i pokręciła lekko głową.
    — To nie tak — wyszeptała — to znaczy tak, to było rżnięcie na najwyższym poziomie i jestem w pełni usatysfakcjonowana — zaśmiała się cicho, z trudem łapiąc oddech. Chciała, aby miał stu procentową pewność co do tego, że było jej bardzo dobrze i nie miała żadnych zastrzeżeń. — Ale panuję nad sobą, wiem co mówię — powiedziała, oblizując powoli wargi. Odwzajemniła czuły pocałunek, układając dłonie na jego policzkach. Kiedy oderwała się od jego ust, zachichotała cicho, spoglądając w jego ciemne oczy, gdy wisiał nad nią. Wstrzymała oddech, wsłuchując się w przyspieszone bicia ich serc, cały czas trzymając dłonie na jego policzkach.
    — Uwielbiam ten zapach — wyznała, nim zdecydowała się odpowiedzieć na jego pytanie, chociaż była pewna, że nie musi tego robić. Przydałoby się jeszcze coś do zapalenia i już w ogóle byłoby idealnie — a wyglądam, jakby mi przeszkadzało? — Spytała z uśmiechem i traciła jego nos swoim. Następnie skubnęła delikatnie jego wargi, po chwili składając na nich pocałunek, który szybko pogłębiła. Na jego słowa tylko się uśmiechnęła — teraz? A wcześniej nie byłam? To kwestia włosów czy mojego wyuzdania? — Zaśmiała się cicho, ale po chwili cicho jęcząc, gdy się w niej poruszył. Tym razem nie był to jednak jęk zadowolenia. Czuła, że chodzenie będzie mogło sprawiać jej mniej lub bardziej odczuwalny dyskomfort, a jego intensywność miała zależeć od tego, ile razy będą się jeszcze pieprzyć. Musieli nadrobić, a raczej nazbierać zbliżeń na zapas, a Elle wcale nie miała nic przeciwko na myśl o kolejnym zbliżeniu, potrzebowała po prostu chwilo wytchnienia… ułożyła dłoń na jego klatce, podpierając się łokciem. Pierw sięgnęła po kieliszek, który szybciej dla niej przygotował i upiła pierw powoli, a następnie opróżniła jego zawartość w szybkim tempie.
    — Tego potrzebowałam, miałam tak sucho w ustach — powiedziała, odkładając kieliszek i całkowicie skupiając się już na nim. — Wiem, to byłoby cudowne, ale nie rozmawiajmy o tym teraz, nie chce psuć sobie humoru — powiedziała cicho — nie po to tu przylecieliśmy — zauważyła. Wiedziała, że powrót do Nowego Jorku będzie ciężki, a z pewnością powrót na uczelnie, bo jak miała siedzieć na auli koncentrując się na nauce, skoro jej myśli i tak będą krążyć tylko wokół tego, jak dobrze jej z nim jest? — Powinniśmy udać się na małe zakupy — przygryzła wargę — może po jakiś porządny pejcz? — Spojrzała na niego zaczepnie — ponoć miałam dostać jakąś karę. Jak to była ona, to zdecydowanie nie zadziałała — zaśmiała się, wtulając się w jego nagi bok — a tak poważnie… Chcę w poniedziałek załatwić sprawę mieszkania, proszę, nie możemy z tym dłużej czekać. Nie przeżyję, jeżeli zbyt długo będę musiała czekać na to, aby cię dotknąć.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  77. Oblizała powoli wagi, wpatrując się uważnie jego twarzy, gdy zagościł na niej szeroki uśmiech. Nie spodziewała się takiej reakcji. Dlatego po chwili odwzajemniła mu równie szeroki uśmiech i przechyliła głowę odrobine w bok. Śledziła spojrzeniem ruch jego dłoni, a gdy opuszki jego płazów dotknęły jej skóry, cicho zamruczała.
    Wiedziała, że wszystko pomiędzy nimi działo się tak szybko i może ze względu na swoje doświadczenia powinna była odrobinę przystopować, to wcale nie czuła, aby robiła coś nieodpowiedniego. Wszystko przy Arthurze wydawało się takie łatwe, a przynajmniej w chwilach, w których nie musieli się niczym przejmować, jak teraz. Nie miała pojęcia, jak będzie po powrocie do Nowego Jorku. Czy dalej wszystko będzie takie proste?
    Zaciągnęła się mocno jego zapachem, wtulając nos w jego policzek, gdy znajdował się blisko. To, co właśnie usłyszała z jego ust było… niesamowicie ważne dla niej i czuła, że w jego słowach nie było za grosz kłamstwa. Zagryzła wargę, bo poczuła się źle… pomijając tę bajkę o studiach w Paryżu ani razu go nie okłamała, jedynie nie wyjawiała mu całej prawdy, gdy zadawał pytania, które dotyczyły przeszłości. Nie była gotowa na całkowitą szczerość, a teraz czuła, jak przygniata ją ciężar niedomówień.
    — Wierzę ci, ufam… — uśmiechnęła się kącikiem ust. Chyba to, że patrzył jej prosto w oczy tak na nią zadziałało. Może powinna sobie darować, wrócić do tematu kiedy indziej, ale coś nie dawało jej spokoju. Nim jednak zdecydowała się poruszyć ponownie temat, skinęła lekko głową. Westchnęła, czując jego zęby po zakończonym pocałunku, a gdy uwolnił jej usta, oblizała wargi. — To dobry pomysł — pokiwała głową — masz jakąś propozycje? — Spytała, a następnie zmrużyła lekko oczy — chcesz iść standardowo w kolory czy wolisz coś bardziej unikatowego? Naszego? — Spytała, a następnie oblizała nerwowo wargi.
    — Oh, nigdy bym nie śmiała — zaśmiała się cicho, obserwując, jak dolewa do pustego kieliszka musującego napoju. Sięgnęła po niego ponownie, tym razem upijając jedynie odrobinę.
    — Bardzo się starałam — uśmiechnęła się, gdy wspomniał o zadrapaniach — a to dopiero początek — dodała, robiąc minę niewiniątka — a tak bardzo liczyłam, że coś się rozlało — westchnęła zbolałym głosem, a po chwili syknęła cicho, gdy sięgnął jej sutków. Nie kazała mu jednak przestać, wzięła głęboki oddech, a po chwili powoli wypuściła go przez rozchylone wargi, cicho przy tym sycząc. — Możemy… Zaszaleć — na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, gdy opadła na pościel. Zamknęła oczy, czerpiąc w ten sposób z pieszczot, którymi ponownie ją obdarzał. Sięgnęła dłonią jego włosów i pociągnęła za nie, drugą dłoń wbijając w jego bark. Zamruczała z zadowoleniem, chciała już załatwić ten temat mieszkania i wiedzieć, że czeka na nich w pobliżu miejsce, w którym będą mogli się skryć. Rozluźniła dłonie, gdy wspomniał o rezygnacji z pracy i podparła się na łokciach, odnajdując wzrokiem jego spojrzenie.
    — Nie chcę, żebyś przeze mnie zmieniał nagle całe swoje życie — powiedziała cicho — oczywiście, że gdybyśmy mogli się bez stresu spotykać byłoby cudownie i dużo łatwiej, ale… — zacisnęła wargi. To nie tak, że tego nie chciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczył ją taką decyzją i jej powagą. Tym gorzej się poczuła ze świadomością, że nie wiedział wszystkiego… Może wcale nie chciałby brać jej na poważnie, gdyby znał całą prawdę? — Arthur, ja… — zaczęła, patrząc prosto w jego ciemne oczy — ja… gdy pytałeś o Paryż i mój powrót, nie mówiłam wszystkiego — zaczęła — musisz wiedzieć… jeżeli rozważasz zmianę pracy przez wzgląd na mnie, to… tamten chłopak to przeszłość. Skończony temat i to nie jest problem, a-ale ja, on… — wstrzymała oddech. Musiała ukoić oszalałe w piersi serce i złapać równy oddech. Czuła się tak, jakby zaraz wszystko miało się rozpaść. Jakby traciła pod nogami grunt. Wiedziała już, że tak reagowała podczas ataku paniki, ale nigdy wcześniej nie czuła się w ten sposób przy kimś. I to w dodatku całkiem naga, rujnująca cudowną atmosferę ich weekendowego wyjazdu. Zamknęła oczy, musiała odnaleźć w sobie ten spokoju głos. Głos, który kazał jej oddychać i wziąć się w garść. Objęła swoje ramiona, podnosząc się do siadu i skuliła się, odnajdując w sobie determinację do tego, aby się uspokoić. Zapanować nad oddechem. Nie działo się przecież nic złego. To tylko wspomnienia. Bastien był już tylko wspomnieniem, niczym więcej.

      ❤️

      Usuń
  78. Uśmiechnęła się kącikami ust na jego propozycje. Nie miała nic przeciwko, a wręcz przeciwnie. Chociaż miało to być jedynie słowo bezpieczeństwa, spodobało jej się. Zwłaszcza, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, dlaczego one wpadło mu do głowy.
    — W takim razie porcelana — przytaknęła skinięciem i przechyliła głowę, wpatrując się w jego ciemne oczy. Podobało jej się, dokąd zmierzało ich zachowanie, ale westchnęła, bo poruszony temat jego pracy, wszystko w jednej chwili zmienił. Przynajmniej według Elle, bo taka informacja i podjęcie takiej właśnie decyzji było czymś ważnym i nawet ona, rozpieszczona córeczka swojego taty, doskonale wiedziała, że nie można kierować się emocjami w temacie pracy.
    Zwłaszcza, że może narcystycznie twierdziła, że jego myśli spowodowane były jej osobą. Musiał znać prawdę. Tak jej się przynajmniej wydawał.
    Nie chciała pokazywać mu tej części siebie. Wolała aby przez cały czas widział ją jako pewną siebie, silną młodą kobietę, tymczasem właśnie okazała mu swoje słabości… Sama nie była na to gotowa, ale inaczej wyrzuty sumienia zniszczyłyby ją.
    Próbowała złapać oddech i powiedzieć mu coś więcej poza tą marną próbą wyduszenia czegoś z siebie.
    — Ja… — zaczęła ponownie. Nie była zdziwiona jego słowami. Gdyby to ona znajdowała się na jego miejscu też z pewnością podejrzewała, że coś jeszcze kryje się za powrotem. Nie umiała jednak zebrać odpowiednich słów. Drgnęła w pierwszym odruchu, gdy jej dotknął.
    Jego słowa, powtarzający się dotyk i kołysanie, pomogły jej się szybko uspokoić. Gwałtownie nabrała powietrza do płuc, a po chwili ze spokojem wypuściła je nosem, odnajdując w końcu spokój. A wszystko dzięki niemu. Nie liczyła, ile to trwało, ale minęło kilka długich minut, gdy zdecydowała się otworzyć oczy i cicho odetchnąć.
    — Powinnam ci powiedzieć — wyznała, bo chociaż teoretycznie wszystko co robiła w przeszłości było przeszłością i nie powinno mieć w żaden sposób wpływu na teraźniejszość, Villanelle miała świadomość, że w którymś momencie przeszłość może zapukać do jej drzwi. I tego bała się najbardziej. Że Bastien wtargnie do tego, co zdąży sobie ułożyć i coś się stanie. Złapała jego dłoń, którą ją obejmował i zacisnęła mocno palce na jego dłoni. — Ja… — żałowała, że w ogóle zaczęła, śle musiał dowiedzieć się od niej, bo jeżeli on się ponownie pojawi i to od niego wszystkiego dowiedziałby się? — Byłam w ciąży — wyszeptała prawie bezgłośnie, a po chwili dodała jeszcze ciszej — myślałam, że po prostu… czasami się zdarza, ale podsłuchałam, jak rozmawiał z bratem i to nie była wpadka — zagryzła wargę tak mocno, że poczuła w ustach metaliczny smak, a jej oczy stały się szkliste — zrobił to specjalnie, bez mojej wiedzy i zgody.

    trochę ❤️ a trochę 💔

    OdpowiedzUsuń
  79. Była mu wdzięczna za to, że po prostu przy niej był w tym momencie. Nie mógł zrobić niczego innego. Sama Elle miała problem z ocenieniem, co tak właściwie jej się przydarzyło i jak powinna się z tym czuć. Do momentu, w którym nie dowiedziała się o tym, że ciąża nie była dziełem zawodnej antykoncepcji, nie czuła się w żaden sposób skrzywdzona. W końcu… Wpadki się zdarzały. Była tego w pełni świadoma. Była na tyle dorosła, aby współżyć i mieć świadomość, że nie ma stu procentowej pewności. Kiedy jednak na jaw wyszło, że zapłodnienie jej było celowym zabiegiem, poczuła się tak, jakby… Bastien pogwałcił jej wolę. I czuła się tym skrzywdzona. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo, do momentu, w którym powiedziała Arthurowi, co się stało.
    Z racji tego, że nie potrafiła sama przyznać, że w pewnym sensie znajduje się w roli ofiary, nie wymagała żadnej konkretnej reakcji od Arthura, nie miała względem niego w tej sytuacji żadnych oczekiwań.
    Pokiwała w milczeniu głową. Nie mogła i nie chciała urodzić tego dziecka. Wiedziała, że ono nie było niczemu winne, ale… gdyby była kilka lat starsza, może postąpiłaby inaczej. Ale nie była starsza. Była nastolatką. Powoli wkraczającą w dorosłość, ale wciąż była za młoda na bycie matką, a przede wszystkim nie czuła się na to gotowa.
    — Nie boję się, że zrobisz to samo — powiedziała po dłuższej chwili milczenia — on… szantażował mnie. Chwilowo… od dłuższego czasu się nie odzywał, ale… musiałeś usłyszeć to ode mnie — przełknęła ślinę, spoglądając na Arthura. Słuchała jego słów, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Czuła, że jest dobrym człowiekiem i nie myliła się. Odwzajemniła delikatnie pocałunek i oparła się czołem o jego czoło — i przed podjęciem ważnych decyzji — dodała, odsuwając się odrobinę, aby móc spokojnie spojrzeć na jego twarz — chodzi mi o to, że… nie wiem, o co mi chodzi. Wydaje mi się, że to istotne — westchnęła. Może lepiej było nic nie mówić? Jak powiedziała, od dłuższego czasu nie miała z Francuzem żadnych problemów, może miał się więcej nie pojawić, tymczasem wywleka swoją przeszłość, która po prostu była przeszłością. W dodatku na innym kontynencie i nikt o tym nie wiedział. Poza nią i Bastienem, teraz również Arthurem. — Po prostu uznałam, że powinieneś wiedzieć, bo może jednak to by ci przeszkadzało, a gdyby on jakimś cudem przekazałby to tobie, a nie ja, to… — zagryzła wargę — po prostu mi na tobie zależy — dodała — tutaj… wiemy tylko my — wiedziała, że nie musi prosić go o dyskrecje. Chciała jednak, aby był świadom, że chociaż wciąż mogli wydawać się sobie obcy, to naprawdę mu ufała. Ufała mu również pomimo swojego życiowego doświadczenia, wierząc, że Arthur Morrison jest dobrym człowiekiem. Wtuliła się w jego ciepły tors policzkiem i odetchnęła głęboko jego zapachem. Przekręciła głowę tak, aby ustami dotknąć jego skory i złożyła na niej kilka subtelnych pocałunków.
    — Dziękuję, Artie — wyszeptała, otulając skórę swoim oddechem — dziękuję, że jesteś taki wspaniały — uśmiechnęła się kącikiem ust i odsunęła się, aby złożyć na jego ustach czuły pocałunek.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  80. Westchnęła cicho. Wierzyła, że kiedyś zapomni o swoim francuskim romansie, który po dłuższym czasie nijak się miał do wspaniałych filmów i miłości z nich wyciągniętych. Początki owszem były cudowne, sprawiły, że pokochała tamtego chłopaka i była gotowa poświecić dla niego bardzo dużo. Im jednak więcej mijało czasu, tym gorzej ją traktował, a sama Elle… Jakoś to znosiła. Zapominała szybko o krzywdach, bo przecież sprzeczka z powodu jakiegoś jej wyjścia bez niego nie była znowu tak bardzo poważna… Wtedy nie wiedziała, że to była czerwona flaga, która powinna sprawić, że szybko zostawi tego faceta. Tkwiła z nim. Wybaczała. Kochała go, bo był dla niej wszystkim w Paryżu. Do czasu. Dopiero po rozstaniu i dużym dystansie zaczęła dostrzegać wszystko, co robił w stosunku do niej i co powinno obudzić w niej czujność już wtedy.
    Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa.
    — Też mam taką nadzieję — szepnęła cicho — ale zero presji — dodała, cicho się śmiejąc, chociaż nie był to pełen wesołości śmiech, jaki mógł niejednokrotnie wcześniej usłyszeć z jej ust. Mimo wszystko naprawdę nie chciała, aby czuł na sobie jakiś nacisk. Wystarczyło, ze był po prostu przy niej i był… normalny. Był sobą. Odetchnęła z ogromną ulgą, gdy usłyszała, że jej wyznanie niczego nie zmienia. Ciężar jaki na sobie czuła, był widoczny gołym okiem, kiedy jej ramiona delikatnej opadły, a mięśnie się rozluźniły. — Dziękuję — dodała, chociaż nie musiał tego tak naprawdę mówić. Wierzyła, że nie zrobiłby tego. Czuła całą sobą, że tym razem trafiła na naprawdę dobrego człowieka. Dlatego spojrzała na niego wzrokiem pełnym czułości i wtuliła się w nagi tors mężczyzny. Wzięła głęboki oddech, gdy się od niej odsunął, ale jej twarz wyrażała teraz już tylko spokój.
    Uniosła brew, przekrzywiając przy tym głowę.
    — Dla mnie jesteś — szepnęła niemal tuż po tym, gdy wypowiedział swoje słowa, a tuż przed tym, gdy padły kolejne zdania. Zmarszczyła lekko brwi. Rozluźniony uścisk trochę ją zaniepokoił, dlatego wpatrywała się w niego z zaciekawieniem wymieszanym z lękiem. Nie rozumiała, o co mogło mu chodzić i trochę ją to przerażało. Zamrugała, gdy padło jestem chory, z jej ust padło ciche och gdy nabrała powietrza do płuc i chciała już powiedzieć coś więcej, kiedy padły kolejne słowa, a Elle zaniemówiła. Nie spodziewała się takiego wyznania i… Spoglądała na niego, nawet nie drgnąwszy. Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Bo… nie była na to zupełnie gotowa. Słysząc choroba, raczej przed oczami miała jakieś schorzenie, które z wiekiem zacznie się objawiać, ale schizofrenia?
    — Przykro mi — szepnęła, bo to pierwsze co przyszło jej do głowy — że cię to spotkało, że — urwała. Spojrzała na walizkę, a następnie powróciła do twarzy Arthura. — Nie wiem… Nie wyglądasz. Ugh, to tak źle brzmi, po prostu… nie spotkałam jeszcze nigdy, chyba, kogoś chorego i… cholera, gadam jak potłuczona — wstrzymała oddech, patrząc na niego. Przesunęła się bliżej jego ciała i objęła go, chowający twarz w jego szyi. Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Nie umiała znaleźć odpowiednich słów, więc go po prostu przytuliła, próbując w tym czasie ułożyć sobie jakąś sensowna odpowiedź. — Lekarstwa pomagają, tak? I dzięki nim czujesz się, jakbyś był zdrowy? — Spytała po chwili, przegryzając delikatnie wargę.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  81. Zaśmiała się nieco nerwowo, gdy wspomniał o Jokerze. To było dobre porównanie. Nie miała kontaktu z ludźmi chorymi psychicznie, więc wszystkie jej wyobrażenia opierały się na filmach i książkach, a jak wiadomo w tych zawsze pewne cechy były przerysowane. Patrząc na Arthura… Nigdy nie pomyślałaby, że coś mogło być z nim nie tak. Problem polegał jednak na tym, że chociaż przed chwila czuła, że pozbyła się swojego ciężaru, to teraz w pewnym sensie ponownie czuła go na swoich barkach. Nie zamierzała w żaden sposób oceniać Arthura, ale prawda była taka, że nie miała pewności czy będzie umiała zachowywać się nadal tak, jak zachowywała się do tej pory.
    Patrzyła na niego i nie widziała w nim niczego niepokojącego. Był chory. W porządku. Był chory psychicznie, w nie fizycznie i teoretycznie nie robiło to żadnej różnicy tak długo, dopóki będzie zachowywał się jak… normalny człowiek. Tylko skąd będzie miała wiedzieć czy to wciąż normalny Arthur? Nie znała go tak dobrze, aby wiedzieć, w którym momencie mieć większa czujność.
    — Jesteś normalny — szepnęła od razu, układając dłonie na jego policzki. Pogładziła je delikatnymi ruchami, a następnie delikatnie się uśmiechnęła, chcąc dodać mu otuchy. Słysząc jego kolejne słowa, nie była w stanie zapanować nad czerwieniącymi się policzkami. Zawstydził ją, a to wcale nie było łatwe do zrobienia — wiesz, to… mogę nie pić przy tobie alkoholu — oznajmiła, chociaż musiała przyznać, że szampan był naprawdę smaczny i chętnie opróżniłaby butelkę do końca — przesadzasz… — i wtedy uderzyła w nią myśl, że już wie skąd rozwód. Czyżby była żona nie udźwignęła ciężaru jego choroby? Odpłynęła w myślach, zastanawiając się nad tym. Jak doszło do diagnozy? Jak zachowywał się przed dostosowaniem leków? Jak w ogóle objawiała się jego choroba? Miała tysiące pytań w głowie, których bała się wypowiedzieć na głos. — Artie — oparła dłonie o jego tors i unosząc się, wpatrywała się z góry w jego oczy — cieszę się, że jesteśmy ze sobą szczerzy, wiesz? — Uśmiechnęła się kącikami ust — pomimo tego, że wciąż przed nami długa droga do głębszego poznania siebie. Chciałabym wiedzieć czy jest coś czego powinnam być świadoma? W związku z twoją chorobą. Na coś zwracać uwagę? — Zapytała cicho. Nie chciała zachowywać się, jakby nagle miała stać się jego opiekunką. Chciała jednak dowiedzieć się wszystkiego, co powinna wiedzieć i zostawić ten temat za sobą. Skupić się na cudownym weekendzie, którymi mieli wciąż przed sobą. To nie tak, że chciała wiedzieć w którym momencie powinna się wycofać, po prostu uważała, że powinna wiedzieć, by w razie czego móc odpowiednio zareagować. Tylko jak miałaby zareagować? — tylko nie zrozum mnie źle, chcę wiedzieć, jak mogłabym ci pomóc, gdyby wystąpiła taka konieczność — uśmiechnęła się, chociaż jednocześnie zaczęła się zastanawiać czy to dla niej nie jest za dużo? Miała dziewiętnaście lat i romans ze swoim wykładowcą. Wykładowcą, który okazuje się być poważnie chory. A ona miała przecież tylko dziewiętnaście lat i własne problemy. Czy była w stanie udźwignąć również jego?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  82. Miała nadzieję, że uda im się szybko wrócić do poprzedniego nastroju, a ewentualnie zmartwienia zostawi sobie na Nowy Jork. Mieli w końcu tak niewiele czasu, który mogli poświecić tylko sobie. Gdyby nie odezwał się z możliwością rzucenia pracy na uczelni, nie odważyłaby mu się opowiedzieć o Francji, a on wówczas z pewnością nie mówiłby o chorobie. To nie tak, że nie chciała tego wiedzieć. Mówiła szczerze, gdy wspomniała o tym, że cieszy się ich wzajemną szczerością. I chciała dla nich dobrze, dlatego mogła nie pić alkoholu i zadała wszystkie te pytania. Na wszelki wypadek. Gdyby okazało się, że leki jednak nie działają. Nie miała co do takiego myślenia żadnych podstaw, ale wolałaby wiedzieć…. I być gotowa na taka ewentualność.
    Czuła, że nie trzyma jej już tak mocno, jak jeszcze chwilę temu, co bardzo jej nie odpowiadało.
    — To świetnie, cieszę się — powiedziała i szczerze się uśmiechnęła, bo to było dobrą wiadomością. Dobra i ważną, jednak po chwili podniosła się do siadu, gdy on zrobił to samo i zamrugała zdezorientowana, gdy zakładał bieliznę. Odruchowo chwyciła pościel i nakryła swoje nagie ciało. A zaznaczyła przecież, żeby jej nie rozumiał źle. Chciała… Chciała po prostu wiedzieć. Na wszelki wypadek.
    Wbiła w niego spojrzenie swoich ciemnych oczu, czekając na to, co miał do powiedzenia. Czuła, jak policzki oblewają jej się rumieńcami, a jej samej zrobiło się gorące ze zdenerwowania.
    — Nie… — powiedziała cicho, jednak szybko dodała, spoglądając na niego — nie boję się o siebie. Po prostu… Zależy mi na tobie. Nie pytałbym o to wszystko, bo nie wiedzieć, że coś ci jest nie martwiłabym się. Martwię się, ale o ciebie, nie o siebie — powiedziała szybko, zaciskając palce na pościeli, która przyciskała do swoich nagich piersi. Nie podobało jej się, że stał nad nią. Sprawiało to wrażenie, że miał nad nią przewagę, a wcale tak nie było. Nie rozumiała też, skąd nagle pojawiła się w nim… złość? Trzymając wciąż materiał, wstała na łóżku, patrząc prosto w jego twarz. Dzięki staniu na meblu, mogli zrównać swoje twarze na jednej wysokości — nie oceniam cię — powiedziała z nutką goryczy w głosie — po prostu przejęłam się tobą i twoim zdrowiem, bo mi na tobie zależy! — Krzyknęła, celując w niego palcem — ale jak tak wolisz, mogę mieć to wszystko w dupie i się niczym nie przejmować! — Krzyknęła i zeskoczyła z łóżka na podłogę — tylko nie miej później o nic pretensji, skoro widocznie moje zaangażowanie to dla ciebie kłopot — rzuciła, zaciskając mocno wargi. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się przodem do mężczyzny — przepraszam bardzo, że chciałam się zatroszczyć o faceta, którego kocham — uniosła ton. Miała dziewiętnaście lat, a to miało do siebie to, że działała impulsywnie. Gdy kochała, kochała całym sercem, gdy się wściekała, rzucała talerzami.

    🤨 ale i tak Was ❤️

    OdpowiedzUsuń
  83. Oddychając ciężko, zaciskała mocno palce na pościeli i wpatrywała się w twarz Arthura, uważnie słuchając wszystkiego, co miał do powiedzenia. Z każdym jego słowem, zaciskała coraz mocniej dłonie i czuła, jak narasta w niej złość. Nie była tylko pewna, na co dokładnie się złości. Na to, że wyładowuje się na niej? Na siebie, bo może faktycznie powinna wszystkie pytania zostawić na później? Na sam fakt, że był chory? Nic mu nie odpowiedziała. Po prostu stała i słuchała dalej. Rozchyliła wargi, ale nawet nie drgnęła, gdy się do niej zbliżył. Oboje byli poddenerwowani, ale nadal uważała, że nie ma żadnego powodu do bania się go. Nie skrzywdziłby jej, tego była pewna.
    Nie podobało jej się to, co usłyszała. Musiała przyznać, że… Nie zdawała sobie sprawy z tego, co musiał przechodzić. Spoglądała w jego przystojną twarz i zastanawiała nad tym, jakim cudem. Jakim cudem to wszystko się działo, a po nim nie było niczego widać. Jak? Był.. normalny. Zmarszczyła lekko brwi, gdy wspomniał o robieniu krzywdy sobie lub innym. Nie widziała, aby jego ciało było pokryte jakimiś szczególnymi bliznami, które mogłyby świadczyć o tym, że próbował targnąć na swoje życie.
    — Co mam zrobić, kiedy przestaniesz się czymkolwiek przejmować? — Zapytała siląc się na ton wyrzuty z emocji. Kiedy jednak wypowiedziała te słowa na głos, przełknęła ślinę. Lotnisko. W kawiarni zachowywał się tak, jakby nie przejmował się tym, że ktoś może ich zobaczyć… byli na uboczu, ale wciąż znajdowali się w miejscu publicznym, a później podeszła do toalety i przyznał się przed chwilą, że musiał wziąć leki. Oparła jedną rękę na wysokości biodra, a jej dłoń zapadła się w miękkim materiale. Drugą wciąż mocno trzymała materiał, którym się okrywała. — Jestem pewna, że mam ochotę cię porządnie walnąć — prychnęła, nie odrywając od niego wzroki — i to tak, żeby bardzo mocno cię bolało. Tak mocno, jak mnie bolą twoje słowa, wiesz? Więc ciesz się, że jedyne co mam w zasięgu ręki to… — rozejrzała się, w zasadzie do niczego nie sięgała, co ratowało sytuacje Arthura — jak możesz mi zarzucać, że mam cię za psychola!? Jak możesz w ogóle tak o sobie myśleć!? Jesteś… chory, ale to nie oznacza, że jesteś wariatem. Sam mówisz, że leki na ciebie działają — ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie łagodniej niż początek swojej wypowiedzi. — Jestem wściekła. Na ciebie. Za to, że masz o mnie tak tragiczne zdanie. A może właśnie tego chcesz, co? Może właśnie na to liczysz, że spakuje swoje rzeczy i wyjdę? Że będziesz mógł trwać w smutku i rozpaczy, że wszyscy dookoła mają cię za świra, kiedy najbardziej to ty sam myślisz w ten sposób o sobie!? — Mówiąc to podeszła do swojej walizki. Otworzyła ją i wyciągnęła pospiesznie sweterkową sukienkę, którą tak bardzo lubiła i którą miała na sobie tamtego dnia na uczelni, gdy prowokowała go swoim wyglądem. Rozluźniła dłoń i pozwoliła, aby pościel opadła. — Zastanów się nad sobą — dodała, zakładając na całkiem nagie ciało sukienkę — a jak zrozumiesz, że nie jestem przeciwko tobie tylko z tobą, znajdziesz mnie w restauracji — dodała, wygładzając materiał. Rzuciła mu spojrzenie i ruszyła w stronę drzwi. Czuła, że każde z nich potrzebuje kilku minut na ochłonięcie.

    ❤️💔

    OdpowiedzUsuń
  84. Po zjechaniu windą na parter, od razu skierowała swoje kroki do restauracyjnej części, a stamtąd trafiła prosto do baru. Wykonując kolejne kroki musiała skupiać się na tym, aby w chodzie nie przypominać kaczki. Kilka kroków w pokoju nie było wyzwaniem, wówczas nie od razu poczuła pieczenie w kroczu. W innej sytuacji uśmiechnęłaby się kącikiem ust. Chwilowo nie było jej do śmiechu k radości. Nie spodziewała się, że Arthur zrzuci na nią taką bombę.
    Siadając na wysokim hokerze myślała o tym, że niczego niepokojącego w nim nie dostrzegała ani teraz, ani wcześniej. Nawet na lotnisku! Dopiero po jego wyznaniu uznała, że te zachowanie mogło być dziwne, do tego momentu uważała, że był po prostu tak mocno na nią nagrzany.
    Zamówiła drinka, proszą o dopisanie na rachunek Morrisona. Kiedy barman postawił szkło przed dziewczyną, Elle ułożyła palec na cienkim rancie kieliszka i sunęła po nim powoli palcem, wsłuchując się w dźwięk, jaki z siebie wydawał. Nie miała pojęcia czy doczeka się jego przyjścia. Nie wiedziała też, jak powinna zareagować w jednej i drugiej sytuacji. Wrócić do pokoju, zabrać swoje rzeczy i zamówić pokój dla siebie samej? Ogarnąć najbliższy lot do Nowego Jorku? A może wykorzystać fakt, że znajduje się daleko od domu i powinna się zabawić i odreagować… a jeżeli przyjdzie? Udawać, że nic się nie stało i wszystko jest pomiędzy nimi idealnie?
    Przymknęła powieki i drżąco odetchnęła, gdy poczuła jego ręce owijając się wokół jej ciała. Dopóki się nie pojawił, nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się bała, że nie przyjdzie.
    Nie drgnęła do momentu, w którym skończył mówić. Powoli odwróciła głowę w bok, aby dostrzec go chociaż kącikiem.
    — Nie rób tego nigdy więcej — wyszeptała cicho, układając powoli dłoń ze szkła na blat baru — nie wątp we mnie.
    Przez chwile trwali w ten sposób, aż Elle poruszyła się, wyswobadzając się z jego uścisku i wskazała mu wolne miejsce obok siebie.
    — Muszę dopić, szkoda, żeby się zmarnował — powiedziała, uśmiechając się kącikiem ust. Nie chciała rozmawiać o tym co się stało w pokoju, przy ludziach. Była pewna, że Arthur również, dlatego nie zamierzała pisnąć nawet słowa na ten temat. Zerknęła na mężczyznę i wyciągnęła do niego dłoń i przyciągnęła go, żeby usiadł obok na wcześniej wskazane miejsce. Wtedy pod palcami poczuła zdartą skórę na jego kostkach, ale nic nie powiedziała. Pogładziła ostrożnie zranione miejsce i chwytając rękę obiema dłońmi przyciągnęła do swoich ust i delikatnie ucałowała.
    — Następnym razem będą tak wyglądać z innego powodu — wyszeptała cicho, nachylając się do niego, aby wypowiedzieć słowa wprost do jego ucha — o ile będziesz grzeczny — dodała, muskając wargami delikatną skórę.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  85. W momencie, w którym opuszczała ich pokój, nawet nie przeszło jej przez myśl, aby doprowadzić się do ładu. Myślała wówczas tylko o tym, aby jak najszybciej opuścić pokój. Chyba się trochę obawiała, że jeżeli zostaliby w małym pomieszczeniu razem odrobinę dłużej, naprawdę mogłaby się pokusić o chwycenie czegoś i uderzeniem tym czymś w Arthura, a… Mimo wszystko wolała tego nie robić. Poza tym, gdyby zerknęła na siebie w lustrze istniało wysokie prawdopodobieństwo, że wycofałaby się ze swojego pomysłu i możliwe, że ich mała sprzeczka, cały czas by trwała.
    — Masz szczęście — uśmiechnęła się delikatnie. Słysząc jego propozycję, skinęła lekko głową. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie jest głodna. Co prawda… Zawsze stresowała się jedzeniem przy ludziach i nie potrafiła tego racjonalnie wytłumaczyć, ale była naprawdę głodna. Widząc minę Arthura, musiała przygryźć policzki od, wewnątrz, aby nie uśmiechnąć się szeroko. Cóż… Podobało jej się to, że tak reagował. Niby nie był taki niewinny, ale widziała, że gdy to ona przestawała być słodką studentką, wciąż go to zaskakiwało i… Lubiła to. Tak bardzo to lubiła!
    — Jeszcze nie jestem pewna, co w tym wypadku uznam za grzeczne — na twarzy brunetki wpłynął połowiczny uśmiech — ale jestem pewna, że nie będziesz się sprzeciwiał, hm? — Wyszeptała, wstrzymując jednocześnie oddech, gdy zorientowała się, dokąd sięga dłonią. Westchnęła z pewnym żalem, gdy nie poczuła jego dłoni na swoich nogach, ale zdecydowanie powinni zachowywać się tak jak przystało w miejscu publicznym. I to takim, w którym mogli spotkać jakichś Arthura znajomych ze szkolenia. Kiedy sięgnął jej włosów, uzmysłowiła sobie, że założyła tylko sukienkę i od razu opuściła pokój. W jednej chwili jej policzki zalała czerwień, a dłonią, którą nie trzymała kieliszka, przesunęła powoli po swojej szyi. Nie, nie podduszał jej na tyle mocno, aby pozostały na niej jakieś ślady… — A co takiego zamierzasz zrobić? Muszę odpowiednio dobrać posiłek — uśmiechnęła się, przechylając głowę na bok — poza tym… naprawdę muszę coś zjeść — westchnęła, spoglądając na stojący przed nią kieliszek — nie powinnam pić na pusty żołądek, a żelki to zdecydowanie za mało — powiedziała, trącając kolanem jego kolano. Będzie za tym tęskniła, gdy wrócą do Nowego Jorku. Tylko obok siedzieli (w porządku, trochę blisko siebie), ale nic więcej nie robili, a Elle doskonale wiedziała, że aby powtórzyć to będą musieli przemieścić się z Nowego Jorku do New Jersey i… To nie było daleko, owszem, ale zaczynała ją irytować myśl, że będą musieli się ciągle ukrywać. Z jednej strony było w tym coś podniecającego, ale… Skoro ustalili już, że nie będą spotykać się u niej czy u niego, a tym bardziej na uczelni, cała ekscytacja z ewentualnego krycia się, przepadała. Nie było nic podniecającego w wyjeżdżaniu do innego miasta.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  86. — Chyba właśnie miałam taką nadzieję — przyznała całkiem szczerze, robiąc przy tym najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać. Nie interesowała się aktorstwem, ale miała wrodzony talent do zgrywania idealnej córeczki tatusia, więc niewinność wcale nie przyszła jej z trudem. Chociaż utrzymanie jej po usłyszeniu cichego, niskiego szeptu, było już trudne. Jej oczy iskrzyły i w jednej chwili nie mogła się doczekać, aż znajda się przy stoliku. Możliwe, że powinna się zastanowić nad tym, jak bardzo niewłaściwe było ich zachowanie i czy Arthur robił to świadomie… Ale… Miała zamiar (przynajmniej przez cały weekend) zachowywać się tak, jakby był normalny. Poza tym… Cholera, przecież gdyby nie przyznał się, spoglądałby na niego jak na całkiem normalnego faceta, który widocznie jest odważny. Zresztą, ona była całkiem zdrowa, a przynajmniej nic nie było jej wiadomo o tym, żeby było inaczej, a z wielką nadzieją wyczekiwała, aż jej dotknie. — Czy to bardzo źle o mnie świadczy, że nie mogę się doczekać? I tego, aż znajdziemy się przy stoliku i całej reszty? — Spytała, oddychając głęboko, a jej biust unosił się i opadał z każdym wziętym przez nią oddechem.
    Uśmiechnęła się, gdy pomógł jej zejść z hokera i chwycił kieliszek. Gdy spletli ze sobą palce, Elle przyspieszyła o pół kroku, aby przysłonić swój tył Arthurem, nie miała pewności, czy przypadkiem na sukience nie pojawiła się mokra plama. Cóż, nie jej wina, że tak mocno reagowała na jego słowa, wyobrażając sobie co takiego ją czeka.
    Uśmiechnęła się delikatnie do kelnera, a następnie również otworzyła swoją kartę, zerkając ciagle na siedzącego obok Arthura.
    — Mhm, też to słyszałam — zachichotała — ponoć nie każdy działa na obie płcie — powiedziała. Czytała ostatnio jakiś babski magazyn — ale myśle, że akurat ostre jedzenie działa tak samo na mężczyzn i kobiety — mówiąc, sunęła wzrokiem po karcie, chociaż nie koncentrowała się na literach. Czuła jego dłoń i to na niej całkowicie się skupiała i na tym, dokąd zamierzała.
    Wzięła głęboki oddech, nie spodziewając się, że zrobi coś takiego i to w momencie, gdy pojawi się przy nich kelner. Z wrażenia zaniemówiła, jednocześnie dociskając do siebie uda i jego dłoń tkwiącą pomiędzy nimi.
    — Poproszę… — odchrząknęła cicho, powstrzymując się przed westchnieniem, intensywnie wpatrywała się w kartę i próbowała odczytać z niej tak naprawdę… cokolwiek. — Makaron z pesto chilli — dokończyła — i lemoniadę — dodała, czując, że zdecydowanie będzie potrzebowała również czegoś chłodnego. Kiedy kelner zebrał zamówienie i oddalił się od stolika, rozluźniła mięśnie i delikatnie rozszerzyła nogi.
    — Okej — szepnęła cicho — tego się nie spodziewałam — przygryzła wargę, poruszając raz, bardzo delikatnie biodrami, starając się zrobić to tak, aby nie wzbudzić niczyjego zainteresowania ich stolikiem. — Czy ty… — spojrzała na jego twarz, prosto w ciemne oczy i rozchyliła wargi, szukając odpowiednich słów — mam ochotę poprosić, abyś nie przestawał, cokolwiek dalej zamierzasz, a jednocześnie… — urwała w pół zdania. A jednocześnie co? Mogła zgrywać grzeczną, ale wcale nie chciała, żeby przestał. W życiu. Fakt, że znajdowali się w miejscu publicznym i posunęli się do czegoś takiego, bardzo ją podniecał, co Arthur z pewnością czuł.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  87. Odwróciła głowę, gdy klepnął jej pośladek i spojrzała na niego roziskrzonymi oczami. Mogła udawać, że jej się to nie podoba, że ma się zachowywać przy ludziach czy inne takie, ale to byłoby kłamstwem. Jednym, wielkim kłamstwem. Szła w kierunku stolika, doskonale wiedząc, a przynajmniej mniej więcej, co ją tam spotka. Czym wobec tego było niewinne klepnięcie? 

    Prawdą było jednak, że spodziewała się raczej niewinnej pieszczoty, subtelnego gładzeniu jej ud, tymczasem Arthur posunął się dużo dalej. Większym zaskoczeniem od jego dłoni dotykającej jej kobiecości i palca, którego w sobie czuła było to, że jej się to podobało. To było dużo bardziej zaskakujące. Jeszcze nigdy nie doszła w miejscu publicznym, a tymczasem niewiele brakowało, aby to się stało. Zwłaszcza, gdy kelner odszedł już od ich stolika.

    Przełknęła powoli ślinę, spoglądając na mężczyznę siedzącego tuż obok. Starała się panować nad powolnym, spokojnym oddechem, ale to było takie trudne. 

    — Tak, to znaczy, nie — wyszeptała cicho, naprawdę trudno było jej się w tej chwili skupiać na wyrażeniu sensownie myśli — znaczy… nie sądziłam, że — znowu zrobiła przerwę na przełknięcie śliny — że zrobisz mi placówkę w restauracji — wyrzuciła cicho z siebie na jednym wydechu. Pokiwała twierdząco głową, bo tak właśnie było. Nie potrafiła się skoncentrować na niczym, bo z całych sił starała się grzecznie usiedzieć na krześle i nie okazać po sobie, że jeszcze chwila i będzie szczytować. Posłusznie rozchyliła szerzej nogi i rozchyliła lekko wargi, czując na skórze jego język. Wsunęła rękę pod obrus i odnalazła jego nogę, zacisnęła mocno palce na udzie bruneta, powstrzymując się z całych sil przed poruszaniem biodrami, które pod wpływem pieszczot, chciały poruszać się rytmicznie do ruchów Arthura. 

    — Jeszcze nigdy — krótka przerwa na oddech — nie doszłam — kolejny oddech — przy… ludziach — wyszeptała, coraz mocniej wbijając paznokcie w materia jego spodni. Jej wnętrze zaciskało się na jego palcach, a Elle nagle uznała, że nie podda się każdemu jego słowu, wstąpiła w nią nagle mała buntowniczka, bo… była ciekawa, co się stanie gdy go nie posłucha i nie chciała, aby myślał, że będzie miał z nią łatwo. Dlatego zagryzła mocno własną wargę,  powstrzymując się przed głośnym jękiem, a kiedy jej ciało przeszedł dreszcz, zacisnęła mocno uda. Westchnęła odrobinę głośniej niż planowała, ale raczej nikt poza Arthurem nie powinien jej usłyszeć. Policzki nabrały czerwieni, a ona wciąż zaciskała mocno nogi i palce ręki, którą przez cały ten czas trzymała na jego udzie.

    Rozluźniła w końcu dłoń i bez słowa sięgnęła po kieliszek, dziękując sobie samej, że nie zdążyła wypić go całego przy barze. Tym razem wypiła całość za jednym razem, chociaż wiedziała, że pewnie będzie tego żałować. Musiała jednak się odrobinę ochłodzić. 

     ❤️

    OdpowiedzUsuń
  88. Oblizała powoli wargi, starając się panować nad swoim oddechem. Cały czas starała się pamiętać, że są w hotelowej restauracji, a nie w swoim pokoju, gdzie mogłaby pozwolić sobie na dosadne reakcje na każde jego działanie.
    I tak nie zwracała uwagi na nic ani na nikogo w pobliżu, za bardzo skoncentrowana na coraz intensywniejszej przyjemności, którą odczuwała. Wiedziała, że gdyby chociaż rzuciła pobieżne spojrzenie na salę, od razu kazałaby mu się wycofać, bo… zachowywali się właśnie odrobinę niestosownie. W tej chwili miała to jednak bardzo głęboko.
    Westchnęła cicho, gdy zagryzł zęby na jej skórze, a po chwili zamruczała równie cicho, tak, aby tylko Arthur był w stanie ją usłyszeć.
    Myśli brunetki były tak rozbiegane, że nawet nie była w stanie mu nic odpowiedzieć. Poza tym chyba się trochę obawiała, że gdyby tylko przez chwile przestała skupiać się na tym, aby nad sobą panować, zaczęłaby głośno jęczeć z rozkoszy, którą jej dawał.
    Zagryzła wargę, gdy wysunął dłoń i momentalnie zacisnęła uda, czując jak lepią się od jej podniecenia. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego zarumieniona, z błyszczącym spojrzeniem, gdy już opróżnia do dna kieliszek i odstawiła go na stoliku.
    Obserwowała uważnie, co robił i kolejny raz nie spodziewała się po sobie samej, że jej ciało tak mocno zareaguje. Dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa, a gęsia skórka pojawiła się na rękach i nogach. Czy on musiał działać na nią, aż tak? Rumieńce nabrały intensywności, gdy się odezwał, a Elle nie miała pojęcia, jak powinna zareagować.
    Kiedy kelner pojawił się z zamówieniem, zamrugała powiekami, jakby wybudziła się z transu i uświadomiła sobie, że przecież poza nimi w restauracji byli i nadal są inni klienci.
    — Obawiam się, że mogę jutro mieć problem z chodzeniem… A coś mi podpowiada, że to wcale nie koniec — odezwała się w końcu, uprzednio cicho odchrząkując — więc może lepiej dzisiaj zaliczyć spacer… Ale, będziesz musiał mnie zanieść do pokoju. Bałam się odchodząc od baru, że moja sukienka może być mokra, ale teraz… — wyszeptała cicho, nachylając się odrobinę w jego stronę, aby przypadkiem nikt jej nie usłyszał, poza nim.
    Wbiła widelec w talerz i zaczęła powoli nawijać na niego makaron, zerkając co jakiś czas na Arthura, przygryzając przy tym wargę. Nie mogła się przy nim skupić nawet na jedzeniu.
    — Wiesz… tak sobie myślę — spojrzała, nabierając w końcu makaronu do ust, wciągając powoli końcówkę, która wystawała poza wargi — będziemy musieli powtarzać takie wypady — zachichotała — bardzo mi się podoba ich intensywność — powiedziała, przygryzając policzek od wewnątrz. Kłótnia, którą odbyli przed zejściem na dół, była niczym odległe wspomnienie, jakby nie wydarzyła się zaledwie kilkadziesiąt minut temu. Podobało jej się to, że potrafili tak płynnie zostawić za sobą nieporozumienia. — A co do spaceru, to tak. Możemy iść. Podjąłeś wcześniej decyzję to teraz biorę na siebie decydujący głos — uśmiechnęła się wesoło, sięgając dłonią jego uda, na którym delikatnie zacisnęła palce. — Chyba, że jesteś zmęczony?

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  89. — Ciszej, bo ktoś jeszcze usłyszy — powiedziała, jednocześnie delikatnie uderzając go w ramię. Nie podejrzewała, aby ktokolwiek z ciekawością przysłuchiwał się ich rozmowie, ale… Pewności, nigdy nie mogła mieć, a zwłaszcza w takich momentach. Z drugiej strony… Cholera, przed chwilą doszła przy ludziach, a wciąż nikt ich nie wyrzucił z restauracji! W tej chwili po prostu rozmawiali, za rozmawianie nikt nie mógł im nic zrobić. Dlatego uśmiechnęła się, ale mimo wszystko nie zamierzała dać Arthurowi przyzwolenia do głośnego mówienia o tym, co się przed chwilą wydarzyło.
    — Mhm, może zrobię sobie parę dni wolnego — uśmiechnęła się. W przeciwieństwie do niego była z pewnością w dużo dogodniejsze sytuacji. Zwłaszcza, że nie będzie miała problemu ze zdobyciem kwitka od lekarza, że musiała zostać w domu — tak, zdecydowanie. Przewiduje prościej indywidualne odrabianie materiału? — Zapytała szeptem, nachylając się w jego stronę. — Nie mam nic przeciwko takim regularnym wycieczką. Zwłaszcza, że jeszcze w wielu miejscach w Stanach nie byłam — przyznała — więc czemu nie — pokiwała głową — w takim razie w poniedziałek, jak będziesz siedział w pracy, a ja w domu… Poszukam ofert i odezwę się do agencji.
    Trochę się męczyła z tym makaronem, jednak mimo wszystko nawijała kolejne porcje na widelec, a następnie zjadała je bardzo powoli.
    — A myślałam, że się jej ze mnie pozbędziesz — uśmiechnęła się niewinnie, ale nie miała nic przeciwko, aby wziął ją ubraną czy rozebraną, to był najmniej istotne element.
    Słysząc męski głos, skupiła się na makaronie, chociaż nie tyle na jego jedzeniu, co na dłubaniu widelcem pomiędzy długimi nitkami. Kiedy dosiadł się do stolika, zerknęła na niego, a słysząc padające z jego ust słowa, uniosła wysoko brew w niemym oburzeniu.
    — Stacy — uścisnęła jego rękę. Nie podejrzewała, aby ktoś z towarzystwa Arthura się interesował tym kim jest jego towarzyszka. Wolała jednak nie ryzykować i nie przedstawiać się swoim imieniem i nazwiskiem. Ostrożności nigdy za wiele. Zwłaszcza w ich przypadku. — Stacy Roquefort — dodała z lekkim uśmiechem akcentując wyraźnie francuskie nazwisko. Co prawda wolałaby, aby nikt im nie przeszkadzał, bo z chęcią znalazłaby się już w pokoju z Arthurem, ale… Skoro już ktoś musiał się przypałętać, mogła zrobić sobie z tego fajną zabawę, bo dlaczego nie? Mogli to później z Arthurem wykorzystać, w bliższej lub dalszej przyszłości. Sama nie wiedziała jeszcze jak dokładnie, ale… była pewna, że dobrze to wykorzystają. — Jak rozumiem kolejny pan architekt — posłała mu uśmiech i przechyliła głowę na bok — partnerka ma świadomość z kim zrobiła sobie dziecko? — Spytała bez skrępowania, chociaż kto wie, może powinna być jednak subtelniejsza. Nie chciała przecież robić Arthurowi żadnych problemów. Zdecydowanie powinna ugryźć się w język, ale było już przecież na to za późno.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  90. Spojrzała na Arthura mrużąc leży tym oczy. W zasadzie sama się nigdy nad tym nie zastanawiała, ale… Miał rację. Policzki ją piekły, kiedy na głos miała powiedzieć cokolwiek sprośnego, związanego z seksem. Co ciekawe, nie miała takiego problemu, kiedy rzucała dwuznaczne teksty, tak jak podczas ich pierwszego spotkania. O tym, że z samym seksem nie miała żadnego problemu, nie trzeba wspominać. Przed chwila osiągnęła orgazm. W miejscu publicznym. W restauracji. Przy ludziach. Powinna spłonąć żywcem, biorąc pod uwagę wstyd jaki czuła, gdy o czymś mówiła.
    — Cóż, nie potrafię odpowiedzieć na te pytanie — przyznała zgodnie z prawdą — ale czy to nie sprawia, że jestem wyjątkowa? — Spytała z uśmiechem, całkiem przekonana o swojej racji. Po chwili przygryzła wargę i zmrużyła lekko oczy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając — a może to ty tak na mnie działasz? Opuszcza mnie przy tobie jakikolwiek strach, jakiekolwiek skrępowanie, wstyd czy granice… — zatrzymała spojrzenie na dłużej, na jego ciemnych oczach.
    Zmarszczyła lekko nos.
    — Ale ja nie pytam o zgodę — zauważyła z uśmiechem, chociaż może faktycznie przemysłu słowa Arthura. Z drugiej strony była pewna, że po powrocie do NYC, będzie potrzebowała odrobiny odpoczynku, a wolny czas mogłaby wykorzystać naprawdę w odpowiedni sposób. Pokiwała entuzjastycznie głową na jego propozycje. Taka podróż przez Stany mogła być niesamowicie ekscytująca i Elle widziała już siebie w starym cadillacu ubraną niczym gwiazda filmowa (to nic, że samochód którym mieliby jechać nie miał być cadillaciem eldorado).
    Nie podobała jej się obecność kogoś trzeciego, bo zdecydowanie wolała słuchać planów na dalszą część wieczoru, zamiast słuchać o tym, jak koleś narzeka na swoją partnerkę.
    — Roquefort — poprawiła go, wyraźnie akcentując francuskie er. Elle uniosła jedynie brew na gest Terry’ego, powstrzymując się przy tym od wywrócenia oczami. — Jestem z Arthurem — przytaknęła i przesunęła się odrobinę bliżej swojego mężczyzny, posyłając przy tym delikatny uśmiech do Johnes’a. Nic sobie nie zrobiła z komentarza faceta, a w zasadzie to nawet wkurzyła ją jego odpowiedź, powinien się chociaż poczuć… nawet odrobinę głupio z jej słowami. Przechyliła odrobinę głowę, zastanawiając się nad tym czy powiedzenie czegokolwiek trafiłoby jakoś do głowy tego idioty, ale nie zamierzała tego testować w obawie, że mu się to spodoba.
    Zerknęła na Arthura i odłożyła widelec, cały apetyt jej przeszedł, ale kiedy poruszyła nogami w zamierzeniu podniesienia się z krzesła, poczuła swoją wilgoć i w ostateczności nie ruszyła się z krzesła. Nie wiedziała, co ma zrobić, bo siedzenie ze znajomym Arthura nie było tym czego chciała, zwłaszcza, że czuła, iż Morrison nie jest zachwycony tym towarzystwem. Ale jej sukienka i mokra plama sprawiały, że bała się wstać od stołu gdy był przy nim ktoś więcej niż ich dwójka.
    Czuła na sobie spojrzenia wszystkich, jakby to od niej wszystko zależało, bo w sumie tak właśnie było i czuła ogromną presję, jak z tego wybrnąć.
    — Jasne już idziemy, tylko jeszcze wypiję. Ta lemoniada jest po prostu genialna — uśmiechnęła się, chociaż wewnętrznie próbowała się przygotować na to, co się za chwile stanie. Chwyciła szklankę i przesunęła do siebie, upiła kilka łyków, po czym odsunęła ją od siebie, przechylając ją dnem do góry, a niemal cały zimny napój wylądował na niej. Rozszerzyła oczy czując jak w jednej chwili niemal cała sukienka stała się mokra. Kawałek mięty przykleił się do jej dekoltu, któraś kostka lodu zatrzymała się na udzie wraz z plasterkiem cytryny, reszta znajdowała się na podłodze. — O cholera, jaka ze mnie niezdara — powiedziała szybko, odkładając szklankę na stolik — bardzo przepraszam — powiedziała, spoglądając na kelnera — nie mam pojęcia co ja właśnie zrobiłam, jak to się stało. Przepraszam — mówiła szybko, zbierając z siebie resztki lemoniady i wstając z krzesła.

    ❤️🙈

    OdpowiedzUsuń
  91. Uśmiechnęła się na słowa Arthura. Ta wersja dużo bardziej jej odpowiadała, bo ostatnie czego potrzebowała w tej chwili to faceta, który uważa, że może podejmować za nią decyzje. Po doświadczeniach z Bastienem, uciekłaby od razu, gdyby Morrison stanowczo upierał się przy tym, że musi pojawić się na zajęciach. Nawet jeżeli w ostateczności zdecyduje się pojawić w poniedziałek na uczelni, będzie to jej decyzja. W pełni samodzielna, a nie podjęta ze względu na jakiegoś faceta, chociaż nie myślała o Morrisonie w kategoriach jakiś. Zdecydowanie dużo bardziej w tym przypadku odpowiadała jej etykietka mój, chociaż w przypadku podejmowania jakichkolwiek decyzji, nie miała ona żadnego znaczenia. Nie po tym, co jej zrobił Bastien.
    Słysząc starania Terry’ego co do odpowiedniego wypowiedzenia wymyślonego na szybko przez nią nazwiska, ledwo powstrzymała swój śmiech. Spoglądała na niego i trochę nie dowierzała w to, co widziała i słyszała. Współczują jego żonie czy tez dziewczynie.
    Nie była do końca przekonana czy pomysł z rozlaniem lemoniady będzie odpowiedni, ale skoro chcieli się zmyć, musiała coś zrobić, a nic innego nie przychodziło jej chwilowo do głowy. Poza tym… skoro alternatywą było siedzenie w towarzystwie kogoś takiego, musiała spróbować wszystkiego.
    Uśmiechnęła się jeszcze kilka razy przepraszająco do kelnera, powiedziała kilka razy, jak bardzo jest jej przykro.
    — Naprawdę nie wiem, co się stało — powiedziała, uśmiechając się słabo do Terry’ego i kelnera, który musiał posprzątać jej bałagan. Z tą myślą było jej akurat głupio, bo podejrzewała, że i bez tego miał biedny chłopak dużo pracy. Czasami jednak trzeba było podejmować decyzje nie myśląc o nikim innym poza sobą samym. Teraz Elle była w takiej sytuacji.
    — Boże co za idiota — prychnęła, gdy znaleźli się wystarczająco daleko od stolika, a jeszcze nie wypuścili restauracji.
    Uśmiechnęła się szeroko na komentarz Morrisona, gdy zatrzymali się przed winą, czekając na nią.
    — Nietrafione? Oh, a myślałam, że ci się spodoba — przygryzła policzek od środka i układając usta w dziubek, wbiła wskazujący palec w swój policzek — patrząc na to co robiliśmy… powiedziałabym, że całkiem trafione — zachichotała, ale już po chwili rozchyliła wargi, bo jego słowa ją zaskoczyły, a czując chłód lodu pomiędzy nogami, rozchyliła wargi, jednocześnie nabierając duży haust powietrza do płuc. Nie spodziewała się tego, a gdy wsunął w nią kostkę, wydała z siebie cichy pomruk zmieszany z syknięciem. — Nie spodziewałam się, że przeżyje z tobą tak wiele pierwszych razów — szepnęła, oblizując wargi. — Jesteś niemożliwy — powiedziała, odchylając głowę w bok, aby miał większy dostęp do jej szyi. Zadrżała delikatnie, bo było jej chłodno nie tylko dzięki kostce lodu, ale również przez mokrą sukienkę. Odwróciła się powoli, niemal nie odsuwając się przy tym od jego ciepłego ciała i zarzuciła ramiona na jego szyję, przylegając ciasno do niego.
    — Zimno mi — szepnęła drżącym głosem i wcale nie przesadzała — będziesz musiał mnie bardzo porządnie rozgrzać — dodała i gdyby tylko mogła, przylgnęłaby jeszcze bliżej niego.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  92. — To dobrze — stwierdziła na jego wyznanie — inaczej zaczęłabym się zastanawiać czy na pewno tak dobrze do siebie pasujemy — zaśmiała się cicho, żartobliwie. Miała możliwość spędzenia z Terry’m zaledwie kilku minut, a i tak zdążyła wyrobić sobie o nim niepochlebną opinię. Dobrze, że Arthur w żaden sposób bardziej się z nim nie kumplował, bo gdyby faktycznie mieli spędzić wspólnie więcej czasu, Elle dostałaby ataku migreny i spędziłaby weekend w apartamencie.
    Przechyliła głowę na bok, słuchając tego co miał do powiedzenia. Uśmiechnęła się w reakcji na jego stwierdzenie.
    — Oh, w takim razie muszę zaprezentować w pełni Villanelle — zaśmiała się cicho, a w jej głowie zrodził się pewien pomysł i obiecała sobie, że w odpowiednim momencie do tego wróci. — Nie rozumiem skąd taka pewność — zaśmiała się, ale mówiąc to, przytaknęła głową. To prawda, uwielbiała go. Nie potrzebowała nie wiadomo, jak dużo czasu, aby być tego pewną. Już podczas ich pierwszej randki, jeszcze tej w Nowym Jorku gdy nie mieli pojęcia, że nie powinni się ze sobą spotykać, wiedziała, że Arthur jest jej pisany. Inaczej przecież nie poszłaby z nim do łóżka na pierwszej randce.
    Wtuliła się w niego, nie przejmując się tym, że jej mokra sukienka moczy jego ubranie.
    — Mam nadzieję — przyznała, wpatrując się w niego. Kiedy winda się zatrzymała, a Arthur chwycił ją w swoje ramiona, roześmiała się wesoło.
    — Od razu — powiedziała, kiwając przy tym entuzjastycznie głową — już nie mogę się doczekać, aż się mną zajmiesz i sprawisz, że będzie mi bardzo, bardzo, bardzo gorąco — wyszeptała do jego ucha, otulając je ciepłym oddechem. Zaczęła delikatnie drżeć, chociaż nie miało to związku z podnieceniem. Było jej naprawdę zimno, więc kiedy weszli do apartamentu, a Artie faktycznie skierował się od razu do łazienki, była mu wdzięczna. Ciepła woda od razu przyniosła ulgę, gdy ściągnął z niej ubranie, weszła pod strumień ciepłej wody i przymknęła powieki, ale tylko na chwilę.
    — Szybciej, tygrysie, bo zaraz nic nie zostanie z tego lodu — powiedziała, wpatrując się w niego, obserwując uważnie jego nagie ciało, którego było coraz więcej na widoku. Kiedy się rozebrał, wyciągnęła ręce w jego stronę i gdy zbliżył się wystarczająco do kabiny prysznica, złapała jego dłonie o wciągnęła go pod ciepły strumień. Wspięła się na palce i wpiła się w jego wargi, składając na nich namiętny pocałunek, którego nie zamierzała szybko przerwać. Pozwoliła sobie na to dopiero wtedy, kiedy zabrakło jej tchu. Gdyby nie gorąco panujące w kabinie, przylegałaby znacznie dłużej do jego ust.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  93. Uśmiechnęła się łobuzersko na jego słowa i przechyliła głowę w bok, mrużąc przy tym oczy. Patrzyła na niego tak, jakby właśnie rozważała jego prośbę i zastanawiała się, jaka powinna paść odpowiedź.
    Zamruczała cicho, a jej oczy się uśmiechały. A kiedy poczuła jego język, zaśmiała się cicho, nie odsuwając się od niego.
    — Nie podoba ci się? — Spytała, gdy już oboje byli w kabinie prysznica. Nie mogła powstrzymać delikatnego uśmieszku, gdy wspomniał o śladach po jej paznokciach, ten poszerzył się, gdy wydał z siebie syknięcie — możesz być jeszcze misiem albo kocurem, chociaż mi osobiście, najbardziej podoba się ten tygrys… albo myszka. Możesz być moją myszką — stwierdziła, przygryzając wargę i uważnie mu się przy tym przyglądając.
    Odchyliła głowę do tyłu, gdy całował jej szyję i cicho westchnęła, czując jak jego dłoń zmierza pomiędzy ich ciałami w dół.
    — Zdecydowanie — westchnęła, gdy powiedział o rozgrzaniu. Westchnęła, gdy jej dotykał. Ułożyła dłoń na jego głowie, gdy chwycił jej nogę i narzucił na siebie, a słysząc jego słowa, cicho się roześmiała. Śmiech szybko zmienił się w kolejne westchnienie, a czując jak wsunął w nią palce pozwoliła sobie na ciche jęknięcie. Rozchyliła wargi, a następnie powolnie oblizała je językiem, unosząc jednocześnie brew, słysząc jego słowa. Nie zastanawiała się dwa razy, cofnęła dłoń z jego głowy i rozłożyła ręce po bokach, czekając na to, co zamierzał zrobić.
    — Co ty… — zaśmiała się cicho, gdy ją podniósł, ale tuż po chwili zagryzła wargę, zduszając w sobie jęk. Zamrugała powiekami gdy przestał i cóż, musiała się z nim zgodzić, bo to co zrobił, chociaż było przyjemne, trwało zdecydowanie za krótko. — I zdecydowanie za krótkie — przytaknęła, zerkając na niego w dół. Słysząc jego pytanie, zagryzła kolejny raz wargę, mając wrażenie, że robi to dzisiejszego dnia zdecydowanie za często. — Ja… Nie wiem, muszę, muszę się zastanowić — szepnęła, ponownie sięgając dłonią do jego głowy. Wplotła palce pomiędzy ciemne, mokre kosmyki i delikatnie za nie pociągnęła. Trudno było jej się zastanawiać nad tym, czego chciała, gdy nie przestawał jej pieścić. Oddech miała coraz płytszy, nie tylko ze względu na jego palce, ale również gorącą wodę, która sprawiała, że ciężko jej się oddychało.
    Spojrzała na niego z rozchylonymi wargami, potrzebowała chwili, aby dotarł do niej sens jego słów.
    — Ja… też — szepnęła, była świeżo po badaniach. Nie spodziewała się jednak takiego pytania — możemy… możemy to zrobić — pokiwała głową, a następnie oblizała wargi, rozglądając się dookoła. Utkwiła spojrzenie w umywalce i lustrze nad nią — tutaj nie ma za wiele miejsca — szepnęła cicho, a następnie wskazała na szafkę z umywalką — możesz mnie wziąć od tyłu, przed lustrem — zacisnęła wargi, dusząc w sobie jęk. — Chcę widzieć… jak mnie pieprzysz… — wyszeptała, a po chwili jęknęła głośno, gdy Arthur wciąż nie przestawał pieścić jej kobiecości, doprowadzając ją do orgazmu.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  94. — Pamiętaj, że to drapieżnik… mrau — powiedziała, a na końcu uniosła rękę i machnęła nią, imitując drapieżny ruch, jakby chciała go udrapnąć — ksywka zobowiązuje — oznajmiła, poruszając sugestywnie brwiami — ładnie to sobie wymyśliłeś. Duży, drapieżny kot i malutka myszka — uśmiechnęła się — będziesz na mnie polował? — Spytała, mrucząc cicho i przymykając powieki. Napawała się każdym złożonym przez niego pocałunkiem. Wzdychała cicho, po prostu rozkoszując się trwającą chwilą i nie myśląc w tym momencie o niczym innym. Nie potrzebowała teraz rozmyślać. Wystarczył jej on, jego bliskość i to, co z nią robił.
    Zamknęła oczy, mimowolnie poruszając biodrami do nadawanej przez mężczyznę prędkości, a myślenie naprawdę w tej chwili nie było jej mocną stroną. Zadrżała, gdy wciąż czuła jego język, jedną rękę wyciągnęła w bok i podparła się, nie będąc pewną czy długo wytrzyma o własnych siłach. Pierwszy dzień ich pobytu w Chicago był bardzo intensywny i chociaż chciała więcej, zaczynała czuć zmęczenie. Nie zamierzała już teraz prosić o przerwę, o nie, jeszcze jej nie potrzebowała.
    — Kocham to, że robisz wszystko czego pragnę — powiedziała, gdy znaleźli się przy umywalce. Pozwoliła mu się ułożyć w wygodny dla niego sposób, tylko odrobine poprawiając się na zimnej armaturze. Utkwiła spojrzenie w zaparkowanym lustrze i śledziła jego odbicie. Uśmiechnęła się, słysząc jego słowa.
    — Ale widzę twoją twarz… a w niej widzę, jak bardzo ci się podobam — uśmiechnęła się kokieteryjnie. Czując go w sobie, rozchyliła szeroko wargi i przeciągłe westchnęła. Miło było go czuć w pełni, bez gumki. Bezpośrednio bijące ciepło od jego męskości. Zacisnęła się na nim, oddychając głęboko. Gdy się wysunął i ponownie w nią wsunął, raz jeszcze zacisnęła się, powolnie poruszając biodrami na tyle, na ile była w stanie to zrobić w takiej pozycji. Cały czas wpatrywała się w lustro, starając się jak najmniej mrugać i nie zamykać oczu. Chciała widzieć jego twarz, chciała widzieć jego oczy i minę, gdy dojdzie.
    Jęczała, nie hamując się z głośnością. Z każdym jego mocnym pchnięciem, z jej ust wydobywał się głośny jęk zadowolenia. Pisnęła, gdy pociągnął ją za włosy, a gdy jego dłoń znalazła się na jej szyi, uśmiechnęła się łobuzersko do ich lustrzanych odbić.
    Pokiwała głową na jego pytanie, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Odchyliła mocniej głowę do tylu, oddychając ciężko.
    — Mocniej — szepnęła — możesz… zacisnąć mocniej — jej oczy całkowicie zaszły mgiełką, jednak przez cały czas walczyła ze sobą, aby ich bie zamknąć — i możesz… możesz dać mi klapsa — wydyszała, rozchylając szeroko wargi jednocześnie jęcząc głośno. Była tak blisko spełnienia, czuła, jak jej ciałem już za chwile miał wstrząsnąć dreszcz, więc poruszając biodrami wyszła mu naprzeciw, chcąc go mocno i głęboko w sobie poczuć — nie przestawaj! — Krzyknęła zachrypniętym z podniecenia głosem, a gdy zgodnie z jej prośba nie przestał, wyjęczała głośno swoje spełnienie, nie przejmując się tym, że ktoś z sąsiedniego pokoju może ją usłyszeć. Wręcz przeciwnie, miała nadzieje, że tak właśnie się stanie, bo chciała spełnić jego oczekiwania, chciała, żeby były skargi na ich pokój i… wcale nie musiała wymuszać głośnych krzyków. Doprowadził ją do stanu, w którym pomimo osiągnięcia orgazmu, wciąż poruszała biodrami i z każdym swoim ruchem jęczała, wciąż czując go w sobie i nie chciała, aby z niej wychodził.

    📣🐭

    OdpowiedzUsuń
  95. Zaśmiała się cicho, gdy powtórzył jej gest, ale gdy wyszedł ze swoją propozycją tylko się uśmiechnęła. — W zasadzie, to mogłoby być… ciekawe — odparła, jednak nie zagłębiały się w temat. Skoncentrowała się na tym, co robił dłonią miedzy jej nogami, a kiedy przenieśli się poza prysznic, nie mogła myśleć o niczym innym niż przyjemność, którą jej dawał. Czując, jak zaciska mocniej dłoń na szyi, oczy brunetki błyszczały. Czując, jak ją gryzie, jęknęła przeciągłe. Nie spodziewała się tego, ale musiała przyznać, że podobało się jej. Bardzo. I była ciekawa, tak cholernie mocno ciekawa, co jeszcze razem przeżyją, bo to przecież był zaledwie początek wszystkiego. Nie tylko weekendowego wyjazdu, ale również całego związku.
    Nawet wtedy, gdy się z niej wysunął i skończył na niej, gdy tulił się do jej pleców, wciąż delikatnie się poruszała, skupiając się na oddechu, który mogła teraz wziąć swobodnie i głęboko.
    Zaśmiała się, słysząc jego słowa. Odnalazła jego wzrok w lustrze i powolnie oblizała usta, uśmiechając się przy tym lubieżnie.
    — Rozumiem, że to komplement? — Szepnęła prostując się. Jedną dłonią sięgnęła nieco obolałej szyi, a drugą ułożyła na jego przedramieniu. Przez chwile wpatrywała się w lustro, aż w końcu zdecydowała się odwrócić przodem do niego, nie przejmując się tym, że rozciera na nich jego nasienie. Wspięła się na palce i cmoknęło czubek jego nosa. Wzięła głęboki oddech i przysuwając się bliżej jego ucha, otuliła je ciepłym, przyspieszonym oddechem — następnym razem możesz skończyć, gdzie tylko sobie wymarzysz — wyszeptała, oblizując wargi — gdziekolwiek — dodała i odsunęła się powoli, aby sięgnąć ustami jego ust i złożyć na nich czuły pocałunek.
    — Powinnismy się umyć — trącając nosem jego nos, powiedziała cicho, układając ręce na jego silnych ramionach — i chyba tym razem naprawdę tylko się umyć. Nie wiem czy przeżyję kolejny orgazm — skubnęła delikatnie jego wargę i zassała ją — chyba, że masz ochotę… znaleźć się w moich ustach — powiedziała, sunąc dłońmi w dół po jego rękach — albo możemy zostawić to na później, w każdym razie… Chciałabym zrealizować mój plan jeszcze z auli, chociaż to nie będzie już tak spektakularne, jak wtedy — westchnęła zbolałym głosem, wtulając się policzkiem w jego klatkę. Chociaż obciąganie w pustej sali i tak miało niewiele wspólnego ze spektakularnością, chociaż na auli, gdyby klęczała pod biurkiem łatwiej byłoby jej chociaż sobie wyobrazić, że siedziska są zajęte przez studentów, co, choć wstyd się przyznać, strasznie ją podniecało. Nie była jednak na tyle odważna i szalona, aby kiedykolwiek wprowadzić ten plan w życie. Wiedziała też, że Arthur akurat na to w życiu by się nie zgodził. — Gdybyś zmienił pracę miałbyś swoje biuro czy raczej ograniczyłbyś się do jednoosobowej działaności? — Spytała nagle — jeżeli będziesz miał kiedyś swoje biuro, obciągnę ci w godzinach pracy — stwierdziła, wbijając paznokcie w jego skórę — i będę jednocześnie cholernie podniecona i przerażona, że jakiś twój pracownik nas nakryje — westchnęła, a po chwili zachichotała — boże, co ty ze mną robisz, tygrysie — wymruczała, patrząc prosto w jego ciemne oczy. Złapała jego ręce i zaciągnęła go do kabiny, gdzie z prysznica, wciąż leciała ciepła woda.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  96. — Spróbowałbyś powiedzieć coś innego — uśmiechnęła się delikatnie — musiałabym wtedy pokazać swoje pazury i nie miałyby nic wspólnego z pazurkami — stwierdziła nieco rozbawiona, jednak rozbawienie bardzo szybko zniknęło, a ona wciąż skupiała się na tej napiętej w przyjemny sposób atmosferze pomiędzy nimi.
    — Gdzie tylko zechcesz — szepnęła potwierdzająco, jednak sama nie zamierzała mówić na głos, gdzie konkretnie by mu proponowała. Liczyła na niespodziankę w tym zakresie i podejrzewała, że będzie z niej zadowolona. Nie miała mu za złe, że nie chciał w tej chwili od niej niczego więcej. Ona sama naprawdę czuła się wyczerpana i owszem, byłaby w stanie dać mu przyjemność ustami, ale gdyby robiła to w pełni energii z pewnością mogłaby go bardziej usatysfakcjonować, więc… Pasowało jej to. — Też jestem zmęczona — przyznała, bo naprawdę tak było. Nie miała też pewności, jak długi będą w stanie zrobić ten spacer. Wiedziała jednak, że jednym z punktów, które będą musieli zaliczyć będzie apteka. Nie zamierzała ryzykować ciążą, pomimo tego, że nie skończył w jej wnętrzu. — Nie, to już twoje miejsce — pokręciła przecząco głową — jeżeli się na to zdecyduję, to sama wybiorę gdzie to zrobimy — uśmiechnęła się delikatnie, całkiem niewinnie — a raczej gdzie ja to zrobię.
    Wypuściła powoli powietrze rozchylonymi wargami, gdy poczuła na ciele ciepłą wodę. Przymknęła powieki, uważnie wsłuchując się w głos Arthura i kiwając głową na znak, że pomimo zamkniętych oczu i stania pod strumieniem wody, słyszy, co do niej mówił.
    — Idealnie. Głupio byłoby zostać przyłapanym. Chociaż z drugiej strony czuję niezdrowe podniecenie, gdy myślę o tym, że mógłby ktoś jeszcze być w pomieszczeniu — powiedziała całkiem szczerze, samej w to nie wierząc. Chyba się trochę zapominała przy Arthurze i za bardzo popuszczała lejce wyobraźni. Zdecydowanie. Otworzyła oczy, słysząc jego kolejne pytanie, nie koncentrując się na tym, że właśnie zaczął ją masować. Co miała mu powiedzieć? — To nie tak, że nie jestem pewna tego, co do ciebie czuję — powiedziała, układając dłonie na jego ramionach i stając zupełnie naprzeciwko niego — po prostu… to wszystko dzieje się tak szybko — wyznała. Podejrzewała, że to zrozumie. Na pewno czuł w tym przypadku to samo — nie będę decydować o tym czy masz zmienić pracę, czy nie — stwierdziła, uznając, że gdy pójdzie tą drogą łatwiej będzie jej przekazać wszystko, co czuła w związku z tym tematem — po prostu… Nawet, jeżeli mielibyśmy wrócić do tej rozmowy za rok, dwa czy pięć lat… To jest tylko twoja decyzja, tygrysie. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Nie chcę być odpowiedzialna za decyzje, które… — urwała, bo do głowy przyszło jej tylko stwierdzenie które są dorosłe. Miała dziewiętnaście lat, nadal nie mogła pić legalnie alkoholu, dlaczego miała w jakikolwiek sposób rozmawiać z nim o jego pracy w kontekście podejmowania decyzji? — Mogę tylko powiedzieć, że podoba mi się swoboda, z jaką możemy się tutaj zachowywać — westchnęła, podchodząc odrobinę bliżej niego i wtulając się w jego ciało — wiesz, że mój tata i tak nie będzie zadowolony, że spotykam się ze starszym o dziesięć lat chłopakiem? Niezależnie od tego, czym się będziesz zajmować. Jeżeli uważasz, że to jest dla ciebie dobry moment… Na pewno nie będę cię przed niczym powstrzymywać.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  97. Uśmiechnęła się połowicznie i poruszyła brwiami, zostawiajac go z taką odpowiedzią. To też miało w sobie coś podniecającego, tak przynajmniej jej się wydawało, gdy nie będzie wiedział dokładnie kiedy i co zrobi. Zresztą, widziała po nim, że musiał myśleć dokładnie tak samo jak ona, dzięki czemu jej uśmiech znacząco się poszerzył. Chciała, aby Arthur dostał od niej też coś specjalnego, bo to co tego dnia zrobił z nią… uśmiechnęła się tak bardzo, że aż zaczęły boleć ją policzki od nadwyrężenia mięśni.
    — Tak cię wymęczyłam? — Uśmiechnęła się lekko, ale nie miała nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie, sama ledwo trzymała się na nogach, chociaż musiała przyznać, że trochę obawiała się czy po drzemce będzie w stanie w ogóle się podnieść i się ruszyć gdziekolwiek, ale gdyby ruszyli od razu nie była pewna, czy przypadkiem w drogę powrotną nie musiałby jej nieść. — Możemy — pokiwała w końcu głowa w odpowiedzi.
    Zagryzła mocno wargę, jednocześnie się przy tym uśmiechając i marszcząc swój nosek.
    — Bo teraz jesteśmy całkiem sami i mogę mówić nieprzyzwoite rzeczy bez obawy, że ktoś mnie usłyszy — zachichotała — wiesz… penis, wagina, obciąganie, podduszanie, pieprzenie i takie tam — ponownie zachichotała, spoglądając na Arthura —nie wiem… na naszej pierwszej randce też nie byłam grzeczna, a na nich z reguły trzymam się zasady, że grzecznie wracam do domu i pozostawiam gościa nienasyconego, więc… to zdecydowanie twoja wina. Chociaż chyba lepiej pasuje słowo zasługa — wymruczała, uśmiechając się przy tym.
    Patrzyła prosto w jego oczy i wsłuchiwała się w to co mówił. Pokiwała powoli głową, na znak zrozumienia.
    — Jeżeli uważasz, że to dobry moment — szepnęła. Nie chciała podejmować za niego decyzji i jeżeli i tak chciał to zrobić… kim była, aby go powstrzymywać? — Ale skoro zamierzasz zostawić mnie z jakimś nowym profesorem, będziesz mi pomagał jak czegoś nie będę ogarniać, nie chcę żadnych konsultacji u kogoś innego — zaśmiała się cicho. Jeżeli faktycznie zdecyduje się zostawić Columbię… Będzie trochę tęsknić. Lubiła tę świadomość, że wszystkie studentki do niego wzdychały, ale tylko ona była w stanie zawrócić mu w głowie i… te ukrywanie się przed wszystkimi tez miało w sobie coś podniecającego, zdecydowanie. Z drugiej strony możliwość wyjścia na randkę bez stresu, że przyłapie ich ktoś z uczelni był wart utraty tej odrobiny podekscytowania, zwłaszcza, że była pewna, że szybko znajdą coś równie ekscytującego.
    — To nie będzie aż tak ekscytujące — zaśmiała się nieco rozbawiona — ale na pewno damy radę, po prostu wiesz… nie rób sobie nadziei, że szybko poznasz moich rodziców jako mój chłopak — zachichotała. Sunąc dłońmi po jego mokrym ciele. Wzięła głęboki oddech — więc decyzja należy do ciebie, ale skoro tak wygada sytuacja ja nie mam nic przeciwko — miała wrażenie, że właśnie to chciał usłyszeć. Mogła mu to przecież dać bez problemu. — To co… kierunek łóżko? — Spytała, sięgając po żel do kąpieli i śladem Arthura zaczęła rozprowadzać go po jego ciele, zerkając co jakiś czas na jego twarz, ale generalnie skupiając się na jego ciele i mięśniach, wzdychając cicho gdy sunęła po nich palcami — jesteś szalony, że chce ci się w tym wszystkim biegać o tych twoich nieludzkich godzinach. Ile śpisz na dobę, co? — Zachichotała, kiedy pod palcami wyraźnie czuła mięśnie jego brzucha i była naprawdę pod wrażeniem, że przy pracy na uczelni i dodatkowych zleceniach, chciało mu się jeszcze dbać o sylwetkę.

    😇

    OdpowiedzUsuń
  98. — To… dobrze. Czuję się teraz przepełniona satysfakcją — zaśmiała się wesoło na jego słowa. Cieszyła się, że mieli w końcu czas dla siebie. Wcześniej ich spotkania były intensywne i szybkie. Albo dobierali się wzajemnie do siebie, albo się kłócili. Teraz… W końcu mieli czas na bycie sobą razem i bardzo jej się to podobało. Musiała też przyznać, że pierwsze pragnienie zostało zaspokojone i teraz naprawdę mogła się cieszyć po prostu byciem z nim bez konieczności ukrywania się. Cóż, gdy musiała przez większość czasu trzymać się od niego z daleka nie było nic dziwnego w tym, jak bardzo chciała go mieć, gdy już mogła. Zresztą, miała świadomość, że to działało w dwie strony, a w dodatku doskonale to pokazali.
    — Ty nie tylko słyszysz, ty widzisz i to ze mną robisz — stwierdziła, przygryzając wargę. Zaśmiała się cicho na uwagę o sąsiadach — mam nadzieję. Wiesz, jakby się okazało, że jutro nie będę mogła mówić to fajnie, gdyby jednak słyszał to ktoś więcej — zaśmiała się, chociaż nie podejrzewała, że była tak głośno, aby zedrzeć sobie gardło. Chociaż? Kto wie. Wspominając o uderzeniu, przypomniał jej o jego ręce, co całkiem wyleciało jej z głowy, bo skupiała się na wszystkim innym. Sięgnęła jego rękę, jednak tym razem nie przesuwała po zranionych i prawdopodobnie uszkodzonych kostkach — nie rób tego więcej, dobrze? — Poprosiła, spoglądając w jego oczy — nawet jeżeli byśmy się jeszcze kiedyś pokłócili… nie krzywdź siebie, proszę — dodała, czując jak tonie w jego ciemnych oczach. Były takie piękne… — Wiesz… mam dziewiętnaście lat, muszę mieć jakieś zasady… A przynajmniej powinnam je mieć — zaśmiała się cicho — chociaż teraz są całkowicie nie istotne, bo mam ciebie — oznajmiła z uśmiechem, cmokając czubek jego nosa. Wysłuchała jego słów i uśmiechnęła się.
    — Czyli będę miała chłopaka wykładowcę i żaden regulamin już nie będzie nas obowiązywał? — Upewniła się, a po chwili przez jej twarz przeszedł grymas — będziesz musiał mnie naprawdę gnoić, żeby nikt nie zarzucił, że mam dobre oceny za to, że się bzykamy — westchnęła, wywracając oczami — i nie będę mogła powiedzieć niczego niestosownego, bo inaczej będzie, że pozwalam sobie za dużo, bo daję ci dupy. To będzie ciężki pierwszy rok — stwierdziła z rozbawieniem, jednak tak naprawdę się w ogóle tym nie przejmowała. Cieszyła się, że nie będą musieli się ukrywać, że będą mogli iść do kina, do restauracji, na spacer. Będą mogli chwycić się za ręce na terenie uczelni i wspólnie z niej wyjść… Cokolwiek miało się wydarzyć, była na to gotowa, skoro zapłatą była swoboda.
    — Ja ciebie też — uśmiechnęła się łagodnie, z czułością odwzajemniając spojrzenie, a następnie pocałowała go — to takie kochane, że tak o mnie dbasz — stwierdziła, gdy chwyciła już ręcznik, którym ją wytarł i się nim owinęła, a następnie ruszyła w stronę pokoju. — Zawsze chciałam to zrobić — powiedziała i idąc w stronę łóżka, poluzowała materiał ręcznika i pozwoliła, aby się z niej zsunął i upadł na podłogę, gdy szła w kierunku łóżka, a następnie rzuciła się na pościel, która pachniała mieszanką ich zapachów z hotelowym płynem. Rozłożyła ręce i przeturlała się na bok, klepiąc miejsce obok siebie — chodź, zmieścić się — zaśmiała się, spoglądając na ręcznik — zaraz wstanę i go odwieszę, ale musiałam to zrobić — oznajmiła, układając się wygodnie na miękkim materacu. I dopiero, gdy jej głowa dotknęła poduszki uzmysłowiła sobie, jak bardzo była zmęczona.

    🛏️🐭

    OdpowiedzUsuń
  99. — Tak? A o jakie słowa na przykład? Jestem teraz bardzo ciekawa, co takiego zrodziło się w twojej główce — z trudem mogła powstrzymać wesoły śmiech, którym wybuchła na jego drapieżny gest. Była pewna, że już zawsze będzie się z tego śmiała, gdy tylko któreś z nich będzie udawać kociaka. Nie miała jednak nic przeciwko. Wiedziała też, że zawsze już będzie jej się kojarzyło to z tym wyjazdem. — No wiesz? — Zrobiła smutną minkę, ale ta nie utrzymała się długo na jej twarzy — będziemy musieli to w takim razie powtórzyć. Nie wyjadę stąd, dopóki nie zadzwoni do nas ktoś z recepcji albo chociaż oburzeni sąsiedzi nie zapukają w ścianę — zaśmiała się niby żartując, a jednocześnie mówiąc całkiem poważnie. Nie zamierzała się krępować i uciszać. Zresztą, przy tym jak na nią działał to byłoby trudne.
    — Dzisiejszą restauracje możemy zaliczyć jako drugą, a spacer teoretycznie jako trzecią, więc… — wzruszyła niewinnie ramionami i zatrzepotała rzęsami — po powrocie oficjalnie będziesz mógł nie odrywać ode mnie swoich rąk — zaśmiała się, jakby trzy randki faktycznie były czymś bardzo istotnym.
    — Żebyś sobie nie myślał, że tego nie zrobię — zaśmiała się, patrząc na niego — zajęcia będą niczym gra wstępna — ponownie się zaśmiała, kręcąc przy tym lekko głową, a kiedy ją uszczypnął cicho pisnęła, bo się tego nie spodziewała.
    — Tak, zdecydowanie — przyznała, chwytając kołdrę i się nią nakrywając. Przylgnęła do jego ciepłego ciała i oparła głowę o jego tors, gdy zarzucił sobie jej nogę. — Muszę się zastanowić, pewnie jest tego całkiem sporo, ale to są takie sytuacyjne marzenia — powiedziała, wtulając się w niego mocniej. Nie miała siły, aby się podnieść i spojrzeć na jego twarz — ty jesteś już spełnieniem moich marzeń — pocałowała jego tors, uśmiechając się — naprawdę, wiesz? Nigdy nie myślałam, że jeszcze komuś zaufam, że pokocham — wyszeptała, odnosząc się do swoich doświadczeń — a tu proszę, czekałeś na mnie w moim domu — zachichotała, mocniej się wtulając w niego i jednocześnie sunąc powolnie ręka po jego umięśnionym brzuchu. Przymknęła powieki, a jej oddech stawał się coraz bardziej równomierny i spokojny, aż zasnęła.
    Niewiedziała, ile minęło od momentu w którym zasnęła, ale obudziła się tak samo mocno wtulona w Arthura, jak zasnęła. Poruszyła się delikatnie, oddychając zapachem mężczyzny. Zamruczała cicho z przyjemnością, a następnie musnęła wargami delikatnie jego skórę. Była pewna, że taka pobudka będzie dużo przyjemniejsza niż głośne wypowiadanie jego imienia i szturchanie jego. Uniosła się na łokciu i powoli całując fragment po fragmencie, dotarła do jego ust i pocałowała go subtelnie.
    — Wyspany? — Spytała, muskając wargami jego szczękę.

    🐭❤️

    OdpowiedzUsuń
  100. Przeniosła spojrzenie na jego kroczę i uśmiechnęła się kącikiem ust.
    — Zregenerują się kolego — powiedziała, uśmiechając się lubieżne — bo później się porządnie tobą zajmę — stwierdziła, a wszelkie wcześniejsze rozbawienie minęło. Mówiła całkiem poważnie, zamierzała się później dobrać do spodni Arthura, bo chociaż w tym momencie była naprawdę zmęczona i nie widziała szansy na kolejne zbliżenie, wewnątrz czuła, że nadal jest jej mało. To nie tak, że nie została zadowolona przez Arthura, wręcz przeciwnie, po prostu… Było jej go ciągle mało, jakby wcześniej musieli nadrobić ten czas, gdy nie mogli być blisko siebie, a teraz z kolei jakby chciała się zaspokoić na zapas. Co było absurdalne i dobrze o tym wiedziała, ale… mimo tego chciała to zrobić.
    Zachichotała cicho, uważnie obserwując jego penisa. Cóż, schlebiało jej to. Skoro samo rozmawianie o ich seksie tak na niego działało, miała pewność, że jest mu z nią dobrze. Co prawda nic nie wskazywało tego, aby miała podstawy do wątpienia w to, ale… I tak było miło zobaczyć, jak bardzo na nią reagował nawet w sytuacji, gdy był wykończony.
    — Teoretycznie zaliczyłeś mnie więcej razy niż byliśmy na randkach — zaśmiała się — ale nie będziemy kontynuować tej rozmowy, bo jesteś zmęczony, a twój penis zaraz nie da ci spać — stwierdziła, mrużąc delikatnie oczy — muszę mu wymyślić jakąś fajną ksywkę — stwierdziła, przymykając powieki i zastanawiając się nad czymś odpowiednim.
    — Dokładnie tak — powiedziała, jednocześnie ziewając. Zasnęła z przyjemnym i błogim poczuciem bezpieczeństwa, przez co sen przyszedł błyskawicznie.
    Uśmiechnęła się słysząc jego pomruk, a gdy odpowiedział na jej pytanie, cicho się zaśmiała.
    — Okej — zachichotała, cmokając go w jeden policzek, a następnie w drugi. Perlisty śmiech ponownie wydobył się z jej gardła, gdy ją na sobie ułożył. Ułożyła ręce na jego ramionach, a ciemne włosy opadały na nagie ciało, łaskocząc je — a co z zasadom nie spotykania się w twoim mieszkaniu? — Spytała, odwzajemniając pocałunek — ale generalnie, to nie mam nic przeciwko — uśmiechnęła się, trącając jego nos — też mi się dobrze spało, poza tym… dawno nie spałam tak spokojnie — przyznała zgodnie z prawdą. Wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wcześniej miała jakieś problemy ze snem, bywała zmęczona, ale nie połączyła wszystkiego w całość. Teraz, chociaż wyczerpana po drzemce u boku mężczyzny, którego kochała, obudziła się tak wypoczęta, jakby przespała kilkanaście godzin ciągiem. — Chyba trochę nas zmogło — stwierdziła, podążając wzrokiem do okna. — Ale i tak bym poszła na ten spacer… miasto nocą też może być ciekawe — powiedziała, a nagle uniosła brew — może znajdziemy jakiś klub? Moglibyśmy trochę się rozerwać, potańczyć… Proszę zgódź się — powiedziała, przeciągając samogłoski.

    🐭

    OdpowiedzUsuń
  101. — Idealnie — powiedziała, czując wyraźnie jego męskość — sama nie mogę się doczekać — wyszeptała, ale zgodnie z prośba Morrisona nie zamierzała kontynuować tematu.
    Zmarszczyła delikatnie nos i pokręciła przecząco głową.
    — Chcesz, żebym zwracała się do niego Junior? — Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na jej ustach — chociaż TJ nie brzmi źle — powiedziała po krótkim zastanowieniu — ale to jeszcze nic pewnego, może przez ten weekend coś samo wpadnie mi do głowy. Jak tygrys — oznajmiła i pocałowała go delikatnie. Odsuwając się od niego, przesunęła powolnie dłońmi po odkrytych ramionach mężczyzny.
    — A kiedy zamierzasz złożyć wypowiedzenie? — Spytała, uważnie mu się przyglądając. Nie miałaby nic przeciwko częstym nocowaniom u niego, śle wiedziała, że to nie przejdzie z jednego prostego powodu. Rodzice. Wciąż była nastolatką, wciąż mieszkała pod ich dachem, korzystała z pieniędzy i wszystkich przywilejów związanych z należeniem do rodziny Madison. Wiązało się to jednak z przestrzeganiem pewnych zasad. — Podoba mi się sposób w jaki do tego podchodzisz. Może to kwestia wysiłku? Te dobre spanie? Może wcześniej po prostu nie byłam wystarczająco zmęczona — zaśmiała się cicho.
    Obserwowała jego twarz i początkowo jego reakcja jej się nie podobała, wygięła nawet delikatnie usta w podkówkę i otworzyła szerzej oczy, licząc na to, że mina szczeniaczka na niego zadziała i pomoże mu w szybszym podjęciu prawidłowej decyzji.
    — Wspaniale — uśmiechnęła się i żeby pokazać mu, jak bardzo się cieszy z akceptacji jej pomysłu, pocałowała go długo i namiętnie — dzisiejszy taniec w klubach nie ma wiele wspólnego z prawdziwym tańcem, więc nie musisz się o to martwić — powiedziała, ponownie go całując. Zaśmiała się na jego kolejne słowa, ale nim odpowiedziała, westchnęła w reakcji na klepnięcie — przecież nie chcę iść z tobą do klubu po to, żeby zawracać sobie głowę kimś innym — wyszeptała i odwzajemniła pocałunek. Nie miałaby nic przeciwko dalszym przytulanką w łóżku, ale tak się podekscytowała wizją wyjścia do klubu, że najchętniej już zerwałaby się do szykowania i w sumie… jeżeli nie chcieli wyjść z hotelu w środku nocy, to musiała się z niego podnieść — muszę się w takim razie trochę ogarnąć — powiedziała z uśmiechem. Pocałowała go, przygryzając jego dolną wargę i leniwie zsunęła się z mężczyzny, a następnie podniosła z łóżka. Podeszła do swojej walizki i bez dłuższego zastanowienia się, wzięła odpowiednie ubrania i kosmetyczkę — będziemy się wspaniale bawić, obiecuję — wyszczerzyła się i skierowała do łazienki. Nim zamknęła za sobą drzwi, pocałowała swoją rękę a następnie posłała mu buziaka i zniknęła za drzwiami.
    Założyła jeden z koronkowych różowych kompletów bieliźnianych, a następnie wciągnęła na siebie czarną, satynową sukienkę z dekoltem w serek, jednak nie na tyle głębokim, aby jej piersi były widoczne dla wszystkich, która opinała jej biodra i sięgała do połowy ud. Na szynę założyła koronkowy, szeroki hocker, bo pakując walizkę liczyła na to, że uda jej się poprosić Arthura o delikatne przyduszanie, wiec była przygotowana na ewentualne ukrycie śladów. Nakładając podkład, uśmiechnęła się do siebie, nie dowierzając, że tak bardzo do siebie pasowali. Makijażu nie zrobiła mocnego, podkreśliła tylko rzęsy tuszem, za to na usta nałożyła intensywnie czerwoną pomadkę, jak miała w zwyczaju. Włosy tylko delikatnie ugniotła i była gotowa do wyjścia.
    — Chicago, podbijemy cię — oznajmiła, gdy opuściła łazienkę — i co, w takiej wersji też ci się podobam? — Spytała, obracając się dookoła siebie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  102. Uniosła brew, spoglądając na niego z delikatnym uśmiechem. Wiedziała, że się z nią droczy, ale… Nie wiedziała na ile w tym droczeniu może sobie pozwolić, aby przypadkiem go nie urazić. Dlatego nie odpowiedziała słowami, które jako pierwsze przyszły jej do głowy.
    — Jak mówiłam… Jestem pewna, że przyjdzie do mnie sama w odpowiednim momencie — wyszczerzyła się wesoło, uznając temat już za zamknięty.
    Spojrzała na niego i pokiwała powoli głową.
    — Tak tylko pytam — uśmiechnęła się łagodnie. Nie zamierzała go pospieszać, była po prostu ciekawa czy właśnie miał już jakiś plan w głowie. Wiedział dobrze, że nie zamierzała go w tym temacie cisnąć, dała mu jasno do zrozumienia, że wszystko jest jego decyzją. — Nie miałabym nic przeciwko — odparła z uśmiechem, tuląc się do niego. Słysząc kolejne słowa mężczyzny tylko przybrała niewinną minę i pokręciła lekko głową — nie rozumiem, o co ci chodzi — wyszeptała, nim wyswobodziła się z jego objąć. — No wiesz…, co najmniej dekadę więcej ode mnie — wytknęła mu język, kiedy mówiła o tym w ten sposób nie brzmiało to dobrze. To znaczy, różnica wieku w ogóle jej nie przeszkadzała, zwłaszcza, że świetnie się dogadywali. Poza tym musiała przyznać, że Arthur wcale nie wyglądał staro (nie, aby uważała, że prawie trzydziestka to starość, ale jednak był bliżej tej magicznej bariery niż ona… o całe dziesięć lat bliżej). — Cóż, ja nadal nie mam dwudziestu… Jeszcze — uśmiechnęła się lekko — ale to chyba nie robi ci różnicy, prawda? — Spytała, przechylając przy tym głowę lekko w bok, a później już podniosła się całkiem i zniknęła za drzwiami łazienki.
    Zaśmiała się wesoło, słysząc jego reakcję. Cóż… Właśnie na to liczyła i była zadowolona, że mu się podobała również ubrana.
    — Calutka — uśmiechnęła się, patrząc na niego w górę. To nie tak, że martwiła się, że podczas spaceru będą się nudzić, po prostu… Miała dziewiętnaście lat i chyba po prostu lubiła od czasu do czasu trochę się zabawić, a nie było wiadomo, kiedy będą mogli zrobić to w Nowym Jorku. Sądząc też po minie Arthura, gdy zaproponowała akurat taki sposób na spędzenie wspólnie czasu, mogła podejrzewać, że w Nowym Jorku nie uda go się szybko namówić na taką formę rozrywki.
    Wsunęła dłonie w rękawki płaszcza, uprzednio zakładając botki na wysokim obcasie i wyszła śmiało pierwsza z pokoju, zerkając w stronę drzwi sąsiedniego pokoju, jakby oceniając czy był zajęty i czy sąsiedzi cokolwiek słyszeli z ich wcześniejszych… aktywności.
    Otarła się pośladkami o niego, gdy objął ją od tyłu i uśmiechnęła się łobuzersko, gdy zadał swoje pytanie.
    — Lubię być przygotowana na wszystko, wiesz? — Powiedziała cicho — aczkolwiek jestem mile zaskoczona, że już teraz jest potrzebny — mówiąc to sięgnęła ręką za siebie i odnalazła jego udo, po którym powoli przesunęła — lubię nas, wiesz? — Uśmiechnęła się, nie zmieniając pozycji — to, że tak dobrze do siebie pasujemy. Spodziewałeś się tego? Kiedy zobaczyłeś mnie wśród studentów? Podejrzewałeś, że będziesz… — urwała, gdy winda zatrzymała się i do środka weszło, prawdopodobnie, małżeństwo w średnim wieku, a po chwili winda ruszyła dalej na parter, a Elle odwróciła się delikatnie przodem do Arthura — robił to, co robiłeś? — szepnęła, unosząc przy tym znacząco brew.

    OdpowiedzUsuń
  103. Pokiwała przecząco głową w odpowiedzi na jego pytanie.
    — Ani trochę — potwierdziła — wiesz, gdybym się tym przejmowała na pewno by mnie tutaj nie było… A jestem. I nie mogę się doczekać wszystkiego, co jeszcze jest przed nami. I wcale nie mam na myśli tego, jak się jeszcze będziemy bzykać podczas tego weekendu — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Dawno nie czuła się przy kimś tak dobrze, jak przy Arthurze i nawet cała ta sprawa z jego chorobą przestała mieć na znaczeniu. Myślała, że będzie o tym więcej myślała po powrocie do Nowego Jorku, ale… Przecież było tak dobrze. Dlaczego miała to niszczyć przez coś, co nie było zależne od niego? Poza tym, bo Bastienie długo nie mogła odnaleźć spokoju, nawet w rodzinnym domu, gdzie wiedziała, że jest całkowicie bezpieczna i nawet gdyby powiedziała rodzicom, co się wydarzyło we Francji… Wiedziała, że nie skrzywdziliby jej bardziej, ale to dopiero przy Morrisonie naprawdę czuła się tak bardzo bezpiecznie. Nawet przed tym, gdy powiedziała mu o swoich przeżyciach. Wiek był w tym wszystkim najmniej istotny.
    — Nie — przyznała zgodnie z prawdą — chyba… to zależy — zaśmiała się cicho, wertując w pamięci zawartość swojej walizki — mam kilka ładnych kompletów, więc na to jestem bardzo przygotowana i całkiem możliwe, że mam ze sobą jakąś luźną wstążkę czy coś — uśmiechnęła się delikatnie kącikami ust — taka wstążka… przyjemnie łaskocze — wyszeptała, przygryzając wargę, a następnie kiwając głową, zaśmiała się. Zdecydowanie byli bardzo super.
    Może i dobrze, że w windzie pojawił się ktoś jeszcze, bo przynajmniej mogli skupić się na czymś innym niż rozmowy o seksie, które były u nich zdecydowanie numerem jeden. Nie to, aby Elle to przeszkadzało. Ułożyła dłoń na jego ramieniu, całkowicie ignorując starszą parę. Spojrzała na twarz bruneta i wsłuchiwała się uważnie w jego słowa, a delikatne rumieńce zaczęły wstępować na jej policzki.
    — No wiesz co… Bardzo nieodpowiedzialny z ciebie profesor — wyszeptała, starając się mówić tak cicho, aby tylko on ją usłyszał — wiedziałam, że byłeś jakiś nieswój — stwierdziła po chwili, zdecydowanie nie wyglądał wówczas najlepiej, co odrobinę ją satysfakcjonowało. — Mam — uśmiechnęła się — i nawet mam pasujący komplet — szepnęła. Lubiła dopasowaną do siebie bieliznę i zawsze dbała o to, aby mieć na sobie komplety. Życie było za krótkie na bawełniane majtki i Elle bardzo mocno brała to do siebie — pokażę ci… może jeszcze tej nocy — wyszeptała, sunąc powoli dłonią po jego ramieniu, kierując się w górę do barku.
    Kiedy winda zatrzymała się i jej drzwi się otworzyły, Elle odsunęła się odrobinę i chwyciła dłoń Morrisona i wyciągnęła go na hol. Nim jednak ruszyli się w stronę wyjścia, Elle sięgnęła po telefon, aby sprawdzić czy jest w pobliżu jakiś klub czy będą musieli zamówić taksówkę no i czy jest coś, co miało dobre opinie.
    — Chcesz iść do jakiegoś tematycznego czy zwykłego? — Spytała, otwierając mapy, aby po przybliżeniu i wpisaniu ich lokalizacji zerknąć czy faktycznie jest coś w pobliżu, co mogłoby ich zainteresować.

    🐭❤️

    OdpowiedzUsuń
  104. Przygryzła tylko wargę i uśmiechnęła się subtelnie, gdy zadał pytanie. Przecież było oczywistym, że ubierając się, myślała o tym, że będzie ją rozbierał.
    — Wstążkę można wykorzystać do wielu rzeczy — uśmiechnęła się delikatnie — na przykład do wiązania włosów — stwierdziła, przechylając delikatnie głowę na bok, uważnie mu się przy tym przyglądając — w sumie, jakby się zastanowić, może znajdzie się tam coś, co stwierdzisz, że można wykorzystać na inne sposoby niż jest tego przeznaczenie? Obstawiam, że o wstążce też myślisz inaczej niż do włosów — powiedziała, a wargi delikatnie jej drgały. Nie potrafiła powstrzymać się przed uśmiechem.
    — Nie byłam wtedy twoją studentką. Rok akademicki zaczynał się dopiero dzień po tym, jak się ze sobą przespaliśmy — wyszeptała cicho, patrząc prosto w jego oczy. W zasadzie to miała rację. Na pierwszych zajęciach wyszło, że ich relacja nie jest tak prosta, jak mogłaby być. Naprawdę nie miała pojęcia, gdy Morrison zaprosił ją na kawę, że będzie ją uczył. Może… Może gdyby wiedziała, wiele rzeczy wyglądałoby inaczej. Ale nie wiedziała i była w tym momencie bardzo z tego powodu zadowolona.
    Odetchnęła chłodnym powietrzem, gdy znaleźli się na zewnątrz. Wpatrywała się w swój telefon, a kiedy Arthur ponownie objął ją od tyłu, uśmiechnęła się. Takiej właśnie odpowiedzi się po nim spodziewała, co trochę może i ją rozczarowało, ale nie dała tego po sobie poznać. Zwłaszcza, gdy przejął inicjatywę i to on zaproponował jakieś miejsce. Uśmiechnęła się, odwracając głowę przez ramię.
    — Uber — mówiąc to, już przeklikała parę rzeczy na telefonie, a aplikacja pokazała, że Land Rover Discovery podjedzie pod nich za cztery minuty. — Jeszcze musimy zahaczyć o aptekę — przypomniało jej się, więc zamiast skupić się na Arthurze, znowu zerknęła w ekran swojego telefonu. Ta znajdująca się w pobliżu była już nieczynna. Odwróciła się, aby stanąć przodem do hotelu i zmrużyła lekko powieki. Może była w hotelu? — Nie chcę mi się tego teraz załatwiać — mruknęła bardziej do siebie niż do Arthura. Tabletki działały nawet do siedemdziesięciu dwóch godzin po. Jeżeli zostawi to na rano, nic się nie stanie, prawda? — Rano. Rano ogarniemy aptekę. — Zdecydowała, przenosząc spojrzenie z budynku na Arthura — chyba, że wypatrzysz jakąś przy klubie. Wtedy ogarniemy to dzisiaj — dodała, chyba dla uspokojenia samej siebie, że nie jest tak lekkomyślna, że lenistwo bierze górę nad naprawdę ważnymi kwestiami, jaką jest antykoncepcja awaryjna. Nie skończył w niej, zdawała sobie z tego sprawę, ale ryzyko wciąż istniało. Wsunęła ręce do kieszeni płaszcza i wyciągnęła z niej portfel, otwierając i przekładając w nim karty — już się wystraszyłam, że nie wzięłam… — zagryzła wargę, a następnie wyciągnęła plastikowe prawko, które oczywiście nie należało do Villanelle Madison lat dziewiętnaście, a do niejakiej Ellen Dhal lat dwadzieścia dwa — mówiłeś coś o krzyżykach na dłoniach? — Zachichotała — nie będziesz się musiał martwić, że będą cię posądzać o kręcenie się wokół małolaty — dodała i pokazała mu swoje piękne prawko — teraz zdecydowanie podbijemy Chicago — zaśmiała się, chowając wszystko do kieszeni. Była spokojna, że ma to, czego potrzebowała do dobrej zabawy. Fałszywe prawko i towarzystwo Arthura. Zdecydowanie niczego więcej nie musiała mieć. Uniosła ręce i zarzuciła je na kark mężczyzny, przybliżając się do niego — przedstawiam niegrzeczną Villanelle — zaśmiała się cicho, składając na jego ustach delikatny pocałunek.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  105. — Już nie mogę się doczekać — wyszeptała, naprawdę zaciekawiona tym, co mogło kryć się w głowie Arthura i jakie mógł mieć pomysły co do wstążki. Najbardziej ciekawiło ją jednak to czy ją zaskoczy. Słysząc kolejne słowa mężczyzny, zaśmiała się cicho, ale wcale nie zamierzała wybijać mi tego z głowy. — Jak ładnie poprosisz to na to pozwolę — oznajmiła z delikatnym uśmiechem, nie spuszczając z niego spojrzenia swoich ciemnych oczu.
    Zmrużyła delikatnie powieki, zastanawiając się nad jego słowami. Oczywiście nie zamierzała negować swojego statusu studenckiego, bo tego nie dało się w żaden sposób podważyć. Zresztą, czy to było istotne? Było im ze sobą dobrze i to tym powinni się przede wszystkim kierować. Zwłaszcza, że właśnie byli razem w Chicago, Arthur miał złożyć wypowiedzenie i… wtedy nic nie mogła stanąć im na drodze do prawdziwego szczęścia.
    — Szczegół — zachichotała.
    Uniosła delikatnie brew, spoglądając na niego i słuchając tego, co miał do powiedzenia. Uspokoiła się widząc, że Arthur nie miał jej za nieodpowiedzialnej gówniary, która woli udać się do klubu niż załatwić ważną sprawę. Musiała tez przyznać, że zrobiło jej się bardzo miło, gdy stwierdził, że to on się tym zajmie i to załatwi. To było kochane z jego strony i zamierzała to docenić.
    — Tak, działają do siedemdziesięciu dwóch godzin po — pokiwała lekko głową, a następnie przechyliła ją w bok, nadstawiając policzek gdy zorientowała się, co chciał zrobić. Uśmiechnęła się przy tym i spojrzała w jego ciemne oczy. Nie spodziewała się takiego tematu i… Musiała to po prostu przemyśleć, dla zasady, bo przecież obiecywała sobie, że nikt nie będzie więcej podejmować za nią decyzji. — Pomyślę o tym — powiedziała, gładząc materiał jego płaszcza.
    Elle… Była aniołkiem, kiedy wymagała tego sytuacja, a czujne oko rodziców miało ją w zasięgu wzroku. W innych przypadkach, pozwalała sobie na znacznie więcej niż wypadało, o czym Arthur powinien się już przekonać. Ostatnie trzy lata poza granicami kraju sprawiły, że taka właśnie się stała.
    — Kolesie na bramkach raczej rzadko chcą dokumenty, ale gdy o nie proszą nie można się wycofać i stwierdzić, że się zapomniało — powiedziała — gdyby mieli każdy sprawdzać z najdrobniejszą starannością, kluby byłyby puste, wiem co mówię — stwierdziła, a następnie uniosła brew, uważnie przyglądając się Arthurowi — spoglądają tylko na datę i wpuszczają. Poza tym… Nawet gdyby się zorientowali, raczej nie chcą złego PR-u dla swojego lokalu. Nie będą mieszać policji — wytłumaczyła, jakby mówiła o największej oczywistości. A gdyby chcieli, wyciągnęliby gotówkę lub książeczkę czekową taty i problem by zniknął. Nie chciała kłócić się z Arthurem, ale miała wątpliwości co do jego moralności. Bo skoro jej prawko go nie zachwycało, dlaczego z nią sypiał, skoro była jego studentką? Nie odezwała się jednak słowem.
    — Uber chyba przyjechał — powiedziała zamiast wypowiedzieć na głos myśli i posłała mu uroczy uśmiech. Złapała jego dłoń, splatając ze sobą ich palce i ruszyła w stronę samochodu, który zatrzymał się przy chodniku przed hotelem. — Mhm, to nasz kierowca — pociągnęła Arthura trochę śmielej i pozwoliła na to, aby otworzył dla niej drzwi, a następnie wsiadła do auta.

    🙄❤️

    OdpowiedzUsuń
  106. — Niewiele brakuje do tego, bym się zgodziła — zachichotała, a widząc co robi, sama również oblizała wargi — najpierw musimy wrócić — nie, aby planowała zarwać całą noc i wrócić do hotelu nad ranem, a dzień odsypiać. Nie, nie. Wiedziała, że ich weekend to cenny czas, który muszą w pełni wykorzystać i właśnie to zamierzała zrobić. Na różne sposoby, takie, które będą w NY niemożliwe, dopóki Arthur nie złoży wypowiedzenia i nie załatwi sprawy z uczelnią.
    Przechyliła delikatnie głowę, wsłuchując się w jego słowa. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego. Chyba uważała, że był zadowolony z pracy. Co prawda nie znała go na tyle długo, aby móc ocenić czy jest szczęśliwy, ale jednocześnie nie wydawał się podczas zajęć zniechęcony… Miała wrażenie, że wyżywanie się na studentach sprawiało mu pewna satysfakcję, ale może sobie to tyko wmówiła?
    — Cieszę się w takim razie, że zmienisz swoje życie na lepsze. Chcę żebyś był szczęśliwy — uśmiechnęła się do mężczyzny i musnęła delikatnie jego wargi. Naprawdę pragnęła jego szczęścia i cieszyła się, że ma w tym swój udział, nawet jeżeli w minimalnym tylko stopniu.
    Nie stresowała się… a może powinna? Wiedziała, że stosunek przerywany nie był najlepsza forma antykoncepcji, a w zasadzie nie był nią w ogóle, ale… Ale to nie tak, że nagle była gotowa na dziecko i go nagle zapragnęła. Nie, w tym temacie nic się nie zmieniło w przeciągu tego jakże krótkiego czasu. Rzecz w tym, że była świadoma do czego mogło dojść i że mogła temu zapobiec. Po prostu miała odczucie, że to ona panuje nad sytuacją. Odwzajemniła pocałunek, uśmiechając się delikatnie kącikami ust.
    — I kupisz mi czekoladki? No wiesz… sama tabletka to marny podarek — zaśmiała się, spoglądając na Arthura. Żartowała, ale wcale nie miałaby nic przeciwko gdyby wrócił do niej nie tylko z tabletką. — Rozumiem, pomyślę po powrocie do Nowego Jorku, umówię się do lekarza — powiedziała, bo zamierzała wszelkie sposoby antykoncepcji przegadać z lekarzem. Chciałaby rzec, że ze swoim, ale była za krótko w Stanach, aby takiego mieć. Będzie musiała poświecić temu dłuższa chwile niż planowała.
    Jego dotyk i słowa trochę utemperowały szalejące myśli, a gdy wspomniał o trzech dziewczynach, szczerze zaśmiała się rozbawiona.
    — Cały czas jestem po prostu twoją Elle — pocałowała go, nim wsiedli do samochodu.
    Droga faktycznie minęła szybciej niż się spodziewała, ale nie było to złe. Wręcz przeciwnie, cieszyła się, że szybciej znajdą się w środku i zaczną zabawę.
    — Wiesz, że spodoba mi się wszędzie, pod warunkiem, że będziesz tam ze mną? — Spytała, chociaż bardziej informowała. Tak, jego obecność jej wystarczyła do tego, aby czerpać radość z trwającej chwili. Gdziekolwiek by ją zabrał, byłaby szczęśliwa. — Ale mam nadzieję, że przyjdzie taki dzień, w którym mnie zabierzesz w swoje rodzinne strony — dodała z uśmiechem, zatrzymując się w kolejce do klubu. Nie była na szczęście długa i z tego co widziała, szła całkiem sprawnie — wiesz, co do tego co mówiłeś wcześniej. To prawda, przy tych wszystkich wieżowcach człowiek czuje się jakby był małą, nieistotną mrówką — stwierdziła, przesuwając się o krok do przodu — jak byłam we Paryżu najbardziej lubiłam spacerować tymi starymi uliczkami. Zapuszczałam się do tej nowoczesnej części tylko wtedy, kiedy naprawdę musiałam to zrobić — powiedziała z uśmiechem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  107. — W sumie to ciekawe, kogo i jak szybko znajdą — stwierdziła, ale uśmiechnęła się do niego pogodnie, wtulając się w jego tors — ale możesz być spokojny. Nawet jakby był młodym przystojniakiem, ja już swojego znalazłam — powiedziała, nie odsuwając się od niego. Nie interesował jej nikt inny poza Arthurem. Czuła podskórnie, że to jest ten jedyny i chociaż nie znali się długo, cały czas dowiadywali się o sobie czegoś nowego, to ona po prostu to czuła. Nie zamierzała tego w żaden sposób testować i sprawdzać. Nawet wiadomość o jego chorobie, chociaż w pierwszej chwili ją mocno zaskoczyła i odrobinę przestraszyła, to teraz, kiedy stali na chodniku czekając na podwózkę… Była w stanie całkiem o tym zapomnieć. Był po prostu Arthurem. Jej Arthurem.
    — Brzmi… dobrze — zaśmiała się — szczególnie te frytki, chociaż może pączki bardziej do mnie przemawiają? Nie umiem się zdecydować — stwierdziła rozbawiona, bo nie spodziewała się, że Arthur mówił poważnie.
    Uśmiechnęła się słodko na jego słowa i pokiwała głową całkiem zapominając o jakiejkolwiek skromności. Spoglądała na niego, uważnie słuchając, co miał do powiedzenia.
    — Jasne, tak tylko powiedziałam — obdarowała go uśmiechem. Czy liczyła, że zabierze ją kiedyś faktycznie w swoje rodzinne strony? Na ten moment nie zastanawiała się nad tym w szczególny sposób, ale jeżeli faktycznie byłoby pomiędzy nimi dobrze i bardzo poważnie, to… Tylko nie mogła przecież go do niczego zmuszać, zwłaszcza, że rozumiała, jakie to może być dla niego trudne — ale pomysł ze zwiedzaniem Anglii i Francji mi się podoba — pokiwała głową z entuzjazmem — co prawda pokazać mogę tylko Paryż, ale nie mam nic przeciwko, żebyśmy razem zapuścili się w nieznane sobie miejsca — przygryzła wargę, tuż po odwzajemnionym pocałunku — daj mi się trochę rozkręcić to zaplanujemy całe nasze życie — zaśmiała się, ale po chwili spoważniała i zerknęła na twarz Arthura, skupiając się na jego ciemnych oczach — spokojnie, nie martw się — dodała — nie jestem jedną z tych co od razu planuje ślub i dzieci i wspólną emeryturę. Nie żebym miała coś przeciwko wspólnemu trwaniu do emerytury — uśmiechnęła się pogodnie, bo przecież w zasadzie tak właśnie to widziała, nie chciała sobie wyobrażać siebie z kimś innym — ale… nie spieszy mi się — co było uzasadnione, bo miała przecież dziewiętnaście lat, poza tym w którymś momencie przestała być tą dziewczynką, która marzy o wielkim ślubie, chociaż jednocześnie nie miałaby nic przeciwko, aby mieć na sobie suknię godną prawdziwej księżniczki, ale… Były do tego również inne okazje. Towarzyskie. W których zapewne będzie miała brać udział, skoro jej rodzice czynnie brali udział we wszystkim, gdzie tylko mogli się dobrze zaprezentować, a ona była już z powrotem w Stanach. Tylko myśl, że miałaby tam być bez Arthura sprawiała, że cała radość przepadała, bo kogo miałaby zachwycać swoim wyglądam?
    Przesunęli się w kolejce do samego wejścia. Barczysty ochroniarz spojrzał na nich, przez chwilę przyglądając się im ze szczególną uwagą, a raczej Elle.
    — Dokument poproszę — wyciągnął dłoń do brunetki, posyłając jej słaby uśmiech.
    — Jasne — sięgnęła po portfel i ze spokojem podała prawko, które wcześniej pokazywała Arthurowi. Mężczyzna zmrużył lekko oczy, zerknął na plastik, przeniósł spojrzenie na Elle i oddał dokument, przepuszczając ich.
    Madison ścisnęła mocno dłoń Arthura i wyszczerzyła się szeroko, gdy ochroniarza mieli już za plecami. Muzyka była jeszcze stłumiona, ale głośny bas już dawał się wyczuć po żebrach.
    — Widzisz, mówiłam, że to tylko kwestia wejścia — pociągnęła go w stronę szatni, cały czas szeroko się uśmiechając, jednocześnie wprowadzając się już w taneczny nastrój, delikatnie kołysała biodrami z każdym krokiem.

    💃❤️

    OdpowiedzUsuń
  108. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  109. Zachichotała cicho, gdy poczuła jego wargi na swojej szyi. To było tak wspaniałe uczucie, że naprawdę tutaj mógł to robić tak po prostu, że wiedziała już teraz, jak ciężko będzie jej wytrzymać tak w Nowym Jorku. Jej ojciec na całe szczęście nie obserwował plotkary (Elle już się o to postarała, gdy pojawiła się pierwsza wiadomość o nich na portalu i po prostu zablokowała ojcu dostęp do tego, a że wcześniej z tego nie korzystał, nawet nie był świadomy, że ma coś zablokowane), więc niczego nie będą musieli się obawiać, gdy już Arthur złoży wypowiedzenie. Poza tym… Może wcale nie byłby zawiedziony jej wyborem? Wydawało jej się, że był zadowolony z Morrisona, jako architekta… Rzucił w jej obecności kilka komplementów mężczyźnie, więc może… Może wcale nie musieliby się przed nikim ukrywać? Jednak tę kwestię wolała pozostawić na moment, gdy Arthur na pewno nie będzie związany z uczelnią. Gdyby ojciec się dowiedział, że sypia ze swoim wykładowcą… Byłby zawiedziony. I to bardzo.
    — Jesteś — uśmiechnęła się, mrużąc przy tym z zadowolenia oczy — tylko żebyś nie obrósł w piórka i mi nie odleciał — zastrzegła, grożąc mu palcem.
    Zaśmiała się tylko na jego słowa, kręcąc przy tym głową. Tak naprawdę niczego od niego nie oczekiwała i nie zakładała, aby rano miało na nią czekać coś więcej niż konieczna do zażycia tabletka.
    — Wypożyczymy jakiś retro samochód? — Spytała, bo im więcej mówił tym jej wcześniejsza wizja związana ze sceną niczym z filmu tworzyła się bardzo wyraźnie w jej głowie i w zasadzie z chęcią by ją odegrała — i będziemy się kochać pod gwiazdami — wyszeptała, widząc już doskonale, jak będzie wyglądała ich wycieczka — jak mówiłam… pojadę z tobą wszędzie. Podobają mi się te plany. To może być taka nasza tradycja. Wakacje samochodem — pokiwała z entuzjazmem głową. Naprawdę nie miała nic przeciwko — i będziemy się zatrzymywać tylko w niepozornych miejscach. Może odkryjemy jakiś cud na ziemi — trochę popłynęła ze swoimi wyobrażeniami, ale może… Kto wie?
    Uśmiechnęła się na jego kolejne słowa, bo to było miłe. Że wcale nie bał się takiej wizji ich przyszłości i nawet sam mówił o dzieciach, które opuszczą już dom!
    — Może być pies. Albo pies i jakieś trochę mniej oczywiste zwierzątko — powiedziała, zastanawiając się na głos o tym, co by to mogło być — wiesz jakaś koza, świnka… Może lis? Oh widziałam ostatnio na insta, że ktoś trzyma w domu szopa! Wyobrażasz to sobie? — Spojrzała prosto w jego ciemne oczy, a po chwili musnęła jego wargi — to będzie piękne — stwierdziła, odsuwając się odrobinę od jego ust — nasze życie. Wspólne. Poza tym… w sumie jakby się zastanowić, to nie wyglądasz na dużo starszego ode mnie, ciekawe jak będzie za trzydzieści lat — stwierdziła z rozbawieniem.
    — Po prostu korzystam z życia — oznajmiała wesoło — i ty też zaczniesz — dodała, śmiejąc się. Nie było opcji, aby jej nie towarzyszył. — Wspominałeś — przytaknęła — ale już uzgodniliśmy, że te umiejętności nie są potrzebne! — Zaczęła mówić głośniej, bo po przekroczeniu przejścia i znalezieniu się na sali, muzyka była głośna i aby się porozumieć, trzeba było do siebie krzyczeć — chodź, przekonamy się jak jest faktycznie! — Zaśmiała się i pociągnęła go w stronę wyznaczonego do tańca miejsca. Normalnie pierw skierowałaby się do baru, chciałaby się napić, posiedzieć w loży, ale… przy Arthurze nie potrzebowała tego wszystkiego. Akurat zostało puszczone Call out my name the weeknd, może piosenka nie pasowała do ich sytuacji, ale zdecydowanie była świetną balladą, więc Elle niemal od razu przylgnęła do ciała Arthura.

    🪩❤️

    OdpowiedzUsuń
  110. — No mam nadzieję — uśmiechnęła się, spoglądając, co robi z jej palcem, a gdy przygryzł opuszkę, poruszyła brwiami, nie przestając się uśmiechać. Tak naprawdę trochę nie mogła się doczekać, aż wrócą do hotelu.
    Elle słuchała go uważnie i nie miała nic przeciwko tak długo, dopóki do jej uszu nie dotarło słowo namiot. Pikniki i ogniska nie brzmiały źle, nawet pianki (one brzmiały nadzwyczaj apetycznie), ale namiot? Otworzyła nieco szerzej oczy i przechyliła głowę w bok.
    — Chcesz sypiać w namiocie? — Spytała, aby upewnić się, że mówią i myślą o tym samym, a raczej… O zupełnie innej wizji wakacji, jaką Elle miała w głowie. Nie musiała sypiać w luksusowych hotelach, nie musiała mieć tak na dobrą sprawę żadnego luksusu. Uważała, że małe pensjonaty mogły mieć swój urok, ale namiot? Na samą myśl przez jej plecy przeszedł dreszcz i nie było w tym żadnej przyjemności. Pająki, komary, robale… Bleh, to zdecydowanie nie było dla niej. — Nadrobimy te pianko, nie martw się, ale… namiot? — Spojrzała prosto w jego oczy i przygryzła wargę. Nie chciała wyjść na rozpieszczoną księżniczkę, ale… Ale musiał się mocno postarać, aby przekonać ją do tego pomysłu.
    — Jesteś okrutny. Jak możesz myśleć o zjedzeniu naszego bekonu, to nic, że jeszcze go nie mamy — zaśmiała się cicho — to tak jakbyś po paru latach uznał, że chcesz zjeść psa… A gdzie uczucia? Mnie też zjesz? — Spytała, mrużąc powieki i to wcale nie miało żadnego erotycznego podtekstu — no wiesz, to też mięso, piersi z kurczaka pewnie jeszcze — mruknęła, spoglądając na swój biust — jak zjesz bekon to na pewno pójdziesz pod nóż — ostrzegła, śmiejąc się cicho — chyba już mamy dla niej imię — dodała, chociaż nazywanie świnki bekonem było… Dobra, było trochę śmieszne i nawet ją bawiło, chociaż powinna się oburzyć.
    Elle w ogóle nie pomyślała o tym, jak Arthur może zareagować na zabawę w klubie przez wzgląd na chorobę. Po prostu… Nie myślała o nim jak o chorym, więc nawet przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że to mogło być trudne. Myślała natomiast bardzo intensywnie o tym, jak przyjemnie będzie bawić się na parkiecie tańcząc, skacząc i generalnie… Po prostu się bawiąc.
    Kiedy ją obrócił i wróciła już do niego, na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
    — A ponoć ktoś tu nie umie tańczyć! — Zaśmiała się, gdy oparła dłoń o jego klatkę piersiową, znajdując się znowu tak blisko niego. Oblizała wargi, przez krótką chwilę oddychając zapachem jego perfum — czuję się oszukana, wiesz? — Uniosła wysoko brew — liczyłam, że będę mogła się pochwalić swoimi super umiejętnościami, a tu taki psikus — zaśmiała się wesoło, poruszając się cała do granej melodii. Kolejna piosenka była już znacznie żywsza, ale wciąż tańczyli blisko siebie. Po którymś skocznym kawałku, Elle wiedziała, że nie wytrzyma dłużej i po prostu musi zrobić sobie krótką przerwę. — Napijemy się czegoś? — Spytała, nieco dysząc i zgarniając przyklejone do twarzy kosmyki włosów, które ją łaskotały.

    🍹❤️

    OdpowiedzUsuń
  111. — Kiedy łączysz słowo wyjazd z namiotem to z reguły łączy się w jeden typ wczasów, za którym… nie przepadam — mruknęła, a na jej twarzy pojawił się delikatny grymas, gdy wspomniał o tym, że jej mina była tego warta. — Nie mam nic do namiotów, okej — powiedziała, chociaż jej twarz na sam dźwięk tego słowa przybierała zniesmaczony wyraz — tylko po prostu te wszystkie robale — aż dreszcz przeszedł ją na samą myśl i momentalnie zaczęła strzepywać z siebie niewidzialne robactwo, bo już miała wrażenie, że coś po niej chodzi.
    — Poważnie? — Uniosła wysoko brew — może wielka świnia jest bekonem, ale mała, słodka świnka to według ciebie jedzenie? — Splotła ręce pod biustem i uważnie wyczekiwała odpowiedzi — rozumiem ideę jedzenia mięsa, sama je jem i nie chcę robić z ciebie weganina ani żadnego innego wege, ale… Mała świnka? Nie mówimy przecież o wielkim prosiaku — westchnęła, a gdy wspomniał o azjatyckim zwyczaju, zrobiła smutną minę — acha, czyli co… Jakbyś znalazł się w takiej Korei, to, co… Zajadałbyś się ich przysmakami?
    Bawiła się świetnie na parkiecie i miała nadzieję, że gdy chwilę odsapną i nawodnią się, wrócą prędko na parkiet. To nie tak, że nie miała ochoty porozmawiać z Arthurem, dalej się poznawać. Obecnie miała po prostu ochotę na poznawanie jego rozrywkowej części i musiała przyznać, że z tym tańcem naprawdę ją zaskoczył, bo po jego zapewnieniach, że tańczyć nie umie, zakładała, że będzie im ciężko, ale… Skoro tak idealnie pasowali do siebie w łóżku, to nic dziwnego, że i na parkiecie potrafili znaleźć wspólny rytm.
    — To prawda — odparła odnośnie tańca, gdy już znaleźli się przy barze. Przez krótką chwilę wpatrywała się w alkohole stające na szklanych półkach tuż za plecami barmana i po chwili poprosiła o coś kolorowego i mocnego, aby ją zaskoczył. Zakładała, że od jednego drinka nie upije się od razu, a to, co zdążyła wypić wcześniej… Była niemal pewna, że już z niej zeszło. Zwłaszcza po odespaniu i zjedzeniu… Chociaż makaronu akurat dużo zjeść nie zdążyła przez kumpla Arthura, ale to nic. Czuła się dobrze.
    — Podoba ci się? — Spytała, gdy barman zaczął przygotowywać jej drinka. Wodę dla Arthura podał błyskawicznie. Zerkała, co jakiś czas na mężczyznę stojącego za barem, zastanawiając się nad tym jak często dostaje zamówienie w takim guście. — W sensie w klubie. Amerykańskim. Zdążyłeś w ogóle w jakimś być po swoim przylocie do Stanów? — Spytała z uśmiechem, przyglądając się mu z zaciekawieniem. W zasadzie nie wiedziała za wiele o tym, co robił w Stanach (nie licząc pracy) po pojawieniu się na tym kontynencie i kraju i w zasadzie była ciekawa. Przygryzła delikatnie wargę, gdy barman postawił przed nią naprawdę dużą szklankę wypełnioną kolorowymi warstwami. — Nie pamiętam czy pytałam — zaczęła, wracając spojrzeniem do Morrisona — ale co do tej pory zdążyłeś zrobić w USA?

    🍹❤️

    OdpowiedzUsuń
  112. — To nie jest śmieszne — mruknęła, widząc jego rozbawienie. Uczucie, w którym masz wrażenie, że chodzą po tobie niewidzialne robaki, których nie możesz z siebie zrzucić to najgorsze uczucie na świecie i Elle miała tego, aż za dużą świadomość. — Teraz będę przez całą noc miała wrażenie, że coś po mnie chodzi — mruknęła, ignorując wspomnienie o księżniczce. Zmarszczyła jednak po chwili brwi i wycelowała w niego palcem — zrobisz obchód po pokoju i sprawdzisz każdy możliwy kąt czy nic na mnie nie czyha… Gdybyś nie wspomniał o namiocie, to nawet bym o tym nie myślała — mruknęła, ponownie się otrząsając.
    — Dobra skończmy tę rozmowę, bo zaraz stracę nastrój na zabawę — mruknęła, bo wyobrażanie sobie słodkich, małych króliczków, które zostają brutalnie zamordowane tylko po to, aby ktoś mógł napełnić swój żołądek było okropne — nie chcę już o tym rozmawiać — burknęła, a w jej oczach pojawił się smutek — miałam kiedyś królika — dodała, aby sytuacja była dla niego jasna, że wspomnienie akurat o tych uroczych, puszystych kuleczkach było najgorszym, co mógł zrobić. Oczywiście wiedziała, że jej królik nie został pożarty, ale to niczego nie zmieniało.
    Elle oparła się łokciem o blat baru i wpatrywała się w Arthura. Chwyciła szklankę ze swoim drinkiem, odrobinę przysuwając go bliżej siebie. W szklankę wetknięte były dwie papierowe słomki, ale Elle odruchowo chwyciła w usta tylko jedną i upiła odrobinę. Pokiwała głową z uznaniem i uśmiechnęła się na krótko do kelnera, aby po chwili skupić się już w pełni na Arthurze.
    — Chcesz mi powiedzieć, że przez ostatnie lata po prostu krążyłeś uczelnia-mieszkanie-uczelnia? Rozumiem już skąd czas na dbanie o twoje mięśnie — uśmiechnęła się, upijając jeszcze odrobinę napoju — ale spokojnie… Wszystko w takim razie nadrobimy, tygrysie. Najważniejsze, że ci się podoba — powiedziała, ale po chwili otworzyła szeroko oczy i nawet rozchyliła usta w niemym krzyku. Jak to nie widział Empire State? — Ale przepraszam, jakim cudem? — Zamrugała, nie dowierzając w to, co słyszy — i ty uczysz przyszłych architektów… — pokręciła rozbawiona głową, wciąż z niemałym niedowierzeniem. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że usłyszy coś takiego. Zmrużyła lekko powieki — w takim razie mamy bardzo dużo do nadrobienia, wiesz? — Uniosła wysoko jedną brew — i nawet nie chcę słyszeć, że masz coś przeciwko… Jezu, nawet wymyślę jakieś sensowne wytłumaczenie, nie będziemy czekać, aż załatwisz… wiesz, swoje sprawy w pracy — oznajmiła, woląc nie mówić, wprost, że jest jego studentką. W końcu znajdowali się wśród ludzi i w porządku, nikt ich tutaj nie znał, dzięki czemu byli bezpieczni i mogli czuć się swobodnie w swoim towarzystwie. Co prawda Elle wiedziała, że każdy jest zajęty sobą i raczej nikt nie przysłuchuje się ich rozmowie i w dodatku miała świadomość, że nigdy więcej nie zobaczą tych ludzi, ale wolała uniknąć jakiejś potencjalnie niekomfortowej sytuacji. Złapała szklankę w obie dłonie i wsunęła do ust tym razem obie słomki, a następnie zaczęła szybko pić zawartość naczynia, bo usłyszała, że zaczyna się piosenka, którą po prostu uwielbiała i nie mogli przegapić zatańczenia do niej. Wypiła pospiesznie niemal do końca drinka i chwyciła mocno dłoń Arthura — nie ma opcji, że ją przegapimy! — Wyszczerzyła się do niego wesoło i pociągnęła z powrotem w stronę parkietu.

    🪩💃

    OdpowiedzUsuń
  113. Zmarszczyła delikatnie nos, a po chwili zrobiła odrobinę nadąsaną minę. Nie podobało jej się to, że Arthur się z niej śmiał, a nawet wcześniej rzucona przez niego żartobliwie księżniczka zaczęła ją uwierać. Co on tak właściwie sugerował? Kiedy ponownie padło to słowo, wygięła usta w podkówkę i wlepiła w niego spojrzenie ciemnych oczu.
    — Nie jestem księżniczką — mruknęła. Jeżeli sugerował, że jest rozpuszczona… Cóż, nie mogła z tym dyskutować, bo miała świadomość, że tak właśnie jest, ale… Hej, usłyszenie tego (nawet, jeżeli nie wprost) od ukochanego trochę bolało — po prostu nie lubię robali. Kto je w ogóle lubi — mruknęła, spoglądając na mężczyznę.
    Od czasu przebudzenia się i opuszczenia hotelu, zdecydowanie nie szło jej dobrze w dyskusjach, bo zarówno ta związana z namiotem jak i właśnie tocząca się na temat ich Bekonu, zostały tak poprowadzone, że brakowało jej słów i w zasadzie naprawdę nie miała już ochoty ciągnąć tej dyskusji. To nie tak, że nie dało się z nią rozmawiać, kiedy jej zdanie było inne… Po prostu dzisiaj nie był jej dzień.
    — Bo to nie był królik hodowlany — zauważyła — tylko miniaturowy — dodała dla jasności i wywróciła oczami.
    Na szczęście zabawa w klubie znacząco poprawiła jej nastrój i zapomniała o niepowodzeniach w dyskusji, uznając, że to nie czas na jakiekolwiek sprzeczki z ukochanym. Mieli dobrze wykorzystać ten weekend, a i tak już zdążyli się trochę posprzeczać, szukanie kolejnych powodów do kłótni było bezsensowne. Cieszyła się, że taniec, muzyka i alkohol sprawiły, że skupiała się właśnie tylko na obecnej chwili, ciesząc się wspólną zabawą.
    — Zmienimy to — uśmiechnęła się. To nie tak, że zamierzała całkowicie zmieniać Arthura i na nim cokolwiek wymuszać (okej, to wyjście trochę można zaliczyć pod wymuszone, ale sam przyznał, że mu się podoba!), ale od czasu do czasu mogli porobić coś, co sprawiało większą przyjemność jednemu z nich, może nawet wejdzie do tego namiotu, jeżeli temat kiedyś wróci. — Tak, tak — przytaknęła — ale jak wiesz, ostatnie trzy lata spędziłam w Paryżu, więc nie wiem czy nadaję się na takiego przewodnika — powiedziała, sącząc napój — przed wyjazdem głównie odwiedzałyśmy się z koleżankami i przeszkadzałyśmy im starszym siostrom — zaśmiała się — mogłabym zrobić cudowną wycieczkę po garderobach — zaśmiała się, na wspomnienie wczesno nastoletnich lat, gdy podbierały kosmetyki mamom lub siostrom i stroiły się, wiedząc, że lada moment zaczną uczestniczyć w tych wszystkich wielkich wyjściach. A później wyjechała i nie doczekała się swoich wielkich bankietów.
    — Nawet nie wiedziałam, ze chciało mi się tak pić — zaśmiała się, spoglądając na niego — chodź.
    Bawiła się świetnie. Tańcząc, przez cały czas uśmiechała się szeroko do Arthura, nie mając nic przeciwko, że przez cały czas był tak blisko niej. Wręcz przeciwnie. Podobała jej się ta bliskość i nie zamierzała go odpychać. Przetańczyli kolejnych kilka kawałków, kiedy nagle poczuła się… Dziwnie. Migające, kolorowe światła do tej pory jej nie przeszkadzały, ale nagle sprawiły, że zaczęło jej się kręcić odrobinę w głowie, przez co się potknęła, ale na szczęście oparła się dłońmi i tors Arthura, ratując się w ten sposób przed upadkiem. Uśmiechnęła się przepraszająco, ale nie odsunęła się i nie stanęła pospiesznie stabilnie na nogach, bo miała wrażenie, że nie jest w stanie tego zrobić. Było… Jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się w ten sposób i nie rozumiała, co się dzieje. Przecież nie wypiła tak dużo, aby jej organizm zaczął nagle tak reagować.

    💃

    OdpowiedzUsuń
  114. Chyba nie umiała się po prostu na niego długo gniewać. Miała w sobie umiejetność znajdywania pretekstów do kłótni i sprzeczek, więc nie podejrzewała, aby to była jej zasługa, że nie drąży tematu i nie próbuje wycisnąć z jego ust, aby potwierdził, że uznał ją za rozpieszczoną. Tak, zdecydowanie miał coś w sobie i Elle nawet podejrzewała, co to dokładnie było. Gdy poczuła jego zęby, momentalnie zrobiło jej się ciepło i zwyczajnie nie mogła się dąsać na faceta, który tak drobnym gestem powodował, że robiło jej się gorąco. Podejrzewała, że gdyby jeszcze wyszeptał wprost do jej ucha chociaż jedno niegrzeczne słowo, zaczęłaby robić się wilgotna.
    — Oczywiście — uśmiechnęła się, chociaż biorąc pod uwagę, że na pierwszą randkę zabrał ją do wesołego miasteczka nie mogła zgodzić się tak całkiem ze stwierdzeniem, że nie jest rozrywkowy. Pokiwała powoli głową w odpowiedzi na jego pytanie — tak i to nie tak, że uważam, że nie znam kompletnie miasta — uśmiechnęła się — ale… wiesz chodzi mi o to, że szesnastoletnia ja miała grafik wypełniony dodatkowymi zajęciami, a z dziewczynami za najlepszą formę rozrywki uznawaliśmy przesiadywanie w kawiarniach, bo byłyśmy wtedy takie dorosłe popijając latte i odrabiając prace domowe — zaśmiała się cicho — jeżeli zdecyduje się pokazać ci jakaś garderobę to będzie to moja. Mam w niej bardzo miękki dywan, wiesz? Bardzo przyjemnie się na nim leży… — powiedziała, uśmiechając się zadziornie. — Lubię te nasze plany — dodała po chwili — podoba mi się, że je snujemy — posłała mu przy tym znacznie łagodniejszy uśmiech.
    Próbowała skoncentrować się na nim, kiedy jej nogi praktycznie odmówiły jej posłuszeństwa. Czuła się tak bardzo rozproszona, że nie mogła w spokoju skupić spojrzenia, co ją przerażało. Czuła w sobie ogromny niepokój i czuła się… zagubiona. Pokręciła głową, jak jej się wydawało przecząco, ale w rzeczywistości było to mniej zdefiniowane. Zupełnie tak, jakby nie panowała w pełni nad swoim ciałem. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że gdyby jej nie przytrzymywał, prędzej czy później osunęłaby się na ziemię. Kręciło jej się w głowie. Spróbowała wziąć głęboki oddech, licząc na to, że po tym wszystko się jakoś uspokoi i chyba, chyba pomogło. Na tyle, że zrobiła świadomie krok w stronę Arthura, nie tylko się do niego zbliżając, ale stając nieco pewniej. Wciąż jednak opierała o niego dłonie, jej spojrzenie było rozbiegane, a kiedy zasugerował, żeby wyjść nie miała nic przeciwko.
    — Cośjestnietak — powiedziała ciągiem na jednym oddechu, co było obecnie dużym wyzwaniem. Skoncentrowanie się na jasnej myśli i przekazanie jej dalej wydawało się niemożliwe, a jednak udało się. Kiedy Arthur ruszył w stronę wyjścia, Elle nie stawiała oporu.

    😳

    OdpowiedzUsuń
  115. — Mówisz, że będę potrzebowała pomocy? — Spytała zaczepnie z lekkim uśmiechem — a myślałam, że widzisz we mnie potencjał — dodała, a uśmiech przez cały czas gościł na jej twarzy. W zasadzie, nie miałaby nic przeciwko. Nie, aby odrabiał z nią pracę domową, ale przecież mogli spotykać się w kawiarniach, pić kawę i zajmować się swoimi rzeczami. Ona projektami na studia, on z biura. Sam mówił, że początkowo nie będzie wynajmował biura ani zatrudniał pracowników. Taki wspólny proces twórczy mógłby być ciekawy. — Bardzo miękki — uśmiechnęła się, kiwając głową. — Tak? — Spytała, spoglądając na niego spod rzęs — a co niby będę robić klęcząc? — Zadając swoje pytanie, oblizała bardzo sugestywnie swoje wargi, nie odrywając od niego spojrzenia swoich brązowych oczu.
    Westchnęła cicho na jego słowa, bo bardzo chciałaby już z etapu snucia, przejść na etap realizacji. Bardzo, bardzo, bardzo.
    Kiedy wysiliła się na tyle, aby zrozumieć, że dzieje się z nią coś bardzo złego, można powiedzieć, że oddała całkowitą kontrolę nad sobą Arthurowi. Nie była w stanie myśleć w racjonalny sposób i wydawało jej się to w tym momencie za trudne. Zrobienie czegokolwiek, całkiem świadomie wydawało się nieosiągalne. Jej myśli były tak rozproszone, że była… W zasadzie to była zdana właśnie na Arthura. Kiedy oznajmił, że wychodzą, Elle nawet się nad tym nie zastanawiała, po prostu dała mu się poprowadzić, kiedy ją chwycił, nie miała nic przeciwko. Zarzuciła automatycznie ręce na jego kark i przywarła ustami do szyi mężczyzny, czekając na to co dalej.
    Zimne powietrze niczego nie zmieniło, zamrugała kilkakrotnie próbując skupić spojrzenie na jego oczach, ale nie mogła. Po prostu nie mogła tego zrobić. Czuła, jak napiera ciałem o zimną ścianę budynku i o ile przy upojeniu alkoholowym chłód pomagał jej się zebrać w sobie, tak obecnie to na nic.
    W słomce była tabletka, pigułka, która po zerknięciu z napojem rozpuszczała się, nie wpływała na smak ani kolor. Barman był niezrażony towarzyszem dziewczyny, bo miał z ochroniarzami umowę. Dlatego, po chwili przypatrywania się podejrzliwie Arthurowi i Elle, jeden ochroniarz z bramek odszedł i ruszył w ich stronę.
    — Coś się stało? — Spytał, spoglądając na Arthura. Przeniósł po chwili spojrzenie z mężczyzny na dziewczynę, jakby oceniając czy była jednym z dzisiejszych celów, czy może nadarzy się przypadkowa, niespodziewana okazja, której UE mogliby przepuścić skoro już sama się trafiła — potrzebuje pani pomocy? — Skierował swoje słowa bezpośrednio do Villanelle, która w tym momencie nie kontaktowała w pełni, biegała spojrzeniem po twarzy Arthura, oddychając płytko.

    🪬

    OdpowiedzUsuń
  116. — Nie jesteś znowu takim strasznym dupkiem, wiesz? — Zaśmiała się, bo w sumie… Cóż, nie zdążyła za bardzo poznać tej jego dupkowatej strony, chociaż plotki na jego temat były, można powiedzieć, bardzo ciekawe i w sumie, ta masochistyczna część Elle chyba trochę żałowała, że jej nie pozna. Z drugiej strony sama powiedziała, że ma ją na zajęciach gnoić, jak już złoży wypowiedzenie i ich związek ujrzy światło dzienne, więc… W sumie to wszystko przed nią. Dlatego na jej ustach pojawił się uśmieszek. — Będę pamiętała — dodała, lekko się przy tym uśmiechając — w zasadzie… Z łatwością mogę sobie wyobrazić takie wspólne prace — szybko jednak jej myśli przeszły z kawiarni i projektów na zupełnie inny tor, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które miały bardzo mało wspólnego z wysiłkiem związanym z tańcem. Rozchyliła delikatnie wargi, nie mogąc nadziwić się temu, jakim cudem tak na nią działał, że wystarczyło kilka słów, a jej wyobraźnia zaczynała z łatwością wizualizować sobie możliwe scenariusze ich… bardzo niegrzecznych rzeczy, sprawiając jednocześnie, że robiło jej się przyjemnie ciepło, a jej majtki zaczynały robić się nieco wilgotne.
    Madison była zdana na Arthura. Docierały do niej bodźce zewnętrzne. Teoretycznie widziała, co się dzieje, że brunet próbuje ją utrzymać w pionowej pozycji, że ochroniarz do nich podszedł, że coś mówił, że Arthur wyglądał na wzburzonego, ale jej umysł nie do końca przetwarzał to na tyle, aby reagować w odpowiedni sposób.
    Ochroniarz spoglądał to na niego, to na nią, a jego mina wyraźnie wskazywała na to, że nad czymś intensywnie się zastanawiał. Zmarszczył brwi na słowo służby.
    — Spokojnie, możemy to załatwić bez niepotrzebnego szumu — powiedział, zbliżając się jednak, zamiast zdecydować się odsunąć czy wyjść po barmana, jak to sugerował Morrison. — Możemy wezwać taksówkę i pojedziecie do szpitala. Klub nie potrzebuje złego PR’u — spojrzał surowo na Arthura. Widział, że facet jest trzeźwy, wiec zgarnięcie laski byłoby dużo trudniejsze. Teraz wolał skupić się jedynie na tym, aby powstrzymać go przed wezwaniem faktycznie służb, policja była ostatnim, czego potrzebowali.
    Rozejrzał się, widząc, że ludzie zaczęli się zbliżać, aby przyjrzeć się zaistniałej sytuacji, nagrać lub porobić zdjęcia. Był wkurwiony, bo to nie tak zawsze wyglądało i nie tak powinno wyglądać.
    — Rozejść się! — Krzyknął, wymachując dłońmi, chcąc w ten sposób rozgonić gapiów — a pan zabiera te nawaloną paniusię, to porządny klub! — Dodał, chcąc się po prostu pozbyć problemu, przecież nie mógł pozwolić na to, aby ich nielegalna działalność została odkryta. Nie rozumiał tylko, dlaczego barman zdecydował się na podanie czegoś dziewczynie, której partner był całkiem trzeźwy. To wszystko utrudniało. Zwłaszcza, gdy okazywał się być takim jak ten typ, dzwoniącym od razu po pomoc. — Złapię wam taksówkę i się wynoście — źle zagrał, dając w ten sposób znać, że nie chcą problemów, bo najwyraźniej mieli coś do ukrycia.

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  117. Gdyby nie wciąż rosnąca kolejka do wejścia i tłum zbierający się przy Arthurze i Villanelle, ochroniarz z pewnością rozmawiałby z Morrison w zdecydowanie mniej przyjemny sposób. Musiał się pilnować, aby nie uruchomić pięści w starciu z mężczyzną. Zastanawiał się również, jakim cudem doszło do tego, że sytuacja, aż tak wymknęła się spod kontroli. Jeszcze nigdy wcześniej im się to nie przytrafiło, a stosowali takie praktyki od kilku miesięcy. Wiedział, że gdy Robie przedstawiał mu ten plan, wydawał się, aż za łatwy, jednak do tej pory zawsze uchodziło im wszystko na sucho.
    — Dobra, spokojnie, spokojnie — musiał próbować załagodzić sytuacje do tego stopnia, aby nie odstraszyć klientów. Kolejka spod klubu zaczynała się przemieszczać ten kawałek dalej, jakby nikt nie był zainteresowany zabawą w budynku, a przedstawieniem, które właśnie się odgrywało. Co ciekawe, chociaż tłum był spory, nie było żadnych śmiałków do pomocy. Wszyscy mieli wyciągnięte telefony, skupiając się na tym, aby ustrzelić jak najlepszą fotkę lub nagranie. — A skąd pewność, że to pracownik czegoś jej dosypał? — Zaczął grać w ten sposób — w zasadzie… To ty wyprowadziłeś ją z klubu. Nie wygląda, jakby zgodziła się świadomie na wyprowadzenie — Mark, bo tak miał na imię ochroniarz, zdecydowanie nie należał do najinteligentniejszych, a rozmiar jego mięśni nie współgrał z poziomem IQ. Mimo wszystko ruszył w stronę Arthura i Villanelle — może sam jej czegoś dosypałeś? Skąd mam wiedzieć, że to twoja dziewczyna — zarzucił. To wcale nie tak przecież, że Arthur chciał ją zabrać do szpitala i mieć pewność, że zostanie jej udzielona pomoc. Mark… Cóż, gadał tak, jakby sam był pod wpływem jakiejś niedozwolonej substancji, jakby tak mu się przyjrzeć — zostaw ją — oznajmił, zbliżając się, aby odebrać Villanelle z rąk mężczyzny. — Poczekamy na te twoje służby — warknął nieprzyjemnie, gdy ułożył dłoń na ramieniu brunetki, drugą ręką odsuwając Morrisona — dawaj paniusiu, na nogi — powiedział, próbując ją podnieść i przejąć do swoich rąk, starając się nie wszcząć bójki z brunetem, chociaż z chęcią by mu przywalił tak dla zasady, bo mógł. Chociaż bardziej próbował pierw wyswobodzić Elle z ramion bruneta i wówczas ją podnieść. Szybko zauważył, że dziewczyna naprawdę była w kiepskim stanie i nie miał wątpliwości, co do tego, że miała być ich celem. — Albo załatwimy to po dobroci, albo przedstawimy to w nieodpowiednim dla ciebie świetle — powiedział agresywnie na tyle cicho, żeby jednak nikt z tłumu go nie usłyszał ani tym bardziej na nagrał jego słów.
    Wycie syren zrobiło się na tyle głośne, że wręcz wbijało się w głowę, a po chwili dołączyły migające światła. Ambulans zatrzymał się, a sanitariusze od razu ruszyli w stronę zgromadzenia domyślając się, że to tego dotyczy wezwanie.
    — Dobry wieczór, Daisy Jenkins, sanitariuszka, co tutaj mamy? — Spytała podchodząc do ochroniarza, mężczyzny i nieprzytomnej dziewczyny.
    — Ten facet jest podejrzany — wycedził od razu ochroniarz, celując palcem w Morrisona.


    ochroniarz dzban 🍶

    OdpowiedzUsuń
  118. Mark nie przejął się w ogóle komentarzem, na temat jego ilorazu inteligencji. Nie przejął się również ostrzeżeniem o nie zbliżaniu się do brunetki i opiekującego się nią mężczyzny.
    — To po to cała ta akcja tak? Sławy się zachciało, są lepsze sposoby niż naćpanie swojej dziewczyny i wmawianie, że to pracownik klubu zawinił — warknął nieprzyjemnie, nie przestając się zbliżać do pary. Całe szczęście, że służby były już w drodze, bo w przeciwnym razie, Mark nie zawahałby się wyrwać bezwładnego ciała z rąk mężczyzny. Mimo wszystko nie zamierzał zmieniać zdania. W oczach Marka, Arthur w jednej chwili stał się podejrzanym, nawet jeżeli wiedział, że to kłamstwo. Ryzykował swoim i Robiego interesem. Miał w poważaniu, czy ucierpi jakiś obcy koleś, który nie był w stanie upilnować swojej dziewczyny przed niebezpieczeństwem. Częściowo. Bo częściowo jednak była w ciąż z nim, a nie z nimi… tak czy inaczej, Mark od razu dopadł sanitariuszkę, próbując zagłuszyć to, co mówił Arthur.
    Kobieta podeszła do tematu służbowo. Policja w takiej sytuacji była konieczna, a dziewczyna musiała mieć zrobione badania toksykologiczne i to jak najszybciej, jeżeli zostało jej coś podane.
    Daisy rozmawiała z Arthurem, w tym czasie dwóch pozostałych z ekipy ułożyło Villanelle na noszach i spakowało do samochodu.
    — Skoro tak, oczywiście — odparła kobieta, gdy wspomniał, że jest małżonkiem — będzie musiał pan uzupełnić kilka dokumentów już na miejscu. — Oznajmiła, a następnie wskazała dłonią na karetkę i gdy mężczyzna wsiadł, sama również weszła do środka, skupiając się na sprawdzaniu parametrów nieprzytomnej kobiety.
    Po dotarciu do szpitala, Villanelle od razu została zabrana na badania, a tuż po nich przeprowadzony został zabieg płukania żołądka. Arthur został poproszony o uzupełnienie formalności i zaczekanie w poczekalni, aż będzie mógł wejść do pokoju i zostać przy Villanelle.
    Minęło kilka godzin nim się wybudziła. Po otworzeniu oczu i zorientowaniu się, że znajduje się w szpitalu była co najmniej odrobine zaskoczona, bo tego raczej się nie spodziewała. Tak samo, jak nie spodziewała się całkowitej pustki w głowie, nieprzyjemnego uczucia w gardle i nosie, a do tego widoku Arthura opartego głowa o łóżko na którym leżała i śpiącego, trzymającego przez sen jej dłoń. Odkaszlnęła delikatnie, nie mając pojęcia czego może się spodziewać. Czuła się… Dziwnie. Ostatnie co pamietała to ich dziki taniec w klubie i melodię, która niemal wciąż rozbrzmiewała w jej uszach. I owocowy smak drinka. Ale nagle nastała pustka, której nie potrafiła w żaden sposób wytłumaczyć i trochę ją to przerażało. Dlaczego nie byli w hotelu? Co się stało, że była w szpitalu? Poruszyła rękoma i nogami, ale nic ją nie bolało. Jedynie zgniecie w łokciu, w którym miała podłączona kroplówkę, z witaminami, jak przeczytała na woreczku.
    — Tygrysie? — Spytała, gdy upewniła się, że są sami w pokoju. Potrząsnęła delikatnie jego ręką, mając nadzieje, że się wybudzi i pomoże jej się zorientować w całej tej dziwacznej sytuacji.

    🐭

    OdpowiedzUsuń
  119. Zmarszczyła delikatnie brwi, spoglądając na Arthura. Przygryzła policzek od wewnątrz, przenosząc powoli spojrzenie po szpitalnej sali, próbując przypomnieć sobie cokolwiek istotnego z minionej nocy, ale miała w głowie jedynie pustkę. Słyszała nie raz o dziurach w pamięci i owszem, czasami zdarzało jej się wypić, aż tyle alkoholu, aby nie pamiętać wszystkiego dokładnie ze szczegółami, ale to, co czuła w tej chwili to nie było to samo. Po prostu… Nagle w jej pamięci kończyła się scena i nie było nic, aż do teraz. Całkowita pustka. Luka, której nie potrafiła na ten moment w żaden sposób sobie przypomnieć, chociaż patrząc na twarz Arthura, właśnie to robiła. Intensywnie wertowała karty pamięci, próbując zrozumieć, co się stało.
    — Hej — powiedziała z lekkim uśmiechem. Łatwo było się domyślić po słowach Arthura i miejscu, w którym się znajdowała, co się wydarzyło — ale byłeś — zauważyła, wciąż się uśmiechając. Oblizała powoli wargi. Wolała nie zastanawiać się nad tym, co mogłoby się przytrafić, gdyby faktycznie była w klubie sama lub jedynie z koleżankami. Była pewna, że wówczas mogłaby nie obudzić się w szpitalu. Wzięła głęboki oddech, ściskając mocno palce mężczyzny — dobrze… — powiedziała, bo właściwie… Chyba tak się właśnie czuła. Dobrze. Pomijając te dziwne uczucie towarzyszące całkowitej pustce w głowie, czuła jedynie dyskomfort w przełyku, bolało ją gardło, ale domyślała się, że to mogło wynikać z krzyczenia w klubie czy czynności wykonanych w szpitalu. Poza tym czuła się… dobrze — trochę chyba jestem rozbita, jeżeli to dobre słowo. Wiesz, mam… mam pustkę w głowie. Pamiętam, jak tańczyliśmy, a później… nic — wymamrotała cicho, a na jej twarzy malowało się zdezorientowanie. Nie podobał jej się taki stan rzeczy, ale wiedziała, że na dobrą sprawę niewiele może z tym zrobić.
    Zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na Arthura.
    — Jak udało ci się tu wejść? — Spytała, bo była pewna, że obcych i niespokrewnionych z pewnością by nie wpuścili. Po chwili rozchyliła delikatnie wargi. Cholera, jeżeli fałszywe prawko wpadło w ręce ratowników, miała świadomość, że mogą z tego wyniknąć spore kłopoty, których wolałaby jednak uniknąć. Nie pamiętała też, co z tym prawo jazdy zrobiła. — J-jestem tu jako Ellen czy Villanelle? — Spytała konspiracyjnym szeptem, przełykając głośno ślinę. Nie bała się braku ubezpieczenia na Ellen, bo pieniądze nie grały roli, ale problem z prawem to już… Duży kłopot i podejrzewała, że znajomości taty może i ułatwiłyby odrobinę sprawę, ale mogłaby dać odciąć sobie rękę, że nie zlikwidowałby ich całkowicie — cholera, Artie, to prawko… — oblizała nerwowo wargi, a po chwili zdała sobie sprawę, że jeżeli trafiła tu jako Villanelle, a szpital poinformował jej rodziców, będzie miała szlaban pewnie do końca życia, bo nie mówiła, że spędzi weekend w Chicago. Według nich spędzała weekend w SPA z koleżankami sprzed swojego wyjazdu… takie weekendowe odnowienie znajomości.

    🐭🐭

    OdpowiedzUsuń
  120. Pokiwała delikatnie głową, na jego słowa. Nie pamietała kompletnie nic z tego, co mówił. To z kolei mocno w nią uderzyło, uświadamiając, jakie naprawdę miała szczęście, że była tam z nim.
    Niby nie stała jej się żadna krzywda, ale kiedy dobitnie dotarło do niej, co takiego chciano jej zrobić w jednej chwili do jej oczu napłynęły łzy, a ona sama zaczęła szlochać, wyrywając rękę z uścisku Arthura. Zakryła twarz dłońmi, bo nie chciała, aby oglądał ją w takim stanie. Potrzebowała… Sama nie wiedziała czego tak właściwie potrzebowała do uspokojenia się. Chyba musiała po prostu wyzbyć się tych wszystkich emocji, a płacz był na to najlepszym sposobem. Chociaż było jej z tym nieco głupio, bo przecież nic się nie stało. Kolejny raz czuła się, jak ofiara, a jednocześnie miała wrażenie, że nie może się czuć w ten sposób, bo miała szczęście przez które nie doszło do tragedii.
    Wzięła kilka głębokich oddechów, starając się zapanować nad emocjami. Już nie szlochała rozpaczliwie, chociaż łzy wciąż wypływały z jej oczu, powolnie tocząc się po policzkach. Niektóre z nich spadały na materiał szpitalnej koszuli, pozostałe powolnie spływały walisz szyi, dopiero wówczas zatrzymując się na bieliźnie.
    — Nie… Nie wyda się, że to kłamstwo? — Spytała cicho. Szczerze mówiąc nigdy nie musiała się czymś takim martwić i nie była pewna, w jaki sposób wyglada weryfikacja danych. Mogła mieć tylko nadzieję, że Arthur nie będzie miał przez nią żadnych kłopotów. Nie chciała, aby przez jej widzi mi się (przecież widziała, że nie chciał iść do klubu) miał jeszcze problemy z prawem. — Okej, to… to nieistotne — powiedziała cicho, gdy wspomniał o tym, że nie odzyskają zostawionych w klubie rzeczy. Nie obchodziło ją to. Martwiła się, że przez fałszywy dokument mogłaby mieć problem w szpitalu, cała reszta była nieważna. Pokiwała delikatnie głową, s jednocześnie przez jej ciało przebiegł dreszcz na dźwięk swojego imienia z jego nazwiskiem. Nie chciał robić jej problemów! A ona wpakowała go w to wszystko. Na nowo zaczęła pociągać nosem, a żuchwa zaczęła jej się trząść. — Zepsułam cały nasz wyjazd, przepraszam — powiedziała zerkając w jego oczy, gdy gładził jej rękę.
    Wiedziała już, że cokolwiek powie przyprowadzony przez Arthura lekarz, zamierzała wypisać się na żądanie i chociaż minimalnie uratować ich wyjazd, zachowując się jak przystało, bez wymysłów, odpowiedzialnie.
    Kiedy Arthur wrócił w towarzystwie lekarza, Elle zerkała to na jednego to na drugiego, denerwując się odrobinę, że ich małe kłamstwo wyjdzie na jaw. Naprawdę nie chciała, aby Arthur miał przez nią większe problemy.
    — W ciągu godziny powinnismy dostać wyniki badań. Jeżeli okaże się, że została podana pani nielegalna substancja ma pani prawo zgłosić sprawę policji i złożyć zeznania — poinformował, zapewniając raz jeszcze, że gdy tylko przyjdą wyniki poinformuje ich.
    — Chcę się wypisać, jak tylko będą wyniki — powiedziała do Arthura, gdy lekarz opuścił pomieszczenie. — Ten weekend miał wyglądać zupełnie inaczej — powiedziała, odwracając od niego wzrok. Było jej zwyczajnie głupio, że z jej winy stracili sporo cennego czasu tylko we dwoje.

    ❤️😭

    OdpowiedzUsuń
  121. Ciężko było jej to wszystko zaakceptować. To, że ktoś chciał ją skrzywdzić, że Arthur wziął na siebie brzemię poważnego kłamstwa, które mogło nieść za sobą nie małe problemy. Miała nadzieję, że to się w żaden sposób nie wyda. Nie podejrzewała, aby to było tak poważne złamanie prawa (chyba), ale co jeżeli będą chcieli do deportować? Wolała o tym nie myśleć, ale ta nieprzyjemna myśl zakorzeniła się w jej głowie. Nie mogła doprowadzić do tego, aby stało się coś tak okropnego! Nie wahałaby się wówczas, starałaby się o studia na którejś z Angielskich uczelni, nie była blisko z rodzicami i nie bała się rozłąki. W końcu lata szkoły średniej spędziła w Europie, czas studiów też mogła, chociaż wolałaby, aby do tego nie doszło.
    — A jak cię deportują!? — Wypaliła na głos, zarzucając ramiona na jego kark — nie mogą tego zrobić przeze mnie — naprawdę bała się, że mogłaby go stracić. W obecnym stanie szybko łapała każdą negatywną myśl i bez problemu tworzyła z niej ogromny problem na skalę końca świata. Co wcale jej się nie podobało, bo przecież taka nie była. Wydęła wargi, czuła się winna i dobrze wiedziała, że jednak zepsuła ich wspólny weekend. Z tego powodu było jej strasznie przykro i smutno, tak po prostu, po ludzku. Wolałaby teraz siedzieć w hotelowym pokoju i tulić się do nagiego Arthura zamiast prezentować się przed nim w tej bezpłciowej piżamce zapewne z rozmazanym makijażem i ptasim gniazdem na głowie, zamiast starannie ułożonymi włosami.
    — Mhm — mruknęła, chociaż wiedziała, co zrobi tak czy inaczej. Nie chodziło już tylko o to, że stracą cenny czas. Coś jej podpowiadało, że Arthur nie będzie chciał ani grosza za jej pobyt w szpitalu, a zdawała sobie sprawę z tego, że sama wycieczka kosztowała już całkiem sporo. Nie mogła mu przez swoją głupotę pozwolić na takie opłaty. Bała się, że jeżeli będzie chciała mu dać za to gotówkę, to jej nie weźmie. Co prawda musiałaby wymyślić jakiś powód dla rodziców, przez który zniknęłaby zapewne całkiem spora suma, ale… Była wstanie coś wymyślić. — Dobrze, po prostu… Nie chcę tu być, okej? — Westchnęła. Wiedziała, że zamierzała sięgnąć po nieczyste zagranie, ale nie chciała, aby więcej ją przekonywał do spędzenia więcej czasu w szpitalu, a wiedziała, że jeżeli użyje tego argumentu nie będzie z nią dyskutował — po prostu to za bardzo przypomina mi o aborcji… te koszule, te szpitalne kolory — wyszeptała cicho, jednocześnie mocno go ściskając — nie musimy wracać do domu, możemy zostać do końca weekendu, po prostu nie chcę być w szpitalu — powiedziała cicho, opierając brodę o jego ramię. Boże, wiedziała, że spłonie za to w piekle, ale chciała uciąć dyskusję jej pobytu w szpitalu raz a porządnie. — Poczekam tylko na te wyniki — dodała, spoglądając na niego.

    😖😖

    OdpowiedzUsuń
  122. Pokiwała głową. Oczywiście, że nie zamierzała nagle każdego poprawiać, gdyby zwracali się do niej pani Morrison. Ostatnie, czego chciała, to kłopoty dla Arthura. To było dziwne, bo szybko doszła do tego wniosku, ale… Naprawdę go kochała. Nie zamierzała mu utrudniać w żaden sposób życia, a na pewno ostatnie, czego by pragnęła to to, aby został cofnięty do swojego kraju. Po prostu martwiła się, że ich kłamstwo mogłoby się wydać.
    — Dobrze — powiedziała, a następnie słabo się uśmiechnęła — mężu — na jej policzkach nadal znajdował się ślady po łzach, ale nie pojawiały się już kolejne. Nazywanie Arthura w ten sposób było trochę zawstydzające, ale jednocześnie dość zabawne, bo wcale nie miałaby nic przeciwko, gdyby w przyszłości naprawdę mogła się tak do niego zwracać. — Postaram się — dodała, bo powiedzieć było łatwo, zrobić odrobinę gorzej. Zwłaszcza, że wbrew słowom Morrisona dobrze wiedziała, że to była jej wina. To ona wymyśliła całe te wyjście do klubu i namawiała go do tego. Może nie jakoś długo, ale jednak widziała przecież, że w pierwszym odruchu wcale nie chciał tam iść, a teraz znajdowali się w szpitalu, bo jej ktoś czegoś dosypał, a w dodatku wisiało nad nimi widmo kłamstwa w kwestii ubezpieczenia.
    Widząc minę Arthura i sposób, w jaki się odezwał, było jej strasznie głupio, że z tym wyskoczyła, zwłaszcza, że… Okej. Było jej trudno z myślą, że Bastien specjalnie zrobił jej dziecko, ale podjęcie decyzji o przerwaniu ciąży, dla Villanelle nie było trudne. Było wręcz oczywiste. Zwłaszcza, gdy podsłuchała jego rozmowę i wydedukowała, co planował. Nie gnębiły jej wyrzuty sumienia. Czuła się po prostu źle ze świadomością, do czego doszło. Cała relacja z Bastienem była… Z biegiem czasu widziała, że toksyczna. Ale teraz, z Arthurem było inaczej i było jej naprawdę źle, że nie postarała mu się wytłumaczyć, że po prostu nie chce być w szpitalu. Powiedziała jednak, co powiedziała.
    — Dziękuję, tygrysie — posłała mu delikatny uśmiech, a następnie przymknęła na krótką chwilę powieki — jesteś najlepszy, wiesz? — Spytała, kiedy otworzyła oczy i odnalazła nimi jego spojrzenie.
    Słysząc jego pytanie, zagryzła delikatnie wargę. Powinna. Wiedziała o tym, ale…
    — Nie wpakuję cię w kłopoty? — Odpowiedziała pytaniem na pytanie — będę musiała podać swoje dane… Jeżeli będą różne od tych ze szpitala… Nie chcę ściągnąć na ciebie żadnych kłopotów — powiedziała, oddychając głęboko. Wiedziała jednak, że nie zostawi tej sprawy tak po prostu, bo… Bo jeżeli to trwało, dużo dziewczyn mogło zostać skrzywdzonych lub dopiero zostanie, jeżeli barman nie wyleci i nie zostanie w odpowiedni sposób ukarany — może… może uda mi się to zorganizować w inny sposób — powiedziała, zastanawiając się nad ewentualnymi rozwiązaniami — może stworzę jakiś wątek… może znajdą się inne dziewczyny… — zaczęła zastanawiać się na głos i powoli podnosząc się z łóżka — ogarnę pierw ten wypis — powiedziała, odkrywając ciało z kołdry i powoli zsunęła nogi na ziemię, twardo nimi stając na zimnym podłożu. Zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że przecież nie ma tu żadnych stosownych ubrań, klapek ani nic. Narzuciła na ramiona kołdrę i postanowiła ruszyć do dyżurki, prosząc o wypis na żądanie.

    🐭🐭

    OdpowiedzUsuń