HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

Hold on to yourself, this is gonna hurt like hell

 Violet Brennan
30.06 | 26 lat
Panna Nietykalna | Posiadaczka sieci salonów piękności Candied Violet, które są pralnią brudnych pieniędzy | Absolwentka zarządzania na Columbia University | Młodsza córka barona narkotykowego i bezwzględnego szefa mafii | Siostra starszego brata, następcy ojca | W liceum bohaterka skandalu związanego z sekstaśmą | Bezskutecznie odsuwana przez rodzinę od brudnych interesów | Uzależniona od adrenaliny w jakiejkolwiek postaci | Instagram

Pchnięcie. Stłumiony jęk i łzy spływające po skroniach.
Pchnięcie. Krzyk i pragnienie, żeby to wszystko już się skończyło.
Pchnięcie. Tak bardzo chciałaby być nieprzytomna.
Pchnięcie. Jak długo jeszcze?
Pchnięcie. Pchnięcie. Pchnięcie.
Na filmiku nie widać cierpienia. Nie widać płaczu, wykrzywionej z bólu twarzy, błyszczących w ciemnych oczach łez. Słychać za to uderzenia ciała o ciało, słychać męski śmiech, jęki i przekleństwa. Słychać jej imię i nazwisko, kiedy chłopak z kamerą opisuje, co dzieje się w pokoju należącym do dziewczyny. W domu nikogo nie ma, więc postanowiła urządzić pierwszą w życiu imprezę. Miało być fantastycznie — morze alkoholu, basen, nieograniczony dostęp do prochów. Skończyło się katastrofą, kiedy po kilku drinkach poczuła się zmęczona, położyła się spać, a potem gwałtownie się obudziła, gdy jej bielizna została rozerwana na kawałki. Krzyczała, prosiła, płakała, ale zagrozili, że nagranie znajdzie się w internecie. Więc przestała krzyczeć i prosić, ale nie przestała płakać. Pamięta twarz każdego z nich, całej piątki, pamięta zapach ich perfum mieszających się z zapachem alkoholu i papierosów. Pamięta, który ściskał mocno jej nadgarstki, żeby się nie wyrwała, pamięta, który wdarł się w nią jako pierwszy. Bezlitośnie, szybko, chociaż wówczas była dziewicą. Pamięta ten strach w oczekiwaniu na wyniki, bo nie zawracali sobie głowy zabezpieczeniem. Pamięta szczęk narzędzi chirurgicznych, gdy lekarz wyjmował z jej łona dziecko, które nie mogło się urodzić. Pamięta wytykanie ją palcami, kiedy filmik trafił do internetu, a każdy uczeń otrzymał link z zastrzeżonego numeru. Pamięta wszystko, chociaż kolejne dni, miesiące do zakończenia roku zlały się w szarą plamę. Córka najgorszego człowieka w Nowym Jorku została rzucona na kolana, ugięła się pod ciężarem cierpienia i upokorzenia, ale musiała udawać, że wszystko jest w porządku, żeby ojciec o niczym się nie dowiedział. Bo pragnęła sama wymierzyć sprawiedliwość, choćby miała przy tym zginąć.
Odnalazła ukojenie w adrenalinie. Jazda motocyklem, skoki na bungee i ze spadochronem, wspinanie się po górach to tylko niektóre z pasji, którym się oddaje, gdy ma na to czas. Za dnia businesswoman, w nocy przeskakuje coraz wyżej w mafijnej hierarchii. Zabija bez mrugnięcia okiem i nie ma wyrzutów sumienia. Z czystego biznesu, który zafundował jej tatuś, zrobiła bezbłędnie funkcjonującą pralnię brudnej kasy z przemytu i sprzedaży prochów. Uśmiecha się do zdjęć, udziela wywiadów, przepuszcza spore sumy na organizacje charytatywne zajmujące się ofiarami gwałtów i samotnymi matkami w trudnej sytuacji. Z wierzchu idealna, wewnątrz zepsuta do szpiku kości.
Można by pomyśleć, że dała spokój ze swoją wendetą. I dała, nie ma na to czasu w codziennym życiu. Tylko w bezsenne noce, kiedy to wszystko do niej wraca, wchodzi do garderoby, w której ukryła jeszcze jedne drzwi; drzwi do pokoju z jej tajemnicami, z wszystkimi informacjami, które tak bardzo chce ukryć przed rodziną. Poluje, niczym najlepszy łowca. I nie spocznie, póki nie dosięgnie ich sprawiedliwość.


39 komentarzy:

  1. Myślał, że po wypowiedzeniu tych słów, coś się zmieni, że będzie czuł się dziwnie. Ze świadomością, że komuś je wyznał, że wypowiedział słowa, których nie spodziewał się, kiedykolwiek wypowiedzieć. Ale… nie czuł różnicy. Nie stał się nagle słaby i bezbronny. Owszem, miał świadomość, że wyznanie miłości stawało się niejako bronią w rękach Violet, ale… spoglądał na jej twarz, w jej oczy, trzymał w dłoniach jej policzki i nie czuł się zagrożony. Nie bał się, że zaraz zostanie oddany strzał. Nie czuł się słaby. Wręcz przeciwnie. Kotłujące się w głowie myśli sprawiały, że wręcz nabierał siły. Miał dla kogo starać się jeszcze bardziej. Być bardziej bezwzględnym w przypadku zagrożenia, które mogłoby być wymierzone w któreś z ich dwójki, a w zasadzie trójki. Miał jeszcze większą motywację do przejęcia interesu. Do siania postrachu nazwiskiem Sanders. Dla niej. Dla nich. Dla ich przyszłości, dla przyszłości ich dziecka. I ta myśl, chociaż była przerażająca, była jednocześnie kurewsko ekscytująca.
    — Będę musiał pomyśleć nad czymś równie uroczym dla ciebie — puścił jej oczko, uśmiechając się przy tym kącikami ust.
    Siedział na swoim krześle, chociaż musiał się powstrzymywać przed tym, aby nie podejść do niej, wziąć ją w ramiona i posadzić na swoich kolanach. Obawiał się jednak, że gdyby to zrobił nic by im nie wyszło z rozmowy, a jednak był na tyle świadomy i odpowiedzialny, że zdawał sobie sprawę z tego, że naprawdę muszą obgadać pewne tematy i ustalić… cokolwiek. Choćby na sam początek. W końcu mieli zostać rodzicami. Musieli o tym pogadać.
    — Lubię cię tak nazywać, kochanie — specjalnie zniżył ton, pozwalając jej na złapanie jego dłoni. Spoglądał na ich ręce i oczekiwał, co miała do powiedzenia. Chciał, aby pierwsza nakreśliła, jak to wszystko widziała w obecnej sytuacji. Słuchał tego, co miała do powiedzenia i od razu rozmyślał nad tym, co mówiła. Nie mógł się nie zgodzić, to zdecydowanie działo się za szybko. Biorąc pod uwagę, jak postępował w swoich poprzednich związkach, chociaż nazywanie tego związkami było… nie do końca adekwatne — nie musimy od razu razem zamieszkać — stwierdził — moglibyśmy zacząć rozglądać się za czymś wspólnym. Potrzebuje… swoich miejsc, tak jak ty swoich. Żadne z nas nie przeniesie się w pełni do drugiego. Możemy zamieszkać razem dopiero, gdy znajdziemy odpowiednie miejsce — zaproponował, mając nadzieje, że taki układ będzie jej odpowiadał. Potrzebował swojego pokoju. Jego dom może i był duży, ale zdecydowanie nie był dostosowany do potrzeb rodziny. Nie był nawet przystosowany do jednej osoby więcej, podejrzewał, że garderoba była za mała, gdyby Violet miała przenieść wszystkie swoje rzeczy. Musiałoby być dużo zmian, łatwiej było zainwestować w coś nowego. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad czymś zupełnie innym — twoja rodzina — z Victorem nie pałali do siebie sympatią, a co z resztą? — James nie będzie chciał mnie zamordować za zrobienie dzieciaka jego jedynej córeczce? — Nie, żeby się bał. Ale powiedzmy sobie szczerze, biorąc pod uwagę, że nie miał dobrego startu z jej bratem, z ojcem dobrze byłoby… nie rozpoczynać od wojennej ścieżki. Tak po prostu.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  2. — Tak łagodnie? — Zaśmiał się na jej propozycje. Wbrew wszystkiemu… lubił nazywać ją swoim skarbem. Była nim. Była skarbem, który zamierzał chronić i zapewnić bezpieczeństwo. Sprawić, aby nikt nigdy więcej jej nie zranił. Nawet jeżeli chodziło o samego niego. Wolałby, aby Vic ponownie mu wpierdolił, niż gdyby miał dopuścić się do zranienia Violet Brennan. Dlatego był pewien swoich wcześniejszych słów i tego, że nigdy więcej nie zrani jej w taki sposób, jak zdarzyło się to w LA. Pierwszy i ostatni raz, zachował się względem niej w taki sposób. I naprawdę mogła być pewna jego słów.
    Uniósł brew, widząc, że odsuwa się od stolika. Kącik jego ust drgnął, kiedy się zbliżyła, odsunął się nieco z krzesłem od stolika, zdając sobie sprawę z tego, co zamierzała zrobić. Gdy tylko znalazła się na jego kolanach, od razu objął ją, przyciągając ją odrobinę bliżej swojego ciała, a następnie zaciągnął się mocno jej zapachem. Kurwa, dwa dni a zdążył tak bardzo zatęsknić za uczuciem ciepła jej ciała i tym słodkim, wręcz odurzającym zapachem.
    Skinął lekko głową na jej słowa, ciekaw tego, co miała do zaproponowania. Zmrużył lekko oczy i jednocześnie zamruczał, zastanawiając się nad jej słowami.
    — Finanse nie mają znaczenia — przyznał, bo doskonale wiedział, że każde z nich dysponowało kwotami, które sprawiały, że nie istniały dla nich żadne ograniczenia — odludzie brzmi dobrze, ale jednocześnie… musimy mieć blisko do pracy — mruknął — a przynajmniej na tyle, żebym nie miał ochoty z wkurwienia przez stanie w korkach na zamordowanie kogoś niewinnego — dodał, unosząc kącik ust. Zastanawiał się nad potencjalnymi lokalizacjami, które mogłyby pasować i jej i jemu — masz na myśli jakieś konkretne odludzie? — Dodał, zbliżając się nosem do jej szyi. Początkowo chciał jedynie mocniej zaciągnąć się jej zapachem, ale kiedy poczuł na czubku jej ciepło, przesunął nosem w górę jej szyi, muskając ustami ciepłą skórę, jednocześnie zaciskając palce mocniej na jej ciele. Chociaż poruszany przez niego samego temat jej rodziny, a zwłaszcza ojca, mogłoby się wydawać, nie powinien być omawiany w takich okolicznościach. Chociaż to nie sprawiało, aby nie chciał jej dalej całować czy dotykać.
    — Mam w dupie twojego brata — przyznał całkiem szczerze — ale wolałbym, żeby twój ojciec nie pragnął niej śmierci — dodał, uśmiechając się lekko. Nie bał się o swoje życie z rąk jej ojca, podejrzewał, że mogłaby być niezadowolony, owszem, ale jeżeli Violet przedstawi to w odpowiedni sposób podejrzewał, że faktycznie o życie, nie musiał się obawiać. Ale liczył jedynie, że z James’m będzie mniej… bojowo. Nie liczył, że zostanie ciepło przyjęty, był realistą. Poza tym nie czułby się w pełni swojo, więc nawet o tym nie myślał.
    — Jak sobie życzysz — wyszeptał, ponownie muskając jej szyję, przechodząc z pocałunkami w górę, na jej żuchwę — wróbelki wyćwierkały mi co lubisz, mam nadzieje — przełożył jedną dłoń na jej brzuch i czule go pogłaskał — że nikt nie zmienił twoich preferencji, chociaż kucharz miał być przygotowany na każdą twoją zachciankę — dodał, aby nie miała wątpliwości, że może zamówić na co tylko ma ochotę.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  3. — Chyba zaczekam, aż to przyjdzie samo. Wymyślanie czegoś na siłę jest passe — zaśmiał się cicho, nieco mrukliwie — póki co będziesz moim skarbem. Chyba ci to nie przeszkadza? — Spytał, unosząc przy tym wysoko brew. Doskonale wiedział, jaka będzie jej odpowiedź, ale chciał kolejny raz usłyszeć, że lubiła, gdy odzywał się do niej w ten sposób. Jemu samemu sprawiało to przyjemność, której nie umiałby tak po prostu wytłumaczyć, gdyby ktoś go właśnie o to poprosił. Miłość i generalnie uczucia były ciężkie do wytłumaczenia. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Theo Sanders. Przez całe życie zduszał wszystko w samych zalążkach. Samo czucie czegokolwiek do kogokolwiek wydawało się wręcz niemożliwe, a jednak. To się działo. I nie czuł czegokolwiek do kogokolwiek. Kochał Violet Brennan i to wydawało się jeszcze bardziej nierealne, a jednak. Czuł to doskonale w swoim sercu i wiedział, że nie jest w stanie pomylić tego konkretnego uczucia z czymś innym.
    — Chcę powiedzieć, że jeszcze mnie nie zalewa krew, kiedy stoję w korkach — zaśmiał się, przymykając na krótką chwilę powieki, myśląc nad tym, co mówiła. Jej kolejne słowa, te wypowiedziane szeptem sprawiły, że przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zdecydowanie było coś z nim nie tak, ale skoro to nie przeszkadzało Violet, a wręcz wydawało się, że czuła podobnie… kurwa, nie mógł trafić lepiej z ulokowaniem swoich uczuć. Brennan była dla niego idealna — i chociaż perspektywa dojazdów z nadbrzeża nie jest kusząca… powiedz mi jeszcze kilka brzydkich rzeczy, wciąż mnie całując i zgodzę się na wszystko — zaśmiał się. Krótko. Chrapliwie. Wbijając mocniej palce w jej ciało, o ile to w ogóle było możliwe. Miał wrażenie, że gdy pozwoli sobie na użycie jeszcze odrobiny większej siły, zacznie robić jej krzywdę. Bo to, że już teraz z zostawi po sobie siniaki było bardziej niż pewne. Zdążył poznać jej ciało i to, jak reagowało na jego dotyk — nie myślałem o tym w ten sposób, ale właśnie podsunęłaś mi świetny pomysł na nasze randki — wyszeptał, odnajdując ustami jej ucho. Słowa wypowiedział wprost do niego, otulając je ciepłym oddechem, a następnie złapał zębami płatek ucha i pociągnął go w swoją stronę, całkowicie będąc przy tym pozbawionym delikatności.
    Chociaż szybko pozostawił tę myśl, skupiając się na rozmowie. Na rozmowie o jej rodzinie, co znacząco obniżyło poziom jego do tej pory wzrastającego podniecenia. Zwłaszcza, że cóż… myśl o ojcu Brennan nie wprawiała go w jakieś szczególne uczucia, ale świadomość, że Violet zamierzała zrobić z Vica wujka… już tak. Dlatego zacisnął wargi i przez chwilę po prostu jej się przypatrując, zastanawiając się nad idealnym rozwiązaniem tego problemu. Mógłby mu po prostu wpierdolić, ale podejrzewał, że to wszystko by tylko pogrążyło. Może nie był pokojowo nastawionym człowiekiem, ale… miał pewną świadomość swoich czynów. No i przyrzekł, że jej więcej nie zrani. Nie podobało mu się to.
    Uśmiechnął się kącikiem ust, ale ten uśmiech błyskawicznie zniknął na dźwięk znajomego nazwiska. Od razu przed oczami miał twarz faceta, który ewidentnie leciał na jego skarb.
    — Mogę go zabić. Z reguły nie robię tego tak po prostu, ale on… nie trawię go. A skoro jest utrudnieniem i problemem — wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym niewinnie — jestem tu, żeby pomóc pozbyć się przecież problemu — dodał, wzruszając przy tym ramionami. Jakby komentował aktualną pogodę.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miał najmniejszego problemu, aby z łatwością stanęła mu przed oczami wizualizacja słów wypowiadanych przez Brennan. Dom na plaży, oddalony od wszystkiego z każdej strony. Nieograniczony widok na zewnątrz, oni w dwójkę… niedługo w trójkę, i wszystko to, czego tylko zapragną. Dla siebie, dla swojej rozrywki… nie powinien łączyć wizji tworzącej się rodziny z słuchaniem o tym, co będą robić z biedakami, którzy zajdą im za skórę, ale tacy właśnie byli. Tak właśnie wyglądało ich życie. Czy był sens udawać, że jest inaczej? Do tego jej ciepły oddech i miękkie wargi muskające jego skórę… krew w nim wrzała, ale wciąż nad sobą panował. Co wcale nie powinno być dla nikogo zadziwiające. W końcu był Theodorem Sandersem, człowiekiem, który potrafił zapanować nad wszystkimi emocjami. Przynajmniej tak długo, jak w pobliżu nie było Brennan, która potrafiła sprawić, że szybko zapominał o własnych zahamowaniach.
    — Kiedy spotkasz się z ojcem i przedstawisz mu plan na budowę naszego domu? — Spytał, gładząc dłońmi jej uda. Wcale nie zmniejszając ucisku, mimo syknięcia, które z się z niej wyrwało. Wręcz przeciwnie, to jedynie bardziej go nakręcało i miał ochotę na więcej. Nawet myśl o jej ojcu przestała go studzić. Jedynie fakt, że wprost przyznała, że jest głodna i chce dokończyć w domu. Wiedział dobrze, jak będzie to wyglądać, zwłaszcza P odruchu jej bioder, więc… mógł pogodzić się z tym, że w restauracji jej nie tknie.
    — I myślisz, że tak po prostu by to przyjął? — Parsknął, zresztą nie zamierzał tego rozwiązywać w taki sposób. A już na pewno nie zamierzał wciągać w to samej Violet. Załatwi to sam. Nie wiedział jeszcze jak, ale zamierzał to zrobić. Dla niej. Podejrzewał, że Vic dla siostry również był w stanie zrobić dużo, więc mieli ten sam cel. Aby Brennan była szczęśliwa. Mogłoby się wydawać, że współpraca powinna być… względnie łatwa.
    — Może zmienimy temat, nie mam ochoty w tym momencie myśleć o twoim bracie i jego przydupasie — mruknął, mrużąc oczy na myśl o Woodsie. To wcale nie był przyjemniejszy temat od Victora, bo doskonale wiedział, jak facet leciał na jego kobietę. To, że teraz próbował sprawiać jej problemy, niczego nie ułatwiało, a już na pewno nie sprawiało, aby Theo był dla niego łaskawszy.
    — Nuda — wywrócił oczami, ale skinął lekko głową — chcesz się zająć tym sama póki co? — Spytał, bo miał świadomość, że przede wszystkim to był jej interes i jej sprawy, a on sam nie lubił, gdy ktoś mu się narzucał. Machnął dłonią i się cicho zaśmiał — jakby mi jego imię było do czegokolwiek potrzebne — wymruczał, a następnie odchylił się od niej odrobinę.
    — Jesteśmy gotowi do złożenia zamówienia! — Odezwał się na tyle głośno, że mężczyzna nie mógł go nie usłyszeć i zignorować. Poza tym, byli tu tylko oni, a sam fakt ile im zapłacił za udostępnienie całego lokalu tylko dla niego i Brennan, powinien przybiec do nich w kilka sekund.
    I jak się okazało, facet doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo odgłos jego kroków stał się momentalnie słyszalny, a po chwili stał już przed nimi gotów do zebrania zamówienia.
    — Na co masz ochotę skarbie? — Theo przeczesał włosy Vi, uśmiechając się przy tym kącikami ust.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiał doskonale, co oznaczała ciąża. Może jednak w jego pojęciu, jeszcze nie stało się to tak prawdziwe i namacalne, aby próbować w jakikolwiek sposób ograniczać Vi? Być może, w tym temacie wszystko miło się jeszcze zmienić. Na ten moment jednak, choć miał świadomość, że nosiła w sobie dziecko, nie przeszło mu nawet przez myśl, aby cokolwiek zmieniać w ich życiu. W jej życiu, bo to przecież ona stała się odpowiedzialna w jednej chwili za dwoje. On, owszem, miał opiekować się łącznie ze sobą, trojgiem ludzi, ale on… on nie musiał niczego zmieniać, bo nikogo bezpośrednio nie narażał. W każdym razie, jeszcze teraz o tym nie myślał. O konsekwencjach, zmianach i dostosowaniu się. Jeszcze brał życie takim, jakie było do tej pory.
    — Świetnie — uśmiechnął się, szybko odsuwając od siebie temat rozmowy. Skupił się na dźwiękach, które wyrywały się z jej ust i ruchu jej bioder. Powinien być bardziej opanowany, ale… kurwa, ciepło bijące od jej kobiecości tuż przy jego penisie działało tak, że nie był w stanie powstrzymać się przed przyciśnięciem jej bioder do siebie. Tak, aby wyraźnie poczuła jego twardego kutasa przez dzielące ich materiały ubrań. Nie myślał nad tym czy cokolwiek im wypadało, czy nie. W końcu, z jakiegoś powodu restauracja była całkiem pusta. To, że wykupił lokal przez to, że obawiał się rzucania przez Brennan nożami nie oznaczało, że nie mogli tego wykorzystać. Zwłaszcza, że sama podsuwała mu do głowy mocno nieczyste myśli. A jej zachowanie, jak choćby ocieranie się o jego kutasa nie świadczyło o tym, że była z niej grzeczna dziewczynka. Zresztą. Doskonale wiedział, że taka nie jest.
    — Wiem o czym mówisz, bo jeszcze potrafię myśleć, ale uprzedzam, że jeszcze raz poruszysz biodrami w ten sposób, to panowanie nad nami przejmie ten schowany w spodniach — zaśmiał się, ale… chyba lojalnie ją po prostu uprzedzał, bo nie był w stanie obiecać, że będzie w stanie w pełni nad sobą zapanować. Chociaż się starał.
    Wziął głęboki oddech, bo zdecydowanie jego kutas nie miał ochoty kontynuować rozmowy na temat jej rodziny, a zwłaszcza na temat brata. Dlatego wzruszył ramionami, naprawdę w tej konkretnej chwili nie mając na to ochoty. Mieli przed sobą całkiem sporo czasu na wrócenie do tematu, aby… coś ustalić i sprawić, aby dziecko miało w swoim życiu wujka Vica. Dlatego uśmiechnął się jedynie łobuzersko, skupiając się na temacie Woodsa. Chociaż koleś mu się nie podobał, temat był znacznie przyjemniejszy, bo z ogromną chęcią skrzywdzi kolesia, który chociaż przez moment myślał o tym, aby dobrać się do Violet. Jego Violet.
    — Po prostu pytam — odparł, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy. Przechylił głowę, nieco marszcząc brwi, bo jej ale, wcale mu nie odpowiadało — a mogło być tak pięknie — mruknął, chociaż i tak podobał mu się sam fakt, że będzie mógł go skrzywdzić — sprawimy, że będzie błagać o dobranie podkładu — wymruczał cicho i wpił się w jej wargi, nim przybył do nich menadżer restauracji.
    — Ufam jej w tej kwestii — skinął tylko głową, gdy złożyła za nich zamówienie. Uniósł brew o wspomnieniu o kawie, a następnie uśmiechnął się, uważnie jej się przypatrując — nie zamówiłaś nam żadnych przystawek — zauważył, a jego uśmiech znacznie się poszerzył — mam to traktować jako sugestie? — Spytał szeptem, kiedy oderwali się od swoich ust. Przeniósł w końcu dłoń z jej bioder, w dół, aby wsunąć palce pod materiał sukienki i nieznacznie podwinać ją w górę — bo mam przed sobą danie, które jest moim ulubionym — zauważył, a kąciki jego ust, zaczęły drgać.


    🖤😈

    OdpowiedzUsuń
  6. — Kurwa, Brennan, mówiłem poważnie — wymruczał, kiedy mimo jego lojalnego ostrzeżenia, dziewczyna ponownie poruszyła biodrami ocierając się o jego krocze. Jeżeli myślała, że gadał tak dla gadania, była w błędzie. I zamierzał jej to uwolnić tuż po tym, gdy złożą zamówienie, a mężczyzna przez jakiś czas nie będzie im przeszkadzał. W końcu przygotowanie posiłków trochę trwało, a w tej konkretnej chwili naprawdę nie zamierzał się długo z nią bawić. Raczej chodziło o udowodnienie, że nie rzuca słów na wiatr. Dlatego przyjrzał jej się spod pół przymkniętymi powiek, obserwując jak się na chwilę podnosi, aby zmienić na nim pozycję. Co bardzo mu odpowiadało. Połowiczny uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy w ten sposób poczuł jej ciepło jeszcze wyraźniej.
    — Powiedzmy, że masz szczęście — wymruczał w odpowiedzi, zdając sobie sprawę z tero co robi — że sama właśnie do tego dążysz, bo inaczej wziąłbym to sam. Ostrzegałem, Brennan — niemal warknął, kiedy rozpięła jego pasek i spodnie, uwalniając jego twardą męskość z bokserek. Wziął głęboki oddech, kiedy jej palce przesunęły po jego członku. Drgnął pod tym dotykiem, zwilżając koniuszkiem języka wargi, a słysząc jej kolejne słowa, zaśmiał się chrapliwie — przyzwyczajaj się — mruknął, urywając jednak, aby przez chwile skupić się wyłącznie na swoim kutasie wchodzącym w jej mokrą cipkę. Pozwolił sobie na cichy jęk, gdy opadła na nim, wpuszczając go w siebie w pełni. Zamruczał, czując jak od razu jej ścianki się zaczęły zaciskać. — Podczas poszukiwań bielizny, będziemy mieli większą widownię — dokończył poprzednią myśl, układając dłonie na jej biodrach, aby docisnąć ją mocno do siebie. Spojrzał na jej twarz, gdy się odchyliła i zmierzył uważnie wzrokiem, przyglądając jej się w tym czasie z zachwytem w oczach. Uśmiechnął się łobuzersko, gdy zaczęła się poruszać. On sam nieco poprawił się na krześle, aby samemu również móc poruszać swobodnie biodrami. Nim złączyła ich usta w pocałunku, uśmiechnął się łobuzersko. — Żebyś miała świadomość, że zamierzam cię później skosztować — wymruczał cicho — w końcu jesteśmy w restauracji, skarbie — dodał, pozwalając na złączenie ich warg w pocałunku. Bez kolejnych przedłużań, skupił się jedynie na jej kołyszących się biodrach na jego kutasie i na tym, aby jak najszybciej doszła. Z chęcią posłuchałby jej jęków, ale zdawał sobie sprawę z tego, że są jednak mimo wszystko w miejscu publicznym, a Violet wydawała się, wbrew wszystkiemu, nieco… onieśmielona? To nie było odpowiednie słowo, bo inaczej to nie ona by rozpoczęła zbliżenie. Czuł jednak, że zdecydowanie był to ten moment, w którym mieli zaliczyć po prostu szybki numerek, aby pozwolić sobie na, jak sama przyznała, zaspokojenie pierwszego głodu. Dlatego, gdy tylko doszła, pozwolił sobie dokładnie na to samo, czując jak jego kutas jest regularnie obejmowany jej mięśniami.
    — Nieco… zaspokojona? — Wyszeptał, opierając się czołem o jej czoło — bo ja czuję się jedynie bardziej głodny — stwierdził z uśmieszkiem na ustach.

    😈🖤

    OdpowiedzUsuń
  7. — Może to błąd, Brennan? Może chciałabyś, żebym ci przypomniał, kim jestem — powiedział z połowicznym uśmiechem. Nie. Nie groził jej w tej chwili. Nigdy by jej nie skrzywdził w seksualnym kontekście i w zasadzie żadnym innym, ale mimo wszystko nie powinna przecież zapominać, z kim się pieprzyła. Z kim tworzyła związek.
    Przez jego twarz przemknął uśmiech, gdy wspomniała o tym, że nikt nie będzie ich znał.
    — Skąd ta pewność? — Spytał, przesuwając dłonie pod materiałem sukienki, wbijając mocno palce w jej skórę, raz na udach, raz na biodrach, starając się jednocześnie zapanować nad oddechem. Przez chwilę nie kontynuował tematu, skupiając się jedynie na brunetce i jej zaciskającej się kobiecości na jego penisie. Lubił na nią patrzeć podczas stosunku, przyglądać się jej twarzy, najmniejszym grymasom, ale tym razem przymknął powieki, samemu odchylając głowę na oparciu, mrucząc z rozkoszy, gdy dociskała się do jego bioder. Za każdym razem, gdy opadała w dół, przytrzymywał ją przy sobie. Przez cały czas och usta złączone były w pocałunkach, więc nawet on pozwolił sobie ja ciche jęknięcie, kiedy wyraźnie poczuł na sobie jej orgazm.
    — W takim razie nie mogę się doczekać — przyznał mrukliwie, gdy oderwał się na krótką chwilę od jej ust, a następnie ponownie się w nie wpił. Niechętnie, ale pozwolił jej na zejście z siebie, a kiedy zniknęła, sam się oporządził, zapinając rozporek i klamrę paska.
    Czekał, aż wróci, aby móc skosztować dań. Ciekawy, czy faktycznie restauracja była na tyle dobra. Chociaż wierzył w dobry gust Brennan.
    — Nie wracasz do mnie? Jaka szkoda — powiedział, unosząc kąciki ust, gdy usiadła naprzeciwko niego — a już myślałem, że będę mógł cię nakarmić — wymruczał, sięgając samemu po sztućce i powoli zabrał się za spróbowanie wybranego przez Violet dania. Stek wydawał się być prostym posiłkiem, ale aż za dobrze wiedział, że było to tylko mylne wrażenie. Kiedy wbił widelec w mięso, uśmiechnął się na widok krwistych soków wypływających z posiłku — dobrze, że nie zapomniałaś o tym prawie — zaśmiał się, próbując w końcu mięsa.
    Skupiał się na posiłku, a nie na tym jak jadła sama Violet, poza tym… mógłby ją oglądać w każdym możliwym wydaniu i nie zrezygnowałby z niej.
    — Na szczęście sos nie wyglada jak błotko, więc nie sprawiasz wrażenia świnki — puścił jej oczko, uśmiechając się przy tym— chociaż zaczynam się zastanawiać czy jesteś tak wygłodniała czy, aż tak ci smakuje. Przy paelli Ryana umiałaś się pohamować — dodał niby oskarżycielsko, ale tak właściwie bardziej żartobliwie. Chociaż to mogło zależeć akurat od jej odpowiedzi.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  8. — Może — wymruczał cicho, biorąc pod uwagę taką możliwość. W zasadzie mógłby to zrobić, ale zdecydowanie nie teraz, nie tutaj, nie w tej chwili — ale wrócimy do tego później.
    Skupiał się na jej mokrej cipce, niby słuchając tego co mówiła, ale jednocześnie musiał przyznać, że w tym konkretnym momencie pozwolił na to, aby to jego kutas przejął dowodzenie, więc chociaż słyszał jej pytania, był za bardzo zajęty przyciskaniem jej do siebie i sięgania niemal jej końca, aby formułować odpowiedzi na pytania.
    Dopiero po wszystkim, gdy ochłonęli, każde z nich zajmowało swoje miejsce, a na stole ułożone były zamówione dania, mógł myśleć tą odpowiednią głową.
    — Nie — uśmiechnął się, mając na myśli jej wcześniejsze pytanie, zadane jeszcze podczas stosunku — ale coś mi mówi, że Violet Brennan jest dość znana, a na pewno Candied Violet, myślę, że właścicielka również — mrugnął do niej, powracając uwagą do kawałka mięsa na swoim talerzu i odkrywania kolejnych kawałków, słuchając jej cały czas i tego, co miała do powiedzenia.
    Uniósł wysoko brew na jej wyznanie, bo nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Mógłby zacząć prawic jej morały, ignorując część dotyczącą ich pierwszej, wspólnej kolacji w Thyme i skupić się jedynie na tym, że przez dwa dni nic w siebie nie wcisnęła, ale… miał na to inny plan. Dlatego jedynie wydał z siebie jakiś cichy pomruk i wsunął do ust kolejny kawałek krwistego mięsa.

    Szczerze mówiąc odetchnął, gdy po nawoływaniu Rose się nie pojawiła, bo kobieta nie przypadła mu do gustu po ich pierwszym spotkaniu. Wiedział, że to było bardziej złożone, biorąc pod uwagę całość okoliczności, ale to nie znaczyło, że miał ochotę od razu po powrocie do willi (a w zasadzie dopiero pojawieniu się w niej) zaczynać od spotkania ze starszą kobietą. Nie, aby czuł się w jakikolwiek sposób zobowiązany do tłumaczenia jej czegokolwiek i do prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy.
    — Woods — powtórzył za brunetką, podążając za nią w głąb domu, mrużąc przy tym lekko oczy — wszystko zależy od tego, jak bardzo chcesz się zabawić — stwierdził, gdy odsunęła się od jego warg. Uniósł brew, słysząc o pływaniu. Przez cały ten czas kroczył powoli za nią, skupiając swoje spojrzenie na jej kołyszących się biodrach. — Widzę, że róże były strzałem w dziesiątkę — wymruczał, orientując się, że je zostawiła. A on zamówił ich faktycznie tak dużo, że znajdowały się niemal w każdym kącie willi — jeżeli pozbędziesz się wszystkich warstw — stwierdził, zatrzymując się tuż obok niej, zerkając przed siebie, na basen, na widok. Lubił Nowy Jork, ale musiał przyznać, że LA miało coś w sobie. Rozpiął jednak guzik marynarki i zsunął ją ze swoich ramion, a następnie sięgnął do guziczka koszuli tuż przy kołnierzyku — to co, omawianie tortur w basenie? — Spytał, wpatrując się w jej bieliznę. Czekając, aż się jej pozbędzie. Lub poprosi, aby on to zrobił.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  9. Zmarszczył lekko brwi, bo wyraźnie musiał coś pokręcić, bo był niemal pewny, że jeden z salonów już w Los Angeles się znajduje. Wzruszył lekko ramionami, a na twarz przybrał jedynie połowiczny uśmiech.
    — W takim razie to tylko kwestia czasu, aż cię pokochają. Będą później wspominać, że to właśnie ta dziewczyna pieprzyła się w ich sklepie — stwierdził, przepowiadając jej jaskrawą przyszłość, jeżeli chodziło o biznes w LA. Zresztą, nie widział powodu dlaczego miałoby być inaczej. Zwłaszcza, że jeżeli chodziło o problematycznego Woodsa, sami mieli się nim zająć, a to oznaczało, że problem nie istniał. Kwestia czasu.
    — Bardzo — powtórzył cicho, jakby smakował tego słowa w swoich ustach. W jego głowie projektowały się już pomysły, w jaki sposób mogliby się nim zająć. Kącik ust, które unosiły się coraz wyżej i nieobecne spojrzenie jego ciemnych oczu jasno wskazywały na to, że pozwolił sobie po raz pierwszy w obecności Violet, na zagłębienie się w swojej mrocznej części. Poszukując sposobu idealnego. Sposobu, który sprawi, że Woods będzie chodził jak marionetka, którą się stanie. Bo tego chciała Violet, a Theo zamierzał zrobić dla niej wszystko.
    Kiedy kłapnęła zębami, wrócił na ziemię, spoglądając na jej twarz, na jej ciemne oczy, pełne wargi. Na trzymaną w jej dłoniach różę.
    — Myślisz, że przyjmie twoje zaproszenie na kolację? — Spytał, przechylając głowę. Przesunął wzrokiem po różach i wzruszył ramionami. Czym był jeden bukiet, kiedy mógł ją dosłownie zasypać kwiatami — podejrzewam, że to kolor je do ciebie przekonał — uśmiechnął się. Musiał przyznać, że dobrze wyglądała, z kwiatami przy swojej twarzy. Ostre rysy wydawały się jeszcze bardziej widoczne przy delikatności płatków kwiatów.
    Syknął cicho, kiedy stworzyła małe rozcięcie kolcem na jego torsie. Uśmiechnął sią kącikami, spoglądając w dół.
    — Chcę cię w nich zerżnąć — powiedział nagle, całkiem otwarcie, mając na myśli dostarczone przez siebie bukiety. Chciał ją na tych różach, w tych różach, chciał ją wziąć, czując pod palcami ciepło jej ciała i delikatne płatki, które wspólnie zniszczą swoimi ciałami. Chciał czuć więcej kolców róż, wbijających się losowo w ich ciała, chciał… kurwa chciał jej tak mocno, że nie był w stanie wyzbyć się z głowy obrazu jej nagiego ciała leżącego wśród kwiatów. Dlatego, kiedy się odsunęła i opuściła różę, pierw się schylił, aby podnieść kwiat i uważnie mu się przyjrzeć, zaciągnąć się jego zapachem i dopiero wtedy ruszył za nią, spoglądając na jej biodra, na rzucony na ziemie biustonosz. Na majtki, które złapał w ostatniej chwili i z szatańskim uśmieszkiem przysunął je do swojej twarzy, zaciągając się mocno zapachem jej podniecenia, a następnie wsunął je do kieszeni spodni. Po chwili pozbył się z siebie ubrań i wszedł do basenu, zanurzając się i od razu dopływając do brunetki, aby złapać ją w swoje ramiona, a następnie przycisnąć do swojej klatki piersiowej, przyciskając do siebie mocno jej piersi.
    — Pierw seks — wymruczał — a później opowiem ci o moim pomyśle — szepnął, nachylając się do jej ucha, które chwycił zębami — chyba, że wolisz abym opowiadał co z nim zrobimy, kiedy będę w ciebie wchodził — wyszeptał cicho, przenosząc dłonie w dół, na jej pośladki. Zacisnął na nich mocno dłonie, a następnie przesunął ręce w dół, równie mocno zaciskając palce i wbijając je w skórę brunetki, aby chwycić ją, przycisnąć jej podbrzusze do swojego, aby czuła wyraźnie, jak twardy już był. Tak właśnie na niego działała.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  10. — Mógłbym wziąć to pod uwagę — powiedział niskim głosem, gdy wspomniała o rozrastaniu Thyme. Problem polegał na tym, że Theo był perfekcjonistą. Filia w Nowym Jorku ciagle była pod jego czujnym okiem, pracownicy przechodzili szczegółową selekcję, nawet jeżeli chodzi o zatrudnienie kelnerki na weekendy, sam się tym zajmował (chociaż miał od tego ludzi), bo nie lubił gdy coś lub ktoś psuło jego pracę. Wszyscy i wszystko musiało chodzić w zegarku — musiałbym nieustannie krążyć miedzy LA a NY — powiedział w chwilowym zamyśleniu. Skoro Violet miała otworzyć tutaj swój interes, mogliby robić to wspólnie, pieprząc się za każdym razem w przestworzach (ta myśl akurat bardzo mu odpowiadała), ale nie był pewien, czy Brennan chciałaby tak często doglądać swoich salonów.
    Powiedzmy sobie szczerze, Sanders miał obsesje na punkcie Thyme.
    Zmarszczył lekko brwi, bo nie podobało mu się, że ten koleś na nią leciał. Kurewsko mu się to nie podobało i z chęcią pozbyłby się go raz na zawsze. Nie czuł się zagrożony. Wiedział, że Woods nie ma do zaoferowania Violet niczego nadzwyczajnego, niczego, czego on sam nie mógłby jej dać, ale… wkurwiał go. Tak po prostu.
    Dlatego nie ciągnął od razu tematu dalej. Skupił się na Violet. Na kwiatach. Na wyobrażeniach, które kłębiły się w jego głowie i razem z widokiem ciała Violet sprawiały, że jego kutas znów był twardy.
    Trzymając ją w swoich ramionach, czując jej kobiecość na swoim penisie, zamruczał cicho i ruszył powoli w stronę ścian basenu. Chciał przyprzeć ją do czegoś i wejść w nią mocno, ale go ubiegła. Zamruczał tylko, na dźwięk jej głosu i sam przymknął powieki wzdychając cicho, gdy ponownie poczuł na swoim kutasie jej ciasną cipkę, którą momentalnie szczelnie go objęła, a ich usta złączyły się w pocałunku. Trzymał ją cały czas mocno, krocząc do skraju basenu i dociskając ją do siebie.
    — Tatuś na pewno ma w tej pięknej willi jakieś… odosobnione miejsce, hm? — Wymruczał, przypierając jej plecy do ściany basenu. Odsunął się jednak od niej, pozwalając sobie na wyjście z niej, ale tylko po to, aby odwrócić ją, a następnie wbić się w nią od tylu i przylgnąć do jej pleców. Poruszając biodrami sięgnął jej włosów i odgarnął je na jedno ramie, aby odsłonić jej ucho. Nim jednak sięgnął do niego ustami, pierw ugryzł jej szyję, jednocześnie mocno się w nią wbijając — zamkniemy go w nim, skujemy kajdankami i przetrzymamy bez wody i żarcia. Dobę, dwie… — mówił chrapliwie, nie przestając jej przez cały ten czas posuwać mocno, drugą dłonią sięgając jej włosy i ciągnąć za nie, aby odchylić jej głowę na tyle, by był w stanie zerknąć na jej minę — wiesz, co robią szczury, kiedy je się zamknie? Szukają ucieczki. Na wszelką cenę. Drapiąc, gryząc, próbując utorować sobie drogę. Jak myślisz… co się stanie, gdy ułożymy szczura na jego brzuchu, plecach czy gdziekolwiek kurwa indziej i odetniemy mu drogę ucieczki? — Mówił, czując, że tym razem czeka ich naprawdę długie rżnięcie, jeżeli tylko Brennan będzie miała wystarczająco dużo siły.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie był pewien czy taki rozkład był dobry. Prawda była taka, że od lat nie opuszczał Thyme na dłużej niż kilka godzin. Pobicie przez Maxa było powodem jego najdłuższej przerwy, teraz LA. Może… mógłby się do tego przyzwyczaić. Do nieobecności w Nowym Jorku. Do zmian miejsca. Do doglądania dwóch restauracji, tylko… musiałby znaleźć dwóch naprawdę zaufanych ludzi, a nie jednego. To było trudne. Zadowolenie Theo w sprawach biznesowych, ale więcej czasu z Brennan…
    — Muszę to przemyśleć — przyznał, że bierze taką opcję pod uwagę. Co prawda wcześniej w ogóle o tym nie myślał, ale teraz, kiedy rzuciła tym tak niezobowiązująco… mógł to rozważyć, ale dopiero po odnalezieniu kogoś kto zajmie się Thyme w NY. — Miejscem się nie martwię. Wezmę je siłą, jeżeli będzie taka konieczność — stwierdził z uśmiechem — musiałbym znaleźć ludzi — powiedział, bo w zasadzie dlaczego miałby nie mówić otwarcie? — Nie lubię zostawiać spraw samych sobie. Ciagle nieobecność tutaj lub w Nowym Jorku… — pokręcił lekko głową. Lubił mieć wszystko pod kontrolą, a to oznaczało przekazanie tej kontroli komuś innemu. To nie mogło być łatwe.
    Zamruczał, słysząc jej głośny jęk. To tylko popchnęło go do kolejnego mocnego ruchu. Uwielbiał słuchać jej odgłosów. Napawał się nimi za każdym razem z taką samą przyjemnością. Tym razem nie było inaczej. Albo było. Lepiej. Bo brutalność działała na Theo pobudzająco. Nie istniało lepsze połączenie niż ostry seks i wyobrażenia tortur. Wcześniej o tym nie wiedział, bo nie był nigdy wcześniej z nikim z branży, ale to tylko utwierdzało go w tym, że Violet była wyjątkowa. I była jego.
    — Piwnica — powtórzył za nią, posuwając ją mocno i głęboko — zatem zamkniemy go w piwnicy — sprecyzował, uśmiechając się łobuzersko, gdy jego usta dotykały jej ucha — możemy tak zrobić — przytaknął, wbijając mocno palce w jej podbródek, nie przestając się poruszać, wbijając się w nią raz za razem, cicho jęcząc, gdy czuł jej orgazm na swoim kutasie. Nie pozwolił sobie jednak jeszcze na spełnienie. Chciał, dokończyć pierw omawianie wszelkich możliwości, jakie mieli z Woodsem — możemy mu też coś odciąć, jeżeli nie będzie chciał współpracować. Palec, ucho, język… wydłubać oko — szeptał cały czas do jej ucha, dysząc przy tym głośno. Mimo, że znajdowali się w basenie, czuł jak ja jego czole i karku pojawiały się kropelki potu. Rżnął ją mocno. Syknął, czując jej paznokcie wbite w jego skórę, ale po chwili powrócił na jego ustach łobuzerski uśmieszek — możemy nawet go nazwać na jego cześć — zaproponował — i karmić odciętymi wcześniej cząstkami — mruknął, ponownie szarpiąc ją za włosy i zgodnie z jej błaganiami nie zamierzał przestawać. Przymknął powieki, napierając mocno na jej ciało, zapierając się nogami o podłoże, uderzał biodrami o jej pośladki, wbijając się w nią raz za razem coraz mocniej. Puścił jej brodę i objął brunetkę w talii, aby podtrzymywać ją i nie pozwolić na to, aby ponownie znalazła się pod wodą. — Mam nadzieje, że masz dużo siły skarbie — wymruczał, sunąc językiem po jej szyi — bo mam dużo planów na tę noc — dodał, ponownie chwytając zębami jej skórę — dojdź dla mnie, kochanie — szepnął, wiedząc dobrze, jak działają na nią takie słowa.

    🥵

    OdpowiedzUsuń

  12. Nie martwił się kwestią samego prania. Chciał, aby wszystko chodziło jak w zegarku, aby poziom w żaden sposób nie spadł. Thyme kojarzone z Sandersem było perfekcyjne. Na tyle, że nie był w stanie przewidzieć czy on sam byłby w stanie oddać kontrolę komuś innemu nad czymś, nad czym sam pracował przez tyle lat, dbając o każdy, najdrobniejszy nawet szczegół.
    — Pomyślimy — mruknął cicho, zapamiętując jej sposób, chociaż nie był przekonany czy akurat to było tym, co mogłoby się sprawdźcie w konkretnej jego przypadku.
    Wsłuchiwał się uważnie w każde jej jęknięcie, każdy krzyk czy prośbę, którą oczywiście od razu spełniał, poruszając mocniej biodrami, nie przestając lub szeptając jej prosto do ucha kolejne pomysły, jakie przychodziły mu do głowy, pchając coraz mocniej biodra, wciskając w nią coraz głębiej swojego kutasa, nieustannie czując, jak się na nim zacisk, co z kolei sprawiało, że sam z trudem powstrzymywał się przed spełnieniem, czekając na to, aż przez Brennan przejdzie tak duże spełnienie, którego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Bo tego właśnie chciał. Sprawić, aby na zawsze zapamiętała tę noc. Ten pierwszy i każdy kolejny stosunek, jaki miał jej zapewnić, a planował ich całkiem dużo.
    Jęknął głośno, gdy osiągnął spełnienie. Nie przestał jednak od razu się poruszać. Oparł brodę o jej bark, poruszając wciąż biodrami, jednak znacznie wolniej i łagodniej niż robił to do tej pory. Kiedy odwróciła się w jego ramionach, objął ją mocno, przyciskając do siebie jej nagie ciało, angażując się w zainicjowany przez brunetkę pocałunek.
    — Możemy — wyszeptał cicho w odpowiedzi, mocno ją przyciskając do siebie. Oblizał powoli wargi, nie mogąc powstrzymać się przed uśmiechem, który wkradł się na jego usta, gdy przyznała, że chce dokładnie tego, czego chciał on — będziemy je teraz na nim układać? — Spytał, chociaż nie miał nic przeciwko. Chciał czuć pod palcami łodygi i ostre kolce, delikatne płatki róż i jej aksamitną skórę. Chciał rżnąć ją mocno, sprawiając, aby z każdym jego ruchem czuła nie tylko jego kutasa wchodzącego w nią, ale i wszystko to, co mogły dać kwiaty — nawiguj — wyszeptał, łapiąc ją pod kolanami i plecami, odwracając się do schodków w basenie, a następnie ruszył w ich stronę, niosąc ją w stronę willi, a następnie wszedł do salonu, nie przejmując się tym, że są nadzy, mokrzy i pozostawiają po sobie wszędzie ślady. Liczyła się tylko ona i to, aby dać jej kolejne spełnienie.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  13. — W zasadzie — mruknął, wzruszając lekko ramionami — możemy. I tak krótko będą w jednym miejscu — powiedział z łobuzerskim uśmiechem, mocno ją do siebie przyciskając. Czuł jak zadrżała po opuszczeniu basenu, ale nie było najmniejszego sensu, aby się ubierać. Zwłaszcza, że mieli tylko dotrzeć do odpowiedniego pokoju, a później ponownie połączyć się w jedność. Mruczał cicho, stawiając kolejne kroki w reakcji na jej pocałunki. Kierował się zgodnie z jej instrukcjami, nie zwracając szczególnie uwagi na wnętrze domu. W tej konkretnej chwil interesowała go tylko i wyłącznie naga kobieta w jego ramionach i myśli, co z nią zrobi, gdy tylko znajdą się w sypialni. Na łóżku pełnym róż. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie będą w jej sypialni.
    Kiedy wreszcie znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu, odstawił ją ostrożnie na podłogę. Pozwolił sobie na szybkie rzucenie okiem na wnętrze, ale i tak nic nie zapamiętał. Skupiał się na niej. Jak chwytała bukiet, a następnie rozsypała kwiaty na łóżku. Wpatrywał się z największą uwagą, jak powili wchodziła na łóżko. W tym czasie on sam podszedł bliżej, zatrzymując się tuż przy meblu i czekał. Chłonąc wzrokiem cudowny widok jej nagiego ciała wśród kwiatów. Kącik jego ust uniósł się delikatnie, gdy dostrzegł pojedyncze kolce, wbijające się w jej skórę.
    Nie potrzebował więcej czasu, jego kutas był już twardy, zwłaszcza, gdy usłyszał jęk i przekleństwo z jej ust. Nie potrzebował niczego więcej, aby być dla niej gotowym. A słysząc jej kolejne słowa, łobuzerski uśmiech znacznie się poszerzył. Wodził wzrokiem po jej ciele, uważnie mu się przyglądając. Zwłaszcza jej mokrej cipce, którą mu pokazała. Przełknął ślinę i oparł się dłońmi na materacu, wchodząc kolanami na pościel. Czuł, jak w niektórych miejscach w jego ciało wbijały się roślinne kolce. Każde wbicie sprawiało, że na jego ustach pojawiał się uśmiech. Nie robił jednak tego tak delikatnie i powoli, jak robiła to Violet. Jej cipka go przywoływała. Nie chciał kazać jej długo na siebie czekać. Dlatego gdy sięgnął dłońmi jej kolan, mocnym ruchem rozsunął je mocno do boków, a następnie ułożył dłonie po obu stronach jej głowy i zawisł nad nią, wpatrując się w jej ciemne oczy.
    — Możemy to robić tak często, jak tylko będziesz chciała — wymruczał i wpił się namiętnym pocałunkiem w jej usta. Uniósł jedną rękę i choć pierw chciał sięgnąć jej kobiecości, zdecydował się na chwycenie kilku róż, które nawinęły mu się akurat w dłoń i ułożył je na jej brzuchu, pomiędzy ich ciałami i uśmiechnął się, sunąc płatkami i listkami po jej skórze — idealne — wymruczał — one i ty — szepnął, raz jeszcze wpijając się w jej usta, a następnie sięgnął dłonią nasadę swojego kutasa i nakierował na wejście Violet, aby po chwili znaleźć się w niej z pomocą długiego, powolnego pchnięcia — jakieś specjalne życzenia? — Szepnął, podpierając się ponownie obok jej głowy, a następnie zsunął się głową w dół, nie wychodząc wciąż z jej wnętrza, a następnie złapał ustami jeden z sutków i zassał go, podszczypując delikatnie zębami.

    🌹

    OdpowiedzUsuń
  14. — Na pewno — wymruczał cicho, zwisając tuż nad jej twarzą. Nachylił się, aby musnąć wargami jej warg, a następnie delikatnymi ruchami dłoni wciąż gładził jej brzuch, różami. Uważnie przy tym obserwując reakcje na jej twarzy. Uśmiechnął się, przesuwając spojrzeniem po jej oczach i ustach. Uśmiech znacząco się poszerzył, kiedy poczuł wyraźne dreszcze przechodzące przez jej ciało. Podobały mu się jej reakcje, dlatego sam moment wejścia w nią odrobinę przedłużył. Tylko odrobinę, a łobuzerski uśmiech poszerzył się znacznie bardziej, kiedy wszedł w nią dosłownie niemal z jej wypowiedzianą prośbą.
    — Tak? — Spytał cicho, mrukliwie, poruszając biodrami nim przesunął twarz do jej piersi, nad których pieszczeniem skupił się, wciąż poruszając biodrami, gdy czuł, jak jej ciasna cipka, coraz bardziej zaciskała się na jego twardym kutasie. Pieścił na zmianę jej sutki, nie mogąc się zdecydować czy woli je ssać, gryźć, czy może podszczypywać i ściskać palcami, dlatego starał się równomiernie zmieniać sposób jej dotykania, nie przestając wbijać się w nią mocniej, głębiej i szybciej.
    — Jeżeli — zacząć nieco zdyszany — to za dużo, to powiedz — wymruczał, odsuwając twarz od jej krągłych, jędrnych piersi i podniósł głowę tak, aby móc spojrzeć w jej ciemne oczy. Chciał mieć pewność, że jej się podoba, że do niczego się nie zmusza i jest jej równie dobrze, jak jemu. Wciąż zaciskającą się cipka na jego kutasie mówiła mu jedno, to samo co wilgoć, którą wyraźnie czuł swoim członkiem. Jej słowa jednak sugerowały, że niekoniecznie było tak, jak zakładał — na pewno jest w porządku? — Spytał, ale przyspieszył jeszcze bardziej ruchy bioder, chciał dać jej orgazm. Chciał czuć jak staje się jeszcze bardziej ciasna na nim, jak jęczy z rozkoszy, którą dawał jej on. Czując, jak sama zaczęła współgrać z jego ruchami, nie przestał. Kontynuował. Wysuwał się z niej, aby po chwili wsunąć się ze zdwojoną mocą, składał na jej ciele mokre pocałunki, na zmianę z podszczypywaniem zębami jej skóry, aby tuż po chwili w miejscu ugryzienia złożyć czuły pocałunek.
    Odwzajemnił pocałunek, zwalniając ruchy biodrami tuż po tym, gdy osiągnął spełnienie, jęcząc przy tym cicho w jej usta. Pogłębił pieszczotę, chwytając zębami jej wargę i dopiero po chwili, dotarło do niego, co mówiła, kiedy puścił jej wargę.
    — Już skarbie, już — wyszeptał, podpierając się dłońmi, aby się odsunąć. Wtedy też dostrzegł na jej policzkach łzy i w jednej chwili poczuł, jak słodka rozkosz zmieniła się we wkurwienie na samego siebie — hej — szepnął, momentalnie znacznie szybciej się podnosząc i wysuwając się z niej, aby jak najszybciej podnieść ją z łóżka. Ponownie chwycił ją w swoje ramiona, ostrożnie, najdelikatniej jak potrafił, dbając o to, aby przypadkiem nie wbić swoimi dłońmi w jej ciało więcej kolców — mogłaś powiedzieć, że to nie był dobry pomysł — wyszeptał, trzymając ją w swoich ramionach i tuląc do swojego torsu. Musnął wargami jej czoło, ostrożnie odchodząc od łóżka — łazienka? — Spytał cicho, rozglądając się za drzwiami, które mogły prowadzić do niej lub garderoby — jak mogę ci pomóc? Kurwa, Violet, musisz mi mówić, jak jest źle — warknął wściekły na samego siebie, że nie dostrzegł tego wcześniej, że skupiał się na sobie, na swojej przyjemności, bagatelizując to, że przecież jej mogło się nie podobać — przepraszam — mruknął cicho — nie jestem zły na ciebie, tylko, kurwa na siebie — dodał dla jasności sytuacji, bo ostatnie czego chciał to tego, aby myślała, że był wkurwiony na nią.

    😤

    OdpowiedzUsuń
  15. Trzymał ją mocno tak, aby nie zsunęła się z jego uścisku, ale jednocześnie najdelikatniej jak potrafił, aby nie zadać jej jeszcze więcej bólu. Ból był dobry tylko wtedy, kiedy oboje tego chcieli i kiedy sprawiał jej przyjemność, a nie wywoływał łzy. Miał wrażenie, że szybko nie zapomni o łzach na jej policzkach, których najwidoczniej nie zauważył w porę, za bardzo będąc zajętym osiągnięciem własnego spełnienia. Był idiotą, że w ogóle wpadł na taki pomysł, że go zaproponował na głos. Powinien mieć chociaż resztki zdrowego rozsądku w tym swoim genialnym łbie.
    Szedł zgodnie ze wskazówkami brunetki, ostrożnie wchodząc do łazienki. Starając się nie zadać jej w żaden sposób więcej bólu. Nie zniósł by tej świadomości, że naprawdę ją fizycznie skrzywdził – tak, że nie czerpała z tego żadnej przyjemności. Nie był takim facetem.
    — Na pewno? — Spytał. Nie był przekonany, co do prawdziwości tych słów, ale jednocześnie nie miał żadnej podstawy do zakładania, że go oszukuje. Zresztą, te słowa i tak niczego już nie zmieniały, bo i tak był na siebie wkurwiony. To czy powiedziała w odpowiednim momencie nie było ważne, bo dostrzegł w jej oczach łzy. Nie chciał ich oglądać, nie chciał być ich powodem. Nie było w tym przecież nic dziwnego.
    Kiedy wszedł do kabiny prysznicowej, nie odstawił jej na kafelki. Trzymał ją cały czas w swoich ramionach, nie chcąc narażać jej na dodatkowy ból spowodowany choćby tym, że musiałby zmienić pozycje jej ciała. Pierwsze ukojenie chciał dać jej w tej sposób, mieć pewność, że ból stanie się mniej intensywny, a ruszenie ręką czy nogą nie będą sprawiać, że jakikolwiek fragment ciała będzie ją bolał. Był świadom, że na całym ciele miała pełni małych ranek i z pewnością będzie je czuła jeszcze przez kilka dni.
    Nim złączyła ich usta w pocałunku, zerknął jeszcze w jej oczy, jakby chcąc się upewnić czy na pewno wszystko jest okej.
    — Może powinnismy po prostu… przestać eksperymentować na jakiś czas? — Spytał, gdy zakończyli pocałunek. Ułożył dłonie na jej policzkach, chwytając jej twarz w swoje dłonie i przyglądał się uważnie jej ciemnym oczom. — Nie chcę, żebyś się do czegokolwiek zmuszała, bo wymyślam popierdolone rzeczy — szepnął, gładząc kciukami jej ciepłą skórę — nie potrzebuję tego, jeżeli dla ciebie nie ma to być przyjemne — dodał, przesuwając nosem tuż pod jej nosem, a następnie pocałował ją. Powoli i czule. Tak bardzo niepodobnie do siebie, ale chciał, aby wiedziała, że nie przemawiała przez niego jedynie agresja i dzikość. Owszem, lubił ostry seks, ale to nie znaczyło, że nie był w stanie nad sobą panować — po prostu… chcę, żebyś mi mówiła, jeżeli będę przesadzał. Możemy też po prostu kierować się wyłącznie twoimi propozycjami w najbliższym czasie — powiedział i przesunął powoli ręce na jej szyję, a następnie ramiona, ostrożnie muskając jej mokrą skórę — co mogę dla ciebie zrobić teraz? — Spytał, składając delikatne pocałunki na jej żuchwie i szyi, gładząc dłońmi ramiona i przedramiona, na tyle na ile był w stanie swobodnie dosięgnąć, gdy obejmowała jego kark.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie był wcale taki pewny, tego jej na pewno, ale z drugiej strony, co niby miał zrobić? Wmówić jej, że jest wręcz przeciwnie? Nie był nią. Zapytał, upewnił się. Nie był chujem, który zignorował jej słowa. A mimo to czuł się jak chuj, który nie zauważył w porę, że powinien nie myśleć kutasem.
    Zmarszczył lekko brwi, kiedy odsunęła od niego głowę i wbił w nią spojrzenie swoich ciemnych oczu. Widząc jej minę, jego brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej, bo… nie rozumiał, co się tak właściwie działo.
    — Nie chcę przestawać — powiedział zgodnie z prawdą. Bo owszem, wewnętrznie chciał. Chciał cały czas próbować więcej, sprawdzać granice. Swoje i jej, ale… nie chodziło tylko o niego. To ona, Violet była najważniejsza i to ona najbardziej się liczyła. Pogładził dłońmi jej ramiona, chociaż nie był pewien czy mu na to pozwoli, bo dostrzegł, w jakim butnym była nastroju. Co go nakręcało. Bardziej. — Nie powiedziałem, że mamy zrezygnować ze wszystkiego — zauważył — po prostu, hej, martwię się o ciebie i dziecko — poinformował, spoglądając na nią — nie zamierzam ci niczego zabraniać — nad tym musiał się może jednak trochę zastanowić, widząc jej determinację w tym momencie — po prostu, może nie powinniśmy próbować w tym momencie nowych rzeczy. Może powinnismy się trzymać tego, co sprawdzone — próbował wyjaśnić swój tok rozumowania, chociaż nie był pewien czy zrobił to dobrze. Nie chciał przecież, się kłócić. Nie chciał się kłócić o seks, o to, że się martwił. Bo to byłaby najbardziej popieprzona rzecz na świecie.
    Potrząsnął delikatnie głową, widząc jak spłata ręce i słuchał, co miała do powiedzenia.
    — Przecież nie mówię, że mamy nagle przestać się całkiem pieprzyć — oczywiście, gdyby musieli, jakoś by przetrwał, ale w tym momencie nie chciał nawet myśleć o tym, że musieliby przeżyć bez seksu. Nie, żeby był najważniejszy, ale był kurewsko dobry w ich wykonaniu i… dobra, nie chciał o tym myśleć w tej chwili. — Nie powiedziałem tego — mruknął, patrząc na nią i próbując wymyślić, jak dokładnie jej przekazać to, co siedziało mu w głowie.
    Spojrzał na jej dłoń, chwytająca jego dłoń. Stał w bezruchu, obserwując jak kieruje ich dłonie do jej cipki. Do jej mokrej, nabrzmiałej cipki. Przełknął ślinę, powolnie przesuwając palcami po niej raz jeszcze, zbierając nagromadzoną wilgoć. Kiedy się do niego przesunęła, wciąż trzymał dłoń pomiędzy ich ciałami, pocierając palcami jej nabrzmiałą łechtaczkę. Kiedy wpiła się w jego wargi, zamruczał cicho prosto w jej usta i wolną dłonią zgarnął jej włosy, które chwycił mocno w pieści, zrobił stanowczy krok do przodu, przypierając ją do zimnych kafelek, jednocześnie wsuwając w nią dwa palce, od razu zginając je, aby prędko odnaleźć interesujący go punkcik.
    — Co dokładnie mam zrobić? — Spytał z łobuzerskim uśmiechem, kiedy ich usta przestały być złączone w pocałunku, nie przestając poruszać w niej palcami, spoglądając przy tym na jej twarz, obserwując, jak podobało jej się to, co robił.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  17. — Nie powiedziałem tego — powtórzył, chociaż cichy głosik podpowiadał mu, że cokolwiek teraz powie, Violet i tak będzie rozumiała to po swojemu. Jakby nie docierało do niej to, co mówił, a jedyną prawdą było to, co padało z jej ust. Przeznaczała jego słowa, co strasznie go wkurwiało, ale powstrzymywał się z całych sił przed powiedzeniem czegoś, czego później z pewnością bardzo by żałował i co trudno byłoby później naprostować. Dlatego wziął tylko głęboki oddech, sięgnął dłonią do nasady nosa, którą mocno ścisnął i z półprzymkniętym powiekami, wypuścił powoli powietrze przez rozchylone usta. Wciąż naciskając palcami nasadę nosa, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc. — Nie wiem, może dlatego, że nie słuchasz mnie uważnie? Albo nie chcesz usłyszeć, co tak właściwie mówię? — Spojrzał na nią, licząc, że jednak dojdą do porozumienia. Naprawdę nie chciał się kłócić tuż po tym, gdy ledwo co pogodzili się po dość istotnej i ważnej kłótni. Przepychanie się o seks było teraz… najgłupszą rzeczą według Sandersa, jaką mogli robić. I ją robili, co tylko bardziej go wkurwiało.
    A kolejne słowa, które padły z jej ust sprawiły, że ciśnienie skoczyło mu w jednej chwili tak wysoko, że miał ochotę przywalić mocno w ścianę gołą pięścią, aby w jakikolwiek sposób wyładować swoją frustrację, jaką w tej chwili czuł.
    — Świetnie — warknął nieprzyjemnie. Może i dobrze, że w tym momencie chwyciła jego dłoń. Bo szybko przyszło mu do głowy, jak może wyładować swoją frustracje i siedzącą w nim złość. Nie od dziś wiadome było, że najlepszą zgodą był seks, a skoro tak bardzo chciała brutalnego Sandersa, zamierzał, jej go, kurwa, dać.
    Przytrzymywał ją mocno przy ścianie, nie zaprzestając poruszać w niej palcami. Drugą dłonią chwycił jej oparte o niego udo i wbił w pokaleczoną od róż skórę swoje palce, będąc świadomym, że daje jej w ten sposób ból. Poruszał ręką coraz szybciej i mocniej, po prostu pieprząc ją swoimi palcami. Przywarł do jej ust, składając na nich agresywne pocałunki, przygryzając jej wargę, do czasu, aż jego kutas stał się tak twardy, że musiał dać i sobie ulgę. Czuł na palcach jej zaciskającą się cipkę, czując również, jak na jego ręce pojawia się coraz więcej jej wilgoci.
    — Odwróć się — warknął rozkazująco, odsuwając się na tyle, aby mogła swobodnie się odwrócić pomiędzy nim, a ściana prysznica — pierw się spuszczę, później się pobawimy zgodnie z twoimi zachciankami — oznajmił, a kiedy tylko się odwróciła i się wypięła, wbił się w nią mocno, jednym, głębokim ruchem od razu wchodząc w nią po samą nasadę. Poruszał biodrami szybko i mocno, układając jedną dłoń na jej plecach i przyciskał ją do zimnej ściany kafelek, nie przestając jej rżnąć agresywnie, wchodząc raz za razem coraz głębiej. Skoro tego właśnie chciała. Mógł jej to dać. Uśmiechnął się kącikiem ust, wolną dłonią rozmasowując równie poranione pośladki, aby po chwili złożyć na nich klapsy. Mocne i bolesne, nie przestając przy tym wciąż się w nią głęboko wbijać.


    😈

    OdpowiedzUsuń
  18. Był tak pochłonięty tym, aby dać jej nauczkę i pokazać jej brutalnego Sandersa, że nawet nie zarejestrował, że sama Violet też się po prostu zamknęła i nic więcej nie mówiła. Skupiał się na tym, aby zaczęła głośno jęczeć i mocno zaciskać się na jego palcach, do czego doprowadził całkiem sprawnie, przez co na ustach mężczyzny pojawił się łobuzerski uśmieszek tuż przed tym, gdy kazał jej się odwrócić do siebie tyłem.
    Cały czas trzymał dłoń na jej karku, nie przestając przyciskać jej do ściany. Drugą dłonią wymierzał silne klapsy, uśmiechając się za każdym razem, gdy z jej ust wydobywał się jęk. Czując, jak jej cipka szczelnie zaciskała się na jego kutasie, przyspieszył ruchy bioder, wykonując jej prośbę. Rżnął ją mocno, jednocześnie składając na jej pośladku jeszcze mocniejsze uderzenia.
    Oczywiście, że zarejestrował magiczne słowo, jakim było proszę, co zadziałało na niego niemal jak czerwona płachta na byka. Przełożył dłoń z jej karku na talię brunetki, a następnie przyparł jej plecy do swojego torsu. Tuż po złożeniu ostatniego klapsa, będąc pewnym, że na jej tyłku zostaną czerwone odciski jego dłoni, chwycił jej dłoń i przyparł ją do ściany.
    — Skoro prosisz… — wyszeptał wprost do jej ucha, nie przestając przybierać dziewczyny swoim ciałem do zimnych kafelek, jednocześnie nie przestając gorączkowo, wręcz chaotycznie poruszać biodrami do momentu, w którym nadeszło jego spełnienie. Złapał zębami płatek jej ucha i jęknął głośno, nie spowalniając jednak tak od razu swoich ruchów. — Kim bym był, gdybym odmówił — dodał, dysząc wciąż wprost do jej ucha.
    Złość i wkurwienie z mieszanką krwi, której posmakował w jej pocałunkach sprawiały, że pomimo orgazmu jego penis nie zmiękł. Dlatego nie zamierzał czekać i wstrzymywać się z kolejną rundą.
    — Dostaniesz dokładnie to, czego sobie życzysz — wymruczał niskim głosem, trzymając ją za talię, jednym ruchem odwrócił ją ponownie przodem do siebie. Wpił się agresywnym pocałunkiem w jej ustać, drugą ręka chwytając jej pośladek, aby po chwili dołączyć drugą rękę. Podniósł ją tak, że musiała objąć nogami jego biodra i wyszedł spod prysznica, kierując się z powrotem do łóżka. Usadził ją na jego skraju, całując ją, niechętnie odsunął się, ale tylko po to, aby chwycić kołdrę i zrzucić z niej róże. — Potrzebuję paska. Może dwóch… trzech — mówiąc to uśmiechał się — pierw zwiążę twoje ręce i nogi — zaczął, stając ponownie przed nią. Pchnął ją lekko, aby opadła na materac, a następnie zawisł nad nią — później tak cię wyliżę, że znowu będziesz prosić — kąciki jego ust powędrowały w górę — a potem skupię się na każdej rance na twoim ciele — zaśmiał się chrapliwie, przesuwając dłońmi po nacięciach po kolcach róż, specjalnie naciskając na nie palcami, aby poczuła ból — więc, gdzie znajdę paski? — Spytał, przesuwając wzrokiem po jej nagim ciele.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  19. — Wystarczy Sanders — wydyszał prosto do jej ucha, nie przestając poruszać biodrami. Wbijając się w nią raz zarazem coraz głębiej. Fakt, że poprosiła go o cokolwiek, tylko bardziej go nakręcił. Zamierzał doprowadzić ją na granice, na skraj wytrzymałości. Pragnął widzieć, że jego kuras doprowadził do tego, że przed jej oczami pojawią się gwiazdki. Chciał, aby była na pieprzonym haju. Przez niego. Przez dawkę przyjemności i bólu, które zamierzał jej podarować. Wszystko z dobroci jego serca, bo przecież właśnie tego chciała, a on zamierzał dać jej to, o co prosiła. O mocne rżnięcie, które sprawi, że będzie na granicy przytomności. Bo to, co teraz czuła, było początkiem i Sanders zamierzał jej to udowodnić. Sprawić, aby dotarło do niej, że każdy seks, którego doświadczali wspólnie do tej pory był tylko początkiem. Zaledwie namiastką tego, co mógł jej dać.
    Nie miał konkretnego planu, działał spontanicznie, zamierzając zrealizować to, co w danym momencie wpadnie mu do głowy. Teraz chciał ją związać i zamierzał to po prostu zrobić. Wolałby co prawda nie wychodzić z jej sypialni nawet na chwilę, ale wyobraźnia już podsuwała mu widok jej nadgarstków ciasno przypiętych skórzanymi pasami, więc.. tak. Musiał ją na chwilę zostawić. A później, porządnie się nią zająć.
    — Tak sobie wmawiaj, skarbie — wymruczał, przesuwając nosem po jej skórze, zaciągając się przy tym jej zapachem, wbijając jednocześnie mocno palce w jej ciało, gdy czuł, jak sama domaga się większej intensywności tego doznania. Skinął lekko głową, musnął wargami jej skórę i odsunął się, aby jak najszybciej wrócić z tym, czego potrzebował.
    Wparował pospiesznie do sąsiedniego pokoju, a po wejściu do garderoby po prostu złapał w dłoń kilka krawatów i kilka pasków, bo nie był pewien, na czym skończą, a nie zamierzał co jej orgazm biegać w tę i z powrotem.
    Stojąc w drzwiach jej sypialni, zmierzył dokładnie swoim ciemnym spojrzeniem jej nagie ciało rozłożone na łóżku, mokrą cipkę, która za każdym razem przyciągała go w ten sam sposób, a tuż po niej, jego wzrok przykuły stróżki krwi, spływające po jej ciele z maleńkich ran. Ten widok sprawił, że jego kutas drgnął mocno.
    — To — uniósł dłoń, w której trzymał ciemne krawaty — wepchnę do twoich ust — kącik jego ust drgnął — tym cię zwiążę — podniósł drugą rękę, w której miał skórzane paski — chociaż zaczynam się zastanawiać czy pierw nie wypieprzyć twoich ust. Długo wytrzymasz z głową w dół? — Spytał, a na jego ustach pojawił się diabelski uśmiech, przesuwając spojrzeniem po pomieszczeniu, jakby szukając elementów, które byłyby w stanie pomóc mu w bezpiecznym przypięciu jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby zaczęli od tego, sam bez problemu utrzymałby ją w swoich dłoniach, jednocześnie dokładnie wylizując jej słodką cipkę, ale po basenie i prysznicu, nie był pewien, bo chociaż był silny, musiał przyznać przed sobą, że zdążył się odrobinę zmęczyć, a wolał nie ryzykować tym, że ją opuści — albo zostawimy to na jutro — mruknął, podchodząc do łóżka. Chwycił jej kostkę i mocnym ruchem pociągnął jej nogę. Łobuzerski uśmiech nie schodził z jego ust, kiedy obowiązywał paskiem jej kostkę, następnie zaciskając mocno pas, a kolejno przypinając go do zdobień ramy. Po chwili zrobił to samo z drugą, a następnie uklęknął na łóżku i przesunął się tak, aby znaleźć się nad nią — grzeczna dziewczynka — wymruczał, spoglądając na jej dłonie wyciągnięte w górę. Je również związał paskiem, a następnie, zgodnie z zapowiedzią zwinął krawat jedną dłonią, a drugą chwycił jej szczękę, naciskając nią mocno, by otworzyła usta. Wepchnął w nie materiał i przesunął wzrokiem po jej nagim ciele. — Wiem, że mi ufasz. Ale gdybyś jednak zamierzała błagać, żebym skończył… — przesunął ponownie spojrzeniem po niej — cóż, musisz mi zaufać. Nie masz jak dać mi sygnału — jego uśmiech poszerzył się znacząco, a on sam osunął się w dół, by znaleźć się głową pomiędzy jej nogami — zdążyłem już zatęsknić — odezwał się do jej cipki, zaciągając się jej zapachem, a następnie powoli przesunął palcami od jej wejścia po łechtaczkę, rozprowadzając po niej jej słodką wilgoć — bardzo — wymruczał, a następnie zassał jej najwrażliwszy punkt, rozpoczynając pieszczoty zaskakująco delikatnie jak na siebie.

      😈

      Usuń
  20. Violet dostała od Thedora dokładnie to, czego chciała. Sprawiła, że pozwolił sobie na tarcie granicy pomiędzy tym co rozsądne, a tym nad czym powinien panować. Ale właśnie tego przecież chciała, prawda? Chciała mieć przed sobą Theodora, który nie dba w szczególny sposób o delikatność. Był wersją, której pragnęła (tak przynajmniej rozumiał wszystkie jej słowa, które padły przed tym, gdy wbił się w nią mocno po raz piewszy w kabinie prysznicowej). Nie zamierzał jednak sobie wyrzucać niczego, co zrobił. Nie zamierzał zastanawiać się nad tym czy przesadza, czy powinien być delikatniejszy. W końcu powiedziała mu wprost, że chce brutalnego Sandersa. Dlatego też… pozwolił sobie na wszystko, co tylko przyszło mu do głowy.
    Otwierając o poranku oczy, uśmiechnął się delikatnie, kiedy dotarło do niego, że czuje wtuloną w swój bok Violet. Poprawił się delikatnie, tak, aby jej nie obudzić. Sięgnął dłonią jej ciemnych kosmyków, które przeczesywał powolnymi ruchami, starając się nie ciągnąć za splątane włosy. Przesuwając wzrokiem po jej nagim ciele, na którym widniały wyraźne ślady ich upojnej nocy i spora ilość małych strupków po ranach zadanych przez różane kolce, nie był w stanie powstrzymać wkradającego się na jego usta uśmiechu. Lubił ten widok. Lubił napawać się reakcją organizmu i ciała na ból, który zadawał. Ból wymieszany z euforią, chociaż prawdą było, że w tym konkretnym przypadku najbardziej jego wzrok napawał się widokiem drobnych ranek i siniaków, których oboje chcieli.
    Wysunął się z jej objęć najdelikatniej, jak był w stanie to zrobić i uśmiechnął się, kiedy dziewczyna nie obudziła się pomimo jego opuszczenia łóżka. Nie chciał zakłócać jej snu. Miał nadzieję, że zregeneruje się podczas snu, bo w końcu mieli całkiem ciekawe plany na swój dalszy pobyt w Los Angeles. Nakrył jej nagie ciało kołdrą, po czym wciągnął na siebie bokserki i zszedł na parter do kuchni.
    Zrobił sobie mocną, czarną kawę, a następnie zaczął rozglądać się po szafkach, robiąc rozeznanie, co mógłby przygotować na śniadanie.
    Nie miał pojęcia, na co i czy w ogóle Violet będzie miała ochotę, ale zamierzał przygotować śniadanie. Znacznie lepsze od jej owsianek, którymi karmiła go podczas jego dochodzenia do siebie. Nie mógł powiedzieć, aby przygotowywała niesmaczne jedzenie, ale Theo lubił kombinować w kuchni, chociaż sam nie pchał się w kucharzenie nigdzie poza własną, domową kuchnią.
    Po rozejrzeniu się, szybko dobrał składniki do przygotowania gofrów na wytrwanie oraz ciasta na klasyczne, gdyby jednak Brennan wolała z rana zjeść coś słodkiego.
    Czując jej drobne ramiona obejmujące jego sylwetkę, na usta bruneta wkradł się szeroki uśmiech.
    — Dzień dobry — wymruczał w odpowiedzi, odwracając się powoli przodem do dziewczyny, kiedy odeszła od niego, aby zrobić sobie kawę. Zmierzył uważnie spojrzeniem jej sylwetkę, nie przestając się uśmiechać — nie musiałaś zapinać tych guziczków — stwierdził, a następnie skinął lekko głową i uniósł pytająco brew — a ty? Wyglądasz na wypoczętą… — powiedział, sunąc wzrokiem po widocznych fragmentach jej ciała — mam nadzieję, że tak jest, bo… mamy całkiem sporo do zrobienia nim wrócimy do Nowego Jorku — mówiąc to, uśmiech nie schodził z jego twarzy, a w ciemnych oczach pojawił się błysk. Naprawdę zamierzał się porządnie zabawić z Woodsem.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  21. Wywrócił oczami na jej słowa, nie przestając mierzyć jej sylwetki. Przynajmniej tak długo, jak był w stanie to robić ze względu na dzielącą ich odległość, a póki nie przylegała swoim ciałem do jego ciała, mógł napawać się jej widokiem. Chociaż wciąż uważał, że zdecydowanie przyjemniej byłoby patrzeć, gdyby kilka z guziczków jego koszuli było rozpiętych i odkrywały, nieco więcej.
    — Nie podoba mi się to, co słyszę — powiedział na głos, zgodnie z prawdziwością swoich myśli. Zdecydowanie wolałby nie myśleć o tym, że sama nie będzie chciała się do niego zbliżać. Oczywiście, że przyszło mu również do głowy spytanie czy na pewno wszystko jest w porządku, czy dobrze się czuje. A może uważa, że wczoraj przesadzili, że nie powinien pozwalać sobie jednak na, aż tak dużo, że… Tak, miał w głowie wręcz setki, tysiące pytań, ale ugryzł się w język w odpowiednim momencie i zacisnął mocno wargi, nie chcąc, aby ponownie doszło pomiędzy nimi do jakiegoś spięcia. Nie chciał się przecież kłócić. Nie o to chodziło. Po prostu się martwił. Co strasznie go irytowało, bo Theo Sanders przecież nigdy nie musiał się niczym martwić. Świadomość, że Violet nosiła w sobie jego dziecko… Była zachwycająca i jednocześnie przerażająca, bo znajdował się w takich sytuacjach, jak ta. Czuł. Czuł rzeczy, do których nie był przyzwyczajony, których nie znał, których… w pewnym sensie nie chciał po prostu czuć. A jednak, to wszystko się działo. I… musiał się tego nauczyć. Żyć z tym. Ze świadomością, że jednak w jego życiu są powody do zmartwień, troski, do tak wielu emocji, których do tej pory nie musiał odczuwać, którymi nie musiał się przejmować. — Widzę, że humor dopisuje — zdecydował się powiedzieć coś zupełnie innego, nie pozwalając na to, aby przemówiły przez niego obawy. Musiał jej ufać pod tym względem. Powiedziałaby, gdyby czuła, że coś jest nie tak, prawda? A w zasadzie nie wyglądała, jakby coś było nie tak. Wyglądała… na zadowoloną i szczęśliwą, a jej wesoły głos utwierdzał go w tym, że wystarczyło jej po prostu ufać.
    — Nie lubię się nudzić — stwierdził z uśmiechem — a skoro twierdzisz, że muszę zadowolić się widokiem zapiętej koszuli… — urwał, układając dłoń na jej dłoni, gdy go objęła i uśmiechnął się kącikami ust, czego w zasadzie nie mogła dostrzec — muszę cieszyć się tym, czym mogę — dodał z lekkim rozbawieniem — blisko. Gofry — sprecyzował — możesz nawet wybrać czy wolisz wersje na wytrawnie czy na słodko — dodał — najlepiej, gdybyś zrobiła to dokładnie w tym momencie — powiedział, odwracając się powoli przodem do niej. Chwycił kubek z kawą i odłożył go na kuchenny blat, aby móc ją objąć i przyciągnąć do siebie — będziesz musiała szybko ubrać się w coś… swojego i mniej seksownego, bo zapięte guziki niewiele pomagają, wiesz? — Nachylił się nad nią, aby wyszeptać słowa wprost do jej ucha, jednocześnie przenosząc swoje dłonie na jej pośladki, które delikatnie ścisnął, mając na uwadze jej wcześniejsze słowa, że potrzebuje czasu na regenerację.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie wątpił w jej słowa. Zwłaszcza po nocy takiej, jak ta miniona. Nie musiała nic mówić, aby miał pełną świadomość, że chciała dokładnie tego samego, co on. W zasadzie świadomość, że byli do siebie tak bardzo podobni, a jednocześnie tak bardzo różni, była odrobinę przerażająca. Przynajmniej, powinna być dla kogoś normalnego, tak sądził Sanders. Dla niego było to fascynujące. Wręcz niebezpiecznie fascynujące i sam nie wiedział, co bardziej go interesuje. To, że oboje byli tak niezdrowi popierdoleni czy to, że pomimo pewnych preferencji różnice pomiędzy nimi były, aż tak wyraźne, ale wciąż… w kwestii uczuć wydawało się, że są identyczni.
    Westchnął ciężko, kiedy po jej słowach dotarło do niego, że za dużo czasu stracili na bezsensowną kłótnie. Nie uważał, aby czas, który został poświęcony na pogodzenie się był zmarnowanym, ale jednak wciąż miał w głowie myśl, że zwyczajnie mogło do tego nie dojść. A teraz zamiast myśleć o tym jak powinni zabawić się z Woodsem, prawdopodobnie już zabawa trwałaby w najlepsze.
    — Myślisz, że jeżeli teraz do niego zadzwonisz, będzie skłonny spotkać się jeszcze dziś wieczorem? — Wolałby nie zostawiać rozrywki na jutrzejszy dzień. Opuszczając LA, chciałby mieć pewność, że wszystko jest posprzątane, a po powrocie do NYC nie czekałyby na niego żadnego niespodzianki. Tak, musieli działać jeszcze dziś, jeżeli faktycznie jutro miał być ich ostatni dzień w mieście aniołów.
    — Czyli wyglądam jak zawsze — stwierdził z niewidocznym rozbawieniem — cieszę się natomiast, że ty jesteś w doskonałym humorze. To może sprzyjać wieczornym zabawą. O ile ściągniesz Woodsa — powiedział, mając ochotę zacisnąć mocno na niej dłonie, aby miała świadomość, że należy do niego, a jeżeli Woods spróbowałby jakichś sztuczek, bez mrugnięcia okiem, po prostu by go zabił.
    Zaśmiał się cicho, krótko, a następnie pokręcił głową. Za dobrze wiedział, że nie byłby w stanie utrzymać rąk przy sobie, więc jeżeli naprawdę potrzebowała chwili wytchnienia, jego koszula powinna pozostać zapięta.
    — Truskawki i czekolada — powtórzył, jakby musiał w ten sposób trzymać się na powierzchni, nie pozwalając sobie na to, aby skusiło go jej seksowne ciało. Przymknął powieki, biorąc głęboki oddech. Oczywiście, że chciał czuć ją blisko siebie, ale jeżeli mieli nie doprowadzić do stosunku, powinna trzymać się od niego z daleka. — Odsuń się, jeżeli naprawdę mam dać ci spokój — wyszeptał prosto w jej usta po zakończonym pocałunku — wiesz, że nie zrobię niczego wbrew twojej woli, ale ostrzegam… — wymruczał, bo gdy wspomniała o pieprzeniu we krwi, jego kutas momentalnie stwardniał.
    I trwał w zwodzie jeszcze przez chwilę, dopóki Violet była w zasięgu jego wzroku. Skupił się na przygotowaniu śniadania, powtarzając sobie, że nie może zachowywać się jak pierdolone zwierzę. Po którymś powtórzeniu to zadziałało, a jego podniecenie zostało uciszone, przynajmniej na jakiś czas.
    — Zastanawiałaś się nad tym, co chcesz z nim zrobić? Zostajemy przy wczorajszych propozycjach czy wpadło ci do głowy coś nowego? — Spytał, odwracając się z talerzem w dłoni pełnym gofrów, gdy usłyszał jej zbliżające się kroki.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  23. Zacisnął wargi w wąską linie, marszcząc przy tym brwiami. Nie chciał, żeby musiała się wielce starać dla zwabienia tutaj Woodsa. W ogóle, chociaż perspektywa jej spotkania z nim była najłatwiejsza do osiągnięcia go jako celu, nieszczególnie mu się podobała. Wiedział, że nie musiał się bać o Violet, że nawet gdyby ten facet czegokolwiek próbował, sam Theo pewnie nie zdążyłby zareagować, a Brennan postawiłaby go do pionu sama, ale… mimo, że sam to zaproponował, coraz bardziej nie grała mu ta myśl i czuł, że coraz mocniej go uwiera. Dlatego musiał pomyśleć nad czymś innym i dlatego nie skomentował jej słów na temat tego, że będzie dzwoniła do mężczyzny. Musiał cos wymyślić, chociaż mała ilość czasu zdecydowanie nie była ułatwieniem.
    Powinien myśleć o Woodsie, o tym jak inaczej go zwabić, zamiast myśleć o samej Violet. A jednak jego myśli krążyły tylko wokół niej, tak długo, dopóki była w pobliżu w takim stroju. Słysząc jej parsknięcie, uniósł wysoko brew, a po chwili przechylił głowę w bok, uważnie ją obserwując.
    — Skrzywiony? — Powtórzył za nią, unosząc jeszcze wyżej brew — w którym miejscu jestem skrzywiony? — Spytał, powstrzymując się przed uniesieniem kącików w delikatnym uśmiechu.
    Miał być grzeczny. Powiedziała, że potrzebuje przerwy. Tylko dlaczego w takim razie go prowokowała? Wciągnął powietrze z cichym świstem, bez trudu wyobrażając sobie, co mogliby zrobić z czekoladą i zdecydowanie nie prowadziło to do bycia grzecznym i chwili wstrzemięźliwości, aby mogła się zregenerować.
    — Spieprzaj się ubrać, jeżeli nie chcesz, żebym wziął cię tu i teraz — ostrzegł. Potrafił się kontrolować, nie był zwierzęciem, ale ona jawnie go prowokowała. Mógłby nazwać to zupełnie inną sytuacją.
    Wypuścił tylko cicho powietrze przez wargi, gdy ją zobaczył, bo zdecydowanie mogła ubrać się bardziej odpowiednio. Na przykład narzucając na siebie jakąś bezkształtną sukienkę, która nie podkręcałaby jego wyobraźni.
    — Nie miałaś krótszych spodni? — Spytał, uznając, że w tym momencie miała odkrytych ud, niż gdy miała na sobie jego koszulę. Fakt, że była ubrana w jego ubranie sprawiał co prawda, że był bardziej na nią napalony i nie zamierzał z tym dyskutować, ale… czuł, że to będzie długi dzień. I męczący. Nie tylko przez listę rzeczy do zrobienia, ale przede wszystkim przez trzymanie rąk przy sobie.
    — Im dłużej myślę o tym, że ten palant będzie wierzył, że udało mu się umówić z tobą na randkę tym bardziej mam ochotę go po prostu zajebać — przyznał bez skrępowania, układając na stole również dodatki, o których wcześniej sama mówił. Zajął miejsce naprzeciwko brunetki i mrużąc lekko oczy, spojrzał prosto w jej ciemne tęczówki — wymuśmy na jego asystentce udostępnienie jego kalendarza. Zgarniemy go po prostu gdzieś po drodze… — powiedział, a następnie skinął głową na jej słowa — z tobą mogę się zgodzić na takie tortury — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a następnie zmrużył lekko oczy — a propos wyjątkowych kanalii — mruknął, chociaż ten temat akurat nieszczególnie napawał go radością — chcę ci z nimi pomóc. Chociaż namierzyć, nie będę się wtrącał w twoje tortury. Chcę po prostu mieć pewność, że ich znajdziesz — powiedział — i się zabawisz w odpowiedni sposób.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  24. Drgnął delikatnie, kiedy dotknęła jego brwi. Nie spodziewał się dotyku i wskazywania skrzywionych miejsc, więc jego ciało zareagowało samo. Powstrzymał jednak uniesienie kącika ust, gdy nie przestała na wskazaniu jednego miejsca. Pokręcił tylko delikatnie głową z jasno mówiącym spojrzeniem, że mógł się domyślić, że naprawdę wskaże konkretne miejsca.
    — Nie możemy oboje buchać szczęściem i radością — stwierdził, pozwalając sobie w końcu na delikatny uśmiech — dwoje pogrążonych w radości to dwoje lekkoduchów, nie możemy pozwolić na to, aby żadne z nas nie myślało trzeźwo — stwierdził i posłał jej nieco ironiczny uśmiech, który szybko stał się ciepły. Ciepły. Theo Sanders uśmiechał się ciepło. Do kobiety. Nie dziwiło go ani trochę to, że tą kobietą była Violet, bo jeżeli już miał przejawiać jakiekolwiek uczucia to właśnie do niej, ale jego samego zaskoczyła świadomość tego grymasu na twarzy, który się pojawił. — Widzisz, z pomarszczeniami wyglądam po prostu lepiej — stwierdził, wzruszając przy tym lekko ramionami.
    Wywrócił tylko oczami na jej słowa, chociaż rozumiał. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, lubił patrzeć na jej ciało i w zasadzie nie miał nic przeciwko oglądania go w tym momencie. Problem polegał na tym, że gdy znajdowała się zbyt blisko, niby mówiąc o przerwie, a po chwili przylegając swoim ciałem do jego ciała, sprawiała, że nawet opanowanie, z które był znany… zmniejszało się. Bo kutas przejmował kontrolę, a kiedy dawała mu takie znaki jak namiętne pocałunki i jej ciało tuż przy jego ciele, naprawdę ciężko było mu trzymać ręce grzecznie przy sobie.
    Opadł ciężko na oparcie krzesła, bo wcale nie podobało mu się to, co właśnie usłyszał z ust brunetki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że musiał jej po prostu posłuchać. Nawet jeżeli w głębi tego nie chciał.
    — Nie lubię się dzielić tym co moje — odparł ze spokojem — a jemu nie ufam — dodał, bo przecież nie chodziło o jakiekolwiek wątpliwości w stosunku do Violet. Po prostu Woods go wkurwiał samym faktem swojej egzystencji.
    Kolejne słowa… rozumiał. Chciał jej pomóc, ale był w stanie zrozumieć przemawiającą przez nią chęć poradzenia sobie z tym samej. Z chęcią wzbudzenia w nich strachu i oczekiwania w napięciu. Dlatego skinął tylko lekko głową.
    — W razie czego, możesz na mnie liczyć — puścił do niej oczko, chociaż zakładał, że te sprawę będzie chciała wykonać całkiem sama. I też to rozumiał. Zmarszczył jednak lekko brwi, po wspomnienie o Russellu sprawiło, że zdał sobie sprawę z czegoś istotnego. Nikt nie dawał mu znać co z nim. Jego poszukiwaniami, co z jego ojcem i chęcią zemsty. Wiedział, że wymuszona przerwa przez pobicie go przez Maxa odsunęła go, ale dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak wiele informacji do niego nie dochodziło. Zmarszczyła brwi, bo to nie był dobry znak, co teraz wręcz w niego uderzyło. — Musimy załatwić jak najszybciej sprawę z Woodsem i wracać — stwierdził nagle poważnie — nie mam pojęcia na czym stoi sprawa Nico, a to, kurwa, nie świadczy o niczym dobrym — powiedział, marszcząc przy tym brwi. Nie podobało mu się to ani to, że musiał powiedzieć to na głos. Oboje z Violet wiedzieli co to znaczyło. Albo ktoś podejrzewał, że był w to zamieszany albo zaczynał spadać w hierarchii, a obie opcje kurewsko mu się nie podobały.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  25. Powrót do Nowego Jorku nie był łatwy. Nie ze względu na sam powrót, ale czekające na niego sprawy. Wkurzało go, że przez własne, głupie decyzja, zaczynał tracić stały grunt pod nogami, na którego pozycję pracował przez tyle lat.
    Po powrocie do Wielkiego Jabłka zrozumiał, że nie tykając wtedy Maxa ani Vica, pozwalając na to, aby honorowo przyjąć łomot z powodu Violet było… nie mógł powiedzieć, że największą głupotą i błędem w jego życiu, bo gdyby tego nie zrobił, nie miał pojęcia, jak obecnie wyglądałaby jego relacja z Violet, a teraz nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej, chociaż wciąż się tego uczył. Życia z nią, ze świadomością, że będą rodziną, że… ta rodzina już się tworzyła pod sercem Violet i chociaż wciąż było to dla niego nieco nierealne, nie mógłby tego już teraz stracić, ale… pozycja w organizacji, o którą się starał przez tyle lat, do której powoli robił podchody, krok za krokiem, tworząc sobie odpowiednie plecy, cały plan, który miał ułożony, aby przejąć władzę, zaczynał się powoli kruszyć i czuł to. I wkurwiało go to, bo nie chciał rezygnować ani z Violet ani ze swojego planu. Nie chciał poświęcać jednego, dla drugiego, chociaż wiedział, aż za dobrze, że chwilowo musi to zrobić, aby odzyskać stabilność, którą stracił przez czas swojej nieobecności.
    Poprzedniego wieczoru dostał wiadomość z godziną i miejscem spotkania, które miało odbyć się dzisiaj. Nie mógł tego odpuścić, więc cieszył się, że Violet zamierzała spotkać się z rodziną, bo nie miał żadnych wyrzutów, gdyby musiał jej odmówić wspólnego wieczoru. Nie, żeby robił się miękki, ale zwyczajnie lubił spędzać z nią wieczory, jednocześnie nie mogąc zaprzepaścić tego, nad czym pracował tyle czasu. Przed Violet. Poza tym, przecież ich związek nie był taki. Nie rzucali wszystkiego, dla siebie wzajemnie. Nie musiał mieć wyrzutów sumienia. Musiał się za to skupić na tym, co miało się wydarzyć z Lebedevem.
    Nie podobała mu się cisza i wolne miejsce przy stole, a najbardziej nie podobało mu się to, że nie miał pojęcia, co się dzieje. Nie był dokładnie wtajemniczony. Nie wyglądało to na spotkanie z nowym klientem. Wtedy wiedział szybciej, czego dotyczy nowe zlecenie. Jaki obraz, dokumenty… kto miał go malować. Po prostu znał szczegóły, a teraz?
    Siedział jednak przy stole niewzruszony, jak zawsze z kamienną, beznamiętną miną, która niczego nie wyrażała. Czekał. Kiedy Lebedev na niego patrzył, jedynie odwzajemniał równie nic nie wyrażające spojrzenie, chcąc udowodni, że wcale nie wkurwia go fakt, że został odcięty od informacji.
    Kiedy do pomieszczenia weszła dwójka ludzi, stary podniósł się od razu, jakby nie robiąc sobie nic z tego, że spóźnienie oznaczało zlekceważenie. Nie lubili spóźnień, tymczasem Lebedev nie wyglądał nawet na zirytowanego tym faktem.
    — Nie tolerujemy spóźnień — odezwał się chłodno od razu po słowach mężczyzny. Nie robiąc sobie nic z tego, że to ojciec Brennan. Nie musiał czekać na przedstawienie Violet, rozpoznał ją niemal od razu, gdy jej sylwetka stała się dla niego wyraźna. Jego twarz jednak wciąż niczego nie wyrażała. Powiedzenie, że był wkurwiony to zdecydowanie za mało, ale nie zamierzał tego w tej chwili omawiać. Czuł, że jego telefon wibruje, ale zignorował przychodzącą wiadomość, patrząc prosto w oczy Violet. Jego spojrzenie nic nie mówiło.
    — Sanders — Lebedev spojrzał na niego, mówiąc ostro — Theodor Sanders, moja prawa ręka — dodał już nie tak ostrym — James Brennan do nas dołączył. Będziemy omawiać szczegóły naszych nowych, wspólnych interesów.
    Nic sobie nie robił z ostrego tonu mężczyzny. Zmrużył lekko powieki, zaciskając mocno dłonie pod blatem stołu, słysząc o nowych, wspólnych interesach. A nazwanie go prawą ręką, gdy nie miał pojęcia, co się dzieje było niczym policzek. I to go wkurwiało jeszcze bardziej.
    — Może nam opowie w jaki sposób, będzie pomagać w tych konkretnych interesach? — zapytał, spoglądając na Violet.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  26. Żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął. Zachowywał zimną krew, po prostu słuchając, co miał do powiedzenia jej ojciec. Powiedzmy sobie szczerze, że oficjalne poznanie ojca kobiety, która nosiła w sobie ich wspólne dziecko, zdecydowanie nie powinno wyglądać w ten sposób.
    Zastanawiał się jednak, co przede wszystkim robiła tu ona. Ciąża miała go zmiękczyć? Miał nagle oddać im coś, nad czym pracował tyle czasu? Owszem, nie przewodził jeszcze organizacji, zniknięcie Nico i łomot od Victora wszystko przedłużało w czasie, ale miał plan. Jasny. Konkretny. I nie zamierzał z tego rezygnować. Nie chciał wybierać między Violet, a interesami. Nie chciał myśleć o tym, że miałby wybierać między dzieckiem, a pracą, ale… kurwa, po prostu nie spodziewał się, że ona się kiedykolwiek pojawi tutaj bez jego wiedzy. Z ojcem. Rujnując to, nad czym pracował.
    — A ponoć wzajemny szacunek jest ważny w interesach — powiedział beznamiętnie, spoglądając to na James’a, to na Lebedeva.
    Na usta Theo wkradł się ledwo zauważalny grymas, który miał przypominać uśmiech. Oczywiście była to reakcja na jej słowa.
    — Jak wtedy, kiedy pojawiły się psy na aukcji? — Spytał, odwracając wzrok od dziewczyny, skupiając się jednak na samym mężczyźnie. Powinien czuć respekt. Zwłaszcza, że prawdopodobnie właśnie prowadził rozmowę z człowiekiem, który w jakimś stopniu będzie w jego życiu, przez dziecko. Nie miał pojęcia tylko, jak to wszystko zamierzała rozegrać Violet. I wkurwiało go to. Powinien nauczyć się po Caroline, że żadna kobieta nie jest warta uwagi, zainteresowania a tym bardziej otwarcia się przed nią, nawet minimalnego, że związki są do dupy, a pakowanie się w jakąkolwiek relację, jest po prostu gówno warte. Ale nie. Nie mógł się tego nauczyć. Wbić do głowy i zapamiętać. Musiał przejść w życiu lekcje pod tytułem Violet Brennan. Problem polegał na tym, że w przeciwieństwie do Webber, do Brennan naprawdę coś czuł, naprawdę ją kochał, chciał ich dziecka, chciał ich wspólnego życia. Chciał tego wszystkiego, co po prostu się działo… do dzisiejszego spotkania. Bo tego, kurwa, bardzo nie chciał.
    — Może w takim razie sama coś opowie — przeniósł spojrzenie na szefa — skoro ma brać udział w interesach, niech mówi sama za siebie. Chyba jest wystarczająco dużą dziewczynką.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  27. Wiedział, że nie powinien był w żaden sposób wyprowadzać z równowagi ojca Brennan. Nie tylko ze względu na fakt, że był dziadkiem dziecka jego i Violet, ale przede wszystkim na interesy. Chociaż może powinien powiedzieć to w odwrotnej kolejności?
    Tylko jeżeli Violet zamierzała wychujać go w interesach, nawet nie łudził się, że w innych sprawach również nie zamierzała. Dlatego chwilowo miał wyjebane w to, co James Brennan będzie pałał do niego sympatią czy też nie. Teraz jedynie liczyli się to, żeby Violet miała świadomość, że ten konkretny ruch był przekroczeniem wszelkich granic.
    Błądził za nią spojrzeniem, gdy się odzywała, słuchając, co miała do powiedzenia.
    — Ważne kogo nie złapały — odparł ze spokojem, mrużąc delikatnie powieki. Jej kolejne słowa i to, co zrobiła było nie małym zaskoczeniem, a Sanders musiał przyznać, że nie bardzo rozumiał już, o co chodziło.
    Nie miał jednak w tym momencie do tego głowy. Organizacja liczyła się tutaj, w tym momencie najbardziej. Dlatego nawet nie odprowadził jej wzrokiem. Skupiał się na jej ojcu i na tym, co Lebedev miał jeszcze do powiedzenia.
    Rozmowy trwały długo i wcale nie zaliczały się do najprzyjemniejszych. Miał świadomość, że narażał się Lebedev będzie truł mu później dupę, ale chwilowo pozwolił sobie na to, aby uczucia wzięły górę. Co dodatkowo go jedynie wkurwiało, bo ostatnie czego się spodziewał po Brennan to taki ruch. Może i nie zdradził jej konkretnie całego planu, ale przecież wiedziała, co zamierzał zrobić, że chciał zlikwidować w odpowiednim momencie szefa i przejść całość.
    Minęło kilka dobrych godzin, nim opuścił miejsce spotkania, ale ciężko było mówić o jakimkolwiek rozjaśnieniu sprawy i załagodzeniu nieco nadszarpniętego kontaktu na lini Sanders a Lebedev.
    Dlatego też powrót do domu zajął mu nieco więcej czasu niż normalnie. Musiał zahaczyć o Thyme, chcąc się upewnić, że do jego restauracji nie wepchnął się ktokolwiek, kto był jedynie uważany za gościa. To on sprawował pieczę nad restauracją i niezależnie od tego, co robił tam dla organizacji, chciał się upewnić, że w tym momencie nikt stamtąd się tam nie kręci. Przy okazji wziął butelkę najdroższej whisky jaką trzymał w barku w biurze i dopiero wówczas, ruszył w końcu do domu.
    Widok samochodu stojącego przy posiadłości nie spodobał mu się. Ostatnie czego w tym momencie potrzebował to nieproszonych gości. Musiał się napić, zastanowić się porządnie nad tym co dalej w organizacji, jak zmodyfikować swój plan i naprawić błędy, który pojawiły się w momencie jego nieobecności.
    Kiedy dostrzegł w lusterku Violet, zaklął cicho pod nosem, ociągając się z wyjściem z samochodu. Wiedział jednak, że nie może przedłużać siedzenia w nim w nieskończoność.
    — Dobry wieczór ponownie — rzucił, lustrując ją spojrzeniem. Nie miał ochoty na tę rozmowę, ale jedynie ruszył w stronę drzwi wejściowych, nie mówiąc, że ma spieprzać. W końcu to była Violet i chociaż go to wkurwiało, nie potrafił tak po prostu, w tym momencie jej przepędzić ze swojej ziemi — w takim razie, co tam właściwie robiłaś? — zapytał, kiedy weszli do korytarza i zaczął ściągać z siebie ciepły płaszcz.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  28. — Nie wiesz, co tam robiłaś? — Zaśmiał się gorzko, opierając się plecami o szafkę kuchenną. Splótł ręce na klatce piersiowej i spoglądał na Violet zimnym spojrzeniem. Takie wytłumaczenie zdecydowanie nie było tym, co oczekiwał usłyszeć. W zasadzie sam nie wiedział, co tak właściwie chciałby usłyszeć. Czy były jakiekolwiek słowa, które mogłaby w tym momencie powiedzieć, i które faktycznie cokolwiek by wniosły? Naprawiły sytuacje? Wątpił w to. Dawno nie czuł takiego wkurwienia. Bo nie chodziło o to, że ktoś mógł próbować go wyrolować z interesu – powiedzmy sobie szczerze, w ich profesji zdarzały się takie zagrożenia, zwłaszcza, gdy było się w takim położeniu, w jakim był Sanders. Sam, bez rodziny, bez pleców. Chciał przejąć interes Lebedeva i zająć zaszczytne miejsce u szczytu stołu, tworząc w ten sposób swoje miejsce, swoich ludzi. Chciał zgarnąć to, co nie było jego, ale czym zdecydowanie lepiej by zarządzał. Obecny problem polegał na tym, kto zamierzał go wykiwać. I to wkurwiało go w tym wszystkim najbardziej. Na tyle, że nie miał ochoty jej słuchać ani nawet na nią patrzeć.
    Słuchał jej słów i… w zasadzie nie miał żadnego powodu, aby jej nie wierzyć. Tych do wiary w jej słowa… znalazłby kilka. Ale był w tym momencie tak wściekły, że nie miał ochoty się nad tym wszystkim zastanawiać.
    Przed wywaleniem jej za drzwi powstrzymywało go jedynie to, że była w ciąży. Nosiła w sobie jego dziecko, a nie był takim sukinsynem, żeby w tej sytuacji kazać jej spierdalać, mimo, że dobrze wiedział, że miała gdzie się podziać i włos z głowy by jej nie spadł. Nie był jednak takim człowiekiem. Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Bo nawet jeżeli mówiła prawdę, to jej ojciec zaczął w mniejszym lub większym stopniu maczać palce w jego interesach i nie podobało mu się to, bo to wszystko tylko utrudniało.
    — Świetny prezent dla córeczki — warknął cicho pod nosem, wkurwiony na Brennanów i… wszystko. W tym momencie był po prostu wkurwiony na każdą żywą duszę — nawet jeżeli ci wierzę, twój ojciec już to zrobił. Już się, kurwa, wmieszał — dodał warcząc dalej, nawet na nią nie patrząc. Skupił się na nalaniu sobie alkoholu do szklanki, a następnie wypiciu go dwoma większymi łykami.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  29. Właściwie nie powinien się dziwić jej odpowiedzią. Pamiętał dokładnie jak spotkali się po raz pierwszy podczas licytacji, którą mu Brennan spieprzyła. Pamiętał, jak nieświadoma była. Z drugiej strony już wtedy wspominała, że jest tam z powodu ojca. Może to wszystko było długoplanową akcją? Oczywiście, że zaczął się nad tym wszystkim zastanawiać. Chyba każdy na jego miejscu, chociaż przez sekundę by o tym pomyślał. Skoro już wtedy pojawiła się w miejscu, w którym był on, zgarniając mu sprzed nosa obraz, po który przyszedł. Skąd miał mieć pewność, że wszystko to co wyszło między nimi nie wyszło przez przypadek? Że wcale nie taki był pierwotny plan Violet i jej ojca?
    Miał w głowie pełno myśli, które w większości mu się nie podobały. Nie chciał myśleć, że miał być pionkiem w jakiejś grze, a jednak przeszło mu to przez myśl.
    Przez chwilę po prostu milczał, słuchając tego wszystkiego, co miała do powiedzenia. Wciąż opierał się lędźwiami o szafkę, trzymając w dłoniach szklankę i obracając ją w dłoni, skupiając się w pełni na szkle, a po opróżnieniu jej, ponownie ją zapełnił. Nie uniósł jej jednak do ust, a obracał powoli dalej, uważnie obserwując, jak alkohol uderza o szklanki.
    Przeniósł w końcu spojrzenie na dziewczynę, nie mając pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
    — Nie jestem tym samym człowiekiem, jakim byłem wtedy, Violet — warknął, czując narastającą w nim wściekłość — nie potrzebuję nikogo, potrafię załatwiać sam swoje sprawy — dodał, odsuwając się na kilka kroków, mocniej ściskając w dłoni szklankę — byłem smarkaczem, który miał wielkie marzenia i chciał wszystko załatwić szybko, teraz wiem, jak działać. Nie muszę mieć jebanych pleców, żeby cokolwiek osiągnąć — wiedział, że nie mówiła tego wszystkiego ze złà intencją, ale w tym momencie był tak wkurwiony, że nie obchodziło go to. Wkurwiały go same słowa. — Wątpisz we mnie? Wątpisz w to, że byłbym w stanie sam cokolwiek osiągnąć? — Spytał, wpatrując się prosto w jej ciemne oczy, chcąc ujrzeć w nich prawdę.

    😡

    OdpowiedzUsuń
  30. Dobrze zrobiła, decydując się na odsunięcie się od niego. Nie zrobiłby jej fizycznie krzywdy, bo nie był takim typem, ale jej bliskość w tym konkretnym momencie cholernie go drażniła. Co strasznie go wkurwiało, bo normalnie, działała na niego kojąco, a teraz? Teraz sam odsunąłby się na drugi koniec domu najchętniej, żeby tylko znaleźć się dalej od niej. Trochę mu zatem ulżyło, że potrafiła wyczuć, kiedy nie powinna się do niego zbliżać. W związku było to na wagę złota. Tylko… no właśnie Theo nie do końca wiedział, jak w tym konkretnym momencie ma rozpatrywać ich bycie w związku. Bo jeżeli to wszystko było wcześniej ukartowane, to logiczne, że nie było już żadnego związku.
    — To o co chodzi? — Spytał, mrużąc gniewnie oczy i uważnie jej się przypatrując — powiedz mi, co dokładnie miałaś na myśli. Doskonale wiesz, dlaczego chciałem wtedy wykorzystać tę małą sukę — warknął, czując, że kończy mu się cierpliwość, co było dziwne samo w sobie, bo był normalnie cholernie opanowanym człowiekiem. Dzisiaj i wydarzenia tego dnia sprawiły jednak, że cholernie łatwo w tym momencie tracił tę swoją obojętność i cierpliwość. Widok Violet i jej ojca na spotkaniu… całe szczęście, że podczas samego zebrania był w stanie nad sobą zapanować. Gdyby wówczas pozwolił sobie na wybuch, wszystko byłoby skończone. Co prawda w tym momencie przejęcie organizacji nie było łatwym zadaniem, ale wierzył, że naprawdę miał jakieś szanse na zorganizowanie tego. Nie był tylko jeszcze pewien w jaki dokładnie sposób i przede wszystkim, kiedy.
    Do tej pory zakładał, że nastąpi to w przeciągu, maksymalnie, kilku miesięcy. Obecnie jego pozycja ogólnie się obniżyła, do tego pojawienie się dziś Brennanów… wiedział, że wszystko się wydłuży. I już miał tego, kurwa, dosyć.
    — A jak mam to rozumieć? — Spojrzał na nią, kręcąc przy tym głową — pomagałem ci. Ja sam. Z własnej woli. Owszem. Bo tego chciałem, bo sama też chciałaś tej pomocy, a to… — pokręcił z irytacją głową — jakbyś nie wierzyła, że jestem w stanie sam cokolwiek osiągnąć — warknął, bo naprawdę tak się poczuł po tej propozycji — skoro twierdzisz, że we mnie wierzysz, po chuj w ogóle wyleciałaś z czymś takim? Serio, z przyjemnością o ochotą posłucham twojego wytłumaczenia. Co, kurwa, miałaś dokładnie na myśli, proponując wykorzystanie twojego ojca. I przede wszystkim, po co — warczał nieprzyjemnie, czując, jak wzrasta w nim złość.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  31. Oddychał ciężko, patrząc na nią. Czuł, że wściekłość cały czas rozchodziła się po jego organizmie sprawiając, że robiło mu się coraz bardziej gorąco, a ustanie w jednym miejscu zaczynało być cholernie trudne. Wciąż jednak walczył ze sobą, stojąc i przyglądając się Violet.
    Śledził spojrzeniem jej dłoń, którą gładziła sporych już rozmiarów brzuszek. W tym konkretnym momencie, cholernie wkurwiał go ten gest, bo przypominał aż za bardzo, że tracąc Violet może stracić znacznie więcej niż miłość życia. Wkurwiało go, że cała ta sprawa z jej ojcem i Lebedevem musiała wyjść akurat w tym momencie. Jakby nie mieli na głowie wystarczająco wiele swoich własnych spraw, którymi powinni się zajmować, i na których powinni się skupiać.
    Jej słowa jedynie dolewały oliwy do ognia, bo czuł, jak wszystko się w nim gotuje. Był wkurwiony. Na nią, na siebie, na Lebedeva, a przede wszystkim na ojca Brennan, bo niepotrzebnie się wpierdolił w nie swoje sprawy. Co on w ogóle sobie wyobrażał, proponując ciężarnej córce nowe obowiązki? Zwłaszcza, że była już na jebanej, końcówce ciąży. Co ten facet sobie w ogóle myślał?
    — No właśnie! — Wrzasnął, nie wytrzymując w końcu. Zacisnął mocno pięści, a po chwili wyprostował palce jednej dłoni i wycelował ręką w duży brzuszek Violet — ona zaraz tu będzie, a twój ojciec wystawia cię tym jebanym chujom! Po co kazał ci tam przyjść? Po co im cię pokazał w tym stanie? Po co, kurwa, tam byłaś, a oni wszyscy mogli zobaczyć, jak kurewsko ważna dla mnie jesteś?! — Warczał wściekły, dysząc ciężko ze złości. Miał wrażenie, że emocje zaczęły zawężać mu obraz. A obecność Violet i słowa, które wypowiadała w żaden sposób nie pomagały mu się uspokoić. Wręcz przeciwnie, sprawiały, że czuł jeszcze większe wkurwienie. Może przez to, że trafiały w sedno.
    Wiedział, że jeżeli chciał zachować bezpieczeństwo swojej rodziny, nie może być egoistycznym, zadufanym w sobie dupkiem, ale… duma i honor były jedynym co miał w swoim życiu przez tyle lat. Teraz miał też Violet i wspólnie mieli mieć Lavender, ale… Był przyzwyczajony do tego, że przez tyle lat mógł liczyć jedynie na siebie, że chociażby pozwolenie sobie na jedną małą myśl, że mógłby mieć pomoc z zewnątrz, sprawiało, że tracił we własnych oczach.
    — Proszę bardzo, droga wolna — warknął, nie zamierzając trzymać jej na siłę. Może oboje potrzebowali chwili, aby oswoić się ze zmianami, które były nie do przeskoczenia.

    😡

    OdpowiedzUsuń
  32. Był wkurwiony. Był tak bardzo wkurwiony, że gdy odwróciła się na pięcie, aby opuścić jego dom, nie zrobił nic aby ją zatrzymać. Nie dlatego, że tego tak naprawdę chciał. Nie zrobił tego, bo był idiotą, który nie potrafił schować dumy do kieszeni chociaż na chwilę. Nie potrafił przyznać nawet przed nią, że to co mówiła było prawdą. Słowa, które opuściły jej usta… powiedziałby dokładnie to samo, gdyby był na jej miejscu. Zdawał sobie sprawę z tego, że zachowywał się w najgorszy możliwy sposób, ale jeszcze gorsze było to, że mimo tej świadomości, nie potrafił tego tak po prostu zignorować i przejść ponad tym. Był za to uparty jak osioł i chciał trzymać się swojego zdania i planu najdłużej, jak to możliwe.
    Kiedy Violet opuściła jego dom, od razu skierował swoje kroki w stronę biura. Oczywiście, że zamierzał spędzić noc na planowaniu odbicia organizacji. Wiedział, że w jedną noc nie będzie w stanie tego zorganizować, ale… Musiał poświęcać właśnie temu każdą wolną chwilę, aby jak najszybciej objąć stery. Szybciej, niż Brennan zacznie za bardzo mieszać. Wątpił, aby udało się to przed narodzinami Lavender, ale mógł się łudzić, prawda? Przynajmniej do czasu telefonu od Violet.
    Oczywiście, że się wkurwił słysząc, że zaczęła rodzić, a go nie było obok. Wiadomość, że to jej brat wiózł ją do szpitala również była irytująca, bo ostatnią osobą jaką chciał widzieć w szpitalu podczas narodzin jego côrki był Victor. Okej, akceptował go (z trudem) jako wujka Lav, ale na tym jego rola powinna się kończyć. Dla Theo, najlepiej byłoby, gdyby Vic był jedynie wujkiem z opowieści, chociaż wiedział, że nie mógł tak po prostu zabronić mu udziału w życiu małej (a co z przeogromną chęcią by zrobił).
    — Zaraz będę, powiedz tylko, który szpital.
    Po usłyszeniu odpowiedzi i rozłączeniu się, nie czekał na nic. Od razu ruszył biegiem do garażu, gdzie dopadł samochodu i od razu ustawił adres w nawigację, ruszając z piskiem opon. Musiał być przy narodzinach Lav. Jeżeli je przegapi przez tę pieprzoną kłótnię, wiedział, że sobie nie wybaczy.
    Dotarłszy na miejsce, biegiem ruszył do kontuaru za którym siedziała jakaś kobieta i od razu zaczął wypytywać o Violet Brennan.
    — Jestem ojcem dziecka — powiedział, licząc, że to przyspieszy ruchy kobiety.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  33. Przeklnął cicho pod nosem na odpowiedź Violet odnośnie szpitala. Może to kwestia minionej kłótni albo zbyt intensywnego obmyślania strategii, co dalej w związku z organizacją i ojcem Brennan, ale kiedy wspomniała o wybranym szpitalu, momentalnie w jego głowie pojawiła się nazwa placówki. Nie skomentował w żaden sposób swojego błędu. Skupił się na tym, aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce, bo w tym momencie nic innego nie liczyło się bardziej.
    Pędząc przez miasto, miał jedynie nadzieję, że się nie spóźni, a moment narodzin ich córeczki nie będzie czymś, o czym jedynie będzie słuchał od Violet i pieprzonego Victora. Sama myśl, że jej brat był tam z nią, a nie on doprowadzała go do białej gorączki. Najgorsze było to, że wiedział doskonale o tym, że nie dość, że sam do tego doprowadził, to nawet nie będzie mógł go wyrzucić ze szpitala, a czego dokonałby z największą przyjemnością
    Kiedy pielęgniarka pokierowała go do odpowiedniej sali, wparował od razu do środka, nie zaszczycając Victora nawet jednym, krótkim spojrzeniem.
    — Skarbie — szepnął, gdy podeszła do niego i od razu mocno ją objął, wciągając zapach jej włosów. Kąciki jego ust delikatnie drgnęły, gdy dostrzegł, że miała na sobie jego koszulkę. Ne skomentował tego jednak w żaden sposób, bo nie chciał zarobić żadnego ciosu. Tak samo, jak nie skomentował jej wspomnienia o zabiegu, którego mu życzyła, lub raczej na który chciałaby go skazać. — Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam. Dasz radę skarbie — powiedział, układając dłonie na jej barkach i od razu zaczął je masować. Przyjrzał się uważnie brunetce, a następnie delikatnie ją od siebie odsunął — oprzyj się o łóżko — powiedział łagodnie — pomasuję ci lędźwie — przeczytał wszystkie książki i poradniki, jakie mu podsuwała. Nie chciał nawet sprawdzać, co by się stało, gdyby ośmielił się zignorować jej przygotowywanie się do porodu i uznałby, że jego to nie dotyczy. Dlatego w teorii był gotów na wszystko. Zostało mu jedynie liczyć, że w praktyce wszystkie te porady i wiedza, którą zgromadził, naprawdę się przyda i będzie w stanie jej ulżyć w bólu — a może wolisz ciepły prysznic? — Spytał, zerkając na nią — będę polewał miejsca, które bolą — dodał, nie przestając delikatnie ugniatać jej ramion, dopóki to ona nie zdecyduje, czego w tym konkretnym momencie od niego chciała. Wiedział, że był tu jako wsparcie, a decydujące słowa należały do Brennan.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  34. Narodziny córki miały być wyjątkowym czasem, niezapomnianym przeżyciem, któremu będą dotyczyć jedynie pozytywne emocje i szczęście.
    Niestety życie potoczyło się jak zawsze, a Theodor nie miał pojęcia, co ma robić, bo nieprzytomna Violet leżąca z ich dzieckiem na piersi była najgorszym widokiem, z jakim przyszło mu się zmierzyć, a później było tylko coraz gorzej, gdy Brennan się nie wybudzała.

    Przychodził do niej codziennie. Każdy dzień spędzał z Lavender przy łóżku Brennan i czekał. Miał nadzieję, że to się stanie. Każdego dnia miał tę samą nadzieję. Że tym razem się obudzi, odezwie się, poruszy dłońmi, że cokolwiek się stanie. Miał nadzieję, że dostanie telefon w środku nocy ze szpitala, że Violet się wybudziła, że pyta o niego, o Lav, że…
    Był wściekły na cały świat. Na siebie. Może gdyby tamtego dnia się nie pokłócili, wszystko wyglądałoby inaczej? Może cały poród przebiegłby dobrze, a Violet nie straciłaby przytomności. Byliby już dawno w domu, szczęśliwi, ucząc się nowego życia we trójkę.
    Ale nic nie wyglądało tak, jak mogłoby wyglądać.
    Był zmęczony, zajmował się sam noworodkiem, przesiadywał całe dnie u boku brunetki z ich córeczką (robiąc awanturę stulecia, aby w ogóle wpuszczono go na oddział z małą). Stał przy oknie, trzymając w ramionach Lavie, czekając na cud. To nie tak, że tracił nadzieje. Za każdym razem liczył, że to się dzisiaj stanie, że Violet się obudzi, ale jednocześnie miał poczucie, że nic się nie zmienia, że każde przyjście nic nie zmienia… ale nie mógł zrezygnować. Nawet gdyby miało to trwać miesiące i lata, nie byłby w stanie tak po prostu odpuścić i pogodzić się z myślą, że nic się nie zmieni.
    Myślał, że się przesłyszał. Ale kiedy odezwała się ponownie, momentalnie odwrócił się na pięcie przodem do łóżka i podszedł szybkim krokiem, aby znaleźć się tuż obok.
    — Skarbie — powiedział z ulgą, ale szybko zmarszczył brwi, gdy docierał do niego sens jej słów — Vic? Zapewne w domu — odpowiedział, ale poprzednie pytanie przemilczał, domyślając się, że coś jest nie tak — może powinniśmy poprosić lekarza — mruknął i sięgnął po pilot z przyciskiem przywołujący personel, a następnie nacisnął go.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  35. Już po jej pierwszych słowach zorientował się, że coś jest nie tak, ale każde kolejne, które padało z jej ust było niczym cios. Wiedział, że to nie była jej wina. Świadomość jednak, że patrzyła na niego i na ich małą Lavie jak na całkiem obcych, cholernie mocno bolała. Wręcz, tak kurewsko mocno, że z trudem było zachować mu nic niewyrażającą minę. Nie chciał bowiem popełnić żadnego błędu, nie chciał jej wystraszyć. Zależało mu jedynie na tym, aby szybko wróciła do siebie, żeby wróciła jego Violet. Violet, która była świadoma tego kim jest Theo, kim jest Lavender.
    — Kurwa — wyszeptał tylko cicho po natłoku jej pytań, bo tak naprawdę nie miał pojęcia na które z nich odpowiedzieć jako pierwsze i czy w ogóle odpowiadać na jakiekolwiek bez obecności lekarza. Victor i stary Brennan nie byli tymi, których miałby ochotę w tym momencie oglądać, ale rozumiał, że dla Violet to właśnie ich obecność może być w tym momencie czymś, czego zwyczajnie potrzebowała. Go miała za pracownika jej ojca. Za ochroniarza, który przychodzi na zmianę z własnym dzieckiem. Chciało mu się śmiać i jednocześnie płakać, bo to było… absurdalne.
    — Theodor. Nazywam się Theodor i zaraz zadzwonię po twojego ojca i Victora — powiedział, decydując się na te pytanie odpowiedzieć, bo wątpił, aby akurat ta odpowiedź miała sprawić jakiekolwiek szkody. Na pozostałe wolał nie odpowiadać bez obecności kogoś z personelu medycznego. A propos. Ci wciąż się nie pojawiali, co zaczynało o wkurwiać. Dlatego sięgnął ponownie po pilot z przywołującym przyciskiem i nacisnął go kilka razy, raz za razem, licząc na to, że ktoś pospiesznie pojawi się w sali Brennan.
    — Posłuchaj, wolałbym nie mówić za dużo, bez… lekarzy i kogoś z twojej rodziny, możliwe, że… to oni powinni odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania — odezwał się niskim głosem, uprzednio nieco odchrząkując. Poprawił w ramionach Lav, na którą przez chwilę spoglądał, gdy Violet o nią pytała i musiał się starać z całych sił, żeby oczy mu się nie zaszkliły, bo zdecydowanie nie w ten sposób wyobrażali sobie początek swojego wspólnego życia w trójkę — bo właściwie jest noworodkiem — powiedział, podnosząc spojrzenie na brunetkę — Violet… ile masz lat? — Spytał, bo nie trzeba było być geniuszem medycyny, aby wiedzieć, że nie zachowywała się jak pełnoletnia Violet, którą znał. Jak Violet – dorosła kobieta.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  36. — To, nie… nie uraziłaś mnie niczym — powiedział, wpatrując się raz w noworodka w swoich ramionach, a raz w Violet. Nie rozumiał, co się właśnie działo. Nie docierało do niego, że przed nim jest Violet, ale jednocześnie jej nie ma, że to nie jest ta sama Brennan, którą znał. Patrzył na nią i widział w niej kobietę swojego życia, a jednocześnie… nie potrafił opisać tego dojmującego uczucia, które towarzyszyło mu w tym momencie.
    Skinął tylko lekko głową, bo zdecydowanie nie zamierzał nic mówić bez obecności pracownika służby zdrowia i kogoś z jej rodziny. Wiedział, że obecność ojca lub brata będzie dla niej w tym momencie wsparciem. Nie był nawet pewien czy w takiej sytuacji miał prawo w ogóle tutaj być, skoro ta Violet Brennan nie miała pojęcia, kim był.
    — Lavender — powiedział cicho, z lekkim uśmiechem, automatycznie spoglądając na dziewczynkę. Mimowolnie zaczął delikatnie kołysać nią w swoich ramionach, jakby chcąc zapewnić, że mama sobie jeszcze o niej przypomni, że będzie wszystko pamiętać. Musiał w to wierzyć. I musiał wierzyć, że to stanie się całkiem szybko…

    Nie był pewien czy mieszkanie z mentalną piętnastolatką to dobry pomysł. Z jednej strony nie chciał spuszczać z Violet oka, chciał mieć pewność, że… że nikt nie będzie działał na jej szkodę. Chciał mieć pewność, że będzie wracać… że w którymś momencie wróci Violet, którą znał, którą kochał i która kochała jego i ich dziecko. Ale… ona miała mentalnie piętnaście lat, a Theodor nie miał pojęcia jak powinno traktować się piętnastolatki. Tym bardziej piętnastolatki, które tak naprawdę były dorosłymi kobietami, tylko zapomniały o kilku latach swojego życia.
    — W sumie, ja zaproponowałem, ty zaakceptowałaś — powiedział, podążając wzrokiem do nosidełka. Za każdym razem, kiedy patrzył na małą Lav miał tak cholernie mieszane uczucia. Z jednej strony brało go na czułości (tak, Theodor Sanders rozczulał się na widok noworodka), a z drugiej strony czuł smutek i strach związany z tą niepewną sytuacją. — Jeżeli wolałabyś zamieszkać z rodzicami… — spojrzał na nią, sięgając jednocześnie jedną ręką swoich włosów — to nie tak, że nie chcę, żebyś mieszkała z nami — dodał szybko, aby przypadkiem nie odebrała w nieodpowiedni sposób jego słów — bo chcę, chcę zrobić wszystko co w mojej mocy, żebyś jak najszybciej wróciła do zdrowia, ale rozumiem, że to może nie być łatwe. Kurwa, nawet dla mnie to dość… skomplikowane, a co dopiero dla ciebie — powiedział, ale kiedy spakowała już walizkę, od razu do niej podszedł i złapał bagaż, aby Violet nie musiała niczego dźwigać.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  37. Uśmiechnął się kącikiem ust, bo jeżeli mówiła szczerze, oznaczało to, że niektóre rzeczy się nie zmieniały mimo tego, że utraciła kilka lat swojego życia z pamięci.
    — To… cieszę się, że wciąż ci się podoba — powiedział, czując się dość niezręcznie. Rozmawianie z piętnastoletnią Violet było dla niego tak abstrakcyjne, że momentami wciąż nie dowierzał, że to wszystko stało się naprawdę. Nikt się przecież nie spodziewa, że podczas porodu, jego ukochana nagle straci pamięć, zapadnie w śpiączkę i wybudzi się jako nastolatka. Takie rzeczy działy się w filmach. Nie w życiu. A jednak, w ich życiu się działo. A Theo za cholerę nie wiedział jak ma ją teraz traktować. Gdyby chociaż go w jakiś sposób pamiętała, ale on w tym momencie był dla niej zupełnie obcym człowiekiem. Kimś, kogo nie było w jej życiu, które pamiętała. — Tak, pasuje — przyznał, z uśmiechem spoglądając na dziewczynkę.
    — W porządku — przytaknął, gdy kolejny raz oznajmiła, że chce z nim mieszkać. Jak mówił, nie zamierzał jej zniechęcać. W zasadzie cieszył się, że tego chciała, że chciała być z ich córką, że mimo, że go nie znała i nie pamiętała, chciała go poznać. W zasadzie musiał przyznać, że jak na mentalną piętnastolatkę w obecnej sytuacji wydawała się bardzo dojrzała. I podobało mu się to. — Tak. W zasadzie to bardziej wspólnie pomieszkiwaliśmy, ceniąc sobie przestrzeń, ale planowaliśmy zbudować coś naszego. Miejsce idealne dla nas, gdzie byłoby miejsce na… naszą przestrzeń — uśmiechnął się lekko, nie chcąc jej jednak zdradzać zbyt wiele. Nie mógł jej przecież powiedzieć, że każde z nich lubowało się w mordach, że miał swoją pracownię, a ona swoje miejsce do mszczenia się na tych sukinsynach, którzy ją zgwałcili. W jednej chwili spojrzał na nią, uzmysławiając sobie, że znalazła się w takim punkcie swojego umysłu, w którym to się nie wydarzyło. To była Violet przed, nieskrzywdzona, niezraniona, Violet, której życie było… beztroskie.
    I nie miał, kurwa, pojęcia na ile życie dorosłej Violet mogło w tym momencie wydawać się w porządku dla obecnej Violet.
    Kiedy więc zasypała go w samochodzie pytaniami, wpatrywał się w drogę, zaciskając mocno dłonie na kierownicy.
    — Poznaliśmy się podczas aukcji dzieł sztuki — powiedział, wracając wspomnieniami do tamtego dnia, w którym miał ochotę jednocześnie ją zerżnąć i zabić — twój ojciec cię wysłał… kupiłaś obraz, który też chciałem kupić. Poźniej… okazało się, że łączy nas nieco więcej niż podobny gust do sztuki — uśmiechnął się lekko — znalazłaś mnie w mojej restauracji i za cholerę nie chciałaś przyznać, że to u mnie jadłaś najlepszą paellę w swoim życiu — zaśmiał się cicho, na wspomnienie tamtych dni, bo chociaż wtedy nie był zachwycony, teraz… wracał do tego z uśmiechem. — Prowadzę restauracje — powiedział, odpowiadając na kolejne pytania — my… — przechylił lekko głowę, zerkając na nią — wiesz czym zajmuje się twój ojciec, prawda? — Musiała wiedzieć — nie współpracuje z twoim ojcem, ale należymy do tego samego świata — stwierdził, wzruszając lekko ramionami. Starał się opowiedzieć jej jak najwięcej, ale jednocześnie nie wchodząc w szczegóły. Chciał ją chronić, chociaż częściowo. Po co miał przypominać jej o czym, co dla niej jeszcze się nie wydarzyło. Nie wspomniał więc nic o Russellu i tym, że jej go wystawił.
    — No więc jesteśmy — powiedział, kiedy zatrzymał się na podjeździe, a brama zaczęła się powoli otwierać.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  38. Uśmiechnął się na słowa dziewczyny, bo miała rację. Wiedział, że lubiła ten zapach i kolor.
    — Wypełniłem niemal całą willę twojego ojca w LA czarnymi i fioletowymi różami — powiedział, samemu nie wiedząc, dlaczego tak właściwie o tym mówi. Nie powinien raczej wspominać o tym, jak się wtedy pokłócili. A był pewien, że zacznie pytać, co go popchnęło do takiego gestu. Nie chciał jej z niczym oszukiwać, ale z drugiej strony… mógł przemilczeć kilka rzeczy, tak po prostu, w razie czego, prawda? Jak zacznie sobie przypominać… zacisnął usta, zastanawiając się nad tym, jaka byłaby wkurzona, gdyby się dowiedziała, że nie mówił jej wszystkiego — co prawda pierw trochę spieprzyłem, ale postarałem się, wybaczyłaś mi. Nie wiem w sumie czy bardziej przez kwiaty, czy przez cały wynajem twojej ulubionej restauracji — zaczął się zastanawiać na głos, posyłając jej przy tym jeden ze swoich uśmiechów.
    Zmarszczył lekko brwi. Kiedy mówiła o tym w taki sposób, zdecydowanie nie brzmiało to dobrze.
    — Nie, to raczej… można powiedzieć, że mieszkamy razem, ale czasami po prostu korzystamy w pojedynkę ze swoich domów — mruknął, nie bardzo wiedząc, jak dokładnie ma to wytłumaczyć — po prostu… każde z nas ma…. Swoje hobby, coś w tym stylu — czuł, że wchodzi na grząski grunt i żałował, że w tym konkretnym przypadku po prostu nie skłamał. Zagryzł wargę, powstrzymując się przed głośnym przekleństwem — nie, nie, nie o to chodzi — westchnął — to po prostu dość skomplikowane, kiedy nie pamiętasz wszystkiego, a ja… nie chce przytłaczać cię całą wiedzą. Ale chcę, żebyś z nami mieszkała, powinniśmy… chce, żebyś jak najszybciej przypomniała sobie o wszystkim, co istotne, a jeżeli będziemy razem mieszkać, powinno być… łatwiej — powiedział, posyłając jej uśmiech.
    Widząc jej uśmiech, jego oczy się zaświeciły, bo cholernie mu brakowało tego widoku. A ten łobuzerski uśmieszek niczym nie różnił się od tego, który znał.
    Obserwował ją i każdą jej reakcje na jego słowa.
    — Mniej więcej — odparł — to… skomplikowane — pokręcił z rezygnacją głową — nim zaczął się poród, dość mocno się pokłóciliśmy. Twój ojciec chciał wprowadzić cię do organizacji, w której jestem, to… nic mi o tym nie mówiłaś, a ojciec chyba chciał ci zrobić w ten sposób… nie wiem, prezent czy coś — wzruszył ramionami — masz swoją sieć salonów urody, masz w zasadzie swoje interesy, nie wiem dokładnie jak leżą twoje sprawy z ojcem, my… nie wtrącamy się wzajemnie w swoje sprawy jeżeli chodzi o interes.
    Kiedy weszli do domu, przyglądał się jej z zainteresowaniem, słysząc jak mówi o nim do Lav tatusiu, mimowolnie uśmiechnął się, a jakieś wzruszenie ścisnęło mu gardło. Wolałby usłyszeć to od starszej Violet, ale… to i tak robiło na nim wrażenie, którego się nie spodziewał po sobie.
    — Powiedz na co masz ochotę, zadzwonię do Thyme, żeby przygotowali i nam przywieźli — skinął lekko głową — a dom chcieliśmy budować, bo chcieliśmy mieć coś wspólnego. Coś, co stworzymy razem, pod nasze gusta — wrócił do poprzedniego tematu, a po chwili — zastanów się co chcesz, a póki co, oprowadzę cię, hm?

    😌

    OdpowiedzUsuń