wiek
05.02.1999 (23 lata)
zajęcie
tancerz baletowy, gimnastyk artystyczny
pochodzenie
prawnuk króla Jerzego VI; dwudziesty dziewiąty w kolejce do sukcesji brytyjskiego tronu
NYC
w Nowym Jorku przebywa od 18 roku życia
Trenuje od najmłodszych lat. Niezliczoną ilość razy mierzył się z bólem mięśni i z kontuzjami. Wylewał siódme poty po to, by stać się dumą rodziców i godnie reprezentować swój kraj na arenie międzynarodowej. Lubi rywalizować a wygrana napędza go do działania. Chętnie podejmuje nowe wyzwania. Nie jest osobą, która łatwo się poddaje i szybko rezygnuje na skutek paru niepowodzeń. Tematem tabu jesto to, że przez mieszankę chorobliwej ambicji, perfekcjonizmu oraz presji otoczenia nabawił się zaburzeń odżywiania. Ostatnie trzy miesiące spędził na oddziale psychiatrycznym w prywatnym ośrodku. Pomimo pozornej poprawy nadal skrupulatnie zapisuje każdy spożywany posiłek i ściśle przestrzega rygorystycznej diety. Porzucił studia na jednej z najlepszych prywatnych uczelni, o czym jakiś czas temu rozpisywały się media. Nie utrzymuje bliskich relacji z rodziną. Ponoć parę lat temu poważnie posprzeczał się o coś z bratem bliźniakiem i do tej pory nie zakopali toporu wojennego. Jego ojciec to były aktor, natomiast matka jest wiceprezeską The Royal Ballet i zapaloną malarką.
Mason Chatto
INSTAGRAM | POWIĄZANIA
odautorsko
[Po prostu nie mogę przejść obojętnie koło tej karty, nie mogę! Bawcie się tutaj długo i dobrze!]
OdpowiedzUsuńBluebell
[Ależ miło Cię tutaj widzieć! Wątek na nycu nam się niestety urwał, ale jak zawsze zapraszam do siebie! A Twój pan jak zawsze interesujący. Jest coś pociągającego w takich umięśnionych mężczyznach, którzy potrafią się poruszać z gracją. Oczywiście zapraszam do moich dziewczyn!]
OdpowiedzUsuńMinnie & Villanelle
Spotted: Zrelaksowany po trzymiesięcznym pobycie na Bali M wraca na Manhattan... a przynajmniej to starają się wmówić nam jego starzy na każdej z oficjalnych imprez. Trzeba by było być ślepym, by nie zauważyć, że po tak długim odpoczynku na wyspie nasz monarcha nie wygląda wcale na wypoczętego. Albo opalonego...? W każdym razie, nie martw się, M, my wszyscy tam kiedyś byliśmy: na dnie. Ale pamiętaj, po każdym dołku zazwyczaj następuje skok w górę, co szczególnie ułatwia bycie pretendentem do brytyjskiego tronu. A skoro już o tym mowa, powiedz mi proszę, bo co jakiś czas uparcie mi to chodzi po głowie... jesteś team William czy team Harry?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Perfekcjonizm bywa naprawdę zwodniczy, szczególnie jak się w tym wszystkim zatraci... mam też nadzieję, że Mason znajdzie jakiś złoty środek w tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńOd siebie życzę wiele, wiele weny, a w razie chęci zapraszam do Bernie. Może uda nam się coś wspólnie popełnić!]
Berinella Sinclair
[Cześć! Takiego słodziaka Zuri by pożarła w jedną chwilę! I poprosiłaby o dokładkę *_*
OdpowiedzUsuńŚcieżka jaką wybrał Twój chłopak jest strasznie wymagająca, ja osobiście podziwiam artystów świadomych siebie, a szczególnie tych co nieustannie nad sobą pracują, bo sama jestem leniuszkiem, hehe. On perfekcjonista, który płaci za doskonałość niemałą cenę jest niepokornym silnym człowiekiem. Strasznie, bardzo, ogromnie zapraszam do wątku! To jest tak inny charakter od otoczenia Zuri i jednocześnie trochę do niej podobny (skrywa coś tylko dla siebie), że może nam tu wyjść coś całkiem ładnego ;)
Mam dwa pomysły! 1. Zuri zaprosi go na imprezę otwierająca jej nową kolekcję, on jako model na pewno też musi się pokazywać na różnych eventach. Musza się znać, skoro są z śmietanki :p 2. W zależności czym zajmuje się jego brat, mógłby być byłym chłopakiem Zuri i spotykając się na jakimś bankiecie, moja dziewczyna pomyli braci i go napadnie xD
Życzę udanej zabawy!!! Gdyby była chęć, zapraszam :)]
Zuri i Niall
[Hmm... jesli miałby być modelem kolekcji Zuri, to tylko ona wybiera i decyduje o tym, kogo pokaże, czy raczej kto pokaże jej biżuterie, więc niski wzrost i wymagania agencji dla modeli tu nie mają wiele do gadania :) Ale zawsze możemy do tego wrócić, czyt. jako kontynuację ich perypetii i zadośćuczynienie oraz formę przeprosin Zuri za to, że biedaka napadnie i pomyli z jego bratem :D Więc może tak zrobimy? Wykorzystamy dwa pomysły ale w odwrotnej kolejności? :)
UsuńMasz ochotę nam zacząć? ]
ZURI
[Jasne, to jest super pomysł! Właściwie szukam dla Bernie czegoś, co mogłoby wstrząsnąć jej życiem uczuciowym, więc można jej nieco zachwiać wiarę w ludzi i iść w to, że wzięła Masona za tego, z którym pisała... :D
OdpowiedzUsuńMogę nam nawet zacząć od tego, że spotykają się np. w jakiejś restauracji – on jest ze znajomymi, Bernie sama siedzi przy laptopie, i nagle olśnienie, że to ten koleś, więc pewnie by podeszła i od razu się przytuliła. Co Ty na to?]
Berinella Sinclair
Gdyby przyszło jej zliczyć każdą niewygodną myśl, poprzedzoną bezsennością i w jakiś sposób marazmem, zapewne doliczyłaby się tysięcy. A być może nie przestałaby liczyć, ciągnięta przez własny emocjonalny chaos, który nie ustępował, a zaczynał nabierać kształtów, zupełnie jakby było to jej przeznaczeniem.
OdpowiedzUsuńPrzeznaczenie – jak mogłaby się do niego odnieść? Co znalazłaby w sobie, gdyby się zatrzymała, wzięła oddech i rozejrzała wokół, odpuszczając sobie pogardę i dystans, który w jakiś sposób definiował wszystko, co się działo. Być może była zbyt zachłanna, zbyt chciwa, po prostu… zbyt. To pasowałoby do tego wszystkiego – do tego, co dałaby sobie wmówić, choć tak naprawdę nigdy nie przyjmowała postronnej prawdy.
Lubiła jednak słuchać plotek – lubiła, gdy słowa płynęły i nabierały kolorów, aby w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Gdyby przejmowała się każdym szeptem, ruchem, zapachem i składaną w rozchylone usta obietnicą bez znaczenia, pękłaby – pękłaby i nawet złoto wtłaczane w rysy nie byłoby dla niej ratunkiem. Zniknęłaby.
Nie dało się jednak określić, czy brak tego, że jest i że czuje jest czymś… niepowołanym. Emocje zdawały się jednak powodem rzeczy najgorszych. Rzeczy niewybaczalnych. Rzeczy tak okrutnych, o których szeptano lub jedynie niemo przekazywano je sobie spojrzeniem. Berinella zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele kryło się w emocjach – jak pociągnąć za nerwy i zburzyć starannie układany domek z kart zaledwie w kilka sekund. Być może w tym wszystkim chodziło o jej oczy – te oczy o dziwnie intrygujących refleksach, skrzących się w świetle i przybierających wtedy barwę zamarzniętego jeziora, a czasem, gdy cień odbijał się od jej jasnych policzków, małego nosa i uciekał w górę, łaskocząc rzęsy delikatnie, oczy zmieniały się – były prawie czarne i bezduszne. Oczy jednak były zdradliwe; rozmywały prawdę i tworzyły iluzję tego, co widziały. Brzydotę ignorując, gloryfikując piękno.
A Berinella już dawno pożegnała się z hymnem do piękna – wyszła naprzeciw Baudelaire’owi, uznając piekielną naturę rzeczy idealnych, nieskazitelnych i cudownych. Było w końcu w tym wszystkim coś diabelskiego – jakieś szatańskie wersety wciśnięte w usta, gdy uśmiecha się, spijając zewsząd uwagę. Akceptuje to, jak drży powietrze i wyciąga dłonie, tak miękkie, łagodne, z pociągniętymi czarnym lakierem paznokciami, a długie, smukłe palce ozdobione są w kilka srebrnych pierścionków, i w ten wyjątkowy jeden, ten z ametystem, wyróżniający się, inny. Czerwona szminka kontrastuje z białym licem, nadaje rys, wyraźnie zarysowując kształt – i widać każdy ruch oraz każde ściśnięcie. Obnaża się w ten sposób, ale kontroluje sytuację.
Zawsze próbuje dopasować się do tego, co dzieje się wokół – zawsze zmienia kształt, staje się giętka, inna, czasem trochę miękka lub twarda, innym razem zdystansowana, gorąca, spragniona, chciwa i zupełnie nieprzewidywalna. Jednak utrzymuje kontrolę – pragnie jej i nie istnieje nic, co zburzyłoby wokół niej mury nieustępliwej rezerwy.
Ubiera zwykłe, ciemne jeansy i wciąga przez głowę bawełniany sweterek z delikatnym wcięciem, który nie pokazuje nic więcej od jasnej szyi. Podciąga nieco jego rękawy. Pochyla się i wiąże wysokie buty – paczkę papierosów chowa w tylną kieszeń.
Zamawia kawę piernikową z bitą śmietaną i ciasto marchewkowe, a potem zajmuje stolik i siada z laptopem przy jednym ze stolików. Wyplątuje się z szalika, wzdycha cicho i włącza komputer, niemal od razu klikając w ikonkę Worda. Układa palce przy klawiszach, odwołując się do tematu referatu – kobiety w twórczości Allana Edgar Poego. W jakimś sensie czuje się jedną z nich – w jakimś sensie jest Berenicą i Morellą. Jest Berinellą. Jest... sobą.
Dziękuje za zamówienie, gdy do jej stolika zbliża się kelnerka, ale jej wzrok zatrzymuje się przy jednej znajomej twarzy. Poznaje delikatne rysy – uśmiech, rozmierzwione włosy. Przez moment jedynie przygląda się, jak chłopak się śmieje, jak mruży oczy i jak światło gra przy jego policzkach, jakby były sceną. Berinella uśmiecha się nieco nieprzytomnie, a potem wstaje, zostawia rzeczy i niemal tęsknie wtula się w chłopięcy tors. Czuje od niego przyjemny zapach perfum, czuje… że coś jest nie tak.
Usuń— Harry? — Jej głos jest niepewny i delikatnie drzy. Berinella odsuwa się mimowolnie, podnosząc podbródek – chłopak jest od niej wyższy i przez to ma wrażenie, że znika w jego cieniu. — Harry… to ja. Bernie. Nie żartuj sobie ze mnie, że mnie nie pamiętasz — dodała, marszcząc się. Jeśli sobie z niej żartował, to ani trochę nie było to śmieszne, szczególnie że temu wszystkiemu przyglądali się jego znajomi.
Berinella Sinclair
[Gdyby coś było nie tak z zaczęciem, to dawaj znać. :D]
[W sumie nadal zastanawiam się, czemu ja dopiero teraz tu przychodzę. Cześć, dzień dobry, a w sumie to dobry wieczór! Bardzo miło czytało się kartę Masona (uwielbiam imię ❤️). Mam nadzieję, że dobrze się będzie od bawić, a może i już nawet bawicie. Gdyby były chęci, zapraszam do Octavii 😊]
OdpowiedzUsuńOctavia
Przez ostatnie miesiące nie było dnia, żeby Elizabeth nie myślała o Masonie i tym, jaka była głupia. Była na siebie wściekła za to, że pozwoliła wciągnąć się w cokolwiek, co ich łączyło, bo teraz nawet tego nie potrafiła sensownie nazwać, a potem dała odstawić się dla jakiegoś idiotycznego Bali. Może od początku była naiwna, w końcu ona i Mason nie mieli ze sobą wiele wspólnego, jego świat nie pasował do jej świata, ona do niego, a jego rodzice pewnie nawet by jej nie polubili, bo Mason był taki ułożony, dokładny i perfekcyjny, był wszystkim tym, czego Izzie brakowało, ale mimo to coś lekkomyślnie pozwalało jej w nich wierzyć. Przynajmniej tak długo dopóki ktoś, komu postanowiła zaufać, nie okazał się strasznym dupkiem.
OdpowiedzUsuńRozczarowała się, boleśnie zawiodła i przez ostatnie miesiące dokładnie pielęgnowała w sobie ten żal, postanawiając sobie, że już nic podobnego nie będzie miało miejsca. Niczego nie żałowała, dostała lekcję, która porządnie nauczyła ją tego, że nawet ktoś bardzo bliski może okazać się nieznajomy, a ona tylko utwierdziła się w tym, jak te wszystkie słodkie, śliczne, urocze bzdury nie były dla niej.
Ten paskudny dzień miał być taki, jak każdy inny i nic nie zapowiadało, że to się zmieni; Elizabeth niechętnie poszła rano do szkoły, kompletnie znudzona zaliczyła dodatkowe zajęcia z łaciny, na które uczęszczała regularnie tylko dlatego, że musiała podciągnąć się z kilkoma ocenami, wybrała się z przyjaciółką na kawę do przytulnej kawiarni niedaleko szkoły, a potem wróciła do pustego domu, w którym nie zamierzała długo zostać. Praktycznie zawsze wychodziła, coraz częściej na całe noce, rzadko kiedy decydując się zostać w domu i korzystać z chwili spokoju. Im więcej działo się dookoła niej, tym mniej myślała o… tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło i nie dało się ukryć, że w jakimś pokręconym sensie to jej pomagało.
Akurat rozczesywała swoje długie, ciemne włosy, gdy w całym domu rozległ się nagły dźwięk dzwonka, który w pierwszej chwili chciała zignorować, udając, że nikogo nie ma w domu. Nie spodziewała się gości, wątpiła, że ktokolwiek przychodził do jej rodziców, nie miała czasu zawracać sobie głowy jakimiś błądzącymi po okolicy ludźmi, którzy albo chcieli coś sprzedać, albo zareklamować. Mimo wszystko coś sprawiło, że Izzie leniwie ruszyła się ze swojego pokoju i powolnym krokiem pokonała najpierw korytarz, a potem schody. Nie sprawdziła, kto przyszedł, zamiast tego dopadła do drzwi, które wreszcie otworzyła i serce prawie wyskoczyło z jej klatki piersiowej, gdy po drugiej stronie zobaczyła Masona. Nie wiedziała, czy była bardziej zdziwiona jego odwiedzinami, wściekła, że w ogóle się tutaj pokazywał, czy poczuła ulgę i miała ochotę mocno go przytulić.
— Jeszcze za mało ich poświęciłam? — rzuciła gorzko, wbijając w niego swoje rozgoryczone spojrzenie. Słabo wyglądał to pierwsze, co przyszło jej do głowy, ale szybko odrzuciła na bok całą tę troskę, która zaraz zajrzałaby w jej oczy i skupiła się na tym, jak bardzo czuła się zraniona.
— Nie mam — wyrzuciła z siebie zawzięcie, chociaż to jasne, że chciała wiedzieć, co takiego miał jej do powiedzenia, tylko unosiła się jakąś chorą dumą. Na zewnątrz padało, było mokro, ponuro, chłodno i nieprzyjemnie, ale to nie przeszkadzało Elizabeth trzymać biednego Masona w otwartych drzwiach, przy okazji piorunując go wzrokiem. Przyglądała się mu uważnie, chłonąć zmiany, które w nim zaszły i mimowolnie pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że tak po prostu do niej przyszedł.
— Masz pięć minut, żeby nie gryzło cię twoje biedne sumienie — odpuściła mu wreszcie, być może nadal mając do niego tę idiotyczną słabość i przesunęła się na bok, żeby Mason mógł wejść do środka, jeśli tylko chciał. Musiał mieć naprawdę dobre wytłumaczenie, skoro się pofatygował, ale ona wątpiła, że to zmieni to, jak beznadziejnie się poczuła, gdy przestał się odzywać, choć podobno mieli mieć jakieś wspólne plany.
Elizabeth Madden
Zuri nie należała do szczególnie kochliwych, chociaż na koncie miała sporo romansów. Lubiła zabawę i wcale nie wstydziła się przyznać, że seks też lubi. Była młoda, pyskata, bogata i wpływowa, była jednak też niezależna, uparta, pewna czego nie chce w swoim życiu i umiała zawsze postawić na swoim. teraz postrzegano ją jako młoda kobietę sukcesu - jej kariera modelki szybowała na fali popularności, a własna kolekcja biżuterii wyprzedała się szybciej, niż Zuri podejrzewała (i nie miała zamiaru wyrabiać kolejnych partii, zakładając od początku, że kolekcje będą limitowane). Była niezaprzeczalnie piekna i zdolna, ale szybko otoczenie zapomniało o tym, co musiała przejść. Dzisiaj już nikt nie pamietał o tym, że złożyła pozew na własnego agenta i niemal zrujnowała znaną agencję modelek, obwiniając ich o molestowanie nie tylko jej, ale i innych nastolatek, co doprowadzało do różnych zaburzeń u dziewczyn. Nikt już nie wspominał tych paru ujęć rozniesionych w mediach, jak opuszczała kluby całkiem porobiona, bo popijała drinki z dodatkami. I na szczęście, że nikt jej tego nie wypominał, bo ludzie wiedzieli, że lepiej z nią nie zadzierać, była jak pirania i wycelowany w jej stronę palec, oznaczał utratę całej ręki.
OdpowiedzUsuńZuri nie była szczególnie dobra, czy szlachetna. Dbała przede wszystkim o siebie i troszczyła się o swoich bliskich. Byli elitą, teoretycznie nie mieli czego się obawiać, a jednak to nie prawda i każdy z wyższej klasy doskonale o tym wiedział. Opinia publiczna może pomóc, a może całe rodziny rujnować. Zuri choć z reguły nie przejmowała się tym, co o niej mówią i piszą, miała na uwadze to, jak jej wybryki wpływaja na interesy ojca i wizerunek nazwiska. Dlatego ten wieczór miał okazać się dla niej nudny, bo zamiast na imprezę, musiała przyjść na bankiet, gdzie większość gości do osoby w wieku jej ojca i dziadka. Nawet nie było na kim oka zawiesić...
Od wejścia chwyciła za wysoką nóżkę smukłego kieliszka, bo żeby przetrwać tę nudę, musiała się lekko wstawić rozdawanym szampanem. Już po przekroczeniu progu przestała myśleć o okazji tego bankietu i zaczeła spacerować, wypatrując ciekawszych gości. Dostrzegła koleżankę z szkoły, która przyszła z rodzicami i znajomą, która ostatnio błyszczała jako nowo odkryta gwiazda filmowa. A potem dostrzegła, kogoś kogo widzieć nie chciała, bo złość jej jeszcze na Arthura nie przeszła. Ten idiota wykorzystał zdjęcia, które jej zrobił, a na co nie wyraziła zgody i były to zdjęcia bardzo bliskie aktom! Na dodatek okazał się kiepskim chłopakiem i do dzisiaj miała mu za złe, że wolał na każdej wspólnej imprezie roztaczać swój urok wśród nowo poznanych ludzi, niż zająć się nią, kiedy go potrzebowała. Kieliszek który dzierżyła w dłoni prędko wychyliła, aż poczuła jak po gardle rozlewa się piekące uczucie od alkoholu i wyszła z sali na taras, by ochłonąć. Zuri sie nie zakochiwała, one ulegała swoim słabościom, ale do Arthura miała wrażenie, byłaby skłonna się przywiązać... Debil wszystko schrzanił.
Po kilku minutach wróciła na salę, czując jak po nagich ramionach przebiegają jej dreszcze. Jedwabna oliwkowa suknia na cieniutkich ramiączkach jednak nie nadawała się na stanie na mrozie. Z tacy mijającego ją kelnera chwyciła kolejny kieliszek szampana i ruszyła dalej po sali, chcąc odejść jak najdalej od pajaca, który nawet na odległość burzył jej krew. Jak na złość nie uszła daleko, a Arthur znów pojawił się przed nią, choć tym razem bez wianuszka wielbicielek. Do diaska... nawet dobrze wyglądał!
- Do cholery, na prawdę musisz tu być? - syknęła, mierząc go lodowato i zacisnęła palce na kruchym szkle, zagryzając wargi.
Zuri
Zniknięcie Masona było okropnie bolesne. Elizabeth nie potrafiła przyzwyczaić się do tego, że po prostu go nie ma, a jeszcze bardziej dręczyło ją to, jak wiele było między nimi nieporozumień. Uważała, że im się układało, ale może się myliła. Byli udaną parą, o ile mogła w ogóle ich tak nazwać, bo gdy Mason wyniósł się z jej życia, to miała wrażenie, że okropnie się pomyliła i tak naprawdę niczego o nich nie wiedziała. Nie miała pojęcia, o co mu chodziło. Może miał jej dość, ale nie potrafił jej tego powiedzieć, może musiał zmienić otoczenie, może po prostu uznał, że do siebie nie pasują i nie chciał dłużej ciągnąć tego, co ich łączyło, ale o cokolwiek chodziło, mógł jej powiedzieć, bo wolała usłyszeć najgorszą prawdę, niż zostać z głupimi domysłami. Z czasem przestała wnikać w to, czy jego wyjazd miał z nią jakiś związek i próbowała to wszystko ignorować, zupełnie tak, jakby nigdy nic ich nie łączyło, a teraz, gdy znowu pojawił się w jej życiu, czuła się tak, jakby wcale jej nie przeszło. Elizabeth przez te wszystkie miesiące żyła w poczuciu, że była okropnie naiwna i najwidoczniej to się nie zmieniło.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała, czy chce słuchać tego, co Mason miał jej do powiedzenia, ale czuła do niego głupią słabość, dlatego zaprosiła go do środka. Ktoś inny nie dostałby tej szansy, bo Izzie była wręcz dziecinnie pamiętliwa i pielęgnowała w sobie krzywdy, a nie dało się ukryć, że Mason ją skrzywdził.
Zamknęła drzwi, gdy mężczyzna znalazł się w środku, ale nie poszli do salonu, stali tak w miejscu i wpatrywali się w siebie. Na szczęście byli sami. Elizabeth czekała na tłumaczenia, obserwując poczynania Masona, a on wydawał się być tak przejęty i zdenerwowany, że aż jej serce zaczęło mocniej bić. Przesunęła wzrok na krople, które spadały na podłogę dookoła niego, a potem spojrzała na papiery, które jej przyniósł i kompletnie nie rozumiała tej sytuacji. Poczuła dziwny rodzaj stresu, jakieś ukłucie w żołądku, niepokój. Wyciągnęła rękę po kartki, na które pospiesznie zerknęła, szukając w tym potwierdzenia jego słów, a potem znowu spojrzała na niego.
— Dlaczego nie powiedziałeś? Nie ufałeś mi? — zapytała cicho, właściwie nie przemyślała tych pytań, wyrwały się jej same, bo tak naprawdę nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Mieszały się w niej emocje, złość z zawodem, troska ze zmartwieniem, czuła się do tego głupio, że niczego nie zauważyła, choć spędzali ze sobą czas. Co mówi się w takich chwilach?
— Ja… przykro mi — powiedziała wreszcie, ponownie wyciągając rękę z papierami w jego stronę, żeby mu je oddać. Nie potrzebowała dowodów, chociaż ciężko było w cokolwiek teraz uwierzyć. To wszystko nadal nie zmieniało tego, ze Mason zostawił ją bez słowa, a do tego oszukiwał w kwestii swojego zdrowia. — Mam nadzieję, że już jest lepiej — dodała jeszcze, nieco ciszej, okropnie gubiąc się w tym, co chciała powiedzieć.
— Rozbierz się, Mase — zmieniła nagle temat, brzmiąc nieco łagodniej, choć nadal była zła i ponownie wróciła do tej kałuży, która zaczynała się wokół niego robić.
— Dam ci coś na przebranie i pogadamy o… tym wszystkim
Izzie