INSTAGRAM
POWIĄZANIA
INFORMACJE:
Data urodzenia 01.06.2003 r
Fenki: Tuku i Taka
Wizerunek: Dina Denoire
Wykształcenie: Studentka prawa na Columbia University
Fenki: Tuku i Taka
Wizerunek: Dina Denoire
Wykształcenie: Studentka prawa na Columbia University
„Po przejściu przez trudny okres, kiedy wszystko wydaje ci się przeciwstawiać, kiedy czujesz, że nie wytrzymasz nawet jednej minuty więcej – nigdy się nie poddawaj!".
Na jej policzkach nie zobaczysz już stróżek słonych łez, a w oczach nie dostrzeżesz już żadnego strachu. Nie będzie skulona siedzieć w kącie i osłaniać uszu przed przeraźliwymi odgłosami. Nie usłyszysz jej krzyku ani błagania o litość. Nie zobaczysz u niej oznak słabości, nie będzie kurczowo trzymać w dłoniach jedynej maskotki, która jako jedyna mogła dać jej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. To wszystko pozostanie jedynie w jej pamięci, jedynie od czasu do czasu przypominając w sennych koszmarach piekło, które przeszła i wraz z matką zostawiła je dziesięć lat temu daleko za sobą.
Po ucieczce z Syrii i dwóch latach spędzonych w ośrodku dla uchodźców, jej matka podjęła jako pielęgniarka zatrudnienie u Oliviera Marou, właściciela gigantycznej firmy z branży teleinformatycznej. Mężczyzna zaraz przed śmiercią zmienił testament, przekazując cały swój majątek i wszystkie firmy na ręce opiekującej się nim kobiety, co odmieniło życie jej i jej córki o 180 stopni.
Carmen dziś nie pamięta już o swoich korzeniach ani czasach, kiedy musiały walczyć z matką o każdy posiłek w ośrodku dla uchodźców. Nie wraca myślami do Syrii i z nikim nie podzieliła się nigdy informacjami na temat swojego prawdziwego pochodzenia. Pewna siebie, wulgarna, stanowcza i perfekcyjnie manipulującymi ludźmi w niczym nie przypomina dziewczynki, która w schronie chowała się przed nalotem, kurczowo trzymając w dłoni „pana Euzebiusza” - jedyną maskotkę, jaką wtedy posiadała. Dziś pan Euzebiusz leży schowany pod łóżkiem na dnie pudełka z rzeczami z dzieciństwa, a jedyną maskotką, jaka jest przy niej każdego dnia, są pieniądze, które wydaje na ubrania, dodatki i samochody, aby niezmiennie pozostawać królującą na Manhattanie ikoną stylu.
NC
[ O kurcze, ale na początku miałam dziwne uczucie, jak zobaczyłam Twoja pannę, bo z wyglądu jest podobna do mojej Octavii tak na pierwszy rzut oka, hahhaha. W sumie, dziewczyny mają trochę wspólnych cech, choć Octavia nie ma opisane, jaka jest, to charakterem jest bardzo podobna do Carmen. Jakbyś miała ochotę na wątek, zapraszam!]
OdpowiedzUsuńOctavia
[Cześć, siostrzyczko! <3]
OdpowiedzUsuńŚlubu Jonathana i Melisy trudno nazwać wydarzeniem sezonu. Zważywszy, jak wyglądały takie przyjęcia wśród elit, Kill uważał tę imprezę za naprawdę skromną, ale wcale się temu nie dziwił. Montgomery senior, podobnie jak jego syn, przez całe życie starał się unikać błysku fleszy. Od chwili, gdy zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane, robił to jeszcze umiejętniej. Tylko raz się nie udało: gdy rozstał się z Mirandą, matką Cilliana, a ta rozżalona postanowiła udzielić obszernego wywiadu o swoim życiu dla Forbes’a. Wszyscy wtedy oberwali, łącznie z dziećmi, którym wywczas oszczędziła swoich gorzkich rozważań, ale najbardziej ucierpiała ona sama, kiedy nie tylko były mąż, ale również ich wspólne latorośle postanowili się od niej odciąć. Wprawdzie nie był pewien czy młodsi bracia i siostra śledzą jej losy, ale aktualnie Cillian nawet nie wiedział, co się dzieje z matką. Czy ma gdzie mieszkać, co jeść, czy w ogóle jeszcze żyje…
Niech to najlepiej zobrazuje, jak tragiczny był z niego człowiek.
Do przyszłej macochy jednak żywił coś w rodzaju szacunku, jakąś jego namiastkę, a powód był jeden: Melisa nie rzuciła się na Jonathana jak wygłodniały kojot na padlinę. Nie była biedna, więc nie chodziło o pieniądze, ponadto nie spieszyli się ze ślubem, Kill podejrzewał więc, że łączy ich prawdziwe uczucie, a związek zalegalizowali dla wygody. Kobieta zyskała więc w jego oczach, bo chociaż rodzina Montgomery była obrzydliwie bogata, nikt z nich nie lubił, gdy ludzie traktowali ich jak dojne krowy dające pieniądze zamiast mleka.
Nie, żeby zależało mu na ludziach w ogóle, życie bez nich było łatwiejsze. Rozumiał jednak, że ojciec kogoś potrzebował. Kogoś bliskiego, kogo będzie mógł obdarzyć miłością, którą Miranda w tak perfidny sposób zniszczyła i nadszarpnęła jego zaufanie, w dodatku tuż po tym, jak dowiedział się o chorobie. Gdyby Cillian poświęcał czas na zastanawianie się nad motywacjami matki, a tego nie robił, bo w końcu miał ją w głębokim poważaniu, ciekaw by był, dlaczego postanowiła zrezygnować z tego małżeństwa. Nie musiałaby zmieniać ojcu pieluch ani go karmić, kiedy przestanie domagać, było ich stać na najlepszą opiekę świata i nigdy nie zostałby dla niej ciężarem. Miała wszystko, czego tylko zapragnęła, łącznie z miłością, bo w przeciwieństwie do najstarszego syna, senior rodu był uczuciowym, ciepłym człowiekiem, tylko w biznesie bezlitosnym. Co takiego się wydarzyło, że wszystko to odrzuciła?
Kill wypuścił powietrze przez nos, porzucając niewygodne myśli. To nie był czas ani miejsce na wspominanie matki, którą tak bardzo gardził.
Sala bankietowa Hiltona była przystrojona w złoto i granat, teraz tonące w półmroku. Melisa i Jonathan nie wyłamali się ze schematu: ona przywdziała złotą suknię, a on granatowy garnitur, a za ich równowartość można by wykarmić średniej wielkości wioskę w Afryce. Tak samo jak za smoking Killa w kolorze głębokiej czerni. Generalnie uroczystość, chociaż wcale nie była duża, ociekała przepychem i elegancją, znak rozpoznawczy Montgomerych. Lubili tonąć w bogactwie, ale nie po to, żeby się pokazać, a dla własnej satysfakcji. Świadczyło o tym też zarekwirowanie telefonów gości i obsługi, by utrzymać prywatność i nie zobaczyć następnego dnia obiegających Twittera zdjęć z uroczystości. Ten fakt z kolei czynił Killa szczęśliwszym chyba nawet od pary młodej, bo nikt z obecnych nie stronił od blasku fleszy bardziej niż on. W miarę możliwości oczywiście.
Kill przeszedł przez parkiet, na którym nieliczne pary kołysały się w rytm wolnej muzyki i zatrzymał się przy barze, gdzie poprosił i Macallana. Z wypełnioną do połowy szklaneczką obrócił się na pięcie i skierował swe kroki do ogrodu zimowego. Gdyby nie był nihilistą, doceniłby dzisiejszą aurę, na zewnątrz bowiem leżał śnieg, a ogromny ogród przystrojono niezliczoną ilością światełek. Wszystko idealnie komponowało się z roślinnością i nawet Cillian musiał to przyznać.
UsuńPrzystanął przy oknie, a kiedy drzwi się za nim zamknęły, tłumiąc muzykę, uniósł szklankę do ust i wziął niewielki łyk bursztynowego alkoholu. Westchnął w reakcji na przyjemne pieczenie, jakie po sobie zostawił i wówczas usłyszał ruch. Tak wyraźny, jakby ktoś stawiał kroki tuż obok niego, więc nie mógł dobiegać z sali bankietowej. Obrócił głowę i uniósł brew, gdy jego spojrzenie padło na szczupłą sylwetkę.
— To ty — odezwał się, rozpoznawszy dziewczynę. Nową siostrzyczkę. Nie miał na jej temat zdania, spędzili za mało czasu w swoim towarzystwie. Ale nawet jeśli byłoby inaczej, Cillian nie skupiał się na ludziach na tyle, by jakkolwiek ich poznawać. Najważniejsze, żeby nie wchodzili mu w drogę i nie próbowali grzebać w jego sprawach. — Nie miałem jeszcze okazji oficjalnie powitać cię w rodzinie. Więc witam, bądź grzeczna i nie próbuj mnie wkurwiać, a będzie nam się żyło dobrze — powiedział, uśmiechając się kącikiem ust. Rzadko bywał w rodzinnym domu, więc poza imieniem, wiekiem i kierunkiem, jaki studiowała, nie wiedział zbyt wiele o swojej nowej siostrze.
rodzinny psychopata
Spotted: Mało kto wie, że nasza przyszła prawniczka i niezaprzeczalna piękność, C, skrywa w sobie tajemnicę o nieciekawej przeszłości... Nie myślisz o tym, gdy w prosty sposób wyśpiewuje kolejną bajkę o tym, jak znalazła się w Nowym Jorku: nie masz w końcu powodów, by jej nie uwierzyć, prawda? Ale ja wiem. Nie martw się jednak, C, bo jeśli dalej będziesz dostarczać mi kolejnych tematów do plotek na Twój temat, nie będę miała żadnego powodu, by rozgrzebywać dawno zapomniane... przemilczane sprawy. Tajemnice to chyba jednak domena Twojej (nowej) rodziny. Uważaj, C, powiększająca się lista sekretów to nic dobrego. Z kim przystajesz, takim się stajesz.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Cześć!!! Jaka ona piękna! I jaka biedna! Chryste tak doświadczamy tych naszych postaci, że aż dziw że sami się nie zabijają... Na prawdę nie jesteśmy normalni, człowiek tyle nie zniesie...
OdpowiedzUsuńCzuję, że z tą panną nadejdą kłopoty! Gdybyś miała chęć, wiesz gdzie nas szukać :* dobrej zabawy ]
Zuri i Niall
Niall zwykle nie robił nic w imię znajomości. Był pragmatykiem, który wystrzegał się sentymentów i przysług. Był człowiekiem, który trzymał się zasad i który lubił mieć swoje własne, które wyrabiały mu systematykę dnia. Wiedział doskonale, z czym wiążą się dobre uczynki robione na zapas, zaciąganie długów i psucie dobrego bilansu w każdej relacji. Nie lubił przeciągania liny i nie dopuszczał, aby równowaga w jego relacjach prywatnych była zaburzona. Nauczył się tego z biegiem lat, musiał wyrobić w sobie asertywność i pewną sztywność, jakiej ludzie nie lubili i nie rozumieli, ale dzięki temu żyło mu się wygodniej. A na pewno spokojniej. Niezaprzeczalnie jednak był tylko człowiekiem i nawet on uginał się pod naporem szeroko pojętych korzyści wtedy, gdy znienacka dopadały go niespodziewane sytuacje.
OdpowiedzUsuńMoże to przez zaskoczenie, może dlatego, że w ogóle się podobnej sytuacji nie spodziewał, ale gdy pani Varley poprosiła o pomoc dla córki studiującej prawo, zamiast kategorycznie odmówić, po przemyśleniu kilka dni sprawy, wyraził pomoc. Nie wybuchnął z entuzjazmem, nie podskoczył z radości, bo na niańke i korepetytora to on raczej sie nie nadawał, ale wiedział jedno - on poświęci studentce kilka godzin, może podzieli się jakimiś tipami w związku z nauką, czy konkretną kategorią, a jej matka wesprze kampanie uczelni, w zarządzie której zasiądzie i na nowy rok szkolny będą mieć wieksze zasięgi. Deal był sprawiedliwy, a sprawa bardzo słuszna, więc może poza kilkoma zmarnowanymi popołudniami (bo mógł poświęcić je na coś innego), niewiele płacił.
Dobijała czwarta w sobotnie popołudnie, jak pojawił się pod domem, w którym miał udzielić wsparcia córce Varley. Nie mógł przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek poznał, albo widział tę dziewczynę, a to go trapiło, bo zwykle lubił wiedzieć, z kim przyjdzie mu rozmawiać. Nie zastanawiał się nad tym jednak za długo, bo przecież za kilka minut osobiście z nią usiądzie nad materiałem i będzie miał okazję przekonać się, co to za osoba. Miał tylko szczerą nadzieje, że nie jest leniem, ani tak nieznośna jak uczennice w szkole, w której niejednokrotnie musiał interweniować, broniąc młodzieży z elity, bo narozrabiała z własnej głupoty i nudów... Nie cierpiał tego.
Zapukał, do drzwi i zerknął za zegarek. Do czwartej były jeszcze dwie minuty, co poprawiło mu humor. Lubił być punktualny.
Niall
Nie znał swojej nowej siostrzyczki, bo domu rodzinnego starał się unikać jak ognia. Cieszył się, że uwaga wszystkich z niego przeniosła się na nową panią Montgomery i jej córkę. Czuł się trochę jakby ktoś zdjął mu z barków ogromny ciężar, chociaż dotychczas nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Niby żył jak chciał, robił co chciał i prowadził firmę według własnego widzimisię, ale gdzieś tam zawsze tkwiła świadomość, że wszyscy zwracają na niego uwagę, a Cillian tego nie lubił, zależało mu jedynie na tym, żeby robić swoje. Dlatego tak nienawidził blasku fleszy i tych wszystkich plotek, które krążyły na jego temat. Nie, żeby coś sobie z tego robił, ale ta ostatnia niestety odbiła się na jego firmie, a z tego już robił sobie całkiem sporo.
OdpowiedzUsuńW każdym razie nie znał tej dziewczyny, wiedział jedynie jak ma na imię i że nie jest stąd, więc nie spodziewał się, że… Cóż, że nowa siostrzyczka ma pazurki, wyglądało na to, że nawet dosyć ostre. Kusiło go, żeby się uśmiechnąć na to odkrycie, bo to oznaczało, że może narobić ojcu koło dupy, ale pozostał niewzruszony jak zwykle, w sumie nawet na nią nie patrzył. Obserwował rozciągający się przed nim ogród i jednym uchem słuchał, co ciekawego miała do powiedzenia. Przypominała mu trochę inną małolatę, chcąc nie chcąc również dość mocno związaną z tą rodziną. Tamta narobiła mu problemów, choć nawet się nie starała, więc tym razem zamierzał być mądrzejszy. Czy to oznaczało, że nie da się wciągnąć w słowną potyczkę? Nie, nigdy nie tracił na to okazji. Ale było jasne jak słońce, że musi tę wyszczekaną brunetkę traktować jak wszystkich, żeby uniknąć jakichkolwiek komplikacji.
— W którym miejscu ci rozkazałem, złotko? To jest przyjacielska rada, ale skoro nią gardzisz… To już twój problem — odpowiedział, nie dając wyprowadzić się z równowagi. Była za chuda w uszach, żeby mu podskakiwać, nawet jeśli wydawało jej się, że jest inaczej. To, że pośrednio dostała się do rodziny nie znaczyło jeszcze, że może rządzić światem jak rodowici Montgomery.
— Och, nie liczyłem na to. Właściwie cieszę się, że pokazujesz pazurki, które będę mógł ci połamać. W dodatku zrobię to z ogromną przyjemnością — wymruczał z zadowoleniem. W końcu przeniósł na nią swoje spojrzenie i uśmiechnął się z politowaniem. Cokolwiek sobie wyobrażała, rzeczywistość szybko to zweryfikuje. — Z tego co widzę masz nóżki. Całkiem zgrabne i raczej sprawne, więc przynieś sobie sama — odparł z rozbawieniem i usiadł na fotelu przy stoliku, na którym dziewczyna postawiła swoją szklankę. Założył nogę na nogę w kształcie litery T i uniósł własną szklaneczkę do ust, upijając z niej łyk. — A jak już będziesz go miała, możesz tu wrócić. Chętnie posłucham, co jeszcze ciekawego masz do powiedzenia — rzucił, gdy wychodziła z przeszklonego tarasu.
braciszek
Minnie nie miała najmniejszej ochoty na spędzenie wolnego czasu podczas imprezy firmowej. Co prawda nie miała nic lepszego do robienia, ale pracowała za krótko, aby mieć tutaj znajomych i móc spędzić z nimi jakoś przyjemniej ten czas. Widziała też po minie szefa (chociaż właściwie to sama to zinterpretowała w ten sposób, bo mina prezesa często wyglądała w ten sam sposób), że pojawienie się jest obowiązkowe, a na pewno na części oficjalnej. Po jej zakończeniu zamierzała się szybko zwinąć i dotrzeć do swojego mieszkania, pozbyć się tych sztywnych, eleganckich ubrań i… W zasadzie to nie miała nic konkretnego do zrobienia. Po prostu miała przetrwać do kolejnego dnia, kolejnego poranku, aby wypić przed wyjściem do pracy kawę, wykonać obowiązki starając się nie popełnić żadnego błędu, wrócić do mieszkania i tak w kółko. Tak właśnie wyglądało życie Minnie Moore. Dzień w dzień to samo. Czasami urozmaiceniem była wizyta pijanego ojca. Czasem kłótnia z matką, czasami rozmowa z którymś z rodzeństwa, która niczego nie zmieniała albo wizyta u terapeutki. Chociaż w kwestii terapii zaczęła się zastanawiać, czy jej kontynuowanie miało jakikolwiek sens. Płaciła za to naprawdę grube pieniądze (jednocześnie coraz bardziej popadając w długi) i nie widziała żadnego postępu.
OdpowiedzUsuńWracając do imprezy. Nie miała na nią ochoty. Dlatego raczej kręciła się po terenie, czekając, aż będzie mogła wrócić na miejsce swojego stanowiska pracy, zabrać swoje rzeczy i po prostu wrócić do swojej nudnej jak flaki z olejem codzienności.
Szczerze mówiąc nie rozumiała istoty takich imprez. Odnosiła wrażenie, że wszyscy są tutaj na siłę. Przynajmniej ona sama odbierała to w taki sposób. Kiedy nadarzyła się odpowiednia okazja, chwyciła kieliszek szampana i skierowała się w stronę biura Cilliana, bo jej stanowisko znajdowało się tuż przed nim. Zamierzała dopić alkohol i wziąć swoje rzeczy, kiedy zacznie się pokaz fajerwerków, co oznaczało również koniec oficjalnej części. Miała ochotę po prostu wraz z tym końcem, zakończyć imprezę dla siebie, bo po co miałaby snuć się pomiędzy obcymi dla siebie ludźmi i wdawać się w jakieś również wymuszone rozmowy, wymienianie grzeczności czy uśmiechy. Bezsensu.
Fajerwerki wystrzeliły jednak wcześniej niż się spodziewała, a ona był w połowie drogi do swojego celu. Pewnie nie zobaczyłaby w boczne biura, gdyby nie usłyszała dziwnego, budzącego w niej niepokój dźwięku. Ktoś płakał? Chyba tak. Tak, była pewna, że słyszy płacz. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się, w poszukiwaniu płaczącej osoby, ale nie odnalazła jej od razu. Dopiero po chwili usłyszała szmer i chyba, tak jej się wydawało, dostrzegła sylwetkę.
— Ktoś tu jest? — Spytała, bo cała impreza odbywała się w otwartej przestrzeni — stało się coś? Mogę pomóc? — Spytała, wchodząc nieśmiało do pomieszczenia i rozglądając się. Kiedy zauważyła skuloną dziewczynę, a może raczej młodą kobietę? W sumie trudno było jej ocenić wiek w tym momencie, zrobiła krok na przód — hej… — powiedziała cicho, powoli kucając — coś się stało? — Powtórzyła swoje pytanie tym razem kierując je je z troską i zmartwieniem słyszalnym wyraźnie w jej głosie.
Minnie