Cillian MontgomeryDla przyjaciół Kill
Przed wami nowy władca
Zimnokrwisty król UES
Kill
Emme
Wiek 36 lat
Data urodzenia 26.10.1986
Nowy Jork Od zawsze
Montgomery Insurance CEO
Stan cywilny Kawaler, bezdzietny (oficjalnie)
Najstarszy Z czwórki rodzeństwa
Najmłodszy Prezes w historii firmy
Po trupach Do celu (dosłownie)
Przed wami nowy władca
Takiego przypadku w historii firmy Montgomery Insurance jeszcze nie było!
Jonathan Montgomery, wieloletni CEO, ustępuje w fotelu prezesa swojemu najstarszemu synowi, Cillianowi, tym samym czyniąc go najmłodszym na tym stanowisku od wielu dekad. Od dawna mówi się, że senior rodu nie daje sobie rady z obowiązkami, ale wydaje się, że nagła decyzja ma związek ze zdjęciami, które w zeszłym tygodniu obiegły Twittera. Montgomery’ego przyłapano, jak wchodził do szpitala, a kilka godzin później opuszczał go na wózku inwalidzkim w towarzystwie zapłakanej żony. Dotychczas nie wydano żadnego komunikatu o ewentualnej chorobie, ale objęcie firmy przez Cilliana każe sądzić, że coś rzeczywiście jest na rzeczy.
Będziemy informować na bieżąco, więc śledźcie nasz feed!
Źródło: nytimes.com/instagram
Jonathan Montgomery, wieloletni CEO, ustępuje w fotelu prezesa swojemu najstarszemu synowi, Cillianowi, tym samym czyniąc go najmłodszym na tym stanowisku od wielu dekad. Od dawna mówi się, że senior rodu nie daje sobie rady z obowiązkami, ale wydaje się, że nagła decyzja ma związek ze zdjęciami, które w zeszłym tygodniu obiegły Twittera. Montgomery’ego przyłapano, jak wchodził do szpitala, a kilka godzin później opuszczał go na wózku inwalidzkim w towarzystwie zapłakanej żony. Dotychczas nie wydano żadnego komunikatu o ewentualnej chorobie, ale objęcie firmy przez Cilliana każe sądzić, że coś rzeczywiście jest na rzeczy.
Będziemy informować na bieżąco, więc śledźcie nasz feed!
Źródło: nytimes.com/instagram
Zimnokrwisty król UES
Od momentu przejęcia fotelu prezesa MI, uważnie obserwujemy Cilliana Montgomery’ego, ale co tak naprawdę o nim wiemy? Chciałbym napisać usiądźcie wygodnie i poczytajcie, ale niestety nie mogę, ponieważ Cillian dla wielu jest zagadką. Wiadomo o nim jedynie to, co można znaleźć w Wikipedii, czyli same suche fakty. Nigdy nie widziano go z żadną kobietą (bądź mężczyzną, w końcu mamy XXI wiek!), nie udziela się charytatywnie, na wszelkie wydarzenia kulturalne przychodzi sam (o ile w ogóle przychodzi), nie wiadomo, czym się interesuje i co robi poza pracą. Ten człowiek-enigma nie ma nawet mediów społecznościowych, dacie wiarę?!
A mimo to w ciągu trzech lat prezesury podwoił zyski magnata ubezpieczeniowego, jakim jest w tym momencie firma założona przed jego prapradziadka. Eksperci twierdzą, że ma świeże spojrzenie, bezkompromisowe pomysły i starannie dobiera współpracowników. Przypomnijmy, że tuż po objęciu fotela CEO, Cillian zwolnił ponad 20% pracowników, po czym w ich miejsce zatrudnił nowych, z którymi osobiście przeprowadzał rozmowy kwalifikacyjne. Działa z rozmachem, prawda?
Szkoda, że tylko w sferze biznesu… Cillian, daj nam choć jeden malutki skandalik ze swoim udziałem! Cudownie byłoby umieścić twoje niepozowane zdjęcie, przystojniaku! Czy naprawdę prosimy o tak wiele? :(
Źródło: TMZ
A mimo to w ciągu trzech lat prezesury podwoił zyski magnata ubezpieczeniowego, jakim jest w tym momencie firma założona przed jego prapradziadka. Eksperci twierdzą, że ma świeże spojrzenie, bezkompromisowe pomysły i starannie dobiera współpracowników. Przypomnijmy, że tuż po objęciu fotela CEO, Cillian zwolnił ponad 20% pracowników, po czym w ich miejsce zatrudnił nowych, z którymi osobiście przeprowadzał rozmowy kwalifikacyjne. Działa z rozmachem, prawda?
Szkoda, że tylko w sferze biznesu… Cillian, daj nam choć jeden malutki skandalik ze swoim udziałem! Cudownie byłoby umieścić twoje niepozowane zdjęcie, przystojniaku! Czy naprawdę prosimy o tak wiele? :(
Źródło: TMZ
Kill
ODAUTORSKO
Cilly-Killy jaki jest, każdy widzi. Chociaż, po chwili namysłu... Może być gorszy, niż się wydaje :) Ale spokojnie, zjada ludzi tylko w ostateczności, więc nic nikomu nie powinno się stać... Chyba.
Poszukujemy dosłownie wszystkiego. A w szczególności jakiegoś upierdliwego dziennikarza/ki, który/a zechce rozwikłać zagadkę, jaką jest pan Montgomery.
Fc: Charlie Hunnam
Tytuł: 5sos - Teeth
Gdyby coś, zapraszam na cupofgingerbreadlatte@gmail.com
Wątki: 5/5
Spotted: Tajemniczy z Ciebie facet, C... A może K? Dziwne rzeczy na Twój temat dotarły też do moich uszu, choć zdaje mi się, że na mieście cieszysz się wyjątkowo dobrą reputacją. Jeśli mogłabym Ci dać dobrą radę osoby doświadczonej z zakresu znanych twarzy: potknij się. Delikatnie. Zawahaj chwilę, a potem zrób pewny krok i idź dalej, najlepiej z lekko zakłopotanym uśmiechem na ustach. Bo jeśli przez dłuższy czas nie będzie się za Tobą kurzyć nic godnego uwagi, złaknieni wrażeń zaczną zwiedzać brudne zakamarki przeszłości... A jak dobrze wiemy, C, tego byś nie chciał.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Kill... tak troche niebezpiecznie brzmi to zdrobnienie :P
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie na blogu, pan zagadka wydaje się kimś z kim warto się znać i może nie warto zadzierać, chociaż skoro jest tak niedostepny i tajemniczy, to nie wiadomo, czy by to nie było drażnienie lwa, co nie? :D Brak profili i kont w mediach społecznościowych, brak wypadów w towarzystwie kogokolwiek, totalnie zero ochłapów dla paparazzich! Jak on się uchował?! I jakim cudem jest tak przy tym apetyczny? :P
Interesująca kreacja, trochę główkuje, czy nie dałoby rady skrobnąć nam wątku, ale nie widzę żadnego punktu zaczepienia... kurcze, szkoda! Wpakowałabym tu Zuri jako upierdliwą, nachalną i upartą dziewuche, co będzie mu stać na drodze ^^
Życzę udanej zabawy i gdyby była chęć, czas i wena, zapraszam do burzy mózgów i wątku :) Bawcie się dobrze :) ]
Niall i Zuri
[Jak ja lubię takie skomplikowane html'e... A jeszcze bardziej takie skomplikowane postacie! Bardzo mi się Twój pan podoba, taki owiany tajemnicą, i jestem szczerze ciekawa, jak go rozwiniesz w wątkach. Będę sobie jeszcze z ciekawości w nie zaglądać 😎 Życzę Ci dobrej zabawy na blogu, udanych łowów i mordów, no i oczywiście fantastycznych historii do napisania!]
OdpowiedzUsuń[ Na początku nie poznałam, ale jak doczytałam, że na wizerunku jest Charlie Hunnam, to muszę powiedzieć otwarcie, że przepadłam. Fajny ten Twój Cillian, lubimy go bardzo z Octavią. Bawcie się tu świetnie, znajdźcie masę znajomych w Nowym Jorku, no i dajcie nam jakiś skandalik z jego udziałem! :D]
OdpowiedzUsuńOctavia
[Oooh, to jest bardzo dobry pomysł! Jeśli chodzi o jego dopracowanie, według mnie niczego tu nie brakuje, pewnie po drodze wypadnie kilka niespodzianek i chętnie podrzucę zaczęcie :) Zuri z przyjemnością go ozłoci, choć wyczuwam możliwe lekkie spięcia między nimi :P
OdpowiedzUsuńZaczynamy od samej sesji, czy jakiegoś poprzedzającego spotkania tych dwojga?]
Zuri
[Cześć! Charliego to ja uwielbiam, więc nie mogłam przejść obojętnie obok tego pana.
OdpowiedzUsuńAch, ten Kill... wszystko mówi, że niegrzeczny z niego facet, w dodatku zimny jak lód, a to żadna tajemnica, że moja Izzie właśnie takich lubi najbardziej, ha! ;))
A tak całkiem poważnie to z Cilliana wyszła interesująca kreacja, z wielką ciekawością wyciągałoby się z niego wszystkie tajemnice, dlatego, jeśli macie ochotę, to zapraszam was do mojej małolaty, może coś wspólnie wykombinujemy. Bawcie się dobrze!! :D]
Elizabeth Madden
[Muszę przyznać, że na początku nie zamierzałam tak szybko nadrabiać czytania kart nowych postaci, ale kiedy mój wzrok wyłapał w dopisku fragm. o posadzie irytującego dziennikarza, byłam już kupiona. Uznałam bowiem, że może - ale tylko może, bo jeszcze wtedy nie zaznajomiłam się z całością, którą swoją drogą przeczytałam na jednym tchnieniu, po czym żałowałam, iż nie ma ona ciągu dalszego - tę posadę mógłby objąć Aurel. Teraz jednak sądzę, że nie o tego typu pismaka Ci raczej chodziło. A może się mylę ?
OdpowiedzUsuńW każdym razie życzę całego oceanu weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi (niekoniecznie nawet do Hustona).]
Aurel, Nash, Pumpkin, Rim i siedząca jeszcze przez chwilę w roboczych Capucine
[Cześć!
OdpowiedzUsuńNaprawdę spójna koncepcja postaci. Podoba mi się ta ambicja i tajemnica, i cała otoczka stworzona wokół Cilliana – to jest coś, co chce się odkrywać!
Od siebie życzę wiele, wiele weny i samych wciągających wątków, a przy okazji zaproszę do mojej Bernie. Może uda nam się jakoś połączyć tę dwójkę. :D Baw się dobrze!]
Berinella Sinclair
Pogoda nie rozpieszczała, a zima nadciągała wielkimi krokami. Wokół pojawiły się już ozdoby świąteczne, a Zuri wyjęła z szafy ulubione śnieżnobiałe futro (syntetyczne!) i srebrne botki na tak wysokiej szpilce, że w przypadku napaści mogłyby uchodzić za całkiem poważną broń obronną. Nie przemierzała oczywiście brudnych ulic NY w tak wytwornym wydaniu, bo jeszcze jakiś wariat - pseudo miłośnik zwierząt, zniszczyłby jej futro wylewając na nią kawe, albo inne ustrojstwo, więc na umówione spotkanie zawiózł ją szofer, dzieki czemu nie musiała przejmować się aż tak minusową temperaturą i mogła pod odzienie wierzchnie ubrać bordową króciutką sukienkę.
OdpowiedzUsuńByła bogata, niezależna, rozpoznawalna, ładna. Była dumna i bystra. Umiała się zachować i wiedziała co zrobić, by o niej mówiono. Uwielbiała szokować, ale potrafiła również mile zaskoczyć manierami. Była tylko jedna rzecz, która utrudniała jej osiągnięcie sukcesu - jej młodość. Ludzie bagatelizowali ją i dopiero gdy przybierała ostrzejszy, mocno rzeczowy ton, dostrzegali w niedoszłej absolwentce Constance przedsiebiorczynię. Dzisiaj nadarzała się znakomita okazja do pokazania kolejny raz, jak doskonale radzi sobie z rozwojem własnej marki i z tego powodu miała wyśmienity humor od samego rana.
Zuri mogła polegać na rodzicach i liczyć na ich pomoc przy tworzeniu swojej biżuterii, ale tego nie chciała. Z wyboru samodzielnie kreowała swoją drogę biznesową, rozwijając się w innym kierunku, niż modeling, który uprawiała od lat. Chciała, aby to co robi, coś mówiło i znaczyło i chciała dawać refleksję klientom. Miała momenty, gdy obawiała się notowań na giełdzie, albo powodzenia sprzedaży i wahała się nad strategiami marketingowymi, jednak jej nazwisko było dostatecznie silne wśród elity, by naprawić każde potknięcie młodej Williams. Fakt, że umówiono jej spotkanie z samym CEO Montgomery Insurance napawało ją dumą, bo z tego co kojarzyła, nie kojarzyła prezesa wcale! I było to co najmniej podejrzane, bo śmietanka towarzyska wiedziała o swoim otoczeniu, konkurencji i przyjaźniach niemal wszystko.
Do lokalu Tribecca dotarła kilka minut przed umówioną godziną, jako że nie miała problemów w punktualnością. Wkroczyła do wnętrza pewnie, pocierając trochę zziębnięte dłonie jako że nie zabrała rękawiczek i podała obsłudze nazwisko, by zaprowadzili ją do odpowiedniego zarezerwowanego stolika. Doradzano jej, by wzięła z sobą kogoś z swoich prawników, ale jak to Zuri miała w zwyczaju, lubiła sama badać grunt i podejmować decyzję. Taka już była - nie słuchała nikogo i nie przejmowała się na zapas.
Zuri
[ah ten blogspot złośliwy... nie martw się, zżeranie komentarzy to chleb powszedni ;) nie wiem, jakie długości komentarzy preferujesz, więc na początek średniak poleciał, dostosuję się :)]
Usuń[Człowiek znika na kilka dni, a tutaj taki wysyp postaci i to - śmiem rzec - niezwykle atrakcyjnych wątkowo (wizualnie również, ale to inna para kaloszy). Och, gdybyż tylko Jane kwalifikowała się pod upierdliwą dziennikarzynę! Obiecuję zastanowić się, czy jakimś pokręconym sposobem dziennikarce, która ma na koncie artykuły o ubóstwie, prostytucji, narkotykach i handlu ludźmi, może nagle zawodowo zacząć zależeć na sekretach Cilliana. Tymczasem bawcie się przednio! <3]
OdpowiedzUsuńJane/Elisa
Elizabeth raczej nie zwracała uwagi na ilość wypitego alkoholu, szczególnie tego, który był darmowy, gdyż w jej otoczeniu nie brakowało chętnych do stawiania drinków albo kupowania najdroższych szampanów, absolutnie nie przejmujących się tym, ile dziewczyna miała lat. Kto wiedział, ten dla kilkuminutowego flirtu zapominał, najwidoczniej traktując to jak niewinną zabawę, a inni po prostu nie pytali. Każdy, kto znał ten świat choć trochę, zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo zepsute było to towarzystwo, do którego trzeba było szybko dorosnąć. Elizabeth wydawało się, że dorosła zdecydowanie za szybko, skoro jeszcze nie skończyła liceum, a na swoim koncie miała rzeczy, które mogłaby zrobić zdecydowanie później, albo których nie zrobiłaby wcale, bo stałaby się dojrzała na tyle, by nie myśleć chwilą, tylko rozsądkiem. Niczego jednak nie żałowała, ponieważ niewiele myślała o swojej przyszłości. Skupiała się na teraźniejszości, tym, co było tu i teraz, tym, jak wiele mogła przeżyć oraz doświadczać, jak bardzo nie chciała z tego rezygnować tylko dlatego, że istniały jakieś głupie zasady. Nie pakowała się bogatym mężczyznom do łóżka, nie interesował jej seks za coś, czyjeś ręce w jej majtkach dla ładnej torebki albo drogi butów, nie brakowało jej ślicznych rzeczy albo uwagi, była przyzwyczajona, że to wszystko mogła mieć i nie bardzo się przy tym wysilić, ale cierpiała na brak wrażeń. Tego w swoim życiu potrzebowała; wrażeń, silnych emocji, uniesień, doznań, tego poczucia, że żyje i jest wolna… A przynajmniej w ten sposób tłumaczyła sobie wszystkie swoje idiotyczne wyskoki.
OdpowiedzUsuńMogłoby się wydawać, że na charytatywnym bankiecie znalazła się przypadkiem, ale prawda była taka, że rodzice ją tu wysłali, ponieważ sami nie dali rady się tutaj wybrać, a jej brat, który najczęściej przejmował tę reprezentacyjną rolę, ponieważ był młodszą kopią ich ojca, został wysłany w delegację. Elizabeth zupełnie nie potrafiła odnaleźć się w sztywnych ramach eleganckich bankietów przepełnionych kurtuazją, od której robiło się jej niedobrze, ale nie miała wyjścia, więc niezadowolona zawitała na imprezę, z której planowała szybko się urwać. Jej plan się jednak nie powiódł, ponieważ już na samym początku znalazła sobie adoratora, który zachwycony nią i pewnie jej za krótką spódniczką, dotrzymywał jej towarzystwa przez większość bankietu, serwując przy tym tyle alkoholu, że nawet najbardziej odporny człowiek nie wyszedłby z tego cało. Sęk w tym, że Elizabeth zaczęło to nudzić, wódka i ten sam wielbiciel, dlatego pod wpływem olśniewającego natchnienia postanowiła zniknąć z imprezy, nie przejmując się żadnym pożegnaniem.
Do wyjścia próbowała przedrzeć się przez salę pełną ludzi, wśród których było tak okrutnie duszno i gorąco, że Izzie mimowolnie przyspieszyła swój krok, a nie należał już on do wyjątkowo zgrabnych i to chyba właśnie wtedy poplątały się jej stopy, na których na swoje nieszczęście miała eleganckie szpilki, a ona tracąc równowagę, po prostu runęła.
Była przygotowana na spotkanie z twardą podłogą, ale zamiast tego zderzyła się z kimś, kto naprawdę ładnie pachniał i swoimi ramionami zdecydowanie zamortyzował ten upadek. Jej zgrabna dłoń odruchowo zacisnęła się mocno na koszuli Cilliana, porządnie ją przy tym zgniatając, a jej zdezorientowane spojrzenie wylądowało na jego twarzy. Patrzyła na niego swoimi zamglonymi i błyszczącymi oczami, w których wyraźnie obijały się światła, a które były tak zupełnie niewinne w kontraście do tego, co ona wyprawiała. Uśmiechnęła się, dopiero teraz zwracając uwagę na to, jak jego dłonie oplatają jej talię, podkreśloną kremowym gorsetem, a ona nieco naprężyła swoje ciało, by nogą dostać do buta, który podczas zderzenia zsunął się z jej stopy.
— Ty też ładnie pachniesz, hej, masz mnie — wskazała na niego palcem, puszczając jego koszulę, żeby unieść ręce w obronnym geście i zaśmiała się cicho, wyjątkowo tym rozbawiona. Może gdyby była trzeźwa, to sposób, w jaki Cillian wymawiał jej imię, wywołałby w niej dreszcz, zresztą, podobnie to surowe i karcące spojrzenie, ale w tej chwili, wydawało się to takie zabawne. To, że w ogóle na niego wpadła.
Usuń— Dałam kosza jakiemuś frajerowi i właśnie stąd wychodzę, bo strasznie tu nudno — stwierdziła zupełnie tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, a kiedy stanęła na równych nogach, to jedną dłoń położyła na ramieniu mężczyzny po to, by podeprzeć się na nim, gdy gwałtownie postanowiła stanąć na jednej nodze i próbowała założyć szpilkę, która jej spadła. — A ty chyba wchodzisz — rzuciła dwuznacznie, choć zupełnie bez sensu, wymownie zerkając na tę wypiętą rudowłosą kobietę, która wyglądała dokładnie tak, jakby czekała właśnie na niego i nie była zadowolona z faktu, że ktoś im przerwał.
Elizabeth wyprostowała się i zadarła głowę jeszcze wyżej, nie spuszczając z niego wzroku.
— W pracy? W domu? Gdziekolwiek? Na pewno nie tutaj, Cillian — powiedziała ściszając głos zupełnie tak, jakby dzieliła się z nim jakimś sekretem, dlatego nawet pochyliła się w jego stronę, nadając temu konspiracyjny wydźwięk.
Elizabeth Madden
[Dziękuję pięknie za powitanie! Lubię trochę się poznęcać nad swoimi postaciami, ale kto z nas tego nie lubi! Brzmi kusząco, nie powiem, że nie, może omówimy sobie szczegóły mailowo?]
OdpowiedzUsuńMinnie
Zuri na prawdę spotykała na swojej drodze różne charaktery. Mierzyła się z chamstwem, rasizmem, szowinizmem skierowanym wprost na nią i wszystko potrafiła mistrzowsko odbijać od siebie, niczym Williams (ta druga) tenisową piłeczkę. Na co dzień spotykała debili, gburów, zuchwalców, ludzi płytkich, pysznych i po prostu ograniczonych. Oczywiście spotykała również osoby miłe, życzliwe, pokorne, niezwykle doświadczone życiowo i inteligentne, z których warto było brać przykład. Ale tych drugich było mniej. Jako osoba młoda i dostatecznie bystra, by się uniezależnić (finansowo głównie) i założyć własną dobrze prosperującą markę, nie pozwalała się ignorować, bagatelizować, a już na pewno traktować bez szacunku. Znała swoją wartość - giełdową i osobistą, dlatego właśnie młodszy z mężczyzn, z dwóch którzy przyszli na spotkanie, podpadł jej już od momentu, gdy doszło do powitania.
OdpowiedzUsuńNie była rozwrzeszczaną nastolatką, choć potrafiła ogłuszyć wrzaskiem i miewała kaprysy. Lubiła oceniać ludzi, ale nim wkroczy do akcji, wolała być cichym obserwatorem, by w momencie gdy wkracza do akcji, narobić dużego szumu i dać celny strzał. Była dumna i gdy po raz pierwszy została zignorowana bo pan Mingtomery gapił się w swój telefon, tylko jedna brew lekko drgneła jej ku górze. Z reguły ludzie nie zadzierali z Zuri, bo potrafiła mocno uprzykrzyć życie podkładając odpowiednie materiały paparazzim, by to oni odwalali czarną robotę, a dzisiejsze spotkanie miało z tego co zrozumiała, ocieplić i poprawić wizerunek kogoś, kto nawet przed nią nie starał się pokazać z dobrej strony.
- No proszę... - prychneła. - Pana szef jednak potrafi mówić - pokiwała głową z szyderczym uśmieszkiem, nie pasującym do jej słodkiej buźki, gdy Cillian złożył zamówienie i wręcz popędził wystraszonego kelnera.
Odczekała, aż chłopak z tacą odejdzie i gdy wrócił, złożyła kolejne zamówienie tym razem dla siebie, wybierając martini. Nie miała zamiaru siedzieć o suchym pysku tylko dlatego, bo nadęty bogaty fagas przedkładał swoje potrzeby ponad innych. Mimo wszystko dzisiaj spotkali się w celach biznesowych, a więc jako dwie strony układu do nawiązania byli sobie równi. Zabawne, że on jako starszy i bardziej doświadczony jakoś tego nie dostrzegał. Szkoda ogromna, gdy wszedł do restauracji i przyjrzała mu się, zajmując już miejsce przy stoliku, musiała przyznać, że prezentował się na prawdę słodko. Ale potem się odezwał. I czar prysł.
Zuri miała słabość do starszych facetów, szczególnie, gdy byli niepoprawni. Ale nadętych głupków nie znosiła.
- Czy pana szef na pewno potrzebuje kogoś takiego jak ja? - dopytała, kierując uwagę i spojrzenie na pana Spaldinga, który ewidentnie był tutaj pierwszymi skrzypcami (choć być nie powinien). - Może warto pomyśleć o kilku podstawowych lekcjach savoir vivre i rozmowie z jego matką? - zasugerowała uszczypliwie, dając do zrozumienia, że szczeniackie zachowanie, które ewidentnie nie umknęło nikomu z tu obecnych, nieżależnie od wieku szczeniaka, wymaga również takowego traktowania.
Z uśmiechem przyjeła swój szeroki kieliszek martini, chwytając go zgrabnie w szczupłe paluszki. Zamoczyła usta przy brzegu szkła i upiła łyk ostrożnie, rozsmakowując się trunkiem. Przełożyła delikatnie patyczek z oliwką na bok i odstawiła drinka na blat, spoglądając teraz na CEO, który może po wypiciu swojego Macallana przestanie się rzucać jak gacie na sznurku.
- Możemy mieć to za sobą? - powtórzyła za nim, nie wymagając nic poza kulturą i uszanowaniem, za to że ona także znalazła czas na to spotkanie.
UsuńByła świadoma, że popularny i wpływowy pan prezes mógł mieć teraz spotkanie zarządu, typować wyniki na giełdzie, opracowywać strategie na kolejny kwartał działalności firmy, pieprzyć swoją sekretarkę, czy robić tysiąc innych równie ważnych rzeczy. Super, że się pojawił, na prawdę brawa dla niego. Ale ona też miała co robić, a on nie był tak wielką szychą, by za nim biegać z wywieszonym językiem, nawet jeśli tyłek miał 10/10 - o taaak, zdążyła się przyjrzeć.
ZURI
Ciężko było Elizabeth zrozumieć, dlaczego Cillian był w stosunku do niej taki oschły. To znaczy, ona jeszcze nigdy nie widziała, by ten człowiek okazywał komuś, choć odrobinę uczuć, wszystkich zawsze traktował z góry, ale w jej wypadku przechodził samego siebie. Była młodsza i pewnie nie znała życia tak jak on, ale przynajmniej nie była nudnym kolesiem przed czterdziestką w idealnie skrojonym garniturze, który całe swoje życie opiera na pracy i nienagannym wizerunku. Raz się żyło, a ona nie wyobrażała sobie nie ubarwiać tego życia dobrą zabawą. Zastanawiała się, czy Cillian w ogóle wie, jak dobrze się bawić, czy raczej stanie w ciemnym kącie przez całą imprezę, to szczyt jego możliwości. Nie podejrzewała go o wiele. Czasami miała go gdzieś, traktując go jak powietrze; pojawiali się na tych samych imprezach, wymieniali się góra jednym spojrzeniem i rozchodzili się w swoje strony, ale niekiedy łapała się na tym, że sama przed sobą nie była w stanie ukryć frustracji wywołanej tym, jak bardzo pozostawał na nią niewzruszony, choć przecież inni najczęściej upominali się właśnie o jej uwagę. Świetnie bawiła się korzystając z towarzystwa mężczyzn, którzy chętnie łechtali jej ego, pozwalając jej wierzyć w to, jaka była idealna, a jeszcze większą frajdę sprawiało jej, gdy zostawiała ich z niczym, ponieważ to ona rozdawała karty. Problem z Cillianem polegał jednak na tym, że przy nim w ogóle nie czuła, że ma nad czymś kontrolę. Mógł ją zignorować, bezczelnie olać, nawet się z nią nie przywitać, chociaż ściągnąłby na siebie jej uwagę, a ona cholernie nie lubiła tego uczucia. Zostanie jego zmorą było więc czymś, co czyniła z wielką przyjemnością, odczuwając przy tym ogromną ekscytację i dreszczyk emocji, ilekroć patrzył na nią taki wkurwiony. Seksownie się denerwował, marszcząc te swoje brwi, a jeszcze seksowniej ciemniały ze złości te jego śliczne oczy, którymi mógłby przemieniać ludzi w kamień. Był taki nieczuły i tajemniczy, że to było strasznie niezdrowe połączenie, ale kusiło najbardziej. W tej chwili Elizabeth była jednak w takim stanie, że chwilowo bardziej zainteresowała się swoimi szpilkami i tym, że szczęśliwie nie połamała nóg, niż tym, że mogła komukolwiek pokrzyżować plany. Cóż, ona chciała dotrzeć na inną imprezę, jego plany stały niedaleko w seksownej sukience, mogli rozstać się tu i teraz, jednak tego nie robili.
OdpowiedzUsuń— Raczej właśnie cię uratowałam przed tymi planami, wierz mi, żałowałbyś tego — zasugerowała bezczelnie, zerkając na rudowłosą, która posyłała Elizabeth wyzywające spojrzenie przepełnione niechęcią, chyba myśląc, że jeszcze miała jakieś szanse. Miała gdzieś tę laskę, miała właściwie gdzieś całą tę imprezę, na której nic się nie działo, wydawała się być niewzruszona złością Cilliana, a do tego nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś zrobił im zdjęcie. Stało się, dla niej nie był to pierwszy raz, żeby jakoś to przeżywać, a poza tym, nie robili nic złego, więc jej obojętność w tej kwestii miała się doskonale.
— Oni mnie tu wysłali — powiedziała, wracając rozbawionym spojrzeniem na zezłoszczoną twarz Cilliana. — Zaskoczony? — rzuciła jeszcze, zdecydowanie nic sobie nie robiąc z tego, że w pewnym sensie zwaliła się na jego głowę. Nie zrobiła tego specjalnie, nawet nie wiedziała, że tutaj jest. W teorii miała pojawić się tu tylko na kilka godzin, góra trzy, a potem porządnie zabawić się na innej imprezie, ale nie spodziewała się, że alkohol ją tutaj zgubi i pozwoli się tak mu sponiewierać. Przesadziła, ale znała sposoby, by jeszcze podnieść się po tym na nogi i ruszyć w miasto, właściwie, już otwierała usta, żeby powiedzieć Cillianowi coś w stylu: ja spadam, gdy jego spojrzenie skupione było na komórce, ale zanim zdążyła cokolwiek z siebie wydusić, pociągnął ją w stronę wyjścia tak mocno, że chyba tylko jakimś cudem udało się jej za nim pójść.
— Ej! — szybko zaprotestowała jak prawdziwe, oburzone dziecko, które jednak zdaje sobie sprawę ze swojej przegranej pozycji, więc nawet nie walczyła. Szarpanie się z Cillianem nie miało sensu, bo oprócz tego, że był silniejszy, to przede wszystkim trzeźwy i bez obcasów. Warknęła więc pod nosem, wyrzucając z siebie jakieś przekleństwo, najwidoczniej obrażona.
Usuń— Po pierwsze: kusząca propozycja — mruknęła bezwstydnie, zdecydowanie próbując go w ten sposób sprowokować. — A po drugie: wielki facet wyciąga nastolatkę z imprezy bocznym wyjściem, też zrobiłabym fotki — zasugerowała, wywracając oczami, bo chociaż jej nadal zupełnie to nie ruszało, to niewytłumaczalną satysfakcję sprawiało jej, że Cilliana owszem. Aż nie mogła uwierzyć w to, jak ten facet dbał o swoje dobre imię, to chyba nie było zbyt normalne? Nie uważała się jednak za winną czegokolwiek, sam ją łapał i obejmował wśród ludzi, a potem wyciągał z bankietu, to wszystko aż prosiło się o to, by zrobić z tego tanią sensację.
— Dorabiasz jako niańka? Czy bardziej robisz za tatusia z doskoku? — prychnęła, postanawiając ostatecznie wyrwać się z jego uścisku, co pewnie udało się jej tylko dlatego, że trochę go rozluźnił. Dumnie się wyprostowała, odsunęła włosy z twarzy i odrzuciła je na plecy.
— Nie wracam do domu — postanowiła stanowczo, co było dość zaskakujące na stan, w jakim się znalazła. Pijana, wszystkim rozbawiona, choć jednocześnie obrażona na Cilliana, ale cały czas uparcie buntownicza. Miało być tak, jak ona chcę. — Śpię u koleżanki, więc odwieziesz mnie na inną imprezę — stwierdziła bezczelnie, unosząc kąciki ust. Nie mogła wrócić w takim stanie do domu, a poza tym, jej rodzice myśleli, że zaraz po bankiecie Elizabeth poszła uczyć się do koleżanki.
Elizabeth Madden
[Cześć!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że karta przypadła Ci do gustu. :) Mnie Twój pan bardzo, baaaaardzo zafascynował i mam wrażenie, że i Noor ze swoim nosem śledczym mogłaby być nim mocno zaintrygowana… Mogłaby też coś podejrzewać, łączyć fakty, wtykać nos w cudze sprawy, takie tam. Co Ty na to?]
Noor Wilmar
Po tych kilku pierwszych minutach spotkania Zuri już wiedziała, że Cillian jest strasznie upierdliwym i wkurwiającym facetem. Jego reakcje, a raczej ich ewidentny brak nieco ją zirytowały, podbijając to rozdrażnienie, które pojawiło się na pierwszym miejscu w odpowiedzi na brak uwagi mężczyzny. Nie lubiła być ignorowana, ani traktowana jak dziecko, które nie ma nic do powiedzenia - jej młody wiek o niczym nie świadczył! Zacisnęła więc tylko mocniej zeby, świdrując blondyna ciemniejącymi od gniewu jak onyks tęczówkami.
OdpowiedzUsuńPrzyglądała mu się, zachowując spokój, choć miała ochotę wylać na niego swojego drinka. Aczkolwiek szkoda byłoby dobrego martini. Szkoda byłoby również rysującej się przed nimi okazji do współpracy, bo i jej i jemu taka szansa mogła przynieść więcej zysku niż strat. Zuri jednak wiedziała, że jeśli kontraktu nie podpiszą, ona niewiele na tym straci. Sama była młoda i dopiero budowała swoją markę, a więc dopiero też pozwalała się poznać ludziom od tej twórczej, a nie odtwórczej roli, bo do tej pory rozpoznawalna była jako modelka prezentująca cudze prace.
Przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się do blondyna inaczej, tym razem uroczo, a wręcz słodko. No proszę... dostała właśnie czego chciała i nie zajęło jej to wiele czasu. Otrzymała w końcu skrawek jego uwagi, a dzisiaj tylko na tym jej zależało. Zuri potrafiła grać z ludźmi kartami, jakie oni jej rozdawali i choć może powinna być bardziej ostrożna i czujna, od początku gdy dostrzegła mężczyzn, nie poczuła nic więcej poza ciekawością. Nie pojawił się strach, ani rezerwa, bo nie do końca wiedziała, z jakim okrutnym typem ma do czynienia. Jeśli natomiast by wiedziała... możliwe, że potraktowałaby go jak wyzwanie, ciekawe doświadczenie, a nie drapieżnika przed którym należy czmychać.
Młodziutka Williams ciągle się uczyła i w samodzielnym biznesie tak na prawdę dopiero raczkowała, więc zapewne gdyby Kill chciałby jej firmę rozerwać na strzępy, nie miałby z tym żadnego problemu. Na szczęście jak dotąd radziła sobie przednio. Jeśli dochodziło do potknięć, jej prawnicy i doradcy giełdowi pomagali jej się podnieść, ale dumnie znosiła porażki i cieszyła się sukcesami, chcąc osiągać swoje cele z pełną odpowiedzialnością za podejmowane decyzje. Miała dziewiętnaście lat, a nie brakowało jej dojrzałości, choć paparazzi nigdy jakoś tego nie pokazywali, wyciągając na nią głównie brudy z kolorowych imprez. A jej uchodzenie za skandalistkę odpowiadało, wiele dzięki temu uchodziło jej płazem, a ona wykorzystywała płytki wizerunek do budowania czegoś większego.
Wiedziała już na pewno, że ma do czynienia z człowiekiem, który nie lubi ani sprzeciwu, ani kłopotów. Ale czy to właśnie nie problemy i wyzwania czyniły człowieka twardszym, bardziej błyskotliwym doświadczonym i gotowym do nowych, kolejnych wyzwań? Miała wrażenie, że na jej młodzieńczy sprzeciw ramiona blondyna się napieły, że wyraźnie dostrzegła niezadowolenie w jego postawie i cholernie ją to ucieszyło. Lubiła trochę psocić. Trochę bardzo.
- Twoja chyba o tobie całkiem zapomniała - burknęła pod nosem, bo jesli Zuri miała czułe punkty, to rodzina należała do jednego z nich. I jej prywatność. - Jestem pewna, że obydwie miałyby sobie ciekawe rzeczy do przekazania - dodała głośniej na jego słowa, pozornie niewzruszona, choć dłoń lekko jej zadrżała.
W takich chwilach, gdy się wahała, albo gdy emocje brały górę, cała jej siła na ułamki sekund ulatywała, pokazując, że Zuri właściwie jest jeszcze niedoświadczona. I wciąż pragnie mieć w bliskich oparcie, mimo że sama wiecznie ich odtrąca, udowadniając własną niezależność i spryt. Zaraz jednak znów była twarda i nieprzenikniona i tę twarz najczęściej pokazywała.
Westchneła, siadając prosto i podpierając podbródek na dłoni. Zerknęła na pracownika pana Montgomery'ego, gdy ten o nim wspomniał i znów skupiła spojrzenie na prezesie, otwarcie, powoli i w wielką uwagą mu się przyglądając.
Usuń- Robisz pieniądze i to trzeba pokazać - stwierdziła spokojnie, z namysłem dobierając słowa.
Przechyliła się lekko w bok, spoglądając na jego buty i wiodąc spojrzeniem po nogawce mężczyzny w górę, lekko ściągnęła brwi, kalkulując w myślach. Wiedziała co prawda, w jakim sektorze działa jego firma i czym konkretnie się zajmuje, ale to nie było ważne, bo mieli skupić się na osobie prezesa, nie jego działalności. I tu zaczynała się prawdziwa gratka! Jej oczy przesunęły się wyżej i gdy z powrotem dosięgły jego twarzy, uśmiechnęła się szerzej, czując dreszcz ekscytacji, bo to co mogli zrobić, mogło być na prawdę czymś imponującym. Wierzyła, że mogą się jeszcze nawzajem zaskoczyć, mimo nieprzyjemnego początku.
- Mam wykupione strony w People, Forbes, a także AARP The Magazine i Elle, co daje szerokie pole do popisu, bo reklamy nie pojawiają się tylko na drukowanych egzemplarzach, ale też w sieci, na billboardach, a nawet oznaczeniach w miejscach publicznych czy pojazdach - wymieniła w zamyśleniu. - Ważne jednak, aby wykorzystać pana atuty - wskazała na jego postawe, bo choćby diabeł miał zaśpiewać kolęde, była pewna że doskonale zdaje sobie chłop sprawę z tego, że prezentuje się atrakcyjne. - W bardziej przychylnym świetle - doprecyzowała. - Ważne, aby pan wychodził, pokazywał się wśród ludzi, może nawet czasem uśmiechnął - zasugerowała troszkę z przekąsem, pochylając sie, by chwycić za kieliszek i znów upić niewielki łyk martini (którego przecież otwarcie nie powinna spożywać, dopóki nie skończy dwudziestu jeden lat!).
To był moment, gdy ruszała z drugą kolekcją. Pierwsza okazała się hitem, choć wtedy nie miała żadnej precyzyjnie opracowanej strategii marketingowej, pomogło jej nazwisko i fakt, że zna wszystkie najważniejsze głowy z elity. Teraz prawdopodobnie będzie podobnie, ale poza pieniędzmi, chciała aby to coś znaczyło.
- Zostaniesz twarzą mojej kolekcji - oznajmiła prosto z mostu. - W zakupach najlepsze są kobiety, a gdy im się coś podoba, chcą to mieć. Jestem pewna, że potrafisz to wykorzystać, więc sprzedamy cię w mojej biżuterii - podsumowała, chwytając w palce patyczek z oliwką i wsunęła ją między zęby, spoglądając ciekawa odpowiedzi pana Mongtomery na tę propozycję.
ZURI
[ bardzo chętnie poznam Twój pomysł na wątek. Pisz pod karta, albo na maila podanego w kp! ❤️]
OdpowiedzUsuńOctavia
[Ha, cieszę się bardzo! I ja mam tak samo :)]
OdpowiedzUsuńZuri nie musiała wcale go ogrywać, właściwie nie chciała i nie miała w tym żadnego celu. Nie po to zresztą tu przyszła, prawda? Troszkę inaczej go podeszła, bo lubiła i mogła. Bo był tylko mężczyzną, a przez to łatwym do przewidzenia graczem, choć tylko pod pewnymi względami, a na dodatek było w nim coś takiego dziwnego, co ją intrygowało. Gdyby poczytała o panie prezesie i upewniła się, że nic w mediach na niego nie ma, może wtedy ewentualnie zaczęłaby się go bać. I może wtedy byłaby bardziej czujna, ostrożniejsza. Człowiek, który nie zostawia po sobie śladów, albo jest geniuszem, albo czystym złem.
Była pyskata, bo musiała od wczesnych lat walczyć o swoje. Była ładna, więc uważano ją za głupiutką i bagatelizowano, nie liczono się z jej zdaniem. Była bogata, więc chciano ją wykorzystać. Była do pewnego momentu również miła i to był jej największy błąd... Ale pobrała wszystkie lekcje, wyciągnęła wiele wniosków i teraz ujadała jak rozjuszona kotka zawsze wtedy, gdy ktoś nie okazywał jej szacunku. Albo inaczej - oddawała to, co sama otrzymała, stawiając sprawę jasno - jesteśmy równi, albo nie bawimy się wcale. Cillian nie był na tyle przystojny, by robić dla niego wyjątek.
Jego spojrzenie raz chłodne, raz wręcz bezduszne sprawiało, że kilkakrotnie poczuła się mniej pewnie. Nie przejęła się tym jednak aż nadto i po prostu również zmierzyła go oceniająco, bezpardonowo taksując. W tym momencie był dla niej jak towar, którym musiała zachwycić klientów, a że śmietanka manhattańskiej elity nie była łatwym klientem, musieli obydwoje się przyłożyć. Ona trochę mniej od niego, takie rzeczy przychodziły jej z łatwością, ale jednak czekała ich wspólna praca.
Na fakt, że dalej ciągnie słowne przepychanki tylko cicho prychnęła i wywróciła oczami. Typowy facet, jakoś jej nie zadziwił i nie oszołomił oryginalnością, brnąc w przytyki, bo przecież ktoś musi mieć w towarzystwie większe jaja. Spokojnie kotku... Akurat na tym, by coś mu udowodnić już jej nie zależało, mógł zostać nawet królem jaj - majonezem gigantem. Byleby nie sprawiał jej problemów i nie uprzykrzał życia w tym interesie. A jednak ten krótki śmiech i chwila wesołości była tak dużą odmianą od całego charakteru rozmowy, że uniosła brwi i zerknęła zaskoczona na drugiego mężczyznę. Może ten prezes był niestabilny i właściwie nie wiedziała, w co się pakuje...? Oh... jednak nie, znów wrócił do bycia ponurakiem.
- Jasne... załatwię to - kiwnęła głową, stukając paznokciami o szklaną nóżkę kieliszka w zamyśleniu, gdy oznajmił, że nie ma zamiaru pojawiać sie na żadnych spendach. Szkoda, ścianki zawsze robiły najwięcej zysków, ale przecież to tylko chwila fleszy, a flesze można podrobić. Najważniejsze było zainteresowanie, a widząc pewność siebie i charyzmę blondyna, wiedziała, że z tym nie ma problemu.
Zuri obyta była z wybiegami, przyjęciami, bankietami i wszystkim co kręci się wokół celebrytów. Należała do tego świata i świetnie się w nim odnajdywała, choć zapłaciła za bycie na szczycie sporą cenę. Umiała jednak docenić odpoczynek od szumu i niegasnącą sławę, zdobywaną i utrzymywaną w mniej krzykliwy sposób, ta droga jednak była nieco trudniejsza, choć o wiele bardziej satysfakcjonująca. I ta droga o wiele bardziej pasowała do Cilliana, bo jak tak sobie na niego patrzyła, nie umiała wyobrazić na wybiegu jak reszty stada.
Odruchowo pochyliła się także, spoglądając na mężczyznę, kiedy się zbliżył. Oliwka zniknęła między jej miekkimi wargami, gdy zdradził swój warunek i chwile wpatrywała się w niego, oceniając sens podjęcia takiego kroku. Na kij tak zachrypiał, czy to miało ją uwieźć?
Usuń- Kuszące... - przyznała, również się prostując, gdy zmienił pozycję. Nie lubiła, gdy ktoś patrzył na nią z góry, a teraz ten człowiek ewidentnie wykorzystywał swoją postawną posturę. - Zrobisz wszystko co ci każę...? - podłapała tylko ten fragment, który był według niej najciekawszy, zupełnie jakby nie usłyszała ostrzeżenia z jego strony. Oh oczywiście że usłyszała, ale uważała je za jakieś farmazony, wciąż jej nie doceniał i w nią nie wierzył.
Uśmiechnęła sie kącikiem ust, przegryzła oliwkę, a gdy ją przełknęła, koniuszkiem języka zlizała słonawy posmak z warg.
- Mamy deal - wyciągnęła rękę. - Zgadzam się.
Czy miała czego się bać? Niewykluczone. Czy się tym teraz przejmowała? W żadnym wypadku. Czy wiedziała, w co się pakuje? Oczywiście. Czy się bała? Wcale.
Zuri
[Nie no, to był po części jednak żart. :D Noor swoje umie i swoje wie, ale nie jest jakimś geniuszem śledczym, mimo wszystko. Pogłówkuję, ale bez spinania się, w planach mam też jeszcze dwie inne postacie, a nuż u nich pomysł nasunie się sam, jak to czasem bywa! :)]
OdpowiedzUsuńNoor Wilmar
Zaczynała wątpić, aby cokolwiek miało się udać. Na dobrą sprawę, nawet nigdy nie wierzyła, że mogłoby być dobrze. Miała przeczucie, gdy podpisywała dokumenty związane z kredytem studenckim, że to się źle skończy. Nie rozumiała tylko, dlaczego tak ciężko było jej znaleźć jakąś sensowną pracę. Nie chciała dorabiać dłużej w gastronomii, zwłaszcza, że w ostatnim czasie przestawała sobie radzić. Zalegała z czynszem za ostatnie dwa miesiące, wisiała już nad nią groźba wywalenia i… Chyba faktycznie ratowała ją kolejny raz ładna twarz, bo gdy rozmawiała z właścicielem, za każdym razem udawało jej się ubłagać go, aby dał jej jeszcze jeden miesiąc na zorganizowanie pieniędzy. Czuła jednak, że jeżeli nie zapłaci, chociaż jednego czynszu to nic jej już nie uratuje. Nie wspominając o kredycie… Obiecywała sobie, że nie popełni żadnego z błędów rodziców, a od razu wpakowała się w długi. Oczywiście nie były one takie same, bo nie przewalała pieniędzy na alkohol czy narkotyki i nie zadawała się z szemranymi typami, nie robiła sobie problemów takich jak oni. Wpakowała się we własne. Miała przynajmniej pewność, że nikt nie pojawi się pod wejściem do kamienicy z kosą albo nie będą chcieli jej zatłuc w ciemnej uliczce. I zastanawiała się czy przypadkiem nie zaczynała żałować, że to się tak nie skończy.
OdpowiedzUsuńI nagle los się do niej uśmiechnął. Kiedy dostała odpowiedź z jednej z firm, była naprawdę zaskoczona. Zwłaszcza, że podczas rozmowy nie potrafiła się w pełni skupić, myślami będąc przy Tommy’m i wiadomości, którą dostała od matki.
Wiedziała, że musi się wziąć w garść jeżeli chce utrzymać tę pracę. Nie była głupia. Wiedziała, że jej posada wisiała na włosku, bo chociaż już dawno powinna odciąć się od rodziny, ciagle w pewnym stopniu się ich trzymała. Wystarczyły wiadomości od matki, aby jej myśli krążyły tylko wokół domu. Była często rozproszona i zdekoncentrowana. Doprowadzała do pomyłek, które nie powinny mieć miejsca, zwłaszcza, że była asystentką prezesa. Prezesa, po którym od razu było widać, że nie będzie obchodził się z nią jak z jajkiem, zresztą, nie tego oczekiwała. Kiedy zbiła jego kubek była niemal pewna, że to właśnie wtedy ją wywali. Zdziwiła się, szczerze się zdziwiła, że tak to się nie skończyło i tylko dziękowała niebiosom, że miała jeszcze jedną szansę na niezmarnowanie tego.
Tego dnia, sam sposób jego chodu zdradzał, że nie był w humorze i gdy nasłuchiwała zbliżających się kroków miała ochotę skulić się i zniknąć. Drgnęła, gdy teczka wylądowała na blacie, a ton jego głosu wciąż brzmiał w jej uszach, mimo, że prezes Montgomery znajdował się już w swoim gabinecie. Naprawdę chciała zniknąć. Zapaść się pod ziemię, zapomnieć, że kiedykolwiek miała pracę w tej firmie, kontakt z tym człowiekiem. Był gorszy od tatusia, bo nie miała pojęcia, czego może się po nim spodziewać i chociaż myślała, że nie spotka nigdy człowieka, który będzie wzbudzał w niej tak silny lęk jak tatuś, była w błędzie.
Szybko podniosła się z zajmowanego miejsca, wygładziła prostą sukienkę (którą zamówiła z odroczoną płatnością, bo przecież musiała mieć porządne ubranie do takiej firmy). Bała się przekroczyć próg gabinetu, zwłaszcza gdy rolety zaczęły opadać w dół. Wiedziała jednak, że musi tam wejść.
— Najgorsze, co może ci zrobić to cię wylać… weź się w garść dziewczyno — powiedziała sama do siebie, a następnie wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i weszła do gabinetu zamykając za sobą drzwi.
— Chciał mnie pan widzieć — powiedziała, nie powstrzymując się przed chwilowym, dosłownie kilkusekundowym zmarszczeniem nosa, gdy dotarł do niej zapach papierosów. Otworzyła odrobinę szerzej oczy, bo nie spodziewała się takiego zadania. — Oczywiście.Umawianie spotkań, pilnowanie pańskiego terminarza, dostarczanie poczty, przekazywanie istotnych maili, organizowanie delegacji — zaczęła, a następnie wyrecytowała wszystko, co zapamiętała z umowy odnośnie jej obowiązków. Stojąc tak przed nim, czuła się trochę jak w domu. Tam też stała nieruchomo, odpowiadała na pytania i czekała na karę. Tutaj czuła tę różnice, że zamiast kary będzie wyrok. Wyrok, który będzie działał jak lawina, nie dostanie pełnej wypłaty, nie zapłaci kolejnego czynszu i raty. Wyląduje na ulicy, a później upadnie niżej niż rodzice, bo nawet oni potrafili zapewnić sobie dach nad głową i jedzenie.
UsuńMinnie
W tej chwili chodziło tutaj o dwie rzeczy. Po pierwsze Elizabeth znała Cilliana za długo, by tak po prostu się go bać. Nie była głupia, czuła, że było w nim coś niepokojącego, co powinno sprawiać, że każdy człowiek będzie chciał trzymać się z dala od niego, ale ją to jedynie przyciągało. Był bezuczuciowym dupkiem, takim podobno się urodził, a może takim zwyczajnie się stał, i miał w sobie wszystkie cechy człowieka, którego nikt nie chce mieć blisko siebie, a jednak Izzie to nie przeszkadzało. Po drugie była w tej chwili zbyt pijana, by groźne spojrzenia i agresywny ton na nią działały. Raczej ją to męczyło, a ona sama zaczynała odczuwać wielką satysfakcję, że w pewnym sensie miała na niego aż taki wpływ. Nie widziała w sobie żadnej winy, konsekwentnie uważając, że nie robiła nic złego, tylko to on postanowił się jej uczepić, ale cholera, jak ona uwielbiała go drażnić. Igrała z ogniem, ale gdyby tego nie robiła, to jej życie nie było aż tak interesujące…
OdpowiedzUsuń— Cóż, zdarza się — podsumowała jedynie i chętnie wzruszyłaby ramionami, gdyby tylko Cillian nie trzymał jej tak mocno. W tym momencie nie obchodziło jej to, co powiedzą jej rodzice. Oczywiście, że nie byliby zadowoleni, pewnie by się z nią pokłócili, dostałaby jakiś śmieszny szlaban i miałaby przesrane, więc zrobiłaby coś głupiego, w ten sposób nakręcając to błędne koło, dlatego Elizabeth nie mogła wrócić na noc do domu.
— Naprawdę sądzisz, że tak łatwo mnie usatysfakcjonować? — zaśmiała się cicho, przewracając oczami, a na domiar złego Elizabeth specjalnie zapozowała do jednego z przypadkowych zdjęć, uśmiechając się uroczo i wyciągając w stronę obiektywu dwa palce ułożone w znak pokoju. Była nieznośna, ale nie dlatego, że była niewychowaną i upitą smarkulą, była pijana to fakt, ale do tego złośliwa, bo nie podobało się jej to w jaki sposób obchodzi się z nią Cillian. Był niedelikatny, nieuprzejmy i do tego próbował nią rządzić, jakby w ogóle miał do tego jakieś prawo, nie zamierzała na to się godzić. Teraz przynajmniej miał powód, by przejąć się głupimi zdjęciami, choć na tym świat się nie kończył.
— Ja po prostu nie wiem, po co, ty się tak denerwujesz — stwierdziła wreszcie, rozkładając bezradnie ręce. Przestąpiła z nogi na nogę, rozejrzała się po ulicy, która tonęła w przeróżnych światełkach, a potem wzrok skupiła na wkurwionym Cillianie. — Myślę, że mnie lubisz — wycelowała z niego palcem, znowu się drocząc, ale nie pozostała długo zadowolona, bo kiedy przerzucił ją sobie przez ramię tak, jakby była jakiś workiem, to znowu głośno zaprotestowała z niezadowolenia. Miał nad nią przewagę, to niesprawiedliwe, że z niej korzystał.
— Co z ciebie za dupek — warknęła, nawet przez chwilę próbując z nim walczyć, jednak oprócz tego, że najprawdopodobniej tylko rozwaliła mu w ten sposób jego fryzurę, to nic więcej nie zyskała. Dalej ją trzymał i to tak, jakby nie sprawiało mu to żadnego problemu. — W dodatku strasznie nudny, to jednak tamta laska miała szczęście, że na ciebie wpadłam — dodała zezłoszczona, próbując przynajmniej zorientować się, dokąd oni właściwie zmierzali. Cillian zamierzał odstawić ją do domu, urządzając im spacer, czy o co chodziło?
— Odstaw mnie, zaraz zwymiotuję — poleciła nagle, choć przez krótką chwilę panowała między nimi cisza. Momentami Elizabeth próbowała pogodzić się z sytuacją, w której się znalazła, ale zaraz przypominała sobie o tym, że przecież jest Elizabeth Madden i nie będzie akceptowała takiego traktowania. Miała swoje zdanie, lubiła się rządzić, na pewno nie da się w taki sposób wychowywać.
— Zanim przebiorę się w piżamkę i pójdę spać, powiem rodzicom, że Cillian Montgomery, ten Montgomery, mnie tak upił — zagroziła jeszcze, najwidoczniej czując w sobie przypływ siły, która dodała jej odwagi na tyle, by go delikatnie szantażować. Nie dał jej wyjścia, naprawdę nie mogła wrócić do domu.
Elizabeth Madden
Ciągle powtarzała sobie w myślach, że jedyne co może jej zrobić to ją zwolnić. Musiała jednak przyznać przed samą sobą, że Cillian Montgomery miał w sobie coś niezwykłego i nie było to nic przyciągającego, żadne magiczne coś. Wręcz przeciwnie, jego aura wzbudzała nieuzasadniony strach i pomimo mantry wybrzmiewającej we własnej głowie, musiała powstrzymywać się z całych sił, aby nie pokazać mu, jak bardzo jest przerażona swoją najbliższą przyszłością.
OdpowiedzUsuńZignorowała przywołanie nazwiska detektywa. W jednej chwili jego zachowanie wydało się tak bardzo znajome. Tatuś też się wyśmiewał, też prowokował, próbował ją złamać i niejednokrotnie kończyło się to powodzeniem. Tatuś nie zatrzymywał się jednak na przemocy psychicznej, brnął dalej. Ośmieszał ją i zawstydzał nie tylko słowami. Rozkazywał, rozstawial po kątach, a jeżeli to nie przynosiło mu satysfakcji, brnął dalej. Próbowała bronić się w rożny sposób, z rożnym powodzeniem. Z czasem potrafiła rozpoznać jego humor i poziom kłębiącej się w nim frustracji. Wiedziała, kiedy jej spokój wyprowadzi go z równowagi, a kiedy dobrze było pozwolić łzom zalać policzki, aby zakończyć przedstawienie jak najszybciej. Można pomyśleć, że w którymś momencie można się przyzwyczaić. Nie prawda. Za każdym razem czuła się gorzej, czuła się coraz mniejsza, coraz bardziej bezużyteczna. Czuła się nikim.
Może jednak dzieciństwo i lata spędzone w takim, a nie innym domu miały się do czegoś przyznać? Pan Montgomery z pewnością nie zdecyduje się podnieść na nią ręki. Był przerażający, ale nie był jej ojcem. Była uzależniona od niego finansowo, bo był pracodawcą i owszem, jej życie w pewnym sensie zależało od niego, ale nie mógł jej zranić bardziej, niż zrobił to stary Paul. Nikt nie był w stanie zadać jej więcej bólu. Dlatego wzięła się w garść, wciąż powtarzając w myślach te same zdanie. Nie zrani cię.
Słysząc jego słowa, rozszerzyła powieki, przez co jej oczy stały się jeszcze większe. Nie miała pojęcia, jaki popełniła błąd. Pospiesznie przeanalizowała, co mogła zrobić źle. W biurze dopiero świeżo, co się pojawił i szczerze wątpiła w jego dobry humor. Nie zamierzała jednak zaczynać dyskusji na ten temat. Zdecydowanie. Wpatrując się w wydmuchiwaniu przez niego dym, pospiesznie analizowała w głowie wczorajszy dzień. Błąd musiała zrobić wcześniej.
— Przygotowałam dokładny plan najbliższej delegacji, uwzględniając oczywiście najważniejsze punkty, którymi są spotkania z klientami. Oczywiście są rozplanowane w taki sposób, aby nie marnował pan ani minuty swojego cennego czasu. Plan przesłałam dzisiaj mailem. — Powiedziała, będąc pewną, że nie popełniła żadnego błędu w tym zadaniu — zarezerwowałam pana ulubiony hotel, pan Spalding wspominał podczas rozmowy rekrutacyjnej o ich sieci — była pewna swojego, bo wzięła się za to dzisiaj, a dzisiaj miała lepszy dzień. Nie myślała o rodzinie, nie zadręczała się. Przynajmniej do czasu, aż Montgomery nie pojawił się w biurze. Podczas rozmowy nie drgnęła. Utrzymywała kontakt wzrokowy, chociaż była pewna, że jeżeli prezes zaraz nie mrugnie, ona sama nie wytrzyma dłużej. — Posegregowałam pocztę, na pańskim biurku jest również przygotowana teczka z dokumentami do podpisu. Na każdym jest karteczka z informacją czego dotyczy dokument, kto się nim zajmuje i którego z klientów dotyczy i który z pracowników sprawuje nad nim opiekę — dodała, układając rozprostowanie dłonie na swoich udach. Pamiętaj Mims, po prostu cię wyleje i tyle. Wrócisz do gastronomii, trudno. Najwyraźniej nie nadajesz się do pracy biurowej, znajdziesz coś innego. W najgorszym wypadku…, wiedziała, co ją czekało w najgorszym wypadku, chociaż wzbraniała się z całych sił, aby chociaż otwarcie o tym pomyśleć.
Minnie
Cillian zupełnie nie doceniał Elizabeth, która z innymi kobieta miała niewiele wspólnego. Nie miała w planach pakować się do jego łóżka, nie spędzała z nim czasu po to, by trzepotać rzęsami w jego stronę, flirtować i podziwiać, jaki był przystojny i męski, nawet jeśli taki był, a przede wszystkim nie była kimś, kogo mógł uciszyć pieniędzmi. Elizabeth miała swoją dumę; okropną, wielką dumę, z której nie zamierzała rezygnować tylko dlatego, że mogłaby spędzić upojną noc z Cillianem, podczas której pokazałby jej rzeczy, o których nie śniła. Dla niej problemem nie był jej wiek, w końcu to tylko liczba, a ona była młoda i bardzo chciała absolutnie wykorzystać swoją młodość, problem był w tym, w jaki sposób ją traktował. Mógł być niesamowicie przystojny i czarujący, a ona przymknęłaby oko na wszystko, nawet na to, ile był starszy i że ich rodzice utrzymują przyjacielskie stosunki, ale za bardzo znała swoją wartość, by tak po prostu rozkładać przed nim swoje nogi. To zostawiała dla dziewczyn takich, jak ta w barze, które potrzebowały przypływu gotówki i były gotowe zrobić za to wszystko, nawet się poniżyć. Izzie mimo wszystko mierzyła wyżej i dopiero emocje Cilliana, jego złość, sposób, w jaki jednocześnie miał jej dość i nie dawał jej spokoju, to dopiero sprawiało jej największą satysfakcję.
OdpowiedzUsuń— Mylisz się, ale nie oczekiwałabym po tobie niczego więcej — wymamrotała pod nosem, wywracając oczami. To nie była jej sprawa, co Kill wyprawiał z innymi kobietami, mógł przecież robić, co tylko chce, więc sama nie rozumiała, dlaczego się tym zainteresowała, ale nie przypuszczała, że stać go na aż tak wymyślne zabawy. Zresztą, nie podejrzewała również, że jakoś wyjątkowo starał się i dbał o swoje partnerki.
— Tak, uwielbiam cię wkurwiać, ale nie musiałeś tej denerwującej gówniary brać sobie na głowę — zauważyła, strasznie się przy tym wymądrzając, ale to tylko pod wpływem chwili i świeżego, zimnego powietrza, które odrobinę pomogło jej odzyskać trzeźwość umysłu. Dalej była okropnie pijana, ale nie na tyle, by nie wdawać się w głupie dyskusje z Cillianem. Nie był jej niańką, nie musiał zawracać sobie nią głowy, a skoro aż tak go denerwowała, to tym bardziej nie rozumiała, dlaczego nie dawał jej spokoju i nie pozwolił jej pójść na inną imprezę, to brzmiało niedorzecznie.
Elizabeth po upartej walce z Cillianem opadła z sił i poddała się na tyle, by idiotycznie z nim nie walczyć. Nie pogodziła się z przegraną pozycją, to było niesamowicie frustrujące i nie mogła znieść tego, że przez to była na niego zdana, ale chwilowo nie czuła, by mogła zrobić coś więcej. Uwięził ją na swoim ramieniu, nieprzyjemnie wbijał palce w jej delikatną skórę, wywołując przy tym dyskomfort i nic nie robił sobie z jej protestów, niby jakim cudem miałoby się jej to wszystko podobać.
— Mam dla ciebie całą litanię, ale nawet na to nie zasługujesz — odpyskowała od razu, znowu nabierając jakiejś siły, żeby zacząć się wiercić i westchnęła głośno poirytowana. Cillian mógłby dostać od niej całą laurkę pełną ciepłych słów. Znowu przewróciła oczami, zabawnie wymachując swoimi nogami, dokładnie tylko po to, by go tym jeszcze bardziej wkurzyć.
— Uwierzą, a na pewno prędzej mi niż tobie — powiedziała pewnie, ponieważ to była jedyna rzecz, której w tej chwili zamierzała się trzymać, coś, co sprawiało, że miała nad nim przewagę. Rodzice musieliby jej uwierzyć, miała ich owiniętych wokół palca, robiła ładne oczy i smutną minę, to wszystko byłoby wystarczające, żeby bezduszny Cillian stał się winny całej sytuacji. Ludzie naprawdę podchodzili do niego z dystansem.
Elizabeth odruchowo podniosła głowę, chcąc zauważyć, do kogo należał głos, który się do nich odzywał i westchnęła teatralnie, nawet nie mając okazji spojrzeć na mężczyznę.
— SoHo — zawołała szybko Izzie do kierowcy, który zapytał o kierunek jazdy, a ona obiła sobie tyłek tym, w jaki sposób Cillian wpakował ją do samochodu i uśmiechnęła się słodko w stronę mężczyzny, który znikał za podnoszącą się przegrodą, najwidoczniej łudząc się, że posłucha jej, a nie swojego szefa. Ciemnowłosa przesunęła się bliżej okna, żeby oprzeć swoje czoło o zimną szybę, a jedną dłoń dyskretnie położyła na swoim udzie, by rozmasować to miejsce, w którym do niedawna były wbite palce Cilliana. Zerknęła na niego, gdy pojawił się obok niej, w ciszy obserwując w jaki sposób rozpinał koszulę i pozbywał się muszki. Nie czuła się pewnie w jego towarzystwie, zamknięta w jego samochodzie i w drodze do niego, co uważała za kompletną głupotę, więc odwróciła twarz ponownie w stronę okna, obserwując pojawiające się za nim światła.
Usuń— Bo nie wiem, nie jestem ich niańką. Jakie to ma znaczenie? — zapytała, ale nawet nie oczekiwała odpowiedzi, dlatego wzruszyła ramionami. — Nie ma mnie być na noc w domu, wracam jutro o trzeciej, wykuta łaciny na pamięć, więc odstaw mnie tam, gdzie chce się znaleźć i dłużej mnie, ty dupku, tak nie irytuj — wyrzuciła z siebie całą tę frustrację, która w niej siedziała i posłała mu poważne niby złowrogie spojrzenie, postanawiając sobie, że nie da się załamać tej chorej atmosferze, którą między nimi wywoływał.
słodka Izzie
Zuri uwielbiała aparaty i flesze, choć nie pamiętała, czy było tak od zawsze. Chyba nie... Nauczyła się uśmiechać, pozować, wdzięczyć, bo już jako młoda nastolatka rozpoczęła karierę w branży modelingowej. Jej rodzina była bogata i sławna, ona na to była właściwie skazana od urodzenia, skoro urodziła się z wielkimi sarnimi oczyma, a matka na wzór innych, chciała uczynić z dziecka gwiazdkę. Tyle że Zuri nauczyła się grać na własną korzyść, dość szybko się usamodzielniła, uniezależniła i... wpadła w tarapaty. Teraz z tarapatów wyszła, czasami tylko noga jej się powineła i znów wpadała w mniejsze bagna, ale umiała już pływać na tyle dobrze, by samej wychodzić na brzeg.
OdpowiedzUsuńPotrafiła manewrować uwagą, jaką otrzymywała, kierowała tym zainteresowaniem umiejętnie, więc nic dziwnego, że Spalding nalegał na współpracę właśnie z nią. Wiedziała, że jest bystra i cwana, ale dopiero teraz dostrzegała, jak wielkie daje jej to możliwości. Choć nigdy wcześniej nikogo nie niańczyła, a gdy podejmowała współpracę były to krótkie sesje i wszystko szło na jej konto, widziała w tym spory potencjał. I szansę na przednią zabawę co najmniej.
Cillian był apetyczny, dobrze zbudowany, przystojny i było w nim coś takiego, co przyciągało. Był tajemniczy, trochę chamski i odpychający, ale też intrygował. Był jak drapieżnik, na pierwszy rzut oka zbyt atrakcyjny, by od niego uciekać i Zuri bardzo wyraźnie dostrzegała to, co może się w nim podobać kobietom. I co tu dużo mówić, jej też się spodobał, a gdyby miała okazję sprawdzić, co potrafią robić te jego duże dłonie, którymi tak pewnie obejmował szklaneczkę Macallana, nie uciekłaby. Interesy nie były dla niej żadną barierą, wiadomo było (dzięki paparazzim of course), że bardzo dobrze bawiła się z modelami swoich sesji i promocji i wcale nie wstydziła sie tego, że potrafi korzystać z życia. Zawsze jednak na pierwszym miejscu stawiała siebie, swoje dobro, swój komfort, swoje potrzeby, a skoro teraz numerem jeden był biznes, będzie mogła niestety jedynie puścić wodze wyobraźni i musi skupić się na nowym wyzwaniu. To tez nie było złe, bo przecież najpierw obowiązki, a później przyjemności... prawda?
- Jasne, jasne - zaśmiała się słodko, na tę jego uwagę i rozbawiona odrzuciła długie kosmyki łaskoczące policzek w tył. Był uroczy, cholernie, a już szczególnie gdy wydawało się, że się irytuje, lub... cóż, czuje cokolwiek. Był sztywniakiem - to pewne i musiała właśnie tę formalność zedrzeć z niego podczas promocji.
Zuri grała na emocjach, na nich opierała się jej relacja z światem. Budziła to, co ukryte, obdzierała to, co pozorne i sztuczne i sprawiała, że ludzie chcieli więcej. Teraz mieli zechcieć więcej Montgomery'ego... więc musieli w pierwszej kolejności, dać im próbkę, tak na spróbowanie.
- Jestem Zuri - odpowiedziała grzecznie, przejmując wizytówkę z stolika tą dłonią, którą odrzucił. Nie rozczarował jej, ani nie uraził, to było... takie grubiaństwo w jego stylu, dokładna powtórka manier, jakich brak zaprezentował w pierwszych minutach spotkania. Był trudnym człowiekiem i chyba to będzie ją pieklić najbardziej, gdy ta współpraca będzie musiała się rozruszać.
Zacisnęła palce na kartoniku i podniosła spojrzenie, na stojącego i górującego nad nią wyraźnie blondyna. Lekki uśmiech zamajaczył na jej ustach, gdy podparła podbródek na dłoni i przechyliła głowe, obserwując go sobie jak nową kolekcję Toma Forda na pokazie. Ktoś od niej miał się skontaktować z jego asystentką...? Nic z tych rzeczy, Zuri już wertowała w głowie swój kalendarz, bo miała zamiar po prostu osobiście odwiedzić go w jego gabinecie w ciągu kilku dni. Proste, skuteczne.
- Do zobaczenia, Kill - uśmiechnęła się szerzej, odwracając wzrok, sięgając po swoje martini i siadając wygodniej w fotelu. Mógł już iść, wszystko już wiedziała.
ZURI
Starała się ignorować wszystkie słowa padające z jego ust, które nie miały związku z pracą. Kiedy wydał polecenie, nie czekała na jego powtórzenie tylko od razu je wykonała. Usiadła przy biurku i otworzyła w pierwszej kolejności maila, a następnie kalendarz z terminami spotkań. Przesunęła powoli wzrokiem po kolorowych oznaczeniach, aż trafiła na ten, którego szukała. Przełknęła głośno ślinę, czując, jak krew odpływa z jej twarzy.
OdpowiedzUsuń— Ja pierdole — wyszeptała, chociaż z reguły nie przeklinała przy ludziach, a zwłaszcza w miejscu pracy — nie no, to niemożliwe, jak… — szepnęła, chwilowo ignorując obecność Cilliana. Przypomniała sobie o szefie, kiedy się odezwał. Podniosła odruchowo głowę i spojrzała na jego twarz, nawiazując kontakt wzrokowy, czego prędko pożałowała. Wbiła uporczywie wzrok w ekran, czując jak robi jej się gorąco. Wiedziała, że może już zapomnieć o tej pracy. Wszystkie błędy, jakie popełniła do tej pory były niczym w porównaniu do tego, co zrobiła z tym spotkaniem. Słyszała od niejednego współpracownika, że tacy klienci jak Memorial Sloan Kettering nie zdarzają się tak często, jakby wszyscy sobie tego życzyli. Przełknęła ponownie ślinę i powoli spojrzała na szefa, mając wrażenie, że za chwilę zemdleje. Czym było jej marne zadłużenie na studia i mieszkanie, kiedy straszył ją milionami długu?
— P-pan żartuje? — Szybko pożałowała, że ośmieliła się zadać te pytanie, bo jego mina i ton głosu zdecydowanie nie wskazywały na żarty.
Zerknęła w narożnik ekranu sprawdzając godzinę i w sekundę poczuła, jak zaczyna boleć ją głowa. Nie była pewna czy w ogóle do siedemnastej uda jej się dodzwonić i skontaktować z kimś odpowiednim w MSK, a co dopiero mówić o podpisaniu umowy. Nie zajmowała się takimi rzeczami, była jedynie asystentką, nie miała pojęcia o zawieraniu umów, przekonywaniu takich ludzi do tego, aby byli skłonni zrobić to, o co ich prosiła. Przy nich naprawdę była nikim, robakiem, którego łatwo dało się zdusić, co właśnie zaprezentował jej własny szef. Zerknęła na biuro Cilliana, następnie na ekran i szybko zaczęła działać. Odnalazła zapisany plik umowy, który przed wydrukowaniem dokładnie sprawdziła, upewniając się, że wszystko się zgadza. Odnalazła mailową korespondencję i upewniła się, kogo powinna odnaleźć. Wydrukowała plik na wszelki wypadek w trzech egzemplarzach, a następnie podeszła do drukarki i spakowała dokumenty w koszulkę, a następnie schowała ją do teczki. Nic nie mogło się z nią stać. Zerknęła raz jeszcze na biuro, a następnie zsunęła szpilki z nóg. Chwyciła teczkę, szpilki i nie przejmując się tym, co pomyśli Cillian Montgomery jak i pozostali pracownicy, ruszyła biegiem w stronę wind.
Tak naprawdę nie miała pojęcia, co robi. Musiała jednak zrobić cokolwiek, chociaż spróbować, bo czy miała cokolwiek do stracenia? Groził jej milionowym pozwem, musiała coś zrobić. Inaczej od razu mogłaby zrzucić się z dachu siedziby firmy. Może to nawet nie był tak głupi pomysł.
Taksówka utknęła w korku przecznicę przed wieżowcem MI. Zerkała niespokojnie na zegarek, wiedząc, że nie dotrze na czas, jeżeli natychmiast nie opuści samochodu.
— Niech pan pojedzie pod wskazany adres i w recepcji poprosi o Minnie Moore, zapłacę, ale w tej chwili nie mam na to czasu — oznajmiła i niemal wyskoczyła z samochodu niczym poparzona, zatrzaskując za sobą drzwi. Biegiem ruszyła w stronę budynku, nie tracąc już czasu na sprawdzanie godziny. Wiedziała, że gdy pojawi się minutę spóźniona, będzie po wszystkim. Kiedy wparowała do budynku, nie zwróciła uwagi na zdziwione spojrzenia ochroniarzy. Nie przejmowała się nikim i niczym. Wcisnęła przycisk przywołujący windę chyba ze sto razy, a kiedy się w niej znalazła, pozwoliła sobie na spróbowanie uspokojenia oddechu. Wysiadła na odpowiednim piętrze, wcześniej wyciągając folię z podpisanymi egzemplarzami umowy. Trzema, podpisanymi egzemplarzami przez dyrektora finansowego, który widniał w dokumentach jako osoba upoważniona.
Biegła ile sił w nogach, słysząc jak otwierają się drzwi mijanych przez nią biur. Była pewna, że gdyby się odwróciła, zobaczyłaby wystające głowy zapewne zza każdych drzwi. Nie miała na to czasu. Drzwi biura prezesa były zamknięte, ale nawet nie pomyślała, aby się zatrzymać i zapukać. Chwyciła klamkę i niemal wbiegła z nimi do środka.
Usuń— Mam! — Oznajmiła, podchodząc do biurka Cilliana i z triumfem położyła na nim umowy. Nie przejmowała się zaczerwienionymi policzkami, wysuniętymi kosmykami ze starannie ułożonej fryzury czy kropelkami potu na jej twarzy. Nie wspominając o tym, że czuła iż całe plecy ma mokre. Bolące nogi nie były teraz problemem. — Trzy egzemplarze — wysapała. Widząc twarz prezesa, przypomniało jej się o milionowym pozwie i cała chwilowa pewność siebie jaka w nią wstąpiła i uczucie euforii, spowodowane tym, że jej się udało, zniknęło w jednej chwili. — Która godzina? Zdążyłam? — Spytała, pospiesznie sięgając do torebki, z której wyciągnęła telefon. Szesnasta pięćdziesiąt osiem. Dwie minuty przed czasem. Udało jej się! Powinna skakać z radości, ale wrócił do niej strach. — Przepraszam… za ten błąd… Ja… — mówiła cicho, robiąc przerwy na złapanie oddechu — naprawdę nie… wiem… jak do tego… doszło…
Minnie
— Umiesz chodzić, czy to sztuka, której taki geniusz jeszcze nie opanował? — wyrwało się gniewnie z jej wysmarowanych błyszczykiem ust, które zacisnęła ze złości, gdy przez to, jak nieostrożnie i beznadziejnie Cillian się poruszał, kawałek jej żeber oraz brzucha obił się o jego twarde ramię. Brakowało jej słów, by powiedzieć, jak okropnie mężczyzna ją w tej chwili denerwował, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego. Czy chodziło jedynie o to, że wyciągając ją z bankietu popsuł jej zabawę, która zapowiadała się naprawdę świetnie, gdyby tylko ciemnowłosej udało się dostać do swoich znajomych na imprezę, na której zależało jej od początku, czy dlatego, że w bardzo małym procencie to on miał rację. Nie była w dobrym stanie, zdecydowanie nie w takim, żeby urządzać sobie samotne wycieczki nocą po Nowym Jorku, chociaż to nie byłby dla niej pierwszy raz, ale uwielbiała decydować sama za siebie i nienawidziła, gdy ktoś nią rządził, szczególnie mając nad nią fizyczną przewagę. Nie traktowała więc tego jak pomoc, za którą powinna dziękować, Cillian biorąc ją pod swoją opiekę, narobił sobie w ten sposób tylko problemów, bo Elizabeth nie zamierzała okazywać żadnej wdzięczności. Zresztą, znała go i doskonale wiedziała, że nie robił tego z czystej troski, miał ją gdzieś, myślał w tej chwili wyłącznie o sobie, a ona miała jakieś szczęście w nieszczęściu, że na niego wpadła.
OdpowiedzUsuń— Gdybyś spróbował poznawać ludzi, to może byś zrozumiał — zaproponowała, słowa Killa odbierając bardziej jak komplement, a nie przytyk. Ona ten lubiła starszego Montgomerego, właściwie to czasami aż nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem Cillian był jego synem. — Też lubię twojego tatusia — zauważyła bezczelnie Izzie, uśmiechając się pod nosem zadowolona z tego głupiego komentarza, którym łapała go za słówka. Bywała niegrzeczna, niekulturalna i pyskata, ale tylko wtedy, kiedy próbowała coś komuś udowodnić, jakoś się wywyższyć albo dogryźć i w tej chwili używała tego wszystkiego przeciwko Cillianowi, bo wcale nie czuła się pewnie zamknięta w jego samochodzie. Taką pozę przyjęła, ale wcale nie było jej na rękę, że postanowił zabrać ją do siebie i pilnować na każdym kroku.
Powoli przekręciła głowę w jego stronę, w zaskakującej dla siebie ciszy obserwując jego poczynania. Zmierzyła go wzrokiem, gdy odpalał papierosa, a następnie spojrzała na paczkę papierosów, którą podsunął w jej stronę.
— Wolno ci częstować małolaty fajkami? — spytała złośliwie, jednak nie uniosła się dumą, tylko zgrabnymi palcami z pomalowanymi na czarno paznokciami i ozdobionymi mieniącymi się pierścionkami z przeróżnymi kamieniami wyciągnęła z paczki jednego papierosa. Izzie pozbyła się ze swoich stóp męczących szpilek, które niedbale zrzuciła gdzieś pod swoje nogi, a następnie obróciła się przodem do Cilliana. Wyprostowała się, przylegając plecami oraz głową do drzwi, natomiast nogi wyciągnęła przed siebie, prosto na kanapę, układając je między sobą a mężczyzną i posłała mu niewinny uśmiech.
— Będziemy spać w jednym łóżku? — zapytała zaczepnie i bezwstydnie, przechylając głowę na bok i wsunęła papierosa między wargi. Dłonią bardzo subtelnie podciągnęła spódniczkę, ponieważ pod nią miała taki specjalny pas na udo stylu czarnej, koronkowej podwiązki, który z jednej strony miał miejsce na telefon, a z drugiej kieszonkę, z której wyjęła swoją zapalniczkę.
Elizabeth była nieznośna i jak zwykle wykorzystywała przewagę, którą wydawało się jej, że ma nad mężczyznami. W jej oczach pojawiły się nieznośne ogniki, gdy tak intensywnie wpatrywała się swoimi ciemnymi tęczówkami w oczy mężczyzny i nie wyglądała już tak niewinnie jak do tej pory. Bezwstydnie go prowokowała, nic nie robiąc sobie z tego, jaką dawką cierpliwości i samokontroli Cillian musiał się wykazać. Machnęła ręką, próbując w ten sposób odgonić od siebie dym.
Usuń— Zmieniłam zdanie — stwierdziła, odpalając wreszcie swojego papierosa i zaciągnęła się mocno, odchylając głowę. — Ślicznie się przy tym uśmiechasz Kill, co sprawia mi ogromną satysfakcję — wyznała ściszonym tonem, powoli wypuszczając dym z ust i westchnęła cicho. Najpierw chciała się obrazić i nie odzywać, ale przecież wtedy dostałby to, czego pragnął, a na to nie mogła pozwolić.
wasze utrapienie
[ależ bardzo Cię proszę, szalej, komplikuj, kombinuj, bądź śmiała i szalona, będę wspierać we wszystkim! xDD]
OdpowiedzUsuńZuri była nie tylko pyskata i wyszczekana, ale również odważna i śmiała. Czasy gdy chowała się za dorosłymi, dawno i bezpowrotnie już mineły. Teraz była zahartowana, bo dostała niejedną nauczkę i twarda i nie bała się nadstawić tyłka, nawet jeśli miała po nim mocno oberwać. Niektórzy lubią klapsy... A tak na prawdę (bo może to wcale nie jest nieprawda), nie bała się ryzyka i wiedziała, że jeśli człowiek chce w życiu osiągnąć cokolwiek, nie może się bać i nie może robić uników.
Miała wielkie marzenia i może trochę za wysokie ambicje, a nawet jeśli to jej wyszczekanie to była poza, by nikt nie odważył się z nią zadzierać, bardzo dobrze się w takich pozorach czuła. Ubierała je jak najmodniejszy i zarazem ulubiony płaszcz. Ludzie jedli jej z ręki, bo dawała im to, czego pragnęli, jednocześnie manewrując cudzą atencją. Widz chciał skandalu - wskakiwała w fontannę szampana na jubileuszu znajomego ojca, który udzielał się politycznie i gdy mokra sukienka prześwitywała ukazując łańcuszki oplatające jej ciało, śmiała się szczerze zachwycona wieczorem. Widz tęsknił za szczyptą klasy i czymś subtelniejszym- omdlewała na premierze kinowego hitu, zrywając przy upadku bransoletkę z swojej kolekcji. Widz głodny był wrażeń, wrzucała w sieć viral z skoku na bungee w mocnym objęciu z nieziemsko przystojnym instruktorem, który nosił jeden z jej kolczyków. Karmiła ludzi tym, o co sami wołali i zaślepiała ich. Nie przesadzała, odpowiadała na wezwania, była w tym bardzo grzeczna. I sprytna. Swój spryt lubiła najbardziej, choć pilnowała się w tym, by nie być zbyt pyszną i sie nie pogubić.
Gdy Cillian odchodził, odprowadziła go wzrokiem, znów taksując jego sylwetkę. Pewnie gdyby wyłapał jej spojrzenie, obrósłby w piórka i dokarmił swoje już i tak nadmuchane ego, ale musiał zrozumieć - stał się teraz towarem, który musiała sprzedać i sprzedaż ta musiała być szczególna i wyjątkowa. Tak jak produkt.
Miała w planach wybrać się do niego dzień przed tym, jak z firmy MI ktoś do niej wydzwaniał, by wręcz siłą ją ściagnąć do gabinetu prezesa. Głos brzmiał desperacko, w pewnym momencie nachalnie, a potem znów błagalnie i mogła się tylko domyślać, że to asystentka Cilliana. Kill'a... To zdrobnienie nie było niczym nadzwyczajnym, użyła go wtedy przy pożegnaniu spontanicznie, bo gdzieś już obiło jej się o uszy, ale dziwnie dobrze smakowało jej w ustach właśnie do brzmienie. Może dlatego, że było tak pieszczotliwe i słodkie, że ni w ząb nie mogła dopasować go do zacietej miny pana ważniaka i dlatego jej się spodobało. Lubiła działać inaczej, na złość, na przekór.
Do siedziby firmy Montgomery'ego dotarła w porze drugiego śniadania, po drodze przeglądając newsy i obserwując rosnącą liczbe pod tym, co go dotyczyło i pewnie teraz również mocno interesowało. Trochę zabawne, że tak wpływowy i znaczący człowiek, dał się złapać... nie, że dał się tej sytuacji tak toczyć. To wskazywało, jak bardzo nieobyty i niedoświadczony w pracy z mediami jest. A starczyłby drugi prostujący i trzeci szokujący tweet, aby wszystko ładnie pozamiatać... Teraz trochę szło to w nieprzychylnym kierunku, było za późno i wjeżdżając już windą na odpowiednie pietro, była pewna, że jej nowy znajomy może być w kiepskim nastroju.
Do gabinetu weszła sprężystym krokiem, takim żywcem wyrwanym z wybiegu, ponieważ była przed pokazem i musiała ćwiczyć. Była ambitna, jak już zostało wspomniane, ale i zaradna, ponadto dobra organizacja to podstawa każdej jej podejmowanej akcji, więc nie było mowy o marnowaniu i traceniu czasu. Poprawiła krótki sweterek, który podwinął się nad skórzane spodnie, gdy poprawiła torebkę i usiadła na krześle - niewygodnym. Obrzuciła uważnym spojrzeniem gabinet młodego prezesa, gdy ten chrypiał do niej spomiędzy wypuszczanego dymu i lekko zmarszczyła nosek, wreszcie kierując swój wzrok i uwagę na blondyna. Ona już to wszystko wiedziała w drodze do niego, ale propozycja, która padła, ją zdumiała.
Usuń- Nic nie muszę - sprostowała spokojnie niskim głosem, który raczej nie zapowiadał wybuchu ekscytacji.- Nic jeszcze nie podpisaliśmy - przypomniała i zrzuciła z ramion białe syntetyczne futro, z gracją podnosząc się z krzesła. Na skierowany w jej strone telefon nawet nie spojrzała.
Nie chodziło o kasę, bo miała swojej w brud. Jej rodzina miała nazwisko i fortunę, tak na dobrą sprawę Zuri nie musiała niczym dodatkowo się zajmować i gdyby nawet co weekend lądowała w własnych rzygowinach po grubych imprezach (tak też się zdarzało), nie zabrakłoby jej pieniędzy jeszcze przez wiele lat. Właściwie chętnie by się w to wpakowała, tym samym oczyszczając własne ścieżki z pasożytów, od których nie mogła sie uwolnić... Miała swoje sekrety i układ z Montgomery'm był w tym wypadku idealnym rozwiązaniem, szczególnie że przeczuwała, iż on też mógłby jej pomóc na przykład w odsunięciu od niej pewnych osób, ale... ale nie była pewna, czy on wie, ile ona ma lat. I że wedle prawa również jest niepełnoletnia. I że może wpaść spod deszczu pod rynnę, więc to nic nie zmienia...
Stanęła przy oknie i odwróciła się w jego kierunku. Zasłoniete biuro było ponure, a atmosfera wewnątrz ciężka. Na dodatek spojrzenie i zachowanie Cilliana sprawiało, że czuła potrzebę zachowania zimnej krwi, opanowania i spokoju niezależnie od rozwoju sytuacji. Posłała mu kolejny raz słodki, wręcz niewinny uśmiech, bo to również musiała ćwiczyć do pokazu i postąpiła kilka kroków w kierunku mężczyzny, zatrzymując się pół metra przed nim.
- Ja też nie mam dwudziestu jeden lat, Kill - poinformowała spokojnie i zagryzła dolną warge, sunąc spojrzeniem z jego oczu do ust. Nie żeby jego wargi były kuszące, aż nie mogła spać po nocach, wyobrażając sobie ich smak, lub doznania, które mógłby jej nimi dostarczyć... No może trochę, ale teraz ciekawsze było, co z nich wypłynie i chodziło o słowa. Słowa, które i tak nie zmienią jej decyzji, w głowie podjetej kilka sekund temu. Chodziło o jego reakcję.
Zuri nie lubiła, jak każdy, czuć się inna, gorsza, czy porównywana. Stawiała na równość, ale i różnorodność. Jak wielka to różnica dla Montgomery'ego, czy zabierze się za siedemnastolatkę, czy dziewiętnastolatkę...?
Uśmiechnęła się kącikiem ust i złączyła dłonie za plecami, ściagając łopatki. Przeciągnęła się jak kociak i rozejrzała znów po biurze.
- Masz tu troszke ponuro, ale nic nie szkodzi. Podoba mi się - oznajmiła lekko, zupełnie jakby nie sprowadził jej tu po to, po co sprowadził i podeszła bliżej, opierając dłoń o podłokietnik jego fotela. Czy mówił o wnętrzu biura? Trzeba pomyśleć. - To... - chwyciła za telefon i skierowała go znów w stronę blondyna. - Do końca tygodnia zniknie - zapewniła i zablokowała aparat bocznym przyciskiem, by wyświetlane newsy z krzykliwymi nagłówkami nie zaprzątały jasnowłosej główki mężczyzny. - A ty będziesz mi winien przysługę i podpis na kontrakcie, złociutki - zdradziła cenę tej pomocy i wyprostowała się, obracając wokół własnej osi, jakby naszła ją ochota do tańca.
Mieli drugi deal. Rękawica znów została podniesiona. Nieźle im szło.
Miała kilka rzeczy do ukrycia, ale były to drobnostki. Był jednak jeszcze jeden, uwierający, dokuczliwy, niechciany i upierdliwy element w jej życiu, z którym nie umiała sama się uporać. I może właśnie pomoc sama nadeszła.
- Masz jasne garnitury w szafie? - rzuciła mu spojrzenie znad ramienia i obeszła biurko, stając na środku pomieszczenia i obserwując go z drugiej strony. - Chyba będziesz musiał znów wyjść do ludzi - uśmiechneła się uroczo, ukazując równiutkie białe ząbki.
Niech sobie chłop nie myśli, że będzie mu lekko, bo skoro ona miała się postarac, liczyła, że i on da coś od siebie.
ZURI
[Ja mam specjalny talent, niemal zawsze zapominam, żeby się podpisać... Wybacz! No cóż, Twojemu tajemniczemu panu ciężko by było odmówić wątku, ale trochę się martwię o moją Rosie — nie stanie jej się jakaś wielka krzywda? Bo mała może, ale nie wielka! :D Obawiam się, że swój bezczelny nosek mogłaby wtykać w sprawy, w które nie powinna... Ale utrzeć go też sobie da. Masz może jakiś konkretny pomysł, może szukasz jakiegoś powiązania? Mi na tę chwilę przychodzą do głowy tylko jakieś luźniejsze wątki, przypadkowe spotkania na oficjalnych imprezach, może jakieś dama w opałach czy coś takiego :D]
OdpowiedzUsuń[Znowu to zrobiłam! Tragedia!!!]
UsuńSeojun&Minsoo&Yuri&Rosalie
Nie żartował, widziała to po jego minie. Pytanie mimo wszystko wypłynęło z jej ust, ale nie potrzebowała usłyszeć odpowiedzi. Sposób w jaki na nią spojrzał mówił znacznie więcej niż padające z jego ust słowa. Wiedziała, że musi podpisać te pieprzone dokumenty za wszelką cenę. Nie mogła dopuścić do tego, aby zawisło nad nią tak ogromne zadłużenie. Świadomość, jak duże były to pieniądze dodała jej pewnego rodzaju pewności siebie. Inni, gdy nie mają już żadnej perspektywy odpuszczają. W Minnie natomiast wstąpiła siła, której sama po sobie się nie spodziewała.
OdpowiedzUsuńCillian sprawił, że ten niespodziewany przypływ nie pozostał z nią. Wystarczyło kilka sekund w jego gabinecie, w jego obecności, aby ponownie stała się wystraszoną myszką, która najchętniej schowałby się przed całym światem.
W jednej chwili było jej wstyd za to, jak wyglada. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej policzki z pewnością są czerwone, a włosy w ogóle nie przypominają porannej fryzury. Ułożyła dłoń do klatki piersiowej i próbowała złapać równomierny oddech. Kondycja brunetki była jednak zerowa i doprowadzenie się do porządku nie zajęło jej kilku sekund. Pokiwała tylko głową, a następnie odebrała dokumenty do zniszczeniach. Przesunęła po nich wzrokiem i odetchnęła cicho. Uniosła jednak momentalnie brew, gdy oznajmił, że ma mu towarzyszyć w spotkaniu. Po co mu tam ona? Nie nadawała się do takich rzeczy… To, że jej się dzisiaj udało… Wolałaby już więcej o tym nie myśleć, za bardzo się stresowała. Zresztą najważniejsze było to, że zdobyła podpisy, prawda?
— Ale… — nie powiedziała jednak nic więcej, coś jej podpowiadało, że ewentualną dyskusją na temat jej obecności podczas spotkania może narobić sobie tylko więcej kłopotów — oczywiście. W takim razie do zobaczenia, panie prezesie — pokiwała głową i wyszła z jego biura. Od razu poszła zniszczyć dokumenty i chociaż nie miała w zwyczaju czytać tego co niszczyła, tym razem ciekawość była silniejsza. Ulga, którą poczuła po zniszczeniu pozwu była wręcz nie do opisania. Nie zdawała sobie sprawy z tego, w jak wielkiej byłaby dupie, gdyby nie zdobyła tego podpisu.
Cały wieczór w mieszkaniu przeżywała wydarzenia z ciągu dnia. Wiedziała, że nie może dopuścić do kolejnych błędów i nie tylko dlatego, że chciała utrzymać pracę. Bała się, że wpadnie w ogromne kłopoty finansowe, jeżeli ponownie coś spierdoli. Dlatego też wstała znacznie wcześniej niż zawsze i przygotowała się do pracy. Wiedziała, że jakiekolwiek spóźnienie będzie równe kolejnej pogawędce z prezesem, a tych wolała unikać.
Do budynku weszła w całkiem dobrym humorze z kawą w papierowym kubku, chociaż myśl o pracy trochę ją stresowała. Nie miała przecież pojęcia, czego będzie od niej oczekiwał na spotkaniu…
Ściągnęła płaszcz, przygotowała swoje miejsce pracy, dopijając w tym czasie kawę.
Ubrała się jak zawsze do pracy. Elegancko i klasycznie, bez udziwnień. Pozwoliła sobie jedynie na odrobinę mocniejsze podkreślenie oka makijażem, poza tym wyglądała jak zawsze. Idealnie do pracy w dużej korporacji.
— Dzień dobry panie prezesie — powitała Cilliana, uznając, że nie jest w na tyle złym humorze, a g się do niego nie odzywać. Poza tym mieli razem uczestniczyć w spotkaniu, musiała się do niego odezwać
nie wiedząca, czego ma się spodziewać i odrobinę przerażona asystentka
Już po pierwszym spotkaniu wiedziała, z jakim człowiekiem ma do czynienia. Cillian nie prosił o pomoc, bo nigdy też takowej nie potrzebował i była w stanie w to uwierzyć. Ba! była skłonna to zrozumieć, w jej oczach uchodził za sztywnego perfekcjonistę, który nie wybacza błędów. To budowało dystans, bo ludzie bali się tak silnych charakterów, ale Zuri nie uważała, aby miała coś do stracenia poza własnym czasem i nerwami, więc... czy miała tak na prawdę czego się bać? Jej rodzina była wpływowa, bogata i znana, zatem nic jej nie groziło i możliwe że jej ojciec miał powiązania z rodziną Cilliana (znał chyba wszystkich w tym Stanie i w ogóle sporo ludzi ze świata biznesu na świecie). Ona sama była młoda, a sporo dużych skandali już miała za sobą i teraz niewiele przejmowała się tym, jak obsmarowują ją w mediach, choć na szczęście ostatnie miesiące były dla niej łaskawe. Zawodowo brylowała - jej firma szybko wspinała się w górę, była założycielką i właścicielką i nie miała zamiaru odsprzedawać i dzielić się udziałami, a jej kariera modelki również trwała w najlepsze. Jeśli Kill chciałby jej zaszkodzić, musiałby celować w nią bezpośrednio, ale nie znał jej i nie wiedział, co ją zaboli najbardziej. Chyba... Zresztą czy przejmowałby się taka płotka, jak ona, skoro sam był królem wód?
OdpowiedzUsuńGdy ten niepasujący do mężczyzny warkot wyrwał się spomiędzy jego warg, zaciekawiona przyjrzała mu się dokładniej. Zuri sama umiała bardzo dobrze manipulować ludźmi, wykorzystując ich emocje, przy okazji swoje własne maskując obojętnością i władczym brzmieniem w tonie. Nie przychodziło jej to łatwo i czasami kilka dni odreagowywała, zamknięta w swoim wielkim mieszkaniu sama, ale nauczyła się grać i dzisiaj przychodziło jej to naturalnie i bardzo łatwo. Chyba też niejako polubiła tę grę i pozory, miewała nawet nastroje, gdzie maskę obojętności i przebiegłości ubierała odruchowo, jak koronkowe majtki na randkę. I do teraz sądziła, że jej nowy znajomy jest jeszcze lepszy, że wręcz po mistrzowsku ukrywa emocje, nie ukazując ich światu. A tu taka niespodzianka...
- Uspokój się lwie - mruknęła, posyłając mu lekki uśmiech. Kiedy wściekłość tak od niego biła, czuła to aż w powietrzu i nie bała się o szklane ściany jego gabinetu, ani o błyszczące drewno jego mebli... Bała się o to, czy wyjdzie stąd cała i o własnych siłach.
Ah pewnie przesadzała, Cillian Montgomery był poważnym biznesmanem, nie zabiłby nikogo z powodu pomówień. Prawda? Prawda?!
Wiedziała co muszą zrobić, wiedziała też, że to nie spodoba się blondynowi. On chciał zniknąć z zasięgu fleszy, a teraz musieli wykorzystać uwagę skierowaną na niego i ruszyć z łomotem do przodu. Musiał wejść w samo centrum uwagi mediów i powinna mu to przekazać, ale... nie do końca wiedziała jak, by nie padł jej tutaj na zawał, jak mu serce nie zdzierży dawki kolejnych nerwów. Był chyba stary, powinien o siebie zadbać.
- My...? - podchwyciła i zaśmiała się szczerze rozbawiona, układając dłoń na biodrze i obracając się w jego stronę. Oh dobry żart, on na prawdę chciał podzielić na ich dwoje jej wpływy i zabiegi? Nic z tego, Zuri za dobrze znała te triki i na nie nie pozwoli, przy takich akcjach, lubiła mieć pełną kontrolę. - Ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wyciągnąć cię z twojego bagna - sprostowała, nie wyjaśniając właściwie tym zdaniem niczego. - A ty wyślesz mi dzisiaj do siedemnastej kurierem podpisany kontrakt i będziesz grzeczny, gdy powiem, gdzie i kiedy się spotkamy, a także jak masz się ubrać - wymieniła.
Lekko zacisnęła usta, czując od gryzącego dymu swędzenie w gardle, ale nie odsunęła się, lustrując profil blondyna, gdy ten spoglądał na widoki za oknem. Niebawem znajomy jej taty organizował bal jubileuszowy swojej kancelarii i ona również została zaproszona (cała jej rodzinka zresztą), więc była to elegancka i poważna impreza, na którym warto było się pojawić. Może nie będzie tak wielu paparazzi, ale wystarczy jeden i machina ruszy. Chociaż w ciągu kilku dni sytuacja może się też rozwinąć w mocno niepożądaną stronę, więc... nie mogą czekać.
Usuń- Masz jakąś wolną salę konferencyjną dzisiaj w tym biurze? - spytała, wracając do niewygodnego krzesła i zgarniając swoje rzeczy z oparcia. - Muszę popracować, ale dzisiaj wrócimy razem do mnie. Odwiedziesz mnie po pracy. O której kończysz? - podniosła na niego spojrzenie, zakładając torebkę na ramię.
Jej popularność i (nie)rzucanie się w oczy starczyła. Nawet gdyby wymienili się pozdrowieniem na ulicy dolnego Manhattanu, a ktoś by ich sfotografował, jeden gest mógłby urosnąć do niebotycznej historii, więc podwózka tym bardziej. A jak ktoś się da zobaczyć na TriBeCa to wszyscy o tym wiedzą w ciągu godziny. I o to im chodziło, by korzystać z uwagi, ale rzucać się w jej wir niepostrzeżenie i sprytnie.
- Nie patrz tak na mnie, to chyba normalne że pary spędzają z sobą czas - wzruszyła ramionami, sięgając do kieszeni płaszcza po telefon. - Czy mogłabym dostać kawe, notes i długopis do sali? - spytała, mając nadzieję, że ktoś z niższych szczeblem pracowników albo sam Cillian zarejestrują jej obecność i pójdą jej na rękę, aby nie musiała robić afery, bo była krzykaczką. - Potrzebuję też jakiegokolwiek laptopa, albo tablet i ostatni numer wydrukowanego czasopisma, w którym zostałeś wspomniany - dodała, spoglądając na niego krótko znad aparatu, w którym przeglądała swoją skrzynkę mailową.
nowa dziewczyna
Luksusowy apartament Cilliana nie był miejscem, w którym powinna znaleźć się pijana nastolatka. Gdyby tylko tak bardzo nie bał się o swoją reputację, bo zdaniem Elizabeth o nic więcej tu nie chodziło, to już dawno odstawiłby ją tam, gdzie dziewczyna chciała się znaleźć. Wszyscy byliby zadowoleni; on miałby ją z głowy, a ona nie musiałaby się na niego wściekać za to, że kompletnie jej nie słuchał. Wiedziała, co robi, jak śmiesznie by to nie brzmiało, panowała nad tamtą sytuacją, z której przypadkowo ją uratował, jedno potknięcie niczego nie dyskredytowało, takie rzeczy bez przerwy przytrafiały się trzeźwym ludziom, panowała nad sobą i śmiała uważać, że miała wszystko pod kontrolą. Rzecz jasna, z wyjątkiem Cilliana.
OdpowiedzUsuńCzasami naprawdę nie mogła zrozumieć, jakim cudem był synem Jonathana, który w stosunku do Elizabeth był jednym z bardziej uprzejmych i opiekuńczych ludzi. Ten człowiek, w przeciwieństwie do swojego syna, zawsze się nią interesował i z prawdziwej troski dbał o jej bezpieczeństwo. To musiało mieć coś wspólnego z jej niewątpliwym urokiem osobistym, którym roztapiała najtwardsze serca i stawała się ulubienicą, ale wcale na to nie narzekała, bo dzięki temu w swoim rękawie posiadała asa nie tylko w postaci własnego ojca, ale jeszcze najstarszego Montgomerego, a to chyba był jedyny człowiek, który mógł mieć wpływ na Killa.
— Żeby poznawać ludzi, najpierw oni musieliby chcieć się z tobą poznać, ładna buźka i kupa kasy to nie wszystko. Dziwne, że musi cię w tym uświadamiać pijana nastolatka — odgryzła się Izzie, nie spuszczając wzroku z twarzy Cilliana. Mógł sobie robić te groźne miny, posyłać jej przeszywające spojrzenia, patrzeć na nią tak, jakby jego cierpliwość wisiała na włosku, a do tego wytwarzać tę specyficzną atmosferę, która sprawiała, że ludzie czym prędzej chcieli znaleźć się daleko od niego, to wszystko i wiele innych jego zagrań, w których wykorzystywał swoją przewagę, na nią nie działały, przynajmniej nie tak, jakby sobie tego życzył.
Wywróciła oczami na ten karcący, przepełniony pogardą i wyższością ton, a jej usta rozciągnęły się w prawie niezauważalnym uśmiechu; trochę prześmiewczym.
— Nie zauważyłam, żeby to cię nie obchodziło — skomentowała uprzejmie, bo Montgomery nie wyglądał tak, jakby faktycznie nie przejmował się tym, czego nie wolno. Gdyby tak było, to przecież nie powtarzałby na każdym kroku, że Izzie jest dzieckiem zupełnie tak, jakby próbował się w czymś utwierdzić. Nie była dzieckiem, dzieci były niewinne, ona niewiele miała wspólnego z niewinnością, no chyba, że te zdradliwe, ciemne oczy, które wyraźnie błyszczały. Dla niej nie liczyło się to, co ma w głupich papierkach, tylko w głowie, a w tym świecie ciężko było pozostać dzieckiem. Z każdej strony napływało tyle przeróżnego syfu.
Elizabeth zaśmiała się cicho i dźwięcznie, patrząc z rozbawieniem na Cilliana, który podobnie jak ona wygodnie ułożył się na siedzeniach i rozmywał się gdzieś za tym dymem, który mieszał się z jej słodkimi, pachnącymi wiśniami i migdałami perfumami, a potem zatruwał ich płuca. Niedbale strzepnęła popiół, który opadł na jej spódniczkę, więc szybkim ruchem zrzuciła resztki na wycieraczkę. Ponownie wsunęła fajkę do ust i trzymając ją między wargami, nie spuszczała wyraźnie rozweselonego spojrzenia z mężczyzny, przy okazji zsuwając ze swoich ramion marynarkę, która była częścią jej eleganckiego kompletu, odsłaniając przy tym swoje opalone ramiona i zgrabną szyję, ozdobioną złotymi łańcuszkami oraz wysmarowaną balsamem z błyszczącymi drobinkami, które delikatnie odbijały światło.
— Nie wiem, prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się flirtować z kimś, kto mnie nie chce — powiedziała bezczelnie, gdy wyjęła papierosa z ust i powoli wypuściła dym, pewnie zaglądając w oczy Killa. Uśmiechnęła się niewinnie, delikatnie wzruszając ramionami, gdy palce wolnej dłoni położyła na swoim ramieniu, przesuwając opuszkami po swojej skórze.
— A ty nie sądzisz, że to dość niepokojące odbierać rozmowę z dzieckiem jako flirt? — uniosła brew, z wielką przyjemnością pozwalając wciągnąć się w tę idiotyczną grę, którą prowadzili, z jeszcze większą satysfakcją łapiąc go za wszystkie słówka. Nie wierzyła, że jej nie chciał. Siebie mógł oszukiwać, ale nie patrzył na nią tak, jakby zupełnie go nie ruszała. A może to był tylko pijacki przypływ pewności?
Usuń— I jeszcze jedno pytanie — zaznaczyła podekscytowana i poruszyła się gwałtownie, by podnieść się nieco wyżej, przez co stopą nieznacznie otarła o jego udo. — Komu próbujesz przypominać przez ten cały czas, ile mam lat? Sobie? Bo ja o tym raczej nie zapominam.
Posłała mu kolejny uśmiech, ale tym razem ten z rodzaju wyrafinowanych i, odnajdując palcem przycisk, zsunęła szybę, by przez okno wysunąć głowę i zachłysnąć się świeżym, zimnym powietrzem.
niezłomna gówniara
[Mam ustalony, ale na potem potem, więc nic nie szkodzi, żeby trochę w czasoprzestrzeni pomieszać! Tak, jak pisałam na shoutboxie, miałam wrażenie, że Ci odpisałam, bo wiem, że jakiś pomysł na rozpoczęcie już mi się w głowie urodził — ale nie zrobiłam tego, a pomysł wyparował! Ale już myślę, myślę, hm... Skoro o Killu niewiele wiadomo, a na internecie nic na jego temat odnaleźć nie można, myślę, że Rose miałaby wielki problem, by określić, gdzie na mieście mogłaby go wyhaczyć. Tym samym obecność na oficjalnym wydarzeniu jest nieunikniona! Dziewczyna mogłaby pójść nawet tak daleko, że ukartowałaby z jakimś swoim znajomym piękną scenkę przed panem Montgomery — "obcy" facet ją zaczepia, jest dla niej nieuprzejmy, a Cillian stoi tuż za nią, gotowy pomóc pannie w potrzebie :D]
OdpowiedzUsuńMinnie pokiwała delikatnie głową, od razu wstając od biurka, aby przejść do pomieszczenia socjalnego, w którym znajdował się ekspres. Nim to zrobiła, schyliła się do torebki i wyjęła z niej kubek – dokładnie taki sam, jaki zbiła kilka dni temu. Nie liczyła na to, że Cillian wielce doceni ten gest i nagle zacznie być miły. To miała być raczej jej własna forma podziękowania za to, że jej nie zwolnił. Chodziło też w tym bardziej o uciszenie własnych wyrzutów sumienia, bo miała świadomość jak dużo zdążyła spieprzyć w swoim krótkim czasie pracy w firmie. Miała również świadomość, że dla szefa ten kubek nie będzie dokładnie taki sam, podejrzewała, że z tamtym wiązała się jakaś historia i sentyment (chociaż patrząc na Cilliana i sposób jego kierowania firmą ciężko było posądzać go o sentymenty, ale z drugiej strony był przecież człowiekiem… ludzie mieli uczucia). Może jednak liczyła na lekkie drgnięcie kącików jego warg. Była ciekawa, jakby wyglądał z naturalnym uśmiechem. W tym samym momencie zaczęła zastanawiać się nad tym czy widziała kiedyś u niego uśmiech, który nie był ironiczny, czy perfidny. Chyba nie. Powinna wybić sobie z głowy takie myśli i w pełni skupić się na pracy, bo przecież nie chciała kolejny raz podpaść swojemu przełożonemu. Wiedziała, że kolejnej szansy nie będzie.
OdpowiedzUsuńWykonała jego polecenia, dodatkowo przygotowując butelki z wodą mineralną i szklanki dla klientów, cukier oraz śmietanki, aby w czasie spotkania przygotować ewentualnie samą kawę, gdyby zaszła taka potrzeba. Skoro miała notować, nie chciała tracić czasu na dodatkowe rzeczy już w trakcie spotkania. Po przygotowaniu wszystkiego wróciła do biurka, aby wypiąć swój laptop ze stacji dokującej, a następnie rozłożyć go w sali konferencyjnej.
— Mam notować całe spotkanie niczym sądowy protokolant czy chce pan, abym notowała jedynie punkty, które zostaną omówione i ustalone podczas spotkania? — Spytała, gdy szef pojawił się w pomieszczeniu, a przedstawicieli szpitala wciąż nie było — to… wiem, że wizualnie jest taki sam, śle z pewnością nie będzie dla pana identyczny, ale chciałam… Podziękować za wczoraj, za jeszcze jedną szansę i mogłam zrobić chociaż tyle — odważyła się powiedzieć, wskazując brodą na kubek. Delikatnie się przy tym uśmiechnęła, a następnie zajęła miejsce przy dużym stole. Podejrzewała, że nie oczekiwał od niej żadnych podziękowań, a z pewnością nie takich, ale jak wcześniej było wspomniane, Minnie musiała w jakiś sposób uciszyć swoje własne wyrzuty sumienia. Jednak kubek to nie wszystko. Postanowiła, że nie będzie dotykać prywatnego telefonu, aby przypadkiem nie rozproszyć się sprawami, które nie były istotne w firmie i które dotyczyłyby jej rodziny. Wiedziała, że musi się od nich całkowicie odciąć i ich problemów, w końcu już nie mieszkała z nimi, nie musiała się przejmować. Mogła w pełni odwrócić głowę i nie zastanawiać się nad tym, co tam się działo. To nie był już jej problem. A jednak… Co jakiś czas sama się zadręczała, chociaż nie rozumiała, po co to robi. Wciąż pamietała wszystko, co ją spotkało w rodzinnym domu, chociaż z całych sił starała się zapomnieć, to jednak nie działało w taki sposób i nic nie wskazywało na to, aby w którymś momencie miało zacząć działać.
wzorowa asystentka
Zuri nigdy sama nie była tak przezorna, bo też nigdy o siebie się tak nie bała, jak pewnego wieczoru Cillian bał sie o młodą nastolatkę. On przez to wpadł w tarapaty, a teraz ona miała go z nich wyciągnąć. Zuri też pewnie miała kilku typów w swoim kręgu, którzy mogliby być względem niej niebezpieczni, ale chyba była zbyt zapatrzona w swoje sukcesy i udowadnianie własnej niezależności, by aż tak bardzo się rozglądać. Też wracała nocami do domu chwiejnym krokiem, ale do tej pory nic złego jej nie spotkało, więc... więc nie myślała o tym, co mogłoby ją spotkać. Niezaprzeczalnie jednak na pewno miło by było mieć kogoś, kto się zatroszczy i przejmie... Nie miała. Mała Madden nawet jeśli była tego nie do końca świadoma, dostała od losu popapranego, ale skutecznego anioła stróża.
OdpowiedzUsuńPrychneła krótko na te jego znerwicowane komentarze i groźby, które były raczej nie na miejscu i zmrużyła oczy, mierząc go lodowato. Nie lubił jej, ale to wcale jej nie przeszkadzało. Nie szanował i nie doceniał jej, a to już ją wkurwiało. Był chamem i o ile nie kierował tego chamstwa w jej strone, mógł pluć wokół siebie, ale Zuri sobie na to nie pozwoli. Cillian chyba nie do końca był świadomy, że ona mu pomagać wcale nie musi i jak tylko przegnie w jedną, albo drugą stronę, ona bez skrupułów zostawi go na lodzie, a może nawet więcej - pomoże mu szybciej opaść na dno. Ta jego irytująca, lekceważąca postawa buca była irytująca i na dłuższą metę mogła ją zmęczyć, ale o tym miała się dopiero przekonać. W całym tym bajzlu dostrzegała światełko nadziei i niewielką korzyść dla siebie, coś czego nikt inny nie mógł jej zapewnić. Kill był dziwny, był przerażający i jeśli pojawi się u jej boku zgodnie z umową (bo kontrakt miał dotyczyć oficjalnej współpracy), to być może okaże się straszniejszy od tego dupka, który wciąż deptał jej po piętach... Chciała wykorzystać obecność Cilliana jako straszak i bardzo wielkie nadzieje pokładała w jego samokontroli i ugodzie słownej, choć bała się też, że może samej sobie zaszkodzić tym krokiem. Ona była gotowa do podjęcia ryzyka, a czy on wiedział co robi? Czy kierowała nim tylko desperacja?
-Uwierz mi, nie ma na to szans... - mruknęła, zerkając jak mężczyzna się pakuje. Była pewna, że z taką niewyparzoną gęba, nawet gdyby stanął w tłumie czterdziestu tak samo ubranych facetów, nie zostałby niedostrzeżony. Ta jego hardość, nieposkromienie, pewność siebie biła z jego jasnych oczu, a jego postawa, linia ramion, chód wyrażały dumę i choćby starał się wtopić w tłum, było w nim jeszcze coś, co zwracało uwagę. To było cos, czego jeszcze nie umiała rozgryźć, coś co przyciągało jak magnes ale i sprawiało, że człowiek czuje ciarki i nie czuje się całkiem bezpiecznie i swobodnie w jego towarzystwie. Bliskość Cilliana i to jak patrzył na ludzi (lub nie, bo ciągle zdarzało mu sie ich ignorować) nie pozwalała na poczucie komfortu.
Podeszła do biurka, spoglądając na to, jak ma wszystko ułożone i zorganizowane i gdy blondyn kierował się do drzwi, odsunęła jego fotel i bezpardonowo zajeła miejsce. Było tu o niebo wygodniej, niż na twardym krześle, które jej wskazał na początku. Miała trochę do roboty, więc bez skrupułów wykorzysta jego pozwolenie i zadomowi się w gabinecie prezesa, szczególnie że musiała już pokazać, jak bardzo są z sobą blisko! I musiała być przy tym autentyczna i przekonująca, by media i obserwatorzy jej kont łyknęli haczyk, szczególnie że zainteresowanie wokół Montgomery'ego od ostatniego wieczoru urosło i to znacznie. Trzeba było kuć żelazo bez wahania.
UsuńDraft umowy miała już od kilku dni gotowy na dysku, wydrukowała więc dokument, odkładając wraz z długopisem gotowe do podpisu dla prezesa i tak jak zapowiedział Cillian, jego asystentka dostarczyła wszystko, o co Zuri poprosiła. Aż dziw, że tak sympatyczna i miła dziewczyna tu pracowała i znosiła swojego szefa, Williams była pewna, że nie jest to łatwe. Później zabrała się za to, co sobie zaplanowała - musiała prześledzić i poznać skale popularności w mediach cyfrowych i drukowanych blondyna, by wiedzieć, w jakie kręgi zainteresowań uderzać. Ona pokazywała się wszędzie, znajomości nawiązywała z łatwością i pielęgnowała je bez większych trudności, ale Kill był bardziej niedostępny. Podejrzewała, że cały ten Spalding z którym ostatnio się pokazał, ma niezłe urwanie głowy z pilnowaniem, aby publikowane ujęcia jego pracodawcy były odpowiednie, ale teraz to nie miało znaczenie. Musieli wykorzystać szum i narobić jeszcze większego, co nie powinno być trudno biorąc pod uwagę fakt, że po prostu ich dwoje pojawi się gdzieś razem - byli różni pod wieloma względami i nikt normalny by ich nawet sobie nie przedstawił, a co dopiero wspomniał o bliższej relacji.
Nim Cillian wrócił, na jej instagramie pojawiło się kilka ujęć jego biurka, gdzie na solidnym blacie ułożyła swoją biżuterię estetycznie na kartce papieru z odciskiem jej pomalowanych chwilę wcześniej ust obok czarnego pióra, które zostawił. Dodała też ujęcia widoku z biura na panoramę miasta z objęciem skrawka logo firmy z boku budynku, nie pełnym, lecz nie trudno będzie dopasować i odgadnąć, gdzie jest. Wyszła też na kawę do głównej kuchni i cykając kilka fotek wystrojowi części wspólnych biura, stworzyła serię na relacjach z opisem Lubię rozpraszać go w pracy. Zuri lubiła taką pracę, kreowała wizerunek i autentycznie manipulowała opinią ludzką, samej świetnie się przy tym bawiąc. Na koniec, gdy komentarze pod postami, lajki i reakcje wyrażane emotkami przybierały na sile, wrzuciła swoje zdjęcie, jak trochę rozczochrana popija kawę w prezesowym fotelu z firmowego kubka z dopiskiem (Nie)poranna kawa.
Kiedy Montgomery wróci, albo jej podziękuje, albo zamorduje. A to był dopiero początek.
Miała też swoje sprawy na głowie, więc gdy dobijała piąta i spodziewała sie, że blondyn z swoich spotkań wróci lada chwila, dopinała ustalenia sesji na ujęcia nowej kolekcji do strony internetowej. To miała być kolekcja bardzo kobieca, sensualna, nawiązująca nie tyle do kwiatów, co ich elementów: delikatnych płatków, kruchych liści, ujmujących detali. Czekało ją jeszcze sporo pracy przed premierą i to był ten czas, kiedy ekscytowała się najbardziej. To był również ten czas, kiedy skupiała się na sobie, swoich sukcesach i odrobinę traciła czujność.
rozkręcająca się dziewczyna
Cillian nie był odpowiednim towarzystwem dla Elizabeth, ale problem w tym, że przez to tym bardziej go chciała. Musiał przyznać, że jakkolwiek by go denerwowała, albo cokolwiek miał ochotę jej zrobić, to traktował ją inaczej niż wszystkich. Wcale nie lepiej, bo przecież olał nawet własną matkę, ale inaczej i dla niej było to wystarczające, żeby zbudować wokół tego jakiś skomplikowany, większy sens. Wiedziała, że Cillian nie jest normalny, znali się kawał czasu i ciężko było jej powiedzieć o nim coś więcej niż to, że był strasznym dupkiem, któremu nie wchodzi się w drogę, ale jednocześnie jej ani trochę to nie zraziło i regularnie kręciła się wokół niego, przekraczając granice, które jej wyznaczał, a posuwając się dalej, sprawdzała, na ile jeszcze może sobie pozwolić. Jej zdaniem na więcej niż ktokolwiek inny.
OdpowiedzUsuń— Twoja spaczona moralność — powiedziała bez większego zastanowienia, przyglądając się Cillianowi długo i intensywnie, zupełnie tak, jakby nie chciała pominąć jego reakcji na jej słowa. — To jak nic cię nie obchodzi, a jednocześnie z całych sił próbujesz wmawiać sobie, jakie jest ze mnie dziecko i jak bardzo nie wypada zastanawiać się nad tym, jakie majtki mam na sobie, czy w ogóle mam — kontynuowała Izzie, patrząc wyzywająco swoimi ciemnymi oczami w jego oczy, które były takie zimne, że przeszywały całe jej ciało. Zawsze była bezpośrednia, ale w normalnych okolicznościach nie mówiłaby aż tyle, była jednak pijana, a do tego w pewnym sensie sprowokowana przez Killa i się nie kontrolowała. Nie żałowała niczego, co opuszczało jej usta.
Tamta dziewczyna na bankiecie mogła mieć jakieś dwadzieścia lat, przekroczyła więc tę magiczną granicę osiemnastu lat, która w przypadku Izzie tak bardzo dręczyła Cilliana, ale czym więcej się różniły? Zwykle tego po sobie nie pokazywała, jednak okropnie wkurzało ją, gdy wypominał jej wiek i robił z tego coś wielkiego. Za kilka miesięcy dalej będzie taka sama, tylko zmieni się jej jedna liczba, wtedy w jego oczach magicznie stanie się prawdziwą kobietą? Od kobiet, z którymi Kill się spotykał, różniła się przede wszystkim tym, że była dla niego absolutnie niedostępna, bo powiązania rodzinne sprawiały, że stawali się dla siebie nieosiągalni, zresztą, uważała się za lepszą od nich, a ten śmieszny rok różnicy to było nic.
Elizabeth wiedziała, że wkurwi Cilliana. Znali się na tyle, że zdążyła zauważyć kilka jego czułych punktów, a ten przedziwnie chory pedantyzm był czymś, co najłatwiej dało się u niego zaobserwować. Znowu, w jakiś pokręcony sposób, sprawdzała, na ile może sobie pozwolić. Jak wiele jej odpuści, na co jeszcze przymknie oko, co takiego sprawi, że skończy się jego cierpliwość, którą Izzie nadwyrężała od początku ich znajomości. Czuła się pewnie, bo bez względu na to, jak wiele chciałby jej zrobić, nie mógł i chyba to wkurwiało go najbardziej.
— Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto się nie upił — wymamrotała, mocno odchylając głowę, gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech, który zdradzał, jak bardzo usatysfakcjonowana była. Kill był nieczuły, a jednak ta małolata miała w sobie tyle zawziętości i zuchwałości, że co jakiś czas wyciskała z niego przebłyski jakichś uczuć. Głównie złości, ale kilka razy się uśmiechnął.
Kolejny raz oburzyła się jak dziecko, gdy sprawnym ruchem sprowadził ją na ziemię i przerwał zabawę. Wywróciła oczami, kiedy nagle znalazł się przy niej, a ona niespokojnie się poruszyła, ale że nie bardzo miała już gdzie się przesunąć, to była na niego oraz jego bliskość, której podobno nie lubił, skazana. Cillian pachniał papierosami oraz swoimi perfumami, które ona znała już na pamięć. Pachniał siłą i śmiałością, które mieszały się z jej słodkim zapachem.
— Nie złość się, Cilly — wyszeptała, prawie że poprosiła, patrząc niewinnie w jego oczy i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Powoli, ostrożnie i delikatnie przejechała opuszkiem palca po jego czole. — Bo tu robi ci się zmarszczka — dodała ściszonym głosem, pochylając się w jego stronę, podczas gdy drugą ręką wręcz czule złapała za jego nadgarstek. — A poza tym, w twoim wieku to grozi zawałem — powiedziała zatroskana, przysuwając do siebie jego dłoń, w której trzymał papierosa. Wsunęła go między wargi i zaciągnęła się szybko. Drażniła go. Znowu się z nim droczyła, bezwzględnie i wytrwale wykorzystywała to, co uważała za swoją przewagę, a alkohol krążący we krwi jedynie jej pomagał.
Usuń— Załatwię kogoś, kto to posprząta, albo jakoś ci to wynagrodzę, tylko już się tak nie dąsaj — zaproponowała, bo duma nie pozwalała jej na to, by sprzątać jakiś śmieszny dywanik w samochodzie z resztek papierosa, którym to Cillian ją częstował. Ale jego głos, ciepły oddech i ta niespotykana wręcz bliskość sprawiały, że Izzie poczuła na swoim karku dreszcz. Mieszankę ekscytacji oraz podniecenia, których nie powinno być.
— Chyba, że cały wieczór czekałeś na to, aż będziesz miał wymówkę, by mnie do czegoś zmusić — zastanowiła się jeszcze na głos, chociaż było to całkiem bezczelne i uniosła brew. Nie bała się, chociaż powinna, ale to w dużej mierze była zasługa tego, ile w siebie dzisiaj wlała, bo w innych warunkach raczej wiedziała, kiedy odpuścić. Szczególnie Cillianowi.
słodka jak cukierek małolata
Pokiwała głową na słowa mężczyzny. Obiecała przecież sobie, że nie będzie popełniała więcej błędów i zamierzała się tego trzymać. Nadal nie była do końca pewna, po co tak właściwie się tutaj znajduje. Wytłumaczenie z notowaniem wydawało jej się dość naciągane, ale nie zamierzała dyskutować z szefem. Wiedziała, że to i tak nie skończyłoby się dla niej dobrze, a przecież zależało jej na tej pracy i ostatnie, czego chciała, to jej stracenie przez wchodzenie w całkowicie niepotrzebne dyskusje.
OdpowiedzUsuńPrzyglądała się uważnie jego reakcji na kubek. Przygryzła policzek od wewnątrz, widząc jak jego dłoń zawisła nad umową, a brew mężczyzny powędrowała ku górze. Wiedziała, że miał względem niej dużo ale, ale chyba liczyła na zwykłe dziękuję… Zdecydowanie zakładała, że usłyszy podziękowanie zamiast tego, co padło faktycznie z jego ust. Wiedziała, że Cillian Montgomery nie jest przyjaznym człowiekiem. Zdążyła się o tym przekonać podczas swojego krótkiego stażu pracy, a dodatkowo… Cóż, plotki rozchodziły się po firmie, a Minnie nie była na nie obojętna czy głucha. Docierały do niej opinie o jej bezpośrednim przełożonym i cóż… Musiała przyznać, że wiele z nich pokrywało się z tym, co zdążyła sama zaobserwować
Speszyła się jego słowami, ale prawdziwe zakłopotanie dopiero miało ją dosięgnąć.
— Dziękuję — niby podziewała, niby zapytała w odpowiedzi na jego przyjacielską radę. Zastanawiając się, co ma ze sobą w tej chwili zrobić. Uniosła głowę i otworzyła szerzej oczy, kiedy ponownie zaczął mówić. Wpatrywała się w niego intensywnie. To, że udało jej się zdobyć ten podpis… Nadal nie wierzyła w to, że zdobyła się na taką odwagę wczorajszego dnia. Nie miała pojęcia, czy potrafiłaby to powtórzyć, poza tym… Ratowała wczoraj swoje życie i stąd pojawiła się w niej ta iskra, która roznieciła prawdziwy pożar.
Wparowała do siedziby MSK niczym prawdziwy huragan, zignorowała asystentkę dyrektora, która próbowała ją powstrzymać przed wejściem do środka. Kiedy przekroczyła próg biura Kingstona weszła w nią jakaś nadzwyczajna siła i pewność siebie, wiedziała, że jeżeli nie zdobędzie tego pieprzonego podpisu wyląduje prędzej czy później na ulicy, a tego przecież nie chciała. Jasno, więc wyłożyła swoje oczekiwania względem umowy i podkreśliła, że to jest ich ostatnia szansa na tak dobre warunki ubezpieczenia, że rezygnując z tej umowy przekreślają jedyne dobre rozwiązanie dla swojej firmy. Wczoraj miała, o co walczyć, ale dzisiaj? Dzisiaj nie czuła w sobie tej energii, tak naprawdę nie była pewna, czy kiedykolwiek jeszcze ją poczuje.
Wspomnienie o jej problemach finansowych sprawiło, że bezwiednie rozchyliła wargi. Zamrugała, niedowierzając w to, co właściwie usłyszała.
Jeżeli myślał, że wspomnienie o jej problemach finansowych, a w dodatku wspomnienie o rodzinie miało wpłynąć motywująco, to grubo się pomylił. Stała jeszcze przez chwilę w milczeniu, próbują zrozumieć, co właśnie jej powiedział. Domyślała się, że tacy ludzie, jak on mogli dużo, ale… Po jaką cholerę była mu potrzebna wiedza na temat jej rodziny?
— Słucham? — Wydusiła w końcu z siebie, chociaż jej głos nie brzmiał ani trochę tak, jak sobie to wyobraziła. Był słaby i przesiąknięty strachem, chociaż w jej wyobrażeniu brzmiała twardo i stanowczo. Nie była przecież zadowolona z… no właśnie z czego? — Skąd… — tak naprawdę nie miała problemu z tym, że wiedział coś na temat jej długów, których niestety narobiła sobie w krótkim czasie. Martwiło ją to, co dokładnie wiedział na temat jej rodziny. Chodziło tylko o pieniądze? Wówczas potrafiłaby to przełknąć, nie byli jedynymi, którzy mieli problemy finansowe w Stanach czy na świecie.
Zresztą, nie wstydziła się problemów finansowych. Jeżeli wiedział jednak więcej, jeżeli miał świadomość, z jakiej dokładnie pochodziła rodziny… Nie chciała, aby ktokolwiek wiedział, ale… Uderzyła w nią myśl, że w szczególności nie chciała, aby on wiedział. — Nie przypominam sobie, abym cokolwiek wspominała o swojej sytuacji finansowej ani podczas rozmowy rekrutacyjnej ze Spaldingiem, ani tym bardziej panu — odkaszlnęła i przemówiła łagodnie, mówiąc w końcu coś konkretnego poza pojedynczymi słowami, które w pierwszym szoku wyrwały się z jej ust. Nadal była zaskoczona jego wiedzą, ale czy tak właściwie mogła zrobić z tym cokolwiek? Owszem, mogłaby się wściec, powiedzieć kilka słów za dużo i mieć pewność, że może opuścić budynek MI już teraz, a przecież na to nie mogła sobie pozwolić i oboje dobrze o tym wiedzieli. W jednej chwili poczuła przypływ ogromnej złości, ukierunkowanej bezpośrednio na swojego szefa. Zacisnęła pięści, a po chwili rozluźniła uścisk. Musiała znaleźć jakieś ujście, bo miała ochotę przyłożyć mu w twarz. Jakim prawem uznał, że może posiąść wiedzę na temat jej życia? Nie wierzyła w to, że chciał dać jej szansę na poprawę życia. Zwłaszcza, że wczoraj miał już uszykowane wypowiedzenie i pozew… Pozew, którym doszczętnie zniszczyłby jej życie. W dodatku zlecił jej zadanie, w którego powodzenie nie wierzył. Był pewien, że nie zdobędzie tego podpisu.
Usuń— A zwłaszcza, abym wspominała cokolwiek o swojej rodzinie — dodała — może i faktycznie zależy mi na tej pracy, może dostał pan naładowaną broń, ale są pewne granice, których przekraczania sobie nie życzę — sama była zaskoczona swoimi słowami, ale mówiła prawdę. To, że był jej szefem nie powodowało, że mógł zbierać informacje na jej temat i jej rodziny.
[też mi się bardzo podoba! <3]
Minnie
Zuri bardziej dla popisu i wkurzenia Cilliana rozsiadła się wygodnie w jego fotelu. Chciała mu pokazać, że wcale a wcale go nie potrzebuje i świetnie odnajduje się nawet w obcym dla siebie miejscu - jak jego biuro. Zresztą ona mało i rzadko dawała po sobie poznać, panowała nad emocjami, pozostając zagadką nawet dla bliskich, chociaż akurat brak zrozumienia z ich strony ją bolał. W gruncie rzeczy była silna, samodzielna, zaradna i niezależna, ale to wszystko wiązało się również z niejaką samotnością...
OdpowiedzUsuńPodczas nieobecności Killa bawiła się świetnie. Tworzenie nowej historii i rzucanie pożywki dla mediów było tym, co lubiła, co uważała za zabawne i sprawiało jej satysfakcję najbardziej w tych momentach, gdy wszelkie przewidywania znajdowały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Gdy jedno jej zdjęcie budziło ciekawość, domysły i wprawiało fanów i paparazzich w ruch akurat w kierunku, który oczekiwała -to był moment, gdy cieszyła się z oczywistej głupoty tłumów. Nazwijcie ją wariacką suką, manipulantką i jakkolwiek chcecie - cieszyło ją to.
W momencie kiedy blondyn pojawił się ponownie w swoim biurze, było jednak grubo po umówionej piątej i świadczyły o tym pogaszone światła przy opuszczonych stanowiskach pracy jego ludzi. Nikt jej nie zwrócił uwagi na godzinę i nikt nie pofatygował się o to, by spytać czy zamierza zostać, czy wychodzi z resztą. Właściwie nikt poza asystentką prezesa, która podała jej wszystko, o co na początku poprosiła, nie przeszkadzał jej i zgadywała, że właśnie tak wygląda tu praca - spełnia się życzenia szefa i schodzi mu z drogi. Zatopiła się w swojej pracy po rozpętaniu burzy w mediach, więc właściwie upływające godziny jej nie przeszkadzały, była jednak trochę głodna i zdała sobie sprawę z tego, gdy Kill wszedł i zamknął za sobą drzwi. Jej brwi powędrowały ku górze, a po plecach przeszedł zimny dreszcz, gdy jego zimne spojrzenie spoczęło na niej, a potem westchnął, poluźnił krawat i rozpiął guziki. Kiedy aktówka wylądowała u jego stóp, a potem mężczyzna zdjął z ramion marynarkę, ściagnęła łopatki, prostując się w jego fotelu niespokojnie. Zachowywał sie mniej oficjalnie i sztywno niż do tej pory, właściwie po raz pierwszy pokazał się z bardziej normalnej, ludzkiej strony, ale poczuła się bardzo nieswojo.
- To koniec...? - mruknęła rozczarowana, gdy jednak na tym poprzestał.
Zuri lubiła zaczepiać i skłamałaby mówiąc, że Cillian jej nie pociąga, bo był cholernie seksowny, ale... było w nim też coś dziwnego i wolała uważać. Podniosła spojrzenie, gdy stanął za nią i zarzucił na oparcie fotela marynarkę. Zamkneła dłoń w pięść, gdy guzikiem zasłonił rolety w jego gabinecie.
- Zapowiada się ciekawie - posłała mu bezczelny uśmiech, podpierając łokcie o blat i podbródek na złączonych dłoniach. Jeśli teraz w biurze pozostał jakikolwiek pracownik, to podbicie jej historii na Instagramie mają juz z głowy - wszystko zadzieje się samo.
- Wiem - te dwa słowa, które wyszły z jego ust, uznała za komplement i momentalnie cała niepewność i spięcie jej przeszły. Może trochę obawiała się tego wypchnięcia przez okno?
Obróciła się na fotelu, aby móc go obserwować, gdy podszedł do barku i spoglądała na męskie plecy, pośladki i nogi, gdy szykował drinki. Nie spodziewała się, że zrobi również dla niej jednego, ale przyjęła z uśmiechem zaproponowane martini.
- Nie wierzę... czy udało mi się ciebie zadowolić? - mruknęła zaczepnie, dostrzegając ten czający się w kącikach jego ust uśmiech z niedowierzaniem. Doprawdy, porównując ich starcie i pierwsze dialogi, była to diametralna odmiana. Ale Zuri wiedziała, że nie ma jeszcze powodów do radości, bo dzisiaj troszeczkę pokazali Cilliana z innej strony. Pozostało jeszcze zbicie plotek i wyprasowanie pomiętego wizerunku prezesa, a także zmycie cieni, które zawisły nad jego firmą. To będzie długoterminowy proces, ale Williams należała do osób cierpliwych, więc nie martwiła się na zapas.
Zamoczyła usta w drinku i czując ciepło przelewające się przez przełyk, odchyliła się na oparcie z uśmiechem zadowolona, przymykając powieki. Jej niebotyczne obcasy leżały obok biurka, na prawdę się dzisiaj rozgościła, ale nie narobiła bałaganu. Na blacie leżało kilka porysowanych ołówkiem kartek, tablet i jej komórka z torebką, poza tym nie było powodów do złości. Chyba... Chyba że Kill zaraz znajdzie jakiś okruszek i się wścieknie, aż osiwieje i jego złota czupryna straci blask.
Usuń- Po prostu odwieziesz mnie do domu - wyjaśniła, nie precyzując czyjego i spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek. - Nie musisz się napinać, od teraz jesteśmy pod lupą, a światem sie nie dzielę.
Dopiła drinka w trzech sporych łykach, czując jak pobudzony żołądek zaczyna jej doskwierać i wstała, odwracając się plecami do mężczyzny. Nie robiła tego umyślnie, znaczy teraz nie ignorowała go z premedytacja, żeby go wkurzyć, ale zdała sobie sprawe, że takie drażnienie go, jest zabawne. Wtedy przynajmniej coś po sobie pokazywał, choć były to zwykle strzępki zwykłych ludzkich emocji. Puste szkło odstawiła na bok obok jego telefonu konferencyjnego i zaczęła zgarniać swoje rzeczy. Na biurku znajdowały się też numery pism kierowanych do przedsiębiorców i biznesmenów, bo szukała informacji o skali popularności samego prezesa, ale koniec końców to nie było aż tak istotne.
- Będziesz szedł na siłownię? - zagadnęła, pamiętając jak wspominał o tym wcześniej i spojrzała na niego przez ramię. - A masz tam basen? - dopytała, mając już w głowie plan, w zależności jaką da jej odpowiedź. Och, oczywiście że chodziło o wyskoczenie przed nim w bikini - albo bez, i o przypadkowe zgubienie ręcznika, aby paparazzi złapali ją przypadkiem z prezezm IM jak nie ma na sobei zbyt wiele.
Zuri
Nieświadomie uniosła pytająco brew, gdy bełkotał cicho pod nosem. Wkurzył ją, ale z drugiej strony czego właściwie oczekiwała? Skoro miał pełną świadomość tego, jak funkcjonowała jej rodzina, nie powinna być zdziwiona tym, w jaki sposób ją w tej chwili traktował.
OdpowiedzUsuńMinnie miała głęboko zakorzenione przekonanie, że jest nikim. Tatuś o to zadbał. Nienawidziła tego człowieka za wszystkie wyrządzone krzywdy, wciąż nie potrafiła przestać nazywać go w tej sposób. Za każdym razem, gdy któreś z dzieci zwracało się do niego inaczej, czekała ich kara. Dziewczynie weszło to tak głęboko, że nawet w myślach był tatusiem, chociaż bez trudu znalazłaby inne epitety świetnie nadające się do jego opisania. Nie przechodziły jej jednak przez gardło, gdy w głowie pojawiał się obraz jego twarzy.
Zamknęła oczy, próbując przywołać w pamięci treść dokumentów, które podpisywała. Czytała je bardzo uważnie, ale nie przypominała sobie punktu, o którym wspominał mężczyzna. Była pewna, że gdyby przeczytała coś o małym śledztwie, możliwe, że nie zdecydowałaby się na podpisanie umowy. Musiała pamiętać, aby sprawdzić w mieszkaniu czy faktycznie w regulaminie znajduje się taka informacja.
Wpatrując się w mężczyznę, zacisnęła mocno wargi. Owszem była zła, że jej szef ma wiedzę na temat jej osobistych problemów. Słysząc jego słowa miała ochotę prychnąć, bo życie nauczyło ją, że każdy kto tylko dowiedział się z jakimi demonami przeszłości się mierzy zaczynali traktować ją inaczej. Z drugiej strony… Montgomery traktował ją dokładnie tak, jak sama się czuła. Zaczęła się zastanawiać czy w innej sytuacji byłby inny? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Zastanawiając się nad słowami, którymi powinna była mu odpowiedzieć, zapatrzyła się odrobinę za długo w jego twarz, skupiając spojrzenie przydługich włosach i zmarszczkach wokół oczu, następnie przeniosła wzrok na okolice nosa i ust, ponownie zatrzymując je ciut za długo przy jego zaroście. W głowie miała jednak pustkę. Jeżeli naprawdę istniała szansa, powinna była machnąć na to wszystko dłonią i zostać na spotkaniu, pomóc w podpisaniu kontraktu i zgarnąć tę wielką premie, o której wspomniał. Była jej potrzebna. Gdyby mogła wyprostować sprawę czynszu i kredytu studenckiego z pomocą jednej premii, mogłaby zacząć sypiać spokojnie. Jeden, ale za to jak duży, problem miałaby całkowicie z głowy.
To było niesamowicie kuszące. Z drugiej strony… Nie podobało jej się te całe śledztwo. Wolała być nie tyle anonimowa w pracy, bo przecież nigdy taka nie była, ale świadomość, że nikt nie ma pojęcia o jej życiu powodowała, że czuła się trochę pewniej. Teraz? Poza wściekłością, którą czuła, czuła również wstyd. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i nie stanąć nigdy więcej przed Cillianem. Kiedy zaznaczył, że to czego się dowiedział, nie wpłynie na współprace jej policzki w sekundę zmieniły barwę z bladych na szkarłatną czerwień. Zacisnęła mocno wargi. Nie mógł przecież wiedzieć o wszystkim. Gdyby dostrzeżenie wszystkiego było takie łatwe, na pewno w końcu ktoś by im pomógł. Zabrał z tego domu, zajął się, zapewnił opiekę i bezpieczne miejsce… Ale nikt tego nie zrobił, bo nikt nie widział problemu. Kiedy pojawiały się inspekcje, rodzina Moore może i biedna, ale świeciła przykładem kochającej się. Zastraszone dzieci nie odważyłaby się pisnąć słowem, że w domu dzieje się źle. Gdyby usłyszał, że się skarżą po opuszczeniu przez urzędnika domu, dopiero zaczęłoby się prawdziwe piekło. Nikt tego nie chciał.
— Nie powiedziałam, że nie chcę — odezwała się z trudem, kiedy oznajmił, że jest niepotrzebna. Brawo, Minnie, wszystko spieprzyłaś niepotrzebną gadaniną.
UsuńByła rozdarta. Z jednej strony wizja pozbycia się długów niesamowicie ją kusiła, z drugiej strony czy nie powiedział wprost, że już po sprawie? Poza tym… Było jej jeszcze bardziej wstyd. Przed chwila oznajmiła, że nie życzy sobie przekraczania granic, a teraz chciała jednak zdobyć te pieniądze. To nie tak, że finanse były dla niej najważniejsze, skądże. Nie miała jednak pojęcia czy taka szansa i możliwość kiedykolwiek pojawiłyby się ponownie. Czy zaraz znowu nie popełni kolejnego błędu (bo jak widać, była w tym mistrzynią), czy nie straci tej pracy i znowu znajdzie się w tym samym gównianym miejscu, w którym była przed zahaczeniem się w MI. — Sądzę… sądzę, że mogłabym się dużo nauczyć, gdybym mogła jednak zostać… I obserwować, jak pan prowadzi negocjacje i… — powiedziała, a zaraz po tym odetchnęła głęboko — naprawdę potrzebuję tych pieniędzy — wypaliła wprost, starając się unikać spojrzenia w jego oczy, bo czuła się niemal tak, jakby żebrała o tę premię i możliwość zostania na spotkaniu.
Minnie
Oczywiście, że była oburzona, gdy usłyszała o przeprowadzonym śledztwie. Nie podejrzewała, że jej życie prywatne zostanie prześwietlone. Była pewna, że to ostatnie do powinno ich interesować, jak widać bardzo się myliła. Nigdy też nie przeszło jej przez myśl, aby stać się szpiegiem przemysłowym! Nawet… Nawet nie wiedziałaby jak się za to tak naprawdę zabrać.
OdpowiedzUsuńStała przy stole i wpatrywała się w mężczyznę, zastanawiając się nad tym, co ma zrobić. Nauczona życiowym doświadczeniem wiedziała, że nie ma dyskutować z tatusiem; gdy mówił jak jest, tak było. Miała odpowiadać na pytania, zgadzać się z jego stwierdzeniami. Dyskusje były zakazane, udowadnianie swoich racji również. Tak samo, jak dziesiątki innych rzeczy. Krzyczenie, głośnie mówienie, śmianie się… wracać do domu musieli zawsze przed jego powrotem i oczywiście wykonywać wszystkie rozkazy, bo inaczej czekała ich kara.
Teraz stała przed Cillianem i czuła się trochę jak wtedy, kiedy mieszkała z rodzicami i rodzeństwem. Miał w sobie coś takiego, co wzbudzało strach. Był to inny rodzaj strachu, który pamietała z nie tak odległych lat, ale jednak bała się go i nie miała pojęcia nie tylko, jak pokonać ten strach, ale przede wszystkim nie umiała spełnić jego oczekiwań. W domu doskonale wiedziała co i jak ma robić, aby nie rozzłościć głowy rodziny. Tutaj… Owszem, zdawała sobie sprawę z tego, że ma nie popełniać błędów, tylko, że teraz sytuacja była zupełnie inna niż podanie odpowiednich dokumentów czy zapisanie terminu w kalendarzu spotkań.
Czuła, że traci grunt pod nogami.
— Nie zapamiętałam, aby w regulaminie był punkt dotyczący śledztwa, więc tak oburzyło mnie to, ale skoro… Skoro prezes już i tak wie… — zacisnęła wargi. Właśnie, przekraczała właśnie granice? Czuła się tak, jakby dokonała złej decyzji, jakby prosiła się o te pieniądze i pokazała, że jest dla nich zrobić wiele, co było przecież grubą przesadą. Po prostu przyznała się przed człowiekiem, który wiedział i tak o jej problemach, że potrzebuje premii, którą chwilę wcześniej sam zaproponował. Tylko, że zrobił to w dość brutalny sposób, gdyby nie wspomniał o długach, nawet nie byłoby tej rozmowy…
Od razu usadziła swój tyłek na krześle, gdy tylko jego ton się zmienił. Pokiwała twierdząco głową i zrozumiała, że w zasadzie znalazła się w jeszcze większej dupie niż była wcześniej. Bo niby jaką miała wymyślić taktykę? Mogła tylko się ładnie uśmiechać i spoglądać uroczo na prezesa MS z nadzieją, że to cokolwiek pomoże… Nie znała się na biznesie, a poprzednie dopięcie umowy to był czysty przypadek… I trochę niewinnego, nieumiejętnego flirtu, ale przecież teraz nie mogła zrobić dokładnie tego samego co wtedy.
— Oczywiście prezesie — powiedziała, otwierając laptop, znad którego co jakiś czas zerkała na mężczyzn, uważnie im się przyglądając. Nie miała pojęcia, czego od niej oczekuje jej własny szef, wiec gdy dostrzegła w oczach jednego z prawników MS zmianę, sięgnęła po karteczkę i długopis, a następnie napisała krótką notatkę.
Nie wygląda na przekonanego, zaraz będzie podważał warunki
I podsunęła ją do Cilliana. Nie wiedziała, czy dostrzegł w tym mężczyźnie to samo co ona, czy właśnie się wygłupiła czy może jednak w czymś pomoże. Chciała jednak pokazać, że naprawdę się stara.
Ona się stara, niech no szef chociaż minimalnie doceni!
Cillian naprawdę musiał nie doceniać Lizzie, skoro mógł uważać, że nie tylko była w nim zakochana, ale jeszcze po tych wszystkich latach znajomości wierzyła, że będzie w stanie go zmienić. Dla niego mogła być tylko głupią małolatą, ale nie była aż tak naiwna. Czuła tę specyficznie mroczną aurę, którą Kill wytwarzał, lubiła te jego oczy, które potrafiły charakterystycznie pociemnieć, gdy budziło się w nim coś pociągająco niebezpiecznego i uważała go za nieprzyzwoicie przystojnego, ale nie planowała z nim bajkowego ślubu. Jej największym problemem było to, że potrafił tak świetnie irytować ją tym, w jaki sposób ją ignorował, a im bardziej wypominał jej wiek, tym ona mocniej próbowała mu udowodnić, że wcale nie była dzieckiem. Nie wyglądała jak dziecko, nie zachowywała się jak dziecko, nie myślała jak dziecko, nie była dzieckiem. Liczyła na to, że jej bezwstydna odpowiedź, ta, przez którą przez jego twarz przemknął cień zdziwienia, sprawi, że coś do niego dotrze. Uśmiechnęła się, zauważając u niego coś podobnego do uśmiechu, co sprawiło jej ogromną satysfakcję, zresztą, było tak za każdym razem, gdy robiła coś, co wywoływało w nim jakieś emocje. Nieważne jakie, najważniejsze, że była do tego zdolna.
OdpowiedzUsuń— Mam. Chcesz zgadnąć jaki kolor? — spytała bezczelnie, a w jej roziskrzonych oczach oraz w tym przebiegłym uśmiechu nie było ani grama wstydu. To, że Cillian pozwalał jej wciągać się w takie szczeniackie gierki, tylko jeszcze bardziej ją nakręcało. Mógł to sobie tłumaczyć na milion sposób, ale prawda była taka, że właśnie mierzył ją swoim spojrzeniem i rozmawiał z nią o majtkach, które na sobie miała, flirtował z nią bez względu na to, jak chciał to nazwać.
Wywróciła oczami i resztką swoich pijackich sił powstrzymała się przed tym, żeby nie pokazać mu środkowego palca.
— Kiedyś na pewno byłeś pijany — stwierdziła, patrząc na niego uważnie, znowu robiąc to, co uwielbiała: wymądrzała się. — Chociaż, czekaj, przypomniałam sobie o tym kiju w twoim tyłku i jednak zwątpiłam — dodała jeszcze, bo nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Ta impreza skończyła się dla niego dwoma szklaneczkami, ale przecież to nie był pierwszy bankiet, w którym Cillian brał udział, doskonale znał to towarzystwo, większość ludzi przeważnie się upijała i niewielu z nich pilnowało każdego swojego kroku tak, jak robił to on.
Elizabeth niekulturalnie sprawdzała, na ile może sobie pozwolić i co jeszcze ma zrobić, żeby w pewnym sensie zlikwidować granice, które między nimi były. Być może przesadzała, ale na swoje usprawiedliwienie miała tyle, że była pijana, zafascynowana nim i absolutnie nie wierzyła w tę wersję, w której go nie rusza. Mogła pilnować się bardziej albo odpuścić dla świętego spokoju, skoro tak dobrze go znała, ale nie zrobiła tego, a Kill w mgnieniu oka zburzył wszystkie bariery, które między nimi stały. Nie miała pojęcia, czy to dziwne, ale zaskoczył ją, gdy jego palce najpierw owinęły się wokół jej nadgarstka, a następnie gwałtownie zacisnęły się na jej smukłej, odkrytej szyi. Z jej rozchylony warg wyrwał się cichy oddech, który odbił się o jego skóry, kiedy wcisnął jej drobne ciało w zimne, skórzane oparcie. Wiedziała, że go wkurwiła, ale do tej pory robiła to pewnie wiele razy i nigdy nie kończyło się to czymś tak intensywnie fizycznym. Odruchowo zerknęła w dół, obserwując jego błądzącą dłoń, ale zaraz podniosła spojrzenie na jego oczy, które jeszcze bardziej podkreślały to, jaki był zły. Nie potrafiła skupić się na jednej rzeczy, słuchać go z uwagą, podczas gdy jego wargi prawie dotykały jej ust, a jego zapach mieszał jej w głowie. Niekontrolowanie zadrżała, gdy przez jej plecy przebiegł dreszcz, a ona miała tę niepoprawną ochotę zmniejszyć między nimi dystans i złączyć ich usta w pocałunku, dlatego przez krótką chwilę zawiesiła na nich wzrok.
— Przestań — mruknęła, chociaż ciężko było powiedzieć, czy mówiła sama do siebie, czy kierowała te słowa do Killa. To był jej kolejny problem, że zamiast się bać, bo dał jej do tego powód, odczuwała jeszcze większą fascynację i to niebezpieczne pożądanie, które niczego nie ułatwiały.
UsuńUniosła głowę i wlepiła w niego swoje wielkie, ciemne i błyszczące oczy. To pozornie grzeczne spojrzenie, w którym mieszała się jakaś niezłomność, determinacja oraz bezgraniczna wręcz niewinność.
— W ten sposób niczego nie załatwisz — wydusiła wreszcie z siebie, starając się nie skupiać swojej uwagi na jego elektryzującym dotyku oraz tym, w jaki chory sposób ta sytuacja ją podniecała. — Bo to sprawia, że ja jeszcze bardziej chcę cię prowokować — wyjaśniła łagodnie i zaskakująco szczerze, co pewnie było wynikiem alkoholu krążącego we krwi. Przesuwała wzrokiem po jego twarzy, próbując cokolwiek z niej odczytać, a jej głośny oddech cały czas uciekał spomiędzy jej rozchylony warg, którymi prawie dotykała jego kciuka.
to może teraz się uda? ;)
Wpatrywała się przez chwile w jego jasne oczy, ale gdy tylko podniósł głowę i ich spojrzenia miały się spotkać, Minnie momentalnie odwróciła wzrok. Wstydziła się słów, które padły z jego ust, ale musiała przyznać, że miał racje. Co zabawne, czuła się tak, jakby naprawdę zrobiła w tej chwili coś złego, niczym podpisanie paktu z diabłem, a przecież… Potwierdziła jednak to, co mężczyzna i tak o niej wiedział. Poza tym nie chciał od niej niczego niestosownego. W przeciwieństwie do jej własnego ojca… Pamietała, aż za dobrze każdą sytuacje, w której chciał ją zwyczajnie sprzedać. Pierwszy raz utrwalił się jednak w szczególny sposób w jej pamięci.
OdpowiedzUsuńTatuś wieczorem wparował do pokoju, który dzieliła z siostrami. Ściągnął z niej gwałtownie kołdrę i kazał się pospiesznie ubrać. Stał nad nią ze srogą miną, ciągle poganiając i grożąc jej, co z nią zrobi, jeżeli nie przyspieszy. Początkowo nie miała pojęcia, czego mógł od niej chcieć, więc pospiesznie robiła wszystko co rozkazał. Mruczał coś pod nosem o pieniądzach i jej nienagannej twarzy, później wyciągnął ją jeszcze bez problemu z mieszkania i kamienicy. Kiedy dostrzegła samochód, w którego kierunku zmierzali i siedzącego w nim mężczyznę, zaczęła się szarpanina. Pierwszy raz dostała wówczas od ojca w twarz, a póżniej usłyszała, że bycie kurwą nie może być takie złe. Będzie mogła pomóc całej rodzinie, a jak zarobi wystarczajaco dużo, będzie mogła kupić coś specjalnego dla siebie. Facet z samochodu raczej nie przestraszył się jej wrzasków, to z pewnością nie było to, Minnie nie wierzyła, aby jej sprzeciw miał mu przeszkadzać. Odjechał. Coś sprawiło, że odjechał. Później nie była pewna czy to właściwie dobrze…
Zamrugała powiekami, kiedy podsunął jej kartkę z wiadomością. Zerknęła na prezesa i mężczyznę, który z nim został, a następnie odprowadziła spojrzeniem swojego szefa. Co on sobie myślał? Że jest pieprzoną wróżką, wyciągnie różdżkę, pomacha kilka razy nadgarstkiem i kontrakt zostanie przypieczętowany? Chyba widział w niej coś, czego sama Minnie nie potrafiła w sobie dostrzec. Przełknęła ślinę, a następnie uśmiechnęła się nieco nerwowo do mężczyzn, z którymi została sam na sam w konferencyjnej.
Zerknęła na biurko i rozłożone przed nią dokumenty, następnie przeniosła spojrzenie na drzwi prowadzące na korytarz, jakby się upewniła, że Cilliana nie ma w pobliżu, a następnie skupiła wzrok nie na prezesie, a tym mężczyźnie, który mu towarzyszył. Uśmiechnęła się, podparła brodę dłonią.
Usuń— Nie powinnam tego mówić — zaczęła dość nieśmiało, czując się jak ostatnia idiotka. Może tak właściwie nią była? Jeżeli myślała, że uda jej się dostać tę premię, bo uda jej się (jej! Nędznej asystentce, która ciagle popełnia błędy) zdobyć umowę, z którą miał jakiś problem sam Cillian Montgomery, to naprawdę musiała być idiotką. Kontynuowała jednak durną opowieść o tym, jakie to miała szczęście znaleźć się właśnie w tej firmie w odpowiednim czasie, jakie to wspaniałe jest móc współpracować z takimi ludźmi… Po prostu zaczęła nawijać makaron na ich uszy o tym, jacy to są wspaniali, że to będzie niesamowite móc mieć kontakt z takimi ludźmi, a na koniec zachichotała, bo tatuś mówił, że jest wówczas słodziutka jak cukiereczek, odrobine się uspokoiła i przeprosiła ich, prosząc jednocześnie o to, aby nie wspominali nic przypadkiem szefowi, bo pewnie nie będzie zadowolony. Przyznała, że zachowała się trochę jak dziecko, ale dodała, że rozpiera ją ekscytacja… Wymownie spojrzała na prawnika i posłała mu jeszcze jeden niewinny uśmiech, skupiając się na idealnie równym ułożeniu dokumentów. Nie miała pojęcia czy magia, o której mówił i myślał prezes była właśnie tym. Miała jednak przeczucie, że właśnie wykonała krok w nieodpowiednim kierunku, że zbłądziła i nie powinna nigdy więcej popełnić takiego błędu. Owszem, potrzebowała tych pieniędzy, ale… Ale do tej pory jakoś dawała radę, przeciągała, co mogła, ale nie czuła się przy tym tak, jak obecnie się czuła. Co najgorsze, nie wiedziała nawet czy było to cokolwiek warte.
Kiedy przerwa się skończyła, a do sali wszyscy powrócili, krążyła myślami zupełnie gdzie indziej, chociaż miała być w gotowości. Ducha do ciała sprowadził głos Fahrana, który do niej dotarł, gdy mężczyzna powiedział coś o podpisaniu umowy. Chyba nie wierzyła w to, co usłyszała. Nie wierzyła również w to, że miałaby się przyczynić do tego w jakikolwiek sposób, jednocześnie czuła na sobie spojrzenie Fahrana i Dollowaya, prawnika, który podczas przerwy pozostał również w pomieszczeniu. I coś w tym dziwnym uczuciu sprawiło, że wcale nie była z siebie dumna czy zadowolona. Bała się podnieść spojrzenie, więc uparcie wpatrywała się w ekran laptopa i tylko czekała na jakiekolwiek polecenie szefa i możliwość opuszczenia konferencyjnej.
Minnie Moore
Po opuszczeniu sali konferencyjnej i powrócenie na swoje stałe miejsce pracy, trochę odetchnęła. Koncentrowała się w stu procentach na swoich zadaniach, nie myśląc nawet o premii. Nie spodziewała się, aby dostała ją od razu. Zresztą, chwilowo były ostatnim o czym myślała. Cały czas zastanawiała się nad tym, co stało się podczas przerwy. Dlaczego Montgomery zostawił ją z nimi samą? Czym się kierował? Myślał, że w jaki sposób uda jej się ich przekonać? Czy wiedział, że będzie musiała z nimi flirtować? Chciał, żeby mu częściej towarzyszyła na spotkaniach? Nie wiedziała czy czuje się z tym w porządku.
OdpowiedzUsuńZaczynała powoli wyłączać poszczególne programy, jednocześnie porządkując i przygotowując biurko na następny dzień pracy. Zerkała na ekran, aby upewnić się czy może wyłączyć sprzęt, gdy dostrzegła, że drzwi jego gabinetu się otwierają, kiedy nie przeszedł standardowo obok jej biurka, podniosła spojrzenie na mężczyznę, a po chwili z wyprostowaną sylwetką zmierzała do jego jaskini.
Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Nie zakładała, że po spotkaniu nagle stosunki miedzy nimi się ocieplą. Dlatego z małym zaskoczeniem spojrzała na kanapę, ale nawet nie ośmieliła się sprzeciwić. Zajęła grzecznie wskazane przez mężczyznę miejsce. Była w gabinecie nie jeden raz, miała okazuje przyjrzeć się wnętrzu już kilka razy, ale nigdy nie oglądała gabinetu z tej perspektywy, dlatego sunęła powoli spojrzeniem, które zatrzymała na jego sylwetce, gdy zapytał o alkohol.
— Martini — powiedziała, nawet nie wiedząc czy je lubi. To nie tak, że była chodzącym wcieleniem grzeczności i nigdy nie miała alkoholu w ustach. Z reguły były to jednak smakowe, delikatne piwa i w dodatku nie często, bo gdy z ledwością ci na wszystko starcza, nad wydatkami zastanawiasz się uważnie, a kiedy masz do wyboru chleb lub wino, wcale nie wychodzisz z dwiema butelkami.
Spojrzała na kieliszek, a następnie na wypisany czek. Przeniosła wzrok na mężczyznę.
— Dziękuję — uśmiechnęła się subtelnie. Z całych sił próbowała zachować się z największą gracją i klasą, ale gdy wychyliła się aby sięgnąć po kieliszek, dostrzegła wypisaną kwotę i jej oczy w jednej chwili stały się jeszcze większe niż normalnie. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby wiedzieć, że kwota jest znacznie wyższa niż to, co musiała spłacić. Ponownie na niego spojrzała.
— Cóż — w wyobraźni widziała, jak wstaje z sofy i podchodzi do niego. Odbiera z jego dłoni szklankę z alkoholem i odstawia na stolik. Układa jedną dłoń na męskim torsie, a drugą strzepuje niewidoczny pyłek z cholernie drogiego garnituru, z jego ramienia, mówiąc przy tym od niechcenia, że mężczyźni są prości w obsłudze i wystarczy połechtać ich ego, uroczo się przy tym uśmiechając i rzucając im ciągle niewinne spojrzenia. Nie podniosła się. — Po prostu porozmawialiśmy o tym, jakie to będzie miłe. Współpracowanie naszych firm, że to ta współpraca będzie miła — powiedziała, trochę żałując, że nie odważyła się zrobić tego, co podpowiadała jej wyobraźnia. Cillian Montgomery miał w sobie coś niezwykłego. Z jednej strony wzbudzał strach, to było oczywiste, ale z drugiej… Gdy nie spoglądał na nią zimnym spojrzeniem, które poznała już całkiem dobrze przez swoje błędy, miał w sobie coś… hipnotyzującego? Magnetyzującego? Chyba tak. Spoglądała na niego odrobinę śmielej niż dotychczas, bo jego wzrok tym razem nie zabijał. Pozwoliła sobie nawet na krótki kontakt wzrokowy, chociaż tego akurat szybko pożałowała, bo nie była pewna czy naprawdę wydawał się zadowolony, czy tylko sama to sobie wmawiała, bo gdzieś wewnętrznie, bardzo głęboko w sobie miała ciche pragnienie zadowolenia kogoś i jednocześnie chciała czuć czyjaś aprobatę. Co ona sobie wyobrażała, jeszcze nie tak dawno temu, bo wczoraj, chciał ją wywalić i pozwać. Co nie zmieniało faktu, że gdy jego spojrzenie nie było tak przeszywające i nie wydawało się być śmiertelną bronią, przyciągał. Przyciągał na tyle mocno, że naprawdę żałowała, że ze znajdował się po drugiej stronie szklanego stolika.
— Byłam po prostu miła — dodała, decydując się w końcu skosztować alkoholu. Musiała przyznać, że ziołowy zapach jej odpowiadał, a gdy zasmakowała trunku, uznała, że po zrealizowaniu czeku pozwoli sobie na kupno butelki, albo od razu dwóch. Czek. Spojrzała na niego — to znacznie więcej niż się spodziewałam, nie musi pan… nie użyłam żadnej magii, po prostu rozmawialiśmy. — Nie wiedziała jak zgrabnie powiedzieć, że to zdecydowanie za dużo i wystarczy jej przecież możliwość spłacenia samego kredytu studenckiego, całą resztę ze stałą pensją będzie w stanie na spokojnie ogarnąć. A premia w wysokości jej kredytu to i tak cholernie dużo. Tak dużo, że jej życie i tak się diametralnie zmieni, bo w końcu nie będzie musiała się bać, że straci dach nas głową. — Naprawdę bardzo dziękuję — uśmiechnęła się, a jej spojrzenie było pełne wdzięczności — nawet nie zdaje pan sobie sprawy, ile to zmienia.
UsuńMinnie
Jego śmiech ją speszył, bo przez tydzień pracy z nim i dość częsty kontakt z mężczyzną, jeszcze nigdy nie widziała go śmiejącego się. Nie miała pojęcia, jak ma się zachować, więc kiedy przestał trochę się rozluźniła. Z drugiej strony zrobił to tak gwałtownie, że niczego już nie rozumiała. I nie była pewna czy chce rozumieć.
OdpowiedzUsuńKiedy usiadł również na kanapie, Minnie przekręciła się odrobine po skosie, aby znaleźć się chociaż częściowo zwróconą w jego stronę. Złączyła kolana i wygładziła odruchowo materiał ołówkowe spódniczki, uważnie przypatrując się temu, co robił. Chyba nie powinna była robić tego tak otwarcie i niedyskretnie, ale było coś fascynującego w tym, jak ostrożnie obchodził się z elementem garderoby. Z jakiegoś nieznanego sobie powodu, przemknęła w jej głowie myśl, że mógłby się tak ostrożnie obchodzić z nią. Myśl ta była tak niepodobna do niej, że sama się nią zaskoczyła i nie wiedziała, co ma z nią zrobić. Nie… Nie myślała nigdy w takim sensie o mężczyznach, a już na pewno nie takich jak Cillian. Był niedostępny nie tylko dlatego, że był jej szefem, ale przede wszystkim dlatego, że zwyczajnie był kimś, a ona nikim. I doskonale o tym wiedziała. Poza tym, co ona sobie w ogóle myśli! Nawet nie ma pojęcia, co właściwie sobie myśli. Nigdy nie przeszła dalej niż do drugiej bazy z chłopcami z high school, a i samo to było okropne, bo gdy pozwalała dotknąć im swoich piersi, nie czerpała z tego żadnej przyjemności. Szybko więc zaprzestała wszelkich młodzieńczych igraszek i zostało tak do dziś. A teraz wiedziała w biurze swojego szefa, po pracy, z drinkiem i jej myśli krążyły zdecydowanie nie w tym kierunku, w którym powinny!
Pierwszy raz widziała go w takim wydaniu, z rozpiętą koszulą i brakiem krawatu. Wciąż wyglądał jak on, biła od niego stanowczość.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć na jego słowa. Według niej bycie miłym było proste. Tyle, że przecież faktycznie to nie tylko to. Nie była tylko miła, robiła z siebie słodziutką idiotkę i miała o to żal do samej siebie. Nie chciała przecież nigdy w ten sposób ubiegać się o jakiekolwiek względy. Chciała być traktowana poważnie, a teraz chyba sama to sobie odebrała. Może i Cillian widział w niej jakąś magię, ale Minnie zaczęła się zastanawiać nad tym, co się stanie, jeżeli w końcu dowie się, na czym polegało jej bycie miłą. Uniosła delikatnie brew na wzmiankę o mężczyźnie, który przeprowadzał z nią rozmowę.
— Ja… nie wiem, raczej nie. Po prostu… Jestem zwyczajna — czuła na sobie jego spojrzenie i czuła się z tym dziwnie. Nigdy wcześniej nie przyglądał jej się, a przynajmniej nie była tego świadoma, dzięki czemu nie musiała się tym w żaden sposób przejmować. Zaskakiwał ją. Zaskakiwał ją tak bardzo, że zaczynała się zastanawiać czy przypadkiem to nie jest jakiś bardzo realny sen. Może zaraz zadzwoni budzik i się obudzi, nie daj Boże spóźni się na spotkanie i zamiast wyśnionego czeku będzie czekać na nią zwolnienie. — Dobrze, Cillian — powiedziała, zaskoczona jak swobodnie przeszło jej to przez gardło. Upiła odrobine alkoholu, a następnie z niedowierzaniem podniosła spojrzenie na mężczyznę i niemal się nie zakrztusiła. To wszystko musiało jej się śnić, nie było innej możliwości, przecież Cillian Motgomery nie pozwoliłby mówić jej do siebie po imieniu, nie zaproponowałby jej drinka, a ona sama nie myślałaby o robieniu z nim czegokolwiek co wykracza poza relacje pracodawca-pracownik. I z pewnością nie oferowałby jej podwyżki dzień po tym, jak chciał ją wywalić i pozwać. — Boże, jak się zaraz nie obudzę, to na pewno się spóźnię do pracy, a wtedy prawdziwy ty — wycelowała w niego palcem — wywalisz mnie z pracy i tyle z tego wszystkiego będzie, a przecież nie powiem mu/tobie, że wszystko przez to że mi się śnił… łeś, jeszcze byście sobie pomyśleli coś niestosownego, a do niestosowności mi daleko — oznajmiła, trochę chcąc samą siebie przekonać i uszczypnęła się mocno w nadgarstek, a kiedy nic się nie zmieniło, zamknęła oczy i zrobiła to drugi raz.
Otworzyła powieki, ale on nadal siedział na kanapie. To nie był sen… A ona znowu robiła z siebie idiotkę. Przed samym szefem i pozwoliła sobie na machanie palcem na niego. Znowu zamknęła oczy i mocno je zacisnęła, jakby to miało coś zmienić, albo raczej pomóc jej w nagłym zniknięciu z jego biura. Bała się na niego spojrzeć, przecież… Boże, musi ją mieć za wariatkę. — Ohh… Ja… — zakryła twarz dłońmi i oddychała głęboko, kiedy w końcu odsunęła ręce i spojrzała na mężczyznę — to brzmi tak nierealnie — uśmiechnęła się nerwowo, łapiąc dłonią wykończenie spódniczki i zaczęła je skubać, nieświadomie odrobine podciągając materiał w górę — przepraszam, to chyba efekt stresującego dnia, to nie tak, że te rozmowy są łatwe… Zresztą, nieważne, przepraszam, zapomnijmy o tym, proszę… — a miała nadzieję, że chociaż raz nie będzie miała kłopotów w pracy. Teoretycznie była już po swoich godzinach, ale wciąż znajdowała się w biurze i w towarzystwie szefa.
UsuńMims
A powinien ich doceniać, szczególnie Elizabeth, bo ona uważnie obserwowała, co działało na Cilliana, w jaki sposób, co w nim wywoływało, a następnie dosłownie chłonęła to jak najpilniejsza uczennica tylko po to, aby jak najszybciej to wykorzystać. Wielu rzeczy nie robiła specjalnie, przede wszystkim wtedy, gdy była wkurzającym i obślinionym dzieckiem, którego wciskali mu w ręce rodzice, ale im była starsza, tym coraz lepiej potrafiła wykorzystywać zdobytą wiedzę.
OdpowiedzUsuńI robiła to chociażby teraz, gdy wciągała Killa w dyskusję na temat jej majtek, śmiało sprawdzając, jak daleko się w niej posuną. Domyślała się, że go w ten sposób nie zawstydzi, nie był przecież jakimś świętoszkiem czerwieniącym się z powodu rozmowy na temat kawałka bielizny, ale uważała, że było w tym coś niebezpiecznie podniecającego, w co chciała dalej brnąć.
— Pudło — zrobiła sztucznie smutną minę, wzruszając ramionami. — Ale uznam to za komplement — dodała jeszcze tak dla pocieszenia, żeby Cillianowi nie było przykro, że nie udało się mu wstrzelić w kolor majtek, które Izzie na sobie miała. Czarne to klasyka, ale trochę nudna, więc nawet nie przyznałaby się, gdyby miał rację. Uwielbiała podkręcać atmosferę.
— Podpowiedź: to taki grzeczny, niewinny kolor — kontynuowała bezwstydnie, intensywnie wpatrując się w oczy mężczyzny, a po jej twarzy niewidocznie przebiegł cień dumy. Miała na sobie białe majtki i była przekonana, że jemu ten kolor będzie się podobał, bo oprócz tego, że idealnie komponował się z jej ciemniejszą karnacją, jeszcze bardziej wybijając się na tle jej skóry, to biel w połączeniu ze zmysłową koronką dodawały jej jeszcze więcej zgubnej niewinności.
Uśmiechnęła się rozbawiona jego słowami i była wyjątkowo zaskoczona tym, jak dobrze im ta rozmowa wychodziła, bo to był chyba pierwszy raz, kiedy udało się im rozmawiać ze sobą tak jednocześnie otwarcie i nadal z tą charakterystyczną nutą złośliwości, ale gdzieś to wszystko się rozmyło w momencie, w którym resztki papierosa wylądowały na wycieraczce.
Wraz z palcami Killa, które gwałtownie zaciskały się na jej szyi, Elizabeth pomyślała krótkie kurwa, ale im bliżej niej się był, im jego ciało bardziej na nią napierało, a ciężki oddech wręcz agresywnie smagał jej delikatną skórę, która zdążyła zaczerwienić się od siły jego uścisku, tym bardziej docierało do niej jak ją to kręciło. Nie myślała o tym, że zrobiłby jej krzywdę, bo choć jej oddech coraz bardziej drżał, a ona w zupełnie instynktownym odruchu złapała go za przedramię, to bardziej skupiała się na tym, jak wielką ochotę miała go pocałować.
Raczej ją podniecił, ale to może lepiej, że chciał wierzyć w tę wersję, w której bardziej się go boi, niż ma ochotę dobrać się do jego spodni, bo to zaskoczyło nawet ją. Tak długo dopóki nie działo się między nimi nic konkretnego, ponieważ to głównie były jej szczeniackie zaloty, którymi próbowała go wkurzyć, nie myślała o tym, że jego dotyk może być tak bardzo uzależniający. Skutecznie utrudnił jej pyskowanie, z czego nie była zadowolona, ale jej niezłomne spojrzenie pozostało wlepione w jego twarz.
Kiedy podróż nagle się skończyła, chociaż było już tak blisko do spotkania ich ust ze sobą, co smakowałoby jej zwycięstwem, to Elizabeth odetchnęła cicho, odruchowo przełykając ślinę i delikatnie potarła swoją szyję palcami, uważając Cilliana za jeszcze większego dupka.
Bez słowa wysiadła z samochodu, posyłając kierowcy swój śliczny, przepraszający uśmiech, bo przez nią musiał wyczyścić te głupie wycieraczki, na których punkcie Kill miał jakieś zboczenie, a potem mimowolnie ruszyła w stronę windy, pilnując swoich plączących się nóg.
— Nie musisz, lubię spać nago — powiedziała wreszcie z podstępnym uśmiechem, gdy doszła do siebie po tym, co miało miejsce w samochodzie. Wiedziała, że nie będą o tym rozmawiać, tylko zachowywać się tak, jakby przed chwilą wcale nie mieli ochoty rzucić się na siebie, ale to może i lepiej, przynajmniej póki co nadal mogła bawić się tymi praktycznie zrujnowanymi granicami.
Usuń— W czym pójdę do tej szkoły? Może w twojej koszuli? Na pewno chętnie mi pożyczysz — mruknęła, bo zupełnie nie wyobrażała sobie, że miałaby wstać jutro wcześnie rano, żeby najpierw się uczyć, a potem zebrać się do szkoły, więc zamierzała szukać każdej możliwej wymówki, nawet jeśli faktycznie miałaby pokazać się wszystkim w jego koszuli. Pokręciła głową, wywracając oczami na ten jego rozkazujący ton i oparła się plecami o zimną ścianę w windzie, niecierpliwie ruszając jedną nogą, przez co stukała obcasem w podłogę.
— Pójdę grzecznie się umyć — zaczęła, delikatnie przechylając głowę, specjalnie obnażając w ten sposób swoją delikatną skórę, na której przed chwilą zaciskały się jego palce i zmrużyła oczy, wpatrując się w Cilliana. — A ty może zrobisz mi w tym czasie coś do jedzenia? Proszę, zrobiłam się bardzo głodna.
złośnica, która wcale nie zamierza się poddać :D
Nie myślała nawet o aktualności jego oferty. Obawiała się czy po tym, jak się przed chwilą zachowała, nie straci pracy. Miała wrażenie, że stres i wstyd sprawiły, że jej ciało całkowicie zesztywniało. Wzrok Cilliana sprawiał, że jedyne czego w tej chwili pragnęła to zapaść się pod ziemię i wymazać w ogóle całą tę wizytę w jego gabinecie. Sprawić, aby nigdy się nie wydarzyła, a już z pewnością, żeby nigdy nie zachowała się w ten sposób. Nie potrafiła racjonalnie wyjaśnić, dlaczego jej reakcja była tak gwałtowna. Dlaczego w ogóle pozwoliła sobie na mówienie czegokolwiek… Wypiła zaledwie kilka łyków, wiec alkohol nie miał z tym żadnego związku. O swobodzie spotkania pomiędzy nimi również nie można było mówić, bo obecność pana prezesa ją stresowała, a to, że pozwolił jej zwracać się do siebie po imieniu, tylko bardziej wprowadziło jej organizm w stan poddenerwowania.
OdpowiedzUsuńWszystko to było tak bardzo nierealne, że z łatwością była w stanie uwierzyć, że naprawdę ma bardzo mocny i realistyczny sen. Przecież… Jeszcze ponad tydzień temu nie miała pracy, dach nad głową to była sprawa wisząca na cienkim włosku,, nie wspominając już o całej reszcie zobowiązań jakie na sobie miała. To, że ktoś po rozmowie rekrutacyjnej oddzwonił już wydawało jej się niezwykłe, a wszystko to, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, było niczym historia nadająca się na film. Ona załatwiająca dwa kontrakty, uniknięcie zwolnienia i pozwu, przejście na ty z szefem (nawet jeżeli tylko po godzinach pracy, ale jednak!) perspektywa premii, podwyżki czy też jakiejś formy awansu… To brzmiało jak senne marzenie, bo jej życie miało się zmienić w sto osiemdziesiąt stopni. Z ledwo wiążącej koniec z końcem dziewczyny miała stać się panią swojego losu i wszystko koncertowo spierdoliła, ale czego się spodziewała? Zawsze tak było. Tatuś ochoczo potwierdziłby i znalazłby cała listę rzeczy, które Minnie spieprzyła i do których się nie nadawała z powodu swojej ogólnej beznadziejności. Przecież nawet nie potrafiła się kurwić, co w szczególności doprowadzało tatusia na skraj wytrzymania.
Rozumiała jasno, że powinna natychmiast wstać z kanapy i opuścić gabinet. Zaskoczył ją jednak zwrotem do zobaczenia i nie wspomnieniem o zwolnieniu. Podejrzewała, że chciał to zrobić, wiec mógł zrobić to teraz, zamiast znęcać się dodatkowo nad nią jutro.
— Naprawdę przepraszam — odezwała się cicho, wpatrzona w jego wyprostowane plecy. Nie chodziło w tej chwili o podwyżkę, miała ją gdzieś. Chodziło po prostu o nią, o to, aby nie myślał o niej jak o idiotce czy wariatce, a podejrzewała, że właśnie w ten sposób ją teraz widzi, a to nie była prawda. Bezszelestnie podniosła się z kanapy, czując jak nogi drżą pod jej własnym ciężarem — Cillian, to wszystko co się wydarzyło w przeciągu minionej doby, jest… Wydaje się po prostu niemożliwe. W jednej chwili — zawahała się, sama nie wiedziała po co marnuje swój i przede wszystkim jego cenny czas, skoro jej słowa i tak niczego nie zmienią. Czuła, że musi chociaż spróbować — sam wiesz, jaka jest moja sytuacja. W jednej chwili wszystko się zmieniło, sama praca asystentki sprawia, że sporo moich problemów będzie mogło zniknąć, a na pewno się uspokoić, nabrać płynności. Ta premia to już w ogóle zbawienie… Kiedy powiedziałeś o swojej propozycji to zwyczajnie wydało się za dużo. Masz racje, nie nadaje się do tego. I nie zamierzam prosić o rozważenie jej ponownego zaoferowania, nie o to mi chodzi — przełknęła ślinę, stojąc cały czas w jednym miejscu.
Jej głos podczas tego monologu był niepewny i słaby. — Czy… czy możemy zapomnieć nie tylko o propozycji, ale i mojej reakcji? Zależy mi na tej pracy… Wiem, że to naładowana broń wymierzona przez ciebie we mnie, ale… Tak bardzo jej potrzebuję, poza tym i tak dobrze o tym wiesz, ja… — wyszeptała, walcząc z drżeniem głosu — błagam, zapomnijmy o tym, po prostu… Zrobię wszystko, czego będziesz chciał tylko błagam, nie zwalniaj mnie — była gotowa upaść przed nim na kolana i naprawdę go błagać o zatrzymanie posady. Czy było to upokarzające? Owszem. Matka miała racje, zawsze będzie Moore, zawsze będzie taka sama jak jej rodzina, a tatuś nie raz ją upokarzał, wręcz obdarł ją z godności, a przed jej całkowitą utratą ratował ją za każdym razem jej anioł stróż.
UsuńMinnie
Powoli kiwnęła głową w odpowiedzi na jego pytanie, chociaż ono wcale nie potrzebowało odpowiedzi. Uśmiechnęła się, a w tym delikatnym uśmiechu kryła się wyższość, którą Elizabeth poczuła, gdy Cillian przyznawał się do tego, że go zaskoczyła, a ona po prostu nie była aż tak przewidywalna i nudna jak jego dotychczasowe partnerki.
OdpowiedzUsuń— Z tym najczęściej się spotykasz? Z czarną albo czerwoną? — rzuciła dość prowokacyjnie i mimowolnie przesunęła wzrok na jego wargi, wzdychając cicho. Nie wiedziała, czy robi to specjalnie, ale mógłby przestać, bo Izzie zamiast skupiać się na tym, co do niej mówił, myślami była naprawdę daleko stąd.
— Hm? — ponownie podniosła wzrok, by spojrzeć w jego oczy i rozbawiona pokręciła głową. — Nie wiem, może mogę być niewiniątkiem, jeśli ktoś chce — stwierdziła, wskazując na niego palcem. — I myślę, że tobie mogłoby się to spodobać — podsumowała śmiało, ale zawsze właśnie taka była; pewna siebie, bezpośrednia i nieco wyzywająca, tylko upychała to wszystko pod płaszczykiem tej zwodniczej niewinności, na którą nabierali się wszyscy z wyjątkiem Killa. Również by się nabrał, gdyby tylko nie znał jej aż tak dobrze. — Zresztą, może ja jestem tylko pyskatą, ale absolutnie niedoświadczoną dziewicą? — zastanowiła się na głos, żeby mężczyzna niczego z góry nie zakładał, ponieważ wbrew pozorom to mogło nie być aż tak oczywiste.
Pomijając ten mały szczegół, że Elizabeth wkurwiła Cilliana tak bardzo, że prawie nie mogła przez niego oddychać, a od jego silnych rąk jej delikatna szyja nadal wydawała się być trochę obolała, to aż nie mogła uwierzyć, jak świetnie zapowiadała się ta noc. Czerpała satysfakcję nawet z jego najmniejszej powściągliwej porażki, a fakt, że to on przełamał ten dystans, który do tej pory zachowywali, zdecydowanie dodał jej zuchwałości i na długo zapadnie w pamięć. Właściwie nawet, gdy było już po wszystkim, nadal nie mogła uwierzyć w to, jak blisko siebie byli i co właśnie przeżyli. Znowu Cillian mógł udawać, ale musiało go to podniecić tak bardzo, jak podnieciło ją, a może nawet bardziej, skoro kontrola znalazła się wtedy w jego rękach i to on miał nad Elizabeth swoją ukochaną przewagę.
Kiedy znaleźli się windzie, zauważyła, jak próbował na nią nie patrzeć, choć ona swój wzrok miała zawzięcie wbity w jego profil i znała go na tyle, że domyśliła się, że coś musiało to oznaczać. Unosząc kąciki ust przesunęła spojrzeniem po jego całej sylwetce, dokładnie mierząc go wzrokiem, jakby w ten sposób chciała przekonać się o tym, czy ta sytuacja, która miała miejsce w samochodzie, miała na niego jakiś wpływ.
— Książki niech też kupi — mruknęła zirytowana, wywracając oczami, bo najwidoczniej czasami nadal nie mogła uwierzyć w to, jaki z niego potrafił być dupek. Nie rozumiała, po jaką cholerę uparł się, że odstawi ją do tej głupiej szkoły, z której i tak Elizabeth planowała się urwać. Teraz naprawdę była jak dziecko, które tupie nóżką, gdy coś mu nie pasuje, ale liczyła na to, że skoro nie mogła porządnie zabalować, to przynajmniej będzie wyspana.
— Spokojnie, nie odbiło mi — powiedziała szybko, unosząc ręce w obronnym geście. — Czyli ty naprawdę sądzisz, że jestem aż tak łatwa, że sama będę przed tobą biegać nago? — rzuciła rozbawiona, ale wcale nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie, właściwie i tak je dostała. Uśmiechnęła się tylko i pokręciła głową, bo miała resztki godności, przynajmniej takiej, która nie pozwoliłaby jej na robienie z siebie aż takiej wariatki. Elizabeth uwielbiała wzbudzać wiele emocji i często robiła coś nieodpowiedniego, ale jednocześnie uważała, że pewne doznania należy dawkować powoli. Chciała, żeby to Cillian zaczął jej tak naprawdę pragnąć, żeby to on przyszedł do niej skuszony wizją bycia z nią, żeby to on w ten niepodobny do siebie sposób błagał ją o więcej. To wydawało się nierealne, zresztą, tak samo jak to, że zmusi go do gotowania dla niej w środku nocy, a jednak to się udało, a ona kochała wyzwania.
Izzie weszła jako pierwsza do apartamentu Killa, nie mogą sobie przypomnieć, czy ona kiedykolwiek tu była.
Raczej w to wątpiła, chyba, że na bardzo krótką chwilę, która nie pozwoliła jej za bardzo rozejrzeć się po tym miejscu, które robiło wrażenie, chociaż wcale nie chciała się do tego przyznać. Leniwie i wyjątkowo grzecznie rozejrzała się po wnętrzu, czekając na swojego dzisiejszego rycerza na czarnym koniu, a kiedy wrócił ze swoją koszulką, posłała mu swój śliczny uśmiech.
Usuń— Jeśli będę czegoś potrzebować, to najwyżej sama poszukam — zasugerowała, pozbywając się swoich szpilek już w korytarzu, a wizja dokładniejszego zapoznania się z mieszkaniem Killa była naprawdę kusząca, tylko Elizabeth nie była pewna, czy odpowiednia na ten stan, w którym się znalazła.
Szczęśliwie trafiła prosto do łazienki, w której całkiem szybko odnalazła potrzebne kosmetyki, nie mogąc przestać się nadziwić, że on naprawdę miał tu wszystko. Zastanawiała się, czy to dlatego, że często miał gości, czy może raczej dlatego, że aż tak uwielbiał być na wszystko przygotowanym. Domyślała się, że na pewno zaprasza tutaj wiele kobiet, chociaż czasami zachowywał się tak, jakby te sprawy zupełnie go nie interesowały, w co absolutnie nie wierzyła.
Dobrała się do kilku produktów, zmyła makijaż, znalazła nawet jakąś maseczkę, bo przeszukiwanie szafek w bogatych domach to naprawdę było ekscytujące zajęcie, a potem wzięła prysznic. Długi, gorący, taki, który miał pomóc jej pozbyć się tego seksualnego napięcia, które ciągnęło się za nią przez całą drogę, ale niewiele jej to dało. Po skończonym prysznicu niedbale się wytarła, założyła swoje koronkowe, białe majtki, ale z biustonosza, który był do kompletu, zrezygnowała, a następnie zarzuciła na siebie czarną koszulkę Cilliana, która zdaniem Elizabeth była na nią zdecydowanie za długa, ale przynajmniej kusząco przykleiła się w niektórych miejscach do jej mokrego ciała.
Rozczesała włosy, pozwalając im opaść na plecy, wysmarowała się balsamem, który zapachem pasował do żelu, którym przed chwilą się myła i była gotowa. To wszystko zajęło jej dłuższą chwilę, co było niezłym wynikiem jak na to, że nadal była dość pijana, ale kiedy uznała, że wygląda nadal seksownie, to swoje rzeczy odniosła do sypialni. Chwilę później skierowała się w stronę kuchni, uważnie rozglądając się po jego mieszkaniu.
Najprawdopodobniej, gdy tylko wyszła z łazienki, Cillian słyszał jej drobne kroki, ponieważ jej bose stopy delikatnie odbijały się od podłogi, aż wreszcie ucichły, gdy zatrzymała się w miejscu.
— Czym planujesz mnie otruć? — zapytała, opierając się dłońmi o blat wyspy kuchennej i podniosła się na placach, żeby zajrzeć, co takiego przygotował. Ponownie przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, tym razem pozbawionej marynarki, która zakrywała tę jego koszulę, która opinała jego umięśnione ciało. — Napijemy się czegoś do tego? Albo raczej ja się napiję. Na pewno gdzieś tutaj masz barek — powiedziała, nagle rozglądając się dookoła siebie, przez co kilka niesfornych kosmyków włosów opadło na jej twarz.
To był chyba pierwszy raz, gdy ona obserwowała go w takiej dość domowej sytuacji i zdecydowanie pierwszy, gdy on mógł widzieć ją w wersji bez makijażu i w jego za dużej koszulce, która sięgała jej do połowy ud, uprzednio subtelnie zatrzymując się na biuście.
pani ciekawa, jak długo się to uda
Wstrzymała oddech, czekając na jego reakcje. Miała dziwne wrażenie, że teraz chciał ją tylko zbyć, aby następnego dnia móc ją wywalić przy wszystkich, aby dać nauczkę nie tyle jej, co pozostałym pracownikom. To pasowało do obrazu Cilliana, jaki zdążyła sobie ułożyć w głowie przez ostatni tydzień.
OdpowiedzUsuńTylko czy będąc sam na sam, nie pokazał jej zalążków człowieczeństwa i ludzkiej twarzy, zrozumienia? W tym momencie żałowała, że w ogóle złożyła swoje dokumenty do tej firmy. Jak dużo stresu ominęłoby ją w życiu, gdyby się tutaj nie pojawiła. Los chciał jednak, aby trafiła właśnie do tej firmy, nawet uśmiechnął się do niej. Puścił oczko, na które Minnie źle zareagowała.
Była przyzwyczajona do tego, że do niczego się nie nadawała. Wierzyła w swój brak umiejętności i z łatwością przyznałaby się do tego, że tak właściwie to nic nie potrafi.
Stresowała się już w momencie, w którym odwrócił się do niej przodem i zerknął prosto w jej oczy. Kiedy wyciągnął ręce i ułożył na jej ramionach, drgnęła. Jego bliskość sprawiała, że nie potrafiła oprzeć się na nawiązaniu kontaktu wzrokowego. Kiedy to zrobiła, miała wrażenie, że popełniła ogromny błąd. Nie mogła oderwać wzroku od jego jasnych oczu, były hipnotyzujące. Przyciągały do siebie, chociaż Moore wiedziała, że zamiast na oczach, powinna skoncentrować się na padających z jego ust słowach. Odnotowała, że jego duże dłonie potrafiły być delikatne, zresztą widziała to, gdy sciągał z siebie krawat. Wówczas przez chwile myślała o tym, czy byłby w stanie postępować z nią tak delikatnie, a teraz czuła to. W sposobie w jaki pocierał jej ramiona nie było nic nieodpowiedniego, ale to nie miało znaczenia.
Zamrugała, próbując z całych sił skupić się na jego słowach. Wzięła głęboki oddech, a następnie wypuściła powoli powietrze przez rozchylone wargi.
— Rozumiem — powiedziała cicho, przenosząc spojrzenie z jego oczu na usta. To było chyba jeszcze gorsze, gdy obserwowała uważnie ich ruch, z każdym wypowiedzianym słowem. — To się nigdy więcej nie powtórzy — zapewniła, błądząc spojrzeniem po jego twarzy. Miał racje, w ogóle go nie znała, nie powinna była czegokolwiek na jego temat zakładać. Nie miała podstaw do sądzenia, że mógłby mówić nieprawdę. Wczoraj obiecał, że jeżeli wróci z podpisanym kontraktem do siedemnastej, to zatrzyma i pracę i nie będzie żadnego pozwu. Tak też się stało. Obiecywał premię za pomoc w spotkaniu, czek leżał na szklanym stoliku, chociaż chwilowo był on ostatnim, o czym myślała. Dlaczego więc założyła, że jakiekolwiek jego słowa mogłyby być nieprawdziwe? Opuściła głowę w dół. Umiała odpowiedzieć na te pytanie. Tatuś. Był odpowiedzią na wszystko. Sposób, w jaki ją traktował, składanie obietnic, które nigdy nie były dotrzymywane, chyba, że chodziło o karę, każda taka obietnica się spełniała. Wyśmiewanie, zawstydzanie, znęcanie się. Był odpowiedzią na wszystko.
Spojrzała na niego spod rzęs, jednocześnie wstrzymując oddech.
— Nie mam żadnej choroby psychicznej — powiedziała cicho — uczęszczam na indywidualną terapię, o czym z pewnością poinformował detektyw. Nie ma to jednak związku z żadnym niepokojącym objawem, jedynie próbą pogodzenia się z przeszłością, ale detektyw na pewno zapoznał cię ze szczegółami — zauważyła, że gdy cofnął dłonie ponownie drgnęła, bo w jednej chwili zrobiło jej się zimno w miejscach, które wcześniej trzymał. Swoją odpowiedzią chciała udowodnić, że potrafi być posłuszna i grzeczna. Wiedziała już od wczoraj, że wykorzystała wszystkie swoje szanse, a skoro dostała dziś jeszcze jedną, musiała pracować na najwyższych obrotach, niczym idealny zegarek bez sekundowego opóźnienia. Zamierzała dać z siebie wszystko, aby tylko zapomniał o jej idiotycznym wyskoku. Musiała zachowywać się jak idealnie wytresowana Minnie Moore i zamierzała to po prostu uczynić, bo przecież robiła to przez całe życie. Widocznie nie nadawała się nawet do tego, aby spróbować żyć po swojemu.
Minnie
Opuszczając tamtego dnia gabinet Cilliana miała nadzieję, że nie będzie musiała wkrótce, ponownie się w nim zjawić. Wiedziała, że nie będzie w stanie go unikać, była jego asystentką i brak kontaktu z prezesem był niemożliwy. Starała się jednak z wszystkich sił, nie dać mu żadnego powodu do niezadowolenia ze swojej osoby. Wykonywała swoje obowiązki bez mrugnięcia powiekami, prezentując się przy tym nienagannie, dokładnie tak, jak przystało na asystentkę prezesa dużej firmy. Ze realizowaniem czeku wstrzymywała się kilka dni, ale kiedy już zdecydowała się to zdobić, uregulowała wszelkie najpilniejsze i najbardziej przeterminowane zaległości. Świadomość, że nie ma już nad sobą kilkuset tysięcy studenckiego kredytu, a czynsz za mieszkanie na wszelki wypadek opłaciła również na trzy miesiące do przodu, czuła się jak wolny ptak.
OdpowiedzUsuńNajwiększy stres jaki nad nią wisiał minął i uczucie pozbycia się tego ciężaru z barków, było najpiękniejszym uczuciem jakiego doznała w całym swoim życiu. Najpiękniejsze było to, że z premii faktycznie zostało jeszcze całkiem sporo i Minnie w przypływie dobroduszności zdecydowała się pomóc swojemu młodszemu bratu, Tommy’emu. Nie spodziewała się jednak, że tak szybko pożałuje dobroci swojego serca.
Chciała dla niego dobrze, nie pomyślała jednak (brawo, Minnie!), że prędzej czy później wyjdzie na jaw, że Tommy dostał pomoc, a ojciec wyciągnie z niego wszystkie informacje na ten temat.
Często robiła sobie długie spacery, podczas których rozmyślała nad wieloma sprawami swojego życia. Czasami zastanawiała się nad tym, jak wielką musiała popełnić zbrodnie w poprzednim wcieleniu, że teraz musiała przez cały czas zmagać się z przeciwnościami losu. Teoretycznie wiedziała, że w przypadku reinkarnacji powinna płacić za karę jako jakiś insekt czy inny robal, ale… Jakby się dłużej nad rym zastanowić, czuła się jak małe stworzenie, które z łatwością można rozdeptać i zmiażdżyć. Po ostatnich przeżyciach, wiedziała już, że musi trzymać się głównych ulic i nie zbaczać w te mniej uczęszczane. Rana nad kolcem biodrowym wciąż się goiła, ale to nie powstrzymywało jej przed snuciem się po mieście. Wszystko było lepsze, niż siedzenie w samotności w mieszkaniu. Nie miała kontaktu z rodzeństwem, nie utrzymywała go też z koleżankami ze szkoły, bo zawsze przez nazwisko była tym wyrzutkiem. Wszyscy wiedzieli, kim jest Moore i nikt nie chciał się do nich zbliżać, jakby bali się, że czymś się zarażą.
Zbliżała się już do kamienicy, w której wynajmowała mieszkanie. Dzieliło ją od schodów do wejścia dokładnie pięć budynków, kiedy nagle usłyszała, aż za dobrze znany sobie głos.
— Minnie, dawno nas nie odwiedzałaś — wystarczyło same jego brzmienie, aby z nerwów zaczął boleć ją brzuch. Chciała go zignorować, udać, że go nie zna i po prostu iść dalej. Kiedy próbowała ruszyć, złapał ją mocno za ramię i przyciągnął do siebie. Jej reakcją była próba wyszarpnięcia się z uścisku, ale jego palce były silniejsze. Oddech śmierdział mu wódką.
Samo patrzenie na zmęczoną i zniszczoną twarz sprawiało, że chciało jej się wymiotować. — Nie poznajesz tatusia? Chyba czas na odświeżenie szacunku dla najważniejszego mężczyzny w twoim życiu. Chociaż doszły mnie słuchy… Znalazłaś sobie wreszcie sponsora? No, twoja buźka w końcu się na coś przydała, co nie? — Zaśmiał się chrapliwie, przyciągając ją do siebie gwałtownym ruchem — dla rodziny dupy nie chciało się dawać, ale na własny użytek to bez problemu, co? Wiedziałem, że skończysz jako mała kurwa. A teraz — przerwał mu kaszel palacza — wyskakuj z kasy. Zwrot za wychowanie się należy i utrzymanie cię przy życiu — odparł, a Minnie wiedziała, że żadne słowo nie było przesadzone. Dwoje rodzeństwa miała na cmentarzu.
Usuń— Puszczaj mnie! — Krzyknęła, próbując się wyrwać, kiedy ponownie dostał ataku kaszlu. Nie zamierzała wchodzić z nim w żadna dyskusje, dlatego nie próbowała go wyprowadzić z błędu. Szarpała się z nim chwile, gdy doskoczył do niej i chwycił mocno za brodę.
— Procent dla prawdziwego tatusia, dziwko — warknął, a po chwili wydarzył się cud. Gdy rozbrzmiało jej imię, widziała, jak na twarzy mężczyzny pojawiło się zwątpienie, a tuż po kilku sekundach w jego oczach rozbłysła jakaś myśl.
Wszystko działo się tak szybko, a rozkazujący głos należał do kogoś obcego, nawet nie zastanawiałabym się dwa razu. Dlatego od razu rzuciła się biegiem do samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi, nie myśląc o tym, co się dzieje na ulicy. W tym czasie stary Moore podparł się trzęsącymi rękami i próbował się podnieść. Był pijany, stary, a z nosa ciekła mu krew.
— Widzę, trafiła w eleganckie ręce — zadrwił, spluwając ślinę wymieszana z krwią na bruk — niech się kurwi ile chce, ale to ja ją wychowałem. Chce dziesięć procent jej zarobku, wierze, że dobrze sobie radzi. Potrafi — zaśmiał się niczym stary dziad, którym był i zakrztusił się własną krwią, powoli stając na nogi — jestem jej ojcem, nie narzucałem się pięknej damie — zaśmiał się ironicznie, unosząc obie ręce w górę, aby przypadkiem alfons jego córki nie przyłożył mu ponownie — dogadamy się — zacharczał, patrząc na elegancika z błyskiem w oku. Wyczuł pieniądze, które mogłyby przecież należeć do niego. Chciał już teraz tylko porozmawiać.
panna w opałach
Wbrew pozorom, jako naczelna skandalistka ostatnich wydarzeń i prowodyr całego zamieszania (rosnącego w kontrolowanym tempie) Zuri lubiła dobrą organizację i porządek. Oczywiście nie była tak pedantyczna jak Cillian, ale nie zdarzyło sie, by osiągneła cokolwiek działając po omacku. Bywała impulsywna jeśli chodzi o emocje, jednak w tym wypadku musiała się skupić i wykazać, bo chodziło o biznes. Teraz dobre imię Mongtomery'ego oznaczało wzrost jej zysków i wszelkie umowy jakie zawarli, łączyły ich obecnie mocniej, niż mogłoby się wydawać. Nie chodziło tylko o wyciągnięcie Killa z PR'owego gówna, ale o zrobienie z niego twarzy jej marki, a więc wypromowanie na jego nieskazitelnym sukcesie jej nowej kolekcji. To wszystko łączyło sie w misterną sieć zależności, a choć Zuri jeszcze tego do końca nie dostrzegała, czuła pod skórą, że obydwoje mogą tyle samo zyskać, co stracić.
OdpowiedzUsuńZuri lubiła zaskakiwać, a przede wszystkim szokować. Lubiła rozbierać ludzi z oczekiwań i pozorów, dobierać się do ich prawdziwych emocji, skrytych pragnień i najskrytszej natury, która napawała wstydem i zażenowaniem. Doszukiwała się prostoty i szczerości, obdzierała ludzi z retuszu wszelkiej natury, bo poszukiwała autentyczności. Była pyskata i bezczelna, bo bezpardonowo i bardzo bezpośrednio uderzała w sedno i czułe punkty rozmówcy. Nie miała litości, gdy dostrzegała obłudę i jak na młody wiek, bardzo tym zaskakiwała, a przez to zyskiwała przewagę podczas rozmowy. Ludzie jej nie doceniali, przywykła, że ją bagatelizują i traktują z góry- bo jest młoda, niedoświadczona, a więc pewnie naiwna, podatna na wpływy i po prostu głupia... Otóż błąd. Uczyła się na własnych potknięciach i bacznie obserwowała, wyciągając trafne wnioski po sposobie cudzego zachowania, stylu wypowiedzi, czy choćby tego, w co się ubiera. Z Cillianem jednak nie było łatwo, był otoczony tak grubym murem pozorów, że nie mogła dostrzec, z kim tak na prawdę ma do czynienia. Jego spojrzenie ostrzegało przed każdym nieostrożnym słowem, czy gestem, a władczy ton wskazywał na to, że jest człowiekiem, który nie waha się przed niczym i nie zważa na cudze uczucia, czy wygodę. Mieli współpracować, a jak dotąd czuła, że wciąż rywalizują, próbując każde z nich przeciągnąć linię decyzyjności do siebie. Ona nie potrzebowała mieć władzy, wystarczyło, że była kobietą i znała swoją siłę, a jednak... jednak to przekomarzanie się i pogrywanie mu na nosie sprawiało jej przyjemność.
- Myślałam, że się rozruszasz- wzruszyła jedynie ramionami w odpowiedzi na ten pomruk, odwracając wzrok na swoje buty, by upewnić sie, że zasuneła zamek w wysokich cholewkach do końca. I żeby nie dostrzegł oczywistej odpowiedzi, Tak, liczyła na więcej.
Była kokietką i lubiła flirt, zaczepki, gierki, nie widziała się jednak jeszcze w związku i to sprawiało, ze była tak wyzwolona i swobodna. Czuła, że jest na uwiązanie się z kimś za młoda, że musi się wyszaleć, ale przede wszystkim potrzebuje się zakochać i poznać, co to za oszałamiający stan, o którym poeci się rozpisują a muzycy rozśpiewywują. Nie znała miłości, tej uderzającej do głowy, zapierającej dech w piersi, wypędzającej zdrowy rozsądek z głowy i wiedziała, że należy do kobiet, które albo kiedyś się takim uczuciem zachłysną - a wtedy zdobędą świat; albo nigdy takiej nie poznają. Nie znaczyło to jednak wcale, że stroniła od romansów i przyjemności, szczególnie gdy w zasięgu wzroku (i ramion) miała tak apetyczne kąski jak prezes Montgomery. Była ładna, zgrabna i podobała się mężczyznom, a nawet niektórym kobietom i nigdy nie uważała tego, za coś złego. Znała swoje atuty i nie miała zahamowań, by ich użyć. To, że Kill jej się podobał nie było niczym, co uważała za konieczne do ukrycia, pochlebiało jej za to też to, że dostrzega odwzajemnione zainteresowanie. Nawet jeśli on nie łączył przyjemności z interesami, nie znaczyło, że nie można tego robić, a Zuri już nie raz się przekonała, że jedno nie musi szkodzić drugiemu.
Na krótką chwilę ściągneła brwi, podnosząc się z blatu na nogi i posłała mu podejrzliwe spojrzenie. Stanęła przed blondynem i poprawiła na ramieniu cienki pasek torebki, a potem ten przewiązany w skórzanych spodniach z wysokim stanem i uśmiechneła się bez wyrazu, nie do końca wiedząc, co oznacza zadane pytanie. Na pewno tylko mu się wymsknęło, bo jak do tej pory udowadniał na każdym kroku, że nie potrafi być miły, uprzejmy, czy troszczyć sie o kogokolwiek poza sobą, ale było to miłe; na dodatek Zuri była głodna i nie zamierzała odmówić.
Usuń- Zjem to co ty - zdecydowała, bo była to też świetna okazja do tego, by trochę lepiej poznać gust (przynajmniej ten podniebienny) prezesa MI. - Dziękuję, gdzie zjemy? - dodała z szczerym uśmiechem i zwróciła się w kierunku drzwi, choć przystanęła po kilku krokach, zdając sobie sprawe, że obecnie w biurze pozostali chyba już tylko oni, a pozostałe stanowiska zostały opuszczone.
Wydawało jej się, że wcześniej wspominał, że zamierza iść na trening do siłowni na dole, a skoro było wokół niego teraz tyle zamieszania, musieli kuć żelazo póki gorące. Nie mogła nie wykorzystać sytuacji, która sama jej się podsuwała. A skoro był tan basen... trening bez większości ubrań był aż nadto oczywisty. Chwyciła za telefon, przejrzała ilość wyświetleń ostatnich relacji i spojrzała na blondyna przez ramię.
- Jak dobrze się dzisiaj bawiłeś? - pytała szczerze, choć z przekorą w głosie. Ją bawiło kreowanie nieistniejącego związku i to, jak łatwo ludzie się nabierali, wiedziała jednak, ze muszą być ostrożni i wiarygodni, bo jeśli prawda o ich układzie wyjdzie na jaw - pożrą ich żywcem. Oboje.
Wrzuciła telefon do torebki i obróciła się, lawirując na szpilkach jak łyżwiarka na lodzie - z gracją i lekkością. Wróciła do biurka i oparła o brzeg dłonie, pochylając się w kierunku blondyna.
- Będzie jeszcze lepiej, tylko bądź grzeczny i skołuj dodatkowy ręcznik dla mnie - obiecała i kryło się w tym coś ekscytującego, aż poczuła drobny dreszczyk, przebiegający po plecach. Gdy szykowała się zabawa, zapominała o ostrożności i o tym, że niekiedy ten człowiek ją przeraża swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy i lodowatym spojrzeniem.
Zuri
Kiedy drzwi samochodu nie otworzyły się po chwili, Minnie podniosła głowę i spojrzała w stronę wciąż trwającej szarpaniny, tylko już teraz bez jej udziału. Przez krótką chwilę obserwowała, co się działo, ale kiedy tatuś upadł na chodnik, zamknęła powieki i odwróciła głowę. Po chwili spod powiek wypłynęły łzy. Przesunęła się na kanapie pod drugie drzwi i drżąc, odwróciła się niema całkiem plecami do tych, przez które wsiadła do samochodu.
OdpowiedzUsuńNie płakała, dlatego, że było jej żal ojca. O Cilliana również w żadnym stopniu się nie obawiała. Był silniejszy od starca, zwinniejszy i przede wszystkim trzeźwy. Stres i nerwy wzięły nad nią górę. Domyślała się, co takiego Montgomery będzie mógł usłyszeć z ust tatusia, ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Nic nie miało znaczenia, bo chociaż teoretycznie wiedziała, że każde słowo padające z ust mężczyzny było wierutnym kłamstwem, to one i tak bolały. Nie próbowała z nim dyskutować, wiedząc, że to niczego by nie zmieniło. Ale słowa miały ogromną moc.
Joseph Moore wykrzywił usta w grymasie, gdy został przyparty. Jednak nie potrafił wytrzymać bez gadania dłuższej chwili, toteż, gdy udało mu się złapać dech, od razu przemówił.
— Znam takich jak ty, masz pęczki takich jak ona. Chcę tylko zasłużoną część. Beze mnie nie miałbyś tej pięknej buźki. W porządku, nie chcesz się dzielić… Ale to chociaż zapłać za nią konkretną sumkę… — gdy ręka Cilliana zacisnęła się na jego szyi, potok słów został przerwany. Sięgnął dłońmi ręki mężczyzny, próbując odciągnąć ją od siebie, aby bez problemu złapać oddech. Leżąc na wznak, zaczął łapczywie łapać oddech, trzymając się za szyję, jakby jego własny dotyk miał pomóc. Zawył, gdy został kopnięty. Krew wyciekła mu z ust. Zrozumiał, że facet nie żartował, a jego słowa nie były pustymi groźbami. Pokiwał głową, charcząc z trudem ciche zrozumiałem, ale kiedy blondas wciąż nad nim stał, odkaszlnął z trudem — jasne — odparł nieco głośniej, odruchowo kuląc się, aby uchronić się przed ewentualnym, kolejnym ciosem.
Minnie w samochodzie drżała, wyczekując, aż drzwi się otworzą, a we wnętrzu pojawi się jej bohater. Kiedy drzwi się w końcu otworzyły, a do środka wpadło nieprzyjemne zimno, skuliła ramiona, powoli, choć odrobinę niechętnie, odwróciła się w jego stronę i nie patrząc na jego twarz odezwała się cicho.
— Dziękuję… i przepraszam.
Wiedziała, że to co działo się po pracy nie miało wpływu na jej posadę, ale… Czuła, że kolejny raz wpakowała się w kłopoty, a prezes miał przez nią nieprzyjemności, chociaż akurat na tę konkretną sytuację i obecność Montgomery'ego w pobliżu nie miała najmniejszego wpływu.
Mims
Drgnęła, słysząc jego stanowczy głos. To nie tak, że bała się w tej chwili o siebie. Cillian może i sprawiał czasami wrażenie potwora, ale wątpiła w to, aby skrzywdził ją w fizyczny sposób. Co do znęcania się psychicznego… Cóż, była jego asystentką i zdążyła się przekonać, że potrafił być okropny. Doświadczyła tego niejednokrotnie, gdy zdarzyło jej się popełniać błędy. Od tamtego dnia, nie zrobiła jednak niczego, co mogłoby go wkurzyć i żyło jej się w firmie całkiem dobrze.
OdpowiedzUsuńPowinna się sprzeciwić. Znalezienie się w domu szefa w środku nocy zdecydowanie wykraczało mocno poza relacje pracodawca-pracownik, a Minnie wolała pewnych granic nie przekraczać.
Zamrugała zaskoczona, gdy poczuła jego dłonie na swojej twarzy. Rozchyliła z wrażenia lekko wargi. Jej zaczerwienione policzki błyszczały od stróżek łez. Czuła, jak łzy mieszają się z krwią, którą zostawił na jej twarzy swoimi dłońmi. Pokręciła przecząco głową.
— Nic poważnego — powiedziała cicho, drżącym z emocji głosem — siniaki… pewnie wyjdą i się utrzymają kilka dni — dodała. Wcale nie chciała brzmieć tak, jakby nie było to coś niezwykłego, ale była przyzwyczajona. Zresztą to co widział Cillian, dla Minnie było niczym przystawka. Dla tatusia też. Gdyby wtargnął do jej mieszkania, a ona stawiałaby wciąż opór, dopiero mógłby przejść do sedna. Montgomery ją przed tym uratował. Nie miała pojęcia czy był świadom tego, jak daleko był w stanie posunąć się Joseph. Chociaż pewnie wiedział, skoro miał ich prześwietlonych.
Odwróciła głowę, gdy przesłona zaczęła się podnosić. Obróciła głowę w jego stronę, słysząc padające z ust mężczyzny słowa, a jej własne wykrzywiły się w pełnym zwątpienia uśmiechu, a raczej jego namiastce.
— Cokolwiek ci obiecał, kłamał — powiedziała z dziwnym spokojem — wróci, nie jutro, nie za tydzień, ale wróci… Zawsze wraca. Poza tym… — wzięła głęboki oddech — nie wiem, co musiałoby się stać, żeby pożałował. Nie powinien… nie powinieneś sobie tym zaprzątać głowy — pierw chciała zwrócić się do niego per pan, ale było po pracy, a ostatnio sam zaproponował, aby zwracała się do niego po imieniu. Co prawda pamietała aż za dobrze, co stało się później. Dzisiaj nie zamierzała popełniać żadnych błędów, nie mogła. Skinęła głową, zastanawiając się nad tym, czy był sens wykłócać się o to, aby jednak trafiła do własnego mieszkania. Szczerze mówiąc bała się tam wrócić, a nie miała gdzie indziej przenocować, chociaż wizja spędzenia nocy w apartamencie swojego szefa wcale nie napawała ją wielką radością. — Powinnam odmówić, ale skłamałabym mówiąc, że czułabym się tam dzisiejszej nocy bezpieczenie — mógł przecież upić się jeszcze bardziej i raz jeszcze spróbować wyciągnąć z niej pieniądze. Mógł dać sobie spokój na najbliższy tydzień i wrócić dopiero po dłuższej przerwie. Wiedziała jednak, że jeżeli wróciłby jeszcze tej nocy, z pewnością nie pokazałaby się o poranku w pracy. — Dziękuję jeszcze raz — spojrzała na jego twarz. Świadomość, że Cillian ma na sobie krew jej tatusia w dziwny sposób ją uspokajała, przez co wpatrywała się w zasychające plamy na jego twarzy, nie mogąc oderwać od nich spojrzenia. — Ochroniarz to… to chyba będzie przesada. Poradzę sobie jakoś — nie mogła go wykorzystywać. Nie czułaby się w porządku poza tym nie była pewna, jak czułaby się ze świadomością, że w pobliżu znajduje się jakiś mężczyzna. Słysząc o tym, że nie będzie problemu z najpotrzebniejszymi rzeczami, od razu zaczęła zastanawiać się nad tym ile kobiet przeszło już przez jego mieszkanie.
Zagryzła wargi, odwracając spojrzenie od jego oczu, czując, jak robi jej się gorąco. Dlaczego jej myśli błądziły w takich kierunkach? Złapała się na tym, że kolejny raz zdarzyło jej się to przy nim. Czy działał tak na wszystkich? Był przystojny, nie mogła zaprzeczyć, ale jednocześnie był taki niedostępny i chłodny, chociaż jego dłonie ogrzewały ciało. Mogła się o tym przekonać już dwukrotnie. Czy gdyby dłużej trzymał na niej dłonie, zaczęłaby płonąć? Miała wrażenie, że tak. — Brooklyn. Po drugiej stronie dziewięćdziesiątej ósmej ulicy zaczyna się Brownsville — powiedziała zachrypniętym głosem, wyrwana z rozmyślań. Miała wrażenie, że jego wzrok przedziera się przez nią i jest w stanie odczytać jej myśli, przez co miała ochotę zapaść się pod ziemie. — Co ci powiedział? — Spytała nagle, chcąc przywołać się do porządku, a rozmowa o ojcu sprowadzi ją z hukiem na ziemię. Była niczym szklanka zimnej wody, a tego potrzebowała.
Usuńbożecosięzniądzieje
Kill wyglądał właśnie na takiego faceta, który zalicza laski, ale nie tylko dla zaliczenia, popisu przed kumplami (czy on miał w ogóle jakiś? wątpliwe!) i podbijania sobie numeru udanych podbojów, ale dla samego siebie. I bardzo dobrze! Zuri ceniła ludzi, którzy postepują w zgodzie sami z sobą, chociaż sama nie była pewna, czy dałaby radę tak postepować na dłuższą metę - w sensie podbojów. Gdy ktoś jej się spodobał, a flirt szedł gładko, robiło się miło, nie uciekała z piskiem. Co tu dużo mówić - cnotką nie była i nie chodziło o nie szanowanie siebie, ona po prostu nie skąpiła sobie przyjemności, bo skoro zycie było parszywe, a większość ludzi paskudna, cieszyła się tym, co dawało jej miłe wspomnienia bez żalu. Można ją było nazywać puszczalską - proszę bardzo!; przynajmniej nie udawała, że nie lubi, gdy jest jej dobrze.
OdpowiedzUsuńGdyby doszło do tak niebywałej rzeczy, że dobrze się bawią i w pewnym momencie ich zaczepki i docieranie się pokonały kilka barier i przeskoczyły granice wyznaczane przez ubrania - nie miałaby nic przeciwko. Dla niej nie byłoby to żadnym problemem, bo póki znała swój cel, brneła do przodu i nie miało znaczenia, czy po drodze natrafia na trudności, czy komplikacje których się spodziewała z początku. Zuri była bystra i umiała działać elastycznie, zresztą była zdania, że dobry strateg nie musi być gotowy na wszystko, ale musi wiedzieć jak wszystkie trudności przeskoczyć. Media, flesze, opinia publiczna, to wszystko zebrane razem działało jak żywy organizm i na prawdę nie rozumiała, dlaczego niektórym dostarczaniu mu odpowiednich bodźców dla otrzymania oczekiwanych reakcji sprawia trudność. Dla niej to było proste, więc chciała przynajmniej po drodze się zabawić.
Nie oczekiwała po prezesie niczego poza szacunkiem. Gdyby okazało sie, że podobają się sobie nawzajem trochę bardziej, na pewno nie czekałaby na kwiaty. Ani nie strzelałaby fochów na szorstkie pożegnanie po numerku. Ani nie gniewałaby się, jeśli by nie zadzwonił. Nie była romantyczką, a przynajmniej lubiła tak uważać. Nigdy nie była zakochana, więc albo nie wiedziała, co traci, albo po prostu była szczęściarą, która nie zgłupiała. Nie czekała na miłość, ani nic z tych rzeczy, żyła chwilą, skupiała się na sobie, na tym co jest tu i teraz, na swoim własnym rozwoju i sukcesie i budowaniu wizerunku i siły, bo wierzyła, że tylko tak walcząc o swoje któregoś dnia zdobędzie pełną swobodę i wolność. Była młoda i może naiwna, może jeszcze wiele rozczarowań, trudnych lekcji i porażek ją spotka, ale nie w dziedzinach, w których już brylowała. No i była nieustraszona, a to była cholernie wielka zaleta w tym światku.
Pomruki, ostrzegawcze półsłówka i wszelkie groźby, jakie wypływały z ust blondyna, traktowała już jako jego swoistą manierę. Taki miał styl i już i było to cholernie seksowne i zarazem urocze. Dziwnie więc było widzieć, jak zwraca się do niej tak... uprzejmie. Do diaska, czy on właściwie nie testował jej tym, że był grzeczny? Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy odwrócił wzrok i obserwowała go, gdy scrollował menu w telefonie. Był uroczy... gdy miał zamkniętą buzię i nie gderał.
- Mam uratować twój tyłek i twój wizerunek, a ciągnięcie firmy w górę to nie moje zadanie - zauważyła cierpko, udając głupiutką. Lubiła tę taktykę, szczególnie w połączeniu z obserwowaniem debili, którzy najpierw ja bagatelizują, a później próbują wyjaśnić sedno sprawy, które dziewczyna pojmowała bardzo dobrze od początku. Zdecydowanie lubiła odgrywać blondynkę, która nie ma pojęcia o niczym i potrzebuje pomocy, ratunku, wyjaśnienia. Jednak jej ulubionym momentem w tej zagrywce była chwila, gdy okazywało sie, kto ma rację. Jakoś dziwnym trafem, zawsze padało na nią. Ups... Przeczuwała, że jej nowy kolega aż takim idiotą nie jest, nie mogła jednak się powstrzymać przed tym, by go trochę pozaczepiać i potestować.
UsuńZ tego co się orientowała, on był firmą, więc siłą rzeczy jego akcje, to akcje firmy i wiedziała, że już o północy na giełdzie będzie zmiana, ale... któżby jej słuchał i któżby jej słuchał, prawda? Rano możliwe, że Cillian znowu otrzyma zaskakujące wiadomości, choć miło by było, gdyby te mu się tak dla odmiany na prawde spodobały i obudziły jakiekolwiek emocje.
Zadarła głowę wyżej, spoglądając w te nieprzeniknione lodowate spojrzenie i uśmiechnęła się ciepło, zaciskając palce na ręczniku. Złapała materiał pewnie i schowała za plecami, postepując pół kroku ku blondynowi, przez co dzielący ich dystans drastycznie zmalał do parunastu centymetrów. Nie lubiła być osaczona, zdecydowanie walczyła o dominację, choć gdyby teraz jej plecy przywarły do blatu biurka, na pewno nie czułaby się zagrożona.
- Mam kilka pomysłów, ale jeszcze nic konkretnego nie wybrałam, Killy - stwierdziła słodko, jeszcze bardziej zdrabniając jego imię i uśmiechneła się szeroko. - Niestety zapomniałam bikini, ale myśle, że to najmniejszy z naszych problemów, chyba że nosisz na prawdę mocno dopasowane kapielówki - dodała i usmiechnęła się krótko pod nosem.
Oh, musiała się ewakuować, pachniał bezbłędnie i sama nie była świadoma aż do teraz, jakie to może być kuszące dla niej, nie ruszyła się jednak ani o milimetr, spoglądając na niego zadziornie. Troche nie ufała teraz samej sobie i miała obawe, że jakikolwiek jej gest i ruch zdradzi, że na prawdę ten facet ją pociąga. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że nie chciała okazywać żadnych słabości, ani przy nim, ani nikim innym.
Słodka dziewczyna
Izzie nie dziwiła się, że kobiety chciały spotykać się z Cillianem, a większość z nich pewnie sama pchała się mu do łóżka, chcąc choć przez parę godzin nacieszyć się tym, że patrzył tylko na nie, interesował się tylko nimi, był zafascynowany i przejęty tym, co robili. Każdy, kto miał oczy, doskonale widział, że niestety był z niego bardzo przystojny facet, tylko przy okazji wielki dupek, który absolutnie nie zyskiwał przy bliższym spotkaniu, a Elizabeth coś o tym wiedziała. Mimo to nigdy nie potrafiła dać sobie z nim spokoju, uświadamiając sobie każdego dnia, gdy się z nim spotykała, że rośnie w niej niebezpieczna fascynacja, którą wywołuje nie tylko jego ładna buźka. Co prawda jego poczucie humoru i osobowość pozostawiały wiele do życzenia, naprawdę nie zniosłaby go sam na sam dłużej niż kilka godzin, ale coś podpowiadało jej, że miał trochę do zaoferowania i była ciekawa, co to takiego może być.
OdpowiedzUsuń— Strasznie przewidywalne — skomentowała jedynie, obojętnie wzruszając ramionami, nie czując zazdrości, że któraś mogła go mieć, bo dla nich to i tak było tylko chwilowe, wpadały do jego łóżka i prędko wypadały, a Elizabeth miała go w garści na swój specyficzny sposób, który ciężko było wyjaśnić. To była taka sytuacja, w której jednocześnie wszystko podpowiadało im, że nie mogli trzymać się razem, a jednak los raz po raz dosłownie rzucał ich w swoje ramiona tak, jak było tego wieczoru.
Kącik jej ust drgnął, gdy zaczęła podejrzewać, że trafiła ze swoim stwierdzeniem, a wszystko to, co niewinne, grzeczne i czyste mogło wręcz nieprzyzwoicie go kręcić, choć absolutnie nie pozwolił na to, by cokolwiek było po nim widać. Nawet zawartość spodni go nie zdradziła.
— Czyli jednak kręcą cię niegrzeczne zakonnice i habity — podłapała temat, wzdychając teatralnie i pokiwała głową niby ze zrozumieniem, choć tak naprawdę bezczelnie się z nim droczyła, co wywołało w niej cichy śmiech. Elizabeth podejrzewała, że największą rolę w tym, co ich do siebie przyciągało, odrywał fakt, jak bardzo byli sobie niepisani i nieodpowiedni, a jej celem było to, żeby Kill chciał jej tak bardzo, że to przekonanie, iż nie może jej mieć, naprawdę nie będzie dawało mu spokoju. Flirtowała z nim, droczyła się, a nawet ryzykownie podrywała, ale wierzyła, że pewnych granic nie będzie musiała przekraczać, bo prędzej czy później on to zrobi.
— Za twoich czasów? To strasznie dawno temu — skomentowała wymownie, chociaż ona zupełnie inaczej obierała tę różnicę wieku i nie robiła z tego takiej wielkiej sprawy jak on. A oprócz tego nie bardzo interesowała się tym, jakie lekcje jutro miała i czy w szkolnej szafce znajdą się wszystkie potrzebne książki, bo z bólem serca wstanie i da się zawieźć do szkoły, ale nie będzie jej już na pierwszej lekcji.
Zresztą, myśli Izzie skupione były na czymś zupełnie innym i naprawdę nie zamierzała zawracać sobie głowy szkołą. Za to chętnie zawracała sobie głowę niedostępnym Cillianem, bezwstydnie skanując jego ciało swoim wzrokiem tak, jakby chciała dostać pewność, że coś w nim jednak drgnęło. Wiedziała, że się w niej nie zakocha, nie była naiwna i nie widziała w nich potencjału na piękną historię miłosną, ale powoli i dokładnie odkrywała jego czułe punkty, które potem śmiało wykorzystywała, jednocześnie uświadamiając mu, co już wie i odkrywając się z tego, jaka niewinna była. Nie zamierzała wnikać w to, czy to było możliwe, że mogła być dziewicą, chciała tylko zasiać ziarno niepewności, by Cillian nie oceniał jej zbyt pochopnie. Jeszcze mogła go czymś zaskoczyć.
— Ja cię tylko niemądrze prowokuje, przekonana o tym, że absolutnie nie jesteś mną zainteresowany — wyrecytowała, chociaż uśmiech cisnął się jej na usta, bo oboje wiedzieli, że to kłamstwo. — A co jeśli tak naprawdę wcale nie pozwoliłabym ci się dotknąć? Wziąłeś to kiedyś pod uwagę, czy jednak myślisz, że wszystkie laski lecą na bycie chujem? — podrzuciła do rozważenia jeszcze jedną opcję, której on ewidentnie nie wziął pod uwagę, z góry zakładając, że Elizabeth wpakowałaby się mu do łóżka.
Nawet jeśli była chętna i robiła wszystko, żeby Cillian się złamał, to największą satysfakcję sprawiłoby jej, gdyby to on napalony na nią spotkał się z jej odmową. Podejrzewała, że nie ma w sobie tyle silnej woli, więc w pewnym sensie to, że on utrzymywał dystans, było zbawienne, a ona tylko próbowała dołożyć mu wątpliwości. Miał jej pragnąć, a nic nie smakuje tak jak zakazany owoc.
UsuńMiał czas na porządne przemyślenia, a ona miała czas na to, żeby zastanowić się, jak chciała rozegrać to dalej. Podejrzewała, że w jakiś sposób zaczęła na niego działać, a gdyby tego było mało, to teraz jeszcze większego uroku i niewinności dodawały jej zaróżowione po gorącym prysznicu policzki oraz jego koszulka nieszkodliwe przylepiona do jej mokrej, nagiej skóry. Nie musiała starać się bardziej, nienasycony Kill, który był zdany na siebie, sam będzie zatrzymywał swój wzrok tam, gdzie powinien, a ona będzie niewinnie udawać, że w ogóle tego nie widzi. Tylko najpierw musiał na nią spojrzeć.
— Już mi przeszło — mruknęła niezadowolona, najpierw wpatrując się w jego plecy, nie mogąc pogodzić się z tym, jakie to było niesprawiedliwe, że on pił, a ona nie mogła. Oczywiście, że nie wytrzeźwiała, ale prysznic trochę pomógł poskładać myśli, a gorąca potrawka z chili na pewno postawi ją na nogi, więc można powiedzieć, że Izzie była prawie trzeźwa. Najpierw zatopiła łyżkę w jedzeniu, a potem spróbowała tego dania, które było bardzo dobre, wywracając oczami, gdy zobaczyła przed sobą szklankę wody.
— Dobra, tato. Jak sobie życzysz — mruknęła żartobliwie i delikatnie wydęła dolną wargę, oplatając szklankę palcami. Przysunęła ją bliżej siebie, zatrzymując wzrok na niezłomnym spojrzeniu Cilliana. Siedziała przez chwilę w ciszy, powoli pakując łyżkę po łyżce do ust, wzrokiem niby odruchowo przesuwając niżej po jego sylwetce.
— Byłeś kiedyś w łóżku z dziewicą, Cillian? — zapytała nagle, kciukiem przesuwając najpierw po kąciku ust, a następnie po wargach, wpatrując się ponownie w jego twarz. Zdecydowanie coś mu sugerowała, bezwstydnie wracając do tamtej rozmowy, która przecież nie mogła tak po prostu się skończyć, co zdradzało jej błyszczące spojrzenie. — Nie chodzi mi o te twoje dawne czasy, tylko teraz. Może chciałbyś? — zagadnęła jeszcze, bo najwidoczniej dla niej impreza dopiero się zaczynała i wcale nie zamierzała dać mu spokoju, tym bardziej, że to była dla niej kolejna lekcja, dzięki której mogła chłonąć naukę o nim.
bezwzględna Izzie
Słysząc słowa mężczyzny, miała ochotę ironicznie się zaśmiać. Nie trzeba być Sherlockiem, aby wiedzieć, że Cillian Montgomery był kimś. Minnie podejrzewała, że z pewnością poradziłby sobie z Josephem, ale była też świadoma, że to nie było warte jego czasu. Chciał ją w jakiś sposób pocieszyć? Wystarczyło milczeć. Moore nienawidziła pustych obietnic, karmiła się nimi jako mała dziewczynka, a żadna z nich nie została spełniona. Brunetka pamietała natomiast wszystkie, które padały z ust zmęczonej kobiety. Obserwowała, jak mama stawała się coraz bardziej obojętna na krzywdę swoich dzieci, aż w końcu sama zaczęła traktować je w dokładnie taki sam sposób… Minnie słyszała kiedyś, że kobiety potrafią być gorsze i coś w tym było. Na mamę nie działały sztuczki, które czasami potrafiły uratować ją przed ciężką ręką tatusia.
OdpowiedzUsuńCzasami miała ochotę wykrzyczeć swoją historię, sprawić, aby ktoś w końcu ją usłyszał. Niekoniecznie chodziło o osiągnięcie pomocy w ten sposób. Nie. Chciała… Chciała zobaczyć reakcje ludzi, naturalne. Nie wyuczone, jak te terapeutki.
— Wiem, że dotrzymujesz słowa — powiedziała, wciąż wpatrując się w twarz mężczyzny. Nie wyrzucił jej z pracy, gdy załatwiła tamtą umowę i ostatnio, gdy obiecał, że jej nie zwolni również tego nie zrobił. Praca była jednym, a życie drugim. Zwłaszcza gdy w grę wchodził przemocowy ojciec, który robił to, co chciał. — On… — zagryzła wargę. Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, którymi byłaby w stanie odpisać dokładnie to, co czuła. To było dziwne, ale siedząc z nim w tym samochodzie tuż po tym, gdy uratował ją przed awanturą z ojcem, miała wrażenie, że mogła wypowiedzieć te konkretne słowa, które od dawna jej ciążyły, ale nie miała komu ich powiedzieć. — Chciałabym, żeby był martwy — szepnęła cicho, odwracając w końcu spojrzenie od Killa, jakby bała się, że mógłby dostrzec w jej oczach coś niepokojącego, gdy z jej ust padały te słowa. Daleko było jej do morderczyni, w życiu nie zrobiłaby nikomu krzywdy, ale to jedno życzenie… Tak bardzo tego pragnęła, że w głowie miała przerobione chyba wszystkie możliwe scenariusze jego śmierci. Jej udziałem, bez jej udziału. Wszystkie. — Czy to robi ze mnie złego człowieka? — Nie wiedziała, dlaczego go o to pytała. Ta rozmowa nie miała sensu, a jednak nie potrafiła się zamknąć. A powinna. Nie mogła sobie pozwolić kolejny raz na odreagowywanie stresu swoją paplaniną przy nim. — Zresztą, nie ważne — wzięła głęboki oddech. Przytaknęła głową na jego słowa, zdecydowanie nie robił tego wbrew jej woli. Kiedy dostrzegła jego delikatny uśmiech, kąciki ust Minnie również delikatnie drgnęły. Po chwili jednak głośno westchnęła.
— Jest cokolwiek o czym mogę zadecydować? — Spytała, patrząc prosto w jego jasne oczy. A słysząc jego kolejne słowa, pokręciła delikatnie głową. To było dziwne, bo strach i stres związane ze spotkaniem z tatusiem szybko minęły. Tak samo, jak poddenerwowanie związane z obecnością Cilliana. — Tylko nie mów, że już mnie przeprowadzasz — uśmiechnęła się z pewną lekkością, poprawiając pozycję na kanapie. Trochę się rozluźniła, nie była już tak spięta i co jakiś czas śmielej na niego zerkała. Żałując, że widział ją w takim domowym wydaniu, a nie jak zawsze nienagannie elegancką w biurze. Brak makijażu, zaczerwienione oczy, ulubiony, nieco znoszony sweter i sportowe, czarne legginsy. W pamięci próbowała sobie przypomnieć czy przypadkiem coś nie było poplamione. Z jednej strony temat ojca był bezpieczny, sprawiał, że jej myśli nie rozpraszały się, a jednocześnie… No właśnie, mogła się spodziewać, że przedstawi ją w krzywym zwierciadle. Na szczęście, Cillian wydawał się mieć to w dupie. No tak, czego się spodziewała. Nie była dla niego przecież nikim szczególnym.
— Dziękuję — wzięła jednego i odpaliła. Również uchyliła okno, a następnie powoli się zaciągnęła, wdychając głęboko nikotynę do płuc. W przeciwieństwie do alkoholu, papierosy częściej znajdowały się w jej rękach. Było w nich coś relaksującego, chociaż za każdym razem mówiła sobie, że znajdzie inny sposób na odreagowywanie. — Chociaż z UWS miała bym dużo bliżej do pracy, może to wcale nie takie głupie — powiedziała, w zamyśleniu przygryzając wargę — masz wannę? — Spytała nagle, wiedząc, że nie powinna przecież nadwyrężać jego gościnności, ale skoro miała jedną noc spędzić w tak luksusowym miejscu… Mogła skubnąć coś z tego dla siebie.
Usuńniezaprzeczynie
Życie łóżkowe Cilliana absolutnie nie było sprawą Elizabeth, ale była ona na tyle bezczelna i wścibska, że nie stanowiło dla niej problemu wypytywanie się o to, jaką bieliznę noszą jego potencjalne partnerki i co właściwie mu się podobało. Zdarzało się, że całkiem nieźle obstawiała i trafiała w jego czułe punkty, ale mimo to czuła, że wcale nie zdążyła odkryć wszystkiego, nawet nie połowy, a Kill był właściwie chodzącą tajemnicą, chociaż znała go już tyle lat. To niesamowite, jak wiele mógł jej powiedzieć albo pokazać, a ona zadbałaby już o to, aby smak tej konkretnej przegranej był najsłodszym, jakiego mógł kosztować.
OdpowiedzUsuń— Korzystaj, póki jeszcze cokolwiek jesteś w stanie zrobić, staruchu — podkreśliła jeszcze prawie tak, jakby rzucała mu w ten sposób troskliwe ostrzeżenie, choć tak naprawdę próbowała udowodnić, jak wkurwiające było wypominanie wieku. Nie uważała go za starego, ale przecież nie musiał o tym wiedzieć.
— Co chciałam zrobić? — Izzie szybko podchwyciła temat, który rozpoczął Cillian, powracając myślami do tego, co połączyło ich w samochodzie i uśmiechnęła się figlarnie. Musiała przyznać, że to było ciekawe doświadczenie, choć tak bardzo gwałtowne i niebezpieczne, że towarzyszyło temu mnóstwo sprzecznych emocji. — Przypomnij mi, Kill, bo kiedy mnie prawie udusiłeś w tym samochodzie, mogłam trochę przeinaczyć rzeczywistość — zdecydowała dość pewnym tonem, a jej wzrok niekontrolowanie przebiegł po jego dłoniach, którymi najpierw szukał w marynarce papierosów, a potem trzymał jednego z nich w swoich palcach, tych samych, które jakiś czas temu zaciskały się na jej delikatnej skórze. Poczuła dreszcz na samo wspomnienie jego elektryzującego dotyku i westchnęła cicho. Nawet paląc głupiego papierosa musiał wyglądać tak… władczo i nieprzyzwoicie, co działało na Elizabeth, chociaż próbowała udawać, że jest inaczej. Zastanawiała się, czy dałaby radę oprzeć się mu, gdyby do czegoś doszło, bo choć taki był jej plan, to odtwarzając w głowie wszystko, co się między nimi wydarzyło, coraz bardziej w to wątpiła. Kurwa.
Wyprostowała się, czując w podbrzuszu znajome ukłucie i to charakterystyczne uczucie ekscytacji, która znowu mieszała się z satysfakcją, gdy swoim nagłym pytaniem i ciekawskim spojrzeniem przyłapała Cilliana na tym, jak zareagował. Uniosła kąciki ust, układając je w czymś bardzo delikatnym, choć nieco psotnym, gdy w jego lodowatych oczach dostrzegła coś, czego wcześniej tam nie było.
— Intensywności czego? — podpytała celowo ściszonym głosem, niby niewinnie i nieco naiwnie, tym razem przesuwając palcami po trzonie łyżki, którą jadła. Uśmiechnęła się wyraźnie, słuchając z fascynacją jego słów i nie dało się ukryć, że była zdziwiona tym, ile ludzkich uczuć miał w sobie Kill, skoro do akurat tej kwestii podchodził tak zaskakująco rozsądnie. Czy można powiedzieć, że liczył się z jakimikolwiek uczuciami?
Usuń— Kiedy boli kogo? — śmiało pociągnęła temat dalej, wpatrując się w jego oczy, mrużąc przy tym swoje, gdy dym papierosowy wdarł się do jej nosa. Cillian musiał zrozumieć, że cokolwiek Elizabeth robiła, robiła to dla swojej własnej przyjemności i satysfakcji. Była egoistką, ale jej wcale nie zależało na tym, by mu zaszkodzić, no chyba, że dałby jej ku temu konkretne powody, ale póki co tylko dobrze się bawili. Nadal była przekonana o swojej wyższości. O tym, że w starciu niewinnej, słodkiej i upitej nastolatki z dorosłym, bezwzględnym i mającym przewagę mężczyzną, to jej łzy byłyby bardziej przejmujące, ale przecież wcale nie musieli się o tym przekonywać.
— Czyli chciałbyś mieć dziewicę, ale nawet mając ją na wyciągnięcie ręki nic z tym nie zrobisz, bo jesteś na to zbyt sadystyczny i podejrzewasz, że nie byłbyś w stanie wykrzesać z siebie czegoś więcej, to słodkie — podsumowała jeszcze, kolejny raz coś mu sugerując. Nie zamierzała spowiadać się ze swojego życia łóżkowego, on swoje i tak o niej myślał, dlatego próbowała przekierować go na inne tory, a prawdy być może nigdy się nie dowie.
Elizabeth odsunęła się od wyspy, przysunęła do siebie miskę, zabrała ją i jak gdyby nigdy nic przeszła na drugą stronę, przechodząc obok Cilliana po to, aby odnieść brudne naczynia do zlewu. Wiedziała, że nie musi ich myć, ale w ten sposób stała obok niego, właściwie ich nogi gdzieś w okolicy ud niebezpiecznie się o siebie otarły, więc wyjątkowo postanowiła po sobie dokładnie posprzątać.
— Interesuje mnie to bo… — urwała, marszcząc delikatnie brwi, wymyślając najlepszą odpowiedź. Spojrzała na niego z dołu, podnosząc na niego swoje wielkie i błyszczące oczy, a jej twarz rozświetlił uśmiech. — Zanim zasnę, chciałam sobie wyobrazić, co byś mi zrobił i ile swoich reguł nagiął — przyznała zaskakująco szczerze i bezczelnie, nie pozwalając sobie nawet na to, by na jej policzkach pojawił się zdradliwy rumieniec.
grzeczniutka gówniara
NOWE POWIADOMIENIE ZE STRONY plotkara.net
UsuńSpotted: Jakim jesteście typem, zapalone światła, świece czy ciemność? Puszczacie w tle ulubioną składankę, film na Netflixie czy wolicie przysłuchiwać się głośnym jękom i dźwiękom obijających się o siebie ciał? Chyba za bardzo wybiegam w przyszłość! Gdy C przyprowadził ledwie przytomną (wersje są różne, słyszałam też o zwymiotowaniu na środku parkietu i o kompletnej trzeźwości) E do apartamentu, nie minęły dwie godziny, a wszystkie światła zgasły! Nie cieszcie się jednak za bardzo. Prąd wysiadł na całej ulicy... Ale, hej, ciemność sprzyja sprośnym rozmowom, a coś mi się wydaje, że po E możemy się spodziewać konwersacji tylko tego typu. Have fun! Macie świeczki?
buziaki,
plotkara 💋
pamiętaj, by uwzględnić tę informacje w swoim wątku
Oh już kilka rozmów i spojrzeń wymienionych z Killem jej wystarczyło, do wykonania szybkiej oceny - tak, zdecydowanie nic nie stało na przeszkodzie, aby skorzystali z układu i słownej umowy, na poczet której mieli udawać parę. On był przystojny, dobrze zbudowany i niegłupi, no i nie palił się do zakładania sobie żadnych obręczy na szyję (tym bardziej na palec) po kilku słodkich i przyjemnych chwilach, a to wszystko zebrane do kupy pozwalało Zuri sądzić, że doskonale nadaje się na bliższego kolegę. Problem polegał na tym że był zbyt niegłupi, zbyt pewny siebie i był zbyt seksowny i przystojny, żeby sobie z nim pogrywać. Co gorsza widziała gołym okiem, jak jest tych wszystkich superlatyw świadom i to budziło niepokój. Czuła, że te facet coś ukrywa, że ma jakieś asy w rekawie i się z nią nimi nie podzieli. Musiała być ostrożna, jeśli sama chciała się zabawić i nie wkopać w jakieś gówno, a dostrzegając zarówno błyskotliwość i ten dziwny chłód i głód w oczach Killa... najzwyczajniej w świecie była niepewna. Zuri się nie bała, albo umiała tego nie okazywać, ale miała wątpliwości, choć akurat tych nie uznawała za słabość. Gdy ktoś się waha, to znaczy że dostrzega wiele opcji i to wcale nie świadczy o głupocie, a wręcz przeciwnie. Była spostrzegawcza i coś dostrzegała w Cillianie, nie znała go jednak wcale i nie rozumiała go, więc nie potrafiła jeszcze wychwycić, co ten diabeł ma pod skórą.
OdpowiedzUsuńLubiła, gdy się jej przyglądał, lubiła widzieć, jak ją ocenia, jak świdruje na wylot, jak przeszywa tymi lodowymi oczyma, których sama nie potrafiła rozszyfrować. Wiedziała, że mu się podoba i to łechtało jej ego. To było tak inne od tych błachostek, którymi bawiła się do tej pory, że czuła podniecenie i dreszcz ekscytacji na wyzwanie, jakim dla niej był. A jednocześnie coś ją powstrzymywało przed rzuceniem się w labirynt, jaki otwierała ta znajomość i wspólne gierki. Był dla niej zagadką, nieprzewidywalną, być może również niebezpieczną, ale nie bała się (przynajmniej tak utrzymywała, wytrzymując długie spojrzenia i złowrogie potoki słów, które jej czasami rzucał). Nie miałaby problemów z tym, by pogodzić interesy z własną żądzą. Robiła tak nie raz, znała swoje granice i znała siebie, a to uważała za najważniejsze. Umiałaby przewidzieć, gdyby nagłe zauroczenie postąpiła zbyt mocno do przodu, ciagnąc ją ku upadkowi i odsłnięciem słabości. Wiedziała, jak działa jej umysł, rozumiała jego mechanizmy i potrafiła rozpoznać, gdy emocje biorą górę. Nie bała się prowokować i uwodzić, ale nie wiedziała przecież czego się może spodziewać po Killu... więc się wahała.
Kiedy znalazł się tuż przy niej, aż poczuła jego ciepło, zapach i siłę emanującą z postawy, wiedziała, że nie będzie łatwo uzyskać przewagi w tych zawodach przeciągania liny. Do tej pory było to zabawne, ale zdążyła zauważyć, jak oboje czują pociąg do siebie nawzajem i jak wyrównane i wyważone są ich reakcje. On też nie ulegał łatwo emocjom, ale może nawet lepiej od niej nad nimi panował, a z tym spotykała się nieczęsto. To było na prawdę fascynujące, bo do tej pory Zuri nie miała do czynienia w bliższej perspektywie z tak dojrzałymi mężczyznami i w jej oczach pojawił się głód: wrażeń, doświadczeń, doznań. W dole brzucha pojawiło się pulsowanie, ale nie poruszyła się nawet o milimetr, jakby w obawie, że spłoszy blondyna.
- A czego jesteś pewien...? - podchwyciła półszeptem, który sprawiał, że atmosfera wydawała się jeszcze bardziej intymna i na krótką chwilę aż wtrzymała oddech, gdy uniósł dłoń i odsłonił jej twarz od kosmyków opadających na policzek. Nie dotknął jej, a jednak miała wrażenie, że jego palce ją parzą... Cóż on wyczyniał do cholery?!
UsuńPostąpienie kroku do przodu, dosięgnięcie w tej chwili jego ust byłoby najbanalniejszym, najprostszym i być może najgłupszym krokiem, jaki mogła obrać, byleby tylko zaspokoić budzące się podniecenie, które łaskotało ją pod skórą. Jednak pokusa sprowokowania go, doprowadzenia do granic własnej wstrzemięźliwości, by sam uległ i poddał się chwili i rzucił na nią, była tak silna, że tylko przysunęła się nieznacznie, jakby przyciągał ją magnetycznie i wciąż nie wyciągnęła po niego rąk. Oh, a jaką miała ochote, złapać go za tę koszulę, aż materiał się naciągnie, szwy przy guzikach puszczą i drobne plastikowe elementy rozsypią się po chłodnej posadzce biura, odsłaniając jego ciało... Jaką miała przemożną potrzebę, by zatopił w jej włosach mocne ręce, docisnął ją do blatu, albo nawet zimnej podłogi i pokazał, jak potrafi być groźny, może nawet mocniej nią szarpnął, dając upust napięciu, które wirowało między nimi od pewnej dłuższej chwili... To wszystko sprawiało, że jej wyobraźnia ozywała, a myśli zaczynały bładzić nie w tym kierunku, w którym nie powinny, jesli nie chciała stracić kontroli (o ile dawno temu jej nie straciła, oszukując nadal samą siebie).
Nie pozwoliła mu się odsunąć. Gdy wyprostował się i cofnął, znów była przy nim, na tyle blisko, że wciąż czuła jego zapach i ciepło. Uśmiechneła się lekko, zadzierając głowę wyżej i pochyliła do przodu, zupełnie jakby chciała mu niewinnie szeptem coś zdradzić na ucho.
- Czego być chciał w takim razie?- spytała wciąż cichutko, owiewając ciepłym oddechem odkryty skrawek skóry, spozierający nad rozpiętymi guzikami koszuli i podniosła na niego oczy, w którym błyszczało pragnienie. Pragnienie dotyku, pragnienie mężczyzny.
Dla niej słowa był wystarczające jako pozwolenie i zaproszenie. Uważała, aby nie zostawiać śladu po swoich wystepkach i wątpliwe, by podpisała jakikolwiek papier (który kiedyś ktoś mógłby znaleźć!). Ale to nie zmieniało rzeczywistości i tego, że miała ochotę się na niego rzucić, albo zobaczyć, co może jej zrobić, jeśli on rzuci się na nią. Uniosła powoli dłoń, muskając palcami niby to przypadkiem materiał jego spodni przy klamrze paska i siegnęła do kolejnego guzika jego koszuli, rozpinając go powoli i delikatnie, zupełnie jakby uważała na to, by nie dotknąć jego skóry. Wpatrywała się w jego lodowate spojrzenie nieprzerwanie, nie dając się złamać, nie pozwalając mu wygrać i jednocześnie z pełną świadomością przegrywając. Czy przegrana nie byłaby w tym wypadku również sukcesem?
- Możesz zrobić wszystko, na co masz ochotę, Killy - rzuciła z troską, bo przecież rozpinając mu koszulę okazywała wielką pomoc, co by facet się tu nie zagotował na miejscu i przechyliła lekko głowę na bok, na moment przesuwając spojrzenie z jego oczu na gładki tors, który miała przy sobie. Ręcę ją świerzbiły, skóra aż płoneła z ochoty, by objąć go, przyciągnąć, pocałować i przekonać się, czy taki wilk groźny, jak go malują, ale wciąż... wahała się. I w tym miejscu on górował nad nią, wiedziała to już teraz, tyle że zupełnie się tym nie przejmowała. Mogła z nim pogrywać, ale nie miała już ochoty się siłować. Nie, bo chcieli w gruncie rzeczy tego samego.
Przesunęła drżącymi palcami w dół, delikatnie muskając materiał męskiej koszuli, jego pasek i napięty materiał spodni i zacisnęła ręce na kawałku swoich skórzanych spodni przy udzie, zagryzając mocniej wargę, by się opamiętać. Dziewczyno, do kurwy, prrr, hamuj!
topniejący lód
Zerknęła na mężczyznę, gdy ten powiedział, że nie powinna go pytać o takie rzeczy. Oh, wiedziała, że w ogóle nie powinna się odzywać! Kto wspomina swojemu szefowi, że chciałby śmierci któregoś ze swoich rodziców? Nikt normalny. Minnie zaczynała się zastanawiać nad tym czy na pewno jest z nią wszystko w porządku. O tym pragnieniu nie wspominała nawet terapeutce, bojąc się reakcji kobiety i tego, co mogłoby ją czekać po takim wyznaniu.
OdpowiedzUsuńUśmiech na jego twarzy sprawił jednak, że nie odwróciła ponownie szybko spojrzenia swoich dużych, błękitnych oczu. Nie przestawała na niego patrzeć, jednocześnie uważnie słuchała jego słów. Miał rację. Dlaczego nie mogła pragnąć śmierci człowieka, który znęcał się nad nią przez niemal całe życie? Który wciąż ją zastraszał, chociaż myślała, że gdy wyprowadzi się z rodzinnego domu, w końcu zazna spokoju od tego człowieka? Dlaczego miała to znosić? Wiedziała dlaczego, bo nie umiała z tym sama nic zrobić, bo gdy niejednokrotnie krzyczała głośno w przeszłości, jej głos nigdy nie był usłyszany. Dlatego było, jak było, a jej pozostawało jedynie wyobrażanie sobie, jak Joseph Moore umiera. Wzięła głęboki oddech, głupio było jej się przyznać przed Cillianem, ale… Chyba właśnie tego chciała dla swojego tatusia. Aby cierpiał jak najdłużej, aby się ciagle bał. Czuł się dokładnie tak samo jak ona, gdy nawet nie mogła spokojnie spać, wyczekując z napięciem czy tej nocy wtargnie do pokoju i kolejny raz postanowi ją komuś oddać. Wciąż miała przed oczami obrazy, które chciałaby wymazać ze swojej pamięci. Nic takiego jednak się nie działo, chociaż bardzo tego pragnęła. Nie chciała mówić tego głośno i nie powiedziała, ale jej oczy mówiły znacznie więcej niż sama chciałaby zdradzić. Podrzucona przez Cilliana myśl szybko przyjęła się w głowie Minnie, niczym ziarenko, które odpowiednio pielęgnowane miało zacząć kiełkować.
Wstrzymała oddech, gdy się nad nią nachylił i zaczął szeptać. Czuła, jak przez jej ciało przeszły dreszcze i nie była pewna czy zareagowałaby tak na bliskość każdego mężczyzny, czy to Cillian miał w sobie coś wyjątkowego. Ton jego głosu, gdy mówił szeptem był pociągający, a w połączeniu ze słowami, które padały z jego ust, Minnie była przerażona swoimi odczuciami. Zagryzła mocno dolną wargę, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
— Naprawdę byś to zrobił? — Spytała — gdybym poprosiła, żeby cierpiał i się bał? — Wyszeptała drżącym głosem. Chyba mogłaby go o to poprosić, naprawdę chciała się pozbyć swojego tatusia. Mieć w końcu spokój, świadomość, że nigdy więcej jej nie skrzywdzi.
Zaśmiała się cicho, czy on naprawdę zamierzał dopilnować, aby się przeprowadziła? Nie rozumiała, co nim kierowało. Na jej ustach pojawił się jednak naturalny, szczery uśmiech.
— Aha, a mieszkanie które wybiorę będziesz chciał przed sprawdzić i się upewnić, że jest odpowiednie? — Zapytała cicho się śmiejąc. Nie dowierzała, że z taka swobodą rozmawiała ze swoim szefem — myślisz, że byłoby mnie na nią stać? — Spytała łagodnie, a następnie zaciągnęła się powoli papierosem. Odwróciła głowę, aby wypuścić dym przez uchylone okno. Zmrużyła delikatnie powieki i spojrzała na niego, a po chwili zaśmiała się cicho z jego reakcji na jej pytanie. Słysząc, że wanna znajduje się w jego a nie w gościnnej łazience, być może powinna potulnie powiedzieć, że przecież prysznic jej wystarczy, ale… Skoro zamierzał decydować w pewnym sensie o jej życiu, mogła wtargnąć do jego prywatnej łazienki. Zwłaszcza, że właśnie sam powiedział, że może to zrobić.
— Oh — uśmiechnęła się kącikami ust, spoglądając na niego spod rzęs — może powinnam odmówić, ale w obecnej chwili nie marże o niczym innym niż gorąca kąpiel z pianą — oznajmiła — dlatego z chęcią wykorzystam ten dzień dobroci — dodała i posłała mu uroczy uśmiech.
Spojrzała na niego i pokiwała delikatnie głową, starając się, aby uśmiech nie zniknął nagle z jej twarzy. Oczywiście, że nie zamierzała się tym chwalić, raz, że nie była taka, dwa nie miałaby nawet komu, jednak jego słowa zabolały.
Wiedziała, że nie jest nikim wyjątkowym dla niego, ale mógł sobie darować komentarz o dokładaniu kolejnych problemów. Nie powinna się dziwić, że dla wszystkich jest tylko kolejnym problemem, z którym trzeba sobie jakoś radzić.
UsuńMiał racje, śledziła portale odkąd zaczęła dla niego pracować, bo była ciekawa, co mówią o jej szefie. Nie wiedziała tylko, jak podchodzić do tego, co czytała. Nie wyglądał na faceta, który mógłby coś takiego zrobić, ale wyraźnie było widać, że interesować go dużo młodsze dziewczyny. No właśnie, nie kobiety tylko dziewczyny. Miała ochotę to jakoś skomentować, ale kim była, aby to robić?
— Myślę, że jesteś zbyt rozsądny, aby wpakować się w tak poważne kłopoty. A nawet jeżeli… to nie moja sprawa — powiedziała, chociaż nie do końca się z tym zgadzała. Z drugiej strony, właśnie oferował jej nocleg i pozwolił skorzystać ze swojej łazienki i wanny, nie mogła powiedzieć niczego innego. Naprawdę liczyła na spróbowanie w swoim życiu prawdziwego luksusu, a była pewna, że więcej taka szansa się nie powtórzy. Nie mogła więc go wkurzyć i dopuścić do tego, aby musiała wrócić do swojego mieszkania. Zresztą, była pewna, że mało kto uwierzyłby w to, aby Cillian Montgomery sprowadził do siebie kogoś powyżej dwudziestki. Zachowała to jednak dla siebie. — W każdym razie ja nikomu niczego nie powiem — uśmiechnęła się delikatnie — jakbym poprosiła o ciepłą herbatę do tej wanny przekroczyłabym twoje granice gościnności? — Spytała, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że zaczęła się uśmiechać w dokładnie taki sam sposób jak podczas rozmowy z Fahran’em i Dolloway’em.
Minnie
Spoglądała w jego jasne oczy, próbując zrozumieć to, co właśnie się z nią działo. Dlaczego jej ciało reagowało w ten sposób na tego mężczyznę? Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego i odrobinę ją to przerażało. Nie mogła nic do niego czuć. Nie chodziło o takie uczucia jak miłość, Cillian był ostatnim człowiekiem w którym mogłaby się zauroczyć. To nie był odpowiedni facet. Poza tym, to nie zalążki zauroczenia czuła. Czuła coś zupełnie innego, coś, przed czym niejednokrotnie się broniła, czego unikała.
OdpowiedzUsuńRozchyliła delikatnie wargi, a jej oczy stały się jeszcze większe, gdy szeroko je otworzyła. Nie oderwała od niego spojrzenia, które niemal krzyczało, że wchodzi w to, że mając świadomość wsparcia byłaby w stanie spełnić wszystkie wyobrażenia, które niejednokrotnie pojawiały się w jej głowie.
Nie mogła jednak się do tego przyznać. Ledwo znała Cilliana. Może i zawsze dotrzymywał słowa, ale skąd miała mieć pewność, że w takiej sprawie również mogłaby mu zaufać? Nie podejrzewała, aby chciał w jakiś sposób wykorzystać tę rozmowę przeciwko niej – ona również mogłaby to zrobić. Tylko czy to nie byłoby za dużo? Przyznanie się przed nim do tego, czego nie chciała przyznać nawet przed sobą?
— Kiedyś… — zagryzła wargę. Czy powinna mu opowiadać o swoim życiu? Wiedział przecież wszystko. I to właśnie ta świadomość sprawiała, że umiała się przed nim otworzyć, co prawdopodobnie było błędem, wiedziała, że dla niego to nic interesującego. — Tło jest nieważne — powiedziała po chwili zastanowienia — po prostu spróbowałam mu oddać, dostałam dwa razy mocniej i przez dwa dni nie mogłam wychodzić z pokoju — szepnęła, a następnie zagryzła wargę tak mocno, że poczuła metaliczny smak krwi. Odwróciła spojrzenie od twarzy Cilliana i zaciągnęła się mocno papierosem. Nie wiedziała, po co to powiedziała, po co przywoływała złe wspomnienia? — Chciałabym, żeby cierpiał — wypuściła powoli dym — żeby cierpiał tak bardzo mocno, jak ja, ale… on zawsze oddaje mocniej. To, że jestem teraz dużą dziewczynką nic nie zmienia — szepnęła, wracając znowu spojrzeniem do Montgomery’ego.
Nie potrafiła go zrozumieć, uśmiechnęła się delikatnie, kiedy wspomniał o tym, że faktycznie będzie chciał sprawdzić wybrane przez nią mieszkanie. Z jednej strony, w pracy, wzbudzał w niej strach, a teraz… Czuła się trochę tak, jakby trafiła na prawdziwego rycerza, który mógłby ochronić ją swoją tarczą przed całym złem tego świata, a w razie potrzeby użyć miecza, broniąc ją. — Może ją obejrzę — powiedziała, naprawdę się nad tym zastanawiając. Skoro mówił, że byłoby ją na nią stać, to dlaczego nie? W dodatku… miałaby w pobliżu swojego obrońcę. Chociaż może to nie tym powinna się kierować przy wybieraniu nowego mieszkania. Zdecydowanie nie tym, ale ta wizja była bardzo kusząca.
Spojrzała na Cilliana, gdy powiedział wprost o tym, kim by był, gdyby spał z nieletnią.
— W takim razie… Skoro do niczego miedzy wami nie doszło, możesz być spokojny. Prawda? — Posłała mu delikatny uśmiech. Nie miała powodu, aby nie wierzyć jego słowom. Dostrzegła grymas, gdy wymawiał słowo pedofil i chyba naprawdę mogła mu wierzyć, że tego nie zrobił. Uspokoiło ją to.
— Mów dalej. Chyba zdecyduję się wycisnąć wszystko z tego dnia dobroci — powiedziała, a po chwili rozchyliła wargi, bo takiego pytania się nie spodziewała. Spojrzała na niego i zamrugała. Mogła udawać, że przecież nic się nie stało, że nic nie powiedział, że wszystko jest dobrze i tak dalej. Ale… Skoro sam przyznał, że woli gdy mówi mu się rzeczy prosto z mostu…
— Skoro tak, w porządku. Ludzie nie lubią słyszeć, że są dla kogoś problemem, że mogą być dodatkowym kłopotem — mówiąc to, patrzyła prosto w jego jasne oczy — zwłaszcza, kiedy mają tego świadomość. Mówienie tego na głos nie jest potrzebne. Wystarczyła prośba o zachowanie tego w dyskrecji — powiedziała zgodnie z prawdą. Zdecydowanie jego pierwsze słowa wystarczyły, niczego więcej nie potrzebowała — więc to się stało, to właśnie chlapnąłeś — wzruszyła lekko ramionami, decydując się nie odwracać od niego swojego spojrzenia.
Minnie
Spoglądała na niego, zastanawiając się nad wszystkim, co wydarzyło się tego wieczoru. Nie rozumiała jego złości. Próbowała odnaleźć w tym jakiś sens, ale to było za bardzo pogmatwane. Dlaczego złościł się tak, jakby obchodził go jej los? Dobrze wiedziała, że jest dla niego po prostu pracownicą, jedną z wielu nic nie znaczących osób. W dodatku taką, która potrafiła spieprzyć wszystko, czego się dotknęła. Pamietała dobrze, jak zawołał ją tamtego dnia do biura i zagroził, że ją wywali i pozwie. Teraz wyglądał podobnie, chociaż tym razem nie zrobiła przecież niczego złego.
OdpowiedzUsuńPonownie wstrzymała oddech, słuchając jego słów. Czy mówił poważnie? Naprawdę zamierzał… Spojrzała prosto w jego jasne oczy i przyglądała im się badawczo. Jakby szukała w nich prawdy. Blefuje czy nie? Wypowiedział słowo na o, a Minnie wiedziała, że dotrzymywał obietnic. Zamknęła powieki i odetchnęła głęboko.
— Dziękuję — zdążyła jeszcze cicho wyszeptać, nim samochód całkiem zwolnił i się zatrzymał.
Skorzystała z pomocnej dłoni, odnotowując, że jego ręka była przyjemnie ciepła i duża. Po wyjściu z samochodu poprawiła kurtkę i naciągnęła odrobine sweter znajdujący się pod nią. Żałowała, że miała na sobie tyle warstw, bo ledwie czuła jego dłoń na swoich plecach, a była pewna, że to mogło być całkiem miłe uczucie. A może lepiej, że tak było? Jej myśli już dawno nie trzymały się odpowiedniego toru, nie miały dodatkowej motywacji.
Stanęła naprzeciwko niego. Denerwowała się, póki znajdowali się w jego samochodzie, wizyta w jego mieszkaniu wydawała się abstrakcyjna, ale teraz to się naprawdę działo i Minnie nie do końca wiedziała, co dalej. Nie podejrzewała, aby planował w jakikolwiek sposób ją skrzywdzić. Był jej rycerzem i chociaż w rzeczywistości daleko mu do tego było, Minnie przecież go nie znała. Nie wiedziała, jaki jest naprawdę, a dla niej… Dla niej był dobry. Był… Najlepszym mężczyzną, jakiego poznała w swoim życiu – co jasno świadczyło o tym, jak złe miała doświadczenia, skoro potrafiła Cilliana określić takim mianem. W pracy może się tak nie zachowywał, ale teraz, poza służbowymi godzinami? Był wspaniały. Uratował ją, obiecał zemstę, wydawał się, że nie oceniał jej ciemnych myśli, a w dodatku przygarnął na noc i proponował posiłek. I jeszcze pozwolił skorzystać z wanny! Był dla niej bardzo dobry.
— W porządku, Cillian — jej głos był łagodny — wierzę ci, nie musisz niczego więcej mówić. Nie znam cię dobrze, ale przecież wiem, że mogę ci ufać. Udowodniłeś to — uśmiechnęła się kącikiem ust. Miał racje. Takie portale żyły na dorabianiu wymyślnych historii. Chyba naprawdę mu wierzyła, bardzo chciała mu wierzyć. Wszystko to co dla niej zrobił wskazywało, że nie był złym człowiekiem. Nawet jeżeli były momenty, w których nie myślała o nim w superlatywach, po dzisiejszym wieczorze, miało się to zmienić. Przeniosła w końcu spojrzenie z mężczyzny i przyjrzała się wnętrzu windy. Od razu było wiadomo, że to nie jest byle jaki budynek. Uśmiechnęła się odrobine szerzej, wyobrażając sobie, że sama codziennie mogłaby jeździć tą windą, gdyby zdecydowała się na te kawalerkę. Oh, koniecznie musiała ją obejrzeć. — Nie zamierzam nie skorzystać — powiedziała, wracając do rzeczywistości. Nawet gdyby nie chciała dotrzymać obietnicy i komuś opowiedziałaby o tej nocy, nikt by jej przecież nie uwierzył. Cillian nigdy nie był przedstawiany jako tak dobry człowiek, które właśnie mogła poznać. I… Podobało jej się to. Taki sekret, w którym Cillian Montgomery nie jest taki przerażający.
Uniosła brew, słysząc jego słowa. Nie musiał tego robić, przecież wiedziała dobrze, że jest dla niego problemem. I wcale nie chodziło jej o to, aby zapewniał ją o tym, że jest inaczej. Po prostu wolałaby tego nie usłyszeć. Patrzyła jednak na niego i pozwoliła mu kontynuować. Wyszła z windy przed nim, niepewnie stawiając kolejne kroki. Nie miała żadnych wyobrażeń co do miejsca, w którym mieszkał poza tymi, że z pewnością jest tam luksusowo.
— Mogę obiecać, że nikomu niczego nie powiem. Zabiorę te tajemnice ze sobą do grobu — mówiła całkiem poważnie, ale po chwili cicho się zaśmiała, nieśmiało wchodząc do środka — to chyba nie było takie straszne, prawda? — Spytała, schylając się, aby zsunąć z nóg ciepłe buty sięgające połowy jej łydki.
Usuń— Oczywiście — przecież nie musiał się jej pytać o zgodę. Byli u niego. Zerknęła na Cilliana i swoje buty ułożyła równie starannie, jak on swoje. Sięgnęła do zamka kurtki i rozpięła go, powolnie zsuwając z siebie ciepłe odzienie. Rzuciła krótkie spojrzenie w lustro, upewniając się, że sweter, który na sobie miała był czysty i bez żadnych rozdarć. Wracając po pracy zawsze miała swój rytuał. Ściągała niewygodne ubranie wraz z biustonoszem i zakładała sweter lub bluzę, zdarzało jej się po domu chodzić nie zawsze w idealnych ubraniach, bo zwyczajnie tych idealnych i nadających się do pokazania ludziom nie miała wiele (co miało się niedługo zmienić, skoro w końcu miała stałą pracę). Miała szczęście, że dziś sięgnęła po coś porządnego.
Powoli ruszyła we wskazaną przez Cilliana stronę, uprzednio kiwając głową, że zrozumiała, co mówił. Zatrzymała się, gdy wypowiedział jej imię i od razu odwróciła się do niego przodem.
— Tak? — Spytała, zerkając na odsłonięty przez rozpięcie koszuli fragment jego klatki. Czuła, że zatrzymała na nim spojrzenie odrobinę za długo. — O-okej — szepnęła, stojąc w miejscu i patrząc na tył jego sylwetki. Nie miała pojęcia, o co mogło chodzić. Po chwili odwróciła się i ruszyła w stronę kuchni, rozglądając się uważnie po wnętrzu. Kiedy nie stał przy niej, mogła ze spokojem wszystkiemu się przyjrzeć. Nie spodziewała się, że mieszkanie będzie ciepłe, ale nie podejrzewała, że będzie aż takie surowe, chociaż i w tej surowości dało się wyczuć bogactwo. Pierw skierowała się do kuchni, pozwalając sobie na otworzenie lodówki, widząc jak bardzo była wypełniona, rozchyliła wargi z wrażenia. Dobrze, że jej teraz nie widział. Przesunęła powoli wzrokiem po każdej półce, zdając sobie sprawę, że znajduje się w niej wiele produktów, na które w życiu nie mogła sobie pozwolić. Rzeczy, które pewnie traktował zupełnie nieistotnie, dla Minnie były bardzo wartościowe. Pełna lodówka? Swoją dopiero dzięki tamtej premii mogłaby zapełnić, a i tak tego nie zrobiła, bo przyzwyczajenia za mocno w niej tkwiły. Odnalazła spojrzeniem szklany pojemnik z zamknięciem, w którym znajdowało się jakiego gotowe danie. Pozwoliła sobie je wyciągnąć, a następnie rozejrzała się dookoła, próbując odgadnąć, w której szufladzie znajdzie talerze. Ta ze sztućcami była oczywista. Po dwóch błędnych próbach, w końcu trafiła i wyciągnęła pierw jeden talerz, ale po chwili stwierdziła, że grzeczniej będzie, gdy wyciągnie dwa. Otworzyła pudełko i zaciągnęła się zapachem domowego posiłku. Nie miała pojęcia co to było, ale pachniało obłędnie i na sam zapach zimnego dania w jej ustach pojawił się nadmiar śliny. Nałożyła odrobinę, aby spróbować, nim zdecyduje nałożyć sobie więcej.
— O mój boże — wymamrotała z pełnymi ustami, decydując się na spróbowanie jeszcze odrobiny przed podgrzaniem. Rozejrzała się i ponownie zaczęła zgadywać, tym razem, gdzie mogą być szklanki. Nalała sobie do szklanki wody, a następnie wypełniła czajnik i go włączyła. Alkoholu wolała sama nie tykać, bo kompletnie się na nim nie znała i jeżeli miałaby już coś wypić, to wolałaby, aby przygotował to Cillian, żeby w ogóle to on wyszedł z tą propozycją. Nie chciała przecież, aby źle o niej myślał.
pełnalodówkanajważniejsza
Zuri nie miała oporów przed kosztowaniem tego, co ją zaciekawiło, czy przed sieganiem po to, czego zapragnęła. Tutaj prezentowała podobne podejście do Killa. Jednak w stosunku do tego mężczyzny była ostrożna, bo tak jak on - nie wiedziała, czego się spodziewać. Nie chodziło o to, że był starszy, bo nie miało to żadnego znaczenia! Był przystojny, zadbany, dobrze zbudowany, pociągał ją i różnica wieku niewiele tu zmieniała, bo miała przed sobą na prawdę przyjemny dla zmysłów okaz. On... on był po prostu bardzo tajemniczy, a jego spojrzenie niepokoiło, bo było nieustannie chłodne, niedostepne, zdystansowane. Zuri choć młoda, nie miała problemów z rozszyfrowaniem ludzi, ale Cillian był nieodgadniony. I gdy w jego spojrzeniu czasami dostrzegała ostrzegawczy błysk, już sama nie wiedziała, co to znaczy.
OdpowiedzUsuńObopólne przyciąganie tylko potęgowało podniecenie, które wirowało jej w podbrzuszu, a już szczególnie działała na nią to, jak bacznie przyglądał sie jej blondyn. Jego zainteresowanie nie uszło jej uwadze, choć żadne przecież szczególnie się z tym nie kryło. Gdy jej oczy od emocji odrobinę ciemniały, a tęczówka przyjmowała barwę onyksu zlewając się z źrenicą, skóra zaczynała przyjemnie mrowień od pragnienia i potrzeby. Zuri była młoda, chętna i śmiała, dużo odważniejsza od starszych koleżanek i wcale się z tym nie kryła, ani niczego nie wstydziła. Miała czas na spoważnienie, poza tym była zdania, że jeśli coś zachodzi między ludźmi za zgodą obydwu stron, to nie jest nic złego. No i nie udawała kogoś, kim nie jest, nie robiła z siebie grzecznej cnotki, podczas gdy w trzewiach łaskotało ją pragnienie. Była szczera przede wszystkim sama z sobą, a teraz w tej szczerości musiała przyznać, że cholernie mocno chciałaby poczuć na sobie ciężar prezesa MI.
-Nic prostszego - wyszeptała, podnosząc zadziornie wyżej podbródek i niemal dotkneła wargami jego skóry przy żuchwie. - Zdejmij ze mnie wszystko, co Ci przeszkadza - zachęciła jeszcze ciszej, niemal bezgłośnie, ale nie miała szans na powtórzenie tych słów wyraźniej i klarowniej, bo Kill przestał się wahać.
Bingo.
Być może to nie jej słowna kusząca zachęta na niego podziałała, a gest, mimika, czy kolejne sekundy gdy stali tak blisko siebie, że niemal czuła, jak mężczyzna napina swoje ciało, jak jaguar gotów do skoku na ofiarę - którą chętnie by została w tym momencie. Na jego pytanie pokiwała tylko głową - tak, była pewna; a potem zaskoczona nabrała głośny haust powietrza, gdy w kolejnej sekundzie poczuła mocny ucisk jego dużych dłoni na biodrach - tam aż skóra jej zapłonęła pod ubraniem. Krótki jęk uciekł spomiędzy jej warg, gdy złapał za jej włosy i pociagnął je tak, że poddała się silnej dłoni i odchyliła głowę w tył, eksponując gładką szyję. Wiedziała, przeczuwała od początku po jego sposobie traktowania rozmówcy, że nie jest delikatny, ale tak namiętny, aż przeraża... Chciała, aby jej to pokazał, aby spalił, wręcz spopielił ją tym żarem. Odruchowo wyciągnęła ramiona przed siebie i złapała się jego białej koszuli - jak ostatniej deski ratunku przed tym, co mógł jej zrobić. Tylko że nie chciała się przed niczym ratować, ani nie chciała uciekać, ona... chciała spróbować, co lubi Kill. Chciała się przekonać, co lubi i jak. Był zagadką, był kusicielem, a Zuri poza czułym i słodkim seksem, lubiła też czasami skoczyć w dal. Lubiła chwile, które zapierają dech w piersiach, które zmuszają serce do galopu, które wyciskają z człowieka wszystko, obdzierają i eksponują czystego i prawdziwego... Nie bała się, była ciekawa, choć czuła też, że niepokój a przede wszystkim jej własna niewiedza budzą niepewność.
Rozchyliła usta, powoli oddychając i puściła jego koszule, zapewne pozostawiając po drobnych mocno zaciśniętych palcach pognieciony materiał i oblizała koniuszkiem języka wargi, czując suchość w ustach.
Usuń- Pełna zgoda - powtórzyła drżącym szeptem, czując ja jej serce przyspiesza i dudni w piersi, choć gdzieś na dnie umysłu pojawił się mały cień ostrzeżenia, by nie traciła głowy. Nie wiedziała, na co się właśnie zgodziła, ale wiedziała, że cokolwiek by to nie było, może się wycofać. Lubiła ryzykować, zresztą kto nie ryzykował, nie wzbogacał się o wiedze, doświadczenia, doznania i wspomnienia. Była młoda i głodna świata, a to dodawało jej śmiałości, jednocześnie powalając trwać przy własnych zasadach.
Przymknęła powieki, czując jego wargi przy swojej skórze i rozluźniła się w jego ramionach, a ręce powoli opuściła w dół, muskając przy okazji jego ciało, teraz będące tak blisko.
już prawie)
Ivy Almond nigdy nie była typem dziewczynki – dziewczyny, kobiety – która swoim sposobem bycia zachęca do roztoczenia nad nią parasola ochronnego, do rozkładania rąk w razie gdyby się potknęła i przewróciła. Ivy Almond to były potłuczone kolana i zdarte łokcie, ośli upór podążania własnymi ścieżkami, na własnych zasadach i na własnych nogach. Delikatny wygląd, który zapewniał jej zmiękczenie serc każdej widowni, gryzł się nieziemsko z pewną szorstkością w obyciu, cynizmem i czarnym humorem. Ocierała się bezczelnie (i mocno) o granice prawdziwej złośliwości, przesyconej jadem, trafiając zawsze tam, gdzie ziały niezagojone rany, pod wpływem jej słów otwierające się i krwawiące na nowo. Lubiła życie, w którym tak łatwo można się było od wszystkich odciąć. Wystarczyło powiedzieć o jedną rzecz za dużo i nagle ludzie znikali. Czasem zastanawiała się, gdzie są wszyscy, którzy od kogoś odeszli. Częściej jednak sama ich tam wysyłała; gdziekolwiek lub czymkolwiek było owo tam, było też dobrą alternatywą dla ich obecności obok. Słowem – Ivy Almond wyglądała do bólu niewinnie, ale bólu było w niej znacznie więcej, niż niewinności.
OdpowiedzUsuńNigdy nie chciała przywiązywać się do nikogo i nigdy nie chciała nikogo kochać, bo miłość była słabością, z tą samą irytująco kłującą końcówką, wzruszającą w niej zardzewiałe struny, które dawno powinny były pęknąć. Czasem, wsłuchując się w siebie samą, niemal słyszała te zawodzenia i jęki nienaoliwionych mechanizmów, nieużywanych od śmierci ojca – a może i dłużej. Nie tęskniła za tym uczuciem, które sprawiało, że ludzie robili się bezwolni i słabi, oślepieni jak dziki zając na drodze, złapany w sieć świateł samochodu. Nie tęskniła za idiotycznym poczuciem, jakby ktoś w całości wypełnił ją helem. O wiele bezpieczniej było twardo stać na ziemi i nie tracić kontroli nad sobą ani nad otoczeniem. Miłość, która mogła się jej przytrafić, wolała przekuć w obsesję – tak było łatwiej, bo obsesja czyniła z niej drapieżnika, ale nie ofiarę.
Ivy Almond miewała więc różne obsesje, większe i mniejsze, a każda z nich ostatecznie prowadziła ją drogą ku destrukcji, ale stwierdzenie, że tego nie lubiła, byłoby czymś więcej, niż kłamstwem. Dreszcz emocji, wiążący się nierozerwalnie z całą tą otoczką, powodował, że serce biło jej mocniej i mocniej, i szybciej, jakby przebiegła maraton albo stanęła tuż nad przepaścią, a od skoku dzieliły ją wyłącznie sekundy oraz wolna wola. Była łowcą, stąpającym cicho, jak kot, czającym się w ciemnościach, który atakował, wbijając pazury i zęby w cel, i bawiąc się nim, dopóki jej nie znudził.
Nie przypuszczała, że ją również ktoś może obrać na cel, bo nienawidziła być ofiarą i nigdy nie poddawała się bez walki. Jego wzrok wydawał się jednak prześwietlać ją na wylot, obnażać ze wszystkich pozorów i złudzeń, siłą zdzierać maski, które nakładała na twarz. Pod tym spojrzeniem na nowo poczuła się bezbronna, bezradna, zapędzona w kozi róg, pod tym spojrzeniem drżała jak liść na wietrze, pod tym spojrzeniem topiła się; tego spojrzenia się bała i to spojrzenie rozpalało w niej iskrę, o której istnieniu nie miała pojęcia. Niespodziewanie odkryła, że potrafi być marionetką na sznurku, kiedy ten wzrok twardo trzymał ją w swoich szponach, nie pozwalając na nawet najmniejszy ruch. Była jak zahipnotyzowana, wpatrując się w jego oczy i widząc w nich własne odbicie, i jeszcze coś, mnóstwo innych, nienazwanych rzeczy. Niemal czuła jego palce na swoich ramionach, i te siniaki, i blizny, które zostały jej na pamiątkę. Więc poszła z nim, kiedy skinął głową.
Poszłaby nawet, gdyby tego nie zrobił.
To była dziwna więź, która nie dostarczała jej psychicznego bólu, bo nie była miłością, nawet obsesją, prędzej opętańczym zapędem do niszczenia – siebie samych i wszystkiego wokół. Kochała ten szał, który ich ogarniał, ogień płonący gdzieś wewnątrz, jakby miał zaraz ją spalić od środka, dzikość, która wymazywała rzeczywistość i w której można się było zatracić. W tych chwilach nie myślała o niczym innym, kierowana i napędzana niemalże zwierzęcym instynktem; wszystko to, co szarpało jej umysł i serce w realnym życiu, rozmywało się w niebycie. Tu nie musiała mieć serca, ani umysłu, ani nawet duszy; nie potrzebowała ich. Była tylko swoimi nerwami, grającymi w rytm tej dzikości, była wyłącznie swoim przyspieszonym oddechem i galopującym tętnem, była czuciem, czystym doznaniem fizycznym, bez żadnych emocjonalnych zawiłości.
OdpowiedzUsuńTego wieczoru wyczuła jego obecność w tym miejscu, jeszcze zanim miała okazję naprawdę go zobaczyć. Uwielbiała to coś, co sprawiało, że myśleli o podobnych rzeczach w podobnym czasie, ten specyficzny magnetyzm wibrujący pomiędzy nimi, ilekroć mieli ze sobą bezpośredni kontakt. To było intuicyjne.. To było czyste, choć w osobliwym tego słowa znaczeniu.
Przeszył ją prąd, jak zawsze, kiedy nazywał ją Migdałkiem, więc posłała mu cyniczny uśmiech drapieżnika i pozwoliła, by podniecenie zamigotało w jej oczach.
– Witaj, Kill – odpowiedziała ze stoicką uprzejmością. Lubiła tę grę. Była w niej naprawdę dobra. – Cóż. Przyda mi się trochę rozrywki. Ostatnio spowija mnie kokon stagnacji. – Rozejrzała się wokół bystrym spojrzeniem, po czym kiwnęła głową w stronę wchodzącej dziewczyny. – Zobacz. Ta nada się idealnie.
Ivy Almond
Cillianowi generalnie zdarzało się zachowywać przy Elizabeth jak bachorowi, co ją zdecydowanie zadowalało, bo o ile ona mogła wykręcać się swoim głupim wiekiem i tym jak niby była niedojrzała, o tyle jemu nie przystało tak łatwo pozwalać na to, by dać się wciągać w takie słowne potyczki, bezwstydne rozmowy i ekscytujący flirt, szczególnie z taką małolatą jak Madden. To był jeden z tych wielu powodów, przez które uważała się za bardziej wyjątkową i lepszą od innych. Bo miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że nawet ten straszny gbur Cillian Montgomery pokazywał, że jednak ma jakieś uczucia. Garstkę, w dodatku głównie negatywnych, ale coś w nim było.
OdpowiedzUsuń— Jesteś pewien, że ja chętnie bym to powtórzyła, czy może jednak ty? — zasugerowała wyzywająco, unosząc na niego spojrzenie swoich wielkich, zwodniczo niewinnych oczu, podczas gdy jej zgrabne palce niby odruchowo przesunęły się po jej szyi. Co z tego, że Izzie mogłaby być jego córką, pewnie co noc gościł w łóżku kobiety w podobnym wieku, dla których również mógłby być potencjalnym tatusiem, tylko nie robił z tego takiej wielkiej rzeczy, bo miały ukończoną tę magiczną liczbę, która tak bardzo nie dawała mu spokoju. To zabawne, że ktoś taki jak Kill, który podobno z nikim i niczym się nie liczył, tak bardzo przejmował się dosłownie miesiącami, które dzieliły Elizabeth od ukończenia osiemnastu lat. Gdy to się stanie, ona magicznie się nie zmieni, przecież o tym wiedział.
Przewróciła oczami, gdy do jej nosa wdarł się nieprzyjemny zapach fajek, więc delikatnie go zmarszczyła, chociaż dużo bardziej przeszkadzało jej to, że Cillian tak uporczywie wypuszczał w jej stronę dym i nawet nie chciał się z nią tym podzielić.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz, zechcesz mi to wyjaśnić? Ze szczegółami — poprosiła całkiem niewinnie, jak na niepozorną dziewicę przystało, udając, że kompletnie nie domyśla się tego, jaki Kill mógł być w łóżku, choć prawda była taka, że miała dość konkretne wyobrażenia. Uśmiechnęła się kącikiem ust na wzmiankę o intensywności, niecierpliwie poprawiła się na krześle, gdy wspomniał o tym, że woli działać i cicho się roześmiała.
— Nie zauważyłam — skwitowała jednak bezczelnie, bo o ile mogła zgrywać taką cnotliwą, to nie była w stanie powstrzymać się przed niektórymi komentarzami. Poza tym podrywem na bankiecie, który mu przypadkowo przerwała, jakoś niespecjalnie zauważyła jego działania, ale tak naprawdę wszystko, co Elizabeth robiła, to czysta prowokacja. Nic nie mogła poradzić na to, jak wiele Kill w niej pobudzał. Jak nieprzyzwoicie kręciło ją to, w jaki sposób zaciskał palce na jej szyi, jak bardzo pragnęła poczuć je na sobie od nowa, jak uwielbiała patrzeć na niego z dołu, wręcz zmuszając go do tego, by zrobił coś z jej gadaniem, jak uwielbiała, że był od niej tyle wyższy, jak fascynowało ją to, co dostrzegała w jego oczach, a co stanowiło dla niej tak wielką tajemnicę, którą pragnęła odkryć. Im bardziej ją od siebie odpychał, tym mocniej chciała mu udowodnić, że się myli i nie ma ucieczki przed jej słodką pociechą.
— A ty chcesz to wiedzieć, bo? — zapytała, posyłając mu zaciekawione spojrzenie, bo nie bardzo rozumiała, dlaczego się tym interesował. Jakie znaczenie miało dla niego to, czy Elizabeth faktycznie była dziewicą?
— Powiedzmy. Czekam na ciebie — odpowiedziała zadziornie, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy i uśmiechnęła się słodko, przechylając głowę na bok, aby skupić się na naczyniu, które po sobie myła. Kilka kosmyków jej ciemnych włosów przesunęło się na jej twarz, delikatnie łaskocząc miękką skórę, a ona dmuchnęła w nie beztrosko.
— Nasze rodziny i tak się znają, więc formalności mamy za sobą. Co prawda, wiele brakuje ci do rycerza na białym koniu, ale wierzę, że dasz radę jakoś mi to wynagrodzić — zadrwiła i uniosła brew, czując, że za każdym razem, gdy się poruszała, jej ciało delikatnie, prawie niewyczuwalnie ocierało się o niego. Chyba nie wierzyła w miłość, ale chciała ją przeżyć, nawet jeśli to było strasznie naiwne. Sama nie wiedziała, w co tak naprawdę wierzy, ale nie chciała przez całe życie być samotna. Tylko wcale nie zamierzała, przyznawać się do tego przed Cillianem.
UsuńElizabeth czerpała wielką satysfakcję z czasu, który razem spędzali, choć pewnie on nie mógł powiedzieć tego samego. Sama nie była pewna, czy ta frajda nie jest wynikiem upojenia alkoholowego, które jednak powoli z niej chodziło, ale bawiła się zadziwiająco świetnie. Nawet chciała się tym podzielić, ale akurat w tym samym momencie światło nagle zgasło, a ona delikatnie się wzdrygnęła. Odruchowo spojrzała w górę i rozejrzała się zupełnie bez celu, bo w tej ciemności niewiele dało się zauważyć. Jej serce zabiło nieco mocniej, więc całe szczęście, że Cillian nie mógł tego widzieć.
— Wiesz, że nie zasnę sama w zupełnej ciemności dookoła mnie? — zasugerowała Izzie, gdy dotarło do niej, co Kill powiedział. Mógł uznać to za marny flirt albo głupi żart, ale nie było opcji, żeby ona zapakowała się do łóżka bez możliwości włączenia światła w każdej chwili. Ostrożnie i nieco na oślep skierowała się w stronę krzeseł, a zanim zanurkowała dłonią w kieszeniach marynarki Cilliana, obie dłonie wytarła do koszulki, którą na sobie miała, próbując w ten sposób je osuszyć.
— Ciekawe, co tu znajdę… jakieś gumki, paczka fajek, zapalniczka — powiedziała figlarnie, kolejny raz czując przypływ tej elektryzującej ekscytacji, która pozwalała Elizabeth na to, by bezwstydnie przeczesywać jego marynarkę, aż wreszcie wyczuła pod palcami coś, co przypominało telefon. Wyciągnęła go i szybko włączyła latarkę, którą zaświeciła prosto w jego twarz i odetchnęła cicho z wielką ulgą, że tutaj był i nie wyglądał jak ktoś, kto planowałby pozbyć się jej w tej ciemności.
— Gdzie będą te świeczki? — zapytała, a że jej telefon został w sypialni, to nie zamierzała oddać Cillianowi jego komórki, dopóki nie zorganizują jakiegoś tymczasowego źródła światła.
A gdyby tego było mało, to Elizabeth wpadła na genialny pomysł, żeby uwiecznić tę chwilę najpierw w postaci zdjęcia, które zrobiła z zaskoczenia Killowi, co niesamowicie ją rozbawiło, a potem w postaci selfie, do którego śmiało zapozowała.
Izzie, która za pomoc w walce z ciemnością chce prezencik
Uśmiechnęła się tylko w reakcji na jego słowa, bo w sprawie jej ojca wszystko, co mogło być wypowiedziane, zostało wypowiedziane. Brunetce przynajmniej tak się wydawało i przede wszystkim, nie chciała dłużej ciągnąć tej rozmowy. Wolała skupić się na myśli o wannie pełnej ciepłej wody i puszystej piany, jakby to właśnie kąpiel była najważniejszym punktem całej nocy. Po części tak było, ale szczerze mówiąc koncentrowanie się na wannie sprawiało, że jej myśli nie rozpraszały się w innym, bardzo niebezpiecznym kierunku. W kierunku Cilliana. Była świadoma, że i tak za dużo o nim myślała i to w kontekście bardzo niestosownym względem relacji szef-pracownica. O ile wcześniej to nie było takie trudne, tak teraz, gdy widziała w nim swojego wybawcę nie potrafiła się opanować, a jej myśli same kierowały się na jego osobę.
OdpowiedzUsuńOwszem już w pracy zauważyła, że jest przystojny. To była prawda, z którą nie zamierzała dyskutować. Jego sposób bycia i chłód bijący z jego oczu w biurze, sprawiał, że łatwo było jej się trzymać z daleka… W zasadzie zawsze łatwo trzymała się od wszystkich z daleka. Teraz jednak, gdy zobaczył jego ludzką twarz (a przynajmniej tak jej się wydawało), jej myśli żyły własnym życiem, co bardzo ją zaskakiwało z jednego, prostego względu. Minnie Moore jeszcze nigdy nie była z żadnym chłopcem ani tym bardziej mężczyzną. Ze względu na próby sprzedania jej cnoty przez tatusia, przez długi czas nie potrafiła spojrzeć na płeć przeciwną bez odrazy. Żaden mężczyzna poza jej Josephem jej nie skrzywdził. Świadomość jednak, że żyli na świecie tacy, którzy byli zdolni do przekroczenia granic i to w dodatku płacąc za to sprawiała, że z reguły wolała się trzymać od nich z daleka.
Ten heroiczny czyn, jakiego dokonał sprawił, że pomimo niekoniecznie dobrych stosunków zawodowych, spoglądała teraz na niego w zupełnie innym świetle. Nie, nie zauroczyła się w nim ani tym bardziej nie zakochała się, nie była pewna czy potrafiła być zdolna akurat do takich uczuć. Przeszłość sprawiała, że owszem była miła, grzeczna, pałała niemal do wszystkich sympatią, ale nie wiedziała czy potrafi kochać. W każdym razie, Cillian… Cillian niczym super bohater wkroczył do jej życia i nie tylko obronił ją podczas ataku, ale obiecał również zemstę i możliwość uczestniczenia w niej. Czy to nie było podniecające? Było. Tylko, że Minnie nie bardzo umiała nazwać to, co właściwie w danym momencie czuła, bo przez całe życie właśnie przed tym się broniła.
Kiedy nie było go w pobliżu te dziwne, dotąd nieznane jej uczucie zelżało. Skupiała się na wszystkim tym, co było dookoła. Jedzeniu, odnajdywaniu kolejnych naczyń i sztućców, nie myśląc po prostu o właścicielu penthouse’a.
Dlatego, kiedy usłyszała jego głos, drgnęła nieco przestraszona. Wiedziała gdzie jest, wiedziała, że nie jest całkiem sama, ale chyba zakładała, że dłużej go nie będzie. Odwróciła momentalnie głowę w jego stronę i nieśmiało zlustrowała jego sylwetkę. Chyba nie powinna tego robić, a już na pewno nie powinna skupiać się na jego mokrych włosach i opinającym jego mięśnie rękawku, gdy stał w ten sposób ze splecionymi rękoma.
— Pyszne — przyznała zgodnie z prawdą, chociaż czuła się trochę speszona jego dalszymi słowami. Mówił sam, że ma się rozgościć… — mówiłam, że wycisnę wszystko z tego dnia dobroci — powiedziała z lekkim uśmiechem. Obserwowała go, gdy szedł do barku, a gdy stanął do niej przodem, momentalnie odwróciła spojrzenie mając nadzieję, że zdążyła nim się zorientował, że się na niego gapiła. Odebrała od niego kieliszek, przez chwilę po prostu trzymając go w dłoniach i patrząc na jego zawartość, a słysząc jego pytanie wstrzymała oddech.
. Podniosła powoli spojrzenie z alkoholu na mężczyznę i rozchyliła lekko wargi. Jak bardzo źle świadczyło o niej to, że chciała, aby wszedł do łazienki? — To chyba zależy od tego, jak bardzo jesteś gościnny — odpowiedziała w końcu trochę wymijająco, ponownie czując to dziwne uczucie, jakby coś delikatnie muskało ją wewnątrz… Czy ona właśnie robiła coś na wzór flirtowania ze swoim szefem? W jego mieszkaniu? Tocząc rozmowę o jego łazience, wannie i o niej w tej wannie? Skierowała wzrok na trzymany kieliszek i wskazała też na niego palcem — to na pewno wezmę ze sobą — dodała, a po chwili upiła mały łyk. Zrobiło jej się gorąco i zastanawiała się, czy tylko jej. A może źle odbierała jego słowa? Może to jej rozhulane myśli wybiegały za daleko i tylko jej się wydawało, że flirtuje? Przecież ona nie umiała flirtować… Pewnie się tylko ośmiesza w jego oczach. Tyle kobiet przewinęło się z pewnością przez te mieszkanie, a ona wyobraża sobie nie wiadomo, co… Całkowicie bez doświadczenia, nie mając pojęcia, co robić. Po przełknięciu martini uznała, że jeden łyk to zdecydowanie za mało, aby się ochłodzić, ale nie chciała wypić dużo i szybko, nie była przyzwyczajona do alkoholu, a myśl, że będzie w wannie pełnej ciepłej wody… Chyba spłonie — to… pokażesz mi, gdzie jest łazienka?
Usuńniewiemywynampowiedzcie
— Nie ośmielę się zaprzeczyć — uśmiechnęła się, zastanawiając się nad tym, co tak właściwie jadła. Cokolwiek to było, było pyszne i z chęcią dowiedziałaby się co to, aby kiedyś spróbować to odtworzyć — tak właściwie co to jest? — Zdecydowała się zadać te pytanie, chociaż trochę się obawiała, że Cillian ją wyśmieje, jeżeli okaże się, że to jakieś pospolite dla niego danie, które dla niej wydaje się być czymś niesamowitym. W zasadzie, to jakby się nad tym zastanowić to takie właśnie były pomiędzy nimi różnice. Ich światy różniły się diametralnie, to co Minnie doceniała, dla Cilliana było nieistotne. Wątpiła, aby kiedykolwiek zastanowił się nad tym jakie to ogromne szczęście, że jego lodówka była pełna. Nie potrafiła go sobie wyobrazić w sytuacji, w której nie raz już była, gdy odmawiała sobie jedzenia lub kupowała produkty z końcówka daty, bo były na promocjach i mogła dzięki temu zaoszczędzić i uzbierać na zaległy czynsz czy ratę. Teraz nie miała mieć już takich problemów, ale pewne rzeczy nie wychodziły tak szybko z przyzwyczajeń.
OdpowiedzUsuńDo tej pory przyglądała mu się, będąc pewną, że on nie widzi, że ona się patrzy. Kiedy zadał jednak swoje pytanie, nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Zamrugała, słysząc jego odpowiedz, a na brzmienie kolejnej, uśmiechnęła się kącikiem ust.
— Nie podejrzewałam, że w swojej łazience masz zamki, ale dobrze, nie zamknę ich na klucz — powiedziała, czując, jak robi jej się jeszcze bardziej gorąco. To chyba było niestosowne. Powiedzenie na głos, że nie zamknie drzwi równało się temu, że chciała, aby wszedł do pomieszczenia gdy będzie się w nim znajdować. Całkiem naga. Widząc jak oblizał wargę, mimowolnie zrobiła to samo. Musiała się opamiętać. Musiała. Ale on wcale jej w tym nie pomagał. To nic, że zwrócił jej uwagę, że za szybko pije alkohol (czego wcale nie chciała zrobić, bo zdawała sobie sprawę ze swojej słabej głowy, s nie chciała się przy nim upić), skupiła się na tym, że nazwał ją złotkiem.
Uspokój się, uspokój się — mówiła sobie w myślach – to twój szef, jutro przyniesiesz mu kawę do biura, nie możesz o nim myśleć w taki sposób, nie możesz go zapraszać do łazienki!
Kiedy szli przez penthouse i znaleźli się w sypialni, dopiero uświadomiła sobie, jak zimne i puste było te wnętrze i chociaż było bogate, tak bardzo przypomniało tą pustką jej własne mieszkanie, ba którego umeblowanie nie było jej stać. Owszem jej było malutkie, ciasne i nie robiło takiego wrażenia jak Cilliana, bo jego takie miało być, a jej wyglądało w ten sposób z musu. Dom rodzinny też był surowy, w dodatku zaniedbany. Chyba dlatego czuła się tutaj całkiem swobodnie. Surowość jej nie przytłaczała, a idealny porządek był co prawda odrobinę przerażający, ale jednocześnie był miłą odmianą. Bardzo miłą.
— Zjem, jak wyjdę — powiedziała, wracając do jego pytania. Trochę niepewnym krokiem weszła do pomieszczenia, które sprawiało, że było jej jeszcze bardziej gorąco. Łazienka była przesiąknięta jego zapachem, co powodowało, że gdy zamknęła oczy miała wrażenie, że stoi tuż za nią, chociaż wcale go nie było. Rozejrzała się dookoła. Zsunęła powoli legginsy i koronkowe majtki. W samym swetrze podeszła do wanny i odkręciła ciepłą wodę, złożyła w tym czasie legginsy i bieliznę, odkładając je na szafkę przy umywalce. Ściągnęła sweter i również odłożyła go na złożone ubrania. Spojrzała w lustrzane odbicie i zrobiła kilka kroków w tył, przyglądając się sobie w zimnym otoczeniu pomieszczenia. Dotknęła skóry przy ranie nad kolcem biodrowym i powoli przesunęła po drażliwym miejscu. Wciąż nie było w pełni zagojone.
W ogóle tutaj nie pasowała. Rozejrzała się dookoła i zastanawiała się, co się wydarzy gdy przyjdzie z tą herbatą. Po co w ogóle w to brnęła?
UsuńZerknęła na wannę, która wypełniała się wodą. Nie chciała szperać mu po szafkach, więc skorzystała z tego, co było na wierzchu jeżeli chodziło o kosmetyki. Wlała odrobinę żelu i weszła do wanny, cicho mrucząc, gdy jej ciało w jednej chwili zostało otoczone przyjemnym ciepłem. Oparła się plecami o ściankę i zamknęła oczy, całkiem zapominając o drinku. Poza tym jego picie nie miało sensu, bo i tak nie zdołałaby się nim ochłodzić. Ułożyła dłonie na swoim brzuchu i po prostu leżała, nie potrafiąc się skupić na odprężeniu, którego tak bardzo chciała, nie mając pojęcia w którym momencie zjawi się Montgomery. Przez chwilę przez jej głowę przeszła bardzo niestosowna myśl, a jedną rękę w chwil słabości drgnęła przesunąwszy się na podbrzusze, ale zdrowy rozsądek przemówił i Minnie opamiętała się, nie sięgając nią niżej.
— Odpierdala ci dziewczyno — szepnęła, zrugawszy samą siebie.
cosięwydarzyłowMontgomeryHotelszostajewMontgomeryHotels
Poczuła pewną ulgę, gdy przyznał, że sam nie wie, co takiego właściwie jadła. Kąciki jej ust nawet uniosły się odrobinę śmielej w górę. Obserwowała, jak chwycił ten sam widelec, którym jadła wcześniej i spróbował dania, o którym była mowa. Widząc jak przesuwa palcem po swojej wardze, w jednej chwili zapragnęła, aby zrobił to samo, tylko na jej ustach.
OdpowiedzUsuń— Może lepiej nie, bo pomyśli, że ci nie smakowało — powiedziała spokojnie, lekko się uśmiechając. Podejrzewał, że w kwestii bycia pracodawcą był taki sam niezależnie czy zatrudniał kogoś prywatnie, jak na przykład gosposię, czy do firmy, zapewne bywał tak samo nieprzyjemny. Wolała, aby kobieta nie stresowała się przez nią i jej pytania, nawet, jeżeli Cillian wcale nie zamierzał jej zrugać. Podejrzewała, że widząc i jakikolwiek kontakt ze strony blondyna wykraczający poza listę obowiązków czy coś w tym rodzaju był stresujący. Przynajmniej mogła tak twierdzić po własnych doświadczeniach z prezesem Montgomery’m. Z drugiej strony nie każdy był taką sierotą jaką była ona.
Oblizała wargi, skinąwszy lekko głową i wydając z siebie ciche mhm. Trochę obawiała się, dokąd mogłaby zmierzyć ta rozmowa, chociaż czym byłyby jakiekolwiek teraz wypowiedziane słowa w porównaniu do tak otwartego zaproszenia go do łazienki. Dobrze, że nie zaproponował dołączenia do kąpieli, bo jej zamroczony umysł z chęcią przytaknąłby i na taką propozycję, ujmując to jeszcze w ten sposób, jak z tą herbatą, że ona tego chce, bo właściwie to ona tego chciała. Tylko ciężko było jej się pogodzić z własnymi myślami, bo z nimi w głowie, nie poznawała samej siebie.
Odetchnęła częściowo, gdy została sama w pomieszczeniu. Mogła… A raczej powinna się uspokoić, powtórzyć sobie kilka razy, że Cillian Montgomery jest jej szefem i sam fakt, że będzie u niego nocować to dużo za dużo. Z drugiej strony to właśnie Cillian był nie tylko pierwszym mężczyzną, ale i ogólnie człowiekiem, który zareagował na przemoc jej ojca. Oszukiwałaby siebie, gdyby powiedziała, że tylko ten fakt sprawił, że nagle zaczęła zwracać na niego uwagę. Już wcześniej zdawała sobie sprawę z tego, jakim jest przystojnym mężczyzną. Przystojnym i zdecydowanie nie dla niej. Jednak dzisiejszego wieczoru… Nie była pewna czy te dziwne pragnienie się samo obudziło, czy to raczej Cillian je obudził. W każdym razie musiała w końcu przyznać, że czuła budzące się w niej pożądanie, którego nigdy wcześniej nie czuła, a na pewno nie tak intensywnie.
Leżała w wannie, panując nad swoimi poczynaniami i z (nie)cierpliwością wyczekując momentu, w którym mężczyzna przyniesie jej herbatę, chociaż tak naprawdę bardziej czekała po prostu na niego i na to, co się wydarzy niż na tę herbatę. Ona była tylko pretekstem prawda? Tylko, do czego, Minnie? Do czego była pretekstem? Czego właściwie chciałaś? To twój szef. Prezes firmy. Jesteś jego asystentką i poza tym… Co mu niby mogłaś dać?
Była dwudziestoczteroletnią kobietą, która nigdy nie przeszła dalej niż do drugiej bazy. On z kolei miał wiele kobiet. Miał doświadczenie, wiedział z pewnością, co robić i czego chce w zamian. Potrafiłaby dać mu cokolwiek z tego? Wątpiła. Pomimo tego, nie potrafiła podnieść się, wyjść z wanny, podejść do drzwi i zamknąć je. Zakluczone, jasno dałyby mu do zrozumienia, że to była tylko taka niewinna wymiana zadań. Jednak tego nie zrobiła.
Drgnęła, gdy usłyszała jego głos. Była tak pochłonięta myślami, że nie wiedziała, kiedy wszedł do łazienki. Musiał być, blisko, bo słyszała wyraźnie jego głos, a on wcale nie mówił głośniej niż normalnie. Musiała otworzyć oczy. Zrobiła to powoli. W momencie, w którym nachylał się z kubkiem.
— Dziękuję — uśmiechnęła się subtelnie, spoglądając na taflę wody i pianę, której było już zdecydowanie za mało, aby przysłaniała całe jej ciało. Poruszyła się, aby unieść się delikatnie i sięgnąć po ciepły kubek.
W ten sposób, co prawda jej ramiona, obojczyki i część dekoltu znalazły się nad wodą. Piersi nie były całkowicie widoczne, zaledwie fragment jasnej skóry, ale za to jej krocze stało się dla niego niewidoczne. Przynajmniej z jej punku położenia, bo nie była pewna jak to wyglądało z wyższej perspektywy. — Dziękuję za koszulkę — odezwała się ponownie. Oddychała głęboko, przez co jej piersi unosiły się w wodzie, z każdym oddechem odkrywając się, a wydechem ponownie zakrywając.
UsuńSłysząc jego pytanie, wstrzymała oddech. Dlaczego jego głos musiał brzmieć w taki sposób, że w jednej chwili zrobiło jej się dużo cieplej, a jej wnętrze zacisnęło się?
— A jak już znikną, podasz mi ręcznik? — Spytała, a następnie cicho odchrząknęła, bo jej glos zaczął brzmieć inaczej, jakby podniecenie, które czuła w brzuchu zaczęło rozprzestrzeniać się, a całe ciało zaczęło na nie reagować, a konkretnie zaczęło reagować na Cilliana, bo to on był zapalnikiem.
Musiała odłożyć kubek, bo ręce zaczęły jej delikatnie drżeć. Tak mocno na nią działał. I trochę się tego bała, bo nigdy wcześniej tego nie czuła. — Cillian — spojrzała w jego jasne oczy i zamilkła. Chciała coś zrobić, coś powiedzieć, ale kiedy patrzyła na niego w tej chwili, zastanawiała się tylko nad tym czy jego wargi są tak miękkie jak się wydawały. I zamiast skupić wzrok na jego oczach, przesunęła go w dół na jego usta. Wpatrując się w nie, przygryzła swoją wargę, aby przypadkiem nie poprosić go, aby ją pocałował.
kogoobchodząbąbelki
Leżała we wciąż jeszcze ciepłej wodzie, ale na jej ciele zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Zwłaszcza po słowach, które cicho wypowiedział, ale które Minnie zdołała usłyszeć. Jej wnętrze ponownie się zacisnęło, nad czym nie potrafiła zapanować. Jego niski głos działał na nią niemal oszałamiająco. Próbowała ocenić, gdzie konkretnie teraz zerkał, zastanawiając się nad tym czy powinna mu to ułatwić, czy wręcz przeciwnie, utrudnić. Sens jego słów dotarł do niej z opóźnieniem. Czy on właśnie sugerował, że… Czuła, jak jej twarz się czerwieni.
OdpowiedzUsuńNie była pewna kogo bardziej testowała w całej tej sytuacji. Siebie czy jego? Jak daleko była w stanie zabrnąć? Czego właściwie chciała?
Jego wzrok jej nie przeszkadzał. Był dość śmiały, nawet bardzo, ale… Cillian Montgomery spoglądał na nią tak, jakby miał ochotę ją zjeść i może nie powinna być z tego zadowolona (bo przecież miała świadomość, że przez te łazienkę prawdopodobnie przewinęło się więcej kobiet niż ona miała znajomych, ale z drugiej strony mógł mieć każdą. Każdą! A patrzył w tej chwili na nią!), a jednak była.
— To… nad wyraz szlachetne — stwierdziła, odzywając się cicho i podążając wzrokiem powoli przez jego sylwetkę, a kiedy ruszył w jej stronę, kolejny raz wstrzymała oddech, czując jak przez jej ciało przechodzi dreszcz.
Musiała rozchylić wargi, aby ułatwić sobie oddychanie, gdy znalazł się tak blisko. Patrzyła wprost na jego usta, gdy je oblizywał. Obserwowała go w tej chwili z największą uwagą, szukając w sobie granic, których powinna się trzymać. Sunęła wzrokiem za jego dłonią, spoglądając na pianę, która się przesuwała pod wpływem jego ruchów w wodzie. Trochę się spieszyła, gdy mógł zobaczyć odrobinę za dużo. Skupiła tak jak on, spojrzenie na jego dłoni, która cofnął z wody. Zastanawiając się nad odpowiedzią.
Czego chcesz, Minnie? Bardzo dużo chciała, ale podskórnie czuła, że to nie będzie właściwe. Bo czy cokolwiek było właściwe jeżeli był jej pracodawcą? Tylko czy biorąc pod uwagę złożoną przez niego obietnice w samochodzie, i to co przez nią rozumiała Minnie, to co potencjalnie miało się teraz wydarzyć naprawdę było niewłaściwe? Cała ta noc była… czymś co nie powinno się nigdy wydarzyć i w zasadzie, skoro żadne z nich nikomu o tym nie powie to… to to się nigdy nie wydarzy. Będzie ich tajemnicą, a… a może będzie jej w końcu łatwiej z innymi ludźmi? Może przestanie myśleć o sobie jak o nikim, skoro spędzi noc z Cillianem Montogmery’m, wielkim prezesem MI. Nikt nie będzie musiał wiedzieć, wystarczy, że ona będzie wiedziała…
— Chciałabym… — zaczęła, zastanawiając się nad tym, czego właściwie chciała — twoje usta… ch-chciałabym się przekonać jak smakują — szepnęła cicho. Chciała więcej, znacznie więcej, ale nie potrafiła ubrać tego w słowa. Oddychała głęboko i powoli. Nie powinna była tego mówić. Nie powinna była wsiąść do jego samochodu, rozmawiać z nim o swoim życiu, pozwolić na złożone obietnice, na zasianie tego ziarenka, które miało zakwitnąć i sprawić, że odważy się dokonać zemsty na tatusiu, z nim. Bo obiecał. Ale wszystko to zrobiła, a teraz pozwalała, aby oglądał ją nagą, przekraczając wszystkie granice przyzwoitości. Swojej, bo podejrzewała, że dla niego nie było to nic nadzwyczajnego. Nie była pierwszą, nie była ostatnią. Jedną z wielu, nic nieznaczącą i to jej odpowiadało i właśnie tego nie potrafiła zrozumieć i to ją najbardziej w tym wszystkim przerażało.
cośztychbąbelkówbędzie
alboniebędzie
Musiała delikatnie rozchylić wargi, aby łatwiej jej się oddychało. W momencie, w którym znajdował się tak blisko, a ona odważyła się powiedzieć o tym, czego by chciała… Czuła, że jej serce przyspieszyło tak samo jak oddech. W dodatku cały czas było jej gorąco, i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to uczucie wzrastało, zamiast w końcu się zatrzymać? Słuchała jego słów, a kiedy powtórzył jej prośbę, westchnęła cicho czując narastające napięcie. Może za dużo sobie wyobrażała? Może zamierzał ją zaraz oblać zimną wodą i dać do zrozumienia, że właśnie, kolejny raz się przed nim wygłupiła? A później odezwał się kolejny raz i nie miała już wątpliwości, ze się wygłupiła. Tylko, dlaczego w takim razie wciąż się w nią wpatrywał? Dlaczego obniżał się do jej poziomu, dlaczego oblizywał wargi, dlaczego w ogóle wciąż znajdował się w tym pomieszczeniu i… I robił to wszystko? Zacisnęła delikatnie wargi, nie mając pojęcia, co w takiej sytuacji ma zrobić, jak się zachować. Dlaczego jej dotykał, a ona nawet nie drgnęła? Czy właśnie nie powiedział, że nie zamierza jej całować? Nie rozumiała, dlaczego jego dłoń wciąż jej dotykała?
OdpowiedzUsuńZamrugała, gdy znalazł się tak blisko. Przyjemny dreszcz przeszedł po jej ciele powodując, że włoski stanęły jej dęba, gdy poczuła na swojej twarzy jego ciepły oddech, pachnący whisky, którą wcześniej wypił. Przełknęła ślinę, chcąc odnaleźć słowa, które mogłaby w tej chwili wypowiedzieć, ale w tej samej chwili on powiedział, coś, co całkowicie wprowadziło ją w oszołomienie i niemal w tej samej chwili poczuła, jak rozchyla przed nim wargi, pozwalając mu na pocałunek, którego w ostatecznym rozrachunku się nie spodziewała i który sprawił, że zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco. Po chwili dotarło do niej, że jego dłoń zsunęła się niżej z jej dekoltu, a ona… Ona nie potrafiła go przed tym powstrzymać, zamiast tego jęknęła cicho wprost w jego usta, gdy ścisnął stwardniały sutek, a do niej dotarło, że delikatny ból zadany przez Cilliana nie sprawiał dyskomfortu. Nie czuła się źle, tak jak wtedy, gdy czuła na swoim biuście ręce chłopaka z liceum. Wręcz przeciwnie. Kolejny raz poczuła gęsią skórkę na swoim ciele.
Gdy się odsunął, rozchyliła wargi oddychając głęboko. Jej piersi ponownie zaczęły falować wraz z wdechami i wydechami, a jego dłoń, nadal znajdowała się na jednej z nich.
— Czego chcę? — Wyszeptała cicho. Zmusiła się do odwrócenia wzroku od jego twarzy, czując jak czerwieni się jeszcze bardziej, gdy zdała sobie sprawę z tego, czego chciała. Nie powinna chcieć, aby jej dotykał. Nie powinna mówić, że pragnie, aby zrobił z nią cokolwiek sam zechce. Nie powinna… Zacisnęła mocno wargi, oddychając przez nos i zastanawiając się nad tym, co mogła mu powiedzieć, a raczej, co powinna… — Nie wiem — wyszeptała, wracając spojrzeniem do jego oczu. Czuła, że zaraz cała spłonie od panującej między nimi atmosfery, ale również wstydu, który również czuła w tej chwili. Co on w sobie miał, że pozwala mu, nie, że chce, aby ją całował, że pragnie jego spojrzenia sunącego po jej ciele, dlaczego… Dlaczego za każdym razem chciał, aby to z jej ust padały wszystkie słowa sprawiające, że znajdowali się w tym miejscu, w tej sytuacji… — Cillian… — odchrząknęła cicho, mając wrażenie, że jej policzki są już całkowicie czerwone. Policzki? Cała twarz. — Nie wiem, co o mnie myślisz, ale ja jeszcze nigdy… — wzięła głęboki oddech. Nie, nie mogła mu powiedzieć teraz, że będzie jej pierwszym. Wyśmiałby ją. Nazwałby kłamczuchą, bo przecież jej ojciec mówił coś innego — nie czułam się tak jak teraz — dokończyła, oddychając głęboko. Problem polegał na tym, że Minnie nie potrafiła ubrać w słowa tego, czego chciała, czego mogłaby od niego chcieć — a czego ty byś chciał? — Spytała, przygryzając wargę. Liczyła, że w ten sposób będzie jej łatwiej odnaleźć się w sytuacji, z którą sobie obecnie nie radziła tak, jakby chciała.
nietakmiałobyć
Miała obojętny stosunek do dzisiejszej uroczystości, cieszyła się jednak, że matka w końcu skupi się całkowicie na mężu i dzięki temu przymknie oko na jej wybryki, miała dość jej ciągłych gróźb i narzekań, że ta psuje dobre imię jej rodziny i zachowuje się ‘zbyt amerykańsko’. Nie lubiła siedzieć w kącie niczym cicha myszka, nie zamierzała też nigdy chować głowy w piasek i uciekać przed reporterami, przez co często zdarzało jej się lądować na pierwszych stronach gazet i być główną bohaterką głośnego skandalu. Nie przepadała za zbyt dużym tłokiem na parkiecie, poza tym wciąż podczas zbyt dużego hałasu jej zespół stresu pourazowego lubił dawać o sobie znać, skinieniem głowy pozdrowiła więc matkę i skierowała się w stronę wyjścia. Chłodne powietrze przyjemnie mierzwiło jej policzki, a panująca wokół aura sprawiała, że mogła poczuć wewnętrzny spokój i rozkoszować się uroczym pięknem pulsujących wokół światełek.
OdpowiedzUsuń- Słucham? – poderwała się, słysząc męski głos, który wyrwał ją z zamyślenia – Przestraszyłeś mnie - mruknęła, otulając ramiona płaszczem i opierając się o balustradę – Bądź grzeczna i nie próbuj mnie wkurwiać – prychnęła, przedrzeźniając go i kręcąc przy tym z zażenowaniem głową- Kim ty niby jesteś, żeby mi rozkazywać? Nie jestem twoją poddaną, ani twoją córką, żebyś mógł mną sterować i czegokolwiek ode mnie wymagać – dodała, wciąż poirytowana jego słowami. Dużo przeszła, kiedy mieszkała jeszcze Syrii, miała więc odwagę, aby głośno mówić co czuje i myśli, zwłaszcza, że długo walczyła o swoją wolność i o to, aby całkowicie odciąć się od norm kulturowych miejsca z którego pochodziła.
- Jeśli liczyłeś na to, że będę stała w kącie i przestraszona czekała na rozkazy wielkiego króla Cilliana, to przykro, ale trafiłeś pod zły adres słonko – wymusiła słodki, teatralnie przerysowany uśmiech i zanim cokolwiek odpowiedział, wyciągnęła z jego dłoni szklankę z trunki, który sączył, opróżniając ją do dna – A teraz możesz przynieść mi kolejnego drinka i zacząć naszą znajomość tak, jak powinieneś zrobić to od początku – mrugnęła do niego, odstawiając szklankę na stojący w rogu stolik i kierując swoje kroki do środka budynku.
siostrzyczka
Dotyk Cilliana był zupełnie nowym doświadczeniem, pomimo braku szczególnej delikatności był miły. Zupełnie różny od tego, co znała do tej pory. Ciało Minnie nosiło ślady dokonanych zbrodni, które chociaż już dawno się zagoiły, wciąż dawały o sobie znać. Nie były też widoczne od razu. Tatuś zdawał się pamiętać własne słowa za każdym razem, gdy dokonywał wymyślonej przez siebie kary. Jesteś piękna, Minnie, aż ciężko uwierzyć, że wyszłaś z łona swej matki. Twoja twarz sprawia, że nie mogę cię oszpecić, cukiereczku. I nie szpecił. Nie w miejscach, które były łatwo dostępne.
OdpowiedzUsuńPrzymknęła powieki, gdy pocałunek się przeciągał, jednak dłonie brunetki nie drgnęły. Ona cała, jakby bała się cokolwiek zrobić, nie wiedząc, jak ma się zachować. Oczywiście, że wiedziała czym jest seks, nie wychowywała się ukryta przed światem, poza tym miała dwadzieścia cztery lata i seks był wszędzie. Jednak nie miała pojęcia, czy potrafi się w odpowiedni sposób zachować. Wiedza a doświadczenie to były dwie różne sprawy i Moore czuła narastającą w sobie panikę. Jeżeli się ośmieszy? Była pewna, że zauważy jej nieporadne ruchy, jej brak umiejętności. Zwłaszcza, że on sam miał przecież duże doświadczenie. Nie tylko ze względu na różnice wieku, ale przede wszystkim przez ilość partnerek. Może i zapewniał ją, że pomiędzy nim a tamtą nastolatką do niczego nie doszło, ale wiedziała, że spotykał się również z innymi. I na pewno wówczas nie trzymał rąk przy sobie. Właśnie dlatego jest dobrym kandydatem, na rozpoczęcie nowego etapu, Mims, powtarzała sobie. Nie chciała związku czy uczuć. Chciała mieć to za sobą. Cillian Montgomery nadawał się więc idealnie.
Nie miała pewności czy to fizycznie było możliwe, ale odniosła wrażenie, że zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco, po usłyszeniu jego słów.
Chciał jej.
A ona nie potrafiła skupić się na niczym innym, poza ciągle trwającą pieszczotą. A wypowiadane słowa również traktowała w ten sposób, bo niemal czuła na swoich ustach jego wargi, gdy wypowiadał kolejne wyrazy. Zmarszczyła lekko brwi, gdy zabrał rękę z jej piersi, a gdy uchwycił zębami jej wargę, dotarł do niej sens wcześniej padających słów.
— Acha… Okej — wydusiła, a raczej westchnęła niemal prosto w jego usta, oblizując swoje, gdy tylko Cillian się od nich odsunął. Czuła, jak serce w jej piersi bije tak mocno, jakby chciało się z niej wyrwać. Wzięła głęboki oddech, obserwując jak mężczyzna się rozbiera. Musiała się trochę uspokoić, ale widok, który miała przed sobą i od którego nie mogła oderwać spojrzenia, niczego jej nie ułatwiał. Podążyła powoli oczyma za jego dłońmi, gdy sięgał rozporka, a gdy stanął przed nią całkiem nagi, zagryzła wargę tak mocno, że poczuła w ustach metaliczny smak i chociaż powtarzała sobie, że powinna przestać się gapić, wręcz nie mogła oderwać wzroku od jego sterczącego penisa, zastanawiając się jakim, kurwa, cudem, miał się niby w niej zmieścić.
Skupiła się na nim jako osobie, a nie na jego członku, kiedy wszedł do wanny tak, jakby wcale nie robili tego po raz pierwszy (bo on pewnie nie robił tego po raz pierwszy, ale dla niej w zasadzie odkąd dotknął jej piersi zapowiadało się, że wszystko będzie jej pierwszym razem). Nie oponowała, gdy rozsunął jej nogi. Myśli krążyły tak chaotycznie w jej głowie, że chyba zrobiłaby w tej chwili wszystko, czego tylko chciał, marząc o tym by wyglądać przy tym tak pewnie, jak on. Ale nie była nim, wszystko było dla niej nowe, wiec kiedy wyciągnął do niej dłonie, wpatrywała się w nie odrobinę oszołomiona i dopiero wtedy, kiedy się odezwał, skinęła lekko głową. Nim cokolwiek zrobiła, on zdążył dotknąć jej uda, a jej wnętrze kolejny raz zacisnęło się. Rozchyliła wargi, biorąc głęboki oddech i starając się zachować spokój. Chwyciła jego dłonie i delikatnie się na nim wspierając zmieniła pozycję. Gdy siadając otarła się o niego, oblizała wargi, powstrzymując kolejne westchnienie, które chciało się wyrwać z jej gardła.
Usuń— Jak rozumiem — zaczęła powoli, siląc się z całych sił aby jej głos nie drżał — dzisiaj jesteś swoją najlepszą, gościnną wersją — ułożyła dłonie na jego umięśnionych barkach i powoli sunęła po nich, trochę onieśmielona tym, jak blisko siebie się znajdowali — mogę się spodziewać, że złamiesz jeszcze kilka swoich zasad — nie pytała. Stwierdzała fakt, nie przestając gładzić jego mięśni. Ośmieliła się nawet zbliżyć do jego ust, chociaż nie mogła zrobić tego tak, jak on, że ich usta niemal się stykały. Trochę tak, jakby bała się, że to on może łamać zasady, a nie ona. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się delikatnie kącikami ust — czego więc jeszcze nie robisz, z reguły? — Spytała, spoglądając w jego jasne oczy.
tosięjeszczeokaże
Oddychała głęboko, spoglądając na mężczyznę. Wodziła powoli wzrokiem po jego twarzy, wpatrując się dłużej w jego oczy i próbując z nich coś odczytać. Znała powiedzenie, które mówiło o tym, że z oczu dało się wszystko wyczytać. Jednak te należące do Cilliana zdawały się nie mówić niczego więcej o tym człowieku, poza tym, co oczywiste. Na co dzień były zimne, wręcz lodowate, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Teraz… Miała wrażenie, że wcale dużo się nie zmieniły. Owszem, miała wrażenie, że bardziej się błyszczą niż w innych sytuacjach, ale to nadal były oczy Cilliana Montgomery’ego, z których człowiek nie był w stanie dowiedzieć się nic poza tym, co oczywiste. I trochę ją to przerażało, bo miała świadomość, że jej oczy mówiły dużo więcej niż chciała.
OdpowiedzUsuńPrzez jej ciało przeszedł kolejny dreszcz, gdy sunął dłońmi po jej nagich nogach. Jednocześnie doszła do wniosku, że mogłaby się przyzwyczaić do nich, bo były przyjemne. Zupełnie inne od tych, które znała do tej pory. Rozchyliła wargi, gdy zmienił odrobinę jej pozycję. Słuchała tego, co mówił, a kącik jej ust delikatnie drżał.
Przełknęła ślinę, starając się nad sobą panować, jednak to, co właśnie z nią robił było niesamowicie przyjemne i chociaż starała nie dać tego po sobie poznać, była pewna, że jej mina i wzrok sprawiały, że dało się czytać z niej, jak z otwartej księgi.
— To wszystko już wiem… — zauważyła — a pytałam… o coś innego… — westchnęła, gdy jego ruchy przyspieszyły, a ona czuła jak w jej podbrzuszu pojawiają się przyjemne skurcze, nad którymi nie była w stanie w żaden sposób zapanować. Zamruczała cicho, gdy poczuła chłód otaczający jej sutek. Zagryzła wargę, delikatnie poruszając biodrami. Odchyliła głowę do tyłu, nie przejmując się tym, że zmokną jej włosy, gdy zaczął pieścić ustami jej drugą pierś. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek jakakolwiek forma bólu, sprawi jej przyjemność, nawet tak delikatna. Rozchyliła wargi, gdy nie przestawał, a jej oddech znacząco przyspieszył. Czuła, jak przyjemne ciepło kumuluje się w jej podbrzuszu, czego jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła i czekała… Czekała na wszystko, co miało być dalej. — Pytałam… jakie… jeszcze… złamiesz… zasady… — wydyszała ciężko, prostując głowę, a nawet delikatnie schylając ją w dół, aby na niego zerknąć. Jednak jego twarz znajdowała się przy jej piersi. Wplotła palce jednej dłoni w przydługawe kosmyki i zacisnęła na nich palce, oddychając głęboko.
Jeżeli już teraz było jej tak przyjemnie, z jednej strony nie mogła się doczekać, aż przejdą do sypialni, jak wspominał wcześniej Cillian, ale z drugiej strony bała się tego momentu i… Zastanawiała się, czy był w stanie poczuć, że wciąż nie została pozbawiona dziewictwa? Oblizała wargi, tocząc w sobie walkę: powiedzieć mu czy nie powiedzieć.
powiedzcienamcośnowego
Minnie nie potrafiła zrozumieć, jak doszło do sytuacji, w której właśnie się znajdowała. W końcu przez całe życie po prostu unikała mężczyzn. Ostatnią bliższą relację z osobnikiem płci przeciwnej miała jeszcze w liceum, więc… Minęło całkiem sporo czasu od momentu, w którym się całowała. Do tej pory rozważnie myślała o sobie w towarzystwie mężczyzn. A raczej nie myślała, bo nie miała takich potrzeb. Zdarzyło jej się kilkakrotnie dotykać się, ale nigdy nie używała niczego więcej, a sama nie potrafiła się doprowadzić do orgazmów, po prostu… Czasami miała wrażenie, że być może jest po prostu aseksualna. W końcu istnieli ludzie, którzy nie potrzebowali seksu, nie odczuwali tych potrzeb i Minnie Moore była pewna, rano dałaby sobie odciąć rękę za to, że ona też tego nie czuje.
OdpowiedzUsuńTeraz… Teraz byłaby bez ręki i dobitnie czuła, że ona również potrzebuje seksu. Bała się, bo nie miała pojęcia, czego ma się spodziewać i chyba… Chyba na to nie dało się w żaden sposób przygotować. Zwłaszcza, że wychodząc z domu wcale nie planowała, że tej nocy w końcu odbędzie się jej pierwszy raz, że dowie się jak to jest… I to w dodatku z własnym szefem.
Gdyby tylko nie była zamroczona pożądaniem, wiedziałaby, jak bardzo to było złe.
Jęknęła cicho, gdy docisnął ją mocniej do siebie, a później… Później nie wiedziała, na czym ma się skupić. Doznania były tak intensywne i dobiegały do niej z różnych miejsc jej ciała, że nie potrafiła się w tym odnaleźć. A może na tym polegał jej problem? Że próbowała się odnaleźć, może… Może powinna pozwolić na to, aby dała się porwać chwili? Zatracić się w niej.
— Mhm — wydała z siebie na jego odpowiedź, a po chwili zagryzła mocno wargę, kolejny raz czując posmak krwi w ustach. Miała ochotę głośno jęknąć, gdy mocno go poczuła. Za każdym razem, gdy znajdował się blisko jej wejścia, jej wnętrze zaciskało się puste, a ona miała ochotę zaskamleć i poprosić, aby w końcu pokazał jej więcej. Ale wstydziła się. Wstydziła się, że będzie brzmieć jak z taniego pornosa, że jej dźwięki będą sztuczne i to wcale mu się nie spodoba, a z jakiegoś powodu chciała, aby mu się podobało. Żeby nie wpisał jej na listę najgorszych dziewczyn, z jakimi się pieprzył. A później wpił się w jej usta. Gdy jednocześnie poczuła smak jego warg, dość bolesną ale jednocześnie przyjemną pieszczotę piersi i jego penisa, o którego ocierała się łechtaczką, nie wytrzymała. Miała wrażenie, że krew w jej żyłach zawrzała, a całe ciepło kierowało się w jej podbrzusze i po kilku sekundach jej ciało wygięło się w łuk, odchyliła głowę do tyłu, jednocześnie ponownie ciągnąc Cilliana za jasne kosmyki i odsuwając go od siebie. Jęknęła. Głośno i przeciągle, a tuż po chwili wyprostowała się i odnalazła błyszczącymi oczami jego spojrzenie.
— Jezu, to… to było… — wyszeptała, z trudem biorąc oddech. Wplotła obie dłonie w jego włosy i naparła na jego wargi swoimi ustami, nie przejmując się, że tym razem to ona inicjuje pocałunek. Oderwała się od jego ust, gdy zabrakło jej tchu, jednak nie odsunęła się od jego twarzy — łamię je wszystkie — wyszeptała, czując palące rumieńce na twarzy — i chcę więcej — dodała, oddychając ciężko przez rozchylone wargi i ponownie złożyła na jego ustach pocałunek, mrucząc przy tym cicho.
cotylkochcecie😈
Dużo łatwiej było jej się skupić na przyjemności z zamkniętymi oczami, dlatego gdy przez jej ciało przeszedł orgazm, zacisnęła powieki, dzięki czemu poczuła się nieco pewniej siebie i pozwoliła sobie również na głośny jęk. Minnie nie należała do tych pewnych siebie kobiet, które doskonale zdawały sobie sprawę ze swojej seksualności, wiedziały, czego chciały, wiedziały jak to dostać i w jaki sposób okręcić sobie mężczyznę wokół palca.
OdpowiedzUsuńJej wygląd był złudny, bo sprawiał wręcz odwrotne wrażenie. Wyprostowana sylwetka, elegancki i nienaganny wygląd mógł powodować, że była odbierana inaczej. Do momentu, w którym zaczynała się odzywać, bo wówczas wypływała na powierzchnię jej niepewność.
Niepewność, która jeszcze tej nocy miała dać o sobie znać. Nie wybiegajmy jednak za daleko w przyszłość.
Ponownie na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy mówił do niej w ten sposób. Używając tego tonu i zwracając się do niej czułymi słówkami. Nie musiał przecież tego robić, nie była jego skarbem ani złotkiem, była… Nikim. Z czego doskonale sobie zdawała sprawę, ale musiała przyznać, że gdy mówił tak do niej, miała ochotę dać mu więcej.
— Cudowne — szepnęła, oddychając płytko. Tak właśnie się czuła. Cudownie. Nie spodziewała się, że osiągnięcie orgazmu wiąże się z tak przyjemnym uczuciem i potrafiła teraz zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo lubią seks. Chociaż ona wciąż tak naprawdę nie miała pierwszego razu za sobą, a już doszła do wniosku, że jej się podobało. Czy to oznaczało, że najlepsze wciąż było przed nią? Zagryzła wargę słysząc jego pytanie. W zasadzie to jedno i drugie, Cilly, ale przecież tego powiedzieć nie mogła, bo z jakiegoś powodu strasznie się wstydziła przyznać przed nim, że właśnie stał się mężczyzną, który po raz pierwszy doprowadził ją do orgazmu, któremu w ogóle na to pozwoliła. — Właściwie… Czy istnieją jakiekolwiek zasady, skoro przecież nic się nie dzieje, prawda? Mnie tu wcale nie ma — wyszeptała, oddychając głęboko. Tak, zdecydowała się na bardzo pokrętną odpowiedź na jego pytanie, ale czy taka nie była dużo lepsza? I prawdziwsza? Przecież cokolwiek się do tej pory wydarzyło i co jeszcze się wydarzy… Nikt o tym nie miał się nigdy dowiedzieć.
Kiedy ją chwycił i zaczął się podnosić, objęła rękoma jego kark, a nogi splotła wokół jego bioder i westchnęła cicho, wprost do jego ucha, gdy otarła się o niego swoją mokrą kobiecością. Pozostawił za nimi mokre ślady na podłodze, a kiedy rzucił nią na łóżko, pościel od razu zaczęła wsiąkać wodę z jej ciała i włosów. Minnie nie spodziewała się, że dosłownie opadnie na jego łóżko i że tuż po chwili tak gwałtownie ją przyciągnie, ale gdy obchodził się z nią tak stanowczo, na powrót czuła, że pożądanie w niej powoli wzrasta, a raczej nie zdążyło opuścić jej ciała.
— Chcę — wyszeptała cicho. Była tego pewna, chciała. Bała się, ale chciała. Poruszyła się delikatnie, niespokojnie na łóżku, gdy tak na nią po prostu patrzył. Czuła się… niepewnie, gdy nic nie robił. Uniosła głowę, aby zerknąć na niego w momencie, gdy uklęknął. Rozchyliła wargi i wzięła głęboki oddech, gdy poczuła jak wsuwa w nią palec. Jego pytanie ją speszyło, przez co poruszyła się i zacisnęła mięśnie, pierwszy raz czując kogoś w sobie.
Gdy dołożył drugi palec, jęknęła, a po chwili ponownie wydała z siebie dźwięk, gdy przyspieszył. Jak miała się rozluźnić, jeżeli myślała tylko o tym, że już czuje wyraźnie jego palce, a co dopiero, gdy postanowi w nią wejść. Zamknęła jednak oczy i starała się wykonać jego polecenie, co nie okazało się trudne, gdy zaczął pieścić ją językiem jej biodra same odnalazły rytm. Jego ruchy były tak perfekcyjne, tak dobrze wiedział, co musi z nią zrobić, że to wydawało się wręcz nierealne.
Usuń— Chyba… Chyba… zaraz… — wydyszała, gdy nie zaprzestawał swoich poczynań. Zacisnęła się mocno na jego palcach — o… o kurwa — wyszeptała, czując jak ponownie zalewa ją fala przyjemności — nie przestawaj… albo… przestań… nie… Boże, Cillian! — Krzyknęła, podpierając się na łokciach i spoglądając na blond czuprynę wystającą spomiędzy jej nóg, miała tak ogromną ochotę przytrzymać go przy sobie, a jednocześnie odepchnąć…
nawetniemusicieprosić 😈
Wpadła do biurowca MI z rozpiętą połowicznie kurtką, przetrąconą czapką do tego stopnia, że częściowo nachodziła jej na oczy, ale nie osłaniała wcale lewego ucha i szalikiem niedbale tylko zarzuconym, więc jego długie końce plątały jej się pod nogami i na przejściu przez bramki, o mało co nie wywinęła przez to orła. Oddech miała przyspieszony i nierówny, a jasne, zwykle spokojne i łagodne spojrzenie w tym momencie wręcz płonęło. Emily była niezwykle dobroduszną osobą, pogodną, pomocna, lojalną i w gruncie rzeczy z niewinnym wyglądem mogłaby uchodzić za dużo młodszą, a na pewno dużo słodszą dziewczynę, niż była w rzeczywistości. Bo nie każda kobieta w jej wieku, a nawet wiele starszych, nie przeszła tego, co przejść musiała ona, więc w konsekwencji miała miękkie serce, ale twardą dupę. Cóż, tego do końca też zwykle nie było widać, bo miała również wiele traum i ciężkich przeżyć, więc była cicha i wycofana, ale dzisiaj umiała o siebie zadbać dużo lepiej niż starała się o to jej matka.
OdpowiedzUsuńCzas dorastania wymazała z pamięci. Gdy odwiedził ją w mieszkaniu rodziny zastępczej ponad dwadzieścia lat temu pewien bardzo dystyngowany mężczyzna i kazał spier... zniknąć, jej bunt, sprzeciw i złość, a nawet rozpacz nic nie znaczyły. Liczyła się kasa, którą sypnął, a już następnego dnia jej matka (ceniąca głównie to co budziło szum w głowie i comiesięczne zasiłki za opiekę z socjala) kupowała walizki, aby się z nią wynieść. Tylko z nią, bez ojca, przemocowego patusa i brata, który miał jeszcze bardziej przerąbane niż ona, bo jego więcej bili, bardziej się na nim wyżywali i w ogóle... doświadczał więcej. Nie chciała o tym pamiętać- o domu w którym zawsze było duszno, o brudnej łazience, pustej lodówce i o tym, że jako jedenastolatka pierwszy raz zaczęła podkradać słodycze z kiosków, gdy była już tak głodna przeraźliwie, że nie wiedziała co robić z sobą. O szkole, gdzie była pośmiewiskiem i łatwym celem dla starszych i okrutnych, bezlitosnych dzieciaków. Nie chciała pamiętać też o jasnowłosym chłopcu, przy którym czuła się najlepiej w swoim życiu gdy tylko był obok, bo to przez niego musiała uciekać. I to że przez niego samego musiała go zostawić, przez to kim był bolało ją najbardziej, bo w gruncie rzeczy nie chciała... Nie chciała go zostawiać, nie chciała nawet o nim zapomnieć, ale tak było lepiej. Nie dla niego zapewne, podejrzewała, że jej zniknięcie również go zabolało, ale dla niej. Musiała zacząć życie od nowa, musiała więc porzucić bagaż przeszłości, a jako dojrzewająca nastolatka o płochliwym sercu, niestety podatna na wpływy (wtedy bardziej) szybko wdrożyła się w nowy rytm, poznała nowych ludzi, zaakceptowała fakt, że NY został jej zakazany i... lata same poleciały.
Ostatniej jesieni wróciła do NY. Nie powinna, możliwe że dawne groźby wciąż były aktualne, ale skoro minęło tyle lat, jej matka zmarła z przepicia kilka lat temu i kilka lat wcześniej również przestały do nich docierać przelewy od pewnego dystyngowanego mężczyzny, a ona się usamodzielniła i nawet radziła sobie świetnie, stwierdziła, że skoro w Mieście Aniołów nic jej nie trzyma, a ma większe ambicje, spróbuje szczęścia w Wielkim Jabłku. Spróbowała i szybko osiagnęła sukces, choć nie obyło się bez trudnych decyzji i ciężkich tygodni. Dzisiaj jednak nie bała się ryzyka i przekonała się, że może żyć w mieście, z którego ją wykopano jak śmiecia. To przyniosło ulgę i napawało ją dumą, choć... gdy wracała wieczorami do domu niemal biegła, rozglądając się wokół wystraszona. Jednak głebokie traumy, powtarzające się koszmary i strach, wciąż z nią były. Od tego nie umiała uciec.
Jej firma obsługiwała wielkie korporacje, prywatne wille, również restauracje, a nawet galerię sztuki. Emily od dwóch miesięcy podwoiła listę klientów i potroiła zatrudnienie, a wszystko dzięki temu, że przed samym przyjazdem wiele tygodni rozsyłała propozycję współpracy i ogłoszenia o swojej działalności. Miałą ręce pełne roboty i to praca zajmowała jej głowę, co było dla niej niezwykle korzystne bo gdy miała zbyt dużo wolnego czasu, zaszywała się w domu z winem i... wracała do wspomnień, które dawno temu powinno wyblaknąć i wytrzeć się w jej głowie. Niektóre jednak nie chciały. Jak dwoje jasnych oczu okalanych złotą grzywką. Co ciekawe, nigdy nie umawiała się z blondynami, to była jej zasada numer jeden - precz z jasnymi oczami i złotą czupryną; ale czemu taką wyznawała... Cóż, wyjaśnienie było w tym, czego nie chciała pamiętać. Więc nie pamiętała też tego.
UsuńWjechała na piętro, na którym powinien znajdować się stołek prezesa i skierowała się przez open space korytarzem prosto do drzwi oznaczonych tabliczką z nazwiskiem i tytułem najważniejszego człowieka tego budynku. Pierwsze czerwona lampka zapaliła jej się już przy podpisywaniu umowy kilka miesięcy temu, gdy okazało się, że nazwisko na papierze brzmi znajomo, ale nie była pewna w którym to kościele tak mocno bije dzwon schowany głęboko w jej podświadomości. Druga lampka zapaliła się kilka tygodni temu, gdy jedna z pracownic obsługująca ten biurowiec wspomniała, że porywczy mężczyzna kazał usunąć wszystkie kwiaty jakie posadzili na piętrach najbliżej od wind w częściach wspólnych budynku, bo ich zapach jest zbyt intensywny, a potem sam to wykonał rękami swoich ochroniarzy i tym sposobem doprowadził do wielkich strat dla Bloomme. Dzisiaj jednak miarka się przebrała, gdy księgowa, która od dłuższego czasu próbowała wspomnieć o pewnym istotnym fakcie założycielce firmy, przełamała swoją nieśmiałość jeszcze większą niż ta Emily i wysłała jej smsa z informacja, że IM nie płaci. NIE PŁACI od połowy okresu, jak świadczą im usługi, zajmując się kwiatami w kilkunastu piętrowym wielgachnym, olbrzymim, niewyobrażalnie potężnym biurowcu! Na dodatek takim, który ma cztery stołówki imponujące jak niejedna samodzielna kawiarnia czy restauracja. Który ma dwa tarasy - nie trzeba chyba wspominać, że zazielenione? Który również na parkingu naziemnym zamiast zwykłego trawnika, ma zasadzone na życzenie ozdobne krzewy. Który przyprawił Emily tyle bólu głowy, że musiała prosić dwa razy o przedłużenie recepty na tabletki przeciw migrenie, bo był to największy projekt jakiego się podjęła w życiu, a robiła ich mnóstwo na stażach, praktykach, już właściwie od liceum, a później na szkoleniach, studium, kursach i wszędzie, gdzie miała tylko okazję. Miarka się przebrała i dzisiaj, gdy tylko upewniła się, że księgowa nie zwariowała, wsiadła w taksówkę tak jak stała (czyli w luźnych jeansach i wyciągniętej bluzie z plamą po ketchupie na brzuchu) i wybiegła z swojej kuchni, wściekła ściskając w dłoni swój telefon ( winowajcę wszystkiego przez tego przeklętego smsa), aż zbielały jej knykcie prawej dłoni. Trzecia lampka jeszcze się nie zapaliła, ale miało minąć zaledwie kilka minut, a Emily miała pożałować wszystkich decyzji, wyborów i kroków, jakich dokonało w ciągu ostatnich miesięcy.
- Nie! - oznajmiła twardo do asystentki, która siedziała za biurkiem tuż obok wejścia do gabinetu prezesa i nie tylko słowem, ale gwałtownym uniesieniem dłoni, nakazała jej pozostać w miejscu i dla własnego dobra, nie powstrzymywać blondynki przed tym, co ma zamiar zrobić. Nic to, że biedne dziewczę już się poderwało i gotowe było za nią biec, Emily była w takim szale, że jej codzienne opanowanie, łagodność i spokój były dawno zapomnianą legendą.
Wparowała do gabinetu jak burza, oddychała głęboko z poczerwieniałą od emocji twarzą i śmiało, z złością wbijając pięty przy każdym kroku, skierowała się wprost do biurka CEO. Zatrzymała się niemal wchodząc na blat i położywszy dłonie na ciemnym drewnie, pochyliła się mocno w kierunku mężczyzny. Jego aparycja, spojrzenie, postawa i panujący wewnątrz spokój obudziły dzwonienie w uszach kobiety, coś przywoływały, ale nie była w stanie teraz o tym myśleć. Nie po to tu przyszła, aby sobie popatrzeć na ładnego pana i poświęcać wolny dzień na rozwikłanie tajemnic własnego popieprzonego umysłu.
Usuń- W tym momencie nasza umowa przestaje obowiązywać, a w ciągu tygodnia cała własność Bloomme i moja wartość inwestycyjna w ten budynek zostaną skonfiskowane z pomocą odpowiednich służb - oznajmiła zimno i stonowanie, nawet nie podnosząc głosu, choć całe jej ciało aż drżało, krzyczało od środka!
Wpatrywała się w zimne, stalowe oczy bez wahania i bez cienia strachu, że jej wtargnięcie może poskutkować konsekwencjami prawnymi. Była zwykle cicha i dość wycofana, wręcz nieśmiała, ale nie wtedy, gdy ktoś narażał ją na straty, albo krzywdził coś, czy kogoś, na kim jej zależało. Wtedy walczyła jak lwica i pokazywała, że życie doświadczyło ją nie po to, by chowała głowę w piasek.
Wiedziała, że wykłócanie się o zapłatę niczym nie poskutkuje. Skoro IM nie płaciło do tej pory, pewnie nie była w stanie ich zmusić do zmiany. Ale jeśli zabierze kwiaty, cała zieleń zniknie, a będzie to bardzo odczuwalne i pewne obszary w biurze mocno stracą na estetyce, być może da jej to przynajmniej satysfakcję, że utarła nosa nadętym bufonom. Ugh, takich szczerze nienawidziła. Najbardziej na świecie!
Emilcia buchająca jak lokomotywa
Emily ceniła ludzi, tych którzy byli przy niej, tych którzy chcieli być z nią, a przede wszystkim tych, którzy nie chcieli odejść i nie chcieli, aby ona odchodziła. Jej pracownicy byli również jej znajomymi i z większością znała się zanim założyła firmę, a poznali na jakiś kursach, albo warsztatach doszkalających, lub też na studiach z architektury krajobrazu. Otaczała się ciepłem, zaufaniem, lojalnością, których za dzieciaka nie miała, ale to też kolejna rzecz, którą podświadomie wypierała. Przeżyła na prawdę dużo trudnych momentów, więc teraz dokładała wszelkich starań, aby w jej życiu nie zabrakło dobra. Wobec innych była cierpliwa, wyrozumiała i łagodna, lubiła samodzielnie szkolić nowych pracowników, wdrażać w projekty, bo dzięki temu poznawała ich charaktery i nie kierowała swoimi ludźmi, a z nimi współpracowała, monitorując przebieg prac z dystansem. Chyba to dawało jej sukces - dwoiła sie i troiła, aby nie tylko klienci byli zadowoleni, ale też ci, którzy razem z nią o to zadowolenie walczyli. Dbała o ludzi i czekała, aż kiedyś ktoś zadba też o nią, w pełni ją akceptując.
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy Emily była również w jakimś stopniu samotna, bo pozwalała się poznać tylko do pewnego momentu. Miała wyznaczone granice, których nie pozwalała za prędko przekroczyć i z biegiem czasu dostrzegała, że ludziom jednak brak cierpliwości. Nie opowiadała o swojej rodzinie - teraz nie miała już żadnej, choć zastanawiała się nad tym, czy nie zatrudnić kogoś do odnalezienia jej brata z rodziny zastępczej. Nie opowiadała o Nowym Jorku właściwie wcale, poza wzmianką że z tego miasta pochodzi. A już na pewno ucinała wszelkie pytania, domniemania i zaczepki, gdy ktoś już zbliżał się na tyle, by któregoś dnia dostrzec blizny z tyłu jej lewego biodra (wtedy takie znajomości zwykle szybko się kończyły). Miała swoje koszmary, sekrety i demony i tego strzegła najpilniej na świecie. Ale mimo wszystko była ciepłą osobą, po prostu skrytą.
Jej najście w biurowcu MI i dotarcie w szale do prezesa było tak niepodobne do młodej założycielki Bloomme, że sama się sobie dziwiła. Nie podejrzewała nawet, że stać ją na taką... furię, taką gniewną energię i że w ogóle poza zdolnością do odczuwania tak silnej złości, jest w stanie ją realizować w czynach. Ale nie wahała się, stała oparta o ciemne biurko mężczyzny zarządzającego MI i celowała w niego tak gniewne spojrzenie, że niemal czuła namacalnie jak paruje z niej wściekłość, celując właśnie w tego człowieka. Czuła się zbagatelizowana, poniżona, znieważona i gdy w końcu do niej przemówił, wcale jej nie zaskoczył swoją arogancją. Oczywiście w środku cała aż się zagotowała, lecz tylko zacisnęła dłonie w pięści, przez to wbijając przypiłowane w kształt migdałków paznokcie w jasną skórę do pozostawienia czerwonych śladów. Zasznurowała usta, bo najgorsze co mogła w tym momencie zrobić, to podnieść głos i w odczuciu niemocy i niekontrolowania sytuacji, grzmotnęła pięścią o blat, aż zabolała ją ręka (więc się skrzywiła, na moment tracąc panowanie nad twarzą) i jakiś drobiazg ustawiony obok laptopa wydał cichy brzdęk, gdy zakołysał się na drewnie.
Słowo śmieci niemal wyprowadziły ją z równowagi w odniesieniu do człowieka, choć i tak nie była dzisiaj najlepszą wersją opanowanej siebie, a nawet sie nie starała o spokój. Ale ten opryskliwy ton i wzmianka o jej matce sprawiły, że ciśnienie podskoczyło jej tak wysoko, że już zaczęła ją świerzbić ręka, żeby temu facetowi po prostu przyłożyć i to bez nawet najmniejszej refleksji o konsekwencjach! Nie, Emily nie biła ludzi, sporadycznie dała w twarz jakiemuś natrętowi, albo zboczuchowi w klubie, no i potrafiła się bronić jako tako, ale no... teraz to było jakieś wariactwo. To co się wyprawiało, było nierealne! A ona, zwykle oaza spokoju, wyciszona, zorganizowana, rzetelna, miała wrażenie, że wyjdzie z siebie.
- Emily Robbins, której zalegasz na kilka pokaźnych faktur, dupku! - wrzasneła, tracąc panowanie nad sobą i szlag trafił całe to planowanie imponującej przemowy, która w jej wyobraźni kiedy wybiegała z mieszkania, doprowadzi do porozumienia, bo sie pan prezes ukorzy. No... najwidoczniej się to nie wydarzy i najwidoczniej nie będzie łatwo ani odzyskać pieniędzy, ani cokolwiek, bo... w sumie gdyby teraz ją docisnął i podjął temat rzeczowo, pewnie prędko by się pogubiła w nerwach i musiała natychmiast wzywać Mike'a - ich prawnika, żeby to wszystko ogarnął (włącznie z bałaganem, jakiego wlaśnie dorabiała). Emily łatwo było stłamsić i przejąc kontrolę nad rozmową, bo nigdy nie pchała się przed szereg.
UsuńGdyby ktoś do niej zadzwonił, na pewno uniknęliby całego tego nieporozumienia. Problem polegał na tym, że nigdy nie otrzymała żadnego połączenia. Ani maila. Literówki bywają wredne.
furiatka
Montgomery o Zuri nie musiał się martwić. Ona sama się za bardzo nie martwiła, nieźle sobie radziła jak do tej pory z stawianiem twardych granic między przyjemnością, obowiązkiem, a uczuciem. Nie kręcili jej o paręnaście lat starsi panowie - z reguły, nie podniecała ją ich oziębłość i dystans, czy poważna mina. Była młoda, chciała szaleństw, a przede wszystkim swobody i wolności. Wiedziała po co tu jest i dobrze wiedziała, po co przyszła. Blondyn ją podniecał, ale od pewnego już czasu budowało sie między nimi w powietrzu charakterystyczne napięcie wręcz naelektryzowane pożądaniem. Być może oboje mieli podobny temperament, byli chętni, nienasyceni i ciekawi, no i oczywiście mieli na przeciwko siebie, co nie było niczym złym. Ona z reguły mało się martwiła i jeszcze mniej przejmowała tym, co zrobią i pomyślą inni, ale kiedy miała cel - a teraz był nim wizerunek Cilliana, radziła sobie na prawdę świetnie i zawsze dopinała swego. Zawsze. Chyba jednak mieli z sobą więcej wspólnego, niż sądziła i żadna moralizatorska gadka nie była tu potrzebna, ale... ale może potem do tego dojdą, bo na pierwszym planie rysowały się ciekawsze rzeczy do roboty.
OdpowiedzUsuńByć może problem z tym, że Zuri ścigała za swobodą i nie angażowała się zbyt mocno emocjonalnie tkwił w tym, że nikt nie okazał jej wielkiej czułości i właściwie nie wiedziała, jak to może być miedzy dwojgiem ludzi. Zważywszy na nazwisko i środowisko, w którym się obracała, wszystko zawsze było nastawione na wyniki i zyski - szkoła, znajomości, kariera. W jej domu nie brakowało miłości, czuła się tam sobą i w sumie tylko przy dziadku potrafiła być na prawdę potulna i grzeczna, ale skoro nigdy się nie zakochała i nikt nie zakochał się w niej (chyba, bo może wśród adoratorów, któryś faktycznie stracił głowę dla czegoś więcej niż gibka kibić) to może po prostu jeszcze nie poznała tego, jak to może być między dwojgiem ludzi. Romantyczne filmy jej nie kręciły, czuła sie po nich jakaś rozbita, nie lubiła tego uczucia, więc i wizerunek i swoją niezależność, podkreślała, jednocześnie wrażliwsze struny duszy maskując i chowając głęboko w sobie. To jednak nie miało znaczenia i na pewno nic sie nie zmieni przy kimś takim jak Kill, więc on nie musiał się martwić, a ona nawet tym nie przejmowała.
Kiedy chwycił ją pod udami i uniósł, sapnęła zaskoczona, zarzuciła mu ręce na ramiona i mocno oplotła nogami w pasie, zaciskając chwilowo uda na biodrach blondyna. Nie tylko nie zamierzał się z nią certolić, ale najwidoczniej po prostu wiedział, jak sie do niej dobrać i nie chciał tracić czasu. Wspaniale! Jego pewność siebie i pewna szorstkość, podnieciły ją jeszcze bardziej, a między nogami zapulsowało pragnienie, które leniwie zaczeło ogrzewać jej krew w żyłach. Puściła go, gdy usadził ją na blacie, a gdy zdjął z niej bluzke po odkrytej skórze przebiegł dreszcz. Otworzyła szerzej oczy, gdy jego dłoń objęła jej szyje i poddała się ruchowi, kładąc na biurku. Syknęła krótko zaskoczona zimnem drewna i wygięła sie, unosząc klatkę do blondyna, gdy się nad nią pochylił. To było niesamowite uczucie, czuć go ciepłego nad sobą i zimny blat pod plecami. Miała pewne fantazje i gdyby teraz złapał mocno jej nadgarstki, unosząc nad głową... Na moment podchwyciła jego spojrzenie, dostrzegając w nich głód i zagryzła warge, gdy przesunął się w dół, znacząc ustami i językiem mokrą ścieżkę na jej rozpalonej skórze.
Odchyliła głowę na bok, zagryzając wargi i cicho westchnęła. Może jednak warto zainteresować się starszymi i bardziej doświadczonymi facetami, skoro doskonale wiedzą, jak pieścić kobietę i się nie wahają? Krótki jęk wyrwał się spomiędzy jej suchych, spragnionych warg, gdy poczuła na swojej uwolnionej z bielizny piersi jego zęby i musiała przyznać, że było to... niezwykle przyjemne i pobudzające. Zabolało na moment, ale ta niedelikatność rozlewała sie później kolejną falą ogromnego ciepła w jej ciele. Gdy wsunął dłoń pod jej bieliznę i dotknął jej, masując palcami delikatną, ciepłą i wilgotną skórę, zamruczała, lekko unosząc biodra. Chciała więcej. I mocniej. I szybciej. Lubiła gwałtowne zbliżenia, dawało jej to możliwość wyrzucenia z siebie całego napięcia. Mocny seks dawał ujście wszystkiemu, co kołatało się w jej ciele, a potem dumnie nosiła jeszcze kilka dni otarcia i ślady po zbliżeniu.
Usuń- Mhm... - przytaknęła, kiwając głowę i uniosła się na łokciu, spoglądając na niego. O Chsyte miała w głowie teraz co najmniej trzy scenariusze, co mógłby jej zrobić i wcale by nie zaprotestowała i każdy był równie podniecający.
Czuła pulsujące pragnienie mężczyzny między nogami i niecierpliwie uniosła biodra, by mógł z niej ściągnąć niepotrzebne ubranie. Oddychała głośno i ciężko, oblizując suche wargi a w oczach wyraźnie było widać, jak go pożąda. Kurwa, kręcił ją.
justdoit
Minnie nie miała dobrych doświadczeń. Przemoc, której doświadczała była chlebem powszednim zadawanym tak naprawdę nie tylko przez samego ojca. Cała rodzina Moore była… Skażona. Tak nazwałaby sytuację panującą w domu. Nie było żadnej dobrej duszy, która dałaby nadzieję na to, że życie może być dobre. Rodzeństwo nie dbało o siebie. Matka również potrafiła podnieść rękę, ale nie tylko (rozporządzała posiłkami, ubraniami i dziwnym trafem to Mims dostawała wszystkiego najmniej) i w przeciwieństwie do ojca, Minnie miała wrażenie, że potrafiła być dużo bardziej brutalna i w pewien sposób… Zazdrosna? Powiedzenie, że była ulubienicą ojca było mocno przesadzone, ale zdawała sobie sprawę z tego, że miewała pewne ulgi za to, że jej twarz potrafiła się podobać (czego z jednej strony była świadoma, a z drugiej nie potrafiła spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że się sobie naprawdę podoba). Od matki tej ulgi nie miała. Czasami wręcz powiedziałaby, że ze względu na to u niej miała gorzej. Tylko fakt, że ojciec znęcał się też nad małżonką sprawiał, że twarz Minnie została nietknięta. Była pewna, że matka nie raz miała ochotę sprawić, aby wszystkie ulgi przestały obowiązywać.
OdpowiedzUsuńKiedy Cillian dotykał jej ciała nie zadając przy tym bólu, a sprawiając przyjemność i w zasadzie powodując, że w ogóle zaczęła odczuwać pragnienie… Reagowała silnie. Na każdy dotyk, każde, nawet najdelikatniejsze muśnięcie jej ciała. Zdawał się też nie zwracać uwagi na blizny. A może w ogóle ich nie dostrzegał? W oczach Minnie były wyraźne, od razu potrafiła je wszystkie odnaleźć i niemal wyrecytować, która czym i dlaczego powstała. Może wyblakły na tyle, że faktycznie tylko ona sama tak dobrze je widziała? Poza tą najświeższą, która wciąż była zaróżowiona i która była jedyną niespowodowaną ręką rodziny.
Uśmiechnęła się, gdy był zadowolony z jej odpowiedzi. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo potrzebowała jego aprobaty, dlaczego potrzebowała widzieć potwierdzenia, że to, co robi jest dobre? Potrzebowała tego. Terapia tego nie zmieniała. Potrzebowała widzieć, że ktoś jest z niej zadowolony, a gdy widziała w obecnej sytuacji, że Cillianowi podobała się jej odpowiedź, jej pewność siebie odrobinę wzrosła.
Dlatego pozwoliła sobie na głośne westchnienia, jęki i krzyki, gdy doprowadzał ją do stanu, którego wcześniej nie znała. Orgazm, który osiągnęła w wannie był przyjemny, ale ten, który ofiarował jej w tej chwili był niesamowity i z jednej strony nie mogła się doczekać, kiedy przejdzie na kolejny poziom, a z drugiej była przerażona, bo wciąż miała widok jego dużego penisa, gdy rozbierał się, aby dołączyć do niej w wannie.
Nie myślała o zabezpieczeniu. Jej myśli krążyły jedynie wokół tego, jak bardzo było jej dobrze, gdy jego palce i język sprawiały, że przez jej ciało przechodziły dreszcze. Nie myślała o tym, że skoro sypiał z dużą ilością kobiet, mógł ją czymś zarazić. Nie myślała o tym. Zwłaszcza, że w wannie sam jasno powiedział, że gumki ma w sypialni. Minnie była tak bardzo skupiona na doznawanej przyjemności, że nie rejestrowała czy sięgnął po zabezpieczenie i go użył. Nie. Kiedy zaczął w nią wchodzić, myślała jedynie o tym czy się zmieści, czy będzie bolało, czy będzie wiedział, że wciąż była dziewicą. Jęknęła, gdy powoli w nią wszedł. Bolało. Gdy wsunął się w końcu w nią cały, czuła ból, ale gdy się nie poruszał, dając jej chwilę na przyzwyczajenie się do całkiem nowej sytuacji, rozluźniła się. Rozluźniła się na tyle, że gdy zaczął się w niej poruszać nie czuła bólu, a z pewnością nie na tyle, aby to na nim się skupiać. Rozchyliła wargi, odchylając jednocześnie głowę do tyłu i głęboko oddychała, wyczekując tego, co miało przyjść. Słysząc swoje imię i czując, że przestał się poruszać, zamrugała.
— Krzywdę? — Spytała cicho i szybko pokręciła przecząco głową — nie, nie robisz mi krzywdy, przecież… Cillian, nie wpuściłabym cię do łazienki, gdybym… — urwała, a do niej dotarło, o co pytał. Wiedział. Może powinna była mu powiedzieć jeszcze w wannie, wtedy, kiedy chciała to zrobić? Tylko czy to cokolwiek dla niego zmieniało? Przecież niczego od niego nie chciała w związku z tym, że pozwoliła mu na bycie jej pierwszym. — Przepraszam, chciałam… Chciałam powiedzieć, ale… — urwała, ale nie chciałam, żebyś mnie przez to skreślił albo bałam się, że nie będziesz chciał mnie wówczas dotknąć. Przełknęła ślinę, czując, że przez jej ciało przeszedł dreszcz, jednak tym razem nie miał nic wspólnego z przyjemnością. — Zrozumiem, jeżeli wolisz… przestać… — wydusiła z siebie powoli, chociaż musiała przyznać, że zdecydowanie wolałaby, aby nie chciał przestać, żeby kontynuowali to, co zaczęli. Chciała znowu poczuć te przyjemne ciepło rozchodzące się po całym jej ciele i ten przyjemny ścisk w podbrzuszu, chciała raz jeszcze dojść dzięki niemu, bo to było najpiękniejsze, co czuła od wielu lat.
Usuńchybasięnieboicieco
Emily przejmowała się i firmą i swoimi ludźmi - nimi w szczególności, dlatego przybiegła tu tak, jak stała. Poza tym za wiele pracy włożyła w stworzenie Bloomme, aby lekceważyć jakiekolwiek niedociągnięcie. Nie była taką potęgą jak Montgomery i pewnie nigdy nie osiągnie ani jego zysków, ani reputacji, już nie tylko dlatego, że pracowała w innym sektorze i prowadziła inną działalność. Ona po prostu była zupełnie inna od niego i tyle. On miał nazwisko, wsparcie w rodzinie i fundamenty w historii firmy, nie zaczynał od zera, a podciągał to, co już istniało i było znane. Ona była za maleńką rybką w tym oceanie, aby jej biznes zauważyły takie wieloryby jak MI. I wiedziała o tym, dlatego tak bardzo się starała, tak ciężko pracowała, tak angażowała, aby w ogóle zaistnieć. Oddawała serce tej firmie, to była jedyna bezpieczna przystań, jaką znała i której nie bała się oddać.
OdpowiedzUsuńMoment, kiedy plama po ketchupie na jej bluzie zwróciła uwagę poważnego pana prezesa jej nie umknęła. Ale to, że patrzy na jej brzuch a nie w twarz rozwścieczyło ją jeszcze bardziej, choć również w tym momencie poczuła sie po prostu głupio. Sama była teraz założycielką i osobą prowadzącą firmę, więc powinna bardziej zwracać uwage na prezencje i zwykle tak było, bo ubierała się schludnie, choć klasycznie, ale... dzisiaj wpadła w szał. Za to jednak nie miała zamiaru przepraszać. Emily za dużo razy dostawała po głowie, aby jej kark nie stwardniał i nie nosiła teraz głowy wysoko. Nawet gdy miała kłopoty, albo przechodziła kryzys, albo upadała po porażce, dumnie patrzyła przed siebie i była pewna, że jeszcze więcej pracy, zaowocuje sukcesem. Jej matka nic nie osiągnęła i jej nie ochroniła, ojciec... nigdy żadnego nie miała. A brat nie wiedziała, czy żyje. Była sama. Mogła liczyć tylko na siebie - zawsze tak było. Wierzyła więc, że musi być silna i tylko tak przetrwa.
- Jestem jak widać dużo bardziej hojna, niż ty - wycedziła, odrywając ręce od biurka i staneła prosto. - Moi pracownicy wykonują moje polecenia, a wasze zmiany wytycznych do nas nie dotarły - wyjaśniła już spokojniej, oddychając głębiej. Mogła mu tu na miejscu pokazać swoją skrzynkę mailową, mógł wyfiltrować hasła, adresy, sprawdzić folder spamu i kosz, nie dostała niczego. Nie przyszłaby tu bez upewnienia się, że jest oszukiwana.
Pociągnęła poły rozwianego w biegu płaszcza w dół, częściowo zakrywając bluzę pod spodem (tak, teraz była bardziej świadoma, jak nieadekwatnie jest ubrana) i spojrzała w bok, na wielkie logo umieszczone na ścianie za plecami blondyna. MONTGOMERY INSURANCE na kilka długich sekund przykuło jej wzrok i chyba to nazwisko, wybite tak wielkimi literami tuż przed jej oczami, jasne oczy i zimne oczy prezesa, to wszystko razem, to dopiero była trzecia czerwona lampka, która nie tylko się zapaliła, ale w jednej sekundzie jednocześnie zapaliła się, rozbłysła, zamigotała, potem rozbłysła jaśniej, aż w końcu żarówka wybuchła w jej głowie, aż skrzywiła się, czując w skroniach tępe pulsowanie. To jedno wspomnienie, najbardziej ukryte, najbardziej starannie wymazywane latami (za pomocą pasa i krzyków) i niepamiętane później z premedytacją uderzyło w nią z siłą, aż ją zaćmiło.
- O nie... nie mamy już o czym rozmawiać - oznajmiła szybko, bez krzyku, a właściwie całkiem cicho, nagle tracąc całą złość, całą energię, całą siłę, z jaką tu wpadła i wycofała się. Pobladła, patrząc jeszcze sekundę na logo, a potem spuściła wzrok, nie patrząc ponownie na mężczyznę. Na piecie zawróciła i skierowała się w pospiechu do drzwi. Prawie biegła.
Cóż, powiedziała wszystko, co miała do powiedzenia i pewne oczywiste fakty, które cały czas miała przed sobą, niczego nie zmieniały. Teraz tylko musiała się stąd wydostać. I musiała znaleźć szybko laptopa, żeby napisać oficjalne wypowiedzenie, a potem w ciągu maksymalnie dwóch tygodni pozabierać wszystko, co zasiała zielonego w tym przybytku i na jego terenie, włącznie z donicami, kwietnikami, stojakami i wszystkim co wniosła. To akurat powinna być równowartość jednej faktury.
Dopadła do wind i nerwowo zaczeła wciskać guzik. Ludzie patrzyli na nią podejrzanie, ale to akurat było najmniej ważne, zresztą jak tu wpadła niczym huragan, też się gapili i miała to w poważaniu. Emily odkryła, że... cóż jeszcze nie do końca wiedziała co odkryła, a na pewno nie wpadła na to, ze rozmawiała z Cillianem (tym właśnie, którego nie chciała pamietac!) ale była pewna, że wkroczyła na terytorium, na którym jej noga nigdy miała więcej nie stanąć. Jeśli chciała żyć, dosłownie, musiała po prostu stąd spierdalać. Szybko. Zanim dystyngowany pan ją namierzy.
Usuń- Kurwa! - jeknęła pod nsoem i gdy nie mogła się doczekac windy, skierowała się w lewo, szukając po prostu klatki schodowej. Tak, wiedziała które to pietro i owszem, zamierzała zbiec schodami, nawet jakby miała po drodze zgubić nogi.
wariatka
Minnie była pewna, że po wyprowadzce z rodzinnego domu nigdy więcej nie znajdzie się w żadnej żenującej sytuacji. Z pewnością nie tak bardzo żenującej, aby miała ochotę się rozpłakać. Tymczasem leżała całkiem naga na łóżku swojego szefa, czując wyraźnie w sobie jego męskość, widząc nad sobą jego twarz i słysząc padającego z jego ust słowa, że nie nadaje się na bycie tym pierwszym. Za wszelką cenę starała się oderwać spojrzenie od jego oczu, jednak te działały na nią w tej chwili hipnotyzująco. Co sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuńNie możesz się przy nim rozpłakać, powtarzała sobie twardo w myślach. Zastanawiała się w tym samym czasie nad tym, co w takiej sytuacji powinna zrobić. Odepchnąć go, biegiem ruszyć do łazienki? Miała ochotę zakopać się w pościeli, nakryć się nią po sam czubek głowy i czekać, aż wydarzy się coś co sprawi, że uda jej się zapomnieć o tym żenujacym momencie. Wciąż czuła w sobie wyraźnie jego penisa i to powodowało, że była jeszcze bardziej zdezorientowana. Czy nie powinien w takim razie się z niej wysunąć, wyjść z pomieszczenia i pozwolić jej w spokoju ogarnąć się i zniknąć w sypialni gościnnej, aby o świcie mogła wymknąć się niepostrzeżenie nie tylko z jego mieszkania, ale i budynku, żeby pojawić się w pracy jak gdyby nigdy nic, udając, że w nocy przecież nic się nie wydarzyło. Dlaczego, wciąż go w sobie czuła? Wiedziała, że nie wytrzyma długo. Wzięła głęboki, drżący oddech. Było jej tak bardzo wstyd. Chciała, żeby to się skończyło.
Okej, w jej głowie panował chaos, gdy odezwał się ponownie. Przeniosła spojrzenie z jego oczu na uniesioną dłoń i rozchyliła delikatnie wargi. To stąd pytanie o robieniu krzywdy.
— Po prostu chciałam mieć to w końcu już za sobą, a… a nigdy wcześniej… — wyszeptała cicho zachrypniętym głosem. Urwała, nie potrafiąc zebrać wystarczająco myśli. Przeniosła wzrok z jego dłoni, na której była jej krew, na jego stalowe oczy. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że nikt inny nie był w stanie rozbudzić w niej podniecenia i pożądania. To nie brzmiałoby dobrze, prawda? Za bardzo się wstydziła, aby przyznać się do takich słów. — N-nie było sposobności — wydusiła z siebie zamiast prawdy.
Odetchnęła głęboko, gdy zamiast się odsunąć, oznajmił, co ma zrobić, gdyby sprawił jej ból. Pokiwała twierdząco głową na znak, że rozumie, a smak jego warg sprawił, że przestała myśleć o tym niezręcznym momencie, skupiając się na jego ruchach i próbując odnaleźć w nich przyjemność. Po chwili tak się stało, a Minnie pozwoliła sobie nawet na ciche pojękiwanie. Czując go po raz pierwszy w całości, syknęła. Bolało. Wiedziała, przecież, że był duży i była niemal pewna, że ją rozerwie, ale zacisnęła wargi, pozwalając mu na mocne ruchy. Sięgnęła jedną ręką jego pleców, pozwalając sobie na zaciśnięcie na jego skórze palców, drugą natomiast ułożyła na jego klatce.
— Zaczekaj — wydyszała, jednocześnie próbując na niego naprzeć tak, aby znalazł się na plecach. — Możemy… Możemy się odwrócić?
Nie była pewna czy dobrze myślała, ale wydawało jej się, że w takiej pozycji będzie miała odrobinę większą władzę, jeżeli chodzi o wpuszczenie go w siebie, o to, jak głęboko się w niej znajdzie. Podgięła kolana, opierając się nimi po obu jego stronach o podłoże, jakim było łóżko. Ułożyła dłonie na jego torsie, podpierając się i powoli zaczęła się unosić, aby po chwili osunąć się w dół, początkowo ledwie wpuszczając go do połowy, ale po kilku ruchach, sama osunęła się maksymalnie w dół, jęcząc przy tym z rozkoszy, a jej ruchy nieco przyspieszyły.
Przygryzając wargę, spojrzała w jego oczy. Utonęła w nich. Utonęła w nich tak bardzo, że nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, w którym momencie przestała odczuwać ból, a jedyne co do niej docierało to przyjemność. Tak intensywna, że przestała przejmować się swoimi nieporadnymi ruchami, swoim zawstydzeniem, całą tą sprawą z jej dziewictwem. Zasadniczo zaczęła go po prostu bezwstydnie ujeżdżać, wyginając przy tym swoje ciało w łuk i jęcząc głośno, niemal drżąc, gdy nadeszło spełnienie, którego nie spodziewała się tak prędko.— O tak… taaak, Cilliaaan — krzyknęła przeciągle, nie przestając się poruszać wraz z osiągnięciem orgazmu. Ponownie oparła się dłońmi o jego tors, jej policzki były zaczerwienione, a oczy błyszczące. Kosmyki ciemnych włosów opadały na jej ramiona, dalej bezwiednie zwisając. Niektóre z nich przykleiły się do jej policzków, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech, który wyrażał zadowolenie i którego nie była w stanie powstrzymać.
Usuńktośpopuściłlejceitomocno
Zuri była chyba ostatnią mieszkanką Nowego Jorku, która mogłaby sobie coś wyobrażać po seksie z Cillianem, bo wcale nie marzyła o tym, by pieprzył ją więcej niż raz. Myślała o tym teraz - w tej dokładnie chwili, gdy czuła przy sobie jego ciało twarde i gorące, kiedy jego ciepły oddech łaskotał jej rozgrzaną skóre i kiedy gdzieś w okolicy bioder, czuła jak napięte ma spodnie w kroku. Chciała go poczuć w sobie, chciała żeby jeszcze raz ugryzł ją w piersi i dał spełnienie i podobnie jak on, a może nawet bardziej egoistycznie, skupiała się na własnych pragnieniach. Była egoistką, dumną i rozpieszczona, bo nie przywykła do odmowy, czy odrzucenia i lubiła śmiało sięgać po to, na co miała ochotę. A teraz ochotę miała na pana Montgomery, w całej okazałości.
OdpowiedzUsuńZuri nigdy jakoś nie krępowała się tym, że może jęczeć za głośno, albo jej reakcje za szybko zdradzają, co lubi. O to jej chodziło, aby partner poznał jej ciało i skupił się na tym, by dostarczyć jej przyjemności i ok, ona też potrafiła dobrze wypieścić odpowiednie strefy, ale w gruncie rzeczy gdy szła z kimś do łóżka, czy na inny mebel jak pokazywał żywy przykład teraz, nie rozbijała swojej uwagi na to, co nieistotne - czyli czy sie komuś podoba jak jest wrażliwa. Bo rozbierała się z kimś, kogo to kręci, a jeśli kogoś nie kręciło, bajka szybko się kończyła, to było proste.
Lubiła seks szybki, mocny i intensywny, choć może z wiekiem jej przejdzie i nieco się uspokoi. Może była trochę zbyt nakręcona i napalona, ale była namiętna i w zbliżeniach lubiła przerzucanie kontroli, więc satysfakcjonowało ją tak samo gdy ktoś pieprzył ją mocno, jak i gdy ona mogła dosiąść i ujeżdżać kochanka, aż dojdzie. Wciąż była młoda, testowała i próbowała różne rzeczy, pozycje, partnerów, poznawała seks, ale nie mogła nawet przypuszczać, że Kill pokaże jej coś, czego się nie spodziewała.
Kill nie był delikatny. Zdecydowanie nie był i wyczuwała jego preferencje wysokiej dominacji od początku, właściwie od pierwszego spotkania, bo dominował na każdym polu - w biznesie, rozmowie, podczas spotkania. Ciekawa była jak jego mocna osobowość zaprezentuje się w seksie i poza tym, że miał sporo do zaoferowania, bo spodnie miał tak napięte, aż zaczeła się martwić, czy nie naciągnie drogiego materiału przy rozporku i ubranie straci dobry fason (a apetycznie trzymał mu tyłek, więc byłaby to szkoda), nie wiedziała, co jej da. Gdy podgryzł drugi sutek, sykneła, lekko wyginając plecy i odrywając je od zimnego blatu, ale zaśmiała sie krótko, bo zaraz po piersi rozlała się fala ciepła, które mrowiło i rozbiegło się przyjemnym dreszczem po skórze na większy skrawek ciała. To że był ubrany i stał nad nią i patrzył, podczas gdy całkiem naga czekała, swoją drogą coraz bardziej niecierpliwie, podniecało ją. Podniecało ją, jak blondyn zaznaczał swoją siłę i wcale nie miała teraz ochoty udowadniać mu, jak bardzo się myli, sądząc, że posłusznie weźmie tylko tyle, ile on zdecyduje się jej dać. Chciała w końcu go poczuć, chciała aby ją wziął, bo uczucie pulsującej pustki między nogami było już nie do zniesienia.
UsuńKrzyknęła krótko, zaskoczona i oszołomiona, gdy padł pierwszy klaps, a potem wcisnął w nią mocno dwa palce. Kurwa! Spojrzała na jego twarz, chciała widzieć jego oczy, chciała wiedzieć, czy i jak na nią patrzy, gdy to robi. Dotarło do niej, że pierwszy impuls, ból jaki poczuła, szybko zamienił się w palące uczucie, jakby miejsce które uderzył płonęło, całkiem przyjemne. Odruchowo złapała go mocno za nadgarstek, gdy poruszał dłonią i dołożył kolejny palec, nie zwalniając. Syknęła krótko, ale nie powstrzymała go. Zacisnęła zęby, nie do końca pewna, czy jej się to podoba. Był tak... intensywny, że granica bólu i przyjemności się zacierała, ale czuła jedno i drugie. Nie przywykła do tego. Nie znała bólu, który może być przyjemny, dla niej ból był... straszny. Teraz choć przez głowę przemknęła jej wątpliwość, czy na pewno wie, na co się pisała, nie bała się. Nie bała się, podniecenie, żądza, pragnienie i potrzeba, to wszystko było silniejsze. Silniejsze może niż zdrowy rozsądek, który kazałby jej stąd spierniczać.
Sapnęła krótko, gdy złapał ją za biodra i obrócił na brzuch, znów ją zaskoczył. Kolejny klaps rozlał się uczuciem gorąca na jej tyłku i czerwoną mgłą pod powiekami Zuri, z jej ust tym razem uleciał jednak tylko cichy jęk, zduszony. Przytrzymała sie blatu i jęknęła, a nogi jej zadrżały, gdy wbił się w nią tak pewnie, że chyba na raz znalazł sie w niej cały. Był duży. Kiedy pociągnął ją za włosy i zacisnął mocno dłoń niczym kleszcze na jej biodrze, zagryzła wargi, by nie jęknąć- teraz nie z przyjemności. Nie dał jej chwili, nie zdołała przyzwyczaić się do uczucia wypełnienia, a Kill już uderzył biodrami ponownie. Poczuła jak mężczyzna szuka i najpierw łapie rytm, przez co musiała mocniej podeprzeć się o biurko, aby się nie obijać o blat, a potem gdy wbijał się pewnie w nią mocno, za każdym razem wciskając się w jej ciało brutalnie i do końca, zacisnęła palce na brzegu mebla, aż kłykcie jej zbielały. Jęczała, niemal każde uderzenie mężczyzny wyciągało z niej dźwięk, nad którym nie panowała. Czuła nie tylko go w sobie, nie tylko jego rękę na swoich włosach, a drugą na boku, ale było coś jeszcze... Jakaś delikatna nutka znikającej władzy, którą traciła z każdym pchnięciem Cilliana. Takiego seksu nigdy wcześniej nie uprawiała.
- Nie jestem grzeczna - oznajmiła butnie i głucho, gdy pociągnął ją za kitę, aż musiała się wyprostować. Poczuła na plecach jego mocny tors, guziki koszuli drapały skórę na kręgosłupie dziewczyny. Jęknęła znowu, gdy poczuła ostre zęby na skórze przy karku i szyi.
Zaparła sie, szerzej rozstawiając nogi, złapała krawędź blatu i wypieła tyłek, czując go mocniej i pod innym kątem. Wyszła mu naprzeciw, odpowiadając na pchnięcia, aby wchodził głebiej.
Będą siniaki, wiedziała to, ale... z dumą je zaprezentuje ubierając na zbliżający się bankiet kreację z mocnym wycięciem na plecach i biodrach. Z dumą i przyjemnością.
dirty girl
Kiedy Cillian usiadł, sięgnęła rękoma jego karku. Zadowolony uśmiech wciąż gościł na jej ustach, z czego nie do końca zdawała sobie sprawę. Musiała przyznać, że to było takie przyjemne… Nie zdawała sobie sprawy z tego, że seks może być, aż tak wspaniały.
OdpowiedzUsuńSłysząc jego pytanie, powoli pokręciła przecząco głową. Nim jednak odpowiedziała, westchnęła cicho, bo dotyk jego warg był cudowny. Dlatego nie odsunęła się, gdy zaczęła mówić. Chciała wciąż czuć jego usta blisko swoich.
— Lepiej. Dużo lepiej — powiedziała zgodnie z prawdą, a kiedy poczuła jego dłoń na swoim pośladku, zamruczała cicho. Nie była pewna jak ma zareagować, ale podobało jej się, więc czemu miałaby mu tego jasno nie zakomunikować? — Możesz zrobić to jeszcze raz — zdążyła szepnąć, nim odezwał się ponownie, a słysząc jego słowa, pokiwała twierdząco głową. To prawda, czuła się zmęczona. Nie miała świadomości, że osiągniecie spełnienia może zabierać z człowieka tyle energii. Trzy spełnienia pod rząd. Właśnie to do niej dotarło, że Cillian nie tylko sprawił, że poczuła żądze. Sprawił, że doszła raz za razem bez… żadnego wysiłku.
Nie zdążyła mu nic odpowiedzieć. Odwzajemniła pocałunek, nie ośmielając się myśleć, co w takim razie jeszcze chciał jej dać. Co jeszcze mogła dzięki niemu poczuć, co mogła poznać? Była pewna, że już i tak dostała dużo, a swój pierwszy raz będzie wspominała jako cudowny, bo taki właśnie był.
Gdy odsunęła się odrobinę od jego ust, ale tylko P oto aby wziąć oddech i ponownie połączyć ich wargi w pocałunku, ułożyła jedną dłoń na jego policzku, a drugą chwyciła jasne włosy i delikatnie za nie pociągnęła.
— A ty… — wyszeptała cicho, nieco się gramoląc, aby zmienić pozycje. Nie klęczała już na kolanach tylko obejmowała go nogami, wciskając się odrobinę w jego biodra — czuję, że nadal jesteś twardy — kontynuowała szeptem. Czy to oznaczało, że mu się nie podobało? Gdy znajdowała się na nim, tak właściwie nawet nie myślała o tym, czy jemu się podoba i jest dobrze. Skupiła się jedynie na własnej przyjemności, a gdy teraz to do niej dotarło, zrobiło jej się strasznie głupio. — Nauczysz mnie, jak dać przyjemność tobie? — Spytała, spoglądając w jego stalowe oczy. Uzmysławiając sobie jednocześnie, jak jeszcze niedawno bała się w nie spojrzeć, bo miała dziwne poczucie niebezpieczeństwa, a teraz? Teraz mogłaby w nie patrzeć w nieskończoność, a przynajmniej tak długo jak trwała ich niewydarzająca się noc. — Chciałabym, żebyś szybko o mnie nie zapomniał — w gąszczu innych, ale stwierdziła, że podkreślanie tego byłoby infantylne. Oboje wiedzieli, że to tylko jedna noc i nic więcej. Minnie to wiedziała — bo ja z pewnością będę pamiętać. Więc pokaż mi, co mam zrobić, Cilly — wymruczała, muskając wargami jego usta. Wiedziała, że to nierealne, ale chciała sprawić, aby za każdym razem gdy będzie widział ją w pracy, wracał wspomnieniami do tej nocy.
chętnananaukę
Zagryzła wargę, gdy jego dłoń ponownie uderzyła jej pośladek, jednocześnie skinęła głową w odpowiedzi na jego pytanie. Dokładnie to miała na myśli. Syknęła, gdy ją uszczypnął, ale mimowolnie jednocześnie poruszyła biodrami. Nie potrafiła zrozumieć, jak ból mógł sprawiać jej w takim momencie przyjemność? I dlaczego się tego wstydziła? Minnie… Przez swoje dzieciństwo i nastoletnie życie, w niektórych tematach, można powiedzieć była nieco zacofana, bo się nimi nie interesowała. Jej dziewictwo było tego idealnym przykładem. Unikała czegoś, bo przekonanie wsiąknęło w nią tak mocno, ze nie chciała dostrzegać nic innego poza swoją racją. Ból był czymś złym. Dlatego było jej wstyd, że ten zadany przez Cilliana, wcale nie był taki okrutny. Czy to oznaczało, że było z nią coś nie w porządku?
OdpowiedzUsuń— Wianek? — Powtórzyła za nim odrobinę rozbawiona, chociaż to ona była dziewicą do dwudziestego czwartego roku, więc nie powinno ją bawić dość staroświeckie określenie Cilliana. To ona była nietknięta. Słyszała to, co powiedział wcześniej. O rżnięciu, o bólu tylko… Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Wydawało jej się, że gdy poruszała się w górę i w dół na jego penisie, robiła to dość mocno, czuła go w sobie mocno. Dało się mocniej? Zagryzła wargę, trochę za bardzo skupiając się na własnych rozmyślaniach. Na ziemię sprowadziła ją jego nagła zmiana głosu. Chłód, który od niego bił sprawił, że po jej plecach przeszły dreszcze i nie miały nic wspólnego z jakąkolwiek przyjemnością. Zmarszczyła lekko brwi, odchylając nieco głowę, aby zerknąć na jego twarz. Czuła, że atmosfera się zmieniła tylko nie do końca rozumiała, dlaczego.
— W jaki sposób? — Spytała naprawdę zdezorientowana, bo nie zdawała sobie sprawy z tego, że mógł odebrać jej słowa w nieodpowiedni sposób. Czy to było złe, że będzie pamiętała swój pierwszy raz? W zasadzie była bardzo ciekawa czy po dzisiejszej nocy, skoro już poznała uczucie pożądania, czy zacznie spoglądać teraz inaczej na mężczyzn? Czy będzie czuła podniecenie przy kimś innym? To… Cholernie mocno ją ciekawiło, bo do tej pory nikt na nią nie zadziałał tak, jak zrobił to jej szef. Co było złego w tym, że chciała zostać przez niego zapamiętana? Wątpiła, aby nie wracał wspomnieniami do stosunków, które w szczególny sposób mu się spodobały, podczas których było mu naprawdę dobrze… Po prostu chciała, aby ją tak zapamiętał. Nie pragnęła niczego więcej. Nie chciała od niego niczego więcej. I nagle do niej dotarło, co mógł sobie pomyśleć — zdecydowanie nie miałam niczego takiego na myśli — wyszeptała, bo ton, którego używał sprawiał, że poczucie niebezpieczeństwa, które wydawało jej się już za minione, ponownie dało o sobie znać. — Nie jestem w stanie dać ci niczego innego — powiedziała całkiem poważnie, przełamując w sobie cały strach, który nagle się w niej narodził i spojrzała w jego zimne oczy. Nie mogła go pokochać, bo nie zakładała, że to potrafi. Nigdy tego nie czuła. Nigdy tego nie widziała. Nie była nauczona kochać. Może… Może nie mogła mu obiecać, że się w nim, w którymś momencie nie zakocha. Nie potrafiła przewidzieć, co się wydarzy kiedyś, ale teraz, w tej chwili była bardziej niż pewna, że do człowieka, który potrafi w sekundę rozbudzić w niej strach, nie może poczuć niczego dobrego.
Pokiwała twierdząco głową na znak, że rozumie. Wzdłuż jej kręgosłupa przechodził dziwny dreszczyk, towarzyszyło jej poczucie niepokoju. On po prostu nie chce związku, mówiła sobie, chciał to wyraźnie zaznaczyć, nie musisz się go bać i dodawała nie skrzywdził cię, dlaczego myślisz, że mógłby zrobić to teraz? Bo przyznał się, że lubi ból, a Minnie… Minnie nie była pewna. Klaps jej się podobał, ale intuicja podpowiadała jej, że nie chodziło mu tylko o klapsy. W zasadzie to powiedział to przecież wprost.
— Ja… — wzięła głęboki oddech — nigdy niczego nie robiłam, to… całkiem nowe doświadczenia — wyszeptała czując jednocześnie strach i ekscytację na coś nowego. Logiczne było, czego w takim razie od niej oczekiwał. Zerknęła w górę, na jego twarz, a następnie przeniosła spojrzenie w dół, na jego męskość, aby po chwili wrócić do twarzy. Ułożyła ręce na jego bokach i powoli osunęła się na kolana, zjeżdżając rękoma w dół. Twarzą zatrzymując się na wysokości jego przyrodzenia. Oblizała wargi, a następnie chwyciła jedną ręką jego członka u nasady. — Powiedz mi, jeżeli będę miała zrobić coś inaczej… — szepnęła. To nie może być trudne powtórzyła sobie w myślach, a następnie rozchyliła wargi, aby wpuścić go w usta i powoli przesunąć językiem po jego zakończeniu.
Usuńtrochęsięboimyok
Emily zdecydowanie nie należała do osób, które podnoszą głos. Jej opanowanie i umiejętność pokojowego załatwiania wszelkich trudnych i niejasnych sporów czasami zadziwiała nawet ją samą. Była zwykle bardzo wyrozumiała i łagodna, należała nawet do tych osób, które prędzej zmienią własną ścieżkę, ale dotrą do celu dłuższą drogą, niż będzie walczyć i pakować się w konflikty. Ale tutaj w grę wchodziło nie tylko dobro firmy i zarobek, ale dobro jej ludzi, co nie tylko księgowa była jakaś wystraszona, ale okazywało sie, że jedna z pracownic bała się w ogóle tam przychodzić pielęgnować kwiaty! To było niedopuszczalne i nie należało traktować tego łagodnie. Gdy więc dochodziło do sytuacji kryzysowych, wybuchała.
OdpowiedzUsuńOstatnie lata pracowała ciężko, ciężej niż inni, bo nigdy nie miała ułatwionego startu. Właściwie było odwrotnie! Była osobą, która nie miała rodziny dosłownie nigdy, została podrzucona do okna życia jako noworodek, a potem z domu dziecka trafiła do tymczasowej rodziny zastępczej... jako sposób na dodatkowe kilkaset dolarów zasiłku za opiekę miesięcznie. Stała się skarbonką i nigdy w sumie nie zaznała ciepła, jakim sama emanowała. To aż zdumiewające, że wywodząc się z takiego kanału, wciąż umiała w jakimś sensie być dobra, pomocna i współczuć. Miała oczywiście ciężki okres i sama wtedy nie była aniołem, dopuszczała się kradzieży, chuligaństwa i dewastacji, ale... jak miałoby być inaczej, skoro wokół niej była patologia i tylko to znała? Jak miałaby być dobrą, porządną osobą, skoro wychowywała się i dorastała w gnoju? Dziś duma ją rozpierała, że tyle osiągnęła, ale gdy myślała o tym, jaką cenę przypłaciła... blizny na plecach bolały wtedy bardziej.
Z biurowca uciekła, to fakt, ale nie bez powodu. Nie skojarzyła twarzy, nie powiązała oczywistych faktów, że skoro minęło tyle lat i ona była dziś dorosłą kobietą, człowiek za biurkiem nie jest tym samym, który ponad dwadzieścia lat temu zmienił jej życie. Bo teraz pewnie był stary i kto inny w tym biurowcu do niej przemówił - w sumie tak samo ją traktując jak wtedy tamten, gdy była podlotkiem. Nazwisko, elegancki garnitur, zimne spojrzenie i tytuł prezesa budowały w jej głowie obraz człowieka, który ją wypędził... nie, wyrzucił jak śmiecia nie tylko z Nowego Jorku, ale i z tego życia, które znała. Dzisiaj mogłaby mu podziękować, po tym jak splunęłaby mu w twarz, ale w gruncie rzeczy uświadomił jej, że ciężka praca popłaca, tylko trzeba mieć cel. Pewnie gdyby stary Montgomery jej matki nie przekupił (pomijając, co próbował robić później), zostałaby w patologii i sama z czasem się stoczyła. Albo sięgneła po silne używki i nie przetrwała. Albo może... może Killy by ją zabrał gdzież, gdzie jest dobrze i bezpiecznie...? Kiedyś o tym marzyła, śniła i chciała mu wierzyć, ale potem wymazała wszystko, a szczególnie jego i przekonała samą siebie, że to były dziecinne gierki.
Musiała robić wszystko, by nie myśleć o tamtym wydarzeniu. Za jej własne zachowanie było jej wstyd, skonsultowała się nawet z prawnikiem, by się upewnić, że w razie pozwu za wtargnięcie, będzie mieć jakieś szanse na wykaraskanie się z tarapatów. Nie zmieniało to jednak faktu, że dała niezły popis histerii i furii, nad którą nie zapanowała i temu zaprzeczyć nie mogła. Najgorsze jednak było, że spotkała Montgomery'ego i dopiero jak obudziła się z strasznym kacem po winie następnego dnia, zaczęła dochodzić do oczywistego - to nie był ten sam CEO, który ponad dwadzieścia lat temu ją zniszczył, nie bacząc nawet na to, że była dzieckiem. To musiał być nowy prezes i może nawet nie miał tego samego nazwiska, może nie był z tej rodziny, a może to był któryś z jego braci. Zaskakujące, ale ani razu nie pomyślała o tym, że to może być Cillian... niepamięć o nim i starania aby tak zostało, lecz też mdły i niewyraźny już obraz chłopca, który był dla niej troskliwy i dobry, zupełnie jej nie pasowały do obrazu, jaki zastała tam w biurowcu wczoraj. Killy taki nie był, więc CEO z którym się zderzyła, to nie mógł być on - proste. Ludzie się zmieniają, ale nie aż tak!
UsuńPodjęła działania od razu, bez wahania. Zebrała wszystkie dokumenty wiążące Bloomme z MI i przygotowała spis tego, co wnieśli. Porównała do zestawienia faktur, a szczególnie przyjrzała się kwocie tej ostatniej, nieuregulowanej. Skrupulatnie wyliczyła, co może zostawić, co bezwzględnie musi zabrać, co będzie jeszcze do wtórnego użytku u innego klienta, a co nie nada się do niczego. Traciła, nawet sporo na tej decyzji, jaką wycedziła w twarz blondynowi i teraz miała zamiar zrealizować, ale uniosła się dumą i dobrem pracowników. Nie zawsze pieniądze był najważniejsze, a u niej rzadko były na pierwszym miejscu w kontrze do człowieka.
Miała na prawdę pracowity weekend, ale w poniedziałek o szóstej rano, podjechali z autami pod biurowiec i zajęli się od razu pracami. Wszystkie drzewa i krzewy wokół budynku miały zniknąć do końca dnia, przewiezione do wynajetej szklarni. Zajmowało się tym pięcioro ludzi z dwiema koparkami i jedną ciężarówką. Do budynku weszło czterech pracowników- w tym ona i postanowiła ostatnie pietro zlikwidować osobiście.
Dziś nie miała na sobie brudnej od jedzenia bluzy, ale ubrudzić sie nie bała i była pewna, że czarne ogrodniczki będą potargane do końca dnia. Wrzuciła pod nie basicowy szary longsleeve a włosy związała dla wygody w wysoką kitke, gdy brała się do pracy. Była spięta i wyczuwała tez niepokój u swoich pracowników, ale zapewniła, że nic złego sie nie wydarzy, a w razie problemów mają natychmiast do niej dzwonić, bo ma telefon przy sobie i im pomoże. Zaczeła od donic z najdalszego końca pietra, najbardziej oddalonego od gabinetu prezesa. Gdy wjechał na górę, przechodziła z wózkiem na open space, bo w kąciku kuchennym zniknęły już skrzydłokwiaty, zamiokulkasy i sanseverie - wszyściutkie. Miała zaróżowione z wysiłku policzki i choć zdawała sobie sprawę z tego, że to ciężka praca i lepiej by szło, jakby wzięła kogoś do pomocy, nie robiła tego świadomie - ona nawarzyła piwa, ona musi je wypić. W momencie gdy usłyszała syk nad uchem, podskoczyła. Nie widziała, jak prezes nadchodzi, nie skupiała się na tym, co dzieje się wokół, a spojrzenia pracowników MI ignorowała, zaciekle taszcząc donice na wózek, potem do windy, na dół do aut i z powrotem od nowa... Nie sądziła, że jeszcze będzie konieczność, aby z tym człowiekiem się spotkać. Wysłała pismo, oficjalne kroki mieli za sobą, teraz chciała się tylko z wszystkim wyrobić. Tyle. SPojrzała przez ramię, od razu przykrywając ucho asekuracyjnie dłonią, jakby bała się, że jej je odgryzie i zacisneła zęby, posyłając mu wściekłę spojrzenie. I wystraszone, ale wściekłości było w tym jednak więcej.
Chwilę patrzyła na jego plecy, gdy się oddalał miarowym, mocnym krokiem. Nie wbijał pięt w podłoge, a jednak byl wściekły... Maskował się, zupełnie nie jak ona. Zdjeła rękawice, rzuciła na wózek i wsuwając dłonie w kieszenie ogrodniczek, poszła za mężczyzną. Wzrok miała wbity w jego plecy, świdrując je i w myślach na prawdę wyobrażając sobie jak mu łeb ukręca, a gdy znalazła się w gabinecie i zamek w drzwiach za nią się domknął, wysuneła dłonie, opuściła sobodnie i czekała. Usta miała ciasno ściśnięte, nie miała nic do powiedzenia.
ofiara?
Gdyby tylko Minnie miała świadomość myśli Cilliana, gdyby potrafiła przewidzieć przyszłość i to, co w związku z nią planował, co chciał zrobić… Uciekłaby. Jeszcze wtedy, gdy uratował ją przed ojcem. Nie wsiadłaby do jego samochodu. Ruszyłaby biegiem przed siebie, chcąc się znaleźć jak najdalej od jednego i drugiego.
OdpowiedzUsuńAle nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że jej rycerz, wcale rycerzem nie był, że z biegiem czasu mógł okazać się tym czarnym charakterem.
I może powinna się w jej głowie zapalić lampka, gdy jego ton tak nagle się zmienił, gdy jego postawa uległa tak duże zmianie, gdy poczuła strach… Ale lampka się nie zapaliła, a ona kolejny raz powtórzyła sobie to samo: nie chce związku, tylko o to chodzi. Potrafiła odepchnąć, jak jej się wydawało nieuzasadnione obawy na bok i skupić się na tym, co tu i teraz. Na tym, co mógł jej zaoferować. Poza tym i co najważniejsze. Aprobata. Znowu spodobało mu się to, co powiedziała. Widziała, że jego spięcie może nie zniknęło całkowicie, ale odrobinę zelżało, tym samym ona też poczuła się z powrotem pewniej.
— Taką mam nadzieję — uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, schodząc w dół. Widziała jego uniesione brwi i miała ochotę uśmiechnąć się nieco szerzej, ale powstrzymała się. Skupiła się myślami na tym, co miała zrobić — chcę się wszystkiego nauczyć — dodała cicho tuż przed tym, gdy zgodnie z jego instrukcją zaczęła go ssać. Uznając jednocześnie, że to całkiem… przyjemne. Nawet dla niej. Nie wypuszczając go ze swoich ust, odchyliła odrobinę głowę, wpatrując w niego z dołu, gdy się cicho odezwał. Skinęła lekko głową, czując, jak przez wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł dreszcz, gdy to on przejął kontrolę. W pierwszym odruchu otworzyła szerzej oczy, później zamrugała, starając się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Zacisnęła mocno palce na jego biodrze, gdy ruchy mężczyzny stały się mocniejsze, czuła narastającą panikę, jednak, gdy nabrał pewnej systematyczności w swoich ruchach, ona starała skupić się na spokojnym oddychaniu i powstrzymaniu odruchu wymiotnego, który pojawił się, gdy początkowo wszedł głębiej.
Nawet nie poczuła jego smaku. Od razu przełknęła jego nasienie, chociaż tak właściwie doszedł niemal wprost w jej gardło, nie miała innej możliwości, a gdy ją jeszcze przy sobie przytrzymywał, myślała tylko o tym, że nie może przestać oddychać. Oddychaj, Minnie, oddychaj.
Kiedy odsunęła się od niego, wypuszczając go w końcu z ust, wciąż klęcząc przed nim i patrząc na niego z dołu, oblizała powoli wargi. Wówczas dopiero rozluźniła dłoń, którą do tej pory zaciskała na jego biodrze i z czego nie do końca zdawała sobie sprawy.
Przygryzła wargę, aby nie pozwolić sobie na szeroki uśmiech. Przy trzymanej zębami wardze, tylko delikatnie jeden kącik uniósł się w górę, a ona była tak niesamowicie szczęśliwa, że kolejny raz usłyszała pochwałę. Doceniała to tym bardziej, bo zdawała sobie sprawę z tego, że w pracy, nie dawała mu powodów do bycia zadowolonym z tego, co robiła. A teraz? Teraz spisywała się dobrze, a on jasno dawał jej to do zrozumienia.
— Co teraz? — Spytała, powoli podnosząc się z klęczków. Po wypowiedzeniu pytania, zdała sobie sprawę z tego, że boli ją żuchwa, wiec sięgnęła jej dłonią, palcami zahaczając o swoje usta i delikatnie poruszyła szczęką — chcesz, żebym zrobiła coś jeszcze? — Przeniosła dłoń z ust na jego tors, a drugą poprawiła długie włosy, które przełożyła przez jedno ramię i powoli je przeczesała.
możesięprzyzwyczaimy
Pozwoliłaby mu w tej chwili na wszystko, czego by zapragnął. Nadal majaczyła w jej głowie myśl, że chciałaby zostać przez niego zapamiętana, ale wiedziała już, że on nie zamierzał tego słuchać. Dlatego potulnie zamierzała zrobić wszystko, co powie. Westchnęła cicho, gdy przygryzł jej wargę. Przymknęła powieki, robiąc krok do tyłu. Gęsia skórka pojawiła się na jej ciele, gdy rozgrzana została przyparta do zimnych płytek. Ciepła woda wciąż spływała po jej ciele, a mieszanka tych dwóch skrajnych odczuć stała się, całkiem przyjemna, zwłaszcza, gdy czuła na ustach jego wargi. Cała reszta staczała się na dalszy plan i przestawała mieć na znaczeniu.
OdpowiedzUsuń— Nie mogę się doczekać — wyszeptała cicho, spoglądając w jego oczy. Mówiła całkiem poważnie, była… Głodna wiedzy i ciekawa, co lubił. Wiedziała z wcześniejszych jego słów, że z pewnością nie będzie to coś oczywistego i chociaż ledwo, co przeżyła swój pierwszy raz, była tak bardzo ciekawa! Kolejnych słów, jednak się nie spodziewała, bo z jakiegoś powodu zakładała, że teraz nie było czasu na jedzenie. Tym bardziej, że całkowicie zapomniała o jakimkolwiek głodzie związanym z jedzeniem. Nie ośmieliła się jednak odezwać, a nawet nie zdążyłaby czegokolwiek powiedzieć, bo ich usta ponownie złączyły się w pocałunku i Minnie szybko zapomniała o tym, że coś jej nie odpowiadało. Działał na nią trochę jak narkotyk. Gdyby była rozważna, wycofałaby się. Przerwałaby nim zapragnęłaby więcej. Ale tego nie zrobiła.
Odebrała ręcznik i otuliła się nim, ścierając krople wody ze swojej skóry, jednocześnie rozglądając się za koszulką, którą przyniósł do pomieszczenia, gdy brała kąpiel w jego wannie. Słysząc jego słowa, spojrzała na niego.
— Całkiem? — Spytała jak idiotka, bo tak ją zaskoczył tą prośbą, że… Czuła zdezorientowanie. Nie była na tyle śmiała, aby czuć się swobodnie ze swoją nagością ani nagością kogoś innego, jednak skoro tego chciał — jasne, oczywiście, nago — dodała, kiwając twierdząco głową i wyszła szybko z pomieszczenia.
Czy to nie było dziwne? Przeszła przez sypialnię, dokładnie wycierając się do sucha. Skierowała się do otwartej kuchni, powoli ściągając z siebie ręcznik. Owinęła nim na chwilę włosy, aby je odrobinę osuszyć, a następnie rozejrzała się w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłaby go odłożyć, uprzednio składając go na pół. Nim odwiesiła ręcznik, Cillian zdążył też opuścić łazienkę. O ile nie czuła się w żaden sposób niekomfortowo, gdy w grę wchodził seks, tak teraz… Nie potrafiłaby opisać dokładnie, jak się czuła. Pomimo świadomości, że przecież jeszcze będą uprawiać seks, tylko Cillian musiał się zastanowić nad pomysłami… Odwiesiła ręcznik w ten sam sposób, w jaki zrobił to Montgomery.
— Ale tylko odrobinę — odparła na jego pytanie. Z łatwością odnalazła zostawioną wcześniej zapiekankę w szklanym naczyniu i przełożyła odrobinę na talerz. Krzątanie się po kuchni dodawało jej odrobin pewności, bo dzięki wyspie była od bioder w dół zakryta, a jakoś paradowanie z gołymi piersiami nie było dla niej, aż tak trudne. Trudniejsze jednak okazało się to, aby nie zerkać ciągle na niego. Fascynował ją. Cały. — Chcesz też zjeść? — Spytała, za wszelką cenę skupiając wzrok na jego sylwetce od pasa w górę, starając się przede wszystkim, koncentrować się na jego twarzy, chociaż to nie było łatwe. Nie, gdy jego ciało wyglądało w taki sposób.
ktobyniechciał
Gdyby tylko wiedziała, gdyby tylko ktoś ją uprzedził, jak nieobliczalny jest prezes MI, czego nie lubi i jak się wścieka, gdy widzi coś, co nie jest po jego myśli; gdyby tylko dostała choć malutkie ostrzeżenie, nie działałaby w takim pośpiechu. Może przełożyłaby prace, albo całkowicie inaczej je zaplanowała, rozkładając w czasie i tracąc więcej godzin, pieniędzy i sił pracowników, ale konsekwentnie dopinając swego - znikając z biurowca. Bo Emily nie działała po trupach do celu, na prawdę szanowała innych i brała ich zdanie pod uwagę, często nawet narażając się na straty, ale by uzyskać wysoką efektywność. Koniec końców mogła to wszystko uzgodnić z samym prezesem, ale gdyby biurowiec nie należał do tej konkretnej rodziny i gdyby pan prezes nie skojarzył jej się z potworem z dzieciństwa, byłoby inaczej. A tak, potoczyło się to niekontrolowanie, może nieprzemyślanie, może trochę za szybko i chaotycznie.... Ale się potoczyło i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Emily musiała stąd zniknąć i tylko na tym się skupiała. A gdyby jeszcze wiedziała, że dzisiaj do firmy ma przyjść ojciec Cilliana, nie postawiłaby tu stopy i na pewno załatwiłaby wszystko inaczej! Nie zbliżyłaby się nawet przez kolejne dwa tygodnie do ulicy, na której stoi biurowiec!
OdpowiedzUsuńWpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Bała się, to oczywiste, jego postawa, ton w jakim się zwracał i okoliczności nie należały do przyjemnych, ale nie bała się na tyle, by potulnie położyć uszy po sobie, przeprosić i uciekać. Co to to nie! Znała ból, głośniejsze krzyki, nawet drastyczniejsze metody które wzbudzały strach i posłuszeństwo i to co teraz jej prezentował, nie było tym, co mogło kazać jej uciekać z podwiniętym ogonem. Zacisnęła tylko drobne dłonie w piąstki, wciskając je z złością w kieszenie ogrodniczek z powrotem i podniosła spojrzenie do jego uczy, wytrzymując to lodowate spojrzenie. Na prawdę nieprzyjemne, bo poczuła jak po plecach przeszły jej ciarki.
Instynktownie, gdy postąpił krok w jej stronę, zrobiła to samo w tył. Potem drugi i trzeci bezszelestny krok, powtórzyła to w przeciwnym kierunku, aż poczuła na plecach okrągłą gałkę klamki, która wbiła je się w kręgosłup. Okej... to już było bardziej przerażające, zupełnie jakby ją zaganiał w róg, jak drapieżnik na polowaniu... Przełknęła głośno silne, z trudem, bo nagle gardło miała suche i aż ją zabolał przełyk i odetchnęła głęboko. Weź się kobieto w garść!, upomniała samą siebie w myślach, przypominając sobie, że A) nie jest już małą dziewczynką, którą można pomiatać i B) ma pod sobą ludzi, którzy na nią liczą i musi ich chronić!
- Na które pytanie mam odpowiedzieć najpierw? - spytała gorzko, ściągając łopatki, prostując plecy, zupełnie jakby chciała pokazać, że wcale jej nie przerażał. Wcale...
Spojrzała za siebie, jakby sprawdzała, czy za nią przez te oszklone drzwi dużo ludzi będzie świadkiem, gdyby facetowi odbiło i miał zamiar ją uderzyć. Nie takie rzeczy przechodziła, więc lepiej mieć plan awaryjny i jakież zabezpieczenie, choc nie mogła mieć pewności, że ktokolwiek jej pomoże, gdyby doszło do jakiś wybuchów. Dzisiaj jednak poczuła pewną dumę i zadowolenie, dzisiaj bardziej nad sobą panowała i nie była tak bliska wybuchu. Ani ucieczki... jeszcze.
- Niewiele, tylko tyle, co powiedziałam ostatnio, czyli zabieram swoje rzeczy o wartości ekwiwalentu państwa nieuiszczonej należności - uniosła jedną dłoń z palcem wskazującym, zaczynając wyliczać odpowiedzi. - Pan i pan, na umowach są podpisy CEO tej firmy - uniosła środkowy palec i serdeczny, to już były trzy odpowiedzi. - To chyba nie pana interes - dodała, wysuwając ostatni mały paluszek i po chwili opuściła dłoń. Odetchnęła głęboko, jakby próbowała uspokoić samą siebie i zacisnęła usta, pozostając przy ostatnim pytaniu.
UsuńCzy wiedziała, z kim zadarła? Nie do końca. Ale nie chciała wiedzieć. On znał jej nazwisko, jej starczyło tylko to, że pracował dla Montgomery'ego, nic więcej nie było istotne. Montgomery i jego ludzie oznaczali dla niej kłopoty, nie byle jakie zresztą, a jej nie stać było na to, by kolejny raz płacić taką cenę, jaka dwadzieścia lat temu.
- Czy to ważne? - spytała cicho, zerkając na niego bez przekonania, czy ta rozmowa ma sens. - Przecież dostanie pan to, czego chce. Zniknę ja i wszystko, co pana drażni, proszę wytrzymać tylko kilka dni.
Mówiła poważnie i szczerze. On jej tu nie chciał, ani jej kwiatów. W sensie najpierw nie chciał jej kwiatów, a teraz jej, ale ziemi nie dało się wynieść, przenieść, ani nic z nią zrobić bez odrobiny bałaganu. Odrobinę się bała, że na prawdę ją uderzy, nawet lekko obróciła się ramieniem, tak żeby w razie ciosu trafił w rękę, wiedziała jak to zrobić, ale wciąż patrzyła na niego tak, jakby oczekiwała, że się teraz pożegnają i da jej pracować w spokoju.
bierepopcorn-zaczynajcie
Spojrzała na niego jeszcze raz, nim opuściła łazienkę. Wiedziała po pracy bezpośrednio dla niego, że nie lubił kiedy mu się odmawia. Dlatego nawet nie próbowała, nie myślała o tym i podejrzewała, że żaden sprzeciw nie padnie z jej ust, zresztą, mogła przecież zjeść. Zwłaszcza, że wiedziała, że przygotowana przez jego gosposie zapiekanka będzie jej smakowała. Zdążyła odrobiny spróbować i… Skoro właśnie tego chciał? Tę nagość też mogła znieść, zwłaszcza, że, przed chwilą klęczała przed nim całkiem naga, trzymała w ustach jego penisa i nie wstydziła się ani trochę. Dlaczego chodzenie rozebraną wprawiało ją w takie poczucie braku komfortu? Przecież… Widział już ją. Cholera, robił jej dobrze ustami, trzymał głowę miedzy jej nogami, a ona jęczała jasno dając mu do zrozumienia, jak bardzo jest jej dobrze. Nie powinna się go wstydzić, nie teraz. Czas na wstyd minął, a mimo to… Nie potrafiła zachowywać się pozbawiona jakiegokolwiek okrycia tak swobodnie jak on.
OdpowiedzUsuńGdyby była całkiem sama, nie miałaby najmniejszego problemu ze swoją nagością, chociaż i tak nie robiła tego nawet w swoim mieszkaniu. W sumie, wiedziała dlaczego. Łatwo byłoby ją zobaczyć z ulicy przez okno, a nie chciała nikomu niczego pokazywać. Tutaj… Tylko jakiś świr mógłby to zrobić i to z pewnością za użyciem teleskopu, ale czuła, że to im nie grozi.
— Nie wparuje tu nagle żadna służba, prawda? Jakaś narwana kochanka ani nic? — Spytała, zastanawiając się nie tylko nad tym, czy mógłby zobaczyć ją nago ktoś jeszcze. Zaczęła się obawiać, co by się stało, gdyby ta niewydarzająca się noc, jednak wydarzyłaby się i ktoś by się o tym dowiedział. Nie miała pojęcia z jakimi jeszcze dziewczynami się spotykał i na jakich warunkach. Wolała nie ryzykować, nie chciała przecież żadnych problemów.
Przełknęła ślinę, kiedy przeszedł do kuchni. Mogła zapomnieć o swobodzie, gdy znajdował się tak blisko, gdy czuła na sobie jego wzrok. Przecież to tylko ciało. Widział ich mnóstwo. Różnych. Czy mogła się wyróżniać w sposób, który powinien rozbudzać w niej wstyd? Blizny. Ślady, które świadczyły o tym, że jej ciało nie raz zostało skrzywdzone. Wstydziła się ich. Chciałaby się pozbyć ich wszystkich, ale one były, nie znikały. Była aż za bardzo ich świadoma, nawet nie widząc ich w lustrze potrafiłaby wszystkie wskazać. I to sprawiało, że czuła się tak niepewnie.
Upiła odrobinę alkoholu, chwyciła widelec i wzięła porcję niczym dla ptaszka i skubnęła, mrucząc przy tym cicho, bo jedzenie tak bardzo jej smakowało.
Zadrżała, czując, że się do niej zbliżył. Jego dłonie sprawiały, że momentalnie czuła na swoim ciele ciepło. Westchnęła, jednocześnie odkładając widelec, kiedy w nią wszedł. Odchyliła głowę na bok, ułatwiając mu dostęp do szyi i zamruczała, czując jego wargi.
— Chcesz, żebym jadła, kiedy ty będziesz… — jeżeli wcześniej czuła się zdezorientowana, to teraz była w szoku, bo myślała, że jego pomysły będą… Zgoła inne. Bardziej… No właśnie, jakie? Spodziewała się, że nie będą normalne, ale to… Było dziwne. Kiedy się jednak poruszał w niej tak delikatnie i czuje… Skoro tego chciał, dlaczego nie mogłaby mu tego dać? Kiedy przylegał do jej pleców, trzymaj swoje dłonie na jej biodrach i składał pocałunki na jej szyi czuła się wspaniale — jeżeli tego właśnie chcesz… — szepnęła, ponownie chwytając widelec, chociaż trudno było jej się skupić na jedzeniu, kiedy czuła w sobie jego męskość — zrobisz później coś dla mnie? — Spytała nieśmiało, cicho, bo przecież to ona chciała wiedzieć, jak sprawić przyjemność jemu. Nawet nie myślała o tym, aby go prosić o cokolwiek, ale skoro ona zamierzała spełnić każdą jego zachciankę… chyba mogła poprosić o jedną rzecz. — Ohh — westchnęła, sięgając dłonią do jego dłoni, gdy na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Dlaczego miała negować jakikolwiek z jego pomysłu, skoro było jej tak przyjemnie?
posłusznamims
Otworzyła leniwie powieki, równie powoli przesuwając wzrokiem po pomieszczeniu. Miejsce w łóżku obok niej było puste i już dawno zdążyło ostygnąć. Przesunęła powoli dłonią po miejscu, na którym wcześniej spał Cillian i uśmiechnęła się delikatnie do siebie.
OdpowiedzUsuńUśmiech szybko jednak zniknął z jej ust, kiedy dotarło do niej, że nie ma pojęcia, jak powinna się zachować w takiej sytuacji. Dlatego nim zdecydowała się na jakiekolwiek działanie, przez chwilę po prostu leżała, czerpiąc z wygodnego materaca. Była pewna, że kosztował majątek. Im dłużej na nim leżała tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że bogate życie, było dosłownie wygodne. Wiedziała jednak, że nie może leżeć w jego sypialni w nieskończoność, a zdecydowanie wolałaby uniknąć sytuacji, w której to on próbuje ją subtelnie z niej wyprosić, chociaż na tyle na ile znała Cilliana, wiedziała, że subtelności nie było by w tym żadnej. Z drugiej strony pokazał jej przecież w nocy, że jeżeli chce to potrafi być delikatny… Wiedziała, że nie powinna o tym myśleć, bo to mogłoby sprowadzić ją na nieodpowiedni kierunek, a na to nie mogła sobie pozwolić. Nie chciała mieć problemów, nie z Cillianem, nie z pracą.
Dlatego podniosła się w końcu z łóżka, nawet się nie zastanawiając, pozwoliła sobie na ponowne skorzystanie z jego łazienki, pozostawiając w niej porządek. Szybko dostrzegła, że nie lubił bałaganu, zresztą, nie dało się tego nie zauważyć. Założyła wczorajsze ubrania i opuściła łazienkę, a następnie sypialnię z myślą, aby niepostrzeżenie opuścić jego penthouse, a następnie budynek. Starając się przy tym, aby nikt jej nie zauważył.
Słysząc jednak jego głos, skierowała się od razu w stronę kuchni, skąd dobiegał. Nie mogła przecież udawać, że go nie słyszy.
— Dzień dobry — odpowiedziała, przechylając odrobinę głowę w bok. Dostrzegła ten delikatny uśmiech na jego twarzy, przez co i ona sama lekko się uśmiechnęła. W zasadzie… Dlaczego z góry założyła, że nie powinna spodziewać się kawy lub śniadania i niezobowiązującej rozmowy? Zwłaszcza, że odkąd wczoraj na siebie wpadli, Cillian ani razu nie potraktował jej źle. Dobra, może trochę ozięble, gdy pomyślał, że ona myśli o nim jak o potencjalnym chłopaku, ale później znowu było dobrze. Powiedziałaby nawet, że bardzo dobrze. Zwłaszcza, kiedy osiągała orgazm za orgazmem dzięki niemu. Utwierdzając się też w przekonaniu, że seks jest świetny. Seks jest cudowny. Ten z Cillianem, bo innego nie znała i przecież wcześniej nawet nie czuła, że mogłaby chcieć w ogóle z kimkolwiek go uprawiać. — Świetnie — odpowiedziała, chociaż musiała przyznać, że czuła się nieco obolała, ale nie zakładała, aby było to coś niepokojącego — to miłe, że pytasz — stwierdziła, podchodząc śmielej do wyspy kuchennej, przy której siedział. Zerknęła na tablet, a następnie na niego — w świecie same dobre wieści? — Zagadnęła, opierając się łokciami o blat i odrobinę wychylając się w jego stronę, jedną dłoń ułożyła na swojej brodzie, a drugą płasko na blacie, wpatrując się w niego intensywnie.
Mims
Uśmiechnęła się lekko, krótko, zadziornie, jak zawsze, kiedy przebywała w jego towarzystwie; wyciągał z niej bowiem najgorsze instynkty i najlepsze doznania, a ona byłaby w stanie zrobić chyba wszystko, żeby tylko czuć się w ten sposób przez cały czas. Na ogół czuła się raczej tak, jak mógłby czuć się dziki kot zamknięty w zoo i wystawiony pod ostrzał spojrzeń, uwięziony na przestrzeni zbyt małej niż ta, do której zdążył przywyknąć. Towarzystwo Killa ją wyzwalało, upewniało ją w tym, że była silnym bytem, niezniszczalnym, drapieżnym. Lubiła spędzać z nim czas, bez względu na to, co w danym momencie robili. Czuła się przy nim ważna. Czuła się kimś. A może po prostu czuła się kimś bardziej, niż zwykle.
OdpowiedzUsuń– Myślę, że jestem mieszanką wielu wieków i wielu ludzi, którzy istnieli kiedykolwiek na ich przestrzeni – odparła niebezpośrednio, uśmiechając się szerzej, groźniej, jakby jej uśmiech niósł ze sobą niebezpieczeństwo, którego nikt nie był w stanie powstrzymać, nad którym nikt nie był w stanie zapanować. Nigdy nie pytała o jego przeszłość i o jego przyszłość; to po prostu nie istniało, nie wtedy, gdy byli razem i snuli niecne plany, a potem wprowadzali je w życie. Czasem jednak o tym myślała – była wtedy sama, z dala od tej adrenaliny i wszystkich związanych z nią fizycznych doznań, i zawsze dochodziła do wniosku, że mogłaby go kiedyś o to zapytać. Ale ostatecznie nigdy tego nie zrobiła.
Nie chciała zniszczyć tego, jak dobrze było im razem, nawet, jeśli opierało się to na wyjątkowo niemoralnych czynach. Nie chciałaby też, żeby to on wypytywał ją o życie prywatne i przeszłość, cholerną przeszłość, która czasem wiodła ją na skraj człowieczeństwa, mimo, że chwilami wydawało się jej, że był jedyną osobą, której mogłaby się zwierzyć, gdyby jednak zapytał. Ale ostatecznie nigdy tego nie zrobił.
– Mogę ja – wzruszyła ramionami, niedbały, lekki gest, właściwie nic nie znaczący, po czym wypiła do dna swoją whisky i ruszyła w stronę upatrzonej dziewczyny.
Nigdy nie zagadywała żadnej z nich o imię, chociaż czasem same się przedstawiały. Ta nazywała się Amy, była wysoka i jasnowłosa, i Ivy przyszło do głowy, że gdyby była w stanie poczuć wyrzuty sumienia, to poczułaby je tutaj i teraz. Ale wszystko zostało po staremu. Nie doznała nagłego oświecenia, że może powinni przestać, toteż przestawać nie zamierzali. Szybko okręciła sobie dziewczynę wokół palca – miała, ostatecznie, dużą wprawę w manipulowaniu ludźmi, a i była naprawdę dobrą aktorką, toteż poszło jej łatwo i zgrabnie. Uśmiechnęła się do Cilliana zachęcająco, na znak, że wszystko idzie w dobrym kierunku, jak również: że może wkraczać do akcji.
Ivy Almond
[Strasznie przepraszam za tę zwłokę, wracam do żywych!]
Emily nie uciekała. Już nie. Wyrosła z ucieczek, z wyjazdów, z potulnego wykonywania zachcianek ludzi bogatych i wpływowych. Nie była dzieckiem, nad którym można się znęcać, zastraszać krzykiem i bić. Nie była słaba. Nie była swoją matką, którą można kupić za gotówkę, albo kilka butelek, wsadzić w autobus, a potem próbować ten autobus wypieprzyć, żeby wymazać wszystkie ślady ludzkiej słabości. Była dorosła, mądra, zdolna i silna. Była odpowiedzialna za siebie i ludzi, którzy jej zaufali. Była teraz kimś, kto sie nie ugnie pod niczyją wolą i nie złamie pod niczyim nazwiskiem. Była również dumna i waleczna. Tyle że... To co właśnie się odjebało, to było ostatnie, czego się spodziewała. Więc i jej reakcja była ostatnia, jakiej by po sobie oczekiwała.
OdpowiedzUsuńDrgneła wyraźnie, kiedy znalazł się tak blisko niej, że mogła wyczuć jego perfumy i jeszcze jakiś aromat... aromat, który przywodził na myśl wspomnienie śmiechu i huśtawki, na której stała bujając się i się śmiała, ale to nie siebie słyszała. Aromat, który momentalnie postawił jej przed oczami wspomnienie jaśniutkich kosmyków, wtedy opadających na czoło, nakładających się teraz w jej wyobraźni na pszenne włosy gładko zaczesane w tył. Aromat, który podsuwał jej obraz jasnych, pogodnych szaroniebieskich oczu, które teraz... teraz spoglądały na nią bez wyrazu, lodowato, mrożąc krew w żyłach.
N i e m o ż l i w e!
Wiesz, czyje nazwisko jest w nazwie tej firmy? Moje. Tak powiedział. Tak przed chwilą powiedział, nie wyzywając jej, ale obrażając, równając z ziemią, która tak go drażniła, kiedy dawał upust swojej wściekłości, gdy stała przed nim. Wpatrywała się w niego osłupiała, nie poddając się wymuszeniom, jakie na nią zrzucał, a w środku czuła, że żołądek jej się kurczy, a śniadanie które zjadła o siódmej podchodzi do gardła. To strach, ale nie tylko. Nie on jeden.
Stała prosto, spokojnie na pozór znosząc to wszystko, co w jej kierunku wycedził. Dostrzegła jak mocno zacisnął dłoń, aż pobielały mu knykcie. Dostrzegła też, że w jego oczach zalśniła wściekłość równa chęci mordu, ale... to nieważne. To na prawdę nieważne, bo Emily właśnie próbowała zrozumieć, kto przed nią stoi. Pewności mieć nie mogła, ale ten budynek, to nazwisko, jego aparycja i wiek oszacowany po postawie i pozycji... w jednej chwili brakujące i rozsypane elementy układanki, zaczęły wskakiwać na swoje miejsce. Zaczęło brakować jej tchu.
N i e m o ż l i w e!
Uniosła dłoń, bezwiednie opierając ją na piersi mężczyzny. Może wyglądało to tak, jakby chciała go odepchnąć, ale zamiast tego lekko zacisnęła drobne palce na jego drogim garniturze, hacząc paznokciem o guzik idealnie wyprasowanej koszuli i pochyliła się, niwelując ten niewielki dystans między nimi. Nie uciekła, nie wywinęła się, nie odpyskowała, a złożyła na jego ustach tak delikatny pocałunek, tak subtelne muśnięcie, że możliwe praktycznie niewyczuwalne. Przez to swoje buchające wkurwienie, całkiem możliwe, że nic nie poczułby nawet, gdyby mu rękę do spodni wsadziła, ale mniejsza. Była to na pewno niecodzienna i zdumiewająca reakcja, dla prezesa ale i dla samej Emily, bo prawdę powiedziawszy, zbyt wylewna to ona nie była, a swoją wrażliwą stronę zwykle ukrywała pod grubym pancerzem osoby profesjonalnej i zarobionej. Cóż... zarobiona to tu była, widać było gołym okiem od samego ranka, ale profesjonalna? Ni chuja. Nie teraz.
- Killy...? - wyszeptała cicho i niepewnie, drżąc nieustannie i spoglądając oszołomiona w te oczy, które ciskały w nią gromy.
Spojrzała na mężczyznę, a następnie na przesunięty w jej stronę talerz. Była zaskoczona, bo zakładała, że nie będzie chciał jej widzieć rano. Ubiegłej nocy dał jej jasno do zrozumienia, że to tylko seks i nic więcej, a Minnie była pewna, że w takim przypadku nie ma mowy o wspólnym śniadaniu, porannej kawie czy czymkolwiek innym. Powinna opuścić jego mieszkanie, spędzić resztę weekendu tak jak miała to w zwyczaju, czyli siedząc w domu oczekując poniedziałku, a później udawać, że pomiędzy nimi, nigdy nic się nie wydarzyło.
OdpowiedzUsuńSięgnęła po grzankę i odgryzła kawałek, przenosząc spojrzenie z powrotem na blondyna. Uśmiechnęła się w reakcji na jego słowa, a może bardziej na minę, która gościła obecnie na jego twarzy. Chyba bardziej chodziło o to drugie. Cillian w pracy według Minnie miał dwa oblicza. Obojętne i wkurwione. Te, które jej zaprezentował w nocy i to, co widziała właśnie teraz były tak różne od tego, co znała, że nie mogła powstrzymać swojego uśmiechu.
— Sprawiasz, że jestem strasznie ciekawa, jak się będę czuła, gdy uznasz, że skończyłeś — powiedziała po przełknięciu kawałka grzanki, a następnie skinęła lekko głową. Wybierała się, do domu. Chociaż mogła zmienić swoje plany, jeżeli właśnie tego chciał, wiedziała, że będzie się snuła po swoim mieszkaniu, próbując sprawić, aby czas płynął szybciej, żeby ojciec nie pojawił się pod drzwiami, żeby nie złapał jej przed kamienicą, generalnie będzie starała się za wszelką cenę sprawić, aby jej weekend był do bólu nudny i zwyczajny. — Zakładałam, że rano powinnam być już u siebie. Niezauważona — jego spojrzenie miało w sobie coś niezwykłego, było… tak bardzo przenikliwe, że czasami trudno było je wytrzymać. Dzisiaj jednak, po minionej nocy, nie miała przecież żadnego powodu do tego, aby stresować się tym spojrzeniem. W ogóle, gdy znajdowali się w jego kuchni, rozmawiali, czuła się tak swobodnie, tak niepodobnie do siebie nie tylko w jego obecności, ale obecności generalnie kogokolwiek. Odgryzła następny kawałek tosta, powili go przesuwając. Spojrzała na niego, a następnie na jego dłonie, koncentrując się na kartce. Odłożyła grzankę na talerz, strzepnęła okruszki z palców i chwyciła wyprostowane ogłoszenie. W jej oczach coś błysnęło, gdy zaczęła czytać jego treść. Kawalerka była wystarczająca dla niej jednej, nie potrzebowała niczego więcej, zwłaszcza, że załączone dwa zdjęcia wyglądały powalająco. — Wydaje się być całkiem przyjemne, na żywo pewnie jest jeszcze ładniejsze — stwierdziła, kiwając lekko głową, gdy spoglądała na ogłoszenie. Kątem oka dostrzegła, że Kill się rusza. Nie mogła uwierzyć w to, że istniała jakakolwiek szansa, aby mogła mieszkać w takim miejscu. Na Upoer East Side! Przecież to było… Jako mała dziewczynka marzyła, że kiedyś się znajdzie właśnie tutaj, uratowana przez swojego rycerza, pokocha go z całego serca i będą żyli długo i szczęśliwie. Co prawda historia dorosłej Minnie odrobine różniła się od wyobrażeń dziecka, ale to było ostatnim, czym zamierzała się przejmować. Nie była pewna czy będzie ją stać na czynsz, ale… Ale przecież i tak mogła je obejrzeć.
Oderwała spojrzenie od kartki i przeniosła je na Cilliana, przechylając delikatnie głowę. Była ciekawa, co to za propozycja. Patrzyła na niego, uważnie słuchając jego słów. Nie mogla powstrzymać ani uśmiechu, ani rumieńców, gdy przyznał na głos, że noc z nią mu się podobała. Że podobała mu się na tyle, że chciał więcej. Chciał jej więcej. Czy mogła usłyszeć coś lepszego?
Zagryzła wargę, powoli uderzając opuszkami palców o swoją brodę i zmrużyła lekko powieki, zastanawiając się nad odpowiedzią. Oczywiście, że nie miała nic przeciwko!
— Oh, to byłoby wygodne, gdybym faktycznie się przeprowadziła do tego mieszkania — powiedziała, spoglądając na ogłoszenie. Wpatrywała się w nie przez chwilę, ponownie chwytając grzankę — coś mi podpowiada, że taka stała zabawa ma swoje zasady, których chciałbyś się trzymać, prawda? — Spojrzała niewinnie na mężczyznę, czekając, aż dokładnie przedstawi swoje warunki.
Minnie
Powinna potraktować jego słowa jak czerwoną flagę. Dużą, rzucającą się w oczy i mocno trzepoczącą na wietrze. Zamiast tego roześmiała się szczerze i wesoło, bo wizja uzależnienia się od drugiej osoby wydawała jej się dość nieprawdopodobna. Zwłaszcza, że przecież wyrwała się spod rąk tatusia. Nie pozwoliła przejąć mu całkowicie kontroli nad swoim życiem, chociaż mężczyzna naprawdę bardzo starał się to zrobić, sięgając najróżniejszych metod wychowawczych. Minnie znajdowała się jednak obecnie w penthousie na UES ze swoim szefem, mężczyzną, który rozbudził w niej pożądanie. Mężczyzną, któremu pozwoliła się do siebie zbliżyć, dotknąć się i przekroczyć wszystkie granice, które jak jej się wydawało, były nie do przekroczenia. Nie była na Brooklynie, nie była pod czujnym okiem tatusia oddana byle komu. Sama zdecydowała, komu się odda. Komu pozwoli na zbliżenie się do niej.
OdpowiedzUsuń— Brzmi intrygująco — powiedziała z uśmiechem na ustach, a następnie wyprostowała głowę, spoglądając na mężczyznę — panie prezesie, nie spodziewałam się, że ten jeden ratunek zaprowadzi nas właśnie tutaj — spojrzała na niego, gdy się podniósł. Oczywiście, że jej wzrok od razu skierował się na jego krocze, a świadomość, że działała na niego w ten sposób dodawała jej pewności siebie. W ogóle obudziła się jakaś taka… Odmieniona. W dobrym humorze, zadowolona. Jeżeli seks działał na człowieka tak odświeżająco, Minnie naprawdę nie miałaby nic przeciwko, aby wprowadzić go na stałe do swojego życia. Weekendowy maraton brzmiał dla niej w tej chwili niczym weekend w spa. To nic, że czuła się nieco obolała, że miała wrażenie, że jej kobiecość jest wciąż nabrzmiała po ich wspólnej nocy. Zresztą, chyba nie powinna się dziwić, biorąc pod uwagę, że tej nocy nie tylko pozbyła się dziewictwa, ale w dodatku zaliczyła prawdziwy pokaz tego, czym jest seks. Ten pierwszy w sypialni nie był zły, jednak to, co Cilly zrobił z nią później, na samą myśl robiło jej się ciepło i… mokro. Kiedy się zorientowała, zamrugała, bo nie spodziewała się, że coś takiego może się wydarzyć. — Odstawisz mnie do domu wieczorem czy raczej rozważasz zabranie mnie stąd prosto do biura? — Spytała zaczepnie. Jeżeli planował drugi scenariusz musiała mieć ubrania do pracy. W ogóle, jeżeli miała tu zostać przez weekend czułaby się lepiej wiedząc, że może założyć na siebie świeżą bieliznę i coś lepszego niż legginsy i sweter, w których wyszła w piątkowy wieczór.
Uśmiechnęła się, uważnie słuchając tego, co miał do powiedzenia. Brzmiał trochę tak, jakby naprawdę chciał ją przekonać do tego mieszkania. Kiedy wspomniał o bezpieczeństwie i o tym, że miałaby spokój od ojca, dokładnie w tym momencie była już pewna, że chce mieć to mieszkanie. Nawet jeżeli miałaby głodować, nie pozwolić sobie na jakiekolwiek przyjemności. Świadomość, że tatuś więcej by się do niej nie zbliżył, była warta wszystkiego. Wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił, co z pewnością nie umknęło uwadze Killa. Wiedział dobrze, co powiedzieć, aby z Minnie z rozważania w jednej chwili stała się pewna, że chce zamieszkać w tym samym budynku co jej szef.
— Świetnie, mogę się nim stać, jeżeli dzięki temu oferujesz darmowy transport — czuła, że będzie jej potrzebna każda, nawet najmniejsza oszczędność, aby mogła sobie pozwolić na przeprowadzkę — na ogłoszeniu nie ma nic o wysokości czynszu. Pytałeś? Jeżeli mnie nie stać, nie chcę go oglądać — powiedziała cicho, odrywając w końcu spojrzenie od ogłoszenia. Jak powiedział wczoraj, wiedział ile zarabia, dlatego wierzyła, że to zrobił, że zapytał i umówił ją na oglądanie tylko dlatego, że mogła sobie na nie pozwolić. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że Kill zamierzał być jej cichym sponsorem mieszkania, więc nie miała powodu, aby nie zaufać jego słowom.
Skinęła głową, gotowa do wysłuchania jego zasad, kiedy stanął po przeciwnej stronie wyspy. Wbiła spojrzenie swoich niebieskich oczu w jego usta i czekała, aż zaczną wypływać z nich słowa.
Kiedy mówił o braku uczuć i nie był przy tym nagle cały spięty i nie spoglądał na nią tak, jakby chciał ją zmrozić jak zrobił to w nocy, wcale nie czuła się z tym źle. Brak uczuć był rozsądny. Zwłaszcza, że była jego pracownicą, chociaż nie wyobrażała sobie jego rozejścia w przyjaźni i utrzymania swojej posady w jego firmie. Nie mogłaby się z nim przyjaźnić i pracować dla niego, jednocześnie czując coś i wiedząc, że nigdy nie zostanie to odwzajemnione. Chyba dlatego uniosła wysoko brew, zastanawiając się nad tym czy Cillian w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, jak działają uczucia. Chyba nie. Druga zasada była dla niej jasna jak pierwsza. Nie przeszkadzała jej, bo przecież nikt inny nie potrafił sprawić, aby w ogóle pomyślała o seksie. Była ciekawa czy teraz, gdy już wie jak to jest, czy to się zmieni, ale… Mogła się na to zgodzić. I na kolejną również. Chociaż stwierdzenie Killa, że ktoś kładzie ręce na tym co należy do niego, powinno ją zastanowić. Nie była jego. Należała tylko i wyłącznie do siebie. Prawda?
Usuń— Rozumiem, że wyłączność działa w dwie strony, skoro masz być również do mojej dyspozycji — stwierdziła, spoglądając na niego. Naczytała się na plotkarskich portalach tyle na jego temat, że szczerze mówiąc, było jej ciężko uwierzyć w to, aby zasada wyłączności miała działać w dwie strony. Rozchyliła wargi, gdy znalazł się tak blisko i poczuła jego język niemal na swoich wargach. Zadrżała, bo działał na nią tak mocno. I nadal była mokra przez wspomnienie nocy.
— Ja… Nie wiem — stwierdziła — Cilly, ja… ja wczoraj po raz pierwszy w życiu miałam pełnoprawny orgazm i przeżyłam swój pierwszy raz, nie mam pojęcia jakie mogę mieć warunki — stwierdziła z rozbrajającą szczerością, bo zdecydowanie nie podejrzewała, że znajdzie się w sytuacji, w której będzie miała negocjować warunki seks-układu. — Nie wiem, czego mogę chcieć — szepnęła, korzystając z tego, że był blisko i musnęła delikatnie jego wargi. To chyba oznaczało, że się zgadza na jego propozycje. W tej samej chwili przypomniały jej się jego wczorajsze słowa — chcę, żebyś mnie całował — uśmiechnęła się kącikiem, spoglądając w jego oczy — żebyś całował się ze mną. Podoba mi się, gdy to robisz — powiedziała, łapiąc zębami jego wargę, a następnie pocałowała go powoli, przymykając przy tym powieki — i chciałabym, żebyś mnie rozebrał, bo zaraz będę miała mokre nie tylko majtki, ale i spodnie — zaśmiała się, odsuwając się od jego ust — i jeszcze jedno — sapnęła nieco poważniejąc, czuła, że jej oddech przyspiesza — chcę mieć pewność, że tatuś nigdy więcej mnie nie dotknie — obiecał jej to w czasie podróży do jego apartamentowca, ale chciała usłyszeć to jeszcze raz. Mieć pewność, że traktuje to poważnie.
PannaMieszamŚmierćTatusiaDoSeksu
Wszystko, co się działo wydawało się wręcz nierealne. Pamietała dobrze, jak nazwał ją swoim problemem, zaznaczając, że nikt nie może się dowiedzieć o jej obecności w jego penthousie. A teraz? Teraz oferował, żeby została u niego na cały weekend, że pojedzie z nią do jej mieszkania, będzie nim rycerz na warcie, broniący ją przed oprychami, a później jeszcze zaoferował, że pomoże w przeprowadzce.
OdpowiedzUsuńCzuła się tak, jakby znalazła się właśnie w jakiejś bajce, a raczej filmie. Filmie dla dorosłych, bo miała pełną świadomość, że kieruje nim chęć rżnięcia jej, ale… Czy to bardzo źle o niej świadczyło, skoro nie miała nic przeciwko?
Przez cały czas w gorszych momentach swojego życia broniła się przed sprzedażą swojego ciała. Uważała, że nigdy tego nie zrobi. I wcale nie czuła się w tej chwili tak, jakby to zrobiła. Było jej z nim dobrze. Działał na nią tak, jak nikt inny i pokazał jej, jaki seks potrafi być przyjemny. Dlaczego miałaby nie zgodzić się na jego propozycję? Zwłaszcza, że oboje mieli mieć z tego korzyści. Nie chciała od niego przecież nic w zamian, a on płacił jej tylko dlatego, że była zatrudniona i pracowała w jego firmie. Nie za seks.
— To dobry pomysł, skoro mam tu zostać do poniedziałku, to zdecydowanie potrzebuje swoich rzeczy — pokiwała głową na jego słowa. Nie chciała go wykorzystywać, przyjmowała jedynie jego propozycje. Nie było w tym nic złego — nie mogę pojawić się w biurze w tym — stwierdziła oczywistość. Zawsze w pracy prezentowała się nienagannie i elegancko, to co miała teraz na sobie nijak miało się do formalnego stroju. Uśmiechnęła się na jego słowa. Miała ochotę pogładzić go po policzku, bo to co oferował było niesamowicie miłe, a dla Minnie rzadko ktoś cokolwiek robił. Sam, z dobroci serca… — pogadamy o tym, jak je obejrzymy — uśmiechnęła się, z automatu zakładając, że zrobią to razem. Sama nie wiedziała dlaczego — nie mogę się doczekać — uśmiechnęła się całkiem szczerze i wesoło.
A uśmiech tylko się poszerzył, kiedy blondyn oznajmił, że ją na nie stać. Była pewna, że po obejrzeniu tego mieszkania, żadne inne jej się nie spodoba, bo czy to było realne, aby coś przebiło Manhattan? Oczywiście, że nie.
Przechyliła lekko głowę, zastanawiając się nad jego słowami. Wspólna noc była intensywna, musiała to przyznać, ale jeżeli Kill miał być również do jej dyspozycji nie wyobrażała sobie sytuacji, w której on był by w tym czasie z inną lub nie daj boże czułaby na nim obecność innej. Nie, aby mieszała w to uczucia, ale Minnie była na samym początku drogi do poznania swojej seksualności. Na ten moment myśl o kimś innym w ich seks-związku nie była dla niej do przyjęcia. Odnotowała też, aby nigdy nie wypowiedzieć na głos tego określenia ich układu, bo była pewna, że Cillianowi by się ono nie spodobało.
— Tak, jestem pewna — chociaż nie była przekonana czy faktycznie tak brzmiała. Uznała jednak, że gdyby okazało się, że Montgomery naprawdę ma ochotę za często, na pewno nie będzie miał problemu z renegocjacjami. Zwłaszcza, że chodziło o jego zaspokojenie potrzeb, a nie jej. Wolała jednak nie myśleć o tym w tym momencie.
Wzięła głęboki oddech, czując na twarzy jego palce, a słysząc zgodę, kącik jej ust drgnął. Rozchyliła wargi, jednocześnie przymykając na krótką chwile powieki, ciesząc się, że nie miał nic przeciwko.
— Kiedy? — Wyszeptała cicho, mając oczywiście na myśli sprawę jej ojca. Nie potrafiła tak po prostu przestać o nim myśleć, ale posłusznie zsunęła się z krzesła. Wpatrywała się w jego jasne oczy, które w tej chwili nie wydawały się tak przerażające, jak na samym początku. Po chwili leżała już na blacie, wpatrując się w sufit i cicho wzdychając, gdy od razu poczuła jego usta i
palce.
Usuń— I cała twoja — szepnęła w odpowiedzi, usatysfakcjonowana jego słowami. W tej chwili nie potrzebowała żadnego wstępu, była w pełni na niego gotowa, więc gdy zaczął poruszać dłonią, Minnie szybko zaczęła pojękiwać, jedną rękę ułożywszy na jego głowie, chwyciła jasne kosmyki między palce i zacisnęła je, poruszając biodrami w nadanym przez mężczyznę tempie, mimowolnie rozchylając nogi szerzej, aby miał do niej pełen dostęp — przestań się bawić, chcę się czuć jak w nocy — zdołała powiedzieć pomiędzy westchnięciami.
przyklepane
— Chyba nie znasz mojego szefa — zaśmiała się cicho na jego słowa, a następnie przygryzła wargę. Wiedziała, jaki byłby wkurzony gdyby pojawiła się w ten sposób ubrana w pracy. Na rozmowie rekrutacyjnej wyraźnie zostało zaznaczone, jaki obowiązuje dresscode i szczerze mówiąc, Minnie wcale to nie przeszkadzało. Nie była przyzwyczajona do noszenia eleganckich rzeczy, więc nie uważała tego za jakieś szczególnie wygodne, ale jednocześnie to było jedyne miejsce do którego mogła ubierać się w ten sposób, a która kobieta nie lubiła od czasu do czasu wyglądać z klasą? Minnie uwielbiała przeglądać strony sklepów i zamawiać nowe ubrania do pracy, zwłaszcza, że od czasu dostania premii mogła robić to bez odraczania płatności i bez poczucia winy. Czuła również, że po weekendzie zdecyduje się na kolejne zakupy, aby wyglądać już nie tylko elegancko, ale jednocześnie seksownie, aby Cilly tylko wyczekiwał momentu, w którym będzie mógł pozbawić ją ubrań. Możliwe, że odrobine się rozpędzała w swoich myślach, ale nie mogła się powstrzymać. Tak na nią działał, a nikt wcześniej nie potrafił rozbudzić w niej tego pragnienia, więc… To po prostu musiało o czymś świadczyć.
OdpowiedzUsuńRozejrzała się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na wyswietlaczu piekarnika, który wyświetlał aktualną godzinę. Była dziewiąta z drobnymi groszami, a skoro mieli dotrzeć przed oglądaniem mieszkania do niej, teoretycznie nie musieli się spieszyć. Dojazd stąd na Brooklyn trochę zajmował, a odległość mieli pokonać dwukrotnie. Samo zabranie przez Minnie rzeczy nie zajmie dużo czasu, bo nie miała wiele do zabrania. Mieli niecałe pięć godzin, ze wszystkim z pewnością zdążą.
— Świetnie — uśmiechnęła się całkiem szczerze. Podejrzewała, że dla Cilliana to nie było nic niezwykłego. Mieszkanie w jego apartamentowcu i w porównaniu z jego penthousem, te które mieli dla niej oglądać nie było zachwycające, ale standard życia Mims miał się zmienić i to ogromnie. Była prawdziwie podekscytowana wszystkim tym, co miało się wydarzyć. Spełniały się jej dziecięce marzenia, których spełnienia zwyczajnie się nie spodziewała, bo przecież nie była kimś, a jednak los postanowił się do niej uśmiechnąć. — Nie mogę się doczekać — wyznała, chociaż starała się nie pokazywać całej ekscytacji, którą w sobie czuła, żeby Cilly nie miał jej za nienormalną.
Rozchyliła wargi pod jego naciskiem i pozwoliła na pocałunek, który odwzajemniła, nieśmiała splatając dłonie na jego karku. Kiedy ich wargi rozłączyły się, Minnie wzięła głęboki oddech, którzy wstrzymała w płucach i wbiła w niego spojrzenie swoich błękitnych oczu. Z uwagą i dziwnym, ale jakże przyjemnym dreszczykiem, słuchała, co miał do powiedzenia. Jej serce przyspieszyło, a wyobraźnie podpowiedziała obrazy, o których już niejednokrotnie myślała. Czy Cillian chciał… Rozchyliła wargi, zaczynając nimi oddychać. Jej ciepły oddech otulał jego usta, a serce Minnie biło jeszcze mocniej. — On… — szepnęła cicho, patrząc intensywnie w jasne oczy swojego szefa, a w jej własnych odbijał się intensywny proces łączenia kropek — nie wiem czy będę potrafiła — wyszeptała, czując się dziwnie lekko. Chyba nie powinna odczuwać czegoś takiego, kiedy myślała o śmierci tatusia, prawda? A już na pewno nie powinna myśleć o tym i jednocześnie wyczekując, aż blondyn w końcu jej dotknie. Cholera, chyba naprawdę nie była normalna, a Cilly pytając o jej zdrowie psychiczne, wtedy w jego gabinecie, chyba coś musiał wyczuć.
Jęknęła głośno, gdy wszedł w nią. Zacisnęła się od razu na jego męskości, a nogi splotła wokół jego bioder, jęcząc za każdym razem gdy wbijał się w nią mocno. Podparła się na łokciu, dysząc i spoglądając na niego, kąciki jej ust drżały, gdy dostrzegała sposób w jaki jej się przyglądał. Chyba mogła być pewna, że Cillian ją zapamięta, tak jak chciała tego zeszłej nocy.
— Podoba mi się ta myśl — podniosła się do siadu, wysuwając ręce za siebie i odchyliła się do tylu, jednocześnie przesuwając się na skraj blatu, wychodząc mu jeszcze bardziej naprzeciw. Spoglądała na niego, nie czując w ogóle wstydu. Przed wczorajszą nocą sama myśl, że jakiś mężczyzna mógłby oglądać ją nagą przyprawiała ją o rumieńce tymczasem bezwstydnie spoglądała na swojego szefa, jęcząc głośno, gdy z każdym swoich ruchem przybliżał ją do orgazmu. W końcu nadszedł ten moment. Całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a przyjemne ciepło niemal się po niej rozlało. Z pewnością czuł, jak jej mięśnie pulsowały na nim, a z jej ust wciąż wydobywały się jęki. Zacisnęła mocno nogi, które miała splecione wokół niego i poruszyła biodrami. Chyba naprawdę była szansa na to, aby się od niego uzależniła, bo nadal było jej mało. Dlatego sięgnęła jego policzków i złożyła na jego ustach pocałunek, czując swój własny posmak. Przylgnęła do jego umięśnionego ciała i zacisnęła mocno swoje wnętrze.
Usuń— Gdzie jeszcze nie zdążyliśmy tego zrobić w nocy? — wyszeptała, niechętnie przerywając pocałunek.
całkiemmożliwe
— Nawet sobie nie wyobrażasz — odparła zachęcona jego uśmiechem — ale chyba na mnie leci, będę musiała nieźle ze sobą walczyć, żeby nie złamać naszych zasad — dodała po krótkiej chwili, przygryzając przy tym wargę, jakby się nad czymś zastanawiała. Subtelny uśmiech pojawił się na jej twarzy, a ona sama sięgnęła dłonią do torsu Cilliana i powoli przesunęła po jego umięśnionej klatce, śledząc wzrokiem swoją dłoń — chociaż, nie, nie ma porównania do ciebie, nie musisz się w ogóle facetem przejmować.
OdpowiedzUsuńSama była zaskoczona swoją swobodą przy mężczyźnie, bo nigdy by się tego nie spodziewała. Przez wzgląd na wiele czynników, począwszy od tego, że Cillian ją przerażał, przez niechęć do mężczyzn jako tako, którą w sobie miała przez tatusia (chociaż i tak bardzo się starała nie wrzucać wszystkich do jednego worka), a kończąc na zwykłej nieśmiałości i wstydliwości. Kiedy poprosił ją wczoraj, aby chodziła przy nim nago w pierwszym odruchu wcale nie chciała tego robić, kryła się za wyspą kuchenną do czasu, aż ją później na niej zerżnął w zupełnie inny sposób i wtedy… Jakby jakaś zawleczką w umyśle Minnie odpuściła. Uwolniła coś, o czego istnieniu Moore nawet nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że paradowanie przed kimś nago może jej się podobać. Wcześniej rozbieranie się przy kimś było oznaką upokorzenia, tak, tatuś Moore względem Minnie stosował różne praktyki. Nie mogła wtedy powiedzieć nie, chociaż bardzo chciała. W nocy mogła powiedzieć i, chociaż się wstydziła, wcale nie chciała mówić nie. Chciała się kochać z Cillianem, chciała aby na nią patrzył, dotykał jej… ale umysł się przed tym bronił. Do wspomnianego wcześniej razu. Wstyd przy nim przepadł, nie było upokorzenia. Nie chciał ściągnąć jej na dno w przeciwieństwie do Josepha.
Chciał dla niej czegoś innego. Ciągnął ją ku gorze, inaczej nie ingerowałby w szarpaninę, nie zabrałby jej do siebie, nie chciałby znaleźć jej mieszkania, gdyby chciał ściągnąć ją na dno nie pokazałby jej czym jest seks, jak może być przyjemny i… nie chciałby tego układu. Wierzyła w to, bo chociaż wydawał się być niebezpieczny to przy nim właśnie w końcu zaczęła czuć się bezpiecznie.
Smakowała jego ust z największą przyjemnością, czerpiąc po prostu radość z trwającej chwili. Czuła się trochę jak Kopciuszek, tylko zamiast wróżki chrzestnej czarującej dla niej dynie w karocę w jej życiu pojawił się mężczyzna, który niemal czarował dla niej właśnie nowe życie i nie zamierzał wymuszać na niej ucieczki przed północą. Cholera, czym sobie na to wszystko zasłużyła?
Oblizała powoli wargi, gdy się uśmiechnął. Podobał jej się jeszcze bardziej, gdy robił to w taki nieoczywisty sposób, a w jego oczach… Cholera, nadal było w nich coś przerażającego, zwłaszcza teraz, ale zamiast się wystraszyć, chciała to poznać… Kiedy ją pocałował, serce dziewczyny znacznie przyspieszyło, a słowa padające z jego ust przyprawiły ją o przyjemne dreszcze.
Może gdyby nie znajdował się tak blisko niej, może gdyby już wcześniej nie była podniecona na myśl, co może jej jeszcze dać, jego słowa wzbudziłyby w niej strach, może zaczęłaby się zastanawiać nad moralnością tego wszystkiego. Było jednak na to za późno. Zacisnęła się mocno na jego penisie samej nie wiedząc, co bardziej ją w tej chwili nakręcało. Cillian, jego obietnice czy myśl o tym, że kiedyś się zemści. Z pomocą mężczyzny, który właśnie posuwał ją tak mocno, że miała ochotę krzyczeć. I zaczęła krzyczeć z rozkoszy, bo przy Cilly’m nie musiała się przecież niczego wstydzić. Chciała się odsunąć, gdy doszła dzięki niemu kolejny raz, wykrzykując głośno jego imię, a jednocześnie chciała, aby wciąż jej dotykał, aby nawet nie próbował w tej chwili przestawać, wiec gdy się podniosła, a on wciąż sprawiał, że krew w jej żyłach wrzała, wyjęczała prosto w jego usta kolejne spełnienie, a jej wnętrze zacisnęło się raz jeszcze na jego członku.
— Tajnym pokoju? — Powtórzyła za nim unosząc ręce, gdy ją rozbierał, a gdy to zrobił, splotła ręce na jego karku. Oczywiście, że rozbudził jej ciekawość, jednak nie była w stanie długo skupiać się na myśli o pomieszczeniu. Syknęła cicho, gdy klepnął jej pierś, jednocześnie czując jeszcze większe podniecenie. Czy była w stanie być jeszcze bardziej wilgotna? Gdy nakazał jej ssać, okrążyła językiem jego palec, a później spełniła jego rozkaz, czując, że chciałaby zamienić palec na jego penisa. Mocny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy nadeszło kolejne spełnienie jej ciało wygięło się w łuk, wypuściła z ust jego palec a z jej gardła wyrwał się głośny, przeciągły jęk. — O mój boże — wydyszała, oddychając spazmatycznie odnalazła spojrzeniem jego stalowe tęczówki. — To było cudowne — szepnęła. Jej wzrok był mętny od euforii, którą odczuwała w tym momencie. Przygryzła wargę, spoglądając na czerwone zadrapania, które mu sprezentowała. Gdzieniegdzie na długości śladów, skóra została delikatnie zadarta. — Chyba zmienię swoje kryteria przy oglądaniu tego mieszkanka — wychrypiała cicho — musi w nim być dużo wygodnych miejsc, w których będziesz mógł to powtórzyć — sięgnęła wargami jego ust i pocałowała go — zwróć na nie uwagę swoim doświadczonym okiem, gdy tam będziemy — szepnęła, a następnie ugryzła delikatnie, chociaż może nie do końca, jego wargę.
Usuńnajlepsza(jużnie)dziewicawmieście
— Mówisz? — Uniosła zaczepnie brew, jednocześnie wbiła jeden z palców w twarde mięśnie, a raczej próbowała to zdobić, bo gdy napiął mięśnie to wcale nie było takie łatwe. Nie spodziewała się, że są aż tak twarde — myślisz, że powitanie go w poniedziałek w ten sposób z kubkiem kawy będzie idealnym rozpoczęciem tygodnia? — Grała. Nie odważyłaby się zrobić czegokolwiek niestosownego w czasie godzin pracy, mając świadomość, że w biurowcu znajdują się również inni pracownicy. Wiedziała, że mało kto ośmieliłby się wparować do jego gabinetu bez wyraźnego pozwolenia, ale nie mogła ryzykować, bo nie mogła i nie chciała stracić tej pracy. Dobra to on był szefem, ale nie była pewna czy zniosłaby plotki i spojrzenie pozostałych pracowników, gdyby wieść rozeszłaby się po biurze. Była przyzwyczajona do bycia wykluczoną i właściwie nie zależało jej na szczególnych kontaktach ze znajomymi z pracy, ale to byłoby coś zupełnie innego. Nie chciała, aby ktoś spoglądał na nią jak na dziwkę, wystarczyło, że robił to sam tatuś.
OdpowiedzUsuńPrzymknęła powieki, rozkoszując się trwającą chwilą. Myślenie o czymkolwiek w tej sytuacji było na tyle trudne, że nawet nie starała się tego robić. Doświadczała całą sobą przyjemności płynącej z seksu i cieszyła się nią, próbując dorównać tempa Cillianowi, gdy tak mocno ją posuwał. Czuła ból, ale przyjemność wynikająca z niego, była tego warta.
—Czyli kiedy? — Wyszeptała, przygryzając wargę, aby nie jęknąć kolejny raz. Później już nie była w stanie już nad sobą panować, a wyrywające się z jej gardła wcześniejsze dźwięki były niczym w porównaniu do ostatecznego spełnienia. Czuła się tak, jakby wybuchły w niej fajerwerki, czuła się tak wspaniale i cudownie, gdy pulsowała wciąż jeszcze na nim, a chwile później to cudowne uczucie zniknęło, gdy jej wnętrze zacisnęło się na pustce, za to na podbrzuszu poczuła coś ciepłego. Zerknęła na białe nasienie, które powolnie spływało po jej skórze.
Westchnęła cicho, gdy starł ubraniem spermę z jej ciała.
— Podoba mi się ta myśl — przygryzła wargę, gdy się całkiem rozebrał, a kiedy ją chwycił pisnęła cicho, bo się tego nie spodziewała i zaśmiała się, obejmując mocno jego kark. Kiedy znaleźli się na kanapie i ją na siebie nałożył, zamruczała z zadowoleniem, od razu się na nim zaciskając. — Brzmi jak plan idealny — przyznała, przenosząc ręce na jego barki — uważaj, bo sobie pomyślę, że naprawdę chcesz mnie wziąć na zakupy.
Wyprostowała dłonie, odchylając się na ich długość i odchyliła również głowę do tyłu, jednocześnie wystawiając piersi na pierwszy plan. Lubiła, gdy się nimi zajmował. Wystarczyła jedna noc, aby spodobało jej się wszystko, co z nią robił. — Ten pokój — szepnęła, bo póki ich ciała poruszały się powoli, była w stanie skupić się na słowach, chociaż to nie tak, że nie było jej w tej chwili dobrze. Było przyjemnie za każdym razem gdy go w sobie czuła, ale jeszcze nie na tyle, aby nie była w stanie myśleć o czymś innym, chociaż, musiała odnotować, że po osiągnięciu kilku orgazmów, miała wrażenie, że czuje go teraz znacznie wyraźniej. Jakby stała się wrażliwsza na każdy dotyk, a zwłaszcza w swoim wnętrzu — chcę wiedzieć, co w nim skrywasz, skoro jest tajemny — szepnęła, napierając na niego, gdy osunął ją w dół. Chciała poczuć go jeszcze mocniej.
niestrasznynamon
Na moment dla blondynki wszystko się zatrzymało i stanęło w miejscu. Nie słyszała życia biura za drzwiami jego gabinetu. Nie pamiętała, czemu tu jest i czemu są tu jej ludzie, którzy uwijają się jak mróweczki, bo przecież muszą zabrać swoją własność i zniknąć zanim ktokolwiek połapie się, że ona to... to ona. Ta, która była zgubą Cilliana, a którą zgubił właśnie on- ten złoty chłopiec, dla którego najwidoczniej warto innych narażać na najgorsze. Nie pamiętała o tym, że musi się bać i ukrywać do końca życia, czuła tylko lekkie mrowienie na ustach. Nie pamiętała o tym, co najważniejsze - żalu, odrzuceniu, porzuceniu i nienawiści, które deklarowały jej motto życiowe, że ciężka praca popłaca i ona się liczy w ostatecznym rozrachunku, a nie uczucia i obietnice bez pokrycia. Nie pamiętała o tym, że go nienawidzi nawet! Bo to wspomnienie radości, kochania, śmiechu i wolności, tego co czuła, gdy była z nim na moment przesłoniło jej wszystko, wdzierając się do jej głowy niechciane, nieproszone i rozrywając długo wypracowywaną harmonię na strzępy.
OdpowiedzUsuńTrwało to sekundę, do trzech. A potem coś huknęło na korytarzu i drgnęła znowu, wracając do rzeczywistości. I wtedy właśnie zdała sobie sprawę, co robi, że jej wargi właśnie musnęły i zachęcająco wręcz zahaczyły o jego dolną, co nie powinno mieć miejsca!
Jej dłoń miękko przed sekundą ułożona na jego piersi, naparła w próbie nadania dystansu, polegając na jego trzeźwości umysłu- skoro jej zawiodła. Wyczuła pod palcami twarde mięśnie i przełknęła ślinę z trudem, czując że gardło ma wysuszone na wiór. Opuściła spojrzenie z jego oczu nienawistnie ją mierzących na usta, te zakazane, te które i ona powinna nienawidzić, a których przed momentem posmakowała i drugą dłoń zacisnęła mocno w pięść, czując jak serce zaczyna jej bić szybciej.
To był on? Czy to jej głowa płatała jej figle? Czy po prostu odgrzebane wspomnienie wcisnęło się w teraźniejszość, odnajdując lukę i mieszało jej wszystko? Wiedziała, że z czasem wspomnienia blakną, a nawet zmienia się cała perspektywa i to, co się pamięta może w głowie ulec nawet znacznej transformacji, gdy mózg dopisuje nowe poznane fakty, znaczenia, skojarzenia, a nawet łączy wspomnienia z różnych czasów, szeregując wszystko w głowie... Przecież na świecie jest mnóstwo prezesów o pszennej czuprynie i jasnych oczach w odcieniach szarości i niebieskości! I sam stary Montgomery ma więcej niż jednego syna! Na litość boską, była chyba nienormalna, robiąc coś takiego! Nawet jeśli to był Killy... Cillian, to niczego nie zmieniało. Nawet lepiej, że to był on, że mogła mu teraz spojrzeć w oczy, nie zdradzając kim jest sama! Nienawidziła go! Zniszczył jej życie, nie ochronił jej, pozwolił ojcu postapić z nią właśnie tak, jak zawsze zapewniał, że nie pozwoli! To było coś, czego musiała się trzymać, bo tylko to było jej pewną stałą! I tylko tak, jak sądziła, może się ochronić, zyskując nawet niejako przewagę nad mężczyzną i jego rodziną - zatrzymują w sekrecie własną tożsamość.
- Ja... prze...- zaczęła, zerkając przelotnie w jego oczy i urwała. Nie jąkała sie, nie miała problemów z doborem słów, ale teraz na prawdę nie mogła wydobyć z siebie głosu.
Emily bała się przez większość życia i nauczyła się ten strach kontrolować. Nauczyła się panować nad sobą i nie ujawniać z tym, co czuje i myśli, bo teraz zaufanie i wiara w ludzi... cóż to była rzecz tak krucha w jej wykonania, jak cieniutkie szkiełko - nawet ona sama była nieprzekonana, na ile ją w tym zakresie stać. Panowała nad emocjami do tego stopnia, że gdy zalewały ją zimne dreszcze przerażenia, nie uciekała. A gdy obejmowała ją furia, nie wybuchała. Z kolei gdy tryskała radością, potrafiła się uśmiechnąć ciepło, lecz bez podskoków i śpiewów jak przed laty. Działała, aby przejść naprzód ponad przeszkodami, pokonać to, co powodowało, że czuła się mała. Nie była bezbronna, była bystra i umiała znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. A jednak teraz nie widziała żadnego.
W jej głowie Cillian był tak samo winny jaj nieszczęść i niedoli jak jego ojciec, jak nie bardziej. Nie pomógł jej, nie ochronił, choć zapewniał i obiecywał, że tak właśnie zrobi. Kiedy oglądał kolejne siniaki na jej twarzy i na plecach, wściekał sie i odgrażał, a potem przytulał tak długo, aż przestawała płakać i miękła w jego dziecięcych ramionach. Przyzwyczaił ją do siebie, pozwolił uwierzyć, że może mu ufać, a potem nie zrobił nic, kiedy jego ojciec wtargnął do jej mieszkania, zmanipulował i przekupił matkę, namawiając do opuszczenia miasta, a potem nawet próbował zabić, doprowadzając do wypadku autobus, którym wyjeżdżały, uciekając jak szczury. Cillian pozwolił jej się w sobie zakochać, a potem ją zdeptał. Był pierwszym chłopakiem, którego pocałowała i pierwszym, z którym wyobrażała sobie jak to jest kogoś kochać, ale potem ją porzucił. Dał jej dobro, a potem spuścił w najczarniejszą dziurę na dnie piekła. Był dzieckiem, a nigdy w całym życiu nikt tak jej nie skrzywdził, jak ten nastolatek o jasnych kosmykach opadających na czoło.
UsuńOna sama nie rozumiała, dlaczego to się właśnie wydarzyło i już pomijając cały absurd sytuacji, czuła się po prostu rozbita, zaskoczona i zdezorientowana. W jednej chwili stała podparta do drzwi przez bardzo wrogo nastawionego prezesa, który widocznie przywykł do posiadania pełnej kontroli nad sytuacją, ludźmi, ogólnie wszystkim co się wokół niego działo. I bała się, jednocześnie czując wewnętrzną potrzebę buntu i udowodnienia, że nie da się zastraszyć i sobą pomiatać, bo po prostu na to nie zasługuje. A potem uderzyły w nią wspomnienia, te których nie chciała, te których wyparcie zajęło jej lata. I odezwały się emocje, które jak wierzyła, zakopała tak głęboko, że nie była w stanie już do nich wrócić, a nawet nie chciała nigdy tego robić! Wystarczył odpowiedni impuls, jego zapach, spojrzenie niebieskich oczu, nazwisko wybite w szyldzie na ścianie ciemnego gabinetu i nagle wszystkie elementy układanki nieproszone zaczęły do niej wracać, układając się w tak wyraźny obraz, jakby nie minęło dwadzieścia lat, a zaledwie kilka dni! Tyle że to wszystko stworzyła jej wyobraźnia i gdy zdała sobie z tego sprawę, na jej policzkach wykwitł mocny, ciemny rumieniec. Wygłupiła się... Nie, zrobiła z siebie totalną wariatkę i to chyba nawet bardziej niż przed paroma dniami, gdy wjebała mu się do gabinetu upaprana ketchupem na dresowej bluzie. To mógł być on, ale nie musiał. Jeśli nawet stał przed nią Killy i tak to nie miało już żadnego znaczenia. Nic ich już nie łączyło. A za moment znów miała zniknąć z jego życia, oby tym razem bezpowrotnie.
Nie mogła uwierzyć, że jej wyparcie było tak mocne, tak silne i skuteczne, że podpisując umowe, przyjeżdżając tu na montowanie roślin kilka tygodni temu, wciąż nie skojarzyła faktów! Dopiero bezpośrednie zderzenie z tyolma dowodami ją otrzeźwiło i dość efektownie uświadomiło, w co się wpakowała Nigdy nie powinna zapominać, jak zmienił jej życie i jak musiała się starać - zawsze bardziej od innych: o dobre oceny, uznanie nauczycieli, szanse na lepszą przyszłość. Ani na jedną sekunde nie powinna zapominać o tym, że nie może przestać się bać i być czujna, że zawsze musi oglądać się za siebie, a na przejściu dla pieszych pokonywać pasy biegiem, szczególnie na skrzyżowaniach gdzie zza zakrętu może wyskoczyć na nią auto i podróżować wynajętym autem, albo samolotem, nigdy więcej autobusem! Całe życie pracowała na swoje bezpieczeństwo i walczyła o sukces, a wszystko to było cięższe przez niego! A ona rozpoznając pewne podobieństwa w obcym facecie, go pocałowała! No przecież to się nadawało do psychiatryka!
- Przepraszam - wydusiła w końcu z siebie, choć z wysiłkiem to słowo nabrało brzmienia w jej gardle, nie podnsoząc nadal wzroku. - Przepraszam - powiedziała głośniej i wyraźniej, napierając dłonią ponownie na jego klatkę.
Potrzebowała dystansu, by szybciej ułożyć sobie w głowie to, co się rozsypało, tworząc bałagan. Nie była wariatką, po prostu... przypomniał jej kogoś, o kim nie powinna pamiętać. O kim pamiętać nie chciała.
Usuń- Powinnam wracać do pracy... jeśli mogę...? - dodała cicho, chcąc stąd wyjść. Po prostu, uciec, bo najwidoczniej wcale nie była tak silna, jak sądziła. Ucieczka wydawała się rozsądna i bezpieczna, a teraz nie ufała samej sobie. - Pan chce się nas pozbyć, a ja... ja też tego chcę - przyznała, omiatając spojrzeniem ponad jego ramieniem wnętrze gabinetu i lokując je w końcu w logo z nazwiskiem nad jego biurkiem. Zacisnęła mocniej drobna dłoń, aż poczuła ból gdy spiłowane paznokcie w kształt migdałka wbiły się w wnętrze, drażniąc delikatną skórę i wysunęła bezwiednie język, koniuszkiem zwilżając dolną wargę, jakby zbierała jego smak na później. Klatka Emily wyraźnie uniosła się przy głębszym wdechu i opadła, gdy blondynka zerknęła w twarz mężczyzny, podchwytując jego spojrzenie. Na prawdę chciała stąd wyjść, zabrać rośliny i spieprzać w swoją stronę, chciała im obojgu w tym pomóc, ale ziemia sama się nie przesypie, a donice nie przewiozą. Ale bez roślin się nie ruszy, nie i koniec.
Byli w gruncie rzeczy podobni. On dbał o swoje interesy i ona też zaciekle walczyła o Blomme, choć może nie tak efektywnie.
JednakWariatka
— Proszę, proszę — uśmiechnęła się, przechylając głowę w bok — a myślałam, że chciałeś wyłączności… Ale skoro tak — przygryzła na krótką chwilę wargę — myślę, że szef będzie zadowolony — puściła mu oczko i może zaczęła na poważnie rozważać tę opcję. W końcu już niejednokrotnie byli we dwójkę w gabinecie, gdy burgundowe zasłony były opuszczone. W zasadzie u Cilliana to nie było nic nadzwyczajnego. Na pewno przyniesie mu rano kawę, zawsze to robiła, ale może… Może da mu coś jeszcze, jeżeli dostrzeże, że właśnie tego będzie chciał po całym weekendzie pieprzenia. Owszem zarejestrowała, że miał często ochotę na seks, nie miała jednak jeszcze pojęcia, co to dokładnie oznaczało. Chociaż minioną noc i ten poranek powinny dać jej jasno do zrozumienia, na co się pisała. — Mhm… — zamruczała cicho, zastanawiając się nad tym czy to nadal była gra, czy mówił poważnie.
OdpowiedzUsuńCzuła, że z jakiegoś powodu nie powinna o ten pokój wypytywać, a mimo to miała w głowie mnóstwo pytań, które chciałaby wypowiedzieć. Najchętniej poprosiłaby go, aby zabrał ją tam już teraz, bo była zwyczajnie ciekawa, co tam skrywał. Westchnęła, czując jego zęby, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Nie myślała o tym, co robił i dlaczego, jak będzie wyglądało jej ciało po tych wszystkich ugryzieniach, ssaniu czy mocno zaciśniętych palcach na jej biodrach, gdy wchodził w nią mocno i nadawał odpowiedniego tempa.
— Zakupy brzmią jak pokazanie się razem w miejscu publicznym — zauważyła, rozluźniając się tylko po to, aby po chwili ponownie poczuć wyraźnie w sobie jego męskość. Westchnęła cicho. Osobiście nie miałaby nic przeciwko, jej samej nie robiło to większej różnicy. Ona była nikim, chociaż, była problemem. Pamietała dobrze co powiedział, podejrzewała też, że ich układ w tym temacie niczego nie zmieniał. Chyba, że się myliła. Uśmiechnęła się, na jego dźwięk. Podobało jej się to, że jemu się podobało. — W takim razie pomyślimy o zakupach, jak już obejrzę mieszkanie. O ile się na nie zdecyduję, oczywiście — uśmiechnęła się, co prawda była pewna, że je wybierze, bo miała świadomość, że nic innego nie będzie tak dobre (chociaż nawet go jeszcze nie widziała!), ale przecież nic jeszcze nie było przesądzone i chyba chciała się z nim podroczyć, bo wiedziała, że jej zamieszkanie w tym samym budynku byłoby dla niego wygodne. — Aż takie to oczywiste? — Szepnęła, czekając, aż poczuje jego dotyk na swoich piersiach i kiedy to się stało, zamruczała cicho. W zasadzie nie zrobił jeszcze niczego, co by jej się nie spodobało. Nawet zrobienie mu loda nie budziło w niej obrzydzenia. Wracając, wychyliła się jeszcze mocniej, aby łatwiej było mu dosięgnąć ustami jej piersi, reagując wyraźnie na każdą pieszczotę.
— Nie możesz mówić o tajemnym pokoju i liczyć na to, że będę cierpliwie czekać bez zadawania pytań — powiedziała, wbijając paznokcie w jego barki, poruszała się zgodnie z jego ruchami, pojękując cicho, gdy zniknęła początkowa delikatność. Nie zdążyła zareagować na jego słowa, odwzajemniła pocałunek, mocniej zaciskając na nim palce. Gdy odsunęła się od jego ust, aby nabrać powietrza, spojrzała w jego jasne oczy i uśmiechnęła się kącikiem ust — mocniej — szepnęła, podejrzewając, że będzie to prawdziwie intensywne doznanie, chciała się w jakiś sposób na nie przygotować, bo była pewna, że będzie chciał spełnić jej cichą prośbę. I kiedy to zrobił, miała wrażenie, że przeszła na inny poziom przyjemności, że oddała kontrole nad swoim ciałem… chyba seksualnemu upojeniu, bo nic innego nie wydawało się sensowne. Gdy doprowadził ją do orgazmu, zaciskając się na nim wykrzyczała jego imię, samej wciąż poruszając się w górę i w dół, starając się przedłuż moment spełnienia na tyle ile było to możliwe.
tezakupytobędziecośjakrandka?😮
Wpatrywała się w jego twarz, a kąciki jej ust delikatnie drgały, kiedy jego usta wygięły się w łuku. Nadal do niej to wszystko nie docierało. Jak przez jedną sytuację, tak wiele się miedzy nimi zmieniło, jak dużo zmieniło się w niej.
OdpowiedzUsuń— Nie spodziewałabym się po tobie, aż takiej dobroduszności — przyznała, przechylając głowę w bok — ale skoro tak, będzie mocno zaskoczony w poniedziałek — szepnęła, czując przyjemne dreszcze, rozchodzące się po jej ciele. To było wręcz niepojęte dla niej, że mogła w ten sposób reagować na jakiegokolwiek mężczyznę. Z jednej strony była tym zafascynowana, odkrywaniem samej siebie, a z drugiej trochę obawiała się tego, dokąd mogłoby to ją zaprowadzić, bo wystarczyło z pozory tak niewiele wspólnie spędzonego czasu, aby przekroczyła tak wiele swoich własnych granic, o których przekraczaniu wcześniej nawet nie myślała.
— Praca to praca — powiedziała cicho, tam nie była przecież jego problemem. Doskonale pamietała, co powiedział jeszcze w samochodzie nim udali się do apartamentowca. Nie chciał mieć przez nią żadnych PRowych problemów i naprawdę to rozumiała, dlatego jego propozycja zakupów tym bardziej była dla niej zaskakująca. Kącik jej ust delikatnie drgnął, gdy wspomniał o goleniu brody czy zakładaniu czapki. Czyżby aż tak zależało mu na tych zakupach czy właśnie zaczynała dopowiadać sobie rzeczy, których z pewnością nie powinna była robić? — Jak chcesz, chociaż lubię ten twój zarost — powiedziała, a na potwierdzenie swoich słów, wyciągnęła dłoń i przesunęła opuszkami palców po wspomnianej brodzie, uśmiechając się lekko, a następnie musnęła delikatnie wargami jego wargi, cicho przy tym wzdychając. Odsunęła się na niewielka odległość od jego ust i spojrzała w jasne oczy, uśmiechając się — możliwe — powiedziała, nie odrywając spojrzenia od jego oczu.
Wystarczyła krótka chwila, aby zapomniała o tym, że chciała się z nim przekomarzać. Ponownie sprawił, że jedyne o czym myślała to przyjemność wynikająca z kontaktu fizycznego. Oddychała głęboko, gdy pieścił jej piersi i mruczała za każdym razem, gdy sprawiał swoimi dłońmi, że przez jej ciało przechodziły dreszcze.
— To okropne, wiesz o tym? — Wyszeptała, decydując się na mocniejsze zaciśnięcie palców na jego ciele — chyba… powinnam cię jakoś ukarać… skoro sam zamierzasz mnie w ten sposób… męczyć — wydyszała, pomiędzy głębokim nacieraniem powietrza do płuc, a cichymi westchnięciami.
Zdezorientowana jego nagłą zmianą pozycji, zacisnęła mocno dłonie na nim, a kiedy ją przesunął na skraj kanapy, ona przesunęła wbitymi paznokciami wzdłuż jego ramion. Zagryzła wargi, powstrzymując pojękiwania, gdy wciąż się mocno w nią wbijał. Rozluźniła palce, gdy spowolnił swoje ruchy, jedną dłonią sięgnęła twarzy i zgarnęła pojedynczy kosmyk, który przykleił się do jej policzka. Miała wrażenie, nie ona wiedziała, że gdyby kazał jej teraz wstać, nie byłaby w stanie tego zrobić.
— Mnie też — szepnęła, czując, że ma sucho w ustach, a jej wargi stały się spierzchnięte od wysiłku — to był kolejny, cudowny raz — wychrypiała cicho, zdając sobie sprawę, że wciąż się na nim zaciska. Wyciągnęła drugą rękę i ułożyła na jego spoconej, umięśnionej klatce i powili po niej przesunęła, patrząc w jego oczy — potrzebuję przerwy — wyszeptała cicho — czuję, że nie przeżyje kolejnego orgazmu — powiedziała, śledząc wzrokiem swoją dłoń — chcę ładnie wyglądać oglądając mieszkanie, więc muszę na chwile wrócić do siebie… i wziąć prysznic. Cali się kleimy — stwierdziła z delikatnym uśmiechem. Wychyliła się, aby sięgnąć jego ust i złożyć na nich powolny pocałunek — boje się, że będę chodzić jak kaczuszka — dodała, nie mogąc powstrzymać się przed cichym chichotem.
amogłobybyćtakfajnie
— Tak — uśmiechnęła się, obserwując jak chwyta jej palec. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, a następnie rozchyliła wargi i westchnęła cicho, gdy ponownie zaczął pieścić jej piersi. Zamruczała cicho, gdy sunął brodą po wrażliwej skórze, ale dopiero gdy dotarł do sutków, mruczenie zmieniło się w cichy jęk — Zdecydowanie to — szepnęła cicho, przymykając powieki. Nie potrafiła wyjść ze zdziwienia, jak różne mogły być doświadczenia związane z bólem. Zerknęła w dół, na swoje piersi i nie potrafiła zdecydować, co bardziej ją podniecenia. To co robił, widok jego ust przy jej piersi czy widok śladów, które po sobie zostawiał.
OdpowiedzUsuń— Jeszcze nie wiem — przyznała cicho, wbijając mocno kolana w kanapę, aby rytmicznie podskakiwać i wydając z siebie pojękiwania, gdy kolejny raz opadała, osuwając się na jego penisie do końca. — Ale to na pewno nie będzie przyjemne — szepnęła — w końcu… to będzie kara — stwierdziła, a następnie zagryzła wargę, zastanawiając się nad tym, co takiego właściwie mogłaby zrobić. W międzyczasie Kill zmienił pozycję, a Minnie nadal błądziła myślami od doświadczanej przyjemności do sposobu, w jaki mogłaby się odrobinę na nim zemści, za te gierkę z pokojem. Jeżeli chciał rozbudzić w niej ciekawość, to mu się udało. Chciała zapytać, co dokładnie ma zrobić, aby ją tam zabrał, ale przecież nie chciała, żeby wiedział, jak bardzo ją zaintrygował.
Nie pozwoliła sobie na ciche westchnienie, gdy z niej wyszedł i poczuła w sobie tak wielką pustkę. To byłyby sprzeczne sygnały, a Minnie naprawdę potrzebowała przerwy. Czuła, jak cała jest nabrzmiała. Była pewna, że podczas kolejnego orgazmu krzyczałaby głośno, ale niekoniecznie z powodu samego spełnienia. Miała wrażenie, że i tak będzie w pewnym sensie trochę żałowała tego poranka, bo już wtedy czuła się delikatnie obolała.
Przymknęła powieki i cicho jęknęła, gdy ją klepnął, zacisnęła się na pustce, która tak bardzo jej teraz przeszkadzała. Nie spodziewała się, że kiedyś będzie czuła się w ten sposób.
— Dobrze — przytaknęła, bo dla niej tak było lepiej. Nie wiedziała, jak miałaby się zachowywać gdyby ktoś im towarzyszył, a tak, przynajmniej nie musiała się tym przejmować i martwić się tym, że będzie tworzyć problemy Cillianowi. Zaśmiała się cicho na jego słowa, przylegając mocniej do jego torsu. Sięgnęła ustami jego ust i złożyła na nich kolejny pocałunek. — Wolałabym jednak nią nie być — powiedziała, a po chwili rozszerzyła oczy, czując jak wycieka z niej jej własne podniecenie wymieszane ze spermą Cilliana. Przygryzła wargę, ale tuż po chwili wypuściła ją spomiędzy zębów. Odwzajemniła pocałunek, cicho przy tym wzdychając, niemal tęsknie, gdy odsunął się od jej ust. Otworzyła oczy, spoglądając na mężczyznę, przeniosła spojrzenie na trzymany przez niego żel, a następnie na jego dłonie skierowane na nią.
— Z największą przyjemnością — powiedziała, chwytając nadgarstek jednej jego ręki i przesunęła do szyi, a następnie przesunęła powoli w dół na obojczyki i niżej na dekolt, spoglądając przy tym prosto w jego jasne oczy. — Chociaż może nie powinnam? — Spytała z delikatnym łobuzerskim uśmiechem — miałam cię jakoś ukarać — stwierdziła niby z zamysłem, nie odrywając od niego spojrzenia swoich niebieskich oczu.
zobaczymyjakdługo
Na usta kobiety wkradł się delikatny uśmiech, jednak nie gościł on na nich długo. Skupiała się na przyjemności, którą dawał jej Cillian, a wyraz jej twarzy zmieniał się stosownie do pieszczot, którymi ją obdarowywał. Cieszyła się jednak, że nie zamierzał golić brody, że brał pod uwagę jej zdanie i nawet chciał pokazać się z nią w miejscu publicznym, nawet jeżeli w przebraniu, by nikt go nie rozpoznał. To nie było istotne.
OdpowiedzUsuń— Postaram się, żeby ta nie była przyjemna — szepnęła lekko zachrypniętym głosem, a po chwili uśmiechnęła się delikatnie, odnajdując wargami jego usta i składając na nich krótki pocałunek. Zaśmiała się cicho w jego usta — zdecydowanie nie mam przy tobie problemu z nawilżeniem — przytaknęła. Był pierwszym, który doprowadzał ją do takiego stanu i była naprawdę ciekawa, z czego to wynikało. Z tego, że był tak niedostępny, a jednocześnie okazało się, że wcale nie nieosiągalny? O to, że był jej szefem? A może ta jego zimna, niebezpieczna aura, która była tak mocno wyczuwalna? Nie miała pojęcia co dokładnie, ale coś z tego co miał w sobie sprawiało, że w końcu poczuła pożądanie, chęć oddania siebie, chociaż nic więcej do niego nie czuła. To chyba też miało znaczenie, że nic do siebie nie czuli, Minnie po tym co ją spotkało w życiu nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie w stanie prawdziwie kogoś pokochać, nie znała tego uczucia, nie wiedziała jak to jest, a on… On nie chciał, by go kochała. Chciał jej ciała, a Minnie nie miała z tym problemu, odkąd pokazał jej czym jest cielesna przyjemność.
Stała przed nim całkiem naga i pozwalała na to, aby jej dotykał, aby umył jej zmęczone ciało, co w tej chwili wydawało jej się tak naturalne i wcale nie zawstydzające. Zadziwiające, jak wiele mogło się zmienić w tak krótkim czasie.
— Masz rację, to byłaby kara dla mnie, a przecież nie o to chodzi — powiedziała cicho, drżąc delikatnie, gdy poczuła jego usta na swojej skórze. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powoli powietrze przez rozchylone usta, a później wzięła kolejny głęboki wdech, gdy spytał o świeżą bliznę. — Oh to… to nic takiego — powiedziała, spoglądając na niego. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, gdy dotykał jej po bliźnie — nie, tym razem to nie on — powiedziała zgodnie z prawdą — wracałam późno do domu… jakichś dwóch chłopaków mnie napadło — powiedziała cicho, odwracając od niego wzrok — to nic wielkiego, Killy — dodała, chcąc go uspokoić, nie chciała, żeby się w jakikolwiek sposób przez nią denerwował. Czuła, że jest zły i teoretycznie wiedziała, że nie ma powodu, aby był zły na nią, mimo wszystko tak właśnie się w tej chwili czuła. — Już się zagoiło, było, minęło — powiedziała, uśmiechając się słabo kącikami ust i wyciągnęła jedną rękę, aby przeczesać powolnie jego blond włosy, chcąc odwrócić uwagę od blizny.
przetestujemygo