HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Mr Sunshine
Looks like we might just be on the brink of the season's juiciest event. The endless saga between S and S has been the talk of the town for… well, who can even keep track anymore? Years, darlings. And every time it seems like this exhausting drama is finally wrapping up, they either start another fight or end up in the wrong bed. But wait! Word on the street is that after receiving a mysterious text, S flew across Manhattan to reach their lover's apartment. Could this be the beginning of the end for their epic romance? A happily ever after? Stay tuned, Upper East Siders, I'm sure we'll find out soon.

You can't hide from me.
xoxo

Show me an open door, then you go and slam it on me

Willow Murphy
24
23.06.1998r. | Medycyna | CU | Zawalony rok | Sierota | Waszyngton od dziecka | Nowy Jork od trzech lat | M艂odsza siostra | Wolontariuszka | 呕ywo zainteresowana psychiatri膮 | Przysz艂a Pani Doktor z misj膮 | Syndrom Sztokholmski

— Willow? — G艂os przebija si臋 jakby przez mg艂臋. Cho膰 przebywaj膮 w tym samym pomieszczeniu, ona zdaje si臋 niczego nie s艂ysze膰. Wbija martwy wzrok przed siebie. Skubie sk贸rki przy paznokciach do krwi, ale nie czuje b贸lu. Przez jaki艣 czas by艂a na niego nara偶ona i nauczy艂a si臋 ignorowa膰 nieprzyjemne odczucia. Otarcia i siniaki na nadgarstkach znikn臋艂y dawno temu, ale nie艣wiadomie przesuwa po nich opuszkami palc贸w, jakby liny wci膮偶 si臋 tam znajdowa艂y. — Willow? — Nieco g艂o艣niej. Osoba siedz膮ca naprzeciwko powoli podnosi g艂os, chocia偶 ona wie, 偶e stara si臋 unika膰 tego w jej obecno艣ci. Krzyki przypominaj膮 o jej w艂asnych krzykach w d藕wi臋koszczelnym pomieszczeniu. Widzi wtedy biegaj膮ce po pod艂odze myszy, s艂yszy jego szyderczy g艂os 偶ycz膮cy jej dobrej nocy w towarzystwie ma艂ych przyjaci贸艂.
Wzdryga si臋, przenosi spojrzenie na kobiet臋 w 艣rednim wieku i delikatnie u艣miecha.
— Tak? — szepcze i odchrz膮kuje, pozbywaj膮c si臋 nieprzyjemnej chrypki.
— S艂ysza艂a艣, o co pyta艂am?
Kr臋ci g艂ow膮 i opuszcza j膮, jakby wstydzi艂a si臋 swojego post臋powania. Kobieta w 艣rednim wieku si臋ga jej kolana i poklepuje je, tym samym przekazuj膮c, 偶e nic si臋 nie sta艂o. Dziewczyna natychmiast si臋 prostuje i ucieka od dotyku. Nie lubi, gdy kto艣 si臋 do niej zbli偶a. Psychoterapeutka unosi d艂onie w obronnym ge艣cie i cicho przeprasza.
— Pyta艂am, jak sobie radzisz w tym tygodniu. Nied艂ugo wypada rocznica 艣mierci twojej mamy i martwi臋 si臋, 偶e w tych okoliczno艣ciach… — urywa, widz膮c wzruszenie ramionami. Przecie偶 prawie jej nie pami臋ta, dlaczego mia艂aby by膰 smutna z powodu jej 艣mierci? Lawrence t艂umaczy艂, 偶e mama jest chora, 偶e nied艂ugo odejdzie i ona to rozumia艂a. Wtedy i teraz.
— 艢mier膰 to naturalny porz膮dek rzeczy, pani doktor — odzywa si臋 pewnym g艂osem. Zimnym, ostrym jak n贸偶. Przecina cisz臋 w taki spos贸b, 偶e kobieta w 艣rednim wieku odchyla si臋 na oparcie fotela i mruga ze zdziwieniem oczami. Leczy j膮 od kilku miesi臋cy, ale czego艣 takiego jeszcze nie s艂ysza艂a z jej ust. — Dlaczego mam sobie z tym nie radzi膰? — …dlatego, 偶e sama prawie umar艂am?
— A radzisz sobie?
— Jak wida膰. I my艣l臋, 偶e na dzisiaj sko艅czy艂y艣my — oznajmia twardo i podnosi si臋 z fotela. Zanim kobieta w 艣rednim wieku zd膮偶y si臋 odezwa膰, jej ju偶 nie ma.

U艣miecha si臋 na jego widok. Wszelkie wspomnienia ulatuj膮 w sekund臋, jakby nigdy ich nie by艂o. Znika nieprzyjemne poczucie otumanienia po zastrzyku, kt贸ry zaaplikowa艂 jej w ciemnej uliczce, gdy wraca艂a od przyjaci贸艂ki. Znika b贸l gard艂a od krzyku, kt贸ry nie opuszcza艂 jej w tamtym pomieszczeniu. Znika strach, kt贸ry przenikn膮艂 j膮 do ko艣ci, kiedy zobaczy艂a b艂ysk szale艅stwa w jego oczach. Chwyta jej d艂o艅 i przyci膮ga do siebie, by z艂o偶y膰 na jej ustach nami臋tny poca艂unek, a ona ochoczo go odwzajemnia. Patrzy na niego i nie widzi faceta, kt贸ry j膮 porwa艂. Widzi cz艂owieka, kt贸ry j膮 uratowa艂. I nic innego nie ma znaczenia.


Shawn Mendes - Mercy
Jessy Hartel
lukrowane.ciastko@gmail.com
Tradycyjnie szukamy wszystkiego. Zw艂aszcza kogo艣, kto usilnie b臋dzie si臋 stara艂 wbi膰 jej do g艂owy, 偶e to co robi jest skrajnie chore.

193 komentarze:

  1. Spotted: P贸藕nym popo艂udniem W opuszcza gabinet swojej psychoterapeutki, a potem wsiada do metra, by sp臋dzi膰 nast臋pne trzy godziny na uniwersytecie. S艂ysza艂am o niej ciekawe rzeczy, ale nie jestem do ko艅ca pewna, czy nadaj膮 si臋 do publikacji na mojej stronie, czy mo偶e lepiej by艂oby od razu przekaza膰 je prosto w r臋ce policji... Hm, jeszcze si臋 na tym zastanowi臋. Ale, W, b臋d臋 Ci臋 bacznie obserwowa膰. Jak mog艂abym pozwoli膰, 偶eby co艣 Ci si臋 sta艂o... i nikt si臋 o tym nie dowiedzia艂?
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 馃拫

    OdpowiedzUsu艅
  2. [ Ale偶 szalenie ciekawy pomys艂 na posta膰! Willow (kocham to imi臋 <3) Jestem bardzo ciekawa, jak rozwinie si臋 jej historia na blogu. 呕ycz臋 Ci masy weny i ciekawych w膮tk贸w, a gdyby nasz艂a ch臋膰, zapraszam do Octavii :D]
    Octavia

    OdpowiedzUsu艅
  3. [Przyznam, 偶e a偶 ciarki przesz艂y mi po sk贸rze, gdy czyta艂am histori臋 Willow. Ba, z艂apa艂am si臋 na tym, 偶e sama zacz臋艂am drapa膰 nadgarstek lewej r臋ki (brzydki zwyczaj, ale jako艣 nie potrafi臋 nad nim zapanowa膰, maj膮c w wyobra藕ni tego typu obrazy). Mam jednak nadziej臋, 偶e biedna dziewczyna znajdzie wreszcie na swej, przecie偶 wci膮偶 stosunkowo kr贸tkiej drodze, kogo艣 kto b臋dzie w stanie wyci膮gn膮膰 jej z tej dziwnej sytuacji, w kt贸rej tkwi obecnie.

    呕ycz臋 samych porywaj膮cych historii oraz tony (a mo偶e i znacznie wi臋cej) weny, a w razie ch臋ci zapraszam w swe skromne progi.]

    Rim & Nash

    OdpowiedzUsu艅
  4. [Chod藕 na maila, b臋dzie zdecydowanie wygodniej ❤️ pandaczerwona0@gmail.com]
    Octavia

    OdpowiedzUsu艅
  5. [Pi臋kna Pani i przykra historia. Nie藕le jej utrudni艂a艣 偶ycie. Mam nadziej臋, 偶e terapia pomo偶e jej w odkryciu, 偶e jej relacja nie jest stworzony na mi艂o艣ci, a strachu i krzywdzie.
    呕ycz臋 du偶o zabawy i w膮tk贸w, a jednocze艣nie zapraszam do siebie, je艣li najdzie ci臋 ch臋膰 :)]

    Birdie

    OdpowiedzUsu艅
  6. Stara艂 si臋 nie my艣le膰 obsesyjnie o odnalezieniu Lawrence’a. Naprawd臋 si臋 stara艂, chocia偶 w jego przypadku i sytuacji nie by艂o to takie 艂atwe. Zreszt膮, by艂 pewien, 偶e ka偶dy my艣la艂by o zem艣cie dok艂adnie w taki sam spos贸b jak on sam, gdyby kogo艣 spotka艂o dok艂adnie to, co spotka艂o jego, jego rodzine, najbli偶szych… Ludzi, na kt贸rych zale偶a艂o mu najbardziej na 艣wiecie.
    Oczywi艣cie, 偶e by艂 wkurzony, gdy pobyt w Waszyngtonie okaza艂 si臋 by膰 strat膮 czasu, uliczk膮, kt贸ra prowadzi艂a dos艂ownie donik膮d. Poza odnalezieniem Lawrence’a po samych p艂atno艣ciach firmie sprz膮taj膮cej, pr贸bowa艂 r贸wnie偶 uruchomi膰 kilka swoich kontakt贸w, kt贸re mog艂yby pom贸c w namierzeniu Mahoney'a. Niestety, one r贸wnie偶 okazywa艂y si臋 by膰 niepomocne, co tylko bardziej frustrowa艂o i irytowa艂o Blake’a. Emocje te z kolei nie u艂atwia艂y mu pracy nad sob膮, nad zapanowaniem nad swoimi osobowo艣ciami. Wspomnienia r贸wnie偶 by艂y silniejsze w Waszyngtonie. To tutaj sp臋dza艂 czas z rodzin膮, budowa艂 przysz艂o艣膰, kt贸ra mia艂a trwa膰…
    Musieli wr贸ci膰 do Nowego Jorku. Siedzenie w stolicy nie mia艂o najmniejszego sensu, zw艂aszcza, 偶e wyra藕nie by艂o wida膰, 偶e pobyt w tym mie艣cie nie s艂u偶y艂 ani jemu, ani Willow. Teraz to ona by艂a najwa偶niejsza, nie m贸g艂 jej dok艂ada膰 wi臋cej stresu, zmartwie艅, wystarczaj膮co du偶o schrzani艂, wiedzia艂 o tym doskonale, by艂 艣wiadom, jak bardzo spierdoli艂 je偶eli chodzi艂o o Willow, tyle, 偶e… nie m贸g艂 przecie偶 przewidzie膰, 偶e to wszystko potoczy si臋 w taki spos贸b. Niby sk膮d mia艂 wiedzie膰, 偶e siostra Lawrence’a oka偶e si臋 by膰 kim艣 kto na nowo rozbudzi w nim uczucia? Nie by艂 w stanie tego przewidzie膰, tak jak nie m贸g艂 przewidzie膰 tego, co ich czeka w przysz艂o艣ci. Chcia艂 wierzy膰, 偶e czeka ich prawdziwa wsp贸lna przysz艂o艣膰, ale wiedzia艂, 偶e to mo偶e nie by膰 艂atwe.
    Dlatego musia艂 si臋 stara膰. Musia艂 panowa膰 nad sob膮, nad emocjami, nad wszystkim. Musia艂 sprawi膰, aby Willow nigdy wi臋cej przez niego nie cierpia艂a, aby nadal chcia艂a z nim by膰, aby nic wi臋cej nie spierdoli膰.
    Zaraz po powr贸c臋 do Wielkiego Jab艂ka musia艂 za艂atwi膰 kilka spraw, wi臋c nie od razu mia艂 czas na obiecan膮 jeszcze w Waszyngtonie randk臋. Czeka艂 na odpowiedni moment, aby si臋 za ro wzi膮膰 i… w艂a艣nie nasta艂.
    Zamierza艂 odebra膰 Willow ze szpitala, pocz膮tkowo jego plan mia艂 by膰 jedn膮 wielk膮 niespodziank膮 i blondynka mia艂a o wszystkim dowiedzie膰 si臋 dopiero u celu, ale szybko zda艂 sobie spraw臋, 偶e to by艂o najgorsze rozwi膮zanie. Ju偶 raz j膮 porwa艂, nawet je偶eli chcia艂by to zrobi膰 teraz w romantyczny spos贸b, nie by艂o takiej opcji.
    U艣miechn膮艂 si臋 na jej widok, gdy tylko ich spojrzenia si臋 spotka艂y, a nast臋pnie przyspieszy艂 by jak najszybciej znale藕li si臋 blisko siebie.
    — Spokojnie — powiedzia艂, gdy uda艂o mu si臋 wtr膮ci膰 pomi臋dzy s艂owa padaj膮ce z jej ust. — Willow, daj mi doj艣膰 do s艂owa, nic si臋 nie sta艂o, wszystko w porz膮dku, nie chodzi o twojego brata, jestem ca艂y — odpowiedzia艂 na wszystkie jej pytania, a nast臋pnie u艂o偶y艂 d艂onie na jej plecach i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, mocno przytulaj膮c — pami臋tasz? Obieca艂em ci randk臋, wi臋c o to nadszed艂 ten dzie艅. Mam nadzieje, 偶e nie masz ju偶 偶adnych zaj臋膰? Sprawdza艂em tw贸j grafik, ale… masz wolne prawda? — upewni艂 si臋, maj膮c nadzieje, 偶e niczego nie pomyli艂 — chcia艂bym ci臋 zabra膰 na kolacj臋 — poinformowa艂 — musisz tylko wsi膮艣膰 ze mn膮 do samochodu i da膰 si臋 zawie艣膰 na wybrze偶e — wola艂 j膮 poinformowa膰, dok膮d chcia艂 j膮 wzi膮膰. Oczywi艣cie, 偶e nie zamierza艂 rezygnowa膰 ca艂kiem z niespodzianki.

    ❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  7. [Hejka!
    Dawno Ci臋 nigdzie nie widzia艂am, wchodz臋 na bloga i przez chwil臋 mia艂am mini mindfuck, gdy zobaczy艂am Arthura, kt贸rego najlepiej to z NYC kojarzy艂am. Nie chcia艂am 艣mieci膰 pod dwiema kartami, wi臋c tutaj wpad艂am z powitaniem. :D Przez jego kartk臋 mam teraz ogromn膮 ch臋膰 na powt贸rk臋 Pottera, dawno nie ogl膮da艂am, a skoro ju偶 mamy pa藕dziernik to idealny na to moment. :D
    Karta Willow (prze艣liczne i jedno z moich ulubionych imion!<3) nie zdradza w艂a艣ciwie za wiele, a jednocze艣nie mam wra偶enie, 偶e zdradza a偶 zbyt wiele. O niej samej, jaka jest i co lubi, nie wiadomo a偶 tyle, ale za to d藕wiga ci臋偶ar straty bliskiej osoby. Fakt, 偶e interesuje si臋 psychiatr膮 i studiuje medycyn臋 ju偶 mi co艣 do g艂owy podsuwa, mama Cilli jest pod opiek膮 psychiatryczn膮 i co艣 mo偶na by艂oby wykombinowa膰, ale poza tym mam pustk臋 w g艂owie na ten moment.
    Udanej zabawy 偶ycz臋 i samych wci膮gaj膮cych w膮tk贸w, a jak co艣 to zapraszam. :D
    Och, no i to zdj臋cie jest tak 艣liczne, 偶e nie mog臋 oderwa膰 wzroku od tej babeczki. ._.]

    Priscilla Marigold & Gabriel Salvatore

    OdpowiedzUsu艅
  8. — Obiecywa艂em, dok艂adnie tak jak m贸wisz, wtedy na placu zabaw, a 偶e z regu艂y staram si臋 dotrzymywa膰 obietnic, zw艂aszcza tych sk艂adanych osobom, na kt贸rych mi zale偶y — przerwa艂, posy艂aj膮c jej czaruj膮cy u艣miech — nie m贸g艂bym tak po prostu zignorowa膰 obiecywanej randki. Zw艂aszcza, 偶e zdecydowanie nale偶y nam si臋 spokojny czas we dwoje. Chyba, 偶e uwa偶asz inaczej? — Nie podejrzewa艂, aby mia艂a odpowiedzie膰 inaczej. Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jak trudne by艂y dla niej ostatnie tygodnie. Wiedzia艂, 偶e randka mog艂a jej pomoc, nie tylko jej, im dwojgu. By艂a im potrzebna normalno艣膰, chocia偶 w przypadku tej dw贸jki wydawa艂o si臋 to nieosi膮galne. — Oh, musisz by膰 taka uszczypliwa? Jeszcze dostaniesz swoje hektolitry wina — powiedzia艂 z u艣miechem, tul膮c j膮 do siebie. Opar艂 brod臋 o jej ramie i zaci膮gn膮艂 si臋 przyjemnym, dobrze ju偶 znanym sobie zapachem.
    Pod膮偶y艂 wzrokiem za ni膮 na budynek szpitala, a nast臋pnie zerkn膮艂 na jej twarz, wyczekuj膮c potwierdzenia, 偶e rzeczywi艣cie mo偶e si臋 urwa膰, co w 偶aden spos贸b nie przeszkodzi w jej kszta艂ceniu. Zale偶a艂o mu przecie偶 na tym, aby wi臋cej nie chrzani膰 jej spraw, gdyby wiedzia艂, 偶e powinna si臋 przygotowywa膰 do egzaminu, nie tru艂 by jej tego dnia randk膮, poczeka艂by na lepszy moment, ale nie wiedzia艂. Gdy potwierdzi艂a, 偶e mo偶e z nim wyj艣膰, tym bardziej nie czu艂 si臋 w 偶aden spos贸b winny, bo niby czemu. Wierzy艂, 偶e zwyczajnie powiedzia艂aby mu, gdyby co艣 powstrzymywa艂o j膮 przed wyj艣ciem.
    S艂ucha艂 jej s艂贸w z u艣miechem na twarzy, a oczami wyobra藕ni widzia艂 ju偶 moment zako艅czenia randki i powr贸t do domu. Na sam膮 my艣l w jego oczach pojawi艂y si臋 iskierki.
    — Musia艂a艣 to m贸wi膰? Teraz b臋d臋 si臋 zastanawia艂, czy na pewno odhaczy膰 wszystko z listy czy mo偶e uzna膰 jednak, 偶e powinna by膰 to przyspieszona wersja i zabra膰 ci臋 do mieszkania — wyszepta艂 chrapliwie, chwytaj膮c swoj膮 d艂oni膮 jej d艂o艅 i powoli poprowadzi艂 blondynk臋 w stron臋 samochodu. Otworzy艂 jej drzwi pasa偶era, a nast臋pnie zamkn膮艂 je, gdy tylko zasiad艂a na miejscu. Obszed艂 auto i pospiesznie zaj膮艂 miejsce kierowcy. Nim jednak zdecydowa艂 si臋 odpali膰 silnik, nachyli艂 si臋 w jej kierunki. Chwyci艂 delikatnie palcami brod臋 dziewczyny i skwitowa艂 jej twarz w swoj膮 stron臋, aby nast臋pnie z艂o偶y膰 na jej ustach d艂ugi, powolny poca艂unek. — Mam nadziej臋, 偶e wszystko ci si臋 spodoba, a musz臋 ostrzec, 偶e… mamy co robi膰 — pocz膮tkowo chcia艂 j膮 zabra膰 po prostu do restauracji, ale to by艂o a偶 za bardzo normalne i zdecydowanie nie pasowa艂o do nich, wi臋c poza kolacj膮 musia艂y znale藕膰 si臋 dodatkowe atrakcje. Musia艂 si臋 tylko modli膰 o to, aby pogoda nie schrzani艂a mu plan贸w, bo cz臋艣膰 niestety zale偶a艂a w艂a艣nie od niej.
    Gdy znale藕li si臋 na miejscu, zaparkowa艂 na parkingu, zgasi艂 silnik, a nast臋pnie obszed艂 auto, by tym razem otworzy膰 drzwi i pomoc wyj艣膰 Willow.
    — Gotowa? — U艣miechn膮艂 si臋, wyci膮gaj膮c d艂o艅 w jej stron臋. 艢cisn膮艂 jej palce i poprowadzi艂 w stron臋 prywatnej pla偶y, gdzie czeka艂 ju偶 na nich kosz piknikowy wype艂niony w odpowiedni asortyment.

    <3

    OdpowiedzUsu艅
  9. [Jak damsko-damskie nie id膮 to nie ma co na si艂臋 przecie偶 pisa膰, a ja pomys艂y ch臋tnie wys艂ucham. Czy to pod kart膮 czy na czacie lub mejlu, gdzie Ci wygodnie pisz. Nie wiem czy mojego mejla masz, ale tak w razie czego: bysiaa44@gmail.com :D]

    Gabs

    OdpowiedzUsu艅
  10. — To nie by艂o uszczypliwe? — Za艣mia艂 si臋, unosz膮c wysoko jedn膮 z brwi — w takim razie nie chc臋 zobaczy膰 co uwa偶asz za uszczypliwo艣膰 — powiedzia艂 偶artobliwie, spogl膮daj膮c na dziewczyn臋, szybko jednak przymru偶y艂 powieki i odwzajemni艂 szybki poca艂unek. Na dobr膮 spraw臋 m贸g艂by po prostu sta膰, trzymaj膮c j膮 w swoich obj臋ciach i by艂by szcz臋艣liwym cz艂owiekiem. Nie potrzebowa艂 du偶o, wystarczy艂a jej obecno艣膰. Chcia艂 jednak, poza w艂asnym szcz臋艣ciem i przyjemno艣ci膮, jej szcz臋艣cia, jej przyjemno艣ci. Tego w艂a艣nie chcia艂 przede wszystkim. I o to si臋 stara艂. I mia艂 tylko nadziej臋, 偶e to w艂a艣nie jej daje. Nie 艂udzi艂 si臋, 偶e kiedykolwiek zapomni o tym, co musia艂a przez niego przej艣膰, ale… Chcia艂 sprawi膰, aby dobre chwile przewy偶szy艂y nad tymi z艂ymi.
    — Twoja propozycja brzmi naprawd臋 dobrze, ale… Zobaczysz na miejscu — nie mia艂by nic przeciwko miejscu publicznemu, jednak te konkretne miejsce, w kt贸re chcia艂 j膮 zabra膰 na samym pocz膮tku nie by艂o sprzyjaj膮ce. Oczywi艣cie by艂 艣wiadom, jak pi臋knie brzmi seks na pla偶y, ale by艂 w stanie wyobrazi膰 sobie mniej przyjemne skutki zbli偶enia w takim miejscu. Chocia偶, gdyby ona nie mia艂a nic przeciwko… Dla niej zrobi艂by wszystko, nie patrz膮c na swoj膮 wygod臋. Musia艂 jednak przyzna膰, 偶e s艂owa padaj膮ce z jej ust nie u艂atwia艂y mu wcale zadania z wype艂nieniem listy, bo oczami wyobra藕ni zacz膮艂 ju偶 sobie wyobra偶a膰 ich splecione ze sob膮 cia艂a.
    Kiedy znale藕li si臋 na miejscu, a pierwszy punkt randki zosta艂 jawnie odkryty, nie przestawa艂 trzyma膰 jej d艂oni w swojej.
    — Je偶eli nie straszna ci niska temperatura wody… Nic nie stoi na przeszkodzie — nachyli艂 si臋 nad ni膮, by nast臋pnie si臋gn膮膰 ustami jej ucha. Musn膮艂 delikatnie p艂atek wargami, a nast臋pnie kontynuowa艂 — we dw贸jk臋 na pewno b臋dzie przyjemniej — mrukn膮艂, odsuwaj膮c si臋 odrobin臋 od niej.
    Pokiwa艂 delikatnie g艂ow膮, na wcze艣niejsze s艂owa dziewczyny.
    — Ta konkretna pla偶a jest prywatna, wi臋c musz臋 przyzna膰, 偶e bardzo mnie to nie zaskakuje, ale… No wiesz? Na 偶adnej innej te偶 nie by艂a艣? Jak tylko przyjd膮 ciep艂e temperatury obskoczymy wszystkie urokliwe miejsca przy oceanie — poinformowa艂, posy艂aj膮c jej przy tym szeroki u艣miech — ale teraz mo偶emy skupi膰 si臋 na tym — wskaza艂 na kosz — i rozpocz膮膰 nasz piknik, albo… — tym razem wskaza艂 na wod臋 — m贸wi艂em powa偶nie. Je偶eli tylko chcesz — nie by艂o jeszcze bardzo zimno, a dzi臋ki mniejszej r贸偶nicy w temperaturze wody i powietrza, k膮piel wcale nie by艂aby taka straszna — wszystko zale偶y tylko od ciebie, skarbie. — Obj膮艂 j膮, ciasno przyci膮gaj膮c do siebie — my艣l臋, 偶e 艣mia艂o mo偶emy wsp贸lnie podj膮膰 decyzje, co do szczeg贸艂贸w tego wydarzenia — powiedzia艂, przechylaj膮c g艂ow臋 — chocia偶… 呕eby nie by艂o, w koszyku czeka tw贸j ulubiony nap贸j winogronowy — nie przestaj膮c jej obejmowa膰 jedn膮 d艂oni膮, powoli ruszy艂 w stron臋 koszyka. Mogli ju偶 roz艂o偶y膰 koc i po chwili zdecydowa膰 od czego zacznie si臋 ten wiecz贸r.

    <3

    OdpowiedzUsu艅
  11. U艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust na s艂owa dziewczyny. Mia艂a racj臋, ale wola艂 nie zag艂臋bia膰 si臋 w ten temat. Dzisiaj mia艂o by膰 po prostu normalnie, bez wracania do trudnej przesz艂o艣ci. Nie chcia艂 w tej chwili my艣le膰 o niczym innym poza Willow. Musia艂 si臋 koncentrowa膰 na obecnej chwili, na jej u艣miechu, oczach, kosmykach w艂os贸w, otulaj膮cych jej twarz. Dlatego wpatrywa艂 si臋 w ni膮, ca艂y czas z lekkim u艣miechem na twarzy.
    — Cholera, przejrza艂a艣 mnie — za艣mia艂 si臋 d藕wi臋cznie — a my艣la艂em, 偶e uda mi si臋 ca艂kiem pomin膮膰 ten punkt programu — doda艂 nie przestaj膮c si臋 艣mia膰. Oczywi艣cie ci膮gn膮艂 rozpocz臋ty przez dziewczyn臋 偶art, bo co jak co, ale nigdy nie pr贸bowa艂by jej zby膰, a zw艂aszcza je偶eli chodzi艂o zbli偶enia. Nie mieli 偶adnych problem贸w, czu艂, 偶e s膮 dla siebie stworzeni, idealnie ze sob膮 wsp贸艂graj膮c i by艂 pewien, 偶e Willow czu艂a dok艂adnie to samo. Da艂by sobie r臋k臋 odci膮膰, 偶e je偶eli w sprawach 艂贸偶kowych co艣 by jej nie odpowiada艂o, 艣mia艂o i bez ogr贸dek powiedzia艂aby mu o tym.
    By艂 zadowolony z reakcji dziewczyny. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e wcze艣niej nie by艂a jeszcze na p艂azy w Nowym Jorku, go te偶 by艂 z siebie jeszcze bardziej dumny, 偶e wpad艂 na taki, a nie inny pomys艂.
    — Co mog臋 powiedzie膰… Ciesz臋 si臋, 偶e masz sw贸j pierwszy raz ze mn膮 — za艣mia艂 si臋 cicho, obserwuj膮c jej reakcj臋. — Co do koca czy r臋cznika to tak, w aucie mamy gruby koc na wypadek ch艂odu. W koszu jest drugi, na kt贸rym mamy zje艣膰 kolacje i upi膰 si臋 winem. Chocia偶 z tym upiciem to jednostronne, kto艣 musi zapewni膰 bezpieczn膮 odw贸zk臋 — chocia偶 z drugiej strony… Zawsze mogli skorzysta膰 z ubera, a auto m贸g艂 odebra膰 na nast臋pny dzie艅 — albo mo偶emy upi膰 si臋 razem. Dobrze, 偶e istnieje transport publiczny. M贸wi艂em, 偶e dotrzymuj臋 s艂owa! — Powiedzia艂 z entuzjazmem, u艣miechaj膮c si臋 do niej weso艂o.
    Zacz膮艂 rozk艂ada膰 koc, nim si臋 jednak za to wzi膮艂, postara艂 si臋 wyr贸wna膰 piasek, aby wygodnie im si臋 siedzia艂o. Przez t臋 kr贸tk膮 chwile nie zwraca艂 uwagi na Willy, dopiero gdy powiedzia艂a g艂o艣no o rozbieraniu, podni贸s艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮 z zaciekawieniem. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e b臋dzie chcia艂a si臋 wyk膮pa膰. Stan膮艂 uwa偶nie obserwuj膮c, jak 艣ci膮ga艂a z siebie kolejne cz臋艣ci garderoby, gdy pad艂o pytanie o prywatn膮 pla偶e, potwierdzi艂 skinieniem g艂owy, samemu zaczynajac pozbywa膰 si臋 ubra艅.
    — Oczywi艣cie, trzeba si臋 ubra膰 w suche rzeczy po wyj艣ciu — u艣miechn膮艂 si臋, a nast臋pnie zsun膮艂 z siebie bokserki i podszed艂 do blondynki. Kiedy stan膮艂 tu偶 obok, chwyci艂 jej d艂o艅 — musimy wbiec, inaczej b臋dzie trudno si臋 zmoczy膰. Na trzy? — Zerkn膮艂 na ni膮, upewniaj膮c si臋, czy zgadza si臋 na jego plan. 艢cisn膮艂 mocniej jej drobn膮 d艂o艅 i zacz膮艂 odlicza膰 – raz, dwa, trzy! — Ruszy艂 w wod臋, czuj膮c jak zimno otacza jego cia艂o, jednak przez ca艂y czas na jego ustach jawi艂 si臋 szeroki u艣miech, a d艂o艅 wci膮偶 艣ciska艂 na jej d艂oni.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  12. — B臋d臋 musia艂 walczy膰 z ca艂ych si艂, 偶eby nie da膰 si臋 nam贸wi膰 — za艣mia艂 si臋, ca艂y czas uwa偶nie si臋 jej przypatruj膮c. W zasadzie to zaczyna艂 si臋 zastanawia膰, ile minie czasu nim nie wytrzymaj膮 i przestan膮 trzyma膰 r臋ce przy sobie. Teoretycznie lista mia艂a kilka punkt贸w i nie ogranicza艂a si臋 do pikniku na pla偶y, ale przecie偶 nie musz膮 realizowa膰 wszystkiego krok po kroku, zawsze mog膮 zostawi膰 sobie mo偶liwo艣ci na kolejne wsp贸lne wieczory. Blake musia艂 przyzna膰 przed samym sob膮, 偶e chocia偶 nie by艂 mistrzem niespodzianek i nie przepada艂 za organizowaniem takowych, wyj膮tkowo, przygotowywanie tej dla Willow bardzo mu odpowiada艂o. Mimo odrobiny stresu zwi膮zanego z tym, czy dziewczynie si臋 spodoba, tak wyj膮tkowo sama organizacja nieco go odstresowa艂a. Nie my艣la艂 o niczym innym poza przygotowaniem randki i te uczucie pustej g艂owy by艂o… niesamowicie przyjemne.
    — Brzmi 艣wietnie, musisz mi troch臋 opowiedzie膰 o tych rzeczach. Mo偶e wykorzystam je do kolejnych randek? — Powiedzia艂, nie spuszczaj膮c z niej spojrzenia — tak, zdecydowanie musisz mi opowiedzie膰, co jeszcze b臋dziesz robi艂a ze mn膮 po raz pierwszy — pu艣ci艂 do niej oczko — b臋d臋 przygotowany na kilka kolejnych wsp贸lnych wieczor贸w, gdy uznamy, 偶e netflix i zam贸wione 偶arcie nam si臋 znudzi艂o — doda艂 z delikatnym 艣miechem. W zasadzie, je偶eli chodzi艂o o alkohol to wola艂 z jego ilo艣ciami nie przesadza膰. Nie mia艂 poj臋cia, w kt贸rym momencie pojawi膮 si臋 inne osobowo艣ci i… Jakie b臋d膮. Obiecywa艂 jej, 偶e z jego r膮k nie spotka go krzywda, wi臋c nie m贸g艂 i nie chcia艂 si臋 upija膰. Pod wp艂yem 艂atwiej by艂o straci膰 kontrol臋, a tego nie chcia艂. Nawet je偶eli w贸wczas przemawia艂aby przez niego inna osobowo艣膰, r臋ce i cia艂o wci膮偶 nale偶a艂y do niego, zreszt膮… Nie wybaczy艂by sobie, gdyby sta艂a jej si臋 krzywda przez niego, nie mog艂a sta膰 si臋 krzywda, wi臋c musia艂 wszelkie ryzyko minimalizowa膰 do minimum. — Kieliszek wystarczy. W sam raz na dotrzymanie towarzystwa i w sam raz na wytrze藕wienie, gdy przyjdzie czas powrotu — powiedzia艂 z u艣miechem. Jak zdecydowa艂a Willow, nie mieli zacz膮膰 jednak od alkoholu, co wcale mu nie przeszkadza艂o.
    — Idealnie — powiedzia艂, gdy trzymali si臋 za r臋ce jeszcze na brzegu. Gdy znalaz艂 si臋 po pas w zimnej wodzie, czu艂 si臋 dok艂adnie tak, jakby w ka偶dy fragment jego sk贸ry zacz臋to wbija膰 ig艂y lub kawa艂ki szk艂a. Pocz膮tkowo na jego twarzy jawi艂 si臋 grymas, ale szybko znikn膮艂, gdy Willow znalaz艂a si臋 blisko. — Po prostu lubimy mocne wra偶enia — za艣mia艂 si臋, chocia偶 musia艂 przyzna膰, 偶e wydawa艂o mu si臋, 偶e zamoczenie si臋 b臋dzie jednak odrobin臋 艂atwiejsze. Temperatura wody musia艂a by膰 ni偶sza ni偶 mu si臋 wydawa艂o, ale przecie偶 najgorsze mieli ju偶 za sob膮. U艂o偶y艂 d艂onie na jej po艣ladkach i przyci膮gn膮艂 bli偶ej siebie, u艣miechaj膮c si臋 przy tym ca艂y czas. S艂ysz膮c jej s艂owa, k膮ciki ust drgn臋艂y, a on sam nachyli艂 si臋, by z艂o偶y膰 na jej ustach pe艂en nami臋tno艣ci poca艂unek — ja ciebie te偶, Willow — wymrucza艂 cicho, staraj膮c si臋 utrzyma膰 ich w jednej pozycji, chocia偶 fale znacz膮co to utrudnia艂y — jeste艣… — przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej siebie, co wydawa艂o si臋 ju偶 niemal nieosi膮galne — nie wiem, czy bez ciebie umia艂bym by膰… — cisn臋艂o mu si臋 na usta dobrym cz艂owiekiem, ale przecie偶 nim nie by艂. — Jeste艣 najwa偶niejsza, ma艂a — wychrypia艂 w ko艅cu, ponownie sk艂adaj膮c na jej ustach poca艂unek.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  13. — Obie opcje brzmi膮 przeokropnie — za艣mia艂 si臋, chocia偶 oczywi艣cie obie opcje jak najbardziej mu odpowiada艂y i z ch臋ci膮 wprowadzi艂by je do rzeczywisto艣ci do艣膰 szybko.
    Cieszy艂 si臋 jednak na my艣l czekaj膮cego ich wieczoru. Wiedzia艂, 偶e nakr臋canie si臋 wzajemnie i oczekiwanie tylko sprawi, 偶e gdy przyjdzie ju偶 odpowiedni czas, b臋d膮 chcieli siebie jeszcze bardziej, o ile to w og贸le mo偶liwe.
    — A dlaczego nie? — Odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie, uwa偶nie jej si臋 przy tym przygl膮daj膮c. By艂 ciekawy, w czym jeszcze b臋dzie jej towarzyszy艂, jako w pierwszym razie. W zasadzie mog艂o to by膰 ca艂kiem ciekawe do艣wiadczenie, wszystko zale偶a艂o od tego, czego do tej pory nie zd膮偶y艂a zrobi膰. Za艣mia艂 si臋 na kolejne s艂owa dziewczyny — m贸wisz, 偶e nigdy nie zaznasz przesytu? — Uni贸s艂 znacz膮co jedn膮 brew, wci膮偶 uwa偶nie jej si臋 przygl膮daj膮c. — Dobra, dobra. Zapami臋tam, nigdy z tego nie zrezygnujemy. Zrozumia艂em — powiedzia艂, unosz膮c obie d艂onie w ge艣cie poddania si臋 — ale mimo wszystko zamierzam od czasu do czasu urozmaica膰 nasze wieczory. Twoja lista mi w tym pomo偶e — wyszczerzy艂 si臋 do niej w szerokim u艣miechu.
    U艣miechn膮艂 si臋 czule, w odpowiedzi na jej s艂owa. Cieszy艂 si臋, 偶e wbrew temu w jaki spos贸b zacz臋li swoj膮 relacj臋, czu艂a do niego tyle dobra i mi艂o艣ci, 偶e by艂a gotowa wypowiedzie膰 mu te s艂owa. Wiedzia艂, 偶e gdyby tego nie czu艂a, nie powiedzia艂aby mu, 偶e go kocha.
    Widz膮c i czuj膮c, jak dr偶a艂a, stara艂 si臋 obj膮膰 j膮 jeszcze cia艣niej i jakim艣 cudem ogrza膰, ale wsp贸lnie tkwienie w zimnej wodzie zdecydowanie nie u艂atwia艂o mu zadania i powinien by艂 si臋 tego spodziewa膰.
    — W takim razie wychodzimy — wymrucza艂 cicho z czu艂o艣ci膮. Mia艂 tylko nadziej臋, 偶e jego g艂upie pomys艂y nie sprawi膮, 偶e Willow si臋 rozchoruje. By艂 艣wiadom, 偶e mia艂a du偶o na g艂owie, je偶eli chodzi艂o o studia i prac臋. Dlatego z艂apa艂 mocno jej d艂o艅 i ruszy艂 wraz z dziewczyn膮 w stron臋 brzegu. Gdy znale藕li si臋 ju偶 na pla偶y, si臋gn膮艂 po roz艂o偶ony koc. Wytrzepa艂 go z piasku, a nast臋pnie otuli艂 nim dziewczyn臋, ciasno do siebie j膮 przyci膮gaj膮c — wytrzyj si臋 dok艂adnie — powiedzia艂, samemu staraj膮c si臋 j膮 dok艂adnie osuszy膰, by mie膰 pewno艣膰, 偶e nie b臋dzie jej zimno — jak si臋 domy艣lam, poza pierwszym razem na pla偶y, mamy zaliczon膮 pierwsz膮 jesienn膮 k膮piel? — Spyta艂 z lekkim u艣miechem, przygl膮daj膮c si臋 jej. Kiedy byli ju偶 poza wod膮, powiew wiatru sprawi艂, 偶e zacz膮艂 czu膰 zimno jeszcze bardziej ni偶 w wodzie. Musia艂 dopilnowa膰, aby Willow si臋 ubra艂a, a nast臋pnie sam musia艂 si臋 osuszy膰 — cholera to naprawd臋 by艂o g艂upie — stwierdzi艂, rozgl膮daj膮c si臋 za rzeczami, kt贸re z siebie wcze艣niej 艣ci膮gn臋li — nie wiem, czy wytrzymamy teraz na pla偶y — szepn膮艂 — ale mo偶emy zawsze przenie艣膰 piknik do baga偶nika samochodu, gdyby pomimo ubrania wci膮偶 by艂oby ci zimno — zaproponowa艂, si臋gaj膮c po bielizn臋 dziewczyny i poda艂 jej j膮.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  14. U艣miechn膮艂 si臋 tylko na jej s艂owa, nie brn膮c dalej w ten 偶art. Doskonale zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e szlabanu 偶adnego nie ma, a nawet gdyby jakim艣 cudem chcia艂a go w ten spos贸b ukara膰, nie by艂 pewien, kogo kara艂aby bardziej. Jego czy siebie. Na ca艂e szcz臋艣cie nie musia艂 si臋 nad tym zastanawia膰.
    W tej chwili bardziej interesowa艂o go to, czego panienka Mahoney jeszcze w swoim 偶yciu nie robi艂a, kiedy zacz臋艂a m贸wi膰, przechyli艂 g艂ow臋, uwa偶nie s艂uchaj膮c ka偶dego s艂owa. Chcia艂 wszystko zapami臋ta膰, co wymieni艂a. Jednocze艣nie poczu艂 pewnego rodzaju smutek i wsp贸艂czucie. Wiedzia艂, 偶e 偶ycie Willow nie nale偶a艂o do 艂atwych, choroba i 艣mier膰 matki, pozostanie tylko z bratem… By艂 tego 艣wiadomy, ale w takich momentach jak ten, uderza艂o to w niego mocniej. Jakby jej s艂owa otworzy艂y mu w艂a艣nie szerzej oczy na to, jak mog艂a wygl膮da膰 jej wczesna m艂odo艣膰 i nastoletnie lata.
    — Zd膮偶ymy to wszystko nadrobi膰 — powiedzia艂 z delikatnym u艣miechem — nie przekre艣laj膮c przy tym Netflixa, mo偶esz by膰 o to spokojna. Nie odbior臋 ci tej przyjemno艣ci, obiecuj臋 — zapewni艂, a skoro z艂o偶y艂 przy tym obietnic臋, mog艂a by膰 pewna, 偶e jej wieczoru z filmami i 偶arciem by艂y zabezpieczone w ich zwi膮zkowej codzienno艣ci. Nie chcia艂 ci膮gn膮膰 dalej tematu pierwszych razy, maj膮c teraz dobitn膮 艣wiadomo艣膰, 偶e to nie by艂o kilka rzeczy, a raczej ca艂a lista, kt贸ra jednocze艣nie z pewno艣ci膮 powodowa艂a u dziewczyny powr贸t do niekoniecznie dobrych wspomnie艅.
    — Mam dobr膮 odporno艣膰 — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami ust, gdy wspomnia艂a o przezi臋bieniu. Sob膮 si臋 nie przejmowa艂 i nie martwi艂 si臋 tak, jak o ni膮. Lekka gor膮czka? Prze偶y艂by. Nie by艂 pod tym wzgl臋dem jak wi臋kszo艣膰 facet贸w z opowie艣ci, nie umiera艂 przy trzydziestu siedmiu stopniach, katar go nie zabija艂, a w dodatku jego odporno艣膰 by艂a ca艂kiem dobra — najwa偶niejsze, 偶eby艣 ty si臋 nie rozchorowa艂a — powiedzia艂, a nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋 szeroko — no w艂a艣nie, cudownymi — potwierdzi艂, poszerzaj膮c jeszcze bardziej u艣miech — i wbrew wszystkiemu… nawet tak g艂upie pomys艂y tylko z tob膮 mog膮 by膰 dobre — powiedzia艂 i odwzajemni艂 kr贸tki poca艂unek.
    Osuszy艂 cia艂o z wody i ubra艂 si臋, tak samo jak Willow pozostawiaj膮c go艂e stopy.
    — W porz膮dku — poda艂 jej kluczyki, a sam podszed艂 do wiklinowego kosza, upewniaj膮c si臋, 偶e jest w nim wszystko, co potrzebne. Ukucn膮艂 przy nim i rozplanowa艂 ju偶 roz艂o偶enie wielorazowych eko talerzyk贸w oraz popakowanego w pude艂ka jedzenia. Wystarczy艂 tylko suchy koc, na kt贸rym b臋d膮 mogli usi膮艣膰.
    — Na herbat臋 te偶 si臋 zgadzam. Nie pomy艣la艂em o tym, aby zrobi膰 j膮 w termos — powiedzia艂, kiedy dziewczyna wr贸ci艂a z kocem. M贸g艂 przewidzie膰, 偶e w jesienny wiecz贸r ciep艂y nap贸j przyda si臋 bardziej ni偶 alkohol. Nie spodziewa艂 si臋 jednak, 偶e postanowi膮 urz膮dzi膰 sobie k膮piel, kt贸ra dodatkowo wych艂odzi艂a ich cia艂a. — Ale nim przejdziemy do dalszych plan贸w, postarajmy si臋 nie zamarzn膮膰 i zje艣膰 ma艂e, co nieco — wsta艂, aby roz艂o偶y膰 suchy koc, a nast臋pnie wyci膮gn膮艂 z kosza meksyka艅skie przek膮ski — do艂膮czy seniorita? — Spyta艂 wskazuj膮c na roz艂o偶ony koc, a po chwili sam usiad艂 na jego skrawku, nogami pozostaj膮c na ch艂odnym piasku.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  15. Pos艂a艂 dziewczynie u艣miech, kiedy usiad艂a obok i nakry艂a ich plecy kocem.
    Obj膮艂 ramieniem jej plecy i przysun膮艂 si臋 odrobin臋 bli偶ej, aby by艂o im cieplej. G艂adzi艂 powoli d艂oni膮 wzd艂u偶 kr臋gos艂upa Willow, ca艂y czas na ni膮 zerkaj膮c.
    - Taco i burrito – odpowiedzia艂. Zdecydowanie nie by艂y to romantyczne dania, ale wygodne na piknik, bo 艣mia艂o mo偶na by艂o chwyci膰 je w r臋k臋 i, chocia偶 w koszyku znajdowa艂y si臋 sztu膰ce, nie by艂o konieczno艣ci ich u偶ywania. Przede wszystkim wygoda i komfort, by艂 pewien, 偶e Willow to docenia. Sam wyci膮gn膮艂 z pojemnika jedn膮 porcj臋 taco i zacz膮艂 powoli zjada膰, upewniaj膮c si臋 kilka razy, czy Mahoney na pewni nie jest za zimno.
    - Ciesz臋 si臋 – powiedzia艂 zgodnie z prawd膮, by艂 zadowolony, 偶e uda艂o mu si臋 zorganizowa膰 wyj艣cie, kt贸re jej si臋 spodoba艂o. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e sp臋dzali razem ma艂o czasu poza mieszkaniem, zabiegani i skupieni na codzienno艣ci. Ona na nauce i pracy, on na pracy i ci膮g艂ym poszukiwaniu sposobu na odnalezienie Lawrence’a lub jakiegokolwiek 艣ladu, kt贸ry m贸g艂by doprowadzi膰 go, chocia偶 do kogo艣, kto m贸g艂by cokolwiek wiedzie膰. Oderwanie si臋 od codziennej rutyny by艂o potrzebne im obojgu. Widz膮c, 偶e zamierzony efekt zosta艂 osi膮gni臋ty, by艂 szcz臋艣liwy.
    Uni贸s艂 brew, gdy zacz臋艂a m贸wi膰, by艂 ciekaw czego jeszcze nie robi艂a. Liczy艂, 偶e podsunie mu w tym momencie konkretn膮 rzecz do wykonania, dlatego przygl膮da艂 si臋 jej z zaciekawieniem.
    - 艢mia艂o – powiedzia艂, chocia偶 u艣miech, kt贸ry wcze艣niej go艣ci艂 na jego ustach delikatnie os艂ab艂. By艂 pewien, 偶e rozmowa o pierwszych razach nie mo偶e by膰 na tyle trudna, aby nie wiedzie膰, jak si臋 za to zabra膰. Zacz膮艂 si臋 niepokoi膰 sposobem, w jaki Willow m贸wi艂a.
    Wyznanie blondynki by艂o zaskakuj膮ce i ostatnim, czego tak szczerze m贸wi膮c spodziewa艂 si臋 w tej chwili. Zak艂ada艂, 偶e rozmowa b臋dzie dotyczy艂a kolejnych szalonych rzeczy, kt贸re robi膮 niekt贸rzy ludzie lub mo偶e wcale nie tak szalonych. Rozmowa o dziecku… tak, to by艂o ostatnie o czym by pomy艣la艂 i ostatnie, na co w tej chwili by艂 gotowy. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i przymkn膮艂 powieki.
    - Ja… - zacz膮艂 i szybko przerwa艂. Si臋gn膮艂 d艂oni膮 do skroni i delikatnie zacz膮艂 ugniata膰 te miejsce palcami – rozumiem twoje pragnienie – powiedzia艂, zerkaj膮c z na ni膮 k膮tem oka. Rozmawiali w Waszyngtonie, 偶e owszem chcia艂 ruszy膰 ze swoim 偶yciem na prz贸d, chcia艂 zrobi膰 to z ni膮, ale w贸wczas nie by艂o mowy o posiadaniu potomstwa. – Kiedy艣… - obliza艂 nerwowo wargi. Nie mia艂 poj臋cia, czy b臋dzie pewnego dnia gotowy na ponowne zostanie ojcem. Kiedy zosta艂 po raz pierwszy rodzicem nie spodziewa艂 si臋, 偶e straci dziecko i ukochan膮 w tak tragiczny spos贸b i to nie przez przypadek, a przez czyje艣 celowe zadanie. Czy umia艂by zachowa膰 spok贸j, b臋d膮c kolejny raz odpowiedzialny za czyje艣 偶ycie? – Musz臋 go pierw dorwa膰, Willow – powiedzia艂 cicho. Nie chcia艂 tego wieczoru porusza膰 tematu jej brata, od pocz膮tku mia艂 takie za艂o偶enie, ale bior膮c pod uwag臋 temat poruszony przez Mahoney, nie mia艂 wyj艣cia – musz臋 zako艅czy膰 ten temat. Mie膰 pewno艣膰, ze je偶eli drugi raz za艂o偶臋 rodzin臋, nikt was nie skrzywdzi – odwr贸ci艂 g艂ow臋, aby spojrze膰 na blondynk臋 – nie umia艂bym nie my艣le膰 o nim i ludziach, kt贸rzy pozbawiali – pokr臋ci艂 g艂ow膮, nie chcia艂 znowu wraca膰 wspomnieniami do tamtego dnia, ale to si臋 sta艂o. Smr贸d spalenizny wydawa艂 si臋 tak wyrazisty i realny, tak jak d藕wi臋k strzelaj膮cego drewna z konstrukcji domu. Zacisn膮艂 d艂onie z ca艂ej si艂y i zacz膮艂 g艂臋boko oddycha膰. Musia艂 nad sob膮 panowa膰, nad swoimi emocjami. – Wr贸cimy do tego, dobrze? Obiecuje ci, 偶e do tego wr贸cimy, jak tylko zamkn臋 spraw臋 twojego brata – szepn膮艂, maj膮c nadzieje, 偶e Willow chocia偶 cz臋艣ciowo b臋dzie w stanie to zrozumie膰.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  16. Nie chcia艂 us艂ysze膰 od niej przeprosin, bo doskonale rozumia艂, 偶e by艂a m艂od膮 kobiet膮 z pragnieniami. M艂od膮 kobiet膮, przed kt贸r膮 tak naprawd臋 wci膮偶 by艂o ca艂e 偶ycie. To, 偶e on mia艂 sw贸j baga偶 do艣wiadcze艅 to by艂 tylko jego problem. Pr贸bowa艂 ruszy膰 na prz贸d, zwi膮zek z Willow by艂 tego dowodem. Oczywi艣cie to nie tak, 偶e zapomnia艂 o Beth, ona i Daisy ju偶 zawsze b臋d膮 mia艂y w jego sercu swoje miejsce, ale by艂o w nim r贸wnie偶 miejsce dla Willow. Dla dziewczyny, z kt贸r膮 chcia艂 pr贸bowa膰 na nowo, z kt贸r膮 chcia艂 mie膰 czyst膮 kart臋, z kt贸r膮 chcia艂… Przysz艂o艣ci. A przysz艂o艣膰 mia艂a by膰 dobra.
    Nim jednak wejdzie ca艂kowicie w przysz艂o艣膰, musi zako艅czy膰 otwarte sprawy. To nie tak, 偶e zwi膮zek z Mahoney nie mia艂 mie膰 przysz艂o艣ci, wr臋cz przeciwnie. Jednak oni we dw贸jk臋 to byli oni we dw贸jk臋, tworzenie trzeciej osoby, kt贸ra b臋dzie wymaga艂a pe艂nej uwagi, po艣wi臋cenia i wielu wyrzecze艅… Ponownie, musia艂 zamkn膮膰 otwarte sprawy.
    — Nie przepraszaj — powiedzia艂, bior膮c g艂臋boki oddech. Z艂apa艂 jej d艂o艅 w swoj膮 i mocno 艣cisn膮艂. Nie chcia艂, aby tak wygl膮da艂y rozmowy o ich przysz艂o艣ci. Nie chcia艂, 偶eby ba艂a si臋 cokolwiek m贸wi膰 o cokolwiek pyta膰 tylko, dlatego, 偶e mia艂 swoj膮 histori臋. By艂 niesamowicie wdzi臋czny za to, 偶e w por臋 wy艂apa艂a, 偶e potrzebuje jej pomocy. Przymkn膮艂 powieki, wzi膮艂 g艂臋boki oddech, a nast臋pnie wstrzyma艂 go w p艂ucach, ws艂uchuj膮c si臋 w jej oddech, w jej g艂os. Ka偶de s艂owo padaj膮ce z jej ust sprawia艂o, 偶e trzyma艂 si臋 tera藕niejszo艣ci, 偶e nie odp艂ywa艂 mocniej do wspomnie艅, kt贸re mia艂y ochot臋 wedrze膰 si臋 do jego g艂owy i porz膮dnie w niej namiesza膰.
    — Jestem z tob膮 — powiedzia艂 szeptem, jeszcze mocniej 艣ciskaj膮c jej d艂o艅. Ich randka nie mia艂a wygl膮da膰 w taki spos贸b. Mieli si臋 odpr臋偶y膰, a zamiast tego ca艂a atmosfera gdzie艣 si臋 ulotni艂a. Otworzy艂 szeroko oczy, rozlu藕niaj膮c u艣cisk d艂oni — jestem z tob膮 — powt贸rzy艂 — mamy bilety na kino samochodowe — powiedzia艂 — ale czeka nas jeszcze przystanek na herbat臋, kt贸r膮 chcia艂a艣. Nim si臋 st膮d ruszymy… — przekr臋ci艂 si臋 na kocu tak, aby znale藕膰 si臋 bardziej przodem do niej. Wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i chwyci艂 palcami jej podbr贸dek, zmuszaj膮c j膮 tym samym, aby na niego spojrza艂a — jak m贸wi艂em… Rozumiem, 偶e masz swoje pragnienia. Rozumiem to, Willow — wyszepta艂, nie odrywaj膮c wzroku od jej jasnych oczu — prosz臋 ci臋 tylko o czas. O mo偶liwo艣膰 zamkni臋cia przesz艂o艣ci, 偶eby艣my mogli tworzy膰 swoj膮 przysz艂o艣膰 bez tego ogona. Jak… Jak m贸g艂bym sp艂odzi膰 dziecko, wiedz膮c, 偶e ludzie odpowiedzialni za 艣mier膰 Beth i Daisy s膮 偶ywi i bezkarni? Jak m贸g艂bym spokojnie czeka膰 na to, a偶 kolejny raz b臋d膮 chcieli pokaza膰 swoj膮 si艂臋 i mo偶liwo艣ci? Willy… — Pu艣ci艂 podbr贸dek dziewczyny i u艂o偶y艂 d艂onie na jej policzkach, delikatnie si臋 nad ni膮 nachylaj膮c — to nie tak, 偶e nie chc臋 stworzy膰 z tob膮 rodziny, skarbie — szepn膮艂 — chc臋 mie膰 tylko pewno艣膰, 偶e historia nie zatoczy ko艂a, 偶e nic nie b臋dzie zagra偶a艂o tobie, dzieciom, mi… 呕e b臋dziemy mogli beztrosko cieszy膰 si臋 偶yciem i sob膮. Rozumiesz mnie? — Spyta艂, maj膮c nadziej臋, 偶e Mahoney b臋dzie w stanie chocia偶 cz臋艣ciowo spojrze膰 na sytuacj臋 jego oczami i zrozumie, dlaczego musi za艂atwi膰 t臋 jedn膮, konkretn膮 spraw臋.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  17. Zacisn膮艂 mocno wargi, widz膮c 艂zy w jej oczach. Nie chcia艂, aby ten wiecz贸r potoczy艂 si臋 w taki spos贸b. Nie by艂 te偶 pewien, na ile s膮 w stanie naprowadzi膰 atmosfer臋 z powrotem na t臋, kt贸ra towarzyszy艂a im pocz膮tkowo.
    Przesun膮艂 kciukami po jej policzkach, jednocze艣nie 艣cieraj膮c z nich krople 艂ez. U艣miechn膮艂 si臋 przy tym smutno. Nie zamierza艂 na si艂臋 przekonywa膰 jej, 偶e wie lepiej, co czuje i co mu pomo偶e poradzi膰 sobie z przesz艂o艣ci膮. Ju偶 mieli za sob膮 k艂贸tnie, kt贸ra by艂a spowodowana nieporozumieniem i z wzajemnym niezrozumieniem uczu膰 i emocji tego drugiego. Wyci膮gn膮艂 lekcj臋 z tamtej k艂贸tni, wi臋c teraz tylko skin膮艂 g艂ow膮.
    — Skoro tak to w艂a艣nie widzisz — mrukn膮艂, chocia偶 on ca艂膮 t臋 sytuacj臋 widzia艂 z zupe艂nie innej strony, w zupe艂nie inny spos贸b. Czy by艂 jednak sens przekonywa膰 j膮 na si艂臋 i za wszelk膮 cen臋? Nauczony przesz艂o艣ci膮, postanowi艂 tego nie robi膰. Zamiast stara膰 si臋 udowodni膰 swoj膮 racj臋, wola艂 z biegiem czasu po prostu jej pokaza膰, 偶e sytuacja si臋 zmieni艂a. Mia艂 tylko nadziej臋, 偶e b臋dzie mia艂 na to szans臋, bo… Skoro powiedzia艂a wprost o swoich pragnieniach, uwa偶aj膮c jednocze艣nie, 偶e on nigdy nie b臋dzie w stanie ich spe艂ni膰, zostanie? Da mu szans臋? B臋dzie chcia艂a czeka膰? Zagryz艂 wargi, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, dok膮d to b臋dzie dalej zmierza艂o. Czy postanowi na rozstanie?
    W tej chwili jedyne, co czu艂 to smutek, co by艂o paradoksalne, bo ca艂y ten wiecz贸r mia艂 wygl膮da膰 zupe艂nie inaczej.
    — Pewnie, zrobimy, co tylko chcesz — zmusi艂 si臋 do u艣miechu, a nast臋pnie podci膮gn膮艂 mankiet lewej r臋ki i zerkn膮艂 na zegarek. Mieli jeszcze troch臋 czasu, ale skoro nie chodzi艂o ju偶 tylko o herbat臋, powinni si臋 powoli zbiera膰, aby zd膮偶y膰 pojawi膰 si臋 na czas rozpocz臋cia seansu — ale proponuj臋 si臋 w takim razie do szykowania si臋 w drog臋 — powiedzia艂, samemu powoli si臋 podnosz膮c z koca. Na szcz臋艣cie nie mieli du偶o do sprz膮tni臋cia, wystarczy艂o z艂o偶y膰 koce i wrzuci膰 pude艂ka do kosza. Chwila moment i zrobione. Najwi臋cej czasu mia艂a zaj膮膰 droga z parkingu do jego mieszkania, a nast臋pnie z mieszkania do kina. Nie mia艂 te偶 poj臋cia, jak du偶o czasu b臋dzie potrzebowa艂a Willow, aby si臋 rozgrza膰 na tyle, by by艂a gotowa na ponowne wyj艣cie na zewn膮trz.
    — Wiesz… Je偶eli nie masz ochoty, mo偶emy ola膰 t臋 randk臋 — zaproponowa艂 — ta k膮piel w oceanie by艂a naprawd臋 g艂upim pomys艂em. Jestem idiot膮, 偶e nie pomy艣la艂em, jak bardzo mo偶na si臋 wyzi臋bi膰 — powiedzia艂 z lekkim u艣miechem, sk艂adaj膮c koc, na kt贸rym jeszcze chwil臋 wcze艣niej siedzieli. — Albo prze艂o偶y膰 j膮 po prostu na inny dzie艅. Jaki艣 taki, w kt贸rym nie postanowimy si臋 rozebra膰 i wej艣膰 do lodowatej wody lub zrobi膰 co艣 r贸wnie g艂upiego — stwierdzi艂, spogl膮daj膮c na Willow. — Chod藕, nie pozwol臋 ci d艂u偶ej marzn膮膰 — powiedzia艂 w tym samym czasie wyci膮gaj膮c do niej r臋k臋, aby sple艣膰 ich palce ze sob膮.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  18. — Na pewno? — Spyta艂, przygl膮daj膮c si臋 jej uwa偶nie. Wszelkie oczekiwania, jakie mia艂 do tego wieczoru zosta艂y rozwiane. Je偶eli uwa偶a艂a, 偶e chce kontynuowa膰 jej trwanie, nie mia艂 nic przeciwko. Podejrzewa艂, 偶e gorzej ju偶 by膰 nie mo偶e, by艂a szansa na utrzymanie obecnego nastroju lub na jego poprawienie. Widzia艂, 偶e nie chcia艂a mu sprawi膰 przykro艣ci anulowaniem dalszych plan贸w, ale na ten moment jemu samemu by艂o wszystko jedno. Widzia艂, 偶e si臋 stara艂a. Jak m贸g艂by tego nie doceni膰? Albo przynajmniej nie spr贸bowa膰 samemu si臋 postara膰? — Tak, migdalenie si臋 w samochodzie brzmi doskonale — powiedzia艂, a nast臋pnie, powoli krocz膮c w stron臋 auta spojrza艂 na ni膮 — co do mieszkania… Je偶eli tylko tego chcesz, mo偶esz wprowadzi膰 si臋 do mnie — odni贸s艂 si臋 do jej poprzednich s艂贸w — jest wystarczaj膮co miejsca dla naszej dw贸jki — cisn臋艂o mu si臋 na usta powiedzenie, 偶e niczego nie musi robi膰, je偶eli wola艂aby mieszka膰 sama. Nie chcia艂 jej do niczego przymusza膰.
    — Teoretycznie to ja ci podsun膮艂em ten pomys艂. Mog艂em przewidzie膰, 偶e go podchwycisz i zdecydujesz si臋 na te szale艅stwo — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami ust. Zdecydowanie m贸g艂 nic nie m贸wi膰 na temat tej k膮pieli. Z drugiej strony z pewno艣ci膮 b臋d膮 mieli, co wspomina膰 w przysz艂o艣ci. By艂 pewien, 偶e co, jak co, ale tego momentu nigdy nie zapomn膮.
    Wszed艂 za dziewczyn膮 do mieszkania. Automatycznie od艂o偶y艂 kluczyki od samochodu na ma艂ej konsoli stoj膮cej w korytarzu, a kurtk臋 odwiesi艂 na wieszak. Zsun膮艂 buty i wszed艂 w g艂膮b mieszkania, kieruj膮c si臋 prosto do kuchni. Skoro Willow chcia艂a si臋 rozgrza膰 ciep艂ym prysznicem, postanowi艂 wstawi膰 wod臋 na herbat臋 i j膮 przygotowa膰, by czeka艂a na blondynk臋, gdy wyjdzie z 艂azienki. Cofn膮艂 si臋 do salonu, gdzie zamierza艂 po prostu rozsi膮艣膰 si臋 na kanapie i czeka膰 grzecznie, a偶 Mahoney b臋dzie gotowa do powrotu na ich randk臋.
    Uni贸s艂 brew, napotykaj膮c po drodze rozbieraj膮c膮 si臋 Willow. Nie spodziewa艂 si臋 takiego widoku i zachowania w tym momencie. Mimowolnie uni贸s艂 r臋ce w g贸r臋, u艂atwiaj膮c jej 艣ci膮gni臋cie z niego koszulki. Przymkn膮艂 na kr贸tk膮 chwil臋 powieki, pr贸buj膮c to wszystko ogarn膮膰 w swojej g艂owie.
    — Czasami za tob膮 nie nad膮偶am — powiedzia艂 cicho, kieruj膮c si臋 za ni膮 w stron臋 艂azienki. Przez jego usta przeszed艂 delikatny u艣mieszek, gdy nie wycelowa艂a w drzwi. — C贸偶… Ka偶dy ma to, na co zas艂uguje, jak to m贸wi膮 — pu艣ci艂 jej oczko, wchodz膮c za ni膮 do 艂azienki. — Ten pomys艂 jest du偶o lepszy, ni偶 nasza poprzednia, wsp贸lna k膮piel — doda艂, ogarniaj膮c spojrzeniem jej sylwetk臋. Wyci膮gn膮艂 r臋ce i u艂o偶y艂 d艂onie na jej biodrach, przesun膮艂 powoli w stron臋 paska i powoli go rozpi膮艂, a nast臋pnie sam rozporek i zacz膮艂 zsuwa膰 z niej spodnie. — Prysznic czy mo偶e jednak wanna? — Spyta艂, powolnie uginaj膮c kolana i schodz膮c w d贸艂, wci膮偶 trzymaj膮c w d艂oniach materia艂 jej spodni. Musn膮艂 delikatnie wargami sk贸ry jej brzucha, tu偶 pod p臋pkiem, a nast臋pnie odchyli艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na jej twarz — a mo偶e co艣 zupe艂nie innego na rozgrzanie? — Wymrucza艂, przyciskaj膮c usta do jej sk贸ry tu偶 nad lini膮 majtek.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  19. Pokiwa艂 g艂ow膮, nie chc膮c wchodzi膰 w niepotrzebne przepychanki. Powinien by艂 wiedzie膰, 偶e je偶eli chce kontynuowa膰, to powinien nie bra膰 tego w w膮tpliwo艣膰. Powiedzia艂aby mu, gdyby by艂o inaczej, prawda? Jeszcze nie tak dawno, nie zastanawia艂by si臋 nad tym. Poruszony jednak przez dziewczyn臋 temat dziecka sprawi艂, 偶e nie by艂 w tej chwili w stu procentach pewien tego, czy WIllow faktycznie b臋dzie z nim szczera. Czu艂, 偶e nie do ko艅ca si臋 zrozumieli i obawia艂 si臋, 偶e to mog艂o co艣 pomi臋dzy nimi zmieni膰. Nie chcia艂, aby tak si臋 sta艂o. Dlatego sam musia艂 wzi膮膰 si臋 w gar艣膰 i postara膰 si臋 o tym nie my艣le膰, skupi膰 si臋 na tym, aby by艂o pomi臋dzy nimi dobrze. Nie chcia艂 przecie偶 przez w艂asne wyobra偶enie sabotowa膰 w艂asnego zwi膮zku, na kt贸rym naprawd臋 bardzo mu zale偶a艂o.
    S艂ysz膮c jej twierdz膮c膮 odpowied藕, w jego oczach pojawi艂y si臋 radosne iskierki. Szczerze m贸wi膮c, nie spodziewa艂 si臋, 偶e Willow tak szybko zgodzi si臋 na t臋 propozycj臋. Podejrzewa艂, 偶e b臋dzie si臋 opiera艂a, zw艂aszcza po tej rozmowie, kt贸ra zdecydowanie nie zalicza艂a si臋 do udanych.
    — Wspaniale — u艣miechn膮艂 si臋, a jego spojrzenie by艂o rozpromienione — kiedy chcesz zacz膮膰 przeprowadzk臋? Zaplanuje sobie tak tydzie艅, 偶eby ci pom贸c — oznajmi艂. Gdyby powiedzia艂a, 偶e chce ju偶 teraz uda膰 si臋 do swojego mieszkania i zacz膮膰 si臋 pakowa膰, nie mia艂by nic przeciwko. Mia艂 nadziej臋, 偶e wsp贸lne mieszkanie wp艂ynie na nich i na ich zwi膮zek tylko lepiej. W ko艅cu nie mieli wiele czasu na sp臋dzanie razem czasu, zw艂aszcza, kiedy Willow mia艂a du偶o nauki. Mieszkaj膮c razem, mieliby wsp贸lne poranki i wieczory, te kr贸tkie momenty pomi臋dzy w艂asnymi zaj臋ciami, kt贸rych do tej pory nie zawsze mieli mo偶liwo艣膰 wykorzystywa膰.
    — Niech b臋dzie.
    Za艣mia艂 si臋 cicho, s艂ysz膮c jej s艂owa. Szybko jednak powr贸ci艂 do muskania wargami jej cia艂a i suni臋cia d艂o艅mi wzd艂u偶 jej n贸g. Zaci膮ga艂 si臋 zapachem jej sk贸ry, gdy by艂 tak blisko.
    — Podoba mi si臋 ta propozycja — u艣miechn膮艂 si臋, otulaj膮c ciep艂ym oddechem fragment jej delikatnej sk贸ry podbrzusza. Cieszy艂 si臋, 偶e mimo wszystko znale藕li si臋 w艂a艣nie w jego mieszkaniu, w takiej sytuacji. Wszystkie w膮tpliwo艣ci, jakie pojawi艂y si臋 w jego g艂owie, w tej chwili zosta艂y rozwiane. Skupia艂 si臋 tylko na jej ciep艂ym ciele, przyjemnym g艂osie i tym przyjemnym uczuciu, kt贸re zaczyna艂 odczuwa膰, gdy Willy by艂a tak blisko niego.
    Wyprostowa艂 si臋, gdy spletli swoje r臋ce. 艢ledzi艂 wzrokiem uwa偶nie blondynk臋, czuj膮c narastaj膮c膮 ekscytacj臋, gdy kl臋cza艂a przed nim. Rozchyli艂 wargi, czuj膮c przyjemne ciep艂o jej warg na swoim cz艂onku. Automatycznie si臋gn膮艂 d艂oni膮 jej g艂owy i wpl贸t艂 palce pomi臋dzy jasne kosmyki. Mrukn膮艂 cicho, gdy ich spojrzenia si臋 spotka艂y, a on ponownie znalaz艂 si臋 w jej ustach.
    Mimowolnie zacz膮艂 nadawa膰 tempo, poruszaj膮c delikatnie jej g艂ow膮, wraz z narastaj膮cym podnieceniem ruch przesta艂 by膰 tak delikatny jak pocz膮tkowo. Nie brakowa艂o wiele do spe艂nienia i pocz膮tkowo nie zamierza艂 jej przeszkadza膰, jednak chwyci艂 mocniej jej w艂osy i zatrzyma艂 j膮, poci膮gaj膮c za blond w艂osy.
    — B膮d藕my w tym razem — wymrucza艂 cicho, nie chcia艂 dochodzi膰 bez niej. Owszem by艂o mu dobrze i niewiele brakowa艂o, aby doprowadzi艂a go na sam szczyt, ale czu艂, 偶e tego wieczoru wbrew wszystkiemu nie mo偶e by膰 egoist膮. Dlatego sam ukl臋kn膮艂, znajduj膮c si臋 twarz膮 na wysoko艣ci jej twarzy i uchwyci艂 d艂o艅mi policzki dziewczyny — jeste艣 cudowna — wymrucza艂 cicho i z艂o偶y艂 na jej ustach nami臋tny poca艂unek. Przesun膮艂 d艂oni膮 z policzka do szyi dziewczyny, a nast臋pnie powoli wzd艂u偶 ramienia. Przeszed艂 poca艂unkami z ust na szyj臋 i zamrucza艂 cicho, przygryzaj膮c delikatn膮 sk贸r臋 jej szyi. — Powinni艣my si臋 tego pozby膰 — wyszepta艂 do jej ucha, gdy d艂oni膮 natkn膮艂 materia艂 bielizny blondynki. Nie czekaj膮c na pozwolenie, 艣cisn膮艂 mocno materia艂 i bez problemu rozdar艂 go, odrzucaj膮c gdzie艣 na bok. D艂o艅 przenosz膮c na wewn臋trzn膮 stron臋 jej uda, powolnie g艂adz膮c wra偶liw膮 sk贸r臋.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  20. - W takim razie jutro – przytakn膮艂. W mniemaniu Blake’a im szybciej Willow si臋 do niego przeprowadzi tym lepiej. 艢wiadomo艣膰, 偶e zdecydowa艂a i zgodzi艂a si臋 na przeprowadzk臋 do niego, bardzo poprawi艂a mu humor. Wiedzia艂 na czym stoj膮, bo skoro zdecydowa艂aby si臋 na zerwanie ze wzgl臋du na potencjalne dziecko, jak uwa偶a艂a, kt贸rego on jej nie da, nie decydowa艂aby si臋 w tej chwili na wsp贸lne mieszkanie. Po takiej informacji by艂o mu du偶o 艂atwiej wyobrazi膰 sobie, jak faktycznie kontynuuj膮 zaplanowan膮 przez niego randk臋 w ponownie odpowiedniej ku temu atmosferze. – Pasuje mi jutro, chyba, 偶e z jakiego艣 powodu b臋dziesz chcia艂a to prze艂o偶y膰. Po prostu mi powiedz, w ka偶dej chwili b臋d臋 gotowy do d藕wigania karton贸w z twoimi ksi膮偶kami – powiedzia艂 z u艣miechem – chocia偶 nie wiem, czy na wszystkie znajdzie si臋 od razu miejsce. B臋dziemy musieli zaplanowa膰 te偶 wsp贸lne zakupy – doda艂 i tak, jak za jakimikolwiek zakupami nigdy nie przepada艂, tak teraz na sam膮 my艣l wsp贸lnego wyj艣cia do sklepu nawet si臋 cieszy艂.
    Cieszy艂 si臋 i czerpa艂 przyjemno艣膰 r贸wnie偶 z tego, co w艂a艣nie mia艂o miejsce w 艂azience. Lubi艂 spogl膮da膰 na ni膮 z takiej perspektywy i powstrzymanie blondynki przed kontynuacj膮, wcale nie by艂o dla niego tak 艂atwe, jak mog艂o si臋 wydawa膰. Za艂o偶y艂 sobie jednak, 偶e nie b臋dzie egoist膮 i tego si臋 trzyma艂. Poza tym… chcia艂 czu膰 j膮 blisko siebie, napawa膰 si臋 ciep艂em, blisko艣ci膮 i zapachem. Chcia艂 poczu膰 jej wilgo膰 na sobie i sprawi膰, aby sta艂a si臋 jeszcze bardziej mokra i gotowa na niego.
    Zamrucza艂 cicho na jej westchnienie, nadal wyznaczaj膮c sobie poca艂unkami drog臋 po jej ciele.
    - Wezm臋 ci臋 na zakupy i wsp贸lnie wybierzemy co艣 艂adnego, hm? – Wymrucza艂 cicho, delektuj膮c si臋 wilgoci膮 pod swoimi palcami, kt贸r膮 bez zahamowa艅 rozsmarowywa艂 dalej po jej udzie. Droczy艂 si臋 z ni膮, nie si臋gaj膮c od razu do jej kobieco艣ci, chocia偶 sam bardzo chcia艂 ju偶 to zrobi膰.
    - Podoba mi si臋 to – mrukn膮艂 cicho, skubi膮c delikatnie w poca艂unku jej doln膮 warg臋. Wpl贸t艂 palce ponownie w jej w艂osy, przysuwaj膮c d艂o艅 bli偶ej zwie艅czenia jej n贸g. Pomi臋dzy poca艂unkami namierzy艂 mi臋kki dywanik 艂azienkowy, a nast臋pnie napar艂 na dziewczyn臋 tak, aby po艂o偶y艂a si臋 na mi臋kkim materiale. Zawis艂 nad ni膮, podpieraj膮c si臋 d艂oni膮, kt贸ra wcze艣niej mia艂 pomi臋dzy kosmykami jasnych w艂os贸w. Spogl膮daj膮c w jej oczy, przesun膮艂 drug膮 d艂o艅 wy偶ej, do jej kobieco艣ci. Rozchyli艂 usta i wyda艂 z siebie cichy pomruk, gdy przesun膮艂 powolnie palcami. By艂a tak bardzo mokra, a 艣wiadomo艣膰, 偶e to dzi臋ki niemu sprawia艂a, 偶e chcia艂 wi臋cej, a jego w艂asne podniecenie wci膮偶 narasta艂o. Sam skazywa艂 si臋 jednak na dalsze m臋ki, pieszcz膮ce powolnie 艂echtaczk臋 ukochanej, wpatruj膮c si臋 przy tym prosto w jej oczy, obserwuj膮c uwa偶nie jej reakcje na swoje dzia艂anie. Uwielbia艂 przygl膮da膰 si臋, jak bardzo go pragn臋艂a.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  21. Pokiwa艂 tylko twierdz膮co g艂ow膮. Jej wprowadzenie si臋 do niego, wiele by u艂atwi艂o je偶eli chodzi艂o o organizacje ich 偶ycia i jego pewno艣膰, 偶e Willy jest bezpieczna. Nie my艣la艂 teraz o mo偶liwym zagro偶eniu z jego strony; od powrotu z Waszyngtonu jego epizody nie mia艂y jeszcze miejsca i mimo tego, 偶e dzisiaj mog艂o by膰 bliski do zmiany osobowo艣ci, obecno艣膰 Willow pomog艂a mu nad sob膮 zapanowa膰.
    Jego my艣li szybko skupi艂y si臋 tylko i wy艂膮cznie na nagiej Willow. S艂ysz膮c j膮 i pomruki, kt贸re z siebie wydawa艂a, na ustach blondyna pojawi艂 si臋 delikatny u艣mieszek. Uwielbia艂 jej s艂ucha膰, nawet je偶eli by艂y to d藕wi臋ki zniecierpliwienia. Te mia艂y swoje specjalne miejsce.
    — Zrobisz mi prywatny pokaz, a p贸藕niej znowu j膮 z ciebie zerw臋 — mrukn膮艂, b艂膮dz膮c d艂o艅mi po ciele dziewczyny, cicho przy tym wzdychaj膮c, gdy znalaz艂a si臋 ju偶 na pod艂odze, a on mia艂 pe艂en widok z takiej pozycji na ca艂e jej cia艂o. Wodz膮c spojrzeniem po jej sylwetce, wr臋cz j膮 po偶era艂, a 艣wiadomo艣膰, 偶e za chwile b臋dzie j膮 mia艂 sprawia艂a, 偶e chcia艂 odrobin臋 d艂u偶ej nacieszy膰 spojrzenie jej gotowo艣ci膮 na niego, jej pragnieniem.
    Cicho sapn膮艂, kiedy zauwa偶y艂, 偶e Willow osi膮gn臋艂a szczyt nim zd膮偶y艂 zrobi膰 cokolwiek konkretnego. Rozchyli艂 wargi, przerywaj膮c poca艂unek i sam cicho j臋kn膮艂 w jej wargi, czuj膮c jak bardzo by艂a mokra, gdy otar艂a si臋 o jego pe艂nego w gotowo艣ci penisa.
    — Z przyjemno艣ci膮 — oznajmi艂 z u艣miechem na ustach, czuj膮c pod sob膮 jej cia艂o. Chwyci艂 palcami jej brod臋, z艂o偶y艂 na jej ustach nami臋tny poca艂unek, a drug膮 d艂oni膮 nakierowa艂 swoj膮 m臋sko艣膰 wprost w kobieco艣膰 Willow, nie przerywaj膮c nami臋tnego poca艂unku, wszed艂 w ni膮 mocno i g艂臋boko, bez 艣ladu delikatno艣ci. Zamierza艂 spe艂ni膰 jej pro艣b臋, potrzebowa艂 chwili, aby ruchy jego bioder odnalaz艂y w艂a艣ciwe tempo.
    — Z艂ap mnie za szyj臋 — mrukn膮艂 w艂adczo, a maj膮c pewno艣膰, 偶e dziewczyna si臋 go trzyma, chwyci艂 mocno jej po艣ladki i podni贸s艂 ich z ziemi, staraj膮c si臋 wci膮偶 by膰 w niej. — Powiedz, czego chcesz — wymrucza艂 do jej ucha, gdy prowadzi艂 j膮 w kierunku 艣ciany, do kt贸rej j膮 przycisn膮艂 — jeszcze raz powiedz, co mam z tob膮 zrobi膰 — doda艂, a nim zd膮偶y艂a odpowiedzie膰, opar艂 si臋 jedn膮 d艂oni膮 o 艣cian臋, drug膮 wci膮偶 艣ciskaj膮c jej po艣ladek, poruszy艂 si臋 mocno, gwa艂townie, jednak niechaotycznie. Doskonale wiedzia艂, jakie powinny by膰 jego ruchy by spe艂ni膰 jej pro艣b臋 i da膰 im obojgu przyjemno艣膰, na kt贸r膮 czekali ju偶 ze zniecierpliwieniem. Czu艂, jak na jego plecach pojawiaj膮 si臋 kropelki potu, gor膮ca woda wype艂niaj膮ca wann臋 sprawia艂a, 偶e w pomieszczeniu by艂o coraz bardziej duszno, a atmosfera pomi臋dzy nimi nie pomaga艂a w swobodnym oddychaniu. Oddycha艂 ci臋偶ko z ka偶dym mocnym ruchem, staraj膮c si臋 niemal za ka偶dym razem znale藕膰 si臋 g艂臋biej. Przywar艂 do niej tak blisko, 偶e czu艂 stercz膮ce sutki dziewczyny na swojej sk贸rze, osun膮艂 d艂o艅 powoli po 艣cianie, a偶 wsun膮艂 j膮 pomi臋dzy ich cia艂a i ponownie odnalaz艂 palcami 艂echtaczk臋 blondynki, jednocze艣nie pieszcz膮c j膮 z delikatno艣ci膮 i 偶arliwo艣ci膮, jednocze艣nie poruszaj膮c si臋 w niej mocno acz powoli, chc膮c by czu艂a dok艂adnie ka偶dy jego ruch.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  22. Zamrucza艂 cicho w reakcji na jej s艂owa, z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂by sobie wyobrazi膰 sytuacje o jakiej m贸wili, ba, mia艂 w g艂owie ju偶 obraz Willow ubranej w koronkowy, pe艂en komplet, kt贸ry ma na sobie tylko po to, aby on sam m贸g艂 si臋 go z niej pozby膰 na kilka r贸偶nych sposob贸w.
    Jednocze艣nie przed sob膮 mia艂 widok, kt贸ry podoba艂 mu si臋 jeszcze bardziej i 艣mia艂o z tego faktu korzysta艂, napawaj膮c si臋 blisko艣ci膮 Willow wszystkimi zmys艂ami.
    Gdy odpowiada艂a na jego dzia艂anie j臋kami i westchni臋ciami, sam czu艂 coraz bardziej narastaj膮ce podniecenie.
    Przybieraj膮c dziewczyn臋 do 艣ciany, skupia艂 si臋 na doprowadzeniu jej na skraj, samemu staraj膮c si臋 wytrzyma膰 jeszcze chwil臋 przed osi膮gni臋ciem spe艂nienia. S艂ysz膮c, jak z trudem mo偶e cokolwiek powiedzie膰, zerkn膮艂 na ni膮, a us艂yszawszy przekle艅stwo, na ustach m臋偶czyzn pojawi艂 si臋 艂obuzerski u艣miech, kt贸remu towarzyszy艂o spojrzenie pe艂ne satysfakcji.
    — Uwielbiam ci臋 tak膮 — powiedzia艂 z lekk膮 zadyszk膮, j臋cz膮c cicho, gdy poczu艂 paznokcie Willow na swoich plecach. Pocz膮tkowo chcia艂 si臋 z ni膮 podroczy膰, upewniaj膮c si臋 jak i czego dok艂adnie ma nie przestawa膰, ale czuj膮c ciasno zaciskaj膮ce si臋 mi臋艣nie na jego m臋sko艣ci, zda艂 sobie spraw臋, 偶e oboje si臋gaj膮 granicy. Pos艂a艂 blondynce u艣miech, a nast臋pnie przywar艂 do jej warg skupiaj膮c si臋 ca艂kowicie na ruchach swoich bioder.
    Zacisn膮艂 mocno d艂o艅 na jej po艣ladku, gdy wgryza艂 si臋 w jego szyj臋, poruszy艂 gwa艂townie jeszcze kilka razy biodrami, a偶 przez jego cia艂o przeszed艂 silny dreszcz, a on sam poczu艂 spe艂nienie. Sapn膮艂, skupiaj膮c si臋 na trzymaniu Willow przy sobie, wci膮偶 w niej b臋d膮c.
    — Kocham ci臋 — szepn膮艂, 艂api膮c z臋bami p艂atek jej ucha — nawet nie wiesz, jak bardzo — doda艂, zasysaj膮c delikatnie trzymany w ustach fragment cia艂a. Opar艂 si臋 czo艂em o zimne p艂ytki, obejmuj膮c mocno ukochan膮. Jakby musia艂 zebra膰 w sobie si艂y, aby pomoc jej stan膮膰 na ziemi. Mia艂 wra偶enie, 偶e nogi mu dr偶膮, wraz z pozosta艂ymi mi臋艣niami. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i powoli odsun膮艂 ich od 艣ciany, trzymaj膮c j膮 ca艂y czas mocno w swoich ramionach. Wysun膮艂 si臋 r贸wnie偶 z jej ciasnego wn臋trza i u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie.
    — Czas na kolejn膮 rund臋 rozgrzewania — wymrucza艂, przechodz膮c w stron臋 wanny. Nie wszed艂 jednak do niej od razu, zatrzyma艂 si臋 tu偶 przed i spojrza艂 na Willy — 偶yczy sobie pani czego specjalnego? — Spyta艂, wci膮偶 spogl膮daj膮c na ni膮 wzrokiem pe艂nym po偶膮dania — 艣wieczek, kieliszka wina, cieplej herbaty? Chocia偶 herbata to chyba za du偶o ciep艂a na raz, hm? — Spyta艂, nie odrywaj膮c od niej swojego spojrzenia. — W ko艅cu to nasza randka — u艣miechn膮艂 si臋 — p贸jd臋 po te 艣wieczki — za艣mia艂 si臋 cicho pod nosem. Wiedzia艂, 偶e ju偶 nie dotr膮 do kina samochodowego, ale szczerze m贸wi膮c, w og贸le mu to nie przeszkadza艂o. Wr臋cz przeciwnie, wbrew pocz膮tkowym powodom, dobrze, 偶e wyl膮dowali w jego mieszkaniu. Nie min臋艂o kilka minut, a Blake wr贸ci艂 do 艂azienki z kilkoma 艣wieczkami i zapalniczk膮. Poustawia艂 je na umywalce i p贸艂ce, a nast臋pnie zapali艂 i spojrza艂 na ukochan膮 dziewczyn臋.
    — 呕yczy sobie pani towarzystwa?


    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  23. Przesun膮艂 czule d艂oni膮 po jej jasnych oczach, jeszcze chwil臋 przytrzymuj膮c j膮 przy sobie. S艂ysz膮c s艂odkie wyznanie z jej ust, u艣miechn膮艂 si臋. Podoba艂 mu si臋, 偶e to m贸wi艂a. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e jeszcze kiedykolwiek b臋dzie w stanie kogo艣 pokocha膰, a us艂yszenie sformu艂owania kocham ci臋 przyprawi go o takie pok艂ady rado艣ci i wewn臋trznego szcz臋艣cia.
    Cieszy艂 si臋, 偶e Willow pojawi艂a si臋 w jego 偶yciu i nie postanowi艂a z niego znikn膮膰, gdy mia艂a ku temu okazj臋. Wcale by si臋 nie dziwi艂, gdyby zdecydowa艂a si臋 w艂a艣nie na taki ruch. Ale by艂a przy nim. Pomaga艂a mu, kocha艂a go. Zastanawia艂 si臋 nad tym, czy Willow zdawa艂a sobie spraw臋 jak mocno trzyma艂a go przy ziemi. Odnotowa艂 w pami臋ci, 偶e gdy przyjdzie odpowiedni moment b臋dzie musia艂 jej uzmys艂owi膰 jak wa偶na dla niego jest i jak bardzo dzi臋ki niej, jego 偶ycie jest lepsze. Wci膮偶 zamierza艂 si臋 zem艣ci膰, ale teraz wiedzia艂, 偶e gdy dokona swojego celu, wci膮偶 b臋dzie mia艂 pow贸d do 偶ycia. Wcze艣niej… Nie mia艂 poj臋cia, co po tym, gdy zabije Lawrence’a. Teraz wiedzia艂. Bardzo dobrze wiedzia艂.
    — Jeszcze sporo o mnie nie wiesz — u艣miechn膮艂 si臋, rozstawiaj膮c jeszcze kilka 艣wieczek na umywalce. Cofn膮艂 si臋 na chwil臋 do drzwi i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 przez pr贸g, aby zgasi膰 du偶e, jasne 艣wiat艂o z lampy. Nie by艂o im w tej chwili w og贸le potrzebne. 艢wiat艂o p艂omieni dawa艂o przyjemne, ciep艂e 艣wiat艂o, a w ca艂ym pomieszczeniu panowa艂 romantyczny p贸艂mrok. S艂odki zapach, kt贸ry unosi艂 si臋 dzi臋ki Willow dodawa艂 przyjemnej atmosfery. — Ale spokojnie, ca艂e 偶ycie przed nami — doda艂 z u艣miechem, a nast臋pnie 艂api膮c za r臋ce blondynki, wszed艂 do wanny. Rozsiad艂 si臋 wygodnie i przyci膮gn膮艂 do siebie ukochan膮, mocno j膮 obejmuj膮c. G艂adzi艂 d艂o艅mi jej przedramiona i u艣miecha艂 si臋, r贸wnie偶 ch艂on膮c ca艂ym sob膮 t臋 chwil臋.
    — Ciesz臋 si臋, wiesz? — Odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie — naprawd臋 — doda艂, obserwuj膮c wzrokiem ruch jej d艂oni — i bardzo podoba mi si臋 tw贸j pomys艂 — powiedzia艂. Nie wiedzia艂, czy faktycznie uda im si臋 to osi膮gn膮膰, ale jeden wiecz贸r w tygodniu, w kt贸rym oddadz膮 si臋 sobie i relaksowi? To nie by艂o du偶o. Mia艂 jednak 艣wiadomo艣膰, 偶e czasami codzienno艣膰 potrafi艂a poch艂on膮膰 tak mocno, 偶e ci臋偶ko by艂o wygospodarowa膰 nawet jeden wiecz贸r. Mia艂 nadziej臋, 偶e im uda si臋 znale藕膰 jednak czas dla siebie — koniecznie z kolacj膮 i nteflixem, co? — Za艣mia艂 si臋 cicho, 艂api膮c jedn膮 d艂oni膮 jej r臋k臋 i spl贸t艂 ze sob膮 ich palce. Nachyli艂 si臋 delikatnie, jednocze艣nie przyci膮gaj膮c do siebie ich z艂膮czone r臋ce. Poca艂owa艂 wierzch jej d艂oni — a tak ca艂kiem powa偶nie, jak m贸wi艂em, podoba mi si臋 my艣l, 偶e tak w艂a艣nie b臋dzie wygl膮da艂a nasza codzienno艣膰 — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami ust — z 艂atwo艣ci膮 umiem sobie wyobrazi膰 wieczory, gdy le偶ysz na kanapie pod kocem, z ksi膮偶k膮 i herbat膮, ucz膮c si臋 do egzaminu. Ja w tym czasie b臋d臋 zajmowa艂 si臋 jedzeniem. B臋d臋 pilnowa艂, 偶eby艣 si臋 dobrze od偶ywia艂a i nie zapomina艂a o wodzie w trakcie sesji — za艣mia艂 si臋 cicho, ale m贸wi艂 ca艂kiem powa偶nie — i b臋d臋 pilnowa艂, aby艣 robi艂a sobie przerwy na odetchni臋cie od nauki — doda艂, poruszaj膮c znacz膮co brwiami, czego w takiej pozycji nie mog艂a zobaczy膰, to jednak nie powstrzyma艂o go przed zrobieniem konkretnej miny, 艣wiadcz膮cej o jego brudnych my艣lach. — B臋dzie pi臋knie.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  24. [Cze艣膰! 艢licznie dzi臋kuj臋 za powitanie, a 偶e posiadasz a偶 dw贸jk臋 tych dzieci, to zostawi臋 komentarz pod pierwszym imieniem. Bo je艣li chodzi o mnie to jestem tutaj po w膮tki, wi臋c jak masz tylko ch臋膰 i miejsce to zapraszam do Amelki z kim tylko masz ochot臋 :D]

    Amelia

    OdpowiedzUsu艅
  25. Wyda艂 z siebie ciche mruczenie zadowolenia, kiedy czu艂 na swoim policzku jej delikatny dotyk. Przymru偶y艂 przy tym powieki i zaci膮gn膮艂 si臋 zapachem p艂ynu do k膮pieli, kt贸ry wymiesza艂 si臋 z zapachem zapalonych przez niego wcze艣niej 艣wieczek.
    Rozkoszowa艂 si臋 trwaj膮c膮 chwil膮. Musia艂 przyzna膰, 偶e po pocz膮tku ich znajomo艣ci, bardzo docenia艂 chwile takie jak ta, do b贸lu przesi膮kni臋te normalno艣ci膮 i spokojem. Jakby byli najnormalniejsz膮 na 艣wiecie par膮, kt贸ra nie mia艂a tak brutalnego rozpocz臋cia swojego zwi膮zku. Przesz艂o艣ci naznaczonej pi臋tnem. Gdyby kto艣 z zewn膮trz dowiedzia艂 si臋 o ich historii… Gni艂 by ju偶 w wi臋zieniu, a Willow, no w艂a艣nie, co z Willow? Czy naprawd臋 po czasie zrozumia艂aby, jak bardzo z艂e by艂o to, co si臋 dzia艂o miedzy nimi? Czy potrafi艂aby z czasem przesta膰 go kocha膰? Dotar艂oby do niej, 偶e to nie mog艂a by膰 mi艂o艣膰? Na szcz臋艣cie nie musia艂 si臋 tym martwi膰. Wiedzia艂, 偶e nikt si臋 nie dowie藕膰 偶adne z ich dw贸jki przecie偶 tego nie chcia艂o. Pad艂y dzi艣 s艂owa wyznanej mi艂o艣ci, by艂o dobrze, bardzo dobrze.
    — Oczywi艣cie — za艣mia艂 si臋 cicho. W zasadzie nie mia艂by nic przeciwko, gdyby po k膮pieli wci膮偶 jeszcze korzystali ze wsp贸lnego wieczoru i nocy. Jedzenie nigdy nie by艂o z艂膮 opcj膮, zw艂aszcza te smaczne i spo偶ywane w 艂贸偶ku u boku ukochanej osoby. Film dla Blake’a m贸g艂by by膰 jakikolwiek, bo najwa偶niejsza by艂a Willow obok niego. Reszta by艂a bez znaczenia.
    Kolejny raz tego wieczoru zamrucza艂, czuj膮c jej wargi na swojej sk贸rze. — Wizja z le偶eniem na kanapie faktycznie jest jaka艣 taka przyjemniejsza, ale jakkolwiek b臋dzie to wygl膮da艂o b臋dzie dobrze. Najwy偶ej kupi臋 sobie zatyczki do uszu, jak ju偶 b臋d臋 mia艂 do艣膰 — za艣mia艂 si臋 cicho, a nast臋pnie lekko nachyli艂 si臋, aby z艂o偶y膰 na jej nagich ramionach kilka delikatnych poca艂unk贸w, jednocze艣nie sun膮c jedn膮 r臋k膮 po jej szyi. Mia艂 ochot臋 na jeszcze wi臋cej czu艂o艣ci, ale ten nieszcz臋sny telefon musia艂 zacz膮膰 dzwoni膰. Chcia艂 powiedzie膰, 偶eby nie odbiera艂a, ale wiedzia艂, 偶e je偶eli by艂by to kto艣 ze szpitala, mog艂aby mie膰 du偶e problemy. A tego przecie偶 nie chcia艂.
    — A spr贸buj tylko mnie tu tak porzuci膰 — za艣mia艂 si臋, a kiedy wysz艂a z wanny od razu skorzysta艂 z chwili bycia w niej samemu i zginaj膮 kolana, zako艅czy艂 ca艂y sw贸j tors jak i da艂 szybkiego nurka pod wod臋. Przetar艂 d艂oniami twarz, gdy si臋 wynurzy艂 i zerkn膮艂 w stron臋 Willow. Uni贸s艂 wysoko brew, domy艣laj膮c si臋, 偶e co艣 jest nie tak. Zerwa艂 si臋 niemal natychmiast, gdy telefon spad艂 na p艂ytki, a dziewczyna zaszlocha艂a. Nim zd膮偶y艂a powiedzie膰, co to by艂 za telefon, wyszed艂 ju偶 z wanny.
    — Lawrence? — Spyta艂 si臋 dla upewnienia, chocia偶 mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e nie ma nikogo innego o kim mog艂aby wspomnie膰. W jednej chwili poczu艂 narastaj膮c膮 w艣ciek艂o艣膰. Nie na Willow. Na jej brata. — Poka偶 mi telefon — powiedzia艂, kl臋kn膮wszy obok niej. Domy艣la艂 si臋, 偶e karta zosta艂a ju偶 zniszczona. — Co m贸wi艂? Willow, powt贸rz mi dok艂adnie wszystko, co ci powiedzia艂 — poprosi艂. Pierwszy raz odk膮d zacz膮艂 jego poszukiwania starszy Mahoney nawi膮za艂 kontakt. I cokolwiek to by艂o, by艂o wa偶ne. Wiedzia艂, cholera wiedzia艂, 偶e Willow jest kluczem do tej gnidy.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  26. Spogl膮da艂 na dziewczyn臋 wyczekuj膮co. Chcia艂 wiedzie膰, co dok艂adnie powiedzia艂 jej brat. S艂owo w s艂owo, zwracaj膮c uwag臋 na najdrobniejsze szczeg贸艂y, kt贸re mog艂y mie膰 ogromne znaczenie. 呕a艂owa艂, 偶e nie pokaza艂a mu, 偶e ma podej艣膰 i pos艂ucha膰, 偶e nie w艂膮czy艂a tej rozmowy na g艂o艣nom贸wi膮cym, 偶e… Wiedzia艂, 偶e nie m贸g艂 si臋 na ni膮 z艂o艣ci膰. W ko艅cu Lawrence mimo wszystko by艂 jej bratem, bratem, kt贸rego nie s艂ysza艂a i nie widzia艂a od kilku lat. Gdyby to on znalaz艂 si臋 na jej miejscu, nie mia艂 pewno艣ci, jakby zareagowa艂. Mimo wszystko… By艂 troch臋 z艂y, jednak nie konkretnie na kogo艣, a je偶eli ju偶 to na Lawrence’a. Tch贸rz odezwa艂 si臋 telefonicznie. To jednak znaczy艂o, 偶e obawia艂 si臋 spotkania oko w oko z nim. To dodawa艂a mu pewnego rodzaju satysfakcji.
    Pokiwa艂 g艂ow膮 na jej s艂owa, wykonuj膮c przy tym d艂oni膮 zach臋caj膮cy gest do dalszego m贸wienia. Na ustach Murphy’ego pojawi艂 si臋 delikatny u艣miech. Mia艂 g艂臋boko w powa偶aniu jego gro藕by. O siebie si臋 nie ba艂, a by艂 pewien, 偶e sam nigdy nie skrzywdzi swojej siostry.
    — 艢wietnie — powiedzia艂, zastanawiaj膮c si臋 ju偶 nad dalszym dzia艂aniem. Musia艂 go zlokalizowa膰, jednak do tego potrzebowa艂 pomocy. Od razu do g艂owy przysz艂o mu pewne nazwisko, ale nim si臋 odezwie do dawnego znajomego, musi si臋 upewni膰 czy mo偶e mu ufa膰 — to… cudownie, Willow — powiedzia艂, s艂ysz膮c, 偶e m臋偶czyzna jest w Nowym Jorku. Pocz膮tkowa w艣ciek艂o艣膰 zacz臋艂a zamienia膰 si臋 powoli w rado艣膰. Co艣 zadzia艂a艂o. Mo偶e nie wykurzy艂 go ca艂kiem z ukrycia, ale jednak w ko艅cu zosta艂 sprowokowany do tego, aby da膰 znak. — Nie zrobi tego — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust. U艣miech na jego ustach poszerzy艂 si臋 delikatnie, kiedy blondynka wspomnia艂a o wyj艣ciu na ulic臋 i szukaniu jej brata.
    — Spokojnie skarbie, jeste艣 bezpieczna. To przede wszystkim, jasne? Nic ci si臋 nie stanie, nic ci nie grozi — powiedzia艂, jednocze艣nie j膮 obejmuj膮c. Chcia艂 j膮 zapewni膰, 偶e nie musi si臋 w 偶aden spos贸b obawia膰 — i na ten moment nie zrobimy nic. Ja sprawdz臋 znajomego, kt贸rego poprosz臋 o drobn膮 pomoc, jest mi winien przys艂ug臋 — zacz膮艂 m贸wi膰, nie zamierzaj膮c szybko sko艅czy膰 — to dobrze, 偶e si臋 odezwa艂. 艢wietnie. 艢wietnie, 偶e jest tutaj, blisko. W zasi臋gu r臋ki — kontynuowa艂 — wiesz, dlaczego odezwa艂 si臋 dopiero teraz? — Spyta艂, wcale nie oczekuj膮c odpowiedzi. — Bo jest tch贸rzem. Ba艂 si臋 wcze艣niej. O ciebie — powiedzia艂 cicho, spogl膮daj膮c na ni膮. Nie mia艂 co prawda pewno艣ci czy dobrze my艣la艂, ale tak naprawd臋 nie mia艂 nawet czasu, aby si臋 nad tym zastanowi膰 — teraz ma pewno艣膰, 偶e z moich r膮k nic ci nie grozi, dlatego dopiero teraz si臋 odezwa艂, pierdolony tch贸rz.
    Musia艂 teraz tylko go wy艣ledzi膰, ale z pomoc膮 wcze艣niej wspomnianego znajomego, nie powinno by膰 to takie trudne.
    — Musz臋 si臋 tylko upewni膰, 偶e Darren jest po w艂a艣ciwej stronie — powiedzia艂, w zasadzie bardziej zastanawiaj膮c si臋 na g艂os — dopadn臋 go, je偶eli jest w Nowym Jorku.
    Pog艂adzi艂 d艂o艅mi jej plecy, a nast臋pnie przeni贸s艂 r臋ce na ramiona — to dobrze, 偶e zadzwoni艂 — powt贸rzy艂, spogl膮daj膮c w ko艅cu na jej twarz, prosto w jej oczy — jeste艣my na dobrej drodze, skarbie. Cholernie dobrej. Musz臋 zadzwoni膰 z samego rana do Darrena. — po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej policzku, dopiero teraz zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e to przecie偶 jej brat. Willy nie musia艂a w tym siedzie膰, nie musia艂 jej o wszystkim m贸wi膰. Zw艂aszcza, 偶e tak emocjonalnie zareagowa艂a na jego telefon. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i spojrza艂 ponownie w jej oczy — nie musisz w tym uczestniczy膰, je偶eli nie chcesz — powiedzia艂 cicho — wiem, 偶e to tw贸j brat… wiem, 偶e to mo偶e by膰 dla ciebie trudne…

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  27. Wracaj膮c do Nowego Jorku by艂 艣wiadom tego, 偶e ojciec b臋dzie mu teraz patrzy艂 na r臋ce bardziej ni偶 wcze艣niej. W ko艅cu chcia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e m艂ody Salvatore nie b臋dzie pakowa艂 si臋 w kolejne problemy. I faktycznie w ostatnim czasie bywa艂 ca艂kiem grzeczny. Mia艂 te偶 on jednak swoj膮 prawd臋, kt贸ra nijak mia艂a si臋 do tego, w co wierzy艂 Lorenzo. W ich otoczeniu nie by艂o osoby, kt贸ra by艂aby cho膰 troch臋 艣wi臋ta, wystarczy艂o popatrze膰 na te nieletnie uczennice, kt贸re biega艂y w kr贸ciutkich sp贸dniczkach licz膮c na to, 偶e nauczyciel historii im zaliczy przedmiot bez dodatkowego eseju na temat wojny secesyjnej, jak w艣lizgiwa艂y si臋 do klub贸w za pomoc膮 fa艂szywego dowodu czy na przepe艂nione restauracje i kluby pe艂ne na膰panych nastolatk贸w czy m艂odych doros艂ych. Gabriel na tle tych wszystkich dzieciak贸w wcale nie wypada艂 najgorzej, ale z jakiego艣 powodu za najgorszego by艂 ju偶 brany. Oczywi艣cie w momencie, kiedy zosta艂a mu przedstawiona Willow jedyne na co mia艂 ochot臋 to si臋 roze艣mia膰 i stwierdzi膰, 偶e wszystkim do reszty odbi艂o. Nie potrzebowa艂 kompletnie 偶adnej panienki, aby pilnowa艂a jego trze藕wo艣ci. Doskonale sobie radzi艂 z tym sam. Nie obchodzi艂o go, jak wiele ojciec jej p艂aci艂, ale najwyra藕niej dostatecznie wiele, aby zniech臋cona osoba Gabriela nie odepchn臋艂a jej od siebie. Przez wi臋kszo艣膰 czasu udawa艂, 偶e jej po prostu nie ma. To by艂o dobre podej艣cia, dobra taktyka. Jedyny tak naprawd臋 spos贸b, aby jako艣 przetrwa膰. Obiecywa艂 sobie wyprowadzk臋 w najbli偶szym czasie, ale prawda te偶 by艂膮 taka, 偶e w penthousie by艂o mu cholernie wygodnie. Mia艂 na zawo艂anie s艂u偶b臋, mia艂 wszystko podstawione pod nos i nie chcia艂 z tego rezygnowa膰. Penthouse by艂 do艣膰 spory, praktycznie mijali si臋 ca艂y czas i nie wchodzili sobie w drog臋. Gabrielowi by艂o to bardzo na r臋k臋, ale cho膰 widywali si臋 rzadko, to ojciec wci膮偶 mia艂 nad nim swego rodzaju kontrol臋. To ju偶 mu si臋 ani troch臋 nie podoba艂o.
    By艂 wiecz贸r, jeden z wielu i nie zamierza艂 przesiedzie膰 go w domu. Nie chcia艂 nic nie robi膰, nie umia艂 nic nie robi膰. Od zawsze go nosi艂o. Podj臋cie decyzji zaj臋艂o mu chwil臋 tak naprawd臋. Od艣wie偶y艂 si臋 i przebra艂 w 艣wie偶sze ubrania, wybra艂 klub i nied艂ugo p贸藕niej znalaz艂 si臋 w艣r贸d masy innych nowojorczyk贸w z Upper East Side w jednym z klub贸w. Nigdy nie zwraca艂 uwagi na Plotkar臋, w艂a艣ciwie to ma艂o go ona obchodzi艂a, wi臋c niewiele dla niego znaczy艂o, kiedy dosta艂 powiadomienie i to o swojej w艂asnej osobie. Bawi艂 si臋 艣wietnie, wypi艂 par臋 shot贸w, nie robi艂 nic, o co mo偶na by艂oby mie膰 problem. Mo偶e jedynym problemem by艂o to, 偶e powinien raczej si臋 przygotowa膰 na kolejne zaj臋cia, a nie wlewa膰 w siebie kolejne kieliszki alkoholu, ale do艣膰 pr臋dko o tym po prostu zapomnia艂.
    Zupe艂nie te偶 nie spodziewa艂 si臋 tego, 偶e jego opiekunka mo偶e si臋 tu znale藕膰. Jako艣 bardzo w膮tpi艂 w ten przypadek. Szed艂 w stron臋 baru, kiedy j膮 dostrzeg艂. Ca艂y dobry nastr贸j opu艣ci艂 go momentalnie. Nie mia艂 nic do samej Willow, wykonywa艂a w ko艅cu swoj膮 prac臋. To na ojca by艂 wkurwiony za to, jak go traktowa艂 i nie okazywa艂 nawet grama zaufania. Przez par臋 chwil mierzy艂 si臋 po prostu z dziewczyn膮 wzrokiem. Jakakolwiek ch臋膰 na dalsz膮 zabaw臋 znikn臋艂a, cho膰 najch臋tniej to by teraz tu na jej oczach co艣 wzi膮艂. I w艂a艣ciwie m贸g艂. W kieszeni jeans贸w mia艂 przecie偶 co艣 na czarn膮 godzin臋. Nie zamierza艂 jednak ryzykowa膰 tym, 偶e polecia艂aby zaraz do ojca. Lepiej, aby staruszek nie wiedzia艂 zbyt wiele.
    Podszed艂 do dziewczyny.
    — Hej, Willow — odezwa艂 si臋. Chcia艂 wierzy膰, 偶e znalaz艂a si臋 tu przypadkiem, ale to by艂o ma艂o mo偶liwe. — Co tu robisz?

    gabs

    OdpowiedzUsu艅
  28. Nie czu艂 zagro偶enia. Co艣 podpowiada艂o mu, 偶e wbrew gro藕bie jest bezpieczny i w 偶aden spos贸b nie czu艂 strachu, nie przed tym cz艂owiekiem. By艂o to spowodowane tym, 偶e ju偶 przez niego straci艂 raz wszystko, co by艂o dla niego najwa偶niejsze. Gdyby grozi艂 Willow… Ale tego nie zrobi艂. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e by艂o to egoistyczne, ale gdyby nawet gro藕ba Lawrence’a si臋 spe艂ni艂a, ju偶 nic by przecie偶 nie zrobi艂. Chodzi艂o tylko o Willow. Jak ona by si臋 czu艂a, gdyby go ju偶 nie by艂o, gdyby by艂 po drugiej stronie. Mo偶e znalaz艂aby szcz臋艣cie w ramionach innego? Mo偶e spotka艂aby kogo艣, z kim by艂aby w stanie stworzy膰 zdrow膮 relacj臋, kt贸ra nie by艂aby w 偶aden spos贸b napi臋tnowana.
    Nie chcia艂 jednak umiera膰 i jej zostawia膰.
    — Gdziekolwiek teraz b臋dziemy, je偶eli nas obserwuje b臋dzie wiedzia艂 gdzie jeste艣my — powiedzia艂, zastanawiaj膮c si臋 nad tym czy m贸g艂 ich 艣ledzi膰 poza bezpo艣redni膮 obserwacj膮. Podrzuci艂 nadajnik jemu lub jej? Kamer臋, mikrofon, cokolwiek? Zmru偶y艂 powieki, intensywnie si臋 nad czym艣 zastanawiaj膮c. — Nie stracisz mnie — powiedzia艂 cicho — nic z艂ego si臋 nie stanie, jasne? Ju偶 wystarczaj膮co ci臋 skrzywdzi艂em, obiecywa艂em, 偶e nie b臋dziesz ju偶 raniona z moich r膮k ani przeze mnie. Wliczam w to swoj膮 艣mier膰 — k膮cik jego ust delikatnie zadr偶a艂. Nie m贸g艂 jej zmusi膰 do tego, aby jednak posz艂a na uczelnie czy do szpitala. Chcia艂, aby ze wzgl臋du na niego nie rezygnowa艂a ze swojej codzienno艣ci. Wiedzia艂 jednak dobrze, 偶e gdyby posz艂a na zaj臋cia i tak nic by z nich nie wynios艂a, z pewno艣ci膮 ca艂y czas b臋d膮c my艣lami przy nim.
    — Pos艂uchaj, ma艂a — powiedzia艂, spogl膮daj膮c na ukochan膮 — nie zmusz臋 ci臋 do p贸j艣cia na zaj臋cia, co b臋dziesz mog艂a i co b臋dziesz chcia艂a: opu艣cisz — poinformowa艂, nie zamierzaj膮c si臋 z ni膮 w tym temacie k艂贸ci膰. Nie mia艂o to najmniejszego sensu. — Ale b臋d膮c moim cieniem musisz mnie s艂ucha膰, jasne? — Uni贸s艂 wysoko brew, przygl膮daj膮c jej si臋 spod przymru偶onych powiek — nie ma, 偶e tobie si臋 co艣 wydaje, 偶e wiesz co艣 lepiej. W sytuacji zagro偶enia, po prostu wykonujesz rozkazy — nie krzycza艂 na ni膮, m贸wi艂 spokojnie i bez nerw贸w, ale ton jego g艂osu 艣wiadczy艂 o tym, 偶e to nie s膮 偶arty, a on nie zamierza w og贸le podejmowa膰 w tym temacie dyskusji — jak sama zauwa偶y艂a艣, to ja jestem przeszkolony. Przygotowany na wiele sytuacji, o kt贸rych nie masz bladego poj臋cia. Dlatego cokolwiek si臋 wydarzy robisz to, co m贸wi臋. Musz臋 wiedzie膰, 偶e to jest dla ciebie jasne, 偶e rozumiesz — powiedzia艂, g艂adz膮c d艂o艅mi jej ramiona — 偶ebym m贸g艂 si臋 skupi膰 na rozwi膮zanie problemu, wiedz膮c dobrze, 偶e ty b臋dziesz bezpieczna i pos艂uszna — wyja艣ni艂 cicho, a nast臋pnie nachyli艂 si臋 nad ni膮 i z艂o偶y艂 na jej ustach delikatny, ale przepe艂niony czu艂o艣ci膮 poca艂unek — p贸jdziemy spa膰, ale to jest ostatni raz, kiedy dowodzisz — wymrucza艂 z po艂owicznym u艣miechem na twarzy, 艂api膮c jej r臋k臋. Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i mocno obj膮艂. — Rozumiemy si臋?

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  29. — Martwy dwa razy nie zgin臋 — za艣mia艂 si臋 cicho, ale od razu przyci膮gn膮艂 dziewczyn臋 do siebie i mocno j膮 obj膮艂 — ale jak m贸wi艂em, nie wybieram si臋 na drug膮 stron臋. Nie musisz si臋 o to martwi膰 — wyszepta艂, nie wypuszczaj膮c jej ze swoich ramion. Chcia艂 j膮 w ten spos贸b zapewni膰, 偶e po pierwsze: jest obecnie przy nim bezpieczna, a po drugie: faktycznie nie martwi艂 si臋 o siebie, bo nie czu艂 autentycznego zagro偶enia ze strony Lawrence’a. Z艂膮czy艂 wargi, zaciskaj膮c je odrobin臋 mocniej, a spojrzenie utkwi艂 w jednym punkcie, zamy艣laj膮c si臋 na d艂u偶sz膮 chwil臋. Nie mia艂 stu procentowej pewno艣ci, co do tego, czy tok rozumowania Lawrence’a jest faktycznie zgodny z tym, co on podejrzewa艂, ale by艂o takie prawdopodobie艅stwo. By艂o jednak co艣 jeszcze. Co艣, co zastanawia艂o go od samego pocz膮tku. Co艣, o czym wcze艣niej nie wspomnia艂 Willow, bo nie by艂 i nadal nie jest pewien swoich przypuszcze艅. — Wiesz… — zacz膮艂, automatycznie mocniej j膮 przytulaj膮c. Spogl膮da艂 niewidz膮cym spojrzeniem w bli偶ej nieokre艣lony punkt za blondynk膮. Powoli sun膮艂 d艂oni膮 wzd艂u偶 jej plec贸w i z powrotem, ca艂y czas intensywnie zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co w艂a艣ciwie chcia艂 powiedzie膰. Co w艂a艣ciwie sobie my艣la艂. Czy jego za艂o偶enia nie by艂y zbyt narcystyczne? Mo偶e za du偶o sobie wyobra偶a艂, stawiaj膮c samego siebie w centrum? Z drugiej strony, wydawa艂o mu si臋 to logiczne. I jednocze艣nie przera偶aj膮ce. Na tyle, 偶e nie wspomina艂 jej o tym, gdy opowiada艂 swoj膮 histori臋. — W zasadzie… — zacz膮艂, ale szybko si臋 zawaha艂, automatycznie bardziej chaotycznie g艂adz膮c jej plecy. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, wypu艣ci艂 powoli powietrze przez rozchylone wargi i zacz膮艂 raz jeszcze — czy to nie jest dziwne? — Spyta艂, szybko kontynuuj膮c, bo domy艣la艂 si臋, 偶e przecie偶 Willow nie siedzia艂a w jego g艂owie i nie potrafi艂a czyta膰 z my艣li — 偶e nie dosz艂o do podpalenia, gdy byli艣my w domu wszyscy razem? Nie by艂oby 艂atwiej? Pozby膰 si臋 wszystkich? Mnie? To ja… Beth i Daisy nie mia艂y o niczym poj臋cia, nie by艂y problemem, 偶adnymi 艣wiadkami, niczego by nie powiedzia艂y — wydusi艂 z siebie, ca艂y czas zastanawiaj膮c si臋 nad tym, czy powinien by艂 to m贸wi膰 na g艂os — mnie nie wystraszyli. Sprawili, 偶e si臋 zemszcz臋, 偶e dopilnuj臋 tego, aby sko艅czyli gdzie powinni — powiedzia艂, marszcz膮c delikatnie brwi. Niech臋tnie, z oporem cofn膮艂 d艂o艅 i odsun膮艂 si臋 od Willy na d艂ugo艣膰 ramion, aby spojrze膰 jej w oczy — oni czego艣 ode mnie chc膮 — mrukn膮艂 cicho. Nie ba艂 si臋. To sprawia艂o, 偶e mia艂 pewnego rodzaju poczucie gwarancji nietykalno艣ci. Gro藕b臋 Lawrence’a traktowa艂 jako zwyczajny straszak. Gdyby nie by艂 nikomu do niczego potrzebny, sp艂on膮艂by razem z rodzin膮. By艂 tego pewien.
    Westchn膮艂 cicho, s艂ysz膮c jej sprzeciw. Ju偶 mia艂 powiedzie膰, 偶e ma nawet sobie nie 偶artowa膰, ale gdy zacz臋艂a kontynuowa膰 swoj膮 wypowied藕, zamkn膮艂 usta. Z ogromn膮 niech臋ci膮 musia艂 przyzna膰, 偶e mia艂a racj臋 i by艂o to naprawd臋 rozs膮dne. Umo艣ci艂 si臋 wygodnie na 艂贸偶ku i automatycznie u艂o偶y艂 d艂onie na jej talii, gdy na nim usiad艂a — rozumiemy — powiedzia艂, delikatnie si臋 u艣miechaj膮c i odwzajemniaj膮c poca艂unek — ale masz nie by膰 za bardzo rygorystyczna. Przed jakimkolwiek dzia艂aniem mog膮 mnie powstrzyma膰 jedynie naprawd臋 powa偶ne uszkodzenia, dobra? — Uni贸s艂 brew, przygl膮daj膮c si臋 jej uwa偶nie.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  30. M贸g艂 przewiedzie膰, 偶e Willow si臋 tutaj znajdzie. Tak naprawd臋 musia艂 pilnowa膰 si臋 na ka偶dym kroku, zastanawia膰 si臋 czy przypadkiem jej za nim nie ma. Jego ojciec mia艂 momentami naprawd臋 durne pomys艂y, ale 偶eby 艣ci膮ga膰 tu dziewczyn臋 w 艣rodku nocy? Zdawa艂 sobie doskonale spraw臋 z tego, 偶e p艂aci艂 jej niema艂e sumy za to. Nie wiedzia艂 sk膮d dziewczyna pochodzi, jaka jest jej sytuacja, ale oczywiste by艂o, 偶e dla os贸b, kt贸re nie zarabiaj膮 ogromnych kwot warto by艂o si臋 po艣wi臋ci膰. Par臋 nieprzespanych nocy w zamian za 艂adn膮 kwot臋 na koncie z pewno艣ci膮 by艂y warte zachodu. Tylko jemu to si臋 coraz mniej podoba艂o, nie potrzebowa艂 nikogo do opieki, cho膰 jego ojciec jak wida膰 s膮dzi艂 zupe艂nie inaczej. Zupe艂nie jakby mia艂 kilka lat. Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji by艂o to, 偶e Willow by艂a w jego wieku, zawsze m贸g艂 trafi膰 na kogo艣 du偶o starszego z kim nawet nie da艂oby si臋 porozmawia膰. Chyba, 偶e to by艂a celowa taktyka, aby 艂adn膮 dziewczyn膮 odwr贸ci膰 uwag臋 Gabriela od dobrej zabawy. Momentami to mo偶e i dzia艂a艂o, ale jego ojciec chyba nie by艂by na tyle g艂upi, aby co艣 takiego robi膰.
    Nieznacznie si臋 u艣miechn膮艂. Nic, jeszcze, nie zd膮偶y艂 wzi膮膰. Pewnie, gdyby pojawi艂a si臋 tu par臋 minut p贸藕niej to tak by nie by艂o, ale p贸ki dziewczyna wisia艂a mu na karku i patrzy艂a na r臋ce nie zamierza艂 robi膰 niczego, co mog艂oby sprawi膰, 偶e polecia艂aby do jego ojca. I tak poleci, aby zda膰 raport, ale w ko艅cu wypicie paru drink贸w w klubie nie by艂o przest臋pstwem. Chyba, 偶e jednak Lorenzo uzna, 偶e i tego nale偶y mu ca艂kowicie zakaza膰. Zdecydowanie musia艂 si臋 spr臋偶a膰 ze znalezieniem nowego lokum. Potrzebowa艂 znacznie wi臋cej wolno艣ci ni偶 ju偶 mia艂, a jednocze艣nie my艣l o opuszczeniu wygodnego domu ze s艂u偶b膮 na zawo艂anie wcale mu si臋 nie podoba艂a.
    Zmru偶y艂 nieco oczy, uwa偶niej si臋 jej przygl膮daj膮c.
    — Wiesz, ju偶 mia艂em nadziej臋, 偶e to faktycznie by艂oby przypadkowe spotkanie w klubie — odpar艂. By艂oby zdecydowanie milej. Nie zwraca艂 uwagi na ludzi dooko艂a. Mimo, 偶e wiedzia艂 co bra艂y osoby, z kt贸rymi si臋 przez chwil臋 bawi艂 to nie chcia艂 w to wchodzi膰. A na pewno nie dzi艣. Jakby mu zale偶a艂o na czym艣 mocniejszym to nie bra艂by tego w klubie. U艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. — Jeste艣my ju偶 na tym etapie i ufasz mi na s艂owo? To urocze, jak szybko nasza relacja przechodzi na coraz wy偶sze poziomy.
    Skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 baru, aby tam si臋 w艂a艣nie udali. Skoro chcia艂a tego drinka, to go dostanie. Sam w艂a艣ciwie ch臋tnie by si臋 jeszcze czego艣 napi艂.
    — To co pijesz? — spyta艂 opieraj膮c si臋 o bar. Nawi膮za艂 kontakt wzrokowy z barmanem, kt贸ry po chwili si臋 pojawi艂 przy ich dw贸jce. Dla siebie wzi膮艂 old fashioned, cho膰 nie by艂 wielkim fanem whisky to poczu艂 na ni膮 dziwn膮 ch臋膰. — Mo偶e Manhattan? Skoro ju偶 tutaj jeste艣my?
    Czu艂 ch臋膰 zmienienia miejsca na jakie艣 inne. Mo偶e mniej znane, gdzie pi艂o si臋 g艂贸wnie tanie piwo, zajada艂o frytkami robionymi na t艂uszczu sprzed miesi臋cy. Rzadko w takich miejscach bywa艂, ale mia艂y one sw贸j klimat. I zdecydowanie mniejsza szansa na to, 偶e wpadnie si臋 na kogo艣 znajomego. A w ko艅cu Nowy Jork pe艂en by艂 takich miejsc. Wystarczy艂o wy艣ciubi膰 nos spoza Upper East Side, czego wiele jego znajomych nie by艂o w stanie zrobi膰. Chyba, 偶e wyjazd poza Manhattan oznacza艂 dojazd na lotnisko i lot prywatnym samolotem na luksusowe wakacje w typowo instagramowym miejscu.

    gabs

    OdpowiedzUsu艅
  31. Za艣mia艂 si臋 weso艂o na jej s艂owa, kr臋c膮c przy tym z rozbawienia g艂ow膮.
    — Nie podejrzewa艂em, 偶e jeste艣, a偶 tak m艣ciwa — powiedzia艂, wci膮偶 b臋d膮c przy tym nieco rozbawionym. U艣miech zszed艂 jednak pr臋dko z jego ust, gdy zacz膮艂 my艣le膰 o tym wszystkim, co chcia艂 powiedzie膰, co czu艂.
    W zasadzie to nie oczekiwa艂 od Willow czegokolwiek. Musia艂 to po prostu z siebie wyrzuci膰, pozby膰 si臋 my艣li, kt贸re kr膮偶y艂y w jego g艂owie od d艂ugiego czasu i nie mia艂y uj艣cia.
    B臋d膮c w sypialni, czeka艂, a偶 dziewczyna zacznie m贸wi膰, bo wyra藕nie mia艂a co艣 do powiedzenia. G艂adzi艂 powolnymi ruchami boki jej cia艂a, spogl膮daj膮c przy tym ca艂y czas na jej twarz. Pokiwa艂 g艂ow膮, na pierwsze s艂owa i s艂ucha艂 tego, co mia艂a do powiedzenia.
    — Mo偶e by膰 tak jak m贸wisz — przyzna艂, ponownie kiwaj膮c delikatnie g艂ow膮 — pytanie, co na to ludzie, dla kt贸rych pracuje. Je偶eli kierowa艂 si臋 jedynie swoimi odczuciami, m贸g艂 wpakowa膰 si臋 w konflikt z nimi, przez co by艂o tak ci臋偶ko go znale藕膰. Bo nie ukrywa艂 si臋 jedynie przede mn膮, ale mo偶liwe, 偶e przed kim艣 jeszcze — wysnu艂, nie przestaj膮c jej dotyka膰 nawet na kr贸tk膮 chwil臋. Niby nie interesowa艂 go pow贸d, dla kt贸rego sta艂o si臋 tak, jak si臋 sta艂o. W zasadzie opcja wysuni臋ta przez Willow by艂aby lepsza: nie musia艂by si臋 w贸wczas martwi膰 tym, 偶e kto艣 mo偶e czego艣 od niego chcie膰. Zagryz艂 wargi, w ciszy wpatruj膮c si臋 w twarz ukochanej, pr贸buj膮c przy tym my艣le膰, czy mia艂 dost臋p do czego艣, do czego nie mia艂 dost臋pu nikt inny, czy wiedzia艂, o czym, co mog艂oby by膰 wykorzystane w niecnych celach? Nie wydawa艂o mu si臋, aby posiada艂 tak膮 wiedz臋. Do momentu, gdy wsp贸lnie pracowali, sprawy prowadzili razem. Murphy nie ukrywa艂 niczego przed swoim partnerem, w przeciwie艅stwie do Lawrence’a, kt贸ry ukrywa艂 wiele rzeczy. — To jest siatka, Willy — mrukn膮艂 po chwili — Lawrence nie uzna艂 nagle, 偶e stanie si臋 g艂ow膮 jakiego艣 gangu, mafii czy innego g贸wna, w jakie si臋 wpakowa艂 — nie podoba艂y mu si臋 my艣li, jakie zacz臋艂y nachodzi膰 do jego g艂owy. Nie m贸g艂 w 偶aden spos贸b usprawiedliwia膰 swojego by艂ego partnera. S艂owa, kt贸re pad艂y z jego w艂asnych s艂贸w sprawi艂y, 偶e zacz膮艂 jednak my艣le膰… szerzej. Bo co, je偶eli Mahoney zosta艂 w jaki艣 spos贸b zmuszony? Zosta艂a mu tylko Willow. Czy gdyby to on by艂 na jego miejscu, nie zrobi艂by wszystkiego, aby uratowa膰 jedyn膮 blisk膮 osob臋, jak膮 mia艂? Czy jednocze艣nie nie stara艂by si臋 odsun膮膰 jej jak najdalej od siebie, aby nie zosta艂a wmieszana w sprawy, kt贸re w 偶aden spos贸b jej nie dotyczy艂y? Potrz膮sn膮艂 lekko g艂ow膮. Nie m贸g艂 my艣le膰 o nim w ten spos贸b, nie m贸g艂 zastanawia膰 si臋 nad tym, co go popchn臋艂o do podpalenia, w jaki spos贸b znalaz艂 si臋 w takim miejscu w swoim 偶yciu… Musia艂 pami臋ta膰, 偶e to przez niego straci艂 偶on臋 i c贸rk臋. Przez niego jego 偶ycie si臋 rozpad艂o i nie pozosta艂o mu nic innego poza zemst膮. Do czasu… Nie m贸g艂 by膰 mu wdzi臋czny za to, co by艂o mi臋dzy nim a Willy. Nie m贸g艂 my艣le膰 w tych kategoriach, bo jakim by艂by cz艂owiekiem? Kocha艂 swoj膮 rodzin臋, ca艂ym sob膮. Kocha艂 Beth, kocha艂 Daisy, nie przesta艂. Zacz膮艂 kocha膰 Willow, ale tylko dlatego, 偶e sta艂 si臋 wolnym cz艂owiekiem. Inaczej nie pozwoli艂by sobie na te uczucia. Za du偶y m臋tlik pojawi艂 si臋 w jego g艂owie, nad kt贸rym zacz膮艂 traci膰 kontrol臋 i kt贸ry go przyt艂acza艂, sta艂 si臋 niewygodny.
    — Nie podoba mi si臋, 偶e tu jeste艣 — powiedzia艂 nagle, przypatruj膮c si臋 jej ze zdziwieniem w oczach — w ten spos贸b — doda艂, znacz膮co spogl膮daj膮c na jej pozycj臋 i swoje r臋ce na jej talii. Nagle je cofn膮艂, pr贸buj膮c si臋 odsun膮膰 — dlaczego od niego po prostu nie odejdziesz? Mia艂a艣 szanse uciec… — Remy czu艂 si臋 mocno niekomfortowo, jednak stara艂 si臋 nie wykonywa膰 gwa艂townych, pospiesznych ruch贸w. Zamar艂, opieraj膮c si臋 o zag艂贸wek, pr贸buj膮c stworzy膰 jak najwi臋kszy dystans pomi臋dzy nimi.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  32. Nigdy z Lawrence’m jako艣 szczeg贸lnie si臋 nie przyja藕nili. Nie byli jak agenci z film贸w, kt贸rzy trzymaj膮 si臋 razem w pracy, a w 偶yciu s膮 najlepszymi przyjaci贸艂mi. Owszem, rozmawiali nie tylko na s艂u偶bowe tematy, uczestniczyli w pewnym stopniu w swoich 偶yciach prywatnych, ale nie by艂o w tym wielkiej za偶y艂o艣ci. Sp臋dzaj膮c z kim艣 tak du偶o czasu chc膮c nie chc膮c w pewnym momencie wkracza si臋 w jakim艣 stopniu w 偶ycie tego drugiego, nigdy jednak nie zosta艂a przekroczona ta granica, dzi臋ki kt贸rej mogliby wzajemnie powiedzie膰, 偶e doskonale si臋 znaj膮. Nie znali si臋 na tyle wystarczaj膮co, aby Blake w tej chwili m贸g艂 zaprzeczy膰 lub w pe艂ni potwierdzi膰 i zgodzi膰 si臋 ze s艂owami Willow.
    — Mo偶esz mie膰 racj臋 — powiedzia艂 po prostu, bo owszem mog艂a j膮 mie膰. Mo偶e faktycznie by艂 na tyle skrzywdzony przez 偶ycie, 偶e wybra艂 tak膮, a nie inn膮 drog臋.
    Zreszt膮. Nikt, kto zna Blake’a nie powiedzia艂by, 偶e cierpi na zaburzenia dysocjacyjne, a w jego ciele i g艂owie jest wi臋cej ni偶 jedna osobowo艣膰. Wydawa艂 si臋 by膰 normalnym facetem. Do podpalenia nie by艂o 偶adnych objaw贸w, pojawi艂y si臋 dopiero po tragedii, jaka go dotkn臋艂a. Ale czy mimo tego spogl膮daj膮c na niego by艂o wida膰, kim jest? Nie. Zachowywa艂 si臋 jak normalny cz艂owiek po 偶a艂obie, prze偶ywaj膮cy utrat臋 ukochanej rodziny. Mo偶e u Lawrence’a te偶 pojawi艂 si臋 zapalnik, kt贸ry co艣 uruchomi艂 w jego 偶yciu.
    Ca艂e jego cia艂o zesztywnia艂o, gdy dziewczyna znalaz艂a si臋 zdecydowanie za blisko. Nie lubi艂, gdy jego granice zostawa艂y przekraczane, a ona… Ona robi艂a to bez zastanowienia, co strasznie wkurza艂o Remy’ego. Dlaczego nie mog艂a by膰 m膮drzejsza i da膰 im spok贸j, tak po prostu? Nim pojawi艂a si臋 w ich 偶yciu, wszystko by艂o du偶o 艂atwiejsze. Nie potrafili ze sob膮 偶y膰, bo Blake po prostu nie wiedzia艂 o jego istnieniu, ale Remy’emu to nie przeszkadza艂o. On wiedzia艂 o Murphym i to wystarczy艂o. Potrafi艂 si臋 odnale藕膰 w sytuacji… Ale ona… Ona wszystko psu艂a.
    — P贸艂-p贸艂tora roku? — Otworzy艂 szerzej oczy, przygl膮daj膮c si臋 jej z pewnym rodzajem strachu w oczach. Nie podoba艂o mu si臋 to, co us艂ysza艂. Nie powinien przegapi膰 tak du偶o… Jakim cudem? Strach pojawi艂 si臋 ju偶 nie tylko w oczach, ale i na ca艂ej twarzy.
    Kurwa ma膰, nie m贸g艂 by膰 u艣piony przez tak d艂ugi czas, jakim, kurwa cudem. Strach miesza艂 si臋 jednak ze z艂o艣ci膮. — Nie, nie, nie, nie — powtarza艂, jakby wpad艂 w jaki艣 trans. Zachowanie Willow niczego nie u艂atwia艂o. Wr臋cz przeciwnie, nie m贸g艂 znosu zosta膰 zepchni臋ty, ale ona… Nieprzyjemny dreszcz przeszed艂 wzd艂u偶 jego plec贸w, a cia艂o zacz臋艂o delikatnie dr偶e膰, gdy nagle si臋 rozebra艂a i przylgn臋艂a do niego. Gdy si臋gn臋艂a jego m臋sko艣ci, nie by艂 w stanie wytrzyma膰 i zosta膰 przy 艣wiadomo艣ci, po prostu nie m贸g艂.
    Nagle z jego twarzy zesz艂y oznaki jakichkolwiek emocji, a spojrzenie wyra偶a艂o niezrozumienie, mimowolnie wyda艂 z siebie cichy pomruk, gdy zorientowa艂 si臋, 偶e trwa w艂a艣nie poca艂unek, a Willy ci膮gnie go za w艂osy.
    — Kurwa — wyszepta艂 cicho, gdy poca艂unek si臋 zako艅czy艂, a on zda艂 sobie spraw臋 dobrze z tego, co si臋 wydarzy艂o. Nie tyle ba艂 si臋 spojrze膰 na blondynk臋, co by艂o mu g艂upio. Wygra艂 jednak t臋 walk臋 ze sob膮 i uchwyci艂 d艂o艅mi jej policzki — przepraszam kochanie — szepn膮艂, wpatruj膮c si臋 prosto w jej oczy, co wcale nie by艂o dla niego w tej chwili tak 艂atwe — przepraszam — doda艂, kr臋c膮c delikatnie przy tym g艂ow膮 i musn膮艂 delikatnie jej wargi, z czu艂o艣ci膮. Odsun膮艂 si臋 i powoli przesun膮艂 d艂o艅mi po jej policzkach, odsuwaj膮c je ostatecznie od niej. U艂o偶y艂 palce na skroniach i zacz膮艂 dociska膰 palce do g艂owy. — Ile to trwa艂o? — Spyta艂 tylko cicho, przymykaj膮c powieki i mocniej naciskaj膮c wra偶liwe miejsce.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  33. Zmarszczy艂 delikatnie brwi, s艂uchaj膮c jej s艂贸w. Zachowania Remy’ego by艂y dla niego zagadk膮. Tak naprawd臋 gdyby nie Willow ca艂e jego istnienie by艂oby dla Blake’a jedn膮 wielk膮 niewiadom膮. Dziwne zaniki pami臋ci wci膮偶 pozostawa艂yby win膮 przem臋czenia lub szuka艂by innego powodu, kt贸ry uzasadnia艂by dziwne wydarzenia z jego 偶ycia. Wygodne by艂o zrzucanie tego na co艣, a nie szukanie problemu w sobie. Z drugiej strony teraz mia艂 przynajmniej mo偶liwo艣膰 pr贸bowania walczenia z tym drugim i panowania nad swoim 偶yciem samemu. Jak wida膰, do czasu, bo nie wszystko sz艂o zgodnie z jego planem i za艂o偶eniami. Mimo wszystko musia艂 przyzna膰, 偶e przez naprawd臋 d艂ugi czas uda艂o mu si臋 zdusza膰 Remy’ego. P贸艂tora roku bez pojawiania si臋 drugiej osobowo艣ci by艂o nie lada wyzwaniem i by艂 dumny, 偶e to si臋 w og贸le uda艂o. Obawia艂 si臋 jednak, 偶e skoro znalaz艂 drog臋, to si臋 b臋dzie powtarza艂o cz臋艣ciej i wiedzia艂, 偶e b臋dzie musia艂 bardziej si臋 stara膰 i na nowo walczy膰 z tym, aby nie przejmowa艂 wi臋cej kontroli. Co… By艂o trudne w przypadku takim jak ten, gdy teraz uda艂o mu si臋 przebi膰.
    Westchn膮艂 cicho. Wiedzia艂, 偶e stch贸rzy艂. Tak by艂o 艂atwiej. W tym przypadku du偶o 艂atwiej by艂o pozwoli膰 na to, aby wygra艂. Tylko jak mia艂 jej powiedzie膰, co si臋 dzia艂o w jego g艂owie bez ponownej ucieczki? Jak mia艂 przyzna膰 si臋, 偶e jego w艂asne my艣li przeros艂y go na tyle, 偶e ucieczka wyda艂a si臋 odpowiednim rozwi膮zaniem? Mia艂 ochot臋 wy艣mia膰 samego siebie, jednak powstrzyma艂 si臋 bez problemu.
    — To nie kwestia Lawrence’a — westchn膮艂 ci臋偶ko, wbijaj膮c uparcie spojrzenie przed siebie — i my艣li o nim, to nie… — wypu艣ci艂 powoli powietrze przez nos, zastanawiaj膮c si臋 nad tym czy musi jej o tym m贸wi膰. Wiedzia艂, 偶e powinien powiedzie膰 wprost, o co chodzi艂o; dzi臋ki temu mieli mo偶liwo艣膰 膰wiczenia jego walki z samym sob膮, ale nie by艂 gotowy do powiedzenia tego wszystkiego na g艂os, nie mia艂 poj臋cia, w jakim 艣wietle stawiaj膮 go jego w艂asne my艣li w jej oczach i nie chcia艂 tego wiedzie膰, jeszcze nie teraz, nie w tej chwili. — Nie mo偶emy dzisiaj sobie darowa膰? — Spyta艂, chocia偶 podejrzewa艂, jaka b臋dzie odpowied藕. Nie chcia艂 jej jednak ok艂amywa膰, bo nie o to chodzi艂o w zwi膮zku, a na tym niesamowicie mocno mu zale偶a艂o, na tej konkretnej relacji i nie chcia艂 tego schrzani膰, bo na pocz膮tku zrobi艂 to wystarczaj膮co mocno. — Powiem wprost — mrukn膮艂, powoli odwracaj膮c si臋 na bok, aby zerkn膮膰 na ni膮. — nie wiem czy to si臋 znowu nie stanie, a powiedzenie tego na g艂os mo偶e okaza膰 si臋 nazbyt wyczerpuj膮ce — u艂o偶y艂 d艂o艅 na jej policzku i powoli po nim przesun膮艂, nie przerywaj膮c kontaktu wzrokowego — prosz臋? Wr贸膰my do tego p贸藕niej… Wiem, 偶e musz臋 ci powiedzie膰 — doda艂, chc膮c j膮 zapewni膰, 偶e jest 艣wiadomy powagi sytuacji.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  34. Przymkn膮艂 powieki i odetchn膮艂 z nieskrywan膮 ulg膮, gdy dziewczyna pozwoli艂a tym razem na odpuszczenie tematu. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e uda si臋 tak 艂atwo przenie艣膰 t臋 rozmow臋 na p贸藕niej. By艂 jej za to niesamowicie wdzi臋czny i zamierza艂 w p贸藕niejszym czasie si臋 odp艂aci膰.
    — Dzi臋kuj臋, doceniam — wymrucza艂, przyciskaj膮c wargi do skroni dziewczyny. Przeczesa艂 jeszcze powolnie jej w艂osy, a nast臋pnie wsun膮艂 d艂o艅 pod poduszk臋, a drug膮 r臋k臋 zarzuci艂 na Willy, przyci膮gaj膮c j膮 jednocze艣nie odrobin臋 bli偶ej siebie. — Dobranoc — wymrucza艂, sun膮c palcami po jej ramieniu.
    Sen niestety nie przyszed艂 mu tak 艂atwo, jak Willy. D艂ugo obserwowa艂 jej spokojn膮 twarz podczas snu, a偶 w ko艅cu jego w艂asne powieki sta艂y si臋 na tyle ci臋偶kie, 偶e przeni贸s艂 si臋 do krainy morfeusza. Sen by艂 na tyle mocny, 偶e nie przebudzi艂 si臋 o 艣wicie, gdy Willow postanowi艂a wsta膰 i rozpocz膮膰 sw贸j dzie艅.
    Gdyby nie zapach kawy i dotyk jej warg, z pewno艣ci膮 spa艂by w najlepsze do momentu, w kt贸rym zacz膮艂by dzwoni膰 budzik, a on zwyczajnie by艂by zmuszony zwlec si臋 w ko艅cu z ciep艂ego 艂贸偶ka.
    Zamrucza艂 cicho, gdy zapach kawy dociera艂 do jego nozdrzy coraz intensywniej, a dotyk ust by艂 tak namacalny, 偶e z pewno艣ci膮 nie by艂 to sen.
    — Dzie艅 dobry — odpowiedzia艂 cicho, bior膮c g艂臋boki wdech — od艂贸偶 t臋 kaw臋 — wymrucza艂, a nast臋pnie przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, zapl膮tuj膮c j膮 w po艣ciel. — Brzmi, jak plan na dzie艅 idealny. Wszystko dzi臋ki kawie i 艣niadaniu — wymrucza艂, tul膮c j膮 do siebie — ksi膮偶ki nam nigdzie nie uciekn膮 — doda艂, u艣miechaj膮c si臋 przy tym. Nie lubi艂 pospiesznie wychodzi膰 z 艂贸偶ka, zw艂aszcza gdy za oknem go艣ci艂a prawdziwa jesie艅, a gdy do tego mia艂 przy sobie Willy… — trzy minuty przytulania i mog臋 wsta膰 — oznajmi艂, obejmuj膮c j膮 jedn膮 r臋k膮, a drug膮 nakry艂 j膮 rozgrzan膮 ko艂dr膮 — nie rozumiem, jak mo偶na wstawa膰 o tak nieludzkich godzinach — wymrucza艂 w jej w艂osy, przylegaj膮c ciasno do blondynki. Mimo wszystko, ekscytacja zwi膮zana z przeprowadzeniem Willy do niego sprawia艂a, 偶e mimo wszystko got贸w by艂 do podniesienia swojego ty艂ka. Gdy Mahoney b臋dzie ju偶 na sta艂e tu mieszka艂a, b臋dzie mia艂 bardzo du偶o czasu, aby nacieszy膰 si臋 jej obecno艣ci膮 i blisko艣ci膮.
    — Bardzo si臋 ciesz臋, wiesz? — Powiedzia艂, g艂adz膮c d艂oni膮 jej ramie dok艂adnie w taki sam spos贸b, w jaki robi艂 to przed za艣ni臋ciem — 偶e zgodzi艂a艣 si臋 tu wprowadzi膰, 偶e to si臋 dzisiaj stanie — u艣miechn膮艂 si臋 przy tym ciep艂o, 艣ledz膮c wzrokiem ruch swojej d艂oni — nawet nie wiesz, jak bardzo si臋 ciesz臋 — doda艂, muskaj膮c wargami jej czo艂o, odsuwaj膮c kosmyk w艂os贸w z jej twarzy. Wyszczerzy艂 z臋by i pu艣ci艂 j膮 ze swoich obj臋膰 — wi臋c w sumie nie przed艂u偶ajmy. Kawa, 艣niadanie, prysznic i mog臋 targa膰 te przera偶ajace ilo艣ci lektur — pokiwa艂 przy tym ochoczo g艂ow膮 i podni贸s艂 si臋 w ko艅cu do siadu, odrywaj膮c plecy od rozgrzanego 艂贸偶ka, co wcale nie by艂o takie 艂atwe. Si臋gn膮艂 po kubek z kaw膮, nim jednak si臋 napi艂, zaci膮gn膮艂 si臋 mocno aromatycznym zapachem i dopiero w贸wczas zasmakowa艂 napoju — zdecydowanej tego potrzebowa艂em — wyszczerzy艂 si臋 szeroko, wypijaj膮c odrobin臋 i jednocze艣nie wstaj膮c ostatecznie z 艂贸偶ka. Odstawi艂 kubek na stolik przy 艂贸偶ku i delikatnie zmieni艂 swoje plany kolejno艣ci膮, decyduj膮c si臋 zacz膮膰 jednak od prysznica i ogarni臋cia si臋. Kiedy wyszed艂 od艣wie偶ony z 艂azienki od razu uda艂 si臋 w stron臋 kuchni.
    — To co tam dobrego zrobi艂a moja najlepsze na 艣wiecie dziewczyna?

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  35. — G艂upie dy偶ury, kto w og贸le wymy艣li艂 istnienie czego艣 takiego, na co to komu — za艣mia艂 si臋 cicho, wywracaj膮c przy tym teatralnie oczami. Musia艂 jednak przyzna膰, 偶e by艂 z Willy niesamowicie dumny, bo 艣wietnie dawa艂a sobie rad臋 ze wszystkim, co by艂o po prostu niesamowite. Uwa偶a艂 siebie samego za pracowitego, ale Willy go przebija艂a, nie tylko pracowito艣ci膮, ale i ca艂膮 organizacj膮 – chocia偶 widzia艂, 偶e jej doba nie raz by艂a za kr贸tka. Tym bardziej upewnia艂 si臋, 偶e dzisiejsza przeprowadzka to najlepsza z mo偶liwych zmian. Widok podekscytowanej Willow dzia艂a艂 na niego pozytywnie i sam pozwoli艂 sobie na szeroki u艣miech i tak zwyczajn膮, ludzk膮 rado艣膰.
    — Jako艣 dam rad臋 — za艣mia艂 si臋, gdy oznajmi艂a ile jest tych ksi膮偶ek i szybko si臋 ultoni艂a — najwy偶ej b臋dziemy robi膰 sobie przerwy na nawodnienie i reanimacje — powiedzia艂 g艂o艣no z 艂azienki, aby go us艂ysza艂a.
    — Po prostu szed艂em — za艣mia艂 si臋, spogl膮daj膮c na ni膮. Mia艂 wra偶enie, 偶e pozytywna energia wype艂nia艂a ca艂e mieszkanie i nie spos贸b, aby ten optymizm si臋 nie udziela艂. Wychyli艂 si臋 lekko, spogl膮daj膮c na blat i u艣miechn膮艂 si臋 szerzej. Zdecydowanie grzanki by艂y bezpieczn膮, ale jak偶e smaczn膮 opcj膮. Podszed艂 bli偶ej blatu, staj膮c obok niej. Chwyci艂 jedn膮 r臋ka kubek z kaw膮, a drug膮 u艂o偶y艂 na udzie dziewczyn臋 i delikatnie je g艂adzi艂. Lubi艂 czu膰, 偶e jest blisko, a wszelkie dotykanie jej utwierdza艂o go, 偶e to wszystko faktycznie si臋 dzieje. Dlatego tak cz臋sto mimochodem uk艂ada艂 d艂o艅 na jej ramieniu, si臋ga艂 policzka czy przeczesywa艂 w艂osy. — To nawet ca艂kiem dobry pomys艂, 艣le czy miedzy dy偶urami i nauk膮 znajdziesz jeszcze jakikolwiek skrawek wolnego czasu? — Spyta艂, unosz膮c przy tym wysoko brew. Nie, aby szuka艂 sposobu na wykr臋cenie si臋 z tego pomys艂u, wr臋cz przeciwnie, ch臋tnie by w nim uczestniczy艂, ale my艣la艂 przede wszystkim o Willy. Nie widzia艂 mo偶liwo艣ci, by wcisn臋艂a w sw贸j grafik jakiekolwiek dodatkowe zaj臋cia, ona ju偶 ledwo mia艂a czas na sen i jak膮kolwiek regeneracj臋.
    Spogl膮da艂 na ni膮, mrugaj膮c przy tym powiekami i od czasu do czasu popijaj膮c kaw臋 – a mo偶e to ca艂y czas by艂o jedno popicie? Gada艂a tak szybko, 偶e ledwo nad膮偶a艂 ze zrozumieniem wypowiadanych s艂贸w.
    — To kolejny dobry pomys艂 i kolejny wolny czas, kt贸ry musia艂aby艣 znale藕膰 — powiedzia艂, kiwaj膮c przy tym g艂ow膮. Bior膮c pod uwag臋, 偶e Lawrence by艂 w mie艣cie powinna umie膰 si臋 obroni膰, chocia偶 Blake wiedzia艂, 偶e akurat siostry by nie skrzywdzi艂. By艂a w ko艅cu ostatni膮 osob膮 z jego rodziny. — Proponuj臋 kurs prze艂o偶y膰 na kiedy indziej, mo偶e po jakich艣 egzaminach czy co艣, jak b臋dziesz mia艂a odrobin臋 wi臋cej czasu dla siebie samej? — Z艂apa艂 grzank臋 i odgryz艂 kawa艂ek — co do strzelania, to nie powinno zaj膮膰 du偶o czasu, a przynajmniej nie jednorazowo — powiedzia艂, zmieniaj膮c grzank臋 na kaw臋 — pierwsza wizyta na strzelnicy mog艂aby by膰 d艂u偶sza, p贸藕niej kilka razy po kilkana艣cie strza艂贸w — m贸wi艂 bardziej do siebie ni偶 do Willow, zastanawiaj膮c si臋 nad planem przysz艂ej nauki. — Pierwsze zaj臋cia b臋d膮 teoretyczne — zaznaczy艂 — drugie z broni膮 bez naboj贸w — zamrucza艂 cicho zastanawiaj膮c si臋 nad czym艣 — tak, zaczniemy w domu. Strzelnice zostawimy na p贸藕niej, musisz znale藕膰 dla mnie dwa wieczory — sprecyzowa艂 w ko艅cu, odk艂adaj膮c kubek na blat — a p贸藕niej ustalimy ile strza艂贸w i jak cz臋sto b臋dziesz potrzebowa艂a — mrugn膮艂 do niej, zaciskaj膮c d艂o艅 odrobine mocniej na jej udzie — na lepszego nauczyciela zdecydowanie nie mog艂a艣 trafi膰 — doda艂 u艣miechaj膮c si臋 szeroko. U艣miech szybko znikn膮艂 z jego ust, bo nachyli艂 si臋 Willy i z艂o偶y艂 na jej ustach subtelny poca艂unek.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  36. — Na wszystko przyjdzie czas — powiedzia艂 z delikatnym u艣miechem. Automatycznie sam przechyli艂 g艂ow臋 do ramienia, na kt贸rym opar艂a si臋 czo艂em, jakby chcia艂 stukn膮膰 si臋 g艂owami. Przez chwil臋 trwa艂 w taki spos贸b, a偶 wyprostowa艂 si臋, maj膮c wra偶enie, 偶e jeszcze chwila w takiej pozycji i z艂apie go skurcz w szyi, a to zdecydowanie nie nale偶a艂o do najprzyjemniejszych uczu膰. Spojrzenia jednak od dziewczyny nie odrywa艂, s艂uchaj膮c co ma do powiedzenia. Nim zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, ich palce zosta艂y ju偶 z艂膮czone przez blondynk臋. Zmarszczy艂 delikatnie nos, mru偶膮c oczy.
    — Ty podst臋pna — za艣mia艂 si臋, bo nie mia艂 nic przeciwko z艂o偶onej obietnicy. K膮cik ust drga艂 mu jeszcze przez chwil臋, bo sytuacja przypomnia艂a mu ich pierwsz膮 pinky swear. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, jakby obawiaj膮c si臋, 偶e za chwile straci kontrol臋, ale to si臋 nie sta艂o. Odetchn膮艂 z nieskrywan膮 ulg膮 i pokiwa艂 g艂ow膮 — teraz si臋 w 偶aden spos贸b nie wywin臋 — potwierdzi艂, kiwaj膮c twierdz膮co g艂ow膮, jakby s艂owa nie by艂y wystarczaj膮cym potwierdzeniem.
    Z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂 sobie wyobrazi膰 ich wsp贸lne mieszkanie i wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰, bez problemu w postaci jej brata.
    — Zdecydowanie wola艂bym tego unikn膮膰 — powiedzia艂 do艣膰 powa偶nie, wiedzia艂, 偶e Willy nie mia艂a nic z艂ego na my艣li, jednak 艂膮czenie sp艂oni臋cia domu w jakiejkolwiek formie wci膮偶 wydawa艂o si臋 by膰 dla niego za mocne, by 偶artowa膰 — na pewno dasz rad臋, jak nie ty to kto — pu艣ci艂 dziewczynie oczko.
    — 艢wietnie — wymrucza艂 cicho, spogl膮daj膮c na ni膮 z czu艂o艣ci膮 wymieszan膮 z po偶膮daniem. — Ale najpierw obowi膮zki, p贸藕niej przyjemno艣ci, chocia偶 z najwi臋ksz膮 ochot膮 zamieni艂bym t臋 kolejno艣膰 — wyszepta艂, uk艂adaj膮c d艂o艅 na jej g艂owie i powoli przesuwa艂 r臋k膮 po jej mi臋kkich w艂osach. Z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂 j膮 sobie wyobrazi膰 w lateksowym stroju superbohaterki i nie mia艂by nic przeciwko, aby sta艂o si臋 to rzeczywisto艣ci膮, chocia偶 na kilka kr贸tkich chwil.
    Przechyli艂 g艂ow臋, nie mia艂 prawa wtr膮ca膰 si臋 do jej decyzji, chocia偶 on na jej miejscu da艂by zna膰 wcze艣niej.
    — Chyba si臋 o ciebie martwi, co? — Spyta艂, nie przestaj膮c nawet na chwile g艂adzi膰 jej jedn膮 z d艂oni, akurat po tum fragmencie cia艂a, na kt贸rym wygodnie by艂o trzyma膰 mu r臋k臋, w tym przypadku sun膮艂 powolnie po udzie w g贸r臋 i w d贸艂, w d贸艂 i w g贸r臋. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e nikt nie mia艂 poj臋cia o ich pocz膮tkach, o tym jak j膮 porwa艂 i przetrzymywa艂, jak chcia艂 wykorzysta膰 tylko po to, aby zbli偶y膰 si臋 do Larry’ego… A jednak przychodzi艂y momenty, w kt贸rych ba艂 si臋, 偶e kto艣 m贸g艂by si臋 dowiedzie膰 i co艣 zrobi膰… Ale min臋艂o tyle czasu, nie, nikt nie m贸g艂 si臋 tak po prostu dowiedzie膰 czy domy艣li膰 tak po prostu.
    — Dok艂adnie tak — pokiwa艂 g艂ow膮 — wi臋c le膰, przeprowad藕my ci臋 tutaj, jak najszybciej — wyszczerzy艂 z臋by, klepi膮c dziewczyn臋 delikatnie w udo — p贸jd臋 w tym czasie ogarn膮膰 samoch贸d i opr贸偶ni膰 baga偶nik — musn膮艂 delikatnie jej wargi, a nast臋pnie odsun膮艂 si臋. Dopi艂 jeszcze kaw臋 do ko艅ca, a nast臋pnie wsun膮艂 nogi w adidasy i jak powiedzia艂, tak zrobi艂. Uda艂 si臋 na parking gdzie opr贸偶ni艂 baga偶nik z jakich艣 pojedynczych rzeczy, kt贸re ci膮gle w nim le偶a艂y. Nie by艂o tego du偶o, wi臋c posz艂o mu to ca艂kiem sprawniej. Wr贸ci艂 do mieszkania z siatk膮 z siatkami, nieprzydatnej zestawem narz臋dzi i jakimi艣, c贸偶, 艣mieciami, kt贸re mia艂y od razu wy艂adowa膰 w 艣mietniku.
    — Gotowa? — Spyta艂, wchodz膮c w g艂膮b mieszkania. Nie wiedzia艂 czy ma od razu zawraca膰 na d贸艂, czy m贸g艂 spokojnie doko艅czy膰 napocz臋t膮 wcze艣niej grzank臋.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  37. Spojrza艂 na dziewczyn臋 i tylko cicho westchn膮艂. Nie chcia艂 zag艂臋bia膰 si臋 w tej rozmowie, bo obawia艂 si臋 dok膮d mog艂aby go zaprowadzi膰, nie chcia艂 ponownie straci膰 nad sob膮 kontroli, nie chcia艂 aby znowu zamiast niego pojawi艂 si臋 Remy. Nie m贸g艂 na to pozwoli膰. Stara艂 si臋 nie my艣le膰, nie zag艂臋bia膰 si臋 we w艂asne rozmy艣lania, nie teraz.
    — W porz膮dku — skin膮艂 delikatnie g艂ow膮, nie chcia艂 wys艂uchiwa膰 przeprosin. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e nie zrobi艂a tego specjalnie i tyle wystarczy艂o — w porz膮dku, Willy — powt贸rzy艂, maj膮c nadziej臋, 偶e dziewczyna odpu艣ci.
    Wiedzia艂, 偶e takie zachowanie nie by艂o dobre, 偶e dla jego choroby lepiej by艂oby spr贸bowa膰 porozumie膰 si臋, zapanowa膰 nad emocjami, stara膰 si臋 nie straci膰 kontroli, ale… Ale czasami wybiera艂 du偶o 艂atwiejsze rozwi膮zania, bo tak by艂o zwyczajnie pro艣ciej. M贸g艂 spr贸bowa膰 zdusi膰 to i skupi膰 si臋 na czym艣 innym lub pozwoli膰 temu drugiemu wyj艣膰 na powierzchni臋. W przeciwie艅stwie do poprzedniego wieczoru, obecne my艣li nie by艂y tak natr臋tne i by艂 w stanie sobie z nimi poradzi膰. Poza tym, chocia偶 nie wiedzia艂, co my艣la艂a Willy, chcieli tego samego: nie zamierzali psu膰 tego dnia.
    Odwzajemni艂 poca艂unek i jeszcze klepn膮艂 delikatnie po艣ladek dziewczyny, gdy ta zeskoczy艂a z blatu i kierowa艂a si臋 w stron臋 艂azienki.
    — Poprosz臋! — Krzykn膮艂 z korytarza, zatrzymuj膮c si臋 w nim i czekaj膮c na Willy. Wzi膮艂 swoj膮 grzank臋 i od razu odgryz艂 kawa艂ek, kieruj膮c si臋 ponownie do wyj艣cia z mieszkania.
    Mieli szcz臋艣cie, bo ulice by艂y ca艂kiem puste jak na Nowy Jork, a przejazd z mieszkania do akademika nie zaj膮艂 wiele czasu.
    Mia艂 ochot臋 艣mia膰 si臋 z jej podekscytowania, ale dok艂adnie tak samo jak w jego mieszkaniu, jemu samemu zacz臋艂o si臋 ono udziela膰.
    Wyr贸wna艂 kroku dziewczynie, a kiedy splot艂a ich d艂onie, zacisn膮艂 odrobine mocniej r臋k臋.
    Rozejrza艂 si臋 po pokoju akademickim i u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust, przypominaj膮c sobie dobre, stare czasy gdy sam by艂 studentem.
    — Wy zawsze musicie mie膰 tak wiele… wszystkiego — za艣mia艂 si臋, sun膮c wzrokiem po pomieszczeniu. Zatrzyma艂 wzrok na wystaj膮cej g艂owie spod ko艂dry i za艣mia艂 si臋 cicho, widz膮c wyci膮gni臋ta d艂o艅.
    — Cze艣膰, mi艂o ci臋 pozna膰 — powiedzia艂 przenosz膮c spojrzenie na Willy. — Od czego zacz膮膰? — Mia艂 na my艣li oczywi艣cie pakowanie i wynoszenie jej rzeczy do samochodu. Najch臋tniej wzi膮艂by si臋 za to od razu, maj膮c jakie艣 przeczucie, 偶e niekoniecznie chcia艂by by膰 obecny, gdy Rebekah zrozumie, 偶e Willow si臋 wyprowadza. Nie mia艂 poj臋cia jak dziewczyna zareaguje na wie艣膰 o wyprowadzce swojej wsp贸艂lokatorki, ale co艣 mu podpowiada艂o, 偶e wola艂 by膰 nieco dalej — zanios臋 od razu pierwsze rzeczy, hm? Ksi膮偶ki, zaczn臋 od ksi膮偶ek — powiedzia艂 z u艣miechem — tylko poka偶 mi, kt贸re mam wzi膮膰. Poprzek艂adajcie je mo偶e na jedn膮 stron臋 czy co艣 — zaproponowa艂 z delikatnym u艣miechem na twarzy, spogl膮daj膮c na Willy, a nast臋pnie na Becky.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  38. U艣miechn膮艂 si臋 na s艂owa dziewczyny, przechylaj膮c odrobin臋 g艂ow臋 na bok. Przygl膮da艂 si臋 jej przez chwil臋 w milczeniu, a k膮ciki jego ust powoli unosi艂y si臋 coraz bardziej.
    — Musz臋 ci臋 przez ten tydzie艅 rozpie艣ci膰 do tego stopnia, aby faktycznie nie chcia艂o ci si臋 wraca膰 dobrego chaosu — za艣mia艂 si臋 cicho, a jego oczy iskrzy艂y szcz臋艣ciem, jakby w艂a艣nie wpad艂 na najlepszy pomys艂, a w zasadzie kt贸ry podsun臋艂a mu sama Willy. Obj膮艂 j膮 ramieniem, powoli g艂adz膮c d艂oni膮 jej plecy podczas tego kr贸tkiego poca艂unku.
    Kiedy ju偶 nie by艂o jak przed艂u偶y膰 wsp贸lnych chwil w swoich ramionach, Blake zaj膮艂 si臋 tym, po co tak naprawd臋 si臋 tutaj zjawili.
    Pokr臋ci艂 z rozbawieniem g艂ow膮 na jej s艂owa, nie kryj膮c przy tym coraz wi臋kszego u艣miechu na swojej twarzy. U艣miech ten znacz膮co si臋 zwi臋kszy艂, kiedy odezwa艂a si臋 Becky. Nic jednak nie odpowiedzia艂.
    Rozejrza艂 si臋 po pokoju, gdy wr贸ci艂 po kolejne pud艂a do noszenia i uni贸s艂 brew, zorientowawszy si臋, 偶e Becky znikn臋艂a. Pokiwa艂 g艂ow膮 na znak, 偶e us艂ysza艂 o rzeczach do zabrania i od razu te偶 do nich podszed艂, by i je zanie艣膰 do auta.
    — Ojej — za艣mia艂 si臋 — rozumiem, 偶e postanowi艂a wyj艣膰 bez po偶egnania? — Chwyci艂 ksi膮偶ki i spojrza艂 na Willow — w takim razie zaraz wr贸c臋 po walizk臋, a jak z ni膮 b臋d臋 szed艂 do auta, mo偶esz i艣膰 do administracji i tam si臋 spotkamy, hm? — Mrukn膮艂, spogl膮daj膮c na Mahoney. Widz膮c aprobat臋 z jej strony nie czeka艂 na nic wi臋cej i ruszy艂 w kolejny kurs do auta i z powrotem.
    Kiedy zamkn膮艂 baga偶nik po spakowaniu walizki, u艣miechn膮艂 si臋 sam do siebie. Rzeczy Willow w aucie u艣wiadamia艂y go, 偶e ta przeprowadzka dzieje si臋 naprawd臋 i bardzo mu si臋 to podoba艂o. Przygl膮daj膮c si臋 pe艂nemu baga偶nikiem pozwoli艂 sobie na wyp艂yni臋cie my艣lami na prz贸d. Naprawd臋 potrafi艂 zwizualizowa膰 ich wsp贸ln膮, szcz臋艣liw膮 przysz艂o艣膰. To tylko utwierdza艂o go w przekonaniu, 偶e musi jak najszybciej zamkn膮膰 za sob膮 wszystkie drzwi do przesz艂o艣ci i ruszy膰 do przodu, zacz膮膰 spe艂nia膰 t臋 wizj臋, kt贸ra rysowa艂a mu si臋 w g艂owie.
    Wsun膮艂 kluczyki auta do kieszeni spodni i wr贸ci艂 do g艂贸wnego budynku akademika, aby znale藕膰 Willy i zaczeka膰, a偶 doko艅czy wszystkich formalno艣ci zwi膮zanych z wyprowadzk膮 z akademika. Oznaczenia i tabliczki informacyjne by艂y tak widoczne, 偶e bez problemu znalaz艂 si臋 pod drzwiami administracji. Opar艂 si臋 plecami o r贸wnoleg艂膮 艣cian臋 i wsun膮艂 r臋ce do kieszeni, czekaj膮c cierpliwie za swoj膮 Mahoney. Kiedy drzwi si臋 otworzy艂y i wysz艂a z nich dziewczyna, od razu odepchn膮艂 si臋 biodrami od 艣ciany i z艂apa艂 j膮 za d艂o艅.
    — Wszystko za艂atwione? — Spyta艂 z u艣miechem, nie czekaj膮c na jej odpowied藕 zada艂 kolejne pytanie — to od czego w ko艅cu zaczynamy te nasze 艣wi臋towanie?

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  39. — Naprawd臋 chcesz, 偶ebym tyle si臋 wstrzymywa艂? — Spojrza艂 na dziewczyn臋, unosz膮c przy tym delikatnie brew w g贸r臋. — My艣lisz, 偶e na pewno p贸藕niej b臋dzie czas na rozpieszczanie? — Przechyli艂 g艂ow臋, poprawiaj膮c trzymane pud艂o w d艂oniach. Nie my艣la艂 o tym wcze艣niej, ale obecno艣膰 Willow w jego 偶yciu by艂a coraz bardziej pewna i sta艂a. Nie wyobra偶a艂 sobie teraz momentu, w kt贸rym dziewczyna mia艂aby znikn膮膰 z jego codzienno艣ci. Jak wcze艣niej, potrafi艂 wyobrazi膰 sobie ich wsp贸lna przysz艂o艣膰, ale w swoich wyobra偶eniach nie skupia艂 si臋 na pracy, raczej na tych wolnych wsp贸lnych chwilach — jak widzisz swoj膮 przysz艂o艣膰? — Spyta艂, nie odrywaj膮c od niej zaciekawionego spojrzenia ciemnych oczu — wiesz… gdzie widzisz siebie za pi臋膰 lat? Oczywi艣cie pomijaj膮c to, 偶e przy moim boku, przeprowadzka to pierwszy krok — za艣mia艂 si臋 cicho, ale szybko na powr贸t spowa偶nia艂, spogl膮daj膮c na ni膮. Sam w zasadzie nie wiedzia艂, gdzie widzi siebie samego. Wiedzia艂, 偶e jego zawieszenie nie b臋dzie trwa艂o wiecznie. Nie wyobra偶a艂 sobie jednak powrotu do pracy dla rzadu. Nie mia艂 tez pewno艣ci, jak sko艅czy si臋 sprawa z Larrym. Wiedzia艂, co chce zrobi膰. Nie mia艂 pewno艣ci, w jaki spos贸b si臋 to dla niego sko艅czy. Pomocne by艂o to, 偶e sam Lawrence si臋 ukrywa艂. Czy kogokolwiek zdziwi艂aby cisz z jego strony, kto艣 zacz膮艂by w臋szy膰, gdyby faktycznie uda艂o mu si臋 go zlikwidowa膰? Kto艣 po艂膮czy艂aby znikni臋cie Mahoney’a z nim? Chcia艂 zapyta膰, czy czeka艂aby na niego, gdyby dosta艂 wyrok. Odsun膮艂 jednak te my艣li od siebie, to mia艂 by膰 dobry dzie艅. My艣lenie i gadanie o potencjalnej odsiadce nie by艂o dob膮 rzecz膮.
    — B臋dziemy musieli sobie wymy艣li膰 inn膮 rozrywk臋 na wiecz贸r w takim razie — powiedzia艂, a na jego usta wkrad艂 si臋 艂obuzerski u艣miech — chocia偶 co艣 mi podpowiada, 偶e nie b臋dziemy si臋 d艂ugo zastanawia膰 — poruszy艂 sugestywnie brwiami, wci膮偶 z u艣miechem na twarzy.
    艢cisn膮艂 mocniej jej d艂o艅 i u艣miechn膮艂 si臋 kolejny raz, obserwuj膮c profil jej twarzy.
    — Mo偶esz by膰 spokojna o dach nad g艂ow膮 — pu艣ci艂 jej r臋k臋, aby mog艂a poprawi膰 szal, a sam si臋gn膮艂 po kluczyki od samochodu — zaczyna si臋, jeszcze si臋 nie wprowadzi艂a, a ju偶 lampki chce kupowa膰 — za艣mia艂 si臋, nie maj膮c tak naprawd臋 nic przeciwko — i kwiatki… ale ty o nie b臋dziesz dba膰. Ja nie mam pami臋ci do takich rzeczy jak podlewanie — ostrzeg艂, otwieraj膮c samoch贸d, gdy si臋 do niego zbli偶yli. Obszed艂 pojazd, aby otworzy膰 dziewczynie drzwi, a kiedy zaj臋艂a miejsce pasa偶era, zamkn膮艂 je za ni膮 i sam uda艂 si臋 na miejsce kierowcy. — W takim razie ikea — potwierdzi艂, odpalaj膮c auto i zapinaj膮c pas bezpiecze艅stwa — ah, bym zapomnia艂… jak ro艣linki umr膮, wi臋cej nowych nie kupujemy — zastrzeg艂, w艂膮czaj膮c si臋 do ruchu drogowego, jednocze艣nie uk艂adaj膮c praw膮 d艂o艅 na udzie dziewczyny i delikatnie g艂adzi艂 je powolnymi ruchami palc贸w.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  40. — My艣lisz, 偶e praca w szpitalu ci臋 nie poch艂onie? — Interesowa艂o go w szczeg贸lno艣ci to, gdzie zawodowo widzi si臋 za te kilka lat. Blake wiedzia艂, jak wygl膮da艂a praca ambitnych lekarzy, jak po艣wi臋cali wolne chwile na ciagle samodoskonalenie siebie, ciagle szkolenia, zebrania, wyjazdy naukowe… Nie w膮tpi艂 w to, aby Willow by艂a ambitna. Wystarczy艂o na ni膮 spojrze膰 i od razu wiedzia艂o si臋, 偶e co艣 osi膮gnie w 偶yciu. Zastanawia艂 si臋 tylko w艂a艣nie nad tym, jak du偶o b臋dzie w stanie po艣wieci膰. U艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust i skin膮艂 g艂ow膮. — Chyba znam inspiracj臋 do zmian — powiedzia艂, wyginaj膮c usta w nieco kwa艣ny u艣miech, a nast臋pnie wzruszy艂 ramionami — nie wiem, powa偶nie — wyzna艂. Nie zamierza艂 m贸wi膰 o my艣lach, kt贸re go dr臋czy艂y, bo wiedzia艂, 偶e zepsu艂aby nastr贸j dnia, a tego przecie偶 nie chcia艂. — Raczej nie wr贸c臋 do FBI — ponownie wzruszy艂 ramionami — jako sprzedawcy te偶 nie widz臋 si臋 na d艂u偶ej. B臋d臋 musia艂 zastanowi膰 si臋 nad jak膮艣 sensown膮 zmian膮 — powiedzia艂, miel膮c te s艂owa w ustach, od razu zastanawiaj膮c si臋 nad tym, czym w艂a艣ciwie m贸g艂by si臋 zaj膮膰 je偶eli wszystko posz艂oby g艂adko i sprawnie, a na nim nie ci膮偶y艂by 偶aden wyrok. Mo偶e powinien jednak rozwa偶y膰 powr贸t do agencji? Lubi艂 to… do czasu.
    Poruszy艂 brwiami, gdy powiedzia艂a, 偶e ma ju偶 pomys艂. Nie mia艂 nic przeciwko, aby przej臋艂a inicjatyw臋, zw艂aszcza gdy jej oczy wygl膮da艂y w taki jak obecny spos贸b.
    Za艣mia艂 si臋 i pokiwa艂 z aprobat膮 g艂ow膮.
    — Jeste艣my w takim razie uratowani — spojrza艂 na ni膮 z u艣miechem. Musia艂 przyzna膰, 偶e 偶ywe ro艣liny mia艂y w sobie co艣 niesamowitego i dodawa艂y duzo do przytulno艣ci wn臋trza, ale prawda by艂a r贸wnie偶 taka, 偶e w dzisiejszych czasach 艂atwo by艂o si臋 pomyli膰 w odr贸偶nieniu sztucznych od 偶ywych ro艣lin. — Moja geniuszka — za艣mia艂 si臋, skupiaj膮c si臋 ju偶 ca艂kowicie na drodze i tym, aby dojecha膰 do sklepu w miar臋 najszybsz膮 z mo偶liwych tras.
    — Choinka 偶ywa mo偶e by膰. Nawet jak uschnie b臋dzie dobrze wygl膮da膰 — stwierdzi艂 — tylko musieliby艣my kupi膰 jod艂臋. Nie pachn膮 tak mocno, ale ig艂y si臋 nie sypi膮 — u艣miechn膮艂 si臋 — i ci najwa偶niejsze to nie k艂uj膮. Nie ma nic gorszego ni偶 ubieranie choinki i haratanie sobie palc贸w. — Zerkn膮艂 katem oka na dziewczyn臋 i wykrzywi艂a brwi w ge艣cie niezrozumienia — w jakim sensie obchodzenie? Chcesz przygotowa膰 uroczyst膮 kolacj臋, masz ochot臋 p贸j艣膰 do ko艣cio艂a czy 艣wi膮tyni, czy co艣 innego masz na my艣li? — Podpytywa艂 — kocham ci臋, ale nawet si艂膮 nie zaci膮gniesz mnie na 偶adne nabo偶e艅stwa — uprzedzi艂. By艂 doros艂ym i ju偶 niesamotnym facetem. M贸g艂 na nowo da膰 porwa膰 si臋 magii 艣wiat. Nie by艂 typem grincha, ale duchem 艣wiat r贸wnie偶 nie by艂. Od 艣mieci Beth i Daisy traktowa艂 je… Jako co艣, co jest. Po prostu. — Chcesz kupi膰 od razu jakie艣 艣wi膮teczne dekoracje? Bo nie mam ich w Nowym Jorku w og贸le.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  41. Pokiwa艂 g艂ow膮, a nast臋pnie si臋 u艣miechn膮艂 na wzmiance o zamieszkaniu w dy偶urce. Mia艂 szczer膮 nadziej臋, 偶e faktycznie Willy b臋dzie potrafi艂a znale藕膰 z艂oty 艣rodek, je偶eli chodzi艂o o prac臋 ju偶 jako lekarz. Nie musia艂 jej mie膰 obok siebie dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋, nie by艂 typem faceta, kt贸ry nie mo偶e spu艣ci膰 dziewczyny z oczy na kilka minut, zdecydowanie nie. Chcia艂 jednak sp臋dza膰 z ni膮 znacznie wi臋cej czasu, ni偶 mieli go dla siebie obecnie. Dlatego naprawd臋 mia艂 nadziej臋, 偶e b臋dzie z tym lepiej, 偶e b臋dzie umia艂a ograniczy膰 liczb臋 dy偶ur贸w, 偶e po prostu w tym wszystkim b臋dzie umia艂a i przede wszystkim chcia艂a znale藕膰 czas dla niego, dla siebie, dla nich…
    — Mam nadziej臋. B臋d臋 musia艂 kontrolowa膰 tych twoich pacjent贸w — za艣mia艂 si臋, u艣miechaj膮c si臋 przy tym weso艂o.
    Wiedzia艂, 偶e praca w FBI to ju偶 przesz艂o艣膰. Willow nie musia艂a m贸wi膰 tego na g艂os. Co prawda raz ju偶 przeszed艂 testy i mimo wszystko wierzy艂, 偶e drugi raz r贸wnie偶 da艂by rad臋, ale… Chcia艂 zamkn膮膰 drzwi przesz艂o艣ci. Wraz z zamkni臋ciem sprawy Lawrence’a chcia艂 odci膮膰 si臋 od 偶ycia z Waszyngtonu najbardziej, jak si臋 da艂o. Oczywi艣cie nie zamierza艂 zapomina膰 o wszystkim. 呕ona i c贸rka zawsze b臋d膮 w jego sercu i my艣lach, ale czu艂, 偶e aby ruszy膰 na prz贸d musi po偶egna膰 si臋 z wieloma rzeczami z przesz艂o艣ci. Praca nale偶a艂a do tego, co musia艂o zosta膰 zako艅czone.
    — Nie pamietam. Pewnie stra偶akiem lub policjantem, jak ka偶dy ch艂opak w wieku kilku lat — za艣mia艂 si臋, wzruszaj膮c przy tym ramionami — lubi艂em koparki, ale nie zamierzam by膰 budowla艅cem ani operatorem 偶adnych ci臋偶kich sprz臋t贸w — zaznaczy艂 od razu, 艣miej膮c si臋 przy tym cicho. Nie mia艂 偶adnego konkretnego pomys艂u. Nie mia艂 wielu zainteresowa艅, bo jego 偶ycie przed tragedia kr臋ci艂o si臋 wok贸艂 pracy i rodziny. Nigdy nie potrzebowa艂 niczego wi臋cej. Teraz… czasami, gdy obserwowa艂 intensywne 偶ycie Willy czu艂 si臋 jak nieudacznik. Nie mia艂 porz膮dnej pracy, nie mia艂 chwilowo 偶adnych ambicji. 呕y艂 zemst膮. Nic wi臋cej si臋 nie liczy艂o i ci臋偶ko by艂o mu si臋 zastanawia膰 nad tym, co mia艂by robi膰, gdy b臋dzie ju偶 po wszystkim. Wiedzia艂, 偶e co艣 robi膰 b臋dzie musia艂.
    Oderwa艂 spojrzenie od drogi i utkwi艂 je w blondynce, a na jego ustach pojawi艂 si臋 艂obuzerski u艣miech.
    — Ca艂e szcz臋艣cie — ponownie spojrza艂 na ulic臋, ale zacisn膮艂 odrobine za mocno palce na udzie Mahoney. — Tylko ci filmy i jedzenie w g艂owie, tylko tematyka i dekoracje si臋 zmieniaj膮 — za艣mia艂 si臋, delikatnie zaciskaj膮c palce na jej d艂oni, gdy splot艂a ze sob膮 ich r臋ce. Tak, jakby pu艣ci艂 delikatny pr膮d. — Wiesz, 偶e nie musisz pyta膰 mnie o zgod臋? Od dzisiaj mieszkamy razem. Masz traktowa膰 te miejsce jak swoje — u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o, korzystaj膮c z faktu, 偶e znale藕li si臋 na mniej ucz臋szczanej drodze, prowadz膮cej ju偶 bezpo艣rednio na parking, odchyli艂 si臋 na bok i pospiesznie musn膮艂 wargami jej policzek i ponownie skupi艂 si臋 na drodze — ja ciebie te偶, dlatego masz czu膰 si臋 po prostu jak u siebie w domu. Nadaje ci prawo do decyzji o dekoracjach i innych takich — mrugn膮艂, ale u艣miecha艂 si臋 przy tym. Mia艂 nadzieje, 偶e nie b臋dzie musia艂 jej przypomina膰 o tym cz臋sto. Naprawd臋 chcia艂, aby mieszkanie sta艂o si臋 po prostu ich domem. Tym miejscem cieplej atmosfery z poczuciem bezpiecze艅stwa i tak dalej…
    — Tylko musisz pami臋ta膰, 偶e baga偶nik jest jakby odrobin臋 zape艂niony twoimi ksi膮偶kami — przypomnia艂, aby przypadkiem nie sko艅czy艂o si臋 tak, 偶e nie b臋d膮 mieli gdzie spakowa膰 zakup贸w.
    Zaparkowa艂, a gdy opu艣cili samoch贸d od razu z艂apa艂 jej d艂o艅. Nim ruszyli w stron臋 wej艣cia, przyci膮gn膮艂 dziewczyn臋 do siebie i mocno j膮 przytuli艂, ciasno do siebie dociskaj膮c — czuj臋, 偶e to b臋d膮 najlepsze 艣wi臋ta od d艂ugiego czasu — szepn膮艂 w jej wargi, a nast臋pnie z艂o偶y艂 na nich poca艂unek przepe艂niony czu艂o艣ci膮.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  42. — By膰 mo偶e — odpowiedzia艂 z lekkim u艣miechem. W zasadzie… Zazdro艣膰 mog艂a by膰 zdrowa, a nic nie wskazywa艂o na to, aby Blake’a dopad艂a w ten niew艂a艣ciwy, nieodpowiedni spos贸b. Nie by艂 zaborczy, nie mia艂by nic przeciwko, gdyby nagle oznajmi艂a mu, 偶e zamierza spotka膰 si臋 z kolegami ze studi贸w i wyj艣膰 z nimi. Naprawd臋. Mo偶e tylko nast臋pnego dnia przywita艂by j膮 艣niadaniem i 艣wie偶ymi kwiatami, 偶eby przypadkiem nie zapomnia艂a, 偶e z nim jest jej przecie偶 dobrze. Tak czy inaczej, tak, m贸g艂 by膰 zazdrosny.
    — M贸wi艂em — powiedzia艂, wzruszaj膮c ramionami. Na razie plany by艂y jasne i oboje doskonale o tym wiedzieli. Pokiwa艂 g艂ow膮 na jej s艂owa i w zasadzie nie mia艂 nic wi臋cej do dodania. Wszystko zosta艂o wypowiedziane w temacie, a on nawet nie chcia艂 si臋 w tej chwili konkretnie zastanawia膰 nad przysz艂o艣ci膮. Wystarczy艂a mu wcze艣niejsza wizja wype艂niona obecno艣ci膮 Willow w ich wsp贸lnej przysz艂o艣ci. Ca艂a reszta nie by艂a w tym momencie na tyle istotna, aby zawraca艂 sobie ni膮 g艂ow臋 zamiast cieszy膰 si臋 tera藕niejszo艣ci膮. Zw艂aszcza, 偶e ta zapowiada艂a si臋 naprawd臋 dobrze.
    Co prawda jemu samemu nie zale偶a艂o wielce na zakupach. Nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 momentu, w kt贸rym wyci膮gnie pud艂a z baga偶nika i zaczn膮 rozpakowywa膰 Willy. Wizja wsp贸lnego mieszkania naprawd臋 mocno go ekscytowa艂a. By艂 to, bowiem kolejny krok utwierdzaj膮cy go, 偶e to wszystko jest prawdziwe, 偶e ich zwi膮zek jest prawdziwy.
    — W takim razie jestem bardzo ciekawy, co takiego wymy艣lisz — powiedzia艂 ca艂kiem szczerze, a po chwili szybko doda艂 — ale to ty siebie sama nazwa艂a艣 nudziar膮. To nigdy nie pad艂o z moich ust — za艣mia艂 si臋, spogl膮daj膮c na ni膮 spojrzeniem pe艂nym czu艂o艣ci. Kiedy tak na ni膮 spogl膮da艂, w jego sercu wzrasta艂o przyjemne ciep艂o, kt贸re w nast臋pstwie rozchodzi艂o si臋 po ca艂ym ciele. By艂y momenty, w kt贸rych zwyczajnie nie dowierza艂, 偶e to wszystko uk艂ada艂o si臋 tak dobrze.
    — Mam nadziej臋, 偶e przyjdzie ci to naturalnie — powiedzia艂, lekko si臋 u艣miechaj膮c. Nie chcia艂 jej przecie偶 do niczego zmusza膰, ale wierzy艂, 偶e tak w艂a艣nie b臋dzie, 偶e swoboda, kt贸r膮 pragn膮艂 u niej zobaczy膰 po prostu do niej przyjdzie i nie b臋dzie musia艂a si臋 tego uczy膰. 呕e po prostu to poczuje — w ka偶dym razie… Wiesz, naprawd臋 chcia艂bym, 偶eby艣 traktowa艂a te miejsce, jako nasze, a nie tylko moje. W ko艅cu nie bez powodu zaproponowa艂em, aby艣 si臋 wprowadzi艂a. Wiesz… — spojrza艂 na ni膮 z u艣miechem — naprawd臋 wola艂bym nie przeprowadza膰 si臋 do dy偶urki w przysz艂o艣ci — m贸wi膮c to, spogl膮da艂 jej w oczy. W pewien spos贸b w艂a艣nie dawa艂 jej jasno do zrozumienia, 偶e naprawd臋 bierze to wszystko na powa偶nie, 偶e chce wsp贸lnej przysz艂o艣ci. — Tym si臋 te偶 dzisiaj nie przejmuj, w porz膮dku? Potraktujemy to, jako prezent na zbli偶aj膮ce si臋 miko艂ajki, hm? — Zaproponowa艂. Mia艂 sporo oszcz臋dno艣ci, przez co m贸g艂 sobie obecnie pozwoli膰 na t臋 beznadziejn膮 prac臋 w sklepie z narz臋dziami. Gdyby mia艂 si臋 utrzyma膰 jedynie z takiej pensji to mog艂oby by膰 krucho… Dlatego wiedzia艂 te偶, 偶e po sprawie z Larry’m naprawd臋 b臋dzie musia艂 zastanowi膰 si臋 nad tym, co dalej.
    Spojrza艂 na Willow roziskrzonym spojrzeniem, mimowolnie lustruj膮c ca艂膮 jej sylwetk臋.
    — Mo偶e powinienem w takim razie cofn膮膰 te s艂owa o prezencie… Zdecydowanie nie mam ochoty siedzie膰 tu za d艂ugo — za艣mia艂 si臋, mimowolnie 艣ciskaj膮c odrobin臋 mocniej jej d艂o艅. Zdecydowanie nie m贸g艂 si臋 ju偶 doczeka膰 tego, co czeka艂o ich p贸藕niej — idziemy od razu na magazyn? — Spyta艂 ze s艂abo wyczuwaln膮 nadziej膮 w g艂osie. Oczywi艣cie, 偶e jej pragn膮艂. Nie by艂 jednak, a偶 tak wyg艂odnia艂y, aby nie wytrzyma膰, gdyby faktycznie chcia艂aby przej艣膰 przez ca艂y sklep. Chocia偶… cholera, nie by艂 pewien. — Idziemy na magazyn — poprawi艂 pytanie na stwierdzenie, odrobin臋 zachrypni臋tym g艂osem.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  43. U艣miechn膮艂 si臋 mimowolnie, czuj膮c ciep艂膮 d艂o艅 blondynki na swojej twarzy. Chwyci艂 j膮 za nadgarstek i przytrzyma艂 przy sobie, gdy chcia艂a ju偶 cofn膮膰 r臋k臋. Wpatrywa艂 si臋 przy tym prosto w jej oczy, a wargi znacz膮co si臋 unios艂y.
    — Czasami ci臋偶ko mi uwierzy膰, 偶e to wszystko dzieje si臋 naprawd臋 — szepn膮艂 cicho, g艂adz膮c kciukiem r臋k臋, kt贸r膮 wci膮偶 przytrzymywa艂 przy swoim policzku. Wstrzyma艂 oddech na kr贸tk膮 chwil臋, a nast臋pnie wypu艣ci艂 powoli powietrze przez lekko rozchylone wargi i w ostateczno艣ci skin膮艂 powoli g艂ow膮 — kocham ci臋 — powiedzia艂 szeptem — i wiem, 偶e ty mnie te偶 — doda艂 uwalniaj膮c w ko艅cu ze swojego chwytu jej d艂o艅. Nie w膮tpi艂 w ni膮 ani razu odk膮d wr贸cili z Waszyngtonu. Nie mia艂 偶adnej podstawy do tego i wiedzia艂, 偶e nadejdzie w ko艅cu taki dzie艅, w kt贸rym rusz脿 na prz贸d. B臋d膮 mie膰 czyst膮 kart臋 i zrobi膮 z ni膮 wszystko, co tylko zechc膮. Ju偶 nie m贸g艂 doczeka膰 si臋 tego momentu.
    — Brzmisz tak tajemniczo, 偶e chyba zaczn臋 偶a艂owa膰 swoich s艂贸w — za艣mia艂 si臋. Musia艂 jednak przyzna膰, 偶e rozbudzi艂a w nim ciekawo艣膰 i z wielk膮 ch臋ci膮 przeskoczy艂by ju偶 do 艣wiat, aby m贸c wiedzie膰, co takiego przygotowa艂a.
    Zaskoczony, spojrza艂 na ni膮 z uniesionymi wysoko brwiami, ale k膮cik ust delikatnie mu przy tym dr偶a艂.
    — Jasna komunikacja w zwi膮zku, to bardzo wa偶na rzecz — zauwa偶y艂, powstrzymuj膮c si臋 od 艣miechu, bo czu艂, 偶e gdyby teraz si臋 za艣mia艂, prawdopodobnie oberwa艂by w g艂ow臋 lub inne miejsce. — A ja mam zachciank臋, aby sprawi膰 ci przyjemno艣膰, wi臋c nie wydam na twoje zachcianki ani centa, tylko na w艂asne — szybko odpowiedzia艂, ale po chwili delikatnie pokiwa艂 g艂ow膮 — w porz膮dku, mo偶emy tak zrobi膰 — do rega艂u i tak zamierza艂 dorzuci膰 w takim razie kilka dekoracji, ale o tym nie musia艂a wiedzie膰 w tej chwili. Zatrzyma艂 si臋 nagle, spogl膮daj膮c na ni膮 — nie chc臋, 偶eby艣 p艂aci艂a. Nie zaproponowa艂em ci wsp贸lnego mieszkania, po to, aby mniej p艂aci膰 — powiedzia艂, nie spuszczaj膮c z niej spojrzenia — Willy, powa偶nie. Nie chc臋 od ciebie ani centa. Mo偶emy p贸j艣膰 i tu na kompromis, znajdziemy co艣 za co b臋dziesz mog艂a p艂aci膰, ale na pewno nie dok艂adasz si臋 do czynszu czy rachunk贸w. Chyba, 偶e nagle si臋 potroj膮, wtedy to przemy艣l臋 — za艣mia艂 si臋, ale m贸wi艂 ca艂kiem powa偶nie. Zaproponowa艂 wsp贸lnie mieszkanie, bo chcia艂 po prostu sp臋dza膰 z ni膮 wi臋cej czasu. Nie zamierza艂 wyciska膰 z niej kasy.
    B艂膮dzi艂 spojrzeniem po jej twarzy, a na jego ustach zago艣ci艂 艂obuzerski u艣miech, chocia偶 to jej kolejne s艂owa, a mo偶e jej blisko艣膰 lub jedno i drugie, zadzia艂a艂y tak, 偶e najch臋tniej wzi膮艂by j膮 tu i teraz.
    Z艂apa艂 j膮 za rami臋 i przyci膮gn膮艂 do siebie, nie zwa偶aj膮c na innych klient贸w.
    — Kto艣 jest dzisiaj niegrzeczny albo bardzo chce taki by膰 — zauwa偶y艂 mrukliwie, puszczaj膮c jej rami臋, ale tyko po to, aby j膮 obj膮膰 i u艂o偶y膰 d艂o艅 na jej po艣ladku — potrafisz sprawi膰, 偶e nigdy nie mam do艣膰 — szepn膮艂, zastanawiaj膮c si臋 nad jej propozycj膮, chocia偶 nie tyle nad ni膮 sam膮, co nad potencjalnym miejscem. — Mo偶e jednak przejdziemy si臋 przez ca艂y sklep — zacz膮艂 rozmy艣la膰 na g艂os, zaciskaj膮c palce na po艣ladku dziewczyny. — Tak wiele opcji… — kontynuowa艂, chc膮c jak najszybciej przekona膰 si臋 o tym czy m贸wi艂a powa偶nie — chod藕my jednak standardowo — zdecydowa艂, a jego oczy za艣wieci艂y si臋 charakterystycznie — sprawdzimy czy nie k艂ama艂a艣, skarbie.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  44. Nic wi臋cej nie powiedzia艂, bo uzna艂, 偶e wszystko, co istotne zosta艂o ju偶 wypowiedziane. Owszem, potrafi艂 by膰 romantyczny i ckliwy, jednak w tej sytuacji zdecydowanie nie by艂o potrzeby dodawania niczego wi臋cej. Zw艂aszcza, 偶e ju偶 po chwili na ustach ich obojga zawita艂y u艣miechy. Chocia偶 ten z twarzy Blake’a do艣膰 szybko zszed艂, gdy dosta艂 kuksa艅ca w rami臋.
    — No wiesz, co? Aua — chwyci艂 si臋 w miejscu, w kt贸rym przed chwil膮 znajdowa艂a si臋 pi臋艣膰 dziewczyny i z wyolbrzymieniem potar艂 je delikatnie, wymalowuj膮c na twarzy zbola艂膮 min臋 — musz臋 si臋 zastanowi膰 nad t膮 nauk膮 strzelania. Jeszcze wykorzystasz to przeciwko mnie — oznajmi艂, chocia偶 oczywi艣cie 偶artowa艂. Nie zamierza艂 niczego odwo艂ywa膰 i wiedzia艂, 偶e Willy jest tego 艣wiadoma. W zasadzie w ich przypadku, powinien sam szybciej o tym pomy艣le膰 i nie dopu艣ci膰 do sytuacji, w kt贸rej sama go o to prosi. Tak naprawd臋 nie mieli pewno艣ci, jak daleko mo偶e posun膮膰 si臋 Lawrence. Co prawda zak艂ada艂, 偶e siostra jest jego oczkiem w g艂owie i ostatnie, czego by chcia艂 to skrzywdzenie jej. Jego dotychczasowe post臋powanie utwierdza艂o go w tym przekonaniu. W ko艅cu Larry jasno oznajmi艂, 偶e oczekuje od niej odej艣cia od niego. W膮tpi艂, aby chcia艂 j膮 skrzywdzi膰. Z drugiej strony tak naprawd臋 nie wiedzieli w ostateczno艣ci czy Larry dla kogo艣 pracowa艂 czy sam wszystko planowa艂. Je偶eli pracowa艂 dla kogo艣 wci膮偶 istnia艂o ryzyko, 偶e b臋d膮 chcieli si臋 pozby膰 Blake’a. Skoro ten podzieli艂 si臋 pewnymi, co prawda do艣膰 og贸lnymi, ale jednak informacjami z Willy to i jej bezpiecze艅stwo mog艂o by膰 zagro偶one.
    Westchn膮艂 g艂o艣no, s艂ysz膮c jej kolejne s艂owa. Mia艂 ochot臋 ostentacyjnie przewr贸ci膰 oczami, aby zrozumia艂a, 偶e je偶eli chodzi艂o o sprawy finansowe, to nie zamierza艂 pozwoli膰 do tego, aby wydawa艂a wi臋cej ni偶 to konieczne. S艂ysza艂 jednak w jej g艂osie i sposobie w jaki m贸wi艂a, 偶e nie zamierza艂a 艂atwo odpu艣ci膰. Musia艂 wi臋c znale藕膰 inny spos贸b na rozwi膮zanie tego problemu.
    — Uznajmy, 偶e temat nie jest jeszcze zamkni臋ty — powiedzia艂 w ko艅cu, powstrzymuj膮c si臋 przed stanowczym zamkni臋ciem sporu. Czu艂, 偶e naprawd臋 rozwi膮za艂aby wyprowadzk臋, gdyby otwarcie upar艂 si臋, 偶e b臋dzie za wszystko p艂aci艂. Dlatego tylko zacisn膮艂 wargi, powstrzymuj膮c si臋 przed powiedzeniem czego wi臋cej.— Obgadamy to jeszcze — powiedzia艂, faktycznie uznaj膮c temat za zamkni臋ty, a przynajmniej na ten moment. Wiedzia艂, 偶e b臋d膮 musieli do tego wr贸ci膰, a raczej, 偶e to Willow na pewno do niego wr贸ci. I z jednej strony nie mia艂 nic przeciwko jej niezale偶no艣ci, z drugiej jednak wci膮偶 偶y艂o w nim przekonanie, 偶e to on powinien by膰 odpowiedzialny za ich utrzymanie. By艂a dla niego rodzin膮.
    Zamrucza艂 cicho na jej s艂owa, a kiedy otar艂a si臋 o niego, cicho westchn膮艂, kiwaj膮c powoli g艂ow膮.
    — C贸偶, b臋dziesz musia艂a by膰 bardzo cichutko — szepn膮艂, a k膮cik ust pow臋drowa艂 ku g贸rze — grozi nam do roku odsiadki i grzywna — powiedzia艂 — ale je偶eli lubisz ryzyko… — nie doko艅czy艂, tylko spojrza艂 na ni膮 wymownie — niczego nie b臋d臋 ci zabrania艂 — powiedzia艂 mrukliwie, wzdychaj膮c, gdy wzi臋艂a jego d艂o艅 ze swojego po艣ladka. Pos艂usznie jednak trzyma艂 jej r臋k臋 i r贸wnym krokiem towarzyszy艂 w w臋dr贸wce do cz臋艣ci pokazowej.
    Za艣mia艂 si臋 w reakcji na jej poczynania, ale nie mia艂 niczego przeciwko.
    — Na przek膮tn膮 — za艣mia艂 si臋, zaciskaj膮c mocno palce na uchwycie i pchn膮艂 w贸zek — albo raczej w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na doprowadzenie mojej dziewczyny do granic wytrzyma艂o艣ci — wymrucza艂 cicho, pochylaj膮c si臋 nad ni膮. Zdecydowanie takie u艂o偶enie by艂o idealne, bo bez problemu m贸g艂 si臋 nachyli膰 i szepta膰 wprost do jej ucha — woli panienka przej艣膰 na dzia艂 艂azienek, 艂贸偶ek, a mo偶e garder贸b i stref臋 przechowywania? — Otuli艂 ciep艂ym oddechem jej ucho. Pu艣ci艂 jedn膮 r臋k膮 uchwyt, aby u艂o偶y膰 d艂o艅 na jej ramieniu, kt贸re delikatnie 艣cisn膮艂, w po chwili prze艂o偶y艂 r臋k臋 na jej szyje i powoli po niej przesun膮艂 — mo偶emy sprawdzi膰, jak wiele zmie艣ci si臋 w szafie, Willy — wyszepta艂, pchaj膮c w贸zek z dziewczyn膮 przed siebie.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  45. — Anielskie stworzenie? Dobre sobie — za艣mia艂 si臋, bior膮c ju偶 r臋k臋 z niby obola艂ego ramienia — szatan si臋 w艂a艣nie 艣mieje — doda艂, a nast臋pnie spojrza艂 prosto w jej oczy, nachyli艂 si臋, aby znale藕膰 si臋 jeszcze bli偶ej niej, a nast臋pnie cicho wyszepta艂 — oboje dobrze wiemy, jaki z ciebie diabe艂ek — musn膮艂 wargami jej ucho, a nast臋pnie delikatnie je przygryz艂 — ale w og贸le mi to nie przeszkadza. Tak dla jasno艣ci, aby do tej twojej pi臋knej g艂贸wni nie wpad艂 偶aden g艂upi pomys艂 — wyja艣ni艂, prostuj膮c si臋.
    Zmru偶y艂 oczy, intensywnie zastanawiaj膮c si臋 nad odpowiedzi膮 na zadane pytanie. Jedno by艂o pewne, strzelanie musia艂o mie膰 miejsce w tym tygodniu. Mieli przecie偶 wykorzysta膰 w odpowiedni spos贸b to, 偶e wzi臋艂a sobie troch臋 wolnego i zdecydowanie nie mogli wykorzysta膰 ca艂ego tygodnia na kochanie si臋 w r贸偶nych miejscach, chocia偶 naprawd臋 nie mia艂by nic przeciwko temu. Wiedzia艂 jednak, 偶e to nie by艂by najlepszy pomys艂 w ich sytuacji: mieli swoje do zrobienia. P贸藕niej… W zasadzie to by艂by zainteresowany kolejnym wolnym tygodniem Willy, aby porz膮dnie odreagowa膰.
    — Jutro? Pojutrze? Wybierz dzie艅, jaki bardziej ci pasuje — powiedzia艂, a nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko — zach臋caj mnie dalej — poruszy艂 przy tym sugestywnie brwiami — jak masz ochot臋 mo偶emy pobawi膰 si臋 przy kolejnej sposobno艣ci w ten spos贸b — doda艂, a jego my艣li pod膮偶y艂y ju偶 w tym konkretnym kierunku — dobrze by艣 wygl膮da艂a w czarnym lateksie — stwierdzi艂, a jego oczy zasz艂y mgie艂k膮.
    Pokiwa艂 g艂ow膮 na jej s艂owa, ale szczerze m贸wi膮c, nie przej膮艂 si臋 nimi w szczeg贸lny spos贸b. Zamierza艂 jako艣 obej艣膰 jej uparcie, ale nie chcia艂 zaprz膮ta膰 tym sobie g艂owy w tej chwili. Teraz mieli do zrobienia co艣 innego i… Lubi艂 to, w jaki spos贸b 偶yli. Niewinne zakupy mia艂y zmieni膰 si臋 w ca艂kiem przyjemne i nie tak bardzo niewinne, a wr臋cz grzeszne.
    — 艢miem twierdzi膰, 偶e to mo偶e zale偶e膰 nie tylko od niekaralno艣ci — powiedzia艂 — sugerowa艂bym si臋 ilo艣ci膮 zgorszonych ludzi — mrukn膮艂.
    Sama rozmowa i planowanie publicznego seksu nakr臋ca艂y go wystarczaj膮co, aby zacz臋艂o robi膰 mu si臋 cieplej, ale kiedy jej d艂o艅 znalaz艂a si臋 tak blisko wra偶liwego miejsca, a偶 musia艂 rozchyli膰 wargi, aby zapanowa膰 nad oddechem.
    — Pok膮tna, przek膮tna. Najwa偶niejsze, 偶e razem z tob膮 — wychrypia艂 cicho, odsuwaj膮c si臋 powoli od niej i prostuj膮c si臋. Musia艂 wzi膮膰 si臋 w gar艣膰, bo najch臋tniej wzi膮艂by j膮 tu i teraz, a wbrew wszystkiemu mia艂 w sobie odrobin臋 przyzwoito艣ci. Jej granice by艂y, co prawda mocno przesuni臋te, ale mia艂 to w dupie. Zw艂aszcza, 偶e Willow zdawa艂a si臋 podchodzi膰 do tego dok艂adnie w ten sam spos贸b. Co najlepsze, nie spodziewa艂 si臋, 偶e b臋d膮 ryzykowa膰 w ten spos贸b. Owszem ich seks by艂 dobry i zdecydowanie nie nale偶a艂 do tego nudnego i grzecznego, ale jeszcze nie tak dawno temu, nie podejrzewa艂by, 偶e b臋d膮 poszukiwa膰 idealnego miejsca w sklepie.
    — Mi贸d dla moich uszu — u艣miechn膮艂 si臋, gdy wspomnia艂a o r偶ni臋ciu, a nast臋pnie sam rozejrza艂 si臋 dooko艂a w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca — wytrzymaj jeszcze chwil臋 — wymrucza艂, a kiedy wskaza艂a szaf臋, nie zastanawia艂 si臋 d艂ugo nad tym, co powinni zrobi膰. Nie bawi艂 si臋 r贸wnie偶 w zachowanie jakiej艣 szczeg贸lnej ostro偶no艣ci. Skr臋ci艂 w alejk臋 przed szaf膮, kt贸r膮 wskaza艂a i zatrzyma艂 w贸zek. Obszed艂 go i wyci膮gn膮艂 d艂onie w jej stron臋.
    — Pani pozwoli, 偶e pomog臋 — powiedzia艂 i pom贸g艂 jej wyj艣膰 z w贸zka. Chwyci艂 jej d艂o艅 i przyci膮gn膮艂 j膮 blisko siebie, a nast臋pnie z艂o偶y艂 na jej ustach nami臋tny poca艂unek, nim to jednak zrobi艂, cicho wyszepta艂 — i niech poczuje, co ze mn膮 robi. — Jedn膮 d艂o艅 u艂o偶y艂 na jej karku, a drug膮 na posadki i przyci膮gn膮艂 j膮 blisko siebie, aby mog艂a poczu膰 wypuk艂o艣膰 w jego spodniach. Poca艂unek by艂 b艂臋dem, bo smak jej ust tylko rozbudzi艂 jego po偶膮danie. Nim zd膮偶y艂 pomy艣le膰, co chce zrobi膰, przeni贸s艂 drug膮 d艂o艅 na jej po艣ladek i chwyci艂 j膮, a nast臋pnie skierowa艂 si臋 w stron臋 sporego mebla.

    OdpowiedzUsu艅
    Odpowiedzi
    1. Gdy znikali za drzwiami szafy, poca艂owa艂 j膮 zach艂annie, my艣l膮c ju偶 o tym, jak b臋dzie przyjemnie, gdy ponownie tego dnia znajdzie si臋 w jej ciasnym wn臋trzu.
      — Jeste艣my zdrowo popierdoleni — wymrucza艂, cicho si臋 艣miej膮c i powoli odstawiaj膮c j膮 na pod艂og臋 szafy, aby m贸g艂 si臋gn膮膰 jej rozporka i zsun膮膰 wystarczaj膮co spodnie wraz z bielizn膮. Kiedy to zrobi艂 i si臋gn膮艂 d艂oni膮 jej uda, sk膮d przesun膮艂 powoli d艂o艅 ku gorze, u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko, czuj膮c pod palcami znajom膮 wilgo膰. — Nie k艂ama艂a艣 — szepn膮艂, przesuwaj膮c powoli palcami po jej kobieco艣ci.

      ❤️❤️❤️

      Usu艅
  46. — Wy艣mienicie — wyszepta艂, z satysfakcj膮 obserwuj膮c reakcje jej cia艂a na gesty, kt贸rymi je obdarowywa艂. Musia艂 przyzna膰, 偶e lubi艂 to robi膰. Patrze膰 jak przechodz膮 przez ni膮 dreszcze, jak oczy ucieka艂y jej do g贸ry, gdy doprowadza艂 j膮 do orgazmu. Przygryzione wargi, paznokcie wbijane w jego sk贸r臋 i g艂o艣ne j臋ki, kt贸re z siebie wydawa艂a podczas, gdy w niej by艂, a p贸藕niej zaciskaj膮ce si臋 na nim ciasno mi臋艣nie, b臋d膮ce najwi臋ksz膮 satysfakcj膮. Uwielbia艂 to, 偶e nie hamowa艂a si臋, gdy doprowadza艂 j膮 do orgazmu.
    Kiedy tak na ni膮 spogl膮da艂, u艣miecha艂 si臋 k膮cikiem ust.
    — Chyba stworzy艂em prawdziw膮 diablic臋. Czujesz si臋 wyzwolona, skarbie? — Spyta艂 szepcz膮c i wci膮偶 uwa偶nie jej si臋 przygl膮daj膮c. — My艣lisz, 偶e na pewno zd膮偶ymy z wszystkimi dzisiejszymi? A przede wszystkim, 偶e b臋dziesz mia艂a na to wszystko si艂y? — U艣miechn膮艂 si臋, zapami臋tuj膮c, 偶e jutro b臋d膮 uczy膰 si臋 obligowa膰 broni i strzela膰. — W cokolwiek, byle z tob膮 — wymrucza艂, przymykaj膮c na kr贸tk膮 chwil臋 powieki, wyobra偶aj膮c j膮 sobie we wspomnianym stroju, trzymaj膮c膮 bro艅. By艂 ju偶 porz膮dnie podniecony tocz膮ca si臋 pomi臋dzy nimi gierk膮, a pozwolenie wyobra藕ni na tak 艣mia艂y ruch spowodowa艂o, 偶e wyda艂 z siebie ciche westchnienie, nie podejrzewa艂, 偶e spotka w swoim 偶yciu kobiet臋, kt贸ra b臋dzie doprowadza艂a go do takiego stanu w tak szybkim czasie. — Nadajesz si臋 i na z艂oczy艅c臋 i str贸偶a prawa, pytanie w kt贸rej roli sama czu艂aby艣 si臋 lepiej — powiedzia艂, przegryzaj膮c warg臋 — cholera, z 艂atwo艣ci膮 mog臋 wyobrazi膰 sobie i jedn膮 i drug膮 wersj臋, a偶 za dobrze — wymrucza艂, z trudem utrzymuj膮c r臋ce przy sobie.
    Na szcz臋艣cie nie musia艂 d艂ugo walczy膰 z pokus膮 dotykania jej w spos贸b zdecydowanie nie nadaj膮cy si臋 w miejsca publiczne. Przy Willy jednak nie zastanawia艂 si臋 tak bardzo nad tym co wypada, a czego nie. Zacisn膮艂 mocniej d艂onie, wbijaj膮c w jej j臋drne po艣ladki palce.
    — Naprawd臋 chcesz co艣 zmienia膰? Mi pasuje nasze… eksperymentowanie — powiedzia艂 pomi臋dzy poca艂unkami, kt贸re sk艂ada艂 na jej s艂odkich ustach. Sam cicho j臋kn膮艂, gdy otar艂a si臋 o jego m臋sko艣膰.
    Gdy znale藕li si臋 w szafie, nie musia艂 zastanawia膰 si臋 nad swoimi ruchami. Doskonale wiedzia艂, po co si臋 tu znale藕li i chocia偶 zgodnie z jej pro艣b膮 m贸g艂by od razu wzi膮膰 si臋 za zer偶ni臋cie jej, chcia艂 chocia偶 odrobine przed艂u偶 to w czasie, dlatego pierw zamierza艂 wsun膮膰 w ni膮 palce, a dopiero p贸藕niej wej艣膰 w ni膮. S艂ysz膮c jednak jej s艂owa i czuj膮c w tym ma艂ym pomieszczeniu zniecierpliwienie, kara艂by ich dwoje, przed艂u偶aj膮c. Zw艂aszcza, gdy uwolni艂a jego penisa z ciasnych spodni. Czuj膮c jej ciep艂a d艂o艅 na sobie, zamrucza艂. Nim zd膮偶y艂 si臋 zorientowa膰 przej臋艂a inicjatyw臋, a przyjemna wilgo膰 na jego cz艂onki spowodowa艂a, 偶e nie m贸g艂 d艂u偶ej czeka膰.
    Podtrzymywa艂 j膮 mocno jedn膮 r臋k膮, drug膮 nakierowa艂 penisa w jej wn臋trze i wszed艂 w ni膮, nie mog膮c powstrzyma膰 przy tym cichego sapni臋cia. Zacisn膮艂 wargi, przymykaj膮c jednocze艣nie powieki i rozkoszuj膮c si臋 przyjemnym ciep艂em, jakie mu da艂a.
    — Pami臋taj, aby by膰 cichutko — szepn膮艂, uk艂adaj膮c drug膮 d艂o艅 na jej po艣ladku, a nast臋pnie zacz膮艂 porusza膰 biodrami, jednocze艣nie przyciskaj膮c j膮 do siebie, chc膮c docisn膮膰 j膮 do samego ko艅ca. Pocz膮tkowo jego ruchy by艂y powolne i wbrew ich stanowczo艣ci, do艣膰 delikatne, ale ka偶de kolejne pchniecie by艂o stanowcze — chcia艂a艣 r偶ni臋cia, b臋dziesz je mia艂a — oznajmi艂 z u艣miechem — nie b臋dziesz w stanie chodzi膰, kiedy z tob膮 sko艅cz臋 — wymrucza艂, unosz膮c j膮 r臋koma synchronicznie do ruch贸w w艂asnych bioder.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  47. Musn膮艂 delikatnie wargami jej szyje, powstrzymuj膮c si臋 przed zmienianiem mu艣ni臋膰 w mokre poca艂unki, dop贸ki nie znajd膮 si臋 w szafie. Tylko dlatego oderwa艂 usta od jej sk贸ry, szczerze obawiaj膮c si臋, jak d艂ugo jeszcze wytrzyma.
    U艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa. Wbrew wszystkiemu nie mia艂by 偶alu, gdyby po powrocie do mieszkania oznajmi艂a, 偶e jednak jest zm臋czona. Zafundowali sobie dzie艅 pe艂en wra偶e艅, chocia偶 po cichy liczy艂, 偶e faktycznie zregeneruj膮 si臋 i b臋d膮 kontynuowa膰 sw贸j maraton nadrabiania wsp贸lnego czasu. Chyba mogli to tak nazwa膰. Wiedz膮c, 偶e Willy ma du偶o na g艂owie i z nauk膮 i szpitalem, zwyczajnie akceptowa艂 ograniczon膮 ilo艣膰 wsp贸lnego czasu, ale 艣wiadomo艣膰 jej tygodnia wolnego sprawi艂a, 偶e w Blake’a wst膮pi艂o zwierz臋.
    — Bo jeste艣my — za艣mia艂 si臋 cicho — ale nie mam z tym 偶adnego, najmniejszego problemu. Podoba mi si臋 jak jest — oznajmi艂, mog膮c w ko艅cu nie przestawa膰 sk艂ada膰 na jej ustach poca艂unk贸w.
    Szybko zapomnia艂 o rozmawianiu, skupiaj膮c si臋 na wsp贸lnej, grzesznej przyjemno艣ci.
    Trzyma艂 jej po艣ladki, zaciskaj膮c na nich d艂onie, porusza艂 ni膮 w g贸r臋 i d贸艂, pot臋guj膮c tym samym wsp贸lne doznania. Rozchyli艂 wargi, u艂atwiaj膮c sobie oddychanie. Chcia艂 czu膰 j膮 ca艂膮 blisko siebie, przez co stara艂 si臋 ci膮gle przyciska膰 j膮 do siebie, jednak w tej konkretnej pozycji nie by艂o to naj艂atwiejsze. Skupia艂 si臋 bardziej na samym trzymaniu jej i poruszaniu w艂asnymi biodrami i jej cia艂em, aby doznania by艂y jak najintensywniejsze dla ich dw贸jki.
    — Mo偶esz si臋 wgry藕膰 we mnie, jak nie b臋dziesz mog艂a wytrzyma膰 w ciszy — powiedzia艂 cicho, muskaj膮c jednocze艣nie wargami jej szyje. Ka偶dy kolejny jego ruch by艂 mocniejszy, ciep艂o zacz臋艂o kumulowa膰 si臋 w jego kroczu i sam czu艂, 偶e nie potrzebowa艂 ju偶 wiele, aby osi膮gn膮膰 orgazm. Stara艂 si臋 jednak przede wszystkim zaspokoi膰 ukochan膮 i to na niej si臋 koncentrowa艂. By przede wszystkim to jej by艂o dobrze i… C贸偶, naprawd臋 chcia艂 spe艂ni膰 swoj膮 gro藕b臋.
    Pu艣ci艂 j膮, zgodnie z jej pro艣b膮 i w pierwszej chwili dopad艂o go zw膮tpienie i strach, 偶e przesadzi艂 i nie艣wiadomie zrobi艂 jej krzywd臋. Nim zd膮偶y艂 si臋 odezwa膰, poczu艂 jak bierze go w usta. Odchyli艂 g艂ow臋 i zamrucza艂 cicho w rekacji na doznania, jakie mu zaserwowa艂a.
    Wpl贸t艂 palce w jej w艂osy i po chwili powr贸ci艂 to nadawania odpowiedniego tempa. Poci膮gn膮艂 j膮 za w艂osy, jednocze艣nie poruszaj膮c coraz szybciej biodrami, delikatnie przesun膮艂 wierzchem drugiej d艂oni po policzku dziewczyny. Nie potrzebowa艂 du偶o, aby osi膮gn膮膰 orgazm. Willow doskonale wiedzia艂a w jaki spos贸b obchodzi膰 si臋 z jego m臋sko艣ci膮, aby po nied艂ugim czasie przez jego cia艂o przeszed艂 silny dreszcz, doprowadzaj膮cy do szczytowania w jej ustach.
    — Prawdziwy diabe艂 — wyszepta艂 cicho, wci膮偶 delikatnie si臋 poruszaj膮c. 呕a艂owa艂, 偶e w szafie by艂o ciemno i nie m贸g艂 w tej chwili dostrzec szczeg贸艂owo jej twarzy i oczu. — Co zrobi艂a艣 z moj膮 s艂odk膮 Willy — za艣mia艂 si臋 cicho, podaj膮c jej r臋ce i pomagaj膮c wsta膰. Gdy stan臋艂a na nogach, przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i wpi艂 si臋 w jej usta, sk艂adaj膮c na nich pe艂en nami臋tno艣ci poca艂unek.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  48. — Mog臋 z艂o偶y膰 tak膮 obietnic臋, ale czy sam fakt, 偶e wspomnia艂a艣 o czym艣 takim mam uzna膰 za niepokoj膮cy, czy raczej mam uda膰, 偶e nic nie s艂ysza艂em? — Za艣mia艂 si臋 cicho. Szybko jednak zapomnia艂 o wszystkim, co dzia艂o si臋 przed tym nim zamkn臋li za sob膮 drzwi od mebla z ekspozycji. Wszystkie zmys艂y Blake’a skupia艂y si臋 na przyjemno艣ci p艂yn膮cej z ich zbli偶enia. Gdyby tylko warunki by艂y inne, stara艂by si臋 przeci膮gn膮膰 ca艂o艣膰 jak najd艂u偶ej tylko by si臋 da艂o, ale jednocze艣nie czu艂 silne podekscytowanie wynikaj膮ce z samej 艣wiadomo艣ci, 偶e w tak szybkim czasie podj臋li decyzje o szybkim numerku w miejscu publicznym. Gdyby nie by艂 tak bardzo ow艂adni臋ty po偶膮daniem Willy, by膰 mo偶e zacz膮艂by si臋 obawia膰 tego, co jeszcze wpadnie do ich g艂贸w, ale Willow by艂a niesamowita i z ni膮 u boku m贸g艂 dos艂ownie wszystko, co nakr臋ca艂o go tylko jeszcze bardziej, s zaczyna艂 w膮tpi膰, czy bardziej si臋 da艂o.
    Pow臋drowa艂 d艂o艅mi do jej wci膮偶 nagich po艣ladk贸w i jedyne co zd膮偶y艂 zrobi膰 przed tym, nim do szafy wpad艂o 艣wiat艂o to u艂o偶enie d艂oni na j臋drnym ciele.
    Obj膮艂 mocniej Willy i stara艂 si臋 przys艂oni膰 swoim cia艂em jej cia艂o, prezentuj膮c ochroniarzowi swoje blade po艣ladki.
    K膮cik ust Blake’a dr偶a艂 delikatnie, a poziom adrenaliny podni贸s艂 si臋 na tyle, 偶e mia艂 ochot臋 roze艣mia膰 si臋 w reakcji na s艂owa ochroniarza. Powstrzyma艂 si臋 jednak przed tym, maj膮c 艣wiadomo艣膰, 偶e takie zachowanie prawdopodobnie tylko wkurwi艂oby go bardziej, a zapewne w艂a艣nie trwa艂a jego chwila chwa艂y – w ko艅cu na co艣 si臋 przyda艂 i z艂apa艂 kogo艣 na nielegalnym post臋pku czyni膮c si臋 bohaterem sklepu. Wiedzia艂, 偶e za wszelk膮 cen臋 musi zachowa膰 powag臋, jednak musia艂 przyzna膰 przed samym sob膮, 偶e by艂o to w tej chwili wyj膮tkowo ci臋偶kie zadanie.
    Podci膮gn膮艂 bokserki i spodnie, wyszed艂 jednak z szafy dopiero po upewnieniu si臋, 偶e Willy jest ubrana.
    — Za艂atwi臋 to — szepn膮艂 cicho, 艣ciskaj膮c delikatnie d艂o艅 na d艂oni dziewczyny — ale je偶eli plan a nie zadzia艂a, wypr贸bujemy plan b, czyli po prostu mu zwiejemy — za艣mia艂 si臋 cicho i nim Willy zd膮偶y艂a zareagowa膰 przyspieszy艂 kroku, aby zr贸wna膰 si臋 z ochroniarzem. — My艣l臋, 偶e policja nie b臋dzie nam potrzebna — powiedzia艂 pewnym siebie g艂osem. Przy zawieszeniu w FBI musia艂 odda膰 odznak臋 i legitymacj臋, wi臋c nie mia艂 czym potwierdzi膰 tego, co zamierza艂 za chwil臋 powiedzie膰 i zrobi膰. Przybra艂 wyprostowan膮 postaw臋, napinaj膮c mi臋艣nie, przez co w jednym momencie wygl膮da艂 na znacznie wi臋kszego i silniejszego — je偶eli ma pan ochot臋, prosz臋 bardzo. Nie b臋d膮 jednak zadowoleni, bo i tak b臋d膮 musieli nas wypu艣ci膰. Agencja rz膮dowa szybko zadzia艂a — mrugn膮艂 — poza zdradzeniem, 偶e pracuj臋 bezpo艣rednio dla rz膮du i w艂a艣nie dzia艂amy nad pewn膮 bardzo wra偶liw膮 spraw膮… nie mog臋 zdradzi膰 niczego wi臋cej, ale je偶eli tylko ma pan ochot臋 dok艂ada膰 wszystkim papierkowej roboty, droga wolna — wzruszy艂 od niechcenia ramieniem, nie odrywaj膮c wzroku od sylwetki ochroniarza — wszyscy b臋dziemy zachwyceni. W ko艅cu kochamy papierkow膮 robot臋.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  49. Gdyby mia艂 艣wiadomo艣膰, jak przy艂apanie przez ochroniarza odbiera Willy i co czuje w zwi膮zku z tym, podszed艂by do sytuacji inaczej. Trwa艂 jednak w poczuciu, 偶e skoro zdecydowali si臋 na jedn膮 szalon膮 rzecz, to 艣mia艂o mog膮 kontynuowa膰 rozwi膮zanie sprawy w taki sam spos贸b. Szalony i niecodzienny. Zak艂ada艂, 偶e ochroniarzowi nie b臋dzie chcia艂o u偶era膰 si臋 z policj膮, sprawdzaniem jego to偶samo艣ci i ca艂ym tym zamieszaniem, gdy wyjdzie na jaw, 偶e faktycznie jest agentem. S艂ysz膮c pytanie o legitymacj臋 zacisn膮艂 wargi w w膮sk膮 lini臋, bo chyba zamroczony eufori膮 uwa偶a艂, 偶e masywna postawa i pewno艣膰 w jego g艂os贸w wystarczy do zbycia ochroniarza.
    Ju偶 mia艂 si臋 odezwa膰, kiedy Willy ich dogoni艂a. W pierwszej chwili spojrza艂 na ni膮 nad ochroniarzem, uwa偶nie jej si臋 przypatruj膮c. Nim pomy艣la艂 o tym, 偶e jest to ca艂kowicie wymy艣lona pr贸ba rozwi膮zania ich obecnego problemu, pierwsze co wpad艂o mu do g艂owy to my艣l, 偶e to mog艂a by膰 prawda. Mo偶e st膮d wcze艣niejsze pytania o przysz艂o艣膰 i za艂o偶enie rodziny? Nawet zwi臋kszone libido o kt贸rym wspomnia艂a w艂a艣nie ochroniarzowi zgadza艂oby si臋 z ostatnimi poczynaniami.
    Zacisn膮艂 mocno jej d艂o艅, kiedy do niego podesz艂a i z艂apa艂a jego r臋k臋. Pokiwa艂 twierdz膮co g艂ow膮, w odpowiedzi na spojrzenie ochroniarza. Zastanawia艂 si臋 jednak ca艂y czas, czy m贸wi艂a powa偶nie…
    — Wie pan jak to jest — zacz膮艂, zerkaj膮c na Willy — m贸wi si臋, 偶e trzeba spe艂nia膰 wszystkie zachcianki i kobiet膮 w ci膮偶y si臋 nie odmawia — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami ust — chcia艂em nas jako艣 wykr臋ci膰, rozumie pan… 呕eby nie mia艂a wyrzut贸w sumienia i humork贸w — wspominaj膮c o ostatnim od razu si臋 skrzywi艂, bo podejrzewa艂, 偶e Willy nie omieszka wykorzysta膰 sytuacji i trzepnie go w g艂ow臋 czy ponownie ugodzi w rami臋 jak mia艂o to miejsce na parkingu — by艂em pewny, 偶e zachcianki b臋d膮 si臋 ogranicza膰 do wymy艣lnego jedzenia. Naczyta艂em si臋 o po艂膮czeniu nutelli z og贸rkami i nastawia艂em si臋 na to. Nie 偶ebym narzeka艂 — doda艂, szczerz膮c si臋 przy tym g艂upio. Ochroniarz zmierzy艂 ich wzrokiem, a nast臋pnie cicho powiedzia艂 co艣 do samego siebie pod nosem.
    — Nie mog臋 tego tak po prostu zostawi膰 — powiedzia艂 powoli, wyra藕nie si臋 nad czym艣 zastanawiaj膮c — zapraszam do biura — powiedzia艂 g艂o艣no, wskazuj膮c kierunek — pomy艣limy spokojnie jak rozwi膮za膰 ten problem, ale nie mog臋 tak po prostu pu艣ci膰 was wolno jakby nigdy nic, zw艂aszcza, 偶e tyle os贸b si臋 zainteresowa艂o — powiedzia艂 znacznie ciszej, aby tylko przy艂apani na gor膮cym uczynku mogli go us艂ysze膰. Musia艂 przecie偶 dba膰 o swoj膮 wiarygodno艣膰. Kiedy m臋偶czyzn odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 i艣膰 w stron臋 swojego biura, Blake zerkn膮艂 na Willy. Uni贸s艂 wysoko brew, spojrza艂 znacz膮co na jej p艂aski brzuch, a nast臋pnie skupi艂 si臋 na jej oczach. Chcia艂 z nich wyczyta膰 czy w艂a艣nie w bardzo szalony spos贸b dowiedzia艂 si臋 o tym, 偶e zostanie ojcem, czy to stuprocentowe k艂amstwo, chroni膮ce ich ty艂ki.
    Zacisn膮艂 mocniej r臋k臋 na jej d艂oni, jednocze艣nie g艂adz膮c kciukiem jej wierzch.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  50. Szczerze m贸wi膮c nie spodziewa艂 si臋, 偶e ta historia uratuje ich ty艂ki przed spotkaniem z policj膮, wi臋c kiedy ca艂a sprawa zako艅czy艂a si臋 tak, 偶e mieli natychmiast opu艣ci膰 sklep i wi臋cej si臋 w nim nie pokazywa膰, by艂 szczerze zaskoczony.
    Kiedy znale藕li si臋 przed sklepem czekaj膮c na swoje kurtki, Blake podszed艂 do Willy i obj膮艂 j膮, jednocze艣nie mocno do siebie przyci膮gaj膮c. Delikatnie pociera艂 d艂o艅mi jej plecy, aby przypadkiem nie zmarz艂a, chocia偶 wiedzia艂, 偶e to by艂o za ma艂o. Mia艂 nadzieje, 偶e pracownik kt贸ry mia艂 zaj膮膰 si臋 ich odzieniem wierzchnim zrobi to szybko.
    — Nie b臋d臋 ci臋 bi艂 i dobrze o tym wiesz — powiedzia艂 spokojnie, nie przestaj膮c porusza膰 d艂o艅mi — ale mog臋 ci obieca膰, 偶e postaram si臋 z ca艂ych si艂 by膰 naszym g艂osem rozs膮dku — doda艂, spogl膮daj膮c na twarz brunetki. Pr贸bowa艂 nawi膮za膰 z ni膮 kontakt wzrokowy, a jej pr贸by unikni臋cia go, tylko wzbudza艂y w nim wi臋ksze podejrzenia.
    Pu艣ci艂 j膮, ale nie po to, aby si臋 odsun膮膰. Jedn膮 d艂oni膮 chwyci艂 jej brod臋 i uni贸s艂 delikatnie g艂ow臋 dziewczyny, aby na niego spojrza艂a, a drug膮 odgarn膮艂 kosmyk w艂os贸w za ucho.
    — Willy — zacz膮艂, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co w艂a艣ciwie chcia艂 powiedzie膰. Zacisn膮艂 na kr贸tk膮 chwil臋 wargi, ale szybko je rozchyli艂, aby po chwili przem贸wi膰 — widz臋, 偶e co艣 ci臋 dr臋czy — brzmia艂 艂agodnie, zale偶a艂o mu na tym, aby przypadkiem nie odebra艂a 偶adnego jego s艂owa w nieodpowiedni spos贸b. Ostatnie czego chcia艂 to nieporozumienie pomi臋dzy nimi — chcia艂bym wiedzie膰, co to takiego. Wiesz, skarbie, 偶e gdybym m贸g艂 da艂bym ci gwiazdk臋 z nieba, powa偶nie — u艣miechn膮艂 si臋 lekko i d艂oni膮, kt贸r膮 chwile wcze艣niej wsun膮艂 kosmyk w艂os贸w za ucho, teraz g艂adzi艂 powolnym ruchem jej policzek — dlatego chcia艂bym, 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e je偶eli chodzi o t臋 szaf臋… Ponios艂o nas, ale ludzie, kt贸rzy nas widzieli jutro o tym zapomn膮, bo wydarzy si臋 co艣 bardziej szokujacego albo interesuj膮cego — u艣miechn膮艂 si臋 lekko — ale je偶eli to nie w tym rzecz, chcia艂bym, 偶eby艣 mi po prostu powiedzia艂a, kiedy b臋dziesz gotowa, ok? — U艣miechn膮艂 si臋 po艂owicznie, a nast臋pnie ponownie zacisn膮艂 wargi. Zastanawia艂 si臋 czy powinien pyta膰? Wylecia艂 mu z g艂owy fakt, 偶e podczas ich randki pi艂a wino. Co dziwne i czego si臋 po sobie w tej chwili nie spodziewa艂, jaki艣 cichy g艂os cieszy艂 si臋 na my艣l, 偶e m贸g艂by ponownie zosta膰 ojcem. Nie zak艂ada艂 tego dop贸ki Lawrence chodzi po tym 艣wiecie, ale… K膮cik ust drgn膮艂 mu delikatnie. A drugi g艂osi艂 ba艂 si臋, 偶e us艂yszy, 偶e to tylko na poczet ratowania ich dup, dlatego nie zdecydowa艂 si臋 zada膰 tego pytania.
    — Dostali艣my zakaz wst臋pu do tego sklepu czy sieci, bo nawet nie zarejestrowa艂em — za艣mia艂 si臋 nieco sztucznie, spogl膮daj膮c na Willy — zabior臋 ci臋 gdzie tyko chcesz. Niech tylko oddadz膮 nasze kr贸tki, bo w kieszeni mam kluczyki do auta — u艣miechn膮艂 si臋 kwa艣no, spogl膮daj膮c wyczekuj膮co na drzwi. — Mo偶e zam贸wimy co艣 do jedzenia? Albo zahaczy艂y o jakiego艣 fastfooda? — Zaproponowa艂, maj膮c nadzieje, 偶e to chocia偶 odrobine poprawi jej humor. To mia艂 by膰 pi臋kny dzie艅. Mieli uczci膰 jej przeprowadzk臋, nie chcia艂, aby kolejny raz z rz臋du co艣 si臋 spieprzy艂o.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  51. U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo, kiwaj膮c przy tym delikatnie g艂ow膮. M贸g艂 jej to obieca膰, chocia偶 mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e je偶eli powt贸rzy艂aby si臋 sytuacja taka jak dzisiaj i kusi艂aby go w ten sam spos贸b, ci臋偶ko by艂oby mu pozosta膰 nieugi臋tym. Z drugiej strony zawsze dotrzymywa艂 sk艂adanych obietnic, a w艂a艣nie to zrobi艂, z艂o偶y艂 jej obietnic臋 i wiedzia艂, 偶e b臋dzie musia艂 by膰 silniejszy od w艂asnych pragnie艅. Mia艂, co prawda cich膮 nadziej臋, 偶e oboje si臋 w przysz艂o艣ci opami臋taj膮 i nie dopuszcz膮 do podobnej sytuacji.
    — Dobrze, ju偶 dobrze — powiedzia艂, nie spuszczaj膮c spojrzenia z jej twarzy — obiecuj臋. S艂yszysz? Obiecuj臋, 偶e b臋d臋 tym g艂osem rozs膮dku. Nast臋pnym razem prze艂o偶臋 ci臋 przez rami臋 i wpakuj臋 do samochodu — u艣miechn膮艂 si臋 odrobin臋 mocniej, czekaj膮c cierpliwie, a偶 ona r贸wnie偶 uniesie spojrzenie i w ko艅cu zaszczyci go swoim wzrokiem.
    Kiedy w ko艅cu si臋 doczeka艂, nie potrafi艂 oderwa膰 spojrzenia od jej oczu. Jakby chcia艂 w艂a艣nie z nich wyczyta膰 wszystko, co siedzia艂o w g艂owie dziewczyny. W ko艅cu nie bez powodu m贸wi艂o si臋, 偶e oczy s膮 oknami duszy. Co艣 w tym by艂o, chocia偶 na nieszcz臋艣cie Blake’a nie zawsze potrafi艂 wszystko w艂a艣ciwie odczyta膰.
    Zmru偶y艂 lekko powieki. Nie chcia艂 jej do niczego zmusza膰 ani tym bardziej naciska膰 do m贸wienia. Wola艂, aby podzieli艂a si臋 swoimi my艣lami z w艂asnej woli, wtedy, kiedy b臋dzie na to zwyczajnie gotowa. Ale kiedy us艂ysza艂 jej kolejne s艂owa, przekrzywi艂 g艂ow臋, nadal jej si臋 przypatruj膮c. Robi艂 to w ciszy, powoli przenosz膮c wzrok z jej twarzy na p艂aski brzuch, a p贸藕niej ponownie spojrza艂 na jej twarz.
    — Willow — wypowiedzia艂 mi臋kko jej imi臋, sun膮c powoli wierzchem d艂oni po policzku dziewczyny — skarbie, mam wra偶enie, 偶e w og贸le nie zrozumia艂a艣 tego, co pr贸bowa艂em wczoraj powiedzie膰. Albo mo偶e to ja 藕le si臋 wyrazi艂em — mrukn膮艂 cicho, nie 艣ci膮gaj膮c d艂oni z jej twarzy. Nie chcia艂 jednak porusza膰 tego tematu tutaj. W zimnie, pod sklepem, byle jak. Pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮 — nie masz za co przeprasza膰, Willy — u艣miechn膮艂 si臋 do niej, a nast臋pnie ponownie j膮 do siebie przyci膮gn膮艂 i obj膮艂 mocno. Chcia艂 j膮 po prostu przytuli膰, ale poza tym chcia艂, aby by艂o jej ciep艂o.
    — Chyba si臋 tego nie zapomina, nie? — U艣miechn膮艂 si臋 lekko, gdy wspomnia艂a o nale艣nikach — najwy偶ej b臋dziemy pr贸bowa膰 tak d艂ugo, a偶 wyjd膮 zjadliwe — odwr贸ci艂 si臋 od dziewczyny, bo w tym momencie drzwi si臋 otworzy艂y. Stan膮艂 w nich pracownik w 偶贸艂tej bluzie charakterystycznej dla sieci sklep贸w, trzymaj膮c w r臋kach ich kurtki.
    — Prosz臋 — wyci膮gn膮艂 d艂onie, wr臋czaj膮c odzienie w r臋ce Blake’a — kierownik kaza艂 przekaza膰, 偶e ma nadziej臋, 偶e nie b臋d膮 pa艅stwo robi膰 problem贸w i uszanuj膮 zakaz.
    — Pewnie — Blake mrukn膮艂, nie zamierzaj膮c wdawa膰 si臋 w g艂臋bsz膮 rozmow臋. Odebra艂 kurtki, t臋 nale偶膮c膮 do Willy od razu jej przekaza艂, a w swojej sprawdzi艂 kieszenie. Kluczyk do samochodu znajdowa艂 si臋 tam, gdzie go zostawi艂 — sprawd藕 czy masz wszystko w kieszeniach — powiedzia艂 do Willy. Nie podejrzewa艂, aby kto艣 mia艂 co艣 ukra艣膰, zwyczajna ostro偶no艣膰.
    — B臋dziemy musieli wjecha膰 do sklepu, chyba nie mam w domu syropu klonowego — powiedzia艂, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e do nale艣nik贸w nie wszystko ma w kuchni — ale mo偶emy zahaczy膰 o ten ca艂odobowy na naro偶niku ulicy — doda艂. R贸wnie偶 nie mia艂 ochoty w艂贸czy膰 si臋 wielce po mie艣cie. Chcia艂 ju偶 znale藕膰 si臋 z Willy w domu i cieszy膰 si臋 po prostu jej obecno艣ci膮.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  52. Pokiwa艂 tylko g艂ow膮 na jej s艂owa. Powinna by艂a ju偶 wiedzie膰, 偶e je偶eli u偶ywa艂 sformu艂owania „obiecuj臋 ci” to tego dotrzymywa艂. Nie mia艂a powodu, aby w膮tpi膰 w jego prawdom贸wno艣膰 pod tym wzgl臋dem. Tym razem r贸wnie偶 zamierza艂 to zrobi膰.
    Nie przej膮艂 si臋 w szczeg贸lny spos贸b przy艂apaniem. Pewnie, nie chcia艂 robi膰 sobie k艂opot贸w i miesza膰 w papierach, wi臋c by艂 wdzi臋czny, 偶e dzi臋ki Willy uda艂o im si臋 unikn膮膰 kontaktu z policj膮. Mo偶e to kwestia wcze艣niejszej pracy? Bardziej martwi艂 si臋 tym, jak czu艂a si臋 Willy. Wszystko inne nie mia艂o 偶adnego znaczenia, bo to ona by艂a dla niego najwa偶niejsza. Nie trzeba by艂o by膰 geniuszem, aby pr臋dko zda膰 sobie spraw臋 z tego, 偶e dla dziewczyny nie by艂o to naj艂atwiejsze prze偶ycie. Dlatego zdecydowa艂 si臋 nie ci膮gn膮膰 rozmowy. Nie chcia艂 jej m臋czy膰, nie tutaj i nie natychmiast. Mimo wszystko, do samego tematu zamierza艂 wr贸ci膰.
    — W porz膮dku, skarbie — mrukn膮艂 z delikatnym u艣miechem. U艂o偶y艂 d艂o艅 na jej g艂owie, wplataj膮c palce w pasemka ciemnych w艂os贸w i powoli je przeczesywa艂. Zmarszczy艂 brwi, s艂ysz膮c s艂owa padaj膮ce z jej ust, ale ugryz艂 si臋 sam w j臋zyk. Nie teraz i nie tutaj.
    — Jak wyjd膮 smaczne to zaczniemy nauk臋 — spojrza艂 na ni膮, staraj膮c si臋 zrobi膰 to najczulej, jak tylko potrafi艂 to zrobi膰. Zarzuci艂 na siebie kurtk臋 i wsun膮艂 d艂onie do kieszeni, 艣ciskaj膮c w jednej z nich kluczyk. S艂ucha艂 uwa偶nie jej s艂贸w i kiwa艂 potakuj膮co g艂ow膮. — Wiesz, 偶e dla ciebie zrobi艂bym wszystko, no nie? — U艣miechn膮艂 si臋 — to o co teraz prosisz to piku艣. Masz to u mnie zagwarantowane. I wiesz… Te 艣wi臋ta. Nie trud藕 si臋 z wymy艣laniem niczego. Prze偶yjmy je po prostu po naszemu — zaproponowa艂 — stw贸rzmy swoje w艂asne tradycje. Co ty na to? — Mia艂 nadziej臋, 偶e przystanie na to, co powiedzia艂. Nie chodzi艂o o to, 偶e ba艂 si臋, co takiego mog艂aby przygotowa膰. Ca艂y dzie艅 rozmy艣la艂 o przysz艂o艣ci z ni膮, a budowanie w艂asnych tradycji by艂o idealnym rozpocz臋ciem dla wszystkiego, co b臋dzie mog艂o wydarzy膰 si臋 na przestrzeni kolejnych lat.
    Otworzy艂 samoch贸d, gdy zacz臋li si臋 do niego zbli偶a膰, a nast臋pnie przyspieszy艂 kroku i otworzy艂 drzwi pasa偶era, pomagaj膮c zaj膮膰 Willy miejsce jak prawdziwy gentelman. Bez zb臋dnego przed艂u偶ania zamkn膮艂 za ni膮 drzwi, a nast臋pnie zaj膮艂 miejsce kierowcy i ruszy艂 w kierunku domu. Od tej chwili ich wsp贸lnego, co niezmiernie go cieszy艂o.
    — To mo偶e p贸jdziesz do mieszkania, przygotujesz to, co potrzebne do nale艣nik贸w, a ja w tym czasie wskocz臋 do sklepu? Czy chcesz co艣 jeszcze poza syropem? Jakby ci si臋 co艣 po prostu przypomnia艂o, gdy ju偶 tam b臋d臋 to po prostu dzwo艅 — u艣miechn膮艂 si臋, kieruj膮c si臋 dobrze znanymi sobie drogami prowadz膮cymi pod kamienic臋, w kt贸rej mia艂 mieszkanie — o, mog艂aby艣 przygotowa膰 ciep艂膮 herbat臋, bo nie powiem… Troch臋 nas przetrzymali z tymi kurtkami. Czuj臋, 偶e zmarz艂y mi r臋ce — doda艂, pr贸buj膮c trzyma膰 si臋 neutralnych temat贸w.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  53. — Musz臋 przyzna膰, 偶e b艂yskawicznie z tym planowaniem… — u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie — chcia艂bym, 偶eby艣my stworzyli w艂asne — wyja艣ni艂, spogl膮daj膮c na jej twarz — takie… po prostu nasze. Jak cho膰by zalegni臋cie na kanapie pod kocem z filmami — podsun膮艂, zastanawiaj膮c si臋 nad kolejnymi przyk艂adami — nie chc臋 ci臋 instruowa膰, skarbie. Po prostu pomy艣la艂em, 偶e fajnie by艂oby mie膰 w艂asne tradycje na ten czas. — S艂ysz膮c o pierniczkach, ochoczo pokiwa艂 g艂ow膮 — o to w艂a艣nie mi chodzi — doda艂, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz ulgi. Nie by艂 pewien czy Willow go zrozumia艂a, a nie chcia艂 znowu spieprzy膰 atmosfery, kt贸ra po przy艂apaniu ich w sklepie wci膮偶 nie by艂a tak dobra, jak pocz膮tkowo mia艂a by膰 tego dnia. Przez my艣l mu przesz艂o, 偶e szcz臋艣cie i beztroska nie s膮 im pisane, bo gdy by艂o naprawd臋 dobrze co艣 zaraz musia艂o si臋 wydarzy膰. Ci臋偶ka rozmowa na randce, p贸藕niej telefon Larry’ego, teraz przy艂apanie… Marzy艂 o tym, aby mieli po prostu odrobin臋 luzu. Wierzy艂 mocno w to, 偶e gdy zemsta zostanie wymierzona, w艂a艣nie to b臋d膮 mieli. Luz i spok贸j. W ko艅cu b臋d膮 mogli prawdziwe odetchn膮膰.
    — Mo偶emy poszuka膰 jakiego艣 sprawdzonego przepisu w necie — powiedzia艂, a po chwili zmru偶y艂 powieki, ale na jego ustach pojawi艂 si臋 szeroki u艣miech — mo偶e s膮 organizowane jakie艣 warsztaty kulinarne 艣wi膮teczne? Bardziej w sumie przyda艂yby nam si臋 cukiernicze… Jakby艣 mia艂a ochot臋, mo偶emy czego艣 takiego poszuka膰. Pewnie b臋d膮 mieli dobry przepis na pierniczki.
    U艣miechn膮艂 si臋, kiedy zgodzi艂a si臋 na jego propozycj臋.
    Upewniwszy si臋, 偶e Willow bezpiecznie dotar艂a do mieszkania, a w jego oknach za艣wieci艂o si臋 艣wiat艂o, w贸wczas ruszy艂 do pobliskiego sklepu po syrop klonowy, kt贸rego im z pewno艣ci膮 brakowa艂o do nale艣nik贸w, na kt贸re mia艂a ochot臋 dziewczyna.
    Przechadzaj膮c pomi臋dzy alejkami ju偶 zacz膮艂 si臋 obawia膰, 偶e nie znajdzie tego, po co przyszed艂, ale wypatrzy艂 w ko艅cu s艂oiczek w kszta艂cie li艣cia klonu i u艣miechn膮艂 si臋. Wzi膮艂 od razu dwie sztuki, nie maj膮c poj臋cia, jak bardzo ociekaj膮ce chce Willy mie膰 te nale艣niki. Kocha艂 j膮 nad 偶ycie, ale nie mia艂 ochoty po dotarciu do mieszkania i rozgrzaniu si臋, ponownie wraca膰 na mr贸z.
    Wchodz膮c do mieszkania, do jego nozdrzy od razu dotar艂 przyjemny, korzenny zapach. Odwieszaj膮c kurtk臋 na wieszak, u艣miechn膮艂 si臋, gdy Willy stan臋艂a przed nim z kubkiem.
    — Oh, jarmarki — pokiwa艂 g艂ow膮 — powinni艣my si臋 wybra膰 bli偶ej 艣wi膮t. Co ty na to? — Zapyta艂, odbieraj膮c kubek — dzi臋kuj臋 — zamrucza艂 cicho, s艂ysz膮c jej kolejne s艂owa. Podejrzewa艂, 偶e humor jej wr贸ci艂, a na pewno cz臋艣ciowo.
    — Ale najpierw nale艣niki — powiedzia艂, unosz膮c do g贸ry r臋k臋 ze papierow膮 torb膮, w kt贸rej znajdowa艂y si臋 dwie butelki syropu klonowego — powiedzia艂em, 偶e zrobimy to zrobimy. Poza tym… Nie po marz艂em te kilka minut na zewn膮trz, 偶eby teraz zapomnie膰 o tym syropie. Co to, to nie — u艣miechn膮艂 si臋, wymijaj膮c dziewczyn臋. Przeszed艂 do kuchni, gdzie od艂o偶y艂 torb臋 z zakupami, a nast臋pnie odwr贸ci艂 si臋 przodem do Willyi zbli偶y艂 si臋 do niej, wyci膮gaj膮c w jej stron臋 d艂o艅 z kubkiem grza艅ca — za nasze 艣wi臋ta — powiedzia艂 z u艣miechem — kt贸re z pewno艣ci膮 b臋d膮 pi臋knym pocz膮tkiem — oznajmi艂 z pewno艣ci膮 w g艂osie, a nast臋pnie obj膮艂 j膮 wolnym ramieniem i z艂o偶y艂 na jej g艂owie czu艂y poca艂unek — na rozgrzewk臋 i bierzemy si臋 do roboty — mrukn膮艂, ponownie ca艂uj膮c j膮 w czubek g艂owy, a nast臋pnie odsun膮艂 si臋, aby wyci膮gn膮膰 z szafki m膮k臋 i cukier. Potrzebowali jeszcze mas艂a, jajek i mleka. Tak jak podejrzewa艂, w mieszkaniu takich sk艂adnik贸w nie brakowa艂o.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  54. — Nie sk艂ami臋, je偶eli powiem, 偶e ucz臋 si臋 od samej mistrzyni — powiedzia艂 z u艣miechem. Prawda by艂a taka, 偶e przecie偶 nie mia艂 nic przeciwko takim wieczorom. Zw艂aszcza, je偶eli sprawia艂y one przyjemno艣膰 Willow. Wiedzia艂, 偶e na co dzie艅 ma wystarczaj膮co du偶o bieganiny w zwi膮zku z uczelni膮 i szpitalem. Nie dziwi艂 si臋, 偶e chcia艂a zazna膰 r贸wnie偶 odrobiny spokoju w 偶yciu. Zreszt膮, kto nie lubi艂 wieczor贸w z filmem czy serialem? — Ale skoro to ma by膰 艣wi膮teczna tradycja musimy ustali膰 jakie艣 kryteria — stwierdzi艂 — obowi膮zkowo gor膮ca czekolada i 艣wi膮teczny str贸j — za艣mia艂 si臋, widz膮c ju偶 ciep艂e, typowo 艣wi膮teczne skarpety na swoich nogach i durny sweter ze 艣wiec膮cym nosem. Tak, zdecydowanie powinni sprawi膰 sobie takie sweterki na sw贸j 艣wi膮teczny maraton filmowy — i kryteria co do film贸w — pokiwa艂 g艂ow膮 — 偶adnych dramat贸w — oznajmi艂 powa偶nym tonem — i thriller贸w czy krymina艂贸w. Same komedie 艣wi膮teczne ewentualnie Harry Potter — w zasadzie mia艂 ca艂y plan w g艂owie, je偶eli chodzi艂o o ich 艣wi膮teczne le偶enie na kanapie — kwestie jedzenia pozostawiam tobie.
    — W porz膮dku — u艣miechn膮艂 si臋 — chcesz kombinowa膰 sama czy zrobimy pr贸b臋 generalna przed w艂a艣ciwym, wsp贸lnym pierniczeniem? — Spyta艂, maj膮c nadziej臋, 偶e b臋dzie chcia艂a spr贸bowa膰 wcze艣niej. Nie mia艂by nic przeciwko zak艂adaniu si臋 piernikami ju偶 teraz. Liczy艂 po cichu na to, 偶e Willy b臋dzie dobrze celowa膰 z proporcjami od samego pocz膮tku.
    — Co powiesz na 艣wi膮teczn膮 randk臋? Do艂o偶ymy do tego lodowisko w central parku — zaproponowa艂, ciesz膮c si臋 z tego, 偶e nie mia艂a nic przeciwko wyj艣ciu na 艣wi膮teczny jarmark. Sam ostatni raz na takim by艂 z Beth i Daisy. Uwa偶a艂, 偶e to dobry czas na pojawienie si臋 ponownie na podobnej atrakcji. Z Willy. Powr贸ci艂 my艣lami do wydarze艅 z ikei i wymy艣lonej przez Willow ci膮偶y. Automatycznie spojrza艂 na ni膮, wyginaj膮c usta w delikatny u艣miech.
    — Wspomina艂em, 偶e ci臋 kocham? — Spyta艂 z u艣miechem, kiedy rzuci艂a sw贸j elokwentny komentarz — ale masz racj臋, jak to spieprzymy to tylko poka偶e, jak bardzo jeste艣my beznadziejni w kuchni — mrukn膮艂 — b臋dziemy musieli pomy艣le膰 nad wykupem pude艂kowej diety, 偶eby艣my prze偶yli — doda艂 ze 艣miechem, spogl膮daj膮c na szafk臋 i upewniaj膮c si臋, 偶e na wierzchu znalaz艂o si臋 wszystko, co by艂o im potrzebne. — Ca艂kiem dobrze idzie ci czucie si臋 jak u siebie — zauwa偶y艂, odbieraj膮c trzepaczk臋 i uwa偶nie jej si臋 przygl膮daj膮c z uniesiona brwi膮 — czy przed chwil膮 nie uzna艂am, 偶e to ty chcesz je zrobi膰 z pomoc膮 moich instrukta偶y? — Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uderza艂 delikatnie w roz艂o偶on膮 d艂o艅 swoim ber艂em — potrzebujemy jeszcze miseczki do roztopienia mas艂a w mikrofali — oznajmi艂, gdy dostrzeg艂 czego im braknie. — A teraz… Do dzie艂a. — Zarz膮dzi艂, wskazuj膮c trzepaczk膮 na blat z miejscem roboczym. Kiedy Willow podesz艂a do mebla, Blake stan膮艂 od razu za ni膮, opieraj膮c si臋 jedn膮 r臋k膮 o blat, a drug膮 dyrygowa艂, wci膮偶 trzymaj膮c narz臋dzie — dzisiaj wersja prosta, dwa jajka do miski, ca艂a reszta na oko — nachyli艂 si臋 nad ni膮 w taki spos贸b, 偶e ich policzki znalaz艂y si臋 obok siebie — troch臋 wi臋cej m膮ki, 艣mia艂o — u艣miechn膮艂 si臋, unosz膮c jej 艂okie膰, gdy trzyma艂a torebk臋 z m膮k膮 i wysypywa艂a j膮 do miski.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  55. — Zobaczymy, kto pierwszy si臋 z艂amie — odpar艂 z u艣mieszkiem, doskonale wiedz膮c, 偶e 偶adne z nich nie by艂o w stanie utrzyma膰 r膮k przy sobie zbyt d艂ugo. Pokiwa艂 g艂ow膮, gdy wspomnia艂a o r贸wnych pi偶amkach. Naprawd臋 nie mia艂 nic przeciwko. — Widzisz, szybko za艂apa艂a艣, o co mi chodzi — pokiwa艂 g艂ow膮, a p贸藕niej cicho si臋 za艣mia艂 — mimo wszystko maj膮 w sobie jaki艣 urok — wzruszy艂 ramionami, a nast臋pnie machn膮艂 r臋k膮 — ale skoro tak stawiasz spraw臋… Pewnie, za艂atwimy to w ten spos贸b. Niech b臋dzie. W ko艅cu kompromisy to spos贸b na udany zwi膮zek.
    — Ju偶 nie przesadzaj. Wiem, 偶e nie jeste艣my najlepszymi kucharzami, ale damy rad臋 — za艣mia艂 si臋, wyobra偶aj膮c sobie ju偶 zapach 艣wi膮tecznych pierniczk贸w. Uwielbia艂 cynamon i go藕dziki. Mia艂 nadziej臋, 偶e w przepisie Willow przypraw by艂o wiele.
    — Naucz臋 ci臋 je藕dzi膰 na 艂y偶wach, je偶eli nie potrafisz. Mhm, b臋dziemy obserwowa膰 co roku nasze post臋py — wyszczerzy艂 z臋by — cholera, mam ochot臋 odwiedzi膰 taki jarmark jak najszybciej — powiedzia艂 na g艂os, chwytaj膮c delikatnie jej d艂o艅, gdy g艂adzi艂a jego policzek.
    Zmarszczy艂 brwi, s艂ysz膮c przeprosiny z jej ust, nie bardzo wiedzia艂, co mia艂a na my艣li i chyba, dlatego kontynuowa艂 instrukcje i wydawanie polece艅, co do stworzenia przepysznych nale艣nik贸w. Nie podejrzewa艂, 偶e co艣 mog艂o p贸j艣膰 mocno nie tak przez jego s艂owa. Cieszy艂 si臋, 偶e poczu艂a si臋 w mieszkaniu dobrze. Od dzisiaj mieli w nim wsp贸lnie mieszka膰, mia艂a czu膰 si臋, jak w domu… Nie mia艂 nic z艂ego na my艣li, dlatego spogl膮da艂 na ni膮 zdezorientowany, gdy napomkn臋艂a o panoszeniu si臋. M膮ka, kt贸ra znalaz艂a si臋 w ca艂ej kuchni by艂a niczym. Spogl膮da艂 na Willow i nie wierzy艂, 偶e powiedzia艂a to powa偶nie…
    — S艂ucham? — Zamruga艂, przygl膮daj膮c si臋 jej. Podszed艂 bli偶ej i delikatnie nacisn膮艂 na jej brod臋, uwalniaj膮c tym samym warg臋 spod z臋b贸w — skarbie, od dzisiaj to jest tw贸j dom… Nie da si臋 panoszy膰 po w艂asnym lokum — powiedzia艂, ca艂y czas przygl膮daj膮c si臋 jej uwa偶nie — we藕 grzaniec i usi膮d藕 na kanapie albo przy stole, gdzie chcesz, gdzie ci wygodniej. Ja to posprz膮tam — powiedzia艂, kieruj膮c si臋 na korytarz do zabudowanej szafy, w kt贸rej trzyma艂 wszystkie potrzebne lub nie tak bardzo potrzebne sprz臋ty 偶ycia codziennego, jak w艂a艣nie szufelka z miote艂k膮 czy deska do prasowania z 偶elazkiem; wszystkie drobne domowe sprz臋ty.
    Wr贸ci艂 pospiesznie do kuchni i zacz膮艂 zmiata膰 m膮k臋, z lekko zmarszczonymi brwiami. Wyprostowa艂 si臋 nagle, nie sko艅czywszy sprz膮ta膰. Od艂o偶y艂 szufelk臋 na blacie i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 brunetki.
    — Dlaczego uwa偶asz, 偶e si臋 panoszysz? — Spyta艂, nie odrywaj膮c od niej spojrzenia swoich ciemnych oczu. Czy naprawd臋 musieli mie膰 takiego pecha, 偶e ka偶da pr贸ba zaznania odrobiny beztroski musia艂a ko艅czy膰 si臋 mniejszym lub wi臋kszym niepowodzeniem? — Je偶eli co艣 powiedzia艂em… Willy, wiesz przecie偶, 偶e chc臋 ci臋 w swoim 偶yciu — obliza艂 nerwowo wargi, kl臋kaj膮c przed ni膮 i uk艂adaj膮c d艂onie na jej kolanach. Pocz膮tkowo nie zamierza艂 porusza膰 tego tematu, chyba chcia艂 jej odpu艣ci膰, da膰 chwil臋 na co艣 w rodzaju zaaklimatyzowania si臋 w nowym miejscu, ale…Chyba to by艂o bez sensu — chodzi o wczorajsz膮 rozmow臋? — Spyta艂, 艣ciskaj膮c odrobin臋 mocniej jej nogi — ca艂y czas mam wra偶enie, 偶e co艣 wisi w powietrzu… Willow, naprawd臋 mam wra偶enie, 偶e w og贸le mnie nie zrozumia艂a艣 — powiedzia艂, patrz膮c na ni膮 z do艂u, maj膮c nadziej臋, 偶e zaszczyci go swoim spojrzeniem.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  56. U艣miechn膮艂 si臋 na s艂owa dziewczyny i spojrza艂 na ni膮, przechylaj膮c przy tym g艂ow臋 na bok. Jego oczy by艂y pe艂ne rozbawienia i wcale nie pr贸bowa艂 tego ukry膰, bo nie mia艂o to najmniejszego sensu.
    — Chcesz si臋 za艂o偶y膰? — Spyta艂 wci膮偶 rozbawiony, chocia偶 dobrze wiedzia艂, 偶e 偶adne z nich nie potrafi艂o trzyma膰 r膮k z daleka od drugiego i nie mia艂 nic przeciwko temu. Podejrzewa艂, 偶e zak艂ad jedynie przesun膮艂by to co nieuniknione mo偶e o kilkana艣cie, ewentualnie kilkadziesi膮t minut w czasie, bo z pewno艣ci膮 w pierwszym odruchu staraliby si臋 udowodni膰, 偶e s膮 w stanie nad sob膮 panowa膰. Z drugiej strony im d艂u偶ej nad tym my艣la艂, nie by艂 pewien czy w jego przypadku nie podzia艂a艂aby to wr臋cz odwrotnie. Ju偶 teraz wystarczy艂o, 偶e zatrzyma艂 spojrzenie odrobine d艂u偶ej na jej wargach… — Zapomnij, to g艂upie — machn膮艂 r臋k膮, u艣miechaj膮c si臋 艂obuzersko.
    — Chyba sprawi ci to rado艣膰, hm? — Widzia艂, jak zmieni艂y si臋 jej oczy gdy wspomnia艂a o harmonogramie i planowaniu. Nie mia艂 nic przeciwko, zw艂aszcza, gdy go艂ym okiem da艂o si臋 zauwa偶y膰, 偶e mia艂o przynie艣膰 jej to rado艣膰. Tym bardziej nie mia艂 偶adnego powodu, aby na grafik si臋 nie zgodzi膰 — zawsze lubi艂a艣 tak planowa膰 czy szpital ci臋 tego nauczy艂? — Spyta艂 prawdziwie zainteresowany.
    Tym bardziej nie potrafi艂 zrozumie膰 tej nag艂ej zmiany humoru i chcia艂 wiedzie膰 czym by艂a spowodowana z prostego powodu: nast臋pnym razem zrobi wszystko, aby do tego nie dopu艣ci膰. Zale偶a艂o mu na niej i na jej szcz臋艣ciu. Mo偶e nawet by艂o to egoistyczne, bo gdy ona by艂a szcz臋艣liwy on czu艂 dok艂adnie to samo.
    Kiedy znalaz艂 si臋 przy niej, czeka艂 cierpliwie, a偶 powie co j膮 gryzie. G艂adzi艂 w tym czasie delikatnie jej kolana, nie odrywaj膮c oczy od jej twarzy.
    — Skarbie — szepn膮艂 cicho, got贸w podnie艣膰 si臋 i usadowi膰 si臋 tu偶 obok niej, aby porwa膰 j膮 w swoje ramiona i da膰 jej chocia偶 tyle… gdyby tylko m贸g艂, schroni艂by j膮 przed ca艂ym 艣wiatem i sprawi艂, aby nic jej nie dr臋czy艂o. Wiedzia艂 jednak, 偶e to tak nie dzia艂a, chcia艂 jednak aby mia艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e on wi臋cej jej nie skrzywdzi, 偶e przy nim jest ju偶 prawdziwie bezpieczna. Obieca艂 jej. — Nie zaproponowa艂em tego z grzeczno艣ci — powiedzia艂 — wiesz dobrze, 偶e chc臋 by艣 by艂a w moim 偶yciu, 偶eby艣 by艂a jego sta艂ym elementem — u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie, ale k膮ciki ust wr贸ci艂y do naturalnego po艂o偶enia, gdy m贸wi艂a dalej. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i przymkn膮艂 na chwile powieki, kr臋c膮c przy tym g艂ow膮 — nie zrozumia艂a艣 — westchn膮艂 cicho, spogl膮daj膮c prosto w jej oczy. Kiedy ich czo艂a si臋 stukn臋艂y, nie przerwa艂 tego od razu. U艣miechn膮艂 si臋 w rekacji na jej dotyk i ponownie wzi膮艂 g艂臋boki oddech — chc臋 przysz艂o艣ci z tob膮, chc臋 za艂o偶y膰 z tob膮 rodzin臋 — powiedzia艂 cicho, uk艂adaj膮c d艂onie na jej nadgarstkach. 艢ci膮gn膮艂 r臋ce dziewczyny ze swojej twarzy, z艂膮czy艂 je a nast臋pnie przysun膮艂 do swoich ust i z艂o偶y艂 na nich delikatne poca艂unki — ale potrzebuj臋 czasu i pewno艣ci, 偶e nic wam nie b臋dzie grozi艂o… Willy, nie dopuszcz臋 do tego, abym drugi raz straci艂 rodzin臋 — wyszepta艂, przerywaj膮c kontakt wzrokowy. Czu艂, 偶e oczy zachodz膮 mu 艂zami, chocia偶 wydawa艂o mu si臋, 偶e w pewnym stopniu upora艂 si臋 ze strat膮. My艣l, 偶e drugi raz mog艂oby si臋 wydarzy膰 co艣 takiego sprawia艂a, 偶e stawa艂 si臋 s艂aby. Jego oddech sta艂 si臋 dr偶膮cy i niespokojny. Podejrzewa艂, 偶e Lawrence nigdy nie skrzywdzi Willy, w ostatnim telefonie wymaga艂 od siostry aby go zostawi艂a, nie grozi艂 jej. Blake jednak na ten moment nie by艂 w stanie my艣le膰 o dziecku. — Wiem, 偶e to tw贸j brat — powiedzia艂 cicho, otwieraj膮c oczy — ale on ju偶 raz zabi艂 moj膮 rodzin臋, je偶eli… — zacisn膮艂 wargi, nie b臋d膮c w stanie wypowiedzie膰 na g艂os swoich najgorszych obaw.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  57. Reakcja dziewczyny tylko utwierdzi艂a go w przekonaniu, 偶e rzucenie has艂em zak艂ad by艂o r贸wnoznaczne z pope艂nieniem b艂臋du. M贸g艂 w zasadzie to przewidzie膰, ale c贸偶, nie zawsze cz艂owiek by艂 na tyle uwa偶ny, aby nie pope艂nia膰 偶adnych b艂臋d贸w.
    — Musz臋 si臋 w takim razie zastanowi膰. I to porz膮dnie, skoro perspektywa przegranej jest tak przera偶aj膮ca — za艣mia艂 si臋, bo troch臋 obawia艂 si臋 tego, czego mog艂aby sobie za偶yczy膰. Chocia偶 im d艂u偶ej o tym my艣la艂, to bardziej obawia艂 si臋 p贸r ni偶 samych wymys艂贸w smakowych. Internet go poratuje je偶eli chodzi o przepisy.
    Nie spodziewa艂 si臋, 偶e w pierwszy dzie艅 ich wsp贸lnego mieszkania b臋d膮 przerabia膰 takie ci臋偶kie tematy, ale… Skoro mieli 偶y膰 ze sob膮, widocznie by艂o to co艣, przez co musieli wsp贸lnie przej艣膰.
    — Nie chc臋, 偶eby艣 mnie przeprasza艂a — powiedzia艂 spokojnie i ca艂kowicie szczerze. To by艂o ostatnie czego by od niej oczekiwa艂 — nie o to chodzi. Nie masz mnie za co przeprasza膰, nie chc臋 偶eby艣 czu艂a si臋 w jakikolwiek spos贸b winna ci膮gle przepraszanie. Nie mnie, nie chc臋, nie potrzebuj臋 tego — powiedzia艂 — chc臋 偶eby艣 czu艂a si臋 tutaj jak w domu, bo to od dzisiaj tw贸j dom. Masz si臋 tutaj czu膰 dobrze i swobodnie i… Chcia艂bym, 偶eby艣 przy mnie si臋 tak czu艂a — u艣miechn膮艂 si臋 lekko. U艣miech nie go艣ci艂 jednak d艂ugo na jego twarzy.
    Skin膮艂 delikatnie g艂ow膮, gdy powt贸rzy艂a jego s艂owa. W艂a艣nie tego chcia艂 i nie rozumia艂, dlaczego Willy wcze艣niej tego nie zrozumia艂a. Wydawa艂o mu si臋, 偶e m贸wi艂 wyra藕nie, 偶e potrzebuje odrobine wi臋cej czasu, a nawet nie tyle czasu, co zamkni臋cia drzwi prowadz膮cych do przesz艂o艣ci.
    Odetchn膮艂 g艂臋boko, gdy na nim usiad艂a. Momentalnie obj膮艂 j膮, uk艂adaj膮c d艂onie na jej plecach i schowa艂 twarz w ciemnych kosmykach jej w艂os贸w, jednocze艣nie zaci膮gaj膮c si臋 przyjemnym zapachem brunetki.
    — Wiem — powiedzia艂 cicho, wci膮偶 z twarz膮 wtulon膮 w ni膮 — ale my艣l, 偶e… — wzi膮艂 g艂臋boki oddech — sprawia, 偶e robi臋 si臋 mi臋kki — powiedzia艂, a nast臋pnie odsun膮艂 si臋 odrobine od niej, aby spojrze膰 na jej twarz. Kocha艂 Beth, ale w艂a艣nie dotar艂o do niego, 偶e nigdy nie pozwala艂 sobie przy niej na okazywanie s艂abo艣ci. Z Willow by艂o inaczej… Nie chcia艂 umniejsza膰 mi艂o艣ci, kt贸ra mieli, dop贸ki 偶ona 偶y艂a, ale to co 艂膮czy艂o go z Willow by艂o zupe艂nie inne. Momentami mia艂 wra偶enie, 偶e przez takie szczeg贸艂y jak ten, prawdziwsze, bardziej intymne. — Przesta艅 przeprasza膰 — wyszepta艂 — m贸wi艂em co艣 o tym. I przesta艅 sama siebie obra偶a膰 — przesun膮艂 powoli d艂oni膮 wzd艂u偶 jej kr臋gos艂upa — nie jeste艣 ani idiotk膮, ani kretynk膮. Jeste艣 wspania艂a, Willy, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo — powiedzia艂, a nast臋pnie odwzajemni艂 poca艂unek, przyciskaj膮c j膮 do siebie — jeste艣 ca艂ym moim 偶yciem i wspaniale b臋dzie, kiedy powi臋kszy si臋 o ma艂ego cz艂owieka — m贸wi膮c to, nie przestawa艂 sun膮c d艂oni膮 po jej plecach — ale… Musimy ten tydzie艅 w pe艂ni wykorzysta膰, 偶eby dowiedzie膰 si臋 jak najwiecej. Jak b臋d臋 mia艂 pewno艣膰, 偶e jest bezpiecznie b臋dziemy mogli zacz膮膰 si臋 stara膰 kiedy tylko zechcesz… O ile nadal nie b臋dziemy toczy膰 zak艂adu — powiedzia艂, samemu pr贸buj膮c nieco si臋 roz艣mieszy膰 i rozlu藕ni膰 atmosfer臋, bo nie chcia艂 wychodzi膰 na mi臋kk膮 klusk臋 mimo wszystko.

    ❤️❤️馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  58. U艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust, s艂ysz膮c jej s艂owa.
    — W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak po prostu… cieszy膰 si臋 tym wszystkim, tym, 偶e mamy siebie — szepn膮艂 — postara膰 si臋… — zawiesi艂 g艂os, bo chcia艂 powiedzie膰, 偶e powinni postara膰 si臋 zostawi膰 przesz艂o艣膰 za sob膮, ale doskonale wiedzia艂, 偶e to nie jest takie 艂atwe. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e sam potrzebowa艂 zamkn膮膰 pewne sprawy, aby ze spokojem m贸c ruszy膰 wreszcie na prz贸d, wi臋c jakim prawem chcia艂by wymaga膰 od Willow tego, aby postara艂a si臋 zapomnie膰 o przesz艂o艣ci, kt贸ra mia艂a wp艂yw na to, kim by艂a dzisiaj — mo偶e… Powinna艣 si臋 zastanowi膰, co pomog艂oby ci upora膰 si臋 z przesz艂o艣ci膮. Czy jest co艣, co mog艂aby艣 zrobi膰 i co sprawi艂oby, 偶e teraz by艂oby ci pro艣ciej… — powiedzia艂, zastanawiaj膮c si臋 nad ka偶dym wypowiedzianym przez siebie s艂owem — o ile b臋dziesz chcia艂a — doda艂.
    Westchn膮艂 cicho.
    — Ci膮gle to sobie powtarzam — przyzna艂 cicho — 偶e tobie nic nie zrobi, bo jeste艣cie przecie偶 rodze艅stwem — wtuli艂 si臋 w brunetk臋, oddychaj膮c spokojnie jej zapachem — ale ten strach i tak pozostaje, nie potrafi臋 tak po prostu si臋 go wyzby膰, to… wsi膮kn臋艂o tak mocno — zerkn膮艂 na ni膮, od razu odnajduj膮c spojrzeniem jej oczy. S艂ucha艂 uwa偶nie jej s艂贸w, czuj膮c, 偶e jego usta wyginaj膮 si臋 w coraz wi臋kszym 艂uku zadowolenia.
    — Hej — zmarszczy艂 lekko brwi, ale ca艂y czas si臋 u艣miecha艂 — nie ma bole膰 — powiedzia艂, uk艂adaj膮c d艂onie na jej policzkach — chyba, 偶e przyjemnie boli, wtedy to co innego — u艣miechn膮艂 si臋, ale trwa艂o to kr贸tko, bo w nast臋pnej chwili przysun膮艂 g艂ow臋 bli偶ej niej i traci艂 nosem jej nos — kocham ci臋, Willow Mahoney — wyszepta艂 wprost w jej usta, a nast臋pnie z艂膮czy艂 ich wargi w delikatnym poca艂unku, w kt贸rym pr贸bowa艂 przekaza膰 ca艂膮 swoj膮 mi艂o艣膰 do niej, chocia偶 wiedzia艂, 偶e jeden poca艂unek to za ma艂o na to.
    — Wiedzia艂em, ju偶 chcesz oszukiwa膰 z tym zak艂adem — za艣mia艂 si臋 cicho, raz jeszcze tr膮caj膮c jej nos. G艂adzi艂 wci膮偶 jej policzek, drug膮 r臋k臋 przek艂adaj膮c na jej bok — doko艅czymy wsp贸lnie te nale艣niki? — Spyta艂, ale nie czekaj膮c na jej odpowied藕, po prostu prze艂o偶y艂 jej r臋ce na sw贸j kark — trzymaj si臋 — powiedzia艂, samemu uk艂adaj膮c d艂onie pod jej po艣ladkami i powoli podni贸s艂 si臋, trzymaj膮c j膮 w swoich r臋kach — jeszcze nie wygra艂a艣 偶adnego zak艂adu, wi臋c musisz uczestniczy膰 w gotowaniu — oznajmi艂 z u艣miechem, przeszed艂 do kuchni i usadzi艂 j膮 na blacie, na kt贸rym wci膮偶 co prawda by艂o odrobine rozsy艂anej wcze艣niej m膮ki, ale nie przejmowa艂 si臋 tym w tej chwili w og贸le. Sta艂 mi臋dzy jej nogami? A d艂onie przesun膮艂 przy odk艂adaniu z po艣ladk贸w na l臋d藕wie i jeszcze sta艂 tak przez chwil臋, przypatruj膮c si臋 jej z czu艂o艣ci膮. Nie mia艂 ochoty si臋 od niej odsuwa膰, czu艂, 偶e wbrew temu jak do tego dosz艂o, to b臋dzie jedna ze szcz臋艣liwych chwil jego 偶ycia.
    — Na czym sko艅czyli艣my… — zamrucza艂, wychylaj膮c si臋 zza Willy, aby zerkn膮膰 na blat — mo偶esz zaj膮膰 si臋 roztopieniem mas艂a i przygotowaniem patelni. Ja przygotuje ciasto — oznajmi艂, ale nawet si臋 nie ruszy艂. Naprawd臋 nie chcia艂 si臋 od niej odsun膮膰… Jednak burczenie, kt贸re czu艂 sprowadzi艂o go pod tym wzgl臋dem na ziemi臋 — to z mojego brzucha czy twojego? — Za艣mia艂 si臋 cicho, chocia偶 doskonale wiedzia艂, 偶e to jego 偶o艂膮dek domaga si臋 pokarmu.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  59. Uni贸s艂 s艂abo k膮cik ust. Szczerze m贸wi膮c nie spodziewa艂 si臋 takiej w艂a艣nie odpowiedzi. Podejrzewa艂, 偶e obecna relacja Willow z bratem jest trudna i mocno skomplikowana, ale… Chyba gdzie艣 w g艂臋bi chcia艂 wierzy膰, 偶e dla siostry by艂 w przesz艂o艣ci na tyle dobry, 偶e nie chcia艂aby 偶yczy膰 mu 艣mierci. Tymczasem… nie chcia艂 w 偶aden spos贸b komentowa膰 jej s艂贸w, widz膮c, 偶e przyznanie si臋 do tego wcale nie by艂o 艂atwe, a dwa… przez gard艂o nie przesz艂oby mu sk艂onienie jej do zmiany zdania. Tym bardziej, 偶e nie zamierza艂 si臋 wycofywa膰. Chcia艂 znale藕膰 Lawrence’a Mahoney’a i patrz膮c mu prosto w oczy wymierzy膰 sprawiedliwo艣膰.
    Skin膮艂 lekko g艂ow膮.
    — To niestety nie jest takie 艂atwe — westchn膮艂. Co mia艂 zrobi膰? Nie umia艂 wyzby膰 si臋 tych natr臋tnych my艣li, a naprawd臋 chcia艂 je wyrzuci膰 z g艂owy i nigdy wi臋cej do nich nie wraca膰. Skupia膰 si臋 jedynie na tym, co dobre. Wtuli艂 si臋 policzkiem w jej ciep艂膮 d艂o艅, przymykaj膮c przy tym powieki. Zaci膮gn膮艂 si臋 znajomym zapachem, pr贸buj膮c tym samym uspokoi膰 serce i my艣li. Kolejne s艂owa brunetki, zdecydowanie mu pomog艂y… w pow臋drowali my艣lami w zupe艂nie innym kierunku. K膮ciki ust drgn臋艂y mu, a jego spojrzenie sta艂o si臋 jednoznaczne po puszczonym przez ni膮 oczku. Z trudem powstrzymywa艂 si臋 przed pog艂臋bieniem pieszczoty, ale skoro sam rzuci艂 tym g艂upim zak艂adem nie m贸g艂 tak szybko da膰 si臋 ponie艣膰 chwili, zw艂aszcza, 偶e wytkn膮艂 jej sposobno艣膰 do wykr臋cenia si臋 z niego.
    — Jaka cwana, kto by si臋 spodziewa艂 — wymrucza艂 cicho, kieruj膮c si臋 z ni膮 w ramionach do kuchni.
    Musia艂 przyzna膰, 偶e pr臋dko uda艂o im si臋 upora膰 z przygotowaniem posi艂ku. Nie, 偶eby z g贸ry zak艂ada艂, 偶e nale艣niki im nie wyjd膮, ale mia艂 pewne obawy co do d艂ugo艣ci procesu. Na ca艂e szcz臋艣cie jego obawy by艂y bezpodstawne i po kr贸tkim czasie, mogli ju偶 zajada膰 si臋 s艂odkimi nale艣nikami. Sam skusi艂 si臋 na porcje oblan膮 syropem klonowym, chocia偶 kolejne kosztowa艂 ju偶 tylko z cukrem. G艂贸d zosta艂 szybko zaspokojony, a wraz z nasyceniem pojawi艂a si臋 senno艣膰, kt贸rej jednak nie tylko nie chcia艂, ale i nie m贸g艂 si臋 podda膰, bo przecie偶 czeka艂o ich wci膮偶 sporo rzeczy do zrobienia.
    Po wniesieniu ostatniej partii rzeczy Mahoney, zamierza艂 rozsi膮艣膰 si臋 na kanapie i wyprostowa膰 stare ko艣ci, kt贸re od dawna nie mia艂y w ci膮gu jednego dnia, a偶 takiej aktywno艣ci.
    S艂ysz膮c s艂owa brunetki, spojrza艂 na ni膮, a nast臋pnie uni贸s艂 wysoko brew, ws艂uchuj膮c si臋 w owe mo偶liwo艣ci.
    — A zamierza艂em po prostu roz艂o偶y膰 si臋 na kanapie i odetchn膮膰 — za艣mia艂 si臋, uk艂adaj膮c r臋k臋 na r臋ce Willy. Spogl膮da艂 w jej oczy, jednak szybko przeni贸s艂 wzrok na jej usta, a kiedy przygryz艂a warg臋, wstrzyma艂 oddech. Pami臋ta艂 o zak艂adzie, nie m贸g艂by tak szybko o nim zapomnie膰, ale… Odprowadzi艂 j膮 spojrzeniem do drzwi i wpatrywa艂 si臋 w nie przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Chcia艂 i nie chcia艂 za ni膮 ruszy膰, wiec sta艂 w miejscu i gapi艂 si臋 na drzwi 艂azienki, a偶 zdecydowa艂 si臋 podej艣膰 do szuflady kuchni. Si臋gn膮艂 notes i d艂ugopis, a nast臋pnie w drug膮 r臋k臋 chwyci艂 jedno z krzese艂 stoj膮cych przy stole o ruszy艂 do 艂azienki. Wszed艂 do pomieszczenia z u艣miechem, ustawi艂 krzes艂o na 艣rodku skierowane przodem do wanny i usiad艂 na nim, szczerz膮c si臋 szeroko.
    — Zdecydowa艂em si臋 z dw贸ch zrobi膰 jedno — oznajmi艂, b艂膮dz膮c spojrzeniem po jej ciele — nie kr臋puj si臋 — doda艂, w艂膮czaj膮c d艂ugopis i przystawi艂 go do kartki. Wiedzia艂, 偶e nic mu z tego punktowania nie wyjdzie, ale chcia艂 si臋 z ni膮 troch臋 podroczy膰, dla zasady.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  60. Wiedzia艂, 偶e tydzie艅 wolnego Willow nie jest po to, aby mogli wykorzysta膰 ka偶d膮 chwil臋 na s艂odkie lenistwo i jedynie cieszenie si臋 sob膮 nawzajem. Mimo to, westchn膮艂 na jej s艂owa. Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e trwaj膮cy dzie艅 i tak w du偶ej mierze zmarnowali, bo mogli szybko przeprowadzi膰 j膮 do mieszkanka, kupi膰 co potrzebne i koncentrowa膰 si臋 na planowaniu kolejnych dni, zamiast pozwala膰 sobie na seks w miejscu publicznym czy wsp贸lne gotowanie. Nie 偶a艂owa艂 jednak 偶adnej z tych z pozoru straconych chwil, bo wiedzia艂, 偶e wbrew wszystkiemu tworzyli wspomnienia, do kt贸rych pr臋dzej czy p贸藕niej zaczn膮 wraca膰 z mniejszym lub wi臋kszym u艣miechem na twarzy.
    — Dobra, dobra — u艣miechn膮艂 si臋 lekko — zrozumia艂em, wypunktuje co musimy zrobi膰, ty p贸藕niej to pi臋knie u艂o偶ysz w grafik — westchn膮艂 ponownie, odprowadzaj膮c j膮 spojrzeniem do drzwi 艂azienki.
    Kiedy sam znalaz艂 si臋 ju偶 w pomieszczeniu, wygodnie siedz膮c na krze艣le, ca艂y czas wodzi艂 spojrzeniem za ni膮. K膮cik jego ust w臋drowa艂 ku g贸rze, gdy pozbywa艂a si臋 z siebie kolejnych element贸w garderoby. Jego wzrok wr臋cz l艣ni艂 od cudownego widoku, jakim si臋 raczy艂.
    — Nie艂adnie? Powiedzia艂bym, 偶e wr臋cz przeciwnie — za艣mia艂 si臋 przy tym cicho. 艢miech szybko jednak ucich艂, bo chocia偶 blisko艣膰 dziewczyny by艂a niesamowicie przyjemna, tak wspomnienie o jego drugiej osobowo艣ci, takie nie by艂o. Kolejny raz wydoby艂 z siebie ciche westchnienie. Przeni贸s艂 wzrok na pust膮 kartk臋 i stworzy艂 pierwszy punkt wytropi膰 i zabi膰.
    Obserwowa艂 uwa偶nie jak 艣ci膮ga艂a z siebie bielizn臋. Nie odrywa艂 spojrzenia, gdy wchodzi艂a do wanny, a wszystkie zmys艂y skupi艂 tylko na niej. Musia艂 przyzna膰, 偶e m贸g艂by cz臋艣ciej j膮 po prostu obserwowa膰. Nie, aby nie mia艂 na ni膮 ochoty, tak naprawd臋 ci膮gle by艂 ni膮 nienasycony i wystarczy艂o niewiele, aby czu艂 si臋 w gotowo艣ci. Obserwowanie jej mia艂o w sobie co艣 magicznego i chocia偶 z ch臋ci膮 do艂膮czy艂by od razu, z przyjemno艣ci膮 jej si臋 przygl膮da艂.
    — Wiem — u艣miechn膮艂 si臋 — wiem te偶, 偶e na przytulankach by si臋 nie sko艅czy艂o, podst臋pna lisico — za艣mia艂 si臋. Obserwowa艂 uwa偶nie, co robi艂a. Pozwoli艂 na wyci膮gni臋cie z d艂oni notesu z d艂ugopisem. Przez chwile wpatrywa艂 si臋 w milczeniu w wyci膮gni臋te r臋ce, a nast臋pnie przeni贸s艂 spojrzenie na jej nagie cia艂o, na kt贸rym gdzie niegodziwe utrzyma艂a si臋 mydlana piana. Wygl膮da艂a tak apetycznie, tak kusz膮co, 偶e w jednej chwili zrobi艂o mu si臋 gor膮co. Temperatura pomieszczenia z pewno艣ci膮 mia艂a na to wp艂yw, ale widok jej l艣ni膮cego cia艂a by艂 g艂贸wnym czynnikiem zmiany Blake’a.
    — M贸wi艂em, 偶e ten zak艂ad jest bez sensu — wymrucza艂, cicho odkaszluj膮c. Wiedzia艂, 偶e Willow nie da si臋 nam贸wi膰 na rezygnacj臋 z rywalizacji i wiedzia艂 r贸wnie偶, 偶e nie zrezygnuje szybko z nak艂aniania go do do艂膮czenia do wsp贸lnej k膮pieli. Podni贸s艂 si臋 z krzes艂a i pospiesznie si臋gn膮艂 kraw臋dzi koszulki, szybko si臋 jej z siebie pozbywaj膮c, a nast臋pnie to samo zrobi艂 ze spodniami i bokserskim. Chwyci艂 jej d艂onie i wszed艂 do cieplej wanny, nie przejmuj膮c si臋 twardniej膮cym cz艂onkiem. — Tylko si臋 poprzytulamy — wymrucza艂, przyci膮gaj膮c jej ciep艂e i wilgotne cia艂o do swojego, mocno j膮 przy tym obejmuj膮c — nie przegram tego zak艂adu tak 艂atwo, nie my艣l sobie — wymrucza艂 cicho wprost do jej ucha, a nast臋pnie przygryz艂 delikatnie p艂atek — b臋dziesz musia艂a si臋 troch臋 bardziej postara膰, kr贸liczku — doda艂, odsuwaj膮c si臋, aby spojrze膰 jej w oczy i u艣miechn膮膰 si臋 przy tym 艂obuzersko.

    ❤️馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  61. Zemsta mia艂a mie膰 s艂odki smak. Od wydarze艅 w Waszyngtonie, kiedy po偶ar poch艂on膮艂 wszystko, co mia艂 i wszystko, co kocha艂, mia艂 nadzieje, 偶e kiedy w ko艅cu uda mu si臋 wymierzy膰 sprawiedliwo艣膰, wszystko wr贸ci na swoje miejsce. Jakby w g艂owie posiada艂 prze艂膮cznik, kt贸ry mia艂 klikn膮膰 i sprawi膰, 偶e zazna w ko艅cu spokoju.
    W pewnym sensie tak w艂a艣nie by艂o. Czu艂 satysfakcj臋 i pewien rodzaju spok贸j, ale jednocze艣nie panika momentami bra艂a nad nim panowanie. Przez ca艂y czas 偶y艂 w przekonaniu, 偶e Willow nic nie grozi, 偶e jej brat nie by艂by zdolny do skrzywdzenia jej w jakikolwiek spos贸b, tymczasem… Na samo wspomnienie widoku zwi膮zanej dziewczyny oblanej benzyn膮 robi艂o mu si臋 gor膮co, a z艂o艣膰 pojawia艂a si臋 w u艂amku sekundy. Wiedzia艂, 偶e by艂a bezpieczna. Lawrence Murphy by艂 martwy i nikomu nie m贸g艂 ju偶 zagra偶a膰, mimo wszystko czu艂 gniew i strach, kt贸rych nie potrafi艂 w tym momencie jednoznacznie ukierunkowa膰.
    Cieszy艂 si臋, 偶e ostatecznie Willow nie sta艂a si臋 偶adna krzywda. Jednocze艣nie nie by艂 idiot膮, zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e wszystko to, co wydarzy艂o si臋 w 艣wi臋ta by艂o trudne i z pewno艣ci膮 pozostawi艂o po sobie 艣lad.
    U艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami ust, gdy po przekroczeniu progu mieszkania, brunetka momentalnie znalaz艂a si臋 przy nim. Jej u艣miech sprawia艂, 偶e na jego twarzy on r贸wnie偶 go艣ci艂, a dziwny niepok贸j tkwi膮cy gdzie艣 g艂臋boko w jego wn臋trzu, uspokaja艂 si臋. Cich艂.
    Odebra艂 telefon z jej r膮k i nim odpowiedzia艂 i spojrza艂 na wy艣wietlacz, utkwi艂 spojrzenie w niej.
    — Dzie艅 dobry, ciebie te偶 mi艂o widzie膰 — musn膮艂 jej policzek — nie wiem, musia艂bym spyta膰 kierownika — skupi艂 w贸wczas wzrok na urz膮dzeniu i uni贸s艂 wysoko brew, a nast臋pnie cicho zagwizda艂, spogl膮daj膮c na brunetk臋 — Hawaje? — Wci膮偶 mia艂 uniesion膮 brew, a sw贸j wzrok utkwiony mia艂 w jej oczach. W zasadzie… Nie pami臋ta艂, kiedy ostatni raz by艂 na prawdziwych wakacjach, a po wszystkim, co spotka艂o go wcze艣niej i co teraz spotka艂o im wsp贸lnie… Nale偶a艂o im si臋, prawda? — Na kiedy jest ta oferta? — Spyta艂, przesuwaj膮c palcem po ekranie, ale nie m贸g艂 namierzy膰 spojrzeniem terminu lot贸w. — Mog臋 si臋 dowiedzie膰, ale potrzebuj臋 konkret贸w. Ile mia艂oby nas nie by膰? — Spyta艂 z u艣miechem, oddaj膮c jej telefon. U艂o偶y艂 d艂o艅 na jej boku i wszed艂 powoli wraz z dziewczyn膮 w g艂膮b mieszkania — co ci臋 w og贸le tkn臋艂o na to? — Spyta艂, maj膮c oczywi艣cie na my艣li poszukiwanie jakiego艣 wyjazdu. I dlaczego w og贸le zdecydowa艂a si臋 na Hawaje. By艂 naprawd臋 ciekaw — wiesz, 偶e rdzenni mieszka艅cy Hawaj贸w nieszczeg贸lnie przepadaj膮 za turystami? — Spojrza艂 na dziewczyn臋, bior膮c z niej d艂o艅 i przechodz膮c do kuchni — chcesz kawy lub herbaty? — Doda艂, bior膮c si臋 za przygotowanie sobie mocnej, czarnej kawy.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  62. Pokiwa艂 g艂ow膮, s艂uchaj膮c tego, co mia艂a do powiedzenia. Nie zamierza艂 negowa膰 jej pomys艂u. Prawd膮 by艂o, 偶e ka偶de z nich musia艂o znale藕膰 sw贸j spos贸b na poradzenie sobie z ca艂膮 t膮 sytuacj膮, w jakiej si臋 znale藕li. Dlatego… Skoro chcia艂a wyjecha膰, by艂 ostatni膮 osob膮, kt贸ra zamierza艂a j膮 do tego zniech臋ca膰. Widz膮c, wi臋c jej reakcj臋, u艣miech z jego twarzy odrobin臋 przygas艂. Nie chcia艂 jej odbiera膰 nawet tej chwilowej rado艣ci zwi膮zanej z teoretycznym wyjazdem.
    — W艂a艣ciwie cokolwiek powiesz, brzmi dobrze — powiedzia艂, odk艂adaj膮c kubek na kuchenny blat i odwr贸ci艂 si臋 przodem do dziewczyny. Chwyci艂 jej r臋ce w swoje i delikatnie uni贸s艂, spogl膮daj膮c na jej twarz — mo偶emy wybra膰 si臋 gdzie艣, gdzie nie b臋dzie trzeba lecie膰 — zaproponowa艂. Pewnie i powinna za艂atwi膰 wszystko, co by艂o zwi膮zane z domem w Waszyngtonie, ale… Dom nie zaj膮c, nie ucieknie, prawda? Tyle, 偶e Blake nie chcia艂 w 偶aden spos贸b wp艂ywa膰 na to, co Willy zdecyduje. — Wiesz… Je偶eli tak czujesz, mo偶emy skupi膰 si臋 na tym. Je偶eli wolisz wyjecha膰… Wyjed藕my — m贸wi膮c to, ca艂y czas trzyma艂 jej d艂onie w swoich, a na zako艅czenie wypowiedzi, musn膮艂 delikatnie jej wargi. Odsun膮wszy si臋 odrobin臋 od jej twarzy, u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust — zrobimy to, co b臋dziesz chcia艂a. Zmarszczy艂 na kr贸tk膮 chwil臋 brwi, przechylaj膮c lekko g艂ow臋 w bok — spraw臋 z domem mo偶na komu艣 zleci膰 tak w艂a艣ciwie — rzuci艂 — s膮 firmy, kt贸re si臋 zajmuj膮 takimi rzeczami. Wydasz na to troch臋 kasy, ale jak sama przed chwil膮 stwierdzi艂a艣… Masz jej troch臋 do przepieprzenia. Mo偶esz si臋 z kim艣 skontaktowa膰 i dowiedzie膰 si臋 na ile musisz by膰 w mie艣cie i… Niech robi膮 co musz膮, a my mo偶emy opu艣ci膰 Nowy Jork. Je偶eli tylko chcesz — podsun膮艂.
    Pu艣ci艂 jej r臋ce i prze艂o偶y艂 swoje d艂onie na jej policzki. Wiedzia艂, 偶e nie musi jej zapewnia膰 o tym, 偶e zrobi dla niej wszystko, czego b臋dzie pragn臋艂a. Dlatego po prostu przysun膮艂 si臋 jeszcze bli偶ej, tr膮caj膮c delikatnie jej nos nosem, a nast臋pnie z艂o偶y艂 na jej ustach powolny, pe艂en czu艂o艣ci poca艂unek.
    — Takie dwa w jednym. Albo mo偶esz za艂atwi膰 wszystko sama, a p贸藕niej mo偶emy… 艢wi臋towa膰 gdzie艣, zamkni臋cie spraw przesz艂o艣ci — doda艂, gdy do艣膰 niech臋tnie odsun膮艂 si臋 od jej ust. Wci膮偶 by艂 jednak na tyle blisko, 偶e ze spokojem ws艂uchiwa艂 si臋 w jej oddech, a ciep艂o bij膮ce od jej cia艂a sprawia艂o, 偶e ca艂kowicie zapomnia艂 i ciep艂ym napoju, kt贸ry chcia艂 sobie wcze艣niej przygotowa膰. Wystarczy艂a jej obecno艣膰, aby pozby膰 si臋 tego nieprzyjemnego uczucia ch艂odu, kt贸re towarzyszy艂o mu po przekroczeniu progu mieszkania. — Musisz tylko zdecydowa膰 i od razu zaczniemy dzia艂a膰 — doda艂, raz jeszcze tr膮caj膮c jej nos swoim.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  63. Spojrza艂 na Willow, jednocze艣nie unosz膮c przy tym pytaj膮co brew. Kiedy poczu艂 jej nogi wok贸艂 siebie, automatycznie jego d艂onie spocz臋艂y na jej udach. G艂adzi艂 powoli jej nogi, powtarzalnym, rytmicznym ruchem, jednocze艣nie s艂uchaj膮c uwa偶nie tego, co mia艂a do powiedzenia. Nie by艂 pewien, dok膮d zmierzy ta rozmowa, bo nie widzia艂 w swoim zachowaniu niczego z艂ego. Chcia艂 po prostu, aby poczu艂a si臋 lepiej. Chcia艂 widzie膰 cz臋艣ciej u艣miech na jej twarzy i mie膰 艣wiadomo艣膰, 偶e potrafi cieszy膰 si臋 jeszcze 偶yciem. Ich wsp贸lnym 偶yciem. Jakby nie by艂o… w przesz艂o艣ci porwa艂 j膮, torturowa艂, a teraz by艂 morderc膮 jej brata. Brata, kt贸ry chcia艂 spali膰 j膮 偶ywcem. Nie powinien podejrzewa膰, 偶e Willow mo偶e go obwinia膰. Jednocze艣nie wiedzia艂, 偶e gdyby nigdy nie pojawi艂 si臋 w jej 偶yciu, Lawrence nie musia艂by si臋 posun膮膰 do czego艣 takiego. By艂aby bezpieczna, uczy艂aby si臋 i pracowa艂a, nie maj膮c poj臋cia o tym, czym zajmowa艂 si臋 jej brat.

    W pewnym sensie, sam nie potrafi艂 wyrzuci膰 z w艂asnej g艂owy wizji Larry’ego jako dobrego i dbaj膮cego o m艂odsz膮 siostr臋 brata. Widzia艂 go w ten spos贸b, a jednocze艣nie wiedzia艂 o nim ca艂膮 prawd臋 i mia艂 艣wiadomo艣膰, co zrobi艂 jego rodzinie. Co chcia艂 zrobi膰 swojej siostrze. Co zrobi艂 Darrenowi. 

    Darren by艂 kolejn膮 dusz膮, kt贸r膮 mia艂 na sumieniu.

    — Urlop to dobry pomys艂 — powiedzia艂. Odk膮d poprzysi膮g艂 sobie zemst臋 na m臋偶czy藕nie, nie my艣la艂 w og贸le o tym, 偶eby gdziekolwiek wyjecha膰. Dzia艂a艂 z jedn膮 my艣l膮, ale teraz… Teraz mogli si臋 w ko艅cu zrelaksowa膰. Razem. — Zabi艂em twojego brata — powiedzia艂, spogl膮daj膮c prosto w jej oczy — wiem, jakim by艂 cz艂owiekiem. Wiem, 偶e sobie zas艂u偶y艂, ale jednocze艣nie… Kurwa — wyszepta艂 cicho przekle艅stwo — pami臋tam obrazy, na kt贸rych si臋 o ciebie troszczy艂. By艂 twoj膮 rodzin膮 — mia艂 ochot臋 doda膰, 偶e po prostu musi traktowa膰 j膮 delikatnie, niczym najcenniejszy skarb, bo tak w艂a艣ciwie w艂a艣nie nim by艂a. Jego skarbem. 

    Wypu艣ci艂 powoli powietrze nosem. 

    — Skoro w艂a艣nie tego chcesz — odpowiedzia艂 w kwestii przejrzenia i spakowania rzeczy przez ni膮 osobi艣cie. — W cztery r臋ce p贸jdzie nam szybciej — nie mia艂 nic przeciwko przy pomocy. W zasadzie uwa偶a艂, 偶e pozbycie si臋 wszystkiego, co mia艂o zwi膮zek z Larry’m pozwoli im obojgu ruszy膰 na prz贸d. W ko艅cu tego chcieli. On tego chcia艂. Przesta膰 my艣le膰 o zem艣cie i w ko艅cu cieszy膰 si臋 偶yciem. Spojrza艂 na Willow.

    — Mo偶emy ruszy膰, cho膰by zaraz. Pieprzy膰 urlop. I tak chcia艂em rzuci膰 t臋 robot臋 po wszystkim. Ju偶 jest po wszystkim — zdecydowa艂, jednocze艣nie zaci膮gaj膮c si臋 zapachem 艣wie偶o robi膮cej si臋 kawy. Nadal wystarczy艂a mu Willow, ale aromat unosz膮cy si臋 w powietrzu sprawi艂, 偶e na nowo nabra艂 ochoty na kofeinowy nap贸j. — Zr贸bmy porz膮dek i we藕my si臋 w ko艅cu za swoje 偶ycie. — Spojrza艂 prosto w oczy dziewczyny, a nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋 — tego przecie偶 chcia艂em… ty te偶, prawda? — Si臋gn膮艂 po kubek, gdy nap贸j ju偶 go wype艂ni艂, a nast臋pnie od艂o偶y艂 go na blacie. — Willow — powiedzia艂 mi臋kko jej imi臋, chcia艂 powiedzie膰 co艣 zupe艂nie innego, ale w ostateczno艣ci z jego ust pad艂y nast臋puj膮ce s艂owa — wypijemy kaw臋 i si臋 pakujemy. Przed nami d艂uga droga do Waszyngtonu, a nie zamierzam pozwoli膰 ci na faszerowanie si臋 prochami.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  64. Opu艣ci艂 spojrzenie ciemnych oczu. To nie tak, 偶e wcze艣niej nie zdawa艂 sobie sprawy ze skutk贸w swoich dzia艂a艅. Wiedzia艂, 偶e jego zemsta na Larry’m dotknie Willow. Ca艂y czas wmawia艂 sobie jednak, 偶e poradz膮 sobie z tym bez wi臋kszych problem贸w. Liczy艂 si臋 z tym, 偶e brunetka mo偶e przechodzi膰 to gorzej ni偶 on. Nie spodziewa艂 si臋 jednak, 偶e sam poczuje si臋… Wcale nie tak euforycznie, jak pocz膮tkowo sobie to wyobra偶a艂. W pierwszym od ruchu, gdy upewni艂 si臋, 偶e na dachu Willow nic si臋 nie sta艂o i jest ca艂a, w jednym kawa艂ku, owszem, poczu艂 nie tylko rado艣膰, ale i spe艂nienie. Kurwa, po tak d艂ugim czasie w ko艅cu, nareszcie uda艂o mu si臋 osi膮gn膮膰 cel, do kt贸rego osi膮gniecia przygotowywa艂 si臋 d艂ugo. Co prawda nic nie posz艂o z planem i wyobra偶eniami, kt贸re mia艂 w swojej g艂owie, ale najwa偶niejsze w贸wczas by艂o to, 偶e Lawrencce Mahoney by艂 martwy i nic wi臋cej si臋 nie liczy艂o. P贸藕niej dopiero zacz臋艂a do niego dociera膰 ca艂a reszta.
    S艂ysz膮c s艂owa padaj膮ce z ust Willy, niby odetchn膮艂. Skoro podchodzi艂a do sprawy jego 艣mierci w ten spos贸b, to on tym bardziej powinien przej艣膰 nad tym bez wi臋kszego problemu. Problem by艂 jednak w tym, 偶e widzia艂 wyra藕nie, 偶e nawet, je偶eli smutek Willow by艂 spowodowany uczuciami ma艂ej dziewczynki, to ten smutek i przybicie by艂o widoczne na doros艂ej ju偶 kobiecie. Kobiecie, kt贸r膮 kocha艂, kt贸rej szcz臋艣cia pragn膮艂 i to sprawia艂o, 偶e czu艂 si臋 tak, jak si臋 czu艂.
    — Wiesz, Willy — zacz膮艂, podnosz膮c wzrok na jej twarz i u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo — po prostu ci臋 kocham i chc臋 jako艣 to wszystko u艂atwi膰 — mrukn膮艂, nie odci膮gaj膮c swoich d艂oni od jej cia艂a. Chcia艂 ca艂y czas czu膰 j膮 pod swoimi r臋koma — je偶eli nie chcesz, nie b臋dziemy wi臋cej wraca膰 do tematu, je偶eli b臋dziesz potrzebowa艂a si臋 wygada膰… Nawet, gdy rozbudz膮 si臋 emocje Willow z dzieci艅stwa…. Nie chc臋, 偶eby cokolwiek mi臋dzy nami stan臋艂o — powiedzia艂 cicho, wci膮偶 g艂aszcz膮c powoli jej uda, spogl膮daj膮c w jej oczy — masz mnie. Tylko tyle i a偶 tyle mog臋 ci da膰 i obieca膰.
    Widz膮c jej szczery u艣miech, sam r贸wnie偶 u艣miechn膮艂 si臋 odrobin臋 szerzej. A s艂ysz膮c jej s艂owa, pozwoli艂 sobie na 艣miech. — B臋dzie najpi臋kniej — wymrucza艂 cicho, muskaj膮c delikatnie jej wargi z ka偶dym swoim s艂owem. Zamrucza艂 cicho z uznaniem, gdy z艂膮czy艂a ich wargi w poca艂unku, a Blake wcale nie mia艂 ochoty przerywa膰 tej pieszczoty. U艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa i wyci膮gn膮艂 d艂o艅, aby pog艂aska膰 powoli jej policzek — te偶 ci臋 kocham — szepn膮艂. Widz膮c i s艂ysz膮c toast, pokiwa艂 ochoczo g艂ow膮. W艂a艣nie tego potrzebowali. Zamkn膮膰 wszystkie drzwi przesz艂o艣ci i przesta膰 si臋 w ko艅cu na ni膮 odwraca膰. Byli ju偶 tak blisko osi膮gniecia tego i blondyn szczerze nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, a偶 to nastanie. Chyba, dlatego do艣膰 pospiesznie wypi艂 kaw臋, w og贸le si臋 ni膮 nie delektuj膮c, jak to miewa艂 w zwyczaju. Czu艂, 偶e oboje na艂adowali si臋 dobr膮 energi膮 i musieli wykorzysta膰 ch臋膰 dzia艂ania i za艂atwienia wszystkiego, p贸ki nastroje by艂y tak pozytywne. Spakowa艂 si臋 w sportow膮 torb臋, a kiedy zobaczy艂 spakowan膮 walizk臋 Willy, u艣miechn膮艂 si臋.
    — Zadzwoni臋 z drogi, nie b臋dziemy traci膰 czasu na g艂upoty — za艣mia艂 si臋, a nast臋pnie spojrza艂 na ni膮 surowym, nieco oceniaj膮cym spojrzeniem, gdy wyrazi艂a swoj膮 pro艣b臋. — Spr贸buj tylko uszkodzi膰 samoch贸d — oznajmi艂, ale jednocze艣nie rzuci艂 w jej stron臋 kluczyki. Sam chwyci艂 torb臋 i walizk臋 dziewczyny, a upewniwszy si臋, 偶e o niczym nie zapomnieli wyni贸s艂 baga偶e z mieszkania.
    Po zamkni臋ciu baga偶nika, zasiad艂 na miejscu pasa偶era i musia艂 przyzna膰, 偶e czu艂 si臋 dziwnie, bo nie by艂 przyzwyczajony do tej roli w samochodzie. Zawsze by艂 kierowc膮 i nie oddawa艂 swojego samochodu w obce r臋ce. Willow nie by艂a obca, ale… Nie, aby my艣la艂 stereotypowo o prowadzeniu samoch贸d przez kobiety, ale po d艂u偶szym zastanowieniu, jeszcze nigdy nie widzia艂 jej za k贸艂kiem.
    — Tylko trzymaj si臋 przepis贸w — poprosi艂 z u艣miechem, gdy zapi膮艂 bas bezpiecze艅stwa. Obieca艂 sobie, 偶e nie b臋dzie przesadnie czepliwy i jakiekolwiek uwagi odno艣nie prowadzenia powie, gdy dziewczyna uzna, 偶e chce si臋 zamieni膰 lub gdy dotr膮 na miejsce. Sam natomiast wyci膮gn膮艂 telefon i wybra艂 numer szefa, aby poinformowa膰 go, 偶e pierdoli t臋 robot臋.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  65. Po kr贸tkiej rozmowie w kuchni, uzna艂, 偶e chyba martwi艂 si臋 niepotrzebnie na zapas. By艂 wdzi臋czny jej, sobie, im obojgu, 偶e potrafili mimo wszystko jako艣 sobie z sytuacj膮 radzi膰. Momentami mo偶e lepiej, czasami mo偶e gorzej, ale ostatecznie… Porozmawiali i mia艂 wra偶enie, 偶e to du偶o da.
    — Kocham ci臋 — szepn膮艂 jeszcze cicho, gdy zako艅czyli poca艂unek.
    Pokiwa艂 delikatnie g艂ow膮. Takiej w艂a艣nie oczekiwa艂 odpowiedzi. Nie to, aby samoch贸d by艂 jego oczkiem w g艂owie, ale zwyczajnie go lubi艂. Wiedzia艂, 偶e go nie zawiedzie na 偶adnej trasie, bo by艂 sprawny, a Blake lubi艂 mie膰 pewno艣膰, co do takich rzeczy. Nie wsiad艂by do auta, je偶eli nie mia艂by pewno艣ci czy te jest sprawne. W贸z mia艂 od nowo艣ci i mo偶e jednak troch臋 traktowa艂 jak tak膮 swoj膮 pere艂k臋, bo dba艂 o niego z czu艂o艣ci膮.
    Za艣mia艂 si臋 na jej s艂owa, gdy ustawia艂a fotel i lusterka.
    — C贸偶… W innych sytuacjach ci to nie przeszkadza — stwierdzi艂 i poruszy艂 sugestywnie brwiami, skupiaj膮c si臋 na wykonaniu telefonu do szefa. Ju偶 mia艂 wykona膰 po艂膮czenie, kiedy sta艂o si臋 to, a jego spojrzenie ciemnych oczu momentalnie przenios艂o si臋 z telefonu na twarz Willow. Zacisn膮艂 mocno wargi i od艂o偶y艂 wykonanie po艂膮czenia na p贸藕niej, uwa偶nie przypatruj膮c si臋 dziewczynie i jej umiej臋tno艣ciom prowadzenia, bo c贸偶… Zacz膮艂 si臋 martwi膰 i jeszcze gryz艂 si臋 w j臋zyk. Jeszcze. Wystarczy, 偶e ponownie zrobi co艣 takiego i nie zamierza艂 si臋 z ni膮 cacka膰. Od razu wyl膮dowa艂aby na fotelu pasa偶era. Kiedy zatrzyma艂a samoch贸d, uni贸s艂 wysoko brew gotowy do 艣ledzenia wzrokiem ka偶dego jej ruchu i zareagowaniu w odpowiedni moment. S艂ysz膮c jej g艂os, a nast臋pnie czuj膮c jej r臋k臋, zmru偶y艂 powieki. Troch臋 mu ul偶y艂o, ale jednocze艣nie by艂 odrobin臋 ura偶ony, 偶e o艣mieli艂a do ich codziennego droczenia si臋 wmiesza膰 jego auto.
    — Masz szcz臋艣cie — mrukn膮艂, chocia偶 nadal uwa偶nie jej si臋 przygl膮da艂 — mia艂em ci臋 po jeszcze takiej jednej akcji przeprowadzi膰 na te miejsce — powiedzia艂, nadal nie spuszczaj膮c z niej uwa偶nego spojrzenia. Mo偶e m贸wi艂a szczerze. Nie mia艂 co prawda 偶adnego powodu do tego, aby w膮tpi膰 w jej prawdom贸wno艣膰, ale jak sama przyzna艂a, przez jaki艣 czas nie je藕dzi艂a, a Blake wola艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e wie co robi z jego wozem. — Mam nadziej臋, 偶e nadal nie b臋dziesz mia艂a z tym problem贸w. Nie 偶ebym ceni艂 jako艣 specjalnie samoch贸d, ale… Po prostu go lubi臋 — powiedzia艂. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e czasami zbyt wielka czujno艣膰 sprawia艂a, 偶e cz艂owiek zaczyna艂 odczuwa膰 stres i m贸g艂 pope艂nia膰 przez to b艂臋dy, dlatego nie chcia艂 w 偶aden spos贸b wywo艂ywa膰 presji na Willow. Raz, 偶e za bardzo j膮 kocha艂, aby zachowywa膰 si臋 wzgl臋dem niej w taki spos贸b, a dwa… C贸偶, za bardzo lubi艂 samoch贸d, aby ryzykowa膰 jego stanem mechanicznym.
    — Mo偶emy si臋 zatrzyma膰 w Filadelfi na jakie艣 jedzenie, je偶eli b臋dziesz mia艂a ochot臋 — powiedzia艂, bo w sumie tak szybko zebrali si臋 z mieszkania, 偶e nawet nie zdawa艂 sobie sprawy, kiedy ostatni raz mia艂 co艣 w ustach poza kaw膮 — a jak tylko b臋dziesz chcia艂a si臋 zamieni膰 to po prostu powiedz — doda艂, posy艂aj膮c jej przyjazny u艣miech. Tak dawno nie jecha艂 jako pasa偶er, 偶e nawet nie wiedzia艂, co ma ze sob膮 zrobi膰. Dziwnie by艂o mu by膰 w samochodzie i nie trzyma膰 w d艂oniach kierownicy. Wyci膮gn膮艂 wi臋c d艂o艅, aby zmieni膰 stacj臋 radia w poszukiwaniu czego艣, co wpadnie mu do ucha. Zapominaj膮c o najwa偶niejszej zasadzie… Prawo do wyboru muzyki ma kierowca.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  66. — Zauwa偶y艂em — odpar艂 z u艣miechem na twarzy, zerkaj膮c na ni膮. Sytuacja, w kt贸rej si臋 znale藕li sprawia艂a jednak, 偶e czasami wystarczy艂o jedno wymienione pomi臋dzy nimi spojrzenie, aby poczu艂 wyra藕nie, jak bardzo jej pragnie, tak znajdowanie si臋 na miejscu pasa偶era w jego samochodzie tu偶 po wspania艂ym ruszeniu Willy, sprawia艂a, 偶e do amor贸w by艂o mu daleko. Pewnie gdyby nie jej ch臋膰 na droczenie si臋 z nim, nie mia艂by nic przeciwko w brni臋ciu dalej w standardowe przekomarzania.
    — Ufam i ci wierz臋, chocia偶 nie powiem, abym by艂 zachwycony tym pocz膮tkiem — przyzna艂 zgodnie z prawd膮. Wiedzia艂, 偶e Willow nie chcia艂a 藕le. Sk膮d jednak mog艂a wiedzie膰, 偶e Blake tak bardzo przejmie si臋 samochodem, albo raczej tym, co mog艂oby si臋 z jego autem sta膰. Po chwili jazdy, gdy Willow ju偶 nie robi艂a sobie 偶art贸w, musia艂 przyzna膰, 偶e je藕dzi dobrze. Oczywi艣cie musia艂 przyzna膰 przed samym sob膮, na komplementy dla kierowcy przyjdzie czas. Nie m贸g艂 jej za bardzo chwali膰, aby nie poczu艂a si臋 za bardzo pewnie. — Nigdy w 偶yciu — za艣mia艂 si臋 — nigdy bym nie zrezygnowa艂 z tych pysznych, nieprzypieczonych grzanek — mrugn膮艂 do niej porozumiewawczo — nigdy nie jad艂em lepszych — oczywi艣cie, 偶e si臋 艣mia艂. Nie by艂o sekretem, 偶e z Willy kucharka by艂a marna i to raczej on mia艂 dba膰 o ich diet臋. Nie przeszkadza艂o mu to tak d艂ugo, dop贸ki Mahoney nie zamierza艂a wybrzydza膰 i wymy艣la膰 jakich艣 skomplikowanych da艅.
    Za艣mia艂 si臋 cicho, widz膮c jej przej臋cie, gdy wspomnia艂 o jedzeniu. Nie mia艂 jej przecie偶 za z艂e. Nawet nie spodziewa艂 si臋 jako艣 szczeg贸lnie, 偶e jedzenie b臋dzie czeka艂o na niego gotowe. Dlatego s艂ysz膮c o schowanym makaronie uni贸s艂 wysoko brew i przyjrza艂 jej si臋 uwa偶nie, jakby szukaj膮c podst臋pu.
    — Zrobi艂a艣 makaron? — Nie by艂 pewien czy rozmowa na temat jedzenia w tym momencie by艂a najrozs膮dniejsza, bo mo偶liwe, 偶e kiszki zaczn膮 mu gra膰 marsza, ale chwilo si臋 tym nie przejmowa艂. Bardziej intrygowa艂 go fakt, 偶e Willow wzi臋艂a si臋 za gotowanie — co si臋 wydarzy艂o, 偶e sp臋dzi艂a艣 czas w kuchni? I w dodatku przetrwa艂o jakie艣 jedzenie — m贸wi艂, nie odrywaj膮c od niej przenikliwego spojrzenia. — Chcia艂a艣 mnie przekupi膰 makaronem na wakacje? — Zapyta艂, naprawd臋 intensywnie si臋 nad tym zastanawiaj膮c. Po chwili odwo艂a艂 si臋 do jej wcze艣niejszych s艂贸w — spokojnie, mo偶emy zrobi膰 przystanek na po艂owie trasy. Nie przeszkadza mi to w og贸le — m贸wi艂 powa偶nie, jeszcze nie czu艂 wyra藕nie g艂odu, ale by艂 艣wiadom, 偶e d艂u偶ej o tym makaronie nie powinni rozmawia膰.
    — Co? Nie… To po prostu… Nowe do艣wiadczenie — za艣mia艂 si臋 — powa偶nie, mo偶esz prowadzi膰 tak d艂ugo, jak tylko masz ochot臋, si艂y, ch臋ci czy cokolwiek, po prostu… — 艣cisn膮艂 odrobin臋 mocniej jej d艂o艅 — ja zawsze prowadz臋 ten samoch贸d, a ostatni raz na miejscu pasa偶era by艂em… Nie wiem, chyba jak ojciec lub matka mnie gdzie艣 wozili. Czyli bardzo dawno temu — pos艂a艂 jej u艣miech, jednocze艣nie przypominaj膮c sobie o telefonie do szefa. Nie mia艂 ochoty z nim rozmawia膰, ale wola艂 nie zwalnia膰 si臋 przez wiadomo艣膰, to nie by艂o w jego stylu. Dlatego wybra艂 numer m臋偶czyzny. Ten niestety nie odebra艂. Nagra艂 si臋 wi臋c na poczt臋 g艂osow膮, 偶e prosi o kontakt, bo sprawa jest wa偶na.
    — Swoj膮 drog膮, zaraz mi tu wr贸偶ysz zawa艂y i wylewy. Jestem m艂ody, mam ca艂e 偶ycie przed sob膮, a poziom stresu w moim 偶yciu od niedawna nie istnieje… Z wyj膮tkiem tego twojego w艂膮czenia si臋 do ruchu — za艣mia艂 si臋 — chyba, 偶e tak bardzo nie chcesz prowadzi膰 — doda艂, oczywi艣cie odrobin臋 tylko j膮 podpuszczaj膮c.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  67. Blake spojrza艂 na brunetk臋 pierw do艣膰 surowym spojrzeniem, ale po chwili jego oczy z艂agodnia艂y, a na ustach pojawi艂 si臋 nawet zal膮偶ek u艣miechu. Na dobr膮 spraw臋 nie mia艂, o co si臋 gniewa膰 czy wkurza膰. Nic si臋 nie sta艂o, samoch贸d by艂 ca艂y, do 偶adnej kolizji nie dosz艂o, oni te偶 byli cali… S艂ysz膮c jednak jej s艂owa, uni贸s艂 wysoko brwi i spogl膮da艂 intensywnie, swoimi ciemnymi oczami.
    — Oh tak? — Spyta艂, nie odrywaj膮c od niej wzroku — spoko — rzuci艂, poprawiaj膮 si臋 na siedzeniu pasa偶era. Chyba przez ca艂膮 podr贸偶 b臋dzie sam sobie zaznacza艂, 偶e siedzi na tym miejscu, a nie na kierowcy pomimo tego, 偶e ca艂y czas doskonale o tym wiedzia艂 i pami臋ta艂, bo jego d艂onie momentami naprawd臋 nie wiedzia艂y, co maj膮 ze sob膮 zrobi膰. — Mog臋 zacz膮膰 si臋 zachowywa膰 tak, jak zachowywa艂em si臋 w czasie studi贸w — rzuci艂. Oczywi艣cie, 偶e jej s艂owa odebra艂 niczym wyzwanie i nie zamierza艂 tego zignorowa膰. Jechali przecie偶 do miasta jego m艂odo艣ci, studi贸w i szale艅stw, kt贸re zdarza艂o mu si臋 wyczynia膰. Nigdy nie by艂 typem szalonego imprezowicza, kt贸ry co noc balowa艂, a p贸藕niej walcz膮c z kacem zakuwa艂 do egzamin贸w, ale potrafi艂 si臋 dobrze bawi膰 ze znajomymi. Czasami mocnej, czasami grzeczniej. W zale偶no艣ci od sytuacji. Co prawda okoliczno艣ci ich podr贸偶y mo偶e nie by艂y rozrywkowe, ale to nie znaczy艂o, 偶e mieli by膰 pos臋pni. Zw艂aszcza, 偶e Willow jasno da艂a mu do zrozumienia w mieszkaniu, 偶e nie zamierza op艂akiwa膰 swojego brata — za艂atwione — doda艂, stanowczo, jakby w艂a艣nie przyklepa艂 zak艂ad.
    S艂ucha艂 jej wywodu o makaronie i gotowaniu. Oboje wiedzieli, jak jej z tym gotowaniem sz艂o, sama o tym g艂o艣no m贸wi艂a, wi臋c nie kr臋powa艂 si臋 w okazywaniu swojego zdziwienia na wie艣膰 o czekaj膮cym posi艂ku.
    — Przecie偶 niczego ci nie broni臋 — odpowiedzia艂 na pytanie — sam proponowa艂em jakie艣 kursy gastronomiczne dla par. To mog艂aby by膰 dobra zabawa, a przy okazji zdobycie nowych, ca艂kiem przydatnych w 偶yciu umiej臋tno艣ci — przypomnia艂 ze 艣miechem. Jego propozycja nadal by艂a aktualna, je偶eli tylko Mahoney nabierze ochoty na nauki, zamierza艂 by膰 na to gotowy w dwie minuty. Nie skupia艂 si臋 ju偶 za bardzo na temacie gotowania.
    Poczu艂 si臋 ura偶ony kolejn膮 wzmiank膮 na temat jego wieku. Oczywi艣cie mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e jest od niej starszy, wiedzia艂, 偶e mog膮 wyst臋powa膰 pomi臋dzy nimi jakie艣 r贸偶nice zwi膮zane z wiekiem, czasem dorastania. Troch臋 r贸偶nic w przerwie pomi臋dzy ich wiekiem mog艂o wyst臋powa膰, ale… nie uwa偶a艂, aby by艂y tak znacz膮ce. Becky te偶 wspomnia艂a o jego wieku, gdy przeprowadzali Willy.
    — Uwa偶asz, 偶e jestem dla ciebie za stary? — Spyta艂, przygl膮daj膮c si臋 jej z wielk膮 uwag膮 — w ci膮gu kr贸tkiego czasu zd膮偶y艂a艣 ju偶 dwa razy wypomnie膰 mi m贸j wiek. 殴le ci? — Uni贸s艂 wysoko brew, oczywi艣cie, 偶e zaczepnie, ale gdzie艣 w g艂臋bi czu艂 si臋 dotkni臋ty. Przecie偶 wielce od niej nie odstawa艂, nad膮偶a艂 jeszcze za nowinkami, nie by艂 typowym boomerem…Chyba.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  68. — Wychodzi na to, 偶e ma艂o o mnie wiesz — odpowiedzia艂 z u艣miechem. Nie mia艂 to by膰 偶aden przytyk, w ko艅cu nie znali si臋 za czas贸w jego m艂odo艣ci, nie mog艂a mie膰 poj臋cia, jakim by艂 dwudziestoparolatkiem. Zamierza艂 jej jednak udowodni膰, 偶e nie jest jeszcze zardzewia艂ym dziadkiem, kt贸ry marzy o 艣nie przed dwudziest膮, ma sta艂y rytm dnia i broni si臋 przed zmianami. Nigdy taki nie by艂. I nigdy nie chcia艂 si臋 takim sta膰, nawet gdy przyjdzie czas na emerytur臋. Na jej wyobra偶enia, tylko u艣miechn膮艂 si臋 tajemniczo. Nie zamierza艂 jej niczego zdradza膰 s艂ownie, gdy ju偶 sama si臋 przekona, 偶e Blake Murphy potrafi si臋 dobrze bawi膰, b臋dzie m贸g艂 jej w贸wczas opowiedzie膰 wi臋cej o swojej m艂odo艣ci i w jaki spos贸b si臋 bawi艂.
    — Przekonasz si臋 sama… Nic ci nie powiem. Narzeka艂a艣, to prosz臋 bardzo. Teraz b臋dziesz mia艂a jedn膮 wielk膮 niewiadom膮 — wzruszy艂 od niechcenia ramionami, utrzymuj膮c tajemnicz膮 min臋. Nie mia艂 zamiaru pisn膮膰 cho膰by pary z ust na temat tego, co zamierza艂 zrobi膰, gdy b臋d膮 mogli pozwoli膰 sobie na odrobine luzu i zabawy.
    — Jestem otwarty na propozycje — przyzna艂 zgodnie z prawd膮 w temacie kursu gotowania — to nawet fajny pomys艂 na randk臋 — u艣miechn膮艂 si臋 — chocia偶 mo偶e za nudny? — Spojrza艂 na ni膮 z uniesionymi k膮cikami ust, nawiazuj膮c oczywi艣cie do jego wieku — tak, zdecydowanie. Nie b臋d臋 zanudza艂 przecie偶 swojej m艂odej dziewczyny — mrugn膮艂 do niej. W jednej chwili zapomnia艂 r贸wnie偶 o tym, 偶e to ona prowadzi艂a i w og贸le si臋 tym nie przejmowa艂. Jecha艂a tak p艂ynnie i dobrze, 偶e zwyczajnie przesta艂 o tym my艣le膰. Nawet r臋ce nie trzymaj膮ce kierownicy nagle przesta艂y by膰 problemem.
    — Wiedzia艂em — za艣mia艂 si臋 cicho — mam zmieni膰 fryzur臋, garderob臋, a mo偶e zacz膮膰 m贸wi膰 tym dziwnym m艂odzie艅czym slangiem? El贸wa, siemandero… — zacz膮艂 si臋 艣mia膰, wypowiadaj膮c kolejne m艂odzie偶owe s艂贸wka, jakie wpad艂y mu do g艂owy.
    Spowa偶nia艂 jednak, kiedy wspomnia艂a o dziecku. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 w jej stron臋 i przys艂uchiwa艂 si臋 temu, co mia艂a do powiedzenia.
    — Nalewki nie s膮 znowu takie z艂e — zauwa偶y艂 z lekkim u艣miechem, ale pokiwa艂 g艂ow膮. Te偶 o tym my艣la艂, ale wola艂 zaczeka膰 na moment, w kt贸rym Willy sama go poruszy. Nie chcia艂 na niej niczego wywiera膰, a jeszcze niedawno martwi艂 si臋 o to, 偶e zabi艂 jej brata. Nie o艣mieli艂by si臋 wspomnie膰 o dziecku… bo nie mia艂 pewno艣ci, jak by zareagowa艂a. — To dobry czas — u艣miechn膮艂 si臋 — mog艂aby艣 to zrobi膰 ju偶 nawet dzisiaj — doda艂, zerkaj膮c na ni膮, ca艂y czas z u艣miechem na twarzy — wiesz, my艣la艂em o tym od jakiego艣 czasu, ale wola艂em zaczeka膰, a偶 ty to poruszysz… — powiedzia艂, a nast臋pnie zagryz艂 warg臋, zerkaj膮c na ni膮. Skoro poruszy艂a temat dziecka, Blake chcia艂 czego艣 wi臋cej. I najch臋tniej ju偶 teraz, natychmiast zada艂by jej te wa偶ne pytanie, czy chcia艂aby sp臋dzi膰 z nim reszt臋 swojego 偶ycia i czy zechcia艂aby wyj艣膰 za niego, ale wola艂 tero nie robi膰, gdy prowadzi艂a samoch贸d. Poza tym… nieskromnie m贸wi膮c, zna艂 odpowied藕. Musia艂 tylko zaczeka膰 na odpowiedni moment i zrealizowa膰 sw贸j plan. Teraz, gdy rozmawiali o dziecku tym bardziej wiedzia艂, 偶e nie musi martwi膰 si臋 odmow膮. — je偶eli si臋 postaramy b臋dzie pann膮 lub wag膮. To dobre znaki — oznajmi艂, poruszaj膮c sugestywnie brwiami — legendy g艂osz膮, 偶e zaraz po odstawieniu jest wi臋ksza szansa na bli藕niaki — wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu, a jego brwi wci膮偶 si臋 porusza艂y.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  69. — Przynajmniej mog臋 ci臋 jeszcze czym艣 zaskoczy膰 — u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie. Nie chcia艂, aby przypadkiem g艂upia zaczepka zmieni艂a si臋 w jakie艣 spi臋cie pomi臋dzy nimi czy zepsucie og贸lnie dobrych humor贸w. Dlatego nie kontynuowa艂 tematu, nie zacz膮艂 te偶 nagle opowiada膰 o sobie, bo… Mieli przed sob膮 ca艂e 偶ycie, a Blake nie wyobra偶a艂 sobie ju偶 teraz 偶adnego powodu, przez kt贸ry co艣 mia艂oby p贸j艣膰 nie tak. Lawrence by艂 martwy, wi臋c ich zmartwienia nie istnia艂y.
    Wyszczerzy艂 tylko z臋by w szerokim u艣miechu, bo co mia艂 jej powiedzie膰? Czu艂, 偶e wystarczy艂o s艂owo za du偶o, a m贸g艂by si臋 przypadkiem wygada膰. Tego by nie prze偶y艂.
    Nie zwr贸ci艂 nawet uwagi na to, 偶e przyspieszy艂a. Jecha艂a tak p艂ynnie, 偶e nie mia艂 偶adnego powodu do zerkania jej na pr臋dko艣ciomierz i rzucania jakichkolwiek komentarzy. Pocz膮tku by艂 s艂aby, ale teraz nie m贸g艂 z艂ego s艂owa powiedzie膰 o sposobie, w jaki prowadzi艂a samoch贸d.
    Nad膮艂 policzki, w czasach jego nieco starszej m艂odo艣ci tak si臋 w艂a艣nie m贸wi艂o, ale przecie偶 nie m贸g艂 si臋 do tego przyzna膰. By艂by w贸wczas spalony, a tego nie chcia艂.
    — Niewa偶ne — machn膮艂 r臋k膮 — nie martw si臋, nie zabior臋 ci臋 na nic takiego. Zreszt膮 z tego co pamietam to teraz twoja kolej na wymy艣lanie randki — za艣mia艂 si臋 cicho, bo pami臋膰 do takich rzeczy mia艂 bardzo dobr膮 — chocia偶, mo偶e si臋 zlituj臋 — mrukn膮艂, spogl膮daj膮c na ni膮 spod zmarszczonych brwi.
    Wyraz jego twarzy nabra艂 艂agodno艣ci. Sama my艣l o ma艂ym dziecku, a przede wszystkich ich wsp贸lnym dziecku, powodowa艂a, 偶e mi臋k艂. Nie spr贸bowali nawet jeszcze o nie si臋 postara膰, a ju偶 wyobra偶a艂 sobie te male艅stwo w swoich d艂oniach.
    — Dali艣my sobie rad臋 z du偶o wi臋kszymi problemami — zauwa偶y艂, nie nazywaj膮c jednak tych problem贸w po imieniu. Dw贸jka ma艂ych dzieci z pewno艣ci膮 by艂a wyzwaniem, ale… Wierzy艂 w nich. Poza tym bior膮c pod uwag臋 jego wiek, takie rozwi膮zanie by艂oby najlepsze. Dw贸jka za jednym razem, a on nie musia艂by si臋 martwi膰, 偶e przy dorastaniu drugiego, faktycznie m贸g艂by zacz膮膰 interesowa膰 si臋 gr膮 w bingo. — Je偶eli chcesz mie膰 dw贸jk臋 musimy si臋 spieszy膰, jak nie b臋dzie bli藕niak贸w, szybko b臋dziemy stara膰 si臋 o drugie. Jak sama m贸wi艂a艣, bingo wisi w powietrzu — za艣mia艂 si臋, ale szybko spowa偶nia艂 — powa偶nie… Nie mamy na co ju偶 d艂u偶ej czeka膰, o ile tylko czujesz, 偶e to dobry dla ciebie moment. Wiesz, studia, szpital — powiedzia艂 — nie chc臋, aby艣 bra艂a na siebie za du偶o i wywiera艂a sama na siebie presj臋. Ci膮偶a powinna by膰 czasem, w kt贸rym jedyne o co si臋 martwisz to ty i to male艅stwo, ale i to bez przesady. Szcz臋艣liwa mama to szcz臋艣liwe dziecko — powiedzia艂 z u艣miechem, a kiedy pomy艣la艂 o Willow jako mamie swojego dziecka, u艣miechn膮艂 si臋 zadowolony. Podoba艂a mu si臋 taka wizja przysz艂o艣ci. Z ni膮 i dzie膰mi. — Powinnismy pomy艣le膰 te偶 o wi臋kszym mieszkaniu ju偶 teraz, 偶eby nie przeprowadza膰 si臋 z takim maluszkiem lub tob膮 na ko艅c贸wce ci膮偶y — powiedzia艂. Zmiana mieszkania mo偶e nawet bez ci膮偶y w tle by艂a dobrym pomys艂em. Do tego wtargn膮艂 Larry i chocia偶 by艂 martwy i nigdy wi臋cej mia艂 nie narusza膰 ich spokoju, wspomnienia pozostawa艂y 偶ywe.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  70. — Tu si臋 zgodz臋 — u艣miechn膮艂 si臋 z tajemniczym u艣miechem. Nigdy nie by艂 dobry w niespodzianki, ale gdy ju偶 si臋 za nie bra艂 to stara艂 si臋 z ca艂ych si艂. To, 偶e nie zawsze wszystko sz艂o zgodnie z jego wyobra偶eniami by艂o inn膮 kwesti膮. Najwa偶niejsze by艂y jednak starania, a przynajmniej tak sobie zawsze powtarza艂, bo co innego mu zosta艂o?
    Spojrza艂 na dziewczyn臋, gdy wspomnia艂a o 艣wi臋tach. Zdecydowanie nie by艂y takie, jakby chcieli. Wygi膮艂 usta w delikatnym u艣miechu, chocia偶 bardziej u艣miech ten przypomina艂 grymas, a nast臋pnie chwyci艂 jej d艂o艅 i mocno 艣cisn膮艂.
    — Dobra, dobra. Niech b臋dzie, moja kolej — rzek艂, s艂uchaj膮c uwa偶nie tego, o czym m贸wi艂a, a nast臋pnie zmarszczy艂 lekko brwi — zaraz, zaraz. Pomys艂 z lodowiskiem by艂 m贸j — za艣mia艂 si臋 cicho — nie b臋d臋 ju偶 nic ci m贸wi艂 — doda艂 z cichym 艣miechem, gro偶膮c jej palcem. Oczywi艣cie, 偶e si臋 艣mia艂. Najwa偶niejsze by艂o to, 偶e mieli ze sob膮 po prostu razem sp臋dzi膰 czas i nawet, gdyby mia艂o by膰 to le偶enie na kanapie pod kocem, to Blake by艂by i tak zachwycony samym faktem, 偶e mo偶e to po prostu robi膰 z ni膮, bez pospiechu, bez my艣leniu o czymkolwiek innym. — W zasadzie to brzmi tak dobrze, 偶e dlaczego nie — przytakn膮艂, a po chwili spojrza艂 na ni膮 surowym spojrzeniem — mam ci przypomnie膰 pewn膮 ostatni膮 wizyt臋 w pewnym sklepie? — Uni贸s艂 wysoko brew, mia艂 by膰 ich g艂osem rozs膮dku, wi臋c g艂upie pomys艂y zamierza niwelowa膰 ju偶 w samym zarodku — poza tym… — na jego ustach pojawi艂 si臋 u艣miech. Mo偶e to 艣wiadczy艂o o jego wieku, ale… Gdy my艣la艂 o tworzeniu nowego 偶ycia z Willow, widzia艂 ich z艂膮czonych ze sob膮 podczas, jak zawsze, nami臋tnego seksu, jednak do艣膰 normalnego i spokojnego jak na ich dw贸jk臋. — Kocham ci臋 — u艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa i pos艂a艂 jej czu艂y u艣miech — w takim razie mamy sw贸j ckliwy moment. Wiesz, mo偶e si臋 wydawa膰, 偶e dla facet贸w to nic wielkiego — kontynuowa艂 z u艣miechem na twarzy — ale nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo si臋 ciesz臋, 偶e to w艂a艣nie mnie widzisz w roli ojca swojego… Naszego dziecka — powiedzia艂 ca艂kiem szczerze. Pokiwa艂 g艂ow膮. Nie zamierza艂 negowa膰 jej gotowo艣ci. Wiedzia艂, 偶e je偶eli chodzi艂o o jej studia, by艂a odpowiedzialna, a przynajmniej w taki w艂a艣nie spos贸b to widzia艂 i nie mia艂 偶adnego podstawy do podejrzewania, 偶e mog艂oby by膰 inaczej.
    — W porz膮dku, skoro tak to… Ja nie widz臋 偶adnych przeszk贸d — u艣miechn膮艂 si臋, a w jego spojrzeniu pojawi艂y si臋 iskierki szcz臋艣cia. Niech m贸wi膮, co chc膮. Kocha艂 t臋 dziewczyn臋 i chcia艂 sp臋dzi膰 z ni膮 reszt臋 swojego 偶ycia na budowaniu wsp贸lnej przysz艂o艣ci. — Mo偶e p贸藕niej, zaadoptujemy psa? Wiesz, jak ju偶 dziecko troch臋 podro艣nie — rozmarzy艂 si臋 troch臋, ale przecie偶 teraz m贸g艂 spokojnie snu膰 marzenia, nie musz膮c si臋 obawia膰, 偶e cokolwiek stanie na przeszkodzie w ich realizacji. A na pewno b臋dzie to Lawrence — oczywi艣cie, bingo to moje powo艂anie — za艣mia艂 si臋 cicho — idealnie. Lepiej nie odk艂ada膰 tego w czasie — pokiwa艂 g艂ow膮 — mam nadziej臋, 偶e twoja ci膮偶a b臋dzie wzorowa, ale sama wiesz, jak jest — u艣miechn膮艂 si臋 — wi臋c wszystko co mo偶na powinni艣my jak najszybciej zrobi膰. Musimy znowu si臋 wzi膮膰 za planowanie… — spojrza艂 na ni膮 znacz膮co — jest w porz膮dku — przyzna艂 — lepszy ni偶 Waszyngton — za艣mia艂 si臋 cicho — w sumie zadomowi艂em si臋 ju偶 w nim, nadal si臋 czasami gubi臋, ale — wzruszy艂 ramionami — kto by si臋 nie gubi艂 w tak wielkim mie艣cie — doda艂, a nast臋pnie uwa偶nie jej si臋 przyjrza艂 — chcia艂aby艣 poszuka膰 czego艣 gdzie indziej?

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  71. Za艣mia艂 si臋 cicho na jej s艂owa i nawet z rozbawieniem pokr臋ci艂 g艂ow膮.
    — Jak zawsze gotowa odpowied藕 w sekund臋. Ty jeste艣 pewna, 偶e nie pomyli艂a艣 si臋 z powo艂aniem, je偶eli chodzi o te medyczne studia? — Spyta艂 zerkaj膮c na ni膮 — na prawnika te偶 by艣 si臋 nadawa艂a, niesamowite — kontynuowa艂, nie odrywaj膮c od niej swojego spojrzenia. Co prawda pow膮tpiewa艂, aby uda艂o im si臋 szybko uda膰 na 艂y偶wy, je偶eli to pierw ona mia艂a go zabra膰 na randk臋, ale ju偶 si臋 nie odzywa艂, bo zaraz zacz臋liby si臋 sprzecza膰, kto kogo zabiera na 艂y偶wy. Z drugiej strony… Teraz ich 偶ycie mia艂o wygl膮da膰 odrobin臋 inaczej, a na pewno przez czas, w kt贸rym Willow nie wr贸ci do szpitala. On sam by艂 chwilowo bez pracy, a przynajmniej z takim 偶y艂 za艂o偶eniem, bo szef wci膮偶 nie oddzwoni艂 i nie mia艂 poj臋cia, 偶e Blake nie pojawi si臋 nast臋pnego dnia w pracy. C贸偶, Murphy pr贸bowa艂 si臋 dodzwoni膰. Nie jego wina, 偶e facet dowie si臋 o tym o poranku, gdy sklep b臋dzie zamkni臋ty.
    — To s膮 szczury, a nie psy — za艣mia艂 si臋, na wzmiank臋 o miniaturowych rasach — wymy艣limy w takim razie co艣 innego — wzruszy艂 ramionami. Mieli du偶o czasu przed sob膮 na zrealizowanie ka偶dego pomys艂u, jaki przyjdzie im do g艂owy.
    — Ucz臋 si臋 od mistrza — pu艣ci艂 jej oczko i u艣miechn膮艂 si臋 — w takim razie Nowy Jork — przytakn膮艂, odwzajemniaj膮c u艣miech. My艣l, 偶e w ko艅cu wszystko by艂o na odpowiednim miejscu sprawia艂a, 偶e czu艂 wewn臋trzny spok贸j, co by艂o niezwyk艂e, bior膮c pod uwag臋 ostatnie lata jego 偶ycia.
    Nawet nie wiedzia艂, w kt贸rym momencie przymkn膮艂 oko. Oznacza艂o to jednak, 偶e Willow Mahoney by艂a tak dobrym kierowc膮, 偶e nie ba艂 si臋 przy niej zasn膮膰. Nie od dzi艣 wiadomo, 偶e w obliczu stresu, ci臋偶ko o spokojny sen. To jednak nie grozi艂o Blake’owi.
    Po wyj艣ciu z samochodu, od razy uni贸s艂 wysoko r臋ce, w 艣lad za Willow, przeci膮gaj膮c si臋. Trasa nie by艂a niesamowicie d艂uga, zw艂aszcza, 偶e mieli przerw臋. Mimo wszystko siedzenie przez d艂u偶sz膮 chwil臋 w jednej pozycji sprawia艂o, 偶e cz艂owiek pragn膮艂 si臋 troch臋 porusza膰. Dlatego nie ograniczy艂 si臋 do samego przeci膮gni臋cia, a zrobi艂 pospiesznie dwa sk艂ony i przysiady, co by jego stare ko艣ci nie zastyg艂y.
    — Teraz to ju偶 naprawd臋 ostatni raz — podszed艂 do niej, obejmuj膮c ramieniem jej drobn膮 sylwetk臋 i u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie. Nie ruszy艂 od razu za ni膮. Wyci膮gn膮艂 torby i w贸wczas do艂膮czy艂 do brunetki w domu. Zakaszla艂 od zastanego powietrza i rozejrza艂 si臋 dooko艂a.
    Bior膮c jej s艂owa od razu do siebie, r贸wnie偶 艣ci膮gn膮艂 buty. Od艂o偶y艂 torb臋 i jej walizk臋 w korytarzu, a sam przeszed艂 do du偶ego pokoju i uchyli艂 w nim okno. By艂o zimno, ale musieli zrobi膰 szybkie przewietrzenie. Dlatego gdy wszed艂 za ni膮 do kuchni, skin膮艂 g艂ow膮 na jej pytanie, a sam od razu podszed艂 do okna i je uchyli艂.
    — Zaraz pozamykam, 偶eby si臋 nie wych艂odzi艂o, ale ten kurz… I te kwiaty — przypomniawszy sobie o wazonie, od razu skierowa艂 si臋 po niego. Kwiaty wyrzuci艂 do kosza, a resztk臋 nadgni艂ej wody wyla艂, naczynie natomiast zalewaj膮c 艣wie偶膮 wod膮 i dodaj膮c do niego kropelk臋 p艂ynu do naczy艅. Stoj膮c przy blacie, szturchn膮艂 biodrem delikatnie biodro Willow i u艣miechn膮艂 si臋 do niej — zam贸wi膰 jakie艣 jedzenie? — Spyta艂, przypomniawszy sobie, gdy znale藕li si臋 rok temu w tym miejscu. Ich relacja w贸wczas… C贸偶, by艂a trudna. Pami臋ta艂 jednak dobrze, 偶e gdyby si臋 tutaj nie pojawili… Ca艂kiem mo偶liwe, 偶e teraz, wszystko by艂oby inaczej. — To cholernie irytuj膮ce, 偶e tutaj by艂 nasz pocz膮tek — stwierdzi艂, staja膰 przodem do dziewczyny.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  72. — Co艣 w tym jest — za艣mia艂 si臋. Musia艂 przyzna膰, 偶e Willow naprawd臋 potrafi艂a du偶o gada膰. Nie mia艂 du偶ego do艣wiadczenia w przest臋pczym 艣wiecie, ale by艂 pewien, 偶e nawet najlepsi z艂oczy艅cy mieliby problem, aby wytrzyma膰 z paplaj膮c膮 Willy. Pami臋ta艂, jak momentami irytowa艂a go tym, 偶e nie zamyka艂a swojej buzi, a gdy chcia艂, aby m贸wi艂a, potrafi艂a nagle milcze膰. Oczywi艣cie wola艂 nie wywleka膰 na 艣wiat艂o dziennie tych wspomnie艅, wi臋c zostawi艂 je tylko dla siebie.
    — Ciesz臋 si臋, 偶e zgadzamy si臋 w tym temacie — pokiwa艂 z entuzjazmem g艂ow膮 — pies musi mie膰 odpowiedni rozmiar, wi臋c w takim przypadku… Kr贸lik brzmi ca艂kiem w porz膮dku. Da si臋 je wytresowa膰? — Spyta艂. Nie zna艂 si臋 kompletnie na gryzoniach, ale mo偶e to wcale nie by艂 taki z艂y pomys艂. Na pewno lepszy ni偶 marna imitacja psa w postaci miniaturki.
    U艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa. Od艂o偶y艂 wype艂niony wod膮 wazon na blacie obok zlewu i si臋gn膮艂 po sw贸j telefon, aby sprawdzi膰 jakie lokale znajdowa艂y si臋 w pobli偶u i dowozi艂y jedzenie do klient贸w.
    Uni贸s艂 spojrzenie znad telefonu, s艂ysz膮c jej s艂owa. M贸wi膮c szczerze, nie spodziewa艂 si臋, 偶e us艂yszy co艣 takiego. Dlatego przechyli艂 g艂ow臋 i z uniesiona brwi膮, spogl膮da艂 na ni膮.
    — Chcesz mie膰 wi臋cej dobrych wspomnie艅 z tym miejscem czy raczej ch臋膰 jak najszybszego spierdolenia stad? — Spyta艂 ca艂kiem powa偶nie, obserwuj膮c j膮 teraz ju偶 z bliska, gdy tak sta艂a przed nim i go obejmowa艂a. — Czyli mog臋 si臋 czu膰 dumnym wr贸偶kiem chrzestnym czy co艣 w tym gu艣cie? — Za艣mia艂 si臋 cicho. Wierzy艂 w ni膮 wtedy. W to, 偶e dokona dobrego wyboru i nie zmarnuje szansy, kt贸r膮 jej podarowa艂. I prosz臋, nie przejecha艂 si臋 na swojej opinii, a teraz… Gdyby kto艣 mu wtedy powiedzia艂, 偶e b臋dzie si臋 z ni膮 spotyka艂, popuka艂bym si臋 w czo艂o. I przywali艂by porz膮dnie tej osobie za gadanie takich bzdur. — Co do podzi臋kowa艅, to jest akurat co艣, co zawsze bez problemu mo偶emy nadrobi膰 — u艂o偶y艂 d艂o艅 na jej policzku i powoli przesun膮艂 j膮 na 偶uchw臋 dziewczyny, kciukiem g艂adz膮c zarys jej warg. U艣miecha艂 si臋 przy tym, patrz膮c w jej oczy — cho膰by nawet zaraz, je偶eli tylko masz ochot臋 — szepn膮艂, naciskaj膮c na jej pe艂n膮 warg臋 i wsun膮艂 koniuszek kciuka do jej ust. — I rozpocz膮膰 pierwsze pr贸by i starania, skoro dzisiaj masz ju偶 przesta膰 bra膰 tabletki… — u艣miechn膮艂 si臋 — o ile oczywi艣cie wybierasz opcje nadrobienia dobrych wspomnie艅 — wymrucza艂, uk艂adaj膮c d艂o艅 na jej tali, kt贸ra powoli zsun膮艂 w d贸艂 na jej biodro, a nast臋pnie przyci膮gn膮艂 ja bli偶ej siebie, a r臋k臋 u艂o偶y艂 na po艣ladku brunetki i mocno zacisn膮艂 na nim palce. — Jestem do us艂ug. Wszelkich — szepn膮艂 do jej ucha, owiewaj膮c je swoim ciep艂ym oddechem.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  73. Bez s艂贸w pokiwa艂 g艂ow膮, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co w艂a艣ciwie mo偶na z kr贸likiem robi膰. W zasadzie… To chyba nie by艂o zwierz膮tko, kt贸re by mu odpowiada艂o. Ale je偶eli w艂a艣nie kr贸lika chcia艂a mie膰 Willy, to c贸偶, zgodzi艂by si臋 na nie bez d艂u偶szego zastanawiania.
    — Jak sobie pomy艣l臋 o smrodzie jego szczyn… — mrukn膮艂, marszcz膮c przy tym nos, jakby faktycznie w tej chwili by艂 w stanie poczu膰 nieprzyjemny zapach. Kiedy wspomnia艂a o 艣wince, jego mina momentalnie si臋 zmieni艂a i wyra偶a艂a… zdezorientowanie — 偶eby艣my zrobili z niej bekon? — Spojrza艂 na dziewczyn臋 z po艂owicznym u艣miechem — przynajmniej by艂oby wiadomo, czym karmiony… — mrukn膮艂, chocia偶 musia艂 przyzna膰, 偶e rozbawi艂o go wyobra偶enie 艣winki biegaj膮cej po mieszkaniu. Widzia艂 w sieci filmiki z takimi 艣winkami i jako艣 nigdy nie pomy艣la艂 o tym, aby posiada膰 w艂a艣nie takie zwierz膮tko, jako domowego pupila.
    Przechyli艂 g艂ow臋 na bok, uwa偶nie jej si臋 przygl膮daj膮c, jakby rozwa偶a艂 czy m贸wi powa偶nie. Wyda艂 z siebie jedynie ciche mrukni臋cie, a nast臋pnie za艣mia艂 si臋 r贸wnie cicho.
    — Oj tam… — wzruszy艂 przy tym lekko ramionami — dobrze, 偶e zawsze by艂em w pobli偶u. Typowy wr贸偶ek chrzestny — za艣mia艂 si臋, utwierdzaj膮c si臋 w swojej wcze艣niejszej wypowiedzi — w ka偶dym razie… Nawet nie wiesz, jak si臋 ciesz臋, 偶e wykorzysta艂a艣 to w odpowiedni spos贸b — doda艂 po chwili zadumy — na dobr膮 spraw臋 mog艂a艣 ola膰 ka偶de moje s艂owo. By艂em tylko kumplem twojego brata, nikim wi臋cej — stwierdzi艂. Szybko pozby艂 si臋 jednak Larry’ego z my艣li, bo to zdecydowanie by艂 ostatni temat, o jakim chcia艂 w tej chwili my艣le膰.
    Na szcz臋艣cie mia艂 przy sobie Willow, a skupianie si臋 na niej zawsze by艂o najlepszym rozwi膮zaniem. Zw艂aszcza, 偶e jak przed chwil膮 sama przyzna艂a, nie mia艂a nic, przeciwko, aby zostawi膰 to miejsce z dobrymi wspomnieniami.
    — Nie powiedzia艂em niczego takiego — u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko, ale oboje doskonale wiedzieli, co mia艂 na my艣li swoimi wcze艣niejszymi s艂owami. Zreszt膮… to by艂 tylko pretekst, 偶eby jej si臋 do niej zbli偶y膰 i jej dotkn膮膰. Westchn膮艂, gdy zassa艂a jego palec, bez problemu wyobra偶aj膮c sobie, 偶e dok艂adnie to samo robi z jego penisem. Zacisn膮艂 odruchowo jeszcze mocniej palce na jej po艣ladku, w og贸le nie my艣l膮c o zak艂adzie. I gdyby nie wspomnia艂a o nim, szybko by sobie nie przypomnia艂. — No tak… zak艂ad — wyszepta艂, jednak nie odsun膮艂 si臋 od niej. A kiedy poruszy艂a biodrami, nie by艂 ju偶 w stanie powstrzyma膰 narastaj膮cego podniecenia. Odchyli艂 na bok g艂ow臋, chwytaj膮c j膮 za biodra i przycisn膮艂 j膮 do siebie — zgadzam si臋 na zawieszenie — wymrucza艂 niskim g艂osem i napar艂 na ni膮, aby wyra藕nie poczu艂a, jak dzia艂a艂a na niego jej blisko艣膰. Si臋gn膮艂 r臋k膮 d艂ugich w艂os贸w i delikatnie je chwytaj膮c, odci膮gn膮艂 dziewczyn臋 od swojej szyi, aby m贸c swobodnie j膮 poca艂owa膰. — Chyba, 偶e ty masz co艣 przeciwko? — Szepn膮艂, wiedz膮c, 偶e jakakolwiek b臋dzie odpowied藕, on podj膮艂 ju偶 decyzj臋 i nie zamierza艂 walczy膰 z po偶膮daniem, kt贸re odczuwa艂 i do kt贸rego zaspokojenia by艂a tylko jedna droga.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  74. — Sama my艣lisz o sprowadzeniu 艣wini do domu, kto jest koszmarny — za艣mia艂 si臋, chwytaj膮c si臋 automatycznie za szturchni臋te rami臋. Tym razem nie bawi艂 si臋 w teatralne udawanie. U艣miechn膮艂 si臋 natomiast do艣膰 szybko, a nast臋pnie pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮 — nawet nie wiem czym mia艂bym tak膮 艣wink臋 karmi膰. Lepiej j膮 po prostu zje艣膰. Jako艣… inne zwierz臋ta wydaj膮 si臋 by膰 bardziej… albo raczej to cz艂owiek do innych zwierz膮t jest bardziej empatycznie nastawiony. Chocia偶 nie jestem pewien czy empatia to w艂a艣ciwe s艂owo. W ka偶dym razie… — pokiwa艂 przecz膮co g艂ow膮 — lepiej nam b臋dzie bez 艣wini — za艣mia艂 si臋 przy tym, chocia偶 m贸wi艂 powa偶nie.
    — Brzmi jak rola idealna dla mnie — wymrucza艂. 艢mia艂o m贸g艂 nazywa膰 si臋 jej bohaterem nie tylko ze wzgl臋du na tamt膮 sytuacje. Da艂 jej tylko szans臋, a to ona podj臋艂a decyzje, 偶e jednak nie chce marnowa膰 sobie 偶ycia. Zupe艂nie inaczej by艂o w 艣wi臋ta. Przyczyni艂 si臋 do tego, co j膮 spotka艂, swoj膮 obecno艣ci膮, ale jednocze艣nie, naprawd臋 uratowa艂 jej 偶ycie. Otworzy艂 nieco szerzej oczy, bo takich s艂贸w nie spodziewa艂 si臋 ani troch臋. Nie zwraca艂 na ni膮 w贸wczas szczeg贸lnej uwagi, a ju偶 na pewno nie w tak spos贸b. By艂a po prostu m艂odsz膮 siostr膮 jego kumpla z pracy. By艂 zakochany na zab贸j w swojej 偶onie, nie widzia艂 艣wiata poza ni膮 i c贸rk膮, wi臋c nikt inny nie zajmowa艂 jego my艣li, a z pewno艣ci膮 nie robi艂aby tego tak m艂oda dziewczyna jak膮 by艂a w贸wczas Willow. — Nie do艣膰, 偶e uratowa艂em tw贸j seksowny ty艂ek przed k艂opotami, to jeszcze sta艂em si臋 twoim wymarzonym kochankiem — wymrucza艂 — nie藕le. I co, jestem tak wspania艂y, jak zawsze sobie wyobra偶a艂a艣?
    — Willy, Willy — szepn膮艂 cicho, gdy jego uszu dobieg艂 jej j臋k. Automatycznie zacisn膮艂 mocniej na niej swoje d艂onie, chc膮c raz jeszcze us艂ysze膰 ten przyjemny dla jego uszu d藕wi臋k. U艣miechn膮艂 si臋 pod poca艂unkiem, gdy w tym samym czasie dobra艂a si臋 do jego spodni. Nie zamierza艂 jej powstrzymywa膰. Przez trwaj膮cy zak艂ad, by艂 jej jeszcze bardziej wyg艂odnia艂y ni偶 zazwyczaj. Ju偶 mia艂 odpowiedzie膰 na pytanie, gdy wzi臋艂a go do swoich ciep艂ych, wilgotnych ust. Zamrucza艂 cicho, gdy poruszy艂a d艂oni膮. Opar艂 si臋 l臋d藕wiami o blat kuchenny, a po u艂o偶eniu d艂oni na jej g艂owie, wpl贸t艂 palce w ciemne kosmyki. Lubi艂 patrze膰 na ni膮 z fory w tej pozycji, dlatego sapn膮艂 cicho w reakcji na jej dzia艂anie.
    — Na wszystko przyjdzie czas — wymrucza艂, odchylaj膮c g艂ow臋, gdy zacz臋艂a powoln膮, przeci膮gaj膮c膮 pieszczot臋. I ca艂e szcz臋艣cie, 偶e zwolni艂a, bo w jednej chwili sta艂 si臋 ca艂kiem twardy, a przyjemne ciep艂o zacz臋艂o zbiera膰 si臋 w podbrzuszu. By艂 tak bardzo jej spragniony. — Mo偶emy wyznaczy膰 sobie spokojnie tras臋 st膮d, a偶 do twojego pokoju, gdziekolwiek b臋dziesz chcia艂a. I nie obchodzi mnie, jak d艂ugo b臋dziemy musieli tu zosta膰. Albo zgodnie z 偶yczeniem — u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie, stanowczym ruchem poci膮gn膮艂 j膮 za w艂osy, aby spojrza艂a w jego oczy — b臋dziemy si臋 pieprzy膰 w ka偶dym pomieszczeniu, w kt贸rym tylko zapragniesz — oznajmi艂 ca艂kiem powa偶nie, a po chwili odsun膮艂 j膮 od swojego cz艂onka i z艂apa艂 za ramiona, aby si臋 wyprostowa艂a. Chwyci艂 obszycie jej koszulki i ci膮gn膮艂 j膮 z niej jednym ruchem, odrzucaj膮c ubranie na bok, a nast臋pnie spojrza艂 na schowane w biustonoszu piersi, kt贸rych sutki znaczy艂y materia艂. Pog艂adzi艂 subtelnie biust skryty w bieli藕nie, przesuwaj膮c d艂onie wzd艂u偶 materia艂u do zapi臋cia. Odpi膮艂 je powolnie zerkaj膮c na jej twarz, a nast臋pnie po u艂o偶eniu d艂oni na jej ramionach, zsun膮艂 delikatnie z nich rami膮czka. Przez chwile wpatrywa艂 si臋 z zachwytem w stercz膮ce piersi. Z艂o偶y艂 na jej ustach pe艂en nami臋tno艣ci poca艂unek, jednocze艣nie r臋ce kieruj膮c do rozporka jej spodni, kt贸re tu偶 po rozpi臋ciu powoli zsun膮艂, a gdy oderwa艂 si臋 od jej ust, ukucn膮艂, by ca艂kowicie pozby膰 si臋 jej spodni, pozostawiaj膮c brunetk臋 w ten spos贸b jedynie w samych majtkach. Jednak i ich planowa艂 si臋 szybko pozby膰, ju偶 za momencik. — Pniemy si臋 ku gorze czy wolisz jednak drug膮 wersje? — Spyta艂, sun膮c powolnie d艂o艅mi po jej nagich udach, zaczepnie hacz膮c palcami o materia艂 majtek, jakby zastanawiaj膮c si臋 czy mo偶e si臋 ich pozby膰, czy jeszcze nie.

    ❤️❤️馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  75. — 艢winia to 艣winia. Ma艂a czy du偶a, powinna sko艅czy膰 jako bekon — stwierdzi艂 z lekkim u艣miechem, a kiedy wspomnia艂a, 偶e temat zwierz膮t powinni zostawi膰 na odleglejsze czasy… Nie m贸g艂 si臋 nie zgodzi膰. W obecnej sytuacji by艂o to najbardziej rozs膮dne — ma艂e Murphy zdecyduje, jakie b臋dziemy mie膰 zwierz膮tko — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu. Szczerze nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, kiedy na 艣wiat przyjdzie ich dziecko i mia艂 szczer膮 nadziej臋, 偶e nie b臋d膮 mieli 偶adnych problem贸w z zaj艣ciem Willow w ci膮偶e.
    — Ca艂y czas jestem spokojny, po prostu… Takie s艂owa by艂y chyby ostatnimi, jakich bym si臋 spodziewa艂. Wiesz, wtedy by艂a艣 po prostu m艂odsz膮 siostr膮 kumpla z pracy — s艂owa te smakowa艂y gorzko w jego ustach, jednak nie zag艂臋bia艂 si臋 w nie bardziej — a teraz… Cholera, gdybym us艂ysza艂 wtedy, 偶e b臋dziemy si臋 spotyka膰, my艣le膰 o dziecku… Ta osoba dosta艂aby po mordzie — za艣mia艂 si臋 cicho z lekkim niedowierzeniem. Po chwili pokiwa艂 g艂ow膮 z uznaniem, bo kolejne s艂owa padaj膮ce z ust dziewczyny, zdecydowanie by艂y takimi, kt贸re chcia艂 w obecnej sytuacji us艂ysze膰. Dlatego na jego ustach zago艣ci艂 艂obuzerski u艣miech, a on z wymalowan膮 na twarzy przyjemno艣ci膮 s艂ucha艂, co mia艂a do powiedzenia — m贸w mi wi臋cej takich rzeczy — za艣mia艂 si臋 niskim tonem. Chocia偶 od s艂贸w wola艂 czyny, dlatego z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮 odda艂 si臋 trwaj膮cej chwili.
    Przymru偶y艂 oczy, s艂uchaj膮c jej poj臋kiwania z najwi臋ksz膮 rozkosz膮. Gdyby tylko wiedzia艂, do jakiego zbli偶a艂a si臋 stanu, pozwoli艂by jej kontynuowa膰, bo podejrzewa艂, 偶e sam nie mia艂by wi臋kszych problem贸w z przygotowaniem si臋 do drugiej rudny. By艂 na ni膮 tak bardzo napalony, 偶e nie by艂 w stanie sobie przypomnie膰, kiedy poprzednio czu艂 si臋 w taki spos贸b.
    Obserwowa艂, jak porusza nogami, u艣miechaj膮c si臋 na s艂owa padaj膮ce z jej ust. Nie by艂by sob膮, gdyby od razu spe艂ni艂 jej pro艣b臋. Przesun膮艂 powolnie d艂o艅 do zwie艅czenia jej n贸g i a偶 westchn膮艂, gdy nie dotkn膮艂 nawet jeszcze jej bielizny, a palcami ju偶 na udach natrafi艂 na jej podniecenie. Przyjemne ciep艂o rozesz艂o si臋 po jego ciele. Czu艂 wyra藕nie swoj膮 tward膮 m臋sko艣膰 i nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, kiedy poczuje jej przyjemne i wilgotne wn臋trze. Drocz膮c si臋 z ni膮, zn臋ca艂 si臋 nad samym sob膮, mimo wszystko stara艂 si臋 wszystko maksymalnie przeci膮gn膮膰 w czasie. Rozkoszuj膮c si臋 ka偶d膮 chwil膮, najdrobniejszym gestem. Przesuni臋ciem palcami po ciep艂ej sk贸rze, znajom膮 wilgoci膮 i ulubionym zapachem Willy. Jego s艂odkiej, kochanej Willy.
    — Jak bardzo prosisz? — Spyta艂, spogl膮daj膮c na ni膮 zach艂annie, powoli podnosz膮c si臋 na nogach, aby wyr贸wna膰 si臋 z ni膮. Jednocze艣nie, przenosz膮c powoli swoje d艂onie wzd艂u偶 jej cia艂a ku g贸rze. Przytrzyma艂 palce na delikatnej koronce, kontrastuj膮cej na jej jasnych, delikatnych biodrach. Chwyci艂 materia艂 swoimi palcami, w oczekiwaniu na jej odpowied藕, naci膮gn膮艂 go mocno i szarpn膮艂, a delikatna koronka popru艂a si臋. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech. Pu艣ci艂 skrawek i pozwoli艂, aby czarny materia艂 opad艂 bezszelestnie na ziemi臋. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i patrz膮c prosto w jej oczy, ugi膮艂 delikatnie kolana, aby bez problemu si臋gn膮膰 d艂oni膮 do jej kobieco艣ci.
    — Kurwa Willy — wymrucza艂, czuj膮c jak bardzo sta艂a si臋 mokra przez ten czas. Przesun膮艂 po niej palcami, zatrzymuj膮c si臋 na 艂echtaczce, po kt贸rej przesun膮艂 szczeg贸lnie powoli, wpatruj膮c si臋 przy tym ca艂y czas w jej pi臋kne, b艂yszcz膮ce oczy. Nie by艂 w stanie d艂u偶ej wytrzyma膰. Wpi艂 si臋 w jej usta nami臋tnym poca艂unkiem, powolnie przy tym wsuwaj膮c palec w jej ciep艂e wn臋trze.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  76. Spojrza艂 na zdj臋cie 艣winek, kt贸re mu pokaza艂a i tylko zmarszczy艂 brwi. Kto normalny ubiera艂 jedzenie w takie stroje. To nie mia艂o najmniejszego sensu. Zw艂aszcza, 偶e nie raz s艂ysza艂 o tym, jak sprzedawano zwyk艂e 艣winie hodowlane jako te miniaturowe. Nie zamierza艂 ryzykowa膰, 偶e z ma艂ej s艂odkiej 艣winki wyro艣nie ogromna locha, z kt贸r膮 nie b臋d膮 mieli co zrobi膰. Zdecydowanej nie m贸g艂 dopu艣ci膰 do takiej ewentualno艣ci, wi臋c 艣winka, jakakolwiek mia艂aby by膰, by艂a zwierz臋ciem, kt贸re od razu zaznaczy艂 na swojej mentalnej li艣cie o jak偶e wyszukanej nazwie: nigdy w 偶yciu.
    — Baby Murphy brzmi o niebo lepiej — u艣miechn膮艂 si臋. Zdecydowanie nie by艂 dobry w wymy艣laniu 偶ywionych ksywek — je偶eli chodzi o potencjalne imiona… Zostawiam ci woln膮 r臋k臋 do zrobienia listy. Z niej wsp贸lnie b臋dziemy mogli co艣 wybra膰. No chyba, 偶e trafi tam jakie艣 szczeg贸lnie znienawidzone przeze mnie imi臋 — za艣mia艂 si臋 cicho, ale po chwili spowa偶nia艂. Mia艂 jedno imi臋, kt贸re chcia艂by nada膰 dziecku, je偶eli by艂by to ch艂opczyk — chocia偶… chcia艂bym, 偶eby na li艣cie znalaz艂o si臋 imi臋 Darren — zerkn膮艂 na Willow. Chcia艂by upami臋tni膰 przyjaciela i dobrego cz艂owieka, o ile brunetka nie mia艂aby nic przeciwko.
    Spojrza艂 na ni膮 i u艣miechn膮艂 si臋. Zdecydowanie to by艂o nierealne, a przynajmniej na tamten czas, bo obecnie nie mia艂 偶adnego problemu, aby uwierzy膰 w prawdziwo艣膰 tego zwi膮zku. I tego, dok膮d zmierza艂.
    — Takiego wyznania tym bardziej si臋 nie spodziewa艂em — zamrucza艂 — ale c贸偶… chyba mi to schlebia — za艣mia艂 si臋, oblizuj膮c wargi. W zasadzie trudno by艂o nie odebra膰 tych s艂贸w jako komplement. Spojrza艂 prosto w jej oczy — co mog臋 powiedzie膰, staram si臋. I mam nadzieje, 偶e nigdy ci臋 nie zawiod臋 w tych sprawach — wyszczerzy艂 si臋 szeroko.
    Nie musieli d艂ugo czeka膰, aby Blake kolejny raz m贸g艂 si臋 wykaza膰 i udowodni膰, jak si臋 stara, aby to Willow by艂o przede wszystkim dobrze, chocia偶 nie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e o sobie nie my艣la艂 w og贸le. Na ca艂e szcz臋艣cie byli dla siebie stworzeni i ich cia艂a 艣wietnie ze sob膮 wsp贸艂gra艂y, dostosowuj膮c i dopasowuj膮c si臋 do siebie wzajemnie, dzi臋ki czemu czerpali z seksu wszystko, co najlepsze.
    Zawt贸rowa艂 jej niskim mruczeniem na jej pro艣b臋, kolejny raz rozkoszuj膮c si臋 jej d藕wi臋kami. S艂ysz膮c s艂owa padaj膮ce z jej ust, u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
    — Musimy si臋 w ko艅cu wybra膰 na te zakupy… Nadal nie doczeka艂em si臋 pokazu — westchn膮艂, owiewaj膮c jej sk贸r臋 swoich ciep艂ym, znacznie przyspieszonym oddechem.
    Przeci膮ganie satysfakcjonowa艂o go, gdy widzia艂, jak bardzo by艂a zniecierpliwiona. Gdyby nie by艂 jej tak bardzo spragniony, trwa艂by w tym d艂u偶ej. Jego penis by艂 jednak ju偶 tak twardy, 偶e podniecenie zaczyna艂o by膰 bolesne. Westchn膮艂, gdy wybiela cia艂o w 艂uk, przesun膮艂 spojrzeniem po jej j臋drnych piersiach, nie przestaj膮c jej pie艣ci膰. S艂ysz膮c kolejne s艂owa padaj膮ce z jej ust, u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust i cofn膮艂 r臋k臋. Z艂apa艂 swojego penisa i nakierowa艂 si臋 na ni膮, wszed艂 w ni膮 mocno i g艂臋boko, druga d艂oni膮 dociskaj膮c jej biodra do siebie.
    — Tego w艂a艣nie chcia艂a艣? — Szepn膮艂, chwytaj膮c j膮 za udo podniesionej nogi i poruszy艂 biodrami. Odsun膮艂 usta od jej warg i oddychaj膮c p艂ytko, spojrza艂 w jej b艂yszcz膮ce oczy — a mo偶e pragniesz czego艣 zupe艂nie innego, Willy? — Spyta艂, mocno poruszaj膮c biodrami, wci膮偶 przytrzymuj膮c j膮 blisko siebie.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  77. U艣miechn膮艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮 wzrokiem pe艂nym wdzi臋czno艣ci. Skin膮艂 g艂ow膮 zach臋caj膮co, aby powiedzia艂a o swoich propozycjach imion i s艂ysz膮c je, lekko zadr偶a艂. Musia艂 przyzna膰, 偶e gest ze strony Willow by艂 wielki, ale… Nie by艂 pewny, co do tego, czy to dobry pomys艂. Beth i Daisy mia艂 ju偶 zawsze nosi膰 w swoim sercu. Wiedzia艂, 偶e c贸reczka o takim imieniu nie zast膮pi艂aby w 偶aden spos贸b zmar艂ej 偶ony, ale…
    — Mo偶e po prostu Izabella Elizabeth? — U艣miechn膮艂 si臋 do niej ciep艂o — to mi艂e i szlachetne z twojej strony, ale gdyby mia艂a by膰 po prostu Elizabeth… — pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮. To by艂oby za trudne dla niego, a przynajmniej na tym etapie. Nawet, je偶eli z czasem mia艂oby si臋 to zmieni膰, wola艂 nie ryzykowa膰. Mia艂 tylko nadziej臋, 偶e Willy nie odbierze 藕le jego odmowy. Nie chcia艂 jej przecie偶 w 偶aden spos贸b urazi膰. Dwa imiona mo偶e i by艂y d艂ugie, ale w tym konkretnym przypadku czu艂by si臋 znacznie lepiej, gdyby baby Murphy okaza艂o si臋 by膰 dziewczynk膮 i nosi艂o te imi臋, jako drugie. Zdecydowanie by艂oby mu w贸wczas du偶o 艂atwiej.
    — Nie 艣mia艂bym — wychrypia艂 cicho, samemu z coraz wi臋kszym trudem trzymaj膮c si臋 w ryzach. Rozchyli艂 wargi, u艂atwiaj膮 sobie w ten spos贸b oddychanie. Odetchn膮艂 g艂臋boko w reakcji na jej poj臋kiwania. Wpi艂 si臋 w jej wargi, ko艅cz膮c poca艂unek przygryz艂 jej warg臋 i delikatnie ni膮 szarpn膮艂. Musn膮艂 nosem jej nos, u艣miechaj膮c si臋 k膮cikiem ust.
    — W艂a艣ciwie… — odsun膮艂 si臋 odrobin臋, aby zerkn膮膰 na jej nagie cia艂o. Zmierzy艂 je uwa偶nym, zach艂annym spojrzeniem i zamrucza艂 cicho — zawsze mo偶esz zrobi膰 go bez bielizny — wychrypia艂 cicho, sun膮c nosem po jej policzku — nie mia艂bym nic przeciwko.
    Czu艂, jak bardzo by艂a go spragniona, w po艂膮czeniu z w艂asnym pragnieniem, nie by艂 w stanie d艂u偶ej czeka膰. Dlatego s艂ysz膮c jej odpowied藕, pchn膮艂 ponownie mocno biodrami, rytmicznie powtarzaj膮c silne pchni臋cia, za ka偶dym razem mocno dociskaj膮c j膮 do siebie. Rozchyli艂 wargi, napawaj膮c si臋 jej g艂o艣n膮 reakcj膮, on sam wyda艂 z siebie ciche sapni臋cie, gdy poczu艂, jak mocno si臋 na nim zaciska. Zagryz艂 warg臋, potrzebowa艂 jeszcze chwili, jednak nie zaprotestowa艂, gdy si臋gn臋艂a jego koszulki i wymusi艂a kr贸tk膮 przerw臋. Wiedzia艂, 偶e Willy nie zostawi艂aby go w tak bolesny i rozczarowuj膮cy spos贸b, a widz膮c jak uk艂ada艂a si臋 na blacie, na jego ustach wkrad艂 si臋 艂obuzerski u艣miech.
    — Moja niegrzeczna dziewczynka — wychrypia艂, ponownie si臋 w ni膮 wsun膮wszy. Nie musia艂a mu powtarza膰 dwa razy. Je偶eli chcia艂a porz膮dnego pieprzenia, zamierza艂 je jej da膰. Jak zreszt膮 zawsze. — Tylko, 偶eby艣 p贸藕niej nie narzeka艂a — odpar艂 zachrypni臋tym z podniecenia g艂osem. Chwyci艂 jedn膮 d艂oni膮 jej biodro mocno wciskaj膮 w nie palce, a drug膮 uchwyci艂 zgrabn膮 pier艣 i rozpocz膮艂 subteln膮 pieszczot臋, napawaj膮c wzrok nagim cia艂em brunetki, kt贸re podskakiwa艂o w nadawanym przez niego rytmie. By艂 ju偶 tak, blisko, ale wiedzia艂, 偶e nie mo偶e doj艣膰 przed ni膮. Zamkn膮艂 oczy, mocno zaciskaj膮c powieki i z ca艂ej si艂y skupiaj膮c si臋 na tym, by wytrzyma膰 tak d艂ugo, dop贸ki nie b臋dzie mia艂 pewno艣ci, 偶e Mahoney jest usatysfakcjonowana, w ko艅cu obieca艂 jej, 偶e nie zawiedzie.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  78. Obliza艂 powoli wargi, a nast臋pnie r贸wnie powoli skin膮艂 g艂ow膮. Spogl膮da艂 na ni膮 pe艂nym czu艂o艣ci spojrzeniem, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co takiego zrobi艂, 偶e los mu j膮 zes艂a艂. Przecie偶… Ich historia mog艂a sko艅czy膰 si臋 w zupe艂nie inny spos贸b i doskonale o tym wiedzieli. Wypiera艂 z pami臋ci wspomnienia pocz膮tk贸w, gdy uprowadzi艂 j膮 i zn臋ca艂 si臋 nad ni膮. Mog艂a uciec, zapomnie膰 o nim, sprawi膰, aby sko艅czy艂 za kratami, tymczasem… Rozmawiali o imionach dla dziecka, kt贸rego oboje tak bardzo pragn臋li, w dodatku by艂a tak wspania艂omy艣lna, 偶e chcia艂a upami臋tni膰 jego 偶on臋.
    — Jestem… Je偶eli tobie to nie b臋dzie w 偶aden spos贸b przeszkadza膰, jestem na tak — powiedzia艂, a na jego ustach pojawi艂 si臋 u艣miech — chyba powinienem zacz膮膰 chodzi膰 do ko艣cio艂a i dzi臋kowa膰 bogu za ciebie w swoim 偶yciu — szepn膮艂. Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i z艂o偶y艂 na jej czole pe艂en czu艂o艣ci poca艂unek. By艂 niesamowicie wdzi臋czny i nie mia艂 poj臋cia, jak ma jej t臋 wdzi臋czno艣膰 okaza膰. Mog艂a nie zdawa膰 sobie sprawy, jak wiele to dla niego znaczy艂o.
    Nie zaprzestaj膮c mocnych ruch贸w, u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko w reakcji na jej 艣miech. Brzmia艂a tak pi臋knie, gdy z trudem panowa艂a nad swoich oddechem, a jej oczy b艂yszcza艂y podnieceniem. Obliza艂 mimowolnie wargi, jakby spogl膮da艂 na najbardziej smakowite danie, jakie by艂o mu dane w 偶yciu skosztowa膰 i c贸偶… Tak si臋 w艂a艣nie przy niej i z ni膮 czu艂 za ka偶dym razem.
    — Czyja? — Spyta艂 chrapliwie, poruszaj膮c mocno biodrami, wchodz膮c w ni膮 g艂臋boko. Czu艂, jak zaciska艂a si臋 na jego penisie, a on za ka偶dym razem musia艂 powstrzymywa膰 si臋 przed pozwoleniem sobie na rozlu藕nienie i zalanie si臋 eufori膮. Kiedy osi膮gn臋艂a kolejny orgazm, nie potrzebowa艂 wiele, kilka pchni臋膰 sprawi艂o, 偶e i po jego ciele rozla艂o si臋 przyjemne ciep艂o, a z ust wydoby艂o si臋 ciche sapni臋cie. Opar艂 lekko g艂ow臋 o ni膮, gdy wtuli艂a si臋 w niego. Przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej siebie i pr贸bowa艂 wyr贸wna膰 oddech, kt贸rzy by艂 obecnie przyspieszony. Zamrucza艂 z przyjemno艣ci膮, czuj膮c jak wbija w niego paznokcie. Po chwili za艣mia艂 si臋 kr贸tko na jej s艂owa, a nim rozlu藕ni艂 u艣cisk, przycisn膮艂 j膮 kr贸tko do siebie.
    — Ca艂kiem zapomnia艂em o 偶arciu — mrukn膮艂 nieco niezadowolony, 偶e kto艣 im przerwa艂, bo nie mia艂 nic, przeciwko, aby kontynuowa膰 ich drog臋 do jej pokoju. Z drugiej strony mo偶e i dobrze, mieli kr贸tk膮 chwil臋 na zregenerowanie si艂. Skin膮艂 g艂ow膮. Niech臋tnie wysun膮艂 si臋 z niej, a nast臋pnie schowa艂 m臋sko艣膰 w bokserki i podci膮gn膮艂 spodnie na biodra. Rozporek i pasek zapina艂 ju偶 w drodze do drzwi. Cofn膮艂 si臋 jednak po kilku sekundach, aby wzi膮膰 telefon. Musia艂 przecie偶 zap艂aci膰.
    Otworzy艂 drzwi i pospiesznie odebra艂 jedzenie, nie przejmuj膮c si臋 ani troch臋 tym, 偶e dostawca m贸g艂 zdziwi膰 si臋 widokiem jego roznegli偶owanego torsu, wci膮偶 nieco przyspieszonego oddechu. Zap艂aci艂, zatrzasn膮艂 drzwi i wr贸ci艂 do kuchni.
    — Meksyka艅skie — oznajmi艂, a w kiedy wszed艂 do pomieszczenia, w powietrzu rozni贸s艂 si臋 ostry zapach papryczki habanero zmieszony ze s艂odk膮 kukurydz膮 — jemy ciep艂e, czy b臋dziemy odgrzewa膰? — Spyta艂, przygl膮daj膮c si臋 jej bezwstydnie, pozostawiaj膮c w艂adz臋 w jej r臋kach — nie potrzebuj臋 a偶 tak d艂ugiej przerwy i zregenerowania si艂 — powiedzia艂, mierz膮c j膮 wyg艂odnia艂ym wzrokiem. — Ale je偶eli tego potrzebujesz... Twoje s艂owo jest dla nie rozkazem.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  79. U艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa i tylko mocniej j膮 do siebie przytuli艂.
    Po czu艂o艣ci sprzed kilku chwil nie zosta艂o za wiele, ale ich zbli偶enia… Rzadko kiedy by艂y pe艂ne czu艂o艣ci i delikatno艣ci, chocia偶 i w ten spos贸b potrafili si臋 kocha膰. Ich niepohamowana ch臋膰 mocnych do艣wiadcze艅 sprawia艂a jednak, 偶e w wi臋kszo艣ci przypadk贸w ko艅czy艂o si臋 na ostrym i pozbawionym delikatno艣ci seksie.
    Pokiwa艂 lekko g艂ow膮, a na jego ustach pojawi艂 si臋 艂obuzerski u艣miech.
    — Moja — przytakn膮艂 usatysfakcjonowany, a p贸藕niej powt贸rzy艂 jeszcze kilka pchni臋膰, a nast臋pnie rozkoszowa艂 si臋 chwil膮 spe艂nienia. Gdyby m贸g艂 si臋 cofn膮膰 w czasie, nie zamawia艂by tego jedzenia. Wstrzyma艂by si臋 z tym w czasie, zdecydowanie. Co si臋 jednak sta艂o… Dlatego, gdy wszed艂 z powrotem do kuchni z jednorazowymi opakowaniami wype艂nionymi jedzeniem, uwa偶nie przyjrza艂 si臋 dziewczynie.
    — A co takiego zamierzasz ze mn膮 zrobi膰? — Spyta艂 zaintrygowany, nie spuszczaj膮c z niej spojrzenia. C贸偶, by艂 bardzo ciekawy, co takiego zrodzi艂o si臋 w jej g艂贸wce i nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, a偶 przekona si臋 o tym na w艂asnej sk贸rze, dlatego tym bardziej nie ni膮 ochoty na jedzenie. Kiedy jednak przyzna艂a, 偶e jest g艂o艣na, nie m贸g艂 jej od jedzenia odci膮gn膮膰. — Tylko szybko, 偶ebym nie uschn膮艂 z t臋sknoty — za艣mia艂 si臋, ale odprowadzi艂 j膮 wzrokiem. Bardzo zach艂annym wzrokiem.
    Kiedy Willow si臋 ogarnia艂a, wyci膮gn膮艂 opakowania z papierowej torby i u艂o偶y艂 na blacie kuchennym i wyci膮gn膮艂 szklanki, do kt贸rych nala艂 wody, a nast臋pnie po prostu za ni膮 czeka艂.
    — Nie spodziewa艂em si臋, 偶e wr贸cisz do mnie ca艂kiem naga — mrukn膮艂 — a偶 mi g艂upio, 偶e wci膮偶 mam na sobie spodnie — za艣mia艂 si臋. S艂ysz膮c jej s艂owa, od razu wyobrazi艂 sobie jak posila si臋, traktuj膮c jej cia艂o jak talerz i musia艂 przyzna膰, 偶e by艂o to bardzo kusz膮ce — jak chcesz, ale zdecydowanie musimy tego spr贸bowa膰 — poruszy艂 brwiami, a nast臋pnie spojrza艂 w stron臋 kanapy — mamy du偶o czasu, ale jednocze艣nie tyle pomieszcze艅 — zastanowi艂a si臋 na g艂os, jednak po chwili podszed艂 do niej i chwyci艂 j膮 w swoje ramiona, uwa偶aj膮c na trzymane przez ni膮 sztu膰ce — nie b臋dziemy marnowa膰 za wiele czasu — oznajmi艂 i skierowa艂 si臋 w stron臋 salonu, gdzie ostro偶nie od艂o偶y艂 brunetk臋 na kanap臋, a nast臋pnie wr贸ci艂 do kuchni i na dwa razy przyni贸s艂 jedzenie wraz z napojami. Usadowi艂 si臋 obok dziewczyny i u艂o偶y艂 j膮 tak, aby opiera艂a si臋 o jego tors, a najch臋tniej wychyli艂 si臋 po jedzenie. — A teraz wr贸膰my do tego, co m贸wi艂a艣 jeszcze w kuchni… — poruszy艂 brwiami, spogl膮daj膮c na ni膮 — musz臋 przyzna膰, 偶e wzbudzi艂a艣 moj膮 ciekawo艣膰, co mo偶esz sobie zaznaczy膰 jako 偶yciowy sukces — za艣mia艂 si臋 cicho, obejmuj膮c j膮 ramieniem w taki spos贸b, 偶e jego przedrami臋 znalaz艂o si臋 na jej piersiach. Przycisn膮艂 j膮 delikatnie, oddychaj膮c jej zapachem wymieszanym z ostrym jedzeniem, co w po艂膮czeniu pachnia艂o wr臋cz wybornie.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  80. — Z trudem, Mahoney, z trudem — u艣miechn膮艂 si臋 lekko w odpowiedzi, czego dziewczyna nie mog艂a ju偶 zobaczy膰.
    — Ale偶 sk膮d — powiedzia艂, na dow贸d, uwa偶nie przygl膮daj膮c si臋 nagiej, filigranowej sylwetce dziewczyny, a na jego ustach pojawi艂 si臋 艂obuzerski u艣miech. Lubi艂 panuj膮c膮 pomi臋dzy nimi swobod臋. Dlatego kiedy powiedzia艂a, 偶e ma je zdj膮膰… W zasadzie, czym mia艂by si臋 kr臋powa膰, lub co mia艂oby go powstrzyma膰? Nic. Dlatego ju偶 po chwili odpi膮艂 pasek, nast臋pnie rozporek i nie min臋艂o kilkana艣cie sekund, a Blake r贸wnie偶 stan膮艂 przed ni膮 ca艂kiem nagi. Nie przejmuj膮c si臋 pozostawionymi w nie艂adzie ubraniami. Skupi艂 si臋 ju偶 na dziewczynie i tym, aby dotarli do salonu. Kolejnego pomieszczenia, w kt贸rym mieli zbudowa膰 dobre wspomnienia.
    Nim sam zacz膮艂 je艣膰, przez kr贸tk膮 chwil臋 wpatrywa艂 si臋 jak robi to Willy. 
    — Wyobra藕nia — powt贸rzy艂 za dziewczyn膮, r贸wnie偶 chwytaj膮c w ko艅cu taco. U艣miechn膮艂 si臋 na jej kolejne s艂owa i przybra艂 偶artobliwy ton — zastanowi艂bym si臋 na przeniesienie tego na drugie miejsce na li艣cie — za艣mia艂 si臋 cicho. Szybko jednak zamilk艂, s艂uchaj膮c z najwi臋ksz膮 uwag膮 tego, co mia艂a w tej chwili do powiedzenia. C贸偶… By艂 ciekawy jakie pomys艂y zrodzi艂y si臋 w jej g艂贸wce, a z ka偶dym s艂owem jego ciekawo艣膰 wzrasta艂a, a wyobra藕nia zaczyna艂a powoli dzia艂a膰… — My艣l臋, 偶e nie b臋dzie z tym problemu — u艣miechn膮艂 si臋, przyci膮gaj膮c j膮 odrobin臋 bli偶ej siebie, aby z艂o偶y膰 na jej skroni czu艂y poca艂unek. Zmru偶y艂 oczy. Nigdy przy Willow nie zastanawia艂 si臋 nad tym, czy by艂o co艣 szczeg贸lnego, czego chcia艂by w 艂贸偶ku. Tak jak sama zauwa偶y艂a, nigdy nie by艂o czasu, poza tym by艂o mu zwyczajnie dobrze. Ich seks nigdy nie by艂 nudny, a tak, 偶e z wygl膮du niewinna Willy lubi艂a ostrzejsze zabawy, bardzo mu odpowiada艂. Lubi艂 j膮 mocno pieprzy膰 i sprawia艂o mu to przyjemno艣膰… — Wspomina艂em ci, 偶e dobrze by艣 wygl膮da艂a w czarnym lateksie — przypomnia艂, bo wcale wtedy nie 偶artowa艂. Wiedzia艂, 偶e o tym w tej chwili mo偶e zapomnie膰, ale przecie偶 i tak nie mieli jutro wyje偶d偶a膰 — nie potrafi臋 tylko zdecydowa膰, co bardziej mnie kr臋ci, grzeczna i pos艂uszna czy wymierzaj膮ca kary — m贸wi膮c to, w jego oczach pojawi艂 si臋 niezdrowy b艂ysk — ale na start mo偶emy wykorzysta膰 wi膮zanie i l贸d — powiedzia艂 delikatnie zachrypni臋tym g艂osem, wyobra偶aj膮c ju偶 sobie zwi膮zane r臋ce Willy i wij膮ce si臋 z rozkoszy cia艂o pod nim. Prze艂kn膮艂 艣lin臋, czuj膮c, 偶e jego m臋sko艣膰 staje si臋 ponownie gotowa. Ugryz艂 kawa艂ek taco, zerkaj膮c na Willy. Nie zamierza艂 odci膮ga膰 jej od jedzenia, od podstawowych potrzeb ludzkich. Nie by艂 przecie偶 potworem. — A ty? Jakie艣 fantazje i marzenia, kt贸re m贸g艂bym spe艂ni膰?
    — Po tym ostrym jedzeniu mo偶emy zacz膮膰 od delikatnego och艂odzenia, skarbie — zdecydowa艂. Czeka艂 tylko na moment, w kt贸rym brunetka sko艅czy je艣膰, aby m贸c si臋 ni膮 porz膮dnie zaj膮膰.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  81. Sam te偶 nie mia艂 nic przeciwko, aby z czymkolwiek czeka膰, je偶eli chodzi艂o o jakiekolwiek 艂贸偶kowe eksperymenty. Wr臋cz przeciwnie, sama 艣wiadomo艣膰, 偶e Willow o tym my艣li, sprawia艂a, 偶e m贸g艂by od razu wzi膮膰 si臋 do roboty, spe艂niaj膮c ka偶de jej 偶yczenie, jakie tylko przyjdzie do jej g艂owy.
    Spojrza艂 na ni膮, pe艂nym zaciekawienia spojrzeniem, gdy us艂ysza艂 jej zamy艣lony g艂os. Przechyli艂 delikatnie g艂ow臋 w bok, uwa偶nie si臋 jej przez ca艂y czas przygl膮daj膮c, a us艂yszawszy jej kolejne s艂owa, rozchyli艂 delikatnie usta, kt贸rych wargi po chwili obliza艂, wyobra偶aj膮c sobie Willow w seksownym, czarnym stroju. Wypu艣ci艂 cicho, powoli powietrze i pokiwa艂 przytakuj膮co g艂ow膮.
    W jednej chwili ca艂y apetyt i g艂贸d mu przesz艂y, a przynajmniej te dotycz膮ce 艣ci艣le jedzenia. Sta艂 si臋 natomiast niesamowicie g艂odny i spragniony Mahoney, jakby nigdy nie mia艂 zaspokoi膰 tego konkretnego zapotrzebowania na jej blisko艣膰.
    Kiedy usiad艂a na nim, od razu pow臋drowa艂 r臋koma do jej bioder i u艂o偶y艂 na nich d艂onie. Nie utrzyma艂 ich jednak d艂ugo w jednym miejscu. Po chwili przesun膮艂 je w d贸艂, na po艣ladki brunetki i westchn膮艂 cicho, przysuwaj膮c j膮 bli偶ej siebie, a gdy otar艂a si臋 piersiami o jego tors, zamrucza艂 z uznaniem.
    Ponownie pokiwa艂 przytakuj膮co g艂ow膮. Pami臋ta艂 wszystko, co dzia艂o si臋 w tym domu. Zdecydowanie musieli zadba膰 o to, aby pozostawi膰 w nim dobre wspomnienia.
    — Twoje s艂owo, jest dla mnie rozkazem — powt贸rzy艂, wychylaj膮c szyj臋, aby musn膮膰 wargami czubek jej nosa — znowu mnie zaskakujesz swoimi s艂owami — u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie, przenosz膮c d艂o艅 na jej plecy. Wodzi艂 po nich powoli, jednocze艣nie sk艂adaj膮c na jej ustach d艂ugi, nami臋tny poca艂unek. W tym czasie drug膮 d艂o艅 u艂o偶y艂 na biodrze dziewczyny, a nast臋pnie zdecydowanym ruchem odwr贸ci艂 ich, w ten spos贸b, 偶e to teraz Willow znajdowa艂a si臋 na kanapie, a on zawis艂 nad ni膮.
    — Zaczekaj — wyszepta艂, muskaj膮c jej warg, a nast臋pnie podni贸s艂 si臋, wyprostowa艂 i skierowa艂 swoje kroki do kuchni, gdzie zostawi艂 spodnie wraz z paskiem, kt贸ry wci膮偶 tkwi艂 przeci膮gni臋ty przez szlufki. Chwyci艂 ubranie i wyci膮gn膮艂 z niego pasek, a nast臋pnie ruszy艂 na korytarz, gdzie zostawi艂 ich torby. Schyli艂 si臋 do swojej, rozpi膮艂 j膮 w poszukiwaniu czego艣 jeszcze, co mog艂oby si臋 mu przyda膰 w tej chwili. Przek艂adaj膮c ubrania, zahaczy艂 palcami o eleganckie pude艂eczko, o kt贸rym my艣la艂 ju偶 wcze艣niej tego dnia. Zagryz艂 warg臋, wahaj膮c si臋 nad tym czy powinien d艂u偶ej zwleka膰. Z jednej strony wyobra偶a艂 sobie ten moment zupe艂nie, ale z drugiej… Czy ten moment nie by艂 w艂a艣nie taki mocno w ich stylu? Chwyci艂 koszulk臋 i pude艂eczko. Pieprzy膰 narzucone schematy, ca艂y ich zwi膮zek je 艂ama艂. Nie zastanawia艂 si臋 wiec d艂u偶ej. Wr贸ci艂 do salonu trzymaj膮c w d艂oniach zawini臋te w koszulk臋 pude艂eczko i pasek.
    — Nim si臋 tob膮 zajm臋 — u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko, zbli偶aj膮c si臋 do kanapy — musz臋 zada膰 jedno pytanie — powiedzia艂, zatrzymuj膮c si臋 tu偶 przed meblem i ukl臋kn膮艂 na oba kolana, odk艂adaj膮c to, co trzyma艂 na pod艂og臋 tu偶 przy kanapie. Chwyci艂 jej d艂onie i zamkn膮艂 je swoimi. — Bardzo wa偶ne, wi臋c nim odpowiesz. Zastan贸w si臋 dwa razy — za艣mia艂 si臋 cicho, g艂adz膮c palcami jej r臋ce. — Wiesz, 偶e ci臋 kocham. Wiesz, 偶e chc臋 sp臋dzi膰 z tob膮 ca艂e swoje 偶ycie, 偶e chc臋 z tob膮 za艂o偶y膰 rodzin臋. I bardzo chc臋, 偶eby艣my tworzyli j膮 w pe艂ni… Zostaniesz moj膮 偶on膮, Willy? — Pu艣ci艂 jedn膮 r臋k臋 i si臋gn膮艂 po czarne pude艂ko, kt贸re otworzy艂 z 艂atwo艣ci膮 jedn膮 r臋k膮 i oczom Willow ukaza艂 si臋 delikatny, klasyczny a zarazem prosty pier艣cionek zar臋czynowy z brylantem.

    ❤️馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  82. Denerwowa艂 si臋. Teoretycznie wiedzia艂, 偶e nie odm贸wi, stres jednak mimo wszystko towarzyszy艂 mu w tej chwili. Mo偶e jednak powinien wybra膰 inny, bardziej podnios艂y moment? Mo偶e Willy chcia艂a schemat贸w? Owszem, ich zwi膮zek nie by艂 idealny, odbiegali od stereotyp贸w, ale mo偶e jednak powinien zachowa膰 si臋 w tym jednym momencie bardziej odpowiednio? Mo偶e powinien zaczeka膰, a偶 opuszcz膮 dom i ca艂y Waszyngton? Kl臋cza艂 przed ni膮, a w jego g艂owie pojawi艂o si臋 pytanie za pytaniem i jeszcze kolejne pytanie… Willy, odpowiedz w ko艅cu – przesz艂o mu przez my艣l.
    Odetchn膮艂. Chyba si臋 ba艂, 偶e wkurzy si臋 za to, 偶e zdecydowa艂 si臋 w tym momencie na o艣wiadczyny. Widz膮c jednak jej reakcje, naprawd臋 mu ul偶y艂o. I przekona艂 si臋 o tym, 偶e jednak dobrze zrobi艂.
    — Kocham ci臋 — wyszepta艂, wsuwaj膮c na serdeczny palec pier艣cionek z brylantem. Przyci膮gn膮艂 d艂o艅 do swoich ust i poca艂owa艂 miejsce z pier艣cionkiem, a nast臋pnie odsun膮艂 j膮 od siebie, pokiwa艂 z uznaniem g艂ow膮 i za艣mia艂 si臋 cicho — pasuje idealnie — stwierdzi艂, dumny z siebie, 偶e nie pomyli艂 si臋 z rozmiarem, a pier艣cionek naprawd臋 dobrze prezentowa艂 si臋 na jej d艂oni. Wr臋cz idealnie.
    Za艣mia艂 si臋 cicho, gdy ich czo艂a si臋 ze sob膮 styka艂y, a gdy dotar艂y do niego jej s艂owa, 艣miech rozbrzmia艂 nieco g艂o艣niej.
    — Powa偶nie o tym my艣la艂em — przyzna艂 — ale stwierdzi艂em, 偶e pozwol臋 ci zdecydowa膰 — u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, prezentuj膮c przy tym nienaganne uz臋bieniem. Odwzajemni艂 po chwili poca艂unek, delikatnie go pog艂臋biaj膮c. Odsun膮艂 si臋 jednak po chwili i spojrza艂 na ni膮 wyg艂odnia艂ym spojrzeniem. — I pozwol臋 ci zdecydowa膰 o historyjce dla dzieci.
    — Pi臋knie wygl膮dasz — powiedzia艂 z westchni臋ciem — ta bi偶uteria… idealne dope艂nienie stylizacji — zamrucza艂 i ponownie si臋gn膮艂 po jej d艂onie. Przez chwile ponownie podziwia艂 bi偶uteri臋, jednak tym razem nie pu艣ci艂 szybko jej d艂oni — ale skoro ju偶 wyra藕nie wyrazi艂a艣 swoj膮 zgod臋… — 艂obuzerski u艣miech pojawi艂 si臋 na jego twarzy. Jedn膮 d艂oni膮 trzyma艂 jej r臋ce, a drug膮 si臋gn膮艂 po sk贸rzany pasek — zamierzam to wykorzysta膰 — oznajmi艂 zachrypni臋tym g艂osem i owin膮艂 ciasno jej nadgarstki, robi膮c to kilkakrotnie, a nast臋pnie 艣cisn膮艂 go mocno i zwi膮za艂. — Jak to by艂o, mog臋 robi膰 z tob膮 wszystko… — u艣miech nie schodzi艂 mu z twarzy, a oczy b艂yszcza艂y niezdrowo — w takim razie, to w艂a艣nie zrobi臋, skarbie — wyszepta艂, nachylaj膮c si臋 do jej ucha. Owia艂 p艂atek swoim ciep艂ym oddechem, a nast臋pnie pu艣ci艂 jej d艂onie. Si臋gn膮艂 po koszulk臋, kt贸re przyni贸s艂 ze sob膮 i przy艂o偶y艂 materia艂 do jej oczu, a nast臋pnie przeci膮gn膮艂 na ty艂 g艂owy i wyg艂adzi艂 jej w艂osy, a nast臋pnie zwi膮za艂 materia艂 na tyle mocno, aby nie zsuwa艂 si臋 z oczu.
    — Widzisz co艣? — Spyta艂, upewniaj膮c si臋, 偶e supe艂 jest na tyle mocny, 偶e zaraz si臋 nie poluzuje — tylko nie oszukuj, bo ci臋 ominie sporo przyjemno艣ci — wyszepta艂 wprost do jej ucha. Odsun膮艂 si臋, spogl膮daj膮c na jej twarz z zawi膮zana na oczach koszulk膮, zerkaj膮c czy g艂adko przylega do jej twarzy, jednocze艣nie odpowiednio zas艂aniaj膮c widoczno艣膰 dziewczyny, a w艂a艣ciwie ca艂kowicie j膮 ograniczaj膮c.

    馃槇❤️馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  83. U艣miechn膮艂 si臋, gdy przyzna艂a, 偶e pier艣cionek jej si臋 podoba i uwa偶a go za pi臋knego. C贸偶, by艂oby k艂amstwem powiedzenie, 偶e na to nie liczy艂. Mia艂 nadziej臋, 偶e pier艣cionek jej si臋 spodoba. Gdy tylko zobaczy艂 go w sklepie jubilerskim, nie musia艂 si臋 d艂ugo zastanawia膰 nad wyborem. Widz膮c go, bez trudu potrafi艂 wyobrazi膰 sobie go na d艂oni Willow i uzna艂, 偶e to jest w艂a艣nie to, co jej si臋 spodoba. Towarzyszy艂o mu jeszcze jedne uczucie, w tej rado艣ci z powodu trafienia z pier艣cionkiem. Duma z samego siebie, 偶e zna艂 j膮 na tyle dobrze, 偶e potrafi艂 wybra膰 co艣 dla niej bez jej obecno艣ci i widzie膰, 偶e trafia dok艂adnie w to, co jej si臋 podoba. Tak, to by艂o 艣wietne uczucie. Mie膰 艣wiadomo艣膰, 偶e po prostu j膮 zna. Zadowolenie z formy o艣wiadczyn tylko dope艂nia艂o te uczucie, 偶e j膮 zna. Nie, aby si臋 czegokolwiek obawia艂. Kocha艂 j膮, chcia艂 sp臋dzi膰 z ni膮 reszt臋 swojego 偶ycia, mieli plany. Powa偶ne. I pragn膮艂 ich spe艂nienia. W dodatku w ko艅cu nic nie sta艂o im na przeszkodzie i cieszy艂 si臋 z tego. 艢wiadomo艣ci, 偶e teraz ju偶 nic nie mo偶e si臋 spieprzy膰.
    Dlatego wpatrywa艂 si臋 w ni膮 z iskrz膮cym spojrzeniem pe艂nym rado艣ci i czu艂o艣ci. W tym jednym spojrzeniu da艂o si臋 dostrzec wszystkie uczucia, jakie 偶ywi艂 do Mahoney.
    — Po prostu daj臋 ci pe艂n膮 dowolno艣膰 i swobod臋 w stworzeniu idealnej historii — za艣mia艂 si臋 cicho, si臋gaj膮c d艂oni膮 jej policzka i pog艂adzi艂 go z czu艂o艣ci膮.
    Ca艂a urocza i czu艂a atmosfera zmieni艂a si臋, ale Blake nie mia艂 nic przeciwko temu. Obserwowa艂, jak unios艂a w g贸r臋 zwi膮zane d艂onie i u艣miechn膮艂 si臋. Widok jej zwi膮zanych d艂oni i zas艂oni臋tych oczy niesamowicie go podnieca艂, a 艣wiadomo艣膰, 偶e mo偶e zrobi膰 z ni膮 wszystko… Rozchyli艂 wargi, aby u艂atwi膰 sobie oddychanie. Nie nad膮偶a艂 za narastaj膮cym po偶膮daniem, a przecie偶 to dopiero pocz膮tek tego, co planowa艂.
    — 艢wietnie — k膮ciki jego ust unios艂y si臋 w g贸r臋. Obliza艂 powoli usta, chocia偶 wiedzia艂 dobrze, 偶e Willy niczego nie widzi. Zmru偶y艂 lekko powieki, gdy spyta艂a o has艂o bezpiecze艅stwa. — Teraz nam si臋 nie przyda, ale… Dobrze, 偶e pytasz. Bardzo 艂adny i subtelny trop co do tego, czego pragniesz — wyszepta艂 cicho — ale tym, zajmiemy si臋 p贸藕niej — doda艂 r贸wnie cicho i nabra艂 powietrza do p艂uc. Chwyci艂 jej nogi, jednak zawaha艂 si臋. Pierwotnie chcia艂 przesun膮膰 j膮 tak, aby po艂o偶y艂a si臋 na kanapie, jednak zmieni艂 w trakcie zdanie i zatrzyma艂 d艂onie na jej kolanach. Wodzi艂 nimi powoli w g贸r臋 i w d贸艂, a po chwili jedn膮 z nich u艂o偶y艂 na sobie, opieraj膮c jej stop臋 na swojej klatce. Sun膮艂 powolnie d艂o艅mi po j臋drnej 艂ydce, sk艂adaj膮c mokre poca艂unki na delikatnej sk贸rze 艣r贸dstopia, powolnie sun膮c ustami coraz wy偶ej, jednocze艣nie przesuwaj膮c d艂onie wy偶ej, jakby muskanie sk贸ry mia艂o przygotowa膰 j膮 na poca艂unki. Gdy sun膮艂 j臋zykiem po jej udzie, przerwa艂.
    — Podoba ci si臋? — Spyta艂, ale nie czekaj膮c na odpowied藕, wr贸ci艂 wargami do jej cia艂a, d艂o艅mi zbli偶aj膮c si臋 do jej kobieco艣ci. Przesun膮艂 powolnie po niej powolnie, wzdychaj膮c g艂o艣no, czuj膮c pod palcami przyjemn膮 wilgo膰. Przysun膮艂 si臋 bli偶ej zwie艅czenia jej n贸g i gdy dotar艂 do niej ustami, przesun膮艂 powoli j臋zykiem po jej kobieco艣ci, a nast臋pnie skupi艂 si臋 na 艂echtaczce, pieszcz膮c j膮 j臋zykiem. Z trudem, jednak odsun膮艂 si臋 i przeszed艂 dalej, do drugiej nogi, sk艂adaj膮c mokre poca艂unki na wewn臋trznej stronie jej uda, a jednocze艣nie powolnie wsun膮艂 dwa palce w jej wn臋trze.

    馃槇❤️

    OdpowiedzUsu艅
  84. Po s艂owach Willow czu艂, 偶e chcia艂aby spr贸bowa膰 czego艣 bardziej ostrego, jednak jego plan na te konkretne zbli偶enie by艂 nieco inny i zamierza艂 si臋 tego trzyma膰. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e nie jest to ostatnia runda tego dnia, a chcia艂, aby ten tu偶 po o艣wiadczynach by艂 odrobin臋… Nie wiedzia艂, jaki w艂a艣ciwie. Od艣wi臋tny? To nie by艂o s艂owo, kt贸rego by u偶y艂, jednak fakt by艂 taki, 偶e chcia艂 po prostu, aby te szczeg贸lne zbli偶enie utkwi艂o jej w pami臋ci na d艂ugo, musia艂o wiec si臋 w jaki艣 spos贸b wyr贸偶nia膰 na tle wszystkich poprzednich o wszystkich przysz艂ych. A mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e z regu艂y nie maj膮 szczeg贸lnej ch臋ci na delikatno艣ci, ale te偶 czasu. Teraz tego drugiego mieli pod dostatkiem i zamierza艂 to w pe艂ni wykorzysta膰. Ca艂uj膮c i pieszcz膮c ca艂e jej cia艂o, centymetr po centymetrze, co zdo艂a艂 cz臋艣ciowo ju偶 zaprezentowa膰 i nie zamierza艂 na tym poprzesta膰.
    S艂ysz膮c, 偶e jest zadowolona u艣miechn膮艂 si臋 i kontynuowa艂, a gdy pad艂y kolejne s艂owa, gdy mia艂 w niej palce, zdecydowa艂 si臋, 偶e cz臋艣ciowo spe艂ni jej pro艣b臋. W ko艅cu chcia艂, aby zapami臋ta艂a ten dzie艅 i chcia艂, przede wszystkim, aby by艂a szcz臋艣liwa i spe艂niona.
    — Cholera — wyszepta艂, gdy poczu艂 zaciskaj膮ce si臋 na jego palcach jej mi臋艣nie. Zamrucza艂 cicho, mocniej poruszaj膮c r臋k膮, jednocze艣nie wci膮偶 ca艂uj膮c jej udo. Zgi膮艂 palce, pieszcz膮c g贸rn膮 艣ciank臋 jej wn臋trza, odnajduj膮c chropowaty punkt i to na nim skupiaj膮c si臋 z pieszczotami. — Przypomnij sobie, ile mia艂a艣 najwiecej orgazm贸w podczas jednego stosunku — powiedzia艂, odrywaj膮c si臋 od jej skory. Zagryz艂 warg臋, skupiaj膮c si臋 na pieszczeniu jej punktu g, z koncentracj膮 wyczekuj膮c jej orgazmu — bo mam plan pobi膰 ten rekord — wyszepta艂 w celach wyja艣niaj膮cych, wyczekuj膮c mocnych skurczy na swoich palcach. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i chocia偶 pocz膮tkowo nie taki by艂 przecie偶 plan, powr贸ci艂 twarz膮 miedzy jej nogi. Nie przestaj膮c pie艣ci膰 jej kobieco艣ci, z艂o偶y艂 mokry poca艂unek na najwra偶liwszym miejscu jej cia艂a i nim zacz膮艂 j膮 pie艣ci膰, odsun膮艂 si臋 odrobin臋. Nie mocno. Mog艂a czu膰 na sobie jego ciep艂y, przyspieszony oddech — m贸w g艂o艣no, czego pragniesz — wyszepta艂, jednak nie przejmowa艂 si臋 tym, 偶e go nie us艂yszy. By艂 pewien, 偶e jej s艂uch jest teraz du偶o wra偶liwszy. Przysun膮艂 si臋 z powrotem do jej kobieco艣ci i zacz膮艂 pie艣ci膰 j臋zykiem jej nabrzmia艂膮 艂echtaczk臋, jednocze艣nie nie przestaj膮c porusza膰 r臋k膮 i palcami. Pragn膮艂 doprowadzi膰 j膮 do takiego stanu, w kt贸rym zapomni w艂asne imi臋, w kt贸rym nic nie b臋dzie mia艂o znaczenia, a jedyne o czym b臋dzie my艣la艂a to b艂aganie go o to, aby przesta艂.
    Westchn膮艂, gdy odsun膮艂 si臋 od niej tylko po to, aby wzi膮膰 g艂臋bszy oddech. Wysun膮艂 z niej palce i chwyci艂 j膮 obiema r臋koma pod po艣ladkami i zsun膮艂 j膮 jeszcze odrobin臋 z kanapy, jednocze艣nie przysuwaj膮c bli偶ej siebie, a nast臋pnie zacz膮艂 pie艣ci膰 jej wn臋trze j臋zykiem, zaciskaj膮c jednocze艣nie d艂onie na jej po艣ladkach.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  85. K膮ciki ust m臋偶czyzny pow臋drowa艂y ku g贸rze, gdy czu艂 wyra藕nie, jak Willy reaguje na jego dzia艂ania. Ka偶dy d藕wi臋k padaj膮cy z jej ust, ka偶de dr偶enie, zaci艣ni臋cie mi臋艣ni… by艂y dla niego rozkosz膮, a przecie偶 nawet jeszcze si臋 nie rozkr臋ci艂, to by艂 sam pocz膮tek. I powa偶nie zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jak d艂ugo Willy wytrzyma.
    Nie przestawa艂 porusza膰 palcami, jak i j臋zykiem, naprawd臋 zamierzaj膮c doprowadzi膰 j膮 do takie stanu, w kt贸rym b臋dzie chcia艂a, aby przesta艂. Mrucza艂 cicho, gdy czu艂 na palcach wyra藕nie jej orgazm. Kolejny pomruk wydoby艂 si臋 z jego gard艂a, gdy jej d艂onie si臋gn臋艂y jego g艂owy. Gdy wplot艂a palce w jego w艂osy troch臋 si臋 obawia艂, 偶e ju偶 teraz go od siebie odci膮gnie, ale jakie mi艂e by艂o zaskoczenie, gdy poczu艂, 偶e chcia艂a go mie膰 jeszcze bli偶ej siebie.
    — Te偶 ci臋 kocham — wyszepta艂 odpowied藕 tu偶 przed tym, gdy jego j臋zyk znalaz艂 si臋 w jej wn臋trzu, a Blake kolejny raz zamrucza艂, gdy zacisn臋艂a r臋ce na jego w艂osach. Nie przestawa艂 jednak, a u艣cisk jego d艂oni nie zel偶a艂, dop贸ki ponownie si臋 nie odezwa艂a. W贸wczas przesta艂 wbija膰 palce w jej sk贸r臋 i odsun膮艂 si臋 od jej kobieco艣ci. Odruchowo chcia艂 zliza膰 z ust jej podniecenie, ale nie zrobi艂 tego. Chwyci艂 jej uda i powoli zasun膮艂 je z siebie, unosz膮c si臋 z kolan, aby dosi臋gn膮膰 jej usta — Wspomina艂em ju偶, jaka jeste艣 pyszna? — Wyszepta艂 cicho, gdy kierowa艂 si臋 do jej ust, d艂oni膮 sun膮艂 po jej brzuchu. Zawis艂 nad ni膮, a ich usta niemal si臋 dotyka艂y, jednak nim zdecydowa艂 si臋 j膮 poca艂owa膰, u艣miechn膮艂 si臋. — Uwielbiam tw贸j smak — wyszepta艂, muskaj膮c ustami jej ucho, a nast臋pnie sun膮c wargami po jej policzku, w ko艅cu odnalaz艂 usta i z艂o偶y艂 na nich nami臋tny, przeci膮g艂y poca艂unek. Woln膮 d艂oni膮 sun膮c po jej policzku — a teraz skarbie, troch臋 zmienimy pozycj臋 — szepn膮艂, gdy odsun膮艂 si臋 w ko艅cu od jej ust — jeste艣 taka pi臋kna — powiedzia艂, gdy podni贸s艂 si臋, aby pom贸c jej wsta膰 — tylko na chwile, wiem, 偶e nie masz si艂y — m贸wi膮c to, sam usiad艂, nie puszczaj膮c jej przy tym, a tu偶 po kilku sekundach przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, tak aby usiad艂a na nim okrakiem. By艂 twardy, ale kiedy poczu艂 jej wilgo膰 na sobie, jego penis drgn膮艂 — siedzimy twarzami do siebie — szepta艂, dotykaj膮c d艂oni膮 jej policzka — wi臋c je偶eli nadal chcesz si臋 ca艂owa膰, mo偶emy to robi膰 — u艣miechn膮艂 si臋 — ale pierw zamierzam w ciebie wej艣膰 i da膰 troch臋 pieszczot twoim piersi膮. Wygl膮daj膮 tak jakby mnie wola艂y, wiesz? — M贸wi膮c to, chwyci艂 jej biodra obiema r臋koma i odrobine uni贸s艂, przeni贸s艂 jedn膮 d艂o艅 na swojego twardego penisa i nakierowa艂 si臋 na ni膮, a nast臋pnie przycisn膮艂 j膮 do siebie. Poruszy艂 powolnie biodrami, upewniaj膮c si臋, 偶e Willy siedzi stabilnie i chwyci艂 w jedn膮 d艂o艅 jej pier艣 i delikatnie zacz膮艂 j膮 ugniata膰, jednocze艣nie ss膮c stwardnia艂y sutek, a drug膮 d艂oni膮 艣cisn膮艂 sutek drugiej piersi, zerkaj膮c w g贸r臋, aby obserwowa膰 ka偶dy jej u艣miech czy grymas.

    馃槇❤️

    OdpowiedzUsu艅
  86. — Nie musisz nic robi膰 — wyszepta艂 pomi臋dzy poca艂unkami — nawet nie wiesz, jak wielk膮 sprawia mi rado艣膰 doprowadzanie ci臋 do takiego stanu — gdyby nie mia艂a zas艂oni臋tych oczu, mog艂aby dostrzec u艣miech majacz膮cy na jego twarzy. Nie ok艂amywa艂 jej. Jasne, by艂y momenty podczas kt贸rych by艂 egoist膮 w 艂贸偶ku, jednak w tym konkretnym przypadku zdawa艂 si臋 odczuwa膰 niemal fizyczn膮 przyjemno艣膰 z doprowadzania jej do kolejnych orgazm贸w. Dreszcze, kt贸re ni膮 w艂ada艂y by艂y tak podniecaj膮ce, 偶e czu艂, jak jego m臋sko艣膰 boli go od nadmiaru kumuluj膮cego w niej podniecenia… erekcja by艂a tak silna, 偶e odczuwa艂 b贸l i wiedzia艂, 偶e b臋dzie musia艂 w ko艅cu w ni膮 wej艣膰 lub zaspokoi膰 si臋 samemu, chocia偶 zdecydowanie przychylny by艂 tej pierwszej opcji. I tak te偶 zamierza艂 zrobi膰 w odpowiednim czasie.
    — Czyli ci si臋 podoba, bardzo mnie to cieszy — wyszepta艂 cicho, muskaj膮c wargami jej usta. Westchn膮艂, gdy w ko艅cu znalaz艂 si臋 w jej ciep艂ym, ciasnym wn臋trzu. Zamrucza艂 cicho, gdy si臋 poruszy艂a, zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e mog艂a by膰 ju偶 zm臋czona, wi臋c nie narzuca艂 tym razem t臋pa, pozwalaj膮c na to, aby to ona je nada艂a. Skupia艂 si臋 w tym czasie na jej piersiach i stwardnia艂ych sutkach, kt贸rym do tej pory po艣wi臋ca艂 zdecydowanie za ma艂o czasu. Ugniata艂 je, podszczypywa膰 z delikatno艣ci膮 i wykr臋ca艂 naprzemiennie z przygryzaniem i zasysaniem. R臋k膮 sun膮艂 po jej nagich plecach, w g贸r臋 i w d贸艂, pozwalaj膮c sobie na ciche j臋ki, gdy jej ruchy stawa艂y si臋 pewniejsze. Z ca艂ych si艂 musia艂 powstrzymywa膰 si臋 przed orgazmem, do kt贸rego brakowa艂o mu tak niewiele, ale przecie偶 obieca艂, 偶e jej nie zawiedzie, nie m贸g艂 z艂ama膰 takiego s艂owa. Odsun膮艂 usta od jej piersi, a d艂o艅 z plec贸w przeni贸s艂 do biustu, zaciskaj膮c pomi臋dzy palcami twardy sutek. Woli si臋 w jej usta nami臋tnym poca艂unkiem, oddychaj膮c kr贸tko i urywanie, b臋d膮c coraz bli偶ej spe艂nienia.
    — Ja ciebie te偶 — wyszepta艂 w odpowiedzi, odchylaj膮c g艂ow臋 zgodnie z jej ruchem. Odwzajemni艂 zainicjowany poca艂unek, pragn膮c by ten moment trwa艂 wiecznie. Nie pami臋ta艂, kiedy ostatni raz by艂 tak szcz臋艣liwy, jak w tej chwili. — Nie mog臋 d艂u偶ej… — szepn膮艂 cicho, ale odsun膮艂 si臋 od jej ust na tyle, 偶e gdy wypowiada艂 s艂owa, traci艂 wargami o jej usta. Pu艣ci艂 jej piersi i przeni贸s艂 d艂onie na biodra, dociskaj膮c j膮 mocno do siebie. Z艂膮czy艂 ich usta w kolejnym poca艂unku i westchn膮艂 g艂o艣no w jej wargi, gdy nie przestaj膮c dociska膰 jej do siebie, osi膮gn膮艂 orgazm. Trzyma艂 j膮 przy sobie, a gdy zako艅czy艂 poca艂unek opar艂 si臋 czo艂em o jej czo艂o i oddycha艂 p艂ytko, wci膮偶 trzymaj膮c mocno d艂onie na jej biodrach, nie chc膮c pozwoli膰 na to, aby si臋 od niego odsun臋艂a. — Sprawiasz, 偶e jestem najszcz臋艣liwszym cz艂owiekiem na ziemi, Willow Mahoney — wym臋czy艂a — a gdy ju偶 b臋dziesz pani膮 Murphy, moja rado艣膰 wybije poza skal臋 — wyszepta艂 cicho, muskaj膮c z czu艂o艣ci膮 jej wargi. Rozlu藕ni艂 r贸wnie偶 ucisk swoich r膮k. Mia艂 nadzieje, 偶e nie by艂a z艂a, 偶e tym razem trwa艂o to tak kr贸tko, jednak przez ca艂y czas, gdy si臋 ni膮 zajmowa艂, jego podniecenie narasta艂o i musia艂o w ko艅cu znale藕膰 uj艣cie. — Kocham ci臋, Willy — wyszepta艂, oddychaj膮c ci臋偶ko.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  87. Ul偶y艂o mu na duszy, gdy oznajmi艂a, 偶e i ona jest blisko. Naprawd臋 nie chcia艂by jej rozczarowa膰 i troch臋 si臋 obawia艂, 偶e mog艂oby do tego w tej chwili doj艣膰. S艂ysz膮c jak wyj臋kiwa艂a swoje spe艂nienie, zamkn膮艂 powieki i sam cicho zamrucza艂, po chwili wzdychaj膮c podczas szczytowania.
    Przyciska艂 j膮 jeszcze chwile do siebie, trwaj膮c z zamkni臋tymi oczami, mrucz膮c gdy wci膮偶 nie przestawa艂a si臋 porusza膰. Przeni贸s艂 jedn膮 z d艂oni na jej plecy i przycisn膮艂 do swojej klatki jej cia艂o, u艣miechaj膮c si臋 przy tym k膮cikami ust. Przygl膮da艂 si臋 jej z uwag膮, gdy zauwa偶a z oczu koszulk臋 i u艣miechn膮艂 si臋, kiedy m贸g艂 zerkn膮膰 w jej oczy. Do tej pory nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e mu tego brakowa艂o.
    — Ah tak, Franklin — za艣mia艂 si臋 cicho pod nosem na wspomnienie fikcyjnej osobowo艣ci. Nie, aby zapomnia艂 kim by艂 przez spory kawa艂 czasu, ale nie wraca艂 z najwi臋ksza przyjemno艣ci膮 do tamtych czas贸w. Du偶o bardziej odpowiada艂o mu to, jak by艂o teraz — Podoba mi si臋 — przytakn膮艂 — jestem pod wra偶eniem, jak 艂atwo nam posz艂o z wyborem imion — u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, wpatrzony w jej oczy. Trwa艂 tak przez chwile w milczeniu, przez ca艂y ten czas, po prostu ciesz膮c oczy jej widokiem — mhm, moj膮 pani膮 Murphy — wymrucza艂 zadowolony, si臋gaj膮c jedn膮 d艂oni膮 jej policzka i powoli po nim przesuwaj膮c — nie zaprzecz臋 — przytakn膮艂, a po chwili zmru偶y艂 oczy — mo偶emy zrobi膰 to cho膰by zaraz… albo sprawdzi膰 zaraz jak jest czynny urz膮d — zaproponowa艂, cofaj膮c si臋 do jej s艂贸w o 艣lubie ju偶 teraz. Oboje pochodzili z Waszyngtonu, nie powinno by膰 偶adnego problemu z dokumentacj膮 — mo偶emy to zrobi膰 — pokiwa艂 g艂ow膮 — gdy baby Murphy podro艣nie na tyle, 偶eby g艂贸wkowa膰 nie b臋dzie mia艂 z艂udze艅 co do tego, 偶e rodzice byli odpowiedzialnymi lud藕mi. Najpierw 艣lub, p贸藕niej seks — za艣mia艂 si臋 — wystarczy, 偶e powiesz teraz, 偶e tego chcesz — powiedzia艂, spogl膮daj膮c na ni膮 b艂yszcz膮cym spojrzeniem. Jemu samemu r贸wnie偶 nie zale偶a艂o na wystawnym 艣lubie i przyj臋ciu, bo w zasadzie nie mia艂 nawet kogo zaprosi膰. Wiedzia艂, 偶e Willy mia艂a tak samo, po co mieliby wiec udawa膰, 偶e jest inaczej? Od 艣mierci Beth i Daisy urwa艂 kontakty z ca艂膮 swoj膮 cz臋艣ci膮 rodziny i rodzin膮 Beth. Nie zamierza艂 tego zmienia膰, wiec s艂owa Willow mu odpowiada艂y, co do 艣lubu nawet ju偶 teraz. Najwa偶niejsza osoba mia艂a mu towarzyszy膰 w przysi臋dze, nie potrzebowa艂 nikogo wi臋cej w ten dzie艅 przy sobie, bo ca艂y sw贸j 艣wiat trzyma艂 obecnie w swoich ramionach, na swoich nogach i jedyne, czego pragn膮艂 do uzupe艂nienia tego 艣wiata to ich wsp贸lne dziecko, kt贸rego mieli si臋 przecie偶 doczeka膰.
    — Wiesz — zacz膮艂 spogl膮daj膮c prosto w jej oczy — nie s膮dzi艂em, 偶e b臋d臋 w stanie jeszcze kogo艣 tak pokocha膰 — szepn膮艂 — ja… jeste艣 ca艂ym moim 艣wiatem, Willy — powiedzia艂, a nast臋pnie z艂o偶y艂 na jej ustach powolny poca艂unek — i to mo偶e nie brzmie膰 w sumie najlepiej, ale naprawd臋 to czuj臋… ciesz臋 si臋, 偶e 偶ycie da艂o nam szanse — wyszepta艂, gdy odsun膮艂 si臋 od jej ust ko艅cz膮c poca艂unek.

    ❤️馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  88. — C贸偶… jak dla mnie mo偶emy codziennie podejmowa膰 pr贸by — u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko, chocia偶 dzisiaj by艂 ju偶 troch臋 wym臋czony i nie mia艂by nic przeciwko niepodejmowaniu kolejnych pr贸b, ale od jutra mogli wr贸ci膰 do kolejnych stara艅… Chocia偶 r贸wnie偶 liczy艂 na to, 偶e nie b臋d膮 jedn膮 z tych par, kt贸ra musi naprawd臋 powa偶nie si臋 stara膰 o potomka. Willow by艂a m艂oda i zdrowa, nie podejrzewa艂, aby mogli mie膰 problem. Zw艂aszcza, 偶e swojej p艂odno艣ci by艂 pewien.
    — Pewnie — u艣miechn膮艂 si臋, a nast臋pnie pokiwa艂 g艂ow膮 — wiesz, ja i moja rodzina… — urwa艂, zastanawiaj膮c si臋 nad doborem najbardziej odpowiednich s艂贸w, kt贸re by艂yby w stanie odda膰 to, co mi臋dzy nimi by艂o — nie jeste艣my blisko, nie mia艂bym, kogo zaprosi膰 na du偶膮 uroczysto艣膰 — wzruszy艂 ramionami. Gdyby si臋 zastanowi艂, mo偶e m贸g艂by zaprosi膰 kt贸rego艣 z dalekich kuzyn贸w, ale… To nie mia艂o najmniejszego sensu. Zreszt膮, raz mia艂 wystawny 艣lub i co z tego? 艢mier膰 Beth i Daisy nie mia艂a 偶adnego zwi膮zku ze stylem ich 艣lubu, ale teraz pozosta艂y mu gorzko-s艂odkie wspomnienia. Za艣mia艂 si臋 weso艂o na jej s艂owa, szybko przenosz膮c skupienie my艣li ze zmar艂ej 偶ony i c贸rki — nie rozumiem o co ci chodzi, to 偶e rodzice nie potrafi膮 trzyma膰 od siebie z daleka r膮k nie jest jednoznaczne z tym, 偶e baby Murphy b臋dzie identyczne — za艣mia艂 si臋. Mimo wszystko… Mia艂 nadziej臋, 偶e tym razem uda mu si臋 prze偶y膰 te wszystkie nastoletnie bunty dziecka, pogadanki o seksie i antykoncepcji. — Wiesz, to dobrze. Dobrze, 偶e b臋dziemy z nim o tym rozmawia膰 — stwierdzi艂 z u艣miechem — zaprowadzisz j膮 do lekarza i wszystko wyt艂umaczysz, a jak b臋dzie ch艂opcem dostanie od tatusia mn贸stwo prezerwatyw i pogadank臋 o tym, 偶e maj膮 dat臋 wa偶no艣ci — doda艂, wci膮偶 nieco rozbawiony.
    Odwzajemni艂 poca艂unek i przytuli艂 j膮 do siebie.
    — W takim razie powinni艣my dotrze膰 w ko艅cu do sypialni… niekonieczni tak jak planowali艣my. Wola艂bym m贸wi膰 tak i przede wszystkim us艂ysze膰 je z twoich ust, gdy b臋dziesz wyspana i wypocz臋ta — powiedzia艂, jednocze艣nie zgadzaj膮c si臋 na jej propozycj臋. W zasadzie mogliby poszuka膰 kogo艣 w internecie, by艂 pewien, 偶e uda艂oby im si臋 znale藕膰 kogo艣 z uprawnieniami do udzielania 艣lub贸w nawet o tej godzinie, ale mogli, chocia偶 raz post膮pi膰 wzgl臋dnie normalnie, dlatego nawet nie wypowiedzia艂 na g艂os swoich my艣li — czy to znaczy, 偶e b臋dziemy spa膰 w oddzielnych pokojach? — Za艣mia艂 si臋 — i pojedziemy oddzielnie do urz臋du? Wierzysz w te przes膮dy? Mam rano biec kupi膰 co艣 nowego dla ciebie? — Pyta艂, ale nie 艣mia艂 si臋. Teoretycznie sam w przes膮dy nie wierzy艂, ale w niekt贸rych tradycjach by艂o co艣 fascynuj膮cego i decyzj臋 w tym temacie wola艂 zostawi膰 Willy.
    — Obiecuj臋, skarbie — wyszepta艂, opieraj膮c si臋 czo艂em o jej czo艂o. U艂o偶y艂 d艂onie na jej policzkach, chwytaj膮c jej twarz — nigdy ci臋 nie zostawi臋. Za bardzo ci臋 kocham, aby do tego dopu艣ci膰 — powiedzia艂, kciukami sun膮c po k膮cikach jej ust — przysi臋gam. Przysi臋gam, 偶e cokolwiek by si臋 dzia艂o, masz mnie na zawsze. Nie opuszcz臋 ci臋 — z艂o偶y艂 na jej ustach powolny poca艂unek, a gdy go zako艅czy艂, spojrza艂 w jej zielone oczy — a teraz, pozw贸l, 偶e zadbam o to, aby moja przysz艂a 偶ona czu艂a si臋 w tak wa偶nym dniu wypocz臋ta — m贸wi膮c to, chwyci艂 j膮 pod po艣ladkami i powoli podni贸s艂 si臋 z kanapy — chcesz wyl膮dowa膰 prosto w 艂贸偶ku czy wolisz si臋 od艣wie偶y膰? — Spyta艂, kieruj膮c si臋 powoli w stron臋 schod贸w prowadz膮cych na pi臋tro, a gdy odpowiedzia艂a, skierowa艂 si臋 do odpowiedniego pomieszczenia.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  89. Pokiwa艂 powoli g艂ow膮 na jej s艂owa, a kiedy spyta艂a rodze艅stwo, zaprzeczy艂 r贸wnie偶 ruchem g艂owy.
    — Jedynak — powiedzia艂 — ojciec ma dwoje braci, kt贸rzy maj膮 dzieci. Wi臋c jedynie kuzynostwo, ale z nimi ten kontakt te偶 jest jaki jest — wzruszy艂 lekko ramionami. Nie mia艂 z tym problemu i nie przejmowa艂 si臋 za bardzo faktem, 偶e tego kontaktu nie ma. Nie zale偶a艂o mu na jakiejkolwiek naprawie tego poza tym nie czu艂 si臋 zobowi膮zany do wyci膮gania r臋ki na zgod臋, jako pierwszy. Zdecydowanie. — Ale nie zamierzam tego zmienia膰, Willy — powiedzia艂 ze spokojem. Nie podejrzewa艂, aby chcia艂a go do tego namawia膰, ale wola艂 po prostu wyja艣ni膰 to ju偶 teraz, aby temat kiedy艣 nie wyszed艂 niepotrzebnie — wi臋c zdecydowanie nie czuj臋 potrzeby organizowania du偶ej uroczysto艣ci, a jak tobie to r贸wnie偶 pasuje to jestem szcz臋艣liwy — powiedzia艂 ca艂kiem szczerze.
    Ca艂kiem zapomnia艂 o jej zwi膮zanych r臋kach, wylecia艂o mu to z g艂owy i w og贸le o tym nie my艣la艂, dop贸ki nie poruszy艂a r臋koma i nie zobaczy艂 paska, wci膮偶 tkwi膮cego na jej nadgarstkach, ale wcale nie spieszy艂 si臋 do ich uwolnienia.
    — Wydaje mi si臋, 偶e b臋dziemy dobrymi rodzicami — u艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa — ty na pewno b臋dziesz najlepsz膮 mam膮 na 艣wiecie — doda艂, czule si臋 jej przypatruj膮c. Nie m贸wi艂 tego tylko dla tego, 偶e tak wypada艂o. Naprawd臋 tak uwa偶a艂. By艂 pewien, 偶e Willy 艣wietnie sprawdzi si臋 w tej roli i mia艂 nadziej臋, 偶e 偶ycie szybko da im si臋 o tym przekona膰 na w艂asnej sk贸rze. Gdyby tylko m贸g艂 przyspieszy膰 jako艣 czas, z ch臋ci膮 by to zrobi艂, aby ju偶 teraz trzyma膰 w r臋kach ich male艅stwo, chocia偶 wiedzia艂, 偶e okres ci膮偶y te偶 by艂 wyj膮tkowy. — Z tob膮 pewnie tak b臋dzie, ojcowi graj膮cemu w bingo ju偶 mo偶e by膰 nieco trudniej — za艣mia艂 si臋, przywo艂uj膮c jej wcze艣niejsze s艂owa. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e swoje lata ju偶 mia艂 i c贸偶… Kiedy ich dziecko podro艣nie b臋dzie zdecydowanie starszy i mo偶liwe, 偶e nie b臋dzie za wszystkim nad膮偶a艂, ale to nie mia艂o znaczenia. I tak b臋dzie si臋 dla tego szkraba stara艂 o wszystko, co najlepsze.
    — Hej to ja pytam si臋 ciebie — powiedzia艂 z u艣miechem — i tak musimy wjecha膰 wcze艣niej na jakie艣 szybkie zakupy, nie wezm臋 艣lubu bez wsuni臋cia ci na palec obr膮czki, nie ma opcji — za艣mia艂 si臋 — wi臋c mo偶emy kupi膰 te偶 inne rzeczy, je偶eli tylko masz ochot臋 — m贸wi膮c to, u艣miecha艂 si臋 weso艂o — wszystko zale偶y od ciebie.
    Odwzajemni艂 poca艂unek, cicho przy tym mrucz膮c. Uwielbia艂 j膮. Ca艂膮.
    — Nie ma sensu, czuj臋, 偶e spotkaliby艣my si臋 w po艂owie drogi — powiedzia艂 po chwili zastanowienia — ale ca艂a reszta to twoja decyzja.
    Kiedy znale藕li si臋 w 艂azience, postawi艂 j膮 ostro偶nie na pod艂odze, upewniaj膮c si臋, 偶e jest w stanie utrzyma膰 si臋 na nogach o w艂asnych si艂ach. Nast臋pnie chwyci艂 jej d艂onie i odwi膮za艂 w ko艅cu pasek. Od艂o偶y艂 go na umywalk臋, a nast臋pnie chwyci艂 jej r臋ce i delikatnie rozmasowa艂 nadgarstki, kt贸re by艂y przez d艂ugi czas, do艣膰 mocno zwi膮zane. Nachyli艂 si臋, jednocze艣nie przysuwaj膮c jej r臋ce do swoich ust i z艂o偶y艂 kilka delikatnych poca艂unk贸w na sk贸rze.
    — Tylko prysznic — potwierdzi艂 z u艣miechem. Pu艣ci艂 jej r臋ce i wszed艂 do kabiny prysznicowej, otwieraj膮c strumie艅 wody i ustawiaj膮c j膮 tak, aby by艂a ciep艂a, ale nie za gor膮ca. — Zapraszam — cofn膮艂 si臋 i lekko si臋 schyli艂, wskazuj膮c d艂oni膮 kierunek kabiny — czego sobie 偶yczy moja narzeczona do tej k膮pieli? Mam skombinowa膰 艣wiecie, konkretny 偶el? — Pyta艂 — albo wiem… Tylko szybki prysznic, a p贸藕niej ju偶 w 艂贸偶ku dostaniesz ode mnie w ramach prezentu przed 艣lubnego bardzo grzeczny masa偶, odpr臋偶aj膮cy. Nie maj膮cy nic wsp贸lnego z seksem, obiecuj臋 — za艣mia艂 si臋 cicho, uk艂adaj膮c d艂o艅 na swojej klatce w miejscu serca.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  90. Spojrza艂 na ni膮 szeroko otwartymi oczami, gdy zada艂a takie pytanie. Szczerze m贸wi膮c nie spodziewa艂 si臋, 偶e ta rozmowa nabierze takiego kierunku. Nabra艂 powietrza do p艂uc, a nast臋pnie powoli je wypu艣ci艂 przez rozchylone wargi.
    — Oczywi艣cie, 偶e nie — powiedzia艂, zastanawiaj膮c si臋 nad tym. Ta odpowied藕 by艂a oczywista i naprawd臋 tak my艣la艂. Nie by艂o to z艂e, zw艂aszcza, 偶e jej brat by艂 jaki by艂. Jednocze艣nie to, 偶e by艂 jej wspomnieniach te偶 nie by艂o z艂e, tak jak sami ju偶 do tego doszli, Willy z przesz艂o艣ci nie zna艂a z艂ego Larry’ego. W zasadzie z艂y Larry nie by艂 w przesz艂o艣ci, a przynajmniej nie w tej tak odleglej. — Wiesz… Nie we wszystkim cz艂owiek mo偶e mie膰 szcz臋艣cie — stwierdzi艂 po chwili zadumy — mamy siebie i z tym trafili艣my najlepiej, jak si臋 da艂o. Chyba nie zaprzeczysz, co? Ca艂a reszta nie mog艂aby by膰 te偶 tak dobra. Nie docenialiby艣my wtedy tego, co mamy my — m贸wi膮c to, wskaza艂 pierw na ni膮, a p贸藕niej na siebie i u艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie, czule.
    — Widzisz, o tym w艂a艣nie m贸wi臋. Mamy szcz臋艣cie — za艣mia艂 si臋, gdy wspomnia艂a o wsp贸lnym graniu w Bingo. Co prawda nie widzia艂 dla nich takiej przysz艂o艣ci w najbli偶szym czasie, ale bez problemu potrafi艂 ich sobie wyobrazi膰 jako staruszk贸w, a to 艣wiadczy艂o jedynie o tym, jak dobrze do siebie pasowali i jak dobrze, 偶e ich 艣cie偶ki si臋 spotka艂y. — O nie, nie skrzywdzimy tak naszego dziecka. B臋d膮 si臋 z niego wy艣miewa膰 w szkole, nie mo偶na tak — roze艣mia艂 si臋 — chocia偶 poka偶臋 mu jak si臋 bi膰… broni膰. Jak si臋 broni膰 — poprawi艂 si臋 z u艣miechem. Nie dowierza艂, jak 艂atwo by艂o mu snu膰 te wszystkie wyobra偶enia. — M贸wisz, 偶e chcesz by膰 super mam膮-kumpel膮, a chcesz tak je skrzywdzi膰. Nie pozwol臋 na to. 呕adnego bingo — oznajmi艂 ca艂kiem powa偶nie, ale ju偶 po chwili roze艣mia艂 si臋 weso艂o.
    — W porz膮dku. W takim razie tylko obr膮czki — przytakn膮艂, mu jak najbardziej to odpowiada艂o i uwa偶a艂 tak jak Willy, 偶e akurat ten element za艣lubin by艂 obowi膮zkowy niezale偶nie od tego, jak mia艂a wygl膮da膰 ca艂a reszta.
    — Cholera tyle rzeczy do za艂atwienia si臋 nie spodziewa艂em — za艣mia艂 si臋 weso艂o — daj mi jakie艣… poczekaj do rana to ogarn臋. Chyba, 偶e mog膮 by膰 p艂atki tych suchych tulipan贸w zamiast r贸偶, to specjalnie dla ciebie nawet pogrzebi臋 w 艣mieciach. Widzisz, jak si臋 mog臋 po艣wi臋ci膰 — za艣mia艂 si臋 cicho, a nast臋pnie wszed艂 do kabiny prysznicowej wci膮gni臋ty przez ni膮. — Hej, chcesz i艣膰 ze z艂膮czonymi nogami do urz臋du i wypocz臋ta, gwarantuj臋, 偶e nie jeste艣my a偶 tak膮 zwierzyn膮. Potrafimy trzyma膰 r臋ce przy sobie… — powiedzia艂, chocia偶 zdecydowanie mog艂o by膰 tutaj wiele w膮tpliwo艣ci — potrafi臋 ci臋 po prostu pomasowa膰… Udowodni臋 ci to zaraz po prysznicu. I w og贸le teraz, teraz te偶 ci udowadniam, 偶e mo偶emy wzi膮膰 wsp贸ln膮 k膮piel i si臋 do siebie nie dobra膰 — powiedzia艂 z u艣miechem. Si臋gn膮艂 po 偶el i wycisn膮艂 go, rozmydli艂 w d艂oniach, a nast臋pnie pian臋 rozprowadzi艂 na jej ciele, spogl膮daj膮c jej przy tym prosto w oczy, m贸wi膮c swoim spojrzeniem widzisz, potrafimy. Kiedy upewni艂 si臋, 偶e porz膮dnie rozprowadzi艂 pian臋 myj膮c j膮, si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋 prysznicow膮.
    — Grzecznie, szybko… Jak sobie pani 偶yczy艂a — u艣miechn膮艂 si臋, tr膮caj膮c nosem jej nos — nie rozumiem sk膮d przekonanie, 偶e zawsze musi ko艅czy膰 si臋 seksem — powiedzia艂, wywracaj膮c przy tym teatralnie oczami.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  91. W jego g艂owie nie kr膮偶y艂y my艣li podobne do Willow. Pogodzi艂 si臋 z tym, 偶e obecnie w jego 偶yciu jest tylko Willow. Przela艂 na ni膮 wszystkie uczucia, co mo偶e i nie by艂o do ko艅ca zdrowe, ale wydawa艂 si臋 idealnie dzia艂a膰 w ich przypadku. My艣l, 偶e mia艂o pojawi膰 si臋 baby Murphy by艂a tylko dope艂nieniem ca艂o艣ci, kt贸r膮 tworzyli we dwoje.
    — Spr贸bowa艂aby艣 tylko powiedzie膰 co艣 innego — za艣mia艂 si臋, mru偶膮c niby gniewnie oczy — musia艂bym w贸wczas przekona膰 ci臋 do zmiany zdania — doda艂 r贸wnie偶 ze 艣miechem. Gdy ich czo艂a si臋 ze sob膮 zetkn臋艂y, przesun膮艂 powoli d艂oni膮 po jej policzku, wpatruj膮c si臋 w jej zielone oczy.
    — M贸wisz, 偶e mamy to gdzie艣 skryte g艂臋boko w genach czy dopiero nasza mieszanka mo偶e okaza膰 si臋 tak wystrza艂owa? — Spyta艂, tr膮caj膮c nosem jej nos i u艣miechaj膮c si臋 przy tym. — A mo偶e to ty masz w sobie takie pok艂ady przebojowo艣ci, tylko ukrywasz je przed starym prykiem? — Za艣mia艂 si臋 cicho, nie odsuwaj膮c si臋 od niej. — Z t膮 broni膮 si臋 zgadzam, ale jak to bez demolki? — Uni贸s艂 wysoko brew, przechylaj膮c g艂ow臋 w bok — przecie偶 na czym艣 b臋dziemy musieli 膰wiczy膰 — za艣mia艂 si, a us艂yszawszy o pokerze z entuzjazmem pokiwa艂 g艂ow膮 — jestem za — wymrucza艂 — ale b臋dzie trzeba je u艣wiadomi膰, 偶eby nie tworzy艂o 偶adnych pokerowych zgromadze艅 — za艣mia艂 si臋, z jakiego艣 powodu bez problemu wyobra偶aj膮c sobie, 偶e to dziecko mog艂aby si臋 wpakowa膰 w hazardowe k艂opoty.
    — Skoro tego sobie 偶yczysz — powiedzia艂, nie wahaj膮c si臋, s艂ysz膮c jednak dalsz膮 cz臋艣膰 i wzmiank臋 o kaktusie, uni贸s艂 wysoko brew — kaktus? — powt贸rzy艂 za ni膮, wci膮偶 z wysoko uniesion膮 brwi膮. Chyba tego akurat si臋 nie spodziewa艂. Ale, skoro w艂a艣nie tego chcia艂a, nie zamierzam si臋 jej przeciwstawia膰. — W takim razie jubilerski i kwiaciarnia. Obr膮czki i kaktus — pokiwa艂 g艂ow膮 — tylko spr贸buj go zaniedba膰 — za艣mia艂 si臋 — chocia偶 to akurat musia艂oby by膰 trudne. Kaktusy s膮 wytrwa艂e… wi臋c tym bardziej — mamrota艂 pod nosem.
    Pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮, s艂ysz膮c o wymienieniu jednej sytuacji. Ju偶 rozchyli艂 szeroko usta podekscytowany, bo przecie偶 na pewno jest jedna sytuacja, w kt贸rej nie dobierali si臋 do siebie, ale… Po chwili musia艂 zamkn膮膰 usta z rozczarowaniem. Wszystko, co przychodzi艂o mu do g艂owy ko艅czy艂o si臋 zawsze w jeden spos贸b. — Cholera — westchn膮艂, ale po chwili go ol艣ni艂o — wiecz贸r zak艂adu — wyszczerzy艂 si臋 weso艂o — wszystko wskazywa艂o, 偶e w tej wannie do czego艣 dojdzie — oznajmi艂 z triumfalnym u艣miechem. Dobrze wiedzia艂, 偶e gdyby nie zak艂ad, na pewno tamten wiecz贸r sko艅czy艂by si臋 seksem, ale tak si臋 nie sta艂o.
    — I teraz! Teraz te偶 si臋 do ciebie nie dobior臋 — u艣miechn膮艂 si臋, gdy oboje byli ju偶 po k膮pieli — widzisz, kolejna k膮piel bez seksu — za艣mia艂 si臋 cicho, si臋gaj膮c po r臋czniki. — Jak sobie chcesz, a ten masa偶 m贸g艂by by膰 cudowny. Dla ciebie — otuli艂 j膮 mi臋kkim materia艂em i delikatnie portal d艂o艅mi, a nast臋pnie owin膮艂 sobie r臋cznik wok贸艂 bioder. Torby zosta艂y na dole, a ju偶 mu si臋 nie chcia艂o chodzi膰 w te i z powrotem. Zdecydowa艂 si臋 wiec na sen nago. Chwyci艂 d艂o艅 Willy i poprowadzi艂 j膮 do sypialni.
    — Dobranoc skarbie — powiedzia艂, ca艂uj膮c j膮, a nast臋pnie odci膮gn膮艂 ko艂dr臋 i wskaza艂 d艂oni膮 na miejsce w 艂贸偶ku, gdzie mia艂a si臋 po艂o偶y膰 — ale si臋 troszeczk臋 przesu艅, zr贸b miejsce swojemu narzeczonemu — u艣miechn膮艂 si臋, czekaj膮c, a偶 b臋dzie m贸g艂 si臋 po艂o偶y膰 obok.

    ❤️馃槆

    OdpowiedzUsu艅
  92. — W bardzo umiej臋tny spos贸b — stwierdzi艂 tajemniczo — du偶o zale偶a艂oby od ciebie… gdybys wsp贸艂pracowa艂a na pewno by艂oby przyjemniej dla nas dwoje — stwierdzi艂 z zagadkowym u艣miechem, rozchylaj膮c nieco szerzej powieki. Przygl膮da艂 si臋 przez ca艂y ten czas brunetce, jakby naprawd臋 rozmy艣la艂 w tej chwili nad jakim艣 intryguj膮cym sposobem. — By艂aby艣 grzeczna, Mahoney? — Spyta艂, nie odrywaj膮c od niej spojrzenia.
    Uni贸s艂 brew, ws艂uchuj膮c si臋 w to, co mia艂a do powiedzenia.
    — Czekaj, czekaj — powiedzia艂 — powt贸rz. Lubisz ludzi? — Za艣mia艂 si臋 cicho. Nie wygl膮da艂a raczej na fank臋 spotka艅 towarzyskich. Z tego co zd膮偶y艂 si臋 dowiedzie膰 (przed podawaniem) jedyn膮 osob膮, z kt贸r膮 faktycznie cz臋sto si臋 spotyka艂a by艂a Tilly i… nikt wi臋cej. Teraz, gdy byli ze sob膮 nie zauwa偶y艂, aby mia艂a jakich艣 nowych znajomych. Nie by艂 tez pewien czy porozmawia艂a w ko艅cu z Morrison, tak jak planowa艂a. Nie chcia艂 si臋 w to miesza膰, wi臋c nawet nie wypytywa艂 czy co艣 si臋 w tej kwestii wydarzy艂o, bo wola艂 si臋 trzyma膰 od tego z daleka z wiadomych wzgl臋d贸w. — Nie abym w to w膮tpi艂, w sumie sam fakt, 偶e chcesz by膰 lekarzem 艣wiadczy o tym, 偶e w jakim艣 stopniu musisz lubi ludzi, inaczej, raczej nie chcia艂aby艣 ich leczy膰, ale… wiesz, 偶e nie wygl膮dasz na dusze towarzystwa — stwierdzi艂 z lekkim u艣miechem, a po chwili wyszczerzy艂 si臋 weso艂o — nie mam poj臋cia o czym m贸wisz — chocia偶 tak naprawd臋 doskonale wiedzia艂, co mia艂a na my艣li — mo偶emy sobie zrobi膰 wiecz贸r gier — stwierdzi艂, zastanawiaj膮c nad jej s艂owami — chcia艂aby艣 du偶y dom na przedmie艣ciach? — Spyta艂, bo w sumie nie kojarzy艂, aby kiedy艣 poruszali akurat ten temat, a w sumie przed 艣lubem warto by艂oby wiedzie膰, jak widzi ich przysz艂o艣膰. Rozmawiali o dzieciach, o zwierz臋tach, ale je偶eli chodzi艂o o docelowe miejsce zamieszkania to poza tym, 偶e boje chc膮 zosta膰 na sta艂e w Nowym Jorku.
    — W porz膮dku. Chcesz kaktusa b臋dziesz mia艂a kaktusa — u艣miechn膮艂 si臋, nie zamierza艂 z ni脿 w tej kwestii dyskutowa膰, raz, 偶e nie chcia艂 si臋 wtr膮ca膰 w wyb贸r kwiat贸w, bo to przecie偶 decyzja panny m艂odej, a dwa wszystkie argumenty jakie mu poda艂a by艂y nie do podwa偶enia. — Wyskoczymy z rana na szybkie zakupy — powiedzia艂, a nast臋pnie poca艂owa艂 j膮.
    By艂 dumny z tego, 偶e jednak uda艂o mu si臋 udowodni膰, 偶e wcale nie zawsze wszystko ko艅czy艂o si臋 seksem, chocia偶 nie mia艂 poj臋cia, co mia艂aby zrobi膰 — przemy艣le to — powiedzia艂, u艣miechaj膮c si臋.
    Obj膮艂 j膮 ramieniem i u艣miechn膮艂 si臋, gdy wtuli艂a si臋 w jego bok.
    — Ja ciebie te偶 skarbie, ja ciebie te偶 — wyszepta艂 cicho — dobranoc przysz艂a pani Murphy — doda艂 i poca艂owa艂 j膮 w g艂ow臋.
    Czuj膮c jej ciep艂e r臋ce i s艂ysz膮c przyjemny g艂os, otworzy艂 powoli oczy, u艣miechaj膮c si臋 lekko na jej s艂owa. Mia艂 wra偶enie, 偶e to wszystko mu si臋 艣ni艂o, ale zdecydowanie to co powiedzia艂a, utwierdzi艂o go w przekonaniu, 偶e to nie by艂 sen.
    — Dzie艅 dobry moja pani — odwr贸ci艂 si臋 powoli przodem do niej i pos艂a艂 jej ciep艂y u艣miech. Przytuli艂 j膮, przyci膮gaj膮c do siebie i cicho westchn膮艂 — tak sobie my艣le, chcesz 偶eby艣my byli ubrani elegancko? Bo wiesz, nie mam ze sob膮 偶adnego garnituru ani nic innego, co mog艂oby by膰 odpowiednie na tak uroczyst膮 chwil臋 — stwierdzi艂, chwytaj膮c d艂o艅mi jej twarz i musn膮艂 delikatnie jej wargi — chocia偶 garnitur do kaktusa 艣rednio pasuje — stwierdzi艂 ze 艣miechem — jak bardzo jeste艣 gotowa na bycie pani膮 Murphy? — Spyta艂, tr膮caj膮c jej nos.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  93. — A jakie stwierdzenie b臋dzie poprawne? — Spyta艂 naprawd臋 zaciekawiony, bo interesowa艂o go, w jaki spos贸b ona to wszystko widzi. Pokiwa艂 lekko g艂ow膮, nie m贸g艂 zaprzeczy膰. W tamtym czasie nie interesowa艂 si臋 ni膮 w jaki艣 szczeg贸lny spos贸b. Tak naprawd臋 najwi臋ksze zainteresowanie wykaza艂 jej osob膮 w tamtym czasie, gdy wysz艂a sprawa narkotyk贸w i da艂 jej mo偶liwo艣膰 dokonania wyboru. Wiedzia艂, 偶e gdyby wtedy post膮pi艂 inaczej, tera藕niejszo艣膰 by艂aby inna. Efekt motyla. Zastanawia艂 si臋 jednak czasami nad tym, jak bardzo mog艂aby si臋 r贸偶nic. Czy w ostateczno艣ci i tak ich drogi znaczy艂yby si臋 w jedn膮? Pono膰 przeznaczone sobie dusze zawsze odnajd膮 drog臋. Zastanawia艂 si臋 te偶, czym by艂a Beth i Daisy, czy ich ofiara by艂a konieczna do tego, aby on i Willy stworzyli jedno艣膰?
    To nie tak, 偶e przestawa艂 kocha膰 Beth. Zawsze b臋dzie w jego sercu, ale to co 艂膮czy艂o go z Willow by艂o czym艣 zupe艂nie innym. Czym艣… ci臋偶ko przechodzi艂o mu to nawet przez my艣l, ale to co 艂膮czy艂o go z Willow by艂o czym艣 lepszym i z jednej strony obwinia艂 si臋 za takie my艣li, ale z drugiej… Nie by艂 w stanie ok艂ama膰 w艂asnego serca.
    — Czyli rozumiem, 偶e z ch臋ci膮 b臋dziesz uczestniczy膰 w tych wszystkich zaj臋ciach dla ci臋偶arnych? — Spyta艂 z u艣miechem — i b臋dziemy zdobywa膰 nowe, liczne grono znajomych? — Nie drwi艂 z niej. Je偶eli tego pragn臋艂a, by艂 gotowy na uczestniczeniu we wszystkim, czego tylko zapragnie.
    Westchn膮艂, na wspomnienie ich pokerowo alkoholowych spotka艅. Nie rozumia艂, jak to wszystko mog艂o potoczy si臋 w takim kierunku, kiedy… dlaczego nie zauwa偶y艂 wcze艣niej? Mo偶e wszystko mog艂oby si臋 sko艅czy膰 w zupe艂nie inny spos贸b, ale co wtedy by艂oby z nim i Willy… musia艂 oderwa膰 si臋 od tych my艣li. Co na szcz臋艣cie nie by艂o trudne. — Hm… to czego ty b臋dziesz chcia艂a. Chc臋 ci臋 po prostu codziennie uszcz臋艣liwia膰 — przyzna艂 — w ka偶dy mo偶liwy spos贸b. Dom ci臋 uszcz臋艣liwi? To b臋dziemy mieli dom. Cokolwiek innego? Cokolwiek innego dostaniesz — u艣miechn膮艂 si臋, mocno j膮 przytulaj膮c. Po prostu j膮 kocha艂 i jedyne czego najbardziej pragn膮艂 to jej szcz臋艣cie.
    — Nie powiem na g艂os, bo nie wypada — za艣mia艂 si臋 cicho — ale wola艂bym, 偶eby to jednak nie by艂 worek, chocia偶 nie w膮tpi臋, 偶eby艣 i w nim wygl膮da艂a cudownie — za艣mia艂 si臋.
    U艂o偶y艂 d艂onie na jej biodrach i westchn膮艂, s艂uchaj膮c tego, co mia艂a do powiedzenia. Za艣mia艂 si臋 cicho, cmokaj膮c czubek jej nosa.
    — Tego jeszcze nie by艂o, 偶eby panna m艂oda nie chcia艂a ruszy膰 si臋 do urz臋du — powiedzia艂 weso艂o, ale potrafi艂 j膮 zrozumie膰. Mu te偶 by艂o dobrze — zrobimy tyle przystank贸w ile tylko b臋dziesz chcia艂a. A co do tego ubioru, to mo偶e faktycznie d偶insy i bia艂e bluzki? B臋dziemy matchymatchy — powiedzia艂 z u艣miechem — a bia艂e koszulki w sumie mog膮 robi膰 za namiastk臋 elegancki. Dobrze b臋dzie na tle takiej prezentowa艂 si臋 tw贸j kaktus — powiedzia艂, sun膮c powoli d艂oni膮 wzd艂u偶 jej kr臋gos艂upa — chocia偶 przyznam, 偶e w og贸le nie czuje g艂odu. To chyba z ekscytacji — poinformowa艂, co by艂o dziwne, bo Blake prawie zawsze by艂 g艂odny — chcesz jakie艣 konkretne obr膮czki? — Spyta艂 — to bi偶uteria na ca艂e 偶ycie, zastan贸w si臋 nad swoj膮 odpowiedzi膮.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  94. — A dlaczego mieliby艣my nie m贸c? — U艣miechn膮艂 si臋 lekko. Wiedzia艂, 偶e… Ich brak znajomych nie wynika艂 tylko i wy艂膮cznie z chronicznego braku czasu Willow. Pocz膮tek ich zwi膮zku by艂 trudny i chyba mimowolnie wycofywali si臋, obawiaj膮c si臋, 偶e kto艣 m贸g艂by jednak dostrzec prawd臋 na temat tego, w jaki spos贸b si臋 poznali i zdecydowali si臋 na zwi膮zek? Przynajmniej Blake mia艂 czasami takie wra偶enie. No i przedstawia艂 si臋 jako Franklin, spotyka艂 si臋 wcze艣niej z Tilly… Willow chodzi艂a na terapi臋, ale prawda by艂a taka, 偶e ona przyda艂aby si臋 r贸wnie偶 Murphy’emu. Ten jednak wci膮偶 si臋 przed tym broni艂, obawiaj膮c si臋, 偶e w kt贸rym艣 momencie m贸g艂by powiedzie膰 za du偶o lub pokaza艂by si臋 Remy lub nie daj bo偶e kto艣 inny. W ka偶dym razie, spojrza艂 na Willy — nie pytaj mi si臋 o takie rzeczy — u艣miechn膮艂 si臋 lekko — przecie偶… mo偶esz robi膰 co chcesz, a ja mog臋 ci towarzyszy膰 w takich sprawach. Bardziej pasowa艂oby pytanie czy mia艂bym czas, ni偶 czy mo偶emy — u艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie, spogl膮daj膮c na ni膮. Pokiwa艂 jednak twierdz膮c膮 g艂ow膮 — jak tylko b臋dziesz mia艂a ochot臋, to pewnie. — S艂ysz膮c kolejne jej s艂owa lekko si臋 za艣mia艂, ale nie mia艂 nic przeciwko i takiej wizji. Chcieli przecie偶 normalno艣ci… Skoro poznaliby kogo艣 z kim by si臋 dogadywali, nie mogli ci膮gle ucieka膰 przed lud藕mi, on nie m贸g艂 tego robi膰.
    Zacisn膮艂 wargi, zastanawiaj膮c si臋 nad odpowiedzi膮.
    — Ale nie robi臋 tego swoim kosztem — odpar艂 — ale w porz膮dku… Dom z ogrodem. 呕eby dzieci mia艂y gdzie si臋 bawi膰, pies mia艂 miejsce do biegania i taki tam. Wiesz… Jestem prostym cz艂owiekiem — u艣miechn膮艂 si臋 lekko — nie marz膮 mi si臋 偶adne wille, baseny ani nic takiego. Ale w艂a艣nie jakiej艣 艣redniej wielko艣ci domek, z bia艂ym p艂otkiem — m贸wi膮c to, pu艣ci艂 jej oczko i u艣miechn膮艂 si臋.
    — Potrafi臋 sobie to wyobrazi膰 — powiedzia艂, kiwaj膮c twierdz膮co g艂ow膮 — wiesz, sp贸藕nienie na w艂asny 艣lub przez lenistwo. Poza tym, hej, w 艂贸偶ku jest zawsze tak dobrze, mi艂o i w og贸le. Zw艂aszcza z tob膮 u boku — wymrucza艂, a na znak tego jak mu dobrze, u艂o偶y艂 d艂onie na jej biodrach, gdy na nim usiad艂a — i teraz mam chcie膰 st膮d wsta膰? Jeste艣 okrutna, wiesz o tym? — Spyta艂, sun膮c wzrokiem pierw po jej twarzy, a nast臋pnie przesun膮艂 go powolnie w d贸艂, u艣miechaj膮c si臋 przy tym. Zdecydowanie teraz nie mia艂 ochoty na wstawanie, ogarnianie si臋 i my艣lenie o 艣lubie… Nie, 偶e go nie chcia艂, bo chcia艂 bardzo, ale… By艂a taka pi臋kna…
    — Chyba gdzie艣 w g艂臋bi mam w sobie co艣 z romantyka — stwierdzi艂 z u艣miechem, 偶a艂uj膮c, 偶e 艣wi膮t nie sp臋dzili w taki spos贸b, w jaki sobie je wyobra偶ali. — Lubi臋 gdy masz je rozpuszczone — przyzna艂 zgodnie z prawd膮 — a panna m艂oda ma jakie艣 wymagania co do wygl膮du pana m艂odego? Za wiele ze sob膮, co prawda zrobi膰 nie mog臋, ale… Mo偶e co艣 by艣 chcia艂a? Nie wiem, masz jakie艣 ulubione d偶insy, kt贸re nosz臋 czy co艣? — Spyta艂 z lekkim rozbawieniem.
    — Istnieje spore prawdopodobie艅stwo, 偶e gdy wstan臋 i si臋 ogarn臋 to poczuj臋 g艂贸d, wi臋c mo偶emy go nie skre艣la膰 — powiedzia艂, przeczesuj膮c d艂oni膮 jej ciemne w艂osy. Zaci膮gn膮艂 si臋 ich zapachem i cicho zamrucza艂 — rozumiem… — przytakn膮艂, a po chwili ponownie zamrucza艂 — nie chc臋, bardzo nie chc臋 a jednocze艣nie tak bardzo chc臋 ju偶 wr贸ci膰 z tob膮 tutaj jako 偶on膮 — oznajmi艂, wiec skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮 — na trzy… raz, dwa… trzy — powiedzia艂 i do艣膰 niech臋tnie zacz膮艂 si臋 podnosi膰 do wstania z 艂贸偶ka. Tak, my艣l, 偶e wr贸c膮 do domu jako pa艅stwo Murphy sprawia艂a, 偶e chcia艂 mu si臋 troch臋 bardziej — a mo偶e… — spojrza艂 na ni膮, przeci膮gaj膮c si臋 leniwie, gdy ju偶 podni贸s艂 sw贸j ty艂ek z 艂贸偶ka — wracaj膮c zrobimy przystanek w celu zakupienia jakich艣… gad偶et贸w do nocy po艣lubnej? — Spyta艂, patrz膮c na ni膮 i wyczekuj膮c odpowiedzi. Nim ruszy do 艂azienki powinien i艣膰 na parter po torb臋, ale nie m贸g艂 tego zrobi膰, dop贸ki mu nie odpowie.

    ❤️馃槒

    OdpowiedzUsu艅
  95. — C贸偶, to prawda… Ale to nie znaczy, 偶e musisz mi si臋 pyta膰 o zgod臋, wiem, 偶e to, 偶e ja za nimi nie przepadam nie wi膮偶e si臋 z tym, 偶e wszyscy inni czuj膮 to samo — powiedzia艂 — je偶eli b臋dziesz mia艂a ochot臋 wyj艣膰 sama czy ze mn膮 do ludzi to… po prostu powiedz. Po prostu p贸藕niej b臋d臋 musia艂 to odchorowa膰 — za艣mia艂 si臋 cicho, ale m贸wi膮c to, m贸wi艂 prawd臋. Po tak silnych bod藕cach b臋dzie potrzebowa艂 troch臋 ciszy i spokoju, ale przecie偶 mogli uzgadnia膰 kompromisy. Nie mia艂 nic przeciwko temu i liczy艂 na to, 偶e Willy to zrozumie. Nie tylko to, 偶e b臋dzie chcia艂 p贸藕niej sp臋dzi膰 czas tylko z ni膮 albo nawet w samotno艣ci, ale przede wszystkim, 偶e zrozumie to, 偶e on nie chce jej niczego nakazywa膰 lub zakazywa膰. Nie chcia艂 by膰 takim typem m臋偶czyzny. Pragn膮艂 przecie偶 jej szcz臋艣cia i chcia艂 jej je da膰. — Po prostu b臋dziesz musia艂a mi powiedzie膰 odrobin臋 wcze艣niej, 偶ebym wpisa艂 to do swojego kalendarza. Wiedz jaki bywam w 偶yciu zaj臋ty — za艣mia艂 si臋, bo oboje wiedzieli, 偶e jedyne co tkwi艂o w jego kalendarzu to grafik pracy. A chwilowo nawet tego nie przewidzia艂. W艂a艣nie, b臋dzie musia艂 sprawdzi膰 czy szef si臋 odezwa艂. B臋dzie musia艂 si臋 zastanowi膰 co dalej z jego karier膮, skoro b臋dzie mia艂 na utrzymaniu 偶on臋 i dziecko, musia艂 zacz膮膰 o pracy my艣le膰 du偶o intensywniej.
    — Wiem, wiem. Ju偶 w drodze tu stwierdzili艣my, 偶e poczekamy, ale… Chcia艂bym go po prostu kiedy艣 mie膰 — przyzna艂 z u艣miechem, spogl膮daj膮c na ni膮 — niewa偶ne czy za rok, dwa czy za kilka lat. Po prostu, chcia艂bym go mie膰 — doda艂 z u艣miechem. Wiedzia艂, 偶e by艂by w stanie akurat z tego zrezygnowa膰, je偶eli Willy oznajmi艂aby, 偶e ze wzgl臋du na alergi臋 nie ma takiej opcji i koniec kropka. — Sama pyta艂a艣, czego bym chcia艂 — doda艂 z u艣miechem — 艣miem twierdzi膰, 偶e dam rad臋 — za艣mia艂 si臋 — ale nie zrobisz zaciek贸w? Wiesz, ten bia艂y p艂otek ma by膰 bardzo reprezentatywny — oznajmi艂 ca艂kiem powa偶nie.
    — Nie wiem, jak to prze偶yje — za艣mia艂 si臋 rozbawiony, nie przestaj膮c sun膮c d艂o艅mi po jej bokach. Westchn膮艂, zaci膮gaj膮c si臋 jej zapachem, mrucz膮c przy tym z przyjemno艣ci.
    Wzruszy艂 lekko ramionami. Nigdy nie zwraca艂 wi臋kszej uwagi na w艂asne oczy, chocia偶 wiedzia艂, 偶e ich odcie艅 jest raczej niespotykany.
    — My艣l臋, 偶e to mog膮 by膰 ca艂kiem silne geny — wymrucza艂, ca艂uj膮c j膮 leniwie.
    Uni贸s艂 lekko brew, s艂uchaj膮c jej odpowiedzi, a kiedy wspomnia艂a o lateksowym stroju, jego wyobra藕nia od razu zacz臋艂a dzia艂a膰.
    — Cudownie — westchn膮艂, lustruj膮c jej sylwetk臋 — dobrze, 偶e nie b臋dziemy sobie sk艂ada膰 przysi臋gi przed bogiem, bo od razu by nas zes艂a艂 do piek艂a — za艣mia艂 si臋 i ruszy艂 si臋 w ko艅cu z pokoju. Zszed艂 na parter, dok艂adnie na korytarz na kt贸rym zostawi艂 swoj膮 torb臋. Zdecydowa艂 si臋 u偶y膰 艂azienki na dole, aby Willy ze spokojem mog艂a si臋 przygotowa膰.
    Sam nie potrzebowa艂 wiele czasu, szybkie od艣wie偶enie. Ubranie si臋 w uzgodniony str贸j r贸wnie偶 posz艂o mu szybko. Przeczesa艂 d艂oni膮 w艂osy, spogl膮daj膮c w swoje odbicie, pr贸buj膮c je w miar臋 okie艂zna膰, ale jednocze艣nie nie przesadzi膰, aby wygl膮da艂y jak zazwyczaj.
    Wyszed艂 z 艂azienki, zostawiajac drzwi uchylone, aby ze spokojem mog艂a odparowa膰, a nast臋pnie przeszed艂 do kuchni.
    — Jak idzie? — Zapyta艂 g艂o艣no, nalewaj膮c wody do czajnika, decyduj膮c si臋 na kaw臋 przed wyj艣ciem z domu. Wyci膮gn膮艂 dwa kubki — zalewa膰 ju偶 kaw臋 czy zd膮偶y wystygn膮膰? — Doda艂 po chwili, decyduj膮c si臋 na wstawienie wody od razu.

    ❤️☕️

    OdpowiedzUsu艅
  96. — Kocham ci臋 — powiedzia艂 w reakcji na s艂owa padaj膮ce z jej ust. To by艂o najwa偶niejsze, co chcia艂 jej w tym momencie powiedzie膰. Czy m贸g艂 pozna膰 kogo艣 lepszego od Willow, kto potrafi艂by zrozumie膰 wszystkie jego dziwactwa? W膮tpi艂 w to. Poza tym tylko przy niej czu艂 si臋 na tyle dobrze, aby o tych dziwactwach m贸wi膰 z lekko艣ci膮. Nawet jego choroba… To by艂 akurat ci臋偶ki temat, ale gdy to ona oznajmia艂a mu, 偶e pojawia艂 si臋 Remy to nie brzmia艂o tak strasznie, jak gdyby kto艣 inny obwie艣ci艂 mu tak膮 nowin臋 — jeste艣 najcudowniejsz膮 kobiet膮 na 艣wiecie. Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e ju偶 nied艂ugo b臋dziesz moj膮 偶on膮 — u艣miechn膮艂 si臋 do niej, wplataj膮c d艂o艅 w jej d艂ugie w艂osy. Przeczesa艂 je kilka razy powolnymi ruchami, u艣miechaj膮c si臋 przy tym ca艂y czas. — Te偶 nie mam poj臋cia, jak to si臋 dzieje — za艣mia艂 si臋 cicho, a nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o — m贸wi艂em, 偶e jeste艣 najlepsz膮 cz臋艣ci膮 mojego 偶ycia? — Za艣mia艂 si臋, gdy wspomnia艂a o psie. Sam nie potrafi艂 wyja艣ni膰 tej potrzeby, ale nosi艂 j膮 g艂臋boko w sobie i liczy艂 na to, 偶e przyjdzie kiedy艣 moment, w kt贸rym b臋dzie m贸g艂 spe艂ni膰 te pragnienie, kt贸re wymaga艂o ca艂kiem sporej odpowiedzialno艣ci. Nie musia艂 si臋 jednak zastanawia膰 nad tym czy da rad臋 wychowa膰 psa, wiedzia艂, 偶e takiemu zadaniu podo艂a. Zw艂aszcza z ma艂偶onk膮 u boku i dzieckiem, kt贸re z pewno艣ci膮 b臋dzie zachwycone zwierzakiem. — To nawet wi臋ksza pomoc ni偶 samo malowanie — za艣mia艂 si臋, tr膮caj膮c nosem jej nos.
    Spojrza艂 na ni膮, uwa偶nie przypatruj膮c si臋 jej w wypi臋te pozycji i o ile bardzo si臋 stara艂 nad sob膮 panowa膰 i nad swoj膮 m臋sko艣ci膮, tak ten widok sprawi艂, 偶e jego penis zacz膮艂 sztywno艣膰 i nie by艂 w stanie nic z tym zrobi膰.
    — Ty rozpustnico — za艣mia艂 si臋, nie mog膮c oderwa膰 od niej spojrzenia. Je偶eli naprawd臋 chcieli dotrze膰 do urz臋du i wr贸ci膰 pr臋dko jako pa艅stwo Murphy i cieszy膰 si臋 i 艣wi臋towa膰… Musia艂, jak najszybciej ewakuowa膰 si臋 z tego pokoju i przez jaki艣 czas trzyma膰 si臋 z daleka od Willy, bo wystarczy艂o jeszcze jedno zagranie z jej strony i got贸w by艂 prze艂o偶y膰 ich plany w czasie. — Si艂a nie czysta… ci膮gniesz mnie na z艂膮 stron臋. Mimo wszystko bardzo ci臋 kocham i chce si臋 do ciebie dobra膰 ju偶 jako do mojej 偶ony, wiec musisz wybaczy膰 mi t臋 zniewag臋 i m膮 ucieczk臋 — zacz膮艂 m贸wi膰, aby przypadkiem nie gniewa艂a si臋, 偶e odpu艣ci艂 tak膮 okazje. Nim jednak zdecydowa艂 si臋 opu艣ci膰 pomieszczenie, zbli偶y艂 si臋 do niej i klepn膮艂 j膮 w wypi臋te po艣ladki, a nast臋pnie wzi膮艂 g艂臋boki oddech i powtarza艂 sobie, 偶e musi nad sob膮 panowa膰.
    Krz膮ta艂 si臋 po kuchni w przygotowaniu kawy, pr贸buj膮c te偶 stworzy膰 jakie艣 艣niadanie, jedyne co nadawa艂o si臋 jednak do jedzenia to resztki z wczorajszego zam贸wienia, kt贸re przyni贸s艂 z salonu i postawi艂 na kuchennym blacie.
    S艂ysz膮c g艂os Willy, odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 wej艣cia do kuchni i wstrzyma艂 oddech, przygl膮daj膮c si臋 jej. U艂o偶y艂 d艂o艅 na swoim sercu i pokiwa艂 z uznaniem g艂ow膮.
    — Wygl膮dasz cudownie — przesun膮艂 spojrzeniem po jej twarzy, u艂o偶onych w艂osach, a nast臋pnie po ca艂ej jej sylwetce, u艣miechaj膮c si臋 przy tym. Podszed艂 do niej, obejmuj膮c j膮 swoimi ramionami. Przyci膮gn膮艂 bli偶ej siebie i w pierwszym odruchu uca艂owa艂 j膮 w czubek g艂owy. — Jeste艣 pi臋kna, Willy — szepn膮艂, odsuwaj膮c si臋 na d艂ugo艣膰 ramion, aby raz jeszcze jej si臋 przyjrze膰 — i w dodatku b臋dziesz moj膮 偶on膮, prawdziwy ze mnie szcz臋艣ciarz — powiedzia艂 i z艂o偶y艂 na jej ustach poca艂unek. — Kawa czeka — wskaza艂 d艂oni膮 na blat — i 艣niadanie w postaci wczorajszych resztek o ile masz ochot臋 cokolwiek teraz zje艣膰 — powiedzia艂, odsuwaj膮c od sto艂u krzes艂o, aby usiad艂a. Postawi艂 przed ni膮 kubek z ciep艂ym napojem i czeka艂 na znak, czy ma poda膰 jej jedzenie.

    馃懆‍馃嵆❤️

    OdpowiedzUsu艅
  97. — Chodz膮cy idea艂 — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami ust na jej s艂owa i pog艂adzi艂 d艂oni膮 jej policzek, wpatruj膮c si臋 w jej oczy, jednocze艣nie my艣l膮c tylko o tym, 偶e jest prawdziwym szcz臋艣ciarzem, 偶e 偶ycie da艂o im tak膮 szans臋 i mo偶liwo艣膰. I chocia偶 w tym momencie by艂 szcz臋艣liwy, wiedzia艂, 偶e gdy w ko艅cu podnios膮 swoje j臋drne ty艂ki i zrealizuj膮 plan na dalsz膮 cz臋艣膰 dnia, b臋dzie jeszcze szcz臋艣liwszy, bo b臋dzie mia艂 za 偶on膮 najpi臋kniejsz膮 偶on臋 na 艣wiecie, a w dodatku nie tylko pi臋kn膮, ale i warto艣ciow膮 i w艂a艣nie z tego powodu uwa偶a艂 si臋 za szcz臋艣ciarza. Willow mia艂a w sobie znacznie wi臋cej ni偶 艂adn膮 buzi臋 i stara艂 si臋 docenia膰 to ka偶dego dnia.
    Obliza艂 wari, czuj膮c, 偶e je偶eli naprawd臋 zaraz nie wyjdzie z pomieszczenia, nie b臋dzie m贸g艂 d艂u偶ej ze sob膮 walczy膰 i zrobi znacznie wi臋cej ni偶 powinien w tym momencie. Dlatego s艂ysz膮c jej s艂owa, nie zastanawia艂 si臋 d艂u偶ej nad tym, co ma zrobi膰. Odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂.
    — Mi艂o s艂ysze膰 takie s艂owa w dzie艅 艣lubu — za艣mia艂 si臋 weso艂o, obejmuj膮c j膮 mocno. W og贸le nie mia艂 ochoty wypuszcza膰 jej ze swoich ramion i troch臋 si臋 obawia艂, co si臋 stanie, gdy b臋d膮 ju偶 po za艣lubinach. By艂 pewien, 偶e zd膮偶膮 pozby膰 Willow z艂ych wspomnie艅 w ka偶dym mo偶liwym zakamarku domu, a nie tak jak wczoraj w zaledwie dw贸ch pomieszczeniach. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i zaciskaj膮c na kr贸tko r臋ce na jej po艣ladkach, odsun膮艂 si臋 w ko艅cu. Musia艂, aby dotarli do urz臋du.
    Zaj膮艂 miejsce naprzeciwko dziewczyny, a raczej swojej narzeczonej i chwyci艂 w d艂onie ciep艂y kubek. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮, przez ca艂y ten czas u艣miechaj膮c si臋 weso艂o.
    Zerkn膮艂 na pude艂ka z wczorajsz膮 kolacj膮, ale r贸wnie偶 si臋 nie skusi艂. Podejrzewa艂, 偶e g艂贸d poczuje dopiero po wszystkim. Gdy ju偶 wr贸c膮 i porz膮dnie zajmie si臋 swoj膮 ma艂偶onk膮.
    — Naprawd臋, nadal nie czuj臋 si臋 g艂odny — powiedzia艂, upijaj膮c powoli odrobin臋 ciemnego napoju. Zacisn膮艂 usta, zastanawiaj膮c si臋 nad jej pytaniem. Zna艂 ludzi w Waszyngtonie i to ca艂kiem sporo, ale czy kogo艣 z nich m贸g艂by poprosi膰 o pe艂nienie funkcji dru偶by? Nie podejrzewa艂… Z wszystkimi urwa艂 kontakt czy dosz艂o do po偶aru, nie utrzymywa艂 z nikim kontaktu, bo skupia艂 si臋 na odnalezieniu Lawrence’a, a p贸藕niej skupi艂 si臋 na Willy i… — wiesz, mam znajomych, ale je偶eli odezw臋 si臋 do kogo艣 z nich po takiej ciszy z pro艣b膮 o 艣wiadkowanie… — na jego ustach pojawi艂 si臋 delikatny grymas. Nie uwa偶a艂, aby to by艂 dobry pomys艂 — ale je偶eli bardzo tego chcesz mog臋 spr贸bowa膰 si臋 z kim艣 skontaktowa膰. Nie obiecuj臋 jednak, 偶e cokolwiek z tego wyjdzie — doda艂, spogl膮daj膮c na ni膮. Tak, dla niej by艂 got贸w spr贸bowa膰 to zrobi膰, chocia偶 nie podejrzewa艂, aby uda艂o si臋 spe艂ni膰 jej pro艣b臋 — a ty? Jakie艣 kole偶anki? Mo偶e facet kt贸rej艣 m贸g艂by ewentualnie by膰 moim dru偶b膮, a ty b臋dziesz mia艂a znajome twarze — zaproponowa艂, nie odrywaj膮c od niej spojrzenia ciemnych oczu.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  98. — Trzeba to zapisa膰 w kalendarzu — za艣mia艂 si臋 cicho, ca艂y czas trzymaj膮c w r臋kach kubek. S艂ysz膮c jej kolejne s艂owa, odetchn膮艂 troch臋. Szczerze m贸wi膮c wola艂 nie odzywa膰 si臋 do nikogo, kogo tu zostawi艂. Nie by艂 gotowy na takie konfrontacje. Wiedzia艂, 偶e to by艂oby za trudne, zw艂aszcza w takich okoliczno艣ciach. Nie traktowa艂 swojego wyjazdu jako ucieczki, ale mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e ci kt贸rzy zostali w stolicy mogli to odebra膰 w艂a艣nie w taki spos贸b, a teraz mia艂 zjawi膰 si臋 z powrotem, przedstawi膰 narzeczon膮, kt贸r膮 w艂a艣nie zamierza po艣lubi膰? To nie tak, 偶e chcia艂 ukrywa膰 Willy. Nie tak, 偶e obawia艂 si臋, 偶e kto艣 b臋dzie pr贸bowa艂 go przekona膰 do zmiany decyzji i ulegnie. By艂 pewien tego, czego chcia艂 od 偶ycia w tym momencie i wiedzia艂, 偶e Willy jest ju偶 sta艂膮 cz臋艣ci膮 jego 偶ycia. Ale inni nie mogli tego zrozumie膰. I wiedzia艂 o tym.
    Kiedy jej telefon oddzwoni艂, a po zako艅czonej rozmowie oznajmi艂a, 偶e dziewczyna si臋 zgodzi艂a, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
    — Wspaniale — powiedzia艂, posy艂aj膮c jej ciep艂y u艣miech. M贸wi膮c szczerze by艂 troch臋 zaskoczony, 偶e posz艂o tak 艂atwo, ale wola艂 nie m贸wi膰 tego na g艂os, aby niczego nie zapeszy膰. To by艂 dzie艅 ich 艣lubu i w艂a艣nie tak powinni i艣膰 z wszystkim: g艂adko.
    By艂 pod wra偶eniem, jak zaplanowane przystanki r贸wnie偶 posz艂y sprawnie.
    Wkroczy艂 dumnie do budynku, trzymaj膮c mocni d艂o艅 Willy. Nie czu艂 stresu, by艂 pewien swojej decyzji i tego, 偶e to z ni膮 chcia艂 sp臋dzi膰 reszt臋 swojego 偶ycia. Zacz膮艂 si臋 jednak stresowa膰 ewentualn膮 reakcj膮 dziewczyny. Mo偶e b臋dzie jak Rebekah i oznajmi, 偶e jest dla Willow za stary i zacznie pr贸bowa膰 wybi膰 jej ten pomys艂 z g艂owy?
    Jakie by艂o jego zdziwienie, gdy dziewczyny pad艂y sobie w obj臋cia, bo z tego co rozumia艂 och drogi si臋 rozesz艂y i d艂ugo nie mia艂y ze sob膮 kontaktu.
    Za艣mia艂 si臋, s艂ysz膮c s艂owa dziewczyny.
    — Cze艣膰 — przywita艂 si臋 z Millie i Nathanem, a nast臋pnie spojrza艂 na Willow — czyli m贸wi艂a艣 prawd臋 — oznajmi艂, maj膮c na my艣li wspomniane przez ni膮 podkochiwanie si臋 — mo偶esz mi opowiedzie膰 wi臋cej ciekawych historii o Willy — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu.
    — Ale to mo偶e ju偶 po. Powinnismy si臋 zorientowa膰 jak sprawnie to p贸jdzie — powiedzia艂, 艣ciskaj膮c r臋k臋 Willow. By艂 ciekaw czy kto艣 jeszcze w ten dzie艅 zamierza艂 zawrze膰 zwi膮zek ma艂偶e艅ski czy byli sami — nie zapomnieli艣cie dokument贸w? — Spyta艂 na wszelki wypadek, spogl膮daj膮c na znajomych brunetki, a nast臋pnie rozejrza艂 si臋 po oznakowaniami w budynku, aby skierowa膰 si臋 na odpowiednie pi臋tro i pod w艂a艣ciwy pok贸j. — Zapraszam t臋dy — wskaza艂 d艂oni膮 schody, gdy wypatrzy艂 tabliczk臋 z opisem i trzymaj膮c ca艂y czas splecione d艂onie z Willy, ruszy艂 w odpowiednia stron臋.
    Przed drzwiami by艂o pusto, wiec zapuka艂, a s艂ysz膮c, 偶e mo偶na wej艣膰, otworzy艂 艣mia艂o drzwi i przepu艣ci艂 w nich Willy.
    — Dzie艅 dobry. Chcieliby艣my si臋 pobra膰. Teraz — powiedzia艂 z u艣miechem, podchodz膮c do odpowiedniego okienka.
    — Dzie艅 dobry. Tutaj formularze — wskaza艂a na dokumenty. Wzi臋艂a jeden i pokaza艂a d艂ugopisem co maja uzupe艂ni膰. Blake’owi przesz艂o przez my艣l, 偶e kobieta pracuj膮ca w takim dziale mog艂aby by膰 nieco bardziej entuzjastyczna, ale komentarz pozostawi艂 dla siebie.

    馃さ‍♂️

    OdpowiedzUsu艅
  99. Wpatrywa艂 si臋 w Willow, jak w przys艂owiowy obrazek. W tym momencie nie potrzebowa艂 niczego do szcz臋艣cia, bo w艂a艣nie by艂 najszcz臋艣liwszym cz艂owiekiem na ziemi. Gdyby istnia艂a opcja w艂膮czenia filtra w oczach, spogl膮da艂by na Willow otoczon膮 serduszkami, niczym na instagramie. Niby ju偶 to kiedy艣 robi艂, ju偶 bra艂 艣lub z du偶o bardziej wznios艂膮 atmosfer膮, tym ca艂ym przepychem, kt贸ry by艂 niczym jak z bajki, ale… Wtedy nie czu艂 si臋 tak, jak teraz. Nie denerwowa艂 si臋, nie czu艂 stresu ani nieprzyjemnego ucisku w 偶o艂膮dku. Wiedzia艂, co robi, co chcia艂 zrobi膰. Dok膮d zamierza艂 zmierza膰 w swoim 偶yciu z ju偶-prawie-Murphy u swojego boku i by艂 najszcz臋艣liwszym cz艂owiekiem na ziemi.
    Z艂apa艂 j膮 pod po艣ladkami, mocno do siebie przyci膮gaj膮c i odwzajemniaj膮c nami臋tny poca艂unek, w og贸le nie zwracaj膮c uwagi na zachowanie ich 艣wiadk贸w, nie my艣l膮c o minie urz臋dnika ani niczym innym, co nie mia艂o znaczenia. Bo znaczenie mia艂a tylko Willow i nic wi臋cej. Wbi艂 palce w jej cia艂o, mocno j膮 trzymaj膮c.
    I nagle sta艂o si臋 to, czego nie spodziewa艂 si臋 nikt. Nie by艂 w stanie stwierdzi膰, kt贸re zmys艂y zadzia艂a艂y, jako pierwsze. Zacisn膮艂 tylko mocniej d艂onie na ciele ukochanej, nie chc膮c dopu艣ci膰 do tego, aby co艣 ich rozdzieli艂o. G艂o艣ny huk sprawi艂, 偶e wszystko dochodzi艂o do niego jakby st艂umione i odleg艂e, jakby nic nie dzia艂o si臋 w pobli偶u.
    Potrzebowa艂 chwili na odzyskanie rezonu. G艂os Willy by艂 czynnikiem, kt贸ry sprawi艂, 偶e zmusi艂 si臋 do dzia艂ania. R贸wnie偶 u艣piony instynkt agenta obudzi艂 si臋 w nim. Rozlu藕ni艂 u艣cisk czuj膮c, 偶e Willy zamierza si臋 ruszy膰. Si臋gn膮艂 d艂oni膮 do ty艂u g艂owy, sycz膮c cicho. Pod palcami czu艂 lepk膮 substancj臋, ale to przesta艂o mie膰 jakiekolwiek znaczenie, gdy dotar艂 do niego nag艂y wrzask.
    — Willy, to ty? — Spyta艂, pr贸buj膮c otworzy膰 oczy, ale wci膮偶 mia艂 przed sob膮 ciemno艣膰. Zamruga艂, ale wci膮偶 jedyne, co widzia艂 to ciemno艣膰, pomimo nieustannego mrugania, nic si臋 nie zmienia艂o. Formy nie przybiera艂y na ostro艣ci, nie pojawia艂y si臋 偶adne plamy 艣wiat艂a. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, pr贸buj膮c zachowa膰 spok贸j. Uderzy艂 mocno g艂ow膮. Za chwil臋 zapanuje jasno艣膰 i 艂atwiej b臋dzie mu si臋 odnale藕膰 w sytuacji —Willow — powiedzia艂, podpieraj膮c si臋 powoli na 艂okciach — daj mi r臋k臋 — powiedzia艂, chc膮c mie膰 pewno艣膰, 偶e jest wci膮偶 obok niego. Twarz mia艂 poranion膮 od艂amki, a jeden z tych mniejszych znalaz艂 si臋 w lewym oku Blake’a. B贸l g艂owy spowodowany uderzeniem by艂 tak silny, 偶e nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, 偶e boli go z dw贸ch stron. W zasadzie bola艂o go wszystko.
    — Millie, Nathan? — Wypowiedzia艂 na g艂os imiona 艣wie偶o poznanych znajomych Willow, maj膮c nadziej臋, 偶e nie odpowie mu g艂ucha cisza. Us艂ysza艂 jaki艣 szmer z prawej strony i g艂o艣ny j臋k, kt贸ry z pewno艣ci膮 nale偶a艂 do m臋偶czyzny. Nie mia艂 tylko pewno艣ci, do kogo konkretnie.
    — Willy. Willow — wypowiedzia艂 kolejny raz imi臋 swojej 偶ony — skarbie, musisz mi pom贸c, nic nie widz臋 — powiedzia艂 zachrypni臋tym g艂osem, si臋gaj膮c d艂oni膮 twarzy, jakby chcia艂 si臋 upewni膰, 偶e nie by艂a niczym okryta, ale to nie to. Czu艂 pod palcami bezpo艣rednio swoj膮 twarz.

    ⚫⚫

    OdpowiedzUsu艅
  100. Odetchn膮艂 s艂ysz膮c jej g艂os. Pytanie, kt贸re jednak pad艂o z jej ust po jakim艣 czasie nie by艂o 艂atwe. Nie potrafi艂 na nie odpowiedzie膰, no, bo… Po prostu nie widzia艂 i nie rozumia艂, dlaczego. Te偶 chcia艂by wiedzie膰 jak to.
    Nie podoba艂o mu si臋 jednak to, co si臋 dzia艂o. Nie chcia艂, nie widzie膰. Pragn膮艂 zamkn膮膰 powieki i przy kolejnym ich otworzeniu zobaczy膰 cokolwiek, co nie by艂o ciemno艣ci膮. Dlatego s艂ysz膮c jej pytanie, cisn膮ca mu si臋 na usta odpowied藕 nie by艂a mi艂a, bo stres i panika by艂y pierwszymi doradcami. Na szcz臋艣cie opami臋ta艂 si臋 w por臋 i jedyne, co z siebie wydoby艂 to niezidentyfikowany pomruk.
    — Uwa偶aj na siebie — poprosi艂. Nie chcia艂, aby przez niego nie my艣la艂a o sobie, a s艂ysz膮c jej krzyk, by艂 pewien, 偶e ona r贸wnie偶 cierpia艂a. Ka偶dy, kto znajdowa艂 si臋 w budynku i kogo dotkn臋艂o… No w艂a艣nie, co tak w艂a艣ciwie si臋 sta艂o? Co spowodowa艂o wybuch? W ka偶dym razie, ka偶dy, kogo dotkn膮艂 cierpia艂. W mniejszym lub wi臋kszym stopniu. Odwr贸ci艂 pos艂usznie g艂ow臋 w jej stron臋, jednak nadal jego jedynym towarzyszem by艂a ciemno艣膰, kt贸ra zaczyna艂a go przyt艂acza膰, a trwa艂o to… Nawet nie wiedzia艂 ile.
    — Hej, spokojnie. Skarbie, spokojnie — poprosi艂. Chcia艂, aby my艣la艂a w pierwszej kolejno艣ci o sobie, g艂upio zrobi艂, 偶e poprosi艂 o pomoc. Ale musia艂 jej powiedzie膰, bo sam niczego nie by艂 w stanie w tej chwili zrobi膰 — tak, na pewno mam ran臋 z ty艂u g艂owy, jest tam pe艂no krwi — mrukn膮艂 i pos艂usznie poruszy艂 nogami. Rusza艂 nimi. Czu艂 to dok艂adnie, wi臋c odetchn膮艂 cicho z nieskrywan膮 ulg膮. Tego brakowa艂o, aby poza o艣lepni臋ciem sta艂 si臋 niepe艂nosprawny. Nie takiego m臋偶a chcia艂a Willy.
    Skupia艂 si臋 na d藕wi臋kach, bo to w艂a艣ciwie by艂o jedyne, co w tej chwili m贸g艂 odbiera膰. S艂ucha艂 g艂osu Willy, ale dopiero, kiedy rozbrzmia艂y syreny nadje偶d偶aj膮cych s艂u偶b, odetchn膮艂. Byli ju偶 blisko.
    To, co sta艂o si臋, kiedy sanitariusze, ratownicy i stra偶acy pojawili si臋 w budynku dzia艂o si臋 z jednej strony b艂yskawicznie, a z drugiej jak w zwolnionym tempie.
    Sprawdzanie czy mog膮 dosta膰 si臋 do wszystkich poszkodowanych, upewnianie si臋, 偶e budynek nie legnie dalej, gdy przestawi膮 zawalony s艂up wsporny, bo musz膮 si臋 przecie偶 dosta膰 dalej.
    Blake czeka艂, a偶 dotr膮 w ko艅cu do nich i zajm膮 si臋 nimi, a w tym czasie stara艂 si臋 my艣le膰 o tym, 偶e na pewno wszystko sko艅czy si臋 dobrze. Bo na pewno sko艅czy si臋 dobrze. Musia艂o, przecie偶… Przecie偶 ledwo, co mieli zacz膮膰 偶ycie, jakim chcieli 偶y膰. Nie mog艂o wydarzy膰 si臋 teraz najgorsze. Nie prze偶y艂by tego drugi raz, nie teraz.
    — Kocham ci臋, Willy — wyszepta艂, pr贸buj膮c po omacku odnale藕膰 jej d艂o艅. Wiedzia艂 jedynie, 偶e znajdowa艂a si臋 po jego lewej stronie, dlatego te偶 tam w艂a艣nie szuka艂, chocia偶 nie mia艂 pewno艣ci czy wci膮偶 znajdowa艂a si臋 w tym samym miejscu — pami臋taj o tym prosz臋 — wyszepta艂 cicho, maj膮c nadziej臋, 偶e by艂a w stanie go us艂ysze膰. Niczego bardziej nie pragn膮艂 w tej chwili, aby znale藕膰 si臋 w szpitalu razem z ni膮 i mie膰 pewno艣膰, 偶e to prze偶yj膮.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  101. Mia艂 nadziej臋, 偶e to koszmar senny spowodowany stresem zwi膮zanym ze 艣lubem. Co prawda wcze艣niej tego stresu w og贸le nie odczuwa艂, ale mo偶e pod艣wiadomie jednak gdzie艣 si臋 kry艂? Chcia艂 obudzi膰 si臋 w rodzinnym domu Willow, wtulony w jej nagie cia艂o i zobaczy膰 wn臋trze jej pokoju. Obudzi膰 j膮 z u艣miechem i cieszy膰 si臋 nadchodz膮cym dniem, dniem ich 艣lubu.
    Przeszywaj膮cy b贸l, kt贸ry odczuwa艂 sprawia艂 jednak, 偶e by艂 pewien prawdziwo艣ci wydarze艅, kt贸re w艂a艣nie mia艂y miejsce. Prze艂kn膮艂 艣lin臋, staraj膮c si臋 oddycha膰 spokojnie. Pokiwa艂 powoli g艂ow膮, 偶a艂uj膮c tego w tej samej chwili. Ruch by艂 zbyt gwa艂towny i sprawi艂 b贸l, kt贸rego si臋 nie spodziewa艂.
    — A ty? Willy, jak ty si臋 masz? — Spyta艂, maj膮c nadziej臋, 偶e z ni膮 by艂o znacznie lepiej ni偶 z nim. S艂owa, kt贸re pad艂y z jej ust nie mog艂y by膰 bardziej r贸偶ne od jego nadziei. — B臋dzie dobrze, musi by膰 dobrze — powiedzia艂 i tak w艂a艣ciwie nie wiedzia艂 kogo z nim chce do tego bardziej przekona膰. Siebie czy j膮. Mia艂 wra偶enie, 偶e oboje potrzebowali tego tak samo mocno.
    — Tutaj! — Wzi膮艂 sobie do serca jej s艂owa i od razu zacz膮艂 nawo艂ywa膰 ratownik贸w — pomocy! — Krzycza艂 ile si艂 w p艂ucach, maj膮c nadziej臋, 偶e zd膮偶膮 dotrze膰 do niej na czas, 偶e… Nie m贸g艂 jej straci膰, nie m贸g艂.

    Okaza艂o si臋, 偶e utrata wzroku w jednym oku by艂a spowodowana silnym uderzeniem, jednak w drugim dosz艂o do uszkodzenia siatk贸wki oka i Blake’a czeka艂a operacja oka. Najwa偶niejsze jednak by艂o to, 偶e Willy 偶y艂a a on widzia艂, nawet je偶eli tylko na jedno oko. Najwa偶niejsza by艂a jednak ona, Willy. To, 偶e 偶y艂a, 偶e ratownicy znale藕li si臋 w por臋 w pomieszczeniu, w kt贸rym byli. Od razu wzi臋li si臋 za jej ratowanie i… I uda艂o im si臋. 呕y艂a. Po prostu 偶y艂a. Niewa偶ne, jak d艂ugo mia艂 czeka膰, a偶 si臋 wybudzi i zaszczycili go swoj膮 obecno艣ci膮. Wa偶ne, 偶e m贸g艂 siedzie膰 w sali przy jej 艂贸偶ku i czeka膰 na moment, w kt贸rym si臋 obudzi. G艂adzi膰 jej d艂o艅, m贸wi膰 do niej, by膰 przy niej.
    Nie zauwa偶y艂 od razu, 偶e si臋 obudzi艂a. Dopiero s艂ysz膮c pomruk i widz膮c, 偶e podnosi d艂o艅, on sam ca艂y si臋 zerwa艂 z stoj膮cego w pomieszczeniu fotela i podszed艂 bli偶ej jej 艂贸偶ka.
    — Willy — wyszepta艂, opieraj膮c si臋 jedn膮 r臋k膮 na jej 艂贸偶ku. Na oku, w kt贸rym mia艂 cia艂o obce, obecnie za艂o偶ony mia艂 opatrunek. — Tak si臋 ba艂em — powiedzia艂, si臋gaj膮c d艂oni膮 jej d艂oni i mocno j膮 u艣cisn膮艂, chocia偶 stara艂 si臋 by膰 przy tym delikatny’c aby nie wyrz膮dzi膰 jej krzywdy — tak bardzo ci臋 kocham — doda艂, nachylaj膮c si臋 nad ni膮 — nic nie r贸b, poprosz臋 lekarza — powiedzia艂, ale nim to zdobi艂 zerkn膮艂 na ni膮 — tylko jak przyjdzie, to mo偶e nie krytykuj jego sposob贸w dzia艂ania. Uratowa艂y ci 偶ycie, jakby nie by艂o — wyszepta艂, posy艂aj膮c jej s艂aby u艣miech i po chwili wyszed艂 ju偶 z pomieszczenia, aby przej艣膰 do dy偶urki lekarzy. Powiadomi艂, 偶e Willow w sumie to ju偶 Murphy, ale dokumenty wci膮偶 widnia艂y na Mahoney, obudzi艂a si臋.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  102. Mo偶e powinien si臋 chwil臋 wstrzyma膰 z opuszczeniem Willy, nawet je偶eli to mia艂o trwa膰 zaledwie chwil臋, ale z drugiej strony ba艂 si臋, 偶e je偶eli lekarz jej nie zobaczy od razu, mo偶e wydarzy膰 si臋 co艣 z艂ego. C贸偶, to miasto nie by艂o dla nich 艂askawe, wiec wola艂 chucha膰 po prostu na zimne. Zw艂aszcza, 偶e jak podejrzewa艂, po kontroli lekarza b臋d膮 mieli troch臋 czasu dla siebie. Przede wszystkim czas ten b臋dzie nieco spokojniejszy w pewnym sensie, bo b臋d膮 wiedzieli, jak si臋 czuje Willow.
    On sam… Czu艂 si臋 generalnie dobrze. Tak naprawd臋 w momencie, w kt贸rym zacz膮艂 powraca膰 mu wzrok w jednym oku, uwa偶a艂 ju偶, 偶e z nim wszystko jest w jak najlepszym porz膮dku i natychmiast chcia艂 znale藕膰 si臋 u Willow. Co okaza艂o si臋 niemo偶liwe. Musia艂 mie膰 natychmiast wykonan膮 operacj臋. Niestety, z marnym skutkiem. O czym nie zamierza艂 wspomina膰 Willow, a na pewno nie od razu po tym, gdy si臋 przebudzi艂a. Poza tym… Wola艂 z ni膮 o tym nie rozmawia膰, bo jako studentka medycyny mog艂a szybko sama wydedukowa膰 pewne fakty ze skrawk贸w wiedzy. Mo偶e te偶 w艂a艣nie przez to tak szybko zdecydowa艂 si臋 na p贸j艣cie po lekarza.
    Kiedy wr贸ci艂 z m臋偶czyzn膮 do sali, stan膮艂 przy du偶ym oknie i uwa偶nie s艂ucha艂, co mia艂 do powiedzenia starszy m臋偶czyzna. Na wzmiank臋 o trumnie, Blake wykrzywi艂 usta w lekkim grymasie. Na szcz臋艣cie to, o czym m贸wi艂 nie mia艂o znaczenia, bo Willy 偶y艂a. I to by艂o najwa偶niejsze. Nic wi臋cej.
    Kiedy tylko lekarz wyszed艂, Blake od razu podszed艂 do 艂贸偶ka Willy i u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie. Z艂apa艂 jej d艂o艅 mocno swoimi r臋koma. Jedn膮 r臋k膮 g艂adzi艂 jej r臋k臋, a drug膮 g艂adzi艂 wierzch d艂oni brunetki.
    — W porz膮dku — u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie — w tej chwili najwa偶niejsze jest to, 偶e z tob膮 jest dobrze, 偶e… 呕e 偶yjesz skarbie — wyszepta艂, przygl膮daj膮c si臋 jej z czu艂o艣ci膮 — ba艂em si臋, 偶e ju偶 nigdy ci臋 nie zobacz臋 — szepn膮艂, 艣ciskaj膮c mocniej jej d艂o艅 i zaprzestaj膮c na chwil臋 delikatnego ruchu. Nie chcia艂 my艣le膰 o tym, 偶e m贸g艂by zosta膰 艣lepy na zawsze. Nawet nie chcia艂 sobie tego wyobra偶a膰. Chwile w ratuszu i w szpitalu, do momentu, gdy wzrok nie powr贸ci艂 by艂y koszmarne. Czu艂 si臋 tak bezu偶yteczny, 偶e my艣l o tym, 偶e mog艂o zosta膰 tak na zawsze… Przera偶a艂a go. Naprawd臋. R贸wnie mocno, co my艣l, ze Willow mog艂aby tego nie prze偶y膰. Na szcz臋艣cie ani jedno, ani drugie nie mia艂o miejsca. — Nie tak wyobra偶a艂em sobie nasz miesi膮c miodowy — powiedzia艂 cicho — ale obiecuj臋 ci, 偶e… odbijemy to sobie w odpowiednim czasie, skarbie — pu艣ci艂 jedn膮 r臋k膮 jej d艂o艅 i przy艂o偶y艂 j膮 do policzka dziewczyny, g艂adz膮c go ostro偶nie — nawet nie wiesz, jak bardzo ci臋 kocham i ciesz臋 si臋, 偶e… 偶e to prze偶yli艣my, 偶e… Cholera, gdyby艣 nie powiedzia艂a, co si臋 z tob膮 dzieje… — g艂os mu si臋 za艂ama艂. Zamkn膮艂 usta, bior膮c jednocze艣nie nosem g艂臋boki oddech. Musia艂 si臋 uspokoi膰, aby si臋 przy niej nie rozklei膰. Nie to, aby wstydzi艂 si臋 swoich uczu膰, ale przecie偶 偶yli. Oboje, a to by艂o najwa偶niejsze.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  103. Kiedy dostrzeg艂 艂zy na jej policzkach, od razu nachyli艂 si臋 nad ni膮 i powolnie, ostro偶nie star艂 je kciukami, staraj膮c si臋 przy tym nie wyrz膮dzi膰 jej 偶adnej krzywdy, patrzy艂, czy przypadkiem nie napiera na jej cia艂o i niczego nie uciska, przez co mog艂aby poczu膰 jakikolwiek dyskomfort.
    — 膯艣艣 — szepn膮艂, chocia偶 sam tak naprawd臋 by艂 blisko rozklejeniu si臋. Prawda by艂a taka, 偶e to co prze偶yli by艂o… Blake’owi brakowa艂o s艂贸w na opisanie tego wszystkiego, co wtedy i teraz czu艂. Strach, niepewno艣膰, smutek, 偶al i z艂o艣膰. Najbardziej czu艂 w pewnym momencie z艂o艣膰, 偶e nic nie mog艂o i艣膰 zgodnie z ich planami, bez nieprzyjemnych niespodzianek od losu, kt贸ry ewidentnie lubi艂 kopa膰 ich po dupie. Wkurza艂o go to. Tak bardzo go to wkurza艂o… Ale tak naprawd臋 nie m贸g艂 nic z tym zrobi膰. — Polecimy wsz臋dzie, gdzie tylko b臋dziesz chcia艂a — powiedzia艂, kiwaj膮c przy tym twierdz膮co g艂ow膮 — jak ju偶 wydobrzejesz i b臋dziesz mog艂a, wsiadamy od razu w samolot — u艣miechn膮艂 si臋, staraj膮c si臋 panowa膰 nad swoim g艂osem. Nie przestawa艂 jej dotyka膰 nawet na chwil臋. Tak na dobr膮 spraw臋 nie robi艂o mu wi臋kszej r贸偶nicy czy dotyka jej nadgarstka, d艂oni, policzka… Najwa偶niejsze by艂o to, 偶e czu艂 pod r臋koma jej ciep艂e cia艂o. — Wiem skarbie, wiem — 艣cisn膮艂 jej d艂o艅. Wiedzia艂, 偶e kolejny raz uda艂o im si臋 wymin膮膰 艣mier膰, ale troch臋 si臋 martwi艂, jak wiele mogli mie膰 takich szcz臋艣liwych trafie艅? Ile razy jeszcze 偶ycie chcia艂o ich sprawdza膰? Ka偶dy dostawa艂 to, co by艂 w stanie ud藕wign膮膰, ale Blake zaczyna艂 w to w膮tpi膰. Nie mia艂 poj臋cia, kto wymy艣li艂 takie durne powiedzenie.
    Nabra艂 powietrza do p艂uc, s艂ysz膮c jej pytania. Wiedzia艂, 偶e zaraz padn膮, chocia偶 wola艂by odwlec to jak najbardziej w czasie. Dlatego nie odpowiedzia艂 jej od razu. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮, g艂adz膮c powoli, uspokajaj膮co jej d艂o艅. Uspokajaj膮co dla siebie. Zastanawia艂 si臋, jakich ma u偶y膰 s艂贸w, aby nie zacz臋艂a za bardzo analizowa膰, ale… Cholera to by艂a Willow. Po pierwsze ok艂amywanie jej w jakikolwiek spos贸b nie mia艂o najmniejszego sensu, a po drugie i tak by si臋 domy艣li艂a. Dlatego pokiwa艂 powoli, twierdz膮co g艂ow膮.
    — Od艂amek — powiedzia艂 powoli — tymczasowa 艣lepota w drugim oku by艂a spowodowana mocnym uderzeniem — jestem po operacji, z tego co zrozumia艂em pierw pr贸bowali przyklei膰 siatk贸wk臋, ale uszkodzenie jest za du偶e i potrzebny jest przeszczep — powiedzia艂, si臋gaj膮c r臋k膮 g艂owy i podrapa艂 si臋 po niej powoli — nie bardzo zrozumia艂em, szczerze m贸wi膮c… Wiesz, nie mog艂em si臋 skupi膰 na niczym innym poza my艣leniem o tobie — westchn膮艂. Mo偶liwe, 偶e sob膮 te偶 powinien si臋 przejmowa膰, ale po chwilach w zupe艂nej ciemno艣ci cieszy艂 si臋 z tego, 偶e odzyska艂 wzrok, chocia偶 w jednym oku. Tyle mu na ten moment wystarczy艂o, aby skupi膰 si臋 ca艂kowicie na swojej 偶onie — b臋dzie prowadzone dochodzenie. Jaka艣 bomba, ale nie wiedz膮, kto i dlaczego… Ma by膰 艣ledztwo — powiedzia艂 — trzy dni — doda艂, 艣ciskaj膮c mocno jej d艂o艅 — policja pewnie b臋dzie chcia艂a z tob膮 porozmawia膰, jak lekarz da im zielone 艣wiat艂o — mrukn膮艂. Z nim ju偶 rozmawiali, ale nie by艂 w stanie za du偶o powiedzie膰. Nie widzia艂 nikogo podejrzanego gdy byli przed, a p贸藕niej ju偶 w ratuszu.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  104. Za艣mia艂 si臋 cicho. Nale偶a艂o im si臋 jednak. Kiedy ju偶 dojd膮 do siebie i b臋d膮 mogli spokojnie wybra膰 si臋 na urlop… Tak, zdecydowanie nale偶a艂 im si臋 porz膮dny wypoczynek.
    — Nie mam nic przeciwko — za艣mia艂 si臋, spogl膮daj膮c na ni膮 — tylko czy odnajdziemy si臋 w takim super luksusowym hotelu? — Spyta艂, a k膮ciki jego ust zadrga艂y i po chwili u艣miech znacznie pow臋drowa艂 w g贸r臋. — Mo偶e po prostu… Poszukamy czego艣 fajnego? Wiadomo, nie 偶adna biedna wersja, ale wiesz… Hotel ze wszystkim ze z艂ota chyba b臋dzie mnie troch臋 przyt艂acza艂 — stwierdzi艂 nieco rozbawiony.
    S艂ysz膮c jej kolejne s艂owa, spojrza艂 na szpitalne 艂贸偶ko. Zerkn膮艂 na ni膮, nast臋pnie przeni贸s艂 wzrok na drzwi i ponownie powr贸ci艂 do dziewczyny. Wiedzia艂, 偶e je偶eli przy艂apie ich personel, to nie b臋d膮 zadowoleni, bo przecie偶 艂贸偶ko pacjenta nale偶y tylko do pacjenta i nie wolno na nim siada膰 i takie tam, ale Blake nie zamierza艂 odm贸wi膰 swojej 偶onie.
    Dlatego usiad艂 na 艂贸偶ku, a nast臋pnie ostro偶nie po艂o偶y艂 si臋 obok niej i ostro偶nie obj膮艂, uwa偶nie obserwuj膮c jej twarz, zamierza艂 zaprzesta膰, gdy tylko zobaczy jakikolwiek grymas 艣wiadcz膮cy o tym, 偶e to jednak nie by艂 taki dobry pomys艂 i co艣 jej przeszkadza.
    — Tak jest dobrze? — Spyta艂, wtulaj膮c nos w jej ciemne w艂osy. Zaci膮gn膮艂 si臋 mocno jej zapachem zmieszanym z tym szpitalnym, kt贸ry zdecydowanie nie by艂 najprzyjemniejszy. Wo艅 dziewczyny sprawia艂a jednak, 偶e odrobin臋 si臋 uspokoi艂. Trzymaj膮c j膮 w obj臋ciach, czuj膮c jej zapach, poczu艂 si臋 w ko艅cu spokojny. Nawet nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, 偶e wewn臋trznie by艂 tak bardzo roztrz臋siony.
    — Hej spokojnie — powiedzia艂. Patrzy艂 na ni膮 i w艂a艣nie tego si臋 obawia艂, za bardzo si臋 przejmowa艂a. A on… To nie tak, 偶e nie przejmowa艂 si臋 swoim zdrowiem. Po prostu jej zdrowie I spok贸j by艂 dla niego wa偶niejszy. — Prosz臋 ci臋 — doda艂, sun膮c powoli nosem po jej g艂owie — tak, nie widz臋 na jedno oko, ale wiesz… Po tym czasie, gdy nie widzia艂em w og贸le to nie jest takie z艂e — powiedzia艂, oblizuj膮c powoli wargi — jak si臋 uda, to si臋 uda. Ciesz臋 si臋, 偶e w og贸le mog臋 ci臋 zobaczy膰 — doda艂, bior膮c g艂臋boki oddech. Jedn膮 d艂oni膮 u艂o偶y艂 na jej ramieniu i powoli je g艂adzi艂, a drug膮 d艂oni膮 star艂 艂zy z jej policzk贸w. — Poda膰 ci wody? Pewnie mo偶esz odrobin臋 zwil偶y膰 usta, albo wzi膮膰, chocia偶 艂yka, hm? — Spyta艂, nie b臋d膮c pewnym czy mo偶e zaproponowa膰 jej co艣 wi臋cej. Zmarszczy艂 lekko brwi, s艂ysz膮c jej przeprosiny, a gdy pad艂y kolejne s艂owa z jej ust, poczu艂, jak jego mi臋艣nie si臋 napinaj膮 ze zdenerwowania.
    — Willow, nigdy wi臋cej tak nie m贸w i nie my艣l — powiedzia艂, tul膮c j膮 w swoich ramionach — to nie jest twoja wina, jasne? — Spyta艂 — dobrze wiesz, 偶e… to nie tak, 偶e to twoja wina. Je偶eli 偶ycie chcia艂o, 偶eby艣my na to trafili to je偶eli nie tutaj, to gdzie艣 indziej by艂 by wybuch, wypadek… cokolwiek — powiedzia艂, oddychaj膮c g艂臋boko — jak to m贸wi膮… je偶eli mam umrze膰, to si臋 stanie nawet w domu. Z tym… Z tym jest dok艂adnie tak samo, to nie twoja wina. Obiecaj mi, 偶e nie b臋dziesz si臋 wi臋cej o to obwinia膰 — powiedzia艂, zerkaj膮c na ni膮 z g贸ry wyczekuj膮c jej odpowiedzi.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  105. — W takim razie zdecydowanie ogarniemy te wakacje — u艣miechn膮艂 si臋, spogl膮daj膮c na ni膮. Je偶eli chcia艂a naprawd臋 luksusowego wyjazdu… Nie chcia艂 jej tego odbiera膰. Zw艂aszcza po tym, co ich spotka艂o.
    U艣miechn膮艂 si臋 lekko, gdy przyzna艂a, 偶e jest w porz膮dku. G艂adzi艂 ostro偶nie jej rami臋, ciesz膮c si臋 t膮 form膮 blisko艣ci, jaka by艂a im w tej chwili dana. Oczywi艣cie, 偶e pragn膮艂 j膮 mocno u艣ciska膰, obj膮膰 ca艂膮 ramionami i przyci膮gn膮膰 do siebie, ale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e jej stan na to nie pozwala. I nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, a偶 w ko艅cu b臋dzie m贸g艂 to zrobi膰.
    — Pomo偶esz mi, kiedy przede wszystkim skupisz si臋 na swoim zdrowiu, dobrze? — U艣miechn膮艂 si臋 do niej — Willy, nie m贸w tak. Po prostu musisz wyzdrowie膰 sama, 偶eby zaj膮膰 si臋 kim艣 innym. Poza tym, hej… uwa偶am, 偶e faktycznie zrobili, co mogli. Widocznie musz臋 poczeka膰 — wzruszy艂 lekko ramionami. Najbardziej martwi艂 si臋 o ni膮. Widzia艂 po niej, 偶e faktycznie nie jest zadowolona z bycia przykut膮 do szpitalnego 艂贸偶ka (czemu si臋 w sumie nie dziwi艂) i chcia艂by jej jako艣 pom贸c w tym okresie. — Zgodz臋 si臋 na wszystko, co wymy艣lisz o ile obiecasz, 偶e pierw skoncentrujemy si臋 na tobie, ok? — Spyta艂, maj膮c nadziej臋, 偶e to da jej jak膮艣 nadziej臋 i mo偶e 艂atwiej b臋dzie jej znie艣膰 ten szpitalny czas. Wsta艂 na chwil臋, aby si臋gn膮膰 po wod臋, a po chwili wr贸ci艂 dok艂adnie do tej samej pozycji, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 chwil臋 wcze艣niej, odkr臋ci艂 butelk臋 i po chwili namys艂u nala艂 odrobin臋 na nakr臋tk臋 i to z niej delikatnie poda艂 nap贸j brunetce.
    Przytuli艂 j膮 mocno, maj膮c nadziej臋, 偶e naprawd臋 we藕mie sobie jego s艂owa do serca. To przecie偶 nie by艂a jej wina. W 偶adnym stopniu.

    To by艂 dobry dzie艅. Willow mia艂a w ko艅cu wyj艣膰 ze szpitala i nie my艣la艂 o niczym innym. Mia艂 nadziej臋, 偶e szybko uporaj膮 si臋 ze wszystkimi sprawami zwi膮zanymi ze sprzeda偶膮 domu Mahoney i b臋d膮 mogli skupi膰 si臋 na tym, co dalej: na wakacjach, na powrocie do Nowego Jorku, na staraniu si臋 o baby Murphy… Tak. Teraz ju偶 wszystko musia艂o by膰 dobrze, a wszelkie przeszkody mia艂 zamiar eliminowa膰. Jeszcze, co prawda nie wiedzia艂, jak, bo nie wszystkie by艂y widoczne nim zwyczajnie nast膮pi艂y (jak bomba w ratuszu), ale to nic. Zamierza艂 to robi膰 i tego si臋 trzyma艂.
    — Dzie艅 dobry, skarbie — u艣miechn膮艂 si臋, podchodz膮c do 艂贸偶ka, na kt贸rym siedzia艂a. Nachyli艂 si臋 delikatnie i z艂o偶y艂 na jej ustach delikatny, czu艂y, ale szybki poca艂unek — moja pi臋kna 偶ono — wymrucza艂 cicho, ca艂y czas z u艣miechem na twarzy — znalaz艂em trzy ciekawe oferty. Po odpowiedzeniu na pytanie Hawaje czy Karaiby zostanie jedna lub dwie — stwierdzi艂, uk艂adaj膮c d艂onie na jej ramionach i delikatnie je pog艂adzi艂 — ciesz臋 si臋, 偶e w ko艅cu opu艣cimy na dobre ten szpital — mrukn膮艂, przechylaj膮c delikatnie g艂ow膮 — masz ju偶 wypis? Co艣 jeszcze musimy za艂atwi膰 czy ju偶 mog臋 ci臋 st膮d wynie艣膰? — Spyta艂 z u艣miechem, nie przestaj膮c si臋 w ni膮 wpatrywa膰.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  106. Spojrza艂 na Willow szczerze zaskoczony jej propozycj膮. Wakacje w ich przypadku by艂y… W zasadzie odk膮d si臋 ze sob膮 spotykali mia艂 by膰 to ich pierwszy, wsp贸lny wyjazd. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e Willow nie nale偶y od os贸b, kt贸re maj膮 nadmiar wolnego czasu, wi臋c… Dwa wyjazdy? Nie mia艂 nic, przeciwko, ale zastanawia艂 si臋 nad tym, kiedy Willy zamierza艂a znale藕膰 na to wszystko czas.
    — Je偶eli tak to przedstawiasz… W takim razie musimy tylko wybra膰 z dw贸ch ofert na Hawaje. — U艣miechn膮艂 si臋 pogodnie — chyba, 偶e 偶adna nie wpadnie ci w oko, wtedy b臋dziemy razem wszystkiego szuka膰 od pocz膮tku — doda艂, chocia偶 mia艂 szczer膮 nadziej臋, 偶e jednak jego propozycje jej si臋 spodobaj膮, bo… Ilo艣膰 ofert by艂a ogromna i wybranie w艣r贸d nich czego艣 naprawd臋 interesuj膮cego by艂o trudne. My艣l, 偶e mia艂by przebrn膮膰 przez to wszystko na nowo… Liczy艂 jednak na to, 偶e zna艂 Willow na tyle, 偶e wybrane przez niego hotele jej si臋 spodobaj膮.
    Wszystkie mia艂y du偶e tereny zieleni, kilka basen贸w, dost臋p do prywatnych pla偶, po klika restauracji a la carte jak i ze sto艂ami szwedzkimi, czy tak naprawd臋 ka偶dy w ka偶dym m贸g艂 znale藕膰 co艣 idealnego dla siebie. Nie wspominaj膮c o licznych atrakcjach rozrywkowych i sportowych. — Powiedz mi tylko, dok膮d chcesz lecie膰 najpierw, to od razu opowiem ci o dost臋pnych hotelach, kt贸re mi si臋 spodoba艂y. W sumie to ci poka偶臋 oferty w telefonie — oznajmi艂, spogl膮daj膮c na dziewczyn臋. Pokiwa艂 g艂ow膮, gdy powiedzia艂a, 偶e potrzebuj膮 jeszcze chwili, a偶 powr贸ci piel臋gniarka, aby mogli faktycznie opu艣ci膰 szpital. Uni贸s艂 wysoko brew, widz膮c zmiany na jej twarzy, kt贸re nie 艣wiadczy艂y w 偶aden spos贸b o tym, aby chcia艂a przekaza膰 mu jak膮艣 dobr膮 wiadomo艣膰. Brew m臋偶czyzny unios艂a si臋 jeszcze wy偶ej, gdy zacz臋艂a m贸wi膰, a on nie mia艂 poj臋cia, czego tak w艂a艣ciwie ma si臋 spodziewa膰. — Najlepiej po prostu powiedz, o co chodzi, bo zaczynam si臋 denerwowa膰. Co艣 posz艂o nie tak z operacj膮? — Spogl膮da艂 na ni膮, a druga cz臋艣膰 wypowiedzi jakby do niego nie dotar艂a. Martwi艂 si臋, 偶e co艣 jest nie tak ze zdrowiem Willow, co wcale mu si臋 nie podoba艂o. Dopiero po chwili, jakby jego kom贸rki pracowa艂y z op贸藕nieniem, dotar艂 do niego sens s艂贸w jeste艣my bardzo p艂odni.
    — Naprawd臋? — Spyta艂, a strach, kt贸ry do tej pory malowa艂 si臋 na jego twarzy znikn膮艂 i zmieni艂 si臋 b艂yskawicznie w szczerz膮 rado艣膰. — 呕artujesz, tak? Przecie偶… Przecie偶 to by艂 pierwszy dzie艅, kiedy odstawi艂a艣 tabletki — powiedzia艂. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, kiedy po raz ostatni dosz艂o mi臋dzy nimi do stosunku, bo na drugi dzie艅 wzi臋li 艣lub i dosz艂o do wybuchu. — Cudownie! — Odpar艂, widz膮c jej min臋. Podszed艂 bli偶ej niej, obj膮艂 j膮 od razu i z艂o偶y艂 na jej ustach pe艂en czu艂o艣ci poca艂unek. A kiedy odsun膮艂 si臋 od jej warg, spojrza艂 prosto w jej oczy i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, nie mog膮c tego powstrzyma膰 — ale… — zmarszczy艂 lekko brwi, przenosz膮c wzrok na jej brzuch — musisz si臋 zapisa膰 do lekarza — powiedzia艂, gdy dotar艂o do niego, 偶e wybuch, operacja, 偶e to wszystko dzia艂o si臋 w takim razie, kiedy dochodzi艂o do zap艂odnienia. Potrzebowali potwierdzenia, 偶e z baby Murphy jest wszystko w porz膮dku.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  107. — Skoro tak, nie zamierzam ci臋 do niczego zniech臋ca膰 — powiedzia艂, bo naprawd臋 uwa偶a艂, 偶e wyjazd mo偶e dobrze im zrobi膰. Poza tym ju偶 wcze艣niej my艣leli o wakacjach, nim zdecydowali si臋 przyjecha膰 do Waszyngtonu. Teraz w dodatku z wyjazdu mogli zrobi膰 podr贸偶 po艣lubn膮, kt贸rej po swoim wybuchowym 艣lubie zdecydowanie potrzebowali. By艂o zdecydowanie za wcze艣nie na 偶arty, ale by艂 pewien, 偶e za kilka lub kilkana艣cie lat b臋d膮 si臋 艣miali ze swojego skromnego, wystrza艂owego 艣lubu. Chocia偶 na ten moment zdecydowanie nie by艂o to zabawne nawet w najmniejszym mo偶liwym stopniu. Lubi艂 czarny humor, dop贸ki nie dotyka艂 bezpo艣rednio 艣wie偶o prze偶ytych wydarze艅, a te zdecydowanie takie by艂y. Jeszcze troch臋. — Hawaje — pokiwa艂 twierdz膮co g艂ow膮. Co prawda wcze艣niej wspomina艂 o rdzennej ludzko艣ci, kt贸ra nie przepada艂a za turystami, ale z drugiej strony tyle ludzi sp臋dza艂o tam urlopy… Czasami dobrze by艂o przymkn膮膰 po prostu oko na niekt贸re sytuacje i wydarzenia. Zreszt膮 cholera, nie byliby jedynymi turystami, a dzi臋ki jego 艣wiadomo艣ci mogli da膰 zarobi膰 prawowitym mieszka艅com, a nie jedynie intruzom zarabiaj膮cym na ich pi臋knych wyspach swoimi interesami. — Podoba mi si臋 ten plan. Bardzo — r贸wnie偶 si臋 szeroko u艣miechn膮艂 — mo偶e uda si臋 wr贸ci膰 z baby Murphy — mrukn膮艂, nie艣wiadomy tego, czego mia艂 si臋 za chwil臋 dowiedzie膰.
    Ba艂 si臋, 偶e us艂yszy z jej ust co艣 z艂ego. Co by艂o w sumie nieuzasadnione, bior膮c pod uwag臋, ze przecie偶 mia艂a w艂a艣nie otrzyma膰 wypis i mieli opu艣ci膰 szpital. Mo偶e okaza艂o si臋, 偶e b臋dzie potrzebowa艂a dodatkowej operacji, mo偶e przy okazji doszli do jakiego艣, niekoniecznie dobrej diagnozy? Nie mia艂 poj臋cia, co chce mu powiedzie膰, ale od razu mia艂 z艂e my艣li. Chyba sam fakt, 偶e znajdowali si臋 w szpitalu sprawia艂, 偶e trudno by艂o mu my艣le膰 o czymkolwiek pozytywnym, a zw艂aszcza… A zw艂aszcza o tym, 偶e uda艂o im si臋 i Willow jest w ci膮偶y. To przecie偶… Naprawd臋 czu艂 si臋 tak, jakby mu si臋 ta wiadomo艣膰 艣ni艂a.
    — To… wspaniale, Willow — u艣miechn膮艂 si臋, bo nowina by艂a dobra. Najlepsza jak膮 tak naprawd臋 mog艂a si臋 z nim podzieli膰, bo zgodnie uznali, 偶e do pe艂ni szcz臋艣cia brakuje im dziecka i… By艂 naprawd臋 szcz臋艣liwy, a jednocze艣nie przera偶ony, bo pocz臋cie nowego 偶ycia, oczekiwanie, a偶 pojawi si臋 na 艣wiecie by艂o wspania艂e, ale jednocze艣nie stresuj膮ce. Zna艂 smak tej mieszanki i pami臋ta艂, jak wszystko potrafi艂o si臋 szybko zmienia膰, je偶eli chodzi o emocje zwi膮zane z ci膮偶膮. — Mo偶e po prostu… Z czym艣 mamy szcz臋艣cie — powiedzia艂, nie mog膮c powstrzyma膰 u艣miechu. Nie chcia艂 my艣le膰 o tym, 偶e to mo偶e by膰 pomy艂ka. Dlatego postanowi艂 za nich dwoje, 偶e b臋dzie si臋 dobrze nastawia膰 i b臋dzie robi艂 sobie nadziej臋. — B臋dziemy przyci膮ga膰 pozytywn膮 energi臋, Willy — oznajmi艂 tonem nieznosz膮cym sprzeciwu. Nie chcia艂 przypomina膰 na g艂os o tym, jak wiele spotka艂o ich nieszcz臋艣cia do tej pory i, 偶e z pewno艣ci膮 wykorzystali ju偶 limit. — B臋dziemy my艣le膰 tylko o dobrych rzeczach — naprawd臋 zamierza艂 to robi膰 — w porz膮dku, tak, masz racj臋 to… — Zmru偶y艂 lekko powieki, tak, zdecydowanie gdyby teraz udali si臋 do lekarza jedyne, co ujrzeliby na usg to pusty p臋cherzyk i czuliby niepok贸j do kolejnej wizyty. Mogli sobie to darowa膰 — mo偶emy zrobi膰 wszystko, co tylko zechcesz skarbie — u艣miechn膮艂 si臋, 艣ciskaj膮c mocno jej d艂o艅 — a co z domem? — Spyta艂, bo przecie偶 po to tutaj tak w艂a艣ciwie przyjechali, aby ogarn膮膰 go pod sprzeda偶 — firma? — Spojrza艂 na ni膮 z uniesion膮 brwi膮. Na dobr膮 spraw臋 nie zd膮偶yli kompletnie nic zrobi膰 — albo… nie ja podejmuje decyzje, bo to tw贸j dom rodzinny, ale… Mo偶e by艣my go wynajmowali? Mogliby艣my w ten spos贸b odk艂ada膰 na dobry start dla baby Murphy — zaproponowa艂, spogl膮daj膮c na ni膮. To ona podejmowa艂a decyzje w tym przypadku.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  108. — Mo偶e to jest spos贸b — za艣mia艂 si臋 cicho — 偶artowa膰 z w艂asnego losu, bo te roztrzaskanie samolotu to by艂oby… — zacisn膮艂 usta, wyszukuj膮c najbardziej odpowiedniego s艂owa — przesada. To by艂aby gruba przesada — nie ba艂 si臋 nigdy lata膰 samolotem, wr臋cz to lubi艂, ale… Jakby si臋 nad tym teraz zastanowi膰, mo偶e powinien zacz膮膰 si臋 ba膰. Niby by艂 to najbezpieczniejszy 艣rodek transportu, ale z drugiej strony, gdy ju偶 dochodzi艂o do wypadku to by艂 on konkretny. Nie, nie mo偶e my艣le膰 teraz o poziomie 艣miertelno艣ci w katastrofach lotniczych, bo przecie偶 udadz膮 si臋 na t臋 podr贸偶 po艣lubn膮 i b臋d膮 si臋 na niej cudownie bawili, 艣wi臋tuj膮c sw贸j zwi膮zek i zamierza艂 tego dopilnowa膰. — Hawaje brzmi膮 dobrze — u艣miechn膮艂 si臋 — miejsca, kt贸re chcia艂bym dowiedzie膰 raczej nie nadaj膮 si臋 ani na podr贸偶e po艣lubne. Alaska. — Powiedzia艂, mru偶膮c przy tym delikatnie powieki — albo jakie艣 wspinaczki g贸rskie. Mo偶e kiedy艣 wybierzemy si臋 na tak膮 wypraw臋? — Zaproponowa艂, bo w sumie dlaczego mieliby si臋 nie wybra膰 kiedy艣 w g贸ry? Nie wiedzia艂 co prawda, czy Willow lubi艂a taki wypoczynek, ale nikt nie m贸wi艂, 偶e maj膮 od razu zdobywa膰 najwy偶sze szczyty.
    Szybko jednak zorientowa艂 si臋, 偶e wszelkie g贸rskie wycieczki b臋d膮 musieli prze艂o偶y膰 w czasie, ale wcale mu to nie przeszkadza艂o. Bo pow贸d, przez kt贸ry (chocia偶 Blake’owi bardziej pasowa艂o s艂owo dzi臋ki kr贸remu) od艂o偶膮 wycieczki w czasie by艂 wspania艂y i nie mia艂 z tym 偶adnego problemu.
    — Tak w艂a艣nie my艣l臋 — potwierdzi艂, wpatruj膮c si臋 w jej brzuch i pokiwa艂 g艂ow膮 na kolejne jej s艂owa. U艣miechn膮艂 si臋 przy tym. Naprawd臋 zamierza艂 my艣le膰 pozytywnie i skupi膰 si臋 tylko na tych dobrych emocjach — dok艂adnie. 呕adna pomy艂ka, test b臋dzie pozytywny, a kiedy przyjdzie czas na wizyt臋 u lekarza, b臋dzie widoczne i s艂yszalne serduszko — m贸wi膮c to, przez ca艂y czas si臋 u艣miecha艂. Ta ci膮偶a by艂a tak 艣wie偶a, a okoliczno艣ci tak niesamowite, 偶e wydawa艂a si臋 wr臋cz nierealna. Nie zamierza艂 jednak poddawa膰 jej w w膮tpliwo艣膰. Chcia艂 wierzy膰 i trzyma膰 si臋 tej my艣li, 偶e wszystko b臋dzie dobrze. Najlepiej.
    Wyszli powoli z sali, kieruj膮c si臋 korytarzem do wyj艣cia z oddzia艂u, a nast臋pnie ze szpitala.
    — Mo偶emy poszuka膰 innego mieszkania — zaproponowa艂 — czego艣 troch臋 wi臋kszego i mo偶e nowszego — tak naprawd臋 nie przeszkadza艂oby mu, gdyby na dom musieli troch臋 poczeka膰. Zamierza艂 znale藕膰 inn膮 prac臋, co艣 lepiej p艂atnego i co艣 co sprawia艂oby mu przyjemno艣膰. O ile wcze艣niej nie chcia艂 si臋 z tym spieszy膰, tak teraz wiedzia艂a, 偶e musi troch臋 intensywniej si臋 nad tym skupi膰. Chcia艂 zapewni膰 Willow i dziecku wszystko, co najlepsze, a jako bezrobotny nie by艂 w stanie tego zrobi膰. — A dom… Na dom przyjdzie pora — u艣miechn膮艂 si臋 — wiesz, mo偶emy zrobi膰 wszystko, co b臋dziesz chcia艂a. To tw贸j dom rodzinny, wiec decyzyjno艣膰 jest twoja — powiedzia艂. To nie tak, 偶e chcia艂 zrzuca膰 na ni膮 odpowiedzialno艣膰. Po prostu dla niego ten dom by艂 po prostu domem, budynkiem. Mia艂 z nim kilka wspomnie艅 tych lepszych o gorszych, ale to nie on w nim dorasta艂. — Co do jazdy… Mo偶emy spr贸bowa膰. Najwy偶ej b臋dziemy robi膰 cz臋艣ciej przerwy. Szczerze m贸wi膮c lekarz nic nie m贸wi艂, ale pewnie nie bra艂 pod uwag臋, 偶e b臋d臋 my艣la艂 teraz o wyje藕dzie — powiedzia艂, skr臋caj膮c w g艂owy korytarz, a drzwi prowadzane na zewn膮trz znalaz艂y si臋 przed ich oczami — najwy偶ej rozbijemy tras臋 na d艂u偶ej. Mo偶emy nawet gdzie艣 przenocowa膰 jakby okaza艂o si臋 naprawd臋 藕le — doda艂, bo dla niego to nie by艂 偶aden problem.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  109. Szczerze m贸wi膮c, mia艂 to w dupie. Czego oczywi艣cie nie zamierza艂 powiedzie膰 Willow. Nie chodzi艂o o to, 偶e zamierza艂 wyprze膰 z pami臋ci swoje prze偶ycia, zapomnie膰 co si臋 wydarzy艂o i udawa膰, 偶e jego 偶ycie jest idealne. Po prostu… Chcia艂 znale藕膰 spos贸b, dzi臋ki kt贸remu to wydawa艂oby si臋 艂atwiejsze do zniesienia. Mo偶e nawet wydawa艂oby zmieni艂o by si臋 na sta艂oby si臋 艂atwiejsze do zniesienia. By艂 po prostu zm臋czony tym, 偶e 偶ycie na niemal ka偶dym kroku kopa艂o go w dup臋. Za ka偶dym razem kiedy ju偶 wydawa艂o mu si臋, 偶e w ko艅cu zacznie by膰 dobrze, dzia艂o si臋 co艣 takiego, co ci膮gn臋艂o go na d贸艂, bole艣nie przypominaj膮c, 偶e mo偶e zapomnie膰 o spokojnym 偶yciu.
    — Masz jeszcze chwil臋 na zastanowienie si臋 — u艣miechn膮艂 si臋 — ile ci zosta艂o czasu do podj臋cia decyzji? — Spyta艂, bo przez 偶yciowe wydarzenia troch臋 pogubi艂 si臋 w tym, na jakim obecnie etapie swoich studi贸w by艂a Willow. To nie tak, 偶e si臋 tym nie interesowa艂, po prostu zgubi艂 rachub臋.
    — Podobno tak, ale te偶 zimno… Wola艂bym nie mie膰 na sumieniu twojej ewentualnej choroby. Wiesz, 偶e organizm w ci膮偶y mo偶e by膰 os艂abiony, a wiesz sama dobrze jak mo偶e by膰 z leczeniem — okej. Chcia艂 przyci膮ga膰 pozytywn膮 energi臋 i tak naprawd臋 dalej trzyma艂 si臋 tej my艣li, ale nie m贸g艂 sta膰 si臋 nieracjonalny. Niebezpiecze艅stwa typu przezi臋bienie musia艂 bra膰 pod uwag臋 i jednocze艣nie stara膰 si臋 je omija膰, czyli nie zabiera膰 ci臋偶arnej ma艂偶onki na Alask臋. Nie zamierza艂 jej ci膮ga膰 po g贸rach, ale nie daj bo偶e poza przezi臋bieniem natrafiliby na nied藕wiedzia? Alaska zdecydowanie odpada艂a w czasie trwania ci膮偶y. — Na Alask臋 wybierzemy si臋 jak dziecko si臋 odchowa — stwierdzi艂 — uwolnimy si臋 na troch臋 i podniesiemy poziom adrenaliny w swoich organizmach. To b臋dzie nasza bro艅 na kryzys — za艣mia艂 si臋, chocia偶 wola艂 nie my艣le膰 o tym, 偶e w ich zwi膮zku m贸g艂by si臋 jaki艣 pojawi膰. 呕ycie dawa艂o im tyle niespodzianek, 偶e… W zasadzie nie m贸g艂 by膰 pewien co jeszcze ich czeka i jak b臋d膮 reagowa膰. W swoich rozmy艣laniach musia艂 wr贸ci膰 do nowej, 偶yciowej mantry: przyci膮ganie pozytywnej energii. Willow by艂a w ci膮偶y, 偶ycie zamierza艂o da膰 im w ko艅cu co艣 pi臋knego i cudownego. I tego zamierza艂 si臋 trzyma膰. — Mog膮 by膰 Karaiby, a zamiast Alaski co艣 bardziej… cywilizowanego. Wiesz, wola艂bym mie膰 pewno艣膰, 偶e w razie czego nie utkniemy na pustkowiu bez mo偶liwo艣ci szybkiej pomocy — u艣miechn膮艂 si臋 do niej, 艣ciskaj膮c mocno jej d艂o艅. Nast臋pnie pu艣ci艂 jej r臋k臋, ale tylko po to, aby obj膮膰 brunetk臋 ramieniem i przyci膮gn膮膰 j膮 ostro偶nie do swojego boku.
    — W zasadzie to od pocz膮tku m贸wili艣my o zmianie mieszkania, gdy zacz臋li艣my rozmawia膰 o powi臋kszeniu rodziny — powiedzia艂 — tylko, zdecydowanie nie spodziewali艣my si臋, 偶e to stanie si臋 tak szybko — za艣mia艂 si臋 cicho, ale weso艂o. Nie przera偶a艂a go my艣l o przeprowadzce ani w og贸le o poszukiwaniu mieszkania. By艂 pewien, 偶e b臋d膮 mieli przy tym sporo zabawy. — Skoro tak, znasz moje zdanie. Wynaj膮艂bym je komu艣 — powt贸rzy艂, a po chwili pokiwa艂 g艂ow膮 — jest na to du偶a szansa — stwierdzi艂. Je偶eli komu艣 faktycznie by si臋 spodoba艂o, wynajmowa艂by je d艂ugoterminowo… W takim momencie wykup wydawa艂 si臋 rozs膮dne. Oby tylko trafi艂 si臋 taki lokator.
    — Szczerze? Wola艂bym nie prowadzi膰 tyle na raz od razu — nie lubi艂 swoich s艂abo艣ci, ale teraz nie m贸g艂 kierowa膰 si臋 tylko swoim ego. Mia艂 pod opiek膮 ma艂偶onk臋 i rozwijaj膮cego si臋 w niej berbecia. Musia艂 by膰 odpowiedzialny — je偶eli nie chcesz sp臋dzi膰 tego czasu w domu, mo偶emy wynaj膮膰 jaki艣 hotel — zaproponowa艂, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, czy to o to chodzi艂o czy o Waszyngton og贸lnie — ewentualnie wyjecha膰 za miasto — doda艂, spogl膮daj膮c na ni膮 — nie musz臋 m贸wi膰, 偶e zrobi臋 wszystko, 偶eby艣 by艂a szcz臋艣liwa, nie? — U艣miechn膮艂 si臋. Zatrzyma艂 si臋 przed szpitalem i nim ruszyli dalej, z艂o偶y艂 na jej ustach delikatny poca艂unek — skoro podr贸偶 b臋dzie za d艂uga na ten moment dla ciebie, zostajemy. Chyba, 偶e wr贸cimy samolotem. Nie potrzebuje na co dzie艅 auta w NY, ale b臋dziemy musieli tu po nie wr贸ci膰 — zaproponowa艂, pr贸buj膮c odnale藕膰 najlepsze mo偶liwe rozwi膮zanie.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  110. Pokiwa艂 powoli g艂ow膮. P贸艂 roku to zdecydowanie bardzo ma艂o czasu na podj臋cie tak wa偶nej i istotnej decyzji, kt贸ra mia艂a mie膰 wp艂yw na reszt臋 jej zawodowego 偶ycia. Pami臋ta艂, jak sam d艂ugo miota艂 si臋 w zwi膮zku ze swoj膮 przysz艂o艣ci膮, poszukiwaniem tego, czym chcia艂 si臋 zajmowa膰. Na dobr膮 spraw臋 ponownie si臋 nalaz艂 w tym miejscu, bo musia艂 przecie偶 zacz膮膰 my艣le膰 o pracy. Rozejrze膰 si臋, zastanowi膰 si臋, co ma zrobi膰 i jak ma utrzyma膰 rodzin臋. Jak po艂膮czy膰 dobre pieni膮dze z przyjemn膮 prac膮, bo to wcale nie by艂o 艂atwe.
    S艂ysz膮c jej dalsze s艂owa, zwi膮za艂 usta w supe艂 i przybra艂 min臋 my艣liciela. Szczerze, nie wiedzia艂, co jej mia艂 w takiej sytuacji powiedzie膰. Po艣wi臋ci艂a du偶o czasu na nauk臋, aby znale藕膰 si臋 w tym miejscu, w kt贸rym obecnie by艂a. Powiedzenie tak po prostu, aby rzuci艂a to w choler臋 i zastanowi艂a si臋 czy jest co艣 innego, co chcia艂aby robi膰, nie wchodzi艂o w gr臋.
    — A ci膮偶a… Jako艣 nie przesunie tego w czasie? — Spyta艂, spogl膮daj膮c na ni膮. Mog艂aby si臋 w贸wczas d艂u偶ej zastanowi膰 — mo偶e… Wiesz, mo偶e musia艂aby艣 si臋 troch臋 zdystansowa膰 i na spokojnie sobie pomy艣le膰 o tym wszystkim, o tym gdzie siebie widzisz za pi臋膰 czy dziesi臋膰 lat — u艣miechn膮艂 si臋. Wiedzia艂, 偶e to nie jest 艂atwe, ale nie przychodzi艂o mu do g艂owy nic innego — chocia偶 wiem, 偶e to nie jest takie 艂atwe. Sam musz臋 si臋 zastanowi膰 nad swoj膮 prac膮 i tym, gdzie siebie widz臋 — doda艂, si臋gaj膮c d艂oni膮 g艂owy i delikatnie si臋 po niej drapi膮c. Przeczesa艂 powolnie w艂osy, g艂臋boko oddychaj膮c — bo na ten moment jedyne co widz臋 za pi臋膰 lat to nasz膮 tr贸jk臋 — wyzna艂 szczerze.. Nie mia艂 poj臋cia, co ma robi膰, je偶eli chodzi艂o o 偶ycie zawodowe. — Mo偶e skusz臋 si臋 na jaki艣 kurs — powiedzia艂, zastanawiaj膮c si臋 g艂o艣no, ale nawet nie wiedzia艂, jaki mia艂by to by膰 kurs. Pokiwa艂 nast臋pnie g艂ow膮 — w zasadzie nie mam nic konkretnego — wzruszy艂 ramionami — po prostu g贸ry… Mo偶emy wybra膰 si臋 w jakie艣 bardziej cywilizowane miejsce i pospacerowa膰 bez wielkich wspinaczek — u艣miechn膮艂 si臋 przy tym 艂agodnie — c贸偶… prze艣wietli艂a艣 mnie, taki w艂a艣nie b臋d臋 — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu, a po chwili si臋 za艣mia艂 — pozytywne przyci膮ganie bobasowej energii — sprecyzowa艂, jakby to wszystko wyja艣nia艂o. Bo w zasadzie du偶o wyja艣nia艂o.
    — Mo偶emy poszuka膰 gdziekolwiek — powiedzia艂, co prawda wiedzia艂, jakie ceny s膮 na Manhattanie i troch臋 go to dobija艂o. Nie chcia艂, aby mogli si臋 utrzymywa膰 przez to, 偶e Willy dosta艂a spory spadek. Chcia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e b臋dzie m贸g艂 utrzyma膰 ze spokojem swoj膮 rodzin臋 bez zmartwie艅, 偶e co艣 nie p贸jdzie po ich my艣li i zostan膮 bez dachu nad g艂ow膮, albo szybko ten dach b臋d膮 musieli szuka膰. — Pomy艣limy o tym mieszkaniu, jak wr贸cimy, dobra? Jak znajd臋 now膮 prac臋 — powiedzia艂, maj膮c nadziej臋, 偶e Willy na to p贸jdzie.
    — Czyli wracamy do domu? — Spyta艂, upewniaj膮c si臋, 偶e b臋dzie wiedzia艂 dok膮d ma podjecha膰 — a p贸藕niej wracamy i my艣limy co dalej — kontynuowa艂. Pokiwa艂 lekko g艂ow膮 — jak m贸wi艂em wcze艣niej, mo偶emy wybra膰 si臋 gdziekolwiek. Chyba najwa偶niejsze jest po prostu to, 偶eby艣my odpocz臋li — poprowadzi艂 j膮 na parking, do samochodu. Otworzy艂 drzwi pasa偶era i pom贸g艂 jej wsi膮艣膰, a kiedy sam znalaz艂 si臋 w aucie, od razu odpali艂 samoch贸d — mo偶e skupmy si臋 na tych porz膮dkach tutaj, a jak ju偶 b臋dziemy w NYC to na spokojnie zaplanujemy wyjazd i spraw臋 z mieszkaniem? — Spyta艂, spogl膮daj膮c na ni膮 i powoli w艂膮czaj膮c si臋 do ruchu drogowego.


    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  111. — W porz膮dku — powiedzia艂, kiwaj膮c przy tym g艂ow膮. S艂ucha艂 co m贸wi艂a, zastanawiaj膮c si臋 nad tym. Nie spodziewa艂 si臋 us艂ysze膰 czego艣 takiego, bo jeszcze jaki艣 czas temu na podobne pytanie odpowiedzia艂a, 偶e b臋dzie go zaprasza艂a do lekarskiej dy偶urki. Nie chcia艂 jej na nic namawia膰 ani w 偶aden spos贸b sk艂ania膰 do podj臋cia decyzji w po艣piechu, bo przecie偶 taka zmiana w tym momencie by艂aby nie tylko du偶a, ale wi膮za艂aby si臋 z du偶ym pok艂adem pracy. — Mo偶e to reakcja na stres ostatnich wydarze艅 — zastanowi艂 si臋 — w ka偶dym razie, co tylko postanowisz, masz moje wsparcie — powiedzia艂, 艣ciskaj膮c mocniej jej d艂o艅. Mog艂a zawsze na niego liczy膰, we wszystkim. Mia艂 nadzieje, 偶e by艂a tego 艣wiadoma.
    — Nie mam poj臋cia. Chyba zaczn臋 od jakiego艣 doradztwa zawodowego, jak za nastoletnich lat, s p贸藕niej mo偶e na jaki艣 kierunkowy? Cholera nie wiem — mrukn膮艂. Lubi艂 swoj膮 prace w FBI, ale wiedzia艂, 偶e tam ju偶 nie ma szansy wr贸ci膰. Poza tym przez t臋 prace straci艂 ju偶 raz rodzine. Nie chcia艂, aby to wydarzy艂o si臋 ponownie.
    — Alaska to jedno wielkie odludzie — za艣mia艂 si臋 — nie pozwol臋, 偶eby dorwa艂 ci臋 jaki艣 nied藕wied藕 — doda艂 wci膮偶 ze 艣miechem. Uni贸s艂 brew — nie podoba ci si臋 troskliwy Blake? — Spyta艂, ale dotychczas towarzysz膮ce mu rozbawienie znikn臋艂o, gdy wspomnia艂 o sobie w liczbie trzeciej. Co je偶eli pojawi si臋 Remy? Jak zareaguje na wie艣膰 o ci膮偶y? A je偶eli pojawi si臋 kto艣 inny? Nadal nie wiedzieli ilu ich jest. — Powinienem chyba rozpocz膮膰 leczenie — mrukn膮艂. Do tej pory upiera艂 si臋, 偶e sam da sobie rad臋, ale je偶eli w gr臋 wchodzi艂o dziecko… Nie wybaczy艂by sobie, gdyby przez jego bycie upartym wydarzy艂o si臋 co艣 z艂ego.
    Spojrza艂 zaciekawiony na Willy, gdy oznajmi艂a, 偶e ma pomys艂. Gdy pokaza艂a mu ekran z w艂膮czona nawigacj膮 uni贸s艂 brew, jednak nic nie powiedzia艂. Jednak jej u艣miech sprawi艂, 偶e nie m贸g艂 wytrzyma膰 w milczeniu.
    — Co ty knujesz? — Spyta艂. Zna艂 j膮 na tyle dobrze, aby wiedzie膰, 偶e to nie by艂 jaki艣 zwyk艂y przystanek. Nie przygl膮da艂 si臋 za bardzo wyznaczonemu punktowi, bo przez p臋kni臋cia ekranu i z jednym widz膮cym okiem musia艂by przenie艣膰 ca艂e skupienie z drogi na ekran, a nie chcia艂 spowodowa膰 wypadku. S艂ucha艂 wi臋c g艂osu nawigacji i jecha艂 zgodnie z jej wytycznymi. Kiedy oznajmi艂a, 偶e docelowe miejsce znajduje si臋 po prawej stronie, pospiesznie zerkn膮艂 w tym kierunku, ale nie wy艂apa艂 od razu, gdzie s膮. Dopiero po zaparkowaniu i wyj艣ciu z samochodu, m贸g艂 z uwag膮 przyjrze膰 si臋 niepozornemu budynkowi. Jego uwag臋 przyku艂a witryna. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 r贸wnie偶 艂obuzerski u艣mieszek.
    — Nie s膮dzi艂em, 偶e tak szybko b臋dziesz my艣la艂a o seksie — wymrucza艂 cicho do jej ucha, gdy stan膮艂 przy niej i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie. — Czego b臋dziemy szuka膰? — Spyta艂, otulaj膮c jej ucho ciep艂ym oddechem, a nast臋pnie odsun膮艂 si臋 odrobin臋 i trzymaj膮c jej d艂o艅, skierowa艂 ich do wej艣cia.

    馃槇❤️

    OdpowiedzUsu艅
  112. U艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie w odpowiedzi na jej s艂owa. Cieszy艂 si臋, 偶e mia艂a 艣wiadomo艣膰 tego, 偶e by艂 dla niej w ka偶dej chwili, w ka偶dej sytuacji, 偶e b臋dzie j膮 zawsze we wszystkim wspiera艂. Nawet, gdyby postanowi艂a zrobi膰 co艣 szalonego.
    Sam natomiast zmarszczy艂 lekko brwi, kiedy pad艂o pytanie z jej ust. Nie potrafi艂 odpowiedzie膰 na jej pytanie bez zastanowienia. Od zawsze mia艂 jeden pomys艂 na siebie i d膮偶y艂 do jego realizacji. A teraz… Teraz dobrze wiedzia艂, 偶e nie ma 偶adnej szansy na powr贸t do tej pracy. Pogodzi艂 si臋 z tym, tak mu si臋 przynajmniej wydawa艂o. Problemem by艂o to, 偶e nie mia艂 poj臋cia, co teraz ma zrobi膰.
    — Nie wiem, Willy. To jest w艂a艣nie problem — westchn膮艂 — mo偶e powinienem si臋 zastanowi膰 nad jakim艣 zawodem przysz艂o艣ci — za艣mia艂 si臋 cicho — tylko to by wymaga艂o sporo nauki i po艣wi臋ceniu na to czasu — w zasadzie, czysto teoretycznie czas do porodu m贸g艂by w pe艂ni wykorzysta膰. Gorzej p贸藕niej. Nie zamierza艂 zostawia膰 Willy samej z male艅stwem. Chcia艂 by膰 obecny w 偶yciu dziecka od samego pocz膮tku, odci膮偶a膰 偶on臋, aby nie czu艂a si臋 wyko艅czona i wycie艅czona opiek膮 nad maluszkiem. — Niewa偶ne… Pomy艣l臋 o tym na spokojnie w NY — machn膮艂 r臋k膮, aby nada膰 tematu lekko艣ci, chocia偶 dobrze wiedzia艂, 偶e taki nie jest. Jaka艣 my艣l jawi艂a si臋 powoli w jego g艂owie, ale musia艂 to przemy艣le膰, dowiedzie膰 si臋 ile trwa艂aby nauka i jakie w og贸le mia艂by szanse…
    — Dok艂adnie tak. Taka wycieczka b臋dzie idealna — powiedzia艂, posy艂aj膮c jej u艣miech. Nast臋pnie wywr贸ci艂 oczy i za艣mia艂 si臋 — spokojnie, nie zamierzam ci臋 zamkn膮膰 w domu i ukrywa膰 przed ca艂ym 艣wiatem do czasu porodu — m贸wi艂 ca艂kiem powa偶nie. Nie zamierza艂 艣wirowa膰. A przynajmniej nie zamierza艂 robi膰 tego 艣wiadomie. — Po prostu Alaska odpada i tyle. Na ten moment. Wr贸cimy do tematu, jak dziecko b臋dzie starsze.
    Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, bo rozmowa na temat swojego stanu zdrowia psychicznego nie by艂a dla niego 艂atwa. Mia艂 艣wiadomo艣膰, co mu jest, ale mimo wszystko odk艂ada艂 pomoc lekarsk膮 ci膮gle na p贸藕niej, chc膮c odepchn膮膰 oficjaln膮 diagnoz臋, chocia偶 wiedzia艂, dobrze, jaka ona b臋dzie. Teraz jednak nie m贸g艂 pozwoli膰 na takie ryzyko, gdy w gr臋 wchodzi艂a ci膮偶a, a p贸藕niej dziecko.
    — W zasadzie… To tak, mog艂aby艣 — powiedzia艂 spokojnie. By艂 pewien, 偶e mog艂a dosta膰 namiary do kogo艣 naprawd臋 dobrego, najlepszego. A w艂a艣nie do kogo艣 takiego chcia艂 trafi膰, niezale偶nie od koszt贸w, jakie b臋dzie musia艂 ponie艣膰. Nie zamierza艂 oszcz臋dza膰, nie na swoim zdrowiu i bezpiecze艅stwu 偶ony i nienarodzonego jeszcze dziecka — gdyby艣 mog艂a zdoby膰 namiary do kogo艣 sprawdzonego i naprawd臋 dobrego — poprosi艂, spogl膮daj膮c pierw w jej oczy, a po chwili przenosz膮c spojrzenie na ich d艂onie.
    — Rozumiem, chcesz by膰 gotowa — za艣mia艂 si臋 cicho. Rozejrza艂 si臋 po wn臋trzu lokalu. W zasadzie to mia艂a racj臋. Wiedzia艂, czego chcia艂 on. Ale mo偶e ona r贸wnie偶 chcia艂a czego艣 konkretnego. Pod膮偶y艂 wzrokiem do manekin贸w, a nast臋pnie powr贸ci艂 do Willy. Na jego ustach pojawi艂 si臋 艂obuzerski u艣miech — nie wiem czy to dobry pomys艂 skarbie — odpowiedzia艂 na pytanie. Nie dobra艂by si臋 do niej bez jej wyra藕nej zgody, a zrozumia艂, 偶e obecnie seks nie wchodzi w gr臋, ale… Cholera trudno by艂oby mu po prostu ogl膮da膰 — nie wiem czy b臋d臋 potrafi艂 tak po prostu patrze膰 — przyzna艂, posy艂aj膮c jej 艂obuzerski u艣miech, ale skin膮艂 g艂ow膮 — niczego wi臋cej nie chcesz? Wiesz, je偶eli chcia艂aby艣 czego艣 spr贸bowa膰 — wzruszy艂 lekko ramionami — jestem otwarty na propozycje — doda艂, zerkaj膮c na rega艂y wype艂nione erotycznymi gad偶etami.

    馃槇❤️

    OdpowiedzUsu艅
  113. Jego 偶ycie znajdowa艂o si臋 obecnie w dziwnym punkcie. To nie tak, 偶e nagle przesta艂o mie膰 jakikolwiek sens. Willow i baby Murphy byli najlepsz膮 si艂膮 nap臋dow膮. Jednak wcze艣niej kieruj膮c si臋 zemst膮, tak bardzo si臋 na niej koncentrowa艂, 偶e wszystko inne nie mia艂o takiego znaczenia. Gdy zosta艂a wymierzona (mniej wi臋cej, bo widzia艂 to jednak w zupe艂nie inny spos贸b ni偶 to co si臋 wydarzy艂o w 艣wi臋ta), teraz… Owszem jego 偶ycie mia艂o sens, ale wiedzia艂, 偶e musi znale藕膰 sobie co艣 jeszcze, bo nie mo偶e przecie偶 nic nie robi膰 i jedynie skupia膰 si臋 na Willy i ci膮偶y. Co wcale by mu nie przeszkadza艂o, ale tak jak m贸wi艂a, pewnie w kt贸rym艣 momencie by nie wytrzyma艂a z nim. Musia艂 znale藕膰 sobie jakie艣 zaj臋cie. Takie, kt贸re przyniesie pieni膮dze i b臋dzie go naprawd臋 interesowa艂o.
    — Dzi臋ki — u艣miechn膮艂 si臋 lekko, chocia偶 tak naprawd臋 nie wiedzia艂 na ile w tym Willow mog艂aby mu pom贸c. Nie zamierza艂 jednak odtr膮ca膰 jej pomocy. Uni贸s艂 wysoko brew, s艂ysz膮c o wyk艂adaniu. — Lubi艂em swoj膮 prac臋 ze wzgl臋du na wychodzenie w teren. Nie wiem czy sucha teoria to co艣, czym chcia艂bym si臋 zajmowa膰 — powiedzia艂, ale po chwili spojrza艂 na Willy — chocia偶 gdy wspomnia艂a艣 o niezapowiedzianych odwiedzinach… — poruszy艂 brwiami, cicho si臋 艣miej膮c. Z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂by sobie to wyobrazi膰, ale… Ale to nie by艂o to. Musia艂 nabra膰 nieco dystansu i na spokojnie wszystko przemy艣le膰.
    — Kominek musi by膰 obowi膮zkowo — pokiwa艂 g艂ow膮 — i wanna — doda艂. Lubi艂 wanny. Prysznice w zasadzie te偶. Lubi艂 wszystko, gdzie mie艣cili si臋 we dwoje — musimy dobrze wykorzysta膰 te dziewi臋膰 miesi臋cy — stwierdzi艂 z diabolicznymi iskierkami w oczach. Tak, zdecydowanie musieli si臋 sob膮 nacieszy膰, bo podejrzewa艂, 偶e p贸藕niej nie b臋dzie im tak 艂atwo znale藕膰 czas tylko dla siebie, zw艂aszcza, 偶e nie mieli nikogo z rodziny do pomocy i b臋d膮 musieli polega膰 na sobie lub znale藕膰 naprawd臋 zaufan膮 niani臋. Zdecydowanie b臋d膮 musieli kogo艣 poszuka膰. Odepchn膮艂 jednak t臋 my艣l. Teraz nie musieli si臋 tym przejmowa膰. Po powrocie do Nowego Jorku zajm膮 si臋 wszystkim, co istotne lub zaraz po powrocie z ich ma艂ej wycieczki w g贸ry.
    — Dzi臋kuj臋, skarbie — u艣miechn膮艂 si臋 — i masz szcz臋艣cie, 偶e rozumiesz, 偶e masz wypoczywa膰 — doda艂 z 艂agodnym u艣miechem, posy艂aj膮c jej spojrzenie, r贸wnie 艂agodne.
    Obserwowa艂, na co Willy patrzy艂a i co ze sob膮 ba艂a. Kiedy pokaza艂a mu wybrane przez siebie rzeczy, k膮cik jego ust drgn膮艂. C贸偶, nie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e mu nie odpowiada艂y. Wr臋cz przeciwnie.
    — Podoba mi si臋 wybrany przez ciebie kierunek — wymrucza艂, spogl膮daj膮c na jej r臋k臋 — idziemy do kasy? — Jemu samemu, nic konkretnego nie wpad艂o w oko, ale po prawdzie, nie rozgl膮da艂 si臋 r贸wnie偶 w specjalnym spos贸b. Wszystkiego wydawa艂o mu si臋 tak du偶o, niekt贸re akcesoria wygl膮da艂y… Wygl膮da艂y tak, ze nie by艂 do ko艅ca pewien ich zastosowa艅 i do tego, mia艂 wra偶enie, 偶e ogl膮danie zape艂nionych przestrzeni jednym okiem, by艂o troch臋 m臋cz膮ce. Poza tym to, co Willy wybra艂a by艂o strza艂em w dziesi膮tk臋 i mogli wykorzysta膰 to na wiele spos贸b. I to by艂o najlepsze. Chwyci艂 woln膮 d艂o艅 Willow w swoj膮 i spl贸t艂 ich palce, a nast臋pnie poprowadzi艂 j膮 w stron臋 kasy, si臋gaj膮c d艂oni膮 po portfel i uregulowa艂 rachunek. Opuszcza艂 sklep z u艣mieszkiem na twarzy, nie mog膮c si臋 doczeka膰, kiedy wr贸c膮 do Nowego Jorku i zajm膮 si臋 planowaniem c贸偶… swojego nowego 偶ycia. Nie tylko jako ma艂偶e艅stwo, ale i przyszli rodzice. — Musz臋 przyzna膰, 偶e troch臋 mnie zaskoczy艂a艣 tymi zakupami — przyzna艂, gdy kierowali si臋 z powrotem do samochodu — wiesz, nie podejrzewa艂em, 偶e b臋dziesz chcia艂a si臋 ju偶 teraz przygotowa膰.

    馃槇❤️

    OdpowiedzUsu艅
  114. — Jeste艣 kochana, wiesz? — U艣miechn膮艂 si臋 ca艂kiem szczerze, nieco rozpogodzony. 艢wiadomo艣膰, 偶e mia艂 w niej wsparcie naprawd臋 du偶o mu dawa艂a. Nawet, je偶eli temat jego kariery chcia艂 zostawi膰 obecnie na p贸藕niej, to dobrze by艂o wiedzie膰, 偶e ma Willow, kt贸ra b臋dzie chcia艂a si臋 zaanga偶owa膰 w pomoc mu. Chocia偶 na dobr膮 spraw臋 wola艂by nie potrzebowa膰 tej pomocy. Po pierwsze, dlatego, 偶e nie powinna bra膰 na siebie jeszcze wi臋cej, a podejrzewa艂, 偶e to troch臋 potrwa i mo偶e by膰 nieco wyczerpuj膮ce wbrew wszystkiemu, a po drugie chyba chcia艂 po prostu zrobi膰 to sam. Odkry膰, co jeszcze mog艂oby mu sprawia膰 tak膮 przyjemno艣膰 w 偶yciu, jak wcze艣niejsza praca. Bo j膮 lubi艂 i 偶a艂owa艂, 偶e ten aspekt jego 偶ycia musia艂 si臋 sko艅czy膰 tak, jak si臋 sko艅czy艂. — Coraz bardziej podobaj膮 mi si臋 twoje pomys艂y — za艣mia艂 si臋 cicho — ale mia艂em by膰 tym odpowiedzialnym i przypomina膰 ci za ka偶dym razem, gdy twoje my艣li b臋d膮 ucieka艂y w nieodpowiednim kierunku… Wi臋c nie, nie przypomina艂aby艣 mi niczego podczas przerw — za艣mia艂 si臋 cicho — ale wyobra偶anie sobie tego, wcale nie jest takie z艂e — doda艂 ze 艣miechem, a nast臋pnie przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i musn膮艂 wargami jej czo艂o — je偶eli b臋dziesz kiedy艣 chcia艂a, mo偶emy si臋 tak zabawi膰. Mog臋 udawa膰 twojego profesora — doda艂 mrukliwie, nie odrywaj膮c warg od jej sk贸ry.
    U艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa, jednak nie mia艂 nic przeciwko. W ko艅cu wyjazd im si臋 nale偶a艂. To, 偶e nagle zmienili jego kierunek, to by艂o ca艂kowicie nieistotne. Wa偶ne by艂o to, aby sp臋dzi膰 razem czas, zresetowa膰 si臋 po tym wszystkim i nacieszy膰 si臋 sob膮.
    — Bardzo du偶o blisko艣ci — wyszczerzy艂 si臋 w u艣miechu — zdecydowanie przede wszystkim to proponuj臋. I zrobienie wszystkiego, o czym my艣la艂a艣 i czego nie b臋dziemy mogli zrobi膰 ju偶 z dzieckiem przez najbli偶sze lata — doda艂, marszcz膮c lekko brwi — na przyk艂ad nocny maraton film贸w. Z niemowlakiem to nie b臋dzie 艂atwe. Jakiekolwiek ogl膮danie czegokolwiek — doda艂, 艣miej膮c si臋. Mimowolnie wr贸ci艂 wspomnieniami do przesz艂o艣ci, do ma艂ej Daisy, kt贸ra oczywi艣cie by艂a wspania艂a przez sam fakt istnienia i bycia jego c贸rk膮, ale zdarza艂y si臋 ci臋偶kie momenty, przekrwione z nieprzespanych nocy oczy — wypady do kina, randki… Seks. Du偶o seksu o ile lekarz pozwoli — mrukn膮艂, u艣miechaj膮c si臋 — a 偶e trzymamy si臋 wiary w przyci膮ganie pozytywnej energii… pozwoli i b臋dziemy uprawia膰 du偶o seksu — wyszczerzy艂 si臋. Wiedzia艂, jak to b臋dzie mog艂o wygl膮da膰 p贸藕niej. Nie zamierza艂 jednak w 偶aden spos贸b straszy膰 Willow, bo przecie偶 mog艂o by膰 te偶 tak i prawdopodobnie w艂a艣nie tak b臋dzie, 偶e 偶ycie z ich wsp贸lnym dzieckiem b臋dzie wygl膮da艂o zupe艂nie inaczej. Stara艂 si臋 te偶 na nic w zwi膮zku z sam膮 ci膮偶膮 nie nastawia膰 w my艣l powiedzenia, 偶e nie ma dw贸ch takich samych nawet u jednej kobiety. Poza tym, nie chcia艂 wraca膰 ci膮gle wspomnieniami do tego, co by艂o. Teraz by艂a Willy. I to si臋 liczy艂o.
    Nie omieszka艂 zerkn膮膰 nie tylko na lateksowy str贸j, ale i komplet bielizny. Jednocze艣nie przypominaj膮c sobie, 偶e mia艂 j膮 przecie偶 zabra膰 na zakupy… To te偶 musieli zrobi膰 po powrocie do Nowego Jorku. Zdecydowanie.
    — Rozumiem, 偶e ci si臋 podoba艂o? — Spyta艂 z u艣miechem, chocia偶 nie musia艂a odpowiada膰 na to pytanie. Doskonale wiedzia艂, 偶e tak by艂o, bo jej cia艂o m贸wi艂o mu wszystko — nie mam nic przeciwko wzajemnym zaskakiwaniu siebie od czasu do czasu — stwierdzi艂, przygl膮daj膮c si臋 zmianie jej nastroju. Oczywi艣cie, 偶e by艂 zadowolony z pogodno艣ci, jaka w ni膮 wst膮pi艂a. — Oh czyli jedziemy teraz prosto do domu, aby tw贸j osobisty piel臋gniarz m贸g艂 si臋 tob膮 zaj膮膰 w odpowiedni spos贸b? Mo偶e powinienem si臋 cofn膮膰 na dzia艂 z przebierankami i poszuka膰 jakiego艣 kitla dla siebie? — Za艣mia艂 si臋, spogl膮daj膮c prosto w jej oczy. Bo gdyby tego chcia艂a, zrobi艂by to.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  115. — Trzymam si臋 ka偶dej, jak膮 z艂o偶y艂em — odpar艂 ze spokojem, nie robi膮c sobie nic z jej komentarza — bo pami臋tam bardzo dobrze, jak ci si臋 nie podoba艂o kiedy nas nakryli i wiem dobrze, 偶e gdyby to si臋 powt贸rzy艂o, mia艂aby艣 ochot臋 urwa膰 mi 艂eb. Mo偶liwe, 偶e jaja te偶, a ja bardzo je lubi臋 — za艣mia艂 si臋 cicho, chocia偶 tak nie do ko艅ca by艂o mu do 艣miechu.
    Zw艂aszcza, kiedy zacz臋艂a zachowywa膰 si臋 w ten spos贸b. Cholera, dlaczego musia艂a to robi膰? Dlaczego musia艂a rozbudza膰 w nim tak silne pragnienie w艂a艣nie w tej chwili, kiedy do domu nie by艂o tak blisko i przede wszystkim, ledwo co opu艣cili szpital, a on mia艂 a偶 za dobr膮 艣wiadomo艣膰 tego w jak z艂ym by艂a stanie. Nie m贸g艂 jej m臋czy膰, nie przez tak pierwotne instynkty.
    — Co zrobi艂a艣 z moj膮 偶on膮? By艂em pewien, 偶e po ikei nie b臋dziesz mia艂a takich fantazji — powiedzia艂, chwytaj膮c jej d艂o艅. Przyci膮gn膮艂 j膮 do ust i uca艂owa艂 po kolei ka偶dy opuszek jej palc贸w, cicho przy tym wzdychaj膮c. Chcia艂by znacznie wi臋cej zrobi膰, ale zamierza艂 by膰 grzeczny. Bardzo grzeczny. — Zdecydowanie musimy nadrobi膰 — powiedzia艂 z zadowoleniem — co powiesz na tematyczne wieczory? — Spyta艂, bo wydawa艂o mu si臋 to ca艂kiem sensowne i jednocze艣nie dawa艂o sporo mo偶liwo艣ci do wymy艣lenia atrakcji. — Wiesz, 偶e ci臋 kocham, ufam i wierze w twoje zdolno艣ci, ale wola艂bym to us艂ysze膰 od lekarza, a nie prawie-lekarza — u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, a nast臋pnie pokiwa艂 g艂ow膮 — ju偶 zadbam porz膮dnie o twoje libido… Wiesz, 偶e zdrowa dieta ma na nie wp艂yw? B臋dziemy je艣膰 tak zdrowo jak jeszcze nigdy — oznajmi艂 ca艂kiem powa偶nie. Skoro i tak mia艂 by膰 chwile bez pracy m贸g艂 ten czas wykorzysta膰 w odpowiedni spos贸b, dbaj膮c o zr贸wnowa偶on膮 diet臋 Willy, kt贸ra teraz by艂a w szczeg贸lno艣ci wa偶na. Dla niej i ich male艅stwa. — Oczywi艣cie. Wol臋 nie wkurza膰 ci臋偶arnej. Poza tym jest takie powiedzenie, 偶e nie mo偶na ci臋偶arnej odmawia膰 — doda艂, rozk艂adaj膮c r臋ce w bezradnym ge艣cie.
    Obliza艂 powoli wargi, u艣miechaj膮c si臋 przy tym po艂owicznie. 艢wiadomo艣膰, 偶e jej si臋 podoba艂o to jedno, ale us艂yszenie tego wprost to by艂o co艣 zupe艂nie innego i z ch臋ci膮 zajmie si臋 ni膮 ponownie w ten spos贸b, aby widzie膰 te zadowolenie na jej twarzy, w jej oczach, w niej ca艂ej.
    — Brzmi jak s艂odka obietnica — mrukn膮艂, ale gdy zorientowa艂 si臋, 偶e j膮 boli, od razu podszy艂 wzrokiem za jej r臋k膮. Zdecydowanie b臋d膮 musieli by膰 grzeczni i si臋 wstrzyma膰 z jakimikolwiek aktywno艣ciami. Podejrzewa艂, 偶e ich wyjazd r贸wnie偶 b臋dzie musia艂 swoje odczeka膰, ale wola艂 o tym teraz nie my艣le膰. Za艣mia艂 si臋 cicho — mam poszuka膰 specjalnego fartuszka czy te z domu wystarcz膮? — Spyta艂 — oh mo偶e przygotuj臋 na tobie co艣 pysznego — poruszy艂 brwiami, spogl膮daj膮c na ni膮 b艂yszcz膮cym spojrzeniem — powinnismy wraca膰 do domu, pani Murphy — szepn膮艂 — nawet je偶eli seks nie wchodzi w gr臋… — zawiesi艂 na niej spojrzenie — mo偶emy mi艂o sp臋dzi膰 czas we dwoje. Na przyk艂ad mo偶esz ogl膮da膰, jak b臋d臋 gotowa膰 to, na co tylko masz ochot臋 — powiedzia艂 z delikatnym u艣miechem.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  116. — Tego te偶 wola艂bym unikn膮膰, wiesz? — U艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi na jej s艂owa. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e ktokolwiek o nich pisze, nie interesowa艂 si臋 takimi rzeczami i przede wszystkim nie wydawa艂o mu si臋, aby byli kim艣 istotnym, co by kto艣 m贸g艂 si臋 interesowa膰 ich 偶yciem. Skupia艂 si臋 w tej chwili na muskaniu wargami jej palc贸w, u艣miechaj膮c si臋 przy tym k膮cikami ust.
    — Ja na pewno nie — u艣miechn膮艂 si臋 — i 艣miem twierdzi膰, 偶e nikt by si臋 nie odwa偶y艂 — doda艂 odrobin臋 rozbawiony. Willow nie by艂a straszna. Wr臋cz przeciwnie, by艂a 艂agodna, ale Blake wiedzia艂, 偶e gdyby tylko zechcia艂a, potrafi艂aby zachowywa膰 si臋 zupe艂nie inaczej. Sam wola艂 te偶 nie ryzykowa膰 i jej nie podpada膰. — Raz na miesi膮c? — Spyta艂 z lekkim oburzeniem — chcesz i艣膰 ze mn膮 tylko na dziewi臋膰 randek? — Spyta艂, unosz膮c wysoko brew i spogl膮daj膮c na ni膮 niby obra偶ony, co oczywi艣cie mia艂o 偶artobliwy ton — ju偶 masz mnie do艣膰 czy jak? A ledwo zosta艂a moj膮 偶on膮… — Za艣mia艂 si臋 — ale dobrze, b臋dziemy mogli ustali膰 cz臋stotliwo艣膰 jak膮 chcesz i jaka tobie b臋dzie przede wszystkim odpowiada膰. Co do samych temat贸w… — zmru偶y艂 lekko powieki, zastanawiaj膮c si臋 nad tym — mo偶emy si臋 um贸wi膰, 偶e ka偶de z nas wymy艣li tematy na przyk艂ad w艂oski, strzelam teraz bana艂ami. Napiszemy je na karteczkach i zamkniemy w kopertach, a p贸藕niej b臋dziemy losowa膰. Taki element zaskoczenia — zaproponowa艂. My艣la艂 o tym teraz na szybko, ale wydawa艂o mu si臋 to ca艂kiem fajn膮 form膮 sp臋dzania wsp贸lnie czasu — i wiesz to nie musz膮 by膰 za ka偶dym razem randki na wyj艣cia z domu, mog膮 te偶 by膰 w domowym zaciszu — doda艂, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, jak dok艂adnie mia艂oby to wygl膮da膰 — do dopracowania — doda艂 po chwili — musisz uwierzy膰 mi na s艂owo — doda艂 z u艣miechem, a kiedy z jej ust pad艂y kolejne s艂owa, po prostu wzruszy艂 ramionami. Widz膮c jednak jej zak艂opotanie, obj膮艂 j膮 swoim ramieniem.
    — Nie masz za co, skarbie — szepn膮艂, przyciskaj膮c wargi do jej skroni. Wiedzia艂, co mia艂a na my艣li. Ba艂 si臋, 偶e w pewien spos贸b ta ci膮偶a b臋dzie trudna ze wzgl臋du na jego przesz艂o艣膰, ale chyba oboje musieli si臋 do tego przyzwyczai膰 i po prostu si臋 z tym pogodzi膰 — nic si臋 nie sta艂o, Willy — powiedzia艂, u艣miechaj膮c si臋 lekko. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i spojrza艂 w jej ciemne oczy — kocham ci臋 — doda艂. Nie chcia艂, aby si臋 藕le czu艂a przez to, 偶e po prostu co艣 powiedzia艂a. — Chyba po prostu musimy si臋 do tego przyzwyczai膰, oboje, 偶e to dla mnie nie pierwszy raz — doda艂, ze s艂abym u艣miechem na twarzy.
    — Ju偶 nie mog臋 si臋 doczeka膰 — powiedzia艂 z u艣miechem, obserwuj膮c wzrokiem jej usta i j臋zyk, gdy oblizywa艂a wargi. Westchn膮艂 cicho. Musia艂 nad sob膮 panowa膰. Musia艂. — Nie b臋d臋 tak bezlitosny, 偶eby nie da膰 ci spr贸bowa膰 — za艣mia艂 si臋 melodyjnie — ale mo偶e zostawimy to na Nowy Jork, hm? Jak ju偶 b臋dziesz mog艂a swobodnie si臋 rusza膰 bez b贸lu — powiedzia艂, zerkaj膮c na jej bok — no i wiesz, zawsze mog臋 wyst膮pi膰 bez fartuszka. Chyba, 偶e to dla ciebie taki istotny element. R贸wnie偶 pow臋drowa艂 wzrokiem do jej d艂oni — mog臋 to powtarza膰 ci膮gle, 偶ono, aby wbi艂o si臋 w twoj膮 pami臋膰. Wiesz, 偶eby艣 przypadkiem nie zapomnia艂a, ma艂偶onko. Powa偶nie, mog臋 to powtarza膰 bez ko艅ca na wszystkie mo偶liwe sposoby, Murphy — za艣mia艂 si臋, a nast臋pnie skin膮艂 g艂ow膮 — w takim razie zakupy.
    M贸wi膮c to skierowa艂 si臋 do samochodu. Kiedy zaj臋li swoje miejsca i ruszy艂 w stron臋 jednego ze sklep贸w, kt贸ry znajdowa艂 si臋 na trasie do domu spyta艂 — na co tak w艂a艣ciwie masz ochot臋? I mam ju偶 gotowa膰 nagusie艅ki czy chcesz to na p贸藕niej zostawi膰? — Za艣mia艂 si臋 cicho, korzystaj膮c z tego, ze stali na czerwonych 艣wiat艂ach, spojrza艂 na ni膮 z czu艂o艣ci膮.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  117. — Do tego ca艂kiem nie艣wiadoma swojej mocy, jeszcze gorzej — za艣mia艂 si臋 cicho, spogl膮daj膮c na ni膮. Dobrze, 偶e nie pyta艂a o t臋 bro艅, bo Blake zdecydowanie by艂by w tym momencie na nie. W膮tpi艂 co prawda, aby by艂a na tyle zdolna, 偶eby zrobi膰 sobie krzywd臋, ale wola艂 nie podejmowa膰 tego ryzyka i nie sprawdza膰 tego. — Bo codziennie, dobrze o tym wiemy, z pewno艣ci膮 nie damy rady. Z tym raz w tygodniu… — spojrza艂 na ni膮 z zastanowieniem. Wyra藕nie powiedzia艂a, 偶e nie zamierza przez ci膮偶e rezygnowa膰 z nauki i niczego przesuwa膰 w czasie, a to oznacza艂o, 偶e czasu na randki wiele nie b臋dzie, niezale偶nie od wybranej cz臋stotliwo艣ci — tak sobie my艣l臋 — zerkn膮艂 na jej ciemne oczy — mo偶e przemy艣lisz jednak minimalne zmiany na uczelni i szpitalu? Wiesz, 偶eby艣 mog艂a mie膰, chocia偶 odrobine kr贸tsze dy偶ury? — Nie chcia艂, aby odebra艂a jego s艂owa w niew艂a艣ciwy spos贸b, nie chcia艂 jej zamyka膰 w domu i niczego nie pozwala膰. Im d艂u偶ej my艣la艂 o jej trybie 偶ycia tym bardziej by艂 zdania, 偶e powinna minimalnie, minimalnie nie maksymalnie(!), zwolni膰. Cho膰by pr贸b膮 skr贸cenia dy偶ur贸w o godzin臋 czy dwie. By艂 pewien, 偶e dla samej Willow by艂oby to du偶o mniej obci膮偶aj膮ce, a w szpitalu na pewno by sobie poradzili. — S艂ucham. Staram si臋 s艂ucha膰 — k膮cik ust delikatnie mu drgn膮艂. Mo偶e faktycznie si臋 nie zrozumieli — tak czy inaczej, jestem otwarty na r贸偶ne cz臋stotliwo艣ci. Mo偶emy je teraz zwi臋kszy膰, p贸ki b臋dziemy w domu, a p贸藕niej nieco zmniejszy膰, tak 偶eby nie by艂y obci膮偶eniem — zaproponowa艂, co w zasadzie wydawa艂o mu si臋 w porz膮dku.
    S艂ysz膮c kolejne s艂owa padaj膮ce z ust dziewczyny, za艣mia艂 si臋 weso艂o. Nie uwa偶a艂 siebie za romantyka, zawsze mia艂 du偶e problemy z wymy艣laniem wszelkich randek. To nie tak, 偶e mu si臋 nie chcia艂o, ale… To po prostu nie by艂o dla niego, nie lubowa艂 si臋 w standardowych kolacjach w restauracjach, bo tak膮 randk臋 potrafi zorganizowa膰 ka偶dy, a p贸藕niej c贸偶, m臋czy艂 si臋 z wielkimi wymys艂ami. Ten pomys艂 z tematycznym randkami i kopertami wpad艂 mu do g艂owy ca艂kiem niespodziewanie. Problemem by艂o z kolei wymy艣lenie odpowiedniej ilo艣ci tematycznych wieczor贸w, ale wierzy艂, 偶e uda im si臋 wsp贸lnie zaplanowa膰 wspania艂e wyj艣cia lub mi艂e wieczory w domu, bo dowolno艣膰 by艂a ca艂kiem spora, co sprawia艂o, 偶e sam przestawa艂 obawia膰 si臋 swojego pomys艂u.
    — Wystarczy jak mnie we藕miesz kiedy艣 na t臋 Alask臋. To b臋dzie najlepsza randka na 艣wiecie — za艣mia艂 si臋, ale m贸wi艂 ca艂kiem powa偶nie. To, 偶e b臋dzie musia艂 czeka膰 na ni膮 kilka lat, dla Blake’a nie by艂o najmniejszym problemem. Wr臋cz przeciwnie. D艂u偶ej wyczekane lepiej b臋dzie smakowa艂o. I t膮 my艣l膮 si臋 kierowa艂.
    Spojrza艂 na WIllow, kiedy wspomnia艂a o jego c贸rce. Wpatrywa艂 si臋 przez chwil臋 w jej oczy i u艣miechn膮艂 si臋 subtelnie i skin膮艂 powoli g艂ow膮.
    — Opowiem — odpowiedzia艂 r贸wnie cicho, powa偶niej膮c przy tym — ale nie teraz, dobrze? Po prostu kiedy艣 to zrobi臋. Nie tutaj — szepn膮艂, maj膮c nadziej臋, 偶e go zrozumie.
    U艣miechn膮艂 si臋 lekko.
    — Jasne, delikatnie — m贸wi膮c to, skin膮艂 g艂ow膮 — pewnie, gotowa膰 mo偶emy od razu, nie widz臋 przeciwskaza艅 — za艣mia艂 si臋, kiedy pierw wspomnia艂a o warzywkach, a kiedy pad艂o pytanie o konkretne danie zaproponowa艂a spaghetti. — Zawsze mo偶emy do makaronu doda膰 warzywa, chocia偶 co艣 mi podpowiada, 偶e to nie takie masz ochot臋. — Niczego ci nie odm贸wi臋, Murphy — mrukn膮艂, kieruj膮c samoch贸d do pobliskiego sklepu.
    — Chcesz zaczeka膰 w samochodzie czy idziesz ze mn膮? — Spyta艂 — to nie b臋d膮 d艂ugie zakup, wi臋c powinno p贸j艣膰 szybko i sprawnie — stwierdzi艂. Nie chcia艂 jej przem臋cza膰 skoro ledwo, co odebra艂 j膮 ze szpitala. Podejrzewa艂, 偶e same chodzenie mo偶e nie sprawia膰 jej takiego problemu, jak ci膮g艂e wsiadanie i wysiadanie z samochodu, dlatego wola艂 si臋 upewni膰, na ile czuje si臋 sama Willy. Wiedzia艂, 偶e jak b臋dzie chcia艂a i艣膰 to 偶adna si艂a i tak nie zatrzyma jej w samochodzie.

    m臋偶ulek ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  118. — Nie by艂bym tego taki pewien. Strach pomy艣le膰 co si臋 stanie, kiedy staniesz si臋 艣wiadoma — za偶artowa艂. Szeroki u艣miech szybko jednak odrobine przygas艂. Zerka艂 na Willow w oczekiwaniu na to, co odpowie. B臋dzie z艂a, 偶e w og贸le wtr膮ca艂 si臋 w temat jej studi贸w? Naprawd臋 nie mia艂 na my艣li nic z艂ego i nie chcia艂 sugerowa膰, 偶e ma z czego艣 ca艂kowicie zrezygnowa膰, chcia艂 po prostu, aby odrobine zwolni艂a. Tylko troch臋. Ta chwila jej milczenia, wydawa艂a mu si臋 rozci膮ga膰 w niesko艅czono艣膰, bo ostatnie czego pragn膮艂 w tym momencie to denerwowanie swojej ci臋偶arnej 偶ony, kt贸ra ledwo co opu艣ci艂a szpital, bo wybuchu przez kt贸ry pozosta艂a z jedn膮 nerk膮. Tak, denerwowanie jej nie by艂o jego zamiarem. O ile Willow naprawd臋 by艂a 艂agodnym typem osoby, wiedzia艂, 偶e w przypadku zbytniego narzucania jej swojej woli, mog艂oby doj艣膰 do k艂贸tni. Liczy艂, 偶e tak si臋 nie stanie. S艂ysz膮c wi臋c padaj膮ca z jej ust odpowied藕… By艂 w ma艂ym szoku. Nie spodziewa艂 si臋 tak spokojnej odpowiedzi.
    — My艣l臋, 偶e to bardzo rozs膮dne — u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie — czy na pewno rozmawiam z Willow Murphy? — Spyta艂 z u艣miechem. Musia艂 przyzna膰, 偶e podoba艂a mu si臋 jej propozycja. Gdyby tylko nie prowadzi艂 samochodu, obj膮艂by j膮 mocno i pokaza艂, jak bardzo jest wdzi臋czny. Pokiwa艂 g艂ow膮 z entuzjazmem — pewnie, nie 艣mia艂bym sugerowa膰, 偶e masz zrobi膰 sobie przerw臋 w nauce. Nie chcia艂bym tego dla ciebie. Wiem ile te studia dla ciebie znacz膮 — kontynuowa艂, a na jego twarzy nadal go艣ci艂 u艣miech. Nie m贸g艂 nic poradzi膰 na to, 偶e 艣wiadomo艣膰 i偶 jego 偶ona odpowiedzialnie chce podej艣膰 do ci膮偶y i dbania o siebie wprawia艂a go w pozytywny humor. Przytakiwa艂 g艂ow膮 na jej s艂owa, daj膮c zna膰, 偶e jej s艂ucha i w zasadzie dla niego wszystko, co pada艂o z jej ust brzmia艂o dobrze. Wr臋cz bardzo dobrze.
    — Tak, tak — westchn膮艂 — mam nadziej臋, 偶e wbrew wszystkiemu szybko wr贸cimy do domu — powiedzia艂 z lekkim u艣miechem. Waszyngton kojarzy艂 si臋 z wszystkim, co najgorsze. Kiedy艣 kocha艂 te miasto, jednak wystarczy艂o jedno wydarzenie, aby pr臋dko przesta艂 nazywa膰 je domem i drugie, aby w jednej chwili je znienawidzi艂. Kolejny raz z u艣miechem skin膮艂 g艂ow膮. Sam nie wiedzia艂 dlaczego Alaska tak bardzo siedzia艂a mu w g艂owie. Jej dziko艣膰? 艢wiadomo艣膰, 偶e wci膮偶 pozostawa艂a taka nietkni臋ta przez cz艂owieka? By膰 mo偶e. Nie potrafi艂 tego wyt艂umaczy膰, ale chcia艂 si臋 tam znale藕膰. Niekoniecznie natychmiast, ale chcia艂 — w koperty i nie tylko, je偶eli b臋dziesz mia艂a ochot臋 skarbie — przytakn膮艂.
    Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i spojrza艂 na Willow.
    — My艣l臋, 偶e gdy b臋dziemy daleko st膮d, b臋dzie 艂atwiej — mrukn膮艂, odwzajemniaj膮c mocniejszy 艣cisk d艂oni.
    Wiedzia艂, 偶e tak w艂a艣nie b臋dzie, chocia偶 szczerze wola艂by, aby zosta艂a po prostu w samochodzie. Po zaparkowaniu samochodu wysiad艂 i lekko pokr臋ci艂 g艂ow膮, gdy wspomnia艂a, 偶e m贸g艂by kupi膰 nie to, co chcia艂a. W sumie, istnia艂o takie prawdopodobie艅stwo.
    — Wiedzia艂em — westchn膮艂 — ty chyba po prostu nie umiesz wysiedzie膰 z tym swoim seksownym ty艂kiem w jednym miejscu, hm? — Spyta艂, obchodz膮c samoch贸d, aby pom贸c jej z wyj艣ciem z niego. Uni贸s艂 brew, od razu przestraszony, 偶e co艣 si臋 sta艂o z ran膮 po operacji. — Co si臋 dzieje skarbie? — Spyta艂, pod膮偶aj膮c wzrokiem za ni膮. Nie wygl膮da艂a, jakby co艣 j膮 bola艂o, ale mia艂 wra偶enie, 偶e odrobin臋 po艣ladka, co mu si臋 nie podoba艂o — Willy? Co si臋 dzieje? — Spyta艂, uk艂adaj膮c d艂onie na jej ramionach i przytrzymuj膮c j膮, bo nie mia艂 poj臋cia czy za chwile mu nie opadnie z si艂 i przypadkiem nie zemdleje.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsu艅
  119. — Ju偶 przewidujesz moje obawy — za艣mia艂 si臋 cicho — mo偶esz by膰 krok przede mn膮 — stwierdzi艂 nadal z rozbawieniem — w ko艅cu czym s膮 wyuczone praktyki w por贸wnaniu do wrodzonego geniuszu.
    Nadal nie m贸g艂 wyj艣膰 z nie tyle podziwu, co zaskoczenia. Przyzwyczai艂a go do tego, 偶e to uczelnia i szpital s膮 najwa偶niejsze. Nigdy nie czu艂 si臋 zrzucony na sadzy plan, rozumia艂, 偶e mia艂a wizj臋 swojej przysz艂o艣ci i musia艂a co艣 po艣wieci膰, aby p贸藕niej m贸c cieszy膰 si臋 z tego co osi膮gn臋艂a. Akceptowa艂 to. Nie mia艂by te偶 nic przeciwko, gdyby nadal chcia艂a czynnie ucz臋szcza膰 w zaj臋ciach, po prostu mia艂by nadziej臋, 偶e zmniejszy odrobin臋 ilo艣膰 godzin. By艂 pewien, 偶e osoby odpowiedzialne za praktyki zgodzi艂yby si臋 na takie uk艂ad.
    — Jak dobrze, 偶e zd膮偶yli艣my zmieni膰 twojego nazwisko — za艣mia艂 si臋 — chocia偶 Mahoney nie by艂a taka z艂a — zauwa偶y艂 — mam nadziej臋, 偶e nagle ca艂kiem jej nie wykopa艂a艣. Jakby nie by艂o to w艂a艣nie j膮 pokocha艂em. Nie 偶ebym zach臋ca艂 ci臋 do bycia upart膮 g贸wniar膮, chocia偶 nie u偶y艂bym takich s艂贸w — stwierdzi艂 nadal si臋 cicho 艣miej膮c — tak czy siak, ciesz臋 si臋, 偶e stawiasz przede wszystkim siebie i swoje zdrowie — doda艂 dla jasno艣ci. Odwzajemni艂 jej u艣miech i przechyli艂 lekko g艂ow臋 — nie b臋d臋 ci臋 przed niczym powstrzymywa艂. Wiem, 偶e potrafisz o siebie dba膰 — w ko艅cu Larry w pewnym momencie znikn膮艂 z jej 偶ycia, przesta艂 by膰 tym bratem, kt贸rego zna艂a i kt贸ry si臋 ni膮 opiekowa艂, a mimo wszystko wysz艂a na ludzi. Nie m贸g艂 powiedzie膰 o niej z艂ego s艂owa i o tym co do tej pory osi膮gn臋艂a. Widzia艂, jak wiele pracy, serca i wysi艂ku wk艂ada艂a w swoj膮 edukacje. I podziwia艂 to. On na studiach te偶 po艣wi臋ca艂 du偶o czasu nauce, jednak to by艂o nic w por贸wnaniu do tego co robi艂a ona.
    — Wiem — wyszepta艂, bo on sam najch臋tniej wsiad艂by w samoch贸d i pojecha艂 prosto do domu. Do Nowego Jorku, bo to tam by艂o ich miejsce. Odpowiedzialno艣膰 jednak wygrywa艂a t臋 bitw臋. Zw艂aszcza, 偶e nie by艂 sam. Mia艂 偶on臋 i spodziewali si臋 dziecka. Musia艂 by膰 rozwa偶ny. — Jak tylko b臋dziemy mogli od razu wracamy do NY.
    Obserwowa艂 uwa偶nie jej zachowanie i coraz mniej mu si臋 to podoba艂o. Nie m贸g艂 pozwoli膰 na to, aby co艣 jej si臋 sta艂o.
    — Jestem przy tobie — wyszepta艂, obejmuj膮c j膮 ramionami. U艂o偶y艂 d艂onie na jej plecach i przyci膮gn膮艂 ostro偶nie do siebie, aby czu艂a ca艂膮 sob膮 oparcie w nim. — Oddychaj skarbie — wyszepta艂, a nast臋pnie wykona艂 g艂臋boki wdech, maj膮c nadzieje, 偶e Willy powt贸rzy to za nim — i wypuszczamy — doda艂, prezentuj膮c, jedn膮 z uspokajaj膮cych metod oddechowych, kt贸r膮 zna艂. Mia艂 nadzieje, 偶e jej pomo偶e chocia偶 w minimalnym stopniu. Potrafi艂 zrozumie膰 jej strach. Dlatego nie potrafi艂 jej zapewni膰, 偶e nie grozi im 偶adne niebezpiecze艅stwo. W ratuszu te偶 nie podejrzewa艂, aby mia艂o si臋 cokolwiek przytrafi膰, a jednak, jaki艣 idiota pod艂o偶y艂 tam bomb臋. — Przy mnie jeste艣 bezpieczna — wyszepta艂 cicho, nie przestaj膮c g艂adzi膰 jej plec贸w — nie musimy tam i艣膰 — wyszepta艂 — ale nie mo偶emy si臋 zamkn膮膰 w czterech 艣cianach… Sama m贸wi艂a艣, 偶e nie chcesz, abym ci臋 trzyma艂 w zamkni臋ciu — powiedzia艂 najbardziej spokojnym i 艂agodnym tonem na jaki by艂o go sta膰 — mo偶e poszukamy czego艣 mniejszego, hm? Metod膮 ma艂ych krok贸w — zaproponowa艂, nie maj膮c poj臋cia czy to by艂o dobrym rozwi膮zaniem. Nie chcia艂 w niej przecie偶 umacnia膰 strachu.

    ❤️馃洝️

    OdpowiedzUsu艅
  120. Za艣mia艂 si臋 na jej s艂owa. Wola艂 jednak, aby faktycznie nie zacz臋艂a si臋 interesowa膰 za bardzo tym, czym nie powinna. Kiedy艣 praca dla fbi by艂a tym, czego pragn膮艂 z ca艂ego serca. Nie widzia艂 siebie w 偶adnym innym miejscu. Kiedy dosta艂 si臋 do biura 艣ledczego, by艂 zachwycony. Czu艂, 偶e jego 偶ycie toczy si臋 torem, o kt贸rym marzy艂 niemal od zawsze. Nie spodziewa艂 si臋 jednak, 偶e spe艂nienie tych marze艅 b臋dzie mia艂o tak gorzki posmak. Z drugiej strony to wszystkie dokonane przez lata decyzje doprowadzi艂y go do miejsca, w kt贸rym znajdowa艂 si臋 obecnie i z kt贸rego wcale nie chcia艂 si臋 rusza膰. By艂 zadowolony z 偶ycia z Willow. Oczywi艣cie, gdyby da艂o si臋 omin膮膰 wszystkie nieszcz臋艣liwe wydarzenia, kt贸re musia艂y mie膰 miejsce przed, by艂oby znacznie 艂atwiej, lepiej, ale w贸wczas uderza艂a w niego my艣l, czy by艂by tym samym Blake’em czy Willow by艂aby t膮 sam膮 Willow? Dlatego musia艂 przesta膰 rozmy艣la膰 o przesz艂o艣ci i jakichkolwiek jej alternatywnych wersjach. Tak, zdecydowanie musia艂 skupi膰 si臋 tylko na tera藕niejszo艣ci, bo to przecie偶 ona mia艂a najwi臋kszy znaczenie. Zw艂aszcza, 偶e Willy by艂a teraz jego 偶on膮, a w dodatku matk膮 ich dziecka. Nosi艂a pod swoim sercem ich ma艂ego cz艂owieka. Rozmy艣lanie o czymkolwiek innym ni偶 obecna chwila by艂o g艂upot膮 i marnotrawstwem czasu.
    — W porz膮dku — u艣miechn膮艂 si臋 do dziewczyny. Ju偶 mia艂 zapyta膰, za co mu dzi臋kuj臋, ale go uprzedzi艂a. Dlatego tylko si臋 u艣miechn膮艂 i mocno ja do siebie przytuli艂, chocia偶 nie by艂o to takie 艂atwe, gdy znajdowa艂a si臋 na fotelu obok i w dodatku nie chcia艂 zrobi膰 jej 偶adnej krzywdy — zdecydowanie — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu — i to musia艂o by膰 co艣 naprawd臋 wielkiego. Inaczej nie by艂oby szans na nasze spotkanie — doda艂 rozbawiony, ale spowa偶nia艂 po us艂yszeniu jej s艂odkiego wyznania — ja ciebie te偶 — szepn膮艂, ca艂uj膮c j膮 w czubek g艂owy.
    Wiele by da艂, aby po prostu mogli trwa膰 w swojej szcz臋艣liwej ba艅ce, nie przejmuj膮c si臋 偶adnymi problemami. Po prostu ciesz膮c si臋 sob膮, swoim szcz臋艣ciem i tym, co mieli. 呕yj膮c wolno od wszelkich trosk i zmartwie艅.
    — Nie przepraszaj — wyszepta艂, trzymaj膮c d艂onie na jej ramionach. Nie lubi艂, kiedy to robi艂a. Zw艂aszcza kiedy przeprasza艂a za co艣 na co nie mia艂a wp艂ywu. — I nie m贸w tak o sobie, Willy. Nie jeste艣 — wyszepta艂 cicho, przyciskaj膮c wargi do jej czo艂a, jedna d艂oni膮 wci膮偶 trzymaj膮c na jej ramieniu, a druga powoli, uspokajaj膮co g艂adz膮c plecy — to jest co艣, za co nie odpowiadasz, skarbie. Prze偶y艂a艣 tyle strasznych rzeczy, to normalne. Ka偶dy z nas ma jakie艣 granice — m贸wi艂 niemal wprost do jej ucha. Obserwowa艂 j膮 uwa偶nie, gotowy do tego, aby chwyci膰 j膮 w ramiona i wsadzi膰 z powrotem do samochodu. Nie chcia艂 jednak, aby to ucieczka by艂a pierwszym odruchem. Zw艂aszcza, 偶e chcia艂a spr贸bowa膰. By艂 po prostu… uwa偶ny. Skoncentrowany na niej. Zacisn膮艂 palce na jej d艂oni i u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie.
    — Spaghetti jest okej — pokiwa艂 g艂ow膮 — ale wzi膮艂bym te偶 co艣 na domow膮 pizz臋. W艂asnor臋cznie zrobiony fastfood to nie fastfood. We藕miemy rukol臋 i b臋dzie zdrowo — za艣mia艂 si臋, dotrzymuj膮c tempa Willy. Zerkn膮艂 na ni膮, gdy znale藕li si臋 przy wej艣ciu do sklepu, nie chc膮c jej przypadkiem ci膮gn膮膰 do wn臋trza na si艂臋. — Mo偶emy tez kupi膰 jakie艣 warzywa i hummus. Zdrowa wersja chips贸w do filmu — oznajmi艂 — bo mo偶e w艂a艣nie to zrobimy po powrocie? Zjemy, a p贸藕niej w艂膮czymy jaki艣 film?

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  121. Nie zamierza艂 wypu艣ci膰 jej ze swoich obj臋膰 tak d艂ugo, dop贸ki nie b臋dzie pewien, 偶e Willow jest na to gotowa. Widzia艂, jak oddycha艂a g艂臋boko i kiwa艂 przy tym delikatnie g艂ow膮, oddychaj膮c wraz z ni膮. Licz膮c na to, 偶e w ten spos贸b b臋dzie jej po prostu 艂atwiej skupi膰 si臋 przede wszystkim, w艂a艣nie na oddychaniu.
    Nie wiedzia艂, jak ma skomentowa膰 jej s艂owa tak, aby nie zrozumia艂a go 藕le lub aby przypadkiem nie pogorszy膰 tylko sytuacji. Tak, przede wszystkim w tym momencie martwi艂 si臋 tym, 偶e atak m贸g艂by si臋 nasili膰 lub wr贸ci膰. Tego wola艂 unikn膮膰.
    — S膮 rzeczy niezale偶ne od nas — powiedzia艂 w ko艅cu cicho. Oboje dobrze wiedzieli, 偶e tak jest. Wiele razy ju偶 takie niezale偶ne sytuacje ich spotyka艂y. Zawsze sobie radzili. Nie w膮tpi艂 w to, 偶e Willy i tym razem stawi czo艂a sytuacji. Martwi艂 si臋 jednak tym, jak cz臋sto ataki b臋d膮 si臋 powtarza膰. Wiedzia艂, 偶e chodzi艂a na terapi臋. Zastanawia艂 si臋 w tej chwili nad tym, jaki post臋p uda艂o jej si臋 zrobi膰 od pocz膮tku do czasu 艣wi膮t, gdy ponownie spotka艂o j膮 co艣 z艂ego. Znowu zosta艂a porwana… A teraz ten pieprzony wybuch.
    On sam nie my艣la艂 w og贸le o l臋ku, dlatego, 偶e skupia艂 wszystkie swoje emocje na Willow. Poza tym by艂 by艂ym agentem fbi. To nie tak, 偶e takie rzeczy nie robi艂y na nim wra偶enia, 偶e nie martwi艂 si臋 o siebie czy 偶on臋. Umia艂 nad tym zapanowa膰, a przynajmniej w艂a艣nie tak mu si臋 wydawa艂o.
    Kiedy znale藕li si臋 w sklepie, czu艂 na swojej d艂oni jej mocno zaci艣ni臋te palce. Gada艂 o jedzeniu, ale tak naprawd臋 ciagle na ni膮 spogl膮da艂, jakby wyczekuj膮c momentu, w kt贸rym ponownie przytrafi si臋 atak paniki.
    — W takim razie szpinak — pokiwa艂 g艂ow膮 — wa偶ne, 偶eby by艂a odrobine zdrowsza — stwierdzi艂 — mo偶emy doda膰 inne warzywa, papryk臋, kukurydze… b臋dzie konkretna — wzruszy艂 lekko ramionami, ciagle to robi膮c. M贸wi膮c o jednym, skupiaj膮c si臋 na drugim. Pokiwa g艂ow膮 na lody, si臋gaj膮c po wspomniane wcze艣niej papryki — mo偶emy wzi膮膰 wszystko na co masz ochot臋, kr贸liczku — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu, poruszaj膮c przy tym brwiami, zw艂aszcza, gdy us艂ysza艂 o opasce — my艣la艂em, 偶e b臋dziemy musieli troch臋 poczeka膰, ale… Je偶eli czujesz si臋 dobrze i nie boli ci臋 rana, w zasadzie… cholera od odrobiny seksu nikomu jeszcze nic si臋 nie sta艂o, prawda? — Wyszepta艂 cicho, uk艂adaj膮c d艂onie na jej biodrach i pog艂adzi艂 je powolnie. Nie przejmowa艂 si臋 tym, 偶e s膮 w sklepie. Poza tym nie robili 偶adnych 艣wi艅stw, a m贸wi艂 tak cicho, 偶e jedynie Willy mog艂a go us艂ysze膰 — chcesz mi opowiedzie膰, co by艣 chcia艂a z ni膮 i ze mn膮 zrobi膰? — Spyta艂, zak艂adaj膮c, 偶e skoncentrowanie my艣li na czymkolwiek innym z pewno艣ci膮 jej pomo偶e, poza tym, to ona zacz臋艂a. Nie czu艂 si臋 winny, 偶e si臋gn膮艂 po seks w tym przypadku. Poza tym… Kurwa, nie by艂o momentu, w kt贸rym nie by艂by napalony na swoj膮 偶on臋, na swoj膮 urocz膮 Willy, kt贸rej najch臋tniej w og贸le nie wypuszcza艂by z sypialni, gdyby nie obowi膮zki i doros艂e 偶ycie. — Bo ja bym z ch臋ci膮 pos艂ucha艂 — szepn膮艂, muskaj膮c wargami jej ucho, a nast臋pnie odsun膮艂 si臋 odrobin臋. Chwyci艂 pierwsze z brzegu warzywo, po kt贸re by艂 w stanie si臋gn膮膰 i wrzuci艂 je do koszyka, nawet nie patrz膮c, co w艂a艣ciwie bierze.
    — Lody b臋d膮 tam — mrukn膮艂, patrz膮c w stron臋 z lod贸wkami i zamra偶arkami — truskawkowe, tak?

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  122. Je偶eli z jakiego艣 szalonego powodu uwa偶a艂a, 偶e pokazanie swojemu m臋偶owi swojej s艂abej strony wp艂ynie negatywnie na to, co pomi臋dzy nimi by艂o, to Willow znajdowa艂a si臋 w b艂臋dzie. Blake nie m贸g艂 jej tego jednak u艣wiadomi膰, bo nie mia艂 poj臋cia, co dok艂adnie siedzia艂o w g艂owie jego uroczej ma艂偶onki.
    M贸g艂 po prostu przy niej by膰 i na bie偶膮co wspiera膰 w tym, co widzia艂, co w艂a艣nie si臋 dzia艂o.
    Dlatego zastosowa艂 jej taktyk臋 skupiania si臋 na zakupach, rozmowie o jedzeniu i o tym, co sobie przygotuj膮, gdy znajd膮 si臋 ju偶 w domu.
    — Jak tak mo偶na — mrukn膮艂, gdy oznajmi艂a, 偶e nie lubi kukurydzy. Spojrza艂 na ni膮 i tylko pokr臋ci艂 delikatnie g艂ow膮, a na jego ustach pojawi艂 si臋 lekki u艣mieszek — z tego co pamietam, to w taco w og贸le ci nie przeszkadza艂a — zauwa偶y艂, a na jego twarzy wci膮偶 go艣ci艂 ten niewinny u艣miech, kt贸ry jawi艂 si臋 na niej, gdy w jaki艣 spos贸b podszed艂 Willy.
    Wywr贸ci艂 oczami, gdy wspomnia艂a o ananasie. Co jak co, ale to by艂o blu藕nierstwo — owoce nie maj膮 prawa pojawi膰 si臋 na pizzy. Kukurydza to co innego, poza tym skarbie, pizza to narodowe danie W艂och贸w, moje ameryka艅skie obywatelstwo nie ma z ni膮 nic wsp贸lnego — doda艂 dla jasno艣ci, zamierzaj膮c wrzuci膰 do koszyka puszk臋 konserwowej kukurydzy czy to podoba艂o si臋 brunetce, czy nie — czyli rezygnujemy ze spaghetti na rzeczy pizzy? Czy masz ochot臋 na jedno i drugie? — Wola艂 dopyta膰, aby zaraz nie wyszed艂 z braku sk艂adnik贸w na kt贸re艣 danie konflikt. Wiedzia艂, a偶 za dobrze jak ci臋偶arna kobieta potrafi艂a by膰 wkurzona, gdy zabrak艂o jedzenia, na kt贸re mia艂a ochot臋, a Willy w pierwszej kolejno艣ci wspomina艂a o makaronie — jak wiesz, twoje s艂owo jest dla mnie rozkazem i dzisiaj mo偶emy zrobi膰 nawet oba Dania. Wyj膮tkowo — za艣mia艂 si臋 — niewa偶ne, wa偶ne, 偶e do ciebie pasuje. Zw艂aszcza, kiedy trzymasz w d艂oniach warzywa i tak je w膮chasz — stwierdzi艂 z rozbawieniem.
    U艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust, gdy powiedzia艂a na g艂os, co takiego mo偶e robi膰. Nie musia艂 nawet specjalnie my艣le膰 o tym co powiedzia艂a, a jego penis drgn膮艂 delikatnie zamkni臋ty w spodniach i bieli藕nie. Zamrucza艂 cicho, zaciskaj膮c d艂onie na jej ciele odrobin臋 mocniej.
    — Mhm — westchn膮艂, nie mia艂 nic przeciwko niespodziankom, ale nie by艂by wcale obra偶ony , gdyby zechcia艂a mu cokolwiek powiedzie膰 — tak chcesz si臋 bawi膰 — stwierdzi艂 z nutk膮 偶alu s艂yszalna w jego g艂osie. Za艣mia艂 si臋 cicho i nim wypu艣ci艂 j膮 ze swoich ramion, przycisn膮艂 delikatnie do siebie, aby mia艂a 艣wiadomo艣膰, co dzia艂o si臋 w jego spodniach.
    Uni贸s艂 brew, u艣miechaj膮c si臋.
    — Wsz臋dzie to znaczy gdzie? — Spyta艂, bo by艂 ciekawy co takiego czytywa艂a jego 偶ona — nie wiem, ale jestem pewien, 偶e poza deserem na pewno 艂膮czy si臋 to z prysznicem… Lubi臋 si臋 z tob膮 k膮pa膰, wi臋c… — wzruszy艂 lekko ramionami. Podszed艂 do niej od ty艂u, przylgn膮wszy do jej plec贸w wychyli艂 si臋 nad ni膮 i si臋gn膮艂 po to, czego szuka艂a — coraz bardziej zastanawia mnie, co siedzi w twojej 艣licznej g艂贸wce i jak bardzo b臋d臋 musia艂 nad sob膮 panowa膰, aby nie zrobi膰 ci krzywdy — wyszepta艂 do jej ucha, a nast臋pnie si臋 wyprostowa艂 i jak gdyby nigdy nic wsadzi艂 艣mietan臋 w spreyu do koszyka, chwyci艂 jego r膮czk臋 i pchn膮艂 dalej przed siebie, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co jeszcze powinni kupi膰.

    ❤️馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  123. Nie by艂 zdenerwowany, a jedynie zmartwiony i prawda by艂a taka, 偶e o Willy martwi艂 si臋 zawsze. Kochanie drugiego cz艂owieka ju偶 chyba to do siebie mia艂o, 偶e nawet w chwilach pozornego bezpiecze艅stwa i braku zagro偶enia, tak czy inaczej cz艂owiek si臋 martwi艂. 呕eby ukochanej osobie nic si臋 nie sta艂o, aby nie zachorowa艂a, 偶eby mia艂a dobry humor i nie spotka艂a jej 偶adna przykro艣膰 czy smutek. Oczywi艣cie troski dnia codziennego nijak si臋 mia艂y do tego, co ich spotka艂o, ale Blake nie by艂 zdenerwowany. Jaka szkoda, 偶e nie mogli czyta膰 sobie w my艣lach. O ile wszystko sta艂oby si臋 艂atwiejsze.
    — Zapami臋tam — wyszczerzy艂 z臋by w przebieg艂ym u艣miechu. Oczywi艣cie, 偶e zamierza艂 to kiedy艣 wykorzysta膰 przeciwko niej, gdyby uzna艂a, 偶e jednak zdrowe jedzenie jej nie smakuje. Zacz膮艂by si臋 bawi膰 w przemycanie witamin i warto艣ciowych sk艂adnik贸w jak z jedzeniem u dzieci. Zak艂ada艂 jednak, a raczej stara艂 si臋 tak pozytywnie nastawi膰, 偶e Willy nie b臋dzie mia艂a problemu ze zmiana diety na nieco zdrowsz膮. Nie wymaga艂 od niej przecie偶, aby nagle ca艂kiem rzuci艂a wszystko co niezdrowe i nagle zacz臋艂a 偶y膰 jedynie na surowych warzywach. Sk膮d偶e. Chyba, 偶e sama by tego chcia艂a. W domu oczywi艣cie by ja wspiera艂, ale pewnie gdyby tylko znikn膮艂 jej z oczu zaspokaja艂y potrzeb臋 zapchania 偶o艂膮dka wszystkim co niezdrowe. Ale jak to sama stwierdzi艂a, czego oczy nie widz膮, sercu nie 偶al. Za艣mia艂 si臋 — dzi臋kuj臋 艂askawco. Jej widok na mojej cz臋艣ci na pewno nie b臋dzie ci przeszkadza艂? — Spyta艂, unosz膮c wysoko brew — nie 偶ebym zamierza艂 z niej zrezygnowa膰. Mog臋 dla si臋 je zrobi膰 drug膮 — wzruszy艂 ramionami, bo by艂 pewien, 偶e b臋dzie w stanie zje艣膰 du偶o. Dop贸ki nie zacz膮艂 si臋 temat jedzenia, nie wiedzia艂, jak bardzo by艂 g艂odny. Za艣mia艂 si臋 weso艂o na kolejne s艂owa padaj膮ce z jej ust i spojrza艂 na ni膮 wzrokiem przepe艂nionym czu艂o艣ci膮. — Dobra, to w takim razie jakim obywatelstwem by膰 mnie uraczy艂a? Jestem naprawd臋 bardzo ciekawy — uni贸s艂 k膮cik ust, nadal zerkaj膮c na ni膮 tak, jakby by艂a ca艂ym jego 艣wiatem. W zasadzie tak w艂a艣nie by艂o. Przechyli艂 g艂ow臋, a nast臋pnie lekko ni膮 skin膮艂. Nie mia艂 nic przeciwko du偶ej ilo艣ci jedzenia tego wieczoru, zw艂aszcza, 偶e planowali sp臋dzi膰 go na ogl膮daniu netflixa… cz臋艣ciowo. Bo im d艂u偶ej s艂ucham Willow tym bardziej by艂 przekonany o tym, 偶e nie sko艅czy si臋 na samym ogl膮daniu i niewinnych przytulankach. Wiedzia艂, 偶e wytrzyma i dla zaspokojenia w艂asnej 偶膮dzy nie zrobi jej krzywdy, to by艂o oczywist膮 oczywisto艣ci膮, ale… nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, kiedy ju偶 wr贸ci do pe艂ni zdrowia, bo mia艂 wiele pomys艂贸w, co z ni膮 zrobi膰.
    Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, gdy si臋 o niego otar艂a i rozejrza艂 si臋 dooko艂a, a nast臋pnie z艂o偶y艂 na jej ustach 艂apczywy, szybki poca艂unek.
    — Szkoda, 偶e musimy doko艅czy膰 te zakupy — wychrypia艂 cicho, bo z ch臋ci膮 wyszed艂by ze sklepu od razu. Ale nie by艂 przecie偶 zwierz臋ciem. Stara艂 si臋 jednak skupi膰 na tym, aby szybko je sko艅czyli. Zw艂aszcza, kiedy si臋gaj膮c lody si臋 wypi臋艂a, a jego wzw贸d sta艂 si臋 niemal bolesny. — Zjem wszystko, co b臋dziesz chcia艂a tylko, id藕my ju偶 do kasy, skarbie — spojrza艂 na ni膮, cichy wzdychaj膮c. Gdyby by艂a zdrowa nie czeka艂by na dotarcie do domu. Zaparkowa艂by w jakiej艣 uliczce i wzi膮艂 j膮 na tylnym siedzeniu niczym nastoletni膮 mi艂o艣膰. I obieca艂 sobie, 偶e to z ni膮 zrobi, ale po powrocie do Nowego Jorku, gdy b臋dzie na tyle sprawna, a ci膮偶owy brzuszek wci膮偶 na tyle ma艂y, aby bez problemu mogli si臋 gimnastykowa膰.
    — Doprowadzasz mnie do stanu, w kt贸rym zaraz zaczn臋 b艂aga膰 o to, aby艣my ju偶 wr贸cili — oznajmi艂, bior膮c g艂臋boki oddech, aby chocia偶 odrobine si臋 uspokoi膰.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  124. — W takim razie b臋d膮 dwie — stwierdzi艂. Skoro ju偶 i tak pad艂o na pizz臋 nie robi艂o mu wi臋kszej r贸偶nicy czy ciasta b臋dzie mia艂o starczy膰 na jedn膮, czy dwie. R臋ce b臋dzie mia艂 pobrudzone w dok艂adnie taki sam spos贸b — przynajmniej nie b臋dziesz musia艂a si臋 martwi膰, 偶e kukurydza sturla si臋 na twoj膮 cz臋艣膰 — zauwa偶y艂 z lekkim u艣miechem na twarzy.
    By艂 naprawd臋 ciekawy tego, do jakiego kraju go przypisze, ale bardziej by艂 ciekawy ju偶 samego uzasadnienia ni偶 samej narodowo艣ci tak w艂a艣ciwie. By艂o to bowiem ciekawe, jak widzi go ukochana. Poszerzy艂 u艣miech, ruszaj膮c przy tym przytakuj膮co g艂ow膮.
    — Uwa偶asz, 偶e m贸j gust kulinarny jest beznadziejny tak? — Uni贸s艂 wysoko brew, chocia偶 nie umkn臋艂o jego uwadze, jak poruszy艂a udami — mog臋 spr贸bowa膰 m贸wi膰 z tym ich akcentem, chocia偶 nie rozumiem tej fascynacji — oznajmi艂, pr贸buj膮c przybra膰 brytyjski akcent, ale c贸偶… by艂 pewien, 偶e nie tego oczekiwa艂a brunetka. Zaciekawi艂a go jednak t膮 Kanad膮 i zacz膮艂 przys艂uchiwa膰 si臋 uwa偶niej jej s艂owom, potakuj膮c przy tym. Chyba trafi艂a w samo sedno. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e zapyta o to samo. Dlatego spojrza艂 na ni膮, uwa偶nie lustruj膮c j膮 od st贸p do g艂贸w, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, do jakiej narodowo艣ci by pasowa艂a.
    — Patrz膮c na twoje zami艂owanie do tej t艂ustej Ameryka wydaje si臋 pasowa膰 perfekcyjnie — powiedzia艂 z delikatnym u艣miechem, ale po chwili przechyli艂 g艂ow臋 w bok — chocia偶 tw贸j temperament pasuje do jakiej艣 po艂udniowej narodowo艣ci… Co艣 jak W艂ochy, Hiszpania? S艂ysza艂em, 偶e W艂oszki s膮 艣wietnymi kochankami, wi臋c wszystko by si臋 zgadza艂o — stwierdzi艂, u艣miechaj膮c si臋 k膮cikiem ust.
    Wzi膮艂 g艂臋boki oddech. Musia艂 nad sob膮 panowa膰, powtarzaj膮c sobie kt贸ry艣 raz, 偶e przecie偶 potrafi to zrobi膰. Dlatego nie przyciska艂 jej d艂u偶ej do siebie, pozwalaj膮c jej na odsuni臋cie si臋. Wzi膮艂 raz jeszcze g艂臋boki oddech i spojrza艂 na ni膮, u艣miechaj膮c si臋 k膮cikami ust.
    — Zn臋casz si臋 nade mn膮 — stwierdzi艂, ale grzecznie ruszy艂 dalej, trzymaj膮c koszyk i spogl膮daj膮c, co tak w艂a艣ciwie Willy do niego wrzuca. Liczy艂 na to, 偶e skupienie si臋 na produktach spo偶ywczych odci膮gnie jego my艣li od seksu. Na marne, bo gdy tylko zerka艂 do koszyka w oczy rzuca艂a mu si臋 przede wszystkim bita 艣mietana…
    Uni贸s艂 wysoko brwi, obie, gdy go uszczypn臋艂a i spojrza艂 na ni膮 znacz膮co. Tego si臋 nie spodziewa艂.
    — Masz szcz臋艣cie — odpowiedzia艂 cicho, a jej blisko艣膰 sprawia艂a, 偶e jego g艂os dr偶a艂 — ju偶 mia艂em m贸wi膰, 偶e jeste艣 okrutna, ale w艂a艣nie si臋 uratowa艂a艣 — zaci膮gn膮艂 si臋 jej zapachem, obieraj膮c w ko艅cu upragniony kierunek do kas.
    Sta艂 czekaj膮c, a偶 nastanie ich kolej, spogl膮daj膮c na kasjerk臋, jakby dzi臋ki temu mia艂a zacz膮膰 pracowa膰 sprawniej i szybciej. Pragn膮艂 ju偶 wrzuci膰 siatki do baga偶nika i ruszy膰 z piskiem opon tylko po to, aby po chwili si臋 dobra膰 do swojej 偶ony.
    Opar艂 brod臋 o czubek jej g艂owy, ale tylko na chwile. Utkwi艂 spojrzenie w dziewczynie i u艣miechn膮艂 si臋, wydaj膮c z siebie hm? i czekaj膮c, a偶 powie co艣 wi臋cej.
    — W sumie prawda, nie pomy艣la艂em o tym — zamrucza艂 — ale prawdziw膮 noc po艣lubna zafundujemy dobie ju偶 w Nowym Jorku, gdy nie b臋d臋 musia艂 si臋 ba膰, 偶e ci臋 uszkodz臋 — wbi艂 w ni膮 ciemne spojrzenie, przygryzaj膮c warg臋, zastanawia艂 si臋 nad odpowiedzi膮 — mamy ju偶 zaliczon膮 kuchni臋, salon i tw贸j pok贸j — wymieni艂, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, jakie jeszcze pomieszczenie im zosta艂o — mamy do wyboru schody, pomieszczenie gospodarcze i 艂azienk臋, pomin膮艂em co艣? — Spyta艂, z ulg膮 od odnotowuj膮c, 偶e klient przed nimi wa艣nie p艂aci艂, wi臋c nadesz艂a w ko艅cu kolej na nich — schody albo 艂azienka — wyszepta艂 cicho do jej ucha — chyba powinna艣 da膰 rad臋, hm?

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  125. Cieszy艂 si臋, gdy mogli w ko艅cu wr贸ci膰 do miejsca, kt贸re naprawd臋 uwa偶a艂 ju偶 za sw贸j dom. O Waszyngtonie dawno przesta艂 my艣le膰 w ten spos贸b i bez problemu odnalaz艂 si臋 w Nowym Jorku. Zw艂aszcza teraz, gdy zamieszka艂 razem z Willy, a w dodatku spodziewali si臋 swojego male艅stwa. Odk膮d wr贸cili, mia艂 wra偶enie, 偶e wszystko wskoczy艂o na odpowiednie miejsce. Nie wraca艂 cz臋sto wspomnieniami do wydarze艅 ze stolicy. Skupia艂 si臋 na tera藕niejszo艣ci i tylko uszkodzone oko przypomina艂o o wydarzeniach, kt贸re mia艂y miejsce kilka tygodni temu.
    Nadal nie by艂 przekonany w stu procentach, co do tego, czym chcia艂by si臋 zajmowa膰. Chocia偶 propozycji Willow pocz膮tkowo nie bra艂 na powa偶nie pod uwag臋, tak im d艂u偶ej si臋 nad tym zastanawia艂… By膰 mo偶e mia艂o to sens. Zacz膮艂 rozwa偶a膰 r贸wnie偶 ca艂kowite przebran偶owienie si臋 na mechanika samolot贸w, orientowa艂 si臋 ju偶 w kursach, jakie musia艂by zrobi膰, w czym musia艂by si臋 doszkoli膰… Tyle, 偶e nadal nie by艂 pewien, kt贸ry z tych pomys艂贸w bardziej mu si臋 podoba. M贸wi艂 sobie, 偶e ma jeszcze troch臋 czasu, ale im d艂u偶ej si臋 nad tym zastanawia艂 zaczyna艂 czu膰 wi臋kszy m臋tlik w g艂owie. I chyba wola艂by, aby to sam los zdecydowa艂 za niego, co ma dalej robi膰 w swoim 偶yciu.
    Zamrucza艂, gdy Willow ponownie znalaz艂a si臋 w 艂贸偶ku i wtuli艂a si臋 w niego. Otworzy膰 delikatnie powiek臋, ale ju偶 po chwili j膮 zamkn膮艂 i ponownie wyda艂 z siebie cichy, nieco zaspany pomruk. Zarzuci艂 na ni膮 d艂o艅, powoli przekr臋caj膮c si臋 przodem do niej.
    — Co jestem? — Spyta艂, bo wci膮偶 by艂 zaspany i tak naprawd臋 nie by艂 gotowy na ca艂kowit膮 pobudk臋. Kiedy wspomnia艂a o 偶elu, postanowi艂 w ko艅cu otworzy膰 oczy. Przesun膮艂 d艂o艅 na jej brzuchu i delikatnie go pog艂adzi艂. — Dlaczego dr臋czysz mamusie? — Spyta艂 — i dlaczego nie lubisz tatusia? P贸藕niej b臋dziesz chcia艂o baby Murphy si臋 bawi膰 i wydurnia膰, a ja ci przypomn臋, co robi艂e艣 mamusi — wymamrota艂 nadal zasypanym g艂osem, chocia偶 zdecydowanie Willy go rozbudzi艂a.
    — Zrobi膰 ci herbaty? Albo czego艣 lekkiego do jedzenia? — Zaproponowa艂, gotowy do zerwania si臋 z 艂贸偶ka i faktycznie us艂ugiwania jej. Zamierza艂 spe艂ni膰 ka偶d膮 jej zachciank臋 i sprawi膰, aby te z艂e samopoczucie jak najszybciej jej min臋艂o, a je偶eli tak si臋 nie stanie, to 偶eby jej chocia偶 troch臋 ten czas umili膰. — Albo 偶yczy膰 sobie czegokolwiek? Mo偶e chcesz wyj艣膰 na spacer? — Proponowa艂 wszystko, co zaczyna艂o przychodzi膰 mu do g艂owy — 艣wie偶e powietrze mo偶e ci lepiej zrobi. Oh mo偶e cukierki imbirowe? Pono膰 dzia艂aj膮 艣wietnie na md艂o艣ci, a migda艂y na zgag臋 — powiedzia艂, nie przestaj膮c g艂adzi膰 jej brzucha — masz dzisiaj wolne? Musz臋 w ko艅cu zapami臋ta膰 tw贸j grafik — doda艂 z u艣miechem — kiedy masz kolejna wizyt臋 u lekarza? — Zagadn膮艂, przez to, 偶e chwilowo nie zajmowa艂 si臋 prac膮, wszystkie dni zlewa艂y mu si臋 w jedno i 艂atwo zapomina艂, jaki jest dzie艅, co jest w planach i generalnie mia艂 wra偶enie, 偶e trwa po prostu jaki艣 super d艂ugi weekend, kt贸ry Willy czasami przerywa艂a swoimi obowi膮zkami.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  126. — S艂u偶膮cym… Skoro musz臋 — u艣miechn膮艂 si臋 niby ze zbola艂膮 min膮, ale tak naprawd臋 nie mia艂 nic przeciwko temu. 艢mia艂o m贸g艂 powiedzie膰, na ten moment, 偶e z wielk膮 przyjemno艣ci膮 si臋 nim stanie.
    Spojrza艂 na Willy i pokiwa艂 twierdz膮co g艂ow膮, a po chwili przeni贸s艂 wzrok z powrotem na jej brzuch. — Mama i tata graj膮 w jednej dru偶ynie, zapami臋taj to sobie — zwr贸ci艂 si臋 ponownie do ich dziecka, a u艣miech nie schodzi艂 z jego twarzy. Z jednej strony nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, kiedy nadejdzie termin rozwi膮zania i b臋d膮 mogli cieszy膰 si臋 swoim ma艂ym cudem, a z drugiej strony chcia艂by ten czas oczekiwania przeci膮gn膮膰 maksymalnie w czasie, bo wiedzia艂, 偶e jedno i drugie ma w sobie co艣 niemal magicznego. — Gorzej, jak to wy zawrzecie sojusz przeciwko mnie. Wtedy tata si臋 wkurzy — mrugn膮艂 do Willy — wi臋c koniec z nielubieniem zapachu taty, jasna sprawa? Mama go bardzo lubi艂a do tej pory, a tata chcia艂by mam臋 przytula膰 bez ko艅ca — westchn膮艂, przenosz膮c teraz ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na Willy. R臋k臋 wci膮偶 trzyma艂 na brzuchu i delikatnie sun膮艂 po nim palcami, ale na ten moment to jego ma艂偶onka by艂a t膮 osob膮, na kt贸rej si臋 koncentrowa艂.
    — Nie mam nic przeciwko — u艣miechn膮艂 si臋 — zaproponowa艂bym obiad do tego spaceru gdzie艣 na mie艣cie, ale… — zerkn膮艂 na jej brzuch — o tym chyba b臋dziemy decydowa膰 na bie偶膮co, co?
    Wychyli艂 si臋, aby musn膮膰 delikatnie warg brunetki, ale szybko si臋 odsun膮艂, bo przecie偶 jego zapach te偶 powodowa艂 u niej md艂o艣ci. Nie m贸g艂 jej m臋czy膰. Zmru偶y艂 powieki zastanawiaj膮c si臋 nad tymi cukierkami. Raczej ma艂a szansa, aby mieli je w domu, bo na co dzie艅 ich nie jadali. — W czasie naszej randki i spaceru wskoczymy do sklepu po cukierki — zaproponowa艂, powolnie podnosz膮c si臋 z 艂贸偶ka. Kiwa艂 g艂ow膮 na znak, 偶e j膮 s艂yszy i zapami臋tuje to co m贸wi艂a. W takim razie na jutro mia艂 plany w swoim chwilowym 偶yciu z pustym grafikiem. — Id臋, id臋 — wygramoli艂 si臋 w ko艅cu z 艂贸偶ka i stan膮艂 przed nim mru偶膮c powieki — nie moja droga — pogrozi艂 jej palcem — ja id臋 do 艂azienki, zjem co艣, a ty w tym czasie po prostu le偶ysz i odpoczywasz. Jakby艣 w mi臋dzy czasie uzna艂a, 偶e masz jednak ochot臋 co艣 zje艣膰, to ci co艣 przygotuj臋. Tak my艣le — zawiesi艂 si臋 na chwil臋 — mog臋 skoczy膰 po te cukierki od razu, a p贸藕niej po prostu wyjdziemy, je偶eli b臋dziesz mia艂a na to si艂y. Co o tym my艣lisz? — Spyta艂, jednocze艣nie odwracaj膮c si臋 do szafy, aby wyci膮gn膮膰 z niej 艣wie偶膮 bielizn臋 i dresowe spodnie, kt贸re zamierza艂 na siebie wci膮gn膮膰 zaraz po prysznicu — mog臋 u偶y膰 zwyk艂ego my艣l膮 czy nasze dziecko chce wydoby膰 ze mnie m贸j pierwotny zapach? — Zapyta艂 z u艣miechem na twarzy — przyznaj si臋, zrzucasz to na dziecko, a tak naprawd臋 chcesz po prostu poczu膰 jak pachnie m臋偶czyzna — za偶artowa艂, poruszaj膮c przy tym znacz膮co brwiami.
    Chwyci艂 ubranie i poszed艂 do 艂azienki, gdzie zgodnie z pro艣ba 偶ony wzi膮艂 prysznic aby zmy膰 z siebie zapach 偶elu, kt贸rego u偶y艂 wieczorem. Mia艂 nadzieje, 偶e to faktycznie pomo偶e i b臋dzie czu艂a si臋 nieco lepiej. Ogarn膮艂 si臋 raz dwa, a nast臋pnie przeszed艂 do kuchni, gdzie tak jak m贸wi艂, zamierza艂 sam przygotowa膰 sobie co艣 do zjedzenia, a Willy w tym czasie mia艂a po prostu wypoczywa膰.
    — Mog臋 zrobi膰 sobie kaw臋 czy lepiej gdybym wyszed艂 z ni膮 na klatk臋? — Zapyta艂 ca艂kiem wa偶nie.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  127. Znakiem rozpoznawczym jego drugiej osobowo艣ci by艂o zami艂owanie do imprez i zachowa艅 ryzykownych. Stanowi艂 kompletne przeciwie艅stwo m臋偶czyzny, kt贸rego mia艂a okazje pozna膰 podczas wyk艂ad贸w, a ju偶 samo to, 偶e wybra艂 si臋 w drog臋 sportowym samochodem, a nie wraz z kierowc膮 czarnym cadillakiem, zawsze stanowi艂o pow贸d do podejrze艅 w艣r贸d cz艂onk贸w jego rodziny i bliskich przyjaci贸艂.
    - Willow! – zatrzyma艂 si臋 obok niej, zsuwaj膮c z oczu okulary na g艂ow臋 – Masz ochot臋 na imprez臋? – uni贸s艂 pytaj膮co brew, ochoczo klepi膮c przy tym miejsce pasa偶era – Jestem w drodze do naszej rezydencji, nigdy u mnie nie by艂a艣, wi臋c nie przyjmuj臋 odmowy – wyszczerzy艂 si臋 w szerokim, czaruj膮cym u艣miechu, co stanowi艂o mi艂膮 odmian臋 dla powa偶nej i zdystansowanej miny, jak膮 zawsze przybiera艂 podczas prowadzenia wyk艂ad贸w. Podczas zast臋pstwa nie wykazywa艂 si臋 empati膮 i zrozumieniem, by艂 bardziej wymagaj膮cy ni偶 kolega, za kt贸rego zgodzi艂 si臋 poprowadzi膰 cykl wyk艂ad贸w z neurologii, przez co studenci za nim nie przepadali, nawet je艣li wi臋kszo艣膰 dziewcz膮t ukradkiem do niego wzdycha艂a.
    - Nie martw si臋, napisz臋 ci zwolnienie i podarujesz sobie studia w tym tygodniu, teoria i tak jest wam g贸wno potrzebna do 偶ycia, licz膮 si臋 przypadki na 偶ywo, a tych na pewno na imprezie nie b臋dzie brakowa艂o, miewam pojebanych koleg贸w – wzruszy艂 bezradnie ramionami, wyskakuj膮c energicznie z samochodu i otwieraj膮c przed ni膮 drzwi od strony pasa偶era – Je艣li chcesz, mo偶esz zaprosi膰 swoje kole偶anki, nie ma 偶adnych ogranicze艅 w liczbie go艣ci. Zadba艂em o to, aby nikomu nie brakowa艂o alkoholu. W艂a艣ciwie to nie tylko alkoholu – mrukn膮艂, poprawiaj膮c r臋kawy pozostaj膮cej wyj膮tkowo w nie艂adzie koszuli. By艂 ewidentnie pobudzony, mo偶na wi臋c by艂o si臋 domy艣li膰, 偶e jest pod wp艂ywem jaki艣 艣rodk贸w, zw艂aszcza, 偶e jego 藕renice by艂y nienaturalnie powi臋kszone – Mam ogrzewan膮 cz臋艣膰 w ogrodzie, to impreza nad basenem, ale je艣li nie masz stroju, mo偶esz zawsze p艂ywa膰 nago. Ewentualnie ogarniemy ci co艣 po drodze, kogo艣 mamy zgarn膮膰 czy jedziemy prosto do rezydencji? – doda艂, oczekuj膮c, a偶 zajmie miejsce w samochodzie i b臋d膮 mogli ruszy膰 przed siebie.

    Ethan

    OdpowiedzUsu艅
  128. — Nie o艣mieli艂bym si臋 zaprzeczy膰 — u艣miechn膮艂 si臋 do niej, mrugaj膮c przy tym jednym okiem. Nie by艂 to dla niego 偶aden problem, wr臋cz z przyjemno艣ci膮 b臋dzie jej s艂ug膮 tak d艂ugo, dop贸ki nie zacznie wymy艣la膰 jakich艣 niestworzonych 偶ycze艅. Powiedzmy sobie prawd臋, ka偶dy mia艂 jakie艣 limity i granice. Blake co prawda nie wiedzia艂, co takiego musia艂aby wymy艣le膰, aby mia艂 do艣膰, ale z pewno艣ci膮 co艣 takiego by艂o. Na ten moment, zignorowa艂 jednak my艣li o tym z prostego powodu: nie by艂o czego si臋 ba膰, nie teraz.
    Przechyli艂 delikatnie g艂ow臋 w bok i zmarszczy艂 brwi, zastanawiaj膮c si臋 nad s艂owami, kt贸re opu艣ci艂y jej usta.
    — W zasadzie to mo偶na tak powiedzie膰 — u艣miechn膮艂 si臋 — pierw dom, p贸藕niej pies — powiedzia艂, przypominaj膮c ich wcze艣niejsze ustalenia. Mia艂 nadziej臋, 偶e kiedy艣 faktycznie uda im si臋 zrealizowa膰 wszystkie te plany, o kt贸rych rozmawiali. Nie spieszy艂o mu si臋 do tego. Co prawda mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e by艂 od Willy du偶o starszy, ale nie czu艂 si臋 staro, wi臋c… Po co mia艂by si臋 z czymkolwiek tak w艂a艣ciwie spieszy膰? No mo偶e z wyj膮tkiem dziecka, ale tym ju偶 nie musia艂 si臋 w og贸le zadr臋cza膰. Wiedzia艂, 偶e i tak b臋dzie starszym panem gdy ich dziecko wkroczy w wiek pe艂noletno艣ci, ale c贸偶… Tego nie by艂 w stanie przeskoczy膰. Zreszt膮, po co si臋 tym w og贸le przejmowa艂. Najwa偶niejsze by艂o to, 偶e na ten moment ci膮偶a przebiega艂a prawid艂owo i mia艂 nadziej臋, 偶e tak w艂a艣nie b臋dzie do samego ko艅ca. Wzi膮艂 oddech, gdy zada艂a pytanie. W艂a艣ciwie, w og贸le si臋 nad tym nie zastanawia艂. Tak jak m贸wi艂a, najwa偶niejsze by艂o to, aby dziecko by艂o zdrowe, a sam por贸d bez 偶adnych komplikacji — nie my艣la艂em o tym nawet, wiesz? Szczerze — u艣miechn膮艂 si臋 — wiem, 偶e jeste艣 w ci膮偶y, wiem, 偶e b臋dziemy mieli dziecko, ale nawet nie zastanawia艂em si臋 nad jego p艂ci膮 — m贸wi艂 ca艂kiem szczerze. Z jednej strony wiedzia艂 ju偶, jak wygl膮da 偶ycie z dziewczynk膮, z drugiej gdzie艣 w g艂臋bi chcia艂, aby jego r贸d zosta艂 przed艂u偶ony… — pomy艣la艂em sobie w艂a艣nie, 偶e chcia艂bym przed艂u偶enia rodu — wyzna艂, co siedzia艂o mu w g艂owie — ale 偶yjemy w tak post臋powym 艣wiecie… Mo偶e potencjalny m膮偶 naszej c贸rki przejmie jej nazwisko? — Zastanowi艂 si臋 na g艂os. Wiedzia艂, 偶e ich dziecko w 偶aden spos贸b nie zast膮pi jego zmar艂ej c贸rki, ale wierzy艂, 偶e mog艂o ono wype艂ni膰 t臋 niezno艣n膮 pustk臋, jak膮 nosi艂 w swoim sercu — chyba chcia艂bym dziewczynki… Wiesz, nie po to, aby zast膮pi膰 Daisy. Po prostu, wiem jak obs艂ugiwa膰 dziewczynki — za艣mia艂 si臋 cicho — to nie brzmi na g艂os tak dobrze, jak w mojej g艂owie — stwierdzi艂, marszcz膮c brwi.
    — Alaska? — Uni贸s艂 wysoko brew, a na jego ustach pojawi艂 si臋 u艣miech — my艣la艂em, 偶e to sobie darujemy w najbli偶szym czasie — powiedzia艂 — mo偶e weso艂e miasteczko zostawimy sobie na cieplejsze dni? Kino, 艂y偶wy? Troch臋 popcornu i troch臋 ruchu, brzmi idealnie.
    Pokiwa艂 g艂ow膮 na jej s艂owa, a nim znikn膮艂 za drzwiami 艂azienki pos艂a艂 jej jeszcze buziaczka w powietrzu i wzi膮艂 si臋 za ogarnianie siebie tak, aby m贸c zbli偶y膰 si臋 do Willy bez powodowania u niej ochoty na wymioty.
    Kiedy wyszed艂 z 艂azienki, wszed艂 do sypialni i u艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa.
    — Wiesz, 偶e dla ciebie zrobi臋 wszystko — stwierdzi艂 z u艣miechem — nawet b臋d臋 pi艂 kaw臋 na klatce schodowej, je偶eli by艂oby tak 藕le — powiedzia艂, podchodz膮c bli偶ej 艂贸偶ka. Ukl臋kn膮艂 na materacu i zbli偶y艂 si臋 do niej, aby spe艂ni膰 jej pro艣b臋 — takie 偶yczenia mog臋 spe艂nia膰 non stop — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu, zbli偶aj膮c si臋 do niej — wiesz… Ta Alaska, m贸wi艂a艣 powa偶nie? — Spyta艂, obejmuj膮c j膮 i przyci膮gaj膮c j膮 do siebie — swoj膮 drog膮… nasze dziecko mnie teraz toleruje? — Uni贸s艂 pytaj膮co brew, przymykaj膮c powieki. Sam zaci膮gn膮艂 si臋 jej zapachem i opar艂 brod臋 o jej rami臋. Troch臋 si臋 martwi艂, bo chcia艂 w g艂贸wnej mierze zwiedzi膰 dziewicze tereny Alaski, ale m贸g艂 to prze艂o偶y膰 w czasie, a teraz wraz z Willy wybra膰 t臋 bardziej cywilizowan膮 cz臋艣膰. — Wola艂bym ci臋 nie m臋czy膰, jak tam co艣 si臋 nie spodoba baby Murphy i b臋dzie ci臋 m臋czy膰 ca艂y wyjazd? — Spyta艂, bior膮c pod uwag臋 wszystkie mo偶liwo艣ci. Nie chcia艂, aby wyjazd by艂 dla niej m臋cz膮cy. Zdecydowanie. — Jak si臋 w og贸le czujesz, lepiej czy nadal ci臋 mdli?

    OdpowiedzUsu艅
    Odpowiedzi
    1. Przeczesa艂 powolnie jej w艂osy, u艣miechaj膮c si臋, gdy spogl膮da艂 przez ca艂y czas prosto w jej oczy. Nagle przechyli艂 g艂ow臋 na bok. Zmarszczy艂 brwi, po chwili je wysoko uni贸s艂, a nast臋pnie przechyli艂 g艂ow臋 w drug膮 stron臋 i odsun膮艂 si臋 odrobin臋 od dziewczyny, wypuszczaj膮c j膮 tym samym ze swoich ramion.
      — Kim jeste艣? — Spyta艂, rozgl膮daj膮c si臋 dooko艂a. By艂 zdezorientowany. Znajdowa艂 si臋 w zupe艂nie obcym sobie miejscu z dziewczyn膮, kt贸rej nigdy wcze艣niej nie widzia艂 na oczy.

      馃檭

      Usu艅
  129. — O tym w艂a艣nie m贸wi艂em, w mojej g艂owie brzmia艂o to du偶o lepiej, mniej erotycznie — za艣mia艂 si臋 razem z Willy, bo naprawd臋 wypowiedzenie tych s艂贸w na g艂os… C贸偶, by艂o zabawne w zaistnia艂ej sytuacji. Zw艂aszcza, 偶e sama Willow si臋 za艣mia艂a. Gdyby spojrza艂a na niego gro藕nie, pewnie wstydzi艂by si臋 tych s艂贸w przez d艂ugi czas, bo ich wyd藕wi臋k mia艂 by膰 zupe艂nie inny.
    S艂ucha艂 jej z ciekawo艣ci膮, bo, c贸偶… Taka podr贸偶 by艂a jego niespe艂nionym marzeniem, kt贸re z ogromn膮 ch臋ci膮 by spe艂ni艂 w艂a艣nie z Willy. Nie wyobra偶a艂 sobie ci膮gn膮膰 jej tam w zaawansowanej ci膮偶y i jako艣 trudno by艂o mu tez wyobrazi膰 sobie tak膮 wycieczk臋 z ma艂ym dzieckiem, o niemowl臋ciu nawet nie wspominaj膮c. Mo偶e w艂a艣ciwie to nie by艂 taki z艂y pomys艂? Skorzysta膰 z etapu wczesnej ci膮偶y , je偶eli lekarz i samopoczucie dziewczyny na to pozwol膮? Nie m贸g艂 by膰 przecie偶 paranoikiem i naprawd臋 nie m贸g艂 zamkn膮膰 jej w domu z my艣l膮, 偶e w ten spos贸b j膮 przed wszystkim uchroni. Zw艂aszcza, 偶e nie tak dawno temu w Waszyngtonie podczas jej ataku paniki sam powiedzia艂 jej, 偶e nie pozwoli na to, aby ucieka艂a przed 艣wiatem. U偶y艂 tylko wtedy innych s艂贸w. Dlaczego teraz mia艂by chcie膰, 偶eby jednak si臋 kry艂a w domu?
    — Wiesz co… Je偶eli lekarz faktycznie powie, 偶e to dla ciebie nic niebezpiecznego i b臋dziesz si臋 dobrze czu艂a… zr贸bmy to — u艣miechn膮艂 si臋. Jak nie teraz, nie wiadomo kiedy, wi臋c musieli korzysta膰 z 偶ycia p贸ki mogli.
    Chcia艂o mu si臋 艣mia膰, gdy nim zdecydowa艂a si臋 go przytuli膰 niucha艂a powietrze i c贸偶, pozwoli艂 sobie na cichy 艣miech, a kiedy pad艂y s艂owa aprobaty, podszed艂 znacznie bli偶ej ma艂偶onki.
    — Niesamowicie mi mi艂o, baby Murphy 艂askawco, nie wiem jakbym wytrzyma艂, gdybym nie m贸g艂 si臋 przytula膰 do twojej cudownej mamy — mrukn膮艂, spogl膮daj膮c na brzuch Willy, a nast臋pnie w ko艅cu znalaz艂 si臋 na tyle blisko, aby chwyci膰 ukochan膮 w swoje ramiona. — No wiesz co… — za艣mia艂 si臋 — ale skoro zadzia艂a艂o — wzruszy艂 ramionami z rozbawieniem i skorzysta艂 z tej mo偶liwo艣ci tulenia si臋. Sun膮艂 powoli d艂oni膮 po jej w艂osach, zaci膮gaj膮c si臋 jej przyjemnym zapachem.
    Rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a, nie rozumiej膮c, gdzie si臋 znajduje. Kim jest siedz膮ca przed nim dziewczyna i do cholery, dlaczego Blake nie jest w swoim domu, ze swoj膮 偶on膮 i c贸rk膮? Blake, co ty zrobi艂e艣…
    — Willow — powt贸rzy艂 za ni膮, mimowolnie odsuwaj膮c si臋 w ty艂, na skraj 艂贸偶ka. Nie podoba艂o mu si臋 to wszystko, co widzia艂, w czym wyra藕nie jego pieprzona g艂贸wna osobowo艣膰 uczestniczy艂a. Co mu odjeba艂o? Otworzy艂 szerzej oczy. Wiedzia艂a o nich, tylko kim do diab艂a by艂 Remy? Nie kojarzy艂 jego istnienia, a wydawa艂o mu si臋, 偶e zna wszystkie osobowo艣ci 偶yj膮ce w umy艣le Murphy’ego, co by艂o do艣膰 zabawne, bo sam Blake wydawa艂 si臋 by膰 za du偶ym idiot膮, aby zda膰 sobie spraw臋 z tego, co si臋 dzia艂o. — Zachary, Zack — powiedzia艂, przechylaj膮c g艂ow臋 w bok — kim jeste艣 Willow? — Spyta艂 — kim jeste艣 dla Blake’a? — sprecyzowa艂, mru偶膮c delikatnie powieki. Kolejny raz rozejrza艂 si臋 dooko艂a w poszukiwaniu jakich艣 konkretnych wskaz贸wek, kt贸re pomog艂yby mu w odnalezieniu si臋 w tej konkretnej sytuacji. Wydawa艂o si臋 jednak, 偶e nie znajduje si臋 w tarapatach, przynajmniej tak d艂ugo, jak Elizabeth nie wie, 偶e Blake j膮 zdradza.

    馃馃

    OdpowiedzUsu艅
  130. — C贸偶, jestem od dzisiaj twoim s艂ug膮, wiec ka偶de twoje s艂owo jest dla mnie rozkazem — u艣miechn膮艂 si臋 na jej s艂owa i pokiwa艂 przy tym g艂ow膮 — wi臋c obs艂u偶ona zostaniesz tak, jak sobie tylko wymarzysz — doda艂, a subtelny u艣miech zamieni艂 si臋 w 艂obuzerski. Podejrzewa艂, 偶e akurat na amory w tym momencie nie mia艂a najwi臋kszej ochoty, ale gdy tylko go zapragnie, b臋dzie w gotowo艣ci (jak zawsze) na ka偶de jej 偶yczenie.
    S艂ucha艂 uwa偶nie tego, co mia艂a do powiedzenia, u艣miecha艂 si臋 przy tym i oczami wyobra藕ni widzia艂 ju偶 jak naprawd臋 wyje偶d偶aj膮 w t臋 podr贸偶, kt贸ra mia艂a by膰 dla niego podr贸偶膮 偶ycia. W kt贸rym momencie jednak przesta艂 jej s艂ucha膰. A przynajmniej Blake przesta艂 jej s艂ucha膰, a na jego miejscu pojawi艂 si臋 kto艣 inny.
    Twarz m臋偶czyzny ca艂y czas wyra偶a艂a jedno: zdezorientowanie. Im d艂u偶ej siedzia艂 na 艂贸偶ku, uczucie zagubienia zmienia艂o si臋 w ciekawo艣膰. By艂o te偶 w nim troch臋 z艂o艣ci, jednak nie na tyle, aby da膰 to po sobie pozna膰. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, jak du偶o siedz膮ca przed nim Willow wiedzia艂a o m臋偶czy藕nie, z kt贸rym jak wida膰, sp臋dza艂a prawdopodobnie du偶o czasu, skoro planowali wyjecha膰 na Alask臋. Nie podoba艂o mu si臋 to, co s艂ysza艂. Nie tego si臋 spodziewa艂, gdy zrozumia艂, 偶e przej膮艂 panowanie.
    — Wiem — skin膮艂 powoli g艂ow膮 — widz臋, 偶e Blake te偶 si臋 w ko艅cu dowiedzia艂… — urwa艂, zastanawiaj膮c si臋 na ile mo偶e ufa膰 tej kobiecie. Widzia艂 j膮 po raz pierwszy, nie mia艂 poj臋cia kim jest dla Murphy’ego i co wie — co si臋 sta艂o? — Zapyta艂, nim powiedzia艂a mu kim jest. S艂ysz膮c, co m贸wi, uni贸s艂 d艂o艅 i spojrza艂 na obr膮czk臋 znajduj膮ca si臋 na jego palcu. Cholera, to nie by艂a obr膮czka, kt贸r膮 nosili w ma艂偶e艅stwie z Lizzie — co o nim wiesz? — By艂 ciekawy, co si臋 wydarzy艂o. Dlaczego nie by艂 z Lizzie. Je偶eli j膮 zdradzi艂, zamierza艂 sam obi膰 sobie mord臋, aby dotar艂o do tego cwela, jakim jest dupkiem. By艂 na niego w艣ciek艂y. Dlatego wzi膮艂 g艂臋boki oddech i wypu艣ci艂 gniewnie powietrze przez nos — jakim cudem jeste艣 jego 偶on膮? — Powiedzia艂, marszcz膮c brwi — co z Lizzie i ma艂膮? Co ten gnojek im zrobi艂? — Chcia艂 si臋 dowiedzie膰 od Willow czy wiedzia艂a o ma艂偶e艅stwie Blake’a, ale by艂 za bardzo wkurzony, aby si臋 powstrzyma膰 przed pytaniami. — Ja wiem od Lizzie — odpowiedzia艂 na jej pytanie, zaciskaj膮c mocno d艂onie w pi臋艣ci. Podni贸s艂 si臋 gwa艂townie z 艂贸偶ka i uderzy艂 艣ci艣niet膮 d艂oni膮 w 艣cian臋 kln膮c przy tym g艂o艣no — wychodz臋 st膮d — oznajmi艂 twardo, rozgl膮daj膮c si臋 za czym艣 co m贸g艂by na siebie w艂o偶y膰 — musz臋 naprawi膰 ten burdel, kt贸ry zrobi艂 — j臋kn膮艂, 艂api膮c si臋 za d艂o艅 i rozmasowa艂 kostki, podchodz膮c do szafy i gor膮czkowo szukaj膮c jakiej艣 koszulki czy bluzy, wszystko by艂o mu jedno. Musia艂 znale藕膰 Lizzie i naprawi膰 b艂臋dy, kt贸re pope艂ni艂 Blake. Kurwa, nie m贸g艂 za niego ci膮gle sprz膮ta膰, powinien si臋 w ko艅cu wzi膮膰 w gar艣膰 i ogarn膮膰 ten zjebany 艂eb.

    馃檭馃檭

    OdpowiedzUsu艅
  131. Zackowi nie podoba艂o si臋 to, 偶e jego ostatnie pojawienie si臋 musia艂o by膰… dawno. Blake nie zd膮偶y艂by w kr贸tkim czasie rozsta膰 si臋 z 偶on膮 i znale藕膰 sobie now膮. Spogl膮da艂 na siedz膮c膮 naprzeciwko niego dziewczyn臋 i ca艂y czas si臋 zastanawia艂 jak to mo偶liwe, 偶e jej nie zna艂. Nie pojawia艂 si臋 niesamowicie cz臋sto, ale odnosi艂 wra偶enie, 偶e na tyle, aby wiedzie膰 ca艂kiem sporo o 偶yciu Blake’a. Wydawa艂o mu si臋, 偶e ca艂kiem dobrze sz艂o im wsp贸lne 偶ycie w jednym ciele. Przynajmniej do ostatniego swojego pojawienia si臋 tak uwa偶a艂. I dop贸ki Blake nie wiedzia艂 o istnieniu osobowo艣ci. Czu艂, 偶e przez to wiele si臋 zmieni. Zreszt膮, chyba ju偶 si臋 zmieni艂o, skoro, on nic nie wiedzia艂. Nie podoba艂o mu si臋 to.
    Zack zmarszczy艂 lekko brwi, zastanawiaj膮c si臋 nad odpowiedzi膮. Nie zna艂 jej, nie ufa艂 jej. To nie by艂a Lizzie, aby powiedzie膰 jej wszystko. A fakt, 偶e by艂a obecn膮 偶on膮 Blake’a nie dzia艂a艂 na jej korzy艣膰. Chcia艂 wr贸ci膰 do Elizabeth.
    — Od wystarczaj膮co d艂ugiego czasu — mrukn膮艂. Jej odpowied藕 wcale go nie satysfakcjonowa艂a. Zastanawia艂 si臋, ile m膮偶 powiedzia艂 jej prawdy… Wiedzia艂a o jego 偶onie, nie wiedzia艂 czy powinien si臋 z tego powodu cieszy膰, czy raczej si臋 tym martwi膰. — Tak, wiedzia艂a — powiedzia艂, a nast臋pnie zacisn膮艂 mocno wargi. Nie zamierza艂 m贸wi膰 nic wi臋cej na ten temat, to by艂a jego i Lizzie sprawa, a nie kogo艣 obcego. Willow by艂a obca.
    Musia艂 i艣膰 do nich. Wr贸ci膰 na w艂a艣ciwe miejsce. Tylko ta my艣l mu towarzyszy艂a, gdy przeczesywa艂 szaf臋 w poszukiwaniu ubra艅. Chwyci艂 jak膮艣 szar膮 bluz臋 i wsun膮艂 j膮 przez g艂ow臋. Gotowy do wyj艣cia, spojrza艂 na ni膮, jak mog艂a tak m贸wi膰? Zostawi艂 je. To r贸wna艂o si臋 ze zranieniem, czyli zrobieniem im czego艣.
    — Jak masz co艣 do powiedzenia, to m贸w to wprost — powiedzia艂, a po chwili tych s艂贸w po偶a艂owa艂 i to mocno. Zamruga艂. W pierwszej chwili sens jej s艂贸w do niego nie dotar艂. Nie 偶yj膮? Niemo偶liwe. Nie mog艂y by膰 martwe, musia艂y 偶y膰, przecie偶… a po chwili osun膮艂 si臋 powoli na kolana. — Lizzie… — wyszepta艂 — nie, to niemo偶liwe — doda艂 po chwili czuj膮c, jak w jego oczach zbieraj膮 si臋 艂zy. Zgin臋艂y w po偶arze? Wiedzia艂, jak okropna musia艂a to by膰 smier膰. Zagryz艂a wargi, a po jego policzkach zacz臋艂y sp艂ywa艂 艂zy. By艂 w stanie wyobrazi膰 sobie krzyki, piski i smr贸d spalenizny. — Dlaczego? Co si臋 sta艂o, 偶e… — urwa艂 — dlaczego nic nie zrobi艂… — szepn膮艂 bardziej do siebie ni偶 do niej. Dlaczego go tam nie by艂o? Gdyby to on by艂 wtedy przy kontroli, nie pozwoli艂by na to. By艂 tego pewien. Spojrza艂 na brunetk臋. Zdziwi艂y go jej 艂zy, z jakiego艣 powodu nie spodziewa艂 si臋, 偶e zobaczy na jej twarzy przej臋cie.
    — Nie, nie zachorowa艂 przez to — szepn膮艂, samemu ocieraj膮c palcami policzki ze swoich 艂ez. Wbi艂 spojrzenie w dziewczyn臋, gdy wspomnia艂a nazwisko Mahoney i imi臋 swojego brata. Zna艂 go. Jej natomiast nie kojarzy艂 tak wyra藕nie jak jego. Zmarszczy艂 lekko brwi — by艂a艣? — nie mo偶na przesta膰 by膰 przecie偶 czyj膮艣 rodzin膮, przesz艂o mu przez my艣l, chyba, 偶e… — bardzo mi przykro, to by艂 porz膮dny go艣膰 — powiedzia艂 ca艂kiem szczerze, tak jak czu艂. Mia艂 z nim kontakt tylko kilka razy, zawsze gdy si臋 pojawia艂 stara艂 si臋 najszybciej jak to mo偶liwe wr贸ci膰 do domu, do Lizzie i ma艂ej, ukry膰 si臋, nie narobi膰 problem贸w Blake’owi, jak zawsze, lub wyci膮gn膮膰 go z tego, w co si臋 wpakowa艂. A teraz? Teraz nie mia艂 poj臋cia, co ma zrobi膰 i przede wszystkim po co w takim razie si臋 pojawi艂, dlaczego?

    馃槩

    OdpowiedzUsu艅
  132. Spojrza艂 na ni膮, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, jak du偶o mo偶e powiedzie膰 tej m艂odej kobiecie. Przechyli艂 delikatnie g艂ow臋 i przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w ni膮 w milczeniu. Jakby analizowa艂 to, jak blisko mo偶e by膰 z Blake’m, jak du偶o mo偶e wiedzie膰 o jego 偶yciu i ile on mo偶e powiedzie膰 jej o ich wsp贸lnym 偶yciu, bo… Chocia偶 Murphy nie mia艂 poj臋cia o jego istnieniu, to jednak 偶yli w pewnej symbiozie i w mniemaniu Zacka przez d艂ugi czas sz艂o to im… w sumie bardziej mu, ale sz艂o dobrze. Tak przynajmniej mu si臋 wydawa艂o. A teraz okazywa艂o si臋, 偶e zosta艂 w jaki艣 niezrozumia艂y dla siebie spos贸b zepchni臋ty i nie mia艂 poj臋cia, co si臋 dzieje w 偶yciu Blake’a. To akurat go martwi艂o.
    — Rok przed 艣lubem — powiedzia艂, jednocze艣nie marszcz膮c przy tym lekko brwi. 呕a艂owa艂, 偶e zapyta艂 o Lizzie. Odpowied藕, kt贸r膮 uzyska艂 nie podoba艂a mu si臋. Gdyby tylko m贸g艂, cofn膮艂by czas. Nie zada艂by tego pytania, nie przej膮艂by kontroli, nie… Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, pr贸buj膮c si臋 uspokoi膰. 艁zy ca艂y czas sp艂ywa艂y po jego policzkach, a pr贸ba uspokojenia si臋 nie by艂a 艂atwa. Nie rozumia艂, jak mog艂o do tego doj艣膰. Po偶ar? Dlaczego sp艂on臋艂y, dlaczego musia艂y odej艣膰 w tak okrutny i bolesny spos贸b? My艣lenie o tym tylko pogarsza艂o jego rozpacz i smutek, a o uspokojeniu m贸g艂 zapomnie膰.
    Pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. Nie chcia艂 jej s艂ucha膰, nie chcia艂 zna膰 jednak szczeg贸艂贸w, wola艂 nie wiedzie膰, wola艂 偶y膰 w nie艣wiadomo艣ci, z my艣l膮, 偶e to Blake okaza艂 si臋 by膰 chujem, 偶e one s膮 偶ywe i szcz臋艣liwe…
    Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, a nast臋pnie powoli wypu艣ci艂 go przez rozchylone wargi, raz jeszcze przecieraj膮c d艂oni膮 policzki. Nie chcia艂 przyj膮膰 do wiadomo艣ci tego, co w艂a艣nie us艂ysza艂.
    — No tak, ca艂y Blake — wymrucza艂 cicho — praca zawsze by艂a wa偶na — parskn膮艂, nie powinien si臋 dziwi膰. Dobra, wiedzia艂, 偶e rodzina by艂a dla Blake’a wa偶na, ale te偶 dobrze wiedzia艂, 偶e praca prawdopodobnie znajdowa艂a si臋 na r贸wni z domem. Teoretycznie nie m贸g艂 go za to wini膰, wiedzia艂, jak bardzo mu zale偶a艂o na pracy w fbi, Lizzie go u艣wiadomi艂a, 偶e dla Blake’a to nie by艂a praca jak ka偶da inna, ale… Gdyby to on dowodzi艂, prze偶yliby 偶ycie zupe艂nie inaczej. Niestety, nie by艂o tak, jakby sobie tego 偶yczy艂.
    Zassa艂 swoj膮 doln膮 warg臋, zastanawiaj膮c si臋 nad jej s艂owami. Czy faktycznie m贸g艂 jej powiedzie膰 co艣 o sobie? Nie podejrzewa艂, aby m贸g艂 jej ufa膰. Co艣 mu podpowiada艂o, 偶e zaraz Murphy dowie si臋 o kolejnej osobowo艣ci, a on sam lubi艂 mie膰 t臋 przewag臋 nad innymi, 偶e wiedzia艂, a oni nie.
    — Nie ufam ci — powiedzia艂 wprost. Zreszt膮, nie trzeba by艂o by膰 geniuszem, aby to dostrzec — je偶eli mu pomo偶esz to my znikniemy — stwierdzi艂 — przez tyle czasu nie mia艂em poj臋cia… nie mog艂em si臋 wydosta膰 — westchn膮艂, siadaj膮c po turecku na pod艂odze i zerka艂 na ni膮 — pomoc oznacza, 偶e te okresy si臋 tylko wyd艂u偶膮 — wiedzia艂 to i jako艣 nie m贸g艂 si臋 z tym pogodzi膰. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e dla g艂贸wnej osobowo艣ci to by艂oby najlepsze, ale on sam nie czu艂 si臋 gotowy na to, aby znikn膮膰 z jego 偶ycia. Zw艂aszcza, 偶e po tak d艂ugiej przerwie uda艂o mu si臋 wyp艂yn膮膰 na powierzchni臋. Mia艂by teraz poda膰 jej jak na tacy wszystko, dzi臋ki czemu by膰 mo偶e by艂oby 艂atwiej go schowa膰? Chyba sobie kpi艂a. — Opowiedz mi o tym nowym — zaproponowa艂 — wtedy ja te偶 o czym艣 opowiem. To chyba fair?

    馃

    OdpowiedzUsu艅
  133. Wiedzia艂, 偶e to i偶 Lizzie trzyma艂a chorob臋 Blake’a w tajemnicy nie by艂o odpowiednie, ale… Lizzie robi艂a sporo rzeczy, kt贸re mog艂y wzbudzi膰 podejrzenia wzgl臋dem ich moralno艣ci, ale jemu osobi艣cie to nie przeszkadza艂o. Wr臋cz przeciwnie, odpowiada艂o mu to, co dzia艂o si臋 miedzy nim a Lizzy. Lubi艂 to, lubi艂 j膮, a w艂a艣ciwie to kocha艂, tak samo jak kocha艂 j膮 Blake, ale nie podejrzewa艂 jednak, aby mia艂o to jaki艣 zwi膮zek z tym, 偶e by艂 jego cz臋艣ci膮. On sam j膮 pokocha艂. Nie chcia艂 jednak m贸wi膰 o tym wszystkim tej dziewczynie, bo jej nie zna艂, bo jej nie ufa艂 i czu艂, 偶e cokolwiek jej powie, Blake si臋 o tym dowie i by膰 mo偶e stanie si臋 dzi臋ki temu silniejszy w kontrolowaniu siebie i ich. Zastanawia艂 si臋 tylko nad tym czy skoro nie by艂o ju偶 tu Lizzie… Czy by艂 jakikolwiek sens usilnie trzyma膰 si臋 istnienia?
    Zignorowa艂 pytania dziewczyny. Nie czu艂, aby m贸g艂 jej o wszystkim powiedzie膰. Zacisn膮艂 wargi czekaj膮c, czy zgodzi si臋 na ten uk艂ad z wymian膮 informacji, w贸wczas b臋dzie m贸g艂 co艣 powiedzie膰. Nie wiedzia艂 jeszcze na co i na ile si臋 zdecyduje, ale co艣 powiedzie膰 zamierza艂.
    — Nie musisz si臋 mnie ba膰, nie zrobi臋 ci krzywdy — powiedzia艂 szczerze. Wiedzia艂, 偶e nie musi mu ufa膰, ale zdecydowanie nale偶a艂 do 艂agodnych wciele艅. Nie krzywdzi艂 ludzi, kiedy nie musia艂.
    Skin膮艂 lekko g艂ow膮, gdy si臋 zgodzi艂a, a na jego ustach pojawi艂 si臋 s艂aby u艣miech, s艂uchaj膮c tego, co mia艂a do powiedzenia. Remy… nigdy wcze艣niej o nim nie s艂ysza艂 i c贸偶, informacje kt贸rymi si臋 z nim podzieli艂a nie by艂y zbyt ciekawe, chocia偶 to, 偶e ba艂 si臋 jen dotyku by艂o intryguj膮ce. Ciekawe czy faktycznie obawia艂 si臋 tylko jej czy kobiet og贸lnie.
    — To nie s膮 super cenne informacje, nie wiem czy zdajesz sobie z tego spraw臋 — powiedzia艂, aby by艂a 艣wiadoma, 偶e nie by艂 w pe艂ni usatysfakcjonowany tym, co mu powiedzia艂a, a to w mniemaniu Zacka oznacza艂o, 偶e on te偶 nie b臋dzie wylewny — w jakich sytuacjach si臋 pojawia? — Spyta艂, 艣le nie czeka艂 na odpowied藕, zamierza艂 odpowiedzie膰 pierw na jej pytanie — Lizzie mia艂aby wypadek — powiedzia艂, marszcz膮c delikatnie brwi — Blake chyba tego w og贸le nie pami臋ta. Wtedy pojawi艂em si臋 po raz pierwszy. Nie wiem dok艂adnie, co si臋 sta艂o. Lizzy m贸wi艂a, 偶e sta艂 jakby kto艣 zatrzyma艂 dla niego czas, a po chwili rzuci艂 si臋 pod ko艂a samochodu, 偶eby to ona nie trafi艂a pod nie, jako艣 w trakcie albo tu偶 po zderzeniu z samochodem by艂em ju偶 ja, a nie on — wzruszy艂 lekko ramionami — zacz膮艂em si臋 pojawia膰 losowo, bez wzgl臋du na okoliczno艣ci — doda艂, 偶eby nie powt贸rzy艂a po chwili jego pytania.

    馃槖

    OdpowiedzUsu艅
  134. Zack spojrza艂 na dziewczyn臋 z wyra藕nym zdziwieniem. Naprawd臋 nie zamierza艂 jej krzywdzi膰. Reakcja, kt贸ra nast膮pi艂a z jej strony po jego s艂owach by艂a tym, czego zdecydowanie si臋 nie spodziewa艂. Nie spodziewa艂 si臋 te偶 us艂ysze膰, 偶e Blake b臋dzie mia艂 dziecko. Wszystko, czego dowiedzia艂 si臋 w tak kr贸tkim czasie to by艂o… za du偶o na raz. Czu艂 si臋 przyt艂oczony informacj膮 o 艣mierci Lizzy i Daisy, nowej 偶onie i jeszcze nowym dziecku. Zmarszczy艂 lekko brwi, zastanawiaj膮c si臋 nad tym czy Murphy pr贸bowa艂 zast膮pi膰 to co straci艂 now膮 偶on膮 i dzieckiem czy naprawd臋 j膮 kocha艂?
    — Jak powiedzia艂em, nie zrobi臋 ci krzywdy — powt贸rzy艂 swoje wcze艣niejsze s艂owa — m贸wi臋 powa偶nie, nie jestem niebezpieczny — wzruszy艂 lekko ramionami — i przyznam szczerze, 偶e raczej po takich s艂owach spodziewa艂em si臋 rozlu藕nienia i spokoju z twojej strony, a nie… tego — mrukn膮艂 patrz膮c na ni膮 z pewnym zmieszaniem. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech pr贸buj膮c jako艣 przetrawi膰 te wszystkie wiadomo艣ci — to… gratulacje — wzruszy艂 ramionami, nie wiedz膮c w zasadzie, jak si臋 zachowa膰. Kiedy艣 przez to ju偶 przechodzi艂 z Blake’m, ale wtedy by艂o zupe艂nie inaczej. Kiedy si臋 pojawi艂 i Lizzy powiedzia艂a mu o ci膮偶y by艂 szcz臋艣liwy, zachwycony. Traktowa艂 Daisy jako ich wsp贸ln膮 c贸rk臋. Momentami mo偶e nawet bardziej jako w艂asn膮 ni偶 Blake’a. A teraz? Suche s艂owa. Spodziewa艂 si臋 jednak, 偶e dla g艂贸wnej osobowo艣ci by艂o to prawdziwe szcz臋艣cie.
    — No tak… Jeste艣 taka inna w przeciwie艅stwie do Elizabeth — powiedzia艂, uwa偶nie jej si臋 przygl膮daj膮c — nie ciekawi艂 ci臋 w og贸le? Ja ci臋 nie ciekawie? Lizzie by艂a zafascynowana, kiedy si臋 zorientowa艂a — powiedzia艂 z wyra藕nie s艂yszaln膮 t臋sknot膮 w g艂osie. By艂 pewien, 偶e to j膮 zobaczy, gdy zorientowa艂 si臋, 偶e przychodzi do niego kontrola, tymczasem… jedno du偶e rozczarowanie. R贸偶ni艂y si臋 z Lizzy nie tylko pod wzgl臋dem wygl膮du, ale r贸wnie偶 charakteru, co od razu Zack wy艂apa艂. By艂 ciekawy, dlaczego Blake wybra艂 w艂a艣nie j膮, bo rozumia艂 ju偶, 偶e nie kierowa艂 si臋 ch臋ci膮 zast膮pienia zmar艂ej 偶ony. To nie mog艂o by膰 to, bo r贸偶nice by艂y za du偶e.
    — By膰 mo偶e — wzruszy艂 lekko ramionami, gdy wspomnia艂a, 偶e zawsze jest jaki艣 czynnik. Wiedzia艂a za du偶o i to mu si臋 nie podoba艂o — Lizzy — odpar艂 spokojnie, nie ruszaj膮c si臋 z miejsca — wszystko co wiem, wiem od niej. Lubi艂a z nimi rozmawia膰 — wzruszy艂 lekko ramionami. Elizabeth zdecydowanie nie by艂a tak dobra i 艣wi臋ta, jak wydawa艂o si臋 przez ca艂e 偶ycie Blake’owi. Zack o tym wiedzia艂, 艣le nie mia艂 nic przeciwko. Sam lubi艂 sp臋dza膰 z ni膮 czas — wiem o dw贸ch — powiedzia艂, zaciskaj膮c wargi, zastanawiaj膮c si臋 nad swoim pytaniem. Nie zamierza艂 jej wszystkiego wy艣piewa膰 i nie mie膰 z tego nic dla siebie — kt贸ry to miesi膮c? — Spyta艂, wpatruj膮c si臋 w jej p艂aski brzuch. To musia艂 by膰 pocz膮tek, co by艂o wida膰 go艂ym okiem, zastanawia艂 si臋 tylko jak wczesny — wzi臋li艣cie 艣lub przez ci膮偶臋? — Doda艂, uwa偶nie jej si臋 przy tym przygl膮daj膮c.

    馃槍

    OdpowiedzUsu艅
  135. Nie odrywaj膮c wzroku od dziewczyny, wzruszy艂 od niechcenia ramionami i u艣miechn膮艂 si臋 leniwie.
    — Jak sobie chcesz — odpar艂 ze spokojem. Tak naprawd臋 nie mia艂 偶adnego powodu, aby j膮 przekona膰 do si臋 od za wszelk膮 cen臋. Nie zale偶a艂o mu na tym, bo widzia艂, 偶e straci艂by na to za du偶o energii. Mo偶e i by艂 wytworem choroby Blake’a, ale nie by艂 idiot膮. By艂 dobrym obserwatorem, szybko wi臋c dostrzeg艂, 偶e Willow nie by艂a jak Elizabeth, nie by艂a nim zainteresowana tak, jak zmar艂a 偶ona Blake’a. Nie by艂a go ciekawa, nie w taki spos贸b, w jaki mog艂aby. Jej s艂owa m贸wi艂y mu wszystko. Na pewno nie b臋d膮 wsp贸艂pracowa膰, wiedzia艂 te偶, 偶e musi uwa偶a膰 na wszystko co od teraz m贸wi, bo mog艂a to z 艂atwo艣ci膮 wykorzysta膰 przeciwko niemu. Co mu si臋 nie podoba艂o. Zdecydowanie wola艂 Lizzy. Kontakt z ni膮 i 偶ycie, ca艂okszta艂t, by艂 du偶o 艂atwiejszy.
    Zmarszczy艂 brwi, s艂uchaj膮c uwa偶nie tego, co mia艂a do powiedzenia.
    — Jeste艣 pewna, 偶e nie mia艂 zwi膮zku z tym po偶arem? — Spyta艂 nagle. Wbija艂 w ni膮 swoje spojrzenie, pr贸buj膮c wzbudzi膰 w niej w膮tpliwo艣ci i podejrzenia. Nie mia艂 poj臋cia jak by艂o. Zapewnia艂, 偶e jej nie skrzywdzi i nie zamierza艂 tego zrobi膰. Chcia艂… zabawi膰 si臋 jej kosztem. Wzbudzi膰 podejrzenia. Skoro nie zamierza艂a wsp贸艂pracowa膰, chcia艂 sprawi膰, aby 偶ycie z Blake’m nie by艂o dla niej us艂ane r贸偶ami, aby mia艂a w膮tpliwo艣ci, aby czu艂a strach, niepok贸j… cokolwiek, byleby 偶a艂owa艂a, 偶e w og贸le w tym trwa艂a. — Mo偶e dowiedzia艂 si臋 o chorobie? O Lizzie? — Sugerowa艂, zastanawiaj膮c si臋 nad kolejnymi s艂owami — sk膮d pewno艣膰, 偶e m贸wi艂 prawd臋? Wiesz, jakby si臋 g艂臋biej nad tym wszystkim zastanowi膰… — zastyg艂, si臋gaj膮c d艂oni膮 brody — mo偶na si臋 tylko domy艣la膰 jak mo偶e czu膰 si臋 facet i do czego mo偶e si臋 posun膮膰, kt贸rego 偶ona zdradza go z jego, czekaj, jak to powiedzia艂a艣… cz臋艣ci膮 jego umys艂u — u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie — a mo偶e to Danny? Zawsze mia艂 s艂abo艣膰 do Lizzy, ale ona wydawa艂a si臋 nie przepada膰 za nim, a偶 tak, jakby tego chcia艂 — wyszczerzy艂 z臋by w z艂owieszczym u艣miechu — ciekawe, czy kt贸ry艣 si臋 zakocha w tobie, Willy. Mo偶e ten ca艂y Remy nie bez powodu pojawi艂 si臋 dopiero, gdy zwi膮za艂 si臋 z tob膮 — zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, uwa偶nie jej si臋 przygl膮daj膮c m, jakby sprawdza艂, czy kt贸rekolwiek z wypowiedzianych przez niego s艂贸w w ni膮 trafia i w jaki spos贸b.
    — Danny chcia艂by mie膰 Lizzy, ale Lizzy nie chcia艂a mie膰 Danny’ego — u艣miechn膮艂 si臋, w odpowiedzi na jej pytanie — hm… nie za du偶o informacji na raz by艣 chcia艂a? — Spyta艂, przekrzywiaj膮c g艂ow臋. Pokiwa艂 lekko g艂owa na jej s艂owa, tak jak my艣la艂, pocz膮tek.
    — Faktycznie zabawne — wzruszy艂 ramionami, a nast臋pnie szczerze si臋 roze艣mia艂. Rozbawi艂a go, naprawd臋! — Dlaczego mam ci powiedzie膰, kiedy znikam? Wykorzystasz to przeciwko mnie, a ja dopiero co si臋… obudzi艂em po tylu latach — wyszczerzy艂 z臋by, szybko zapominaj膮c o smutku zwi膮zanym ze 艣mierci膮 Lizzy — wiesz ile rzeczy mnie bola艂o po tym, jak samoch贸d w niego uderzy艂? Mniejsze pole widzenia nie jest takie straszne – wzruszy艂 ramionami — mam ochot臋 si臋 przewietrzy膰 — powiedzia艂, podnosz膮c si臋 nagle — idziesz ze mn膮? — Spyta艂, chocia偶 jej odpowied藕 w og贸le go nie interesowa艂a. — Rozmow臋 mo偶emy kontynuowa膰 na zewn膮trz, gdyby艣 nadal chcia艂a.

    馃槉

    OdpowiedzUsu艅
  136. Zmarszczy艂 brwi w reakcji na jej odpowied藕. Nie podoba艂a mu si臋, liczy艂 na to, 偶e rozbudzi w niej w膮tpliwo艣ci, 偶e zobaczy na jej twarzy zdezorientowanie, 偶e co艣 zaskoczy i b臋dzie chcia艂a pozna膰 prawd臋. Jak膮? Nie mia艂 poj臋cia. Mo偶e Blake faktycznie nie mia艂 nic wsp贸lnego z po偶arem i 艣mierci膮 swojej 偶ony i c贸rki. Chcia艂 jednak doprowadzi膰 do tego, aby Willy zacz臋艂a w niego w膮tpi膰, w jego dobro i kierowanie si臋 nim w swoim 偶yciu. Pierwsza pr贸ba okaza艂a si臋 by膰 b艂臋dna, ale to przecie偶 nie oznacza艂o, 偶e nie m贸g艂 pr贸bowa膰 dalej. Co prawda nie mia艂 jeszcze gotowego planu, zna艂 jedynie sw贸j cel, ale to nie by艂 problem. M贸g艂 wysili膰 szare kom贸rki do wymy艣lania kolejnych historii na bie偶膮co. Nic trudnego. Nawet lepiej, zd膮偶y zaobserwowa膰 Willow, mo偶e odnajdzie z 艂atwo艣ci膮 jaki艣 temat, kt贸ry w szczeg贸lny spos贸b b臋dzie na ni膮 dzia艂a膰, wtedy bez problemu b臋dzie m贸g艂 pop艂yn膮膰 i doprowadzi膰 do tego, aby zacz臋艂a podejrzewa膰 swojego m臋偶a o wszystko co z艂e. To mog艂o by膰 nawet ca艂kiem ciekawe. Poszukiwania tego tematu.
    — Jak sobie chcesz — wzruszy艂 ramionami. By艂 jednak ciekawy, sk膮d wynika艂a ta jej pewno艣膰 w tym temacie — brzmisz tak, jakby艣 by艂a gotowa da膰 sobie za to odci膮膰 r臋k臋 — zauwa偶y艂, spogl膮daj膮c na ni膮 intensywnie — dlaczego? Sk膮d masz pewno艣膰, 偶e to on tego nie zrobi艂? — Uni贸s艂 pytaj膮co brew, wyczekuj膮c odpowiedzi padaj膮cej z jej ust.
    — Tak, Danny to kolejna cze艣膰 umys艂u Blake’a, kt贸ra uwa偶a siebie za samodzielny byt — wzruszy艂 ramionami, a nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋, gdy zada艂a pytanie — pogrywam? W nic nie pogrywam. Szukam jedynie odpowiedzi na najr贸偶niejsze pytania, kt贸rych nawet sama sobie nie zada艂a艣. No przyznaj si臋… Ile razy my艣la艂a艣 nad tym, do czego jest zdolny Blake? Skoro jest chory i 偶yje w nim wiele os贸b… Jak jeszcze bardzo jest szalony? Co jeszcze mo偶e zrobi膰? Do czego si臋 posun膮膰? Komu zada膰 b贸l? Daisy… mo偶e j膮 skrzywdzi艂? Mo偶e krzywdzi艂 偶on臋? Mo偶e tak bardzo kocha swoj膮 prac臋, bo w niej mo偶e zadawa膰 b贸l? I nie jest w 偶aden spos贸b odbierany jako kto艣 nienormalny. Agenci… mog膮 sobie pozwala膰 na wiele, prawda? I nikt niczego nie powie, nie zrobi… mo偶e wcale nie jest tym dobrym? No zastan贸wmy si臋 — przechyli艂 g艂ow臋 w bok — dlaczego Lizzy nie chcia艂a, aby wraca艂?
    Pozwoli艂 zawisn膮膰 swojemu pytaniu w pomieszczeniu. Liczy艂, 偶e ta seria pyta艅 pomo偶e mu odnale藕膰 w艂a艣ciwy trop, dzi臋ki kt贸remu dotrze do Willow. To nie mog艂o by膰 przecie偶 takie trudne, na pewno co艣 musia艂o j膮 niepokoi膰.
    — Ty mnie te偶, kochanie — u艣miechn膮艂 si臋 w reakcji ba jej wulgaryzm — ale podoba mi si臋 ta zabawa. Niewa偶ne dok膮d zmierza i gdzie si臋 zako艅czy — zerkn膮艂 na 艂贸偶ko, tak po prostu, a po chwili u艣miechn膮艂 si臋 z艂owieszczo. U艣miech mu jednak zszed艂 — jak to nie jeste艣my w Waszyngtonie? — Spojrza艂 na dziewczyn臋 i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 okna, do kt贸rego podszed艂 szybkim krokiem, jakby chcia艂 upewni膰 si臋, 偶e nie dostrze偶e przez nie niczego charakterystycznego. Odwr贸ci艂 si臋, aby spojrze膰 raz jeszcze na dziewczyn臋 — ubieraj si臋 szybciej — oznajmi艂 tonem nieznosz膮cym sprzeciwu — tym bardziej mam ochot臋 na wycieczk臋 — odpar艂, a kiedy dziewczyna ruszy艂a do 艂azienki on sam podszed艂 do szafy, aby zarzuci膰 na siebie co艣 jeszcze, patrz膮c przez okno dostrzeg艂, 偶e ludzie chodzi艂o ubrani w zimowe kurtki.

    馃檮

    OdpowiedzUsu艅
  137. Nie podoba艂o mu si臋 to, co s艂ysza艂. Niepokoju dok艂ada艂 wyraz jej twarzy, bo widzia艂, 偶e nie blefowa艂a. Chyba nie by艂a tak dobrym graczem, prawda? Cholera nie zna艂 jej na tyle, aby mie膰 pewno艣膰, czy go ok艂amuje czy m贸wi powa偶nie. Strasznie go to wkurwia艂o, ale kiedy doda艂a, 偶e on te偶 si臋 dowie… Chyba nie mia艂 powodu do zak艂adania, 偶e ok艂amywa艂a go w tym temacie. Przynajmniej tak w艂a艣nie mu si臋 wydawa艂o i… chyba jej wierzy艂. Nie podoba艂o mu si臋 to, bardzo.
    Gdyby tylko powiedzia艂a na g艂os, 偶e uda艂o mu si臋 rozbudzi膰 w niej zainteresowanie, czu艂by si臋 usatysfakcjonowany i z pewno艣ci膮 nie przesta艂by swoich dzia艂a艅. Zreszt膮, na ten moment nie zamierza艂 jeszcze przestawa膰, wi臋c… Ju偶 my艣la艂 nad tym, co jeszcze mo偶e jej powiedzie膰. Rozchyli艂 jednak wargi, gubi膮c w膮tek, gdy ponownie si臋 odezwa艂a. S艂ucha艂 uwa偶nie tego, co mia艂a mu do powiedzenia, a styki w jego g艂owie si臋 pali艂y. O czym ona m贸wi艂a? Co zrobi艂 Blake i dlaczego to jej zrobi艂, skoro teraz wzi膮艂 j膮 za 偶on臋? Okej, dowiedzia艂 si臋 w艂a艣nie czego艣, czego totalnie si臋 nie spodziewa艂 i wiedzia艂, 偶e widzia艂a to. Mog艂a go艂ym okiem dostrzec jego zdziwienie i szok. Wiedzia艂 sam do czego Blake by艂 gotowy, co m贸g艂 zrobi膰, ale… Dlaczego akurat jej? A mo偶e to by艂o k艂amstwo? Kurwa, zaczyna艂a go dra偶ni膰 jeszcze bardziej.
    — Dlaczego? — Spyta艂. Musia艂 wiedzie膰, co takiego si臋 sta艂o, 偶e zdecydowa艂 si臋 na porwanie? To by艂o niczym, je偶eli faktycznie grozi艂 jej 艣mierci膮. Dlaczego? Musia艂 to z niej wyci膮gn膮膰 i… Skoro raz ju偶 prze偶y艂a, mog艂a zrobi膰 to drugi raz, prawda? Musia艂 tylko poczeka膰 na odpowiedni moment, aby j膮 chwyci膰 i zwi膮za膰, aby wyci膮gn膮膰 z niej wszystko. Musia艂 tylko… rozejrze膰 si臋 i sprawi膰, aby przesta艂a by膰 taka czujna. Dlatego na ten moment musia艂 kontynuowa膰 rozmow臋, kt贸r膮 prowadzili.
    — Jeste艣 strasznie pewna wszystkiego, co m贸wisz. Sk膮d pewno艣膰, 偶e jednak mnie nie polubisz? Mo偶e… Jak b臋d臋 tu wystarczaj膮co d艂ugo, jednak staniesz si臋 jak Lizzy — powiedzia艂, u艣miechaj膮c si臋 lekko k膮cikami ust — ta twoja pewno艣膰 jest strasznie niezdrowa wiesz? Na 艣wiecie jedyne czego mo偶esz by膰 pewna to 艣mierci, ale nawet nie mo偶esz by膰 pewna, kiedy to si臋 stanie — wzruszy艂 ramionami — teraz, za dwie godziny, za rok, dziesi臋膰 lat… Wiesz tylko, 偶e umrzesz i to powinno by膰 jedyne, czego mo偶esz by膰 pewna w zwi膮zku ze swoj膮 przysz艂o艣ci膮 — u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie.
    W szafie, poza szukaniem czego艣, co m贸g艂by na siebie za艂o偶y膰, szuka艂 r贸wnie偶 czego艣, czym m贸g艂by j膮 zwi膮za膰. Nie wiedzia艂 tylko czy chce to zrobi膰 teraz, od razu czy by膰 mo偶e przez ten spacer u艣pi膰 jej czujno艣膰. Zmarszczy艂 lekko brwi, musia艂 co艣 zdecydowa膰… dobra, spacer, uspokoi j膮, a p贸藕niej dopadnie.
    — Obiecuj臋, 偶e b臋d臋 robi艂 same m膮dre rzeczy — mrukn膮艂, zarzucaj膮c na siebie bluz臋 z kapturem — te cukierki to na md艂o艣ci? — Spyta艂, a nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋 lekko — ciekawe czy b臋dzie podobne do ciebie czy do Blake’a — powiedzia艂, a wtedy uderzy艂a w niego pewna my艣l — mo偶e dostaniecie prezent i w jednym cz艂owieku b臋dziecie mie膰 kilka dzieci… — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu. Mo偶e nie by艂 niebezpiecznym cz艂owiekiem, ale z pewno艣ci膮 by艂 z艂ym, czarnym charakterem w tej opowie艣ci.

    馃

    OdpowiedzUsu艅
  138. Zdecydowanie nie spodziewa艂 si臋 us艂ysze膰 takich rewelacji. To zdecydowanie psu艂o mu pomys艂. Chcia艂 j膮 nastraszy膰, wzbudzi膰 w膮tpliwo艣ci co do szlachetno艣ci Blake’a. Skoro jednak do艣wiadczy艂a tego na w艂asnej sk贸rze… W dodatku ko艅cz膮c jako jego 偶ona, kurwa, ca艂y jego pierwotny plan poleg艂 w gruzach. Musia艂 szybko wymy艣li膰 co艣 innego.
    — C贸偶, z przykro艣ci膮 musz臋 stwierdzi膰, 偶e tak, nie spodziewa艂em si臋 — przyzna艂 zgodnie z prawd膮. Przechyli艂 g艂ow臋 i wbi艂 w ni膮 spojrzenie — ale to oznacza, 偶e z tob膮 jest co艣 r贸wnie nie tak jak z nami — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu — bo wiesz… Wychodzi na to, 偶e zwi膮za艂a艣 si臋 ze swoim oprawc膮 — wzruszy艂 lekko ramionami, ca艂y czas nie odrywaj膮c od niej wzroku — nie uwa偶asz, 偶e to niezdrowe? — Spyta艂, ca艂y czas wbijaj膮c w ni膮 swoje spojrzenie. Mimo wszystko, to czego si臋 w tej chwili bardzo mu si臋 nie podoba艂o. Musia艂 szybko przemy艣le膰 swoje dalsze dzia艂ania.
    — Nie brzmi to wszystko dobrze — stwierdzi艂 — wasza relacja. Nie lepiej by艂oby zwi膮za膰 si臋 z kim艣 innym? — Spyta艂, splataj膮c r臋ce na klatce piersiowej — z kim艣 zdrowym, spokojnym, z kim艣 kogo nie musia艂aby艣 si臋 ba膰? Wiesz, to, 偶e raz ci臋 uwolni艂, pozwoli艂 ci prze偶y膰… Sk膮d pewno艣膰, 偶e b臋dzie tak zawsze? — Uni贸s艂 brew, wyczekuj膮c odpowiedzi.
    Przekrzywi艂 g艂ow臋, ws艂uchuj膮c si臋 w jej s艂owa. Kolejny raz powiedzia艂a co艣 co mu si臋 nie podoba艂o i obawia艂 si臋, ile jeszcze us艂yszy. Nie m贸g艂 doprowadzi膰 do tego, aby pozwoli膰 sobie na wyj艣cie z r贸wnowagi, bo… prawdopodobnie wtedy odda kontrol臋 komu艣 innemu. Wola艂, nie, on chcia艂 tego unikn膮膰.
    — Willow — wypowiedzia艂 powoli jej imi臋, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co w艂a艣nie us艂ysza艂. Mo偶e mia艂a racj臋? W艂a艣ciwie… Tak, zdecydowanie j膮 mia艂a. Nigdy wcze艣niej nie zdarza艂o si臋, aby tak d艂ugo nie wyp艂ywa艂 na powierzchnie. Udawa艂o mu si臋 regularnie pojawia膰. Przyw艂aszczy艂 sobie znaczn膮 cze艣膰 偶ycia Blake’a i wydawa艂o si臋, 偶e bardzo dobrze im si臋 w ten spos贸b funkcjonuje. Nie odnosi艂 wra偶enia, aby Blake cokolwiek zauwa偶a艂, Lizzy r贸wnie偶 nie m贸wi艂a, aby na cokolwiek si臋 skar偶y艂. Mo偶e mu to odpowiada艂o? Tylko dlaczego? Dlaczego teraz jest inaczej? — C贸偶 to po prostu twoje imi臋 — wzruszy艂 ramionami, chc膮c sprawi膰 wra偶enie, 偶e w og贸le nie przej膮艂 si臋 t膮 konkretn膮 informacj膮, chocia偶 w rzeczywisto艣ci by艂o zupe艂nie inaczej.
    Niech臋tnie spojrza艂 na dziewczyn臋, wywracaj膮c przy tym oczami.
    — Nie zrobi臋 niczego g艂upiego, s艂o艅ce — u偶y艂 s艂贸w, kt贸re chcia艂a us艂ysze膰 i pu艣ci艂 jej przy tym oczko, u艣miechaj膮c si臋 k膮cikami ust — b臋d臋 pos艂uszny jak piesek. Jedna komenda i robi臋 co chcesz… — poruszy艂 przy tym sugestywnie brwiami. Nawet je偶eli by艂a inna ni偶 Lizzie, nic nie szkodzi艂o w rzucaniu dwuznacznych tekst贸w czy sugestywnych gest贸w. Nie mia艂 nic przeciwko temu, aby wyprowadzi膰 brunetk臋 z r贸wnowagi.
    — Daisy mog艂a by膰 zdrowa, ale kto wie… — zarzuci艂 kaptur bluzy na g艂ow臋 — naprawd臋 uwa偶asz, 偶e b臋d臋 pr贸bowa艂 ci uciec? Czy raczej ty b臋dziesz chcia艂a zwia膰 przede mn膮? — Uni贸s艂 wysoko brew, wychodz膮c na klatk臋. Spojrza艂 na ich d艂onie i u艣miechn膮艂 si臋 — rozumiem, 偶e czule gesty s膮 obowi膮zkowe, aby nie budzi膰 podejrze艅 s膮siad贸w? — Powiedzia艂 cicho i przyci膮gn膮艂 j膮 jednym ruchem bli偶ej siebie. Uwolni艂 r臋k臋 z u艣cisku jej d艂oni i obj膮艂 j膮 ramieniem — przyk艂adne, kochaj膮ce si臋 ma艂偶e艅stwo bez 偶adnych problem贸w, bez 偶adnej przesz艂o艣ci? G艂upio by艂oby gdyby kto艣 si臋 dowiedzia艂 o tym, co mia艂o miejsce, prawda? — Wyszepta艂, kieruj膮c si臋 schodami na parter.

    馃槑

    OdpowiedzUsu艅
  139. Spogl膮da艂 na dziewczyn臋, uwa偶nie ws艂uchuj膮c si臋 w to, co mia艂a do powiedzenia. Zmarszczy艂 przy tym delikatnie brwi, bi to ci us艂ysza艂 zdecydowanie nie by艂o tym, czego si臋 spodziewa艂 i co chcia艂by us艂ysze膰. Zw艂aszcza ta 艣wiadomo艣膰 potencjalnych zaburze艅. Cholera, nic nie sz艂o tak, jak mia艂o.
    — W sumie nie powinienem si臋 dziwi膰, 偶e Blake to wykorzystuje — wzruszy艂 lekko ramionami — kto by nie by艂 zainteresowany 艂adn膮 m艂贸dk膮, kt贸ra najwyra藕niej sama z ch臋ci膮 rozk艂ada szeroko nogi… — zawiesi艂 si臋 — pewnie to tylko kwestia czasu, a偶 roz艂o偶ysz je te偶 przede mn膮, skarbie — wymrucza艂 — to ca艂kiem ciekawe podej艣cie. Skoro zwi膮za艂a艣 si臋 z nami, dlaczego tak bardzo trzymasz si臋 wierno艣ci? W ko艅cu jestem teraz jednym z tych, z kt贸rymi si臋 zwi膮za艂a艣. Ba, nadal jestem przecie偶 twoim m臋偶em — uni贸s艂 r臋k臋 z obr膮czk膮 i przekr臋ci艂 ni膮 powoli, aby 艣wiat艂o odbi艂o si臋 w z艂otym kr膮偶ku jasno daj膮c do zrozumienia, 偶e przecie偶 to on nosi drug膮 z pary obr膮czek.
    Kolejny raz zmarszczy艂 brwi. Cholera, zrobi艂 to ca艂kiem nie艣wiadomie, nawet nie my艣la艂 o tym, sk膮d wpad艂a mu do g艂owy Willy… Zacisn膮艂 nie tylko wargi, ale i pie艣ci. Nie podoba艂y mu si臋 jej uwagi i to, co zaczynam przez nie rozumie膰. Traci艂 kontrol臋, samo to, jak d艂ugo pozostawa艂 u艣piony…
    — By膰 mo偶e — powiedzia艂 — ale si臋 przebi艂em. Jestem. Kto wie jak d艂ugo b臋d臋? Jak cz臋sto b臋d臋 si臋 pojawia膰? Z jakiego艣 powodu nie by艂o mnie d艂ugo, ale te偶 z jakiego艣 powodu si臋 pojawi艂em. Co si臋 sta艂o, Willy? O czym rozmawiali艣cie, 偶e Blake nagle postanowi艂 stch贸rzy膰? — Zagadn膮艂, przechylaj膮c lekko g艂ow臋, uwa偶nie jej si臋 przy tym przygl膮daj膮c. W zasadzie to naprawd臋 by艂 tego ciekawy. Co si臋 sta艂o, 偶e po tak d艂ugim czasie jednak dosta艂 zielone 艣wiat艂o i m贸g艂 w ko艅cu przej艣膰 kontrol臋? Sam by艂 ciekawy, co takiego si臋 wydarzy艂o… Przed czym tym razem Blake zamierza艂 uciec? Wydawa艂o si臋 przecie偶, 偶e miedzy nim a Willow wszystko jest w porz膮dku, 偶e ich 偶ycie wiedzie si臋 dobrze, a jednak. Uciek艂. Odda艂 mu 艣wiadomo艣膰. Dlaczego?
    — Przepraszam bardzo, ju偶 si臋 poprawiam. B臋d臋, kurwa, grzeczny — odpar艂 z 艂obuzerskim u艣miechem — lubi臋, kiedy nie jeste艣 taka grzeczna, Willow — mrukn膮艂, 艣ciskaj膮c mocniej jej d艂o艅. S艂ucha艂 tego co mia艂a do powiedzenia i nie przestawa艂 si臋 u艣miecha膰 — mog臋 ca艂y m贸j czas wykorzystywa膰 w艂a艣nie na to, na pogrywanie z tob膮 i zabawianie si臋, przecie偶… nie mam nic innego, ciekawszego do roboty, skoro Lizzie nie 偶yje, jestem w obcym mie艣cie — wzruszy艂 ramionami — i mam by膰 w dodatku grzeczny, czyli jak rozumiem nie oddala膰 si臋 od ciebie — uni贸s艂 pytaj膮co brew, chocia偶 wiedzia艂, 偶e to w艂a艣nie o to chodzi艂o — chocia偶 mo偶e powinienem troch臋 pozwiedza膰? Nie wiadomo, jak d艂ugo tutaj b臋d臋. Czym si臋 teraz zajmuje Blake? Id臋 do pracy? — Pyta艂, spogl膮daj膮c na ni膮 — mam sporo pomys艂贸w, co mo偶emy zdobi膰, je偶eli do tej pracy nie id臋.

    馃槉

    OdpowiedzUsu艅
  140. Si臋gn膮艂 d艂oni膮 piek膮cego policzka, sycz膮c przy tym cicho. Nie spodziewa艂 si臋 uderzenia, wi臋c mina maluj膮ca si臋 na jego twarzy wyra偶a艂a zaskoczenie i z艂o艣膰. Co prawda specjalnie odzywa艂 si臋 do niej w taki spos贸b, chcia艂 j膮 przecie偶 sprowokowa膰, ale liczy艂 na to, 偶e potrwa to nieco d艂u偶ej, nim dojd膮 do r臋koczyn贸w.
    — Ostra z ciebie sztuka — powiedzia艂, a na twarzy m臋偶czyzny pojawi艂 si臋 delikatny, nieco z艂owieszczy u艣miech. W jego oczach natomiast pojawi艂 si臋 niebezpieczny b艂ysk. Chcia艂a si臋 bawi膰 w ten spos贸b? M贸g艂 zacz膮膰 gra膰 wed艂ug jej upodoba艅. Powiedzia艂 jej, 偶e nie jest niebezpieczny, ale nie uwzgl臋dni艂, 偶e bywa potulny tak d艂ugo, dop贸ki nie zostanie sprowokowany. Li艣膰 wymierzony w policzek by艂 przekroczeniem granic, znakiem, 偶e on sam te偶 nie musi si臋 ich 艣cis艂e trzyma膰. Ci膮偶a? Nawet je偶eli wed艂ug dna by艂o to jego dziecko, nie on je sp艂odzi艂. Blake… Jak wida膰 potrafi艂 prze偶y膰 ka偶d膮 strat臋 i szybko znale藕膰 sobie pocieszenie — ju偶 rozumiem dlaczego tak ch臋tnie dajesz mu dupy. Lubisz si臋 tak bawi膰? — Spyta艂, ale nie oczekiwa艂 us艂ysze膰 od niej odpowiedzi. Z艂apa艂 zwinnie jej nadgarstek i mocno zacisn膮艂 wok贸艂 niego swoje palce, spogl膮daj膮c prosto w jej ciemne oczy. — Mo偶emy si臋 zabawi膰 jak tylko chcesz, Willy… Gubisz si臋 w zeznaniach. Raz jeste艣my inni, raz m贸wi臋 do ciebie dok艂adnie tak, jak on — zauwa偶y艂, a w jego oczach ponownie pojawi艂 si臋 b艂ysk — a mo偶e w艂a艣nie tego chcesz? By膰 z kim艣 innym, a jednocze艣nie z nim, co? — Przysun膮艂 si臋 bli偶ej niej, 艂api膮c d艂oni膮 drugi z nadgarstk贸w dziewczyny — i co teraz? — Spyta艂, znajduj膮c si臋 zdecydowanie za blisko. Zack jednak nic sobie z tego nie robi艂. Przygl膮da艂 si臋 jej i zastanawia艂 si臋, w kt贸rym momencie zacznie si臋 ba膰. Chcia艂 poczu膰 jej strach.
    Pu艣ci艂 jednak jej nadgarstki u odsun膮艂 si臋 o krok w ty艂. By艂o za wcze艣nie.
    — Pos艂uchaj mnie uwa偶nie — zacz膮艂, gdy znale藕li si臋 na ulicy — mo偶e wydaje ci si臋, 偶e masz co艣 do powiedzenia, ale nie mo偶esz by膰 a偶 tak膮 idiotk膮. Je偶eli b臋d臋 chcia艂 to sobie zrobi臋 kr贸tk膮 wycieczk臋. Chyba zdajesz sobie spraw臋 z tego, 偶e jestem silniejszy, nie? I z tego, 偶e na ten moment nigdzie si臋 nie wybieram. Mam w dupie twoje i Blake’a plany — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust — my艣lisz, 偶e si臋 mnie szybko pozb臋dziesz? Powodzenia, skarbie, dopiero zaczynam swoj膮 przygod臋 w tym mie艣cie — oznajmi艂 — z tob膮 lub bez ciebie — wzruszy艂 ramionami — powiedzmy sobie szczerze… to ty bardziej potrzebujesz mnie ni偶 ja ciebie — zacisn膮艂 mocno palce na jej biodrze, jednocze艣nie mocniej przyci膮gaj膮c k膮 do siebie. Chcia艂 jej pokaza膰, 偶e m贸wi艂 powa偶nie. O swojej sile i nie tylko — b膮d藕 grzeczna, Willow, to b臋dziemy mi艂o wspomina膰 t臋 wizyt臋. A teraz… Teraz z ch臋ci膮 zjad艂bym co艣 smacznego.

    馃

    OdpowiedzUsu艅
  141. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, jeszcze przez chwile dotykaj膮c policzka, a p贸藕niej zaciska艂 ju偶 palce na jej nadgarstkach, staraj膮c si臋 spokojnie oddycha膰, aby nie zrobi膰 niczego g艂upiego, czego p贸藕niej m贸g艂by 偶a艂owa膰. Nie chcia艂 przecie偶 zrobi膰 jej krzywdy, jeszcze nie teraz, chocia偶 swoim zachowaniem… Zdenerwowa艂a go, to fakt.
    — Jeste艣 strasznie tego pewna — odpar艂 spokojnie z lekko majacz膮cym u艣miechem na twarzy — co zrobisz, gdy to si臋 zmieni? Cofniesz s艂owa czy b臋dziesz udawa艂a, 偶e nigdy nie pad艂y z twoich ust? — Oczywi艣cie, 偶e j膮 prowokowa艂. Chocia偶 nie mia艂by nic przeciwko, gdyby pozwoli艂a mu si臋 posi膮艣膰. Sam tego nie rozumia艂, ale kr臋ci艂o go, gdy m贸g艂 znale藕膰 si臋 we wn臋trzu dziewczyn Blake’a. Tak samo by艂o z Lizzie i im d艂u偶ej przebywa艂 z Willow, czu艂 dok艂adnie to samo co przy ju偶 martwej kobiecie. Wiedzia艂 jednak, 偶e Willy nie jest taka sama. Nie musia艂 d艂ugo si臋 o tym przekonywa膰, a to co zrobi艂a teraz by艂o bardzo wyra藕nym i odczuwalnym potwierdzeniem. Jednocze艣nie sprawia艂o to, 偶e chcia艂 jej jeszcze bardziej. — Jeste艣 taka urocza, kiedy si臋 wkurzasz — u艣miechn膮艂 si臋 lekko, pozwalaj膮c na to, aby dystans pomi臋dzy nimi si臋 zwi臋kszy艂. M贸g艂 jej tak pr臋dko nie puszcza膰, nacieszy膰 si臋 t膮 wymuszon膮 blisko艣ci膮, ale akurat to nie by艂o dla niego problemem — tak? To prosz臋 bardzo, Willy. Uderz mnie jeszcze raz — u艣miechn膮艂 si臋 i nadstawi艂 drugi policzek — a mo偶e chcesz spot臋gowa膰 doznania? 艢mia艂o — m贸wi艂, odwracaj膮c twarz i wskazuj膮c palcem wci膮偶 zaczerwienione 艣lady po jej d艂oni.
    Za艣mia艂 si臋 cicho na jej s艂owa i wzruszy艂 ramionami. Nie musia艂 jej niczego wi臋cej udowadnia膰. By艂 pewien, 偶e zrozumia艂a i偶 nie b臋dzie 艂atwo go pokona膰, je偶eli tylko zdecyduje si臋 i zechce u偶y膰 wzgl臋dem niej si艂y.
    — Skoro mo偶esz to zrobi膰, dlaczego nadal tutaj jestem? — Spyta艂, przyci膮gaj膮c j膮 bli偶ej siebie do艣膰 niedelikatnie. Pocz膮tkowo chcia艂, aby sprawiali wra偶enie normalnej pary, s膮siedzi z pewno艣ci膮 j膮 i Blake’a kojarzy艂o, ale po tym gdy go uderzy艂a, przesta艂o mu na tym zale偶e膰. Mia艂 to w dupie — chyba, 偶e tak naprawd臋 nie chcesz tego zrobi膰, bo chcesz, 偶ebym zosta艂. Liczysz na jakie艣 informacje? C贸偶, nie mog臋 obieca膰, 偶e b臋d臋 wsp贸艂pracowa艂, skarbie — mrukn膮艂, 艣miej膮c si臋 — naprawd臋 wierzysz w to, 偶e masz jak膮kolwiek moc, co nie? — Spojrza艂 na ni膮 rozbawiony, by艂a urocza jako ta pewna siebie i pyskata Willy. — W takim razie m贸w, kt贸ry sklep — wzruszy艂 ramionami — a czy ktokolwiek czegokolwiek ci broni? — Uni贸s艂 pytaj膮co brew, kieruj膮c si臋 zgodnie z ruchem Willy — przecie偶 mog艂a艣 si臋 mnie pozby膰 od razu jak si臋 pojawi艂em, mo偶esz si臋 mnie pozby膰 teraz i kiedy tylko chcesz… przecie偶 masz t臋 moc. Dalej, pobawmy si臋. Jestem ciekawy, co z tego wyjdzie…

    馃槞

    OdpowiedzUsu艅
  142. — To si臋 jeszcze oka偶e — stwierdzi艂 wraz z lekkim wzruszeniem ramion. W艂a艣nie obra艂 sobie cel i zamierza艂 go zrealizowa膰, nie przejmuj膮c si臋 drog膮 i 艣rodkami, z jakich b臋dzie musia艂 skorzysta膰. Zreszt膮 czy to mog艂oby j膮 dziwi膰, skoro Blake sam wcze艣niej posun膮艂 si臋 do porwania? Nie wiedzia艂 co prawda sam jeszcze, co dok艂adnie planowa艂, ale wiedzia艂 ju偶 teraz z ca艂膮 pewno艣ci膮, 偶e b臋dzie to moralnie w膮tpliwe. Sam nie mia艂 z tym jednak 偶adnego problemu, liczy艂 si臋 cel. Chocia偶 mia艂 szczer膮 nadziej臋, 偶e mimo wszystko nie b臋dzie musia艂 jej krzywdzi膰. To nie tak, 偶e kr臋ci艂a go tylko przemoc czy przemoc w og贸le. Jej niech臋膰 sprawia艂a jednak, 偶e chcia艂 jej bardziej. Bardziej ni偶 Lizzie. — Gdybym chcia艂 ci odda膰, zrobi艂bym to ju偶 za pierwszym razem — oznajmi艂 ca艂kiem szczerze — chyba, 偶e to ci臋 kr臋ci… mog臋 to zrobi膰 — doda艂, a na jego usta wkrad艂 si臋 艂obuzerski u艣miech, wyra偶aj膮cy znacznie wi臋cej ni偶 wszystkie dotychczas wypowiedziane przez m臋偶czyzn臋 s艂owa.
    Jako艣 nie przejmowa艂 si臋 jej pogr贸偶kami, bo tak traktowa艂 w艂a艣nie jej s艂owa. Jak rzucane na wiatr s艂owa, kt贸re nigdy nie zostan膮 spe艂nione. Nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰 sytuacji, w kt贸rej Willow jest w stanie go zmanipulowa膰 lub zmusi膰 do czegokolwiek.
    — Jasne — mrukn膮艂 cicho na jej s艂owa, a nast臋pnie wysun膮艂 si臋 odrobin臋, aby spojrze膰 dok艂adnie na miejsce, kt贸re trzyma艂 d艂oni膮 — czy偶by po zabawie z Blake’m w zak艂adniczk臋? — Spyta艂 z lekkim u艣miechem, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, czy by艂o to mo偶liwe. Je偶eli Blake j膮 skrzywdzi艂, a ona wci膮偶 przy nim by艂a, by艂a r贸wnie nie od alba co oni. Lubi艂 my艣le膰 o sobie w liczbie mnogiej, by艂o w tym co艣 nadzwyczajnego i wyj膮tkowego, na tyle, 偶e po prostu to lubi艂.
    Spojrza艂 na ni膮, a nast臋pnie si臋 u艣miechn膮艂. Prawdziwie z艂owieszczo.
    — Nie pomy艣la艂a艣, 偶e dostajesz dok艂adnie te informacje, kt贸rymi po prostu chc臋 si臋 z tob膮 podzieli膰? — Spyta艂, a u艣miech na jego twarzy jedynie si臋 poszerza艂 — wpad艂a艣 na to?
    Weszli do sklepu, a kiedy odezwa艂a si臋 do niego, na twarzy Murphy’ego pojawi艂 si臋 weso艂y u艣miech.
    — Nie wiem czy dobrze, abym m贸wi艂 o tym na g艂os — spojrza艂 na dziewczyn臋 siedz膮ca za lad膮 przy kasie i u艣miechn膮艂 si臋 do niej znacz膮co — w ko艅cu to ty, najdro偶sza, jeste艣 w ci膮偶y. Jakie艣 zachcianki? I te twoje cukierki, to po to chyba przyszli艣my, co? — Spojrza艂 na ni膮 i rozejrza艂 si臋 po sklepie, aby skierowa膰 si臋 w alejk臋 ze s艂odyczami, tymi zdrowymi, ale jednak wci膮偶 s艂odyczami. — Za艂atwmy to szybko, bo nie mog臋 si臋 doczeka膰 tych twoich zabaw… — powiedzia艂, gdy oddalili si臋 nieco od wej艣cia i kas. Naprawd臋 by艂 ciekawy, co takiego zamierza艂a zrobi膰. Powiedzmy sobie szczerze, zaintrygowa艂a go, bo wydawa艂a si臋 strasznie pewna w tej kwestii, a Zack nie mia艂 poj臋cia, co siedzia艂o w jej g艂owie i co tak w艂a艣ciwie sobie wyobra偶a艂a. Niby jak mog艂a si臋 go pozby膰?

    馃槒

    OdpowiedzUsu艅
  143. Pos艂a艂 jej tajemniczy u艣miech. Oczywi艣cie, 偶e m贸g艂 dalej kontynuowa膰 t臋 przepychank臋 w to si臋 oka偶e, ale czu艂, 偶e mogliby tak bez ko艅ca, a Zack od s艂贸w wola艂 czyny. Tyle, 偶e znalezienie si臋 poza mieszkaniem sprawia艂o, 偶e pewnych rzeczy po prostu nie m贸g艂 zrobi膰. Z drugiej strony, czasami mia艂 wra偶enie, 偶e z艂oczy艅cy bywaj膮 niewidzialni. Mo偶e nikt nie zwr贸ci艂by uwagi na jego nieodpowiednie zachowanie?
    — Twoje puste gadanie zaczyna mnie nudzi膰 — oznajmi艂, spogl膮daj膮c prosto w jej oczy. — Ile raz jeszcze us艂ysz臋, 偶e mo偶esz to czy tamto zanim czegokolwiek do艣wiadcz臋? — Spyta艂, a po chwili cicho si臋 za艣mia艂 — my艣lisz, 偶e mnie interesuj膮? — Zatrzyma艂 na d艂u偶ej spojrzenie na jej twarzy, uwa偶nie 艣ledz膮c ka偶d膮, najmniejsz膮 zmarszczk臋 — wierz w co chcesz — doda艂, puszczaj膮c jej przy tym oczko.
    — Nie schlebiaj sobie, a偶 tak bardzo — odpowiedzia艂, kiedy zarzuci艂a, 偶e interesuje go tylko zaci膮gniecie jej do 艂贸偶ka. Mo偶e i w pewnym sensie tak by艂o, ale to nie by艂a ca艂kowita prawda. Lubi艂 偶y膰 偶yciem Blake’a. Podoba艂o mu si臋 te偶 to, 偶e nie musia艂 si臋 ju偶 teraz niczym przejmowa膰, skoro mia艂 艣wiadomo艣膰 choroby, a nadal, mimo tego by艂 w stanie si臋 pojawi膰. Po d艂ugim czasie, ale m贸g艂. To by艂o najwa偶niejsze. Wcze艣niej musia艂 mimo wszystko prosi膰 Lizzy, aby o niczym mu nie m贸wi艂a. Co prawda nie by艂o trudno, nie musia艂 si臋 te偶 wielce przy tym wysila膰, bo poprzednia 偶ona Murphy’ego najwyra藕niej nie mia艂a nic przeciwko jego pojawianiu si臋. Teraz mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e pewnie po dzisiaj, Willy b臋dzie robi艂a wszystko, aby nie wr贸ci艂 szybko. Dlatego musia艂 korzysta膰 z wolno艣ci, kt贸rej w艂a艣nie do艣wiadcza艂. Chocia偶 ci臋偶ko powiedzie膰, aby zej艣cie do sklepu z Willow by艂o prawdziw膮 wolno艣ci膮. Nawet nie nazwa艂by tego namiastk膮 tak w艂a艣ciwie.
    Mimo wszystko, zmarszczy艂 delikatnie brwi, gdy us艂ysza艂 o dacie. Dwa tysi膮ce dwadzie艣cia trzy? Nie pojawia艂 si臋 d艂ugo za d艂ugo. D艂u偶ej ni偶 mu si臋 wydawa艂o.
    — Kt贸ry dok艂adnie mamy dzie艅? — Spojrza艂 na brunetk臋, licz膮c na to, 偶e nie b臋dzie zwleka艂a z odpowiedzi膮. Zreszt膮, byli w sklepie. Z pewno艣ci膮 gdzie艣 by艂 kalendarz, jaki艣 napis informuj膮cy o dennych 艣wi臋tach tego dnia i inne takie.
    Rozgl膮da艂 si臋 po sklepie, chocia偶 nie wiedzia艂, po co dok艂adnie. Jak m贸wi艂 wcze艣niej z ch臋ci膮 zjad艂by co艣 dobrego, ale sam nie mia艂 poj臋cia, co dok艂adnie. Kiedy Willy zgarn臋艂a swoje cukierki, on przeszed艂 si臋 do ko艅ca rega艂u, sun膮c wzrokiem po jego p贸艂kach w poszukiwaniu czego艣. Ruszy艂 dalej, ostatecznie podchodz膮c do lod贸wki z gotowym jedzeniem i chwyci艂 jakie艣 chi艅skie piero偶ki, a nast臋pnie do艂膮czy艂 do kobiety przy kasie.
    — Co nast臋pne? — Spyta艂, kiedy stan膮艂 za jej plecami — idziemy do mieszkania i spe艂nisz w ko艅cu wszystkie te swoje obietnice?

    馃槒

    OdpowiedzUsu艅
  144. Wkurzanie jej sprawia艂o mu przyjemno艣膰. Zw艂aszcza, kiedy widzia艂 zmiany w jej zachowaniu, a Willow, kt贸ra teraz mu towarzyszy艂a by艂a zupe艂nie inn膮 Willow ni偶 ta, kt贸r膮 zobaczy艂 na samym pocz膮tku swojej 艣wiadomo艣ci. Zastanawia艂 si臋 nad tym, jak daleko sama by艂aby w stanie si臋 posun膮膰. Bo czy to nie by艂o naprawd臋 ciekawe? W ko艅cu by艂 nadal jej m臋偶em, tylko… troch臋 innym. Sam nie wiedzia艂, jak to dok艂adnie wyt艂umaczy膰, oboje jednak mieli 艣wiadomo艣膰, 偶e w g艂臋bi wci膮偶 znajduje si臋 prawdziwy Blake’a, Chcia艂 wiedzie膰, do czego by艂aby zdolna Willow, gdzie stoi jej granica, przy wkurzaniu jej i przy reagowaniu na te nerwy.
    Skin膮艂 tylko lekko g艂ow膮 na jej odpowied藕, zastanawiaj膮c si臋 samemu nad tym, dlaczego w艂a艣ciwie teraz przebudzi艂 si臋 w umy艣le m臋偶czyzny. By艂 nad wyraz 艣wiadomy choroby, kt贸ra ich dotyka艂a i c贸偶, by艂 tego wszystkiego zwyczajnie ciekawy. Zw艂aszcza, 偶e tak d艂ugo by艂 u艣piony.
    — Ju偶 nie mog臋 si臋 doczeka膰 — powiedzia艂 ca艂kiem szczerze, bo chcia艂 ju偶 si臋 przekona膰 na w艂asnej sk贸rze, co z tego wszystkiego, co m贸wi艂a dziewczyna by艂o prawd膮. No i jak daleko si臋 posunie. No i dlaczego by艂a taka pewna, 偶e jest w stanie si臋 go pozby膰. Wszystko, co mu powiedzia艂a… Chcia艂 sprawdzi膰, przekona膰 si臋 czy naprawd臋 co艣 mia艂a, czy by艂o to tylko puste gadanie. Zak艂ada艂, 偶e to ta druga opcja. Pierwszej w og贸le nie bra艂 pod uwag臋, bo niby, co takiego mog艂aby wiedzie膰? Chyba, 偶e zamierza艂a nafaszerowa膰 go jakimi艣 psychotropami, chocia偶 sam nie wiedzia艂 czy to cokolwiek by da艂o. Nigdy si臋 tym nie interesowa艂 na tyle, bo Blake by艂 nie艣wiadomy choroby. Z drugiej strony gdyby by艂 pod kontrol膮 lekarza, prawdopodobnie pewnie by si臋 nie pojawi艂, prawda?
    — Cudownie, nie mog臋 si臋 doczeka膰 — wyszepta艂 do jej ucha, odsuwaj膮c si臋 powoli od plec贸w dziewczyny, gdy ta zap艂aci艂a za ich szybkie i sprawne zakupy. Pos艂a艂 lekki u艣miech sprzedawczyni, a nast臋pnie ruszy艂 za Willow. Naprawd臋 by艂 ciekawy, co si臋 teraz wydarzy.
    Dlatego nawet nie przed艂u偶a艂 w 偶aden spos贸b powrotu do ich mieszkania. By艂 grzeczny i nie robi艂 niczego g艂upiego, dok艂adnie tak, jak sobie tego 偶yczy艂a Willy.
    Nie艣wiadomy niczego wszed艂 do mieszkania, nie zwraca艂 wi臋kszej uwagi na ni膮 i na to, co w tej chwili robi艂a. Jako艣 z g贸ry za艂o偶y艂, 偶e wszystko dopiero si臋 wydarzy. Jakie by艂o jego zdziwienie, gdy po zsuni臋ciu but贸w z n贸g us艂ysza艂 d藕wi臋k odbezpieczenia broni, a kiedy podni贸s艂 spojrzenie na brunetk臋, dostrzeg艂 wycelowan膮 w siebie bro艅.
    — I co? Zastrzelisz mnie? To ten tw贸j spos贸b na pozbycie si臋 mnie? — Za艣mia艂 si臋, ale mimo wszystko ruszy艂 do kuchni, zgodnie z jej poleceniem — b臋dziemy si臋 wi膮za膰? — Spyta艂, szczerze rozbawiony — je偶eli to jest tw贸j spos贸b na ratowanie Blake’a… musz臋 przyzna膰, 偶e tego si臋 nie spodziewa艂em. Czyli co? Macie umow臋, 偶e gdy pojawi si臋 jaki艣 wkurwiaj膮cy to mo偶esz nas zabi膰? — Nie si臋gn膮艂 jednak d艂o艅mi do rozporka i sprz膮czki paska. Nie zamierza艂 by膰, a偶 tak pos艂uszny. Wystarczy艂o, 偶e przeszed艂 do kuchni.

    Zackie

    OdpowiedzUsu艅
  145. — Po co wi臋c ta bro艅? — Spyta艂, przechylaj膮c g艂ow臋 w bok. Mia艂 wiele pyta艅, jak to sobie wyobra偶a艂a, ale nim zdecyduje si臋 je zada膰, chcia艂 si臋 przekona膰, jaki plan zrodzi艂 si臋 w tej 艣licznej g艂贸wce. S艂ucha艂 jej s艂贸w, spogl膮daj膮c na wskazane przez dziewczyn臋 krzes艂o i uni贸s艂 wysoko brew, patrz膮c na szalik. Naprawd臋 zamierza艂a go tym zwi膮za膰 wystarczaj膮co mocno? W膮tpi艂, aby nie by艂 w stanie tego zerwa膰, ale nic nie m贸wi艂. — Czyli jednak na ostro — stwierdzi艂, a k膮cik ust delikatnie mu drgn膮艂.
    Czuj膮c zimny metal na piersi, opad艂 na krzes艂o. Jego mina nie wyra偶a艂a jednak strachu. Raczej zaciekawienie. Nadal nie mia艂 pewno艣ci, jak daleko mog艂aby si臋 posun膮膰. Da艂 si臋 zwi膮za膰 bez 偶adnej szarpaniny, bo by艂 pewien, 偶e i tak nie stanie mu si臋 krzywda. Musia艂 przyzna膰, 偶e gdy jej d艂o艅 z broni膮 przesta艂a w ko艅cu drze膰, zacz臋艂a wygl膮da膰 powa偶niej i gro藕niej. Wci膮偶 jednak nie na tyle, aby poczu艂 strach.
    — We藕miesz go do szpitala? — Spyta艂, powstrzymuj膮c parskni臋cie 艣miechu, gdy oznajmi艂a, 偶e chi艅szczyzna jest wed艂ug niej nie do zjedzenia. By艂… mi艂o zaskoczony propozycj膮 domowych nale艣nik贸w, a przez chwile na jego twarzy da艂o si臋 te zaskoczenie dostrzec. Szybko jednak powr贸ci艂 do poprzedniej miny — wiesz, gdy ju偶 b臋d臋 cierpia艂 tak mocno, 偶e uznam to za najlepszy czas na zwianie… zawiedziesz go do szpitala i co powiesz? Cze艣膰, zn臋ca艂a si臋 nad m臋偶em? A mo偶e sama go uratujesz? — Spyta艂, nie maj膮c poj臋cia, 偶e Willy studiuje medycyn臋 — a mo偶e wymy艣lisz bajeczk臋 o napa艣ci? Ciekawe czy b臋d膮 jacy艣 艣wiadkowie — zastanawia艂 si臋 na g艂os, ca艂kiem nie艣wiadomy tego, 偶e jego s艂owa nie maja 偶adnego odniesienia do rzeczywisto艣ci, nie rozbudzaj膮 strachu, zw膮tpienia w jej plan.
    — Co to za pytania? — Mrukn膮艂, spogl膮daj膮c na ni膮, a nast臋pnie przechyli艂 g艂ow臋, pr贸buj膮c jednocze艣nie poprawi膰 nieco u艂o偶enie zwi膮zanych za oparciem krzes艂a r膮k — a jak my艣lisz? — Odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie — Lizzie nie mia艂a z tym problemu, to po pierwsze, a po drugie… naprawd臋 uwa偶asz, 偶e gdyby kto艣 si臋 zorientowa艂, to nadal chodziliby艣my wolno? — Spojrza艂 prosto w jej oczy i u艣miechn膮艂 si臋 — b臋d膮 z d偶emem truskawkowym? — Spyta艂, nie przestaj膮c si臋 u艣miecha膰 to brunetki — i cukrem? Czy to te偶 jest niedozwolone w tym domu? — Spyta艂 zaczepnie, nie spuszczaj膮c z niej spojrzenia— Co jeszcze chcia艂aby艣 wiedzie膰 i swoim m臋偶ulku?

    ☺️

    OdpowiedzUsu艅
  146. — Trzymaj膮c j膮 w dr膮偶膮cej d艂oni czujesz si臋 du偶o pewniej, tak? Bezpieczniej? — Uni贸s艂 brew, patrz膮c na dziewczyn臋. Troch臋 nie rozumia艂 tego, co zamierza艂a zrobi膰. Nie potrafi艂 wyobrazi膰 sobie sytuacji, w kt贸rej faktycznie decyduje si臋 na wymierzenie strza艂u i przez to nie bra艂 jej w tej chwili na powa偶nie. Nawet je偶eli siedzia艂 zwi膮zany na krze艣le. I o ile unieruchomienie go by艂 w stanie zrozumie膰 i wyt艂umaczy膰, tej broni za choler臋 nie m贸g艂 poj膮膰. Z tego co widzia艂, kocha艂a Blake’a. My艣l, 偶e mog艂aby co zrani膰 by艂a niepoj臋ta. Chocia偶! Intryguj膮ca. Co prawda wola艂by nie cierpie膰, ale z drugiej strony doprowadzenie Willow do stanu, w kt贸rym pragn臋艂aby zada膰 b贸l ukochanemu m臋偶czy藕nie by艂a ciekawa.
    Widzia艂, 偶e zacz臋艂a czu膰 si臋 bezpieczniej. U艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust, w reakcji na s艂owa dziewczyny — 艣wietnie, jeszcze bardziej mam ochot臋 zaci膮gn膮膰 ci臋 teraz do 艂贸偶ka — oznajmi艂 bezwstydnie — m贸g艂bym si臋 odwdzi臋czy膰 za wszystko, co dla mnie zrobi艂a艣 i robisz, w dodatku odda艂bym to, co robisz teraz — powiedzia艂 spokojnie, odchylaj膮c g艂ow臋 do ty艂u. Przymkn膮艂 powieki i zni偶y艂 g艂os — zwi膮偶e ci臋, a nast臋pnie przywi膮偶e do 艂贸偶ka i wyrucham ci臋 pierw t膮 twoj膮 zabawk膮, a p贸藕niej ci臋 zer偶n臋. B臋dziesz b艂aga膰, 偶ebym przesta艂, ale tego, kurwa, nie zrobi臋 — wyszepta艂, oddychaj膮c g艂臋boko, doskonale widz膮c ju偶 oczami wyobra藕ni scen臋, o kt贸rej m贸wi艂. G艂os zaszed艂 mu delikatn膮 chrypk膮, a wyobra藕nia dzia艂a艂a na najwy偶szym poziomie. — Ale tak w艂a艣nie, lubisz, co? — Wyprostowa艂 g艂ow臋 i odnalaz艂 spojrzeniem jej twarz. U艣miecha艂 si臋 przy tym diabolicznie, nie mog膮c si臋 doczeka膰, kiedy b臋dzie m贸g艂 spe艂ni膰 swoje wyobra偶enia.
    A p贸藕niej wystarczy艂o jedno zdanie, aby jego wyborny humor zosta艂 rozbity. Otworzy艂 szerzej oczy, jakby chcia艂 si臋 upewni膰, 偶e nie 偶artuje. Kurwa. Poczu艂 nagle, jak jego sytuacja diametralnie ulega zmianie. Zdobywa w艂a艣nie wiedza sprawia艂a, 偶e jego po艂o偶enie zmieni艂o si臋 o sto osiemdziesi膮t stopni i nie podoba艂o mu si臋 to w najmniejszym stopniu.
    — I b臋dziesz go torturowa膰? Jego cia艂o? — Stara艂 si臋 mie膰 przez ca艂y czas na ustach sw贸j cwaniacki u艣miech, ale nawet oj nie by艂 w stanie udawa膰, 偶e wci膮偶 czuje si臋 na pozycji z przewag膮.
    D偶em, o kt贸ry poprosi艂 chwile wcze艣niej nie by艂 teraz tym, czego chcia艂. Zmierzy艂 dziewczyn臋 i ws艂ucha艂 si臋 uwa偶nie w jej pytania.
    — Za ka偶d膮 odpowiedz odrobine mniej cierpienia czy jakie s膮 zasady? Nie wiem, na ile op艂aca艂a mi si臋 cokolwiek m贸wi膰 — mrukn膮艂, ale po chwili odetchn膮艂 g艂臋boko — Zdarza艂o si臋, improwizowa艂em — wzruszy艂 ramionami — podoba艂a mi si臋 ta praca, poza tym to nie by艂o nic trudnego. Czasami musia艂em po prostu przypomnie膰 sobie akta, w terenie si臋 nie zdarzy艂o — powiedzia艂, marszcz膮c delikatnie brwi — nie wiem, d艂ugo. Kilka dni – ponowi艂 gest wzruszenia ramion — nie boj臋 si臋 kobiet ani dotyku. Ich czy kogo艣 innego. Nie mam powodu, dla kt贸rego mia艂bym szybko znikn膮膰 — s艂ysz膮c jej kolejne pytanie zmarszczy艂 mocno brwi, a na jego czole pojawi艂a si臋 zmarszczka. Nie wiedzia艂. Nie mia艂 poj臋cia, nie zastanawia艂 si臋 nigdy nad tym — takiego pytania si臋 nie spodziewa艂em — mrukn膮艂 — nie wiem, nigdy nie zwraca艂em na to uwagi… Denis na pewno jest m艂odszy. Zachowuje si臋 jak dzieciak. Nie wiem, chyba mam trzydzie艣ci kilka, mo偶e sze艣膰? Zreszt膮, czy to jest wa偶ne?

    馃槙

    OdpowiedzUsu艅
  147. — Pr臋dzej czy p贸藕niej ulegniesz — szepn膮艂, wzruszaj膮c przy tym lekko ramionami. By艂 pewien swojego, z jednego powodu. Nie odpuszcza艂 艂atwo. Kiedy si臋 na co艣 upar艂 d膮偶y艂 do tego i dobi艂 wszystko, aby dosta膰 upatrzony cel. Tym razem to Willow by艂a tym celem i Zack po prostu musia艂 po艂o偶y膰 na niej swoje r臋ce. By艂by strasznie wkurwiony, gdyby znikn膮艂 na kolejne kilka lat, jednocze艣nie nic nie maj膮c ze swojego pojawienia si臋. — Dlaczego tak bardzo si臋 przed tym bronisz? — Spyta艂, przechylaj膮c lekko g艂ow臋 w bok — przecie偶 jestem twoim m臋偶em — mrukn膮艂 cicho. 呕a艂owa艂, 偶e by艂 zwi膮zany. Ch臋tnie zaj膮艂by si臋 ni膮 i pokaza艂, 偶e nie bez powodu by艂 pewien swojego, nie bior膮c pod uwag臋 mo偶liwo艣ci, 偶e Willy si臋 mu oprze. Musia艂 zak艂ada膰, 偶e j膮 zdob臋dzie. Nawet, je偶eli mia艂oby to go du偶o kosztowa膰. Obserwowa艂 uwa偶nie, jak si臋 odwraca i nie patrzy na niego. Nie mia艂 nic ciekawszego do robienia w tym momencie, poza wlepianiem w ni膮 spojrzenia swoich ciemnych oczu. K膮cik ust drgn膮艂 mu delikatnie. — Tylko nie m贸w, 偶e ci臋 zawstydzi艂am — rzuci艂 mrucz膮c cicho, wpatruj膮c si臋 intensywnie w jej plecy. Nie podoba艂 mu si臋 jej ton, tak jak i s艂owa, kt贸re wypowiada艂a. Nie wiedzia艂 jeszcze co dok艂adnie z ni膮 zrobi i jak, ale wiedzia艂, 偶e b臋dzie j膮 mia艂.
    Przechyli艂 g艂ow臋, mru偶膮c przy tym powieki. Jeszcze kilka minut temu by艂 zadowolony z prowadzonej rozmowy, ale sytuacja diametralnie si臋 zmieni艂a.
    — Czyli pojawi艂o si臋 zafascynowanie? — U艣miechn膮艂 si臋, troch臋 mniej przejmuj膮c si臋 tym, 偶e by艂a lekarzem. — Ciekawe, 偶e tak bardzo wierzysz w to, 偶e uda ci si臋 mnie wykopa膰. Masz tak du偶膮 wiar臋 w to, jak ja w to, 偶e w ciebie wejd臋… Ciekawe, co pierwsze si臋 wydarzy — mrukn膮艂, obserwuj膮c jak odk艂ada膰 nas twarz kolejnego nale艣nika — b臋dziesz mnie karmi膰? — Spyta艂 z u艣miechem — Blake’a te偶 karmisz? — Zada艂 kolejne pytanie, a nast臋pnie wzruszy艂 lekko ramionami — wypadek to pierwsze co pamietam — odpowiedzia艂 — wtedy pojawi艂em si臋 po raz pierwszy, tak, jakby nic przed tym nigdy nie mia艂o miejsce i to od niego zacz臋艂o si臋 moje 偶ycie… Denny ma wi臋cej wspomnie艅. Tak, jakby funkcjonowa艂 z nim najd艂u偶ej z nas wszystkich, ale to si臋 nie zgrywa… Lizzy m贸wi艂a, 偶e wcze艣niej na pewno nikt si臋 nie pojawia艂, 偶e zawsze by艂 tylko Blake.

    馃檭

    OdpowiedzUsu艅
  148. K膮cik ust m臋偶czyzny delikatnie drgn膮艂. Nie mia艂 jeszcze pewno艣ci czy znalaz艂 si臋 na zwyci臋skiej drodze, ale odni贸s艂 wra偶enie, 偶e w pewien spos贸b trafi艂 do Willy. Nie, aby spodziewa艂 si臋, 偶e za chwil臋 uwolni jego m臋sko艣膰, dosi膮dzie go i zacznie ostro uje偶d偶a膰. Nie by艂 idiot膮, wiedzia艂, 偶e a偶 tak 艂atwo z pewno艣ci膮 jej nie dostanie, ale… Co艣 w jej g艂owie m贸wi艂o mu, 偶e wcale nie jest skre艣lony i ma szans臋 dosta膰 to, czego tak bardzo w tej chwili pragn膮艂. Nie wszystko by艂o z g贸ry przes膮dzone.
    — Teoretycznie stopie艅 znajomo艣ci nie ma znaczenia — wzruszy艂 lekko ramionami — powiedzmy sobie szczerze, nie byliby艣my pierwszymi i ostatnimi, kt贸rzy zaczynaj膮 znajomo艣膰 od seksu. Lub w kr贸tkim jej trwaniu na seks si臋 decyduj膮 — doda艂, przygl膮daj膮c si臋 jej z zainteresowaniem. Sun膮艂 wzrokiem po jej sylwetce, zatrzymuj膮c spojrzenie na d艂u偶ej w newralgicznych miejscach, bez problemu wyobra偶aj膮c sobie je odkryte, ca艂kiem nagie. I swoje d艂onie na nich. I usta. Tak, nie mia艂 z ty 偶adnego, nawet najmniejszego problemu.
    Odchyli艂 delikatnie g艂ow臋, gdy znalaz艂a si臋 tak blisko niego. Jej obecny dotyk nie mia艂 w sobie nic erotycznego, a jednak jego penis drgn膮艂 nieznacznie, gdy znalaz艂a si臋 tak blisko. Musia艂 j膮 mie膰. U艣miechn膮艂 si臋, z przyjemno艣ci膮 ogl膮daj膮c jej twarz z tak ma艂ej odleg艂o艣ci. Skupia艂 si臋 na ciemnych oczach, przyjemnie pachn膮cych w艂osach i wyra藕nych konturach ust, kt贸re wygl膮da艂y z bliska tak bardzo apetycznie, 偶e mia艂 ochot臋 ich spr贸bowa膰. Dlatego nim odpowiedzia艂 na jej pytanie, zdecydowa艂 si臋 wysun膮膰 g艂ow臋 w jej stron臋, przybli偶aj膮c si臋 jeszcze bardziej. Tak, 偶e bez trudu czu艂 na sobie jej ciep艂y oddech.
    — Czy to ma jakiekolwiek znaczenie, Willow? Nie wystarczy to, 偶e chc臋 ciebie? — Odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie, delikatnie przekrzywiaj膮c g艂ow臋 w bok, wci膮偶 wpatruj膮c si臋 w ni膮 z intensywno艣ci膮 — wiem, 偶e o tym my艣lisz. O tym, co mog艂a by艣 ode mnie dosta膰 — wychrypia艂 cicho, prze艂ykaj膮c powoli 艣lin臋 — i zastanawiasz si臋 nad tym, jak bardzo niemoralne by to by艂o. Zdradzi艂a艣 go czy nie zdradzi艂a艣? By艂 moim m臋偶em, czy nie by艂 moim m臋偶em — powiedzia艂, marszcz膮c delikatnie brwi — a co, je偶eli Blake wr贸ci p贸藕niej? Je偶eli nie wydostanie si臋 i b臋dziesz skazana na mnie? Pozwolisz mi 偶y膰 swoim 偶yciem czekaj膮c, a偶 Blakie si臋 przedostanie? Czy po prostu b臋dziemy 偶yli w harmonii, Willy? Nie masz pewno艣ci, na jak d艂ugo znikn膮艂. Nawet nie wiesz, dlaczego znikn膮艂. Dlaczego pojawi艂em si臋 ja… Nie pozwolisz mi dzisiaj st膮d wyj艣膰. Ale jutro? Za tydzie艅, miesi膮c? B臋dziemy udawa膰, 偶e jestem Blake’m, czy wymy艣lisz inn膮 gr臋? Bo jak dla mnie…Wszyscy po prostu nale偶ymy do siebie.
    Nie m贸g艂 oderwa膰 oczu od jej sylwetki, chocia偶 zdecydowanie bardziej wola艂, gdy znajdowa艂a si臋 bli偶ej niego. Tu偶 przy nim, a nie przy kuchence. S艂odki zapach nale艣nik贸w niby pobudza艂 jego apetyt, ale tak na dobr膮 spraw臋 to bardziej od tego g艂odu, wola艂 zaspokoi膰 ten drugi. G艂贸d na Willow.
    — Nie wiem, mo偶e Lizzy nie by艂a w pe艂ni szczera ze mn膮. Mo偶e zgrywa艂a idiotk臋, mo偶e by艂a idiotk膮… — wzruszy艂 lekko ramionami — ci臋偶ko wyczu膰 co ni膮 kierowa艂o w tym post臋powaniu. Bo co艣 mi m贸wi, 偶e nawet je偶eli zaci膮gn臋 ci臋 w ko艅cu do 艂贸偶ka, to i tak powiesz Blake’owi, 偶e pojawi艂 si臋 kto艣 nowy. Nie wiem czy powiesz mu, 偶e to z inn膮 osobowo艣ci膮 prze偶y艂a艣 sw贸j najlepszy orgazm na 艣wiecie, ale na pewno mu o mnie powiesz. Lizzy tego nie robi艂a. Jeste艣cie zupe艂nie inne — stwierdzi艂, marszcz膮c delikatnie brwi — czyli wracamy do punktu wyj艣cia. Nie wiesz, jak si臋 mnie pozby膰, nie wiesz, jak d艂ugo b臋d臋 twoim go艣ciem… Naprawd臋 chcemy ten czas sp臋dzi膰 w ten spos贸b? — Spyta艂, majac na my艣li oczywi艣cie swoje bycie zwi膮zanym — jak wolisz ty, Willy — odpowiedzia艂 na ostatnie pytanie z lekkim u艣miechem.

    Zack

    OdpowiedzUsu艅
  149. Wywr贸ci艂 dooko艂a oczami na jej s艂owa, ale z jakiego艣 nieuzasadnionego sobie powodu, pos艂uchaj jej i przesta艂 si臋 tak intensywnie w ni膮 wpatrywa膰. Przechyli艂 natomiast lekko g艂ow臋, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, jak d艂ugo Willow zamierza艂a trzyma膰 go przywi膮zanego do tego krzese艂ka i bawi膰 si臋 w to… w to co w艂a艣nie robili. Wiedzia艂, 偶e to by艂o bezsensowne. Potrafi艂 zrozumie膰, dlaczego si臋 zdecydowa艂a na taki ruch. Sam przecie偶 tu偶 przed wyj艣ciem zamierza艂 si臋 ni膮 porz膮dnie zaj膮膰 po powrocie do mieszkania, ale jego plany si臋 zmieni艂y. Generalnie jego my艣lenie szybko si臋 zmienia艂o, na tyle szybko, 偶e sam czasami za tym wszystkim nie nad膮偶a艂, ale nie czu艂 si臋 przez to w 偶aden spos贸b zagubiony czy zdezorientowany. Przywyk艂.
    — Nie moja wina, 偶e masz tak przyci膮gaj膮ce wzrok cia艂o — wzruszy艂 ramionami, ale wci膮偶 nie przygl膮da艂 si臋 jej tak intensywnie jak wcze艣niej — poza tym powinna艣 to odebra膰 jako komplementy — doda艂, u艣miechaj膮c si臋 g艂upkowato.
    Uni贸s艂 lekko brew. M贸g艂 podejrzewa膰, 偶e przecie偶 dla niej z pewno艣ci膮 to mia艂o znaczenie. Mimo to, raz jeszcze wzruszy艂 lekko ramionami.
    — Nie wiem co ty sobie wyobra偶asz, ale nie zamierzam nie wiem… kogokolwiek krzywdzi膰, da膰 si臋 zamkn膮膰 w ciupie czy co艣 w tym rodzaju — spojrza艂 prosto w jej oczy — lubi臋 po prostu… korzysta膰 z tych chwil, kiedy to ja decyduje — m贸wi艂 ca艂kiem szczerze. Lubi艂 przebywa膰 „na powierzchni”, jak to nazywa艂. Przedostanie si臋 przez osobowo艣膰 Blake’a, jak wida膰, sta艂o si臋 znacznie trudniejsze ni偶 kiedy艣 i mimo tego, 偶e zachowywa艂 si臋 jak dupek, zdecydowanie nie mia艂by nic przeciwko, aby sp臋dzi膰 ten czas normalnie, a przynajmniej na tyle, na ile to bylo mo偶liwe w jego wykonaniu.
    Przechyli艂 lekko g艂ow臋 w bok i zmru偶y艂 oczy, zastanawiaj膮c si臋 nad jej s艂owami.
    — Czyli co, liczysz na jak膮艣 przysi臋g臋 z mojej strony? Co艣 w stylu: o艣wiadczam, 偶e b臋d臋 grzeczny, 偶e nie zniszcz臋 偶ycia tobie i Blake’owi? Nie wiem czy zdajesz sobie z tego spraw臋, ale wci膮偶 偶yjemy, wci膮偶 jeste艣my na wolno艣ci, nie jeste艣my notowani ani nic w tym gu艣cie — za艣mia艂 si臋 — potrafimy si臋 trzyma膰 z daleka od k艂opot贸w i jak m贸wi艂em… wcale nie jestem niebezpieczny. Nie, kiedy mnie do tego nikt ani nic nie zmusza — wyja艣ni艂, mrugaj膮c do niej. Na kolejne s艂owa wykrzywi艂 wargi w delikatnym grymasie. — A czy wiedza na ten temat zmieni艂aby cokolwiek? Jest martwa. Ona i ma艂a. 艢wiadomo艣膰 co dok艂adnie i dlaczego si臋 sta艂o nic nie zmieni. Nie przywr贸ci im 偶ycia — wzruszy艂 ramionami. Nie wiedzia艂 czy naprawd臋 j膮 kocha艂. By艂a niez艂a, dobrze si臋 z ni膮 bawi艂 i dobrze im si臋 偶y艂o razem… z nie艣wiadomym Murphy’m, ale czy naprawd臋 j膮 kocha艂? — Nie wiem, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? — Spyta艂, patrz膮c prosto w jej oczy — czy to naprawd臋 co艣 z艂ego, 偶e po pierwsze lubi臋 seks, a po drugie wol臋 nie skupia膰 si臋 na przesz艂o艣ci? — Uni贸s艂 wysoko brew. By艂 ciekawy jej podej艣cia.

    馃槒

    OdpowiedzUsu艅
  150. — Wszystkie, o kt贸rych m贸wi臋? — Oczywi艣cie, 偶e nie m贸g艂 tak po prostu pozwoli膰 na to, aby rozmowa dotyczy艂a jego 偶ycia, kiedy ma panowanie nad cia艂em. Poruszy艂 sugestywnie brwiami, nawet nie b臋d膮c ju偶 jako艣 szczeg贸lnie ciekawym jej reakcji, bo podejrzewa艂, 偶e to ju偶 na niej nie robi艂o wra偶enia. I nadal nie wiedzia艂 czy to dobrze, czy 藕le. — R贸偶ne rzeczy — wzruszy艂 powoli ramionami — z regu艂y po prostu korzystam z tego, 偶e to ja podejmuje decyzje, 偶e robi臋 to, na co mam ochot臋 — powiedzia艂, uznaj膮c, 偶e przecie偶 dzi臋ki takiej informacji nie pozb臋dzie si臋 go. Poza tym, gdyby zosta艂 na d艂u偶ej i tak po prostu mog艂aby to zaobserwowa膰. Akurat w tym temacie nie musia艂 mie膰 przed ni膮 偶adnych tajemnic — chc臋 zrobi膰 prawo jazdy na motocykl — wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu — mia艂em to zrobi膰, gdy poprzednio by艂em 艣wiadomy, ale jako艣 tak wysz艂o, 偶e moja nieobecno艣膰 potrwa艂a d艂u偶ej ni偶 ktokolwiek m贸g艂by si臋 spodziewa膰 — zamierzam wi臋c to teraz zrobi膰 — doda艂 ca艂kiem powa偶nym tonem, aby nie pomy艣la艂a, 偶e b臋dzie w stanie go przed tym powstrzyma膰 — nie jestem psycholem, nie latam z broni膮 i nie terroryzuje niewinnych ludzi — doda艂 — jedynie szukam ch臋tnych lasek na dobre pieprzenie, je偶eli wsp贸艂ma艂偶onka nie ma ochoty na roz艂o偶enie n贸g i dobr膮 zabaw臋 — doda艂, posy艂aj膮c jej z艂o艣liwy u艣miech — zaspokajam swoje potrzeby. To jest najbardziej odpowiednie stwierdzenie. — Przechyli艂 g艂ow臋, zastanawiaj膮c si臋 nad kolejnymi s艂owami dziewczyny — nie zauwa偶y艂em, 偶eby mia艂a z tym problem. Ona naprawd臋 mnie lubi艂a. Czasami mia艂em wra偶enie, 偶e bardziej ni偶 Blake’a. Mo偶e przez to, 偶e swego czasu by艂 pracoholikiem? Niby je kocha艂, ale po艣wi臋ca艂 si臋 pracy. W zasadzie wychodzi na to, 偶e nie tylko siebie, ale i 偶ycie rodzinne w jakim艣 stopniu. Mo偶e, dlatego by艂a dla mnie dobra.
    — Jak m贸wi艂em, wcze艣niej udawa艂o nam si臋 jako艣 wsp贸lnie wsp贸艂偶y膰, na tyle, 偶e Blake nawet nie zorientowa艂 si臋, 偶e pojawia艂y si臋 w jego 偶yciu jakie艣 epizody braku pami臋ci — powiedzia艂 — w zasadzie to ciekawe… Zawsze cz艂owiek potrafi znale藕膰 usprawiedliwienie, aby tylko nie przyzna膰 si臋 przed sob膮 do najgorszego — mrukn膮艂, a nast臋pnie podni贸s艂 spojrzenie na dziewczyn臋. Nie by艂 pewien czy chcia艂 wiedzie膰, co si臋 sta艂o. Uwa偶a艂, 偶e to i tak niczego nie zmieni. Spr贸bowa艂 poprawi膰 si臋 na krze艣le, kiedy zacz臋艂a m贸wi膰. Przygl膮da艂 jej si臋 przy tym z zaciekawieniem, ch艂on膮c s艂owa z jej ust. Kiedy ich sens do niego dotar艂, zmarszczy艂 brwi. Oczy nie by艂y ju偶 przepe艂nione zainteresowaniem, a smutkiem. Poczu艂 nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, jakby kto艣 艣cisn膮艂 mocno jego serce. Dlaczego je skrzywdzi艂? Dlaczego Blake zorientowa艂 si臋 za p贸藕no? Dlaczego to by艂 brat stoj膮cej przed nim laski? Zacisn膮艂 wargi tak mocno w w膮sk膮 lini臋, 偶e te a偶 pobiela艂y. To samo sta艂o si臋 z kostkami w r臋kach, gdy zacz膮艂 wbija膰 palce w 艣ci艣ni臋te d艂onie.
    — Jeste艣cie popierdoleni — wyrzuci艂 z siebie, staraj膮c si臋 brzmie膰 oboj臋tnie — boisz si臋 mnie, ale co z tob膮 i Blake’m? Nie uwa偶asz, 偶e to siebie powinni艣cie si臋 ba膰? Zwi膮za艂a艣 si臋 z facetem, kt贸ry ci臋 torturowa艂, a on kurwa, po艣lubi艂 siostr臋 mordercy swojej 偶ony i c贸rki… Popierdoli艂o was do reszty — powiedzia艂, a z jego gard艂a wyrwa艂 si臋 艣miech, jednak nie mia艂 on nic wsp贸lnego z rozbawieniem ani weso艂o艣ci膮.

    Zack

    OdpowiedzUsu艅
  151. Spojrza艂 na ni膮 znacz膮co i u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko, gdy na jej policzki wkrad艂y si臋 rumie艅ce.
    — Do twarzy ci z czerwieni膮 — powiedzia艂, odrywaj膮c od niej spojrzenie, nadal szanuj膮c wcze艣niejsz膮 pro艣b臋, aby nie gapi艂 si臋 na ni膮, a偶 tak natarczywie. Chocia偶 to zadanie wcale nie by艂o 艂atwe do wykonania, zw艂aszcza teraz. — Wiesz przecie偶, 偶e nie musisz si臋 przed tym broni膰 — doda艂 po kr贸tkiej chwili milczenia, wyginaj膮c usta w szerszym u艣miechu.
    — Prawo jazdy — pokiwa艂 g艂ow膮, a nast臋pnie wykrzywi艂 usta w lekkim grymasie. Wiedzia艂, a raczej widzia艂, 偶e jego pole widzenia jest ograniczone, ale mimo wszystko ta 艣wiadomo艣膰 gdzie艣 mu ucieka艂a, jakby nie chcia艂 si臋 po prostu z tym pogodzi膰, za wszelk膮 cen臋 odpychaj膮c t臋 my艣l od siebie. Przekrzywi艂 g艂ow臋, mru偶膮c lekko oczy — nie da si臋 tego w jaki艣 spos贸b przyspieszy膰? W ko艅cu jeste艣 lekarzem, nie masz odpowiednich znajomo艣ci? — Spyta艂 — cena nie gra roli — doda艂, lekko si臋 u艣miechaj膮c. Czekanie nie by艂o czym艣, co mu odpowiada艂o. Nie mia艂 w ko艅cu poj臋cia, jak d艂ugo uda mu si臋 pozosta膰 w 艣wiadomo艣ci. Wierzy艂 w swoj膮 si艂臋, ale obawia艂 si臋 mimo wszystko, 偶e a偶 tyle mo偶e to nie potrwa膰. M贸wi艂 powa偶nie z tym prawkiem, chcia艂by je zrobi膰. Je偶eli nie teraz to przy kolejnej wizycie. Po prostu chcia艂 mie膰 w pewien spos贸b swoje 偶ycie, bo skoro Blake robi艂 co chcia艂… (to nic, 偶e to on by艂 g艂贸wna osobowo艣ci膮, Zacka to nie obchodzi艂o).
    — Skoro nie chcesz roz艂o偶y膰 sama n贸g… — wzruszy艂 ramionami — jak wspomina艂em, Lizzy nie by艂a taka niech臋tna jak ty, nie musia艂em szuka膰 wra偶e艅 poza zwi膮zkiem Blake’a — powiedzia艂 — chocia偶 ty chyba te偶 si臋 dasz wreszcie przekona膰, co? — Spyta艂, bo przecie偶 chwile wcze艣niej przyzna艂a si臋, 偶e wyobra偶a sobie wszystkie jego s艂owa, a cze艣膰 z nich jasno m贸wi艂a, co zamierza艂 z ni膮 zrobi膰.
    Spojrza艂 na dziewczyn臋, marszcz膮c brwi. Nie mia艂 pewno艣ci, co dk tego czy ma ochot臋 wys艂ucha膰 tej historii. Wiedzia艂, 偶e wola艂 nie wiedzie膰, bo wiedza nie zwr贸ci艂aby 偶ycia Lizzie i ma艂ej. Zmieni艂a natomiast jego postrzeganie Blake’a i Willow i nie wiedzia艂, czy to by艂o dobre.
    — I to ma sprawi膰, 偶e zmieni臋 zdanie? To tak czy inaczej popierdolone — mrukn膮艂, chocia偶 musia艂 przyzna膰, 偶e w s艂owach padaj膮cych z ust Willy by艂o co艣 ckliwego. Na tyle, 偶e by膰 mo偶e by艂 w stanie zrozumie膰, dlaczego wci膮偶 ze sob膮 byli. To jednak nie zmienia艂o jego zdania. Uni贸s艂 pytaj膮co brew — wed艂ug ciebie, niby jak mia艂bym si臋 dostosowa膰 do tego? — Spyta艂 — mam ci臋 torturowa膰, 偶eby艣 zacz臋艂a mi ufa膰? — Za艣mia艂 si臋 kpi膮co, patrz膮c prosto w jej oczy. Gdy znajdowa艂a si臋 tak blisko, z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂 dostrzec delikatne przebarwienia na jej t臋cz贸wkach —bo wiesz, m贸g艂bym. M贸g艂bym zrobi膰 wiele rzeczy Willow — doda艂, wychylaj膮c si臋 odrobine w prz贸d, na tyle na ile pozwoli艂o na to wi膮zanie — pytanie, czy w艂a艣nie tego chcesz.

    馃樀‍馃挮

    OdpowiedzUsu艅
  152. — Blake, Blake, Blake — wywr贸ci艂 oczami. Szczerze mia艂 ju偶 dosy膰 s艂uchania o Blake’u. Teoretycznie rozumia艂, 偶e to Blake by艂 jej m臋偶em, a nie on, ale jak ju偶 zd膮偶y艂a si臋 dowiedzie膰, on sam mia艂 inn膮 teori臋 na ten temat i wed艂ug niego, wcale nie dosz艂oby do zdrady, gdyby si臋 ze sob膮 przespali. Nadal zamierza艂 do tego doprowadzi膰, chocia偶 czu艂 si臋 zwodzony za nos. Raz wydawa艂o mu si臋, 偶e jest blisko osi膮gni臋cia swojego celu, aby tu偶 po chwili zorientowa膰 si臋, 偶e oddala si臋, aby zaraz ponownie si臋 zbli偶y膰 i tak w k贸艂ko, co zaczyna艂o go irytowa膰. Rozgryzienie Willow by艂o du偶o trudniejsze, ni偶 pocz膮tkowo zak艂ada艂. Chocia偶 w tym temacie czu艂 si臋 dok艂adnie tak samo, jak w odniesieniu do ich 艂贸偶kowej przygody. Wydawa艂o mu si臋, 偶e co nieco zd膮偶y艂 si臋 dowiedzie膰, a po chwili wszystko si臋 rozmywa艂o. Jedn膮 pora偶k臋 by艂by w stanie prze偶y膰 ze wzgl臋dnym spokojem, ale dwie w tak kr贸tkim czasie by艂y niesamowicie irytuj膮ce, a wr臋cz wkurwiaj膮ce. I bardzo, ale to bardzo mu si臋 nie podoba艂y. I musia艂 co艣 z tym zrobi膰, chocia偶 jeszcze do ko艅ca nie wiedzia艂, co dok艂adnie.
    — Kilka tygodni to zdecydowanie za d艂ugo — odpowiedzia艂. Nie mia艂 przecie偶 pewno艣ci, jak d艂ugo uda mu si臋 utrzyma膰 panowanie. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e chocia偶 uda艂o mu si臋 przebi膰, po tak d艂ugiej przerwie, wcale nie musi by膰 na tyle silny, aby utrzyma膰 ten stan d艂u偶ej. Oczywi艣cie mia艂 tak膮 ochot臋, chcia艂by by膰 u panowania i 艣wiadomo艣ci jak najd艂u偶ej, ale nie by艂 te偶 idiot膮. Skoro Blake przez tyle czasu panowa艂 nad nimi… Musia艂 sta膰 si臋 bardziej 艣wiadomy, musia艂… — podj膮艂 si臋 leczenia psychiatrycznego? — Spyta艂 nagle, mru偶膮c przy tym powieki. My艣l o sprawnym widzeniu i prawo jazdy na motocykl nagle sta艂a si臋 nieistotna.
    — Chcesz, 偶ebym by艂 czu艂y? — Za艣mia艂 si臋 cicho — je偶eli w艂a艣nie tego pragniesz, mog臋 taki by膰, kochanie. Tak m贸wi Blake czy inaczej? Mo偶e mam m贸wi膰 do ciebie w jaki艣 szczeg贸lny spos贸b? Robi膰 szczeg贸lne rzeczy? — Pyta艂, ze z艂o艣liwym u艣miechem — powiedz, czego by艣 chcia艂a… Willy.
    Oczywi艣cie, 偶e by艂 na siebie z艂y. Znowu oddala艂 si臋 od celu. I troch臋 si臋 obawia艂, 偶e przegi膮艂 tym razem. Co je偶eli si臋 nie zbli偶y?
    — W porz膮dku, w takim razie p贸jd臋 si臋 r偶n膮膰 po prostu z tob膮, a nie z kim艣 — za艣mia艂 si臋 — i nie b臋d臋 ci臋 torturowa膰. 艢wietnie, najwa偶niejsze punkty mamy om贸wione? — Zapyta艂, nie odrywaj膮c od niej spojrzenia. Od jej ust. A po chwili zamruga艂. Bo nie dowierza艂, 偶e to zrobi艂a, 偶e odwi膮za艂a go. Przez chwil臋 trwa艂 jeszcze w pozycji, w kt贸rej by艂 zwi膮zany. Uni贸s艂 wysoko brew i powoli ruszy艂 d艂o艅mi upewniaj膮c si臋, 偶e mo偶e nimi ruszy膰.
    — Nie boj臋 si臋 tej twojej broni. Dam sobie odci膮膰 r臋k臋, 偶e gdyby by艂a taka potrzeba, szybko bym ci臋 jej pozbawi艂 — wzruszy艂 ramionami, a nast臋pnie spojrza艂 na talerz z nale艣nikami. By艂 g艂odny. — A liczy艂em, 偶e b臋dzie tak pi臋knie i mnie nakarmisz… — westchn膮艂 z rozczarowaniem. Chwyci艂 siedzisko krzes艂a i przysun膮艂 si臋 do sto艂u. Chwyci艂 sztu膰ce i powoli si臋 im przygl膮da艂. Powoli, d艂ugo i z fascynacj膮, aby po kilku minutach wbi膰 widelec w ciasto. Wiedzia艂, 偶e widzia艂a w nim zagro偶enie, wi臋c m贸g艂 j膮 torturowa膰 w ten spos贸b. Wprowadza膰 w ci膮g艂y stan niepewno艣ci i niepokoju… W zasadzie to mog艂o by膰 lepsze ni偶 zrobienie jej jakiejkolwiek krzywdy. — Pyszne — wymrucza艂 — czyli to z Blake’a taki kucharzyk, ciekawe od kiedy.

    Zackie

    OdpowiedzUsu艅
  153. — Naprawd臋 uwa偶asz, 偶e to on rz膮dzi? — Spyta艂 z po艂owicznym u艣miechem na twarzy. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a, jakby czego艣 szuka艂 — Blake, gdzie jeste艣?! Nigdzie ci臋 nie widz臋! — Powiedzia艂 g艂o艣niej, ca艂y czas rozgl膮daj膮c si臋 w poszukiwaniu, chocia偶 dobrze wiedzia艂, 偶e zguby nie odnajdzie. Oboje doskonale o tym wiedzieli — chyba rz膮dy Murphy’ego si臋 sko艅czy艂y, nie uwa偶asz? — Zapyta艂, a na usta m臋偶czyzny wkrad艂 si臋 ironiczny u艣mieszek — bo nie wiem jak ty, ale ja jako艣 go nie czuj臋. Dos艂ownie, jakby spierdoli艂 — za艣mia艂 si臋 cicho, ale po chwili na jego twarzy pojawi艂a si臋 powaga. Intensywne spojrzenie wbi艂 w Willow, nie zmieniaj膮c swojej miny — o czym rozmawiali艣cie nim si臋 pojawi艂em? Czym go wystraszy艂a艣 tak bardzo, 偶e pozwoli艂 przej膮膰 mi nad sob膮 kontrol臋? — Nie odwraca艂 spojrzenia od dziewczyny, ciekawe co w艂a艣ciwie si臋 wydarzy艂o przed jego pojawieniem si臋, 偶e w og贸le uda艂o mu si臋 przej膮膰 kontrole — musia艂a艣 co艣 zrobi膰, gdyby to by艂a zwyk艂a rozmowa o wyje藕dzie z pewno艣ci膮 by nie spieprzy艂, prawda? — Uni贸s艂 pytaj膮co brew, spogl膮daj膮c na ni膮 prowokacyjnie.
    Chcia艂 zaci膮gn膮膰 j膮 do 艂贸偶ka, ale musia艂 przyzna膰, 偶e wkurzanie dziewczyny zacz臋艂o mu r贸wnie偶 sprawia膰 frajd臋. Zak艂ada艂, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej i tak osi膮gnie sw贸j g艂贸wny cel, mog膮c si臋 przy tym naprawd臋 dobrze zabawi膰.
    Willow by艂a zupe艂nie inna ni偶 Lizzy. Nie musia艂 sp臋dzi膰 z ni膮 du偶o czasu, aby to zobaczy膰. Nie potrzebowa艂 te偶 du偶o czasu, aby zrozumie膰, dlaczego Blake m贸g艂 chcie膰 si臋 z ni膮 zwi膮za膰. By艂a… Tak inna, tak fascynuj膮ca. Nie zmieni艂 zdania, 偶e ich relacja ze wzgl臋du na okoliczno艣ci by艂a co najmniej dziwna, ale mo偶e w艂a艣nie to sprawia艂o, 偶e dziewczyna by艂a tak poci膮gaj膮ca i interesuj膮ca.
    Zacisn膮艂 wargi w w膮sk膮 lini臋, zrobi艂 to tak mocno, 偶e usta zacz臋艂y mu biele膰. Nie podoba艂o mu si臋 to, co pada艂o z ust Willow. Bardzo mu si臋 nie podoba艂o. Je偶eli m贸wi艂a prawd臋 (a nie widzia艂 powodu dla kt贸rego mia艂aby k艂ama膰), mia艂 przejebane. Istnia艂a szansa, 偶e w kt贸rym艣 momencie zniknie na jeszcze d艂u偶ej, a mo偶e nawet na sta艂e… nie podoba艂a mu si臋 ta my艣l. Bardzo.
    — Skoro tak… tym bardziej musz臋 wykorzysta膰 dany mi czas — wzruszy艂 ramionami, chocia偶 nie 艂udzi艂 si臋, 偶e dziewczyna nie zwr贸ci艂a uwagi na zmian臋 jego nastroju. By艂o to zbyt jawne, poza tym musia艂 przyzna膰 przed samym sob膮, 偶e wstrz膮sn臋艂o nim to na tyle, 偶e nie byk w stanie utrzyma膰 oboj臋tnej miny.
    Kolejnymi s艂owami si臋 nie przej膮艂. Na jeszcze nast臋pne, uwa偶nie zmierzy艂 spojrzeniem jej sylwetk臋. Powoli, centymetr po centymetrze, pr贸buj膮c wyobrazi膰 sobie jej nagie cia艂o.
    — Co masz na my艣li przez grzeczny? — Spyta艂, uwa偶nie obserwuj膮c jak widelec wbija si臋 w nale艣nika. Przeni贸s艂 spojrzenie na dziewczyn臋 i raz jeszcze zlustrowa艂 jej cia艂o, jednocze艣nie zjadaj膮c kolejny k臋s. Robi艂 to powoli, nie odrywaj膮c od niej oczu, ca艂y czas prze偶uwaj膮c porcje ciasta. — 呕e ci臋 nie dotkn臋, 偶e si臋 do ciebie nie b臋d臋 dobiera艂? — Spyta艂, skupiaj膮c si臋 ponownie na jedzeniu — ten n贸偶 jest do dupy — rzuci艂 nagle — szybciej zrobi艂bym komu艣 krzywd臋 tym widelcem ni偶 tym g贸wnem — mrukn膮艂 — nawet nale艣nika nie przecina tylko mia偶d偶y — stwierdzi艂, spogl膮daj膮c prosto w jej oczy.

    馃槍

    OdpowiedzUsu艅
  154. Na ustach m臋偶czyzny pojawi艂 si臋 z艂owieszczy u艣miech, kiedy dostrzeg艂 na czole Willow zmarszczki. Oczywi艣cie, 偶e by艂 zachwycony jej reakcj膮. Wyci膮gn膮艂 si臋 wygodnie na krze艣le, prostuj膮c powolnie r臋ce. Wyci膮gn膮艂 je przed siebie, nast臋pnie uni贸s艂 do g贸ry, a na ko艅cu opar艂 d艂onie o ty艂 g艂owy, a na jego usta wkrad艂 si臋 u艣mieszek. Przeci膮gn膮艂 w czasie odpowied藕, ca艂y czas si臋 przy tym u艣miechaj膮c.
    — Zwyczajnie — wzruszy艂 lekko ramionami, b臋d膮c oszcz臋dnym w s艂owa. Tak, chcia艂 jak najd艂u偶ej trzyma膰 j膮 w niepewno艣ci. To by艂o niczym najlepsza zabawa. Zmru偶y艂 lekko oczy — tak w艂a艣ciwie mo偶e to Blake jest jednym z wytwor贸w mojego m贸zgu? — Rzuci艂 w powietrze — w ko艅cu to ja zorientowa艂em si臋 pierwszy, 偶e co艣 jest nie tak. Pierwszy wiedzia艂em o chorobie, wi臋c… — wzruszy艂 lekko ramionami — a teraz, kiedy go nie ma czuj臋 w ko艅cu spok贸j. Tak jakby jego obecno艣膰 gdzie艣 brz臋cza艂a i wibrowa艂a we mnie — stwierdzi艂, powoli oblizuj膮c g贸rn膮 warg臋 j臋zykiem — usilnie dawa艂 zna膰, 偶e jest, 偶e chce ze mnie wyj艣膰. No wiesz — za艣mia艂 si臋 cicho — ale mo偶e w ko艅cu go zdusi艂em. Raz na zawsze? Ten spok贸j jest tak przyjemny — spojrza艂 niemal czarnymi oczami prosto w oczy Willy, a k膮ciki jest ust mimowolnie unios艂y si臋 w nieco szale艅czym u艣miechu.
    Najbardziej podoba艂o mu si臋 w tej sytuacji to, 偶e Willow nie mia艂a poj臋cia, kiedy m贸wi艂 prawd臋, a kiedy k艂ama艂 jak z nut. Nie mia艂a poj臋cia. I to by艂o wspania艂e. Zagryz艂 warg臋, pr贸buj膮c w ten spos贸b powstrzyma膰 u艣miech, kt贸ry mimowolnie zacz膮艂 si臋 poszerza膰. C贸偶, nie mia艂 poj臋cia, dlaczego Blake akurat teraz spieprzy艂, bo nie podejrzewa艂, aby takie tematy mog艂y go wystraszy膰, ale… Powiedzmy sobie szczerze, Zack mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e dla Willow w tej chwili z pewno艣ci膮 nie mog艂o by膰 to 艂atwe. Nie dziwi艂 jej si臋 zupe艂nie. W ko艅cu to by艂 ojciec jej dziecka.
    — Ciekawe… — wymrucza艂, spogl膮daj膮c na ni膮, ponownie zagryzaj膮c warg臋 i zastanawiaj膮c si臋 nad tym, jak wykorzysta膰 to, czego si臋 w艂a艣nie dowiedzia艂 — c贸偶, szkoda — wyprostowa艂 r臋ce i u艂o偶y艂 je na stole, skupiaj膮c si臋 ponownie na swoim nale艣niku. — Mo偶e chcesz si臋 po prostu wygada膰? No wiesz… tw贸j facet w pewien spos贸b pozwoli艂 w艂a艣nie na to, aby艣 zosta艂a sama… nie wiadomo na jak d艂ugo — roz艂o偶y艂 bezradnie r臋ce — skazuj膮c ci臋 na moje towarzystwo. Ciekawe czy cokolwiek o mnie wie. W艂a艣ciwie nigdy wcze艣niej si臋 nad tym nie zastanawia艂em… Lizzy przez ca艂y ten czas nic nie wspomnia艂a mu s艂owem? To naprawd臋 zaskakuj膮ce… Wiesz, 偶e kompletnie nic nie wiedzia艂, a ja o nim wiem tak du偶o — si臋gn膮艂 d艂oni膮 swojej brody i potar艂 j膮.
    — Powiedzmy sobie szczerze i tak nie zrobisz mi 偶adnej fizycznej krzywdy… Za bardzo go kochasz. Nawet gdyby ci wybaczy艂… Odwa偶y艂aby艣 si臋? Bardzo w膮tpi臋. Widz臋, 偶e jeste艣 silna, ale czy an tyle, aby skrzywdzi膰 cia艂o ukochanego? — Spyta艂, ale wzruszy艂 lekko ramionami — mo偶e nie zrozumia艂a艣, ale naprawd臋 zamierzam wie艣膰 tak d艂ugo jak jestem, ca艂kiem normalne 偶ycie — spojrza艂 na ni膮 — mo偶e tylko z kilkoma wyj膮tkami — doda艂, wywracaj膮c oczami, gdy stwierdzi艂a, 偶e mo偶na je艣膰 samym widelcem — nie dzi臋ki — zrezygnowa艂 z kawy — to jakie mamy zasady? 艢ciana z poduszek w 艂贸偶ku?

    馃榿

    OdpowiedzUsu艅
  155. Wzruszy艂 od niechcenia ramionami. M贸wi艂 wtedy prawd臋, ale nikt nie m贸wi艂 przecie偶, 偶e Willow musia艂a by膰 tego 艣wiadoma, a on… mia艂 satysfakcj臋 z bawienia si臋 ni膮. Zw艂aszcza, kiedy wyra藕nie widzia艂 po niej, 偶e nie jest spokojna. Ten widok niesamowicie mu si臋 podoba艂, a poszerzaj膮cy si臋 u艣miech na twarzy m臋偶czyzny wyra藕nie to potwierdza艂. I tak, nie zamierza艂 si臋 z tym kry膰. Zreszt膮 by艂 艣wiadom, 偶e Willow zdawa艂a sobie z tego spraw臋.
    — Faktycznie, prawie zapomnia艂em — powiedzia艂, jednocze艣nie puszczaj膮c do niej oczko, wci膮偶 si臋 u艣miechaj膮c, wci膮偶 coraz szczerzej — ca艂e szcz臋艣cie, 偶e ty o tym pami臋tasz. B臋dziesz mog艂a mnie poprawia膰, gdybym… si臋 pomyli艂 — ponownie pu艣ci艂 jej oczko, wysuwaj膮c koniuszek j臋zyka spomi臋dzy warg. — Nie musisz by膰 taka brutalna — za艣mia艂 si臋 cicho, odruchowo prostuj膮c plecy i odchylaj膮c si臋 delikatnie na krze艣le do ty艂u — w ka偶dym razie… — zawiesi艂 g艂os, specjalnie robi膮c d艂ug膮 przerw臋 w wypowiedzi, aby j膮 poddenerwowa膰. Lubi艂 si臋 z ni膮 dra偶ni膰 i by艂 pewien, 偶e w 艂贸偶ku by艂oby to du偶o przyjemniejsze ni偶 w tej chwili — teoretycznie moj膮 偶on膮 te偶 jeste艣 — doda艂 lekko, wbijaj膮c w ni膮 natarczywe spojrzenie — no chyba, 偶e to jednak nic nie oznacza? — Spyta艂, unosz膮c d艂o艅 i spojrza艂 znacz膮co na serdeczny palec lewej d艂oni, na kt贸rym za艂o偶on膮 mia艂 z艂ot膮 obr膮czk臋.
    Wzruszy艂 lekko ramionami na jej s艂owa, mru偶膮c przy tym lekko powieki. Po kr贸tkiej chwili, na jego usta ponownie zacz膮艂 wkrada膰 si臋 s艂aby u艣miech.
    — Mhm… w takim razie ciekawie, na czym to si臋 sko艅czy — raz jeszcze mrugn膮艂 porozumiewawczo, szczerz膮c si臋 艂obuzersko, z nutk膮 diabolizmu — chocia偶 obr膮czki ju偶 mamy, wi臋c… naprawd臋 ciekawe.
    Skin膮艂 lekko g艂ow膮 — co mam ci powiedzie膰… — wzruszy艂 raz jeszcze ramionami, 艂api膮c si臋 na tym, 偶e robi to strasznie cz臋sto podczas rozmowy z ni膮. Musia艂 w ko艅cu przesta膰 — co mam ci powiedzie膰… sp臋dzi艂em sporo czasu z jego 偶on膮 i c贸rk膮. Wiem jak si臋 bawi艂 z Daisy, wiem jak bardzo j膮 kocha艂, znam ich sekrety, o kt贸rych nie mia艂a poj臋cia Lizzy… Wiem co lubi i czego nie lubi, co go wkurza i wyprowadza z r贸wnowagi… Wiem wystarczaj膮co, aby wtopi膰 si臋 w codzienno艣膰. W ko艅cu nie raz by艂em Blake’m w biurze, poza biurem — znowu mia艂 ochot臋 wzruszy膰 ramionami, jednak powstrzyma艂 si臋, spogl膮daj膮c na Willow — mo偶e chcia艂aby艣 si臋 czego艣 dowiedzie膰 o swoim m臋偶u?
    Za艣mia艂 si臋 weso艂o na jej gro藕b臋, z kt贸rej nie zamierza艂 sobie nic robi膰.
    — Jeszcze nie jestem pewien. Na pewno pozwiedzam miasto, to na pewno zajmie troch臋 czasu — powiedzia艂, patrz膮c na ni膮 i uwa偶nie si臋 ws艂uchuj膮c — oh czyli b臋d臋 niczym pies na smyczy, cudownie — prychn膮艂, nie zamierza艂 jednak powadzi膰 negocjacji. Wiedzia艂, 偶e na nic by si臋 nie zgodzi艂a. Po prostu b臋dzie robi艂 to, na co b臋dzie mia艂 ochot臋. Nie by艂 jej w艂asno艣ci膮, m贸g艂 robi膰 co mu tylko przyjdzie do g艂owy. To, 偶e by艂 wytworem Blake’a, jej m臋偶a, nie mia艂o znaczenia.
    — Nie bior臋 偶adnych proszk贸w — oznajmi艂 g艂osem nieznosz膮cym sprzeciwu. Zamierza艂 wys艂ucha膰 jej oczekiwa艅 i nie reagowa膰, robi膰 to, co i tak b臋dzie chcia艂, ale w tej kwestii nie m贸g艂 pozosta膰 oboj臋tny. Nie mia艂 poj臋cia, w jaki spos贸b zareaguje na proszki i nie pozwoli na to, aby wcisn臋艂a w niego cokolwiek — mo偶esz mnie zamyka膰 na noc w 艂azience, skoro tak bardzo si臋 boisz, ale mo偶esz zapomnie膰 o tym, 偶e przyjm臋 jakiekolwiek medykamenty — by艂 stanowczy i nie by艂o opcji, aby zmieni艂 zdanie.

    Zackie

    OdpowiedzUsu艅
  156. — Przecie偶 nic nie robi臋 — powiedzia艂, ale na jego ustach wci膮偶 widnia艂 zal膮偶ek bardzo zadowolonego z siebie u艣miechu. Nie zamierza艂 udawa膰, 偶e nie jest w dobrym nastroju. Co prawda paskudny nastr贸j Willow mia艂 na to wp艂yw, ale… Ci膮gle powtarza艂a, jak to nic ich nie 艂膮czy i 艂膮czy膰 nie b臋dzie, wi臋c nie zale偶a艂o mu na tym, aby jej samopoczucie by艂o chocia偶 dobre. Na w艂asnym zale偶a艂o mu du偶o bardziej i nikogo nie powinno to dziwi膰. Zmarszczy艂 rozbawiony brwi, staraj膮c si臋 zrobi膰 przy tym nieco zszokowan膮 min臋, oczywi艣cie mocno nad wyraz — gorsza? — Powt贸rzy艂 za ni膮, 艣miej膮c si臋 cicho pod nosem. Dobre sobie — a w kt贸rym momencie zacz臋艂a艣 w og贸le by膰 t膮 gorsz膮 wersj膮, 偶eby mnie straszy膰 jak膮艣 jeszcze gorsz膮? — Wbija艂 w ni膮 ciemne spojrzenie, nie odrywaj膮c wzroku nawet ba chwil臋 — bo wiesz, nie zauwa偶y艂em, aby cokolwiek by艂o… nie wiem, na tyle paskudne, abym w og贸le zwraca艂 na to uwag臋 — prychn膮艂 艣miechem, bo wspomniana przez niego wcze艣niej brutalno艣膰 brunetki… c贸偶 nie robi艂a na nim 偶adnego, nawet najmniejszego wra偶enia.
    Przechyli艂 g艂ow臋, zaciekawiony s艂uchaj膮c, co mia艂a do powiedzenia. U艣miechn膮艂 si臋 triumfalnie, bo skoro zaczyna艂a my艣le膰 nad tym, co p贸藕niej, jasno oznacza艂o to, 偶e rozwa偶a艂a ulegni臋cie mu.
    — P贸藕niej b臋dziesz b艂aga膰 o wi臋cej — mrukn膮艂, ponownie wbijaj膮c w ni膮 intensywne spojrzenie ciemnych oczu. Oddycha艂 g艂臋boko, s艂uchaj膮c s艂贸w padaj膮cych z jej ust. Wi臋ksz膮 uwag臋 przyk艂ada艂 do tego, w jaki spos贸b nimi porusza, jednocze艣nie wyobra偶aj膮c sobie, jak jej mi臋kkie wargi obejmuj膮 jego cz艂onka, a usta przyjmuj膮 go w ca艂o艣ci, ni偶 skupia艂 si臋 na tym, co faktycznie chcia艂a mu przekaza膰 t膮 ca艂膮 paplanin膮. Tak, mia艂 w dupie te wszystkie pytania, kt贸re mu w tej chwili rzuca艂a, te zarzuty, 偶e przyw艂aszczy艂 偶ycie Murphy’ego. Mo偶e w innej sytuacji postawi艂by si臋, walczy艂by aby za wszelk膮 cen臋 udowodni膰 sw贸j punkt widzenia, ale Willow… Kurwa, by艂 pewien, 偶e cokolwiek jej powie, jak wiele jej zdradzi, jej usta nie zamkn膮 si臋, ciagle b臋dzie pierdoli膰, pr贸buj膮c si臋 go pozby膰 lub pr贸buj膮c posi膮艣膰 wiedz臋, kt贸ra pozwoli jej na pozbycie si臋 go.
    Dlatego zerwa艂 si臋 nagle z krzes艂a, korzystaj膮c z tego, 偶e go odwi膮za艂a. Do tej pory grzecznie siedzia艂 i prowadzi艂 t臋 beznadziejn膮 rozmow臋, bo dostarcza艂a mu rozrywki, ale jej gadanie zaczyna艂o dzia艂a膰 mu na nerwy. Podni贸s艂 si臋, odpychaj膮c nog膮 krzes艂o i spojrza艂 na dziewczyn臋, znajduj膮c si臋 przy niej w kilku du偶ych krokach. Wyci膮gn膮艂 z jej d艂oni kubek z kaw膮 i odstawi艂 na blat, a nast臋pnie chwyci艂 jej nadgarstki jedn膮 d艂oni膮. Drug膮 r臋k臋 u艂o偶y艂 na talii dziewczyny i przybli偶y艂 twarz do jej twarzy tak blisko, 偶e czu艂 na sobie jej oddech. Pchn膮艂 j膮 lekko w stron臋 艣ciany i przypar艂 j膮 do niej. Uni贸s艂 r臋k臋, w kt贸rej trzyma艂 jej nadgarstki, w taki spos贸b, 偶e przybiera艂 jej d艂onie do 艣ciany nad jej g艂ow膮.
    — Przesta艅my udawa膰, 偶e to ty ustalasz jakiekolwiek warunki, kochanie — wysapa艂, spogl膮daj膮c w jej oczy, mocniej dociskaj膮c jej plecy do 艣ciany — to ja rz膮dz臋 czy to ci si臋 podoba czy nie — doda艂, zsuwaj膮c d艂o艅 na jej biodro, na kt贸rym zacisn膮艂 palce — i albo si臋 dostosujesz, albo b臋d臋 musia艂 u偶y膰 si艂y, a uwierz, 偶e tak naprawd臋 偶adne z nas tego nie chce — nachyli艂 si臋 do jej ucha, a nast臋pnie przesun膮艂 powoli g艂ow臋 w d贸艂, aby wysun膮膰 j臋zyk i przesun膮膰 nim od jej obojczyka po szyi do samego ucha — teraz jeste艣 moja — wychrypia艂, powoli rozsuwaj膮c nog膮 jej nogi, a nast臋pnie delikatnie napar艂 na dziewczyn臋. Wiedzia艂, 偶e w ten spos贸b podra偶ni jej krocze, a w艂a艣nie na tym mu zale偶a艂o. Aby sama zda艂a sobie spraw臋 z tego, jak bardzo chce mu pozwoli膰 na wszystko, co chcia艂 z ni膮 zrobi膰.

    馃サ馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  157. — Naprawd臋? — Spyta艂, udaj膮c zaskoczenie — w 偶yciu bym nie pomy艣la艂, 偶e jakie艣 moje zachowanie mo偶e tak bardzo dzia艂a膰 ci na nerwy, Willow — powiedzia艂, wpatruj膮c si臋 w ni膮. K膮cik ust znacz膮co podni贸s艂 mu si臋 ku g贸rze, a po chwili do艂膮czy艂 do tego drugi, prezentuj膮c dziewczynie szeroki u艣miech. Szeroki, pe艂en zadowolenia z siebie u艣miech. Skin膮艂 g艂ow膮 w odpowiedzi na pytanie, a nast臋pnie wzruszy艂 lekko ramionami. Od niechcenia.
    — W膮tpi臋. Obawiam, 偶e pr臋dzej to ty zostaniesz wyprowadzona z r贸wnowagi i… w zasadzie nie wiem, co dalej. B臋dziesz chodzi膰 wkurwiona, wkurwiaj膮c si臋 na siebie, 偶e pozwoli艂a艣 sobie na okazanie mi tego wkurwu i oczywi艣cie te偶 na mnie za to, 偶e mi si臋 uda艂o — mrugn膮艂 do niej — ale co dalej? Nie mam poj臋cia Willow, wszystko zale偶y od ciebie — przechyli艂 g艂ow臋 — bo wiesz, mo偶esz te偶 po prostu si臋 nie wkurwia膰 i nie pr贸bowa膰 za wszelk膮 cen臋 wkurwia膰 mnie. Swoj膮 drog膮 to ciekawe, 偶e masz ochot臋 by膰 taka z艂o艣liwa i niedobra dla psychola. Nie boisz si臋? 呕e no nie wiem… odwali mi i spierdol臋, a na moje miejsce na przyk艂ad pojawi si臋 kto艣 znacznie gorszy ode mnie? — Nie pozwoli艂 jej odpowiedzie膰. Nie zamierza艂 dopu艣ci膰 jej ponownie do g艂osu.
    艢cisn膮艂 mocniej d艂o艅 na jej nadgarstkach, jednocze艣nie bardziej przypieraj膮c j膮 do 艣ciany.
    — Bo tak m贸wi臋 — odpar艂 ze spokojem, przesuwaj膮c nosem po jej policzku — a jak przed chwil膮 powiedzia艂em, to ja tu rz膮dz臋 — powt贸rzy艂 si臋. Przesuwa艂 leniwie d艂oni膮 od jej biodra do talii i z powrotem. Drgn膮艂, czuj膮c jak zacz臋艂a si臋 porusza膰, ocieraj膮c si臋 o jego udo. Dlatego przycisn膮艂 je mocniej do niej, odnajduj膮c spojrzeniem jej oczy. — Czego dok艂adnie nie mo偶esz? — Spyta艂, zaciskaj膮c mocniej obie d艂onie jednocze艣nie — podda膰 mi si臋? Podda膰 si臋 pragnieniu? — Spyta艂, oddychaj膮c g艂臋boko. Stwardnia艂, wi臋c przycisn膮艂 j膮 swoim cia艂em do 艣ciany, chc膮c sprawi膰, aby poczu艂a wyra藕nie, jak na niego dzia艂a, 偶e by艂 gotowy i… decyzja nale偶a艂a do niej, w jaki spos贸b j膮 we藕mie. Nie przestaj膮c trzyma膰 jej r膮k, wsun膮艂 d艂o艅 pomi臋dzy ich cia艂a i rozpi膮艂 jej spodnie, a nast臋pnie szarpn膮艂 je, aby opu艣ci膰 je odrobin臋 w d贸艂. Nie musia艂 jej jeszcze ca艂kiem rozbiera膰. To nie by艂 ten moment, chocia偶 nie brakowa艂o du偶o. — Jak b臋dzie, skarbie? Po dobroci? Czuj臋, jak bardzo mnie pragniesz, twoje cia艂o nie k艂amie — m贸wi膮c to odsuwa艂 palcami jej wilgotn膮 bielizn臋, czuj膮c ju偶 jej podniecenie, co tylko spot臋gowa艂o jego w艂asne. Ciemne oczy zab艂yszcza艂y, a on sam przywar艂 do jej szyi, sk艂adaj膮c na niej mokre poca艂unki, zasysaj膮c pomi臋dzy nimi delikatn膮 sk贸r臋 — ostatni raz pozwalam ci podj膮膰 decyzj臋 — szepn膮艂 cicho, odrywaj膮c od niej usta tylko na kr贸tk膮 chwil臋

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  158. Zapewnia艂 j膮, 偶e nie jest niebezpieczny, jednak prawda by艂a taka, 偶e sam Zack nie potrafi艂 przewidzie膰 swojego zachowania. I nic sobie z tego nie robi艂. Stara艂 si臋… by膰 grzeczny i nie zwraca膰 na siebie nadmiernej uwagi, jednak zamkni臋ci w czterech 艣cianach mieszkania… To nie tak, 偶e pragn膮艂 jej krzywdy. Nie. Jednak gdyby postanowi艂a go zaatakowa膰, mog艂oby si臋 w贸wczas wydarzy膰 wszystko. Zack mia艂 w sobie szale艅stwo, co z reszt膮 Willow by艂a w stanie zauwa偶y膰, mimo, 偶e blondyn stara艂 si臋 to do艣膰 niezgrabnie zatuszowa膰. No w艂a艣nie, niezgrabnie, bo dzia艂a艂 pod wp艂ywem impulsu. Nie zastanawia艂 si臋 nad wieloma krokami w prz贸d, nie analizowa艂 na tyle swojego zachowania i post臋powania. Robi艂 to, co przychodzi艂o mu do g艂owy, chocia偶 potrafi艂 zak艂ada膰 mask臋 i dostosowywa膰 si臋 do roli. Dlatego 偶y艂 偶yciem Blake’a. By艂o to w pewien spos贸b trzymanie samego siebie w ryzach. Jakby mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e kiedy艣 m贸g艂by posun膮膰 si臋 du偶o za daleko.
    Przyciska艂 j膮 stanowczo do 艣ciany, uwa偶nie przygl膮daj膮c si臋 jej twarzy. Zmianom, kt贸re mog艂yby 艣wiadczy膰 o tym, 偶e wcale nie b臋dzie musia艂 wzi膮膰 jej si艂膮. Tak naprawd臋 wola艂by, aby jednak przekona艂a si臋 o swoim pragnieniu i podda艂a mu si臋. Czu艂, 偶e by艂a bliska zmiany zdania, dlatego nic sobie nie robi艂 z jej s艂贸w.
    Nie reagowa艂 na nie. Nie przestawa艂 jej dotyka膰, nie zamierza艂 cofa膰 nogi, luzowa膰 u艣cisku d艂oni, ani napierania swoim cia艂em na jej cia艂o. Wr臋cz przeciwnie. Napar艂 mocniej, muskaj膮c jej szyj臋 wargami, pod膮偶aj膮c d艂oni膮 ku celu.
    — Mo偶esz wszystko, co tylko zechcesz — wymrucza艂, u艣miechaj膮c si臋 艂obuzersko, gdy przesun膮艂 materia艂 jej bielizny — wiedzia艂em, 偶e b臋dziesz mokra, ale nie spodziewa艂em si臋, 偶e a偶 tak bardzo — wychrypia艂 cicho, przesuwaj膮c bole艣nie powoli po wilgotnej kobieco艣ci, wstrzymuj膮c samemu oddech na kr贸tk膮 chwil臋.
    — Taki mam plan. A raczej, pierdoli膰 ciebie — mrukn膮艂, pozwalaj膮c sobie na wsuni臋cie w ni膮 palca i jednoczesne odnalezienie kciukiem 艂echtaczki. Taka pozycja by艂a do艣膰 niewygodna, jednak m贸g艂 to 艣cierpie膰. Dla widoku, w kt贸rym Willow mia艂a mu si臋 podda膰: by艂o warto.
    Odwzajemni艂 zach艂anny poca艂unek, chwytaj膮c z臋bami doln膮 warg臋 dziewczyny. Nast臋pnie przygryz艂 j膮, jednocze艣nie odci膮gaj膮c, jak na siebie delikatnie, w swoj膮 stron臋. Wysun膮艂 d艂o艅, kt贸r膮 do tej pory j膮 pie艣ci艂 i zacisn膮艂 mocno na jej biodrze, jednocze艣nie odsuwaj膮c ca艂y czas do tej pory przyci艣ni臋te d艂onie dziewczyny od 艣ciany. Jednym silnym ruchem odwr贸ci艂 j膮 ty艂em do siebie. Wyci膮gn膮艂 bro艅 Willow, napieraj膮c na jej po艣ladki. Przylgn膮艂 do niej ca艂y, ponownie zamykaj膮c j膮 pomi臋dzy swoim cia艂em, a 艣cian膮 i powoli przesun膮艂 luf膮 po odkrytym fragmencie jej biodra.
    — Dobrze pamietam, 偶e obieca艂em ci, 偶e ci臋 wyrucham tym 偶elastwem? — Niemal warkn膮艂 do jej ucha, nie odsuwaj膮c pistoletu od jej cia艂a, jednocze艣nie przygryzaj膮c p艂atek jej ucha — b臋dziesz grzeczn膮 dziewczynk膮, Willy? — Spyta艂, chocia偶 odpowied藕 tak naprawd臋 nie mia艂a 偶adnego znaczenia. Zamierza艂 spe艂ni膰 wszystkie s艂owa, kt贸re by膰 mo偶e wydawa艂y si臋 jej gro藕bami, ale dla niego by艂y obietnic膮, kt贸rej zamierza艂 dotrzyma膰.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  159. Wzi膮艂 g艂臋boki, powolny oddech, gdy rozsmarowywa艂 podniecenie po ca艂ej jej kobieco艣ci. Mia艂 ochot臋 ju偶 teraz pozwoli膰 sobie na to, aby niemal zwierz臋cy instynkt przej膮艂 nad nim panowanie, by m贸g艂 j膮 wzi膮膰 gwa艂townie i brutalnie, tak jak najbardziej lubi艂. Pozycja, w kt贸rej si臋 znajdowali nie sprzyja艂a temu i chocia偶 najch臋tniej zrobi艂by to ju偶, teraz, jednocze艣nie chcia艂 si臋 nacieszy膰 chwil膮 zdobycia jej.
    Za艣mia艂 si臋 bezg艂o艣nie, s艂ysz膮c przekle艅stwa padaj膮ce z jej ust, co tylko go mocniej nakr臋ca艂o. Zdecydowanie. Zatraci艂 si臋 w szcz臋tym przez ni膮 poca艂unku, jednocze艣nie nie zaprzestaj膮c jej dotyka膰. Do momentu, w kt贸rym ca艂owanie zwyczajnie mu si臋 znudzi艂o i chcia艂 czego艣 wi臋cej. Zamierza艂 wi臋c po te wi臋cej si臋gn膮膰. Bez najmniejszego skr臋powania.
    Przypar艂 j膮 do 艣ciany, powolnie przesuwaj膮c pistolet po odkrytym ciele.— Gdyby艣 nie by艂a w ci膮偶y, nadal by艂by nabity. Wtedy to by艂oby co艣 innego? — Spyta艂, przylgn膮wszy do jej ucha — nie mam ochoty strzela膰 w twoj膮 macic臋, spokojnie — oznajmi艂, nie zamierzaj膮c przyjmowa膰 do siebie s艂owa sprzeciwu. Obieca艂, 偶e to zrobi. Nie m贸g艂 tego nie spe艂ni膰. Zawsze spe艂nia艂 obietnice. Za ka偶dym, kurwa, razem. I teraz nie mia艂o by膰 inaczej. — W zasadzie, to mam to w dupie, Willy — Oddycha艂 przy tym g艂臋boko, wr臋cz zasysaj膮c powietrze, gdy napar艂a na jego stwardnia艂膮 m臋sko艣膰.
    Zmarszczy艂 lekko brwi, czego nie by艂a w stanie zauwa偶y膰, gdy s艂ucha艂 jej s艂贸w.
    — Tak, jak ju偶 wypieprz臋 ci臋 na tyle sposob贸w, 偶e nie b臋dziesz w stanie usi膮艣膰 przez tydzie艅 — oznajmi艂. Cofn膮艂 d艂o艅 z broni膮, aby wsun膮膰 j膮 sobie na chwil臋 za spodnie. Tylko po to, aby zsun膮膰 z niej doln膮 cz臋艣膰 garderoby wraz z bielizn膮. — Nie musisz si臋 ba膰 — wyszepta艂 — p贸ki teraz ze mn膮 nie walczysz ty i dziecko jeste艣cie bezpieczni — ca艂y czas m贸wi艂 szeptem, przesuwaj膮c powoli nosem wzd艂u偶 szyi dziewczyny, napawaj膮c si臋 jej s艂odkim zapachem. Podci膮gn膮艂 bluzk臋 brunetki, sun膮c powoli d艂oni膮 od jej talii do nagich po艣ladk贸w, na kt贸rych z艂o偶y艂 klapsa, a nast臋pnie zacisn膮艂 mocno palce. Wiedzia艂, 偶e zostawi po sobie na nich pami膮tk臋.
    — Podejrzewam, 偶e mo偶esz nie mie膰 na to si艂y, kochanie, gdy b臋dzie ju偶 po wszystkim — sapn膮艂, si臋gaj膮c d艂oni膮 po wcze艣niej wsuni臋ta w swoje spodnie bro艅 — nie udawaj, 偶e to ci si臋 nie podoba — wymrucza艂, ponownie sun膮c luf膮 po jej ciele, tym razem powolnie po po艣ladkach, kieruj膮c si臋 w d贸艂 po prawym udzie dziewczyny.
    — Rozsu艅 nogi — rozkaza艂, jednocze艣nie samemu napieraj膮c swoj膮 nog膮, na jej lew膮, by stan臋艂a w nieco wi臋kszym rozkroku. Przy艂o偶y艂 bro艅 do wewn臋trznej strony uda i z diabolicznym u艣miechem na twarzy, ruszy艂 w g贸r臋 — o艣wie膰 mnie, jak si臋 b臋dziesz broni膰? Bo nie widz臋, 偶eby to ci wychodzi艂o — wymrucza艂, przyk艂adaj膮c bro艅 do jej kobieco艣ci, powoli sun膮c po niej nie luf膮, a zamkiem. Wstrzyma艂 oddech, aby us艂ysze膰 ka偶d膮 jej reakcj臋 na to, co w tej chwili robi艂. Zatrzyma艂 r臋k臋, a nast臋pnie cofn膮艂 j膮, aby nakierowa膰 luf臋 w stron臋 jej wej艣cia. Nie wsun膮艂 jej jednak od razu, dra偶ni艂 j膮. Jednocze艣nie samemu czuj膮c bolesne podniecenie, gdy偶 jego kutas wci膮偶 tkwi艂 trzymany w spodniach. Musia艂 wytrzyma膰, jeszcze tylko troch臋.

    馃槇馃槇馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  160. — Nie musisz si臋 martwi膰, nie robi臋 niczego przez przypadek — wymrucza艂, zaciskaj膮c mocniej d艂o艅 na jej nadgarstkach, jednocze艣nie przypieraj膮c je do 艣ciany — mo偶esz czu膰 si臋 bezpiecznie — doda艂, oddychaj膮c ci臋偶ko wprost do jej ucha.
    U艣miechn膮艂 si臋, czuj膮c jak jej cia艂o dr偶y w reakcji na jego dzia艂ania. Za艣mia艂 si臋 cicho, po chwili jednak, zacz膮艂 艣mia膰 si臋 du偶o g艂o艣niej. Rozbawi艂a go. Nawet nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, jak bardzo.
    — Nie martw si臋, kochanie — wymrucza艂, nie mog膮c powstrzyma膰 si臋 przed ci膮g艂ym dotykaniem jej — obiecuj臋, 偶e nic ci si臋 nie stanie. Tobie ani dziecku — wydysza艂, chocia偶 nie by艂 pewien czy kwestia niekrzywdzenia jej by艂a taka oczywista. Pragn膮艂 jej tak bardzo, 偶e nie umia艂 przewidzie膰 czy b臋dzie w stanie zapanowa膰 nad swoj膮 rz膮dz膮, gdy w ko艅cu b臋dzie m贸g艂 j膮 posi膮艣膰. Przymkn膮艂 powieki, rozkoszuj膮c si臋 tym, jak reagowa艂a. Dlatego powt贸rzy艂 uderzenie w ty艂ek, mrucz膮c przy tym.
    — Jak m贸wi艂em — wychrypia艂, robi膮c z ni膮 dok艂adnie to, na co mia艂 ochot臋 — to ja decyduj臋, co si臋 dzieje. Albo si臋 podporz膮dkowujesz, albo bior臋 si艂膮 — przypomnia艂, poruszaj膮c d艂oni脿 z pistoletem. U艣miechn膮艂 si臋, czuj膮c, jak jej cia艂o porusza艂o si臋 pod nim i marzy艂 ju偶 o tym, by zmieni膰 bro艅 na w艂asn膮 m臋sko艣膰.
    — Ja pierdol臋 — j臋kn膮艂 cicho, czuj膮c jak bardzo by艂a mokra. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e b臋dzie a偶 tak mocno na niego reagowa艂a. Zak艂ada艂, 偶e pod艣wiadomie w艂a艣nie tego pragn臋艂a. Mocnego r偶ni臋cia bez trzymanki, ale nie o艣mieli艂 si臋 my艣le膰, 偶e a偶 tak bardzo. — O tak, kurwa, jeste艣 wspania艂a — wymrucza艂, posuwaj膮c j膮 trzymanym w d艂oni pistoletem. By艂 pewien, 偶e gdyby teraz si臋 w niej znalaz艂, nie potrzebowa艂by du偶o czasu, aby osi膮gn膮膰 orgazm. Dlatego musia艂 przed艂u偶y膰 wszystko w czasie na tyle, aby nie sta膰 si臋 g贸wniarzem, kt贸ry nie jest w stanie zaspokoi膰 dziewczyny. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e doprowadzaj膮c j膮 do takiego silnego orgazmu, samego siebie doprowadzi do takiego stanu.
    — Wspania艂a — wymrucza艂, decyduj膮c si臋 w ko艅cu na wysuni臋ciu broni z jej wn臋trza — mam tyle pomys艂贸w, co jeszcze z tob膮 zrobi膰… — powiedzia艂, odchrz膮kuj膮c. Napar艂 na jej ty艂ek i przymkn膮wszy powieki, przez chwil臋 po prostu tak sta艂, nie wypuszczaj膮c brunetki ze swoich obj臋膰, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co dalej z ni膮 zrobi膰. Si臋gn膮艂 d艂oni膮 w bok, odk艂adaj膮c pistolet na blacie. Na usta wkrad艂 mu si臋 diabelski u艣miech — mam nadziej臋, 偶e masz jeszcze si艂臋 — m贸wi膮c to, ju偶 wsun膮艂 w ni膮 dwa palce — po tej rundzie w ko艅cu ci臋 wezm臋 — oznajmi艂, z 艂atwo艣ci膮 odnajduj膮c palcami czu艂y punkt. Nie chcia艂 da膰 jej przerwy na wytchnienie, zamierza艂 da膰 jej orgazm za orgazmem tak d艂ugo, jak d艂ugo b臋dzie w stanie wytrzyma膰.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  161. Blondyn spojrza艂 na dziewczyn臋, powolnie przy tym oblizuj膮c wargi.
    — Hm — wymrucza艂 cicho, chowaj膮c j臋zyk z warg — jak to powiedzie膰, skarbie? — Uda艂, 偶e intensywnie zastanawia si臋 nad swoj膮 dalsz膮 wypowiedzi膮, nie przestaj膮c porusza膰 d艂oni膮, kt贸ra znajdowa艂a si臋 pomi臋dzy lepkimi od jej w艂asnego podniecenia, udami — jako艣 nieszczeg贸lnie mnie to obchodzi, wiesz? — U艣miechn膮艂 si臋 po艂owicznie, przymykaj膮c powieki, rozkoszuj膮c si臋 przy tym jej j臋kami.
    Gdy jego d艂o艅 kolejny raz uderzy艂a o ju偶 rozgrzany i zaczerwienione po艣ladek dziewczyny, zacisn膮艂 na nim mocno palce, wzdychaj膮c przy tym ci臋偶ko. Lubi艂 to. Sprawia膰 b贸l, a reakcja jak膮 m贸g艂 ogl膮da膰 u Willow podnieca艂a go jeszcze bardziej. I chocia偶 chcia艂 j膮 d艂u偶ej przetrzyma膰, naprawd臋 nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 ju偶 momentu, w kt贸rym w ni膮 wejdzie i mocno wypieprzy, bo to w艂a艣nie zamierza艂 zrobi膰. Zer偶n膮膰 j膮 bez delikatno艣ci. Czu艂, 偶e b臋dzie zadowolona. Samo to, 偶e da艂a mu si臋 zer偶n膮膰 broni膮 du偶o o niej m贸wi艂o. Dla Zacka by艂o to najlepsze, czego m贸g艂 si臋 o niej dowiedzie膰. Je偶eli nie chcia艂a si臋 przed nim otwiera膰, mia艂 to w powa偶aniu, bo posiad艂 ju偶 t臋 wiedz臋, na kt贸rej zale偶a艂o mu najbardziej i… wiedzia艂, 偶e jest w stanie mu ulec.
    Zamrucza艂 agresywnie, gdy spr贸bowa艂a wyrwa膰 d艂onie z jego u艣cisku. W pierwszym odruchu zacisn膮艂 je mocniej, a nast臋pnie koncentruj膮c si臋 na tym, aby doprowadzi膰 j膮 do kolejnego spe艂nienia, mimowolnie rozlu藕ni艂 odrobine u艣cisk. Musia艂a trafi膰 akurat na ten moment ze swoim silniejszym szarpni臋ciem, bo uda艂o jej si臋 uwolni膰 d艂onie, co wcale mu si臋 nie spodoba艂o, bynajmniej nie w pierwszym odruchu.
    W jego niemal czarnych oczach pojawi艂 si臋 niebezpieczny b艂ysk, gdy skopa艂a z siebie ubranie. Nie zd膮偶y艂 nawet przesun膮膰 spojrzeniem po jej ciele, gdy ich wargi si臋 ze sob膮 zetkn臋艂y. Wymrucza艂 co艣 cicho, nie maj膮c nic przeciwko jej propozycji, chocia偶… kurwa, tak bardzo jej pragn膮艂. U艂o偶y艂 d艂o艅 na jej plecach, pomi臋dzy 艂opatkami i przycisn膮艂 bli偶ej siebie, u艣miechaj膮c si臋 diabolicznie pod poca艂unkami.
    — Jak sobie 偶yczysz — wychrypia艂, spogl膮daj膮c w d贸艂 na jej d艂onie przy jego rozporku, a nast臋pnie rozchyli艂 wargi, oddychaj膮c g艂臋boki przez usta. Sykn膮艂 cicho, gdy jej drobna d艂o艅 okaza艂a si臋 mie膰 sporo si艂y. K膮cik ust drgn膮艂 mu, uni贸s艂 brew, patrz膮c jak opada na kolana. — Tylko nie m贸w, 偶e nie masz si艂y na kolejny orgazm, skarbie — wymrucza艂, ale nie by艂 w stanie jej powstrzyma膰. Chcia艂 si臋 przekona膰, jak wiele jest w stanie wytrzyma膰 orgazm贸w, jeden po drugim, ale kiedy poczu艂 jej wilgotne wargi, kiedy wszed艂 w jej usta… Kurwa, by艂o mu tak przyjemnie, 偶e nie by艂 w stanie zmusi膰 si臋 do wycofania. — To nie b臋dzie delikatne — ostrzeg艂, chocia偶 nie zamierza艂 pozwoli膰 na to, aby si臋 teraz wycofa艂a. Pchn膮艂 mocno biodrami, trzymaj膮c ca艂y czas kontakt wzrokowy. Zgarn膮艂 jej w艂osy w kucyk i zacisn膮艂 mocno d艂o艅 na kosmykach, aby nie wyrwa艂a mu si臋.
    — O tak — wychrypia艂, pozwalaj膮c sobie na mocne ruchy, si臋gaj膮c jej gard艂a, gdy wchodzi艂 ca艂y w jej usta — masz si臋 pie艣ci膰 — oznajmi艂 tonem nieznosz膮cym sprzeciwu — zamierzam doj艣膰 w akompaniamencie twoich j臋k贸w — oznajmi艂, przyciskaj膮c j膮 do swojego krocza, gdy pchn膮艂 kolejny raz biodrami.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  162. U艣miechn膮艂 si臋 ironicznie na jej s艂owa dotycz膮ce odpoczynku. Jeszcze o tym nie wiedzia艂a, ale nie zamierza艂 pozwoli膰 na to, aby mog艂a odetchn膮膰. Pos艂a艂 jej d艂ugie spojrzenie, w g艂owie 艣miej膮c si臋 wr臋cz z jej naiwno艣ci.
    — Na szcz臋艣cie — wymrucza艂, nie odrywaj膮c od niej swojego spojrzenia. Nie zamierza艂 by膰 delikatny, w zasadzie to nigdy nie by艂. Willow ju偶 dobrze o tym wiedzia艂a, wi臋c po swoim kr贸tkim ostrze偶eniu tym bardziej nie zamierza艂 nawet udawa膰, 偶e mo偶e cokolwiek robi膰 spokojniej, z czu艂o艣ci膮. Nie by艂 taki. Zale偶a艂o mu jedynie na dobrym, ostrym r偶ni臋ciu, niezale偶nie czy wchodzi艂 w jej cipk臋 czy usta. Dla Zacka nie stanowi艂o to 偶adnej r贸偶nicy. Dlatego te偶, spodoba艂o mu si臋, gdy nie opiera艂a si臋 ani nie wyrywa艂a. To, 偶e by艂a uleg艂a i wykonywa艂a jego polecenia by艂o satysfakcjonuj膮ce. Obawia艂 si臋, 偶e b臋dzie pr贸bowa艂a si臋 sprzeciwia膰. Pomyli艂 si臋 i musia艂 przyzna膰, 偶e wyj膮tkowo podoba艂o mu si臋 zaskoczenie i b艂膮d w swoich za艂o偶eniach.
    By艂 nakr臋cony od d艂ugiego czasu, a 艣wiadomo艣膰, 偶e Willow jest ca艂a dla niego dodatkowo podzia艂a艂a na m臋偶czyzn臋 pobudzaj膮co, przez co nie potrzebowa艂 du偶o czasu, aby osi膮gn膮膰 spe艂nienie. Zw艂aszcza, kiedy ws艂uchiwa艂 si臋 w j臋ki wydobywaj膮ce si臋 z ust Willow, co sprawia艂o, 偶e porusza艂 biodrami mocniej, przytrzymuj膮c przez ca艂y czas jej g艂ow臋 przy sobie. Zacisn膮艂 mocno palce i wyda艂 z siebie zduszony j臋k, gdy doszed艂.
    — A jednak jeste艣 grzeczn膮 dziewczynk膮 — wychrypia艂, pozwalaj膮c sobie na pog艂askanie dziewczyny po g艂owie. Uni贸s艂 wysoko brew. To on wydawa艂 polecenia, a nie wydawano je jemu. Dlatego zmierzy艂 j膮 spojrzeniem ciemnych oczu — chyba co艣 ci si臋 pomyli艂o, skarbie — powiedzia艂, ca艂y czas na ni膮 patrz膮c — to ja m贸wi臋, co robimy i to ja, jeszcze z tob膮 nie sko艅czy艂em. Chyba, 偶e zamierzasz by膰 niepos艂uszna? — Uni贸s艂 wysoko brew. W jego oczach kolejny raz pojawi艂 si臋 b艂ysk. Oczywi艣cie, 偶e z偶era艂a go ciekawo艣膰 co do tego, jak daleko by艂a w stanie si臋 posun膮膰 i z jednej strony chcia艂by jej na to pozwoli膰, ale z drugiej… nie m贸g艂 przecie偶 pozwoli膰 na to, aby poczu艂a si臋 za bardzo swobodnie, odwa偶nie. — Je偶eli zamierzasz by膰 niepos艂uszna, b臋d臋 musia艂 ci臋 ukara膰 — poinformowa艂, ca艂kiem powa偶nym tonem. Chcia艂, aby by艂a 艣wiadoma z czym wi膮偶e si臋 spe艂nianie jej 偶膮da艅. Nawet je偶eli pokrywa艂y si臋 z jego w艂asn膮 wizj膮.
    Przesun膮艂 wzrokiem po jej nagich piersiach, mru偶膮c przy tym powieki.
    — S膮 tkliwe? — Spyta艂, wpatruj膮c si臋 w j臋drne piersi, jednocze艣nie pozbywaj膮c si臋 do ko艅ca spodni. Dlatego, 偶e on tego chcia艂, nie ze wzgl臋du na jej pro艣b臋 przecie偶.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  163. Za艣mia艂 si臋, nie mog膮c wyobrazi膰 sobie, co mia艂aby niby z tego mie膰. Po chwili my艣l uderzy艂a w niego.

    — Wiedzia艂em, 偶e ci si臋 spodoba. Ju偶 na sam膮 my艣l powrotu Blake’a zawiewa nud膮, co? — Za艣mia艂 si臋 cicho, z 艂atwo艣ci膮 mog膮c sobie wyobrazi膰, 偶e to w艂a艣nie o to chodzi艂o. Czu艂 przecie偶, jak bardzo by艂a podniecona, gdy jej dotyka艂. Jak niewiele potrzebowa艂a, aby zacz膮膰 si臋 wi膰 i j臋cze膰. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, wzruszaj膮c lekko ramionami — nie dziwie si臋, 偶e chcesz w takim razie wi臋cej — mrukn膮艂, cofaj膮c d艂onie. Pokr臋ci艂 g艂ow膮, ale na jego twarzy go艣ci przez ca艂y czas lekki u艣miech — ciekawe — powiedzia艂, mru偶膮c powieki. Si臋gn膮艂 d艂oni膮 brody i wyda艂 z siebie d藕wi臋k zadumy — a co z niezdradzaniem swojego m臋偶a? — Odpowied藕 w og贸le go nie interesowa艂a, to te偶 nie da艂 jej nawet na ni膮 czasu — trzymaniem si臋 z daleka i zarzekaniem, 偶e nie tkn臋 ci臋? Ach, to by艂o tylko droczenie si臋? Wszystko jasne… w takim razie, nie b臋dziesz mia艂a nic przeciwko, gdy w ko艅cu ci臋 zer偶n臋 — oznajmi艂, wpatruj膮c si臋 w ni膮 w艣ciekle. Je偶eli chcia艂a go podjudzi膰, to jej si臋 uda艂o. Mog艂a by膰 z siebie dumna, cel osi膮gni臋ty.

    Sykn膮艂 cicho, gdy poczu艂 paznokcie na sk贸rze. Przez chwil臋 przygl膮da艂 jej si臋 uwa偶nie, pod膮偶aj膮c wzrokiem za jej d艂oni膮.

    — Teraz nie chc臋 niczego. Nast膮pi艂a zmiana plan贸w — u艣miechn膮艂 si臋 diabolicznie, nie odrywaj膮c od niej przez ca艂y czas spojrzenia, kt贸re w chwile zmieni艂o si臋 wr臋cz w wyg艂odnia艂e — ale ju偶 mo偶esz si臋 zastanawia膰, co jeszcze ci臋 czeka — m贸wi膮c to, zrobi艂 krok w jej stron臋, pokonuj膮c ca艂kowicie minimalny dystans, jaki pomi臋dzy nimi do tej pory by艂 — doczekasz si臋 tego momentu, nie martw si臋 — niemal warkn膮艂. Musia艂 sprowadzi膰 j膮 na w艂a艣ciwe tory, bo, jak zauwa偶y艂, bo dobrym orgazmie zacz臋艂a si臋 robi膰 odwa偶na i wyrywna, a nie taka by艂a przecie偶 jej rola. Dlatego, gdy ju偶 nie by艂o pomi臋dzy nimi przerwy nawet na to, aby wsun膮膰 d艂o艅, u艂o偶y艂 r臋ce na jej biodrach, przesun膮艂 powoli do po艣ladk贸w i nim j膮 chwyci艂, zdecydowa艂 si臋 na wymierzenie kolejnego klapsa. Mia艂 nadzieje, 偶e jutro nie b臋dzie w stanie d艂u偶ej usiedzie膰. Gdy j膮 chwyci艂, bez zb臋dnego gadania wpi艂 si臋 agresywnie w jej wargi i uni贸s艂 dziewczyn臋, kieruj膮c si臋 do sypialni.

    — Zobaczymy czy nadal b臋dziesz taka wygadana — oznajmi艂 przekraczaj膮c pr贸g pomieszczenia. Rzuci艂 j膮 ca艂kiem delikatnie na 艂贸偶ko, a nast臋pnie uwa偶nie zlustrowa艂 pomieszczenie wzrokiem — macie strasznie nudn膮 sypialnie — oznajmi艂, wchodz膮c powolnie na 艂贸偶ko. Znalaz艂 si臋 nad ni膮, u艣miechaj膮c si臋 — trudni, poradzimy sobie jako艣 — stwierdzi艂 — siadaj — rozkaza艂, samemu wygodnie u艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku, a nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami ust — ty艂em, na mnie — wyda艂 kolejne polecenia, czekaj膮c, a偶 je spe艂ni.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  164. — Dla mnie to nadal ta sama sytuacja — stwierdzi艂 oboj臋tnym tonem, spogl膮daj膮c na ni膮 ciemnym spojrzeniem — m贸wi艂em, 偶e po dobroci lub si艂膮 — wzruszy艂 ramionami, u艣miechaj膮c si臋 k膮cikiem ust. Jego oczy kolejny raz zab艂ys艂y, a po chwili zasz艂y mgie艂k膮 podniecenia. Skoro nie mia艂a nic przeciwko, nie zamierza艂 si臋 z niczym wstrzymywa膰. Zw艂aszcza, 偶e jej pragn膮艂. Nie obchodzi艂o go to, dlaczego za ka偶dym razem pragn膮艂 tych, kt贸re nale偶a艂y do Blake’a. Najwa偶niejsze by艂o to, 偶e osi膮ga艂 sw贸j cel. Teraz by艂o nim zer偶ni臋cie Willow, za co zamierza艂 wzi膮膰 si臋 od razu, gdy tylko przenios膮 si臋 do sypialni. Trzymaj膮c j膮, przeszed艂 szybko do pomieszczenia, do kt贸rego zmierza艂.
    — Na pewno? — Za艣mia艂 si臋 chrapliwie, przechylaj膮c g艂ow臋 — mo偶e to bardzo moja sprawa? W ko艅cu by膰 mo偶e zostan臋 tu na d艂u偶ej? — Uni贸s艂 brew, nie przestaj膮c wykonywa膰 kolejnych krok贸w na 艂贸偶ku. Gdy usiad艂a na nim, zacisn膮艂 wargi, mia艂a znale藕膰 si臋 w innej pozycji, co strasznie go wkurzy艂o. Spojrza艂 w jej oczy, aby by艂a 艣wiadoma, 偶e nie zamierza艂 si臋 z ni膮 obchodzi膰 jak z jajkiem. Ostrzeg艂 kilka krotnie, 偶e nie jest delikatny i we藕mie si艂膮, co tylko b臋dzie chcia艂. Nie chcia艂a wsp贸艂pracowa膰? Jej sprawa. Zamierza艂 dosta膰 to, czego chcia艂. — Jak sobie 偶yczysz — wymrucza艂, u艣miechaj膮c si臋 przy tym z艂owieszczo. Zignorowa艂 wzmiank臋 o rozebraniu si臋, zamiast tego wzruszy艂 ramionami — zmu艣 mnie — u偶y艂 jej s艂贸w.
    W jednej chwili u艂o偶y艂 d艂onie na jej biodrach, a nast臋pnie przycisn膮艂 mocno do siebie, czuj膮c jej podniecenie, rozchyli艂 wargi i przekl膮艂 cicho pod nosem, jednocze艣nie oblizuj膮c swoje wargi. Spojrza艂 na ni膮, wychyli艂 si臋, aby z艂o偶y膰 na jej ustach poca艂unek, a nast臋pnie u偶ywaj膮c si艂y swoich mi臋艣ni, uni贸s艂 j膮 tak, aby bez problemu zsun膮膰 z siebie i u艂o偶y膰 na 艂贸偶ku, obok. Szybko ukl臋kn膮艂, a nast臋pnie pchn膮艂 j膮 niedelikatnie do przodu.
    — Mog艂o by膰 po dobroci, zawsze mo偶e — powiedzia艂 — ale teraz ju偶 za p贸藕no, z艂otko — wymrucza艂, trzymaj膮c nieustannie jej biodra, wszed艂 w ni膮, a nast臋pnie przyci膮gn膮艂 do siebie jej cia艂o, nie puszczaj膮c jej nawet na moment. Upewniwszy si臋, 偶e jego cz艂onek ca艂y czas znajduje si臋 w jej ciep艂ym, wilgotnym wn臋trzu, usiad艂, ci膮gn膮膰 j膮 za sob膮 — a teraz, b臋dziesz kurwa mnie uje偶d偶a膰, dop贸ki nie pozwol臋 ci przesta膰 — oznajmi艂, podpieraj膮c si臋 stopami w taki spos贸b, 偶e uni贸s艂 biodra, przez co 艂atwiej by艂o mu nadawa膰 tempo, kt贸remu Willow mia艂a dor贸wna膰 — a na ten moment, nie zapowiada si臋, 偶ebym zrobi艂 to szybko — wymrucza艂, obserwuj膮c jej j臋drny ty艂ek, rytmicznie podskakuj膮cy na nim — kurwa — mrucza艂, cicho, odchylaj膮c g艂ow臋 do ty艂u.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  165. Na jego twarzy pojawi艂o si臋 znu偶enie wymieszane z oboj臋tno艣ci膮. Dla niego sytuacja w 偶aden spos贸b si臋 nie zmienia艂a. Od samego pocz膮tku m贸wi艂, czego od nie chce, 偶e to dostanie, a nast臋pnie kilka razy, ostrzega艂, 偶e we藕mie dok艂adnie to, czego chcia艂.
    — To nie m贸j problem — zauwa偶y艂 — ale to po prostu ciekawe, jak cz艂owiek 艂atwo mo偶e zmieni膰 zdanie, nie? — Uni贸s艂 k膮cik ust, wpatruj膮c si臋 w ni膮 przez ca艂y czas. Widzia艂, 偶e co艣 chodzi艂o jej po g艂owie. Zd膮偶y艂 zauwa偶y膰, jak co艣 si臋 w niej zmienia艂o, kiedy nad czym艣 si臋 zastanawia艂a. Kiedy pad艂o z jej ust pytanie, nie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e by艂 zaskoczony sam膮 jego tre艣ci膮. Raczej tym, 偶e w og贸le musia艂a je zada膰. Dla Zacka odpowied藕 by艂a jasna. Nie musia艂 sie nawet zastanawia膰 nad tym czy ma odpowiedzie膰, uda膰, 偶e sie zastanawia, czy w艂a艣ciwie robi膰 cokolwiek z tym pytaniem. Dlatego nic nie zdobi艂.
    — Tak — odpar艂 tak samo oboj臋tnym tonem, jakiego u偶ywa艂 wcze艣niej — jak m贸wi艂em, moje s艂owa s膮 obietnic膮 — wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu, jednak nie mia艂 on w sobie nic z weso艂o艣ci — nie rzucam ich na wiatr, kiedy m贸wi臋, 偶e co艣 zrobi臋, to to kurwa robi臋 — wzruszy艂 ramionami — od pocz膮tku m贸wi艂em, jak to si臋 sko艅czy. Niezale偶nie od twojej ch臋ci. M贸wi艂em, 偶e b臋dziesz moja — przypomnia艂. Jak m贸wi艂, tak zrobi艂. W broni膮, z niezapomnianymi orgazmami. Musia艂 jeszcze j膮 tylko posi膮艣膰 i zabawi膰 si臋 tkliwymi piersiami, bo wspomina艂, 偶e to zrobi. Nie zak艂ada艂 r贸wnie偶, 偶e ta rozmowa cokolwiek zmieni. Bo, jak wspomnia艂 chwil臋 w zes jej: dostawa艂 to, czego chcia艂. A chcia艂 nadal Willow.
    Z udawanym rozczarowaniem pokr臋ci艂 g艂ow膮, ale na jego twarzy pojawi艂 si臋 subtelny u艣miech.
    — Jasne, ale mog臋 ci zasugerowa膰 czego by艣 chcia艂a na wypadek moich wizyt — wymrucza艂 prosto w jej sk贸r臋 — nie kr臋puj si臋. Lubi臋 s艂ucha膰 jak j臋czysz — odezwa艂 si臋, gdy cicho j臋kn臋艂a. Zdecydowanie nie mia艂 nic przeciwko, aby robi艂a to cz臋艣ciej i g艂o艣niej. J臋ki i krzyki wydzielaj膮ce si臋 z jej gard艂a by艂y dla niego najpi臋kniejsz膮 melodi膮.
    By艂 usatysfakcjonowany, gdy uda艂o mu si臋 wymusi膰 pozycj臋, kt贸rej oczekiwa艂 od samego pocz膮tku. Doznania, kt贸re odczuwa艂 w takim u艂o偶eniu by艂y tak przyjemne, ze z ca艂ych si艂 stara艂 si臋 na nich nie koncentrowa膰, aby nie doj艣膰 przypadkiem za szybko. Chcia艂 wytrzyma膰 najd艂u偶ej, jak tylko by艂 w stanie, wiec kiedy w ko艅cu osi膮gn膮艂 spe艂nienie, zadr偶a艂 i j臋kn膮艂 cicho, ale nie zamierza艂 si臋 od razu wycofa膰. Nie by艂 zadowolony ze 艣ci膮gni臋tej bluzy, ale m贸g艂 to jako艣 prze偶y膰.
    — Zamierzam — wychrypia艂, niemal prosto do jej ucha, uk艂adaj膮c d艂o艅 na jednej z jej piersi. 艢cisn膮艂 j膮 od razu mocno, wykonuj膮c niedelikatny masa偶, a nast臋pnie skupi艂 si臋 na stwardnia艂ym sutku, kt贸rego ugniata艂, ci膮gn膮艂 i walczy艂 z samym sob膮, aby nie odwr贸ci膰 ich tak, aby znale藕膰 si臋 przodem do niej i zatopi膰 w nim z臋by. Kurwa, chcia艂 to zrobi膰. Tak bardzo chcia艂 to zrobi膰, ale musia艂 by膰 silny, jeszcze chocia偶 przez chwil臋. Zwyczajnie nie chcia艂 da膰 jej tej satysfakcji, 偶e co艣 mog艂o p贸j艣膰 tak po prostu po jej my艣li. Mia艂a wiedzie膰, kto rz膮dzi i przesta膰 pr贸bowa膰 to zmienia膰.

    馃槇

    OdpowiedzUsu艅
  166. Delikatno艣膰 nie by艂a domen膮 Zacka. Lubi艂 sprawia膰 b贸l, dlatego wcze艣niej pyta艂 o tkliwo艣膰 piersi Willow, b臋d膮c bardzo zadowolonym z jej 贸wczesnej odpowiedzi. Gdy przyszed艂 moment, w kt贸rym m贸g艂 chwyci膰 w d艂onie jej piersi, nie zamierza艂 si臋 hamowa膰 tylko, dlatego, 偶e by艂a w ci膮偶y. Zw艂aszcza, 偶e jedyne, co jej obieca艂 to to, 偶e dziecko b臋dzie bezpieczne. By艂o bezpieczne. Jedyne co mog艂o si臋 sta膰, to Willow mog艂a nabawi膰 si臋 siniak贸w… Dla Zacka nie by艂o to nic szczeg贸lnego. Kiedy chcia艂a sama, aby jej dotyka艂, by艂 zach臋cony jeszcze bardziej. Podoba艂o mu si臋 to, 偶e sama tego chcia艂a. Wi艂a si臋, jakby nie mog艂a bez niego wytrzyma膰, co tylko bardziej go podnieca艂o. Jakby jego dotyk mia艂 stanowi膰 element jej bytu. To by艂o tak kurewsko podniecaj膮ce, 偶e bez wahania postanowi艂 spe艂ni膰 jej pro艣b臋, chocia偶 tych z regu艂y spe艂nia膰 nie lubi艂.
    — Co nie? — Warkn膮艂 nieco zachrypni臋tym g艂osem, nie przestaj膮c ugniata膰 j臋drnych piersi i jednocze艣nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym, jakie by艂y przed ci膮偶膮. Chcia艂by mie膰 por贸wnanie i strasznie wkurza艂o go to, 偶e nie m贸g艂 go mie膰. By艂 wkurwiony, 偶e tak d艂ugo udawa艂o si臋 Blake’owi mie膰 panowanie nad nimi, co z kolei powodowa艂o, 偶e przek艂ada艂 z艂o艣膰 na spos贸b, w jaki dotyka艂 Willy. — Ju偶 ci si臋 nie podoba? — Mo偶e faktycznie przesadzi艂? Mo偶e powinien traktowa膰 j膮 odrobin臋 l偶ej? Tak naprawd臋 nie zastanawia艂 si臋 nad tym nawet wtedy, kiedy zacz臋艂a krzycze膰. — Kurwa, uspok贸j si臋 — sykn膮艂 w艣ciekle. Gdyby szarpi膮c si臋 nie uderzy艂a go na tyle mocno w nos, 偶e od razu pu艣ci艂 jej piersi i chwyci艂 si臋 za niego, nie przesta艂by. Uderzenie by艂o na tyle mocno, 偶e potrzebowa艂 chwili na zorientowanie si臋, co tak w艂a艣ciwie si臋 wydarzy艂o. Czu艂 pod palcami krew i w jednej chwili mia艂 ochot臋 poczu膰 jej krew. Maj膮c w dupie obietnice o niekrzywdzeniu kogokolwiek.
    — Zabij臋 ci臋 — warkn膮艂 cicho, kiedy podni贸s艂 si臋 z 艂贸偶ka i stan膮艂 na nogi. Krople krwi kapa艂y na pod艂og臋, a jednocze艣nie str贸偶ka sp艂ywa艂a powoli po jego wargach i brodzie, kapi膮c dalej w d贸艂 — kurwa, zabij臋 ci臋 — powt贸rzy艂, 艂api膮c koszulk臋, kt贸r膮 przy艂o偶y艂 do nosa — wiesz jakie jest pierwsze miejsce, w kt贸rym si臋 ludzie chowaj膮? Pomy艣lmy. 艁azienka — powiedzia艂, 艣miej膮c si臋 gorzko — ciekawe, co na to Blake, kiedy obudzi si臋 w pierdlu, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e zajeba艂 ci臋偶arn膮 偶on臋 — za艣mia艂 si臋, podchodz膮c do drzwi, kt贸re pr贸bowa艂 otworzy膰. To, 偶e by艂y zamkni臋te na klucz wcale go nie zniech臋ci艂o — wiesz, dlaczego Lizzy nic nie powiedzia艂a? — Spyta艂, 艣miej膮c si臋 w g艂os — bo kurwa, sko艅czy艂aby jak ty — powiedzia艂 spokojnie, oblizuj膮c przy tym z warg krew — naprawd臋 uwierzy艂a艣 w to, 偶e nie zrobi艂a tego z w艂asnej woli? I my艣lisz, 偶e mnie powstrzyma to, 偶e je zamkn臋艂a艣 na klucz? — 呕a艂owa艂, 偶e nie mog艂a w tej chwili zobaczy膰 jego miny — ja pierodole, Willy, pracowali艣my w FBI, tak jakby艣 zapomnia艂a — powiedzia艂, opieraj膮c si臋 d艂o艅mi o drzwi. Chcia艂 j膮 przetrzyma膰. Lubi艂 zapach strachu i mia艂 nadzieje, 偶e gdy wejdzie do pomieszczenia to zostanie nim wr臋cz przyt艂oczony — Willy, Willy, Willy… — zanuci艂 cicho pod nosem — pozwol臋 ci jeszcze na zmian臋 zdania… Skarbie, otworzysz te drzwi?

    馃懣

    OdpowiedzUsu艅
  167. Sta艂 przy drzwiach 艂azienki, nas艂uchuj膮c tego, co dzia艂o si臋 po drugiej stronie. Nie zastanawia艂 si臋 nad tym, co mo偶e mu grozi膰, bo Willow nie by艂a dla niego 偶adnym zagro偶eniem czy niebezpiecze艅stwem. By艂a ma艂膮, kruch膮 kobietk膮, kt贸ra wyobra偶a艂a sobie wi臋cej ni偶 potrafi艂a zrobi膰. Tak j膮 widzia艂. Wierzy艂 w wersj臋, kt贸r膮 sobie przypisa艂 w g艂owie dla niej i tego si臋 trzyma艂.
    Przytrzymywa艂 materia艂 przy nosie, oddychaj膮c spokojnie i po prostu czekaj膮c. Chcia艂 wyprowadzi膰 j膮 z r贸wnowagi. Chcia艂 zobaczy膰 jak du偶o ma cierpliwo艣ci i przede wszystkim, co si臋 stanie, kiedy granice zostan膮 przekroczone. U艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust s艂ysz膮c dobrze znany sobie d藕wi臋k.
    — Tylko nie zr贸b sobie krzywdy, dobrze? Wola艂bym moc si臋 jeszcze pobawi膰. Trupy mnie nie kr臋c膮 — za艣mia艂 si臋 cicho, nie kryj膮c swojego rozbawienia jej s艂owami — Willy, wiesz w og贸le co dalej zrobi膰? — Spyta艂 — co je偶eli zatrz臋s膮 ci si臋 r臋ce i chybisz? Dorw臋 ci臋. Co, je偶eli b臋dziesz mia艂a szcz臋艣cie i trafisz? Nie chcesz zabi膰 m臋偶a prawda? Wytrzymam b贸l. I tak ci臋 dorw臋 — m贸wi艂 — a co, je偶eli przez przypadek mnie zabijesz? Chuj ze mn膮, wiem. Ale zabijaj膮c mnie, zabijesz Blake’a. Swojego m臋偶a, ojca swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. B臋dziesz t艂umaczy膰 dlaczego tatusia nie ma z wami? Zabi艂am go skarbie, to powiesz? — Pyta艂, napieraj膮c uchem na drzwi. G艂aska艂 je z czu艂o艣ci膮 jedn膮 d艂oni膮, nadal czekaj膮c nad decyduj膮cymi ruchami. Chcia艂 przeci膮gn膮膰 dziewczyn臋 najbardziej, jak tylko by艂 w stanie. Wiedzia艂, 偶e nie tylko strach jest siln膮, wyczerpuj膮c膮 emocj膮. Towarzysz膮cy mu niepok贸j m贸g艂 by膰 znacznie gorszy. — A mo偶e b臋dziesz je ok艂amywa膰 od samego pocz膮tku do ko艅ca swoich dni? — Kolejne pytanie i kolejne g艂a艣ni臋cie drzwi — powiedz mi… co si臋 stanie z tob膮 i dzieckiem, kiedy jakkolwiek chybisz podczas swojego celowania? Przemy艣la艂a艣 to na wszystkie mo偶liwe sposoby? — Pyta艂, spokojnym g艂osem — a co do Lizzy — zawiesi艂 g艂os — my艣l臋, 偶e wbrew pozorom jeste艣cie do siebie bardzo podobne. Z mojego punktu widzenia. Obie lecia艂y艣cie na czarny charakter, obie dali艣cie si臋 zmanipulowa膰 — wyrwa艂 mu si臋 cichy chichot, co by艂o do niego bardzo niepodobne.
    — Dobra Willy — westchn膮艂 ci臋偶ko, odsuwaj膮c si臋 powoli od drzwi — zaczynam si臋 nudzi膰, kochanie, zabawmy si臋 wreszcie — m贸wi膮c to, odsun膮艂 si臋 troch臋, aby wygodnie by艂o mu naprze膰 na drzwi, aby je wywa偶y膰, a nast臋pnie zrobi艂 to. Nie martwi膮c si臋 w og贸le ha艂asem czy zniszczeniami. — Prawie zd膮偶y艂em si臋 st臋skni膰 za twoj膮 soczyst膮 cipk膮, najdro偶sza ma艂偶onko — za艣mia艂 si臋, wkraczaj膮c do 艂azienki.

    馃槒

    OdpowiedzUsu艅
  168. Na ustach m臋偶czyzny pojawi艂 si臋 delikatny u艣miech.
    — Sk膮d w og贸le pewno艣膰, 偶e t臋dy prowadzi droga do Blake’a? — Spyta艂, bo naprawd臋 go to intrygowa艂o — je偶eli mimo strza艂u nadal b臋d臋 ja, to co zrobisz? Uratujesz mnie czy pozwolisz na smier膰? — Rzuci艂 kilka pyta艅 w stron臋 zamkni臋tych drzwi, nim zdecydowa艂 si臋 cokolwiek z nimi zrobi膰. Tak naprawd臋 m贸g艂by tak jeszcze sta膰 i podsuwa膰 jej kolejne w膮tpliwo艣ci, ale… naprawd臋 zaczyna艂o go to po prostu nudzi膰. Ile mo偶na tylko teoretyzowa膰. Zw艂aszcza, 偶e przekonanie si臋 o tym, co wydarzy si臋 w praktyce by艂o tak naprawd臋 na wyci膮gni臋cie r臋ki? Sterczenia i jedynie gadanie pod drzwiami zwyczajnie nie dawa艂o mu ju偶 satysfakcji.
    Wywa偶y艂 drzwi, wdzieraj膮c si臋 gwa艂townie do pomieszczenia. W jego niemal czarnych oczach by艂a szale艅cza iskra, kt贸ra jasno m贸wi艂a o tym, 偶e zrobi wszystko, aby skrzywdzi膰 Willow. Pragn膮艂 tego. Skrzywdzenia jej. Chcia艂 zada膰 jej b贸l, jakiego do tej pory nie do艣wiadczy艂a. Chcia艂 zrobi膰 wiele, ale… nie da艂a mu na nic szansy. Zorientowa艂 si臋 o wystrzale, gdy do jego uszu dotar艂 charakterystyczny d藕wi臋k, niemal w jednej chwili czuj膮c, mokr膮 plam臋, a dopiero p贸藕niej odczuwaj膮c b贸l. Tak silny, 偶e z jego ust wyrwa艂 si臋 zbola艂y j臋k. Si臋gn膮艂 odruchowo d艂oni膮 do postrzelonego miejsca i zacisn膮艂 ran臋, patrz膮c na Willow.
    — Ty dziwko — warkn膮艂, a w zasadzie niemal wyplu艂, mrugaj膮c powiekami i przyciskaj膮c r臋k臋 do swojego brzucha — strzeli艂a艣, kurwa, strzeli艂a艣 do mnie! — Wrzasn膮艂, zaciskaj膮c d艂o艅 w pie艣膰. Mia艂 wra偶enie, 偶e nogi zacz臋艂y mu si臋 ugina膰 pod swoim ci臋偶arem. Zabi艂a go? Nie, niemo偶liwe, nie zastanawia艂by si臋 w贸wczas nad tym. Chyba ba艂 si臋 艣mierci, skoro te pytanie pojawi艂o si臋 w jego umy艣le, jako pierwsze — zajebie ci臋 — wydysza艂, zaczynajac kaszle膰, co sprawi艂o, 偶e b贸l w ranie postrza艂owe sta艂 si臋 intensywniejszy i mocniejszy. To nie tak, 偶e ba艂 si臋 Willow. Tak naprawd臋 nie podejrzewa艂, 偶e w og贸le o艣mieli si臋 strzela膰 lub zrobi膰 cokolwiek, co zagra偶a艂oby jego 偶yciu (by艂 艣wiadom, 偶e nie chodzi艂o o niego tylko o Blake’a tak naprawd臋). Tymczasem ona zrobi艂a to naprawd臋. Naprawd臋 do niego strzeli艂a, a on czu艂 pod palcami prawdziw膮, swoj膮 w艂asn膮 krew. Co je偶eli strzeli drugi raz? Prawda by艂a te偶 taka, 偶e Zack nigdy wcze艣niej nie by艂 postrzelony i nie mia艂 poj臋cia, co dalej. Czu艂, 偶e robi mu si臋 ciemno przed oczami i nadal odczuwa艂 wra偶enie ci臋偶ko艣ci, kt贸rej nie by艂 w stanie ud藕wign膮膰 na nogach. Dlatego mimo gr贸藕b, nie ruszy艂 sie nawet o jeden krok. Mruga艂, osuwaj膮c si臋 powoli na pod艂og臋, rozpoczynaj膮c przy tym kaszle膰, co jedynie pot臋gowa艂o odczuwalny do tej pory b贸l.
    — B臋dziesz… martwa… — wydysza艂, trzymaj膮c wci膮偶 r臋k臋 na ranie. Nie wiedzia艂 czy to by艂a walka z Blake’m czy skutek postrzelenia, ale odnosi艂 wra偶enie, 偶e zaraz zemdleje. Obraz sta艂 si臋 mniej wyra藕ny, a s艂owa dochodzi艂y do niego jakby zza grubej 艣ciany. Nie rozumia艂, co si臋 w艂a艣ciwie dzia艂o. Mia艂 jedynie 艣wiadomo艣膰, aby ciagle przytrzymywa膰 d艂o艅 przy brzuchu, dociskaj膮c j膮 do rany.

    Zackie jeszcze chyba mo偶e

    OdpowiedzUsu艅
  169. — Mam nadzieje, 偶e si臋 czego艣 nauczysz, gdy ci臋 zawiedzie — powiedzia艂, u艣miechaj膮c si臋 z艂owieszczo. 呕a艂owa艂, 偶e nie mog艂a zobaczy膰 jego miny. Na szcz臋艣cie, ju偶 nied艂ugo b臋dzie m贸g艂 powt贸rzy膰 ka偶d膮 min臋, jaka do tej pory go艣ci艂a na jego twarzy. Poza tym, z ogromn膮 ch臋ci膮 powie jej jeszcze kilka niewybrednych komentarzy. — Nie mog臋 si臋 doczeka膰, mo偶e w kt贸rym艣 momencie si臋 zm臋czysz… w zasadzie, troch臋 mam nadziej臋, 偶e tak to si臋 sko艅czysz. Ale偶 to musi by膰 cholernie wyka艅czaj膮ce, 偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e zabi艂o si臋 ukochanego, ojca swojego dziecka… Kurwa, zajebi艣cie — za艣mia艂 si臋, ostatni raz nim otworzy艂 drzwi i wpad艂 do 艣rodka.
    A p贸藕niej, mia艂 wra偶enie, 偶e wszystko przyspieszy艂o. W kt贸rym艣 momencie, bo p贸藕niej wr臋cz przeciwnie, odczuwa艂 to tak, jakby czas nagle si臋 rozci膮gn膮艂 i w og贸le nie mija艂. Czu艂 b贸l i to, jak s艂ab艂y jego si艂y, co strasznie go irytowa艂o, ale nie m贸g艂 nic w tym zrobi膰, przynajmniej nie w tym momencie.
    — M贸wi艂a艣 przecie偶, 偶e to zrobisz — u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust, ale prawda by艂a taka, 偶e naprawd臋 nie spodziewa艂 si臋 tego, 偶e dziewczyna naprawd臋 si臋 o艣mieli na takie poczynania. Owszem, widzia艂, 偶e by艂a zdeterminowana, ale… Kurwa, by艂 jej m臋偶em. Liczy艂, 偶e nie trafi, 偶e strza艂 b臋dzie chybiony, 偶e zw膮tpi, 偶e trafi w drzwi czy gdziekolwiek indziej, ale po prostu nie w niego.
    S艂ucha艂 jej s艂贸w, chocia偶 mia艂 ochot臋 nie musie膰 ju偶 s艂ucha膰 jej paplaniny. Wola艂by trwa膰 w nico艣ci, byleby nie s艂ucha膰 tego jej gadania. Wkurwia艂o go.
    Oddycha艂 ci臋偶ko, samemu nie wiedz膮c, czego tak w艂a艣ciwie chce. M贸g艂by poprosi膰 j膮 o pomoc, aby przesta膰 czu膰 w ko艅cu b贸l, a mo偶e i r贸wnie偶 przesta艂aby w ko艅cu gada膰. Tyle, 偶e nie by艂 w stanie przem贸c si臋 do tego, aby mu pomog艂a. Odchrz膮kn膮艂, rozgl膮daj膮c si臋 po pomieszczeniu.
    — No to strzelaj, na co czekasz? — Wydusi艂 w ko艅cu z siebie, odnajduj膮c wzrokiem jego twarz i wpatruj膮c si臋 w jej oczy — no dalej… patrz mi w oczy i po prostu strzelaj — zakaszla艂, u艣miechaj膮c si臋 k膮cikiem oczu, gdy dziewczyna odsun臋艂a si臋 w ty艂. Powiedzmy sobie szczerze, to by艂o satysfakcjonuj膮ce, 偶e mimo tego, 偶e czu艂 si臋 do dupy i mia艂 wra偶enie, 偶e nie mo偶e si臋 ruszy膰, wci膮偶 si臋 go ba艂a i to by艂o bardzo satysfakcjonuj膮ce uczucie.
    — Oczywi艣cie, 偶e tak — powiedzia艂.
    I co艣 nagle przeskoczy艂o.
    Z jego ust wydoby艂 si臋 g艂o艣ny wrzask. Otworzy艂 nagle szeroko oczy, zdezorientowany tym wszystkim, co dzia艂o si臋 wok贸艂 niego. Przecie偶 nic go jeszcze chwil臋 temu nie bola艂o, mieli s艂odk膮 chwil臋 z Willow, a teraz… Kurwa, celowa艂a w niego. Wiedzia艂 te偶 co to musia艂o znaczy膰.
    — To ja — wychrypia艂, oddychaj膮c g艂臋boko, spogl膮daj膮c w d贸艂 na krew przeciekaj膮c膮 spomi臋dzy jego palc贸w.

    t臋sknili艣my <3

    OdpowiedzUsu艅
  170. Nie rozumia艂, co si臋 dzia艂o. W jednej chwili dyskutowali o wyje藕dzie na Alask臋, a teraz trzyma艂 si臋 za brzuch, czuj膮c ciecz sp艂ywaj膮ca po jego palcach i nie mia艂, kurwa poj臋cia, co takiego si臋 sta艂o.
    — Kogo? — Spyta艂 zdezorientowany w pierwszej chwili nie rozumiej膮c, 偶e chodzi艂o o jego inne wcielenie. Jakby b贸l promieniuj膮cy od brzucha t艂umi艂 prac臋 logicznego my艣lenia — kogo, Willy? — Spyta艂 cicho, mrugaj膮c zawzi臋cie, jakby walczy艂 o wyra藕ny widok, kt贸ry i tak by艂 ograniczony. Kurwa, nie rozumia艂 co si臋 dzia艂o. Dlaczego p艂aka艂a, dlaczego wygl膮da艂a tak marnie? Dlaczego do niego strzela艂a? Zastanawia艂 si臋 nad sensem wypowiadanym przez dziewczyn臋 s艂贸w, gdy ta wybieg艂a z 艂azienki.
    Ponownie zamruga艂, gdy wr贸ci艂a. Patrzy艂 na ni膮 nieco zamglonym spojrzeniem niby doskonale s艂ysz膮c co m贸wi, ale jednocze艣nie po prostu niczego nie rozumiej膮c. Zamruga艂 znowu. Nim zd膮偶y艂 zapyta膰, co w艂a艣ciwie planuje, j臋kn膮艂 g艂o艣no, zaciskaj膮c d艂onie w pi臋艣ci. Mia艂 ochot臋 zagry藕膰 na czym艣 z臋by lub waln膮膰 w co艣 na tyle mocno, aby skupi膰 si臋 na innym b贸lu.
    — Kurwa! — Wydar艂 si臋, nie zwa偶aj膮c na s艂owa. Mo偶e gdyby rozumia艂 ca艂膮 sytuacje, by艂by w stanie zapanowa膰 nad swoimi emocjami, ale gdy nagle zosta艂 wrzucony w sam 艣rodek rozgrywajacego si臋 dramatu, po prostu nie my艣la艂 o tym, aby zaciska膰 z臋by i nie da膰 po sobie zna膰, 偶e cokolwiek go boli.
    — Willow — wym贸wi艂 mi臋kko jej imi臋, pr贸buj膮c z艂apa膰 z ni膮 kontakt wzrokowy — oddychaj i m贸w, co si臋 sta艂o — dziwnie by艂o mu j膮 w tej chwili uspokaja膰, bo to on czu艂 si臋 szczerze przera偶ony. Dziwnie by艂o znale藕膰 si臋 nagle… i wtedy w niego uderzy艂a my艣l, 偶e musia艂 znikn膮膰. Zw艂aszcza gdy wspomnia艂a o tym, 偶e nie mo偶e si臋 podda膰. — Kto艣 nowy, tak? — Spyta艂, robi膮c przy tym zbola艂膮 min臋. Inaczej by do niego przecie偶 nie celowa艂a. Kurwa ma膰, obieca艂, 偶e nie pozwoli na to, aby sta艂a jej si臋 jaka艣 krzywda, a teraz znalaz艂 si臋 w 艂azience w艂asnego mieszkania z kul膮 po postrzale w swoim wn臋trzu, po postrzale z r膮k swojej 偶ony, bo jaka艣 popierdolona cz臋艣膰 jego umys艂u postanowi艂a skrzywdzi膰 jego ukochan膮. Ukochan膮, kt贸ra nosi艂a w sobie ich dziecko. W jednej chwili poczu艂 jak przenika go w艣ciek艂o艣膰 na samego siebie. — Jeste艣 ca艂a? Co z dzieckiem? Kurwa, Willy… co… co wam zrobi艂em? — Spyta艂 przera偶ony, a nast臋pnie zmarszczy艂 brwi — wybuch, na naszym 艣lubie — nie musia艂 si臋 zastanawia膰 nad odpowiedzi膮 ani sekundy. Przez te pytanie nabra艂 jednak stu procentowej pewno艣ci, 偶e odezwa艂 si臋 kto艣 nowy. Remy przecie偶 nigdy by jej nie skrzywdzi艂. Nie bra艂 tego pod uwag臋, to on ba艂 si臋 jej, w 偶yciu nie doprowadzi艂by do sytuacji, w kt贸rej zmusi艂by j膮 do postrzelenia, prawda? Tak przynajmniej go odbiera艂 z tego, co m贸wi艂a mu Willow — r贸b co musisz — powiedzia艂, patrz膮c na ni膮 — Willy… przepraszam. Cokolwiek zrobi艂em przepraszam — wychrypia艂, zerkaj膮c na r臋cznik przy swoim brzuchu, czuj膮c, jak b贸l staje si臋 coraz bardziej intensywny. — Je偶eli znowu si臋 pojawi… nie wahaj si臋, je偶eli b臋dziesz w niebezpiecze艅stwie — powiedzia艂, a raczej poprosi艂, patrz膮c na ni膮 b艂agalnie.

    馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  171. Chcia艂 zapyta膰, co takiego si臋 sta艂o, 偶e nie chce, aby zwraca艂 si臋 do niej w ten spos贸b. Przeszywaj膮cy b贸l w brzuchu sprawia艂 jednak, 偶e wszelkie rozmowy z ogromna ch臋ci膮 prze艂o偶y w czasie na p贸藕niej. Kiedy ju偶 nie b臋dzie musia艂 skupia膰 si臋 na tym, aby spokojnie oddycha膰, nie rusza膰 si臋 gwa艂townie i po prostu bez problemu skupi si臋 na tym, co mia艂a do powiedzenia dziewczyna.
    — Okej — powiedzia艂, wdychaj膮c powoli i r贸wnie powoli wydychaj膮ce powietrze przez rozchylone wargi. Zmarszczy艂 lekko brwi, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 grymas, kt贸rego nie by艂 w stanie powstrzyma膰, gdy poczu艂 b贸l.
    — Nie przepraszaj — szepn膮艂, dobrze wiedz膮c, 偶e musi po prostu przetrwa膰. Zacisn膮膰 z臋by i jako艣 przetrwa膰 ten moment, gdy b臋dzie si臋 nim zajmowa膰, a p贸藕niej… p贸藕niej b臋dzie m贸g艂 ze spokojem dochodzi膰 do siebie i wypyta膰 o wszystko, czego by艂 ciekaw. Chocia偶 gdy przygl膮da艂 si臋 jej twarzy, nie by艂 pewien czy b臋dzie w stanie znie艣膰 wszystko, co mia艂a do powiedzenia. Jej mina… widzia艂, 偶e nie by艂o dobrze. Strzeli艂a do niego, wi臋c na pewno nie by艂o dobrze, inaczej nie zdecydowa艂aby si臋 na takie zachowanie, ale to oznacza艂o, 偶e jego wcielenie, kt贸re si臋 pojawi艂o j膮 skrzywdzi艂o, albo chcia艂o skrzywdzi膰. On chcia艂 j膮 skrzywdzi膰 i nie by艂 pewien, czy b臋dzie w stanie tego nie sobie wys艂ucha膰. W ko艅cu to by艂 on, zawsze to by艂 on, jaka艣 cze艣膰 jego… jak m贸g艂 偶y膰 spokojnie ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e jedna z jego osobowo艣ci chcia艂a skrzywdzi膰 jego ukochan膮 偶on臋.
    Pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮 na jej s艂owa. Nie wierzy艂, 偶e to m贸wi艂a.
    — Jak mam nie przeprasza膰… — szepn膮艂, zaciskaj膮c usta. Nie m贸g艂 skupia膰 si臋 na rozmawianiu, bo wtedy przestawa艂 panowa膰 nad b贸lem, a musia艂 si臋 mocno postara膰, aby przypadkiem s膮siedzi nie postanowili wezwa膰 pomocy. Skin膮艂 tylko lekko g艂ow膮, pos艂usznie uk艂adaj膮c r臋ce na miejscu rany i mocno je przycisn膮艂, licz膮c na to, 偶e zatrzyma krew, chocia偶 minimalnie.
    Pu艣ci艂 r臋cznik, kiedy wr贸ci艂a do 艂azienki. Wzi膮艂 szczoteczk臋 i spogl膮da艂 na ni膮, s艂uchaj膮c ka偶dego s艂owa, kt贸re opuszcza艂o jej ust. Jak m贸g艂 pozwoli膰 przej艣膰 nad sob膮 kontrole komu艣, kto chcia艂 j膮 skrzywdzi膰? Jakim cudem przez tyle czasu nie domy艣li艂 si臋, 偶e dzieli z kim艣 偶ycie? No i Beth… jak mog艂a mu nic nie powiedzie膰? Jak mog艂a 偶y膰 z nim, wiedz膮c o jego chorobie i kompletnie nic mu nie powiedzie膰? Kocha艂 j膮, a ona zachowa艂a si臋 w taki spos贸b… poczu艂 si臋 tak, jakby w艂a艣nie si臋 dowiedzia艂, 偶e nigdy nie zna艂 kobiety, kt贸r膮 tak kocha艂. W dodatku pozwala艂a mu na zajmowanie si臋 c贸reczk膮.
    — To brzmi jak nie艣mieszny 偶art — wymrucza艂 — a widz臋, 偶e nie jeste艣 w nastroju na 偶arty, tak jak ja — mrukn膮艂, patrz膮c na ni膮 i pr贸bowa艂 to wszystko po prostu u艂o偶y膰 sobie jako艣 w g艂osie. Jako艣 sensownie…— dlatego, kiedy si臋 pojawi musisz doko艅czy膰 co zacz臋艂a艣, by膰 od niego szybsza — powiedzia艂, a po chwili niemal wrzasn膮艂, w ostatnim momencie przypominaj膮c sobie o szczoteczce. Czu艂, jak na jego twarzy pojawiaj膮 si臋 kropelki potu i chyba, robi艂o mu si臋 powoli s艂abo.
    — Masz j膮? — Spyta艂 schrypni臋tym g艂osem, nieco niewyra藕nie przez szczoteczk臋 w ustach.

    馃様

    OdpowiedzUsu艅
  172. Zmarszczy艂 lekko brwi, mia艂a racj臋. Znikn膮艂, pozwoli艂 sobie na przegranie walki ze swoim wewn臋trznym potworem i sam nie wiedzia艂 dlaczego. S艂owa Willow niczego mu nie rozja艣nia艂y. Mia艂 wra偶enie, jakby ta osobowo艣膰 wykorzysta艂a chwil臋 nieuwagi. Brak koncentracji Blake’a na tym, aby w og贸le walczy膰 o kontrol臋. Jakby wiedzia艂, 偶e nie b臋dzie si臋 tego spodziewa艂, wi臋c nie b臋dzie uwa偶a艂, nie b臋dzie nawet pr贸bowa艂 walczy膰, bo… nie zauwa偶y, 偶e napastnik pr贸buje si臋 przedrze膰. Po jej s艂owach tylko si臋 w tym utwierdzi艂. Naprawd臋 pozwoli艂 na to, aby w tak niespodziewanym, z pozoru normalnym i bezpiecznym momencie pojawi艂 si臋 inny? Mia艂 偶al do siebie. Spierdoli艂. To si臋 w og贸le nie powinno sta膰. Patrzy艂 na ni膮 i nie mia艂 poj臋cia, co w og贸le m贸g艂 powiedzie膰, aby jako艣… wynagrodzi膰 jej to? Przeprosi膰? Nie by艂o odpowiednich s艂贸w, kt贸re by艂yby w stanie odda膰 to, jak bardzo zawi贸d艂 si臋 sam na sobie, dopuszczaj膮c w og贸le do takiej sytuacji. Jak, kurwa m贸g艂 na to pozwoli膰?
    — Przepraszam, kochanie — wyszepta艂, nie maj膮c poj臋cia, co ma jej powiedzie膰 — nie mam poj臋cia… nie wiem co si臋 sta艂o — wyszepta艂 cicho, maj膮c wra偶enie, 偶e jego g艂os staje si臋 coraz s艂abszy. By艂 wkurwiony, bo jak mia艂 niby j膮 przeprosi膰? Nie m贸g艂 nawet obieca膰, 偶e to si臋 nie powt贸rzy, bo kurwa, nie panowa艂 nad tym, a pojawienie si臋 Zacka, czy jak go nazwa艂a Willy tylko to potwierdza艂o. Wydawa艂o mu si臋, 偶e terapia pomaga, 偶e uda艂o mu si臋 co艣 wypracowa膰, a wtedy pojawi艂 si臋 on…
    Pokr臋ci艂 g艂ow膮. Nie wa偶ne, 偶e wtedy nie chcia艂a go zabi膰, gdy celowa艂a. W przekonaniu Blake’a, teraz musia艂a to zrobi膰, je偶eli pojawi si臋 ponownie te konkretne wcielenie. Co, je偶eli ci o kt贸rych wspomina艂 byli jeszcze gorsi? Wiedzia艂, 偶e nie mo偶e pozwoli膰 na to, aby ktokolwiek przej膮艂 panowanie i gdyby tylko m贸g艂, przysi膮g艂by jej, 偶e to si臋 nigdy ju偶 nie wydarzy…
    — Musisz to zrobi膰. Je偶eli b臋dzie chcia艂 ci臋 zabi膰, masz si臋 nawet nie waha膰 — zdoby艂 si艂臋, aby jego g艂os brzmia艂 powa偶nie i stanowczo. Liczy艂 na to, 偶e naprawd臋 nie b臋dzie z nim dyskutowa膰. Zamierza艂 si臋 postara膰, aby nie dosz艂o ponownie do tej sytuacji, ale musia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e w razie czego ona nie b臋dzie si臋 waha膰.
    Czu艂 niemal pal膮cy b贸l w brzuchu. Stara艂 si臋 z ca艂ych si艂 skupi膰 na czym艣 innym. Pr贸bowa艂. Stara艂 si臋 skoncentrowa膰 na Willy, na ich wsp贸lnej przysz艂o艣ci, kt贸r膮 przecie偶 mieli razem tworzy膰. Na dziecku… na ich rodzinie, mimo to czu艂 przeszywaj膮cy b贸l, kt贸re nie by艂 w stanie zag艂uszy膰. Chcia艂 wrzeszcze膰 i odnosi艂 wra偶enie, 偶e je偶eli zaci艣nie jeszcze mocniej z臋by to szczoteczka si臋 po prostu po艂amie.
    — Nie mo偶emy — powiedzia艂, kr臋c膮c g艂ow膮 — przeczytaj jeszcze raz te strony. Dasz rad臋 kochanie, wierze w ciebie — wyszepta艂, posy艂aj膮c jej blady u艣miech. Widzia艂 jednak po jej minie, 偶e to nie by艂o zwyk艂e gadanie — musisz to zrobi膰… nie znasz kogo艣 kto podprowadza leki ze szpitala? — Spyta艂, nie wierz膮c, 偶e w grupie student贸w nie ma kogo艣 takiego. Zawsze znajdowa艂 si臋 jaki艣 ciemny typ… liczy艂, 偶e si臋 nie myli艂.

    馃

    OdpowiedzUsu艅
  173. Otworzy艂 powoli oczy, r贸wnocze艣nie marszcz膮c brwi i wykrzywiaj膮c usta w delikatnym grymasie b贸lu.
    — Cze艣膰 — wychrypia艂 cicho, s艂ysz膮c g艂os Willy. Nim odpowiedzia艂 na jej pytania, rozejrza艂 si臋 poruszaj膮c jedynie oczami (a w zasadzie badaj膮c obraz zdrowym okiem), chc膮c si臋 upewni膰 gdzie s膮. Pami臋ta艂, 偶e Willy chcia艂a dzwoni膰 po pogotowie, ale on zasugerowa艂 inne rozwi膮zanie i nie bardzo pami臋ta艂, na co dziewczyna w ostateczno艣ci si臋 zdecydowa艂a. Teraz mia艂 pewno艣膰. Nie wiedzia艂 jednak, dlaczego nie pami臋ta艂. Czy faktycznie by艂 bliski ko艅ca? Odsun膮艂 jednak od siebie te my艣li, bo to nie one by艂y najwa偶niejsze. Siedzia艂a przy nim Willy. Jego 偶ona. Kobieta, kt贸r膮 kocha艂. M贸g艂 j膮 zobaczy膰 i poczu膰, dotyka艂a go. Czu艂, jak zgarnia艂a w艂osy z jego czo艂a. 呕y艂. Oboje 偶yli.— Nie wiem — powiedzia艂 cicho, chyba troch臋 obawiaj膮c si臋 ruszy膰, lub powiedzie膰 cokolwiek, jakby s艂owa mog艂y zapeszy膰 jemu samopoczuciu i zdrowotno艣ci. Przecie偶 wierzy艂 w umiej臋tno艣ci Willow. Wiedzia艂, 偶e nie zrobi艂aby niczego 藕le, prawda? — Chyba dobrze… Uda艂o si臋 — nie pyta艂. Stwierdza艂 jedynie fakt. To, 偶e znajdowali si臋 w domu, m贸wi艂o wszystko. Oddycha艂 powoli i spokojnie, spogl膮daj膮c na swoj膮 r臋k臋 z wenflonem i pod艂膮czon膮 kropl贸wk膮. Na jego ustach pojawi艂 si臋 delikatny u艣miech — znalaz艂 si臋 kto艣… zainteresowany pomoc膮? — Chcia艂 wiedzie膰 wszystko. Co dok艂adnie zrobi艂a, z kim, czy mog膮 ufa膰 tej osobie. Co dok艂adnie si臋 sta艂o, 偶e tamta osobowo艣膰 chcia艂a j膮 zabi膰. Jak do tego dosz艂o? Ile to wszystko trwa艂o? Mia艂 tak wiele pyta艅, ale zamiast wypowiedzie膰 kt贸re艣 z nich na g艂os, po prostu spogl膮da艂 na dziewczyn臋, przez ca艂y czas u艣miechaj膮c si臋 lekko, wr臋cz nieco nieprzytomnie. Mo偶e w kropl贸wce by艂y silne 艣rodki przeciwb贸lowe? Nie mia艂 poj臋cia. Pod膮偶y艂 jednak tam spojrzeniem, a nast臋pnie na Willy.
    — Nie mam poj臋cia, od czego zacz膮膰 — westchn膮艂 cicho, m贸wi膮c ca艂kiem powa偶nie. — Kto艣 tu by艂? S膮siedzi, policja? Wystrza艂… kto艣 z pewno艣ci膮 go musia艂 us艂ysze膰 — zdecydowa艂 zacz膮膰 si臋 od spaw, kt贸re wydawa艂y mu si臋 w tym momencie najistotniejsze. Je偶eli kto艣 powiadomi艂 s艂u偶by… przymkn膮艂 powieki, bo mia艂 wra偶enie, 偶e od zbyt intensywnego my艣lenia, boli go g艂owa. A b贸l by艂 ostry i nieprzyjemny, co w og贸le mu si臋 nie spodoba艂o. Wykrzywione wargi i cichy syk by艂y tego potwierdzeniem — g艂owa — szepn膮艂, chc膮c uprzedzi膰 jej pytanie, aby nie obawia艂a si臋, 偶e chodzi艂o o ran臋. Bola艂a… normalnie, tak mu si臋 przynajmniej w tym momencie wydawa艂o — co jest w kropl贸wce? — Spyta艂, 艂api膮c z dziewczyn膮 kontakt wzrokowy — i dlaczego nie dzia艂a na ten upierdliwy b贸l g艂owy? — Spyta艂, pr贸buj膮c si臋 za艣mia膰, ale szybko tego po偶a艂owa艂, a z ust blondyna wyrwa艂 si臋 cichy j臋k.

    馃

    OdpowiedzUsu艅
  174. — Czuj臋 si臋 ca艂kiem 偶ywy — powiedzia艂 z delikatnym u艣miechem na twarzy — mo偶e nawet za bardzo — doda艂, maj膮c oczywi艣cie na my艣li odczuwalny b贸l. Z drugiej strony w takiej sytuacji, zdecydowanie wola艂 czu膰 ka偶dy, praktycznie namacalny dow贸d na to, 偶e 偶yje, 偶e to on ma panowanie nad swoim cia艂em i umys艂em. Pewno艣膰, 偶e Willy jest na ten moment przy nim bezpieczna. Zacz膮艂 si臋 jednak zastanawia膰 nad tym, co ma zrobi膰, aby ta pewno艣膰 nie by艂a jedynie kr贸tkotrwa艂a. B臋dzie musia艂 dzia艂a膰. Nie mia艂 poj臋cia jeszcze, co dok艂adnie zrobi, ale co艣 musia艂. Nie m贸g艂 tego zostawi膰 tak po prostu, samemu sobie, bo… kurwa, chodzi艂 do psychiatry, a to nadal si臋 dzia艂o. Wierzy艂, 偶e podj臋cie si臋 leczenia zmniejszy mo偶liwo艣膰 przej臋cia kontroli przez kogo艣 innego, tymczasem mia艂 b艂臋dne przekonanie, 偶e sta艂o si臋 zupe艂nie inaczej, bo… tak w艂a艣ciwie d艂ugo panowa艂 w jego 偶yciu spok贸j. Remy nie pojawia艂 si臋 cz臋sto, wr臋cz przeciwnie. By艂o… spokojnie i cicho, a odk膮d uda艂 si臋 do psychiatry… c贸偶, pojawi艂 si臋 kto艣 ca艂kiem nowy, po d艂ugiej przerwie. I to mu si臋 nie podoba艂o. Bardzo. Zw艂aszcza, 偶e mia艂 teraz dla kogo艣 by膰 sob膮. Mia艂 si臋 troszczy膰 o ni膮 i o dziecko, a do czego dopu艣ci艂? Chwilowo nie potrafi艂 my艣le膰 o niczym innym ni偶 to, 偶e jego rodzinie zagra偶a艂o niebezpiecze艅stwo i to przez niego samego. Frustracja towarzysz膮ca 艣wiadomo艣ci, 偶e nie wiedzia艂, jak ma to powstrzyma膰 by艂a naprawd臋 m臋cz膮ca.
    — Nie wa偶ne, wa偶ne, 偶e jej si臋 uda艂o — powiedzia艂, sil膮c si臋 na u艣miech. Stara艂 si臋 my艣le膰 o tym co dobre.
    Skin膮艂 powoli g艂ow膮, mrucz膮c przy tym ciche to dobrze, jednocze艣nie uwa偶nie jej si臋 przypatruj膮c. Ponownie skin膮艂 lekko g艂owa na kolejne s艂owa, kt贸re pada艂y z ust dziewczyny.
    — Niby tak — k膮cik ust delikatnie mu drgn膮艂. Zastanawia艂 si臋, co zrobi膮, je偶eli kto艣 jednak us艂ysza艂. Ale raczej by ju偶 o tym przecie偶 wiedzieli. Policja ju偶 by tu wparowa艂a, prawda?
    Odruchowo si臋gn膮艂 d艂oni膮 nosa, delikatnie go dotykaj膮c i b艂yskawicznie tego 偶a艂uj膮c. Bola艂o jak skurwysyn, wi臋c jej przypuszczenia by艂y prawdziwe. Wystarczy艂o lekkie dotkni臋cie, a ju偶 czuj przeszywaj膮cy b贸l. — Trzeba go nastawi膰 — mrukn膮艂 cicho, bior膮c g艂臋boki wdech. Nie mia艂o to jednak nic wsp贸lnego z b贸lem spowodowanym z艂amaniem. Ba艂 si臋 pyta膰, co dok艂adnie si臋 sta艂o. Musia艂 si臋 jednak dowiedzie膰. Skoro zdecydowa艂a si臋 go niejednokrotnie skrzywdzi膰 fizycznie, bior膮c r贸wnie偶 pod uwag臋 postrza艂… na sama my艣l czu艂 nieprzyjemny ucisk w 偶o艂膮dku. Chcia艂 j膮 skrzywdzi膰. Osobowo艣膰, kt贸ra mia艂a dost臋p do przej臋cia kontroli, chcia艂a zabi膰 jego 偶on臋. Ta 艣wiadomo艣膰 by艂a przera偶aj膮ca. — Nie trzeba — nie zd膮偶y艂 jednak sko艅czy膰 m贸wi膰, a Willy ju偶 zd膮偶y艂a majstrowa膰 przy kropl贸wce i poda膰 dawk臋 leku. — Masz racje, mam mn贸stwo pyta膰 — przyzna艂, patrz膮c prosto w jej oczy. Ba艂 si臋 zasn膮膰. Ba艂 si臋, 偶e gdy zamknie oczy i pozwoli sobie na odp艂yni臋cie, obudzi si臋 kto艣 inny. Wiedzia艂 dobrze, 偶e to nie dzia艂a艂o w taki spos贸b, ale by艂 t膮 my艣l膮 prawdziwie przera偶ony. — Skarbie… nie mog臋 zasn膮膰 — powiedzia艂 cicho. G艂upio by艂o mu si臋 przyznawa膰 to strachu, ale by艂a przed nim jego 偶ona. Osoba, kt贸rej m贸g艂 ufa膰, kt贸rej m贸g艂 powiedzie膰 wszystko, kt贸r膮 mia艂, kurwa, chroni膰, a zawali艂 po ca艂ej lini — nie mog臋, musz臋 by膰, nie mog臋… — pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮, nie potrafi膮c ubra膰 my艣li w odpowiednie s艂owa — po prostu nie mog臋.

    馃

    OdpowiedzUsu艅
  175. Nie widzia艂 takiej potrzeby, ale nie mia艂 si艂y si臋 z ni膮 k艂贸ci膰. Dlatego nie odezwa艂 si臋 s艂owem, aby nie czeka艂a na moment, w kt贸rym zacznie dzia艂a膰 艣rodek przeciwb贸lowy. Skin膮艂 lekko g艂ow膮, wzi膮艂 g艂臋boki oddech, a nast臋pnie wykrzywi艂 twarz i wyda艂 z siebie g艂o艣ny, przeci膮g艂y, bolesny j臋k, gdy nastawi艂a niespodziewanie jego nos. Wypu艣ci艂 powoli powietrze przez rozchylone usta, staraj膮c si臋 spokojnie oddycha膰. Nie tylko dlatego, 偶e mia艂o mu pom贸c to w zminimalizowaniu b贸lu nosa, to przede wszystkim dlatego, aby nie wykona膰 gwa艂townego ruchu, kt贸ry m贸g艂by sprawi膰, 偶e bola艂aby go rana po postrzale. Niby morfina dzia艂a艂, ale wola艂 nie sprawdza膰 czy w takich sytuacjach r贸wnie偶 dawa艂a rad臋.
    — Wybaczam — powiedzia艂, odruchowo r贸wnie偶 si臋gaj膮c d艂oni膮 do nosa, jednak cofn膮艂 r臋k臋. Willy ju偶 si臋 wszystkim zaj臋艂a, a wola艂 nie wtrynia膰 si臋 jej swoimi palcami w parad臋. Wzi膮艂 kolejny g艂臋boki oddech i odnalaz艂 swoimi oczami jej oczy. Spojrza艂 w nie, chwilowo zatapiaj膮c si臋 w nich. Nie podoba艂y mu si臋 s艂owa, kt贸re pad艂y z jej ust. To sprawia艂o, 偶e ba艂 si臋 jeszcze bardziej.
    By艂 twardy. Zni贸s艂 w 偶yciu wiele. Jego do艣wiadczenie by艂o ogromne nie tylko w pracy jako agent FBI, ale r贸wnie偶 te zwyczajne, 偶yciowe. Prze偶y艂 smier膰 偶ony i c贸rki, by艂 porywaczem, prze偶yli wybuch bomby i Lawrence’a… a mimo tego, tak cholernie mocno ba艂 si臋 us艂ysze膰 o tym, co si臋 sta艂o, kiedy 艣wiadomo艣膰 przej膮艂 kto艣 inny. Jak wiele z艂a mog艂o ich jeszcze spotka膰? Obawia艂 si臋, 偶e zadaj膮c takie pytanie wr臋cz prosi si臋 o to? Aby 偶ycie udowodni艂o, co jeszcze na nich czeka, ale z drugiej strony… Kurwa, naprawd臋 mogli dosta膰 jeszcze bardziej po dupach?
    Kolejny g艂臋boki oddech, jednak nie czu艂 w 偶aden spos贸b, aby mia艂o to dzia艂a膰 na niego uspokajaj膮co. Ba艂 si臋 tak samo, jak ona. I by艂 na siebie w艣ciek艂y. Bo jak mia艂 j膮 uchroni膰 przed samym sob膮, w dodatku, kiedy sam by艂 tym przera偶ony? To by艂o popieprzone.
    — Te偶 nie wiem — przyzna艂, bo nie by艂o sensu k艂ama膰, 偶e mia艂 jaki艣 plan. Nic nie mia艂. Czu艂 przera偶aj膮cy strach, obawia艂 si臋, 偶e m贸g艂by j膮 zrani膰. Nie chcia艂 tego, nie m贸g艂 do tego dopu艣ci膰 i nie wiedzia艂, jak j膮 przed tym ochroni膰. To by艂o tak bardzo frustruj膮ce… — Nie wiem, nie jestem pewien czy kiedykolwiek, cokolwiek czu艂em — przyzna艂, marszcz膮c delikatnie brwi na znak zamy艣lenia — za ka偶dym razem, wcze艣niej gdy to si臋 dzia艂o mia艂em po prostu… dziur臋 w pami臋ci. Mia艂em wra偶enie, jakbym si臋 obudzi艂 po d艂ugim 艣nie, ale nie by艂em w stanie sobie przypomnie膰 co robi艂em, dlaczego jestem tak ubrany, dlaczego co艣 mnie boli czy cokolwiek robili… — szepn膮艂 — to znaczy Remy… tak mi si臋 wydane, 偶e po Remy’m tak si臋 czu艂em. Nie wiedzia艂em, 偶e jest kto艣 jeszcze — wyszepta艂, zastanawiaj膮c si臋 nad tym co m贸wi艂a Willy. Jak m贸g艂 nie wiedzie膰, 偶e to zacz臋艂o si臋 szybciej? By艂… by艂 pewien, 偶e to zacz臋艂o si臋 po po偶arze… — Nie pamietam nic z wcze艣niej — szepn膮艂 — nie pamietam, 偶ebym kiedy艣 czu艂 si臋 w taki spos贸b, gdy 偶y艂a Beth i Daisy — powiedzia艂, marszcz膮c jeszcze mocniej brwi. Ten, kt贸ry pojawi艂 si臋 teraz musia艂 by膰… inny. Silniejszy? Chyba tak. I ta my艣l jeszcze bardziej go przera偶a艂a — co si臋 dzia艂o, kiedy… mnie nie by艂o?

    馃槵

    OdpowiedzUsu艅
  176. Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e w chwili obecnej nie spe艂nia艂 oczekiwa艅 na najlepszego m臋偶a na 艣wiecie. Powinien j膮 wspiera膰, by膰 zawsze dla niej i przede wszystkim da膰 jej poczucie bezpiecze艅stwa. Chcia艂 by膰 jej przystani膮, w kt贸rej b臋dzie mog艂a schroni膰 si臋 przed ca艂ym z艂em tego 艣wiata, s tymczasem? By艂 tego ca艂kowitym przeciwie艅stwem. I nie da艂 jej w 偶aden spos贸b odczu膰, 偶e jest w stanie nad tym panowa膰. Nie by艂 i ok艂amywanie jej w tej kwestii by艂oby najbardziej okrutn膮 rzecz膮, jak膮 by zrobi艂. Dlatego nie m贸g艂 si臋 na to zdoby膰. Zreszt膮, po dzisiejszej sytuacji Willow by艂aby 艣wiadoma, 偶e ka偶de s艂owo padaj膮ce z jego ust, maj膮ce na celu da膰 jej pozorny spok贸j, jest k艂amstwem.
    Zacisn膮艂 wargi, si臋gaj膮c d艂oni膮 swojej g艂owy. U艂o偶y艂 palce na skroni i przycisn膮艂 je delikatnie. Pr贸bowa艂… odnale藕膰 jakiekolwiek rozwi膮zanie, kt贸re da艂oby efekt. Najlepiej natychmiastowy. Mia艂 podobne my艣li do tych k艂臋bi膮cych si臋 w g艂owie Willow i dobrze wiedzia艂, 偶e to by艂oby najrozs膮dniejsze. Gdyby si臋 do niej nie zbli偶a艂. Kocha艂 j膮, zale偶a艂o mu przede wszystkim na bezpiecze艅stwie jej i baby Murphy, ale jednocze艣nie nie potrafi艂 sobie tego wyobrazi膰. Nie potrafi艂 ju偶 wyobrazi膰 sobie 偶ycia bez niej, bo co to by艂oby za 偶ycie? Wtedy najlepiej by艂oby znikn膮膰 z powierzchni ziemi i to ta my艣l, zakotwiczy艂a si臋 w jego umy艣le. To on by艂 problemem. Pewnym rozwi膮zaniem jest likwidacja problemu, co jasno wskazywa艂o na usuni臋cie… go samego. Spojrza艂 na dziewczyn臋, marszcz膮c przy tym delikatnie brwi.
    — Nie… nie bardzo — przyzna艂, pr贸buj膮c wysila膰 swoje szare kom贸rki. Musia艂 sobie co艣 przypomnie膰, musia艂 wiedzie膰 w jakim stopniu nowy m贸wi艂 prawd臋, a ile w jego s艂owach by艂o k艂amstw — skoro by艂 wypadek musi by膰 jaka艣 historia medyczna — stwierdzi艂, powoli oblizuj膮c wargi. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech — musz臋 wiedzie膰, ja… Willy, przepraszam, Willow, je偶eli to zacz臋艂o si臋 du偶o wcze艣niej, dlaczego, kurwa, nie wiedzia艂em — wychrypia艂, nie wiedz膮c co tak w艂a艣ciwie czuje w tej chwili. Z艂o艣膰 miesza艂a si臋 z gorycz膮 i 偶alem, dlaczego Beth nic nie m贸wi艂a? Dlaczego go ok艂amywa艂a? Nie zauwa偶y艂a? Na pewno wiedzia艂a, musia艂a wiedzie膰. Zw艂aszcza, skoro twierdzi艂, 偶e je zna艂.
    Odruchowo napi膮艂 mi臋艣nie po jej s艂owach, co z kolei spowodowa艂o b贸l. Zakl膮艂 cicho na swoje lekkomy艣lne dzia艂anie, ale pos艂a艂 ukochanej najbardziej 艂agodne i czule spojrzenie, jakie by艂 w stanie w tej chwili z siebie wykrzesa膰.
    — Cokolwiek si臋 sta艂o wiem, 偶e to nie twoja wina, skarbie — powiedzia艂, wci膮偶 patrz膮c na ni膮 czule — poza tym nie ma powodu dla kt贸rego m贸g艂bym znienawidzi膰 ciebie, pr臋dzej siebie — westchn膮艂, czuj膮c po tym jak si臋 zachowywa艂a, 偶e to nie b臋dzie ani mi艂e, ani 艂atwe. Skin膮艂 lekko g艂ow膮 na jej s艂owa, na znak, 偶e s艂ucha, co m贸wi. Przesta艂 porusza膰 g艂ow膮, zamiast tego zacisn膮艂 mocno wargi, pr贸buj膮c sobie u艂o偶y膰 w g艂owie to, co w艂a艣nie us艂ysza艂. Czu艂, jak przechodzi przez niego fala z艂o艣ci. Skierowana na siebie, nie na ni膮.
    — Chcesz mi powiedzie膰, 偶e ten skurwiel siedz膮cy we mnie, grozi艂… 偶e grozi艂em ci… — rozchyli艂 wargi, nie potrafi膰 sobie tego w og贸le pouk艂ada膰. Nigdy by jej nie skrzywdzi艂. Nigdy w taki spos贸b. By艂 w艣ciek艂y. W jednej chwili poczu艂, jakby gotowa艂a si臋 w nim krew. Wypu艣ci艂 w艣ciek艂y powietrze przez rozchylone wargi, wpatruj膮c si臋 w Willy z niedowierzaniem. — Ty mnie przepraszasz? — Spojrza艂 na ni膮 szeroko otwartymi oczami, nie wierz膮c w to, co w艂a艣nie us艂ysza艂. To on powinien przed ni膮 kl臋cze膰 i b艂aga膰 o wybaczenie. W z艂o艣ci, kt贸r膮 odczuwa艂, si臋gn膮艂 d艂oni膮 do r臋ki w kt贸rej mia艂 wenflon i wyrwa艂 go z siebie, nawet nie czuj膮c b贸lu. By艂 za bardzo wkurwiony. Dlatego zdusi艂 w sobie ch臋膰 wrzasku i da艂 ca艂膮 si艂臋 jak膮 mia艂 w to, aby si臋 podnie艣膰 z 艂贸偶ka, co nie by艂o 艂atwe.

    OdpowiedzUsu艅
    Odpowiedzi
    1. Wiedzia艂, 偶e jak adrenalina spadnie, b臋dzie bola艂o, ale mia艂 to w dupie. — Musimy to sko艅czy膰 — powiedzia艂 stanowczo, chocia偶 w jego g艂osie przebrzmiewa艂 b贸l, kt贸ry nie mial nic wsp贸lnego z tym fizycznym — nie mog臋 ci臋 wi臋cej nara偶a膰, kurwa, jak… — spojrza艂 na ni膮, oddychaj膮c g艂臋boko, aby da膰 uj艣cie tym razem temu fizycznemu b贸lowi.

      馃槨

      Usu艅
  177. Skin膮艂 powoli g艂ow膮. Obdzwonienie szpitali zawsze by艂o dobr膮 opcj膮. Zaproponowane przez Willy skontaktowanie si臋 ze starymi znajomymi r贸wnie偶. Mo偶e i nie utrzymywa艂 z nikim z szczeg贸lnych relacji, ale by艂 pewien, 偶e pewne nazwiska nie zostawi艂aby go z niczym. Chcia艂 wiedzie膰, co si臋 konkretnie sta艂o, chcia艂 wiedzie膰, od czego to wszystko si臋 zacz臋艂o i chocia偶 istnia艂a… w zasadzie to nie istnia艂a 偶adna szansa, aby dowiedzie膰 si臋 szczeg贸艂owo wszystkiego, to zawsze m贸g艂 si臋 dowiedzie膰 chocia偶 minimum z minimum, a obecnie znajdowa艂 si臋 w takim stanie, 偶e ka偶dy najmniejszy skrawek informacji by艂 na wag臋 z艂ota. Nie m贸g艂 wi臋c nie skorzysta膰.
    — To moja wina. To moje cia艂o, m贸j umys艂 — p贸ki pojawia艂 si臋 niegro藕ny Remy, nie mia艂 problemu z oddzieleniem swojego ja od tego nale偶膮cego do Remy’ego, ale ten nowy nie by艂 艂agodny, realnie zagra偶a艂 jego 偶onie. Skrzywdzi艂 j膮 i grozi艂. Nie by艂 w stanie oddzieli膰 tego od siebie.
    Kiedy dotar艂o do niego, jak bardzo chcia艂a j膮 skrzywdzi膰 jego inna osobowo艣膰, nie by艂 w stanie le偶e膰 u s艂ucha膰 bezczynnie o tym, 偶e kto艣, 偶e on sam m贸g艂by j膮 skrzywdzi膰. Nie by艂 na ni膮 z艂y, wi臋c jej przeprosiny nie by艂y w og贸le potrzebne. To nie by艂o zale偶ne od niej. Cokolwiek robi艂a, aby ratowa膰 siebie… by艂 w stanie to zrozumie膰.
    — Nie mog臋 — odpowiedzia艂, ca艂y czas si臋 szamocz膮c. Adrenalina sprawia艂a, 偶e nie czu艂 b贸lu. Morfina r贸wnie偶 robi艂a swoje. Musia艂… sam nie wiedzia艂, co dok艂adnie musia艂 zrobi膰, ale jej reakcja sprawi艂a, 偶e nie m贸g艂 tak po prostu czeka膰, a偶 sprawa z jego chorob膮 si臋 rozwi膮偶e sama, bo wiedzia艂, 偶e to si臋 po prostu nie stanie — widzisz… — powiedzia艂, robi膮c krok do ty艂u, aby nie musia艂a si臋 go obawia膰. Widz膮c jej przera偶on膮 twarz czu艂 b贸l, kt贸ry by艂 nie do opisania. Ba艂a si臋 go, bo nie by艂o pewno艣ci, 偶e to on. By艂 pewien, 偶e zapami臋ta wyraz jej twarzy na zawsze, 偶e b臋dzie go nawiedza艂a w najgorszych koszmarach, bo mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e nie mo偶e nad tym zapanowa膰.
    — K膮piel w oceanie — odpowiedzia艂 od razu na jej pytanie, aby nie musia艂a si臋 stresowa膰. Przy艂o偶y艂 d艂o艅 do rany, czuj膮c mokr膮 ciecz pod palcami, ale mia艂 to w dupie — boisz si臋 mnie — j臋kn膮艂 z rozpacz膮 — jak mamy niby 偶y膰, kiedy si臋 mnie boisz, bo nie ma pewno艣ci czy to ja — wydysza艂, bior膮c g艂臋bokie, urywane oddechy. By艂 przera偶ony ca艂膮 t膮 sytuacj膮. Tym, do czego mog艂a doprowadzi膰 jego choroba. Tym, 偶e nie by艂o na to 偶adnego lekarstwa — powinienem zgin膮膰, 偶eby艣 by艂a bezpieczna. To nie ma sensu, skarbie, nie mo偶esz sp臋dzi膰 偶ycia boj膮c si臋 w艂asnego m臋偶a. Nie mog臋 ci tego zrobi膰, po prostu nie mog臋 — powiedzia艂, chwytaj膮c si臋 moc jej opatrunku, kt贸ry stawa艂 si臋 coraz mocniej zaplamiony 艣wie偶膮 krwi膮. — Jak to sobie wyobra偶asz? Co je偶eli ci臋 skrzywdz臋 bardziej ni偶 dzisiaj? Co je偶eli skrzywdz臋 nasze dziecko? — Spyta艂, patrz膮c prosto w jej oczy. Przez my艣l mu przesz艂o, 偶e m贸g艂 zrobi膰 to w przesz艂o艣ci. Zrani膰 Beth i Daisy. Ul偶y艂o mu, 偶e mia艂 dowody na win臋 Larry’ego, bo inaczej nie prze偶y艂by ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e siedz膮cy w nim psychopata zabi艂 jego 偶on臋 i dziecko. Ta my艣l jednak wci膮偶 by艂a przera偶aj膮ca i realna, bo Willy i ich nienarodzone dziecko nadal byli w niebezpiecze艅stwie. Tak d艂ugo, jak d艂ugo on by艂 blisko nich.

    馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  178. Wszystko to co m贸wi艂a, z jednej strony by艂o proste. Nie robi艂 tego 艣wiadomie. Z drugiej strony mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e nagle panowanie nad jego cia艂em i umys艂em mo偶e przej膮膰 kto艣 obcy. I o ile pojawia艂 si臋 Remy, kt贸ry nie tworzy艂 zagro偶enia, to m贸g艂 to lekcewa偶y膰. Machn膮膰 na to d艂oni膮, bo wiedzia艂, 偶e Willy jest nawet przy nim bezpieczna, 偶e on nie zrobi jej po prostu krzywdy. Pojawienie si臋 nowej osobowo艣ci stanowi艂o zagro偶enie. Realne. Chcia艂 zgwa艂ci膰 jego 偶on臋 i najpewniej zamordowa膰. Chcia艂 zrani膰 jego 偶on臋. I dziecko. Chcia艂 ich zabi膰. Nie m贸g艂 na to przecie偶 pozwoli膰. Nie m贸g艂 stanowi膰 zagro偶enia dla osoby, kt贸r膮 kocha艂 ponad wszystko. Kt贸ra by艂a ca艂ym jego 偶yciem. Nie m贸g艂.
    — S艂yszysz siebie? — Spyta艂 cicho, nieco zachrypni臋tym g艂osem, w kt贸rym przebrzmia艂a b贸l — s艂yszysz co m贸wisz? — Spojrza艂 na ni膮, walcz膮c z ca艂ych si艂, aby powstrzyma膰 艂zy. Co by艂o cholernie trudne. — To by艂em ja… to by艂a cz臋艣膰 mnie. Nie mog臋 tego zignorowa膰 — powiedzia艂.
    Zerwanie si臋 z 艂贸偶ka i wyrwanie z r臋ki wenflonu nie by艂o najlepszym pomys艂em. Wiedzia艂 o tym tak naprawd臋 ju偶 w momencie pope艂niania tego czynu. Adrenalina w jego organizmie sprawia艂a jednak, 偶e nie czu艂 b贸lu. Nie przejmowa艂 si臋 te偶 konsekwencjami. Mo偶e specjalnie to zrobi艂? Wiedzia艂, 偶e jego smier膰 by艂aby rozwi膮zaniem dla wszystkich. Dla Willy i dziecka. Dla ich bezpiecze艅stwa.
    Pokr臋ci艂 g艂ow膮 na s艂owa dziewczyny. Rozumia艂 co m贸wi艂a, ale to nie mia艂o wed艂ug niego najmniejszego sensu. Nie by艂 w stanie nad tym zapanowa膰. Nie mia艂 poj臋cia, co stanowi艂o wyzwolenie, jak m贸g艂by spr贸bowa膰 walczy膰… nowy pojawi艂 si臋 tak nagle i niespodziewanie, nie by艂 w stanie przewidzie膰, kiedy pojawi si臋 kolejny raz. Nie wiedzia艂, co ma robi膰, aby minimalizowa膰 ryzyko pojawienia si臋 go. Rozmawia艂 z Willow o wycieczce, o dziecku, o ich, kurwa, szcz臋艣liwym 偶yciu. A Zack pojawi艂 si臋 i to zniszczy艂. Wszystko zniszczy艂.
    Ignorowa艂 jej krzyk. Nie denerwowa艂 si臋 nim, bo sam by艂 roztrz臋siony, sam chcia艂 krzycze膰, bo bezradno艣膰 kt贸r膮 odczuwa艂 w tej konkretnej sytuacji po prostu go mia偶d偶y艂a. Sprawia艂a, 偶e by艂 s艂aby. Nie by艂 w stanie nic zrobi膰, ta my艣l niesamowicie go wkurwia艂a. Nie m贸g艂 mie膰 ciastka i zje艣膰 ciastka, a zwi膮zek z Willy i jej bezpiecze艅stwo by艂o jak przys艂owiowe ciastko. Je偶eli chcia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e jej nie zagra偶a, nie m贸g艂 d艂u偶ej z ni膮 by膰. Musia艂 trzyma膰 si臋 z daleka.
    By艂 zdziwiony jej zachowaniem, bo nie spodziewa艂 si臋, 偶e u偶yje w tej chwili wzgl臋dem niego si艂y. Zw艂aszcza, 偶e by艂 ranny. O czym przypomnia艂 sobie, kiedy opad艂 na 艂贸偶ko. Sykn膮艂 cicho z b贸lu, spogl膮daj膮c na ni膮.
    — B臋d膮c przy was b臋d臋 was nara偶a艂 — powiedzia艂, czuj膮c jak dr偶y mu g艂os — powinienem odej艣膰. Na zawsze. Dla was. Dla waszego dobra, skarbie — powiedzia艂 cicho, nie maj膮c si艂y si臋 z ni膮 szarpa膰. B臋dzie m贸g艂 ponownie wsta膰, ponownie rozwali膰 szycie, gdy si臋 od niego odsun臋li, daj膮c mu przestrze艅. B臋dzie m贸g艂 zrobi膰 to, co do niego nale偶a艂o. Zadba膰 o bezpiecze艅stwo swojej rodziny.

    馃槩

    OdpowiedzUsu艅
  179. Nie umia艂 w tym momencie dostrzec innego rozwi膮zania. Wszystko wydawa艂o si臋 po prostu marne i niewystarczaj膮ce. Nie m贸g艂 przecie偶 nara偶a膰 ani jej, ani ich dziecka. We wszystkich s艂owach, kt贸re pada艂y z jego ust liczy艂o si臋 tylko to, aby ona by艂a bezpieczna. Nic innego si臋 nie liczy艂o.
    Dobrze wiedzieli, 偶e nie by艂o leku na did, a terapia ma艂o dawa艂a. Wr臋cz… odwrotny skutek. Ba艂 si臋, 偶e Zack zacznie pojawia膰 si臋 cz臋艣ciej, a to nara偶a艂oby j膮 i dziecko. Czy naprawd臋 nie rozumia艂a, 偶e robi艂 to dla jej bezpiecze艅stwa? Dla jej dobra? Gdyby co艣 jej zrobi艂 swoimi r臋koma… nigdy by sobie tego nie wybaczy艂. Nigdy. Nie by艂by w stanie 偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e jego chora g艂owa doprowadzi艂a do 艣mierci ukochanej 偶ony i nienarodzonego jeszcze dziecka. Kurwa, nie m贸g艂 z ni膮 偶y膰 z t膮 艣wiadomo艣ci膮. Po prostu nie m贸g艂.
    — Odejd臋 — powiedzia艂 stanowczo, doskonale wiedz膮c, 偶e to w艂a艣nie si臋 stanie. Musia艂 odej艣膰, musia艂 pozwoli膰 sobie na zostawienie jej i 偶ycie w b贸lu spowodowanym roz艂膮k膮. Z drugiej strony ten b贸l 艣wiadczy艂by o tym, 偶e ona jest bezpieczna. Przecie偶 o to w tym wszystkim chodzi艂o. O ni膮 i dziecko. On i jego 偶ycie nie mia艂y znaczenia.
    Bola艂 go jej widok w takim stanie, ale musia艂 to wytrwa膰. Musia艂 wytrzyma膰, bo wszystko co teraz robi艂, wszystko, co m贸wi艂, mia艂o na celu to, aby nic wi臋cej jej si臋 nie sta艂o, aby jej w 偶aden spos贸b nie skrzywdzi艂.
    Dlatego odpu艣ci艂, podda艂 si臋 temu, co musia艂a zrobi膰, aby utrzyma膰 go przy 偶yciu. Niech wie, 偶e zdobi艂a wszystko co mog艂a, 偶e rozstan膮 si臋… 偶ywi. Wszystko to, co wydarzy si臋 p贸藕niej nie b臋dzie ju偶 jej dotyczy艂o. S艂ysza艂 jej s艂owa, ale stara艂 si臋 je ignorowa膰, nie s艂ucha膰, wpuszcza膰 jednym uchem, wypuszcza膰 drugim, aby nic nie pozosta艂o w pami臋ci. Wiedzia艂, 偶e to dla ich wsp贸lnego dobra. Dla jej dobra i ich dziecka.
    — Zr贸b co musisz — powiedzia艂 s艂abym g艂osem, odwracaj膮c g艂ow臋 w przeciwnym kierunku. Nie chcia艂 na ni膮 patrze膰, nie chcia艂, aby widzia艂a go w takim stanie, z b贸lem na twarzy i w oczach. Ostatnie wspomnienia tego ma艂偶e艅stwa ju偶 i tak by艂y tragiczne, nie chcia艂 tego jeszcze bardziej pogarsza膰. Nie patrzy艂, jak wychodzi z pokoju do innej cz臋艣ci mieszkania. Nie m贸g艂 na to patrze膰.
    Zasn膮艂, nawet nie wiedzia艂 kiedy. Sen by艂 koszmarny, a kiedy otworzy艂 oczy, wcale nie czu艂 si臋 lepiej. Bola艂o, nie tylko rana, ale r贸wnie偶 r臋ka, z kt贸rej wcze艣niej wyrwa艂 sobie wenflon. W dodatku towarzyszy艂o mu nieprzyjemne uczucie 偶alu i pustki, strachu, ze gdy podniesie si臋 z 艂贸偶ka i przejdzie po mieszkaniu, naprawd臋 jej nie b臋dzie i… wiedzia艂, 偶e tak by艂oby najlepiej. Nadal uwa偶a艂, 偶e to najlepsze z wszystkich mo偶liwych rozwi膮za艅, ale… kurwa, nie chcia艂, aby wszystko to co wydarzy艂o si臋 przed snem, sta艂o si臋 prawd膮. Co je偶eli to ju偶 si臋 sta艂o? Je偶eli znikn臋艂a? Je偶eli ju偶 jej nie ma?
    — Willow? — Spyta艂, mru偶膮c powieki, gdy postanowi艂 powoli podnie艣膰 si臋 do siadu. Kurwa, jak bola艂o. — Willy?

    馃槱

    OdpowiedzUsu艅
  180. Sam nie wiedzia艂, czego tak w艂a艣ciwie chcia艂. Mo偶e liczy艂 pod艣wiadomie na to, 偶e odpowie mu cisza? 艢wiadomo艣膰, 偶e faktycznie odesz艂a, 偶e jest w drodze, aby znale藕膰 si臋 daleko, wystarczaj膮co daleko, od niego, aby mog艂a czu膰 si臋 bezpiecznie… a mo偶e pragn膮艂 us艂ysze膰 jej g艂os w reakcji na jego wo艂anie? Nie mia艂 poj臋cia, z czego cieszy艂by si臋 bardziej. S艂ysz膮c jej odpowied藕, jedyne co czu艂 to ulg臋 po艂膮czon膮 ze strachem. Chyba si臋 zawi贸d艂. Ale gdyby jej nie us艂ysza艂, czu艂by si臋 dok艂adnie w taki sam spos贸b… wiedzia艂, 偶e nie mo偶e osi膮gn膮膰 w tej konkretnej sytuacji z艂otego 艣rodka. To by艂o po prostu niemo偶liwe, chocia偶 bardzo tego pragn膮艂.
    — Przepraszam — powiedzia艂 szybko, przypominaj膮c sobie, 偶e faktycznie o to prosi艂a. Wyrwa艂o mu si臋 z przyzwyczajenia, nie zrobi艂 tego specjalnie. Nigdy w 偶yciu nie zdecydowa艂by si臋 na zrobienie czegokolwiek, co by jej nie odpowiada艂o, z zamys艂em. — Sprawdzam — mrukn膮艂, spogl膮daj膮c na ni膮 — czy jeste艣 — doda艂, samemu nie wiedz膮c, co po sprawdzeniu. Jeszcze by艂a. Jak d艂ugo? S艂owa, kt贸re wypowiada艂a… nie dziwi艂 jej si臋, 偶e by艂a z艂o艣liwa, nie mia艂 jej tego za z艂e. W pewnym stopniu rozumia艂. Nie by艂o tak, ze nie chcia艂 walczy膰. Chcia艂 mie膰 tylko pewno艣膰, 偶e jej nie skrzywdzi, 偶e Willow b臋dzie bezpieczna niezale偶nie od tego, kto akurat pojawi si臋 w jego umy艣le. — To nie tak, 偶e nie chc臋 — powiedzia艂, kr臋c膮c lekko g艂ow膮. Gdy zsun臋艂a bi偶uteri臋 jak膮 by艂 pier艣cionek zar臋czynowy i obr膮czka, gard艂o mu si臋 zacisn臋艂o. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e taki widok mo偶e tak bardzo bole膰 — chc臋 tylko mie膰 pewno艣膰, 偶e nic ci nie grozi… — powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem — 偶e b臋dziecie bezpieczni… — wiedzia艂, 偶e si臋 powtarza艂, ale w艂a艣nie o to mu chodzi艂o. Chcia艂 si臋 kierowa膰 t膮 konkretn膮 wytyczn膮, jak膮 by艂o jej i dziecka bezpiecze艅stwo — obecna terapia nic nie daje. Co, je偶eli b臋dzie gorzej po eksperymentalnej? — Wbi艂 w ni膮 spojrzenie swoich niemal czarnych oczu — je偶eli… je偶eli z艂o偶ysz obietnic臋… musz臋 mie膰 pewno艣膰, 偶e je偶eli zacznie by膰 gorzej to odejdziesz. Pozwolisz mi… to zatrzyma膰 — stwierdzi艂, nie musz膮c si臋 d艂ugo zastanawia膰 nad tym, co m贸wi艂. Wiedzia艂, 偶e Willow z pewno艣ci膮 nie b臋dzie zadowolona z warunk贸w, kt贸re w艂a艣nie zaproponowa艂, ale… musia艂 je postawi膰. Musia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e nie b臋dzie na sile go utrzymywa膰 przy 偶yciu, przy nowych, kolejnych sposobach panowania nad jego umys艂em. M贸g艂… m贸g艂 spr贸bowa膰, pod warunkiem, 偶e nie b臋dzie mia艂a lito艣ci, gdy oka偶e si臋, 偶e to co robi膮 nie przynosi 偶adnych efekt贸w lub pogarsza sytuacje — wtedy b臋d臋 m贸g艂 spr贸bowa膰. Jak przyrzekniesz, 偶e nie b臋dziesz na si艂臋 o mnie walczy膰 — nie odrywa艂 spojrzenia od jej oczu. Musia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e rozumia艂a dok艂adnie czego od niej chcia艂.

    馃槍

    OdpowiedzUsu艅
  181. S艂ysz膮c, 偶e dziewczyna si臋 pakuje co艣 艣cisn臋艂o go w 偶o艂膮dku. Wiedzia艂, 偶e nie mo偶e by膰 egoist膮. Nie mo偶e my艣le膰 o tym, 偶e b臋dzie za ni膮 t臋skni艂 ka偶dego dnia, 偶e jego 偶ycie wraz z jej odej艣ciem straci jakikolwiek sens, 偶e zasypianie bez niej u boku b臋dzie katorg膮. Dok艂adnie tak samo, jak ka偶da minuta, a nawet sekunda bez niej ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e dla jej bezpiecze艅stwa nie mo偶e by膰 przy niej i ich dziecku. To bola艂o, strasznie. Ostatni raz czu艂 si臋 tak 藕le, gdy zrozumia艂, 偶e ju偶 nigdy wi臋cej nie zobaczy Beth i Daisy. Ju偶 raz straci艂 偶on臋 i dziecko. Teraz mia艂o sta膰 si臋 to ponownie, z t膮 r贸偶nica na ca艂e szcz臋艣cie, 偶e ona i male艅stwo b臋d膮 偶ywi.
    Nie odpowiedzia艂 na jej s艂owa, bo cokolwiek z trudem przesz艂oby mu w tej chwili przez gard艂o, a poza tym, nawet nie wiedzia艂, co ma powiedzie膰. 呕e super, 偶e ju偶 si臋 pakuje? 呕e powinno jej ju偶 tu nie by膰? Albo, 偶eby… chcia艂 j膮 zatrzyma膰 przy sobie. Taka by艂a prawda. Chcia艂 z ni膮 by膰, ale to by艂oby cholernie egoistyczne, a przecie偶 to nie on by艂 w tej chwili najwa偶niejszy. Liczy艂a si臋 ona i ich dziecko.
    Uni贸s艂 lekko brew, bo zdziwi艂y go jej s艂owa. Mo偶e i mia艂a racje. Poradzi艂a sobie z Zackiem. To jego cia艂o by艂o ranne, a nie jej. W dodatku, obecnie nie by艂 w dobrej formie, wi臋c nawet zmiana i pojawienie si臋 kogo艣 nowego nie zagrozi艂oby Willy. Tyle, 偶e nie m贸g艂 przecie偶 pozwoli膰 jej by膰 na czas powrotu do zdrowia, a p贸藕niej kaza膰 jej odej艣膰. Lepiej by艂o to zrobi膰 od razu.
    Wszystko to, co m贸wi艂 jemu wydawa艂o si臋 sensowne. Chodzi艂o przecie偶 o to, aby jej nie zagra偶a膰. Nie mia艂 poj臋cia czy jeszcze kiedykolwiek Zack we藕mie kontrol臋 i czy je偶eli to si臋 stanie, b臋dzie chcia艂 znale藕膰 Willow. Co艣 mu podpowiada艂o, 偶e nawet gdyby spr贸bowa艂a znikn膮膰, ten 艣wir znalaz艂by j膮. Ten 艣wir, czyli on sam…
    — Je偶eli on b臋dzie zawzi臋ty? — Spyta艂, patrz膮c na ni膮 — je偶eli b臋dzie uparty i nawet je偶eli by艣 znikn臋艂a, szuka艂by ci臋? Co, je偶eli uda mu si臋 pojawi膰 i zatrzyma膰 na d艂u偶ej? Co je偶eli znalaz艂by ci臋 i chcia艂 si臋 zem艣ci膰? Co wtedy? — Spyta艂 — nie zamierzam ze sob膮 ko艅czy膰 przy pierwszym problemie, po prostu… Kurwa, Willow, siedz膮cy we mnie potw贸r chcia艂 ci臋 zgwa艂ci膰. Sama powiedzia艂a艣, 偶e on chce ci臋 zabi膰 — wycedzi艂 przez zaci艣ni臋te z臋by, czuj膮c jak krew zaczyna w nim wrze膰 — jak mam pozwoli膰 na to, aby mia艂 jak膮kolwiek szanse na zrobienie tego? — Spyta艂, patrz膮c na ni膮 z rozpacz膮 w oczach — jak mam spokojnie 偶y膰 i czeka膰, a偶 to si臋 znowu stanie? Jak… uwierz, nie chc臋 odchodzi膰 od ciebie, zostawi膰 ci臋. Jeste艣 moj膮 偶on膮, najwa偶niejsz膮 kobiet膮 w moim 偶yciu, jeste艣 wszystkim, co mam. Jak mam 偶y膰 i ci臋 nara偶a膰?! — Nie by艂 g艂odny. Nie by艂by w tej chwili w stanie wetkn膮膰 niczego do ust, poza tym nie podoba艂a mu si臋 ta zmiana tematu — nie — odpowiedzia艂, patrz膮c na ni膮 — chcia艂bym mie膰 pewno艣膰, 偶e nic ci nie grozi — oznajmi艂 powa偶nie, wiedz膮c, 偶e to akurat jest niemo偶liwe.

    馃槙

    OdpowiedzUsu艅
  182. Zacisn膮艂 mocno wargi, bo zdecydowanie nie to chcia艂 us艂ysze膰. Raczej liczy艂 na przytakni臋cie jego s艂owom i oczekiwanie, 偶e nie nadejdzie moment, w kt贸rym musia艂aby pogodzi膰 si臋 ze z艂o偶on膮 obietnic膮. Widzia艂 w chwili obecnej wyra藕nie, 偶e jakakolwiek dyskusja z ni膮 nie ma sensu.
    By艂o mu po prostu smutno. Nie podoba艂o mu si臋 oczywi艣cie to wszystko, co zrobi艂 jej jako ten drugi. Nie podoba艂o mu si臋, 偶e musieli wybiera膰 mi臋dzy szcz臋艣ciem a jej bezpiecze艅stwem. Przecie偶 nie tego chcia艂 od 偶ycia. Nie by艂 do艂uj膮cym si臋 cz艂owiekiem, kt贸ry poddawa艂 si臋 przy pierwszej lepszej okazji. Willow dobrze o tym wiedzia艂a. By艂 uparty jak osio艂, kiedy co艣 zaplanowa艂 d膮偶y艂 do tego po trupach. By艂 zawzi臋ty. Ale wszystko to, co si臋 wydarzy艂o… przerasta艂a go 艣wiadomo艣膰, 偶e ukochana kobieta, najbli偶sza mu osoba jest przez niego w niebezpiecze艅stwie. I to takim, nad kt贸rym nie by艂 w stanie panowa膰, kt贸re zale偶a艂o w pewnym sensie od niego, bo mog艂o by膰 zadane w艂a艣nie przez niego. Jedyne do m贸g艂 zrobi膰 aby j膮 ochroni膰, to zlikwidowa膰 siebie. Niby oczywiste, niby proste, ale… kurwa, tak bardzo tego nie chcia艂 robi膰. Zdrowy rozs膮dek kaza艂 mu jednak zdecydowa膰 si臋 w艂a艣nie na takie dzia艂anie.
    — Nie tego chce — powiedzia艂, czuj膮c, 偶e sam nie ma ju偶 si艂y do powtarzania w k贸艂ko tego samego. Chcia艂by j膮 przytuli膰. Schowa膰 w swoich ramionach przed ca艂ym z艂em tego 艣wiata, a jednocze艣nie wiedzia艂, 偶e to te ramiona, w kt贸rych chcia艂 j膮 chroni膰 mog艂y najbardziej j膮 zrani膰. To by艂o beznadziejne. 艁atwiej by艂oby gdyby si臋 po prostu obudzi艂, a jej nie by艂oby ju偶 w pobli偶u. Gdyby by艂a ju偶 daleko, ukryta, bezpieczna, gdyby nie musieli ponownie tego przerabia膰.
    — Chodzi o ciebie i twoje bezpiecze艅stwo, czy tak trudno to zrozumie膰!? — Krzykn膮艂, bo nie wytrzyma艂. Jej s艂owa bola艂y. Przecie偶 to nie tak, 偶e podj膮艂 decyzj臋 o zako艅czeniu swojego 偶ycia, bo mia艂 taka zachciank臋. Chcia艂 j膮 ratowa膰, bo obawia艂 si臋, 偶e Zack m贸g艂by j膮 znale藕膰. Zacisn膮艂 mocno z臋by, aby nie powiedzie膰 czego艣, czego m贸g艂by p贸藕niej 偶a艂owa膰. Nie chcia艂 tego ko艅czy膰 k艂贸tni膮. Dlatego zaciska艂 je tak mocno, 偶e a偶 zgrzyta艂o. Wzi膮艂 kilka g艂臋bokich oddech贸w, kt贸re mia艂y na celu uspokojenie go, ale tak szczerze m贸wi膮c to nie pomog艂y za du偶o. Dlatego, kiedy odezwa艂a si臋 ponownie, nie wyczu艂 w pierwszej chwili, 偶e co艣 mo偶e by膰 nie tak — po prostu odejd藕, Willow. Nie przed艂u偶ajmy tego, tak b臋dzie lepiej — wyrzuci艂 z siebie, podnosz膮c powoli g艂ow臋 i spogl膮daj膮c w stron臋 drzwi. Zmarszczy艂 brwi, na d藕wi臋k s艂owa szpital. Przecie偶 m贸wi艂a, 偶e nic jej nie zrobi艂, 偶e nie potrzebowa艂a szpitala. — Co si臋 sta艂o? — Ca艂y gniew i z艂o艣膰 jaka w sobie mia艂, w jednej chwili znikn臋艂a. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮, a kiedy dostrzeg艂 krew na jej r臋ce, w jednej chwili poblad艂 — Willow, co si臋 sta艂o? M贸wi艂a艣, 偶e nic ci nie jest. Jaki szpital, jak sama… — m贸wi艂, momentalnie pr贸buj膮c si臋 podnie艣膰 z 艂贸偶ka. Nie m贸g艂 jej przecie偶 pozwoli膰 na to, aby cokolwiek si臋 sta艂o, by艂a teraz sama — co si臋 dzieje, skarbie? — Wykrzywi艂 twarz w grymasie, bo nie by艂 ju偶 pobudzony adrenalin膮 i ka偶dy ruch sprawia艂 mu b贸l.

    馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  183. Nie rozumia艂 dlaczego, ale ka偶de kolejne s艂owo padaj膮ce z jej ust, po prostu podnosi艂o mu ci艣nienie. Mia艂 ochot臋 na ni膮 nawrzeszcze膰. Wyt艂umaczy膰, 偶e to wszystko nie jest tak 艂atwe, jak przedstawia to ona. Sama przecie偶 powiedzia艂a, 偶e Zack by艂 psychopat膮! Jak mial w takiej sytuacji pozwoli膰 na to, aby jeszcze kiedykolwiek mieli ze sob膮 kontakt? Jak niby m贸g艂 spokojnie czeka膰, a偶 co艣 si臋 stanie? A偶 Zack poka偶e, 偶e potrafi zada膰 b贸l i zrobi膰 jej krzywd臋? Przecie偶 nie m贸g艂 tego zrobi膰. Co gorsza mial 艣wiadomo艣膰, 偶e gdyby zamienili si臋 rolami… Tak samo jak ona teraz, nie pozwoli艂by na to, aby to ona zrobi艂a sobie jak膮kolwiek krzywd臋. Zachowywa艂by si臋 dok艂adnie tak, jak ona i to w tym wszystkim wkurza艂 go najbardziej. By艂y jednak rzeczy i sytuacje, kt贸rych po prostu nie da艂o si臋 przeskoczy膰.
    — A sk膮d wiesz, 偶e nast臋pnym razem b臋dziesz mia艂a tyle samo szcz臋艣cia, co teraz?! — Spojrza艂 na ni膮, zaciskaj膮c mocno wargi i pie艣ci. Nie powinien si臋 tak na ni膮 wkurza膰, ale doprowadza艂a go do sza艂u tym twierdzeniem, 偶e sobie poradzi. Chyba chcia艂by zobaczy膰, 偶e jest w stanie mierzy膰 si艂y na zamiary, a nie za wszelk膮 cen臋 upiera膰 si臋 przy tym, 偶e sobie poradzi, bo teraz to on by艂 ranny, a nie ona.
    W jednej chwili wszystko przesta艂o mie膰 znaczenie, kiedy zrozumia艂, sk膮d krew na jej d艂oni. Rozchyli艂 wargi w niemym szoku i szeroko otwartymi oczami wpatrywa艂 si臋 w ni膮, czuj膮c, jak strach zaczyna ogarnia膰 jego cia艂o.
    Chcia艂 do niej dobiec, zamkn膮膰 w swoich ramionach, a nast臋pnie zawie藕膰 do szpitala i by膰 przy niej, ale gdy pr贸bowa艂 wsta膰, tak bola艂 go brzuch, 偶e nie by艂 w stanie zrobi膰 nic wi臋cej. Oddycha艂, wpatruj膮c si臋 w ni膮 i walcz膮c z b贸lem. Musia艂 zagry藕膰 z臋by. Musia艂 by膰 przy niej.
    — Nie mog臋 jecha膰 z tob膮 — wyszepta艂, b臋d膮c na siebie jeszcze bardziej w艣ciek艂ym. Gdyby wcze艣niej nie dopu艣ci艂 do rozerwania szw贸w, by膰 mo偶e czu艂by si臋 teraz na tyle dobrze, ze by艂by w stanie jej towarzyszy膰. — informuj mnie, prosz臋 — powiedzia艂, oblizuj膮c nerwowo wargi.

    Nie wiedzia艂, co ma ze sob膮 zrobi膰. Po prostu nie wiedzia艂. Le偶enie na 艂贸偶ku wydawa艂o si臋 teraz najmniej komfortow膮 i mo偶liw膮 do wytrzymania rzecz膮. Spogl膮da艂 na telefon, kontroluj膮c godzin臋 i czas jaki min膮艂, odk膮d wysz艂a. Co jaki艣 czas pr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰, jakby mia艂 nadzieje, 偶e z kt贸r膮艣 minion膮 minut膮 b臋dzie m贸g艂 po prostu wsta膰 na nogi. Kiedy rozdzwoni艂 si臋 telefon, od razu odebra艂.
    — Obiecuje — nie musia艂 si臋 zastanawia膰 nad odpowiedzi膮. Ona i dziecko byli najwa偶niejsi — obiecuje, ze nie b臋d臋 wi臋cej pierdoli艂 g艂upot, 偶e b臋d臋 na ciebie czeka艂 i… wymy艣limy co艣. Razem — z艂o偶y艂 obietnice — jak tylko b臋d臋 w stanie zwlec si臋 z 艂贸偶ka przyjad臋 do ciebie — zapewni艂, maj膮c zamiar dotrzyma膰 i tej obietnicy — m贸wili ci, jak d艂ugo musisz zosta膰? Postaram si臋… postaram si臋 by膰 najszybciej jak to mo偶liwe, skarbie.

    馃ズ

    OdpowiedzUsu艅
  184. Nie by艂 zachwycony kierunkiem biegu, jaki przybra艂y wydarzenia. Zamierza艂 si臋 przecie偶 usun膮膰 po to, aby Willow i dziecko byli bezpieczni, a teraz okazywa艂o si臋, 偶e te bezpiecze艅stwo by艂o zagro偶one. Oczywi艣cie, 偶e obwinia艂 o to siebie. S艂owa, kt贸re wypowiedzia艂a na koniec rozmowy jego 偶ona, jedynie wzmocni艂y poczucie winy. Zreszt膮, nie mia艂 do niej pretensji, nie uwa偶a艂, 偶e specjalnie wzbudza艂a w nim wyrzuty sumienia. Po prostu czu艂 si臋 winny, bo… by艂 temu winny. Nic wi臋cej, nic mniej i dobrze o tym wiedzia艂. Tym trudniej by艂o mu spokojnie znie艣膰 艣wiadomo艣膰, 偶e mia艂a si臋 nim chwilowo opiekowa膰 wspomniana przez ma艂偶onk臋 kole偶anka. Wola艂 dzia艂a膰, chcia艂 co艣 zrobi膰. Dla niej, dla ich dziecka. Bezczynne dochodzenie do siebie w domu, z daleka od niej by艂o katorg膮.
    Oczywi艣cie, 偶e pr贸bowa艂 przekona膰 Nel na najr贸偶niejsze, znane sobie sposoby, aby da艂a mu zielone 艣wiat艂o na opuszczenie mieszkania i mo偶liwo艣膰 odwiedzenia swojej 偶ony, kt贸ra musia艂a sp臋dzi膰 ten czas w szpitalu. Oczywi艣cie, 偶e budzi艂a si臋 w nim frustracja i wkurwienie za ka偶dym razem, kiedy s艂ysza艂 odmow臋. Pr贸bowa艂 j膮 przekupi膰, szanta偶owa膰, a kiedy nic nie dzia艂a艂o, po prostu zachowywa艂 si臋 jak dupek, maj膮c nadzieje, 偶e po prostu mu odpu艣ci. Nie mia艂 poj臋cia dlaczego by艂a, a偶 tak lojalna jego 偶onie, ale… Z trudem musia艂 przyzna膰, 偶e chocia偶 wkurwia艂o go to przeokropne to jednocze艣nie by艂 pod wra偶eniem.
    Zaczyna艂 mie膰 wra偶enie, 偶e je偶eli zostanie, chocia偶 dzie艅 d艂u偶ej w zamkni臋ciu to mu zwyczajnie odpierdoli, a bior膮c pod uwag臋 jego przypad艂o艣膰 by艂o to ca艂kiem prawdopodobne. Pr贸bowa艂 nawet tym straszy膰 m艂od膮 dziewczyn臋, ale nawet to nie dzia艂a艂o. Odpu艣ci艂, bo nie mia艂 poj臋cia co jeszcze m贸g艂by zrobi膰, aby w ko艅cu m贸c opu艣ci膰 mieszkanie. I wtedy to si臋 sta艂o. Kiedy odpu艣ci艂… Ona chyba w ko艅cu te偶. Albo zwyczajnie nadszed艂 dzie艅, w kt贸rym rana si臋 zros艂a wystarczaj膮co, a tym samym on m贸g艂 wyj艣膰 z mieszkania, aby wreszcie zobaczy膰 si臋 ze swoj膮 偶on膮.
    Oczywi艣cie, 偶e nie m贸g艂 pojawi膰 si臋 w szpitalu z pustymi r臋koma, wi臋c poza papierow膮 torb膮 zdrowego jedzenia (czyli owoc贸w i zdrowych przek膮sek – bo przecie偶 mieli umow臋 na temat zdrowego jedzenia) kupi艂 ogromnego pluszaka, kt贸ry mia艂 umili膰 jej kolejne dni, kt贸re mia艂a sp臋dzi膰 w szpitalu. Liczy艂 jednak na to, 偶e nie b臋dzie ich ju偶 wiele.
    — S艂ysza艂em, 偶e nasz le偶e膰 — powiedzia艂, chocia偶 jego ton brzmia艂 艂agodnie. Mimo zaj臋tych r膮k, obj膮艂 j膮. By艂 sko艅czonym idiot膮 twierdz膮c, 偶e musi j膮 zostawi膰. Przecie偶 sobie poradz膮… — do 艂贸偶ka, nawet nie pr贸buj wchodzi膰 w dyskusje — powiedzia艂 tonem nieznosz膮cym sprzeciwu, a nast臋pnie odstawi艂 torb臋 na stolik, a Willow wr臋czy艂 pluszaka — 偶eby艣 mia艂a si臋 do czego przytula膰, kiedy nie b臋dzie mnie obok — szepn膮艂, chocia偶 liczy艂 na to, 偶e w tej chwili mi艣 p贸jdzie w odstawk臋. Nie zamierza艂 nawet na to czeka膰. Kiedy zostali sami, od razu po艂o偶y艂 si臋 na szpitalnym 艂贸偶ku i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, g艂adz膮c d艂oni膮 jej w艂osy — te偶 za tob膮 t臋skni艂em. Ca艂y czas my艣lami by艂em z tob膮, tutaj — przyzna艂, bior膮c g艂臋boki wdech — jak si臋 czujesz? S艂uchasz lekarzy? Nie jeste艣 uparta i nie twierdzisz, 偶e wiesz lepiej co mo偶esz, a czego nie? — Pyta艂, chocia偶 podejrzewa艂, 偶e mo偶e by膰 wr臋cz odwrotnie.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  185. — Nie widz臋, 偶eby艣 teraz by艂a na w贸zku — mrukn膮艂 cicho, to nie tak, 偶e zamierza艂 od razu prawic jej reprymendy, ale tutaj przecie偶 chodzi艂o o jej zdrowie i 偶ycie ich dziecka. Nie mog艂a tak po prostu ignorowa膰 wytycznych lekarzy, nawet je偶eli wsta艂a tylko po to, aby podej艣膰 do niego i go przytuli膰. Nie mia艂 nic przeciwko obj臋ciom, ale przecie偶 mogli to robi膰 w innych okoliczno艣ciach ni偶 stoj膮c. Zw艂aszcza, gdy jego 偶ona powinna ruchu i wstawania unika膰. Tak, zamierza艂 by膰 przewra偶liwiony, nie, nie obchodzi艂o go to, czy Willow b臋dzie z tego powodu zadowolona czy nie. Dba艂 o ni膮 i dziecko. Musia艂 dba膰, skoro zd膮偶y艂 tak bardzo wcze艣niej nawali膰. Wiedzia艂, 偶e nie b臋dzie w stanie tego tak po prostu odkupi膰 takim zachowaniem, ale chocia偶 odrobin臋 st艂umi wrzeszcz膮ce w nim wyrzuty sumienia.
    Nie my艣la艂 o tym, 偶e nim jego 偶ona opu艣ci艂a mieszkanie, si臋 pok艂贸cili. Nie to, 偶e nie pamietam i w og贸le to wypar艂 – mia艂 przez to wyrzuty sumienia w ko艅cu. Nie chcia艂 jednak my艣le膰 o tym, 偶e przez to w tej chwili powinien trzyma膰 jaki艣 dystans. Cieszy艂 si臋, 偶e nic jej i dziecku nie jest, a skoro mog艂a zacz膮膰 si臋 porusza膰 na w贸zku, zak艂ada艂, 偶e jej stan zdrowia by艂 na dobrej drodze. Docenia艂 to. Chcia艂 j膮 przytuli膰, mie膰 przy sobie i ju偶 nigdy wi臋cej nie opuszcza膰.
    — 呕eby mie膰 nowego, najpierw musisz si臋 pozby膰 starego — wymrucza艂 cicho, id膮c za ni膮. Kiedy znale藕li si臋 oboje na 艂贸偶ku, od razu j膮 obj膮艂 ramieniem i przyci膮gn膮艂 do swojego torsu. G艂adzi艂 powoli d艂oni膮 jej rami臋, oddychaj膮c jej zapachem — przepraszam kochanie — wyszepta艂 cicho w jej g艂ow臋, a nast臋pnie musn膮艂 wargami jej w艂osy — ju偶 dobrze, jestem przy tobie — dalej cicho szepta艂, nie przestaj膮c jej przy tym dotyka膰 — nie pozb臋dziesz si臋 mnie tak 艂atwo — doda艂, a nast臋pnie wzi膮艂 g艂臋boki oddech — ta twoja kole偶anka jest uparta bardziej ni偶 ty, wiesz? — Nie mia艂 poj臋cia o tym, 偶e Willow mia艂a jej zap艂aci膰 — ale dzi臋ki temu, mia艂em sporo czasu, 偶eby si臋 nad tym wszystkim zastanowi膰 — westchn膮艂 ci臋偶ko, ale pos艂a艂 jej przy tym u艣miech — ale pogadamy p贸藕niej, co? Po prostu wiedz, 偶e… spr贸bujemy to jako艣 ogarn膮膰. Bez drastycznych krok贸w — oznajmi艂. Nie m贸g艂 jej przecie偶 zostawi膰. Nie m贸g艂, chocia偶 i tak mia艂 poczucie, 偶e to by艂oby najlepsze dla niej i dziecka. Z drugiej strony… jego upieranie si臋 przy tym, 偶e powinien znikn膮膰 z jej 偶ycia, doprowadzi艂o do tego, 偶e w艂a艣nie le偶a艂a na szpitalnym 艂贸偶ku, maj膮c zakaz chodzenia. By艂 winny temu. Co si臋 stanie, je偶eli ponownie j膮 zostawi? Nie chcia艂 i nie m贸g艂 o tym my艣le膰. Dlatego szybko odgoni艂 od siebie te my艣li — czyli wybra艂a艣 ju偶 specjalizacje? — Zapyta艂 z lekkim u艣miechem na twarzy, a nast臋pnie skin膮艂 lekko g艂ow膮 — dobrze. Chocia偶 mia艂am wra偶enie, 偶e zrobi臋 krzywd臋 tej ca艂ej Nel — podejrzewa艂, 偶e je偶eli musia艂by zosta膰 tam jeszcze kilka dni, z pewno艣ci膮 co艣 by si臋 sta艂o — w ka偶dym razie jak widzisz, dosta艂em zielone 艣wiat艂o na pojawienie si臋 tutaj, wi臋c wszystko jest w jak najlepszym porz膮dku. Ae mn膮 si臋 nie przejmuj. Tylko ty i baby Murphy jeste艣cie najwa偶niejsi.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  186. Uni贸s艂 brew, spogl膮daj膮c na ni膮 z zaciekawieniem. Nie spodziewa艂 si臋 us艂ysze膰 odpowiedzi takim tonem. Wyczu艂 jednak, 偶e mogli czu膰 si臋 podobnie, je偶eli chodzi艂o o to, 偶e ona nie mog艂a si臋 swobodnie porusza膰 i musia艂a by膰 w szpitalu, z tym, co czu艂 on gdy Nel pilnowa艂a go, aby nie doprowadzi艂 do kolejnego uszkodzenia rany. Te偶 mia艂 do艣膰, te偶 by艂 wkurzony na ca艂y 艣wiat, ale w ko艅cu m贸g艂 wyj艣膰. Pojawi艂 si臋 przy swojej 偶onie i mia艂 nadzieje, 偶e nied艂ugo b臋dzie m贸g艂 zabra膰 j膮 do domu. Dlatego w艂a艣nie nie skomentowa艂 jej s艂贸w w z艂owrogi spos贸b, kt贸ry m贸g艂by doprowadzi膰 do k艂贸tni. Nie potrzebowali tego.
    — Wszystko jasne — stwierdzi艂 — kiedy jestem tutaj t臋sknisz troch臋 mniej? Chocia偶 odrobine? — Spyta艂, maj膮c nadzieje, 偶e odpowied藕 b臋dzie twierdz膮ca. Nie to, aby mia艂 mie膰 do niej 偶al, gdyby by艂o inaczej. Po prostu mia艂 nadzieje, 偶e jego obecno艣膰 chocia偶 minimalnie poprawi jej humor. Dla niego jej widok by艂 niczym spe艂nienie marze艅 po tak d艂ugim siedzeniu w zamkni臋ciu z Nel, kt贸ra dzia艂a艂a mu na nerwy i nie wiele brakowa艂o, aby si臋 w ko艅cu zapali艂.
    — S艂ysz膮 to pa艅stwo? 呕ona otwarcie informuje o zamiarze posiadania kochanka — za艣mia艂 si臋 cicho, posy艂aj膮c jej przy tym rozbawiony u艣miech. Tuli艂 j膮 mocno do siebie, a kiedy tylko dostrzeg艂 na jej policzkach 艂zy, od razu si臋gn膮艂 d艂o艅mi do jej twarzy i star艂 z policzk贸w 艂zy, gdy te wci膮偶 wyp艂ywa艂y z jej oczu — ju偶 dobrze, dobrze — szepta艂, nie przestaj膮c jej dotyka膰. Skin膮艂 g艂ow膮 na jej pytanie, a nast臋pnie przysun膮艂 wargi do czo艂a dziewczyny i musn膮艂 je — obiecuje, poradzimy sobie — wyszepta艂 cicho, nie odsuwaj膮c si臋 od niej — tak bardzo ci臋 kocham — wyzna艂, a nast臋pnie wzi膮艂 g艂臋boki oddech — dni bez ciebie by艂y najgorszymi w moim 偶yciu. Nie pozwol臋, 偶eby… — urwa艂. Zdecydowanie nie powinni na ten temat rozmawia膰 w szpitalu, nie maj膮c pewno艣ci, 偶e nikt ich nie pods艂uchuje — po prostu damy rad臋, razem — u艣miechn膮艂 si臋, przesuwaj膮c powoli d艂o艅mi po jej ramionach, ale po chwili z powrotem powr贸ci艂 do jej policzk贸w. Po prostu nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰, jak j膮 trzyma膰. Nie chcia艂 jej piszcz膮c i pozwoli膰 na to, aby odsun臋艂a si臋 od niego nawet na kr贸tk膮 chwil臋.
    Skin膮艂 lekko g艂ow膮.
    — Nie musimy rozmawia膰 — powiedzia艂, nie przestaj膮c jej przyciska膰 do siebie — ciesz臋 si臋, 偶e jeste艣my razem w ko艅cu — powiedzia艂. W tym przypadku cisza nie by艂a z艂em, nie bola艂a ju偶. Bo Willow by艂a obok. Ca艂y jego 艣wiat, trzyma艂 w艂a艣nie w swoich ramionach i by艂o dobrze. Zmartwienia na ten moment odesz艂y na bok i chcia艂 czerpa膰 z tej chwili jak najwiecej. — Wygl膮da na chucherko — za艣mia艂 si臋, kiedy stwierdzi艂a, 偶e dziewczyna by go skrzywdzi艂a, a zaraz po tym, pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮 — my艣la艂em, 偶e si臋 pojawi膮, ale… nie — przyzna艂. Czu艂 ulg臋. Powiedzmy sobie szczerze, to by艂 moment w kt贸rym sobie nie radzi艂 i z 艂atwo艣ci膮 mog艂a kt贸ra艣 osobowo艣膰 przej膮膰 panowanie, ale to si臋 nie sta艂o. Z jednej strony ulga, z drugiej strach. Bo dlaczego nikt nie wykorzysta艂 okazji?
    — 膯艣艣 — wyszepta艂, uk艂adaj膮c palec na jej ustach — to nie jest wa偶ne — m贸wi艂 cicho, ca艂y czas sun膮c uspokajaj膮cymi ruchami d艂oni po jej ramionach — wa偶ne, 偶e jest dobrze — u艣miechn膮艂 si臋 — lepiej mi powiedz, co zrobimy jak wyjdziesz ze szpitala. 呕yczysz sobie co艣 specjalnego do jedzenia? Mam ci臋 odebra膰 z bukietem r贸偶 czy jakie masz oczekiwania? — Pyta艂 troch臋 偶artobliwie, ale tak naprawd臋 zamierza艂 spe艂ni膰 jej 偶yczenia.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  187. U艣miechn膮艂 si臋 na s艂owa dziewczyny, bo taka odpowiedz zdecydowanie by艂a mi艂a do us艂yszenia.
    — Mi ciebie te偶 — wyzna艂, mocno trzymaj膮c j膮 w u艣cisku swoich silnych ramion. Tak bardzo za ni膮 t臋skni艂. Ulga, kt贸ra poczu艂, kiedy w ko艅cu j膮 zobaczy艂, kiedy m贸g艂 j膮 dotkn膮膰 i przede wszystkim upewni膰 si臋, 偶e atmosfera w jakiej si臋 rozstali sta艂a si臋 przesz艂o艣ci膮, by艂a tak silna, 偶e nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, jak bardzo go to wszystko przyt艂acza艂o, dop贸ki po prostu jej nie zobaczy艂 i nie poczu艂 blisko siebie. Widz膮c, 偶e nie jest na niego w艣ciek艂a, 偶e jest ca艂a, a dziecko bezpieczne z zaleceniami lekarzy, m贸g艂 w ko艅cu odetchn膮膰 ze spokojem i po prostu cieszy膰 si臋 tym, 偶e trzyma艂 j膮 w艂a艣nie teraz w swoich ramionach. Zapominaj膮c o wszystkim co z艂e, chocia偶 na chwil臋.
    — Jestem przy tobie — wyszepta艂 cicho, delikatnie si臋 u艣miechaj膮c. Spojrza艂 na ich d艂onie i mimowolnie poszerzy艂 u艣miech — mo偶esz p艂aka膰 ile potrzebujesz — doda艂 czu艂ym szeptem, nie odsuwaj膮c si臋 od ukochanej. Trzyma艂 d艂o艅 na jej policzku, delikatnie g艂adz膮c mokr膮 od 艂ez sk贸r臋. Zamierza艂 trwa膰 w takim u艂o偶eniu tak d艂ugo, jak tylko b臋dzie tego potrzebowa艂a Willow.
    Skin膮艂 g艂ow膮, a kiedy zadr偶a艂a, wzmocni艂 u艣cisk. Nie na tyle, aby czu艂a jakikolwiek dyskomfort, ale tak mocno, aby czu艂a, 偶e on jest tu偶 obok, 偶e jest blisko i nigdzie si臋 nie wybiera. Nie zamierza艂 ju偶 odchodzi膰. Widzia艂 dobrze, 偶e to nie by艂oby rozwi膮zaniem. Chodzi艂o przecie偶 przede wszystkim o ni膮 w tej sytuacji, nie o niego. Chcia艂 si臋 zabi膰 wierz膮c, 偶e b臋dzie jej lepiej, ale teraz mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e to przysporzy艂oby jej jedynie wi臋cej problem贸w. A przecie偶 chodzi艂o o ich zniwelowanie.
    Westchn膮艂 cicho, kiedy zwr贸ci艂a si臋 o nim w liczbie mnogiej, ale… mo偶e tak by艂o lepiej? Dobrze, 偶e ona potrafi艂a ich oddzieli膰? On sam… mia艂 z tym problem. Nie potrafi艂 oddzieli膰 tego, co robili tamci od tego, co robi艂 on. Dlatego tak trudno by艂o mu znie艣膰 my艣l, 偶e m贸g艂by skrzywdzi膰 Willow, 偶e by艂 w stanie skrzywdzi膰 swoj膮 ukochan膮 偶on臋.
    — Tak — westchn膮艂 — mamy ich ju偶 i tak wystarczaj膮co — spojrza艂 w ciemne oczy ukochanej i u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust — jak w og贸le… przekona艂a艣 j膮 do pilnowania mnie? — Spyta艂, chocia偶 w sumie nie by艂 pewien czy chcia艂 wiedzie膰. Willow zawsze wydawa艂a mu si臋 taka delikatna i bezbronna, ale… 偶ycie codziennie pokazywa艂o mu, 偶e twarda z niej kobieta, kt贸ra potrafi poradzi膰 sobie w 偶yciu. Z drugiej strony, maj膮c 艣wiadomo艣膰 o jej do艣wiadczeniach, nie powinien si臋 dziwi膰. Kolejny raz pokiwa艂 g艂ow膮, zdecydowanie takie tematy mogli zostawi膰 na p贸藕niej. Za艣mia艂 si臋 cicho, kiedy m贸wi艂a o swoim jedzeniowym 偶yczeniu. Nie mia艂 nic przeciwko zniesieniu nakazu ma zdrowe jedzenie. Raz nie zawsze. Poza tym… potrzebowali nieco luzu i odreagowania, nawet je偶eli mia艂o to by膰 w formie niezdrowego 偶arcia.
    — Dla ciebie wszystko — za艣mia艂 si臋 cicho, muskaj膮c jej czo艂o. S艂ysz膮c kolejne jej s艂owa, odchyli艂 si臋 delikatnie na d艂ugo艣膰 r膮k, aby spojrze膰 prosto w jej oczy — i dopiero teraz mi m贸wisz? Oczywi艣cie, 偶e chc臋. Chyba, 偶e ty wolisz niespodziank臋 — wymrucza艂, przysuwaj膮c si臋 znowu blisko do niej. Tym razem musn膮艂 delikatnie jej wargi. Jak bardzo t臋skni艂 za jej poca艂unkami.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  188. Kiedy rozp艂aka艂a si臋 bardziej, nadal stara艂 si臋 czule nad膮偶y膰 z ocieraniem 艂ez z policzk贸w ukochanej. Teoretycznie m贸g艂by si臋 podda膰 i po prostu zaczeka膰, a偶 sko艅czy i si臋 uspokoi na tyle, aby przesta膰 p艂aka膰 i zetrze膰 dopiero ostatnie 艂zy z jej twarzy, ale chcia艂, aby czu艂a, 偶e jest po prostu przy niej ca艂y czas. Ju偶 zawsze. Bez g艂upich pomys艂贸w, bez pr贸b rozstania. Widzia艂, 偶e to nie ma 偶adnego sensu, 偶adnego dobrego wp艂ywu. Poza tym… naprawd臋 mia艂 nadziej臋, 偶e uda im si臋 jako艣 to ogarn膮膰. Nie by艂 przecie偶 jedyn膮 osob膮 z DID. Nawet… zamierza艂 do艂膮czy膰 do grupy wsparcia. Chcia艂 si臋 przekona膰, 偶e inni… 偶e po prostu mog膮 normalnie 偶y膰. Przynajmniej pr贸bowa膰? Naprawd臋 tego chcia艂. 呕ycia w normalno艣ci. Z ukochan膮 u boku, tworz膮c z ni膮 normaln膮 rodzin臋, bez stresu i strachu o to, 偶e za chwil臋 wydarzy si臋 co艣 z艂ego, co艣 zagra偶aj膮cego temu szcz臋艣ciu, kt贸rego tak bardzo dla nich pragn膮艂.
    — Wierz臋 — za艣mia艂 si臋 cicho, naprawd臋 wol膮c si臋 w to nie zag艂臋bia膰. To nie tak, 偶e nie by艂 ciekawy. Oczywi艣cie, 偶e by艂! Po prostu… Sam nie wiedzia艂, jak to dok艂adnie wyja艣ni膰. Jakby sz贸sty zmys艂 mu podpowiada艂, 偶e lepiej nie dr膮偶y膰.
    Wywr贸ci艂 oczami dooko艂a, s艂ysz膮c jej pytanie.
    — Naprawd臋 tak trudno ci uwierzy膰 w moj膮 dobroduszno艣膰? — Spyta艂, spogl膮daj膮c na ni膮 z zainteresowaniem. By艂 jej m臋偶em, nie katem, kt贸ry zamierza艂 si臋 nad ni膮 zn臋ca膰 i odmawia膰 raz na jaki艣 czas niezdrowego 偶arcia. Wiadomo, zdrowie by艂o wa偶ne, zw艂aszcza w jej obecnym stanie, zdrowa dieta by艂a podstaw膮 i tak dalej, ale dla zachowania stanu zdrowej g艂owy, nie widzia艂 przeciwwskaza艅, 偶eby jej czegokolwiek zabrania膰 czy m臋czy膰 czym艣.
    Zaanga偶owa艂 si臋 w poca艂unek, nie chc膮c odrywa膰 si臋 od jej ust, chocia偶 wiedzia艂, 偶e to b臋dzie nieuniknione.
    — My艣la艂em, 偶e to zaproszenie na badanie USG — stwierdzi艂 z rozbawieniem, wys艂uchuj膮c z uwag膮 tego, co mia艂a mu do powiedzenia. S艂ysz膮c o umiej臋tno艣ciach agenta, uni贸s艂 wysoko brew, s po chwili si臋 roze艣mia艂. 呕artowa艂a, prawda? To nie tak, 偶e uwa偶a艂, 偶e nie da艂by rady wykra艣膰 karty. W swoim… poprzednim 偶yciu robi艂 du偶o trudniejsze rzeczy. Zakradni臋cie si臋 do kantorka i zerkni臋cie na wyniki nie by艂o czym艣 niewykonalnym. Wola艂 jednak nie podpa艣膰 lekarzom. Jego w艂asna rana si臋 zagoi艂a, ale nie m贸g艂 si臋 oszukiwa膰, nie by艂 tak sprawny jak wcze艣niej. Z drugiej strony… to tylko przejrzenie kilku stron w celu odnalezienia najwa偶niejszej informacji.
    — Wypu艣cisz mnie z obj臋膰 i dasz mi si臋 zostawi膰 na chwile? — Spyta艂, samemu nieco rozlu藕niaj膮c u艣cisk, w kt贸rym j膮 do tej pory trzyma艂 — bo ty na pewno nie podniesiesz si臋 z 艂贸偶ka, dop贸ki tutaj jestem — oznajmi艂 powa偶nie, a kiedy ju偶 m贸g艂, podni贸s艂 si臋 ze szpitalnego 艂贸偶ka i podszed艂 do drzwi — zaraz wracam — wyszczerzy艂 z臋by, wychylaj膮c g艂ow臋, aby sprawdzi膰 czy korytarz jest pusty. Gdy si臋 w tym upewni艂, wyszed艂 we wskazanym przez Willow kierunku, a偶 trafi艂 do pomieszczenia, o kt贸rym m贸wi艂a. By艂o pusto i bezpiecznie, dlatego wszed艂 do 艣rodka, podszed艂 do biurka i od razu znalaz艂 karty le偶膮ce na biurku. Chwyci艂 je, aby odszuka膰 tej nale偶膮cej do Murphy. Zaj臋艂o mu to chwil臋. Kiedy trzyma艂 w r臋kach dokumenty Willow, chcia艂 zajrze膰 do 艣rodka, sprawdzi膰 p艂e膰 dziecka i wr贸ci膰 do niej. Zamiast tego, us艂ysza艂 zbli偶aj膮ce si臋 kroki. Rozejrza艂 si臋, zgi膮艂 dokumenty i wsun膮艂 je do tylnej kieszeni spodni.
    — Dzie艅 dobry! — Przywita艂 lekarza, kt贸ry wszed艂 do pomieszczenia — chcia艂em porozmawia膰 o… — nie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e chodzi o Willy, bo m贸g艂by si臋 zorientowa膰, 偶e jej karta znikn臋艂a — Taylor Kowalsky — powiedzia艂, przypominaj膮c sobie imi臋 i nazwisko z kart, kt贸re przegl膮da艂.

    馃

    OdpowiedzUsu艅
  189. — Zatem s艂owo honoru — u艣miechn膮艂 si臋 — jak zaczn臋 ci wypomina膰 to daj臋 ci prawo, zdzieli膰 mnie porz膮dnie w g艂ow臋 — za艣mia艂 si臋 cicho. W zasadzie przez sam膮 rozmow臋 o niezdrowym jedzeniu nabra艂 ochoty w艂a艣nie na co艣 takiego do zjedzenia, ale jeden dzie艅 to jeden dzie艅. Musia艂 czeka膰 na dzie艅, w kt贸rym Willow opu艣ci szpital. Wtedy razem zasypi膮 si臋 fast foodami.
    Podoba艂a mu si臋 my艣l spokoju. Zamkni臋cia si臋 razem w domu, usadowienia na kanapie, g贸ry jedzenia i ulubionych film贸w Willow, bo wiedzia艂 przecie偶 doskonale, 偶e w艂a艣nie tak lubi艂a sp臋dza膰 czas najbardziej. Zreszt膮, jemu samemu zale偶a艂o jedynie na tym, aby by膰 obok niej. Ca艂a reszta, spos贸b sp臋dzania tego czasu by艂 mu ca艂kowicie oboj臋tny. To, 偶e Willow b臋dzie w pobli偶u, b臋dzie najwa偶niejsze. Niczym spe艂nienie marze艅. Kt贸rych wcze艣niej sam, z w艂asnej woli chcia艂 si臋 pozbawi膰. Jakim by艂 kretynem.
    — Spokojnie — powiedzia艂 艂agodnie — nie nakr臋cajmy si臋 — wola艂, aby Willow nie denerwowa艂a si臋 na sam膮 my艣l o tym, 偶e mia艂aby widzie膰 swojego lekarza, chocia偶 sam nie mia艂by nic przeciwko na podgl膮danie ich male艅stwa. Wola艂 si臋 jednak nie nara偶a膰 w艂asnymi zachciankami — w takim razie id臋 ukra艣膰 twoj膮 kart臋.
    Mia艂 ju偶 zacz膮膰 improwizowa膰 na temat rozmowy o pani Kowlasky, gdy w dy偶urce zacz膮艂 rozbrzmiewa膰 d藕wi臋k informuj膮cy o przywo艂ywaniu lekarza.
    — Jasne, musi pan lecie膰. Przyjd臋 p贸藕niej — stwierdzi艂 Blake, wychodz膮c z pomieszczenia zaraz za lekarzem, kieruj膮c si臋 w stron臋 pokoju, w kt贸rym by艂a Will.
    — Czy ty nie mia艂a艣 nie wstawa膰? — Uni贸s艂 wysoko brew, domy艣laj膮c si臋, 偶e musia艂a ruszy膰 sw贸j seksowny ty艂ek ze szpitalnego 艂贸偶ka i chocia偶 rozumia艂 pow贸d i docenia艂 pomoc, wola艂by po prostu, aby stosowa艂a si臋 do zalece艅. Zw艂aszcza, 偶e w tej chwili z艂ama艂a je przez niego. Nie wybaczy艂by sobie, gdyby co艣 si臋 sta艂o jej lub dziecku. — Ale dzi臋kuj臋 — powiedzia艂, posy艂aj膮c jej delikatny u艣miech k膮cikami ust. Skin膮艂 g艂ow膮 i si臋gn膮艂 do tylnej kieszeni spodni, a nast臋pnie wyci膮gn膮艂 z niej dokumentacje. — Nie zd膮偶y艂em zobaczy膰, wiec b臋d臋 musia艂 tam wr贸ci膰 i to podrzuci膰 — chocia偶 podejrzewa艂, 偶e to b臋dzie 艂atwiejsze. Po prostu poczeka na odpowiedni moment.
    Trzymaj膮c w r臋kach kart臋 Willow, usiad艂 ponownie na 艂贸偶ku, odwracaj膮c si臋 tak, aby by膰 skierowanym przodem do niej, a nast臋pnie u艂o偶y艂 pomi臋dzy nimi kart臋 w taki spos贸b, aby by艂a widoczna i bezproblemowo do oczytania dla niego jak i dla dziewczyny.
    — Razem, mam ci powiedzie膰, sama chcesz sprawdzi膰? — Podpytywa艂, chocia偶 sam mia艂 ochot臋 ju偶 po prostu sprawdzi膰, kto kryje si臋 w pod sercem Willow. Wiedzia艂, 偶e najwa偶niejsze jest to, aby dziecko by艂o zdrowe l, to by艂o oczywiste. Ale… chyba wewn臋trznie czu艂 preferencje dotycz膮ce p艂ci. Chcia艂 mie膰 c贸reczk臋. Nie by艂 typem, kt贸ry koniecznie chcia艂 przed艂u偶y膰 r贸d nazwiska, zw艂aszcza, 偶e w tych czasach, wszystko by艂o mo偶liwe. Zreszt膮. Chcia艂 po prostu mie膰 dwie ksi臋偶niczki, kt贸re b臋dzie m贸g艂 rozpieszcza膰 do woli.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅
  190. Wywr贸ci艂 teatralnie oczami. Zak艂ada艂 jednak, 偶e nie b臋dzie takiej konieczno艣ci. W ko艅cu z艂o偶y艂 obietnic臋, 偶e nie b臋dzie jej tego w 偶aden spos贸b wypomina艂. I zamierza艂 si臋 trzyma膰 swoich s艂贸w, zw艂aszcza, 偶e przecie偶 nigdy nie 艂ama艂 sk艂adanych obietnic.
    W jednej chwili poczu艂 nieprzyjemny ucisk w 偶o艂膮dku, bo przecie偶 chcia艂 z艂ama膰 s艂owo. Kiedy zdecydowa艂 o zostawieniu jej… 艣wiadomie chcia艂 z艂ama膰 sk艂adane jej obietnice. Ostatecznie co prawda do tego nie dosz艂o, ale poczu艂 niesmak sam do siebie. Nie by艂 pewien, czy b臋dzie umia艂 to sam sobie wybaczy膰. To nie tak, 偶e chcia艂 celowo j膮 zrani膰. Uwa偶a艂, 偶e zadba o ni膮 w ten spos贸b.
    Pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮. Musia艂 si臋 ogarn膮膰. Przesta膰 my艣le膰 o tym incydencie. Liczy艂a si臋 tera藕niejszo艣膰 i ich wsp贸lna przysz艂o艣膰. Na tym musia艂 si臋 skupi膰.
    — Wybaczam z艂amanie zasad tylko przez to, 偶e by艂o to dla mnie ratunkiem — oznajmi艂 — ale nie ma miejsca na wi臋cej — zaznaczy艂 stanowczo. Trzymaj膮c si臋 my艣li, 偶e je偶eli b臋dzie stosowa膰 si臋 do wyznaczonych przez lekarzy przykaza艅, szybciej zabierze j膮 ze sob膮 do domu, zamierza艂 wi臋c pilnowa膰, aby jak najszybciej to si臋 sta艂o. Nie m贸g艂 wi臋c pozwala膰 jej na to, aby wi臋cej chodzi艂a. — Mo偶e lekarzy nie masz ci膮gle przy sobie, ale ja b臋d臋 ci臋 uwa偶nie pilnowa膰.
    Szybko skupi艂 si臋 na dokumentach, kt贸re znajdowa艂y si臋 pomi臋dzy nimi. Zdecydowanie to zawarto艣膰 teczki zaprz膮ta艂a w tej chwili jego my艣li. By艂 ciekaw, co znajduje si臋 w 艣rodku.
    — Razem — powt贸rzy艂, a na usta blondyna wkrad艂 si臋 u艣miech. Przesuwa艂 szybko spojrzeniem po druku, poszukuj膮c tej konkretnej informacji, kt贸ra w tej chwili by艂a najbardziej istotna, a ca艂a reszta nie mia艂a 偶adnego znaczenia. Kiedy spojrzenie ciemnych oczu pad艂o na dziewczynk臋, momentalnie pojawi艂 si臋 w nich radosny b艂ysk. Podni贸s艂 g艂ow臋, aby z papier贸w przenie艣膰 wzrok na twarz swojej ma艂偶onki. K膮ciki ust same podesz艂y mu wysoko w g贸r臋, a on sam nie zamierza艂 si臋 z tym sprzecza膰. Niby patrzy艂 na Willow, ale jego my艣li by艂y gdzie indziej. Wyobra偶a艂 ju偶 sobie kolejne miesi膮ce, muskanie palcami brzucha dziewczyny, opowiadanie streszczenia minionego dnia ich c贸reczce. Zamruga艂, kiedy Willow si臋 odezwa艂a. Skupi艂 ca艂膮 uwag臋 na dziewczynie, a jego usta ca艂y czas wygina艂y si臋 w zadowolonym u艣miechu.
    — Podoba mi si臋 — powiedzia艂, kiedy zrozumia艂 o co jej chodzi艂o. Zamruga艂. Przeni贸s艂 spojrzenie na brzuch dziewczyny i u艣miechn膮艂 si臋 jeszcze szerzej. Przesun膮艂 dokumenty na bok, na skraj 艂贸偶ka, a sam wyci膮gn膮艂 si臋 do przodu. — Cze艣膰, skarbie — dotkn膮艂 brzucha Willy, zerkaj膮c z do艂u w jej oczy — b臋dziesz mia艂a na imi臋 Bella. Pi臋knie, prawda? — Wyszepta艂, skupiaj膮c spojrzenie na brzuchu, do kt贸rego m贸wi艂 — Bells — szepta艂. Nie musia艂 si臋 wielce oswaja膰 z brzmieniem imienia, bo od razu wyda艂o si臋 by膰 idealne, dla ich baby Murphy.

    ❤️

    OdpowiedzUsu艅