HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

Show me an open door, then you go and slam it on me

Willow Murphy
24
23.06.1998r. | Medycyna | CU | Zawalony rok | Sierota | Waszyngton od dziecka | Nowy Jork od trzech lat | Młodsza siostra | Wolontariuszka | Żywo zainteresowana psychiatrią | Przyszła Pani Doktor z misją | Syndrom Sztokholmski

— Willow? — Głos przebija się jakby przez mgłę. Choć przebywają w tym samym pomieszczeniu, ona zdaje się niczego nie słyszeć. Wbija martwy wzrok przed siebie. Skubie skórki przy paznokciach do krwi, ale nie czuje bólu. Przez jakiś czas była na niego narażona i nauczyła się ignorować nieprzyjemne odczucia. Otarcia i siniaki na nadgarstkach zniknęły dawno temu, ale nieświadomie przesuwa po nich opuszkami palców, jakby liny wciąż się tam znajdowały. — Willow? — Nieco głośniej. Osoba siedząca naprzeciwko powoli podnosi głos, chociaż ona wie, że stara się unikać tego w jej obecności. Krzyki przypominają o jej własnych krzykach w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. Widzi wtedy biegające po podłodze myszy, słyszy jego szyderczy głos życzący jej dobrej nocy w towarzystwie małych przyjaciół.
Wzdryga się, przenosi spojrzenie na kobietę w średnim wieku i delikatnie uśmiecha.
— Tak? — szepcze i odchrząkuje, pozbywając się nieprzyjemnej chrypki.
— Słyszałaś, o co pytałam?
Kręci głową i opuszcza ją, jakby wstydziła się swojego postępowania. Kobieta w średnim wieku sięga jej kolana i poklepuje je, tym samym przekazując, że nic się nie stało. Dziewczyna natychmiast się prostuje i ucieka od dotyku. Nie lubi, gdy ktoś się do niej zbliża. Psychoterapeutka unosi dłonie w obronnym geście i cicho przeprasza.
— Pytałam, jak sobie radzisz w tym tygodniu. Niedługo wypada rocznica śmierci twojej mamy i martwię się, że w tych okolicznościach… — urywa, widząc wzruszenie ramionami. Przecież prawie jej nie pamięta, dlaczego miałaby być smutna z powodu jej śmierci? Lawrence tłumaczył, że mama jest chora, że niedługo odejdzie i ona to rozumiała. Wtedy i teraz.
— Śmierć to naturalny porządek rzeczy, pani doktor — odzywa się pewnym głosem. Zimnym, ostrym jak nóż. Przecina ciszę w taki sposób, że kobieta w średnim wieku odchyla się na oparcie fotela i mruga ze zdziwieniem oczami. Leczy ją od kilku miesięcy, ale czegoś takiego jeszcze nie słyszała z jej ust. — Dlaczego mam sobie z tym nie radzić? — …dlatego, że sama prawie umarłam?
— A radzisz sobie?
— Jak widać. I myślę, że na dzisiaj skończyłyśmy — oznajmia twardo i podnosi się z fotela. Zanim kobieta w średnim wieku zdąży się odezwać, jej już nie ma.

Uśmiecha się na jego widok. Wszelkie wspomnienia ulatują w sekundę, jakby nigdy ich nie było. Znika nieprzyjemne poczucie otumanienia po zastrzyku, który zaaplikował jej w ciemnej uliczce, gdy wracała od przyjaciółki. Znika ból gardła od krzyku, który nie opuszczał jej w tamtym pomieszczeniu. Znika strach, który przeniknął ją do kości, kiedy zobaczyła błysk szaleństwa w jego oczach. Chwyta jej dłoń i przyciąga do siebie, by złożyć na jej ustach namiętny pocałunek, a ona ochoczo go odwzajemnia. Patrzy na niego i nie widzi faceta, który ją porwał. Widzi człowieka, który ją uratował. I nic innego nie ma znaczenia.


Shawn Mendes - Mercy
Jessy Hartel
lukrowane.ciastko@gmail.com
Tradycyjnie szukamy wszystkiego. Zwłaszcza kogoś, kto usilnie będzie się starał wbić jej do głowy, że to co robi jest skrajnie chore.

193 komentarze:

  1. Spotted: Późnym popołudniem W opuszcza gabinet swojej psychoterapeutki, a potem wsiada do metra, by spędzić następne trzy godziny na uniwersytecie. Słyszałam o niej ciekawe rzeczy, ale nie jestem do końca pewna, czy nadają się do publikacji na mojej stronie, czy może lepiej byłoby od razu przekazać je prosto w ręce policji... Hm, jeszcze się na tym zastanowię. Ale, W, będę Cię bacznie obserwować. Jak mogłabym pozwolić, żeby coś Ci się stało... i nikt się o tym nie dowiedział?
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ależ szalenie ciekawy pomysł na postać! Willow (kocham to imię <3) Jestem bardzo ciekawa, jak rozwinie się jej historia na blogu. Życzę Ci masy weny i ciekawych wątków, a gdyby naszła chęć, zapraszam do Octavii :D]
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Przyznam, że aż ciarki przeszły mi po skórze, gdy czytałam historię Willow. Ba, złapałam się na tym, że sama zaczęłam drapać nadgarstek lewej ręki (brzydki zwyczaj, ale jakoś nie potrafię nad nim zapanować, mając w wyobraźni tego typu obrazy). Mam jednak nadzieję, że biedna dziewczyna znajdzie wreszcie na swej, przecież wciąż stosunkowo krótkiej drodze, kogoś kto będzie w stanie wyciągnąć jej z tej dziwnej sytuacji, w której tkwi obecnie.

    Życzę samych porywających historii oraz tony (a może i znacznie więcej) weny, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]

    Rim & Nash

    OdpowiedzUsuń
  4. [Chodź na maila, będzie zdecydowanie wygodniej ❤️ pandaczerwona0@gmail.com]
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  5. [Piękna Pani i przykra historia. Nieźle jej utrudniłaś życie. Mam nadzieję, że terapia pomoże jej w odkryciu, że jej relacja nie jest stworzony na miłości, a strachu i krzywdzie.
    Życzę dużo zabawy i wątków, a jednocześnie zapraszam do siebie, jeśli najdzie cię chęć :)]

    Birdie

    OdpowiedzUsuń
  6. Starał się nie myśleć obsesyjnie o odnalezieniu Lawrence’a. Naprawdę się starał, chociaż w jego przypadku i sytuacji nie było to takie łatwe. Zresztą, był pewien, że każdy myślałby o zemście dokładnie w taki sam sposób jak on sam, gdyby kogoś spotkało dokładnie to, co spotkało jego, jego rodzine, najbliższych… Ludzi, na których zależało mu najbardziej na świecie.
    Oczywiście, że był wkurzony, gdy pobyt w Waszyngtonie okazał się być stratą czasu, uliczką, która prowadziła dosłownie donikąd. Poza odnalezieniem Lawrence’a po samych płatnościach firmie sprzątającej, próbował również uruchomić kilka swoich kontaktów, które mogłyby pomóc w namierzeniu Mahoney'a. Niestety, one również okazywały się być niepomocne, co tylko bardziej frustrowało i irytowało Blake’a. Emocje te z kolei nie ułatwiały mu pracy nad sobą, nad zapanowaniem nad swoimi osobowościami. Wspomnienia również były silniejsze w Waszyngtonie. To tutaj spędzał czas z rodziną, budował przyszłość, która miała trwać…
    Musieli wrócić do Nowego Jorku. Siedzenie w stolicy nie miało najmniejszego sensu, zwłaszcza, że wyraźnie było widać, że pobyt w tym mieście nie służył ani jemu, ani Willow. Teraz to ona była najważniejsza, nie mógł jej dokładać więcej stresu, zmartwień, wystarczająco dużo schrzanił, wiedział o tym doskonale, był świadom, jak bardzo spierdolił jeżeli chodziło o Willow, tyle, że… nie mógł przecież przewidzieć, że to wszystko potoczy się w taki sposób. Niby skąd miał wiedzieć, że siostra Lawrence’a okaże się być kimś kto na nowo rozbudzi w nim uczucia? Nie był w stanie tego przewidzieć, tak jak nie mógł przewidzieć tego, co ich czeka w przyszłości. Chciał wierzyć, że czeka ich prawdziwa wspólna przyszłość, ale wiedział, że to może nie być łatwe.
    Dlatego musiał się starać. Musiał panować nad sobą, nad emocjami, nad wszystkim. Musiał sprawić, aby Willow nigdy więcej przez niego nie cierpiała, aby nadal chciała z nim być, aby nic więcej nie spierdolić.
    Zaraz po powrócę do Wielkiego Jabłka musiał załatwić kilka spraw, więc nie od razu miał czas na obiecaną jeszcze w Waszyngtonie randkę. Czekał na odpowiedni moment, aby się za ro wziąć i… właśnie nastał.
    Zamierzał odebrać Willow ze szpitala, początkowo jego plan miał być jedną wielką niespodzianką i blondynka miała o wszystkim dowiedzieć się dopiero u celu, ale szybko zdał sobie sprawę, że to było najgorsze rozwiązanie. Już raz ją porwał, nawet jeżeli chciałby to zrobić teraz w romantyczny sposób, nie było takiej opcji.
    Uśmiechnął się na jej widok, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, a następnie przyspieszył by jak najszybciej znaleźli się blisko siebie.
    — Spokojnie — powiedział, gdy udało mu się wtrącić pomiędzy słowa padające z jej ust. — Willow, daj mi dojść do słowa, nic się nie stało, wszystko w porządku, nie chodzi o twojego brata, jestem cały — odpowiedział na wszystkie jej pytania, a następnie ułożył dłonie na jej plecach i przyciągnął ją do siebie, mocno przytulając — pamiętasz? Obiecałem ci randkę, więc o to nadszedł ten dzień. Mam nadzieje, że nie masz już żadnych zajęć? Sprawdzałem twój grafik, ale… masz wolne prawda? — upewnił się, mając nadzieje, że niczego nie pomylił — chciałbym cię zabrać na kolację — poinformował — musisz tylko wsiąść ze mną do samochodu i dać się zawieść na wybrzeże — wolał ją poinformować, dokąd chciał ją wziąć. Oczywiście, że nie zamierzał rezygnować całkiem z niespodzianki.

    ❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hejka!
    Dawno Cię nigdzie nie widziałam, wchodzę na bloga i przez chwilę miałam mini mindfuck, gdy zobaczyłam Arthura, którego najlepiej to z NYC kojarzyłam. Nie chciałam śmiecić pod dwiema kartami, więc tutaj wpadłam z powitaniem. :D Przez jego kartkę mam teraz ogromną chęć na powtórkę Pottera, dawno nie oglądałam, a skoro już mamy październik to idealny na to moment. :D
    Karta Willow (prześliczne i jedno z moich ulubionych imion!<3) nie zdradza właściwie za wiele, a jednocześnie mam wrażenie, że zdradza aż zbyt wiele. O niej samej, jaka jest i co lubi, nie wiadomo aż tyle, ale za to dźwiga ciężar straty bliskiej osoby. Fakt, że interesuje się psychiatrą i studiuje medycynę już mi coś do głowy podsuwa, mama Cilli jest pod opieką psychiatryczną i coś można byłoby wykombinować, ale poza tym mam pustkę w głowie na ten moment.
    Udanej zabawy życzę i samych wciągających wątków, a jak coś to zapraszam. :D
    Och, no i to zdjęcie jest tak śliczne, że nie mogę oderwać wzroku od tej babeczki. ._.]

    Priscilla Marigold & Gabriel Salvatore

    OdpowiedzUsuń
  8. — Obiecywałem, dokładnie tak jak mówisz, wtedy na placu zabaw, a że z reguły staram się dotrzymywać obietnic, zwłaszcza tych składanych osobom, na których mi zależy — przerwał, posyłając jej czarujący uśmiech — nie mógłbym tak po prostu zignorować obiecywanej randki. Zwłaszcza, że zdecydowanie należy nam się spokojny czas we dwoje. Chyba, że uważasz inaczej? — Nie podejrzewał, aby miała odpowiedzieć inaczej. Zdawał sobie sprawę z tego, jak trudne były dla niej ostatnie tygodnie. Wiedział, że randka mogła jej pomoc, nie tylko jej, im dwojgu. Była im potrzebna normalność, chociaż w przypadku tej dwójki wydawało się to nieosiągalne. — Oh, musisz być taka uszczypliwa? Jeszcze dostaniesz swoje hektolitry wina — powiedział z uśmiechem, tuląc ją do siebie. Oparł brodę o jej ramie i zaciągnął się przyjemnym, dobrze już znanym sobie zapachem.
    Podążył wzrokiem za nią na budynek szpitala, a następnie zerknął na jej twarz, wyczekując potwierdzenia, że rzeczywiście może się urwać, co w żaden sposób nie przeszkodzi w jej kształceniu. Zależało mu przecież na tym, aby więcej nie chrzanić jej spraw, gdyby wiedział, że powinna się przygotowywać do egzaminu, nie truł by jej tego dnia randką, poczekałby na lepszy moment, ale nie wiedział. Gdy potwierdziła, że może z nim wyjść, tym bardziej nie czuł się w żaden sposób winny, bo niby czemu. Wierzył, że zwyczajnie powiedziałaby mu, gdyby coś powstrzymywało ją przed wyjściem.
    Słuchał jej słów z uśmiechem na twarzy, a oczami wyobraźni widział już moment zakończenia randki i powrót do domu. Na samą myśl w jego oczach pojawiły się iskierki.
    — Musiałaś to mówić? Teraz będę się zastanawiał, czy na pewno odhaczyć wszystko z listy czy może uznać jednak, że powinna być to przyspieszona wersja i zabrać cię do mieszkania — wyszeptał chrapliwie, chwytając swoją dłonią jej dłoń i powoli poprowadził blondynkę w stronę samochodu. Otworzył jej drzwi pasażera, a następnie zamknął je, gdy tylko zasiadła na miejscu. Obszedł auto i pospiesznie zajął miejsce kierowcy. Nim jednak zdecydował się odpalić silnik, nachylił się w jej kierunki. Chwycił delikatnie palcami brodę dziewczyny i skwitował jej twarz w swoją stronę, aby następnie złożyć na jej ustach długi, powolny pocałunek. — Mam nadzieję, że wszystko ci się spodoba, a muszę ostrzec, że… mamy co robić — początkowo chciał ją zabrać po prostu do restauracji, ale to było aż za bardzo normalne i zdecydowanie nie pasowało do nich, więc poza kolacją musiały znaleźć się dodatkowe atrakcje. Musiał się tylko modlić o to, aby pogoda nie schrzaniła mu planów, bo część niestety zależała właśnie od niej.
    Gdy znaleźli się na miejscu, zaparkował na parkingu, zgasił silnik, a następnie obszedł auto, by tym razem otworzyć drzwi i pomoc wyjść Willow.
    — Gotowa? — Uśmiechnął się, wyciągając dłoń w jej stronę. Ścisnął jej palce i poprowadził w stronę prywatnej plaży, gdzie czekał już na nich kosz piknikowy wypełniony w odpowiedni asortyment.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jak damsko-damskie nie idą to nie ma co na siłę przecież pisać, a ja pomysły chętnie wysłucham. Czy to pod kartą czy na czacie lub mejlu, gdzie Ci wygodnie pisz. Nie wiem czy mojego mejla masz, ale tak w razie czego: bysiaa44@gmail.com :D]

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  10. — To nie było uszczypliwe? — Zaśmiał się, unosząc wysoko jedną z brwi — w takim razie nie chcę zobaczyć co uważasz za uszczypliwość — powiedział żartobliwie, spoglądając na dziewczynę, szybko jednak przymrużył powieki i odwzajemnił szybki pocałunek. Na dobrą sprawę mógłby po prostu stać, trzymając ją w swoich objęciach i byłby szczęśliwym człowiekiem. Nie potrzebował dużo, wystarczyła jej obecność. Chciał jednak, poza własnym szczęściem i przyjemnością, jej szczęścia, jej przyjemności. Tego właśnie chciał przede wszystkim. I o to się starał. I miał tylko nadzieję, że to właśnie jej daje. Nie łudził się, że kiedykolwiek zapomni o tym, co musiała przez niego przejść, ale… Chciał sprawić, aby dobre chwile przewyższyły nad tymi złymi.
    — Twoja propozycja brzmi naprawdę dobrze, ale… Zobaczysz na miejscu — nie miałby nic przeciwko miejscu publicznemu, jednak te konkretne miejsce, w które chciał ją zabrać na samym początku nie było sprzyjające. Oczywiście był świadom, jak pięknie brzmi seks na plaży, ale był w stanie wyobrazić sobie mniej przyjemne skutki zbliżenia w takim miejscu. Chociaż, gdyby ona nie miała nic przeciwko… Dla niej zrobiłby wszystko, nie patrząc na swoją wygodę. Musiał jednak przyznać, że słowa padające z jej ust nie ułatwiały mu wcale zadania z wypełnieniem listy, bo oczami wyobraźni zaczął już sobie wyobrażać ich splecione ze sobą ciała.
    Kiedy znaleźli się na miejscu, a pierwszy punkt randki został jawnie odkryty, nie przestawał trzymać jej dłoni w swojej.
    — Jeżeli nie straszna ci niska temperatura wody… Nic nie stoi na przeszkodzie — nachylił się nad nią, by następnie sięgnąć ustami jej ucha. Musnął delikatnie płatek wargami, a następnie kontynuował — we dwójkę na pewno będzie przyjemniej — mruknął, odsuwając się odrobinę od niej.
    Pokiwał delikatnie głową, na wcześniejsze słowa dziewczyny.
    — Ta konkretna plaża jest prywatna, więc muszę przyznać, że bardzo mnie to nie zaskakuje, ale… No wiesz? Na żadnej innej też nie byłaś? Jak tylko przyjdą ciepłe temperatury obskoczymy wszystkie urokliwe miejsca przy oceanie — poinformował, posyłając jej przy tym szeroki uśmiech — ale teraz możemy skupić się na tym — wskazał na kosz — i rozpocząć nasz piknik, albo… — tym razem wskazał na wodę — mówiłem poważnie. Jeżeli tylko chcesz — nie było jeszcze bardzo zimno, a dzięki mniejszej różnicy w temperaturze wody i powietrza, kąpiel wcale nie byłaby taka straszna — wszystko zależy tylko od ciebie, skarbie. — Objął ją, ciasno przyciągając do siebie — myślę, że śmiało możemy wspólnie podjąć decyzje, co do szczegółów tego wydarzenia — powiedział, przechylając głowę — chociaż… Żeby nie było, w koszyku czeka twój ulubiony napój winogronowy — nie przestając jej obejmować jedną dłonią, powoli ruszył w stronę koszyka. Mogli już rozłożyć koc i po chwili zdecydować od czego zacznie się ten wieczór.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Uśmiechnął się kącikiem ust na słowa dziewczyny. Miała rację, ale wolał nie zagłębiać się w ten temat. Dzisiaj miało być po prostu normalnie, bez wracania do trudnej przeszłości. Nie chciał w tej chwili myśleć o niczym innym poza Willow. Musiał się koncentrować na obecnej chwili, na jej uśmiechu, oczach, kosmykach włosów, otulających jej twarz. Dlatego wpatrywał się w nią, cały czas z lekkim uśmiechem na twarzy.
    — Cholera, przejrzałaś mnie — zaśmiał się dźwięcznie — a myślałem, że uda mi się całkiem pominąć ten punkt programu — dodał nie przestając się śmiać. Oczywiście ciągnął rozpoczęty przez dziewczynę żart, bo co jak co, ale nigdy nie próbowałby jej zbyć, a zwłaszcza jeżeli chodziło zbliżenia. Nie mieli żadnych problemów, czuł, że są dla siebie stworzeni, idealnie ze sobą współgrając i był pewien, że Willow czuła dokładnie to samo. Dałby sobie rękę odciąć, że jeżeli w sprawach łóżkowych coś by jej nie odpowiadało, śmiało i bez ogródek powiedziałaby mu o tym.
    Był zadowolony z reakcji dziewczyny. Nie miał pojęcia, że wcześniej nie była jeszcze na płazy w Nowym Jorku, go też był z siebie jeszcze bardziej dumny, że wpadł na taki, a nie inny pomysł.
    — Co mogę powiedzieć… Cieszę się, że masz swój pierwszy raz ze mną — zaśmiał się cicho, obserwując jej reakcję. — Co do koca czy ręcznika to tak, w aucie mamy gruby koc na wypadek chłodu. W koszu jest drugi, na którym mamy zjeść kolacje i upić się winem. Chociaż z tym upiciem to jednostronne, ktoś musi zapewnić bezpieczną odwózkę — chociaż z drugiej strony… Zawsze mogli skorzystać z ubera, a auto mógł odebrać na następny dzień — albo możemy upić się razem. Dobrze, że istnieje transport publiczny. Mówiłem, że dotrzymuję słowa! — Powiedział z entuzjazmem, uśmiechając się do niej wesoło.
    Zaczął rozkładać koc, nim się jednak za to wziął, postarał się wyrównać piasek, aby wygodnie im się siedziało. Przez tę krótką chwile nie zwracał uwagi na Willy, dopiero gdy powiedziała głośno o rozbieraniu, podniósł się i spojrzał na nią z zaciekawieniem. Nie spodziewał się, że będzie chciała się wykąpać. Stanął uważnie obserwując, jak ściągała z siebie kolejne części garderoby, gdy padło pytanie o prywatną plaże, potwierdził skinieniem głowy, samemu zaczynajac pozbywać się ubrań.
    — Oczywiście, trzeba się ubrać w suche rzeczy po wyjściu — uśmiechnął się, a następnie zsunął z siebie bokserki i podszedł do blondynki. Kiedy stanął tuż obok, chwycił jej dłoń — musimy wbiec, inaczej będzie trudno się zmoczyć. Na trzy? — Zerknął na nią, upewniając się, czy zgadza się na jego plan. Ścisnął mocniej jej drobną dłoń i zaczął odliczać – raz, dwa, trzy! — Ruszył w wodę, czując jak zimno otacza jego ciało, jednak przez cały czas na jego ustach jawił się szeroki uśmiech, a dłoń wciąż ściskał na jej dłoni.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  12. — Będę musiał walczyć z całych sił, żeby nie dać się namówić — zaśmiał się, cały czas uważnie się jej przypatrując. W zasadzie to zaczynał się zastanawiać, ile minie czasu nim nie wytrzymają i przestaną trzymać ręce przy sobie. Teoretycznie lista miała kilka punktów i nie ograniczała się do pikniku na plaży, ale przecież nie muszą realizować wszystkiego krok po kroku, zawsze mogą zostawić sobie możliwości na kolejne wspólne wieczory. Blake musiał przyznać przed samym sobą, że chociaż nie był mistrzem niespodzianek i nie przepadał za organizowaniem takowych, wyjątkowo, przygotowywanie tej dla Willow bardzo mu odpowiadało. Mimo odrobiny stresu związanego z tym, czy dziewczynie się spodoba, tak wyjątkowo sama organizacja nieco go odstresowała. Nie myślał o niczym innym poza przygotowaniem randki i te uczucie pustej głowy było… niesamowicie przyjemne.
    — Brzmi świetnie, musisz mi trochę opowiedzieć o tych rzeczach. Może wykorzystam je do kolejnych randek? — Powiedział, nie spuszczając z niej spojrzenia — tak, zdecydowanie musisz mi opowiedzieć, co jeszcze będziesz robiła ze mną po raz pierwszy — puścił do niej oczko — będę przygotowany na kilka kolejnych wspólnych wieczorów, gdy uznamy, że netflix i zamówione żarcie nam się znudziło — dodał z delikatnym śmiechem. W zasadzie, jeżeli chodziło o alkohol to wolał z jego ilościami nie przesadzać. Nie miał pojęcia, w którym momencie pojawią się inne osobowości i… Jakie będą. Obiecywał jej, że z jego rąk nie spotka go krzywda, więc nie mógł i nie chciał się upijać. Pod wpłyem łatwiej było stracić kontrolę, a tego nie chciał. Nawet jeżeli wówczas przemawiałaby przez niego inna osobowość, ręce i ciało wciąż należały do niego, zresztą… Nie wybaczyłby sobie, gdyby stała jej się krzywda przez niego, nie mogła stać się krzywda, więc musiał wszelkie ryzyko minimalizować do minimum. — Kieliszek wystarczy. W sam raz na dotrzymanie towarzystwa i w sam raz na wytrzeźwienie, gdy przyjdzie czas powrotu — powiedział z uśmiechem. Jak zdecydowała Willow, nie mieli zacząć jednak od alkoholu, co wcale mu nie przeszkadzało.
    — Idealnie — powiedział, gdy trzymali się za ręce jeszcze na brzegu. Gdy znalazł się po pas w zimnej wodzie, czuł się dokładnie tak, jakby w każdy fragment jego skóry zaczęto wbijać igły lub kawałki szkła. Początkowo na jego twarzy jawił się grymas, ale szybko zniknął, gdy Willow znalazła się blisko. — Po prostu lubimy mocne wrażenia — zaśmiał się, chociaż musiał przyznać, że wydawało mu się, że zamoczenie się będzie jednak odrobinę łatwiejsze. Temperatura wody musiała być niższa niż mu się wydawało, ale przecież najgorsze mieli już za sobą. Ułożył dłonie na jej pośladkach i przyciągnął bliżej siebie, uśmiechając się przy tym cały czas. Słysząc jej słowa, kąciki ust drgnęły, a on sam nachylił się, by złożyć na jej ustach pełen namiętności pocałunek — ja ciebie też, Willow — wymruczał cicho, starając się utrzymać ich w jednej pozycji, chociaż fale znacząco to utrudniały — jesteś… — przyciągnął ją bliżej siebie, co wydawało się już niemal nieosiągalne — nie wiem, czy bez ciebie umiałbym być… — cisnęło mu się na usta dobrym człowiekiem, ale przecież nim nie był. — Jesteś najważniejsza, mała — wychrypiał w końcu, ponownie składając na jej ustach pocałunek.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  13. — Obie opcje brzmią przeokropnie — zaśmiał się, chociaż oczywiście obie opcje jak najbardziej mu odpowiadały i z chęcią wprowadziłby je do rzeczywistości dość szybko.
    Cieszył się jednak na myśl czekającego ich wieczoru. Wiedział, że nakręcanie się wzajemnie i oczekiwanie tylko sprawi, że gdy przyjdzie już odpowiedni czas, będą chcieli siebie jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
    — A dlaczego nie? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, uważnie jej się przy tym przyglądając. Był ciekawy, w czym jeszcze będzie jej towarzyszył, jako w pierwszym razie. W zasadzie mogło to być całkiem ciekawe doświadczenie, wszystko zależało od tego, czego do tej pory nie zdążyła zrobić. Zaśmiał się na kolejne słowa dziewczyny — mówisz, że nigdy nie zaznasz przesytu? — Uniósł znacząco jedną brew, wciąż uważnie jej się przyglądając. — Dobra, dobra. Zapamiętam, nigdy z tego nie zrezygnujemy. Zrozumiałem — powiedział, unosząc obie dłonie w geście poddania się — ale mimo wszystko zamierzam od czasu do czasu urozmaicać nasze wieczory. Twoja lista mi w tym pomoże — wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu.
    Uśmiechnął się czule, w odpowiedzi na jej słowa. Cieszył się, że wbrew temu w jaki sposób zaczęli swoją relację, czuła do niego tyle dobra i miłości, że była gotowa wypowiedzieć mu te słowa. Wiedział, że gdyby tego nie czuła, nie powiedziałaby mu, że go kocha.
    Widząc i czując, jak drżała, starał się objąć ją jeszcze ciaśniej i jakimś cudem ogrzać, ale wspólnie tkwienie w zimnej wodzie zdecydowanie nie ułatwiało mu zadania i powinien był się tego spodziewać.
    — W takim razie wychodzimy — wymruczał cicho z czułością. Miał tylko nadzieję, że jego głupie pomysły nie sprawią, że Willow się rozchoruje. Był świadom, że miała dużo na głowie, jeżeli chodziło o studia i pracę. Dlatego złapał mocno jej dłoń i ruszył wraz z dziewczyną w stronę brzegu. Gdy znaleźli się już na plaży, sięgnął po rozłożony koc. Wytrzepał go z piasku, a następnie otulił nim dziewczynę, ciasno do siebie ją przyciągając — wytrzyj się dokładnie — powiedział, samemu starając się ją dokładnie osuszyć, by mieć pewność, że nie będzie jej zimno — jak się domyślam, poza pierwszym razem na plaży, mamy zaliczoną pierwszą jesienną kąpiel? — Spytał z lekkim uśmiechem, przyglądając się jej. Kiedy byli już poza wodą, powiew wiatru sprawił, że zaczął czuć zimno jeszcze bardziej niż w wodzie. Musiał dopilnować, aby Willow się ubrała, a następnie sam musiał się osuszyć — cholera to naprawdę było głupie — stwierdził, rozglądając się za rzeczami, które z siebie wcześniej ściągnęli — nie wiem, czy wytrzymamy teraz na plaży — szepnął — ale możemy zawsze przenieść piknik do bagażnika samochodu, gdyby pomimo ubrania wciąż byłoby ci zimno — zaproponował, sięgając po bieliznę dziewczyny i podał jej ją.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  14. Uśmiechnął się tylko na jej słowa, nie brnąc dalej w ten żart. Doskonale zdając sobie sprawę, że szlabanu żadnego nie ma, a nawet gdyby jakimś cudem chciała go w ten sposób ukarać, nie był pewien, kogo karałaby bardziej. Jego czy siebie. Na całe szczęście nie musiał się nad tym zastanawiać.
    W tej chwili bardziej interesowało go to, czego panienka Mahoney jeszcze w swoim życiu nie robiła, kiedy zaczęła mówić, przechylił głowę, uważnie słuchając każdego słowa. Chciał wszystko zapamiętać, co wymieniła. Jednocześnie poczuł pewnego rodzaju smutek i współczucie. Wiedział, że życie Willow nie należało do łatwych, choroba i śmierć matki, pozostanie tylko z bratem… Był tego świadomy, ale w takich momentach jak ten, uderzało to w niego mocniej. Jakby jej słowa otworzyły mu właśnie szerzej oczy na to, jak mogła wyglądać jej wczesna młodość i nastoletnie lata.
    — Zdążymy to wszystko nadrobić — powiedział z delikatnym uśmiechem — nie przekreślając przy tym Netflixa, możesz być o to spokojna. Nie odbiorę ci tej przyjemności, obiecuję — zapewnił, a skoro złożył przy tym obietnicę, mogła być pewna, że jej wieczoru z filmami i żarciem były zabezpieczone w ich związkowej codzienności. Nie chciał ciągnąć dalej tematu pierwszych razy, mając teraz dobitną świadomość, że to nie było kilka rzeczy, a raczej cała lista, która jednocześnie z pewnością powodowała u dziewczyny powrót do niekoniecznie dobrych wspomnień.
    — Mam dobrą odporność — uśmiechnął się kącikami ust, gdy wspomniała o przeziębieniu. Sobą się nie przejmował i nie martwił się tak, jak o nią. Lekka gorączka? Przeżyłby. Nie był pod tym względem jak większość facetów z opowieści, nie umierał przy trzydziestu siedmiu stopniach, katar go nie zabijał, a w dodatku jego odporność była całkiem dobra — najważniejsze, żebyś ty się nie rozchorowała — powiedział, a następnie uśmiechnął się szeroko — no właśnie, cudownymi — potwierdził, poszerzając jeszcze bardziej uśmiech — i wbrew wszystkiemu… nawet tak głupie pomysły tylko z tobą mogą być dobre — powiedział i odwzajemnił krótki pocałunek.
    Osuszył ciało z wody i ubrał się, tak samo jak Willow pozostawiając gołe stopy.
    — W porządku — podał jej kluczyki, a sam podszedł do wiklinowego kosza, upewniając się, że jest w nim wszystko, co potrzebne. Ukucnął przy nim i rozplanował już rozłożenie wielorazowych eko talerzyków oraz popakowanego w pudełka jedzenia. Wystarczył tylko suchy koc, na którym będą mogli usiąść.
    — Na herbatę też się zgadzam. Nie pomyślałem o tym, aby zrobić ją w termos — powiedział, kiedy dziewczyna wróciła z kocem. Mógł przewidzieć, że w jesienny wieczór ciepły napój przyda się bardziej niż alkohol. Nie spodziewał się jednak, że postanowią urządzić sobie kąpiel, która dodatkowo wychłodziła ich ciała. — Ale nim przejdziemy do dalszych planów, postarajmy się nie zamarznąć i zjeść małe, co nieco — wstał, aby rozłożyć suchy koc, a następnie wyciągnął z kosza meksykańskie przekąski — dołączy seniorita? — Spytał wskazując na rozłożony koc, a po chwili sam usiadł na jego skrawku, nogami pozostając na chłodnym piasku.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  15. Posłał dziewczynie uśmiech, kiedy usiadła obok i nakryła ich plecy kocem.
    Objął ramieniem jej plecy i przysunął się odrobinę bliżej, aby było im cieplej. Gładził powoli dłonią wzdłuż kręgosłupa Willow, cały czas na nią zerkając.
    - Taco i burrito – odpowiedział. Zdecydowanie nie były to romantyczne dania, ale wygodne na piknik, bo śmiało można było chwycić je w rękę i, chociaż w koszyku znajdowały się sztućce, nie było konieczności ich używania. Przede wszystkim wygoda i komfort, był pewien, że Willow to docenia. Sam wyciągnął z pojemnika jedną porcję taco i zaczął powoli zjadać, upewniając się kilka razy, czy Mahoney na pewni nie jest za zimno.
    - Cieszę się – powiedział zgodnie z prawdą, był zadowolony, że udało mu się zorganizować wyjście, które jej się spodobało. Miał świadomość, że spędzali razem mało czasu poza mieszkaniem, zabiegani i skupieni na codzienności. Ona na nauce i pracy, on na pracy i ciągłym poszukiwaniu sposobu na odnalezienie Lawrence’a lub jakiegokolwiek śladu, który mógłby doprowadzić go, chociaż do kogoś, kto mógłby cokolwiek wiedzieć. Oderwanie się od codziennej rutyny było potrzebne im obojgu. Widząc, że zamierzony efekt został osiągnięty, był szczęśliwy.
    Uniósł brew, gdy zaczęła mówić, był ciekaw czego jeszcze nie robiła. Liczył, że podsunie mu w tym momencie konkretną rzecz do wykonania, dlatego przyglądał się jej z zaciekawieniem.
    - Śmiało – powiedział, chociaż uśmiech, który wcześniej gościł na jego ustach delikatnie osłabł. Był pewien, że rozmowa o pierwszych razach nie może być na tyle trudna, aby nie wiedzieć, jak się za to zabrać. Zaczął się niepokoić sposobem, w jaki Willow mówiła.
    Wyznanie blondynki było zaskakujące i ostatnim, czego tak szczerze mówiąc spodziewał się w tej chwili. Zakładał, że rozmowa będzie dotyczyła kolejnych szalonych rzeczy, które robią niektórzy ludzie lub może wcale nie tak szalonych. Rozmowa o dziecku… tak, to było ostatnie o czym by pomyślał i ostatnie, na co w tej chwili był gotowy. Wziął głęboki oddech i przymknął powieki.
    - Ja… - zaczął i szybko przerwał. Sięgnął dłonią do skroni i delikatnie zaczął ugniatać te miejsce palcami – rozumiem twoje pragnienie – powiedział, zerkając z na nią kątem oka. Rozmawiali w Waszyngtonie, że owszem chciał ruszyć ze swoim życiem na przód, chciał zrobić to z nią, ale wówczas nie było mowy o posiadaniu potomstwa. – Kiedyś… - oblizał nerwowo wargi. Nie miał pojęcia, czy będzie pewnego dnia gotowy na ponowne zostanie ojcem. Kiedy został po raz pierwszy rodzicem nie spodziewał się, że straci dziecko i ukochaną w tak tragiczny sposób i to nie przez przypadek, a przez czyjeś celowe zadanie. Czy umiałby zachować spokój, będąc kolejny raz odpowiedzialny za czyjeś życie? – Muszę go pierw dorwać, Willow – powiedział cicho. Nie chciał tego wieczoru poruszać tematu jej brata, od początku miał takie założenie, ale biorąc pod uwagę temat poruszony przez Mahoney, nie miał wyjścia – muszę zakończyć ten temat. Mieć pewność, ze jeżeli drugi raz założę rodzinę, nikt was nie skrzywdzi – odwrócił głowę, aby spojrzeć na blondynkę – nie umiałbym nie myśleć o nim i ludziach, którzy pozbawiali – pokręcił głową, nie chciał znowu wracać wspomnieniami do tamtego dnia, ale to się stało. Smród spalenizny wydawał się tak wyrazisty i realny, tak jak dźwięk strzelającego drewna z konstrukcji domu. Zacisnął dłonie z całej siły i zaczął głęboko oddychać. Musiał nad sobą panować, nad swoimi emocjami. – Wrócimy do tego, dobrze? Obiecuje ci, że do tego wrócimy, jak tylko zamknę sprawę twojego brata – szepnął, mając nadzieje, że Willow chociaż częściowo będzie w stanie to zrozumieć.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie chciał usłyszeć od niej przeprosin, bo doskonale rozumiał, że była młodą kobietą z pragnieniami. Młodą kobietą, przed którą tak naprawdę wciąż było całe życie. To, że on miał swój bagaż doświadczeń to był tylko jego problem. Próbował ruszyć na przód, związek z Willow był tego dowodem. Oczywiście to nie tak, że zapomniał o Beth, ona i Daisy już zawsze będą miały w jego sercu swoje miejsce, ale było w nim również miejsce dla Willow. Dla dziewczyny, z którą chciał próbować na nowo, z którą chciał mieć czystą kartę, z którą chciał… Przyszłości. A przyszłość miała być dobra.
    Nim jednak wejdzie całkowicie w przyszłość, musi zakończyć otwarte sprawy. To nie tak, że związek z Mahoney nie miał mieć przyszłości, wręcz przeciwnie. Jednak oni we dwójkę to byli oni we dwójkę, tworzenie trzeciej osoby, która będzie wymagała pełnej uwagi, poświęcenia i wielu wyrzeczeń… Ponownie, musiał zamknąć otwarte sprawy.
    — Nie przepraszaj — powiedział, biorąc głęboki oddech. Złapał jej dłoń w swoją i mocno ścisnął. Nie chciał, aby tak wyglądały rozmowy o ich przyszłości. Nie chciał, żeby bała się cokolwiek mówić o cokolwiek pytać tylko, dlatego, że miał swoją historię. Był niesamowicie wdzięczny za to, że w porę wyłapała, że potrzebuje jej pomocy. Przymknął powieki, wziął głęboki oddech, a następnie wstrzymał go w płucach, wsłuchując się w jej oddech, w jej głos. Każde słowo padające z jej ust sprawiało, że trzymał się teraźniejszości, że nie odpływał mocniej do wspomnień, które miały ochotę wedrzeć się do jego głowy i porządnie w niej namieszać.
    — Jestem z tobą — powiedział szeptem, jeszcze mocniej ściskając jej dłoń. Ich randka nie miała wyglądać w taki sposób. Mieli się odprężyć, a zamiast tego cała atmosfera gdzieś się ulotniła. Otworzył szeroko oczy, rozluźniając uścisk dłoni — jestem z tobą — powtórzył — mamy bilety na kino samochodowe — powiedział — ale czeka nas jeszcze przystanek na herbatę, którą chciałaś. Nim się stąd ruszymy… — przekręcił się na kocu tak, aby znaleźć się bardziej przodem do niej. Wyciągnął dłoń i chwycił palcami jej podbródek, zmuszając ją tym samym, aby na niego spojrzała — jak mówiłem… Rozumiem, że masz swoje pragnienia. Rozumiem to, Willow — wyszeptał, nie odrywając wzroku od jej jasnych oczu — proszę cię tylko o czas. O możliwość zamknięcia przeszłości, żebyśmy mogli tworzyć swoją przyszłość bez tego ogona. Jak… Jak mógłbym spłodzić dziecko, wiedząc, że ludzie odpowiedzialni za śmierć Beth i Daisy są żywi i bezkarni? Jak mógłbym spokojnie czekać na to, aż kolejny raz będą chcieli pokazać swoją siłę i możliwości? Willy… — Puścił podbródek dziewczyny i ułożył dłonie na jej policzkach, delikatnie się nad nią nachylając — to nie tak, że nie chcę stworzyć z tobą rodziny, skarbie — szepnął — chcę mieć tylko pewność, że historia nie zatoczy koła, że nic nie będzie zagrażało tobie, dzieciom, mi… Że będziemy mogli beztrosko cieszyć się życiem i sobą. Rozumiesz mnie? — Spytał, mając nadzieję, że Mahoney będzie w stanie chociaż częściowo spojrzeć na sytuację jego oczami i zrozumie, dlaczego musi załatwić tę jedną, konkretną sprawę.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  17. Zacisnął mocno wargi, widząc łzy w jej oczach. Nie chciał, aby ten wieczór potoczył się w taki sposób. Nie był też pewien, na ile są w stanie naprowadzić atmosferę z powrotem na tę, która towarzyszyła im początkowo.
    Przesunął kciukami po jej policzkach, jednocześnie ścierając z nich krople łez. Uśmiechnął się przy tym smutno. Nie zamierzał na siłę przekonywać jej, że wie lepiej, co czuje i co mu pomoże poradzić sobie z przeszłością. Już mieli za sobą kłótnie, która była spowodowana nieporozumieniem i z wzajemnym niezrozumieniem uczuć i emocji tego drugiego. Wyciągnął lekcję z tamtej kłótni, więc teraz tylko skinął głową.
    — Skoro tak to właśnie widzisz — mruknął, chociaż on całą tę sytuację widział z zupełnie innej strony, w zupełnie inny sposób. Czy był jednak sens przekonywać ją na siłę i za wszelką cenę? Nauczony przeszłością, postanowił tego nie robić. Zamiast starać się udowodnić swoją rację, wolał z biegiem czasu po prostu jej pokazać, że sytuacja się zmieniła. Miał tylko nadzieję, że będzie miał na to szansę, bo… Skoro powiedziała wprost o swoich pragnieniach, uważając jednocześnie, że on nigdy nie będzie w stanie ich spełnić, zostanie? Da mu szansę? Będzie chciała czekać? Zagryzł wargi, zastanawiając się nad tym, dokąd to będzie dalej zmierzało. Czy postanowi na rozstanie?
    W tej chwili jedyne, co czuł to smutek, co było paradoksalne, bo cały ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej.
    — Pewnie, zrobimy, co tylko chcesz — zmusił się do uśmiechu, a następnie podciągnął mankiet lewej ręki i zerknął na zegarek. Mieli jeszcze trochę czasu, ale skoro nie chodziło już tylko o herbatę, powinni się powoli zbierać, aby zdążyć pojawić się na czas rozpoczęcia seansu — ale proponuję się w takim razie do szykowania się w drogę — powiedział, samemu powoli się podnosząc z koca. Na szczęście nie mieli dużo do sprzątnięcia, wystarczyło złożyć koce i wrzucić pudełka do kosza. Chwila moment i zrobione. Najwięcej czasu miała zająć droga z parkingu do jego mieszkania, a następnie z mieszkania do kina. Nie miał też pojęcia, jak dużo czasu będzie potrzebowała Willow, aby się rozgrzać na tyle, by była gotowa na ponowne wyjście na zewnątrz.
    — Wiesz… Jeżeli nie masz ochoty, możemy olać tę randkę — zaproponował — ta kąpiel w oceanie była naprawdę głupim pomysłem. Jestem idiotą, że nie pomyślałem, jak bardzo można się wyziębić — powiedział z lekkim uśmiechem, składając koc, na którym jeszcze chwilę wcześniej siedzieli. — Albo przełożyć ją po prostu na inny dzień. Jakiś taki, w którym nie postanowimy się rozebrać i wejść do lodowatej wody lub zrobić coś równie głupiego — stwierdził, spoglądając na Willow. — Chodź, nie pozwolę ci dłużej marznąć — powiedział w tym samym czasie wyciągając do niej rękę, aby spleść ich palce ze sobą.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  18. — Na pewno? — Spytał, przyglądając się jej uważnie. Wszelkie oczekiwania, jakie miał do tego wieczoru zostały rozwiane. Jeżeli uważała, że chce kontynuować jej trwanie, nie miał nic przeciwko. Podejrzewał, że gorzej już być nie może, była szansa na utrzymanie obecnego nastroju lub na jego poprawienie. Widział, że nie chciała mu sprawić przykrości anulowaniem dalszych planów, ale na ten moment jemu samemu było wszystko jedno. Widział, że się starała. Jak mógłby tego nie docenić? Albo przynajmniej nie spróbować samemu się postarać? — Tak, migdalenie się w samochodzie brzmi doskonale — powiedział, a następnie, powoli krocząc w stronę auta spojrzał na nią — co do mieszkania… Jeżeli tylko tego chcesz, możesz wprowadzić się do mnie — odniósł się do jej poprzednich słów — jest wystarczająco miejsca dla naszej dwójki — cisnęło mu się na usta powiedzenie, że niczego nie musi robić, jeżeli wolałaby mieszkać sama. Nie chciał jej do niczego przymuszać.
    — Teoretycznie to ja ci podsunąłem ten pomysł. Mogłem przewidzieć, że go podchwycisz i zdecydujesz się na te szaleństwo — uśmiechnął się kącikami ust. Zdecydowanie mógł nic nie mówić na temat tej kąpieli. Z drugiej strony z pewnością będą mieli, co wspominać w przyszłości. Był pewien, że co, jak co, ale tego momentu nigdy nie zapomną.
    Wszedł za dziewczyną do mieszkania. Automatycznie odłożył kluczyki od samochodu na małej konsoli stojącej w korytarzu, a kurtkę odwiesił na wieszak. Zsunął buty i wszedł w głąb mieszkania, kierując się prosto do kuchni. Skoro Willow chciała się rozgrzać ciepłym prysznicem, postanowił wstawić wodę na herbatę i ją przygotować, by czekała na blondynkę, gdy wyjdzie z łazienki. Cofnął się do salonu, gdzie zamierzał po prostu rozsiąść się na kanapie i czekać grzecznie, aż Mahoney będzie gotowa do powrotu na ich randkę.
    Uniósł brew, napotykając po drodze rozbierającą się Willow. Nie spodziewał się takiego widoku i zachowania w tym momencie. Mimowolnie uniósł ręce w górę, ułatwiając jej ściągnięcie z niego koszulki. Przymknął na krótką chwilę powieki, próbując to wszystko ogarnąć w swojej głowie.
    — Czasami za tobą nie nadążam — powiedział cicho, kierując się za nią w stronę łazienki. Przez jego usta przeszedł delikatny uśmieszek, gdy nie wycelowała w drzwi. — Cóż… Każdy ma to, na co zasługuje, jak to mówią — puścił jej oczko, wchodząc za nią do łazienki. — Ten pomysł jest dużo lepszy, niż nasza poprzednia, wspólna kąpiel — dodał, ogarniając spojrzeniem jej sylwetkę. Wyciągnął ręce i ułożył dłonie na jej biodrach, przesunął powoli w stronę paska i powoli go rozpiął, a następnie sam rozporek i zaczął zsuwać z niej spodnie. — Prysznic czy może jednak wanna? — Spytał, powolnie uginając kolana i schodząc w dół, wciąż trzymając w dłoniach materiał jej spodni. Musnął delikatnie wargami skóry jej brzucha, tuż pod pępkiem, a następnie odchylił głowę i spojrzał na jej twarz — a może coś zupełnie innego na rozgrzanie? — Wymruczał, przyciskając usta do jej skóry tuż nad linią majtek.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  19. Pokiwał głową, nie chcąc wchodzić w niepotrzebne przepychanki. Powinien był wiedzieć, że jeżeli chce kontynuować, to powinien nie brać tego w wątpliwość. Powiedziałaby mu, gdyby było inaczej, prawda? Jeszcze nie tak dawno, nie zastanawiałby się nad tym. Poruszony jednak przez dziewczynę temat dziecka sprawił, że nie był w tej chwili w stu procentach pewien tego, czy WIllow faktycznie będzie z nim szczera. Czuł, że nie do końca się zrozumieli i obawiał się, że to mogło coś pomiędzy nimi zmienić. Nie chciał, aby tak się stało. Dlatego sam musiał wziąć się w garść i postarać się o tym nie myśleć, skupić się na tym, aby było pomiędzy nimi dobrze. Nie chciał przecież przez własne wyobrażenie sabotować własnego związku, na którym naprawdę bardzo mu zależało.
    Słysząc jej twierdzącą odpowiedź, w jego oczach pojawiły się radosne iskierki. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że Willow tak szybko zgodzi się na tę propozycję. Podejrzewał, że będzie się opierała, zwłaszcza po tej rozmowie, która zdecydowanie nie zaliczała się do udanych.
    — Wspaniale — uśmiechnął się, a jego spojrzenie było rozpromienione — kiedy chcesz zacząć przeprowadzkę? Zaplanuje sobie tak tydzień, żeby ci pomóc — oznajmił. Gdyby powiedziała, że chce już teraz udać się do swojego mieszkania i zacząć się pakować, nie miałby nic przeciwko. Miał nadzieję, że wspólne mieszkanie wpłynie na nich i na ich związek tylko lepiej. W końcu nie mieli wiele czasu na spędzanie razem czasu, zwłaszcza, kiedy Willow miała dużo nauki. Mieszkając razem, mieliby wspólne poranki i wieczory, te krótkie momenty pomiędzy własnymi zajęciami, których do tej pory nie zawsze mieli możliwość wykorzystywać.
    — Niech będzie.
    Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa. Szybko jednak powrócił do muskania wargami jej ciała i sunięcia dłońmi wzdłuż jej nóg. Zaciągał się zapachem jej skóry, gdy był tak blisko.
    — Podoba mi się ta propozycja — uśmiechnął się, otulając ciepłym oddechem fragment jej delikatnej skóry podbrzusza. Cieszył się, że mimo wszystko znaleźli się właśnie w jego mieszkaniu, w takiej sytuacji. Wszystkie wątpliwości, jakie pojawiły się w jego głowie, w tej chwili zostały rozwiane. Skupiał się tylko na jej ciepłym ciele, przyjemnym głosie i tym przyjemnym uczuciu, które zaczynał odczuwać, gdy Willy była tak blisko niego.
    Wyprostował się, gdy spletli swoje ręce. Śledził wzrokiem uważnie blondynkę, czując narastającą ekscytację, gdy klęczała przed nim. Rozchylił wargi, czując przyjemne ciepło jej warg na swoim członku. Automatycznie sięgnął dłonią jej głowy i wplótł palce pomiędzy jasne kosmyki. Mruknął cicho, gdy ich spojrzenia się spotkały, a on ponownie znalazł się w jej ustach.
    Mimowolnie zaczął nadawać tempo, poruszając delikatnie jej głową, wraz z narastającym podnieceniem ruch przestał być tak delikatny jak początkowo. Nie brakowało wiele do spełnienia i początkowo nie zamierzał jej przeszkadzać, jednak chwycił mocniej jej włosy i zatrzymał ją, pociągając za blond włosy.
    — Bądźmy w tym razem — wymruczał cicho, nie chciał dochodzić bez niej. Owszem było mu dobrze i niewiele brakowało, aby doprowadziła go na sam szczyt, ale czuł, że tego wieczoru wbrew wszystkiemu nie może być egoistą. Dlatego sam uklęknął, znajdując się twarzą na wysokości jej twarzy i uchwycił dłońmi policzki dziewczyny — jesteś cudowna — wymruczał cicho i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Przesunął dłonią z policzka do szyi dziewczyny, a następnie powoli wzdłuż ramienia. Przeszedł pocałunkami z ust na szyję i zamruczał cicho, przygryzając delikatną skórę jej szyi. — Powinniśmy się tego pozbyć — wyszeptał do jej ucha, gdy dłonią natknął materiał bielizny blondynki. Nie czekając na pozwolenie, ścisnął mocno materiał i bez problemu rozdarł go, odrzucając gdzieś na bok. Dłoń przenosząc na wewnętrzną stronę jej uda, powolnie gładząc wrażliwą skórę.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  20. - W takim razie jutro – przytaknął. W mniemaniu Blake’a im szybciej Willow się do niego przeprowadzi tym lepiej. Świadomość, że zdecydowała i zgodziła się na przeprowadzkę do niego, bardzo poprawiła mu humor. Wiedział na czym stoją, bo skoro zdecydowałaby się na zerwanie ze względu na potencjalne dziecko, jak uważała, którego on jej nie da, nie decydowałaby się w tej chwili na wspólne mieszkanie. Po takiej informacji było mu dużo łatwiej wyobrazić sobie, jak faktycznie kontynuują zaplanowaną przez niego randkę w ponownie odpowiedniej ku temu atmosferze. – Pasuje mi jutro, chyba, że z jakiegoś powodu będziesz chciała to przełożyć. Po prostu mi powiedz, w każdej chwili będę gotowy do dźwigania kartonów z twoimi książkami – powiedział z uśmiechem – chociaż nie wiem, czy na wszystkie znajdzie się od razu miejsce. Będziemy musieli zaplanować też wspólne zakupy – dodał i tak, jak za jakimikolwiek zakupami nigdy nie przepadał, tak teraz na samą myśl wspólnego wyjścia do sklepu nawet się cieszył.
    Cieszył się i czerpał przyjemność również z tego, co właśnie miało miejsce w łazience. Lubił spoglądać na nią z takiej perspektywy i powstrzymanie blondynki przed kontynuacją, wcale nie było dla niego tak łatwe, jak mogło się wydawać. Założył sobie jednak, że nie będzie egoistą i tego się trzymał. Poza tym… chciał czuć ją blisko siebie, napawać się ciepłem, bliskością i zapachem. Chciał poczuć jej wilgoć na sobie i sprawić, aby stała się jeszcze bardziej mokra i gotowa na niego.
    Zamruczał cicho na jej westchnienie, nadal wyznaczając sobie pocałunkami drogę po jej ciele.
    - Wezmę cię na zakupy i wspólnie wybierzemy coś ładnego, hm? – Wymruczał cicho, delektując się wilgocią pod swoimi palcami, którą bez zahamowań rozsmarowywał dalej po jej udzie. Droczył się z nią, nie sięgając od razu do jej kobiecości, chociaż sam bardzo chciał już to zrobić.
    - Podoba mi się to – mruknął cicho, skubiąc delikatnie w pocałunku jej dolną wargę. Wplótł palce ponownie w jej włosy, przysuwając dłoń bliżej zwieńczenia jej nóg. Pomiędzy pocałunkami namierzył miękki dywanik łazienkowy, a następnie naparł na dziewczynę tak, aby położyła się na miękkim materiale. Zawisł nad nią, podpierając się dłonią, która wcześniej miał pomiędzy kosmykami jasnych włosów. Spoglądając w jej oczy, przesunął drugą dłoń wyżej, do jej kobiecości. Rozchylił usta i wydał z siebie cichy pomruk, gdy przesunął powolnie palcami. Była tak bardzo mokra, a świadomość, że to dzięki niemu sprawiała, że chciał więcej, a jego własne podniecenie wciąż narastało. Sam skazywał się jednak na dalsze męki, pieszczące powolnie łechtaczkę ukochanej, wpatrując się przy tym prosto w jej oczy, obserwując uważnie jej reakcje na swoje działanie. Uwielbiał przyglądać się, jak bardzo go pragnęła.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  21. Pokiwał tylko twierdząco głową. Jej wprowadzenie się do niego, wiele by ułatwiło jeżeli chodziło o organizacje ich życia i jego pewność, że Willy jest bezpieczna. Nie myślał teraz o możliwym zagrożeniu z jego strony; od powrotu z Waszyngtonu jego epizody nie miały jeszcze miejsca i mimo tego, że dzisiaj mogło być bliski do zmiany osobowości, obecność Willow pomogła mu nad sobą zapanować.
    Jego myśli szybko skupiły się tylko i wyłącznie na nagiej Willow. Słysząc ją i pomruki, które z siebie wydawała, na ustach blondyna pojawił się delikatny uśmieszek. Uwielbiał jej słuchać, nawet jeżeli były to dźwięki zniecierpliwienia. Te miały swoje specjalne miejsce.
    — Zrobisz mi prywatny pokaz, a później znowu ją z ciebie zerwę — mruknął, błądząc dłońmi po ciele dziewczyny, cicho przy tym wzdychając, gdy znalazła się już na podłodze, a on miał pełen widok z takiej pozycji na całe jej ciało. Wodząc spojrzeniem po jej sylwetce, wręcz ją pożerał, a świadomość, że za chwile będzie ją miał sprawiała, że chciał odrobinę dłużej nacieszyć spojrzenie jej gotowością na niego, jej pragnieniem.
    Cicho sapnął, kiedy zauważył, że Willow osiągnęła szczyt nim zdążył zrobić cokolwiek konkretnego. Rozchylił wargi, przerywając pocałunek i sam cicho jęknął w jej wargi, czując jak bardzo była mokra, gdy otarła się o jego pełnego w gotowości penisa.
    — Z przyjemnością — oznajmił z uśmiechem na ustach, czując pod sobą jej ciało. Chwycił palcami jej brodę, złożył na jej ustach namiętny pocałunek, a drugą dłonią nakierował swoją męskość wprost w kobiecość Willow, nie przerywając namiętnego pocałunku, wszedł w nią mocno i głęboko, bez śladu delikatności. Zamierzał spełnić jej prośbę, potrzebował chwili, aby ruchy jego bioder odnalazły właściwe tempo.
    — Złap mnie za szyję — mruknął władczo, a mając pewność, że dziewczyna się go trzyma, chwycił mocno jej pośladki i podniósł ich z ziemi, starając się wciąż być w niej. — Powiedz, czego chcesz — wymruczał do jej ucha, gdy prowadził ją w kierunku ściany, do której ją przycisnął — jeszcze raz powiedz, co mam z tobą zrobić — dodał, a nim zdążyła odpowiedzieć, oparł się jedną dłonią o ścianę, drugą wciąż ściskając jej pośladek, poruszył się mocno, gwałtownie, jednak niechaotycznie. Doskonale wiedział, jakie powinny być jego ruchy by spełnić jej prośbę i dać im obojgu przyjemność, na którą czekali już ze zniecierpliwieniem. Czuł, jak na jego plecach pojawiają się kropelki potu, gorąca woda wypełniająca wannę sprawiała, że w pomieszczeniu było coraz bardziej duszno, a atmosfera pomiędzy nimi nie pomagała w swobodnym oddychaniu. Oddychał ciężko z każdym mocnym ruchem, starając się niemal za każdym razem znaleźć się głębiej. Przywarł do niej tak blisko, że czuł sterczące sutki dziewczyny na swojej skórze, osunął dłoń powoli po ścianie, aż wsunął ją pomiędzy ich ciała i ponownie odnalazł palcami łechtaczkę blondynki, jednocześnie pieszcząc ją z delikatnością i żarliwością, jednocześnie poruszając się w niej mocno acz powoli, chcąc by czuła dokładnie każdy jego ruch.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  22. Zamruczał cicho w reakcji na jej słowa, z łatwością mógłby sobie wyobrazić sytuacje o jakiej mówili, ba, miał w głowie już obraz Willow ubranej w koronkowy, pełen komplet, który ma na sobie tylko po to, aby on sam mógł się go z niej pozbyć na kilka różnych sposobów.
    Jednocześnie przed sobą miał widok, który podobał mu się jeszcze bardziej i śmiało z tego faktu korzystał, napawając się bliskością Willow wszystkimi zmysłami.
    Gdy odpowiadała na jego działanie jękami i westchnięciami, sam czuł coraz bardziej narastające podniecenie.
    Przybierając dziewczynę do ściany, skupiał się na doprowadzeniu jej na skraj, samemu starając się wytrzymać jeszcze chwilę przed osiągnięciem spełnienia. Słysząc, jak z trudem może cokolwiek powiedzieć, zerknął na nią, a usłyszawszy przekleństwo, na ustach mężczyzn pojawił się łobuzerski uśmiech, któremu towarzyszyło spojrzenie pełne satysfakcji.
    — Uwielbiam cię taką — powiedział z lekką zadyszką, jęcząc cicho, gdy poczuł paznokcie Willow na swoich plecach. Początkowo chciał się z nią podroczyć, upewniając się jak i czego dokładnie ma nie przestawać, ale czując ciasno zaciskające się mięśnie na jego męskości, zdał sobie sprawę, że oboje sięgają granicy. Posłał blondynce uśmiech, a następnie przywarł do jej warg skupiając się całkowicie na ruchach swoich bioder.
    Zacisnął mocno dłoń na jej pośladku, gdy wgryzał się w jego szyję, poruszył gwałtownie jeszcze kilka razy biodrami, aż przez jego ciało przeszedł silny dreszcz, a on sam poczuł spełnienie. Sapnął, skupiając się na trzymaniu Willow przy sobie, wciąż w niej będąc.
    — Kocham cię — szepnął, łapiąc zębami płatek jej ucha — nawet nie wiesz, jak bardzo — dodał, zasysając delikatnie trzymany w ustach fragment ciała. Oparł się czołem o zimne płytki, obejmując mocno ukochaną. Jakby musiał zebrać w sobie siły, aby pomoc jej stanąć na ziemi. Miał wrażenie, że nogi mu drżą, wraz z pozostałymi mięśniami. Wziął głęboki oddech i powoli odsunął ich od ściany, trzymając ją cały czas mocno w swoich ramionach. Wysunął się również z jej ciasnego wnętrza i uśmiechnął się delikatnie.
    — Czas na kolejną rundę rozgrzewania — wymruczał, przechodząc w stronę wanny. Nie wszedł jednak do niej od razu, zatrzymał się tuż przed i spojrzał na Willy — życzy sobie pani czego specjalnego? — Spytał, wciąż spoglądając na nią wzrokiem pełnym pożądania — świeczek, kieliszka wina, cieplej herbaty? Chociaż herbata to chyba za dużo ciepła na raz, hm? — Spytał, nie odrywając od niej swojego spojrzenia. — W końcu to nasza randka — uśmiechnął się — pójdę po te świeczki — zaśmiał się cicho pod nosem. Wiedział, że już nie dotrą do kina samochodowego, ale szczerze mówiąc, w ogóle mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, wbrew początkowym powodom, dobrze, że wylądowali w jego mieszkaniu. Nie minęło kilka minut, a Blake wrócił do łazienki z kilkoma świeczkami i zapalniczką. Poustawiał je na umywalce i półce, a następnie zapalił i spojrzał na ukochaną dziewczynę.
    — Życzy sobie pani towarzystwa?


    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  23. Przesunął czule dłonią po jej jasnych oczach, jeszcze chwilę przytrzymując ją przy sobie. Słysząc słodkie wyznanie z jej ust, uśmiechnął się. Podobał mu się, że to mówiła. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie kogoś pokochać, a usłyszenie sformułowania kocham cię przyprawi go o takie pokłady radości i wewnętrznego szczęścia.
    Cieszył się, że Willow pojawiła się w jego życiu i nie postanowiła z niego zniknąć, gdy miała ku temu okazję. Wcale by się nie dziwił, gdyby zdecydowała się właśnie na taki ruch. Ale była przy nim. Pomagała mu, kochała go. Zastanawiał się nad tym, czy Willow zdawała sobie sprawę jak mocno trzymała go przy ziemi. Odnotował w pamięci, że gdy przyjdzie odpowiedni moment będzie musiał jej uzmysłowić jak ważna dla niego jest i jak bardzo dzięki niej, jego życie jest lepsze. Wciąż zamierzał się zemścić, ale teraz wiedział, że gdy dokona swojego celu, wciąż będzie miał powód do życia. Wcześniej… Nie miał pojęcia, co po tym, gdy zabije Lawrence’a. Teraz wiedział. Bardzo dobrze wiedział.
    — Jeszcze sporo o mnie nie wiesz — uśmiechnął się, rozstawiając jeszcze kilka świeczek na umywalce. Cofnął się na chwilę do drzwi i wyciągnął rękę przez próg, aby zgasić duże, jasne światło z lampy. Nie było im w tej chwili w ogóle potrzebne. Światło płomieni dawało przyjemne, ciepłe światło, a w całym pomieszczeniu panował romantyczny półmrok. Słodki zapach, który unosił się dzięki Willow dodawał przyjemnej atmosfery. — Ale spokojnie, całe życie przed nami — dodał z uśmiechem, a następnie łapiąc za ręce blondynki, wszedł do wanny. Rozsiadł się wygodnie i przyciągnął do siebie ukochaną, mocno ją obejmując. Gładził dłońmi jej przedramiona i uśmiechał się, również chłonąc całym sobą tę chwilę.
    — Cieszę się, wiesz? — Odpowiedział pytaniem na pytanie — naprawdę — dodał, obserwując wzrokiem ruch jej dłoni — i bardzo podoba mi się twój pomysł — powiedział. Nie wiedział, czy faktycznie uda im się to osiągnąć, ale jeden wieczór w tygodniu, w którym oddadzą się sobie i relaksowi? To nie było dużo. Miał jednak świadomość, że czasami codzienność potrafiła pochłonąć tak mocno, że ciężko było wygospodarować nawet jeden wieczór. Miał nadzieję, że im uda się znaleźć jednak czas dla siebie — koniecznie z kolacją i nteflixem, co? — Zaśmiał się cicho, łapiąc jedną dłonią jej rękę i splótł ze sobą ich palce. Nachylił się delikatnie, jednocześnie przyciągając do siebie ich złączone ręce. Pocałował wierzch jej dłoni — a tak całkiem poważnie, jak mówiłem, podoba mi się myśl, że tak właśnie będzie wyglądała nasza codzienność — uśmiechnął się kącikami ust — z łatwością umiem sobie wyobrazić wieczory, gdy leżysz na kanapie pod kocem, z książką i herbatą, ucząc się do egzaminu. Ja w tym czasie będę zajmował się jedzeniem. Będę pilnował, żebyś się dobrze odżywiała i nie zapominała o wodzie w trakcie sesji — zaśmiał się cicho, ale mówił całkiem poważnie — i będę pilnował, abyś robiła sobie przerwy na odetchnięcie od nauki — dodał, poruszając znacząco brwiami, czego w takiej pozycji nie mogła zobaczyć, to jednak nie powstrzymało go przed zrobieniem konkretnej miny, świadczącej o jego brudnych myślach. — Będzie pięknie.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  24. [Cześć! Ślicznie dziękuję za powitanie, a że posiadasz aż dwójkę tych dzieci, to zostawię komentarz pod pierwszym imieniem. Bo jeśli chodzi o mnie to jestem tutaj po wątki, więc jak masz tylko chęć i miejsce to zapraszam do Amelki z kim tylko masz ochotę :D]

    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  25. Wydał z siebie ciche mruczenie zadowolenia, kiedy czuł na swoim policzku jej delikatny dotyk. Przymrużył przy tym powieki i zaciągnął się zapachem płynu do kąpieli, który wymieszał się z zapachem zapalonych przez niego wcześniej świeczek.
    Rozkoszował się trwającą chwilą. Musiał przyznać, że po początku ich znajomości, bardzo doceniał chwile takie jak ta, do bólu przesiąknięte normalnością i spokojem. Jakby byli najnormalniejszą na świecie parą, która nie miała tak brutalnego rozpoczęcia swojego związku. Przeszłości naznaczonej piętnem. Gdyby ktoś z zewnątrz dowiedział się o ich historii… Gnił by już w więzieniu, a Willow, no właśnie, co z Willow? Czy naprawdę po czasie zrozumiałaby, jak bardzo złe było to, co się działo miedzy nimi? Czy potrafiłaby z czasem przestać go kochać? Dotarłoby do niej, że to nie mogła być miłość? Na szczęście nie musiał się tym martwić. Wiedział, że nikt się nie dowieźć żadne z ich dwójki przecież tego nie chciało. Padły dziś słowa wyznanej miłości, było dobrze, bardzo dobrze.
    — Oczywiście — zaśmiał się cicho. W zasadzie nie miałby nic przeciwko, gdyby po kąpieli wciąż jeszcze korzystali ze wspólnego wieczoru i nocy. Jedzenie nigdy nie było złą opcją, zwłaszcza te smaczne i spożywane w łóżku u boku ukochanej osoby. Film dla Blake’a mógłby być jakikolwiek, bo najważniejsza była Willow obok niego. Reszta była bez znaczenia.
    Kolejny raz tego wieczoru zamruczał, czując jej wargi na swojej skórze. — Wizja z leżeniem na kanapie faktycznie jest jakaś taka przyjemniejsza, ale jakkolwiek będzie to wyglądało będzie dobrze. Najwyżej kupię sobie zatyczki do uszu, jak już będę miał dość — zaśmiał się cicho, a następnie lekko nachylił się, aby złożyć na jej nagich ramionach kilka delikatnych pocałunków, jednocześnie sunąc jedną ręką po jej szyi. Miał ochotę na jeszcze więcej czułości, ale ten nieszczęsny telefon musiał zacząć dzwonić. Chciał powiedzieć, żeby nie odbierała, ale wiedział, że jeżeli byłby to ktoś ze szpitala, mogłaby mieć duże problemy. A tego przecież nie chciał.
    — A spróbuj tylko mnie tu tak porzucić — zaśmiał się, a kiedy wyszła z wanny od razu skorzystał z chwili bycia w niej samemu i zginają kolana, zakończył cały swój tors jak i dał szybkiego nurka pod wodę. Przetarł dłoniami twarz, gdy się wynurzył i zerknął w stronę Willow. Uniósł wysoko brew, domyślając się, że coś jest nie tak. Zerwał się niemal natychmiast, gdy telefon spadł na płytki, a dziewczyna zaszlochała. Nim zdążyła powiedzieć, co to był za telefon, wyszedł już z wanny.
    — Lawrence? — Spytał się dla upewnienia, chociaż miał świadomość, że nie ma nikogo innego o kim mogłaby wspomnieć. W jednej chwili poczuł narastającą wściekłość. Nie na Willow. Na jej brata. — Pokaż mi telefon — powiedział, klęknąwszy obok niej. Domyślał się, że karta została już zniszczona. — Co mówił? Willow, powtórz mi dokładnie wszystko, co ci powiedział — poprosił. Pierwszy raz odkąd zaczął jego poszukiwania starszy Mahoney nawiązał kontakt. I cokolwiek to było, było ważne. Wiedział, cholera wiedział, że Willow jest kluczem do tej gnidy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  26. Spoglądał na dziewczynę wyczekująco. Chciał wiedzieć, co dokładnie powiedział jej brat. Słowo w słowo, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły, które mogły mieć ogromne znaczenie. Żałował, że nie pokazała mu, że ma podejść i posłuchać, że nie włączyła tej rozmowy na głośnomówiącym, że… Wiedział, że nie mógł się na nią złościć. W końcu Lawrence mimo wszystko był jej bratem, bratem, którego nie słyszała i nie widziała od kilku lat. Gdyby to on znalazł się na jej miejscu, nie miał pewności, jakby zareagował. Mimo wszystko… Był trochę zły, jednak nie konkretnie na kogoś, a jeżeli już to na Lawrence’a. Tchórz odezwał się telefonicznie. To jednak znaczyło, że obawiał się spotkania oko w oko z nim. To dodawała mu pewnego rodzaju satysfakcji.
    Pokiwał głową na jej słowa, wykonując przy tym dłonią zachęcający gest do dalszego mówienia. Na ustach Murphy’ego pojawił się delikatny uśmiech. Miał głęboko w poważaniu jego groźby. O siebie się nie bał, a był pewien, że sam nigdy nie skrzywdzi swojej siostry.
    — Świetnie — powiedział, zastanawiając się już nad dalszym działaniem. Musiał go zlokalizować, jednak do tego potrzebował pomocy. Od razu do głowy przyszło mu pewne nazwisko, ale nim się odezwie do dawnego znajomego, musi się upewnić czy może mu ufać — to… cudownie, Willow — powiedział, słysząc, że mężczyzna jest w Nowym Jorku. Początkowa wściekłość zaczęła zamieniać się powoli w radość. Coś zadziałało. Może nie wykurzył go całkiem z ukrycia, ale jednak w końcu został sprowokowany do tego, aby dać znak. — Nie zrobi tego — uśmiechnął się kącikiem ust. Uśmiech na jego ustach poszerzył się delikatnie, kiedy blondynka wspomniała o wyjściu na ulicę i szukaniu jej brata.
    — Spokojnie skarbie, jesteś bezpieczna. To przede wszystkim, jasne? Nic ci się nie stanie, nic ci nie grozi — powiedział, jednocześnie ją obejmując. Chciał ją zapewnić, że nie musi się w żaden sposób obawiać — i na ten moment nie zrobimy nic. Ja sprawdzę znajomego, którego poproszę o drobną pomoc, jest mi winien przysługę — zaczął mówić, nie zamierzając szybko skończyć — to dobrze, że się odezwał. Świetnie. Świetnie, że jest tutaj, blisko. W zasięgu ręki — kontynuował — wiesz, dlaczego odezwał się dopiero teraz? — Spytał, wcale nie oczekując odpowiedzi. — Bo jest tchórzem. Bał się wcześniej. O ciebie — powiedział cicho, spoglądając na nią. Nie miał co prawda pewności czy dobrze myślał, ale tak naprawdę nie miał nawet czasu, aby się nad tym zastanowić — teraz ma pewność, że z moich rąk nic ci nie grozi, dlatego dopiero teraz się odezwał, pierdolony tchórz.
    Musiał teraz tylko go wyśledzić, ale z pomocą wcześniej wspomnianego znajomego, nie powinno być to takie trudne.
    — Muszę się tylko upewnić, że Darren jest po właściwej stronie — powiedział, w zasadzie bardziej zastanawiając się na głos — dopadnę go, jeżeli jest w Nowym Jorku.
    Pogładził dłońmi jej plecy, a następnie przeniósł ręce na ramiona — to dobrze, że zadzwonił — powtórzył, spoglądając w końcu na jej twarz, prosto w jej oczy — jesteśmy na dobrej drodze, skarbie. Cholernie dobrej. Muszę zadzwonić z samego rana do Darrena. — położył dłoń na jej policzku, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że to przecież jej brat. Willy nie musiała w tym siedzieć, nie musiał jej o wszystkim mówić. Zwłaszcza, że tak emocjonalnie zareagowała na jego telefon. Wziął głęboki oddech i spojrzał ponownie w jej oczy — nie musisz w tym uczestniczyć, jeżeli nie chcesz — powiedział cicho — wiem, że to twój brat… wiem, że to może być dla ciebie trudne…

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  27. Wracając do Nowego Jorku był świadom tego, że ojciec będzie mu teraz patrzył na ręce bardziej niż wcześniej. W końcu chciał mieć pewność, że młody Salvatore nie będzie pakował się w kolejne problemy. I faktycznie w ostatnim czasie bywał całkiem grzeczny. Miał też on jednak swoją prawdę, która nijak miała się do tego, w co wierzył Lorenzo. W ich otoczeniu nie było osoby, która byłaby choć trochę święta, wystarczyło popatrzeć na te nieletnie uczennice, które biegały w króciutkich spódniczkach licząc na to, że nauczyciel historii im zaliczy przedmiot bez dodatkowego eseju na temat wojny secesyjnej, jak wślizgiwały się do klubów za pomocą fałszywego dowodu czy na przepełnione restauracje i kluby pełne naćpanych nastolatków czy młodych dorosłych. Gabriel na tle tych wszystkich dzieciaków wcale nie wypadał najgorzej, ale z jakiegoś powodu za najgorszego był już brany. Oczywiście w momencie, kiedy została mu przedstawiona Willow jedyne na co miał ochotę to się roześmiać i stwierdzić, że wszystkim do reszty odbiło. Nie potrzebował kompletnie żadnej panienki, aby pilnowała jego trzeźwości. Doskonale sobie radził z tym sam. Nie obchodziło go, jak wiele ojciec jej płacił, ale najwyraźniej dostatecznie wiele, aby zniechęcona osoba Gabriela nie odepchnęła jej od siebie. Przez większość czasu udawał, że jej po prostu nie ma. To było dobre podejścia, dobra taktyka. Jedyny tak naprawdę sposób, aby jakoś przetrwać. Obiecywał sobie wyprowadzkę w najbliższym czasie, ale prawda też byłą taka, że w penthousie było mu cholernie wygodnie. Miał na zawołanie służbę, miał wszystko podstawione pod nos i nie chciał z tego rezygnować. Penthouse był dość spory, praktycznie mijali się cały czas i nie wchodzili sobie w drogę. Gabrielowi było to bardzo na rękę, ale choć widywali się rzadko, to ojciec wciąż miał nad nim swego rodzaju kontrolę. To już mu się ani trochę nie podobało.
    Był wieczór, jeden z wielu i nie zamierzał przesiedzieć go w domu. Nie chciał nic nie robić, nie umiał nic nie robić. Od zawsze go nosiło. Podjęcie decyzji zajęło mu chwilę tak naprawdę. Odświeżył się i przebrał w świeższe ubrania, wybrał klub i niedługo później znalazł się wśród masy innych nowojorczyków z Upper East Side w jednym z klubów. Nigdy nie zwracał uwagi na Plotkarę, właściwie to mało go ona obchodziła, więc niewiele dla niego znaczyło, kiedy dostał powiadomienie i to o swojej własnej osobie. Bawił się świetnie, wypił parę shotów, nie robił nic, o co można byłoby mieć problem. Może jedynym problemem było to, że powinien raczej się przygotować na kolejne zajęcia, a nie wlewać w siebie kolejne kieliszki alkoholu, ale dość prędko o tym po prostu zapomniał.
    Zupełnie też nie spodziewał się tego, że jego opiekunka może się tu znaleźć. Jakoś bardzo wątpił w ten przypadek. Szedł w stronę baru, kiedy ją dostrzegł. Cały dobry nastrój opuścił go momentalnie. Nie miał nic do samej Willow, wykonywała w końcu swoją pracę. To na ojca był wkurwiony za to, jak go traktował i nie okazywał nawet grama zaufania. Przez parę chwil mierzył się po prostu z dziewczyną wzrokiem. Jakakolwiek chęć na dalszą zabawę zniknęła, choć najchętniej to by teraz tu na jej oczach coś wziął. I właściwie mógł. W kieszeni jeansów miał przecież coś na czarną godzinę. Nie zamierzał jednak ryzykować tym, że poleciałaby zaraz do ojca. Lepiej, aby staruszek nie wiedział zbyt wiele.
    Podszedł do dziewczyny.
    — Hej, Willow — odezwał się. Chciał wierzyć, że znalazła się tu przypadkiem, ale to było mało możliwe. — Co tu robisz?

    gabs

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie czuł zagrożenia. Coś podpowiadało mu, że wbrew groźbie jest bezpieczny i w żaden sposób nie czuł strachu, nie przed tym człowiekiem. Było to spowodowane tym, że już przez niego stracił raz wszystko, co było dla niego najważniejsze. Gdyby groził Willow… Ale tego nie zrobił. Miał świadomość, że było to egoistyczne, ale gdyby nawet groźba Lawrence’a się spełniła, już nic by przecież nie zrobił. Chodziło tylko o Willow. Jak ona by się czuła, gdyby go już nie było, gdyby był po drugiej stronie. Może znalazłaby szczęście w ramionach innego? Może spotkałaby kogoś, z kim byłaby w stanie stworzyć zdrową relację, która nie byłaby w żaden sposób napiętnowana.
    Nie chciał jednak umierać i jej zostawiać.
    — Gdziekolwiek teraz będziemy, jeżeli nas obserwuje będzie wiedział gdzie jesteśmy — powiedział, zastanawiając się nad tym czy mógł ich śledzić poza bezpośrednią obserwacją. Podrzucił nadajnik jemu lub jej? Kamerę, mikrofon, cokolwiek? Zmrużył powieki, intensywnie się nad czymś zastanawiając. — Nie stracisz mnie — powiedział cicho — nic złego się nie stanie, jasne? Już wystarczająco cię skrzywdziłem, obiecywałem, że nie będziesz już raniona z moich rąk ani przeze mnie. Wliczam w to swoją śmierć — kącik jego ust delikatnie zadrżał. Nie mógł jej zmusić do tego, aby jednak poszła na uczelnie czy do szpitala. Chciał, aby ze względu na niego nie rezygnowała ze swojej codzienności. Wiedział jednak dobrze, że gdyby poszła na zajęcia i tak nic by z nich nie wyniosła, z pewnością cały czas będąc myślami przy nim.
    — Posłuchaj, mała — powiedział, spoglądając na ukochaną — nie zmuszę cię do pójścia na zajęcia, co będziesz mogła i co będziesz chciała: opuścisz — poinformował, nie zamierzając się z nią w tym temacie kłócić. Nie miało to najmniejszego sensu. — Ale będąc moim cieniem musisz mnie słuchać, jasne? — Uniósł wysoko brew, przyglądając jej się spod przymrużonych powiek — nie ma, że tobie się coś wydaje, że wiesz coś lepiej. W sytuacji zagrożenia, po prostu wykonujesz rozkazy — nie krzyczał na nią, mówił spokojnie i bez nerwów, ale ton jego głosu świadczył o tym, że to nie są żarty, a on nie zamierza w ogóle podejmować w tym temacie dyskusji — jak sama zauważyłaś, to ja jestem przeszkolony. Przygotowany na wiele sytuacji, o których nie masz bladego pojęcia. Dlatego cokolwiek się wydarzy robisz to, co mówię. Muszę wiedzieć, że to jest dla ciebie jasne, że rozumiesz — powiedział, gładząc dłońmi jej ramiona — żebym mógł się skupić na rozwiązanie problemu, wiedząc dobrze, że ty będziesz bezpieczna i posłuszna — wyjaśnił cicho, a następnie nachylił się nad nią i złożył na jej ustach delikatny, ale przepełniony czułością pocałunek — pójdziemy spać, ale to jest ostatni raz, kiedy dowodzisz — wymruczał z połowicznym uśmiechem na twarzy, łapiąc jej rękę. Przyciągnął ją do siebie i mocno objął. — Rozumiemy się?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  29. — Martwy dwa razy nie zginę — zaśmiał się cicho, ale od razu przyciągnął dziewczynę do siebie i mocno ją objął — ale jak mówiłem, nie wybieram się na drugą stronę. Nie musisz się o to martwić — wyszeptał, nie wypuszczając jej ze swoich ramion. Chciał ją w ten sposób zapewnić, że po pierwsze: jest obecnie przy nim bezpieczna, a po drugie: faktycznie nie martwił się o siebie, bo nie czuł autentycznego zagrożenia ze strony Lawrence’a. Złączył wargi, zaciskając je odrobinę mocniej, a spojrzenie utkwił w jednym punkcie, zamyślając się na dłuższą chwilę. Nie miał stu procentowej pewności, co do tego, czy tok rozumowania Lawrence’a jest faktycznie zgodny z tym, co on podejrzewał, ale było takie prawdopodobieństwo. Było jednak coś jeszcze. Coś, co zastanawiało go od samego początku. Coś, o czym wcześniej nie wspomniał Willow, bo nie był i nadal nie jest pewien swoich przypuszczeń. — Wiesz… — zaczął, automatycznie mocniej ją przytulając. Spoglądał niewidzącym spojrzeniem w bliżej nieokreślony punkt za blondynką. Powoli sunął dłonią wzdłuż jej pleców i z powrotem, cały czas intensywnie zastanawiając się nad tym, co właściwie chciał powiedzieć. Co właściwie sobie myślał. Czy jego założenia nie były zbyt narcystyczne? Może za dużo sobie wyobrażał, stawiając samego siebie w centrum? Z drugiej strony, wydawało mu się to logiczne. I jednocześnie przerażające. Na tyle, że nie wspominał jej o tym, gdy opowiadał swoją historię. — W zasadzie… — zaczął, ale szybko się zawahał, automatycznie bardziej chaotycznie gładząc jej plecy. Wziął głęboki oddech, wypuścił powoli powietrze przez rozchylone wargi i zaczął raz jeszcze — czy to nie jest dziwne? — Spytał, szybko kontynuując, bo domyślał się, że przecież Willow nie siedziała w jego głowie i nie potrafiła czytać z myśli — że nie doszło do podpalenia, gdy byliśmy w domu wszyscy razem? Nie byłoby łatwiej? Pozbyć się wszystkich? Mnie? To ja… Beth i Daisy nie miały o niczym pojęcia, nie były problemem, żadnymi świadkami, niczego by nie powiedziały — wydusił z siebie, cały czas zastanawiając się nad tym, czy powinien był to mówić na głos — mnie nie wystraszyli. Sprawili, że się zemszczę, że dopilnuję tego, aby skończyli gdzie powinni — powiedział, marszcząc delikatnie brwi. Niechętnie, z oporem cofnął dłoń i odsunął się od Willy na długość ramion, aby spojrzeć jej w oczy — oni czegoś ode mnie chcą — mruknął cicho. Nie bał się. To sprawiało, że miał pewnego rodzaju poczucie gwarancji nietykalności. Groźbę Lawrence’a traktował jako zwyczajny straszak. Gdyby nie był nikomu do niczego potrzebny, spłonąłby razem z rodziną. Był tego pewien.
    Westchnął cicho, słysząc jej sprzeciw. Już miał powiedzieć, że ma nawet sobie nie żartować, ale gdy zaczęła kontynuować swoją wypowiedź, zamknął usta. Z ogromną niechęcią musiał przyznać, że miała rację i było to naprawdę rozsądne. Umościł się wygodnie na łóżku i automatycznie ułożył dłonie na jej talii, gdy na nim usiadła — rozumiemy — powiedział, delikatnie się uśmiechając i odwzajemniając pocałunek — ale masz nie być za bardzo rygorystyczna. Przed jakimkolwiek działaniem mogą mnie powstrzymać jedynie naprawdę poważne uszkodzenia, dobra? — Uniósł brew, przyglądając się jej uważnie.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  30. Mógł przewiedzieć, że Willow się tutaj znajdzie. Tak naprawdę musiał pilnować się na każdym kroku, zastanawiać się czy przypadkiem jej za nim nie ma. Jego ojciec miał momentami naprawdę durne pomysły, ale żeby ściągać tu dziewczynę w środku nocy? Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że płacił jej niemałe sumy za to. Nie wiedział skąd dziewczyna pochodzi, jaka jest jej sytuacja, ale oczywiste było, że dla osób, które nie zarabiają ogromnych kwot warto było się poświęcić. Parę nieprzespanych nocy w zamian za ładną kwotę na koncie z pewnością były warte zachodu. Tylko jemu to się coraz mniej podobało, nie potrzebował nikogo do opieki, choć jego ojciec jak widać sądził zupełnie inaczej. Zupełnie jakby miał kilka lat. Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji było to, że Willow była w jego wieku, zawsze mógł trafić na kogoś dużo starszego z kim nawet nie dałoby się porozmawiać. Chyba, że to była celowa taktyka, aby ładną dziewczyną odwrócić uwagę Gabriela od dobrej zabawy. Momentami to może i działało, ale jego ojciec chyba nie byłby na tyle głupi, aby coś takiego robić.
    Nieznacznie się uśmiechnął. Nic, jeszcze, nie zdążył wziąć. Pewnie, gdyby pojawiła się tu parę minut później to tak by nie było, ale póki dziewczyna wisiała mu na karku i patrzyła na ręce nie zamierzał robić niczego, co mogłoby sprawić, że poleciałaby do jego ojca. I tak poleci, aby zdać raport, ale w końcu wypicie paru drinków w klubie nie było przestępstwem. Chyba, że jednak Lorenzo uzna, że i tego należy mu całkowicie zakazać. Zdecydowanie musiał się sprężać ze znalezieniem nowego lokum. Potrzebował znacznie więcej wolności niż już miał, a jednocześnie myśl o opuszczeniu wygodnego domu ze służbą na zawołanie wcale mu się nie podobała.
    Zmrużył nieco oczy, uważniej się jej przyglądając.
    — Wiesz, już miałem nadzieję, że to faktycznie byłoby przypadkowe spotkanie w klubie — odparł. Byłoby zdecydowanie milej. Nie zwracał uwagi na ludzi dookoła. Mimo, że wiedział co brały osoby, z którymi się przez chwilę bawił to nie chciał w to wchodzić. A na pewno nie dziś. Jakby mu zależało na czymś mocniejszym to nie brałby tego w klubie. Uśmiechnął się pod nosem. — Jesteśmy już na tym etapie i ufasz mi na słowo? To urocze, jak szybko nasza relacja przechodzi na coraz wyższe poziomy.
    Skinął głową w stronę baru, aby tam się właśnie udali. Skoro chciała tego drinka, to go dostanie. Sam właściwie chętnie by się jeszcze czegoś napił.
    — To co pijesz? — spytał opierając się o bar. Nawiązał kontakt wzrokowy z barmanem, który po chwili się pojawił przy ich dwójce. Dla siebie wziął old fashioned, choć nie był wielkim fanem whisky to poczuł na nią dziwną chęć. — Może Manhattan? Skoro już tutaj jesteśmy?
    Czuł chęć zmienienia miejsca na jakieś inne. Może mniej znane, gdzie piło się głównie tanie piwo, zajadało frytkami robionymi na tłuszczu sprzed miesięcy. Rzadko w takich miejscach bywał, ale miały one swój klimat. I zdecydowanie mniejsza szansa na to, że wpadnie się na kogoś znajomego. A w końcu Nowy Jork pełen był takich miejsc. Wystarczyło wyściubić nos spoza Upper East Side, czego wiele jego znajomych nie było w stanie zrobić. Chyba, że wyjazd poza Manhattan oznaczał dojazd na lotnisko i lot prywatnym samolotem na luksusowe wakacje w typowo instagramowym miejscu.

    gabs

    OdpowiedzUsuń
  31. Zaśmiał się wesoło na jej słowa, kręcąc przy tym z rozbawienia głową.
    — Nie podejrzewałem, że jesteś, aż tak mściwa — powiedział, wciąż będąc przy tym nieco rozbawionym. Uśmiech zszedł jednak prędko z jego ust, gdy zaczął myśleć o tym wszystkim, co chciał powiedzieć, co czuł.
    W zasadzie to nie oczekiwał od Willow czegokolwiek. Musiał to po prostu z siebie wyrzucić, pozbyć się myśli, które krążyły w jego głowie od długiego czasu i nie miały ujścia.
    Będąc w sypialni, czekał, aż dziewczyna zacznie mówić, bo wyraźnie miała coś do powiedzenia. Gładził powolnymi ruchami boki jej ciała, spoglądając przy tym cały czas na jej twarz. Pokiwał głową, na pierwsze słowa i słuchał tego, co miała do powiedzenia.
    — Może być tak jak mówisz — przyznał, ponownie kiwając delikatnie głową — pytanie, co na to ludzie, dla których pracuje. Jeżeli kierował się jedynie swoimi odczuciami, mógł wpakować się w konflikt z nimi, przez co było tak ciężko go znaleźć. Bo nie ukrywał się jedynie przede mną, ale możliwe, że przed kimś jeszcze — wysnuł, nie przestając jej dotykać nawet na krótką chwilę. Niby nie interesował go powód, dla którego stało się tak, jak się stało. W zasadzie opcja wysunięta przez Willow byłaby lepsza: nie musiałby się wówczas martwić tym, że ktoś może czegoś od niego chcieć. Zagryzł wargi, w ciszy wpatrując się w twarz ukochanej, próbując przy tym myśleć, czy miał dostęp do czegoś, do czego nie miał dostępu nikt inny, czy wiedział, o czym, co mogłoby być wykorzystane w niecnych celach? Nie wydawało mu się, aby posiadał taką wiedzę. Do momentu, gdy wspólnie pracowali, sprawy prowadzili razem. Murphy nie ukrywał niczego przed swoim partnerem, w przeciwieństwie do Lawrence’a, który ukrywał wiele rzeczy. — To jest siatka, Willy — mruknął po chwili — Lawrence nie uznał nagle, że stanie się głową jakiegoś gangu, mafii czy innego gówna, w jakie się wpakował — nie podobały mu się myśli, jakie zaczęły nachodzić do jego głowy. Nie mógł w żaden sposób usprawiedliwiać swojego byłego partnera. Słowa, które padły z jego własnych słów sprawiły, że zaczął jednak myśleć… szerzej. Bo co, jeżeli Mahoney został w jakiś sposób zmuszony? Została mu tylko Willow. Czy gdyby to on był na jego miejscu, nie zrobiłby wszystkiego, aby uratować jedyną bliską osobę, jaką miał? Czy jednocześnie nie starałby się odsunąć jej jak najdalej od siebie, aby nie została wmieszana w sprawy, które w żaden sposób jej nie dotyczyły? Potrząsnął lekko głową. Nie mógł myśleć o nim w ten sposób, nie mógł zastanawiać się nad tym, co go popchnęło do podpalenia, w jaki sposób znalazł się w takim miejscu w swoim życiu… Musiał pamiętać, że to przez niego stracił żonę i córkę. Przez niego jego życie się rozpadło i nie pozostało mu nic innego poza zemstą. Do czasu… Nie mógł być mu wdzięczny za to, co było między nim a Willy. Nie mógł myśleć w tych kategoriach, bo jakim byłby człowiekiem? Kochał swoją rodzinę, całym sobą. Kochał Beth, kochał Daisy, nie przestał. Zaczął kochać Willow, ale tylko dlatego, że stał się wolnym człowiekiem. Inaczej nie pozwoliłby sobie na te uczucia. Za duży mętlik pojawił się w jego głowie, nad którym zaczął tracić kontrolę i który go przytłaczał, stał się niewygodny.
    — Nie podoba mi się, że tu jesteś — powiedział nagle, przypatrując się jej ze zdziwieniem w oczach — w ten sposób — dodał, znacząco spoglądając na jej pozycję i swoje ręce na jej talii. Nagle je cofnął, próbując się odsunąć — dlaczego od niego po prostu nie odejdziesz? Miałaś szanse uciec… — Remy czuł się mocno niekomfortowo, jednak starał się nie wykonywać gwałtownych, pospiesznych ruchów. Zamarł, opierając się o zagłówek, próbując stworzyć jak największy dystans pomiędzy nimi.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  32. Nigdy z Lawrence’m jakoś szczególnie się nie przyjaźnili. Nie byli jak agenci z filmów, którzy trzymają się razem w pracy, a w życiu są najlepszymi przyjaciółmi. Owszem, rozmawiali nie tylko na służbowe tematy, uczestniczyli w pewnym stopniu w swoich życiach prywatnych, ale nie było w tym wielkiej zażyłości. Spędzając z kimś tak dużo czasu chcąc nie chcąc w pewnym momencie wkracza się w jakimś stopniu w życie tego drugiego, nigdy jednak nie została przekroczona ta granica, dzięki której mogliby wzajemnie powiedzieć, że doskonale się znają. Nie znali się na tyle wystarczająco, aby Blake w tej chwili mógł zaprzeczyć lub w pełni potwierdzić i zgodzić się ze słowami Willow.
    — Możesz mieć rację — powiedział po prostu, bo owszem mogła ją mieć. Może faktycznie był na tyle skrzywdzony przez życie, że wybrał taką, a nie inną drogę.
    Zresztą. Nikt, kto zna Blake’a nie powiedziałby, że cierpi na zaburzenia dysocjacyjne, a w jego ciele i głowie jest więcej niż jedna osobowość. Wydawał się być normalnym facetem. Do podpalenia nie było żadnych objawów, pojawiły się dopiero po tragedii, jaka go dotknęła. Ale czy mimo tego spoglądając na niego było widać, kim jest? Nie. Zachowywał się jak normalny człowiek po żałobie, przeżywający utratę ukochanej rodziny. Może u Lawrence’a też pojawił się zapalnik, który coś uruchomił w jego życiu.
    Całe jego ciało zesztywniało, gdy dziewczyna znalazła się zdecydowanie za blisko. Nie lubił, gdy jego granice zostawały przekraczane, a ona… Ona robiła to bez zastanowienia, co strasznie wkurzało Remy’ego. Dlaczego nie mogła być mądrzejsza i dać im spokój, tak po prostu? Nim pojawiła się w ich życiu, wszystko było dużo łatwiejsze. Nie potrafili ze sobą żyć, bo Blake po prostu nie wiedział o jego istnieniu, ale Remy’emu to nie przeszkadzało. On wiedział o Murphym i to wystarczyło. Potrafił się odnaleźć w sytuacji… Ale ona… Ona wszystko psuła.
    — Pół-półtora roku? — Otworzył szerzej oczy, przyglądając się jej z pewnym rodzajem strachu w oczach. Nie podobało mu się to, co usłyszał. Nie powinien przegapić tak dużo… Jakim cudem? Strach pojawił się już nie tylko w oczach, ale i na całej twarzy.
    Kurwa mać, nie mógł być uśpiony przez tak długi czas, jakim, kurwa cudem. Strach mieszał się jednak ze złością. — Nie, nie, nie, nie — powtarzał, jakby wpadł w jakiś trans. Zachowanie Willow niczego nie ułatwiało. Wręcz przeciwnie, nie mógł znosu zostać zepchnięty, ale ona… Nieprzyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jego pleców, a ciało zaczęło delikatnie drżeć, gdy nagle się rozebrała i przylgnęła do niego. Gdy sięgnęła jego męskości, nie był w stanie wytrzymać i zostać przy świadomości, po prostu nie mógł.
    Nagle z jego twarzy zeszły oznaki jakichkolwiek emocji, a spojrzenie wyrażało niezrozumienie, mimowolnie wydał z siebie cichy pomruk, gdy zorientował się, że trwa właśnie pocałunek, a Willy ciągnie go za włosy.
    — Kurwa — wyszeptał cicho, gdy pocałunek się zakończył, a on zdał sobie sprawę dobrze z tego, co się wydarzyło. Nie tyle bał się spojrzeć na blondynkę, co było mu głupio. Wygrał jednak tę walkę ze sobą i uchwycił dłońmi jej policzki — przepraszam kochanie — szepnął, wpatrując się prosto w jej oczy, co wcale nie było dla niego w tej chwili tak łatwe — przepraszam — dodał, kręcąc delikatnie przy tym głową i musnął delikatnie jej wargi, z czułością. Odsunął się i powoli przesunął dłońmi po jej policzkach, odsuwając je ostatecznie od niej. Ułożył palce na skroniach i zaczął dociskać palce do głowy. — Ile to trwało? — Spytał tylko cicho, przymykając powieki i mocniej naciskając wrażliwe miejsce.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  33. Zmarszczył delikatnie brwi, słuchając jej słów. Zachowania Remy’ego były dla niego zagadką. Tak naprawdę gdyby nie Willow całe jego istnienie byłoby dla Blake’a jedną wielką niewiadomą. Dziwne zaniki pamięci wciąż pozostawałyby winą przemęczenia lub szukałby innego powodu, który uzasadniałby dziwne wydarzenia z jego życia. Wygodne było zrzucanie tego na coś, a nie szukanie problemu w sobie. Z drugiej strony teraz miał przynajmniej możliwość próbowania walczenia z tym drugim i panowania nad swoim życiem samemu. Jak widać, do czasu, bo nie wszystko szło zgodnie z jego planem i założeniami. Mimo wszystko musiał przyznać, że przez naprawdę długi czas udało mu się zduszać Remy’ego. Półtora roku bez pojawiania się drugiej osobowości było nie lada wyzwaniem i był dumny, że to się w ogóle udało. Obawiał się jednak, że skoro znalazł drogę, to się będzie powtarzało częściej i wiedział, że będzie musiał bardziej się starać i na nowo walczyć z tym, aby nie przejmował więcej kontroli. Co… Było trudne w przypadku takim jak ten, gdy teraz udało mu się przebić.
    Westchnął cicho. Wiedział, że stchórzył. Tak było łatwiej. W tym przypadku dużo łatwiej było pozwolić na to, aby wygrał. Tylko jak miał jej powiedzieć, co się działo w jego głowie bez ponownej ucieczki? Jak miał przyznać się, że jego własne myśli przerosły go na tyle, że ucieczka wydała się odpowiednim rozwiązaniem? Miał ochotę wyśmiać samego siebie, jednak powstrzymał się bez problemu.
    — To nie kwestia Lawrence’a — westchnął ciężko, wbijając uparcie spojrzenie przed siebie — i myśli o nim, to nie… — wypuścił powoli powietrze przez nos, zastanawiając się nad tym czy musi jej o tym mówić. Wiedział, że powinien powiedzieć wprost, o co chodziło; dzięki temu mieli możliwość ćwiczenia jego walki z samym sobą, ale nie był gotowy do powiedzenia tego wszystkiego na głos, nie miał pojęcia, w jakim świetle stawiają go jego własne myśli w jej oczach i nie chciał tego wiedzieć, jeszcze nie teraz, nie w tej chwili. — Nie możemy dzisiaj sobie darować? — Spytał, chociaż podejrzewał, jaka będzie odpowiedź. Nie chciał jej jednak okłamywać, bo nie o to chodziło w związku, a na tym niesamowicie mocno mu zależało, na tej konkretnej relacji i nie chciał tego schrzanić, bo na początku zrobił to wystarczająco mocno. — Powiem wprost — mruknął, powoli odwracając się na bok, aby zerknąć na nią. — nie wiem czy to się znowu nie stanie, a powiedzenie tego na głos może okazać się nazbyt wyczerpujące — ułożył dłoń na jej policzku i powoli po nim przesunął, nie przerywając kontaktu wzrokowego — proszę? Wróćmy do tego później… Wiem, że muszę ci powiedzieć — dodał, chcąc ją zapewnić, że jest świadomy powagi sytuacji.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  34. Przymknął powieki i odetchnął z nieskrywaną ulgą, gdy dziewczyna pozwoliła tym razem na odpuszczenie tematu. Nie spodziewał się, że uda się tak łatwo przenieść tę rozmowę na później. Był jej za to niesamowicie wdzięczny i zamierzał w późniejszym czasie się odpłacić.
    — Dziękuję, doceniam — wymruczał, przyciskając wargi do skroni dziewczyny. Przeczesał jeszcze powolnie jej włosy, a następnie wsunął dłoń pod poduszkę, a drugą rękę zarzucił na Willy, przyciągając ją jednocześnie odrobinę bliżej siebie. — Dobranoc — wymruczał, sunąc palcami po jej ramieniu.
    Sen niestety nie przyszedł mu tak łatwo, jak Willy. Długo obserwował jej spokojną twarz podczas snu, aż w końcu jego własne powieki stały się na tyle ciężkie, że przeniósł się do krainy morfeusza. Sen był na tyle mocny, że nie przebudził się o świcie, gdy Willow postanowiła wstać i rozpocząć swój dzień.
    Gdyby nie zapach kawy i dotyk jej warg, z pewnością spałby w najlepsze do momentu, w którym zacząłby dzwonić budzik, a on zwyczajnie byłby zmuszony zwlec się w końcu z ciepłego łóżka.
    Zamruczał cicho, gdy zapach kawy docierał do jego nozdrzy coraz intensywniej, a dotyk ust był tak namacalny, że z pewnością nie był to sen.
    — Dzień dobry — odpowiedział cicho, biorąc głęboki wdech — odłóż tę kawę — wymruczał, a następnie przyciągnął ją do siebie, zaplątując ją w pościel. — Brzmi, jak plan na dzień idealny. Wszystko dzięki kawie i śniadaniu — wymruczał, tuląc ją do siebie — książki nam nigdzie nie uciekną — dodał, uśmiechając się przy tym. Nie lubił pospiesznie wychodzić z łóżka, zwłaszcza gdy za oknem gościła prawdziwa jesień, a gdy do tego miał przy sobie Willy… — trzy minuty przytulania i mogę wstać — oznajmił, obejmując ją jedną ręką, a drugą nakrył ją rozgrzaną kołdrą — nie rozumiem, jak można wstawać o tak nieludzkich godzinach — wymruczał w jej włosy, przylegając ciasno do blondynki. Mimo wszystko, ekscytacja związana z przeprowadzeniem Willy do niego sprawiała, że mimo wszystko gotów był do podniesienia swojego tyłka. Gdy Mahoney będzie już na stałe tu mieszkała, będzie miał bardzo dużo czasu, aby nacieszyć się jej obecnością i bliskością.
    — Bardzo się cieszę, wiesz? — Powiedział, gładząc dłonią jej ramie dokładnie w taki sam sposób, w jaki robił to przed zaśnięciem — że zgodziłaś się tu wprowadzić, że to się dzisiaj stanie — uśmiechnął się przy tym ciepło, śledząc wzrokiem ruch swojej dłoni — nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę — dodał, muskając wargami jej czoło, odsuwając kosmyk włosów z jej twarzy. Wyszczerzył zęby i puścił ją ze swoich objęć — więc w sumie nie przedłużajmy. Kawa, śniadanie, prysznic i mogę targać te przerażajace ilości lektur — pokiwał przy tym ochoczo głową i podniósł się w końcu do siadu, odrywając plecy od rozgrzanego łóżka, co wcale nie było takie łatwe. Sięgnął po kubek z kawą, nim jednak się napił, zaciągnął się mocno aromatycznym zapachem i dopiero wówczas zasmakował napoju — zdecydowanej tego potrzebowałem — wyszczerzył się szeroko, wypijając odrobinę i jednocześnie wstając ostatecznie z łóżka. Odstawił kubek na stolik przy łóżku i delikatnie zmienił swoje plany kolejnością, decydując się zacząć jednak od prysznica i ogarnięcia się. Kiedy wyszedł odświeżony z łazienki od razu udał się w stronę kuchni.
    — To co tam dobrego zrobiła moja najlepsze na świecie dziewczyna?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  35. — Głupie dyżury, kto w ogóle wymyślił istnienie czegoś takiego, na co to komu — zaśmiał się cicho, wywracając przy tym teatralnie oczami. Musiał jednak przyznać, że był z Willy niesamowicie dumny, bo świetnie dawała sobie radę ze wszystkim, co było po prostu niesamowite. Uważał siebie samego za pracowitego, ale Willy go przebijała, nie tylko pracowitością, ale i całą organizacją – chociaż widział, że jej doba nie raz była za krótka. Tym bardziej upewniał się, że dzisiejsza przeprowadzka to najlepsza z możliwych zmian. Widok podekscytowanej Willow działał na niego pozytywnie i sam pozwolił sobie na szeroki uśmiech i tak zwyczajną, ludzką radość.
    — Jakoś dam radę — zaśmiał się, gdy oznajmiła ile jest tych książek i szybko się ultoniła — najwyżej będziemy robić sobie przerwy na nawodnienie i reanimacje — powiedział głośno z łazienki, aby go usłyszała.
    — Po prostu szedłem — zaśmiał się, spoglądając na nią. Miał wrażenie, że pozytywna energia wypełniała całe mieszkanie i nie sposób, aby ten optymizm się nie udzielał. Wychylił się lekko, spoglądając na blat i uśmiechnął się szerzej. Zdecydowanie grzanki były bezpieczną, ale jakże smaczną opcją. Podszedł bliżej blatu, stając obok niej. Chwycił jedną ręka kubek z kawą, a drugą ułożył na udzie dziewczynę i delikatnie je gładził. Lubił czuć, że jest blisko, a wszelkie dotykanie jej utwierdzało go, że to wszystko faktycznie się dzieje. Dlatego tak często mimochodem układał dłoń na jej ramieniu, sięgał policzka czy przeczesywał włosy. — To nawet całkiem dobry pomysł, śle czy miedzy dyżurami i nauką znajdziesz jeszcze jakikolwiek skrawek wolnego czasu? — Spytał, unosząc przy tym wysoko brew. Nie, aby szukał sposobu na wykręcenie się z tego pomysłu, wręcz przeciwnie, chętnie by w nim uczestniczył, ale myślał przede wszystkim o Willy. Nie widział możliwości, by wcisnęła w swój grafik jakiekolwiek dodatkowe zajęcia, ona już ledwo miała czas na sen i jakąkolwiek regenerację.
    Spoglądał na nią, mrugając przy tym powiekami i od czasu do czasu popijając kawę – a może to cały czas było jedno popicie? Gadała tak szybko, że ledwo nadążał ze zrozumieniem wypowiadanych słów.
    — To kolejny dobry pomysł i kolejny wolny czas, który musiałabyś znaleźć — powiedział, kiwając przy tym głową. Biorąc pod uwagę, że Lawrence był w mieście powinna umieć się obronić, chociaż Blake wiedział, że akurat siostry by nie skrzywdził. Była w końcu ostatnią osobą z jego rodziny. — Proponuję kurs przełożyć na kiedy indziej, może po jakichś egzaminach czy coś, jak będziesz miała odrobinę więcej czasu dla siebie samej? — Złapał grzankę i odgryzł kawałek — co do strzelania, to nie powinno zająć dużo czasu, a przynajmniej nie jednorazowo — powiedział, zmieniając grzankę na kawę — pierwsza wizyta na strzelnicy mogłaby być dłuższa, później kilka razy po kilkanaście strzałów — mówił bardziej do siebie niż do Willow, zastanawiając się nad planem przyszłej nauki. — Pierwsze zajęcia będą teoretyczne — zaznaczył — drugie z bronią bez nabojów — zamruczał cicho zastanawiając się nad czymś — tak, zaczniemy w domu. Strzelnice zostawimy na później, musisz znaleźć dla mnie dwa wieczory — sprecyzował w końcu, odkładając kubek na blat — a później ustalimy ile strzałów i jak często będziesz potrzebowała — mrugnął do niej, zaciskając dłoń odrobine mocniej na jej udzie — na lepszego nauczyciela zdecydowanie nie mogłaś trafić — dodał uśmiechając się szeroko. Uśmiech szybko zniknął z jego ust, bo nachylił się Willy i złożył na jej ustach subtelny pocałunek.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  36. — Na wszystko przyjdzie czas — powiedział z delikatnym uśmiechem. Automatycznie sam przechylił głowę do ramienia, na którym oparła się czołem, jakby chciał stuknąć się głowami. Przez chwilę trwał w taki sposób, aż wyprostował się, mając wrażenie, że jeszcze chwila w takiej pozycji i złapie go skurcz w szyi, a to zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych uczuć. Spojrzenia jednak od dziewczyny nie odrywał, słuchając co ma do powiedzenia. Nim zdążył odpowiedzieć, ich palce zostały już złączone przez blondynkę. Zmarszczył delikatnie nos, mrużąc oczy.
    — Ty podstępna — zaśmiał się, bo nie miał nic przeciwko złożonej obietnicy. Kącik ust drgał mu jeszcze przez chwilę, bo sytuacja przypomniała mu ich pierwszą pinky swear. Wziął głęboki oddech, jakby obawiając się, że za chwile straci kontrolę, ale to się nie stało. Odetchnął z nieskrywaną ulgą i pokiwał głową — teraz się w żaden sposób nie wywinę — potwierdził, kiwając twierdząco głową, jakby słowa nie były wystarczającym potwierdzeniem.
    Z łatwością mógł sobie wyobrazić ich wspólne mieszkanie i wspólną przyszłość, bez problemu w postaci jej brata.
    — Zdecydowanie wolałbym tego uniknąć — powiedział dość poważnie, wiedział, że Willy nie miała nic złego na myśli, jednak łączenie spłonięcia domu w jakiejkolwiek formie wciąż wydawało się być dla niego za mocne, by żartować — na pewno dasz radę, jak nie ty to kto — puścił dziewczynie oczko.
    — Świetnie — wymruczał cicho, spoglądając na nią z czułością wymieszaną z pożądaniem. — Ale najpierw obowiązki, później przyjemności, chociaż z największą ochotą zamieniłbym tę kolejność — wyszeptał, układając dłoń na jej głowie i powoli przesuwał ręką po jej miękkich włosach. Z łatwością mógł ją sobie wyobrazić w lateksowym stroju superbohaterki i nie miałby nic przeciwko, aby stało się to rzeczywistością, chociaż na kilka krótkich chwil.
    Przechylił głowę, nie miał prawa wtrącać się do jej decyzji, chociaż on na jej miejscu dałby znać wcześniej.
    — Chyba się o ciebie martwi, co? — Spytał, nie przestając nawet na chwile gładzić jej jedną z dłoni, akurat po tum fragmencie ciała, na którym wygodnie było trzymać mu rękę, w tym przypadku sunął powolnie po udzie w górę i w dół, w dół i w górę. Miał świadomość, że nikt nie miał pojęcia o ich początkach, o tym jak ją porwał i przetrzymywał, jak chciał wykorzystać tylko po to, aby zbliżyć się do Larry’ego… A jednak przychodziły momenty, w których bał się, że ktoś mógłby się dowiedzieć i coś zrobić… Ale minęło tyle czasu, nie, nikt nie mógł się tak po prostu dowiedzieć czy domyślić tak po prostu.
    — Dokładnie tak — pokiwał głową — więc leć, przeprowadźmy cię tutaj, jak najszybciej — wyszczerzył zęby, klepiąc dziewczynę delikatnie w udo — pójdę w tym czasie ogarnąć samochód i opróżnić bagażnik — musnął delikatnie jej wargi, a następnie odsunął się. Dopił jeszcze kawę do końca, a następnie wsunął nogi w adidasy i jak powiedział, tak zrobił. Udał się na parking gdzie opróżnił bagażnik z jakichś pojedynczych rzeczy, które ciągle w nim leżały. Nie było tego dużo, więc poszło mu to całkiem sprawniej. Wrócił do mieszkania z siatką z siatkami, nieprzydatnej zestawem narzędzi i jakimiś, cóż, śmieciami, które miały od razu wyładować w śmietniku.
    — Gotowa? — Spytał, wchodząc w głąb mieszkania. Nie wiedział czy ma od razu zawracać na dół, czy mógł spokojnie dokończyć napoczętą wcześniej grzankę.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  37. Spojrzał na dziewczynę i tylko cicho westchnął. Nie chciał zagłębiać się w tej rozmowie, bo obawiał się dokąd mogłaby go zaprowadzić, nie chciał ponownie stracić nad sobą kontroli, nie chciał aby znowu zamiast niego pojawił się Remy. Nie mógł na to pozwolić. Starał się nie myśleć, nie zagłębiać się we własne rozmyślania, nie teraz.
    — W porządku — skinął delikatnie głową, nie chciał wysłuchiwać przeprosin. Miał świadomość, że nie zrobiła tego specjalnie i tyle wystarczyło — w porządku, Willy — powtórzył, mając nadzieję, że dziewczyna odpuści.
    Wiedział, że takie zachowanie nie było dobre, że dla jego choroby lepiej byłoby spróbować porozumieć się, zapanować nad emocjami, starać się nie stracić kontroli, ale… Ale czasami wybierał dużo łatwiejsze rozwiązania, bo tak było zwyczajnie prościej. Mógł spróbować zdusić to i skupić się na czymś innym lub pozwolić temu drugiemu wyjść na powierzchnię. W przeciwieństwie do poprzedniego wieczoru, obecne myśli nie były tak natrętne i był w stanie sobie z nimi poradzić. Poza tym, chociaż nie wiedział, co myślała Willy, chcieli tego samego: nie zamierzali psuć tego dnia.
    Odwzajemnił pocałunek i jeszcze klepnął delikatnie pośladek dziewczyny, gdy ta zeskoczyła z blatu i kierowała się w stronę łazienki.
    — Poproszę! — Krzyknął z korytarza, zatrzymując się w nim i czekając na Willy. Wziął swoją grzankę i od razu odgryzł kawałek, kierując się ponownie do wyjścia z mieszkania.
    Mieli szczęście, bo ulice były całkiem puste jak na Nowy Jork, a przejazd z mieszkania do akademika nie zajął wiele czasu.
    Miał ochotę śmiać się z jej podekscytowania, ale dokładnie tak samo jak w jego mieszkaniu, jemu samemu zaczęło się ono udzielać.
    Wyrównał kroku dziewczynie, a kiedy splotła ich dłonie, zacisnął odrobine mocniej rękę.
    Rozejrzał się po pokoju akademickim i uśmiechnął się kącikiem ust, przypominając sobie dobre, stare czasy gdy sam był studentem.
    — Wy zawsze musicie mieć tak wiele… wszystkiego — zaśmiał się, sunąc wzrokiem po pomieszczeniu. Zatrzymał wzrok na wystającej głowie spod kołdry i zaśmiał się cicho, widząc wyciągnięta dłoń.
    — Cześć, miło cię poznać — powiedział przenosząc spojrzenie na Willy. — Od czego zacząć? — Miał na myśli oczywiście pakowanie i wynoszenie jej rzeczy do samochodu. Najchętniej wziąłby się za to od razu, mając jakieś przeczucie, że niekoniecznie chciałby być obecny, gdy Rebekah zrozumie, że Willow się wyprowadza. Nie miał pojęcia jak dziewczyna zareaguje na wieść o wyprowadzce swojej współlokatorki, ale coś mu podpowiadało, że wolał być nieco dalej — zaniosę od razu pierwsze rzeczy, hm? Książki, zacznę od książek — powiedział z uśmiechem — tylko pokaż mi, które mam wziąć. Poprzekładajcie je może na jedną stronę czy coś — zaproponował z delikatnym uśmiechem na twarzy, spoglądając na Willy, a następnie na Becky.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  38. Uśmiechnął się na słowa dziewczyny, przechylając odrobinę głowę na bok. Przyglądał się jej przez chwilę w milczeniu, a kąciki jego ust powoli unosiły się coraz bardziej.
    — Muszę cię przez ten tydzień rozpieścić do tego stopnia, aby faktycznie nie chciało ci się wracać dobrego chaosu — zaśmiał się cicho, a jego oczy iskrzyły szczęściem, jakby właśnie wpadł na najlepszy pomysł, a w zasadzie który podsunęła mu sama Willy. Objął ją ramieniem, powoli gładząc dłonią jej plecy podczas tego krótkiego pocałunku.
    Kiedy już nie było jak przedłużyć wspólnych chwil w swoich ramionach, Blake zajął się tym, po co tak naprawdę się tutaj zjawili.
    Pokręcił z rozbawieniem głową na jej słowa, nie kryjąc przy tym coraz większego uśmiechu na swojej twarzy. Uśmiech ten znacząco się zwiększył, kiedy odezwała się Becky. Nic jednak nie odpowiedział.
    Rozejrzał się po pokoju, gdy wrócił po kolejne pudła do noszenia i uniósł brew, zorientowawszy się, że Becky zniknęła. Pokiwał głową na znak, że usłyszał o rzeczach do zabrania i od razu też do nich podszedł, by i je zanieść do auta.
    — Ojej — zaśmiał się — rozumiem, że postanowiła wyjść bez pożegnania? — Chwycił książki i spojrzał na Willow — w takim razie zaraz wrócę po walizkę, a jak z nią będę szedł do auta, możesz iść do administracji i tam się spotkamy, hm? — Mruknął, spoglądając na Mahoney. Widząc aprobatę z jej strony nie czekał na nic więcej i ruszył w kolejny kurs do auta i z powrotem.
    Kiedy zamknął bagażnik po spakowaniu walizki, uśmiechnął się sam do siebie. Rzeczy Willow w aucie uświadamiały go, że ta przeprowadzka dzieje się naprawdę i bardzo mu się to podobało. Przyglądając się pełnemu bagażnikiem pozwolił sobie na wypłynięcie myślami na przód. Naprawdę potrafił zwizualizować ich wspólną, szczęśliwą przyszłość. To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że musi jak najszybciej zamknąć za sobą wszystkie drzwi do przeszłości i ruszyć do przodu, zacząć spełniać tę wizję, która rysowała mu się w głowie.
    Wsunął kluczyki auta do kieszeni spodni i wrócił do głównego budynku akademika, aby znaleźć Willy i zaczekać, aż dokończy wszystkich formalności związanych z wyprowadzką z akademika. Oznaczenia i tabliczki informacyjne były tak widoczne, że bez problemu znalazł się pod drzwiami administracji. Oparł się plecami o równoległą ścianę i wsunął ręce do kieszeni, czekając cierpliwie za swoją Mahoney. Kiedy drzwi się otworzyły i wyszła z nich dziewczyna, od razu odepchnął się biodrami od ściany i złapał ją za dłoń.
    — Wszystko załatwione? — Spytał z uśmiechem, nie czekając na jej odpowiedź zadał kolejne pytanie — to od czego w końcu zaczynamy te nasze świętowanie?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  39. — Naprawdę chcesz, żebym tyle się wstrzymywał? — Spojrzał na dziewczynę, unosząc przy tym delikatnie brew w górę. — Myślisz, że na pewno później będzie czas na rozpieszczanie? — Przechylił głowę, poprawiając trzymane pudło w dłoniach. Nie myślał o tym wcześniej, ale obecność Willow w jego życiu była coraz bardziej pewna i stała. Nie wyobrażał sobie teraz momentu, w którym dziewczyna miałaby zniknąć z jego codzienności. Jak wcześniej, potrafił wyobrazić sobie ich wspólna przyszłość, ale w swoich wyobrażeniach nie skupiał się na pracy, raczej na tych wolnych wspólnych chwilach — jak widzisz swoją przyszłość? — Spytał, nie odrywając od niej zaciekawionego spojrzenia ciemnych oczu — wiesz… gdzie widzisz siebie za pięć lat? Oczywiście pomijając to, że przy moim boku, przeprowadzka to pierwszy krok — zaśmiał się cicho, ale szybko na powrót spoważniał, spoglądając na nią. Sam w zasadzie nie wiedział, gdzie widzi siebie samego. Wiedział, że jego zawieszenie nie będzie trwało wiecznie. Nie wyobrażał sobie jednak powrotu do pracy dla rzadu. Nie miał tez pewności, jak skończy się sprawa z Larrym. Wiedział, co chce zrobić. Nie miał pewności, w jaki sposób się to dla niego skończy. Pomocne było to, że sam Lawrence się ukrywał. Czy kogokolwiek zdziwiłaby cisz z jego strony, ktoś zacząłby węszyć, gdyby faktycznie udało mu się go zlikwidować? Ktoś połączyłaby zniknięcie Mahoney’a z nim? Chciał zapytać, czy czekałaby na niego, gdyby dostał wyrok. Odsunął jednak te myśli od siebie, to miał być dobry dzień. Myślenie i gadanie o potencjalnej odsiadce nie było dobą rzeczą.
    — Będziemy musieli sobie wymyślić inną rozrywkę na wieczór w takim razie — powiedział, a na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech — chociaż coś mi podpowiada, że nie będziemy się długo zastanawiać — poruszył sugestywnie brwiami, wciąż z uśmiechem na twarzy.
    Ścisnął mocniej jej dłoń i uśmiechnął się kolejny raz, obserwując profil jej twarzy.
    — Możesz być spokojna o dach nad głową — puścił jej rękę, aby mogła poprawić szal, a sam sięgnął po kluczyki od samochodu — zaczyna się, jeszcze się nie wprowadziła, a już lampki chce kupować — zaśmiał się, nie mając tak naprawdę nic przeciwko — i kwiatki… ale ty o nie będziesz dbać. Ja nie mam pamięci do takich rzeczy jak podlewanie — ostrzegł, otwierając samochód, gdy się do niego zbliżyli. Obszedł pojazd, aby otworzyć dziewczynie drzwi, a kiedy zajęła miejsce pasażera, zamknął je za nią i sam udał się na miejsce kierowcy. — W takim razie ikea — potwierdził, odpalając auto i zapinając pas bezpieczeństwa — ah, bym zapomniał… jak roślinki umrą, więcej nowych nie kupujemy — zastrzegł, włączając się do ruchu drogowego, jednocześnie układając prawą dłoń na udzie dziewczyny i delikatnie gładził je powolnymi ruchami palców.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  40. — Myślisz, że praca w szpitalu cię nie pochłonie? — Interesowało go w szczególności to, gdzie zawodowo widzi się za te kilka lat. Blake wiedział, jak wyglądała praca ambitnych lekarzy, jak poświęcali wolne chwile na ciagle samodoskonalenie siebie, ciagle szkolenia, zebrania, wyjazdy naukowe… Nie wątpił w to, aby Willow była ambitna. Wystarczyło na nią spojrzeć i od razu wiedziało się, że coś osiągnie w życiu. Zastanawiał się tylko właśnie nad tym, jak dużo będzie w stanie poświecić. Uśmiechnął się kącikiem ust i skinął głową. — Chyba znam inspirację do zmian — powiedział, wyginając usta w nieco kwaśny uśmiech, a następnie wzruszył ramionami — nie wiem, poważnie — wyznał. Nie zamierzał mówić o myślach, które go dręczyły, bo wiedział, że zepsułaby nastrój dnia, a tego przecież nie chciał. — Raczej nie wrócę do FBI — ponownie wzruszył ramionami — jako sprzedawcy też nie widzę się na dłużej. Będę musiał zastanowić się nad jakąś sensowną zmianą — powiedział, mieląc te słowa w ustach, od razu zastanawiając się nad tym, czym właściwie mógłby się zająć jeżeli wszystko poszłoby gładko i sprawnie, a na nim nie ciążyłby żaden wyrok. Może powinien jednak rozważyć powrót do agencji? Lubił to… do czasu.
    Poruszył brwiami, gdy powiedziała, że ma już pomysł. Nie miał nic przeciwko, aby przejęła inicjatywę, zwłaszcza gdy jej oczy wyglądały w taki jak obecny sposób.
    Zaśmiał się i pokiwał z aprobatą głową.
    — Jesteśmy w takim razie uratowani — spojrzał na nią z uśmiechem. Musiał przyznać, że żywe rośliny miały w sobie coś niesamowitego i dodawały duzo do przytulności wnętrza, ale prawda była również taka, że w dzisiejszych czasach łatwo było się pomylić w odróżnieniu sztucznych od żywych roślin. — Moja geniuszka — zaśmiał się, skupiając się już całkowicie na drodze i tym, aby dojechać do sklepu w miarę najszybszą z możliwych tras.
    — Choinka żywa może być. Nawet jak uschnie będzie dobrze wyglądać — stwierdził — tylko musielibyśmy kupić jodłę. Nie pachną tak mocno, ale igły się nie sypią — uśmiechnął się — i ci najważniejsze to nie kłują. Nie ma nic gorszego niż ubieranie choinki i haratanie sobie palców. — Zerknął katem oka na dziewczynę i wykrzywiła brwi w geście niezrozumienia — w jakim sensie obchodzenie? Chcesz przygotować uroczystą kolację, masz ochotę pójść do kościoła czy świątyni, czy coś innego masz na myśli? — Podpytywał — kocham cię, ale nawet siłą nie zaciągniesz mnie na żadne nabożeństwa — uprzedził. Był dorosłym i już niesamotnym facetem. Mógł na nowo dać porwać się magii świat. Nie był typem grincha, ale duchem świat również nie był. Od śmieci Beth i Daisy traktował je… Jako coś, co jest. Po prostu. — Chcesz kupić od razu jakieś świąteczne dekoracje? Bo nie mam ich w Nowym Jorku w ogóle.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  41. Pokiwał głową, a następnie się uśmiechnął na wzmiance o zamieszkaniu w dyżurce. Miał szczerą nadzieję, że faktycznie Willy będzie potrafiła znaleźć złoty środek, jeżeli chodziło o pracę już jako lekarz. Nie musiał jej mieć obok siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie był typem faceta, który nie może spuścić dziewczyny z oczy na kilka minut, zdecydowanie nie. Chciał jednak spędzać z nią znacznie więcej czasu, niż mieli go dla siebie obecnie. Dlatego naprawdę miał nadzieję, że będzie z tym lepiej, że będzie umiała ograniczyć liczbę dyżurów, że po prostu w tym wszystkim będzie umiała i przede wszystkim chciała znaleźć czas dla niego, dla siebie, dla nich…
    — Mam nadzieję. Będę musiał kontrolować tych twoich pacjentów — zaśmiał się, uśmiechając się przy tym wesoło.
    Wiedział, że praca w FBI to już przeszłość. Willow nie musiała mówić tego na głos. Co prawda raz już przeszedł testy i mimo wszystko wierzył, że drugi raz również dałby radę, ale… Chciał zamknąć drzwi przeszłości. Wraz z zamknięciem sprawy Lawrence’a chciał odciąć się od życia z Waszyngtonu najbardziej, jak się dało. Oczywiście nie zamierzał zapominać o wszystkim. Żona i córka zawsze będą w jego sercu i myślach, ale czuł, że aby ruszyć na przód musi pożegnać się z wieloma rzeczami z przeszłości. Praca należała do tego, co musiało zostać zakończone.
    — Nie pamietam. Pewnie strażakiem lub policjantem, jak każdy chłopak w wieku kilku lat — zaśmiał się, wzruszając przy tym ramionami — lubiłem koparki, ale nie zamierzam być budowlańcem ani operatorem żadnych ciężkich sprzętów — zaznaczył od razu, śmiejąc się przy tym cicho. Nie miał żadnego konkretnego pomysłu. Nie miał wielu zainteresowań, bo jego życie przed tragedia kręciło się wokół pracy i rodziny. Nigdy nie potrzebował niczego więcej. Teraz… czasami, gdy obserwował intensywne życie Willy czuł się jak nieudacznik. Nie miał porządnej pracy, nie miał chwilowo żadnych ambicji. Żył zemstą. Nic więcej się nie liczyło i ciężko było mu się zastanawiać nad tym, co miałby robić, gdy będzie już po wszystkim. Wiedział, że coś robić będzie musiał.
    Oderwał spojrzenie od drogi i utkwił je w blondynce, a na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.
    — Całe szczęście — ponownie spojrzał na ulicę, ale zacisnął odrobine za mocno palce na udzie Mahoney. — Tylko ci filmy i jedzenie w głowie, tylko tematyka i dekoracje się zmieniają — zaśmiał się, delikatnie zaciskając palce na jej dłoni, gdy splotła ze sobą ich ręce. Tak, jakby puścił delikatny prąd. — Wiesz, że nie musisz pytać mnie o zgodę? Od dzisiaj mieszkamy razem. Masz traktować te miejsce jak swoje — uśmiechnął się ciepło, korzystając z faktu, że znaleźli się na mniej uczęszczanej drodze, prowadzącej już bezpośrednio na parking, odchylił się na bok i pospiesznie musnął wargami jej policzek i ponownie skupił się na drodze — ja ciebie też, dlatego masz czuć się po prostu jak u siebie w domu. Nadaje ci prawo do decyzji o dekoracjach i innych takich — mrugnął, ale uśmiechał się przy tym. Miał nadzieje, że nie będzie musiał jej przypominać o tym często. Naprawdę chciał, aby mieszkanie stało się po prostu ich domem. Tym miejscem cieplej atmosfery z poczuciem bezpieczeństwa i tak dalej…
    — Tylko musisz pamiętać, że bagażnik jest jakby odrobinę zapełniony twoimi książkami — przypomniał, aby przypadkiem nie skończyło się tak, że nie będą mieli gdzie spakować zakupów.
    Zaparkował, a gdy opuścili samochód od razu złapał jej dłoń. Nim ruszyli w stronę wejścia, przyciągnął dziewczynę do siebie i mocno ją przytulił, ciasno do siebie dociskając — czuję, że to będą najlepsze święta od długiego czasu — szepnął w jej wargi, a następnie złożył na nich pocałunek przepełniony czułością.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  42. — Być może — odpowiedział z lekkim uśmiechem. W zasadzie… Zazdrość mogła być zdrowa, a nic nie wskazywało na to, aby Blake’a dopadła w ten niewłaściwy, nieodpowiedni sposób. Nie był zaborczy, nie miałby nic przeciwko, gdyby nagle oznajmiła mu, że zamierza spotkać się z kolegami ze studiów i wyjść z nimi. Naprawdę. Może tylko następnego dnia przywitałby ją śniadaniem i świeżymi kwiatami, żeby przypadkiem nie zapomniała, że z nim jest jej przecież dobrze. Tak czy inaczej, tak, mógł być zazdrosny.
    — Mówiłem — powiedział, wzruszając ramionami. Na razie plany były jasne i oboje doskonale o tym wiedzieli. Pokiwał głową na jej słowa i w zasadzie nie miał nic więcej do dodania. Wszystko zostało wypowiedziane w temacie, a on nawet nie chciał się w tej chwili konkretnie zastanawiać nad przyszłością. Wystarczyła mu wcześniejsza wizja wypełniona obecnością Willow w ich wspólnej przyszłości. Cała reszta nie była w tym momencie na tyle istotna, aby zawracał sobie nią głowę zamiast cieszyć się teraźniejszością. Zwłaszcza, że ta zapowiadała się naprawdę dobrze.
    Co prawda jemu samemu nie zależało wielce na zakupach. Nie mógł się doczekać momentu, w którym wyciągnie pudła z bagażnika i zaczną rozpakowywać Willy. Wizja wspólnego mieszkania naprawdę mocno go ekscytowała. Był to, bowiem kolejny krok utwierdzający go, że to wszystko jest prawdziwe, że ich związek jest prawdziwy.
    — W takim razie jestem bardzo ciekawy, co takiego wymyślisz — powiedział całkiem szczerze, a po chwili szybko dodał — ale to ty siebie sama nazwałaś nudziarą. To nigdy nie padło z moich ust — zaśmiał się, spoglądając na nią spojrzeniem pełnym czułości. Kiedy tak na nią spoglądał, w jego sercu wzrastało przyjemne ciepło, które w następstwie rozchodziło się po całym ciele. Były momenty, w których zwyczajnie nie dowierzał, że to wszystko układało się tak dobrze.
    — Mam nadzieję, że przyjdzie ci to naturalnie — powiedział, lekko się uśmiechając. Nie chciał jej przecież do niczego zmuszać, ale wierzył, że tak właśnie będzie, że swoboda, którą pragnął u niej zobaczyć po prostu do niej przyjdzie i nie będzie musiała się tego uczyć. Że po prostu to poczuje — w każdym razie… Wiesz, naprawdę chciałbym, żebyś traktowała te miejsce, jako nasze, a nie tylko moje. W końcu nie bez powodu zaproponowałem, abyś się wprowadziła. Wiesz… — spojrzał na nią z uśmiechem — naprawdę wolałbym nie przeprowadzać się do dyżurki w przyszłości — mówiąc to, spoglądał jej w oczy. W pewien sposób właśnie dawał jej jasno do zrozumienia, że naprawdę bierze to wszystko na poważnie, że chce wspólnej przyszłości. — Tym się też dzisiaj nie przejmuj, w porządku? Potraktujemy to, jako prezent na zbliżające się mikołajki, hm? — Zaproponował. Miał sporo oszczędności, przez co mógł sobie obecnie pozwolić na tę beznadziejną pracę w sklepie z narzędziami. Gdyby miał się utrzymać jedynie z takiej pensji to mogłoby być krucho… Dlatego wiedział też, że po sprawie z Larry’m naprawdę będzie musiał zastanowić się nad tym, co dalej.
    Spojrzał na Willow roziskrzonym spojrzeniem, mimowolnie lustrując całą jej sylwetkę.
    — Może powinienem w takim razie cofnąć te słowa o prezencie… Zdecydowanie nie mam ochoty siedzieć tu za długo — zaśmiał się, mimowolnie ściskając odrobinę mocniej jej dłoń. Zdecydowanie nie mógł się już doczekać tego, co czekało ich później — idziemy od razu na magazyn? — Spytał ze słabo wyczuwalną nadzieją w głosie. Oczywiście, że jej pragnął. Nie był jednak, aż tak wygłodniały, aby nie wytrzymać, gdyby faktycznie chciałaby przejść przez cały sklep. Chociaż… cholera, nie był pewien. — Idziemy na magazyn — poprawił pytanie na stwierdzenie, odrobinę zachrypniętym głosem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  43. Uśmiechnął się mimowolnie, czując ciepłą dłoń blondynki na swojej twarzy. Chwycił ją za nadgarstek i przytrzymał przy sobie, gdy chciała już cofnąć rękę. Wpatrywał się przy tym prosto w jej oczy, a wargi znacząco się uniosły.
    — Czasami ciężko mi uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę — szepnął cicho, gładząc kciukiem rękę, którą wciąż przytrzymywał przy swoim policzku. Wstrzymał oddech na krótką chwilę, a następnie wypuścił powoli powietrze przez lekko rozchylone wargi i w ostateczności skinął powoli głową — kocham cię — powiedział szeptem — i wiem, że ty mnie też — dodał uwalniając w końcu ze swojego chwytu jej dłoń. Nie wątpił w nią ani razu odkąd wrócili z Waszyngtonu. Nie miał żadnej podstawy do tego i wiedział, że nadejdzie w końcu taki dzień, w którym ruszà na przód. Będą mieć czystą kartę i zrobią z nią wszystko, co tylko zechcą. Już nie mógł doczekać się tego momentu.
    — Brzmisz tak tajemniczo, że chyba zacznę żałować swoich słów — zaśmiał się. Musiał jednak przyznać, że rozbudziła w nim ciekawość i z wielką chęcią przeskoczyłby już do świat, aby móc wiedzieć, co takiego przygotowała.
    Zaskoczony, spojrzał na nią z uniesionymi wysoko brwiami, ale kącik ust delikatnie mu przy tym drżał.
    — Jasna komunikacja w związku, to bardzo ważna rzecz — zauważył, powstrzymując się od śmiechu, bo czuł, że gdyby teraz się zaśmiał, prawdopodobnie oberwałby w głowę lub inne miejsce. — A ja mam zachciankę, aby sprawić ci przyjemność, więc nie wydam na twoje zachcianki ani centa, tylko na własne — szybko odpowiedział, ale po chwili delikatnie pokiwał głową — w porządku, możemy tak zrobić — do regału i tak zamierzał dorzucić w takim razie kilka dekoracji, ale o tym nie musiała wiedzieć w tej chwili. Zatrzymał się nagle, spoglądając na nią — nie chcę, żebyś płaciła. Nie zaproponowałem ci wspólnego mieszkania, po to, aby mniej płacić — powiedział, nie spuszczając z niej spojrzenia — Willy, poważnie. Nie chcę od ciebie ani centa. Możemy pójść i tu na kompromis, znajdziemy coś za co będziesz mogła płacić, ale na pewno nie dokładasz się do czynszu czy rachunków. Chyba, że nagle się potroją, wtedy to przemyślę — zaśmiał się, ale mówił całkiem poważnie. Zaproponował wspólnie mieszkanie, bo chciał po prostu spędzać z nią więcej czasu. Nie zamierzał wyciskać z niej kasy.
    Błądził spojrzeniem po jej twarzy, a na jego ustach zagościł łobuzerski uśmiech, chociaż to jej kolejne słowa, a może jej bliskość lub jedno i drugie, zadziałały tak, że najchętniej wziąłby ją tu i teraz.
    Złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie, nie zważając na innych klientów.
    — Ktoś jest dzisiaj niegrzeczny albo bardzo chce taki być — zauważył mrukliwie, puszczając jej ramię, ale tyko po to, aby ją objąć i ułożyć dłoń na jej pośladku — potrafisz sprawić, że nigdy nie mam dość — szepnął, zastanawiając się nad jej propozycją, chociaż nie tyle nad nią samą, co nad potencjalnym miejscem. — Może jednak przejdziemy się przez cały sklep — zaczął rozmyślać na głos, zaciskając palce na pośladku dziewczyny. — Tak wiele opcji… — kontynuował, chcąc jak najszybciej przekonać się o tym czy mówiła poważnie — chodźmy jednak standardowo — zdecydował, a jego oczy zaświeciły się charakterystycznie — sprawdzimy czy nie kłamałaś, skarbie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  44. Nic więcej nie powiedział, bo uznał, że wszystko, co istotne zostało już wypowiedziane. Owszem, potrafił być romantyczny i ckliwy, jednak w tej sytuacji zdecydowanie nie było potrzeby dodawania niczego więcej. Zwłaszcza, że już po chwili na ustach ich obojga zawitały uśmiechy. Chociaż ten z twarzy Blake’a dość szybko zszedł, gdy dostał kuksańca w ramię.
    — No wiesz, co? Aua — chwycił się w miejscu, w którym przed chwilą znajdowała się pięść dziewczyny i z wyolbrzymieniem potarł je delikatnie, wymalowując na twarzy zbolałą minę — muszę się zastanowić nad tą nauką strzelania. Jeszcze wykorzystasz to przeciwko mnie — oznajmił, chociaż oczywiście żartował. Nie zamierzał niczego odwoływać i wiedział, że Willy jest tego świadoma. W zasadzie w ich przypadku, powinien sam szybciej o tym pomyśleć i nie dopuścić do sytuacji, w której sama go o to prosi. Tak naprawdę nie mieli pewności, jak daleko może posunąć się Lawrence. Co prawda zakładał, że siostra jest jego oczkiem w głowie i ostatnie, czego by chciał to skrzywdzenie jej. Jego dotychczasowe postępowanie utwierdzało go w tym przekonaniu. W końcu Larry jasno oznajmił, że oczekuje od niej odejścia od niego. Wątpił, aby chciał ją skrzywdzić. Z drugiej strony tak naprawdę nie wiedzieli w ostateczności czy Larry dla kogoś pracował czy sam wszystko planował. Jeżeli pracował dla kogoś wciąż istniało ryzyko, że będą chcieli się pozbyć Blake’a. Skoro ten podzielił się pewnymi, co prawda dość ogólnymi, ale jednak informacjami z Willy to i jej bezpieczeństwo mogło być zagrożone.
    Westchnął głośno, słysząc jej kolejne słowa. Miał ochotę ostentacyjnie przewrócić oczami, aby zrozumiała, że jeżeli chodziło o sprawy finansowe, to nie zamierzał pozwolić do tego, aby wydawała więcej niż to konieczne. Słyszał jednak w jej głosie i sposobie w jaki mówiła, że nie zamierzała łatwo odpuścić. Musiał więc znaleźć inny sposób na rozwiązanie tego problemu.
    — Uznajmy, że temat nie jest jeszcze zamknięty — powiedział w końcu, powstrzymując się przed stanowczym zamknięciem sporu. Czuł, że naprawdę rozwiązałaby wyprowadzkę, gdyby otwarcie uparł się, że będzie za wszystko płacił. Dlatego tylko zacisnął wargi, powstrzymując się przed powiedzeniem czego więcej.— Obgadamy to jeszcze — powiedział, faktycznie uznając temat za zamknięty, a przynajmniej na ten moment. Wiedział, że będą musieli do tego wrócić, a raczej, że to Willow na pewno do niego wróci. I z jednej strony nie miał nic przeciwko jej niezależności, z drugiej jednak wciąż żyło w nim przekonanie, że to on powinien być odpowiedzialny za ich utrzymanie. Była dla niego rodziną.
    Zamruczał cicho na jej słowa, a kiedy otarła się o niego, cicho westchnął, kiwając powoli głową.
    — Cóż, będziesz musiała być bardzo cichutko — szepnął, a kącik ust powędrował ku górze — grozi nam do roku odsiadki i grzywna — powiedział — ale jeżeli lubisz ryzyko… — nie dokończył, tylko spojrzał na nią wymownie — niczego nie będę ci zabraniał — powiedział mrukliwie, wzdychając, gdy wzięła jego dłoń ze swojego pośladka. Posłusznie jednak trzymał jej rękę i równym krokiem towarzyszył w wędrówce do części pokazowej.
    Zaśmiał się w reakcji na jej poczynania, ale nie miał niczego przeciwko.
    — Na przekątną — zaśmiał się, zaciskając mocno palce na uchwycie i pchnął wózek — albo raczej w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na doprowadzenie mojej dziewczyny do granic wytrzymałości — wymruczał cicho, pochylając się nad nią. Zdecydowanie takie ułożenie było idealne, bo bez problemu mógł się nachylić i szeptać wprost do jej ucha — woli panienka przejść na dział łazienek, łóżek, a może garderób i strefę przechowywania? — Otulił ciepłym oddechem jej ucho. Puścił jedną ręką uchwyt, aby ułożyć dłoń na jej ramieniu, które delikatnie ścisnął, w po chwili przełożył rękę na jej szyje i powoli po niej przesunął — możemy sprawdzić, jak wiele zmieści się w szafie, Willy — wyszeptał, pchając wózek z dziewczyną przed siebie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  45. — Anielskie stworzenie? Dobre sobie — zaśmiał się, biorąc już rękę z niby obolałego ramienia — szatan się właśnie śmieje — dodał, a następnie spojrzał prosto w jej oczy, nachylił się, aby znaleźć się jeszcze bliżej niej, a następnie cicho wyszeptał — oboje dobrze wiemy, jaki z ciebie diabełek — musnął wargami jej ucho, a następnie delikatnie je przygryzł — ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Tak dla jasności, aby do tej twojej pięknej główni nie wpadł żaden głupi pomysł — wyjaśnił, prostując się.
    Zmrużył oczy, intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane pytanie. Jedno było pewne, strzelanie musiało mieć miejsce w tym tygodniu. Mieli przecież wykorzystać w odpowiedni sposób to, że wzięła sobie trochę wolnego i zdecydowanie nie mogli wykorzystać całego tygodnia na kochanie się w różnych miejscach, chociaż naprawdę nie miałby nic przeciwko temu. Wiedział jednak, że to nie byłby najlepszy pomysł w ich sytuacji: mieli swoje do zrobienia. Później… W zasadzie to byłby zainteresowany kolejnym wolnym tygodniem Willy, aby porządnie odreagować.
    — Jutro? Pojutrze? Wybierz dzień, jaki bardziej ci pasuje — powiedział, a następnie uśmiechnął się łobuzersko — zachęcaj mnie dalej — poruszył przy tym sugestywnie brwiami — jak masz ochotę możemy pobawić się przy kolejnej sposobności w ten sposób — dodał, a jego myśli podążyły już w tym konkretnym kierunku — dobrze byś wyglądała w czarnym lateksie — stwierdził, a jego oczy zaszły mgiełką.
    Pokiwał głową na jej słowa, ale szczerze mówiąc, nie przejął się nimi w szczególny sposób. Zamierzał jakoś obejść jej uparcie, ale nie chciał zaprzątać tym sobie głowy w tej chwili. Teraz mieli do zrobienia coś innego i… Lubił to, w jaki sposób żyli. Niewinne zakupy miały zmienić się w całkiem przyjemne i nie tak bardzo niewinne, a wręcz grzeszne.
    — Śmiem twierdzić, że to może zależeć nie tylko od niekaralności — powiedział — sugerowałbym się ilością zgorszonych ludzi — mruknął.
    Sama rozmowa i planowanie publicznego seksu nakręcały go wystarczająco, aby zaczęło robić mu się cieplej, ale kiedy jej dłoń znalazła się tak blisko wrażliwego miejsca, aż musiał rozchylić wargi, aby zapanować nad oddechem.
    — Pokątna, przekątna. Najważniejsze, że razem z tobą — wychrypiał cicho, odsuwając się powoli od niej i prostując się. Musiał wziąć się w garść, bo najchętniej wziąłby ją tu i teraz, a wbrew wszystkiemu miał w sobie odrobinę przyzwoitości. Jej granice były, co prawda mocno przesunięte, ale miał to w dupie. Zwłaszcza, że Willow zdawała się podchodzić do tego dokładnie w ten sam sposób. Co najlepsze, nie spodziewał się, że będą ryzykować w ten sposób. Owszem ich seks był dobry i zdecydowanie nie należał do tego nudnego i grzecznego, ale jeszcze nie tak dawno temu, nie podejrzewałby, że będą poszukiwać idealnego miejsca w sklepie.
    — Miód dla moich uszu — uśmiechnął się, gdy wspomniała o rżnięciu, a następnie sam rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca — wytrzymaj jeszcze chwilę — wymruczał, a kiedy wskazała szafę, nie zastanawiał się długo nad tym, co powinni zrobić. Nie bawił się również w zachowanie jakiejś szczególnej ostrożności. Skręcił w alejkę przed szafą, którą wskazała i zatrzymał wózek. Obszedł go i wyciągnął dłonie w jej stronę.
    — Pani pozwoli, że pomogę — powiedział i pomógł jej wyjść z wózka. Chwycił jej dłoń i przyciągnął ją blisko siebie, a następnie złożył na jej ustach namiętny pocałunek, nim to jednak zrobił, cicho wyszeptał — i niech poczuje, co ze mną robi. — Jedną dłoń ułożył na jej karku, a drugą na posadki i przyciągnął ją blisko siebie, aby mogła poczuć wypukłość w jego spodniach. Pocałunek był błędem, bo smak jej ust tylko rozbudził jego pożądanie. Nim zdążył pomyśleć, co chce zrobić, przeniósł drugą dłoń na jej pośladek i chwycił ją, a następnie skierował się w stronę sporego mebla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy znikali za drzwiami szafy, pocałował ją zachłannie, myśląc już o tym, jak będzie przyjemnie, gdy ponownie tego dnia znajdzie się w jej ciasnym wnętrzu.
      — Jesteśmy zdrowo popierdoleni — wymruczał, cicho się śmiejąc i powoli odstawiając ją na podłogę szafy, aby mógł sięgnąć jej rozporka i zsunąć wystarczająco spodnie wraz z bielizną. Kiedy to zrobił i sięgnął dłonią jej uda, skąd przesunął powoli dłoń ku gorze, uśmiechnął się łobuzersko, czując pod palcami znajomą wilgoć. — Nie kłamałaś — szepnął, przesuwając powoli palcami po jej kobiecości.

      ❤️❤️❤️

      Usuń
  46. — Wyśmienicie — wyszeptał, z satysfakcją obserwując reakcje jej ciała na gesty, którymi je obdarowywał. Musiał przyznać, że lubił to robić. Patrzeć jak przechodzą przez nią dreszcze, jak oczy uciekały jej do góry, gdy doprowadzał ją do orgazmu. Przygryzione wargi, paznokcie wbijane w jego skórę i głośne jęki, które z siebie wydawała podczas, gdy w niej był, a później zaciskające się na nim ciasno mięśnie, będące największą satysfakcją. Uwielbiał to, że nie hamowała się, gdy doprowadzał ją do orgazmu.
    Kiedy tak na nią spoglądał, uśmiechał się kącikiem ust.
    — Chyba stworzyłem prawdziwą diablicę. Czujesz się wyzwolona, skarbie? — Spytał szepcząc i wciąż uważnie jej się przyglądając. — Myślisz, że na pewno zdążymy z wszystkimi dzisiejszymi? A przede wszystkim, że będziesz miała na to wszystko siły? — Uśmiechnął się, zapamiętując, że jutro będą uczyć się obligować broni i strzelać. — W cokolwiek, byle z tobą — wymruczał, przymykając na krótką chwilę powieki, wyobrażając ją sobie we wspomnianym stroju, trzymającą broń. Był już porządnie podniecony tocząca się pomiędzy nimi gierką, a pozwolenie wyobraźni na tak śmiały ruch spowodowało, że wydał z siebie ciche westchnienie, nie podejrzewał, że spotka w swoim życiu kobietę, która będzie doprowadzała go do takiego stanu w tak szybkim czasie. — Nadajesz się i na złoczyńcę i stróża prawa, pytanie w której roli sama czułabyś się lepiej — powiedział, przegryzając wargę — cholera, z łatwością mogę wyobrazić sobie i jedną i drugą wersję, aż za dobrze — wymruczał, z trudem utrzymując ręce przy sobie.
    Na szczęście nie musiał długo walczyć z pokusą dotykania jej w sposób zdecydowanie nie nadający się w miejsca publiczne. Przy Willy jednak nie zastanawiał się tak bardzo nad tym co wypada, a czego nie. Zacisnął mocniej dłonie, wbijając w jej jędrne pośladki palce.
    — Naprawdę chcesz coś zmieniać? Mi pasuje nasze… eksperymentowanie — powiedział pomiędzy pocałunkami, które składał na jej słodkich ustach. Sam cicho jęknął, gdy otarła się o jego męskość.
    Gdy znaleźli się w szafie, nie musiał zastanawiać się nad swoimi ruchami. Doskonale wiedział, po co się tu znaleźli i chociaż zgodnie z jej prośbą mógłby od razu wziąć się za zerżnięcie jej, chciał chociaż odrobine przedłuż to w czasie, dlatego pierw zamierzał wsunąć w nią palce, a dopiero później wejść w nią. Słysząc jednak jej słowa i czując w tym małym pomieszczeniu zniecierpliwienie, karałby ich dwoje, przedłużając. Zwłaszcza, gdy uwolniła jego penisa z ciasnych spodni. Czując jej ciepła dłoń na sobie, zamruczał. Nim zdążył się zorientować przejęła inicjatywę, a przyjemna wilgoć na jego członki spowodowała, że nie mógł dłużej czekać.
    Podtrzymywał ją mocno jedną ręką, drugą nakierował penisa w jej wnętrze i wszedł w nią, nie mogąc powstrzymać przy tym cichego sapnięcia. Zacisnął wargi, przymykając jednocześnie powieki i rozkoszując się przyjemnym ciepłem, jakie mu dała.
    — Pamiętaj, aby być cichutko — szepnął, układając drugą dłoń na jej pośladku, a następnie zaczął poruszać biodrami, jednocześnie przyciskając ją do siebie, chcąc docisnąć ją do samego końca. Początkowo jego ruchy były powolne i wbrew ich stanowczości, dość delikatne, ale każde kolejne pchniecie było stanowcze — chciałaś rżnięcia, będziesz je miała — oznajmił z uśmiechem — nie będziesz w stanie chodzić, kiedy z tobą skończę — wymruczał, unosząc ją rękoma synchronicznie do ruchów własnych bioder.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  47. Musnął delikatnie wargami jej szyje, powstrzymując się przed zmienianiem muśnięć w mokre pocałunki, dopóki nie znajdą się w szafie. Tylko dlatego oderwał usta od jej skóry, szczerze obawiając się, jak długo jeszcze wytrzyma.
    Uśmiechnął się na jej słowa. Wbrew wszystkiemu nie miałby żalu, gdyby po powrocie do mieszkania oznajmiła, że jednak jest zmęczona. Zafundowali sobie dzień pełen wrażeń, chociaż po cichy liczył, że faktycznie zregenerują się i będą kontynuować swój maraton nadrabiania wspólnego czasu. Chyba mogli to tak nazwać. Wiedząc, że Willy ma dużo na głowie i z nauką i szpitalem, zwyczajnie akceptował ograniczoną ilość wspólnego czasu, ale świadomość jej tygodnia wolnego sprawiła, że w Blake’a wstąpiło zwierzę.
    — Bo jesteśmy — zaśmiał się cicho — ale nie mam z tym żadnego, najmniejszego problemu. Podoba mi się jak jest — oznajmił, mogąc w końcu nie przestawać składać na jej ustach pocałunków.
    Szybko zapomniał o rozmawianiu, skupiając się na wspólnej, grzesznej przyjemności.
    Trzymał jej pośladki, zaciskając na nich dłonie, poruszał nią w górę i dół, potęgując tym samym wspólne doznania. Rozchylił wargi, ułatwiając sobie oddychanie. Chciał czuć ją całą blisko siebie, przez co starał się ciągle przyciskać ją do siebie, jednak w tej konkretnej pozycji nie było to najłatwiejsze. Skupiał się bardziej na samym trzymaniu jej i poruszaniu własnymi biodrami i jej ciałem, aby doznania były jak najintensywniejsze dla ich dwójki.
    — Możesz się wgryźć we mnie, jak nie będziesz mogła wytrzymać w ciszy — powiedział cicho, muskając jednocześnie wargami jej szyje. Każdy kolejny jego ruch był mocniejszy, ciepło zaczęło kumulować się w jego kroczu i sam czuł, że nie potrzebował już wiele, aby osiągnąć orgazm. Starał się jednak przede wszystkim zaspokoić ukochaną i to na niej się koncentrował. By przede wszystkim to jej było dobrze i… Cóż, naprawdę chciał spełnić swoją groźbę.
    Puścił ją, zgodnie z jej prośbą i w pierwszej chwili dopadło go zwątpienie i strach, że przesadził i nieświadomie zrobił jej krzywdę. Nim zdążył się odezwać, poczuł jak bierze go w usta. Odchylił głowę i zamruczał cicho w rekacji na doznania, jakie mu zaserwowała.
    Wplótł palce w jej włosy i po chwili powrócił to nadawania odpowiedniego tempa. Pociągnął ją za włosy, jednocześnie poruszając coraz szybciej biodrami, delikatnie przesunął wierzchem drugiej dłoni po policzku dziewczyny. Nie potrzebował dużo, aby osiągnąć orgazm. Willow doskonale wiedziała w jaki sposób obchodzić się z jego męskością, aby po niedługim czasie przez jego ciało przeszedł silny dreszcz, doprowadzający do szczytowania w jej ustach.
    — Prawdziwy diabeł — wyszeptał cicho, wciąż delikatnie się poruszając. Żałował, że w szafie było ciemno i nie mógł w tej chwili dostrzec szczegółowo jej twarzy i oczu. — Co zrobiłaś z moją słodką Willy — zaśmiał się cicho, podając jej ręce i pomagając wstać. Gdy stanęła na nogach, przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta, składając na nich pełen namiętności pocałunek.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  48. — Mogę złożyć taką obietnicę, ale czy sam fakt, że wspomniałaś o czymś takim mam uznać za niepokojący, czy raczej mam udać, że nic nie słyszałem? — Zaśmiał się cicho. Szybko jednak zapomniał o wszystkim, co działo się przed tym nim zamknęli za sobą drzwi od mebla z ekspozycji. Wszystkie zmysły Blake’a skupiały się na przyjemności płynącej z ich zbliżenia. Gdyby tylko warunki były inne, starałby się przeciągnąć całość jak najdłużej tylko by się dało, ale jednocześnie czuł silne podekscytowanie wynikające z samej świadomości, że w tak szybkim czasie podjęli decyzje o szybkim numerku w miejscu publicznym. Gdyby nie był tak bardzo owładnięty pożądaniem Willy, być może zacząłby się obawiać tego, co jeszcze wpadnie do ich głów, ale Willow była niesamowita i z nią u boku mógł dosłownie wszystko, co nakręcało go tylko jeszcze bardziej, s zaczynał wątpić, czy bardziej się dało.
    Powędrował dłońmi do jej wciąż nagich pośladków i jedyne co zdążył zrobić przed tym, nim do szafy wpadło światło to ułożenie dłoni na jędrnym ciele.
    Objął mocniej Willy i starał się przysłonić swoim ciałem jej ciało, prezentując ochroniarzowi swoje blade pośladki.
    Kącik ust Blake’a drżał delikatnie, a poziom adrenaliny podniósł się na tyle, że miał ochotę roześmiać się w reakcji na słowa ochroniarza. Powstrzymał się jednak przed tym, mając świadomość, że takie zachowanie prawdopodobnie tylko wkurwiłoby go bardziej, a zapewne właśnie trwała jego chwila chwały – w końcu na coś się przydał i złapał kogoś na nielegalnym postępku czyniąc się bohaterem sklepu. Wiedział, że za wszelką cenę musi zachować powagę, jednak musiał przyznać przed samym sobą, że było to w tej chwili wyjątkowo ciężkie zadanie.
    Podciągnął bokserki i spodnie, wyszedł jednak z szafy dopiero po upewnieniu się, że Willy jest ubrana.
    — Załatwię to — szepnął cicho, ściskając delikatnie dłoń na dłoni dziewczyny — ale jeżeli plan a nie zadziała, wypróbujemy plan b, czyli po prostu mu zwiejemy — zaśmiał się cicho i nim Willy zdążyła zareagować przyspieszył kroku, aby zrównać się z ochroniarzem. — Myślę, że policja nie będzie nam potrzebna — powiedział pewnym siebie głosem. Przy zawieszeniu w FBI musiał oddać odznakę i legitymację, więc nie miał czym potwierdzić tego, co zamierzał za chwilę powiedzieć i zrobić. Przybrał wyprostowaną postawę, napinając mięśnie, przez co w jednym momencie wyglądał na znacznie większego i silniejszego — jeżeli ma pan ochotę, proszę bardzo. Nie będą jednak zadowoleni, bo i tak będą musieli nas wypuścić. Agencja rządowa szybko zadziała — mrugnął — poza zdradzeniem, że pracuję bezpośrednio dla rządu i właśnie działamy nad pewną bardzo wrażliwą sprawą… nie mogę zdradzić niczego więcej, ale jeżeli tylko ma pan ochotę dokładać wszystkim papierkowej roboty, droga wolna — wzruszył od niechcenia ramieniem, nie odrywając wzroku od sylwetki ochroniarza — wszyscy będziemy zachwyceni. W końcu kochamy papierkową robotę.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  49. Gdyby miał świadomość, jak przyłapanie przez ochroniarza odbiera Willy i co czuje w związku z tym, podszedłby do sytuacji inaczej. Trwał jednak w poczuciu, że skoro zdecydowali się na jedną szaloną rzecz, to śmiało mogą kontynuować rozwiązanie sprawy w taki sam sposób. Szalony i niecodzienny. Zakładał, że ochroniarzowi nie będzie chciało użerać się z policją, sprawdzaniem jego tożsamości i całym tym zamieszaniem, gdy wyjdzie na jaw, że faktycznie jest agentem. Słysząc pytanie o legitymację zacisnął wargi w wąską linię, bo chyba zamroczony euforią uważał, że masywna postawa i pewność w jego głosów wystarczy do zbycia ochroniarza.
    Już miał się odezwać, kiedy Willy ich dogoniła. W pierwszej chwili spojrzał na nią nad ochroniarzem, uważnie jej się przypatrując. Nim pomyślał o tym, że jest to całkowicie wymyślona próba rozwiązania ich obecnego problemu, pierwsze co wpadło mu do głowy to myśl, że to mogła być prawda. Może stąd wcześniejsze pytania o przyszłość i założenie rodziny? Nawet zwiększone libido o którym wspomniała właśnie ochroniarzowi zgadzałoby się z ostatnimi poczynaniami.
    Zacisnął mocno jej dłoń, kiedy do niego podeszła i złapała jego rękę. Pokiwał twierdząco głową, w odpowiedzi na spojrzenie ochroniarza. Zastanawiał się jednak cały czas, czy mówiła poważnie…
    — Wie pan jak to jest — zaczął, zerkając na Willy — mówi się, że trzeba spełniać wszystkie zachcianki i kobietą w ciąży się nie odmawia — uśmiechnął się kącikami ust — chciałem nas jakoś wykręcić, rozumie pan… Żeby nie miała wyrzutów sumienia i humorków — wspominając o ostatnim od razu się skrzywił, bo podejrzewał, że Willy nie omieszka wykorzystać sytuacji i trzepnie go w głowę czy ponownie ugodzi w ramię jak miało to miejsce na parkingu — byłem pewny, że zachcianki będą się ograniczać do wymyślnego jedzenia. Naczytałem się o połączeniu nutelli z ogórkami i nastawiałem się na to. Nie żebym narzekał — dodał, szczerząc się przy tym głupio. Ochroniarz zmierzył ich wzrokiem, a następnie cicho powiedział coś do samego siebie pod nosem.
    — Nie mogę tego tak po prostu zostawić — powiedział powoli, wyraźnie się nad czymś zastanawiając — zapraszam do biura — powiedział głośno, wskazując kierunek — pomyślimy spokojnie jak rozwiązać ten problem, ale nie mogę tak po prostu puścić was wolno jakby nigdy nic, zwłaszcza, że tyle osób się zainteresowało — powiedział znacznie ciszej, aby tylko przyłapani na gorącym uczynku mogli go usłyszeć. Musiał przecież dbać o swoją wiarygodność. Kiedy mężczyzn odwrócił się i zaczął iść w stronę swojego biura, Blake zerknął na Willy. Uniósł wysoko brew, spojrzał znacząco na jej płaski brzuch, a następnie skupił się na jej oczach. Chciał z nich wyczytać czy właśnie w bardzo szalony sposób dowiedział się o tym, że zostanie ojcem, czy to stuprocentowe kłamstwo, chroniące ich tyłki.
    Zacisnął mocniej rękę na jej dłoni, jednocześnie gładząc kciukiem jej wierzch.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  50. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że ta historia uratuje ich tyłki przed spotkaniem z policją, więc kiedy cała sprawa zakończyła się tak, że mieli natychmiast opuścić sklep i więcej się w nim nie pokazywać, był szczerze zaskoczony.
    Kiedy znaleźli się przed sklepem czekając na swoje kurtki, Blake podszedł do Willy i objął ją, jednocześnie mocno do siebie przyciągając. Delikatnie pocierał dłońmi jej plecy, aby przypadkiem nie zmarzła, chociaż wiedział, że to było za mało. Miał nadzieje, że pracownik który miał zająć się ich odzieniem wierzchnim zrobi to szybko.
    — Nie będę cię bił i dobrze o tym wiesz — powiedział spokojnie, nie przestając poruszać dłońmi — ale mogę ci obiecać, że postaram się z całych sił być naszym głosem rozsądku — dodał, spoglądając na twarz brunetki. Próbował nawiązać z nią kontakt wzrokowy, a jej próby uniknięcia go, tylko wzbudzały w nim większe podejrzenia.
    Puścił ją, ale nie po to, aby się odsunąć. Jedną dłonią chwycił jej brodę i uniósł delikatnie głowę dziewczyny, aby na niego spojrzała, a drugą odgarnął kosmyk włosów za ucho.
    — Willy — zaczął, zastanawiając się nad tym, co właściwie chciał powiedzieć. Zacisnął na krótką chwilę wargi, ale szybko je rozchylił, aby po chwili przemówić — widzę, że coś cię dręczy — brzmiał łagodnie, zależało mu na tym, aby przypadkiem nie odebrała żadnego jego słowa w nieodpowiedni sposób. Ostatnie czego chciał to nieporozumienie pomiędzy nimi — chciałbym wiedzieć, co to takiego. Wiesz, skarbie, że gdybym mógł dałbym ci gwiazdkę z nieba, poważnie — uśmiechnął się lekko i dłonią, którą chwile wcześniej wsunął kosmyk włosów za ucho, teraz gładził powolnym ruchem jej policzek — dlatego chciałbym, żebyś wiedziała, że jeżeli chodzi o tę szafę… Poniosło nas, ale ludzie, którzy nas widzieli jutro o tym zapomną, bo wydarzy się coś bardziej szokujacego albo interesującego — uśmiechnął się lekko — ale jeżeli to nie w tym rzecz, chciałbym, żebyś mi po prostu powiedziała, kiedy będziesz gotowa, ok? — Uśmiechnął się połowicznie, a następnie ponownie zacisnął wargi. Zastanawiał się czy powinien pytać? Wyleciał mu z głowy fakt, że podczas ich randki piła wino. Co dziwne i czego się po sobie w tej chwili nie spodziewał, jakiś cichy głos cieszył się na myśl, że mógłby ponownie zostać ojcem. Nie zakładał tego dopóki Lawrence chodzi po tym świecie, ale… Kącik ust drgnął mu delikatnie. A drugi głosił bał się, że usłyszy, że to tylko na poczet ratowania ich dup, dlatego nie zdecydował się zadać tego pytania.
    — Dostaliśmy zakaz wstępu do tego sklepu czy sieci, bo nawet nie zarejestrowałem — zaśmiał się nieco sztucznie, spoglądając na Willy — zabiorę cię gdzie tyko chcesz. Niech tylko oddadzą nasze krótki, bo w kieszeni mam kluczyki do auta — uśmiechnął się kwaśno, spoglądając wyczekująco na drzwi. — Może zamówimy coś do jedzenia? Albo zahaczyły o jakiegoś fastfooda? — Zaproponował, mając nadzieje, że to chociaż odrobine poprawi jej humor. To miał być piękny dzień. Mieli uczcić jej przeprowadzkę, nie chciał, aby kolejny raz z rzędu coś się spieprzyło.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  51. Uśmiechnął się słabo, kiwając przy tym delikatnie głową. Mógł jej to obiecać, chociaż miał świadomość, że jeżeli powtórzyłaby się sytuacja taka jak dzisiaj i kusiłaby go w ten sam sposób, ciężko byłoby mu pozostać nieugiętym. Z drugiej strony zawsze dotrzymywał składanych obietnic, a właśnie to zrobił, złożył jej obietnicę i wiedział, że będzie musiał być silniejszy od własnych pragnień. Miał, co prawda cichą nadzieję, że oboje się w przyszłości opamiętają i nie dopuszczą do podobnej sytuacji.
    — Dobrze, już dobrze — powiedział, nie spuszczając spojrzenia z jej twarzy — obiecuję. Słyszysz? Obiecuję, że będę tym głosem rozsądku. Następnym razem przełożę cię przez ramię i wpakuję do samochodu — uśmiechnął się odrobinę mocniej, czekając cierpliwie, aż ona również uniesie spojrzenie i w końcu zaszczyci go swoim wzrokiem.
    Kiedy w końcu się doczekał, nie potrafił oderwać spojrzenia od jej oczu. Jakby chciał właśnie z nich wyczytać wszystko, co siedziało w głowie dziewczyny. W końcu nie bez powodu mówiło się, że oczy są oknami duszy. Coś w tym było, chociaż na nieszczęście Blake’a nie zawsze potrafił wszystko właściwie odczytać.
    Zmrużył lekko powieki. Nie chciał jej do niczego zmuszać ani tym bardziej naciskać do mówienia. Wolał, aby podzieliła się swoimi myślami z własnej woli, wtedy, kiedy będzie na to zwyczajnie gotowa. Ale kiedy usłyszał jej kolejne słowa, przekrzywił głowę, nadal jej się przypatrując. Robił to w ciszy, powoli przenosząc wzrok z jej twarzy na płaski brzuch, a później ponownie spojrzał na jej twarz.
    — Willow — wypowiedział miękko jej imię, sunąc powoli wierzchem dłoni po policzku dziewczyny — skarbie, mam wrażenie, że w ogóle nie zrozumiałaś tego, co próbowałem wczoraj powiedzieć. Albo może to ja źle się wyraziłem — mruknął cicho, nie ściągając dłoni z jej twarzy. Nie chciał jednak poruszać tego tematu tutaj. W zimnie, pod sklepem, byle jak. Pokręcił lekko głową — nie masz za co przepraszać, Willy — uśmiechnął się do niej, a następnie ponownie ją do siebie przyciągnął i objął mocno. Chciał ją po prostu przytulić, ale poza tym chciał, aby było jej ciepło.
    — Chyba się tego nie zapomina, nie? — Uśmiechnął się lekko, gdy wspomniała o naleśnikach — najwyżej będziemy próbować tak długo, aż wyjdą zjadliwe — odwrócił się od dziewczyny, bo w tym momencie drzwi się otworzyły. Stanął w nich pracownik w żółtej bluzie charakterystycznej dla sieci sklepów, trzymając w rękach ich kurtki.
    — Proszę — wyciągnął dłonie, wręczając odzienie w ręce Blake’a — kierownik kazał przekazać, że ma nadzieję, że nie będą państwo robić problemów i uszanują zakaz.
    — Pewnie — Blake mruknął, nie zamierzając wdawać się w głębszą rozmowę. Odebrał kurtki, tę należącą do Willy od razu jej przekazał, a w swojej sprawdził kieszenie. Kluczyk do samochodu znajdował się tam, gdzie go zostawił — sprawdź czy masz wszystko w kieszeniach — powiedział do Willy. Nie podejrzewał, aby ktoś miał coś ukraść, zwyczajna ostrożność.
    — Będziemy musieli wjechać do sklepu, chyba nie mam w domu syropu klonowego — powiedział, zdając sobie sprawę, że do naleśników nie wszystko ma w kuchni — ale możemy zahaczyć o ten całodobowy na narożniku ulicy — dodał. Również nie miał ochoty włóczyć się wielce po mieście. Chciał już znaleźć się z Willy w domu i cieszyć się po prostu jej obecnością.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  52. Pokiwał tylko głową na jej słowa. Powinna była już wiedzieć, że jeżeli używał sformułowania „obiecuję ci” to tego dotrzymywał. Nie miała powodu, aby wątpić w jego prawdomówność pod tym względem. Tym razem również zamierzał to zrobić.
    Nie przejął się w szczególny sposób przyłapaniem. Pewnie, nie chciał robić sobie kłopotów i mieszać w papierach, więc był wdzięczny, że dzięki Willy udało im się uniknąć kontaktu z policją. Może to kwestia wcześniejszej pracy? Bardziej martwił się tym, jak czuła się Willy. Wszystko inne nie miało żadnego znaczenia, bo to ona była dla niego najważniejsza. Nie trzeba było być geniuszem, aby prędko zdać sobie sprawę z tego, że dla dziewczyny nie było to najłatwiejsze przeżycie. Dlatego zdecydował się nie ciągnąć rozmowy. Nie chciał jej męczyć, nie tutaj i nie natychmiast. Mimo wszystko, do samego tematu zamierzał wrócić.
    — W porządku, skarbie — mruknął z delikatnym uśmiechem. Ułożył dłoń na jej głowie, wplatając palce w pasemka ciemnych włosów i powoli je przeczesywał. Zmarszczył brwi, słysząc słowa padające z jej ust, ale ugryzł się sam w język. Nie teraz i nie tutaj.
    — Jak wyjdą smaczne to zaczniemy naukę — spojrzał na nią, starając się zrobić to najczulej, jak tylko potrafił to zrobić. Zarzucił na siebie kurtkę i wsunął dłonie do kieszeni, ściskając w jednej z nich kluczyk. Słuchał uważnie jej słów i kiwał potakująco głową. — Wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko, no nie? — Uśmiechnął się — to o co teraz prosisz to pikuś. Masz to u mnie zagwarantowane. I wiesz… Te święta. Nie trudź się z wymyślaniem niczego. Przeżyjmy je po prostu po naszemu — zaproponował — stwórzmy swoje własne tradycje. Co ty na to? — Miał nadzieję, że przystanie na to, co powiedział. Nie chodziło o to, że bał się, co takiego mogłaby przygotować. Cały dzień rozmyślał o przyszłości z nią, a budowanie własnych tradycji było idealnym rozpoczęciem dla wszystkiego, co będzie mogło wydarzyć się na przestrzeni kolejnych lat.
    Otworzył samochód, gdy zaczęli się do niego zbliżać, a następnie przyspieszył kroku i otworzył drzwi pasażera, pomagając zająć Willy miejsce jak prawdziwy gentelman. Bez zbędnego przedłużania zamknął za nią drzwi, a następnie zajął miejsce kierowcy i ruszył w kierunku domu. Od tej chwili ich wspólnego, co niezmiernie go cieszyło.
    — To może pójdziesz do mieszkania, przygotujesz to, co potrzebne do naleśników, a ja w tym czasie wskoczę do sklepu? Czy chcesz coś jeszcze poza syropem? Jakby ci się coś po prostu przypomniało, gdy już tam będę to po prostu dzwoń — uśmiechnął się, kierując się dobrze znanymi sobie drogami prowadzącymi pod kamienicę, w której miał mieszkanie — o, mogłabyś przygotować ciepłą herbatę, bo nie powiem… Trochę nas przetrzymali z tymi kurtkami. Czuję, że zmarzły mi ręce — dodał, próbując trzymać się neutralnych tematów.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  53. — Muszę przyznać, że błyskawicznie z tym planowaniem… — uśmiechnął się delikatnie — chciałbym, żebyśmy stworzyli własne — wyjaśnił, spoglądając na jej twarz — takie… po prostu nasze. Jak choćby zalegnięcie na kanapie pod kocem z filmami — podsunął, zastanawiając się nad kolejnymi przykładami — nie chcę cię instruować, skarbie. Po prostu pomyślałem, że fajnie byłoby mieć własne tradycje na ten czas. — Słysząc o pierniczkach, ochoczo pokiwał głową — o to właśnie mi chodzi — dodał, a na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi. Nie był pewien czy Willow go zrozumiała, a nie chciał znowu spieprzyć atmosfery, która po przyłapaniu ich w sklepie wciąż nie była tak dobra, jak początkowo miała być tego dnia. Przez myśl mu przeszło, że szczęście i beztroska nie są im pisane, bo gdy było naprawdę dobrze coś zaraz musiało się wydarzyć. Ciężka rozmowa na randce, później telefon Larry’ego, teraz przyłapanie… Marzył o tym, aby mieli po prostu odrobinę luzu. Wierzył mocno w to, że gdy zemsta zostanie wymierzona, właśnie to będą mieli. Luz i spokój. W końcu będą mogli prawdziwe odetchnąć.
    — Możemy poszukać jakiegoś sprawdzonego przepisu w necie — powiedział, a po chwili zmrużył powieki, ale na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech — może są organizowane jakieś warsztaty kulinarne świąteczne? Bardziej w sumie przydałyby nam się cukiernicze… Jakbyś miała ochotę, możemy czegoś takiego poszukać. Pewnie będą mieli dobry przepis na pierniczki.
    Uśmiechnął się, kiedy zgodziła się na jego propozycję.
    Upewniwszy się, że Willow bezpiecznie dotarła do mieszkania, a w jego oknach zaświeciło się światło, wówczas ruszył do pobliskiego sklepu po syrop klonowy, którego im z pewnością brakowało do naleśników, na które miała ochotę dziewczyna.
    Przechadzając pomiędzy alejkami już zaczął się obawiać, że nie znajdzie tego, po co przyszedł, ale wypatrzył w końcu słoiczek w kształcie liścia klonu i uśmiechnął się. Wziął od razu dwie sztuki, nie mając pojęcia, jak bardzo ociekające chce Willy mieć te naleśniki. Kochał ją nad życie, ale nie miał ochoty po dotarciu do mieszkania i rozgrzaniu się, ponownie wracać na mróz.
    Wchodząc do mieszkania, do jego nozdrzy od razu dotarł przyjemny, korzenny zapach. Odwieszając kurtkę na wieszak, uśmiechnął się, gdy Willy stanęła przed nim z kubkiem.
    — Oh, jarmarki — pokiwał głową — powinniśmy się wybrać bliżej świąt. Co ty na to? — Zapytał, odbierając kubek — dziękuję — zamruczał cicho, słysząc jej kolejne słowa. Podejrzewał, że humor jej wrócił, a na pewno częściowo.
    — Ale najpierw naleśniki — powiedział, unosząc do góry rękę ze papierową torbą, w której znajdowały się dwie butelki syropu klonowego — powiedziałem, że zrobimy to zrobimy. Poza tym… Nie po marzłem te kilka minut na zewnątrz, żeby teraz zapomnieć o tym syropie. Co to, to nie — uśmiechnął się, wymijając dziewczynę. Przeszedł do kuchni, gdzie odłożył torbę z zakupami, a następnie odwrócił się przodem do Willyi zbliżył się do niej, wyciągając w jej stronę dłoń z kubkiem grzańca — za nasze święta — powiedział z uśmiechem — które z pewnością będą pięknym początkiem — oznajmił z pewnością w głosie, a następnie objął ją wolnym ramieniem i złożył na jej głowie czuły pocałunek — na rozgrzewkę i bierzemy się do roboty — mruknął, ponownie całując ją w czubek głowy, a następnie odsunął się, aby wyciągnąć z szafki mąkę i cukier. Potrzebowali jeszcze masła, jajek i mleka. Tak jak podejrzewał, w mieszkaniu takich składników nie brakowało.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  54. — Nie skłamię, jeżeli powiem, że uczę się od samej mistrzyni — powiedział z uśmiechem. Prawda była taka, że przecież nie miał nic przeciwko takim wieczorom. Zwłaszcza, jeżeli sprawiały one przyjemność Willow. Wiedział, że na co dzień ma wystarczająco dużo bieganiny w związku z uczelnią i szpitalem. Nie dziwił się, że chciała zaznać również odrobiny spokoju w życiu. Zresztą, kto nie lubił wieczorów z filmem czy serialem? — Ale skoro to ma być świąteczna tradycja musimy ustalić jakieś kryteria — stwierdził — obowiązkowo gorąca czekolada i świąteczny strój — zaśmiał się, widząc już ciepłe, typowo świąteczne skarpety na swoich nogach i durny sweter ze świecącym nosem. Tak, zdecydowanie powinni sprawić sobie takie sweterki na swój świąteczny maraton filmowy — i kryteria co do filmów — pokiwał głową — żadnych dramatów — oznajmił poważnym tonem — i thrillerów czy kryminałów. Same komedie świąteczne ewentualnie Harry Potter — w zasadzie miał cały plan w głowie, jeżeli chodziło o ich świąteczne leżenie na kanapie — kwestie jedzenia pozostawiam tobie.
    — W porządku — uśmiechnął się — chcesz kombinować sama czy zrobimy próbę generalna przed właściwym, wspólnym pierniczeniem? — Spytał, mając nadzieję, że będzie chciała spróbować wcześniej. Nie miałby nic przeciwko zakładaniu się piernikami już teraz. Liczył po cichu na to, że Willy będzie dobrze celować z proporcjami od samego początku.
    — Co powiesz na świąteczną randkę? Dołożymy do tego lodowisko w central parku — zaproponował, ciesząc się z tego, że nie miała nic przeciwko wyjściu na świąteczny jarmark. Sam ostatni raz na takim był z Beth i Daisy. Uważał, że to dobry czas na pojawienie się ponownie na podobnej atrakcji. Z Willy. Powrócił myślami do wydarzeń z ikei i wymyślonej przez Willow ciąży. Automatycznie spojrzał na nią, wyginając usta w delikatny uśmiech.
    — Wspominałem, że cię kocham? — Spytał z uśmiechem, kiedy rzuciła swój elokwentny komentarz — ale masz rację, jak to spieprzymy to tylko pokaże, jak bardzo jesteśmy beznadziejni w kuchni — mruknął — będziemy musieli pomyśleć nad wykupem pudełkowej diety, żebyśmy przeżyli — dodał ze śmiechem, spoglądając na szafkę i upewniając się, że na wierzchu znalazło się wszystko, co było im potrzebne. — Całkiem dobrze idzie ci czucie się jak u siebie — zauważył, odbierając trzepaczkę i uważnie jej się przyglądając z uniesiona brwią — czy przed chwilą nie uznałam, że to ty chcesz je zrobić z pomocą moich instruktaży? — Wyciągnął rękę i uderzał delikatnie w rozłożoną dłoń swoim berłem — potrzebujemy jeszcze miseczki do roztopienia masła w mikrofali — oznajmił, gdy dostrzegł czego im braknie. — A teraz… Do dzieła. — Zarządził, wskazując trzepaczką na blat z miejscem roboczym. Kiedy Willow podeszła do mebla, Blake stanął od razu za nią, opierając się jedną ręką o blat, a drugą dyrygował, wciąż trzymając narzędzie — dzisiaj wersja prosta, dwa jajka do miski, cała reszta na oko — nachylił się nad nią w taki sposób, że ich policzki znalazły się obok siebie — trochę więcej mąki, śmiało — uśmiechnął się, unosząc jej łokieć, gdy trzymała torebkę z mąką i wysypywała ją do miski.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  55. — Zobaczymy, kto pierwszy się złamie — odparł z uśmieszkiem, doskonale wiedząc, że żadne z nich nie było w stanie utrzymać rąk przy sobie zbyt długo. Pokiwał głową, gdy wspomniała o równych piżamkach. Naprawdę nie miał nic przeciwko. — Widzisz, szybko załapałaś, o co mi chodzi — pokiwał głową, a później cicho się zaśmiał — mimo wszystko mają w sobie jakiś urok — wzruszył ramionami, a następnie machnął ręką — ale skoro tak stawiasz sprawę… Pewnie, załatwimy to w ten sposób. Niech będzie. W końcu kompromisy to sposób na udany związek.
    — Już nie przesadzaj. Wiem, że nie jesteśmy najlepszymi kucharzami, ale damy radę — zaśmiał się, wyobrażając sobie już zapach świątecznych pierniczków. Uwielbiał cynamon i goździki. Miał nadzieję, że w przepisie Willow przypraw było wiele.
    — Nauczę cię jeździć na łyżwach, jeżeli nie potrafisz. Mhm, będziemy obserwować co roku nasze postępy — wyszczerzył zęby — cholera, mam ochotę odwiedzić taki jarmark jak najszybciej — powiedział na głos, chwytając delikatnie jej dłoń, gdy gładziła jego policzek.
    Zmarszczył brwi, słysząc przeprosiny z jej ust, nie bardzo wiedział, co miała na myśli i chyba, dlatego kontynuował instrukcje i wydawanie poleceń, co do stworzenia przepysznych naleśników. Nie podejrzewał, że coś mogło pójść mocno nie tak przez jego słowa. Cieszył się, że poczuła się w mieszkaniu dobrze. Od dzisiaj mieli w nim wspólnie mieszkać, miała czuć się, jak w domu… Nie miał nic złego na myśli, dlatego spoglądał na nią zdezorientowany, gdy napomknęła o panoszeniu się. Mąka, która znalazła się w całej kuchni była niczym. Spoglądał na Willow i nie wierzył, że powiedziała to poważnie…
    — Słucham? — Zamrugał, przyglądając się jej. Podszedł bliżej i delikatnie nacisnął na jej brodę, uwalniając tym samym wargę spod zębów — skarbie, od dzisiaj to jest twój dom… Nie da się panoszyć po własnym lokum — powiedział, cały czas przyglądając się jej uważnie — weź grzaniec i usiądź na kanapie albo przy stole, gdzie chcesz, gdzie ci wygodniej. Ja to posprzątam — powiedział, kierując się na korytarz do zabudowanej szafy, w której trzymał wszystkie potrzebne lub nie tak bardzo potrzebne sprzęty życia codziennego, jak właśnie szufelka z miotełką czy deska do prasowania z żelazkiem; wszystkie drobne domowe sprzęty.
    Wrócił pospiesznie do kuchni i zaczął zmiatać mąkę, z lekko zmarszczonymi brwiami. Wyprostował się nagle, nie skończywszy sprzątać. Odłożył szufelkę na blacie i odwrócił się w stronę brunetki.
    — Dlaczego uważasz, że się panoszysz? — Spytał, nie odrywając od niej spojrzenia swoich ciemnych oczu. Czy naprawdę musieli mieć takiego pecha, że każda próba zaznania odrobiny beztroski musiała kończyć się mniejszym lub większym niepowodzeniem? — Jeżeli coś powiedziałem… Willy, wiesz przecież, że chcę cię w swoim życiu — oblizał nerwowo wargi, klękając przed nią i układając dłonie na jej kolanach. Początkowo nie zamierzał poruszać tego tematu, chyba chciał jej odpuścić, dać chwilę na coś w rodzaju zaaklimatyzowania się w nowym miejscu, ale…Chyba to było bez sensu — chodzi o wczorajszą rozmowę? — Spytał, ściskając odrobinę mocniej jej nogi — cały czas mam wrażenie, że coś wisi w powietrzu… Willow, naprawdę mam wrażenie, że w ogóle mnie nie zrozumiałaś — powiedział, patrząc na nią z dołu, mając nadzieję, że zaszczyci go swoim spojrzeniem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  56. Uśmiechnął się na słowa dziewczyny i spojrzał na nią, przechylając przy tym głowę na bok. Jego oczy były pełne rozbawienia i wcale nie próbował tego ukryć, bo nie miało to najmniejszego sensu.
    — Chcesz się założyć? — Spytał wciąż rozbawiony, chociaż dobrze wiedział, że żadne z nich nie potrafiło trzymać rąk z daleka od drugiego i nie miał nic przeciwko temu. Podejrzewał, że zakład jedynie przesunąłby to co nieuniknione może o kilkanaście, ewentualnie kilkadziesiąt minut w czasie, bo z pewnością w pierwszym odruchu staraliby się udowodnić, że są w stanie nad sobą panować. Z drugiej strony im dłużej nad tym myślał, nie był pewien czy w jego przypadku nie podziałałaby to wręcz odwrotnie. Już teraz wystarczyło, że zatrzymał spojrzenie odrobine dłużej na jej wargach… — Zapomnij, to głupie — machnął ręką, uśmiechając się łobuzersko.
    — Chyba sprawi ci to radość, hm? — Widział, jak zmieniły się jej oczy gdy wspomniała o harmonogramie i planowaniu. Nie miał nic przeciwko, zwłaszcza, gdy gołym okiem dało się zauważyć, że miało przynieść jej to radość. Tym bardziej nie miał żadnego powodu, aby na grafik się nie zgodzić — zawsze lubiłaś tak planować czy szpital cię tego nauczył? — Spytał prawdziwie zainteresowany.
    Tym bardziej nie potrafił zrozumieć tej nagłej zmiany humoru i chciał wiedzieć czym była spowodowana z prostego powodu: następnym razem zrobi wszystko, aby do tego nie dopuścić. Zależało mu na niej i na jej szczęściu. Może nawet było to egoistyczne, bo gdy ona była szczęśliwy on czuł dokładnie to samo.
    Kiedy znalazł się przy niej, czekał cierpliwie, aż powie co ją gryzie. Gładził w tym czasie delikatnie jej kolana, nie odrywając oczy od jej twarzy.
    — Skarbie — szepnął cicho, gotów podnieść się i usadowić się tuż obok niej, aby porwać ją w swoje ramiona i dać jej chociaż tyle… gdyby tylko mógł, schroniłby ją przed całym światem i sprawił, aby nic jej nie dręczyło. Wiedział jednak, że to tak nie działa, chciał jednak aby miała świadomość, że on więcej jej nie skrzywdzi, że przy nim jest już prawdziwie bezpieczna. Obiecał jej. — Nie zaproponowałem tego z grzeczności — powiedział — wiesz dobrze, że chcę byś była w moim życiu, żebyś była jego stałym elementem — uśmiechnął się delikatnie, ale kąciki ust wróciły do naturalnego położenia, gdy mówiła dalej. Wziął głęboki oddech i przymknął na chwile powieki, kręcąc przy tym głową — nie zrozumiałaś — westchnął cicho, spoglądając prosto w jej oczy. Kiedy ich czoła się stuknęły, nie przerwał tego od razu. Uśmiechnął się w rekacji na jej dotyk i ponownie wziął głęboki oddech — chcę przyszłości z tobą, chcę założyć z tobą rodzinę — powiedział cicho, układając dłonie na jej nadgarstkach. Ściągnął ręce dziewczyny ze swojej twarzy, złączył je a następnie przysunął do swoich ust i złożył na nich delikatne pocałunki — ale potrzebuję czasu i pewności, że nic wam nie będzie groziło… Willy, nie dopuszczę do tego, abym drugi raz stracił rodzinę — wyszeptał, przerywając kontakt wzrokowy. Czuł, że oczy zachodzą mu łzami, chociaż wydawało mu się, że w pewnym stopniu uporał się ze stratą. Myśl, że drugi raz mogłoby się wydarzyć coś takiego sprawiała, że stawał się słaby. Jego oddech stał się drżący i niespokojny. Podejrzewał, że Lawrence nigdy nie skrzywdzi Willy, w ostatnim telefonie wymagał od siostry aby go zostawiła, nie groził jej. Blake jednak na ten moment nie był w stanie myśleć o dziecku. — Wiem, że to twój brat — powiedział cicho, otwierając oczy — ale on już raz zabił moją rodzinę, jeżeli… — zacisnął wargi, nie będąc w stanie wypowiedzieć na głos swoich najgorszych obaw.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  57. Reakcja dziewczyny tylko utwierdziła go w przekonaniu, że rzucenie hasłem zakład było równoznaczne z popełnieniem błędu. Mógł w zasadzie to przewidzieć, ale cóż, nie zawsze człowiek był na tyle uważny, aby nie popełniać żadnych błędów.
    — Muszę się w takim razie zastanowić. I to porządnie, skoro perspektywa przegranej jest tak przerażająca — zaśmiał się, bo trochę obawiał się tego, czego mogłaby sobie zażyczyć. Chociaż im dłużej o tym myślał, to bardziej obawiał się pór niż samych wymysłów smakowych. Internet go poratuje jeżeli chodzi o przepisy.
    Nie spodziewał się, że w pierwszy dzień ich wspólnego mieszkania będą przerabiać takie ciężkie tematy, ale… Skoro mieli żyć ze sobą, widocznie było to coś, przez co musieli wspólnie przejść.
    — Nie chcę, żebyś mnie przepraszała — powiedział spokojnie i całkowicie szczerze. To było ostatnie czego by od niej oczekiwał — nie o to chodzi. Nie masz mnie za co przepraszać, nie chcę żebyś czuła się w jakikolwiek sposób winna ciągle przepraszanie. Nie mnie, nie chcę, nie potrzebuję tego — powiedział — chcę żebyś czuła się tutaj jak w domu, bo to od dzisiaj twój dom. Masz się tutaj czuć dobrze i swobodnie i… Chciałbym, żebyś przy mnie się tak czuła — uśmiechnął się lekko. Uśmiech nie gościł jednak długo na jego twarzy.
    Skinął delikatnie głową, gdy powtórzyła jego słowa. Właśnie tego chciał i nie rozumiał, dlaczego Willy wcześniej tego nie zrozumiała. Wydawało mu się, że mówił wyraźnie, że potrzebuje odrobine więcej czasu, a nawet nie tyle czasu, co zamknięcia drzwi prowadzących do przeszłości.
    Odetchnął głęboko, gdy na nim usiadła. Momentalnie objął ją, układając dłonie na jej plecach i schował twarz w ciemnych kosmykach jej włosów, jednocześnie zaciągając się przyjemnym zapachem brunetki.
    — Wiem — powiedział cicho, wciąż z twarzą wtuloną w nią — ale myśl, że… — wziął głęboki oddech — sprawia, że robię się miękki — powiedział, a następnie odsunął się odrobine od niej, aby spojrzeć na jej twarz. Kochał Beth, ale właśnie dotarło do niego, że nigdy nie pozwalał sobie przy niej na okazywanie słabości. Z Willow było inaczej… Nie chciał umniejszać miłości, która mieli, dopóki żona żyła, ale to co łączyło go z Willow było zupełnie inne. Momentami miał wrażenie, że przez takie szczegóły jak ten, prawdziwsze, bardziej intymne. — Przestań przepraszać — wyszeptał — mówiłem coś o tym. I przestań sama siebie obrażać — przesunął powoli dłonią wzdłuż jej kręgosłupa — nie jesteś ani idiotką, ani kretynką. Jesteś wspaniała, Willy, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo — powiedział, a następnie odwzajemnił pocałunek, przyciskając ją do siebie — jesteś całym moim życiem i wspaniale będzie, kiedy powiększy się o małego człowieka — mówiąc to, nie przestawał sunąc dłonią po jej plecach — ale… Musimy ten tydzień w pełni wykorzystać, żeby dowiedzieć się jak najwiecej. Jak będę miał pewność, że jest bezpiecznie będziemy mogli zacząć się starać kiedy tylko zechcesz… O ile nadal nie będziemy toczyć zakładu — powiedział, samemu próbując nieco się rozśmieszyć i rozluźnić atmosferę, bo nie chciał wychodzić na miękką kluskę mimo wszystko.

    ❤️❤️🥺

    OdpowiedzUsuń
  58. Uśmiechnął się kącikiem ust, słysząc jej słowa.
    — W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak po prostu… cieszyć się tym wszystkim, tym, że mamy siebie — szepnął — postarać się… — zawiesił głos, bo chciał powiedzieć, że powinni postarać się zostawić przeszłość za sobą, ale doskonale wiedział, że to nie jest takie łatwe. Miał świadomość, że sam potrzebował zamknąć pewne sprawy, aby ze spokojem móc ruszyć wreszcie na przód, więc jakim prawem chciałby wymagać od Willow tego, aby postarała się zapomnieć o przeszłości, która miała wpływ na to, kim była dzisiaj — może… Powinnaś się zastanowić, co pomogłoby ci uporać się z przeszłością. Czy jest coś, co mogłabyś zrobić i co sprawiłoby, że teraz byłoby ci prościej… — powiedział, zastanawiając się nad każdym wypowiedzianym przez siebie słowem — o ile będziesz chciała — dodał.
    Westchnął cicho.
    — Ciągle to sobie powtarzam — przyznał cicho — że tobie nic nie zrobi, bo jesteście przecież rodzeństwem — wtulił się w brunetkę, oddychając spokojnie jej zapachem — ale ten strach i tak pozostaje, nie potrafię tak po prostu się go wyzbyć, to… wsiąknęło tak mocno — zerknął na nią, od razu odnajdując spojrzeniem jej oczy. Słuchał uważnie jej słów, czując, że jego usta wyginają się w coraz większym łuku zadowolenia.
    — Hej — zmarszczył lekko brwi, ale cały czas się uśmiechał — nie ma boleć — powiedział, układając dłonie na jej policzkach — chyba, że przyjemnie boli, wtedy to co innego — uśmiechnął się, ale trwało to krótko, bo w następnej chwili przysunął głowę bliżej niej i tracił nosem jej nos — kocham cię, Willow Mahoney — wyszeptał wprost w jej usta, a następnie złączył ich wargi w delikatnym pocałunku, w którym próbował przekazać całą swoją miłość do niej, chociaż wiedział, że jeden pocałunek to za mało na to.
    — Wiedziałem, już chcesz oszukiwać z tym zakładem — zaśmiał się cicho, raz jeszcze trącając jej nos. Gładził wciąż jej policzek, drugą rękę przekładając na jej bok — dokończymy wspólnie te naleśniki? — Spytał, ale nie czekając na jej odpowiedź, po prostu przełożył jej ręce na swój kark — trzymaj się — powiedział, samemu układając dłonie pod jej pośladkami i powoli podniósł się, trzymając ją w swoich rękach — jeszcze nie wygrałaś żadnego zakładu, więc musisz uczestniczyć w gotowaniu — oznajmił z uśmiechem, przeszedł do kuchni i usadził ją na blacie, na którym wciąż co prawda było odrobine rozsyłanej wcześniej mąki, ale nie przejmował się tym w tej chwili w ogóle. Stał między jej nogami? A dłonie przesunął przy odkładaniu z pośladków na lędźwie i jeszcze stał tak przez chwilę, przypatrując się jej z czułością. Nie miał ochoty się od niej odsuwać, czuł, że wbrew temu jak do tego doszło, to będzie jedna ze szczęśliwych chwil jego życia.
    — Na czym skończyliśmy… — zamruczał, wychylając się zza Willy, aby zerknąć na blat — możesz zająć się roztopieniem masła i przygotowaniem patelni. Ja przygotuje ciasto — oznajmił, ale nawet się nie ruszył. Naprawdę nie chciał się od niej odsunąć… Jednak burczenie, które czuł sprowadziło go pod tym względem na ziemię — to z mojego brzucha czy twojego? — Zaśmiał się cicho, chociaż doskonale wiedział, że to jego żołądek domaga się pokarmu.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  59. Uniósł słabo kącik ust. Szczerze mówiąc nie spodziewał się takiej właśnie odpowiedzi. Podejrzewał, że obecna relacja Willow z bratem jest trudna i mocno skomplikowana, ale… Chyba gdzieś w głębi chciał wierzyć, że dla siostry był w przeszłości na tyle dobry, że nie chciałaby życzyć mu śmierci. Tymczasem… nie chciał w żaden sposób komentować jej słów, widząc, że przyznanie się do tego wcale nie było łatwe, a dwa… przez gardło nie przeszłoby mu skłonienie jej do zmiany zdania. Tym bardziej, że nie zamierzał się wycofywać. Chciał znaleźć Lawrence’a Mahoney’a i patrząc mu prosto w oczy wymierzyć sprawiedliwość.
    Skinął lekko głową.
    — To niestety nie jest takie łatwe — westchnął. Co miał zrobić? Nie umiał wyzbyć się tych natrętnych myśli, a naprawdę chciał je wyrzucić z głowy i nigdy więcej do nich nie wracać. Skupiać się jedynie na tym, co dobre. Wtulił się policzkiem w jej ciepłą dłoń, przymykając przy tym powieki. Zaciągnął się znajomym zapachem, próbując tym samym uspokoić serce i myśli. Kolejne słowa brunetki, zdecydowanie mu pomogły… w powędrowali myślami w zupełnie innym kierunku. Kąciki ust drgnęły mu, a jego spojrzenie stało się jednoznaczne po puszczonym przez nią oczku. Z trudem powstrzymywał się przed pogłębieniem pieszczoty, ale skoro sam rzucił tym głupim zakładem nie mógł tak szybko dać się ponieść chwili, zwłaszcza, że wytknął jej sposobność do wykręcenia się z niego.
    — Jaka cwana, kto by się spodziewał — wymruczał cicho, kierując się z nią w ramionach do kuchni.
    Musiał przyznać, że prędko udało im się uporać z przygotowaniem posiłku. Nie, żeby z góry zakładał, że naleśniki im nie wyjdą, ale miał pewne obawy co do długości procesu. Na całe szczęście jego obawy były bezpodstawne i po krótkim czasie, mogli już zajadać się słodkimi naleśnikami. Sam skusił się na porcje oblaną syropem klonowym, chociaż kolejne kosztował już tylko z cukrem. Głód został szybko zaspokojony, a wraz z nasyceniem pojawiła się senność, której jednak nie tylko nie chciał, ale i nie mógł się poddać, bo przecież czekało ich wciąż sporo rzeczy do zrobienia.
    Po wniesieniu ostatniej partii rzeczy Mahoney, zamierzał rozsiąść się na kanapie i wyprostować stare kości, które od dawna nie miały w ciągu jednego dnia, aż takiej aktywności.
    Słysząc słowa brunetki, spojrzał na nią, a następnie uniósł wysoko brew, wsłuchując się w owe możliwości.
    — A zamierzałem po prostu rozłożyć się na kanapie i odetchnąć — zaśmiał się, układając rękę na ręce Willy. Spoglądał w jej oczy, jednak szybko przeniósł wzrok na jej usta, a kiedy przygryzła wargę, wstrzymał oddech. Pamiętał o zakładzie, nie mógłby tak szybko o nim zapomnieć, ale… Odprowadził ją spojrzeniem do drzwi i wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę. Chciał i nie chciał za nią ruszyć, wiec stał w miejscu i gapił się na drzwi łazienki, aż zdecydował się podejść do szuflady kuchni. Sięgnął notes i długopis, a następnie w drugą rękę chwycił jedno z krzeseł stojących przy stole o ruszył do łazienki. Wszedł do pomieszczenia z uśmiechem, ustawił krzesło na środku skierowane przodem do wanny i usiadł na nim, szczerząc się szeroko.
    — Zdecydowałem się z dwóch zrobić jedno — oznajmił, błądząc spojrzeniem po jej ciele — nie krępuj się — dodał, włączając długopis i przystawił go do kartki. Wiedział, że nic mu z tego punktowania nie wyjdzie, ale chciał się z nią trochę podroczyć, dla zasady.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  60. Wiedział, że tydzień wolnego Willow nie jest po to, aby mogli wykorzystać każdą chwilę na słodkie lenistwo i jedynie cieszenie się sobą nawzajem. Mimo to, westchnął na jej słowa. Zdawał sobie sprawę z tego, że trwający dzień i tak w dużej mierze zmarnowali, bo mogli szybko przeprowadzić ją do mieszkanka, kupić co potrzebne i koncentrować się na planowaniu kolejnych dni, zamiast pozwalać sobie na seks w miejscu publicznym czy wspólne gotowanie. Nie żałował jednak żadnej z tych z pozoru straconych chwil, bo wiedział, że wbrew wszystkiemu tworzyli wspomnienia, do których prędzej czy później zaczną wracać z mniejszym lub większym uśmiechem na twarzy.
    — Dobra, dobra — uśmiechnął się lekko — zrozumiałem, wypunktuje co musimy zrobić, ty później to pięknie ułożysz w grafik — westchnął ponownie, odprowadzając ją spojrzeniem do drzwi łazienki.
    Kiedy sam znalazł się już w pomieszczeniu, wygodnie siedząc na krześle, cały czas wodził spojrzeniem za nią. Kącik jego ust wędrował ku górze, gdy pozbywała się z siebie kolejnych elementów garderoby. Jego wzrok wręcz lśnił od cudownego widoku, jakim się raczył.
    — Nieładnie? Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie — zaśmiał się przy tym cicho. Śmiech szybko jednak ucichł, bo chociaż bliskość dziewczyny była niesamowicie przyjemna, tak wspomnienie o jego drugiej osobowości, takie nie było. Kolejny raz wydobył z siebie ciche westchnienie. Przeniósł wzrok na pustą kartkę i stworzył pierwszy punkt wytropić i zabić.
    Obserwował uważnie jak ściągała z siebie bieliznę. Nie odrywał spojrzenia, gdy wchodziła do wanny, a wszystkie zmysły skupił tylko na niej. Musiał przyznać, że mógłby częściej ją po prostu obserwować. Nie, aby nie miał na nią ochoty, tak naprawdę ciągle był nią nienasycony i wystarczyło niewiele, aby czuł się w gotowości. Obserwowanie jej miało w sobie coś magicznego i chociaż z chęcią dołączyłby od razu, z przyjemnością jej się przyglądał.
    — Wiem — uśmiechnął się — wiem też, że na przytulankach by się nie skończyło, podstępna lisico — zaśmiał się. Obserwował uważnie, co robiła. Pozwolił na wyciągnięcie z dłoni notesu z długopisem. Przez chwile wpatrywał się w milczeniu w wyciągnięte ręce, a następnie przeniósł spojrzenie na jej nagie ciało, na którym gdzie niegodziwe utrzymała się mydlana piana. Wyglądała tak apetycznie, tak kusząco, że w jednej chwili zrobiło mu się gorąco. Temperatura pomieszczenia z pewnością miała na to wpływ, ale widok jej lśniącego ciała był głównym czynnikiem zmiany Blake’a.
    — Mówiłem, że ten zakład jest bez sensu — wymruczał, cicho odkaszlując. Wiedział, że Willow nie da się namówić na rezygnację z rywalizacji i wiedział również, że nie zrezygnuje szybko z nakłaniania go do dołączenia do wspólnej kąpieli. Podniósł się z krzesła i pospiesznie sięgnął krawędzi koszulki, szybko się jej z siebie pozbywając, a następnie to samo zrobił ze spodniami i bokserskim. Chwycił jej dłonie i wszedł do cieplej wanny, nie przejmując się twardniejącym członkiem. — Tylko się poprzytulamy — wymruczał, przyciągając jej ciepłe i wilgotne ciało do swojego, mocno ją przy tym obejmując — nie przegram tego zakładu tak łatwo, nie myśl sobie — wymruczał cicho wprost do jej ucha, a następnie przygryzł delikatnie płatek — będziesz musiała się trochę bardziej postarać, króliczku — dodał, odsuwając się, aby spojrzeć jej w oczy i uśmiechnąć się przy tym łobuzersko.

    ❤️😈

    OdpowiedzUsuń
  61. Zemsta miała mieć słodki smak. Od wydarzeń w Waszyngtonie, kiedy pożar pochłonął wszystko, co miał i wszystko, co kochał, miał nadzieje, że kiedy w końcu uda mu się wymierzyć sprawiedliwość, wszystko wróci na swoje miejsce. Jakby w głowie posiadał przełącznik, który miał kliknąć i sprawić, że zazna w końcu spokoju.
    W pewnym sensie tak właśnie było. Czuł satysfakcję i pewien rodzaju spokój, ale jednocześnie panika momentami brała nad nim panowanie. Przez cały czas żył w przekonaniu, że Willow nic nie grozi, że jej brat nie byłby zdolny do skrzywdzenia jej w jakikolwiek sposób, tymczasem… Na samo wspomnienie widoku związanej dziewczyny oblanej benzyną robiło mu się gorąco, a złość pojawiała się w ułamku sekundy. Wiedział, że była bezpieczna. Lawrence Murphy był martwy i nikomu nie mógł już zagrażać, mimo wszystko czuł gniew i strach, których nie potrafił w tym momencie jednoznacznie ukierunkować.
    Cieszył się, że ostatecznie Willow nie stała się żadna krzywda. Jednocześnie nie był idiotą, zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko to, co wydarzyło się w święta było trudne i z pewnością pozostawiło po sobie ślad.
    Uśmiechnął się kącikami ust, gdy po przekroczeniu progu mieszkania, brunetka momentalnie znalazła się przy nim. Jej uśmiech sprawiał, że na jego twarzy on również gościł, a dziwny niepokój tkwiący gdzieś głęboko w jego wnętrzu, uspokajał się. Cichł.
    Odebrał telefon z jej rąk i nim odpowiedział i spojrzał na wyświetlacz, utkwił spojrzenie w niej.
    — Dzień dobry, ciebie też miło widzieć — musnął jej policzek — nie wiem, musiałbym spytać kierownika — skupił wówczas wzrok na urządzeniu i uniósł wysoko brew, a następnie cicho zagwizdał, spoglądając na brunetkę — Hawaje? — Wciąż miał uniesioną brew, a swój wzrok utkwiony miał w jej oczach. W zasadzie… Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był na prawdziwych wakacjach, a po wszystkim, co spotkało go wcześniej i co teraz spotkało im wspólnie… Należało im się, prawda? — Na kiedy jest ta oferta? — Spytał, przesuwając palcem po ekranie, ale nie mógł namierzyć spojrzeniem terminu lotów. — Mogę się dowiedzieć, ale potrzebuję konkretów. Ile miałoby nas nie być? — Spytał z uśmiechem, oddając jej telefon. Ułożył dłoń na jej boku i wszedł powoli wraz z dziewczyną w głąb mieszkania — co cię w ogóle tknęło na to? — Spytał, mając oczywiście na myśli poszukiwanie jakiegoś wyjazdu. I dlaczego w ogóle zdecydowała się na Hawaje. Był naprawdę ciekaw — wiesz, że rdzenni mieszkańcy Hawajów nieszczególnie przepadają za turystami? — Spojrzał na dziewczynę, biorąc z niej dłoń i przechodząc do kuchni — chcesz kawy lub herbaty? — Dodał, biorąc się za przygotowanie sobie mocnej, czarnej kawy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  62. Pokiwał głową, słuchając tego, co miała do powiedzenia. Nie zamierzał negować jej pomysłu. Prawdą było, że każde z nich musiało znaleźć swój sposób na poradzenie sobie z całą tą sytuacją, w jakiej się znaleźli. Dlatego… Skoro chciała wyjechać, był ostatnią osobą, która zamierzała ją do tego zniechęcać. Widząc, więc jej reakcję, uśmiech z jego twarzy odrobinę przygasł. Nie chciał jej odbierać nawet tej chwilowej radości związanej z teoretycznym wyjazdem.
    — Właściwie cokolwiek powiesz, brzmi dobrze — powiedział, odkładając kubek na kuchenny blat i odwrócił się przodem do dziewczyny. Chwycił jej ręce w swoje i delikatnie uniósł, spoglądając na jej twarz — możemy wybrać się gdzieś, gdzie nie będzie trzeba lecieć — zaproponował. Pewnie i powinna załatwić wszystko, co było związane z domem w Waszyngtonie, ale… Dom nie zając, nie ucieknie, prawda? Tyle, że Blake nie chciał w żaden sposób wpływać na to, co Willy zdecyduje. — Wiesz… Jeżeli tak czujesz, możemy skupić się na tym. Jeżeli wolisz wyjechać… Wyjedźmy — mówiąc to, cały czas trzymał jej dłonie w swoich, a na zakończenie wypowiedzi, musnął delikatnie jej wargi. Odsunąwszy się odrobinę od jej twarzy, uśmiechnął się kącikiem ust — zrobimy to, co będziesz chciała. Zmarszczył na krótką chwilę brwi, przechylając lekko głowę w bok — sprawę z domem można komuś zlecić tak właściwie — rzucił — są firmy, które się zajmują takimi rzeczami. Wydasz na to trochę kasy, ale jak sama przed chwilą stwierdziłaś… Masz jej trochę do przepieprzenia. Możesz się z kimś skontaktować i dowiedzieć się na ile musisz być w mieście i… Niech robią co muszą, a my możemy opuścić Nowy Jork. Jeżeli tylko chcesz — podsunął.
    Puścił jej ręce i przełożył swoje dłonie na jej policzki. Wiedział, że nie musi jej zapewniać o tym, że zrobi dla niej wszystko, czego będzie pragnęła. Dlatego po prostu przysunął się jeszcze bliżej, trącając delikatnie jej nos nosem, a następnie złożył na jej ustach powolny, pełen czułości pocałunek.
    — Takie dwa w jednym. Albo możesz załatwić wszystko sama, a później możemy… Świętować gdzieś, zamknięcie spraw przeszłości — dodał, gdy dość niechętnie odsunął się od jej ust. Wciąż był jednak na tyle blisko, że ze spokojem wsłuchiwał się w jej oddech, a ciepło bijące od jej ciała sprawiało, że całkowicie zapomniał i ciepłym napoju, który chciał sobie wcześniej przygotować. Wystarczyła jej obecność, aby pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia chłodu, które towarzyszyło mu po przekroczeniu progu mieszkania. — Musisz tylko zdecydować i od razu zaczniemy działać — dodał, raz jeszcze trącając jej nos swoim.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  63. Spojrzał na Willow, jednocześnie unosząc przy tym pytająco brew. Kiedy poczuł jej nogi wokół siebie, automatycznie jego dłonie spoczęły na jej udach. Gładził powoli jej nogi, powtarzalnym, rytmicznym ruchem, jednocześnie słuchając uważnie tego, co miała do powiedzenia. Nie był pewien, dokąd zmierzy ta rozmowa, bo nie widział w swoim zachowaniu niczego złego. Chciał po prostu, aby poczuła się lepiej. Chciał widzieć częściej uśmiech na jej twarzy i mieć świadomość, że potrafi cieszyć się jeszcze życiem. Ich wspólnym życiem. Jakby nie było… w przeszłości porwał ją, torturował, a teraz był mordercą jej brata. Brata, który chciał spalić ją żywcem. Nie powinien podejrzewać, że Willow może go obwiniać. Jednocześnie wiedział, że gdyby nigdy nie pojawił się w jej życiu, Lawrence nie musiałby się posunąć do czegoś takiego. Byłaby bezpieczna, uczyłaby się i pracowała, nie mając pojęcia o tym, czym zajmował się jej brat.

    W pewnym sensie, sam nie potrafił wyrzucić z własnej głowy wizji Larry’ego jako dobrego i dbającego o młodszą siostrę brata. Widział go w ten sposób, a jednocześnie wiedział o nim całą prawdę i miał świadomość, co zrobił jego rodzinie. Co chciał zrobić swojej siostrze. Co zrobił Darrenowi. 

    Darren był kolejną duszą, którą miał na sumieniu.

    — Urlop to dobry pomysł — powiedział. Odkąd poprzysiągł sobie zemstę na mężczyźnie, nie myślał w ogóle o tym, żeby gdziekolwiek wyjechać. Działał z jedną myślą, ale teraz… Teraz mogli się w końcu zrelaksować. Razem. — Zabiłem twojego brata — powiedział, spoglądając prosto w jej oczy — wiem, jakim był człowiekiem. Wiem, że sobie zasłużył, ale jednocześnie… Kurwa — wyszeptał cicho przekleństwo — pamiętam obrazy, na których się o ciebie troszczył. Był twoją rodziną — miał ochotę dodać, że po prostu musi traktować ją delikatnie, niczym najcenniejszy skarb, bo tak właściwie właśnie nim była. Jego skarbem. 

    Wypuścił powoli powietrze nosem. 

    — Skoro właśnie tego chcesz — odpowiedział w kwestii przejrzenia i spakowania rzeczy przez nią osobiście. — W cztery ręce pójdzie nam szybciej — nie miał nic przeciwko przy pomocy. W zasadzie uważał, że pozbycie się wszystkiego, co miało związek z Larry’m pozwoli im obojgu ruszyć na przód. W końcu tego chcieli. On tego chciał. Przestać myśleć o zemście i w końcu cieszyć się życiem. Spojrzał na Willow.

    — Możemy ruszyć, choćby zaraz. Pieprzyć urlop. I tak chciałem rzucić tę robotę po wszystkim. Już jest po wszystkim — zdecydował, jednocześnie zaciągając się zapachem świeżo robiącej się kawy. Nadal wystarczyła mu Willow, ale aromat unoszący się w powietrzu sprawił, że na nowo nabrał ochoty na kofeinowy napój. — Zróbmy porządek i weźmy się w końcu za swoje życie. — Spojrzał prosto w oczy dziewczyny, a następnie uśmiechnął się — tego przecież chciałem… ty też, prawda? — Sięgnął po kubek, gdy napój już go wypełnił, a następnie odłożył go na blacie. — Willow — powiedział miękko jej imię, chciał powiedzieć coś zupełnie innego, ale w ostateczności z jego ust padły następujące słowa — wypijemy kawę i się pakujemy. Przed nami długa droga do Waszyngtonu, a nie zamierzam pozwolić ci na faszerowanie się prochami.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  64. Opuścił spojrzenie ciemnych oczu. To nie tak, że wcześniej nie zdawał sobie sprawy ze skutków swoich działań. Wiedział, że jego zemsta na Larry’m dotknie Willow. Cały czas wmawiał sobie jednak, że poradzą sobie z tym bez większych problemów. Liczył się z tym, że brunetka może przechodzić to gorzej niż on. Nie spodziewał się jednak, że sam poczuje się… Wcale nie tak euforycznie, jak początkowo sobie to wyobrażał. W pierwszym od ruchu, gdy upewnił się, że na dachu Willow nic się nie stało i jest cała, w jednym kawałku, owszem, poczuł nie tylko radość, ale i spełnienie. Kurwa, po tak długim czasie w końcu, nareszcie udało mu się osiągnąć cel, do którego osiągniecia przygotowywał się długo. Co prawda nic nie poszło z planem i wyobrażeniami, które miał w swojej głowie, ale najważniejsze wówczas było to, że Lawrencce Mahoney był martwy i nic więcej się nie liczyło. Później dopiero zaczęła do niego docierać cała reszta.
    Słysząc słowa padające z ust Willy, niby odetchnął. Skoro podchodziła do sprawy jego śmierci w ten sposób, to on tym bardziej powinien przejść nad tym bez większego problemu. Problem był jednak w tym, że widział wyraźnie, że nawet, jeżeli smutek Willow był spowodowany uczuciami małej dziewczynki, to ten smutek i przybicie było widoczne na dorosłej już kobiecie. Kobiecie, którą kochał, której szczęścia pragnął i to sprawiało, że czuł się tak, jak się czuł.
    — Wiesz, Willy — zaczął, podnosząc wzrok na jej twarz i uśmiechnął się słabo — po prostu cię kocham i chcę jakoś to wszystko ułatwić — mruknął, nie odciągając swoich dłoni od jej ciała. Chciał cały czas czuć ją pod swoimi rękoma — jeżeli nie chcesz, nie będziemy więcej wracać do tematu, jeżeli będziesz potrzebowała się wygadać… Nawet, gdy rozbudzą się emocje Willow z dzieciństwa…. Nie chcę, żeby cokolwiek między nami stanęło — powiedział cicho, wciąż głaszcząc powoli jej uda, spoglądając w jej oczy — masz mnie. Tylko tyle i aż tyle mogę ci dać i obiecać.
    Widząc jej szczery uśmiech, sam również uśmiechnął się odrobinę szerzej. A słysząc jej słowa, pozwolił sobie na śmiech. — Będzie najpiękniej — wymruczał cicho, muskając delikatnie jej wargi z każdym swoim słowem. Zamruczał cicho z uznaniem, gdy złączyła ich wargi w pocałunku, a Blake wcale nie miał ochoty przerywać tej pieszczoty. Uśmiechnął się na jej słowa i wyciągnął dłoń, aby pogłaskać powoli jej policzek — też cię kocham — szepnął. Widząc i słysząc toast, pokiwał ochoczo głową. Właśnie tego potrzebowali. Zamknąć wszystkie drzwi przeszłości i przestać się w końcu na nią odwracać. Byli już tak blisko osiągniecia tego i blondyn szczerze nie mógł się doczekać, aż to nastanie. Chyba, dlatego dość pospiesznie wypił kawę, w ogóle się nią nie delektując, jak to miewał w zwyczaju. Czuł, że oboje naładowali się dobrą energią i musieli wykorzystać chęć działania i załatwienia wszystkiego, póki nastroje były tak pozytywne. Spakował się w sportową torbę, a kiedy zobaczył spakowaną walizkę Willy, uśmiechnął się.
    — Zadzwonię z drogi, nie będziemy tracić czasu na głupoty — zaśmiał się, a następnie spojrzał na nią surowym, nieco oceniającym spojrzeniem, gdy wyraziła swoją prośbę. — Spróbuj tylko uszkodzić samochód — oznajmił, ale jednocześnie rzucił w jej stronę kluczyki. Sam chwycił torbę i walizkę dziewczyny, a upewniwszy się, że o niczym nie zapomnieli wyniósł bagaże z mieszkania.
    Po zamknięciu bagażnika, zasiadł na miejscu pasażera i musiał przyznać, że czuł się dziwnie, bo nie był przyzwyczajony do tej roli w samochodzie. Zawsze był kierowcą i nie oddawał swojego samochodu w obce ręce. Willow nie była obca, ale… Nie, aby myślał stereotypowo o prowadzeniu samochód przez kobiety, ale po dłuższym zastanowieniu, jeszcze nigdy nie widział jej za kółkiem.
    — Tylko trzymaj się przepisów — poprosił z uśmiechem, gdy zapiął bas bezpieczeństwa. Obiecał sobie, że nie będzie przesadnie czepliwy i jakiekolwiek uwagi odnośnie prowadzenia powie, gdy dziewczyna uzna, że chce się zamienić lub gdy dotrą na miejsce. Sam natomiast wyciągnął telefon i wybrał numer szefa, aby poinformować go, że pierdoli tę robotę.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  65. Po krótkiej rozmowie w kuchni, uznał, że chyba martwił się niepotrzebnie na zapas. Był wdzięczny jej, sobie, im obojgu, że potrafili mimo wszystko jakoś sobie z sytuacją radzić. Momentami może lepiej, czasami może gorzej, ale ostatecznie… Porozmawiali i miał wrażenie, że to dużo da.
    — Kocham cię — szepnął jeszcze cicho, gdy zakończyli pocałunek.
    Pokiwał delikatnie głową. Takiej właśnie oczekiwał odpowiedzi. Nie to, aby samochód był jego oczkiem w głowie, ale zwyczajnie go lubił. Wiedział, że go nie zawiedzie na żadnej trasie, bo był sprawny, a Blake lubił mieć pewność, co do takich rzeczy. Nie wsiadłby do auta, jeżeli nie miałby pewności czy te jest sprawne. Wóz miał od nowości i może jednak trochę traktował jak taką swoją perełkę, bo dbał o niego z czułością.
    Zaśmiał się na jej słowa, gdy ustawiała fotel i lusterka.
    — Cóż… W innych sytuacjach ci to nie przeszkadza — stwierdził i poruszył sugestywnie brwiami, skupiając się na wykonaniu telefonu do szefa. Już miał wykonać połączenie, kiedy stało się to, a jego spojrzenie ciemnych oczu momentalnie przeniosło się z telefonu na twarz Willow. Zacisnął mocno wargi i odłożył wykonanie połączenia na później, uważnie przypatrując się dziewczynie i jej umiejętnościom prowadzenia, bo cóż… Zaczął się martwić i jeszcze gryzł się w język. Jeszcze. Wystarczy, że ponownie zrobi coś takiego i nie zamierzał się z nią cackać. Od razu wylądowałaby na fotelu pasażera. Kiedy zatrzymała samochód, uniósł wysoko brew gotowy do śledzenia wzrokiem każdego jej ruchu i zareagowaniu w odpowiedni moment. Słysząc jej głos, a następnie czując jej rękę, zmrużył powieki. Trochę mu ulżyło, ale jednocześnie był odrobinę urażony, że ośmieliła do ich codziennego droczenia się wmieszać jego auto.
    — Masz szczęście — mruknął, chociaż nadal uważnie jej się przyglądał — miałem cię po jeszcze takiej jednej akcji przeprowadzić na te miejsce — powiedział, nadal nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia. Może mówiła szczerze. Nie miał co prawda żadnego powodu do tego, aby wątpić w jej prawdomówność, ale jak sama przyznała, przez jakiś czas nie jeździła, a Blake wolał mieć pewność, że wie co robi z jego wozem. — Mam nadzieję, że nadal nie będziesz miała z tym problemów. Nie żebym cenił jakoś specjalnie samochód, ale… Po prostu go lubię — powiedział. Zdawał sobie sprawę, że czasami zbyt wielka czujność sprawiała, że człowiek zaczynał odczuwać stres i mógł popełniać przez to błędy, dlatego nie chciał w żaden sposób wywoływać presji na Willow. Raz, że za bardzo ją kochał, aby zachowywać się względem niej w taki sposób, a dwa… Cóż, za bardzo lubił samochód, aby ryzykować jego stanem mechanicznym.
    — Możemy się zatrzymać w Filadelfi na jakieś jedzenie, jeżeli będziesz miała ochotę — powiedział, bo w sumie tak szybko zebrali się z mieszkania, że nawet nie zdawał sobie sprawy, kiedy ostatni raz miał coś w ustach poza kawą — a jak tylko będziesz chciała się zamienić to po prostu powiedz — dodał, posyłając jej przyjazny uśmiech. Tak dawno nie jechał jako pasażer, że nawet nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Dziwnie było mu być w samochodzie i nie trzymać w dłoniach kierownicy. Wyciągnął więc dłoń, aby zmienić stację radia w poszukiwaniu czegoś, co wpadnie mu do ucha. Zapominając o najważniejszej zasadzie… Prawo do wyboru muzyki ma kierowca.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  66. — Zauważyłem — odparł z uśmiechem na twarzy, zerkając na nią. Sytuacja, w której się znaleźli sprawiała jednak, że czasami wystarczyło jedno wymienione pomiędzy nimi spojrzenie, aby poczuł wyraźnie, jak bardzo jej pragnie, tak znajdowanie się na miejscu pasażera w jego samochodzie tuż po wspaniałym ruszeniu Willy, sprawiała, że do amorów było mu daleko. Pewnie gdyby nie jej chęć na droczenie się z nim, nie miałby nic przeciwko w brnięciu dalej w standardowe przekomarzania.
    — Ufam i ci wierzę, chociaż nie powiem, abym był zachwycony tym początkiem — przyznał zgodnie z prawdą. Wiedział, że Willow nie chciała źle. Skąd jednak mogła wiedzieć, że Blake tak bardzo przejmie się samochodem, albo raczej tym, co mogłoby się z jego autem stać. Po chwili jazdy, gdy Willow już nie robiła sobie żartów, musiał przyznać, że jeździ dobrze. Oczywiście musiał przyznać przed samym sobą, na komplementy dla kierowcy przyjdzie czas. Nie mógł jej za bardzo chwalić, aby nie poczuła się za bardzo pewnie. — Nigdy w życiu — zaśmiał się — nigdy bym nie zrezygnował z tych pysznych, nieprzypieczonych grzanek — mrugnął do niej porozumiewawczo — nigdy nie jadłem lepszych — oczywiście, że się śmiał. Nie było sekretem, że z Willy kucharka była marna i to raczej on miał dbać o ich dietę. Nie przeszkadzało mu to tak długo, dopóki Mahoney nie zamierzała wybrzydzać i wymyślać jakichś skomplikowanych dań.
    Zaśmiał się cicho, widząc jej przejęcie, gdy wspomniał o jedzeniu. Nie miał jej przecież za złe. Nawet nie spodziewał się jakoś szczególnie, że jedzenie będzie czekało na niego gotowe. Dlatego słysząc o schowanym makaronie uniósł wysoko brew i przyjrzał jej się uważnie, jakby szukając podstępu.
    — Zrobiłaś makaron? — Nie był pewien czy rozmowa na temat jedzenia w tym momencie była najrozsądniejsza, bo możliwe, że kiszki zaczną mu grać marsza, ale chwilo się tym nie przejmował. Bardziej intrygował go fakt, że Willow wzięła się za gotowanie — co się wydarzyło, że spędziłaś czas w kuchni? I w dodatku przetrwało jakieś jedzenie — mówił, nie odrywając od niej przenikliwego spojrzenia. — Chciałaś mnie przekupić makaronem na wakacje? — Zapytał, naprawdę intensywnie się nad tym zastanawiając. Po chwili odwołał się do jej wcześniejszych słów — spokojnie, możemy zrobić przystanek na połowie trasy. Nie przeszkadza mi to w ogóle — mówił poważnie, jeszcze nie czuł wyraźnie głodu, ale był świadom, że dłużej o tym makaronie nie powinni rozmawiać.
    — Co? Nie… To po prostu… Nowe doświadczenie — zaśmiał się — poważnie, możesz prowadzić tak długo, jak tylko masz ochotę, siły, chęci czy cokolwiek, po prostu… — ścisnął odrobinę mocniej jej dłoń — ja zawsze prowadzę ten samochód, a ostatni raz na miejscu pasażera byłem… Nie wiem, chyba jak ojciec lub matka mnie gdzieś wozili. Czyli bardzo dawno temu — posłał jej uśmiech, jednocześnie przypominając sobie o telefonie do szefa. Nie miał ochoty z nim rozmawiać, ale wolał nie zwalniać się przez wiadomość, to nie było w jego stylu. Dlatego wybrał numer mężczyzny. Ten niestety nie odebrał. Nagrał się więc na pocztę głosową, że prosi o kontakt, bo sprawa jest ważna.
    — Swoją drogą, zaraz mi tu wróżysz zawały i wylewy. Jestem młody, mam całe życie przed sobą, a poziom stresu w moim życiu od niedawna nie istnieje… Z wyjątkiem tego twojego włączenia się do ruchu — zaśmiał się — chyba, że tak bardzo nie chcesz prowadzić — dodał, oczywiście odrobinę tylko ją podpuszczając.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  67. Blake spojrzał na brunetkę pierw dość surowym spojrzeniem, ale po chwili jego oczy złagodniały, a na ustach pojawił się nawet zalążek uśmiechu. Na dobrą sprawę nie miał, o co się gniewać czy wkurzać. Nic się nie stało, samochód był cały, do żadnej kolizji nie doszło, oni też byli cali… Słysząc jednak jej słowa, uniósł wysoko brwi i spoglądał intensywnie, swoimi ciemnymi oczami.
    — Oh tak? — Spytał, nie odrywając od niej wzroku — spoko — rzucił, poprawiają się na siedzeniu pasażera. Chyba przez całą podróż będzie sam sobie zaznaczał, że siedzi na tym miejscu, a nie na kierowcy pomimo tego, że cały czas doskonale o tym wiedział i pamiętał, bo jego dłonie momentami naprawdę nie wiedziały, co mają ze sobą zrobić. — Mogę zacząć się zachowywać tak, jak zachowywałem się w czasie studiów — rzucił. Oczywiście, że jej słowa odebrał niczym wyzwanie i nie zamierzał tego zignorować. Jechali przecież do miasta jego młodości, studiów i szaleństw, które zdarzało mu się wyczyniać. Nigdy nie był typem szalonego imprezowicza, który co noc balował, a później walcząc z kacem zakuwał do egzaminów, ale potrafił się dobrze bawić ze znajomymi. Czasami mocnej, czasami grzeczniej. W zależności od sytuacji. Co prawda okoliczności ich podróży może nie były rozrywkowe, ale to nie znaczyło, że mieli być posępni. Zwłaszcza, że Willow jasno dała mu do zrozumienia w mieszkaniu, że nie zamierza opłakiwać swojego brata — załatwione — dodał, stanowczo, jakby właśnie przyklepał zakład.
    Słuchał jej wywodu o makaronie i gotowaniu. Oboje wiedzieli, jak jej z tym gotowaniem szło, sama o tym głośno mówiła, więc nie krępował się w okazywaniu swojego zdziwienia na wieść o czekającym posiłku.
    — Przecież niczego ci nie bronię — odpowiedział na pytanie — sam proponowałem jakieś kursy gastronomiczne dla par. To mogłaby być dobra zabawa, a przy okazji zdobycie nowych, całkiem przydatnych w życiu umiejętności — przypomniał ze śmiechem. Jego propozycja nadal była aktualna, jeżeli tylko Mahoney nabierze ochoty na nauki, zamierzał być na to gotowy w dwie minuty. Nie skupiał się już za bardzo na temacie gotowania.
    Poczuł się urażony kolejną wzmianką na temat jego wieku. Oczywiście miał świadomość, że jest od niej starszy, wiedział, że mogą występować pomiędzy nimi jakieś różnice związane z wiekiem, czasem dorastania. Trochę różnic w przerwie pomiędzy ich wiekiem mogło występować, ale… nie uważał, aby były tak znaczące. Becky też wspomniała o jego wieku, gdy przeprowadzali Willy.
    — Uważasz, że jestem dla ciebie za stary? — Spytał, przyglądając się jej z wielką uwagą — w ciągu krótkiego czasu zdążyłaś już dwa razy wypomnieć mi mój wiek. Źle ci? — Uniósł wysoko brew, oczywiście, że zaczepnie, ale gdzieś w głębi czuł się dotknięty. Przecież wielce od niej nie odstawał, nadążał jeszcze za nowinkami, nie był typowym boomerem…Chyba.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  68. — Wychodzi na to, że mało o mnie wiesz — odpowiedział z uśmiechem. Nie miał to być żaden przytyk, w końcu nie znali się za czasów jego młodości, nie mogła mieć pojęcia, jakim był dwudziestoparolatkiem. Zamierzał jej jednak udowodnić, że nie jest jeszcze zardzewiałym dziadkiem, który marzy o śnie przed dwudziestą, ma stały rytm dnia i broni się przed zmianami. Nigdy taki nie był. I nigdy nie chciał się takim stać, nawet gdy przyjdzie czas na emeryturę. Na jej wyobrażenia, tylko uśmiechnął się tajemniczo. Nie zamierzał jej niczego zdradzać słownie, gdy już sama się przekona, że Blake Murphy potrafi się dobrze bawić, będzie mógł jej wówczas opowiedzieć więcej o swojej młodości i w jaki sposób się bawił.
    — Przekonasz się sama… Nic ci nie powiem. Narzekałaś, to proszę bardzo. Teraz będziesz miała jedną wielką niewiadomą — wzruszył od niechcenia ramionami, utrzymując tajemniczą minę. Nie miał zamiaru pisnąć choćby pary z ust na temat tego, co zamierzał zrobić, gdy będą mogli pozwolić sobie na odrobine luzu i zabawy.
    — Jestem otwarty na propozycje — przyznał zgodnie z prawdą w temacie kursu gotowania — to nawet fajny pomysł na randkę — uśmiechnął się — chociaż może za nudny? — Spojrzał na nią z uniesionymi kącikami ust, nawiazując oczywiście do jego wieku — tak, zdecydowanie. Nie będę zanudzał przecież swojej młodej dziewczyny — mrugnął do niej. W jednej chwili zapomniał również o tym, że to ona prowadziła i w ogóle się tym nie przejmował. Jechała tak płynnie i dobrze, że zwyczajnie przestał o tym myśleć. Nawet ręce nie trzymające kierownicy nagle przestały być problemem.
    — Wiedziałem — zaśmiał się cicho — mam zmienić fryzurę, garderobę, a może zacząć mówić tym dziwnym młodzieńczym slangiem? Elówa, siemandero… — zaczął się śmiać, wypowiadając kolejne młodzieżowe słówka, jakie wpadły mu do głowy.
    Spoważniał jednak, kiedy wspomniała o dziecku. Odwrócił głowę w jej stronę i przysłuchiwał się temu, co miała do powiedzenia.
    — Nalewki nie są znowu takie złe — zauważył z lekkim uśmiechem, ale pokiwał głową. Też o tym myślał, ale wolał zaczekać na moment, w którym Willy sama go poruszy. Nie chciał na niej niczego wywierać, a jeszcze niedawno martwił się o to, że zabił jej brata. Nie ośmieliłby się wspomnieć o dziecku… bo nie miał pewności, jak by zareagowała. — To dobry czas — uśmiechnął się — mogłabyś to zrobić już nawet dzisiaj — dodał, zerkając na nią, cały czas z uśmiechem na twarzy — wiesz, myślałem o tym od jakiegoś czasu, ale wolałem zaczekać, aż ty to poruszysz… — powiedział, a następnie zagryzł wargę, zerkając na nią. Skoro poruszyła temat dziecka, Blake chciał czegoś więcej. I najchętniej już teraz, natychmiast zadałby jej te ważne pytanie, czy chciałaby spędzić z nim resztę swojego życia i czy zechciałaby wyjść za niego, ale wolał tero nie robić, gdy prowadziła samochód. Poza tym… nieskromnie mówiąc, znał odpowiedź. Musiał tylko zaczekać na odpowiedni moment i zrealizować swój plan. Teraz, gdy rozmawiali o dziecku tym bardziej wiedział, że nie musi martwić się odmową. — jeżeli się postaramy będzie panną lub wagą. To dobre znaki — oznajmił, poruszając sugestywnie brwiami — legendy głoszą, że zaraz po odstawieniu jest większa szansa na bliźniaki — wyszczerzył zęby w uśmiechu, a jego brwi wciąż się poruszały.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  69. — Przynajmniej mogę cię jeszcze czymś zaskoczyć — uśmiechnął się delikatnie. Nie chciał, aby przypadkiem głupia zaczepka zmieniła się w jakieś spięcie pomiędzy nimi czy zepsucie ogólnie dobrych humorów. Dlatego nie kontynuował tematu, nie zaczął też nagle opowiadać o sobie, bo… Mieli przed sobą całe życie, a Blake nie wyobrażał sobie już teraz żadnego powodu, przez który coś miałoby pójść nie tak. Lawrence był martwy, więc ich zmartwienia nie istniały.
    Wyszczerzył tylko zęby w szerokim uśmiechu, bo co miał jej powiedzieć? Czuł, że wystarczyło słowo za dużo, a mógłby się przypadkiem wygadać. Tego by nie przeżył.
    Nie zwrócił nawet uwagi na to, że przyspieszyła. Jechała tak płynnie, że nie miał żadnego powodu do zerkania jej na prędkościomierz i rzucania jakichkolwiek komentarzy. Początku był słaby, ale teraz nie mógł złego słowa powiedzieć o sposobie, w jaki prowadziła samochód.
    Nadął policzki, w czasach jego nieco starszej młodości tak się właśnie mówiło, ale przecież nie mógł się do tego przyznać. Byłby wówczas spalony, a tego nie chciał.
    — Nieważne — machnął ręką — nie martw się, nie zabiorę cię na nic takiego. Zresztą z tego co pamietam to teraz twoja kolej na wymyślanie randki — zaśmiał się cicho, bo pamięć do takich rzeczy miał bardzo dobrą — chociaż, może się zlituję — mruknął, spoglądając na nią spod zmarszczonych brwi.
    Wyraz jego twarzy nabrał łagodności. Sama myśl o małym dziecku, a przede wszystkich ich wspólnym dziecku, powodowała, że miękł. Nie spróbowali nawet jeszcze o nie się postarać, a już wyobrażał sobie te maleństwo w swoich dłoniach.
    — Daliśmy sobie radę z dużo większymi problemami — zauważył, nie nazywając jednak tych problemów po imieniu. Dwójka małych dzieci z pewnością była wyzwaniem, ale… Wierzył w nich. Poza tym biorąc pod uwagę jego wiek, takie rozwiązanie byłoby najlepsze. Dwójka za jednym razem, a on nie musiałby się martwić, że przy dorastaniu drugiego, faktycznie mógłby zacząć interesować się grą w bingo. — Jeżeli chcesz mieć dwójkę musimy się spieszyć, jak nie będzie bliźniaków, szybko będziemy starać się o drugie. Jak sama mówiłaś, bingo wisi w powietrzu — zaśmiał się, ale szybko spoważniał — poważnie… Nie mamy na co już dłużej czekać, o ile tylko czujesz, że to dobry dla ciebie moment. Wiesz, studia, szpital — powiedział — nie chcę, abyś brała na siebie za dużo i wywierała sama na siebie presję. Ciąża powinna być czasem, w którym jedyne o co się martwisz to ty i to maleństwo, ale i to bez przesady. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko — powiedział z uśmiechem, a kiedy pomyślał o Willow jako mamie swojego dziecka, uśmiechnął się zadowolony. Podobała mu się taka wizja przyszłości. Z nią i dziećmi. — Powinnismy pomyśleć też o większym mieszkaniu już teraz, żeby nie przeprowadzać się z takim maluszkiem lub tobą na końcówce ciąży — powiedział. Zmiana mieszkania może nawet bez ciąży w tle była dobrym pomysłem. Do tego wtargnął Larry i chociaż był martwy i nigdy więcej miał nie naruszać ich spokoju, wspomnienia pozostawały żywe.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  70. — Tu się zgodzę — uśmiechnął się z tajemniczym uśmiechem. Nigdy nie był dobry w niespodzianki, ale gdy już się za nie brał to starał się z całych sił. To, że nie zawsze wszystko szło zgodnie z jego wyobrażeniami było inną kwestią. Najważniejsze były jednak starania, a przynajmniej tak sobie zawsze powtarzał, bo co innego mu zostało?
    Spojrzał na dziewczynę, gdy wspomniała o świętach. Zdecydowanie nie były takie, jakby chcieli. Wygiął usta w delikatnym uśmiechu, chociaż bardziej uśmiech ten przypominał grymas, a następnie chwycił jej dłoń i mocno ścisnął.
    — Dobra, dobra. Niech będzie, moja kolej — rzekł, słuchając uważnie tego, o czym mówiła, a następnie zmarszczył lekko brwi — zaraz, zaraz. Pomysł z lodowiskiem był mój — zaśmiał się cicho — nie będę już nic ci mówił — dodał z cichym śmiechem, grożąc jej palcem. Oczywiście, że się śmiał. Najważniejsze było to, że mieli ze sobą po prostu razem spędzić czas i nawet, gdyby miało być to leżenie na kanapie pod kocem, to Blake byłby i tak zachwycony samym faktem, że może to po prostu robić z nią, bez pospiechu, bez myśleniu o czymkolwiek innym. — W zasadzie to brzmi tak dobrze, że dlaczego nie — przytaknął, a po chwili spojrzał na nią surowym spojrzeniem — mam ci przypomnieć pewną ostatnią wizytę w pewnym sklepie? — Uniósł wysoko brew, miał być ich głosem rozsądku, więc głupie pomysły zamierza niwelować już w samym zarodku — poza tym… — na jego ustach pojawił się uśmiech. Może to świadczyło o jego wieku, ale… Gdy myślał o tworzeniu nowego życia z Willow, widział ich złączonych ze sobą podczas, jak zawsze, namiętnego seksu, jednak dość normalnego i spokojnego jak na ich dwójkę. — Kocham cię — uśmiechnął się na jej słowa i posłał jej czuły uśmiech — w takim razie mamy swój ckliwy moment. Wiesz, może się wydawać, że dla facetów to nic wielkiego — kontynuował z uśmiechem na twarzy — ale nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo się cieszę, że to właśnie mnie widzisz w roli ojca swojego… Naszego dziecka — powiedział całkiem szczerze. Pokiwał głową. Nie zamierzał negować jej gotowości. Wiedział, że jeżeli chodziło o jej studia, była odpowiedzialna, a przynajmniej w taki właśnie sposób to widział i nie miał żadnego podstawy do podejrzewania, że mogłoby być inaczej.
    — W porządku, skoro tak to… Ja nie widzę żadnych przeszkód — uśmiechnął się, a w jego spojrzeniu pojawiły się iskierki szczęścia. Niech mówią, co chcą. Kochał tę dziewczynę i chciał spędzić z nią resztę swojego życia na budowaniu wspólnej przyszłości. — Może później, zaadoptujemy psa? Wiesz, jak już dziecko trochę podrośnie — rozmarzył się trochę, ale przecież teraz mógł spokojnie snuć marzenia, nie musząc się obawiać, że cokolwiek stanie na przeszkodzie w ich realizacji. A na pewno będzie to Lawrence — oczywiście, bingo to moje powołanie — zaśmiał się cicho — idealnie. Lepiej nie odkładać tego w czasie — pokiwał głową — mam nadzieję, że twoja ciąża będzie wzorowa, ale sama wiesz, jak jest — uśmiechnął się — więc wszystko co można powinniśmy jak najszybciej zrobić. Musimy znowu się wziąć za planowanie… — spojrzał na nią znacząco — jest w porządku — przyznał — lepszy niż Waszyngton — zaśmiał się cicho — w sumie zadomowiłem się już w nim, nadal się czasami gubię, ale — wzruszył ramionami — kto by się nie gubił w tak wielkim mieście — dodał, a następnie uważnie jej się przyjrzał — chciałabyś poszukać czegoś gdzie indziej?

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  71. Zaśmiał się cicho na jej słowa i nawet z rozbawieniem pokręcił głową.
    — Jak zawsze gotowa odpowiedź w sekundę. Ty jesteś pewna, że nie pomyliłaś się z powołaniem, jeżeli chodzi o te medyczne studia? — Spytał zerkając na nią — na prawnika też byś się nadawała, niesamowite — kontynuował, nie odrywając od niej swojego spojrzenia. Co prawda powątpiewał, aby udało im się szybko udać na łyżwy, jeżeli to pierw ona miała go zabrać na randkę, ale już się nie odzywał, bo zaraz zaczęliby się sprzeczać, kto kogo zabiera na łyżwy. Z drugiej strony… Teraz ich życie miało wyglądać odrobinę inaczej, a na pewno przez czas, w którym Willow nie wróci do szpitala. On sam był chwilowo bez pracy, a przynajmniej z takim żył założeniem, bo szef wciąż nie oddzwonił i nie miał pojęcia, że Blake nie pojawi się następnego dnia w pracy. Cóż, Murphy próbował się dodzwonić. Nie jego wina, że facet dowie się o tym o poranku, gdy sklep będzie zamknięty.
    — To są szczury, a nie psy — zaśmiał się, na wzmiankę o miniaturowych rasach — wymyślimy w takim razie coś innego — wzruszył ramionami. Mieli dużo czasu przed sobą na zrealizowanie każdego pomysłu, jaki przyjdzie im do głowy.
    — Uczę się od mistrza — puścił jej oczko i uśmiechnął się — w takim razie Nowy Jork — przytaknął, odwzajemniając uśmiech. Myśl, że w końcu wszystko było na odpowiednim miejscu sprawiała, że czuł wewnętrzny spokój, co było niezwykłe, biorąc pod uwagę ostatnie lata jego życia.
    Nawet nie wiedział, w którym momencie przymknął oko. Oznaczało to jednak, że Willow Mahoney była tak dobrym kierowcą, że nie bał się przy niej zasnąć. Nie od dziś wiadomo, że w obliczu stresu, ciężko o spokojny sen. To jednak nie groziło Blake’owi.
    Po wyjściu z samochodu, od razy uniósł wysoko ręce, w ślad za Willow, przeciągając się. Trasa nie była niesamowicie długa, zwłaszcza, że mieli przerwę. Mimo wszystko siedzenie przez dłuższą chwilę w jednej pozycji sprawiało, że człowiek pragnął się trochę poruszać. Dlatego nie ograniczył się do samego przeciągnięcia, a zrobił pospiesznie dwa skłony i przysiady, co by jego stare kości nie zastygły.
    — Teraz to już naprawdę ostatni raz — podszedł do niej, obejmując ramieniem jej drobną sylwetkę i uśmiechnął się delikatnie. Nie ruszył od razu za nią. Wyciągnął torby i wówczas dołączył do brunetki w domu. Zakaszlał od zastanego powietrza i rozejrzał się dookoła.
    Biorąc jej słowa od razu do siebie, również ściągnął buty. Odłożył torbę i jej walizkę w korytarzu, a sam przeszedł do dużego pokoju i uchylił w nim okno. Było zimno, ale musieli zrobić szybkie przewietrzenie. Dlatego gdy wszedł za nią do kuchni, skinął głową na jej pytanie, a sam od razu podszedł do okna i je uchylił.
    — Zaraz pozamykam, żeby się nie wychłodziło, ale ten kurz… I te kwiaty — przypomniawszy sobie o wazonie, od razu skierował się po niego. Kwiaty wyrzucił do kosza, a resztkę nadgniłej wody wylał, naczynie natomiast zalewając świeżą wodą i dodając do niego kropelkę płynu do naczyń. Stojąc przy blacie, szturchnął biodrem delikatnie biodro Willow i uśmiechnął się do niej — zamówić jakieś jedzenie? — Spytał, przypomniawszy sobie, gdy znaleźli się rok temu w tym miejscu. Ich relacja wówczas… Cóż, była trudna. Pamiętał jednak dobrze, że gdyby się tutaj nie pojawili… Całkiem możliwe, że teraz, wszystko byłoby inaczej. — To cholernie irytujące, że tutaj był nasz początek — stwierdził, stajać przodem do dziewczyny.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  72. — Coś w tym jest — zaśmiał się. Musiał przyznać, że Willow naprawdę potrafiła dużo gadać. Nie miał dużego doświadczenia w przestępczym świecie, ale był pewien, że nawet najlepsi złoczyńcy mieliby problem, aby wytrzymać z paplającą Willy. Pamiętał, jak momentami irytowała go tym, że nie zamykała swojej buzi, a gdy chciał, aby mówiła, potrafiła nagle milczeć. Oczywiście wolał nie wywlekać na światło dziennie tych wspomnień, więc zostawił je tylko dla siebie.
    — Cieszę się, że zgadzamy się w tym temacie — pokiwał z entuzjazmem głową — pies musi mieć odpowiedni rozmiar, więc w takim przypadku… Królik brzmi całkiem w porządku. Da się je wytresować? — Spytał. Nie znał się kompletnie na gryzoniach, ale może to wcale nie był taki zły pomysł. Na pewno lepszy niż marna imitacja psa w postaci miniaturki.
    Uśmiechnął się na jej słowa. Odłożył wypełniony wodą wazon na blacie obok zlewu i sięgnął po swój telefon, aby sprawdzić jakie lokale znajdowały się w pobliżu i dowoziły jedzenie do klientów.
    Uniósł spojrzenie znad telefonu, słysząc jej słowa. Mówiąc szczerze, nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego. Dlatego przechylił głowę i z uniesiona brwią, spoglądał na nią.
    — Chcesz mieć więcej dobrych wspomnień z tym miejscem czy raczej chęć jak najszybszego spierdolenia stad? — Spytał całkiem poważnie, obserwując ją teraz już z bliska, gdy tak stała przed nim i go obejmowała. — Czyli mogę się czuć dumnym wróżkiem chrzestnym czy coś w tym guście? — Zaśmiał się cicho. Wierzył w nią wtedy. W to, że dokona dobrego wyboru i nie zmarnuje szansy, którą jej podarował. I proszę, nie przejechał się na swojej opinii, a teraz… Gdyby ktoś mu wtedy powiedział, że będzie się z nią spotykał, popukałbym się w czoło. I przywaliłby porządnie tej osobie za gadanie takich bzdur. — Co do podziękowań, to jest akurat coś, co zawsze bez problemu możemy nadrobić — ułożył dłoń na jej policzku i powoli przesunął ją na żuchwę dziewczyny, kciukiem gładząc zarys jej warg. Uśmiechał się przy tym, patrząc w jej oczy — choćby nawet zaraz, jeżeli tylko masz ochotę — szepnął, naciskając na jej pełną wargę i wsunął koniuszek kciuka do jej ust. — I rozpocząć pierwsze próby i starania, skoro dzisiaj masz już przestać brać tabletki… — uśmiechnął się — o ile oczywiście wybierasz opcje nadrobienia dobrych wspomnień — wymruczał, układając dłoń na jej tali, która powoli zsunął w dół na jej biodro, a następnie przyciągnął ja bliżej siebie, a rękę ułożył na pośladku brunetki i mocno zacisnął na nim palce. — Jestem do usług. Wszelkich — szepnął do jej ucha, owiewając je swoim ciepłym oddechem.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  73. Bez słów pokiwał głową, zastanawiając się nad tym, co właściwie można z królikiem robić. W zasadzie… To chyba nie było zwierzątko, które by mu odpowiadało. Ale jeżeli właśnie królika chciała mieć Willy, to cóż, zgodziłby się na nie bez dłuższego zastanawiania.
    — Jak sobie pomyślę o smrodzie jego szczyn… — mruknął, marszcząc przy tym nos, jakby faktycznie w tej chwili był w stanie poczuć nieprzyjemny zapach. Kiedy wspomniała o śwince, jego mina momentalnie się zmieniła i wyrażała… zdezorientowanie — żebyśmy zrobili z niej bekon? — Spojrzał na dziewczynę z połowicznym uśmiechem — przynajmniej byłoby wiadomo, czym karmiony… — mruknął, chociaż musiał przyznać, że rozbawiło go wyobrażenie świnki biegającej po mieszkaniu. Widział w sieci filmiki z takimi świnkami i jakoś nigdy nie pomyślał o tym, aby posiadać właśnie takie zwierzątko, jako domowego pupila.
    Przechylił głowę na bok, uważnie jej się przyglądając, jakby rozważał czy mówi poważnie. Wydał z siebie jedynie ciche mruknięcie, a następnie zaśmiał się równie cicho.
    — Oj tam… — wzruszył przy tym lekko ramionami — dobrze, że zawsze byłem w pobliżu. Typowy wróżek chrzestny — zaśmiał się, utwierdzając się w swojej wcześniejszej wypowiedzi — w każdym razie… Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wykorzystałaś to w odpowiedni sposób — dodał po chwili zadumy — na dobrą sprawę mogłaś olać każde moje słowo. Byłem tylko kumplem twojego brata, nikim więcej — stwierdził. Szybko pozbył się jednak Larry’ego z myśli, bo to zdecydowanie był ostatni temat, o jakim chciał w tej chwili myśleć.
    Na szczęście miał przy sobie Willow, a skupianie się na niej zawsze było najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że jak przed chwilą sama przyznała, nie miała nic, przeciwko, aby zostawić to miejsce z dobrymi wspomnieniami.
    — Nie powiedziałem niczego takiego — uśmiechnął się łobuzersko, ale oboje doskonale wiedzieli, co miał na myśli swoimi wcześniejszymi słowami. Zresztą… to był tylko pretekst, żeby jej się do niej zbliżyć i jej dotknąć. Westchnął, gdy zassała jego palec, bez problemu wyobrażając sobie, że dokładnie to samo robi z jego penisem. Zacisnął odruchowo jeszcze mocniej palce na jej pośladku, w ogóle nie myśląc o zakładzie. I gdyby nie wspomniała o nim, szybko by sobie nie przypomniał. — No tak… zakład — wyszeptał, jednak nie odsunął się od niej. A kiedy poruszyła biodrami, nie był już w stanie powstrzymać narastającego podniecenia. Odchylił na bok głowę, chwytając ją za biodra i przycisnął ją do siebie — zgadzam się na zawieszenie — wymruczał niskim głosem i naparł na nią, aby wyraźnie poczuła, jak działała na niego jej bliskość. Sięgnął ręką długich włosów i delikatnie je chwytając, odciągnął dziewczynę od swojej szyi, aby móc swobodnie ją pocałować. — Chyba, że ty masz coś przeciwko? — Szepnął, wiedząc, że jakakolwiek będzie odpowiedź, on podjął już decyzję i nie zamierzał walczyć z pożądaniem, które odczuwał i do którego zaspokojenia była tylko jedna droga.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  74. — Sama myślisz o sprowadzeniu świni do domu, kto jest koszmarny — zaśmiał się, chwytając się automatycznie za szturchnięte ramię. Tym razem nie bawił się w teatralne udawanie. Uśmiechnął się natomiast dość szybko, a następnie pokręcił lekko głową — nawet nie wiem czym miałbym taką świnkę karmić. Lepiej ją po prostu zjeść. Jakoś… inne zwierzęta wydają się być bardziej… albo raczej to człowiek do innych zwierząt jest bardziej empatycznie nastawiony. Chociaż nie jestem pewien czy empatia to właściwe słowo. W każdym razie… — pokiwał przecząco głową — lepiej nam będzie bez świni — zaśmiał się przy tym, chociaż mówił poważnie.
    — Brzmi jak rola idealna dla mnie — wymruczał. Śmiało mógł nazywać się jej bohaterem nie tylko ze względu na tamtą sytuacje. Dał jej tylko szansę, a to ona podjęła decyzje, że jednak nie chce marnować sobie życia. Zupełnie inaczej było w święta. Przyczynił się do tego, co ją spotkał, swoją obecnością, ale jednocześnie, naprawdę uratował jej życie. Otworzył nieco szerzej oczy, bo takich słów nie spodziewał się ani trochę. Nie zwracał na nią wówczas szczególnej uwagi, a już na pewno nie w tak sposób. Była po prostu młodszą siostrą jego kumpla z pracy. Był zakochany na zabój w swojej żonie, nie widział świata poza nią i córką, więc nikt inny nie zajmował jego myśli, a z pewnością nie robiłaby tego tak młoda dziewczyna jaką była wówczas Willow. — Nie dość, że uratowałem twój seksowny tyłek przed kłopotami, to jeszcze stałem się twoim wymarzonym kochankiem — wymruczał — nieźle. I co, jestem tak wspaniały, jak zawsze sobie wyobrażałaś?
    — Willy, Willy — szepnął cicho, gdy jego uszu dobiegł jej jęk. Automatycznie zacisnął mocniej na niej swoje dłonie, chcąc raz jeszcze usłyszeć ten przyjemny dla jego uszu dźwięk. Uśmiechnął się pod pocałunkiem, gdy w tym samym czasie dobrała się do jego spodni. Nie zamierzał jej powstrzymywać. Przez trwający zakład, był jej jeszcze bardziej wygłodniały niż zazwyczaj. Już miał odpowiedzieć na pytanie, gdy wzięła go do swoich ciepłych, wilgotnych ust. Zamruczał cicho, gdy poruszyła dłonią. Oparł się lędźwiami o blat kuchenny, a po ułożeniu dłoni na jej głowie, wplótł palce w ciemne kosmyki. Lubił patrzeć na nią z fory w tej pozycji, dlatego sapnął cicho w reakcji na jej działanie.
    — Na wszystko przyjdzie czas — wymruczał, odchylając głowę, gdy zaczęła powolną, przeciągającą pieszczotę. I całe szczęście, że zwolniła, bo w jednej chwili stał się całkiem twardy, a przyjemne ciepło zaczęło zbierać się w podbrzuszu. Był tak bardzo jej spragniony. — Możemy wyznaczyć sobie spokojnie trasę stąd, aż do twojego pokoju, gdziekolwiek będziesz chciała. I nie obchodzi mnie, jak długo będziemy musieli tu zostać. Albo zgodnie z życzeniem — uśmiechnął się delikatnie, stanowczym ruchem pociągnął ją za włosy, aby spojrzała w jego oczy — będziemy się pieprzyć w każdym pomieszczeniu, w którym tylko zapragniesz — oznajmił całkiem poważnie, a po chwili odsunął ją od swojego członka i złapał za ramiona, aby się wyprostowała. Chwycił obszycie jej koszulki i ciągnął ją z niej jednym ruchem, odrzucając ubranie na bok, a następnie spojrzał na schowane w biustonoszu piersi, których sutki znaczyły materiał. Pogładził subtelnie biust skryty w bieliźnie, przesuwając dłonie wzdłuż materiału do zapięcia. Odpiął je powolnie zerkając na jej twarz, a następnie po ułożeniu dłoni na jej ramionach, zsunął delikatnie z nich ramiączka. Przez chwile wpatrywał się z zachwytem w sterczące piersi. Złożył na jej ustach pełen namiętności pocałunek, jednocześnie ręce kierując do rozporka jej spodni, które tuż po rozpięciu powoli zsunął, a gdy oderwał się od jej ust, ukucnął, by całkowicie pozbyć się jej spodni, pozostawiając brunetkę w ten sposób jedynie w samych majtkach. Jednak i ich planował się szybko pozbyć, już za momencik. — Pniemy się ku gorze czy wolisz jednak drugą wersje? — Spytał, sunąc powolnie dłońmi po jej nagich udach, zaczepnie hacząc palcami o materiał majtek, jakby zastanawiając się czy może się ich pozbyć, czy jeszcze nie.

    ❤️❤️😈

    OdpowiedzUsuń
  75. — Świnia to świnia. Mała czy duża, powinna skończyć jako bekon — stwierdził z lekkim uśmiechem, a kiedy wspomniała, że temat zwierząt powinni zostawić na odleglejsze czasy… Nie mógł się nie zgodzić. W obecnej sytuacji było to najbardziej rozsądne — małe Murphy zdecyduje, jakie będziemy mieć zwierzątko — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Szczerze nie mógł się doczekać, kiedy na świat przyjdzie ich dziecko i miał szczerą nadzieję, że nie będą mieli żadnych problemów z zajściem Willow w ciąże.
    — Cały czas jestem spokojny, po prostu… Takie słowa były chyby ostatnimi, jakich bym się spodziewał. Wiesz, wtedy byłaś po prostu młodszą siostrą kumpla z pracy — słowa te smakowały gorzko w jego ustach, jednak nie zagłębiał się w nie bardziej — a teraz… Cholera, gdybym usłyszał wtedy, że będziemy się spotykać, myśleć o dziecku… Ta osoba dostałaby po mordzie — zaśmiał się cicho z lekkim niedowierzeniem. Po chwili pokiwał głową z uznaniem, bo kolejne słowa padające z ust dziewczyny, zdecydowanie były takimi, które chciał w obecnej sytuacji usłyszeć. Dlatego na jego ustach zagościł łobuzerski uśmiech, a on z wymalowaną na twarzy przyjemnością słuchał, co miała do powiedzenia — mów mi więcej takich rzeczy — zaśmiał się niskim tonem. Chociaż od słów wolał czyny, dlatego z największą przyjemnością oddał się trwającej chwili.
    Przymrużył oczy, słuchając jej pojękiwania z największą rozkoszą. Gdyby tylko wiedział, do jakiego zbliżała się stanu, pozwoliłby jej kontynuować, bo podejrzewał, że sam nie miałby większych problemów z przygotowaniem się do drugiej rudny. Był na nią tak bardzo napalony, że nie był w stanie sobie przypomnieć, kiedy poprzednio czuł się w taki sposób.
    Obserwował, jak porusza nogami, uśmiechając się na słowa padające z jej ust. Nie byłby sobą, gdyby od razu spełnił jej prośbę. Przesunął powolnie dłoń do zwieńczenia jej nóg i aż westchnął, gdy nie dotknął nawet jeszcze jej bielizny, a palcami już na udach natrafił na jej podniecenie. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele. Czuł wyraźnie swoją twardą męskość i nie mógł się doczekać, kiedy poczuje jej przyjemne i wilgotne wnętrze. Drocząc się z nią, znęcał się nad samym sobą, mimo wszystko starał się wszystko maksymalnie przeciągnąć w czasie. Rozkoszując się każdą chwilą, najdrobniejszym gestem. Przesunięciem palcami po ciepłej skórze, znajomą wilgocią i ulubionym zapachem Willy. Jego słodkiej, kochanej Willy.
    — Jak bardzo prosisz? — Spytał, spoglądając na nią zachłannie, powoli podnosząc się na nogach, aby wyrównać się z nią. Jednocześnie, przenosząc powoli swoje dłonie wzdłuż jej ciała ku górze. Przytrzymał palce na delikatnej koronce, kontrastującej na jej jasnych, delikatnych biodrach. Chwycił materiał swoimi palcami, w oczekiwaniu na jej odpowiedź, naciągnął go mocno i szarpnął, a delikatna koronka popruła się. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Puścił skrawek i pozwolił, aby czarny materiał opadł bezszelestnie na ziemię. Wziął głęboki oddech i patrząc prosto w jej oczy, ugiął delikatnie kolana, aby bez problemu sięgnąć dłonią do jej kobiecości.
    — Kurwa Willy — wymruczał, czując jak bardzo stała się mokra przez ten czas. Przesunął po niej palcami, zatrzymując się na łechtaczce, po której przesunął szczególnie powoli, wpatrując się przy tym cały czas w jej piękne, błyszczące oczy. Nie był w stanie dłużej wytrzymać. Wpił się w jej usta namiętnym pocałunkiem, powolnie przy tym wsuwając palec w jej ciepłe wnętrze.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  76. Spojrzał na zdjęcie świnek, które mu pokazała i tylko zmarszczył brwi. Kto normalny ubierał jedzenie w takie stroje. To nie miało najmniejszego sensu. Zwłaszcza, że nie raz słyszał o tym, jak sprzedawano zwykłe świnie hodowlane jako te miniaturowe. Nie zamierzał ryzykować, że z małej słodkiej świnki wyrośnie ogromna locha, z którą nie będą mieli co zrobić. Zdecydowanej nie mógł dopuścić do takiej ewentualności, więc świnka, jakakolwiek miałaby być, była zwierzęciem, które od razu zaznaczył na swojej mentalnej liście o jakże wyszukanej nazwie: nigdy w życiu.
    — Baby Murphy brzmi o niebo lepiej — uśmiechnął się. Zdecydowanie nie był dobry w wymyślaniu żywionych ksywek — jeżeli chodzi o potencjalne imiona… Zostawiam ci wolną rękę do zrobienia listy. Z niej wspólnie będziemy mogli coś wybrać. No chyba, że trafi tam jakieś szczególnie znienawidzone przeze mnie imię — zaśmiał się cicho, ale po chwili spoważniał. Miał jedno imię, które chciałby nadać dziecku, jeżeli byłby to chłopczyk — chociaż… chciałbym, żeby na liście znalazło się imię Darren — zerknął na Willow. Chciałby upamiętnić przyjaciela i dobrego człowieka, o ile brunetka nie miałaby nic przeciwko.
    Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Zdecydowanie to było nierealne, a przynajmniej na tamten czas, bo obecnie nie miał żadnego problemu, aby uwierzyć w prawdziwość tego związku. I tego, dokąd zmierzał.
    — Takiego wyznania tym bardziej się nie spodziewałem — zamruczał — ale cóż… chyba mi to schlebia — zaśmiał się, oblizując wargi. W zasadzie trudno było nie odebrać tych słów jako komplement. Spojrzał prosto w jej oczy — co mogę powiedzieć, staram się. I mam nadzieje, że nigdy cię nie zawiodę w tych sprawach — wyszczerzył się szeroko.
    Nie musieli długo czekać, aby Blake kolejny raz mógł się wykazać i udowodnić, jak się stara, aby to Willow było przede wszystkim dobrze, chociaż nie mógł powiedzieć, że o sobie nie myślał w ogóle. Na całe szczęście byli dla siebie stworzeni i ich ciała świetnie ze sobą współgrały, dostosowując i dopasowując się do siebie wzajemnie, dzięki czemu czerpali z seksu wszystko, co najlepsze.
    Zawtórował jej niskim mruczeniem na jej prośbę, kolejny raz rozkoszując się jej dźwiękami. Słysząc słowa padające z jej ust, uśmiechnął się lekko.
    — Musimy się w końcu wybrać na te zakupy… Nadal nie doczekałem się pokazu — westchnął, owiewając jej skórę swoich ciepłym, znacznie przyspieszonym oddechem.
    Przeciąganie satysfakcjonowało go, gdy widział, jak bardzo była zniecierpliwiona. Gdyby nie był jej tak bardzo spragniony, trwałby w tym dłużej. Jego penis był jednak już tak twardy, że podniecenie zaczynało być bolesne. Westchnął, gdy wybiela ciało w łuk, przesunął spojrzeniem po jej jędrnych piersiach, nie przestając jej pieścić. Słysząc kolejne słowa padające z jej ust, uśmiechnął się kącikiem ust i cofnął rękę. Złapał swojego penisa i nakierował się na nią, wszedł w nią mocno i głęboko, druga dłonią dociskając jej biodra do siebie.
    — Tego właśnie chciałaś? — Szepnął, chwytając ją za udo podniesionej nogi i poruszył biodrami. Odsunął usta od jej warg i oddychając płytko, spojrzał w jej błyszczące oczy — a może pragniesz czegoś zupełnie innego, Willy? — Spytał, mocno poruszając biodrami, wciąż przytrzymując ją blisko siebie.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  77. Uśmiechnął się i spojrzał na nią wzrokiem pełnym wdzięczności. Skinął głową zachęcająco, aby powiedziała o swoich propozycjach imion i słysząc je, lekko zadrżał. Musiał przyznać, że gest ze strony Willow był wielki, ale… Nie był pewny, co do tego, czy to dobry pomysł. Beth i Daisy miał już zawsze nosić w swoim sercu. Wiedział, że córeczka o takim imieniu nie zastąpiłaby w żaden sposób zmarłej żony, ale…
    — Może po prostu Izabella Elizabeth? — Uśmiechnął się do niej ciepło — to miłe i szlachetne z twojej strony, ale gdyby miała być po prostu Elizabeth… — pokręcił lekko głową. To byłoby za trudne dla niego, a przynajmniej na tym etapie. Nawet, jeżeli z czasem miałoby się to zmienić, wolał nie ryzykować. Miał tylko nadzieję, że Willy nie odbierze źle jego odmowy. Nie chciał jej przecież w żaden sposób urazić. Dwa imiona może i były długie, ale w tym konkretnym przypadku czułby się znacznie lepiej, gdyby baby Murphy okazało się być dziewczynką i nosiło te imię, jako drugie. Zdecydowanie byłoby mu wówczas dużo łatwiej.
    — Nie śmiałbym — wychrypiał cicho, samemu z coraz większym trudem trzymając się w ryzach. Rozchylił wargi, ułatwiają sobie w ten sposób oddychanie. Odetchnął głęboko w reakcji na jej pojękiwania. Wpił się w jej wargi, kończąc pocałunek przygryzł jej wargę i delikatnie nią szarpnął. Musnął nosem jej nos, uśmiechając się kącikiem ust.
    — Właściwie… — odsunął się odrobinę, aby zerknąć na jej nagie ciało. Zmierzył je uważnym, zachłannym spojrzeniem i zamruczał cicho — zawsze możesz zrobić go bez bielizny — wychrypiał cicho, sunąc nosem po jej policzku — nie miałbym nic przeciwko.
    Czuł, jak bardzo była go spragniona, w połączeniu z własnym pragnieniem, nie był w stanie dłużej czekać. Dlatego słysząc jej odpowiedź, pchnął ponownie mocno biodrami, rytmicznie powtarzając silne pchnięcia, za każdym razem mocno dociskając ją do siebie. Rozchylił wargi, napawając się jej głośną reakcją, on sam wydał z siebie ciche sapnięcie, gdy poczuł, jak mocno się na nim zaciska. Zagryzł wargę, potrzebował jeszcze chwili, jednak nie zaprotestował, gdy sięgnęła jego koszulki i wymusiła krótką przerwę. Wiedział, że Willy nie zostawiłaby go w tak bolesny i rozczarowujący sposób, a widząc jak układała się na blacie, na jego ustach wkradł się łobuzerski uśmiech.
    — Moja niegrzeczna dziewczynka — wychrypiał, ponownie się w nią wsunąwszy. Nie musiała mu powtarzać dwa razy. Jeżeli chciała porządnego pieprzenia, zamierzał je jej dać. Jak zresztą zawsze. — Tylko, żebyś później nie narzekała — odparł zachrypniętym z podniecenia głosem. Chwycił jedną dłonią jej biodro mocno wciskają w nie palce, a drugą uchwycił zgrabną pierś i rozpoczął subtelną pieszczotę, napawając wzrok nagim ciałem brunetki, które podskakiwało w nadawanym przez niego rytmie. Był już tak, blisko, ale wiedział, że nie może dojść przed nią. Zamknął oczy, mocno zaciskając powieki i z całej siły skupiając się na tym, by wytrzymać tak długo, dopóki nie będzie miał pewności, że Mahoney jest usatysfakcjonowana, w końcu obiecał jej, że nie zawiedzie.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  78. Oblizał powoli wargi, a następnie równie powoli skinął głową. Spoglądał na nią pełnym czułości spojrzeniem, zastanawiając się nad tym, co takiego zrobił, że los mu ją zesłał. Przecież… Ich historia mogła skończyć się w zupełnie inny sposób i doskonale o tym wiedzieli. Wypierał z pamięci wspomnienia początków, gdy uprowadził ją i znęcał się nad nią. Mogła uciec, zapomnieć o nim, sprawić, aby skończył za kratami, tymczasem… Rozmawiali o imionach dla dziecka, którego oboje tak bardzo pragnęli, w dodatku była tak wspaniałomyślna, że chciała upamiętnić jego żonę.
    — Jestem… Jeżeli tobie to nie będzie w żaden sposób przeszkadzać, jestem na tak — powiedział, a na jego ustach pojawił się uśmiech — chyba powinienem zacząć chodzić do kościoła i dziękować bogu za ciebie w swoim życiu — szepnął. Przyciągnął ją do siebie i złożył na jej czole pełen czułości pocałunek. Był niesamowicie wdzięczny i nie miał pojęcia, jak ma jej tę wdzięczność okazać. Mogła nie zdawać sobie sprawy, jak wiele to dla niego znaczyło.
    Nie zaprzestając mocnych ruchów, uśmiechnął się łobuzersko w reakcji na jej śmiech. Brzmiała tak pięknie, gdy z trudem panowała nad swoich oddechem, a jej oczy błyszczały podnieceniem. Oblizał mimowolnie wargi, jakby spoglądał na najbardziej smakowite danie, jakie było mu dane w życiu skosztować i cóż… Tak się właśnie przy niej i z nią czuł za każdym razem.
    — Czyja? — Spytał chrapliwie, poruszając mocno biodrami, wchodząc w nią głęboko. Czuł, jak zaciskała się na jego penisie, a on za każdym razem musiał powstrzymywać się przed pozwoleniem sobie na rozluźnienie i zalanie się euforią. Kiedy osiągnęła kolejny orgazm, nie potrzebował wiele, kilka pchnięć sprawiło, że i po jego ciele rozlało się przyjemne ciepło, a z ust wydobyło się ciche sapnięcie. Oparł lekko głowę o nią, gdy wtuliła się w niego. Przyciągnął ją bliżej siebie i próbował wyrównać oddech, którzy był obecnie przyspieszony. Zamruczał z przyjemnością, czując jak wbija w niego paznokcie. Po chwili zaśmiał się krótko na jej słowa, a nim rozluźnił uścisk, przycisnął ją krótko do siebie.
    — Całkiem zapomniałem o żarciu — mruknął nieco niezadowolony, że ktoś im przerwał, bo nie miał nic, przeciwko, aby kontynuować ich drogę do jej pokoju. Z drugiej strony może i dobrze, mieli krótką chwilę na zregenerowanie sił. Skinął głową. Niechętnie wysunął się z niej, a następnie schował męskość w bokserki i podciągnął spodnie na biodra. Rozporek i pasek zapinał już w drodze do drzwi. Cofnął się jednak po kilku sekundach, aby wziąć telefon. Musiał przecież zapłacić.
    Otworzył drzwi i pospiesznie odebrał jedzenie, nie przejmując się ani trochę tym, że dostawca mógł zdziwić się widokiem jego roznegliżowanego torsu, wciąż nieco przyspieszonego oddechu. Zapłacił, zatrzasnął drzwi i wrócił do kuchni.
    — Meksykańskie — oznajmił, a w kiedy wszedł do pomieszczenia, w powietrzu rozniósł się ostry zapach papryczki habanero zmieszony ze słodką kukurydzą — jemy ciepłe, czy będziemy odgrzewać? — Spytał, przyglądając się jej bezwstydnie, pozostawiając władzę w jej rękach — nie potrzebuję aż tak długiej przerwy i zregenerowania sił — powiedział, mierząc ją wygłodniałym wzrokiem. — Ale jeżeli tego potrzebujesz... Twoje słowo jest dla nie rozkazem.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  79. Uśmiechnął się na jej słowa i tylko mocniej ją do siebie przytulił.
    Po czułości sprzed kilku chwil nie zostało za wiele, ale ich zbliżenia… Rzadko kiedy były pełne czułości i delikatności, chociaż i w ten sposób potrafili się kochać. Ich niepohamowana chęć mocnych doświadczeń sprawiała jednak, że w większości przypadków kończyło się na ostrym i pozbawionym delikatności seksie.
    Pokiwał lekko głową, a na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.
    — Moja — przytaknął usatysfakcjonowany, a później powtórzył jeszcze kilka pchnięć, a następnie rozkoszował się chwilą spełnienia. Gdyby mógł się cofnąć w czasie, nie zamawiałby tego jedzenia. Wstrzymałby się z tym w czasie, zdecydowanie. Co się jednak stało… Dlatego, gdy wszedł z powrotem do kuchni z jednorazowymi opakowaniami wypełnionymi jedzeniem, uważnie przyjrzał się dziewczynie.
    — A co takiego zamierzasz ze mną zrobić? — Spytał zaintrygowany, nie spuszczając z niej spojrzenia. Cóż, był bardzo ciekawy, co takiego zrodziło się w jej główce i nie mógł się doczekać, aż przekona się o tym na własnej skórze, dlatego tym bardziej nie nią ochoty na jedzenie. Kiedy jednak przyznała, że jest głośna, nie mógł jej od jedzenia odciągnąć. — Tylko szybko, żebym nie uschnął z tęsknoty — zaśmiał się, ale odprowadził ją wzrokiem. Bardzo zachłannym wzrokiem.
    Kiedy Willow się ogarniała, wyciągnął opakowania z papierowej torby i ułożył na blacie kuchennym i wyciągnął szklanki, do których nalał wody, a następnie po prostu za nią czekał.
    — Nie spodziewałem się, że wrócisz do mnie całkiem naga — mruknął — aż mi głupio, że wciąż mam na sobie spodnie — zaśmiał się. Słysząc jej słowa, od razu wyobraził sobie jak posila się, traktując jej ciało jak talerz i musiał przyznać, że było to bardzo kuszące — jak chcesz, ale zdecydowanie musimy tego spróbować — poruszył brwiami, a następnie spojrzał w stronę kanapy — mamy dużo czasu, ale jednocześnie tyle pomieszczeń — zastanowiła się na głos, jednak po chwili podszedł do niej i chwycił ją w swoje ramiona, uważając na trzymane przez nią sztućce — nie będziemy marnować za wiele czasu — oznajmił i skierował się w stronę salonu, gdzie ostrożnie odłożył brunetkę na kanapę, a następnie wrócił do kuchni i na dwa razy przyniósł jedzenie wraz z napojami. Usadowił się obok dziewczyny i ułożył ją tak, aby opierała się o jego tors, a najchętniej wychylił się po jedzenie. — A teraz wróćmy do tego, co mówiłaś jeszcze w kuchni… — poruszył brwiami, spoglądając na nią — muszę przyznać, że wzbudziłaś moją ciekawość, co możesz sobie zaznaczyć jako życiowy sukces — zaśmiał się cicho, obejmując ją ramieniem w taki sposób, że jego przedramię znalazło się na jej piersiach. Przycisnął ją delikatnie, oddychając jej zapachem wymieszanym z ostrym jedzeniem, co w połączeniu pachniało wręcz wybornie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  80. — Z trudem, Mahoney, z trudem — uśmiechnął się lekko w odpowiedzi, czego dziewczyna nie mogła już zobaczyć.
    — Ależ skąd — powiedział, na dowód, uważnie przyglądając się nagiej, filigranowej sylwetce dziewczyny, a na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. Lubił panującą pomiędzy nimi swobodę. Dlatego kiedy powiedziała, że ma je zdjąć… W zasadzie, czym miałby się krępować, lub co miałoby go powstrzymać? Nic. Dlatego już po chwili odpiął pasek, następnie rozporek i nie minęło kilkanaście sekund, a Blake również stanął przed nią całkiem nagi. Nie przejmując się pozostawionymi w nieładzie ubraniami. Skupił się już na dziewczynie i tym, aby dotarli do salonu. Kolejnego pomieszczenia, w którym mieli zbudować dobre wspomnienia.
    Nim sam zaczął jeść, przez krótką chwilę wpatrywał się jak robi to Willy. 
    — Wyobraźnia — powtórzył za dziewczyną, również chwytając w końcu taco. Uśmiechnął się na jej kolejne słowa i przybrał żartobliwy ton — zastanowiłbym się na przeniesienie tego na drugie miejsce na liście — zaśmiał się cicho. Szybko jednak zamilkł, słuchając z największą uwagą tego, co miała w tej chwili do powiedzenia. Cóż… Był ciekawy jakie pomysły zrodziły się w jej główce, a z każdym słowem jego ciekawość wzrastała, a wyobraźnia zaczynała powoli działać… — Myślę, że nie będzie z tym problemu — uśmiechnął się, przyciągając ją odrobinę bliżej siebie, aby złożyć na jej skroni czuły pocałunek. Zmrużył oczy. Nigdy przy Willow nie zastanawiał się nad tym, czy było coś szczególnego, czego chciałby w łóżku. Tak jak sama zauważyła, nigdy nie było czasu, poza tym było mu zwyczajnie dobrze. Ich seks nigdy nie był nudny, a tak, że z wyglądu niewinna Willy lubiła ostrzejsze zabawy, bardzo mu odpowiadał. Lubił ją mocno pieprzyć i sprawiało mu to przyjemność… — Wspominałem ci, że dobrze byś wyglądała w czarnym lateksie — przypomniał, bo wcale wtedy nie żartował. Wiedział, że o tym w tej chwili może zapomnieć, ale przecież i tak nie mieli jutro wyjeżdżać — nie potrafię tylko zdecydować, co bardziej mnie kręci, grzeczna i posłuszna czy wymierzająca kary — mówiąc to, w jego oczach pojawił się niezdrowy błysk — ale na start możemy wykorzystać wiązanie i lód — powiedział delikatnie zachrypniętym głosem, wyobrażając już sobie związane ręce Willy i wijące się z rozkoszy ciało pod nim. Przełknął ślinę, czując, że jego męskość staje się ponownie gotowa. Ugryzł kawałek taco, zerkając na Willy. Nie zamierzał odciągać jej od jedzenia, od podstawowych potrzeb ludzkich. Nie był przecież potworem. — A ty? Jakieś fantazje i marzenia, które mógłbym spełnić?
    — Po tym ostrym jedzeniu możemy zacząć od delikatnego ochłodzenia, skarbie — zdecydował. Czekał tylko na moment, w którym brunetka skończy jeść, aby móc się nią porządnie zająć.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  81. Sam też nie miał nic przeciwko, aby z czymkolwiek czekać, jeżeli chodziło o jakiekolwiek łóżkowe eksperymenty. Wręcz przeciwnie, sama świadomość, że Willow o tym myśli, sprawiała, że mógłby od razu wziąć się do roboty, spełniając każde jej życzenie, jakie tylko przyjdzie do jej głowy.
    Spojrzał na nią, pełnym zaciekawienia spojrzeniem, gdy usłyszał jej zamyślony głos. Przechylił delikatnie głowę w bok, uważnie się jej przez cały czas przyglądając, a usłyszawszy jej kolejne słowa, rozchylił delikatnie usta, których wargi po chwili oblizał, wyobrażając sobie Willow w seksownym, czarnym stroju. Wypuścił cicho, powoli powietrze i pokiwał przytakująco głową.
    W jednej chwili cały apetyt i głód mu przeszły, a przynajmniej te dotyczące ściśle jedzenia. Stał się natomiast niesamowicie głodny i spragniony Mahoney, jakby nigdy nie miał zaspokoić tego konkretnego zapotrzebowania na jej bliskość.
    Kiedy usiadła na nim, od razu powędrował rękoma do jej bioder i ułożył na nich dłonie. Nie utrzymał ich jednak długo w jednym miejscu. Po chwili przesunął je w dół, na pośladki brunetki i westchnął cicho, przysuwając ją bliżej siebie, a gdy otarła się piersiami o jego tors, zamruczał z uznaniem.
    Ponownie pokiwał przytakująco głową. Pamiętał wszystko, co działo się w tym domu. Zdecydowanie musieli zadbać o to, aby pozostawić w nim dobre wspomnienia.
    — Twoje słowo, jest dla mnie rozkazem — powtórzył, wychylając szyję, aby musnąć wargami czubek jej nosa — znowu mnie zaskakujesz swoimi słowami — uśmiechnął się delikatnie, przenosząc dłoń na jej plecy. Wodził po nich powoli, jednocześnie składając na jej ustach długi, namiętny pocałunek. W tym czasie drugą dłoń ułożył na biodrze dziewczyny, a następnie zdecydowanym ruchem odwrócił ich, w ten sposób, że to teraz Willow znajdowała się na kanapie, a on zawisł nad nią.
    — Zaczekaj — wyszeptał, muskając jej warg, a następnie podniósł się, wyprostował i skierował swoje kroki do kuchni, gdzie zostawił spodnie wraz z paskiem, który wciąż tkwił przeciągnięty przez szlufki. Chwycił ubranie i wyciągnął z niego pasek, a następnie ruszył na korytarz, gdzie zostawił ich torby. Schylił się do swojej, rozpiął ją w poszukiwaniu czegoś jeszcze, co mogłoby się mu przydać w tej chwili. Przekładając ubrania, zahaczył palcami o eleganckie pudełeczko, o którym myślał już wcześniej tego dnia. Zagryzł wargę, wahając się nad tym czy powinien dłużej zwlekać. Z jednej strony wyobrażał sobie ten moment zupełnie, ale z drugiej… Czy ten moment nie był właśnie taki mocno w ich stylu? Chwycił koszulkę i pudełeczko. Pieprzyć narzucone schematy, cały ich związek je łamał. Nie zastanawiał się wiec dłużej. Wrócił do salonu trzymając w dłoniach zawinięte w koszulkę pudełeczko i pasek.
    — Nim się tobą zajmę — uśmiechnął się łobuzersko, zbliżając się do kanapy — muszę zadać jedno pytanie — powiedział, zatrzymując się tuż przed meblem i uklęknął na oba kolana, odkładając to, co trzymał na podłogę tuż przy kanapie. Chwycił jej dłonie i zamknął je swoimi. — Bardzo ważne, więc nim odpowiesz. Zastanów się dwa razy — zaśmiał się cicho, gładząc palcami jej ręce. — Wiesz, że cię kocham. Wiesz, że chcę spędzić z tobą całe swoje życie, że chcę z tobą założyć rodzinę. I bardzo chcę, żebyśmy tworzyli ją w pełni… Zostaniesz moją żoną, Willy? — Puścił jedną rękę i sięgnął po czarne pudełko, które otworzył z łatwością jedną ręką i oczom Willow ukazał się delikatny, klasyczny a zarazem prosty pierścionek zaręczynowy z brylantem.

    ❤️🥺

    OdpowiedzUsuń
  82. Denerwował się. Teoretycznie wiedział, że nie odmówi, stres jednak mimo wszystko towarzyszył mu w tej chwili. Może jednak powinien wybrać inny, bardziej podniosły moment? Może Willy chciała schematów? Owszem, ich związek nie był idealny, odbiegali od stereotypów, ale może jednak powinien zachować się w tym jednym momencie bardziej odpowiednio? Może powinien zaczekać, aż opuszczą dom i cały Waszyngton? Klęczał przed nią, a w jego głowie pojawiło się pytanie za pytaniem i jeszcze kolejne pytanie… Willy, odpowiedz w końcu – przeszło mu przez myśl.
    Odetchnął. Chyba się bał, że wkurzy się za to, że zdecydował się w tym momencie na oświadczyny. Widząc jednak jej reakcje, naprawdę mu ulżyło. I przekonał się o tym, że jednak dobrze zrobił.
    — Kocham cię — wyszeptał, wsuwając na serdeczny palec pierścionek z brylantem. Przyciągnął dłoń do swoich ust i pocałował miejsce z pierścionkiem, a następnie odsunął ją od siebie, pokiwał z uznaniem głową i zaśmiał się cicho — pasuje idealnie — stwierdził, dumny z siebie, że nie pomylił się z rozmiarem, a pierścionek naprawdę dobrze prezentował się na jej dłoni. Wręcz idealnie.
    Zaśmiał się cicho, gdy ich czoła się ze sobą stykały, a gdy dotarły do niego jej słowa, śmiech rozbrzmiał nieco głośniej.
    — Poważnie o tym myślałem — przyznał — ale stwierdziłem, że pozwolę ci zdecydować — uśmiechnął się szeroko, prezentując przy tym nienaganne uzębieniem. Odwzajemnił po chwili pocałunek, delikatnie go pogłębiając. Odsunął się jednak po chwili i spojrzał na nią wygłodniałym spojrzeniem. — I pozwolę ci zdecydować o historyjce dla dzieci.
    — Pięknie wyglądasz — powiedział z westchnięciem — ta biżuteria… idealne dopełnienie stylizacji — zamruczał i ponownie sięgnął po jej dłonie. Przez chwile ponownie podziwiał biżuterię, jednak tym razem nie puścił szybko jej dłoni — ale skoro już wyraźnie wyraziłaś swoją zgodę… — łobuzerski uśmiech pojawił się na jego twarzy. Jedną dłonią trzymał jej ręce, a drugą sięgnął po skórzany pasek — zamierzam to wykorzystać — oznajmił zachrypniętym głosem i owinął ciasno jej nadgarstki, robiąc to kilkakrotnie, a następnie ścisnął go mocno i związał. — Jak to było, mogę robić z tobą wszystko… — uśmiech nie schodził mu z twarzy, a oczy błyszczały niezdrowo — w takim razie, to właśnie zrobię, skarbie — wyszeptał, nachylając się do jej ucha. Owiał płatek swoim ciepłym oddechem, a następnie puścił jej dłonie. Sięgnął po koszulkę, które przyniósł ze sobą i przyłożył materiał do jej oczu, a następnie przeciągnął na tył głowy i wygładził jej włosy, a następnie związał materiał na tyle mocno, aby nie zsuwał się z oczu.
    — Widzisz coś? — Spytał, upewniając się, że supeł jest na tyle mocny, że zaraz się nie poluzuje — tylko nie oszukuj, bo cię ominie sporo przyjemności — wyszeptał wprost do jej ucha. Odsunął się, spoglądając na jej twarz z zawiązana na oczach koszulką, zerkając czy gładko przylega do jej twarzy, jednocześnie odpowiednio zasłaniając widoczność dziewczyny, a właściwie całkowicie ją ograniczając.

    😈❤️🥺

    OdpowiedzUsuń
  83. Uśmiechnął się, gdy przyznała, że pierścionek jej się podoba i uważa go za pięknego. Cóż, byłoby kłamstwem powiedzenie, że na to nie liczył. Miał nadzieję, że pierścionek jej się spodoba. Gdy tylko zobaczył go w sklepie jubilerskim, nie musiał się długo zastanawiać nad wyborem. Widząc go, bez trudu potrafił wyobrazić sobie go na dłoni Willow i uznał, że to jest właśnie to, co jej się spodoba. Towarzyszyło mu jeszcze jedne uczucie, w tej radości z powodu trafienia z pierścionkiem. Duma z samego siebie, że znał ją na tyle dobrze, że potrafił wybrać coś dla niej bez jej obecności i widzieć, że trafia dokładnie w to, co jej się podoba. Tak, to było świetne uczucie. Mieć świadomość, że po prostu ją zna. Zadowolenie z formy oświadczyn tylko dopełniało te uczucie, że ją zna. Nie, aby się czegokolwiek obawiał. Kochał ją, chciał spędzić z nią resztę swojego życia, mieli plany. Poważne. I pragnął ich spełnienia. W dodatku w końcu nic nie stało im na przeszkodzie i cieszył się z tego. Świadomości, że teraz już nic nie może się spieprzyć.
    Dlatego wpatrywał się w nią z iskrzącym spojrzeniem pełnym radości i czułości. W tym jednym spojrzeniu dało się dostrzec wszystkie uczucia, jakie żywił do Mahoney.
    — Po prostu daję ci pełną dowolność i swobodę w stworzeniu idealnej historii — zaśmiał się cicho, sięgając dłonią jej policzka i pogładził go z czułością.
    Cała urocza i czuła atmosfera zmieniła się, ale Blake nie miał nic przeciwko temu. Obserwował, jak uniosła w górę związane dłonie i uśmiechnął się. Widok jej związanych dłoni i zasłoniętych oczy niesamowicie go podniecał, a świadomość, że może zrobić z nią wszystko… Rozchylił wargi, aby ułatwić sobie oddychanie. Nie nadążał za narastającym pożądaniem, a przecież to dopiero początek tego, co planował.
    — Świetnie — kąciki jego ust uniosły się w górę. Oblizał powoli usta, chociaż wiedział dobrze, że Willy niczego nie widzi. Zmrużył lekko powieki, gdy spytała o hasło bezpieczeństwa. — Teraz nam się nie przyda, ale… Dobrze, że pytasz. Bardzo ładny i subtelny trop co do tego, czego pragniesz — wyszeptał cicho — ale tym, zajmiemy się później — dodał równie cicho i nabrał powietrza do płuc. Chwycił jej nogi, jednak zawahał się. Pierwotnie chciał przesunąć ją tak, aby położyła się na kanapie, jednak zmienił w trakcie zdanie i zatrzymał dłonie na jej kolanach. Wodził nimi powoli w górę i w dół, a po chwili jedną z nich ułożył na sobie, opierając jej stopę na swojej klatce. Sunął powolnie dłońmi po jędrnej łydce, składając mokre pocałunki na delikatnej skórze śródstopia, powolnie sunąc ustami coraz wyżej, jednocześnie przesuwając dłonie wyżej, jakby muskanie skóry miało przygotować ją na pocałunki. Gdy sunął językiem po jej udzie, przerwał.
    — Podoba ci się? — Spytał, ale nie czekając na odpowiedź, wrócił wargami do jej ciała, dłońmi zbliżając się do jej kobiecości. Przesunął powolnie po niej powolnie, wzdychając głośno, czując pod palcami przyjemną wilgoć. Przysunął się bliżej zwieńczenia jej nóg i gdy dotarł do niej ustami, przesunął powoli językiem po jej kobiecości, a następnie skupił się na łechtaczce, pieszcząc ją językiem. Z trudem, jednak odsunął się i przeszedł dalej, do drugiej nogi, składając mokre pocałunki na wewnętrznej stronie jej uda, a jednocześnie powolnie wsunął dwa palce w jej wnętrze.

    😈❤️

    OdpowiedzUsuń
  84. Po słowach Willow czuł, że chciałaby spróbować czegoś bardziej ostrego, jednak jego plan na te konkretne zbliżenie był nieco inny i zamierzał się tego trzymać. Miał świadomość, że nie jest to ostatnia runda tego dnia, a chciał, aby ten tuż po oświadczynach był odrobinę… Nie wiedział, jaki właściwie. Odświętny? To nie było słowo, którego by użył, jednak fakt był taki, że chciał po prostu, aby te szczególne zbliżenie utkwiło jej w pamięci na długo, musiało wiec się w jakiś sposób wyróżniać na tle wszystkich poprzednich o wszystkich przyszłych. A miał świadomość, że z reguły nie mają szczególnej chęci na delikatności, ale też czasu. Teraz tego drugiego mieli pod dostatkiem i zamierzał to w pełni wykorzystać. Całując i pieszcząc całe jej ciało, centymetr po centymetrze, co zdołał częściowo już zaprezentować i nie zamierzał na tym poprzestać.
    Słysząc, że jest zadowolona uśmiechnął się i kontynuował, a gdy padły kolejne słowa, gdy miał w niej palce, zdecydował się, że częściowo spełni jej prośbę. W końcu chciał, aby zapamiętała ten dzień i chciał, przede wszystkim, aby była szczęśliwa i spełniona.
    — Cholera — wyszeptał, gdy poczuł zaciskające się na jego palcach jej mięśnie. Zamruczał cicho, mocniej poruszając ręką, jednocześnie wciąż całując jej udo. Zgiął palce, pieszcząc górną ściankę jej wnętrza, odnajdując chropowaty punkt i to na nim skupiając się z pieszczotami. — Przypomnij sobie, ile miałaś najwiecej orgazmów podczas jednego stosunku — powiedział, odrywając się od jej skory. Zagryzł wargę, skupiając się na pieszczeniu jej punktu g, z koncentracją wyczekując jej orgazmu — bo mam plan pobić ten rekord — wyszeptał w celach wyjaśniających, wyczekując mocnych skurczy na swoich palcach. Wziął głęboki oddech i chociaż początkowo nie taki był przecież plan, powrócił twarzą miedzy jej nogi. Nie przestając pieścić jej kobiecości, złożył mokry pocałunek na najwrażliwszym miejscu jej ciała i nim zaczął ją pieścić, odsunął się odrobinę. Nie mocno. Mogła czuć na sobie jego ciepły, przyspieszony oddech — mów głośno, czego pragniesz — wyszeptał, jednak nie przejmował się tym, że go nie usłyszy. Był pewien, że jej słuch jest teraz dużo wrażliwszy. Przysunął się z powrotem do jej kobiecości i zaczął pieścić językiem jej nabrzmiałą łechtaczkę, jednocześnie nie przestając poruszać ręką i palcami. Pragnął doprowadzić ją do takiego stanu, w którym zapomni własne imię, w którym nic nie będzie miało znaczenia, a jedyne o czym będzie myślała to błaganie go o to, aby przestał.
    Westchnął, gdy odsunął się od niej tylko po to, aby wziąć głębszy oddech. Wysunął z niej palce i chwycił ją obiema rękoma pod pośladkami i zsunął ją jeszcze odrobinę z kanapy, jednocześnie przysuwając bliżej siebie, a następnie zaczął pieścić jej wnętrze językiem, zaciskając jednocześnie dłonie na jej pośladkach.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  85. Kąciki ust mężczyzny powędrowały ku górze, gdy czuł wyraźnie, jak Willy reaguje na jego działania. Każdy dźwięk padający z jej ust, każde drżenie, zaciśnięcie mięśni… były dla niego rozkoszą, a przecież nawet jeszcze się nie rozkręcił, to był sam początek. I poważnie zaczął się zastanawiać, jak długo Willy wytrzyma.
    Nie przestawał poruszać palcami, jak i językiem, naprawdę zamierzając doprowadzić ją do takie stanu, w którym będzie chciała, aby przestał. Mruczał cicho, gdy czuł na palcach wyraźnie jej orgazm. Kolejny pomruk wydobył się z jego gardła, gdy jej dłonie sięgnęły jego głowy. Gdy wplotła palce w jego włosy trochę się obawiał, że już teraz go od siebie odciągnie, ale jakie miłe było zaskoczenie, gdy poczuł, że chciała go mieć jeszcze bliżej siebie.
    — Też cię kocham — wyszeptał odpowiedź tuż przed tym, gdy jego język znalazł się w jej wnętrzu, a Blake kolejny raz zamruczał, gdy zacisnęła ręce na jego włosach. Nie przestawał jednak, a uścisk jego dłoni nie zelżał, dopóki ponownie się nie odezwała. Wówczas przestał wbijać palce w jej skórę i odsunął się od jej kobiecości. Odruchowo chciał zlizać z ust jej podniecenie, ale nie zrobił tego. Chwycił jej uda i powoli zasunął je z siebie, unosząc się z kolan, aby dosięgnąć jej usta — Wspominałem już, jaka jesteś pyszna? — Wyszeptał cicho, gdy kierował się do jej ust, dłonią sunął po jej brzuchu. Zawisł nad nią, a ich usta niemal się dotykały, jednak nim zdecydował się ją pocałować, uśmiechnął się. — Uwielbiam twój smak — wyszeptał, muskając ustami jej ucho, a następnie sunąc wargami po jej policzku, w końcu odnalazł usta i złożył na nich namiętny, przeciągły pocałunek. Wolną dłonią sunąc po jej policzku — a teraz skarbie, trochę zmienimy pozycję — szepnął, gdy odsunął się w końcu od jej ust — jesteś taka piękna — powiedział, gdy podniósł się, aby pomóc jej wstać — tylko na chwile, wiem, że nie masz siły — mówiąc to, sam usiadł, nie puszczając jej przy tym, a tuż po kilku sekundach przyciągnął ją do siebie, tak aby usiadła na nim okrakiem. Był twardy, ale kiedy poczuł jej wilgoć na sobie, jego penis drgnął — siedzimy twarzami do siebie — szeptał, dotykając dłonią jej policzka — więc jeżeli nadal chcesz się całować, możemy to robić — uśmiechnął się — ale pierw zamierzam w ciebie wejść i dać trochę pieszczot twoim piersią. Wyglądają tak jakby mnie wolały, wiesz? — Mówiąc to, chwycił jej biodra obiema rękoma i odrobine uniósł, przeniósł jedną dłoń na swojego twardego penisa i nakierował się na nią, a następnie przycisnął ją do siebie. Poruszył powolnie biodrami, upewniając się, że Willy siedzi stabilnie i chwycił w jedną dłoń jej pierś i delikatnie zaczął ją ugniatać, jednocześnie ssąc stwardniały sutek, a drugą dłonią ścisnął sutek drugiej piersi, zerkając w górę, aby obserwować każdy jej uśmiech czy grymas.

    😈❤️

    OdpowiedzUsuń
  86. — Nie musisz nic robić — wyszeptał pomiędzy pocałunkami — nawet nie wiesz, jak wielką sprawia mi radość doprowadzanie cię do takiego stanu — gdyby nie miała zasłoniętych oczu, mogłaby dostrzec uśmiech majaczący na jego twarzy. Nie okłamywał jej. Jasne, były momenty podczas których był egoistą w łóżku, jednak w tym konkretnym przypadku zdawał się odczuwać niemal fizyczną przyjemność z doprowadzania jej do kolejnych orgazmów. Dreszcze, które nią władały były tak podniecające, że czuł, jak jego męskość boli go od nadmiaru kumulującego w niej podniecenia… erekcja była tak silna, że odczuwał ból i wiedział, że będzie musiał w końcu w nią wejść lub zaspokoić się samemu, chociaż zdecydowanie przychylny był tej pierwszej opcji. I tak też zamierzał zrobić w odpowiednim czasie.
    — Czyli ci się podoba, bardzo mnie to cieszy — wyszeptał cicho, muskając wargami jej usta. Westchnął, gdy w końcu znalazł się w jej ciepłym, ciasnym wnętrzu. Zamruczał cicho, gdy się poruszyła, zdawał sobie sprawę, że mogła być już zmęczona, więc nie narzucał tym razem tępa, pozwalając na to, aby to ona je nadała. Skupiał się w tym czasie na jej piersiach i stwardniałych sutkach, którym do tej pory poświęcał zdecydowanie za mało czasu. Ugniatał je, podszczypywać z delikatnością i wykręcał naprzemiennie z przygryzaniem i zasysaniem. Ręką sunął po jej nagich plecach, w górę i w dół, pozwalając sobie na ciche jęki, gdy jej ruchy stawały się pewniejsze. Z całych sił musiał powstrzymywać się przed orgazmem, do którego brakowało mu tak niewiele, ale przecież obiecał, że jej nie zawiedzie, nie mógł złamać takiego słowa. Odsunął usta od jej piersi, a dłoń z pleców przeniósł do biustu, zaciskając pomiędzy palcami twardy sutek. Woli się w jej usta namiętnym pocałunkiem, oddychając krótko i urywanie, będąc coraz bliżej spełnienia.
    — Ja ciebie też — wyszeptał w odpowiedzi, odchylając głowę zgodnie z jej ruchem. Odwzajemnił zainicjowany pocałunek, pragnąc by ten moment trwał wiecznie. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak szczęśliwy, jak w tej chwili. — Nie mogę dłużej… — szepnął cicho, ale odsunął się od jej ust na tyle, że gdy wypowiadał słowa, tracił wargami o jej usta. Puścił jej piersi i przeniósł dłonie na biodra, dociskając ją mocno do siebie. Złączył ich usta w kolejnym pocałunku i westchnął głośno w jej wargi, gdy nie przestając dociskać jej do siebie, osiągnął orgazm. Trzymał ją przy sobie, a gdy zakończył pocałunek oparł się czołem o jej czoło i oddychał płytko, wciąż trzymając mocno dłonie na jej biodrach, nie chcąc pozwolić na to, aby się od niego odsunęła. — Sprawiasz, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, Willow Mahoney — wymęczyła — a gdy już będziesz panią Murphy, moja radość wybije poza skalę — wyszeptał cicho, muskając z czułością jej wargi. Rozluźnił również ucisk swoich rąk. Miał nadzieje, że nie była zła, że tym razem trwało to tak krótko, jednak przez cały czas, gdy się nią zajmował, jego podniecenie narastało i musiało w końcu znaleźć ujście. — Kocham cię, Willy — wyszeptał, oddychając ciężko.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  87. Ulżyło mu na duszy, gdy oznajmiła, że i ona jest blisko. Naprawdę nie chciałby jej rozczarować i trochę się obawiał, że mogłoby do tego w tej chwili dojść. Słysząc jak wyjękiwała swoje spełnienie, zamknął powieki i sam cicho zamruczał, po chwili wzdychając podczas szczytowania.
    Przyciskał ją jeszcze chwile do siebie, trwając z zamkniętymi oczami, mrucząc gdy wciąż nie przestawała się poruszać. Przeniósł jedną z dłoni na jej plecy i przycisnął do swojej klatki jej ciało, uśmiechając się przy tym kącikami ust. Przyglądał się jej z uwagą, gdy zauważa z oczu koszulkę i uśmiechnął się, kiedy mógł zerknąć w jej oczy. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że mu tego brakowało.
    — Ah tak, Franklin — zaśmiał się cicho pod nosem na wspomnienie fikcyjnej osobowości. Nie, aby zapomniał kim był przez spory kawał czasu, ale nie wracał z największa przyjemnością do tamtych czasów. Dużo bardziej odpowiadało mu to, jak było teraz — Podoba mi się — przytaknął — jestem pod wrażeniem, jak łatwo nam poszło z wyborem imion — uśmiechnął się pod nosem, wpatrzony w jej oczy. Trwał tak przez chwile w milczeniu, przez cały ten czas, po prostu ciesząc oczy jej widokiem — mhm, moją panią Murphy — wymruczał zadowolony, sięgając jedną dłonią jej policzka i powoli po nim przesuwając — nie zaprzeczę — przytaknął, a po chwili zmrużył oczy — możemy zrobić to choćby zaraz… albo sprawdzić zaraz jak jest czynny urząd — zaproponował, cofając się do jej słów o ślubie już teraz. Oboje pochodzili z Waszyngtonu, nie powinno być żadnego problemu z dokumentacją — możemy to zrobić — pokiwał głową — gdy baby Murphy podrośnie na tyle, żeby główkować nie będzie miał złudzeń co do tego, że rodzice byli odpowiedzialnymi ludźmi. Najpierw ślub, później seks — zaśmiał się — wystarczy, że powiesz teraz, że tego chcesz — powiedział, spoglądając na nią błyszczącym spojrzeniem. Jemu samemu również nie zależało na wystawnym ślubie i przyjęciu, bo w zasadzie nie miał nawet kogo zaprosić. Wiedział, że Willy miała tak samo, po co mieliby wiec udawać, że jest inaczej? Od śmierci Beth i Daisy urwał kontakty z całą swoją częścią rodziny i rodziną Beth. Nie zamierzał tego zmieniać, wiec słowa Willow mu odpowiadały, co do ślubu nawet już teraz. Najważniejsza osoba miała mu towarzyszyć w przysiędze, nie potrzebował nikogo więcej w ten dzień przy sobie, bo cały swój świat trzymał obecnie w swoich ramionach, na swoich nogach i jedyne, czego pragnął do uzupełnienia tego świata to ich wspólne dziecko, którego mieli się przecież doczekać.
    — Wiesz — zaczął spoglądając prosto w jej oczy — nie sądziłem, że będę w stanie jeszcze kogoś tak pokochać — szepnął — ja… jesteś całym moim światem, Willy — powiedział, a następnie złożył na jej ustach powolny pocałunek — i to może nie brzmieć w sumie najlepiej, ale naprawdę to czuję… cieszę się, że życie dało nam szanse — wyszeptał, gdy odsunął się od jej ust kończąc pocałunek.

    ❤️🥺

    OdpowiedzUsuń
  88. — Cóż… jak dla mnie możemy codziennie podejmować próby — uśmiechnął się łobuzersko, chociaż dzisiaj był już trochę wymęczony i nie miałby nic przeciwko niepodejmowaniu kolejnych prób, ale od jutra mogli wrócić do kolejnych starań… Chociaż również liczył na to, że nie będą jedną z tych par, która musi naprawdę poważnie się starać o potomka. Willow była młoda i zdrowa, nie podejrzewał, aby mogli mieć problem. Zwłaszcza, że swojej płodności był pewien.
    — Pewnie — uśmiechnął się, a następnie pokiwał głową — wiesz, ja i moja rodzina… — urwał, zastanawiając się nad doborem najbardziej odpowiednich słów, które byłyby w stanie oddać to, co między nimi było — nie jesteśmy blisko, nie miałbym, kogo zaprosić na dużą uroczystość — wzruszył ramionami. Gdyby się zastanowił, może mógłby zaprosić któregoś z dalekich kuzynów, ale… To nie miało najmniejszego sensu. Zresztą, raz miał wystawny ślub i co z tego? Śmierć Beth i Daisy nie miała żadnego związku ze stylem ich ślubu, ale teraz pozostały mu gorzko-słodkie wspomnienia. Zaśmiał się wesoło na jej słowa, szybko przenosząc skupienie myśli ze zmarłej żony i córki — nie rozumiem o co ci chodzi, to że rodzice nie potrafią trzymać od siebie z daleka rąk nie jest jednoznaczne z tym, że baby Murphy będzie identyczne — zaśmiał się. Mimo wszystko… Miał nadzieję, że tym razem uda mu się przeżyć te wszystkie nastoletnie bunty dziecka, pogadanki o seksie i antykoncepcji. — Wiesz, to dobrze. Dobrze, że będziemy z nim o tym rozmawiać — stwierdził z uśmiechem — zaprowadzisz ją do lekarza i wszystko wytłumaczysz, a jak będzie chłopcem dostanie od tatusia mnóstwo prezerwatyw i pogadankę o tym, że mają datę ważności — dodał, wciąż nieco rozbawiony.
    Odwzajemnił pocałunek i przytulił ją do siebie.
    — W takim razie powinniśmy dotrzeć w końcu do sypialni… niekonieczni tak jak planowaliśmy. Wolałbym mówić tak i przede wszystkim usłyszeć je z twoich ust, gdy będziesz wyspana i wypoczęta — powiedział, jednocześnie zgadzając się na jej propozycję. W zasadzie mogliby poszukać kogoś w internecie, był pewien, że udałoby im się znaleźć kogoś z uprawnieniami do udzielania ślubów nawet o tej godzinie, ale mogli, chociaż raz postąpić względnie normalnie, dlatego nawet nie wypowiedział na głos swoich myśli — czy to znaczy, że będziemy spać w oddzielnych pokojach? — Zaśmiał się — i pojedziemy oddzielnie do urzędu? Wierzysz w te przesądy? Mam rano biec kupić coś nowego dla ciebie? — Pytał, ale nie śmiał się. Teoretycznie sam w przesądy nie wierzył, ale w niektórych tradycjach było coś fascynującego i decyzję w tym temacie wolał zostawić Willy.
    — Obiecuję, skarbie — wyszeptał, opierając się czołem o jej czoło. Ułożył dłonie na jej policzkach, chwytając jej twarz — nigdy cię nie zostawię. Za bardzo cię kocham, aby do tego dopuścić — powiedział, kciukami sunąc po kącikach jej ust — przysięgam. Przysięgam, że cokolwiek by się działo, masz mnie na zawsze. Nie opuszczę cię — złożył na jej ustach powolny pocałunek, a gdy go zakończył, spojrzał w jej zielone oczy — a teraz, pozwól, że zadbam o to, aby moja przyszła żona czuła się w tak ważnym dniu wypoczęta — mówiąc to, chwycił ją pod pośladkami i powoli podniósł się z kanapy — chcesz wylądować prosto w łóżku czy wolisz się odświeżyć? — Spytał, kierując się powoli w stronę schodów prowadzących na piętro, a gdy odpowiedziała, skierował się do odpowiedniego pomieszczenia.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  89. Pokiwał powoli głową na jej słowa, a kiedy spytała rodzeństwo, zaprzeczył również ruchem głowy.
    — Jedynak — powiedział — ojciec ma dwoje braci, którzy mają dzieci. Więc jedynie kuzynostwo, ale z nimi ten kontakt też jest jaki jest — wzruszył lekko ramionami. Nie miał z tym problemu i nie przejmował się za bardzo faktem, że tego kontaktu nie ma. Nie zależało mu na jakiejkolwiek naprawie tego poza tym nie czuł się zobowiązany do wyciągania ręki na zgodę, jako pierwszy. Zdecydowanie. — Ale nie zamierzam tego zmieniać, Willy — powiedział ze spokojem. Nie podejrzewał, aby chciała go do tego namawiać, ale wolał po prostu wyjaśnić to już teraz, aby temat kiedyś nie wyszedł niepotrzebnie — więc zdecydowanie nie czuję potrzeby organizowania dużej uroczystości, a jak tobie to również pasuje to jestem szczęśliwy — powiedział całkiem szczerze.
    Całkiem zapomniał o jej związanych rękach, wyleciało mu to z głowy i w ogóle o tym nie myślał, dopóki nie poruszyła rękoma i nie zobaczył paska, wciąż tkwiącego na jej nadgarstkach, ale wcale nie spieszył się do ich uwolnienia.
    — Wydaje mi się, że będziemy dobrymi rodzicami — uśmiechnął się na jej słowa — ty na pewno będziesz najlepszą mamą na świecie — dodał, czule się jej przypatrując. Nie mówił tego tylko dla tego, że tak wypadało. Naprawdę tak uważał. Był pewien, że Willy świetnie sprawdzi się w tej roli i miał nadzieję, że życie szybko da im się o tym przekonać na własnej skórze. Gdyby tylko mógł przyspieszyć jakoś czas, z chęcią by to zrobił, aby już teraz trzymać w rękach ich maleństwo, chociaż wiedział, że okres ciąży też był wyjątkowy. — Z tobą pewnie tak będzie, ojcowi grającemu w bingo już może być nieco trudniej — zaśmiał się, przywołując jej wcześniejsze słowa. Zdawał sobie sprawę, że swoje lata już miał i cóż… Kiedy ich dziecko podrośnie będzie zdecydowanie starszy i możliwe, że nie będzie za wszystkim nadążał, ale to nie miało znaczenia. I tak będzie się dla tego szkraba starał o wszystko, co najlepsze.
    — Hej to ja pytam się ciebie — powiedział z uśmiechem — i tak musimy wjechać wcześniej na jakieś szybkie zakupy, nie wezmę ślubu bez wsunięcia ci na palec obrączki, nie ma opcji — zaśmiał się — więc możemy kupić też inne rzeczy, jeżeli tylko masz ochotę — mówiąc to, uśmiechał się wesoło — wszystko zależy od ciebie.
    Odwzajemnił pocałunek, cicho przy tym mrucząc. Uwielbiał ją. Całą.
    — Nie ma sensu, czuję, że spotkalibyśmy się w połowie drogi — powiedział po chwili zastanowienia — ale cała reszta to twoja decyzja.
    Kiedy znaleźli się w łazience, postawił ją ostrożnie na podłodze, upewniając się, że jest w stanie utrzymać się na nogach o własnych siłach. Następnie chwycił jej dłonie i odwiązał w końcu pasek. Odłożył go na umywalkę, a następnie chwycił jej ręce i delikatnie rozmasował nadgarstki, które były przez długi czas, dość mocno związane. Nachylił się, jednocześnie przysuwając jej ręce do swoich ust i złożył kilka delikatnych pocałunków na skórze.
    — Tylko prysznic — potwierdził z uśmiechem. Puścił jej ręce i wszedł do kabiny prysznicowej, otwierając strumień wody i ustawiając ją tak, aby była ciepła, ale nie za gorąca. — Zapraszam — cofnął się i lekko się schylił, wskazując dłonią kierunek kabiny — czego sobie życzy moja narzeczona do tej kąpieli? Mam skombinować świecie, konkretny żel? — Pytał — albo wiem… Tylko szybki prysznic, a później już w łóżku dostaniesz ode mnie w ramach prezentu przed ślubnego bardzo grzeczny masaż, odprężający. Nie mający nic wspólnego z seksem, obiecuję — zaśmiał się cicho, układając dłoń na swojej klatce w miejscu serca.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  90. Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, gdy zadała takie pytanie. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że ta rozmowa nabierze takiego kierunku. Nabrał powietrza do płuc, a następnie powoli je wypuścił przez rozchylone wargi.
    — Oczywiście, że nie — powiedział, zastanawiając się nad tym. Ta odpowiedź była oczywista i naprawdę tak myślał. Nie było to złe, zwłaszcza, że jej brat był jaki był. Jednocześnie to, że był jej wspomnieniach też nie było złe, tak jak sami już do tego doszli, Willy z przeszłości nie znała złego Larry’ego. W zasadzie zły Larry nie był w przeszłości, a przynajmniej nie w tej tak odleglej. — Wiesz… Nie we wszystkim człowiek może mieć szczęście — stwierdził po chwili zadumy — mamy siebie i z tym trafiliśmy najlepiej, jak się dało. Chyba nie zaprzeczysz, co? Cała reszta nie mogłaby być też tak dobra. Nie docenialibyśmy wtedy tego, co mamy my — mówiąc to, wskazał pierw na nią, a później na siebie i uśmiechnął się łagodnie, czule.
    — Widzisz, o tym właśnie mówię. Mamy szczęście — zaśmiał się, gdy wspomniała o wspólnym graniu w Bingo. Co prawda nie widział dla nich takiej przyszłości w najbliższym czasie, ale bez problemu potrafił ich sobie wyobrazić jako staruszków, a to świadczyło jedynie o tym, jak dobrze do siebie pasowali i jak dobrze, że ich ścieżki się spotkały. — O nie, nie skrzywdzimy tak naszego dziecka. Będą się z niego wyśmiewać w szkole, nie można tak — roześmiał się — chociaż pokażę mu jak się bić… bronić. Jak się bronić — poprawił się z uśmiechem. Nie dowierzał, jak łatwo było mu snuć te wszystkie wyobrażenia. — Mówisz, że chcesz być super mamą-kumpelą, a chcesz tak je skrzywdzić. Nie pozwolę na to. Żadnego bingo — oznajmił całkiem poważnie, ale już po chwili roześmiał się wesoło.
    — W porządku. W takim razie tylko obrączki — przytaknął, mu jak najbardziej to odpowiadało i uważał tak jak Willy, że akurat ten element zaślubin był obowiązkowy niezależnie od tego, jak miała wyglądać cała reszta.
    — Cholera tyle rzeczy do załatwienia się nie spodziewałem — zaśmiał się wesoło — daj mi jakieś… poczekaj do rana to ogarnę. Chyba, że mogą być płatki tych suchych tulipanów zamiast róż, to specjalnie dla ciebie nawet pogrzebię w śmieciach. Widzisz, jak się mogę poświęcić — zaśmiał się cicho, a następnie wszedł do kabiny prysznicowej wciągnięty przez nią. — Hej, chcesz iść ze złączonymi nogami do urzędu i wypoczęta, gwarantuję, że nie jesteśmy aż taką zwierzyną. Potrafimy trzymać ręce przy sobie… — powiedział, chociaż zdecydowanie mogło być tutaj wiele wątpliwości — potrafię cię po prostu pomasować… Udowodnię ci to zaraz po prysznicu. I w ogóle teraz, teraz też ci udowadniam, że możemy wziąć wspólną kąpiel i się do siebie nie dobrać — powiedział z uśmiechem. Sięgnął po żel i wycisnął go, rozmydlił w dłoniach, a następnie pianę rozprowadził na jej ciele, spoglądając jej przy tym prosto w oczy, mówiąc swoim spojrzeniem widzisz, potrafimy. Kiedy upewnił się, że porządnie rozprowadził pianę myjąc ją, sięgnął po słuchawkę prysznicową.
    — Grzecznie, szybko… Jak sobie pani życzyła — uśmiechnął się, trącając nosem jej nos — nie rozumiem skąd przekonanie, że zawsze musi kończyć się seksem — powiedział, wywracając przy tym teatralnie oczami.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  91. W jego głowie nie krążyły myśli podobne do Willow. Pogodził się z tym, że obecnie w jego życiu jest tylko Willow. Przelał na nią wszystkie uczucia, co może i nie było do końca zdrowe, ale wydawał się idealnie działać w ich przypadku. Myśl, że miało pojawić się baby Murphy była tylko dopełnieniem całości, którą tworzyli we dwoje.
    — Spróbowałabyś tylko powiedzieć coś innego — zaśmiał się, mrużąc niby gniewnie oczy — musiałbym wówczas przekonać cię do zmiany zdania — dodał również ze śmiechem. Gdy ich czoła się ze sobą zetknęły, przesunął powoli dłonią po jej policzku, wpatrując się w jej zielone oczy.
    — Mówisz, że mamy to gdzieś skryte głęboko w genach czy dopiero nasza mieszanka może okazać się tak wystrzałowa? — Spytał, trącając nosem jej nos i uśmiechając się przy tym. — A może to ty masz w sobie takie pokłady przebojowości, tylko ukrywasz je przed starym prykiem? — Zaśmiał się cicho, nie odsuwając się od niej. — Z tą bronią się zgadzam, ale jak to bez demolki? — Uniósł wysoko brew, przechylając głowę w bok — przecież na czymś będziemy musieli ćwiczyć — zaśmiał si, a usłyszawszy o pokerze z entuzjazmem pokiwał głową — jestem za — wymruczał — ale będzie trzeba je uświadomić, żeby nie tworzyło żadnych pokerowych zgromadzeń — zaśmiał się, z jakiegoś powodu bez problemu wyobrażając sobie, że to dziecko mogłaby się wpakować w hazardowe kłopoty.
    — Skoro tego sobie życzysz — powiedział, nie wahając się, słysząc jednak dalszą część i wzmiankę o kaktusie, uniósł wysoko brew — kaktus? — powtórzył za nią, wciąż z wysoko uniesioną brwią. Chyba tego akurat się nie spodziewał. Ale, skoro właśnie tego chciała, nie zamierzam się jej przeciwstawiać. — W takim razie jubilerski i kwiaciarnia. Obrączki i kaktus — pokiwał głową — tylko spróbuj go zaniedbać — zaśmiał się — chociaż to akurat musiałoby być trudne. Kaktusy są wytrwałe… więc tym bardziej — mamrotał pod nosem.
    Pokręcił lekko głową, słysząc o wymienieniu jednej sytuacji. Już rozchylił szeroko usta podekscytowany, bo przecież na pewno jest jedna sytuacja, w której nie dobierali się do siebie, ale… Po chwili musiał zamknąć usta z rozczarowaniem. Wszystko, co przychodziło mu do głowy kończyło się zawsze w jeden sposób. — Cholera — westchnął, ale po chwili go olśniło — wieczór zakładu — wyszczerzył się wesoło — wszystko wskazywało, że w tej wannie do czegoś dojdzie — oznajmił z triumfalnym uśmiechem. Dobrze wiedział, że gdyby nie zakład, na pewno tamten wieczór skończyłby się seksem, ale tak się nie stało.
    — I teraz! Teraz też się do ciebie nie dobiorę — uśmiechnął się, gdy oboje byli już po kąpieli — widzisz, kolejna kąpiel bez seksu — zaśmiał się cicho, sięgając po ręczniki. — Jak sobie chcesz, a ten masaż mógłby być cudowny. Dla ciebie — otulił ją miękkim materiałem i delikatnie portal dłońmi, a następnie owinął sobie ręcznik wokół bioder. Torby zostały na dole, a już mu się nie chciało chodzić w te i z powrotem. Zdecydował się wiec na sen nago. Chwycił dłoń Willy i poprowadził ją do sypialni.
    — Dobranoc skarbie — powiedział, całując ją, a następnie odciągnął kołdrę i wskazał dłonią na miejsce w łóżku, gdzie miała się położyć — ale się troszeczkę przesuń, zrób miejsce swojemu narzeczonemu — uśmiechnął się, czekając, aż będzie mógł się położyć obok.

    ❤️😇

    OdpowiedzUsuń
  92. — W bardzo umiejętny sposób — stwierdził tajemniczo — dużo zależałoby od ciebie… gdybys współpracowała na pewno byłoby przyjemniej dla nas dwoje — stwierdził z zagadkowym uśmiechem, rozchylając nieco szerzej powieki. Przyglądał się przez cały ten czas brunetce, jakby naprawdę rozmyślał w tej chwili nad jakimś intrygującym sposobem. — Byłabyś grzeczna, Mahoney? — Spytał, nie odrywając od niej spojrzenia.
    Uniósł brew, wsłuchując się w to, co miała do powiedzenia.
    — Czekaj, czekaj — powiedział — powtórz. Lubisz ludzi? — Zaśmiał się cicho. Nie wyglądała raczej na fankę spotkań towarzyskich. Z tego co zdążył się dowiedzieć (przed podawaniem) jedyną osobą, z którą faktycznie często się spotykała była Tilly i… nikt więcej. Teraz, gdy byli ze sobą nie zauważył, aby miała jakichś nowych znajomych. Nie był tez pewien czy porozmawiała w końcu z Morrison, tak jak planowała. Nie chciał się w to mieszać, więc nawet nie wypytywał czy coś się w tej kwestii wydarzyło, bo wolał się trzymać od tego z daleka z wiadomych względów. — Nie abym w to wątpił, w sumie sam fakt, że chcesz być lekarzem świadczy o tym, że w jakimś stopniu musisz lubi ludzi, inaczej, raczej nie chciałabyś ich leczyć, ale… wiesz, że nie wyglądasz na dusze towarzystwa — stwierdził z lekkim uśmiechem, a po chwili wyszczerzył się wesoło — nie mam pojęcia o czym mówisz — chociaż tak naprawdę doskonale wiedział, co miała na myśli — możemy sobie zrobić wieczór gier — stwierdził, zastanawiając nad jej słowami — chciałabyś duży dom na przedmieściach? — Spytał, bo w sumie nie kojarzył, aby kiedyś poruszali akurat ten temat, a w sumie przed ślubem warto byłoby wiedzieć, jak widzi ich przyszłość. Rozmawiali o dzieciach, o zwierzętach, ale jeżeli chodziło o docelowe miejsce zamieszkania to poza tym, że boje chcą zostać na stałe w Nowym Jorku.
    — W porządku. Chcesz kaktusa będziesz miała kaktusa — uśmiechnął się, nie zamierzał z nià w tej kwestii dyskutować, raz, że nie chciał się wtrącać w wybór kwiatów, bo to przecież decyzja panny młodej, a dwa wszystkie argumenty jakie mu podała były nie do podważenia. — Wyskoczymy z rana na szybkie zakupy — powiedział, a następnie pocałował ją.
    Był dumny z tego, że jednak udało mu się udowodnić, że wcale nie zawsze wszystko kończyło się seksem, chociaż nie miał pojęcia, co miałaby zrobić — przemyśle to — powiedział, uśmiechając się.
    Objął ją ramieniem i uśmiechnął się, gdy wtuliła się w jego bok.
    — Ja ciebie też skarbie, ja ciebie też — wyszeptał cicho — dobranoc przyszła pani Murphy — dodał i pocałował ją w głowę.
    Czując jej ciepłe ręce i słysząc przyjemny głos, otworzył powoli oczy, uśmiechając się lekko na jej słowa. Miał wrażenie, że to wszystko mu się śniło, ale zdecydowanie to co powiedziała, utwierdziło go w przekonaniu, że to nie był sen.
    — Dzień dobry moja pani — odwrócił się powoli przodem do niej i posłał jej ciepły uśmiech. Przytulił ją, przyciągając do siebie i cicho westchnął — tak sobie myśle, chcesz żebyśmy byli ubrani elegancko? Bo wiesz, nie mam ze sobą żadnego garnituru ani nic innego, co mogłoby być odpowiednie na tak uroczystą chwilę — stwierdził, chwytając dłońmi jej twarz i musnął delikatnie jej wargi — chociaż garnitur do kaktusa średnio pasuje — stwierdził ze śmiechem — jak bardzo jesteś gotowa na bycie panią Murphy? — Spytał, trącając jej nos.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  93. — A jakie stwierdzenie będzie poprawne? — Spytał naprawdę zaciekawiony, bo interesowało go, w jaki sposób ona to wszystko widzi. Pokiwał lekko głową, nie mógł zaprzeczyć. W tamtym czasie nie interesował się nią w jakiś szczególny sposób. Tak naprawdę największe zainteresowanie wykazał jej osobą w tamtym czasie, gdy wyszła sprawa narkotyków i dał jej możliwość dokonania wyboru. Wiedział, że gdyby wtedy postąpił inaczej, teraźniejszość byłaby inna. Efekt motyla. Zastanawiał się jednak czasami nad tym, jak bardzo mogłaby się różnic. Czy w ostateczności i tak ich drogi znaczyłyby się w jedną? Ponoć przeznaczone sobie dusze zawsze odnajdą drogę. Zastanawiał się też, czym była Beth i Daisy, czy ich ofiara była konieczna do tego, aby on i Willy stworzyli jedność?
    To nie tak, że przestawał kochać Beth. Zawsze będzie w jego sercu, ale to co łączyło go z Willow było czymś zupełnie innym. Czymś… ciężko przechodziło mu to nawet przez myśl, ale to co łączyło go z Willow było czymś lepszym i z jednej strony obwiniał się za takie myśli, ale z drugiej… Nie był w stanie okłamać własnego serca.
    — Czyli rozumiem, że z chęcią będziesz uczestniczyć w tych wszystkich zajęciach dla ciężarnych? — Spytał z uśmiechem — i będziemy zdobywać nowe, liczne grono znajomych? — Nie drwił z niej. Jeżeli tego pragnęła, był gotowy na uczestniczeniu we wszystkim, czego tylko zapragnie.
    Westchnął, na wspomnienie ich pokerowo alkoholowych spotkań. Nie rozumiał, jak to wszystko mogło potoczy się w takim kierunku, kiedy… dlaczego nie zauważył wcześniej? Może wszystko mogłoby się skończyć w zupełnie inny sposób, ale co wtedy byłoby z nim i Willy… musiał oderwać się od tych myśli. Co na szczęście nie było trudne. — Hm… to czego ty będziesz chciała. Chcę cię po prostu codziennie uszczęśliwiać — przyznał — w każdy możliwy sposób. Dom cię uszczęśliwi? To będziemy mieli dom. Cokolwiek innego? Cokolwiek innego dostaniesz — uśmiechnął się, mocno ją przytulając. Po prostu ją kochał i jedyne czego najbardziej pragnął to jej szczęście.
    — Nie powiem na głos, bo nie wypada — zaśmiał się cicho — ale wolałbym, żeby to jednak nie był worek, chociaż nie wątpię, żebyś i w nim wyglądała cudownie — zaśmiał się.
    Ułożył dłonie na jej biodrach i westchnął, słuchając tego, co miała do powiedzenia. Zaśmiał się cicho, cmokając czubek jej nosa.
    — Tego jeszcze nie było, żeby panna młoda nie chciała ruszyć się do urzędu — powiedział wesoło, ale potrafił ją zrozumieć. Mu też było dobrze — zrobimy tyle przystanków ile tylko będziesz chciała. A co do tego ubioru, to może faktycznie dżinsy i białe bluzki? Będziemy matchymatchy — powiedział z uśmiechem — a białe koszulki w sumie mogą robić za namiastkę elegancki. Dobrze będzie na tle takiej prezentował się twój kaktus — powiedział, sunąc powoli dłonią wzdłuż jej kręgosłupa — chociaż przyznam, że w ogóle nie czuje głodu. To chyba z ekscytacji — poinformował, co było dziwne, bo Blake prawie zawsze był głodny — chcesz jakieś konkretne obrączki? — Spytał — to biżuteria na całe życie, zastanów się nad swoją odpowiedzią.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  94. — A dlaczego mielibyśmy nie móc? — Uśmiechnął się lekko. Wiedział, że… Ich brak znajomych nie wynikał tylko i wyłącznie z chronicznego braku czasu Willow. Początek ich związku był trudny i chyba mimowolnie wycofywali się, obawiając się, że ktoś mógłby jednak dostrzec prawdę na temat tego, w jaki sposób się poznali i zdecydowali się na związek? Przynajmniej Blake miał czasami takie wrażenie. No i przedstawiał się jako Franklin, spotykał się wcześniej z Tilly… Willow chodziła na terapię, ale prawda była taka, że ona przydałaby się również Murphy’emu. Ten jednak wciąż się przed tym bronił, obawiając się, że w którymś momencie mógłby powiedzieć za dużo lub pokazałby się Remy lub nie daj boże ktoś inny. W każdym razie, spojrzał na Willy — nie pytaj mi się o takie rzeczy — uśmiechnął się lekko — przecież… możesz robić co chcesz, a ja mogę ci towarzyszyć w takich sprawach. Bardziej pasowałoby pytanie czy miałbym czas, niż czy możemy — uśmiechnął się łagodnie, spoglądając na nią. Pokiwał jednak twierdzącą głową — jak tylko będziesz miała ochotę, to pewnie. — Słysząc kolejne jej słowa lekko się zaśmiał, ale nie miał nic przeciwko i takiej wizji. Chcieli przecież normalności… Skoro poznaliby kogoś z kim by się dogadywali, nie mogli ciągle uciekać przed ludźmi, on nie mógł tego robić.
    Zacisnął wargi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
    — Ale nie robię tego swoim kosztem — odparł — ale w porządku… Dom z ogrodem. Żeby dzieci miały gdzie się bawić, pies miał miejsce do biegania i taki tam. Wiesz… Jestem prostym człowiekiem — uśmiechnął się lekko — nie marzą mi się żadne wille, baseny ani nic takiego. Ale właśnie jakiejś średniej wielkości domek, z białym płotkiem — mówiąc to, puścił jej oczko i uśmiechnął się.
    — Potrafię sobie to wyobrazić — powiedział, kiwając twierdząco głową — wiesz, spóźnienie na własny ślub przez lenistwo. Poza tym, hej, w łóżku jest zawsze tak dobrze, miło i w ogóle. Zwłaszcza z tobą u boku — wymruczał, a na znak tego jak mu dobrze, ułożył dłonie na jej biodrach, gdy na nim usiadła — i teraz mam chcieć stąd wstać? Jesteś okrutna, wiesz o tym? — Spytał, sunąc wzrokiem pierw po jej twarzy, a następnie przesunął go powolnie w dół, uśmiechając się przy tym. Zdecydowanie teraz nie miał ochoty na wstawanie, ogarnianie się i myślenie o ślubie… Nie, że go nie chciał, bo chciał bardzo, ale… Była taka piękna…
    — Chyba gdzieś w głębi mam w sobie coś z romantyka — stwierdził z uśmiechem, żałując, że świąt nie spędzili w taki sposób, w jaki sobie je wyobrażali. — Lubię gdy masz je rozpuszczone — przyznał zgodnie z prawdą — a panna młoda ma jakieś wymagania co do wyglądu pana młodego? Za wiele ze sobą, co prawda zrobić nie mogę, ale… Może coś byś chciała? Nie wiem, masz jakieś ulubione dżinsy, które noszę czy coś? — Spytał z lekkim rozbawieniem.
    — Istnieje spore prawdopodobieństwo, że gdy wstanę i się ogarnę to poczuję głód, więc możemy go nie skreślać — powiedział, przeczesując dłonią jej ciemne włosy. Zaciągnął się ich zapachem i cicho zamruczał — rozumiem… — przytaknął, a po chwili ponownie zamruczał — nie chcę, bardzo nie chcę a jednocześnie tak bardzo chcę już wrócić z tobą tutaj jako żoną — oznajmił, wiec skinął twierdząco głową — na trzy… raz, dwa… trzy — powiedział i dość niechętnie zaczął się podnosić do wstania z łóżka. Tak, myśl, że wrócą do domu jako państwo Murphy sprawiała, że chciał mu się trochę bardziej — a może… — spojrzał na nią, przeciągając się leniwie, gdy już podniósł swój tyłek z łóżka — wracając zrobimy przystanek w celu zakupienia jakichś… gadżetów do nocy poślubnej? — Spytał, patrząc na nią i wyczekując odpowiedzi. Nim ruszy do łazienki powinien iść na parter po torbę, ale nie mógł tego zrobić, dopóki mu nie odpowie.

    ❤️😏

    OdpowiedzUsuń
  95. — Cóż, to prawda… Ale to nie znaczy, że musisz mi się pytać o zgodę, wiem, że to, że ja za nimi nie przepadam nie wiąże się z tym, że wszyscy inni czują to samo — powiedział — jeżeli będziesz miała ochotę wyjść sama czy ze mną do ludzi to… po prostu powiedz. Po prostu później będę musiał to odchorować — zaśmiał się cicho, ale mówiąc to, mówił prawdę. Po tak silnych bodźcach będzie potrzebował trochę ciszy i spokoju, ale przecież mogli uzgadniać kompromisy. Nie miał nic przeciwko temu i liczył na to, że Willy to zrozumie. Nie tylko to, że będzie chciał później spędzić czas tylko z nią albo nawet w samotności, ale przede wszystkim, że zrozumie to, że on nie chce jej niczego nakazywać lub zakazywać. Nie chciał być takim typem mężczyzny. Pragnął przecież jej szczęścia i chciał jej je dać. — Po prostu będziesz musiała mi powiedzieć odrobinę wcześniej, żebym wpisał to do swojego kalendarza. Wiedz jaki bywam w życiu zajęty — zaśmiał się, bo oboje wiedzieli, że jedyne co tkwiło w jego kalendarzu to grafik pracy. A chwilowo nawet tego nie przewidział. Właśnie, będzie musiał sprawdzić czy szef się odezwał. Będzie musiał się zastanowić co dalej z jego karierą, skoro będzie miał na utrzymaniu żonę i dziecko, musiał zacząć o pracy myśleć dużo intensywniej.
    — Wiem, wiem. Już w drodze tu stwierdziliśmy, że poczekamy, ale… Chciałbym go po prostu kiedyś mieć — przyznał z uśmiechem, spoglądając na nią — nieważne czy za rok, dwa czy za kilka lat. Po prostu, chciałbym go mieć — dodał z uśmiechem. Wiedział, że byłby w stanie akurat z tego zrezygnować, jeżeli Willy oznajmiłaby, że ze względu na alergię nie ma takiej opcji i koniec kropka. — Sama pytałaś, czego bym chciał — dodał z uśmiechem — śmiem twierdzić, że dam radę — zaśmiał się — ale nie zrobisz zacieków? Wiesz, ten biały płotek ma być bardzo reprezentatywny — oznajmił całkiem poważnie.
    — Nie wiem, jak to przeżyje — zaśmiał się rozbawiony, nie przestając sunąc dłońmi po jej bokach. Westchnął, zaciągając się jej zapachem, mrucząc przy tym z przyjemności.
    Wzruszył lekko ramionami. Nigdy nie zwracał większej uwagi na własne oczy, chociaż wiedział, że ich odcień jest raczej niespotykany.
    — Myślę, że to mogą być całkiem silne geny — wymruczał, całując ją leniwie.
    Uniósł lekko brew, słuchając jej odpowiedzi, a kiedy wspomniała o lateksowym stroju, jego wyobraźnia od razu zaczęła działać.
    — Cudownie — westchnął, lustrując jej sylwetkę — dobrze, że nie będziemy sobie składać przysięgi przed bogiem, bo od razu by nas zesłał do piekła — zaśmiał się i ruszył się w końcu z pokoju. Zszedł na parter, dokładnie na korytarz na którym zostawił swoją torbę. Zdecydował się użyć łazienki na dole, aby Willy ze spokojem mogła się przygotować.
    Sam nie potrzebował wiele czasu, szybkie odświeżenie. Ubranie się w uzgodniony strój również poszło mu szybko. Przeczesał dłonią włosy, spoglądając w swoje odbicie, próbując je w miarę okiełznać, ale jednocześnie nie przesadzić, aby wyglądały jak zazwyczaj.
    Wyszedł z łazienki, zostawiajac drzwi uchylone, aby ze spokojem mogła odparować, a następnie przeszedł do kuchni.
    — Jak idzie? — Zapytał głośno, nalewając wody do czajnika, decydując się na kawę przed wyjściem z domu. Wyciągnął dwa kubki — zalewać już kawę czy zdąży wystygnąć? — Dodał po chwili, decydując się na wstawienie wody od razu.

    ❤️☕️

    OdpowiedzUsuń
  96. — Kocham cię — powiedział w reakcji na słowa padające z jej ust. To było najważniejsze, co chciał jej w tym momencie powiedzieć. Czy mógł poznać kogoś lepszego od Willow, kto potrafiłby zrozumieć wszystkie jego dziwactwa? Wątpił w to. Poza tym tylko przy niej czuł się na tyle dobrze, aby o tych dziwactwach mówić z lekkością. Nawet jego choroba… To był akurat ciężki temat, ale gdy to ona oznajmiała mu, że pojawiał się Remy to nie brzmiało tak strasznie, jak gdyby ktoś inny obwieścił mu taką nowinę — jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie. Bardzo się cieszę, że już niedługo będziesz moją żoną — uśmiechnął się do niej, wplatając dłoń w jej długie włosy. Przeczesał je kilka razy powolnymi ruchami, uśmiechając się przy tym cały czas. — Też nie mam pojęcia, jak to się dzieje — zaśmiał się cicho, a następnie uśmiechnął się ciepło — mówiłem, że jesteś najlepszą częścią mojego życia? — Zaśmiał się, gdy wspomniała o psie. Sam nie potrafił wyjaśnić tej potrzeby, ale nosił ją głęboko w sobie i liczył na to, że przyjdzie kiedyś moment, w którym będzie mógł spełnić te pragnienie, które wymagało całkiem sporej odpowiedzialności. Nie musiał się jednak zastanawiać nad tym czy da radę wychować psa, wiedział, że takiemu zadaniu podoła. Zwłaszcza z małżonką u boku i dzieckiem, które z pewnością będzie zachwycone zwierzakiem. — To nawet większa pomoc niż samo malowanie — zaśmiał się, trącając nosem jej nos.
    Spojrzał na nią, uważnie przypatrując się jej w wypięte pozycji i o ile bardzo się starał nad sobą panować i nad swoją męskością, tak ten widok sprawił, że jego penis zaczął sztywność i nie był w stanie nic z tym zrobić.
    — Ty rozpustnico — zaśmiał się, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia. Jeżeli naprawdę chcieli dotrzeć do urzędu i wrócić prędko jako państwo Murphy i cieszyć się i świętować… Musiał, jak najszybciej ewakuować się z tego pokoju i przez jakiś czas trzymać się z daleka od Willy, bo wystarczyło jeszcze jedno zagranie z jej strony i gotów był przełożyć ich plany w czasie. — Siła nie czysta… ciągniesz mnie na złą stronę. Mimo wszystko bardzo cię kocham i chce się do ciebie dobrać już jako do mojej żony, wiec musisz wybaczyć mi tę zniewagę i mą ucieczkę — zaczął mówić, aby przypadkiem nie gniewała się, że odpuścił taką okazje. Nim jednak zdecydował się opuścić pomieszczenie, zbliżył się do niej i klepnął ją w wypięte pośladki, a następnie wziął głęboki oddech i powtarzał sobie, że musi nad sobą panować.
    Krzątał się po kuchni w przygotowaniu kawy, próbując też stworzyć jakieś śniadanie, jedyne co nadawało się jednak do jedzenia to resztki z wczorajszego zamówienia, które przyniósł z salonu i postawił na kuchennym blacie.
    Słysząc głos Willy, odwrócił się w stronę wejścia do kuchni i wstrzymał oddech, przyglądając się jej. Ułożył dłoń na swoim sercu i pokiwał z uznaniem głową.
    — Wyglądasz cudownie — przesunął spojrzeniem po jej twarzy, ułożonych włosach, a następnie po całej jej sylwetce, uśmiechając się przy tym. Podszedł do niej, obejmując ją swoimi ramionami. Przyciągnął bliżej siebie i w pierwszym odruchu ucałował ją w czubek głowy. — Jesteś piękna, Willy — szepnął, odsuwając się na długość ramion, aby raz jeszcze jej się przyjrzeć — i w dodatku będziesz moją żoną, prawdziwy ze mnie szczęściarz — powiedział i złożył na jej ustach pocałunek. — Kawa czeka — wskazał dłonią na blat — i śniadanie w postaci wczorajszych resztek o ile masz ochotę cokolwiek teraz zjeść — powiedział, odsuwając od stołu krzesło, aby usiadła. Postawił przed nią kubek z ciepłym napojem i czekał na znak, czy ma podać jej jedzenie.

    👨‍🍳❤️

    OdpowiedzUsuń
  97. — Chodzący ideał — uśmiechnął się kącikami ust na jej słowa i pogładził dłonią jej policzek, wpatrując się w jej oczy, jednocześnie myśląc tylko o tym, że jest prawdziwym szczęściarzem, że życie dało im taką szansę i możliwość. I chociaż w tym momencie był szczęśliwy, wiedział, że gdy w końcu podniosą swoje jędrne tyłki i zrealizują plan na dalszą część dnia, będzie jeszcze szczęśliwszy, bo będzie miał za żoną najpiękniejszą żonę na świecie, a w dodatku nie tylko piękną, ale i wartościową i właśnie z tego powodu uważał się za szczęściarza. Willow miała w sobie znacznie więcej niż ładną buzię i starał się doceniać to każdego dnia.
    Oblizał wari, czując, że jeżeli naprawdę zaraz nie wyjdzie z pomieszczenia, nie będzie mógł dłużej ze sobą walczyć i zrobi znacznie więcej niż powinien w tym momencie. Dlatego słysząc jej słowa, nie zastanawiał się dłużej nad tym, co ma zrobić. Odwrócił się i wyszedł.
    — Miło słyszeć takie słowa w dzień ślubu — zaśmiał się wesoło, obejmując ją mocno. W ogóle nie miał ochoty wypuszczać jej ze swoich ramion i trochę się obawiał, co się stanie, gdy będą już po zaślubinach. Był pewien, że zdążą pozbyć Willow złych wspomnień w każdym możliwym zakamarku domu, a nie tak jak wczoraj w zaledwie dwóch pomieszczeniach. Wziął głęboki oddech i zaciskając na krótko ręce na jej pośladkach, odsunął się w końcu. Musiał, aby dotarli do urzędu.
    Zajął miejsce naprzeciwko dziewczyny, a raczej swojej narzeczonej i chwycił w dłonie ciepły kubek. Wpatrywał się w nią, przez cały ten czas uśmiechając się wesoło.
    Zerknął na pudełka z wczorajszą kolacją, ale również się nie skusił. Podejrzewał, że głód poczuje dopiero po wszystkim. Gdy już wrócą i porządnie zajmie się swoją małżonką.
    — Naprawdę, nadal nie czuję się głodny — powiedział, upijając powoli odrobinę ciemnego napoju. Zacisnął usta, zastanawiając się nad jej pytaniem. Znał ludzi w Waszyngtonie i to całkiem sporo, ale czy kogoś z nich mógłby poprosić o pełnienie funkcji drużby? Nie podejrzewał… Z wszystkimi urwał kontakt czy doszło do pożaru, nie utrzymywał z nikim kontaktu, bo skupiał się na odnalezieniu Lawrence’a, a później skupił się na Willy i… — wiesz, mam znajomych, ale jeżeli odezwę się do kogoś z nich po takiej ciszy z prośbą o świadkowanie… — na jego ustach pojawił się delikatny grymas. Nie uważał, aby to był dobry pomysł — ale jeżeli bardzo tego chcesz mogę spróbować się z kimś skontaktować. Nie obiecuję jednak, że cokolwiek z tego wyjdzie — dodał, spoglądając na nią. Tak, dla niej był gotów spróbować to zrobić, chociaż nie podejrzewał, aby udało się spełnić jej prośbę — a ty? Jakieś koleżanki? Może facet którejś mógłby ewentualnie być moim drużbą, a ty będziesz miała znajome twarze — zaproponował, nie odrywając od niej spojrzenia ciemnych oczu.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  98. — Trzeba to zapisać w kalendarzu — zaśmiał się cicho, cały czas trzymając w rękach kubek. Słysząc jej kolejne słowa, odetchnął trochę. Szczerze mówiąc wolał nie odzywać się do nikogo, kogo tu zostawił. Nie był gotowy na takie konfrontacje. Wiedział, że to byłoby za trudne, zwłaszcza w takich okolicznościach. Nie traktował swojego wyjazdu jako ucieczki, ale miał świadomość, że ci którzy zostali w stolicy mogli to odebrać właśnie w taki sposób, a teraz miał zjawić się z powrotem, przedstawić narzeczoną, którą właśnie zamierza poślubić? To nie tak, że chciał ukrywać Willy. Nie tak, że obawiał się, że ktoś będzie próbował go przekonać do zmiany decyzji i ulegnie. Był pewien tego, czego chciał od życia w tym momencie i wiedział, że Willy jest już stałą częścią jego życia. Ale inni nie mogli tego zrozumieć. I wiedział o tym.
    Kiedy jej telefon oddzwonił, a po zakończonej rozmowie oznajmiła, że dziewczyna się zgodziła, uśmiechnął się szeroko.
    — Wspaniale — powiedział, posyłając jej ciepły uśmiech. Mówiąc szczerze był trochę zaskoczony, że poszło tak łatwo, ale wolał nie mówić tego na głos, aby niczego nie zapeszyć. To był dzień ich ślubu i właśnie tak powinni iść z wszystkim: gładko.
    Był pod wrażeniem, jak zaplanowane przystanki również poszły sprawnie.
    Wkroczył dumnie do budynku, trzymając mocni dłoń Willy. Nie czuł stresu, był pewien swojej decyzji i tego, że to z nią chciał spędzić resztę swojego życia. Zaczął się jednak stresować ewentualną reakcją dziewczyny. Może będzie jak Rebekah i oznajmi, że jest dla Willow za stary i zacznie próbować wybić jej ten pomysł z głowy?
    Jakie było jego zdziwienie, gdy dziewczyny padły sobie w objęcia, bo z tego co rozumiał och drogi się rozeszły i długo nie miały ze sobą kontaktu.
    Zaśmiał się, słysząc słowa dziewczyny.
    — Cześć — przywitał się z Millie i Nathanem, a następnie spojrzał na Willow — czyli mówiłaś prawdę — oznajmił, mając na myśli wspomniane przez nią podkochiwanie się — możesz mi opowiedzieć więcej ciekawych historii o Willy — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
    — Ale to może już po. Powinnismy się zorientować jak sprawnie to pójdzie — powiedział, ściskając rękę Willow. Był ciekaw czy ktoś jeszcze w ten dzień zamierzał zawrzeć związek małżeński czy byli sami — nie zapomnieliście dokumentów? — Spytał na wszelki wypadek, spoglądając na znajomych brunetki, a następnie rozejrzał się po oznakowaniami w budynku, aby skierować się na odpowiednie piętro i pod właściwy pokój. — Zapraszam tędy — wskazał dłonią schody, gdy wypatrzył tabliczkę z opisem i trzymając cały czas splecione dłonie z Willy, ruszył w odpowiednia stronę.
    Przed drzwiami było pusto, wiec zapukał, a słysząc, że można wejść, otworzył śmiało drzwi i przepuścił w nich Willy.
    — Dzień dobry. Chcielibyśmy się pobrać. Teraz — powiedział z uśmiechem, podchodząc do odpowiedniego okienka.
    — Dzień dobry. Tutaj formularze — wskazała na dokumenty. Wzięła jeden i pokazała długopisem co maja uzupełnić. Blake’owi przeszło przez myśl, że kobieta pracująca w takim dziale mogłaby być nieco bardziej entuzjastyczna, ale komentarz pozostawił dla siebie.

    🤵‍♂️

    OdpowiedzUsuń
  99. Wpatrywał się w Willow, jak w przysłowiowy obrazek. W tym momencie nie potrzebował niczego do szczęścia, bo właśnie był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Gdyby istniała opcja włączenia filtra w oczach, spoglądałby na Willow otoczoną serduszkami, niczym na instagramie. Niby już to kiedyś robił, już brał ślub z dużo bardziej wzniosłą atmosferą, tym całym przepychem, który był niczym jak z bajki, ale… Wtedy nie czuł się tak, jak teraz. Nie denerwował się, nie czuł stresu ani nieprzyjemnego ucisku w żołądku. Wiedział, co robi, co chciał zrobić. Dokąd zamierzał zmierzać w swoim życiu z już-prawie-Murphy u swojego boku i był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
    Złapał ją pod pośladkami, mocno do siebie przyciągając i odwzajemniając namiętny pocałunek, w ogóle nie zwracając uwagi na zachowanie ich świadków, nie myśląc o minie urzędnika ani niczym innym, co nie miało znaczenia. Bo znaczenie miała tylko Willow i nic więcej. Wbił palce w jej ciało, mocno ją trzymając.
    I nagle stało się to, czego nie spodziewał się nikt. Nie był w stanie stwierdzić, które zmysły zadziałały, jako pierwsze. Zacisnął tylko mocniej dłonie na ciele ukochanej, nie chcąc dopuścić do tego, aby coś ich rozdzieliło. Głośny huk sprawił, że wszystko dochodziło do niego jakby stłumione i odległe, jakby nic nie działo się w pobliżu.
    Potrzebował chwili na odzyskanie rezonu. Głos Willy był czynnikiem, który sprawił, że zmusił się do działania. Również uśpiony instynkt agenta obudził się w nim. Rozluźnił uścisk czując, że Willy zamierza się ruszyć. Sięgnął dłonią do tyłu głowy, sycząc cicho. Pod palcami czuł lepką substancję, ale to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy dotarł do niego nagły wrzask.
    — Willy, to ty? — Spytał, próbując otworzyć oczy, ale wciąż miał przed sobą ciemność. Zamrugał, ale wciąż jedyne, co widział to ciemność, pomimo nieustannego mrugania, nic się nie zmieniało. Formy nie przybierały na ostrości, nie pojawiały się żadne plamy światła. Wziął głęboki oddech, próbując zachować spokój. Uderzył mocno głową. Za chwilę zapanuje jasność i łatwiej będzie mu się odnaleźć w sytuacji —Willow — powiedział, podpierając się powoli na łokciach — daj mi rękę — powiedział, chcąc mieć pewność, że jest wciąż obok niego. Twarz miał poranioną odłamki, a jeden z tych mniejszych znalazł się w lewym oku Blake’a. Ból głowy spowodowany uderzeniem był tak silny, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że boli go z dwóch stron. W zasadzie bolało go wszystko.
    — Millie, Nathan? — Wypowiedział na głos imiona świeżo poznanych znajomych Willow, mając nadzieję, że nie odpowie mu głucha cisza. Usłyszał jakiś szmer z prawej strony i głośny jęk, który z pewnością należał do mężczyzny. Nie miał tylko pewności, do kogo konkretnie.
    — Willy. Willow — wypowiedział kolejny raz imię swojej żony — skarbie, musisz mi pomóc, nic nie widzę — powiedział zachrypniętym głosem, sięgając dłonią twarzy, jakby chciał się upewnić, że nie była niczym okryta, ale to nie to. Czuł pod palcami bezpośrednio swoją twarz.

    ⚫⚫

    OdpowiedzUsuń
  100. Odetchnął słysząc jej głos. Pytanie, które jednak padło z jej ust po jakimś czasie nie było łatwe. Nie potrafił na nie odpowiedzieć, no, bo… Po prostu nie widział i nie rozumiał, dlaczego. Też chciałby wiedzieć jak to.
    Nie podobało mu się jednak to, co się działo. Nie chciał, nie widzieć. Pragnął zamknąć powieki i przy kolejnym ich otworzeniu zobaczyć cokolwiek, co nie było ciemnością. Dlatego słysząc jej pytanie, cisnąca mu się na usta odpowiedź nie była miła, bo stres i panika były pierwszymi doradcami. Na szczęście opamiętał się w porę i jedyne, co z siebie wydobył to niezidentyfikowany pomruk.
    — Uważaj na siebie — poprosił. Nie chciał, aby przez niego nie myślała o sobie, a słysząc jej krzyk, był pewien, że ona również cierpiała. Każdy, kto znajdował się w budynku i kogo dotknęło… No właśnie, co tak właściwie się stało? Co spowodowało wybuch? W każdym razie, każdy, kogo dotknął cierpiał. W mniejszym lub większym stopniu. Odwrócił posłusznie głowę w jej stronę, jednak nadal jego jedynym towarzyszem była ciemność, która zaczynała go przytłaczać, a trwało to… Nawet nie wiedział ile.
    — Hej, spokojnie. Skarbie, spokojnie — poprosił. Chciał, aby myślała w pierwszej kolejności o sobie, głupio zrobił, że poprosił o pomoc. Ale musiał jej powiedzieć, bo sam niczego nie był w stanie w tej chwili zrobić — tak, na pewno mam ranę z tyłu głowy, jest tam pełno krwi — mruknął i posłusznie poruszył nogami. Ruszał nimi. Czuł to dokładnie, więc odetchnął cicho z nieskrywaną ulgą. Tego brakowało, aby poza oślepnięciem stał się niepełnosprawny. Nie takiego męża chciała Willy.
    Skupiał się na dźwiękach, bo to właściwie było jedyne, co w tej chwili mógł odbierać. Słuchał głosu Willy, ale dopiero, kiedy rozbrzmiały syreny nadjeżdżających służb, odetchnął. Byli już blisko.
    To, co stało się, kiedy sanitariusze, ratownicy i strażacy pojawili się w budynku działo się z jednej strony błyskawicznie, a z drugiej jak w zwolnionym tempie.
    Sprawdzanie czy mogą dostać się do wszystkich poszkodowanych, upewnianie się, że budynek nie legnie dalej, gdy przestawią zawalony słup wsporny, bo muszą się przecież dostać dalej.
    Blake czekał, aż dotrą w końcu do nich i zajmą się nimi, a w tym czasie starał się myśleć o tym, że na pewno wszystko skończy się dobrze. Bo na pewno skończy się dobrze. Musiało, przecież… Przecież ledwo, co mieli zacząć życie, jakim chcieli żyć. Nie mogło wydarzyć się teraz najgorsze. Nie przeżyłby tego drugi raz, nie teraz.
    — Kocham cię, Willy — wyszeptał, próbując po omacku odnaleźć jej dłoń. Wiedział jedynie, że znajdowała się po jego lewej stronie, dlatego też tam właśnie szukał, chociaż nie miał pewności czy wciąż znajdowała się w tym samym miejscu — pamiętaj o tym proszę — wyszeptał cicho, mając nadzieję, że była w stanie go usłyszeć. Niczego bardziej nie pragnął w tej chwili, aby znaleźć się w szpitalu razem z nią i mieć pewność, że to przeżyją.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  101. Miał nadzieję, że to koszmar senny spowodowany stresem związanym ze ślubem. Co prawda wcześniej tego stresu w ogóle nie odczuwał, ale może podświadomie jednak gdzieś się krył? Chciał obudzić się w rodzinnym domu Willow, wtulony w jej nagie ciało i zobaczyć wnętrze jej pokoju. Obudzić ją z uśmiechem i cieszyć się nadchodzącym dniem, dniem ich ślubu.
    Przeszywający ból, który odczuwał sprawiał jednak, że był pewien prawdziwości wydarzeń, które właśnie miały miejsce. Przełknął ślinę, starając się oddychać spokojnie. Pokiwał powoli głową, żałując tego w tej samej chwili. Ruch był zbyt gwałtowny i sprawił ból, którego się nie spodziewał.
    — A ty? Willy, jak ty się masz? — Spytał, mając nadzieję, że z nią było znacznie lepiej niż z nim. Słowa, które padły z jej ust nie mogły być bardziej różne od jego nadziei. — Będzie dobrze, musi być dobrze — powiedział i tak właściwie nie wiedział kogo z nim chce do tego bardziej przekonać. Siebie czy ją. Miał wrażenie, że oboje potrzebowali tego tak samo mocno.
    — Tutaj! — Wziął sobie do serca jej słowa i od razu zaczął nawoływać ratowników — pomocy! — Krzyczał ile sił w płucach, mając nadzieję, że zdążą dotrzeć do niej na czas, że… Nie mógł jej stracić, nie mógł.

    Okazało się, że utrata wzroku w jednym oku była spowodowana silnym uderzeniem, jednak w drugim doszło do uszkodzenia siatkówki oka i Blake’a czekała operacja oka. Najważniejsze jednak było to, że Willy żyła a on widział, nawet jeżeli tylko na jedno oko. Najważniejsza była jednak ona, Willy. To, że żyła, że ratownicy znaleźli się w porę w pomieszczeniu, w którym byli. Od razu wzięli się za jej ratowanie i… I udało im się. Żyła. Po prostu żyła. Nieważne, jak długo miał czekać, aż się wybudzi i zaszczycili go swoją obecnością. Ważne, że mógł siedzieć w sali przy jej łóżku i czekać na moment, w którym się obudzi. Gładzić jej dłoń, mówić do niej, być przy niej.
    Nie zauważył od razu, że się obudziła. Dopiero słysząc pomruk i widząc, że podnosi dłoń, on sam cały się zerwał z stojącego w pomieszczeniu fotela i podszedł bliżej jej łóżka.
    — Willy — wyszeptał, opierając się jedną ręką na jej łóżku. Na oku, w którym miał ciało obce, obecnie założony miał opatrunek. — Tak się bałem — powiedział, sięgając dłonią jej dłoni i mocno ją uścisnął, chociaż starał się być przy tym delikatny’c aby nie wyrządzić jej krzywdy — tak bardzo cię kocham — dodał, nachylając się nad nią — nic nie rób, poproszę lekarza — powiedział, ale nim to zdobił zerknął na nią — tylko jak przyjdzie, to może nie krytykuj jego sposobów działania. Uratowały ci życie, jakby nie było — wyszeptał, posyłając jej słaby uśmiech i po chwili wyszedł już z pomieszczenia, aby przejść do dyżurki lekarzy. Powiadomił, że Willow w sumie to już Murphy, ale dokumenty wciąż widniały na Mahoney, obudziła się.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  102. Może powinien się chwilę wstrzymać z opuszczeniem Willy, nawet jeżeli to miało trwać zaledwie chwilę, ale z drugiej strony bał się, że jeżeli lekarz jej nie zobaczy od razu, może wydarzyć się coś złego. Cóż, to miasto nie było dla nich łaskawe, wiec wolał chuchać po prostu na zimne. Zwłaszcza, że jak podejrzewał, po kontroli lekarza będą mieli trochę czasu dla siebie. Przede wszystkim czas ten będzie nieco spokojniejszy w pewnym sensie, bo będą wiedzieli, jak się czuje Willow.
    On sam… Czuł się generalnie dobrze. Tak naprawdę w momencie, w którym zaczął powracać mu wzrok w jednym oku, uważał już, że z nim wszystko jest w jak najlepszym porządku i natychmiast chciał znaleźć się u Willow. Co okazało się niemożliwe. Musiał mieć natychmiast wykonaną operację. Niestety, z marnym skutkiem. O czym nie zamierzał wspominać Willow, a na pewno nie od razu po tym, gdy się przebudziła. Poza tym… Wolał z nią o tym nie rozmawiać, bo jako studentka medycyny mogła szybko sama wydedukować pewne fakty ze skrawków wiedzy. Może też właśnie przez to tak szybko zdecydował się na pójście po lekarza.
    Kiedy wrócił z mężczyzną do sali, stanął przy dużym oknie i uważnie słuchał, co miał do powiedzenia starszy mężczyzna. Na wzmiankę o trumnie, Blake wykrzywił usta w lekkim grymasie. Na szczęście to, o czym mówił nie miało znaczenia, bo Willy żyła. I to było najważniejsze. Nic więcej.
    Kiedy tylko lekarz wyszedł, Blake od razu podszedł do łóżka Willy i uśmiechnął się delikatnie. Złapał jej dłoń mocno swoimi rękoma. Jedną ręką gładził jej rękę, a drugą gładził wierzch dłoni brunetki.
    — W porządku — uśmiechnął się delikatnie — w tej chwili najważniejsze jest to, że z tobą jest dobrze, że… Że żyjesz skarbie — wyszeptał, przyglądając się jej z czułością — bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę — szepnął, ściskając mocniej jej dłoń i zaprzestając na chwilę delikatnego ruchu. Nie chciał myśleć o tym, że mógłby zostać ślepy na zawsze. Nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. Chwile w ratuszu i w szpitalu, do momentu, gdy wzrok nie powrócił były koszmarne. Czuł się tak bezużyteczny, że myśl o tym, że mogło zostać tak na zawsze… Przerażała go. Naprawdę. Równie mocno, co myśl, ze Willow mogłaby tego nie przeżyć. Na szczęście ani jedno, ani drugie nie miało miejsca. — Nie tak wyobrażałem sobie nasz miesiąc miodowy — powiedział cicho — ale obiecuję ci, że… odbijemy to sobie w odpowiednim czasie, skarbie — puścił jedną ręką jej dłoń i przyłożył ją do policzka dziewczyny, gładząc go ostrożnie — nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham i cieszę się, że… że to przeżyliśmy, że… Cholera, gdybyś nie powiedziała, co się z tobą dzieje… — głos mu się załamał. Zamknął usta, biorąc jednocześnie nosem głęboki oddech. Musiał się uspokoić, aby się przy niej nie rozkleić. Nie to, aby wstydził się swoich uczuć, ale przecież żyli. Oboje, a to było najważniejsze.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  103. Kiedy dostrzegł łzy na jej policzkach, od razu nachylił się nad nią i powolnie, ostrożnie starł je kciukami, starając się przy tym nie wyrządzić jej żadnej krzywdy, patrzył, czy przypadkiem nie napiera na jej ciało i niczego nie uciska, przez co mogłaby poczuć jakikolwiek dyskomfort.
    — Ćśś — szepnął, chociaż sam tak naprawdę był blisko rozklejeniu się. Prawda była taka, że to co przeżyli było… Blake’owi brakowało słów na opisanie tego wszystkiego, co wtedy i teraz czuł. Strach, niepewność, smutek, żal i złość. Najbardziej czuł w pewnym momencie złość, że nic nie mogło iść zgodnie z ich planami, bez nieprzyjemnych niespodzianek od losu, który ewidentnie lubił kopać ich po dupie. Wkurzało go to. Tak bardzo go to wkurzało… Ale tak naprawdę nie mógł nic z tym zrobić. — Polecimy wszędzie, gdzie tylko będziesz chciała — powiedział, kiwając przy tym twierdząco głową — jak już wydobrzejesz i będziesz mogła, wsiadamy od razu w samolot — uśmiechnął się, starając się panować nad swoim głosem. Nie przestawał jej dotykać nawet na chwilę. Tak na dobrą sprawę nie robiło mu większej różnicy czy dotyka jej nadgarstka, dłoni, policzka… Najważniejsze było to, że czuł pod rękoma jej ciepłe ciało. — Wiem skarbie, wiem — ścisnął jej dłoń. Wiedział, że kolejny raz udało im się wyminąć śmierć, ale trochę się martwił, jak wiele mogli mieć takich szczęśliwych trafień? Ile razy jeszcze życie chciało ich sprawdzać? Każdy dostawał to, co był w stanie udźwignąć, ale Blake zaczynał w to wątpić. Nie miał pojęcia, kto wymyślił takie durne powiedzenie.
    Nabrał powietrza do płuc, słysząc jej pytania. Wiedział, że zaraz padną, chociaż wolałby odwlec to jak najbardziej w czasie. Dlatego nie odpowiedział jej od razu. Wpatrywał się w nią, gładząc powoli, uspokajająco jej dłoń. Uspokajająco dla siebie. Zastanawiał się, jakich ma użyć słów, aby nie zaczęła za bardzo analizować, ale… Cholera to była Willow. Po pierwsze okłamywanie jej w jakikolwiek sposób nie miało najmniejszego sensu, a po drugie i tak by się domyśliła. Dlatego pokiwał powoli, twierdząco głową.
    — Odłamek — powiedział powoli — tymczasowa ślepota w drugim oku była spowodowana mocnym uderzeniem — jestem po operacji, z tego co zrozumiałem pierw próbowali przykleić siatkówkę, ale uszkodzenie jest za duże i potrzebny jest przeszczep — powiedział, sięgając ręką głowy i podrapał się po niej powoli — nie bardzo zrozumiałem, szczerze mówiąc… Wiesz, nie mogłem się skupić na niczym innym poza myśleniem o tobie — westchnął. Możliwe, że sobą też powinien się przejmować, ale po chwilach w zupełnej ciemności cieszył się z tego, że odzyskał wzrok, chociaż w jednym oku. Tyle mu na ten moment wystarczyło, aby skupić się całkowicie na swojej żonie — będzie prowadzone dochodzenie. Jakaś bomba, ale nie wiedzą, kto i dlaczego… Ma być śledztwo — powiedział — trzy dni — dodał, ściskając mocno jej dłoń — policja pewnie będzie chciała z tobą porozmawiać, jak lekarz da im zielone światło — mruknął. Z nim już rozmawiali, ale nie był w stanie za dużo powiedzieć. Nie widział nikogo podejrzanego gdy byli przed, a później już w ratuszu.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  104. Zaśmiał się cicho. Należało im się jednak. Kiedy już dojdą do siebie i będą mogli spokojnie wybrać się na urlop… Tak, zdecydowanie należał im się porządny wypoczynek.
    — Nie mam nic przeciwko — zaśmiał się, spoglądając na nią — tylko czy odnajdziemy się w takim super luksusowym hotelu? — Spytał, a kąciki jego ust zadrgały i po chwili uśmiech znacznie powędrował w górę. — Może po prostu… Poszukamy czegoś fajnego? Wiadomo, nie żadna biedna wersja, ale wiesz… Hotel ze wszystkim ze złota chyba będzie mnie trochę przytłaczał — stwierdził nieco rozbawiony.
    Słysząc jej kolejne słowa, spojrzał na szpitalne łóżko. Zerknął na nią, następnie przeniósł wzrok na drzwi i ponownie powrócił do dziewczyny. Wiedział, że jeżeli przyłapie ich personel, to nie będą zadowoleni, bo przecież łóżko pacjenta należy tylko do pacjenta i nie wolno na nim siadać i takie tam, ale Blake nie zamierzał odmówić swojej żonie.
    Dlatego usiadł na łóżku, a następnie ostrożnie położył się obok niej i ostrożnie objął, uważnie obserwując jej twarz, zamierzał zaprzestać, gdy tylko zobaczy jakikolwiek grymas świadczący o tym, że to jednak nie był taki dobry pomysł i coś jej przeszkadza.
    — Tak jest dobrze? — Spytał, wtulając nos w jej ciemne włosy. Zaciągnął się mocno jej zapachem zmieszanym z tym szpitalnym, który zdecydowanie nie był najprzyjemniejszy. Woń dziewczyny sprawiała jednak, że odrobinę się uspokoił. Trzymając ją w objęciach, czując jej zapach, poczuł się w końcu spokojny. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że wewnętrznie był tak bardzo roztrzęsiony.
    — Hej spokojnie — powiedział. Patrzył na nią i właśnie tego się obawiał, za bardzo się przejmowała. A on… To nie tak, że nie przejmował się swoim zdrowiem. Po prostu jej zdrowie I spokój był dla niego ważniejszy. — Proszę cię — dodał, sunąc powoli nosem po jej głowie — tak, nie widzę na jedno oko, ale wiesz… Po tym czasie, gdy nie widziałem w ogóle to nie jest takie złe — powiedział, oblizując powoli wargi — jak się uda, to się uda. Cieszę się, że w ogóle mogę cię zobaczyć — dodał, biorąc głęboki oddech. Jedną dłonią ułożył na jej ramieniu i powoli je gładził, a drugą dłonią starł łzy z jej policzków. — Podać ci wody? Pewnie możesz odrobinę zwilżyć usta, albo wziąć, chociaż łyka, hm? — Spytał, nie będąc pewnym czy może zaproponować jej coś więcej. Zmarszczył lekko brwi, słysząc jej przeprosiny, a gdy padły kolejne słowa z jej ust, poczuł, jak jego mięśnie się napinają ze zdenerwowania.
    — Willow, nigdy więcej tak nie mów i nie myśl — powiedział, tuląc ją w swoich ramionach — to nie jest twoja wina, jasne? — Spytał — dobrze wiesz, że… to nie tak, że to twoja wina. Jeżeli życie chciało, żebyśmy na to trafili to jeżeli nie tutaj, to gdzieś indziej był by wybuch, wypadek… cokolwiek — powiedział, oddychając głęboko — jak to mówią… jeżeli mam umrzeć, to się stanie nawet w domu. Z tym… Z tym jest dokładnie tak samo, to nie twoja wina. Obiecaj mi, że nie będziesz się więcej o to obwiniać — powiedział, zerkając na nią z góry wyczekując jej odpowiedzi.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  105. — W takim razie zdecydowanie ogarniemy te wakacje — uśmiechnął się, spoglądając na nią. Jeżeli chciała naprawdę luksusowego wyjazdu… Nie chciał jej tego odbierać. Zwłaszcza po tym, co ich spotkało.
    Uśmiechnął się lekko, gdy przyznała, że jest w porządku. Gładził ostrożnie jej ramię, ciesząc się tą formą bliskości, jaka była im w tej chwili dana. Oczywiście, że pragnął ją mocno uściskać, objąć całą ramionami i przyciągnąć do siebie, ale zdawał sobie sprawę, że jej stan na to nie pozwala. I nie mógł się doczekać, aż w końcu będzie mógł to zrobić.
    — Pomożesz mi, kiedy przede wszystkim skupisz się na swoim zdrowiu, dobrze? — Uśmiechnął się do niej — Willy, nie mów tak. Po prostu musisz wyzdrowieć sama, żeby zająć się kimś innym. Poza tym, hej… uważam, że faktycznie zrobili, co mogli. Widocznie muszę poczekać — wzruszył lekko ramionami. Najbardziej martwił się o nią. Widział po niej, że faktycznie nie jest zadowolona z bycia przykutą do szpitalnego łóżka (czemu się w sumie nie dziwił) i chciałby jej jakoś pomóc w tym okresie. — Zgodzę się na wszystko, co wymyślisz o ile obiecasz, że pierw skoncentrujemy się na tobie, ok? — Spytał, mając nadzieję, że to da jej jakąś nadzieję i może łatwiej będzie jej znieść ten szpitalny czas. Wstał na chwilę, aby sięgnąć po wodę, a po chwili wrócił dokładnie do tej samej pozycji, w której znajdował się chwilę wcześniej, odkręcił butelkę i po chwili namysłu nalał odrobinę na nakrętkę i to z niej delikatnie podał napój brunetce.
    Przytulił ją mocno, mając nadzieję, że naprawdę weźmie sobie jego słowa do serca. To przecież nie była jej wina. W żadnym stopniu.

    To był dobry dzień. Willow miała w końcu wyjść ze szpitala i nie myślał o niczym innym. Miał nadzieję, że szybko uporają się ze wszystkimi sprawami związanymi ze sprzedażą domu Mahoney i będą mogli skupić się na tym, co dalej: na wakacjach, na powrocie do Nowego Jorku, na staraniu się o baby Murphy… Tak. Teraz już wszystko musiało być dobrze, a wszelkie przeszkody miał zamiar eliminować. Jeszcze, co prawda nie wiedział, jak, bo nie wszystkie były widoczne nim zwyczajnie nastąpiły (jak bomba w ratuszu), ale to nic. Zamierzał to robić i tego się trzymał.
    — Dzień dobry, skarbie — uśmiechnął się, podchodząc do łóżka, na którym siedziała. Nachylił się delikatnie i złożył na jej ustach delikatny, czuły, ale szybki pocałunek — moja piękna żono — wymruczał cicho, cały czas z uśmiechem na twarzy — znalazłem trzy ciekawe oferty. Po odpowiedzeniu na pytanie Hawaje czy Karaiby zostanie jedna lub dwie — stwierdził, układając dłonie na jej ramionach i delikatnie je pogładził — cieszę się, że w końcu opuścimy na dobre ten szpital — mruknął, przechylając delikatnie głową — masz już wypis? Coś jeszcze musimy załatwić czy już mogę cię stąd wynieść? — Spytał z uśmiechem, nie przestając się w nią wpatrywać.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  106. Spojrzał na Willow szczerze zaskoczony jej propozycją. Wakacje w ich przypadku były… W zasadzie odkąd się ze sobą spotykali miał być to ich pierwszy, wspólny wyjazd. Miał świadomość, że Willow nie należy od osób, które mają nadmiar wolnego czasu, więc… Dwa wyjazdy? Nie miał nic, przeciwko, ale zastanawiał się nad tym, kiedy Willy zamierzała znaleźć na to wszystko czas.
    — Jeżeli tak to przedstawiasz… W takim razie musimy tylko wybrać z dwóch ofert na Hawaje. — Uśmiechnął się pogodnie — chyba, że żadna nie wpadnie ci w oko, wtedy będziemy razem wszystkiego szukać od początku — dodał, chociaż miał szczerą nadzieję, że jednak jego propozycje jej się spodobają, bo… Ilość ofert była ogromna i wybranie wśród nich czegoś naprawdę interesującego było trudne. Myśl, że miałby przebrnąć przez to wszystko na nowo… Liczył jednak na to, że znał Willow na tyle, że wybrane przez niego hotele jej się spodobają.
    Wszystkie miały duże tereny zieleni, kilka basenów, dostęp do prywatnych plaż, po klika restauracji a la carte jak i ze stołami szwedzkimi, czy tak naprawdę każdy w każdym mógł znaleźć coś idealnego dla siebie. Nie wspominając o licznych atrakcjach rozrywkowych i sportowych. — Powiedz mi tylko, dokąd chcesz lecieć najpierw, to od razu opowiem ci o dostępnych hotelach, które mi się spodobały. W sumie to ci pokażę oferty w telefonie — oznajmił, spoglądając na dziewczynę. Pokiwał głową, gdy powiedziała, że potrzebują jeszcze chwili, aż powróci pielęgniarka, aby mogli faktycznie opuścić szpital. Uniósł wysoko brew, widząc zmiany na jej twarzy, które nie świadczyły w żaden sposób o tym, aby chciała przekazać mu jakąś dobrą wiadomość. Brew mężczyzny uniosła się jeszcze wyżej, gdy zaczęła mówić, a on nie miał pojęcia, czego tak właściwie ma się spodziewać. — Najlepiej po prostu powiedz, o co chodzi, bo zaczynam się denerwować. Coś poszło nie tak z operacją? — Spoglądał na nią, a druga część wypowiedzi jakby do niego nie dotarła. Martwił się, że coś jest nie tak ze zdrowiem Willow, co wcale mu się nie podobało. Dopiero po chwili, jakby jego komórki pracowały z opóźnieniem, dotarł do niego sens słów jesteśmy bardzo płodni.
    — Naprawdę? — Spytał, a strach, który do tej pory malował się na jego twarzy zniknął i zmienił się błyskawicznie w szczerzą radość. — Żartujesz, tak? Przecież… Przecież to był pierwszy dzień, kiedy odstawiłaś tabletki — powiedział. Nie miał wątpliwości, kiedy po raz ostatni doszło między nimi do stosunku, bo na drugi dzień wzięli ślub i doszło do wybuchu. — Cudownie! — Odparł, widząc jej minę. Podszedł bliżej niej, objął ją od razu i złożył na jej ustach pełen czułości pocałunek. A kiedy odsunął się od jej warg, spojrzał prosto w jej oczy i uśmiechnął się szeroko, nie mogąc tego powstrzymać — ale… — zmarszczył lekko brwi, przenosząc wzrok na jej brzuch — musisz się zapisać do lekarza — powiedział, gdy dotarło do niego, że wybuch, operacja, że to wszystko działo się w takim razie, kiedy dochodziło do zapłodnienia. Potrzebowali potwierdzenia, że z baby Murphy jest wszystko w porządku.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  107. — Skoro tak, nie zamierzam cię do niczego zniechęcać — powiedział, bo naprawdę uważał, że wyjazd może dobrze im zrobić. Poza tym już wcześniej myśleli o wakacjach, nim zdecydowali się przyjechać do Waszyngtonu. Teraz w dodatku z wyjazdu mogli zrobić podróż poślubną, której po swoim wybuchowym ślubie zdecydowanie potrzebowali. Było zdecydowanie za wcześnie na żarty, ale był pewien, że za kilka lub kilkanaście lat będą się śmiali ze swojego skromnego, wystrzałowego ślubu. Chociaż na ten moment zdecydowanie nie było to zabawne nawet w najmniejszym możliwym stopniu. Lubił czarny humor, dopóki nie dotykał bezpośrednio świeżo przeżytych wydarzeń, a te zdecydowanie takie były. Jeszcze trochę. — Hawaje — pokiwał twierdząco głową. Co prawda wcześniej wspominał o rdzennej ludzkości, która nie przepadała za turystami, ale z drugiej strony tyle ludzi spędzało tam urlopy… Czasami dobrze było przymknąć po prostu oko na niektóre sytuacje i wydarzenia. Zresztą cholera, nie byliby jedynymi turystami, a dzięki jego świadomości mogli dać zarobić prawowitym mieszkańcom, a nie jedynie intruzom zarabiającym na ich pięknych wyspach swoimi interesami. — Podoba mi się ten plan. Bardzo — również się szeroko uśmiechnął — może uda się wrócić z baby Murphy — mruknął, nieświadomy tego, czego miał się za chwilę dowiedzieć.
    Bał się, że usłyszy z jej ust coś złego. Co było w sumie nieuzasadnione, biorąc pod uwagę, ze przecież miała właśnie otrzymać wypis i mieli opuścić szpital. Może okazało się, że będzie potrzebowała dodatkowej operacji, może przy okazji doszli do jakiegoś, niekoniecznie dobrej diagnozy? Nie miał pojęcia, co chce mu powiedzieć, ale od razu miał złe myśli. Chyba sam fakt, że znajdowali się w szpitalu sprawiał, że trudno było mu myśleć o czymkolwiek pozytywnym, a zwłaszcza… A zwłaszcza o tym, że udało im się i Willow jest w ciąży. To przecież… Naprawdę czuł się tak, jakby mu się ta wiadomość śniła.
    — To… wspaniale, Willow — uśmiechnął się, bo nowina była dobra. Najlepsza jaką tak naprawdę mogła się z nim podzielić, bo zgodnie uznali, że do pełni szczęścia brakuje im dziecka i… Był naprawdę szczęśliwy, a jednocześnie przerażony, bo poczęcie nowego życia, oczekiwanie, aż pojawi się na świecie było wspaniałe, ale jednocześnie stresujące. Znał smak tej mieszanki i pamiętał, jak wszystko potrafiło się szybko zmieniać, jeżeli chodzi o emocje związane z ciążą. — Może po prostu… Z czymś mamy szczęście — powiedział, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nie chciał myśleć o tym, że to może być pomyłka. Dlatego postanowił za nich dwoje, że będzie się dobrze nastawiać i będzie robił sobie nadzieję. — Będziemy przyciągać pozytywną energię, Willy — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie chciał przypominać na głos o tym, jak wiele spotkało ich nieszczęścia do tej pory i, że z pewnością wykorzystali już limit. — Będziemy myśleć tylko o dobrych rzeczach — naprawdę zamierzał to robić — w porządku, tak, masz rację to… — Zmrużył lekko powieki, tak, zdecydowanie gdyby teraz udali się do lekarza jedyne, co ujrzeliby na usg to pusty pęcherzyk i czuliby niepokój do kolejnej wizyty. Mogli sobie to darować — możemy zrobić wszystko, co tylko zechcesz skarbie — uśmiechnął się, ściskając mocno jej dłoń — a co z domem? — Spytał, bo przecież po to tutaj tak właściwie przyjechali, aby ogarnąć go pod sprzedaż — firma? — Spojrzał na nią z uniesioną brwią. Na dobrą sprawę nie zdążyli kompletnie nic zrobić — albo… nie ja podejmuje decyzje, bo to twój dom rodzinny, ale… Może byśmy go wynajmowali? Moglibyśmy w ten sposób odkładać na dobry start dla baby Murphy — zaproponował, spoglądając na nią. To ona podejmowała decyzje w tym przypadku.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  108. — Może to jest sposób — zaśmiał się cicho — żartować z własnego losu, bo te roztrzaskanie samolotu to byłoby… — zacisnął usta, wyszukując najbardziej odpowiedniego słowa — przesada. To byłaby gruba przesada — nie bał się nigdy latać samolotem, wręcz to lubił, ale… Jakby się nad tym teraz zastanowić, może powinien zacząć się bać. Niby był to najbezpieczniejszy środek transportu, ale z drugiej strony, gdy już dochodziło do wypadku to był on konkretny. Nie, nie może myśleć teraz o poziomie śmiertelności w katastrofach lotniczych, bo przecież udadzą się na tę podróż poślubną i będą się na niej cudownie bawili, świętując swój związek i zamierzał tego dopilnować. — Hawaje brzmią dobrze — uśmiechnął się — miejsca, które chciałbym dowiedzieć raczej nie nadają się ani na podróże poślubne. Alaska. — Powiedział, mrużąc przy tym delikatnie powieki — albo jakieś wspinaczki górskie. Może kiedyś wybierzemy się na taką wyprawę? — Zaproponował, bo w sumie dlaczego mieliby się nie wybrać kiedyś w góry? Nie wiedział co prawda, czy Willow lubiła taki wypoczynek, ale nikt nie mówił, że mają od razu zdobywać najwyższe szczyty.
    Szybko jednak zorientował się, że wszelkie górskie wycieczki będą musieli przełożyć w czasie, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Bo powód, przez który (chociaż Blake’owi bardziej pasowało słowo dzięki króremu) odłożą wycieczki w czasie był wspaniały i nie miał z tym żadnego problemu.
    — Tak właśnie myślę — potwierdził, wpatrując się w jej brzuch i pokiwał głową na kolejne jej słowa. Uśmiechnął się przy tym. Naprawdę zamierzał myśleć pozytywnie i skupić się tylko na tych dobrych emocjach — dokładnie. Żadna pomyłka, test będzie pozytywny, a kiedy przyjdzie czas na wizytę u lekarza, będzie widoczne i słyszalne serduszko — mówiąc to, przez cały czas się uśmiechał. Ta ciąża była tak świeża, a okoliczności tak niesamowite, że wydawała się wręcz nierealna. Nie zamierzał jednak poddawać jej w wątpliwość. Chciał wierzyć i trzymać się tej myśli, że wszystko będzie dobrze. Najlepiej.
    Wyszli powoli z sali, kierując się korytarzem do wyjścia z oddziału, a następnie ze szpitala.
    — Możemy poszukać innego mieszkania — zaproponował — czegoś trochę większego i może nowszego — tak naprawdę nie przeszkadzałoby mu, gdyby na dom musieli trochę poczekać. Zamierzał znaleźć inną pracę, coś lepiej płatnego i coś co sprawiałoby mu przyjemność. O ile wcześniej nie chciał się z tym spieszyć, tak teraz wiedziała, że musi trochę intensywniej się nad tym skupić. Chciał zapewnić Willow i dziecku wszystko, co najlepsze, a jako bezrobotny nie był w stanie tego zrobić. — A dom… Na dom przyjdzie pora — uśmiechnął się — wiesz, możemy zrobić wszystko, co będziesz chciała. To twój dom rodzinny, wiec decyzyjność jest twoja — powiedział. To nie tak, że chciał zrzucać na nią odpowiedzialność. Po prostu dla niego ten dom był po prostu domem, budynkiem. Miał z nim kilka wspomnień tych lepszych o gorszych, ale to nie on w nim dorastał. — Co do jazdy… Możemy spróbować. Najwyżej będziemy robić częściej przerwy. Szczerze mówiąc lekarz nic nie mówił, ale pewnie nie brał pod uwagę, że będę myślał teraz o wyjeździe — powiedział, skręcając w głowy korytarz, a drzwi prowadzane na zewnątrz znalazły się przed ich oczami — najwyżej rozbijemy trasę na dłużej. Możemy nawet gdzieś przenocować jakby okazało się naprawdę źle — dodał, bo dla niego to nie był żaden problem.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  109. Szczerze mówiąc, miał to w dupie. Czego oczywiście nie zamierzał powiedzieć Willow. Nie chodziło o to, że zamierzał wyprzeć z pamięci swoje przeżycia, zapomnieć co się wydarzyło i udawać, że jego życie jest idealne. Po prostu… Chciał znaleźć sposób, dzięki któremu to wydawałoby się łatwiejsze do zniesienia. Może nawet wydawałoby zmieniło by się na stałoby się łatwiejsze do zniesienia. Był po prostu zmęczony tym, że życie na niemal każdym kroku kopało go w dupę. Za każdym razem kiedy już wydawało mu się, że w końcu zacznie być dobrze, działo się coś takiego, co ciągnęło go na dół, boleśnie przypominając, że może zapomnieć o spokojnym życiu.
    — Masz jeszcze chwilę na zastanowienie się — uśmiechnął się — ile ci zostało czasu do podjęcia decyzji? — Spytał, bo przez życiowe wydarzenia trochę pogubił się w tym, na jakim obecnie etapie swoich studiów była Willow. To nie tak, że się tym nie interesował, po prostu zgubił rachubę.
    — Podobno tak, ale też zimno… Wolałbym nie mieć na sumieniu twojej ewentualnej choroby. Wiesz, że organizm w ciąży może być osłabiony, a wiesz sama dobrze jak może być z leczeniem — okej. Chciał przyciągać pozytywną energię i tak naprawdę dalej trzymał się tej myśli, ale nie mógł stać się nieracjonalny. Niebezpieczeństwa typu przeziębienie musiał brać pod uwagę i jednocześnie starać się je omijać, czyli nie zabierać ciężarnej małżonki na Alaskę. Nie zamierzał jej ciągać po górach, ale nie daj boże poza przeziębieniem natrafiliby na niedźwiedzia? Alaska zdecydowanie odpadała w czasie trwania ciąży. — Na Alaskę wybierzemy się jak dziecko się odchowa — stwierdził — uwolnimy się na trochę i podniesiemy poziom adrenaliny w swoich organizmach. To będzie nasza broń na kryzys — zaśmiał się, chociaż wolał nie myśleć o tym, że w ich związku mógłby się jakiś pojawić. Życie dawało im tyle niespodzianek, że… W zasadzie nie mógł być pewien co jeszcze ich czeka i jak będą reagować. W swoich rozmyślaniach musiał wrócić do nowej, życiowej mantry: przyciąganie pozytywnej energii. Willow była w ciąży, życie zamierzało dać im w końcu coś pięknego i cudownego. I tego zamierzał się trzymać. — Mogą być Karaiby, a zamiast Alaski coś bardziej… cywilizowanego. Wiesz, wolałbym mieć pewność, że w razie czego nie utkniemy na pustkowiu bez możliwości szybkiej pomocy — uśmiechnął się do niej, ściskając mocno jej dłoń. Następnie puścił jej rękę, ale tylko po to, aby objąć brunetkę ramieniem i przyciągnąć ją ostrożnie do swojego boku.
    — W zasadzie to od początku mówiliśmy o zmianie mieszkania, gdy zaczęliśmy rozmawiać o powiększeniu rodziny — powiedział — tylko, zdecydowanie nie spodziewaliśmy się, że to stanie się tak szybko — zaśmiał się cicho, ale wesoło. Nie przerażała go myśl o przeprowadzce ani w ogóle o poszukiwaniu mieszkania. Był pewien, że będą mieli przy tym sporo zabawy. — Skoro tak, znasz moje zdanie. Wynająłbym je komuś — powtórzył, a po chwili pokiwał głową — jest na to duża szansa — stwierdził. Jeżeli komuś faktycznie by się spodobało, wynajmowałby je długoterminowo… W takim momencie wykup wydawał się rozsądne. Oby tylko trafił się taki lokator.
    — Szczerze? Wolałbym nie prowadzić tyle na raz od razu — nie lubił swoich słabości, ale teraz nie mógł kierować się tylko swoim ego. Miał pod opieką małżonkę i rozwijającego się w niej berbecia. Musiał być odpowiedzialny — jeżeli nie chcesz spędzić tego czasu w domu, możemy wynająć jakiś hotel — zaproponował, zastanawiając się nad tym, czy to o to chodziło czy o Waszyngton ogólnie — ewentualnie wyjechać za miasto — dodał, spoglądając na nią — nie muszę mówić, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa, nie? — Uśmiechnął się. Zatrzymał się przed szpitalem i nim ruszyli dalej, złożył na jej ustach delikatny pocałunek — skoro podróż będzie za długa na ten moment dla ciebie, zostajemy. Chyba, że wrócimy samolotem. Nie potrzebuje na co dzień auta w NY, ale będziemy musieli tu po nie wrócić — zaproponował, próbując odnaleźć najlepsze możliwe rozwiązanie.

    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  110. Pokiwał powoli głową. Pół roku to zdecydowanie bardzo mało czasu na podjęcie tak ważnej i istotnej decyzji, która miała mieć wpływ na resztę jej zawodowego życia. Pamiętał, jak sam długo miotał się w związku ze swoją przyszłością, poszukiwaniem tego, czym chciał się zajmować. Na dobrą sprawę ponownie się nalazł w tym miejscu, bo musiał przecież zacząć myśleć o pracy. Rozejrzeć się, zastanowić się, co ma zrobić i jak ma utrzymać rodzinę. Jak połączyć dobre pieniądze z przyjemną pracą, bo to wcale nie było łatwe.
    Słysząc jej dalsze słowa, związał usta w supeł i przybrał minę myśliciela. Szczerze, nie wiedział, co jej miał w takiej sytuacji powiedzieć. Poświęciła dużo czasu na naukę, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym obecnie była. Powiedzenie tak po prostu, aby rzuciła to w cholerę i zastanowiła się czy jest coś innego, co chciałaby robić, nie wchodziło w grę.
    — A ciąża… Jakoś nie przesunie tego w czasie? — Spytał, spoglądając na nią. Mogłaby się wówczas dłużej zastanowić — może… Wiesz, może musiałabyś się trochę zdystansować i na spokojnie sobie pomyśleć o tym wszystkim, o tym gdzie siebie widzisz za pięć czy dziesięć lat — uśmiechnął się. Wiedział, że to nie jest łatwe, ale nie przychodziło mu do głowy nic innego — chociaż wiem, że to nie jest takie łatwe. Sam muszę się zastanowić nad swoją pracą i tym, gdzie siebie widzę — dodał, sięgając dłonią głowy i delikatnie się po niej drapiąc. Przeczesał powolnie włosy, głęboko oddychając — bo na ten moment jedyne co widzę za pięć lat to naszą trójkę — wyznał szczerze.. Nie miał pojęcia, co ma robić, jeżeli chodziło o życie zawodowe. — Może skuszę się na jakiś kurs — powiedział, zastanawiając się głośno, ale nawet nie wiedział, jaki miałby to być kurs. Pokiwał następnie głową — w zasadzie nie mam nic konkretnego — wzruszył ramionami — po prostu góry… Możemy wybrać się w jakieś bardziej cywilizowane miejsce i pospacerować bez wielkich wspinaczek — uśmiechnął się przy tym łagodnie — cóż… prześwietliłaś mnie, taki właśnie będę — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a po chwili się zaśmiał — pozytywne przyciąganie bobasowej energii — sprecyzował, jakby to wszystko wyjaśniało. Bo w zasadzie dużo wyjaśniało.
    — Możemy poszukać gdziekolwiek — powiedział, co prawda wiedział, jakie ceny są na Manhattanie i trochę go to dobijało. Nie chciał, aby mogli się utrzymywać przez to, że Willy dostała spory spadek. Chciał mieć pewność, że będzie mógł utrzymać ze spokojem swoją rodzinę bez zmartwień, że coś nie pójdzie po ich myśli i zostaną bez dachu nad głową, albo szybko ten dach będą musieli szukać. — Pomyślimy o tym mieszkaniu, jak wrócimy, dobra? Jak znajdę nową pracę — powiedział, mając nadzieję, że Willy na to pójdzie.
    — Czyli wracamy do domu? — Spytał, upewniając się, że będzie wiedział dokąd ma podjechać — a później wracamy i myślimy co dalej — kontynuował. Pokiwał lekko głową — jak mówiłem wcześniej, możemy wybrać się gdziekolwiek. Chyba najważniejsze jest po prostu to, żebyśmy odpoczęli — poprowadził ją na parking, do samochodu. Otworzył drzwi pasażera i pomógł jej wsiąść, a kiedy sam znalazł się w aucie, od razu odpalił samochód — może skupmy się na tych porządkach tutaj, a jak już będziemy w NYC to na spokojnie zaplanujemy wyjazd i sprawę z mieszkaniem? — Spytał, spoglądając na nią i powoli włączając się do ruchu drogowego.


    ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  111. — W porządku — powiedział, kiwając przy tym głową. Słuchał co mówiła, zastanawiając się nad tym. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego, bo jeszcze jakiś czas temu na podobne pytanie odpowiedziała, że będzie go zapraszała do lekarskiej dyżurki. Nie chciał jej na nic namawiać ani w żaden sposób skłaniać do podjęcia decyzji w pośpiechu, bo przecież taka zmiana w tym momencie byłaby nie tylko duża, ale wiązałaby się z dużym pokładem pracy. — Może to reakcja na stres ostatnich wydarzeń — zastanowił się — w każdym razie, co tylko postanowisz, masz moje wsparcie — powiedział, ściskając mocniej jej dłoń. Mogła zawsze na niego liczyć, we wszystkim. Miał nadzieje, że była tego świadoma.
    — Nie mam pojęcia. Chyba zacznę od jakiegoś doradztwa zawodowego, jak za nastoletnich lat, s później może na jakiś kierunkowy? Cholera nie wiem — mruknął. Lubił swoją prace w FBI, ale wiedział, że tam już nie ma szansy wrócić. Poza tym przez tę prace stracił już raz rodzine. Nie chciał, aby to wydarzyło się ponownie.
    — Alaska to jedno wielkie odludzie — zaśmiał się — nie pozwolę, żeby dorwał cię jakiś niedźwiedź — dodał wciąż ze śmiechem. Uniósł brew — nie podoba ci się troskliwy Blake? — Spytał, ale dotychczas towarzyszące mu rozbawienie zniknęło, gdy wspomniał o sobie w liczbie trzeciej. Co jeżeli pojawi się Remy? Jak zareaguje na wieść o ciąży? A jeżeli pojawi się ktoś inny? Nadal nie wiedzieli ilu ich jest. — Powinienem chyba rozpocząć leczenie — mruknął. Do tej pory upierał się, że sam da sobie radę, ale jeżeli w grę wchodziło dziecko… Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez jego bycie upartym wydarzyło się coś złego.
    Spojrzał zaciekawiony na Willy, gdy oznajmiła, że ma pomysł. Gdy pokazała mu ekran z włączona nawigacją uniósł brew, jednak nic nie powiedział. Jednak jej uśmiech sprawił, że nie mógł wytrzymać w milczeniu.
    — Co ty knujesz? — Spytał. Znał ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, że to nie był jakiś zwykły przystanek. Nie przyglądał się za bardzo wyznaczonemu punktowi, bo przez pęknięcia ekranu i z jednym widzącym okiem musiałby przenieść całe skupienie z drogi na ekran, a nie chciał spowodować wypadku. Słuchał więc głosu nawigacji i jechał zgodnie z jej wytycznymi. Kiedy oznajmiła, że docelowe miejsce znajduje się po prawej stronie, pospiesznie zerknął w tym kierunku, ale nie wyłapał od razu, gdzie są. Dopiero po zaparkowaniu i wyjściu z samochodu, mógł z uwagą przyjrzeć się niepozornemu budynkowi. Jego uwagę przykuła witryna. Na jego twarzy pojawił się również łobuzerski uśmieszek.
    — Nie sądziłem, że tak szybko będziesz myślała o seksie — wymruczał cicho do jej ucha, gdy stanął przy niej i przyciągnął ją do siebie. — Czego będziemy szukać? — Spytał, otulając jej ucho ciepłym oddechem, a następnie odsunął się odrobinę i trzymając jej dłoń, skierował ich do wejścia.

    😈❤️

    OdpowiedzUsuń
  112. Uśmiechnął się łagodnie w odpowiedzi na jej słowa. Cieszył się, że miała świadomość tego, że był dla niej w każdej chwili, w każdej sytuacji, że będzie ją zawsze we wszystkim wspierał. Nawet, gdyby postanowiła zrobić coś szalonego.
    Sam natomiast zmarszczył lekko brwi, kiedy padło pytanie z jej ust. Nie potrafił odpowiedzieć na jej pytanie bez zastanowienia. Od zawsze miał jeden pomysł na siebie i dążył do jego realizacji. A teraz… Teraz dobrze wiedział, że nie ma żadnej szansy na powrót do tej pracy. Pogodził się z tym, tak mu się przynajmniej wydawało. Problemem było to, że nie miał pojęcia, co teraz ma zrobić.
    — Nie wiem, Willy. To jest właśnie problem — westchnął — może powinienem się zastanowić nad jakimś zawodem przyszłości — zaśmiał się cicho — tylko to by wymagało sporo nauki i poświęceniu na to czasu — w zasadzie, czysto teoretycznie czas do porodu mógłby w pełni wykorzystać. Gorzej później. Nie zamierzał zostawiać Willy samej z maleństwem. Chciał być obecny w życiu dziecka od samego początku, odciążać żonę, aby nie czuła się wykończona i wycieńczona opieką nad maluszkiem. — Nieważne… Pomyślę o tym na spokojnie w NY — machnął ręką, aby nadać tematu lekkości, chociaż dobrze wiedział, że taki nie jest. Jakaś myśl jawiła się powoli w jego głowie, ale musiał to przemyśleć, dowiedzieć się ile trwałaby nauka i jakie w ogóle miałby szanse…
    — Dokładnie tak. Taka wycieczka będzie idealna — powiedział, posyłając jej uśmiech. Następnie wywrócił oczy i zaśmiał się — spokojnie, nie zamierzam cię zamknąć w domu i ukrywać przed całym światem do czasu porodu — mówił całkiem poważnie. Nie zamierzał świrować. A przynajmniej nie zamierzał robić tego świadomie. — Po prostu Alaska odpada i tyle. Na ten moment. Wrócimy do tematu, jak dziecko będzie starsze.
    Wziął głęboki oddech, bo rozmowa na temat swojego stanu zdrowia psychicznego nie była dla niego łatwa. Miał świadomość, co mu jest, ale mimo wszystko odkładał pomoc lekarską ciągle na później, chcąc odepchnąć oficjalną diagnozę, chociaż wiedział, dobrze, jaka ona będzie. Teraz jednak nie mógł pozwolić na takie ryzyko, gdy w grę wchodziła ciąża, a później dziecko.
    — W zasadzie… To tak, mogłabyś — powiedział spokojnie. Był pewien, że mogła dostać namiary do kogoś naprawdę dobrego, najlepszego. A właśnie do kogoś takiego chciał trafić, niezależnie od kosztów, jakie będzie musiał ponieść. Nie zamierzał oszczędzać, nie na swoim zdrowiu i bezpieczeństwu żony i nienarodzonego jeszcze dziecka — gdybyś mogła zdobyć namiary do kogoś sprawdzonego i naprawdę dobrego — poprosił, spoglądając pierw w jej oczy, a po chwili przenosząc spojrzenie na ich dłonie.
    — Rozumiem, chcesz być gotowa — zaśmiał się cicho. Rozejrzał się po wnętrzu lokalu. W zasadzie to miała rację. Wiedział, czego chciał on. Ale może ona również chciała czegoś konkretnego. Podążył wzrokiem do manekinów, a następnie powrócił do Willy. Na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech — nie wiem czy to dobry pomysł skarbie — odpowiedział na pytanie. Nie dobrałby się do niej bez jej wyraźnej zgody, a zrozumiał, że obecnie seks nie wchodzi w grę, ale… Cholera trudno byłoby mu po prostu oglądać — nie wiem czy będę potrafił tak po prostu patrzeć — przyznał, posyłając jej łobuzerski uśmiech, ale skinął głową — niczego więcej nie chcesz? Wiesz, jeżeli chciałabyś czegoś spróbować — wzruszył lekko ramionami — jestem otwarty na propozycje — dodał, zerkając na regały wypełnione erotycznymi gadżetami.

    😈❤️

    OdpowiedzUsuń
  113. Jego życie znajdowało się obecnie w dziwnym punkcie. To nie tak, że nagle przestało mieć jakikolwiek sens. Willow i baby Murphy byli najlepszą siłą napędową. Jednak wcześniej kierując się zemstą, tak bardzo się na niej koncentrował, że wszystko inne nie miało takiego znaczenia. Gdy została wymierzona (mniej więcej, bo widział to jednak w zupełnie inny sposób niż to co się wydarzyło w święta), teraz… Owszem jego życie miało sens, ale wiedział, że musi znaleźć sobie coś jeszcze, bo nie może przecież nic nie robić i jedynie skupiać się na Willy i ciąży. Co wcale by mu nie przeszkadzało, ale tak jak mówiła, pewnie w którymś momencie by nie wytrzymała z nim. Musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Takie, które przyniesie pieniądze i będzie go naprawdę interesowało.
    — Dzięki — uśmiechnął się lekko, chociaż tak naprawdę nie wiedział na ile w tym Willow mogłaby mu pomóc. Nie zamierzał jednak odtrącać jej pomocy. Uniósł wysoko brew, słysząc o wykładaniu. — Lubiłem swoją pracę ze względu na wychodzenie w teren. Nie wiem czy sucha teoria to coś, czym chciałbym się zajmować — powiedział, ale po chwili spojrzał na Willy — chociaż gdy wspomniałaś o niezapowiedzianych odwiedzinach… — poruszył brwiami, cicho się śmiejąc. Z łatwością mógłby sobie to wyobrazić, ale… Ale to nie było to. Musiał nabrać nieco dystansu i na spokojnie wszystko przemyśleć.
    — Kominek musi być obowiązkowo — pokiwał głową — i wanna — dodał. Lubił wanny. Prysznice w zasadzie też. Lubił wszystko, gdzie mieścili się we dwoje — musimy dobrze wykorzystać te dziewięć miesięcy — stwierdził z diabolicznymi iskierkami w oczach. Tak, zdecydowanie musieli się sobą nacieszyć, bo podejrzewał, że później nie będzie im tak łatwo znaleźć czas tylko dla siebie, zwłaszcza, że nie mieli nikogo z rodziny do pomocy i będą musieli polegać na sobie lub znaleźć naprawdę zaufaną nianię. Zdecydowanie będą musieli kogoś poszukać. Odepchnął jednak tę myśl. Teraz nie musieli się tym przejmować. Po powrocie do Nowego Jorku zajmą się wszystkim, co istotne lub zaraz po powrocie z ich małej wycieczki w góry.
    — Dziękuję, skarbie — uśmiechnął się — i masz szczęście, że rozumiesz, że masz wypoczywać — dodał z łagodnym uśmiechem, posyłając jej spojrzenie, równie łagodne.
    Obserwował, na co Willy patrzyła i co ze sobą bała. Kiedy pokazała mu wybrane przez siebie rzeczy, kącik jego ust drgnął. Cóż, nie mógł powiedzieć, że mu nie odpowiadały. Wręcz przeciwnie.
    — Podoba mi się wybrany przez ciebie kierunek — wymruczał, spoglądając na jej rękę — idziemy do kasy? — Jemu samemu, nic konkretnego nie wpadło w oko, ale po prawdzie, nie rozglądał się również w specjalnym sposób. Wszystkiego wydawało mu się tak dużo, niektóre akcesoria wyglądały… Wyglądały tak, ze nie był do końca pewien ich zastosowań i do tego, miał wrażenie, że oglądanie zapełnionych przestrzeni jednym okiem, było trochę męczące. Poza tym to, co Willy wybrała było strzałem w dziesiątkę i mogli wykorzystać to na wiele sposób. I to było najlepsze. Chwycił wolną dłoń Willow w swoją i splótł ich palce, a następnie poprowadził ją w stronę kasy, sięgając dłonią po portfel i uregulował rachunek. Opuszczał sklep z uśmieszkiem na twarzy, nie mogąc się doczekać, kiedy wrócą do Nowego Jorku i zajmą się planowaniem cóż… swojego nowego życia. Nie tylko jako małżeństwo, ale i przyszli rodzice. — Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyłaś tymi zakupami — przyznał, gdy kierowali się z powrotem do samochodu — wiesz, nie podejrzewałem, że będziesz chciała się już teraz przygotować.

    😈❤️

    OdpowiedzUsuń
  114. — Jesteś kochana, wiesz? — Uśmiechnął się całkiem szczerze, nieco rozpogodzony. Świadomość, że miał w niej wsparcie naprawdę dużo mu dawała. Nawet, jeżeli temat jego kariery chciał zostawić obecnie na później, to dobrze było wiedzieć, że ma Willow, która będzie chciała się zaangażować w pomoc mu. Chociaż na dobrą sprawę wolałby nie potrzebować tej pomocy. Po pierwsze, dlatego, że nie powinna brać na siebie jeszcze więcej, a podejrzewał, że to trochę potrwa i może być nieco wyczerpujące wbrew wszystkiemu, a po drugie chyba chciał po prostu zrobić to sam. Odkryć, co jeszcze mogłoby mu sprawiać taką przyjemność w życiu, jak wcześniejsza praca. Bo ją lubił i żałował, że ten aspekt jego życia musiał się skończyć tak, jak się skończył. — Coraz bardziej podobają mi się twoje pomysły — zaśmiał się cicho — ale miałem być tym odpowiedzialnym i przypominać ci za każdym razem, gdy twoje myśli będą uciekały w nieodpowiednim kierunku… Więc nie, nie przypominałabyś mi niczego podczas przerw — zaśmiał się cicho — ale wyobrażanie sobie tego, wcale nie jest takie złe — dodał ze śmiechem, a następnie przyciągnął ją do siebie i musnął wargami jej czoło — jeżeli będziesz kiedyś chciała, możemy się tak zabawić. Mogę udawać twojego profesora — dodał mrukliwie, nie odrywając warg od jej skóry.
    Uśmiechnął się na jej słowa, jednak nie miał nic przeciwko. W końcu wyjazd im się należał. To, że nagle zmienili jego kierunek, to było całkowicie nieistotne. Ważne było to, aby spędzić razem czas, zresetować się po tym wszystkim i nacieszyć się sobą.
    — Bardzo dużo bliskości — wyszczerzył się w uśmiechu — zdecydowanie przede wszystkim to proponuję. I zrobienie wszystkiego, o czym myślałaś i czego nie będziemy mogli zrobić już z dzieckiem przez najbliższe lata — dodał, marszcząc lekko brwi — na przykład nocny maraton filmów. Z niemowlakiem to nie będzie łatwe. Jakiekolwiek oglądanie czegokolwiek — dodał, śmiejąc się. Mimowolnie wrócił wspomnieniami do przeszłości, do małej Daisy, która oczywiście była wspaniała przez sam fakt istnienia i bycia jego córką, ale zdarzały się ciężkie momenty, przekrwione z nieprzespanych nocy oczy — wypady do kina, randki… Seks. Dużo seksu o ile lekarz pozwoli — mruknął, uśmiechając się — a że trzymamy się wiary w przyciąganie pozytywnej energii… pozwoli i będziemy uprawiać dużo seksu — wyszczerzył się. Wiedział, jak to będzie mogło wyglądać później. Nie zamierzał jednak w żaden sposób straszyć Willow, bo przecież mogło być też tak i prawdopodobnie właśnie tak będzie, że życie z ich wspólnym dzieckiem będzie wyglądało zupełnie inaczej. Starał się też na nic w związku z samą ciążą nie nastawiać w myśl powiedzenia, że nie ma dwóch takich samych nawet u jednej kobiety. Poza tym, nie chciał wracać ciągle wspomnieniami do tego, co było. Teraz była Willy. I to się liczyło.
    Nie omieszkał zerknąć nie tylko na lateksowy strój, ale i komplet bielizny. Jednocześnie przypominając sobie, że miał ją przecież zabrać na zakupy… To też musieli zrobić po powrocie do Nowego Jorku. Zdecydowanie.
    — Rozumiem, że ci się podobało? — Spytał z uśmiechem, chociaż nie musiała odpowiadać na to pytanie. Doskonale wiedział, że tak było, bo jej ciało mówiło mu wszystko — nie mam nic przeciwko wzajemnym zaskakiwaniu siebie od czasu do czasu — stwierdził, przyglądając się zmianie jej nastroju. Oczywiście, że był zadowolony z pogodności, jaka w nią wstąpiła. — Oh czyli jedziemy teraz prosto do domu, aby twój osobisty pielęgniarz mógł się tobą zająć w odpowiedni sposób? Może powinienem się cofnąć na dział z przebierankami i poszukać jakiegoś kitla dla siebie? — Zaśmiał się, spoglądając prosto w jej oczy. Bo gdyby tego chciała, zrobiłby to.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  115. — Trzymam się każdej, jaką złożyłem — odparł ze spokojem, nie robiąc sobie nic z jej komentarza — bo pamiętam bardzo dobrze, jak ci się nie podobało kiedy nas nakryli i wiem dobrze, że gdyby to się powtórzyło, miałabyś ochotę urwać mi łeb. Możliwe, że jaja też, a ja bardzo je lubię — zaśmiał się cicho, chociaż tak nie do końca było mu do śmiechu.
    Zwłaszcza, kiedy zaczęła zachowywać się w ten sposób. Cholera, dlaczego musiała to robić? Dlaczego musiała rozbudzać w nim tak silne pragnienie właśnie w tej chwili, kiedy do domu nie było tak blisko i przede wszystkim, ledwo co opuścili szpital, a on miał aż za dobrą świadomość tego w jak złym była stanie. Nie mógł jej męczyć, nie przez tak pierwotne instynkty.
    — Co zrobiłaś z moją żoną? Byłem pewien, że po ikei nie będziesz miała takich fantazji — powiedział, chwytając jej dłoń. Przyciągnął ją do ust i ucałował po kolei każdy opuszek jej palców, cicho przy tym wzdychając. Chciałby znacznie więcej zrobić, ale zamierzał być grzeczny. Bardzo grzeczny. — Zdecydowanie musimy nadrobić — powiedział z zadowoleniem — co powiesz na tematyczne wieczory? — Spytał, bo wydawało mu się to całkiem sensowne i jednocześnie dawało sporo możliwości do wymyślenia atrakcji. — Wiesz, że cię kocham, ufam i wierze w twoje zdolności, ale wolałbym to usłyszeć od lekarza, a nie prawie-lekarza — uśmiechnął się szeroko, a następnie pokiwał głową — już zadbam porządnie o twoje libido… Wiesz, że zdrowa dieta ma na nie wpływ? Będziemy jeść tak zdrowo jak jeszcze nigdy — oznajmił całkiem poważnie. Skoro i tak miał być chwile bez pracy mógł ten czas wykorzystać w odpowiedni sposób, dbając o zrównoważoną dietę Willy, która teraz była w szczególności ważna. Dla niej i ich maleństwa. — Oczywiście. Wolę nie wkurzać ciężarnej. Poza tym jest takie powiedzenie, że nie można ciężarnej odmawiać — dodał, rozkładając ręce w bezradnym geście.
    Oblizał powoli wargi, uśmiechając się przy tym połowicznie. Świadomość, że jej się podobało to jedno, ale usłyszenie tego wprost to było coś zupełnie innego i z chęcią zajmie się nią ponownie w ten sposób, aby widzieć te zadowolenie na jej twarzy, w jej oczach, w niej całej.
    — Brzmi jak słodka obietnica — mruknął, ale gdy zorientował się, że ją boli, od razu podszył wzrokiem za jej ręką. Zdecydowanie będą musieli być grzeczni i się wstrzymać z jakimikolwiek aktywnościami. Podejrzewał, że ich wyjazd również będzie musiał swoje odczekać, ale wolał o tym teraz nie myśleć. Zaśmiał się cicho — mam poszukać specjalnego fartuszka czy te z domu wystarczą? — Spytał — oh może przygotuję na tobie coś pysznego — poruszył brwiami, spoglądając na nią błyszczącym spojrzeniem — powinnismy wracać do domu, pani Murphy — szepnął — nawet jeżeli seks nie wchodzi w grę… — zawiesił na niej spojrzenie — możemy miło spędzić czas we dwoje. Na przykład możesz oglądać, jak będę gotować to, na co tylko masz ochotę — powiedział z delikatnym uśmiechem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  116. — Tego też wolałbym uniknąć, wiesz? — Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej słowa. Nie miał pojęcia, że ktokolwiek o nich pisze, nie interesował się takimi rzeczami i przede wszystkim nie wydawało mu się, aby byli kimś istotnym, co by ktoś mógł się interesować ich życiem. Skupiał się w tej chwili na muskaniu wargami jej palców, uśmiechając się przy tym kącikami ust.
    — Ja na pewno nie — uśmiechnął się — i śmiem twierdzić, że nikt by się nie odważył — dodał odrobinę rozbawiony. Willow nie była straszna. Wręcz przeciwnie, była łagodna, ale Blake wiedział, że gdyby tylko zechciała, potrafiłaby zachowywać się zupełnie inaczej. Sam wolał też nie ryzykować i jej nie podpadać. — Raz na miesiąc? — Spytał z lekkim oburzeniem — chcesz iść ze mną tylko na dziewięć randek? — Spytał, unosząc wysoko brew i spoglądając na nią niby obrażony, co oczywiście miało żartobliwy ton — już masz mnie dość czy jak? A ledwo została moją żoną… — Zaśmiał się — ale dobrze, będziemy mogli ustalić częstotliwość jaką chcesz i jaka tobie będzie przede wszystkim odpowiadać. Co do samych tematów… — zmrużył lekko powieki, zastanawiając się nad tym — możemy się umówić, że każde z nas wymyśli tematy na przykład włoski, strzelam teraz banałami. Napiszemy je na karteczkach i zamkniemy w kopertach, a później będziemy losować. Taki element zaskoczenia — zaproponował. Myślał o tym teraz na szybko, ale wydawało mu się to całkiem fajną formą spędzania wspólnie czasu — i wiesz to nie muszą być za każdym razem randki na wyjścia z domu, mogą też być w domowym zaciszu — dodał, zastanawiając się nad tym, jak dokładnie miałoby to wyglądać — do dopracowania — dodał po chwili — musisz uwierzyć mi na słowo — dodał z uśmiechem, a kiedy z jej ust padły kolejne słowa, po prostu wzruszył ramionami. Widząc jednak jej zakłopotanie, objął ją swoim ramieniem.
    — Nie masz za co, skarbie — szepnął, przyciskając wargi do jej skroni. Wiedział, co miała na myśli. Bał się, że w pewien sposób ta ciąża będzie trudna ze względu na jego przeszłość, ale chyba oboje musieli się do tego przyzwyczaić i po prostu się z tym pogodzić — nic się nie stało, Willy — powiedział, uśmiechając się lekko. Wziął głęboki oddech i spojrzał w jej ciemne oczy — kocham cię — dodał. Nie chciał, aby się źle czuła przez to, że po prostu coś powiedziała. — Chyba po prostu musimy się do tego przyzwyczaić, oboje, że to dla mnie nie pierwszy raz — dodał, ze słabym uśmiechem na twarzy.
    — Już nie mogę się doczekać — powiedział z uśmiechem, obserwując wzrokiem jej usta i język, gdy oblizywała wargi. Westchnął cicho. Musiał nad sobą panować. Musiał. — Nie będę tak bezlitosny, żeby nie dać ci spróbować — zaśmiał się melodyjnie — ale może zostawimy to na Nowy Jork, hm? Jak już będziesz mogła swobodnie się ruszać bez bólu — powiedział, zerkając na jej bok — no i wiesz, zawsze mogę wystąpić bez fartuszka. Chyba, że to dla ciebie taki istotny element. Również powędrował wzrokiem do jej dłoni — mogę to powtarzać ciągle, żono, aby wbiło się w twoją pamięć. Wiesz, żebyś przypadkiem nie zapomniała, małżonko. Poważnie, mogę to powtarzać bez końca na wszystkie możliwe sposoby, Murphy — zaśmiał się, a następnie skinął głową — w takim razie zakupy.
    Mówiąc to skierował się do samochodu. Kiedy zajęli swoje miejsca i ruszył w stronę jednego ze sklepów, który znajdował się na trasie do domu spytał — na co tak właściwie masz ochotę? I mam już gotować nagusieńki czy chcesz to na później zostawić? — Zaśmiał się cicho, korzystając z tego, ze stali na czerwonych światłach, spojrzał na nią z czułością.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  117. — Do tego całkiem nieświadoma swojej mocy, jeszcze gorzej — zaśmiał się cicho, spoglądając na nią. Dobrze, że nie pytała o tę broń, bo Blake zdecydowanie byłby w tym momencie na nie. Wątpił co prawda, aby była na tyle zdolna, żeby zrobić sobie krzywdę, ale wolał nie podejmować tego ryzyka i nie sprawdzać tego. — Bo codziennie, dobrze o tym wiemy, z pewnością nie damy rady. Z tym raz w tygodniu… — spojrzał na nią z zastanowieniem. Wyraźnie powiedziała, że nie zamierza przez ciąże rezygnować z nauki i niczego przesuwać w czasie, a to oznaczało, że czasu na randki wiele nie będzie, niezależnie od wybranej częstotliwości — tak sobie myślę — zerknął na jej ciemne oczy — może przemyślisz jednak minimalne zmiany na uczelni i szpitalu? Wiesz, żebyś mogła mieć, chociaż odrobine krótsze dyżury? — Nie chciał, aby odebrała jego słowa w niewłaściwy sposób, nie chciał jej zamykać w domu i niczego nie pozwalać. Im dłużej myślał o jej trybie życia tym bardziej był zdania, że powinna minimalnie, minimalnie nie maksymalnie(!), zwolnić. Choćby próbą skrócenia dyżurów o godzinę czy dwie. Był pewien, że dla samej Willow byłoby to dużo mniej obciążające, a w szpitalu na pewno by sobie poradzili. — Słucham. Staram się słuchać — kącik ust delikatnie mu drgnął. Może faktycznie się nie zrozumieli — tak czy inaczej, jestem otwarty na różne częstotliwości. Możemy je teraz zwiększyć, póki będziemy w domu, a później nieco zmniejszyć, tak żeby nie były obciążeniem — zaproponował, co w zasadzie wydawało mu się w porządku.
    Słysząc kolejne słowa padające z ust dziewczyny, zaśmiał się wesoło. Nie uważał siebie za romantyka, zawsze miał duże problemy z wymyślaniem wszelkich randek. To nie tak, że mu się nie chciało, ale… To po prostu nie było dla niego, nie lubował się w standardowych kolacjach w restauracjach, bo taką randkę potrafi zorganizować każdy, a później cóż, męczył się z wielkimi wymysłami. Ten pomysł z tematycznym randkami i kopertami wpadł mu do głowy całkiem niespodziewanie. Problemem było z kolei wymyślenie odpowiedniej ilości tematycznych wieczorów, ale wierzył, że uda im się wspólnie zaplanować wspaniałe wyjścia lub miłe wieczory w domu, bo dowolność była całkiem spora, co sprawiało, że sam przestawał obawiać się swojego pomysłu.
    — Wystarczy jak mnie weźmiesz kiedyś na tę Alaskę. To będzie najlepsza randka na świecie — zaśmiał się, ale mówił całkiem poważnie. To, że będzie musiał czekać na nią kilka lat, dla Blake’a nie było najmniejszym problemem. Wręcz przeciwnie. Dłużej wyczekane lepiej będzie smakowało. I tą myślą się kierował.
    Spojrzał na WIllow, kiedy wspomniała o jego córce. Wpatrywał się przez chwilę w jej oczy i uśmiechnął się subtelnie i skinął powoli głową.
    — Opowiem — odpowiedział równie cicho, poważniejąc przy tym — ale nie teraz, dobrze? Po prostu kiedyś to zrobię. Nie tutaj — szepnął, mając nadzieję, że go zrozumie.
    Uśmiechnął się lekko.
    — Jasne, delikatnie — mówiąc to, skinął głową — pewnie, gotować możemy od razu, nie widzę przeciwskazań — zaśmiał się, kiedy pierw wspomniała o warzywkach, a kiedy padło pytanie o konkretne danie zaproponowała spaghetti. — Zawsze możemy do makaronu dodać warzywa, chociaż coś mi podpowiada, że to nie takie masz ochotę. — Niczego ci nie odmówię, Murphy — mruknął, kierując samochód do pobliskiego sklepu.
    — Chcesz zaczekać w samochodzie czy idziesz ze mną? — Spytał — to nie będą długie zakup, więc powinno pójść szybko i sprawnie — stwierdził. Nie chciał jej przemęczać skoro ledwo, co odebrał ją ze szpitala. Podejrzewał, że same chodzenie może nie sprawiać jej takiego problemu, jak ciągłe wsiadanie i wysiadanie z samochodu, dlatego wolał się upewnić, na ile czuje się sama Willy. Wiedział, że jak będzie chciała iść to żadna siła i tak nie zatrzyma jej w samochodzie.

    mężulek ❤️

    OdpowiedzUsuń
  118. — Nie byłbym tego taki pewien. Strach pomyśleć co się stanie, kiedy staniesz się świadoma — zażartował. Szeroki uśmiech szybko jednak odrobine przygasł. Zerkał na Willow w oczekiwaniu na to, co odpowie. Będzie zła, że w ogóle wtrącał się w temat jej studiów? Naprawdę nie miał na myśli nic złego i nie chciał sugerować, że ma z czegoś całkowicie zrezygnować, chciał po prostu, aby odrobine zwolniła. Tylko trochę. Ta chwila jej milczenia, wydawała mu się rozciągać w nieskończoność, bo ostatnie czego pragnął w tym momencie to denerwowanie swojej ciężarnej żony, która ledwo co opuściła szpital, bo wybuchu przez który pozostała z jedną nerką. Tak, denerwowanie jej nie było jego zamiarem. O ile Willow naprawdę była łagodnym typem osoby, wiedział, że w przypadku zbytniego narzucania jej swojej woli, mogłoby dojść do kłótni. Liczył, że tak się nie stanie. Słysząc więc padająca z jej ust odpowiedź… Był w małym szoku. Nie spodziewał się tak spokojnej odpowiedzi.
    — Myślę, że to bardzo rozsądne — uśmiechnął się delikatnie — czy na pewno rozmawiam z Willow Murphy? — Spytał z uśmiechem. Musiał przyznać, że podobała mu się jej propozycja. Gdyby tylko nie prowadził samochodu, objąłby ją mocno i pokazał, jak bardzo jest wdzięczny. Pokiwał głową z entuzjazmem — pewnie, nie śmiałbym sugerować, że masz zrobić sobie przerwę w nauce. Nie chciałbym tego dla ciebie. Wiem ile te studia dla ciebie znaczą — kontynuował, a na jego twarzy nadal gościł uśmiech. Nie mógł nic poradzić na to, że świadomość iż jego żona odpowiedzialnie chce podejść do ciąży i dbania o siebie wprawiała go w pozytywny humor. Przytakiwał głową na jej słowa, dając znać, że jej słucha i w zasadzie dla niego wszystko, co padało z jej ust brzmiało dobrze. Wręcz bardzo dobrze.
    — Tak, tak — westchnął — mam nadzieję, że wbrew wszystkiemu szybko wrócimy do domu — powiedział z lekkim uśmiechem. Waszyngton kojarzył się z wszystkim, co najgorsze. Kiedyś kochał te miasto, jednak wystarczyło jedno wydarzenie, aby prędko przestał nazywać je domem i drugie, aby w jednej chwili je znienawidził. Kolejny raz z uśmiechem skinął głową. Sam nie wiedział dlaczego Alaska tak bardzo siedziała mu w głowie. Jej dzikość? Świadomość, że wciąż pozostawała taka nietknięta przez człowieka? Być może. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale chciał się tam znaleźć. Niekoniecznie natychmiast, ale chciał — w koperty i nie tylko, jeżeli będziesz miała ochotę skarbie — przytaknął.
    Wziął głęboki oddech i spojrzał na Willow.
    — Myślę, że gdy będziemy daleko stąd, będzie łatwiej — mruknął, odwzajemniając mocniejszy ścisk dłoni.
    Wiedział, że tak właśnie będzie, chociaż szczerze wolałby, aby została po prostu w samochodzie. Po zaparkowaniu samochodu wysiadł i lekko pokręcił głową, gdy wspomniała, że mógłby kupić nie to, co chciała. W sumie, istniało takie prawdopodobieństwo.
    — Wiedziałem — westchnął — ty chyba po prostu nie umiesz wysiedzieć z tym swoim seksownym tyłkiem w jednym miejscu, hm? — Spytał, obchodząc samochód, aby pomóc jej z wyjściem z niego. Uniósł brew, od razu przestraszony, że coś się stało z raną po operacji. — Co się dzieje skarbie? — Spytał, podążając wzrokiem za nią. Nie wyglądała, jakby coś ją bolało, ale miał wrażenie, że odrobinę pośladka, co mu się nie podobało — Willy? Co się dzieje? — Spytał, układając dłonie na jej ramionach i przytrzymując ją, bo nie miał pojęcia czy za chwile mu nie opadnie z sił i przypadkiem nie zemdleje.

    ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  119. — Już przewidujesz moje obawy — zaśmiał się cicho — możesz być krok przede mną — stwierdził nadal z rozbawieniem — w końcu czym są wyuczone praktyki w porównaniu do wrodzonego geniuszu.
    Nadal nie mógł wyjść z nie tyle podziwu, co zaskoczenia. Przyzwyczaiła go do tego, że to uczelnia i szpital są najważniejsze. Nigdy nie czuł się zrzucony na sadzy plan, rozumiał, że miała wizję swojej przyszłości i musiała coś poświecić, aby później móc cieszyć się z tego co osiągnęła. Akceptował to. Nie miałby też nic przeciwko, gdyby nadal chciała czynnie uczęszczać w zajęciach, po prostu miałby nadzieję, że zmniejszy odrobinę ilość godzin. Był pewien, że osoby odpowiedzialne za praktyki zgodziłyby się na takie układ.
    — Jak dobrze, że zdążyliśmy zmienić twojego nazwisko — zaśmiał się — chociaż Mahoney nie była taka zła — zauważył — mam nadzieję, że nagle całkiem jej nie wykopałaś. Jakby nie było to właśnie ją pokochałem. Nie żebym zachęcał cię do bycia upartą gówniarą, chociaż nie użyłbym takich słów — stwierdził nadal się cicho śmiejąc — tak czy siak, cieszę się, że stawiasz przede wszystkim siebie i swoje zdrowie — dodał dla jasności. Odwzajemnił jej uśmiech i przechylił lekko głowę — nie będę cię przed niczym powstrzymywał. Wiem, że potrafisz o siebie dbać — w końcu Larry w pewnym momencie zniknął z jej życia, przestał być tym bratem, którego znała i który się nią opiekował, a mimo wszystko wyszła na ludzi. Nie mógł powiedzieć o niej złego słowa i o tym co do tej pory osiągnęła. Widział, jak wiele pracy, serca i wysiłku wkładała w swoją edukacje. I podziwiał to. On na studiach też poświęcał dużo czasu nauce, jednak to było nic w porównaniu do tego co robiła ona.
    — Wiem — wyszeptał, bo on sam najchętniej wsiadłby w samochód i pojechał prosto do domu. Do Nowego Jorku, bo to tam było ich miejsce. Odpowiedzialność jednak wygrywała tę bitwę. Zwłaszcza, że nie był sam. Miał żonę i spodziewali się dziecka. Musiał być rozważny. — Jak tylko będziemy mogli od razu wracamy do NY.
    Obserwował uważnie jej zachowanie i coraz mniej mu się to podobało. Nie mógł pozwolić na to, aby coś jej się stało.
    — Jestem przy tobie — wyszeptał, obejmując ją ramionami. Ułożył dłonie na jej plecach i przyciągnął ostrożnie do siebie, aby czuła całą sobą oparcie w nim. — Oddychaj skarbie — wyszeptał, a następnie wykonał głęboki wdech, mając nadzieje, że Willy powtórzy to za nim — i wypuszczamy — dodał, prezentując, jedną z uspokajających metod oddechowych, którą znał. Miał nadzieje, że jej pomoże chociaż w minimalnym stopniu. Potrafił zrozumieć jej strach. Dlatego nie potrafił jej zapewnić, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. W ratuszu też nie podejrzewał, aby miało się cokolwiek przytrafić, a jednak, jakiś idiota podłożył tam bombę. — Przy mnie jesteś bezpieczna — wyszeptał cicho, nie przestając gładzić jej pleców — nie musimy tam iść — wyszeptał — ale nie możemy się zamknąć w czterech ścianach… Sama mówiłaś, że nie chcesz, abym cię trzymał w zamknięciu — powiedział najbardziej spokojnym i łagodnym tonem na jaki było go stać — może poszukamy czegoś mniejszego, hm? Metodą małych kroków — zaproponował, nie mając pojęcia czy to było dobrym rozwiązaniem. Nie chciał w niej przecież umacniać strachu.

    ❤️🛡️

    OdpowiedzUsuń
  120. Zaśmiał się na jej słowa. Wolał jednak, aby faktycznie nie zaczęła się interesować za bardzo tym, czym nie powinna. Kiedyś praca dla fbi była tym, czego pragnął z całego serca. Nie widział siebie w żadnym innym miejscu. Kiedy dostał się do biura śledczego, był zachwycony. Czuł, że jego życie toczy się torem, o którym marzył niemal od zawsze. Nie spodziewał się jednak, że spełnienie tych marzeń będzie miało tak gorzki posmak. Z drugiej strony to wszystkie dokonane przez lata decyzje doprowadziły go do miejsca, w którym znajdował się obecnie i z którego wcale nie chciał się ruszać. Był zadowolony z życia z Willow. Oczywiście, gdyby dało się ominąć wszystkie nieszczęśliwe wydarzenia, które musiały mieć miejsce przed, byłoby znacznie łatwiej, lepiej, ale wówczas uderzała w niego myśl, czy byłby tym samym Blake’em czy Willow byłaby tą samą Willow? Dlatego musiał przestać rozmyślać o przeszłości i jakichkolwiek jej alternatywnych wersjach. Tak, zdecydowanie musiał skupić się tylko na teraźniejszości, bo to przecież ona miała największy znaczenie. Zwłaszcza, że Willy była teraz jego żoną, a w dodatku matką ich dziecka. Nosiła pod swoim sercem ich małego człowieka. Rozmyślanie o czymkolwiek innym niż obecna chwila było głupotą i marnotrawstwem czasu.
    — W porządku — uśmiechnął się do dziewczyny. Już miał zapytać, za co mu dziękuję, ale go uprzedziła. Dlatego tylko się uśmiechnął i mocno ja do siebie przytulił, chociaż nie było to takie łatwe, gdy znajdowała się na fotelu obok i w dodatku nie chciał zrobić jej żadnej krzywdy — zdecydowanie — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu — i to musiało być coś naprawdę wielkiego. Inaczej nie byłoby szans na nasze spotkanie — dodał rozbawiony, ale spoważniał po usłyszeniu jej słodkiego wyznania — ja ciebie też — szepnął, całując ją w czubek głowy.
    Wiele by dał, aby po prostu mogli trwać w swojej szczęśliwej bańce, nie przejmując się żadnymi problemami. Po prostu ciesząc się sobą, swoim szczęściem i tym, co mieli. Żyjąc wolno od wszelkich trosk i zmartwień.
    — Nie przepraszaj — wyszeptał, trzymając dłonie na jej ramionach. Nie lubił, kiedy to robiła. Zwłaszcza kiedy przepraszała za coś na co nie miała wpływu. — I nie mów tak o sobie, Willy. Nie jesteś — wyszeptał cicho, przyciskając wargi do jej czoła, jedna dłonią wciąż trzymając na jej ramieniu, a druga powoli, uspokajająco gładząc plecy — to jest coś, za co nie odpowiadasz, skarbie. Przeżyłaś tyle strasznych rzeczy, to normalne. Każdy z nas ma jakieś granice — mówił niemal wprost do jej ucha. Obserwował ją uważnie, gotowy do tego, aby chwycić ją w ramiona i wsadzić z powrotem do samochodu. Nie chciał jednak, aby to ucieczka była pierwszym odruchem. Zwłaszcza, że chciała spróbować. Był po prostu… uważny. Skoncentrowany na niej. Zacisnął palce na jej dłoni i uśmiechnął się delikatnie.
    — Spaghetti jest okej — pokiwał głową — ale wziąłbym też coś na domową pizzę. Własnoręcznie zrobiony fastfood to nie fastfood. Weźmiemy rukolę i będzie zdrowo — zaśmiał się, dotrzymując tempa Willy. Zerknął na nią, gdy znaleźli się przy wejściu do sklepu, nie chcąc jej przypadkiem ciągnąć do wnętrza na siłę. — Możemy tez kupić jakieś warzywa i hummus. Zdrowa wersja chipsów do filmu — oznajmił — bo może właśnie to zrobimy po powrocie? Zjemy, a później włączymy jakiś film?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  121. Nie zamierzał wypuścić jej ze swoich objęć tak długo, dopóki nie będzie pewien, że Willow jest na to gotowa. Widział, jak oddychała głęboko i kiwał przy tym delikatnie głową, oddychając wraz z nią. Licząc na to, że w ten sposób będzie jej po prostu łatwiej skupić się przede wszystkim, właśnie na oddychaniu.
    Nie wiedział, jak ma skomentować jej słowa tak, aby nie zrozumiała go źle lub aby przypadkiem nie pogorszyć tylko sytuacji. Tak, przede wszystkim w tym momencie martwił się tym, że atak mógłby się nasilić lub wrócić. Tego wolał uniknąć.
    — Są rzeczy niezależne od nas — powiedział w końcu cicho. Oboje dobrze wiedzieli, że tak jest. Wiele razy już takie niezależne sytuacje ich spotykały. Zawsze sobie radzili. Nie wątpił w to, że Willy i tym razem stawi czoła sytuacji. Martwił się jednak tym, jak często ataki będą się powtarzać. Wiedział, że chodziła na terapię. Zastanawiał się w tej chwili nad tym, jaki postęp udało jej się zrobić od początku do czasu świąt, gdy ponownie spotkało ją coś złego. Znowu została porwana… A teraz ten pieprzony wybuch.
    On sam nie myślał w ogóle o lęku, dlatego, że skupiał wszystkie swoje emocje na Willow. Poza tym był byłym agentem fbi. To nie tak, że takie rzeczy nie robiły na nim wrażenia, że nie martwił się o siebie czy żonę. Umiał nad tym zapanować, a przynajmniej właśnie tak mu się wydawało.
    Kiedy znaleźli się w sklepie, czuł na swojej dłoni jej mocno zaciśnięte palce. Gadał o jedzeniu, ale tak naprawdę ciagle na nią spoglądał, jakby wyczekując momentu, w którym ponownie przytrafi się atak paniki.
    — W takim razie szpinak — pokiwał głową — ważne, żeby była odrobine zdrowsza — stwierdził — możemy dodać inne warzywa, paprykę, kukurydze… będzie konkretna — wzruszył lekko ramionami, ciagle to robiąc. Mówiąc o jednym, skupiając się na drugim. Pokiwa głową na lody, sięgając po wspomniane wcześniej papryki — możemy wziąć wszystko na co masz ochotę, króliczku — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, poruszając przy tym brwiami, zwłaszcza, gdy usłyszał o opasce — myślałem, że będziemy musieli trochę poczekać, ale… Jeżeli czujesz się dobrze i nie boli cię rana, w zasadzie… cholera od odrobiny seksu nikomu jeszcze nic się nie stało, prawda? — Wyszeptał cicho, układając dłonie na jej biodrach i pogładził je powolnie. Nie przejmował się tym, że są w sklepie. Poza tym nie robili żadnych świństw, a mówił tak cicho, że jedynie Willy mogła go usłyszeć — chcesz mi opowiedzieć, co byś chciała z nią i ze mną zrobić? — Spytał, zakładając, że skoncentrowanie myśli na czymkolwiek innym z pewnością jej pomoże, poza tym, to ona zaczęła. Nie czuł się winny, że sięgnął po seks w tym przypadku. Poza tym… Kurwa, nie było momentu, w którym nie byłby napalony na swoją żonę, na swoją uroczą Willy, której najchętniej w ogóle nie wypuszczałby z sypialni, gdyby nie obowiązki i dorosłe życie. — Bo ja bym z chęcią posłuchał — szepnął, muskając wargami jej ucho, a następnie odsunął się odrobinę. Chwycił pierwsze z brzegu warzywo, po które był w stanie sięgnąć i wrzucił je do koszyka, nawet nie patrząc, co właściwie bierze.
    — Lody będą tam — mruknął, patrząc w stronę z lodówkami i zamrażarkami — truskawkowe, tak?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  122. Jeżeli z jakiegoś szalonego powodu uważała, że pokazanie swojemu mężowi swojej słabej strony wpłynie negatywnie na to, co pomiędzy nimi było, to Willow znajdowała się w błędzie. Blake nie mógł jej tego jednak uświadomić, bo nie miał pojęcia, co dokładnie siedziało w głowie jego uroczej małżonki.
    Mógł po prostu przy niej być i na bieżąco wspierać w tym, co widział, co właśnie się działo.
    Dlatego zastosował jej taktykę skupiania się na zakupach, rozmowie o jedzeniu i o tym, co sobie przygotują, gdy znajdą się już w domu.
    — Jak tak można — mruknął, gdy oznajmiła, że nie lubi kukurydzy. Spojrzał na nią i tylko pokręcił delikatnie głową, a na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek — z tego co pamietam, to w taco w ogóle ci nie przeszkadzała — zauważył, a na jego twarzy wciąż gościł ten niewinny uśmiech, który jawił się na niej, gdy w jakiś sposób podszedł Willy.
    Wywrócił oczami, gdy wspomniała o ananasie. Co jak co, ale to było bluźnierstwo — owoce nie mają prawa pojawić się na pizzy. Kukurydza to co innego, poza tym skarbie, pizza to narodowe danie Włochów, moje amerykańskie obywatelstwo nie ma z nią nic wspólnego — dodał dla jasności, zamierzając wrzucić do koszyka puszkę konserwowej kukurydzy czy to podobało się brunetce, czy nie — czyli rezygnujemy ze spaghetti na rzeczy pizzy? Czy masz ochotę na jedno i drugie? — Wolał dopytać, aby zaraz nie wyszedł z braku składników na któreś danie konflikt. Wiedział, aż za dobrze jak ciężarna kobieta potrafiła być wkurzona, gdy zabrakło jedzenia, na które miała ochotę, a Willy w pierwszej kolejności wspominała o makaronie — jak wiesz, twoje słowo jest dla mnie rozkazem i dzisiaj możemy zrobić nawet oba Dania. Wyjątkowo — zaśmiał się — nieważne, ważne, że do ciebie pasuje. Zwłaszcza, kiedy trzymasz w dłoniach warzywa i tak je wąchasz — stwierdził z rozbawieniem.
    Uśmiechnął się kącikiem ust, gdy powiedziała na głos, co takiego może robić. Nie musiał nawet specjalnie myśleć o tym co powiedziała, a jego penis drgnął delikatnie zamknięty w spodniach i bieliźnie. Zamruczał cicho, zaciskając dłonie na jej ciele odrobinę mocniej.
    — Mhm — westchnął, nie miał nic przeciwko niespodziankom, ale nie byłby wcale obrażony , gdyby zechciała mu cokolwiek powiedzieć — tak chcesz się bawić — stwierdził z nutką żalu słyszalna w jego głosie. Zaśmiał się cicho i nim wypuścił ją ze swoich ramion, przycisnął delikatnie do siebie, aby miała świadomość, co działo się w jego spodniach.
    Uniósł brew, uśmiechając się.
    — Wszędzie to znaczy gdzie? — Spytał, bo był ciekawy co takiego czytywała jego żona — nie wiem, ale jestem pewien, że poza deserem na pewno łączy się to z prysznicem… Lubię się z tobą kąpać, więc… — wzruszył lekko ramionami. Podszedł do niej od tyłu, przylgnąwszy do jej pleców wychylił się nad nią i sięgnął po to, czego szukała — coraz bardziej zastanawia mnie, co siedzi w twojej ślicznej główce i jak bardzo będę musiał nad sobą panować, aby nie zrobić ci krzywdy — wyszeptał do jej ucha, a następnie się wyprostował i jak gdyby nigdy nic wsadził śmietanę w spreyu do koszyka, chwycił jego rączkę i pchnął dalej przed siebie, zastanawiając się nad tym, co jeszcze powinni kupić.

    ❤️😈

    OdpowiedzUsuń
  123. Nie był zdenerwowany, a jedynie zmartwiony i prawda była taka, że o Willy martwił się zawsze. Kochanie drugiego człowieka już chyba to do siebie miało, że nawet w chwilach pozornego bezpieczeństwa i braku zagrożenia, tak czy inaczej człowiek się martwił. Żeby ukochanej osobie nic się nie stało, aby nie zachorowała, żeby miała dobry humor i nie spotkała jej żadna przykrość czy smutek. Oczywiście troski dnia codziennego nijak się miały do tego, co ich spotkało, ale Blake nie był zdenerwowany. Jaka szkoda, że nie mogli czytać sobie w myślach. O ile wszystko stałoby się łatwiejsze.
    — Zapamiętam — wyszczerzył zęby w przebiegłym uśmiechu. Oczywiście, że zamierzał to kiedyś wykorzystać przeciwko niej, gdyby uznała, że jednak zdrowe jedzenie jej nie smakuje. Zacząłby się bawić w przemycanie witamin i wartościowych składników jak z jedzeniem u dzieci. Zakładał jednak, a raczej starał się tak pozytywnie nastawić, że Willy nie będzie miała problemu ze zmiana diety na nieco zdrowszą. Nie wymagał od niej przecież, aby nagle całkiem rzuciła wszystko co niezdrowe i nagle zaczęła żyć jedynie na surowych warzywach. Skądże. Chyba, że sama by tego chciała. W domu oczywiście by ja wspierał, ale pewnie gdyby tylko zniknął jej z oczu zaspokajały potrzebę zapchania żołądka wszystkim co niezdrowe. Ale jak to sama stwierdziła, czego oczy nie widzą, sercu nie żal. Zaśmiał się — dziękuję łaskawco. Jej widok na mojej części na pewno nie będzie ci przeszkadzał? — Spytał, unosząc wysoko brew — nie żebym zamierzał z niej zrezygnować. Mogę dla się je zrobić drugą — wzruszył ramionami, bo był pewien, że będzie w stanie zjeść dużo. Dopóki nie zaczął się temat jedzenia, nie wiedział, jak bardzo był głodny. Zaśmiał się wesoło na kolejne słowa padające z jej ust i spojrzał na nią wzrokiem przepełnionym czułością. — Dobra, to w takim razie jakim obywatelstwem być mnie uraczyła? Jestem naprawdę bardzo ciekawy — uniósł kącik ust, nadal zerkając na nią tak, jakby była całym jego światem. W zasadzie tak właśnie było. Przechylił głowę, a następnie lekko nią skinął. Nie miał nic przeciwko dużej ilości jedzenia tego wieczoru, zwłaszcza, że planowali spędzić go na oglądaniu netflixa… częściowo. Bo im dłużej słucham Willow tym bardziej był przekonany o tym, że nie skończy się na samym oglądaniu i niewinnych przytulankach. Wiedział, że wytrzyma i dla zaspokojenia własnej żądzy nie zrobi jej krzywdy, to było oczywistą oczywistością, ale… nie mógł się doczekać, kiedy już wróci do pełni zdrowia, bo miał wiele pomysłów, co z nią zrobić.
    Wziął głęboki oddech, gdy się o niego otarła i rozejrzał się dookoła, a następnie złożył na jej ustach łapczywy, szybki pocałunek.
    — Szkoda, że musimy dokończyć te zakupy — wychrypiał cicho, bo z chęcią wyszedłby ze sklepu od razu. Ale nie był przecież zwierzęciem. Starał się jednak skupić na tym, aby szybko je skończyli. Zwłaszcza, kiedy sięgając lody się wypięła, a jego wzwód stał się niemal bolesny. — Zjem wszystko, co będziesz chciała tylko, idźmy już do kasy, skarbie — spojrzał na nią, cichy wzdychając. Gdyby była zdrowa nie czekałby na dotarcie do domu. Zaparkowałby w jakiejś uliczce i wziął ją na tylnym siedzeniu niczym nastoletnią miłość. I obiecał sobie, że to z nią zrobi, ale po powrocie do Nowego Jorku, gdy będzie na tyle sprawna, a ciążowy brzuszek wciąż na tyle mały, aby bez problemu mogli się gimnastykować.
    — Doprowadzasz mnie do stanu, w którym zaraz zacznę błagać o to, abyśmy już wrócili — oznajmił, biorąc głęboki oddech, aby chociaż odrobine się uspokoić.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  124. — W takim razie będą dwie — stwierdził. Skoro już i tak padło na pizzę nie robiło mu większej różnicy czy ciasta będzie miało starczyć na jedną, czy dwie. Ręce będzie miał pobrudzone w dokładnie taki sam sposób — przynajmniej nie będziesz musiała się martwić, że kukurydza sturla się na twoją część — zauważył z lekkim uśmiechem na twarzy.
    Był naprawdę ciekawy tego, do jakiego kraju go przypisze, ale bardziej był ciekawy już samego uzasadnienia niż samej narodowości tak właściwie. Było to bowiem ciekawe, jak widzi go ukochana. Poszerzył uśmiech, ruszając przy tym przytakująco głową.
    — Uważasz, że mój gust kulinarny jest beznadziejny tak? — Uniósł wysoko brew, chociaż nie umknęło jego uwadze, jak poruszyła udami — mogę spróbować mówić z tym ich akcentem, chociaż nie rozumiem tej fascynacji — oznajmił, próbując przybrać brytyjski akcent, ale cóż… był pewien, że nie tego oczekiwała brunetka. Zaciekawiła go jednak tą Kanadą i zaczął przysłuchiwać się uważniej jej słowom, potakując przy tym. Chyba trafiła w samo sedno. Nie spodziewał się, że zapyta o to samo. Dlatego spojrzał na nią, uważnie lustrując ją od stóp do głów, zastanawiając się nad tym, do jakiej narodowości by pasowała.
    — Patrząc na twoje zamiłowanie do tej tłustej Ameryka wydaje się pasować perfekcyjnie — powiedział z delikatnym uśmiechem, ale po chwili przechylił głowę w bok — chociaż twój temperament pasuje do jakiejś południowej narodowości… Coś jak Włochy, Hiszpania? Słyszałem, że Włoszki są świetnymi kochankami, więc wszystko by się zgadzało — stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust.
    Wziął głęboki oddech. Musiał nad sobą panować, powtarzając sobie któryś raz, że przecież potrafi to zrobić. Dlatego nie przyciskał jej dłużej do siebie, pozwalając jej na odsunięcie się. Wziął raz jeszcze głęboki oddech i spojrzał na nią, uśmiechając się kącikami ust.
    — Znęcasz się nade mną — stwierdził, ale grzecznie ruszył dalej, trzymając koszyk i spoglądając, co tak właściwie Willy do niego wrzuca. Liczył na to, że skupienie się na produktach spożywczych odciągnie jego myśli od seksu. Na marne, bo gdy tylko zerkał do koszyka w oczy rzucała mu się przede wszystkim bita śmietana…
    Uniósł wysoko brwi, obie, gdy go uszczypnęła i spojrzał na nią znacząco. Tego się nie spodziewał.
    — Masz szczęście — odpowiedział cicho, a jej bliskość sprawiała, że jego głos drżał — już miałem mówić, że jesteś okrutna, ale właśnie się uratowałaś — zaciągnął się jej zapachem, obierając w końcu upragniony kierunek do kas.
    Stał czekając, aż nastanie ich kolej, spoglądając na kasjerkę, jakby dzięki temu miała zacząć pracować sprawniej i szybciej. Pragnął już wrzucić siatki do bagażnika i ruszyć z piskiem opon tylko po to, aby po chwili się dobrać do swojej żony.
    Oparł brodę o czubek jej głowy, ale tylko na chwile. Utkwił spojrzenie w dziewczynie i uśmiechnął się, wydając z siebie hm? i czekając, aż powie coś więcej.
    — W sumie prawda, nie pomyślałem o tym — zamruczał — ale prawdziwą noc poślubna zafundujemy dobie już w Nowym Jorku, gdy nie będę musiał się bać, że cię uszkodzę — wbił w nią ciemne spojrzenie, przygryzając wargę, zastanawiał się nad odpowiedzią — mamy już zaliczoną kuchnię, salon i twój pokój — wymienił, zastanawiając się nad tym, jakie jeszcze pomieszczenie im zostało — mamy do wyboru schody, pomieszczenie gospodarcze i łazienkę, pominąłem coś? — Spytał, z ulgą od odnotowując, że klient przed nimi waśnie płacił, więc nadeszła w końcu kolej na nich — schody albo łazienka — wyszeptał cicho do jej ucha — chyba powinnaś dać radę, hm?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  125. Cieszył się, gdy mogli w końcu wrócić do miejsca, które naprawdę uważał już za swój dom. O Waszyngtonie dawno przestał myśleć w ten sposób i bez problemu odnalazł się w Nowym Jorku. Zwłaszcza teraz, gdy zamieszkał razem z Willy, a w dodatku spodziewali się swojego maleństwa. Odkąd wrócili, miał wrażenie, że wszystko wskoczyło na odpowiednie miejsce. Nie wracał często wspomnieniami do wydarzeń ze stolicy. Skupiał się na teraźniejszości i tylko uszkodzone oko przypominało o wydarzeniach, które miały miejsce kilka tygodni temu.
    Nadal nie był przekonany w stu procentach, co do tego, czym chciałby się zajmować. Chociaż propozycji Willow początkowo nie brał na poważnie pod uwagę, tak im dłużej się nad tym zastanawiał… Być może miało to sens. Zaczął rozważać również całkowite przebranżowienie się na mechanika samolotów, orientował się już w kursach, jakie musiałby zrobić, w czym musiałby się doszkolić… Tyle, że nadal nie był pewien, który z tych pomysłów bardziej mu się podoba. Mówił sobie, że ma jeszcze trochę czasu, ale im dłużej się nad tym zastanawiał zaczynał czuć większy mętlik w głowie. I chyba wolałby, aby to sam los zdecydował za niego, co ma dalej robić w swoim życiu.
    Zamruczał, gdy Willow ponownie znalazła się w łóżku i wtuliła się w niego. Otworzyć delikatnie powiekę, ale już po chwili ją zamknął i ponownie wydał z siebie cichy, nieco zaspany pomruk. Zarzucił na nią dłoń, powoli przekręcając się przodem do niej.
    — Co jestem? — Spytał, bo wciąż był zaspany i tak naprawdę nie był gotowy na całkowitą pobudkę. Kiedy wspomniała o żelu, postanowił w końcu otworzyć oczy. Przesunął dłoń na jej brzuchu i delikatnie go pogładził. — Dlaczego dręczysz mamusie? — Spytał — i dlaczego nie lubisz tatusia? Później będziesz chciało baby Murphy się bawić i wydurniać, a ja ci przypomnę, co robiłeś mamusi — wymamrotał nadal zasypanym głosem, chociaż zdecydowanie Willy go rozbudziła.
    — Zrobić ci herbaty? Albo czegoś lekkiego do jedzenia? — Zaproponował, gotowy do zerwania się z łóżka i faktycznie usługiwania jej. Zamierzał spełnić każdą jej zachciankę i sprawić, aby te złe samopoczucie jak najszybciej jej minęło, a jeżeli tak się nie stanie, to żeby jej chociaż trochę ten czas umilić. — Albo życzyć sobie czegokolwiek? Może chcesz wyjść na spacer? — Proponował wszystko, co zaczynało przychodzić mu do głowy — świeże powietrze może ci lepiej zrobi. Oh może cukierki imbirowe? Ponoć działają świetnie na mdłości, a migdały na zgagę — powiedział, nie przestając gładzić jej brzucha — masz dzisiaj wolne? Muszę w końcu zapamiętać twój grafik — dodał z uśmiechem — kiedy masz kolejna wizytę u lekarza? — Zagadnął, przez to, że chwilowo nie zajmował się pracą, wszystkie dni zlewały mu się w jedno i łatwo zapominał, jaki jest dzień, co jest w planach i generalnie miał wrażenie, że trwa po prostu jakiś super długi weekend, który Willy czasami przerywała swoimi obowiązkami.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  126. — Służącym… Skoro muszę — uśmiechnął się niby ze zbolałą miną, ale tak naprawdę nie miał nic przeciwko temu. Śmiało mógł powiedzieć, na ten moment, że z wielką przyjemnością się nim stanie.
    Spojrzał na Willy i pokiwał twierdząco głową, a po chwili przeniósł wzrok z powrotem na jej brzuch. — Mama i tata grają w jednej drużynie, zapamiętaj to sobie — zwrócił się ponownie do ich dziecka, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Z jednej strony nie mógł się doczekać, kiedy nadejdzie termin rozwiązania i będą mogli cieszyć się swoim małym cudem, a z drugiej strony chciałby ten czas oczekiwania przeciągnąć maksymalnie w czasie, bo wiedział, że jedno i drugie ma w sobie coś niemal magicznego. — Gorzej, jak to wy zawrzecie sojusz przeciwko mnie. Wtedy tata się wkurzy — mrugnął do Willy — więc koniec z nielubieniem zapachu taty, jasna sprawa? Mama go bardzo lubiła do tej pory, a tata chciałby mamę przytulać bez końca — westchnął, przenosząc teraz całą swoją uwagę na Willy. Rękę wciąż trzymał na brzuchu i delikatnie sunął po nim palcami, ale na ten moment to jego małżonka była tą osobą, na której się koncentrował.
    — Nie mam nic przeciwko — uśmiechnął się — zaproponowałbym obiad do tego spaceru gdzieś na mieście, ale… — zerknął na jej brzuch — o tym chyba będziemy decydować na bieżąco, co?
    Wychylił się, aby musnąć delikatnie warg brunetki, ale szybko się odsunął, bo przecież jego zapach też powodował u niej mdłości. Nie mógł jej męczyć. Zmrużył powieki zastanawiając się nad tymi cukierkami. Raczej mała szansa, aby mieli je w domu, bo na co dzień ich nie jadali. — W czasie naszej randki i spaceru wskoczymy do sklepu po cukierki — zaproponował, powolnie podnosząc się z łóżka. Kiwał głową na znak, że ją słyszy i zapamiętuje to co mówiła. W takim razie na jutro miał plany w swoim chwilowym życiu z pustym grafikiem. — Idę, idę — wygramolił się w końcu z łóżka i stanął przed nim mrużąc powieki — nie moja droga — pogroził jej palcem — ja idę do łazienki, zjem coś, a ty w tym czasie po prostu leżysz i odpoczywasz. Jakbyś w między czasie uznała, że masz jednak ochotę coś zjeść, to ci coś przygotuję. Tak myśle — zawiesił się na chwilę — mogę skoczyć po te cukierki od razu, a później po prostu wyjdziemy, jeżeli będziesz miała na to siły. Co o tym myślisz? — Spytał, jednocześnie odwracając się do szafy, aby wyciągnąć z niej świeżą bieliznę i dresowe spodnie, które zamierzał na siebie wciągnąć zaraz po prysznicu — mogę użyć zwykłego myślą czy nasze dziecko chce wydobyć ze mnie mój pierwotny zapach? — Zapytał z uśmiechem na twarzy — przyznaj się, zrzucasz to na dziecko, a tak naprawdę chcesz po prostu poczuć jak pachnie mężczyzna — zażartował, poruszając przy tym znacząco brwiami.
    Chwycił ubranie i poszedł do łazienki, gdzie zgodnie z prośba żony wziął prysznic aby zmyć z siebie zapach żelu, którego użył wieczorem. Miał nadzieje, że to faktycznie pomoże i będzie czuła się nieco lepiej. Ogarnął się raz dwa, a następnie przeszedł do kuchni, gdzie tak jak mówił, zamierzał sam przygotować sobie coś do zjedzenia, a Willy w tym czasie miała po prostu wypoczywać.
    — Mogę zrobić sobie kawę czy lepiej gdybym wyszedł z nią na klatkę? — Zapytał całkiem ważnie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  127. Znakiem rozpoznawczym jego drugiej osobowości było zamiłowanie do imprez i zachowań ryzykownych. Stanowił kompletne przeciwieństwo mężczyzny, którego miała okazje poznać podczas wykładów, a już samo to, że wybrał się w drogę sportowym samochodem, a nie wraz z kierowcą czarnym cadillakiem, zawsze stanowiło powód do podejrzeń wśród członków jego rodziny i bliskich przyjaciół.
    - Willow! – zatrzymał się obok niej, zsuwając z oczu okulary na głowę – Masz ochotę na imprezę? – uniósł pytająco brew, ochoczo klepiąc przy tym miejsce pasażera – Jestem w drodze do naszej rezydencji, nigdy u mnie nie byłaś, więc nie przyjmuję odmowy – wyszczerzył się w szerokim, czarującym uśmiechu, co stanowiło miłą odmianę dla poważnej i zdystansowanej miny, jaką zawsze przybierał podczas prowadzenia wykładów. Podczas zastępstwa nie wykazywał się empatią i zrozumieniem, był bardziej wymagający niż kolega, za którego zgodził się poprowadzić cykl wykładów z neurologii, przez co studenci za nim nie przepadali, nawet jeśli większość dziewcząt ukradkiem do niego wzdychała.
    - Nie martw się, napiszę ci zwolnienie i podarujesz sobie studia w tym tygodniu, teoria i tak jest wam gówno potrzebna do życia, liczą się przypadki na żywo, a tych na pewno na imprezie nie będzie brakowało, miewam pojebanych kolegów – wzruszył bezradnie ramionami, wyskakując energicznie z samochodu i otwierając przed nią drzwi od strony pasażera – Jeśli chcesz, możesz zaprosić swoje koleżanki, nie ma żadnych ograniczeń w liczbie gości. Zadbałem o to, aby nikomu nie brakowało alkoholu. Właściwie to nie tylko alkoholu – mruknął, poprawiając rękawy pozostającej wyjątkowo w nieładzie koszuli. Był ewidentnie pobudzony, można więc było się domyślić, że jest pod wpływem jakiś środków, zwłaszcza, że jego źrenice były nienaturalnie powiększone – Mam ogrzewaną część w ogrodzie, to impreza nad basenem, ale jeśli nie masz stroju, możesz zawsze pływać nago. Ewentualnie ogarniemy ci coś po drodze, kogoś mamy zgarnąć czy jedziemy prosto do rezydencji? – dodał, oczekując, aż zajmie miejsce w samochodzie i będą mogli ruszyć przed siebie.

    Ethan

    OdpowiedzUsuń
  128. — Nie ośmieliłbym się zaprzeczyć — uśmiechnął się do niej, mrugając przy tym jednym okiem. Nie był to dla niego żaden problem, wręcz z przyjemnością będzie jej sługą tak długo, dopóki nie zacznie wymyślać jakichś niestworzonych życzeń. Powiedzmy sobie prawdę, każdy miał jakieś limity i granice. Blake co prawda nie wiedział, co takiego musiałaby wymyśleć, aby miał dość, ale z pewnością coś takiego było. Na ten moment, zignorował jednak myśli o tym z prostego powodu: nie było czego się bać, nie teraz.
    Przechylił delikatnie głowę w bok i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad słowami, które opuściły jej usta.
    — W zasadzie to można tak powiedzieć — uśmiechnął się — pierw dom, później pies — powiedział, przypominając ich wcześniejsze ustalenia. Miał nadzieję, że kiedyś faktycznie uda im się zrealizować wszystkie te plany, o których rozmawiali. Nie spieszyło mu się do tego. Co prawda miał świadomość, że był od Willy dużo starszy, ale nie czuł się staro, więc… Po co miałby się z czymkolwiek tak właściwie spieszyć? No może z wyjątkiem dziecka, ale tym już nie musiał się w ogóle zadręczać. Wiedział, że i tak będzie starszym panem gdy ich dziecko wkroczy w wiek pełnoletności, ale cóż… Tego nie był w stanie przeskoczyć. Zresztą, po co się tym w ogóle przejmował. Najważniejsze było to, że na ten moment ciąża przebiegała prawidłowo i miał nadzieję, że tak właśnie będzie do samego końca. Wziął oddech, gdy zadała pytanie. Właściwie, w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Tak jak mówiła, najważniejsze było to, aby dziecko było zdrowe, a sam poród bez żadnych komplikacji — nie myślałem o tym nawet, wiesz? Szczerze — uśmiechnął się — wiem, że jesteś w ciąży, wiem, że będziemy mieli dziecko, ale nawet nie zastanawiałem się nad jego płcią — mówił całkiem szczerze. Z jednej strony wiedział już, jak wygląda życie z dziewczynką, z drugiej gdzieś w głębi chciał, aby jego ród został przedłużony… — pomyślałem sobie właśnie, że chciałbym przedłużenia rodu — wyznał, co siedziało mu w głowie — ale żyjemy w tak postępowym świecie… Może potencjalny mąż naszej córki przejmie jej nazwisko? — Zastanowił się na głos. Wiedział, że ich dziecko w żaden sposób nie zastąpi jego zmarłej córki, ale wierzył, że mogło ono wypełnić tę nieznośną pustkę, jaką nosił w swoim sercu — chyba chciałbym dziewczynki… Wiesz, nie po to, aby zastąpić Daisy. Po prostu, wiem jak obsługiwać dziewczynki — zaśmiał się cicho — to nie brzmi na głos tak dobrze, jak w mojej głowie — stwierdził, marszcząc brwi.
    — Alaska? — Uniósł wysoko brew, a na jego ustach pojawił się uśmiech — myślałem, że to sobie darujemy w najbliższym czasie — powiedział — może wesołe miasteczko zostawimy sobie na cieplejsze dni? Kino, łyżwy? Trochę popcornu i trochę ruchu, brzmi idealnie.
    Pokiwał głową na jej słowa, a nim zniknął za drzwiami łazienki posłał jej jeszcze buziaczka w powietrzu i wziął się za ogarnianie siebie tak, aby móc zbliżyć się do Willy bez powodowania u niej ochoty na wymioty.
    Kiedy wyszedł z łazienki, wszedł do sypialni i uśmiechnął się na jej słowa.
    — Wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko — stwierdził z uśmiechem — nawet będę pił kawę na klatce schodowej, jeżeli byłoby tak źle — powiedział, podchodząc bliżej łóżka. Uklęknął na materacu i zbliżył się do niej, aby spełnić jej prośbę — takie życzenia mogę spełniać non stop — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, zbliżając się do niej — wiesz… Ta Alaska, mówiłaś poważnie? — Spytał, obejmując ją i przyciągając ją do siebie — swoją drogą… nasze dziecko mnie teraz toleruje? — Uniósł pytająco brew, przymykając powieki. Sam zaciągnął się jej zapachem i oparł brodę o jej ramię. Trochę się martwił, bo chciał w głównej mierze zwiedzić dziewicze tereny Alaski, ale mógł to przełożyć w czasie, a teraz wraz z Willy wybrać tę bardziej cywilizowaną część. — Wolałbym cię nie męczyć, jak tam coś się nie spodoba baby Murphy i będzie cię męczyć cały wyjazd? — Spytał, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości. Nie chciał, aby wyjazd był dla niej męczący. Zdecydowanie. — Jak się w ogóle czujesz, lepiej czy nadal cię mdli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczesał powolnie jej włosy, uśmiechając się, gdy spoglądał przez cały czas prosto w jej oczy. Nagle przechylił głowę na bok. Zmarszczył brwi, po chwili je wysoko uniósł, a następnie przechylił głowę w drugą stronę i odsunął się odrobinę od dziewczyny, wypuszczając ją tym samym ze swoich ramion.
      — Kim jesteś? — Spytał, rozglądając się dookoła. Był zdezorientowany. Znajdował się w zupełnie obcym sobie miejscu z dziewczyną, której nigdy wcześniej nie widział na oczy.

      🙃

      Usuń
  129. — O tym właśnie mówiłem, w mojej głowie brzmiało to dużo lepiej, mniej erotycznie — zaśmiał się razem z Willy, bo naprawdę wypowiedzenie tych słów na głos… Cóż, było zabawne w zaistniałej sytuacji. Zwłaszcza, że sama Willow się zaśmiała. Gdyby spojrzała na niego groźnie, pewnie wstydziłby się tych słów przez długi czas, bo ich wydźwięk miał być zupełnie inny.
    Słuchał jej z ciekawością, bo, cóż… Taka podróż była jego niespełnionym marzeniem, które z ogromną chęcią by spełnił właśnie z Willy. Nie wyobrażał sobie ciągnąć jej tam w zaawansowanej ciąży i jakoś trudno było mu tez wyobrazić sobie taką wycieczkę z małym dzieckiem, o niemowlęciu nawet nie wspominając. Może właściwie to nie był taki zły pomysł? Skorzystać z etapu wczesnej ciąży , jeżeli lekarz i samopoczucie dziewczyny na to pozwolą? Nie mógł być przecież paranoikiem i naprawdę nie mógł zamknąć jej w domu z myślą, że w ten sposób ją przed wszystkim uchroni. Zwłaszcza, że nie tak dawno temu w Waszyngtonie podczas jej ataku paniki sam powiedział jej, że nie pozwoli na to, aby uciekała przed światem. Użył tylko wtedy innych słów. Dlaczego teraz miałby chcieć, żeby jednak się kryła w domu?
    — Wiesz co… Jeżeli lekarz faktycznie powie, że to dla ciebie nic niebezpiecznego i będziesz się dobrze czuła… zróbmy to — uśmiechnął się. Jak nie teraz, nie wiadomo kiedy, więc musieli korzystać z życia póki mogli.
    Chciało mu się śmiać, gdy nim zdecydowała się go przytulić niuchała powietrze i cóż, pozwolił sobie na cichy śmiech, a kiedy padły słowa aprobaty, podszedł znacznie bliżej małżonki.
    — Niesamowicie mi miło, baby Murphy łaskawco, nie wiem jakbym wytrzymał, gdybym nie mógł się przytulać do twojej cudownej mamy — mruknął, spoglądając na brzuch Willy, a następnie w końcu znalazł się na tyle blisko, aby chwycić ukochaną w swoje ramiona. — No wiesz co… — zaśmiał się — ale skoro zadziałało — wzruszył ramionami z rozbawieniem i skorzystał z tej możliwości tulenia się. Sunął powoli dłonią po jej włosach, zaciągając się jej przyjemnym zapachem.
    Rozglądał się dookoła, nie rozumiejąc, gdzie się znajduje. Kim jest siedząca przed nim dziewczyna i do cholery, dlaczego Blake nie jest w swoim domu, ze swoją żoną i córką? Blake, co ty zrobiłeś…
    — Willow — powtórzył za nią, mimowolnie odsuwając się w tył, na skraj łóżka. Nie podobało mu się to wszystko, co widział, w czym wyraźnie jego pieprzona główna osobowość uczestniczyła. Co mu odjebało? Otworzył szerzej oczy. Wiedziała o nich, tylko kim do diabła był Remy? Nie kojarzył jego istnienia, a wydawało mu się, że zna wszystkie osobowości żyjące w umyśle Murphy’ego, co było dość zabawne, bo sam Blake wydawał się być za dużym idiotą, aby zdać sobie sprawę z tego, co się działo. — Zachary, Zack — powiedział, przechylając głowę w bok — kim jesteś Willow? — Spytał — kim jesteś dla Blake’a? — sprecyzował, mrużąc delikatnie powieki. Kolejny raz rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakichś konkretnych wskazówek, które pomogłyby mu w odnalezieniu się w tej konkretnej sytuacji. Wydawało się jednak, że nie znajduje się w tarapatach, przynajmniej tak długo, jak Elizabeth nie wie, że Blake ją zdradza.

    🫥🫥

    OdpowiedzUsuń
  130. — Cóż, jestem od dzisiaj twoim sługą, wiec każde twoje słowo jest dla mnie rozkazem — uśmiechnął się na jej słowa i pokiwał przy tym głową — więc obsłużona zostaniesz tak, jak sobie tylko wymarzysz — dodał, a subtelny uśmiech zamienił się w łobuzerski. Podejrzewał, że akurat na amory w tym momencie nie miała największej ochoty, ale gdy tylko go zapragnie, będzie w gotowości (jak zawsze) na każde jej życzenie.
    Słuchał uważnie tego, co miała do powiedzenia, uśmiechał się przy tym i oczami wyobraźni widział już jak naprawdę wyjeżdżają w tę podróż, która miała być dla niego podróżą życia. W którym momencie jednak przestał jej słuchać. A przynajmniej Blake przestał jej słuchać, a na jego miejscu pojawił się ktoś inny.
    Twarz mężczyzny cały czas wyrażała jedno: zdezorientowanie. Im dłużej siedział na łóżku, uczucie zagubienia zmieniało się w ciekawość. Było też w nim trochę złości, jednak nie na tyle, aby dać to po sobie poznać. Wziął głęboki oddech, zastanawiając się nad tym, jak dużo siedząca przed nim Willow wiedziała o mężczyźnie, z którym jak widać, spędzała prawdopodobnie dużo czasu, skoro planowali wyjechać na Alaskę. Nie podobało mu się to, co słyszał. Nie tego się spodziewał, gdy zrozumiał, że przejął panowanie.
    — Wiem — skinął powoli głową — widzę, że Blake też się w końcu dowiedział… — urwał, zastanawiając się na ile może ufać tej kobiecie. Widział ją po raz pierwszy, nie miał pojęcia kim jest dla Murphy’ego i co wie — co się stało? — Zapytał, nim powiedziała mu kim jest. Słysząc, co mówi, uniósł dłoń i spojrzał na obrączkę znajdująca się na jego palcu. Cholera, to nie była obrączka, którą nosili w małżeństwie z Lizzie — co o nim wiesz? — Był ciekawy, co się wydarzyło. Dlaczego nie był z Lizzie. Jeżeli ją zdradził, zamierzał sam obić sobie mordę, aby dotarło do tego cwela, jakim jest dupkiem. Był na niego wściekły. Dlatego wziął głęboki oddech i wypuścił gniewnie powietrze przez nos — jakim cudem jesteś jego żoną? — Powiedział, marszcząc brwi — co z Lizzie i małą? Co ten gnojek im zrobił? — Chciał się dowiedzieć od Willow czy wiedziała o małżeństwie Blake’a, ale był za bardzo wkurzony, aby się powstrzymać przed pytaniami. — Ja wiem od Lizzie — odpowiedział na jej pytanie, zaciskając mocno dłonie w pięści. Podniósł się gwałtownie z łóżka i uderzył ściśnietą dłonią w ścianę klnąc przy tym głośno — wychodzę stąd — oznajmił twardo, rozglądając się za czymś co mógłby na siebie włożyć — muszę naprawić ten burdel, który zrobił — jęknął, łapiąc się za dłoń i rozmasował kostki, podchodząc do szafy i gorączkowo szukając jakiejś koszulki czy bluzy, wszystko było mu jedno. Musiał znaleźć Lizzie i naprawić błędy, które popełnił Blake. Kurwa, nie mógł za niego ciągle sprzątać, powinien się w końcu wziąć w garść i ogarnąć ten zjebany łeb.

    🙃🙃

    OdpowiedzUsuń
  131. Zackowi nie podobało się to, że jego ostatnie pojawienie się musiało być… dawno. Blake nie zdążyłby w krótkim czasie rozstać się z żoną i znaleźć sobie nową. Spoglądał na siedzącą naprzeciwko niego dziewczynę i cały czas się zastanawiał jak to możliwe, że jej nie znał. Nie pojawiał się niesamowicie często, ale odnosił wrażenie, że na tyle, aby wiedzieć całkiem sporo o życiu Blake’a. Wydawało mu się, że całkiem dobrze szło im wspólne życie w jednym ciele. Przynajmniej do ostatniego swojego pojawienia się tak uważał. I dopóki Blake nie wiedział o istnieniu osobowości. Czuł, że przez to wiele się zmieni. Zresztą, chyba już się zmieniło, skoro, on nic nie wiedział. Nie podobało mu się to.
    Zack zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie znał jej, nie ufał jej. To nie była Lizzie, aby powiedzieć jej wszystko. A fakt, że była obecną żoną Blake’a nie działał na jej korzyść. Chciał wrócić do Elizabeth.
    — Od wystarczająco długiego czasu — mruknął. Jej odpowiedź wcale go nie satysfakcjonowała. Zastanawiał się, ile mąż powiedział jej prawdy… Wiedziała o jego żonie, nie wiedział czy powinien się z tego powodu cieszyć, czy raczej się tym martwić. — Tak, wiedziała — powiedział, a następnie zacisnął mocno wargi. Nie zamierzał mówić nic więcej na ten temat, to była jego i Lizzie sprawa, a nie kogoś obcego. Willow była obca.
    Musiał iść do nich. Wrócić na właściwe miejsce. Tylko ta myśl mu towarzyszyła, gdy przeczesywał szafę w poszukiwaniu ubrań. Chwycił jakąś szarą bluzę i wsunął ją przez głowę. Gotowy do wyjścia, spojrzał na nią, jak mogła tak mówić? Zostawił je. To równało się ze zranieniem, czyli zrobieniem im czegoś.
    — Jak masz coś do powiedzenia, to mów to wprost — powiedział, a po chwili tych słów pożałował i to mocno. Zamrugał. W pierwszej chwili sens jej słów do niego nie dotarł. Nie żyją? Niemożliwe. Nie mogły być martwe, musiały żyć, przecież… a po chwili osunął się powoli na kolana. — Lizzie… — wyszeptał — nie, to niemożliwe — dodał po chwili czując, jak w jego oczach zbierają się łzy. Zginęły w pożarze? Wiedział, jak okropna musiała to być smierć. Zagryzła wargi, a po jego policzkach zaczęły spływał łzy. Był w stanie wyobrazić sobie krzyki, piski i smród spalenizny. — Dlaczego? Co się stało, że… — urwał — dlaczego nic nie zrobił… — szepnął bardziej do siebie niż do niej. Dlaczego go tam nie było? Gdyby to on był wtedy przy kontroli, nie pozwoliłby na to. Był tego pewien. Spojrzał na brunetkę. Zdziwiły go jej łzy, z jakiegoś powodu nie spodziewał się, że zobaczy na jej twarzy przejęcie.
    — Nie, nie zachorował przez to — szepnął, samemu ocierając palcami policzki ze swoich łez. Wbił spojrzenie w dziewczynę, gdy wspomniała nazwisko Mahoney i imię swojego brata. Znał go. Jej natomiast nie kojarzył tak wyraźnie jak jego. Zmarszczył lekko brwi — byłaś? — nie można przestać być przecież czyjąś rodziną, przeszło mu przez myśl, chyba, że… — bardzo mi przykro, to był porządny gość — powiedział całkiem szczerze, tak jak czuł. Miał z nim kontakt tylko kilka razy, zawsze gdy się pojawiał starał się najszybciej jak to możliwe wrócić do domu, do Lizzie i małej, ukryć się, nie narobić problemów Blake’owi, jak zawsze, lub wyciągnąć go z tego, w co się wpakował. A teraz? Teraz nie miał pojęcia, co ma zrobić i przede wszystkim po co w takim razie się pojawił, dlaczego?

    😢

    OdpowiedzUsuń
  132. Spojrzał na nią, zastanawiając się nad tym, jak dużo może powiedzieć tej młodej kobiecie. Przechylił delikatnie głowę i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. Jakby analizował to, jak blisko może być z Blake’m, jak dużo może wiedzieć o jego życiu i ile on może powiedzieć jej o ich wspólnym życiu, bo… Chociaż Murphy nie miał pojęcia o jego istnieniu, to jednak żyli w pewnej symbiozie i w mniemaniu Zacka przez długi czas szło to im… w sumie bardziej mu, ale szło dobrze. Tak przynajmniej mu się wydawało. A teraz okazywało się, że został w jakiś niezrozumiały dla siebie sposób zepchnięty i nie miał pojęcia, co się dzieje w życiu Blake’a. To akurat go martwiło.
    — Rok przed ślubem — powiedział, jednocześnie marszcząc przy tym lekko brwi. Żałował, że zapytał o Lizzie. Odpowiedź, którą uzyskał nie podobała mu się. Gdyby tylko mógł, cofnąłby czas. Nie zadałby tego pytania, nie przejąłby kontroli, nie… Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Łzy cały czas spływały po jego policzkach, a próba uspokojenia się nie była łatwa. Nie rozumiał, jak mogło do tego dojść. Pożar? Dlaczego spłonęły, dlaczego musiały odejść w tak okrutny i bolesny sposób? Myślenie o tym tylko pogarszało jego rozpacz i smutek, a o uspokojeniu mógł zapomnieć.
    Pokręcił przecząco głową. Nie chciał jej słuchać, nie chciał znać jednak szczegółów, wolał nie wiedzieć, wolał żyć w nieświadomości, z myślą, że to Blake okazał się być chujem, że one są żywe i szczęśliwe…
    Wziął głęboki oddech, a następnie powoli wypuścił go przez rozchylone wargi, raz jeszcze przecierając dłonią policzki. Nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co właśnie usłyszał.
    — No tak, cały Blake — wymruczał cicho — praca zawsze była ważna — parsknął, nie powinien się dziwić. Dobra, wiedział, że rodzina była dla Blake’a ważna, ale też dobrze wiedział, że praca prawdopodobnie znajdowała się na równi z domem. Teoretycznie nie mógł go za to winić, wiedział, jak bardzo mu zależało na pracy w fbi, Lizzie go uświadomiła, że dla Blake’a to nie była praca jak każda inna, ale… Gdyby to on dowodził, przeżyliby życie zupełnie inaczej. Niestety, nie było tak, jakby sobie tego życzył.
    Zassał swoją dolną wargę, zastanawiając się nad jej słowami. Czy faktycznie mógł jej powiedzieć coś o sobie? Nie podejrzewał, aby mógł jej ufać. Coś mu podpowiadało, że zaraz Murphy dowie się o kolejnej osobowości, a on sam lubił mieć tę przewagę nad innymi, że wiedział, a oni nie.
    — Nie ufam ci — powiedział wprost. Zresztą, nie trzeba było być geniuszem, aby to dostrzec — jeżeli mu pomożesz to my znikniemy — stwierdził — przez tyle czasu nie miałem pojęcia… nie mogłem się wydostać — westchnął, siadając po turecku na podłodze i zerkał na nią — pomoc oznacza, że te okresy się tylko wydłużą — wiedział to i jakoś nie mógł się z tym pogodzić. Miał świadomość, że dla głównej osobowości to byłoby najlepsze, ale on sam nie czuł się gotowy na to, aby zniknąć z jego życia. Zwłaszcza, że po tak długiej przerwie udało mu się wypłynąć na powierzchnię. Miałby teraz podać jej jak na tacy wszystko, dzięki czemu być może byłoby łatwiej go schować? Chyba sobie kpiła. — Opowiedz mi o tym nowym — zaproponował — wtedy ja też o czymś opowiem. To chyba fair?

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  133. Wiedział, że to iż Lizzie trzymała chorobę Blake’a w tajemnicy nie było odpowiednie, ale… Lizzie robiła sporo rzeczy, które mogły wzbudzić podejrzenia względem ich moralności, ale jemu osobiście to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, odpowiadało mu to, co działo się miedzy nim a Lizzy. Lubił to, lubił ją, a właściwie to kochał, tak samo jak kochał ją Blake, ale nie podejrzewał jednak, aby miało to jakiś związek z tym, że był jego częścią. On sam ją pokochał. Nie chciał jednak mówić o tym wszystkim tej dziewczynie, bo jej nie znał, bo jej nie ufał i czuł, że cokolwiek jej powie, Blake się o tym dowie i być może stanie się dzięki temu silniejszy w kontrolowaniu siebie i ich. Zastanawiał się tylko nad tym czy skoro nie było już tu Lizzie… Czy był jakikolwiek sens usilnie trzymać się istnienia?
    Zignorował pytania dziewczyny. Nie czuł, aby mógł jej o wszystkim powiedzieć. Zacisnął wargi czekając, czy zgodzi się na ten układ z wymianą informacji, wówczas będzie mógł coś powiedzieć. Nie wiedział jeszcze na co i na ile się zdecyduje, ale coś powiedzieć zamierzał.
    — Nie musisz się mnie bać, nie zrobię ci krzywdy — powiedział szczerze. Wiedział, że nie musi mu ufać, ale zdecydowanie należał do łagodnych wcieleń. Nie krzywdził ludzi, kiedy nie musiał.
    Skinął lekko głową, gdy się zgodziła, a na jego ustach pojawił się słaby uśmiech, słuchając tego, co miała do powiedzenia. Remy… nigdy wcześniej o nim nie słyszał i cóż, informacje którymi się z nim podzieliła nie były zbyt ciekawe, chociaż to, że bał się jen dotyku było intrygujące. Ciekawe czy faktycznie obawiał się tylko jej czy kobiet ogólnie.
    — To nie są super cenne informacje, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę — powiedział, aby była świadoma, że nie był w pełni usatysfakcjonowany tym, co mu powiedziała, a to w mniemaniu Zacka oznaczało, że on też nie będzie wylewny — w jakich sytuacjach się pojawia? — Spytał, śle nie czekał na odpowiedź, zamierzał odpowiedzieć pierw na jej pytanie — Lizzie miałaby wypadek — powiedział, marszcząc delikatnie brwi — Blake chyba tego w ogóle nie pamięta. Wtedy pojawiłem się po raz pierwszy. Nie wiem dokładnie, co się stało. Lizzy mówiła, że stał jakby ktoś zatrzymał dla niego czas, a po chwili rzucił się pod koła samochodu, żeby to ona nie trafiła pod nie, jakoś w trakcie albo tuż po zderzeniu z samochodem byłem już ja, a nie on — wzruszył lekko ramionami — zacząłem się pojawiać losowo, bez względu na okoliczności — dodał, żeby nie powtórzyła po chwili jego pytania.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  134. Zack spojrzał na dziewczynę z wyraźnym zdziwieniem. Naprawdę nie zamierzał jej krzywdzić. Reakcja, która nastąpiła z jej strony po jego słowach była tym, czego zdecydowanie się nie spodziewał. Nie spodziewał się też usłyszeć, że Blake będzie miał dziecko. Wszystko, czego dowiedział się w tak krótkim czasie to było… za dużo na raz. Czuł się przytłoczony informacją o śmierci Lizzy i Daisy, nowej żonie i jeszcze nowym dziecku. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad tym czy Murphy próbował zastąpić to co stracił nową żoną i dzieckiem czy naprawdę ją kochał?
    — Jak powiedziałem, nie zrobię ci krzywdy — powtórzył swoje wcześniejsze słowa — mówię poważnie, nie jestem niebezpieczny — wzruszył lekko ramionami — i przyznam szczerze, że raczej po takich słowach spodziewałem się rozluźnienia i spokoju z twojej strony, a nie… tego — mruknął patrząc na nią z pewnym zmieszaniem. Wziął głęboki oddech próbując jakoś przetrawić te wszystkie wiadomości — to… gratulacje — wzruszył ramionami, nie wiedząc w zasadzie, jak się zachować. Kiedyś przez to już przechodził z Blake’m, ale wtedy było zupełnie inaczej. Kiedy się pojawił i Lizzy powiedziała mu o ciąży był szczęśliwy, zachwycony. Traktował Daisy jako ich wspólną córkę. Momentami może nawet bardziej jako własną niż Blake’a. A teraz? Suche słowa. Spodziewał się jednak, że dla głównej osobowości było to prawdziwe szczęście.
    — No tak… Jesteś taka inna w przeciwieństwie do Elizabeth — powiedział, uważnie jej się przyglądając — nie ciekawił cię w ogóle? Ja cię nie ciekawie? Lizzie była zafascynowana, kiedy się zorientowała — powiedział z wyraźnie słyszalną tęsknotą w głosie. Był pewien, że to ją zobaczy, gdy zorientował się, że przychodzi do niego kontrola, tymczasem… jedno duże rozczarowanie. Różniły się z Lizzy nie tylko pod względem wyglądu, ale również charakteru, co od razu Zack wyłapał. Był ciekawy, dlaczego Blake wybrał właśnie ją, bo rozumiał już, że nie kierował się chęcią zastąpienia zmarłej żony. To nie mogło być to, bo różnice były za duże.
    — Być może — wzruszył lekko ramionami, gdy wspomniała, że zawsze jest jakiś czynnik. Wiedziała za dużo i to mu się nie podobało — Lizzy — odparł spokojnie, nie ruszając się z miejsca — wszystko co wiem, wiem od niej. Lubiła z nimi rozmawiać — wzruszył lekko ramionami. Elizabeth zdecydowanie nie była tak dobra i święta, jak wydawało się przez całe życie Blake’owi. Zack o tym wiedział, śle nie miał nic przeciwko. Sam lubił spędzać z nią czas — wiem o dwóch — powiedział, zaciskając wargi, zastanawiając się nad swoim pytaniem. Nie zamierzał jej wszystkiego wyśpiewać i nie mieć z tego nic dla siebie — który to miesiąc? — Spytał, wpatrując się w jej płaski brzuch. To musiał być początek, co było widać gołym okiem, zastanawiał się tylko jak wczesny — wzięliście ślub przez ciążę? — Dodał, uważnie jej się przy tym przyglądając.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  135. Nie odrywając wzroku od dziewczyny, wzruszył od niechcenia ramionami i uśmiechnął się leniwie.
    — Jak sobie chcesz — odparł ze spokojem. Tak naprawdę nie miał żadnego powodu, aby ją przekonać do się od za wszelką cenę. Nie zależało mu na tym, bo widział, że straciłby na to za dużo energii. Może i był wytworem choroby Blake’a, ale nie był idiotą. Był dobrym obserwatorem, szybko więc dostrzegł, że Willow nie była jak Elizabeth, nie była nim zainteresowana tak, jak zmarła żona Blake’a. Nie była go ciekawa, nie w taki sposób, w jaki mogłaby. Jej słowa mówiły mu wszystko. Na pewno nie będą współpracować, wiedział też, że musi uważać na wszystko co od teraz mówi, bo mogła to z łatwością wykorzystać przeciwko niemu. Co mu się nie podobało. Zdecydowanie wolał Lizzy. Kontakt z nią i życie, całokształt, był dużo łatwiejszy.
    Zmarszczył brwi, słuchając uważnie tego, co miała do powiedzenia.
    — Jesteś pewna, że nie miał związku z tym pożarem? — Spytał nagle. Wbijał w nią swoje spojrzenie, próbując wzbudzić w niej wątpliwości i podejrzenia. Nie miał pojęcia jak było. Zapewniał, że jej nie skrzywdzi i nie zamierzał tego zrobić. Chciał… zabawić się jej kosztem. Wzbudzić podejrzenia. Skoro nie zamierzała współpracować, chciał sprawić, aby życie z Blake’m nie było dla niej usłane różami, aby miała wątpliwości, aby czuła strach, niepokój… cokolwiek, byleby żałowała, że w ogóle w tym trwała. — Może dowiedział się o chorobie? O Lizzie? — Sugerował, zastanawiając się nad kolejnymi słowami — skąd pewność, że mówił prawdę? Wiesz, jakby się głębiej nad tym wszystkim zastanowić… — zastygł, sięgając dłonią brody — można się tylko domyślać jak może czuć się facet i do czego może się posunąć, którego żona zdradza go z jego, czekaj, jak to powiedziałaś… częścią jego umysłu — uśmiechnął się złośliwie — a może to Danny? Zawsze miał słabość do Lizzy, ale ona wydawała się nie przepadać za nim, aż tak, jakby tego chciał — wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu — ciekawe, czy któryś się zakocha w tobie, Willy. Może ten cały Remy nie bez powodu pojawił się dopiero, gdy związał się z tobą — zaczął się zastanawiać, uważnie jej się przyglądając m, jakby sprawdzał, czy którekolwiek z wypowiedzianych przez niego słów w nią trafia i w jaki sposób.
    — Danny chciałby mieć Lizzy, ale Lizzy nie chciała mieć Danny’ego — uśmiechnął się, w odpowiedzi na jej pytanie — hm… nie za dużo informacji na raz byś chciała? — Spytał, przekrzywiając głowę. Pokiwał lekko głowa na jej słowa, tak jak myślał, początek.
    — Faktycznie zabawne — wzruszył ramionami, a następnie szczerze się roześmiał. Rozbawiła go, naprawdę! — Dlaczego mam ci powiedzieć, kiedy znikam? Wykorzystasz to przeciwko mnie, a ja dopiero co się… obudziłem po tylu latach — wyszczerzył zęby, szybko zapominając o smutku związanym ze śmiercią Lizzy — wiesz ile rzeczy mnie bolało po tym, jak samochód w niego uderzył? Mniejsze pole widzenia nie jest takie straszne – wzruszył ramionami — mam ochotę się przewietrzyć — powiedział, podnosząc się nagle — idziesz ze mną? — Spytał, chociaż jej odpowiedź w ogóle go nie interesowała. — Rozmowę możemy kontynuować na zewnątrz, gdybyś nadal chciała.

    😊

    OdpowiedzUsuń
  136. Zmarszczył brwi w reakcji na jej odpowiedź. Nie podobała mu się, liczył na to, że rozbudzi w niej wątpliwości, że zobaczy na jej twarzy zdezorientowanie, że coś zaskoczy i będzie chciała poznać prawdę. Jaką? Nie miał pojęcia. Może Blake faktycznie nie miał nic wspólnego z pożarem i śmiercią swojej żony i córki. Chciał jednak doprowadzić do tego, aby Willy zaczęła w niego wątpić, w jego dobro i kierowanie się nim w swoim życiu. Pierwsza próba okazała się być błędna, ale to przecież nie oznaczało, że nie mógł próbować dalej. Co prawda nie miał jeszcze gotowego planu, znał jedynie swój cel, ale to nie był problem. Mógł wysilić szare komórki do wymyślania kolejnych historii na bieżąco. Nic trudnego. Nawet lepiej, zdąży zaobserwować Willow, może odnajdzie z łatwością jakiś temat, który w szczególny sposób będzie na nią działać, wtedy bez problemu będzie mógł popłynąć i doprowadzić do tego, aby zaczęła podejrzewać swojego męża o wszystko co złe. To mogło być nawet całkiem ciekawe. Poszukiwania tego tematu.
    — Jak sobie chcesz — wzruszył ramionami. Był jednak ciekawy, skąd wynikała ta jej pewność w tym temacie — brzmisz tak, jakbyś była gotowa dać sobie za to odciąć rękę — zauważył, spoglądając na nią intensywnie — dlaczego? Skąd masz pewność, że to on tego nie zrobił? — Uniósł pytająco brew, wyczekując odpowiedzi padającej z jej ust.
    — Tak, Danny to kolejna cześć umysłu Blake’a, która uważa siebie za samodzielny byt — wzruszył ramionami, a następnie uśmiechnął się, gdy zadała pytanie — pogrywam? W nic nie pogrywam. Szukam jedynie odpowiedzi na najróżniejsze pytania, których nawet sama sobie nie zadałaś. No przyznaj się… Ile razy myślałaś nad tym, do czego jest zdolny Blake? Skoro jest chory i żyje w nim wiele osób… Jak jeszcze bardzo jest szalony? Co jeszcze może zrobić? Do czego się posunąć? Komu zadać ból? Daisy… może ją skrzywdził? Może krzywdził żonę? Może tak bardzo kocha swoją pracę, bo w niej może zadawać ból? I nie jest w żaden sposób odbierany jako ktoś nienormalny. Agenci… mogą sobie pozwalać na wiele, prawda? I nikt niczego nie powie, nie zrobi… może wcale nie jest tym dobrym? No zastanówmy się — przechylił głowę w bok — dlaczego Lizzy nie chciała, aby wracał?
    Pozwolił zawisnąć swojemu pytaniu w pomieszczeniu. Liczył, że ta seria pytań pomoże mu odnaleźć właściwy trop, dzięki któremu dotrze do Willow. To nie mogło być przecież takie trudne, na pewno coś musiało ją niepokoić.
    — Ty mnie też, kochanie — uśmiechnął się w reakcji ba jej wulgaryzm — ale podoba mi się ta zabawa. Nieważne dokąd zmierza i gdzie się zakończy — zerknął na łóżko, tak po prostu, a po chwili uśmiechnął się złowieszczo. Uśmiech mu jednak zszedł — jak to nie jesteśmy w Waszyngtonie? — Spojrzał na dziewczynę i odwrócił się w stronę okna, do którego podszedł szybkim krokiem, jakby chciał upewnić się, że nie dostrzeże przez nie niczego charakterystycznego. Odwrócił się, aby spojrzeć raz jeszcze na dziewczynę — ubieraj się szybciej — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu — tym bardziej mam ochotę na wycieczkę — odparł, a kiedy dziewczyna ruszyła do łazienki on sam podszedł do szafy, aby zarzucić na siebie coś jeszcze, patrząc przez okno dostrzegł, że ludzie chodziło ubrani w zimowe kurtki.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  137. Nie podobało mu się to, co słyszał. Niepokoju dokładał wyraz jej twarzy, bo widział, że nie blefowała. Chyba nie była tak dobrym graczem, prawda? Cholera nie znał jej na tyle, aby mieć pewność, czy go okłamuje czy mówi poważnie. Strasznie go to wkurwiało, ale kiedy dodała, że on też się dowie… Chyba nie miał powodu do zakładania, że okłamywała go w tym temacie. Przynajmniej tak właśnie mu się wydawało i… chyba jej wierzył. Nie podobało mu się to, bardzo.
    Gdyby tylko powiedziała na głos, że udało mu się rozbudzić w niej zainteresowanie, czułby się usatysfakcjonowany i z pewnością nie przestałby swoich działań. Zresztą, na ten moment nie zamierzał jeszcze przestawać, więc… Już myślał nad tym, co jeszcze może jej powiedzieć. Rozchylił jednak wargi, gubiąc wątek, gdy ponownie się odezwała. Słuchał uważnie tego, co miała mu do powiedzenia, a styki w jego głowie się paliły. O czym ona mówiła? Co zrobił Blake i dlaczego to jej zrobił, skoro teraz wziął ją za żonę? Okej, dowiedział się właśnie czegoś, czego totalnie się nie spodziewał i wiedział, że widziała to. Mogła gołym okiem dostrzec jego zdziwienie i szok. Wiedział sam do czego Blake był gotowy, co mógł zrobić, ale… Dlaczego akurat jej? A może to było kłamstwo? Kurwa, zaczynała go drażnić jeszcze bardziej.
    — Dlaczego? — Spytał. Musiał wiedzieć, co takiego się stało, że zdecydował się na porwanie? To było niczym, jeżeli faktycznie groził jej śmiercią. Dlaczego? Musiał to z niej wyciągnąć i… Skoro raz już przeżyła, mogła zrobić to drugi raz, prawda? Musiał tylko poczekać na odpowiedni moment, aby ją chwycić i związać, aby wyciągnąć z niej wszystko. Musiał tylko… rozejrzeć się i sprawić, aby przestała być taka czujna. Dlatego na ten moment musiał kontynuować rozmowę, którą prowadzili.
    — Jesteś strasznie pewna wszystkiego, co mówisz. Skąd pewność, że jednak mnie nie polubisz? Może… Jak będę tu wystarczająco długo, jednak staniesz się jak Lizzy — powiedział, uśmiechając się lekko kącikami ust — ta twoja pewność jest strasznie niezdrowa wiesz? Na świecie jedyne czego możesz być pewna to śmierci, ale nawet nie możesz być pewna, kiedy to się stanie — wzruszył ramionami — teraz, za dwie godziny, za rok, dziesięć lat… Wiesz tylko, że umrzesz i to powinno być jedyne, czego możesz być pewna w związku ze swoją przyszłością — uśmiechnął się złośliwie.
    W szafie, poza szukaniem czegoś, co mógłby na siebie założyć, szukał również czegoś, czym mógłby ją związać. Nie wiedział tylko czy chce to zrobić teraz, od razu czy być może przez ten spacer uśpić jej czujność. Zmarszczył lekko brwi, musiał coś zdecydować… dobra, spacer, uspokoi ją, a później dopadnie.
    — Obiecuję, że będę robił same mądre rzeczy — mruknął, zarzucając na siebie bluzę z kapturem — te cukierki to na mdłości? — Spytał, a następnie uśmiechnął się lekko — ciekawe czy będzie podobne do ciebie czy do Blake’a — powiedział, a wtedy uderzyła w niego pewna myśl — może dostaniecie prezent i w jednym człowieku będziecie mieć kilka dzieci… — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Może nie był niebezpiecznym człowiekiem, ale z pewnością był złym, czarnym charakterem w tej opowieści.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  138. Zdecydowanie nie spodziewał się usłyszeć takich rewelacji. To zdecydowanie psuło mu pomysł. Chciał ją nastraszyć, wzbudzić wątpliwości co do szlachetności Blake’a. Skoro jednak doświadczyła tego na własnej skórze… W dodatku kończąc jako jego żona, kurwa, cały jego pierwotny plan poległ w gruzach. Musiał szybko wymyślić coś innego.
    — Cóż, z przykrością muszę stwierdzić, że tak, nie spodziewałem się — przyznał zgodnie z prawdą. Przechylił głowę i wbił w nią spojrzenie — ale to oznacza, że z tobą jest coś równie nie tak jak z nami — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu — bo wiesz… Wychodzi na to, że związałaś się ze swoim oprawcą — wzruszył lekko ramionami, cały czas nie odrywając od niej wzroku — nie uważasz, że to niezdrowe? — Spytał, cały czas wbijając w nią swoje spojrzenie. Mimo wszystko, to czego się w tej chwili bardzo mu się nie podobało. Musiał szybko przemyśleć swoje dalsze działania.
    — Nie brzmi to wszystko dobrze — stwierdził — wasza relacja. Nie lepiej byłoby związać się z kimś innym? — Spytał, splatając ręce na klatce piersiowej — z kimś zdrowym, spokojnym, z kimś kogo nie musiałabyś się bać? Wiesz, to, że raz cię uwolnił, pozwolił ci przeżyć… Skąd pewność, że będzie tak zawsze? — Uniósł brew, wyczekując odpowiedzi.
    Przekrzywił głowę, wsłuchując się w jej słowa. Kolejny raz powiedziała coś co mu się nie podobało i obawiał się, ile jeszcze usłyszy. Nie mógł doprowadzić do tego, aby pozwolić sobie na wyjście z równowagi, bo… prawdopodobnie wtedy odda kontrolę komuś innemu. Wolał, nie, on chciał tego uniknąć.
    — Willow — wypowiedział powoli jej imię, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał. Może miała rację? Właściwie… Tak, zdecydowanie ją miała. Nigdy wcześniej nie zdarzało się, aby tak długo nie wypływał na powierzchnie. Udawało mu się regularnie pojawiać. Przywłaszczył sobie znaczną cześć życia Blake’a i wydawało się, że bardzo dobrze im się w ten sposób funkcjonuje. Nie odnosił wrażenia, aby Blake cokolwiek zauważał, Lizzy również nie mówiła, aby na cokolwiek się skarżył. Może mu to odpowiadało? Tylko dlaczego? Dlaczego teraz jest inaczej? — Cóż to po prostu twoje imię — wzruszył ramionami, chcąc sprawić wrażenie, że w ogóle nie przejął się tą konkretną informacją, chociaż w rzeczywistości było zupełnie inaczej.
    Niechętnie spojrzał na dziewczynę, wywracając przy tym oczami.
    — Nie zrobię niczego głupiego, słońce — użył słów, które chciała usłyszeć i puścił jej przy tym oczko, uśmiechając się kącikami ust — będę posłuszny jak piesek. Jedna komenda i robię co chcesz… — poruszył przy tym sugestywnie brwiami. Nawet jeżeli była inna niż Lizzie, nic nie szkodziło w rzucaniu dwuznacznych tekstów czy sugestywnych gestów. Nie miał nic przeciwko temu, aby wyprowadzić brunetkę z równowagi.
    — Daisy mogła być zdrowa, ale kto wie… — zarzucił kaptur bluzy na głowę — naprawdę uważasz, że będę próbował ci uciec? Czy raczej ty będziesz chciała zwiać przede mną? — Uniósł wysoko brew, wychodząc na klatkę. Spojrzał na ich dłonie i uśmiechnął się — rozumiem, że czule gesty są obowiązkowe, aby nie budzić podejrzeń sąsiadów? — Powiedział cicho i przyciągnął ją jednym ruchem bliżej siebie. Uwolnił rękę z uścisku jej dłoni i objął ją ramieniem — przykładne, kochające się małżeństwo bez żadnych problemów, bez żadnej przeszłości? Głupio byłoby gdyby ktoś się dowiedział o tym, co miało miejsce, prawda? — Wyszeptał, kierując się schodami na parter.

    😎

    OdpowiedzUsuń
  139. Spoglądał na dziewczynę, uważnie wsłuchując się w to, co miała do powiedzenia. Zmarszczył przy tym delikatnie brwi, bi to ci usłyszał zdecydowanie nie było tym, czego się spodziewał i co chciałby usłyszeć. Zwłaszcza ta świadomość potencjalnych zaburzeń. Cholera, nic nie szło tak, jak miało.
    — W sumie nie powinienem się dziwić, że Blake to wykorzystuje — wzruszył lekko ramionami — kto by nie był zainteresowany ładną młódką, która najwyraźniej sama z chęcią rozkłada szeroko nogi… — zawiesił się — pewnie to tylko kwestia czasu, aż rozłożysz je też przede mną, skarbie — wymruczał — to całkiem ciekawe podejście. Skoro związałaś się z nami, dlaczego tak bardzo trzymasz się wierności? W końcu jestem teraz jednym z tych, z którymi się związałaś. Ba, nadal jestem przecież twoim mężem — uniósł rękę z obrączką i przekręcił nią powoli, aby światło odbiło się w złotym krążku jasno dając do zrozumienia, że przecież to on nosi drugą z pary obrączek.
    Kolejny raz zmarszczył brwi. Cholera, zrobił to całkiem nieświadomie, nawet nie myślał o tym, skąd wpadła mu do głowy Willy… Zacisnął nie tylko wargi, ale i pieści. Nie podobały mu się jej uwagi i to, co zaczynam przez nie rozumieć. Tracił kontrolę, samo to, jak długo pozostawał uśpiony…
    — Być może — powiedział — ale się przebiłem. Jestem. Kto wie jak długo będę? Jak często będę się pojawiać? Z jakiegoś powodu nie było mnie długo, ale też z jakiegoś powodu się pojawiłem. Co się stało, Willy? O czym rozmawialiście, że Blake nagle postanowił stchórzyć? — Zagadnął, przechylając lekko głowę, uważnie jej się przy tym przyglądając. W zasadzie to naprawdę był tego ciekawy. Co się stało, że po tak długim czasie jednak dostał zielone światło i mógł w końcu przejść kontrolę? Sam był ciekawy, co takiego się wydarzyło… Przed czym tym razem Blake zamierzał uciec? Wydawało się przecież, że miedzy nim a Willow wszystko jest w porządku, że ich życie wiedzie się dobrze, a jednak. Uciekł. Oddał mu świadomość. Dlaczego?
    — Przepraszam bardzo, już się poprawiam. Będę, kurwa, grzeczny — odparł z łobuzerskim uśmiechem — lubię, kiedy nie jesteś taka grzeczna, Willow — mruknął, ściskając mocniej jej dłoń. Słuchał tego co miała do powiedzenia i nie przestawał się uśmiechać — mogę cały mój czas wykorzystywać właśnie na to, na pogrywanie z tobą i zabawianie się, przecież… nie mam nic innego, ciekawszego do roboty, skoro Lizzie nie żyje, jestem w obcym mieście — wzruszył ramionami — i mam być w dodatku grzeczny, czyli jak rozumiem nie oddalać się od ciebie — uniósł pytająco brew, chociaż wiedział, że to właśnie o to chodziło — chociaż może powinienem trochę pozwiedzać? Nie wiadomo, jak długo tutaj będę. Czym się teraz zajmuje Blake? Idę do pracy? — Pytał, spoglądając na nią — mam sporo pomysłów, co możemy zdobić, jeżeli do tej pracy nie idę.

    😊

    OdpowiedzUsuń
  140. Sięgnął dłonią piekącego policzka, sycząc przy tym cicho. Nie spodziewał się uderzenia, więc mina malująca się na jego twarzy wyrażała zaskoczenie i złość. Co prawda specjalnie odzywał się do niej w taki sposób, chciał ją przecież sprowokować, ale liczył na to, że potrwa to nieco dłużej, nim dojdą do rękoczynów.
    — Ostra z ciebie sztuka — powiedział, a na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny, nieco złowieszczy uśmiech. W jego oczach natomiast pojawił się niebezpieczny błysk. Chciała się bawić w ten sposób? Mógł zacząć grać według jej upodobań. Powiedział jej, że nie jest niebezpieczny, ale nie uwzględnił, że bywa potulny tak długo, dopóki nie zostanie sprowokowany. Liść wymierzony w policzek był przekroczeniem granic, znakiem, że on sam też nie musi się ich ścisłe trzymać. Ciąża? Nawet jeżeli według dna było to jego dziecko, nie on je spłodził. Blake… Jak widać potrafił przeżyć każdą stratę i szybko znaleźć sobie pocieszenie — już rozumiem dlaczego tak chętnie dajesz mu dupy. Lubisz się tak bawić? — Spytał, ale nie oczekiwał usłyszeć od niej odpowiedzi. Złapał zwinnie jej nadgarstek i mocno zacisnął wokół niego swoje palce, spoglądając prosto w jej ciemne oczy. — Możemy się zabawić jak tylko chcesz, Willy… Gubisz się w zeznaniach. Raz jesteśmy inni, raz mówię do ciebie dokładnie tak, jak on — zauważył, a w jego oczach ponownie pojawił się błysk — a może właśnie tego chcesz? Być z kimś innym, a jednocześnie z nim, co? — Przysunął się bliżej niej, łapiąc dłonią drugi z nadgarstków dziewczyny — i co teraz? — Spytał, znajdując się zdecydowanie za blisko. Zack jednak nic sobie z tego nie robił. Przyglądał się jej i zastanawiał się, w którym momencie zacznie się bać. Chciał poczuć jej strach.
    Puścił jednak jej nadgarstki u odsunął się o krok w tył. Było za wcześnie.
    — Posłuchaj mnie uważnie — zaczął, gdy znaleźli się na ulicy — może wydaje ci się, że masz coś do powiedzenia, ale nie możesz być aż taką idiotką. Jeżeli będę chciał to sobie zrobię krótką wycieczkę. Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem silniejszy, nie? I z tego, że na ten moment nigdzie się nie wybieram. Mam w dupie twoje i Blake’a plany — uśmiechnął się kącikiem ust — myślisz, że się mnie szybko pozbędziesz? Powodzenia, skarbie, dopiero zaczynam swoją przygodę w tym mieście — oznajmił — z tobą lub bez ciebie — wzruszył ramionami — powiedzmy sobie szczerze… to ty bardziej potrzebujesz mnie niż ja ciebie — zacisnął mocno palce na jej biodrze, jednocześnie mocniej przyciągając ką do siebie. Chciał jej pokazać, że mówił poważnie. O swojej sile i nie tylko — bądź grzeczna, Willow, to będziemy miło wspominać tę wizytę. A teraz… Teraz z chęcią zjadłbym coś smacznego.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  141. Wziął głęboki oddech, jeszcze przez chwile dotykając policzka, a później zaciskał już palce na jej nadgarstkach, starając się spokojnie oddychać, aby nie zrobić niczego głupiego, czego później mógłby żałować. Nie chciał przecież zrobić jej krzywdy, jeszcze nie teraz, chociaż swoim zachowaniem… Zdenerwowała go, to fakt.
    — Jesteś strasznie tego pewna — odparł spokojnie z lekko majaczącym uśmiechem na twarzy — co zrobisz, gdy to się zmieni? Cofniesz słowa czy będziesz udawała, że nigdy nie padły z twoich ust? — Oczywiście, że ją prowokował. Chociaż nie miałby nic przeciwko, gdyby pozwoliła mu się posiąść. Sam tego nie rozumiał, ale kręciło go, gdy mógł znaleźć się we wnętrzu dziewczyn Blake’a. Tak samo było z Lizzie i im dłużej przebywał z Willow, czuł dokładnie to samo co przy już martwej kobiecie. Wiedział jednak, że Willy nie jest taka sama. Nie musiał długo się o tym przekonywać, a to co zrobiła teraz było bardzo wyraźnym i odczuwalnym potwierdzeniem. Jednocześnie sprawiało to, że chciał jej jeszcze bardziej. — Jesteś taka urocza, kiedy się wkurzasz — uśmiechnął się lekko, pozwalając na to, aby dystans pomiędzy nimi się zwiększył. Mógł jej tak prędko nie puszczać, nacieszyć się tą wymuszoną bliskością, ale akurat to nie było dla niego problemem — tak? To proszę bardzo, Willy. Uderz mnie jeszcze raz — uśmiechnął się i nadstawił drugi policzek — a może chcesz spotęgować doznania? Śmiało — mówił, odwracając twarz i wskazując palcem wciąż zaczerwienione ślady po jej dłoni.
    Zaśmiał się cicho na jej słowa i wzruszył ramionami. Nie musiał jej niczego więcej udowadniać. Był pewien, że zrozumiała iż nie będzie łatwo go pokonać, jeżeli tylko zdecyduje się i zechce użyć względem niej siły.
    — Skoro możesz to zrobić, dlaczego nadal tutaj jestem? — Spytał, przyciągając ją bliżej siebie dość niedelikatnie. Początkowo chciał, aby sprawiali wrażenie normalnej pary, sąsiedzi z pewnością ją i Blake’a kojarzyło, ale po tym gdy go uderzyła, przestało mu na tym zależeć. Miał to w dupie — chyba, że tak naprawdę nie chcesz tego zrobić, bo chcesz, żebym został. Liczysz na jakieś informacje? Cóż, nie mogę obiecać, że będę współpracował, skarbie — mruknął, śmiejąc się — naprawdę wierzysz w to, że masz jakąkolwiek moc, co nie? — Spojrzał na nią rozbawiony, była urocza jako ta pewna siebie i pyskata Willy. — W takim razie mów, który sklep — wzruszył ramionami — a czy ktokolwiek czegokolwiek ci broni? — Uniósł pytająco brew, kierując się zgodnie z ruchem Willy — przecież mogłaś się mnie pozbyć od razu jak się pojawiłem, możesz się mnie pozbyć teraz i kiedy tylko chcesz… przecież masz tę moc. Dalej, pobawmy się. Jestem ciekawy, co z tego wyjdzie…

    😙

    OdpowiedzUsuń
  142. — To się jeszcze okaże — stwierdził wraz z lekkim wzruszeniem ramion. Właśnie obrał sobie cel i zamierzał go zrealizować, nie przejmując się drogą i środkami, z jakich będzie musiał skorzystać. Zresztą czy to mogłoby ją dziwić, skoro Blake sam wcześniej posunął się do porwania? Nie wiedział co prawda sam jeszcze, co dokładnie planował, ale wiedział już teraz z całą pewnością, że będzie to moralnie wątpliwe. Sam nie miał z tym jednak żadnego problemu, liczył się cel. Chociaż miał szczerą nadzieję, że mimo wszystko nie będzie musiał jej krzywdzić. To nie tak, że kręciła go tylko przemoc czy przemoc w ogóle. Jej niechęć sprawiała jednak, że chciał jej bardziej. Bardziej niż Lizzie. — Gdybym chciał ci oddać, zrobiłbym to już za pierwszym razem — oznajmił całkiem szczerze — chyba, że to cię kręci… mogę to zrobić — dodał, a na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech, wyrażający znacznie więcej niż wszystkie dotychczas wypowiedziane przez mężczyznę słowa.
    Jakoś nie przejmował się jej pogróżkami, bo tak traktował właśnie jej słowa. Jak rzucane na wiatr słowa, które nigdy nie zostaną spełnione. Nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, w której Willow jest w stanie go zmanipulować lub zmusić do czegokolwiek.
    — Jasne — mruknął cicho na jej słowa, a następnie wysunął się odrobinę, aby spojrzeć dokładnie na miejsce, które trzymał dłonią — czyżby po zabawie z Blake’m w zakładniczkę? — Spytał z lekkim uśmiechem, zastanawiając się nad tym, czy było to możliwe. Jeżeli Blake ją skrzywdził, a ona wciąż przy nim była, była równie nie od alba co oni. Lubił myśleć o sobie w liczbie mnogiej, było w tym coś nadzwyczajnego i wyjątkowego, na tyle, że po prostu to lubił.
    Spojrzał na nią, a następnie się uśmiechnął. Prawdziwie złowieszczo.
    — Nie pomyślałaś, że dostajesz dokładnie te informacje, którymi po prostu chcę się z tobą podzielić? — Spytał, a uśmiech na jego twarzy jedynie się poszerzał — wpadłaś na to?
    Weszli do sklepu, a kiedy odezwała się do niego, na twarzy Murphy’ego pojawił się wesoły uśmiech.
    — Nie wiem czy dobrze, abym mówił o tym na głos — spojrzał na dziewczynę siedząca za ladą przy kasie i uśmiechnął się do niej znacząco — w końcu to ty, najdroższa, jesteś w ciąży. Jakieś zachcianki? I te twoje cukierki, to po to chyba przyszliśmy, co? — Spojrzał na nią i rozejrzał się po sklepie, aby skierować się w alejkę ze słodyczami, tymi zdrowymi, ale jednak wciąż słodyczami. — Załatwmy to szybko, bo nie mogę się doczekać tych twoich zabaw… — powiedział, gdy oddalili się nieco od wejścia i kas. Naprawdę był ciekawy, co takiego zamierzała zrobić. Powiedzmy sobie szczerze, zaintrygowała go, bo wydawała się strasznie pewna w tej kwestii, a Zack nie miał pojęcia, co siedziało w jej głowie i co tak właściwie sobie wyobrażała. Niby jak mogła się go pozbyć?

    😏

    OdpowiedzUsuń
  143. Posłał jej tajemniczy uśmiech. Oczywiście, że mógł dalej kontynuować tę przepychankę w to się okaże, ale czuł, że mogliby tak bez końca, a Zack od słów wolał czyny. Tyle, że znalezienie się poza mieszkaniem sprawiało, że pewnych rzeczy po prostu nie mógł zrobić. Z drugiej strony, czasami miał wrażenie, że złoczyńcy bywają niewidzialni. Może nikt nie zwróciłby uwagi na jego nieodpowiednie zachowanie?
    — Twoje puste gadanie zaczyna mnie nudzić — oznajmił, spoglądając prosto w jej oczy. — Ile raz jeszcze usłyszę, że możesz to czy tamto zanim czegokolwiek doświadczę? — Spytał, a po chwili cicho się zaśmiał — myślisz, że mnie interesują? — Zatrzymał na dłużej spojrzenie na jej twarzy, uważnie śledząc każdą, najmniejszą zmarszczkę — wierz w co chcesz — dodał, puszczając jej przy tym oczko.
    — Nie schlebiaj sobie, aż tak bardzo — odpowiedział, kiedy zarzuciła, że interesuje go tylko zaciągniecie jej do łóżka. Może i w pewnym sensie tak było, ale to nie była całkowita prawda. Lubił żyć życiem Blake’a. Podobało mu się też to, że nie musiał się już teraz niczym przejmować, skoro miał świadomość choroby, a nadal, mimo tego był w stanie się pojawić. Po długim czasie, ale mógł. To było najważniejsze. Wcześniej musiał mimo wszystko prosić Lizzy, aby o niczym mu nie mówiła. Co prawda nie było trudno, nie musiał się też wielce przy tym wysilać, bo poprzednia żona Murphy’ego najwyraźniej nie miała nic przeciwko jego pojawianiu się. Teraz miał świadomość, że pewnie po dzisiaj, Willy będzie robiła wszystko, aby nie wrócił szybko. Dlatego musiał korzystać z wolności, której właśnie doświadczał. Chociaż ciężko powiedzieć, aby zejście do sklepu z Willow było prawdziwą wolnością. Nawet nie nazwałby tego namiastką tak właściwie.
    Mimo wszystko, zmarszczył delikatnie brwi, gdy usłyszał o dacie. Dwa tysiące dwadzieścia trzy? Nie pojawiał się długo za długo. Dłużej niż mu się wydawało.
    — Który dokładnie mamy dzień? — Spojrzał na brunetkę, licząc na to, że nie będzie zwlekała z odpowiedzią. Zresztą, byli w sklepie. Z pewnością gdzieś był kalendarz, jakiś napis informujący o dennych świętach tego dnia i inne takie.
    Rozglądał się po sklepie, chociaż nie wiedział, po co dokładnie. Jak mówił wcześniej z chęcią zjadłby coś dobrego, ale sam nie miał pojęcia, co dokładnie. Kiedy Willy zgarnęła swoje cukierki, on przeszedł się do końca regału, sunąc wzrokiem po jego półkach w poszukiwaniu czegoś. Ruszył dalej, ostatecznie podchodząc do lodówki z gotowym jedzeniem i chwycił jakieś chińskie pierożki, a następnie dołączył do kobiety przy kasie.
    — Co następne? — Spytał, kiedy stanął za jej plecami — idziemy do mieszkania i spełnisz w końcu wszystkie te swoje obietnice?

    😏

    OdpowiedzUsuń
  144. Wkurzanie jej sprawiało mu przyjemność. Zwłaszcza, kiedy widział zmiany w jej zachowaniu, a Willow, która teraz mu towarzyszyła była zupełnie inną Willow niż ta, którą zobaczył na samym początku swojej świadomości. Zastanawiał się nad tym, jak daleko sama byłaby w stanie się posunąć. Bo czy to nie było naprawdę ciekawe? W końcu był nadal jej mężem, tylko… trochę innym. Sam nie wiedział, jak to dokładnie wytłumaczyć, oboje jednak mieli świadomość, że w głębi wciąż znajduje się prawdziwy Blake’a, Chciał wiedzieć, do czego byłaby zdolna Willow, gdzie stoi jej granica, przy wkurzaniu jej i przy reagowaniu na te nerwy.
    Skinął tylko lekko głową na jej odpowiedź, zastanawiając się samemu nad tym, dlaczego właściwie teraz przebudził się w umyśle mężczyzny. Był nad wyraz świadomy choroby, która ich dotykała i cóż, był tego wszystkiego zwyczajnie ciekawy. Zwłaszcza, że tak długo był uśpiony.
    — Już nie mogę się doczekać — powiedział całkiem szczerze, bo chciał już się przekonać na własnej skórze, co z tego wszystkiego, co mówiła dziewczyna było prawdą. No i jak daleko się posunie. No i dlaczego była taka pewna, że jest w stanie się go pozbyć. Wszystko, co mu powiedziała… Chciał sprawdzić, przekonać się czy naprawdę coś miała, czy było to tylko puste gadanie. Zakładał, że to ta druga opcja. Pierwszej w ogóle nie brał pod uwagę, bo niby, co takiego mogłaby wiedzieć? Chyba, że zamierzała nafaszerować go jakimiś psychotropami, chociaż sam nie wiedział czy to cokolwiek by dało. Nigdy się tym nie interesował na tyle, bo Blake był nieświadomy choroby. Z drugiej strony gdyby był pod kontrolą lekarza, prawdopodobnie pewnie by się nie pojawił, prawda?
    — Cudownie, nie mogę się doczekać — wyszeptał do jej ucha, odsuwając się powoli od pleców dziewczyny, gdy ta zapłaciła za ich szybkie i sprawne zakupy. Posłał lekki uśmiech sprzedawczyni, a następnie ruszył za Willow. Naprawdę był ciekawy, co się teraz wydarzy.
    Dlatego nawet nie przedłużał w żaden sposób powrotu do ich mieszkania. Był grzeczny i nie robił niczego głupiego, dokładnie tak, jak sobie tego życzyła Willy.
    Nieświadomy niczego wszedł do mieszkania, nie zwracał większej uwagi na nią i na to, co w tej chwili robiła. Jakoś z góry założył, że wszystko dopiero się wydarzy. Jakie było jego zdziwienie, gdy po zsunięciu butów z nóg usłyszał dźwięk odbezpieczenia broni, a kiedy podniósł spojrzenie na brunetkę, dostrzegł wycelowaną w siebie broń.
    — I co? Zastrzelisz mnie? To ten twój sposób na pozbycie się mnie? — Zaśmiał się, ale mimo wszystko ruszył do kuchni, zgodnie z jej poleceniem — będziemy się wiązać? — Spytał, szczerze rozbawiony — jeżeli to jest twój sposób na ratowanie Blake’a… muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem. Czyli co? Macie umowę, że gdy pojawi się jakiś wkurwiający to możesz nas zabić? — Nie sięgnął jednak dłońmi do rozporka i sprzączki paska. Nie zamierzał być, aż tak posłuszny. Wystarczyło, że przeszedł do kuchni.

    Zackie

    OdpowiedzUsuń
  145. — Po co więc ta broń? — Spytał, przechylając głowę w bok. Miał wiele pytań, jak to sobie wyobrażała, ale nim zdecyduje się je zadać, chciał się przekonać, jaki plan zrodził się w tej ślicznej główce. Słuchał jej słów, spoglądając na wskazane przez dziewczynę krzesło i uniósł wysoko brew, patrząc na szalik. Naprawdę zamierzała go tym związać wystarczająco mocno? Wątpił, aby nie był w stanie tego zerwać, ale nic nie mówił. — Czyli jednak na ostro — stwierdził, a kącik ust delikatnie mu drgnął.
    Czując zimny metal na piersi, opadł na krzesło. Jego mina nie wyrażała jednak strachu. Raczej zaciekawienie. Nadal nie miał pewności, jak daleko mogłaby się posunąć. Dał się związać bez żadnej szarpaniny, bo był pewien, że i tak nie stanie mu się krzywda. Musiał przyznać, że gdy jej dłoń z bronią przestała w końcu drzeć, zaczęła wyglądać poważniej i groźniej. Wciąż jednak nie na tyle, aby poczuł strach.
    — Weźmiesz go do szpitala? — Spytał, powstrzymując parsknięcie śmiechu, gdy oznajmiła, że chińszczyzna jest według niej nie do zjedzenia. Był… miło zaskoczony propozycją domowych naleśników, a przez chwile na jego twarzy dało się te zaskoczenie dostrzec. Szybko jednak powrócił do poprzedniej miny — wiesz, gdy już będę cierpiał tak mocno, że uznam to za najlepszy czas na zwianie… zawiedziesz go do szpitala i co powiesz? Cześć, znęcała się nad mężem? A może sama go uratujesz? — Spytał, nie mając pojęcia, że Willy studiuje medycynę — a może wymyślisz bajeczkę o napaści? Ciekawe czy będą jacyś świadkowie — zastanawiał się na głos, całkiem nieświadomy tego, że jego słowa nie maja żadnego odniesienia do rzeczywistości, nie rozbudzają strachu, zwątpienia w jej plan.
    — Co to za pytania? — Mruknął, spoglądając na nią, a następnie przechylił głowę, próbując jednocześnie poprawić nieco ułożenie związanych za oparciem krzesła rąk — a jak myślisz? — Odpowiedział pytaniem na pytanie — Lizzie nie miała z tym problemu, to po pierwsze, a po drugie… naprawdę uważasz, że gdyby ktoś się zorientował, to nadal chodzilibyśmy wolno? — Spojrzał prosto w jej oczy i uśmiechnął się — będą z dżemem truskawkowym? — Spytał, nie przestając się uśmiechać to brunetki — i cukrem? Czy to też jest niedozwolone w tym domu? — Spytał zaczepnie, nie spuszczając z niej spojrzenia— Co jeszcze chciałabyś wiedzieć i swoim mężulku?

    ☺️

    OdpowiedzUsuń
  146. — Trzymając ją w drążącej dłoni czujesz się dużo pewniej, tak? Bezpieczniej? — Uniósł brew, patrząc na dziewczynę. Trochę nie rozumiał tego, co zamierzała zrobić. Nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, w której faktycznie decyduje się na wymierzenie strzału i przez to nie brał jej w tej chwili na poważnie. Nawet jeżeli siedział związany na krześle. I o ile unieruchomienie go był w stanie zrozumieć i wytłumaczyć, tej broni za cholerę nie mógł pojąć. Z tego co widział, kochała Blake’a. Myśl, że mogłaby co zranić była niepojęta. Chociaż! Intrygująca. Co prawda wolałby nie cierpieć, ale z drugiej strony doprowadzenie Willow do stanu, w którym pragnęłaby zadać ból ukochanemu mężczyźnie była ciekawa.
    Widział, że zaczęła czuć się bezpieczniej. Uśmiechnął się kącikiem ust, w reakcji na słowa dziewczyny — świetnie, jeszcze bardziej mam ochotę zaciągnąć cię teraz do łóżka — oznajmił bezwstydnie — mógłbym się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobiłaś i robisz, w dodatku oddałbym to, co robisz teraz — powiedział spokojnie, odchylając głowę do tyłu. Przymknął powieki i zniżył głos — zwiąże cię, a następnie przywiąże do łóżka i wyrucham cię pierw tą twoją zabawką, a później cię zerżnę. Będziesz błagać, żebym przestał, ale tego, kurwa, nie zrobię — wyszeptał, oddychając głęboko, doskonale widząc już oczami wyobraźni scenę, o której mówił. Głos zaszedł mu delikatną chrypką, a wyobraźnia działała na najwyższym poziomie. — Ale tak właśnie, lubisz, co? — Wyprostował głowę i odnalazł spojrzeniem jej twarz. Uśmiechał się przy tym diabolicznie, nie mogąc się doczekać, kiedy będzie mógł spełnić swoje wyobrażenia.
    A później wystarczyło jedno zdanie, aby jego wyborny humor został rozbity. Otworzył szerzej oczy, jakby chciał się upewnić, że nie żartuje. Kurwa. Poczuł nagle, jak jego sytuacja diametralnie ulega zmianie. Zdobywa właśnie wiedza sprawiała, że jego położenie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i nie podobało mu się to w najmniejszym stopniu.
    — I będziesz go torturować? Jego ciało? — Starał się mieć przez cały czas na ustach swój cwaniacki uśmiech, ale nawet oj nie był w stanie udawać, że wciąż czuje się na pozycji z przewagą.
    Dżem, o który poprosił chwile wcześniej nie był teraz tym, czego chciał. Zmierzył dziewczynę i wsłuchał się uważnie w jej pytania.
    — Za każdą odpowiedz odrobine mniej cierpienia czy jakie są zasady? Nie wiem, na ile opłacała mi się cokolwiek mówić — mruknął, ale po chwili odetchnął głęboko — Zdarzało się, improwizowałem — wzruszył ramionami — podobała mi się ta praca, poza tym to nie było nic trudnego. Czasami musiałem po prostu przypomnieć sobie akta, w terenie się nie zdarzyło — powiedział, marszcząc delikatnie brwi — nie wiem, długo. Kilka dni – ponowił gest wzruszenia ramion — nie boję się kobiet ani dotyku. Ich czy kogoś innego. Nie mam powodu, dla którego miałbym szybko zniknąć — słysząc jej kolejne pytanie zmarszczył mocno brwi, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. Nie wiedział. Nie miał pojęcia, nie zastanawiał się nigdy nad tym — takiego pytania się nie spodziewałem — mruknął — nie wiem, nigdy nie zwracałem na to uwagi… Denis na pewno jest młodszy. Zachowuje się jak dzieciak. Nie wiem, chyba mam trzydzieści kilka, może sześć? Zresztą, czy to jest ważne?

    😕

    OdpowiedzUsuń
  147. — Prędzej czy później ulegniesz — szepnął, wzruszając przy tym lekko ramionami. Był pewien swojego, z jednego powodu. Nie odpuszczał łatwo. Kiedy się na coś uparł dążył do tego i dobił wszystko, aby dostać upatrzony cel. Tym razem to Willow była tym celem i Zack po prostu musiał położyć na niej swoje ręce. Byłby strasznie wkurwiony, gdyby zniknął na kolejne kilka lat, jednocześnie nic nie mając ze swojego pojawienia się. — Dlaczego tak bardzo się przed tym bronisz? — Spytał, przechylając lekko głowę w bok — przecież jestem twoim mężem — mruknął cicho. Żałował, że był związany. Chętnie zająłby się nią i pokazał, że nie bez powodu był pewien swojego, nie biorąc pod uwagę możliwości, że Willy się mu oprze. Musiał zakładać, że ją zdobędzie. Nawet, jeżeli miałoby to go dużo kosztować. Obserwował uważnie, jak się odwraca i nie patrzy na niego. Nie miał nic ciekawszego do robienia w tym momencie, poza wlepianiem w nią spojrzenia swoich ciemnych oczu. Kącik ust drgnął mu delikatnie. — Tylko nie mów, że cię zawstydziłam — rzucił mrucząc cicho, wpatrując się intensywnie w jej plecy. Nie podobał mu się jej ton, tak jak i słowa, które wypowiadała. Nie wiedział jeszcze co dokładnie z nią zrobi i jak, ale wiedział, że będzie ją miał.
    Przechylił głowę, mrużąc przy tym powieki. Jeszcze kilka minut temu był zadowolony z prowadzonej rozmowy, ale sytuacja diametralnie się zmieniła.
    — Czyli pojawiło się zafascynowanie? — Uśmiechnął się, trochę mniej przejmując się tym, że była lekarzem. — Ciekawe, że tak bardzo wierzysz w to, że uda ci się mnie wykopać. Masz tak dużą wiarę w to, jak ja w to, że w ciebie wejdę… Ciekawe, co pierwsze się wydarzy — mruknął, obserwując jak odkładać nas twarz kolejnego naleśnika — będziesz mnie karmić? — Spytał z uśmiechem — Blake’a też karmisz? — Zadał kolejne pytanie, a następnie wzruszył lekko ramionami — wypadek to pierwsze co pamietam — odpowiedział — wtedy pojawiłem się po raz pierwszy, tak, jakby nic przed tym nigdy nie miało miejsce i to od niego zaczęło się moje życie… Denny ma więcej wspomnień. Tak, jakby funkcjonował z nim najdłużej z nas wszystkich, ale to się nie zgrywa… Lizzy mówiła, że wcześniej na pewno nikt się nie pojawiał, że zawsze był tylko Blake.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  148. Kącik ust mężczyzny delikatnie drgnął. Nie miał jeszcze pewności czy znalazł się na zwycięskiej drodze, ale odniósł wrażenie, że w pewien sposób trafił do Willy. Nie, aby spodziewał się, że za chwilę uwolni jego męskość, dosiądzie go i zacznie ostro ujeżdżać. Nie był idiotą, wiedział, że aż tak łatwo z pewnością jej nie dostanie, ale… Coś w jej głowie mówiło mu, że wcale nie jest skreślony i ma szansę dostać to, czego tak bardzo w tej chwili pragnął. Nie wszystko było z góry przesądzone.
    — Teoretycznie stopień znajomości nie ma znaczenia — wzruszył lekko ramionami — powiedzmy sobie szczerze, nie bylibyśmy pierwszymi i ostatnimi, którzy zaczynają znajomość od seksu. Lub w krótkim jej trwaniu na seks się decydują — dodał, przyglądając się jej z zainteresowaniem. Sunął wzrokiem po jej sylwetce, zatrzymując spojrzenie na dłużej w newralgicznych miejscach, bez problemu wyobrażając sobie je odkryte, całkiem nagie. I swoje dłonie na nich. I usta. Tak, nie miał z ty żadnego, nawet najmniejszego problemu.
    Odchylił delikatnie głowę, gdy znalazła się tak blisko niego. Jej obecny dotyk nie miał w sobie nic erotycznego, a jednak jego penis drgnął nieznacznie, gdy znalazła się tak blisko. Musiał ją mieć. Uśmiechnął się, z przyjemnością oglądając jej twarz z tak małej odległości. Skupiał się na ciemnych oczach, przyjemnie pachnących włosach i wyraźnych konturach ust, które wyglądały z bliska tak bardzo apetycznie, że miał ochotę ich spróbować. Dlatego nim odpowiedział na jej pytanie, zdecydował się wysunąć głowę w jej stronę, przybliżając się jeszcze bardziej. Tak, że bez trudu czuł na sobie jej ciepły oddech.
    — Czy to ma jakiekolwiek znaczenie, Willow? Nie wystarczy to, że chcę ciebie? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, delikatnie przekrzywiając głowę w bok, wciąż wpatrując się w nią z intensywnością — wiem, że o tym myślisz. O tym, co mogła byś ode mnie dostać — wychrypiał cicho, przełykając powoli ślinę — i zastanawiasz się nad tym, jak bardzo niemoralne by to było. Zdradziłaś go czy nie zdradziłaś? Był moim mężem, czy nie był moim mężem — powiedział, marszcząc delikatnie brwi — a co, jeżeli Blake wróci później? Jeżeli nie wydostanie się i będziesz skazana na mnie? Pozwolisz mi żyć swoim życiem czekając, aż Blakie się przedostanie? Czy po prostu będziemy żyli w harmonii, Willy? Nie masz pewności, na jak długo zniknął. Nawet nie wiesz, dlaczego zniknął. Dlaczego pojawiłem się ja… Nie pozwolisz mi dzisiaj stąd wyjść. Ale jutro? Za tydzień, miesiąc? Będziemy udawać, że jestem Blake’m, czy wymyślisz inną grę? Bo jak dla mnie…Wszyscy po prostu należymy do siebie.
    Nie mógł oderwać oczu od jej sylwetki, chociaż zdecydowanie bardziej wolał, gdy znajdowała się bliżej niego. Tuż przy nim, a nie przy kuchence. Słodki zapach naleśników niby pobudzał jego apetyt, ale tak na dobrą sprawę to bardziej od tego głodu, wolał zaspokoić ten drugi. Głód na Willow.
    — Nie wiem, może Lizzy nie była w pełni szczera ze mną. Może zgrywała idiotkę, może była idiotką… — wzruszył lekko ramionami — ciężko wyczuć co nią kierowało w tym postępowaniu. Bo coś mi mówi, że nawet jeżeli zaciągnę cię w końcu do łóżka, to i tak powiesz Blake’owi, że pojawił się ktoś nowy. Nie wiem czy powiesz mu, że to z inną osobowością przeżyłaś swój najlepszy orgazm na świecie, ale na pewno mu o mnie powiesz. Lizzy tego nie robiła. Jesteście zupełnie inne — stwierdził, marszcząc delikatnie brwi — czyli wracamy do punktu wyjścia. Nie wiesz, jak się mnie pozbyć, nie wiesz, jak długo będę twoim gościem… Naprawdę chcemy ten czas spędzić w ten sposób? — Spytał, majac na myśli oczywiście swoje bycie związanym — jak wolisz ty, Willy — odpowiedział na ostatnie pytanie z lekkim uśmiechem.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  149. Wywrócił dookoła oczami na jej słowa, ale z jakiegoś nieuzasadnionego sobie powodu, posłuchaj jej i przestał się tak intensywnie w nią wpatrywać. Przechylił natomiast lekko głowę, zastanawiając się nad tym, jak długo Willow zamierzała trzymać go przywiązanego do tego krzesełka i bawić się w to… w to co właśnie robili. Wiedział, że to było bezsensowne. Potrafił zrozumieć, dlaczego się zdecydowała na taki ruch. Sam przecież tuż przed wyjściem zamierzał się nią porządnie zająć po powrocie do mieszkania, ale jego plany się zmieniły. Generalnie jego myślenie szybko się zmieniało, na tyle szybko, że sam czasami za tym wszystkim nie nadążał, ale nie czuł się przez to w żaden sposób zagubiony czy zdezorientowany. Przywykł.
    — Nie moja wina, że masz tak przyciągające wzrok ciało — wzruszył ramionami, ale wciąż nie przyglądał się jej tak intensywnie jak wcześniej — poza tym powinnaś to odebrać jako komplementy — dodał, uśmiechając się głupkowato.
    Uniósł lekko brew. Mógł podejrzewać, że przecież dla niej z pewnością to miało znaczenie. Mimo to, raz jeszcze wzruszył lekko ramionami.
    — Nie wiem co ty sobie wyobrażasz, ale nie zamierzam nie wiem… kogokolwiek krzywdzić, dać się zamknąć w ciupie czy coś w tym rodzaju — spojrzał prosto w jej oczy — lubię po prostu… korzystać z tych chwil, kiedy to ja decyduje — mówił całkiem szczerze. Lubił przebywać „na powierzchni”, jak to nazywał. Przedostanie się przez osobowość Blake’a, jak widać, stało się znacznie trudniejsze niż kiedyś i mimo tego, że zachowywał się jak dupek, zdecydowanie nie miałby nic przeciwko, aby spędzić ten czas normalnie, a przynajmniej na tyle, na ile to bylo możliwe w jego wykonaniu.
    Przechylił lekko głowę w bok i zmrużył oczy, zastanawiając się nad jej słowami.
    — Czyli co, liczysz na jakąś przysięgę z mojej strony? Coś w stylu: oświadczam, że będę grzeczny, że nie zniszczę życia tobie i Blake’owi? Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale wciąż żyjemy, wciąż jesteśmy na wolności, nie jesteśmy notowani ani nic w tym guście — zaśmiał się — potrafimy się trzymać z daleka od kłopotów i jak mówiłem… wcale nie jestem niebezpieczny. Nie, kiedy mnie do tego nikt ani nic nie zmusza — wyjaśnił, mrugając do niej. Na kolejne słowa wykrzywił wargi w delikatnym grymasie. — A czy wiedza na ten temat zmieniłaby cokolwiek? Jest martwa. Ona i mała. Świadomość co dokładnie i dlaczego się stało nic nie zmieni. Nie przywróci im życia — wzruszył ramionami. Nie wiedział czy naprawdę ją kochał. Była niezła, dobrze się z nią bawił i dobrze im się żyło razem… z nieświadomym Murphy’m, ale czy naprawdę ją kochał? — Nie wiem, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? — Spytał, patrząc prosto w jej oczy — czy to naprawdę coś złego, że po pierwsze lubię seks, a po drugie wolę nie skupiać się na przeszłości? — Uniósł wysoko brew. Był ciekawy jej podejścia.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  150. — Wszystkie, o których mówię? — Oczywiście, że nie mógł tak po prostu pozwolić na to, aby rozmowa dotyczyła jego życia, kiedy ma panowanie nad ciałem. Poruszył sugestywnie brwiami, nawet nie będąc już jakoś szczególnie ciekawym jej reakcji, bo podejrzewał, że to już na niej nie robiło wrażenia. I nadal nie wiedział czy to dobrze, czy źle. — Różne rzeczy — wzruszył powoli ramionami — z reguły po prostu korzystam z tego, że to ja podejmuje decyzje, że robię to, na co mam ochotę — powiedział, uznając, że przecież dzięki takiej informacji nie pozbędzie się go. Poza tym, gdyby został na dłużej i tak po prostu mogłaby to zaobserwować. Akurat w tym temacie nie musiał mieć przed nią żadnych tajemnic — chcę zrobić prawo jazdy na motocykl — wyszczerzył zęby w uśmiechu — miałem to zrobić, gdy poprzednio byłem świadomy, ale jakoś tak wyszło, że moja nieobecność potrwała dłużej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać — zamierzam więc to teraz zrobić — dodał całkiem poważnym tonem, aby nie pomyślała, że będzie w stanie go przed tym powstrzymać — nie jestem psycholem, nie latam z bronią i nie terroryzuje niewinnych ludzi — dodał — jedynie szukam chętnych lasek na dobre pieprzenie, jeżeli współmałżonka nie ma ochoty na rozłożenie nóg i dobrą zabawę — dodał, posyłając jej złośliwy uśmiech — zaspokajam swoje potrzeby. To jest najbardziej odpowiednie stwierdzenie. — Przechylił głowę, zastanawiając się nad kolejnymi słowami dziewczyny — nie zauważyłem, żeby miała z tym problem. Ona naprawdę mnie lubiła. Czasami miałem wrażenie, że bardziej niż Blake’a. Może przez to, że swego czasu był pracoholikiem? Niby je kochał, ale poświęcał się pracy. W zasadzie wychodzi na to, że nie tylko siebie, ale i życie rodzinne w jakimś stopniu. Może, dlatego była dla mnie dobra.
    — Jak mówiłem, wcześniej udawało nam się jakoś wspólnie współżyć, na tyle, że Blake nawet nie zorientował się, że pojawiały się w jego życiu jakieś epizody braku pamięci — powiedział — w zasadzie to ciekawe… Zawsze człowiek potrafi znaleźć usprawiedliwienie, aby tylko nie przyznać się przed sobą do najgorszego — mruknął, a następnie podniósł spojrzenie na dziewczynę. Nie był pewien czy chciał wiedzieć, co się stało. Uważał, że to i tak niczego nie zmieni. Spróbował poprawić się na krześle, kiedy zaczęła mówić. Przyglądał jej się przy tym z zaciekawieniem, chłonąc słowa z jej ust. Kiedy ich sens do niego dotarł, zmarszczył brwi. Oczy nie były już przepełnione zainteresowaniem, a smutkiem. Poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, jakby ktoś ścisnął mocno jego serce. Dlaczego je skrzywdził? Dlaczego Blake zorientował się za późno? Dlaczego to był brat stojącej przed nim laski? Zacisnął wargi tak mocno w wąską linię, że te aż pobielały. To samo stało się z kostkami w rękach, gdy zaczął wbijać palce w ściśnięte dłonie.
    — Jesteście popierdoleni — wyrzucił z siebie, starając się brzmieć obojętnie — boisz się mnie, ale co z tobą i Blake’m? Nie uważasz, że to siebie powinniście się bać? Związałaś się z facetem, który cię torturował, a on kurwa, poślubił siostrę mordercy swojej żony i córki… Popierdoliło was do reszty — powiedział, a z jego gardła wyrwał się śmiech, jednak nie miał on nic wspólnego z rozbawieniem ani wesołością.

    Zack

    OdpowiedzUsuń
  151. Spojrzał na nią znacząco i uśmiechnął się łobuzersko, gdy na jej policzki wkradły się rumieńce.
    — Do twarzy ci z czerwienią — powiedział, odrywając od niej spojrzenie, nadal szanując wcześniejszą prośbę, aby nie gapił się na nią, aż tak natarczywie. Chociaż to zadanie wcale nie było łatwe do wykonania, zwłaszcza teraz. — Wiesz przecież, że nie musisz się przed tym bronić — dodał po krótkiej chwili milczenia, wyginając usta w szerszym uśmiechu.
    — Prawo jazdy — pokiwał głową, a następnie wykrzywił usta w lekkim grymasie. Wiedział, a raczej widział, że jego pole widzenia jest ograniczone, ale mimo wszystko ta świadomość gdzieś mu uciekała, jakby nie chciał się po prostu z tym pogodzić, za wszelką cenę odpychając tę myśl od siebie. Przekrzywił głowę, mrużąc lekko oczy — nie da się tego w jakiś sposób przyspieszyć? W końcu jesteś lekarzem, nie masz odpowiednich znajomości? — Spytał — cena nie gra roli — dodał, lekko się uśmiechając. Czekanie nie było czymś, co mu odpowiadało. Nie miał w końcu pojęcia, jak długo uda mu się pozostać w świadomości. Wierzył w swoją siłę, ale obawiał się mimo wszystko, że aż tyle może to nie potrwać. Mówił poważnie z tym prawkiem, chciałby je zrobić. Jeżeli nie teraz to przy kolejnej wizycie. Po prostu chciał mieć w pewien sposób swoje życie, bo skoro Blake robił co chciał… (to nic, że to on był główna osobowością, Zacka to nie obchodziło).
    — Skoro nie chcesz rozłożyć sama nóg… — wzruszył ramionami — jak wspominałem, Lizzy nie była taka niechętna jak ty, nie musiałem szukać wrażeń poza związkiem Blake’a — powiedział — chociaż ty chyba też się dasz wreszcie przekonać, co? — Spytał, bo przecież chwile wcześniej przyznała się, że wyobraża sobie wszystkie jego słowa, a cześć z nich jasno mówiła, co zamierzał z nią zrobić.
    Spojrzał na dziewczynę, marszcząc brwi. Nie miał pewności, co dk tego czy ma ochotę wysłuchać tej historii. Wiedział, że wolał nie wiedzieć, bo wiedza nie zwróciłaby życia Lizzie i małej. Zmieniła natomiast jego postrzeganie Blake’a i Willow i nie wiedział, czy to było dobre.
    — I to ma sprawić, że zmienię zdanie? To tak czy inaczej popierdolone — mruknął, chociaż musiał przyznać, że w słowach padających z ust Willy było coś ckliwego. Na tyle, że być może był w stanie zrozumieć, dlaczego wciąż ze sobą byli. To jednak nie zmieniało jego zdania. Uniósł pytająco brew — według ciebie, niby jak miałbym się dostosować do tego? — Spytał — mam cię torturować, żebyś zaczęła mi ufać? — Zaśmiał się kpiąco, patrząc prosto w jej oczy. Gdy znajdowała się tak blisko, z łatwością mógł dostrzec delikatne przebarwienia na jej tęczówkach —bo wiesz, mógłbym. Mógłbym zrobić wiele rzeczy Willow — dodał, wychylając się odrobine w przód, na tyle na ile pozwoliło na to wiązanie — pytanie, czy właśnie tego chcesz.

    😵‍💫

    OdpowiedzUsuń
  152. — Blake, Blake, Blake — wywrócił oczami. Szczerze miał już dosyć słuchania o Blake’u. Teoretycznie rozumiał, że to Blake był jej mężem, a nie on, ale jak już zdążyła się dowiedzieć, on sam miał inną teorię na ten temat i według niego, wcale nie doszłoby do zdrady, gdyby się ze sobą przespali. Nadal zamierzał do tego doprowadzić, chociaż czuł się zwodzony za nos. Raz wydawało mu się, że jest blisko osiągnięcia swojego celu, aby tuż po chwili zorientować się, że oddala się, aby zaraz ponownie się zbliżyć i tak w kółko, co zaczynało go irytować. Rozgryzienie Willow było dużo trudniejsze, niż początkowo zakładał. Chociaż w tym temacie czuł się dokładnie tak samo, jak w odniesieniu do ich łóżkowej przygody. Wydawało mu się, że co nieco zdążył się dowiedzieć, a po chwili wszystko się rozmywało. Jedną porażkę byłby w stanie przeżyć ze względnym spokojem, ale dwie w tak krótkim czasie były niesamowicie irytujące, a wręcz wkurwiające. I bardzo, ale to bardzo mu się nie podobały. I musiał coś z tym zrobić, chociaż jeszcze do końca nie wiedział, co dokładnie.
    — Kilka tygodni to zdecydowanie za długo — odpowiedział. Nie miał przecież pewności, jak długo uda mu się utrzymać panowanie. Miał świadomość, że chociaż udało mu się przebić, po tak długiej przerwie, wcale nie musi być na tyle silny, aby utrzymać ten stan dłużej. Oczywiście miał taką ochotę, chciałby być u panowania i świadomości jak najdłużej, ale nie był też idiotą. Skoro Blake przez tyle czasu panował nad nimi… Musiał stać się bardziej świadomy, musiał… — podjął się leczenia psychiatrycznego? — Spytał nagle, mrużąc przy tym powieki. Myśl o sprawnym widzeniu i prawo jazdy na motocykl nagle stała się nieistotna.
    — Chcesz, żebym był czuły? — Zaśmiał się cicho — jeżeli właśnie tego pragniesz, mogę taki być, kochanie. Tak mówi Blake czy inaczej? Może mam mówić do ciebie w jakiś szczególny sposób? Robić szczególne rzeczy? — Pytał, ze złośliwym uśmiechem — powiedz, czego byś chciała… Willy.
    Oczywiście, że był na siebie zły. Znowu oddalał się od celu. I trochę się obawiał, że przegiął tym razem. Co jeżeli się nie zbliży?
    — W porządku, w takim razie pójdę się rżnąć po prostu z tobą, a nie z kimś — zaśmiał się — i nie będę cię torturować. Świetnie, najważniejsze punkty mamy omówione? — Zapytał, nie odrywając od niej spojrzenia. Od jej ust. A po chwili zamrugał. Bo nie dowierzał, że to zrobiła, że odwiązała go. Przez chwilę trwał jeszcze w pozycji, w której był związany. Uniósł wysoko brew i powoli ruszył dłońmi upewniając się, że może nimi ruszyć.
    — Nie boję się tej twojej broni. Dam sobie odciąć rękę, że gdyby była taka potrzeba, szybko bym cię jej pozbawił — wzruszył ramionami, a następnie spojrzał na talerz z naleśnikami. Był głodny. — A liczyłem, że będzie tak pięknie i mnie nakarmisz… — westchnął z rozczarowaniem. Chwycił siedzisko krzesła i przysunął się do stołu. Chwycił sztućce i powoli się im przyglądał. Powoli, długo i z fascynacją, aby po kilku minutach wbić widelec w ciasto. Wiedział, że widziała w nim zagrożenie, więc mógł ją torturować w ten sposób. Wprowadzać w ciągły stan niepewności i niepokoju… W zasadzie to mogło być lepsze niż zrobienie jej jakiejkolwiek krzywdy. — Pyszne — wymruczał — czyli to z Blake’a taki kucharzyk, ciekawe od kiedy.

    Zackie

    OdpowiedzUsuń
  153. — Naprawdę uważasz, że to on rządzi? — Spytał z połowicznym uśmiechem na twarzy. Rozejrzał się dookoła, jakby czegoś szukał — Blake, gdzie jesteś?! Nigdzie cię nie widzę! — Powiedział głośniej, cały czas rozglądając się w poszukiwaniu, chociaż dobrze wiedział, że zguby nie odnajdzie. Oboje doskonale o tym wiedzieli — chyba rządy Murphy’ego się skończyły, nie uważasz? — Zapytał, a na usta mężczyzny wkradł się ironiczny uśmieszek — bo nie wiem jak ty, ale ja jakoś go nie czuję. Dosłownie, jakby spierdolił — zaśmiał się cicho, ale po chwili na jego twarzy pojawiła się powaga. Intensywne spojrzenie wbił w Willow, nie zmieniając swojej miny — o czym rozmawialiście nim się pojawiłem? Czym go wystraszyłaś tak bardzo, że pozwolił przejąć mi nad sobą kontrolę? — Nie odwracał spojrzenia od dziewczyny, ciekawe co właściwie się wydarzyło przed jego pojawieniem się, że w ogóle udało mu się przejąć kontrole — musiałaś coś zrobić, gdyby to była zwykła rozmowa o wyjeździe z pewnością by nie spieprzył, prawda? — Uniósł pytająco brew, spoglądając na nią prowokacyjnie.
    Chciał zaciągnąć ją do łóżka, ale musiał przyznać, że wkurzanie dziewczyny zaczęło mu również sprawiać frajdę. Zakładał, że prędzej czy później i tak osiągnie swój główny cel, mogąc się przy tym naprawdę dobrze zabawić.
    Willow była zupełnie inna niż Lizzy. Nie musiał spędzić z nią dużo czasu, aby to zobaczyć. Nie potrzebował też dużo czasu, aby zrozumieć, dlaczego Blake mógł chcieć się z nią związać. Była… Tak inna, tak fascynująca. Nie zmienił zdania, że ich relacja ze względu na okoliczności była co najmniej dziwna, ale może właśnie to sprawiało, że dziewczyna była tak pociągająca i interesująca.
    Zacisnął wargi w wąską linię, zrobił to tak mocno, że usta zaczęły mu bieleć. Nie podobało mu się to, co padało z ust Willow. Bardzo mu się nie podobało. Jeżeli mówiła prawdę (a nie widział powodu dla którego miałaby kłamać), miał przejebane. Istniała szansa, że w którymś momencie zniknie na jeszcze dłużej, a może nawet na stałe… nie podobała mu się ta myśl. Bardzo.
    — Skoro tak… tym bardziej muszę wykorzystać dany mi czas — wzruszył ramionami, chociaż nie łudził się, że dziewczyna nie zwróciła uwagi na zmianę jego nastroju. Było to zbyt jawne, poza tym musiał przyznać przed samym sobą, że wstrząsnęło nim to na tyle, że nie byk w stanie utrzymać obojętnej miny.
    Kolejnymi słowami się nie przejął. Na jeszcze następne, uważnie zmierzył spojrzeniem jej sylwetkę. Powoli, centymetr po centymetrze, próbując wyobrazić sobie jej nagie ciało.
    — Co masz na myśli przez grzeczny? — Spytał, uważnie obserwując jak widelec wbija się w naleśnika. Przeniósł spojrzenie na dziewczynę i raz jeszcze zlustrował jej ciało, jednocześnie zjadając kolejny kęs. Robił to powoli, nie odrywając od niej oczu, cały czas przeżuwając porcje ciasta. — Że cię nie dotknę, że się do ciebie nie będę dobierał? — Spytał, skupiając się ponownie na jedzeniu — ten nóż jest do dupy — rzucił nagle — szybciej zrobiłbym komuś krzywdę tym widelcem niż tym gównem — mruknął — nawet naleśnika nie przecina tylko miażdży — stwierdził, spoglądając prosto w jej oczy.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  154. Na ustach mężczyzny pojawił się złowieszczy uśmiech, kiedy dostrzegł na czole Willow zmarszczki. Oczywiście, że był zachwycony jej reakcją. Wyciągnął się wygodnie na krześle, prostując powolnie ręce. Wyciągnął je przed siebie, następnie uniósł do góry, a na końcu oparł dłonie o tył głowy, a na jego usta wkradł się uśmieszek. Przeciągnął w czasie odpowiedź, cały czas się przy tym uśmiechając.
    — Zwyczajnie — wzruszył lekko ramionami, będąc oszczędnym w słowa. Tak, chciał jak najdłużej trzymać ją w niepewności. To było niczym najlepsza zabawa. Zmrużył lekko oczy — tak właściwie może to Blake jest jednym z wytworów mojego mózgu? — Rzucił w powietrze — w końcu to ja zorientowałem się pierwszy, że coś jest nie tak. Pierwszy wiedziałem o chorobie, więc… — wzruszył lekko ramionami — a teraz, kiedy go nie ma czuję w końcu spokój. Tak jakby jego obecność gdzieś brzęczała i wibrowała we mnie — stwierdził, powoli oblizując górną wargę językiem — usilnie dawał znać, że jest, że chce ze mnie wyjść. No wiesz — zaśmiał się cicho — ale może w końcu go zdusiłem. Raz na zawsze? Ten spokój jest tak przyjemny — spojrzał niemal czarnymi oczami prosto w oczy Willy, a kąciki jest ust mimowolnie uniosły się w nieco szaleńczym uśmiechu.
    Najbardziej podobało mu się w tej sytuacji to, że Willow nie miała pojęcia, kiedy mówił prawdę, a kiedy kłamał jak z nut. Nie miała pojęcia. I to było wspaniałe. Zagryzł wargę, próbując w ten sposób powstrzymać uśmiech, który mimowolnie zaczął się poszerzać. Cóż, nie miał pojęcia, dlaczego Blake akurat teraz spieprzył, bo nie podejrzewał, aby takie tematy mogły go wystraszyć, ale… Powiedzmy sobie szczerze, Zack miał świadomość, że dla Willow w tej chwili z pewnością nie mogło być to łatwe. Nie dziwił jej się zupełnie. W końcu to był ojciec jej dziecka.
    — Ciekawe… — wymruczał, spoglądając na nią, ponownie zagryzając wargę i zastanawiając się nad tym, jak wykorzystać to, czego się właśnie dowiedział — cóż, szkoda — wyprostował ręce i ułożył je na stole, skupiając się ponownie na swoim naleśniku. — Może chcesz się po prostu wygadać? No wiesz… twój facet w pewien sposób pozwolił właśnie na to, abyś została sama… nie wiadomo na jak długo — rozłożył bezradnie ręce — skazując cię na moje towarzystwo. Ciekawe czy cokolwiek o mnie wie. Właściwie nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem… Lizzy przez cały ten czas nic nie wspomniała mu słowem? To naprawdę zaskakujące… Wiesz, że kompletnie nic nie wiedział, a ja o nim wiem tak dużo — sięgnął dłonią swojej brody i potarł ją.
    — Powiedzmy sobie szczerze i tak nie zrobisz mi żadnej fizycznej krzywdy… Za bardzo go kochasz. Nawet gdyby ci wybaczył… Odważyłabyś się? Bardzo wątpię. Widzę, że jesteś silna, ale czy an tyle, aby skrzywdzić ciało ukochanego? — Spytał, ale wzruszył lekko ramionami — może nie zrozumiałaś, ale naprawdę zamierzam wieść tak długo jak jestem, całkiem normalne życie — spojrzał na nią — może tylko z kilkoma wyjątkami — dodał, wywracając oczami, gdy stwierdziła, że można jeść samym widelcem — nie dzięki — zrezygnował z kawy — to jakie mamy zasady? Ściana z poduszek w łóżku?

    😁

    OdpowiedzUsuń
  155. Wzruszył od niechcenia ramionami. Mówił wtedy prawdę, ale nikt nie mówił przecież, że Willow musiała być tego świadoma, a on… miał satysfakcję z bawienia się nią. Zwłaszcza, kiedy wyraźnie widział po niej, że nie jest spokojna. Ten widok niesamowicie mu się podobał, a poszerzający się uśmiech na twarzy mężczyzny wyraźnie to potwierdzał. I tak, nie zamierzał się z tym kryć. Zresztą był świadom, że Willow zdawała sobie z tego sprawę.
    — Faktycznie, prawie zapomniałem — powiedział, jednocześnie puszczając do niej oczko, wciąż się uśmiechając, wciąż coraz szczerzej — całe szczęście, że ty o tym pamiętasz. Będziesz mogła mnie poprawiać, gdybym… się pomylił — ponownie puścił jej oczko, wysuwając koniuszek języka spomiędzy warg. — Nie musisz być taka brutalna — zaśmiał się cicho, odruchowo prostując plecy i odchylając się delikatnie na krześle do tyłu — w każdym razie… — zawiesił głos, specjalnie robiąc długą przerwę w wypowiedzi, aby ją poddenerwować. Lubił się z nią drażnić i był pewien, że w łóżku byłoby to dużo przyjemniejsze niż w tej chwili — teoretycznie moją żoną też jesteś — dodał lekko, wbijając w nią natarczywe spojrzenie — no chyba, że to jednak nic nie oznacza? — Spytał, unosząc dłoń i spojrzał znacząco na serdeczny palec lewej dłoni, na którym założoną miał złotą obrączkę.
    Wzruszył lekko ramionami na jej słowa, mrużąc przy tym lekko powieki. Po krótkiej chwili, na jego usta ponownie zaczął wkradać się słaby uśmiech.
    — Mhm… w takim razie ciekawie, na czym to się skończy — raz jeszcze mrugnął porozumiewawczo, szczerząc się łobuzersko, z nutką diabolizmu — chociaż obrączki już mamy, więc… naprawdę ciekawe.
    Skinął lekko głową — co mam ci powiedzieć… — wzruszył raz jeszcze ramionami, łapiąc się na tym, że robi to strasznie często podczas rozmowy z nią. Musiał w końcu przestać — co mam ci powiedzieć… spędziłem sporo czasu z jego żoną i córką. Wiem jak się bawił z Daisy, wiem jak bardzo ją kochał, znam ich sekrety, o których nie miała pojęcia Lizzy… Wiem co lubi i czego nie lubi, co go wkurza i wyprowadza z równowagi… Wiem wystarczająco, aby wtopić się w codzienność. W końcu nie raz byłem Blake’m w biurze, poza biurem — znowu miał ochotę wzruszyć ramionami, jednak powstrzymał się, spoglądając na Willow — może chciałabyś się czegoś dowiedzieć o swoim mężu?
    Zaśmiał się wesoło na jej groźbę, z której nie zamierzał sobie nic robić.
    — Jeszcze nie jestem pewien. Na pewno pozwiedzam miasto, to na pewno zajmie trochę czasu — powiedział, patrząc na nią i uważnie się wsłuchując — oh czyli będę niczym pies na smyczy, cudownie — prychnął, nie zamierzał jednak powadzić negocjacji. Wiedział, że na nic by się nie zgodziła. Po prostu będzie robił to, na co będzie miał ochotę. Nie był jej własnością, mógł robić co mu tylko przyjdzie do głowy. To, że był wytworem Blake’a, jej męża, nie miało znaczenia.
    — Nie biorę żadnych proszków — oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu. Zamierzał wysłuchać jej oczekiwań i nie reagować, robić to, co i tak będzie chciał, ale w tej kwestii nie mógł pozostać obojętny. Nie miał pojęcia, w jaki sposób zareaguje na proszki i nie pozwoli na to, aby wcisnęła w niego cokolwiek — możesz mnie zamykać na noc w łazience, skoro tak bardzo się boisz, ale możesz zapomnieć o tym, że przyjmę jakiekolwiek medykamenty — był stanowczy i nie było opcji, aby zmienił zdanie.

    Zackie

    OdpowiedzUsuń
  156. — Przecież nic nie robię — powiedział, ale na jego ustach wciąż widniał zalążek bardzo zadowolonego z siebie uśmiechu. Nie zamierzał udawać, że nie jest w dobrym nastroju. Co prawda paskudny nastrój Willow miał na to wpływ, ale… Ciągle powtarzała, jak to nic ich nie łączy i łączyć nie będzie, więc nie zależało mu na tym, aby jej samopoczucie było chociaż dobre. Na własnym zależało mu dużo bardziej i nikogo nie powinno to dziwić. Zmarszczył rozbawiony brwi, starając się zrobić przy tym nieco zszokowaną minę, oczywiście mocno nad wyraz — gorsza? — Powtórzył za nią, śmiejąc się cicho pod nosem. Dobre sobie — a w którym momencie zaczęłaś w ogóle być tą gorszą wersją, żeby mnie straszyć jakąś jeszcze gorszą? — Wbijał w nią ciemne spojrzenie, nie odrywając wzroku nawet ba chwilę — bo wiesz, nie zauważyłem, aby cokolwiek było… nie wiem, na tyle paskudne, abym w ogóle zwracał na to uwagę — prychnął śmiechem, bo wspomniana przez niego wcześniej brutalność brunetki… cóż nie robiła na nim żadnego, nawet najmniejszego wrażenia.
    Przechylił głowę, zaciekawiony słuchając, co miała do powiedzenia. Uśmiechnął się triumfalnie, bo skoro zaczynała myśleć nad tym, co później, jasno oznaczało to, że rozważała ulegnięcie mu.
    — Później będziesz błagać o więcej — mruknął, ponownie wbijając w nią intensywne spojrzenie ciemnych oczu. Oddychał głęboko, słuchając słów padających z jej ust. Większą uwagę przykładał do tego, w jaki sposób nimi porusza, jednocześnie wyobrażając sobie, jak jej miękkie wargi obejmują jego członka, a usta przyjmują go w całości, niż skupiał się na tym, co faktycznie chciała mu przekazać tą całą paplaniną. Tak, miał w dupie te wszystkie pytania, które mu w tej chwili rzucała, te zarzuty, że przywłaszczył życie Murphy’ego. Może w innej sytuacji postawiłby się, walczyłby aby za wszelką cenę udowodnić swój punkt widzenia, ale Willow… Kurwa, był pewien, że cokolwiek jej powie, jak wiele jej zdradzi, jej usta nie zamkną się, ciagle będzie pierdolić, próbując się go pozbyć lub próbując posiąść wiedzę, która pozwoli jej na pozbycie się go.
    Dlatego zerwał się nagle z krzesła, korzystając z tego, że go odwiązała. Do tej pory grzecznie siedział i prowadził tę beznadziejną rozmowę, bo dostarczała mu rozrywki, ale jej gadanie zaczynało działać mu na nerwy. Podniósł się, odpychając nogą krzesło i spojrzał na dziewczynę, znajdując się przy niej w kilku dużych krokach. Wyciągnął z jej dłoni kubek z kawą i odstawił na blat, a następnie chwycił jej nadgarstki jedną dłonią. Drugą rękę ułożył na talii dziewczyny i przybliżył twarz do jej twarzy tak blisko, że czuł na sobie jej oddech. Pchnął ją lekko w stronę ściany i przyparł ją do niej. Uniósł rękę, w której trzymał jej nadgarstki, w taki sposób, że przybierał jej dłonie do ściany nad jej głową.
    — Przestańmy udawać, że to ty ustalasz jakiekolwiek warunki, kochanie — wysapał, spoglądając w jej oczy, mocniej dociskając jej plecy do ściany — to ja rządzę czy to ci się podoba czy nie — dodał, zsuwając dłoń na jej biodro, na którym zacisnął palce — i albo się dostosujesz, albo będę musiał użyć siły, a uwierz, że tak naprawdę żadne z nas tego nie chce — nachylił się do jej ucha, a następnie przesunął powoli głowę w dół, aby wysunąć język i przesunąć nim od jej obojczyka po szyi do samego ucha — teraz jesteś moja — wychrypiał, powoli rozsuwając nogą jej nogi, a następnie delikatnie naparł na dziewczynę. Wiedział, że w ten sposób podrażni jej krocze, a właśnie na tym mu zależało. Aby sama zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo chce mu pozwolić na wszystko, co chciał z nią zrobić.

    🥵😈

    OdpowiedzUsuń
  157. — Naprawdę? — Spytał, udając zaskoczenie — w życiu bym nie pomyślał, że jakieś moje zachowanie może tak bardzo działać ci na nerwy, Willow — powiedział, wpatrując się w nią. Kącik ust znacząco podniósł mu się ku górze, a po chwili dołączył do tego drugi, prezentując dziewczynie szeroki uśmiech. Szeroki, pełen zadowolenia z siebie uśmiech. Skinął głową w odpowiedzi na pytanie, a następnie wzruszył lekko ramionami. Od niechcenia.
    — Wątpię. Obawiam, że prędzej to ty zostaniesz wyprowadzona z równowagi i… w zasadzie nie wiem, co dalej. Będziesz chodzić wkurwiona, wkurwiając się na siebie, że pozwoliłaś sobie na okazanie mi tego wkurwu i oczywiście też na mnie za to, że mi się udało — mrugnął do niej — ale co dalej? Nie mam pojęcia Willow, wszystko zależy od ciebie — przechylił głowę — bo wiesz, możesz też po prostu się nie wkurwiać i nie próbować za wszelką cenę wkurwiać mnie. Swoją drogą to ciekawe, że masz ochotę być taka złośliwa i niedobra dla psychola. Nie boisz się? Że no nie wiem… odwali mi i spierdolę, a na moje miejsce na przykład pojawi się ktoś znacznie gorszy ode mnie? — Nie pozwolił jej odpowiedzieć. Nie zamierzał dopuścić jej ponownie do głosu.
    Ścisnął mocniej dłoń na jej nadgarstkach, jednocześnie bardziej przypierając ją do ściany.
    — Bo tak mówię — odparł ze spokojem, przesuwając nosem po jej policzku — a jak przed chwilą powiedziałem, to ja tu rządzę — powtórzył się. Przesuwał leniwie dłonią od jej biodra do talii i z powrotem. Drgnął, czując jak zaczęła się poruszać, ocierając się o jego udo. Dlatego przycisnął je mocniej do niej, odnajdując spojrzeniem jej oczy. — Czego dokładnie nie możesz? — Spytał, zaciskając mocniej obie dłonie jednocześnie — poddać mi się? Poddać się pragnieniu? — Spytał, oddychając głęboko. Stwardniał, więc przycisnął ją swoim ciałem do ściany, chcąc sprawić, aby poczuła wyraźnie, jak na niego działa, że był gotowy i… decyzja należała do niej, w jaki sposób ją weźmie. Nie przestając trzymać jej rąk, wsunął dłoń pomiędzy ich ciała i rozpiął jej spodnie, a następnie szarpnął je, aby opuścić je odrobinę w dół. Nie musiał jej jeszcze całkiem rozbierać. To nie był ten moment, chociaż nie brakowało dużo. — Jak będzie, skarbie? Po dobroci? Czuję, jak bardzo mnie pragniesz, twoje ciało nie kłamie — mówiąc to odsuwał palcami jej wilgotną bieliznę, czując już jej podniecenie, co tylko spotęgowało jego własne. Ciemne oczy zabłyszczały, a on sam przywarł do jej szyi, składając na niej mokre pocałunki, zasysając pomiędzy nimi delikatną skórę — ostatni raz pozwalam ci podjąć decyzję — szepnął cicho, odrywając od niej usta tylko na krótką chwilę

    😈

    OdpowiedzUsuń
  158. Zapewniał ją, że nie jest niebezpieczny, jednak prawda była taka, że sam Zack nie potrafił przewidzieć swojego zachowania. I nic sobie z tego nie robił. Starał się… być grzeczny i nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi, jednak zamknięci w czterech ścianach mieszkania… To nie tak, że pragnął jej krzywdy. Nie. Jednak gdyby postanowiła go zaatakować, mogłoby się wówczas wydarzyć wszystko. Zack miał w sobie szaleństwo, co z resztą Willow była w stanie zauważyć, mimo, że blondyn starał się to dość niezgrabnie zatuszować. No właśnie, niezgrabnie, bo działał pod wpływem impulsu. Nie zastanawiał się nad wieloma krokami w przód, nie analizował na tyle swojego zachowania i postępowania. Robił to, co przychodziło mu do głowy, chociaż potrafił zakładać maskę i dostosowywać się do roli. Dlatego żył życiem Blake’a. Było to w pewien sposób trzymanie samego siebie w ryzach. Jakby miał świadomość, że kiedyś mógłby posunąć się dużo za daleko.
    Przyciskał ją stanowczo do ściany, uważnie przyglądając się jej twarzy. Zmianom, które mogłyby świadczyć o tym, że wcale nie będzie musiał wziąć jej siłą. Tak naprawdę wolałby, aby jednak przekonała się o swoim pragnieniu i poddała mu się. Czuł, że była bliska zmiany zdania, dlatego nic sobie nie robił z jej słów.
    Nie reagował na nie. Nie przestawał jej dotykać, nie zamierzał cofać nogi, luzować uścisku dłoni, ani napierania swoim ciałem na jej ciało. Wręcz przeciwnie. Naparł mocniej, muskając jej szyję wargami, podążając dłonią ku celu.
    — Możesz wszystko, co tylko zechcesz — wymruczał, uśmiechając się łobuzersko, gdy przesunął materiał jej bielizny — wiedziałem, że będziesz mokra, ale nie spodziewałem się, że aż tak bardzo — wychrypiał cicho, przesuwając boleśnie powoli po wilgotnej kobiecości, wstrzymując samemu oddech na krótką chwilę.
    — Taki mam plan. A raczej, pierdolić ciebie — mruknął, pozwalając sobie na wsunięcie w nią palca i jednoczesne odnalezienie kciukiem łechtaczki. Taka pozycja była dość niewygodna, jednak mógł to ścierpieć. Dla widoku, w którym Willow miała mu się poddać: było warto.
    Odwzajemnił zachłanny pocałunek, chwytając zębami dolną wargę dziewczyny. Następnie przygryzł ją, jednocześnie odciągając, jak na siebie delikatnie, w swoją stronę. Wysunął dłoń, którą do tej pory ją pieścił i zacisnął mocno na jej biodrze, jednocześnie odsuwając cały czas do tej pory przyciśnięte dłonie dziewczyny od ściany. Jednym silnym ruchem odwrócił ją tyłem do siebie. Wyciągnął broń Willow, napierając na jej pośladki. Przylgnął do niej cały, ponownie zamykając ją pomiędzy swoim ciałem, a ścianą i powoli przesunął lufą po odkrytym fragmencie jej biodra.
    — Dobrze pamietam, że obiecałem ci, że cię wyrucham tym żelastwem? — Niemal warknął do jej ucha, nie odsuwając pistoletu od jej ciała, jednocześnie przygryzając płatek jej ucha — będziesz grzeczną dziewczynką, Willy? — Spytał, chociaż odpowiedź tak naprawdę nie miała żadnego znaczenia. Zamierzał spełnić wszystkie słowa, które być może wydawały się jej groźbami, ale dla niego były obietnicą, której zamierzał dotrzymać.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  159. Wziął głęboki, powolny oddech, gdy rozsmarowywał podniecenie po całej jej kobiecości. Miał ochotę już teraz pozwolić sobie na to, aby niemal zwierzęcy instynkt przejął nad nim panowanie, by mógł ją wziąć gwałtownie i brutalnie, tak jak najbardziej lubił. Pozycja, w której się znajdowali nie sprzyjała temu i chociaż najchętniej zrobiłby to już, teraz, jednocześnie chciał się nacieszyć chwilą zdobycia jej.
    Zaśmiał się bezgłośnie, słysząc przekleństwa padające z jej ust, co tylko go mocniej nakręcało. Zdecydowanie. Zatracił się w szczętym przez nią pocałunku, jednocześnie nie zaprzestając jej dotykać. Do momentu, w którym całowanie zwyczajnie mu się znudziło i chciał czegoś więcej. Zamierzał więc po te więcej sięgnąć. Bez najmniejszego skrępowania.
    Przyparł ją do ściany, powolnie przesuwając pistolet po odkrytym ciele.— Gdybyś nie była w ciąży, nadal byłby nabity. Wtedy to byłoby coś innego? — Spytał, przylgnąwszy do jej ucha — nie mam ochoty strzelać w twoją macicę, spokojnie — oznajmił, nie zamierzając przyjmować do siebie słowa sprzeciwu. Obiecał, że to zrobi. Nie mógł tego nie spełnić. Zawsze spełniał obietnice. Za każdym, kurwa, razem. I teraz nie miało być inaczej. — W zasadzie, to mam to w dupie, Willy — Oddychał przy tym głęboko, wręcz zasysając powietrze, gdy naparła na jego stwardniałą męskość.
    Zmarszczył lekko brwi, czego nie była w stanie zauważyć, gdy słuchał jej słów.
    — Tak, jak już wypieprzę cię na tyle sposobów, że nie będziesz w stanie usiąść przez tydzień — oznajmił. Cofnął dłoń z bronią, aby wsunąć ją sobie na chwilę za spodnie. Tylko po to, aby zsunąć z niej dolną część garderoby wraz z bielizną. — Nie musisz się bać — wyszeptał — póki teraz ze mną nie walczysz ty i dziecko jesteście bezpieczni — cały czas mówił szeptem, przesuwając powoli nosem wzdłuż szyi dziewczyny, napawając się jej słodkim zapachem. Podciągnął bluzkę brunetki, sunąc powoli dłonią od jej talii do nagich pośladków, na których złożył klapsa, a następnie zacisnął mocno palce. Wiedział, że zostawi po sobie na nich pamiątkę.
    — Podejrzewam, że możesz nie mieć na to siły, kochanie, gdy będzie już po wszystkim — sapnął, sięgając dłonią po wcześniej wsunięta w swoje spodnie broń — nie udawaj, że to ci się nie podoba — wymruczał, ponownie sunąc lufą po jej ciele, tym razem powolnie po pośladkach, kierując się w dół po prawym udzie dziewczyny.
    — Rozsuń nogi — rozkazał, jednocześnie samemu napierając swoją nogą, na jej lewą, by stanęła w nieco większym rozkroku. Przyłożył broń do wewnętrznej strony uda i z diabolicznym uśmiechem na twarzy, ruszył w górę — oświeć mnie, jak się będziesz bronić? Bo nie widzę, żeby to ci wychodziło — wymruczał, przykładając broń do jej kobiecości, powoli sunąc po niej nie lufą, a zamkiem. Wstrzymał oddech, aby usłyszeć każdą jej reakcję na to, co w tej chwili robił. Zatrzymał rękę, a następnie cofnął ją, aby nakierować lufę w stronę jej wejścia. Nie wsunął jej jednak od razu, drażnił ją. Jednocześnie samemu czując bolesne podniecenie, gdyż jego kutas wciąż tkwił trzymany w spodniach. Musiał wytrzymać, jeszcze tylko trochę.

    😈😈😈

    OdpowiedzUsuń
  160. — Nie musisz się martwić, nie robię niczego przez przypadek — wymruczał, zaciskając mocniej dłoń na jej nadgarstkach, jednocześnie przypierając je do ściany — możesz czuć się bezpiecznie — dodał, oddychając ciężko wprost do jej ucha.
    Uśmiechnął się, czując jak jej ciało drży w reakcji na jego działania. Zaśmiał się cicho, po chwili jednak, zaczął śmiać się dużo głośniej. Rozbawiła go. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo.
    — Nie martw się, kochanie — wymruczał, nie mogąc powstrzymać się przed ciągłym dotykaniem jej — obiecuję, że nic ci się nie stanie. Tobie ani dziecku — wydyszał, chociaż nie był pewien czy kwestia niekrzywdzenia jej była taka oczywista. Pragnął jej tak bardzo, że nie umiał przewidzieć czy będzie w stanie zapanować nad swoją rządzą, gdy w końcu będzie mógł ją posiąść. Przymknął powieki, rozkoszując się tym, jak reagowała. Dlatego powtórzył uderzenie w tyłek, mrucząc przy tym.
    — Jak mówiłem — wychrypiał, robiąc z nią dokładnie to, na co miał ochotę — to ja decyduję, co się dzieje. Albo się podporządkowujesz, albo biorę siłą — przypomniał, poruszając dłonià z pistoletem. Uśmiechnął się, czując, jak jej ciało poruszało się pod nim i marzył już o tym, by zmienić broń na własną męskość.
    — Ja pierdolę — jęknął cicho, czując jak bardzo była mokra. Nie spodziewał się, że będzie aż tak mocno na niego reagowała. Zakładał, że podświadomie właśnie tego pragnęła. Mocnego rżnięcia bez trzymanki, ale nie ośmielił się myśleć, że aż tak bardzo. — O tak, kurwa, jesteś wspaniała — wymruczał, posuwając ją trzymanym w dłoni pistoletem. Był pewien, że gdyby teraz się w niej znalazł, nie potrzebowałby dużo czasu, aby osiągnąć orgazm. Dlatego musiał przedłużyć wszystko w czasie na tyle, aby nie stać się gówniarzem, który nie jest w stanie zaspokoić dziewczyny. Nie spodziewał się, że doprowadzając ją do takiego silnego orgazmu, samego siebie doprowadzi do takiego stanu.
    — Wspaniała — wymruczał, decydując się w końcu na wysunięciu broni z jej wnętrza — mam tyle pomysłów, co jeszcze z tobą zrobić… — powiedział, odchrząkując. Naparł na jej tyłek i przymknąwszy powieki, przez chwilę po prostu tak stał, nie wypuszczając brunetki ze swoich objęć, zastanawiając się nad tym, co dalej z nią zrobić. Sięgnął dłonią w bok, odkładając pistolet na blacie. Na usta wkradł mu się diabelski uśmiech — mam nadzieję, że masz jeszcze siłę — mówiąc to, już wsunął w nią dwa palce — po tej rundzie w końcu cię wezmę — oznajmił, z łatwością odnajdując palcami czuły punkt. Nie chciał dać jej przerwy na wytchnienie, zamierzał dać jej orgazm za orgazmem tak długo, jak długo będzie w stanie wytrzymać.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  161. Blondyn spojrzał na dziewczynę, powolnie przy tym oblizując wargi.
    — Hm — wymruczał cicho, chowając język z warg — jak to powiedzieć, skarbie? — Udał, że intensywnie zastanawia się nad swoją dalszą wypowiedzią, nie przestając poruszać dłonią, która znajdowała się pomiędzy lepkimi od jej własnego podniecenia, udami — jakoś nieszczególnie mnie to obchodzi, wiesz? — Uśmiechnął się połowicznie, przymykając powieki, rozkoszując się przy tym jej jękami.
    Gdy jego dłoń kolejny raz uderzyła o już rozgrzany i zaczerwienione pośladek dziewczyny, zacisnął na nim mocno palce, wzdychając przy tym ciężko. Lubił to. Sprawiać ból, a reakcja jaką mógł oglądać u Willow podniecała go jeszcze bardziej. I chociaż chciał ją dłużej przetrzymać, naprawdę nie mógł się doczekać już momentu, w którym w nią wejdzie i mocno wypieprzy, bo to właśnie zamierzał zrobić. Zerżnąć ją bez delikatności. Czuł, że będzie zadowolona. Samo to, że dała mu się zerżnąć bronią dużo o niej mówiło. Dla Zacka było to najlepsze, czego mógł się o niej dowiedzieć. Jeżeli nie chciała się przed nim otwierać, miał to w poważaniu, bo posiadł już tę wiedzę, na której zależało mu najbardziej i… wiedział, że jest w stanie mu ulec.
    Zamruczał agresywnie, gdy spróbowała wyrwać dłonie z jego uścisku. W pierwszym odruchu zacisnął je mocniej, a następnie koncentrując się na tym, aby doprowadzić ją do kolejnego spełnienia, mimowolnie rozluźnił odrobine uścisk. Musiała trafić akurat na ten moment ze swoim silniejszym szarpnięciem, bo udało jej się uwolnić dłonie, co wcale mu się nie spodobało, bynajmniej nie w pierwszym odruchu.
    W jego niemal czarnych oczach pojawił się niebezpieczny błysk, gdy skopała z siebie ubranie. Nie zdążył nawet przesunąć spojrzeniem po jej ciele, gdy ich wargi się ze sobą zetknęły. Wymruczał coś cicho, nie mając nic przeciwko jej propozycji, chociaż… kurwa, tak bardzo jej pragnął. Ułożył dłoń na jej plecach, pomiędzy łopatkami i przycisnął bliżej siebie, uśmiechając się diabolicznie pod pocałunkami.
    — Jak sobie życzysz — wychrypiał, spoglądając w dół na jej dłonie przy jego rozporku, a następnie rozchylił wargi, oddychając głęboki przez usta. Syknął cicho, gdy jej drobna dłoń okazała się mieć sporo siły. Kącik ust drgnął mu, uniósł brew, patrząc jak opada na kolana. — Tylko nie mów, że nie masz siły na kolejny orgazm, skarbie — wymruczał, ale nie był w stanie jej powstrzymać. Chciał się przekonać, jak wiele jest w stanie wytrzymać orgazmów, jeden po drugim, ale kiedy poczuł jej wilgotne wargi, kiedy wszedł w jej usta… Kurwa, było mu tak przyjemnie, że nie był w stanie zmusić się do wycofania. — To nie będzie delikatne — ostrzegł, chociaż nie zamierzał pozwolić na to, aby się teraz wycofała. Pchnął mocno biodrami, trzymając cały czas kontakt wzrokowy. Zgarnął jej włosy w kucyk i zacisnął mocno dłoń na kosmykach, aby nie wyrwała mu się.
    — O tak — wychrypiał, pozwalając sobie na mocne ruchy, sięgając jej gardła, gdy wchodził cały w jej usta — masz się pieścić — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu — zamierzam dojść w akompaniamencie twoich jęków — oznajmił, przyciskając ją do swojego krocza, gdy pchnął kolejny raz biodrami.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  162. Uśmiechnął się ironicznie na jej słowa dotyczące odpoczynku. Jeszcze o tym nie wiedziała, ale nie zamierzał pozwolić na to, aby mogła odetchnąć. Posłał jej długie spojrzenie, w głowie śmiejąc się wręcz z jej naiwności.
    — Na szczęście — wymruczał, nie odrywając od niej swojego spojrzenia. Nie zamierzał być delikatny, w zasadzie to nigdy nie był. Willow już dobrze o tym wiedziała, więc po swoim krótkim ostrzeżeniu tym bardziej nie zamierzał nawet udawać, że może cokolwiek robić spokojniej, z czułością. Nie był taki. Zależało mu jedynie na dobrym, ostrym rżnięciu, niezależnie czy wchodził w jej cipkę czy usta. Dla Zacka nie stanowiło to żadnej różnicy. Dlatego też, spodobało mu się, gdy nie opierała się ani nie wyrywała. To, że była uległa i wykonywała jego polecenia było satysfakcjonujące. Obawiał się, że będzie próbowała się sprzeciwiać. Pomylił się i musiał przyznać, że wyjątkowo podobało mu się zaskoczenie i błąd w swoich założeniach.
    Był nakręcony od długiego czasu, a świadomość, że Willow jest cała dla niego dodatkowo podziałała na mężczyznę pobudzająco, przez co nie potrzebował dużo czasu, aby osiągnąć spełnienie. Zwłaszcza, kiedy wsłuchiwał się w jęki wydobywające się z ust Willow, co sprawiało, że poruszał biodrami mocniej, przytrzymując przez cały czas jej głowę przy sobie. Zacisnął mocno palce i wydał z siebie zduszony jęk, gdy doszedł.
    — A jednak jesteś grzeczną dziewczynką — wychrypiał, pozwalając sobie na pogłaskanie dziewczyny po głowie. Uniósł wysoko brew. To on wydawał polecenia, a nie wydawano je jemu. Dlatego zmierzył ją spojrzeniem ciemnych oczu — chyba coś ci się pomyliło, skarbie — powiedział, cały czas na nią patrząc — to ja mówię, co robimy i to ja, jeszcze z tobą nie skończyłem. Chyba, że zamierzasz być nieposłuszna? — Uniósł wysoko brew. W jego oczach kolejny raz pojawił się błysk. Oczywiście, że zżerała go ciekawość co do tego, jak daleko była w stanie się posunąć i z jednej strony chciałby jej na to pozwolić, ale z drugiej… nie mógł przecież pozwolić na to, aby poczuła się za bardzo swobodnie, odważnie. — Jeżeli zamierzasz być nieposłuszna, będę musiał cię ukarać — poinformował, całkiem poważnym tonem. Chciał, aby była świadoma z czym wiąże się spełnianie jej żądań. Nawet jeżeli pokrywały się z jego własną wizją.
    Przesunął wzrokiem po jej nagich piersiach, mrużąc przy tym powieki.
    — Są tkliwe? — Spytał, wpatrując się w jędrne piersi, jednocześnie pozbywając się do końca spodni. Dlatego, że on tego chciał, nie ze względu na jej prośbę przecież.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  163. Zaśmiał się, nie mogąc wyobrazić sobie, co miałaby niby z tego mieć. Po chwili myśl uderzyła w niego.

    — Wiedziałem, że ci się spodoba. Już na samą myśl powrotu Blake’a zawiewa nudą, co? — Zaśmiał się cicho, z łatwością mogąc sobie wyobrazić, że to właśnie o to chodziło. Czuł przecież, jak bardzo była podniecona, gdy jej dotykał. Jak niewiele potrzebowała, aby zacząć się wić i jęczeć. Wziął głęboki oddech, wzruszając lekko ramionami — nie dziwie się, że chcesz w takim razie więcej — mruknął, cofając dłonie. Pokręcił głową, ale na jego twarzy gości przez cały czas lekki uśmiech — ciekawe — powiedział, mrużąc powieki. Sięgnął dłonią brody i wydał z siebie dźwięk zadumy — a co z niezdradzaniem swojego męża? — Odpowiedź w ogóle go nie interesowała, to też nie dał jej nawet na nią czasu — trzymaniem się z daleka i zarzekaniem, że nie tknę cię? Ach, to było tylko droczenie się? Wszystko jasne… w takim razie, nie będziesz miała nic przeciwko, gdy w końcu cię zerżnę — oznajmił, wpatrując się w nią wściekle. Jeżeli chciała go podjudzić, to jej się udało. Mogła być z siebie dumna, cel osiągnięty.

    Syknął cicho, gdy poczuł paznokcie na skórze. Przez chwilę przyglądał jej się uważnie, podążając wzrokiem za jej dłonią.

    — Teraz nie chcę niczego. Nastąpiła zmiana planów — uśmiechnął się diabolicznie, nie odrywając od niej przez cały czas spojrzenia, które w chwile zmieniło się wręcz w wygłodniałe — ale już możesz się zastanawiać, co jeszcze cię czeka — mówiąc to, zrobił krok w jej stronę, pokonując całkowicie minimalny dystans, jaki pomiędzy nimi do tej pory był — doczekasz się tego momentu, nie martw się — niemal warknął. Musiał sprowadzić ją na właściwe tory, bo, jak zauważył, bo dobrym orgazmie zaczęła się robić odważna i wyrywna, a nie taka była przecież jej rola. Dlatego, gdy już nie było pomiędzy nimi przerwy nawet na to, aby wsunąć dłoń, ułożył ręce na jej biodrach, przesunął powoli do pośladków i nim ją chwycił, zdecydował się na wymierzenie kolejnego klapsa. Miał nadzieje, że jutro nie będzie w stanie dłużej usiedzieć. Gdy ją chwycił, bez zbędnego gadania wpił się agresywnie w jej wargi i uniósł dziewczynę, kierując się do sypialni.

    — Zobaczymy czy nadal będziesz taka wygadana — oznajmił przekraczając próg pomieszczenia. Rzucił ją całkiem delikatnie na łóżko, a następnie uważnie zlustrował pomieszczenie wzrokiem — macie strasznie nudną sypialnie — oznajmił, wchodząc powolnie na łóżko. Znalazł się nad nią, uśmiechając się — trudni, poradzimy sobie jakoś — stwierdził — siadaj — rozkazał, samemu wygodnie ułożył się na łóżku, a następnie uśmiechnął się kącikami ust — tyłem, na mnie — wydał kolejne polecenia, czekając, aż je spełni.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  164. — Dla mnie to nadal ta sama sytuacja — stwierdził obojętnym tonem, spoglądając na nią ciemnym spojrzeniem — mówiłem, że po dobroci lub siłą — wzruszył ramionami, uśmiechając się kącikiem ust. Jego oczy kolejny raz zabłysły, a po chwili zaszły mgiełką podniecenia. Skoro nie miała nic przeciwko, nie zamierzał się z niczym wstrzymywać. Zwłaszcza, że jej pragnął. Nie obchodziło go to, dlaczego za każdym razem pragnął tych, które należały do Blake’a. Najważniejsze było to, że osiągał swój cel. Teraz było nim zerżnięcie Willow, za co zamierzał wziąć się od razu, gdy tylko przeniosą się do sypialni. Trzymając ją, przeszedł szybko do pomieszczenia, do którego zmierzał.
    — Na pewno? — Zaśmiał się chrapliwie, przechylając głowę — może to bardzo moja sprawa? W końcu być może zostanę tu na dłużej? — Uniósł brew, nie przestając wykonywać kolejnych kroków na łóżku. Gdy usiadła na nim, zacisnął wargi, miała znaleźć się w innej pozycji, co strasznie go wkurzyło. Spojrzał w jej oczy, aby była świadoma, że nie zamierzał się z nią obchodzić jak z jajkiem. Ostrzegł kilka krotnie, że nie jest delikatny i weźmie siłą, co tylko będzie chciał. Nie chciała współpracować? Jej sprawa. Zamierzał dostać to, czego chciał. — Jak sobie życzysz — wymruczał, uśmiechając się przy tym złowieszczo. Zignorował wzmiankę o rozebraniu się, zamiast tego wzruszył ramionami — zmuś mnie — użył jej słów.
    W jednej chwili ułożył dłonie na jej biodrach, a następnie przycisnął mocno do siebie, czując jej podniecenie, rozchylił wargi i przeklął cicho pod nosem, jednocześnie oblizując swoje wargi. Spojrzał na nią, wychylił się, aby złożyć na jej ustach pocałunek, a następnie używając siły swoich mięśni, uniósł ją tak, aby bez problemu zsunąć z siebie i ułożyć na łóżku, obok. Szybko uklęknął, a następnie pchnął ją niedelikatnie do przodu.
    — Mogło być po dobroci, zawsze może — powiedział — ale teraz już za późno, złotko — wymruczał, trzymając nieustannie jej biodra, wszedł w nią, a następnie przyciągnął do siebie jej ciało, nie puszczając jej nawet na moment. Upewniwszy się, że jego członek cały czas znajduje się w jej ciepłym, wilgotnym wnętrzu, usiadł, ciągnąć ją za sobą — a teraz, będziesz kurwa mnie ujeżdżać, dopóki nie pozwolę ci przestać — oznajmił, podpierając się stopami w taki sposób, że uniósł biodra, przez co łatwiej było mu nadawać tempo, któremu Willow miała dorównać — a na ten moment, nie zapowiada się, żebym zrobił to szybko — wymruczał, obserwując jej jędrny tyłek, rytmicznie podskakujący na nim — kurwa — mruczał, cicho, odchylając głowę do tyłu.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  165. Na jego twarzy pojawiło się znużenie wymieszane z obojętnością. Dla niego sytuacja w żaden sposób się nie zmieniała. Od samego początku mówił, czego od nie chce, że to dostanie, a następnie kilka razy, ostrzegał, że weźmie dokładnie to, czego chciał.
    — To nie mój problem — zauważył — ale to po prostu ciekawe, jak człowiek łatwo może zmienić zdanie, nie? — Uniósł kącik ust, wpatrując się w nią przez cały czas. Widział, że coś chodziło jej po głowie. Zdążył zauważyć, jak coś się w niej zmieniało, kiedy nad czymś się zastanawiała. Kiedy padło z jej ust pytanie, nie mógł powiedzieć, że był zaskoczony samą jego treścią. Raczej tym, że w ogóle musiała je zadać. Dla Zacka odpowiedź była jasna. Nie musiał sie nawet zastanawiać nad tym czy ma odpowiedzieć, udać, że sie zastanawia, czy właściwie robić cokolwiek z tym pytaniem. Dlatego nic nie zdobił.
    — Tak — odparł tak samo obojętnym tonem, jakiego używał wcześniej — jak mówiłem, moje słowa są obietnicą — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, jednak nie miał on w sobie nic z wesołości — nie rzucam ich na wiatr, kiedy mówię, że coś zrobię, to to kurwa robię — wzruszył ramionami — od początku mówiłem, jak to się skończy. Niezależnie od twojej chęci. Mówiłem, że będziesz moja — przypomniał. Jak mówił, tak zrobił. W bronią, z niezapomnianymi orgazmami. Musiał jeszcze ją tylko posiąść i zabawić się tkliwymi piersiami, bo wspominał, że to zrobi. Nie zakładał również, że ta rozmowa cokolwiek zmieni. Bo, jak wspomniał chwilę w zes jej: dostawał to, czego chciał. A chciał nadal Willow.
    Z udawanym rozczarowaniem pokręcił głową, ale na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech.
    — Jasne, ale mogę ci zasugerować czego byś chciała na wypadek moich wizyt — wymruczał prosto w jej skórę — nie krępuj się. Lubię słuchać jak jęczysz — odezwał się, gdy cicho jęknęła. Zdecydowanie nie miał nic przeciwko, aby robiła to częściej i głośniej. Jęki i krzyki wydzielające się z jej gardła były dla niego najpiękniejszą melodią.
    Był usatysfakcjonowany, gdy udało mu się wymusić pozycję, której oczekiwał od samego początku. Doznania, które odczuwał w takim ułożeniu były tak przyjemne, ze z całych sił starał się na nich nie koncentrować, aby nie dojść przypadkiem za szybko. Chciał wytrzymać najdłużej, jak tylko był w stanie, wiec kiedy w końcu osiągnął spełnienie, zadrżał i jęknął cicho, ale nie zamierzał się od razu wycofać. Nie był zadowolony ze ściągniętej bluzy, ale mógł to jakoś przeżyć.
    — Zamierzam — wychrypiał, niemal prosto do jej ucha, układając dłoń na jednej z jej piersi. Ścisnął ją od razu mocno, wykonując niedelikatny masaż, a następnie skupił się na stwardniałym sutku, którego ugniatał, ciągnął i walczył z samym sobą, aby nie odwrócić ich tak, aby znaleźć się przodem do niej i zatopić w nim zęby. Kurwa, chciał to zrobić. Tak bardzo chciał to zrobić, ale musiał być silny, jeszcze chociaż przez chwilę. Zwyczajnie nie chciał dać jej tej satysfakcji, że coś mogło pójść tak po prostu po jej myśli. Miała wiedzieć, kto rządzi i przestać próbować to zmieniać.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  166. Delikatność nie była domeną Zacka. Lubił sprawiać ból, dlatego wcześniej pytał o tkliwość piersi Willow, będąc bardzo zadowolonym z jej ówczesnej odpowiedzi. Gdy przyszedł moment, w którym mógł chwycić w dłonie jej piersi, nie zamierzał się hamować tylko, dlatego, że była w ciąży. Zwłaszcza, że jedyne, co jej obiecał to to, że dziecko będzie bezpieczne. Było bezpieczne. Jedyne co mogło się stać, to Willow mogła nabawić się siniaków… Dla Zacka nie było to nic szczególnego. Kiedy chciała sama, aby jej dotykał, był zachęcony jeszcze bardziej. Podobało mu się to, że sama tego chciała. Wiła się, jakby nie mogła bez niego wytrzymać, co tylko bardziej go podniecało. Jakby jego dotyk miał stanowić element jej bytu. To było tak kurewsko podniecające, że bez wahania postanowił spełnić jej prośbę, chociaż tych z reguły spełniać nie lubił.
    — Co nie? — Warknął nieco zachrypniętym głosem, nie przestając ugniatać jędrnych piersi i jednocześnie zastanawiając się nad tym, jakie były przed ciążą. Chciałby mieć porównanie i strasznie wkurzało go to, że nie mógł go mieć. Był wkurwiony, że tak długo udawało się Blake’owi mieć panowanie nad nimi, co z kolei powodowało, że przekładał złość na sposób, w jaki dotykał Willy. — Już ci się nie podoba? — Może faktycznie przesadził? Może powinien traktować ją odrobinę lżej? Tak naprawdę nie zastanawiał się nad tym nawet wtedy, kiedy zaczęła krzyczeć. — Kurwa, uspokój się — syknął wściekle. Gdyby szarpiąc się nie uderzyła go na tyle mocno w nos, że od razu puścił jej piersi i chwycił się za niego, nie przestałby. Uderzenie było na tyle mocno, że potrzebował chwili na zorientowanie się, co tak właściwie się wydarzyło. Czuł pod palcami krew i w jednej chwili miał ochotę poczuć jej krew. Mając w dupie obietnice o niekrzywdzeniu kogokolwiek.
    — Zabiję cię — warknął cicho, kiedy podniósł się z łóżka i stanął na nogi. Krople krwi kapały na podłogę, a jednocześnie stróżka spływała powoli po jego wargach i brodzie, kapiąc dalej w dół — kurwa, zabiję cię — powtórzył, łapiąc koszulkę, którą przyłożył do nosa — wiesz jakie jest pierwsze miejsce, w którym się ludzie chowają? Pomyślmy. Łazienka — powiedział, śmiejąc się gorzko — ciekawe, co na to Blake, kiedy obudzi się w pierdlu, zdając sobie sprawę, że zajebał ciężarną żonę — zaśmiał się, podchodząc do drzwi, które próbował otworzyć. To, że były zamknięte na klucz wcale go nie zniechęciło — wiesz, dlaczego Lizzy nic nie powiedziała? — Spytał, śmiejąc się w głos — bo kurwa, skończyłaby jak ty — powiedział spokojnie, oblizując przy tym z warg krew — naprawdę uwierzyłaś w to, że nie zrobiła tego z własnej woli? I myślisz, że mnie powstrzyma to, że je zamknęłaś na klucz? — Żałował, że nie mogła w tej chwili zobaczyć jego miny — ja pierodole, Willy, pracowaliśmy w FBI, tak jakbyś zapomniała — powiedział, opierając się dłońmi o drzwi. Chciał ją przetrzymać. Lubił zapach strachu i miał nadzieje, że gdy wejdzie do pomieszczenia to zostanie nim wręcz przytłoczony — Willy, Willy, Willy… — zanucił cicho pod nosem — pozwolę ci jeszcze na zmianę zdania… Skarbie, otworzysz te drzwi?

    👿

    OdpowiedzUsuń
  167. Stał przy drzwiach łazienki, nasłuchując tego, co działo się po drugiej stronie. Nie zastanawiał się nad tym, co może mu grozić, bo Willow nie była dla niego żadnym zagrożeniem czy niebezpieczeństwem. Była małą, kruchą kobietką, która wyobrażała sobie więcej niż potrafiła zrobić. Tak ją widział. Wierzył w wersję, którą sobie przypisał w głowie dla niej i tego się trzymał.
    Przytrzymywał materiał przy nosie, oddychając spokojnie i po prostu czekając. Chciał wyprowadzić ją z równowagi. Chciał zobaczyć jak dużo ma cierpliwości i przede wszystkim, co się stanie, kiedy granice zostaną przekroczone. Uśmiechnął się kącikiem ust słysząc dobrze znany sobie dźwięk.
    — Tylko nie zrób sobie krzywdy, dobrze? Wolałbym moc się jeszcze pobawić. Trupy mnie nie kręcą — zaśmiał się cicho, nie kryjąc swojego rozbawienia jej słowami — Willy, wiesz w ogóle co dalej zrobić? — Spytał — co jeżeli zatrzęsą ci się ręce i chybisz? Dorwę cię. Co, jeżeli będziesz miała szczęście i trafisz? Nie chcesz zabić męża prawda? Wytrzymam ból. I tak cię dorwę — mówił — a co, jeżeli przez przypadek mnie zabijesz? Chuj ze mną, wiem. Ale zabijając mnie, zabijesz Blake’a. Swojego męża, ojca swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Będziesz tłumaczyć dlaczego tatusia nie ma z wami? Zabiłam go skarbie, to powiesz? — Pytał, napierając uchem na drzwi. Głaskał je z czułością jedną dłonią, nadal czekając nad decydującymi ruchami. Chciał przeciągnąć dziewczynę najbardziej, jak tylko był w stanie. Wiedział, że nie tylko strach jest silną, wyczerpującą emocją. Towarzyszący mu niepokój mógł być znacznie gorszy. — A może będziesz je okłamywać od samego początku do końca swoich dni? — Kolejne pytanie i kolejne głaśnięcie drzwi — powiedz mi… co się stanie z tobą i dzieckiem, kiedy jakkolwiek chybisz podczas swojego celowania? Przemyślałaś to na wszystkie możliwe sposoby? — Pytał, spokojnym głosem — a co do Lizzy — zawiesił głos — myślę, że wbrew pozorom jesteście do siebie bardzo podobne. Z mojego punktu widzenia. Obie leciałyście na czarny charakter, obie daliście się zmanipulować — wyrwał mu się cichy chichot, co było do niego bardzo niepodobne.
    — Dobra Willy — westchnął ciężko, odsuwając się powoli od drzwi — zaczynam się nudzić, kochanie, zabawmy się wreszcie — mówiąc to, odsunął się trochę, aby wygodnie było mu naprzeć na drzwi, aby je wyważyć, a następnie zrobił to. Nie martwiąc się w ogóle hałasem czy zniszczeniami. — Prawie zdążyłem się stęsknić za twoją soczystą cipką, najdroższa małżonko — zaśmiał się, wkraczając do łazienki.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  168. Na ustach mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech.
    — Skąd w ogóle pewność, że tędy prowadzi droga do Blake’a? — Spytał, bo naprawdę go to intrygowało — jeżeli mimo strzału nadal będę ja, to co zrobisz? Uratujesz mnie czy pozwolisz na smierć? — Rzucił kilka pytań w stronę zamkniętych drzwi, nim zdecydował się cokolwiek z nimi zrobić. Tak naprawdę mógłby tak jeszcze stać i podsuwać jej kolejne wątpliwości, ale… naprawdę zaczynało go to po prostu nudzić. Ile można tylko teoretyzować. Zwłaszcza, że przekonanie się o tym, co wydarzy się w praktyce było tak naprawdę na wyciągnięcie ręki? Sterczenia i jedynie gadanie pod drzwiami zwyczajnie nie dawało mu już satysfakcji.
    Wyważył drzwi, wdzierając się gwałtownie do pomieszczenia. W jego niemal czarnych oczach była szaleńcza iskra, która jasno mówiła o tym, że zrobi wszystko, aby skrzywdzić Willow. Pragnął tego. Skrzywdzenia jej. Chciał zadać jej ból, jakiego do tej pory nie doświadczyła. Chciał zrobić wiele, ale… nie dała mu na nic szansy. Zorientował się o wystrzale, gdy do jego uszu dotarł charakterystyczny dźwięk, niemal w jednej chwili czując, mokrą plamę, a dopiero później odczuwając ból. Tak silny, że z jego ust wyrwał się zbolały jęk. Sięgnął odruchowo dłonią do postrzelonego miejsca i zacisnął ranę, patrząc na Willow.
    — Ty dziwko — warknął, a w zasadzie niemal wypluł, mrugając powiekami i przyciskając rękę do swojego brzucha — strzeliłaś, kurwa, strzeliłaś do mnie! — Wrzasnął, zaciskając dłoń w pieść. Miał wrażenie, że nogi zaczęły mu się uginać pod swoim ciężarem. Zabiła go? Nie, niemożliwe, nie zastanawiałby się wówczas nad tym. Chyba bał się śmierci, skoro te pytanie pojawiło się w jego umyśle, jako pierwsze — zajebie cię — wydyszał, zaczynajac kaszleć, co sprawiło, że ból w ranie postrzałowe stał się intensywniejszy i mocniejszy. To nie tak, że bał się Willow. Tak naprawdę nie podejrzewał, że w ogóle ośmieli się strzelać lub zrobić cokolwiek, co zagrażałoby jego życiu (był świadom, że nie chodziło o niego tylko o Blake’a tak naprawdę). Tymczasem ona zrobiła to naprawdę. Naprawdę do niego strzeliła, a on czuł pod palcami prawdziwą, swoją własną krew. Co jeżeli strzeli drugi raz? Prawda była też taka, że Zack nigdy wcześniej nie był postrzelony i nie miał pojęcia, co dalej. Czuł, że robi mu się ciemno przed oczami i nadal odczuwał wrażenie ciężkości, której nie był w stanie udźwignąć na nogach. Dlatego mimo gróźb, nie ruszył sie nawet o jeden krok. Mrugał, osuwając się powoli na podłogę, rozpoczynając przy tym kaszleć, co jedynie potęgowało odczuwalny do tej pory ból.
    — Będziesz… martwa… — wydyszał, trzymając wciąż rękę na ranie. Nie wiedział czy to była walka z Blake’m czy skutek postrzelenia, ale odnosił wrażenie, że zaraz zemdleje. Obraz stał się mniej wyraźny, a słowa dochodziły do niego jakby zza grubej ściany. Nie rozumiał, co się właściwie działo. Miał jedynie świadomość, aby ciagle przytrzymywać dłoń przy brzuchu, dociskając ją do rany.

    Zackie jeszcze chyba może

    OdpowiedzUsuń
  169. — Mam nadzieje, że się czegoś nauczysz, gdy cię zawiedzie — powiedział, uśmiechając się złowieszczo. Żałował, że nie mogła zobaczyć jego miny. Na szczęście, już niedługo będzie mógł powtórzyć każdą minę, jaka do tej pory gościła na jego twarzy. Poza tym, z ogromną chęcią powie jej jeszcze kilka niewybrednych komentarzy. — Nie mogę się doczekać, może w którymś momencie się zmęczysz… w zasadzie, trochę mam nadzieję, że tak to się skończysz. Ależ to musi być cholernie wykańczające, żyć ze świadomością, że zabiło się ukochanego, ojca swojego dziecka… Kurwa, zajebiście — zaśmiał się, ostatni raz nim otworzył drzwi i wpadł do środka.
    A później, miał wrażenie, że wszystko przyspieszyło. W którymś momencie, bo później wręcz przeciwnie, odczuwał to tak, jakby czas nagle się rozciągnął i w ogóle nie mijał. Czuł ból i to, jak słabły jego siły, co strasznie go irytowało, ale nie mógł nic w tym zrobić, przynajmniej nie w tym momencie.
    — Mówiłaś przecież, że to zrobisz — uśmiechnął się kącikiem ust, ale prawda była taka, że naprawdę nie spodziewał się tego, że dziewczyna naprawdę się ośmieli na takie poczynania. Owszem, widział, że była zdeterminowana, ale… Kurwa, był jej mężem. Liczył, że nie trafi, że strzał będzie chybiony, że zwątpi, że trafi w drzwi czy gdziekolwiek indziej, ale po prostu nie w niego.
    Słuchał jej słów, chociaż miał ochotę nie musieć już słuchać jej paplaniny. Wolałby trwać w nicości, byleby nie słuchać tego jej gadania. Wkurwiało go.
    Oddychał ciężko, samemu nie wiedząc, czego tak właściwie chce. Mógłby poprosić ją o pomoc, aby przestać czuć w końcu ból, a może i również przestałaby w końcu gadać. Tyle, że nie był w stanie przemóc się do tego, aby mu pomogła. Odchrząknął, rozglądając się po pomieszczeniu.
    — No to strzelaj, na co czekasz? — Wydusił w końcu z siebie, odnajdując wzrokiem jego twarz i wpatrując się w jej oczy — no dalej… patrz mi w oczy i po prostu strzelaj — zakaszlał, uśmiechając się kącikiem oczu, gdy dziewczyna odsunęła się w tył. Powiedzmy sobie szczerze, to było satysfakcjonujące, że mimo tego, że czuł się do dupy i miał wrażenie, że nie może się ruszyć, wciąż się go bała i to było bardzo satysfakcjonujące uczucie.
    — Oczywiście, że tak — powiedział.
    I coś nagle przeskoczyło.
    Z jego ust wydobył się głośny wrzask. Otworzył nagle szeroko oczy, zdezorientowany tym wszystkim, co działo się wokół niego. Przecież nic go jeszcze chwilę temu nie bolało, mieli słodką chwilę z Willow, a teraz… Kurwa, celowała w niego. Wiedział też co to musiało znaczyć.
    — To ja — wychrypiał, oddychając głęboko, spoglądając w dół na krew przeciekającą spomiędzy jego palców.

    tęskniliśmy <3

    OdpowiedzUsuń
  170. Nie rozumiał, co się działo. W jednej chwili dyskutowali o wyjeździe na Alaskę, a teraz trzymał się za brzuch, czując ciecz spływająca po jego palcach i nie miał, kurwa pojęcia, co takiego się stało.
    — Kogo? — Spytał zdezorientowany w pierwszej chwili nie rozumiejąc, że chodziło o jego inne wcielenie. Jakby ból promieniujący od brzucha tłumił pracę logicznego myślenia — kogo, Willy? — Spytał cicho, mrugając zawzięcie, jakby walczył o wyraźny widok, który i tak był ograniczony. Kurwa, nie rozumiał co się działo. Dlaczego płakała, dlaczego wyglądała tak marnie? Dlaczego do niego strzelała? Zastanawiał się nad sensem wypowiadanym przez dziewczynę słów, gdy ta wybiegła z łazienki.
    Ponownie zamrugał, gdy wróciła. Patrzył na nią nieco zamglonym spojrzeniem niby doskonale słysząc co mówi, ale jednocześnie po prostu niczego nie rozumiejąc. Zamrugał znowu. Nim zdążył zapytać, co właściwie planuje, jęknął głośno, zaciskając dłonie w pięści. Miał ochotę zagryźć na czymś zęby lub walnąć w coś na tyle mocno, aby skupić się na innym bólu.
    — Kurwa! — Wydarł się, nie zważając na słowa. Może gdyby rozumiał całą sytuacje, byłby w stanie zapanować nad swoimi emocjami, ale gdy nagle został wrzucony w sam środek rozgrywajacego się dramatu, po prostu nie myślał o tym, aby zaciskać zęby i nie dać po sobie znać, że cokolwiek go boli.
    — Willow — wymówił miękko jej imię, próbując złapać z nią kontakt wzrokowy — oddychaj i mów, co się stało — dziwnie było mu ją w tej chwili uspokajać, bo to on czuł się szczerze przerażony. Dziwnie było znaleźć się nagle… i wtedy w niego uderzyła myśl, że musiał zniknąć. Zwłaszcza gdy wspomniała o tym, że nie może się poddać. — Ktoś nowy, tak? — Spytał, robiąc przy tym zbolałą minę. Inaczej by do niego przecież nie celowała. Kurwa mać, obiecał, że nie pozwoli na to, aby stała jej się jakaś krzywda, a teraz znalazł się w łazience własnego mieszkania z kulą po postrzale w swoim wnętrzu, po postrzale z rąk swojej żony, bo jakaś popierdolona część jego umysłu postanowiła skrzywdzić jego ukochaną. Ukochaną, która nosiła w sobie ich dziecko. W jednej chwili poczuł jak przenika go wściekłość na samego siebie. — Jesteś cała? Co z dzieckiem? Kurwa, Willy… co… co wam zrobiłem? — Spytał przerażony, a następnie zmarszczył brwi — wybuch, na naszym ślubie — nie musiał się zastanawiać nad odpowiedzią ani sekundy. Przez te pytanie nabrał jednak stu procentowej pewności, że odezwał się ktoś nowy. Remy przecież nigdy by jej nie skrzywdził. Nie brał tego pod uwagę, to on bał się jej, w życiu nie doprowadziłby do sytuacji, w której zmusiłby ją do postrzelenia, prawda? Tak przynajmniej go odbierał z tego, co mówiła mu Willow — rób co musisz — powiedział, patrząc na nią — Willy… przepraszam. Cokolwiek zrobiłem przepraszam — wychrypiał, zerkając na ręcznik przy swoim brzuchu, czując, jak ból staje się coraz bardziej intensywny. — Jeżeli znowu się pojawi… nie wahaj się, jeżeli będziesz w niebezpieczeństwie — powiedział, a raczej poprosił, patrząc na nią błagalnie.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  171. Chciał zapytać, co takiego się stało, że nie chce, aby zwracał się do niej w ten sposób. Przeszywający ból w brzuchu sprawiał jednak, że wszelkie rozmowy z ogromna chęcią przełoży w czasie na później. Kiedy już nie będzie musiał skupiać się na tym, aby spokojnie oddychać, nie ruszać się gwałtownie i po prostu bez problemu skupi się na tym, co miała do powiedzenia dziewczyna.
    — Okej — powiedział, wdychając powoli i równie powoli wydychające powietrze przez rozchylone wargi. Zmarszczył lekko brwi, a na jego twarzy pojawił się grymas, którego nie był w stanie powstrzymać, gdy poczuł ból.
    — Nie przepraszaj — szepnął, dobrze wiedząc, że musi po prostu przetrwać. Zacisnąć zęby i jakoś przetrwać ten moment, gdy będzie się nim zajmować, a później… później będzie mógł ze spokojem dochodzić do siebie i wypytać o wszystko, czego był ciekaw. Chociaż gdy przyglądał się jej twarzy, nie był pewien czy będzie w stanie znieść wszystko, co miała do powiedzenia. Jej mina… widział, że nie było dobrze. Strzeliła do niego, więc na pewno nie było dobrze, inaczej nie zdecydowałaby się na takie zachowanie, ale to oznaczało, że jego wcielenie, które się pojawiło ją skrzywdziło, albo chciało skrzywdzić. On chciał ją skrzywdzić i nie był pewien, czy będzie w stanie tego nie sobie wysłuchać. W końcu to był on, zawsze to był on, jakaś cześć jego… jak mógł żyć spokojnie ze świadomością, że jedna z jego osobowości chciała skrzywdzić jego ukochaną żonę.
    Pokręcił lekko głową na jej słowa. Nie wierzył, że to mówiła.
    — Jak mam nie przepraszać… — szepnął, zaciskając usta. Nie mógł skupiać się na rozmawianiu, bo wtedy przestawał panować nad bólem, a musiał się mocno postarać, aby przypadkiem sąsiedzi nie postanowili wezwać pomocy. Skinął tylko lekko głową, posłusznie układając ręce na miejscu rany i mocno je przycisnął, licząc na to, że zatrzyma krew, chociaż minimalnie.
    Puścił ręcznik, kiedy wróciła do łazienki. Wziął szczoteczkę i spoglądał na nią, słuchając każdego słowa, które opuszczało jej ust. Jak mógł pozwolić przejść nad sobą kontrole komuś, kto chciał ją skrzywdzić? Jakim cudem przez tyle czasu nie domyślił się, że dzieli z kimś życie? No i Beth… jak mogła mu nic nie powiedzieć? Jak mogła żyć z nim, wiedząc o jego chorobie i kompletnie nic mu nie powiedzieć? Kochał ją, a ona zachowała się w taki sposób… poczuł się tak, jakby właśnie się dowiedział, że nigdy nie znał kobiety, którą tak kochał. W dodatku pozwalała mu na zajmowanie się córeczką.
    — To brzmi jak nieśmieszny żart — wymruczał — a widzę, że nie jesteś w nastroju na żarty, tak jak ja — mruknął, patrząc na nią i próbował to wszystko po prostu ułożyć sobie jakoś w głosie. Jakoś sensownie…— dlatego, kiedy się pojawi musisz dokończyć co zaczęłaś, być od niego szybsza — powiedział, a po chwili niemal wrzasnął, w ostatnim momencie przypominając sobie o szczoteczce. Czuł, jak na jego twarzy pojawiają się kropelki potu i chyba, robiło mu się powoli słabo.
    — Masz ją? — Spytał schrypniętym głosem, nieco niewyraźnie przez szczoteczkę w ustach.

    😔

    OdpowiedzUsuń
  172. Zmarszczył lekko brwi, miała rację. Zniknął, pozwolił sobie na przegranie walki ze swoim wewnętrznym potworem i sam nie wiedział dlaczego. Słowa Willow niczego mu nie rozjaśniały. Miał wrażenie, jakby ta osobowość wykorzystała chwilę nieuwagi. Brak koncentracji Blake’a na tym, aby w ogóle walczyć o kontrolę. Jakby wiedział, że nie będzie się tego spodziewał, więc nie będzie uważał, nie będzie nawet próbował walczyć, bo… nie zauważy, że napastnik próbuje się przedrzeć. Po jej słowach tylko się w tym utwierdził. Naprawdę pozwolił na to, aby w tak niespodziewanym, z pozoru normalnym i bezpiecznym momencie pojawił się inny? Miał żal do siebie. Spierdolił. To się w ogóle nie powinno stać. Patrzył na nią i nie miał pojęcia, co w ogóle mógł powiedzieć, aby jakoś… wynagrodzić jej to? Przeprosić? Nie było odpowiednich słów, które byłyby w stanie oddać to, jak bardzo zawiódł się sam na sobie, dopuszczając w ogóle do takiej sytuacji. Jak, kurwa mógł na to pozwolić?
    — Przepraszam, kochanie — wyszeptał, nie mając pojęcia, co ma jej powiedzieć — nie mam pojęcia… nie wiem co się stało — wyszeptał cicho, mając wrażenie, że jego głos staje się coraz słabszy. Był wkurwiony, bo jak miał niby ją przeprosić? Nie mógł nawet obiecać, że to się nie powtórzy, bo kurwa, nie panował nad tym, a pojawienie się Zacka, czy jak go nazwała Willy tylko to potwierdzało. Wydawało mu się, że terapia pomaga, że udało mu się coś wypracować, a wtedy pojawił się on…
    Pokręcił głową. Nie ważne, że wtedy nie chciała go zabić, gdy celowała. W przekonaniu Blake’a, teraz musiała to zrobić, jeżeli pojawi się ponownie te konkretne wcielenie. Co, jeżeli ci o których wspominał byli jeszcze gorsi? Wiedział, że nie może pozwolić na to, aby ktokolwiek przejął panowanie i gdyby tylko mógł, przysiągłby jej, że to się nigdy już nie wydarzy…
    — Musisz to zrobić. Jeżeli będzie chciał cię zabić, masz się nawet nie wahać — zdobył siłę, aby jego głos brzmiał poważnie i stanowczo. Liczył na to, że naprawdę nie będzie z nim dyskutować. Zamierzał się postarać, aby nie doszło ponownie do tej sytuacji, ale musiał mieć pewność, że w razie czego ona nie będzie się wahać.
    Czuł niemal palący ból w brzuchu. Starał się z całych sił skupić na czymś innym. Próbował. Starał się skoncentrować na Willy, na ich wspólnej przyszłości, którą przecież mieli razem tworzyć. Na dziecku… na ich rodzinie, mimo to czuł przeszywający ból, które nie był w stanie zagłuszyć. Chciał wrzeszczeć i odnosił wrażenie, że jeżeli zaciśnie jeszcze mocniej zęby to szczoteczka się po prostu połamie.
    — Nie możemy — powiedział, kręcąc głową — przeczytaj jeszcze raz te strony. Dasz radę kochanie, wierze w ciebie — wyszeptał, posyłając jej blady uśmiech. Widział jednak po jej minie, że to nie było zwykłe gadanie — musisz to zrobić… nie znasz kogoś kto podprowadza leki ze szpitala? — Spytał, nie wierząc, że w grupie studentów nie ma kogoś takiego. Zawsze znajdował się jakiś ciemny typ… liczył, że się nie mylił.

    🤕

    OdpowiedzUsuń
  173. Otworzył powoli oczy, równocześnie marszcząc brwi i wykrzywiając usta w delikatnym grymasie bólu.
    — Cześć — wychrypiał cicho, słysząc głos Willy. Nim odpowiedział na jej pytania, rozejrzał się poruszając jedynie oczami (a w zasadzie badając obraz zdrowym okiem), chcąc się upewnić gdzie są. Pamiętał, że Willy chciała dzwonić po pogotowie, ale on zasugerował inne rozwiązanie i nie bardzo pamiętał, na co dziewczyna w ostateczności się zdecydowała. Teraz miał pewność. Nie wiedział jednak, dlaczego nie pamiętał. Czy faktycznie był bliski końca? Odsunął jednak od siebie te myśli, bo to nie one były najważniejsze. Siedziała przy nim Willy. Jego żona. Kobieta, którą kochał. Mógł ją zobaczyć i poczuć, dotykała go. Czuł, jak zgarniała włosy z jego czoła. Żył. Oboje żyli.— Nie wiem — powiedział cicho, chyba trochę obawiając się ruszyć, lub powiedzieć cokolwiek, jakby słowa mogły zapeszyć jemu samopoczuciu i zdrowotności. Przecież wierzył w umiejętności Willow. Wiedział, że nie zrobiłaby niczego źle, prawda? — Chyba dobrze… Udało się — nie pytał. Stwierdzał jedynie fakt. To, że znajdowali się w domu, mówiło wszystko. Oddychał powoli i spokojnie, spoglądając na swoją rękę z wenflonem i podłączoną kroplówką. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech — znalazł się ktoś… zainteresowany pomocą? — Chciał wiedzieć wszystko. Co dokładnie zrobiła, z kim, czy mogą ufać tej osobie. Co dokładnie się stało, że tamta osobowość chciała ją zabić. Jak do tego doszło? Ile to wszystko trwało? Miał tak wiele pytań, ale zamiast wypowiedzieć któreś z nich na głos, po prostu spoglądał na dziewczynę, przez cały czas uśmiechając się lekko, wręcz nieco nieprzytomnie. Może w kroplówce były silne środki przeciwbólowe? Nie miał pojęcia. Podążył jednak tam spojrzeniem, a następnie na Willy.
    — Nie mam pojęcia, od czego zacząć — westchnął cicho, mówiąc całkiem poważnie. — Ktoś tu był? Sąsiedzi, policja? Wystrzał… ktoś z pewnością go musiał usłyszeć — zdecydował zacząć się od spaw, które wydawały mu się w tym momencie najistotniejsze. Jeżeli ktoś powiadomił służby… przymknął powieki, bo miał wrażenie, że od zbyt intensywnego myślenia, boli go głowa. A ból był ostry i nieprzyjemny, co w ogóle mu się nie spodobało. Wykrzywione wargi i cichy syk były tego potwierdzeniem — głowa — szepnął, chcąc uprzedzić jej pytanie, aby nie obawiała się, że chodziło o ranę. Bolała… normalnie, tak mu się przynajmniej w tym momencie wydawało — co jest w kroplówce? — Spytał, łapiąc z dziewczyną kontakt wzrokowy — i dlaczego nie działa na ten upierdliwy ból głowy? — Spytał, próbując się zaśmiać, ale szybko tego pożałował, a z ust blondyna wyrwał się cichy jęk.

    🤕

    OdpowiedzUsuń
  174. — Czuję się całkiem żywy — powiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy — może nawet za bardzo — dodał, mając oczywiście na myśli odczuwalny ból. Z drugiej strony w takiej sytuacji, zdecydowanie wolał czuć każdy, praktycznie namacalny dowód na to, że żyje, że to on ma panowanie nad swoim ciałem i umysłem. Pewność, że Willy jest na ten moment przy nim bezpieczna. Zaczął się jednak zastanawiać nad tym, co ma zrobić, aby ta pewność nie była jedynie krótkotrwała. Będzie musiał działać. Nie miał pojęcia jeszcze, co dokładnie zrobi, ale coś musiał. Nie mógł tego zostawić tak po prostu, samemu sobie, bo… kurwa, chodził do psychiatry, a to nadal się działo. Wierzył, że podjęcie się leczenia zmniejszy możliwość przejęcia kontroli przez kogoś innego, tymczasem miał błędne przekonanie, że stało się zupełnie inaczej, bo… tak właściwie długo panował w jego życiu spokój. Remy nie pojawiał się często, wręcz przeciwnie. Było… spokojnie i cicho, a odkąd udał się do psychiatry… cóż, pojawił się ktoś całkiem nowy, po długiej przerwie. I to mu się nie podobało. Bardzo. Zwłaszcza, że miał teraz dla kogoś być sobą. Miał się troszczyć o nią i o dziecko, a do czego dopuścił? Chwilowo nie potrafił myśleć o niczym innym niż to, że jego rodzinie zagrażało niebezpieczeństwo i to przez niego samego. Frustracja towarzysząca świadomości, że nie wiedział, jak ma to powstrzymać była naprawdę męcząca.
    — Nie ważne, ważne, że jej się udało — powiedział, siląc się na uśmiech. Starał się myśleć o tym co dobre.
    Skinął powoli głową, mrucząc przy tym ciche to dobrze, jednocześnie uważnie jej się przypatrując. Ponownie skinął lekko głowa na kolejne słowa, które padały z ust dziewczyny.
    — Niby tak — kącik ust delikatnie mu drgnął. Zastanawiał się, co zrobią, jeżeli ktoś jednak usłyszał. Ale raczej by już o tym przecież wiedzieli. Policja już by tu wparowała, prawda?
    Odruchowo sięgnął dłonią nosa, delikatnie go dotykając i błyskawicznie tego żałując. Bolało jak skurwysyn, więc jej przypuszczenia były prawdziwe. Wystarczyło lekkie dotknięcie, a już czuj przeszywający ból. — Trzeba go nastawić — mruknął cicho, biorąc głęboki wdech. Nie miało to jednak nic wspólnego z bólem spowodowanym złamaniem. Bał się pytać, co dokładnie się stało. Musiał się jednak dowiedzieć. Skoro zdecydowała się go niejednokrotnie skrzywdzić fizycznie, biorąc również pod uwagę postrzał… na sama myśl czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Chciał ją skrzywdzić. Osobowość, która miała dostęp do przejęcia kontroli, chciała zabić jego żonę. Ta świadomość była przerażająca. — Nie trzeba — nie zdążył jednak skończyć mówić, a Willy już zdążyła majstrować przy kroplówce i podać dawkę leku. — Masz racje, mam mnóstwo pytać — przyznał, patrząc prosto w jej oczy. Bał się zasnąć. Bał się, że gdy zamknie oczy i pozwoli sobie na odpłynięcie, obudzi się ktoś inny. Wiedział dobrze, że to nie działało w taki sposób, ale był tą myślą prawdziwie przerażony. — Skarbie… nie mogę zasnąć — powiedział cicho. Głupio było mu się przyznawać to strachu, ale była przed nim jego żona. Osoba, której mógł ufać, której mógł powiedzieć wszystko, którą miał, kurwa, chronić, a zawalił po całej lini — nie mogę, muszę być, nie mogę… — pokręcił lekko głową, nie potrafiąc ubrać myśli w odpowiednie słowa — po prostu nie mogę.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  175. Nie widział takiej potrzeby, ale nie miał siły się z nią kłócić. Dlatego nie odezwał się słowem, aby nie czekała na moment, w którym zacznie działać środek przeciwbólowy. Skinął lekko głową, wziął głęboki oddech, a następnie wykrzywił twarz i wydał z siebie głośny, przeciągły, bolesny jęk, gdy nastawiła niespodziewanie jego nos. Wypuścił powoli powietrze przez rozchylone usta, starając się spokojnie oddychać. Nie tylko dlatego, że miało mu pomóc to w zminimalizowaniu bólu nosa, to przede wszystkim dlatego, aby nie wykonać gwałtownego ruchu, który mógłby sprawić, że bolałaby go rana po postrzale. Niby morfina działał, ale wolał nie sprawdzać czy w takich sytuacjach również dawała radę.
    — Wybaczam — powiedział, odruchowo również sięgając dłonią do nosa, jednak cofnął rękę. Willy już się wszystkim zajęła, a wolał nie wtryniać się jej swoimi palcami w paradę. Wziął kolejny głęboki oddech i odnalazł swoimi oczami jej oczy. Spojrzał w nie, chwilowo zatapiając się w nich. Nie podobały mu się słowa, które padły z jej ust. To sprawiało, że bał się jeszcze bardziej.
    Był twardy. Zniósł w życiu wiele. Jego doświadczenie było ogromne nie tylko w pracy jako agent FBI, ale również te zwyczajne, życiowe. Przeżył smierć żony i córki, był porywaczem, przeżyli wybuch bomby i Lawrence’a… a mimo tego, tak cholernie mocno bał się usłyszeć o tym, co się stało, kiedy świadomość przejął ktoś inny. Jak wiele zła mogło ich jeszcze spotkać? Obawiał się, że zadając takie pytanie wręcz prosi się o to? Aby życie udowodniło, co jeszcze na nich czeka, ale z drugiej strony… Kurwa, naprawdę mogli dostać jeszcze bardziej po dupach?
    Kolejny głęboki oddech, jednak nie czuł w żaden sposób, aby miało to działać na niego uspokajająco. Bał się tak samo, jak ona. I był na siebie wściekły. Bo jak miał ją uchronić przed samym sobą, w dodatku, kiedy sam był tym przerażony? To było popieprzone.
    — Też nie wiem — przyznał, bo nie było sensu kłamać, że miał jakiś plan. Nic nie miał. Czuł przerażający strach, obawiał się, że mógłby ją zranić. Nie chciał tego, nie mógł do tego dopuścić i nie wiedział, jak ją przed tym ochronić. To było tak bardzo frustrujące… — Nie wiem, nie jestem pewien czy kiedykolwiek, cokolwiek czułem — przyznał, marszcząc delikatnie brwi na znak zamyślenia — za każdym razem, wcześniej gdy to się działo miałem po prostu… dziurę w pamięci. Miałem wrażenie, jakbym się obudził po długim śnie, ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć co robiłem, dlaczego jestem tak ubrany, dlaczego coś mnie boli czy cokolwiek robili… — szepnął — to znaczy Remy… tak mi się wydane, że po Remy’m tak się czułem. Nie wiedziałem, że jest ktoś jeszcze — wyszeptał, zastanawiając się nad tym co mówiła Willy. Jak mógł nie wiedzieć, że to zaczęło się szybciej? Był… był pewien, że to zaczęło się po pożarze… — Nie pamietam nic z wcześniej — szepnął — nie pamietam, żebym kiedyś czuł się w taki sposób, gdy żyła Beth i Daisy — powiedział, marszcząc jeszcze mocniej brwi. Ten, który pojawił się teraz musiał być… inny. Silniejszy? Chyba tak. I ta myśl jeszcze bardziej go przerażała — co się działo, kiedy… mnie nie było?

    😬

    OdpowiedzUsuń
  176. Zdawał sobie sprawę z tego, że w chwili obecnej nie spełniał oczekiwań na najlepszego męża na świecie. Powinien ją wspierać, być zawsze dla niej i przede wszystkim dać jej poczucie bezpieczeństwa. Chciał być jej przystanią, w której będzie mogła schronić się przed całym złem tego świata, s tymczasem? Był tego całkowitym przeciwieństwem. I nie dał jej w żaden sposób odczuć, że jest w stanie nad tym panować. Nie był i okłamywanie jej w tej kwestii byłoby najbardziej okrutną rzeczą, jaką by zrobił. Dlatego nie mógł się na to zdobyć. Zresztą, po dzisiejszej sytuacji Willow byłaby świadoma, że każde słowo padające z jego ust, mające na celu dać jej pozorny spokój, jest kłamstwem.
    Zacisnął wargi, sięgając dłonią swojej głowy. Ułożył palce na skroni i przycisnął je delikatnie. Próbował… odnaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, które dałoby efekt. Najlepiej natychmiastowy. Miał podobne myśli do tych kłębiących się w głowie Willow i dobrze wiedział, że to byłoby najrozsądniejsze. Gdyby się do niej nie zbliżał. Kochał ją, zależało mu przede wszystkim na bezpieczeństwie jej i baby Murphy, ale jednocześnie nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nie potrafił już wyobrazić sobie życia bez niej, bo co to byłoby za życie? Wtedy najlepiej byłoby zniknąć z powierzchni ziemi i to ta myśl, zakotwiczyła się w jego umyśle. To on był problemem. Pewnym rozwiązaniem jest likwidacja problemu, co jasno wskazywało na usunięcie… go samego. Spojrzał na dziewczynę, marszcząc przy tym delikatnie brwi.
    — Nie… nie bardzo — przyznał, próbując wysilać swoje szare komórki. Musiał sobie coś przypomnieć, musiał wiedzieć w jakim stopniu nowy mówił prawdę, a ile w jego słowach było kłamstw — skoro był wypadek musi być jakaś historia medyczna — stwierdził, powoli oblizując wargi. Wziął głęboki oddech — muszę wiedzieć, ja… Willy, przepraszam, Willow, jeżeli to zaczęło się dużo wcześniej, dlaczego, kurwa, nie wiedziałem — wychrypiał, nie wiedząc co tak właściwie czuje w tej chwili. Złość mieszała się z goryczą i żalem, dlaczego Beth nic nie mówiła? Dlaczego go okłamywała? Nie zauważyła? Na pewno wiedziała, musiała wiedzieć. Zwłaszcza, skoro twierdził, że je znał.
    Odruchowo napiął mięśnie po jej słowach, co z kolei spowodowało ból. Zaklął cicho na swoje lekkomyślne działanie, ale posłał ukochanej najbardziej łagodne i czule spojrzenie, jakie był w stanie w tej chwili z siebie wykrzesać.
    — Cokolwiek się stało wiem, że to nie twoja wina, skarbie — powiedział, wciąż patrząc na nią czule — poza tym nie ma powodu dla którego mógłbym znienawidzić ciebie, prędzej siebie — westchnął, czując po tym jak się zachowywała, że to nie będzie ani miłe, ani łatwe. Skinął lekko głową na jej słowa, na znak, że słucha, co mówi. Przestał poruszać głową, zamiast tego zacisnął mocno wargi, próbując sobie ułożyć w głowie to, co właśnie usłyszał. Czuł, jak przechodzi przez niego fala złości. Skierowana na siebie, nie na nią.
    — Chcesz mi powiedzieć, że ten skurwiel siedzący we mnie, groził… że groziłem ci… — rozchylił wargi, nie potrafić sobie tego w ogóle poukładać. Nigdy by jej nie skrzywdził. Nigdy w taki sposób. Był wściekły. W jednej chwili poczuł, jakby gotowała się w nim krew. Wypuścił wściekły powietrze przez rozchylone wargi, wpatrując się w Willy z niedowierzaniem. — Ty mnie przepraszasz? — Spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to, co właśnie usłyszał. To on powinien przed nią klęczeć i błagać o wybaczenie. W złości, którą odczuwał, sięgnął dłonią do ręki w której miał wenflon i wyrwał go z siebie, nawet nie czując bólu. Był za bardzo wkurwiony. Dlatego zdusił w sobie chęć wrzasku i dał całą siłę jaką miał w to, aby się podnieść z łóżka, co nie było łatwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedział, że jak adrenalina spadnie, będzie bolało, ale miał to w dupie. — Musimy to skończyć — powiedział stanowczo, chociaż w jego głosie przebrzmiewał ból, który nie mial nic wspólnego z tym fizycznym — nie mogę cię więcej narażać, kurwa, jak… — spojrzał na nią, oddychając głęboko, aby dać ujście tym razem temu fizycznemu bólowi.

      😡

      Usuń
  177. Skinął powoli głową. Obdzwonienie szpitali zawsze było dobrą opcją. Zaproponowane przez Willy skontaktowanie się ze starymi znajomymi również. Może i nie utrzymywał z nikim z szczególnych relacji, ale był pewien, że pewne nazwiska nie zostawiłaby go z niczym. Chciał wiedzieć, co się konkretnie stało, chciał wiedzieć, od czego to wszystko się zaczęło i chociaż istniała… w zasadzie to nie istniała żadna szansa, aby dowiedzieć się szczegółowo wszystkiego, to zawsze mógł się dowiedzieć chociaż minimum z minimum, a obecnie znajdował się w takim stanie, że każdy najmniejszy skrawek informacji był na wagę złota. Nie mógł więc nie skorzystać.
    — To moja wina. To moje ciało, mój umysł — póki pojawiał się niegroźny Remy, nie miał problemu z oddzieleniem swojego ja od tego należącego do Remy’ego, ale ten nowy nie był łagodny, realnie zagrażał jego żonie. Skrzywdził ją i groził. Nie był w stanie oddzielić tego od siebie.
    Kiedy dotarło do niego, jak bardzo chciała ją skrzywdzić jego inna osobowość, nie był w stanie leżeć u słuchać bezczynnie o tym, że ktoś, że on sam mógłby ją skrzywdzić. Nie był na nią zły, więc jej przeprosiny nie były w ogóle potrzebne. To nie było zależne od niej. Cokolwiek robiła, aby ratować siebie… był w stanie to zrozumieć.
    — Nie mogę — odpowiedział, cały czas się szamocząc. Adrenalina sprawiała, że nie czuł bólu. Morfina również robiła swoje. Musiał… sam nie wiedział, co dokładnie musiał zrobić, ale jej reakcja sprawiła, że nie mógł tak po prostu czekać, aż sprawa z jego chorobą się rozwiąże sama, bo wiedział, że to się po prostu nie stanie — widzisz… — powiedział, robiąc krok do tyłu, aby nie musiała się go obawiać. Widząc jej przerażoną twarz czuł ból, który był nie do opisania. Bała się go, bo nie było pewności, że to on. Był pewien, że zapamięta wyraz jej twarzy na zawsze, że będzie go nawiedzała w najgorszych koszmarach, bo miał świadomość, że nie może nad tym zapanować.
    — Kąpiel w oceanie — odpowiedział od razu na jej pytanie, aby nie musiała się stresować. Przyłożył dłoń do rany, czując mokrą ciecz pod palcami, ale miał to w dupie — boisz się mnie — jęknął z rozpaczą — jak mamy niby żyć, kiedy się mnie boisz, bo nie ma pewności czy to ja — wydyszał, biorąc głębokie, urywane oddechy. Był przerażony całą tą sytuacją. Tym, do czego mogła doprowadzić jego choroba. Tym, że nie było na to żadnego lekarstwa — powinienem zginąć, żebyś była bezpieczna. To nie ma sensu, skarbie, nie możesz spędzić życia bojąc się własnego męża. Nie mogę ci tego zrobić, po prostu nie mogę — powiedział, chwytając się moc jej opatrunku, który stawał się coraz mocniej zaplamiony świeżą krwią. — Jak to sobie wyobrażasz? Co jeżeli cię skrzywdzę bardziej niż dzisiaj? Co jeżeli skrzywdzę nasze dziecko? — Spytał, patrząc prosto w jej oczy. Przez myśl mu przeszło, że mógł zrobić to w przeszłości. Zranić Beth i Daisy. Ulżyło mu, że miał dowody na winę Larry’ego, bo inaczej nie przeżyłby ze świadomością, że siedzący w nim psychopata zabił jego żonę i dziecko. Ta myśl jednak wciąż była przerażająca i realna, bo Willy i ich nienarodzone dziecko nadal byli w niebezpieczeństwie. Tak długo, jak długo on był blisko nich.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  178. Wszystko to co mówiła, z jednej strony było proste. Nie robił tego świadomie. Z drugiej strony miał świadomość, że nagle panowanie nad jego ciałem i umysłem może przejąć ktoś obcy. I o ile pojawiał się Remy, który nie tworzył zagrożenia, to mógł to lekceważyć. Machnąć na to dłonią, bo wiedział, że Willy jest nawet przy nim bezpieczna, że on nie zrobi jej po prostu krzywdy. Pojawienie się nowej osobowości stanowiło zagrożenie. Realne. Chciał zgwałcić jego żonę i najpewniej zamordować. Chciał zranić jego żonę. I dziecko. Chciał ich zabić. Nie mógł na to przecież pozwolić. Nie mógł stanowić zagrożenia dla osoby, którą kochał ponad wszystko. Która była całym jego życiem. Nie mógł.
    — Słyszysz siebie? — Spytał cicho, nieco zachrypniętym głosem, w którym przebrzmiała ból — słyszysz co mówisz? — Spojrzał na nią, walcząc z całych sił, aby powstrzymać łzy. Co było cholernie trudne. — To byłem ja… to była część mnie. Nie mogę tego zignorować — powiedział.
    Zerwanie się z łóżka i wyrwanie z ręki wenflonu nie było najlepszym pomysłem. Wiedział o tym tak naprawdę już w momencie popełniania tego czynu. Adrenalina w jego organizmie sprawiała jednak, że nie czuł bólu. Nie przejmował się też konsekwencjami. Może specjalnie to zrobił? Wiedział, że jego smierć byłaby rozwiązaniem dla wszystkich. Dla Willy i dziecka. Dla ich bezpieczeństwa.
    Pokręcił głową na słowa dziewczyny. Rozumiał co mówiła, ale to nie miało według niego najmniejszego sensu. Nie był w stanie nad tym zapanować. Nie miał pojęcia, co stanowiło wyzwolenie, jak mógłby spróbować walczyć… nowy pojawił się tak nagle i niespodziewanie, nie był w stanie przewidzieć, kiedy pojawi się kolejny raz. Nie wiedział, co ma robić, aby minimalizować ryzyko pojawienia się go. Rozmawiał z Willow o wycieczce, o dziecku, o ich, kurwa, szczęśliwym życiu. A Zack pojawił się i to zniszczył. Wszystko zniszczył.
    Ignorował jej krzyk. Nie denerwował się nim, bo sam był roztrzęsiony, sam chciał krzyczeć, bo bezradność którą odczuwał w tej konkretnej sytuacji po prostu go miażdżyła. Sprawiała, że był słaby. Nie był w stanie nic zrobić, ta myśl niesamowicie go wkurwiała. Nie mógł mieć ciastka i zjeść ciastka, a związek z Willy i jej bezpieczeństwo było jak przysłowiowe ciastko. Jeżeli chciał mieć pewność, że jej nie zagraża, nie mógł dłużej z nią być. Musiał trzymać się z daleka.
    Był zdziwiony jej zachowaniem, bo nie spodziewał się, że użyje w tej chwili względem niego siły. Zwłaszcza, że był ranny. O czym przypomniał sobie, kiedy opadł na łóżko. Syknął cicho z bólu, spoglądając na nią.
    — Będąc przy was będę was narażał — powiedział, czując jak drży mu głos — powinienem odejść. Na zawsze. Dla was. Dla waszego dobra, skarbie — powiedział cicho, nie mając siły się z nią szarpać. Będzie mógł ponownie wstać, ponownie rozwalić szycie, gdy się od niego odsunęli, dając mu przestrzeń. Będzie mógł zrobić to, co do niego należało. Zadbać o bezpieczeństwo swojej rodziny.

    😢

    OdpowiedzUsuń
  179. Nie umiał w tym momencie dostrzec innego rozwiązania. Wszystko wydawało się po prostu marne i niewystarczające. Nie mógł przecież narażać ani jej, ani ich dziecka. We wszystkich słowach, które padały z jego ust liczyło się tylko to, aby ona była bezpieczna. Nic innego się nie liczyło.
    Dobrze wiedzieli, że nie było leku na did, a terapia mało dawała. Wręcz… odwrotny skutek. Bał się, że Zack zacznie pojawiać się częściej, a to narażałoby ją i dziecko. Czy naprawdę nie rozumiała, że robił to dla jej bezpieczeństwa? Dla jej dobra? Gdyby coś jej zrobił swoimi rękoma… nigdy by sobie tego nie wybaczył. Nigdy. Nie byłby w stanie żyć ze świadomością, że jego chora głowa doprowadziła do śmierci ukochanej żony i nienarodzonego jeszcze dziecka. Kurwa, nie mógł z nią żyć z tą świadomością. Po prostu nie mógł.
    — Odejdę — powiedział stanowczo, doskonale wiedząc, że to właśnie się stanie. Musiał odejść, musiał pozwolić sobie na zostawienie jej i życie w bólu spowodowanym rozłąką. Z drugiej strony ten ból świadczyłby o tym, że ona jest bezpieczna. Przecież o to w tym wszystkim chodziło. O nią i dziecko. On i jego życie nie miały znaczenia.
    Bolał go jej widok w takim stanie, ale musiał to wytrwać. Musiał wytrzymać, bo wszystko co teraz robił, wszystko, co mówił, miało na celu to, aby nic więcej jej się nie stało, aby jej w żaden sposób nie skrzywdził.
    Dlatego odpuścił, poddał się temu, co musiała zrobić, aby utrzymać go przy życiu. Niech wie, że zdobiła wszystko co mogła, że rozstaną się… żywi. Wszystko to, co wydarzy się później nie będzie już jej dotyczyło. Słyszał jej słowa, ale starał się je ignorować, nie słuchać, wpuszczać jednym uchem, wypuszczać drugim, aby nic nie pozostało w pamięci. Wiedział, że to dla ich wspólnego dobra. Dla jej dobra i ich dziecka.
    — Zrób co musisz — powiedział słabym głosem, odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Nie chciał na nią patrzeć, nie chciał, aby widziała go w takim stanie, z bólem na twarzy i w oczach. Ostatnie wspomnienia tego małżeństwa już i tak były tragiczne, nie chciał tego jeszcze bardziej pogarszać. Nie patrzył, jak wychodzi z pokoju do innej części mieszkania. Nie mógł na to patrzeć.
    Zasnął, nawet nie wiedział kiedy. Sen był koszmarny, a kiedy otworzył oczy, wcale nie czuł się lepiej. Bolało, nie tylko rana, ale również ręka, z której wcześniej wyrwał sobie wenflon. W dodatku towarzyszyło mu nieprzyjemne uczucie żalu i pustki, strachu, ze gdy podniesie się z łóżka i przejdzie po mieszkaniu, naprawdę jej nie będzie i… wiedział, że tak byłoby najlepiej. Nadal uważał, że to najlepsze z wszystkich możliwych rozwiązań, ale… kurwa, nie chciał, aby wszystko to co wydarzyło się przed snem, stało się prawdą. Co jeżeli to już się stało? Jeżeli zniknęła? Jeżeli już jej nie ma?
    — Willow? — Spytał, mrużąc powieki, gdy postanowił powoli podnieść się do siadu. Kurwa, jak bolało. — Willy?

    😩

    OdpowiedzUsuń
  180. Sam nie wiedział, czego tak właściwie chciał. Może liczył podświadomie na to, że odpowie mu cisza? Świadomość, że faktycznie odeszła, że jest w drodze, aby znaleźć się daleko, wystarczająco daleko, od niego, aby mogła czuć się bezpiecznie… a może pragnął usłyszeć jej głos w reakcji na jego wołanie? Nie miał pojęcia, z czego cieszyłby się bardziej. Słysząc jej odpowiedź, jedyne co czuł to ulgę połączoną ze strachem. Chyba się zawiódł. Ale gdyby jej nie usłyszał, czułby się dokładnie w taki sam sposób… wiedział, że nie może osiągnąć w tej konkretnej sytuacji złotego środka. To było po prostu niemożliwe, chociaż bardzo tego pragnął.
    — Przepraszam — powiedział szybko, przypominając sobie, że faktycznie o to prosiła. Wyrwało mu się z przyzwyczajenia, nie zrobił tego specjalnie. Nigdy w życiu nie zdecydowałby się na zrobienie czegokolwiek, co by jej nie odpowiadało, z zamysłem. — Sprawdzam — mruknął, spoglądając na nią — czy jesteś — dodał, samemu nie wiedząc, co po sprawdzeniu. Jeszcze była. Jak długo? Słowa, które wypowiadała… nie dziwił jej się, że była złośliwa, nie miał jej tego za złe. W pewnym stopniu rozumiał. Nie było tak, ze nie chciał walczyć. Chciał mieć tylko pewność, że jej nie skrzywdzi, że Willow będzie bezpieczna niezależnie od tego, kto akurat pojawi się w jego umyśle. — To nie tak, że nie chcę — powiedział, kręcąc lekko głową. Gdy zsunęła biżuterię jaką był pierścionek zaręczynowy i obrączka, gardło mu się zacisnęło. Nie spodziewał się, że taki widok może tak bardzo boleć — chcę tylko mieć pewność, że nic ci nie grozi… — powiedział łamiącym się głosem — że będziecie bezpieczni… — wiedział, że się powtarzał, ale właśnie o to mu chodziło. Chciał się kierować tą konkretną wytyczną, jaką było jej i dziecka bezpieczeństwo — obecna terapia nic nie daje. Co, jeżeli będzie gorzej po eksperymentalnej? — Wbił w nią spojrzenie swoich niemal czarnych oczu — jeżeli… jeżeli złożysz obietnicę… muszę mieć pewność, że jeżeli zacznie być gorzej to odejdziesz. Pozwolisz mi… to zatrzymać — stwierdził, nie musząc się długo zastanawiać nad tym, co mówił. Wiedział, że Willow z pewnością nie będzie zadowolona z warunków, które właśnie zaproponował, ale… musiał je postawić. Musiał mieć pewność, że nie będzie na sile go utrzymywać przy życiu, przy nowych, kolejnych sposobach panowania nad jego umysłem. Mógł… mógł spróbować, pod warunkiem, że nie będzie miała litości, gdy okaże się, że to co robią nie przynosi żadnych efektów lub pogarsza sytuacje — wtedy będę mógł spróbować. Jak przyrzekniesz, że nie będziesz na siłę o mnie walczyć — nie odrywał spojrzenia od jej oczu. Musiał mieć pewność, że rozumiała dokładnie czego od niej chciał.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  181. Słysząc, że dziewczyna się pakuje coś ścisnęło go w żołądku. Wiedział, że nie może być egoistą. Nie może myśleć o tym, że będzie za nią tęsknił każdego dnia, że jego życie wraz z jej odejściem straci jakikolwiek sens, że zasypianie bez niej u boku będzie katorgą. Dokładnie tak samo, jak każda minuta, a nawet sekunda bez niej ze świadomością, że dla jej bezpieczeństwa nie może być przy niej i ich dziecku. To bolało, strasznie. Ostatni raz czuł się tak źle, gdy zrozumiał, że już nigdy więcej nie zobaczy Beth i Daisy. Już raz stracił żonę i dziecko. Teraz miało stać się to ponownie, z tą różnica na całe szczęście, że ona i maleństwo będą żywi.
    Nie odpowiedział na jej słowa, bo cokolwiek z trudem przeszłoby mu w tej chwili przez gardło, a poza tym, nawet nie wiedział, co ma powiedzieć. Że super, że już się pakuje? Że powinno jej już tu nie być? Albo, żeby… chciał ją zatrzymać przy sobie. Taka była prawda. Chciał z nią być, ale to byłoby cholernie egoistyczne, a przecież to nie on był w tej chwili najważniejszy. Liczyła się ona i ich dziecko.
    Uniósł lekko brew, bo zdziwiły go jej słowa. Może i miała racje. Poradziła sobie z Zackiem. To jego ciało było ranne, a nie jej. W dodatku, obecnie nie był w dobrej formie, więc nawet zmiana i pojawienie się kogoś nowego nie zagroziłoby Willy. Tyle, że nie mógł przecież pozwolić jej być na czas powrotu do zdrowia, a później kazać jej odejść. Lepiej było to zrobić od razu.
    Wszystko to, co mówił jemu wydawało się sensowne. Chodziło przecież o to, aby jej nie zagrażać. Nie miał pojęcia czy jeszcze kiedykolwiek Zack weźmie kontrolę i czy jeżeli to się stanie, będzie chciał znaleźć Willow. Coś mu podpowiadało, że nawet gdyby spróbowała zniknąć, ten świr znalazłby ją. Ten świr, czyli on sam…
    — Jeżeli on będzie zawzięty? — Spytał, patrząc na nią — jeżeli będzie uparty i nawet jeżeli byś zniknęła, szukałby cię? Co, jeżeli uda mu się pojawić i zatrzymać na dłużej? Co jeżeli znalazłby cię i chciał się zemścić? Co wtedy? — Spytał — nie zamierzam ze sobą kończyć przy pierwszym problemie, po prostu… Kurwa, Willow, siedzący we mnie potwór chciał cię zgwałcić. Sama powiedziałaś, że on chce cię zabić — wycedził przez zaciśnięte zęby, czując jak krew zaczyna w nim wrzeć — jak mam pozwolić na to, aby miał jakąkolwiek szanse na zrobienie tego? — Spytał, patrząc na nią z rozpaczą w oczach — jak mam spokojnie żyć i czekać, aż to się znowu stanie? Jak… uwierz, nie chcę odchodzić od ciebie, zostawić cię. Jesteś moją żoną, najważniejszą kobietą w moim życiu, jesteś wszystkim, co mam. Jak mam żyć i cię narażać?! — Nie był głodny. Nie byłby w tej chwili w stanie wetknąć niczego do ust, poza tym nie podobała mu się ta zmiana tematu — nie — odpowiedział, patrząc na nią — chciałbym mieć pewność, że nic ci nie grozi — oznajmił poważnie, wiedząc, że to akurat jest niemożliwe.

    😕

    OdpowiedzUsuń
  182. Zacisnął mocno wargi, bo zdecydowanie nie to chciał usłyszeć. Raczej liczył na przytaknięcie jego słowom i oczekiwanie, że nie nadejdzie moment, w którym musiałaby pogodzić się ze złożoną obietnicą. Widział w chwili obecnej wyraźnie, że jakakolwiek dyskusja z nią nie ma sensu.
    Było mu po prostu smutno. Nie podobało mu się oczywiście to wszystko, co zrobił jej jako ten drugi. Nie podobało mu się, że musieli wybierać między szczęściem a jej bezpieczeństwem. Przecież nie tego chciał od życia. Nie był dołującym się człowiekiem, który poddawał się przy pierwszej lepszej okazji. Willow dobrze o tym wiedziała. Był uparty jak osioł, kiedy coś zaplanował dążył do tego po trupach. Był zawzięty. Ale wszystko to, co się wydarzyło… przerastała go świadomość, że ukochana kobieta, najbliższa mu osoba jest przez niego w niebezpieczeństwie. I to takim, nad którym nie był w stanie panować, które zależało w pewnym sensie od niego, bo mogło być zadane właśnie przez niego. Jedyne do mógł zrobić aby ją ochronić, to zlikwidować siebie. Niby oczywiste, niby proste, ale… kurwa, tak bardzo tego nie chciał robić. Zdrowy rozsądek kazał mu jednak zdecydować się właśnie na takie działanie.
    — Nie tego chce — powiedział, czując, że sam nie ma już siły do powtarzania w kółko tego samego. Chciałby ją przytulić. Schować w swoich ramionach przed całym złem tego świata, a jednocześnie wiedział, że to te ramiona, w których chciał ją chronić mogły najbardziej ją zranić. To było beznadziejne. Łatwiej byłoby gdyby się po prostu obudził, a jej nie byłoby już w pobliżu. Gdyby była już daleko, ukryta, bezpieczna, gdyby nie musieli ponownie tego przerabiać.
    — Chodzi o ciebie i twoje bezpieczeństwo, czy tak trudno to zrozumieć!? — Krzyknął, bo nie wytrzymał. Jej słowa bolały. Przecież to nie tak, że podjął decyzję o zakończeniu swojego życia, bo miał taka zachciankę. Chciał ją ratować, bo obawiał się, że Zack mógłby ją znaleźć. Zacisnął mocno zęby, aby nie powiedzieć czegoś, czego mógłby później żałować. Nie chciał tego kończyć kłótnią. Dlatego zaciskał je tak mocno, że aż zgrzytało. Wziął kilka głębokich oddechów, które miały na celu uspokojenie go, ale tak szczerze mówiąc to nie pomogły za dużo. Dlatego, kiedy odezwała się ponownie, nie wyczuł w pierwszej chwili, że coś może być nie tak — po prostu odejdź, Willow. Nie przedłużajmy tego, tak będzie lepiej — wyrzucił z siebie, podnosząc powoli głowę i spoglądając w stronę drzwi. Zmarszczył brwi, na dźwięk słowa szpital. Przecież mówiła, że nic jej nie zrobił, że nie potrzebowała szpitala. — Co się stało? — Cały gniew i złość jaka w sobie miał, w jednej chwili zniknęła. Wpatrywał się w nią, a kiedy dostrzegł krew na jej ręce, w jednej chwili pobladł — Willow, co się stało? Mówiłaś, że nic ci nie jest. Jaki szpital, jak sama… — mówił, momentalnie próbując się podnieść z łóżka. Nie mógł jej przecież pozwolić na to, aby cokolwiek się stało, była teraz sama — co się dzieje, skarbie? — Wykrzywił twarz w grymasie, bo nie był już pobudzony adrenaliną i każdy ruch sprawiał mu ból.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  183. Nie rozumiał dlaczego, ale każde kolejne słowo padające z jej ust, po prostu podnosiło mu ciśnienie. Miał ochotę na nią nawrzeszczeć. Wytłumaczyć, że to wszystko nie jest tak łatwe, jak przedstawia to ona. Sama przecież powiedziała, że Zack był psychopatą! Jak mial w takiej sytuacji pozwolić na to, aby jeszcze kiedykolwiek mieli ze sobą kontakt? Jak niby mógł spokojnie czekać, aż coś się stanie? Aż Zack pokaże, że potrafi zadać ból i zrobić jej krzywdę? Przecież nie mógł tego zrobić. Co gorsza mial świadomość, że gdyby zamienili się rolami… Tak samo jak ona teraz, nie pozwoliłby na to, aby to ona zrobiła sobie jakąkolwiek krzywdę. Zachowywałby się dokładnie tak, jak ona i to w tym wszystkim wkurzał go najbardziej. Były jednak rzeczy i sytuacje, których po prostu nie dało się przeskoczyć.
    — A skąd wiesz, że następnym razem będziesz miała tyle samo szczęścia, co teraz?! — Spojrzał na nią, zaciskając mocno wargi i pieści. Nie powinien się tak na nią wkurzać, ale doprowadzała go do szału tym twierdzeniem, że sobie poradzi. Chyba chciałby zobaczyć, że jest w stanie mierzyć siły na zamiary, a nie za wszelką cenę upierać się przy tym, że sobie poradzi, bo teraz to on był ranny, a nie ona.
    W jednej chwili wszystko przestało mieć znaczenie, kiedy zrozumiał, skąd krew na jej dłoni. Rozchylił wargi w niemym szoku i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w nią, czując, jak strach zaczyna ogarniać jego ciało.
    Chciał do niej dobiec, zamknąć w swoich ramionach, a następnie zawieźć do szpitala i być przy niej, ale gdy próbował wstać, tak bolał go brzuch, że nie był w stanie zrobić nic więcej. Oddychał, wpatrując się w nią i walcząc z bólem. Musiał zagryźć zęby. Musiał być przy niej.
    — Nie mogę jechać z tobą — wyszeptał, będąc na siebie jeszcze bardziej wściekłym. Gdyby wcześniej nie dopuścił do rozerwania szwów, być może czułby się teraz na tyle dobrze, ze byłby w stanie jej towarzyszyć. — informuj mnie, proszę — powiedział, oblizując nerwowo wargi.

    Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Po prostu nie wiedział. Leżenie na łóżku wydawało się teraz najmniej komfortową i możliwą do wytrzymania rzeczą. Spoglądał na telefon, kontrolując godzinę i czas jaki minął, odkąd wyszła. Co jakiś czas próbował się podnieść, jakby miał nadzieje, że z którąś minioną minutą będzie mógł po prostu wstać na nogi. Kiedy rozdzwonił się telefon, od razu odebrał.
    — Obiecuje — nie musiał się zastanawiać nad odpowiedzią. Ona i dziecko byli najważniejsi — obiecuje, ze nie będę więcej pierdolił głupot, że będę na ciebie czekał i… wymyślimy coś. Razem — złożył obietnice — jak tylko będę w stanie zwlec się z łóżka przyjadę do ciebie — zapewnił, mając zamiar dotrzymać i tej obietnicy — mówili ci, jak długo musisz zostać? Postaram się… postaram się być najszybciej jak to możliwe, skarbie.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  184. Nie był zachwycony kierunkiem biegu, jaki przybrały wydarzenia. Zamierzał się przecież usunąć po to, aby Willow i dziecko byli bezpieczni, a teraz okazywało się, że te bezpieczeństwo było zagrożone. Oczywiście, że obwiniał o to siebie. Słowa, które wypowiedziała na koniec rozmowy jego żona, jedynie wzmocniły poczucie winy. Zresztą, nie miał do niej pretensji, nie uważał, że specjalnie wzbudzała w nim wyrzuty sumienia. Po prostu czuł się winny, bo… był temu winny. Nic więcej, nic mniej i dobrze o tym wiedział. Tym trudniej było mu spokojnie znieść świadomość, że miała się nim chwilowo opiekować wspomniana przez małżonkę koleżanka. Wolał działać, chciał coś zrobić. Dla niej, dla ich dziecka. Bezczynne dochodzenie do siebie w domu, z daleka od niej było katorgą.
    Oczywiście, że próbował przekonać Nel na najróżniejsze, znane sobie sposoby, aby dała mu zielone światło na opuszczenie mieszkania i możliwość odwiedzenia swojej żony, która musiała spędzić ten czas w szpitalu. Oczywiście, że budziła się w nim frustracja i wkurwienie za każdym razem, kiedy słyszał odmowę. Próbował ją przekupić, szantażować, a kiedy nic nie działało, po prostu zachowywał się jak dupek, mając nadzieje, że po prostu mu odpuści. Nie miał pojęcia dlaczego była, aż tak lojalna jego żonie, ale… Z trudem musiał przyznać, że chociaż wkurwiało go to przeokropne to jednocześnie był pod wrażeniem.
    Zaczynał mieć wrażenie, że jeżeli zostanie, chociaż dzień dłużej w zamknięciu to mu zwyczajnie odpierdoli, a biorąc pod uwagę jego przypadłość było to całkiem prawdopodobne. Próbował nawet tym straszyć młodą dziewczynę, ale nawet to nie działało. Odpuścił, bo nie miał pojęcia co jeszcze mógłby zrobić, aby w końcu móc opuścić mieszkanie. I wtedy to się stało. Kiedy odpuścił… Ona chyba w końcu też. Albo zwyczajnie nadszedł dzień, w którym rana się zrosła wystarczająco, a tym samym on mógł wyjść z mieszkania, aby wreszcie zobaczyć się ze swoją żoną.
    Oczywiście, że nie mógł pojawić się w szpitalu z pustymi rękoma, więc poza papierową torbą zdrowego jedzenia (czyli owoców i zdrowych przekąsek – bo przecież mieli umowę na temat zdrowego jedzenia) kupił ogromnego pluszaka, który miał umilić jej kolejne dni, które miała spędzić w szpitalu. Liczył jednak na to, że nie będzie ich już wiele.
    — Słyszałem, że nasz leżeć — powiedział, chociaż jego ton brzmiał łagodnie. Mimo zajętych rąk, objął ją. Był skończonym idiotą twierdząc, że musi ją zostawić. Przecież sobie poradzą… — do łóżka, nawet nie próbuj wchodzić w dyskusje — powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, a następnie odstawił torbę na stolik, a Willow wręczył pluszaka — żebyś miała się do czego przytulać, kiedy nie będzie mnie obok — szepnął, chociaż liczył na to, że w tej chwili miś pójdzie w odstawkę. Nie zamierzał nawet na to czekać. Kiedy zostali sami, od razu położył się na szpitalnym łóżku i przyciągnął ją do siebie, gładząc dłonią jej włosy — też za tobą tęskniłem. Cały czas myślami byłem z tobą, tutaj — przyznał, biorąc głęboki wdech — jak się czujesz? Słuchasz lekarzy? Nie jesteś uparta i nie twierdzisz, że wiesz lepiej co możesz, a czego nie? — Pytał, chociaż podejrzewał, że może być wręcz odwrotnie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  185. — Nie widzę, żebyś teraz była na wózku — mruknął cicho, to nie tak, że zamierzał od razu prawic jej reprymendy, ale tutaj przecież chodziło o jej zdrowie i życie ich dziecka. Nie mogła tak po prostu ignorować wytycznych lekarzy, nawet jeżeli wstała tylko po to, aby podejść do niego i go przytulić. Nie miał nic przeciwko objęciom, ale przecież mogli to robić w innych okolicznościach niż stojąc. Zwłaszcza, gdy jego żona powinna ruchu i wstawania unikać. Tak, zamierzał być przewrażliwiony, nie, nie obchodziło go to, czy Willow będzie z tego powodu zadowolona czy nie. Dbał o nią i dziecko. Musiał dbać, skoro zdążył tak bardzo wcześniej nawalić. Wiedział, że nie będzie w stanie tego tak po prostu odkupić takim zachowaniem, ale chociaż odrobinę stłumi wrzeszczące w nim wyrzuty sumienia.
    Nie myślał o tym, że nim jego żona opuściła mieszkanie, się pokłócili. Nie to, że nie pamietam i w ogóle to wyparł – miał przez to wyrzuty sumienia w końcu. Nie chciał jednak myśleć o tym, że przez to w tej chwili powinien trzymać jakiś dystans. Cieszył się, że nic jej i dziecku nie jest, a skoro mogła zacząć się poruszać na wózku, zakładał, że jej stan zdrowia był na dobrej drodze. Doceniał to. Chciał ją przytulić, mieć przy sobie i już nigdy więcej nie opuszczać.
    — Żeby mieć nowego, najpierw musisz się pozbyć starego — wymruczał cicho, idąc za nią. Kiedy znaleźli się oboje na łóżku, od razu ją objął ramieniem i przyciągnął do swojego torsu. Gładził powoli dłonią jej ramię, oddychając jej zapachem — przepraszam kochanie — wyszeptał cicho w jej głowę, a następnie musnął wargami jej włosy — już dobrze, jestem przy tobie — dalej cicho szeptał, nie przestając jej przy tym dotykać — nie pozbędziesz się mnie tak łatwo — dodał, a następnie wziął głęboki oddech — ta twoja koleżanka jest uparta bardziej niż ty, wiesz? — Nie miał pojęcia o tym, że Willow miała jej zapłacić — ale dzięki temu, miałem sporo czasu, żeby się nad tym wszystkim zastanowić — westchnął ciężko, ale posłał jej przy tym uśmiech — ale pogadamy później, co? Po prostu wiedz, że… spróbujemy to jakoś ogarnąć. Bez drastycznych kroków — oznajmił. Nie mógł jej przecież zostawić. Nie mógł, chociaż i tak miał poczucie, że to byłoby najlepsze dla niej i dziecka. Z drugiej strony… jego upieranie się przy tym, że powinien zniknąć z jej życia, doprowadziło do tego, że właśnie leżała na szpitalnym łóżku, mając zakaz chodzenia. Był winny temu. Co się stanie, jeżeli ponownie ją zostawi? Nie chciał i nie mógł o tym myśleć. Dlatego szybko odgonił od siebie te myśli — czyli wybrałaś już specjalizacje? — Zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy, a następnie skinął lekko głową — dobrze. Chociaż miałam wrażenie, że zrobię krzywdę tej całej Nel — podejrzewał, że jeżeli musiałby zostać tam jeszcze kilka dni, z pewnością coś by się stało — w każdym razie jak widzisz, dostałem zielone światło na pojawienie się tutaj, więc wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ae mną się nie przejmuj. Tylko ty i baby Murphy jesteście najważniejsi.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  186. Uniósł brew, spoglądając na nią z zaciekawieniem. Nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi takim tonem. Wyczuł jednak, że mogli czuć się podobnie, jeżeli chodziło o to, że ona nie mogła się swobodnie poruszać i musiała być w szpitalu, z tym, co czuł on gdy Nel pilnowała go, aby nie doprowadził do kolejnego uszkodzenia rany. Też miał dość, też był wkurzony na cały świat, ale w końcu mógł wyjść. Pojawił się przy swojej żonie i miał nadzieje, że niedługo będzie mógł zabrać ją do domu. Dlatego właśnie nie skomentował jej słów w złowrogi sposób, który mógłby doprowadzić do kłótni. Nie potrzebowali tego.
    — Wszystko jasne — stwierdził — kiedy jestem tutaj tęsknisz trochę mniej? Chociaż odrobine? — Spytał, mając nadzieje, że odpowiedź będzie twierdząca. Nie to, aby miał mieć do niej żal, gdyby było inaczej. Po prostu miał nadzieje, że jego obecność chociaż minimalnie poprawi jej humor. Dla niego jej widok był niczym spełnienie marzeń po tak długim siedzeniu w zamknięciu z Nel, która działała mu na nerwy i nie wiele brakowało, aby się w końcu zapalił.
    — Słyszą to państwo? Żona otwarcie informuje o zamiarze posiadania kochanka — zaśmiał się cicho, posyłając jej przy tym rozbawiony uśmiech. Tulił ją mocno do siebie, a kiedy tylko dostrzegł na jej policzkach łzy, od razu sięgnął dłońmi do jej twarzy i starł z policzków łzy, gdy te wciąż wypływały z jej oczu — już dobrze, dobrze — szeptał, nie przestając jej dotykać. Skinął głową na jej pytanie, a następnie przysunął wargi do czoła dziewczyny i musnął je — obiecuje, poradzimy sobie — wyszeptał cicho, nie odsuwając się od niej — tak bardzo cię kocham — wyznał, a następnie wziął głęboki oddech — dni bez ciebie były najgorszymi w moim życiu. Nie pozwolę, żeby… — urwał. Zdecydowanie nie powinni na ten temat rozmawiać w szpitalu, nie mając pewności, że nikt ich nie podsłuchuje — po prostu damy radę, razem — uśmiechnął się, przesuwając powoli dłońmi po jej ramionach, ale po chwili z powrotem powrócił do jej policzków. Po prostu nie mógł się zdecydować, jak ją trzymać. Nie chciał jej piszcząc i pozwolić na to, aby odsunęła się od niego nawet na krótką chwilę.
    Skinął lekko głową.
    — Nie musimy rozmawiać — powiedział, nie przestając jej przyciskać do siebie — cieszę się, że jesteśmy razem w końcu — powiedział. W tym przypadku cisza nie była złem, nie bolała już. Bo Willow była obok. Cały jego świat, trzymał właśnie w swoich ramionach i było dobrze. Zmartwienia na ten moment odeszły na bok i chciał czerpać z tej chwili jak najwiecej. — Wygląda na chucherko — zaśmiał się, kiedy stwierdziła, że dziewczyna by go skrzywdziła, a zaraz po tym, pokręcił przecząco głową — myślałem, że się pojawią, ale… nie — przyznał. Czuł ulgę. Powiedzmy sobie szczerze, to był moment w którym sobie nie radził i z łatwością mogła któraś osobowość przejąć panowanie, ale to się nie stało. Z jednej strony ulga, z drugiej strach. Bo dlaczego nikt nie wykorzystał okazji?
    — Ćśś — wyszeptał, układając palec na jej ustach — to nie jest ważne — mówił cicho, cały czas sunąc uspokajającymi ruchami dłoni po jej ramionach — ważne, że jest dobrze — uśmiechnął się — lepiej mi powiedz, co zrobimy jak wyjdziesz ze szpitala. Życzysz sobie coś specjalnego do jedzenia? Mam cię odebrać z bukietem róż czy jakie masz oczekiwania? — Pytał trochę żartobliwie, ale tak naprawdę zamierzał spełnić jej życzenia.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  187. Uśmiechnął się na słowa dziewczyny, bo taka odpowiedz zdecydowanie była miła do usłyszenia.
    — Mi ciebie też — wyznał, mocno trzymając ją w uścisku swoich silnych ramion. Tak bardzo za nią tęsknił. Ulga, która poczuł, kiedy w końcu ją zobaczył, kiedy mógł ją dotknąć i przede wszystkim upewnić się, że atmosfera w jakiej się rozstali stała się przeszłością, była tak silna, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo go to wszystko przytłaczało, dopóki po prostu jej nie zobaczył i nie poczuł blisko siebie. Widząc, że nie jest na niego wściekła, że jest cała, a dziecko bezpieczne z zaleceniami lekarzy, mógł w końcu odetchnąć ze spokojem i po prostu cieszyć się tym, że trzymał ją właśnie teraz w swoich ramionach. Zapominając o wszystkim co złe, chociaż na chwilę.
    — Jestem przy tobie — wyszeptał cicho, delikatnie się uśmiechając. Spojrzał na ich dłonie i mimowolnie poszerzył uśmiech — możesz płakać ile potrzebujesz — dodał czułym szeptem, nie odsuwając się od ukochanej. Trzymał dłoń na jej policzku, delikatnie gładząc mokrą od łez skórę. Zamierzał trwać w takim ułożeniu tak długo, jak tylko będzie tego potrzebowała Willow.
    Skinął głową, a kiedy zadrżała, wzmocnił uścisk. Nie na tyle, aby czuła jakikolwiek dyskomfort, ale tak mocno, aby czuła, że on jest tuż obok, że jest blisko i nigdzie się nie wybiera. Nie zamierzał już odchodzić. Widział dobrze, że to nie byłoby rozwiązaniem. Chodziło przecież przede wszystkim o nią w tej sytuacji, nie o niego. Chciał się zabić wierząc, że będzie jej lepiej, ale teraz miał świadomość, że to przysporzyłoby jej jedynie więcej problemów. A przecież chodziło o ich zniwelowanie.
    Westchnął cicho, kiedy zwróciła się o nim w liczbie mnogiej, ale… może tak było lepiej? Dobrze, że ona potrafiła ich oddzielić? On sam… miał z tym problem. Nie potrafił oddzielić tego, co robili tamci od tego, co robił on. Dlatego tak trudno było mu znieść myśl, że mógłby skrzywdzić Willow, że był w stanie skrzywdzić swoją ukochaną żonę.
    — Tak — westchnął — mamy ich już i tak wystarczająco — spojrzał w ciemne oczy ukochanej i uśmiechnął się kącikiem ust — jak w ogóle… przekonałaś ją do pilnowania mnie? — Spytał, chociaż w sumie nie był pewien czy chciał wiedzieć. Willow zawsze wydawała mu się taka delikatna i bezbronna, ale… życie codziennie pokazywało mu, że twarda z niej kobieta, która potrafi poradzić sobie w życiu. Z drugiej strony, mając świadomość o jej doświadczeniach, nie powinien się dziwić. Kolejny raz pokiwał głową, zdecydowanie takie tematy mogli zostawić na później. Zaśmiał się cicho, kiedy mówiła o swoim jedzeniowym życzeniu. Nie miał nic przeciwko zniesieniu nakazu ma zdrowe jedzenie. Raz nie zawsze. Poza tym… potrzebowali nieco luzu i odreagowania, nawet jeżeli miało to być w formie niezdrowego żarcia.
    — Dla ciebie wszystko — zaśmiał się cicho, muskając jej czoło. Słysząc kolejne jej słowa, odchylił się delikatnie na długość rąk, aby spojrzeć prosto w jej oczy — i dopiero teraz mi mówisz? Oczywiście, że chcę. Chyba, że ty wolisz niespodziankę — wymruczał, przysuwając się znowu blisko do niej. Tym razem musnął delikatnie jej wargi. Jak bardzo tęsknił za jej pocałunkami.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  188. Kiedy rozpłakała się bardziej, nadal starał się czule nadążyć z ocieraniem łez z policzków ukochanej. Teoretycznie mógłby się poddać i po prostu zaczekać, aż skończy i się uspokoi na tyle, aby przestać płakać i zetrzeć dopiero ostatnie łzy z jej twarzy, ale chciał, aby czuła, że jest po prostu przy niej cały czas. Już zawsze. Bez głupich pomysłów, bez prób rozstania. Widział, że to nie ma żadnego sensu, żadnego dobrego wpływu. Poza tym… naprawdę miał nadzieję, że uda im się jakoś to ogarnąć. Nie był przecież jedyną osobą z DID. Nawet… zamierzał dołączyć do grupy wsparcia. Chciał się przekonać, że inni… że po prostu mogą normalnie żyć. Przynajmniej próbować? Naprawdę tego chciał. Życia w normalności. Z ukochaną u boku, tworząc z nią normalną rodzinę, bez stresu i strachu o to, że za chwilę wydarzy się coś złego, coś zagrażającego temu szczęściu, którego tak bardzo dla nich pragnął.
    — Wierzę — zaśmiał się cicho, naprawdę woląc się w to nie zagłębiać. To nie tak, że nie był ciekawy. Oczywiście, że był! Po prostu… Sam nie wiedział, jak to dokładnie wyjaśnić. Jakby szósty zmysł mu podpowiadał, że lepiej nie drążyć.
    Wywrócił oczami dookoła, słysząc jej pytanie.
    — Naprawdę tak trudno ci uwierzyć w moją dobroduszność? — Spytał, spoglądając na nią z zainteresowaniem. Był jej mężem, nie katem, który zamierzał się nad nią znęcać i odmawiać raz na jakiś czas niezdrowego żarcia. Wiadomo, zdrowie było ważne, zwłaszcza w jej obecnym stanie, zdrowa dieta była podstawą i tak dalej, ale dla zachowania stanu zdrowej głowy, nie widział przeciwwskazań, żeby jej czegokolwiek zabraniać czy męczyć czymś.
    Zaangażował się w pocałunek, nie chcąc odrywać się od jej ust, chociaż wiedział, że to będzie nieuniknione.
    — Myślałem, że to zaproszenie na badanie USG — stwierdził z rozbawieniem, wysłuchując z uwagą tego, co miała mu do powiedzenia. Słysząc o umiejętnościach agenta, uniósł wysoko brew, s po chwili się roześmiał. Żartowała, prawda? To nie tak, że uważał, że nie dałby rady wykraść karty. W swoim… poprzednim życiu robił dużo trudniejsze rzeczy. Zakradnięcie się do kantorka i zerknięcie na wyniki nie było czymś niewykonalnym. Wolał jednak nie podpaść lekarzom. Jego własna rana się zagoiła, ale nie mógł się oszukiwać, nie był tak sprawny jak wcześniej. Z drugiej strony… to tylko przejrzenie kilku stron w celu odnalezienia najważniejszej informacji.
    — Wypuścisz mnie z objęć i dasz mi się zostawić na chwile? — Spytał, samemu nieco rozluźniając uścisk, w którym ją do tej pory trzymał — bo ty na pewno nie podniesiesz się z łóżka, dopóki tutaj jestem — oznajmił poważnie, a kiedy już mógł, podniósł się ze szpitalnego łóżka i podszedł do drzwi — zaraz wracam — wyszczerzył zęby, wychylając głowę, aby sprawdzić czy korytarz jest pusty. Gdy się w tym upewnił, wyszedł we wskazanym przez Willow kierunku, aż trafił do pomieszczenia, o którym mówiła. Było pusto i bezpiecznie, dlatego wszedł do środka, podszedł do biurka i od razu znalazł karty leżące na biurku. Chwycił je, aby odszukać tej należącej do Murphy. Zajęło mu to chwilę. Kiedy trzymał w rękach dokumenty Willow, chciał zajrzeć do środka, sprawdzić płeć dziecka i wrócić do niej. Zamiast tego, usłyszał zbliżające się kroki. Rozejrzał się, zgiął dokumenty i wsunął je do tylnej kieszeni spodni.
    — Dzień dobry! — Przywitał lekarza, który wszedł do pomieszczenia — chciałem porozmawiać o… — nie mógł powiedzieć, że chodzi o Willy, bo mógłby się zorientować, że jej karta zniknęła — Taylor Kowalsky — powiedział, przypominając sobie imię i nazwisko z kart, które przeglądał.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  189. — Zatem słowo honoru — uśmiechnął się — jak zacznę ci wypominać to daję ci prawo, zdzielić mnie porządnie w głowę — zaśmiał się cicho. W zasadzie przez samą rozmowę o niezdrowym jedzeniu nabrał ochoty właśnie na coś takiego do zjedzenia, ale jeden dzień to jeden dzień. Musiał czekać na dzień, w którym Willow opuści szpital. Wtedy razem zasypią się fast foodami.
    Podobała mu się myśl spokoju. Zamknięcia się razem w domu, usadowienia na kanapie, góry jedzenia i ulubionych filmów Willow, bo wiedział przecież doskonale, że właśnie tak lubiła spędzać czas najbardziej. Zresztą, jemu samemu zależało jedynie na tym, aby być obok niej. Cała reszta, sposób spędzania tego czasu był mu całkowicie obojętny. To, że Willow będzie w pobliżu, będzie najważniejsze. Niczym spełnienie marzeń. Których wcześniej sam, z własnej woli chciał się pozbawić. Jakim był kretynem.
    — Spokojnie — powiedział łagodnie — nie nakręcajmy się — wolał, aby Willow nie denerwowała się na samą myśl o tym, że miałaby widzieć swojego lekarza, chociaż sam nie miałby nic przeciwko na podglądanie ich maleństwa. Wolał się jednak nie narażać własnymi zachciankami — w takim razie idę ukraść twoją kartę.
    Miał już zacząć improwizować na temat rozmowy o pani Kowlasky, gdy w dyżurce zaczął rozbrzmiewać dźwięk informujący o przywoływaniu lekarza.
    — Jasne, musi pan lecieć. Przyjdę później — stwierdził Blake, wychodząc z pomieszczenia zaraz za lekarzem, kierując się w stronę pokoju, w którym była Will.
    — Czy ty nie miałaś nie wstawać? — Uniósł wysoko brew, domyślając się, że musiała ruszyć swój seksowny tyłek ze szpitalnego łóżka i chociaż rozumiał powód i doceniał pomoc, wolałby po prostu, aby stosowała się do zaleceń. Zwłaszcza, że w tej chwili złamała je przez niego. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się stało jej lub dziecku. — Ale dziękuję — powiedział, posyłając jej delikatny uśmiech kącikami ust. Skinął głową i sięgnął do tylnej kieszeni spodni, a następnie wyciągnął z niej dokumentacje. — Nie zdążyłem zobaczyć, wiec będę musiał tam wrócić i to podrzucić — chociaż podejrzewał, że to będzie łatwiejsze. Po prostu poczeka na odpowiedni moment.
    Trzymając w rękach kartę Willow, usiadł ponownie na łóżku, odwracając się tak, aby być skierowanym przodem do niej, a następnie ułożył pomiędzy nimi kartę w taki sposób, aby była widoczna i bezproblemowo do oczytania dla niego jak i dla dziewczyny.
    — Razem, mam ci powiedzieć, sama chcesz sprawdzić? — Podpytywał, chociaż sam miał ochotę już po prostu sprawdzić, kto kryje się w pod sercem Willow. Wiedział, że najważniejsze jest to, aby dziecko było zdrowe l, to było oczywiste. Ale… chyba wewnętrznie czuł preferencje dotyczące płci. Chciał mieć córeczkę. Nie był typem, który koniecznie chciał przedłużyć ród nazwiska, zwłaszcza, że w tych czasach, wszystko było możliwe. Zresztą. Chciał po prostu mieć dwie księżniczki, które będzie mógł rozpieszczać do woli.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  190. Wywrócił teatralnie oczami. Zakładał jednak, że nie będzie takiej konieczności. W końcu złożył obietnicę, że nie będzie jej tego w żaden sposób wypominał. I zamierzał się trzymać swoich słów, zwłaszcza, że przecież nigdy nie łamał składanych obietnic.
    W jednej chwili poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, bo przecież chciał złamać słowo. Kiedy zdecydował o zostawieniu jej… świadomie chciał złamać składane jej obietnice. Ostatecznie co prawda do tego nie doszło, ale poczuł niesmak sam do siebie. Nie był pewien, czy będzie umiał to sam sobie wybaczyć. To nie tak, że chciał celowo ją zranić. Uważał, że zadba o nią w ten sposób.
    Pokręcił lekko głową. Musiał się ogarnąć. Przestać myśleć o tym incydencie. Liczyła się teraźniejszość i ich wspólna przyszłość. Na tym musiał się skupić.
    — Wybaczam złamanie zasad tylko przez to, że było to dla mnie ratunkiem — oznajmił — ale nie ma miejsca na więcej — zaznaczył stanowczo. Trzymając się myśli, że jeżeli będzie stosować się do wyznaczonych przez lekarzy przykazań, szybciej zabierze ją ze sobą do domu, zamierzał więc pilnować, aby jak najszybciej to się stało. Nie mógł więc pozwalać jej na to, aby więcej chodziła. — Może lekarzy nie masz ciągle przy sobie, ale ja będę cię uważnie pilnować.
    Szybko skupił się na dokumentach, które znajdowały się pomiędzy nimi. Zdecydowanie to zawartość teczki zaprzątała w tej chwili jego myśli. Był ciekaw, co znajduje się w środku.
    — Razem — powtórzył, a na usta blondyna wkradł się uśmiech. Przesuwał szybko spojrzeniem po druku, poszukując tej konkretnej informacji, która w tej chwili była najbardziej istotna, a cała reszta nie miała żadnego znaczenia. Kiedy spojrzenie ciemnych oczu padło na dziewczynkę, momentalnie pojawił się w nich radosny błysk. Podniósł głowę, aby z papierów przenieść wzrok na twarz swojej małżonki. Kąciki ust same podeszły mu wysoko w górę, a on sam nie zamierzał się z tym sprzeczać. Niby patrzył na Willow, ale jego myśli były gdzie indziej. Wyobrażał już sobie kolejne miesiące, muskanie palcami brzucha dziewczyny, opowiadanie streszczenia minionego dnia ich córeczce. Zamrugał, kiedy Willow się odezwała. Skupił całą uwagę na dziewczynie, a jego usta cały czas wyginały się w zadowolonym uśmiechu.
    — Podoba mi się — powiedział, kiedy zrozumiał o co jej chodziło. Zamrugał. Przeniósł spojrzenie na brzuch dziewczyny i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przesunął dokumenty na bok, na skraj łóżka, a sam wyciągnął się do przodu. — Cześć, skarbie — dotknął brzucha Willy, zerkając z dołu w jej oczy — będziesz miała na imię Bella. Pięknie, prawda? — Wyszeptał, skupiając spojrzenie na brzuchu, do którego mówił — Bells — szeptał. Nie musiał się wielce oswajać z brzmieniem imienia, bo od razu wydało się być idealne, dla ich baby Murphy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń