HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
It Girl
Hey, Upper East Siders, Gossip Girl here. And I have the biggest news ever. One of my many sources, Melanie91, sends us this: "Spotted at Grand Central, bags in hand, S." Was it only a year ago our It Girl mysteriously disappeared for, quote, "boarding school"? And just as suddenly, she's back. Don't believe me? See for yourselves. Lucky for us, Melanie91 sent proof. Thanks for the photo, Mel.

You can't hide from me.
xoxo

For once, put everything on one card

Lucas Carter
Urodzony:21/07/1993
Pochodzemnie:Miami
Właściciel klubu Lux
Dodatkowe Informacje:
Syn prawnika oraz założycielki Agencji 'Good one PR' ♦ Sprawuje pieczę nad firmą matki ♦ W związku z cudowną Emily Robbins ♦ Filantrop, anonimowy darczyńca ♦ Znienawidzony przez rodzinę ♦ Niezdiagnowowana depresja reaktywna oraz afektywna dwubiegunowa ♦ Często otoczony przez całą rzeszę pięknych kobiet ♦ Nigdy nie odmawia pomocy gdy zostanie o to poproszony ♦ Częściej sam wychodzi z inicjatywą pomocy

Linki:
powiązania (nieaktywne)
wycinek z gazety (nieaktywne)

Osobowość
Już od jakiegoś czasu istnieją w nim dwie osobowości, które egzystują ze sobą by któregoś dnia móc połączyć się w jedność.
Z jednej strony silny i niezależny biznesmen, który na każdym kroku pokazuje swoją wręcz narcystyczna osobowość. Przystojny, pewny siebie, charyzmatyczny mężczyzna, który w interesach jest bezwzględny i zawsze stawia na swoje nie bacząc przy tym na konsekwencje. Przez wielu uważany za drania, który bawi się innymi niczym jakimiś pieprzonymi laleczkami, jednak czy aby na pewno taki jest prawdziwy Lucas Carter?
Pod tych cholernym płaszczykiem twardziela, skrywa się niezwykle wrażliwa osobowość. Człowiek, który nie baczy na siebie a z całych sił stara sie pomóc, zwłaszcza tym, którzy juz dawno zostali spisani na straty przez społeczeństwo. Nie zależy mu jednak na popularności, na zdobycie uznania wśród obcych sobie osób, co to, to nie. Jedyne na kim mu zależy to najbliżsi, których przecież zostało mu tak niewielu. Dawno temu zamknął swoje serce z obawy, że gdy je otworzy, po raz kolejny zostanie zraniony. Jest niczym chłopiec, samotny i zagubiony, starając się wypełnić całą tą pustkę, ciężką pracą, nawet jeśli ta miałaby w końcu wprowadzić go do grobu. I tak było od lat, od momentu gdy po raz pierwszy został tak dotkliwie zraniony, a jednak w jego życiu pojawił się ktoś dla którego postanowił walczyć o życie, o siebie, chociaż tak ciężko jest walczyć z swoimi demonami, które przecież chodowało się od dziecka. Czyż nie? Więc czy w końcu uda mu się wygrać walkę o siebie, o swoje własne szczęście?
Historia
Już od dziecka nie miał on w życiu łatwo. Dość wcześnie musiał dorosnąć, by móc zastąpić młodszemu rodzeństwu ich wiecznie nieobecnych rodziców. To na niego wpadały wszystkie obowiązki i wieczne pretensje gdy któreś z rodzeństwa narobiło jakichkolwiek problemów. Na jego barkach spoczywał obowiązek wychowania Arii i Valentino, którzy za wszelka cenę próbowali zwrócić na siebie uwagę rodziców. Później było już tylko gorzej… Odwrócenie się brata od rodziny, choroba siostry, to wszystko potęgowało jego uczucie samotności i odrzucenia, gdy za wszystko właśni rodzice obwinili właśnie niego, jakby to faktycznie wszystko było jego winą, jakby nie poświęcił wszystkiego właśnie dla tej rodziny. Nic więc dziwnego, że tak szybko dał się złapać w sidła miłości, gdy kobieta, z która wspołpracował od jakiegoś czasu, dała mu tak wiele uwagi i miłości, by następnie zdeptać go, jakby był tylko zwykłym, nic nieznaczącym robakiem. To wydarzenie zmieniło go, sprawiając że stał się tym Carterem o których chodzi tak wiele niepokojących i przerażających plotek. I w końcu, gdy w jego świecie wydawać się mogło, że wszystko układa się pomyślnie, ponownie cios spadł na niego niespodziewanie gdy po raz kolejny stracił kogoś bardzo mu bliskiego. Śmierć Arii była ciosem równie mocnym jak późniejsze oskarżenia własnej matki o utratę ukochanej córki. Czy naprawdę tak niewiele dla nich znaczył mimo, że poświęcił większość swojego życia rodzinie i rodzinnemu biznesowi? Czy kiedykolwiek widzieli w nim godnego miana ich syna o które tak nieustannie walczył? Jedno jest jednak pewne.. to w jakiś sposób go złamało…
Odautorsko

Właśnie doczekaliście się bardziej rozbudowanej karty Lucasa. Zdecydowanie jest to jedna z moich postaci tragicznych.
Zawsze jestem chętna na nowe wątki i powiazania, więc jeśli jestescie zainteresowani to śmiało piszcie!
Mail: kama05104@gmail.com
DC: 3.14rabananales
Poprzednia karta [1]

70 komentarzy:

  1. Naprawdę rzadko z tak wielkim trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia histerycznym płaczem jak teraz. Od wielu lat była jednak gwiazdą estrady, więc doskonale zdawała sobie sprawę, że dopóki zatrzyma łzy w kącikach oczu, nikt nie zwróci najmniejszej uwagi na jej zaszklone tęczówki. Rzeczywistość była jednak taka, że w tej konkretnej chwili najchętniej po prostu zaszyłaby się w jakimś ciemnym kącie i nie ruszała stamtąd aż do momentu, gdy z jej serca nie spłynęłaby wreszcie ta ogromna fala sprzecznych emocji. Jasne, była wdzięczna Lucowi za to, że znowu ją uratował mimo tego ile nerwów zdążyła mu napsuć zanim w końcu oficjalnie się rozstali, a ona rozpoczęła kolejne tournée po Europie. Nie mogło to jednak zmienić faktu, że była też na niego okropnie wściekła za to, że nie dał jej nawet zastanowić się, czy aby po tym wszystkim faktycznie chce opuścić lokal właśnie z nim. Zwłaszcza, że wciąż trochę się bała, co też on zaraz odwali, skoro przed momentem omal nie zamordował tamtego faceta. Przecież w tego typu miejscach podobne sceny nie były w cale czymś aż tak nowym, więc chyba nie musiał reagować tak przesadnie, nieprawdaż ? Czyżby przynajmniej część tych plotek, które słyszała podczas swojego pobytu za granicą dotyczące jego osoby zawierały w sobie o wiele więcej prawdy niż to wcześniej zakładała ?
    A co chyba jeszcze gorsze doskonale zdawała sobie sprawę, że wiadomość o tym, co tu zaszło z całą pewnością najpóźniej jutro z rana pojawi się na stronach tych przeklętych poczytnych szmatławców. Doprawdy, kurwa, przecudownie ! I po co ona przez ostatnie pół roku tak usilnie starała się grać rolę grzecznej dziewczynki, skoro jedno jej spotkanie z byłym zdołało sprawić, że znów miała na nich zagościć jako femme fatale, która przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie popycha facetów do najgorszych czynów ?!
    - Jesteś kretynem, wiesz o tym ? – Mruknęła z ledwie wyczuwalnym rozbawieniem, gdy wreszcie znaleźli się przy limuzynie, gotowa jednak strzelić mu porządnie w pysk, by na przyszłość zrozumiał, że nie powinien od tak porywać jej z lokalów tylko dlatego, że w danej chwili wydawało mu się to najlepszą opcją. Zwłaszcza po tak pełnych agresji akcjach. Opuściła jednak dłoń natychmiast po tym, gdy spostrzegła jego niepokojący stan. – No dobra, dzieciaku, koniec z udawaniem herosa. – Zmierzyła go stanowczym spojrzeniem. – Nie odstawiasz mnie teraz do żadnego apartamentu, tylko pozwalasz mi przejąć stery. – Oświadczyła nieznoszącym żadnego sprzeciwu tonem. – Nie mam najmniejszej ochoty zastanawiać się jakim przeklętym cudem mam cię ściągać z chodnika po tym, gdy zaraz mi na niego padniesz, więc pakuj się mi tu w tej chwili do środka i jedziemy natychmiast albo do ciebie albo do szpitala. I nie ma żadnego ale. – Dodała, widząc, że mężczyzna ma wyraźną ochotę oponować. – No już. – Popchnęła go lekko, acz stanowczo do wnętrza wozu.


    Francuzka despotka

    OdpowiedzUsuń
  2. Nauczony wieloma wcześniejszymi złymi doświadczeniami umysł chłopaka potrafił skutecznie zamykać się na wszelkie łagodne słowa wydostające się z ust dorosłych mężczyzn i nic rzecz jasna nie mogło sprawić, żeby tym razem stało się inaczej. I chyba próżno by było tego oczekiwać, skoro zdecydowana większość facetów szukających u Dantego wyłącznie zaspokojenia własnych potrzeb seksualnych szeptała mu prosto do ucha istne oceany komplementów, których głównym, jeżeli nie jedynym zadaniem było uśpienie jego zwykłej czujności przynajmniej na tyle, by łatwiej mogli w niego wejść swoimi oślizgłymi penisami. O dziwo początkowo ufał nawet, że może kiedyś i on odnajdzie choć niewielką szczyptę przyjemności w tym dziwacznym rytuale, lecz teraz, gdy od śmierci jego ukochanej matki minęło już prawie półtora roku przestał żywić ku temu jakiekolwiek nadzieje, powoli coraz mocniej godząc się z brutalnym faktem, że prostytucja to tylko kolejna gra. Zwykła sztuczka, tylko że często zdecydowanie lepiej opłacana od tych wszystkich błazenad, które przedstawiał codziennie, gdy wydurniał się na scenie. Jasne, dużo bardziej niebezpieczna, ale czyż tak naprawdę miał jakiekolwiek inne wyjście niż wykonywać ją bez mrugnięcia okiem ? Raczej nie, chyba że koniecznie chciał następne dwa lata spędzić w domu dziecka.
    A skoro już i tak zaczął rozpamiętywać ten temat, to chyba wypadałoby się dowiedzieć jak niebywale cienka granica dzieli go od tego wydarzenia, skoro wiadomość o poczynaniach jego wujka zdołała już jakimś cudem najwidoczniej dotrzeć do uszu tego męczącego szatyna. Ale aby tego faktycznie dokonać, musiałby choć na moment pozbyć się tego przeklętego bólu głowy i mroczków fruwających przed oczami. Z drugiej strony nie borykał się z nim po raz pierwszy, więc chyba będzie potrafił poudawać jeszcze wystarczająco długo, by wydostać się z powrotem na świeże powietrze zanim świat całkowicie pieprznie mu w posadach. A nawet jeśli nie, to zawsze będzie mógł oprzeć się o ścianę.
    - W jaki sposób… - Zdążył powiedzieć tylko tyle nim całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. A może raczej jego resztki, bo prawdę powiedziawszy czuł się niezwykle podle już od dobrych paru godzin.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  3. Uśmiech nieco jej przygasł, kiedy tak zareagował. Sądziła, że będzie pełen entuzjazmu i chęci, aby pomóc jej przypomnieć sobie choć część z tego, co przeszli i co ich połączyło. A on wydawał się... Niechętny.
    Tak na prawdę wszystko co jej ostatnio powiedział, na początku ją wystraszyło i nie mogła zrozumieć, czemu była z kimś kto jej nie mówił prawdy. Dlaczego godziła się na kłamstwa, zatajanie, sekrety i taką ograniczającą zaborczość. Czemu znosiła takie sytuacje z toksycznymi byłymi Lucasa i jakimiś problemami, które się na niej odbijały. Ale potem pojęła, że to co jej powiedział i jak był przy tym zdenerwowany pokazywało, jak bardzo chciał z nią być i jak gotów był z nią rozmawiać. Musiała to docenić i dostrzec jak jest zaangażowany. Chciała dać szansę i jemu i im obojgu tym samym. I sama chciała wiedzieć, co takiego między nimi jest, bo mimo własnej niepewności , intrygował ją jako mężczyzna i człowiek.
    - Ty... Nie chcesz? - spytała ostrożnie. Spięła się nieco, nie do końca wiedząc, jak to rozumieć. Czy oni jako para nie chodzili na randki? Czy siedzieli sztywno w barze jak ona odwiedzała Lux? Zmieszała się, bo chyba wyskoczyła z propozycją nie na miejscu.
    Uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała na niego, unikając spojrzenia mu w oczy. Poczuła się głupio.
    - Jak znajdziesz czas, to oczywiście... Pójdziemy gdzieś... - wycofała się powoli z tej ekscytacji. Nie chciała go do niczego zmuszać, ale nie rozumiała też, że może jego nastawienie to nie niechęć, ale niepewność.
    Oboje byli tak ostrożni, aż zaczynali się mijać.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrzyła na niego w milczeniu, łagodnie i ciepło. Nie chciała pokazać, sensie trochę boi, jak to ma dalej wyglądać, skoro się nie rozumieją. Czuła mały zawód i niepewność, bo nie wiedziała do końca, czego chce Lucas i jak ona powinna się zachowywać. Gdy wstał i wydawało się, że nagły ruch wprawił go w jakiś gorszy stan, chciała podejść, ale zatrzymał ja gestem. Stała w miejscu więc, zagryzała niepewnie wargę i patrzyła na niego.
    - Czyli... Pójdziemy...? - chciała się upewnić, przekonać na czym właściwie stała, a potem uniosła wysoko brwi wytrącona z równowagi.
    Totalnie nie tego się spodziewała, co wyznał jej Carter. I zupełnie nie miała pojęcia, co ma na to odpowiedzieć.
    Wstrzymała oddech, czując jak delikatnie zaczesuje jej kosmyki za ucho. Uniosła swoją dłoń i ujęła jego, splatając ich palce. Czuła się dobrze nawet z tak drobnym dotykiem z jego strony.
    - Ja nie rozumiem - przyznała bezradnie. Nie wiedziała o jakich pragnieniach mówił, czemu powiedział, że jest niebezpieczna dla niego i że się boi nad sobą panować. Brzmiało to bardzo drastycznie .
    Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się lekko, na zachętę, by się przed nią odsłonił.
    - Powiedz mi, czy ja robię coś nie tak? - poprosiła. Cóż zdecydowanie miała dysonans poznawczy. To nie był ten twardziel z Manhattanskiej elity jak o nim myślała. Nie wiedziała do końca kogo ma przed sobą.

    E.

    OdpowiedzUsuń
  5. Emi nie wymagała od niego niczego poza wyrozumiałością i cierpliwością. Chciała, aby dał jej czas i przestrzeń, by oswoiła się z wiadomością, że nie jest już singielką i że związała się z kimś z elity, co wydawało jej się niemal niemożliwe. No bo... nie pasowała tam, chyba, tak jej się wydawało przynajmniej.
    - Jak to winny...? - nic nie rozumiała z tego, co mówił Luc, a jego zmartwiona twarz, gdzie zżerały go jakieś dziwne wyrzuty sumienia to już całkiem była dla niej zagadka. Gdy przytulił ją, nie wycofała się, a otoczyła go ramionami, na moment oddychając głeboko. Przyjemnie pachniał, już wcześniej to zauważyła, ale teraz była już pewna, że podoba jej się jego zapach perfum w połączeniu z skórą mężczyzny.
    Uniosła na niego spojrzenie, była zdezorientowana. Słuchała go i rumieniła się jak nastolatka, gdy docierały do niej jego słowa. W pierwszej kolejności miała ochotę zapytać, czy chodzi mu tylko o seks, ale przecież jej jasno powiedział. Chciał, aby była jego i kryło się za tym więcej, niż seksowne ciało i dotykanie się, obściskiwanie, całowanie. Miała przynajmniej taką nadzieję...
    - Ja.... hmmm... nie wiedziałam - mruknela zmieszana i zagryzła wargę, uciekając gdzieś spojrzeniem w bok. - Nie wiedziałam, że jestem seksowna - przyznała trochę skrępowana nie tylko tym co powiedział, ale tym jak ona mało rozumiała. - Ale wydawało mi sie, że nie chodzę ubrana wyzywająco i... czy ja ciebie męczę? - spytała jeszcze, chcąc być pewna, ze nie robi nic co mu sprawia trudność. Przecież na litość boską, nie chciała chodzić i go kusić na każdym kroku czy coś takiego. Ubierała się luźno, niemal workowe ciuchy miała na sobie, a tu takie wyznanie.
    Odetchneła głeboko i cofneła dłoń z jego ręki, ale nie chciała uciekać. Przyłożyła dłoń do jego torsu, czując ciepło pod koszulą i bijące serce i uśmiechnęła się.
    - Nikt mi chyba nie powiedział takiego komplementu - przyznała z uśmiechem i uniosła się na palcach, aby lekko pocałować go w policzek. - Chcę iść z tobą na randkę, tylko powiedz co mam założyć, żebyś czuł się komfortowo- poprosiła, odsuwając się. - Ty mnie już znasz, a ja muszę poznać ciebie na nowo - wyjaśniła.
    Czy ona takimi gestami też go kusiła i nie umiał myśleć trzeźwo. I czy to oznaczało, że byli jedną z tych pikantnych par, która ciągle nie umiała trzymać rąk przy sobie? Emily nie mogła uwierzyć... myślała że jest grzeczna.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  6. Emily wcale nie uważała się za cudowna, czy niezwykłą. Miała o sobie zdanie przesiębiorczej i zaradnej, a zarazem skromnej kobiety, która jest konsekwentna i wytrwała w realizacji planów. Miała lustra w domu, widziała, że jest szczupła, cerę ma gładką, a włosy takie trafiające w gust facetow, więc była świadoma, że może się podobać. Ale że była seksowna i to do tego stopnia, ze ktoś by nie mógł nad sobą panować...? To chyba była przesada.
    Uniosła brwi i spojrzała na niego, gdy wymówił imię Arii. O jego siostrze też nie pamietała i był to kolejny element układanki, jaki chciała uzupełnić w swojej pamięci.
    - Nie musimy iść nigdzie już dzisiaj - zapewniła pospieszenie z łagodnym uśmiechem, ale ożywiła się, bo Luc nie odmówił jej, a przyjął pomysł randki i to ją ucieszyło. - Kto to Aria? - spytała też zaraz wprost, chcąc zaspokoić ciekawość.
    Odsunęła sie, by usiąść w fotelu i patrzyła z zainteresowaniem na Cartera. Widziała, jak jest przemęczony i jak bardzo stara się wszystko pogodzić. Nie rozumiała jednak, czemu musi się z tym mierzyć sam, czemu rodzina, albo jakiś zatrudniony pomocnik nie mógł go wesprzeć.


    Nieświadoma naiwna E.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dostrzegła tę zmianę, ten dystans i nerwowość, jaka w niego wstąpiła. Ewidentnie był to grząski grunt, ale nie miała sił naciskać, ani wypytywać. No i nie czuła, by miała do tego powodu i w ogóle prawo. Luc raz wydawał się o nią zatroskany i był niezwykle delikatny, a potem się wycofywał i sama zaczynała czuć sie nieco zagubiona w tej sytuacji.
    Przechyliła się lekko w fotelu, obserwując z pewnym zmartwieniem, jak brunet ucieka w pracę. Znała ten schemat, sama tak robiła wiele razy i wiedziała, że to wyniszczające. Dopóki jednak sobie nie przypomni, na jakim etapie byli, nie chciała w nic ingerować.
    - W porządku... pójdę na dół, przyszłam w końcu popracować - powiedziała spokojnie i podniosła się, a potem skierowała do drzwi. Miała nadzieję, że jeszcze porozmawiają i coś sobie wyjaśnią. Nie chciała aby między nimi pojawiał się taki dystans.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  8. Emily nie do końca wiedziała, co się stało i czemu Lucas się od niej odgrodził, uciekając w pracę. Z tego co mówił chłopak na barze w klubie, była to częsta praktyka bruneta, a ona nie miała jak dowiedzieć się, czy wcześniej rozmawiali o tym i czy ona umiała jakoś na niego wpłynąć, by tak nie robił. Nic nie pamietała, a jedyną osoba, jaka mogła jej to wytłumaczyć był Carter, który chyba nie chciał już z nią rozmawiać. Sama była niespokojna i zagubiona, a on wydawał się już tym zmęczony.
    Awantury nie były w stylu blondynki, zajęła się więc swoimi obowiązkami. W klubie kręciła się jeszcze z godzinę, wymieniła wodę w wazach, odświeżyła kwiaty, na szczęście wszystko wydawało się w porządku. W głowie wciąż miała słowa Lucasa, że on ciągle o niej myśli, ciągle jej pragnie. Było to... cóż, niesamowite usłyszeć coś takiego. Skoro mówił wprost co czuje, pewnie seks też mieli udany i Emily sama zaczeła myśleć o Lucasie troche inaczej, bardziej nim zaintrygowana. Czy to możliwe, aby zakochać się w kimś drugi raz?
    Nie chciała mu przeszkadzać, ani się w nic wtrącać. Ostatnia rozmowa poszła im dziwnie, więc wróciła też do swoich obowiązków. On dawał jej czas i ona też postanowiła się odwdzięczyć i nie przygnebiać go swoim stanem, choć czuła smutek.
    Po dwóch dniach miała się pojawić w Hiltonie obok Central Parku, y przyozdobić na biało cały hol i części wspólne dla gości jak restauracja, korytarze i przejścia obok wind. Ubrała się ciepło, bo zima na dobre rozgościła się w Nowym Jorku i z notesem i zeszytem pomysłem poszła na spotkanie z dyrektorem. Nie pamietała, kiedy nawiązała takie kontakty, ale nie chciała polegać tylko na słowach swojej księgowej, więc poszukała własne wiadomości, maile i nadrobiła zaległości.
    - Valentino? - uniosła brwi, zatrzymując się przed wejściem i patrząc na bruneta szczerze zdumiona. - Rzeczywiście to niespodzianka - przyznała z uśmiechem. - Co tu robisz, zatrzymałeś sie w hotelu? - zagadneła uprzejmie, bo przecież nie wiedziała nawet czy jest z miasta, ostatnia rozmowa była miła i niezobowiązująca i tak na prawdę nic o nim nie wiedziała.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  9. Uniosła brwi zaskoczona informacją, że zapomniała rękawiczek. Musiała się zastanowić, o jakie mogło chodzić i... cóż, faktycznie jedne z jej ulubionych gdzieś się zapodziały przez ostatnie dni. Uśmiechnęła się zakłopotana tym, jak bardzo nie potrafi zebrać myśli i westchneła.
    - Masz rację, a szukałam ich ostatnio - przyznała i na propozycje, że odbierze je od niego w pokoju mina jej lekko zrzedła. - Mam umówione spotkanie, nie moge teraz, ale zostaw je prosze na recepcji pod moje nazwisko i odbiorę je jak skończe, dobrze? - zaproponowała z łagodnym uśmiechem.
    Coś jej się tu nie spodobało... Może zbyt otwarta propozycja i zaproszenie do pokoju, a może ten zbieg okoliczności nagle wydał jej się dziwny... Poczuła nieprzyjemny dreszcz i odruchowo zacisneła mocniej palce na notesie.
    - Jestem ostatnio strasznie zabiegana, brak mi na wszystko czasu - dodała jeszcze by zrozumiał, że się spieszy i skierowała się schodami do wejścia. Pomyślała też od razu o tym, że powinna powiedzieć o takim incydencie Lucasowi, skoro są parą a ją zaczepia obcy facet... Chyba powinna, prawda?

    nie taka głupiutka E!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mężczyzna był tak słodki i uroczy, że Emily poczuła się niemal natychmiast głupio. Jak mogła w ogóle pomyśleć, że to wszystko jest takie podejrzane? Zmieszana zagryzła wargę i zawahała się, jeszcze jakby zastanawiała się, czy jednak nie pójść z nim po te rękawiczki. Przecież na pewno nie miał nic złego na myśli... Ale gdy Valentino już zmienił temat, jej uwagę odwróciło zaproszenie na zbiórkę.
    - Przygotuję kilka rzeczy na licytację - zaproponowała, bo wiedziała, że nie będzie mogła się zaangażować w organizację. Nie miała na to czasu, a jeszcze zaplanowała dwie wizyty u lekarza w przyszłym tygodniu, by skontrolować swoje zdrowie i musiała odwiedzić neurologa i zrobić rentgen czaszki, żeby monitorować czy nie ma żadnych obrzęków na mózgu. Może to od tego jej pamięć nie wracała?
    - Do zobaczenia znów niedługo! - zawołała za nim. Odprowadziła wzrokiem mężczyznę i skierowała się na swoje spotkanie.
    Rozmowy z dyrektorem przebiegły zadowalająco, ale wyszła po niemal półtorej godziny wyczerpana. Szykowała jej się wielogodzinna praca i pewnie zarwanie nocy, albo dwóch, a chciała jeszcze wyciagnąć Lucasa na jakiś spacer, albo żeby poszli do parku do wspomnianej herbaciarni. Nie wiedziała, jak z nim rozmawiać i jak się zachowywać, aby tylko zachować swobode, bo on był... cóż przemęczony, podminowany, a Emi bała się, że to jej wina.
    Masz ochote na kawę? Jestem niedaleko w Hiltonie, zapraszam. Bedę czekać do szóstej w restauracji Wysłała mu smsa, uznając że takie zaproszenie nie jest zbyt nachalne i skierowała się do części gastronomicznej aby zająć miejsce w jakimś zacisznym kącie przy oknie na ulicę. Musiała odetchnąć i na chwilę odpocząć od pracy. Miała nadzieję, że Luc choć na chwile do niej dołączy.


    Emi <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie dostrzegła z początku Lucasa, gdy wszedł do restauracji. Dopiero brzęk upuszczanej tacy i zamieszanie zwróciły jej uwagę. Odwróciła spojrzenie od ulicy i popatrzyła na wejście do lokalu. Uniosła brwi widząc zmarszczone czoło bruneta a potem wystraszoną młodą dziewczyne i managera sali. Podniosła się z krzesła i ruszyła ku zebranym, bo wydawało się, że sytuacja nie jest tragiczna, a jednak zawisło tam jakieś napięcie.
    - Wszystko w porządku? - spytała łagodnie, patrząc na twarze wszystkich trzech osób. - Oh... wiedziałam, że musimy iść na zakupy - stwierdziła z uśmiechem, wskazując plamę na płaszczu Luca i wykorzystując jego słowa, które wcześniej usłyszała o kupnie nowej odzieży. - Dziekuje pani, teraz na pewno uda mi się go przekonać do czegoś innego - uśmiechneła sie pokrzepiająco do młodej kelnerki, która niemal drżała i to nie uszło uwadze Emily, ale sądziła, że dziewczyna się po prostu boi, że ktoś na nią nakrzyczy.
    Wyciagneła dłoń do Luca, aby go stąd porwać i żeby usiedli przy stoliku. Manager wydawał się najbardziej gniewny z wszystkich i to było dziwne, bo nikt przecież nie miał pretensji.

    Emi, która chce ratować faceta z opresji xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Widziała przerażenie dziewczyny i rozumiała, że w lokalu z takim prestiżem wszystko musiało działać nienagannie i perfekcyjnie, ale... na litość boska, bez przesady. Czy pracownicy tu byli zastraszani? Powiedziała o zmianie i zakupach nowej garderoby, aby upewnić wszystkich, że nic wielkiego się nie stało, ale nie sądziła, że Luc zacznie się nad tym zastanawiać.
    Może byli z sobą za krótko i Luc jeszcze nie wiedział tego, ale Emi na prawde mocno dbała i troszczyła się osoby, z którymi była blisko. I potrafiła być nawet waleczna w ich obronie. A Lucas wydawał się trochę zdezorientowany tym, co się wydawało, więc dla niej naturalne było go wyciagnąć z tego nieporozumienia.
    Usiadła znów przy stoliku, patrząc na niego z uśmiechem. Musiała przyznać, że chyba się za nim stęskniła, tak dobrze było go znów zobaczyć!
    - Tylko kawe, nie wiedziałam, czy znajdziesz czas i przyjdziesz - przyznała, wzruszając lekko ramionami.
    - Nie musisz przepraszać, to tylko plama z zupy, wypierzemy ten płaszcz i już - zapewniła z uśmiechem, wyciagając dłoń przez stół, by ująć jego rękę. Na prawdę musiała się stęsknić i docierało do niej, że na prawdę zależy jej na tym mężczyźnie!
    Usiadła zaraz prosto, aby mu sie nie narzucać i podsunęła mu wizytówkę od Valentino.
    - Ostatnio wspominałam ci, ze wpadł na mnie jakiś mężczyzna, pamietasz? - zaczeła. - Dzisiaj znowu tu na niego wpadłam, gdy miałam rozmowę z dyrektorem hotelu o projekcie ozdobienia holu - przyznała, nie widząc w tym nic złego. - Zaproponował, żebym przyłączyła się do jego akcji charytatywnej i pomyślałam o tobie, bo wiem, że lubisz pomagać - wyjaśniła. - Chciałbyś się przyłączyć ? - uśmiechnęła się szeroko, bardzo podekscytowana tym planem.


    słodka Emi

    OdpowiedzUsuń
  13. Zmiana tonu i wyrazu twarzy sprawiła, że zdębiała. Usiadła prosto, cofając ręce z stolika i zmarszczyła brwi. Pamietała jak opowiadał się o jednej z pacjentek w szpitalu, pamietała co mówił Mickey który przyniósł im burgery, poczytała kilka artykułów i wiedziała, że Lucas wspiera różne akcje, choć robi to anonimowo, to i tak pewne poszlaki wskazywały właśnie na jego działania.
    - Od jakich ludzi...? - spytała niepewna, czy w ogóle mówią o tym samym. 0 Valentino jest bardzo uprzejmy i obiecałam już, że przygotuję choć kilka bukietów do licytacji - mrukneła. Obiecała że pomoże i nie miała zamiaru się wycofywać, bo Lucasowi sie ten pomysł nie podobał. Jej się z kolei nie spodobał te zaborczy i pełen nacisku ton. Zupełnie jakby oczekiwał, że ona go posłucha i koniec.
    Westchneła tylko, siegając po swoją filiżankę kawy. Totalnie nie rozumiała chwilami Lucasa i nie umiała go rozgryźć. Jeśli jego zazdrość i zaborczość były tak chorobliwe, to czekało ich wiele pracy, bo tak nie dało się żyć i funkcjonować. Nie musiał ufać obcym facetom, wystarczyło, że ufałby jej!
    - Tak wiele razy słyszałam, że pomagasz bezinteresownie, że myślałam, że to dobra okazja, abyśmy poszli gdzieś razem - wyjaśniła. - Od kilku dni mnie unikasz, zupełnie jakbym sama sobie doprowadziła do wypadku i zapomniała ostatnie tygodnie... Męczysz się prawda? - wyrzuciła z siebie w końcu to, co ostatnio chodziło jej po głowie.
    Najbardziej dobijało ją, że Luc dawał jej czas i przestrzeń, ale to tyle. Czekał na cud, aż samo wszystko wróci do jej wspomnień, a przecież mogła nigdy tych nie odzyskać. On się nie starał, po prostu się od niej odwrócił.
    Zacisneła palce na filiżance i odetchnęła głeboko. Myślała że jak się tu spotkają, będzie to jedna z ich pierwszych randek, które zapamieta... A wszystko szło nie tak.


    zły anioł

    OdpowiedzUsuń
  14. Dostrzegła to, jak zacisnął pięści i lekko się wzdrygneła. Nie wiedziała, z czym ma się mierzyć i czego spodziewać. Czy wcześniej też tak było, że słuchała go...? Niemożliwe, była zbyt niezależna i zaradna, polegała zawsze na sobie i nie miała rodziny, więc musiała sobie samodzielnie radzić, nie wierzyła tez, że pod wpływem faceta porzuciła wszelkie swoje wartości i się zmieniła w posłuszną kobietkę. Zacisneła lekko usta czekając na jego komentarz.
    - Właśnie dałam Ci jego wizytówkę - mrukneła, zdezorientowana i nie rozumiejąc o co chodzi i czemu Luc się tak złości. - Znasz go? - spytała dociekliwie po salwie pytań. - Wiem, że prowadzi jakiś... klub z striptizem, chyba. Albo inny tego typu rozrywkowy dom, był raczej zawstydzony i nie chciał się tym chwalić - wzruszyła ramionami.
    Gdy padły kolejne żądania a wzrok Lucasa się zmienił na błagalny, poczuła ucisk w żołądku. Nie rozumiała nic z tego, co się właśnie działo. I raczej zasługiwała na kilka wyjaśnień.
    - Ty też wykorzystywałeś innych, a charytatywne akcje używałeś jako przykrywka? - nie wiedziała czemu, ale to ją rozzłościło. - Lucas, kto to jest i czemu mam z nim nie rozmawiać? Bez przesady, dopiero poznałam tego człowieka, nic mi nie zrobi, a poza tym jestem dorosła i umiem o siebie zadbać - pokręciła głowa. Nie miała zamiaru się godzić na takie warunki.
    Odstawiła filiżanke na spodek, trochę za mocno, przez co porcelana wydała głośny brzdęk i spojrzała z powagą na Lucasa.
    - Wyjaśnisz mi o co w tym chodzi, czy dalej będziesz krzyczał? - spytała wprost. - Nie chcesz się włączać, to nie będę cię zmuszać, ale nie możesz mi zabraniać - rzuciła z złością. - Obiecałam Valentino że przygotuję cos na licytację i dotrzymam słowa, a jeśli będę musiała się z nim spotkać, by omówić szczegóły, zawsze możesz iść ze mną - dodała jeszcze. Uznała, ze to sprawiedliwa propozycja i układ.

    uparciuch

    OdpowiedzUsuń
  15. Im dłużej i więcej mówił, tym bardziej widziała, jak ledwo nad sobą panuje. Nie rozumiała nic, poza tym, że Luc coś ukrywa i nie zdradza jej sedna problemu. Czy oni zawsze tak rozmawiali? Ona próbowała się przebić przez jego pancerz, a on się zasłaniał i robił uniki? Jak w ogóle doszło do tego, że są razem, skoro nie umieli z sobą rozmawiać?
    Czuła się coraz mniej pewnie. Gdy podnosił głos, lekko drżała, ale siedziała prosto, nie pokazując tego po sobie. Przeżyła w życiu dostatecznie dużo by wiedzieć, że nawet w najgorszej sytuacji, nie powinna się zdradzać z swoimi lękami. Była twarda i Luc chyba jej nie doceniał. W momencie gdy jednak wybuchnął, wstał i uderzył w stół, zadrżała, odsuwając się w tył. Wystraszona patrzyła na niego z niedowierzaniem i czuła, że ściska ją w piersi. Co to miało być?! Co to miało znaczyć do cholery?
    - To nie jest moja sprawa?! - powtórzyła z niedowierzaniem, również wstając z miejsca. Sięgnęła po swoje rzeczy. - Nie wiem, co jest między nami, ale jeśli tak to wyglądało... to nawet lepiej, że nie pamietam - stwierdziła sucho i surowo.
    Drżała, była wystraszona i jednocześnie zła. Zarzuciła na siebie pospiesznie płaszcz i odsunęła się w tył, byle jej Carter nie zatrzymywał. Musiała się stąd wydostać. Musiała się od niego odsunąć i odetchnąć, czuła że zaraz zemdleje. Nie była do końca pewna z kim ma do czynienia.
    - Kiedy ludzie są z sobą, to się sobie nie tłumaczą, a z sobą rozmawiają - rzuciła ostro. - Mam ci zaufać, kiedy ty nie ufasz mi? Mam się ciebie słuchać, być na każde twoje zawołanie, kiedy ty tylko się ode mnie odsuwasz? Nawet nie dajesz mi szansy, żebym na nowo cię poznała i mogła sobie cokolwiek przypomnieć! - teraz to ona uniosła głos, aż jej skoczył o oktawę wyżej, zdradzając jak silne emocje nią teraz targały.
    Zaczeła pospiesznie drżącymi rękami zapinać płaszcz i chwyciła torebkę.
    - Jestem dorosła, będę robić co mi się podoba. Nie prosiłam cię o nic więcej, tylko żebyś dał mi szansę i spędził ze mną czas, więcej nie będziesz na mnie podnosił głosu, nie zgadzam się na takie traktowanie - oznajmiła, wymijając go by po prostu uciec. Jeśli nie chciał z nią rozmawiać, dobrze, nie muszą rozmawiać już z sobą nigdy więcej.
    Miała dość, w końcu jej anielska cierpliwość i wyrozumiałość pekły, docierając do granic. Czuła się opuszczona i zagubiona, a on myślał tylko o sobie do cholery! Trzymała się ostatkiem sił, ale się nie rozpłakać jeszcze w restauracji i niemal wybiegła na ulicę.

    jej cierpliwość się wyczerpała

    OdpowiedzUsuń
  16. Emily oczywiście nie bardzo wiedziała, jak reaguje na trudne sytuacje Luc, ale też w pewnym sensie poczuła smutek i rozczarowanie, że nie złapał jej, nie zatrzymał, nie nalegał aby jednak dokończyli rozmowę. Najwidoczniej nie robili tego, nie rozmawiali i to już dostatecznie zdradzało, jak daleko się od siebie znaleźli. Gdyby wiedziała, że chciał uciec, żeby z nią nie rozmawiać, żeby nie brnąć w bolesne tematy, to też by nie było dobrze, w końcu unikanie prawdy zdaniem blondynki było niczym kłamstwo... Eh, mieli problemy z komunikacją.
    Wróciła do swojego mieszkania i kolejne kilka dni była jak struta. Była zła, przygnębiona, smutna. Nie mogła sobie znaleźć miejsca, budziła się w nocy niespokojna. I ciągle sprawdzała telefon, ale gdy Luc nie dzwonił i nie pisał, ona też nie wyciągała pierwsza ręki na zgodę.
    Po kilku dniach gdzie zatoneła w papierkowej robocie i rozliczeniach końcoworocznych z księgową, w końcu znalazła chwilę aby pomyśleć. Luc był wściekły na to, że poznała i spotkała jakiegoś faceta... ale to było nie do pomyślenia, by jej wskazywał z kim może się zadawać! Musiał też znać Valentino, ale jednocześnie nie chciał jej nic powiedzieć. Była jak w szarej strefie informacji o Carterze i miała tego dosyć. Znalazła wizytówkę w płaszczu i zadzwoniła do nowo poznanego bruneta z propozycją spotkania w jakiejś kawiarni w centrum miasta, aby omówili szczegóły akcji, bo chciała pomóc.
    Bedę o 14 Caffè Vita rozmawiać o akcji charytatywnej z Valentino, gdybyś chciał się pojawić. wysłała do Luca informacje, bo wciąż czuła się w obowiązku być szczera. Przynajmniej ona jedna.

    Załamana brakiem zrozumienia

    OdpowiedzUsuń
  17. Emi nie czuła się dobrze, przychodząc tu sama na spotkanie z Valentino. Liczyła, że Lucas się pojawi i w trójkę porozmawiaja, bo chciała wiedzieć, co się dzieje i co łączy Lucasa z tym drugim. Nie była nawet pewna, czy nadal są z Carterem parą... nie odezwał się do niej już potem wcale i zostawił ją w niepewności. Czy wcześniej też tak było, że widywali się czasami i mało rozmawiali? To nie wyglądało jak dobry i zdrowy związek.
    Chwilę czekała przed wejściem na bruneta, ale w końcu żeby się nie spóźnić weszła sama do kawiarni.
    - Dzień dobry, a czemu miałabym się rozmyślić? - spytała, nie chcąc od razu zdradzać, że wie o tym, że coś niedobrego łączy go z mężczyzną, który jest dla niej ważny. Chciała poruszyć ten temat ale później, jak omówią sprawę akcji.
    Usiadła tyłem do wyjścia, aby móc patrzeć przez okno na ulicę i biegnących gdzieś wieczne ludzi. Lubiła patrzeć na ruch, gdy sama dawała sobie chwilę wytchnienia. I chciała widzieć, gdyby Lucas miał jednak zamiar się dzisiaj pojawić.
    - Zaczne od razu, wiem że oboje jesteśmy zapracowani - zaczęła. - Chciałabym zrobić z dwa duże bukiety do licytacji, ewentualnie podarować usługę wykonania kompozycji na zamówienie, nie wiem jaka opcja będzie lepsza? - chciała przejść do rzeczy i sprawnie wszystko omówić. Poprawiła ciepły biały szal, jakim miała owiniętą szyję i niepewnie naciągneła rekawy szarej miękkiej sukienki jaką dziś rano założyła. Była ubrana skromnie i schludnie, w jasne, bezpieczne kolory, nie chciała się rzucać w oczy.


    Troche niepewna dziewczyna

    OdpowiedzUsuń
  18. Emily również zamówiła kawę z dodatkiem syropu waniliowego i potem już tylko poświęciła uwagę rozmowie o pomysłach i rozwiązaniach na akcję charytatywną Co jakiś czas zerkała na ulicę, ale po czasie straciła nadzieje, że Lucas przyjdzie. Cóż... może w ten sposób jak on budował dystans i znikał z jej życia, ich związek też się rozpadnie...? Już zaczynała się przyzwyczajać do myśli, że kogoś ma, już zaczynała chcieć w to brnąć, a Carter po prostu ja opuszczał. Nie chodziło już o wypadek i jej brak wspomnień, ale on jej nie wspierał, po prostu nie było go przy niej.
    - W porządku - stwierdziła na koniec, wyciągając telefon, aby spisać podsumowanie i o niczym nie zapomnieć. - Zrobię w takim razie dwa ogromne bukiety, jeden biały zimowy, drugi ekstrawagancji z szczyptą elegancji, coś szalonego i niekonwencjonalnego - postanowiła.
    Gdy kelnerka podeszła po jakimś czasie znów, pytać, czy może mają ochotę domówić deser, pokręciła głową. Ostatnie dni mało jadła, stresowała się i na pewno cukier jej nie posłuży.
    - Mam jeszcze jedną sprawę... - dodała, odkładając telefon. - Znasz Lucasa Cartera? - spytała wprost i poczuła lekkie ukłucie niepokoju. Chyba bała się odpowiedzi.


    Emi, dzielna ale i wystraszona!

    OdpowiedzUsuń
  19. Na słowo brat, Emily poczuła jak zaczyna ją ściskać w żołądku. Jej oczy rozszerzyły się z zdumienia i niedowierzania, a w głowie zaszumiało od rosnącego ciśnienia i emocji.
    - To... jesteście braćmi...? - spytała zduszonym głosem, nie bardzo potrafiąc to teraz jeszcze bardziej połączyć. Lucas nienawidził Valentino. Valentino wydawał się przerażony Lucasem. A Emily staneła pośrodku tego zamieszania, znowu jakiś sekretów, dramatów i czuła, że to nie jest jej miejsce i nie powinno jej tu być.
    Zadrżała, odrobinę kuląc ramiona, ale potem pokręciła głowa. Do czego musiało dojść, że Ci dwaj tak na siebie reagowali?
    - Znam Luca bardzo dobrze - przyznała, ale nie chciała mówić, co ich łączy. Sama nie była już pewna, nie po ostatnim spotkaniu i tej rozmowie, czy kłótni, czy czymkolwiek to było...
    Przycisneła palce do skroni, czując nadchodzący ból głowy i spuściła wzrok. Nie chciała dalej w to brnąć, żałowała że spytała.
    - Wybacz... nie powinniśmy mówić o nieobecnych - mrukneła skrepowana i zmieszana. - Będę... już będę szła, jeśli wszystko mamy omówione - zdecydowała, bo musiała złapać świeżego powietrza. Tych sekretów było zdecydowanie za wiele jak dla niej!

    pogubiona Em <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Poczuła się niepewnie, gdy Valentino chwycił ją za nadgarstek. To wszystko zaczynało jej brzmieć jakoś dziwnie, nierealnie, przerysowanie. Może nie pamiętała jaki jest Luc, ale rozmawiała z nim przecież i nigdy nie zachowywał się strasznie, czy przerażająco. Ostatnio wpadł w złość, ale... ale nawet to nie sprawiało, że miałby być kimś, kogo należy się bać. Czy aż tak bardzo dała się oszukać? Ziarenko niepewności zostało zasiane i Emily już sama nie wiedziała, co myśleć.
    Zacisnęła dłoń w pięść, spinając się i już chciała się wyrwać, odsunąć i wyjść, gdy znikąd pojawił się Lucas! W takim stanie nigdy go nie widziała, a gdy runął na brata, dociskając go do ściany tak wściekły, aż nieprzytomny, kobieta krzyknęła, odskakując w tył. Krzesło za nią się przewróciło i przytrzymała się stolika, by zachować równowagę.
    - Lucas! - zawołała przerażona tym, jak rizjuszony był i zarazem a stanie ewidentnie nietrzeźwym! - Lucas, przestań! - krzyknęła , podchodząc szybko do bruneta. - Puść go, błagam! Co ty wyrabiasz?!- była wystraszona i zła, sama nie wiedziała co bardziej.
    Wychyliła się zza jego ramienia , spoglądając mu w twarz a widząc jego nieobecne oczy, wbiła mu palce w ramie, potrząsając nim.
    - Boże... Luc przestań! - zawołała , próbując go odciągnąć od Valentino.


    Waleczna Emi!

    OdpowiedzUsuń
  21. Luc był wściekły, aż z niego parowało a Emily kolejny raz nie miała pojęcia czemu cos takiego w ogóle ma miejsce. Przemawiały przez niego ogromne i silne emocje, a on w ogóle nie rozmawiał, tylko reagował w sposób, który nie pozwalał... na cokolwiek.
    - Luc... puść... - rzuciła, łapiąc go mocno za nadgarstek, gdy ją chwycił i pociagnął za sobą.
    Ostre zimowe powietrze uderzyło w jej twarz, gdy znaleźli sie na ulicy, a Carter szedł... cóż, dalej przed siebie. Złapał ją tak mocno, że zaczynała się bać, że zaraz jej połamie rękę, miał więcej siły niż mogłoby się wydawać.
    - Lucas! Stój! - rzuciła głośniej i ostrzej, a gdy się nie zatrzymywał, zaparła się, wbijając pięty w ośnieżony chodnik i szarpneła nim w tył. - Carter! - krzykneła wściekle. Bała się co się z nim dzieje, nie o siebie. Nie uderzyłby jej przecież ani nic... prawda?
    Świadomość, że nie powiedział jej że Valentino jest jego bratem była okropna. Zataił przed nią coś takiego? To ile jeszcze rzeczy jej nie mówił? Miała wrażenie, że to... że to wszystko jest z sobą jakoś powiązane, a ona nie mając wspomnień, ni widzi najważniejszego co się dzieje pod jej nosem.
    - Puść mnie! - zażądała, szarpiąc ręce w tył. - Co ty w ogóle wyrabiasz?! Co to wszystko znaczy?!
    Oczywiście nie widziała i nie słyszała tych podszeptów drugiego bruneta i nie wiedziała, że sama padła ofiara manipulacji. Nie wierzyła też, że Luc jest zły i należy się go bać, chociaż... teraz sama nie była pewna


    Zdezorientowana E

    OdpowiedzUsuń
  22. Prawdę powiedziawszy nie była do końca zadowolona, gdy Luc zamiast wizyty w szpitalu wybrał powrót do własnego apartamentu, lecz nie zamierzała tego w żaden sposób komentować. Przecież i tak nie zaciągnęłaby go tam teraz nawet wołami, więc po co miałaby w ogóle strzępić sobie język… Przeogromna wręcz niechęć do okazywania swoich słabości z pewnością stanowiła jedną z ich wielu cech wspólnych i chyba nic we wszechświecie nie mogło już tego zmienić. Mimo to z uwagą obserwowała każdy jego ruch, czy najmniejszych grymas twarzy w razie czego gotowa zagrozić mu natychmiastową wysiadką podczas jazdy (zresztą nie pierwszą), gdyby jego stan uległ gwałtownemu załamaniu jeszcze zanim dotarliby do celu i mogłaby go spokojnie oddać w czyjeś, być może bardziej kompetentne ręce. Kto wie, może los się do niej uśmiechnie i jego obecna ukochana, o której trudno byłoby przecież nie słyszeć, będzie akurat tam na niego czekać, dzięki czemu ona sama będzie mogła się cichcem zmyć zamiast niańczyć tego dużego dzieciaka aż do momentu przybycia specjalistycznej pomocy, której i tak nie zamierzała mu ostatecznie od tak odpuścić. Mógł jej urządzić scenę jak z koszmarów, ale nawet ona doskonale zdawała sobie sprawę, że facet ewidentnie musiał mieć na głowie ogromną liczbę zmartwień, przez co jego organizm powoli wchodził w okres niebezpiecznego dla życia buntu. Ktoś musiał wreszcie dopilnować, by sobie trochę odpuścił i pech chciał, że owym kimś musiała być najwidoczniej ona. Tak jakby ostatnio miała jeszcze za mało obowiązków…
    - Pytasz na poważnie ?! – Prychnęła, pod płaszczykiem złości starając się za wszelką cenę ukryć jak blisko jest jej do całkowitego rozklejenia. Do cholery, nie mogła rozpłakać się w obecności jego szofera ! Nie było takiej opcji. A raczej tak jej się wydawało, bo dosłownie w tym samym momencie, w którym ex zwrócił jej uwagę na to jak bardzo nieroztropna okazywała się czasem w dobrze partnerów, jej ciało przeszedł niekontrolowany szloch. Nie chcąc, by mężczyzna próbował ją objąć w geście pocieszenia, natychmiast odsunęła się od niego tak daleko jak tylko pozwalało jej na to to przeklęte ciasne wnętrze. Ostatnim czego teraz pragnęła były na sto procent głupie pytania o powód jej łez.


    Panna nie tykaj

    OdpowiedzUsuń
  23. Moment, w którym jego umysł odzyskał wreszcie kontakt z rzeczywistością z całą pewnością nie należał dla Dantego do najprzyjemniejszych. Znajdował się bowiem w jakiejś dziwnej, przerażająco białej sali, przynajmniej częściowo zastawionej jeszcze okropniej wyglądającymi sprzętami, w której wyraźnie dało się wyczuć charakterystyczną woń środków dezynfekujących. Dopiero po dłuższym czasie zdołał sobie z trudem przypomnieć, że przed tym wszystkim znajdował się w gabinecie szefa Lux i, że próbował zapytać go, skąd właściwie wie tak dużo o poczynaniach jego wuja. A potem chyba musiał zemdleć, bo kompletnie nie wiedział jakim cudem znalazł się na szpitalnym łóżku, bo to przecież musiała być jedna z tak znienawidzonych przez niego placówek zdrowia. Jak bowiem inaczej wyjaśnić obecność tego całego niemal kosmicznego sprzętu ? No ładnie, czyli znowu sobie nagrabił. Gdy tylko jego prawowity opiekun dowie się o tym fakcie, z całą pewnością nabierze względem niego jeszcze głębszych podejrzeń niż do tej pory i zechce się go w końcu skutecznie pozbyć, by w ten sposób zakamuflować fakt, że się nad nim znęcał. Ciała zapewne też się jakoś gładko pozbędzie, by nikt nie był w stanie powiązać go z nagłym zniknięciem jego podopiecznego. Doprawdy cudowna wizja.
    A gdyby tego było jeszcze mało, to gdy tylko nastolatek zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, usiłując zlokalizować najbliższe drzwi, które pozwoliłyby mu wydostać się na wolność i uciec jak najdalej od zapewne już mocno rozjuszonego krewnego, jego spojrzenie spoczęło wreszcie na stojącym nieopodal krześle. No i kogo tam oczywiście ujrzał ? Cartera we własnej osobie. Co gorsza mina mężczyzny wyraźnie wskazywała, że jest na niego cholernie wściekły. I choć nie miał zielonego pojęcia co może być tego powodem, z automatu postanowił podjąć próbę nawiania. I tu totalna kompromitacja, ponieważ nim uszedł choćby kilka kroków, zamroczyło go do tego stopnia, że wylądował prosto na szatynie.
    - Ja…przepraszam. – Usiłował podnieść się o własnych siłach, lecz te znowu go zawiodły. – Kurwa, niech to wszyscy diabli porwą. – Wymruczał pod nosem po arabsku, w desperacji rzucając facetowi jedną z tych długo ćwiczonych min słodkiego aniołka, które tak często pomagały mu złagodzić konsekwencje popełnionych głupot.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  24. Granice jej cierpliwości niebezpiecznie zbliżały się do końca. Emily była łagodna, dobra, wyrozumiała i pełna empatii, oraz ciepła. Była cierpliwa i zawsze dokładała wszelkich starań, by ludzie w jej otoczeniu nie czuli się osądzani, czy choćby niemile widziani. Z Lucasem jednak sprawy zaszły za daleko, nie rozumiała co się dzieje i wydawało jej się, że weszła w sam środek jakiejś niemej nienawistnej potyczki. Czemu Valentino był tak przerażony, a Luc zachowywał się jak... szaleniec? I czemu znowu miała wrażenie, że nic jej nie mówił? Unikał jej, bo... bo co?
    - Nie chcę żebyś mnie ciągle przepraszał i unikał! - oznajmiła dosadnie. - Chcę żebyś był ze mną szczery! - podniosła głos i zacisneła własne dłonie w drobne piąstki.
    Widziała, że Carter jest na krawędzi, że jest w rozsypce. Jeśli miała go zrozumieć i mu pomóc przez to przebrnąć, to chciałaby, aby jej mówił, co się dzieje. Ale on robił takie uniki. Jeśli nie potrafił jej powiedzieć, a rzekomo ją kochał, to... komu potrafił? Czy z kimś rozmawiał? Czemu ona za to obrywała i ich związek, który chyba jednak już nie istniał za bardzo... miała wrażenie, że zamiast pomóc jej odzyskać wspomnienia, zawodzi i buduje przepaść między nimi. Czy on robił to świadomie w ogóle? I czy w ogóle rozumiał, jak ją rani?
    Patrzyła jak się od niej odsuwa, jak cofa się kilka kroków w tył. Był blady a jego oczy były jakby nieobecne. Widziała, że nie był trzeźwy, że coś brał. Uderzyły w nią wspomnienia matki zastępczej, to jaka była nieprzytomna, jak wpadała w dziwne stany i ją... biła. Zagryzła wargę, nie wiedząc co się dzieje i jak do tego w ogóle doszło. Czy na pewno związała się z kimś, kto mówi, że ja kocha i ją rani?
    - To nie może tak dalej wyglądać... nie chcę tak się czuć - pokręciła głową. - Z czymkolwiek się borykasz i co cię tak rani, jeśli nie chcesz powiedzieć mi, pójdż do specjalisty... oczyść się i wtedy ruszysz dalej w życiu. Mnie najwyraźniej nie potrzebujesz, więc... usunę się i to już nieważne, czy moje wspomnienia wrócą - stwierdziła, mówiąc coraz ciszej. Nagle zrobiło jej się całkiem zimno, choć cały czas miała zapięty płaszcz.
    Poprawiła szal drżącymi dłońmi i obróciła sie, by odejść. On jej nie chciał w swoim życiu tak, jak ona jego. Nawet jeśli potzrebowała wiele sobie przypomniec, nie robiła listy życzeń, by być z nim w wybranych chwilach, tylko w wszystkich. A on... on chciał ją wtedy, gdy było dobrze, a w pozostałe chwile ją odcinał. Jakby była dziewczynką na posyłki i miała poprawiać mu humor. To bolało a Emily nie zapomniała co ją spotkało i jak powinna sama siebie chronić, więc nie mogła się na to zgodzić.

    Zrezygnowana Emi

    OdpowiedzUsuń
  25. Była ogromnie wdzięczna Carterowi, że tym razem odpuścił sobie wtykanie nosa w jej sferę intymną, bo prawdopodobnie tylko dlatego wciąż jakimś cudem oboje pozostali w jednym kawałku. Gdyby bowiem postąpił przeciwnie, z całą pewnością natychmiast rzuciłaby się na niego z pięściami, pod wpływem ogromnego upokorzenia zapominając chwilowo w jak ciężkim stanie znajduje się obecnie jej były. A potem musiałaby wezwać karetkę i postarać się szybko zamieść wszystko pod przysłowiowy dywan, by plotkarska prasa nie wyłapała przynajmniej tego, że fakt, iż właściciel Lux przebywał na oddziale jednej z miejscowych placówek zdrowia przynajmniej po części stanowiło jej winę.
    - Wybacz, Luc, ale nie jestem jeszcze gotowa, by ponownie wspominać o tym, co stało się pół roku temu w Salonikach. – Spojrzała na niego poprzez łzy. – Zresztą po co, skoro nawet mój własny père do tej pory uważa, że nic takiego nie mogło mieć miejsca. – Dodała ledwie dosłyszalnie, czując jak zalewa ją kolejna fala wściekłości, tym razem jednak wycelowana w ojca, który przecież powinien być pierwszą osobą wspierającą ją podczas prób oczyszczenia imienia. – W dodatku sądzę, że ostatnio sam masz wystarczająco dużo problemów. – Szybko skierowała rozmowę ponownie na stan zdrowia mężczyzny, dając mu tym samym znać, że temat prawdziwych motywów, które kierowały nią, gdy wsiadała na pokład prywatnego samolotu kierującego się w stronę Stanów uważa za zamknięty.


    Nathy

    OdpowiedzUsuń
  26. Jakichkolwiek słów nie użyłby w tej chwili Carter, chłopak i tak nadal czułby się przynajmniej częściowo winny tym wszystkim przeklętym wydarzeniom, które doprowadziły go do tego momentu. Być może gdyby potrafił wykrzesać z siebie wystarczająco duże pokłady odwagi, by wreszcie zacząć chować wujkowe zapasy alkoholu, nie obrywałby od niego aż tak często. Może facet zdołałby wyjść z przynajmniej jednego ze swoich nałogów, co pomogłoby im nawiązać normalny kontakt. A może wystarczyłoby po prostu ulec jego woli i zacząć traktować nauki przekazywane przez islam nieco poważniej ? Przecież jego opiekun na każdym kroku dawał mu wyraźnie znać jak bardzo nienawidzi zarówno innowierców jak i ateistów. A tak się okropnie składało, że świętej pamięci matka nastolatka wychowywała go właśnie w tym ostatnim nurcie, ani razu nie zająknąwszy się, że ona sama między innymi z tego powodu musiała swego czasu pośpiesznie uciekać z domu, bo jej własne relacje z nadużywającym przemocy bratem uległy znacznemu pogorszeniu.
    Pytanie o zażywanie prochów, które zadał Dantemu właściciel Lux sprawiło, że całe jego ciało automatycznie się napięło, gotowe na przyjęcie kolejnych tego dnia ciosów. Doświadczenie, które zdobył do tej pory w relacjach ze swoim jedynym męskim opiekunem wywoływały w nim istne ataki paniki, gdy padało w jego stronę jakiekolwiek oskarżenie, a to w dodatku z całą pewnością należało do kategorii tych najpoważniejszych. Gdyby nie to jak bardzo ostatnie godziny nadszarpnęły zarówno jego fizyczne, jaki i psychiczne siły, na sto procent podjąłby teraz następną próbę ucieczki. Skoro jednak nie był w stanie tego zrobić, po prostu obrócił się do szatyna plecami, za wszelką cenę pragnąć ukryć przed nim fakt, że jego mocno nadwyrężony układ nerwowy postanowił w końcu dać za wygraną, zmuszając go tym samym do wybuchnięcia zupełnie niekontrolowanym potokiem łez.


    Lekko obrażony Dante

    OdpowiedzUsuń
  27. Emily nie chodziło tylko o to, by Lucas jej powiedział, co się dzieje. Chciała, aby sie otworzył, aby pozwolił jej się do siebie zbliżyć i na nowo się poznać. Chciała, aby w jakikolwiek sposób pozwolił jej poczuć się jak w związku do cholery. Ona otrzymywała od niego chwilowo uwage, w szpitalu, potem kwiaty, potem wyszła i Luc się o nią troszczył, ale poza tym... był jak znajomy i adorator, a nie jak facet w związku. I miał co chwila tajemnice, wiecznie wokół niej były jakieś sekrety i niedomówienia i miała dość. Czuła się osaczona i odsunieta na bok. I nie czuła się bezpiecznie i tego najbardziej nie mogła znieść.
    Nie wierzyła, że to powiedział i stała jeszcze w miejscu, a kilkoro przechodniów, którzy ja mijali, potrącili się i musiała się przesunąć jeszcze bardziej w bok. Spojrzała na Lucasa przez ramię, a widząc jak ten po prostu wsiada do taksówki i odjeżdża... uderzyło w nią to jeszcze mocniej. Oni... właśnie zerwali?! Nie czuła się jak jego dziewczyna, ale miała wciąż w głowie świadomość, że są razem, że ma kogoś, a tu... a tu jednak wszystko przepadło. Emily załamana zrobiła to samo, złapała taksówkę i pojechała do domu. Była załamana.
    Gdy było jej źle oddawała się się pracy. Szła w zaparte, by dopełnić obowiązków i wtedy nie myślała o życiu prywatnym. Przez prawie tydzień nie kontaktowała się z Carterem, choć raz już niemal wykręcała do niego numer zmartwiona. Miała jakieś złe przeczucia.
    Po paru dniach musiała pojawić się w Lux. Poszła do klubu milcząca i niepewna, co tam zastanie i jak to będzie, jak natknie się na właściciela... Teraz byli sobie w sumie obcy, nie łączyło ich nic, tylko biznes. Już od wejścia usłyszała krzyki, to jednak nie szef wrzeszczał, a jakaś kobieta. Emily weszła niepewnie i zeszła po schodach w dół, czując się dziwnie... W sumie zawsze jakoś nieswojo czuła sie w klubie, jakby zupełnie tu nie pasowała. Przed nią obok baru widziała jak jakaś starsza wyniosła i elegancka dama krzyczy na Lucasa, na Roya i jeszcze kilka zebranych osób. Przystaneła, nie bardzo wiedząc, czy nie lepiej aby zawróciła.

    Zbita z tropu Emi

    OdpowiedzUsuń
  28. Emily nie pamietała Arii, nie pamietała własnego uprowadzenia oraz tego, że była świadkiem samobójstwa siostry Cartera. Wszystkie tamte straszne wydarzenia były dla niej dalekie, nieznane, choć gdy słuchała tych wrzasków, coś w jej głowie musiało przeskoczyć, bo nagle poczuła lekki impuls bólu z tyłu i jakiś przebłysk pomieszczeń, surowych i nieprzyjemnych przewinał sie jej przed oczami. Nie chwyciła jednak tej myśli, bo zobaczyła jak Lucas dostaje w twarz, a po klubie zalega cisza i tylko niesie się echo tego ciosu. Drgnęła i natychmiast skierowała się schodami w dół, przeskakując po dwa stopnie.
    - Dosyć, co pani robi?! - zawołała oburzona i zaniepokojona. Po pierwsze czemu Luc nie reagował?! Po drugie, czemu to się rozgrywało na oczach pracowników? Po trzecie, czy ta kobieta była szalona?!
    Nim Emi dobiegła do grupki przy barze, Roy próbował uspokoić matkę Lucasa - teraz blondynka już rozumiała kim ona jest. Ona jednak coś z fochem prychneła, że ma jej nie dotykać i wydawało się, że znowu podniesie rękę na właściciela klubu, który stał niewzruszony. Emily nie mogła na to patrzeć, choć w ogóle nie powinna sie wtrącać.
    - Dość już tego, przestań natychmiast! - rzuciła ostro i złapała kobietę na nadgarstek, stając przed Lucasem. - Nie chciałabym pani oddać za Luca, a chyba nie mam tyle spokoju dzisiaj w sobie co on - ostrzegła, ciskając pioruny w kobietę. - Zdecydowanie trzeba pani spaceru, gdzieś na zewnatrz i daleko stąd - zasugerowała, aby sobie poszła, zaciskając palce mocno na jej ręce, by nie ważyła się już nikogo bić. To była jakaś wariatka!

    BOHATERKA <3

    OdpowiedzUsuń
  29. Tego zrywu u Lucasa się nie spodziewała. Wyprostowała się sztywno, gotowa krzyczeć i poszarpać się z rozwścieczoną kobietą. Nie liczyła na to, że ją udobrucha i gdy ta podniosła na nią głos znowu wyzywając, Emily się napięła. Była łagodna i cierpliwa, ale gdy ktoś ranił bliskie jej osoby, już nie okazywała wyrozumiałości i dość dosadnie wskazywała swoje zdanie w temacie.
    Wyzwiska nie zrobiły na niej wrażenia, ale to co zrobił Lucas już tak. Postawił się i był tak zasadniczy, władczy i groźny, aż sama poczuła ciarki na plecach. Zagryzła warge, patrząc jak niemal wywala własną matkę z klubu. Gdy dał znac, aby nikt do niego nie podchodził, odwróciła się do Roya i reszty.
    - Dajcie nam chwilę. Dłuższą. Proszę - zwróciła się do zespołu, a ci pełni zrozumienia czmychnęli, znajdując sobie jakieś zajęcia na magazynie, za barem, na zewnątrz sali, poza klubem i blondynka została z Carterem sama.
    Podeszła do niego i choć juz nie byli razem, objęła go i przytuliła się do niego mocno. Przytuliła policzek do jego piersi i odetchneła głeboko, wdychając zapach jego skóry i perfum przy odpiętej koszuli. Coś jej to przypominało, coś jej sie obijało w głowie, ale nie miała pojęcia, o co chodzi.
    - Nie chcę, aby ktokolwiek cię krzywdził... włącznie ze mną - przyznała. - Nie chcę, abyś pozwalał innym na takie traktowanie względem ciebie. Musisz dbać o samego siebie tak jak o innych ci bliskich ludzi - dodała z naciskiem. Nie umiała z nim rozmawiać i nie umiała mu wytłumaczyć, co robi źle, bo on jej po prostu nie słuchał. Zresztą on nie słuchał nikogo i dawał przyzwolenie rodzinie na to, aby go osaczali i gnębili.
    Zacisneła dłonie na jego ubraniu na plecach, gdyby chciał ją odsunąć i obejmowała go będąc blisko. Był jej tak drogi, a jednocześnie nadal nic nie pamiętała. Czuła po prostu, że jest dla niej ważny.
    - Zaraz cię puszczę, po prostu... potrzebuję tego, proszę pozwól mi - dodała nieco ciszej, podnosząc wzrok, by na niego spojrzeć. - Martwię się o ciebie - powiedziała jeszcze, spoglądając mu w te ciemne, głebokie oczy pełne jakiegoś smutku i zrezygnowania, jakiego nie umiała pojąć.
    Już nie chodziło o to, że ja kłamał, że zatajał prawdę. Martwiła się, bo miała wrażenie, że jest mu ciężko i nic nie umie z tym zrobić.

    Zmartwiona Emi

    OdpowiedzUsuń
  30. Powoli gasnące spojrzenie managera prawdopodobnie miało już do końca życia prześladować Naturelle, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby nie zabiła wtedy tego skurczybyka, ten najprawdopodobniej jeszcze długo by ją szantażował, grożąc, że rozpowie wszystkim wokół jak to niby tamtego wieczora sprowokowała go do odbycia jednego z bardziej szalonych stosunków płciowych jakich doznał w całym swoim życiu. Zresztą kto wie, może nie była jedyną jego ofiarą, skoro cechował się tak bardzo nieposzlakowaną opinią, że nawet jej ówcześni doradcy dali się nabrać na jego ponoć uroczą fizjonomię i styl bycia ? A teraz ? Cóż, z ogromnym bólem serca musiała przyjąć na klatę, że po tym jak jej własny père uprzątnął całą okropną sprawę pod przysłowiowy dywan zapewne nikt nie zechce już poznać prawdziwej wersji wydarzeń, którą znała wyłącznie ona, ponieważ dziwnym trafem okazało się, że akurat tamtego dnia wszystkie kamery na piętrze, na którym wynajmowała hotelowy pokój uległy uszkodzeniu. Tylko czy rzeczywiście tak było ? Ona sama miała co do tego pewne wątpliwości…
    - Musisz dać mi trochę czasu na poukładanie sobie pewnych kwestii, a wtedy być może… - Urwała w pół słowa, dostrzegając nagłą zmarszczkę bólu, która przeszyła twarz Luca. Szczęście w nieszczęściu, że zanim zdążyła w jakiś sposób zareagować, limuzyna stanęła pod odpowiednim adresem umożliwiając jej ponowne natychmiastowe przejęcie inicjatywy. – Przetrząśnij mu kieszenie i znajdź klucze do mieszkania. – Rzuciła w stronę wyraźnie zszokowanego szofera nieznoszącym sprzeciwu tonem. – No już ! – Ponagliła wściekle mężczyznę, który nadal wpatrywał się w nią jakby właśnie zobaczył ducha. Upewniwszy się, że ten wreszcie zdecydował się ruszyć swoje szanowne cztery litery, więc raczej powinien wpaść też na to, by zataszczyć Cartera do środka zanim szatyn całkowicie opadnie z sił, oddaliła się trochę na bok, by wykonać jeden ważny telefon. – Potrzebuję Twojej pomocy Bastian. – Oświadczyła jeszcze zanim jej prywatny ochroniarz zdołał w ogóle coś powiedzieć. – Przyjedź jak najszybciej pod adres, który wyślę ci SMS-em i zgarnij ze sobą Malcolma. Mam tu dla niego dodatkowego pacjenta. – Nie czekając na jakąkolwiek reakcję swego rozmówcy, szybko się rozłączyła i żwawym krokiem podążyła do wnętrza lokalu, z nadzieją, iż jej współpracownicy zdążą dotrzeć na miejsce, nim stan jej ex pogorszy się na tyle, że będzie musiała wykręcać numer alarmowy.


    Bliska zawału Nathy

    OdpowiedzUsuń
  31. Jedyną rzeczą, o której w tej chwili marzył Dante było jak najszybsze wyrwanie się z tego błędnego koła, w którym przyszło mu się bezwolnie kręcić od dnia niespodziewanej śmierci matki. I choć od tamtego tragicznego popołudnia minęło już wiele długich miesięcy, podczas których wyrzucił z siebie istne oceany łez, z których zdecydowana większość należała do tych z kategorii wypłakanych w kocie futerko lub ewentualnie prosto na nagrobną płytę rodzicielki, nie zbliżał się ani trochę do odpowiedzi na pytanie jakim pierdolonym cudem amerykańskie urzędy mogły zezwolić na przejęcie opieki na dzieciakiem komuś takiemu jak jego wuj. Owszem, rozumiał, że i tak powinien być wdzięczny losowi, że facet zgodził się w ogóle przyjąć go pod swój dach, bo tylko dzięki temu nie siedział teraz w domu dziecka, ale czy na tym okrutnym świecie naprawdę nie istniał jakiś inny jego krewny, niekoniecznie w linii męskiej ? Jasne, zdawał sobie doskonale sprawę, że odwieczna tradycja muzułmańska wyraźnie nakazywała, by w podobnych sytuacjach pieczę nad młodym chłopakiem przejmował właśnie ktoś taki, ale do ciężkiej cholery, nie mieszkali przecież w jakichś Emiratach ! Może więc jednym z głównych powodów tego wyraźnego przeoczenia był pełniony przez jego krewnego zawód ? Bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę jak wielką estymą społeczną cechowali się zwykle tłumacze przysięgli. Niestety w przypadku tego potwora okazała się ona zupełnie nie na miejscu, z czego nawet teraz zdawali sobie sprawę jedynie nieliczni i to bynajmniej nie dlatego, że młodzieniec osobiście ułatwił im dojście do takiego wniosku. A przynajmniej nie świadomie, bo zawsze dokładał wszelkich starań, by tragiczne wydarzenia, które rozgrywały się w jego domu, pozostawały za zamkniętymi drzwiami.
    Aż do tego momentu nie czuł bowiem najmniejszej potrzeby dzielenia się sowimi prywatnym problemami z jakimkolwiek dorosłym, uznając że ryzyko związane z tego typu wyznaniem jest zdecydowanie za wysokie, by w ogóle otwierać usta. W końcu aż nazbyt wyraźnie potrafił sobie wyobrazić tragiczne konsekwencje, które spadłyby prosto na jego głowę, gdyby choć jedna z tego typu skarg jakimś chujowym cudem dotarła do uszu Syryjczyka. Czemu więc nagle postanowił otworzyć się akurat przed tym konkretnym facetem ? Może dlatego, że wcześniej on sam podzielił się z nim jakąś częścią swojej historii ? A może raczej chodziło o to, że jego wycieńczony umysł powoli zaczął uruchamiać ostatnie systemy zabezpieczające go przed całkowitym popadnięciem w obłęd i faktycznego targnięcia się na własne życie ? A może oba te czynnik po trochu ? Jakakolwiek nie byłaby prawda, około półtorej minuty po tym, gdy Carter zakończył swój wywód, nastolatek zmusił się do obdarzenia go pełnym trwogi spojrzeniem, po czym ponownie spuścił wzrok w kierunku kafelek, tak jakby to wśród nich poszukiwał odwagi do rozpoczęcia własnego wyznania.
    - Ja go prawie w ogóle nie znam. – Wymruczał ledwie dosłyszalnym szeptem, dosłownie czując jak cząsteczki powietrza z trudem przebijają się przez jego ściśnięte struny głosowe. – Tak właściwie nawet nie wiedziałem o jego istnieniu aż do dnia, w którym… - Dłuższą chwilę zajęło mu uspokojenie się na tyle, by mógł kontynuować. - … zmarła moja matka, a ja… - Zaciął się po raz kolejny. -…cóż, zostałem na niego skazany. – Całkowicie nieświadomie zaczął nerwowo skubać materiał bluzy na prawym przedramieniu.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  32. Emily również czuła, że nadal Luc coś dla niej znaczy. Nie pamietała ich związku, nie wiedziała jak silne dzielą uczucia, ani jak wiele przeszli, a jednocześnie chciała go mieć przy sobie. Może to było egoistyczne z jej strony, może powinna się opamiętać i przestać, ale... chciała by był blisko. Nie chodziło tylko o związek, o seks, czułości, ale tez o samą obecność, zaufanie i to jak dobrze i swobodnie się z nim czuła. On czekał na odzyskanie jej pamięci, wiedziała to. A jednocześnie dawał jej czas i przestrzeń, by nie czuła się przez niego jakoś szczególnie naciskana.
    Odetchneła głeboko, gdy poczuła jak ramiona bruneta zaciskają się wokół niej. Odczuła ulgę. Tęskniła za tym, gdy się widywali i rozmawiali, nawet jeśli nie było tak żadnych pikantnych zagrywek, ani przesłanek. Tęskniła po prostu za nim i tym, że był.
    Usłyszała ten cichutki szept. Jej też go brakowało. Mocno. Bardziej niż mogłaby sądzić. Wiedziała, że Lucas ma problemu z zaufaniem i to jeszcze wieksze niż ona. Chciała aby spróbowali być razem, na nowo się poznać, ale on... nie dawał jej szansy. Odtrącał ją coraz mocniej im była bliżej niego. Kłamał, zatajał prawdę i ciągle uważał siebie za kogoś kto jest jej nie wart i kogo ona zostawi. Właściwie miała wrażenie, że on chce sam jej wmówić, by odeszła i to było... cóż, niebywałe.
    - Tęsknię za tobą - przyznała cicho, po dłuższej chwili, wciąż go obejmując. Też nie wiedziała, ile czasu mija, czy wciąż są sami czy Roy i reszta wróciła, ale nie ruszyła się.


    Emi, która nie chce być sama

    OdpowiedzUsuń
  33. Emily mogła tak trwać i trwać. Lubiła gdy ją obejmował, gdy ją przytulał i gdy czuła zarówno jego silne ramiona, jak i mocne i pewne bicie serca przy sobie. Po prostu... był dla niej ważny. Może to gra podświadomości i sugestii z usłyszanych informacji na nowo rozpalały w niej uczucie. Może w ten sposób wspomnienia wracały. Nie była pewna, ale nie wnikała. Lucas był jej drogi.
    Uniosła na niego spojrzenie i jasne tęczówki kobiety przebiegły po jego twarzy. Był zmęczony, strudzony, zrezygnowany. Nie walczył, nie udawał i nie próbował się maskować, tak odkryty i bezbronny przytulał ją i miała wrażenie, że ta szczerość, chyba pierwszy raz otrzymywana od niego, po prostu rozkłada ją na kawałeczki. Serce ścisneło jej się w piersi i już miała unieść dłoń, musnąć jego twarz i miała nawet ochotę w impulsie unieść się na palcach do jego twarzy, by być bliżej... Ostatecznie nie zrobiła nic. Sama była niepewna i chyba odrobinę się bała podejmować jakikolwiek krok. Nie byli z sobą... Rozstali się. Ona nie miała o nich wspomnień, a on... sam stwierdził, że ją rani.
    - To dobry pomysł - przyznała cicho, gdy zaproponował aby się przenieśli w bardziej odosobnione miejsce. Emily cofneła się niemal od razu, jakby w obawie, że ktoś ich przyłapie i oceni, a przecież cała ekipa Lux mocno im kibicowała. Chyba nawet bardziej, niż sami oni.
    Spojrzała za brunetem, gdy odszedł na bok. Jakby.. uciekł. Skierowała się bez słowa na górę, aby poczekać na niego w gabinecie. Nie chciała przeszkadzać, ale teraz po tym co się wydarzyło, nie chciała też stąd wyjść. Nie chciała, by uciekał w pracę i nie przeżywał tego, co go dosiegało bezpośrednio, bo miał prawo i właściwie powinien odreagować.
    Weszła do jego biura i nie dotykając niczego stanęła przy barku w którym trzymał alkohol. Coś jej to przypominało... Poczuła pulsujący ból głowy i aż sapneła, przytrzymując się mebla, gdy ból nasilił się. Zadrżała a przed oczami mignął jej jakiś obraz, choć go nie rozpoznała. Potem drugi i kolejny i jak rolka powskakiwało coś na swoje miejsce, a Emily aż zadrżała i zgieła sie w pół krótko jęcząc, bo głowa zaczęła jej pękać. Trwało to chwilę, ledwie kilka minut.


    Emily

    OdpowiedzUsuń
  34. Emily nie była ani słaba, ani niezdarna jak pewnie sądził Lucas. Nie musiał się bać i reagować jak oparzony na niemal każdy dźwiek, jaki się z niej wydobywał. To by było chyba szalone, żeby strzegł jej na każdym kroku. Szczególnie że zdecydował o rozstaniu i ostatecznie, odsunął się od niej.
    Luc nie wierzył ani w siebie, ani w nią. Nie dawał im też wiele szans na związek, dlatego chyba nie udawało im się porozumieć. Emily już nie miała pomysłu, jak z nim rozmawiać, a błagać go o szanse... nie, to nie wchodziło w grę. Miała swoją dumę i to nie chodziło o to, że się unosiła. Chciała, aby się o nią starał i ją szanował. Chciała, aby pozwolił jej o ten związek też dbać, a on... on się odcinał od niej.
    Spojrzała w stronę drzwi, gdy Lucas wpadł do gabinetu jak szalony i wyciągneła w jego stronę ręce. Oczy miała zamkniete i głowa jej pękała, a twarz wykrzywiał straszny grymas bólu.
    - Luc... pomóż mi usiąść - poprosiła tylko słabo, czując w skroniach i potylicy taki ból, jakby ktoś jej wwiercał się od spodu w czaszkę.
    Ujeła go za ramie, gdy podszedł i usiadła w fotelu, ale nie puściła mężczyzny. Odczekała chwilę, aż ból zelżeje i spojrzała na niego z takim... współczuciem.
    - Aria... pamiętam jej śmierć... byłam tam - przyznała. To jedno tragiczne wspomnienie do niej wróciło. Tylko to, najstraszniejsze.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  35. Gdyby tylko nie ogromne zdenerwowanie wywołane tymi wszystkimi wydarzeniami, które sprawiły, że ostatecznie wylądowała na krześle tuż koło łóżka zemdlonego Luca, widząc wyraźnie zmartwioną minę swego ochroniarza Francuzka natychmiast wybuchnęłaby szczerym śmiechem. Biedny facet wyglądał niemal tak jakby jeszcze przed chwilą oczami wyobraźni widział ją co najmniej obficie krwawiącą. Ludzie, czyżby przez te kilka miesięcy faktycznie zdołała go wystraszyć na tyle, że brał ją za osóbkę, która nie robi nic innego oprócz ściągania na siebie ekstremalnych kłopotów, których skutki nadzwyczaj często dają jej spore szanse jako potencjalnej kandydatce do wstąpienia w diabelskie chóry ? Jeśli faktycznie tak było, to mogła być nadzwyczaj wdzięczna losowi, że przynajmniej stojący obok niego wieloletni prywatny lekarz jej familii potrafił zachować teraz wystarczająco zimnej krwi, by natychmiast przepchnąć się obok wciąż stojącego jak słup soli Bastiana i przystąpić do wykonywania swoich obowiązków.
    - Możesz mi, proszę, zdradzić, co dokładnie robiliście zanim nas wezwałaś ? – Spytał, patrząc prosto na skubiącą płatki uszu Naturelle. – Pamiętaj, że obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, więc nieważne, jak wiele głupot razem odstawiliście, ani jedno twoje słowo nie wyjdzie z tego pokoju. – Dodał łagodnie, widząc jej lekkie wahanie.
    - Zgoda. – Kiwnęła nieznacznie głową, po czym zmusiła się do jak najszczegółowszego wyłożenia przebiegu wszystkich scen, które rozegrały się od momentu, gdy spotkała w barze swojego byłego kochanka.
    - Wygląda mi to na ogólne osłabienie, ale na twoim miejscu spróbowałbym go przekonać do jak najszybszej wizyty w szpitalu. – Oświadczył po kilkunastu minutach medyk. – Na wszelki wypadek pobrałem też temu gagatkowi krew do dalszych analiz. Nie chciałbym dokładać żadnemu z was jeszcze więcej zmartwień, ale obawiam się, że jeśli ten twój kochaś będzie zachowywał się tak dalej, będziesz niedługo potrzebowała nowej czarnej sukni. – Dodał z poważną miną, wychodząc z pomieszczenia.
    ***
    Nie była pewna, jak długo siedziała później rozmyślając nad ostatnimi słowami mężczyzny zanim umysł Cartera wrócił wreszcie do rzeczywistości, ponieważ w międzyczasie zdążyła zapaść w niespokojny sen. W każdym razie, gdy wreszcie to nastąpiło, nieźle już zdrętwiała, więc zanim udzieliła mu odpowiedzi, przeciągnęła się niczym kotka, tłumiąc ziewnięcie.
    - Zemdlałeś. – Oświadczyła w końcu, podnosząc się powoli i kierując w jego stronę. – Musiałam więc poprosić swojego ochroniarza, by sprowadził tu naszego prywatnego lekarza. A teraz wytłumacz mi proszę, czemu do ciężkiego chuja, nie dałeś mi się odwieźć od razu do szpitala, skoro wiedziałeś, że twój organizm dosłownie się sypie ! – Wrzasnęła, dając tym samym upust temu całemu przerażeniu, które akumulowało się w niej właściwie od chwili, w której wyciągnął ją z tego pierdolonego lokalu. – Kurwa, Carter, czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę, że nie jesteś nieśmiertelny ?! I nie próbuj mi tu teraz nawet… - Przerwała w pół zdania, czując jak jakieś silne dłonie odciągają ją nagle do tyłu niczym szmacianą lalkę.
    - Daj już mu spokój, królewno, bo jeszcze chłop nam tu wykituje do końca. – Zaśmiał się jej bodyguard, kompletnie nie przejmując się tym istnym stekiem przekleństw i razami jakimi go obdarzała. – Bo osobiście wpakuję cię to jakiegoś kartonu i odeślę na Grenlandię. – Zagroził, wciąż szarpiącej się kobiecie, jednocześnie wyprowadzając ją z pokoju. – Wróci do ciebie, gdy tylko trochę ochłonie. – Rzucił jeszcze na odchodnym w stronę właściciela apartamentu.


    Naburmuszona królewna

    OdpowiedzUsuń
  36. Pozostawiony sam sobie Dante dawno już przestał ufać w podobne obietnice jakimi próbowali karmić go dorośli, uznając, że jako dzieciak jest na tyle wielkim idiotą, by nigdy nie dojść do nazbyt aż jasnego wniosku, iż słowa o ich rzekomej zdolności wyrwania go z mieszkania tego okrutnika są tylko czczą bajką. Jedną z tych pięknych historii, którą rodzice raczą czyste umysły swych potomków aż do momentu, gdy nie wyjdą oni z domów i na własnej skórze nie odczują, że życie rozgrywające się poza ich czterema ścianami w cale nie jest tak bardzo kolorowe jak im się wcześniej zdawało. Że tak naprawdę jest pełne czarnych smug, pośród których można znaleźć jedynie szarawe obłoczki. I to i tak tylko wtedy, gdy ma się prawdziwe szczęście. A to nie zdarza się przecież codziennie.
    Nim minęły choćby dwa tygodnie od śmierci jego matki, chłopak zderzył się z brutalną rzeczywistością na tyle mocno, że po dziś dzień czuł w ustach metaliczny wręcz posmak krwi wywołany przez pierwszy nagły cios prosto w twarz jaki zafundował mu uchlany prawie do granic przytomności wuj. I choć nie potrafił już nawet sobie przypomnieć za co właściwie wtedy oberwał, nadal umiał odtworzyć wszystkie ruchy swego krewnego, które nastąpiły chwilę wcześniej oraz te, które nastąpiły tuż po tym dosłownie klatka po klatce. Obrazy te miały mu już bowiem towarzyszyć do końca życia, czy tego chciał czy nie. To właśnie wtedy ubzdurał też sobie, że jeśli faktycznie pragnie się kiedyś wyrwać z tej cholernej matni, ma tylko dwa wyjścia: poczekać do osiągnięcia pełnoletności lub porwać się na własne życie. Ostatnia z tych wizji rozwinęła w nim nawet niezdrową fascynację wszelkimi dziełami poruszającymi tematykę najlepszych i najszybszych sposobów na popełnienie samobójstwa. Do tej pory co prawda nigdy nie starczyło mu jednak sił do zrealizowania żadnego z podanych tam przepisów, lecz kto wie, jak długo jeszcze będzie w stanie się od tego powstrzymywać, jeśli jego sytuacja nie zmieni się choćby o jotę.
    - A niby w jaki sposób ma się cokolwiek zmienić, skoro mogę liczyć tylko na siebie, a nawet nie potrafię wykrzesać z siebie odwagi na ostateczne przerwanie tego szaleństwa, bo jakimś pierdolonym cudem, zawsze, gdy wydaje mi się, że wreszcie zdecydowałem się na wybór odpowiedniej metody odejścia, w ostatnim momencie się rozmyślam ?! – Spróbował poderwać się po raz kolejny, lecz z równie marnym skutkiem jak poprzednio. – Kurwa. – Warknął po arabsku.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  37. Sama była przerażona i zdruzgotana. Nie tylko wspomnienia się w niej obudziły , choć tylko ten bolesny i trudny skrawek jej pamięci wskoczył na swoje miejsce. Pojawiło się też całe mnóstwo uczuć, jakich wolała nie pamietać. Ból, strach, troska, zmartwienie, uczucie bycia stłamszoną i bezsilną. Ona też tam była. Możliwe że gdyby choroba Arii nie wróciła, to Borys zabiłby ją. Albo gdyby choroba siostry Luca wróciła, ale obrala inny obrót, kobieta strzeliłaby do niej. Było to tragiczne niezależnie od tego jak się potoczyło.
    Zacisneła palce mocniej na ręce Cartera i zwiesiła głowę. Chryste... ona się bała i była jak roztrzaskana na kawałki, ale to co musiał czuć Luc... nie umiała sobie tego nawet wyobrazić. Pamietała jeszcze kilka innych rzeczy. I wszystko zaczeło się dziwnie łączyć w historię, która nie była do końca wesoła. Ich rozstanie i jej naciski. Spotkanie brata Luca, który musiał być jakoś połączony z historią Arii, ale blondynka jeszcze nie wiedziała jak.
    - Wybacz... ja nie chciałam cię zranić - powiedziała cicho, podnosząc znów na niego spojrzenie jasnych oczu, w których był ból i strach i wszystko to, co się kotłowało w niej. Tego było za wiele, za dużo, było to zbyt ciężkie i poważne. Emily czuła, że tego nie dźwignie.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  38. Uniosła na niego spojrzenie i zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. Czy on... on chciał ją znowu zostawić? Jak na ulicy? Tak... bezdusznie?
    - Nie... To przecież wcale nie tak - potrząsneła głową i wstała, nieco chwiejnie kołysząc się na słabych nogach, bo czuła że ma je jak z waty. Odetchneła głeboko i nieco nerwowo, oszołomiona zaczesała włosy opadające jej na przód na oczy do tyłu.
    Luc na nią nie patrzył. Nie chciał chyba jej oglądać, ale z kolei mówił tak, jakby wierzył, że to ona nie chce oglądać jego. Już nic z tego nie rozumiała. Zagryzła mocno wargi, aż poczuła jak ostra krawędź zębów kaleczy i przecina delikatny naskórek i sykneła dopiero po chwili, czując w ustach posmak metaliczny, to posoka.
    Broda jej drżała, zupełnie jakby walczyła z szlochem, który dusił i palił ją w piersi i znowu złapała Lucasa za dłoń. Nie pamietała wszystkiego, ale wiedziała, że bez niego jest jej źle.
    - Czy ty... ty nie chcesz mnie widzieć? - spytała naiwnie, zupełnie zdana na jego zdanie. Nie miała zamiaru się narzucać, ani na siłę go przekonywać do tego, by spędzał z nią czas, bo nadal potrzebowała czasu aby nieco więcej sobie przypomnieć. Ale chciała aby się na nowo poznali, aby on dał jej szansę na poznanie się.

    almost heart broken

    OdpowiedzUsuń
  39. Owszem, mówił i pokazywał jej (choć czasami nieporadnie i w pokrętny sposób), że ją kocha. Ale potem ją odpychał. A najgorsze co robił, to wmawiał jej, że to ona go kiedyś zostawi, albo że nie chce z nim być, bo ją męczy i niszczy, albo że to właśnie Emi nie chce go już widzieć. Podsuwał jej sam dowody i powody, by go zostawiła, bombardując ich związek i podkopując sam siebie w jej oczach. Sabotował sam siebie na każdym kroku, a Emily już nie wiedziała sama, jak z nim rozmawiać i jak do niego dotrzeć. Szczególnie teraz, gdy nie pamietała większości z ich znajomości.
    Kiedy wstał i objął ja, zamykając w ramionach, zacisneła palce na jego marynarce, gniotąc w palcach materiał nieostrożnie. Nie zwróciła na to uwagi, bo pragnienie aby był blisko i sie nie odsuwał przeważyła. Chciała go poprosić, aby jej nie odtrącał, aby dał jej czas i szanse, by go poznała, ale on uważał, że ją męczy. A ona się bała, że to jemu już kończy się cierpliwość.
    - Chcę być przy tobie - wydusiła cicho, bo jakoś te słowa ledwo przedarły się przez jej gardło. Brzmiało to tak... żałośnie. Jakby go prosiła o pozwolenie. Jakby go prosiła o te uczucia i związek. Jej duma, samodzielność, zaradność i siła gdzieś ulatywały gdy pojawiały się emocje i relacje i jak do tej pory Lucas bardzo dobrze umiał jej pomóc w wyrażaniu siebie. Ale to tylko wtedy, gdy pozwalał jej być blisko i ją chciał.

    słaba E.

    OdpowiedzUsuń

  40. Przestała się szarpać zaledwie po kilku minutach, zdając sobie doskonale sprawę, że nie ma z tym typkiem najmniejszych szans. Jeśli bowiem wierzyć plotkom, które wymieniała między sobą cichcem służba dotyczące jego osoby, a które ona sama zdołała jednak czasem podsłyszeć, facet jeszcze do niedawna służył w jakiejś elitarnej wojskowej jednostce. I choć wciąż nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie jakim pierdolonym cudem został z niej zwolniony w tak młodym wieku (ostatecznie daleko mu było nawet do wcześniejszej emerytury) i czemu trafił akurat pod dach familii Tavernier, wiedziała, że w tych słowach musiało być z pewnością choć małe ziarnko prawdy. W końcu jakby nie patrząc, wszyscy pozostali nieszczęśnicy, którzy w mniemaniu jej ojca mieli mieć jakiekolwiek większe szanse na okiełznanie jej gwałtownego charakteru, załamywali się góra po tygodniu, podczas gdy on po ponad pół roku nadal zdawał się niemal niezniszczalny.
    - Skoro jaśnie pani raczyła się wreszcie choć trochę uspokoić, może zechce się też pani napić czegoś ciepłego na rozluźnienie ? – Spytał, puszczając wreszcie Naturelle i instynktownie rozmasowując mięśnie. Cholera, musiał przyznać, że w ciele tej z pozoru kruchej gwiazdeczki kryły się naprawdę niespożyte pokłady energii. Założyłby się, że gdyby pod jej rękę nawinął się w tej sytuacji zwykły, przeciętny cywil, grabarze mogliby mieć sporo roboty. Ostatecznie również po tej batalii, którą przed chwilą stoczyli, kobieta nadal kipiała ze wściekłości niczym wulkan. Jeśli nie chciał, by za parę minut owa sytuacja się powtórzyła, musiał ją koniecznie jak najszybciej unieszkodliwić. Całe szczęście jeszcze zawczasu zdążył pomyśleć o zgarnięciu łagodnych, acz szybko działających, środków usypiających.
    - Zrób mi proszę, zwykłej herbaty. – Pragnąc zimniejszych uwagę swego ochroniarza, obdarzyła byłego wojaka uroczym uśmiechem, jednocześnie prowadząc go w kierunku kuchni. Choć od jej ostatniej wizyty w tym budynku minęły już trzy długie lata, nadal potrafiłaby trafić do najważniejszych pomieszczeń nawet po omacku.
    Podczas, gdy brunet wykonywał jej prośbę, zupełnie nieświadoma, że ten właśnie dosypuje do jej kubka niewielką ilość białego proszku, który niedługo skutecznie odetnie ją od tego świata co najmniej na najbliższe dwie godziny, odwróciła się do niego tyłem, z westchnięciem opierając dłonie o blat. I co ona miała niby teraz zrobić ? Przecież nie mogła pozwolić, by Luc tak się zamęczał. Owszem, nadal miała mu za złe wiele nieprzyjemnych słów, którymi obdarzył ją podczas ich krótkiego, acz niezwykle burzliwego, związku, ale zaczęła też powoli akceptować fakt, że i sama nie była w tym wszystkim bez winy. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o to przeklęte dziecko. Powinna mu o nim powiedzieć jeszcze przed tym, gdy zdecydowała się na jego usunięcie. Co z tego, że sama tak okropnie bała się o dalszy rozwój swojej kariery scenicznej, że nie chciała choćby spróbować podjąć się tego ogromnego trudu jakim było macierzyństwo ? I tak powinna dać mu możliwość wyboru. Kto wie, może jednak przynajmniej on okazałby się na tyle odpowiedzialny, by odważyć się zaryzykować ? I choć wiedziała, że czasu nie da się już niestety cofnąć, wybuchnęła niepohamowanym potokiem łez.


    Nathy

    OdpowiedzUsuń
  41. W całkowitej ciszy wysłuchał słów mężczyzny, zagryzając mocno wargi z nadmiaru zdenerwowania oraz poczucia kompletnej bezsilności. Cholera, miał zaledwie szesnaście lat, a te przeklęty hipokryta zwany powszechnie losem wymagał od niego podejmowania zdecydowanie zbyt wielu ekstremalnie poważnych decyzji ! Ile on by dał, by choć czasami mieć obok siebie kogoś, kto pomógłby mu w wybraniu odpowiedniej ścieżki. Niestety aż za dobrze zdawał sobie sprawę jak wielkim absurdem było owo marzenie. Jego matka nie żyła w końcu już od blisko półtora roku, a ojciec ponoć zginął jeszcze przed jego urodzeniem. Jego własny wujek przez zdecydowaną większość dni w roku traktował go zaś gorzej niż zwykły worek treningowy. I co on miał niby teraz zrobić z zupełnie niespodziewaną propozycją złożoną mu przez praktycznie obcego faceta ?
    - Ja… - Potrzebował dłuższej chwili, by choć trochę unormować drżący oddech i zmusić się do obdarzenia Cartera pełnym trwogi spojrzeniem, w którym nawet najgorszy idiota zdołałby wyłapać cisnącą się do oczu chłopaka koleją falę łez. - … nie wiem, co powinienem powiedzieć. – Dokończył, nie potrafiąc dłużej powstrzymać płaczu. – Boję się. – Wyszeptał, podciągając kolana pod siebie i skrywając w nich twarz. Może zabrzmi to głupio, ale zdążył już dojść do tego okropnego stanu, w którym zrozpaczony umysł postanawia chwycić się tej głupiej, typowo dziecięcej mrzonki jakoby jego właściciel może stać się dzięki temu trochę bardziej niewidzialny.


    Kompletnie skołowany Dante

    OdpowiedzUsuń
  42. Emily nie pamietała ich związku, ani tego jak wiele przeszli. Teraz wróciły do niej wspomnienia w porwania i śmierci Arii, ale to ledwie kropla w morzu tego, co zbudowało ich zaufanie i miłość. Nie wiedziała tego, ale czuła. Lucas Carter był mężczyzną o niezwykle złożonym charakterze i wszystko co się działo w jego życiu to było... cóż, zawsze jak wielopietrowy tort, miało ukryte fasady, nic tam ie było przejrzyste. Może dlatego jej nie mówił prawdy, ale wiedziała, że nawet gdy ją ranił, chciał ją chronić.
    Spojrzała mu w oczy i na moment skupiła się na tym, jak błyszczą. Te iskierki pokazywały, że wciąż jest w nim wiele woli życia. Uniosła dłoń i przesuneła nią delikatnie po jego policzku, a serce przyspieszyło jej na kilka sekund, gdy pochylał się, by ją pocałować. Od wypadku nie wykonali względem siebie żadnego śmielszego gestu, ale ona czuła rosnącą między nimi namiętność. I chciała go posmakować, ciekawa była, czy to jej coś przypomni... I wtedy wpadł Isaac.
    Emily zawstydzona obróciła twarz, chowając ją w piersi Cartera i zacisnęła mocniej palce na jego ramionach, aby jej nie puszczał. Ale on nawet sie nie odsunął, czuła przy sobie jego ciało, jego dłonie i odetchnęła głeboko, nieco rozbawiona na krzyki o zakładzie. Czy ta bardzo błądzili, że już nawet załoga z klubu musiała się zabawić ich kosztem?
    Podniosła znów podbródek i spojrzała śmielej w oczy bruneta. Podobało jej się, że wciąż ją obejmował przy sobie.
    - To chyba nasza wina - zaśmiała się cicho i przysunęła jeszcze o milimetr, stykając swoje drobne ciało z jego torsem. - Luc... Chcesz herbaty? - spytała naiwnie, ale miała na myśli coś innego. Chodziło jej o to, czy teraz na prawdę chce tylko herbaty.


    E. <3

    OdpowiedzUsuń
  43. Stała wpatrzona w Cartera a oczy błyszczały jej jak gwiazdy. Mogła go nie pamietać głową, ale serce chyba pamiętało... Zaczeło bić szybciej, a po karku przeszedł jej dreszcz, biegnąc po kręgosłupie w dół pleców. Chciała, aby ją pocałował. Sama chciała go pocałować! Uśmiechneła się delikatnie, gdy wyznał, że to jej teraz pragnie najmocniej i gdy musnął lekko jej usta, przymkneła powieki, układając dłonie na jego piersi. Gdy w końcu poczuła jak przyciska wargi do jej, odruchowo przytrzymała go mocniej za klapy marynarki, jakby bała się, że się od niej odsunie i wspięła się na palce, by być jeszcze bliżej niego. Oddała pocałunek z pewną namiętnością, jaka zaskoczyła nawet ją samą.
    Emily chciała kogoś mieć, marzyła o miłości, bliskości o tym, by nie musieć już sama walczyć i mierzyć się z całym światem. Jej życie to była ciągła walka, ona... miała dość. Chciała być z Carterem, choć go nie znała i nie rozumiała. Ale czuła, że dla niej to najlepsze, że dla nich obojga to najlepsze. Nie umiała się bez niego odnaleźć, czuła, że jej go brakuje.
    Odsuneła się dopiero, gdy zaczeło brakować jej tchu. Policzki miała zaróżowione, a błyszczyk z ust wytarty. Spojrzała na Luca takim niepewnym jednak wzrokiem, jakby chciała zapytać. Co teraz?


    Emi <3333

    OdpowiedzUsuń
  44. Emily oddawała każdy pocałunek, miękka w jego objęciach jak plastelina, ułożona pod jego pragnienia. Jego bliskość, zapach skóry, smak ust, uczucie dłoni sunących po jej ciele podniecało ją. Zaczęło jej być coraz bardziej gorąco. Westchnęła krótko, łapiąc oddech, gdy zjechał z pocałunkami niżej i zaczął pieścić ciepłą i wrażliwą skórę szyi. Przymkneła powieki i zadrżała, czując te pieszczoty i gdy złapał ją za tyłek, zagryzła wargi. Podobało jej się to, co robił. Podobało jej się to wszystko, tylko... czy powinni?
    - Nie tutaj... nie teraz i nie tak - powiedziała cicho, czując jak twarz pali ją od rumieńców. I chyba wstydu. Czuła się zażenowana. Ostatnio rozstali się na chodniku. A teraz jeszcze chwila, a dorwą się do siebie i przerobią szybki numerek na biurku Lucasa? Jaki to był związek? Chociaż... Pal licho nie była świeta przecież.
    Widziała i czuła, że Luc jej pragnie. Ona też go pragnęła, choć nie była pewna, czy teraz seks jest najlepszym rozwiązaniem w ich sytuacji.
    Przesuneła dłońmi po jego ramionach i zaczęła iść do przodu, zmuszając Lucasa, aby się wycofał. Gdy dotarli do jego biurka, pchnęła go na duży fotel prezesa i wdrapała mu się na kolana, siadając mu na biodrach i znów całując namiętnie.

    <333

    OdpowiedzUsuń
  45. Emily nie była typem na szybki numerek dla prezesa między spotkaniami. Była na to zbyt twardo stąpająca po ziemi. Zbyt rozsądna i odpowiedzialna. Zbyt poważna. Zresztą sama była prezesem w własnej firmie i nigdy nie pieprzyła się w miejscu pracy... ale nigdy też nie rozebrała się na czyiś urodzinach. Nigdy nie była w związku z facetem z elity o podejrzanej reputacji. Nigdy nie była tak szaleńczo zakochana, nawet jesli tego nie pamiętała.
    Objęła go za szyję i przycisneła do jego ciała drobne piersi, całując go namiętnie, żarliwie i gorączkowo. Kolana wcisneła obok jego ud w fotel, ocierając się biodrami o jego krocze z cichym jękiem. Nie myślała teraz o niczym. Nie wahała się i nie zastanawiała nad tym, jak na siebie spojrzą za kilka minut. Nie chciała o tym myśleć, nie chciała by to ona musiała panować nad sytuacją i wszystkiego pilnować. Choć raz niech to nie będzie ona.


    ❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  46. Jekneła prosto w jego usta, czując jak wdziera się z dłońmi pod jej koszulę. Dzisiaj zamiast ogrodniczek i luźnego topu założyła jeansy opinające biodra i prostą wygodną koszulę, a jednak... nawet to jej teraz jakby przeszkadzało. Ubrania były zbędne.
    - Chcę to poczuć - wyszeptała w jego wargi i sięgneła do guzików swojego ubrania, aby mu pomóc. Zrzuciła zaraz z swoich ramion materiał, zostając tylko w biustonoszu, ale i ten zaraz zdjęła, sięgając w tył do zapięcia i zsuwając z siebie górną część ubrania.
    Przesunęła dłońmi po jego mocnym torsie i złapała za pasek spodni, nieznośnie powoli go odpinając. Zupełnie jakby jeszcze nie była pewna, czy mogą to robić i tak si zachowywać. W sumie niczego nie była pewna, ale chciała go.
    - Pokaż mi - mrukneła w jego wargi, znów go całując mocno i żarliwie. Emily była cicha i skromna, ale miała ogień w sercu. Luc ją rozpalał i niezależnie od tego, czy go pamiętała, czy nie, uczucia były gorące i żywe.

    ❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  47. Emily była delikatna i łagodna, była cicha i nie wychylała się. Nie była wcale krzykliwa a już na pewno nie należała do kobiet z rodzaju femme fatale. A jednak teraz pokonała wszelkie hamulce i bariery, po prostu sięgając po spełnienie swoich skrytych pragnień. Nie była nieśmiała, gdy już wiedziała, czego chce, a chciała teraz Lucasa. I wiedziała, że on chce jej, bardzo.
    Objeła go ramionami, tak jak jej nakazał i dosięgła jego ust, smakując jego warg i języka , porywając go do namiętnego tańca tych słodkich pieszczot. Podparła się z tyłu dłońmi o blat biurka, gdy Carter niecierpliwie zdejmował z niej spodnie, a potem osunął z bioder własne i gdy wbił się w nią mocno, gdy znalazł się w jej wnetrzu tak nagle i dziko, krzykneła krótko. Zaskoczył ją Tą gwałtownością i tym, jak od razu zaczął się w niej mocno poruszać, aż po jej ciele przemkneła cała seria dreszczy. Uniosła nogi i zacisnęła na jego pasie, przytrzymując sie jego koszuli z kolejnymi jękami, gdy wciskał się w nią mocno, tak spragniony, tak stęskniony, aż miała wrażenie że całe jego ciało jest w napięciu, goniąc za spełnieniem i nacieszeniem sie jej bliskością. Kochał ją... widziała to na każdym kroku i czuła to zawsze, gdy choćby na nią patrzył. A ona... ona też chciałaby go kochać, chciałaby o tym znów pamietać.
    Schowała twarz w jego szyi, jęcząc raz za razem, gdy poruszał się, wypychając do niej biodra i zagłebiał się w jej ciele. Ona też go pragnienie, czuła tę namiętność i pożądanie i z każdym ruchem coraz bardziej zbliżała się do orgazmu. Nie przejmowała się nawet tym, że oboje są głośni, w końcu w klubie teraz nawet grała muzyka... to chyba pracownicy zapewniali im maksimum prywatności.

    🔥

    OdpowiedzUsuń
  48. Zdecydowanie nie spodziewała się, że jej wizyta w klubie skończy się seksem w gabinecie Cartera. W ogóle nie wiedziała, jak mogą teraz wyglądać ich relacje po ostatnim spotkaniu. Ale gdy zaczął całować ją tak stęskniony i wygłodniały, dotykać jej z apetytem i pochłaniać jej ciało z namiętnością , sama odpowiedziała tym samym. Pragnęła go i tęskniła za nim. Wszystko było takie... Jakby powinno właśnie tak być. Oni razem i już. Było jej zresztą tak dobrze, tak wybitnie doskonale, aż gdy doszła, czując w sobie szczytowanie Lucasa, zaczęła drżeć mu w ramionach głośno jęcząc. Czuła to, że pasują do siebie idealnie, że tylko z nim będzie jej tak cudownie. Czemu nie byli razem, czemu wciąż nie umieli tego zrozumieć?
    Zamknęła oczy, dochodząc do siebie, gdy Luc jakoś chwiejnie się cofnął. Usiadła prosto patrząc na niego z niepokojem. Nie rozumiała co się dzieje.
    - Co Ci jest? - spytała trochę wystraszona i szybko pozbierała swoje ubrania. Podciągnęła spodnie i zapieła jeansy, szukając biustonosza i koszuli.
    Ubrała się szybko, a słowa rzucane przez bruneta wcale jej nie uspokoiły. Zagryzła wargi, próbując przypomnieć sobie czy zna jakąś Kat... Może... Może Luc miał już nową dziewczynę? I jakiej przerwy potrzebował? Od niej?
    Cofnęła się od biurka i poprawiła ubranie, zaczesujac rozczochrane włosy w tył. Zwróciła się zaraz do mężczyzny i pochyliła się do niego, była zmartwiona.
    - Co się dzieje? - spytała łagodnie, trochę jednak spięta. Nie wiedziała czego się spodziewać.

    Emi ❤️

    OdpowiedzUsuń
  49. Patrzyła na Lucasa zmartwiona, zaniepokojona i zatroskana. Mogła nie mieć wspomnień, ale wciąż była tą Emily, która dbała o innych. A Lucas był dla niej ważny, chciała go mieć blisko i jakby nie patrzeć, chyba na nowo się w nim zakochiwała. Albo to jej serce pamiętało o uczuciach względem bruneta a ona... Musiała dogonić to głową. Nie wnikała w to, już i tak gubiła się od wypadku w relacjach, kontaktach, zażyłościach. Nie mogła wierzyć i ufać ludziom na słowo, musiała sama weryfikować swoje otoczenie, ale Lucas od początku był przy niej , dbał o nią i pomagał jej. Jemu łatwo było wierzyć.
    Uśmiechnęła się i przyłożyła dłoń do jego ręki, gdy ją pogładził po policzku. Wiedziała już, że nie zawsze mówi jej prawdę, by w swoim dziwnym poczuciu troski chronić ją. Nie wiedziała przed czym i czemu trzyma ją na dystans w wielu tematach, ale nie chciała teraz w to wnikać. Mieli czas na rozmowy. .. chyba. Wydawało jej się, że może jest jeszcze dla nich szansa i nadzieja, szczególnie po tym jak chwilę temu się na siebie rzucili. Bo oni chyba nadal się kochali, prawda? On nadal ją kochał...?
    - Możesz mi o tym opowiedzieć - zapewniła, a na wyzwisko na brata lekko westchnęła. Nadal nic nie rozumiała, bo nie miała pojęcia skąd się wzięła ta nienawisc braci. Valentino przestawił jej ukochanego jako potwora. Na pewno coś się musiało wydarzyć, ale... Co?
    Słuchając kolejnych słów, trochę bladła. Czuła się niepewnie, bo żaden z tematów o których wspomniał poza ich rozstaniem nic jej nie mówił. Nie miała o niczym pojęcia! Spotkał swoja byłą, która nie była byłą... Pobił się w barze i stracił przytomność. I pił... I to ostatnie, co w ogóle nic jej nie mówiło.
    Spuściła wzrok na ich złączone dłonie i powoli wycofała palce. Nie było mu łatwo i lekko, a jej stan również nic nie ułatwiał
    - Gdybym nie straciła wspomnień, to bym mogła cię wspierać... - mruknęła. Chociaż wiedziała, że gdyby jej nie odtrącał i pozwolił być obok, gdyby z nią rozmawiał, to też by była przy nim. Musiałby jej tylko zaufać, troszkę bardziej się otworzyć i uwierzyć w to, że ona mu pomoże, wysłucha go i na pewno nie ucieknie. Ale on założył sobie, że Emily odejdzie prędzej czy później i chyba tylko on sam w to wierzył.
    Zacisnęła powieki, czując się w jakimś dziwnym labiryncie. I zyskacie nie podobało jej się jego autodestrukcyjne zakochanie, ale nie mogła nic poradzić i nic mu powiedzieć. Nie byli już razem a on... On jej pewnie i tak nie posłucha. Nie podobało jej się że spotkał byłą, budziło w niej to zwykłą zazdrość.
    - Utrata przytomności, to już poważna sprawa. .. co powiedział lekarz? - spytała ostrożnie, bo nie do końca była pewna jak zareaguje na to pytanie i jej troskę. Coś, sam zauważył, że się rozstali, może właściwie teraz tego chciał. - I kto to Dante? - dodała jeszcze , bo to imię nic a nic jej nie mówiło.
    Przysiadła na fotelu obok jego ranienia i przesunęła palcami po jego kosmykach.
    - Rozstaliśmy sie... - zaczęła, ale urwała. Bała się zapytać, co teraz. Albo czy żałował i chciałby spróbować znów. Już wolała się nie odzywać. Prosiła go wcześniej o szansę , o randki, o poznawanie się na nowo, ale nic im nie wychodziło.

    ❤️🥺

    OdpowiedzUsuń
  50. Emi wcale nie chciała przestrzeni. W końcu chwilę temu rzucili się na siebie i uprawiali seks na jego biurku, to chyba musiałaby być totalną wariatką z rozstrojeniem jaźni, by aż tak sobie przeczyć. Po prostu... Luc się otwierał, ale wciąż widziała, że sprawia mu t trud. No i opowiadał o wydarzeniach, z jakich była wykluczona, o epizodach w których była nieobecna. I ciągle i ciągle przewijało sie imie kobiety, co powiedziała, co zrobiła, co oceniła. Zupełnie jakby Luc na tamtej osobie polegał i ją cenił, a ona... ona została odsunięta. I nie chodziło o rozstanie, a bardziej... cóż, jakby nie pasowała do tej historii.
    - A byłeś w końcu u lekarza? - spytała, już obawiając się, że zaraz znów usłyszy, że to ta Cat się nim zajęła. Boże... czy ona właśnie przespała się z facetem, który ma w głowie i w zyciu kogoś innego? Poczuła się bardzo obco, nieswojo.
    Nie miała zamiaru na niego wrzeszczeć, czy unosić głosu. Nie miała do tego prawa, nawet gdyby wciąż byli razem. Krzyk uważała za słabość, za brak szacunku i w ogóle zerową kulturę. Nie krzyczało się na sowich rozmówców, pracowników, przyjaciół, nawet na dzieci nie powinno. Kolejne słowa jednak ją zdumiały. Lucas miał problem z swoim zdrowiem, a jednak szukał sposobu, by pomagać innym. Nie miała zdania o tej sytuacji, bo po prostu nie znała szczegółów. Uważała jednak, że Carter powinien najpierw jednak zadbać o siebie, a potem ratować świat.
    Zsuneła się z boku fotela na jego kolana i również go objęła. Pocałowała go w skroń, w policzek i w końcu w usta. Bała sie, że nie odzyska wspomnień, choć one częściowo wracały. Musiała jednak na nowo poznać nie tylko Luca, ale całe swoje i jego ycie, aby się w tym odnaleźć, a on... on może nie mieć do niej cierpliwości. Ostatnio nie miał i chodził wściekły.
    - Chciałabym żebyś bardziej o siebie dbał... reszta się ułoży - stwierdziła cicho, spoglądając mu w oczy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  51. Wiedziała, że znaczy dla niego wiele, że ją kocha. Pokazywał jej to wiele razy, Gdy sam tego chciał. I sam sobie na to pozwalał, a nie uciekał, milczał, naginał prawde i karmił ją półprawdami. Ale jednak... Co musiała zrobić, aby jej zaufał i się otworzył? Jak miała go poznać i wierzyć, że to prawdziwy on, a nie jakaś sztuczna kreacja, by ją zatrzymać? Czy przed wypadkiem wiedziała jaki był, czy wciąż kłamał? Miała wrażenie, że nawet nie jej wypadek, a dopiero rozstanie troche nim potrząsnęło i było to... smutne. Smutniejsze było to, że jednak ją okłamywał.
    - Pójdę z tobą - stwierdziła, łapiąc go za dłoń. - Pójdę z tobą do lekarza, tak jak ty siedziałeś przy mnie w szpitalu, hm? - zaproponowała. Nie chciała mu się narzucać, ale czuła, że trzeba go pilnować. Jak dziecko.
    Czuła jak oplata ją ciasno ramionami, jak mocno ją obejmuje. Był blady, ale w jego ciele mimo wszystko tkwiło jeszcze wiele sił. Miała nadzieję, że zadba o siebie. Chciał ratować innych, a o sobie nie myślał. A kto podniesie świat, kiedy on sam upadnie na dno?
    Gdy wrócili do tematu brata Cartera zacisneła zęby. Zamknęła oczy i na chwilę odetchneła głebiej.
    - On był dla mnie miły... nie rozumiem, co się wydarzyło między wami, że tak się nienawidzicie? - spojrzała brunetowi w twarz, ujmując go za policzki czule. - On się ciebie boi, drży gdy o tobie mówi - przyznała, zdradzając, że rozmawiała o Lucasie z Valentino. Cóż, jeden brat nie chciał jej nic powiedzieć, a drugi powiedział i pokazał aż nadto, choć nie wierzyła do końca w ten strach... Jak można było się bać Lucasa, który pomagał wszystkim wokół i był tylko troche czasami ekstrawagancki?
    Pogładziła jego policzki, aby się nie denerwował i nie unosił i pochyliła sie, by go pocałować.
    - Nie musisz mi opowiadać dzisiaj, ale... może kiedyś... - mruknęła w jego wargi, całując go jeszcze raz odrobinę dłużej. - Chciałabym po prostu ciebie dobrze znać i wiedzieć o wszystkim, co cię dotyczy. Na pewno wiesz, że ja nie mam rodziny, ale ja o tobie nie pamietam nic poza Arią. Jeśli chcemy z sobą być, to musimy sobie ufać - zauważyła łagodnie i wyrozumiale, patrząc mu nadal w oczy.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  52. Emily widziała, jak wiele emocji i wewnetrznych sporów odbija się w spojrzeniu Lucasa. Chciał z nią być, chronić ją, wspierac i pomagać jej. Chciał otaczać ją troską i czułością, być jej opoką w trudnych chwilach. I dla niej naturalne było, że odda mu tyle samo, ile będzie tylko mogła. Ale on... wydawał się tym zaskoczony. Oczywiście nie pamiętała tego, jak rozmawiali o jego pierwszej miłości, która go wykorzystała i zdradziła i to sprawiło, że Luc nie ufa innym i nie dowierza, że ktoś na prawdę chcę dla niego równie wiele zrobić, co on dla świata i często nieznajomych. Domyślała się jednak, że teraz oboje muszą bardziej się postarać, aby to kruche i delikatne zaufanie i więź, jaka ich łączy, przetrwała i sie umocniła.
    Nie uważała się za anioła. Jesli ludzie kochają, to się opiekują. To było tak proste... on tylko musiał jej pozwolić do siebie dotrzeć.
    - Nie ufam mu i nie wierzę, że skrzywdziłeś go tak, że teraz się boi o swoje życie przez ciebie - zapewniła. - Obiecuję, że jeśli się ze mną skontaktuje, to nie zgodzę się z nim zobaczyć, a jeśli spotkam go przypadkiem... nie będę z nim rozmawiać. I od razu ci o tym powiem - zdecydowała. Teraz dopiero zaczynała się zastanawiać, czy w ogóle trafiała na Valentino przypadkiem... czy to wszystko nie było może zaplanowane od początku? Skoro była z Lucasem, to była dla niego ważna i mogła sprawić, że ten zostanie zraniony... och, nie chciała doszukiwać się spisku, już dzisiaj była świadkiem tego, jak matka traktowała jej ukochanego. Do diaska ta rodzina była niebezpieczna i niedobra.
    Obejmowała go jeszcze długo, gdy siedzieli i spokojnie rozmawiali. Całowała go przelotnie w usta, albo policzek, chcąc nacieszyć się tym spokojem i miłą atmosferą. Czy mogła teraz twierdzić, że do siebie wrócili i próbują na nowo się odnaleźć w związku? Ona chciała jego, a on ją, więc... więc chyba tak? Wszystko było takie trudne i niepewne, wolała już nie męczyć dłużej Lucasa, bo wciąż był blady. Oh, a ona tak go wymęczyła...
    Wstała w końcu z jego kolan i sięgneła po filiżanki z herbatą. Podała jedną mężczyźnie i drugą podsunęła do ust, próbując napoju. Był już zimny.
    - Powinnam w końcu zabrać się do pracy - zauważyła z rozbawieniem. - Po to właściwie przyszłam... chcę wymienić kwiaty w wazach na barze, ale w samochodzie mam ciężkie wiązanki, mogę pożyczyć któregoś z pracowników do pomocy? - spojrzała na niego z uśmiechem i oparła jedną dłoń na podłokietniku fotela, by się do niego nachylić. - Masz moją szminkę na ustach - zauważyła z śmiechem i pocałowała go jeszcze raz, zupełnie jakby chciała zaznaczyć, że jest jej.

    szczęśliwa

    OdpowiedzUsuń
  53. Na początku dała się całkiem łatwo podejść i nabrać bratowi Lucasa. Dopiero kolejne spotkanie, a już szczególnie gdy Valentino zaczął niby drżeć o swoje zdrowie przez Luca uświadomiły jej, że to jest cos nieszczerego. Postawa drugiego z braci i jego miny, wszystko co mówił, wydawało się wyreżyserowane. Była kimś kto wierzy w ludzi, ale im nie ufa a tu... dała się oszukać.
    - Dobrze... Nie chcę żeby coś się działo bez twojej wiedzy - zgodziła sie, musząc sie pogodzić z tym, że te sprawy dotyczą rodziny Cartera i on musi o wszystkim wiedzieć.
    Uśmiechneła się szeroko na jego zapewnienie. Chyba mogła już uważać, że na nowo dali sobie szansę i są znów razem? To jak mocno go kochała było wręcz niepojęte. I teraz pozwalał jej na więcej działań i swobody z pracownikami, dawał jej więc dużo zaufania.
    - Będę na dole - powiedziała, chcąc wrócić już do pracy. Zabrała swój kubek z herbatą, komórkę, która wypadła jej z kieszeni jeansów na podłogę i wyszła z biura, aby na prawdę zabrać się do wypełniania obowiązków.
    Jeden ochroniarz pomógł jej przynieść kwiaty, resztą uparcie zajeła się sama. Wylała i wywaliła starą wode i kwiaty, umyła wazy i zaczeła układać nowe kompozycje. Po kolei wsuwała kwiaty do szklanego naczynia ustawionego na bar, ale przesuneła je bardziej na środek bezpośrednio pod lampy. Na koniec ochlapała nieco siebie i blat wodą, gdy zalewała zimnymi dzbankami kwiaty a po prawie dwóch godzinach zmęczona opadła na stołek przy barze.
    - Isaac... możesz podac mi soku, proszę? - zwróciła się do młodego pracownika, zerkając na piętro w stronę gabinetu Cartera. Pewnie był zajęty, nie wyszedł stamtąd ani razu.
    Zaczesała mokre kosmyki w tył za uszy i objeła palcami szklanke, wypijając niemal całą na raz.

    E.

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie wiedziała, bo nie pamiętała, jak bliskie ma relacje z pracownikami Lux i jak bardzo swobodnie z nimi rozmawia. Ale Emily była nieśmiała i skryta, nie rozpowiadała o swoim związku, więc też z chłopakiem zza baru nie rozmawiała o sobie i Lucasie.
    - Co to był za zakład? - spytała tylko ciekawa, nim zebrała się po pracy i nie wróciła do siebie. Myślała tego dnia, czy może nie zabrać z sobą Lucasa, ale... i tak wszystko między nimi było bardzo delikatne.
    -----
    Po kilku dniach umówili się, że pójdą do lekarza. Emily nie naciskała na to bardzo, by nie irytować Cartera, widziała jak trudny i zarazem niewygodny jest to dla niego temat. On jednak sam jej obiecał i słowa dotrzymał, zdumiał ją tylko, że miała po niego przyjść do biura firmy matki... a blondynka nie chciała spotykać się znowu z tamtą okropną kobietą. Matka Lucasa była straszna i dzisiaj Emi już wiedziała, że jeśli chcieliby pójść do przodu z związkiem, sfinalizować go formalnie, nie zostanie zaakceptowana przez jego rodzinę.
    Weszła do budynku niepewna i onieśmielona. Wskazano jej drzwi gabinetu CEO, a gdy weszła po cichym pukaniu do środka i zobaczyła śpiącego Luca, spojrzenie jej zmiękło. Rozczulał ją. Ale też niepokoił, bo widac było jak jest wyczerpany.
    Podeszła do biurka i pochyliła sie, opierając o blat. Przeczesała mu kosmyki delikatnie i ujeła jego twarz w dłonie czule.
    - Kochanie, wstawaj... mamy wizytę - powiedziała cicho i spokojnie, aby wybudził się bez zrywów. - To ja Emily, przyszłam po ciebie - dodała, gładząc jego policzki.


    Emi.

    OdpowiedzUsuń
  55. Na prawdę nie bardzo rozumiała, jak to się dzieje, że Lucas tak mało o siebie dba. Czy też dlaczego wcale o siebie nie dbał! Nie mogła go do niczego zmusić, ani nie mogła też go zmieniać, ale jednak martwiła się i chciała, aby jakkolwiek zaczął na siebie uważać.
    Chciała też wiedzieć jak to między nimi jest i tak to wszystko się toczyło. Dlatego też poszukała w internecie wszystkich artykułów z ostatnich miesięcy o sobie, o Bloomme, o Carterze i klubie. Dowiedziała sie o skandalu, o śmierci Tatiany, o tym że ich związek został dość szybko zauważony, a ona oskarżona o to, że poluje na pieniądze Lucasa. Ale nie przypomniała sobie niczego. Wiedziała jednak, że zawsze coś się dzieje w ich otoczeniu, po prostu nie mogli mieć zwykłego, nudnego życia.
    - Ja nic nikomu nie powiem - zapewniła z rozbawieniem, widząc jaki jest słodki zaraz po przebudzeniu. Zaśmiała się cicho, gdy przyciągnął ją na swoje kolana i odruchowo oparła dłonie na jego ramionach, by się przytrzymać.
    Oddała namiętny pocałunek, czując jak serce zaczyna bić jej szybciej. On był niemożliwy! Był osłabiony, a ciągle się do niej dobierał! No typowy facet. A ona była paskudna, bo bardzo jej się to podobało!
    - Też tęskniłam... - przyznała przy jego wargach, odsuwając się tylko odrobine, by spojrzeć mu w oczy. - Może po wizycie u lekarza pojedziemy do ciebie i zjemy na spokojnie w domu obiad? - zaproponowała cicho i trochę nieśmiało. Nie pamietała, że już parokrotnie u niego nocowała i że to wcale nie byłby przełom w ich związku. - Dzwoniłam do Lux, powiedziałam, że pojawisz się dopiero jutro - dodała jeszcze, aby nie myślał o klubie. - Roy wszystko ma opanowane - dodała szybko, przykładając mu dłoń do ust, aby się nie kłócił. - Dzisiaj zadbamy o ciebie, a świat poczeka - dodała, pochylając sie, by znowu go pocałować. Miała wrażenie, że sama musi odrobinę się nim bardziej zająć, by dostrzegł, że tego potrzebuje.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  56. Oczywiście, ze Emily nigdy by go nie skrzywdziła i nigdy tez by nie zrobiła nic, co by zaszkodziło Lucasowi. Widząc, jaki jest wyczerpany chciała poświęcić mu czas i spędzić go z nim spokojnie, bez kłótni, awantur i problemów. Czuła, że to i tak przerasta Cartera.
    - Tak, dzisiaj jesteś niedostepny dla świata, a ja zajmę się wszystkim - pokiwała głową i gdy chwycił za telefon, by już jakoś organizować czas, wyjęła mu aparat z dłoni. - O nie, nie... proszę napisz gosposi, służącej, kucharce i kogo jeszcze zatrudniasz do opieki nad apartamentem, że mają wolne i mogą wrócić jutro popołudniu dopiero - zaśmiała się, pochylając do niego, by go dwa razy krótko pocałować. - Pojedziemy do lekarza. W drodze powrotnej zahaczymy o sklep, gdzie kupimy składniki na obiad. Potem wrócimy, ty złapiesz oddech, a ja coś ugotuję - przedstawiła mu plan, który był prosty i łatwy w realizacji. - Jak zjemy, to ogarniemy bałagan, który na pewno pojawi się w kuchni i położymy się z lampką wina, jesli lekarz ci nie zabroni pić i włączymy jakiś śmieszny lekki film - dodała.
    Bardzo chciała o niego zadbać. Bardzo chciała mu pokazać, jaki jest dla niej ważny. Nie powiedziała mu tego od wypadku, ani nie przypomniała sobie o wszystkim, ale... kochała go i chciała być przy nim. I bolało ją, bo wydawało się, że o Lucasa Cartera nikt nie dbał nigdy tak, jak on dbał o innych ludzi.
    Ujeła jego twarz w dłonie, obejmując jego policzki i spojrzała mu w oczy z czułością.
    - Czy taki nudny, zwykły plan szarego człowieka ci pasuje, Luc? - spytała z uśmiechem. Cóż, jeśli to zbyt proste, to mogła jeszcze coś wymyślić, ale zdecydowanie nie miała ochoty na żadne wykwintne przyjęcia z drogimi daniami w menu i mnóstwem obcych gości. To nie był jej świat i nie była pewna, jak pokonali takie różnice, jak to że Carter był z elit a ona... z dna.


    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  57. Zapewne, gdyby tylko wiedziała, że jej perfidny ojczulek osobiście zadbał o to, by jej główny ochroniarz mimo wcześniejszego odejścia z woja miał nadal szeroki dostęp do wszelkich środków chemicznych mających w razie potrzeby skutecznie unieszkodliwić zarówno jej wrogów, jak i ją samą, zastanowiłaby się dwa razy zanim przyjęłaby od niego jakikolwiek kubek czy szklankę. Ale chyba trudno oczekiwać, by jakiekolwiek dziecko podejrzewało własnych rodziców o tak bezduszne traktowanie, zwłaszcza gdy było ono już od dawna nie tylko dorosłe, ale także niezależne. W każdym razie Naturelle z całą pewnością nawet po tej popieprzonej akcji z uniemożliwieniem jej przez Pana Tavernier przedstawienia dowodów na fakt, że tamtego popołudnia w Salonikach to ona była ofiarą, a nie, jak ubzdurał sobie jej père, jej ówczesny manager, kobieta nadal nie należała do tego jakże wąskiego grona. Żyła w pięknym świecie ułudy, zupełnie nieświadoma, że tamtego pamiętnego dnia świat, który znała, praktycznie przestał dla niej istnieć. Z drugiej jednak strony czy wtedy zdecydowałaby się kiedykolwiek zasiąść za sterami Rainbow Feather ? Mało prawdopodobne, bowiem za bardzo ukochała sobie królowanie na scenie, by tak łatwo z własnej woli rezygnować z tego wspaniałego uczucia, jakie towarzyszyło jej w trakcie publicznych występów. I powiedzmy to sobie w dodatku szczerze, podczas kontaktów z klientami coraz trudniej było jej zapanować nad nerwami, co z kolei sprawiało, że zażywała dragi jeszcze częściej niż podczas swoich wielomiesięcznych tras koncertowych, a przecież i wtedy zdarzało się, że organizm odmawiał jej posłuszeństwa w najgorszych możliwych momentach.
    - Która to właściwie godzina ? – Spytała, gdy tylko wreszcie się wybudziła, obrzucając Luca mętnym spojrzeniem. – I co ty, do cholery, w takim stanie robisz na dole ?! – Dodała, podrywając się natychmiast do pozycji stojącej z zamiarem obrzucenia go jeszcze kilkoma kąśliwymi uwagami, po których planowała zaprowadzić go z powrotem do łóżka niczym rozkapryszonego bachora. Niestety nie miała bladego pojęcia, że aktualnie jej układ równowagi znajduje się pod rządami mocnych środków zwiotczających, więc ku swemu ogromnemu zaskoczeniu zachwiała się zaledwie po zrobieniu dwóch niepewnych kroków i, próbując ratować się przed nagłym kontaktem z kafelkami, wpadła prosto na szatyna. – Wybacz, nie tak był plan. – Szepnęła zażenowana, zastanawiając się usilnie jakim cudem mogła się aż tak bardzo schlać kilkoma drinkami wypitymi przed paroma godzinami w barze.


    Nathy

    OdpowiedzUsuń
  58. Była wręcz zachwycona, gdy tylko Luc pozwolił jej się trochę porządzić. Zawsze to chyba on planował im czas, a na dodatek korzystał z wielu udogodnień i wygód jakie umożliwiał jego status i majatek oraz nazwisko. Emily tego nie potrzebowała. Nie miała nigdy służących, ani gosposi i nie uważała, aby było w domu do zrobienia coś, z czym sama by sobie nie poradziła.
    Zaśmiała się cicho, gdy jego pocałunki lekko łaskotały ją w szyje i położyła dłoń na jego torsie, aby lekko go odepchnąć, ale się nie dawał odsunąć.
    - Anabell? Tu Emily, Lucas potrzebuje spokoju, proszę wracaj dzisiaj do domu i przekaż reszcie pracowników w jego apartamencie że jutro po szesnastej dopiero mogą wrócić do pracy - przekazała, starając sie nie śmiać, gdy kolejne lekkie całusy muskały jej wrażliwą szyję. - Nie, nic nie trzeba kupić, ani przygotować - zapewniła jeszcze, a potem oddała Lucasowi jego telefon. - Teraz jesteś tylko mój - zaśmiała sie i objeła go za szyje, by pocałować długo. Boże, jaka była szczęśliwa! To się wydawało aż niemożliwe!
    Wstała w końcu z jego kolan i poprawiła podwiniętą w górę kurtkę.
    - Dante może z nami zostać, możemy razem obejrzeć film i coś zjeść - stwierdziła, wzruszając ramionami. Co prawda wtedy nie będą mieć w pełni swobody, ale... ona chyba i tak by nie została na noc. Nie pamietała, czy kiedyś u niego nocowała?
    Sprawe chłopaka wolała zostawić Lucasowi, to była świeża sprawa i wszystko było delikatne i kruche. Ujeła dłoń bruneta, gdy wychodzili z gabinetu i uśmiechneła się szeroko, widząc ciekawskie spojrzenie dziewczyny z recepcji przy holu.
    - Upieczemy kurczaka z warzywami, będzie pysznie i zdrowo - stwierdziła. Nie umiała nic wymyślnego i na pewno jego kucharka gotowała lepiej, ale ne o to tu chodziło, by robić konkurs dań i smaków. Chodziło o to, że spędzą czas razem a Lucas trochę odpocznie.
    Najpierw musieli jednak udać się do lekarza. Przeszli do podziemnego parkingu i gdy wsiedli do auta, Emily zapieła pas, zerkając na bruneta. Wyglądał dzisiaj lepiej, nie był tak blady.


    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  59. Niespodziewanych ruch wykonany przez Cartera, choć z całą pewnością łagodny, wywołał w chłopaku zupełne sprzeczne uczucia. Z jednej strony miał ogromną wręcz ochotę, by odsunąć się od niego najdalej jak tylko pozwalało mu na to to przeklęte szpitalne łóżko, lecz z drugiej strony jego pokrzywdzona dziecięca dusza aż wrzeszczała, by jednak odkopał te mikroskopijne okruchy zaufania, które nadal czaiły w najciemniejszych zakamarkach jego duszy i po prostu się w niego wtulił, by choć na chwilę poczuć coś na kształt… Właśnie, czego dokładnie ? Może namiastki bezpieczeństwa, którego przez ostatnie półtora roku tak niezwykle mu brakowało ? Tylko czy naprawdę powinien sobie pozwalać na tak śmiały krok w stosunku do faceta, którego znał zaledwie tydzień ? Ostatecznie jakby nie patrząc jego wuj po tym, gdy przygarnął go pod swój dach przed pełne dwa tygodnie udawał wspaniałego opiekuna, a potem, cóż, przemienił się w istnego króla najgłębszych piekielnych otchłani… A on z całą pewnością nie zamierzał zaskarbiać sobie dodatkowego wroga. Ostatecznie więc ograniczył się jedynie do lekkiego uniesienia głowy oraz obarczenia szatyna nieśmiałym spojrzeniem skrywającym w sobie ogromne wręcz pokłady niepewności.
    - Pan nie rozumie. – Zaczął powoli, miętosząc nerwowo rękawy bluzy. – W świecie islamu cała ta kara za robienie rzeczy haram działa zupełnie inaczej. – Przerwał na prawie minutę, gdyż głos dosłownie uwiązł mu w gardle. – Ta zemsta potrafi trwać przez pokolenia, zwłaszcza gdy… - Aż wzdrygnął się instynktownie, uświadamiając sobie z całą mocą, do czego zmierza ten nieszczęsny wywód. - … dokonało się przewinień, za które jedyną karą jest… - Nie miał już wystarczająco dużo sił, by dokończyć to przerażające zdanie, więc wykonał gest charakterystyczny dla podrzynania gardła. Kilka sekund później natomiast ku własnemu zaskoczeniu, przyciskał się już do klatki piersiowej mężczyzny, wylewając na jego koszulę kolejne słone krople.


    Rozdygotany Dante

    OdpowiedzUsuń
  60. Emily chciała dbać o Lucasa, móc czasami sie nim zająć tak, jak on zajmował się wszystkim i wszystkimi wokoło. Mieli razem spróbować coś stworzyć, być parą, która się kocha i sobie ufa, a więc jej zdaniem było to naturalne, by się o siebie troszczyli. Uśmiech rozjaśnił jej twarz, gdy poczuła, że ma szansę coś dla niego zrobić, a ostatnio miała wrażenie, że tylko on robi coś dla niej.
    - Dante na prawdę może z nami zostać - stwierdziła z cichym śmiechem. Miała wrażenie, że Luc będzie szczęśliwszy gdy będą sami, by znowu ja uwieść, ale.. nawet nie musiał. Była w nim chyba drugi raz zakochana.
    Wizyty u lekarzy nie były przyjemne, ale konieczne. Emily wiedziała, że najważniejsze to regularnie i systematycznie dbać o siebie, by nie dopuszczać do stanów wyczerpania jak zrobił to Luc. Martwiła się o niego, chciała, by jak najszybciej i jak najlepiej się poczuł. Tak na prawdę to wszystko co z nim związało było dla niej ważne i chciała jakoś go wesprzeć, ale... wydawało się, że robi za mało. I że jeszcze jest jej za mało w jego życiu, że powoli się odnajdują i to wszystko jest zagmatwane.
    Uśmiechneła się odrobinę speszona, gdy skradł jej całusa w szpitalnym korytarzu. Wokół byli ludzie! Uniosła dłoń i starła mu z warg swój błyszczyk, a potem objeła jego dłoń swoimi i uśmiechneła się szeroko. Była z niego dumna, że poszedł do lekarza na konsultacje i nawet jeśli teraz będzie musiał wykonać szereg badań, to i tak zrobił już pierwszy krok.
    - Tak, będzie zabawnie, zabieram Cię do marketu dla zwykłych ludzi - oznajmiła z rozbawieniem, ujmując go pod ramie, gdy skierowali się do auta, by pojechać kupić składniki na ich kolację.
    Emi była pewna, że będzie to zabawne, bo w końcu Luc chyba nigdy sam nie robił zakupów. Wieli bogacz dał sie jej zaciągnąć do marketu dla szarych ludzi!

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  61. Ta krótka chwila, którą spędziła w ramionach Luca, choć kompletnie nieplanowana, wywołała w niej sprzeczne emocje. Z jednej strony odczuwała lekki wstyd związany z faktem, że po raz kolejny musiał widzieć ją w takim stanie, z drugiej coś w rodzaju nieznacznego podniecenia, ponieważ zapach jego ciała przywołał całą gammę wspaniałych wspomnień z czasów, gdy jeszcze ze sobą sypiali, a z trzeciej zaś malutką nutkę strachu, której jak widać od tamtego pamiętnego popołudnia w Salonikach nie potrafiła pozbyć się nawet w obecności faceta, którego jeszcze parę lat temu darzyła czymś więcej niż zwykłą przyjaźnią, a może i swego rodzaju miłością, choć doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że po tym, gdy złamała wiele nowojorskich męskich serc, plotkarskie media ochrzciły ją istną Królową Śniegu. Cóż, może i przezwisko to było zdrowo przesadzone, bo po rozstaniu z niektórymi z nich wylewała istne oceany łez, lecz każdy, kto tylko choć trochę znał Nathy wiedział, że w całym swoim życiu nie uczyniła prawie nic by na dłuższą metę poprawić swój wizerunek. A przecież mogła, bo dzięki swojej relacji zawodowej z Carterem miała ku temu szansę, ale nie, ona musiała w najmniej odpowiednim momencie zwiać na drugą stronę stanu, by nagrać kolejny arcyważny wideoklip tylko dlatego, że w owym okresie czasu wydawało jej to po prostu o wiele ciekawszym zajęciem od udawania uroczej córeczki wpływowego tatusia. A teraz na co jej przyszło ? Zdecydowaną większość dnia spędzała albo na nadzorowaniu pracy Rainbow Feather albo wylewaniu żali prosto w psie futro, bo wszyscy, włącznie z jej szanownym ojcem, zgodnie twierdzili, że całkowicie zasłużyła sobie na taki podły los.
    Być może właśnie to przytłaczające uczucie beznadziei w połączeniu z prochami, które podał jej przed swoim wyjściem Bastian, sprawiło, że niemal w tej samej chwili, w której jej były kochanek zajął pobliskie krzesło, obdarzył go szklistym spojrzeniem i szepnęła ledwie dosłyszalnie:
    - To całe nagłe przekazanie mi interesu przez père nie było w cale aktem jego dobrej woli. On chciał mnie po prostu lepiej kontrolować… - Nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów, zaczęła wodzić opuszkami lewej dłoni po obramowaniu stojącego przed nią kubka. – Cholera, naprawdę nie sądziłam, że mój pobyt w Salonikach zakończy się w takich tragicznych okolicznościach. – Mruknęła.


    Znowu bliska płaczu Nathy

    OdpowiedzUsuń
  62. Kiedy tylko mężczyzna zniknął za drzwiami, Dante podszedł do okna i, oparłszy ciężko dłonie o parapet, westchnął przeciągle. Czy rzeczywiście powinien teraz w pełni zaufać właścicielowi Lux i dać mu się grzecznie zaprowadzić do jego domu, licząc na to, że, gdy tylko zostanie z nim sam na sam, ten nie wyrządzi mu żadnej krzywdy ? Z jego dość lichego doświadczenia w kontaktach z przedstawicielami własnej płci jasno wynikał wniosek, że zdecydowana większość mężczyzn za maskami wspaniałych kompanów kryła swą znacznie ciemniejszą wersję, więc niczym dziwnym nie mógłby być dla nikogo fakt, że pomysł Cartera budził w chłopaku raczej mocno ambiwalentne uczucia. Z drugiej jednak strony czy tak naprawdę miał jakiekolwiek inne wyjście niż przynajmniej spróbować dać mu szansę się rozwinąć ? Ostatecznie jakby nie patrząc, wuj i tak prędzej czy później zdołałby połączyć wszystkie fakty w spójną całość, a wtedy na pewno własnoręcznie zatroszczyłby się o to, by zapewnić mu piękne miejsce na cmentarzu. A on z całą pewnością się tam nie śpieszył. Skoro więc mógł żywić choćby mglistą nadzieję na to, że ten konkretny facet faktycznie będzie w stanie uwolnić go z rąk okrutnego krewnego, postanowił zaryzykować. Zwłaszcza, że i tak nie zamierzał tej nocy wracać do mieszkania tej bestii, a wizja kolejnych paru godzin spędzonych na jednym z dworców w samym środku zimy jakoś średnio go przekonywała, bo tamtejsze poczekalnie rzadko kiedy były dostatecznie dobrze ogrzewane, pomijając już, że zwykle kręciło się po nich wielu dziwnych ludzi.
    - Jestem gotowy. – Oświadczył, gdy wreszcie jako tako uporał się ze swoimi myślami i wyszedł na korytarz, modląc się w duchu, by idea poddania się całkowicie woli szatyna nie kwalifikowała go z automatu do jakże szerokiego grona przyszłych kandydatów do Nagrody Darwina.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  63. Emily widziała, jak Lucasowi nagle pojaśniały oczy, jak nagle się rozjaśnił, jak zmieniło się jego spojrzenie i cały wyraz twarzy. Miała wrażenie, że on... odżywa. Że potrzebował tylko kogoś, kto pozwoli mu się skupić na czymś innym niż praca, problemy, troski, firma matki, albo co gorsza lekarze. Ostatnio bardzo wiele się skumulowało i zrzuciło na barki mężczyzny i blondynka wiedziała doskonale, że jeśli on nie zwolni, a najlepiej nie zrobi sobie choć kilkudniowej przerwy, to zwyczajnie się wykończy. Tyle że sam musiał to dostrzegać i tego chcieć.
    Szła obok bruneta z uśmiechem, mocno trzymając go za dłoń. Był wspaniały, był kochany i ona nie mogła uwierzyć, że mimo tych wszystkich wybojów, on nadal ma do niej cierpliwość. Mimo że jej pamięć nie wracała, zakochiwała się w nim od nowa.
    Roześmiała się na te jego wygłupy, bo chyba nigdy wcześniej go takim nie widziała i objeła go w pasie, wspinając się na palce.
    - Wyglądasz świetnie - zapewniła, przysuwając się by krótko pocałować go w usta. - Na bal przebierańców możemy sie ubrać w parę aniołka i diabła - stwierdziła wesoło a potem uniosła ręce i zdjęła mu opaskę, aby założyć sobie na jasną głowę. - Ale może odwrócimy role? - droczyła się z dobrym humorem. Nie sądziła, że w sklepie będą się tak dobrze bawić, ale było to słodkie. I była pewna, że jak już zrobią zakupy, to totalnie rozluźnią się wieczorem u Lucasa.
    Gdy doszli do warzyw, by powybierać te najświeższe do mięsa, odeszła kawałek, przeglądając kosze i dostepne produkty. Widziała jakie zainteresowanie u kobiet wzbudza Lucas i nie była zazdrosna, było to miłe widzieć, że się podoba. Chociaż Emi nie czuła się zagrożona to jedna pani szczególnie chodziła za Lucasem i gdy go w końcu zaczepiła i zaczeła zagadywać, blondynka przystanęła. Już nawet pomidory straciły dla niej ważność. Poczuła się... dziwnie. Niepewnie odrobinę. I pomyślała o tym, że przecież to całkiem normalne rozmawiać z innymi ludźmi, a jednak... a jednak było jej dziwnie. Odwróciła sie, by skupić na zakupach i wrzucić do koszyka to, czego potrzebowali.


    Emi

    OdpowiedzUsuń
  64. Pozwoliła brzmieć słowom Luca przez dobre dwie minuty, nie potrafiąc zdecydować, czy powinna faktycznie im ulec. Z jednej strony od sześciu długich miesięcy rozpaczliwie poszukiwała choć jednej życzliwej duszy, która nie tylko pokornie wysłuchałaby wreszcie jej wersji wydarzeń z tamtego okropnego wieczora, ale także nie zarzuciłaby jej chwilę później kłamstwa, lecz z drugiej teraz, gdy doszło do momentu, gdy mogła liczyć, że oto wreszcie faktycznie znalazła osobę godną zaufania, czuła niemal zniewalające przerażenie. Bo co jeśli jej były kochanek również uzna ją za niebezpieczną wariatkę tak jak to zrobił wcześniej jej ojciec ? Straci ostatnią nadzieję, a wtedy… Cóż, diabeł jeden wie jak zareagują jej już i tak mocno nadwyrężone ostatnimi problemami nerwy.
    - Mam nadzieję, że nie będę tego potem żałować… - Westchnęła ciężko, uciekając spojrzeniem mocno w bok, byle tylko nie musieć snuć tej przerażającej historii, widząc jak facet, którego kiedyś żywiła naprawdę mocnym uczuciem, powoli dochodzi do wniosku, że czas najwyższy zadzwonić po psychiatrę. – Chyba nie muszę ci mówić, że zawsze podczas tras koncertowych przewaliło się przez moją sypialnię wielu mężczyzn… - Zaśmiała się smutno, nerwowo skubiąc niesforny kosmyk opadający jej prosto na twarz. – Jednym z nich był mój ówczesny menager, który chyba nasłuchał się wcześniej trochę za dużo plotek o mojej niespożytej energii i uznał, że doskonałym pomysłem będzie sprawdzić je na własnej skórze. – Zawiesiła na chwilę głos, czując jak po policzkach zaczynają spływać jej kolejne słone krople. – Wszystko szło dobrze aż do momentu, w którym… - Zacisnęła szczelnie powieki, walcząc ze wspomnieniami. - … przesadził, a ja… - Przygryzła wargi na tyle mocno, że aż poczuła krew na języku. – Kurwa, wybacz, Luc, ale… - Zamiast dokończyć, poderwała się gwałtownie na równe nogi, po czym, nie czekając nawet aż zdąży złapać krzesło, na którym siedziała jeszcze przed sekundą, a które obecnie leżało na kafelkach, wybiegła z jego apartamentu. Pech jednak chciał, że była na tyle roztrzęsiona, że omal nie zderzyła się z jadącym z naprzeciwka chłopakiem na hulajnodze.
    - Cholera jasna, kobieto, uważaj trochę ! – Ofuknął ją, skręcając ostro kierownicą, by uniknąć zderzenia, lecz ona nawet nie zaszczyciła go wzruszeniem ramion. Była na to po prostu zdecydowanie za bardzo zrozpaczona.


    Kompletnie rozklejona Nathy

    OdpowiedzUsuń
  65. Prawdę powiedziawszy decyzja chłopaka o tym, by udać się za Carterem nie była w cale podyktowana faktem, że nagle zaczął mu choć trochę bardziej ufać, a zwyczajną chęcią zwiększenia swoich szans na przeżycie. Pod jakimkolwiek bowiem kontem nie patrząc na jego obecną sytuację, wuj i tak od samego początku widział w nim tylko przysłowiową kulę u nogi, której należy się jak najszybciej pozbyć za pomocą wszelkich możliwych sposobów, wliczając w to również te najokrutniejsze. Jasne, podczas tych nielicznych dni, gdy był trzeźwy, mógł uchodzić za przykładnego opiekuna, lecz nawet wtedy Dante wielokrotnie słyszał jak oskarża swoją nieżyjącą siostrę o to, że nie zatroszczyła się o duchowy rozwój swojego jedynego syna, więc on teraz musi naprawiać jej karygodne błędy. Wiedział również, że gdy do uszu mężczyzny dotrze w końcu informacja o tym jak często urywał się z tych nudnych teologicznych wykładów organizowanych przez jeden z miejscowych madrasów, ten zapewne natychmiast własnoręcznie doprowadzi do jego przedwczesnej śmierci.
    Właśnie z tego powodu, mimo że w środku aż dygotał ze strachu, gdy Lucas wspomniał o zakupach, zmusił się nawet do przywołania na twarz nieznacznego uśmiechu. Nie wiedział jeszcze, że również przy tej okazji facet zaskoczy go po raz kolejny, przy okazji uświadamiając mu z całą mocą jak bardzo zasady zachowania, które odebrał do tej pory musiały odstawać od tych odbieranych przez nastolatków wywodzących się z normalnych, pełnych domów. To znaczy, owszem, zdawał sobie doskonale sprawę, że życie bohemy artystycznej, w którym to nurcie wychowywała go przez pierwsze piętnaście lat matka toczyło się zwykle swoim specyficznym, jakby nieco bajkowym, rytmem, ale nie sądził, że było ono aż tak skrajnie różne od tego jakie wiedli zwykli nowojorczycy. Zaskakujący gest szatyna wprawił go w totalne zakłopotanie, co z kolei sprawiło, że przez dłuższą chwilę zupełnie nie wiedział jak powinien na niego zareagować. Ostatecznie rzucił mu krótkie speszone spojrzenie, po czym spuściwszy je w stronę chodnika, wymamrotał jedyną odpowiedź, jaka przychodziła mu w tym momencie do głowy:
    - Sądzę, że jest ważniejszy problem do rozwiązania. – W podenerwowaniu włożył ręce do kieszeni. – Jestem daltonistą. – Przygryzł na parę sekund wargę, przypominając sobie przedziwną reakcję swego krewnego, gdy przyznał się mu do tej niewielkiej dysfunkcji. – I potrzebuję specjalistycznych soczewek. – Dokończył, dopiero teraz odważając się podnieść wzrok.


    Pragnący zapaść się pod ziemię Dante

    OdpowiedzUsuń
  66. - Może powinnam kupić takie różki do sypialni? - zaśmiała się rozbawiona, wyłapując w jego spojrzeniu te iskierki pożądania, które zawsze się pojawiały, gdy była blisko. To zadziwiające, ale oboje się pragneli tak samo, jak na początku znajomości, a choć ona o tym nie wiedziała, to jednak przecież czuła, że to cały czas jest żywe między nimi.
    Emily czuła się momentami bardzo nie na miejscu, wciąż miewała obawy, że nie pasuje do świata Cartera. Ona nie należała do elity, nie umiała się poruszać wśród tych wpływowych i majętnych ludzi. Odpowiadało jej, że znowu dają sobie szansę i sie nie spieszą, a jednocześnie chciała być przy Lucasie. Widziała wyraźnie, jak on niewiele potrzebuje, by się uśmiechnąć, jak niewiele mu trzeba, aby poczuł się ważny i doceniony. Nie przypomniała sobie wszystkiego, ale czuła, że nigdy nie miał w życiu łatwo...
    Wybierała z uwagą kolejne składniki, aby dodać je do wózka, który zaczynał być coraz bardziej pełny. Chciała im przyrządzić dobra kolacje, aby mogli spędzić wspólnie miły i spokojny wieczór. Ona i Luc tego potrzebowali razem. Gdy usłyszała głośne wołanie bruneta, spojrzała zaskoczona na niego i wyprostowała się zdumiona. Kilka osób spojrzało na Lucasa, a potem na nią i blondynka speszona, zabrała upatrzone warzywa i skierowała się do ukochanego, który rozmawiał z jakąś znajomą. Podeszła do nich i uśmiechneła sie lekko, mając tylko nadzieje, że to nie jest kolejna szalona była Cartera.

    Emi

    OdpowiedzUsuń
  67. Nie wiedziała jak długo biegła zanim wreszcie opuściły ją wszystkie siły, zmuszając do zatrzymania. Z pewnością jednak dłużej niż zwykle, skoro w jej żyłach jeszcze niedawno pulsowała adrenalina, a ta przecież zawsze w cudowny sposób dodawała człowiekowi sił. W dodatku, jakby nie patrząc, od dnia, w którym Rif przypadkiem przeciągnął kilka metrów swoją prywatną trenerkę, to ona była zmuszona wziąć na siebie obowiązek wyprowadzania go na wszystkie dłuższe, pozamiastowe spacery, więc siłą rzeczy ostatnimi czasy poprawiła także swoją wydolność fizyczną. Rozejrzawszy się uważnie dookoła, z lekką zgrozą stwierdziła, że tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia, gdzie się właściwie zapuściła. Równie dobrze mogła być dalej na Manhattanie, jak i na Bronxie, bo okoliczne budowle oraz charakterystyczne elementy krajobrazu nie kojarzyły jej się kompletnie z niczym. Z lekkim westchnięciem oparła się o pobliski mur, po czym z wnętrza torebki wydobyła komórkę, by móc ustalić swoje obecne położenie. Bogu dzięki zawędrowała jedynie do gorszej części pierwszej z tych dzielnic, a głównym powodem, dla którego nie potrafiła rozpoznać okolicy była najzwyczajniejsza w świecie awaria prądu, która o tej godzinie skutecznie ograniczała jej pole widzenia. Mimo to nie uważała, by dobrym pomysłem było samotne pchanie się do własnego apartamentu. Chcąc nie chcąc musiała wezwać pomoc. Zamiast jednak odzwonić do Luca, który w międzyczasie zdążył jej nawet wysłać kilka SMS-ów wyraźnie wskazujących na to jak bardzo wciąż się o nią troszczył, wybrała numer ochroniarza. Wrodzona duma nie pozwoliłaby jej niestety postąpić w jakikolwiek inny sposób przynajmniej przez następne parę dni. Co z tego, że planowała spędzić je w dużej mierze na samotnym siedzeniu na kanapie w salonie i popijaniu kolejnych kieliszków wina, by choć trochę zagłuszyć to przeklęte uczucie niesprawiedliwości, które kiełkowało w niej od wielu długich lat, a które dodatkowo zaognił gwałt.


    Nathy

    OdpowiedzUsuń
  68. Ten dzień okazał się dla niego, cóż… niezwykle zaskakujący i pełen sprzecznych emocji. Zupełnie jakby nagle wskoczył do rozpędzonej kolejki górskiej, która nie tylko raz po raz opada i się wznosi, ale także przede wszystkim jedzie w zupełnie nieznanym kierunku. Nic więc dziwnego, że miał olbrzymie problemy z zaśnięciem, a gdy wreszcie mu się to udało, kręcił się bezwiednie z boku na bok, zrywając na byle szum. No tak, ostatni z tych czynników od półtora roku był wyćwiczoną reakcją jego organizmu mającą ułatwić mu przeżycie w nieprzyjaznym środowisku za jakie z całą pewnością należało uznać dom jego khala. Tak samo zresztą jak opuszczanie łóżka wraz z pierwszymi promieniami słońca. Tylko w ten sposób mógł być przecież pewny, że zdoła wyprzedzić go w wyścigu do drzwi wyjściowych, a tym samym nie zacząć dnia od kolejnej szarpaniny. Oczywistym więc było, że następnej doby organizm chłopaka, choć wycieńczony wydarzeniami poprzedniej zareagował dokładnie w ten sam sposób. Jasne, ze względu na nieznajome środowisko kilka razy zbłądził, przez co ku swojej irytacji zamiast za drzwiami znalazł się w innym pomieszczeniu, lecz chyba i tak mógł mówić o pewnym szczęściu, skoro nie dotarł do tego, w którym przebywał Carter. Nie miał bowiem chęci na bezsensowne tłumaczenia. Zresztą co miałby mu niby powiedzieć, bo chyba nie prawdę ? Z wczorajszych słów mężczyzny aż zanadto wynikało, że ten najchętniej zamknąłby go teraz w złotej klatce, a Dante jako artysta, dodajmy artysta, który zdecydowanie za wcześnie poznał smak wolności, nie zamierzał mu na to tak łatwo pozwolić. Ostatecznie był nastolatkiem, więc nic chyba dziwnego, że tak bardzo ciągnęło go do poznawania świata na własną rękę. Pomijając już fakt, że Lily zapewne też nie byłaby zbyt szczęśliwa, gdyby nagle trafiła w jakieś obce łapska, zwłaszcza, gdyby te zamierzały wsadzić ją do transportera i zawieźć cholera wie gdzie. Nie, tą kwestią musiał zdecydowanie zająć się sam. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że szatyn zauważy niewielką kartkę, którą pozostawił mu przyklejoną w korytarzu z pośpiesznie spisaną informacją, że musi odebrać pewną paczkę (małe kłamstwo w założeniu mające zatuszować informację, że w samopas wrócił do wieżowca, w którym znajdował się apartament jego wuja, a tym samym oszczędzić mu trochę nerwów), ale zjawi się w Lux najszybciej jak będzie mógł. Nie wiedział jeszcze, że jego plany za sprawą upierdliwego portiera nieco się skomplikują.


    Mały uciekinier

    OdpowiedzUsuń
  69. Z powodu ograniczonej liczby czasu postanowił skorzystać z rzadko używanego skrótu, co jednak szybko sprowadziło go na niewłaściwą drogę. W pewnym momencie znalazł się na tyłach Draco, podrzędnego baru gejowskiego, w którym zdarzyło mu się niejednokrotnie występować, ale który z całą pewnością nie powinien znaleźć się na jego dzisiejszej trasie przemarszu. Pragnąc uniknąć kolejnych tego typu porażek, zszedł do podziemi, by następnie wraz z porannym tłumem innych podróżujących wskoczyć do jednej z kilku linii metra kierujących się w stronę Williamsburga. Doprawdy mało brakowało, a przespałby odpowiednią stację, lecz na całe szczęście dosłownie w ostatnim momencie z wycieczki po Krainie Morfeusza wyrwały go odgłosy charakterystyczne dla pijackiej kłótni. Natychmiast instynktownie wyskoczył na zewnątrz, nie przejmując się zupełnie wściekłym elektronicznym piskiem tuż za plecami informującym o tym jak bardzo był bliski zmiażdżenia. Dla niego liczyło się przede wszystkim to, że nie znajdował się już w zasięgu ich chaotycznych ruchów.
    Przekroczywszy drzwi wejściowe prowadzące do docelowego budynku, przystanął na moment, rozglądając się uważnie dookoła na wypadek, gdyby w pobliżu miał znajdować się jego wuj. W końcu ostatnim czego teraz potrzebował była kłótnia z bliskim skacowanym alkoholikiem. Nie trzeba było przecież być geniuszem, by móc się z łatwością domyślić, że raczej nie należałaby ona do kategorii tych w miarę łagodnych. Nigdzie go nie zauważywszy, odetchnął z ulgą, po czym skierował się w stronę lady, za którą urzędował portier.
    - Dzień dobry, przyszedłem odebrać Lily. – Uśmiechnął się, obchodząc ją dookoła, by w ten sposób znaleźć się bezpośrednio przed staruszkiem.
    - Witaj chłopcze. Twoja kotka jak zwykle czeka na ciebie na tyłach, ale zanim po nią pójdziemy, wyjaśnij mi proszę, czemu nie zjawiłeś się po nią wczoraj. – Spojrzał łagodnie na Dantego. – Czy coś się stało ? Jeszcze nigdy nie zostawiałeś mi jej na tak długo.
    - Nie, nic. – Obdarował go miną słodkiego aniołka z nadzieją, że ta pozwoli mu uniknąć dalszej jałowej pogadanki. – Po prostu trochę źle się poczułem i postanowiłem zostać na noc u kolegi. – Skłamał jak z nut.
    - A tak, oczywiście, a ta orteza na twoim nadgarstku to zapewne znowu skutek wypadku na WF-ie… - Ku całkowitemu zaskoczeniu nastolatka, mężczyzna nagle odsunął mu lewy rękaw bluzy tak jakby chciał w ten sposób dookreślić dobitnie co też dokładnie ma na myśli. – Daj spokój mały, obaj doskonale wiemy, że od dłuższego czasu chodzi tu o coś znacznie gorszego. – Stanowczym, acz pełnym troski ruchem pociągnął go w stronę kantorka. – Pozwól, że dokończymy tę rozmowę w nieco bardziej prywatnych warunkach. I nie próbuj wciskać mi dłużej kitu, bo będę zmuszony przekazać cię opiece społecznej.


    Dante

    OdpowiedzUsuń