Charlene Lieberman
Na świat przyszła dwadzieścia dwa lata temu, dokładnie siódmego września. Jest jedynym dzieckiem Alexandra Liebermana, znanego kongresmena, oraz aktorki, Amelii Johnson. Mając trzynaście lat jej rodzice się rozwiedli, przez co do siedemnastego roku życia dzieliła swój świat między dom matki i ojca, nigdzie nie mogąc znaleźć miejsca. U ojca toczyła wieczny bój z macochą, oraz przybrany młodszym bratem, matka zaś okazywała jej niechęć za każdym razem, kiedy przebywała w jej towarzystwie. Dopiero, kiedy skończyła siedemnaście lat, Amelia pozostawiła swojej córce apartament na Piątej Alei, przenosząc całe swoje dotychczasowe życie do Włoch, gdzie związała się z producentem filmowym. Jest studentką psychologii biznesu na New York University, choć kierunek ten został wybrany przez nią czysto przypadkowo. |
Ma żal do najbliższych i otaczającego ją świata. Ma żal o to, że rodziców nigdy przy niej nie było, że przyjaciele, którzy mieli okazać się tymi prawdziwymi, byli tylko ze względu na jej popularność. W życiu wciąż szuka czegoś, co da jej poczucie, że życie wcale nie jest takie złe i jeszcze może być dobrze. Sama o sobie mówi, że jest zlepkiem najgorszych cech swoich rodziców, próbując je zmienić za wszelką cenę. Wyznacza sobie coraz to nowsze cele, które z wielką chęcią realizuje. Lubi sprawdzać swoje granice, niejednokrotnie je przekraczając. Nadal głęboko w sobie ma ukrytą dziecięcą ciekawość, która czasami wychodzi na wierzch. Nie jest taka straszna, jak ją przeważnie opisują. Kiedy już kogoś pozna na tyle dobrze, trzyma te osoby zawsze blisko siebie. Lubi nietuzinkowe postacie, które wprowadzając powiew świeżości i czegoś nowego do jej życia. |
Witamy nasza piękną studentkę ❤️
OdpowiedzUsuń[Cześć!
OdpowiedzUsuńZawsze robi się przykro, jak dzieci zostają pozostawione same sobie. Czuję jednak, że los się do Charlie uśmiechnie, w tym temacie. Coś mi podpowiada, że nasze panny powinny założyć klub niewinnych studentek🤭 zawsze raźniej na duszy człowiekowi, jak wie, że nie jest sam w podobnej sytuacji.]
V
[Ooo, jaka ona kochaniutka, dobra dusza! Myślę, że jeśli ktoś już źle o niej mówi, to jej po prostu nie zna, a wszelkie pozory uprzejmej nieprzyjemności, wynikają u Charlie z żalu! Jest ambitna, pracowita i taka piękna, że świat powinien paść przed nią na kolana, ot co! :)
OdpowiedzUsuńJa to bym widziała w niej podopieczną na praktykach u Nialla, chociaż inny kierunek zawodowy trochę... :P
udanej zabawy dla Was :)]
Niall i Zuri
Zastukał palcami w szklankę wypełnioną ciemnym piwem i spojrzał na swojego przyjaciela z cieniem powątpiewania. Ostatnie pół roku było trudne, pełne napięć i kłótni jego wraz z Eleanor. Ich życia wywracały się do góry nogami i choć próbowali je poskładać, szło im to z marnym skutkiem. Nie rozumiał dlaczego, jeszcze nie tak dawno rozmową mogli rozwiązać wiele kłopotów. Teraz nie potrafili zamienić ze sobą kilka słów, by nie wybuchnąć i nie dać sobie kolejnych powodów do niechęci i wrogości. Separacja była ostatnim krokiem, na który się zdecydowali, by ratować to co pozostało z ich małżeństwa. Robili to po to, by uchronić Hazel przed dorastaniem w domu bez jednego rodzica. Spędził wiele wieczór nad analizą ich wspólnego życia, zastanawiał się co i kiedy poszło nie tak; zastanawiał się, czy jeszcze darzy ją jakimkolwiek ciepłymi uczuciami.
OdpowiedzUsuńEleanor była jego nastoletnią miłością, jego przyjaciółką i matką dziecka. Zawsze będzie zajmować w jego sercu specjalne miejsce, jednak od dłuższego czasu czuł, że ich relacja ochładza się, a oboje chcąc, czy też nie wycofują się ze wspólnego życia i dzielą je na dwie nierówne połowy, ona na swoją, a on na swoją. Nie byli szczęśliwi, nie potrafili już nawet udawać, czując się samotnymi w tej relacji. Każdy kto ich znał, dochodził do podobnych wniosków. Wiedział jednak, że w tym wszystkim najbardziej cierpi Hazel, która dobitnie dała im to do zrozumienia, a zwłaszcza jemu. Dlatego też podjął decyzję o wyprowadzce, by oszczędzić jej tych wszystkich głównych awantur.
Jednak pomimo wypalenia i doskwierającej samotności nie szukał do tej pory pocieszenia w innych ramionach. Dlatego pomysł z portalem randkowym zdawał się niedorzeczny i dziecinny.
— Wiesz, że nadal mam żonę? — zapytał w między czasie sącząc piwo.
— Szkoda, że twoja żona o tym nie pamięta. — odparł nieco złośliwe Mike. Nie miał nic złego na myśli, Theo o tym wiedział, ale prawda bolała. — Odrobina rozrywki ci nie zaszkodzi, a może poznasz kogoś godnego uwagi. Musisz oderwać myśli od Eleanor, tematu rozwodu i pracy, a rozmowa to jeszcze nie grzech. — Mike miał rację, Theo w ostatnim czasie zapętlił się w bałaganie i problemach, których nie mógł sam rozwiązać.
— Niech ci będzie. — Sięgnął telefon i za namową zarejestrował się na jednym z portali. Dziwnie się z tym czuł, kopę lat nie bawił się w randki, a tym bardziej internetowe znajomości. Był wierny Eleanor, nie miał powodu by oglądać się za kimś innym i bawić się za jej plecami.
— No widzisz, nie bolało. — Theo wywrócił oczami i pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Mike miał kompletnie inne podejście do życia, wieczny kawaler i zawiadaka, ale jego entuzjazm i szczerość były czymś co cenił. Zresztą znali się prawie całe życie i mogli na sobie polegać w każdej sytuacji. — Pokaż to. — Bez wahania oddał mu telefon i pozwolił przeglądać zdjęcia, choć ciekawość podsycana trzecim piwem sprawiała, że zerkał mu przez ramię. — Ta jest niezła i masz słabość do blondynek... Brawo! Właśnie dałeś jej serduszko. — Mike parsknął śmiechem, a Theo po chwili mu zawtórował.
Czuł się niewłaściwie z poczuciem ekscytacji, która pomału rodziła się w jego wnętrzu. Oczywiście, że w tej sytuacji, w której był była to głupota. Nie chciał podsuwać żonie niczego co mogłoby go obarczać winą za rozpad ich małżeństwa, ale Mike miał rację, powinien choć trochę skupić się sam na sobie.
Theo
Spotted: Czasem, gdy skrzyżuję spojrzenia z C na imprezie, dochodzę do wniosku, że jest jedną z naszych manhattańskich księżniczek RBF. Co za lód! Nie taki diabeł straszny... i tak dalej. W rzeczywistości jest słodką i wartościową dziewczyną, ale prawdę tę nosi głęboko ukrytą pod ugrzecznionym pulowerkiem Chanel z miękkiego kaszmiru. Do tej pory pamiętam, jak w liceum po przyklejeniu do krzesła (okej, to była ósma klasa!) tej naszej puszystej nauczycielki od historii zostawiła jej po kryjomu bombonierkę w pokoju nauczycielskim. C, mogłaś chociaż zostawić dietetycznego batonika! Ładnie to tak kopać leżącego? Nie mogę się już doczekać, aż Ci się dobrze przyjrzę C... Jakieś słodkości dla mnie masz?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Zerknął na wyświetlacz, gdy otrzymał powiadomienie. Odblokował ekran i przesunął spojrzeniem po krótkiej wiadomości.
OdpowiedzUsuń- Odpisała. - przyznał na głos, czuł się jak niedoświadczony nastoaltek proszący o pomoc starszego brata. Naprawdę zardzewiał w tych sprawach, aż zaśmiał się pod nosem w odpowiedzi na własną reakcję.
- Theo… właśnie dlatego nigdy się nie ożenię. - Mike miał wiele uwag co do małżeństw i wiązania się w długoterminowe relacja. Jego lista nie miała końca i mogło się na niej znaleźć dosłownie wszystko, ale Theo nigdy nie komentował jego niezależności i słabości do przelotnych romansów. To on zawsze namawiał go, by się zaangażował w któryś ze związków, a Mike uparcie powtarzał, że stracił skrzydłowego. I tak jeden śmiał się z drugiego, jednak ostatecznie to Mike mógł powiedzieć “a nie mówiłem”. Dlatego też więcej nie komentował wyższości małżeństwa nad byciem wolnym strzelcem. Nigdy nie podejrzewał, że skończ w takim miejscu jak teraz, pijąc piwo nad portalem randkową, gdy jego związek chylił się ku końcowi. Była to podwójna porażkę, miał wrażenie, że zawiódł nie tylko Eleanor, czy siebie, ale także Hazel, która nie była niczemu winna.
Ciężko przejść obojętnie obok takich zdjęć i ich właścicielki.
Odpisał z uśmiechem majaczącym na twarzy. Chwycił za szklankę z piwem i pociągnął kolejny łyk ciemnego alkoholu. Lubił jego wyrazisty, głęboki smak.
- Panie i panowie, on się uśmiecha! - Mike z wyraźnym rozbawieniem pokręcił głową i poklepał go po plecach. - Mówiłem ci, że to bardzo dobry pomysł. - Przytaknął skinięciem głowy i raz jeszcze zerknął na zdjęcia blondynki.
NIe mógł zaprzeczyć, że jest atrakcyjna. W jej spojrzenie kryło się coś za czym w innych okolicznościach mógłby się odwrócić. Wyglądała jednak młodo, nawet bardzo młodo, ale nie jemu było oceniać czyjś wiek. Zresztą na zdjęciach można było osiągnąć efekt jaki się chciało.Theo zwykle nie oceniał przysłowiowej książki po okładce, internet to tylko internet i zdawał sobie sprawę jak łatwo było nagiąć w nim rzeczywistość do własnych potrzeb, a mogąc być anonimowym ludzie czuli się bezkarni. Dlatego może nie powinien przesadzać, a niewinna rozmowa z kimś kogo nie znał dobrze mu zrobi. Nie podejrzewał się też, by mógł po drugiej stronie zainteresować kogoś dla siebie zbyt młodego. Wiek był tylko cyfrą, jednak odkąd na świecie pojawiła się Hazel, a on stał się ojcem, inaczej podchodzi do pewnych kwestii.
Jak mija wieczór?
Posłał drugą wiadomość, by podtrzymać rozmowę skoro już dał się na to namówić. Zdecydowanie piwa uderzyły mu do głowy. Choć miał już swoje lata, alkohol wciąż nie był dobrym doradcą, a w pamięci miał kilka nieudanych wybryków, których z pewnością nie chciał powtarzać. Perspektywa zmieniła się wraz z wiekiem i kolejnymi doświadczeniami na koncie. Pamiętał czasy przed Eleanor, gdy z większą beztroską podchodził do tak wielu rzeczy, a może w żartach Mika kryło się więcej prawdy niż dowcipu na temat bycia nudziarzem.
Nie sądziłem, że Manhattan może zwolnić i pozwolić komukolwiek na leniwy wieczór... Mój mniej subtelnie, nad szklanką piwa, chyba belgijskiego w towarzystwie znajomego, który namówił mnie na ten mały eksperyment z apką.
OdpowiedzUsuńWysłał ignorując natarczywe spojrzenia Mika, który zaglądał mu z zaciekawieniem przez ramię i skanował każde jedno słowo, które wychodziły spod palców Theo. Gdyby nie Mike, nie sądził aby zdecydował się na poszukiwania znajomości w sieci. Nie wiedział też czego oczekiwać, czego obecnie chciał. Stanął na rozdrożu, na którym brakowało znaków kierujących w odpowiednim kierunku. Był realistą, nie łapał się desperacko marzeń i wybujałych oczekiwań, wiedział do czego prowadzi sytuacja, w której się znalazł, jednak jego drobna, uparta cząstka wierzyła, że wszystko da się jeszcze naprawić i skierować na właściwe tory. Z drugiej zaś strony był już zmęczony tym wszystkim, potrzebował oddechu, tego lub innego typu. Potrzebował z kimś porozmawiać, rozerwać się i odwrócić wzrok w innym kierunku. Jednak za każdym razem dochodził do podobnych wniosków, problemy same się nie rozwiążą.
Po cichu liczył też, że etat na NYU pochłonie go na tyle, że nie znajdzie dodatkowego czasu na zmartwianie się. Lubił pracę, a odkąd przeprowadził się do Stanów, wciąż wynajdywał sobie nowe cele i zadania, ale lubił to i dobrze odnajdywał się w byciu zapracowanym. Choć niekiedy przesiadywał po nocach nad kolejnymi tekstami artykułów, nie miał problemu z zachowaniem równowagi pomiędzy życiem prywatnym, a pracą. A przynajmniej sam tak uważał.
— Widzę, że już nic dzisiaj z ciebie nie będzie. — Stwierdził kwaśno Mike, który z uwagą przesuwał spojrzeniem po towarzystwie znajdującym się w barze szukając sobie czegoś ciekawszego do roboty.
— To był twój pomysł. — Pomachał mu telefon przed nosem. — A jeśli to cię pocieszy, tamta dziewczyna co chwila zerka w twoją stronę. Postaw jej drinka i przestań marudzić. — dodał z cieniem złośliwości. Zdecydowanie wolał odesłać Mika gdzieś... gdziekolwiek, by mieć chwilę prywatności i spokoju, choć przeczuwał, że przyjaciel zaraz wciągnie go w wir rozmów z nieznajomymi.
Zrodziło się w nim zaciekawienie, nie wiedział czy przemawiało przez niego piwo, a może dziewczyna ze zdjęć miała w sobie coś co przemawiało do jego podświadomości, ale chciał ją poznać na tyle ile było to możliwe na drodze wymiany krótkich wiadomości przy pomocy głupiej aplikacji. Nie wierzył w znajomości przez Internet, tak jak i nie dowierzał szczerości związków na odległość. Ale przecież teraz nie oczekiwał niczego takiego.
Theo
Można tak powiedzieć. W Stanach jestem już od dłuższego czasu, w Nowym Jorku nieco krócej. Z pewnością nie znam tylu ciekawych miejsc, co ty, jednak chętnie udam kompletnego świeżaka.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się sam do siebie widząc, że napisanie każdego kolejnego słowa przychodziło mu znacznie łatwiej. Od dawna nie porywał się na przemycenie do rozmowy lekkiego flirtu, a przynajmniej nie celowo. Do tej pory nie widział ku temu powodów, ale teraz, w niezobowiązującej rozmowie przez portal, mógł pozwolić sobie na więcej. Nagle tego typu interakcja wydała mu się wręcz niewinna i niegroźna, choć jeszcze nie tak dawno nie dopuszczał do czegoś takiego.
Też cię pozdrawia. Przesyła również kciuki w górę i powodzenia... 😅Cóż, przy Mike’u nie schodzi się z pozycji skrzydłowego, wieczny singiel i tak dalej, ale nie narzekam. Jak widać wiernie odwdzięcza się tym samym. odpisał.
Znał całkiem dobrze Nowy Jork, ale zawsze było można dowiedzieć się czegoś nowego, a intuicja podpowiadała mu, że dziewczyna rzeczywiście mogłaby mu nie jedno pokazać. Przeniósł się tutaj głównie w celach służbowych, dopiero z czasem zaczął odkrywać drugą stronę miasta, tą nieco bardziej rozrywkową, ujmującą przejezdnych i turystów. Uwielbiał to miasto, choć niekiedy bywało męczące w swoim pędzie i wielkości, tak ostatecznie widział siebie osiadającego na stałe gdzieś poza miastem, gdzieś gdzie było znacznie spokojniej, gdzie mógłby nieco zwolnić. To były dalekosiężne plany i w pomiędzy swoimi bliskimi był z nimi osamotniony, ale starał się nie używać słowa niemożliwe lub nigdy. Teraz miał tego najlepszy przykład, że nie było rzeczy stałych w życiu, choć uparcie nie chciał tego przyznać.
Więc, które miejsce w Nowym Jorku skradło Twoje serce?
Dodał chcąc dowiedzieć się więcej o nieznajomej. Był ciekaw jej odpowiedzi, tego co ma do powiedzenia, jaka jest. Zganiał to wszystko na zwykłą ludzką ciekawość i własną wścibskość, ale czy to mogło być tylko to?
Uśmiechnął się raz jeszcze i odstawił na blat szklankę, gdy upił kolejny łyk piwa.
Theo
Zaśmiał się lekko, nieco ciszej jakby przeznaczał ten śmiech dla swojej wirtualnej rozmówczyni. Choć się nie znali, a wymienionych kilka zdań było raptem kilkoma niezobowiązującymi słowami, pisało mu się z nią przyjemnie. Tego własnie potrzebował, czegoś lekkiego, wywołującego uśmiech na twarzy, czegoś co nie nasunie na myśl tysiąca powodów i nie będzie codziennym utrapieniem. Potrzebował się od nich oderwać, skierować myśli na nowy tor. Musiał odnaleźć się w nowej rzeczywistości, choć z początku zapierał się przed nią rękoma i nogami, trzymając się uparcie tego co stałe i znajome.
OdpowiedzUsuńKto wie, może znaleźliby wspólny język ;>
Poruszył się nieco na krześle, które nagle zdało mu się niezwykle niewygodne. Potarł podbródek pokryty ciemnym zarostem i uśmiechnął się sam do siebie czytając kolejną odpowiedź, którą właśnie otrzymał. Może to piwa przez niego przemawiały, ale nagle zapragnął, by blondynka siedziała obok niego, by mogli swobodnie rozmawiać, słyszeć wzajemnie swoje głosy, a nie tylko echo fraz w głowie. To było zwodnicze przeczucie, ale miał wrażenie, że rozmowa w cztery oczy byłaby jeszcze ciekawsza i zabawniejsza, gdyby mógł obserwować jej reakcje i mieć równą pewność, że rozwesela ją lub ciekawi tym co mówi.
Nowy Jork z wysokości robi ogromne wrażenie, więc postawię na widok z Summit One Vanderbilt. Widok i atrakcje są warte czasu. Zdecydowanie może też podkręcić adrenalinę.
Odpisał podnosząc się powoli z miejsca. Skinął na kelnera i poprosił o rachunek. Rzucił kilka banknotów na ladę po czym skierował się do swojego przyjaciela zabawiajacego jakieś panny przy innym stoliku.
— Widzę dobrze się bawisz, ja też, więc będę się zbierał. — oświadczył przerywając ich rozmowę. Mike jedynie z nieco przebiegłym uśmiechem pokiwał głową jakby odczytał jego myśli i wiedział dokładnie dlaczego Theo chce lub potrzebuje się przewietrzyć. Poklepał go po plecach dodając otuchy.
Theo niezbyt zwrócił na to uwagę, zgarnął kurtkę z wieszaka i wyszedł na zewnątrz. Zaciągnął się chłodnym powietrzem i rozejrzał się wokół po rozświetlonej różnokolorowymi światłami ulicy. Było zimno i wilgotno, ale jemu wyjątkowo to nie przeszkadzało.
Czym się zajmujesz na co dzień? wysłał kolejne pytanie będąc ciekawym tego czym może się zajmować.
Theo
Odczytał kolejno przychodzące wiadomości. Uśmiechnął się sam do siebie. Już chciał odpowiedzieć na dwie pierwsze widomości, gdy dotarła do niego ta z propozycją spotkania. Tak na prawdę nie miał żadnych oczekiwań związanych z aplikacją, nie wiedział czego się spodziewać, a raczej kogo spotka po drugiej stronie. Internet wielokrotnie okazywał się złudnym miejscem i zwykle Theo trzymał się z daleka od większych interakcji w sieci. Mimo wszystko niekiedy ciekawiło go jakie w rzeczywistości są osoby siedzące po drugiej stronie ekranu. Czy z wieloma z nich mijał się na ulicy, czy może miał kiedyś okazję do przypadkowego spotkania i rozmowy...
OdpowiedzUsuńLubił interakcje z ludźmi, rozmowy i zaciekłe dyskusje. Lubił przedstawiać swoją wizję, swoje pomysły oraz spostrzeżenia. Może też dlatego tak dobrze czuł się na stanowisku publicysty i od niedawna wykładowcy. Cieszył się z możliwości zarażenia kogoś swoimi pasjami, pogłębienia w młodym człowieku ciekawości świata. Nie spodziewał się jednak, że ma do czynienia z kimś o tyle młodszym... Przez chwilę pojawiło się w nim zwątpienie i zawahanie, czy przystać na propozycję, którą wysunęła dziewczyna. Mógł powiedzieć, że stoją po dwóch stronach, on jako profesor, ona jako studentka. Była to czerwona flaga, której nie powinien ignorować. Równie dobrze mogła studiować tam gdzie on pracował.
Mimo wszystko zepchnął wątpliwości w najciemniejszy zakamarek swojego umysłu. To miał być tylko niewinny spacer, rozmowa... nic więcej. Może to alkohol dodawał mu odwagi i wypaczał to co robił, ale w tej chwili niezbyt przejmował się tym, by przemyśleć swoje zachowanie. Zbyt długo wszystko dogłębnie analizował, miał ochotę choć raz dać porwać się danej chwili.
Chętnie. odpisał z lekkim uśmiechem przecinającym twarz. Gdzie chciałabyś się spotkać?
Nie chciał od razu proponować, że po nią przyjdzie. Wolał nie narzucać się z tego typu propozycjami, w końcu był tylko nieznajomym z aplikacji, znali się... to było nawet za duże słowo. Wymienili ze sobą kilka widomości. Nie było jeszcze mowy o znaniu się. Theo nie chciał jej w żaden sposób zrazić, nieumyślnie zasugerować, że chce wpakować się jej do mieszkania, bo zupełnie nie o to chodziło. Ta niezobowiązująca rozmowa sprawiała mu sporo przyjemności. Potrzebował tego, oderwać się od codziennych trosk, konfliktów i natrętnych myśli. Spotkanie wydawało się, czymś miłym, prostym, więc nie zastanawiał się dłużej nad tym, czy powinien, czy też nie.
Zaśmiał się sam do siebie, nieco zaskoczony swoją śmiałością i dziwną potrzebą, która pojawiła się znikąd. A może była tam od dawna, stłumiona przez szereg innych, bardziej istotnych rzeczy. Niemal od zawsze spychał samego siebie na dalszy tor, skupiał się na Eleanor, na Hazel, na pracy... Zmęczenie tuszował kolejną kawą, a zmartwienie co raz to szerszymi uśmiechami.
Theo
Central Park brzmi dobrze.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie neutralny grunt, to dobry grunt. Niezobowiązujący, choć nie mógł zaprzeczyć, że dziewczyna nie była pewna siebie skoro sama z siebie wyszła z propozycją spotkania. Schlebiało mu tu. Tak na prawdę nie potrafił stwierdzić kiedy ostatnio czuł tego typu dreszcz ekscytacji związany ze spotkaniem z drugą osobą; kiedy wnętrzności ściskały się z ciekawości; kiedy tak się niecierpliwił. Zachowywał się jak nastolatek. Wziął więc głębszy oddech, by nieco się opanować i zebrać myśli w całość. To był tylko spacer, kilka wiadomości, a on wciąż miał nierozwiązane sprawy z żoną, które musiał pozamykać w pierwszej kolejności, by móc ruszyć do przodu ze swoim życiem.
Choć nie śledził plotek i zdecydowanie nie czytywał plotkarskich forum oraz nie przeglądał tego typu portali, wiedział że Nowy Jork huczy od plotek. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny, nikogo nie pomijano, a im bardziej zagmatwane i nieciekawe historie, tym lepiej. Theo starał się unikać nadmiernego rozgłosu i skandali, by wytrącić z ręki Eleanor potencjalne argumenty, których użyje w sądzie. A wiedział, że zbierała smaczki z całego ich życia. Wielokrotnie podczas kłótni groziła mu nimi, gdy ponosiły ich emocje. Nie był jej dłużny, nie zawsze potrafił ugryźć się w język. Dlatego też podjął decyzję o wyprowadzce, by obojgu im oszczędzić niepotrzebnych nerwów, a Hazel kolejnych wrzasków. I tak dostatecznie mocno się znienawidzili w ostatnim czasie.
Będę czekał na miejscu, przy fontannie Cherry Hill. Będzie łatwiej się znaleźć ;)
Wsunął telefon do kieszeni i zbliżył się do krawędzi chodnika. Skinął ręką na pierwszą żółtą taksówkę, która pojawiła się na horyzoncie. Miał kawałek do Central Parku, ale był w stanie pojawić się tam o podobnym czasie co Charlene. Korki o tej porze były już mniej natężone, więc nie powinien mieć z tym większego problemu.
— Central Park. — poinstruował taksówkarza, który po chwili skinął głową i ruszył w wyznaczonym kierunku. Był ciekaw co wyjdzie z tego spotkania, nie nastawiał się na nic szczególnego, liczył jedynie na rozmowę w miłym towarzystwie. W głowie odbiła mu się echem odpowiedź dziewczyny odnośnie studiowania, zdecydowanie musiał o to dopytać upewniając się, że nie uczęszczają do tego samego miejsca. To na miejscu przekreśliło, by możliwość bliższej znajomości. Oczywiście różnica wieku nie robiła na nim wrażenia i nie wzbudzała niechęci, jednak wiedział jakie zasady mają uczelnie, czy też szkoły, a on nie chciał ryzykować opinią, na którą ciężko pracował i stanowiskiem.
Theo
Central Park był zatłoczony pomimo późnej pory i niekoniecznie sprzyjającej aury. Zima i przymrozki wciąż dawały o sobie znać, choć pogoda lubiła zaskoczyć deszczem i zmiennością. Nie była to może i wymarzona aura na przechadzki, jednak Theo nie miał zamiaru narzekać. Zżerała go od środka ciekawość, która nie pozwalała zbytnio skupiać się na otoczeniu, złej pogodzie i mijanych przechodniach, choć tym zaczął uważniej się przyglądać im bliżej wyznaczonego miejsca się znajdował.
OdpowiedzUsuńZastanawiał się co kierowało dziewczyną, była aż tak śmiała, czy może aż tak ufna w stosunku do nieznajomych. On oczywiście nie miał żadnych ukrytych zamiarów, a spotkanie było typowo spontanicznym posunięciem, jednak nigdy nie miało się stu procentowej pewności kto kryje się po drugiej stronie. Choć Central Park mógł zdawać się pozornie bezpieczny przez wzgląd na innych spacerowiczów, przestępstwa nie były czymś rzadkim w Nowym Jorku.
Gdy wysiadł z taksówki zaczął zastanawiać się czego, a raczej kogo dokładnie może się spodziewać. Analizował to co już wiedział, a było tego niewiele. Prócz tego, że dziewczyn zdawała się pewną siebie, twardo stąpającą po ziemi kobietą, nie wiedział nic. Oczywiście ze zdjęć spoglądała na niego pełna uroku i urody blondynka, ale to nie było dla niego najistotniejsze. Tak na prawdę nie potrafił stwierdzić co było istotne i co dokładnie nim kierowało. Może właśnie znudzenie, może chęć rozerwania się i otrzepania ze związkowych komplikacji. Może chodziło o podbudowanie własnego ego, poczucia dreszczyku emocji związanego z poznawaniem drugiej osoby. Z pewnością jednak nie oczekiwał niczego szczególnego, nie brał za pewnik, że będzie im się dobrze kontynuowało rozmowę na żywo, tak na prawdę nie zakładał, że utrzymają kontakt po tym spotkaniu.
Przystanął nieopodal Cherry Hill. Zerknął na dłoń, na której spoczywała złota obrączka, sporo ciaśniejsza niż kilka lat wstecz. Pamiętał doskonale tamten dzień, gdy wraz z Eleanor powiedzieli sobie tak. Pamiętał to dziwne podenerwowanie, które towarzyszyło mu od rana, ucisk w żołądku, który ustąpił, gdy tylko ją zobaczył. Pamiętał ogarniającą go radość, poczucie spełnienia. Był w tedy najszczęśliwszym człowiekiem, najszczęśliwszą wersją siebie jaką zdołał sobie wyobrazić. To uczucie zostało przebite do tej pory tylko raz, gdy pierwszy raz wziął na ręce swoją córką...
Wziął głębszy oddech i otrząsnął się ze wspomnień. W odruchu, nieco bezmyślnie ściągnął obrączkę i wsunął ją do kieszeni jeansów. W tedy ruszył dalej rozglądając się wokół. Po kilki minutach spostrzegł blondynkę, która wyglądała jak dziewczyna z aplikacji. Rozglądała się tak jak i on. Uśmiechnął się lekko, gdy przeczesała palcami długie włosy i w końcu podszedł do niej.
— Cześć. — przywitał się starając się przyglądać jej niezbyt natarczywie. — To już oficjalnie, Theo. — przedstawił się wyciągając w jej stronę dłoń.
Nie miał zamiaru pożerać jej spojrzeniem, zdążył jednak zauważyć, że zdjęcia zdecydowanie nie oddawały jej pełnego uroku. Miała ładny uśmiech, jasne spojrzenie, w którym kryło się coś zadziornego. Mógł tylko zgadywać co dziewczyna taka jak ona robiła na portalu randkowym. Podejrzewał, że adoratorzy musieli zakradać się do niej drzwiami i oknami.
Theoś
[Dziękuję za powitanie ♥ W zamierzeniu miał wyglądać niewinnie, a gdzie lepiej ukryć diabelskie rogi niż w tych gęstych loczkach? :D Chętnie skuszę się na wątek i w zasadzie po przeczytaniu kart mam spory dylemat, bo ojciec Vina jest senatorem, z kolei ojciec Charlene to kongresmen i tutaj mamy punkt zaczepienia. Mogliby się poznać na jednym z nudnawych bankietów, na które Vincent przychodzi na złość ojcu... Ale znowu Octavia studiuje prawo i chociaż jest rok młodsza, na pewno mijają się na tym samym uniwerku, więc sama juz nie wiem, co jest lepsze stąd moje pytanie: gdzie brakuje Ci kłopotów w wątkach? :D]
OdpowiedzUsuńVin Cole