HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

The night was heavy and the air was alive

 

Jane Bloomberg

26 września 1995 - absolwentka School of Advanced International Studies na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa - koordynatorka newsów z obszaru Ameryki Łacińskiej w Bloomberg - zaangażowana w wiele działań charytatywnych wuja - angielski, hiszpański, mandaryński - dziennikarka-podróżniczka - niedawno usunęła instagrama - czarna plama w tle: Gordito - w sumie to wdowa


Wszystko wydaje się tak boleśnie świeże, tak blednące w świetle manhattańskich świateł, a jednak jakby prawdziwsze, żywsze, mocniejsze. Po raz pierwszy stawia stopę na amerykańskiej ziemi z sercem ciężkim od straty przyjaciela, lżejszym o połowę zostawioną w Meksyku.

Patrzy mu w prosto oczy, żeby wiedział, że jego słowa nie wywołały w niej poczucia litości. Choć swoim ciężarem boleśnie przybijają ją całą, to wie, że akurat on nie potrzebuje żalu. Na tyle zdążyła go poznać. Jej zostały trzy miesiące w Meksyku, jemu trzy miesiące na tym świecie.

Standardowy bajzel na biurku dziwnie kontrastuje z pedantycznym porządkiem w bullet journalu, który zostawiła w biurze pół roku temu. Zdecydowanie woli pracę terenową. Przez myśl przemyka jej, by jednak zrezygnować z awansu i wrócić na stanowisko korespondentki. Żyć tam, gdzie ją wyślą, a na urlopy jeździć tam, gdzie ją poniesie.

Jej wzrok, niespecjalnie zdziwiony, przebiega po wyciągniętym w jej stronę ramieniu, na dłoni kończąc. Czarny, ciężki od śmierci przedmiot, wystawiony jest uchwytem w jej stronę. Patrzy na niego z lekkim politowaniem. Jest dużą dziewczynką, ma swoją własną zabawkę. Nigdy nie wjeżdża do obcego kraju nieprzygotowana do panującej tam sytuacji. On uśmiecha się do stojącej przed nim przedziwnej kobiety - tak niekobiecej w porównaniu do tych, które znał, a która jednak miała w sobie coś, co u niego w domu określano "klasą". Ostrej w obyciu, ale z kontrastującym, gorącym sercem. Ona jedyna obdarzyła jego życie i decyzję bezwzględnym szacunkiem.

Nie lubi alkoholi, które oszukują. Które pod słodyczą swojego zapachu kryją wytrawne, torfowe, politurowe nuty. Kręci zatem szklanką cynamonowego, słodkiego jak ulepek, Jacka Danielsa, wprawiając trunek w ruch i patrzy na ścianę mieszkania z atrapą kominka. Czy sztuczność tego miejsca w jakikolwiek sposób może być lekarstwem na zwątpienie? A może lepiej po prostu spuścić komuś lanie na macie w Teakwondo Center przy Drugiej Alei? Chciałaby zapalić, włączyć jakiś kawałek o fizycznej miłości i upić się, tańcząc z przymrużonymi oczami na miękkim dywanie. Przesuwa kciukiem po palcu serdecznym, w miejscu, w którym niczym pierścionek okala go tatuaż z motywem róży.

Nie będzie siedzieć w szpitalu, dopóki nie zgarną go z ulicy na skraju wyczerpania. Nie przehandluje jakości życia w zamian za długość. Woli chować się z nią przed latającymi kulami za przewróconym w knajpie stołem. Na wpół leżąco polewają złotą tequilę, przekrzykując strzały w rozmowie i śmiechu. Jest absurdalnie pięknie. "Wyszłabyś za mnie?" - pyta. Kobieta wzrusza ramionami, jakby nie była to jedna z ważniejszych decyzji życia. "Pewnie."

Prosta sukienka w kolorze brudnego szampana zawisła w szafie, będąc przypomnieniem nie tyle uczucia, co człowieka. Czy go kochała? Na pewno nie miała wystarczająco czasu, by pokochać go tak, jak na to zasłużył. Był to czas przesycony intensywnością i niewinnością jednocześnie. Okurzony wzniesionym w tańcu pyłem i wysterylizowany ostatnimi godzinami w szpitalu. Osłodzony jedynym, spontanicznym, zwyczajnie radosnym pocałunkiem przy ołtarzu i rozgoryczony brakiem tego ciepłego klepnięcia w ramię i uśmiechu, za którym oglądały się kobiety.

Trzeci dzień siedzi obok szpitalnego łóżka. Tym razem z książką w lewej dłoni. Palce prawej są splecione z jego palcami. Czyta mu na głos wybrane fragmenty "Gry w klasy". Oczywiście nie omieszkała wcześniej skrytykować jego wyboru. Na zaczepną krytykę odpowiedział słabym uśmiechem i ciepłem w ciemnych oczach. "Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu" - czyta, wypatrując kątem oka jego reakcji. "Właśnie" - uśmiecha się. Przez chwilę patrzą na siebie. On zasypia zmęczony, ona całuje go w nieco wychudłą dłoń, nie wiedząc, że zaraz odda jej ostatni oddech.

To miał być wyjazd, jak wszystkie inne. Wyjeżdżała jak zawsze, jako harda, zaprawiona w bojach, błyskotliwa absolwentka stosunków międzynarodowych. Korespondentka z ciętym językiem, sporą garścią zadziornego humoru i, wydawałoby się, już sporym bagażem podróżniczego doświadczenia. Wróciła pełniejsza i połamana jednocześnie. Słodko-gorzka. Beztroska i poważna. Z psem pod pachą. Mateo zostawił po sobie pytanie o sens. Ale nie o sens śmierci jako takiej, tylko życia. Amerykańskiego, obrzydliwie bogatego, smutnego i jednostajnego snu. O sens pędzącego życia pełnego pustki, do którego właśnie wróciła. I nie była pewna, czy się z powrotem w nim odnajdzie. Jedno wiedziała na pewno - gdy tylko ktoś życzliwy zauważy i zgłosi całemu światu, że po coś wyciągnęła swoje dokumenty, przesłała je do Amerykańskiego Biura Uwierzytelniającego w celu sporządzenia Apostille... na pytaniach się nie skończy.

Mam nadzieję, że nie wyszło tak strasznie smutno, jak mi się wydaje. Nie umiem w ładne karty, ale mam nadzieję, że to nie przeszkoda. Buzia - Mia Wasikowska. Lubię spełniać wątkowe marzenia. Lubię też nutę spontaniczności i jeśli w ciągu rozgrywki Wasza postać zdecyduje się przyłożyć mojej, zwyzywać ją, znielubić, zakochać się w niej, namówić na coś niemoralnego, czy zdradzić moją postać, to tym ciekawiej, ja się nie obrażam - Jane po prostu zareaguje w zgodzie zarysem postaci.

Potrzebujesz do powiązań? Chcesz coś ustalić - dawaj do nas! joasiaaadamczyk@gmail.com. Niestety nie mam na imię Joasia, ale za to chętnie popiszę po angielsku, więc jeśli chcesz spróbować to śmiało!

21 komentarzy:

  1. [Hejka! Przyznam szczerze, ze nie mam żadnego pomysłu na powiązanie z moimi dwoma chłopakami, którzy w zestawieniu z Jane wypadają jak szczyle, szczeniaki i dzieciaczki… Chciałam jednak się przywitać i dać znać, ze bardzo podoba mi się Twoja kreacja postaci, panna Bloomberg wydaje się taka prawdziwa, z krwi i kości :D Życzę Ci wiele zabawy i ciekawych historii do napisania!]

    Seojun&Minsoo

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Mnie tu jeszcze nie ma, ale nie mogłam przejść bez słowa obok takiej kreacji! *_* genialna karta!!!
    Kobieca postać jednocześnie silna i delikatna to mój ulubiony typ, którego zdecydowanie nie potrafię stworzyć w tak idealnym wywarzeniu, jakie widzę u Ciebie! Zostałaś moją mistrzynią w tym momencie i nie odpuszczę wątku!, jak już wpadnę z Niallem (choć pana robię testowo, nigdy nie umiałam ich prowadzić xD. Jestem wręcz zachwycona tym, jak zgrałaś hardość i kobiecość u Jane, w ogóle nie odbierając jej uroku i piękna mocnym charakterem. Chylę czoła i na pewno jeszcze tu zajrzę z propozycją wątku! :)

    Dobrej zabawy, oby elita jej nie pożarła (ani ona jej)! :*]

    Niall (jeszcze w roboczych))

    OdpowiedzUsuń
  3. [Podróżując dobrze się szuka tego sensu życia. Muszę przyznać, że postać Jane jest bardzo... ludzka. W bardzo dobrym tego słowa znaczeniu, oczywiście! Jeśli miałabyś ochotę wplątać w jej życie trochę artystycznej duszy to zapraszam serdecznie do Amelki.
    Mnóstwa weny i czasu oraz dobrej zabawy na blogu!]

    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć, jaka to ciekawa postać. Od zawsze fascynował mnie zawód dziennikarza, zwłaszcza korespondenta z terenów w jakiś to sposób niebezpiecznych, dlatego tym bardziej nie mogłam przejść obojętnie obok Jane. Wyszła Ci bardzo interesująca i złożona postać, chciałabym poznać ją w wątku - o ile również masz chęć coś ze mną napisać. Tylko na ten moment nie mam jeszcze jasnego pomysłu na to jak spleść losy Jane i mojego Keitha... Może razem coś wymyślimy?]

    Keith Reinhart

    OdpowiedzUsuń
  5. Spotted: Słońce migocze w jasnych włosach J, gdy ta wychodzi z taksówki przy Madison. Różne rzeczy słyszałam. Podobno wróciła do Nowego Jorku po wypadku w Meksyku i spędziła trzy tygodnie w prywatnej placówce psychiatrycznej. Drugie źródło głosi, że jej rodzina w strachu o jej życie posłała za nią prywatny odrzutowiec, po czym postawiła ultimatum: albo kariera, albo klucze do apartamentu. Ciężko mi w to wszystko jednak uwierzyć... Na twarzy J widać smutek, na palcu serdecznym jasna skóra wskazuje na brak pierścionka, który musiał towarzyszyć jej jeszcze w parę tygodni temu. Gdzie Twój ukochany, moja słodka J? Co poszło nie tak?
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  6. [Zdecydowanie nie da się przejść obojętnie obok takiej postaci, świetna kreacja - jednocześnie silna i delikatna, tylko nielicznym udaje się to tak harmonijnie połączyć, więc tym bardziej czapki z głow. Trudny zawód sobie wybrała, ale z drugiej strony ma dzięki temu okazję dużo podróżować, a tego można pozazdrościć. Dużo weny I dobrej zabawy! ❤]

    Ethan Watson

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej, Ciebie ostatnio porwał weekend, a mnie przydusił tydzień...
    odzywam się na maila, może w burzy mózgów coś wymyślimy ;)]

    Niall

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ojj dziękuję bardzo! Początkowo nie miałam absolutnie żadnego pomysłu na ciekawą postać i troszeczkę spanikowałam, więc cieszę się, że koniec końców jakoś mi się ona udała, haha. Zabawę czas zacząć!
    Co do Jane – niesamowicie ciekawa i głęboka postać! Udało mi się przeczytać jej KP jeszcze przed publikacją mojej własnej, haha. I chociaż starałam się coś z siebie wydobyć, nie jestem pewna, w jaki sposób by połączyć ją z Daehyunem... Myślę więc, że poczekam na Twoją drugą postać, a w międzyczasie dalej będę myśleć! Zresztą, z pod mojego pióra musi jeszcze wyfrunąć Daebi, to może akurat z naszymi nowymi paniami łatwiej będzie coś skleić :')]

    Daehyun

    OdpowiedzUsuń
  9. [Mam słabość do dziennikarzy, więc cieszę się, że przedstawicielki tego zawodu nie zabrakło na blogu. Tym większa moja radość, że nie jestem jedyną osobą, która porwała się na prowadzenie postaci ok. 30-stki :D
    Możemy wyjść zaproponowanego przez ciebie założenia i odnowić znajomość naszych bohaterów. Pytanie w jaki sposób i kiedy się w ogóle poznali? Jane przeprowadzała z Devonem wywiad czy masz na to jakiś inny pomysł? :>]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ja tylko chciałam dać znać, ze nie zapomnieliśmy z Minsoo o Jane. Mam teraz trochę napiety czas, ale wrócę jeszcze do Ciebie obgadać wątek, jak tylko wszystko sobie uporządkuje <3 I bardzo podoba mi się pomysł, który zaproponowałaś, wstrzelą się po prostu idealnie w to, jakie miałam na tego chłopaka plany :D]

    OdpowiedzUsuń
  11. Nocne oszołomienie — utopienie zmysłów w piekącym gardło napoju, wijące się w rytm głośnej muzyki ciało i dłonie na obcej skórze, rozszerzenie źrenic w upojnym przyjęciu pierwszej kokainowej kreski, bezwstydny pocałunek wśród fioletowych, klubowych świateł i obcej, bawiącej się ludzkiej masy. Prowokujący taniec, jednoznaczne spojrzenia, rozszerzone źrenice i niezliczone kieliszki mocnego alkoholu, gdy narkotyk przyniósł krzykliwe otrzeźwienie, bicie serca, oddechy — szybkie, splecione i spocone w przyparciu do łazienkowych kafelków, gorączkowe odpinanie klamry od paska i gwałtowne ruchy w szarpnięciu włosów, zęby, języki i skóra, wsunięte w kieszeń dolary, obca twarz w zwierzęcym seksie. Brudne wyuzdanie i tak potrzebne zapomnienie. Głodne wtarcie resztek białego proszku w dziąsła, by jak najdłużej oddalić moment wybudzenia z kokainowego szaleństwa, alkohol, fioletowy neon jakby w ironii zawieszony tuż nad głową — all evil things. Samo upodlenie.
    Keith chce bawić się dalej, tańczyć i pić aż do zamknięcia klubowych bram, by później przenieść się na miejskie ulice witające świt, czuje jednak, jak jego organizm przestaje go słuchać. Już jakiś czas temu efekty wciągniętych kokainowych kresek ustąpiły, a alkohol odurzył w pełni jego umysł, uświadamiając Reinhartowi, jak wiele wypił. Za wiele. Tłum zgromadzony w klubie zaczyna go dusić, puls rwie się nierówno, a myśli uciekają, pozostawiając ciało w nietrzeźwej mgle. Jeżeli natychmiast nie wyjdzie na świeże powietrze, zwymiotuje. Przewróci się pod nogi tańczących i zostanie tam, dopóki ktoś go stamtąd nie wyciągnie.
    Bezwładnie przepychając się pomiędzy ludźmi, Keithowi udaje się dotrzeć do korytarza prowadzącego na wąską uliczkę. Opiera się plecami o pokrytą graffiti ścianę, próbuje złapać oddech i uspokoić nierówne bicie serca i zaciśnięty żołądek. Mimo chłodu listopadowej nocy jest mu strasznie gorąco, więc gwałtownie rozpina skórzaną kurtkę, którą nawet nie wie, kiedy i jak na siebie założył. Pozwala, by zimno kąsało odsłoniętą przez cienką bluzkę skórę. Keith drapie się nerwowo po ręce i rusza przed siebie, w stronę Siedemnastej Alei. A może Szesnastej?
    Idzie powoli, nogi plączą się pod nim i nie chcą go słuchać, zdaje się jednak nie zwracać na to uwagi. Chłodne krople roztapiającego się śniegu moczą włosy i wsiąkają w ubranie, ale jakie to miało znaczenie? Keith wszedł na ulicę, nie myśląc nawet o tym, czy nie znajdzie się pod kołami przejeżdżającego samochodu. Dźwięk silnika dociera do niego z opóźnieniem, podobnie jak oślepiający błysk świateł. Odwrócił się gwałtownie twarzą w kierunku auta, które kierowca zdążył jednak zatrzymać. Jakby już to kiedyś się wydarzyło... Reinhart mruży oczy, zaciska wargi — jest mu słabo, tak strasznie słabo...
    Nie zdał sobie sprawy, że przewrócił się na mokry asfalt, podobnie jak nie zauważył nawet, jak podbiega do niego kobieta prowadząca samochód. Płytki oddech i złapany w rozchylone usta tlen. Może nie warto otwierać oczu? Żółć napływa mu do gardła, Keith zanosi się kaszlem i nachyla nad asfaltem, ale chęć zwymiotowania mija równie szybko, jak się pojawiła. Dopiero po chwili do jego świadomości docierają wypowiadane przez kobietę słowa. Reinhart marszczy brwi, chce coś powiedzieć, nie sprzedaję się kobietom, jednak z jego ust wydobywa się jedynie jakiś niezrozumiały bełkot.
    Czy może już pić? A czy ktokolwiek się tym przejmował, gdy zmuszono go do picia w wieku dwunastu lat? Ile wypił? O wiele za dużo.
    — Mogę. Mam dowód... gdzieś. W kieszeni — mamrocze, nieprzytomnie sięgając do pierwszej, lepszej kieszeni jakby chcąc udowodnić kobiecie swoje słowa. Zazwyczaj do klubów wpuszczano go, akceptując jego fałszywy dowód osobisty, w większości miejsc po prostu znano jego, jego ojca bądź grupy znajomych, z którymi Reinhart przychodził się zabawić. Prawie nigdy nie robiono mu problemu. Kto by się tym przejmował?
    Keith prawie nie zwracając uwagi na to, że kobieta chwyta go pod ramię, próbuje przyjrzeć się jej twarzy, jednak we mgle myśli, nic mu ona nie mówi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chyba... Chyba nie dam rady wstać — mówi szczerze, całkowicie poddając się woli kobiety. Pozwala, by ta postawiła go na nogi, niemal jakby był szmacianą, bezwładną lalką. Wspiera się na niej, nie ufając swoim nogom.
      — Źle... strasznie źle się czuję. Zabierzesz mnie do domu? — rzuca niewyraźnie, nie zwracając uwagi, jak bezsensowne są jego słowa, zważywszy na to, że kobieta nie znała jego adresu, ani nawet imienia. W tonie jego głosu da się usłyszeć desperackie, płaczliwe nuty, przez które po raz pierwszy od dawna brzmi jak dziecko.

      Keith

      Usuń
    2. NOWE POWIADOMIENIE ZE STRONY plotkara.net

      Spotted: Nie bez powodu na naszych ulicach wyznaczono miejsca parkingowe, a dla lubiących dreszczyk emocji podwyższono mandaty. Kto jak kto, ale ostatnią osobą, którą podejrzewałabym o zostawianie pojazdu na środku ulicy, była J. Może i miała ku temu dobry powód... Ciekawe tylko, co o tym wszystkim pomyślał kierowca, który nagle wjechał z impetem w tył jej samochodu. Pamiętacie, gdy o północy czar prysł, a karoca kopciuszka zamieniła się w dynie? Powiedzmy, że J miała podobne doświadczenie, gdy jej powóz w kilka sekund stał się bezużyteczną kupą złomu... Myślicie, że zaciągnie K do domu na plecach?

      buziaki,
      plotkara 💋

      pamiętaj, by uwzględnić tę informacje w swoim wątku

      Usuń
  12. [Ethanowi zdecydowanie przyda się taki głos rozsądku i ktoś kto w chwili zmiany postępowania będzie sprowadzał go na ziemię, mogą znać się od lat i być przyjaciółmi. Podeślę wkrótce rozpoczęcie ❤]

    Ethan W.

    OdpowiedzUsuń
  13. Niall nie był typem romantyka. Nie był i być nie zamierzał, emocje i uczucia jego zdaniem były domeną kobiecą, nie odnajdywał się w ich zbyt dobrze, ale szanował je i podziwiał, ba! nawet podzielał, bo nie był bezdusznym draniem. Miał tylko problem z ich wyrażaniem, jednak na wielkie i znaczące gesty nie tyle nie było go stać, co po prostu nie był w stanie wpaść na pomysł, by sprezentować kobiecie, która mu się podobała kwiaty, czekoladke, lub zaprosić w bardziej klimatyczne, ale nie biznesowe lokum na kolację. Miał trochę szczęścia w życiu, bo uchodził za przystojnego i chyba tylko dlatego, na jego gafy i sztywniactwo jeszcze niektóre panie przymykały oko.
    Był kawalerem o dobrym nazwisku i pokaźnej objętości konta, ale jak do tej pory nie obnosił się z swoimi związkami, tak na przestrzeni lat to sie nie zmieniło. Nie zmienił się również jego stosunek do małżeństwa - wciąż był obojętny, wierząc, że gdy spotka odpowiednią kobietę, życie samo mu się ułoży w tym kierunku. Jeśli było coś, co mogło wyprowadzić go z równowagi, to zrzędzenie sąsiadek jego matki, na stan cywilny młodego Dwight;a. Należąc do rodziny, mającej koneksje wśród elity, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co oznaczają plotki, więc starał się zachowywać tak, by nie dawać ludziom powodów do ich tworzenia. Zresztą nie tylko jako Dwight, ale prawnik prywatnej, ekskluzywnej szkoły, musiał dbać o swoje dobre imię.
    Poranki na Manhattanie bardzo szybko przestały rozpieszczać i zaskoczyły ludzi minusowymi temperaturami. Niall po mieście poruszał się metrem, nierzadko korzystać też z Ubera, bo posiadanie auta w tak wielkiej aglomeracji uważał za głupotę przy możliwościach, jakie dawała infrastruktura i komunikacja publiczna. Ha, nie szczycił się tym, ale cieszył, że mu nie odwaliło przez to, ile ma zer na koncie. Starał się nie obnosić z majątkiem, a zarazem żyć wygodnie.
    Dobijała ósma trzydzieści, kiedy wszedł do budynku Bloomberg Inc., gdzie umówiony był na poranna kawę z wujem Jane... Jane - kobieta, która uciekła. Czasami zastanawiał się, czy to nie przed nim czmychnęła, po tym jak kilka miesięcy (tygodni?) cieszyli się z prostego i przyjemnego układu, pozostając przyjaciółmi jednocześnie obdarzając się większą czułością wtedy, gdy jedno z nich poczuła pragnienie i tęsknotę za czymś więcej. Nie uważał tego za nic złego, byli dorośli, podjęli taki wybór, ale gdy zniknęła, zastanawiał się, co było powodem.
    Kroczył przed siebie równo, pewnie i miarowo. Sekretarkę minął, na powitanie skinąwszy dziewczynie i zapukał, po czym wszedł pewnie do środka - nie uważał, by potrzebne było ogłoszenie jego przyjścia, jako że kwadrans temu wysłał smsa, że będzie punktualnie.
    - Cześć... - odwrócił się w kierunku szerokiego biurka, już domykając drzwi do gabinetu, ale gdy jego spojrzenie zatrzymało się na jasnowłose kobiecie, której zdecydowanie się tu nie spodziewał, zastygł w miejscu zbity z tropu. - Cześć... Jane - odezwał się po sekundzie, rejestrując to, że jest, że tu stoi i że mu sie nie wydaje. Ostrożnie cofnął dłoń z klamki, bo przecież drzwi zostały już zamknięte, a on nie miał zamiaru uciekać i rozejrzał się za jej wujem, który zapewne dojdzie w ciągu kilku minut...
    Wzruszył ramieniem, bo marynarka go jakoś dziwnie uwarła przy barku i odchodząc od drzwi, rozpiął płaszcz, spoglądając w milczeniu na kobietę. Aktówkę położył obok fotela, na jego oparcie przerzucił płaszcz, pozostając w garniturze i usiadł lekko zaciskając usta. Nie wiedział, co powiedzieć.

    NIALL

    OdpowiedzUsuń
  14. [Pięknie dziękuję za powitanie i muszę przyznać, że przydałby się ktoś, kto utrudniłby trochę te jego idealne życie, a biorąc pod uwagę, jakie z niego ziółko, mogłaby się w tym odnaleźć osoba, która podejmuje tak trudne tematy ;) Ale nie chcę zdradzać za wiele, więc jeśli interesuje cię taki wątek, to zapraszam na maila <3]

    Kill M.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Wracam (cała na biało, a może nawet na białym koniu), wolna od opowiadaniowych zobowiązań, by obgadać nasz wąteczek! <3 Jak już mówiłam, bardzo mi się Twój pomysł spodobał, bo też dla Minsoo planowałam w najbliższym czasie jakiś punkt zwrotny w karierze — kontrakt z jakąś wytwórnią, koncertowanie z gwiazdą z prawdziwego zdarzenia albo viralowe wideo, które przyniosłoby mu sporą rozpoznawalność. Jane mogłaby zawitać któregoś dnia do baru, w którym Minsoo pracuje i może tak od słowa do słowa... Złapie ją za serduszko. W każdym razie, gdyby akurat miała zły dzień, na herbatę i ciastko z kremem na pewno by ją do siebie zaprosił :D]

    OdpowiedzUsuń
  16. Niall dostrzegał w twardości Jane wrażliwość i niechybnie przekonywał sie o tym, jak wiele pokładów dobroci i cierpliwości ma w sobie ta kobieta, która na pierwszy rzut oka jest tak skryta i niepozorna, że trudno ją odczytać. Była ciekawym człowiekiem, a on na prawdę lubił złożone charaktery. Nieraz zaskoczyła go tym, jak potrafi byc niezłomna, a jednocześnie wciąż pozostawała kobietą, w której dopatrywał się subtelengo pogubienia - to jednak chciał widzieć jego własny egoizm, co by się mógł popisać własną siłą i obyciem.
    Odpowiadała mu relacja z Jane taka, jaką zbudowali. Było prosto, przejrzyście, zupełnie jakby spisali zasady na papierze - lubił ten styl pracy i życia. Unikał komplikacji. Gdy jednak zniknęła, poczuł... coś. Cóż, ewidentnie coś poczuł, choć co to było i jak głęboko sięgało - nie zastanawiał się. Wolał nie rozgrzebywać zadrapania, aby nie dostać się do tego, co mogło pod spodem jątrzyć. Swoje lata miał i swój rozum, nawet jeśli brakowało mu obycia w dziedzinie romantyzmu, głupi nie był i znał siebie. Bezpieczniej dla niego było nie szukać kobiety, która zniknęła, choć pozornie wszystko między nimi było w porządku.
    Patrzył na nią spokojnie, gdy oparła się o biurko, gdy ścisnęła teczkę w ramionach i gdy posłała mu ciepły, przyjacielski uśmiech pozbawiony żalu, czy urazy (czy czegokolwiek), poczuł, jak coś go ściska w dołku. Niby już oswoił się z tym, że nie ma Jane obok, że zniknęła bez słowa, a więc prawdopodobnie stał się jej zbędny i ogólnie wszystko było w porządku, ale teraz jej widok doskwierał. Ubodło go wyraźnie, że jej nie było, choć teraz stała przed nim. jej nagła obecność, tak jak nagłe zniknięcie, było niczym siarczysty policzek - o, zmiana! A Niall zmian nie lubił i długo się z nimi oswajał.
    - Rozczarowany? - powtórzył nietęgo i parsknął rozbawiony. - Skądże - zapewnił, pociagając materiał marynarki na rekawie w dół, aby nieco schować koszulę, bo wysunęła się jego zdaniem za daleko.- Zaskoczony - sprostował i pytająco spojrzał na puste krzesło, które mogła swobodnie zająć obok w oczekiwaniu na wuja.
    Nie miał absolutnie żadnego, najmniejszego powodu, aby być zły. Właściwie biorąc pod uwage brak deklaracji z obydwu stron, nie miał podstaw do niczego, ani smutku, ani żalu, ani tęsknoty, tak samo jak do radości na ponowne spotkanie. Jasne nigdy to nie przeszkadzało i tu wykazywała się na prawdę wielkim zrozumieniem, którego łaknął. On nie okazywał emocji zbyt dobrze, nie wiedział jak, działał zadaniowo - a ona nie naciskała, by to zmieniał i czuł się dzięki temu swobodnie. Z Jane był wciąż wolny. Może tak go poruszył jej wyjazd, bo z nią odleciała jego wolność.
    - Nie wiedziałem, że wróciłaś - wyjaśnił, spoglądając na nią cieplej. Na prawdę dobrze było ją znów widzieć.

    NIALL

    OdpowiedzUsuń
  17. Znali się od lat i była jedną z nielicznych osób, której zawsze mógł w pełni zaufać. Od początku ich znajomości wiedziała o problemach z jakimi się zmaga, bardzo szybko orientowała się więc z którym Ethanem ma do czynienia i jak powinna się w danym momencie zachować. Ostatnio w jego życiu pojawiło się sporo napiętych i nerwowych sytuacji, które sprawiły, że do głosu doszła druga, dysocjacyjna osobowość.
    - No proszę, jesteś w samą porę! - pomachał do niej od progu w samych kąpielówkach i chwiejnym krokiem skierował się w stronę bramy, którą właśnie przekroczyła - Właśnie zaczynamy imprezę, ale nie wiedziałem, czy twoja sztywna natura zechce do nas dołączyć - zaśmiał się, opróżniając jednym sporym łykiem drinka z trzymanej w dłoni szklanki. Normalnie o tej porze można było zastać w laboratorium lub szpitalu, kiedy jednak jego osobowość ulegała dysocjacji, nie pojawiał się w pracy, a obowiązki zastępował hucznymi imprezami i bardzo rozwiązłym trybem życia.
    - Dziś impreza na basenie, ale nic nie szkodzi, któraś z dziewczyn na pewno podzieli się z tobą swoim strojem kąpielowym - zaśmiał się, klepiąc ją po ramieniu i kierując się z nią w stronę ocieplanej części ogrodu. Jane była o tyle wyjątkowa, że lubił ją zarówno normalny Ethan, jak i wytwór osobowości, który powstał na skutek reakcji obronnej na okrutne wydarzenia, jakich świadkiem był w dzieciństwie - No dalej Jane, rozluźnij się trochę i zastąp tą posępną minę uśmiechem - mrugnął do niej, skinieniem ręki przywołując barmana, aby przyniósł dla nich drinki. Wnioskując po jej zmieszanej reakcji kobieta ewidentnie nie przyszła tutaj na imprezę, miał jednak nadzieję, że mimo to zostanie i nieco się rozerwie w towarzystwie jego i masy innych, zaproszonych tutaj głównie przez przypadek i wydarzenie na Facebooku osób.
    - Pieprzyć to, nie jestem w pracy, niech ktoś inny będzie dzisiaj super bohaterem, ja mam urlop od ratowania życia - mruknął, wyciągając z kieszeni służbowy telefon i wrzucając go z wściekłością do basenu - No, to o czym rozmawialiśmy? A, tak, trochę więcej luzu Jane, no właśnie, poczęstuj się i chodź do wody - mrugnął do niej, zachęcając, aby poczęstowała się drinkiem i tabletką ectasy, których opanowania także leżały obok alkoholi.

    Ethan, który wraca do żywych i ma nadzieję, że nadal masz ochotę na ten wateczek ❤

    OdpowiedzUsuń
  18. Zapytany o to, gdzie przebiega granica rozdzielająca życie od śmierci, Keith nie potrafiłby odpowiedzieć — każdej doby zanurzał się coraz głębiej i głębiej w zepsucie i zgniliznę, oddychał spazmatycznie, wyrywał się, kaleczył ciało, gryzł i rzucał się w paraliżującej go pustce, żył na jedyny znany mu sposób, umierając i odradzając się na nowo w błędnej, niemoralnej pętli. Dusił się w trzeźwości zmysłów, nie będąc w stanie wytrzymać minut spędzanych z samym sobą, podczas których w pełni odczuwał — postrzegał świat ostro i wyraźnie w przerażającym echu nieuciszonych niczym wspomnień. Topił się więc w alkoholu, narkotykach i agresywnej bliskości ciał, nadpisując na prawdziwe emocje te krzykliwe, ogłuszające i oślepiające go neonowymi kolorami, światłem i szybkością. Niczym pasożyt wczepiał się w obce, ludzkie ciała, skomląc o zainteresowanie i poświęcenie mu uwagi, zadowalając się wszystkim, zanurzeniem warg w nieswoim, słodkim drinku, pocałunkiem i naznaczeniem zębami jego szyi, spojrzeniem i sprzedaniem się na tylnych siedzeniach auta, uderzeniem i splunięciem mu w twarz. Czy tym była wolność? Straceńczym balansowaniem na cienkiej granicy, której nie powinno się przekraczać? A może było nią wszystko, na co Keith miał wpływ — była nią każda jego decyzja.
    I czy wolny jest teraz, całkowicie zależy od podtrzymującej go kobiety?
    Keith nie wiedział, kiedy taki się stał — być może obsesyjna skłonność do autodestrukcji narodziła się przy pierwszym przymuszeniu, gdy wchłonął ją razem z białym, narkotycznym proszkiem obserwowany przez ojca i pozostałych członków zespołu; może wpoił mu ją Marilyn Scabior, naznaczając go nie tylko obłapiającym spojrzeniem i zwyrodniale zawłaszczającymi dłońmi. A może tkwiła w Keithie od zawsze — nie liczyły się geny ani zepsute, rodzinne sylwetki, wszystko było jedynie jego winą, jego wyborem, jego karą.
    Keith nie odpowiada kobiecie na jej słowa o nieprawdziwym adresie, wzrusza jedynie ramionami, jakby korzystanie z fałszywego dowodu było jedynie niewinnym przewinieniem, zdarzającym się każdemu.
    Hałas spowodowany uderzeniem w samochód kobiety dociera do Keitha z opóźnieniem. Podnosi pochyloną do tej pory głowę i mruży powieki, jakby tym samym próbując wyostrzyć rozmywające mu się przed oczami obrazy. Kiedy obserwuje wykrzywioną w niedowierzającej złości twarz kierowcy, nagle zachciewa mu się śmiać. Wszystko wydaje mu się tak absurdalne — spowity rozpuszczającym się śniegiem świat poza drżącymi ścianami klubu, jego upadek na ulicy wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu, wypadek i obca a jakby znana mu kobieta, która nadal zachowywała przerażający wręcz spokój i łagodność. Zatrzymując w gardle cichy chichot, Keith pozwala się zaprowadzić kobiecie na siedzenie pasażera jej uszkodzonego pojazdu, kiwając głową na potwierdzenie jej słów.
    — Masz asystenta? — pyta niewyraźnie nie wiedzieć czemu, jakby ze wszystkich informacji, które usłyszał, ta wydała mu się najważniejsza. Zaciska palce na papierowej torbie, którą dostał od kobiety, starając się zignorować wydobywający się z niej intensywny aromat cynamonu. Keith pochyla głowę, rozchylając lekko usta, próbując uspokoić buntujący się żołądek. Ślina napływa mu do ust, a w umyśle przeciąga się wyjątkowo odrzucający zapach. Gdzieś z oddali do Reinharta dochodzi głos kobiety, rozmawia z kimś przez telefon, śmieje się — ładnie, dźwięcznie. A może to nie śmieje się ona, a myśli Keitha, kpiąc z jego upadku?
    Ma wrażenie, że traci na chwilę świadomość, jakby ktoś wyłączył na kilka sekund odtwarzany film, dopiero słowa kobiety, nagle głośniejsze i bliższe wyrywają go z mglistego letargu. Keith unosi nieco zbyt gwałtownie głowę, chcąc skupić swoją uwagę na wypowiadanych zdaniach. Otwiera usta, by potwierdzić, że wytrzyma. Nie zdąża jednak nic powiedzieć — zawroty głowy w połączeniu z duszącym zapachem cynamonu wystarczają, by jego żołądek się zbuntował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ostatniej chwili Keith odpycha na bok kobietę, wysuwając się z samochodu i boleśnie upadając kolanami na wilgotną ulicę. Wymiotuje gwałtownie, krztusząc się parzącym wypomnieniem wypitego alkoholu, ostry smak wypełnia usta, a żołądek skręca się boleśnie. Keith szarpie się za koszulkę, jakby odciągnięcie cienkiego materiału od szyi miało pomóc mu w schwytaniu zbawiennego tlenu. Wydaje mu się, że się dusi, nie może złapać oddechu, drżąc na całym ciele, krztusi się, wypluwając z siebie kwaśną ślinę. Wydaje mu się, że trwa to wieczność — rozmyty świat w zaciętej zgrzytliwie płycie, skurcze żołądka, piekące gardło i rozchodzące się po ciele gorąco mimo kłującego zimnem powietrza, obrzydliwy upadek. Kiedy nie ma już czym wymiotować, opada zmęczony na ulicę, kuli się i wyciera rękawem usta. Patrzy załzawionymi oczami na kobietę.
      — Przepraszam — odzywa się cicho, niewyraźnie, zachrypniętym głosem. — Ja... przepraszam. — Keith mruga szybciej, bojąc się, że nie powstrzymawszy zbierających się łez, za moment się rozpłacze. Nagle czuje się zmęczony, tak strasznie zmęczony i przytłoczony. — Po co mi w ogóle pomagasz? Nikt normalny, by się mną nie przejął. — Wyrzuca z siebie potok bełkotliwych prawie niezrozumiałych słów, nie spuszczać wzroku z kobiety. W oddali słychać dźwięk zbliżającego się samochodu, najprawdopodobniej należącego do wspomnianego wcześniej asystenta. — Jesteś cholernym aniołem?

      Keith

      Usuń