HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Mr Sunshine
Looks like we might just be on the brink of the season's juiciest event. The endless saga between S and S has been the talk of the town for… well, who can even keep track anymore? Years, darlings. And every time it seems like this exhausting drama is finally wrapping up, they either start another fight or end up in the wrong bed. But wait! Word on the street is that after receiving a mysterious text, S flew across Manhattan to reach their lover's apartment. Could this be the beginning of the end for their epic romance? A happily ever after? Stay tuned, Upper East Siders, I'm sure we'll find out soon.

You can't hide from me.
xoxo

Tick-tok, tick-tok... gettin’ closer

Youn
Jiyoung
Time can't solve this
I'll get caught if I just wait I should do something
Perfekcja. Od zawsze lubił to, co ładne, czyste i poukładane. Być może to właśnie dlatego życie w złotej klatce okazywało się, nie pułapką, a wygodnym rozwiązaniem, którego trzymał się tym mocniej, im bardziej kuszący wydawał się świat czekający poza jej granicami. Reguły i ograniczenia kojarzyły się jedynie z tym, co bezpieczne - z trwałym punktem, do którego mógłby wracać każdej nocy, gdy chłód oblepiał ciasno jego ciało, a brak światła przytłaczał zbyt mocno. Żył, doceniał, zadowalał i… rozbijał wszystko na dwa, byle tylko zapewnić samego siebie, że jego codzienność była dokładnie taka, jaką być powinna. Nie lepsza i nie gorsza od tej, którą zdążył już sobie wymyślić.

Fantazja. Wzorem każdego ptaka, nawet tego trzymanego w zamknięciu, marzył jednak czasem o lataniu. Chciał wznieść się na palcach, rozłożyć skrzydła i wzbić w powietrze, by choć raz dotknąć nieba. Ta niewyjaśniona tęsknota, choć zrodzona w latach wczesnego dzieciństwa - nasyconych naiwnością i bogactwem nieograniczonych pragnień - z biegiem czasu wcale nie osłabła. A Jiyoung, wiedziony ufnością i ambicją własnej matki, odnalazł swoją wolność w tańcu. W ruchu i zmęczeniu, gdy płuca walczyły o każdą dawkę powietrza, a na skórze zbierały się pierwsze ślady potu czy zaczerwienienia. Prawdziwie i trwale. Bez pytań, bez oceny, bez szansy na to, by choćby przez sekundę zastanowić się nad tym, czy obrana droga była tą właściwą. Wierzył przecież, że znalazł właśnie taką. W końcu miał wszystko, czego potrzebował, choć jego wszystko ograniczało się jedynie do sali treningowej, butelki wody i obdartych kolan.

Potknięcie. Trudno byłoby pojąć, że ktoś, kto potrafił zmusić ciało do tak ogromnego wysiłku i przemyślanych ruchów, był jednocześnie aż tak… kruchy. Podatny na zranienie; łatwy do pokierowania. Że nie przeżył w życiu wystarczająco wiele, by w porę zorientować się, że grunt osuwał mu się spod stóp, czy bez trudu dostrzec każde, z czyhających na niego za rogiem, zagrożeń. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy te kryły się w parze ciemnych oczu i w kilku cichych, słodkich obietnicach.


20 lat | 17 stycznia 2004 | Seul, Korea Południowa | złote dziecko rodziny Youn | syn znanej aktorki i producenta filmowego | dobrze rokujący tancerz | wymiana studencka | Tisch School of the Arts | NYU | wynajęta kawalerka na Upper East Side | na minutę przed katastrofą
Instagram Relacje


Cześć po raz trzeci. Na zdjęciach Hwang Hyunjin, w tytule i karcie fragmenty "Chronosaurus" od SKZ.
I co? Uprzedzamy, że tym razem będzie chyba brzydko :[

15 komentarzy:

  1. [ are you ready to get your heart broken 🖤 ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przyznam, że nie wiedzieć czemu cytat w nagłówku skojarzył mi się z pewną piosenką z jednej z dawnych wersji ,,Alicji w Krainie Czarów" (zresztą opis też po części przywołał właśnie takie skojarzenia).
    Dobrej zabawy.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Nocne życie Taeyanga kontrastowało z tym, które prezentował na co dzień. Wyrywało się ze spokojnej, ułożonej i zwyczajowej normy. Tej przez niego pielęgnowanej, aby wiecznie pozostawała nieskazitelna.
    Jak ta w pracy, z której wyszedł niecałe kilka godzin temu, z równo ułożonymi włosami i wyprasowaną koszulą na sobie, byleby prezentować się jak najlepiej. Gdzie żegnał kolejno klientów z łagodnym, wyrachowanym uśmiechem przy oddaniu równo zapakowanych ubrań wraz z kartą kredytową zapewne posiadającą więcej pieniędzy, niż mógłby sobie zwizualizować.
    Norma traciła na wadze, kiedy trafiał do klubu. Do oślepiających świateł i zagłuszającej bicie własnego serca muzyki; do duchoty wywołanej przez setki ciał nieustannie ocierających się o siebie nawzajem.
    Dalej dbał o to, jak się prezentuje. Dalej brał pod uwagę najmniejsze ze swoich zachowań, kalkulując każdą z podejmowanych decyzję i możliwych skutków. Lecz patrzył na nie pod innym kątem. Tym, łaknącym odrobiny ryzyka; destrukcyjnym, acz nie swoim kosztem. Pod przykrywką nocy stawiał się kimś bezkarnym - zapomnianym następnego dnia, zostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne kłucie w duszy, z którego sam egoistycznie czerpał garściami.
    Z każdym łykanym drinkiem był gotów zatracić się w tej potrzebie jeszcze bardziej, choć znalazł się w klubie dopiero pół godziny temu. Przyjemny szum w uszach nabierał na sile, napędzając dłoń do sięgnięcia po zaoferowaną tabletkę. I niewiele brakowało, aby znalazła się tuż pod językiem, z wyuczeniem i potrzebą jak najszybszego rozpuszczenia. Niemalże została wyjęta z dokładnie ukrytego woreczka, kiedy jego wzrok wylądował na barze. Z przytłaczającą ilością klientów, podnoszących zamówione drinki tylko po to, aby część z nich wylądowała na brudnej podłodze klubu.
    Z podejrzanie malejącą grupą, kończącą jedynie na jednym chłopaku i dziewczynie, kiedy sam zdołał się przedrzeć na sam przód i zamówić zbyt mocnego drinka. Taki był jego zamiar, dopóki nie usłyszał zmęczonego głosu, w którym ukrywała się rezygnacja dalszej walki. Znana, potrzebna, uwielbiana przez Kwona i nagle wysuszająca usta, jakby była jedynym, co pragnął teraz zasmakować.
    Mam na imię Jiyoung.
    Wszystko składało się idealnie. Nawet, kiedy koreański był ostatnim językiem, jakiego spodziewał się usłyszeć, a nagle wybrzmiewał niczym muzyka w jego uszach, zabarwiony, mimo podniesionego tonu, ustępliwością. Tak w końcu podatną. Rozwijającą przed nim czysty, czerwony dywan, po którym bezwstydnie zamierzał przejść. Jak zwykle, ukrywając bez zahwiania brud, jaki niosły ze sobą jego kroki.
    Powędrował chwilę wzrokiem za oddalającą się blondynką, nieświadomą tego, jak wielką przysługę mu wyświadczyła. Dopiero kiedy zniknęła w tłumie tańczących ciał, jak i reszta osób, które wcześniej mógł dojrzeć w towarzystwie chłopaka, pozwolił swojej dłoni na odnalezienie dla siebie miejsca na blacie, niedaleko siedzącego przy nim bruneta. Tym samym pozwalając Taeyangowi na lekkie pochylenie się; subtelne zwrócenie uwagi, nim, przez głośną muzykę, przysunął się na tyle, aby jego głos mógł się przez nią przebić
    — Nie każdemu tutaj przegadasz — zaczął po zatrzymaniu się obok niego. Niepostrzeżenie, jakby rozmowa przypadkowo do niego dotarła podczas mijania baru. Mimo drinka, który powoli był dla niego szykowany — O ile komukolwiek, tak naprawdę…
    Objął go przelotnie spojrzeniem spod opadających mu na oczy ciemnych kosmyków, nadając wślizgującemu się na usta uśmiechowi ciepłej barwy. Nie widział go tu wcześniej, pamiętałby. Pamiętałby taką twarz, głos, jak i łamany angielski, który z każdej perspektywy potrafił być czymś urzekającym. Pamiętałby ojczysty język, który słyszał w domu i pośród znajomych bliskich, lecz nie w miejscu, jak to.
    A szkoda, szczególnie z tak ładnym imieniem, Jiyoung.

    Taeyangie 🕊️

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiele czasu spędzanego dokładnie w tym klubie; w towarzystwie, które mieszało się między sobą, częściej niż rzadziej naruszane obcymi twarzami, pozwalało mu na zachowanie śladowej anonimowości. Ludzie, którzy powinni, i chciał, żeby go znali, potrafili wyłapać charakterystyczne rysy w tłumie, jak i rozczytać przenikliwe spojrzenie rzucane w kierunku barmana, czy ochroniarza.
    Dla nowych, niewinnych i szukających zabawy był enigmą - niczym ktoś z czystą kartą, skoro w jego otoczeniu nikt nie śmiał powiedzieć o nim złego słowa. Jak mógłby, kiedy Taeyang wykazywał się pielęgnowanym, wyuczonym urokiem. Ciepłem serca, którym starał się zmiękczyć niemalże każdego.
    Resztę zamiatał umiejętnie pod dywan. Nie pozwalał na wyjście na zewnątrz i pielęgnował własną pozycję, zachowując swój wizerunek – tak, jak być powinno. W końcu komu prędzej ludzie uwierzą? Pokrzywdzonej, przypadkowej i szarej osobie, szukającej wsparcia w kimkolwiek, kiedy czuła się zżerana od środka. Czy mu, znanego przez wszystkich jako Tae z promiennym uśmiechem, opiekuńczym ramieniem, jak i tym, pozwalającym i pomagającym się wyszaleć, kiedy godzina o to prosiła?
    Jego pewność siebie nie brała się znikąd, acz potrzebował czasu, aby ją dopieścić. Zapewnić samego siebie w jej sile i rzeczywistości, by móc finalnie siedzieć przy barze bez większych obaw.
    Ze wzrokiem dalej obejmującym Jiyounga, nie skrywając odrobiny zaintrygowania, kiedy zapamiętywał poszczególne cechy. Przydługie włosy okalające twarz, ciemne oczy, w których dostrzegał zakłopotanie i zagubienie. Będące tym, czego niepoprawnie tam oczekiwał.
    Pozwolił mu się odsunąć. Pozwolił samemu sobie zająć jeden ze stołków, opierając przy tym część ciała o sam bar, a swojemu spojrzeniu nie pozwolił zawędrować gdzie indziej, niż twarz chłopaka. Tam, gdzie mógł dostrzec znikome drgnięcie, wywołujące jedynie zapewnienie lekkiego wykrzywienia, jakie gościło na jego ustach.
    Bingo. Miał poczucie, jakby poczuł subtelne, acz zarazem tak znaczące, pociągnięcie za zarzucony haczyk. I więcej teraz nie potrzebował
    Ja Ciebie też nie — zauważył równie obiektywnie, z łagodnym, acz subtelnie zaczepnym, uśmiechem na ustach, jedynie przelotnie wyłapując kontakt wzrokowy z barmanem, kiedy dojrzał dłonie sprawnie szykujące jego zamówienie. Jeszcze chwila. Potrzebował jeszcze moment bez zbędnej, inwazyjnej obecności, aby linka została wiecznie napiętą. Z wyczuciem, bez możliwości pęknięcia, ani nabrania przesadnego tempa.
    Z tymi znajomymi, którzy nawet nie pofatygują się, aby zapamiętać Twoje imię? — wytknął delikatnie, jakby ze szczyptą współczucia i zmartwienia w głosie, odwzierciedloną w nieznacznie mięknącym spojrzeniu. Nie kłamał, choć nie dziwił się podjętej przez nich decyzji, zapewne kierowaną chęcią poczucia swobody, aniżeli opieki nad kimś zagubionym w tak żywiołowym świecie. Lecz dobrze się składało, że to była ulubiona rola Taeyanga.
    I ciężko było nie usłyszeć… ale masz rację, wybacz — uniósł ustępująco obie ręce, przyznając się do winy, acz sam jej sobie ujmował. Głos Jiyounga przedarł się na tyle skutecznie przez muzykę, aż wierzył, że nie był jedyną osobą, która go usłyszała. Jednak może jedyną, która chciała go usłyszeć. Nie zaliczyłby do tego grona znajomych, których twarzy nawet nie zarejestrował, lecz potrafił wywnioskować, że dawno zatonęli w tłumie tańczących ciał, porywających nawet te niechętne do ruchu
    I wiesz co, Jiyoung — ciągnął ostrożnie dalej, pozwalając imieniu po raz kolejny wybrzmieć w swojej pełnej, bezbłędnej formie — prawdziwi znajomi przynajmniej nie zostawiliby Ciebie samego przy barze klubu, którego nie znasz. Tak samo jak języka, z którym nie czujesz się komfortowo.

    yangie, kolejny bajerant :|

    OdpowiedzUsuń
  5. Przechylił nieznacznie głowę, jakby wyczekując odpowiedzi. Choć ją znał. Znał, że żadna, odpowiednia nie istniała. Nie było wyjaśnienia na to zachowanie, oprócz czystej ignorancji. Nawet on o tym wiedział, kiedy sam nieraz nie potrafił znaleźć w sobie elementu, który przejąłby się czymś takim, jak zapamiętanie czyjegoś imienia. W poszczególnych przypadkach.
    Nie w tym, kiedy z każdym słowem i każdą reakcją, dźwięczne imię odnajdowało dla siebie miejsce w jego pamięci. I sprawiało, że starał się jeszcze bardziej zacisnąć palce na zaistniałej chwili; nie pozwolić jej na wykruszenie się i zmuszenie go do znalezienia kogoś innego. Innej ofiary tego wieczoru, do której przyklei się na jakiś czas - może kilka godzin, a może kilka tygodni. Nigdy nie wiedział i nigdy niczego nie zakładał, bo dzięki temu było jedynie ciekawej.
    Schował drobny uśmiech za przelotnym przygryzieniem wargi, kiedy część słów stanęła Jiyoungowi w gardle, tym samym zdradzając, jak wiele miał racji. Nie miał argumentu. Zapewniała go w tym niepełna wypowiedź, jak i nerwowe, zapewne podświadome odruchy, które rejestrował kątem oka, samemu instynktownie obracając własny na wskazującym palcu
    Na pewno nie Jongo… — zauważył z nutą skruchy, samemu dziwiąc się na niepoprawność wydźwięku imienia, którego nie potrafiłby teraz przypisać do prezentującej się przed nim twarzy. Zresztą nie musiał, kiedy kolejna, kluczowa informacja wylądowała prosto pod jego nogami, pozwalając na dalsze przedzieranie się przez obronne, acz zaskakująco kruche, mury obronne — Ale rozumiem. Sam zazwyczaj wolę coś innego, niż Taeyang.
    Kłamał jedynie w połowie. Nie widział problemu ze swoim pełnym imieniem, nieraz miał wrażenie, że pasowało do niego lepiej, aniżeli słodkie zdrobnienia niż ksywki, których nawet nie raczył się uczyć. Były jednak chwile, kiedy użycie wyłącznie jednego człona, czy też dodania mu charakteru, sprawdzało się lepiej. Brzmiało lepiej, kiedy była taka potrzeba. Na przykład podczas starannego wyplatania nici porozumienia, stopniowo zbliżającej go do siedzącego naprzeciw chłopaka.
    Tym razem pozwolił łagodnemu uśmiechowi na zawitanie na ustach, kiedy usłyszał kolejną dawkę angielskiego, po części oczekiwaną. W końcu z góry założył, że ten nie posługiwał się tym językiem, choć miał wrażenie, że nie był to wniosek bezpodstawny. Wręcz przeciwnie
    — W to nie wątpię — przyznał, kiwając delikatnie głową, nim znowu spojrzał na bruneta spod opadających na oczy włosy — Ale jedno znać, a czuć się swobodnie — dodał, ujmując swojemu tonowi, aby nie wybrzmiał zbyt pretensjonalnie, nim Jiyoung ponownie zabrał głos, podsuwając mu pod nos kolejną, kluczową informację. Taką, która dodatkowo uzupełniała malujący się w jego głowie obraz. Dokładała kolejny puzzel, pasując idealnie na swoim, wcześniej Taeyangowi nieznanym, miejscu.
    — Studiujesz na Tisch? A co? — pociągnął ze szczerą nutą zainteresowania. Z każdą chwilą Jiyoung wydawał mu się coraz ciekawszy, a zarazem coraz bardziej pełny. Niemalże komicznie odzwierciedlał siebie… samym sobą; wyglądem i zachowaniem.
    — Czekaj, sam zgadnę — przerwał niemalże samemu sobie, nieznacznie przesuwając się na stołku, jakby poprawa pozycji miała ułatwić mu ponowne, tym razem otwarte i czymś oparte, przyjrzenie się chłopakowi. A odpowiedź sama nasuwała mu się na język, pozwalając mu na przywitanie celowo zaciętego grymasu na twarzy, nim ponownie wlepił wzrok w ciemne oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglądasz na tancerza — płynnie, ponownie, wrócił do rodzimego języka, po którym nieraz poruszał się jeszcze pewniej po alkoholu, niż na trzeźwo. Mimo codziennego ćwiczenia w domu, jak i rodziców, którzy upierali się, aby rozmawiać z dziećmi, z nim po koreańsku, kiedy akurat tam był; łapał się na tym, że zazwyczaj, nieświadomie, mieszał oba języki. Z wygody, z nagłego braku słownictwa - przyczyn mogło być wiele, choć starał się ich pilnować w towarzystwie, z którym spędzał czas.
      A teraz było mu to niesamowicie na rękę, kiedy podsuwał swoje barowe krzesło bliżej, tym samym niezauważalnie, powoli zmniejszając dystans dzielący ich miejsca
      Który nie musi przede mną szukać perfekcyjnego angielskiego, Youngie.

      yangie

      Usuń
  6. Satysfakcja, jaka powoli groziła rozlaniem się po jego ciele, jedynie nabierała na sile wraz z każdym grymasem, jaki mógł wyłapać. Z tym niezadowolonym, kiedy pociągnął za nieodpowiednią, choć z premedytacją, strunę. Kiedy z łatwością wytykał wady ludzi, z którymi tutaj przyszedł, chociaż nawet ich nie znał, a część z jego słów można było zniżyć do poziomu błahych założeń. Był świadkiem jednej rozmowy, w dodatku niepełnej, z której pozwolił sobie wyciągnąć zadowalające wnioski. Te okazujące się asami w jego rosnącej talii kart.
    Wyczuwał spokój, jaki dał radę wkraść się do głosu Jiyounga, tym samym wymuszający w nim nieznaczne, smutne ściągnięcie brwi, przybierające formę współczucia. Zresztą po części szczerego, kiedy sięgał do wspomnień z podstawówki, gdzie spotykał się z wręcz umniejszającymi mu formami swojego imienia. Na co dzień zapomnianymi, choć tak naprawdę niemalże większość z nich byłby w stanie przywołać bez dłuższego zastanowienia. I szło mu to na rękę; obracało się w coś korzystnego w chwilach, jak te, kiedy mógł dodać autentyczności własnej mimice, i tak zakrapianej czymś szczerym. Nawet jeśli przez coś zupełnie innego.
    Miał wrażenie, że zyskiwał sił, kiedy tym razem dojrzał pewniejszy uśmiech rozciągający usta towarzysza, tak miło łechtający jego ego, od razu proszące się o więcej. Przez uśmiech, ale i strzał, który mimo wielu podstaw, i tak był nie do końca pewien i tylko tym - trafnym strzałem, który mógł kompletnie wyminąć swój cel. Zamiast tego pozwalał na dramatycznie nonszalanckie wzruszenie ramionami przy zadanym pytaniu
    Chyba… i to i to — przyznał po kilku sekundach milczenia, z tym nieznośnym, a zarazem żartobliwym dumnym wyrazem twarzy, który od razu był przykryty niewinną radością, byleby ukrócić okno dla prawdziwej, pysznej dumy na przebicie się, kiedy radość dała radę, nawet przez tę krótką chwilę, emanować prosto od Jiyounga. Ze względu na trafną, tym razem uprzejmą, uwagę — Ale może kiedyś Ci powiem mój sekret do zgadywania.
    Sekret, który faktycznie istniał i nieraz był przez niego manipulowany. W tych najprostszych, a tak imponujących elementach. Jak tu, gdzie nie umknęła mu miejscami mimochodem, podrygująca w rytm noga, czy sama postawa chłopaka, pasująca do kogoś, mającego styczność z jakimkolwiek wysiłkiem. Wyuczona i zadbana przez wieczne jej powtarzanie.
    Zdawał sobie sprawę z tego po jak cienkiej linie stąpał, a jednak nie potrafił się powstrzymać przed testowaniem jej. Jak przy użyciu zdrobnienia, będącego ryzykownym krokiem i tym, który mógł przekreślić cały jego cel na daną noc. Noc, która przeleciała mu pośpiesznie przed oczami, kiedy dojrzał nagłe zawahanie, potwierdzone gwałtownym ruchu. Tym, który pozwolił mu na wstanie i kolejne balansowanie na granicy, kiedy podsunął dłoń do boku bruneta. Jednak jej na nic nie opierając; pozwalając jej zawisnąć w powietrzu, niczym urzeczywistnienie asekuracji, jaką starał mu się teraz zaoferować. Niezależnie od tego, jak powierzchowna była.
    Upper East Side? Nie mogło być lepiej
    Wiem, jasne. Ale… — powędrował wzrokiem ku prywatnym lożom, znajdującym się pół-piętra wyżej. Wystarczająco daleko, by zyskać więcej prywatności, odsuwając przy tym posłusznie dłoń, nim ta dałaby radę zbyt ryzykownie tkwić w pobliżu nietykalnej dla siebie strefy — nie chcesz najpierw chwilę odetchnąć? Możemy pójść do góry, jest mniej ludzi i jest ciszej — zaproponował, po raz kolejny krocząc po wrażliwej linie, gotowej zrzucić go z siebie w każdym momencie. A jednak z trudem łapał się tych wątpliwości, kiedy dalej starannie zmiękczany, z lekka zmartwiony, uśmiech wędrował po jego twarzy, a każda sekunda złośliwie pozwalała mu poczuć zapach sukcesu — I najlepiej odpoczywa się przy drinku, więc… może pozwolisz postawić sobie jednego, upamiętniającego? Później możemy wyjść, co ty na to?

    Yangie

    OdpowiedzUsuń
  7. Nic na siłę — trzy słowa równie dobrze mogły nie opuścić jego ust, kiedy głośna muzyka skutecznie je przysłoniła. Lecz wolał je powiedzieć - zostawić sobie element pewności, że wszystko szło zgodnie z planem; że Jiyoung zgodził się na jego pomysł, aniżeli został do niego przymuszony, zostawiając zbyt wiele miejsca na niedomówienia.
    Zresztą był pewien, że ten mu nie odmówi. Prawie nikt mu nie odmawiał.
    Zostawił więc mu ten krótki moment na zastanowienie się, z bokiem opartym o bar i wzrokiem pobieżnie obejmującym nie tylko samego tancerza, ale i najbliższe otoczenie. Nie potrzebował nagłego zjawienia się znajomych nowo poznanego chłopaka. Swoich też nie, acz ci potrzebowali jednego spojrzenia, aby zrozumieć, że mieli zająć się samymi sobą, aniżeli wpraszać do przestrzeni, którą Taeyang umiejętnie sobie wydzielał. A tym razem miał wrażenie, że musiał o nią wyjątkowo zadbać, jeśli chciał osiągnąć sukces.
    Ten, który czuł, że ma już na wyciągnięcie ręki i z każdą chwilą coraz bardziej chciwie chciał po niego sięgnąć. Hamował się jednak do delikatnego półuśmiechu, z oczami wędrującymi za tymi należącymi do Jiyounga, kiedy wypowiadał słowa, tak przyjemne dla jego uszu.
    Zgoda. Coś tak prostego jak zgoda było właśnie tym, czego potrzebował tej nocy. Nie przejmował się lekkim grymasem, którego dalej nie potrafił jasno przypisać do dokładnej emocji lub reakcji, lecz coraz bardziej zaczynał wątpić w potencjalnie kryjącą się tam wrogość
    Tylko jeden, okej. A pół godziny to tyle, co nic w Nowym Jorku — powtórzył z lekkim przytaknięciem, nie mając nawet w planach czegoś więcej. Przynajmniej nie teraz, i nie, kiedy w jego krwi płynęła już jedna porcja, zaskakująco niezanieczyszczona czymś jeszcze. Z kolei z trudem przychodziło mu poważne spojrzenie na twardy, czy raczej taki udający, ton bruneta, który zamiast poczucia autorytetu lub respektu utwierdzał wykrzywienie kącików i zaintrygowane spojrzenie, które powstrzymywało się przed przesadnym wwierceniem się w jego osobę.
    Był bliski natychmiastowego zaprzeczenia, kiedy tylko usłyszał metro. Powierzchownie ze względów bezpieczeństwa; tego, co mogło kryć się na pobliskiej stacji o późnej porze i braku pewności u Jiyounga, gdzie wszystko mieszało się tak, jak woda z olejem. Zacisnął jednak zęby na języku, odczekał nieplanowanie dodatkowe kilka sekund.
    I jak dobrze, że to zrobił, kiedy dzięki temu kolejna warstwa opadała ze studenta, a Taeyang walczył ze sobą, aby nie zdradzić siebie choćby w najmniejszym stopniu przed wlepionym w siebie spojrzeniem. Kontrast stanowczych słów z nagłą, zmiękczoną postawą i tym niewinnym, upewniającym się pytaniem, naturalnie rozszerzył jego usta, zamaskowane przelotnym zagryzieniem wargi i odwróceniem się w kierunku barmana. Z szybkim, wymownym zerknięciem na postawionego, przyszykowanego drinka, zaraz stamtąd znikającego
    Zobaczymy, jak będziesz się czuć — oznajmił, z szybkim zapytaniem chłopaka o coś z menu, nim po raz kolejny zamówił przy barze, bezbłędnie odgrywającym rolę niewzruszonego tym, że jedno z zamówień kompletnie się zmarnowało - w końcu, póki zapłaci, czy był to w ogóle problem? — Ale tak, na razie, może być — odwrócił się na moment w kierunku Jiyounga, posyłając mu kolejny, czarujący uśmiech, aby móc zaraz przyjąć dwa drinki w swoje ręce z uprzejmymi, krótkimi podziękowaniami dla barmana. Wypowiedzianymi tylko po to, aby mógł szybciej odwrócić się w kierunku nowego towarzysza, oferując zamówiony napój — I kurde, miałem już otwarty rachunek, więc chyba jednak ja stawiam… — wyminął go z ledwie wyczuwalnym, przelotnym dotknięciem ramienia, aby poszedł za nim, kiedy bez spuszczenia z niego oka i obecnym tam, niewinnym błyskiem, skierował się w stronę prywatnych lóż na półpiętrze — wybacz, Youngie.

    a menace

    OdpowiedzUsuń
  8. Przytaknął jedynie niedbale głową na kwestię pieniędzy. Nie zależało mu na nich, nawet jeśli nie należał do tego grona Manhattanu, które mogło nimi szastać bez opamiętania. Wciąż był w części, która posiadała większą, aniżeli mniejszą swobodę. Zresztą, pieniądze w tym wszystkim miały najmniejszą cenę. Dopóki pozwalały mu osiągnąć cel, był gotowy z nich zrezygnować.
    Tak samo jak z dzikszej zabawy, kiedy przy przelotnej rozmowie w drodze do loży musiał odmówić pójścia do łazienki. Poczuć jak chowany woreczek nagle nieznośnie przesuwał o skórę, kiedy Kwon jedynie, z przegranym uśmiechem, mógł pokręcić głową i iść dalej. Był bardziej niż pewny, że tego wieczoru było to po jego zasięgiem. Mimo znajdowania się zaraz pod ręką.
    Bo może i nie za bardzo znał Jiyounga; tak naprawdę prawie w ogóle. Lecz kilka poznanych cech i reakcji, nawet tych drobniejszych, było niemal niczym zbawienna kartka w tworzonej na nowo księdze. Pozwalała mu go rozczytać z wręcz komiczną łatwością, a tym samym ułatwiała balansowanie na granicy, która co rusz się przed nim rozwijała.
    I dzięki temu wiedział, że jakakolwiek z takich zagrywek mogłaby nie tylko utrudnić, ale i zakończyć jego wieczór w jednej chwili. Szło mu za dobrze, żeby na to pozwolił.
    Poczuł kolejny, coraz większy, triumf, kiedy pozwolił drzwiom loży zamknąć się za sobą, a wargi mogły zamoczyć się w kolejnym, paląco mocnym drinku. A jednak z zaskakującą łatwością przechodzącym przez usta.
    Pilnował się, aby nie osiąść na swobodzie, jaka pośpiesznie wkradała się do jego nastawienia, mimo setki powodów dla jej istnienia. Nie mógł zaryzykować, że zostanie miejsce na błąd; zbyt pochopny lub pewny krok, przywracający spłoszenie do spojrzenia Jiyounga, kiedy dopiero co dał radę je po części wybić.
    Usiadł więc na pokaźnej kanapie, obracając się na tyle, by móc dalej mieć chłopaka przed sobą; w centrum uwagi, a tym samym wpraszając się na sam środek tej, należącej do tancerza. Szczególnie bez obecności przytłaczających świateł, a jedynie ciemniejszego, niebieskiego otulającego całe pomieszczenie. Czy bez muzyki, słyszanej jedynie zza drzwi, lecz idealnie wygłuszonej, aby pozostała jako szum w tle.
    Podniósł, wędrujący po postaci Jiyounga, wzrok, kiedy tym razem sam, z własnej woli, zabrał głos, a usta Taeyanga, po raz kolejny tej nocy, pozwoliły delikatnemu uśmiechowi na wykrzywienie ich. To jest, dopóki lekkiemu, smutnemu ściągnięciu brwi nie towarzyszyło równie smutne opadnięcie kącików, jak brunet wydusił w końcu z siebie pytanie
    Ranisz mnie… — przyznał ze specjalnie przedramatyzowanym żalem i połyskującym spojrzeniem, nim na nowo nie pozwolił lekkiemu rozbawieniu na zawitanie na jego twarzy.
    Fakt, że nie pamiętał, był jedną kwestią. Może tą, która powinna była zranić jego uczucia i odebrać chęci do brnięcia dalej. Jednak Kwon łapał się czegoś innego. Zdecydowanie ważniejszego i znaczącego. Tego, że chłopak sam o nie zapytał. Chciał je znać, a tym samym pozwolił wierzyć, że skutecznie zasiał się w jego głowie. Zostawił ziarenko, które teraz jedynie potrzebowało odpowiedniej opieki i pielęgnacji
    Taeyang. Jak słońce — odpowiedział, kiedy pozbył się resztek celowo nieszczerego smutku, siadając tak, by móc być w pełni skierowanym przodem do Jiyounga — Chociaż też raczej nie przepadam za swoim pełnym imieniem — białe kłamstwo znowu przechodziło mu z łatwością przez usta, skoro przekonywał nie tylko siebie w jego racji, podczas gdy dłoń zajęta kolorowym drinkiem nieśpiesznie przysunęła się do tego trzymanego przez tancerza, by delikatnie stuknąć szklanki o siebie nawzajem, nim ponownie przysunął własną do, nieznacznie wywiniętych, ust
    Ale może przy drinku Sunset będzie Ci je łatwiej zapamiętać, Youngie.

    T.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwolił sobie na śmiech. Krótki, ale szczery; delikatnie tworzący drobne zmarszczenia przy oczach i nieznacznie marszczył nos, kiedy kolejna, równie niewinna, odpowiedź Jiyounga wybrzmiała w wyciszonej loży.
    Wstępnie jego decyzja kierowała się jedynie powierzchownymi powodami; wyglądem chłopaka i tym, co mógł usłyszeć przy barze. Nie zakładał więc niczego więcej - charakteru Jiyounga, tego jak zareaguje (co mogło wiele zmieniać), ani czy w ogóle będzie chciał go słuchać. Z każdą jednak wspólnie spędzoną chwilą, był jeszcze bardziej zadowolony z podjętej decyzji. Ostrożnie i wręcz nietypowo powolnie odkrywane warstwy go w tym zapewniały, a u Kwona budziła się coraz większa potrzeba odsunięcia kolejnej. Dotarcia głębiej i zapewnieniu miejsca myśli o sobie w głowie tancerza
    Masz rację, tak naprawdę to nie — pokręcił głową, przez moment nawet nie uważając, żeby było inaczej. Wspomniał imię - prawda. Przelotnie, w wypełnionym muzyką i obcymi głosami barze, bez większego nacisku na to, co faktycznie mówił. Lecz czy zamierzał narzekać na to, że umknęło? Czy byłby w tym sens, skoro skutecznie zasiał w ten sposób u Jiyounga chęć zapamiętania go? Przynajmniej na ten moment; ulotny moment, który pozwolił mu kopać jeszcze głębiej.
    Popijany drink z każdym łykiem przechodził mu coraz prościej przez gardło, jedynie resztkami samozaparcia powstrzymując się przed jego gwałtownym wychyleniem. Tak jak zazwyczaj. Wspomagającego rozpuszczenie substancji znajdującej się pod językiem, aby zaraz zatracić się w dziczy Nowojorskich imprez. A jednak… czuł niesamowitą przyjemność z siedzenia na kanapie, w spokojnej loży, gdzie jego wzrok nie potrafił opuścić, dalej widocznie spiętego, studenta. Tak enigmatycznego, a zarazem prezentującego się dla niego jak otwarta księga, samoistnie przewracająca kartki za każdym razem, jak Jiyoung zaczynał mówić. Zmuszającego go do skupienia się na tym, co robił; nawet na wyciągniętym telefonie, chociaż nie mógł nic na nim dostrzec, czym i tak nie zamierzał się przejmować. Bo po co, skoro wszystko szło po jego myśli
    Nie musisz mi się tłumaczyć — zapewnił go, odstawiając szklankę po kolejnym, wziętym łyku i podwijając jedną z nóg, aby wynaleźć jeszcze wygodniejszą pozycję na kanapie — I mogłem usiąść bliżej. Wtedy usłyszałbyś wszystko… — słaby błysk w oku był przygaszony dzięki obecności łagodnego światła i lekkim przechyleniu głowy, kiedy oparł ją o wygodnie ułożoną na zagłówku kanapy rękę. W przeciwieństwie do zduszonego zadowolenia, jakie na nowo urosło w siłę, kiedy usłyszał zdrobnienie z jego strony, brzmiące, jakby miał usłyszeć je jeszcze niejeden raz. Zamierzał się upewnić w tym, że usłyszy je niejeden raz
    To nie jest głupie, bo po Nowym Jorku krąży niejeden idiota. Sam coś o tym wiem — przyznał, mimo braku krzty prawdy w ostatnich, wypowiadanych słowach. Mieszkał tu za długo, aby paść ofiarą nieśmiesznego żartu jak niepoprawnie podane kierunku. Ale Jiyoung nie musiał o tym wiedzieć. A dla Taeyanga było to kolejne, niewinne kłamstwo, które przecież nie mogło wyrządzić żadnej krzywdy
    Ale możesz być pewien, że nie zrobię Ci żadnego numeru — ciągnął dalej, opuszczając wzrok na smukłe, zajęte sobą nawzajem palce - kolejny zdradliwy gest, który notował z tyłu głowy — Nie tak jak Twoi znajomi — delikatnie, z ostrożnością i drobną dozą zachowawczości, puknął jego palce swoim wskazującym w kojącym geście, podnosząc przy tym nieznacznie przysłonięty grzywką wzrok znowu na ciemne oczy Jiyounga — Nie zostawię Cię, Youngie.

    T.

    OdpowiedzUsuń
  10. W którymś momencie jego odważne słowa musiały odwrócić się przeciwko niemu. Był na to gotowy, choć złudnie liczył, że do tego nie dojdzie - upiecze mu się po raz kolejny i wyjdzie z sytuacji bez najmniejszego potknięcia. Był w końcu pewny samego siebie; tego, co mówi i precyzji, z jaką dobiera swoje słowa.
    Najwidoczniej zbyt precyzyjnie, kiedy dojrzana na twarzy Jiyounga złość, mimo bycia skierowanym w jego kierunku, nie dawała rady prezentować się w pełni… groźnie. Dała radę wzbudzić drobne obawy; zmusić go do zaciśnięcia zębów na języku i zwiększeniu obrotów nie do końca trzeźwego umysłu, aby nie dopuścić do kolejnego, drobnego zachwiania. Lecz mimo tych obaw, spotkania się z myślą, że jednak zarzucony haczyk nie należał do tych w pełni niezawodnych, poczuł wzdłuż własnego kręgosłupa dreszcz… ekscytacji. Drobny przepływ adrenaliny, kiedy chłopak po raz pierwszy jawniej mu się postawił - nawet jeśli nieskutecznie. I nawet jeśli zaraz po przybrał kolejną, pasywną pozycję.
    Biorąc winę na siebie.
    Coś, czego Taeyang nigdy nie rozumiał.
    Szczególnie, kiedy w grę wchodziły osoby, których nie potrafił wziąć na poważnie w przypisanej im roli. Kiedy wszystkie jego słowa nie mijały się z prawdą - błędne imię, jakie mógł usłyszeć; łatwość, z jaką zostawili go przy barze w obcym mieście. Wszystko, co prosiło się o wykorzystanie, lecz teraz zostało wyrwane z rąk Kwona, który musiał znaleźć inny punkt zaczepienia.
    A raczej skorzystać z tego, podsuniętego mu zaraz pod nos.
    Poprawił opartą na dłoni głowę, nie spuszczając z Jiyounga uważnego, skruszonego wzroku, kiedy słuchał jego nagłych wyjaśnień. Tych, które by wyśmiał, gdyby usłyszał je od kogoś innego. Wytknąłby ich idiotyzm i wywrócił oczami, decydując się na odpuszczenie zbędnego strzępienia języka, kiedy rozmowa wydawała się z góry bezsensowna. A gdyby to był ktoś inny, przyznałby, że było to bez sensu - bo po co psuł zabawę innym?
    Lecz to nie był ktoś inny, a urzekający go, mimo tak wielu sprzeczności charakteru, chłopak, którego nie chciał wypuścić z zarzuconej sieci
    Nie myślę, że to nudne — zaczął, uśmiechając się delikatnie. Z dozą zrozumienia, choć było ono jedynie jego wymysłem i z trudem utrzymanym, kiedy tliła się w nim ciekawość. Ciekawość co do wspomnianych okoliczności, wybrzmiewających tak tajemniczo, a zarazem zostawiających miejsce na domysły, które pozwalały Taeyangowi odszukać stabilny grunt; jak nie dla własnych argumentów, tak dla swojej pewności siebie — Nie każdy lubi tę… atmosferę. Przytłacza, szczególnie na początku — przyznał, po raz kolejny zajmując się tworzeniem nici porozumienia z cichym pragnieniem, aby odnalazła u chłopaka wzajemność — Więc Ci się nie dziwię — ciągnął dalej, podnosząc się ze swojej pozycji, by móc sięgnąć po porzuconego chwilowo drinka, coraz marniej wypełniającego szklanką.
    Ale dlatego to też nie jest Twoja wina — chwycił luźno z góry szklankę po wypiciu części jej zawartości, dopasowując barwę i łagodność swojego głosu do tej narzuconej przez Jiyounga — Bo chciałeś dobrze. Wyszedłeś ze swojej strefy komfortu, wbrew sobie samemu, zgodziłeś się, bo chciałeś dobrze, Youngie — powtórzył się, jednak bez ciążącej presji za swoimi słowami, a jedynie kojącą nutą, która pragnęła zapewnić go, że nie zrobił niczego źle.
    I mam nadzieję — zadbał o miękki wydźwięk swoich słów, zaraz posyłając kolejny, pełen niewinnej nadziei uśmiech, podczas niespiesznego obrysowywania wzrokiem pojedynczych, opadających na twarz chłopaka kosmyków. W swojej prostocie podkreślające to, jak bardzo tu nie pasował — że te inne okoliczności nie są czymś złym. Bo ja się cieszę, że jednak jeszcze tutaj jesteś.

    Taeyang

    OdpowiedzUsuń
  11. Skinął jedynie w wyrozumiałym geście głową, jakby w stu procentach zgadzał się z własnymi słowami. A z każdą chwilą, kiedy widział przyjazny błysk w oku Jiyounga, szło mu to coraz łatwiej. Choć już od początku przecież zakładał, że nie mogłoby być inaczej.
    Oczywiście, że mam rację.
    Zagryzł język, nim choćby cichy jęk, znaczący o próbie odezwania się, dałby radę wybrzmieć w zajmowanej loży. Bo nieważne, na jakiej stał pozycji, nieważne jak bardzo wierzył czy też nie, we własne słowa, wierzył w jedno - w swoją rację. Lecz wiedział lepiej, już wiedział lepiej, niż pozwolić sobie na zbyt wyniosły komentarz wobec samego siebie, jeśli chciał zadbać o plecioną przez siebie nić.
    Skupił się więc na zachęcającym kiwaniu głową, podczas gdy wzrok mimowolnie osuwał się na drażniony zębami kciuk. Kolejny odruch, tak prosty i niewinny w swojej formie, rejestrowany przez Taeyanga, a zarazem pozwalający na poczucie kolejnego dreszczu wzdłuż pleców, który maskował łagodnym spojrzeniem.
    Tkwił w przekonaniu; może chwilowym i może pchanym przez alkoholową mgłę, jaka go oślepiała, że Jiyoung był chodzącą definicją niewinności. Czymś utraconym w Nowym Jorku - tak obcym, że teraz prezentowało się jak największa pokusa. Taką, której nie potrafił sobie odmówić.
    Sprawiała, że miejscami tracił kontrolę nad budowaną fasadą. Pozwalał sobie na naturalniejszą i szerszą reakcję, jak w kolejnej, nieco dłuższej dawce chichotu, kiedy naiwność bruneta ponownie wybrzmiała w kolejnych słowach, oplatając się ciaśniej wokół Taeyanga tak samo, jak on pozwalał sobie na wślizgnięcie się do głowy Jiyounga
    Dzisiaj też akurat grają wyjątkowo słabą muzykę, wiesz? — pociągnął dalej z żartobliwą nutą, zaraz jednak wyciszając niegroźne rozbawienie, nim mogłoby zostać odebrane jako coś więcej, niż szczery zachwyt jego podejściem — Ale zawsze jest szansa, że następnym razem trafisz lepiej — nie próbował nieść niczego więcej w ‘przypadkowej’ aluzji. Nawet jeśli już teraz zamierzał zadbać o zaistnienie następnego razu. W innym towarzystwie. W jego towarzystwie.
    Mruknął ze zrozumieniem, w tym krótkim sygnale, że go słuchał, kiedy wykańczał własnego drinka, aby zaraz skinąć krótko głową. I przez moment chciał spanikować; zdenerwować się, że Jiyoung dalej chciał opuścić klub mimo dbałości o każdy szczegół, aby zapewnić mu komfort. To jest, dopóki nie dotarła do niego luźna, może i nawet niewzięta przez mówcę pod uwagę, kwestia. Moglibyśmy już wyjść? My. I nie potrzebował więcej, żeby się zgodzić, odkładając przy tym własną szklankę na stolik
    Jasne. I tak już trochę tutaj siedzimy — uśmiechnął się ciepło, sięgając przy tym po szkło trzymane przez Jiyounga i nieznacznie, przypadkowo, hacząc palcami o te jego, kiedy przejmował niedokończonego drinka, aby odstawić go równo obok własnego — Mogą tu zostać, i nie musimy się pchać wtedy do baru — zapewnił go przy przelotnym wskazaniu na zostawione naczynia, nim podniósł się w pełni z kanapy i skierował do wyjścia loży. Tam, gdzie go samego niespodziewanie uderzyła głośna muzyka i duchota, od której zdążył się chwilowo odzwyczaić. Ta sama, która idealnie mieszała się z lekkim otępieniem umysłu i namawiała do wyciągnięcia ręki w kierunku chłopaka. Wraz z posłaniem mu równie zachęcającego i łagodnego uśmiechu, nim nieznacznie się nachylił, aby kolejne słowa nie zmieszały się z dudniącą, klubową muzyką
    Nie chcę Cię zgubić w tłumie.

    T.

    OdpowiedzUsuń
  12. Krzta współczucia wślizgnęła się do jego spojrzenia, kiedy nagła, bezpośrednia odpowiedź Jiyounga wzięła go z zaskoczenia. Tak jak obecny przy niej uśmiech, wywołujący bliźniaczy u niego samego. I myśl, że to nie oni musieli go zabierać gdzieś ze sobą. Już dawno wykluczył ich z powstającego obrazka - dokładnie w momencie, kiedy zostawili chłopaka samego przy barze. A tym samym oddali w jego zaufane ręce
    Uwierz mi na słowo. Zazwyczaj nie jest tak słabo — skinął nieznacznie głową przy lekkim śmiechu, ku jego własnemu zdziwieniu wybrzmiewającemu bardziej naturalnie, niż się spodziewał. Może było to kierowane samym, obranym tego wieczoru, celem, a może czymś tak prostym, jak zgoda ze swoimi słowami - muzyka zwyczajnie nie zachwycała, jak na złość nie wpasowując się w typowe klimaty klubu.
    Choć czy na pewno na złość, jeśli dzięki temu wylądował dokładnie w tym miejscu? Coraz bardziej był wdzięczny za ciąg wydarzeń, jaki doprowadził go najpierw do baru, a teraz tu – do wydzielonej loży, gdzie dowiadywał się coraz więcej o swoim nowym towarzyszu, którego słowa za każdym razem zapewniały go w dobrze podjętej decyzji.
    Wymiana. Jiyoung był tutaj na wymianie, nie wiedział na jak długo, ani od kiedy, ale to nie miało znaczenia. Po co miałoby mieć, kiedy było kolejnym, idealnie pasującym puzzlem. Uzupełniało najważniejszy element, który niejednokrotnie sprawiał mu więcej problemów, niż powinien. A teraz zamykał mu idealnie rozdział, jeszcze przed napisaniem jego treści.
    Teraz mógł zostawić zakończenie w tyle; nie przejmować się nim, a skupić na tym, co było ważne w tej chwili. Zadbać o wstęp i rozwinięcie. I z aktorsko naturalnym uśmiechem wyczekiwał, aż Jiyoung do niego dołączy. Gdzie cień niepokoju przemknął przez jego oczy przy zauważonym zachwianiu się, kiedy chłopak podniósł się z kanapy. Niemalże w ten rozczulający i zmiękczający serce sposób, dodający Taeyangowi pewności siebie i temu, co nieustannie kreślił w głowie. Nigdy się nie mylił. I nigdy nie zamierzał w to wątpić.
    Z cierpliwością i nutą zmartwienia wyczekiwał jego decyzji - reakcji, którą również mógł po łebkach dojrzeć w swojej głowie, kierując się tym, co dotychczas widział. Palce odruchowo chciały zacisnąć się na, myślał, że, ręce, acz spotkały się jedynie z odrobiną powietrza, podczas gdy wzrokiem sunął za wędrującą wyżej dłonią. Tą, która intensywnie zacisnęła się na materiale jego koszuli i od razu wyzbyła się gorzkiego posmaku, zastępując go tym słodkim; zadowolonym, mimo zboczenia z pierwotnego planu. Bo ten przecież był jeszcze lepszy
    Okej — odpowiedział jedynie z ciepłym uśmiechem, dopiero wtedy mając pewność, że wyjście z loży nie zostałoby przerwane nagłymi wątpliwościami. A jedynie wypełnione kilkoma krokami odstępu, ostentacyjnie zmniejszanymi, kiedy zwinnie przeciskał się przez tłum tańczących ciał, zarazem upewniając się przelotnymi, połyskującymi zerknięciami, że Jiyoung dalej był zaraz za nim. Że dalej czuł gniecenie materiału pod jego palcami, kiedy zaciskał je na nim, jakby była jedynym, co trzymało go teraz na nogach.
    Nie potrzebował wiele, aby przebrnąć do wyjścia - z pojedynczymi, miłymi skinięciami głowy do znajomych, czy cichymi przeprosinami, kiedy przejście dalej oczekiwało od niego więcej zaparcia, dotarł do drzwi wyjściowych, wymijając równie zwinnie stojących tam znajomych ochroniarzy
    Mówiłeś, że musisz wrócić na Upper East Side, tak? — zagaił, kiedy rześkie, nocne powietrze uderzyło w nich wraz z wyjściem na zewnątrz, a sam zaczął szukać telefonu w jednej z kieszeni, nim z jego ust wydostała się łagodna, nieznacznie zaczepna, uwaga, której tak naprawdę wcale nie zamierzał się stawiać — I możesz już puścić, Youngie.

    T.

    OdpowiedzUsuń
  13. 96th Street. Stacja, którą mijał za każdym razem, jak decydował się na jazdę komunikacją miejską. A tym samym świadcząca o tym, że ich drogi w którymś ich fragmencie, zbiegały się w jednym punkcie. Dokładnie tak, jak teraz tego potrzebował
    Tak, po prostu wysiadam kawałek dalej od Ciebie — przyznał zgodnie z prawdą, przy okazji grzebiąc w wyciągniętym już telefonie. Już dawno porzucił pomysł metra, przy którym Jiyoung tak wytrwale teraz stał. Już wtedy, przy barze, kiedy po raz pierwszy wspomniał powrót do domu, wraz z zapamiętaną przez Kwona dzielnicą. Upewnił się w loży, przy wypełnionym nadzieją, ale i obawą pytaniem chłopaka, mogąc teraz ze swobodą wcielić swój plan w życie. Z, może wręcz ślepą, pewnością w jego powodzenie. Lecz czy na pewno była ślepa, skoro nie miał podstaw do tego, aby sądzić, że skończy się inaczej? Kiedy wszystko szło po jego myśli, nawet przy sporadycznych zboczeniach z trasy?
    Szczególnie tych tak przyjemnych, jak nagłe przejęcie się Jiyounga, wywołujący mimowolne uniesienie kącika ust ku górze wraz z wodzącym za chłopakiem spojrzeniem, kiedy łagodna zaczepka spotkała się z zamierzoną reakcją. Odwracającą w pełni jego uwagę od telefonu, który i tak był niewielkim dodatkiem, który starał się oddzielić na tyle, aby nie wypaść niegrzecznie
    Nie przepraszaj mnie, Youngie — pokręcił głową, bez przejęcia poprawiając swój rękaw, automatycznie wracający do wcześniejszej formy dzięki swojemu materiałowi — Nic się nie stało — zapewnił go łagodniejszym tonem, idealnie słyszanym na stosunkowo cichej, ruchliwej ulicy, w porównaniu do wcześniejszego, klubowego otoczenia — I dzięki temu Ciebie nie zgubiłem.
    Była w końcu na to mała szansa. Niewielka, wręcz mikroskopijna; mimo znania go jeden wieczór nie potrafił uwierzyć w to, że by go po prostu puścił. Zostawił bez słowa i zniknął z oczu - nie pasowało mu to do niego, nawet jeśli stworzony obraz opierał się tylko na kilku rozmowach i czujnie wymienionych spojrzeniach. Tyle mu wystarczało.
    Zerknął ponownie na telefon; na wyświetlacz informujący, że mógł złapać taksówkę za kilka minut, idealnie jadącą wymaganą trasą. I podniósł wzrok na Jiyounga, dalej zalanego słabym rumieńcem, mogącym oznaczać tak wiele oraz zostawiającym tak wiele możliwych interpretacji w zależności od kaprysu bruneta
    Jak się w ogóle czujesz? Jest trochę lepiej? — zapytał niby znikąd, spoglądając w kierunku chłopaka z lekkim przekrzywieniem głowy. Delikatne ściągnięcie brwi dodawało zmartwionego wyrazu twarzy, pchanego przywołanym widokiem w loży, gdzie, może i nawet przypadkiem, chłopak stracił na ulotną sekundę balans. Tym samym zdradzając się, jak i tracąc pole do zaprzeczenia wobec własnego stanu. I przerzucając je do rąk Taeyanga, widocznie stabilniejszego, mimo słabego rumieńca obecnego na jego polikach, wywołanego nie tylko nagłą zmianą temperatur, jak i wlanym w siebie alkoholem.
    Bo możemy wracać metrem. Tylko jest za pół godziny — kolejne, niewinne kłamstwo, i tak niewiele mijające się z prawdą - musieli w końcu dotrzeć na stację, złapać odpowiednie metro i dojechać. Nie wyciągnął pół godziny znikąd, prawda? — Albo taksówką, która może być za dziesięć minut. I nie jest wypełniona gorszym tłumem, niż ten, co jest tam — wskazał głową na opuszczony przed chwilą klub. Co też nie było bezpodstawne, jeśli tylko znało się Nowojorskie metro. Panujący tam ścisk nieraz potrafił być jeszcze bardziej przytłaczający niż duchota klubu. Podobnie do ludzi, na jakich dało się tam wpaść; w szczególności o późniejszych, weekendowych porach - takich, jak ta.
    A wolałbym nie puszczać Cię samego, kiedy nie mam pewności, że wszystko jest w porządku.

    T.

    OdpowiedzUsuń
  14. Odebrałby pytanie Jiyounga ostrzej i z jakimkolwiek oburzeniem, gdyby usłyszał je wcześniej. Albo od kogoś innego. Teraz jednak nie potrafił, a zamiast tego przywdział kolejny, naturalny uśmiech; ledwie sięgający jego oczu. Bo wiedział, że tak naprawdę nie musiał odpowiadać, zaraz będąc zapewnionym w tym przez szybkie, niepotrzebne przeprosiny
    Może trochę, Youngie. Ale nic się nie stało — przyznał, mimo prędkiego wyłapania braku zaciętości w słowach chłopaka. Im dłużej z nim rozmawiał, tym bardziej pozwalał sobie wątpić w to, że takowa w ogóle u Jiyounga istniała. Dopiero wtedy pomęczył chwilę polik zębami, nieustannie się mu przyglądając - z powierzchownej troski; z rozpalanej ciekawości; ze zduszonej potrzeby, aby ten już nigdy nie stracił go ze swojego pola widzenia. Żeby Jiyoung zawsze widział Taeyanga przed oczami; kiedy je zamykał i myślał o tym wieczorze. Kiedy myślał o czymkolwiek, stopniowo zwężając to pole tylko do Kwona.
    Nie mógłbym Ciebie zostawić samego. Nie w takim stanie — pokręcił przy tym lekko głową, musząc niechętnie ugryźć się w język. Bo twoi znajomi by się tobą nie zajęli. Bo już ktoś Ciebie zostawił. Setki słów, które pasowały idealnie do obrazu, a jednak musiały zostać niewypowiedziane, jeśli nie chciał własnymi rękoma przywrócić kilka z cegiełek na swoje miejsce. Kiedy tak umiejętnie się ich właśnie pozbywał.
    I przez to zostało mu jedynie zachowanie tych uwag dla samego siebie, połączonych z dyskretnym przekazaniem ich w zmartwionym spojrzeniu. Łagodnym, śledzącym ruchy Jiyounga, które traciły na zwinności, zarazem zyskując na rozluźnieniu; wcześniej tak przyduszonym przez obecną u chłopaka nerwowość.
    Choć w danym momencie i to rozluźnienie okazało się drobnym utrudnieniem dla jego kreowanych planów. Drobnym, znaczącym niewiele, a jednak obecnym i przyśpieszającym bicie jego serca, kiedy chłopak nagle ruszył się ze swojego miejsca, tym samym wręcz zmuszając Taeyanga do działania
    Jeśli już gdzieś mamy iść, to na pewno nie tam — zaczął, stawiając pierwszy, niepełny krok, byleby chłopak nie dał rady przesadnie się od niego oddalić, posyłając mu równie łagodny uśmiech w odpowiedzi, acz może z odrobiną skrytej tam litości — bo metro jest w drugą stronę.
    Nawet te próby pokrzyżowania jego planu, idealnie się do niego wpasowywały. Dodawały mu argumentów i pozwalały na obranie kolejnej, jeszcze lepszej ścieżki, którą utwierdził wraz z ponownym schowaniem telefonu do kieszeni po kilku, sprawnych przesunięciach palcem po ekranie.
    Jego spojrzenie nie opuściło go na ani chwilę dłużej, niż szybkie spojrzenie na wyświetlacz. Nie chciał skupiać się na niczym innym bardziej, niż było to potrzebne, a tym samym mógł działać niemalże natychmiastowo. Na najmniejszy sygnał; najmniejsze okno do dodania czegoś. Ulotnego, kojącego dotyku. Czy pokonania tych kilku kroków, aby móc stanąć naprzeciw bruneta z łagodnym spojrzeniem i równie słodkim uśmiechem
    — It’s very much fair. Sam zaproponowałem — odparł z lekkim przekrzywieniem głowy, nie starając się nawet chwilowo odnaleźć sensu w słowach chłopaka. Nie mógł łapać się takich drobnych spraw, nie teraz. Nie, kiedy mogłyby gryźć się z tym, co tak dobrze mu właśnie szło — A jeśli nie chcesz mi robić problemu, to pojedź ze mną — wyciągnął, po raz kolejny, w jego kierunku dłoń przy lekkim kiwnięciu głową w kierunku niewiele oddalonego miejsca dla taksówek, opuszczonego przez nieplanowane, postawione kroki w kierunku tak idealnie mijającym się ze stacją metra — Bo już i tak ją zamówiłem.. więc proszę, Youngie. Nie chcę, żeby coś Ci się stało.

    T.

    OdpowiedzUsuń