William Harrison, 35 lat, EMT Paramedic
Twój ulubiony bohater.
William ma starszego o trzy lata brata i młodszą o jedenaście lat siostrę. Chodził do super wypasionej szkoły i ma super bogatych rodziców. W sumie to więcej szczegółów nie znam. Ale jest moim przyjacielem. Prawdziwym, nie takim, który lubi mnie tylko dlatego, że jestem jego pacjentem. To znaczy byłem, póki Will pracował w klinice. Powiedział, że oddaje mnie w dobre ręce i wyjechał do Afganistanu z korpusem piechoty morskiej. Czy jakoś tak. Nie było go dwa lata, ale wrócił i dalej mogę brać z niego przykład. Tylko nie jestem jego pacjentem, bo teraz pracuje jako ratownik. No więc jeśli kiedykolwiek przejedzie mnie autobus, to chciałbym, żeby to Will po mnie przyjechał karetką. Bo jest najlepszy.
Wszyscy w szpitalu się na niego wściekali i mieli z nim urwanie trąby. Ma gdzieś zasady. I kiedyś będę taki jak on. Odważny, silny i mądry. Muszę się długo uczyć, ale to nic. Jeśli Will dał radę to ja też. Mówię „Will”, bo nie lubi, kiedy nazywa się go „Willy”. Kiedyś powiedział ordynatorowi, że jeśli jeszcze raz tak do niego powie, to włoży mu skalpel tam, gdzie noc nie dochodzi, ale nie za bardzo wiem, co miał na myśli.
Ostatnio spotkałem Williama w szpitalnej kawiarni. Opowiadał, że skończył akademię pożarniczą, bo jeśli zabraknie strażaków, to będzie mógł jechać karetką też do pożaru. Fajnie! Teraz to już sam nie wiem czy zostać lekarzem czy strażakiem. Bo żołnierzem to raczej nie chcę być. Kiedy Will wrócił z tego tajemniczego wyjazdu, o którym nie chce rozmawiać, był jakiś nieswój. Ale to chyba wszystko jedno, nie? Ważne, żeby pomagać ludziom, nawet tym, którzy nie mają pieniędzy.
Tylko… czasami mam wrażenie, że Will za dużo pracuje. Powiedział, że związał się z pracą. Ale przecież nie można wziąć z nią ślubu, prawda? Czy można? Bo jeśli tak, to kiszka. Czasami, kiedy myśli, że nikt nie patrzy to jest taki smutny. Superbohater nie powinien być smutny. Dlatego zostawiłem w kawiarni kawałek brownie i poprosiłem panią Helen, żeby przekazała ciastko Williamowi, kiedy przyjdzie po kawę. Mama mówi, że czekolada zawsze poprawia humor.
I to chyba będzie na tyle. Poproszę o najwyższą ocenę. Bo to też poprawia humor, przynajmniej mojej mamie.
P.S. Mama poprawiła mi kilka błędów. Dziękuję, Chris. 8 lat.
________________________________________________________
wizerunek - Matt Czuchry
cytat w tytule - Adam Kay
jeden z braci Amelki - nie mogłam się powstrzymać :)
[Niby w zdecydowanej większości przypadków twierdzę, że dzieci mnie irytują, ale ten list, spisany ręką (choć czy w dzisiejszych czasach nie lepiej byłoby jednak mówić o klawiszach) wdzięcznego małego pacjenta wywołał lekki uśmiech również na mojej twarzy. Zwłaszcza zakończenie.
OdpowiedzUsuńOby nigdy nie zabrakło Ci pomysłów i czasu na kreowanie nowych przygód Willa, a wątki sypały się jak z przysłowiowego rękawa.
PS. Starym zwyczajem zapraszam w swe skromne progi.]
Pumpkin/Rim/Aurel i Nash
[ Cześć! Ależ fajny i niespotykany sposób na przedstawienie postaci. Nie spotkałam się nigdy z tekstem w karcie z perspektywy dziecka (nie wspomnień) co tutaj nadaje fajnego wydźwięku i po prostu pasuje. Chris jest uroczy, a William wydaje się niezwykle sympatycznym człowiekiem. Oby jednak znalazł balans między pracą, a życiem osobistym :)
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze! ]
Jackson / Laurent
Spotted: Słyszeliście kiedyś o syndromie dobrego chłopca? Wiecie, typowy boyfriend material, ten z chłopak sąsiedztwa, który uprawia co rano jogging, kocha psy i chętnie wyjdzie z Tobą (i z Twoim czworonogiem) na spacer wieczorem do parku. Chodzi na siłownię każdego dnia, zawsze Ci pomoże wnieść niebotycznie wielką paczkę z Takashimaya i sięgnie na wyższą półkę, by podać biednej niewiaście szklankę. O tym syndromie mówię. Nowy Jork poznał już kiedyś podobnego Lonely Boy'a i jak to się skończyło... Każdy chyba wie. W, jestem pewna, że skrywasz jakąś gorzką tajemnicę w sercu. Nie wierzę do końca w ten serdeczny uśmiech, bo... Jejku, ja chyba mdleję! Niech ktoś dzwoni po karetkę!
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[No cześć! Ten słodziak wyszedł Ci mega uroczo, ale nie wierzę, że nie ma żadnych wad... Każdy bohater ma jakąś słabość i będziemy dzielnie jej poszukiwać!
OdpowiedzUsuńudanej zabawy, łap zaczęcie!]
Zuri złapała gap year i nie miała zamiaru szybko wracać do szkoły na ukończenie liceum. Miała dopiero 19 lat, a w jej życiu działo sie już tyle, że wiedziała, jak postrzegają to inni. Bycie w elicie nie jest wcale łatwe, nawet jesli ktoś jest na szczycie, ma władzę i może pozwolić sobie na wszystko - nie jest łatwe przetrwać. Nie należała do głupich i pustych dziewczyn, bardziej... bardziej tych przebiegłych. Zdarzało jej się oczywiście rzucić złośliwym komentarzem, ale nieszczególnie interesowała się wyrządzaniem komuś szkody z premedytacją, kiedy komuś potrzebna była pomoc, umiała wykazać się dobrocią.
Był czwartek, a na dworze pojawił się pierwszy tegoroczny śnieg, temperatura spadła w nocy o kilka stopni i niemal wszyscy mieszkańcy Nowego Jorku wydawali się zaskoczeni. Zuri ubrana w puchową ciepłą kurtkę i wysokie kozaki dopasowane do krótkiej sukienki, pojawiła się w szkole, którą powinna ukończyć rok temu na odwiedziny przyjaciółki. Annabelle była córką rodziny posiadającej sieć butików, gdzie Williams bez opamiętania mogła kupować jedwabną bieliznę, ale przyszła odwiedzić przyjaciółke, a nie rozmawiać o nowej kolekcji. Spotkały się w szkolnej kafeterii i zgarniając po kubku z kawą poszły się ukryć w czytelni, gdzie i tak niewiele osób przebywało - chyba że ktoś zatęsknił za czułościami między regałami wypełnionymi tomiszczami wiedzy. Nim jednak zdołały porozmawiać, Annabelle po prostu nagle zasłabła, pobladła i w nastepnej chwili spadła z krzesła, mdlejąc. Zuri zareagowała natchmiast, próbowała ją ocucić, ale ta tylko coś mruknęła na mocniejsze szarpanie za ramię, więc brunetka wezwała karetkę, a później zawołała burząc ciszę biblioteki, aby wezwać jakiegos nauczyciela. Jeszcze tego brakowało, by ją oskarżono o podanie narkotyków Annabelle - co na pewno nasuneło się paru zebranym gapiom po jej wrzaskach. Czekała na karetkę przy przyjaciółce, co kilka chwil próbując ja ocucić i sprawdzając, czy oddycha i była wdzięczna gdy nauczycielka biologii która przyszła najszybciej po jej wołaniu, rozgoniła zebranych uczniów, żeby się nie gapili i nie filmowali zajścia.
ZURI
Spoglądała na bladą nieprzytomną twarz Annabelle, sama czując rosnący ucisk w żołądku.
OdpowiedzUsuń-Coś ty wzieła, idiotko? - prychała pod nosem rozzłoszczona i rozżalona, bowiem był taki czas, kiedy sama próbowała różnych używek i czasami nawet teraz na imprezach nie odmawiała sobie dopalaczy. Znalazła się jednak w jednej chwili nad przepaścia, gdzie zrozumiała, że potrzeba zażycia pastylki, przejmuje nad nia kontrole i ocknęła się. Niektórzy jej znajomi nie mieli takiego szczęścia i nie potrafili się w porę wycofać, ale nie była pewna, jak to jest z Annabelle.
Kiedy karetka przyjechała a do biblioteki weszli ratownicy, odsuneła sie, robiąc im miejsce. Usiadła na krześle obok, obserwując jak badają jej koleżankę. Miała ponurę minę i zaciśniete usta, a gdy mężczyzna rozdzielający zadania, zwrócił się z pytaniem do niej, spojrzała na niego na moment zbita z tropu.
-A skąd mam wiedzieć? - mruknęła. - Siedziałyśmy, rozmawiałyśmy i nagle omdlała. Nic nie brała w mojej obecności - dodała zaraz, zaznaczając to, co wydawało jej się najważniejsze i o co mogło chodzić ratownikowi. - Co ty jej robisz? - spytała zaraz głośniej, widząc jak wbija jej kostki w mostek i wyglądało to jakoś dziwnie strasznie...
Zuri na ratowaniu sie nie znała i było to oczywiste, a jednak w swojej agresywnej i nieprzejednanej pozie wykazywała dużą troskę wobec nieprzytomnej.
- Może ma coś w torebce... - pomyślała na głos i wstała, podchodząc do drugiego krzesła.
Chwyciła skórzany egzemplasz nowej kolekcji boskiego projektanta i wysypała wszystko bez ogródek na podłogę. Ze środka wypadło kilka długopisów, gruby notatnik, dwa podręczniki telefon, kosmetyczka i małe puzderko, na które Zuri nie zwróciła uwagi, myśląc, że to osobne lusterko, paczka papierosów i kilka pojedynczych tamponów. Brunetka spojrzała na to rozczarowana i odwróciła się do ratownika, chcąc obserwować jego pracę.
- Może jest w ciąży... - zasugerowała, ale tego też nie wiedziała, nie miała pojęcia co się mogło stać. Mogła zadzwonić do chłopaka Annabelle, ale nie była pewna, czy dalej nim jest, skoro tu wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. - Mogę pomóc? - spytała jeszcze, czując że oszaleje z nerwów, jak nie dostanie zadania.
ZURI
[Cześć! Kartę Willa przeczytałam jeszcze w roboczych i już wtedy całkowicie mnie ona urzekła. Jest w niej coś tak pięknie uroczego! Od samego Williama, zarówno z tego, jak został przedstawiony przez małego Chrisa, jak i ze zdjęć bije niesamowite ciepło, mam wrażenie, że każdy chciałby spotkać takiego człowieka w swoim życiu. Domyślam się jednak, że misja w Afganistanie musiała odcisnąć piętno na psychice Harrisona – mam nadzieję, że odnajdzie spokój oraz że pozwoli sobie na trochę odpoczynku, tak by się nie zapracował.
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała napisać z Tobą wątek, chociaż Keith przy Willu to totalny dzieciak. Reinhart prowadzi taki tryb życia, że nie trudno znaleźć sytuację, kiedy to ratownicy musieliby mu udzielić pomocy. Jeżeli masz ochotę coś wspólnie stworzyć, to wspólnie pomyślimy nad dokładniejszym powiązaniem. <3
Baw się dobrze!]
Keith
- To urocze... - mruknęła rozbawiona, widząc uniesioną brew mężczyzny.
OdpowiedzUsuńJesli ratownika dziwiły jej sugestie, musiał być w tej szkole pierwszy raz... albo w ogóle musiał pierwszy raz mieć do czynienia z kimś z elitarnej rodziny. Tak już było, że bogate dzieciaki brały co chciały, a dotyczyło to nie tylko materialnych zabawek, ciuchów, gadżetów, usług od najlepszych i najdroższych marek, ale i tego, co dla oka niewidzialne. Zuri sama sporo przeszła i od zawsze otoczona blichtrem już nie dziwiła sie, gdy ktoś z kieszeni wyciągał woreczek o podejrzanej zawartości. Paparazzi rozpisywały się na temat najbogatszych rodzin i wybryków ich członków, więc wszyscy wokół byli świadomi, jak zepsuty jest to świat, czemu więc pan ratownik wydawał się tak naiwny i niewinny? Karetka również nie pierwszy raz przyjeżdżała do szkoły, więc dla Zuri nie było niczym dziwnym mówić wprost o tym, co mogło zagrozić uczniowi potrzebującemu pomocy, aby tez pomóc lekarzom. Zresztą... nie zrobiła nic złego, nie miała nic do ukrycia i zwykła mówić wprost, co myślała.
- Dobrze - kiwnęła głowa i podniosła się z klęczek, zostawiając rozsypaną zawartość torebki Annabelle tak, jak to rozwaliła. Pobiegła po wodę, od razu dopadając do jednego z automatów na korytarzu, bo nie chciała tracić czasu na wyjaśnianie wszystkiego w kafeterii, a gdy wróciła jej koleżanka była przenoszona na nosze, na szczęście już przytomna.
Zuri odetchneła z ulga i stanęła obok ratownika, wyciągając w jego kierunku butelkę z woda niegazowaną. Na jednym wydechu podała mu dane, o które pytał, potem tylko kręcąc głową.
- Nie wiem, czy na coś choruje, nigdy sie nie skarżyła na żadne dolegliwości - wyznała. - Mogę z nią jechać? To ja tutaj byłam, gdy upadła - poprosiła, choć oczywiście jesli otrzyma odmowe, wsiądzie do swojego auta i pojedzie za karetką pod sam szpital.
ZURI
[Niniejszym nadrabiam stalkowanie nowych postaci. I chciałabym powiedzieć, że go kocham. Czy czuję w powietrzu okropną woń stresu pourazowego? A może Jane i Will są na podobnym etapie w życiu i targa nimi smutne zwątpienie?
OdpowiedzUsuńGdyby zechcieli powzdychać razem nad kufelkiem piwa, to znam całkiem fajną knajpę.
Niechaj się brat Amelii zadomowi na dłużej!]
Jane/Elisa
- A więc te pytania były jakimś testem? Nie wystarczy że mam kontakt do jej rodziców i chciałabym przy niej być? - spytała oburzona w pierwszej reakcji na jego słowa. Zagryzła mocniej wargę, czując że odpowiedź ratownika wywołała w niej niechcianą złość. Do diaska! Może nie była rodzoną siostrą Annabelle, ale przynajmniej nie robiła jej fot, aby wysłac do plotkarskich redakcji jak kilka sepów wyglądających przez okna szkoły na karetkę!
OdpowiedzUsuńZuri była wredna, złośliwa i mściwa. Była pyskata i nieokrzesana. Umiała być wyuzdana i prowokowała jak rasowa femme fatale. Ale mimo wszystko była tez po prostu dobra, choć to było niedoceniane i deptane przez jej otoczenie. To samo właśnie zrobił ratownik, aż miała ochotę go strzelić w ramie, aby porzucił protokoły i zwrócił uwage, że chodzi tu o człowieka! A potem spotulniała, bo mile ją zaskoczył i gdy pozwolił jej jechać, złość uleciała, oddając miejsce na jej twarzy szczeremu uśmiechowi.
Usiadła na składanym krzesełku, momentalnie czując się nieco mniej pewnie, niż na terenie szkoły, którą znała. Gdy zamykano drzwi karetki, spojrzała niepewnie na gmach szkoły, ale żeby się nie skupiać na tym, czego nie wie, skupiła sie na ratowniku. A on... hm, no był całkiem słodziutki!
- Ok, to co może być ważne, co chcesz wiedzieć? - spytała bezpośrednio, bo chyba to że rozmawiały o nowej dziewczynie byłego chłopaka innej koleżanki nie było istotne w takim momencie...
ZURI
Nawet gdyby pan ratownik był policjantem, a wszystko co Zuri wie o koleżance mogłoby pomóc, powiedziałaby. Ona nie bała się konsekwencji za szczerość i to nie dlatego, że miała świetnego prawnika, a dlatego, że była nauczona odpowiedzialności i tego od niej wymagano od małego. Ściągneła brwi w zamyśleniu, łapiąc za pas, jak poinstruował mężczyzna. Spojrzała na nieprzytomną Annabelle i pociągnęła materiał, ale ten się zaciął, z kolei brzdęk metalu zestresował Zuri, więc zamiast odczekać sekundę, aż blokada minie, pociągnęła pas mocniej i ten znów się przyblokował. Rzuciła zestresowane spojrzenie mężczyźnie i pociągneła znów nerwowo. A potem położyła ręce na kolanach, odpuszczając.
OdpowiedzUsuń- Kilka miesięcy temu wciągała kreski - powiedziała cicho, ściskając palce na krańcu swojej sukienki. Nie chciała dodawać, że robiły to razem.
Przed oczami stanął jej obraz chłopaka, który sprzedawał im towar... On później robił inne rzeczy, gorsze niż podawanie woreczka z białym proszkiem... Zuri podciągnęła nogi pod krzesełko i zwiesiła głowę.
- Dzisiaj Annabelle wydawała mi się trochę niespokojna, ale nic poza tym... nie wiem, czy to ma jakiś związek z jej stanem - dodała, podnosząc wzrok na pana ratownika. - Była jakby trochę nerwowa, ale to jak ktoś się spieszy i zapomina o milionie rzeczy przy okazji, więc musi się cofać i znów się irytuje... Ale ona taka jest, w sensie bardzo żywiołowa, jak tajfun - mówiła dalej.
ZURI
Kiedy ratownik pochylił się bliżej do niej, wyprostowała sie, ściagając łopatki i zaciskając na moment usta. Ten prosty gest nic nie znaczył, ale niespodziewana troska były zaskakująca i Zuri się tego nie spodziewała. Odetchneła głeboko, gdy mężczyzna wrócił na swoje miejsce i spojrzała na nieprzytomną wciąż Annabelle zmartwiona. Chciałaby pomóc, ale doskonale wiedziała, że nic co do tej pory powiedziała, nie daje medykom zaczepienia.
OdpowiedzUsuńPochyliła się do przodu i oparła łokcie na kolanach, pocierając palcami skronie. Stresowała ją ta sytuacja i irytował fakt, że nic nie wiedziała o złym stanie zdrowia koleżanki, a teraz nawet ratownicy nie mają pojęcia, co może blondyneczce dolegać.
- Jestem Zuri - przedstawiła się imieniem, jak to miała w zwyczaju, pomijając nazwisko, które było własną marką. Po pierwsze nie chciałaby speszyć ratownika, gdyby je kojarzył, a po drugie nie uważała, aby jej tożsamość była teraz ważna.
Na kolejne pytanie, na które nie znała odpowiedzi, jedynie wzruszyła ramionami. Spojrzała tam jak mężczyzna na Annabelle i westchnęła.
- Ostatnio nie... - stwierdziła zamyślona. - Annabelle raczej nie łapie od tak przeziębień - dodała trochę z przekąsem, jakby pomysł złapaniu bakerii, czy osłabienie to jeden z głupszych wyjaśnień omdlenia uczennicy. - Może w podróży coś ją złapało, ale jak wróciła z Kenii ponad tydzień temu, wtedy też się z nią widziałam, wydawała się ok - dodała, spoglądając na mężczyznę.
Cholernie ciekawiło ją, kiedy wpadnie na rozwiązanie dolegliwości jej koleżanki. Bo chyba skro jeździł karetka, to jakąś wiedzę i umiejętności posiadał? No i przyjemnie było sobie na niego popatrzec, miał miłą aparycję, choć też coś podpowiadało Zuri, że kojarzy te rysy...
ZURI
Wyczuła nagły wzrost napięcia w karetce, więc bez komentarza, grzecznie założyła podaną jej maseczkę. Rzuciła krótkie spojrzenie na bladą ratowniczkę, na koleżankę i znów spojrzała na mężczyznę. Ok... ok, on był spokojny, więc albo faktycznie wiedział, co należy robić i miał sytuację pod kontrolą, albo był najlepszym kłamcą, jakiego w życiu spotkała. Dobrze by było, jakby opcja numer jeden, nie przeczyła tej drugiej, ale... bywa różnie.
OdpowiedzUsuń- Zostanę przebadana... zatrzymacie mnie w szpitalu? - dopytała, tak dla pewności. Za kilka dni miał się odbyć ważny jubileusz, na który została zaproszona z rodzicami, nie mogło jej tam zabraknąć, bo znów ojciec by ją wytargał za uszy... no przysłowiowo, a na pewno by próbował, bo jakoś nie miał dość silnego charakteru, by ją złamać.
Była jeszcze jedna kwestia, która jej się nie spodobała. EBOV, to brzmiało znajomo i nie podobało jej się. Zacisnęła palce na brzegu sukienki i zerknęła na Annabelle. Badania wymagaja, że ktoś jej dotknie. I będzie musiała zdjąć ubranie. I nawet jesli jej nic nie jest, bo może faktycznie pan ratownik wiedział, co robi, to nie podobało jej się to... Nie teraz, gdy nie miała kontroli nad tym, co się dzieje wokół. Nie teraz, gdy nie miała pewności, że wszystko się zagoiło...
- Co to za badanie? - spytała troszke ostrzej, niż zamierzała, znów celując spojrzenie w mężczyznę. Teraz zmieniła nastawienie, ale stała sie jakas taka jakby... wroga.
Czuła, że skręcają, karetka lekko się przechyliła od siły odśrodkowej. Atmosfera panująca w pojeździe też się zmieniła i nie czuła się z tym komfortowo. Nie lubiła nie wiedzieć, co się dzieje.
- Nie musicie traktować mnie jak dziecka, chcę to zrozumieć - burkneła niecierpliwie.
ZURI
[Cześć! Dziękuję pięknie za powitanie i miłe słowa – nawet jeżeli dotyczą wynalezienia zdjęcia :D przychodzę tutaj, bo damsko-damskie wątki idą mi bardzo średnio. Tak się zastanawiam (o ile oczywiście masz ochotę na wątek) jakby ich tu połączyć… może Mims trafiła by po pobiciu do szpitala, gdy w nim jeszcze pracował? Bo rozumiem, że ratownikiem jest od niedawna? :D]
OdpowiedzUsuńMinnie
Nie denerwowałaby się tak bardzo, gdyby sama nie miała dość nieprzyjemnych skojarzeń i doświadczeń z szpitalami i lekarzami. Odrobine pobladła, choć to nie mogło być aż tak łatwo dostrzegalne w jej twarzy, szczególnie przy ciemniejszej karnacji, zdradzały ją za to zaciśnięte usta. Kiedy z zewnatrz otworzono karetkę i Annabelle przejęli ludzie-ufoludki, jeknęła cicho. Robiło się poważnie. Spojrzała na ratowniczke, która już wyskoczyła z auta i na mężczyzne, który również wysiadł, zwracając się w kierunku innych medyków, aby im wszystko streścić.
OdpowiedzUsuńTwarda Zuri na moment przepadła. Zaczeła liczyć w myślach... Kiedy to było? Oni zaraz będą jej badać krew, musiała mieć pewność, że nic nie znajdą...
- Nic nie chcę - mruknęła, wysiadając za poleceniem ratownika. Zacisneła mocniej usta i spojrzała na gmach szpitala, czując się teraz maleńka i bezbronna. Nienawidziła takich uczuć! Nienawidziła niemocy!
Zamilkła, nie miała nic do powiedzenie, skierowała się za resztą. Na pytanie o leki uspokajające, podniosła ciemne spojrzenie na ratownika i prychneła, jakby właśnie ją obraził.
- Leki uspokajające...? Takich mocnych chyba nie masz - oznajmiła, odwracając wzrok i objęła się ramionami. Czuła się niepewnie i miała ochotę... w sumie sama nie wiedziała na co. Najchętniej by stąd poszła, ale nie było chyba takiej opcji. - Na pewno nie założę idiotycznego wdzianka - zastrzegła głośno, gdy wchodzili już na odpowiedni korytarz.
Kiedy szli, rozglądała się podejrzliwie na boki. Ona nienawidziła szpitali! Nie tam dawno temu sama trafiała na różne oddziały, a odwyk... to był koszmar. Potrzebny i gdyby wpadła znów w tarapaty, powtórzyłaby to, traktując samą siebie ostrzej, niż ci lekarze, którzy jej pomogli mimo jej opryskliwej gęby, ale to nie zmieniało faktu, że jej się tu nie podobało!
- Jak się nazywasz? - spytała, kierując swoją uwagę na mężczyznę. Tak było łatwiej i zdecydowanie przyjemniej.
Zuri
[Może zgadamy się na mailu? wyborowealoe@gmail.com]
OdpowiedzUsuńMinnie Moore
Odkąd zaczęła pracować w MI, miała dobre ubezpieczenie i nie musiała bać się korzystać z pomocy, kiedy wymagała tego sytuacja. Problem znajdował się jednak w jej głowie. W dzieciństwie też zawsze radzili sobie sami, nie wzywali pogotowia, nie trafiali do szpitali, bo ojciec i tak tonął w długach. Mogło się wydawać, że kolejne nie powinny robić dużej różnicy. Problem z pomocą medyczną był taki, że szybko zawiadomiono by urzędnika. Ojciec Minnie nienawidził urzędników i pomocy społecznej. Ojciec Minnie nie mógł pozwolić na to, aby ktokolwiek wtrącał się w jego sposób wychowywania swoich dzieci.
OdpowiedzUsuńMinnie… Nie umiała się przemóc. Zwłaszcza, że sprawa jej ubezpieczenia była na tyle świeża, że chyba wciąż do niej nie docierało, że może tak po prostu zjawić się w szpitalu i pozwolić sobie pomóc.
Liczyła, że taśmy opatrunkowe załatwią sprawę i nie będzie musiała nic więcej robić. Problem polegał na tym, że wciąż ją bolało, wciąż sączyła się krew, dużo wolniej niż na początku, ale jednak się sączyła, a ona nie mogła sobie pozwolić na to, aby robić sobie ciągle przerwy w pracy na kontrolowanie stanu rany, a tym bardziej nie mogła pozwolić na to, aby krew przesiąkła materiał ubrania. Dlatego zdecydowała sobie pomoc dopiero z domu, przemogła się i wybrała dziewięć jeden jeden, jednocześnie sprawdzając dokumenty z pracy, aby mieć przygotowany numer ubezpieczenia, którego wciąż nie umiała na pamięć. Miała nadzieję, że rana się zasklepi o gdyby miała dzień wolny to miałoby szanse się wydarzyć, jednak w pracy ciagle się ruszała. Siadała, wstawała, schylali się i tak dalej, a rana znajdująca się nad kolcem biodrowym, nie miała chwili wytchnienia.
— Potrzebuję pomocy — powiedziała , gdy połączenie zostało nawiązane, a następnie streściła o co chodzi, że słabo się czuje i zwyczajnie nie będzie w stanie samodzielnie dostać się do najbliższego szpitala w okolicy. Nie była pewna, czy nie wkradł się jakieś zakażenie i nie zaczął się stan zapalny, bo chyba dostała gorączki, czego nie mogła sprawdzić, bo nie miała w mieszkaniu termometru.
Nie wiedziała ile dokładnie minęło czasu, ale kiedy ktoś zapukał do drzwi mieszkania, od razu skierowała się w ich stronę i bez zastanowienia otworzyła je. W końcu wzywała pogotowie; nie spodziewała się ujrzeć w nich nikogo innego niż ratowników.
— Chyba mam gorączkę — powiedziała, kiedy faktycznie to medycy stanęli w drzwiach, a Minnie mimo wszystko odetchnęła. Pomimo wyprowadzki z domu rodzinnego kilka lat temu, strach wciąż w niej tkwił.
Minnie
W szpitalu nastąpiła odmiana, bo Zuri przestała się odzywać praktycznie całkowicie. Gdy wskazali jej miejsce, gdzie ma usiąść, bez sprzeciwu, czy komentarza usiadła, kierując całą swoja uwagę w stronę widoku za oknem. Nie chciała tu być, ale mogła jedynie pozwolić sobie zrobić testy i spadać stąd jak najszybciej. Nawet towarzystwo przystojnego ratownika nic nie zmieniało, nie poprawiało jej humoru, bo nawet nie poświęcał jej całej swojej uwagi... Wysłała krótkiego smsa do taty i wierzyła, że ten powiadomi praktyka i lekarza rodzinnego, który już przejmie sprawę.
OdpowiedzUsuńTak jak mówił ratownik, faktycznie po kilku godzinach ją wypuścili. Całe szczęście, bo nudziła się jak mops, a na dodatek musiała przełożyć jedno ważne spotkanie, za co pewnie nikt jej nie zadośćuczyni! Zuri nie chodziła do szkoły i nie potrafiła nawet znaleźć czasu na powrót i skończenie ostatniej klasy, jak na nastolatkę była bardzo zajętą osobą. Jednak na każde premiery, wielkie otwarcia, koncerty i bankiety musiała chodzić... Dbanie o wizerunek było jak część etatu bycia bogatą córką z bogatej rodziny.
Niecałe dwa tygodnie po zajściu w szkole, urządzano jubileusz. Zuri nie od końca pamietała nawet, co to za okazja, ale jej ojciec został zaproszony i razem z nim i mamą musieli się pojawić. O uszy obiło jej się nazwisko Harrison, ale nie była pewna... Niemniej była to doskonała okazja do założenia srebrnej krótkiej sukienki bez pleców, niebotycznych szpilek i nowej biżuterii, której premierę przewidziała na dniach a w sieci już wrzało z ekscytacji, co zapowiadało mocny start i dobrą reklamę. Zuri lubiła się stroic, czuć się piękna i ogólnie być podziwiana. Budowało to nie jej poczucie własnej wartości, ale poczucie, że rozumie ludzi i wie, czego pragną. Manipulowała ogólna opinia, kreując taki własny wizerunek, jaki fani chcieli widzieć i jaki kupowali, lecz nie była przy tym fałszywa, bo kłamstw sama nigdy nie wybaczała.
Było już tak cholernie zimno, że nawet kawałek podjazdu, który musiała przejść z limuzyny do budynku, w którym urządzano kolację, okazał się za duży i na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, gdy oddawała długi płaszcz do szatni. Z rodzicami rozdzieliła się praktycznie od razu, idąc w przeciwnym kierunku, jak tylko uścisnęli na powitanie dłoń gospodarzowi wieczoru. Nie znała go, wykorzystała zaproszenie ojca, aby wyjść z domu i pobrylować, nie sądziła jednak, że będzie tyle towarzystwa i to takiego które zna! I takiego, którego nie chciała oglądać... Minęła godzina, jak zorientowała się, że niektórzy jej znajomi przyszli tu tak jak ona, wykorzystując zaproszenie, więc gości było multum. Mijała druga godzina, gdy po kilku rozmowach i wspólnych zdjęciach, zaczęła czuć się obserwowana i osaczona. Mijała trzecia, gdy dostała smsa od rodziców, że wychodzą i zanim zdążyła ich złapać, została zapędzona do łazienki i stanęła twarzą w twarz z chłopakiem, który myślał, że ma prawo być blisko niej, że w ogóle ma wobec niej jakieś prawa, obowiązki i przywileje.
- David... - pobladła, dostrzegając go w progu łazienki, gdy opłukiwała dłonie. - To damska toaleta, wyjdź - pouczyła go, spuszczając wzrok.
Zuri nie okazywała strachu, nie pokazywała bólu, dyskomfortu. Za to śmiało wyrażała niezadowolenie i dumnie unosiła głowę, nie słuchając gdy inni próbowali udowodnić jej, że jest młoda i na niczym się nie zna. Była dzielna, uparta i waleczna, ale ten człowiek ją przerażał.
Nie była kochliwa, nie zakochiwała się często, ale lubiła się bawić. Może to psikus od losu, że miała pieniądze, urodę, była dość bystra by sobie poradzić, jednak nie trafiała na dobrych chłopaków. David okazał się bardzo toksyczny, a nawet przemocowy, szybko się zorientowała jaki z niego drań, a on szybko się zorientował, że Zuri nie jest łatwa do manipulacji, bo sama je stosuje. Nie lubił odmowy i nie przyjmował do wiadomości cudzego zdania innego niż własne. A teraz był bardzo niezadowolony z tego, że dziewczyna, dzięki której mógł się wybić i zyskać na popularności, zyskuje ją sama, bo jego całkiem od siebie odcięła.
- Nie piszcz idiotko! - syknęła po parunastu minutach, gdy do łazienki weszła jakaś dziewczyna i widząc Williams leżącą na kafelkach z rozwaloną wargą i spuchniętą twarzą, zaczeła tak się drzeć, ać brunetce pękała głowa. Nie chciała, by ktoś tu wszedł, by ktoś ją taką znokautowaną zobaczył. Ale teraz to już w sumie wszystko jej było jedno... Aż dziw, że przez te pare minut jak się szarpali i krzyczeli z Davidem nikt tu nie wlazł.
Usuń- Pomocy, jest tu lekarz?! - tamta nieznajoma wypadła z piskiem z toalety a Zuri, obawiając się, że wleci tu jakiś fotoreporter, przeszła na czworakach do pierwszej wolnej kabiny, ale się schować.
Bolał ją brzuch, w który dostała z pięści i łupała głowa, bo oberwała z liścia. Wargę miała rozciętą i całą twarz czerwona i spuchnietą. Makijaż, poplamiona nie jej krwią sukienka, to juz nie było ważne. Zgubiła gdzieś torebkę, nie wiedziała gdzie jest, a to mógł być problem, miała tam telefon, dokumenty i klucze... Ale nie myślała o tym teraz, usiadła w kabinie na zimnej podłodze i przymkneła drzwi, jednak nie zamknęła bo nie sięgała do zasuwki. Oparła się o ścianę i kaszlneła, czując ucisk w piersi. Przeklęty David, miała nadzieje, że skopała mu jaja dość skutecznie, by więcej jej nie szukał, a zadrapania na twarzy pozostawią choć cienkie blizny. Nienawidziła go z całych sił. Nienawidziła go tak mocno, że byłaby w stanie go rozszarpać.
Help me, please
Oddychało jej się ciężko, a głowa jej pękała po tym, jak David zdzielił ją na odlew dwukrotnie. Całe ciało krzyczało, obolałe i spięte, ale Zuri nie płakała. Trzymała się mocno swojej fasady, pozorów których nigdy nie opuszczała. Nie miała zamiaru ronić łez, ani pokazać, jak bardzo się boi. David na to nie zasłużył, tym bardziej paparazzi. W środku cała się trzęsła, ale na zewnatrz jedynie lekko drżała, choć akurat to wyjaśniłaby tym, że spędziła na zimnych kafelkach już dobrą chwilę, nawet na jej skórze pojawiła się gęsia skórka od podłogi.
OdpowiedzUsuńKiedy drzwi do łazienki znów się otworzyły, spuściła głowe, a ciemna kaskada hebanowych włosów przysłoniła jej opuchnięty profil. Nie chciała, by ktoś ją w takim stanie widział, zaraz jednak podniosła wzrok zdumiona, rozpoznając głos. Ten kto wydawał polecenia brzmiał znajomo, ale dopiero gdy uchylił drzwi kabiny i kucnął przy niej, rozpoznała ratownika, spoglądając w jego twarz. Co on tu do diabła robił? To był jubileusz dla elity, znowu ktoś tu odleciał?
Nie zdążył się jej ostatnio przedstawić, więc nadal nie wiedziała, z kim na do czynienia.
- Co ty... - zaczęła, chcąc go powitać upomnieniem, ale zaraz zwróciła uwagę na dwie rzeczy. Zwrócił się do niej tak dziwnym zdrobnieniem, którego nikt nigdy nie używał, aż ją zatkało - to po pierwsze. Był wystrojony i cholernie dobrze się prezentował w garniaku - to po drugie.
Nie miała szans wymyśleć, czy jest tu gościem, czy dorabia jako kelner na obsłudze, bo za mało go znała, a zresztą... co ją obchodził obcy facet, skoro taki dobrze znajomy właśnie jej przywalił?
- Żadnej policji - zaprzeczyła i odchyliła głowę, aby oprzeć ją o ściankę kabiny, bo było jej słabo. - Zabierz mnie stąd - rzuciła trochę rozkazująco, a trochę markotnym, zbolałym głosem, bo teraz nie miała nawet siły się wściekać i rozkazywać mocnym tonem. Wyciągnęła rekę i złapała go za dłoń, przyciagając do siebie tak, by usłyszał jej cichy głos, gdy na niego spojrzała uważniej. - Proszę, zabierz mnie stąd po cichu.
Zurka <3
Siedziała bez żadnej siły i ochoty do ruszenia się na tej zimnej posadzce, na prawdę licząc, że ratownik ją stąd wyniesie. Nie pomyślała o tym, że niesiona na rękach faktycznie zwróciłaby na siebie tak samo uwagę jak w sytuacji, gdyby się stąd wyczołgała. Dobrze, że ktoś myślał w tej chwili za nią.
OdpowiedzUsuńDostała dwa razy w brzuch, posmakowała kafelek na ścianie i oberwała po twarzy, więc nie była szczególnie mocno poturbowana, ale emocje wzięły góre, robiły swoje, adrenalina tak samo i była oszołomiona. Była w szoku i wciąż się bała. Serce jej dudniło, w głowie pulsowało i miała ochotę zniknąć. Dosłownie, chciała zakopać się pod ziemię i to bynajmniej nie z wstydu.
Nie chciała mieć z Davidem nic więcej do czynienia, to on jej szukał, on ją nachodził, on... on ją dopadł. On jej szukał i w końcu znalazł, wykorzystując moment, że jest sama. Był bogatym dupkiem, zapewne jego zapijaczony ojciec był gościem jako znany muzyk, którego kariera dawno temu przeminęła i ten debil wślizgnął się przy okazji - tak jak i ona.
Kiedy drzwi kabiny znów zostały uchylone i ratownik ponownie przy niej kucnął teraz z torbą, podciagneła się wyżej, zaciskając mocno zęby, żeby nie jęknąć. Spojrzała na gumowe rekawiczki założone na męskie dłonie i podniosła spojrzenie do twarzy mężczyzny. Usłyszała coś, co odwróciło jej uwagę od bólu.
- Pan Harrison to twój tata? - pytała, zmieniając temat. Słyszała, że ma synów i córke, ale nie poznała osobiście żadnego z trójki jego dzieci... - Czy twój brat jest tak samo przystojny jak ty? - zagadnęła, chcąc trochę rozładować atmosferę panującą, a trochę też zaczepić i rozchmurzyć ratownika (którego imienia wciąż nie znała!) ale ten żart się nie udał, bo zaraz skrzywiła sie, łapiąc za brzuch. No... to chyba pierwszy raz, jak ktoś w ten sposób się z nią obszedł, nawet nie sądziła, że pięść wycelowana w żołądek tak boli. - Kurwa - syknęła, mocniej opierając plecy o ścianę i wypuściła powietrze z świstem.
Odwróciła wzrok, czując się poniżona, upokorzona i pokonana. David zrobił z nią to, co chciał, a ona nie miała nawet sił się bronić.
- Nie znajdziesz go... pewnie czmychnął jak szczur... Moge ci opowiedzieć później, jak już stąd wyjdziemy? - odezwała się ciszej, zwieszając głowe, żeby włosy jak wcześniej zasłoniły ją przed cudzym spojrzeniem.
Zurka
Minnie wpuściła załogę pogotowia i bez żadnego sprzeciwu i buntu, posłusznie skierowała się w stronę łóżka. Mieszkanie, które wynajmowała było małe i skromnie urządzone. Zwyczajnie żal było jej cokolwiek kupować, bo nie miała pojęcia, jak długo uda jej się je utrzymać. Zwłaszcza, że wciąż miała zaległości w czynszu. Liczyła jednak, że nowa praca odrobinę poprawi jej sytuację i będzie mogła powoli, małymi kroczkami wyjść z zadłużeń, w które tak szybko się wpakowała w swoim dorosłym życiu.
OdpowiedzUsuń— Ja… Kilka dni temu doszło do wypadku — oznajmiła, powoli podciągając koszulkę. Zastanawiała się, co dokładnie ma powiedzieć. Nie chciała nikomu robić problemów, a zwłaszcza samej sobie. Najważniejsze było, że nie ucierpiała bardziej. Żyła i miała się całkiem dobrze, przynajmniej do dzisiejszego dnia. — Oh można powiedzieć, że doszło do niefortunnego zdarzenia — dodała, próbując ułożyć sobie całą historię w głowie tak — mam od niedawna ubezpieczenie, a kiedy do tego doszło… Wtedy go jeszcze nie miałam, myślałam, że będzie w porządku, ale chyba przesadziłam w pracy i… — wzruszyła lekko ramionami. Widział przecież, w jakim stanie obecnie była jej rana i ona sama. Długo czuła się dobrze, ale pech chciał, że jednak coś zaczęło się dziać.
— Nie — powiedziała zgodnie z prawdą — i nie trzeba nikogo wzywać. To już nieważne — mruknęła. Nie miała pojęcia, kim byli ludzie, którzy napadli na nią kilka dni wcześniej, nie wiedziała czy były gdzieś tam kamery, a poza tym nie stało się przecież nic złego. Na szczęście. Miała przecież świadomość, że gdyby nie pomógł jej przechodzień, jej sytuacja mogłaby być znacznie gorsza. Dużo, dużo gorsza. — Nikt i tak nic nie zrobi, poza tym… Stało się tylko to — wymamrotała, spoglądając na Harrisona, który na samym początku się przedstawił — wdarło się jakieś zakażenie? — Spytała, wyginając usta w grymasie, gdy zerknęła na zakrwawioną ranę.
Minnie
Posłała mu ponure spojrzenie i chwyciła zimną papkę, którą stworzył mocząc w wodzie a potem wyciskając papierowe ręczniki. Oczywiście, że nie liczyła na żadne cuda w jego wykonaniu, może i był kimś więcej, niż z początku sądziła, ale nadal nie był dla niej nikim bliskim i szczerze wątpiła, by cokolwiek więcej dla niej zrobił... przecież nawet sie nie znali! Zdążyła jednak zauważyć, ze taki już miał charakter, że pomaga tym, którzy pomocy potrzebuja, a to było... rzadko spotykane w kręgach elity - do której też należał, ku zaskoczeniu Zuri.
OdpowiedzUsuńPrzyłożyła mokre, zimne ręczniki do twarzy, chwile spoglądając na niego dłużej. Miała nadzieję, że wyjdzie stąd nie przyłapana przez pararazzi i tylko to teraz było ważne. Westchnęła ciężko, czując pulsujący ból od policzka wgłąb głowy i zamknęła oczy, oddychając głęboko, dla uspokojenia się. Wciąż czuła adrenaline w żyłach, to starcie z Davidem wzburzyło ją dość mocno.
- Nie zdążyłam wypić nawet dwóch lampek szampana - wyjaśniła, spoglądając po chwili na Willa. Zacisnęła mocno wargi, mając ochotę zacząć rzucać w niego mniej przyjemnymi frazami.
Pomożesz mi, czy będziesz się tylko gapił?! jej spojrzenie było bardzo wymowne i w gruncie rzeczy minuty mijały, a ona chciała po prostu stąd zniknąć. Gdziekolwiek, oby jak najdalej.
- Jestem cała, chcę tylko stąd wyjść- mruknęła, machając reką lekceważąco na jego profesjonalne podsumowanie całości jej gości i organów. Tak na prawdę nie miała wielu szans z większym facetem, ale gdyby tylko cos jej naruszył, zapewne atak wściekłości by ja popchnął do czynów, o które nawet siebie w tej chwili nie podejrzewała.
Zuri miewała takie momenty, że zaszywała się na dzień, albo dwa w swoim mieszkaniu. Urządziła w jednym pokoju pracownie, więc ludzie jej nie przeszkadzali sądząc, że po prostu pracuje... Naiwni. To był taki właśnie moment, kiedy chciała uciec i się zaszyć gdzie z dala od innych.
- Będzie siniak? Zostanie ślad? - spytała, wskazując na swoją twarz i było to oczywiście najbardziej spotykane pewnie pytanie od napadniętej kobiety... Przynajmniej takiej, którą uważa się za próżną. Zuri jednak pracowała ciałem i twarzą, wciąż pozostawała modelką i miała niebawem pokaz, na którym nie mogła pokazać się pokiereszowana.
Zurka
— To niczego nie zmieni — powiedziała, spoglądając na ratownika. Wiedziała, że nawet gdyby zgłosiła sprawę policji, niewiele byłaby w stanie powiedzieć. Nie zapamiętała jak wyglądali napastnicy poza tym, że jeden z nich miał mocno naciągnięty kaptur. Była też pewna, że nie było tam monitoringu, a jeżeli był to pewnie nie łapał akurat tego miejsca, zresztą… Minnie nie wierzyła w system. Jej rodzina była przykładem, że gdy naprawdę mieli możliwość działania nic się nie działo, nikt niczego nie robił, a ona cały czas żyła w swoim małym, osobistym piekle, dzieląc go z rodzeństwem. Jak po tylu latach życia w ten sposób miała wierzyć w to, że teraz cokolwiek zaczęłoby działać? Poza tym… Niby co by z tego miała? Jeszcze próbowaliby się później na niej dodatkowo mścić, a tego naprawdę nie potrzebowała — pewnie ich nie znajdą, albo nie będą w stanie niczego udowodnić. Nie pierwszy, nie ostatni raz — mruknęła cicho pod nosem. W zasadzie, może nawet żałowała, że ktoś nad nią czuwał. Może w końcu jej marny los doczekałby się końca, gdyby nie przypadkowy bohater? Nie miała pojęcia, ale zaczynała zastanawiać się nad tym, dlaczego zawsze jej się udaje…
OdpowiedzUsuńSłuchała uważnie tego co mówił, próbując zapamiętać czynności które miały ją czekać.
— Wypuszczą mnie jeszcze dzisiaj? — Spytała, odnajdując swoim spojrzeniem jego oczy. Wpatrywała się w nie intensywnie, wyczekując odpowiedzi, chciała mieć pewność czy powie prawdę czy będzie kłamał. Czasami, będąc dobrym obserwatorem dało się zauważyć wszystko po oczach mówiącego. Minnie może i nie była specjalistką w tym, ale miała wrażenie, że czasami jej własne spojrzenie działa na ludzi w niewytłumaczalny sposób. — Wolałabym uniknąć szpitala… Nie może pan zrobić wszystkiego tutaj? Proszę… — powiedziała, nie odrywając od niego spojrzenia błękitnych oczu.
Minnie
Słuchała go uważnie, delikatnie kiwając głową. Ciężko było jej to zrozumieć, dlaczego nie mógł wstrzyknąć jakieś leku, który zwalczyłby stan zapalny? Była pewna, że mógłby to zrobić, gdyby tylko chciał. Dlatego uśmiech na jej twarzy delikatnie zelżał. Dlaczego tak bardzo chciał ją zabrać do szpitala, a nie chciał pomóc jej tutaj?
OdpowiedzUsuń— Okej, rozumiem, ale… dlaczego nie możesz tego podać mi tutaj? — Spytała, bo wolałaby zostać w domu. Stosowałaby się do wszystkich zaleceń, jakie by jej wydał, ale chciałaby zostać po prostu tutaj… Westchnęła cicho, widząc, że to chyba nie było do końca tak, że nie chciał, tylko może naprawdę nie mógł tego zrobić. Oblizała wargi, słuchając każdego słowa, które padało z jego ust i lekko kiwała głową, gdy pokazywał jej kolejne rysunki. Chyba rozumiała, o co chodziło. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Wzięła głęboki, drżący oddech i powoli pokiwała w końcu głową. Chyba mogła się na to zgodzić… Zresztą, prawda była taka, że rana bolała ją na tyle mocno, że nie była w stanie skoncentrować się na niczym innym, a… Musiała się stawić w pracy, a jeżeli to nie przestanie boleć, nie byłaby w stanie skupić się na swoich zadaniach, a aż za dobrze wiedziała, że wykorzystała już wszystkie możliwe szansy i nie mogła sobie zwyczajnie pozwolić na spieprzenie czegokolwiek w pracy. Dlatego z trudem, ale pokiwała w końcu głową.
— W porządku, ale… — zawiesiła głos, przygryzając delikatnie wargę. Zaufała mu. A była nieufnym stworzeniem, jeżeli chodziło o wszelkich publicznych pracowników. Podejrzewała, jaka będzie odpowiedź, ale jednocześnie, William wydawał się być dobrym i empatycznym człowiekiem, więc może ją mile zaskoczy? — Czy ty… Czy mógłbyś być tam ze mną? — Spytała cicho — ja… nie mam nikogo, kogo mogłabym poprosić, a szpitale — urwała, a na jej twarzy pojawił się delikatny grymas. Nie chciała być tam pozostawiona sama sobie. — Wiem, że masz pracę, ale… chociaż chwilę — poprosiła, mając nadzieję, że może jednak nie będzie musiała być tam całkiem sama. Wśród obcych ludzi, którym nie mogła ufać.
Minnie
Zuri wcale nie różniła się od innych bogatych i rozpieszczonych dziewcząt z elitarnych kręgów manhattańskiej dżungli, a William nie powinien w to nigdy wątpić. Mimo tego, że brawurowo walczyła o prawo do niezależności, prowadziła prężnie zyskującą sławę firemkę i ukrywała lepiej od reszty brudne sekrety, była bogata, mogła mieć na zawołanie wszystko i każdego i lawirowała w błysku fleszy z figlarnych umiechem. W czym niby była inna? Może gorsza? A może lepsza? Pyskowała, była chwilami niegrzeczna, a kiedy indziej wiedziała jak popisać się dobrymi manierami. Była bystra, ale nie grzeszyła mądrością życiowa - miała tylko dziewiętnaście lat i pełne prawo do popełniania błędów. Przede wszystkim jednak Zuri była kimś, kto zasłania się bezczelnością i pozorami, aby nie ujawnić tego, co ją boli, czego się boi i co tak na prawdę jest jej pragnieniem. W świecie pieniądza nie mozna być szczerym i ona szybko to zrozumiała.
OdpowiedzUsuńBolało ją wszystko, od środka i przerażało ją to. Gdy na skórze wykwitały siniaki, przynajmniej rozumiała ból, który się odzywa gdy naciska zasinienie, ale gdy czegoś nie widziała i wołało o pomoc, o ratunek, nie wiedziała co robić. Nie było opcji, aby jechała do szpitala, a jeśli wezwie zaufanego rodzinnego lekarza, jej rodzice szybko o wszystkim się dowiedzą, więc nie mogła do nikogo zwrócić sie o pomoc... Chyba, że do Williama, ale on nie wydawał się uległy i chętny do współpracy, mimo iż teraz jej pomagał.
Była zła i bezsilna i miała ochotę krzyczeć, płakać i jednocześnie schować się przed światem. Zamiast tego jednak dzielnie zagryzła zęby, chwyciła wyciągniętą dłoń medyka i podciągnęła się, stając na nogach. Skoro miała przy sobie teraz kogoś, kto jej pomoże, musiała być grzeczna i potulna, by tej pomocy nie stracić. Odebrała od medyka marynarkę, zarzuciła na ramiona i zapięła pierwszy guzik, chowając się w lekko przydużym ciuchu. Na moment pociemniało jej w oczach, więc oparła się o drzwi kabiny, przymykając powieki i gdy złapała kolejny oddech, spojrzała na mężczyznę.
- Chodźmy stąd - poprosiła cicho, czując że jeśli nie wyjdę teraz, to usiądzie znów na zimnych kafelkach przynoszących ulge i zostanie tak do rana, bez sił na cokolwiek. I ochoty, nie miała teraz ochoty na nic.
Wysuneła dłoń i chwyciła go bezpardonowo za rękę, ufając, że sie nie zgubi.
Złapała szybki oddech, gdy Will złapał ja i podciągnął do góry z taką lekkością, aż sama była zdziwiona. Była modelką, dbała o siebie, o zdrowie i forme, ale bez przesady- nie była piórkiem... A jednak to zdziwienie na twarzy mężczyzny, które z łatwością podpieła pod to, że nie spodziewał się jej wagi skoro nie była liliputem, sprawiło, że poczuła się lepiej. Jej ego dostało pozytywnego zastrzyku i Zuri pewnie objeła swojego osobistego ratownika, choć gdy kazał jej zakryć twarz, rzuciła mu oburzone spojrzenie. Niby czym, cholera jasna?!
OdpowiedzUsuńNie chciała się chować i uciekać jak szczur z tonącego statku. Chciała zniknąć po cichu, a jednak z podniesionym czołem, bo jej duma nie ucierpiała - nie poddała się i nie wystraszyła na tyle, by ustąpić Davidowi. Ucierpiało za to wszystko inne i gdy przeszli bokiem, na szczęście niezauważeni bo całą uwagę skupił na sobie wdzierający się w tłum wielki ochroniarz; jej oddech był cięższy. Miała wrażenie, że klatka piersiowa jej się kurczy, ale nie wiedziała, co to znaczy.
- W porządku - skłamała gładko szeptem, patrząc w dół na swoje stopy, bo nie miała sił się prostować i prężyć jak na wybiegu. Skupiała sie na krokach, aby iść prosto i nadążać za mężczyzna, ale lepiej się czuła, gdy po prostu leżała na zimnych kafelkach i teraz musiała to przyznać sama przed sobą. Wolałaby jednak tam zostać, mogła zamknąć sie od środka i przeczekać imprezę... Ale chyba rozsądniej było się wynieść z cudzą pomocą, szczególnie że chyba udało jej się znaleźć kogos, kto na prawdę jej pomoże i zachowa dyskrecję.
Kiedy zrobiło się ciszej i wyszli z sali na jakieś boczne wyjście, odetchnęła głebiej. Broda zadrżała, niebezpiecznie zdradzając emocje, które w sobie tłumiła, ale zanim jakkolwiek się przełamała, nagle Will objał ja i uniósł, a ona po pierwsze - w odruchu złapała go za szyję, po drugie - poczuła niepewność i ból w brzuchu, az jeknęła.
- Uważaj - burkneła, upominająco lekko trącając go po ramieniu.
Zuri nie umiała być miła dla obcych, a jego nie znała i nawet jesli miał być jej ratunkiem, jej aniołem stróżem, to już chyba zauważył, że trafił na trudny charakter. Nie zły, ale... ciężki do obycia.
- Dziekuję - odezwała się cicho, przez zaciśniete zęby, gdy schodzili do parkingu. Stąpał ostrożnie i doceniała to, ale czuła każdy schodek w żebrach.
Zuri nie była złą osobą. Była bezczelna, pyskata i bojowo nastawiona do świata, bo musiała i tak została nauczona przez ostatnie lata. Wychowywała ja kochająca rodzina i nigdy niczego jej nie brakowało, ale gdy zaczeła dorastać, weszła do show biznesu... nie uchroniła jej ani matka, ani ojciec, ani dziadkowie przed tym, jak okrutni i paskudni są ludzie. Ale Zuri miała silny charakter i sama u miała o siebie zawalczyć, szybko pojeła, że najpiekniejsza róża, musi mieć najostrzejsze kolce.
OdpowiedzUsuńByła trudna i nieprzyjemna w obyciu, ale nie brakowało jej kultury. Po prostu... musiała się przekonać do człowieka i już. Will był obcy i jesli nie poznają się lepiej, nie ma powodów, aby jej nastawienie się zmieniło, szczególnie że panowała o niej wyrobiona opinia wrednej i nieprzystępnej, za to sukcesywnej młodej damy i to je odpowiadało. Pozory i opinia publiczna też służyły jej jako pancerz ochronny, choc jak widać nie dość skuteczny nawet na wydarzeniach publicznych.
Uśmiechnęła się kącikiem ust na tę zaczepkę, ale już nie kontynuowała dyskusji. Doceniała jego humor i to, że w ogóle się nią zajął i pomógł. Pierwszy raz była w takim stanie, bo nawet gdy miała szesnaście lat i doszło do pewnych incydentów, po których rozpoczęła burzę w mediach i wstąpiła do sądu z oskarżeniem o molestowanie, nigdy nie została tak napadnięta. Bała się. Ale bardziej chciała, aby wszystko było tak, jak trzeba.
- To nie wiesz, co się robi z dziewczynami, Will? - mrukneła znacząco, lecz wbrew swoim słowom naciągneła na siebie jego marynarke i zakryła się, zamiast odsłaniając i proponując cokolwiek. Może później.
Wgramoliła się do auta z zdecydowanie mniejszą elegancja, niżby chciała, a gdy już siedziała w miarę wygodnej pozycji, spojrzała po wnetrzu samochodu. Po co mu takie wielkie auto? Mógł od razu kupić czołg...
- Czy masz... Czy znasz lekarza, który mi zrobi badania, prześwietlenie i wszystko co potrzebne, żeby sprawdzić, czemu mnie tak boli? Zapłace, ale nikt nie może wiedzieć, nie tylko media, ale też moi rodzice - spojrzała na Willa, niemal rozpływając się w fotelu. Nie było opcji, aby sama zapięła pasy bezpieczeństwa, nie miała możliwości się tak wygiąć.
Zuri może i mogłaby jechać do szpitala, ale tam nie wiedzą, co to dyskrecja. Najlepiej jakby jakiś zaufany lekarz przyjechał do niej do domu, gdzie czuła się najswobodniej i pod przysiegą zachowania milczenia jej pomógł. Ale ona nikogo takiego nie znała. Podała adres mężczyźnie i odwróciła zwrok, spoglądając w swoje odbicie w bocznym lusterku.
- Ale szkarada... - mruknęła załamana tym, co widzi.
Minnie zdawała sobie sprawę, że William był właśnie w pracy, że byli ludzie, którzy też potrzebowali jego pomocy. Była pewna, że kiedy teraz tracili czas na rozmowę, prawdopodobnie telefony cały czas dzwoniły do dystrybutorów z prośbą o przysłanie karetki i ratowników, ale Minnie… Bała się być tam sama. A… Boleśnie uderzyło w nią to, że nie ma nikogo na tym świecie, na kim mogłaby się oprzeć, kogo poprosić o pomoc, z kim mogłaby być w takich właśnie sytuacjach, jak obecna.
OdpowiedzUsuń— Nic mi o tym nie wiadomo, chyba nie — uśmiechnęła się lekko — chyba nie… ja nigdy nie przyjmowałam żadnych leków poza aspiryną — dodała dla jasności, bo naprawdę nie miała pojęcia czy nie jest na coś uczulona. Matka wszystko leczyła aspiryną — no i paracetamolem — dodała jeszcze, bo te lekkie przeciwbólowe środki zdarzało jej się zażywać i nigdy nic jej po nich nie było.
Pokiwała delikatnie głową podnosząc się z pomocą Williama i tak jak powiedział, oparła się o niego, a kiedy już znalazła się na noszach, posłusznie ugięła kolana. Nie zamierzała być trudną pacjentką. Skoro już musiała pojawić się w szpitalu chciała to zrobić i jak najszybciej z niego wyjść, bo jak już było wspomniane, bardzo się bała tego miejsca i nie wyobrażała sobie, aby musiała pozostać tam dłużej niż to konieczne.
Miała wrażenie, że przeniesienie do karetki trwa zdecydowanie za długo, albo już jej się tak wszystko dłużyło z powodu narastających nerwów. Tak bardzo nie chciała znaleźć się w szpitalu, że z nerwów zaczął boleć ją brzuch i była pewna, że nie miało to żadnego związku z raną. To były dwa różne bóle i doskonale potrafiła je od siebie odróżnić. Nie wiedziała tylko jak zapanować nad narastającym stresem, który w pojeździe zaczął objawiać się również, jako drżenie rąk.
Minnie
Spotkał ją pierwszy raz w szkole, więc spodziewał sie, że ile ma lat? Czy wyglądała tak młodo, czy wręcz odwrotnie, że miał trudności z ocenieniem jej wieku? W tym momencie w ogóle się nad tym nie zastanawiała, miała tylko ochotę pozostać anonimowa - bezpieczna. Kiedy nachylił się w jej strone, aby pomóc jej zapiąć pas, mruknęła coś cicho pod nosem, ale tak zaczepnie i bardziej do siebie, niż do niego... Nie miała teraz nastroju na zaczepki i flirty, z reszta ten facet był odporny na jej urok i nie było sensu się wysilać. Nie był to też odpowiedni moment, gdy wyglądała i czuła się po prostu źle. jej libido az tak niewyżyte nie było!
OdpowiedzUsuńPrychnęła ty;ko, gdy wspomniał o tym, jak kobiety oceniają poobijanych i zakrwawionych mężczyzn. Nie była facetem! I do cholery, jak mógł mówić jej teraz takie rzeczy?! Obróciła głowę w jego stronę i gdy wyjeżdżali, skupiła spojrzenie na nim, na sposobie w jaki kieruje, a nie na otoczeniu.
- Skąd wiesz? - rzuciła ponuro. - Skąd wiesz, że walczyłam jak lwica, nie było cię tam - wypomniała. Pilnowała się, aby nie pyskować za bardzo, bo w końcu jej pomagał. Była chamska i bezczelna, ale znała umiar a teraz zdecydowanie powinna przynajmniej na razie odwdzięczyć się dobrym zachowaniem.
Miała dość tego dnia i wszystkiego. Przez resztę drogi siedziała cicho, bo niewiele brakowało, a znów rzuciłaby jakąś uszczypliwość, choć William sobie na to nie zasłużył. Nie była idiotką, nie mogła stracić takiego sprzymierzeńca. Kiedy auto stanęło, oderwała w końcu od niego spojrzenie, choć z żalem, bo przyjemnie jej się na niego patrzyło i wyjrzała na zewnątrz, ostrożnie odpinając pas.
wredna małpa