Ahn Sunghoon
13.03.2011r.
– Sunny! Jesteś potworem! – Sześciolatka wykrzyczała w kierunku brata, a kolejna fala łez spłynęła po jej drobnej twarzy. Słowa te nasączone były złością, żalem i ogromem smutku, jemu jednak sprawiały niesłychaną frajdę. Gdy ona szlochała nad pustą klatką, w której jeszcze kilka godzin temu biegał jej najukochańszy chomik, chłopczyk przyglądał się całej tej sytuacji z szerokim uśmiechem na ustach.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak dobrze się bawił, bo nawet wizyta w wesołym miasteczku czy wymarzona konsola na święta nie przyniosły mu takiej satysfakcji i dreszczyku emocji, jak jego dzisiejsze dokonania. Wypuszczenie gryzonia na środek pokoju, w którym wylegiwał się wielki kocur i czekanie, aż czworonóg zacznie swoje polowanie; wbije kły w ofiarę, zabawi się puchatą kulką, by po chwili się znudzić i porzucić ledwo dychające stworzenie gdzieś w kącie pomieszczenia. A może wyraz twarzy jego siostry; to niedowierzenie, wymieszane z bezradnością, świadomość, że nie jest w stanie nic zrobić, że niezależnie od tego, ile przeleje łez, było już za późno.
Jednego był pewien.
Cierpienie potrafiło być całkiem przyjemne.
14.02.2019r.
– Château Mouton Rothschild, rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty dziewiąty – oznajmił kelner, stawiając na stoliku jedną z najdroższych butelek wina dostępnych w restauracji. Tak, dzisiejsza noc musiała być idealna i cena nie grała tu roli. Minęły cztery miesiące odkąd zobaczył ją po raz pierwszy. Te jej intensywnie zielone oczy, które wpatrywały się w niego pełnym uwielbienia spojrzeniem, delikatne rysy twarzy i blada skóra, którą przysłaniał rumieniec za każdym razem, gdy onieśmielał ją jego komplement. Ta niewinność i wiara, że we wnętrzu każdego człowieka kryje się dobroć. Była wprost idealna, nie mógł przejść obok niej obojętnie.
Była tego warta – drogiej restauracji, wykwintnego wina, tych wszystkich gestów i starań.
– Sunghoon – zaczęła nieśmiało. Jej dłonie nerwowo skubały serwetkę, a stopa stukała o nogę od stołu, sprawiając, że szklanki się trzęsły. Nabrała powietrza w płuca i uniosła spojrzenie, by zerknąć na chłopaka. Ten przyglądał się jej wyczekująco, z ekscytacją widoczną na twarzy. Usta wygięte w delikatnym uśmiechu, oczy wyrażające ciepło. Jego dłoń wylądowała na ręce dziewczyny, by zaraz ścisnąć ją delikatnie, na zachętę. – Kocham cię – wyszeptała. Czas stanął w miejscu, nagle zapadła niezręczna cisza, która trwała... za długo. Chłopak odchylił się na krześle i gestem dłoni zasygnalizował, by kelner przyniósł rachunek.
3, 2, 1...
Sunghoon zaśmiał się sarkastycznie, kiwając jednocześnie głową. Pełne miłości i akceptacji spojrzenie nagle ustąpiło miejscu chłodnemu wyrazowi, a czekoladowe oczy momentalnie zmieniły barwę na niemal czarną. Obserwował, jak twarz dziewczyny nagle pobladła, po czym przybrała kolor purpury. Potem opuściła głowę z zażenowania. Sunghoon śmiał się jeszcze kilka sekund, napawając się widokiem zranionej nastolatki, aż w końcu nachylił się nad stołem, palcem wskazującym delikatnie uniósł jej podbródek, a złowieszczy uśmieszek zawitał na jego anielskiej buźce.
– Dzięki, wspaniale się dziś bawiłem – oznajmił, po czym sięgnął do kieszeni, by wyciągnąć plik banknotów i jak gdyby nigdy nic wstał, by odejść i zostawić swoją towarzyszkę.
Doprawdy, była idealną ofiarą... Teraz musiał znaleźć kolejną.
Sunny | 19.11.2001 | student Psychologii Emocji na Uniwersytecie Columbia | syn właścicieli Colleman&Ahn Engineering Group | he looks like an angel | starszy brat | doskonały aktor | brak skrupułów | i've never promissed you anything | instagram
ODAUTORSKO
[ Cześć! Piękne zdjęcia, idealnie pasują do tego co przedstawiłaś w karcie. Chętnie poczytałabym więcej tekstu z życia wziętego :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby eksperyment w postaci pisania panem się udał i przyniósł sporo frajdy. Panowie są super!
Bawcie się jak najlepiej :) ]
Laurent / Jackson
[Jest boski. Tak boski, że aż chciałoby się go przytulić. Najlepiej tak mocno, żeby mu zetrzeć ten uśmieszek z siniejącej buzi <3
OdpowiedzUsuńNo, muszę pohamować moje mordercze zapędy na rzecz pochwalenia Cię za tak złowieszczą postać. Pytanie tylko... ile rzeczywiście siedzi w nim z psychopaty? ;)]
Jane/ wktórce też Elisa
[if I must die, it's only because of you 🖤]
OdpowiedzUsuńSpotted: Środowym porankiem S widziany w Central Parku na lodowisku. Śmiejąc się do rozpuku, ujmuje za rękę swoją towarzyszkę, by pomóc jej utrzymać się na nogach (swoją drogą, rok temu widziałam ją śmigającą na tym samym lodowisku bez żadnych problemów). Już dwa dni później ta sama dziewczyna z płaczem wybiega z imprezy, na której mieli się bawić całą noc... Oj, S, Ty bardzo niegrzeczny, słodki chłopcze. Znowu zostawiłeś pannę na lodzie?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Mam słabość do takich pokręconych facetów i to zagranie w restauracji bardziej mnie intryguje niż przeraża, wiec chyba ze mną źle, ewentualnie sama szybko się nudzę 😅 Bawcie się tutaj dobrze, a ten uroczy pan niech idzie za mnie jutro na ćwiczenia z psychologii emocji, pokrywają się z jego studiami 😃]
OdpowiedzUsuńEthan Watson
— Sunghoon! — wykrzyknął Seojun i pochylił się w przód, dalej ze zdziwionym wyrazem twarzy. Roześmiał się potem, gdy już pierwszy szok minął, po czym wstał, by przywitać się z kumplem.
OdpowiedzUsuńDawno się nie widzieli — dokładnie od czasu tej pamiętnej nocy, gdy wylądował w basenie. Sunghoon był jednym ze świadków, ale jednocześnie kimś, o kogo dyskrecję Kim nie musiał się martwić. Wiedział, że chłopak dochowa tajemnicy. I tu nawet nie chodziło o jakąś szczególną zażyłość czy przyjaźń — mieli na siebie tyle haków, że traktowali się jako partnerów w zbrodni. A takich się nie zdradza.
— Mi mówisz, że jest nudno? To ja spędziłem ostatnie tygodnie zamknięty na cztery spusty. — Seojun ułożył rękę na klatce piersiowej, przymykając oczy w wyrazie cierpienia. — Muszę to sobie jakoś dzisiaj wynagrodzić. — Sięgnął po paczkę papierosów leżących na stoliku, po czym odpalił jednego i zaciągnął się głęboko. Wypuścił powoli dym. — Coś się działo, jak mnie nie było? Udało ci się urobić tę, jak ona miała? Beatrice? Candice?
Wiedział, że jego kumpel miał słabość do łamania serc. Lubił patrzeć, jak bolało. Nie oceniał go. Tak samo, jak Sunghoon nie oceniał, że Seojun się sprzedawał za okładki. Mutual agreement.
Seojun uśmiechnął się jednym kącikiem ust, spoglądając na wargi chłopaka, po czym uniósł na chwilę oczy, by skrzyżować z nim spojrzenie. Pochylił się, na tyle blisko, by poczuć na szyi jego ciepły oddech. Musnął delikatnie ustami jego ucho.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję — wymruczał. A potem nagle się wyprostował. — Ale ja nie za bardzo lubię chłopaków. Poza tym Rosalie niedawno ode mnie wyszła. — Pokręcił głową. — Nie dziś, kochanie, boli mnie głowa.
Zaciągnął się papierosem, chichocząc pod nosem i spoglądając na chłopaka z rozbawieniem widocznym w ciemnych oczach. Koreańczycy nierzadko przekraczali granice stawiane przez Amerykanów, ale Sunghoon zawsze był odrobinę bardziej serdeczny — kusił wszystkich, niezależnie od płci. Tak już miał. Wrodzony magnetyzm, cóż zrobić.
— To co robimy dzisiaj, impreza? — zapytał Seojun. Wydmuchał dym, a potem pochylił się, by zgasić papierosa. Sięgnął po pudełko po miętówkach i wysypał sobie na dłoń jedną tabletkę, po czym szybko ją połknął. Skrzywił się lekko, gdy przechodziła przez gardło. — Imprezuję codziennie odkąd wyszedłem z ośrodka. No, prawie codziennie. Potrzebuję jakiegoś nowego bodźca... A może znów pomogę ci polować? — Seojun uniósł brwi zachęcająco. Potem krzyknął wgłąb apartamentu, by ktoś przyniósł im coś do picia. — Ostatnio jestem jakiś taki wiecznie wkurwiony. Potrzebuję się wyżyć.
Oj, wiedział, jakie wyżycie by mu pomogło. To, które nie mogło się ziścić, bo jego współuczestnik jadł właśnie obrzydliwe kluski gdzieś w Chinatown.
*Poza tym taka Phoebe niedawno ode mnie wyszła xD
Usuń— Myśle, ze możemy zaprosić jakieś towarzystwo… — wymruczał chłopak w głębokim zamyśleniu.
OdpowiedzUsuńW głowie wertował wszystkie swoje znajome, które mógłby zaprosić on lub jeden z jego kumpli, a które jednocześnie idealnie wpisywały się w scenariusz ich ofiary. Elena, Iris, Heather… Jedna niedawno znalazła sobie chłopaka (Mark jest w sumie w porządku), jedna została zdradzona tydzień temu (będzie ryczeć w którymś momencie), ale ostatnia chyba by się nadawała.
Wyciągnął telefon, by dać znać o planowanej imprezie, ale tez by zaaranżować DJ’a i barmana na wieczór. Zanotował w głowie, ze powinni coś w międzyczasie zjeść, bo jeszcze nie udało mu się dziś trafić do kuchni, a bardzo nie chciał skończyć tak jak ostatnio. Jak to było, jak piniata.
By przypieczętować swoje słowa, chwycił za kieliszek z wódka i szybko go wychylił, krzywiąc się nieznacznie. Odstawił go z trzaskiem na stolik i zwrócił się z szerokim, widocznie nieszczery uśmiechem w stronę Sunghoona.
— Dziękuje, ze pytasz. I to właśnie Ari, której zaproszenie zaproponowałeś, jest źródłem mojego… — Wkurwienia. Zazdrości? — Frustracji. — Oparł się gwałtownie o poduszki kanapy i odpalił kolejnego papierosa. — Wyobraź sobie, Ari znalazła sobie chłopaka-biedaka i teraz bawi się z nim w szczęśliwy, słodki domek. Domek w kraju, w którym narkotusie nie istnieją, papieroski są be, a nauka jest mniej ważna jedynie od miłości. Siadanie starym dzbanom w wieku tatusia na kolanach miało miejsce przez problemy osobiste, a zalewanie się w trupa na imprezach i sypianie w obcych łóżkach nigdy się nie wydarzyło. Już nie wspomnę o tym, ze Seojun w tym świecie nigdy nie istniał… — Ostatnie zdanie wymamrotał tak cicho, ze chłopak nie byłby w stanie go usłyszeć.
Potrząsnął w końcu głowa, roztrzepując włosy.
— No, wiec Ari nie będzie — powiedział pogodnym tonem. — Ale dałem cynk znajomym, wiec myśle, ze do dziesiątej klub się nam zapełni.
— Pozbądź się problemu… Mam go zabić? — zapytał Seojun z uśmiechem, przymykając lekko oczy. Zaciągnął się papierosem, po czym odchylił głowę i powoli wypuścił dym, dalej analizując słowa chłopaka. — Nie chcę go załatwiać, chcę… — Chcę, żeby ona wróciła do mnie. — Żeby nie udawała kogoś, kim nie jest. To śmieszne. A poza tym prawda prędzej czy później i tak ja znajdzie, wiec po co udawać? Siedziała u mnie w ośrodku całe święta. Pocałowała mnie. — Zaciągnął się ponownie i spojrzał w stronę Sunghoona, tak ze teraz oboje leżeli na oparciu kanapy, zwróceni twarzami ku sobie. — Myślisz, że jej chłoptaś o tym wie? Skąd. A ona mi tłumaczy, jak bardzo się zmieniła.
OdpowiedzUsuńPomyślał o świątecznym czasie i coś zakłuło go w żołądku. To były takie miłe chwile, chyba miesiąc miodowy całej ich relacji, jeśliby spojrzał w przeszłość. A byłyby jeszcze lepsze, gdyby Ari nie psuła tego wszystkiego, trzymając go na dystans… I nie udawała przed swoim chłopakiem, ze ich spotkania nie miały miejsca.
Zaraz, zaraz… Czy to czyniło go jej sekretnym kochankiem?
— W każdym razie mam mały plan. Chciałbym się odegrać i zobaczyć w oczach Ari zazdrość. Kojarzysz Rosie?
Seojun spojrzał na kumpla, starając się zebrać myśli. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie sądził, by obraził Sunghoona szczerością, ale jakoś nie wyobrażał sobie mówić na głos, że Ari była jedyną osobą wokół niego, na której tak naprawdę mu zależało. W końcu taka była prawda... Lubił Sunghoona, tak samo, jak lubił resztę swoich znajomych, ale gdyby zniknęli tego dnia z jego życia, najprawdopodobniej dopiero po kilku miesiącach by się w ogóle o tym zorientował.
OdpowiedzUsuń— Chciałbym zobaczyć, jak dostaje za swoje — powiedział. Nie była to prawda. Nie chciał już jednak dłużej o tym rozmawiać, w końcu mieli się dzisiaj zabawić.
Nagle telefon Kima rozdzwonił się powiadomieniami. Chłopak sięgnął po niego zirytowany, lekko ściągając przy tym brwi, po czym gdy tylko przeczytał pierwsze słowa, zakrył usta dłonią. Roześmiał się głośno i rzucił telefon w stronę Sunghoona.
— Jestem serio najgorszym przyjacielem świata. — Był. — Musimy odwołać imprezę, a przynajmniej trochę ją przesunąć w czasie. Zupełnie zapomniałem, że dzisiaj przecież są te urodziny Kevina... Nie wiem, jak mogłem o tym zapomnieć, napierdalał o tym przez ostatni miesiąc. Ma zamiast się oświadczyć tej swojej, jak jej tam, Bea-nie. Carol? I mam nawet coś o nim powiedzieć, jak będą wznosić toast. — Seojun podniósł się, wydmuchując dym, po czym zgasił papierosa. — Co mam powiedzieć? Kevin jest spoko ziomkiem, a w ogóle to puknąłem mu laskę tuż przez tym, jak ostatnio zezgonowałem w basenie. Było fajnie, więc życzę mu przyjemnej reszty życia. — Pokręcił głową.
— Ty jesteś naprawdę zdrowo pierdolnięty — mruknął Seojun, spoglądając na Sunghoona i jednocześnie potakując głową. Wykrzywił usta z obrzydzeniem. — To naprawdę zaszczyt móc przyjaźnić się z kimś tak pozbawionym skrupułów i moralnego kręgosłupa.
OdpowiedzUsuńCzuł, że w sumie to powinien być wkurwiony, że chłopak nagrywał go podczas migdalenia się z dziewczyną Kevina na dachu, ale tak naprawdę... Nie potrafił. W gorsze sytuacje już się wplątywali. Poza tym nigdy nie działali na swoją szkodę — jeśli Sunghoon trzymał to nagranie na swoim dysku, z pewnością robił to tylko dlatego, by kiedyś im się ono do czegoś przydało. Na przykład tak jak teraz.
— Ale musimy przemyśleć to dokładnie. Może wyślijmy mu to jakoś anonimowo? Albo do Plotkary, żeby to ona mu to nagranie przesłała? — zastanawiał się głośno. Zwinął usta w mały dzióbek i spojrzał w górę, zamyślony. — Chciałbym zobaczyć, jak Kevin sobie poradzi w tej sytuacji. W sensie wiesz... My wchodzimy na imprezę, on już wie. Co zrobi? Czy ta dziewczyna też tam będzie? — Potrząsnął głową. — Kurwa, jak ona miała na imię?
Krzyknął w głąb apartamentu, by ktoś przygotował im coś do jedzenia. By móc pić dalej, musiał coś zjeść, a nie wyobrażał sobie przeżyć tego wieczoru na trzeźwo. Zapowiadała się wspaniała zabawa!
— Przestań, przecież to jest ledwie licealista. Potrzeba nam kogoś lepszego — mruknął Seojun, przeglądając coś na telefonie. Jednocześnie drugą ręką wsuwał sobie jedzenie do ust. — Mamy paru ochroniarzy, może po prostu któregoś z nich zwolnię z jakiegoś apartamentu i pojedzie z nami? Wysłałem ci ten numer do Kevina.
OdpowiedzUsuńJakąś godzinę później siedzieli już w limuzynie Kima i przemierzali Manhattan, by dotrzeć na urodziny wspomnianego chłopaka. Seojun był tym widowiskiem zniesmaczony — impreza miała się odbyć w ogromnej sali, miała być scena, jakieś atrakcje, licytacje, koncert do kotleta. To chyba najprzaśniejsza rzecz, o jakiej kiedykolwiek słyszałem, powiedział do Sunghoona, gdy tylko zaparkowali pod wejściem do hotelu. Nawet nie wiedział, dlaczego Kevin miał życzenie, by to Seojun powiedział kilka słów na jego urodzinach/imprezie zaręczynowej. Ledwo się znali, już nie mówiąc o tej całej sytaucji z jego dziewczyną, której imienia najwyraźniej nie miał dane poznać.
W każdym razie filmik został wysłany właśnie około godziny temu. Do tego czasu nic się nie wydarzyło — Kevin się nie kontaktował, jego dziewczyna też nie, a Plotkara siedziała cicho. Po cichu chłopaki zaczynali się martwić, że Kevin może nie dostał tej wiadomości. Co jeśli jej dziś nie odbierze?
— Zaczynamy przedstawienie — szepnął Seojun z uśmiechem, wchodząc do sali. Powitało ich tam najprzaśniejsze widowisko, jakie mogli sobie wymarzyć. Pełno złota, diamentów, świateł, reflektorów, muzyki i atrakcji — zupełnie jakby weszli do głowy czterdziestoczteroletniemu biedakowi z Teksasu.
Kevin stał niedaleko drzwi. Na widok Seojuna gniew przeszedł przez jego twarz, ale tylko na krótką chwilę, bo zaraz został zastąpiony szerokim, sztucznym uśmiechem. Ruszył w ich kierunku.
— Wie — powiedział Seojun. Ledwo potrafił powstrzymać śmiech.
Rosalie spoglądała na parę po drugiej stronie pomieszczenia, a szklankę, którą trzymała w prawej dłoni, ściskała tak mocno, że aż jej kostki pobielały. W głośnikach dudniło Middle of the night i dziewczyna poddawała się muzyce — w jej głowie migały sceny, wspomnienia z Seojunem, a tępy ból w klatce piersiowej wzbierał na sile. Miała główna role w swoim prywatnym teledysku.
OdpowiedzUsuńRosalie nie pozwala sobie na uczucia do mężczyzn, z którymi się spotykała. Obiecała sobie, ze dopóki jest na tyle młoda i piękna, by moc zrobić z tego pożytek, czyli na przykład dobry towar przetargowy, nie zwiąże się z nikim, kto mógł zawładnąć jej sercem. Miała się skupić na budowaniu pokaźnego kapitału, potem będzie czas na miłość. Poza tym Rose tak naprawdę nie wierzyła w to, ze miłość może trwać.
Ale popełniła błąd — zauroczyła się w Seojunie. Znali się od bardzo dawna, nawet przez jakiś czas niezobowiązująco spotykali, jak byli jeszcze nastolatkami. Zawsze jej się podobał, ale wiedziała, ze nie miała najmniejszych szans z Min Ari — nie dość, ze rodzice Seojuna niemal pchali go w ramiona tej dziewczyny o wyglądzie jedenastoletniego chłopca, to oni byli w swoim życiu praktycznie od zawsze. Poza tym Ari nie lubiła Rose… i choć ciężko byłoby się jej do tego przyznać na głos, Ari miała tyle władzy w rękach, ze gdyby chciała, mogłaby jej się pozbyć.
Niemniej przez pewien czas udawało jej się wygrać. Gdy Ari była z Minsoo, ona była jedyna dziewczyna, której Seojun poświęcał cała uwagę (dziewczyna, nie kobieta, bo jednak nie zrezygnował ze swoich starych przyzwyczajeń). I nienawidziła tego, jak bardzo była z nim szczęśliwa. Wiec gdy Seojun i Ari zaczęli się znowu spotykać, zamiast walczyć jak zazwyczaj z ulga usunęła się w cień — tak było po prostu łatwiej. Nie znaczyło to, że nie była wściekła, nie, była wręcz wkurwiona całą tą sytuacją, niemniej doceniła ją po czasie. Minsoo wrócił z Korei, uwiódł Ari i koniec końców Ari z Seojunem też się rozstali. Rose nawet nie musiała kiwnąć palcem, bo Min sięgnęła dna bez jej pomocy. Pewnie teraz ćpała na potęgę w jakimś klubie, wypłakując sobie oczy za utraconą miłością (za jedna z nich albo obiema), możliwością dostania się na studia… i może godnością?
To nie na Ari była teraz zła. I nawet nie na Seojuna, na którego ramieniu uwiesiła się jakaś blondynka. Najbardziej była wściekła na siebie — głupia, pomyślała, że gdy chłopak rozstanie się z Min, wróci do niej. Ale tego nie zrobił. Migdalił się od kilku tygodni z jakąś… Yuri? Kim, do cholery, była ta dziewczyna i skąd się wzięła.
Upiła łyk drinka i westchnęła ciężko. Koniec piosenki wybił ja z rozmyślań, wiec lekko podskoczyła, gdy zorientowała się, ze ktoś zajął miejsce tuż obok niej.
— Cześć, Sunghoon.
rozpoczęcie z telefonu, wiec z dupy
Yuri (już załóżmy, że podpisuje, żebyś wiedziała, komu odpisac, bo to się nijak ma do postaci w wątku hahahah)
— Dzięki za przybycie — wysyczał Kevin i ledwo zdołał się uśmiechnąć. Nozdrza drgały mu tak mocno, że Seojun przez chwile pomyślał, ze jeśli zaraz go nie złapią, chłopak uleci w powietrze. Stwierdzenie tak go rozbawiło, ze parsknął śmiechem i zaczął udawać, że to było wyjątkowo nieporadne kichnięcie.
OdpowiedzUsuń— Dzięki za zaproszenie.
Seojun nagle zorientował się, dlaczego Kevin poprosił go o wygłoszenie przemowy na jego urodzinach/zaręczynach/ślubie z samym sobą. On po prostu nie miał przyjaciół. Widział go, lekko spoconego od tłumionej głęboko wściekłości, a w jego twarzy dalej dostrzegał rysy małego chłopca, z którym nikt nie chciał się bawić. Teraz był starszy, ale dalej budował zamki z piasku w samotności. Miał pieniądze, dzięki czemu udało mu się zaskarbić garstkę znajomych i dziewczynę… ale dla wszystkich tych ludzi był tylko karta kredytowa. Albo raczej debetową. Seojun był jego jedynym znajomym z wyższych sfer, resztę kupił sobie pozycją swoich rodziców, wiec zamierzał go dzisiaj pokazać na scenie jako trofeum. A przynajmniej wcześniej miał taki plan, bo co teraz kombinował, tego nie wiedział nikt.
— Częstujecie się wszystkim, co wam się podoba. — Kevin wskazał na wejście do sali, po czym kiwnął szybko głowa. — Za piętnaście minut przejdziemy do przemowy. — I z tymi słowami zniknął im z oczu.
Histeryczny chichot wydobył się z jego usta i gdy już zaczął, nie mógł przestać się śmiać, dokładnie tak jak Sunghoon jeszcze w apartamencie. W końcu oczy mu zaszły łzami.
A już prawie pomyślał, ze mu Levina szkoda.
— Drodzy zebrani — zaczął Seojun ze swoim katalogowym uśmiechem numer sześć, wchodząc po schodach na scenę. Całe to przedstawienie zaczynało go tak bardzo bawić, że zamiast zniesmaczenia czuł… radość. Satysfakcję. To wszystko było tak głupie, ze naprawdę dobrze się bawił, szczególnie, a może właściwie dlatego, że Sunghoon był tam razem z nim, by z wszystkiego szydzić równie mocno. — Kochani, zebraliśmy się tutaj, by… — Połączyć węzłem małżeńskim Kevina ze swoim lustrzanym odbiciem. — Uczcić urodziny Kevina!
OdpowiedzUsuńPo sali rozbrzmiały wątłe oklaski. Najgłośniej wiwatował Sunghoon. Kim znowu wybuchnął śmiechem, przy czym niefortunnie cały się przy tym poplul drinkiem, którego popijał w międzyczasie.
— Kevin, jesteś wspaniałym przyjacielem, bardzo chciałbym…
— Tak, wiem, ze jestem — odpowiedział Kevin zimno. — Wiecie, pare miesięcy temu pomyślałem sobie, że chciałbym uszczęśliwić moja wspaniała dziewczynę najbardziej, jak się tylko da. Pomyślałem, cóż może być lepsze, jak połączyć najważniejsze święto w roku z propozycja wyjścia za mąż.
Seojun zasłonił sobie usta dłonią, by nie zacząć chrumkać ze śmiechu.
— Pomyślałem i powiedziałem to siebie… Kevin, zrób to. Ona zasługuje na to, ona jest ważniejsza. Niech twój przyjaciel powie o tobie kilka miłych słów, a potem uklękniesz przed ta, która kochasz. I oddasz jej resztę swoich dni. — Kevin zrobił zamyślona minę. Seojun zaczął się zastanawiać, czy aby nie za prędko uznał Ari za naczelna drama queen Manhattanu. — Potem puściłbym wspaniały filmik, który nagrała ekipa sprowadzana prosto z Los Angeles… ale nie to będziemy dziś puszczać. Droga Jackie — zwrócił się Kevin do swojej dziewczyny, wyciągając rękę. — Jak mogłaś mi to zrobić?
Chłopak wyciągnął rękę i pstryknął palcem. Na ekranie zamiast ckliwego filmiku pojawiło się dokładnie to, na co Seojun i Sunghoon czekali cały wieczór. Filmik trwał niespełna trzy minuty, więc też przez tyle raczyli się głośnymi jękami partnerki Kevina. Seojun przekrzywił lekko głowę — czy naprawdę jego włosy były aż tak długie z tylu?
Dziewczyna wybiegła z sali i zatrzasnęła za sobą drzwi, gdy tylko wideo dobiegło końca. Nastąpiła długa chwila ciszy, którą koniec końców przeciął Seojun, ogromnie zaskoczony:
— Faktycznie! Sunghoon! To była Jackie!!!
A potem dostał pięścią w twarz.
Seojunek😈
Cóż, Seojun naprawdę sobie zasłużył na ten pierwszy cios. Na drugi zreszta tez. Dopiero przy trzecim, gdy gorąca krew zaczęła cieknąć mu po twarzy, stwierdził, że może to był czas najwyższy, by Kevin zszedł z niego i przestał go okładać — a wtedy niczym rycerz na białym koniu pojawił się przed nim Sunghoon… i walnął Kevina prosto w krocze.
OdpowiedzUsuń— Nie zapomnij zostawić pantofelka — mruknął z uśmiechem, wyciągając rękę, by chłopak pomógł mu wstać. Obejrzał się za siebie, gdy wybiegali z sali. Jeszcze przez moment zastanawiał się, jakim cudem znajomi Kevina nie chcieli go dorwać, po czym przypomniał sobie, ze nieszczęsny młodzieniec ich przecież nie posiadał. Przybił wiec piątkę Sunghoonem i roześmiał się głośno, jednocześnie próbując ręka zatamować strumień krwi wydobywający się z jego nosa.
Na szczęście przed wejściem dalej krążyła limuzyna Kima, tak jak polecił zrobić kierowcy, wiec wskoczyli do niej, dalej w stanie lekkiej euforii. Z jakiegoś powodu, gdy kierowca zapytał się, gdzie chcą się teraz udać, wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Mężczyzna ruszył na Piąta Aleje.
— To co, teraz jakiś klub? Mieliśmy jeszcze w planach jedno damskie serce złamać… chociaż żeby mieć jakiekolwiek szanse, musiałbym zrobić coś z tym nosem.
OdpowiedzUsuń— A co, już się zmęczyłeś? Przypomnę ci, że — wskazał na swoją twarz — to ja tutaj poniosłem rany wojenne.
Roześmiał się i sięgnął ręka do portfela, by wyciągnąć z bocznej kieszeni swój zasób specjalnych cukierków. On nie wypił w trakcie wieczoru tyle, co Sunghoon — wiedział, że jeżeli w dobrym momencie nie przestanie, prędzej czy później wyląduje z głowa w klozecie. Przyjemne szumienie w uszach (to związane z alkoholem, nie euforia) minęło mu jakiś czas temu, więc potrzebował nowego bodźca.
Dopiero gdy połknął tabletkę i przyjrzał się chłopakowi obok, zorientował się, jak bardzo Sunghoon jest zmęczony ich niedawnym biegiem — już prawie zapytał się, czy wszystko z nim w porządku, gdy w końcu blondyn odezwał się swoim normalnym, lekko prześmiewczym tonem.
— Ta-ak, wróćmy.
Uśmiechnął się kącikiem ust, dalej wpatrując się w chłopaka, który jednak odwrócił od niego wzrok. Nie musiał umieć czytać w myślach, by po tym prześlizgującym się po jego ustach spojrzeniu stwierdzić, na co tak naprawdę Sunghoon miał teraz ochotę. A Seojun bardzo lubił widzieć w cudzych oczach pożądanie. I przecież… mieli się dzisiaj bawić, prawda?
— I don’t blame you, if you want it. I would.
Pewnym siebie ruchem wsunął dłoń we włosy blondyna, po czym przyciągnął go do siebie, niezbyt delikatnie, i pocałował głęboko. Smakował jak Aperol, balonowa guma do żucia i… trochę jak krew. W sumie, gdyby ktoś go zapytał, istniało prawdopodobieństwo, że Seojun właśnie tak by odpowiedział, jakby przyszło mi wymyślać, jak mógłby smakować pocałunek Sunghoona. Słodko. I trochę przerażająco.
👅👅👅
Gdy Sunghoon napawał się szczęściem wynikającym z tego, że potrafi zdobyć każdą osobę na swojej drodze, Seojun pływał w lustrzanym rodzaju satysfakcji — bo czyż to nie wspaniałe, że potrafił sprawić, że skusi kogokolwiek, kogo spotka? Dobrali się więc idealnie. Jeden kochał zdobywać, a drugi... Być zdobywanym.
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej byli siebie warci na wielu płaszczyznach.
— Nie za bardzo lubię chłopaków — roześmiał się Seojun, drapiąc delikatnie chłopaka po karku. — Ale zdaje mi się, że mógłbym polubić Sunghoona.
Wydął usta i spojrzał w bok, jakby jeszcze się nad swoimi słowami zastanawiał, po czym powrócił spojrzeniem do blondyna. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, a potem zbliżył do niego, zachowując niewielki dystans, który sprawiał, że... Cóż, że lubił Sunghoona jeszcze bardziej.
Nagle pocałował go, gwałtownie, i momentalnie się odsunął, a kiedy chłopak próbował odwzajemnić jego czułości, odchylał głowę w tył, nie pozwalając mu się dotknąć. Nic tak nie wyprowadza z równowagi zdobywców, gdy nie mogą mieć tego, czego tak bardzo chcą i co tak pięknie uśmiecha im się przed oczyma, prawda?
A Seojun chciał Sunghoona zdenerwować. Chciał go wkurwić.
Chciał mu się nie dać dotknąć i zobaczyć, do czego ten się posunie [hehe posunie (wiem, psuję atmosferę)], by w końcu zdobyć tego, czego chce. Jak się zachowa, będzie agresywny? Jak bardzo? Jak bardzo uda się mu go zdominować? Może zrobi to tak dobrze, że Kim dwa razy się zastanowi, zanim podejmie ostateczną decyzję, czy tak naprawdę nie za bardzo lubi chłopaków?
gaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaay
Gdy Seunghonn popchnął go na siedzenie, chłopak żachnął się, kompletnie zaskoczony, ale już zaraz potem jego usta wygięły się w zadowolonym uśmiechu. Zamruczał cicho, prawie niesłyszalnie, gdy blondyn wmocnił uścisk na jego dłoniach. On również właśnie zdał sobie sprawę z sytuacji, w której się znajdowali — był kompletnie obezwładniony, bez drogi ucieczki, oczekując na to, co Sunghoon z nim zrobi — i fala przyjemnego gorąca przeszła przez jego ciało, wymuszając lekkie westchnięcie. Gdy chłopak zacisnął palce na jego szyi, otworzył usta w wyrazie zaskoczenia, ale już kilka sekund później odchylił głowę w tył, poddając się temu oszałamiającemu uczuciu.
OdpowiedzUsuń— Co, jeśli chcę, żeby się to dla mnie źle skończyło? — powiedział, posyłając blondynowi bezczelne spojrzenie. Uniósł brwi i uśmiechnął się z pewnością siebie, która musiała ewidentnie wyprowadzić Sunghoona z równowagi, bo gdy następnym razem go pocałował, kierowała nim jeszcze większa wściekłość.
Chciał, żeby go miał.
Chciał tego cholernie bardzo.
Nagle blondyn odsunął się z lekkim uśmiechem, a potem jego twarz znowu nabrała zimnego wyrazu, zamieniając się w maskę obojętności. Gdy jedną ręką jeszcze bardziej zwiększył uścisk na nadgarstkach chłopaka, a druga powędrowała do rozporka jego spodni, z ust Seojuna wydobyło się niekontrolowane, głośne jęknięcie, a jego biodra uniosły się odrobinę. Sunghoon zsunął w dół jego spodnie, powoli, jednocześnie dalej uważnie patrząc mu w oczy i ewidentnie drażniąc się, odpłacając mu się za jego poprzednie słowa. Potem zajął się podwijaniem jego koszulki, robiąc z tego równie długie przedstawienie — z każdym centymetrem materiału uniesionym w górę, zostawiał na jego rozgrzanej skórze kolejny pocałunek.
Seojun nie umiał się opanować. Wzdychał głośno za każdym razem, gdy czuł dotyk Sunghoona na sobie, a pulsujący, przyjemny ból sprawiał, że coraz bardziej miał wrażenie, że dłużej nie wytrzyma tego napięcia. Ale Sunghoon na szczęście ukrócił mu tych cierpień i rozładował je, zamieniając w jeszcze większą rozkosz. Dalej utrzymywał dystans wyciągniętej ręki, która przytrzymywała jego nadgarstki, dalej patrzył na niego tym pustym, pozbawionym emocji spojrzeniem, gdy on odchylał głowę w tył i jęczał głośno jego imię, półnagi, kompletnie zdominowany — Sunghoon dokładnie wiedział, jak sprawić mu radość. Tylko jego rozszerzone źrenice i głębszy oddech, którego brał od czasu do czasu, zdradzały, jak bardzo to wszystko działało też na niego.
Kiedy z usta Seojuna wydobył się krzyk, Sunghoon puścił jego nadgarstki i zanurkował w dół. Seojun zacisnął dłonie na oparciu fotela, przymykając oczy, czując jak ogarnia go to słodkie uczucie euforii i satysfakcji. Wsunął potem palce we włosy chłopaka, jego oddech powoli się uspokajał, a serce znowu znajdowało drogę do wybijania normalnego rytmu.
Z tym, że Sunghoon wcale nie miał zamiaru kończyć dobrej zabawy. Gdy szybkim ruchem złapał Seojuna za biodra i przerzucił tak, że znajdował się teraz na brzuchu, brunet roześmiał się z zadowoleniem. Bardzo dobrze zrozumiał jego intencje — to jego kolej na przyjemności.
nigdy bym się nie posądziła o vanilla smuta 🤔
Seojun roześmiał się na uwagę blondyna. Euforia opadła, podniecenie również, oddech i rytm serca wróciły do normy, więc dopiero teraz do niego docierało, co tak naprawdę się stało. Podniósł się na łokciach i spojrzał na Sunghoona, który zbierał jego rzeczy i pomyślał, że to jest idealny moment, by ogarnęło go zawstydzenie i wstyd — niemniej nic takiego nie miało miejsca. Mimo tego, gdy chłopak pomógł mu się ubrać, podwyższyli z powrotem siedzenia, usiedli, a nawet nalali sobie po szklaneczce koreańskiej wódki, nie powiedzieli do siebie ani słowa. Patrzyli na siebie co jakiś czas z dziwnymi, głupawymi uśmiechami, jakby już zbierali się do rzucenia jakiejś uwagi o pogodzie, ale za każdym razem rezygnowali.
OdpowiedzUsuńW końcu kierowca zatrzymał się przed apartamentem chłopaka — musiał przez ostatnie kilkanaście minut krążyć po okolicy, świadomy tego, co się działo z tyłu — i oboje wytoczyli się na chodnik. Ich twarze dalej były zaczerwienione, ubrania pomięte i gdyby faktycznie ktokolwiek ich teraz zobaczył, mógłby bez problemu ocenić, czym się właśnie zajmowali. Sobą.
— Bardzo miła... Przejażdżka — mruknął w końcu Seojun. Spojrzał na Sunghoona i nagle wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a jego ciało zgięło się niekontrolowanie. Śmiał się dalej, nawet jeszcze bardziej, gdy blondyn zaczął mu wtórować. — Naprawdę nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć — wydusił z siebie pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
Który to już raz dzisiaj się tak śmiali? Czy to przez narkotyki, alkohol? Czy może przez swoje towarzystwo? I od kiedy to bawili się ze sobą tak dobrze?
in the next episode of The Sungminseori...
Gdy dotarli do mieszkania, powitała ich głośna impreza. Seojun zupełnie zapomniał o tym, że faktycznie przesłał parę wiadomości do znajomych i do asystenta, który pomagał mu w tym sprawach — trzeba mu jednać oddać sprawiedliwość, bo powodów zapomnienia miał aż nadto. Nie zostali jednak, by bawić się w tłumie, potrzebowali większej anonimowości, by móc wprowadzić ich plan w życie. Seojun dobiegł do sypialni jako pierwszy, więc skorzystał z przywileju ośmiu sekund przewagi i porwał bawełnianą, czarną koszulkę z wieszaka oraz czarną bluzę Celine, która dalej leżała w torbie prezentowej, mimo że służąca przyniosła mu ją jakiś tydzień temu. Od razu skierował swoje kroki do łazienki i kiedy tylko drzwi się za nim zatrzasnęły, zrzucił z siebie ubrania i wszedł pod prysznic. Nawet oblewanie się chłodną wodą przez minutę nie zmyło tego dziwnego uczucia — miał wrażenie, że ogień dalej buzuje mu w żyłach, drżał, a w dodatku kolana zdawały się uginać pod jego ciężarem.
OdpowiedzUsuńGodzinę później próbował rozładować to dziwne napięcie z pomocą przepięknej, długonogiej brunetki, której imienia oczywiście nie mógłby sobie na następny dzień przypomnieć (choć pomogłoby na pewno to, jakby w ogóle ją o to imię zapytał). Jakkolwiek się starał, nie mógł swojego pragnienia ugasić. A przynajmniej nie z nią.
Seojun należał do tego wspaniałego typu ludzi, którzy napotykając problem, by się go pozbyć, zaczynają udawać, że w ogóle nie istnieje. Zakopują go gdzieś głęboko w czeluściach własnego umysłu, myśląc, że jeżeli nie zmierzą się z nim teraz, nie wypowiedzą go na głos, tak naprawdę nie będą musieli się z nim w ogóle konfrontować. Sytuacja z Sunghoonem zasadziła ziarenko... problemu w jego głowie, więc podjął jedyną słuszną, jak mu się wydawało, decyzję — będzie udawał, że to wszystko nie miało miejsca. Lubił się bawić, ale przecież nie był gejem, co nie? Problem w tym, że zostawiając drobne pocałunki na szyi dziewczyny, z przymkniętymi oczami wyobrażał sobie, że jego usta muskają delikatną skórę pewnego blondyna.
Jakby dosłownie wiedząc, czego chłopak pragnie, Sunghoon pojawił się tuż obok niego. Seojun prawie westchnął głośno, gdy poczuł, jak ten zaciska rękę na jego udzie, choć nie pozwolił sobie na jakąkolwiek reakcje. Dopiero gdy nie dał mu spokoju, z ust bruneta wyrwał się cichy pomruk, który znowuż dziewczyna potraktowała jako zaproszenie do kolejnego etapu. Dopiero gdy odwróciła głowę w jego stronę, jej twarz momentalnie zmieniła swój wyraz. Z przyjemnie rozluźnionej na... zaskoczono-wkurwioną.
— Że co? Nie będzie szczęśliwej godzinki we dwóch, chłopaki — powiedziała ze sztucznym uśmiechem, po czym podniosła się i szybko wyszła z loży, po drodze zabierając ze sobą swojego drinka.
— Brawo, Sunghoon — mruknął Seojun, odwracając się w kierunku tylko kumpla, prawda? — Już prawie ją miałem. Dosłownie planowałem jeszcze przez chwilę się z nią bawić, a potem miałem zacząć swoją cudowną litanię. Co ci odbiło, stęskniłeś się? — Uniósł lekko jeden kącik ust w półuśmiechu i nachylił się do niego odrobinę. Mimowolnie.
you want him again, don't you?
Seojun natomiast wcale nie posmutniał przez to, że dziewczyna zabrała cały swój dobytek w postaci drinka i zniknęła im z oczu. Prawdę mówiąc, tak go to ucieszyło, że w słowach kierowanych do Sunghoona, mimo że to w gruncie rzeczy były pretensje, na próżno było doszukiwać się choćby drobniutkiej oznaki irytacji. Powiedział zanim pomyślał. I blondyn musiał bezbłędnie wyczuć to w jego głosie, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo się teraz nad nim znęcał — czego, oczywiście, Kim nigdy nie mógłby mieć dość.
OdpowiedzUsuńGdy Sunghoon zabrał dłoń, pytając go, kogo stara się się oszukać, chłopak prawie jęknął głośno z dezaprobatą. Czuł, jak udo dalej piecze go po tym mocnym uścisku i choć bardzo nie chciał dopuścić go siebie tej świadomości, wiedział, czego chce — żeby Sunghoon nie przestawał wcale. I miał rację. Oszukiwał go i ewidentnie oszukiwał też samego siebie... bo w tej chwili nie było ani jednej osoby, której pragnąłby bardziej, żadnej. Bo choćby schował go w szufladce w głowie z napisem problem, ze wszystkich ludzi wokół był w stanie skupić się tylko na nim.
Bo nawet gdyby Min Ari stanęła teraz przed nim i ze swoim kokieteryjnym uśmieszkiem usiadła mu na kolanach, przymknąłby oczy, starając sobie przypomnieć przyjemny tembr głosu Sunghoona, który sprawiał, że chciało mu się krzyczeć.
— Powiedz mi, jak bardzo nie mogłeś się doczekać, aż zerwiesz z niej tą kusą sukienkę. Aż jej zasmakujesz. Złożysz pocałunki na jej nagim ciele. Aż usłyszysz, jak stęka twoje imię, prosząc o więcej. — Z każdym kolejny słowem i dotykiem chłopaka po ciele Seojuna rozchodziło się to przyjemne, ciepłe uczucie, które sprawiało, że chciał więcej i więcej. Gdy w końcu dłoń blondyna zatrzymała się, a z jego ust wydobył się przeciągły jęk, Seojun odchylił głowę w tył i przymknął mocno powieki, wciągając głośno powietrze.
Ale już chwilę później, kiedy Sunghoon szeptał mu do ucha, Seojun zamknął usta i zacisnął szczęki, starając się opanować. Nici z jego planu — oddał chłopakowi swoje odczucia na złotej tacy. Dalej jednak miał przecież szansę na to, by uwolnić się z tej sytuacji, zresztą Sunghoon sam mu pozostawił taką piękną drogę ucieczki po tym, jak oznajmił mu, że sam przyprowadzi mu wspomnianą wcześniej dziewczynę do łóżko. Brak dłoni chłopaka na ciele Seojuna pozwalał mu też na o wiele bardziej trzeźwą ocenę sytuacji.
Nie na długo.
— Bardzo nie mogłem się doczekać — wyrzucił z siebie w końcu lodowatym tonem zanim Sunghoon wplątał swoją dłoń w jego włosy. — I tak, to na nią mam ochotę — powiedział, jednak już zdecydowanie mniej przekonującym tonem. Jak na potwierdzenie, kiedy blondyn szarpnął dłonią, z jego otwartych ust wyrwał się długi, przeciągły i bezwstydny jęk.
Zdecydowanie nie potrafił już myśleć. Nie, kiedy Sunghoon robił z nim takie rzeczy, które były tylko obietnicą tego, co jeszcze mogło się wydarzyć... Ale zachował trochę zdrowego rozsądku w tym wszystkim — bo bardzo dobrze wiedział, co się stanie z Ahnem, gdy mu powie, że wcale go nie chce. I co się wtedy stanie z nim.
— To jak? — Westchnięcie. — Przyprowadzisz mi ją do łóżka?
😈😈😈
[Cześć, dziękuję za powitanie! :) Och, kto nie kocha dramatów, małych i dużych smutków? Ja na pewno darzę je ogromną miłością! Cieszę się, że mój mały sprzedawca marzeń tak dobrze się przyjął, w końcu – ile można słuchać o nowych, drogich szpilkach i torebce do kompletu? (No, chyba, że dałoby się je ukraść – wówczas Oz może słuchać godzinami.) Na wątek zawsze u nas sporo chęci, choć z pomysłami nieco gorzej… a może Ozzie pasuje do jakichś Twoich wątkowych marzeń? :D]
OdpowiedzUsuńOz Weisenfeldt
Gdy Sunghoon pociągnął go mocniej za włosy, mimo bólu, Seojun uśmiechnął się z zadowoleniem — czuł ogromną satysfakcję na myśl, że właśnie go rozgrywał. Podobała mu się ta ich zabawa w głupie podpuszczanie się nawzajem. Ale chyba jeszcze bardziej to, czym się nagradzali za wyprzedzenie w danej rundzie...
OdpowiedzUsuńBlondyn go jednak przechytrzył. Wzbił się na prowadzenie i zdawał się robić chyba już drugie okrążenie. Bo gdy tylko wspomniał o tym, co zrobi z dziewczyną, którą miał hipotetycznie przyprowadzić mu do domu, Seojun poczuł, jak gorące uczucie gniewu wpływa mu na twarz. Ta sekunda wystarczyła Sunghoonowi, by wiedział, o czym chłopak myśli, choć wątpliwe było w ogóle, by miał jeszcze co do tego jakiekolwiek wątpliwości.
— Pokażę ci — wysyczał.
Gniew Seojuna był zimny, dla kontrastu do tego, co działo się z nim wewnętrznie.
Nagle wstał, rozglądając się wokół. W ich prywatnym pokoju dla VIPów kręciły się dwa tuziny ludzi i mógł przysiąc, że z żadną z tych osób nie zamienił w swoim życiu choćby pół słowa. Krzyknął głośno, że dla nich zabawa się już skończyła, po czym podszedł do wyjścia i jednemu z ochroniarzy zapowiedział, żeby przypadkiem nikogo nie wpuszczali do środka. Kiedy wracał do Sunghoona, wymijając jeszcze wychodzących ludzi, jego nozdrza ruszały się z gniewu, a wzrok był niemal czarny. Blondyn wstał, uśmiechając się do niego przebiegle. Soujun nawet nie poczekał, aż ich ostatni goście wyjdą z pomieszczenia — przyparł szybkim, mocnym ruchem Sunghoona do ściany, przylegając do niego, po czym pocałował go gwałtownie i przygryzł jego dolną wargę na tyle mocno, by mieć pewność, że następnego dnia zostanie mu z tego zbliżenia pamiątka. Potem skierował się na szyję chłopaka i tam zrobił dokładnie to samo.
— Wiesz, na co mam ochotę. Ale na pewno nie na to, żebyś ty miał na kogokolwiek innego — szepnął mu do ucha chwilę potem, wsuwając lewą rękę w jego włosy.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się i wpadła przez nie jakaś dziewczyna.
— Seojun! Nie uwierzysz, co... Ooo — powiedziała, wyraźnie zmieszana. Chłopak mógł przyznać, że udało mu się dosłyszeć kliknięcie aparatu w telefonie. — A więc to prawda?
Seojunowi mina zrzedła, gdy tylko rozpoznał ten głos. Niemniej nie odwrócił się.
pięć minut wcześniej
— Nie wierzę, że nas stamtąd wywalił, była taka dobra zabawa. Uwielbiam siedzieć w loży — jęknęła jedna z dziewczyn, podchodząc do baru. Uśmiechnęła się do kelnera, po czym poprosiła o jeszcze jedno mohito. — Jak myślisz, czemu...
— Czemu? Czy to nie oczywiste? Myślę, że pan Kim Seojun zamierzał dowalić Sunghoonowi. Ciekawe, o co się pokłócili, widziałyście jego spojrzenie? — powiedziała druga z nich.
Rose, siedząca na stołku przy barze, uśmiechnęła się z zadowoleniem. Ach, Seojun. Impreza w takim razie będzie wspaniała... Nie widzieli się od czasów urodzin chłopaka Ari i już w sumie zaczynała się trochę irytować, że nie odpisywał jej na wiadomości — mógł być, z kim tylko chciał, ale dlaczego przestał z nią rozmawiać? Co z ich telefonami w środku nocy? Dziewczyna zaczynała być zazdrosna i roztrząsała, czy Kim znalazł sobie dla niej zastępstwo.
— Bić? Kretynko, czy ty widziałaś, co oni tam wcześniej robili? Chyba byłoby to możliwe, jeśli masz na myśli — roześmiała się trzecia z dziewczyn, zasłaniając usta dłonią — jakąś walkę na mieczę... czy coś. Przecież oni się tam na bank pieprzą.
— Ty pieprzysz! Serio?
— No tak!
Rosalie prychnęła głośno i zsunęła się z siedzenia. Tego jeszcze brakowało, żeby po Manhattanie rozpierzchły się plotki o tym, że Kim Seojun woli chłopców. Po tym co z nią zrobił w zeszły weekend, jakoś nie mogła w to uwierzyć. Ale skoro już wie, że chłopak zawitał do klubu... To oczywiście, że pójdzie bawić się z nim.
Sunghoon miał rację — gdy tylko usłyszał za sobą głos Rosalie, jego ciało zesztywniało zupełnie tak, jakby został nakryty na czymś bardzo, bardzo złym. Ale czy można było się mu tak naprawdę dziwić, skoro on, w przeciwieństwie do blondyna, wciąż eksplorował tę część siebie i nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się poczuć pożądania w stosunku do innego faceta? Zanim cały świat się o tym dowie, a tego, że się dowie, mógł być pewien, sam chciał się dowiedzieć, co to w ogóle wszystko znaczy... Musiał się jednak pospieszyć. Wykorzystać te kilka sekund na reakcje, by szybko poukładać sobie to w głowie.
OdpowiedzUsuńI udało mu się. Doszedł do jedynego, słusznego wniosku, do jakiego mógł dojść Kim Seojun.
Patrząc, jak Sunghoon obejmuje Rose, składa na jej policzku pocałunek, ale cały czas patrzy mu w oczy, Seojun nie mógł się powstrzymać — jego usta same wygięły się w szerokim, prześmiewczym uśmiechu. Bo nic tak naprawdę się nie stało. Czy kiedykolwiek wcześniej pojawienie się jakiejś konkretnej osoby przerwało mu dobrą grę wstępną? Nie (o ile to nie była druga połówka osoby, z którą się zabawiał, ale to była trochę inna kategoria). I płeć nie miała tu totalnie znaczenia. A ich gra nie została skończona.
Sunghoon właśnie wyszedł z szafeczki z napisem problem. Przynajmniej na razie.
— A więc co jest prawdą? — powiedział, siląc się na zirytowany ton. Dalej chciało mu się śmiać, endorfiny uderzyły mu do głowy. — To że wtargnęłaś do pokoju VIP bez pozwolenia?
Uniósł rękę, kiwając głową w kierunku dwójki rosłych mężczyzn, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia i pewnie mieli zamiar wyprowadzić dziewczynę siłą. Seojun parsknął do nich wściekle, że jeżeli jeszcze raz zdarzy się podobna sytuacja, sprawi, że zostaną wylani na zbity pysk jeszcze tego samego wieczoru, a o zatrudnieniu na podobnym stanowisku będą mogli pomarzyć. Podszedł powoli do Rose, która przybrała kokieteryjny wyraz twarzy.
— Seoju-un. — Prawie jęknęła. — Słyszałam... — Spojrzała w bok, udając zmieszanie. — Jakieś dziewczyny mówiły, że jesteś z facetem i że się... No i ja...
— I przybiegłaś tu, bo, kurwa, nie mogłaś usiedzieć na dupie i zająć się swoimi sprawami?
Rosalie nabrała powietrza w płuca i wyciągnęła rękę przed siebie. Zimny ton głosu chłopaka zdawał się sprowadzić ją na ziemię.
— Po prostu chciałam cię zobaczyć! — krzyknęła. — Nie uwierzyłam w ani jedno słowo tych dziewczyn, ale stwierdziłam, że jeśli w końcu cię zobaczę, będę miała może szansę z tobą porozmawiać, bo w ogóle się nie odzywasz... Ale skoro ty odkryłeś w sobie nowe powołanie, to nie będę ci zajmować czasu. — Zbliżyła się do niego gniewnie i uniosła głowę, ich usta dzieliły milimetry. — Pedale — powiedziała cicho, jednocześnie siląc się na szeroki i okrutny uśmiech. Jej oczy błyszczały nienawiścią. — Chyba nie będę wam przeszkadzać w...
— Spierdalaj, Church — powiedział Seojun gniewnie. — Ochrona! Wyprowadźcie tę dziewczynę. Nie jestem w stanie jej uspokoić, coś sobie ubzdurała...
— Seojun, nie! Boże, człowieku, puść mnie!
Rosalie szarpała się, krzyczała i piszczała, ale dwójka mężczyzn w końcu siłą wyprowadzili ją z pomieszczenia. Jej podniesiony głos był słyszalny nawet, jak już zamknęły się za nią drzwi. Seojun oparł się dłońmi o stolik, starając się opanować pulsującą, gorącą falę gniewu. W tej chwili miał ogromną ochotę w coś uderzyć. I tak też zrobił — zacisnął z całej siły dłoń w pięść i walnął nią w stolik z taką mocą, że wszystkie szklanki leżące na nim się zatrzęsły.
— Odpowiadając na twoje poprzednie słowa... — powiedział zimno, unosząc na Sunghoona spojrzenie. Włosy z przydługiej grzywki wpadały mu do oczy. — Mam ochotę na ciebie, Sunghoon. Więc teraz podnieś się z tego siedzenia, pojedź do mnie... I pieprz mnie. Jeszcze mocniej niż wtedy w limuzynie.
Podobne myśli błądziły po głowie Seojuna. Był idealny, myślał, posłusznie wykonując polecenia czy poddając się jego żądaniom. Gdy pierwszy raz Sunghoon odezwał się do niego tym lodowatym tonem, po jego plecach przeszedł dreszcz ekscytacji, a kiedy kilka sekund jego zawahania poskutkowało tym, że blondyn dosłownie rzucił nim na posadzkę, poczuł, jak nad jego ciałem ponownie przejmuje władzę pożądanie. Jego kolana krwawiły od drobinek szkła z potłuczonych kieliszków, ale nie czuł niczego za wyjątkiem lekkiego pieczenia, które powziął za skutek upadku. Dawał z siebie wszystko, próbując zadowolić chłopaka, a jego pochwały sprawiały, że robił się coraz śmielszy i posuwał się coraz dalej. Ciche, niskie pomruki wydobywające się z ust Sunghoona jeszcze bardziej pogłębiały jego pragnienie, aż w końcu sam mu zawtórował… Przytłumione, głośnie jęki musiały zadziałać jednak na blondyna w jakiś szczególny sposób, bo zmiana w jego zachowaniu była znaczna i w dodatku dość gwałtowna.
OdpowiedzUsuńA Seojunowi nie bardzo podobały się nowe reguły gry.
Chłopak mógł udawać, ze ostatnie miesiące nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, ale na jego ciele zostało odbite piętno — i choćby dalej trzymał Margaret w pudełku z napisem problem, z którego właśnie wyciągnął Sunghoona, nie znaczyło to, ze nie istniała. A może inaczej — nie istniała na tyle, na ile Seojunowi udało się skłamać. Na ile potrafił zagrać. Na ile potrafił skupić myśli na czymś innym przez te kilka sekund, gdy wspomnienia ich wspólnych nocy wkradały się mimowolnie go jego głowy, powodując szybkie bicie serca, ból w klatce piersiowej i bezdech.
Więc kiedy Sunghoon pierwszy raz pchnął biodra do przodu, Seojun pokazał swoje szczere emocje — dezorientacje, zaskoczenie. Za drugim i trzecim razem nie był już na tyle zdziwiony, co zwyczajnie przerażony. Nie mógł nic zrobić, dłoń blondyna uniemożliwiała mu drogę ucieczki, zaciśnięta mocno, wręcz bestialsko na jego włosach. Zaczął się krztusić, łzy spowodowane podrażnieniem gardła zmieszały się ze łzami strachu i popłynęły po jego policzkach, jednak Sunghoon zdawał się niczego nie zauważać. Po prawdzie, trudno mu było się dziwić. Dawał Seojunowi dokładnie to, o co ten go poprosił.
Brunet nie wiedział, ile to dokładnie trwało. Przyjął jedyną strategię, na jaką było go w tym momencie stać — starał się odbudować w sobie to pożądanie, które czuł do Sunghoona jeszcze te kilka minut wcześniej. Skupił swoje myśli na tym, co się działo wcześniej w limuzynie, potem starał się przypomnieć słowa, jakie blondyn do niego wypowiadał, a w końcu uniósł na niego spojrzenie, gdy tylko zimny głos chłopaka przeciął ciszę, i z całych sił próbował nie myśleć o niczym, widzieć tylko te ciemne tęczówki, które wpatrywały się w niego z jawnym głodem.
A potem Sunghoon odsunął się i opadł na kanapę.
Brunet wykorzystał te kilka chwil dla siebie. Przyłożył dłonie do twarzy i lodowato zimnymi palcami przetarł powieki, lecz z żalem musiał przed sobą przyznać, że z jego oczu dalej mimowolnie płynęły łzy. Kiedy Sunghoon chrząknął głośno, Seojun podniósł na niego spojrzenie, po czym posłusznie przysunął się do niego i dalej klęcząc przy nim na podłodze, pozwolił ująć się za szyje i pocałować głęboko, prawie czule. Ten delikatny dotyk ze strony blondyna nieco ukoił jego zszargane nerwy, ale niestety nie na tyle, by poczuł się zupełnie dobrze. Prędzej czy później Sunghoon poczuje smak słonych łez i zauważy, że dzieje się z nim coś dziwnego… a tego nie mógł zobaczyć, nie, Seojun nie mógł na to pozwolić.
— Jestem wyjątkowo spragniony — wychrypiał, starając się brzmieć tak samo jak wcześniej i nawet uśmiechnął się jednym kącikiem ust, a zaraz obrócił się i wstał, zgarniając po drodze butelkę z jakimś alkoholem, z której pociągnął sporego łyka. Syknął przy tym głośno, orientując się, ze dłonie tez pokaleczył rozbitym szkłem. Dopadł w końcu do swojego portfela, z którego wyciągnął mały foliowy woreczek i tym razem nawet nie bawił się w proste, równe kreski — wysypał niedbale trochę białego proszku na palec wskazujący, a potem nachylił się i wciągnął kokainę, nieznacznie się przy tym krzywiąc. Oblizał palec, strącając resztę narkotyku w powietrze i upił jeszcze kilka łyków alkoholu, by zabić nieprzyjemny smak rozchodzących się po jego przełyku i gardle. Odwrócił się w końcu do chłopaka, bo już nie mógł dłużej stać tyłem, i spojrzał na niego, z całych sił starając się zamaskować swoje odczucia. Wygląd najpewniej tak, jak się czuł — żałośnie. Ze splątanymi włosami, podkrążonymi oczami, z krwią na dłoniach i kolanach, z policzkami mokrymi od łez. Beautiful… but on the edge of sanity. Twardo jednak patrzył w tęczówki chłopaka. Sunghoon czekał na druga rundę i Seojun nie mial zamiaru odpuszczać, nawet jeśli blondyn mial go przy tym złamać.
UsuńW pierwszej chwili, gdy Sunghoon powiedział, że nie zamierzał go skrzywdzić, Seojun poczuł, jak jego usta wykrzywiają się w grymasie gniewu. Minęłoby jeszcze kilka sekund, a parsknąłby, że naprawdę wysoko się ceni, skoro uważa, że sprawił mu jakikolwiek ból. Uniósł się honorem, poddał temu uczuciu — bo nic się nie stało, bo problem nie istniał, bo to jego głowa sprawiała mu głupie figle, a chłopak nie miał z tym niczego wspólnego. Nic się nie stało, a Sunghoon wyobrażał sobie coś idiotycznego.
OdpowiedzUsuńJednak kiedy poczuł dotyk jego dłoni na sobie, przyjemne ciepło ramion, które go obejmowały, gorący oddech na karku, w ciągu chwili cała złość zniknęła jak za dotknięciem magicznej różdżki. Strach również, zamienił się miejscem z bezpieczeństwem. Powoli jego mięśnie się rozluźniały, oddychanie już nie przychodziło tak trudno, a dziwna ciężkość w głowie ustąpiła. Niemal mruknął z zadowoleniem, gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo mu jest w tej chwili... dobrze. Jakby był dokładnie tam, gdzie powinien.
Poddawał się woli Sunghoona, jak chyba miał już w zwyczaju. Nie oponował, kiedy jego ręce znalazły sobie drogę do zapięcia jego spodni, a długie westchnięcie wydobyło się z jego ust, gdy oparł głowę o ramię chłopaka w reakcji na jego pieszczoty.
— Nie przestawaj — wyszeptał mu do ucha i poczuł, jak po jego słowach blondyn bierze długi, głęboki oddech. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że może go tym wyznaniem ponownie sprowokował, ale zanim zdążył się tym zestresować, Sunghoon jedną ręką jeszcze mocniej przycisnął go do siebie, zupełnie jakby próbował go... Przytulić do siebie? W bardzo niejednoznaczny, a jednocześnie niezręczny sposób, ale jednak, cóż, skuteczny. Na tyle, że ciszę między nimi przecięły kolejne pojękiwania bruneta.
Sunghoon obchodził się z nim delikatnie jak z porcelanową lalką. Dla obu musiała to być zupełna nowość — jeden nigdy wcześniej nikim się na tyle nie przejmował, drugim nikt się nigdy tak nie opiekował. Nie do takiego rodzaju seksu byli przyzwyczajeni.
Blondyn w końcu musiał uporać się z ubraniami Seojuna, bo jego spodnie razem z bielizną opadły na ziemię. Normalnie w takim momencie, gdy jego głowę opanowywało pożądanie, Seojun nie zwracał w ogóle uwagi na to, co się dzieje wokół. Tym razem chichotał, gdy jego noga zaplątała się o nogawkę i nie mógł jej uwolnić z od materiału, gdy sprzączką spodni Sunghoonowi udało się go strzelić z głośnym plaśnięciem w tyłek, albo kiedy blondyn zgubił się przez chwilę we własnej koszulce, próbując ją ściągnąć przez głowę. Było jakoś inaczej. Niezręcznie, ale słodko. Uroczo, czule, co jednak nie okradało tego z pożądania. Dziwnie uczucie urosło podczas tej chwili w sercu Seojuna, ale postanowił tego nie roztrząsać — niezbyt dobrze wychodził tej nocy na analizowaniu własnych uczuć. Miał wrażenie, jakby od czasu rozpoczęcia wieczoru minęło kilka lat.
— Sunghoon-ah! — krzyknął po chwili przeciągle, bo gdy tylko chłopak wyrzucił ostatnie części garderoby na ziemię, powrócił do przerwanej wcześniej czynności. Teraz jednak Sunghoon za jego plecami, już pozbawiony ubrań, wywoływał w nim nieco odmienne uczucia, niż jeszcze przed kilkoma minutami.
I chyba można było już z całą pewnością stwierdzić, że Seojun czuł się znacznie, znacznie lepiej — sam ujął dłoń Sunghoona, którą zacisnął na własnych włosach, a potem pochylił się w przód, wyginając plecy w lekki łuk, i oparł ręce na jednym ze stolików. Nieme zaproszenie. Sunghoon mógł ponownie spełnić jego wcześniejszą prośbę... Czy też rozkaz.
Gdy tylko Seojun poczuł, jak przez jego ciało przechodzi ta słodka fala euforii, niemal ścinając go z nóg, mocniej oparł się rękami o blat stolika i podniósł głowę, by móc spoglądać przez listo na ścianie na twarz blondyna. Uśmiechnął się jeszcze lekko, z satysfakcję, ale w końcu przymknął oczy, poddając się ostatnim sekundom uniesienia. Potem opadł na kanapę obok Sunghoona. Dopiero teraz zorientował się, jak szybko oddychał i jak mocno jego serce tłukło w klatkę piersiową.
OdpowiedzUsuńJuż miał odwrócić się i odezwać do chłopaka, gdy poczuł, jak jego ręce owijają się ponownie na jego biodrach i przyciągają go ku niemu. Bezwiednie rozchylił usta, podczas gdy blondyn odgarniał mokre kosmyki z jego twarzy, jednocześnie patrząc w jego ciemne, nieprzeniknione tęczówki, skrywające uczucia, których jednak Seojun nie potrafił rozpoznać.
W przeciwieństwie do Sunghoona on nie widział problemu ze składaniem pocałunków po seksie, choć przez ostrożne ruchy blondyna, przez dziwne, przeciągłe spojrzenie, czułość, a może przez to uczucie, które zdążyło mu się narodzić w sercu, ten pocałunek był trochę... Inny. Sprawił, że przez jego ciało przeszedł dreszcz, przyprawiając go o gęsią skórkę, mimo że dalej było mu gorąco i ani myślał jeszcze wciągać na siebie ubrań.
Seojun przysunął się do Sunghoona i wsunął jedną z dłoni w jego włosy, dalej nie rozdzielając ich ust od siebie. Zaczął cicho mruczeć z zadowoleniem, gdy blondyn jeszcze bardziej zmniejszył dystans między nimi, przyciskając go do siebie.
W końcu przerwał ich pocałunek i odsunął się, by zaczerpnąć powietrza, ale tylko na kilka centymetrów. Jego oddech dalej był przyspieszony. Oparł głowę o czoło Sunghoona, ich twarze blisko siebie, powieki przymknięte, dalej zatraceni w przyjemności, w tym, jak było dobrze, spokojnie, cudownie.
— Nie chcę kończyć tego dnia — powiedział słabym głosem. Czuł się niemal jak morderca, przerywając ciszę między nimi. Nie wiedział która była godzina, zresztą niewiele go to obchodziło, ale miał świadomość, że noc się kiedyś skończy, a coś mu podpowiadało, że to jedyne, co im pozostało — ten wieczór, ta noc. Bo przecież nie mogli tego kontynuować, prawda? Zresztą, co by mieli kontynuować, w końcu byli tylko kumplami, którzy dobrze się razem bawią, niczym więcej, i na pewno Sunghoon właśnie tak myślał.
Problem w tym, że na samą myśl o tym Seojun poczuł ukłucie w sercu.
I can't lose you, babe
Seojun roześmiał się na uwagę Sunghoona i ze zmarszczonym nosem rozejrzał wokół. Rzeczywiście, narobili soczystego, imprezowego bałaganu, ale nawet nie było tak źle — nie wrzuciłby go do kategorii zdemolowanych, za które trzeba było naprawdę suto zapłacić właścicielom, żeby pokryć szkody i zamknąć im usta. Potem wrócił spojrzeniem do właśnie ubierającego się blondyna. Łańcuszki migotały, odbijając niebieskie światło umieszczonych w pomieszczeniu lampek LEDowych i neonów. Bezwiednie przejechał wewnątrz ust językiem po zębach, gdy fala niebezpiecznych myśli znowu przefrunęła przez jego głowę. Potrząsnął lekko włosami, jakby starając się ponownie wyrzucić niechciane refleksje... I bardzo graficzne wyobrażenia.
OdpowiedzUsuńNie był przyzwyczajony do braku możliwości ugaszenia pragnienia, jakiegokolwiek. Czy on w ogóle mógł mieć Sunghoona dość?
— Dzięki — powiedział cicho, odbierając od chłopaka koszulę. Spojrzał w bok, jakby się bał, że skrzyżowanie z nim spojrzenia skończy się tym, że znów się rzuci w jego stronę.
Postanowił, że rozdzieli się z Sunghoonem i zobaczy, jak ta taktyka się sprawdzi — czy jeżeli odpocznie sobie od jego obecności na dłuższą chwilę, te dziwne uczucia w stosunku do chłopaka odejdą w zapomnienie i sam będzie mógł się z siebie potem pośmiać. I poszli, każdy w swoją stronę, blondyn na parkiet z jakąś znajomą, a Seojun do baru, gdzie spotkał grupę swoich znajomych z agencji. Po dwóch godzinach i kilku dobrych drinkach Kim czuł się, jakby nabawił się zespołu abstynencyjnego, ale zaciskał zęby i odwracał głowę za każdym razem, gdy miał ochotę odszukać chłopaka wzrokiem na parkiecie. Bawił się, tańczył, starał się zadowolić pocałunkami, alkoholem i narkotykami, ale dalej był głodny innego rodzaju dotyku, rozmowy, interakcji, zabawy — tych, które mógł przeżyć z Sunghoonem.
Więc kiedy w końcu zobaczył, jak chłopak idzie w jego stronę, zimne uczucie ekscytacji ogarnęło go od stóp do głów. Wciągnął gwałtownie powietrze przez nos, gdy Sunghoon oparł go o zimną ścianę, a potem pocałował głęboko. Uśmiechnął się, odebrawszy prezent, a blondyn zrobił to samo, ich usta prawie zetknięte ze sobą.
— Ledwo stoisz na nogach — powiedział ze śmiechem, unosząc brwi. Pokręcił głową, ujmując chłopaka za rękę, po czym tylko kiwnął głową do swoich znajomych i pociągnął Sunghoona za sobą do wyjścia.
I taka ci to historyjka: prowadził ślepy kulawego.
Sobotnie słońce wpadało do mieszkania Seojuna, oświetlając je na złoto. Było grubo po dwunastej, gdy chłopak w końcu zdecydował się zajrzeć do sypialni, bo zakładał, że Sunghoon na pewno będzie spać do późnego popołudnia. Niedawno wyszedł spod prysznica, więc jego włosy dalej były wilgotne, a na sobie miał jedynie czarne spodnie od dresu. Stanął w drzwiach własnej sypialni, spoglądając na zdezorientowanego Sunghoona z okrutnym, ironicznym i pogardliwym uśmiechem na ustach, którym zawsze obdarzani są osoby z kacem... nieważne kim by byli.
— Dzień dobry — powiedział cicho, zwracając na siebie uwagę blondyna. — Uważałbym z gwałtownymi ruchami. Jesteś przypięty. — Uniósł brwi i wyciągnął rękę, by wskazać Sunghoonowi całą aparaturę, do której dosłownie chwilkę temu został podłączony. — Myślę, że zajmie to jakąś godzinę. Po niej możesz się odświeżyć, wziąć cokolwiek z mojej szafy i dołączyć na śniadanie... Na którym opowiem ci najbardziej, kurwa, zabawne rzeczy, jakie wczoraj pierdoliłeś, jak wracaliśmy do domu. — Roześmiał się, chowając usta za ściśniętą pięścią.
No bo przecież piękni i bogaci nie mogą sobie pozwolić na kaca. Piękni i bogaci mają zapisany w telefonie numer do pielęgniarki, która podaje im kroplówki.
alexa, play call out my name by the weeknd
OdpowiedzUsuńGłówne pomieszczenie loftu Seojuna za dnia wyglądało jakoś tak... Spokojnie. Za spokojnie. Z głośników jednak leciała muzyka, choć zdecydowanie nie tak głośno jak nocami. Przechodząc przed pomieszczenie Kim poczuł się podekscytowany na myśl o dzisiejszej imprezie, pierwszej od czasu wyjścia z ośrodka.
— Tak, dokładnie — powiedział do Sunghoona, uśmiechając się odrobinę zaskoczony. W całym swoim życiu nigdy się nad tym nie zastanowił, choćby na chwilkę, bo było to dla niego tak naturalne jak wydmuchiwanie nosa. W sumie, jak już o tym udało mu się pomyśleć, faktycznie było to dziwne i nie znajdował żadnego logicznego wytłumaczenia na taki stan rzeczy. — Wszyscy kucharze, pokojówki, sprzątacze... to Koreańczycy. W każdym razie cieszę się, że doceniasz jedzenie, które serwuje swoim gościom. — Ułożył dłoń na klatce piersiowej. — Aż tak ci było spieszno do jedzenia, że nawet sam sobie je podałeś.
Seojun parsknął śmiechem na słowa Sunghoona i uniósł brwi, siadając na przeciwko niego. Ułożył trzymany wcześniej kubek z czarną kawą na stół, po czym sięgnął do kieszeni bluzy i wyciągnął paczkę papierosów. Odpalił jednego, by potem zaciągnąć się powoli. Intencjonalnie przedłużał tę chwilę, bo wiedział, że za maską obojętności chłopaka kryje się lekki stres... W końcu każdy ma swoje sekrety, o których nikt nie powinien wiedzieć. Kim nie dziwił się chłopakowi ani trochę, ale czy mogło go to powstrzymać przed tym, by się nad nim troszkę poznęcać?
— Do opowiadania jeszcze przejdziemy. — Wydmuchał dym i choć próbował utrzymać poważny wyraz twarzy, kąciki ust drgały mu coraz bardziej. — Zacznijmy od tego, że zarzygałeś cały salon i pół klatki schodowej, ale! Ale, ale! Najlepsze jest to, że w ogóle się tym nie przejmowałeś i próbowałeś wyśpiewać hymn Korei... Północnej... — Zmarszczył nos. — Heft, zwrotka, heft, zwrotka. Dziękuję niebiosom, że część służby ma tu swoje kwatery, ale pamiętaj, żeby przesłać piękny bukiet kwiatów pani Kwon na dzień kobiet, jak coś. Ziemi ojczystej rozległej na trzy tysiące ri! Bleeee... — Zainscenizował, rechotając przy tym głośno.
Wsunął papierosa do ust, starając się go trzymać w miarę pionowo, bo właśnie zorientował się, że nie ma popielniczki. Niemal jak na zawołanie drobna, młoda dziewczyna, jedna z jego najnowszych pokojówek, podała mu małe naczynie. Odebrał je od niej, nawet na nią nie patrząc.
— Podzieliłeś się ze mną jednym, uroczym faktem. Jak to było...? To było cudne pukanie, Seojun, no, najlepsze pieprzenie w moim życiu, ale mogę ci coś powiedzieć, tak w tajemnicy, w takim jakby sekrecie? Nie mogę teraz siedzieć na dupie. Na nic zdawało się przypomnienie wydarzeń z ubiegłego dnia, postanowiłeś, że nie położysz się do łóżka, bo nie jesteś w stanie umieścić tyłka w pozycji leżącej. Chciałeś zadzwonić do doktora swojej matki. Ja nie wiem, serio, co ty wziąłeś, bo może ktoś ci coś podał... — Roześmiał się głośno. — Ale ty byłeś, kurwa, na innej planecie.
Ich śmiech odbijał się od ścian. Wzrok Sunghoona stracił na powadze, bo chyba zdał sobie sprawę, że nie nabawił się za dużych strat wizerunkowych, a wszystkie jego sekrety dalej były bezpiecznie zamknięte w zakamarkach jego głowy. Na chwilę pomiędzy nimi zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosami wydmuchiwania przez Seojuna dymu papierosowego.
So call out my name
— I było jeszcze coś — odezwał się Seojun ciszej, uśmiechając się pod nosem. Podniósł wzrok na blondyna. — Nie dałeś mi wyjść z pokoju. Kazałeś mi obiecać, że jak już pójdziesz spać, to nie wyjdę, tylko z tobą zostanę... Nie żebym miał zamiar, to była moja sypialnia, więc gdzie miałbym spać? Ale złapałeś mnie za rękę, chichocząc, i musiałem ci to obiecać, bo byś mnie nie puścił. I powiedziałeś jeszcze, że — dalej się uśmiechał szeroko, choć oczy nabrały poważnego wyrazu — jestem jedyną osobą otrzymującą od ciebie pocałunki, które coś znaczą.
Call out my name when I kiss you so gently
Czas się zatrzymał na króciutką chwilę. Jakby przestali oddychać, jakby muzyka ucichła i istniało tylko to spojrzenie między nimi
— Nie, nie chciałbym, nie wiem też, w czym miałbyś mi pomóc — powiedział i pokręcił głową, dalej uśmiechając się szeroko do blondyna. Opuścił jednak wzrok, po czym ujął delikatnie dłoń chłopaka na swoim policzku i opuścił ją z powrotem na stolik. Dopalił papierosa, a potem wrzucił go do popielniczki i zgasił. — Spokojnie, Sunghoon opowiadam ci tylko, co wczoraj odwalałeś, nie musisz mi się tłumaczyć...
OdpowiedzUsuńW głośnikach zabrzmiało Creepin i Seojun spojrzał w stronę sprzętu elektronicznego wściekle, jakby przez tę krótką chwilę miał naprawdę zamiar wyrzucić go przez okno. Nie miał pojęcia dlaczego, ale głos wokalisty momentalnie wyprowadził go z równowagi... Do tego stopnia, że najchętniej rozszarpałby coś na strzępy. Roztrzaskał, zgniótł, zniszczył. Gorąca złość pulsowała w jego klatce piersiowej, ale wziął głęboki oddech, starając się uspokoić i sięgnął po kubek z kawą, a potem wypił wszystko, co w nim zostało, by na końcu odstawić go z głośnym trzaskiem na stół. Dźwięk zbił go z pantałyku i momentalnie otrzeźwiał.
— W końcu to nie pierwszy raz, kiedy odpierdalamy coś idiotycznego po alkoholu, nie? Przypominam o tych fantastycznych urodzinach, na których wczoraj byliśmy — mruknął, po czym roześmiał się, choć już nie tak serdecznie, jak jeszcze chwilę temu. — Koniec końców obyło się bez tragedii... I przynajmniej nie wpadłeś do basenu.
Nagle ożywił się, wpadając na pewien pomysł, ale nie dał po sobie niczego poznać. Jego usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu, a w oczach zapłonęły diabelskie ogniki, gdy podniósł wzrok i skrzyżował go z Sunghoonem.
— Ale cieszę się, że moje pocałunki coś dla ciebie znaczą. Może jeszcze kiedyś dostaniesz więcej? — Uniósł jedną brew.
Nagle zawibrował mu telefon, więc sięgnął do tylnej kieszeni, ale gdy tylko zerknął na powiadomienie, wypuścił powietrze przez nos, przewracając oczami. Kolejne słodkie zdjęcie Ari z Minsoo z ich wyprawy do Miami.
Z Malibu. Miał na myśli Malibu.
OdpowiedzUsuń— Nic takiego, tylko zdjęcie Ari z jej chłopakiem, przez które wróciły do mnie na chwilę kacowe mdłości — mruknął i znów przewrócił oczami, a potem odchylił się na krześle, rozglądając wokół. Krzyknął wgłąb mieszkania, by ktoś przyniósł mu piwo. — A odpowiadając na twoje poprzednie pytanie, gdybym akurat był w stanie, w którym mógłbym pływać bez obawy o własne życie, oczywiście, że bym wskoczył do wody.
Żeby się upewnić, że się nie wynurzysz z niej, pajacu.
Seojun zmarszczył brwi. Na co on w ogóle się tak wkurwił i czemu to właśnie Sunghoon był powodem tej złości? Bo mimo, że ton głosu miał pogodny, w środku czuł, jakby zaraz miał się na blondyna rzucić z łapami. Chciał go rozszarpać, sprawić, by zniknął mu z ust ten prześmiewczy, wszystkowiedzący, pierdolony uśmieszek. Tylko dlaczego?
Ano dlatego, że dla niego wspomnienie z zeszłej nocy coś znaczyło, tak jak ewidentnie pocałunki znaczyły coś dla Sunghoona. A gdy chłopak wyśmiał jego słowa, zabolało. Niestety, Seojun nie zdawał sobie z tego wszystkiego sprawy — bo przecież czemu miał się denerwować za głupoty, które Ahn pierdzielił po pijanemu… To nie miałoby sensu, prawda?
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Rozluźnij się… pajacu. To tylko żarty.
— No i wiesz, jak to jest z tymi baśniowym całusami… pocałunki prawdziwej miłości i w ogóle. Myśle, że musielibyśmy przetestować na żywym przykładzie, czy pijany Sunghoon miał wczoraj racje — powiedział i roześmiał się. Lekiem na wszystko okazywał się brak powagi… Może po prostu nie powinien brać słów blondyna na poważnie?
Seojun uniósł brwi, a jego spojrzenie znowu na chwilę stało się chłodne i pełne gniewu, lecz gdy już kilka sekund później uśmiechał się do chłopaka, po wyrazie złości nie było już ani śladu. Sam ledwo nadążał za własnymi emocjami i trudno mu było utrzymać je na wodzy, lecz całym sobą starał się zwalczyć ten ogień, który targał mu serce.
OdpowiedzUsuń— Zabawić, z Tobą? — Och, kurwa, zaraz ci pokaże, co do prawdziwa zabawa. Lekko uniesiony kącik ust w górze, diabelski błysk w oku. — Zawsze, Sunghoon. Przetestujmy te teorie.
Nachylił się przez stół do blondyna. W końcu miał idealna okazje, by dać ujście chociaż odrobiny tej ogromnej złości — gdy sięgnął ręka, by przyciągnąć do siebie Sunghoona, dłoń zacisnął mocno na jego bluzie, a ruch można by bez problemu nazwać szarpnięciem. Pocałował go zachłannie, wtłaczając w ruchy cały palący gniew, frustracje, złość na chłopaka, wszystkie emocje, które kotłowały się w jego głowie. Jednocześnie jakiś cichutki głosik podszeptywał jak mantrę jedno zdanie, choć zdecydowanie za cicho, by Seojun mógł je usłyszeć.
Niech te pocałunki coś dla Ciebie znaczą.
Gdy Seojun zobaczył, jak Sunghoon z zacięciem wymalowanym na twarzy wskakuje lekko na stół, by zaraz przyciągnąć go do siebie bliżej, przez myśl mu przeszło, że lubił widzieć chłopaka w takim stanie. Lubił patrzeć na to pożądanie, które wybuchało niemal agresją. Sunghoon spoglądał na niego, jakby miał go ochotę rozszarpać na kawałki, a Seojun płonął od środka, bo już nie mógł się doczekać, aż odda się mu w całości i da zrobić wszystkie rzeczy, na jakie blondyn miał ochotę.
OdpowiedzUsuńJuż nie był wściekły. Przez jego ciało przechodziły fale głębokiego zadowolenia, a coś w tym, jak Sunghoon się zachowywał sprawiło mu radość — jakby jego ciało podświadomie odczytywało nieme znaki, jakby zachowanie chłopaka zaspokoiło tę niemą prośbę, którą trzymał gdzieś w głowie pod kluczem nieświadomości. A może po prostu dał ujście złości w tych agresywnych ruchach? Uziemił ją, przekazując Sunghoonowi długie pocałunki, mrucząc i pojękując, gdy blondyn przygryzał mu mocno usta? Czy raczej to pragnienie ciała Ahna przyćmiło tę ogromną wściekłość?
Albo... Wszystko naraz i to w dokładnie tej kolejności?
— Myśl, Ahn. Wytęż mózg — powiedział Seojun. Stał tak blisko Sungjoona, że mówiąc, muskał wargami jego usta. — Co to — głęboki pocałunek — może znaczyć dla ciebie? — Kolejny. — No dalej, nic ci nie przychodzi do głowy? — Przejechał powoli językiem po górnej wardze chłopaka, jednocześnie wsuwając ręce pod jego bluzę, na klatkę piersiową. Momentalnie Sunghoon zacisnął mocno dłonie na jego biodrach, a drobne westchnienie zadowolenia wyrwało się z jego ust. Kolejny pocałunek. Przeciągłe, bezczelne i niebezpieczne spojrzenie posłane spod brwi, uśmiech jednym kącikiem ust. — Co to znaczy... Sunghoon?
W co on grał? I czy to jeszcze była gra? Prawdę mówiąc, nic z tego nie było zaplanowane, nie miał nawet czasu zastanowić się na tym, co robi, żył w tym momencie i nie liczyło się nic więcej, niż chłopak przez nim i głód w sercu, który przejmował nad nim kontrolę.
Zmusi go, by mu to wyznał.
Bo Seojun nagle poczuł, że to, co wczoraj chłopak mu powiedział... To rzeczywiście była prawda.
Każda groźba Sunghoona odbijała się w głowie Seojuna piękną melodią, niczym najsłodsza obietnica. Po pierwszej, kiedy chłopak prawie pożerał go wzrokiem, kolejna fala pożądania przeszła przez jego ciało pulsującym, gorącym uczuciem. Potem jednak coś odwróciło jego uwagę, jakiś dziwny wyraz na twarzy blondyna zbił go z tropu na moment — namiętność, którą jeszcze chwilę wcześniej mógł wyczytać z jego oczu, została zastąpiona Strachem? Przerażeniem? Szokiem?
OdpowiedzUsuńTrwało to może sekundę, bo potem Sunghoon przymknął oczy i oparł się głową o jego czoło, a gdy otworzył je, po tych negatywnych uczuciach nie było ani śladu. Znowu patrzył na niego tak... zachłannie. I znów groził mu, obiecywał, i to w taki sposób, że Seojun miał wrażenie, jakby kolana odmawiały mu posłuszeństwa, bo nagle stanie w miejscu było dla niego ogromnym wyzwaniem. Odchylił głowę w tył, a coś na pograniczu westchnienia i jęku wydobyło się z jego ust, gdy Sunghoon torował sobie językiem drogę wzdłuż jego żuchwy.
— Kurwa, zapomnisz jak się nazywasz albo jaką literą rozpoczyna się alfabet.
Przyrzekaj, Sunghoon. Bo to jedyne, czego Seojun od ciebie chce.
— Sunghoon — wyszeptał do ucha chłopaka, oddychając szybko. Rękę ułożył na jego plecach, by móc przycisnąć go do siebie jeszcze bliżej. — Proszę, powiedz mi, co to znaczy. — Wsunął dłoń we włosy blondyna i szarpnął go nieco, obracając jego głowę i ułatwiając sobie tym samym dostęp do jego ust. Kolejne pocałunki. Seojunowi zaczynało się kręcić w głowie i miał wrażenie, że zaraz oszaleje.
Nagle Ahn popchnął Seojuna tak, że ten opadł do tyłu na stół. Wstał na łokciach, gdy blondyn się nad nim pochylił, prawdopodobnie gotowy spełnić wszystkie obietnice tortur, którymi go dziś uraczył. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie — Kim nie miał wątpliwości, że doprowadził swoimi słowami Sunghoona do takiego stanu, że dzieliły go tylko sekundy od tego, jak chłopak zrzuci z niego ubrania i weźmie go tam, na stole, w środku dnia, w jego kuchni. A Seojun oczywiście mu na to pozwoli. Chce tego.
Dlatego dziwił się sam sobie, gdy odezwał się do niego jakimś dziwnym, obcym dla siebie tonem:
— Ja też.
On też nie wiedział, co się z nim dzieje. On też bał się tego, starał przed sobą wytłumaczyć, poddawał jakimś dziwnym emocjom, których znaczenia nie rozumiał, choć zdawał sobie sprawę, że ich powodem był chłopak przed nim. On też chciał przestać, skończyć to, zostawić to wczoraj i zapomnieć, nigdy nie wspominać, wyśmiać. On też nie potrafił.
I on też myślał, że ich pocałunki coś znaczą.
Brunet uśmiechnął się z satysfakcją na słowa Sunghoona, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że tym samym dał chłopakowi wygrać. Zadowolił się tym jego połowicznym wyznaniem o znaczących pocałunkach i tym samym uwolnił go od dalszych prób odpowiedzi na niewygodne pytania, a jednocześnie uwolnił też siebie. Nagle znalazł wytłumaczenie na każdą swoją rozterkę — taki był z niego egoista i narcyz, że chciał usłyszeć, jak Sunghoon mówi, że jego dotyk jest dla niego w jakiś sposób wyjątkowy; to na pewno próba wymuszenia na nim tej prawdy powodowała dziwne wyrywy jego serca; złość i wszystkie inne śmieszne emocje pojawiły się w jego głowie, bo chłopak nie dawał mu tego, czego on chciał. Ogarnęła go ulga i szczęście, potęgowana tylko przez kolejne pocałunki, słowa czy gesty blondyna.
OdpowiedzUsuńGdy Sunghoon ułożył kciuk na jego ustach, Seojun machinalnie rozchylił wargi, wiedząc, jak ten ruch zadziała na chłopaka. Posłał mu jeszcze to niewinne spojrzenie, które z jakiegoś powodu zawsze zachęcało blondyna do jeszcze większej agresji, ale kiedy ten zapytał się go, gdzie w tym momencie chciałby teraz być, myśli Kima zatoczyły małe kółko. Nie był już pijany i naćpany, odłączony od swojej świadomości, więc Sunghoon nie mógł zostać jego tu i teraz. Więc, choć nie dał po sobie tego poznać i wściekał się za to na siebie, na krótką chwilę jego myśli odbiły trochę dalej... dużo dalej, w stronę apartamentowca, na którego ostatnim piętrze mieszkała pewna filigranowa brunetka. Wyobraził ją sobie w odwrotnej sytuacji, w której znajdowali się teraz z Sunghoonem i warknął przeciągle, czując, jak ogarnia go pożądanie trochę innego rodzaju.
Złapał chłopaka na nadgarstek, odsuwając jego dłoń od swojej twarzy.
— Tylko z tobą, tu, teraz — powtórzył po nim zimnym głosem, a potem odbił się rękami od blatu i podniósł w górę.
Teraz to on zamienił ich miejscem, ale nie obrócił Sunghoona, tylko popchnął go jeszcze bliżej stołu, jednocześnie składając pocałunku na jego szyi. Bluza blondyna wylądowała na ziemi. Nowa fala żądzy nie dawała Seojunowi czekać, napajać się tą chwilą, bo prawie już odczuwał ból przez niemoc jej zaspokojenia. Tym razem to on przejął pełną kontrolę — zsunął spodnie i bieliznę z Sunghoona, a potem oparł go gwałtownie o blat, tak, że teraz przylegał do niego swoją klatką piersiową, ale podciągnął go jednak za włosy odrobinę w górę, zmuszając do oparcia się na łokciach. Wystarczyło tylko, że opuścił odrobinę swoje spodnie dresowe, a już po chwili z ust blondyna zaczęły wydobywać się miarowe i głośne pojękiwania.
— Pamiętasz jeszcze, jak się nazywasz? — powiedział, ciągnąc go bardziej w tył za włosy i pchając biodrami jeszcze mocniej. Nie był tak delikatny, jak chłopak jeszcze chwilę temu, gdy wepchnął mu środkowy palec do ust i zaczął nim miarowo poruszać, doprowadzając Sunghoona do krztuszenia. — Albo jaka jest pierwsza litera alfabetu?
To nie miało tak wyglądać, nie tak Seojun to sobie wyobrażał.
Najwyraźniej Ari potrafiła z nim robić niespodziewane rzeczy.
— Nie oszukasz mnie, Sunghoon — szepnął do blondyna, pochyliwszy się nad nim. Zamruczał cicho w reakcji na jego kolejne, przeciągłe, gardłowe warknięcie, gdy zwolnił, ale za to zaczął poruszać się jeszcze mocniej. Sam zdawał sobie sprawę, że on też już dłużej nie da rady, nie teraz, kiedy jego głowę atakowało tak dużo przyjemnych bodźców. — Widzę, że ledwo się już, kurwa, trzymasz.
OdpowiedzUsuńBy zdobyć przewagę, jęknął prosto do ucha chłopaka, bo wiedział, jak ten dźwięk na niego zadziała. I nie pomylił się, bo już po chwili poczuł, jak ciało Sunghoona sztywnieje, poddając się fali przyjemności. To już było stanowczo za dużo — sam poczuł, jak jego ciało zgina się w pół, więc podparł się wygodniej dłońmi o stolik, głowę ułożył na plecach blondyna. Jeszcze przez chwilę trwali w tej pozycji, oddychając ciężko, odpoczywając od solidnej pracy, którą wymusili na swoich wyczerpanych ciałach.
Seojun roześmiał się pod nosem. Odsunął się od Sunghoona, a potem poprawił spodnie i grzecznie schylił się, by pomóc chłopakowi wsunąć na siebie ubrania. Podniósł swoją bluzę z ziemi i mu ją podał, a lekko złośliwy uśmieszek dalej nie schodził mu z twarzy. Blondyn wsunął ją na siebie, odwrócił się, jednak zanim zdążył zrobić jakikolwiek krok, Seojun chwycił go za szlufkę w spodniach i pociągnął, obracając go o sto osiemdziesiąt stopni. Zanim ten zdążył zareagować, ułożył obie dłonie na jego szyi i przyciągnął bliżej, by go pocałować.
Włożył w ten pocałunek wszystko, co miał. Złość, frustrację, przyciąganie, to dziwne uczucie w brzuchu, znowu złość, tym razem tę na Ari, tęsknotę za nią... Plątaninę emocji, która męczyła go już od jakiegoś czasu, a której połowę odkrył w sobie wczoraj. Nie mógł już niestety zapobiec temu, że większość myśli w jego głowie dotyczyła tej osoby, o której tak bardzo starał się zapomnieć.
— I jak? — powiedział, odsuwając się. Jego oczy błyszczały, ale nie tak jak wcześniej, złością czy pożądaniem. Teraz było to coś na pograniczu rozbawienia a chęci dokuczenia. — Dowiedziałeś się już, czy to coś znaczy?
Nagle telefon na stole rozdzwonił się. Seojun zerknął przelotnie na wyświetlacz, ale wrócił spojrzeniem do chłopaka, dalej nie opuszczając rąk. Dłonie nawet wplątał w jego włosy. Droczył się z nim i czekał na rewanż.
***
W niedziele obudził się na strasznym kacu i historia zatoczyła koło, choć musiał przed sobą przyznać, że po porannej dawce kroplówki znacznie przyjemniejszy był seks z Sunghoonem, niż rozmowa telefoniczna, którą przeprowadził z matką. Miał się dzisiaj wieczorem zjawić na kolacji z okazji... czegoś tam, na którą ona nie mogła iść, więc musiał podjechać po zaproszenie. Mógłby to zrobić przez kogoś, oczywiście, gdyby tylko nie był Koreańczykiem, którego matka nalega, by w końcu odwiedził ją chociaż na chwilę. Jak mógłby jej odmówić?
W końcu kochał ją tak bardzo. Jak to, że łoży na jego życie...
Około piętnastej wysiadł ze swojego Bugatti (naprawdę, naprawdę kochał swoją matkę) pod budynkiem firmy i wchodząc po schodach, rzucił kluczyki do portiera, a potem poprawił mankiety koszuli. Ubrał się w swój ulubiony garnitur Valentino, a włosy zaczesał do tyłu — wchodził w końcu do budynku firmy rodzinnej, nie mógł wyglądać niechlujnie, znali go tutaj wszyscy. Wjechał windą na górę i już po około godzinie wychodził z niej z powrotem na recepcję, z kopertą z zaproszeniem w ręce.
[ Hej! Przyszłam się przywitać i zerknąć kto też uprzedził mnie z wizerunkiem Felixa :D Te zdjęcia są przepiękne, idealnie pasują do całości! Są takie... królewskie, a sam Sunghoon wyszedł ci obłędnie - totalnie tracimy dla niego głowę, choć zdecydowanie lepiej omijać go szerokim łukiem... Jestem ciekawa, czy jest wyrachowany do szpiku kości, czy na tej przebiegłej i niewzruszonej powierzchni są pęknięcia ;D
OdpowiedzUsuńNo i pochwalę również Instagrama, bardzo ładne zdjęcia <3
Ari również zdaje się niezwykle ciekawą osóbką, więc jeśli masz jeszcze wolne miejsca na wątki to zapraszam w nasze skromne progi :) ]
Hyunjin
Oh, hello, you
OdpowiedzUsuń— Sunghoon! Jesteś dosłownie ostatnią osobą, której mógłbym się tu spodziewać!
Uśmiech, który mu posłał, był szczery. Naprawdę cieszył się, że go widział, choć od ich ostatniego spotkania minęły ledwo dwadzieścia cztery godziny — winę za to musiała ponosić ta fascynacja, którą zaczynał odczuwać, a do której nie chciał się przed sobą przyznać. Oprócz tego blondyn wiedział, jak się ubrać, by wyglądać dobrze, a dodatkowo czerń była zdecydowanie ulubionym kolorem Seojuna. No, cóż, Kim zdecydowanie poczuł się przyjemnie, mogąc rzucić mu to spojrzenie od stóp do głów, a powietrze, którym oddychał, stało się na moment jakieś takie... Cięższe.
— Ciebie też zaciągają do pracy w niedziele? — mruknął zrezygnowany, kręcąc głową, choć zaraz potem roześmiał się. — Chodź. — Kiwnął głową w kierunku wyjścia. Dobrze wiedział, że wszystko, co powiedzą przy świadkach, w moment dotrze do ich rodziców. — Czy nasi starszy nie wiedzą, że mieszkamy w Ameryce? Tyle lat, a do moich zdaje się, że w ogóle to nie dociera.
Wyszli na zewnątrz, gdzie powitało ich ciepłe, popołudniowe słońce. Nowy Jork obiecywał wczesną wiosnę, a Seojun z przyjemnością przymknął oczy i wystawił twarz w górę, by poczuć na policzkach ciepło promieni. Jego ulubionym sezonem była zdecydowanie jesień, choć już się odrobinę stęsknił za urokiem letnich imprez.
— Muszę iść dzisiaj na jakąś gówno kolację z okazji gówno czegoś — powiedział, dalej z przymkniętymi oczami, i uniósł w górę kopertę z zaproszeniem, a jego usta rozszerzył uśmiech. — To chyba kolejna rzecz, którą moi rodzice robią nagminnie, traktują mnie jak przedłużenie siebie, gdy nie mają czasu chodzić na jakieś pierdolone nudziarstwa.
[ Ari jest cudowna, ale chyba bliżej nam jednak do męsko-męskich wątków i relacji tak więc zdecydowałabym się na Sunghoona, a jeśli chodzi o potencjalne pomysły to postawmy na tą burzę mózgów ;D Do głowy przychodzi mi spotkanie na jakiejś zamkniętej imprezie, może jakiś zakład by jeden dostał się w łaski tego drugiego i zawrócił mu w głowie? Wyzwanie, które rzuciliby sobie wzajemnie? Może panowie kojarzyli by się z lat szkolnych? I tu mogli mieć relację opartą na przyjaźni lub wręcz przeciwnie? Oczywiście w zależności od jak wielu lat Sunghoon jest w Stanach.
OdpowiedzUsuńMoże być też spotkanie przy okazji mini koncertu, który wykona Hyunjin, a na który dostanie zaproszenie twój Pan lub na który dostanie w prezencie bilety… Wspolna zabawa po koncercie, za zamkniętymi drzwiami, wyciek jakiś informacji, zdjęć, plotek ;>
A jeśli Ci wygodniej możemy dogadać szczegóły na mailu ;) ]
Hyunjin
— Ach, durna kolacja, pełna durnych ludzi. Zapewne będziesz musiał ubrać się w jakiś durny garnitur, popijać durnego szampana za kilkanaście tysięcy i zajadać się durnym stekiem, wysmażonym do perfekcji. — Z każdym kolejnym wypowiadanym przez Sunghoona słowem, kolejnym atakiem, który miał wytknąć brunetowi jego absurdalne problemy, usta Seojuna zaciskały się coraz bardziej, a on miał coraz większe problemy, by się nie roześmiać.
OdpowiedzUsuń— Przydałby ci się jakiś dureń do dotrzymania towarzystwa — szepnął blondyn, a Seojun otworzył jedno oko figlarnie, uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Dał sobie zabrać zaproszenie z rąk, bo w zasadzie cały czas tylko na to czekał, po czym obserwował, jak wzrok chłopaka naprzeciwko prześlizguje się po teście, w jednym tylko miejscu zostając na dłużej. Miał nadzieję, że właśnie na fragmencie z osobą towarzyszącą Sunghoon zatrzymał się na moment i już po chwili, gdy tylko blondyn się odezwał, zorientował się, że tak właśnie było.
Odebrał zaproszenie i obserwował, jak ten powoli (w wyjątkowo niespieszny jak na siebie sposób) odwraca się i odchodzi.
— Faktycznie, masz rację. Powinienem zadbać o dobre towarzystwo — krzyknął do jego pleców.
Sunghoon obrócił do niego głowę, a wtedy on pomachał mu na pożegnanie i ruszył w przeciwną stronę, do swojego samochodu. Mógłby przysiąc, że zauważył, jakby oczy blondyna na moment w jakiś sposób zgasły... ale może sam sobie za dużo dopowiadał? W każdym razie miał gorącą nadzieję, że Sunghoon w tym momencie czuje ogromny zawód na myśl, że nie dał się złapać na jego tanie gierki — bo oczywiście był już w trakcie rozgrywania swoich.
Ruszył z piskiem z parkingu, gdy tylko zatrzasnęły się za nim drzwi samochodu, lecz zdążył przejechać tylko kilka metrów, a już przekazywał Siri, by wybrała numer do Sunghoona. Odebrał po jednym sygnale.
— Cześć, Sunghoon. Kopę lat. Zastanawiam się, masz jakieś plany na wieczór? Muszę się pojawić na jakiejś gówno kolacji z okazji gówno czegoś i właśnie ktoś udzielił mi wspaniałej rady, by zabrać kogoś ze sobą. Chcesz wpaść? — Przygryzł wargę, uśmiechając się.
Dlaczego cały czas szczerzył się jak idiota?
— Ze swojej strony mogę zaoferować pocałunki, które coś znaczą.
crying, screaming, shaking, throwing up, pulling out my hair, i love them
— Wielka szkoda — odpowiedział Seojun już do siebie, bo Ahn rzucił słuchawką, nie dając mu wtrącić ani jednego słowa. Z twarzy jednak nie schodził mu uśmiech. Co jak co, ale Sunghoona nigdy nie posądziłby o uniesienie się honorem w tak błahej sprawie, jak słowne przepychanki z bardzo słodką nagrodą, a więc oschły i poważny ton mógł oznaczać tylko jedno... odbił pałeczkę w jego stronę, czekając na taką samą reakcje.
OdpowiedzUsuńKim zazwyczaj nie stroił się jakoś szczególnie na tego typu wydarzenia... Ale dla tej kolacji zrobił mały wyjątek. Nie wiedział, dlaczego tak się stało, ale poczuł niepohamowaną wręcz ochotę, by dzisiejszego wieczora wyglądać tak, by móc skusić do siebie każdą osobę, która znajdzie się w zasięgu jego wzroku. Zadzwonił po stylistkę, która ubierała go i stylizowała na jakieś większe wyjścia, i już kilka godzin później wysiadł z limuzyny tuż pod schodami hotelu, w którym odbywała się dzisiejsza kolacja na cześć... (hm, zapewne z jakiegoś powodu...), wyglądając przy tym jak model z rozkładówki Vogue'a. Którym był. Włosy zakręcone, drobne kolczyki w uszach, od stóp do głów Gucci.
I choć wyglądał jak najprzystojniejsza oaza spokoju, gdy wchodził na recepcję, w jego głowie rosła frustracja. Bo jeśli Sunghoon się tam nie zjawi, gotowy dotrzymać mu towarzystwa, już on sobie znajdzie coś lepszego, co mógłby zrobić. Kogoś lepszego, kogo mógłby zrobić. A kiedy przekraczał próg sali balowej po sprawdzeniu jego nazwiska na liście gości i już wiedział, że Ahn jeszcze na imprezę nie dotarł, zdążył się wściec nie na żarty — gorącym wzrokiem prześlizgiwał się po twarzach zebranych osób, by móc znaleźć ofiarę, dzięki której będzie mógł ten gniew uziemić.
Ale najpierw coś zje. Tak, najpierw zje ten pierdolony stek, poprawi swoim ulubionym szampanem, a potem znajdzie sobie towarzystwo, które będzie pieprzyć, pieprzyć i pieprzyć, aż zapomni, na kogo on się w ogóle złościł i że ten ktoś w ogóle istnieje.
— Wybacz za spóźnienie, straszne korki. Mam nadzieję, że nie czekałeś długo. Ah, uwielbiam popijać durnego szampana.
Co to jest gniew?
— Nie ominęło cię zbyt wiele — powiedział, unosząc twarz w kierunku blondyna. — Akurat, jak mówili, z jakiej okazji jest ta kolacja, byłem w toalecie. Czy takich rzeczy nie powinni pisać na zaproszeniach? — Prychnął, przyglądając się, jak chłopak siada obok niego.
Wyglądał dobrze, jak zawsze, pachniał wspaniale i był bardzo odważny, odzywając się do niego tym przyciszonym, niskim głosem, bo na pewno nie chciał, by Seojun zaczął pozbawiać go ubrań tam, na środku sali. By uwolnić się od tych niebezpiecznych myśli, brunet rozejrzał się, by skrzyżować spojrzenia z kimś z obsługi, a potem gwizdnął krótko, machając palcem w dół, w stronę kieliszków. Potem odwrócił się do niego z powrotem i odwzajemnił uśmiech.
— Cieszę się, że jesteś. Już zabierałem się do znalezienia sobie jakiegoś towarzystwa na wieczór.
Drobny, malutki przytyk, by wzbudzić minimalną iskierkę zazdrości.
OdpowiedzUsuńJasne, że Sunghoon sobie mógł pójść. Mógł bardzo wiele rzeczy — na przykład być pewnym, że gdziekolwiek by się teraz nie udał, Seojun mimowolnie, oczywiście udając, że nie, popędziłby prosto za nim. Ale chłopak oczywiście mu tego nie powiedział, bo mijało się to kompletnie z celem ich przepychanek. Zmrużył oczy i uśmiechnął się ironicznie.
Czego z "cieszę się, że jesteś" nie zrozumiałeś?
Tego też nie mógł powiedzieć. Przecież nie będzie mu powtarzać dwa razy, że się cieszy na jego widok, prawda? Jeszcze by sobie coś ubzdurał i pomyślał, że to on, Seojun, sobie coś o nim myśli, a jakby on myślał, że Seojun coś o nim myśli, a sam nic o nim nie myśli, to byłaby to straszliwa tragedia! Bardzo dobrze, że to całe... myślenie odbywało się gdzieś z tyłu jego świadomości, bo musiałby skonfrontować się z tym, jaki momentami potrafił być.
Głupi. Jaki momentami potrafił być głupi.
— Skoro już tu jesteś, jak mógłbym sobie odmówić przyjemności przebywania w twoim towarzystwie? — Mówił prawdę, ale sarkastyczny ton w zgrabny sposób ją maskował i niejako odbijał przysłowiową piłeczkę ich gry. Mimo wszystko jego oczy błyszczały z uciechy, więc to musiało Sunghoonowi wystarczyć do połechtania już i tak pękającego w szwach ego. — Mam dobre maniery. Nie pozwoliłbym ci wyjść.
Oj, kiedyś pozwolisz.
— Przejdziemy się? — zapytał po chwili, gdy już kener przyniósł im alkohol, jakby czytając blondynowi w myślach. — Myślę, że do rodziców dotrze, jeśli będę siedział cały wieczór odseparowany od wszystkich, więc zrobiłbym jedną rundkę. Durną rundkę.
Sunghoon kiwnął mu głową w odpowiedzi i podnieśli się. Chyba przekalkulował, że i dla niego ten szybki obchód będzie lepszy niż znoszenie marudzenia rodziców albo po prostu było mu to tak bardzo obojętnie, że nie zależało mu na straceniu dodatkowej godziny... ewentualnie dobrze się maskował.
I faktycznie, minęło sporo czasu, aż udało im się zamienić choćby słówko z tym, z kim było trzeba. Dopiero po pięćdziesięciu minutach wymknęli się na balkon na papierosa, a nawet tam zaatakowała ich kolejna, wymagająca uwagi i uwielbienia osóbka. Seojun stał odwrócony tyłem, łokcie miał oparte o barierki, w jednej dłoni trzymał odpalonego papierosa i właśnie śmiał się głośno z czego, co opowiadał mu Sunghoon, kiedy obca kobieta ułożyła mu rękę na klatce piersiowej i przysunęła się bliżej. Wzdrygnął się, zaskoczony, i obejrzał w jej kierunku, minę miał raczej nie zachwyconą.
— Cześć, Seojin — mruknęła brunetka, uśmiechając się kokieteryjnie, nieświadoma, że przekręciła jego imię. Zdecydowanie była piękna i jak najbardziej w typie tych, którym Seojun pozwalał ze sobą robić wiele, ale teraz chłopak dostrzegał w niej jedynie wiek i desperację. I gdzieś powolutku to dziwne uczucie paniki do niej nawracało, gdy stała tak blisko.
— Cześć? — odpowiedział zimno.
Kobieta zdawała się kompletnie ignorować obecność blondyna, a Kim z każdą sekundą tężał na twarzy coraz bardziej. Nie zauważył nawet, że papieros wypadł mu z ręki. Gdy nieznajoma pochyliła się i wyszeptała mu kilka slów go ucha, chłopak skrzywił się, starając odsunąć, ale nawet nie miał gdzie — chyba, że wziąłby pod uwagę skok z balkonu.
— Nie sądzę, mam dzisiaj dość zajęty wieczór — odparł jednak, pozwalając sobie na lekko sympatyczny ton. Uśmiechnął się blado, patrząc przelotnie w oczy Sunghoona, a kobieta roześmiała się, klepiąc go otwartą dłonią w klatkę piersiową.
— Oj, na pewno kolega się nie obrazi, jeśli skradnę cię na chwilkę...
sunghoon-ah, ratuj 🥺
— Wiem — odpowiedziała spokojnie Rose, oglądając się w bok na swojego towarzysza. — Niczego nie jest wart, a jednak… jak to robi, że tak strasznie wkurwia?
OdpowiedzUsuńDziewczyna uniosła jedna brew, przypatrując się blondynowi, tym razem ona badała emocje na jego twarzy. Wiedziała, że pomiędzy nim i Seojunem coś było — sama te cosie w końcu uwieczniła na zdjęciu — ale skończyło się to dużo szybciej, niż się zaczęło. Niewinny, krótki romans. Nic nie znacząca relacja. Kiwnęła głową, jakby sama siebie chciała do tego przekonać, po czym wróciła wzrokiem do migdalącej się pary na drugim końcu pomieszczenia.
Rosalie była okrutną zazdrośnicą. Pewnie gdyby miała jakiekolwiek podejrzenia co do relacji Seojuna i Sunghoona, spisałaby chłopaka na straty, wstałaby i sobie poszła. Ale chyba za bardzo wierzyła, że dla niej i Kima jest jeszcze szansa, bo nie dostrzegła głębokiego gniewu chowającego się za rozbawieniem w oczach blondyna. Lekko zaciśniętych palców na oparciu krzesła. Ironicznej nuty w uśmiechu.
Widziała to, co chciała widzieć.
— Chcę się na nim zemścić — powiedziała zimno. Upiła łyka drinka i skrzywiła się lekko. — I chcę, żeby ta suka się od niego odwaliła.
Nagle jej twarz rozszerzył uśmiech, a cała twarz się rozjaśniła, jakby wpadła na jakiś cudowny pomysł. Odłożyła szklankę, po czym nachyliła się do Sunghoona odrobinę. Ten dobry humor trochę ją zmiękczył — choć jeszcze chwilę temu wysyłała płeć męska na inna planetę, teraz ułożyła dłoń na nodze Sunghoona, a przysuwając się bliżej, upewniła się, ze chłopak ma idealny widok na głęboki dekolt swojej kiecki. Bardzo głęboki.
— Czy chciałbyś pójść na pewien… układ?
Spojrzała na niego, robiąc oczy niewiniątka. Wiedziała, że mu się już od jakiegoś czasu podoba — Sunghoon mógł być mistrzem manipulacji, ale to ona wiodła prym w kunszcie męskiej adoracji — a teraz przyszła idealna chwila, by swoje wdzięki wykorzystać.
Choćby miała się przehandlować za to, ale oboje, i Seojun, i Yuri, będą cierpieć. A poza tym sama miała lekką słabość do Sunghoona… wiec czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym?
Seojun pocałunek przyjął z wdzięcznością. Przymknął oczy, poddając się pieszczotom i nie pozwalając sobie, by stres przejął nad nim kontrolę — skupiał się tylko na swoim tu i teraz, na Sunghoonie, na swoim Sunghoonie. Oplótł chłopaka rękami i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej, a kiedy odsunął się na krótki moment, tylko na kilka sekund, złapał łapczywie powietrze.
OdpowiedzUsuńJednak mimo tego wszystkiego, nie udało mu się zwieść jego ciała, które nie zapomniało tak łatwo sytuacji sprzed chwili — ciepłe łzy zaczęły spływać Seojunowi po policzkach, a on zadrgał mimowolnie, zaciskając palce na koszuli Sunghoona. Brunet tworzył oczy, zaskoczony własnym zachowaniem, i odsunął się na parę centymetrów. Przypatrywał się chłopakowi, zastanawiając się, czy w tej sprawie może mu zaufać, ale dotarło do niego, że w tej chwili nie miał innego wyjścia, musiał — Sunghoon był jego ostatnią deską ratunku.
Poza tym, choć nie był w stanie przyznać się do tego, chciał mu odpowiedzieć na te wszystkie nieme pytania, które wyczytał z jego spojrzenia, gdy tylko dotarli na korytarz.
— Zabierz mnie stąd, Sunghoon — szepnął mu do ucha cicho, prawie płaczliwie. — Proszę.
Blondyn nic więcej nie powiedział. Tylko przez chwilę Seojunowi wydawało się, że widzi szczere zmartwienie o jego oczach, a potem chłopak otoczył go ramieniem i ruszył korytarzem w drugą stronę, by wyprowadzić go z pomieszczenia. Seojun przetarł szybko twarz, ale tak jak ostatnim razem łzy nie przestawały wypływać mu z oczu, więc w końcu zrezygnowany po prostu zasłonił się dłonią, by nikt nie mógł go zobaczyć.
Miał tylko nadzieję, że uda im się dotrzeć do wyjścia bez potrzeby zahaczania o główną salę, z dwóch powodów — po pierwsze, wyglądał jak siedem nieszczęść, po drugie, nie mógł sobie pozwolić na widywanie go w objęciach z chłopakiem. Koreańczycy byli dużo bardziej łaskawi, jeśli chodziło o męskie okazywanie sympatii, ale istniała linia, której oboje w towarzystwie nie byli mile widziani przekraczać, a przynajmniej tak to wyglądało w przypadku Seojuna. Mimo wszystko, nie bacząc na konsekwencje, sięgnął ręką po dłoń Sunghoona, po czym ścisnął ją mocno.
the frajerest frajer that has a major crush on your hot-angry-jealous-slightlyromantic-angelic-demonic-idontknowwhatarewe-itsjustagame-notaboyfriend-notastranger Ahn Sunghoon
Praca nad nowym albumem przebiegała sprawnie. W Nowym Jorku był sam, więc całe swoje zainteresowanie skupiał na tworzeniu, poprawkach i intensywnych treningach. Przesiadywał dnie i noce w wytwórni, z którą podjęli współpracę przy jego solowym projekcie. Do tego jednego aspektu swojego życia podchodził bardzo poważnie poświęcając muzyce wiele ze swojej uwagi, pracując wytrwale nad sukcesem swoim i całego zespołu. Dziwnie było wyściubić nos z Seulu, gdy reszta UR5 tam została zajmując się swoimi sprawami. Od tylu lat spędzali ze sobą niemalże każdą chwilę.
OdpowiedzUsuńW przemyśle muzycznym siedział odkąd skończył piętnaście lat i tak naprawdę niekiedy zapominał jaki w rzeczywistości był przed tym wszystkim i jaki chciał być. Chociaż to teraz nie miało większego znaczenia. Muzyka od zawsze była jego ucieczką, swoimi tekstami przekazywał to jak się czuł, jakie emocje się w nim kłębiły. Stała się sposobem wyrażania samego siebie i nawet jeśli duży wpływ na twórczość całego zespołu miała firma, z którą podpisali kontrakty, nieczęsto pozwalał manipulować tym co tworzył, a z wiekiem stawał się śmielszy, znudzony zasadami. Bo tak właściwie co mogli mu zrobić?
Hyunjin zmierzył spojrzeniem dziewczynę, która zdawała się zapadać w sobie coraz bardziej z każdym kolejnym gestem i słowem blondyna. Kąciki jego ust minimalnie drgnęły jednak nim zdążył skomentować to zajście, dziewczyna zniknęła mu z oczu. Nie odprowadzał jej spojrzeniem, które utkwione było w tą jakże złośliwą postać chłopaka, bo z pewnością nie wierzył w udawaną troskę z jaką wypowiadał się o dziewczynie. Tak naprawdę to miał ochotę roześmiać się i zerknąć na nią z pobłażaniem, ale jego image dobrego i kochającego swoich fanów idola nie mógł zostać nadszarpnięty. Był związany kontraktem, który miał paragraf na każdą sytuację, mówił im co mogą mówić, robić, a niekiedy nawet co mogą jeść jeśli firma uznała, że czas najwyższy schudnąć lub ogłupić fanów zniewalającym kaloryferem. To nie był łatwy biznes, a bycie idolem było pracą jak każdą inną. I budowali wokół tego piękną bajkę, choć Hyunjin nie mógł zaprzeczyć, że lubił być w centrum zainteresowania, a uwaga fanów mu nie przeszkadzała. Machnięcie kilku autografów i rozdanie kilku uścisków nie było takie męczące, a scenę kochał całym sercem czując się na niej jak ryba w wodzie. Na niej mógł wyrażać prawdziwego siebie za co nieczęsto obrywał po głowie spędzając popołudnia na dywaniku menadżera. I tak nie mogli go wyrzucić, przynosił za duże dochody.
— Zdarza się. — wzruszył ramionami. Zdarzało się bardzo często, dziewczyny mdlały, płakały i sikały pod siebie z ekscytacji, gdy tylko spojrzał w ich stronę. Jakież to było przewidywalne i żenujące na swój sposób, choć bezsprzecznie niekiedy wykorzystywał to na własny użytek. O fanów było trzeba dbać niezależnie jak bardzo dziecinni byli w swoich zrachowaniach i niedorzeczni w snuciu wspólnej przyszłości, bo możliwość manipulacji taką masą przyjemnie łechtała jego ego.
W końcu parsknął śmiechem kręcąc głową.
— Ah tak? — uniósł lekko brew taksując go spojrzeniem. — Zdecydowanie właśnie zainteresowanie masz wymalowane na tej ładnej buźce. — zamyślił się na chwilę i spojrzał gdzieś w bok orientując się jak długa była jeszcze lista osób z którymi powinien porozmawiać, by zaprezentować się z jak najlepszej strony. Oblizał usta i znów skupił uwagę na blondynie. — Napijesz się czegoś? W ramach zadośćuczynienia, że musiałeś tego — wskazał na siebie — słuchać tak długo. No i będziesz miał czym dręczyć swoją... dziewczynę? Siostrę? — zgadywał choć było mu wszystko jedno w jakiej roli się tutaj pojawił. — No chyba, że wolisz dostarczyć jej autograf. — zaproponował z lekkim błyskiem w oczach.
Miał wrażenie, że wreszcie ktoś ciekawy przed nim stanął, a przynajmniej ktoś inny niż nudni biznesmeni, których finansowy bełkot go nie ciekawił. Tak samo jak nie interesowały go puste pochlebstwa. Blondyn emanował chęcią opuszczenia tego miejsca w trybie natychmiastowym, więc samo to było pewnego rodzaju odskocznią od tych wszystkich pisków, jęków i zachwytów ze strony córek najbogatszych z najbogatszych Azjatów, którzy stłoczyli się na imprezie zamkniętej. Nie znosił tych wszystkich bankietów, wbrew pozorom wolał bawić się w innym towarzystwie, ale czego nie robiło się dla podtrzymania dobrej opinii? Bo taką niezaprzeczalnie miał.
UsuńSpojrzał ponad ramieniem chłopaka na sylwetkę innego mężczyzny, który widocznie świetnie bawił się tu gdzie byli. Jego menadżer miał odmienne zdanie na temat takich imprez.
— Chyba, że ewakuujemy się stąd razem. — zasugerował. Nie powinien, ale mógł się później martwić konsekwencjami. — Nie miałem jeszcze okazji lepiej poznać Nowego Jorku.
Hyunjin
[ Jest super, dzięki za zaczęcie <3 I gratuluję wygrania rankingu u drugiej postaci :D ]
— Możemy jechać do ciebie — powiedział cicho.
OdpowiedzUsuńW ciągu tych ostatnich parunastu minut, gdy Sunghoona nie było, brunet zdążył się już całkiem uspokoić. Łzy w końcu przestały mu uciążliwie płynąć z oczu i był w stanie wziąć pełny, nieprzerywany oddech. Zsunął też szyby w aucie, a wieczorne, chłodne powietrze trochę też go otrzeźwiło i pozwoliło szybciej dojść do siebie. Mimo wszystko smutek dalej widoczny był w jego oczach i chłopak bardzo nie chciał jechać do swojego apartamentu w obawie, że w którymś momencie Sunghoon zechce wrócić do siebie… Bo choć nigdy tego nie robił, zawsze mógł być to ten pierwszy raz.
— Słuchaj, przepraszam za to, co się wydarzyło przed chwilą — dodał potem, uśmiechając się blado. Widział, że Ahn czuł się z tą sytuacją niezręcznie i nie miał zamiaru wplątywać go w swoje osobiste dramaty i rozterki. A poza tym już przecież nie było się czym przejmować, sytuacja w końcu została opanowana, prawda? To tylko mała drobnostka, wypadek przy pracy i w końcu te jego głupie reakcje się skończą.
Gdy auto ruszyło, sięgnął do minibarku, po czym wyciągnął stamtąd dwie butelki wody i jedną z nich podał blondynowi. Nagle poczuł się bardzo trzeźwy i jeszcze bardziej głodny. Czy on coś w ogóle dzisiaj jadł? Nie mógł sobie przypomnieć.
— I dzięki za ratunek... Co powiesz na późną kolację w podzięce?
Seojun mógłby przysiąc, że na słowo “kolacja” chłopakowi zaburczało w brzuchu. Przez chwilę zastanawiał się, do jakiej restauracji mogliby pojechać, ale prawdę mówiąc, nie miał ochoty na wykwintne, europejskie dania, jakimi zazwyczaj zapychali się bogacze z Nowego Jorku. Chciał zjeść smażony ryż z kimchi, najlepiej z jajkiem (przyp. aut.: z wybełtanym jajkiem z ryżem, bo opiekunka Seojuna była Chinką i robiła mu taką wariację XD), a potem rzucić się na łóżko w dresach i opychać jakimiś smakołykami, oglądając głupi film. I najlepiej, by ktoś go do tego zmusił, bo przecież nikomu nie mógłby się przyznać, że pragnie takich banałów.
Tak, jak zmuszała go Ari?
(good boy) seojun
— Chanel, rocznik dziewięćdziesiąt trzy, jesień-zima — wymamrotała pod nosem Yuri, sunąc spojrzeniem za oddalającą od niej dziewczyną w czarnej sukience — a raczej za czarną sukienką — i jednocześnie czując, jak pustka w jej sercu pogłębia się jeszcze bardziej z każdą mijającą sekundą.
OdpowiedzUsuńBoże, ile ona by oddała za to, by mieć tę kieckę, teraz, zaraz! Byłaby wspaniałym dodatkiem do jej garderoby, a przecież w parze w tymi boskimi, diamentowymi kozaczkami od YSL stanowiłaby look sezonu! Han Yuri nagle poczuła, że sobotnia impreza na pewno będzie nieudana, jeśli nie uda jej się tego dnia założyć tej sukienki. I może gdyby dzisiejszego ranka właściciel mieszkania nie zadzwoniłby do niej pięć razy, zapewne by podpytać o ostatnie dwa niezapłacone czynsze — zapewne, bo przecież nie odebrała — podbiegłaby do dziewczyny i zaproponowała jej sporą kasę, by tylko móc mieć na własność tę Chanelkę. Tak, Yuri miała, jak to mówiła… malusieńki problemik z zakupkami.
Jakiś przebłysk zdrowego rozsądku kazał jej się w końcu otrząsnąć, odwrócić wzrok i ruszyć przed siebie w stronę znajomej kawiarni. Lubiła to miejsce, bo było popularne oraz, oczywiście, bardzo instagramowe, mieli tam dobrą kawę i znała jednego z kelnerów, więc zazwyczaj, o ile Luigi był w pracy, mogła przesiadywać tam cały dzień, a w dodatku opić się i najeść aż miło — i to za darmo. Nie żeby jadła znowu tak dużo, bo przecież jak przystało na bogatą pannę z Upper East Side pilnowała swojego rozmiaru zero, by nie drgnął ani o gram.
Zajęła swoje ulubione miejsce przy regale z książkami i wyciągnęła ze starej, skórzanej torby podręczniki, iPada i swój ulubiony notes, którego dostała w prezencie od swojej przyjaciółki, Moon Sohee, przed kilkoma tygodniami. Co prawda, semestr się skończył, ale jeśli studiowałeś biotechnologię na NYU, wakacje nie zwalniały cię od obowiązku ciągłego przyswajania wiedzy. A poza tym Yuri naprawdę lubiła swoje studia. Nie była jak inne dzieciaki w jej wieku — nie zabrałaby się za studiowanie czegoś, co nie sprawiałoby jej przyjemności.
I teraz, tak jak zresztą zawsze, kompletnie pochłonęła ją nauka. Do tego stopnia, że gdy nieznajomy chłopak stanął przy jej stoliku i pierwszy raz odezwał się, zupełnie nie zwróciła na niego uwagi. Dopiero po jego kolejnych słowach podniosła wzrok, kompletnie zaskoczona, choć w jej oczach mignęło zainteresowanie.
— Cześć — powiedziała słabym głosem gdzieś w środku jego wywodu.
Yuri nie interesowało, dlaczego chciał z nią porozmawiać. Ważne było to, jak perfekcyjne były jego rysy, jak duże oczy i jak błyszczące, gdy na jego usta wstępował uśmiech. A już najważniejsze to, że na jego nadgarstku zwisał zegarek Cartiera, buty były obite farbowaną na czarno wężową skórą, a jeśli wzrok jej nie mylił, bawełnianą koszulkę, którą miał na sobie, można było dostać za tysiąc dolarów w najbliższym SAKS’ie. A więc ten chłopak był jednym z nich. Więc mógłby powiedzieć cokolwiek, a ona spijałaby z ust każde jego słowo.
— Cześć, Ahn Sunghoon — powiedziała, chwytając jego identyfikator i uśmiechnęła się, a potem zerknęła w górę, by skrzyżować z nim spojrzenie. — Jestem Han Yuri. Mam ci pokazać swój identyfikator? — zaśmiała się, a potem wskazała dłonią na siedzenie naprzeciwko. — Myślę, że mogłabym się zgodzić na zostanie twoją ofiarą… — Zrobiła pauzę, udając, że przygląda mu się badawczo. — Ale najpierw musisz mnie uprzedzić, do czego ci jestem potrzebna.
yuri (finally!)
— Tak — roześmiała się, zakrywając usta dłonią. — Studiuję biotechnologię na NYU.
OdpowiedzUsuńZerknęła przelotnie w stronę okna, by móc zobaczyć swoje odbicie, i zmarszczyła brwi, nagle orientując się, że musiała w oczach chłopaka wyglądać jak niezły kujon. Miała na sobie obcisłe legginsy do biegania, których nie zdjęła po porannym joggingu, powyciągany sweterek i duże okulary, bez których była ślepa jak mysz, a włosy dodatkowo związała w niedbały kok z tyłu głowy. Może w dwa tysiące czternastym, ale dziewięć lat później?
Niewystarczająco cool. Na pewno nie na tyle, by rozmawiać z Ahn Sunghoonem.
Nagle zorientowała się, że jego imię jej jej znajome! Cóż, nigdy go personalnie nie poznała, ale kiedyś na imprezie, na którą zaprosiła ją jej koleżanka z roku, Ari, zwróciła na niego uwagę — siedział na kanapie w towarzystwie przyjaciela, notabene organizatora imprezy, i jakiejś uroczej dziewczyny. Pamiętała bardzo dobrze wrażenie, jakim na nich wywarła cała trójka, jakby byli jakąś rodziną królewską… To było bardzo dawno temu i Yuri nie miała wtedy na tyle odwagi, by do nich podejść.
— A jak dużo jesteś w stanie zapłacić? — zapytała, drocząc się, ale w końcu pokręciła głową. — W porządku, wiem, jak to jest, gdy studia dają w kość. Potraktujmy to jako… akcję charytatywną? — Zmarszczyła nosek. — To głupio zabrzmiało… Ale nie ważne. Dobra, zacznijmy od tej kawy, a potem poproszę zestaw pytań.
yuri
Nie chciała mu przerywać, a przede wszystkim — nie potrafiła. Dała mu więc dokończyć wywód, ale zamiast odpowiedzieć na zadane pytania, uśmiechnęła się delikatnie, chwytając za wysoki kubek z kawą, a konkretnie z dużym latte z syropem karmelowo-cynamonowym i niewielką ilością waniliowego, owsianego mleka. Jej ulubiona kawa. Istniało minimalne prawdopodobieństwo, że mogłaby spotkać kogokolwiek, kto pije taką samą, zwłaszcza, że nie było jej w menu, ale oto stał przed nią dowód na to, że jednak się dało.
OdpowiedzUsuńPrzeznaczenie?
— Pijemy taką samą kawę, wiesz? — zapytała. Starała się brzmieć nonszalancko, ale powoli zaczynało kręcić jej się w głowie od tego wszystkiego. Poczuła, jak momentalnie policzki zapiekły ją z zażenowania, gdy tylko sobie uświadomiła, że może zbytnio się spoufala i chłopak pomyśli, że go podrywa. Przecież nie mógł mieć wobec niej żadnych innych intencji. — Zabawne. — Nerwowy chichot. O co on ją w ogóle zapytał? — A, tak. Mógłbyś powtórzyć pytanie?
— Zważając na naszą dotychczasową interakcję, mój wygląd i zachowanie, czy powiedziałabyś, że wyglądam na osobę, której możesz zaufać?
Zdawało się, jakby Ahn w ogóle nie dostrzegał tego, co się z nią dzieje. Co więcej, zadając pytanie, sam wyglądał, jakby chciał się zapaść pod ziemię. Dziewczynie przeszło przez myśl, że on chyba naprawdę wstydzi się tej ankiety i nagle poczuła do niego jeszcze większą sympatię.
— Tak, zdecydowanie można ci zaufać. Wyglądasz jak… aniołek — mruknęła zanim zdążyła ugryźć się w język. Zasłoniła usta dłonią. — Ja przepraszam, naprawdę nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieję, jestem jakaś rozbita, zestresowana, niezręczna i w ogóle… Normalnie taka nie jestem. — Uniosła brwi, uśmiechając się słabo. — Może wyjdziemy na dwór i zaczerpniemy trochę świeżego powietrza? Możemy wziąć kawy na wynos. I tak nie potrzebujemy komputerów, ani książek do ankiety, co nie?
Chłopak wydawał się wdzięczny za tę propozycję. Pozbierali szybko swoje rzeczy, a potem wyszli na aleję Madison i skierowali powolnym krokiem na północ, w stronę Central Parku.
— Ach — westchnęła Yuri, zaciągając się powietrzem. Wcześniej padało, a teraz panował przyjemny chłód, co po kilkunastu dniach upałów dziewczyna traktowała jak najprawdziwszy skarb. — Przyjemnie. Dobra, to wróćmy do tej ankiety… W ogóle, często każą wam robić takie rzeczy na studia? Minus podchodzenie do ludzi to całkiem fajna sprawa, u nas raczej nie ma nic, co choć trochę zakrawałoby o coś kreatywnego. — Wywróciła oczami.
yuri
Wsunęła ręce do kieszeni, bezwiednie imitując zachowanie chłopaka. Kiwnęła głową na jego słowa i uśmiechnęła się nieznacznie, gdy odwrócił się tyłem, by móc na nią spoglądać. Fakt, że wcześniej padało działał na jego korzyść, bo chodnik był praktycznie pusty, inaczej mógłby ryzykować wpadaniem na przechodniów lub wyrżnięciem orła. Przeszło przez myśl dziewczynie, że gdy następnym razem go zobaczy, ubierze botki na piętnastocentymetrowym obcasie albo białe Buffalo na platformie, żeby mógł już swobodnie na nią spoglądać.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem?
— Czyli głównie zakuwanie, tak, jak u mnie. — Zmarszczyła nosek, uśmiechając się ciepło, i uniosła odrobinę skórzaną torbę. — Monster to mój najlepszy przyjaciel. Będzie wspaniale, jeśli dożyję trzydziestki.
Gdy chłopak napomknął coś o słowach rozpromieniających czyjąś twarz, Yuri zerknęła w dół, a jej uśmiech rozszerzył się odrobinkę. Czy on mówił o niej? Czy on z niej żartował, czy może z nią… flirtował? Momentalnie jej policzki oblały się czerwienią, a ona poczuła, że cała twarz ją pali.
— Naprawdę? Ale zapewne wiele piszą o zawstydzaniu bogu winnych niewiast, które tylko charytatywnie udzielają pomocy — powiedziała złośliwie, śmiejąc się, ale dalej nie podnosiła na niego wzroku na dłużej niż kilka sekund. — A może ta twarz aniołka to tylko przykrywka?
yuri
Gdy chłopak przemówił do niej tym uroczym, zawstydzony tonem, mimowolnie coś w niej drgnęło. Jakby oddech stał się płytszy, a ona była w stanie zaczerpnąć mniej powietrza… To chyba ten brak tlenu doprowadzał do tego, że zaczęło jej się kręcić w głowie, tak, to musiało być to. Dobrze, że zaraz Sunghoon odwrócił się i zaczął iść tuż obok, bo zachwiała się delikatnie na nogach i gdyby nie mogła chwycić się ramienia chłopaka, najpewniej runęłaby na chodnik, zdzierając kolana.
OdpowiedzUsuń— Przepraszam — mruknęła cicho tym samym zawstydzony tonem. Odezwała się po chwili: — Nie myśle, że jesteś skończonym idiotą, myślę, że jesteś… uroczy. — Roześmiała się wstydliwie, ponownie pąsowiejąc. — Słodki. I taki inny, niż faceci — z koreańskich, bogatych domów — których znam. I mam nadzieje, że ty tez nie myślisz, że jestem skończoną idiotką…
Gdy chłopak pociągnął ją za rękę, czas zwolnił. Yuri przyszły na myśl sceny z dram, które wielokrotnie widziała w telewizji, i zachciało jej się śmiać, takie to wszystko było oklepane i głupie… ale jednocześnie tak słodkie, cudowne i boskie, kiedy przytrafiało się właśnie tobie!
Przez chwilę wyglądali, jakby zastanawiali się, gdzie pobiec, ale nie było drogi ucieczki. Ruszyli w prawo, ale Yuri krzyknęła, że nie zdążą, znowu gdy pobiegli w prawą stronę, wszystkie światła zmieniły się na czerwone. Zreszta, nie mieli już przed czym uciekać — po tych kilku minutach byli już cali mokrzy.
Nagle spojrzeli na siebie, dalej trzymając się za ręce, i zaczęli się głośno śmiać, zdając sobie sprawę z położenia, w jakim się znaleźli. Deszcz, o dziwo, był przyjemnie ciepły, więc przynajmniej nie groziło im zapalenie plus, gdy tak stali na środku chodnika, kompletnie przemoczeni.
Czas znowu się zatrzymał, gdy Sunghoon zbliżył się do Yuri. Prawdopodobnie chciał tylko odsunąć kosmyk z jej twarzy, ale jej ciało chyba pragnęło czegoś innego, bo jej głowa odchyliła się, a dłoń znalazła na jego policzku. Pocałowała go delikatnie, niepewnie, szybko. A potem, gdy odsunęła się od niego odrobinkę i zdała sobie sprawę z położenia chłopaka, jej źrenice rozszerzyły się z przerażenia. Nie miał wcale zamiaru jej całować.
— Boze, przepraszam! Nie mam pojęcia, co ja sobie myślałam! — wykrzyknęła. — Błagam, nie mów o tym nikomu, dobrze? Nikomu nie powiesz? Jeszcze raz tak strasznie cię przepraszam, ja… Ja muszę już iść!
I rzuciła się do biegu w przeciwna stronę, do metra, jak najszybciej i jak najdalej od chłopaka, przed którym skompromitowała się chyba najmocniej w swoim krótkim życiu.
yuri
(pociągowy odpisik, nie sprawdzam, bo wysiadam, wiec może być nadziane błędami hihi)
Seojunowi trzeba było oddać sprawiedliwość — naprawdę próbował zapomnieć o Sunghoonie, i to na wszystkie sposoby, na które się tylko dało. Odciął się od niego diametralnie, usunął go z sociali, omijał go szerokim łukiem, nawet jeśli nie był stuprocentowo pewny, że pojawi się na jakimś wydarzeniu, a całą swoją uwagę skupiał tylko i wyłącznie na swojej dziewczynie, Min Ari. Powiedział jej w końcu, że ją kocha, kurwa, przyrzekł jej wierność, czego nigdy dla nikogo innego nie uczynił.
OdpowiedzUsuńAle to nie wystarczyło. Sunghoon tak głęboko wpił się do jego myśli, że czasem Kimowi wydawało się, że go za to nienawidzi. Jakim prawem, dlaczego mu to zrobił, jak to się w ogóle stało? Przecież — o ile dobrze pamiętał, a wydawało mu się, że mimo używek i stanu nietrzeźwości pamiętał prawie wszystko — nic szczególnego się pomiędzy nimi nie wydarzyło. Tak, powiedział mu trochę prywatnych rzeczy, Sunghoon widział go w bardzo delikatnym momencie, ale poza paroma przeciągłymi spojrzeniami i przeciągłymi… jękami nie stało się nic szczególnego.
Żadnych zapewnień, słodkich słów.
Żadnych uczuć, prawda? W końcu byli tylko przyjaciółmi.
Pewnej nocy, gdy Ari była poza miastem, butelka wódki pomogła Seojunowi zrobić rachunek sumienia. W końcu spojrzał na siebie w lustrze i zobaczył kłamcę, i odechciało mu się wciąż powtarzać w myślach te same bajki, które przekazywał wszystkim wokół już od tylu miesięcy. Tak, kochał Ari —jesteśmy drużyną, prawda? — i co do tego nie mogło być żadnych wątpliwości, ale mantra jesteśmy przyjaciółmi nie wystarczyła do tego, by przekonać siebie w pełni — bez wątpienia był zakochany w Sunghoonie. Był przy nim, kiedy się budził i kiedy zasypiał, choć nie fizycznie, to w myślach nie opuszczał go ani na chwilę. Najcięższe były noce, te samotne.
Wtedy myśli o nim były nie do zniesienia. A najgorsze, że był tak blisko, na wyciągnięcie ręki.
Zaczęło się od jednej, niewinnej wiadomości. Chciał go zobaczyć, tylko na chwilę. Pogodzić się, sprawić, żeby wszystko między nimi było już w porządku, żeby miał możliwość się z nim chociaż co jakiś czas widywać, bo skoro i tak będzie cierpieć, to czy nie mógłby przy okazji nacieszyć się jego obecnością? I tak to nigdy nie miało wypalić.
Czy to nie oczywiste? Nigdy nie mogliby przecież być razem.
Jedna wiadomość, druga, trzecia… I tak już od jakiegoś czasu, gdy tylko zostawał sam, pisał do niego, prosząc o kontakt. Jak na złość, Sunghoon grał z nim w tę samą grę pozorów, publicznie maskując konflikt, który pomiędzy nimi urósł przez ostatnie miesiące. Seojun był mu nawet wdzięczny za tę taktykę, bo to znaczyło, że choć w jakimś maleńkim stopniu mu na nim zależało. Z łatwością przecież mógłby obrócić tę sytuację przeciw niemu, a dobrze wiedział, jaka była rodzina Kima.
Gdy po chyba trzydziestej wiadomości w końcu dostał odpowiedź, poczuł się, jakby serce wpadło mu do żołądka. Całe jego ciało przeszedł dreszcz ekscytacji, ale też momentalnie pojawił się strach, bo w końcu nie wiedział, co ma powiedzieć chłopakowi, kiedy ten już się zjawi na dachu klubu. Chyba był jednak zbyt pijany, by się nad tym zastanawiać — po chwili machnął ręką, stwierdzając, że najważniejsze było to, że go w końcu zobaczy. Trzeźwy Seojun byłby na niego bardzo zły, ale ten Seojun… nie przejmował się niczym.
— Hej — mruknął piętnaście minut później, gdy blondyn w końcu zjawił się na imprezie.
Seojun leżał na leżaku przy krawędzi dachu, jego włosy rozsypały się na poduszcze. Oczy nienaturalnie błyszczały. Był pijany i naćpany, i byłby też w rozsypce, gdyby nie pojawienie się Ahna. Teraz jego zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, był w raju. Obserwował Sunghoona od czasu, kiedy tylko ten pojawił się w wejściu na dach i niespiesznie udał się w jego stronę z drinkiem w ręce… A może to była czysta? Z każdym jego krokiem ten dziwny, przyjemny ból w sercu Kima narastał.
— Tęskniłem — dodał szczerze i uniósł się na łokciach. Spojrzeniem omiótł Sunghoona od góry do dołu. — Czy teraz już przestaniesz udawać, że nie istnieję?
seojun
Yuri nie obce było zażenowanie, bo w końcu nie pierwszy raz w swoim życiu zrobiła coś głupiego, ale ta sytuacja pobiła wszystkie inne na głowę, wyszła poza skalę przyzwoitości. A przynajmniej tak wydawało się samej dziewczynie, gdy przemoczona i zapłakana wchodziła do metra, by dostać się z powrotem do swojej zapyziałej dziury.
OdpowiedzUsuńDo domu.
— Hej, Roxanne — powiedziała cicho, wchodząc do mieszkania. Zsunęła mokre buty i wzięła je do ręki, a potem zajrzała do kuchni, pierwszego pomieszczenia zaraz przy wyjściu.
Roxanne, jedna z jej współlokatorek, siedziała przy stole i piła herbatę, czytając gazetę. Miała czterdzieści pięć lat, była zrzędliwa i złośliwa — z czego czerpała ogromną przyjemność — ale była też bardzo miła dla Yuri i zawsze ją kryła przed właścicielem, gdy ta zalegała z czynszem. Lubiła, jak dziewczyna stroiła się na imprezę, więc zawsze jej przy tym doglądała.
— Wyglądasz okropnie, co ci się stało? — zapytała, zaszczyciwszy ją tylko krótkim spojrzeniem. — Jak kot, który wpadł do beczki wody.
— Pada — odparła Yuri, po czym ruszyła do swojego pokoju. — Trochę zmokłam.
— Tylko nie zachlap przedpokoju, Adam dzisiaj sprzątał!
Poza Yuri w mieszkaniu w Brownsville na Brooklynie przebywało jeszcze pięć osób. Mieli tylko jedną łazienkę i chyba to przeszkadzało dziewczynie najbardziej, chociaż dziękowała niebiosom, że przynajmniej toaleta była oddzielna, bo inaczej by tego nie przeżyła.
Gdy weszła do pokoju, opadła na łóżko, nawet nie ściągając z siebie mokrych ubrań. Po chwili zaczęła głośno płakać. Nie mogła uwierzyć, jak doprowadziła się do tego stanu — co jej strzeliło do głowy, by całować tego chłopaka? Nie żeby widziała w samej chęci coś dziwnego, w końcu był po prostu boski, ale skąd w ogóle przyszło jej do głowy, by wprowadzać swoje marzenia w życie i to w tak durny sposób?
Płakała tak długo, że w końcu zasnęła ze zmęczenia.
***
Po kilku tygodniach jej życie powróciło na dawne tory. Sunghoon musiał trzymać buzię na kłódkę, bo informacja o jej występku nie przebiła się do wielkiego świata, co tylko pomogło jej w otrząśnięciu się z tego śmiesznego letargu. Do tej pory jednak przypominając sobie tę sytuację, zwieszała spojrzenie i potrząsała głową, jakby próbowała je z niej wyrzucić — i trochę tak właśnie było. Śledziła chłopaka na social mediach, oczywiście nieoficjalnie, i bardzo żałowała, że tak się to wszystko potoczyło. Gdyby tylko tego nie zepsuła…
INSTAGRAM
ahn.sun01 ale jak chcesz jeszcze raz przeprosić, to chętnie wybiorę się na kawę
INSTAGRAM
ahn.sun01 nic nie szkodzi i nikomu nic nie powiedziałem 😇
Łup! Telefon upadł na posadzkę w łazience i potoczył się w stronę umywalki. Yuri właśnie brała kąpiel i jednocześnie oglądała swój ulubiony serial, gdy dostała powiadomienie z aplikacji. Całe szczęście, że nie wpadł jej do wody, bo musiałaby chyba sprzedaż nerkę, by go naprawić. Serce tłukło jej w piersi, gdy podnosiła telefon. Przeczytała jeszcze sześć razy obie wiadomości zanim zdecydowała się wystukać odpowiedź. Bardzo dobrze, że leżała w wannie, bo kolana miała jak z waty.
INSTAGRAM
yuri_yaa naprawdę chcesz się ze mną zobaczyć po tym, co się stało?
INSTAGRAM
yuri_yaa jest mi tak głupio, serio
INSTAGRAM
yuri_yaa ahhh, nie wiem..
— Aaa!
OdpowiedzUsuńRozentuzjazmowane piski dziewczyny rozległy się po mieszkaniu. Zanurkowała pod wodę i krzyknęła jeszcze raz, jednocześnie wierzgając nogami i rozchlapując wodę po płytkach podłogowych. Miała ochotę krzyczeć, płakać, śmiać się i tańczyć. Zażenowanie, które czuła jeszcze przed sekundą oraz nieznośny strach na myśl, że Sunghoon mógłby ją ośmieszyć… Wszystko to wydawało jej się teraz przezabawne. Jej serce tłukło jej w pierś, oszalałe z radości.
W końcu podniosła się z wody i oparła głowę o ręcznik z boku wanny. Znowu zachichotała radośnie i kolejny chlust wody wylądował na łazienkowych podłodze. Odkrzyknęła komuś, kto dobijał się do drzwi zaalarmowany, że wszystko okej, i że tylko się trochę poślizgnęła w wannie. Już i tak wszyscy mieli ją za fajtłapę i nieudacznika.
— Ahn Sunghoon, Ahn Sunghoon, Ahn Sunghoon… — powtarzała jak mantrę, jakby miała cztery lata. — Ahn Sunghoon chce się ze mną spotkać, umówić. Podobał mu się pocałunek. Chce mnie całować, aaa! Ahahaha! — Znowu wylądowała pod wodą, tym razem spokojniej, by nie doprowadzać współlokatorów do pasji, a potem wynurzyła się, krztusząc. — Ahn Yuri — wymamrotała bez tchu.
yuri_yaa
ale chętnie postawię Ci kawę, by Ci zadośćuczynić za ten niedobry występek..
yuri_yaa
i że nie będziesz chciał się już ze mną zobaczyć
yuri_yaa
bawiłam się super, po prostu pomyślałam, że zrobiłam z siebie straszną idiotkę tym pocałunkiem
yuri_yaa
ahhh🙈🙈🙈
yuri_yaa
Liked a message you sent
yuri
Bez namysłu dziewczyna wyciągnęła telefon, rozciągając się wygodnie na oparciu wanny, jednocześnie ręką poprawiając włosy, by zrobić sobie bardzo wyuzdane zdjęcie — nie NSFW, bo strategiczne miejsca ukryła za pianą, ale na tyle ujawniające ciało, by pobudzić wyobraźnię Sunghoona.
OdpowiedzUsuńPeople pleaser Yuri miała na drugie i trzecie imię. A przez lata nauczyła się, jaki jest najlepszy i najszybszy sposób, by zadowolić chłopców, a skoro Ahn wykazał zainteresowanie, ona zamierzała zrobić wszystko, by go nie stracił.
yuri_yaa
dziś wieczorem?
yuri_yaa
Sent a photo.
yuri
— W południe… Nie miałem odwagi — powiedział szczerze, odwracając się w lewo, by móc spoglądać na chłopaka, który właśnie rozsiadał się na leżaku. Na jego następną uwagę wybuchnął śmiechem. — Bywało lepiej. Ale byłbyś pod wrażeniem tego, co potrafią zrobić ze mną styliści. Stawiają mnie na nogi lepiej, niż cokolwiek, co trzymam w portfelu… No, może poza jedną rzeczą.
OdpowiedzUsuńNie był aż tak pijany, by powiedzieć na głos o tym, czego chciał najbardziej — a szczerze mówiąc, od samego początku relacji z Sunghoonem to właśnie w tym momencie był najbliżej odsłonięcia się ze swoimi uczuciami. Tęsknota i ulga, te dwie emocje mieszały się w jego sercu, mrocząc mu umysł, a i tak… nie był przecież zbyt trzeźwy, prawda? Sunghoon był tak blisko, że Seojun czuł jego zapach. Miał ochotę przyciągnąć chłopaka do siebie i pocałować. Poczuć smak jego ust. Oprzeć policzek o jego i milczeć, wsłuchując się w jego oddech.
— Long time, no see — powiedział cicho po chwili.
“Kocham Cię. Jakbyś zareagował, jakbym to powiedział?”
Czy to było prawdą, nie wiedział. Nie sądził, że to w ogóle było możliwe, nie po tak krótkim czasie, jaki ze sobą spędzili. Przecież tak naprawdę oni się w ogóle nie znali. Tak, wiedzieli o sobie parę rzeczy, tych naprawdę prywatnych, skrytych przed szerszą publiką —te najgorsze i brzydkie sekrety, szeptane do ucha, wypłakane żałośnie o czwartej nad ranem — ale nie spędzili ze sobą na tyle czasu, by poznać się na wylot. Nie na tyle, żeby móc pokochać.
Ale czy na pewno?
“Chciałbym być z Tobą. Albo chociaż spróbować…”
— Co robiłeś przez ten czas, jak mnie tak okrutnie ignorowałeś? — Uśmiechnął się, a jego oczy, choć dalej błyszczące, nie przedstawiały już radości, a bardziej smutek.
“Ignorowałeś, bo zabolała Cię ta sytuacja z Ari. Nie jestem głupi. Wiem, że też coś do mnie czujesz. Udajesz, mały kłamco.” Nagle roześmiał się do własnych myśli. Mógł to zrobić, stan upojenia alkoholowego go usprawiedliwiał w pełni. “Jesteś kłamcą i aktorem, ale ja też jestem. Choć chyba słabszym.”
"I może naprawdę Cię kocham?"
"Sam już nie wiem."
seojun
Hiee. ♡
OdpowiedzUsuńDziękuję za przesympatyczne powitanie. Skoro już mowa o wizerunkach - pisk, jaki z siebie wydałam na widok buźki jednego z my eight babies był zdecydowanie za głośny, ale cóż zrobić, kiedy od ponad dwóch lat są dla ciebie jedną z największych inspiracji. Wymyślmy coś razem!
Murayama
Wbiegła zdyszana do kawiarni, a głośny dźwięk dzwonka zapowiedział wejście kolejnego klienta. Głowa jednej z kelnerek stojącej za ladą powędrowała w górę, ale gdy tylko skrzyżowała spojrzenie z blondynką, pochyliła się i wróciła do notowania czegoś na laptopie. Nie przywitała jej, bo wiedziała po co i do kogo przyszła. Pamiętała, że Yuri była tu z Sunghoonem, bo była wtedy na zmianie, a on właśnie czekał przy stoliku z dwoma kawami, które przed chwilą dla niego przyrządziła… Poza tym czytała Plotkarę.
OdpowiedzUsuń— Przepraszam za spóźnienie — wydyszała, stawiając swojego Birkina na stoliku. Uśmiechnęła się do chłopaka szeroko, lekko zawstydzona, po czym wsunęła się na skórzaną kanapę i założyła nogę na nogę. — Utknęłam w korku.
To była akurat prawda. Szykowała się tak długo, że gdy zorientowała się, która jest godzina, tylko taksówka wchodziła w grę. O tej godzinie jednak wjazd na Upper East Side graniczył z cudem, więc musiała wysiąść kilka przecznic wcześniej i przebiec dzielący ją dystans.
Swoim wyglądem jednak musiała Sunghoonowi choć trochę zrekompensować swoje spóźnienie. Ostatnimi czasy sporo studiowała gust chłopaka… Przejrzała stare posty na plotkarskich stronach, instagrama, Facebooka chłopaka i inne portale społecznościowe. Wiedziała, jakie lubi marki, sklepy i miejsca, jakie obserwuje aktorki i piosenkarki, oraz z jakimi dziewczynami najczęściej go fotografowali. Tym sposobem powstała nowa Yuri, wykreowana na indywidualne potrzeby Sunghoona. Trochę na luzie, trochę słodko i zupełnie odpowiednio zdzirowato. Tak, jak lubił najbardziej.
Chłopak jednak patrzył na nią zirytowany.
— Naprawdę przepraszam — powiedziała płaczliwie, układając dłoń na stole. Nie miała odwagi położyć na nim ręki w obawie, że ją odtrąci. — Obiecuję, że to już więcej się nie powtórzy! — Uśmiechnęła się przymilnie, przekrzywiając głowę odrobinę na bok.
Yuri była takim typem człowieka, że gdyby Sunghoon powiedział, że nie będzie się na nią gniewać, o ile obskoczy budynek na jednej nodze, najpewniej zrobiłaby to bez słowa sprzeciwu.
yuri naiwniara
Leci zwrotny! ♡
OdpowiedzUsuńMurayama
Seojun patrzył na Sunghoona w milczeniu, gdy słowa tego drugiego zawisły w powietrzu. Nie myślał o tym, jak dobrym blondyn jest obserwatorem i nie próbował zapanować nad mimiką twarzy, która musiała w tym momencie w pełni go zdemaskować. Skonfundowanie, chwila na przyjęcie informacji i stres podszyty strachem, jak dziecko, które zostało złapane na gorącym uczynku. Czy tak bardzo było widać, że nie traktował go jako przyjaciela?
OdpowiedzUsuń— Może mnie tak dobrze nie znasz — powiedział cicho, a potem odwrócił wzrok i upił drinka. Wziął głęboki oddech, głowa mu strasznie ciążyła i nagle dotarło do niego, że strasznie mu niedobrze. Mimo, że siedzieli na dachu, czuł, jakby nie był w stanie zaczerpnąć tchu. Udając, że ostatnie słowa nie padły — a podejrzewał, że i Sunghoon byłby mu za to bardzo wdzięczny — odwrócił się do niego z lekkim uśmiechem na ustach: — Zabierzesz mnie do domu?
Mimo, że próbował zapanować nad emocjami, coś we własnym, błagalnym tonie znów sprawiło, że poczuł ciężkość na sercu. Tak bardzo chciałby kierować do niego podobne pytania na co dzień. Widzieć, jak tak, jak teraz, kiwa gorliwie głową, a w jego tęczówkach odbija się lekkie zmartwienie, jakby nie był pewien, czy nie dzieje się z nim coś złego. Czuć, jak chłopak pomaga mu się podnieść, a potem otacza go ręką, by pomóc dostać się na dół, do wynajętej limuzyny. Nie musieć udawać, że tak kręci mu się w głowie, że nie jest w stanie utrzymać się na nogach, tylko po to, by mieć alibi — i by Sunghoon nie wypuścił go ze swoich ramion.
— Jakoś tak… sennie mi — wymruczał, gdy już opadli na skórzane siedzenia z tyłu samochodu. Oparł głowę o zagłówek i westchnął ciężko, przymykając oczy. — Zostaniesz ze mną? Możemy pojechać gdzieś i tam — ziewnął przeciągle — kontynuować imprezę… i… dobrą… zabawę…
I z tymi słowami zasnął, a jego głowa opadła na swoje miejsce — ramię chłopaka, którego kochał.
fnsjkfwbajgbrbgjdsklbgjrabgaebsgndjkaa a aaaaaaaaa
Gdy Sunghoon wypowiedział pierwsze zdanie, Yuri speszona opuściła głowę, wzrokiem przebiegając po stole i szukając czegoś, na czym mogłaby skupić spojrzenie. Było jej naprawdę przykro i głowie zadręczała się już wyrzutami sumienia, a wyobrażanie sobie tego, jaki zawiedziony nią musiał być chłopak od razu podsunęło jej myśl, że nic z tego nie będzie… Że na pewno go do siebie czymś zrazi. Jak dotąd, miała wpadkę za wpadką.
OdpowiedzUsuń— Bardzo ładnie dziś wyglądasz.
Wzdrygnęła się z zaskoczeniem w reakcji na delikatny dotyk palców na jej policzku, a kiedy spojrzała wprost na Sunghoonach, w jej oczach na powrót zapłonęła nadzieja. Może być zirytowany, bo naprawdę zależało mu na spotkaniu, a ona przez przypadek udowodniła mu, że jej to nie obchodzi? Od razu podjęła się tego, by po tej randce wiedział, że nie jest jej obojętny… Wręcz przeciwnie.
— Ty… ty też — odpowiedziała słabo, tylko na chwilę zerkając w dół, by omieść wzrokiem całą sylwetkę blondyna. Jak zawsze, nieskazitelnie idealny. — Ale to chyba każdy ci mówi, prawda? Zawsze wyglądasz… dobrze. Bardzo dobrze. — Jej policzki zalała nowa fala rumieńców.
Sięgnęła dalej lekko drżącą dłonią po kawę, a potem wychyliła łyka. W tym samym momencie do ich stolika podszedł chłopak, którego Yuri kojarzyła z zajęć, chodzili razem na jeden przedmiot dodatkowy. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, lekko unosząc brwi, a choć jej mina dalej była serdeczna, w środku krzyczała niespecjalnie miłym głosem, by chłopak zwyczajnie… “Spierdalaj, spierdalaj, spierdalaj stąd, Brad.”
— Hej, Han, co tam u ciebie? — zapytał, tylko na chwilę patrząc na Sunghoona, ale nawet się do niego nie odezwał. Ułożył dłoń na oparciu kanapy i pochył się w stronę blondynki. — Wybierasz się na dzisiejszą imprezę na kampusie?
Brad próbował ją poderwać od pierwszego dnia studiów. Choć całkiem przystojny, nie był jednak wystarczająco… luksusowy. Nie o takim życiu marzyła.
— Na miejscu? — wymamrotał sennie Seojun, przecierając oczy. Chwilę mu zajęło, zorientowanie, gdzie się znajduje, ale kiedy tylko spojrzeniem odnalazł oczy Sunghoona, jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Wyciągnął rękę i usadowił ją na karku blondyna, mierzwiąc mu z tyłu włosy. — Zawiozłeś mnie do domu, rycerzu w lśniącej zbroi?
OdpowiedzUsuńPodniósł się w końcu i wyjrzał przez okno. Z zaskoczeniem odkrył, że nie stali na parkingu pod loftem, ani nawet przed budynkiem, tylko pod jakimś… hotelem. Momentalnie jego serce zaczęło mocniej bić i na niczym stawały próby przywołania się do porządku, powołując na zdrowy rozsądek — bo nawet jeśli obiecał nie dotknąć Sunghoona, nie byłoby takiej siły, która potrafiłaby sprawić, że przestałby go kochać. Nie umiał się nie cieszyć. W końcu spędził ostatnie tygodnie, prosząc się o choć odrobinę uwagi Ahna.
— A co tu robimy? — zapytał jednak przekornie, wracając spojrzeniem do chłopaka.
Był w końcu egoistą. I całkiem sprawiedliwym człowiekiem. I miał w planach podjudzać Sunghoona do momentu, w którym ten nie przyzna mu, nawet między słowami, że nie jest mu obojętny. On wykładał się przed nim jak na dłoni, bardziej w zasadzie nie mógł, chyba tylko mówiąc mu na głos te dwa słowa, ale miał swoją dumę i… pragnienia.
Chyba jak każdy człowiek, który kogoś kocha, chciał mieć pewność, że także jest kochany.
Prychnął pod nosem, słuchając wyjaśnienia Sunghoona, choć wyraz twarzy mu się zbytnio nie zmienił, a w kącikach ust dalej czaił się uśmiech. Patrzył, jak chłopak sięga pod siedzenie i wyjmuje stamtąd czapkę z daszkiem, którą po chwili naciągnął mu na głowę.
OdpowiedzUsuńSeojun nie wytrzeźwiał kompletnie, ale krótka drzemka zrobiła swoje. Wcześniej zagłuszone zmysły teraz nie zawodziły — gdy tylko poczuł na szyi delikatny dotyk dłoni Sunghoona, natychmiast przez jego kręgosłup przeszedł impuls. Momentalnie wyprostował plecy i nozdrzami wciągnął powietrze. Chłopak jednak zdawał się niczego nie zauważyć, a przynajmniej nie dał po sobie tego poznać — Seojun nie wątpił, że blondyn najpewniej poczułby niemałą satysfakcję z tego, jaki dalej miał na niego wpływ.
W ciszy przeszli przez lobby do windy, Seojun lekko chwiejnie opadł się o tylną ścianę, unosząc brodę i przymykając oczy. W innych okolicznościach nie mógłby się doczekać tego, aż zakopie się pod pościel w pokoju hotelowym, a potem jeszcze kilkoma buteleczkami z barku uśpi jak małego dziecko. Ale teraz nie chciał tego . Musiał pozostać całkowicie przytomnym — przynajmniej póki Sunghoon był z nim.
Brunet przystanął w progu, opierając się jedną ręką o framugę, i ściągnął czapkę z głowy. Kącik ust uniósł mu się w szelmowskim uśmiechu, gdy obserwował, jak Sunghoon przetarł swoją twarz, chyba pierwszy raz w swoim życiu wyglądając jak ktoś, kto jest kompletnie… bezradny. Przestąpił te kilka kroków, które go od niego dzieliły, a kiedy tylko usłyszał, jak drzwi się za nim zatrzaskują, oparł brodę o ramię bruneta, lekko wtulając twarz w jego szyję.
— Zamierzasz mnie grzecznie położyć spać, Ahn Sunghoon? — wymruczał cicho. — Problem w tym, że mi już się odechciało spać.
Obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni w prawo i napotkał własne odbicie w wielkim lustrze. Zaśmiał się sam do siebie — naprawdę jeszcze nie był w pełni sił — po czym ponownie nasunął na głowę czapkę z daszkiem.
— Nie podoba mi się ta czapka. Wygląda jakoś, nie wiem, podejrzanie. Potrzebuję jakiegoś innego przebrania na jutro. Nie sądzisz? — zapytał, odwracając się z powrotem w kierunku chłopaka. W momencie gdy wzrok padł na jego włosy, oczy Seojuna rozjaśniły się w podobny sposób, co w aucie. — Mam. Pomysł.
— Ale jaki plan! — powiedział, dalej przeczesując włosy przed lustrem. — Rozjaśniałeś kiedyś włosy, mój drogi? — zapytał, spoglądając przez ramię dokładnie w tym samym momencie, w którym Sunghoon upił potężnego łyka piwa.
OdpowiedzUsuńUniósł brwi, przygryzając wargę. Potrzebował dystrakcji, czegokolwiek, co odciągnie jego uwagę od tego, jak dobrze Sunghoon wyglądał, nawet gdy się o to specjalnie nie starał. Wyobraźnia nie pomagała, podsuwając mu tylko te zakazane obrazy. Nie mógł. Przecież obiecał.
Ale przede wszystkim dlatego, że ta relacja nie miała prawa bytu.
Kim Seojun nigdy nie zakładał się o rzeczy, których nie był pewien. Sięgał po to, co chciał, ale na tyle, na ile pozwalały mu — szerokie, niemniej jednak w pewnym stopniu limitowane — możliwości. Osoba, której pragnął najbardziej, znajdowała się poza tym, co było dla niego wykonalne. I nie chodziło tylko o obietnicę. Bez niej prawdopodobnie postąpiłby dokładnie tak samo.
I choć z całego serca pragnął znów wtopić się w jego słodkie usta, usłyszeć najpiękniejszą melodię jego westchnień, zasnąć w jego objęciach — to nie byłoby fair wobec niego. Drugi raz go nie mógł zawieść. Drugi raz nie zniósłby tego spojrzenia.
— Muzyka… — wymamrotał. Przygryzł wargę, orientując się, że przez ostatnie kilka sekund wpatrywał się w Sunghoona w milczeniu, prawdopodobnie z otwartymi ustami. — Muzyka, głośna muzyka. Gdzie jest pilot?
Seojun wstrzymał powietrze, gdy Sunghoon znalazł się bliżej. Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się w górę, gdy chłopak zadał pytanie. Powinien mu być wdzięczny za to, że tak szybko zdecydował się odsunąć, ale to nie była prawda — jego ciało protestowało, domagając się więcej.
OdpowiedzUsuń— Moja agencja. — Zwinął usta w podkówkę. — Zdecydowanie moja agencja. Ja bym w życiu cię nie wysłał za kratki. — Odwrócił się, by z niskiego stolika porwać słuchawkę telefonu stacjonarnego i wybrać szybko numer do konsjerża. — Muszę cię trzymać przy sobie — dodał szybko i znacznie ciszej, dalej stojąc plecami do blondyna, by nie musieć widzieć jego reakcji.
Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki nie wydawał się specjalnie zaskoczony, gdy Seojun złożył swoje dziwaczne zamówienie: “Dwie butelki rozjaśniacza i jakiś taki toner, żeby nie były żółte. Na pewno jakaś fryzjerka będzie wiedziała, o co chodzi. Pospiesz się.”
Z kwaśną miną odwrócił się, gdy tylko rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki. Spojrzał najpierw na chłopaka, potem na telewizor, a następnie postąpił parę kroków do skraju łóżka. Dopiero gdy miał się już na nie rzucić, by ułożyć się obok Sunghoona, wpadł na kolejny wyjątkowo głupi pomysł.
Seojun z Sunghoonem robili wiele głupich rzeczy razem i znali się nie od dziś. Do czasu tej jednej nocy byli nawet czymś w rodzaju najlepszych przyjaciół, bo w końcu jeden krok dzielił ich od bycia wrogami — wystarczyło wygadać komuś zaledwie jeden sekret. Tak więc gdy Seojun zaczął śpiewać tak głośno, jak tylko pozwalały mu na to jego potraktowane alkoholem struny głosowe, Sunghoon do niego dołączył. No, może nie od razu. Najpierw westchnął, potem prychnął z zażenowania, a na koniec jeszcze próbował walnąć Seojuna poduszką. Musiał to zrobić tylko z jednego powodu, a mianowicie — nie miał innego wyjścia.
Godzinę i kilka puszek piwa później kończyli nakładać rozjaśniacz na włosy. Muzyka dalej grała na cały regulator, a po tym, gdy pół drugiej tubki farby wylądowało na perskim dywanie nie potrafili zapanować nad głupawką, co jakiś czas wybuchając śmiechem. Mimo wszystko, Seojun przyznał głośno, z Sunghoona był całkiem niezły fryzjer. Zapewne będzie musiał się udać do fryzjera na jakieś poprawki, ale włosy miał jeszcze całe, i tylko gdzieniegdzie jeszcze prześwitywał żółtawy kolor, którego nie sięgnął toner.
Położyli się na łóżku dopiero koło ósmej rano. W telewizorze leciał film, którego i tak nie oglądali. Zasłony zostały zaciągnięte i w pokoju panował półmrok, rozświetlany jedynie małą lampką nocną. Dalej co jakiś czas chichotali. Prowadzili luźną rozmowę przez cały wieczór, z rozmysłem nie wchodząc na żadne niewygodne tematy.
Seojun poprawił poduszkę pod głową, cały czas patrząc chłopakowi w twarz.
— Dlaczego dzisiaj przyszedłeś? — Pytanie zawisło w powietrzu.
— Dzwoniłem, bo jestem pierdolonym egoistą — powiedział równie cicho Seojun, zerkając w dół i chwytając dłoń Sunghoona, by spleść ich palce. — I nie umiałem o tobie zapomnieć. I dlatego, że, wbrew temu, co cały czas mówiłem…
OdpowiedzUsuńMomentalnie poczuł, jak nieprzyjemne, ciepłe uczucie rozlewa mu się po brzuchu. Wiedział, że postępował słusznie, siląc się na szczerość wobec chłopaka, ale niestety ta wiedza niczego nie ułatwiała. Musiał powiedzieć to, co trzeba, i skończyć raz na zawsze tę ich chorą grę.
By oboje mogli iść dalej. By przestali się krzywdzić.
— Nie jesteś mi obojętny. — Westchnął. — Ale wydaje mi się, że sam o tym doskonale wiesz.
Zerknął w górę, by zobaczyć reakcję chłopaka na jego słowa. Starał się mówić powoli i delikatnie, jakby się bał, że nieostrożnie mógłby w jakiś sposób popsuć tę ich chwilę wzajemnej szczerości, a maski obojętności wróciłyby od razu na swoje miejsce.
— To nie wszystko. Nigdy nie byłeś dla mnie opcją numer dwa — podjął dalej, mając na myśli to, jak Sunghoon ewidentnie poczuł się urażony tym, że Seojun spotykał się z Ari. — Bo nigdy nie byłeś możliwym wyborem… — Zmarszczył brwi, wykrzywiając usta w grymasie. — Pamiętasz, jak opowiadałem ci o…
„Margaret.” Nawet gdy wypowiedział to imię w myślach, jego żołądek skręcił momentalnie. Chłopak zacisnął powieki, jednocześnie zaciskając również palce na dłoni Sunghoona.
— …o Korei? — wydusił z siebie po chwili. Mówił na jednym tchu, z dalej zamkniętymi oczami: — Moja matka miała wszystkie dowody, by zgłosić sprawę na policję. Ale to się nigdy nie wydarzyło. Ta kobieta zwyczajnie… zniknęła. Z dnia na dzień, jakby nigdy nie istniała, po prostu rozpłynęła się w powietrzu. — Urwał ponownie. Gdy w końcu otworzył oczy, by ponownie spojrzeć na Sunghoona, były one lekko zawilgotniałe od łez. — Są pewne rzeczy, których moja rodzina nigdy nie zaakceptuje. A ich środki do pozbywania się problemów są…
Nigdy nie interesował się biznesem swoich rodziców, od czasów dzieciństwa, kiedy napatrzył się na ludzi, którzy czasem odwiedzali ich dom, wiedział, że nie ma ku temu żadnych dobrych powodów. Miał to szczęście, że był najmłodszy i w kolejce przed nim stali jego starsi bracia, oboje z wygórowanymi ambicjami, w gotowości do zaakceptowania wszystkiego, co tak naprawdę działo się za zamkniętymi drzwiami gabinetów górnych pięter firmy.
— Drastyczne.
Sunghoon nigdy nie mógłby mieć go całego. A wiedział, że jego nie interesują półśrodki.
Leżeli obok siebie, ich twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów.
OdpowiedzUsuńJak mogło być mu jednocześnie tak dobrze, a zarazem tak źle? Czuł się, jakby znów przeniósł się w czasie do dziecięcych dni, gdy zwlekał cały weekend zanim zabrał się w końcu do obszernej pracy domowej. Cieszył się każdą sekundą razem, spojrzeniem i dotykiem, ale wiedział, że wraz z końcem tego spotkania skończy się też to, co między nimi było — jakkolwiek by tego nie nazywali. Nie mógł o tym myśleć. Nie teraz, gdy rozmawiali i leżeli obok siebie. Gdy wyrwana z codzienności chwila ciągle trwała.
Jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu, kiedy poczuł ciepło ust Sunghoona na swojej dłoni. Odnalazł w oczach blondyna zrozumienie, zupełnie jakby zadra z przeszłości pękła, i jednocześnie pewien rodzaj ciepła, jakby Sunghoon chciał ukoić jakiekolwiek nieprzyjemne myśli, które go zaatakowały podczas rozmowy.
— A może to wszystko to była gra, ale oboje przegraliśmy.
Ciężko było odmówić Sunghoonowi racji. Seojun po raz pierwszy spotkał się z murem w swoich pragnieniach, choć przez życie zazwyczaj przechodził z dość obojętnym nastawieniem — ale jeśli już czegoś wymagał, zawsze dostawał to, czego chciał. Sunghoon przez całe swoje życie bawił się uczuciami innych i serce nigdy wcześniej nie zdołało go zwieść w pole, choć bez przerwy dostarczał mu do tego kolejnych, przepięknych okazji.
Zagrali w rosyjską ruletkę i trafili na jedno z sześciu.
— Takie wyjątkowo mało w naszych stylu — dodał gorzko, patrząc, jak chłopak przeciera twarz dłońmi. Wyglądał na sennego, oczy błyszczały mu ze zmęczenia i Seojun znów przypomniał sobie, jak niebezpiecznie blisko złamania obietnicy się znajduje. Ale nie mógł zrobić tego Sunghoonowi.
Zamiast tego zbliżył się do niego, głowę podpierając o dłoń, tym samym patrząc na chłopaka odrobinę z góry. Gdy odpowiedział, mówił mu prosto do ucha, ustami co jakiś czas drażniąc jego skórę.
— Matka? Małe szanse. W tym przypadku odnosiłem się do ojca, a on bywa jeszcze gorszy niż ona, jeśli mu nad czymś bardzo, bardzo zależy. Szczególnie, jeśli to miałoby w jakikolwiek sposób nadszarpnąć wizerunek rodziny. — Urwał na chwilę. Szczęka mu się zacisnęła. — A sprawdzenie tego, to jest ten rodzaj ryzyka… którego bym się raczej nie podjął.
Seojun podniósł się zaskoczony, opierając łokciami o materac, gdy Sunghoon dosłownie odskoczył w bok jak poparzony. W milczeniu słuchał go, a zmarszczka ba czole pogłębiała się z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez chłopaka. Słysząc ostatnie zdanie, skrzywił się gniewnie.
OdpowiedzUsuń— Brawo Sunghoon — mruknął gorzko. — Jak zawsze wiesz, gdzie uderzyć, żeby najbardziej zabolało.
Zsunął się z łóżka i przeszedł przez pokój, zatrzymując się przy niskiej lodowce, z której wyciągnął piwo. Nagle stan trzeźwości na powrót zaczął mu doskwierać. Szybko otworzył puszkę piwa i upił kilka łyków. Przez chwilę stał tak, odwrócony plecami do Sunghoona, starając się zapanować nad gniewem, by nie powiedzieć czegoś, czego mógłby później żałować.
— Czy ty naprawdę myślisz, że nie chce z tym nic zrobić, tylko dlatego że tak mi wygodnie? — zapytał cicho. Pokręcił głową, w myślach przewijając wspomnienia z ostatnich tygodni i miesięcy, podczas których nie było dnia, kiedy nie myślał o Sunghoonie. Dnia, w którym starał się o nim zapomnieć i które nie miały nic wspólnego z wygodą. — W takim razie rozczaruje cię, Sunghoon, ale chyba tak naprawdę mnie nie znasz. — Ostatnie słowa niemal wysyczał.
Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie, a palce zacisnęły się w pięści. Gdy odwrócił się w końcu w stronę chłopaka, spojrzał na niego z mieszaniną smutku i gniewu.
— Okej, niech będzie, zaryzykujmy wszystko — rzucił prześmiewczo. Jego usta rozszerzyły się w uśmiechu, niemniej oczy pozostały zimne. — Wszystko. I wszystkich. Jeśli oczywiście jesteś świadomy, że ktokolwiek w twoim otoczeniu może iść na samo dno.
Odstawił w końcu puszkę i spuścił głowę w dół, walcząc z frustracją, starając się zrozumieć, co kierowało Sunghoonem. Z piersi wyrwało mu się długie westchnienie zanim przeszedł na powrót przez pokój, by usiąść na łóżku obok chłopaka. Ujął jego twarz w swoją dłoń i spojrzał mu głęboko w oczy.
— Chciałbym, żebyś mnie dobrze teraz zrozumiał. Jeśli jest choć minimalne prawdopodobieństwo, że mogłaby stać ci się krzywda, jakakolwiek krzywda, nie mam zamiaru ryzykować. Rozumiesz to? — zapytał twardo.
Wiedział, jak to mogło brzmieć. Ale był pewien, że jeśli to Sunghoon stałby pod podobnym wyborem, pewnie myślałby dokładnie to samo.
— Pojedziesz do Los Angeles sobie odpocząć. Zabierz swojego… kolegę ze sobą.
OdpowiedzUsuńWiedział, że powinien być wściekły jak diabli. I po części — gdzieś tam w jego głowie, schowane głęboko za przejmującą euforią — gdzieś ta wściekłość się kotłowała, gotowa, by w odpowiednim miejscu i czasie na powrót dać o sobie znać, ale jeszcze nie teraz. Nie w momencie, gdy życie otworzyło mu drzwi, by po tylu miesiącach zrobić coś, na co tak czekał. Coś, czego pragnął bardziej, niż czegokolwiek innego w całym swoim życiu. Coś, co pierwszy raz przekraczało jego, zdaje się, niekończące się możliwości.
Do teraz.
Gdyby zaledwie dwudziestoletni Seojun mógł się dowiedzieć, co przydarzy mu się w następnych dwóch latach, pewnie uciekłby w popłochu — zabrałby się jak stał do prywatnego odrzutowca i wyleciał gdzieś do Europy, by strzec swojego losu przed całym tym niekończącym się emocjonalnym syfem. Najpierw Margaret, strata Ari, poznanie Sunghoona, zostawienie Sunghoona w poczet jakiejś dziwnej, chorej zazdrości o dziewczynę, z którą nawet nie chciał być, związek, którego żadne z nich nie chciało, zdrada — a jakże, bo przecież to wszystko było zawsze tylko jej winą — śmierć najbliższego przyjaciela, a przede wszystkim ogarniająca go coraz bardziej ciemność, pustka, której nie był w stanie przełknąć. I choć próbował wszystkich sposobów, które kiedyś działały bez zarzutu, ona dalej przy nim była.
Nie ważne, ile ust posmakował, ile alkoholu wypił, ile rąk czuł na swoim ciele, ile jęków wydobywało się spomiędzy jego ust i ile kolejnych dawek przyjmował jego organizm — imię Sunghoona dźwięczało w jego umyśle, wybudzając go ze snów, choćby nie wiadomo jak strasznych czy przyjemnych.
I nie wiadomo, czy tu tak naprawdę chodziło o miłość. Seojun tak myślał, to na pewno, bo przecież nikt i nic wcześniej nie doprowadziło go aż na taki skraj wytrzymałości, nie czuł się tak źle nawet wtedy, gdy wiedział, w jakim celu jedzie pod wyznaczony przez Margaret adres. Nic nie zrobiło wcześniej z niego tak zniszczonej kreatury, jak tęsknota za tym chłopcem o ciemnych oczach i zuchwałym uśmiechu. Ale właśnie — i przede wszystkim — z niczym podobnym nie spotkał się wcześniej. Żadne “nie” nie było tak stanowcze, żadnego podobnego muru nikt nigdy przed nim nie postawił. Może chodziło w tym wszystkim o miłość… I najlepiej by było dla niego, jeśli tak właśnie by było.
Ale nie wiadomo. W końcu Seojun najbardziej w swoim życiu cenił łamanie granic.
— Mamy w Calabasas dom letniskowy, z którego w zeszłym roku wyprowadził się twój brat, planowaliśmy go sprzedać, ale w tych okolicznościach… Tak, to chyba będzie najlepszy wybór.
Sunghoon najpewniej byłby zadowolony, wiedząc, na jaką odwagę Seojun musiał się zdobyć, by stanąć twarzą w twarz z własną matką, by przyznać się, co leży za tym wszystkim, co się z nim dzieje. Konwersacja przebiegała w jego myślach za każdym razem z innym skutkiem, widział w głowie kilkadziesiąt scenariuszy i na każdy przygotował się równie gorąco, gotowy za wszelką cenę stać przy swoim i bronić swojej racji, choćby nie wiadomo jak miałoby się to dla niego skończyć. I śmieszne, że nie przyszło mu do głowy, że pani Kim i tak go zaskoczy.
Sprawy nigdy nie było. Tej konwersacji też nie. Ten mały problem nie istnieje.
Bo najważniejsze są interesy i nazwisko, ważniejszy od szczęścia jest fakt, by pieniądze płynęły tak samo swobodnie jak wcześniej. I po części chłopak to wszystko rozumiał. Kim Seojun był w końcu Kim Seojunem, i w takich wartościach się wychował — a jego zachowanie było tego doskonałym świadectwem — więc choćby chciał, nie miał argumentów do tego, by to podważyć.
I tak, biorąc pod uwagę okoliczności, został potraktowany wyjątkowo łaskawie, jak zresztą zawsze. Z jakiegoś niewiadomego powodu, matka wkładała całe swe pokłady rodzicielskiej miłości w niego, choć miała jeszcze dwóch synów, którzy zasługiwali na to po stokroć bardziej. Jedyne, czego nie otrzymał, a co by go bardzo uszczęśliwiło, to choć odrobina uwagi i usłyszenia… Bo matka go słuchała, to bez wątpienia, lecz niestety nie słyszała.
UsuńDostał parę warunków. Po pierwsze, musi się wyprowadzić, przynajmniej na jakiś czas. Sztab odpowiednich osób zajmie się tym, by wszystkie skandale trzymać w ryzach i mieć oko na cokolwiek, co mogłoby w jakiś sposób zaburzyć szczęście ich cieplutkiego ogniska domowego. Po drugie, ma się nie wychylać za bardzo i starać się zejść ze świecznika odrobinę na ubocze, co nie stanowiło aż takiego problemu w innym mieście, w którym był kompletnie anonimowy. Był w końcu modelem, nie celebrytą. Po trzecie, ma się naprawdę dobrze zastanowić, czy to wszystko nie jest tylko chwilowym kaprysem — dokładnie tak, jak to było w przypadku panny Min.
Nie widzieli się od pół roku. Tyle czasu minęło od pogrzebu Jacksona. W ostatnich słowach, które do niego powiedział, obiecywał mu — i teraz miał szansę udowodnić, że jej dotrzymał. Nie wiedział, gdzie jest i nie chciał tego wiedzieć, bo to dokładało tylko niepotrzebnego bólu. Wiedział tylko, że wyjechał.
From: 김서준
It’s done.