MEREDITH LOVE RIDGEWAY
Rozwód Annie Bonham i Edwarda Ridgeway'a – czy kryje się za tym coś więcej?
Słynna para rozstaje się po półtora roku małżeństwa; przypominamy, że ich ślub był jednym z najgłośniejszych wydarzeń ostatnich lat, a sam rozwód obfituje w dziwne sprzeczności. Młodzi wydają się w sobie jeszcze bardziej zakochani, większość czasu spędzają w swoim towarzystwie, wspólnie zajmując się projektem łączącym ich profesje (więcej o Bonham&Ridgeway na stronie 11), oraz dziewięciomiesięczną córką, Meredith. Pod osłoną nocy przyłapano Eda Ridgeway'a (27 l.) na wymykaniu się z apartamentu byłej żony [… ]
Kryzysowy narzeczony Annie Bonham?
Dziedziczka imperium modowego była kilkukrotnie widywana w towarzystwie znanego milionera, Jace'a Williamsa (31 l.), który owdowiał przed niespełna rokiem. Czyżbyśmy byli świadkami rozkwitu nowej miłości? A co na to Edward Ridgeway?
„Annie jest wolną kobietą‟, uśmiechnął się czarująco do naszej reporterki, w odpowiedzi na zadane powyżej pytanie. „Zależy mi, by była szczęśliwa.‟
Cóż za szlachetność z jego strony! A może to czysta głupota?
Czarne chmury nad Williamsem
Jace Williams (32 l.) nie wydaje się zbytnio szczęśliwy w nowym związku. Podejrzewamy, że nie podoba mu się, że jego żona spędza tyle czasu w towarzystwie byłego męża. Świeżutko nabyta informacja głosi, że firma Bonham&Ridgeway startuje z kolejnym projektem! Przypominamy: Annie Bonham (25 l.) i Edward Ridgeway (30 l.), ku zaskoczeniu całego społeczeństwa, rozwiedli się trzy lata temu, lecz wydaje się im to nie przeszkadzać w doskonaleniu przyjaźni… Kto wie, może to wciąż coś więcej? Panie Williams – przesyłamy wyrazy współczucia!
Słynna para rozstaje się po półtora roku małżeństwa; przypominamy, że ich ślub był jednym z najgłośniejszych wydarzeń ostatnich lat, a sam rozwód obfituje w dziwne sprzeczności. Młodzi wydają się w sobie jeszcze bardziej zakochani, większość czasu spędzają w swoim towarzystwie, wspólnie zajmując się projektem łączącym ich profesje (więcej o Bonham&Ridgeway na stronie 11), oraz dziewięciomiesięczną córką, Meredith. Pod osłoną nocy przyłapano Eda Ridgeway'a (27 l.) na wymykaniu się z apartamentu byłej żony [… ]
Kryzysowy narzeczony Annie Bonham?
Dziedziczka imperium modowego była kilkukrotnie widywana w towarzystwie znanego milionera, Jace'a Williamsa (31 l.), który owdowiał przed niespełna rokiem. Czyżbyśmy byli świadkami rozkwitu nowej miłości? A co na to Edward Ridgeway?
„Annie jest wolną kobietą‟, uśmiechnął się czarująco do naszej reporterki, w odpowiedzi na zadane powyżej pytanie. „Zależy mi, by była szczęśliwa.‟
Cóż za szlachetność z jego strony! A może to czysta głupota?
Czarne chmury nad Williamsem
Jace Williams (32 l.) nie wydaje się zbytnio szczęśliwy w nowym związku. Podejrzewamy, że nie podoba mu się, że jego żona spędza tyle czasu w towarzystwie byłego męża. Świeżutko nabyta informacja głosi, że firma Bonham&Ridgeway startuje z kolejnym projektem! Przypominamy: Annie Bonham (25 l.) i Edward Ridgeway (30 l.), ku zaskoczeniu całego społeczeństwa, rozwiedli się trzy lata temu, lecz wydaje się im to nie przeszkadzać w doskonaleniu przyjaźni… Kto wie, może to wciąż coś więcej? Panie Williams – przesyłamy wyrazy współczucia!
urodzona 24 XII 2004, właśc. Meredith Love Bonham-Ridgeway ——— jedynaczka; córka dziedziczki imperium modowego, Annie Bonham i właściciela firmy produkującej luksusowe jachty, Edwarda Ridgeway'a ——— mimo rozwodu, jej rodzice ściśle współpracują pod szyldem firmy Bonham&Ridgeway ——— mieszka w apartamencie na Brooklynie, z matką, ojczymem i przybranym bratem ——— uczennica ostatniej klasy liceum, ta niska modelka na pokazach matki ——— wiecznie skonfliktowana z którąś częścią rodziny ——— powiązania&instagram
Meredith Ridgeway (16 l.) przyłapana w stanie kompletnego upojenia alkoholowego po ostatnim pokazie mody firmy Bonham&Ridgeway. Na nagraniu dziewczyna flirtuje ze znacznie starszym od siebie mężczyzną i wszczyna awanturę z przybranym bratem, przez którego następnie zostaje siłą usunięta z terenu wybiegu. Pozostaje mieć nadzieję, że Reece Williams (18 l.) nie oberwał od niej zbyt mocno… Drodzy państwo, ta dziewczyna z pewnością nie ma skrupułów!
Afera na dwudziestym siódmym piętrze
W poniedziałkowy wieczór do apartamentu Williamsów została wezwana policja. Sąsiedzi zeznali, że słyszeli wrzaski i histeryczny płacz, jednak mimo intensywnego dobijania się do drzwi, nikt nie otworzył. Podobno kłótnia wybuchła między przybranym rodzeństwem, Reecem Williamsem (19 l.) i Meredith Ridgeway (17 l.), która to para znana jest z awanturnictwa względem siebie nawzajem i obopólnej niechęci. Informacja ta nie została jednak potwierdzona. Policja odmówiła komentarza w sprawie.
Bonham&Ridgeway znów na szczycie
Firma Bonham&Ridgeway wznawia działalność w wielkim stylu! Najnowszy pokaz mody planowany jest na tę sobotę (29 lipca) i ma być pierwszą z siedmiu prezentacji utajnionych kolekcji ostatniego roku. Annie Bonham (41 l.) i Edward Ridgeway (46 l.) byli ostatnimi czasy mało aktywni w świecie sław, ale teraz zapowiada się powrót z hukiem. Główną modelką ma być znana z zamiłowania do afer córka pary, Meredith Ridgeway (18 l.), która od dziecka bierze udział w pokazach swojej matki, a także kilkakrotnie była twarzą kampanii reklamowej ojca. Nie ma to jak znajomości, co nie, Meredith?
Cześć! Nie jestem pewna, czy dobrze przedstawiłam Mer; fakt, ona gryzie, ale nigdy bez powodu. Szukamy przybranego brata (skomplikowana relacja), jakieś przyjaciółki/przyjaciela; można się z nami dogadać i jesteśmy chętne na wszystko, więc zapraszamy: ladyinalmond@gmail.com
[oh, wyczuwam jakieś niezłe kłopoty związane z tą panną 😏 bardzo podoba mi się forma karty, jak i przedstawienie całej historii. Baw się dobrze i obu wena dopisywała!]
OdpowiedzUsuńOctavia
[cóż za ciekawa postać :3 witam oczywiście nowego autora. Z chęcią arkusze się na jakiś wątek (dobrych wątków nigdy za wiele). Widzę że dziewczyna również ma powiązania ze światem mody jak Lea no i lubi imprezować co świetnie może sprawdzić się w kontakcie z Lucasem. Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam ^^]
OdpowiedzUsuń~Lèa & Lukas
[ Cześć! Bardzo ciekawy sposób przedstawienia postaci, forma artykułów idealnie wpasowuje się w klimat Plotkary ;D
OdpowiedzUsuńKolejna postać, której rodzinne relacje są zagmatwane, ale w tym świecie to chyba jest normą. Meredith zdaje się ciekawą i charakterną osóbką. Coś mi się wydaje, że to nie jedyne medialne wspominki na jej temat, które przewiną się przez Nowy Jork i Manhattan.
Nie mogę też przejść obojętnie obok tego czym zajmuje się ojciec twojej pani. Kolejne imperium jachtowe! Zapraszam na wątek chętnie coś razem stworzymy, bo jak to mówią przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej 🫢 I właśnie możemy pójść w jedną stronę jeśli ich ojcowie by się przyjaźnili i mieli jakieś wspólne interesy lub wręcz przeciwnie konkurencja jest bee ;>
Chyba, że zamiast Jacksona preferowała byś wątek z Lianem to również możemy pogłówkować. ]
Lian / Jackson
[Odezwij się do mnie w takim razie na maila/chat Google/Discord i coś ustalimy! ❤️]
OdpowiedzUsuńOctavia
[Hej!
OdpowiedzUsuńPomysł z opisaniem postaci jako artykułów jest naprawdę świetny, a jak już było wspomniane wcześniej pasuje świetnie do Plotkary. :) Coś mi podpowiada, że Meredith nieźle namiesza na Upper East Side, ale to dobrze - potrzebna jest nam drama! ^^ W razie chęci zapraszam do siebie, choć na ten moment nie mam pomysłu, ale co dwie głowy to niejedna. ^^
Udanej zabawy!]
Cornelia Watson & Fabian Cavallaro
[ Masz ode mnie wielkie serduszka za Taylor, Meredith oraz Love :D No i ta piękna karta, zarówno wizualnie jak i stylistycznie!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło powitać Cię na blogu. Z wielką chęcią zaproponuję też wątek. Nasze dziewczyny mają między sobą różnicę wieku co prawda, ale na pewno obracają się w podobnych kręgach ze względu na wpływowych tatusiów.
Tak czy inaczej, samych świetnych wątków i morza weny życzę!]
India Jones
[Dzień dobry i witam ciepło wraz z Mijoo! Nie dość, że karta śliczna wizualnie, to i samo przedstawienie postaci jest super. Życzę jak najwięcej weny i ciekawych wątków, a jeśli byłby pomysł na powiązanie naszych pań, to również zapraszam do siebie<3]
OdpowiedzUsuńMijoo
[szczegóły możemy omówić na mailu chyba że posiadasz discorda wówczas będzie łatwiej ^^]
OdpowiedzUsuń[ Hej! Posłałam maila odnośnie wątku :) ]
OdpowiedzUsuńJackson
[Daję znać, że odezwałam się na mejla:D]
OdpowiedzUsuńNel
Evelyn i Gerald Watson przez długi czas znosili wszelkie wybryki swojej najmłodszej pociechy. Bez mrugnięcia okiem przymykali oko na to, co wyprawiała w klubach, we własnym mieszkaniu czy w ich penthousie, gdy zechciała nagle tam wyprawić najlepszą imprezę miesiąca i zaprosić pół Upper East Side. Wystarczyło dać odpowiednim ludziom odpowiednią ilość gotówki, aby pewne rzeczy wymazać czy zapłacić za szkody. Kiedy nastała cisza po dość sporej burzy wywołanej zdjęciami z limuzyny, z której wychodziła ledwo ubrana w towarzystwie swojego przyjaciela, a chłopaka najlepszej przyjaciółki chyba wszyscy spodziewali się tego, że Cornelia Watson w końcu się otrząsnęła i zaczęła prowadzić spokojniejsze życie, które nie będzie pełne awantur, wrzasków i skandali, które źle odbijają się na rodzinie. Dawali jej wolną rękę przez stanowczo zbyt długi czas. Sytuacja się drastycznie zmieniła, kiedy w niedzielę wieczór Cornelia zjawiała się w apartamencie rodziców ledwo kontaktując. Nie zapamiętała drogi do pokoju ani tego, co i czy w ogóle cokolwiek mówiła. Nie pamiętała też wściekłego spojrzenia matki oraz ojca, który gotów był do tego, aby zawieźć ją do najbliższego szpitala. I zapewne, gdyby nie Evelyn, Cornelia i Gerald byliby już w drodze do szpitala. Nie potrzebowali w końcu kolejnego skandalu i znów być na językach. Resztę nocy spędzili w jej pokoju upewniając się, że nic się nie zdarzy. Ranek był ciężki, dawno nie czuła się już tak paskudnie. I pierwszy raz od naprawdę długiego czasu wylądowała z głową w toalecie zwracając to, co wlała w siebie zeszłej nocy. Której właściwie nie pamiętała. Nie potrafiła określić, w którym momencie urwał się jej film ani jak trafiła do rodziców.
OdpowiedzUsuńDrzwi do łazienki otworzyły się gwałtownie. Nel uniosła powieki i dostrzegła ubraną w śliwkową sukienkę do połowy łydki matkę w wysokich szpilkach. A przede wszystkim z miną, jakby chciała zamordować ją w tej łazience wzrokiem lub własnymi rękami. Stukot szpilek rozniósł się po łazience, gdy zbliżyła się do blondynki. Dopiero, gdy znalazła się bliżej zorientowała się, co trzyma w ręku.
— Mamo…
— Nie odzywaj się. Lepiej, abyś się teraz nie odzywała i nie pogarszała swojej sytuacji, Cornelio — powiedziała chłodnym, a właściwie to mrożącym krew w żyłach tonem. Spoglądała z góry na córkę, która siedziała na podłodze i wyglądała jak siedem nieszczęść. Odstawiła pojemnik z próbkami na szafkę. — Módl się lepiej, aby ten test niczego nie wykrył. Nie masz już szesnastu lat, aby się tak zachowywać. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co?
— Możesz na mnie nakrzyczeć później? Głowa mnie boli — mruknęła, a wzrok zawiesiła na plastikowym pudełeczku. Kurwa, naprawdę sądziła, że to zrobi? Evelyn nie odezwała się nawet słowem. Wyszła z łazienki trzaskając drzwiami. Jej matka dawno nie była już na nią tak wściekła. I nie było szans, że uda się jej wyjść z mieszkania niezauważoną. Nie miała na sobie ubrań, a jedynie męską koszulkę, która albo należała do ojca lub do jej starszego brata. Mimo, że to było jej najmniejsze zmartwienie miała nadzieję, że to Evelyn ją rozbierała i przebierała, a nie ojciec. Blondynka spędziła w łazience jeszcze około dwudziestu minut. Musiała coś wymyślić i to szybko. Sądziła, że chłodny prysznic pomoże jej poukładać sobie w głowie to, co miało miejsce poprzedniej nocy, ale takiej pustki w głowie nie miała już dawno.
Wróciła do łóżka, gdzie znalazła też swój telefon pod poduszką. Prawie rozładowany, ale wciąż miała dziesięć procent i to powinno jej wystarczyć. W kontaktach wyszukała literkę M i kliknęła, aby zadzwonić. Odbieraj, Mer. Sekundy ciągnęły się jej w nieskończoność, aż w końcu połączenie zostało odebrane. Niemal odetchnęła z ulgą.
— Za ile możesz być u moich rodziców? Lepiej wypij dużo wody i zadzwoń do mnie, sama cię wpuszczę. Nie chcę, aby wiedzieli, że tu będziesz. Wytłumaczę ci później, ja… potrzebuję pomocy, Mer.
Kuzyneczka
[Czuję w kościach, że dziewczyny byłyby swoimi największymi wrogami ever, tak dla zasady. BAWCIE SIĘ DOBRZE!]
OdpowiedzUsuńMackenzie
[Jasne, możemy pomyśleć nad czymś w tę stronę! Od razu daję znać, że odezwałam się na mailu, żeby oszczędzić śmiecenia tutaj<3]
OdpowiedzUsuńMijoo
Cornelia wywróciła oczami, gdy tylko usłyszała nie wiem, dopiero się obudziłam. Potrzebowała teraz jej obecności i kac, chłopak w łóżku czy cokolwiek innego nie miało teraz żadnego znaczenia i nie było ważne. Na szczęście nie musiała długo czekać na to, aż Meredith się ogarnie i zorientuje, że to nie jest głupi wygłup. Mogły na siebie liczyć w różnych sytuacjach, bez względu na wszystko i to uwielbiała w ich przyjaźni. Nel naprawdę doceniała to, że ma w swoim życiu taką osobę, jak Mer. Czuła się paskudnie. Unikała spoglądania w lustro, a choć wzięła prysznic to nie zmyła do końca makijażu. Tusz oraz cienie do powiek miała wciąż nieco rozmazane na powiekach, ale nie przejmowała się tym. Poza służbą i matką w domu nie było nikogo więcej.
OdpowiedzUsuńOdebrała telefon niemal od razu, gdy zobaczyła, że Mer dzwoni.
— Zaraz ci otworzę — zapewniła i się rozłączyła.
Miała nadzieję, że uda się jej przemycić Meredith niezauważoną. Z wejścia od drzwi oraz windy do jej pokoju był spory kawałek, ale dało się wszystko załatwić. Musiała tylko upewnić się, że nie będzie nikogo w pobliżu. Wyszła z pokoju chcąc się rozeznać w sytuacji. Matka była w swoim gabinecie. Słyszała, jak z kimś rozmawia o kolejnych badaniach i operacjach, które miała zaplanowane na ten tydzień. Musiała teraz znaleźć tylko służbę, ale jeśli dobrze kojarzyła to o tej porze powinna być tu tylko Gerta, której zadaniem było przyszykowanie śniadania. Na samą myśl o jedzeniu niemal się jej cofnęło i miała ochotę zawrócić do łazienki.
— Panienko Watson. — Słysząc za sobą głos kobiety powoli się odwróciła. Musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Wzrok Gerty mówił tak naprawdę wszystko. — Może powinna panienka odpocząć?
— Tak, powinnam. Mogłabyś zrobić mi miętę i przyszykować colę? Dzięki, nie zanoś do pokoju. Sama to wezmę. Zostaw w kuchni — poleciła. Zaczekała kilka sekund zanim kobieta nie odejdzie i szybko ruszyła w stronę drzwi. Darowała sobie windę, bo nie chciała narobić hałasu. To tylko zaalarmowałoby osoby w domu, a naprawdę nie chciała, aby ktokolwiek wiedział, że Nel sprowadziła tu Meredith. Evelyn nie była głupia i wiedziała, jaki mógłby być nagły powód wizyty jej siostrzenicy. To nie była tajemnica, że dziewczyny imprezowały w swoim towarzystwie i często wyciągały się z różnych tarapatów. Dała znać sms Meredith, że już otwiera.
— Dzięki — powiedziała szeptem i zerknęła na buty kuzynki. Śliczne, piękne szpilki. — Zdejmij je, nie chcę narobić hałasu i błagam przejdź tak cicho, jak tylko się da. Uważaj na gabinet matki, jest wściekła — wyjaśniła krótko. Nie miała czasu na więcej informacji, zresztą o wszystkim opowie jej później. Jak tylko poczuje się lepiej będzie potrzebowała porządnego brunchu. I akurat miała z kim na ten brunch wyjść.
Popchnęła lekko kuzynkę w stronę schodów. Tak, jak nigdy religijna nie była, tak teraz modliła się o to, aby Evelyn nie wyszła nagle z gabinetu.
— Zaraz wrócę, idź do garderoby i zamknij drzwi — poprosiła. Chciała kupić sobie trochę więcej czasu. Zignorowała to, że poprosiła wcześniej o miętę i colę, to mogło poczekać. Gdy mijała gabinet matki i upewniła się, że Meredith zniknęła w pokoju weszła do środka. Nie rozmawiała zbyt długo, bo Evelyn wciąż miała parę telefonów do wykonania, ale wzrok kobiety mówił, aby nie zwlekała zbyt długo i w końcu zrobiła to, co jej kazała. Nel wróciła do pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Wolała, aby Evelyn tu nie wparowała bez zapowiedzi.
— Wiem, że mam tu ładne ubrania, ale w modelkę pobawisz się później. Mam ogromną prośbę. I proszę, powiedz mi, że nic nie brałaś przez ostatnie dni.
Trouble maker
[Hej,
OdpowiedzUsuńMiło mi powitać tą pełną ognia pannicę w naszym gronie i życzyć jej jako takiego ułożenia sobie życia z bratem. Tobie natomiast samych porywających wątków sypiących się jak z rękawa i nieprzerwanej obfitości weny.
PS. W razie chęci zapraszam oczywiście w swe skromne progi.]
Lean, Zhilan, Gabby i Max
[ No właśnie India to jest jeszcze taka dość płynna koncepcja :D Jeszcze nie mam na nią większych planów. A może Tobie się coś marzy? Korki to dobry pomysł, albo może India zwracałaby się do Meredith po porady modowe/ciuchy na te wszystkie okrutnie paskudne imprezy? Może Wam się coś marzy? Mi też jesteśmy otwarte! :D ]
OdpowiedzUsuńIndia Jones
Octavia znała od podszewki pokazy mody. Wiedziała wręcz od podszewki, jak one działają, co trzeba robić, ile czasu mają modelki na przebranie, jak dokładnie wszystko musiało być zaplanowane. Dosłownie, co do sekundy, które tutaj były cholernie cenne. Sekundy na wagę złota.
OdpowiedzUsuńOctavia Blanchard zdecydowanie lepiej czuła się po drugiej strony sceny, za to wybieg zazwyczaj należał do jej bliźniaka, który teraz podbijał światowe domy mody, które wręcz się o niego zabijały, oferując co lepszą ofertę. Tay była od pomagania. Począwszy od wyboru materiałów, modelek, całej ekipy makijażystów, fryzjerów i tym podobnych, kończąc na dopilnowaniu tego, aby cały pokaz przebiegł jak najlepiej. Czasami zdarzyło się, że i ona zaprezentowała jakiś strój, który uszyła dla niej specjalnie Eva Blanchard, ale to było rzadkością.
Octavia odetchnęła z wyraźną ulgą, kiedy pokaz dobiegł końca, a ona mogła odsapnąć w spokoju. Chwyciła napoczętą butelkę schłodzonej wody, którą odkręciła i upiła łyk. Wokół nadal jednak trwało niemałe poruszenie. Modelki krążyły tu i ówdzie, ściągając z siebie kreacje z pokazu, i przebierając się w nieco wygodniejsze rzeczy. Octavia zaś zbierała te wszystkie ubrania, wieszała na wieszaki, odkładała w odpowiednie miejsce, jednocześnie przysłuchując się trwający wokół rozmowom. Ktoś wspomniał o bankiecie, jakaś blondynka zaczepiła ją, z uśmiechem zapraszając do dołączenia. Kiedyś może i by z wielką chęcią poszła, dzisiaj jednak czuła, że to nie jest jej dzień.
— Dzięki, Kim, ale niestety muszę lecieć do domu. Wiesz, rodzicielskie obowiązki i takie tam — powiedziała, po czym posłała dziewczynie uśmiech i znów wróciła do przerwanego zajęcia. Pociągnęła za sobą wieszać z sukniami, wzrokiem szukając swojej matki. Odnalazła ją dopiero po dłuższej chwili, wśród wianuszka innych projektantów, którzy przybyli na pokaz i jak zawsze byli zachwyceni. Eva Blanchard wręcz kąpała się w komplementach, Octavia widziała to po uśmiechu, który jej matka miała na twarzy. Pomachała kobiecie, gdy ta ją zauważyła. Podobieństwo między Octavią a jej matką było widoczne od razu. te same rysy twarzy, postura, pewne siebie spojrzenie. Charakter zaś zdecydowanie odziedziczyła po ojcu, choć bywały momenty, że górę brał jej meksykański temperament.
Ostatnie dni dla Octavii Blanchard były trudne. Dlatego też rzuciła się w wir zajęć, by nie myśleć, by odgonić natrętne myśli, które krążyły niczym natrętne muchy. I tak naprawdę jedyne o czym marzyła, to odpoczynek, spędzenie czasu sama ze sobą. Kiedy skończyła układać sukienki na wieszaku, wyszła na salę, gdzie kręciło się sporo osób. Octavia przystanęła, znów szukając spojrzeniem matki, jednak Eva zniknęła z jej pola widzenia. Rozpłynęła się w powietrzu. Blanchard westchnęła, poprawiając pasek torebki od Chanel. Przecież matka wiedziała bardzo dobrze, że Octavia nie ma zbyt wiele czasu, Carmen musiała wyjść dzisiaj punktualnie z jej mieszkania, więc i ona nie mogła się spóźnić.
— Cholera — mruknęła pod nosem, przeczesując spojrzeniem każdego z osobna przed sobą, kiedy to do jej uszu dobiegł damski głos. Niespiesznie odwróciła się w stronę dziewczyny, która stanęła tuż za nią. Meredith Ridgeway, mała skandalistka. Pięknie, jeszcze jej brakowało.
— Podejrzewam, że pewnie zniknęła gdzieś z moją matką. Być może pławią się obie w morzu komplementów na swój temat — odparła zgodnie z prawdą.
[ Jest dobrze, za niedługo będzie drama, to obie się rozkręcimy :D]
Octavia
[piękna oprawa karty! i bardzo ciekawie przedstawiona bohaterka, lubie takie zadziorne sztuki! :D dobrej zabawy]
OdpowiedzUsuńZuri/ Niall/ Emily
Spotted: Nie bez powodu M zaskarbiła sobie przydomek Trouble… Ta dziewczyna to kłopoty! I będziecie mogli zobaczyć na własne oczy dowód na to, że wiem, co mówię, jeśli zostaliście zaproszeni na prywatne after party po dzisiejszym pokazie jej rodziców. Co jak co, ale udali jej się wyśmienicie. Kto nie chciałby mieć starych, którzy są projektantami mody? Jeśli już miałabym wskazać najlepszy rodzaj rodziców, których nigdy nie ma w domu, byliby to z pewnością projektanci. No, albo jubilerzy. W każdym razie, ja się wybieram i na pokaz, i na imprezę. Zawsze się u nich bawię wyśmienicie, szczególnie jeśli pojawia się na nich M z bratem. Swoją droga, czy to nie zabawne, że mamy w naszym gronie już drugą M, którą łączy z bratem (ofc przyrodnim!)... coś więcej?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Jego rodzice, a raczej ojciec prowadził wiele interesów, dzięki którym nabył jeszcze więcej znajomości i ważnych koligacji. Pielęgnował je na różny sposób, jednym poświęcając więcej uwagi, innym mniej. Do tej pierwszej grupy należała rodzina Ridgeway. Wieloletni przyjaciele rodziny, ktoś na kształt wspólników. Jackson dokładnie nie wiedział jak zaczęła się współpraca pomiędzy ich rodzinami, ale historia sięgała kilka pokoleń wstecz. Można było powiedzieć, że Robert Howard i Edward Ridgeway podtrzymywali tradycję.
OdpowiedzUsuńSpotkania między nimi nie były rzadkie. Bardzo często spotykali się na firmowych kolacjach i przyjęciach, niekiedy też, jak teraz zapraszali się na niedzielne obiadki, na które Jackson chcą nie chcąc musiał się stawać. Nie był to upragniony punkt na liście jego priorytetów i rzeczy sprawiających mu przyjemność. Rozmowy mężczyzn interesowały go tylko i wyłącznie w tedy, gdy rozmawiali o rozwoju obu firm. Tylko w tedy angażował się w dyskusję i wtrącał swoje trzy grosze. W innych przypadkach swoją uwagę kierował na córkę Ridgeway’a, która była znacznie ciekawszym partnerem do rozmowy niż na przykład jego matka, czy matka dziewczyny plotkujące na jeszcze mniej istotne sprawy niż ojcowie. I tylko dzięki dziewczynie jakkolwiek rozwiewał swoje znudzenie.
Nie mieszkał już z rodzicami dlatego też pojawił się w rodzinnym domu niewiele wcześniej niż drugie małżeństwo. Oczywiście matka nie omieszkała darować sobie uszczypliwych sms’ów na temat odpowiedniego stroju. Jakby kiedykolwiek miał problem z doborem stroju i wyglądaniem nienagannie. Nawet na kacu prezentował się należycie, a mając za sobą całonocną imprezę na mieście, parujące z organizmu procenty i kreskę zaliczoną przed wyjściem, musiał nieco się postarać przed wyjściem. Postawił więc ciemne proste spodnie i czarną koszulę, która idealnie opinała jego tors.
— Dzień dobry. Cześć Mer. — posłał jej niewielki uśmiech stojąc z boku z dłonią wsuniętą w kieszeń spodni. Jego postawa była lekko nonszalancka jakby niewiele robił sobie z całego tego spotkania i szopki wokół niej. Zresztą każdy kto znał rodzinę Howardów lepiej miał świadomość, że relacje między jej członkami były zgoła inne niż idealne. Jack nie rozmawiał z matką, nie miał z nią żadnych relacji, a z ojcem widywał się głównie w firmie i rozmawiali jedynie o biznesie.
— Zapraszam. — Camilla poprowadziła ich w głąb domu do eleganckiego salonu. Jackson zrownał się z Meredith obrzucając jej sylwetkę spojrzeniem.
— Odbębnimy co trzeba i zmywam się stąd, zainteresowana? — Gdziekolwiek miało znaleźć się to zmycie, nie miał zamiaru spędzać całego wieczora ślęcząc przy stole. — Tak w ogóle, dobrze wyglądasz. — dodał z łobuzerskim uśmiechem. Może i dziewczyna była małolatą w porównaniu do niego, tak niczego jej nie brakowało.
Jackson
Na słowa Meredith, Jackson zmrużył nieco oczy i przeniósł spojrzenie z kieliszka na swoich rodziców i rodziców dziewczyny. Uniósł delikatnie brew widząc te sugestywne miny jakby nie wiedzieli kto z nich ma rozpocząć niewygodną konwersację. A więc za tym obiadem i pozorami kryło się coś więcej. Było to do przewidzenia.
OdpowiedzUsuń— Oczywiście. — zapewnił krótko. Jack zawsze miał coś przy sobie, a ostatnim czasem częściej zdarzało mu się być pod wpływem magicznych proszków niż nie. Tak było znacznie prościej, ciekawiej, zabawniej. Zresztą kto z tego towarzystwa nigdy po nic nie sięgnął? W wyższych sferach nie było niewinnych.
Jackson również potrafił grać młodego, ułożonego dżentelmena. Zgrywał się, choć miał pełną świadomość, że każdy dobrze znał jego opinię. Nie bronił się przed plotkami. Im bardziej, by im zaprzeczał tym bardziej by się go czepiali. Zwykle więc milczał i posyłał wszystkim wokół złośliwe uśmiechy nic sobie nie robiąc z krytyki.
— Widzę, że macie nam coś do przekazania. Wyrzućcie to z siebie. — odezwał się przerywając ciszę. Uśmiechnął się lekko, miło w stronę Ridgeway’ów. Jego ojciec odchrząknął i poprawił się na krześle, łokcie opierając na blacie długiego stołu.
— Nasze firmy dominują rynek w swojej dziedzinie, ale działamy nieco w innych strefach. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że należy umocnić naszą pozycję jeszcze bardziej. — zaczął jego ojciec, a Jackson słuchał go uważnie zaczynając pomału łączyć rozstrzelone kropeczki cienką linią. — Dobrze wiecie, że od lat nasze rodziny współpracują, ale nigdy nie byliśmy oficjalnie... połączeni. — Jackson parsknął śmiechem nie mogąc się powstrzymać.
— Coś czuję, że nie macie na na myśli fuzji, a coś znacznie... bardziej upierdliwego dla naszej dwójki. — zerknął przelotnie na Mer. Zdecydowanie przyda się im coś na złagodzenie newsów.
— Oboje na pewno macie świadomość co najlepiej łączy dwie rodziny razem. — Momentalnie jego myśli zeszły na zupełnie inny tor, na krótką chwilę przestał słuchać. Octavia... Czegokolwiek miała dotyczyć ta współpraca, czuł że to skomplikuje między nimi sprawy. Znowu i po raz kolejny z jego powodu. Ale przecież współprace w ich środowisku były czymś naturalnym, czymś na co bardzo często się decydowano, by zapewnić sobie lepsza pozycję, jeszcze większy zysk. Jackson nie był głupi, a firma była dla niego najważniejsza. Jego ojciec był tego świadom, był to jedyny sposób by jakkolwiek zapanować nad własnym synem i cokolwiek wskórać. Robert Howard dobrze wiedział jak manipulować ludźmi w swoim otoczeniu. Był wyrafinowanym, obliczonym biznesmenem, który od lat plasował się na szczycie.
Jackson wziął głębszy oddech i sięgnął po kieliszek z winem przystawiając go do ust. Pociągnął duży łyk czekając, aż nazwą rzeczy po imieniu.
Jack
Jackson w pierwszej chwili nawet nie skomentował zachwytów matki dziewczyny. Przyglądał się ich rodzicom z niewielkim, kpiącym uśmiechem czającym się w kącikach ust. Robert i Edward wyglądali na poważnych, choć wyraźnie dumnych ze swojego pomysłu na jaki wpadli. Jak długo to planowali? Czy obaj mieli jakąś cholerną listę pod tytułem Najlepsza partia dla mojego syna/córki? Poczuł się przez sekundę jak w dennym filmie, a pomysł wydał mu się idiotyczny. Chociaż z drugiej strony odezwał się w nim głos rozsądku, głos który za wszelką cenę podpowiadał mu jak dobrze dbać o firmę, która w przyszłości miała być jego. Głos, który podsuwał mu najlepsze rozwiązania. Pozornie głupi pomysł rodem ze średniowiecza miał w sobie sporo rzeczowych argumentów.
OdpowiedzUsuńJackson o dziwo nie zareagował tak gwałtownie jak Meredith, która poderwała się ze swojego miejsca. Nie wiedziała w ojcowskich interesach, które do tej pory ją omijały, a teraz stała się ich częścią i to w najbardziej… bezpośredni i przedmiotowy sposób. Jackson natomiast był starszy, miał inne podejście do biznesu. Chciał być na szczycie, chciał osiągnąć jak najwięcej bez względu na środki.
Podniósł się z krzesła i spojrzał w stronę tarasowych drzwi za którymi Mer zniknęła.
— Nie mówię nie, ale najpierw z nią porozmawiam. — stwierdził oddalając się w ślad za dziewczyną.
Odetchnął znajdując się na zewnątrz. Dołączył do dziewczyny.
— Chodź. — pociągnął ją dalej w głąb ogrodów gdzie mogli w spokoju pogadać. — Co o tym myślisz? — zapytał wprost. Zdawała się niezbyt zadowolona z takiego obrotu spraw, ale mógł się mylić. Z kieszeni spodni wyciągnął paczkę papierosów. Wsunął jednego pomiędzy wargi, a paczkę podsunął w stronę Meredith. Na razie musiało im to wystarczyć. Wolał nie wciągać niczego póki trzeba było z sensem wszystko przemyśleć i uzgodnić.
— Wiem, że to wydaje się pojebane, ale mają sporo racji jeśli chodzi o korzyści dla obu stron. — dodał przyglądając się dziewczynie. Jack zdawał się tym niezbyt wzruszony. Kto go znał wiedział, że chłopaka niewiele rzeczy ruszało i nie wieloma sprawami się przejmował. Teraz było podobnie, jednak dochodziła kwestia jak na pomysł rodziców zapatruje się główna zainteresowana.
— Słuchaj, możemy wszystko dobrze obgadać. To nie musi być dla nas koniec życia towarzyskiego. Zresztą, jak to powiedziała twoja matka, lubimy się, więc to może działać. — Nie wiedział, czy przekonywał ją, czy usprawiedliwiał siebie. Może i to i to po trochu.
Jackson
Eva Blanchard również cieszyła się, gdy pokazy wypadały świetnie i nie było podczas nich żadnych wpadek, ale jednak należała do kobiet, które aż tak bardzo nie pokazywały swojej radości wszem i w obec. Była bardziej powściągliwa. Wiedziała, jak nad sobą zapanować i zachować klasę, której nigdy jej nie brakowało. Bywały jedynie skrajne momenty, kiedy jej nerwy nieco się wyrywały i brały górę nad kobietą. Ta jednak dość szybko potrafiła je opanować. Eva Blanchard tak naprawdę spokoju nauczyła się przy swoim mężu ; to Jaques był tą osobą, która trzymała w ryzach swoją żonę, stopował ją. Zawsze kładł rękę na ramieniu i ściskał je delikatnie, dając tym samym znak, że jego Evie zaczyna iść w złą stronę ze swoją złością.
OdpowiedzUsuńOctavia zaś na szczęście nie musiała niańczyć swojej matki w żaden sposób. Nawet nie miałaby zamiaru. Eva była dorosłą kobietą, która wiedziała jak się zachować wśród innych. Była też dobrą matką, która mimo braku czasu, potrafiła wykrzesać kilka wolnych chwili, dla swoich, już teraz, dorosłych dzieci.
Octavia uważnie słuchała zaś swojej rozmówczyni, próbując też doszukać się w pamięci, gdzie już ją mogła widzieć, albo też o niej słyszeć. Bo na pewno widziały się już kilkukrotnie. W żaden sposób jednak nie potrafiła skojarzyć jej nazwiska.
— Dziękuję — odparła spokojnie, kiedy wylądowała przed nią szklanka z trunkiem. Zamoczyła usta, niezbyt mocno.
Octavia Blanchard mocno się zdziwiła, kiedy kilka dłuższych chwil później zobaczyła swoją matkę w towarzystwie innej projektantki. Obie panie zapewne znały się aż za dobrze, jednak nie to przykuło uwagę brunetki. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę, była mina jej matki. Pokerowa twarz Evy Blanchard mogła oznaczać tylko jedno – kobieta była zdenerwowana do granic możliwości. Jednak, jak zawsze starannie to ukrywała, choć iskrzące się spojrzenie Meksykanki, gdyby mogło, pewnie by kogoś zabiło. A tym kimś nie byłby nikt inny jak Jackson pieprzony dupek Howard.
Eva Blanchard spojrzała na swoją córkę, a później uśmiechnęła się w stronę Meredith, lustrując ją uważnym spojrzeniem, które mówiło, że już nie lubi tej małolaty, a jej ćwierkająca nad uchem mamusia zaczyna ją najzwyczajniej w świecie wkurwiać.
Zamiast Meredith uśmiechnęła się Octavia. Z pełną ironią, bo nie chciała nic powstrzymywać.
— Doprawdy, idealna partia. Pozazdrościć — rzuciła, po czym jednym gestem przechyliła szklankę, wypijając całą jej zawartość. Ilość alkoholu była zatrważająco niska.
– Podwójną wódkę z lodem proszę — rzuciła w stronę kelnera, który zaś przechodził obok nich. Spojrzała na Meredith, a później przeniosła spojrzenie na jej matkę. Nie wiedzieć czemu, kobieta wydawała jej się infantylna, za bardzo bujająca w obłokach.
— Tak świetna partia, która porzuca swoją dziewczynę i ich dziecko. Och, czyżbym widziała zaskoczenie, pani Bonham? Przecież pół roku temu trąbiły o tym wszystkie plotkarskie stacje. Moja droga, mam nadzieję, że będziesz świetną macochą — rzuciła do Mer. Tuż obok pojawił się kelner, Octavia z odwagą chwyciła za szklankę z alkoholem.
— Octavia ! — Spojrzenie Evy płonęło. Była zła na córkę, ale brunetka miała to gdzieś.
— Słucham? Czy mam udawać, że wszystko jest dobrze, mamo? Mam przejść obok tego obojętnie i nie zwracać uwagi na tą gówniarę, która będzie się bawić z nim w dom? I jeszcze prawdopodobnie, będzie w jakiś sposób wychowywać moją córkę? — zapytała, unosząc w górę jedną brew. Pociągnęła łyk alkoholu. Palił, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. — Och, ale nie martw się. Twój chłopak raczej nie pali się do wychowywania dziecka. Możesz być spokojna o to, że Ayla nie będzie wam przeszkadzać, kiedy wspólnie będziecie wić swoje gniazdko, Chérie — rzuciła z ironicznym uśmiechem.
Octavia
Zaśmiał się lekko na jej stwierdzenie.
OdpowiedzUsuń— Podejrzewam, że McAllister bardzo szybko by tego odżałował, gdyby się zgodził. — przytaknął wyobrażając sobie jak Meredith wściekle na niego wrzeszczy gdyby tylko wykonał jeden niewłaściwy gest. W ich towarzystwie było wiele osób za którymi Jackson nie przepadał i szczerze... mógłby powiedzieć to samo o Meredith. Oczywiście było wiele innych potencjalnych kandydatek dzięki którym ojciec odniósłby odpowiednio wysokie korzyści, ale Mer była najlepszą opcją dla Roberta. Cała ta sytuacja zdawała się absurdalna, a rozwiązanie wyjęte z taniego filmu, ale przynajmniej się znali, tolerowali i dogadywali.
— Ja raczej nie mam innego wyjścia jak się zgodzić. — stwierdził kręcąc głową. Spojrzał gdzieś w dal na zasadzoną roślinność, która o tej porze roku była kolorowa i okazała. — Ojciec nie powie tego przy twoich rodzicach, ale... to kawał skurwiela, jak się nie zgodzę mogę się pożegnać z jakimkolwiek stanowiskiem w firmie. Już nie raz tak robił. — Robert wiedział, że jeśli chodziło o Pearl Yachts, Jackson mu nie odmówi zwłaszcza, że miał inne ręce, w które mógł przekazać firmę, gdy sam odsunie się od obowiązków, a Jackson nie mógł pozwolić, by rodzinny interes trafił do jego brata, który nie miał na ten temat zielonego pojęcia i za nic miał Pear Yachts.
— Nie, to prawda. — Jackson nie słynął z wierności, nawet będąc w stałej relacji ciągle coś spieprzał. Tak naprawdę nie mógł obiecać dziewczynie niczego. W rzeczywistości to on musiał zakończyć najbardziej stałą rzecz w swoim życiu, a przynajmniej oficjalnie i dla publiki. — Na wyjścia publiczne chodzimy razem, możemy pojawić się na kilku imprezach wspólnie, wśród znajomych. Raz ja wpadnę do ciebie, raz ty do mnie, ale jeśli mamy zgrywać szczęśliwą parę to z innymi przelotnymi znajomościami spotykajmy się w miarę możliwości... po cichu. Przynajmniej na początku. Jak plotki pójdą to koło samo się napędzi. — przedstawił swój punkt widzenia.
— A później... — wzruszył ramionami. — Nie wiem jak daleko sobie to wszystko zaplanowali. — przyznał. Miał nadzieję, że nie wybiegli zbyt daleko w przód, a ich plany nie były dalekosiężne. Chociaż w tej chwili nic by go już nie zaskoczyło.
— Nie musi cię to obchodzić, jeśli zgodzisz się na tą farsę zrobisz dla swojego ojca wystarczająco dużo. — Zaciągnął się głęboko i przez chwilę trzymał piekący dym w płucach. — Interesami zajmę się ja w raz z nimi. Mnie to akurat kręci. — dodał z cieniem uśmiechu.
Jack
Octavia w pierwszej sekundzie myślała, że się przesłyszała. Dlatego też rzuciła zdziwione spojrzenie Annie Bonham, tak samo jak zrobiła to Eva Blanchard, która aż upiła łyk szampana. Obie nie wierzyły, że ta naiwna, głupiutka kobieta zdołała być na tyle bezczelna, żeby wypowiedzieć te słowa.
OdpowiedzUsuń— Posłuchaj, lepiej żebyś uważała na słowa, Annie. Mówisz o mojej wnuczce — Eva Blanchard spojrzała na swoją koleżankę, posyłając jej mrożące spojrzenie. Zdecydowanie za nią nie przepadała. Wydawała się taka naiwna, w ogóle nie pasowała jej do świata w którym żyła. Była dla niej głupiutka; typowa blondynka, która na wszystko odpowiada chichotem, doprowadzającym w którymś momencie do szału. Annie Bonham wydawała się oderwana od rzeczywistości, mówiąc to, co jej ślina przyniosła na język. Jakby w ogóle nie myślała, a wyrzucała z siebie słowa niczym z karabinu. Octavia natomiast miała wielką, naprawdę przeogromną ochotę, aby uderzyć ją w twarz. Tak siarczyście i ku przestrodze, żeby się po prostu zamknęła.
— Co za bezczelna idiotka — rzuciła wściekle po hiszpańsku, co wywołało na twarzy Evy delikatny uśmiech. Zawsze wiedziała, że jej córka kiedy tylko ktoś przekracza jej granice, pokazuje pazury. W tym Octavia była zdecydowanie podobna do swojej matki.
— Szanownej mamusi to raczej przyda się dobry lekarz. Jak można być tak bezmyślnym — Octavia skierowała swoje spojrzenie na Meredith. Zmierzyła ją uważnym spojrzeniem, w jakiś sposób nawet współczując dziewczynie, że musiała użerać się z tak durną, w jej mniemaniu, matką. Meredith zdecydowanie wydawała się przy niej znacznie dojrzalsza, a miała przecież zaledwie dziewiętnaście lat. W oczach Octavii była jeszcze dzieckiem. Cała ta scena między Annie a jej córką wydawała się Octavii śmieszna. Jakby brała udział w jakimś przedstawieniu, albo ktoś zaraz miałby wyskoczyć z zz arogu z kamerą, by nagrać jej rozbawioną minę. Powstrzymała się jednak przed śmiechem.
Meredith Ridgeway bowiem nie znała Octavii. Nie wiedziała jaka jest naprawdę. Jak szybko można przekroczyć linię, która tak szybko dzieliła Octavię Blanchard od tego, by puściły jej wszystkie nerwy. I naprawdę, Octavia robiła wszystko, żeby tylko nie zrobić nic głupiego. Jednak, kiedy Meredith postanowiła, nie, miała czelność odezwać się do niej takim tonem, zadziałało to na Octavię jak czerwona płachta na byka.
To była sekunda. Mrugnięcie oka. Octavia postąpiła krok w stronę dziewczyny, upuszczając przy tym szklankę na podłogę, która rozbiła się na drobne kawałki. Z całej siły złapała ją ręką za policzki, boleśnie wbijając długie, pomalowane na czerwono paznokcie w delikatną skórę nastolatnki. Eva Blanchard skamieniała, przyglądając się całej scenie. To był chyba pierwszy raz, kiedy widziała swoją córkę w takim stanie. Kiedy wręcz ciskała piorunami z oczu i zapewne była w stanie zrobić o wiele gorsze rzeczy Meredith. Brunetka posłała jej mordercze spojrzenie.
— Posłuchaj mnie uważnie — powiedziała, zbliżając usta w stronę jej ucha. — Powtórzę jeden, jedyny raz. Nigdy więcej nie waż się do mnie tak odzywać. Rodzice powinni nauczyć Cię szacunku. Nie walcz ze mną, bo źle na tym wyjdziesz— zagroziła. — Ja przynajmniej nie jestem traktowana jak przedmiot przez własnego ojca, który sprzedaje swoją córkę dla kasy — powiedziała, uśmiechając się przy tym ironicznie.
— Octavia ! — groźny, pełen gniewu ton głosu Evy na moment sprawił, że Tay odwróciła delikatnie głowę w stronę matki.
— Nie warto. Odpuść — kobieta spojrzała na córkę, czekając na jej kolejny ruch. Octavia znów niespiesznie zwróciła spojrzenie na Ridgeway, nie zmniejszając uścisku na jej twarzy. Była pewna, że pozostawi po sobie dwa soczyste ślady, które będą małą pamiątką po niej. I czyżby zauważyła ślady krwi?
— Mam nadzieję, że się rozumiemy. Bądź grzeczną dziewczynką, Meredith — powiedziała, puszczając w końcu twarz.
Dopiero teraz Octavia zwróciła uwagę na to, że ludzie z zaciekawieniem spoglądali w ich stronę. Rozmowy jakby nagle przycichły, a oni w napięciu czekali, co stanie się dalej. Głodni wrażeń, może nawet czekali, aż dojdzie do rękoczynów.
Tay
[Dobry wieczór. Wpadłam poinformować, że odezwałam się do Ciebie na Chacie Google.]
OdpowiedzUsuń[ India zawsze chętnie pomoże :D Czy wybierzesz sytuację zagrożenia i zaczniesz? Chyba łatwiej będzie w tę stronę wjechać na białym rumaku ze stetoskopem xD]
OdpowiedzUsuńIndia
Roześmiał się na jej jawny sprzeciw. Cóż, jemu również nie było spieszno na ślubny kobierzec. Nigdy nie widział siebie w roli przykładnego męża, ani ojca. Natomiast Rober raczej miał w głębokim poważaniu chęci swojego syna. Tak więc Jackson nie mógł mieć pewności, że ojciec tym razem uszanowałby jego zdanie i wolę. Na szczęście do tanga trzeba dwójka i poczuł niemałą ulgę słysząc, że Mer jest zdecydowanie na nie.
OdpowiedzUsuń— Coś dla siebie znajdziesz. — Jackson przejął smykałkę do rodzinnych interesów i podzielał zainteresowanie ojca, jednak poza firmą interesował się różnymi rzeczami. Począwszy od sportu, na motoryzacji kończąc. Wciąż jednak się nie zatrzymywał i w swoich zainteresowaniach doszukiwał się czegoś więcej. Wciąż nosił w sobie ten głód, by czuć więcej, by adrenalina skakała jeszcze bardziej i uderzała w jego zmysły mocniej. Była żegluga, jazda na motocyklu, wyścigi, podróże... Gdy to zdawało mu się stawać nudne sięgał po prochy, które wszystkiemu nadawały nowych, intensywniejszych barw. Pozwalały odkrywać więcej.
— Bez różnicy, chociaż pewnie pójdę w klasykę i postawię na czerń... ty zaszalej. — Wiedział, że nawet jeśli założyli by jutowe worki na siebie, ściągnęliby mnóstwo uwagi. Bankiet będzie niemałą sensacją z wielu powodów, począwszy od współpracy ich rodzicieli, przez ich nowiutki związek, a skończywszy na Jacksonie i jego wspólnej historii z Octavią. Plotki na ich temat wciąż były żywe i było ich mnóstwo na przykład na takiej Plotkarze.
Ale Jackson uwielbiał zamieszanie. Uwielbiał jak o nim mówiono nawet jeśli mówiono w najgorszy sposób. Chyba w tedy na jego twarzy widniał najszerszy uśmiech. Te wszystkie domysły były całkiem zabawne, gdy ktoś próbował odgadnąć o co w rzeczywistości chodzi.
— Dobra, przekażmy im co postanowiliśmy i miejmy z głowy ten cyrk. — stwierdził prowadząc ją z powrotem w stronę domu. Puścił ją przodem w tarasowych drzwiach. Spojrzenia rodziców od razu zatrzymały się na nich, a rozmowy przy stole ucichły. Mimo wszystko jego ojciec zdawał się nadto pewny decyzji swojego syna. I gdyby nie rozchodziło się o firmę, Jackson z obrzydliwą przyjemnością zrobiłby mu na złość.
— I jak? — ciszę przerwała tym razem jego matka. Jackson wzruszył ramionami.
— Macie co chcieliście. — przytaknął sięgając po kieliszek z winem. — Na zdrowie. — mruknął wznosząc krótki toast po czym upił łyk alkoholu.
Jackson
Tak zdesperowana nie była już dawno. Nel naprawdę musiała wziąć się w garść, ale to dopiero, gdy zażegna kryzys z Evelyn. Matka była ostatnio na nią cięta, miała w zasadzie prawo. Nel, choć teoretycznie już dorosła mogła podejmować własne decyzje. Rzadko pojawiała się w apartamencie rodziców, uwielbiała swobodę i spokój, który miała w swoim mieszkaniu. Było idealne dla niej. Olga pojawiała się rano, aby posprzątać i przyszykować dla niej śniadanie, czasami obiad. Co prawda blondynka korzystała głównie z cateringu, aby nie marnować czasu na gotowanie, nie brudzić garnków i kuchni. Mogłaby na palcach zliczyć, ile razy wyjęła patelnię w swoim mieszkaniu. O wiele łatwiej było coś zamówić, a poza tym po prostu nie umiała tego robić. Nikt jej nie nauczył, wychowywała się mając wszystko podane pod nos. Dlaczego więc miałaby się przejmować czymś takim, jak nauką gotowania? No właśnie, nie musiała. Lądując jednak w u rodziców, ledwo kontaktując i prawdopodobnie serwując im stan przedzawałowy, mieli pełne prawo do tego, aby się wkurzyć. Nie pierwszy raz Evelyn tuszowałaby wybryki blondynki. I była świadoma tego, że zatruwa swój organizm wciągając od czasu do czasu kreskę, biorąc kolorowe tabletki czy kwas, po którym też bawiła się świetnie. W końcu to Evelyn załatwiała wszystkie problemy córki. Ich prawnicy mieli ręce pełne roboty, aby tuszować jej najgorsze wybryki związane z narkotykami. Absolutnie nie była też zdziwiona, że matka w końcu zażądała od niej testu.
OdpowiedzUsuńGdyby w jej garderobie był ktoś inny, ktoś komu nie ufała i przymierzał sobie jej sukienki byłaby wściekła. Ale na Meredith by nie mogła, uwielbiała kuzynkę i ufała jej bardziej niż sobie samej momentami. Uśmiechnęła się blado.
— Chcesz ją? Nie podoba mi się, jak na mnie leży. Może tobie lepiej się sprawdzi — powiedziała. Nie było nic dziwnego w tym, że wymieniały się ubraniami czy pożyczały je sobie bez zwrotu. — Moja matka to banda antynarkotykowa. Nie pamiętam, co się wczoraj działo. Byłam na imprezie i chyba trochę przesadziłam. Mam pustkę w głowie. Wiem tyle, że pojawiłam się tutaj, zaćpana i ledwo kontaktowałam. Prawie mnie na pogotowie wieźli.
Całe szczęście, że do tego nie doszło. Nel już sobie wyobrażała, jakie zdjęcia krążyłyby po necie. Cornelia Watson – przedawkowanie czy wypadek - to z pewnością byłby jeden z tytułów nagłówków. Skoro teraz wyglądała, jak siedem nieszczęść to, jak prezentowałaby się na zdjęciach ze szpitala, które ktoś robiłby ukradkiem? Wolała nie wiedzieć.
— Potrzebuję, żebyś… o Boże, to jest żenujące, ale Evelyn chce mnie przetestować na obecność narkotyków. I nawet mam pudełeczko — mruknęła. Uniosła rękę do góry z okrągłym pojemniczkiem z czerwoną zakrętką. Spojrzała błagalnie na Meredith, była gotowa się płaszczyć. Wolała to niż cokolwiek Evelyn by wymyśliła. — Proszę, nie każ mi tego mówić na głos, ale… możesz to dla mnie zrobić? Płacę w torebce od Hermesa.
Nel