HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

suddenly, I was feeling depressed


MIJOO SEO
MIJOO SEO  —  06.08.2001  leo  TANCERKA burleski [ PERLE TEESE ]  niedoszła łyżwiarka figurowa  zaocznie robi paznokcie   INSTAGRAM  powiązania


    Jej pierwszym błędem było zhańbienie rodzinnego imienia. Posiadanie dziecka z romansu było Daechangowi Seo – właścicielowi sieci restauracji Fusion Feast – zbędne. Lecz kiedy jego była sekretarka zjawiła się z dzieckiem w nosidełku, bez słowa stawiając mu je pod nogi i znikając na zawsze, niewiele zostało mu możliwości. Nie oznaczało to, że przyjął swoją córkę z rozwartymi ramionami - w ciągu dnia zajmowała się nią, jak i obojętnym wobec jej rodzeństwem, macocha, starająca się zbliżyć dzieci do siebie. Z kolei wieczorami mężczyzna preferował zwracać uwagę jedynie na swoje prawdziwe dzieci. W końcu, co miałby z przyznawania  i zbliżania się do córki, która wyjawniła jego romans i zniżyła jego status w oczach kulinarnej szychy. 

    Zmienił swoje nastawienie, kiedy w wieku pięciu lat ukazały się pierwsze znaki co do talentu muzycznego Mijoo. Ukazanie jej jako talentu w najczystszej formie było planem idealnym. Była to kolejna szansa na poprawę swojego PR'u. Wtedy zaczęły się prawie codzienne treningi - najpierw w próbie znalezienia tego czegoś. Tak skończyła na lodowisku i w studiu tanecznym. Pięć razy w tygodniu, jak najwięcej możliwych godzin. 

    Lubiła taniec i łyżwiarstwo. Sprawiały jej przyjemność, ale to nie był główny faktor do dalszego rozwoju. Najważniejsza była aprobata ze strony ojca. Po latach oziębłego traktowania, znaczna część jego uwagi była zwrócona właśnie ku Mijoo. Planował treningi, zajmował się wszystkim, jak chodziło o zawody. Do 18 roku życia nie mogła prosić o więcej - miała wszystko, czego wcześniej pragnęła. Nie interesowało ją to, że zaniedbywała 3/4 relacji z rówieśnikami, że ledwo balansowała życie szkolne z łyżwami. Ojciec był zadowolony, w wywiadach używał nawet słowa duma.

    Nie wiedziała, że zimą 2019 roku jej bańka pęknie. Wtedy musiała popełnić swój drugi błąd. Robiła wszystko zgodnie, z ustaloną lata temu rutyną. Zawiązała łyżwy w odpowiedniej kolejności, sprawdziła je dokładnie dziesięć razy, ocieplacze miała nasunięte nie niżej niż trzecie oczko. Jednak coś musiała zrobić nie tak. Najpierw spotkała się z typowym dla lodu chłodem. Za chwilę pojawił się palący ból, rozchodzący się po całej łydce, a tępa cisza była zagłuszona zduszonym szlochem Mijoo, wpatrującej się na nienaturalnie wykrzywioną nogę i rozrastającą się po pastelowo niebieskich legginsach plamę krwi.

    — Jesteś do niczego — ostre, acz bezduszne słowa odbijały się pusto w głowie osiemnastolatki, która siedziała na łóżku szpitalnym, z nogą wpakowaną w gips. To było ostatnie zdanie, które usłyszała bezpośrednio od swojego ojca. W jego oczach, Mijoo straciła swój gwieździsty połysk, który prezentował przed sobą usłaną laurami przyszłość sławy. Nie mógł już zbierać pochwał za utalentowaną tanecznie córkę. 

    Nie powinno jej dziwić, że parę miesięcy później, po ukończeniu liceum i odzyskaniu sprawności w nodze, dostała informację, że powinna jak najszybciej znaleźć sobie oddzielne lokum. Opłatami ma się nie przejmować, Daechang Seo będzie je regulował, acz na wyżycie miała radzić sobie sama. Jednak spotkała istotny problem na swojej drodze. Nie licząc sportowego, nie posiadała porządanego przez pracodawców wykształcenia. Skończyła szkolenie kosmetyczne - mogła zająć się paznokciami. Ale to nie wystarczało, kiedy nie miała możliwości otwarcia własnego lokalu.

    Uratowała ją macocha, w tajemnicy przed swoim mężem. Pokazała jej świat burleski, który pozwolił zachować jej połączenie z tańcem. Erotyzm, pewność siebie i seksapil to były cechy, których Mijoo musiała się nauczyć, aby zyskiwać jak najwyższe napiwki. Z kilku dolarów zrobiło się kilkanaście, potem niektórymi wieczorami kilkaset. I dzięki swojej nowej, sztucznej fasadzie – Perle Teese, miała rzeczywistą szansę samodzielnego utrzymania się. Mogła rownież wrócić stopniowo do swojej pasji. Dlatego była ślepa na oczy, jakie wlepiały perwersyjny wzrok prosto w nią, kiedy w rytm melodii postępowała ze swoim show.


ODAUTORSKO:
a więc końcowo zdecydowałam się tutaj zawitać wraz z mijoo! mogę być dość srogo zardzewiała, lecz mam nadzieję, że mi to wybaczycie i przyjmiecie nas z otwartymi ramionami<3
przyjmę jak najchętniej wszystkich, poszukujemy również zawiłych relacji, jak i może potencjalnego love interest - nie obrazimy się ani na damski, ani na męski x
cytat: the cranberries – animal instinct
twarzyczki użyczyła kang seulgi
najlepszy kontakt to discord – seapolyp albo mailowo – apolacola@gmail.com, a tutaj kody

50 komentarzy:

  1. [Miło mi powitać cię. Czytając kartę naprawdę zrobiło mi się szkoda Mijoo. Doskonale rozumiem co musiała przezywać. Myślę jednak, ze ze względu na przeszłość mogłaby dogadać się z Leą tak wiec jeśli jesteś chętna to zapraszam do wspólnego wątku :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotted: Sobotnim wieczorem Perle Teese, jeszcze jako M, wsiada pod apartamentowcem do taksówki i jedzie prosto pod tylne wejście klubu dla dorosłych, przy którym witają ją jej współpracowniczki zajęte plotkowaniem i paleniem papierosów... Czy jest ktoś, kto tego nie robi przed pracą? O pracy sama zbyt wiele nie wiem, ale właśnie tak to sobie wyobrażam. W każdym razie, wracając do M, tej nocy wystawiali jej numer jako główną atrakcję wieczoru, a sama brała udział w przynajmniej czterech innych, więc dniówkę musiała zaliczyć do udanych. Nie wiem, co powinnam o niej myśleć. No bo nie wydaje Wam się dziwne, że tak młoda dziewczyna mieszka zupełnie sama w apartamencie na Upper East Side, w najbogatszej dzielnicy Nowego Jorku, ale utrzymuje się z tańczenia w burlesce...? W zasadzie im dłużej o tym myślę, tym mniej wydaje mi się to dziwne.
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jaka rozbudowana karta! Uwielbiam takie! Chociaż muszę przyznać, że człowiek współczuje, aleeee my autorzy chyba mamy po prostu zamiłowanie do męczenia naszych postaci 🤭 bawcie się dobrze!]

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Cześć!
    Wpadam zaciekawiona wątkiem burleski, która zdecydowanie nie jest typowym i często wybieranym "zawodem" przez autorów. Sama Mijoo zdaje się niezwykle ciekawą osóbką. Nie wyróżnię się stwierdzeniem, że mi również szkoda jak ją potraktowała osoba, która z reguły powinna wspierać i dodawać skrzydeł, a nie je podcinać. Trzymamy kciuki żeby radziła sobie jak najlepiej w życiu!
    Bawcie się dobrze!
    PS posłałam maila do ciebie ;) ]

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej! Po przeczytaniu karty bardzo zrobiło mi się jej szkoda. Niczym w końcu tak naprawdę nie zawiniła, a romans nie powinien być na barkach małego dziecka. Ale bez dramy w końcu nie byłoby wesoło^^ Chyba nigdy, albo nie pamiętam, żebym widziała postać, która zajmuje się burleską więc tym bardziej postać M. Jest ciekawa. Oby sobie dziewczyna w tym świecie poradziła i nie potrzebowała już żadnych pieniędzy ojca.
    Udanej zabawy!^^]

    Cornela Watson & Fabian Cavallaro

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hej,

    Witam serdecznie na blogu i już na wstępie życzę wiecznie wybijającego źródełka weny oraz samych porywających wątków.
    Muszę również przyznać, że chętnie sprałabym równo gacie jej kochanemu ojczulkowi. Kto to widział, by traktować własne dziecko jedynie jak szmacianą lalkę, którą można wyrzucić na śmietnik zwany życiem, gdy tylko ta nieco się zepsuje ?! Doprawdy, oburzające.

    PS. Gdybyście miały czas i chęci na wspólny wątek, zapraszam w swe skromne progi. Może uda nam się coś wspólnie wymyślić.]


    Trójka muszkieterów (tj. Lean, Anael & Max)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. [PODGLĄDACZKA🫢 Dzięki za powitanko i z zaproszenia skorzystamy z Henrym chętnie, bo nas za to bardzo zaintrygowało zaintrygowanie zawodem pełnionymi przez mojego pana, no i oczywiście - te lampki, które rozświetlił! A tak już poważniej, myśle, ze nasze postacie można połączyć na wiele sposobów, ale skoro masz już jakiś pomysł lub coś, co chciałabyś zrealizować, daj mi znać i coś potworzymy :D]

    OdpowiedzUsuń
  9. Lian na przestrzeni lat kilkakrotnie zmieniał pracę, łapiąc się dorywczych zadań nierzadko kilku na raz. Wiązał koniec z końcem, niekiedy bywało lepiej innym razem gorzej, ale nie miał w zwyczaju narzekać na to jak mu się żyje. Miał dach nad głową i nie brakowało mu jedzenia w lodówce, a najważniejsze nawiązał kilka cennych przyjaźni, które stawiał ponad ilością pieniędzy w portfelu. Być może jego sytuacja nie była stabilna i daleko było mu do miana ustatkowanego młodzieńca, ale samodzielność dawała mu satysfakcję na której zależało mu najbardziej. Życie doświadczyło go na tyle, że nie chciał być zależnym od nikogo. Bliscy suszyli mu niekiedy głowę, że powinien wziąć się w garść i zająć się nauką i czymś "poważnym", ale Li niekoniecznie się na to zapatrywał. Sam nie do końca wiedział dlaczego, skoro miał możliwości. Niekiedy po prostu zatrzymywał się w jednej z wąskich uliczek w Chinatown i spoglądał na swój dawny dom. Obskurną kamienice, która z każdym kolejnym rokiem sypała się coraz bardziej. Obserwował swojego zataczającego się ojca, wsłuchiwał się w krzyki matki dobiegające zza uchylonego okna… otaczał go znajomy zapach, dopadały go znane bodźce i wspomnienia, których nie miał jak się pozbyć. I choć nie żył w ten sposób od przeszło dziewięciu lat, miał to dziwaczne przeświadczenie, że bardziej należy do tego taniego, brudnego świata w Chinatown niż tego ładnego domu z przystrzyżonym trawnikiem na przedmieściach. I wtedy czuł, że to nie dla niego, że nie mógłby prawdziwie przynależeć do tego lepszego świata w jaki wciągnęli go nowi nie-rodzice. Dlatego wyznaczał własne ścieżki.
    Lian miał przerwę na zmianie, więc zamierzał się przewietrzyć i zapalić jednak jego plany pokrzyżował klient, który najwyraźniej nie rozumiał znaczenia słowa nie.
    — Myślę, że powinieneś skończyć na komplemencie i w podskokach wyjść. — skomentował nieudolny komentarz klienta, samemu opierając się barkiem o framugę drzwi zza których się wychylił. Gdzie podziewają się ci przeklęci ochroniarze, gdy naprawdę są potrzebni?
    — A jeśli trzeba ci czegoś więcej mogę ci podać kilka odpowiednich adresów. — dodał obserwując mężczyznę, który pochylał się w stronę drobnej dziewczyny, zamykając Mijoo w pułapce między swoim ciałem, a ścianą.
    Nie cierpiał tych wszystkich klientów, którzy nie potrafili trzymać rąk przy sobie i mylili klub z domem uciech, a tancerki z dziewczynami lekkich obyczajów. Serio… co takiego miał do zaoferowania i za kogo się uważał sądząc, że za kilkanaście dodatkowych dolarów ma prawo żądać… wdzięczności.
    Niektórzy klienci potrafili zachować się z klasą, inni tej klasy nie mieli za grosz. Wielokrotnie słyszał obrzydliwe i sprośne komentarze przy barowej ladzie, gdy sącząc drinki pożerali zachłannymi spojrzeniami występujące dziewczyny. Zwykle ignorował ich słowa, wzruszał ramieniem lub prychał pod nosem kontynuując swoją pracę bez wdawania się w głupią dyskusję. Tłamsił również chęć wytargania ich za fraki z lokalu, czy też chęć spotkania pięści z ich twarzami. Niejednemu przydałaby się tak sroga nauczka.
    Lian postąpił kilka kroków, ułożył dłoń na ramieniu rozochoconego klienta i silnym szarpnięciem odsunął go od Mijoo jednocześnie wsuwając się między nią, a natręta.
    — Żegnam. — ponaglił skinąwszy w stronę wyjścia.
    Za dzieciaka był tym wątłym, chuderlawym małolatem, który robił za popychadło. Teraz sprawy miały się inaczej. Nie przepadał stosować przemocy. Ściągnięte brwi, ostre rysy twarzy i dość szerokie barki opięte czarną, służbową koszulą sprawiały zgoła inne wrażenie. Wiedział też jak korzystać ze swojej siły, której mu nie brakowało dzięki treningom. Kątem oka zerknął na Mijoo, która była co najmniej o głowę od niego niższa. Nie znali się jakoś wybitnie, pracował tu od niedawna, ale od pierwszych dni polubił to miejsce i pozostałych pracowników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ty! Za kogo ty się masz?! Zostawiłem w tym klubie sporo pieniędzy, coś mi się należy w zamian! — warknął w odpowiedzi. — Chcę rozmawiać z szefem! — zażądał, a Lian cicho się zaśmiał.
      — Co za pech, że mój szef ma urlop, a jego szefa z kolei dzisiaj nie ma. Chyba będziemy musieli odłożyć tą miłą pogawędkę na kiedy indziej. — odparł lekko, nie wzruszony postawą klienta. — O Mike! Jak dobrze się składa, pan zgubił drogę do wyjścia. — zawołał widząc znajomą sylwetkę jednego z ochroniarzy. Barczysty mężczyzna skinął głową i wskazał natrętowi przeciwległy kierunek, w którym znajdowało się wyjście z klubu, ponaglając go uściskiem na ramieniu. Lian widział jak klient zaciska pięści, a na jego spoconej twarzy maluje się napięcie, od którego niemal zgrzytał zębami. Taki widok nie robił na nim żadnego wrażenie, był już z nim nadto opatrzony.
      — To co, papieros i do domu? — zagadnął Mijoo odwracając się w jej stronę. Posłał dziewczynie lekki uśmiech ignorując awanturującego się dalej klienta.

      Li

      Usuń
  10. To był ciężki tydzień dla młodej Lèi. Niespodziewana wizyta rodziców, kolacja w towarzystwie Państwa Cavallaro oraz zdjęcie, które niespodziewanie wyciekło na blogu Plotkary było tylko fragmentem jej tygodniowych problemów. Wciąż nie mogła skontaktować się z Timèo a do tego miała na głowie potencjalnego wroga.
    Czy życie musiało ciągle kłaść jej kłody pod nogi? Czy przez ostatni rok nie wycierpiała się wystarczająco dużo?
    Poranek przywitał ją więc potwornym bólem głowy. To nie tak, że poprzedniej nocy trochę za bardzo zabalowała z alkoholem, po prostu chciała odreagować ten cholernie ciężki tydzień.
    -Kurwa.. - mruknęła osłaniając dłonią oczy przed porannym słońcem. Zdecydowanie potrzebowała swojego ukochanego karmelowego latte. Wstając z łóżka omal nie potknęła się o torebkę, która dziwnym trafem leżała tuż przy stoliku nocnym. Powinna ograniczyć picie, była tego w pełni świadoma, ale jak inaczej miałaby przetrwać tą karuzelę szaleństwa?
    Poranna rutyna dała jej chwilę orzeźwienia. Nałożyła delikatny makijaż, ubrała ciemne szorty i luźną czerwoną koszulkę gotowa na to co przyniesie jej dzisiejszy dzień. Przyzwyczaiła się już, że w tym miejscu długo nie wieje nudą.
    W kawiarni znalazła się stosunkowo szybko, najmując jeden z niewielu już wolnych stolików. Dzisiaj planowała skupić się na pisaniu z ogromną nadzieją, że uda jej się spiąć ze sobą wszystkie dotychczas wykreowane wątki. Pisanie już od jakiegoś czasu stało się dla niej pasją, którą zdecydowanie chciała kontynuować wbrew rodzicom, dlatego korzystała z każdej dogodnej chwili by móc zatracić się w wykreowanym przez siebie świecie.
    -Przepraszam, ale czy to miejsce jest wolne? - z rozmyślań wyrwał ją głos kobiety, które stanęła przy wolnym krześle naprzeciwko niej. Jedną dłoń oparła na oparciu krzesła a w drugiej trzymała filiżankę z trunkiem.
    -Tak, oczywiście - odparła niemal natychmiast zbierając porozwalane na stoliku kartki a następnie włożyła je między gruby notes. Posłała nieznajomej delikatny uśmiech gestem nakazująć by zajęła miejsce. - Dość często przebywam w tej kawiarni ostatnimi czasy ale to pierwszy raz gdy widzę taki tłum - zaśmiała się delikatnie przyglądając się kobiecie.
    Nie wyglądała jak większość osób które poznała w ostatnim czasie. Nie dostrzegła by nosiła znane marki ciuchów jak te wszystkie bogate dziewczyny. Wyglądała zwyczajnie a jej ostatnio zdecydowanie brakowało kontaktu z kimś normalnym.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  11. On natomiast wyciągnął z kieszeni ciemnych spodni elektrycznego papierosa, którego włączył i zaciągnął się głęboko, by po chwili wypuścić z płuc gęsty obłok dymu. Starając się nie być nadto nachalnym przyglądał się dziewczynie, której dłonie wciąż dygotały. Nic dziwnego, choć na scenie pokazywały niekiedy bardzo dużo pozostawiając dla męskiej wyobraźni niewiele, nie oznaczało to, że tancerki chciałby być nagabywane przez rozochoconych klientów, którzy nie znali granic.
    Gdy pierwszy raz znalazł się w środku Naughty Cabaret, miejsce zrobiło na nim wrażenie swoim nietypowym klimatem i samymi występami właśnie. Nie mógł zaprzeczyć, że jego spojrzenie kilkukrotnie powędrowało w stronę tancerek, które kusiły swoimi zmysłowymi ruchami. Ostatecznie też był tylko facetem. Jednak trzymał wyobraźnię na wodzy skupiając się tylko na wykonywaniu swoich obowiązków.
    — Daj. — Zabrał Mijoo zapalniczkę nieznacznie muskając jej skórę palcami. Osłonił papierosa dłonią i po dwóch próbach z zapalniczki wystrzelił ogień. Oparł się plecami o ścianę wspierając o nią również nogę. Wolną dłoń wsunął w kieszeń spodni.
    — Widziałem. Na poprzedniej zmianie kleił się do kogoś innego, ale póki płaci będzie miał tu wstęp. — Wzruszył nieco ramionami. Taka była brutalna prawda, mężczyzna nie wyrządził w klubie większych szkód, a przy barze rzeczywiście zostawiał sporo pieniędzy nie szczędząc sobie drogich drinków. Miejsce na nim zarabiało, więc musieli go znosić. Komfort pracowników nie zawsze stał na czele listy priorytetów, a ochrona nie zawsze mogła znaleźć się wszędzie. Jemu również zdarzyło się pracować jako ochroniarz w zwyczajnym klubie, przez który przewijało się głównie wiele nieszkodliwych małolatów, którzy prędzej byli utrapieniem dla ekipy sprzątającej niż dla nich.
    Zaciągnął się po raz kolejny przytrzymując ciężki dym w płucach.
    — Może ktoś powinien dać mu nauczkę by ode chciało mu się tu przyłazić. — dodał z cieniem uśmiechu zerkając na własne pięści. Na co dzień starał się nie stosować przemocy dobrze wiedząc, że takie rozwiązania zwykle donikąd nie prowadzą, sam tego doświadczył na własnej skórze, ale niektórymi należało potrząsnąć, by coś dotarło do ich głów. Lian negatywne emocje rozładowywał w weekend, w miejscach, w których wymachiwanie pięściami nie robiło na nikim większego wrażenia.
    — Jeśli chcesz, mogę cię odprowadzić. Na wszelki wypadek gdyby nasz ulubieniec postanowił na ciebie poczekać. — zaproponował znów skupiając wzrok na Mijoo. — Nigdy nie wiadomo co takim obleśnym świrom chodzi po głowie. — skwitował. Facet budził w nim nieprzyjemne wspomnienia, więc wolał upewnić się, że dziewczyna trafi bezpiecznie do domu.

    Lian

    OdpowiedzUsuń
  12. Od dzieciństwa Henry miał wiele wad, jednak swoją największą zamiast skrywać głęboko w sercu uwielbiał się afiszować… a może inaczej — to ona uwielbiała się afiszować Henrym, bo w końcu trudno powiedzieć o dziecku ogarniętym agresją, że to on ma pełną kontrolę nad swoim zachowaniem.
    Ciężko mu było w wieku szkolnym, w liceum stało się to znośne, za to na studiach opanował umiejętność włączania i wyłączania złotego przełącznika. Był w stanie utrzymać nerwy na wodzy z kamienną miną, niemniej gdy tylko pozwolił pierwszej iskrze się rozniecić ogień wściekłości, to, o ile nie było przy nim ludzi, którzy byliby w stanie go naprawdę umiejętnie — bo umiał się wywinąć — powstrzymać, nie zatrzymałby się, póki jego cel nie stałby się zakrwawioną kupą mięsa. Używał go rzadko i tylko w wyjątkowych wypadkach, i wszyscy jego znajomi o tym wiedzieli. Krótko mówiąc, każdy wiedział, że Henry Carrigton lubił i potrafił się napierdalać.
    Dzisiaj byłby idealny dzień na to, by skorzystać z nieco zardzewiałego przełącznika, ale coś mu stanęło na drodze. Coś w osobie bezbronnej, kruchej tancerki, która dzisiejszego wieczoru gościnnie występowała razem z kilkoma koleżankami w obskurnym barze, w którym pracował. Kilka minut po występie weszła, prawdopodobnie zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, w sam środek kilkuosobowej szamotaniny, dokładnie w momencie, gdy konflikt się zaostrzył i Henry chciał interweniować. Ich bar oczywiście nie zatrudniał ochroniarzy, więc zazwyczaj byli tam skazani na siebie lub policję — i to był główny z powodów, dlaczego pracowała u nich tylko jedna barmanka.
    Zamiast więc ruszyć z pięściami na wąsatego pacana, który był prowodyrem całego zajścia, machnął ręką Tomowi, by podszedł, po czym zasłonił Azjatkę i pociągnął ją w drugą stronę, jak najdalej od wściekłego tłumu. Część ludzi zaczęła wychodzić na ulicy w obawie o bezpieczeństwo i Henry wiedział, że policja musi być już w drodze. Strasznie się za nimi stęsknił od ostatniego piątku i miał nadzieję, że Barney jest na służbie, bo miał zawsze ze sobą coś dobrego do żarcia.
    — Nic ci się nie stało? Nie oberwałaś? — zapytał dziewczynę. Ściągnął brwi i przyjrzał jej się uważnie, jakby szukał jakichkolwiek obrażeń. Po sali poniósł się dźwięk tłuczonego szkła. — Chciałbym się przedstawić i zaproponować herbatkę, ale wydaje mi się, że musimy się niestety stąd jak najszybciej wynosić. — Obejrzał się przez ramię na tłukących się nawzajem mężczyzn, a z ust wyrwało mu się żałosne westchnienie. Nawet Tom wrócił się na za zaplecze, żeby przeczekać tę burzę. Dawno u nich nie było takiej awantury.
    Byłaby taka dobra zabawa!

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  13. - Polubiłam to miejsce właśnie za to, że zawsze panuje tu względna cisza i spokój - mruknęła rozglądając się smutno po niewielkim pomiesczeniu. - Dlatego również mam nadzieję, że to zamieszanie nie potrwa długo. Ale skoro już tu dotarłam to głupio było wyjść z tak błahego powodu co nie? - zaśmiała się niezręcznie.
    Wzrok utkwiła na miętowym notesie który w ostatnim czasie stało się jej największym skarbem. Zapisywanie wszystkich myśli i pomysłów stało się jej rytuałem. który naprawdę polubiła. Nigdy wcześniej nie spodziewała się, ze coś tak z pozoru banalnego może dawać tyle pozytywnej energii i działać tak uspokajająco? I pomyśleć, że wszystko zaczęło się niecałe dwa lata temu…
    -Nie przejmuj się. I tak siedzę tu już od dwóch dobrych godzin. Mała przerwa zdecydowanie dobrze mi zrobi - odłożyła notes na bok a następnie uścisnęła dłoń Mijoo. - Miło mi cię poznać. Jestem Lèa Chevalier - odparła zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł by ujawniać swoje pochodzenie. Z drugiej strony azjatka, być może błędnie założenie, wydawała się być zwyczajną dziewczyną prze co istniało duże prawdopodobieństwo, że nawet nawet nie skojarzy nazwiska z Paryską projektantką znaną głównie w Europie.
    Jeśli miała być ze sobą szczera, wolała być traktowana zwyczajnie. Gdy mieszkała jeszcze w Paryżu bardzo przeszkadzała jej sława jaką tam zdobyła. Ludzie słysząc nazwisko Chevalier natychmiast stawali się dla dziewczyny mili, nawet jeśli chwilę wcześniej rzucali w jej stronę nieprzychylne komentarze.

    ~Lea

    OdpowiedzUsuń
  14. — Powiedziałbym żebyś się nie przejmowała starymi, zdesperowanymi facetami, ale wiem, że to niekoniecznie działa. — Sam wielokrotnie słyszał te słowa i zwykle ani trochę nie pomagały i nie sprawiały, że czuł się lepiej.
    Lian nigdy nie zastanawiał się dlaczego niektóre z dziewczyn decydowały się na taki, a nie inny zawód, który raczej był niewdzięcznym kawałkiem chleba. Nigdy nie analizował dlaczego ludzie podejmują się niektórych prac. Nie czuł się na miejscu do tego, samemu łapiąc się każdej okazji, by móc zarobić i zaliczył już wiele zajęć zarówno tych gorszych jak i lepszych. Jednak wszystko było lepsze niż stoczenie się na samo dno. Jego adopcyjna rodzina nie zawsze potrafiła zrozumieć jego perspektywę, ale nigdy nie oczekiwał od nich pełnego zrozumienia, mając swoje skrzywienia, które zapewne zostaną z nim do końca życia. Nie potrafił odciąć się od poprzedniego życia grubą kreską, choć niekiedy czuł, że tego właśnie od niego oczekiwano. By w pełni się dopasował i ułożył sobie życie na ich sposób, tak jak wypadało.
    — Na barze zostanie drugi barman, a ja swoje odrobię później. To nic wielkiego. — odparł odpychając się od ściany i chowając papierosa do tylnej kieszeni spodni. Godziny, które mu przepadną mógł odpracować. Ruch nie był zbyt duży, więc jedno wcześniejsze wyjście nie powinno wpłynąć negatywnie na funkcjonowanie baru.
    — Leć się ogarnąć, poczekam na ciebie przy wejściu.
    Lian zniknął na moment na głównej sali informując drugiego barmana, że musi dzisiaj wyjść wcześniej. Chłopak nieco pokręcił nosem na myśl o tym, że będzie musiał sam ogarnąć bar po zamknięciu, ale ostatecznie Li był wolny. Cofnął się na zaplecze przebierając się z koszuli w luźną koszulkę na krótki rękaw odsłaniając tatuaż przedstawiający japońskie chmury i kilka tytułów ulubionych kawałków, które były mu bliskie z różnych względów, do których regularnie dodawał kolejne linijki, choć i tak najbardziej był dumny z dzieła widniejącego na jego plecach.
    Tak jak powiedział czekał na Mijoo przed wejściem do klubu. Lato zawitało do Nowego Jorku, więc mogli cieszyć się przyjemnymi wieczorami, choć osobiście był fanem zimy i jesieni, które miały dla niego więcej klimatu.
    Na zewnątrz kręciło się sporo osób, którym przyglądał się bez większego zainteresowania starając się sprawdzić, czy w tłumie nie kryje się natrętny klient, który naprzykrzał się wcześniej dziewczynie. Miał wrażenie, że mignęła mu z boku jego twarz, ale nie zdążył się przypatrzeć dość dobrze. I tak miał zamiar odprowadzić Mijoo pod samiuteńkie drzwi jej mieszkania, by mieć pewność, że tego wieczora nikt więcej nie będzie się jej narzucał. Takie sytuacje mocno na niego oddziaływały, większą część życia przyglądał się ojcu, który za nic miał matkę. Nie żeby ona była dużo lepsza od niego, ale wciąż nie pojmował jak było można w taki sposób wykorzystywać swoją przewagę w postaci siły.

    Li

    OdpowiedzUsuń
  15. [Cześć! ♥ Nie szukacie może z Mijoo trochę szalonej koleżanki? :D Próbujemy z moją panną odżyć i chętnie byśmy coś z Wami napisały. ^^]

    Sierra V. Clemente

    OdpowiedzUsuń
  16. — Możemy się przejść. — przytaknął. Tak naprawdę miał wolną resztę dnia i zero spraw do załatwienia, a pogoda była całkiem przyjemna, więc mogli postawić na spacer, który z pewnością będzie przyjemniejszy niż ścisk panujący w metrze. Klub i tak znajdował się dość daleko od niego, więc wydłużenie powrotu do domu nie robiło mu znaczącej różnicy.
    Spojrzał na nią, gdy ściągnęła kaptur i przestała być w trybie incognito. Zerknął przez ramię, ale natarczywy jegomość został w tyle opowiadając swoją smutna historię ludziom stojącym w kolejce. Desperatów i popaprańców nie brakowało w tym mieście, dobrze o tym wiedział. Nowy Jork rzeczywiście mógł okazać się spełnieniem wszystkich marzeń lub wręcz przeciwnie, spełnieniem najgorszych koszmarów. Lian stał gdzieś po środku cieniutkiej granicy, balansując na niej raz pochylając się bardziej w jedną stronę, a raz w druga.
    — Nie musisz dziękować. Nie znoszę takich typów. — zapewnił. Pracowali w jednym miejscu, więc naturalnym było, że pomógł koleżance z pracy. Zresztą gdyby był świadkiem podobnej sceny poza klubem, również by zareagował, może nawet gwałtowniej nie bojąc się o niedawno zajętą posadę.
    Dziewczyna jedna wydawała się nieco roztrzęsiona i przejęta zdarzeniem.
    — W porządku? — zagadnął wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Widząc ją w takim stanie miał ochotę cofnąć się i porządnie przyłożyć mężczyźnie, na tyle mocno, aby więcej nie zechciał zbliżać się w okolicę klubu. — Nie myśl o tym za wiele, gość miałby tylko chorą satysfakcję gdyby widział cię w takim stanie. — dodał nie bardzo mogąc zrobić coś więcej, by podnieść ją na duchu. Mógł jednak spróbować zawrócić jej myśli na inne tory, a to zwykle wychodziło mu całkiem sprawnie. Był tym typem dobrego kumpla, do którego człowiek zwraca się, gdy jego nastrój jest do bani.
    — Prócz dobrego słowa mogę jeszcze zaoferować jedzenie w całkiem dobrej chińskiej knajpce niedaleko i wyczarowanie dobrego drinka. Tylko może niezbyt skomplikowanego przez wzgląd na ograniczone możliwości. — zaproponował wesołym głosem obracając się tak, że szedł tyłem dzięki czemu mógł swobodnie przyglądać się Mijoo. Na jego twarzy gościł lekki uśmiech, którym chciał nieco rozładować atmosferę.

    Li

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Hej! Dziękuje bardzo za powitanie! A na wątki to ja zawsze mówię tak! Ile wykrzykników xdd
    Myślę, że India, jak zwykle szukając odskoczni i wrażeń mogłaby wybrać się na bruleskę Mijoo. No i myślę, że siedziałaby z wypiekami na twarzy :D I coś z tego możemy pociągnąć, co nam się tylko będzie podobać. ]

    India

    OdpowiedzUsuń
  18. Blondynka naprawdę była wdzięczna Mijoo za nagłe pojawienie się. Do tej pory nie spotkała żadnej innej dziewczyny z która tak przyjemnie można było porozmawiać. Prócz kuzynki i niedawno poznanych siostrach Cavallaro nie znała innych dziewczyn z którymi mogłaby normalnie porozmawiać. Cóż była jeszcze Mackenzie ale ta była cholerną zołzą.
    -Przeprowadziłam się tutaj trochę ponad miesiąc temu - odparła z lekkim uśmiechem. - Przeniosłam się tu ze względu na szkołę i jeśli mam być szczera to jest to najlepsza decyzja na jaką wpadli rodzic.
    Rozmowa z Mijoo przychodziła jej naprawdę swobodnie, zupełnie inaczej niż gdy rozmawiała z kuzynką. Być może miało na to wpływ fakt, ze nie musiała martwić się tym co mówiła. Udawanie, że wszystko w jej życiu jest w jak najlepszym porządku naprawdę potrafiło ciążyć.
    -Oh robisz paznokcie? - spytała naprawdę szczerze zaskoczona. Fakt, że dostrzegła cudowne pazurki jakie miała obecnie dziewczyna, jednak z góry założyła iz musiała zrobić je w jakimś z tutejszych salonów kosmetycznych. - W sumie przydałaby mi się zmiana moich - spojrzała na swoje w kolorze delikatnego różu. Teraz kiedy rodzice wyjechali i z pewnością nie pojawią się w najbliższym czasie, mogła pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. - Masz moze fotki jakiś projektów które wykonałaś? Chętnie zobaczyłabym te cuda.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  19. — Co polecam... — zamyślił się na chwilę skanując spojrzeniem menu, które znał już niemal na pamięć i chyba miał okazję spróbować większości dań. — Praktycznie wszystko co podają na gorącym półmisku, ale faworytem będzie kaczka lub wołowina po syczuańsku jeśli lubisz ostre żarcie. — zasugerował. — O i sajgonki mają obłędne. — dodał szybko opierając się ramionami o ladę, za którą po chwili pojawiła się nieco starsza kobieta. Jej twarz przecinało kilka głębszych zmarszczek, a na głowie pojawiło się kilka siwych pasm.
    — Li! Dawno cię u nas nie było! — zawołała z lekkim uśmiech i wyraźnym akcentem.
    — Pani Chen, wie pani jak to jest jak człowiek jest zapracowany. — odparł drapiąc się po karku.
    — Tak, tak wy młodzi nigdy nie macie na nic czasu. No, ale dobrze widzieć cię w towarzystwie. Wiecie co kochani, dziś ja stawiam. — odpowiedziała wycierając dłonie w ścierkę. Knajpka była mała i może nie wyglądała luksusowo, ale jedzenie rzeczywiście było świeże i smaczne. A on jako rasowy Chińczyk znał większość barów tego typu. Ponad to wcześniej Pani Chen urzędowała z mężem także na Chinatown niedaleko jego mieszkania, więc naturalnym było, że się znali. Na Chinatown niemal wszyscy się znali. Kobieta wyciągnęła jeszcze spod lady soju, które sprowadzali prosto z Korei. Knajpka łączyła w sobie wszystko co najlepsze z azjatyckich stron i smaków.
    — Dziękuję. — delikatnie się skłonił posyłając kobiecie szeroki uśmiech. Sięgnął po dwie buteleczki przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę.
    Zajęli jeden ze stolików. W tle grała przyjemna muzyka i a powietrzu unosił się zapach przygotowywanych dań. Odkręcił butelkę i rozlał alkoholu do dwóch kieliszków.
    — Długo pracujesz w Naughty Cabaret? — zagadnął przyglądając się Mijoo z zainteresowaniem.
    Sam pracował tam od niedawna, miał jednak zamiar zagrzać miejsce za barem na dłużej. Jako barman nie zarabiał kroci, nawet biorąc pod uwagę solidne napiwki, które zdarzało się, że otrzymywał, jednak potrzebował pracy, by opłacić wynajmowane mieszkanie. To była ta samodzielność, której potrzebował. Nie chciał wracać do domu z podkulonym ogonem, co jednoznacznie równałoby do przyznania się, że sam niezbyt dobrze sobie radzi. Było to ostatnim czego chciał. Był zbyt uparty na to, choć nikt nigdy w domu nie wypominał mu podejmowanych decyzji nawet jeśli mijały się one z tym czego nowi rodzice dla niego chcieli. Mogli też na głos tego nie mówić, ale dostrzegał zawód w ich oczach, że postanowił nie korzystać z ich możliwości dzięki którym mógłby się rozwijać, skończyć porządne studia i wyjść na ludzi. On siebie jednak nie widział w uczelnianych murach. Zdecydowanie lepiej odnajdywał się na ringu, czy nawet za barem serwując innym ludziom drinki.

    Li

    OdpowiedzUsuń
  20. [Dobry wieczór,

    Przybyłam poinformować, że odezwałam się do Ciebie na Discordzie.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Napisałam na chacie google jakby co :D ]

    OdpowiedzUsuń
  22. — Wow, to całkiem długo. — stwierdził unosząc lekko brwi. Nie musiałaby pracować tam roku, by stwierdził, że to spędziła w klubie dużo czasu. On zwykle nie zagrzewał zbyt długo w jednym miejscu. Nie to żeby był kiepskim pracownikiem i wyrzucano go po próbnym okresie, ale zwykle szybko się nudził. Miał problem z usiedzeniem w jednym miejscu, a że stawki wszędzie były do siebie zbliżone, więc również nie zachęcały do zastania.
    — Ale jesteś w tym dobra... — urwał nieco się pesząc. Nie chciał przecież wyjść na świra, który zza barowej lady gapi się zachłannie na dziewczyny, które są tancerkami. — To znaczy dobrze tańczycie, chyba... nie żebym się na tym jakoś specjalnie znał. — dodał. Jednak skłamałby gdyby powiedział, że ich występy nie robiły wrażenia. Wszystko odbywało się tak by zachęcać klientów do powrotu i pozostania na swoim miejscu na dłużej.
    Uniósł szkło do góry i sam wypił jego zawartość.
    — Już mnie wyganiasz? — odparł z rozbawieniem. — W Naughty nie jest znowu tak źle. Pracowałem już w kilku innych miejscach, można trafić gorzej. Wierz mi. — przyznał wzruszając ramionami. Teraz przynajmniej potrafił bronić swojego stanowiska, ale za dzieciaka niejednokrotnie pracodawca wykorzystywał młodego pracownika, który tak, czy inaczej wracał do pracy nawet za marne grosze. Doskonale pamiętał pierwszą pracę jako dostawca żarcie, obojętnie jaka by nie była pogoda dzielnie wsiadał na rower i czym prędzej rozwoził zamówione dania. Marne grosze uparcie odkładał do puszki po ciastkach wierząc, że dzięki tym oszczędnościom zmieni coś w swoim życiu. Ostatecznie wydawał je w sklepie, by nie biegać z pustym żołądkiem. To była gorzka lekcja, ale dzięki temu znał wartość pieniądza i własnego wysiłku.
    — Nic specjalnego mnie tu nie sprowadza, szukali barmana, ja nowej pracy. Trzeba za coś żyć. Ot cała historia. — wyjaśnił krótko, ale taka była prawda. — A ty? Czemu akurat burleska? — zagadnął. Było przecież tyle dziedzin tańca. Nie miał pojęcia jak wyglądała kariera w tym kierunku, ale z pewnością z takimi zdolnościami dziewczyny mógłby załapać się do innej pracy. Nowy Jork miał pełno szkół tanecznych, czy innych miejsc tego typu. Nie jedna osoba przyjeżdżał do Wielkiego Jabłka spełniać swoje marzenia będąc urzeczonym możliwościami dużego miasta. Lian natomiast znał je od drugiej strony, tej która nie ułatwiała odbicia się od dna.

    Li

    OdpowiedzUsuń
  23. Każda minuta spędzona w towarzystwie Mijoo była dla blondynki niesamowicie przyjemna. Możliwość pogadania z kimś na luzie było tym czego potrzebowała, dlatego miała cichą nadzieję, że ta relacja nie zakończy się jedynie na tym jednym przypadkowym spotkaniu.
    -Niesamowite - niemal wyszeptała przeglądając zdjęcia na profilu dziewczyny. - Masz niesamowity talent - zwróciła się do Mijoo nie ukrywając zachwytu.
    Wszystkie projekty były cudowne ale zdecydowanie jej faworytkami były trzy sety. Przez dłuższa chwilkę zastanawiała się nad wyborem jednego z nich który najbardziej pasowałby do niej samej. Przeskakując z jednego zdjęcia na drugie przygryzła nerwowo dolną wargę. Zdecydowanie nie był to dla niej łatwy wybór, tym bardziej że jeszcze do niedawna takie rzeczy były jej narzucone z góry.
    - Tem zdecydowanie wygrywa, ale jeśli masz pomysł na coś innego w podobnym stylu z chęcią skorzystam - odparła z uśmiechem pokazując dziewczynie zdjęcie pięknych czarnych paznokci z srebrnymi zdobieniami. - Naprawdę przyda mi się zmiana stylu jeśli chodzi o paznokcie - mruknęła ze smutkiem wpatrując się w swoje na których położony miała beżowy kolor z białym wykończeniem które od zawsze preferowała matka. - Od dawna zajmujesz się robieniem paznokci? - zagaiła oddając dziewczynie telefon.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  24. — To prawda, to mój pierwszy klub z tego typu występami. Ma to swój klimat. — Nie da się tego ukryć, ale jedyne czego mógł życzyć tancerkom to więcej szacunku do ich pracy. Faceci niekiedy mylili klub z burleską z klubem ze striptizem. Czego kompletnie nie rozumiał, ale może ciężko było zrozumieć kogoś kto reprezentował sobą brak jakiegokolwiek poziomu. Nie miał o sobie wysokiego mniemania, miał się za prostego i mało skomplikowanego chłopaka, jednak pewne wartości włożono mu do głowy, pewnych zasad sam się nauczył przyjmując je za standard.
    — Podoba... — urwał, gdy obok stolika, który zajmowali pojawiła się pani Chen dzierżąc w dłoni dwa rozgrzane półmiski, na których skwierczały ich dania. Zapach potraw od razu rozniósł się po małym lokalu pobudzając kubki smakowe i głód.
    — Smacznego! Mam nadzieję, że będzie wam smakowało. — kobieta uśmiechnęła się do nich ciepło. Li delikatnie dygnął przed nią.
    — Pani Chen, pani kuchnia jest niezastąpiona. — odpowiedział szczerze.
    — Ten dzieciak przychodzi do mnie odkąd skończył trzynaście lat. Nic innego nie wypada mu powiedzieć. — Lian uśmiechnął się szeroko i zaśmiał pod nosem, gdy kobieta puściła oczko w stronę Mijoo po czym oddaliła się znikając za koralikową zasłonką w kuchni.
    Lian ponownie skupił swoją uwagę na Mijoo. Zastanowiły go nieco jej słowa, a niepewny uśmiech podsunął kilka pytań. Nie miał jednak zamiaru naciskać i dociekać szczegółów przy pierwszy spotkaniu. Ostatecznie był tylko nieznajomym znajomym z pracy, który od niedawna stał za barową ladą. Ponad to miał świadomość jak wiele sekretów człowiek może skrywać za pozornie szczęśliwą fasadą. Li doszedł do momentu w swoim życiu, w którym przepracował pewne rzeczy i potrafił cieszyć się z tego co ma tu i teraz. Nie był zachłanną osobą. Jednak przeszłości nie zmieni i chcąc nie chcąc odcisnęła ona swoje piętno na nim.
    — Długa historia... — powtórzył rozłamując pałeczki. — Rozumiem. — dodał posyłając dziewczynie pokrzepiający uśmiech. — Na scenie nie widać żeby brakowało ci pewności siebie... tańczyłaś coś wcześniej? — zagadnął po czym wziął pierwszy kęs jedzenia do ust.
    Nie wiedział, czy to wypite soju, ale rozmawiało mu się całkiem przyjemnie z Mijoo, tym bardziej nie żałował, że postanowił interweniować tego wieczora. Może i nie miał słabej głowy, jednak czuł przyjemne rozluźnienie.
    — W drugą, ale nie robi mi to różnicy. Odprowadzę cię i wrócę do siebie. — zapewnił. — Mieszkam w Chinatown. — dodał nie mogąc powstrzymać niewielkiego grymasu, który wstąpił na jego twarz po wypowiedzeniu nazwy zamieszkiwanej dzielnicy. Chinatown darzył skrajnie różnymi uczuciami.

    Li

    OdpowiedzUsuń
  25. Choć przebywała w Nowym Jorku już ponad dwa miesiące, Zhilan nadal nie potrafiła do końca przyzwyczaić się do myśli, że nie dość, że za sprawą jednej niewłaściwej decyzji z przeszłości jaką było uprawianie seksu z facetem zbyt mało odpowiedzialnym, by zechciał ponieść późniejsze tego konsekwencje została zmuszona do nagłej przeprowadzki do praktycznie zupełnie obcego, wielkiego, a przez to niezwykle przerażającego miasta, to jeszcze własna rodzina odcięła ją od jakże ważnego dla kobiety w jej stanie wsparcia. W tym miejscu z pewnością należy podkreślić, że nie miała tu na myśli wyłącznie tego finansowego, mimo że i ten oczywiście by się przydał. Może wtedy nie musiałaby tak często z dnia na dzień zmieniać lokum, obawiając się, że kiedyś może zwyczajnie obudzić się na bruku. Swoją drogą do czego to doszło, żeby ona, szanowana w świecie sztuki rzeźbiarka i wnuczka współwłaścicieli Casio miała aż tak poważne problemy, by związać koniec z końcem… Dobrze chociaż, że niespełnione marzenia o ślubie nie były w stanie zabrać jej wrodzonego talentu artystycznego, bo w przeciwnym wypadku zapewne wylądowałaby w jakimś kiepskim przytułku dla azjatyckich przyszłych matek lub skończyłaby jako profesjonalna gejsza. Niestety pieniędzy, które zarabiała dzięki sprzedaży lub wypożyczaniu swych wytworów nie starczyłoby jej nawet na jednodniowy wynajem niewielkiego pokoiku w obskurnym schronisku młodzieżowym, które zresztą i tak wolała omijać szerokim łukiem, jeśli tylko było to możliwe, zbytnio obawiając się, że duszna atmosfera w nich panująca mogłaby źle wpłynąć na jej nienarodzone dzieciątko. Pragnąć zapewnić mu już od początku jak najlepszy start, czepiała się niemal każdego typu prac, które mniejszym lub większym przypadkiem znajdowały się w zasięgu jej wzroku. Tak oto przedwczorajszego popołudnia znalazła się przed obliczem reżysera pracującego przy burlesce, której jeszcze nie tak dawno nie tknęłaby za nic w świecie nawet za pomocą grubego kija. Cóż, po raz kolejny okazało się, że niewątpliwą prawdą jest powiedzenie, że punkt myślenia zależy od punktu siedzenia. Mając w niedalekiej perspektywie samodzielną opiekę nad nieporadnym małym człowieczkiem była w stanie zgodzić się na przyjęcie o wiele gorszych i słabiej płatnych prac niż śpiewanie w chórkach podczas jakiegoś kontrowersyjnego przedstawienia. Przynajmniej w teorii, bo jednak zawsze powtarzano jej, iż istnieją na tym globie fuchy, których wykonywanie po prostu nie przystoi młodej, dobrze wychowanej damie. Tylko czy rzeczywiście powinna zaprzątać sobie głowę tak zwanymi dobrymi radami ludzi, którzy choć najbliżsi jej jeśli chodzi o więzy krwi, to potraktowali ją niczym przysłowiowy śmieć tylko dlatego, że przypadkiem zhańbiła ich nazwisko ? Nie umiejąc odpowiedzieć sobie na to podstawowe egzystencjonalne zagadnienie, przed podjęciem ostatecznej decyzji względem propozycji współpracy z niedawno poznanym mężczyzną, postanowiła trochę porozmawiać z aktorkami i aktorami zatrudnionymi od dawna przy tym spektaklu, mając nadzieję, że okażą się otwarci na jej rozliczne pytania.



    Zhilan [Przychodzimy z obiecanym zaczęciem. Mam nadzieję, że nie wypadło najgorzej.]

    OdpowiedzUsuń
  26. — Łyżwiarstwo?! Więc jesteś wszechstronnie uzdolniona. — stwierdził z lekkim uśmiechem. — Ja i lód raczej się nie lubimy. — stwierdził z zabawnym grymasem, gdy na myśl przyszło mu kilka wspomnień nieudanych prób, gdy po trafieniu do nowego domu ojciec zabrał Liana wraz z bratem na lodowisko. Nigdy w życiu nie miał łyżew na stopach, więc obtłukł sobie solidnie tyłek. Podjął jeszcze dwie próby, ale nogi odmawiały mu współpracy.
    — Podobnie. Zraz po szkole wyniosłem się z domu. — przyznał otwarcie. Niewiele rzeczy w swoim życiu chciał ukryć. Nie miał wielkich sekretów, raczej rzeczy do których niekoniecznie lubił wracać, ale wciąż nie zakrawały one o tajemnicę. Jego życie nie było wielce skomplikowane, może było w nim kilka nieprzyjemnych rozdziałów, kilka wstydliwych sytuacji, ale niekoniecznie przejmował się tym, czy ktoś na niego krzywo spojrzy przez wzgląd na jego przeszłość. Nie szukał już na siłę akceptacji.
    — Ja boksuję, ale raczej hobbistycznie. — pochwalił się. Nie miał na swoim koncie znaczących osiągnięć i choć wciąż jego dziecinna cząstka marzyła o zabłyśnięciu na sportowej arenie, wiedział że wiek działał na jego niekorzyść. Zadowalał się, więc przypadkowymi sparingami, treningami po których nie miał siły ruszyć małym palcem i co weekendowym walką na undergroundowym ringu gdzie zbierali się ci dla których nie było nigdzie indziej miejsca. Miało to swoje zalety, ale także wiele minusów jak na przykład brak sztywnych zasad, a raczej skłonność do ich łamania i brak konsekwencji za cios w przysłowiowe poniżej pasa.
    Boks nie tylko utrzymywał jego ciało w dobrej kondycji, był też środkiem dzięki któremu rozładowywał wszelkie negatywne emocje i skumulowane napięcia. Pozwalał zapomnieć o wszystkim co go otaczało, o każdym drobnym problemie i wielkiej sprawie. Stawał na ringu i nic więcej prócz ciosów i wytrzymania kolejnych minut nie liczyło się. Było to na swój sposób proste i piękne. Wygrywał, nawet częściej niż rzadziej, choć wielokrotnie kończył z mocno obitą twarzą, czy posiniaczonym torsem.
    — Daj spokój, chętnie się przejdę. Najwyżej wskoczę w metro. — zapewnił. Taksówki w Nowym Jorku potrafiły niemało sobie liczyć za przejażdżkę zwłaszcza późną porą. — Nigdzie mi się nie spieszy, a do roboty mam na późne popołudnie. — dodał wzruszając ramionami. Nie miał nic lepszego do roboty, poza tym rozmowa im się kleiła i była całkiem przyjemna. Zresztą niekoniecznie spieszyło mu się do wracania na Chinatown. Porówna uwielbiał to miejsce i nienawidził go. Kochał tamtejsze zapachy, klimat wąskich uliczek i znajome twarze, ale czasami miał dość znajomych witryn, przypadkowych spotkań i rodzimego języka, którego słuchał na każdym kroku. Sentyment do tego miejsca głęboko się w nim zakorzenił i był zdecydowanie silniejszy niż ten, którym darzył przedmieścia.

    Li

    OdpowiedzUsuń
  27. -Chyba nie jesteś przyzwyczajona do komplementów co? - zaśmiała się cicho widząc reakcję dziewczyny. - Ale spokojnie, sama nie jestem przyzwyczajona gdy ktoś komplementował moje opowiadania - dodała nie chcąc by Mijoo poczuła się nieswojo. - Jakoś nigdy wcześniej nie uważałam siebie za dobrą pisarkę tym bardziej, że rodzice zawsze wmawiali mi, że to nie jest zajęcie dla mnie. Chyba to właśnie dlatego większość moich tworów lądowała głęboko w odmętach szuflady - zaśmiała się gorzko na wspomnienie słów rodziny gdy po raz pierwszy odważyła się podzielić swoją pasją.
    -Zdecydowanie musimy umówić się na paznokcie i kto wie może zostanę twoją stałą klientką - odparła już bardziej entuzjastycznie chcąc jak najszybciej zakończyć ten smutny temat. - Podaj mi swoje namiary to się zgadamy co do terminu - chwyciła swój telefon lecz po chwili zatrzymała się wpadając na pewien ciekawy plan. - Masz moze plany na dzisiejszy wieczór? Planowałam wyskoczyć do tego nowo powstałego klubu “Lux”. Słyszałam, że zabawa tam jest na najwyższym poziomie a właściciel to niezłe ciacho.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  28. Bycie samotną prawie trzydziestolatką w mieście takim jak Nowy Jork rządziło się swoimi prawami. Szczególnie jeśli do tego było się lekarzem pracującym około sześćdziesięciu godzin tygodniowo. India szukała sobie wszelakich rozrywek. Czegoś, co choć na kilka godzin pochłonęłoby jej uwagę, ściągając niewygodny ciężar z barków. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że z dnia na dzień jest go coraz więcej i więcej.
    Nic więc dziwnego, że kiedy rozwodząca się koleżanka z oddziału zaproponowała jej własne bilety na poniedziałkowy pokaz burleski kobieta przyjęła je bez większego zastanowienia. Bo nad czym tu się niby zastanawiać? Wręcza jej darmowe bilety a India i tak miała przecież wolny wieczór. Sharon miała mnóstwo tego rodzaju pomysłów. Trzeba chwytać życie za rogi , śmiała się, wymyślała akcję podobną do kupna biletów na pokaz tańca, który w ogólnym i bardzo generalizującym skrócie można było nazwać erotycznym a potem, jakieś czterdzieści godzin później, dochodziła do siebie i rezygnowała z szalonego planu.
    Rozsiadła się na odpowiednim miejscu jakieś pięć minut przed planowanym początkiem wydarzenia. Sala była miernie wypełniona a ona stanowiła tylko niewielki ułamek publiczności, który należał do płci pięknej. W sumie, czego innego się spodziewała?
    Z wypiekami na twarzy wpatrywała się w tancerki na scenie. Ich zmysłowe, uwodzicielskie ruchy. To, jak niesamowicie gra świateł i muzyka budowały napięcie. Wszystko było tak płynne, delikatne i mimo wszystko nie nachalne że ciężko jej było patrzeć nie otwierając przy tym ust w zdziwieniu. Oczywiście, było w tym dużo erotyki jednak nie była to erotyka rynsztokowa, głośna i nachalna a, wstyd się było przyznać, właśnie takiej się spodziewała. Nie chciała przyznawać się do tego nawet sama przed sobą, ale cała ta sceneria ją podnieciła. Świadczył o tym jej ciężki, urywany oddech i te cholerne rumieńce.
    Cały spektakl miała wrażenie że dziewczyna znajdująca się na środku sceny, na wielkim łóżku, kogoś jej przypomina. Było coś takiego w jej twarzy, co nie dawało kobiecie spokoju. Charakterystyczne rysy, które widziała już wcześniej.
    Po zakończonym show, wciąż jeszcze oszołomiona przeżyciem, skierowała swoje kroki do baru. Następnego dnia co prawda pracowała, ale tamtego wieczoru nie była pod telefonem. Jeden drink jeszcze nikomu nie zaszkodził.
    - Hugo poproszę - rzuciła, wsuwając się na wolny stołek przy barze.

    India

    OdpowiedzUsuń
  29. [Cześć, cześć! Bardzo dziękuję za powitanie i miłe słówko o karcie, no i samej Mer! Przyznam szczerze, że zrobiło mi się szkoda Twojej panienki, naprawdę nie zazdroszczę jej takiego ojca. Meredith to kompletnie inny przypadek, bo ona jest królową serc swoich rodziców, także skrajność w drugą stronę… ale czy to dobrze?
    Kurczę, chętnie bym coś napisała, ale jestem już troszkę wyprana z pomysłów. :( Chyba, żeby gdzieś w dzieciństwie jeździły razem na łyżwach; Mer dość szybko to porzuciła, ale takie spotkanie po latach mogłoby obudzić zagrzebane wspomnienia. :)]

    Mer Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  30. Tego ranka wstała kompletnie niewyspana. Poprzedniego wieczoru bowiem znowu do późna śpiewała w jednym z miejscowych barów, a potem długo szukała lokum odpowiedniego do spędzenia nocy tylko po to, by ostatecznie i tak wrócić z podkulonym ogonem do tej ciaśniutkiej klitki ulokowanej na poddaszu pewnego mieszkania na Chinatown, którego prawdziwy właściciel, starszy Chińczyk odstępował jej tylko pod warunkiem, że kolejnego dnia pomoże mu przy sprzątaniu, zrobi zakupy i zabawi nachlanych klientów w należącej do niego knajpie znajdującej się na dole. Gdyby tylko mogła, z pewnością już dawno serdecznie by mu podziękowała i odeszła pośpiesznie gdzie pieprz rośnie, lecz nie mając aktualnie pieniędzy na coś lepszego, musiała mocno zagryzać język i pozwalać obmacywać się dla tych nieszczęsnych alkoholików, zastanawiając się jak radzą sobie ich biedne partnerki, skoro oni niemal codziennie przepijają tu prawie każdy zarobiony grosz. Ona przynajmniej w niedalekiej pespektywie miała wyrwanie się z tego bagna, a ona musiały tak przecież cierpieć całymi latami. Prawdopodobnie tylko dzięki tej myśli nadal znajdowała wystarczająco dużo siły, by całkowicie się nie poddać. Ostatecznie wciąż miała dla kogo walczyć. Ten mały człowieczek, którego od trzech miesięcy nosiła pod sercem musiał mieć przecież w przyszłości dość energii, by wydostać się na ten świat jakby okrutny by on nie był.
    - Muszę już wyjść na spotkanie, więc życzę miłego popołudnia. – Rzuciła, odwiązując służbowy fartuszek i idąc na górę.
    Spędziła tam około dziesięć minut dłużej niż zamierzała, ponieważ miała olbrzymie wręcz problemy z wybraniem odpowiedniego stroju. Każda sukienka, którą usiłowała na siebie założyć sprawiała, że jej olbrzymi, ciążowy brzuch wyglądał jeszcze bardziej okazale, a ona sama czuła się niczym słonica. Nie pomagały nawet usilne próby ściągania się paskami i głośne przekleństwa. Skończyła więc na zwyczajnych dżinsowych dzwonach w połączeniu z jasnofioletową tuniką przyozdobioną ledwie widocznymi roślinnymi ornamentami i liliowymi butami na wysokich obcasach. Do tego wszystkiego dołączyła lawendowe poncho i taką samą torebkę, a także złote kolczyki w kształcie koników morskich, takiż sam wisiorek i bransoletkę, po czym związawszy włosy w tradycyjny warkocz wyszła w kierunku najbliższej stacji metra. To jak zwykle okazało się zatłoczone, lecz na całe szczęście jakiś dobrze wychowany młodzieniec okazał się na tyle uprzejmy, by ustąpić jej miejsca, dzięki czemu nie musiała stać całą drogę. A trzeba tu dodać, że gdy wreszcie wysiadła, nadal czuła charakterystyczne mdłości. Przez moment zastanawiała się, czy aby nie powinna jednak zawrócić, lecz pilna potrzeba dodatkowego zarobku okazała się silniejsza od zdrowego rozsądku. Zresztą nie mogła tego uczynić, skoro zaledwie przed paroma sekundami ponownie potwierdziła swe rychłe przybycie. Tak zwyczajnie nie wypadało.
    - Panna Seo, jak sądzę ? – Spytała, gdy wreszcie znalazła się przy prawdopodobnie odpowiednim stoliku. – Przepraszam serdecznie za spóźnienie. Nazywam się Zhilan Kimbei, ale skoro mamy niedługo współpracować, proszę mi mówić po prostu Lotus. – Przedstawiła się, z trudem opadając na wolne krzesło. – To mój pseudonim artystyczny. – Wyjaśniła, przyglądając się z zaciekawieniem siedzącej naprzeciwko dziewczynie.


    Zhilan

    OdpowiedzUsuń
  31. Uśmiechnęła się delikatnie na wzmiankę o rodzicach. Zawsze uważała się za szczęściarę które posiada tak wiele. Uważała, że rodzice kochają ją bezwarunkowo dlatego zawsze ślepo wierzyła w ich słowa. Była grzeczna, posłuszna zawsze robiąc to co od niej oczekiwano a zarazem nieświadoma tego, ze zaczęła zatracać samą siebie. Rodzice zabili w niej nie tylko pasję, ale tak naprawdę kawałek po kawałku niszczyli jej pierwotne ja.
    -Ponoć z rodziną najlepiej wychodzi się jedynie na zdjęciach - mruknęła doskonale świadoma poprawności tego stwierdzenia. - Podaj mi IG to zaraz dam ci Follow - chwyciła w dłoń komórkę i natychmiast wystukała nazwę konta dziewczyny. Przez chwilę przyglądała się jej zdjęciom na których wyglądała niesamowicie. - Świetne zdjęcia - dodała po czym kliknęłą przycisk Follow. - Ok już - odparła z uśmiechem.
    Rozmowa z Mijoo zdecydowanie należała do jednych z przyjemniejszych w ostatnim czasie. Miała niewyobrażalne szczęście, że w tak wielkim mieście gdzie większość ludzi żyje w wiecznym biegu, udało jej się spotkać kogoś takiego jak ona. Wszystkie dotychczasowe znajomości jakie udało jej się nawiązać były raczej z tych dziwnych. Chyba naprawdę miała przesyt ludzi z elit gdzie rozmowy zazwyczaj kręciły się wokół pieniędzy i sławy. Nic więc dziwnego, że na jej twarzy zagościł radosny uśmiech gdy Mijoo przyjęła jej zaproszenie.
    -Zawsze możesz wpaść do mnie wcześniej i razem możemy się wyszykować - wystukała adres swojego apartamentu na Financial District, z którego rozpościerał się śliczny widok na rzekę Hudson a z dala widniała piękna panorama na Jersey City. - O 18 u mnie? Będziemy mieć chwilę na dobranie wszystkich dodatków jak i czas na lepsze poznanie się. Wchodzisz w to? - spytała z ogromną nadzieją na to, że dziewczyna przyjmie to zaproszenie. - Dopisałam jeszcze numer telefonu - mówiąc to zwróciła dziewczynie telefon. - Jak już dotrzesz na miejsce to windą na 29 piętro- posłała jej ciepły uśmiech po czym dopiła latte.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  32. Zaśmiał się lekko na porównanie do kaczki. Pamiętał, gdy pierwszy raz uniósł pięści, machając nimi jak popadnie. Zdecydowanie nie było można nazwać tego spektakularną walką. Z początku wielokrotnie obrywał i kończył na deskach z obitą twarzą. Podbite oko, rozcięta warga, czy złamany nos w domu na nikim nie robiły wrażenia. Jedynie w szkole musiał się tłumaczyć z kolejnych sińców, ale tłumaczenie o bójce, w którą się wdał pod domem, czy szarpanina z jakimś narwańcem wystarczały.
    — Pierwszy raz biłem się jak miałem czternaście, może piętnaście lat. Jak skończyłem siedemnaście zaczął regularnie pojawiać się w miejscach, w których nie trzeba być sportowcem, by spróbować swoich sił. — odpowiedział wzruszając nieco ramionami. Bokserskie podziemie kwitło nawet teraz, a Nowy Jork pełen był nieoficjalnych ringów. To była jego codzienność, znał tam wiele osób i z wieloma miał okazję się zmierzyć, z różnym skutkiem, choć nie raz i nie dwa udawało mu się zdobyć kilka dodatkowych dolarów.
    — Mój ojciec oglądał boks w telewizji. Boks, walki w klatce i tym podobne. — zwykle był pijany i wulgarnie komentował wszystko, drąc się tak, że połowa kamienicy mogła go wyraźnie usłyszeć, ale ten drobny szkopuł mógł pominąć w swojej opowieści. — Jak miałem osiem lat zacząłem zakradać się do salonu, siadałem koło kanapy i oglądałem walki. W którymś momencie zaczęło mnie to fascynować i chciałem tak jak ci bokserzy stanąć kiedyś na ringu w blasku świateł, ze skandującą widownią... — uśmiechnął się pod nosem z nieco rozmarzonym spojrzeniem. Cóż, nie doszedł nigdzie ze swoimi marzeniami, ale czas go ich nie pozbawił. Może i był oto naiwne, może i próbował dążyć do czegoś co nie jest mu pisane, ale nie miał zamiaru zaprzestać. Boks był tym elementem jego życia, tą stałą bez której nie wyobrażał sobie siebie. Pomagał mu uporać się z wieloma rzeczami. Dzięki niemu poznał również wiele świetnych ludzi.
    — To nie jest głupie... na poziomie hobbistycznym, czyli nie zawodowym. Nie mam trenera, ładnej siłowni i sponsorów. No i przede wszystkim nie występuję na żadnych zawodach. — wytłumaczył. — Trochę jak z łyżwiarstwem, możesz pójść na osiedlowe lodowisko, a możesz trenować jazdę figurową. — dodał porównując ze sobą obie dyscypliny.
    Roześmiał się lekko na jej gadaninę. Nie miał jednak nic przeciwko tak beztroskiej rozmowie. Nie przeszkadzało mu to, że nie prowadzi do żadnych poważnych konkluzji. Czuł się dobrze mogąc porozmawiać o niczym i o wszystkim. W jego żyłach również toczyło się soju i choć miał całkiem wysoką tolerancję na alkohol, czuł się przyjemnie rozluźniony.
    Odprowadził ją pod wskazany adres. Zatrzymał się pod drzwiami z zamiarem pożegnania.
    — Dzięki za wspólny obiad... kolację. — powiedział wsuwając dłonie w spodnie. Zmarszczył nagle brwi i zaczął energicznie klepać się po wszystkich kieszeniach. — Kurwa... sorry, kurde musiałem zostawić klucze w robocie. — był pewien, że zabrał z klubu wszystko co było mu potrzebne. Westchnął zrezygnowany. — Mam nadzieję, że nie zgubiłem ich gdzieś po drodze. — rozejrzał się nawet po chodniku wokół nich. Czekał go spacer z powrotem do klubu lub wzywanie ślusarza.

    Li

    OdpowiedzUsuń
  33. India musiała się poważnie zastanowić nad pomysłem, aby wszystkie swoje wyjścia organizować w poniedziałki. Co prawda następnego dnia pracowała, jednak fakt, że bar był zapełniony tylko w połowie, wolny od weekendowego zgiełku i natrętów był tak bardzo kuszący.
    Sączyła powoli drinka, przeglądając w głowie wspomnienia ze spektaklu. Przyglądała się im z bliska, obracała w umyśle powoli. Była to sztuczka, której nauczyła się jeszcze jako dziecko. Łatwo potrafiła zająć jej myśli, pozwalała odprężyć umysł. Głowę miała wtedy wolną od pracy, obowiązków, oczekiwań rodziny. Nic tylko miłe, wybrane samodzielnie obrazy.
    Spojrzała w bok na kobietę, która się do niej odezwała. Dobre kilka sekund zajęło jej rozpoznanie głównej tancerki w normalnych ubraniach. Z bliska jej twarz wydawała się jeszcze bardziej znajoma. Kolejne kilka sekund wodzenia wzrokiem po jej postaci aż w końcu coś zaświtało.
    - Mijoo?
    Jej ojciec robił interesy z wieloma biznesmenami w mieście. Większość z nich razem z rodzinami pojawiała się na rozlicznych przyjęciach organizowanych przez Panią Jones. W tym i rodzina Seo. India pamiętała, że z tym nazwiskiem wiązała się jakaś nieprzyjemna historia. Coś, o czym jej ojciec i matka czasami rozmawiali. Tyle że ona, od zawsze niezainteresowana, w pogardzie dla życie, które wiedli, nie przykładała za bardzo uwagi do szczegółów. Pamiętała za to dziewczynkę, teraz kobietę, stojącą tuż przed nią. Fakt, że niecałe trzydzieści minut wcześniej siedziała rozgrzana, wpatrując się w ponętne ruchy jej ciała nie poprawiał sytuacji. Wzięła porządny łyk ze swojego kieliszka.
    - Można mnie spotkać w wielu ciekawych miejscach. To nie mogło być wyjątkiem - odpowiedziała, uśmiechając się lekko.
    Przez chwilę miała w głowie myśl, czy powinna się obawiać. Chociaż czego właściwie? Od zawsze robiła to, co chciała, nie przejmując się zdaniem ojca. Poza tym, była już przecież dorosła. Starych nawyków nie można chyba jednak tak łatwo wykorzenić.
    To ona właśnie seksownie wiła się na scenie w klubie, nie Ty. To ona boi się ciebie.
    Mijoo była kilka ładnych lat od niej młodsza, pochodząca z równie dobrego domu. I z tego co India sięgała pamięcią, ze znacznie bardziej rygorystycznym ojcem.
    - Chcesz się przysiąść?

    India

    OdpowiedzUsuń
  34. — To dobrze. Kiepski ze mnie ratownik medyczny — powiedział zadziornie, uśmiechając się do dziewczyny, a potem skinął jej głową, by wsunęła się za nim za ladę. Innej drogi ucieczki w tym momencie nie posiadali, bo tłum przeniósł się w tył, odcinając wyjście na zaplecze. Jedyne, co im pozostało, to siedzenie na podłodze za ladą i nadzieja, że burda nie przeniesie się dalej w ich rejony albo że nikomu nie zachce się w tym momencie drinka… co nie było aż takie nieprawdopodobne.
    Mógłby w sumie iść i starać się rozgromić towarzystwo, ale nawet on w dzikim szale musiał mierzyć siły na zamiary. Ludu skorego do lania się po mordzie przez ten czas przybyło o połowę więcej, a on był w gruncie rzeczy dość chuderlawy i wątpliwe było, że dałby radę piętnastu chłopa, nieważne jak bardzo nabuzowany adrenaliną. Poza tym nie chciał zostawić tej dziewczyny samej, bo choć nie wykluczał, że mogła być potajemną posiadaczką sekretów sztuk walki, szanse na to były dość marne.
    — Mam na imię Henry. Teraz już mam czas na to, by się przedstawić… Myślę, że sobie tu jeszcze posiedzimy — powiedział, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. Wsunął jednego do ust prosto z opakowania, a potem wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny, gdyby miała ochotę się poczęstować. Odpalił papierosa i zwinął do łokci rękawy białej koszuli, odsłaniając tatuaże. Potem odpiął jeszcze pare guzików przy szyi. Nie musiał się już przecież przejmować swoim strojem. — Mogę ci również zaproponować herbatę, jeśli masz ochotę. Albo coś, co przypomina herbatę, ale wcale nią nie jest — dodał zachęcającym, konspiracyjnym tonem, unosząc sugestywnie brwi, po czym zerknął w górę na butelki z alkoholem. — Lubisz whisky, likiery, drinki czy czystą?

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  35. Wróciła do apartamentu pełna pozytywnej energii. Cieszyła się że nie będzie musiała samotnie spędzać kolejnego wieczoru, których wbrew pozorom było naprawdę sporawo. Samotne przesiadywanie w pustym apartamencie nie należało do najprzyjemniejszych, zwłaszcza gdy uświadamiasz sobie jak bardzo samotną osobą jesteś. Lèa już od jakiegoś czasu zdawała sobie z tego sprawę. Wszystkie jej dotychczasowe przyjaźnie rozpadły się niczym domek z kart. Gdy zaczęła odkrywać siebie na nowo zrozumiała, że wszystko co do tej pory zbudowało było tylko sztucznym wytworem jej rodziny, że nigdy tak naprawdę nie nawiązała prawdziwej przyjaźni bo jak miała to zrobić będąc sztuczną?
    Z smutkiem zaczęła wspominać te swoją pierwszą prawdziwą przyjaźń, którą zapoczątkował zwykły przypadek ale dzięki której w końcu odnalazła siebie. To właśnie wtedy odkryła, ze nie jest wcale tak grzeczną dziewczynką za jaką ją uważano. Uświadomienie sobie tego otworzyło nowy rozdział w jej życiu. Jednak i ta relacja została brutalnie zakończona a winą za to obarczała nie tylko rodziców ale również swoją niegdyś ukochaną siostrę.
    Westchnęła wyciągając telefon z torebki. Do spotkania z Mijoo miała jeszcze trochę czasu więc postanowiła zamówić sobie sushi. Spoglądając na wyświetlacz zauważyła nieodebrana wiadomość. Uśmiechnęła się odczytując treść wiadomości.

    Hej tu Lea, wszystko się zgadza. Będę czekać na ciebie o 18. Buziaczki

    Odpisała natychmiast.
    -Z pewnością by się wściekli gdyby się o tym dowiedzieli - westchnęła nie mogąc uwierzyć jak bardzo starali sie układać jej życie pod siebie samych.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  36. Ostatecznie miałby gdzie się podziać gdyby od ręki nie dostał się do swojego małego mieszkania, ale nim zdążył ją zapewnić, że jakoś sobie poradzi to wyszła z propozycją noclegu. Uniósł nieco brwi zaskoczony nią. Nie chciał się narzucać, nie chciał być dla nikogo problemem. Lian miał tą dziwną manię próbowania radzić sobie ze wszystkim na własną rękę nawet w tedy, gdy sytuacja była wyjątkowo beznadziejna. Teraz stopień powagi zaistniałej sytuacji nie był zbyt wysoki, ale rzeczywiście krążenie nocą po mieście mu sie nie uśmiechało.
    — To na pewno nie problem? — dopytał. — Nie chcę żebyś czuła się... niekomfortowo. — dodał drapiąc się po karku. Być może gdyby był w pełni trzeźwy, a wypity alkohol nie rozgrzewał go od środka, uparłby się przy swoim, podziękowałby za towarzystwo i udał się w swojąstronę. Teraz jednak jego silna wola nie była już tak silna i ostatecznie potaknął.
    — Dziękuję, chociaż ostrzegę, że zdarza mi się chrapać i kręcić w nosy, więc masz ostatnią szansę by się wycofać. — powiedział, gdy wpuściłą go do swojego mieszkania. Przesunął wzrokiem po ścianach i wyposażeniu, które miała. Ostatecznie zatrzymał wzrok na Azjatce. Nie musiała czuć się wdzięczna, czy dłużna. Obojętnie co by się nie działo, zareagowałby. Wielokrotnie obrywał za swój niepohamowany syndrom bohatera. Zawsze reagował, nawet w tedy gdy szanse nie były rowne i był na straconej pozycji... choć to dzięki własnej pracy i treningom stawało się rzadkością. Nie był już chuderlawym dzieciakiem, którym można było pomiatać.
    Uśmiechnął się do Mijoo, a gdy ściągnął buty wszedł za nią w głąb mieszkania.
    — Niezły kąt. — przyznał. Jego mieszkanie znajdowało się w starej kamienicy, było małe i ciasne. Miał tylko najpotrzebniejsze rzeczy, a rodzice ciągle zawracali mu głowę, że powinien przywiązywać większą uwagę do wystroju i przytulności swojego domu. Nie wspominając, że krzywili się za każdym razem, gdy do niego wpadali czując się klaustrofobicznie na tak małym metrażu. Jemu on w zupełności wystarczał. Mały metraż, mało do sprzątania. Zawsze i we wszystkim próbował doszukać się pozytywów. Co nie zmieniało faktu, że gdy bywał w odwiedzinach u innych, widział różnice.
    — Mieszkasz sama? — zagadnął. Mogła mieszkać z nikim i z każdym. Mogła mieć współlokatora, siostrę, brata, chłopaka, dziewczynę... opcji było bardzo wiele. Nie chciał być wścibski, ale jeszcze bardziej nie chciał być powodem kłopotów.

    Li.

    OdpowiedzUsuń
  37. Mając jeszcze chwilę czasu do przyjścia Mijoo, postanowiła skupić się na swojej pracy. Przez ostatni tydzień nie miała możliwości by popracować dlatego teraz każdą wolną chwilę poświęcała pisaniu. Miała ogromną nadzieję, ze w niedługiej przyszłości uda jej się wydać swoje pierwsze dzieło, jednak zdawała sobie sprawę z trudności. Jako siedemnastolatka nie mogła liczyć na samodzielne wydanie książki gdyż problemem była zgoda rodziców. Dlatego musiał przetrwać jakoś ten cholerny rok starając się w tym czasie stworzyć najdoskonalniejsze dzieło.
    Gdy w całym apartamencie rozbrzmiał dźwięk dzwonka, niemal natychmiast zerwała się na równe nogi zapominając całkowicie o czynności jaką właśnie wykonywała. Jej wzrok powędrował w stronę zegara i uśmiechnęła się delikatnie gdy zdała sobie sprawę kto prawdopodobnie stał za drzwiami.
    -Witaj Mijoo - odparła przytulając dziewczynę niemal w progu. - Wchodz i rozgość się - dodała schodząc bardziej w bok, by mogła swobodnie wejść do środka. - Rozgość się w salonie - odparła wskazując miejsce. - Napijesz się czegoś? Kawa, herbata? A może coś mocniejszego? Mam wyśmienite wina prosto z Francji, może się skusisz? - odparła udając się w stronę aneksu kuchennego. - Jeśli masz na coś konkretnie ochotę to mów śmiało - niemal krzyknęła z kuchni przeszukując półki w poszukiwaniu szkła.
    Miała nadzieję, że dziewczyna nie poczuje się zbyt przytłoczona apartamentem w końcu tak naprawdę nie miała okazji przyznać się do tego, że pochodzi z cholernie bogatej i popularnej we Francji rodziny.

    ~Lea

    OdpowiedzUsuń
  38. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do przebywania w tego typu miejscach, więc jeszcze przez kilkanaście sekund po formalnych przywitaniach rozglądała się ciekawie dookoła niczym kilkuletnie dziecko, chłonąc każdy dźwięk i element krajobrazu podobnie jak przysłowiowa gąbka. Jej rodzina zawsze bowiem powtarzała, że takie lokale są passé, toteż przebywanie w nich w żadnym wypadku nie przystoi dobrze sytuowanej, młodej damie. Swoją drogą ciekawe co powiedzieliby, gdyby widzieli, gdzie też ich droga potomkini szwenda się obecnie i to pomimo swojego stanu ? Czy wywołałoby to w nich jakiekolwiek wyrzuty sumienia ? Kto wie, może, lecz prawdę powiedziawszy Zhilan nie była tego do końca pewna.
    - Również miło mi poznać. – Odwzajemniła w końcu uśmiech dziewczyny, ponownie się na niej skupiając. – Przepraszam, jeśli oderwałam Cię od jakiś ważnych obowiązków. – Dodała, rzucając szybkim spojrzeniem na leżące przed nią menu i krzywiąc się nieznacznie na widok zamieszczonych w nim, przede wszystkim gazowanych napoi. Już on sam wystarczył, by poczuła się jeszcze gorzej niż przed chwilą, więc ostatecznie postanowiła przystać na propozycje Mijoo, prosząc jednocześnie o dodanie do wody kilku listków mięty lub trochę cytryny, o ile nie będzie to oczywiście stanowić zbyt wielkiego problemu. Była już bowiem na tym etapie ciąży, w którym wiele dawniej uwielbianych zapachów zaczynało ją wręcz odstręczać. Z drugiej jednak strony całkiem niedawno z niemałym zaskoczeniem odkryła, że nagle zasmakowała w kwaśnych przekąskach, których wcześniej tak bardzo nienawidziła. – Prawdę powiedziawszy aż do tej pory pracowałam głównie przy rzeźbie, więc nie mam zbyt dużego doświadczenia, jeśli chodzi o występy na scenie. – Przyznała się, spuszczając ze wstydem wzrok. – Ograniczają się one raczej do tych nielicznych dni, podczas których jako mała dziewczynka wkradałam się potajemnie na cyrkową arenę, lecz i to trwało zaledwie sześć lat, więc nie sądzę, by było o czym w ogóle wspominać. Zmieniło się to dopiero dwa miesiące temu, gdy przeprowadziłam się do Ameryki. – Wyłożyła pokrótce swoją sytuację. – Nie zdziwię się więc, jeśli przynajmniej część z pytań, które Ci zadam wyda się Ci trochę absurdalnych lub zwyczajnie zbyt osobistych. – Podsumowała nim przeszła do sedna. – Po pierwsze zastanawiam się, czy rzeczywiście prawdą jest, że środowisko to składa się przede wszystkim z niezwykle rozwiązłych aktorów i aktorek, którym ponoć wyłącznie przygodny seks i dobra zabawa w głowie. – Już po wypowiedzeniu na głos tego zdania miała szczerą ochotę spłonąć żywcem, a przecież był to dopiero początek. – Wybacz, jeśli Cię tym uraziłam, ale wychowałam się w zupełnie innym świecie niż ten, w którym obracam się w tej chwili. – Dorzuciła natychmiast. – Coś w stylu klosza, pod który nie ma prawa dostać się ani jeden paproch. – Wymruczała ledwie dosłyszalnie, nerwowo miętoląc w palcach materiał swojego poncho. – A skoro już i tak przy tym jesteśmy, to w jaki sposób radzicie sobie z tymi wszystkimi świńskimi zalotami ze strony publiczności ?


    Zhilan

    OdpowiedzUsuń
  39. India trzymała w dłoniach szklankę ze swoim drinkiem i szczerze zastanawiała się nad odpowiedzią. Pomimo tego, że była miła, Mijoo tak naprawdę pozostawała dla niej obcą kobietą. Kimś, kto był blisko związany z ważnym partnerem finansowym jej ojca, a przynajmniej z tego co Jones wiedziała. Lepiej było założyć, że wszystko to, co jej powie, w ten czy inny sposób trafi do uszu Pana Jonesa. Mimo iż od lat grała mu na nosie, nigdy otwarcie nie podkopywała wizerunku ojca ani wykreowanej przez niego firmy. To byłby cios poniżej pasa i India doskonale o tym wiedziała. Poza tym, to dzięki niemu i jego pieniądzom ukończyła studia bez choćby dolara studenckiego długu oraz mogła zajmować się fundacjami działającymi pro bono. I tak bardzo, jak bardzo nienawidziła jego roboty i niezdrowej miłości, którą darzył swoje konta bankowe, wiedziała, ile mu zawdzięczała. Swoje walki musieli więc toczyć za zamkniętymi drzwiami, w cztery oczy.
    - Skończyłam studia, pracuję. Szukam samotnie rozrywki w wielkim jabłku. Nic ciekawego. A Ty? - spytała, zanim jeszcze stwierdziła, iż może być to dla niej lekko krępujące i nie na miejscu. Spotkały się przecież właśnie w klubie z bruleską, w której Panna Seo brała czynny udział. Ba! Miała w niej nawet główną rolę. Nie była więc na pewno nowicjuszką.
    Pociągnęła ze szklanki kolejny długi łyk, dodając sobie alkoholem odwagi.
    - Niesamowicie ciekawy spektakl, naprawdę - dodała. Chciała jakoś dać do zrozumienia dziewczynie, że nie potępia jej udziału w tym wszystkim. Mimo że najprawdopodobniej na to wskazywało jej pochodzenie z wyższych sfer. Miejsca pełnego zakłamanych, dwulicowych ludzi dla których liczył się tylko i wyłącznie wizerunek, nic więcej. India wiedziała, jak bardzo to, co wypisywały brukowce czy plotkara mijało się z prawdą, ale widziała też usilne starania ludzi, żeby wypaść w nich jak najlepiej

    India

    OdpowiedzUsuń
  40. Zorientował się, że nieco niemrawo skomentowała komplement dotyczący mieszkania, ale nie dociekał. Tak naprawdę znali się od kilku godzin i nie czuł się na miejscu wchodzić w prywatne strefy jej życia. Choć sam był dosyć otwartą osobą, rozumiał i szanował czyjąś prywatność. Sam również posiadał tematy, których nie poruszał wcale lub na początku znajomości. Zwykle po to by kogoś nie odstraszyć zawiłościami swojego życia.
    Rozejrzał się po wnętrzu doszukując się wskazówek mówiących więcej o niej samej, ale mieszkanie rzeczywiście składało się różnych przedmiotów, które teoretycznie do siebie nie pasowało. A może właśnie o to chodziło? W jego mieszkaniu natomiast było można znaleźć jedynie najpotrzebniejsze przedmioty, żadnych dodatków, czy kwiatów nadających przytulne wrażenie. Na ścianach nie było fotografii, czy zmyślnych obrazów. Nie miał na to czasu. Jedynie na lodówce wisiało kilka fotografii, które zrobił sobie wraz z rodzicami, czy przyjaciółmi. Nawet sprzętu nie posiadał za wiele twierdząc, że więcej jak telewizor, czy lodówka nie potrzebuje. Matka niekiedy przemycała mu różne rzeczy, jak na przykład ekspres do kawy. Twierdziła też, że brakuje tam przestrzeni i kobiecej ręki co zwykle zbywał nieznacznym uśmiechem i wzruszeniem ramion.
    — Jeszcze nie masz. — odpowiedział szybciej niż przemyślał sens słów. Zaśmiał się lekko i podrapał po karku, gest który zawsze wykonywał gdy nieco się zmieszał. — To znaczy, prędzej, czy później kogoś znajdziesz. — Lian zwykle mówił to co myślał, ale po alkoholu hamulce puszczały mu jak i pewnie większości osobom. — Moja matka zawsze mi powtarza, że lepiej prędzej jak później, bo nie robię się młodszy. Cokolwiek to znaczy. — dodał z lekkim rozbawieniem, przypominając sobie jej słowa. Gadał bez sensu.
    — Herbata dobrze nam zrobi. — stwierdził czując krążący po organizmie alkohol i rozwiązły język, które udzieliły mu się pomimo obfitego i solidnego posiłku. — Chyba, że chcesz się ogarnąć to powiedz mi gdzie co masz i nam przygotuję. — zaproponował. W końcu miała za sobą dzień w pracy, który miał nieprzyjemny finał.

    Li.

    OdpowiedzUsuń
  41. India nie była w zwyczaju oceniać. Owszem, skończyła studia nazywane przez niektórych prestiżowymi. Ba, na jesieni planowała rozpocząć doktorat. Tyle że droga, którą obrała, nie była popularna. Wymagała wyrzeczeń i poświęceń, na które ludzie nie byli gotowi. I słusznie. Zastanawiała się nawet czasami, czy gdyby nie ojciec i matka, którzy tak bardzo chcieli zrobić z niej kogoś wyjątkowego, i ona by się zdecydowała. Czy nie wolałaby prostszego życia, więcej czasu spędzać w domu. Szansy na spotkanie i pielęgnowanie miłości, założenie rodziny. Jej wybór, mimo iż powszechnie zachwalany, miał w sobie wiele minusów, o których ludzie zdawali się zapominać. Była przepracowana i przede wszystkim samotna.
    - Jeśli kurs kosmetyczny oznacza, że umiesz malować wzorki na paznokciach to proszę, wpisz mnie na listę klientek- uśmiechnęła się szczerze. Co prawda polityka szpitala oficjalnie tego zakazywała, jednak wiele kobiet pracujących u niej na oddziale i nie tylko miało pomalowane paznokcie. Poza tym, zrobiłaby furorę wśród dzieciaków.
    - A w tej drugiej kwestii, nie masz się czym martwić - powiedziała, patrząc Mijoo w oczy. - To co robisz jest twoją i wyłącznie twoją sprawą. A ja nie zwykłam rozmawiać o cudzych sprawach. Nie jestem plotkarą - dodała.
    Słynna Plotkara, mistyczna postać Manhattanu, zupełnie niczym Potwór z Loch Ness czy Yeti. India, na szczęście, jeszcze nie miała z nią do czynienia. Ją obsmarowywały jedynie zwykłe brukowce. Chociaż właściwie to już od dawna udawało jej się uniknąć tego nieszczęsnego losu. Po ostatnim bardzo bolesnym i bardzo medialnym rozstaniu postanowiła, że nigdy więcej publicznych związków. Oznaczało to mniej więcej tyle,co koniec związków w ogóle. I jak na razie wytrwała w postanowieniu. Tyle że po wydarzeniach ostatnich dni obawiała się, że jej silna wola może zostać wystawiona na próbę.
    - Za prywatne życia córek wielkich biznesmenów - powiedziała, unosząc swojego już i tak do połowy wypitego drinka. - My też mamy prawo, żeby robić to, co nam się żywnie podoba. Bez wiedzy tatusia.

    India

    OdpowiedzUsuń
  42. Wraz z niemal każdym słowem wypowiadanym przez swą dzisiejszą towarzyszkę, Zhilan powoli, wręcz bardzo powoli odzyskiwała część dawno zapomnianej pewności siebie. W dniu, w którym została porzucona przez swego ukochanego na ślubnym kobiercu straciła nie tylko jakiekolwiek wsparcie ze strony rodziny, ale także wiarę we własne siły. Przymusowa przeprowadzka do Wielkiego Jabłka, w którym nie znała przecież ani jednej życzliwej duszy tylko dodatkowo ją podłamała. Do tej pory pamiętała upokorzenie, które poczuła tuż po tym, gdy już na drugi dzień jeden z pracowników obsługi lotniska, w którego poczekalni spędziła swą pierwszą noc uprzejmie poprosił ją o jego opuszczenie, nie przejmując się zanadto jej tłumaczeniami. Cóż miała zrobić ? Szybko przeliczyła te nieliczne pieniądze, które pozostały jej po zakupie najpotrzebniejszych drobiazgów, zastanawiając się jak długo mogłaby z nich korzystać, gdyby dobrze rozplanowała swe przyszłe wydatki, po czym wraz z rozciągniętą do tej pory na podłodze u jej nóg suczką wyszła na zewnątrz. Dopiero tam przestała w końcu walczyć z cisnącymi się jej już od dawna do oczu łzami. Doprawdy nie miała zielonego pojęcia w jaki sposób zdoła przetrwać aż do dnia rozwiązania. Aż tu proszę, pewien facet pracujący w niewielkiej knajpce prowadzonej przez MSF, do której przypadkiem zaniosły ją w pewnym momencie nogi jako pierwszy człowiek w Ameryce postanowił wyciągnąć do niej pomocną dłoń. To dzięki niemu Zhi w ogóle wciąż była wśród żywych.
    - Jestem Ci naprawdę wdzięczna za wyrozumiałość. – Odetchnęła z ulgą, uzyskawszy dokładne odpowiedzi na oba swe dotychczasowe pytania. – Przyznam jednak, że wciąż nie jest w stu procentach pewna, czy powinnam aż tak dużo teraz ryzykować. – Jak zwykle w chwilach głębokiego zamyślenia przygryzła lekko wargi. – Jak sądzisz, istniej jakakolwiek szansa, by… - Zawiesiła na parę sekund głos, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. - … bym mogła ustawić się na tyle daleko od krawędzi sceny, by uzyskać praktyczną nietykalność ? – Spuściła wzrok zupełnie zażenowana. – Przypuszczam, że sama rozumiesz, iż obecnie boję się przede wszystkim o bezpieczeństwo swego nienarodzonego maluszka. – Odruchowo położyła ręce na swym wyraźnie zaokrąglonym brzuchu. – Wystarczy, że po przyjściu na świat będzie miał od samego początku pod górkę tylko dlatego, że wybrałam mu prawdopodobnie najbardziej tchórzliwego i nieodpowiedzialnego ojca jakiego tylko można sobie wyobrazić. To właśnie ta decyzja sprawiła, że moja własna rodzina nie tylko się mnie wyrzekła, ale także zesłała za ocean, twierdząc, że i tak dość już zhańbiłam ich nazwisko. – Dodała z mieszaniną złości i świętego oburzenia, raz po raz łapiąc z trudem powietrze, by powstrzymać napierającą jej coraz mocniej na powieki olbrzymią falę łez, co ostatecznie i tak się jej nie udało. – Cholera. – Przeklęła cicho, czując jak pierwsza słona kropla spływa jej po policzku.


    Zhilan

    OdpowiedzUsuń
  43. Dziewczyna wróciła po chwili z dwoma kieliszkami w jednej dłoni i butelką wina w drugiej.
    -Spokojnie w niczym nie przeszkodziłaś i nie ma problemu, możesz zostawić tu swoje rzeczy - otworzyła wino a następnie rozlała kendo kieliszków. - I tak mieszkam tu sama więc nikomu nie będzie to przeszkadzać - dodała po chwili upijając łyk wina. - Ah prawie zapomniałam, przed twoim przyjściem zamówiłam sushi. Mam nadzieję, że lubisz - ruszyła ponownie do aneksu kuchennego. Chwyciła tace wypełnioną różnymi rolkami a następnie wróciła do salonu. - Częstuj się śmiało. Mamy jeszcze trochę czasu nim zjawi się nasz transport.
    Spojrzała na pudełko, które wręczyła jej Mijoo. Nie spodziewała się dostać żadnego prezentu, dlatego nie ukrywała nawet swojego zdziwienia gdy odebrała pudełko od dziewczyny. Otworzyła je niecierpliwie i niemal zaniemówiła widząc piękny zestaw.
    -Dziękuje - odparła entuzjastycznie. - Ale naprawdę nie musiałaś - dodała odkładając pudełko na stolik. -Wiesz przez chwilę obawiałam się, ze się rozmyślisz i nie będziesz chciała przyjść - mruknęła po chwili ciszy.
    Lęk przed kolejnym odrzuceniem towarzyszył jej już od dłuższego czasu. Odkąd została zdradzona przez najbliższych i porzucona samotnie na pastwę tego ogromnego miasta przez długi czas miała problem by zaufać komuś obcemu. Przez długi czas jej relacje opierały się jedynie na chwilowych znajomościach podczas nocnych wypadów do klubu gdzie zawsze posługiwała się fałszywymi danymi wiedząc, że gdyby rodzice sie o tym dowiedzieli z pewnością od razu wysłaliby ją do oddziału zamkniętego. A jednak gdy spotkała tego dnia Mijoo w kawiarni, gdy wymieniły ze sobą te kilka nieistotnych z pozoru zdań, poczuła ogromne pragnienie by zatrzymać ją na dłużej.
    -Praktycznie nie znam tu nikogo mimo, że mieszkam tu od ponad miesiąca - dodała z lekkim rozbawieniem. - Wszystkie moje dotychczasowe znajomości były sztucznie wykreowane przez rodziców. Wykorzystywali mnie do nawiązywania relacji z innymi elitarnymi paryskimi rodzinami co pozwoliło przez lata utrzymać im wysoką pozycję - westchnęła a następnie upiła łyk wina. - Dlatego bardzo się cieszę, że jednak się pojawiłaś - posłała jej promienny uśmiech.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  44. Zwykle zbywał rodzicielkę niewielkim uśmiechem i wzruszeniem ramion. Miał starszego brata, więc on był pierwszy w kolejce do wszystkiego, więc i na niego spadało najwięcej zapytań o to kiedy przyprowadzi jakaś młodą damę do domu, kiedy weźmie się za zakładanie rodziny. Lian natomiast nigdzie się nie spieszył, choć ostatnie dni pokazały, że los niekiedy ma odmienne plany i potrafi wywrócić całe życie do góry nogami, a nawet narobić bałaganu w ludzkich priorytetach.
    — Nie ma pośpiechu. — zapewnił z lekkim uśmiechem.
    Podszedł do dużych okien, z których rozchodził się widok na skąpany w ciemnościach Nowy Jork i błyszczące w miejskim blasku wieżowce. Widok z pewnością robił wrażenie, a przynajmniej na nim, choć wieżowce mijał codziennie w drodze do pracy. Natomiast z jego okna rozciągał się widok na niezbyt uroczą uliczkę i ceglaną ścianę kamienicy stojącej na przeciwko.
    To nie była jego sprawa, ale zastanawiał się dlaczego pracowała w takim miejscu mieszkając w takim apartamencie, który z pewnością kosztował majątek. Jego warunki mieszkalne raczej były odbiciem tego co robił, choć poniekąd wybór Chinatown nie miał nic wspólnego z zarobkami.
    Lian był kiepski w nadążaniu za plotkami i głośnymi aferami. Mało też interesował się sprawami wyższych sfer niekoniecznie znając nazwiska, które coś w tym świecie znaczyły. Chociaż teraz uzmysłowił sobie, że znał tylko imię Azjatki, a nazwisko było mu obce. Oczywiście nie miał zamiaru dopytywać wprost by nie wyjść na wścibskiego. Tak czy inaczej nie miało to dla niego większego znaczenia. Nie oceniał ludzi przez pryzmat środków widniejących na ich kontach, czy przez to w jakiej rodzinie ktoś się urodził. Sam nigdy nie chciał być odebrany przez wzgląd na to gdzie spędził większą część życia. Lian na przekór niektórym nie gonił za pieniądzem, sam tak właściwie nie wiedział dlaczego… może dlatego, że nie bardzo wiedział czym mógłby się zająć? Szkoła sprawiała mu wiele trudności. Szkolne lata przypadły na najtrudniejszy okres w jego życiu, jak do tej pory i nie przykładał się do zajęć i obecności wystarczająco, by móc zawojować ze studiami. A gdy skończył szkołę bardzo szybko wyniósł się z domu czując potrzebę stanięcia na własnych nogach. To sprawiło, że musiał porzucić książki na rzecz pracy. Ale czy żałował? Raczej nie. Poza tym w jego sercu wciąż pozostawało to niespełnione marzenie, które kiedyś chciałby urzeczywistnić.
    Gdy czajnik wydał z siebie charakterystyczne pstryknięcie oznaczające koniec gotowania, przeszedł do kuchni, by zalać przygotowane uprzednio kubki. Sięgnął po nie po czym cofnął się do salonu i postawił je na stoliku samemu siadając na kanapie i czekając, aż Mijoo wyłoni się z łazienki.

    Li.

    OdpowiedzUsuń
  45. Zwykle Zhilan o wiele bardziej panowała nad swoimi emocjami. Tak zresztą została wychowana przez dziadków i tego też zawsze wymagali od niej rodzice podczas tych nielicznych chwil, gdy zaglądali do Tokio. Niestety i ona nie była jednak ze stali i po wielu miesiącach ukrywania swoich problemów przed resztą świata po prostu nie była już w stanie zatrzymywać ich dla siebie ani o sekundę dłużej. Pilna potrzeba wyznania komuś całej prawdy wzięła nagle górę nad sztuczną etykietą, sprawiając, że wysoka tama, którą tak szczelnie odgradzała wszystkie te okropne wspomnienia związane z planowanym dniem jej ślubu, do którego z wiadomych powodów nie doszło pękła zdecydowanie w zbyt wielu miejscach na raz, by nadal spełniać swoją wcześniejszą funkcję, wzruszona jednym, z pozoru zupełnie niewinnym, pytaniem.
    - Cóż, stara tradycja mojej rodziny nakazuje zwykle, by nowonarodzone dzieci dostawały imiona po swoich pradziadkach. – Odparła, skinieniem głowy dziękując dziewczynie za otrzymane chusteczki. – Sądzę jednak, że w obecnej sytuacji nie mam już najmniejszego powodu do jej kontynuacji. – Otarłszy łzy, sięgnęła drżącą dłonią po swoją szklankę, po czym uchyliła z niej spory łyk. – Mogę więc z czystym sumieniem pozwolić sobie na nadanie mu jakiegoś bardziej światowego imienia, tym bardziej, że zawsze skrycie marzyłam, by córka, którą w przyszłości urodzę nazywała się Alexa, więc chłopak zapewne będzie Alexandrem. – Wyznała, słabo się przy tym uśmiechając. – Kto wie, może wyrośnie z niego drugi władca Macedonii ? Jego relacje z ojcem już od początku w końcu zapowiadają się podobnie. – Zaśmiała się smutno.


    Zhilan

    OdpowiedzUsuń
  46. Lèa nie starała sie nawet ukryć szczęścia jakie wywołały w niej słowa dziewczyny. Myśl, że ona i Mijoo mogłyby naprawdę zostać dobrymi znajomymi był niczym lek dla jej udręczonej duszy. Mieć kogoś z kim mogłaby porozmawiać, z kim mogłaby dzielić swoje swoje smutki był czymś wyjątkowym o czym od dłuższego czasu marzyła. Fakt, że jeszcze przed przyjazdem rodziców miała możliwość wyspowiadać się ze swoich grzechów co przyniosło jej ulgę, ale nie mogło się to przecież równać z posiadaniem przyjaciela czyż nie?
    -A właśnie, jeśli mowa o ubraniach - wstała wciąż trzymając w dłoni kieliszek wina, z którego właśnie upiła łyk. - Mam całkiem fajną kolekcję seksownych sukienek idealnych na tą okazję. - Chwyciła dłoń dziewczyny a następnie pociągnęła ją za sobą prowadząc do swojej sypialni. - Może któraś z nich przypadnie ci do gustu - mówiąc to otworzyła duże przesuwane drzwi za którymi kryło się pokaźnych rozmiarów pomieszczenie całe wypełnione różnego rodzaju ubraniami.
    Blondynka widząc zdziwienie na twarzy towarzyszki parsknęła śmiechem. Zazwyczaj była przyzwyczajona do tego, że jej paryscy znajomi mieli podobnej wielkości garderoby, chociaż ta tutaj i tak nie mogła się równać z tą którą miała w Paryżu. Zaczęła się zastanawiać jak ta urocza dziewczyna zareaguje jak dowie się, że w jej apartamencie kryją się jeszcze dwa takie pomieszczenia gdzie w jednym trzyma głównie buty a w drugim biżuterie spod szyldu ojca.
    -Zalety bycia córką Paryskiej projektantki - zaśmiała się nim weszła jako pierwsza do środka pomieszczenia. - Spokojnie nie krępuj się. Mam tego tak wiele, ze sama nie mam pojęcia co na siebie włożyć. Hm..- zamyśliła się na moment gdy jej wzrok spoczął na jednej z kreacji. -Może ta jedwabna czerwona sukienka? Cudownie podkreśla kobiece kształty - przyłożyła kieliszek do ust w zamysleniu. - Albo ta złota z cekinami? - mruknęła ściągając wiszącą sukienkę z głębokim dekoltem kopertowym. - A moze coś w stylu hiszpańskim… Albo wiem! Halter bez pleców w krwistej czerwieni i seksownym wycięciem na dekolcie - pisknęła niemal gdy wyciągnęła to małe cudo. - Co sądzisz? - spytała a następnie rzuciła ją na łóżko. - Teraz pora wybrać coś dla ciebie - odparła z entuzjazmem.

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń
  47. Zmarszczyła brwi na komentarz o zrujnowanych marzeniach. Nie zagłębiała się w życie Manhattanu, specjalnie omijała plotki i doniesienia ze strony rodziców. Zupełnie więc nie wiedziała, o czym mówi dziewczyna. Trochę wstyd było jej to przyznać, ponieważ Mijoo zdawała się mieć całkiem duże pojęcie o życiu Indii, a ta nie mogła pochwalić się tym samym.
    Jones w ogóle nie miała zbyt wielu bliskich znajomych, ostatnimi czasy ograniczając się do prostych, nieskomplikowanych relacji, w których głębia emocjonalna przypominała raczej brodzik. Ona nie wiedziała nic o nich, oni nie wiedzieli nic o niej. Tak było łatwiej.
    - Praca jest świetna, dziękuję. Przebywanie z dzieciakami pozwala mi oderwać się od Manhattanu chociaż na chwilę. One mają w nosie w co się ubierasz albo ile masz na koncie. Albo, czy rzeczywiście przespałaś się z tym przystojnym blondynem ze spożywczego - zaśmiała się, wspominając ostatnie doniesienie na swój temat. Jej matka, królowa kreowania wizerunku, jak zwykle poinformowała ją, o czym piszą szmatławce.
    - Zajmuje co prawda bardzo dużo czasu, ale nie narzekam przynajmniej na nudę.
    Upiła kilka kolejnych łyków ze swojej szklanki, cały czas zastanawiając się przy tym, czy powinna zapytać. Czasami miała z tym problem. Z ustaleniem, co tak naprawdę wypada a co nie wypada jej powiedzieć. Może dlatego tak dobrze dogadywała się z dziećmi? Tę cechę miały wspólną.
    - Wybacz, że pytam - zaczęła w końcu, licząc się z tym, że dziewczyna najwyżej się na nią obrazi. - Ale o co chodziło z twoim ojcem? Jakie zrujnowane marzenia? Oczywiście, nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz - dodała szybko.

    I.

    OdpowiedzUsuń
  48. Zarumieniła się delikatnie, słysząc komplement wypowiedziany przez Mijoo. Tylko czy tak naprawdę na niego zasługiwała, skoro tak cholernie obawiała się, że w pewnym momencie może zwyczajnie nie starczyć jej sił do należytego wychowania przyszłego potomka ? Z pewnością nie czuła się przecież heroiną, a doskonale zdawała sobie sprawę, że sprostanie obowiązkom samotnej maki skazanej na życie z dala od swego rodzinnego kraju i wszystkiego, co było dla niej codziennością, gdy sama była jeszcze małym dzieckiem zupełnie nieświadomym potwornych okrucieństw tego świata należy do jednych z najtrudniejszych ludzkich zadań. A co jeśli mu nie podoła ? Jeśli jakiś czas po jego narodzinach załamie się i zacznie rozmyślać o czymś tak strasznym jak, nie daj Boże, oddanie go do sierocińca ? Jasne, po dokonaniu czegoś tak strasznego zyskałaby stuprocentową pewność wyrzutów sumienia, ale jednak mimo wszystko.
    - Póki co Nowy Jork jawi mi się raczej jako miasto jeszcze większej różnorodności kulturowej niż Tokio czy Szanghaj oraz osamotnienia i zdecydowanie zbyt częstego niezrozumienia. – Westchnęła ciężko, instynktownie zakładając za ucho niesforny kosmyk włosów, który jakimś cudem zdołał wydostać się z jej ciasno splecionego warkocza. – Tak właściwie jesteś jedną z niewielu osób, jakie tutaj spotkałam, które starają się choć trochę pomóc mi w ogarnięciu tego całego burdelu. – Dodała, posyłając swojej towarzyszce uśmiech pełen wdzięczności. Następnie zamilkła na dłuższą chwilę, zastanawiając się jakie ewentualne dalsze pytania związane z burleską mogłaby jej jeszcze zadać, lecz ostatecznie doszła do wniosku, że przynajmniej póki co żadne nie przychodzą jej na myśl. – Dziękuję za radę, mam nadzieję, że i ona okaże się równie otwarta jak Ty. – Skinęła nieznacznie głową, gdy dziewczyna wspomniała o swojej znacznie bardziej doświadczonej koleżance po fachu.
    Choć rozmawiały już przez jakiś czas, Zhilan musiała przyznać, że kolejna propozycja Mijoo kompletnie ją zaskoczyła. W końcu mało kto, kogo zdążyła poznać do tej pory z własnej nieprzymuszonej woli zechciałby okazać aż tyle zainteresowania niemal zupełnie obcej osobie. Czyżby te rzekomo doskonale wychowane osobistości pochodzące z kręgów międzynarodowej śmietanki towarzyskiej rzeczywiście były w większości aż takimi snobami jak to wielokrotnie słyszała, gdy jako kilkulatka niechcący podsłuchała jakiś strzępek rozmowy służących swojej rodziny ? Doświadczenia, które zdobyła podczas ostatnich dwóch miesięcy zdawałyby się niestety z całą mocą potwierdzać tą jakże przerażającą teorię.
    - Jeśli mam być szczera, to nie jestem nawet pewna, czy rzeczywiście mam co świętować. – Stwierdziła z lekkim zakłopotaniem. – No chyba, że to, że w jakiś niewytłumaczalny dla mnie sposób wciąż jeszcze się nie załamałam. – Zaśmiała się. – Mimo to chętnie skorzystam z Twojej propozycji, ale… - Urwała na następne dziesięć sekund, wstydząc się przyznać, że zdecydowaną większość pieniędzy, które zarabiała, odkładała prawie wyłącznie na zabezpieczenie przyszłości swemu dziecku, gdy to wreszcie wyda swój pierwszy krzyk. - … musiałaby to być jakaś wyjątkowo mała i tania knajpka. – Speszona, natychmiast wbiła wzrok prosto w podłogę. – Ostatnio raczej nie zarabiam zbyt dużo, a w dodatku musiałam zawiesić na czas bliżej nieokreślony plany dotyczące swojej kolejnej wystawy, bo zwyczajnie mam coraz mniej sił, by siedzieć przez wiele godzin nad tworzeniem nowych rzeźb.


    Zhilan

    OdpowiedzUsuń
  49. Dobry humor momentalnie zniknął z jej twarz gdy dziewczyna wspomniała o jej matce. Cóż nie lubiła wypowiadać się jakkolwiek o rodzicielce, która zniszczyła jej szczęście jednak zdawała sobie sprawę że jest to temat który jeszcze wiele razy zapewne będzie poruszany w konserwacji z innymi.
    -Niestety- mruknęła nie kryjąc niechęci w głosie - Moja matka to największa paryska projektantka, Adèle Chevalier. Pewnie teraz nie zaskoczę cię jak powiem, że znaczna większość tych ubrań wyszło spod jej ręki - dodała z niewielkim grymasem na twarzy gdy przejechała dłonią po wiszących ubraniach.
    Westchnęła głośno zdając sobie sprawę jak jeszcze wiele czasu będzie musiało minąć nim uwolni się od rodziny. Siadając na łóżku z zaciekawieniem i nutą rozbawienia przyglądała się nowej znajomej, która z zachwytem przyglądała wiszące na wieszakach sukienki. Przez moment miała wrażenie jakby oglądała małą dziewczynkę, która rodzice po raz pierwszy zabrali do butiku z pięknymi kreacjami i było w tym coś niezwykle słodkiego.
    -Zdecydowanie jest to idealny wybór - odparła z uśmiechem a następnie upiła łyk wina. - Będziesz w niej wyglądać niezwykle obłędnie. Tylko jeszcze dobrać do niej odpowiednią biżuterie oraz buty i na pewno tej nocy złamiesz niejedno serce - zaśmiała się natychmiast podnosząc z miejsca i kierując do kolejnego w którym znajdowały się gabloty z piękną biżuterią - Wybierz sobie to co najbardziej ci pasuje a następnie dobierzemy ci jakieś ładne pantofle.
    Z zaciekawieniem przyglądała się jak Mijoo błądzi wzrokiem po gablotach gdy ona wyjęła jedynie długie kolczyki w kształcie łez z białego złota które idealnie komponowały się z wisiorkiem. Wbrew temu jakie miała stosunki z rodzicami to bardzo uwielbiała biżuterię, która tworzył jej ojciec. W większości przypadków bowiem idealnie zgrywała się z jej gustem i pięknie wpasowywało się w wiele wymyślnych kreacji. W szczególności upodobała sobie wisiorek, który dostała w prezencie na piętnaste urodziny i który chwilę po tym stał się jej największym skarbem gdyż to właśnie z nim wiązała się historia jej życia.
    -Ostrzegam, nie jest to za szczęśliwa opowieść - dodała poważnym tonem gdy tylko brunetka wspomniała o jej życiu jednak szybko na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.. - Do niedawna uważałam, że moje życie to istna bajka. Córka znanej projektantki oraz właściciela dużej firmy zajmującej się produkcją i sprzedażą luksusowej biżuterii, piękna willa, w towarzystwie tylko największej paryskiej elity. Czegóż chcieć więcej? - spytała wpatrując się w Mijoo jednak tak naprawdę nie oczekiwała od niej odpowiedzi - Szybko jednak odkryłam, że świat ten nie był tak idealny a ja byłam wychowywana na idealny produkt jako żywa reklama dla biznesów rodziców - zaśmiała się gorzko na to wspomnienie. Oh jak ona ich nienawidziła. - W dużym skrócie zaczęłam sie buntować co oczywiscie nie spodobało się rodzicom. Straciłam więc tytuł ulubienicy i by uniknąć skandalu zostałam zesłana tutaj zmuszona do tego by grać tak jak mi zagrają - zrobiła krótką pauzę by opróżnić kieliszek. - Jednak są tego pewne plusy. Mam teraz o wiele większą swobodę o ilę dalej będę unikać skandali…

    ~Lèa

    OdpowiedzUsuń