HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
It Girl
Hey, Upper East Siders, Gossip Girl here. And I have the biggest news ever. One of my many sources, Melanie91, sends us this: "Spotted at Grand Central, bags in hand, S." Was it only a year ago our It Girl mysteriously disappeared for, quote, "boarding school"? And just as suddenly, she's back. Don't believe me? See for yourselves. Lucky for us, Melanie91 sent proof. Thanks for the photo, Mel.

You can't hide from me.
xoxo

Hare and hounds
2nd page

https://www.gossipgirl.net/podchody

WYDARZENIE NIEAKTYWNE: 

21.01-03.02 & 03.02-10.03


1 ETAP: 20.01-02.03 (zapisy)


Zapisy służą Plotkarze do ustalenia zasad wydarzenia oraz sprawdzenia, czy jest wystarczająco wielu chętnych, by mogło się ono odbyć. Autorzy mogą jednak dołączać do wątku w trakcie jego trwania, wypełniając poniższą ankietę! A nawet... Muszą!


2 ETAP: 03.02-10.03 (wątek grupowy)


Chyba nie muszę Wam opowiadać o podchodach, które rok w rok od czasów dziewiątej klasy C organizuje w budynku Constance Billard i St. Jude's z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Każdy wie, każdy widział, każdy doświadczył. Jedna grupa goni drugą, łapiący może zażądać czegokolwiek od osoby złapanej (im goręcej, tym lepiej), a o dwunastej grupy się zmieniają i zabawa zaczyna się na nowo! Pamiętacie ten rok, w którym ktoś zadzwonił po policję? Przyzwolenie grona pedagogicznego na nic się zda, jeśli będziemy robić hałas... A kolejnej nocy w areszcie chyba nie chcemy.

Jako, że pomysł C od zawsze bardzo mi się podobał, a niestety spora część moich ulubionych mieszkańców, których miałam wielką ochotę zobaczyć w akcji, skończyła już liceum, pozwoliłam sobie jego święto troszkę... Zapożyczyć. Chyba się nie obrazi? A nie ma chyba lepszej okazji niż Walentynki, by wywalczyć parę buziaków! Ale, C, też musisz się pojawić!

Nie sądziłam, że organizacja będzie tak prosta... Wystarczyło pociągnąć za parę magicznych sznureczków i zwabić wszystkich pod mury naszej ukochanej szkoły w odpowiednim czasie. Liścik, telefon, przekupienie asystenta... Ugh, easy peasy lemon squeezy!

Zabawa rozpoczyna się po zmroku i kończy o wschodzie słońca. Korzystajcie ze złapanych do braku tchu... Ma być tak nieprzyzwoicie jak nigdy dotąd!


RUNDA DRUGA 17.02-10.03


HARE


HOUNDS



P. xoxo

KAŻDY KOMENTARZ = 25 FOLLOWERSÓW

143 komentarze:

  1. Hello, Upper East Siders! Gossip Girl here.
    Oh, is it that late already? Oh yes, the clock just struck twelve! Darlings, it's time to switch teams. Beware, Hounds, your Hares are now turning into hunters, and if you haven't already fled as far as you can, they might be kind enough to give you a little advantage. Good luck! And for those who seem to have forgotten about the game we were supposed to play here, well... I've got a couple of tricks up my sleeve in return. Because, why not? Have fun!
    xoxo, Gossip Girl

    OdpowiedzUsuń
  2. Składzik woźnego na poziomie -1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Próbuję zrozumieć po prostu… o co w tym wszystkim chodzi — powiedziała cicho, chociaż czuła, że przyznanie tego na głos nie było najlepszym pomysłem. To, że wciąż tu była, że wciąż próbowała się opierać, a jednocześnie, nadal na niego reagowała, chociaż wiedziała, że nie powinna. Bo tu pracowała i dlatego, że wtedy był nieletni. Ciągle nawiązywał do jego wieku, bo chyba w ten sposób chciała wbić sobie do głowy, że to naprawdę jest złe. Takie było, miała tego świadomość, ale jednocześnie… jednocześnie nigdy wcześniej nie czuła się w ten sposób, nawet nie było jej tak dobrze z trenerem, a była pewna, że tamta relacja była najlepszą jaką mogła przeżyć.
      — Nic się nie da zrobić — powiedziała drżącym głosem, nie dając się omamić jego słowom. Wiedziała, że jej noga stała się bezużyteczna jeżeli chodziło o taniec. To nie było zwykłe złamanie, ciągle tylko słyszała, że cudem i tak było to, że udało się ją uratować. Czasami tego żałowała. Miała wrażenie, że łatwiej byłoby się jej pogodzić z utratą nogi, niż tak po prostu z jej bezużytecznością.
      — A może po prostu nie chcesz nim być? — Spytała, czując coraz większą niepewność. Im dłużej z nim rozmawiała, tym bardziej czuła, że powinna skończyć to w momencie, gdy przyznał, że jest Calebem, że powinna wtedy wyjść, zamiast pozwolić mu na dobranie się do jej majtek.
      Zagryzła mocniej wargę, walcząc ze sobą, aby nie zareagować na nieco bolesną pieszczotę. Musiała być twarda w swoich postanowieniach. Czuła bowiem, że przez grę jest w stanie cokolwiek na nim wymusić, bo na dobrą sprawę cały czas próbowała przecież to skończyć. Mercy naprawdę wierzyła, że to jest jej droga do uratowania siebie przed oskarżeniami o wykorzystywanie nieletniego.
      — Twoje niedoczekanie — szepnęła, z trudem przełykając ślinę, bo na samo wyobrażenie, co mógłby z nią zrobić, robiło jej się gorąco, ale nie mogła się poddać tym myślą. Dzisiejszej nocy to zakończy — tak sobie wmawiaj — powiedziała cicho — a jak już cię znajdę, usłyszysz, co dokładnie się stanie — czuła, że jej mięśnie się napięły. Skinęła lekko głową na jego słowa i sięgnęła po telefon, aby włączyć stoper. Rozluźniła się dopiero, kiedy opuścił gabinet. Kiedy została w nim sama, jej mięśnie zaczęły drżeć, a ona cicho zaszlochała, jakby dopiero w samotności dotarło do niej wszystko co się wydarzyło, wszystko, czego się dowiedziała i co, mimo tej wiedzy zrobiła.

      Miała wrażenie, że była już wszędzie, ale Caleba nigdzie nie było. Zaczęła się nawet zastanawiać nad tym czy przypadkiem to nie on wciąż polował na nią, śledząc każdy jej krok. Naprawdę zaczynała się martwić, że go nie znajdzie i wszystko co planowała, pozostanie niespełnionym… planem. Zerkała co jakiś czas na telefon, upewniając się ile minęło czasu, ale również sprawdzając czy plotkara nie wrzuciła jakiegoś nowego wpisu, który mógłby jej służyć za jakąś wskazówkę, to jednak było na nic.
      Miała wrażenie, że sprawdza piwnicę kolejny raz. Przechodziła ciemnymi korytarzami zaglądając do kolejnych drzwi, jednocześnie czując narastający strach. W którymś momencie, miała wrażenie, że coś się stało. Jakieś krzyki, harmider, który był strasznie podejrzany, ale… była za dużym tchórzem, aby to sprawdzić. Szukała po prostu dalej Caleba, bo przysięgła sobie, że go znajdzie. Nawet jeżeli będzie musiała obchodzić szkołę kilka razy, pomieszczenie, po pomieszczeniu.
      I tak trafiła kolejny raz do kantorka woźnego. Miała jednak wrażenie, że tym razem coś się zmieniło. Nom weszła do środka, sięgnęła telefon i odpaliła w nim latarkę i dopiero wówczas uchyliła drzwi, rozglądając się po wnętrzu.
      — Caleb? — Spytała cicho, zauważając, że kilka rzeczy było poprzestawianych od jej poprzedniej wizyty, dlatego weszła cała do środka i odnalazła dłonią włącznik światła, pozostawiając za sobą uchylone drzwi. Podniosła spojrzenie, a w tej samej chwili wypuściła telefon z dłoni, a jej głośny, przerażony krzyk przeciął ciszę, gdy dotarło do niej, że owszem, znalazła Caleba, ale wolałaby go nie znajdować w takim stanie, bo coś jej podpowiadało, że to nie on ucierpiał.

      M

      Usuń
    2. — Może kiedyś ci się uda — stwierdził, puszczając jej oczko. Sam chciał zrozumieć pewne rzeczy. Jak na przykład to, co tak bardzo go w niej pociągało. Myślał nad tym od samego początku i nigdy nie doszedł do żadnych wniosków. Owszem, zwrócił na nią uwagę, bo była ubrana inaczej niż reszta i ewidentnie nie wiedziała, o co chodziło w zabawie, ale przecież po tamtej nocy mógłby ją sobie odpuścić. Tymczasem wykorzystywał każdą okazję, żeby ją trochę poobserwować i ewidentnie nie chciał dać jej spokoju. Nawet jeśli kobieta wygra, bo doskonale wiedział, czego będzie żądała. Mógł ją obserwować z daleka, a ona nie musiała o tym wiedzieć.
      — Zawsze się da. Nie miałaś zapewnionych konsultacji od najlepszych specjalistów na świecie. Ci ludzie robią rzeczy, o jakich nawet ci się nie śniło — powiedział, przez chwilę wpatrując się prosto w jej jasne oczy, żeby wiedziała, że nie kłamał. Bo nie kłamał. Jego ojciec był wpływowym i bogatym człowiekiem, wystarczyłby jeden telefon, żeby ściągnąć tu najlepszych z najlepszych i przywrócić dawne życie. — Ale skoro chcesz w to wierzyć, nie mój problem. To nie ja będę chodził całe życie z rozjebaną nogą — wzruszył ramionami.
      Uśmiechnął się łobuzersko, ale nie powiedział nic więcej. Po prostu wyszedł z klasy, naprawdę planując się schować.

      Ale w międzyczasie jego plan uległ delikatnej modyfikacji. To był impuls. Koleś go podkurwił, potem okazało się jeszcze, że jego telefon to kopalnia postów plotkary i bez zastanowienia Caleb wypchnął go przez barierkę na trzecim piętrze. Wśród świadków. Patrząc, jak facet leci na sam dół i łamie sobie kręgosłup. A potem jeszcze Ashby zbiegł na sam dół i roztrzaskał jego czaszkę o podłogę, jakby chciał się upewnić, że ten się nie podniesie.
      Jednak nie dlatego był cały we krwi. Najpierw zmusił tych ludzi, żeby pomogli mu przenieść zwłoki do kuchni, a potem już wszystko było jedną wielką plamą czerwieni, gdy zaczął ciąć ciało na mniejsze kawałki. Koniec końców odesłał wszystkich, bo ta masowa histeria go wkurwiała i zajął się tym sam. Ale nie miał żadnych worków, w których mógłby poupychać martwego gościa, dlatego skończył w takim stanie w składziku. Całkowicie zapomniał o szukającej go Mercy, musiał pozbyć się zwłok. Posprzątać korytarz mieli inni. Liczył, że zrobią to naprawdę, kurwa, dokładnie.
      Obrócił się, słysząc znajomy głos i spojrzał na brunetkę spod rzęs. Zacisnął zęby i podszedł do niej szybkim krokiem, gdy zaczęła się drzeć. Jeszcze tego brakowało, żeby zwracała większą uwagę na to wszystko. Zasłonił jej usta dłonią, na której miał zaschniętą krew i docisnął kobietę plecami do ściany, patrząc na nią groźnie.
      — Zamknij się, Leclerc — syknął. — To nie czas ani miejsce na twoje histerie — dodał i odsunął się, upewniając się, że będzie cicho. — Ale to dobrze, że się pojawiłaś. Przydasz się. Będziesz nosić mniejsze części — mruknął do siebie i obrócił się na sekundę, żeby wziąć worki, które znalazł już wcześniej. Ruszył do wyjścia, po drodze łapiąc brunetkę za dłoń i ciągnąc ją za sobą. — Idziemy — zarządził, kierując się z powrotem do szkolnej kuchni.

      C

      Usuń
    3. Wpatrywała się w chłopaka z szeroko otwartymi oczami, pełnymi przerażenia. Nie zdążyła nawet sama się cofnąć, kiedy Caleb znalazł się tak blisko niej. Z przerażeniem spoglądała na jego twarz, na jego dłoń z resztkami krwi na swojej twarzy. Czuła, jak łzy zbierały się w jej oczach, ale nie miała odwagi nawet zamrugać powiekami, więc obraz stawał się jedynie coraz bardziej rozmazany.
      Oddychała nerwowo przez nos, starając się zamknąć usta, bo chciało jej się wymiotować na samą myśl, że na jego dłoni znajdowała się krew. Czyjaś krew, a ona nie miała pojęcia do kogo należała i przede wszystkim dlaczego.
      Kiedy wziął dłoń i się odsunął, nadal napierała plecami na ścianę, zaciskała mocno wargi, nie mrugała, a jedynie oddychała głośno przez nos, starając się uspokoić, chociaż szło jej to… bardzo marnie.
      — Co będę nosić? — Spytała, kiedy w końcu zapanowała nad swoim ciałem i była w stanie zmusić się do odezwania. Kompletnie nic nie rozumiała i nie była pewna czy chce rozumieć. Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo już trzymał jej dłoń i ciągnął ją w stronę wyjścia z kantorka. Nie miała odwagi się zaprzeć i zostać w miejscu. Nie miała odwagi nic więcej powiedzieć, bo wyglądał… przerażająco z tymi resztkami krwi na swoim ubraniu i swojej skórze.
      — Caleb — wypowiedziała cicho jego imię, gdy przemierzali dalej szkolne korytarze — co się stało? Dlaczego jesteś we krwi? Po co ci te worki? — Zaczęła jednak zadawać cichym głosem pytania, po przejściu kilku minut w ciszy. Nie była pewna czy chciała poznać odpowiedzi, ale nie mogła znieść tej okropnej niewiedzy, która sprawiała, że do głowy przychodziły jej głupie myśli… zwłaszcza po tym wszystkim, co usłyszała tej nocy od Ashby’ego.

      M

      Usuń
    4. Czy przejmował się jakoś jej stanem psychicznym? Nieszczególnie. Właściwie nawet lepiej, że sama się napatoczyła. Dzięki temu mógł jej pokazać, z czym będzie musiała się mierzyć, gdy ją usidli. Bo nie zamierzał jej odpuszczać. Teraz po prostu musiał ją zdobyć. I liczył, że wspólne ukrycie zbrodni jakoś scementuje ze sobą ich życia. W końcu, jakby na to nie patrzeć, miała rację, mieli już jedną wspólną tajemnicę. Druga mogła ich uczynić razem silniejszymi.
      Zacisnął wargi w wąską linię i jedynie na nią spojrzał. Znacząco. A potem na swoje dłonie. I znowu na nią. Odpowiedź była prosta, ale wolał uniknąć wypowiedzenia jej na głos. Wolał najpierw zaprowadzić ją do kuchni, by ujrzała zwłoki na własne oczy niż odpowiedzieć jej teraz i pozwolić, żeby mu się wyrwała i uciekła z krzykiem.
      Szedł dalej przed siebie, trzymając mocno jej rękę w swojej i nawet na nią nie spoglądając. Znajdowali się jakoś w połowie drogi do kuchni, gdy odezwała się ponownie, a Caleb zazgrzytał zębami.
      — Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz poznać odpowiedzi. Albo na które już ją znasz, tylko wmawiasz sobie, że nie byłbym do tego zdolny, bo próbujesz widzieć we mnie normalnego człowieka — odpowiedział zimno i przyspieszył kroku, ciągnąc ją za sobą. Miał gdzieś jej uszkodzoną nogę, musiał załatwić to jak najszybciej. Ciało było już pocięte, wystarczyło wynieść je do auta Caleba, a potem jechać do przystani i skorzystać z jachtu ojca, żeby wyrzucić kawałki gdzieś do oceanu.
      Przekroczywszy próg kuchni, ponownie przycisnął brunetkę do ściany i naparł na nią swoim ciałem.
      — Żeby było jasne, maleńka. Mam do ciebie słabość, ale jeśli komukolwiek powiesz o tym, co się tu dzisiaj wydarzyło i jeszcze wydarzy, skończysz dużo gorzej niż ten koleś. Możesz być pewna, że to nie jest groźba bez pokrycia — powiedział cicho, patrząc prosto w jej oczy. — Jak zapatrujesz się na widok krwi? Mdlejesz? — zapytał, odsuwając się od niej, żeby znowu ruszyć przed siebie.

      C

      Usuń
    5. Chciała to skończyć. Wykorzystać zasady gry do tego, aby jej po prostu posłuchał. Liczyła na to, że skoro sam coś wymyślił, to łatwiej będzie mu się do tego dostosować, pogodzić z tym, że miała takie, a nie inne życzenie.
      Ale teraz? Teraz przyglądała się mu, brudnemu od krwi i zastanawiała się jak duża była szansa na to, aby to kiedyś była jej krew na jego dłoniach. Pamiętała doskonale tę pierwszą noc. Słowa, które wypowiadał. Scyzoryk w jego dłoni, gdy znalazł ją w kabinie w toalecie. Pamiętała to, co powiedział w gabinecie dyrektora… jak mówił, że chce jej całej, że szuka w nim na siłę czegoś dobrego. A teraz? Teraz stał przed nią we krwi, a jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Powinna uciec. Jak najdalej, jak najszybciej. Ale ta pieprzona nóg, gdyby teraz ruszyła biegiem, była pewna, że nie pozwoliłby jej tak po prostu odejść, a ona z kontuzją nie mogłaby uciec… nie dałaby mu rady.
      — Nie zrobiłeś tego — wyszeptała cicho, chociaż nie wiedziała po co, to co mówił jasno wskazywało na to, że jednak zrobił. Może to był jakiś dziwny, cholernie realistyczny sen? Może obudzi się w swoim łóżku, zlana potem, ale bezpieczna. W domu. A nic z tego co miało miejsce, po prostu się nie wydarzyło? Chciała w to wierzyć. Naprawdę chciała.
      Stęknęła cicho, gdy ponownie przyparł ją do ściany. Wpatrywała się w jego niemal czarne oczy i brała każde ze słów na poważnie. Nie miała pojęcia, co się stało, ale czuła, że nie żartował, że to nie był żaden głupi prank ani nic w tym stylu, że naprawdę był gotów spełnić swoje słowa. Dlatego skinęła tylko głową. Mocno i szybko.
      — Nie… nie wiem, nigdy nie… — pokręciła głową urywając wypowiedź, a kiedy ruszył w przeciwną do niej stronę, odepchnęła się od ściany i złapała go pospieszenie za dłoń, chcąc go zatrzymać.
      — To na pewno da się jakoś wyjaśnić, prawda? To był wypadek. Cokolwiek się stało, stało się niechcący… Cal? Proszę — zacisnęła mocno palce na jego dłoni, wbijając w nią paznokcie.

      🫣

      Usuń
    6. Cóż, nie mógł wykluczyć, że kiedyś Mercy mogłaby skończyć w podobny sposób. Oczywiście nie miał ku temu powodu, przynajmniej nie teraz. Póki była grzeczna, on nie zakładał, że również skończy pocięta w worku na dnie oceanu. Co nie zmienia faktu, że nie miałby większego problemu z pozbyciem się jej.
      Choć nie chciał tego robić, naprawdę wolał ją dla siebie zatrzymać i zobaczyć, dokąd doprowadzi ich ta relacja.
      Zerknął na brunetkę przez ramię, a jego usta rozciągnęły się w powolnym, mrocznym uśmiechu. Rozumiał zaprzeczanie. Pewnie wciąż próbowała w nim znaleźć coś dobrego, dlatego nie wierzyła, że byłby zdolny do zabicia człowieka, przynajmniej tak zakładał. Ale on to zrobił. I to nie był jego pierwszy raz. O tym jednak nie musiała wiedzieć.
      — Właściwie nie sam. Ale generalnie tak, zrobiłem to. Mówiłem, że nie powinnaś doszukiwać się we mnie niczego dobrego, maleńka. Może gdybyś uwierzyła, nie miałabyś teraz takiej miny — westchnął i obrócił głowę z powrotem w kierunku korytarza.
      Również skinął głową, ale wciąż przyszpilał ją spojrzeniem. Musiał się upewnić, że rozumiała powagę sytuacji. I że, kurwa, nie żartował, kiedy twierdził, że byłby zdolny ją zabić bez mrugnięcia okiem.
      — Jeśli będziesz rzygać, rób to do zlewu, a nie na ciało — mruknął i odwrócił się, żeby przejść do metalowych stołów, na których Marcus leżał w kawałkach tylko czekając na wrzucenie do worków. Zatrzymał się jednak, gdy Mercy chwyciła go za dłoń i obrócił do niej, jednak tym razem nie przycisnął jej do ściany, po prostu stał bardzo blisko, przypatrując się jej czystym palcom trzymającym jego pokrwawione. Podniósł wzrok na jej jasne oczy i westchnął ciężko.
      — Czy jeśli powiem, że to był wypadek, łatwiej ci będzie z tym żyć? — odpowiedział pytaniem, świdrując swoimi niemal czarnymi tęczówkami jej twarz. — Zastanów się dobrze nad odpowiedzią — dodał cicho, niemal szeptem.

      C

      Usuń
    7. Była przerażona. Nie tylko tym co właśnie widziała i co miało się stać, ale również jego słowami i pewnością z jaką je wypowiadał. Jeżeli wcześniej czuła przy Ashby’m strach, tak teraz każda jej komórka była przerażona. W jednej chwili zaczęła żałować wszystkiego, co do tej pory zrobiła w Nowym Jorku, począwszy od samej przeprowadzki, przez dzisiejszą noc. Po samą chęć dowiedzenia się kim jest zamaskowana postać. Gdyby to zignorowała, gdyby nie wmawiała sobie, że widzi go na ulicach…
      Zacisnęła mocno wargi, nie komentując jego słów. Wolała już nic więcej nie wiedzieć, nie zadawać więcej pytań, bo zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że Cal wcale nie będzie owijał w bawełnę, a jego odpowiedzi będą boleśnie przerażające.
      Skinęła kolejny raz głową, gdy poinstruował ją, co ma robić, chociaż samo wypowiedziane przez niego a nie na ciało sprawiało, że żołądek jej się zaciskał. Podążyła wzrokiem w stronę metalowych stołów i natychmiast odwróciła spojrzenie. Z trudem przełykając ślinę.
      Zerkała to na jego twarz, to na ich dłonie i w napięciu wyczekiwała odpowiedzi. Wiedziała już przecież, że to wcale nie był wypadek, chwilę wcześniej przyznał się, że zabił człowieka. W dodatku z kimś. Caleb i ktoś jeszcze zamordowali człowieka. W szkole. Podczas imprezy.
      I niejednokrotnie groził jej samej. Wcześniej i teraz. Powiedział przecież, że skończy gorzej niż ten koleś. A kiedy wpatrywał się swoimi ciemnymi oczami w jej oczy, czuła każdym nerwem, że on naprawdę byłby w stanie zrobić jej krzywdę, byleby ratować siebie. W jego życiu nie było miejsca na porażki, prawda? Nie chciała, żeby zaczął traktować ją jak drogę do swojej porażki.
      Żuchwa zaczęła jej drżeć, dlatego zacisnęła mocniej zęby i wzięła głęboki oddech przez nos.
      — Mów, co mam robić — wyszeptała, oddychając głęboko i całkiem ignorując jego pytanie. Nie chciała skończyć jako kolejny trup. Nie chciała źle odpowiadać, nie chciała ryzykować. Dlatego puściła w końcu jego dłoń, sięgając do mankietów koszuli, aby je rozpiąć, a następnie podwinąć materiał ubrania — nie powinniśmy mieć rękawiczek? — Spytała, rozglądając się dookoła za wszelką cenę unikając spojrzeniem stołów, na których znajdowało się ciało.

      M

      Usuń
    8. Uśmiechnął się, bo najwyraźniej zaczynała rozumieć zasady. Im mniej zadawała pytań, tym lepiej dla niej i tym milszy mógł być. Jego oczy wręcz rozbłysły dumą, gdy tak na nią patrzył. Nagle poczuł, że wystarczyłaby odrobina pracy, żeby uczynić ją dla siebie naprawdę idealną. Nie sądził, że trafiłby na opór. Mogła mówić co chciała, ale gdyby jej nie pociągał, nie przespałaby się z nim dwa razy i nie dałaby się wciągnąć w jego małą grę. Przecież nikt jej nie kazał tutaj zostawać i go szukać. Sama się na to zdecydowała, on jedynie rzucił rękawicę, którą Mercy podjęła. Była idealna dla niego, tylko po prostu jeszcze o tym nie wiedziała. Musiał jej to pokazać. To znaczy… Najpierw uśpić to, co kazało jej się teraz bać, a potem uświadomić, że była znacznie silniejsza niż jej się wydawało.
      Podniósł dłoń, którą dotychczas tak mocno ściskała i przesunął opuszkami palców po jej drżącej żuchwie.
      — Nie płacz, skarbie. To był problem, którego się pozbyłem. Pamiętasz, jak się bałaś, że nasze małe zabawy się wydadzą? No więc tak się nie stanie. Źródło wszelkich problemów UES właśnie leży na tych stołach — powiedział cicho i uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby rozwiązał właśnie wszystkie problemy tego świata. Bo częściowo tak było. Naprawdę wierzył, że dorwał człowieka, który podawał się za plotkarę i od dawna wszystkim komplikował życie. Calebowi również. Miał dużo sekretów, które nigdy nie powinny się wydać. Dobrze, że Marcus nie był w stanie dotrzeć do tych naprawdę mrocznych rzeczy, za które Ashby mógłby skończyć w więzieniu. — Zrobiłem nam przysługę. A teraz się go pozbędziemy i nigdy więcej nie będziemy do tego wracać — dodał i odsunął się od dziewczyny. Z uznaniem, ale i lekkim rozbawieniem zerknął na jej rękawy. Biedna, naprawdę się łudziła, że da radę się nie wybrudzić, podczas gdy stoły i podłoga były pokryte krwią. Sam Caleb również, a planował nie wypuszczać panny Leclerc ze swoich rąk, gdy już pozbędą się ciała.
      — Po prostu rozkładaj worki, a po wrzuceniu części ciała odkładaj je na razie na bok. Nie musisz go dotykać, ja się tym zajmę — powiedział znacznie poważniej i podszedł do rozczłonkowanego trupa, a w zasadzie do odciętej głowy. Przyglądał jej się przez chwilę, aż w końcu chwycił dłonią za włosy i wrzucił do worka, który trzymała Mercy. — Skończy na dnie oceanu, a do rana to wszystko będzie posprzątane. Nikt się nie dowie, co w ogóle się stało. Ale jeśli chcesz, możesz je ubrać. Powinny być gdzieś w tamtych szafkach — wskazał ponad jej ramieniem.

      C

      Usuń
    9. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, gdy jej dotknął. Myśl, co robił tymi dłońmi sprawiała, że jej wnętrzności ponownie się zacisnęły, a jasne oczy stały się jeszcze szerzej otwarte. Wolałaby nie dawać mu po sobie poznać, że teraz naprawdę cholernie się go bała, ale reakcje były silniejsze.
      Słuchając co miał do powiedzenia, miała wrażenie, że nogi się pod nią uginają kolejny raz tej nocy. Przeniosła spojrzenie z twarzy Caleba na metalowe stoły, ale błyskawicznie zamknęła oczy, dostrzegając wyraźnie rozczłonkowane ciało i krwawe plamy.
      Wolałaby nie wiedzieć nic z tego, co powiedział, bo jej mózg od razu podpowiadał, że zrobił to dla niej, nie dlatego, żeby nie miała kłopotów, ale skoro chciał mieć ją całą, a wyszłoby na jaw, że spała ze swoim niepełnoletnim uczniem, nie mógłby jej więcej mieć. Nie. Nie. Wspominał wcześniej, że plotkara go wkurwia, a to nie mogło mieć nic wspólnego z nią. Nie ryzykowałby dla niej po to, aby grozić jej też śmiercią. Nie mogła mieć wyrzutów sumienia, bo to nie była jej wina, bo nie miała z tym za grosz nic wspólnego. Ona nie miała z tym żadnego powiązania. I tej myśli musiała się trzymać.
      Specjalnie używał takich słów, żeby poczuła się winna. I niby o tym wiedziała, a i tak ta nieznośna myśl pozostała w jej głowie.
      — Nigdy więcej — wyszeptała drżącym głosem, nie patrząc ani na stoły, ani na Caleba. Wpatrywała się w swoje dłonie, wciąż jeszcze czyste.
      — Okej — chwyciła worki i zgodnie z jego poleceniem oderwała jeden z rolki i otworzyła go, za wszelką cenę starając się nie dostrzegać tego, co działo się w kuchni. Mimowolnie podniosła wzrok, dostrzegając, że coś leci w jej kierunku, a kiedy zorientowała się, że właśnie wrzucił do worka ludzką głowę, Mercy odwróciła swoją własną w bok, zaciskając przy tym mocno powieki, spod których wypłynęła łza. Po omacku okręciła worek, aby nie był otwarty i odłożyła go na bok. Miała wrażenie, że treść żołądka jej się cofa, ale nawet nie była w stanie ruszyć się z miejsca, więc z jeszcze większym trudem przełknęła ślinę i urwała kolejny worek, rozkładając go, wciąż unikając patrzenia na samego Caleba i na to, co robił.

      M

      Usuń
    10. Nie wiedział, ile czasu minęło, zanim Mercy się poddała i upadła na podłogę, tracąc przytomność. Był zbyt zajęty trupem, żeby zwrócić uwagę na to, jak bardzo zbladła, więc dostrzegł jej stan dopiero, gdy się przewróciła. Rozejrzał się szybko po kuchni. Prawie skończyli, uznał więc, że warto najpierw wszystko zapakować, a dopiero potem zająć się dziewczyną. W milczeniu dokończył pracę, upchnął worki pod jeden ze stołów i przejrzał szafki w poszukiwaniu zapasowych kluczy, żeby zamknąć wszystkie drzwi od kuchni, by nikt nie trafił przez przypadek na tę masakrę. Znalazłszy je, zamknął drzwi prowadzące na stołówkę i podszedł do wciąż leżącej na podłodze brunetki. Kucnął i wsunął pod nią ręce, po czym bez większego trudu podniósł ją, biorąc w swoje ramiona. Wyniósł ją z kuchni, zamknął za nimi drzwi i udał się do pierwszego lepszego miejsca, w którym mógłby ją wygodnie ułożyć.
      Gabinet pielęgniarki ewidentnie był już dziś używany. Z nieskrywaną irytacją Caleb zgarnął nogą pokrwawione gaziki na podłogę i ostrożnie ułożył Mercy na kozetce. Chciał odgarnąć jej włosy z twarzy, ale w ostatnim momencie dostrzegł, że jego dłonie są w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej. Westchnął ciężko, zdjął przez głowę bluzę, która nadawała się tak naprawdę już tylko do wyrzucenia i udał się do zlewu, obok którego wisiały pojemniki z mydłem i płynem odkażającym. Zmoczył dłonie i przedramiona, po czym wycisnął sporą ilość mydła na skórę, którą zaczął szorować. Kiedy skończył, jego ręce nie były do końca czyste, ale na pewno prezentowały się lepiej niż wcześniej. Na koniec zmoczył też ścierkę chłodną wodą i podszedł do kozetki, obok której przykucnął. Zwilżonym materiałem zaczął przecierać bladą twarz Leclerc. Zastanawiał się, czy naprawdę odleciała na tak długo, czy może udawała, żeby nie mieć za bardzo do czynienia z Calebem.
      — Hej, maleńka… Obudź się — mruknął, poklepując ją lekko po policzku. — Zaczynam się martwić — dodał całkiem szczerze. Mercy stała się solą w jego oku, nie potrafił się jej pozbyć ze swoim myśli. Nie umiałby też tak po prostu jej teraz zostawić, liczył więc, że w końcu się obudzi.

      C

      Usuń
    11. Kiedy zwinęła worek, w którym znajdowała się odcięta głowa tego chłopaka, liczyła na to, że najgorsze za nią. Starała się nie myśleć o tym, co dokładnie znajduje się w tych workach. Chciała po prostu jak najszybciej to skończyć, zrobić wszystko, czego chciał Caleb i wyjść stąd, zapomnieć. Wyrzucić to wszystko ze swojej głowy i doprowadzić się do porządku, bo przecież będzie musiała wrócić tu do pracy i udawać, że nic się nie stało. Wiedziała, że okolice kuchni i stołówki będzie omijała szerokim łukiem.
      Kiedy miała odłożyć kolejny worek na bok, ten się otworzył, a Mercy zerknęła do środka i przypatrywała się kończynom za długo, ale nie była w stanie oderwać oczu od worka i czuła, jak robi jej się słabo.
      Po chwili zrobiło jej się również ciemno przed oczami, a później już nie miała pojęcia, co się działo.
      Otworzyła powili oczy, sycząc jednocześnie i sięgając dłonią do głowy, w której czuła tępy ból. Zamrugała, a kiedy dotarło do niej, że wisi nad nią Caleb, otworzyła szeroko oczy i poderwała się gwałtownie w górę kozetki, szybko tego żałując, bo zakręciło jej się w głowie i powróciła do leżącej pozycji. Przymknęła powieki, chcąc uspokoić zawroty głowy i dopiero po chwili otworzyła je, odnajdując ponownie wzrokiem chłopaka. Zacisnęła mocno dłonie na kozetce i wzięła głęboki, drżący oddech.
      — Dlaczego jesteśmy w gabinecie pielęgniarki? Co się stało? — Spytała chłopaka, nie będąc pewną czy chce wiedzieć właściwie, co dokładnie się stało. Przypomniawszy sobie gdzie byli i co robili nim znalazła się tutaj, kolejny raz tej nocy poczuła ucisk w żołądku. Rozchyliła wargi i wzięła ponowny, głęboki oddech. Miała tysiące myśli, za którymi nie nadążała. Zrobiła coś źle? Chciał jej coś zrobić? Wiedziała, że w gabinecie szkolnej pielęgniarki nie znalazłby niczego, czym mógłby wyrządzić jej krzywdę, ale przecież zabił w szkole jakiegoś chłopaka, tak po prostu. Jeżeli coś mu utrudniła… mógłby przecież pozbyć się i jej w szkole, prawda? Prawda. Wiedziała, że na pewno mógłby to zrobić. Dlatego zaciskała dalej mocno palce na krawędzi kozetki i czekała w napięciu, co się stanie, co jej zrobi.

      M

      Usuń
    12. Szczerze mówiąc, odetchnął z nieskrywaną ulgą, gdy zaczęła się budzić. Uśmiechnął się nawet, ale mina szybko mu zrzedła. Ogólnie rzecz biorąc, widok paniki w jej oczach sprawiał mu nieskrywaną przyjemność. Ale nie w sytuacji, gdy sprawa zrobiła się tak poważna. Teraz nie chciał, żeby się go bała. Do cholery, nie skrzywdziłby jej. Nie zrobiła nic, żeby sobie na to zasłużyć. Gdyby był mniej rozsądny, wkurzyłby się o to, że zemdlała, ale przecież nie był pieprzonym psychopatą. Przynajmniej nie ściśle według definicji. Rozumiał w końcu, że nie była w stanie kontrolować swojego ciała. Nie w takim stopniu jak on. I zapewne nigdy nie widziała trupa, nie wspominając o rozczłonkowanym trupie. Tak zakładał w każdym razie. Niemniej jednak uważał, że biorąc pod uwagę okoliczności i tak długo wytrzymała. Kiedy upadła, zbliżali się już do finiszu, więc nie miał problemu, żeby dokończyć samemu. Właściwie w żadnym momencie nie miałby problemu ze zrobieniem tego samemu, ale Caleb był wystarczająco cwany, żeby wszystkich dookoła uczynić współwinnymi tej zbrodni, gdyby przyszło im do głowy na niego donieść. Nie mogli tego zrobić, gdy sami mieli krew na rękach. I to dosłownie.
      — Ćśś, spokojnie — odparł miękko i nacisnął na jej bark, wymuszając ponowne położenie się na kozetce. — Zemdlałaś, a to jedyne pomieszczenie z zamiennikiem łóżka w tej szkole, więc cię tutaj przyniosłem. Trochę sobie chyba pospałaś — uśmiechnął się kącikiem ust, a następnie zmarszczył brwi, dostrzegając kilka plamek krwi na jej szyi i brodzie. Użył więc namoczonej szmatki, żeby je zetrzeć. — Rozluźnij się, skarbie. Nic ci przecież nie zrobię. Nie zasłużyłaś na to — powiedział spokojnie i nakrył jej dłoń zaciśniętą na krawędzi kozetki swoją dłonią. Zaczął rozmasowywać chłodne palce. — Wszystko w porządku? — dopytał, bo dostrzegł wcześniej, że jej ręka powędrowała do głowy tuż po przebudzeniu. — Boli cię głowa? Mam poszukać jakiejś tabletki? — spytał, przyglądając jej się uważnie. Naprawdę nie chciał być dla niej teraz potworem. Pomogła mu bez szemrania, zasłużyła na to, żeby był miły i troskliwy.

      C

      Usuń
    13. Tak naprawdę nie miała pojęcia, czego może się po nim spodziewać. Dlatego, gdy tylko otworzyła oczy i zrozumiała, że znajduje się cały czas z Calebem, poczuła strach. Od początku się go bała, nawet gdy znała go jedynie jako zamaskowanego mężczyznę, ale wtedy… wtedy ten strach nie był tak silny, jak po dzisiejszej nocy. Nim doszło do morderstwa, jego słowa wzbudzały w niej prawdziwy niepokój, ale po tym wszystkim? Była przerażona. Na tyle, że nie wiedziała, co ma z tym wszystkim zrobić.
      Oczywiście nie brała w ogóle pod uwagę możliwości powiedzenia o tym, komukolwiek, bo naprawdę wierzyła w to, że byłby gotowy do skrzywdzenia jej, a ona nie chciała przekonywać się na własnej skórze, co mógłby jej zrobić.
      Nie wiedziała tyle, co dalej. Wszystko, co mówił w gabinecie dyrektora sprowadzało się do tego, że jej chciał. Ale ona zdecydowanie nie chciała jego, tyle, że skoro był gotowy do morderstwa… czym było wyrządzenie jej jakiejkolwiek innej krzywdy? Nie chciała nawet o tym myśleć. Wyobrażenie, że miałby jej dotykać rękoma, którymi pokroił człowieka… a on to właśnie zrobił. Właśnie dotknął jej barku, a ona miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
      — Dzięki — wyszeptała cicho, wpatrując się cały czas w jego twarz z lękiem w swoich oczach. Chociaż sposób w jaki się odzywał, w jaki uniesione były jego kąciki ust, był tak niepodobny do tego, co zdążyła poznać do tej pory, że wydawał jej się, aż nieprawdziwy. Jakby wcale się nie ocuciła, a może dalej trwała w jakimś dziwnym wyobrażeniu. — To… miłe z twojej strony — dodała, gdy wspomniał o tym, że nie zasłużyła na to, aby jej coś zrobił, że ją tu przyniósł i… zajmował się nią. To było w tym wszystkim najbardziej dziwne i chyba jeszcze bardziej niepokojące. Jakby jej czujność miała zostać uśpiona.
      Podążyła wzrokiem do ich dłoni, a następnie ponownie spojrzała na jego twarz.
      — Chyba tak, trochę mi po prostu… słabo — powiedziała i szybko dodała — nie, nie potrzebuję nic — trochę ją bolała, ale skąd miała mieć pewność, że faktycznie podałby jej jedynie przeciwbólowe tabletki? Wolała nie ryzykować — co z nim? Z kuchnią? — Spytała, przełykając ślinę — musimy to przecież posprzątać.

      M

      Usuń
    14. Przechylił lekko głowę w bok, jakby był ciekawskim szczeniakiem, który widzi coś pierwszy raz i stara się zrozumieć, o co może chodzić. Wydawało mu się, że nagle zzieleniała, a ten strach, który dostrzegał w jej oczach… W tej chwili bardzo mu się nie podobał. Wcześniej to wszystko było podszyte jakimś podnieceniem, pragnieniem. Reagowała na niego, mimo że się bała. Ale teraz? Teraz widział w jej jasnych tęczówkach zwykłe przerażenie i w żaden sposób go to nie nakręcało. Przeszło mu przez myśl, że może trochę się zagalopował, że nie powinien stawiać jej w takiej sytuacji i zmuszać do pomocy. Ale wtedy nie mógłby z niej zrobić współwinnej, a to już nie wchodziło w grę. Widziała go całego we krwi, nie wierzył, że gdyby nie przyczyniła się do ukrycia tej zbrodni, nie powiedziałaby nikomu o tym, co zastała w składziku. Musiał więc postąpić tak, a nie inaczej.
      Ale nie chciał, żeby była nim wyłącznie przerażona. Chciał, żeby go pragnęła mimo przerażenia, tak jak wcześniej.
      — Boisz się mnie — stwierdził, nie zapytał, ignorując kompletnie jej słowa. — Nie podoba mi się to w takiej formie. Jeśli nic mi nie zrobisz, ja tobie też nic nie zrobię — mruknął i cofnął swoją dłoń z jej dłoni z ciężkim westchnieniem. Cóż, nie zamierzał pozwolić na to, żeby mu się wymsknęła spomiędzy palców. Jeśli musiał popracować nad obudzeniem w niej ponownie tego dzikiego pragnienia… Cóż, niech tak będzie. Był naprawdę cierpliwym człowiekiem. Zresztą to nie tak, że nie mógłby się przy okazji zabawić. Wciąż mógł ją prześladować, prawda? I udawać, że wcale tego nie robi…
      — Nie martw się, nie jesteśmy jedynymi zaangażowanymi osobami. Pozostali na pewno świetnie dadzą sobie radę. W końcu nikt nie chce, żeby to wypłynęło — odparł i uśmiechnął się pod nosem, po czym wstał z podłogi i podszedł do szafki z lekami. Chwilę w niej poszperał, aż znalazł paracetamol. Z nieotwartym opakowaniem udał się jeszcze do zlewu, przy którym napełnił wodą plastikowy kubek i wrócił na swoje poprzednie miejsce przy kozetce. — Skoro się boisz, że pozbawię cię przytomności, proszę bardzo — powiedział, podając brunetce opakowanie. — Gdybym miał cię zabić, zrobiłbym to w momencie, kiedy mnie znalazłaś. Nie mam żadnego interesu w krzywdzeniu cię. Przynajmniej nie w takim krzywdzeniu, jakiego się teraz boisz — wyjaśnił, wzruszając ramionami.

      C

      Usuń
    15. Słysząc jego słowa, z jej gardła wyrwał się nerwowy chichot, który nie miał nic wspólnego z rozbawieniem czy swobodą.
      Ameryki tym stwierdzeniem nie odkrył. Mercy się tylko zastanawiała nad tym czy to go dziwiło? Może i nie była świadkiem jak zabijał człowieka, ale widziała jak pakował zwłoki. Jak sama pomagała mu to robić. W dodatku jej groził. I o ile wcześniej nie robił tego otwarcie, tak w kantorku woźnego nie miała żadnych wątpliwości co do jego słów. Na jego miejscu, nie byłaby ani trochę zaskoczona takim obrotem spraw.
      — Nic ci nie zrobię — powiedziała całkiem szczerze, bo wątpiła w to, aby cokolwiek mogła zrobić mu fizycznie, a poza tym… miał na nią więcej niż morderstwo. Spała z nim, kiedy miał siedemnaście lat. Trochę jej ulżyło, kiedy wziął dłoń z jej dłoni. Ta niewielka ilość dystansu była dla brunetki zbawienna. Po chwili otworzyła jednak nieco szerzej oczy — pozostali? — Powtórzyła za nim — o mój boże, Caleb, co się tam stało? Jacy pozostali… ile osób jest w to zamieszanych? — Pamiętała, że miała nie zadawać pytań, ale w tym momencie nie mogła się powstrzymać — jeszcze jacyś uczniowie? Nie mogą wiedzieć, że ja… że ci pomagałam — ostatnie słowa wyszeptała, nie mogli też się dowiedzieć, że z nim spała, ale jeżeli dobrze go rozumiała, o to mogła być spokojna, chyba, bo to morderstwo… powiedział, że ich sekret jest bezpieczny.
      Spojrzała na zamknięte opakowanie, a następnie kolejny raz na twarz chłopaka i przygryzła delikatnie wargę, odbierając od niego tabletki i kubeczek.
      — Nie boję się — oczywiście, że kłamała — ale z chęcią się napiję, dzięki — mówiąc to, przystawiła kubek do ust i upiła kilka małych łyczków wody. Słuchała tego, co miał do powiedzenia i naprawdę próbowała to wszystko jakoś zrozumieć, poukładać sobie w głowie, pojąć, dlaczego uparł się na nią, dlaczego akurat ona musiała stać się, jakimś jego… celem? Sama nie wiedziała, jak to nazwać, bo nie była pewna, o co w tym wszystkim chodzi — czyli chcesz mnie skrzywdzić — oczywiście, że chwyciła się wypowiedzianych przez niego słów — dlaczego? Co ci zrobiłam? Bo pojawiłam się na twoich podchodach? Nie miałam pojęcia, że to impreza jedynie dla uczniów, Handler kazał mi się tam pojawić, bo popełniłam błąd na samym starcie — wyznała, licząc, że jeżeli ona coś mu wyjaśni, to on jej może również.

      M

      Usuń
    16. Uniósł brew, ale to była jego jedyna reakcja na chichot, który usłyszał z jej ust. Nieustannie wbijał w nią swoje nieruchome spojrzenie, pierwszy raz poważnie zastanawiając się nad tym, dokąd to wszystko ich zaprowadzi. Dotychczas jedynie fantazjował. Teraz znalazł się w sytuacji, w której musiał podejść do tematu poważnie.
      Uśmiechnął się, gdy zrozumiał, że może wyjść z tego bez szwanku, nawet jeśli teraz ją wypuści. Bo miał przecież nagranie. Nagranie, na którym, choć miała zasłonięte oczy, to widać jej twarz. Jego również. Datę można było sprawdzić, od razu wiadomo by było, że nie był pełnoletni, gdy je nagrał. Bo tak, właśnie to zrobił. Pod wpływem chwili tamtej nocy wyjął telefon i nagrał, jak Mercy się pod nim wiła. Wprawdzie nie zrobił tego na użytek szantażu, chciał jedynie móc nieustannie oglądać ten moment, gdy jego kutas zanurzał się w niej głęboko, a ona mogła jedynie błagać albo o to, żeby pieprzył ją mocniej, albo żeby przestał. Co nie zmieniało faktu, że filmik był bezpieczny na jego telefonie i mógł zostać wykorzystany.
      — To dobrze, bo jeśli ty zrobisz coś mi, ja zrobię coś tobie. I to nie będzie to, co właśnie ci przychodzi do głowy — wyszczerzył na moment zęby, ale uśmiech szybko spłynął, ustępując miejsca lodowatej masce. Zmierzył brunetkę wzrokiem i lekko, niemal niezauważalnie pokręcił głową.
      — Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Powiem tylko tyle, że nie są uczniami i doskonale wiedzieli, w co się pakują — odpowiedział głosem wypranym z wszelkich emocji.
      Gdy odebrała od niego tabletki i kubek, podniósł się z podłogi i podszedł do biurka, na którego brzegu przysiadł. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, a nogi w kostkach i uśmiechnął się z pobłażaniem. Oczywiście, że jej nie wierzył. Przechylił lekko głowę, nie przestając jej obdarzać uroczym uśmieszkiem.
      — Jasne, że chcę cię skrzywdzić. Uwielbiam, kiedy się boisz. Twój strach to najseksowniejsza rzecz, jaką widziałem w swoim życiu — odpowiedział i spoważniał na moment. Przez chwilę przechylał głowę z boku na bok, namyślając się nad jej słowami. Wiedział już, że znalazła się wtedy w szkole za sprawą Handlera. Ktoś powiedział komuś innemu i w taki sposób informacja dotarła do Caleba. Ale choć zdawał sobie sprawę z przypadku, nie do końca się nim po prostu przejmował. — Zrobiłbym to wszystko nawet gdyby nie było cię na podchodach. Masz w sobie coś… Coś. Nie potrafię tego zdefiniować. Ale wiem, że nie odpuszczę, póki nie będziesz do mnie należeć. Może teraz nie potrafisz sobie tego wyobrazić ze względu na okoliczności, ale jeszcze zmienisz zdanie. Zmuszę cię do tego — powiedział, nie odrywając od niej wzroku. — Kiedy z tobą skończę, nie będziesz miała problemu z pieprzeniem się ze mną w czyjejś krwi — wymruczał z diabolicznym uśmieszkiem.

      C

      Usuń
    17. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie czuła się tak, jak teraz. Niejednokrotnie stresowała się występami czy ważnymi przesłuchaniami. Wydawało jej się wtedy, że jest przestraszona. Tak samo, gdy doszło do wypadku, a ona do końca nie miała świadomości, co się z nią dzieje. Czuła wtedy dezorientację i strach. Znajdując się jednak w obecnej sytuacji, wiedziała, że dopiero teraz naprawdę się boi, że wie już czym jest śmiertelne przerażenie, bo w tym momencie tak właśnie się czuła. Miała świadomość, że znajduje się w jednym pomieszczeniu z mordercą, że on chciał od niej czegoś, czego nie do końca rozumiała, że miał na nią tak wiele, a ona… Ona miała zacząć w Nowym Jorku nowe życie. I trafiła w nim na Caleba i nagle wszystko od czego uciekała, wydawało się nie być żadnym problemem.
      — Caleb — odważyła się podnieść spojrzenie i zerknęła prosto w jego ciemne oczy, które wzbudzały swoim wyglądem respekt. Nawet przez te kilk sekund, kiedy się uśmiechał, wcale nie czuła się przy nim pewniej, wręcz przeciwnie — nie chcę ci nic robić — powiedziała, nie odrywając od niego spojrzenia — nie chcę zrobić niczego, co mogłoby cię skrzywdzić lub zranić, nie chcę w żaden sposób twojej krzywdy. Twoje… nasze sprawy są u mnie bezpieczne — zapewniła, a następnie oblizała wargi i wyciągnęła ręce, aby chwycić dłoń chłopaka. Jednocześnie kiwając głową twierdząco na to, że nie musi za dużo wiedzieć. Wolała się z nim nie kłócić — nie chcę dla nas niczego, co nie byłoby dla nas dobre — powiedziała, ściskając mocno jego dłoń, odkładając tabletki obok siebie na kozetkę.
      Podejrzewała, że nie uwierzy jej tak od razu, ale musiała chociaż się postarać o rozbudzenie jego zaufania. Nie chciała mieć w nim wroga, wydarzyło się za dużo, aby tak po prostu odciąć się od Caleba, bo rozumiała już, zwłaszcza po jego kolejnych słowach, że on nie pozwoli jej tak po prostu udawać, że nic się nigdy nie stało, że nic ich nie łączy, że… może tak po prostu pozbyć się go ze swojego życia.
      Chociaż każde słowo, które wypowiadał sprawiało, że bała się coraz mocniej, jego i tego, do czego mógł być zdolny. Po tym co widziała, wierzyła w każde jego słowo, wiedziała, że to nie są puste, nic nie znaczące słowa i to, przerażało ją w tym wszystkim najbardziej.
      — Obiecaj mi jedną rzecz — powiedziała cicho, nadal nie puszczając jego dłoni. Sunęła powoli opuszkami po jego kostkach i długich palcach, na których wciąż były ślady, niby zmytej, krwi — obiecaj mi proszę, że nikt się nigdy nie dowie, o niczym. Wiesz dobrze, co się stanie jeżeli ktokolwiek się dowie, o tym chłopaki i o tym, że ze sobą spaliśmy. Nikt nie może się dowiedzieć.

      M

      Usuń
    18. Jego brew podskoczyła do góry, gdy usłyszał swoje imię w jej ustach. Lubił brzmienie jej głosu, gdy tak się do niego zwracała. Kiedy ją prześladował, nie miał pojęcia, że zdradzenie swojej tożsamości będzie na niego tak działać. Tamta zabawa go kręciła, ale to… To kręciło go jeszcze bardziej. Tak kurewsko pragnął, żeby już zawsze wypowiadała jego imię. Gdy będą się pieprzyć, gdy będzie szczęśliwa, gdy będzie podekscytowana, gdy będzie przestraszona… Chciał je usłyszeć w każdej możliwej odsłonie i nie dopuszczał do siebie, że mogłoby być inaczej. Że Mercy mogłaby… Do niego nie należeć.
      Nie był jednak idiotą, więc żadne z kolejnych jej słów do niego nie trafiało. Zwłaszcza, gdy zaczęła określać to mianem ich spraw. Jakby również pragnęła, żeby to wszystko spoczywało na ich barkach jednakowo. Problem w tym, że Mercy nie była morderczynią, wątpił więc, że naprawdę wzięłaby choć część winy na siebie. Pozwolił jej jednak ująć swoją dłoń i podążył spojrzeniem do jej palców przesuwających się delikatnie po jego skórze. Jej mała rączka stanowiła przyjemny kontrast z jego długimi palcami.
      — Za szybko weszłaś w ten tryb — mruknął, podnosząc wzrok na jej twarz, a konkretniej na jasne oczy. — Powinnaś najpierw udawać, że wszystko przyswoiłaś, dać sobie trochę czasu, a dopiero potem próbować mną manipulować, twierdząc, że nie chcesz dla nas niczego złego. Nie ma żadnych nas, skarbie. Za bardzo się mnie boisz — uśmiechnął się lekko i odepchnął się od biurka, po czym powoli podszedł do brunetki i uklęknął przed kozetką, jednocześnie zamykając jej ręce w swoich. — Ale to się zmieni. Obiecuję. Jeszcze będziemy mieli wspólne sprawy. Jak tylko pogodzisz się z tym wszystkim. Na razie jesteś w szoku i próbujesz mnie przekonać, że będziesz współpracować, bo do głosu doszedł instynkt samozachowawczy. Więc porozmawiamy o tym za kilka dni. Wtedy będziesz ze mną szczera i powiesz, co naprawdę o tym wszystkim myślisz, dobrze? Oczywiście mając na uwadze, że nie jestem zwykłym gówniarzem, którego możesz sobie owinąć wokół palca — uśmiech Caleba lekko się poszerzył. Wyciągnął dłoń i odgarnął z twarzy Mercy kosmyk włosów, zakładając go za ucho.
      Słuchał jej uważnie z przechyloną głową, zastanawiając się, co powinien na to odpowiedzieć.
      — Nie mam żadnego interesu w mówieniu o tym komukolwiek — powtórzył swoje wcześniejsze słowa. — Pilnuję sekretów. Do czasu. Jeśli wystąpisz przeciwko mnie i spróbujesz narobić mi koło dupy, ja odwdzięczę się z nawiązką. Bądź grzeczna, a nic złego się nie stanie. Zachowasz pracę, może nawet będę na tyle miły, że wykonam kilka telefonów i popracujemy nad twoją nogą… Pod warunkiem, że nie spróbujesz zrobić mnie w chuja.

      C

      Usuń
    19. Nie cofała rąk z jego dłoni, chcąc w ten sposób pokazać, że wcale się go nie boi. Gdyby tak było, nie odważyłaby się przecież być tak blisko niego, dotykać go. Robiła to. Była tuż obok, nie wzięła tabletek idąc w zaparte, że głowa ją po prostu nie boli, chociaż miała wrażenie, że zaraz jej wybuchnie czaszka. Chciała mu pokazać, udowodnić, że nie zrobi niczego głupiego, że nie odwróci się od niego, że są w tym razem. Cokolwiek miało się stać. Była tym wszystkim przerażona, ale jeszcze bardziej bała się pokazać mu, że wcale nie zamierzała tak po prostu zgodzić się na to wszystko co mówił, bo… już raz uciekła. Mogła przecież zrobić to jeszcze raz, prawda? Nie wątpiła w jego słowa i w to, co chciał z nią zrobić, czego chciał od niej, ale podejrzewała, że nie byłby na tyle zdeterminowany, aby jej szukać gdzieś poza Nowym Jorkiem czy Toronto. Musiała tylko dobrze się zastanowić gdzie ma zniknąć i jak to utrzymać w sekrecie.
      Zmarszczyła lekko brwi, jej oczy wyrażały najpierw niezrozumienie, a tuż po chwili pokręciła szybko głową.
      — Co? Nie, nie próbuję tobą manipulować — oczywiście, że taki miała plan. Nie podejrzewała jednak, że Caleb ją przejrzy, a przecież powinna była się domyślić, że tak właśnie będzie. — Ale masz rację, boję się, ale jesteśmy my… jesteśmy w tym razem — nie chciała tak po prostu się poddać.
      Spojrzała na ich dłonie. Tym razem swoje w jego rękach i wzięła głęboki oddech, powili podnosząc spojrzenie na jego ciemne oczy. Nie cofnęła rąk, bo wciąż chciała go zapewnić, że są w tym naprawdę razem. Dlatego nie podobało jej się żadne z jego słów, bo chciała to już skończyć, mieć za sobą, skupić się na wymyśleniu, gdzie mogłaby zniknąć.
      — Dobrze — wyszeptała, przymykając powieki, gdy poczuła jego dłoń przy swojej twarzy i wzięła głęboki oddech — dobrze, zrobimy jak chcesz — sprecyzowała, a następnie wypuściła powoli powietrze przez rozchylone usta.
      — Mówiłam, że nie zrobię niczego, co mogłoby cię skrzywdzić — też powtórzyła swoje słowa i powoli uniosła dłoń, aby ułożyć palce na jego nadgarstku, a następnie przesunąć rękę w górę na grzbiet jego dłoni. Przygryzła wargę, oczywiście, że wspomnienie o nodze było kuszące, ale przecież wiedziała, że nic nie można zrobić, ale nadzieja była taka złudna, taka pociągająca — nie kłamałam, naprawdę nie zamierzam niczego ci utrudniać, po prostu, masz rację, boję się co będzie dalej, przyjechałam do Nowego Jorku, żeby ułożyć sobie życie, a już drugiego dnia w mieście spałam z siedemnastolatkiem — wyszeptała, wpatrując się prosto w jego ciemne oczy, nie wspominając o tym wszystkim, co wydarzyło się tej nocy.

      M

      Usuń
    20. Skoro myślała, że nie szukałby jej poza Nowym Jorkiem, to najwyraźniej go nie doceniała. Nie musiał się nawet nad tym zastanawiać, po prostu wiedział, że by jej nie odpuścił, cokolwiek by się wydarzyło i jakkolwiek daleko próbowałaby uciec. Pierwszy raz w całym swoim życiu znalazł się w takiej sytuacji. Bo Caleb nienawidził ludzi. Tolerował, ale ich istnienie było mu skrajnie obojętne. Mercy… Mercy z jakiegoś powodu nie była mu obojętna. Więcej, stała się jego obsesją. Nie było godziny, żeby jego myśli nie uciekały w jej kierunku, nie było dnia, gdy odpuściłby sobie patrzenie na nią; nawet w weekendy obserwował ją z daleka jedynie po to, żeby nacieszyć oczy.
      Więc tak, miała przejebane, bo on nie zamierzał wypuszczać jej ze swoich rąk.
      — Och, skarbie, to urocze, że próbujesz mnie ograć — powiedział, posyłając jej łobuzerski uśmieszek. — Nie wiem czy bardziej kręci mnie twój strach, czy wiara w to, że ci się uda. Chyba obydwa po równo — stwierdził i skinął głową. — Tak. Jesteśmy. Więc cokolwiek planujesz w tej swojej pięknej główce, możesz być pewna, że ci się to nie uda — wymruczał nisko, a w jego głosie przebrzmiała groźba. Bowiem mógł się z nią bawić, ale wszystko miało swoje granice, nawet jego cierpliwość.
      — Grzeczna dziewczynka — wyszeptał, przesuwając dłoń z jej policzka na kark. Wplótł palce w ciemne włosy i złapał za nie, po czym pociągnął mocno do tyłu, jednocześnie wstając z kolan. Nachylił się nad Mercy i zawisł z ustami tuż nad jej wargami, owiewając gorącym oddechem jej bladą twarz. — Obyś mówiła prawdę. Dobrze ci radzę, nie testuj mnie, bo może i z jakiegoś powodu chcę cię dla siebie, ale nie dam się ograć. Chyba, że bardzo chcesz oglądać się przez ramię, wtedy śmiało, możemy się zabawić — dodał wciąż cicho i musnął jej wargi w krótkim, delikatnym pocałunku. Uśmiechnął się i rozluźnił uścisk. Wyprostował się i odsunął, wracając na swoje poprzednie miejsce, czyli na blat biurka. Przysiadł na brzegu i wsunął ręce do kieszeni bluzy, jednocześnie wzruszając ramionami, jakby jej obawy nie robiły na nim wrażenia. Bo nie robiły. Dla niego sprawa była jasna. — Mogę nakreślić ci scenariusz, pytanie tylko, czy tego chcesz.

      C

      Usuń
    21. Była naiwna. Nie rozumiała jeszcze, że Caleb dostał na jej punkcie obsesji. Uwierzyła mu, że to nie jego widziała wśród tłumu skrytego za maską. Naprawdę przyjęła do wiadomości, że miał inne, ważniejsze rzeczy do robienia, niż chodzenie za nią, że to ona, że to jej wyobraźnia szalała i widziała to, czego nie było.
      Dlaczego więc miała się go obawiać, aż tak bardzo? Był blisko niej tylko w dwie noce. Tę pierwszą i dzisiejszą. W obie działo się dużo, za dużo, ale to były tylko dwie noce. Nie mogła tego traktować jak chorej obsesji. Nie śledził jej, nie czuła na sobie jego oddechu, nie musiała się bać każdego dnia. Caleb był groźny, przekonała się o tym dzisiejszej nocy, ale… ale nie był dla niej groźny wcześniej. Owszem, bała się go pierwszej nocy, ale tamten strach mieszał się z podnieceniem.
      — Niczego nie próbuję — powiedziała, patrząc na jego twarz i zaczynając się zastanawiać nad tym czy faktycznie ma jakiekolwiek szanse na wyplątanie się z tego wszystkiego — nic nie planuję, po prostu mi uwierz — mówiła, nie odrywając spojrzenia od jego oczu, chociaż musiała przyznać, że ton jego głosu ją przerażał i myśl, że mógłby dowiedzieć się, co siedziało jej w głowie, była… wiedziała, że nie mógł się dowiedzieć, więc musiała być szczególnie ostrożna.
      Zdusiła w sobie ciche stęknięcie, gdy szarpnął jej włosy i zamknęła oczy, wyczekując w napięciu co się teraz stanie. Oddychała głęboko, czując na sobie jego oddech i powoli otworzyła oczy, słuchając uważnie jego słów. Patrzyła prosto w jego niemal czarne oczy i czuła, jak serce szaleńczo bije jej w piersi. Zadrżała, gdy poczuła jego usta na swoich. Skinęła lekko głową, a kiedy się odsunął, wyprostowała się i spoglądając cały czas na chłopaka, starała się zapanować nad swoim ciałem i oddechem.
      — Tylko ten dobry — powiedziała, powoli zsuwając się z kozetki i wolnym krokiem ruszyła w jego kierunku — nakreśl mi scenariusz, w którym wszystko idzie zgodnie z planem — sięgnęła jego przedramienia, czekając, aż wyciągnie ręce z kieszeni — taki, w którym, gdy wreszcie stąd wyjdziemy, a jutro wrócimy jako uczeń i pracownica, nikt nie będzie na nas spoglądał podejrzliwie.

      M

      Usuń
    22. Cóż, Caleb nie marnował czasu. Od razu po tamtej nocy, dowiedziawszy się, że będzie widywał Mercy codziennie na lekcjach angielskiego, zaczął swoją małą obserwację. Ta z początku była niewinna. Trzymał się w bezpiecznej odległości, chodząc za nią po szkolnych korytarzach. Potem to przestało wystarczać i obserwował ją również po szkole. Wiedział więc, jakie miejsca odwiedzała najczęściej, co robiła w wolnym czasie, co doprowadzało ją do śmiechu, a przez co robiła się smutna. Jeszcze nie zaczął włamywać się do jej mieszkania, by obserwować, jak śpi, ale był tego bliski, bo zdarzało mu się już zawędrować nocą pod jej adres i obserwować zza okna jej głęboki oddech, gdy leżała w swoim łóżku. Tak, zdecydowanie dzieliło go od tego nie dni, a raczej godziny. Gdyby nie zjawiła się tu dzisiaj, z pewnością już odhaczyłby ten punkt na swojej liście. Liście, która ewidentnie świadczyła o jego spierdoleniu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Caleb był tego świadomy; swoich chorych zachowań, swojego wybrakowania. Po prostu pasowało mu takie życie.
      — To źle, że masz mnie za idiotę, skarbie — stwierdził, rzucając jej pełne politowania spojrzenie. — Ale spokojnie, w końcu zrozumiesz — dodał, pozwalając sobie na tajemniczy, wręcz szatański uśmieszek. Mógł jej zaprezentować stopień swojej obsesji. Nie zaszkodziłoby mu to. Pytanie, czy była na to gotowa.
      — Nie zakładałem innej opcji — odpowiedział szczerze, obserwując uważnie każdy jej ruch. Zmrużył oczy, nie wierząc w to całe pragnienie bliskości. Kiedy się obudziła, wyraźnie nie chciała, żeby jej dotykał. Opcje były dwie: albo stłumiła instynkt samozachowawczy i naprawdę pragnęła się zbliżyć, albo wcale go nie stłumiła i próbowała uśpić czujność Ashby’ego. I w jednym, i w drugim przypadku zachowałby się tak samo, więc zrobił po prostu to, na co miał ochotę. Rozszerzył lekko nogi, żeby wcisnąć między nie jej ciało tuż po tym, jak wyjął ręce z kieszeni i chwycił brunetkę w pasie. Splótł dłonie na jej lędźwiach, nie planując pozwalać jej na odsunięcie się. Odetchnął głęboko ich wspólnym zapachem, który wciąż utrzymywał się na jej ciele. Teraz mieszał się z wcale nie taką delikatną wonią krwi, co nakręcało go jeszcze bardziej. Cholera, wystarczyła sekunda, żeby znowu stwardniał od tej boskiej mieszanki i bliskości Mercy. Nie wątpił, że poczuła to na swoim podbrzuszu, gdy ją do siebie przycisnął, ale jakoś nieszczególnie się tym przejmował. I tak już z pewnością miała go za chorego pojeba, gorzej nie będzie.
      — Jeszcze dziś nasz koleżka znajdzie się na dnie oceanu, a jego rodzina znajdzie list informujący o tym, że musiał wyjechać i mają go nie szukać. Ja oraz reszta towarzystwa posprzątamy szkołę, jakby nic się nie wydarzyło. Nikt nie będzie chciał zostać oskarżony o współudział, więc będą siedzieć cicho — powiedział głosem tak pewnym, jakby wcale nie wątpił w taki scenariusz. Bo nie wątpił. — Jeśli chodzi o nas… — podjął, a jego dłonie przesunęły się na pośladki brunetki. — Do końca maja będę cię rżnął do utraty zmysłów tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział. A potem, jak tylko odbiorę dyplom, jestem w stanie zrobić to na scenie podczas rozdania świadectw, byleby wszyscy wiedzieli, że jesteś moja — wymruczał nisko, wodząc nosem po jej policzku i żuchwie. — Ale zadowolę się też jakąś oficjalną randką tuż po ceremonii, nie jestem wybredny — wyszeptał z wargami tuż przy jej skórze.

      C

      Usuń
    23. Słysząc słowa Caleba, wbiła jasne spojrzenie swoich oczu w jego i przez chwilę po prostu przypatrywała mu się z jeszcze większym zdezorientowaniem.
      Nie podobało jej się to, że twierdził, że ma go za idiotę. Nie chciała, żeby tak to odebrał. Chciała jedynie uśpić jego czujność, chciała, żeby myślał, że mu się podporządkuje, że… oblizała wargi, zastanawiając się, co dalej w takim przypadku. Nie mógł wiedzieć, że chciała zniknąć, nie mogła do tego dopuścić.
      Przemilczała jego słowa, bo nie chciała pogarszać swojej sytuacji.
      Skupiła się na tym, żeby przekonać go do tego, że naprawdę nie chciała robić mu kłopotów. Dlatego spoglądała na jego twarz, oddychając spokojnie gdy wysunął dłonie z kieszeni i rozszerzył nogi, aby mogła stanąć jeszcze bliżej. Uśmiechnęła się kącikami ust, czując na sobie jego dłonie. Musiała przezwyciężyć cały strach i postarać się zachować nie tylko spokój, ale przede wszystkim naturalność w swoim zachowaniu, a to… a to do cholery było trudniejsze niż spokój, bo to przecież był nie tylko jej uczeń, ale przede wszystkim morderca i chociaż starała się o tym nie myśleć, nie była w stanie wyrzucić tego z głowy, co zresztą nie było przecież dziwne.
      Zagryzła wargi, gdy poczuła, że stwardniał. Wkładając całą w to całą swoją silną wolę, zmusiła się do tego, aby delikatnie się o niego otrzeć, jednocześnie układając dłonie na jego policzkach. Mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie, całkiem szczerze, bo czując pod palcami ciepło jego skóry miała wrażenie, że nie jest całkiem pozbawiony człowieczeństwa. Nie była głupia, wiedziała, że to nie działa w taki sposób, ale chyba chciała w to po prostu wierzyć. W to, że nie może być przesiąknięty złem do szpiku kości, chociaż próbował jej to wmówić.
      — Czyli nic się dzisiaj nie stało — podsumowała cicho, sunąc spojrzeniem po jego twarzy, uważnie mu się przyglądając. Tak musiała myśleć o tej nocy. Nic się nie stało. Nic się nie wydarzyło, dziś nie istniało. Dziś nie istniało. Tego musiała się trzymać. Nie było morderstwa, nie było Caleba, niczego nie było. Był tylko zamaskowany chłopak i nikt nie wiedział, że wiedziała, a skoro plotkara miała nigdy więcej nie napisać niczego na swojej stronie… — będziesz ją jeszcze czasem zakładał? Kiedy będziesz mnie pieprzył, będziesz miał maskę? — Spytała, a następnie uśmiechnęła się, wciąż walcząc ze sobą — ty zaprosisz mnie, czy będziesz chciał, żebym to ja zaprosiła ciebie na tę randkę? — Przekręciła delikatnie głowę tak, aby ich nosy się zetknęły, a oddechy mieszały ze sobą.

      M

      Usuń
    24. Nie był kretynem, ale nie drążył tematu. Nie uśmiechało mu się wysłuchiwać zaprzeczania i usprawiedliwień, bo on swoje wiedział. Teoretycznie był młody, ale praktycznie przez całe swoje życie obserwował innych ludzi i wiedział w jaki sposób działają. Nie uwierzyłby w ani jedno zaprzeczenie Mercy, tak samo jak nie wierzył w zmianę, która nagle w niej zaszła. Nawet zanim zamordował Marcusa brunetka bała się na tyle, że nie podchodziła do niego z własnej woli. To on ją osaczał, on się zbliżał. Wprawdzie reagowała na jego działania, ale nie wychodziła z inicjatywą. A nie wiedziała wówczas, do czego Caleb był zdolny. Po tym wszystkim miałaby nagle zmienić zdanie i szukać kontaktu? Naprawdę miała go za debila.
      A on zamierzał jej pokazać, że nie pozwoli tak łatwo się ograć.
      Uśmiechnął się, czując ruch jej bioder i przycisnął ją do siebie z cichym sykiem. Bez problemu byłby w stanie dobrać się do niej kolejny raz. Właściwie to właśnie planował zrobić, choć nie tak szybko. Chciał najpierw doprowadzić ją na skraj wytrzymałości; postawić wszystkie nerwy w najwyższej gotowości, a potem zerżnąć ją do utraty przytomności, wciąż z krwią Marcusa na swoich rękach. Tylko po to, żeby udowodnić, że może to zrobić.
      — Właśnie. Nic się dzisiaj nie stało — przytaknął i uniósł jedną dłoń, żeby ułożyć ją na nadgarstku Mercy. Przez chwilę przesuwał palcami po jej przedramieniu, jakby robił to odruchowo, choć jego cel był skrajnie inny. — Jeśli tego właśnie chcesz, maleńka — wymruczał z łobuzerskim uśmieszkiem. Szkoda, że maska została w gabinecie dyrektora, bo najchętniej włożyłby ją już teraz. — Zapraszam cię już teraz. Masz trzy miesiące, żeby się do niej przygotować — wyszeptał, mimochodem ściskając lekko jej nadgarstek. Przechylił głowę, czując pod palcami przyspieszony puls. Nie wiedział jednak, czy chodzi o strach, czy prawdziwe podniecenie. Był tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć.
      Objął ją pewnie w pasie jednym ramieniem, a drugą ręką podążył szybkim ruchem do rozporka jej spodni. Odpiął guzik i nie zawracając sobie głowy delikatnością, natychmiast wsunął palce pod materiał bielizny i przesunął opuszkami po jej cipce.
      — Może zachowujesz się tak, jakby wszystko było w porządku, ale twoje ciało nie kłamie — powiedział, wyjmując dłoń i pokazując jej suche palce. — Poważnie myślisz, że nie zerżnę cię za chwilę tylko po to, żeby coś ci uświadomić? Zastanów się dobrze, czy chcesz mydlić mi oczy. Próbuj dalej mną manipulować, a zwiążę cię i wypieprzę w tę suchą cipkę — wyszeptał z ustami tuż przy jej ustach i uśmiechnął się mrocznie. — Co knujesz w tej swojej ślicznej główce? Jaki chytry plan chcesz zrealizować?

      C

      Usuń
    25. Powinna była przewidzieć, że jej pomysł jest idiotyczny. Tak bardzo nie chciała mu pokazać, że ma zamiar przed nim uciec z Nowego Jorku, być może całkiem ze Stanów Zjednoczonych, że za wszelką cenę chciała mu udowodnić, że wszystko jest w porządku.
      Nie przeszło jej przez myśl, że jeszcze, nim doszło do zbrodni, sama i tak nie chciała się do niego zbliżać. Nie przemyślała tego. Nie dziwne, prawda? Nie miała czasu na obmyślanie planu działania. Jedyne czym się kierowała to to, że chciała wrócić tej nocy do swojego mieszkania, położyć się w swoim łóżku i zacząć planować, co dokładnie będzie dalej.
      Kiedy przytaknął na jej słowa odetchnęła, bo wydawało jej się, że trafiła, że teraz już wszystko pójdzie gładko, z górki, że wróci do domu z myślą, że udało jej się go nieco… ugłaskać?
      Zerknęła na jego dłoń, gładzącą jej rękę. Uśmiechała się przy tym lekko, bo naprawdę myślała, że teraz już będzie dobrze. Dobrze i łatwo.
      — I będziesz czasem zniżał głos? — Spytała, przesuwając wciąż rękoma po jego policzkach. Sama mówiła znacznie ciszej niż było to konieczne, ale łudziła się, naprawdę łudziła się, że to wszystko po prostu się uda. Ponownie delikatnie otarła się o jego krocze, może licząc, że jakimś cudem rozbudzi też podniecenie w samej sobie — i rękawiczki — wspięła się lekko na palce, aby sięgnąć ustami jego ucha — dotyk skóry już zawsze będzie mi się kojarzył tylko z tobą — szepnęła. Nie kłamała, po tamtej nocy nie raz wyobrażała sobie dotyk dłoni okrytych skórzanymi rękawiczkami. W tej chwili wiedziała jednak, że nie będzie już tego robiła. Była tego pewna. — To będzie pierwsza randka, na którą będę musiała tyle czekać — uśmiechnęła się lekko — ale podoba mi się ten pomysł. To czekanie — stwierdziła, niemal powstrzymując się przed szerokim uśmiechem, bo według niej, wszystko szło w tak dobrym kierunku.
      Nie przestraszyła się, kiedy nagle tak mocno ją chwycił. Spojrzała jednak na niego szeroko otwartymi oczami, kiedy jego ręka wsunęła się pod jej spodnie. Syknęła cicho, czując jego palce. Nie zrobił tego mocno czy szybko, ale jego dotyk, gdy jej cipka była sucha, nabrzmiała i wymęczona po tym, co działo się w gabinecie dyrektora, była cholernie wrażliwa, sam szew spodni doprowadzał ją do szału, po tym, gdy nie oddał jej majtek.
      Poczuła dreszcz, słysząc jego słowa i mimowolnie przenosząc spojrzenie na jego uniesione palce. Przełknęła ślinę, czując jak grunt, którego była pewna, osuwa się jej spod nóg.
      — Nie zrobisz tego — wyszeptała cicho, z trudem zbierając w sobie odwagę, swoim ciepłym oddechem muskając jego wargi — jeżeli to zrobisz, nigdy nie będę twoja — chyba oszalała, mówiąc coś takiego, bo przecież Ashby wyraził się jasno, dopadnie ją, ale nie mogła przecież tak po prostu się poddać — a przecież tego chcesz. Chcesz mnie, ale jak mnie teraz weźmiesz, to będzie ostatni raz. Chcę po prostu wrócić do domu — wyszeptała, wciąż czując, jak jej serce pospiesznie bije, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi, bo zdawała sobie sprawę, że stawiając się mu, może go tylko wkurwić.

      M

      Usuń
    26. Zmrużył lekko oczy i przechylił głowę w bok, przypatrując jej się uważnie i równie uważnie słuchając jej słów. Jeśli miałby zgadywać, strzelałby, że ona również o nim fantazjowała, nawet jeżeli nie chciała się do tego przyznać. To z kolei wywołało na jego twarzy łobuzerski, choć przy tym szczery uśmiech.
      Ale Mercy szybko to zepsuła, wciąż próbując go ograć. Stłumił ciężkie westchnienie i zacisnął wargi w wąską linię, czując, że znowu się o niego otarła. Zamiast sprawić mu to przyjemność, zaczęło go wkurwiać. Miał ochotę złapać ją za szyję i dobitnie uświadomić, jak bardzo doprowadza go do krawędzi swoim zachowaniem, ale poprzestał na zaciśnięciu ręki na jej boku.
      — Nie widzę przeciwwskazań — odpowiedział cichym, niskim głosem, dokładnie tym samym, którego używał, gdy jeszcze miał na twarzy maskę, a ona nie miała pojęcia kim był. Jednak na kolejną prośbę pokręcił przecząco głową i sam nachylił się w jej stronę, sięgając wargami ucha, które owiał gorącym oddechem. — Teraz, kiedy dowiedziałem się, jak to jest cię dotykać, nie ma takiej opcji — szepnął i musnął wargami ciepłą, pulsującą szaleńczo szyję. — Tak? Czekanie? Nie to, że teoretycznie będziesz miała ode mnie spokój na tak długo? Mówię teoretycznie, bo nie mam zamiaru trzymać się z daleka — wymruczał jeszcze zanim zechciał jej udowodnić, że nie da tak łatwo zrobić z siebie jebanego kretyna.
      — To wyzwanie? — zapytał i uśmiechnął się, ale tym razem jego uśmiech nie był ani trochę szczery, wręcz przeciwnie. Stał się drapieżny, zimny i wredny. Chciał zdjąć jej spodnie i zerżnąć tu i teraz, ale jej kolejne słowa go przed tym powstrzymały.
      Co wcale nie oznaczało, że chciał zostawić to wszystko tak jak było. Nie zgwałciłby jej, na pewno nie tknąłby jej swoim kutasem, gdy była taka sucha, ale coś mógł zrobił. Dlatego ścisnął mocno jej talię, a potem zadziałał błyskawicznie. Najpierw wysunął się spod niej, a następnie przyparł ją do biurka, dociskając jej ciało do blatu swoim torsem.
      — Może i masz rację. Nie wezmę cię wbrew twojej woli, bo nawet moje spierdolenie ma swoje granice — warknął do jej ucha, chwytając ją jedną ręką za włosy tuż nad karkiem. Drugą najpierw włożył do swoich ust i poślinił, po czym podążył w dół to odpiętych spodni i dotknął palcami wzgórka łonowego. — Ale mogę sprawić, że staniesz się mokra i dojdziesz tu i teraz na moich palcach, które wciąż mają na sobie trochę krwi, a potem się za to znienawidzisz, bo przecież jestem psycholem. Będziesz krzyczeć i błagać, żebym nie przestawał. Chyba że będziesz teraz grzeczną dziewczynką i powiesz mi, co sobie wymyśliłaś — mówił cicho, a z każdym słowem jego ręka przesuwała się niżej, aż dotknął łechtaczki i zaczął ją lekko, umiejętnie pobudzać. — Co próbujesz zrobić, Mercy?

      C

      Usuń
    27. Oczywiście, że była z siebie zadowolona. Przynajmniej jeszcze. Przymknęła powieki, gdy dotykał jej szyi swoimi wargami, bo chociaż psychicznie wcale jej się to nie podobało, jej ciało reagowało na znajome bodźce, które wysyłały jasny sygnał. Wiedziała, że nie powinna odchylać głowy i dawać mu większego dostępu do szyi, ale i tak to zrobiła.
      — Mhm — wymruczała cicho. Może gdyby grali tak dłużej doprowadziłaby się do stanu, w którym podniecenie wzięłoby górę. Może gdyby nie spieszył się tak ze sprawdzeniem w jakim stanie jest jej cipka, byłaby w stanie przezwyciężać w sobie całych strach i przerażenie. Może. Nie zdążyła się jednak o tym przekonać, bo Caleb, zdecydowanie nie był zwykłym osiemnastolatkiem.
      To, co się stało, wydarzyło się tak szybko, że Mercy nie miała pewności, w którym dokładnie momencie wyginała plecy, przygniatana ciężarem nastolatka, wsłuchując się w jego nieprzyjemne słowa.
      Obserwowała z przerażeniem jego twarz, sycząc, gdy chwycił jej włosy. Widziała co robił, słyszała jego słowa, ale dopóki nie poczuła jego palców na swojej skórze, nie chciała wierzyć, że naprawdę mógłby to zrobić.
      — Nie rób tego — powiedziała, poruszając się niespokojnie, gdy nie przestawał mówić i sunąć dłonią w dół. Zacisnęła powieki, nie chcąc myśleć o krwi na jego dłoniach. O tym, że dotykał jej nimi, że właśnie jego palce znajdowały się w jej spodniach, że dotykały jej kobiecości, że jej zdradziecka cipka była w stanie zareagować dokładnie tak, jak mówił, jeżeli nie cofnie ręki — proszę przestań — powiedziała, wciąż z zaciśniętymi powiekami. Odchyliła głowę i wzięła głęboki oddech, zastanawiając się, co ma zrobić. Pozwolić mu na zrealizowanie swojego planu czy spieprzyć własny, który był jedynie zalążkiem.
      Musiała szybko podjąć decyzję, bo nie przestawał jej dotykać, a nie ufała swojemu ciału. Nie, kiedy to on jej dotykał.
      — Chcę wrócić do domu — powtórzyła. Sama nie wiedziała, który dokładnie dom miała na myśli. Toronto? Paryż? Na pewno nie ten w Nowym Jorku — próbuję wrócić i zapomnieć co się tutaj stało — wydusiła, z całych sił zaciskając powieki, aby nie widzieć tego, co mogła wyrażać jego twarz. I walcząc ze sobą, aby przypadkiem nie zacząć poruszać biodrami, gdy wciąż czuła jego palce na sobie — nic więcej, po prostu pozwól mi wyjść.

      M

      Usuń
    28. Będąc tak blisko jej szyi, obserwując, jak brunetka odchyliła do tyłu głowę, nie potrafił mimo wszystko powstrzymać się przed wysunięciem języka i polizaniem jej słonej skóry. Zamruczał z uznaniem, rozkoszując się smakiem, który zdążył poznać już wcześniej, ale wciąż nie miał go dość i wątpił, że kiedykolwiek mu się znudzi.
      Przynajmniej zanim naprawdę mocno Mercy go podkurwiła. A Caleb bardzo nie lubił, gdy ktoś go wkurwiał. Marcus to zrobił i leżał martwy w kawałkach. Panny Leclerc nie chciał zabijać, więc sam fakt, że próbowała go do takiego stanu doprowadzić wkurwiał go jeszcze bardziej i w ten sposób koło się zapętlało. Nie wiedział jednak, w jaki sposób przemówić jej do rozumu i pokazać, że choć teraz nie zachowywał się jak najlepsza wersja siebie, tak naprawdę wciąż może być najcudowniejszym co ją w życiu spotkało. Ale problem z neurotypowymi ludźmi polegał na tym, że przekonanie ich do wyłączenia w sobie człowieczeństwa nie było łatwe. Caleb nie miał tego problemu, nie wiedział czym są uczucia, więc się z nimi nie pierdolił. Owszem, miał swoje granice, ale nie umiałby wskazać z czego one wynikały. Po prostu pewnych rzeczy nie robił, na przykład nie gwałcił kobiet.
      Ale mógł zrobić Mercy coś znacznie gorszego.
      — Patrz na mnie — warknął i szarpnął ją mocniej za włosy, zmuszając do otwarcia oczu. Próbował odgadnąć, co dostrzega w jasnych tęczówkach, ale tych uczuć zdawało się w nich tkwić tak wiele, że miał z tym niemały problem. — Ja też kazałem ci przestać robić ze mnie debila. Ale czy mnie posłuchałaś, maleńka? Nie, nie posłuchałaś. Dlatego znajdujesz się teraz w tej sytuacji — syknął i niemal się uśmiechnął, gdy jego dłoń przesunęła się odrobinę niżej, a on nie poczuł takiej suchości jak wcześniej. Zanim jednak wrócił do krążenia palcami wokół łechtaczki, wyjął rękę z jej spodni i uniósł ją do swoich ust, żeby ponownie poślinić palce. Bez wahania dotknął ponownie wyraźnie opuchniętej cipki, tym razem pewniej, z nieco mocniejszym naciskiem i szybszym tempem. Czuł, jak łechtaczka twardnieje i nabrzmiewa pod jego dotykiem, a właśnie o to mu chodziło.
      — Do domu — powtórzył w zamyśleniu, ale jego ręka nie przestała się poruszać. — wrócić do domu i zapomnieć, mówisz — mruknął i nachylił się nad szyją brunetki. — O wszystkim? Chciałabyś zapomnieć o tym, co robiliśmy w gabinecie? Jak dobrze ci było? Jak krzyczałaś moje imię i się pode mną wiłaś? O tym też chcesz zapomnieć, skarbie? — wyszeptał i powoli wsunął w nią palce, od razu odnajdując opuszkami chropowaty punkt.

      C

      Usuń
    29. Zacisnęła z całej siły wargi, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, gdy dotknął jej rozgrzanej szyi językiem.
      Miała ochotę przywalić sobie samej za to, że ten chłopak działał na nią w taki sposób. Nie mieściło jej się to w głowie, jakim cudem po tym wszystkim mogła w ogóle zostać z nim w jednym pomieszczeniu.
      Syknęła z bólu i otworzyła oczy, gdy warknął nieprzyjemnie, jednocześnie ją szarpiąc. Rozchyliła wargi, oddychając nerwowo, głęboko, słuchając każdego słowa padającego z jego ust. Wpatrywała się przy tym w jego czarne oczy, czując, jak jego palce dotknęły cipki, która powili stawała się mokra.
      — Nie robiłam z ciebie debila — powiedziała, nie odrywając od niego oczu. Starała się. Naprawdę starała się ze wszystkich sił sprawić, aby jej ciało się zbuntowało. Nie chciała czuć przyjemności, gdy jej dotykał. Nie chciała myśleć o tym, że powinien się po prostu zamknąć i ją pocałować. A jednak, chociaż niewiele brakowało, aby zaczęła się trząś ze strachu, jednocześnie tak samo niewiele brakowało do tego, aby zaczęła się trząś z niecierpliwości, aby go poczuć — ja po prostu, chcę — urwała, nie mogąc zebrać swoich myśli w jedną, sensowną całość — chciałabym — spróbowała na nowo, ale skończyło się w ten sam sposób. Urwanym zdaniem.
      — Tak — szepnęła, gdy powtórzył jej słowa — tak, do domu — wydusiła z siebie, głęboko oddychając — tak — sapnęła, chociaż nie była pewna czy potwierdzała jego słowa czy raczej miała na myśli to, jak robiło jej się dobrze od jego pieszczot i tego, jak blisko siebie znalazły się ich głowy. Podniosła rękę i wplotła palce w jego ciemne włosy, w pierwszym odruchu mocno je zaciskając po prostu, a po chwili odciągnęła jego głowę, chcąc spojrzeć w jego oczy. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć, zagryzła jedynie mocno wargi, czując jak wszedł w nią palcami, a jej biodra wyrwały się mu naprzeciw — ciebie też znienawidzę za to wszystko — nie odpowiedziała na jego pytania, bo sama nie wiedziała. Chciałaby zapomnieć, że to Caleb, uczeń szkoły średniej, ale wszystko to co z nią zrobił, do jakiego doprowadził ją stanu… o tym nie chciała zapominać — przestań — nie krzyknęła, ale powiedziała znacznie głośniej, czując, że jeżeli jej nie zostawi, naprawdę poza nienawiścią będzie czuła do siebie obrzydzenie. Nie mogła pozwolić na to, aby doprowadził ją do spełnienia — błagam, przestań! Chciałam wyjechać, chciałam uciec, nie chciałam nic nikomu mówić, byłbyś bezpieczny! — Wydyszała, nie była głupia. Wiedziała, że na workach były jej odciski palców, nie wsypałaby go. Po prostu chciała zniknąć, znowu.

      M

      Usuń
    30. Uśmiechnął się, kiedy posłusznie otworzyła, ale to zdecydowanie nie był szczery uśmiech. Gdyby zobaczył go w lustrze, zapewne sam uznałby swój własny wyraz twarzy za dość niepokojący. Im mocniej Mercy mu się opierała, tym więcej szaleństwa błyszczało w jego ciemnych oczach. Gonił za nią wystarczająco długo. Miesiące obserwowania jej z daleka nadszarpnęły jego cierpliwość, teraz chciał, żeby przestała bawić się z nim w kotka i myszkę. Musiała być jego. Dziś opuści mury tej szkoły jako jego własność albo nie opuści jej wcale. Caleb nie bawił się w półśrodki, choć szkoda byłoby pozbyć się nowej błyszczącej zabawki tak szybko.
      No i pomijając wkurwienie, które teraz czuł, podobało mu się to wszystko. Mercy stanowiła wyzwanie i nie była nudna. Nuda była najgorsza dla takich ludzi jak on. Kiedy się nudzili, zaczynali odwalać różne dziwne rzeczy. Jak choćby wymyślanie podchodów.
      — Oszczędź tego i sobie, i mnie — odpowiedział i rozchylił wargi, a jego oddech nieznacznie przyspieszył. Samo czucie jej wilgoci pod palcami, jej ciała odpowiadającego tak chętnie na jego pieszczoty mimo jej wstrętu sprawiło, że jego kutas kolejny raz stał na baczność gotowy na następną rundę. Tym razem jednak musiał obejść się smakiem. Miał konkretny plan i popęd seksualny nie mógł mu tego zepsuć.
      — Po prostu chcesz…? — powtórzył po niej i uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem, wiedząc, że to on jest powodem tego, że nie mogła zebrać myśli. — Chciałabyś…? — ponownie nieco ją podjudził, ale w tym samym momencie jego palec wskazujący nacisnął mocniej. Zamruczał z uznaniem, czując jej palce w swoich włosach, a zaraz potem cicho syknął i spojrzał na nią z mieszaniną zaskoczenia i zachwytu. Boże, była idealna. Idealna dla niego. Pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy, ale teraz każdy jej ruch utwierdzał go w przekonaniu, że nie zamierzał jej odpuszczać. Warknął pod nosem i do dwóch palców dołożył trzeci, rozgaszczając się na dobre w jej cipce. Gdyby nie ograniczał go materiał jej spodni i własne biodra, zacząłby poruszać dłonią w szaleńczym tempie. Ledwo się kontrolował.
      — Nie, skarbie. Nienawidzisz mnie teraz. Ale sprawię, że będziesz ode mnie uzależniona, nie martw się — wymruczał i zacieśnił uścisk na jej włosach. Uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy kazała mu przestać i zrobił coś dokładnie odwrotnego, przyspieszył i zintensyfikował swoje pieszczoty. Po pomieszczeniu rozszedł się charakterystyczny odgłos, gdy jego palce wnikały w nią coraz głębiej.
      Po jej kolejnych słowach jednak gwałtownie się zatrzymał. Szkoda, bo czuł, jak jej mięśnie zaczynały się na nim zaciskać, ale przecież obiecał, że przestanie, gdy powie, co takiego zaplanowała.
      — Tak trudne to było? — spytał, jak gdyby nigdy nic i wyjął palce z jej wnętrza, a następnie ze spodni. Dłonią, którą dotychczas trzymał jej włosy podążył do rozporka jej spodni i zapiął go, jednocześnie podnosząc się z jej ciała. Drugą rękę, wciąż wilgotną od jej soków, podniósł do swojej twarzy i najpierw zaciągnął się zapachem, a następnie zaczął oblizywać swoje palce. — Nigdzie nie wyjedziesz — oznajmiał, nie pytał. — A nawet jeśli, znajdę cię. Nie uwolnisz się ode mnie. Zresztą zaryzykowałbym stwierdzenie, że chyba nawet nie chcesz — uśmiechnął się wrednie i środkowy palec, którego nie oblizał, wsunął między jej wargi. — Twoja cipka nie kłamie — szepnął, przyglądając jej się błyszczącymi oczami.

      C

      Usuń
    31. Gdyby tylko miała świadomość, że swoim zachowaniem go jedynie bardziej nakręca… odpuściłaby. Pozwoliłaby mu na zrobienie wszystkiego, czego pragnął. To nie było jednak w jej naturze. Pewne jej cechy przygasły, jakby wypadek, który przeżyła sprawił, że część jej osobowości zapadła w długi sen, ale Caleb… Caleb sprawiał, że Leclerc się wybudzała z tego dziwnego snu, w którym trwała. Był jedynym człowiekiem w Nowym Jorku, który potrafił w niej rozbudzić emocje. Uczucia. Niekoniecznie pozytywne, ale w momencie, w którym przez miesiące żyła jakby odcięta od czucia, wszystko co dostawała było… wyjątkowe. Bo czuła. Znowu.
      — Caleb, proszę — powiedziała, wciąż wpatrzona w jego czarne oczy. Walczyła ze sobą, przez cały ten czas starała się mu nie poddać, nie pozwolić na to, aby jego słowa stały się prawdą. Nie mogła błagać go o więcej, ale mimo ciągłego przywoływania obrazu z kantorka woźnego, gdy znalazła go zakrwawionego, jej cipka wciąż nabierała wilgoci, a sama Mercy czuła, że jest złym człowiekiem. Powinna przestać. Nie mogła go pragnąć. Było tyle powodów, aby tego nie robić i tak niewiele… nie było żadnego, aby sobie na to pozwolić. Potrafił ją rozbudzić, potrafił jej dać to, czego jeszcze nigdy nie doświadczyła, ale to nie oznaczało, że gdzieś na świecie nie ma kogoś jeszcze, kto byłby w stanie to zrobić.
      — Chciała… — urwała jednak w połowie słowa, a dźwięk zmienił się w jęk wyrywający się z jej ust. Była tak blisko — kurwa — wyszeptała cicho, dysząc ciężko, gdy dołożył kolejny palec. Zacisnęła ponownie powieki, musząc się skupić. Musiała myśleć jedynie o tym, że nie może mu pozwolić na takie traktowanie, że nie mógł tak po prostu jej dotykać i liczyć, że ujdzie mu to płazem.
      Otworzyła oczy, gdy mocniej chwycił jej włosy. Dyszała ciężko, gdy przyspieszył, a jej biodra mimowolnie dostosowywały się do nadawanego tempa i miał rację, nienawidziła siebie za to, że nie była w stanie panować nad swoim ciałem.
      Nie przestała dyszeć, gdy cofnął dłoń i tak po prostu zapiął jej spodnie, odzywając się, jakby wcale nie brakowało jej tak niewiele do spełnienia. Ścisnęła mocno ze sobą uda, gdy jej cipka zacisnęła się na pustce, a ona zrozumiała, że tak naprawdę wcale nie chciała, aby przestawał. Jej ciało tego nie chciało. Obserwując, co robił ze swoimi palcami w jej sokach, ponownie jej mięśnie się zacisnęły, a słowa, które wypowiadał… jednakowo chciała, żeby ją zatrzymał jak i jej nie znalazł.
      — Nie możemy — wyszeptała, gdy już zlizała swoje podniecenie z jego palca, czując frustrację, że nie osiągnęła spełnienia, które było tak blisko, ale cena za nie była tak wysoka… za wysoka. Miała ochotę dokończyć sama, ale to wcale nie świadczyłoby o niej lepiej. Stała, podpierając się biurka i walczyła ze sobą. Spoglądała na niego, wciąż ciężko oddychając, to zerkała na czubki swoich butów i nie miała pojęcia, co ma, kurwa, zrobić.
      Po chwili odepchnęła się biodrami od blatu i podeszła do Ashby’ego szybkim krokiem. Chwyciła jego policzki i wpiła się w jego usta, ocierając się jednocześnie o niego, zamykając powieki.
      — Zostawił mnie — wyszeptała w jego wargi, z całych sił wciąż zaciskając powieki — kiedy przestałam być mu potrzebna, zostawił mnie. Nie przeżyję tego drugi raz — potrzebowała być… chciana. A Caleb przecież jej chciał.

      M

      Usuń
    32. — O co mnie prosisz, maleńka? — wymruczał nisko, ale nie dał jej dojść do słowa. Gdyby zaczęła go prosić, żeby ją zostawił, chyba nie potrafiłby poradzić sobie ze złością, dlatego na krótki, choć bardzo intensywny moment wpił się w jej wargi. Odsunął się nieco zdyszany, ponownie wbijając w nią swoje ciemne spojrzenie. Obserwował, jak zaciskały się jej powieki, jak rozchylały wargi, jak rumieniec pokrywał jej policzki i czuł, że odpowiadała na każdy ruch jego palców w jej wnętrzu. Sam na chwilę przymknął oczy, gdy z jej słodkich ust wyrwało się przekleństwo, a w połączeniu z mięśniami, które zaczęły wokół niego pracować tak naprawdę nie chciał dotrzymywać słowa i kończyć po usłyszeniu odpowiedzi. Wiele by dał, żeby wbić w nią swojego kutasa, gdy będzie przeżywała orgazm, ale to wszystko miało być karą, nie nagrodą.
      Właśnie dlatego ostatecznie wyjął dłoń i się odsunął, chociaż widok Mercy zlizującej swoją wilgoć z jego palca poważnie nadszarpnął jego samokontrolą. Następnie wcisnął dłoń do kieszeni spodni i wycofał pod ścianę, opierając się o nią plecami naprzeciw brunetki.
      — Niby dlaczego? — warknął, wywracając oczami. — Bo jesteś starsza? Bo jesteś asystentką mojego nauczyciela? Ja pierdolę, Mer, wyciągnij głowę z tyłka i spójrz na to szerzej. Nie żyjemy w średniowieczu — mruknął. Caleb nie przywykł do ograniczeń. Robił co chciał i kiedy chciał, nie patrząc na konsekwencje ani na to, w jaki sposób ktoś go będzie odbierał. Miał to w naprawdę głębokim poważaniu i nie widział powodu, by Mercy również miała się czymkolwiek przejmować. Oczywiście nie zamierzał robić jej problemów i pozbawiać pracy obnoszeniem się z ich relacją, ale po zakończeniu szkoły nie widział nawet jednego powodu, który miałby ich przed czymś powstrzymywać.
      Jego brwi podskoczyły, bo to był swego rodzaju plottwist, którego się nie spodziewał. Nie odebrał tego w kategorii manipulacji, raczej jako walkę z samą sobą, więc bez większego wahania objął ją ramionami w pasie, pragnąc ją przekonać do swojego punktu widzenia za wszelką cenę. Odwzajemnił pocałunek, znacznie go pogłębiając i mrucząc cicho, gdy się o niego otarła. Zsunął ręce na jej pośladki i przycisnął do siebie, gotów dokończyć to co przed chwilą przerwał swoimi palcami.
      Ale wtedy ona się odezwała. Mimo zaskoczenia Caleb dość szybko przetworzył padające z ust dziewczyny słowa i zesztywniał, przestając odwzajemniać pocałunki. Och, więc tym dla niej był? Substytutem jakiegoś kolesia z przeszłości? Kimś, na kogo leciała tylko dlatego, że poświęcił jej uwagę?
      Złapał ją za szczękę i odchylił jej głowę, patrząc lodowato w jej jasne oczy.
      — Jestem dla ciebie zapchajdziurą, maleńka? — zapytał niskim, złowieszczym tonem, wbijając palce w jej skórę. Obrócił się i cisnął nią o ścianę, nie puszczając jej twarzy. — Ustalmy sobie jedną rzecz. W mojej obecności nie istnieje dla ciebie żaden inny koleś. Nie będziesz o nim mówić, myśleć, nie będziesz nas, kurwa, porównywać — zsunął dłoń na jej szyję i przydusił. Nie odciął całkiem dopływu powietrza, ale też nie zrobił tego zbyt lekko. — Rozumiemy się? — warknął.

      C

      Usuń
    33. Westchnęła w jego wargi podczas pocałunku, całkowicie zaskoczona tym, że w ogóle go zainicjował. Jego miękkie wargi na jej własnych sprawiały, że jedynie trudniej było jej zachować stanowczość i opierać mu się, chociaż dobrze wiedziała, że powinna.
      Dlatego czuła tak dużą frustrację i rozczarowanie, gdy Caleb tak po prostu przerwał i naprawdę zostawił ją tak blisko orgazmu, całą rozpaloną, skupiając się na tym wszystkim, co było ważne. To ona powinna z taką łatwością wrócić do siebie, do rozmowy, która była najważniejsza.
      — Bo byłeś niepełnoletni! — Krzyknęła, wpatrując się w niego. Nie podobało jej się to, co mówił — gdybyś chociaż miał skończone osiemnaście lat… Caleb, nikogo nie będzie obchodziło, że teraz już je masz! Jak ktoś się dowie — pokręciła głową. Poza tym… czego on właściwie chciał od niej? Pomijając to, aby była jego. Co dokładnie miał przez to na myśli? Chciał związku? Wspominał o randce… A Mercy miała w tym momencie taki mętlik w głowie, że tak właściwie nic nie wiedziała, niczego nie rozumiała. Nie miała pojęcia, do czego to wszystko prowadzi. O czym tak właściwie rozmawiali. Wiedziała jedynie, że Caleb Ashby był cholernie pociągający, przerażający i jako jedyny potrafił sprawić, że podczas seksu czuła się jak na prawdziwym haju.
      Jęknęła cicho, gdy ścisnął jej pośladki. Poruszyła lekko biodrami, raz jeszcze się o niego ocierając i nie odrywając ust od jego ust. Do czasu, aż postanowiła się odezwać. Czego cholernie szybko pożałowała.
      Zmrużyła powieki, gdy złapał ją nagle i mocno. Odchyliła od razu głowę, mimo chwytu próbując zaprzeczyć jej ruchem.
      — Nie, to nie tak — szepnęła, a następnie zdusiła w sobie sapnięcie, gdy uderzyła plecami o ścianę, a jego palce wciąż ściskały jej szczękę. Wzięła oddech, chcąc mu wytłumaczyć, co dokładnie miała na myśli, ale wtedy poczuła jego dłoń na szyi. Rozchyliła wargi z przerażeniem patrząc prosto w jego ciemne oczy. Skinęła lekko głową, dokładnie rozumiejąc, że nie miała już możliwości wytłumaczenia. Wiedziała też, że mimo tego cholernego pożądania, musiała i tak spróbować uciec. — Rozumiem — szepnęła, obawiając się, że zaraz zaciśnie mocniej rękę, jeżeli nie odpowie mu również słowami — jesteś tylko ty, Caleb — dodała równie cicho, podnosząc dłonie i ułożywszy je na jego nadgarstku, zaczęła gładzić jego rękę, chcąc sprawić, aby rozluźnił swój uścisk.

      M

      Usuń
  3. Nieużywana, stara część piwnicy

    OdpowiedzUsuń
  4. Szatnia żeńska przy sali gimnastycznej

    OdpowiedzUsuń
  5. Szatnia męska przy sali gimnastycznej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sunghoon nie liczył na nowe znajomości czy zacieśnianie więzi, jednak naprawdę nie spodziewał się tego, że bez zamiany z nikim kilku słów, każdy z obecnych tu łowców, postanowi rozbiec się po placówce zostawiając go samego z… no właśnie, z usposobieniem Golden Retrivera, w ludzkiej postaci. A przynajmniej takie wzmianki widział o nim na stronie organizatorki tej imprezy, no i takie też wrażenie sprawiał sam zainteresowany, kiedy jego źrenice powiększyły się do niebotycznych rozmiarów, a otaczający go świat przestał dla niego istnieć, gdy ten zatracił się we własnych myślach.
      Po przejściu długości korytarza, Sunghoon zatrzymał się przy jednej z gablot, w której znajdowało się jego zdjęcie. Czy tego chciał, czy też nie, nazwisko zobowiązywało, a o ile jego siostra dalej uczyła się w murach tej samej szkoły, a rodzice składali hojne darowizny, tak pod jego uśmiechniętą twarzą, dalej będzie widnieć wypolerowana plakietka z napisem Absolwent roku 2018/2019. Owszem, wiedział, gdzie był i dalej pamiętał wszelakie kryjówki, o których istnieniu wiedzieli jedynie nieliczni.
      Zaśmiał się pod nosem, a kiedy poczuł za sobą obecność bruneta, odwrócił się na pięcie i zmierzył uważnym spojrzeniem.
      — Muszę ci pomóc — Przytaczając słowa Minsoo, pokiwał kilkakrotnie głową, jakby głęboko zastanawiał się nad sensem jego wypowiedzi. Dalej nie znał go na tyle, by określić, czy chłopak jest osobą śmiałą i otwartą, nie bojącą się wprost podzielić własnymi spostrzeżeniami, czy po prostu arogancką, oczekującą, że to on zaprowadzi ich do tego, czego poszukują. Bo wątpił, że polowali na tę samą osobę, jednak nie zaszkodziło się upewnić, bez wyjawienia żadnych szczegółów. W końcu to kogo szukał i dlaczego dalej było okryte tajemnicą.
      — A kto powiedział, że zmierzamy w tym samym celu? — zagadnął, pochylając się nad brunetem, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Z kamiennym wyrazem twarzy, wpatrywał się w Minsoo, zupełnie jakby chciał wedrzeć się do jego duszy i wyrwać z niej wszystkie skrywane tajemnice. — Czy wiem, gdzie mogli pójść? Zależy o kim mowa. — Delikatnie przechylił głowę w bok, zupełnie jakby brunet był obiektem naukowym wystawionym na obserwację w jednym z laboratoriów.
      Prychnął jeszcze pod nosem i dalej utrzymując kontakt wzrokowy postawił kilka kroków do tyłu, aż plecami naparł o drzwi do jednej z szatni.

      sunny

      Usuń
    2. Minsoo nie dał się nabrać na te sztuczki. Przedzielił dystans między nimi, wyciągając rękę w przód i pokręcił palcem tuż przed twarzą blondyna, cmokając głośno z udawaną naganą.
      — Wiesz dobrze, o kim mowa — powiedział, kiwając głową w kierunku korytarza, z którego przyszli. — O tych, których widzieliśmy, jak stoją przed szkołą. O Seojunie i Ari. I jeśli mnie przeczucie nie myli, a rzadko mnie myli, jest duża szansa, że gdziekolwiek się nie znajdują, siedzą razem.
      Lekko przełknął gorycz prawdy. Trawiły ją wyrzuty sumienia wobec dziewczyny. Teraz liczyło się tylko to, by ją znalazł, by mógł się wytłumaczyć i choć trochę naprawić to, co zniszczył — a nie jej relacja z Seojunem. Zresztą, jeśli ufać Plotkarze, przez to, co zrobił, zniszczył również i tę relację. Przecież właśnie o to w tym wszystkim chodziło. To zakładał jego plan.
      — Także jesteś na mnie skazany — powiedział wrogim tonem, dalej udając, a potem jego twarz rozszerzył szeroki uśmiech. — Niemniej, wiesz, nie żebym się jakoś przechwalał, ale chyba nie jestem aż takim złym towarzystwem.
      Słabo znał Sunghoona. Ze strony wyczytał co nie co o jego domniemanej relacji z Seojunem, ale nigdy nie potwierdził tego z samym zainteresowanym, ani tym bardziej z Ari, więc mógł jedynie gdybać. Po minie chłopaka jednak stwierdził, że udało mu się trafić doskonale — Sunghoon wybrał się na polowanie na Seojuna. I coś mu podpowiadało, że zależało mu na znalezieniu Kima tak samo, jak jemu na znalezieniu Ari.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Doskonale wiedział, co powiedzieć, aby ją zdenerwować i sprowokować. Nigdy nie lubiła się dzielić i choć nie mogła od niego niczego wymaga, zawsze była o niego cholernie zazdrosna. Nie byli parą, wręcz przeciwnie, dalej był na nią wściekły i choć ciągle wyczuwalne było między nimi erotyczne napięcie, wątpiła, aby w najbliższym czasie udało im się zbudować to, co łączyło ich zanim chłopak wylądował przez nią w więzieniu.
      - Tylko jedna? Wątpię, żebyś aż tak się ograniczał – mruknęła, wpatrując się w jego oświetloną przez wpadające przez szybę światło pełni księżyca. Nie zamierzała pokazać mu, że jest zła czy zazdrosna, miał prawo robić co tylko żywnie mu się podoba, a nie dało się ukryć, że na brak powodzenia zdecydowanie nie narzekał. Wyszedł z więzienia, był młody, przystojny, bogaty, mógł robić teraz to, co żywnie mu się podoba i nadrabiać tym samym stracony czas. Przynajmniej to starała sobie wmawiać, kiedy nerwowo ściskała jedną z dłoni na samą myśl, że ktoś inny mógłby towarzyszyć mu podczas dzisiejszej imprezy. To był jej Caden i tylko ona mogła być dzisiaj jego ofiarą, czy mu się to podoba, czy nie.
      - Jesteś wolnym człowiekiem, rób tylko to, na co masz ochotę kochanie – wzruszyła ramionami, przy okazji wsuwając dłoń do kieszeni jego spodni, aby sięgnąć po paczkę papierosów i zapalniczkę – Twoja koleżanka na pewno będzie niepocieszona, że ją zgubiłeś i marnujesz tutaj swój cenny czas – dodała, zaciągając się dymem i opierając się plecami o szybę. Znajdowali się w murach swojej szkoły, doskonale pamiętała, jak zjawiał się tu, aby wyciągnąć ją z lekcji, albo kibicować jej na tych trybunach podczas pływackich zawodów. Wszystko było dokładnie takie samo, nic się nie zmieniło, a jednak, stali tutaj, walcząc sami ze sobą i udając, że ich życie jest kompletnie normalne, choć ostatnie wydarzenia kompletnie rozpieprzyły ich od środka i być może bezpowrotnie ich od siebie odsunęły.

      Lou

      Usuń
    2. Mogli razem nie być, ale to jeszcze nie oznaczało, że Caden nie zamierzał jej nie wkurzać. Bawił się wyśmienicie, kiedy widział, jak marszczy brwi czy nos w niezadowoleniu, że wspomina o innej. Nie, aby cokolwiek między nim, a tamtą koleżanką było. Nawet jej chyba koleżanką nie mógł nazwać, po prostu się poznali przypadkiem, kiedy próbowała go przejechać, a teraz wykorzystywał każdą możliwą okazję do tego, aby jej o tym przypomnieć. Louise nie musiała jednak niczego wiedzieć, a na pewno nie zamierzał zdradzać jej szczegółów. Poza tym, gdyby czytała jego ulubioną stronę to dowiedziałaby się bez problemu, jaka była prawda. Ale ułatwiać dziewczynie niczego nie miał zamiaru.
      — Może i pójdę. Wydaje się być bardziej rozrywkowym towarzystwem — przyznał. Wciąż nie wiedział, jakie zmiany zaszły w Louise, ale wiedział jedno – nie była sobą. On też się pozmieniał, ale dobra impreza to było w końcu jego drugie imię. Dwa lata spędzone za kratkami nie sprawią, że Caden porzuci na zawsze swoje towarzyskie życie. Tylko przystopował z różnymi wybrykami, a zwłaszcza z tymi, które mogły go wpakować w nieziemskie kłopoty. Miał już w papierach na zawsze informację o włamaniu, nie chciał sobie do nich dokładać jeszcze kolejnych wpisów. I tak miał trudno, a podejrzewał, że może być jeszcze ciężej. Ledwo uczelnia wzięła go z powrotem. Obiecał sobie, że to będzie ostatni raz, kiedy przechodzi przez coś takiego.
      Poczuł chęć, aby wejść do tego basenu. Jednak w przeciwieństwie do dziewczyny nie chciał moczyć swoich ciuchów. Odłożył telefon na krzesełko obok, a potem powoli ściągnął z siebie ubrania. Do jego kolekcji tatuaży dołączyło kilkanaście nowych. Powoli sam się już gubił w tym, ile ich ma. Kilka dorobił w więzieniu, choć to nie był dobry pomysł, bo po wyjściu musiał je poprawiać i chyba cudem tylko nie dostał żadnego zakażenia. W końcu sterylnie tam nie było.
      — Będziesz grzeczną dziewczynką i nie zwiniesz mi ubrań, prawda? — powiedział spoglądając w ciemne oczy brunetki. Wszystkiego mógł się po niej spodziewać, ale chyba też nikt nie byłby zaskoczony, gdyby Caden wracał w samych bokserkach do domu. Kiedyś w końcu mu się to już zdarzyło.

      Caden

      Usuń
    3. Nie miała prawa być zazdrosna, ale nie mogła nic na to poradzić i choć starała się pokazać, że jest jej to kompletnie obojętne, doskonale znał reakcje jej organizmu i wiedział, jak zachowuje się, kiedy coś nie do końca jej odpowiada. Ucieszyła się w duchu, że postanowił z nią tutaj zostać, zwłaszcza, że nie miała ochoty na dalszą zabawę. Kąpiel w basenie skutecznie ją orzeźwiła i choć nadal czuła kojący wpływ marihuany na organizm, na trzeźwo nie zniosłaby tej dziwnej gry.
      - Nie wiem, czy chciałabym cię narażać na polowanie, kiedy byłbyś nagi – wzruszyła bezradnie ramionami, siadając na murku i opuszczając w dół nogi, tak, aby znalazły się wodzie. Nie miała wcześniej okazji, aby być z nim sam na sam, nie licząc oczywiście jej ostatnich odwiedzin w jego mieszkaniu, które skończyły się dla nich imprezą. Nie mogła mieć mu za złe tego, że skończył wtedy w łóżku z innymi dziewczynami, należało mu się po długim okresie odsiadki, zresztą, nie byli razem i niczego sobie nie obiecywali. Wiedziała, że zrobił to także dlatego, aby zagrać jej na nerwach, a tak przynajmniej starała sobie wmawiać, aby mieć nadzieję, że jest cień szans na to, że wybaczy jej tą całą akcję z włamaniem i jego odsiadką.
      - Zresztą, zasady gry chyba się zmieniły i to ja upolowałam teraz ciebie – dodała, odczytując powiadomienie od plotkary na zegarku – Nie wiem, czy jest sens bawić się w ucieczkę, może po prostu każde z nas wyznaczy drugiej osobie zadanie? Tak, żeby plotkara nie była wkurwiona, że nie trzymamy się zasad gry – wyjaśniła, choć tak naprawdę chodziło jej o coś zupełnie innego. Chciała z nim szczerze pogadać, nie wiedziała, na ile był trzeźwy i czy nie brał jakiegoś ekstazy z innymi, ale zdawał się być znacznie bardziej przytomny niż podczas ich ostatniej imprezy. Miała nadzieję, że emocje już nieco odpadły, że być może nie jest już na nią tak wściekły, jak podczas ich burzliwego spotkania pierwszy raz po opuszczeniu przez niego zakładu karnego. Brakowało jej go, był jej przyjacielem i choć potrafił ją cholernie wkurwić, jak nikt wiedział, co i jak uczynić, aby poprawić jej momentalnie humor i stanowić wsparcie w tym popieprzonym świecie.

      Lou

      Usuń
    4. Fakt, że Louise o niego była zazdrosna był dość widoczny i Caden zdawał sobie z niego sprawę. Prawdę mówiąc to mu to całkiem zabawnie się na to patrzyło. We krwi miał to, aby wkurzać ludzi w swoim otoczeniu, a Louise nie była żadnym wyjątkiem. Wszyscy czasami mieli go dość i tego, że Caden wiecznie robił sobie z ludzi jaja, drażnił i sprawdzał, na jak wiele może sobie pozwolić. Powtarzał sobie, że ma taką urodę i że z tym nie da się już nic zrobić.
      Jakoś nie chciało biegać mu się po szkole, chociaż zapewne wiele się działo w różnych pomieszczeniach. Caden sam właściwie nie wiedział, jaki teraz ma cel. Z jednej strony go ciekawiło, jak potoczy się dalej jego relacja z Lou, a z drugiej nie był pewien, czy coś od tej relacji chce. Rozsądek mu podpowiadał, aby zostawić ją daleko za sobą, ale prawda była taka, że nigdy się nim nie kierował i raczej nie należał do osób, które podejmowały rozsądne decyzje. Wręcz przeciwnie, zawsze robił coś głupiego. Rzadko tylko potem tych decyzji żałował, ale dziś niekoniecznie chciał wszystko rozkładać na czynniki pierwsze.
      — Bycie nagim to akurat byłoby moje najmniejsze zmartwienie — odparł. Nawet, gdyby musiał wracać do domu bez ciuchów no to trudno. Gorsze rzeczy się działy Whitmore wskoczył do basenu i przez kilkanaście sekund się nie wynurzał. Woda była podgrzewana, więc nie miał żadnego szoku w związku z temperaturą. Wynurzył się po chwili na powierzchnię i podpłynął do Louise. — Ale ja znalazłem ciebie, zanim się zmieniły zasady. Więc chyba powinnaś coś dla mnie zrobić, nie sądzisz? — zapytał. W zasadzie to w dupie miał te zasady. Rzadko kiedy opuszczał organizowane przez Plotkarę imprezy. Lubił je, działy się ciekawsze rzeczy i zawsze było wesoło, no zazwyczaj. Poza tym chyba jako jedna z nielicznych osób faktycznie jej stronę lubił. Można się było z niej wiele dowiedzieć, a jakby nie patrzeć to była niczym każdy inny portal z plotkami. Tylko ona zawsze skądś miała informacje bardziej prywatne.
      — Wejdź tutaj — nakazał. Nie zamierzał sam moczyć tyłka w wodzie, a jeszcze chwilę w nim była, więc nie powinna mieć większych oporów przed tym, aby ponownie wejść do wody. Jeszcze nie wiedział, co i czy w ogóle coś od niej chce, ale to będzie mógł sobie przemyśleć. — A od kiedy się przejmujesz tym, czy się wkurwi czy nie? I co, najgorsze co mogłaby zrobić to napisać, że paradujesz po szkolnym basenie bez ciuchów. Też mi sensacja. Każdy tu chociaż raz stracił ciuchy i to wcale nie po to, aby się przebrać w strój.

      caden

      Usuń
    5. Jeszcze kilka lat temu na podobnej imprezie świetnie się razem bawili, rozdzierało ją coś od środka na myśl, jak wiele się przez ten czas zmieniło. Nie czuli się w swoim towarzystwie pewnie i nie miała do niego pretensji, że trzyma ją trochę na dystans. Wiedziała, że odzyskiwanie jego zaufania trochę potrwa, zwłaszcza, że jak dotąd niewiele robiła w kierunku, aby na nowo mogli się do siebie zbliżyć. Nie chciała znów go zniszczyć i wpakować w jakieś gówno, wierzyła jednak, że skoro jest grzeczna, regularnie przyjmuje leki i jest posłuszna wobec rodziców, nic mu przez nią już nie grozi.
      - Jeśli tego chcesz…- mruknęła, zsuwając ręcznik z ramion, aby móc swobodnie wejść do wody. Pozostali uczestnicy byli za pewne zbyt pochłonięci grą, aby zawędrować aż na basen, miała więc nadzieję, że nikt ich tutaj nie spotka i nie staną się jakąś niepotrzebną sensacją – Niech będzie, masz prawo, do jednego rozkazu – dodała, zanurzając się powoli całkowicie w wodzie i wynurzając dopiero przy nim, tak, że zaledwie kilka centymetrów dzieliło ich twarze i ciała – Co mam zrobić Caden? Jeśli chcesz, zrobię dla ciebie wszystko, byle tylko…byle tylko to wszystko co złe w końcu się skończyło…- westchnęła ciężko, dopiero teraz zyskując na tyle odwagi, aby spojrzeć mu w oczy. Były cudowne, a jego spojrzenie jak zwykle głębokie i przeszywające na wskroś, nawet jeśli coś się w nim zmieniło i za pewne ciężko mu było odzyskać ten blask, który bił z jego oczu zanim trafił do więzienia. Czuła, że jej serce wali jak szalone, a puls przyspiesza, przeklinała w duchu swoje ciało za to, że aż tak na nią dział. Naprawdę była gotowa zrobić wszystko, co tylko przyjdzie mu do głowy, byle tylko zakopać topór wojenny i cofnąć czas o te kilka przepieprzonych lat.
      - Jeśli chodzi o mnie, mam tylko jeden rozkaz. Spójrz na mnie i pocałuj mnie tak, jak gdyby ten ostatnie trzy lata w ogóle nie istniały Caden, proszę….- wyszeptała, wsuwając dłonie w jego wilgotne włosy i wbijając w niego swój błagalny wzrok. Nie wiedziała, dlaczego zdecydowała się akurat na takie wyzwanie, najwyraźniej jej język był szybszy niż mózg i zdradzał jej pragnienia, nawet jeśli nie do końca zamierzała aż tak się z nimi obchodzić. Stała tak w bezruchu, cały czas trzymając obydwie dłonie zaplątane w jego włosy, którymi tak bardzo uwielbiała się zawsze bawić, a które na ostatniej ich wspólnej imprezie należały przez moment do pieprzonej Alex, zamiast do niej.

      Lou

      Usuń
    6. Podchodził ostrożnie do znajomości z Louise, a raczej do jej odnowienia. Caden nie potrzebował teraz żadnych kłopotów, a nie od dziś było wiadome, że ona potrafiła je na człowieka ściągnąć w sekundę. Zresztą, sam doskonale się o tym przekonał, kiedy dał się namówić na tamto włamanie. Pijany, naćpany nie miał kontroli nad własnym ciałem ani umysłem. Był wolniejszy, nie przemyślał wtedy wszystkiego i jego wolność się skończyła. Co prawda drugi raz tego samego błędu popełniać nie chciał, ale lepiej było podejść do tego ostrożnie niż potem żałować. Krat mu wystarczyło na resztę życia.
      Nie spuszczał wzroku z dziewczyny, kiedy zdejmowała ręcznik i wchodziła z powrotem do wody. Fakt, że nie zdecydowała się włożyć chociażby bielizny w dziwny sposób go usatysfakcjonował. Widywał ją nago wiele razy, a i tak za każdym razem cieszył oczy tym widokiem, jakby widział ją tak po raz pierwszy. Sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim sądzić. I prawdę mówiąc to niczego nie był już pewien, ale to akurat było bez znaczenia. Chciał się dać ponieść chwili, zobaczyć, dokąd go to wszystko zaprowadzi. Może faktycznie trzymał urazę trochę za długo. W końcu to nie tak, że go zmusiła do tego włamania, prawda? Sam robił to wiele razy już wcześniej, ten jeden raz po prostu był feralny i popsuł wszystko. Kąciki jego ust lekko drgnęły ku górze, kiedy wykonała jego prośbę.
      Dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów, które okazały się być bardzo drażniące. Minęło może wiele miesięcy, ale pewnych rzeczy nie można było zignorować. Jak chociażby tego, że właśnie w tej chwili przez jego głowę przebiegała setka myśli z ich wspólnych chwil. Doskonale pamiętał ciężar jej ciała na sobie, miękką skórę czy balsam, którego zapach na trwałe zapadł mu w pamięć. Nie przyznałby się do tego, ale w chwilach, kiedy czuł się wyjątkowo samotny w celi myślał o niej. O długich kosmykach, które go łaskotały po twarzy, miękkim ciele czy właśnie tym zapachu. Przechylił lekko głowę na bok, słuchając jej, ale jeszcze nic nie mówił. Nie wiedział czego chciał, ale rozsądek teraz nie podejmował za niego decyzji. Objął brunetkę w pasie i sprawnym ruchem przyciągnął ją do siebie. Ich ciała się ze sobą zderzyły, a to sprawiło, że poczuł przyjemny dreszcz, którego nie czuł już dawno. A z pewnością nie było go wtedy, kiedy był w sypialni z Alex i tą drugą, naprawdę zapomniał jakie miała imię. Przez kilka ciągnących się w nieskończoność sekund wpatrywał się w czekoladowe oczy brunetki. Zakręciła mu w głowie już dawno, a choć rozsądek próbował się przebić, to inne emocje były teraz na pierwszym planie. Nie zwlekał już jakoś szczególnie długo. Drażnił tym nie tylko ją, ale i siebie samego. Zsunął spojrzenie z jej oczu na kształtne, czerwone usta nim złączył ich wargi w pocałunku. Nagłym, gwałtownym i przepełnionym setką różnych emocji, które musiał i chciał z siebie wyrzucić. Podniósł ją do góry, aby mogła opleść go nogami w pasie. Dłonie zacisnął na krągłych pośladkach brunetki, zaciskając na nich mocniej palce.

      🍑

      Usuń
    7. Obawiała się, że jej propozycja sprawi, że chłopak jeszcze bardziej się od niej odsunie, musiała jednak zaryzykować i dać mu do zrozumienia, jak często o nim ostatnio myślała i jak cholernie nadal pragnęła. Nie lubiła obnosić się z uczuciami, ani tym bardziej przyznawać do jakichkolwiek słabości, znali się jednak na tyle długo, że potrafił czytać z niej niczym z otwartej księgi. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, aby od razu wiedział, co krąży jej w myślach i choć walczyła z tym, aby mu się nie narzucać, ciężko było jej zachowywać się tak, jakby byli znajomymi sprzed lat, których teraz łączą jedynie wspólne wspomnienia z zamkniętej dla każdej ze stron przeszłości.
      - Przepraszam, że zjebałam ci życie…- wyszeptała, kiedy w końcu oderwali od siebie swoje usta, a ich spojrzenia spotkały się na dłużej – Zadanie zaliczone, jeśli chcesz, możesz już kazać mi stąd spierdalać… – dodała, mając nadzieję, że nie zdecyduje się na taki krok i będzie kontynuował to, co zaczął. Wiedział, co lubi i jak rozpalić w niej każdy nerw, pragnęła go odkąd skończyła czternaście lat i żadna burzliwa przeszłość tego nie zmieni. Mógł ją zaraz zwyzywać, nienawidzić, unikać, a ona i tak będzie czekać na dzień, kiedy znów będą blisko, nawet jeśli ich relacja bywała cholernie toksyczna i rzadko kiedy byli oficjalnie razem. Zacisnęła mocniej nogi wokół jego pasa, wsuwając dłoń w jego mokre od wody włosy. Długo czekała na ten moment, nie spodziewając się, że po tym, jak spieprzyła sprawę z włamaniem, w ogóle kiedykolwiek jeszcze spojrzy choćby w jej kierunku. Błądziła dłońmi po jego ciele, przy okazji składając na jego ustach kolejny namiętny pocałunek. Nie chciała, aby ją odtrącił i się od niej odsunął, nie teraz, zacisnęła mocniej nogi wokół jego ud, jakby to miało jakkolwiek pomóc i zablokować mu na wszelki wypadek drogę ucieczki. Pachniał chlorem i swoimi ulubionymi perfumami, często uprawiali w przeszłości seks w basenie, zwłaszcza, kiedy czekały ją jakieś ważne zawody. Zbliżenia w tym miejscu przynosiły jej szczęście podczas rywalizacji i miała nadzieję, że tym razem będzie podobnie. Najwyższy czas, aby w końcu jej wybaczył i choć spróbował traktować ją tak, jak przed kilkoma laty, kiedy bez wahanie skoczyliby za sobą w ogień.

      Lou

      Usuń
  7. Klasa 101 na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yuri nie była specjalnie pruderyjna, nie szokowały ją publiczne pocałunki, przekraczanie granic oraz sam seks. To ludzie ją onieśmielali, szczególnie ci obcy, bo nie miała zbyt wysokiego poczucia własnej wartości i często towarzyszyło jej uczucie — całkiem zasadne — że robi z siebie kompletną idiotkę. Była bystra i mądra, lecz naiwna do granic możliwości i dla pochwały grupy zrobiłaby dosłownie wszystko. Więc gdy Ledger się do niej odezwał, potraktowała to jako zaproszenie, zwłaszcza, że trzy osoby właśnie opuściły klasę, Moon dalej stała w tyle, a pozostała czwórka wyraźnie bardzo dobrze bawiła się w swoim zamkniętym towarzystwie.
      Nie było jej w klasie, gdy chłopak rzucał ironicznymi komentarzami w stronę Luny i nie wyrobiła sobie o nim niepochlebnego zdania jak reszta, zresztą, prawdopodobnie wcale jej by to nie przeszkadzało z samego faktu, że ją dostrzegł. Na jego słowa zareagowała uroczym uśmiechem i przeszła przez klasę, docierając do biurka, z którego potem wyjęła w połowie opróżnioną butelkę tequili. Wstrzymała się chwilę z odpowiedzią, pociągając spory łyk alkoholu. Palił ją w gardło i skręcał usta, ale wmusiła w siebie jeszcze trochę, zanim z lekkim trzaskiem odstawiła butelkę z powrotem na blat.
      — Han Yuri. Moje imię to Yuri — powiedziała, powoli sunąc spojrzeniem od dłoni chłopaka przez lekko umięśnione ręce, aż w końcu zatrzymała się na jego twarzy, choć chwilę zwlekała zanim sięgnęła oczu. — Jak daleko będzie trzeba — dodała, odpowiadając na drugą część pytania, a kąciki jej ust zadrgały minimalnie.
      Odwróciła głowę, przypatrując się obściskującej się czwórce. Zagryzła lekko wargę, zastanawiając się, jak to się dalej potoczy, i czy przypadkiem nikt nie ucierpi. Chyba że Luna właśnie wylosowała jakąś kartę, która nakazywała jej pocałować wszystkie osoby w sali. I wcale by jej to nie zdziwiło.
      — Grasz z nami? — odezwała się dość cicho w stronę Moon, która tak samo jak ona wydawała się tylko przypatrywać temu, co się działo w klasie. — Jeśli tak, to dawaj, wybieraj kartę. — Nagle myśl wpadła jej do głowy i wyprostowała się, na powrót odwracając w stronę Ledgera. — To może, skoro zaczynamy nową rozgrywkę, włożymy już wyciągnięte karty z powrotem do kupki?

      zepsujcie mi ją

      Usuń
    2. Chyba każdy z ulgą odetchnął, kiedy brunetka opuściła salę. Octavii może powinno być głupio, że tak ją potraktowała, ale na chwilę obecną nie miała jakiś większych wyrzutów sumienia. Po prostu sprowadziła ją na ziemię, dając wybór. Nikt nie miał zamiaru zrobić jej niczego złego, a to, że ona ewidentnie miała jakieś urojenia względem swojej osoby, cóż, nie było problemem Octavii, tylko jej sali.
      — Au revoir — rzuciła jeszcze na pożegnanie, z wyraźnym francuskim akcentem, uśmiechając się przy tym. Chyba jednak była dla niej zbyt wredna.
      Uwagę Octavii po chwili skupiła inną dziewczyna, która weszła do sali. W myślach nazwała ją kolejna kimchi lover, a jedyne co zrobiła w jej kierunku, było tylko posłanie delikatnego uśmiechu. Nie kojarzyła jej w ogóle, ale czy to powinno dziwić? Dzisiejszego wieczora poznała tyle osób, co w sumie bardzo jej się podobało.
      — Co — rzuciła nieco zdezorientowana, słysząc słowa Nel. Żartowała, i myślała, że przyjaciółka wychwyci to z jej tonu głosu, ale było zupełnie inaczej. Owszem, to nie był pierwszy raz, kiedy Cornelia ją pocałowała, czy zrobiła to Octavia, ale Blanchard poczuła się nieco… dziwnie, kiedy Watson ją do siebie przyciągnęła, korzystając z okazji, że Luna się na moment odwróciła. Jednak było to miłe i nieco zaskakujące, a usta Cornelii naprawdę smakowały jak cukierki. Nic więc dziwnego, że nie zwróciła uwagi na to, co dzieje się wokół, i ominął ją widok Luny, która podeszła do Gabriela i jak gdyby nigdy nic go pocałowała. Chyba dobrze, że Octavia nie widziała tego na własne oczy.
      Odwzajemniła pocałunek przyjaciółki, nieznacznie się do niej przysuwając, również muskając palcami jej policzki.
      — Ale odnoszę wrażenie, że chyba zdecydowanie bardziej wolisz naszą nową koleżankę — mruknęła po chwili, kiedy się oderwała od Nel, spoglądając na nią z rozbawionym uśmiechem. Spojrzała w bok, na Lunę oraz Gabriela, którzy pojawili się tuż obok. Uśmiechnęła się, by następnie spojrzeć na chłopaka, który przyszedł z Luną.
      — Twój chłopak , kolega, przyjaciel, nikt konkretny, niepotrzebne skreśl, chyba jest nieco… wkurwiony — zauważyła, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
      Octi

      Usuń
    3. Prawdę powiedziawszy nie planował uczestnictwa w tej imprezie. Ba, początkowo nawet nie miał o niej zielonego pojęcia, bo po tym, gdy jego komórka roztrzaskała się o ścianę z głośnym ,,odpierdol się” rzuconym pod kątem tej przeklętej dziwki, która przez ostatnie dwa miesiące tak skutecznie przyprawiała go niemal o szaleństwo swoimi coraz bezczelniejszymi SMS-ami oraz bardziej tradycyjnymi połączeniami z żądaniem pieniędzy za bachora, którego ponoć zmajstrował jej tamtego wieczoru (właśnie ponoć, bo jakaś bardziej uparta, a może po prostu głupia i dziecinna, część jego duszy twierdziła, że przecież nawet będąc całkowicie zamroczonym, nie mógł upaść aż tak nisko), nie raczył nawet na nią spojrzeć.
      Jakim więc cudem się tu w końcu zjawił ? Czystym przypadkiem, bo przeglądając playlistę na ekranie tabletu, omyłkowo kliknął nie na tę ikonkę co trzeba, a że uznał, iż wydarzenie to z całą pewnością będzie o wiele ciekawszą opcją niż siedzenie w pustym apartamencie (po tym, gdy w akcie złości na cały ten świat trochę zbyt gwałtownie wyżył się na kilku przedmiotach, nawet Kamę ktoś ze służby musiał zgarnąć w jakieś bezpieczniejsze miejsce, bo nigdzie jej nie dostrzegał), zamówił taksówkę, której kierowca sprawiał wrażenie jakby właśnie zobaczył ducha albo inną zmorę. Sam mężczyzna nie umiał powiedzieć co mogło dokładnie stać za tym dziwacznym zachowaniem, chociaż nie, wielu starszych ludzi reagowało dość sceptycznie na jego typowo artystyczny styl ubioru, w którym przeplatały się często widoczne powiewy rozmaitych, z pozoru w ogóle niepasujący do siebie, kultur.
      Drugim, chyba znacznie ciekawszym, pytaniem jakim można było sobie pozostawić było czemu ze wszystkich dostępnych pomieszczeń po jakiś dwóch godzinach bezsensownego szwendania się po gmachu wybrał sobie akurat to, za którego drzwiami znalazł się obecnie. Gdyby będąc jeszcze pod własnym dachem, tak się nie naszprycował uśmierzającymi bóle kręgosłupa dragami, a włamawszy się do dobrze wyposażonego barku w gabinecie zastępcy dyrektora (na którego dywaniku jako nastolatek, nawiasem mówiąc, lądował na tyle regularnie, że spokojnie mógłby ścigać się w tym względzie o palmę pierwszeństwa z pozostałymi uczniami, przynajmniej jeżeli chodziło o jego rocznik), nie podwędziłby trochę z jego prywatnych zapasów, można by było jeszcze pokusić się o stwierdzenie, że miał w tym jakimś głębszy cel, a tak.. po prostu kierował się swoim słuchem, więc wszedł do pierwszej z brzegu sali, z której dochodził jakiś większy szum.
      - Zdaje się, że wreszcie trafiło mi się jakieś ciekawe towarzystwo… - Rzucił z widocznym entuzjazmem, podsyconym dodatkowo świadomością, że całkiem niedawno zdołał uniknąć zderzenia z jakąś nawiedzoną laską, której do połowy nałożona sukienka może i wpisywałyby się w sceny jakie obecnie rozgrywały się tuż przed jego oczami, ale już żądny krwi oraz igrzysk wzrok nie. – Czyżbyście ostatnio pryskali tu wodą święconą, że właśnie omal nie staranowała mnie jakaś diablica ? – Cmoknął z rozbawieniem, wypuszczając ku sufitowi dym z papierosa, w którym wyraźnie dało się tego wieczoru wyczuć coś znacznie więcej niż zwykłą trawkę. – Jeśli tak to chyba, powinienem stąd też jak najszybciej czmychnąć, by przypadkiem nie skończyć na stosie. – Oparł się lekko o klamkę, udając, że faktycznie się nad tym zastanawia.


      Eros [Spokojnie, imię zobowiązuje]

      Usuń
    4. — To działa w dwie strony, Myers — odparł, starając się nie zwracać szczególnej uwagi na swoją narzeczoną. Prawdą jednak było, że mimo wszystko nie należało to do najłatwiejszych zadań, bo zachowanie dziewczyny strasznie go drażniło. Nie zamierzał wkurwiać się o kilka pocałunków z innymi dziewczynami, bo zwyczajnie wiedział, że Lunę kręcili faceci. Brał to za jednorazowy wyskok spowodowany narkotykowym odurzeniem, więc nie musiał się niczym martwić. Zresztą. Nie miał przecież czym, pomiędzy nimi nic nie było. Narzeczeństwo i przyszłe małżeństwo było jedynie interesem, niczym więcej. A jednak czuł jak złość się w nim rozprzestrzeniała, gdy Luną wzdychała i jęczała podczas tych nic nie znaczących pocałunków.
      Skupiał się na nowo poznanej Yuri i swojej szklance z alkoholem, z całych sił powstrzymując się przed zerkaniem w stronę Luny, Cornelii i… tej trzeciej. Słyszał jedynie wymianę zdań pomiędzy dziewczynami, ale nie zamierzał pokazać Myers, że cokolwiek z nimi robi, go obchodzi. W końcu to, co powiedział wcześniej było prawdą, chciała zrobić mu na złość, a on zamierzał za wszelką cenę udowodnić jej, że nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Bo przecież zupełnie nic dla niego nie znaczyła.
      — Yuri — powtórzył za nową znajomą, posyłając jej przy tym całkiem czarujący jak na siebie uśmiech — piękna kreacja — skomplementował, a następnie uśmiechnął się szeroko na słowa, które padły z ust blondynki — i to mi się podoba — skwitował, przystawiając ponownie szklankę do ust, aby upić ponownie nieco alkoholu. Odwrócił się, chcąc ponaglić pozostałych do dołączenia do gry, a jego wzrok padł na Lunę i chłopaka, który jeszcze chwilę wcześniej trzymał na kolanach brunetkę, która dołączyła teraz do Cornelii. Zacisnął mocno pięści, przyglądając się temu, co będzie dalej.
      — Tylko taki niewinny całus? — Spytał, jeszcze całkiem spokojnie jak na siebie, chociaż knykcie zaczęły mu z zaciśnięcia blednąć — stać cię na więcej, nie krępuj się, nie mną — dodał. Chciał ją podpuścić? Upewnić się, że jednak tego nie zrobi? Zwrócić uwagę brunetki, że coś jest jednak nie tak w tym, że Luna wparowała tutaj i robi co chce? Sam nie wiedział. Liczył, że Myers się po prostu opamięta. Zacisnął szczękę. Słyszał słowa Yuri o wrzuceniu wykorzystanych już kart z powrotem do gry, ale chociaż chciał, w tym momencie nie potrafił oderwać spojrzenia od Luny. Czekając na to co zrobi.
      — Zawsze możemy też zagrać w swoją własną grę — zaproponował Yuri, chociaż wciąż wpatrywał się w narzeczoną.

      Ledger

      Usuń
    5. Roześmiała się cicho, ale śmiech szybko przekształcił się w nieco głośniejszy jęk w reakcji na paznokcie wbite w jej skórę. Nel nie mogła tego wiedzieć, nie znały się przecież, ale Luna uwielbiała takie zagrania. Jeszcze kilka minut temu nie zakładała, że to pójdzie dalej; chciała po prostu zagrać Ledgerowi na nosie, pokazać, że nie da się kontrolować, a skoro w tym celu miała pocałować kilka osób, mogła po prostu to zrobić. Teraz jednak, kiedy Cornelia obudziła w niej pożądanie, nie była taka pewna, czy zakończy na samych pocałunkach.
      — Ty mnie chyba też, a jakoś nie płaczę z tego powodu — wymruczała w odpowiedzi i na moment złapała zębami dolną wargę brunetki. — Odwdzięczę się — szepnęła, puszczając jej oczko. Przyglądała się jedynie przez chwilę, jak dziewczyny wymieniają pocałunek, ale zaraz przecież poświęciła uwagę facetowi, którego imienia nawet nie znała i ucieszyła się, że bez zbędnych protestów poszedł za nią. Posłała mu uroczy uśmieszek i wzruszyła ramionami, jakby nie robiła nic złego, choć w rzeczywistości chyba właśnie nieźle mieszała między tymi ludźmi. Była jednak zbyt naćpana, nakręcona i wkurwiona na to, żeby się tym przejmować. Pchnęła delikatnie Gabriela, żeby przysiadł na ławce i nieco zrównał się z nią wzrostem, po czym spojrzała na Octavię.
      — To świetnie, bo ja też jestem wkurwiona — mruknęła i zazgrzytała zębami. Tak szybko obróciła głowę w stronę głosu Ledgera, że niemal skręciła sobie kark. Zmierzyła go wzrokiem, który mógłby zabić. A potem równie groźnie spojrzała na nieznaną blondynkę, z którą Collins najwyraźniej zamierzał spędzić resztę wieczoru. Świetnie. Po prostu, kurwa, świetnie. Nie dość, że zniszczył jej wieczór, to teraz ewidentnie miał w planach zrobić dokładnie to samo, czego dopuścił się kilka miesięcy temu. Nie powinno jej to ruszać, ale ruszało. Na samą myśl, że miałaby wstać rano i znowu zastać w ich wspólnym mieszkaniu jakąś laskę robiło jej się niedobrze.
      — Mówisz i masz, ukochany — odpowiedziała, posyłając mu słodki uśmiech. Zanim obróciła się ponownie do Gabriela, zbliżyła się co Octavii.
      — Wydajesz się kochaną osobą, więc przepraszam za to, co za chwilę zrobię. Może kiedyś mi to wybaczysz — szepnęła, ująwszy jej twarz w dłonie i spojrzała prosto w ciemne oczy brunetki. Pogłaskała ją po policzkach i odsunęła się, podchodząc do mężczyzny, którego chwilę wcześniej jedynie cmoknęła w usta. Zerknęła przez ramię na swojego narzeczonego spojrzeniem mówiącym no dalej, kurwa, pokaż, na co cię stać, a już sekundę potem napierała na ciało Gabriela, a ich wargi złączyły się w znacznie głębszym pocałunku. Nie wiedziała, co się za chwilę stanie. Liczyła się nawet z tym, że zostanie powalona na ziemię przez Octavię i brutalnie pobita czy coś w ten deseń, ale się nie wycofała. Bo miała coś komuś do udowodnienia.

      dajcie ten kisiel

      Usuń
    6. Klasa przybrała wyraźniejsze kolory, a może tylko mu się tak zdawało? Sam już nie był pewien czy to była wina alkoholu, tabletki, którą podała mu Octavia czy może jednak to tak działały na niego emocje. Jedno było pewne – bawił się znacznie lepiej niż przypuszczał. Dziś nie planował się hamować, jak miało to miejsce przy poprzedniej imprezie. Mając przed sobą obściskującą się Octavię z Nel z jednej strony czuł pewne ukłucie zazdrości, które szybko jednak uciszył. Pewnie, że wolałby być na miejscu blondynki, która z wręcz dziwną dla niej czułością dotykała policzki Octavii, jakby robiła to codziennie. Nie wiedział o tej przyjaźni najwyraźniej wszystkiego. Jakoś nie docierały do niego słowa Yuri, która coś wspomniała o grze. Znacznie bardziej był skupiony na tej nowej, Lunie, która do niego podeszła i prowadziła w stronę dziewczyn. Z opóźnieniem ogarnął, że w klasie jest ich znacznie mniej, choć chyba ktoś się pojawił, ale jakoś nie zwracał szczególnej uwagi. I tak co chwilę ktoś przychodził, wychodził. Jaki był sens się nawet witać, skoro pewnie za pięć minut znów będzie zmiana towarzystwa?
      Spojrzał w stronę bruneta, z którym przyszła Luna i nie był pewien w jaką gierkę grają, ale wiedział, że właśnie stał się jej częścią. Tak samo, jak chwilę wcześniej Cornelia, ale jej raczej nie przeszkadzałoby, gdyby Luna wciągnęła ją do trójkącika ze swoim chłopakiem, który nim nie był, ale był narzeczonym? Gubił się już w tych wszystkich nazwać, a i tak przecież rano nie będzie nic z tego pamiętał.
      Ostatnia osoba, na którą spojrzał, kiedy siedział już na ławce była Octavia. I nie do końca zarejestrował co się stało, kiedy czyjeś usta na niego naparły. Był zaskoczony, co opóźniło również jego reakcję na sprezentowany mu pocałunek. Jakiś wewnętrzny głosik mu podpowiadał, że nie powinien go odwzajemniać, bo doprowadzi to do problemów i jakoś nie miał tu na myśli wkurwionego chłopaka Luny, który od początku chodził jakiś nabuzowany. Pomyślał raczej o Octavii, która… źle mogła to znieść. Dał się jednak ponieść chwili, niekoniecznie przejmując się konsekwencjami, które go na pewno nie ominął, ale to było zmartwienie na później. Dłonie położył na biodrach dziewczyny, była drobna, a budowa jej ciała była zupełnie inna od tego, które w ostatnim czasie zdążył tak dobrze poznać i się do niego przyzwyczaić.

      jezusmariaiświęciniechmnieniezabiją

      Usuń
    7. Wszystko w tej sali działo się tak gwałtownie, a każdy sprawiał wrażenie, jakby był we własnym świecie. No, chyba, że to Octavia odnosiła takie wrażenie, a wszystko spowalniał alkohol i wzięte narkotyki. Bo w sumie od razu nie zaskoczyła, co może się takiego stać. Ot, Luna po prostu przyprowadziła Gabriela i nic więcej. Później jej dłonie wylądowały na twarzy Octavii, a brunetka spojrzała na nią z wyraźnym zaskoczeniem, bo w ogóle nie rozumiała słów, które mówiła do niej Luna. Chyba z początku chciała się zaśmiać, ale głos uwiązł jej w gardle, kiedy Myers od niej odeszła i znalazła się tuż przy Gabrielu.
      Blanchard spojrzała na Leffers, który wyraźnie był kimś dla Luny, ale teraz był skupiony na nowo przybyłej blondynce, która chyba dopiero co poznawała się w tym, co tu się dzieje i kto z kim co robi. Ręką Octavii momentalnie zacisnęła się na ręce Cornelii, która miała tuż obok siebie. I zrobiła to mocno, bardzo mocno, kiedy jej spowolniony umysł w końcu dopuścił do siebie widok, który miała przed sobą. Przebiegła spojrzeniem po Lunie, później po Gabrielu, który zamiast się odsunąć, wyraźnie na wszystko pozwolił. Ba, nawet dość szybko jego ręce znalazły drogę na biodra dziewczyny.
      — Cudownie — Octavia bardziej powiedziała to do siebie, niż do kogokolwiek w sali. Spojrzała potem na Cornelie, posyłając jej przepraszające spojrzenie, by następnie puścić jej rękę ze swojego uścisku. Kurwa, świetnie .
      Nim zdążyła cokolwiek pomyśleć, już zrobiła tych kilka kroków, które dzieliły ją od całujących się Luny i Gabriela. Ręka Octavii uniosła się i zdecydowanie chwyciła rude kosmyki włosów, odciągając głowę Luny gwałtownie do tyłu. Była zła, ale w sumie nie wiedziała czy na nią, na Gabriela czy na samą siebie i tą cholerną zazdrość, która poczuła w momencie, gdy ich zobaczyła.
      — Nie lubię się dzielić — wysyczala, spoglądając na dziewczynę. Na Gabriela nie zwróciła w ogóle uwagi, jakby go tam nie było.
      — Dla Twojego i mojego dobra, Luna, znajdź sobie inny obiekt do wywoływania zazdrości— dodała, po czym spojrzałabyś Gabriela, puszczając włosy dziewczyny. Chciała coś powiedzieć, ale w sumie nie miała pojęcia co. Zrobiła wręcz krok w tył, a potem odwróciła się w stronę drzwi, które następnie pchnęła, mówiąc głośno, że musi iść sobie zapalić.
      dobrzeżenikogoniezajebała

      Usuń
    8. Chyba był na to wszystko zwyczajnie za trzeźwy. W przeciwieństwie do pozostałych niczego nie brał, a alkohol dopiero co zaczął popijać. Może wówczas przejmowałby się tym wszystkim mniej. Brałby całość za dobrą zabawę jedynie z delikatną nutką narzeczeńskich przepychanek. Cieniutkich szpilek wbijanych delikatnie pomiędzy żebra, żeby sobie, oczywiście, dogryźć, ale mimo wszystko nie zadać śmiertelnych ran.
      Tymczasem był, aż za bardzo świadomy wszystkiego, co robiła Luna i tego, jak bardzo wkurwiało go jej zachowanie. Do momentu, w którym ograniczało się jedynie do dziewczyn, miał to w dupie. Owszem, nie był zachwycony, ale nie czuł w związku z tym niczego więcej. Kiedy ją podpuszczał… liczył na to, że odpuści. Zrozumie. Widocznie grubo się przeliczył, nie biorąc pod uwagę, jak bardzo musiała być naćpana, aby się tak zachowywać. Bo to musiały być narkotyki, prawda? Kiedy obrzucał ją wcześniej błotem, a ona opowiadała o klientach miał to w dupie, bo nie brał tych słów całkiem na poważnie. Luna taka nie była. Owszem, nie była idealna. Ale on sam też nie był, więc nie miał z tym problemu, ale… pozostawało ale.
      Tak czy inaczej, teraz patrzył na Lunę wpijającą się w usta innego mężczyzny i o ile byłby w stanie zignorować sam fakt pocałunku, kiedy tylko dostrzegł, że facet ten pocałunek odwzajemnia, a jego ręce wędrują na biodra Myers, w jednej chwili poczuł, jak krew zaczęła w nim wrzeć ze złości. Luna mogła… mogła zrobić dużo, po prostu by to przełknął. Z trudem, ale by to olał. Widząc jednak, że temu brunetowi najwyraźniej marzyłoby się więcej, nie mógł tak po prostu stać z boku i wszystkiemu się przyglądać bez jakiejkolwiek reakcji. Dlatego, nie zastanawiał się długo nad tym, co chce zrobić i co tym zachowaniem pokaże samej Lunie. Odstawił szybkim ruchem szklankę na blat biurka, całkowicie ignorując Yuri, bo w tym konkretnym momencie przed oczami miał tylko Gabriela. Cała reszta towarzystwa przestała być dla niego zauważalna. Niemal doskoczył do Gabriela, po drodze podciągając rękawy ciemnej koszuli. Złapał Gabsa za przedramię, odciągając w ten sposób jego dłonie z bioder Luny, a następnie złapał go bark i odwrócił przodem do siebie jedną ręką, drugą jednocześnie biorąc zamach i wymierzył mu cios w skroń, nie przejmując się tym, że poleje się krew jeżeli trafi w odpowiednie miejsce. A Ledger nigdy nie pudłował.
      — Dotknij jej, kurwa, jeszcze raz — warknął, nie opuszczając pięści, gotowy do kolejnego ciosu, jeżeli ten nie wykaże posłuszeństwa. W tym wszystkim, nie spojrzał nawet na Lunę, nawet nie przejął się konfrontacją dziewczyn, zarejestrował jedynie, że brunetka ruszyła w stronę wyjścia — a pójdę sobie zapalić z tą śliczną brunetką i gwarantuje, że zabawimy się równie uroczo jak wy albo i lepiej — dodał — czuję, że w tym momencie może być bardzo chętna na wspólne pocieszanie się.

      niech poleje się krew

      Usuń
    9. Nie można powiedzieć, że tym razem również się wyłączyła, tak jak podczas wcześniejszego pocałunku z Cornelią. Choć starała się tego po sobie nie pokazać, nawet chyba sobie cicho mruknęła w reakcji na dłonie Gabriela lądujące na jej biodrach, to była wyczulona na każdy najmniejszy ruch dookoła niej. Wiedziała więc, że Octavia się zbliża, nie zrobiła jednak nic, żeby zapobiec jakoś temu, co miało się wydarzyć. Zasłużyła sobie. Zasłużyła na wyrwane włosy i jeszcze więcej, bo przecież widziała, że między tą dwójką ewidentnie coś jest, a i tak wykorzystała pokrytego tatuażami chłopaka. Bo wkurwienie przesłoniło jej na chwilę wszystko inne.
      Jęknęła i złapała się za tył głowy, cofając się pod wpływem ciągnięcia. Czuła jak włosy wymykają się z jej skóry i zacisnęła mocno wargi, żeby nie krzyknąć. Spojrzała we wściekłą twarz brunetki.
      — Przepraszam — szepnęła jeszcze raz bezgłośnie, jedynie poruszając ustami. Nie była złą osobą. Naprawdę. Po prostu chwilowo nad sobą nie panowała. Gdyby była trzeźwa, nigdy nie zachowałaby się w ten sposób. Nie zrobiłaby również wielu innych rzeczy, jak zostanie na terenie szkoły, nie wspominając już o zamknięciu się w bibliotece z Ledgerem.
      Lata praktyki w obrywaniu nauczyły ją, kiedy się zamknąć i odpuścić, dlatego, choć miała ochotę pobiec za Octavią i zacząć ją błagać na kolanach o wybaczenie, nie zrobiła tego. Stała nieruchomo, wpatrując się w drzwi, które właśnie zamknęły się za dziewczyną i walczyła z łzami.
      Zanim zdążyły wypłynąć, jej uwagę przykuł nagły ruch Ledgera. Otworzyła szeroko oczy, nie rozumiejąc, co widzi na jego twarzy. Odprowadziła go spojrzeniem i tym razem nie udało jej się powstrzymać pisku. Zasłoniła usta dłonią, dostrzegając krew i bez wahania podbiegła do bruneta, chwytając go oburącz za uniesione ramię. Pociągnęła za nie z całej siły, wręcz się na nim uwiesiła, ale była jak takie chuchro, więc niewiele zdziałała.
      — Ledger! — warknęła w końcu i puściła jego rękę, żeby jakimś cudem wślizgnąć się między nich. Przywarła plecami do Gabriela, a brzuchem do Ledgera i popatrzyła na twarz swojego narzeczonego szeroko otwartymi oczami. Kiedy tak się wykrzywiał we wściekłości, a jego ręka wciąż była przygotowana do ciosu, Luna zobaczyła… Ojca. Swojego agresywnego, nienawistnego ojca, który nie raz doprowadzał ją do gorszego stanu niż ten, w którym znajdował się Gabriel w tym momencie. — Zostaw go. To ja go pocałowałam, nie on mnie — zauważyła cicho, łamiącym się głosem. Cała drżała i wpatrywała się w uniesioną pięść, jakby w każdej chwili spodziewała się ciosu. — Uderzysz mnie? — szepnęła, nagle jeszcze bardziej żałując całego tego wieczoru. A zwłaszcza tych dwóch policzków, które wymierzyła Collinsowi. Nie powinna tego robić.

      żywa tarcza

      Usuń
    10. Istniało dość spore prawdopodobieństwo, że ten wybryk, który w jego oczach był dość niewinną zabawą po używkach i alkoholu, nie zakończy się szczęśliwie. I się kurwa nie pomylił. Tak jak wkurwienie Octavii mógłby przewidzieć, sam zareagowałby dokładnie tak samo, gdyby to ktoś do niej się przystawiał na jego oczach, ale nie brał pod uwagę tego, że sama rzuciłaby się na Lunę, która w tej całej zabawie wydawała się być zwyczajnie zagubiona. Nietrudno było zgadnąć, że brunet, z którym tu przyszła, Ledger, też się wkurwi. Jednak Salvatore ostatnie co brał pod uwagę to, że wyskoczy do niego z pięściami. Uderzenie go na moment zamroczyło, nie spodziewał się i nie miał jak do niego przygotować, to zresztą nie było teraz jakoś szczególnie ważne. Znajdował się już w znacznie gorszych sytuacjach. Nie myślał już do końca trzeźwo, bardziej kierowany chęcią oddania uderzenia i wyrównania. Nawet nie zwrócił większej uwagi na Lunę, która mu teraz próbowała pomóc. W porównaniu do niego była drobna i niewiele mogła zrobić. Wyprostował się i spojrzał prosto na bruneta, a chęć, aby mu oddać jedynie w nim narastała. Powstrzymywała go przed tym jedynie Luna, która w międzyczasie wślizgnęła się między mężczyzn i blokowała ich przed zrobienie kolejnych, głupich rzeczy.
      — Sama chciała, widziałeś, aby do czegoś była zmuszona? — warknął w odpowiedzi. Dał się po prostu ponieść chwili, bardziej skupiając na brunetce, kiedy podchodził do ławki. Luna go zaskoczyła pocałunkiem, który po prostu odwzajemnił. Przymrużył oczy na wspomnienie o brunetce, no po jego kurwa trupie. Sprawnym ruchem odsunął Lunę na bok, była leciutka. Przybliżył się w stronę Ledgera. — Czy nie zrobiła tylko tego, do czego sam ją zachęcałeś? Czy ci odświeżyć pamięć?
      Przez krótki moment myślał, że może wykaże się resztkami zdrowego rozsądku, ale nieszczególnie tak było. Nabuzowany adrenaliną oddał cios nie żałując sobie przy tym siły. Jego krew nie będzie dzisiaj jedyną, która się tutaj poleje.

      .__.

      Usuń
    11. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się w taki sposób. Nie łatwo było wyprowadzić go z równowagi. Tak właściwie… powinien był przewidzieć, że Luna nie zignoruje jego słów. Sam wypominał, że przecież tak naprawdę chodziło jej jedynie o to, aby go wkurwić. I jej się udało, a raczej Gabrielowi, bo gdyby tylko nie odwzajemnił pocałunku, gdyby nie położył na jej krągłościach swoich łapsk, nie poczułby w jednej chwili tak ostrego przypływu złości.
      To, co robiła Luna, było pomiędzy nimi. Nawet jeżeli musiałby powstrzymywać się z całych sił przed zareagowaniem, dałby radę. Ale w momencie, w którym brunet odwzajemnił pocałunek, przestało chodzić tylko o Ledgera i Lunę. Koleś nie powinien był jej w ogóle tknąć, a tym bardziej odwzajemniać pocałunku.
      — Co, kurwa, Ledger!? — Warknął na Lunę, wciąż spoglądając z żądzą mordu w oczach na Gabriela — ale nie pozostał bierny — niemal wypluł te słowa, przenosząc wreszcie, powoli spojrzenie na stojącą pomiędzy nimi dziewczynę. Nie, jej pytanie nie sprowadziło go na ziemię, wciąż trzymał przygotowaną pięść do kolejnego uderzenia. Nigdy nie był damskim bokserem i mimo całego wkurwienia, jakie w tym momencie odczuwał względem samej Luny, nie ośmieliłby się jej dotknąć z agresją i przemocą. Czym innym były łóżkowe fanaberie, a zwyczajne lanie. Samo to, że zadała takie pytanie na głos świadczyło o tym, jak bardzo go nie znała. Co z jakiegoś powodu wkurwiło go jeszcze bardziej.
      — Mogłaby nawet się rozebrać, nie miałeś prawa jej tknąć — warknął nieprzyjemnie, dysząc przy tym ciężko. Zamierzał odsunąć Lunę, ale Gabs był szybszy. Fakt, że znowu jej dotknął, działał na Collinsa jak czerwona płachta na byka. Luna była, kurwa, jego. I żaden koleś nie miał prawa jej dotykać.
      Gabriel był jednak szybszy i zdążył oddać cios. Ledger splunął krwią zmieszaną ze śliną i zamrugał pospiesznie. Nie planował jednak tego tak po prostu zostawić. Dlatego rozluźnił pięść, ale tylko po to, aby chwyci obiema dłońmi Gabsa za koszulkę i napierając na jego ciało, pchnął go mocno na ścianę — zapamiętaj, że nawet gdybym, kurwa, prosił ją, żeby cokolwiek ci zrobiła, ona może to zrobić, ale ty masz być bierny. — Cały czas przytrzymywał go, ale już tylko jedną ręką, bo drugą postanowił oddać jeszcze jeden cios, tym razem w szczękę mężczyzny.

      😏

      Usuń
    12. Ze znudzeniem przypatrywała się trwającym w klasie rozgrywkom, które najwidoczniej były wstępem do gry w pieprzone słoneczko, czy jakąś inną mistrzowską orgię. Ziewnęła, oparła się o ścianę, zlustrowała wzrokiem tych napaleńców i stwierdziła, że się nudzi. Nieziemsko. Żaden z tych frajerów i tak nie odważy się na nią zapolować (w razie czego została wyposażona w arsenał w postaci długich paznokci i ostrych zębów, ale była prawie pewna, że wystarczy im sama wiedza o tym, do czego gotowa była się posunąć), a ludzie znajdujący się tutaj najwyraźniej byli dostatecznie zajęci sobą, by nie zwracać uwagi na otoczenie. Mogła się ze spokojem wyślizgnąć, a potem, na przykład, iść do domu i mieć głęboko w dupie taką rozrywkę. Nie była jedną z tych dziewczyn, które piszczały pokazowo, gdy jakiś chłopak złapał je w pasie i właściwie porwał, chociaż wszyscy wiedzieli, że to tylko zabawa. O nie, Ellie Chamberlain na pewno by nie piszczała, tylko raczej przetrąciła komuś szczękę.
      Szła w stronę drzwi, kiedy głosy podniosły się i ucichły, a atmosfera wyraźnie zgęstniała. Ellie czujnie uniosła głowę, węsząc w powietrzu zapowiedź afery – nie drobnej, malutkiej sprzeczki, o której pamięć szybko zginie, a prawdziwej kłótni, żywej i agresywnej. Była wyczulona na wszelkie zmiany w emocjach otoczenia, toteż od razu poczuła na karku dreszcz, zwiastujący nieodmiennie, że zaraz wydarzy się tu coś nieprzyjemnego.
      Nie śledziła rozwoju sytuacji na bieżąco, więc nie byłaby w stanie powiedzieć na sto procent, o co właściwie poszło, ale wydawało się to mieć związek z dwoma chłopakami i dwiema towarzyszącymi im dziewczynami, a w jednej z nich Ellie rozpoznała swoją kuzynkę, Octavię. Była wyraźnie poirytowana; nie – zła, wściekła, wkurwiona jak jasna cholera, wycedziła coś przez zęby, nie kierując swojej wypowiedzi do nikogo konkretnego, po czym zamaszyście wymaszerowała z klasy, mówiąc coś o papierosach. Ellie poczuła, że niespodziewanie sytuacja zaczyna dotyczyć także jej, skoro ktoś odważył się obrazić, czy w jakikolwiek inny sposób skrzywdzić kogokolwiek z jej rodziny. Warknęła pod nosem, szybkim krokiem zmierzając w stronę reszty uczestników awantury, na których wrzasnęła w przelocie:
      – Pokurwiło was wszystkich?!,
      po czym wybiegła przez drzwi, mając nadzieję, że kuzynka nie odeszła daleko. Miała rację.
      – Siemasz, siostro – przywitała się lekkim tonem, chociaż buzowała w niej złość. – Dobry pomysł z tym szlugiem, chętnie się przyłączę.

      Ellie Ch.

      Usuń
    13. Cała ta sytuacja to było jedno, wielkie bagno, w którym Octavia zdecydowanie nie chciała się taplać. Wolała wyjść, ochłonąć, odsapnąć i zapalić tego okropnego, elektrycznego papierosa, będąc z dala od tego, co działo się w sali. W sumie, chyba mogła się domyślić, jak to wszystko mogło się skończyć.
      Czuła się nieco głupio, że tak zareagowała i że w taki sposób potraktowała Lune, ale z drugiej strony, czy miała pozwolić i przyglądać się temu wszystkiemu w spokoju? Zdecydowanie nie, tego było dla Blanchard za dużo.
      Nie odeszła za daleko, choć naprawdę miała taką ochotę, żeby stąd też najzwyczajniej w świecie pójść. Zamiast tego odeszła w głąb szkolnego korytarza, p te zostając obok dużych okien. Jedno z nich nawet otworzyła, jakby w nadziei, że chłodne nowojorskie powietrze nieco otrzeźwi jej umysł.
      — Część, Ellie — mruknęła w stronę kuzynki, która jakby zmaterializowała się tuż obok niej. Chyba Octavia naprawdę była zbyt mocno naćpana, żeby ogarnąć to, że w tym wszystkim brała udział jej kuzynka.
      Wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny, wydmuchując równocześnie dym z płuc. Westchnęła, odwracając głowę w stronę Ellie.
      — To jakieś elektryczne gówno o smaku lodowych cukierków. Zwykłe fajki mnie odrzucają — wyjaśniła, podając jej elektrycznego papierosa.
      — Mam jeszcze o smaku mango, gdyby coś — dodała.
      Octavia

      Usuń
    14. Cornelia odskoczyła nie chcąc wplątać się między Ledgera i Gabriela. Obaj najwyraźniej stracili resztki rozsądku, o ile w ogóle go mieli i jeden po drugim wymierzali sobie ciosy. Nie, aby bójka na imprezie to było coś nowego, ale kto by pomyślał, że właśnie dziś do tego dojdzie? Ominęła zgrabnie dwójkę rosłych facetów i podeszła do Yuri, która została całkiem sama. Nawet nie myślała, aby się wtrącać. To nie była jej sprawa. Jakby nie patrzeć to Luna była winowajczynią całego zamieszania. No i może Gabriel, który zdecydowanie nie powinien odwzajemniać tego pocałunku.
      — Obstawiamy który wygra? — rzuciła wyciągając elektrycznego papierosa. Chyba miał smak mrożonej truskawki. Nawet było jej trochę szkoda Luny, która chyba nie wiedziała co w tej sytuacji zrobić. Zawołała ją więc, ale jeśli nie zamierzała podejść to przecież nie będzie jej błagała o to. — Zobacz Luna, co narobiłaś. A było tak miło — zaśmiała się. Poniekąd była jej wdzięczna. Zaczęło się dziać coś więcej poza pocałunkami, tych mieli dostatecznie dużo, a bójka? Kiedy ostatnio jakaś była? Blondynka przysiadła na biurku, a wzrokiem zmierzyła blondynkę, której nie znała. Bo i skąd miała ją znać? Dosłownie wyglądała, jakby urwała się z nieco innej rzeczywistości, ale skoro tak jej było wygodnie, to droga wolna. — Uu, takie ładne twarze, a takie poharatane będą — westchnęła. Założyła nogę na nogę i wesoło dalej przyglądała się temu cyrkowi. Jej uwagę na moment odwróciła dziewczyna, która wparowała do klasy, wydarła się i jeszcze szybciej z niej wyszła. Towarzystwo zaraz się faktycznie rozejdzie, o ile wcześniej ktoś nie trafi do szpitala.

      Nelcia

      Usuń
    15. Cholera, naprawdę taka awantura o tylko pocałunek? Nie, aby nie rozumiał czym kierował się Ledger, bo sam wcale nie byłby lepszy, gdyby na jego miejscu był on z Octavią. Nie zwracałby uwagi na to czy to była tylko zabawa, co innego w końcu z koleżanką, a co innego z obcym typem. Więc, gdyby tylko trzeźwiej myślał potrafiłby zrozumieć bruneta, ale zamiast tego prowokował go tylko bardziej. Nikt się tutaj nie lubił dzielić, nawet jeśli czasami sprawiali wrażenie, jakby nie mieli nic przeciwko temu. W rzeczywistości byli jednak egoistyczni, a dzielenie się czymkolwiek nie wpisywało się w listę rzeczy do zrobienia. A już zwłaszcza, jeśli w grę wchodziły dziewczyny czy inni partnerzy, nimi zdecydowanie nikt nie lubił się dzielić. Powiedzenie, że to tylko gra nic by i tak nie dało, a Gabriel z jakiegoś powodu naprawdę miał ochotę tego typa wkurwić bardziej. I jak widać mu się to udawało. Brunetowi zresztą też, był bliski już tego, aby odpuścić, gdyby nie usłyszał aluzji, jakby coś zrobił Lunie wbrew jej własnej woli. No ktoś się tutaj zdecydowanie zapędzał.
      — Jakoś nie wyglądała na niezadowoloną, wręcz przeciwnie. — Jakiś cichy głosik podpowiadał mu, aby się przymknął. Dla swojego dobra i dla Ledgera, ale zawsze lubił robić wszystko na opak. Przyszpilony do ściany nie miał, jak zrobić uniku przed kolejnym uderzeniem, które zdawało mu się, że było znacznie silniejsze od tego pierwszego. Ból promieniował i na parę sekund tylko na ty się skupił, zanim odepchnął od siebie Ledgera nie siląc się przy tym na delikatność. Miał tylko nadzieję, że zrobił to dostatecznie mocno, aby poleciał i się na coś przy okazji nadział. Oddychał ciężej. No, tego na swojej karcie bingo dziś nie miał.
      — Dobra, kurwa — warknął zanim chłopak by do niego znów doskoczył. Splunął na podłogę. Ktoś tu będzie miał w chuj sprzątania. Przetarł wierzchem dłoni usta. Sam nie był pewien, czy chciał jedynie przerwy, aby go rozproszyć i znów zaatakować czy faktycznie przyda im się już po prostu spokój. Musiał sprawdzić co z Octavią, nie było jej w klasie już od dawna. W tym całym zamieszaniu nawet nie zwrócił uwagi na to, że pojawiła się i od razu zniknęła jakaś laska. No sorry, miał ważniejsze rzeczy na głowie. Jakoś wewnętrznie czuł, że jeśli żaden z nich nie przerwie to może się to skończyć źle, a jednocześnie był ciekaw co się wydarzy, jeśli będą to kontynuować. Tylko pytanie czy było warto, kiedy tak naprawdę rozeszło się jedynie o głupie nieporozumienie, a dalej nakręcali się nawzajem na dalszą jatkę?

      gabs

      Usuń
    16. Czuła się jak taka laleczka, którą ktoś ustawia w dogodnym dla siebie miejscu, żeby nie przeszkadzała. Była tak zszokowana wybuchem Collinsa, że bez protestów pozwoliła się przestawić i jedynie przyglądała się szeroko otwartymi oczami bójce, która chyba rozgorzała na dobre. Odgłos pięści uderzających o skórę i widok krwi był dla niej jak rozerwanie nie tak starych ran. Czuła każde uderzenie, jakby było zadawane jej. Bo ile razy była na miejscu tej, która obrywa? Więcej niż mogłaby zliczyć. Fakt, że ojciec celował w inne części ciała wcale nie oznaczał, że czuła się jakoś lepiej.
      Nie było tu nawet nikogo, kto mógłby ich rozdzielić. Same drobne dziewczyny, a Luna, choć winna całej tej sytuacji, była zbyt sparaliżowana, żeby spróbować to zakończyć. Spojrzała niewidzącymi oczami na Cornelię, gdy ta wypowiedziała jej imię, ale nie zrozumiała słów. Szybko wróciła wzrokiem do przepychanki i z ulgą dostrzegła, że Gabriel odepchnął Ledgera nieco dalej. To była jej szansa. Zmusiła swoje zesztywniałe, drżące kończyny do ruchu i wystartowała, znowu wślizgując się między nich. Naparła na ciało Ledgera, nie łudząc się, że to coś da na dłuższą metę, nawet jeśli włożyła w to całą swoją siłę. Potem wpadła na inny pomysł. Nie byłby w stanie walczyć, gdyby się na nim uwiesiła, dlatego objęła go mocno ramionami za kark i podciągnęła się, po sekundzie oplatając też nogami jego biodra. Obłapiała go jak małpka ani myśląc, żeby dać się zrzucić. Drżała na całym ciele, a łzy płynęły z jej oczu nieprzerwanym potokiem.
      — Przestań. Proszę, przestań — szeptała w kółko niczym mantrę, dociskając się do niego jeszcze mocniej. Miała wrażenie, że kości zaraz jej pękną, tak mocno obejmowała ramionami jego szyję. — Nie rób tego. Nie bądź taki jak on. Sam powiedziałeś, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić. A teraz właśnie to robisz — mówiła prosto do ucha mężczyzny, a płacz wzbierał w jej gardle. Ledwie się powstrzymywała przed głośnym łkaniem, ale wiedziała, że tylko bardziej by go wkurwiła. — Gabriel… Wyjdziesz na chwilę… Zobaczyć co z Octavią? Proszę — odezwała się nieco głośniej, zwracając się do drugiego bruneta. Obróciła na sekundę głowę, zerkając na obrażenia chłopaka, którego sama naraziła na coś takiego i rozpadła się jeszcze bardziej na widok krwi. Będzie musiała go przeprosić, ale nie teraz. Teraz musiała się skupić na tym, żeby Ledger go, kurwa mać, nie zabił. Spojrzała ponownie na Collinsa i zrobiło jej się niedobrze na widok czerwieni na jego wargach i siniaka, który już wykwitał na policzku. — Nie zejdę z ciebie, póki się nie uspokoisz — ostrzegła cicho.

      🫣

      Usuń
    17. Początkowo planował całkowicie zignorować odgłosy związane z bójką pary facetów, którzy najwidoczniej mieli do wyjaśnienia jakieś prywatne, niecierpiące nawet najmniejszej zwłoki porachunki. Pewnie jak zwykle na tego typu imprezach poszło im o jakąś nawaloną i naćpaną, a przez to nadzwyczaj chętną laskę, być może nawet dziewczynę któregoś z nich, więc nie widział najmniejszego sensu we wtrącaniu się. Przecież, do cholery, nie wezwie teraz sił pokojowych ONZ, a nadstawiać karku dla z góry skazanej na porażkę próby wlania im do głów choć odrobiny rozumu też nie było raczej warto. Doświadczenie, które zdobył podczas całego swojego dotychczasowego życia podpowiadało mu bowiem, że takiego typu bitki rzadko kiedy trwają na tyle długo, by życiu któregokolwiek z nich lub innych uczestników zabawy zagrażało jakiekolwiek niebezpieczeństwo. W najgorszym wypadku polało się trochę krwi, pogruchotało parę kości i tyle. Nic strasznego, nieprawdaż ? Najważniejsze, żeby pozwolić im spokojnie rozładować buzującą w żyłach adrenalinę, a potem o wszystkim zapomnieć. No prawie o wszystkim, bo i tak obstawiał, że szarpiący się panowie jeszcze długo będą żywić do siebie mniej lub bardziej otwartą wrogość. No ale, jak starał się wmówić mu jego zamroczony prochami oraz alkoholem umysł, to już nie była kompletnie jego sprawa. Zresztą i tak wątpił, by pakowanie się w sam środek tej szarpaniny stanowiło najlepszy pomysł tego stulecia dla kogoś, kto dopiero przed trochę ponad dwoma miesiącami poskładał się do względnej kupy po upadku z cyrkowego trapezu. Nie chciał przecież być znowu zmuszony do noszenia tego przeklętego gipsu, czy przechodzić kolejnych operacji.
      Sposób myślenia zmienił się Erosowi dopiero, gdy spostrzegł jak odstawiona chwilę wcześniej na bok przez jednego z awanturników panna nie tylko bez większego zastanowienia wchodzi już po raz drugi pomiędzy nich, ale także dosłownie chwyta tego, który jak przypuszczał, najprawdopodobniej był jej partnerem lub kimś w tym stylu.
      - Dobra, byłoby, kurwa, tego. – Rzucił, sam nie wiedząc, czy bardziej ma w tym momencie na myśli swoją wybitnie niepasującą do tej sytuacji troskę o własne gnaty, czy niepotrzebny rozlew życiodajnego płynu. – Jasny szlag chłopcy, czy naprawdę nie możecie załatwić tego w jakiś bardziej cywilizowany sposób ? – Spytał, kilkoma długimi krokami znajdując się tuż koło tej dziwacznej trójki. – A Ty stąd lepiej spadaj, jeśli nie chcesz, by ci idioci uszkodzili przypadkiem i twoją piękną buźkę. – Zwrócił się do jasnowłosej. – No już, nic tu po tobie. – Rzadko kiedy używał takich słów w stosunku do dam, uważając, że dżentelmenowi (o ile rzeczywiście miał jeszcze prawo się tak mienić po tych wszystkich wyskokach, których dokonał) one zwyczajnie nie przystoją, ale tym razem nie miał czasu na bawienie się w eufemizmy.


      Kolejny idiota

      Usuń
    18. Z zamglonego zamroczenia wyrwało ją pytanie, wypowiedziane wyraźnym, acz cichym głosem, i ewidentnie skierowane do niej. Moon uniosła głowę i trafiła wzrokiem na śliczną dziewczynę, której w dodatku nie kojarzyła. Uśmiechnęła się kątem ust.
      – No jasne.
      Przysunęła się bliżej, kątem oka łowiąc szczegóły wyglądu nieznajomej, takie jak długie, ciemne rzęsy, czy otaczająca ją aura. W odróżnieniu od wszystkich znanych jej ludzi, którzy byli w jacyś sposób sławni, ta dziewczyna tutaj wydawała się jakaś taka… normalna. Za delikatna na okrutny półświatek pełen chodzenia po trupach i wyrywania sobie nawzajem z rąk korony królowej lodu? Być może; Moon miała jednak przede wszystkim ochotę dowiedzieć się o niej więcej, a nie tylko domyślać.
      – Śliczna sukienka – rzuciła, szybko lustrując kreację wzrokiem od stóp do głów. – W co właściwie gramy? I jak ci na imię, piękna?
      Zerknęła od niechcenia na ekran telefonu i przeczytała powiadomienie. Zamiana grup? Byłoby fajnie, gdybym wiedziała, w której w ogóle byłam wcześniej, pomyślała sarkastycznie, chowając telefon do kieszeni. Czuła się znacznie lepiej, niż po obudzeniu się w sali pełnej ludzi. Właściwie miała powody do zadowolenia – pomieszczenie opustoszało na tyle, że bez przeszkód można było zaczerpnąć powietrza, leki i narkotyki działały na jej podświadomość delikatnie, acz wystarczająco, by poprawił się jej humor, a w perspektywie miała grę (to nic, że nie miała pojęcia jaką) i spędzenie reszty imprezy z tą ślicznotką obok siebie. Czy istniało coś milszego dla równie introwertycznej duszy?
      – Ja jestem Moon – przedstawiła się nieco ochrypłym, spokojnym głosem, nie spuszczając wzroku ze swojej nowej koleżanki. – Wiesz… – urwała, przygryzając wargę, niby to niepewna siebie, jak gdyby wahała się przed zrobieniem czegoś potencjalnie szkodliwego. Uśmiechnęła się z lekkim pobłażaniem, a jednocześnie jakby przepraszająco. Pochyliła się i resztę zdania wyszeptała jej do ucha: – Jeśli masz ochotę, możemy zwinąć alkohol i stąd spadać.

      Mooney

      Usuń
    19. - Palant z ciebie, Eros. – Mruknął sam do siebie natychmiast po tym, gdy współcześni gladiatorzy wreszcie się rozeszli. – Właśnie tak, pieprzony palant. – Dodał jakby próbując choć trochę ułaskawić swoje własne ego, które w tym konkretnym momencie aż wrzeszczało, że przed chwilą po raz kolejny podkreślił swoją pozycję jako kompletnego niedołęgi. Nie wtrącił się w te przepychanki, gdy było to jeszcze naprawdę niezbędne, więc wyręczyła go panna. Dosłownie, kurwa, pięknie.
      I żeby wszystko było jasne, nadal był cholernie wdzięczny swojej dobrej gwieździe, czy innemu ciału niebieskiemu czuwającemu nad ludzkimi losami za to, że nie pozwoliło mu na bardziej czynne wzięcie udziału w tej szarpaninie, której powodu wciąż mógł się w dodatku tylko domyślać. Prawdę powiedziawszy nie został przez jej uczestników nawet zauważony. I dobrze, bo chyba tylko dzięki takiemu obrotowi spraw nie musiał teraz przynajmniej zastanawiać się co zrobi, jeśli następnego dnia okaże się, że dorobił się jakichś większych uszkodzeń ciała niż wynikałoby to z jego pierwotnych założeń. A jednak nie mógł sobie też tak łatwo wybaczyć, że zachował się niczym najzwyklejszy w świecie tchórz. Bo który normlany facet będący na jego miejscu tylko, by się na to gapił ? Odpowiedź przyszła aż nazbyt szybko: jedynie taki, który nad rzucanie się na chybił trafił w samą paszczę lwa, zazwyczaj stawiał trudną sztukę pertraktacji, a zamiast sprawiać ludziom ból wolał wywoływać na ich twarzach jedynie śmiech. Z drugiej jednak strony, czy nie właśnie z tego powodu niemal natychmiast po opuszczeniu tych murów wstąpił do cyrku, tym samym znowu mrożąc krew w żyłach swoich bliskich ? Jasne, czasem i on mieszał się w jakieś szarpaniny, ale rzadko je prowokował. Przynamniej świadomie. Nie był w końcu aniołem, o czym miało okazję przekonać się to nieliczne grono osób, któremu udało się wyprowadzić go kiedyś z równowagi.
      A tak się pechowo składało, że dopiero, gdy po krótkim zapoznaniu się z najnowszą wiadomością przekazaną im przez organizatorkę, poszedł do stolika, przy którym znajdowała się grupka wyraźnie spokojniejszych dziewczyn, z niejaką zgrozą zauważył, że z jedną z nich miał całkiem niedawno mały zatarg. Czy zamierzał pozwolić, by coś tak błahego zepsuło mu cały ten wieczór, którego blisko połowę i tak już stracił ? Oczywiście, że nie. W najgorszym razie będzie trochę ciekawiej…
      - Czy mogłabyś mi, proszę, wyjaśnić o co chodzi w tej całej grze ? – Zwrócił się do siedzącej najbliżej kobiety, która jako jedyna nie wydawała mu się w tej chwili zajęta wymienianiem sekretów, więc miała realne szanse, by go choć trochę wtajemniczyć w panujące zasady.

      E

      Usuń
    20. — Jeszcze, kurwa, słowo — warknął w odpowiedzi na słowa bruneta. Jeżeli zamierzał jedynie bardziej zdenerwować Ledgera, to był na dobrej drodze. Właściwie, wszystko co padało z ust chłopaka działało na Collinsa jedynie jak coraz bardziej rozkręcany zapalnik. Chyba dopiero zamknięcie przez niego ust, podziałało by nie tyle łagodząco, co po prostu sprawiłoby, że złość nie narastałaby coraz wyżej, prawdopodobnie, bo właściwie nie miał tego stu procentowej pewności.
      I gdyby nie resztki samokontroli wymierzałby cios za ciosem w twarz Gabsa, nie zastanawiając się w ogóle nad konsekwencjami. Po prostu doprowadziłby jego twarz do stanu… kwaśnego jabłka.
      Przeciwnikowi udało się wykorzystać moment. Ledger przez chwilę został rozproszony przez Cornelię, a brunetowi udało się go w tym momencie odepchnąć.
      Pod wpływem siły pchnięcia, nogi nieco mu się poplątały, przez co poczuł, że ląduje na krawędzi biurka czy ławki, strącając przy tym dłonią czyjąś szklankę z alkoholem. Napój się rozlał, a szkło rozbiło w drobne fragmenty. I gdyby nie nagły ciężar, którego w ogóle się nie spodziewał, w postaci uwieszonej na nim Luny, dopadłby ponownie Gabriela. Nie mógł jednak tego zrobić z Myers zawieszoną na swojej szyi.
      — Przyznaj, że właśnie o to ci chodziło — warknął cicho w odpowiedzi na jej słowa, jednocześnie starając się ją z siebie ściągnąć w jakiś delikatny sposób, aby nie ucierpiała. Obiecał jej przecież, że nigdy jej nie skrzywdzi. I zamierzam dotrzymać tego słowa niezależnie od wszystkiego, więc jej słowa, które padły z jej ust strasznie go wkurwiły — ciebie? Raczej tego frajera — burknął, bo przecież nic jej nie zrobił. Starał się jej nawet nie dotykać, bo obawiał się, że wkurzony mógłby użyć za dużo siły, a obecne próby ściągnięcia jej z siebie… były mizerne, bo starał się jej za żadne skarby tego świata właśnie nie skrzywdzić, a ona miała czelność mówić w tym momencie coś takiego.
      — Trzeba było myśleć, zanim postanowiłaś się naćpać — powiedział, bo do prawdziwego uspokojenia Ledgerowi brakowało naprawdę dużo. Tylko świadomość, że nie może przecież skrzywdzić Luny, powstrzymywała go przed zrzuceniem jej z siebie i ponownym dopadnięciem do Gabsa.

      Ledger

      Usuń
    21. Blondynka nie na długo nacieszyła się uwagą Ledgera. Zdążyła się zaledwie lekko uśmiechnąć, zanim chłopak skupił swoją uwagę na powrót na Lunie — a to, co się wydarzyło potem, w skuteczny sposób uniemożliwiło im jakąkolwiek dyskusję. Krzyk ugrzązł Yuri w gardle, gdy padł pierwszy cios. Ułożyła dłoń na ustach, nie bardzo wiedząc, co powinna w tym momencie zrobić. Ważyła zaledwie czterdzieści pięć kilo i skok pomiędzy dwóch rosłych facetów nie wydawał się dobrym pomysłem, a nawet jeśli chciałaby wybiec z klasy, szarpiący się właśnie Gabriel i Ledger dosłownie stali jej na środku drogi. Dopiero pojawienie się obok Cornelii i jej komentarz sprawił, że Han się nieco rozluźniła. Roześmiała się histerycznie, zakładając włosy za ucho i pokiwała głową.
      — Żaden nie wygląda, jakby miał odpuścić — powiedziała, unosząc z powątpiewaniem brwi, i trochę miała rację. Przez chwilę dziewczyny stały obok siebie, przyglądając się rozgrywającemu się właśnie dramatowi, wymieniając co jakiś czas butelkę z tequilą. — Siniaki dodają charakteru — dodała po chwili z uśmiechem. Alkohol sprawił, że zaczęło jej przyjemnie szumieć w głowie i niemal fizycznie czuła, jak zwyczajny brak odwagi powoli ją opuszcza.
      Jeszcze chwila i zacznie gadać jak katarynka. Dzieliło ją od tego parę łyków alkoholu.
      Śliczna sukienka. W co właściwie gramy? I jak ci na imię, piękna?
      Yuri odwróciła się w kierunku blondynki, na komplement reagując spuszczeniem brwi i małym, nieśmiałym uśmiechem. Dobra, może potrzebowała czegoś więcej niż tequili.
      — W karty, tylko na trochę innych zasadach. Trochę bardziej niegrzecznych — powiedziała, podnosząc w końcu oczy i krzyżując wzrok z Moon. Mimowolnie przygryzła wargę. Dziewczyna wpatrywała się w nią tak intensywnie, że Yuri czuła, jakby paliła się pod jej spojrzeniem. Tylko… dlaczego? — Jestem Yuri… Han Yuri.
      W międzyczasie klasa faktycznie opustoszała. Całe awanturnicze towarzystwo zniknęło, ktoś nowy się pojawił, i w końcu zostali tylko w czwórkę. Nagle zrobiło się jakoś cicho i Yuri poczuła, że wcale nie chce dalej uczestniczyć w grze… Szczególnie po tym, gdy Moon zaproponowała, że mogą razem stąd wyjść.
      Przeszedł ją dreszcz, gdy ciepły oddech blondynki owiał jej kark. Nie wiedziała, dlaczego ta dziewczyna tak na nią działała — w końcu nie była jej kompletnie obca, bo widywała jej zdjęcia na stronie Plotkary bardzo często i choć uważała ją za bardzo atrakcyjną, nigdy nie pomyślałaby o niej jako w ten sposób atrakcyjnej — ale było w niej coś takiego, że serce Yuri wypełniło się ekscytacją. Jak prawie każda dziewczyna, lubiła eksperymentować i miała za sobą wiele imprez, na którym całowała się ze swoimi przyjaciółkami, nawet na ostatnim wydarzeniu organizowanym przez Plotkarę… niemniej nigdy wcześniej jakoś specjalnie do tego nie dążyła. A teraz miała wielką ochotę odkryć jedną z przygotowanych kart, chociaż nie w pokoju pełnym ludzi, a w samotności.
      — Chodźmy — szepnęła w odpowiedzi, odwracając się jeszcze w kierunku Moon, także ich twarze dzieliły jedynie milimetry. Wszystko w jej życiu stało na głowie od miesięcy, więc nic nie stało na przeszkodzie, by jeszcze bardziej je sobie skomplikować.
      I z tą myślą zebrała butelkę alkoholu z biurka i ruszyła w kierunku wyjścia, dopiero w drzwiach oglądając się na Moon. W drugiej ręce trzymała kilka kart, które zwinęła z kupki. I które zamierzała wykorzystać.

      Usuń
    22. Marcus nie pojawiłby się w szkole, gdyby nie miał ku temu bardzo ważnego powodu. Szantażu. Pieprzona Plotkara i jej pieprzona strona stanowiła największe utrapienie nowojorczyków z wyższych sfer i mężczyznę do tej pory zastanawiało, kto był tak cwany i jednocześnie okrutny, by obchodzić się z nimi tak brutalnie. Ostatnie lata spędził w Hiszpanii, ale już po kilku pierwszych dniach powrotu przypomniał sobie złote czasy liceum, gdy zobaczył swoje zdjęcie na stronie głównej bloga — zdjęcie z lotniska. Skąd ona o tym wszystkim wiedziała?
      Odkąd skończył szkołę minęło dziewięć lat, ale budynek nie zmienił się ani odrobinę. Do środka dostał się bocznym wejściem, mijając w nich grupę rozhisterowanych nastolatek. Świetnie. Miał dwadzieścia sześć lat i w perspektywie spędzenie reszty nocy w towarzystwie dzieciaków, które jeszcze nie były w stanie kupić sobie samemu alkoholu. Powoli przechadzał się korytarzami, zastanawiając się, czy wystarczyło się jedynie pojawić, by Plotkara dała mu spokój, czy naprawdę będzie musiał wziąć udział w grze i na kogoś… zapolować.
      Na tę myśl jego usta rozszerzyły się w lekkim uśmiechu.
      Minęły go jakieś dwie dziewczyny wychodzące z jednej z klas. Zajrzał do środka. W półmroku stały dwie osoby, muzyka leciała z telefonu, a podłogę pokrywały małe kropelki krwi. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się jeszcze bardziej. Może te dzieciaki wiedziały jednak, jak się bawić?
      — Przeszkadzam? — zapytał, unosząc brwi i przekraczając próg pomieszczenia. Prześlizgnął wzrokiem od chłopaka do dziewczyny, pochylając lekko głowę w bok, a w końcu jego spojrzenie spoczęło na otwartej szafce wypełnionej butelkami z alkoholem. Zmarszczył brwi i podniósł spojrzenie na blondynkę. — Hare? Or Hound?
      Pieprzyć to. Z chęcią zapoluje.

      Usuń
    23. Wręcz ze znudzeniem obserwowała, jak oboje dawali sobie raz po raz po twarzy. Najwyraźniej, gdzie ta cała męska toksyczność musiała im ujść, a że nie znaleźli lepszego sposobu to okładali się pięściami. Zaskoczył ją fakt, że to Salvatore przerwał, ale temu najwyraźniej spieszyło się do Tay, za którą być może i ona powinna iść, ale jakoś nie chciała brać dziś udziału w kolejnych dramatach. Będą to mogły obgadać przy innej okazji, a teraz zapewne tamta dwójka będzie się ze sobą godzić. Luna z tym swoim pewnie też. Zanim się obejrzała została w klasie sama z chłopakiem, którego nie znała ani nie kojarzyła. Na zawieranie nowych znajomości Cornelia nieszczególnie miała już ochotę. Podeszła do biurka, aby wyjąć z niego butelkę wódki. W takich chwilach uwielbiała Plotkarę i to, że potrafiła o nich zadbać. Może i była suką, ale nigdy nie zostawiłaby ich trzeźwych. Niemal z uśmiechem odkręcała butelkę. Rozważała jednocześnie wszystkie za i przeciw pozostania na tej nieco dziwnej imprezie. Jakby nie patrzeć, ale nie miała już tutaj co robić. Towarzystwo się rozeszło, a Nel nie miała za kim gonić. Nikomu też na siłę wbijać się nie chciała w zabawę, bo nie o to w końcu wchodziło. Zwykle była tą, która z imprez wychodzi ostatnia, a w ostatnich miesiącach wychodziła z nich jako pierwsza i w zasadzie nic dobrego jej to nie przyniosło.
      I wtedy coś się zmieniło. Spojrzała na nieznajomego chłopaka, a raczej młodego mężczyznę i delikatnie uśmiechnęła.
      — Ominęła cię najlepsza zabawa — odparła. Cóż, teraz wiało tutaj nudą. Nie kojarzyła go, a im dłużej się w niego wpatrywała tym większą pustkę w głowie miała. Ciężko było spamiętać każdą jedną osobę. Nie ważne, może to był znak, aby jednak nie wracała do pustego apartamentu, a trochę się zabawiła. Przechyliła lekko głowę na bok, nim odpowiedziała. — A kim chciałbyś, żebym była?

      Nela

      Usuń
    24. Nie łatwo było nią manipulować. A przynajmniej w to usilnie starała się wierzyć India. Nie ulegała presji otoczenia, nie podążała za tłumem. Ba, nie czytała nawet plotek na swój temat, szczególnie tych napisanych przez niejaką Plotkarę. Na co dzień starała się w ogóle nie zauważać jej istnienia. Była szkodliwa. Rozsiewała tylko wyssane z brudnego palucha kłamstwa, powodując chaos. Niszcząc ludziom życia.
      Tyle że…
      Nadal nie była pewna, co właściwie podkusiło ją, żeby wybrać się na tę nieszczęsną imprezę urodzinową jesienią. Nie była członkinią elity, mimo że tabloidy głosiły inaczej. Ba, jak się okazało, nie znała nawet połowy z gości, którzy razem z nią wplątali się w to jedno wielkie bagno. Bo jak inaczej miałaby nazwać przyjęcie zakończone tragicznym zgonem jednego z gości?
      Jones cały czas miała jego bladą twarz przed oczami. Śnił się jej po nocach. I mimo że doskonale wiedziała, że nie byłaby w stanie go uratować, nie miała przecież niezbędnego sprzętu ani wiedzy z toksykologi, a na salę dotarła zdecydowanie za późno, nie potrafiła o nim zapomnieć.
      Bardzo możliwe, że to dlatego szła właśnie żwawo ulicami Nowego Jorku z plecakiem wypakowanym podprowadzonymi ze szpitala rzeczami. Bandaże, leki, cholera, znalazł się tam nawet nalokson, za który prawdopodobnie wyleciałaby z roboty. Tym razem była przygotowana. Tym razem nie dopuści do tego, aby sprawy potoczyły się w ten sposób.
      Wiedziała, że jest spóźniona. Zresztą, branie udziału w zabawie nie było przecież jej celem. Zjawiła się tam jako samozwańcza wybawicielka i obstawa medyczna a nie uczestnik. I co z tego, że wysyłając jej wiadomość Plotkara zakwalifikowała ją do grupy Hounds? Co to w ogóle miało mieć za znaczenie? Ani ona nie chciała nic od tamtych ludzi ani tym bardziej oni nie powinni nic chcieć od niej. Nie łączyło ich przecież zupełnie nic, może poza pokaźnym funduszem powierniczym.
      Niezbyt wiele czasu zajęło Jones dojście do wniosku, że jej plan był… mocno niedopracowany. Chociaż nawet i to mogło być niedopowiedzeniem roku. Stała tam, pośrodku opustoszałego budynku, przygotowana na niesienie ratunku wszystkim potrzebującym, z włosami ściągniętymi w koński ogon i zaciętą miną, ale nigdzie wokół nie dostrzegła żywej duszy.
      - Halo?! Jest tu kto? - zawołała w pusty korytarz. Miała gdzieś, że zdradzała właśnie swoje położenie. Przecież nikt z nich i tak na nią nie polował. Nie mieli nawet pojęcia, że się tam pojawi.

      Usuń
    25. — To chyba oczywiste, że wolałbym na ciebie zapolować — powiedział, podchodząc bliżej, a potem pochylił się, by wyciągnąć z szafki przy biurku butelkę whisky. Oparł się wygodnie o ławkę tuż obok blondynki, spoglądając na nią z góry, a prawy kącik jego ust uniósł się nieznacznie, gdy w końcu omiótł wzrokiem jej twarz.
      Młoda, ładna i pewna siebie. W jego typie.
      — Jestem Marcus — powiedział, mrużąc delikatnie oczy. — Parę dobrych lat spędziłem poza Nowym Jorkiem, więc niestety nie pamiętam, żebyśmy się kiedykolwiek wcześniej poznali… — Nie powiedział na głos tego, o czym myślał, a mianowicie, że jeśli mieliby się wcześniej zobaczyć, to co najwyżej mogła mu mignąć na karuzeli na placu zabaw, gdy szedł przez park. Uśmiechnął się natomiast do własnych myśli. — A ty jesteś…?
      Odwrócił głowę w stronę wyjścia z klasy, gdy krzyk jakiejś dziewczyny poniósł się korytarzem. Brzmiała jakby… potrzebowała pomocy? Westchnął, z ogromnym trudem zmuszając się, by otworzyć usta i zdradzić swoje położenie — w końcu opcja spędzenia paru następnych chwil z blond-nieznajomą była wyjątkowo kusząca, a przynajmniej bardziej, niż ratowanie kogoś z opresji— ale sumienie wygrało z przyjemnością.
      — Jest tu kto! I ma sporo alkoholu! — odkrzyknął. Uniósł jedną brew, gdy obca brunetka stanęła w wejściu do klasy, i zmierzył ją od stop do głów. W porównaniu do wystrojonych kobiet i dziewcząt, które pojawiły się tego wieczoru w szkole, wyglądała jakby… cóż, urwała się z innej bajki. — Pani ze szkolnego kółka wspinaczki górskiej? — dodał z rozbawieniem.

      Usuń
  8. Klasa 103 na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie rozchyliła wargi, zapraszając Seojuna do kontynuacji, zaciskając pięści na jego koszuli. Ich pocałunki nie były delikatne, a ruchy dalekie od wysublimowanych. Zachowywali się niczym wygłodzone zwierzęta, zrywając z siebie kolejne to warstwy, były nic nie stanowiło pomiędzy nimi bariery. Pragnęła każdej sekundy w jego objęciach, a ciche pomruki aprobaty, wydobywające się z ust chłopaka, za każdym razem, gdy jej zęby zacisnęły się mocniej na jego wardze, przyprawiały ją o przyjemne dreszcze. Jej umysł był zamroczony, jedyne na czym potrafiła się skupić, to ciepły dotyk dłoni sunący wyżej wzdłuż jej ciała i chciała więcej. Z każdym zachłannym oddechem, w przerwie pomiędzy pocałunkami, czuła jakby nabierała nowej energii, jakby w końcu odnalazła siebie, odnalazła to, czego od miesięcy brakowało w jej życiu.
      Może i wyniszczali siebie od środka, ale nie można było zaprzeczyć, że dopełniali się wzajemnie jak nikt inny. Żadne z nich nie było normalne i ich zachowania odbiegały od norm, do jakich przyzwyczajeni byli ludzie. Tylko Seojun potrafił tolerować jej absurdalne zachowania, a w zamian Ari wiedziała, jak zapanować nad jego temperamentem.
      Nie bez powodu nazywali się drużyną.
      — Nienawidzę cię — wysyczała, wbijając paznokcie w ramię Seojuna, tylko po to, by obrócić go tak, by chłopak oparł się o biurko, przy którym się znaleźli. Jęknęła cicho, ponownie wpijając się w jego usta, a następnie westchnęła z ulgą, gdy ten przyciągnął ją bliżej siebie. Odchyliła głowę do tyłu, pozwalając by brunet złożył pocałunki na jej szyi, tym samym dekorując okolicę tuż nad dekoltem, zostawiając po sobie czerwone ozdoby.
      Pamiątkę, którą Min przyjdzie nosić przez nadchodzące tygodnie.

      panie, bier mnie pan w obroty

      Usuń
    2. Wyznanie Ari tylko bardziej go rozjuszyło. Każdy kolejny pocałunek składany przez Seojuna na szyi dziewczyny był coraz bardziej brutalny i już po chwili skórę dziewczyny pokrywała sieć czerwono-fioletowych śladów. Musiał sprawiać jej ból, to było całkiem oczywiste, oceniając po sykach i jękach, które z siebie wyrzucała, ale zdawało się to tylko motywować bruneta do dalszego działania.
      — Wiem — wymruczał do jej ucha, uniósłszy w końcu głowę. — I ja ciebie też, Min Ari. Z całego serca.
      Sięgnął dłońmi do materiału jej koszuli. Zamiast jednak kwapić się rozpinaniem guzików, zacisnął pieści na tkaninie i szarpnął mocno najpierw jeden raz, a potem drugi. Koszula wylądowała na ziemi, a on mógł nacieszyć oczy widokiem Ari w samym biustonoszu, wyjątkowo skąpym i krwistoczerwonym. Dopiero wtedy zwolnił, jakby przypomniał sobie, jaką przyjemność daje rozkoszowanie się chwilą… i jaką satysfakcję może mu dać jej zniecierpliwienie. Powolnym ruchem rozpiął jej spódniczkę, nie spiesząc się z osuwaniem jej w dół i bacznie śledząc emocje mimowolnie wpływające na twarz Ari, gdy drażnił jej skórę każdym kolejnym dotykiem. Musiało jej się to podobać tak samo jak jemu, ona przed nim zaledwie w bieliźnie i szpilkach, podczas kiedy on dalej miał na sobie ubrania, bo dziewczynie udało się póki co rozpiąć kilka kolejnych guzików jego czarnej koszuli.
      Jakiś cichy, nieznośny głosik, krzyczący z oddali, że właśnie popełnia błąd wdarł się nagle do jego głowy, przez może dwie sekundy odrywając jego myśli od brunetki. Seojun nie był z natury do cna potworem — głos ten pojawiał się w jego głowie nierzadko, lecz zazwyczaj chłopak po prostu decydował się go zagłuszać i ignorować.
      To właśnie miał zamiar zrobić i teraz.
      Obrócił ich ponownie, tak, by to dziewczyna opierała się przodem o ławkę. Odgarnął jej włosy, by dalej mieć dostęp do jej szyi, a dłonie wsunął pod materiał koronkowej bielizny ruchem dalekim od delikatności. Biodra przycisnął do jej własnych, a z pomiędzy jego ust wyrwało się się ciche westchnienie ulgi, gdy napięcie w końcu dało ujście upragnionej przyjemności. Przez chwilę zadowalał się dźwiękiem pojękiwań Ari, która dopasowała swoje ciało do jego, uniósłszy głowę i oparłszy ją na jego prawym ramieniu, zatracona w jego dotyku.
      Seojun naprawdę był szczerze zmotywowany, by przeciągać tę chwilę jak najdłużej, ale zwyczajnie nie zdołał się powstrzymać. Jego dłonie w końcu powędrowały w dół brzucha dziewczyny, zatrzymując się na wewnętrznej stronie ud, ale tylko na moment, tylko po to, by je wygodnie rozchylić. Nie obchodziło go już, czy jest gotowa, choć jeszcze chwilę wcześniej miał zamiar o to zadbać. Niemniej, jakby kolejny raz czytając mu w myślach, na dźwięk odpinanej sprzączki paska Ari osunęła się po ławce, opierając na łokciach.
      Jedna dłoń zaciśnięta mocno na włosach, druga oparta na biodrze. I słabe, choć wyraźnie krzyki dziewczyny, najsłodsza melodia wypełniająca klasę, układające się w tylko jedno słowo: Seojun.

      *obraca*

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Mimo zębów zaciśniętych na dolnej wardze i metalicznego posmaku w ustach, nie potrafiła stłumić jęków, które z każdym ruchem Seojuna wydobywały się z jej krtani. Brunet był wszędzie, każdy skrawek jej ciała naznaczony jego opuszkami palców, czy zachłannymi wargami, w każdym zgięciu czuła ciepły oddech, a na ustach smak jego pocałunków. Jej serce biło intensywnie, a krew buzowała w żyłach. Musiała zamrugać kilkakrotnie, by pozbyć się migotania w oczach, chociaż nawet wtedy jej wizja była przyćmiona.
      Seojun wkradł się do jej podświadomości, zaślepiając zdrowy rozsądek, w przeciągu ostatnich minut zdołała zapomnieć, gdzie się znajdowała, czy kim była, bo liczył się tylko on. Mógł zrobić z nią to, na co miał ochotę, a ona bez sprzeciwu pozwoliłaby mu na wszystko, bo obecność chłopaka najzwyczajniej ją oślepiała. Chciała mu się oddać i spijać słodkie słowa aprobaty, wymykające się z rozchylonych warg, gdy jej dłoń wplątywała się w należące do niego ciemne kosmyki włosów.
      Bezwstydnie, z uśmiechem na ustach, wpatrywała mu się prosto w oczy, by z satysfakcją stwierdzić, że ogniki tańczące w jego tęczówkach, były lustrzanym odbiciem jej własnych. Byli zepsuci, kolejny raz przekraczając granice przyzwoitości, łamiąc wcześniejsze przykazania, okłamując samych siebie, jednak dla tych chwil, Min była gotowa poświęcić własną godność. Każdy dźwięk był poezją, mimo, że odgłosy wydobywające się z klasy można było delikatnie określić jako wulgarne, a przenikliwy krzyk, jak się z niej wydobył, kiedy opadła na ławkę, ciągnąc za sobą Seojuna, można z pewnością było usłyszeć na całym piętrze.
      Dalej oddychając ciężko, zgarnęła przyklejone do czoła bruneta włosy, następnie sunąc palcem od skroni, aż po żuchwę chłopaka. Nagle zalała ją fala myśli, tysiące słów cisnęło się na usta, a w powiekach zebrały się łzy. Wspomnienia minionych miesięcy, wszystkie krzywdy i złamane obietnice. Min zamknęła oczy i policzyła do trzech, a kiedy ponownie spojrzała na Seojuna, który zdążył podnieść głowę, zaśmiała się nerwowo, pociągając nosem.
      — Dlaczego my to sobie robimy? — wyszeptała cicho.

      okay, lets get emotional

      Usuń
    5. Gdy w oczach Ari zebrały się łzy, Seojun jeszcze nie myślał trzeźwo. Dalej ciężko oddychał, zapinając pasek od spodni, a kiedy usłyszał pytanie dziewczyny, spojrzał w górę, jednocześnie unosząc brew. Uśmiechnął się kącikiem ust.
      — Emocjonalnie? — zapytał tylko cicho. Nie chciał się nad tym zastanawiać. Nie chciał dopuszczać do świadomości tego wszystkiego, co zdążyło pojawić się w głowie Ari, i próbowało wkraść mu się do jego własnej w ciągu ostatnich kilkunastu minut. — Tak się stęsniłaś za tym, jak cię pieprzę? Brat ci nie wystarczył?
      Najlepszą bronią przecież był atak. Nawet jeśli amunicją przeciwnej strony jego własne wyrzuty sumienia i emocje. Ale tym razem — w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich — gorzkie słowa w niczym mu nie pomogły. Ari miała rację.
      — Robimy to, co zawsze. — Spojrzał na nią ze złością zmieszaną ze smutkiem. — Za każdym razem.
      Nagle nawiedziła go wizja następnych kilku tygodni. Będą sypiać ze sobą, będą ćpać i imprezować. Może nawet w amoku stwierdzą, że to, co wydarzyło się w zeszłym roku było ogromnym błędem, bo przecież jest im ze sobą tak dobrze, a tęsknota nawiedzająca ich co noc tylko małym, nic nie znaczącym faktem, który można zmieść pod dywan. Aż w końcu któreś z nich pęknie. I znowu będą na siebie wrzeszczeć i warczeć, znowu padną słowa, których nikt nie będzie żałować, i w największym gniewie i pasji znajdą drogę do własnych łóżek, by ponownie wszystko było w porządku. I tak w kółko, i w kółko.
      Potrafił myśleć tak składnie, gdy nie był zdeterminowany, by dostać się do jej majtek.
      Jesteśmy drużyna. Przecież jesteśmy drużyną, Ty i ja, Ari i Seojun, drużyna. Już na zawsze.
      Ile tak można trwać?
      — Powinniśmy się rozstać.
      Bo przecież nigdy nie padły między nimi te słowa. Nawet te o tym, że w ogóle są razem.

      Usuń
  9. Klasa 124 na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
  10. Biblioteka na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że chociaż jej z siebie nie zrzucił, bo teraz spodziewała się wszystkiego. Czuła, jak jego dłonie opierały się na jej ciele w nieudolnej próbie wyswobodzenia się z uścisku, ale nic sobie z tego nie robiła. Trzymała go tak mocno, tak ciasno przylegała do twardego ciała, że chyba nawet gdyby zaczął się szarpać, nie dałby rady się jej pozbyć.
      — Chciałam tylko mieć kontrolę — wyszeptała łamiącym się głosem. Bo do tego wszystko się sprowadzało. Owszem, chciała go też zdenerwować, ale przede wszystkim pragnęła pokazać, że nie pozwoli rozstawiać się po kątach, bo nie chciała być dłużej tą dziewczyną. Dziś pierwszy raz poczuła się dobrze. A potem koncertowo to spierdoliła. Wiele by dała, żeby już tylko wrócić do domu, z daleka od tego wszystkiego, ale nie wiedziała nawet, czy szkoła jest otwarta, żeby móc z niej swobodnie wyjść.
      Pokręciła gwałtownie głową i zadrżała jeszcze bardziej.
      — Nie chodzi o krzywdę fizyczną. Po prostu… Jak myślisz, co widzę, kiedy zadajesz ciosy? Kiedy słyszę uderzenia? — spytała cicho, a po jej policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Było jej cholernie duszno w takiej pozycji, z trudem oddychała, ale nie zamierzała go puszczać. Za bardzo się bała, że mógłby ruszyć za Gabrielem, który opuścił już klasę. — Nie rób tego. I prz… Przepraszam za to, że ja cię dziś uderzyłam. Nie powinnam tego robić — szepnęła. Nie przepraszała za nic więcej, bo te liście były jedynym, czego żałowała względem Ledgera tej nocy. Tego i ulegnięcia mu, ale za to mogła przeprosić jedynie siebie i mieć nadzieję, że uda jej się o tym zapomnieć.
      — Chodźmy stąd — powiedziała, zamiast odpowiedzieć na jego przytyk o ćpaniu. Nie mogła cofnąć pieprzonego czasu, a nawet gdyby… Parę rzeczy zrobiłaby inaczej, ale na pewno nie naprawiłaby przyjęcia tabletki. Zbyt dobrze się po niej czuła, żeby żałować. — Do gabinetu pielęgniarki. Trzeba cię opatrzyć — dodała.

      Pchnęła go lekko na kozetkę, a sama podeszła do przeszklonej szafki i zaczęła szukać potrzebnych rzeczy. Chwilę później podeszła z powrotem do mężczyzny zaopatrzona w coś do odkażania i gaziki. Otworzyła buteleczkę ze specyfikiem i stanęła między nogami Ledgera, wolną dłoń układając pod jego brodą, żeby obrócić głowę pod odpowiednim kątem. Na kości policzkowej i dolnej wardze miał rozcięcia, a to z wargi dodatkowo obficie krwawiło.
      — Zaboli — mruknęła i zaczęła pryskać alkoholem ranę pod okiem. Wyjęła gazik i starła nadmiar zabarwionego preparatu spływającego w dół jego twarzy, po czym zabrała się za dolną wargę. — Dlaczego się na niego rzuciłeś, Ledger? — spytała niemal szeptem i zerknęła na moment prosto w ciemne oczy bruneta. — Byłeś wkurwiony, bo całowałam się z kimś na twoich oczach? Poczułeś się jak gówno? Dokładnie tak jak ja, kiedy wstałam rano i zobaczyłam w naszym mieszkaniu obcą kobietę? — szepnęła, ścierając krew z rany.

      L

      Usuń
    2. Miał w dupie, czego chciała. Miał w dupie to wszystko, co się właśnie działo. Wkurwiało go w tym momencie najbardziej to, że ten frajer odważył się cokolwiek odwzajemnić. Fakt, że zamierzała zabawiać się z dziewczynami w ogóle mu nie przeszkadzał, bo miał świadomość, że to nic. Tutaj teoretycznie widział, że Gabs był wyraźnie zajęty Octavią, ale przecież nawet nie znał tych ludzi tak naprawdę. Nie miał pojęcia na ile to co pomiędzy nimi było, było prawdziwe i stałe. Poza tym Luna… wiedział, że to Sylvester za wszystko odpowiadał, podejmował decyzje i tak dalej, ale jeżeli jakimś cudem udałoby się jej przekonać ojca do tego, żeby po prostu skończyć szopkę z Collinsami i postarać się znaleźć inne rozwiązanie? Byłby skończony. I wkurwiony, bo chociaż zapierał się za wszelką cenę, że on i Luna nigdy się nie dogadają, nie podobało mu się to, że jego własność miałaby zostać przekazana w inne ręce. Dlatego tak bardzo wkurwiła go obecność i te odwzajemnienie Gabsa.
      Czuł się zrezygnowany, co mu się nie podobało. Jej słowa… musiał odpuścić, chociaż wcale nie chciał tego robić. Musiał w coś uderzyć, chciał wylądować wściekłość, która w nim była. Ale nie mógł tego zrobić przy niej, co dodatkowo go frustrowało. Całą tą sytuacją go cholernie frustrowała. Chciał ją śledzić, mieć pewność, że nic się nie odjebie, a tymczasem… nie dość, że złamał swoje słowo i się z nią przespał to doszła jeszcze cała ta szopka.
      I zrozumiał coś jeszcze. Jeżeli organizowała tę zabawę plotkara, to na pewno sama się gdzieś kręciła lub miała tu swoich ludzi, a to oznaczało, że będzie z tego nie mały problem. Zwłaszcza jeżeli Sylvester dowie się, co tu się działo. Wciąż był za bardzo trzeźwy, a bardzo nie chciał myśleć w tej chwili. O niczym.
      Dlatego dał się jej wyprowadzić i zaprowadzić, dokąd poniosły ją nogi. Trochę niemal bezwładnie przez wszystkie towarzyszące mu emocje. Dopiero też po wyjściu z sali poczuł, jak pulsujący ból daje o sobie znać nie tylko w miejscach, w których oberwał, ale również na dłoni, którą sam wymierzał ciosy.
      — Nie musisz mnie za nic przepraszać — powiedział, odnosząc się wreszcie do jej słów jeszcze z tamtej klasy. Miał świadomość, że zachowywał się jak skończony dupek i zasłużył sobie na każdy z policzków. Zresztą przeprosiny oznaczały, jakieś porozumienie, a on nie był pewien czy w ogóle tego chciał. Odchylił lekko głowę i pozwolił, aby zajęła się jego ranami.
      — Jesteś pewna, że chcesz znać odpowiedzi na te pytania? — zapytał, cicho sycząc. Nie do końca było tak, jak mówiła. Kierowały nim jednak różne emocje od tych, które czuła Luna. Tak sobie wmawiał.

      Ledge

      Usuń
    3. Nagle dopadło ją zmęczenie. Nie fizyczne, bo wciąż była w niezdrowej euforii, ale psychiczne. Wcześniej wiele razy miała dość swojego życia, ale pierwszy raz uświadomiła sobie dobitnie, jak bardzo miała przejebane. O jej przyszłości decydowali rodzice, których nienawidziła i miała utkwić w małżeństwie bez miłości z człowiekiem, który, coraz bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu, zachowywał się jak pieprzony pies ogrodnika. I nie miała pojęcia, czy bardziej ją to bolało czy wkurwiało. Nie chciała być więźniem. Pragnęła pieprzonej wolności, której zdążyła jedynie posmakować i już ją utraciła. Nie mogła nawet zabawić się w spokoju z całkiem sympatycznymi ludźmi, którzy z jakiegoś powodu od razu ją zaakceptowali, bo on musiał przyjść tutaj za nią. I wykorzystać fakt, że była naćpana, żeby ją zerżnąć. W co ona się w ogóle władowała? Chyba w poprzednim życiu musiała być bardzo złym człowiekiem. Nikomu dobremu nie mogły się przytrafiać takie rzeczy.
      Kiwnęła jedynie głową, nie drążąc tematu. Nie zamierzała na siłę wciskać mu swoich przeprosin w gardło. Prawda była taka, że zasłużył na te ciosy. Zranił ją. Nie fizycznie, ale psychicznie. Po prostu czuła się źle z tym, że uciekła się do przemocy, którą na co dzień gardziła. Nie chciała zachowywać się jak ojciec i rozwiązywać problemów siłą. Tylko tego żałowała.
      Wstrzymała na moment oddech i przeniosła wzrok z oczyszczanej rany na ciemne oczy Ledgera. Czy była pewna, że chce poznać odpowiedzi na swoje pytania? Nie. Bała się tego, co od niego usłyszy. Bała się, że znowu dobitnie jej uświadomi, że była dla innych ludzi tylko rzeczą. Środkiem do celu. Czymś, co sobie kupił, żeby wzbogacić się jeszcze bardziej. A ona, zamiast go, kurwa, zostawić na pastwę losu, opatrywała rany, które zarobił tylko dlatego, że ktoś ośmielił się tknąć jego rzecz.
      — Nie — odezwała się w końcu cicho i zamrugała szybko oczami, żeby pozbyć się łez wzbierających tuż nad dolnymi powiekami. — Ale nie możesz mi zrobić nic, czego już nie przeżyłam — przypomniała i docisnęła gazik do krwawiącej rany. Nie wyglądało to najlepiej, ale miała nadzieję, że plastry ściągające dadzą radę. — Serio myślisz, że przez całe życie będziesz mnie trzymał zamkniętą w wieży? Że ty będziesz mógł robić co chcesz, sypiać z kim chcesz, sprowadzać do domu kogo chcesz, a ja będę to tak po prostu znosić? — spytała, znowu spoglądając mu w oczy. Nie chodziło o zazdrość, chodziło o równość. — Jestem człowiekiem, nie twoją zabawką. Jeśli ty będziesz to robił, ja również będę się tak zachowywać. Choćbym miała wiecznie próbować uciec, nie pozwolę się tak traktować. Już nie, rozumiesz? — wzięła głęboki, urywany oddech i odwróciła się, podchodząc z powrotem do szafki, żeby poszukać plastra.

      Lulu

      Usuń
    4. Westchnął ciężko, ale jej odpowiedź wcale go nie zdziwiła. W zasadzie z jakiegoś powodu wcale nie chciał kontynuować tego tematu z prostego powodu. Był moment, w którym dogadywanie się, wychodziło im nawet całkiem sprawnie, a później on popełnił błąd.
      To wkurwiało go najbardziej. Bo miał świadomość, że to on spierdolił sprawą z Lexi. Tym, że przyprowadził ją do apartamentu, tym, że pozwolił na zrobienie zdjęć czy nagrań, które ujrzały światło dzienne, a zdecydowanie nie powinny. A przede wszystkim, tym, że pozwolił wtedy wyjść Lunie. Powinien zrobić wszystko, aby zatrzymać ją w mieszkaniu. Od momentu, w którym opuściła ich cztery ściany, cała reszta pierdoliła się coraz bardziej, a on czuł, jak grunt znika spod jego nóg. Jak wszystko układało się nie tak, jak powinno.
      Syknął ponownie, kiedy przycisnęła gazik do rozcięcia.
      — Dlaczego nie mogłaś po prostu zjeść wtedy ze mną tamtej kolacji? — Wiedział, że w żaden sposób nie odnosił się do całej rozmowy, która właśnie prowadzili, ale tamten wieczór wszystko zrujnował. Wkurwiony wyszedł z apartamentu i nie myślał nad tym, co robił. Wtedy po raz pierwszy został wystawiony, a to go ubodło — Dlaczego nie mogłaś jechać na te zakupy? Po prostu…— urwał, nie wiedząc, co właściwie chce jeszcze powiedzieć. Wkurwiła go wtedy. Może i niefortunnie dobrał słowa, ale przecież gesty były ważniejsze prawda? A on dla niej zmienił cały plan dnia, chciał spędzić z nią popołudnie i wieczór, bo… chciał, a nie dlatego, że musiał. Owszem, chciał wtedy upozorować ostre pieprzenie się, aby służba zaczęła plotkować dla potwierdzenia prawdziwości ich związku, ale gdyby tamten dzień potoczył się tak, jak planował, wcale nie wykluczał, że być może wcale by nie udawali, że być może… potrafiliby odnaleźć naprawdę wspólny język? Do momentu wyjścia od jubilera było naprawdę całkiem przyjemnie. Owszem, sporo grał pod publikę, ale mimo wszystko musiał przyznać, że tamten dzień spędzony z Luną był całkiem… w porządku. Co przecież normalnie się nie zdarzało.
      — Nie wiem, wkurwia mnie już to wszystko — powiedział cicho, spoglądając w jej oczy. Mówił całkiem szczerze, bo tak było. Miał dość tego wszystkiego. Całego tego narzeczeństwa, ślubu, interesów i firmy. Luny też miał dość, bo ciągłe użeranie się z nią i ciągłe kłótnie były po prostu męczące. — Jeżeli twój ojciec się dowie — urwał, spoglądając na nią znacząco — nie wiem czy będę potrafił dotrzymać swojego słowa, wiesz? A nie lubię go łamać — powiedział, zaciskając mocno szczękę. Czyżby chciał jej pozwolić na robienie czego dusza zapragnie, byleby stary Myers się nie do wiedział? Nie chciał przyznać, że sam słono zapłaci, bo jasno zrozumiał przekaz.

      L

      Usuń
    5. Skupiała się na metodycznym oczyszczaniu rany. Krew wciąż nie przestawała płynąć, więc co chwilę zmieniała gazik, mając nadzieję, że w końcu się to uspokoi. Zerkała spod rzęs na oczy Ledgera, zastanawiając się, o czym teraz myślał. Zaczęła to robić jakiś czas temu; zastanawiać się, co nim kierowało, o czym myślał podczas podejmowania decyzji, czy… Czy wszystko, co mówił było prawdą, czy może murem, za którym się ukrywał. Miała wrażenie, że czasami widywała prawdziwego Collinsa. Czuła, że ten, którego widziała przez cały dzisiejszy wieczór był jego najszczerszą wersją. Nie mogła być tego pewna, tak jednak podpowiadała jej intuicja.
      Zmarszczyła brwi i w zamyśleniu wbiła wzrok w swoją dłoń trzymającą opatrunek przy ustach bruneta. Przez chwilę zastanawiała się, o co mu chodziło. Przecież nigdy nie jedli ze sobą żadnej kolacji, poza tymi wymuszonymi z rodzicami.
      A potem sobie przypomniała i wydała z siebie ciężkie westchnienie, kolejny raz zmieniając gazik.
      — Bo nasze czyny mają konsekwencje, a tobie najwyraźniej nikt o tym nie powiedział. Zraniłeś mnie, więc nie miałam ochoty z tobą przebywać. Równie dobrze mogłabym zapytać, dlaczego w ogóle musiałeś wtedy wyjść — zauważyła. — To nie ma sensu. Zrobiliśmy coś i teraz musimy z tym żyć — dodała, zanim odsunęła się, żeby poszukać plastrów. Znalazła dwa, więc wróciła z nimi do kozetki i ponownie chwyciła mężczyznę za brodę, ustawiając jego twarz pod odpowiednim kątem. Zakleiła najpierw ranę na kości policzkowej, następnie znowu chwyciła za gazik i otarła krew z wargi. Szybko nakleiła plaster i odetchnęła cicho, gdy krew zaczęła się delikatnie sączyć, zamiast wciąż lecieć całkiem pokaźnym strumieniem.
      Usiadła obok Ledgera i wbiła spojrzenie przed siebie, wsuwając dłonie pod swoje uda. Wciąż drżała z nadmiaru emocji szarpiących ją od środka, ale nawet tego nie czuła.
      — Mnie też, ale czy mamy jakiś wybór? — odezwała się w końcu schrypniętym głosem. — Wiem. Ale nie chcę tak żyć. Nie chcę być… Tym kimś, kogo próbujesz ze mnie zrobić. Żoną na pokaz? Nie wiem nawet jak to określić — pokręciła głową i obróciła głowę w stronę bruneta, żeby móc na niego spojrzeć. — Możemy też po prostu… Sobie tego nie robić. Będę się tak zachowywać tylko wtedy, gdy ty będziesz to robił — niemalże wyszeptała. Sama nie wiedziała co mu właśnie proponuje. Odwróciła więc wzrok, czując, że się rumieni. — Skoro i tak ze sobą utknęliśmy… Równie dobrze moglibyśmy… Spróbować się jakoś dogadać. I nie szukać nikogo z zewnątrz. Seks był… No… Był dobry, do cholery — ostatnie słowa wymamrotała, podnosząc się z kozetki, bo jakoś nie potrafiła usiedzieć teraz w miejscu.

      L

      Usuń
    6. Wbił w nią zamglone spojrzenie, zastanawiając się nad tym, co mówiła. Doskonale wiedział, że każda decyzja niesie za sobą konsekwencje. Był tego bardzo świadomy, bo z zasady miał je w dupie. Tak jak i wszystko inne. W końcu nie był taki od dzisiaj. Wiedział, że ranił ludzi, czasami robił to wręcz z satysfakcją, gdy mógł kogoś boleśnie uświadomić, gdzie w hierarchii leży jego miejsce i aby przypadkiem nie próbował wychodzić przed szereg. Był po prostu Collinsem. Najgorszą, możliwą jego wersją, bo jakby tak się dłużej zastanowić był nawet gorszy od Seniora pod pewnymi względami.
      — Wystarczyłoby… — urwał jednak, kręcąc przy tym przecząco głową. Chyba miała rację. Nie było sensu tego roztrząsać. Wszystko co się stało… po prostu się stało. Nic nie mogli już z tym zrobić, bo czasu nie dało się cofnąć, a pamięci nie można było wymazać. — Konsekwencje — odezwał się, uśmiechając się przy tym, przez co ledwo co nieco mniej krwawiącą rana na wardze, na nowo się otworzyła i krew zaczęła ponownie spływać po jego twarzy, ale nie przejmował się tym. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem ich całkiem świadomy? Po prostu nie przejmuje się innymi ludźmi, Myers. Nie obchodzą mnie. Mam w dupie co, kto sobie pomyśli, co czuję, nie interesują mnie inni — wypalił, ale wziął głęboki oddech i spojrzał ponownie prosto w jej oczy — ale z jakiegoś powodu interesuje mnie to, co czujesz ty — dodał nieco ciszej — i to kolejna rzecz, która strasznie mnie wkurwia. Nie lubię tego uczucia przejmowania się — wyznał. Może pozwalał sobie na taką szczerość przez świadomość, że była na haju? Liczył, że po prostu nie będzie rano pamiętała tej rozmowy. I wszystko wróci do porządku, jaki między nimi panował, czyli… do chaosu i ciągłych kłótni.
      — Wątpię — westchnął ciężko — chciałbym móc po prostu potraktować go jak wszystkich innych, ale ojciec ma na mnie za dużo — urwał, uznając, że tyle może powiedzieć. Nie zamierzał jednak ryzykować, że powie za dużo, a ona jednak coś spamięta.
      Uniósł brew, czego szybko pożałował, bo rana szybko dała o sobie znać. Uśmiechnąłby się łobuzersko, gdyby nie świeżo przygotowany przez Lunę opatrunek na jego wardze.
      — Lepiej niż z twoim haremem? — zapytał ze słyszalnym rozbawieniem, a po chwili podniósł się i podszedł do niej — powiedziałem dzisiaj za dużo — szepnął, zatrzymując się tuż za jej plecami. Uniósł powoli ręce i ostrożnie ułożył je na ramionach dziewczyny, czekając na jej reakcję. Dopiero po upewnieniu się, że nie ma nic przeciwko, delikatnie przesunął dłońmi do jej łokci i z powrotem w górę — jestem chujem — westchnął — i nie wiem czy potrafię to zmienić — sam nie wiedział, po co to mówił. Bo czy to miało dla niej jakiekolwiek znaczenie? — ale przede wszystkim nie wiem, czy chcę, Lu.

      Usuń
    7. — Cholera, Collins, niech cię szlag — szepnęła, gdy dostrzegła, że po jego brodzie nagle zaczęło spływać więcej krwi. Drżącą ręką starła ją gazą, po czym podłożyła drugą i tak przez chwilę zmieniała, aż strumień znowu zaczął się nieco uspokajać. Rana nie była głęboka, po prostu tak umiejscowiona, że krew nieustannie pulsowała, wydostając się na zewnątrz. Zaczynało ją to dość mocno frustrować, bo miała wrażenie, że minęła cała wieczność, od kiedy zaczęła robić z tym porządek. Przez to wszystko umknęło jej kilka słów, które wypowiedział Ledger, ale szybko się otrząsnęła i ponownie poświęciła uwagę rozmowie. Odwzajemniła intensywne spojrzenie. Już otwierała usta, żeby odpowiedzieć, ale on odezwał się ponownie, więc je zamknęła.
      — W dziwny sposób to okazujesz — niemal wyszeptała, znowu poświęcając swoją pełną uwagę ranie, bo tak było po prostu łatwiej. Chyba pierwszy raz, nie licząc tamtego wieczoru, gdy znalazł ją w swojej wannie, rozmawiali ze sobą w ten sposób. Miała nadzieję, że jej naćpany mózg to zapamięta. Nie chciała, żeby Ledger był w jej głowie złym charakterem bez żadnych pozytywnych cech. Świadomość, że potrafił być tak… Ludzki, dawała jej ulgę. — Ja też się tobą przejmuję. Stąd wiem, że Sylvester coś ci zrobił — mruknęła. Nie dawało jej to spokoju. — Nie chcę tego równie mocno jak ty. Ale… Chyba nie mamy wyjścia. Po prostu trochę odsunęliśmy w czasie nieuniknione, utkniemy ze sobą na całe życie. Bez możliwości rozstania i rozwodu. Kurwa, mogę się założyć, że mój ojciec wymyślił coś takiego, żebym nie mogła się z tego wyplątać nawet po jego śmierci — roześmiała się bez humoru i pokręciła głową. — Nie chcę cały czas się kłócić bez żadnych dobrych momentów. Zwariujemy, jeżeli będziemy tak żyć — westchnęła, zanim odsunęła w końcu ręce od jego twarzy.
      — Twój ma na ciebie za dużo, mój znajdzie mnie wszędzie i zmusi do wszystkiego… Jesteśmy w dupie, Ledger — szepnęła, a kiedy się od niego odsunęła i obróciła, jej ciało zadrżało nieco mocniej. Miała na sobie sweter, ale miała wrażenie, że uderza w nią przenikliwe zimno.
      Prychnęła i roześmiała się, tym razem szczerze.
      — Naprawdę powiedziałam, że obsługiwałam sześciu na raz, co? — wymamrotała i znieruchomiała, czując tuż za sobą jego ciało. Zamknęła oczy, gdy jej dotknął i zrobiła niewielki krok do tyłu, przez co jej plecy zetknęły się z jego torsem. To było przyjemne. Tak cholernie przyjemne. Jak wtedy, gdy przeczesywał palcami jej włosy i przyciskał ją do swojego ciała, jakby nie chciał jej za szybko wypuścić. Podobało jej się to. — Powiedziałeś. A ja w zamian za dużo zrobiłam — zauważyła, odchylając głowę na jego ramię. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. — Nie chcę tego od ciebie. Miałabym chyba całkiem duży dysonans poznawczy, gdybyś nagle zaczął byś miły i przestalibyśmy się żreć — mruknęła. Otworzyła oczy i obróciła lekko głowę, by zerknąć na niego z ukosa. — Chyba po prostu proponuję… Nie wiem, rozejm? Żebyśmy nie utrudniali sobie tego jeszcze bardziej. Skoro i tak nie uda nam się z tego wyplątać, równie dobrze możemy spróbować… Mieć z tego jakieś korzyści. Friends with benefits, coś w ten deseń — wzruszyła ramionami i obróciła się do niego przodem. — Nie chcę żadnej wielkiej miłości. Ani nawet małej miłości. Chcę po prostu uniknąć takich sytuacji jak dzisiaj.

      L

      Usuń
    8. Wzruszył tylko lekko ramionami na jej komentarz, bo sam niespecjalnie przejmował się tym ile wypływało z niego krwi. Zwłaszcza, że zdawał sobie sprawę, że z takiej rany nie jest w stanie się wykrwawić i nie wiązała się ona z żadnym niebezpieczeństwem. Jedynie z dyskomfortem, ale i to teraz nie miało żadnego znaczenia. Nie w tym momencie.
      — Bo może sam nie zdecydowałem jeszcze czy chce to w ogóle okazywać — mruknął, niezbyt zadowolony z tego momentu słabości, bo to nie był jego styl. Cackania się. Z sobą czy z innymi. Ale z jakiegoś powodu właśnie to robił i nie mógł nic na to poradzić. Jakby chwila w tamtej klasie coś zmieniła. Chociaż nie rozumiał, dlaczego tak bardzo — w każdym razie to jest… całkiem nowe, dobra — kontynuował nieco rozbity, bo naprawdę nie przywykł do takich rozmów, w których pokazywał siebie z takiej strony. Ze strony, której tak właściwie nawet sam za dobrze nie znał. Wywrócił oczami na wspomnienie o jej ojcu. Wolałby nie zagłębiać się w temat, bo czuł się żałośnie z tym, że w ogóle dopuścił do takiej sytuacji, a później pozwolił na to, aby Sylvester miał nad nim przewagę. Powinien sam móc skopać mu dupę i obić ryj, zamiast dać zrobić to sobie. Obiecał jej ją przed nim bronić. I oczywiście słowa zamierzał dotrzymać, ale wiedział już, że to wcale nie będzie takie łatwe, jak początkowo mu się wydawało.
      Wydał z siebie zduszone mruknięcie, świadczące o tym, że zgadza się z jej słowami, a później wzruszył ramionami.
      — Nie ująłbym tego lepiej. Czas się pogodzić z losem — westchnął, chociaż te słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Ale przecież próbował. Razem próbowali. Na różne sposoby, a za każdym razem kończyło się tak samo. Tragicznie.
      — Nawet nie zamierzam próbować sobie wyobrażać, jakbyś to niby miała zrobić — zaśmiał się, ale poważnie, szybko odepchnął od siebie myśli związane z Luną i kimkolwiek innym, bo nie chciał się na nowo wkurwiać i czuć tej złości, która opanowała go, gdy zobaczył ją z Gabsem. Wodził wzrokiem za swoimi dłońmi, którymi gładził jej ramiona i uśmiechał się delikatnie, słuchając tego, co miała do powiedzenia. Czuł, jak się na nim oparła i sam delikatnie przycisnął ją do siebie. Po chwili wziął jedną dłoń z jej ramienia i przełożył na jej szyję, wciąż wykonując delikatne ruchy dłonią, po jej delikatnej skórze — czyli po prostu chcesz seksu — szepnął, nachylając się do jej ucha — i chcesz, żebym ja też chciał seksu z tobą — dłoń z ramienia przełożył na jej brzuch i delikatnie podciągnął materiał swetra, aby po chwili wsunąć pod niego dłoń i przesunąć powoli po nagiej skórze — mógłbym pójść na ten układ — mówiąc, zrobił krok do przodu, wymuszając na niej dokładnie to samo — ale musisz mi obiecać, że to będzie tylko seks i nic więcej.

      L

      Usuń
    9. — A ku czemu bardziej się skłaniasz? — zapytała, ale szybko uświadomiła sobie, że to nie ma żadnego sensu i westchnęła. — Niech zgadnę, raczej ku nieokazywaniu — uśmiechnęła się kwaśno i przez krótki moment spojrzała prosto w jego ciemne tęczówki, ale szybko odwróciła wzrok. Skinęła głową, przyznając mu rację. Dla niej odkrycie, że mogłaby go tolerować i się o niego martwić również było czymś nowym. Poza tym Luna nie umiała w relacje z facetami. Wydawało jej się wcześniej, że kochała Aidena, ale teraz już nie była tak bardzo tego pewna, a wcześniej wyplątywała się ze związków jeszcze zanim na dobre zdążyły się rozwinąć. Relacja z Ledgerem była jeszcze bardziej skomplikowana, bo tak naprawdę nie byli i nie mieli być razem, choć zmuszano ich do spędzenia ze sobą reszty życia. Trudno było się w tym połapać. W uczuciach towarzyszących temu również. — I dziwne — uzupełniła, równie rozbita co on. Była zmęczona ciągłą walką z rodzicami, ale jeszcze bardziej męczyła ją walka z Ledgerem. Dzisiejsza noc uświadomiła jej, że mogli iść albo w jedną, albo w drugą stronę. Choć właściwie nie mieli za bardzo wyboru. Powinni po prostu się z tym pogodzić. A przynajmniej spróbować to zrobić.
      — Tak. Nic lepszego na nas nie czeka — westchnęła tak samo ciężko i potarła opuszkami palców skronie. Nie wiedziała, ile czasu minęło od wzięcia tabletki, ale miała wrażenie, że narkotyki zaczynają z niej schodzić. Nigdy nie brała ecstasy, ale naczytała się wystarczająco dużo, by wiedzieć, że ranek nie będzie zbyt przyjemny.
      — To w sumie mogłoby być proste. Usta, tyłek, cipka, obie ręce i stopy. Teoretycznie do zrobienia — parsknęła, ale wzdrygnęła się na samą myśl. Nie, to zdecydowanie nie byłoby dla niej. — Ale wolałabym oglądać to na ekranie niż przeżywać na własnej skórze — przyznała i ponownie zadrżała, tym razem jednak w reakcji na delikatny dotyk. Odchyliła głowę i przymknęła powieki, cicho mrucząc, gdy ciepła dłoń zaczęła pieścić jej szyję. — Tak, możemy to tak ująć — odpowiedziała niemal szeptem. Opuściła ręce wzdłuż ciała i zacisnęła dłonie w pięści, choć kusiło ją, żeby ująć nadgarstek mężczyzny i przesunąć go niżej, aż dotarłby do spodni. Coś jednak ją powstrzymało, mimo że posłusznie wykonała krok do przodu, gdy na nią naparł. Czuła, że w jej podbrzuszu zaczyna się budować dobrze już znane napięcie, a skóra mrowiła pod dotykiem Ledgera. Nieco słabiej niż wcześniej, ale wciąż wystarczająco mocno, by w sekundę zapulsowała pragnieniem. Odetchnęła drżąco i skinęła głową na kolejne słowa bruneta.
      — Obiecuję. Nie potrafiłabym się w tobie zakochać, za bardzo mnie wkurwiasz — mruknęła szczerze. — Rozumiem, że nie muszę cię prosić o to samo, bo to działa z wzajemnością, tak? — szepnęła i obróciła głowę, by ponownie na niego spojrzeć, tym razem zamglonymi oczami.

      L

      Usuń
    10. Wzruszył jedynie ramionami w odpowiedzi na jej pytanie, bo tak całkiem szczerze, sam nie miał pojęcia. To wszystko było takie nowe, zupełnie inne niż stan, do jakiego był przyzwyczajony. Zawsze sobie powtarzał, że nigdy w jego życiu nie pojawi się ktoś, kto mógłby sprawić, że jego serce zabije… nie kochał jej. Nie był nią zauroczony, a tym bardziej nie był w niej zakochany, ale te poczucie obejmowania ją troską… było czymś zupełnie nowym. Na tyle, że jak widać, przejawy jego opiekuńczości kończyły się tak, że zachęcał ją do puszczenia się z ledwo co poznanymi ludźmi i zadawaniem bólu słowami, bo to było dużo łatwiejsze do zrobienia niż pokazanie prawdziwego przejmowania się.
      — Cholernie dziwne — przytaknął, bo tak było. Coś całkowicie niepodobnego do niego. Na tyle, że sam czuł się właśnie dziwnie ze świadomością tego wszystkiego i to jedynie potęgowała te poczucie wyobcowania i… nieradzenia sobie z własnymi emocjami.
      — Nie, nie chcę o tym myśleć — powiedział, chociaż kącik jego ust drżał. Nie miał sam jednak pewności, dlaczego. Przejaw uśmiechu czy raczej trik nerwowy zwiastujący kolejny atak wkurwienia. Nie. Odepchnął to od siebie. Musiał to odepchnąć, aby nie spieprzyć tej nocy jeszcze bardziej.
      Wziął głęboki oddech, zaciągając się jej zapachem, który w tym momencie przyjemnie mącił mu w głowie. Skinął lekko głową na jej potwierdzenie, ale nie ruszył dalej żadna z dłoni, czekając na kolejne słowa potwierdzenia. Musiał mieć pewność, że nie będzie chodziło o nic więcej. Teoretycznie, skoro i tak mieli być na siebie skazani, być może nie wyszłoby z tego nic złego, ale sama świadomość, że w ogóle dopuszczałby do siebie takie myśli sprawiała, że było mu z tym źle. Dlatego musiało chodzić jedynie o seks. Nic więcej.
      — Nawet nie wiesz, jak bardzo podoba mi się ta odpowiedź — wyszeptał cicho, otulając ciepłym oddechem płatek jej ucha, a następnie delikatnie złapał go wargami i zassał — oczywiście, że w dwie strony, Myers — palce dłoni z brzucha wsunął powoli pod materiał spodni, a na jego ustach pojawił się połowiczny uśmieszek. Również spojrzał w jej oczy, gładząc delikatnie drugą dłonią wciąż jej miękką skórę — ładnie wyglądasz, kiedy tak na mnie patrzysz, zdajesz sobie z tego sprawę? — Nie czekał jednak na jej odpowiedź, bo wykorzystując moment, że miała skierowaną twarz w jego stronę, wpił się namiętnie w jej usta, nie przejmując się ledwo co opatrzoną raną.

      L

      Usuń
    11. Skinęła jedynie głową i stłumiła westchnienie, bo tego właśnie się spodziewała. Po raz kolejny pomyślała, że wolałaby ich dawną relację — a raczej jej brak. Póki nie znalazł jej w łazience, ich drogi właściwie się nawet nie przecinały. Nie rozmawiali ze sobą ponad to, co było absolutnie konieczne, żyli swoimi życiami i tak było dobrze, przynajmniej dla Luny. Jedna chwila między nimi zmieniła tak naprawdę wszystko, a teraz mierzyli się z konsekwencjami swojego zachowania. Luna z wynikiem słabości, a Ledger człowieczeństwa.
      Ale jakaś jej część jednak nie chciała do tego wracać. Teraz przynajmniej miała sojusznika, który buntował się równie mocno przeciw niesprawiedliwości, jaka ich spotkała, ale był tak samo w dupie z tym wszystkim. Nie czuła się już tak bardzo samotna jak wcześniej i akurat to jej odpowiadało.
      — Nie chcesz o tym myśleć, bo chodzi o mnie, czy po prostu nie kręcą cię takie rzeczy? — spytała cicho i uśmiechnęła się, dostrzegając, że kącik warg bruneta lekko drży. Nie wiedziała, po co drąży. Nie chciała uzyskiwać na swoje pytania odpowiedzi, na które nie była gotowa. Nie chciała odrzucenia kolejny raz. Nie lubiła tego uczucia.
      Przymknęła powieki i gwałtownie wciągnęła powietrze, czując, jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiega dreszcz przyjemności wywołany dotykiem warg mężczyzny. Spięła się na sekundę, a zaraz potem rozluźniła, zapadając się głębiej w jego ramiona. Była w tej chwili jak plastelina, którą mógłby uformować wedle własnego widzimisię. I nie miała nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy.
      — No więc mamy umowę — wychrypiała zduszonym głosem. Jej oddech lekko przyspieszył, gdy ciepłe palce wsunęły się pod materiał jej spodni. Odchyliła głowę do tyłu i wydała z siebie cichy jęk, czując przez materiał bielizny delikatny dotyk. Zaledwie muśnięcie, może nawet niezamierzone, ale wystarczyło, by jej łechtaczka nabrzmiała, a między nogami zrobiło się mokro. Nawet jeśli ciut wytrzeźwiała, wciąż niewystarczająco, aby ukryć reakcje swojego ciała.
      Otworzyła oczy i rozchyliła wargi, myśląc nad jakąś błyskotliwą odpowiedzią, ale na całe szczęście nie musiała jej udzielać. Odwzajemniła pocałunek, bez wahania odnajdując językiem jego język. Smak alkoholu i krwi tylko bardziej ją nakręciły, a przy okazji utwierdziła się w przekonaniu, że to nie ecstasy działało na nią tak intensywnie. Pocałunki wymienione z Nel i Gabrielem, choć przyjemne, nie doprowadziły jej do takiego stanu, w jakim znajdowała się teraz.
      Obróciła się w ramionach Ledgera, choć zrobiła to dość niechętnie ze względu na dłoń, którą musiał wysunąć z jej spodni i nie przerywając pocałunku wdrapała się na jego ciało dokładnie tak samo, jak zrobiła to wcześniej w klasie, by powstrzymać rozlew krwi, teraz jednak nie ściskała go tak kurczowo. Odsunęła się lekko, gdy zabrakło jej tchu i spojrzała ponad ramieniem bruneta na kozetkę, na której roiło się od pokrytych krwią wacików. Wykrzywiła usta w grymasie.
      — Możemy iść do tamtej biblioteki? — wydyszała, przenosząc błyszczące spojrzenie z powrotem na twarz Ledgera, którą trzymała w swoich dłoniach.

      L

      Usuń
    12. — Nie lubię się dzielić — rzucił jedynie w odpowiedzi, nie precyzując czy chodziło ogólnie o kobiety czy konkretnie o Lunę. Wiedział, że nie była głupia, a sposób w jaki zareagował, kiedy Gabs odwzajemnił jej pocałunek mówił więcej niż słowa. Było jednak zdecydowanie za wcześnie, aby była w stanie wymusić na nim wypowiedzenie tych konkretnych słów na głos. Wiedział, że była pod wpływem, podejrzewał, że wiele z tej nocy nie będzie pamiętała, ale nie mógł ryzykować wszystkim. Samo to, że doszli do pewnego porozumienia (ponownie), to było naprawdę dużo i Ledger zdecydowanie nie chciał, aby w jej głowie pozostały jeszcze jakieś haki na niego.
      Wszystko co zostało wypowiedziane w tym pomieszczeniu traktował jako słabość. Dał jej już zwyczajnie za wiele materiału i miał świadomość, że gdyby tylko chciała, mogłaby później wykorzystać to przeciwko niemu samemu. Wiedział, że będzie cholernie żałował tej nocy, prędzej czy później.
      Skinął głową, uśmiechając się, gdy poczuł jak napiera plecami na jego tors. Kolejny raz zaciągnął się jej zapachem, przymykając przy tym połowicznie powieki. Naparł na nią mocniej z zamiarem wsunięcia ręki niżej pod materiał jej bielizny i przyparcia jej do ściany, a później przypieczętowania ich małego układu, ale Luna postanowiła, jak zauważył, zrobić po swojemu.
      — Pozwoliłem ci się obrócić? — Spytał szeptem, kiedy ich wargi już się nie stykały. Przesunął dłoń na jej biodro, wbijając palce w jej rozgrzaną skórę, a drugą dłonią chwycił ją pod udem, aby podtrzymać ją w tej pozycji. Otulił swoim oddechem jej twarz i dołączył drugą dłonią do przytrzymywania jej, aby przypadkiem się nie ześlizgnęła z jego ciała. Chciał bowiem czuć ją przy sobie. Wymazać z jej pamięci dotyk dziewczyn czy Gabsa. Miała myśleć tylko o nim i wracając wspomnieniami do tej nocy, wracać jedynie do niego. — W porządku — szepnął — ale tym razem, zamierzam cię wziąć po swojemu — wymruczał, posyłając jej połowiczny uśmiech. Wtedy pozwolił, aby to się po prostu stało, dając porwać się chwili. Teraz zamierzał wziąć, co chciał.
      Nie czekając więc na jej odpowiedź, trzymając ją przy sobie ruszył do pomieszczenia, w którym znajdowali się wcześniej, nie odrywając się od jej ust.
      Tuż po przekroczeniu progu, zatrzasnął za nimi drzwi, nie zapalając światła ruszył małymi krokami do stołu, przy którym znajdowali się wcześniej. Posadził ją na blacie, cały czas składając na jej wargach rozgorączkowane pocałunki, a dłońmi od razu sięgając rozporka jej spodni, który rozpiął sprawnym ruchem, a zaraz po tym równie szybko ściągnął jej sweter. Uśmiechnął się na widok nagich piersi, które zlustrował uważnym spojrzeniem, a tuż po chwili sięgnął ustami twardy sutek i zassał go.

      L

      Usuń
    13. — Ja też nie — odpowiedziała, spoglądając na mężczyznę z ukosa. Zrobiła to krótko, ale znacząco. Chciała, żeby wziął to sobie do serca, bo wolała nie trafić ponownie na jakąś laskę w ich mieszkaniu. Szczerze mówiąc, choć nic nie czuła do Ledgera, mimo wszystko chyba jeszcze przez długi czas miała pamiętać tamten poranek i to, jakie emocje jej wówczas towarzyszyły. O ile kiedykolwiek uda jej się o tym zapomnieć.
      Uśmiechnęła się łobuzersko i przytknęła swój nos do nosa bruneta, spoglądając prosto w jego ciemne oczy. Palce jednej dłoni wplotła w jego włosy, a drugą objęła go za kark, żeby nie spaść.
      — Nie wiedziałam, że mam pytać o pozwolenie, proszę pana — odparła równie cicho i otarła się o niego, wydając z siebie krótki jęk. — Taki jesteś dominujący, co? — wymruczała i skinęła głową, zgadzając się na wszystko, co zamierzał z nią zrobić. Ona już wzięła od niego to, czego chciała i jak chciała, więc oddanie inicjatywy byłoby fair.
      Przywarła do warg Collinsa, odwzajemniając każdy pocałunek równie gorączkowo. Kiedy dwa trzaśnięcia drzwi dalej znaleźli się ponownie w bibliotece, bez wahania rozluźniła ramiona i pozwoliła się usadzić na stoliku, choć nie wypuściła mężczyzny spomiędzy swoich nóg. Objęła nimi jego biodra i przysunęła się do samego skraju blatu, chcąc znaleźć się jak najbliżej. Posłusznie uniosła ręce i odprowadziła swój sweter wzrokiem, przy okazji dostrzegając własny biustonosz przy jednym z krzeseł.
      — Serio musiałeś rzucić mój stanik tak daleko? — mruknęła nieco rozproszona odnalezionym elementem garderoby, ale szybko poświęciła całą swoją uwagę Ledgerowi. A konkretniej temu, w jaki sposób na nią patrzył. Dobrze, że w pomieszczeniu było ciemno, dzięki temu nie mógł dostrzec, że się zarumieniła. Luna nie miała jakichś wielkich kompleksów, ale jego wzrok był tak intensywny, że poruszyła się niespokojnie, a po jej ciele przebiegł dreszcz, od którego jej sztywne sutki stwardniały jeszcze bardziej. Kiedy brunet w końcu się nad nią nachylił, odrzuciła głowę do tyłu i jęknęła, wyginając się w kierunku jego ciepłych ust. Jej dłonie bez udziału woli podążyły pod klapy marynarki, którą miał na sobie, by powoli zsunąć materiał z jego ramion. Potem odnalazła palcami guziki koszuli, rozpinając je sprawnymi ruchami. Poprzednio była zupełnie naga, on nie i chciała to teraz nadrobić. Zwłaszcza, że zdążył ją już w połowie rozebrać, a sam był wciąż w pełni ubrany. Poddała się jednak, gdy ruchy jego ust i języka skutecznie ją rozproszyły. Podparła się na jednej dłoni za plecami, natomiast druga sama odnalazła drogę do włosów mężczyzny, w które wplotła palce, dociskając go mocniej do swojej klatki piersiowej z udręczonym jękiem.

      L

      Usuń
    14. Rozumiał, co miała na myśli i był w stanie to zaakceptować. Zwłaszcza, gdy doszli do jakiegoś porozumienia, które może tym razem uda im się utrzymać przez dłuższy czas. Poza tym musiał przyznać, że podobało mu się to, że w tym konkretnym momencie nie wymagała od niego konkretnych słów. Nie dałby rady precyzować i jasno określać tego wszystkiego, co w tym konkretnym momencie czuł. Zwłaszcza, gdy zadawała tak sformułowane pytania.
      — Czas zapamiętać — wymruczał w odpowiedzi, sięgając dłonią jej dłoni, którą umieściła w jego włosach. Przesunął powoli palcami po jej skórze, drugą ręką nie przestając jej przytrzymywać przy sobie. Zamruczał cicho w reakcji na jej jęk i poczuł wyraźnie, jak jego penis drgnął w reakcji na jej bliskość. Uśmiechnął się łobuzersko, słysząc jej pytanie i nim odpowiedział, przygryzł skórę na jej szyi, a następnie przesunął nosem po przygryzionym miejscu — nie udawaj, że nie obiło ci się o uszy — wymruczał z każdym słowem muskając wargami jej ciało. I wcale nie miał na myśli sytuacji z Lexi. Dobrze wiedział, co potrafiły wypisywać szmatławce i co wygadywały spragnione uwagi kobiety. I czym w ogóle się oczywiście nie przejmował.
      — Tylko nie mów, że to ci przeszkadza — wymruczał w odpowiedzi, przylegając wargami do jej piersi, której nie przestawał pieścić, pozwalając, aby pozbywała się warstw z jego ciała.
      Ułożył dłonie na jej plecach, gdy wygięła ciało w jego kierunku, zassał jej sutek, a następnie przygryzł go delikatnie i pociągnął w swoją stronę, nasłuchując jej reakcji, a gdy była jednoznacznie przyjemnie jęcząca, uśmiechnął się łobuzersko. Wypuszczając sutek spomiędzy zębów, aby zająć się drugą piersią dokładnie w taki sam sposób.
      — Kurwa, kwiatuszku — wymruczał, gdy przeniósł dłonie na jej biodra i sam przeszedł z pocałunkami niżej, muskając językiem i ustami jej skórę. Przyciągnął ją na skraj blatu, a następnie postawił na ziemi, klęcząc przed nią. Nie odrywając ust od jej ciała, zsunął powoli rękoma jej spodnie i bieliznę, jednocześnie schodząc pocałunkami coraz niżej, sunąc językiem po jej podbrzuszu i wzgórku łonowym, schodząc wciąż niżej, ustami jak i dłońmi. Gdy jej spodnie były wystarczająco nisko, posadził ponownie ją na blacie, a następnie mocnym ruchem rozsunął jej uda na bok. Przesunął twarz do jej kobiecości i wziął głęboki oddech, mrucząc głośno — pachniesz tak cudownie — jęknął, a następnie przesunął językiem po całej jej cipce, zasysając na koniec nabrzmiałą łechtaczkę i to na niej skupiając się z pieszczotami.

      L

      Usuń
    15. Cóż, Luna była daleka od wymuszania na nim jakichkolwiek deklaracji, skoro sama nie zamierzała owych składać. Zresztą nie raz już się przekonała, że ich rozejm może być bardzo kruchy, wolała więc nie poruszać tematów, które mogłyby go zniszczyć czy nadszarpnąć.
      No i miała teraz zdecydowanie lepsze zajęcia, a jej mózg nie potrafił się skupiać na niczym poza jego dłońmi i ustami na swoim ciele. Skóra znowu zaczęła mrowić i wybuchły na niej iskry, sprawiając, że wszystko odczuwała znacznie intensywniej. Oddychała ciężko i pojękiwała raz za razem w jego wargi, wijąc się pod przyjemnym dotykiem.
      — Może w końcu mi się uda — wychrypiała, spoglądając przez ułamek sekundy prosto w jego ciemne tęczówki. — Przewidujesz jakieś przyjemne kary, jeśli będę nieposłuszna? — szepnęła, odchylając głowę w bok, żeby miał więcej miejsca na pocałunki składane na szyi. W pewnym momencie jęknęła znacznie głośniej w reakcji na zatopione w jej skórze zęby i zadrżała z przyjemności. — Nie wszystkie plotki są prawdą. Chcę, żebyś mi pokazał — odparła i sama nachyliła się, żeby zacząć składać mokre pocałunki na gardle bruneta.
      Nie pozwolił jej na to zbyt długo, więc westchnęła z rozczarowaniem, ale szybko przestała o tym myśleć, bowiem jego usta na jej piersiach skutecznie ją rozpraszały. Nie pamiętała nawet, co wcześniej powiedziała, że odpowiedział jej w ten sposób, ale pokręciła głową i zaprzeczyła cichym pomrukiem, który płynnie przekształcił się w kanonadę jęków i westchnień. Wyginała się w kierunku jego ust, gdy schodził z pocałunkami niżej i bez protestów dostosowywała się do tego, czego od niej wymagał. W końcu otworzyła oczy i wbiła w Ledgera zamglone spojrzenie, zsuwając się z biurka. Stanęła na miękkich nogach i oparła dłonie na jego barkach, żeby utrzymać równowagę.
      — Podoba mi się, kiedy mnie tak nazywasz — wyznała schrypniętym głosem i zrzuciła buty, po czym na własną rękę wyplątała się ze spodni i bielizny, zanim usadził ją z powrotem na biurku. Choć odchyliła się do tyłu, podpierając się na łokciach i posłusznie rozkładając nogi, wciąż wpatrywała się w klęczącego przed nią bruneta. Jeszcze zanim jej dotknął wydała z siebie zduszony jęk. Widok Ledgera zaciągającego się jej zapachem był chyba najbardziej erotyczną rzeczą, jaką widziała w całym swoim życiu. — O boże — zdołała wydusić i zassała powietrze, gdy w końcu poczuła jego język, a potem obejmujące ją wargi. Wydała z siebie przeciągły jęk i opadła na plecy, wplatając palce w ciemne włosy mężczyzny. Zaczęła poruszać biodrami, ocierając się mocniej o jego twarz i goniąc za orgazmem, który wydawał się być dosłownie na wyciągnięcie ręki. Drugą ręką objęła swoją pierś i zaczęła szczypać sutek, wzmacniając doznania. Choć miała za sobą już trzy spełnienia tej nocy, wciąż nie miała dość i była gotowa na kolejne.

      L

      Usuń
    16. — Kary nigdy nie są przyjemne, nie dla tego, komu są wymierzane — wymruczał, nie przerywając kontaktu swoich dłońmi z jej ciałem. Nie chciał puścić jej choćby na chwilę, aby przypadkiem nic nie zepsuło tego momentu. Chciał się nią nacieszyć, kolejny raz tej nocy. Przypieczętować układ i mieć nadzieję, że tym razem żadne z nich niczego nie spierdoli.
      Sam szybko jednak pozbył się z głowy jakichkolwiek myśli, które nie miały żadnego związku z Luną, jej ciałem i jej reakcjami na jego dotyk. Uśmiechał się kącikami ust, gdy jego wargi dotykały kolejnych fragmentów jej skóry, a dłonie sunęły to w górę to w dół, przyciskając ją do siebie, nie chcąc, aby pomiędzy nimi pojawił się jakikolwiek dystans. Przynajmniej do momentu, w którym nie potrzebował go, skupiając się na pozostałych fragmentach jej ciała.
      — Nie wiem czy jesteś na to gotowa — powiedział zachrypniętym głosem, dość niechętnie odrywając od niej swoje wargi. Nie zrobił tego jednak na długo. Zdecydowanie wolał się skupiać na gestach, niż słowach. Zwłaszcza teraz, gdy miał ją całą przed sobą.
      Klęcząc przed nią, nim usadził ją z powrotem na biurku, spojrzał na jej twarz i posłał jej łobuzerski uśmiech. Jego spojrzenie skupiało się później już tylko na jej kobiecości. On cały skupiał się tylko na niej.
      Zasysając łechtaczkę, pieścił ją również językiem wykonując okrężne ruchy i drażniąc ją. Dłonie przesuwał po nagich udach i biodrach Myers, nie odsuwając głowy spomiędzy jej nóg. Wyczuł, kiedy zaczęła poruszać biodrami do nadawanego przez niego tempa. Kącik ust mu drgał, kiedy do jego uszu docierały jej jęki, a on wyczekiwał momentu. Momentu, w którym jej orgazm zaczął się zbliżać. Podrażnił zębami łechtaczkę, a następnie przeniósł dłoń z jej uda i jednym ruchem wsunął w nią dwa palce w momencie, w którym jej ścianki zaczęły się zaciskać. Zgiął palce, odnajdując palcami chropowaty guziczek, którym od razu się zajął. Oddychając ciężko, nie przestawał pieścić jej jednocześnie palcami, jak i ustami, drażniąc czułe miejsca. Czuł, jak dla niego dochodzi, jak wiła się pod jego pieszczotami, a on nie spowalniał. Jedynie przyspieszał, pieprząc ją palcami, wysuwając je, a następnie mocno wsuwając w nią z powrotem, czując, jak jego kutas dusi się w spodniach. Żałował, że wciąż miał je na sobie, bo chciał się znaleźć w niej. W tym konkretnym momencie, kiedy jej cipka zaciskała się ciasno na jego palcach, a on za wszelką cenę starał się doprowadzić ją na granice świadomości, nie dając jej wytchnienia.

      L

      Usuń
    17. — Zależy, o jakich karach mówimy. Ja na przykład nie miałabym nic przeciwko paru klapsom — odpowiedziała niskim, schrypniętym głosem i posłała brunetowi niewinny uśmieszek. Jeśli nie pokazała mu wcześniej wystarczająco dokładnie, jak bardzo kręciły ją ostrzejsze zabawy, teraz z pewnością rozwiała wszelkie wątpliwości. Cóż, była ofiarą tyrana, to oczywiste, że miała nie do końca równo pod sufitem. Trochę liczyła, że pod tym względem Ledger również okaże się nieco… Wybrakowany, z braku lepszego słowa.
      Po jej kręgosłupie przebiegł dreszcz ekscytacji, gdy brunet uraczył ją tak enigmatyczną odpowiedzią. Zagryzła dolną wargę, spoglądając w dół na jego twarz swoimi błyszczącymi oczami. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio pragnęła kogoś tak bardzo, że nie potrafiła się opanować. I coraz częściej przebiegała jej przez głowę myśl, że to nie chyba wyłącznie zgubny wpływ narkotyków. Ledger był przystojny. Cholernie przystojny, a kiedy zaczynali ten cały fortel z przekonaniem rodziców, że postanowili spróbować na poważnie ze sobą być, dopuszczała do siebie myśl o ewentualnym sypianiu z nim. Od początku ją kręcił. Potem oczywiście wszystko koncertowo spierdolił, więc nie podejrzewała, że jeszcze kiedyś będzie chciała się do niego zbliżyć, ale kiedy tak jej dotykał, całował i poświęcał całą swoją uwagę, jakoś na chwilę zapomniała o tym, jak bardzo go nienawidzi za to, w jaki sposób ją potraktował.
      — Sprawdź mnie — szepnęła, nim jej głowa opadła do tyłu, a ciało całkowicie podporządkowało się jego woli. Miała w dupie czy ktoś ich usłyszy, wiła się i jęczała jego imię, nieustannie poruszając biodrami. Sięgnęła rękami do góry i zacisnęła je na krawędzi biurka, prawdopodobnie żłobiąc paznokciami ślady w drewnie. Im bliżej była orgazmu, tym mocniej podkurczała palce i poruszała biodrami, czując, że jeszcze trochę, a jej ciało eksploduje. Drżała z przyjemności i oddychała coraz ciężej, a jej cipka zaciskała się z taką siłą, że sama była zszokowana.
      Krzyknęła, gdy nagle poczuła w środku jego palce i poderwała się do siadu, choć wciąż znajdowała się przy samym brzegu biurka, więc w niczym to nie przeszkadzało. Opuszki wprawnie dotykające jej rozkosznego punktu w połączeniu z językiem wciąż krążącym wokół łechtaczki doprowadziły ją niemal do omdlenia. Nie miała pewności, ale doszła chyba dwa razy. Albo to był jeden długi orgazm, po którym zupełnie straciła dech. Czując, że jej ciało nie wytrzyma więcej, złapała Ledgera mocno za włosy i odciągnęła od siebie, jednocześnie zsuwając się na podłogę i przyklękła, żeby ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Wpiła się w błyszczące od jej podniecenia wargi bruneta i jęknęła w reakcji na swój smak na jego języku. Też chciała go posmakować, ale miała wrażenie, że zwariuje, jeśli za chwilę miejsca jego palców nie zastąpi penis.
      — Zerżnij mnie, Ledger. Błagam, muszę cię w sobie mieć — wyszeptała między pocałunkami, sięgając do jego rozporka i rozpinając spodnie gorączkowym ruchem. Bez wahania objęła dłonią twardego kutasa, pobudzając go jeszcze bardziej. Nie zrobiła jednak nic więcej, bo tym razem miało być przecież tak, jak chciał tego Collins.

      L

      Usuń
    18. — Domyśliłem się — mruknął cicho, bo wcześniej wyraźnie zarejestrował, jak zareagowała, gdy pozwolił sobie na mocniejsze szarpnięcie jej za włosy, gdy znajdowali się poprzednim razem w bibliotece. Był zadowolony z jej reakcji, bo cóż, Ledger nie nadawał się do waniliowego seksu. Nie tracił nad sobą panowania, nie był niezrównoważony, wiedział przecież, co robi, ale lubił sobie pozwalać na poniesienie się przez chwilę.
      Może dlatego Luna przez długi czas nie wydawała mu się wystarczająco atrakcyjna, bo sposób jej funkcjonowania nie wskazywał na to, aby była w stanie zadowolić go w łóżku. Zwłaszcza po tym, gdy dowiedział się, że jej ojciec się nad nią znęcał. Ale dzisiejszej nocy… zrozumiał, że nie wszystko było takim, jakim się wydawało i podobały mu się te wnioski.
      — Nie martw się, kwiatuszku — sapnął, ale nie dokończył myśli. Nie zamierzał odrywać ust od jej cipki na dłużej niż było to konieczne, a porozmawiać mogli przecież później. W tym konkretnym momencie, Ledger miał dużo ciekawsze zajęcia niż prowadzenie dyskusji na temat tego, co mógłby z nią zrobić. Wolał skupić się już teraz na samym dawaniu jej przyjemności i przygotowywaniu na to, co mógł jeszcze zrobić. W końcu… dopiero zaczynali, a on nie chciał jej od razu przytłoczyć wszystkim, co zamierzał.
      Czuł na palcach jej silny orgazm, czuł jak jej wilgoć spływała po jego dłoni, a specyficzny dźwięk rozbrzmiewał z każdym ruchem jego nadgarstka. Uśmiechał się, pieszcząc ją cały czas i napawał się każdym jękiem, każdym ruchem jej bioder i drżeniem, które czuł.
      — Właśnie tak — wymruczał, słysząc jej głośny krzyk, a jego dłoń przyspieszyła. Spoglądał na nią z dołu i czuł, że sam nie wytrzyma długo, że będzie musiał powstrzymywać się przed orgazmem, bo przecież nie chciał zachować się jak gówniarz, który dochodzi tuż po tym, gdy poczuje ciasną cipkę.
      Kiedy odsunęła go od swojej kobiecości, oblizał lubieżnie usta, wpatrując się prosto w jej oczy i uśmiechał się przy tym wręcz diabolicznie.
      Odwzajemnił gorączkowy pocałunek, trzymając dłonie na jej nagich pośladkach a następnie zaczął je rozmasowywać, gdy wciąż trwali w pocałunku.
      — Cudownie, że nie masz jeszcze dość — wychrypiał, kiedy zwerbalizowała swoją prośbę. A kiedy poczuł jej dłoń na swoim kutasie, jęknął cicho, wbijając w jej tyłek swoje palce — odwróć się i na kolana — oznajmił stanowczo, a kiedy wykonała jego polecenie zsunął z siebie niżej spodnie wraz z bokserkami i przylgnął do jej pleców swoim torsem, oraz męskością do jej ud. Czuł na kutasie jej soki i jedynie cicho zamruczał. Złapał się jedną dłonią blatu biurka, a drugą chwycił członek, aby po chwili nakierować go na jej wejście i pchnąć mocno biodrami, nie dając jej czasu na przyzwyczajenie się do nowego doznania, od razu złapał jej włosy i szarpnął nią w górę, aby ponownie ich ciała znalazły się w stałym kontakcie. — Jęcz, skarbie, jęcz — wyszeptał rozkazująco wprost do jej ucha.

      L

      Usuń
    19. Luna nie czuła się na tyle pewnie w kontaktach z Ledgerem, by pokazywać inną stronę swojej osobowości. Tę stronę, która nie bałaby się zostać pociągnięta za włosy. Gdyby nie narkotyki, wciąż miałaby w sobie wystarczająco dużo zahamowania, a to wszystko między nimi nigdy by się nie wydarzyło. Bo ona nie była otwartą osobą, a w dodatku dał jej tak wiele powodów, by się do niego nie zbliżała…
      Teraz te powody nie istniały, tak samo jak zahamowania dla Myers. Zapomniała o całym świecie, jakby w szkole nie było nikogo poza nimi. Nie, jakby nie byli w ogóle w szkole, tylko znajdowali się w swoim domu. Czuła się swobodnie jak nigdy i chętnie odpowiadała na każdą pieszczotę, pragnąc jeszcze więcej, jeszcze mocniej, jeszcze szybciej, jeszcze intensywniej…
      Ten jego uśmieszek zdawał się potwierdzać jej myśli: on też jej pragnął. Może się myliła, może tak naprawdę wcale tak nie było, ale w tym momencie tak właśnie myślała i zamierzała się temu całkowicie poddać.
      Jęknęła prosto w jego wargi i spięła się lekko, czując niezbyt delikatny dotyk na swoich pośladkach. Odruchowo zacisnęła dłoń mocniej na obejmowanym palcami penisie i poruszyła biodrami, domagając się więcej. A potem zadrżała, gdy z ust bruneta padł stanowczy rozkaz. Spojrzała na niego błyszczącymi oczami i zagryzła dolną wargę, powstrzymując uśmiech.
      — Tak jest, proszę pana — szepnęła, bo z jakiegoś powodu podobało jej się nazywanie go w ten sposób i musnęła przelotnie jego usta, po czym obróciła się do niego tyłem i posłusznie stanęła na czworaka, wyginając biodra w jego stronę. Oddychała szybko i płytko, czekając na to, co za chwilę się wydarzy. Jej cipka pulsowała pragnieniem, a wilgoć spływała w dół ud, jakby wciąż nie miała dość. Bo nie miała. Wciąż było jej za mało i nie mogła się doczekać, aż ponownie poczuje go w sobie.
      Opuściła głowę i wydała z siebie głośny jęk, gdy tak bezpardonowo wsunął się w jej zaciśnięte ścianki. Miała ochotę uciec, zrobić to wolniej, żeby przyzwyczaić się do nowego doznania, ale Ledger jej na to nie pozwolił. Nie mając innego wyjścia, poderwała ciało do pionu, zaciskając powieki, kiedy po jej głowie rozszedł się ostry ból. Krzyknęła, a jej cipka zacisnęła się mocno, zostawiając jeszcze więcej wilgoci na twardym członku. Jedną ręką złapała się za blat biurka tuż obok dłoni bruneta, a drugą sięgnęła do jego biodra, wbijając w nie paznokcie. Było prawie idealnie, gdy tak poruszali się w szybkim, mocnym rytmie. Prawie. Bo zamiast czuć na plecach jego skórę, czuła materiał częściowo rozpiętej koszuli i ani trochę jej się to nie podobało. Chciała, żeby też był nagi. Chciała mieć go, kurwa, całego, a nie do połowy.
      Stłumiła więc swoje jęki, chociaż w tym stanie nie było to łatwe i otworzyła oczy, jednocześnie obracając lekko głowę, żeby móc spojrzeć na jego profil.
      — R-rozbierz się — wydusiła z siebie i wygięła plecy w łuk, dzięki czemu wsuwał się w nią pod trochę innym kątem. Znacznie przyjemniejszym, a ona miała ochotę dać mu znać, jak cholernie jej dobrze. — Inaczej będę cicho — wydyszała, z ledwością tłumiąc wyrywające się z gardła krzyki. — Chcę czuć cię całego.

      L

      Usuń
    20. W tym momencie nie liczyło się nic więcej ani nikt więcej poza Luną Myers. Do czego oczywiście jeszcze nie tak dawno temu, w życiu by nie dopuścił. W zasadzie, gdyby nie pojawili się tutaj, gdyby nie widział jej z innym… prawdopodobnie wciąż traktowałby ją w dokładnie taki sam sposób, ale świadomość, że ona mogłaby naprawdę spróbować innego życia (niekoniecznie wyplątując się z samego małżeństwa, bo to wydawało się już całkowicie przegraną sprawą) w jakiś sposób go dotknęła. Na tyle, że właśnie znajdowali się kolejny raz w pustej bibliotece, a on dotykał dłońmi jej nagiej skóry, nie mogąc się nasycić tym uczuciem.
      Jęknął cicho w reakcji na jej mocniej zaciśniętą dłoń, co sprawiło, że chciał znaleźć się w niej już teraz, natychmiast. Nie, on nie chciał. On musiał, poczuć ją w tej chwili. Kiedy więc posłusznie obróciła się i przyjęła wskazaną przez niego pozycję, w dodatku odzywając się w taki sposób, jego wzwód był boleśnie mocny.
      Miał przystopować, miał dać sobie chwilę, aby nie dojść zbyt szybko i jej nie rozczarować, ale kiedy tylko w nią wszedł i poczuł, jak jej cipka mocno zaciska się na jego kutasie, w akompaniamencie jej słodkich jęków nie miał ochoty spowalniać. Przytrzymywał ją przy sobie, jednocześnie poruszając mocno biodrami, raz za razem wchodząc w nią mocniej.
      Dobrze się stało, że nagle postanowiła odwrócić głowę, rozpraszając go swoimi słowami. W pierwszym odruchu, nie spodobało mu się to, że się odzywa, ale kiedy do nieco zamroczonego mózgu, dotarło, czego chciała, ponownie się tylko uśmiechnął.
      Puścił ją i zsunął z siebie do końca materiał koszuli, a następnie to samo zrobił ze spodniami. Kurwa, tak bardzo nie chciał z niej w tym momencie wychodzić nawet na kilka sekund, ale zrobił to, po czym podniósł się i szybko pozbył się reszty ubrań, aby po chwili ponownie znaleźć się na kolanach, przy niej, w niej.
      — Krzycz — szepnął cicho do jej ucha, kiedy przywarł nagim torsem do jej pleców — teraz, musisz już być głośno, kwiatuszku — wymruczał, przenosząc dłoń na jej brzuch i powoli opuścił ją w dół, aby sięgnąć ręką jej kobiecości i ponownie pobudzając łechtaczkę, chcąc zwiększyć doznania odczuwane przez Myers.

      L

      Usuń
    21. W sumie szkoda, że musiało się wydarzyć tak wiele, by w końcu zechcieli się do siebie tak prawdziwie zbliżyć. Bo nie liczyła tych wcześniejszych krótkich pocałunków i przytulania pod publiczkę, tamte gesty były niczym w porównaniu do tego, co działo się między nimi teraz. Teraz przed nikim nie udawali, a mimo to ich ciała łączyły się w jedność i nie zapowiadało się, by Luna miała tego zbyt szybko dość. Oczywiście teraz tak myślała, bo nie miała pojęcia, co się wydarzy, gdy już wytrzeźwieje i właściwie nie chciała się nad tym zastanawiać. Pierwszy raz w swoim życiu czerpała z chwili, nie myśląc o konsekwencjach. I musiała przyznać, że nigdy nie czuła się lepiej.
      Choć mogło mieć to dużo wspólnego z faktem, że czuła w sobie dokładnie każdy centymetr twardego kutasa Ledgera, a każdy ruch jego bioder sprawiał, że jej dusza ulatywała w przestworza. Doszła już dzisiaj kilka razy, teoretycznie powinna mieć dosyć albo jakoś się uodpornić, ale nic bardziej mylnego. Znajdowała się na krawędzi, z której mogła spaść w każdej chwili i gdyby nie powstrzymała samej siebie, już dawno osiągnęłaby szczyt po raz kolejny. Przypatrywała się brunetowi z rozchylonymi wargami i zastanawiała się, czy zrobi to, czego od niego chciała, bo jeśli czegoś zdążyła dowiedzieć się o Ledgerze w ciągu trwania tej znajomości, to że nie lubił się podporządkowywać. Uśmiechnęła się więc, gdy rozpiął koszulę do końca i zerknęła przez ramię, czując, że się z niej wysuwa. Nie odrywała od niego rozpalonego spojrzenia, wodząc nim po stopniowo odkrywanym ciele. Pierwszy raz widziała go w takim wydaniu, zupełnie nagiego. Nie wiedziała nawet, że miał tatuaże. Chciała się im przyjrzeć z bliska, ale to nie był dobry moment, obiecała więc sobie, że nadrobi to w domu.
      Jęknęła głośno, ponownie zaciskając się wokół twardej męskości i odchyliła głowę na bark mężczyzny, zamykając oczy. Tak, tak było znacznie lepiej. Skóra dotykająca skóry sprawiała jej jeszcze więcej przyjemności.
      — O boże — wyjęczała, bo każde jego słowo popychało ją w kierunku następnego orgazmu. Podporządkowała się jego woli; wzdychała i jęczała, a kiedy jego palce zaczęły umiejętnie pocierać nabrzmiałą łechtaczkę, jęki przekształciły się w krzyki, nad którymi nie potrafiła zapanować, gdy raz za razem drżała z niewysłowionej przyjemności i zaciskała się na nim tak, jakby nie miała zamiaru nigdy go z siebie wypuścić.
      Jakiś czas później, trudno powiedzieć, ile dokładnie go minęło, bo Luna zupełnie straciła rachubę, opadła na plecy i zamknęła oczy, dysząc ciężko. Czuła, jak ich wspólne spełnienie spływa w dół jej pośladków, wsiąkając w wykładzinę, ale miała to w głębokim poważaniu. Tak samo jak to, że Ledger ewidentnie zapomniał o gumce, a ona od jakiegoś czasu nie brała tabletek, bo z nikim nie sypiała, więc to było bez sensu. Jutro będzie się tym martwić. Dziś jej myśli nie zamierzały się nad tym zatrzymywać.
      — Jak myślisz, uda nam się stąd wyjść i iść do domu? — odezwała się schrypniętym głosem i obróciła głowę w stronę Collinsa, zerkając na niego spod wpół przymkniętych powiek.

      L

      Usuń
    22. Przytrzymywał ją przy sobie, za każdym razem wchodząc w nią mocno i głęboko. Nie pozwalał na to, aby choćby spróbowała się od niego odsunąć.
      Zrobił wcześniej, co chciała, a przy tym zbliżeniu ostrzegał, że zrobią to w zgodzie z jego myślą, a Ledger nie był delikatny, kiedy nie musiał. Szybko dostrzegł, że Lunie ten brak delikatności wcale nie przeszkadzał, więc korzystał. Wchodził w nią mocno, za każdym razem nasłuchując jej głośnych odgłosów rozkoszy, którą jej dawał. Zaciskał mocno dłonie, wbijał paznokcie i przygryzał jej skórę, nie przejmując się śladami, które pozostawiał na jej ciele. Wiedział, że rano będzie przyglądał im się z satysfakcją.
      Zwłaszcza, że z reguły nie miał możliwości do podziwiania swoich dokonań na ciałach partnerek, z prostego powodu: nie widywał ich z reguły więcej razy, a współpracownice ozdabiał tak, aby bez problemu mogły zakryć ubraniami dowody ich zabaw. Nie chciał bowiem robić w firmie za dużego zamieszania. Ale Luna… Luna z nim mieszkała, Lunę będzie oglądał niejednokrotnie i już teraz czuł, że ten widok będzie mu się cholernie podobał.
      Nie przestawał więc, tak długo, dopóki Myers miała siłę utrzymać się o własnych siłach, wchodził w nią raz za razem, oczekując momentu, w którym nie będzie miała więcej energii lub jasno da mu do zrozumienia, że nie jest w stanie wytrzymać dłużej z jego kutasem w sobie.
      Czując, jak opada na jego tors, chwycił ją mocniej jedną dłonią, a drugą przeczesał włosy, wykonując jeszcze kilka chaotycznych, gorączkowych ruchów, aż wstrząsnął nim silny dreszcz, a tuż po chwili poczuł cholernie satysfakcjonujący orgazm. Dyszał przy jej uchu, próbując uspokoić oddech. Napawał się jej bliskością, wsłuchując się w jej słowa i wciąż z niej nie wychodząc.
      — Odechciało ci się imprezowania? — Spytał, ale tym razem jego głos nie był przesiąknięty uszczypliwością. Wysunął się z niej powoli, wciąż znajdując się jednak blisko — jeżeli właśnie tego chcesz, zabiorę cię do domu, plotkara gówno może zrobić. Kończymy, kiedy chcemy — wymruczał, sunąc dłonią po jej nagim ramieniu — więc poproś, żebym zabrał cię do domu. Powiedz słowo, a to zrobię — szepnął do ucha dziewczyny, delikatnie je przygryzając, gdy wypowiedział już wszystkie słowa.

      L

      Usuń
    23. Luna była tak zatracona, że nie zwracała uwagi na ból, a jeśli już, to w kontekście odczuwania jeszcze większej przyjemności. Lubiła wszystko, co nie było prawdziwym biciem. Ostry seks był dla niej ucieczką od rzeczywistości, zwłaszcza, że Sylvester, gdy się do niej dobierał, starał się być delikatny i czuły, niemalże czczący. Dlatego lgnęła do pieprzenia, a nie waniliowego seksu, a na każde działanie Ledgera odpowiadała równie intensywnie, chętnie dając znać, jak cholernie jest jej dobrze.
      Bo naprawdę było jej dobrze. Nawet jeszcze przed tą całą aferą z Lexie nie sądziła, że kiedy w końcu jej dotknie, nie będzie chciała nigdy przestać go czuć. Teraz tym bardziej wydawało jej się to nierealne, a jednak się działo. I nie mogła się doczekać, aż znajdą się w czterech ścianach domu i zajmą się sobą na znajomym gruncie. Nie wiedziała wprawdzie, czy jej ciało nadąży, bo była zmęczona i obolała, ale chciała spróbować.
      Opierała się na jego ciele z zamkniętymi oczami, dysząc ciężko i drżąc w reakcji na delikatny dotyk w jej włosach, tak inny od tego, jakim dotychczas obdarzał ją brunet. Ciężki oddech łaskotał ją w ucho i szyję, podczas gdy ich skóry wciąż ciasno do siebie przylegały. Jedną dłoń wciąż opierając na biurku, sięgnęła drugą do tyłu i dotknęła nią karku Ledgera, wplatając palce w wilgotne kosmyki jego włosów. Podobało jej się to. Ta czułość, którą się teraz wymieniali. Luna lgnęła do dotyku, odpowiadało jej, gdy ktoś chciał ją przy sobie trzymać.
      — Było fajnie, ale ta impreza podoba mi się dużo bardziej — wydyszała w odpowiedzi i jęknęła cicho, kiedy się z niej wysunął. Jej opuchnięta cipka zacisnęła się na pustce, jakby pragnęła znowu go w sobie poczuć mimo bólu i zmęczenia. Bo chyba tak właśnie było. Zamruczała na jego słowa i powolnym ruchem przeczesała jego włosy. Były tak przyjemne w dotyku… — Czy mi się wydaje, czy chciałeś mnie zabrać stąd wcześniej bez proszenia? — mruknęła z rozbawieniem i wzięła głęboki, świszczący wdech, czując zęby na swoim uchu. Po jej ciele przeszedł dreszcz, a skóra znowu zaczęła mrowić. Odsunęła się lekko i obróciła na kolanach, po czym zarzuciła ręce na szyję mężczyzny i zbliżyła się na tyle, żeby musnąć koniuszkiem nosa linię jego żuchwy. Sekundę później tego samego miejsca dotknęła językiem, na koniec przygryzając lekko drapiącą od zarostu skórę. — Proszę, zabierz mnie do domu. Chcę się jeszcze trochę pobawić, proszę pana — wyszeptała prosto do jego ucha, pamiętając, że podobało mu się, gdy tak się do niego zwracała. Nie dała mu jednak czasu na odpowiedź, bo wpiła się w jego wargi, przylegając mocno do jego ciała.

      L

      Usuń
    24. Początkowo nie pozwalał sobie na dużo względem Luny, nie chcąc jej skrzywdzić ani sprawić, żeby czuła się z nim źle. Nie potrzebował jednak dużo czasu, aby zrozumieć, że nie musi się wielce hamować, chociaż i tak to robił – byli na imprezie, w szkole. Nie mógł pozwolić sobie na całkowite zatracenie, zresztą ostrzegał ją, że musi być gotowa. Zamierzał ją stopniowo przygotowywać, gdy już znajdą się sami, z każdym kolejnym razem coraz bardziej.
      — Kto by pomyślał, Myers, że sama będziesz chciała gdziekolwiek ze mną iść — wymruczał, wciąż znajdując się blisko niej. Wysunął się już z jej cipki, ale wcale nie zamierzał się od niej odsuwać, nie od razu. Podobała mu się bliskość ich ciał. Bijące od niej ciepło. Zapach jej skóry, perfum, alkoholu i seksu. Nie musiał długo zaciągać się tą osobliwą mieszanką, aby uznać ten zapach za swój ulubiony. Chociaż w życiu nie przyznałby się do tego na głos, przed nią, kimkolwiek innym, a nawet przed samym sobą. Jakby przemilczenie słów sprawiało, że nawet nigdy nie przeszły mu one przez myśl. — Wtedy może i tak — przyznał, mrucząc cicho wprost do jej ucha — ale parę rzeczy zdążyło się zmienić w ciągu tych kilku godzin — oznajmił wciąż mrukliwym, nieco zachrypniętym głosem, nie odsuwając się wciąż od niej. Pozwolił na to, aby odwróciła się przodem do niego i przesunął powoli spojrzeniem po jej nagim ciele, dopiero teraz korzystając z tego, że była przed nim całkiem naga, a on mógł po prostu nacieszyć oczy, nie skupiając się jedynie na tym, aby dotknąć jej ciała. Ta możliwość nie trwała jednak zbyt długo, bo znalazła się tak blisko. Znowu była tak blisko, czuł jej ciepło, jej zapach, gdy jej włosy znalazły się tak blisko jego nosa, niemal zakręciło mu się w głowie, gdy poczuł jej skórę i język, i zęby. Kurwa, mogliby tu zostać jeszcze trochę, albo mógł ją zabrać i nacieszyć się nią w apartamencie, w swojej sypialni. W łazience, w kuchni, na każdej możliwej powierzchni ich mieszkania.
      — Nie mogę cię stąd zabrać, kiedy robisz takie rzeczy — wymruczał, odsuwając się na krótką chwilę od jej warg, ale tylko po to, aby wypowiedzieć te słowa — ale nie mogę cię tu zostawić, jeżeli chcę zrobić z tobą to wszystko, co siedzi mi w głowie — warknął cicho, zachłannie odwzajemniając pocałunek i mocno przyciskając jej ciało do swojego.

      L

      Usuń
  11. Sklep szkolny na drugim piętrze

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpowiedzi
    1. Miał już serdecznie dosyć. Trochę zaszło to wszystko za daleko i trzeba było skończyć. Pozabijać się mogli ewentualnie później, ale na ten moment Gabriel miał już nieco inne priorytety i chciał się przede wszystkim dowiedzieć, gdzie zniknęła Octavia i czy uda mu się ją znaleźć. Teoretycznie to teraz on powinien uciekać, a wychodziło na to, że po raz kolejny to on za nią gonił. Jakoś nieszczególnie mu to przeszkadzało. Z biurka złapał tylko swój telefon, który na nim został i wyszedł. Zostawił w klasie Nel, Yuri i Lunę z Ledgerem. Może w tym gronie się nie pozabijają, raczej nie powinni, skoro zostawił go samego z trzema laskami, a im raczej nie zależało na tym, aby poobijały sobie twarze. Wyszedł na korytarz, który okazał się jednak pusty i nie było nawet śladu po brunetce. Przeklął pod nosem. Ruszył dalej korytarzem, a kiedy napotkał na drodze męską łazienkę wszedł. Chciał jedynie ocenić szkody. Patrząc na swoje poobijane odbicie nie wiedział, czy ma się zacząć śmiać czy nad sobą użalać. Przynajmniej nic nie było połamane, ból minie, a ślady się zagoją. Zawsze przecież mogło być gorzej. Ochlapał twarz zimną wodą, którą następnie wytarł papierowymi ręcznikami. Chciał chociaż trochę pozbyć się krwi, ale ta i tak zostawiła ślady na jego koszuli, która wyjątkowo musiała dziś być jasna.
      Przeszedł całe pierwsze piętro, ale nie było nigdzie śladu po brunetce. Nie zdziwiłby się, gdyby stąd całkiem poszła. Wyciągnął telefon i wybrał numer, ale spotkał się z pocztą głosową. Drugi raz nie próbował, bo i tak by nie odebrała, a gdyby to pewnie tylko po to, aby mu powiedzieć, żeby spierdalał. Wszedł na drugie piętro, a nogi same zaniosły go do biblioteki. Dawno w takim miejscu nie był. Było tu cicho i spokojnie. Cisza była wręcz dziwna po krzykach i wrzaskach, które miały miejsce w klasie. To możliwe, że głowa bolała od panującej tutaj ciszy? Chodził między regałami, przeglądał tytułu książek, ale znajdował się w tej mniej ciekawej sekcji, bo były tu same naukowe książki dotyczące fizyki i chemii. Nic to by go jakoś szczególnie interesowało.
      Przystanął w miejscu, kiedy jego uszu dobiegł cichy dźwięk. Wydawało mu się, że ktoś zamknął drzwi, ale mógł się pomylić. Nie liczył, że to była Octavia, chociaż właśnie na to liczył. Nie wychylał się, jeśli to faktycznie miała być brunetka to powinna przecież go sama znaleźć.

      Gabs

      Usuń
    2. Cóż, wszystko zdecydowanie wymknęło się spod kontroli, ale dużo rzeczy ominęło Octavie w momencie, kiedy wyszła z sali. I chyba to wyszło jej na dobre, bo czułaby jeszcze większe wkurwienie, gdyby widziała Gabriela i Ledgera jak się boją.
      Rozmowa z Ellie nieco ją uspokoiła, choć to jeszcze nie był ten stan przed całym tym zajściem, którego była świadkiem.
      Dłuższa chwilę krążyła po szkole, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Ten cały mętlik w głowie, który miała, w niczym nie pomagał, a jeszcze bardziej doprowadzał ją do zdenerwowania. Miała kilka wyjść, w tym jedno ze szkoły, i naprawdę, przez dłuższy czas skłaniała się właśnie ku temu, ale ostatecznie została w budynku, gdzie nadal trwała zabawa. Klucząc tak po korytarzach, minęła ją grupka rozchichotanych dziewczyn, jakiś chłopak, który dłuższą chwilę przyglądał jej się z uwagą, aż w końcu odpuścił i poszedł w swoją stronę. Widocznie Octavia nie była tym, kogo poszukiwał.
      Swoje kroki skierowała do jednej ze szkolnych bibliotek, mając nadzieję, że tam znajdzie ciszę i spokój. Jakoś odniosła wrażenie, że to właśnie tam będzie najmniej osób, i w sumie nie myliła się.
      Wchodząc do pomieszczenia, miała nadzieję, że będzie sama, ale już po chwili okazało się, że jest w błędzie. Dokładnie słyszała, że ktoś jest między regałami, więc przeszła te kilka metrów, zatrzymując się w końcu. Jego osobę poznałaby wszędzie, wśród wielkiego tłumu.
      — Ty też raczej nie należysz do osób, które potrafią się schować — mruknęła, opierając się ramieniem o regał. Spojrzała na Gabriela z uwagą, nie wiedząc w sumie jak się zachować. Była nieco zła, może też rozczarowana. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho, znów pociągając dym z elektrycznego papierosa. Po chwili przestrzeń między nimi wypełnił zapach lodowych cukierków.
      — Nowa koleżanka nie była chętna na zabawę? — zapytała z ironią, nie mogąc się powstrzymać. Tak, była wredna. I tak, miała zamiar mu to wypominać dzisiejszego wieczoru.
      Nie czekając na odpowiedź ze strony Gabriela, Octavia ruszyła przed siebie, w stronę jednej ze skórzanych kanap, które były ukryte w kącie biblioteki.
      Octi

      Usuń
    3. Przechylił lekko głowę, kiedy dostrzegł brunetkę na drugim końcu, a kąciki jego ust drgnęły lekko ku górze. Zabawnie, że oboje przyszli właśnie tutaj, chociaż mieli przecież wiele miejsc do wybrania. A może to znów było tylko szczęście, takie samo, jakie miał on, kiedy na nią trafił w tamtym schowku? Gdyby tylko wtedy była cicho i nie przeklinała pod nosem pewnie by nie zwrócił większej uwagi. Śmiało mógł powiedzieć, że to ona sama się mu wtedy podłożyła. Nie brał nawet pod uwagę, że weszłaby do takiego miejsca, a jednak coś ją do niego przyciągnęło.
      — Nie chowałem się — przyznał zgodnie z prawdą. Nikt chyba nie grał według zasad Plotkary, której chyba tym psuli zabawę, ale czy to było takie ważne? Ona psuła im w życiu, więc teraz przyszła pora na mały rewanż.
      Gabriel dobrze wiedział, że nie uniknie tematu tego, co się wydarzyło między nim i Luną. Dostał od jej chłopaka, może mu się należało, a może nie. Nie ważne, oboje dali się ponieść emocjom. Będą teraz nosić tego ślady przez najbliższy czas, dopóki się rany nie zagoją. Cóż, zawsze mogło być gorzej, ale nie miał złamanej szczęki, nosa i poza zwykłym bólem nic więcej mu nie było. Choć może przydałoby się ranę oczyścić, ale to nie było teraz ważne. Znacznie bardziej wolał się skupić na Octavii i jakoś tę sytuację wyjaśnić. Dla Salvatore to było jasne, że to była tylko zabawa i nic więcej, ale ona już niekoniecznie musiała tak myśleć. Ruszył za nią wolnym krokiem.
      — Mógłbym się zapytać o to samo, Nel nie chciała czegoś więcej? — Przecież widział ich pocałunek i to, że się im obu podobało. Równie dobrze mógłby mieć o to pretensje. Trzymał się na dystans, nie dlatego, że chciał, a wolał go dać dziewczynie, aby sama zdecydowała, kiedy go między nimi zmniejszy. O ile w ogóle to planowała. — Będziesz się teraz za to dąsać? — zapytał opadając na jedną z wolnych kanap, która znajdowała się naprzeciwko brunetki.
      Jeśli ktoś tu teraz wbije to osobiście wystawi ich za drzwi, a te następnie zarygluje, aby nikt więcej tu nie właził. Oboje musieli się wyciszyć i jakoś uspokoić po wszystkim, co miało tam miejsce. Wyciągnął paczkę papierosów, a z doniczki z kwiatkiem, która stała na stoliku między kanapki zrobił sobie popielniczkę. Przecież nie będzie śmiecił.

      gabs

      Usuń
    4. — Nie wiem, nie mówiła mi, że na mnie leci — powiedziała, wzruszając przy tym ramionami. Przecież oboje dokładnie wiedzieli, że Octavia zdecydowanie woli facetów, a pocałunek z Nel to zwykła zabawa.
      — Ja jej aż tak bardzo do siebie nie przyciągałam — pozwoliła sobie na kolejną uszczypliwą uwagę w kierunku Gabriela, uśmiechając się przy tym złośliwie. Nie była już tak bardzo zła, jak z samego początku, ale nadal gdzieś to uczucie się w niej tliło, po prostu. Oboje byli naćpani, trochę też wypili i pewnie nie kontaktowali tak, jak zazwyczaj. W mniemaniu Gabriela, wszystko było w porządku, a pocałunek z Luną był czymś normalnym. Dla Octavii wyglądał on nieco zbyt… w sumie nie wiedziała, jak to określić.
      Założyła nogę na nogę, przyglądając mu się z uwagą. Nie wiedziała już, co powiedzieć, dlatego też zamilknięcie było dla Octavii najlepszym wyjściem.
      Wypuściła dym z płuc, unosząc w górę jedną brew.
      — Czemu sądzisz, że będę się za to dąsać? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym podniosła się i przeszła te kilka kroków, które działało ją i Gabriela. Kiedy już w końcu znalazła się tuż przy nim, usiadła okrakiem na jego kolanach, pochylając się nieco do przodu.
      — Wyglądam, jakbym się dąsała? — zapytała znów, biorąc z jego dłoni papierosa, którego zgasiła w najbliższej doniczce.
      — Będziesz śmierdział jak popielniczka — zauważyła, jakby to był największy z problemów między nimi.
      Octi

      Usuń
    5. Jasne, że zdawał sobie sprawę z tego, że ten pocałunek to była zabawa. Jak jego i Luny, więc nie mógł pojąć, dlaczego roztrząsa ten temat. Nie ważne, że on również byłby zazdrosny, gdyby Octavia całowała się z jakimś facetem. Nawet jeśli to miało być tylko w ramach gry, to wciąż byłby zazdrosny i może nie trzasnąłby drzwiami, ale jego reakcja mogła być bardzo podoba do tej, którą zafundował mu Ledger. Jednak o tym już myśleć nie chciał. Wystarczyło, że miał bolące przypomnienie na twarzy.
      — Wiesz, że jak się robisz zazdrosna to marszczysz nos? — zapytał nie odpowiadając na rzucane przez nią zarzuty. Zrobił to specjalnie, bo zdawał sobie sprawę, że nie zajdą daleko, jak będą się nawzajem obrzucać winą. Gdzie ta wina leżała daleko i jej teoretycznie nie było. Po prostu wszyscy się trochę zagalopowali, ot nic więcej. Ten pocałunek dla niego nic nie znaczył i choć był przyjemny, to nie planował go wspominać i o nim marzyć. Jego uwaga była skupiona już od paru miesięcy na Octavii. Bił się z myślami każdego dnia co ma zrobić, jak postąpić i czy dobrze zrobi, jeśli wejdzie w jej życie. Nie potrzebował dodatkowych komplikacji, a tych mieli aż nadto.
      Zaciągnął się papierosem. Pewnie były tu czujniki dymu, ale może się nie odpalą. Jakoś nie miał ochoty na zimną kąpiel. Ani na ucieczkę przed strażą, która na pewno dostałaby wezwanie do szkoły. Nawet nie wiedział, czy przebywają tutaj legalnie i raczej tak nie było. Pewnie nikt z zarządu szkoły nie wiedział, co się tutaj właśnie wyprawia. Cóż, będą mieli niezłą niespodziankę w poniedziałek, kiedy tu przyjdą. Bez słowa się jej przyglądał, kiedy zmniejszyła dystans między nimi. Nie potrafił powstrzymać też uśmiechu, kiedy na nim usiadła.
      — Bo się dąsasz, Tay. Myślisz, że cię nie znam? Wiem, że ci to przeszkadza i nie jesteś zadowolona — odparł. Westchnął bezgłośnie, kiedy odebrała mu papierosa, ale nie skomentował tego w żaden sposób. O to się nie musieli jeszcze dodatkowo wykłócać. — To co teraz? Pokłócimy się, a potem pogodzimy? — Zapytał rozbawiony. Nie chciał się kłócić, mieli tego zbyt wiele, a ten wieczór miał być dobrą zabawą. Położył dłonie na plecach brunetki i przysunął ją bliżej siebie. — Mam wciąż do odebrania nagrodę za to, że cię znalazłem. Ty również. Choć za łatwo ci to poszło. Nie wiem, czy nie powinienem się schować jeszcze raz.

      gabs

      Usuń
    6. — Marszczę nos? — zapytała z rozbawieniem, spoglądając na Gabriela. Nigdy chyba nie zwróciła na to uwagi. Wiedziała, że kiedy była skupiona, to marszczyła czoło, jak była zła, to najczęściej ironicznie się przy tym uśmiechała, ale żeby marszczyła nos, kiedy była zazdrosna, było dla Octavii nowością. Cóż, widocznie Gabe o wiele lepiej zwracał na szczegóły, niż ona sama. Zwróciła uwagę na to, że specjalnie zmienił temat, żeby nie odpowiadać na jej pytania. Był cwany, o wiele bardziej niż sądziła, ale w sumie też była mu wdzięczna za to, że właśnie tak postąpił. Bo gdyby odpowiedział na to wszystko, zapewne znowu przeszliby do trybu atak, i nic by z tego nie wyszło. A tak przynajmniej jakoś ze sobą rozmawiali, czasami rzucają w swoją stronę złośliwości.
      Dla Octavii pocałunek z Cornelia również nic nie znaczył. Był jednym z wielu, jakie z nią wymieniła i nic więcej. Gabriel nie musiał się o nic martwić, a w sumie… w sumie Octavia stwierdziła, że to też chyba nie musiało być nic wielkiego między Luną a Gabrielem, choć nieco zabolało ją to, gdy przyciągnął Myers do siebie. Zdecydowanie powinien tak przyciągać Octavie. Tylko i wyłącznie ją. Ale tego już nie miała zamiaru mu powiedzieć.
      Zdecydowanie nie chciała, aby nagle włączył się alarm, choć sądziła, że akurat dum z papierosa może do tego doprowadzić. Jednak, zgaszenie go było dla nich najlepszym wyjściem.
      — Nie dałam się. Ale jeśli nie skończymy o tym rozmawiać, chyba zacznę — powiedziała zgodnie z prawdą. Na kolejne pytanie wzruszyła ramionami, uśmiechając się przy tym. Cóż, to jedno wychodziło im akurat dość dobrze.
      — Ostatnio nam się to podobało, czemu by tego nie powtórzyć — stwierdziła z rozbawieniem. Kiedy przysunął ją do siebie bliżej, położyła obie dłonie po obu stronach jego głowy. Spojrzała na Gabriela, uśmiechając się delikatnie.
      — Tak? A jaka to niby nagroda, hm? Bo ja nic nie wiem o Twojej nagrodzie, co sobie wymyśliłeś? — zapytała.
      octi

      Usuń
    7. — Marszczysz. I nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, amore.
      Wcześniej nie zwróciłby na to uwagi, ale od paru miesięcy zwracał uwagę coraz częściej na szczegóły. Łapał się na tym, że wie, ile łyżeczek cukru wsypuje do kawy i jak ją pija, który owoc jest jej ulubionym. Spędzili ze sobą sporo czasu od lipca, co przestało go już zaskakiwać jakiś czas temu. Obecnie Gabriel przyzwyczaił się do tego, że Tay jest obok, a on blisko. Koniec roku może nie był dla nich najlepszy, bo wiele się wydarzyło, a teraz z kolei mieli za sobą parę kłótni i wymianę zdań, ale nic sobie nie wyjaśnili i tak naprawdę sytuacją utknęła w miejscu. Potrzebował wręcz, aby ktoś nim pokierował i powiedział mu co ma robić, aby było dobrze. Bo chciał, aby było dobrze. Tylko tyle. A może to było aż tyle?
      Zaśmiał się, kiedy mówiła o dąsaniu. Zdecydowanie się dąsała, ale był zbyt dumna, aby się do tego przyznać. I on też by się nie przyznał. Upierałby się przy swoim. Oboje rzadko kiedy przyznawali rację, a już zwłaszcza, jeśli chodziło o coś, co sami robili. Łatwiej było udawać, że pewne rzeczy się nie dzieją, prawda?
      — Tak, ostatnia kłótnia była… dynamiczna — mruknął w odpowiedzi. Przysunął się bliżej brunetki, przesunął nosem po jej rozgrzanej skórze szyi. Wciąż czuł działanie tabletki, którą dała mu Octavia. Nawet tamta bójka nie wyssała z niego resztek dobrego humoru, a zdawało się, że mogłaby. Musiał się zastanowić nad tym, czego od niej chce. I powinien to dobrze rozegrać, aby oboje na tym skorzystali. Wykorzystywanie zabawy do seksu go nie urządzało, bo ten i bez drobnej pomocy od P się może zdarzyć. Mogła za to pomóc im w nieco inny sposób. — Złapałem cię i mogę poprosić o wszystko, zgodnie z zasadami. Nie mamy żadnych ograniczeń.
      Byłoby z pewnością trudniej, gdyby nałożyła na nich ograniczenia, ale tak się nie stało. Najwyraźniej liczyła na dawkę porządnych plotek, a te sami wytworzyli dla niej podczas zabawy w klasie.
      — Chcę prawdy. Też możesz jej ode mnie chcieć, w końcu mnie złapałaś — powiedział. Odsunął się od niej, aby spojrzeć jej w oczy. Mówił całkiem poważnie. Być może na trzeźwo ciężej byłoby mu się do tego zabrać. Nie był typem, który nadał się do mówienia o swoich czy cudzych uczuciach. — Jak nas widzisz? Czego byś ode mnie chciała?

      gabs🫢

      Usuń

    8. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Octavii, kiedy usłyszała, jak nazwał ją Gabriel. Jedno, zwykłe małe słowo, a sprawiło, że poczuła się niezwykle miło, aż głupio jej było, ale mogłaby to porównać do motylków w brzuchu. Tak, czuła się nieco jak nastolatka, która pierwszy raz się zakochała i wszystko co wypływało z ust Gabriela, było dla niej czymś niezwykłym, a przecież nastolatka już nie była. Miała dwadzieścia dwa lata, dziecko i nie była głupia, powinna podchodzić do tego wszystkiego racjonalnie, ale nie potrafiła. Cieszyło ją ta po prostu, choć relacja między nimi nadal nie była wyjaśniona i nie należała do łatwych. Ba, Octavia mogłaby się pokusić o określenie jej jako takiej bez wyjścia na chwilę obecną. Miotali się między wyborami, nie mogąc zdecydować się na nic, przez co utknęli w miejscu i po prostu czekali, nie wiadomo na co.
      — Nazwałeś mnie kochanie? — zapytała w końcu, mając nadzieję, że to jakkolwiek rozładuje napięcie, które zaczynała wyczuwać wokół nich, ale miała wrażenie, albo chciała mieć, że to ich jakoś odciągnie od tego trudnego tematu, do którego znów się nieubłaganie zbliżali.
      — Następna może być spokojniejsza, jeśli ta dynamiczna Cię… wykańcza — powiedziała z nieco rozbawionym uśmiechem. — Ale patrząc na to, że jesteś ode mnie starszy, to radzisz sobie całkiem dobrze, cari — stwierdziła. Może i ludzie nazywali język francuski językiem miłości, ale to te hiszpańskie zdrobnienia bardziej podobały się Octavii. Jakby miały w sobie płomień, który potrafił wybuchnąć w momencie, tak samo jak to było z nią i Gabrielem.
      Westchnęła cicho, choć sama nie wiedziała, czy bardziej odnosiło się to do tego, że Gabriel był tak blisko niej obdarzyli jej skórę swoim ciepłym oddechem, czy po prostu zrobiła to nieświadomie.
      — Prawdy. Okej, niech więc i będzie prawda — powiedziała, wzruszając przy tym ramionami. Bo co innego miała zrobić, nie zgodzić się? Prędzej czy później i tak by to wszystko sprowadziłoby się do tej jednej rozmowy.
      Dłuższą chwilę zastanowiła się nad zadanym pytaniem, bo tak naprawdę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Tak po prostu, spychała to wszystko zbyt długo w głąb siebie i nie zastanawiała się, bo tak było prościej.
      — Nie wiem — odpowiedziała zgodnie z prawdą, spoglądając przy tym na Gabriela.
      — Chce żeby… Żeby może tym razem nam wyszło, choć wiem, że będzie o wiele trudniej niż kiedyś. Nie mogę Ci powiedzieć, jaki masz dla mnie być, dać Ci jakiś wytycznych, bo sama ich nie znam. Z jednej strony nie chcę Cię zmuszać do tego wszystkiego, bo zdaje sobie sprawę, jakie to musi być dla Ciebie trudne. Mam dziecko, Gabe, nie jestem sama i nigdy nie będę. Z drugiej zaś po tych wszystkich miesiącach nie umiem sobie wyobrazić, że Ciebie nie ma — powiedziała, znów wzruszając ramionami.
      — To, co było kiedyś się nie liczy. Byliśmy głupi, i mało co się dla nas liczyło. Teraz chyba oboje dorośliśmy i patrzymy na wszystko zupełnie inaczej, prawda?
      octi🥰

      Usuń
    9. Nie zastanawiał się nad tym co mówił. Mówił to, co chciał jej powiedzieć i więcej nie trzeba było nic do tego dodawać. Łatwiej było, kiedy nie myślał tak o wszystkim. W pewien sposób się wyłączył, choć był świadom tego, co się działo wokół niego. Pigułka w końcu nie sprawiła, że stracił nad sobą kontrolę, a jedynie podkolorowała jego świat. Może nie licząc jednego wyskoku, to był rozluźniony, rozbawiony i pełen energii, z którą coś musiał zrobić. Pytanie było tylko, na co oboje się zdecydują. Przesuwał leniwie wzrokiem po brunetce, a choć nie wszystkie światła w bibliotece były zapalone i panował tam przyjemny półmrok, to i tak dobrze ją widział. Zresztą, nigdy nie był fanem większego światła. Znacznie bardziej podobało mu się, kiedy pewne rzeczy były mimo wszystko ukryte w mroku i niedostępne na pierwszy rzut oka.
      — Przeszkadza ci to? — zapytał. Nie przeszkadzało i o tym oboje wiedzieli, gdyby tak było od razu po usłyszeniu tego słowa jakoś by zareagowała. Zamiast reagować negatywnie uśmiechnęła się. W sposób, który Salvatore dobrze znał i kojarzył, przecież robiła tak wiele razy, kiedy coś się jej spodobało. Warto było jednak skupiać się na szczegółach, bywały przydatne.
      Zmarszczył nieco czoło w niezadowoleniu i przymrużył oczy.
      — Skończyłem dwadzieścia pięć lat, a nie siedemdziesiąt pięć. A poza tym, to ty wtedy mówiłaś, że jesteś zmęczona, a nie ja — przypomniał. Dynamika między nimi mu jak najbardziej odpowiadała, nie mogli na nią z pewnością narzekać. Działali często pod wpływem emocji, ale kto tutaj tego nie robił? A tak, jak ostatni raz był może pchnięty wieloma emocjami, to raczej żadne z nich tego nie żałowało i byli zadowoleni. Może już niekoniecznie z poranka, ale do tego Gabriel wracać nie chciał. Nie dzisiaj. Nie było sensu.
      Czy był gotowy na usłyszenie prawdy? Cholera wie. Prawdopodobnie nie, ale jej oboje potrzebowali. Nie mogli już dłużej się oszukiwać, że tak, jak jest obecnie im pasuje i że właśnie takich niezobowiązujących wypadów ze sobą chcą. Chcieli czegoś więcej. Tylko żadne z nich nie odważyło się jeszcze po to sięgnąć. I któreś z nich musiało w końcu zrobić pierwszy krok. Sam nie wierzył, że to on go robił i niejako na niej wymuszał wyznanie.
      — Myślę, że wiesz, tylko nie chcesz do końca powiedzieć. — Stwierdził. Potrzebowała może lekkiej zachęty? On sam na pewno jej potrzebował, ale miał jej teraz aż nadto i całkiem mu to się podobało. Przechylił lekko głowę, kiedy mówiła. Uniósł rękę, odgarnął jej włosy na bok, musnął palcami smukłą szyję. — Tak, może być trudniej. Jest trudniej — przyznał. Nie musieli mówić przez co, a raczej kogo było trudno, ale wiedział, że musi to zaakceptować i w zasadzie akceptował.
      — Też nie umiem sobie wyobrazić, że miałoby cię nie być. Te kilka dni po lodowisku… nie wiem, nie chcę tego powtarzać, Tay.

      gabs🥹

      Usuń
    10. — Gdyby mi przeszkadzało, to raczej bym Ci dała znać, że masz mnie tak nie nazywać — powiedziała, patrząc na Gabriela. Mimowolnie przesunęła palcami po jego szyi, uśmiechając się przy tym delikatnie. Wiele razy słyszała, że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej rzeki, ale Octavia teraz miała ogromną ochotę popełnić ten błąd jeszcze raz, całkiem świadoma tego, jakie konsekwencje może ponieść, i wcale się ich nie bała. Była na nie gotowa, bo w życiu bywało różnie.
      — Jednak, nieco mnie tym zaskoczyłeś, w miły sposób. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie tak nazwiesz — nachyliła się znów nieco wnjego stronę, świadomie zmniejszając przestrzeń między nimi. Ani Gabrielowi a tym bardziej Octavii to nie przeszkadzało. Ba, nastrój jaki panował w bibliotece i to, że byli sami, było całkiem pociągające. Miała tylko nadzieję, że Plotkara nie poukrywala gdzieś kamer, które wszystko rejestrowały, a ona oglądała to, co działo się w szkole.
      — Ale kiedyś będziesz mieć te siedemdziesiąt pięć lat — zauważyła z rozbawieniem, po czym pstryknęła go lekko w nos, kiedy wypomniał, że to ona ostatnio nie miała siły.
      — Byłam w znacznie gorszym stanie niż Ty po kilku piwach, nie ukrywajmy — tak, tamtego wieczoru Octavia chyba pozwoliła sobie na zbyt wiele, i zdecydowanie powinna ograniczyć wszystkie używki, tak bardzo mocno, a najlepiej to w ogóle z nich zrezygnować, jednak był problem w tym, że świat po nich, tak jak teraz, wydawał się znacznie łatwiejszy i bardziej kolorowy.
      Myślała, że ta rozmowa będzie przebiegać w nieco gorszej atmosferze. Że usłyszy zupełnie inne słowa z ust Gabriela. I to w sumie teraz ona bardziej się tego wszystkiego obawiała, myśląc, że Salvatore decyduje się na to wszystko tylko dlatego, że bał się ją zranić. Owszem, gdyby powiedział jej, że to koniec, czułaby się zraniona, ale też zrozumiałaby jego podejście.
      Długo milczała, nie wiedząc jak to wszystko ubrać w słowa. W sumie, Gabe znał ją bardzo dobrze i wiedział dokładnie, czego pragnie Octavia. A na chwilę obecną pragnęła jego, tylko i wyłącznie. Chciała, żeby był obok. Żeby mogła się budzić przy nim i wieczorami zasypiać u jego boku. Żeby rano pili razem kawę, i żeby było po prostu tak zwyczajnie nudno i prostolinijnie, choć u nich nigdy tej nudy nie brakowało.
      Przymknęła oczy i pochyliła się, opierając swoje czoło o czoło Gabriela, po czym oplotła rękami jego szyję, przytulając się do niego.
      — Ale nie robisz tego wszystkiego, bo po prostu nie chcesz żebym poczuła się zraniona, prawda? Tylko naprawdę chcesz w to wszystko wejść? — zapytała cicho, jakby dla pewności.
      — Chce zeby było tak jak tamtego poranka, zanim przyszedł Twój tata. Podobało mi się to, Gabe — mruknęła, uśmiechając się na samo wspomnienie.
      octi 🥰

      Usuń
  13. Odpowiedzi
    1. Moon uśmiechnęła się pod nosem.
      – Chętnie zagram w karty. Lubię grać w karty – stwierdziła głosem słodkim jak ciekły miód, mrużąc lekko oczy. – Miło mi cię poznać – dodała, kłaniając się przed dziewczyną i chichocząc, gdy się prostowała.
      Yuri. Ładna była. W typie Moon, o ile Moon Halliwell miała jakiś konkretny typ. Jej dotychczasowe sympatie (chociaż właściwie były to jednonocne przygody) łączyło jedynie to, że urodziły się i wychowały poza kręgiem pełnym bogatych i sławnych, nawet, jeśli ostatecznie do tego kręgu wstąpiły. Lubiła mądre studentki, niezależne, które nie bały się walczyć w obronie swoich poglądów. Lubiła słuchać, jak argumentują swoje racje, ich oczy płoną w półmroku, a policzki barwią się różem. Lubiła czuć ich dłonie na swoich ramionach (i powyżej, i poniżej), kiedy przestawała istnieć jako byt obdarzony ciałem, a zmieniała się w kłębek zmysłów, zdolny tylko odczuwać i chcieć więcej. Lubiła słuchać o ich pierwszych związkach, o beznadziejnych chłopakach, z którymi się zadawały, i mówić: ten kutas na ciebie nie zasługiwał, a potem jeszcze: gdybyś była moją dziewczyną, traktowałabym cię jak królową. Pewna jej część zakochałaby się na serio przynajmniej w kilku takich dziewczynach, gdyby druga jej część nie rozpuszczała każdego kiełkującego uczucia w czarnej pustce.
      Coś w jej sercu drgnęło niespokojnie, kiedy szła za nową koleżanką w stronę drzwi. Czuła się tak, jakby grała w grę zwaną życiem i zaczynała ją wygrywać, a czuła się tak zawsze, kiedy nic nie musiało iść po jej myśli, a jednak szło. Szybkim ruchem zgarnęła drugą butelkę alkoholu i schowała do wewnętrznej kieszeni kurtki, a zrobiła to szybko, niczym rasowy złodziej. Mrugnęła do Yuri, kiedy ją dogoniła i uśmiechnęła się kątem ust, wciąż nie spuszczając z niej wzroku, w którym kryło się wiele nieodgadnionych emocji.
      – Zagramy w karty i w butelkę, co ty na to? – zaproponowała, kierując ich trasą tak, by znalazły się na trzecim piętrze, gdzie było dosyć pusto. – I w rozbieranego pokera, czy co tam zechcesz – zaśmiała się cicho, otwierając drzwi klasy 313 i kłaniając się lekko. – Zapraszam do krainy czarów, piękna.

      Moon

      Usuń
    2. W pierwszym odruchu na propozycje dziewczyny miała ochotę przytaknąć z ochotą — bardzo głośno i wyraźnie — ale powstrzymała ją kolejna fala zawstydzenia. Aż tak było po niej widać, że ją to interesuje, że Moon sama wyszła z propozycją? Czy już pomyślała o niej, że była jakąś rozhisteryzowaną nastolatką żądną nowych wrażeń? Czyżby jej słowa o rozbieranym pokerze były tak naprawdę tylko zamaskowanym, ironicznym komentarzem, bo zachowywała się jak kompletna idiotka?
      “Wdech i wydech, Yuri. To twoja głupia głowa”, przypomniała sama sobie, gdy przechodziły szkolnym korytarzem trzeciego piętra. “Sama zaproponowała, żeby się z tobą zabrać, tak? To znaczy, że gdyby nie chciała, nie byłoby jej tu z tobą”.
      Na potwierdzenie własnych słów pociągnęła jeszcze jednego sporego łyka alkoholu. A potem drugiego. Procenty jak nic innego potrafiły scementować każdą jej myśl.
      — Zagramy — powiedziała, przygryzając wargę, a na jej twarz mimowolnie wpłynął lekki uśmiech. Minęła dziewczynę, jako pierwsza wchodząc do klasy, która rzeczywiście okazała się zupełnie pusta.
      Odstawiła butelkę na ławkę z trzaskiem i obejrzała się w tył na Moon, zarzucając włosy na plecy. Odnalazła jej oczy w półmroku i mimowolnie przechyliła głowę, jakby chciała bezgłośnie przekazać jej pytanie, które huczało jej w głowie — i co teraz? Nie wiedziała, co powiedzieć, ani co zrobić z dłońmi, które dalej zaciskały się na szkle; było jej niezręcznie i obco. Była spięta i nie chciała się tak czuć.
      Tak w zasadzie nie wiedziała o tym, dlaczego wzbierały w niej te uczucia. Co sprawiało, że Moon aż tak bardzo ją peszyła. Chciała jej zaimponować? Chciała coś sobie samej udowodnić? Nie miała najmniejszego pojęcia.
      — Co w tej swojej krainie czarów oferujesz? — odezwała się po chwili cicho.

      Usuń
  14. Biblioteka na trzecim piętrze

    OdpowiedzUsuń
  15. Gabinet dyrektora na trzecim piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Bo takie rzeczy zawsze wypływają — odpowiedziała od razu, co było kompletną głupotą. Brzmiało to tak, jakby w ogóle brała pod uwagę jakąkolwiek możliwość dalszego spotykania się z nim, a przecież to nie wchodziło w grę. Nie było w ogóle takiej możliwości. Widziała, jak przewrócił oczami i sama miała ochotę zrobić to samo, bo on niczego nie rozumiał. Nie miał pojęcia, w jakiej jest sytuacji. Nie mogła dalej uciekać, znowu szukać dla siebie nowego miejsca, przez te kilka miesięcy zdążyła przyzwyczaić się do życia w Nowym Jorku. Może nie było idealnie, może wciąż wiele rzeczy było dla niej nowych, wciąż po prostu uczyła się żyć jak ktoś zwyczajny, ale… nie było tragicznie. I nie mogła tego stracić tylko przez seks. Co prawda zajebiście dobry seks. Seks, o którym nigdy nie zapomni i prawdopodobnie, jakiego nigdy więcej nie zazna, ale… ale to nie było warte utraty tego, co zdążyła ułożyć sobie w Nowym Jorku.
      — To świetnie, bo ja też, a ciągle muszę to robić — odparła, ale szybko pożałowała, bo coś w wyrazie jego twarzy i tonie głosu sprawiło, że nie podobało jej się to, dokąd ta rozmowa zmierzała — nie traktuje cię jak niedorozwiniętego — dodała szybko — po prostu… chciałabym, żebyś spróbował postawić się w mojej sytuacji, Caleb. A ona nie jest tak prosta jak twoja.
      I o ile bardziej skomplikowana się stawała, gdy ta rozmowa trwała dalej. Wpatrywała się w Caleba, po prostu nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszała. W sam fakt, że był niepełnoletni, że właśnie ją szantażował, że… czegoś od niej chciał, ale ona nie potrafiła zrozumieć o co chodzi. Bo przecież nie mogło chodzić po prostu o sam seks, owszem, był świetny, ale… ale nie wierzyła, że posunąłby się do szantażowania jej tylko po to, aby ją ponownie zerżnąć. Musiał chcieć czegoś więcej. Ale czego?
      — Caleb — wzięła głęboki oddech, chcąc coś powiedzieć, tylko co niby miała mu odpowiedzieć na takie słowa? Zwłaszcza, kiedy patrzył na nią w ten sposób? Boże była starsza, powinna być rozsądna, a spojrzenie Caleba nie powinno robić na niej żadnego wrażenia, a tymczasem czuła, jak robi jej się ciepło — zapolować? — Spytała szeptem, czując, że robi jej się coraz cieplej i nie miało to związku z samym spojrzeniem. Teraz jego słowa sprawiały, że czuła narastający strach, bo nie brzmiały uspokajająco, a jego bliskość… sama nie była pewna czy na nowo ją podniecała, czy raczej paraliżowała, zwłaszcza gdy zmusił ją do patrzenia na siebie. Caleb miał w sobie coś… przerażającego. A świadomości, że miał zaledwie osiemnaście lat i posuwał się do takich rzeczy niczego nie ułatwiała. — Nie odpowiedziałeś, czego dokładnie ode mnie chcesz — powiedziała cicho, nieco przerażona, ale mimowolnie ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej, gdy musnął wargami jej czoło.

      M

      Usuń
    2. — Niech wypływają. Za cztery miesiące kończę szkołę, gówno mogą nam zrobić. Poza tym to kwestia organizacji. Gdyby takie rzeczy zawsze wypływały już dawno byłbym w więzieniu — powiedział i błysnął łobuzerskim uśmiechem, chcąc zagrać dziewczynie na nosie jeszcze bardziej. Choć nie wiedział, co takiego w sobie miała, że mówił jej te wszystkie rzeczy. To były jego tajemnice. Pilnie strzeżone, bo jeden niewłaściwy ruch i życie, które znał, mogło w sekundę się zakończyć. Z jakiegoś powodu jednak czuł, że Mercy nie będzie jego upadkiem. Jeśli już to na odwrót, on pierwszy sprowadzi ją na dno. Żeby się tylko nie pomylił.
      Przechylił głowę lekko w bok, przyglądając się brunetce bez mrugnięcia okiem. To zabawne, że zakładała, że jego sytuacja była łatwiejsza. A jeszcze zabawniejsze było to, że wymagała od niego postawienia się na jej miejscu. Cóż, Caleb miał z takimi rzeczami niemały problem. Może nie określiłby się jako psychopata, ale już na pewno był socjopatą. Empatia była dla niego bardzo trudna, właściwie niemożliwa. To w sumie ciekawe, że ludzie z automatu zakładali, że inni są do nich podobni. Tym większa była satysfakcja, gdy pokazywał, że się od nich różni.
      — To po prostu kwestia podejścia — powiedział jednak, zamiast dobitnie wyjaśnić, że nigdy nie postawi się na jej miejscu, bo po prostu tego nie potrafił. — Jeśli wierzysz w porażkę sama do niej doprowadzisz. Świadomie lub nie. A nie jestem człowiekiem, który lubi przegrywać, więc na twoim miejscu zastanowiłbym się nad swoim nastawieniem — uśmiechnął się na tyle szeroko, by błysnąć zębami.
      Czuł jej niepokój i aż drżał z ekscytacji, tak bardzo mu się to podobało. Uwielbiał ją w takim stanie. Do ideału brakowało jedynie, żeby zaczęła uciekać, by mógł ją trochę pogonić. Ale na ten moment sam wyraz jej twarzy i zapach strachu wystarczały. Znowu stwardniał w spodniach, jednak tym razem nie zamierzał nic z tym robić. Musiała odpocząć, nabrać na niego siły.
      — Tak, skarbie. Zapolować — szepnął, przyglądając jej się błyszczącymi oczami. Uśmiechnął się drapieżnie. — Podobało ci się, prawda? Ta świadomość, że kiedy cię znajdę, zrobię z tobą co chcę — jego uśmiech się poszerzył, a Caleb nachylił się nad uchem brunetki, jednocześnie przenosząc dłoń z jej brody na kark. Wplótł palce w ciemne włosy i przytrzymał ją przy sobie. — Wiedziałaś, co się stanie. Mogłaś powiedzieć nie, wtedy bym się wycofał. Ale tego nie zrobiłaś. I byłaś dla mnie taka mokra… — urwał i pozwolił sobie na cichy jęk. Przygryzł lekko płatek jej ucha. — Mam uwierzyć, że nie będziesz taka za każdym razem, kiedy cię złapię? A złapię zawsze, bo jestem bardzo upartym i cierpliwym sukinsynem — wymruczał i odsunął się, ale tylko na tyle, żeby spojrzeć w jej oczy. — Chcę ciebie. Całej ciebie. Wszystkiego — szepnął.

      C

      Usuń
    3. — Kwestia organizacji? — Powtórzyła za nim, pozostawiając rozchylone wargi. Chociaż to wzmianka o więzieniu sprawiła, że nie zamknęła ust. Wpatrywała się w niego spojrzeniem pełnym zdezorientowania i narastającego strachu. Nie rozumiała, co mógł mieć na myśli i chyba… chyba nie była pewna czy chciała wiedzieć, co dokładnie chciał w ten sposób powiedzieć.
      Dla Leclerc sprawa była jasna. To on byłby postawiony w roli ofiary (chociaż to ona zaczynała się tak czuć), to ona poniosłaby wszelkie konsekwencje, gdyby ktokolwiek dowiedział się o relacji, jaka ich łączyła. Zresztą. Ciężko było mówić o jakiejkolwiek relacji, po prostu się ze sobą dwa razy przespali. Nawet nie mieli ze sobą żadnego kontaktu poza zajęciami, nie licząc tamtej i tej nocy. To, że miała wrażenie, że go widuje… zaczęła się zastanawiać na ile to prawda, że to nie on. Im dłużej z nim rozmawiała, tym mniej byłaby zdziwiona, gdyby to jednak on naprawdę ją śledził… szybko przestała jednak o tym myśleć. Słowa, które wypowiedział były niczym policzek. I bolały. Cholernie mocno bolały, bo nigdy nie brała pod uwagę porażek w swoim życiu, ale to życie zdecydowało za nią. Nigdy nie przeszło jej przez myśl, że wyląduje jako marna asystentka nauczyciela, zamiast podbijać w szczycie kolejne sceny wielkich teatrów i oper. Była stworzona po to, aby tańczyć. Do czasu wypadku, żyła tylko po to, aby tańczyć, aby osiągnąć ogromny sukces i była na swojej złotej ścieżce. Była kurewsko dobra w tym, co robiła. Wiedziała, że szczyt należy do niej, ale wystarczyła jedna przeciwność losu. Jedna niezależna od niej sytuacja. Kilka sekund, może nawet ułamek sekundy gdzieś na przestrzeni całego jej życia.
      — Co ty możesz wiedzieć — czuła, jak złość w niej narastała — nie masz pojęcia o czym mówisz — syknęła, zaciskając mocno pięści, a po chwili również usta.
      Gdyby tylko mogła, odwróciłaby się na pięcie, wypadłaby z gabinetu i po prostu zapomniałaby o tym wszystkim, ale Caleb znajdował się za blisko. Trzymał ją, a w niej buzowały emocje, nad którymi nie potrafiła zapanować. Strach, wściekłość, zaciekawienie… czuła, że to wszystko prowadziło do destrukcji, ale jego wręcz elektryzująca bliskość sprawiała, że nie mogła tak po prostu wyjść. Zwłaszcza, że to co mówił sprawiało, że ubranie wydawało się palić jej skórę. Zwłaszcza, gdy słyszała jego jęk i czuła jego zęby…
      — Jesteś nienormalny — wydusiła z siebie, czując tak ogromny mętlik… bo wszystko, co mówił było prawdą, ale świadomość, że był niepełnoletni tamtej nocy i wściekłość, którą rozbudził zaledwie kilkoma zdaniami… zrobiła mały krok do tyłu. Musiała się odsunąć, znaleźć jak najdalej od niego, aby nie popełnić kolejnego głupstwa — jesteś popieprzony — powiedziała, robiąc jeszcze jeden krok w tył. Musiała stąd wyjść. Uciec. Tylko nie była pewna po co, chce to zrobić. Żeby naprawdę uciec i to zakończyć? Powiedzieć stanowczo, że to koniec czy raczej po to, aby mógł kolejny raz zapolować?

      M

      Usuń
    4. Skinął głową, nie mówiąc jednak nic więcej. Dla niego to było proste. Caleb nigdy nie zastanawiał się nad przeszkodami, które pojawiły się na jego drodze, po prostu je omijał lub przeskakiwał. Mercy natomiast nie wyglądała na osobę, dla której byłoby to takie łatwe, więc chciał… Cóż, chciał jej pokazać, że można inaczej. I naprawdę nie rozumiał, co nim kierowało. Mercy była śliczna, ale jej nie znał. Czuł jednak, że miała w sobie coś, co go przyciągało. Tak kurewsko pragnął mieć ją dla siebie…
      — O porażkach? — uzupełnił, słysząc jej pełne złości słowa. Była urocza, kiedy się tak denerwowała. To z kolei wywołało u Caleba jeszcze szerszy, pełny samozadowolenia uśmiech. — Nie wiem o nich nic. Nigdy nie dopuściłem do tego, żeby jakaś mnie spotkała — stwierdził arogancko. I właściwie nawet nie skłamał. Nawet jeśli coś mu w życiu nie wychodziło, nie odbierał tego w kategoriach porażki, po prostu olewał sprawę. Żeby czuć porażkę, trzeba było najpierw się czymkolwiek przejmować. A on naprawdę miał wszystko gdzieś.
      No, może poza hajsem ojca i teraz panią asystentką. Przejmował się tym, czy będzie próbowała wymknąć mu się z rąk. Nie żeby zamierzał na to kiedykolwiek pozwolić, bo obrał ją sobie za cel i jakoś nie zakładał, że go nie osiągnie.
      — A ciebie to kręci — wymruczał, ale pozwolił jej się odsunąć. Opuścił rękę i wsunął obie dłonie do kieszeni spodni, palcami jednej z nich ściskając przez materiał wewnątrz swoją potężną erekcję. Miał ochotę zmusić ją do uklęknięcia. — Gdzie się wybierasz, maleńka? — spytał z zaciekawieniem. W tym samym momencie jego telefon ponownie tej nocy zawibrował. Westchnął ciężko i wyjął urządzenie, żeby odczytać powiadomienie. Najpierw jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, a potem w końcu się roześmiał, odrzucając głowę do tyłu. Musiał przyznać, że to był ciekawy obrót spraw. On podczas podchodów nie starał się tak bardzo jak ta suka. Po prostu wpuszczał do środka uczniów i przez całą noc pozwalał im robić to, co im się żywnie podobało. Plotkara była znacznie bardziej kreatywna. Sam musiał przyznać, że pomysł był… Niekonwencjonalny. Nie czuł się jak zwierzyna, Caleb Ashby był myśliwym. A teraz wychodziło na to, że mieli zamienić się rolami.
      — Według mojej najlepszej przyjaciółki powinniśmy teraz wszystko odwrócić. Ja powinienem przed tobą uciec, a ty mnie znaleźć. Co ty na to, maleńka? — zapytał, autentycznie zaciekawiony jej decyzją.

      C

      Usuń
    5. Nic z tego nie mieściło jej się w głowie. Chyba wydarzyło się za dużo jak na jedną noc. Za dużo bodźców, za dużo wiedzy i emocji. Po prostu za dużo wszystkiego. Wypiła zaledwie kilka łyków alkoholu, nim rozdzieliła się od grupy, a czuła się w tej chwili tak, jakby miała za sobą całkiem ostrą imprezę.
      — Czasami, na niektóre rzeczy nie ma się po prostu wpływu. Nie są zależne od nas, ale może jesteś po prostu za młody, aby to zrozumieć i zdawać sobie z tego sprawę — syknęła, cały czas czując złość. Wypomnienie mu młodego wieku, było błędem, bo momentalnie na nowo zaatakowały ją wyrzuty sumienia, bo przecież powinna była pomyśleć, aby sprawdzić jego wiek. Była przecież w szkole, wtedy i teraz. Boże dlaczego była taka głupia, że na siłę wmawiała sobie, że za maską musi kryć się ktoś starszy? To, że był to uczeń było bardziej niż pewne. Może Caleb miał rację. Może sama ściągała na siebie te wszystkie kłopoty, może nieświadomie je przyciągała… a na pewno od czasu wypadku, bo wtedy przestało jej na czymkolwiek tak naprawdę zależeć. Wszystko co kochała, zostało jej odebrane. Taniec i on. I przez długi czas była pewna, że gdyby mężczyzna został w jej życiu, łatwiej byłoby jej się pogodzić z utratą kariery. Bo miałaby jego, a tak… została z wszystkim sama. A w zasadzie została całkiem bez niczego — pieprz się, nic o mnie nie wiesz. Nie masz prawa snuć wizji, o których nie masz pojęcia.
      Sama była w szoku, że ten temat tak bardzo ją dotknął i zabolał. Chyba faktycznie przez to, że częściowo miał po prostu rację.
      Starała się zachować neutralną minę. Nie chciała, aby był usatysfakcjonowany tym, że miał rację. Tak naprawdę po prostu nie chciała, aby miał rację. Nie powinna chcieć czuć tego wszystkiego, a jednak… Świadomość, że młodszy od niej chłopak leciał na nią do tego stopnia, że chciał ją mieć za wszelką cenę była w pewnym stopniu pociągająca. Wiedziała, że to było niemoralne, niezdrowe, ale przecież na niektóre rzeczy nie ma się wpływu. Nie mogła zakazać swojemu ciału reakcji. Nie mogła sprawić, aby jej cipka nie nachodziła wilgocią, gdy zachowywał się w ten sposób…
      — Jak najdalej, to… to jest chore — szepnęła, a następnie podszyła wzrokiem za jego dłonią. Zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się jego reakcji. Wykorzystywała również moment, aby odsunąć się jeszcze kilka kroków. Przekrzywiła lekko głowę, marszcząc przy tym brwi. Nie wyobrażała sobie siebie w roli łowcy. Tak samo, jak nie wyobrażała sobie Caleba jako uciekającego. To się nie trzymało, ale… ale to mógł być sposób, aby się wycofać. Bo jeżeli go złapie, będzie musiał zrobić to, czego od niego zażąda.
      — Jakie były zasady? Jak cię złapię, mogę zrobić z tobą cokolwiek chcę? Czyli będę mogła również wymagać czegokolwiek? — Chciała się upewnić. Nie wiedziała czy uda jej się go złapać ale to był jakiś sposób — będziesz w ogóle umiał uciekać dzieciaku?

      M

      Usuń
    6. — Ale od nas jest zależne, jak będziemy odbierać życie. Jeśli pozwalasz, żeby coś było twoją porażką, to nią jest. Możesz też podchodzić do tego jak ja i nie przejmować się czymś, co ci nie wyszło. Wtedy nic nie jest w stanie cię zniszczyć, bo po prostu szukasz innego celu — odpowiedział, ignorując przytyk o wieku. To nie w niego godziła takim gadaniem, raczej w siebie. Wypominanie mu, że był młody tuż po tym, jak ją poinformował, że przespała się z nieletnim chyba nie było zbyt mądre.
      Ale co on tam wiedział, prawda? W końcu był za młody na ogarnianie życia. Przynajmniej zdaniem pani asystentki.
      Przechylił lekko głowę i zmrużył oczy, przyglądając jej się z zaciekawieniem, ale i rozbawieniem. Była taka urocza, kiedy się denerwowała. Jak mały ratlerek, który myśli, że jest groźny, ale tak naprawdę nic nie może zrobić większemu od siebie wilkowi.
      — Ten wypadek nieźle cię zdołował, co? — westchnął w końcu. Nie wiedział dużo, jedynie to, że miała wypadek samochodowy i kiedyś była baletnicą. Akurat odkrycie tego drugiego faktu sprawiło, że zapragnął jej jeszcze bardziej. Spędził niezliczoną ilość nocy ze swoim kutasem w dłoni, wyobrażając sobie, jak cudownie musiała być rozciągnięta i gibka. Zamierzał to w końcu sprawdzić. Prędzej czy później. — To było przed jakimś zajebiście ważnym występem, prawda? Ostatnie próby, a potem zamiast wyjść na scenę, skończyłaś w szpitalu z połamaną nogą. Wiesz, że wystarczyłoby kilka telefonów, a mogłabyś dostać najlepszą opiekę medyczną i za kilka miesięcy znowu zacząć tańczyć? — powiedział, a jego twarz wykrzywiła się w udawanym smutku. Caleb był nie tylko potworem. Był manipulującym potworem.
      Zacmokał z dezaprobatą i zrobił krok w jej kierunku, zmniejszając dystans, który zdążyła stworzyć.
      — Ojej, kochanie, nie słyszałaś, żeby nigdy nie nazywać wariatów wariatami? Bardzo się wtedy denerwują — wymruczał nisko i obnażył zęby, wciąż się do niej zbliżając. Tak naprawdę obelgi go nie ruszały, ale chciał ją przestraszyć, znowu zabawić się jej kosztem. Była urocza, kiedy tak gwałtownie bladła.
      W końcu doprowadził do tego, że jej plecy zetknęły się ze ścianą, a Caleb oparł dłoń na płaskiej powierzchni tuż obok jej głowy. Był na tyle wysoki, że musiał się nachylić, by spojrzeć w jej jasne oczy. W jego własnych błysnęło rozbawienie i nie udało mu się powstrzymać uśmiechu.
      — Tak, skarbie. Będziesz mogła wymagać czegokolwiek, a ja będę musiał się dostosować — rzekł i roześmiał się cicho. — Wiesz, biorąc pod uwagę całokształt, na twoim miejscu przestałbym wypominać mi wiek. To nie ja rozłożyłem nogi przed nieletnim, maleńka — zauważył, wolną ręką zakładając kosmyk włosów za jej ucho. — I nie ja zrobię to jeszcze nie raz — szepnął, zsuwając dłoń niżej, żeby przeciągnąć kciukiem po przebijającym przez materiał koszuli stwardniałym sutku. — To co, zabawimy się?

      C

      Usuń
    7. Pokręciła lekko głową, bo on niczego nie rozumiał. Nie dało się nie przejmować pewnymi rzeczami. Zwłaszcza w jej przypadku. Nie mogła tak po prostu zignorować niemal całego swojego życia. W końcu balet tym właśnie był, jej życiem. Jak miała się tym nie przejmować? Zresztą, dlaczego w ogóle rozważała jego słowa. One nie miały żadnego sensu.
      — W takim razie czy jest cokolwiek, czym się przejmujesz? — Spytała, naprawdę ciekawa. Bo nie wyobrażała sobie, aby nie angażować się w coś na tyle, aby tak po prostu móc odpuścić. Żeby móc to zrobić z łatwością, bo cóż, zrezygnować musiała. Nie było innej możliwości, ale to nie było łatwe. Nadal nie mogła się pogodzić z tym, że całe jej życie po prostu musiało się zmienić.
      Chciała zapytać skąd wiedział o wypadku, ale przecież sama mu powiedziała, kiedy ją rozbierał i zapytał o nogę. Oblizała tylko nerwowo wargi, bo to był temat, o którym nie lubiła i nie chciała rozmawiać. Nadal tego nie przepracowała wystarczająco, aby móc tak po prostu rozmawiać o tym, co się stało.
      Rozchyliła wargi, jednocześnie szerzej otwierając oczy, bo nie spodziewała się, że będzie wiedział o tym, że tańczyła. To nie tak, że za wszelką cenę to ukrywała, ale… spychała po prostu tę część swojej historii gdzieś daleko, głęboko, żeby nie musieć do tego wracać.
      — Nic nie wiesz — powiedziała cicho, bo, chociaż nie miała pojęcia skąd, ale wiedział. Może nie wszystko, co powiedział pokrywało się z rzeczywistością, ale częściowo miał rację. Dwa dni do premiery. To miał być najważniejsze spektakl w jej życiu, wszystko po nim miało się zmienić. Miała stać się primabaleriną w narodowej operze, to miała być jej przepustka, a zamiast tego faktycznie skończyła w szpitalu. Wspomnienia wciąż były na tyle żywe, a ból wydawał się tak realny, że musiała włożyć całą swoją silną wolę w to, aby nie pozwolić łzom na wypłynięcie z oczu — nikt nie był w stanie niczego zrobić, więc nie pieprz głupot, o których nie masz pojęcia. Gdybym tylko mogła, nie byłoby mnie tu! Uwierz, że ostatnie o czym marzyłam to skończenie w szkole dla rozwydrzonych dzieciaków — oznajmiła, biorąc głębokie oddechy.
      — Więc przestań — szepnęła, robiąc kolejny krok w tył, a później jeszcze jeden i kolejny, aż nie miała gdzie dalej się cofać — przestań się zachowywać tak, jakbyś nim był — poprosiła, chociaż czuła, że to na nic. Kiedy tak się nad nią nachylał, nogi w kolanach automatycznie jej się ugięły.
      — Świetnie — wyszeptała — kiedy już cię znajdę, nic nie będzie miało znaczenia — powiedziała cicho, bo doskonale wiedziała, czego będzie od niego chciała. Uratuje się z tej popieprzonej sytuacji. Oboje będą musieli zapomnieć. Zadrżała, kiedy sięgnął jej włosów, a następnie wzięła głęboki oddech. Ta jego pewność siebie, cholernie ją podniecała, nawet kiedy mówił o tym, że pieprzyła się z nim kiedy był niepełnoletni. Ona chyba naprawdę zwariowała, zaczynała wpadać w jakąś paranoję, Caleb był zakazany. A jej nie powinno od dawna być w tym pomieszczeniu.
      Zagryzła mocno wargę, aby powstrzymać cichy jęk, gdy czuła jego dłoń. — Już dawno nie powinno cię tutaj być, skoro chcesz się dobrze schować — powiedziała — i radzę ci się przyłożyć, bo tamtej nocy ty to zacząłeś, a dzisiaj ja to skończę, Caleb. Znajdę cię i skończę to — wyszeptała cicho, naprawdę mocno w to wierząc i jednocześnie odpychając jego dłoń od swojej piersi. Musiała być silna, nie mogła ulec czemuś tak prymitywnemu jak pożądanie.

      M

      Usuń
    8. Ponownie lekko się uśmiechnął. Ten uśmiech był wredny i zimny, właściwie sam w sobie odpowiadał na zadane przez Mercy pytanie. Bo Caleb nie przejmował się niczym. Jego życie było jedną wielką rozrywką i czerpaniem przyjemności. Robił to, co lubił, nie pozwalał się do niczego zmuszać (no z wyjątkiem ukończenia szkoły) i uważał, że to najlepsze, co każdy mógłby dla siebie zrobić.
      — Próbujesz znaleźć we mnie trochę człowieczeństwa, maleńka? — odpowiedział pytaniem i w końcu delikatnie, niemal niezauważalnie pokręcił głową. Cóż, nawet gdyby jakimś cudem się czymś przejmował, nie przyznałby się do tego. Równie dobrze mógłby wówczas wcisnąć w dłoń brunetki naładowaną broń i przystawić ją sobie do czoła. — Uwierz mi, życie jest znacznie łatwiejsze, gdy podchodzi się do niego w ten sposób — uzupełnił, wzruszając delikatnie ramionami.
      — Nie? A wyglądasz, jakbym wiedział całkiem sporo — stwierdził, wodząc uważnym spojrzeniem po jej twarzy. Widział, że jej oczy zaczęły niezdrowo błyszczeć, co wywołało na jego ustach jeszcze szerszy uśmieszek. — Nie ma nic, czego pieniądze i znajomości nie mogłyby załatwić. Gdybyś nie zaczęła mnie obrażać, może nawet zająłbym się tym bezinteresownie. Ale teraz mnie zdenerwowałaś, więc już nie mam na to ochoty — westchnął z udawanym smutkiem i rezygnacją, wzruszając przy tym ramionami.
      — Dlaczego? Nie jestem normalnym człowiekiem, więc dlaczego miałbym się tak zachowywać? — zapytał, autentycznie zaciekawiony jej odpowiedzią. A może raczej reakcją na takie słowa. W końcu właśnie przyznał, że jest wariatem. I był. Jego psychika działała inaczej niż u przeciętnego człowieka. Był jednak wystarczająco tego świadomy, żeby nie próbować na siłę temu zaprzeczać.
      Uśmiechnął się tak cholernie szeroko, że jego zęby błysnęły w półmroku. Była naprawdę urocza. Nie mógł się doczekać, żeby jej pokazać, jak bardzo się myliła w swoich założeniach. Pracowała tu zaledwie od kilku miesięcy, Caleb uczęszczał do tej szkoły od czterech lat. W dodatku urządzając podchody, musiał poznać każdy jej kąt. Wiedział, jak się schować, żeby za żadne skarby go nie znalazła.
      — Och, skarbie, oczywiście, że się przyłożę — szepnął i chwycił sutek palcem wskazującym i kciukiem, ściskając go mocno. Pociągnął Mercy za pierś i cicho syknął, gdy jego penis naparł na materiał spodni, domagając się uwolnienia. — Ale jeśli jednak mnie nie znajdziesz, będziesz grzeczną dziewczynką i uznasz moją wygraną. A wtedy znowu zrobię z tobą to, co mi się tylko wymarzy — urwał i roześmiał się, kiedy odepchnęła jego rękę. Posłusznie ją opuścił, ale nachylił się nad uchem brunetki. — Pierwszym, co zrobię, będzie przełożenie cię przez kolano, aż ten twój piękny tyłek stanie się gorący od klapsów. Gwarantuję, że przy każdej próbie siadania będziesz myśleć o mnie i płakać — wyszeptał, a potem odsunął się z łobuzerskim uśmieszkiem. Ubrał bluzę i podszedł do drzwi. — Dwie minuty przewagi, skarbie. Musimy mieć takie same szanse, prawda? — wymruczał i wyszedł z gabinetu, wesoło pogwizdując.

      C

      Usuń
  16. Gabinet zastępcy dyrektora na trzecim piętrze

    OdpowiedzUsuń
  17. Odpowiedzi

    1. Zamiast odpowiedzieć na pytanie zadane przez nieznajomego, który zresztą i tak na jego szczęście już od samego początku o wiele więcej uwagi poświęcił jego jedynej towarzyszce, znudzony Eros zwyczajnie wzruszył lekko ramionami, uśmiechnął się tajemniczo, po czym opuścił klasę zmierzając w bliżej nieokreślonym kierunku. Po prostu parł przed siebie, zastanawiając się jakimi motywami mogła kierować się Plotkara, kiedy wysyłała mu zaproszenie na to przeklęte wydarzenie. Ostatecznie nawet on, mężczyzna, który nie dość, że przez ostatnie pięć lat rzadko kiedy zaglądał do Nowego Jorku, to jeszcze przyszedł na nią z olbrzymim wręcz spóźnieniem nie mógł nie zauważyć, że zdecydowana większość jej uczestników była ze sobą wyjątkowo mocno związana, a przynajmniej połowa, jeżeli nie więcej, tworzyła mniej lub bardziej szczęśliwe pary. Gdzie tu było miejsce dla kogoś takiego jak on, wiecznego kawalera, któremu doskonale było z tym, że nie musiał przywiązywać się na stałe do jednej panny, a zamiast tego mógł radośnie skakać z kwiatka na kwiatek ? A może ta zabawa miała jeszcze jakieś inne ukryte dno, którego istoty on zwyczajnie nie potrafił jeszcze pojąć ? Cóż, po tym jak bardzo wariackie informacje zdążył zdobyć na temat tej ekstrawaganckiej osóbki w cale by się temu nie zdziwił, a do jej końca wciąż przecież pozostawało kilka długich godzin. Dodajmy takich, podczas których powinien zachowywać się niczym ofiara. Cóż, tę przynajmniej rolę miał całkiem nieźle opanowaną. Ostatecznie tym właśnie od dnia narodzin Neviego był dla swoich rodziców. Zwykłym nieudacznikiem, który marnuje swój wrodzony potencjał i stale pcha się w kłopoty, więc najlepiej będzie machnąć na niego ręką i skupić się na młodszym. W końcu jeden dobrze wychowany syn na dwóch to i tak całkiem niezły wynik, nieprawdaż ?
      - Masz ty wyczucie kobieto. – Zachichotał, przy okazji orientując się, że nogi zawiodły go dziwnym trafem na zewnątrz. – Cóż, skoro już i tak tu jestem to chyba nie zaszkodzi sprawdzić, czy w murze nadal są te same dziury… - Mruknął, uśmiechając się z lekkim rozrzewnieniem na samo wspomnienie wściekłych wyzwisk woźnego lub wychowawcy, którzy po raz kolejny z rzędu musieli obserwować jak młody Eros zwiewa im właśnie przez te ubytki z jakiegoś arcyważnego apelu. Tak jakby nie mógł skorzystać z drzwi jak by to zrobił każdy normalny człowiek na jego miejscu. – Bingo ! – Aż zatarł dłonie, gdy wreszcie natrafił na pierwszą. – Ciekawe czy jeszcze bym się przez ciebie dzisiaj zmieścił… - Niemal w tej samej chwili, w której rozłożył się jak długi w mokrej od deszczu trawie, do jego uszu dotarł nikły dźwięk ułamanej gałązki. Zignorował go jednak. – Pewnie znowu jakiś kot… - Stwierdził i jak gdyby nigdy nic wlazł w otwór. To znaczy nie cały, bo w tym swoim jakże charakterystycznym durnowatym podekscytowaniu zapomniał, że od czasu opuszczenia tutejszych murów sporo trenował, więc i ramiona mu się siłą rzeczy nieco poszerzyły.


      Eros [Ktoś chętny mu pomóc ?]

      Usuń