WIĘCEJ
Zła najczęściej nie da się naprawić; możemy je tylko pomścić.
Olivier Evans
INSTAGRAM
Liceum to zazwyczaj najgorszy okres w życiu nastolatka. Człowiek musi mierzyć się z licznym wyzwaniami - pierwsze zauroczenia, miłostki, przyjaźnie, bunt przeciwko rodzinie, nieustanne imponowanie grupie rówieśniczej i osiąganie wyników, które pozwolą dostać się na renomowaną uczelnie. Przypomina trochę sztukę, w której wszyscy mają z góry przydzielone role, a jemu trafiła się jedna z bardziej parszywych. Nigdy nie był wybitnym sportowcem, nie pochodził też z bogatej rodziny, a jedyne co miał, to matematyczny umysł, który sprawiał, że od początku mierzył się z łatką kujona. Nie lubili go, śmiali się z niego, dokuczali mu, upokarzali na każdym kroku, ale znosił to dzielnie, bo nie był sam, miał jego i zawsze mógł na niego liczyć. ON, mimo wszystkich okropności wokół, nieustannie był obok, idealnie go rozumiał, przechodził przez to samo i tylko dzięki niemu nie skończył ze sobą, kiedy jego głowa za sprawą kapitana drużyny rugby po raz kolejny wylądowała w ubikacji. Ich przyjaźń trwała od lat, planowali wspólne studia, karierę i pracę u swojego boku, nie myśląc o zakładaniu żadnej rodziny. Nigdy z nikim się nie umawiali, nie byli popularni, więc i tak żadna z dziewczyn nie zwracała na nich uwagi, wręcz przeciwnie, obydwoje byli ofiarami i dzięki temu, że mieli siebie, pogodzili się z tym. Wszystko było idealne, dopóki nie pojawiła się ONA. Nie planował tego, nie zamierzał się w niej zakochać, ale to było silniejsze od niego. Wiedział, że ten krok przekreśli wszystko, ale obsesja na jej punkcie kompletnie zaburzała jasność umysłu, przez co z czasem to ONA, niczego nieświadoma, stała się najważniejszą osobą w jego życiu. Teraz jednak, zarówno ONA, jak i ON, znajdują się na jego czarnej liście zemsty, a ich zdjęcia wiszą na tablicy w jego tajnym gabinecie, zaraz obok innych osób, które w czasach szkolnych zniszczyły mu życie. Dziś w niczym już nie przypomina kujona z liceum, a dzięki temu, że był wybitny z matematyki i informatyki, skończył studia na Harvardzie i stworzył aplikację, która dziś pozwala zarabiać mu miliony. Jest na szczycie, a ci, który kiedyś się nad nim znęcali, dziś mogą tylko błagać go to, aby móc dla niego pracować. Nie chce wracać do przeszłości, a jedyne, co przypomina mu o najgorszych czasach, to JEJ wisiorek, który ściska w dłoni za każdym razem, kiedy z dumą obserwuje, jak w okolicy płonie kolejny kościół.
Moonstress Codes
[To co, gotowi wspólnie pogrzeszyć? 😏😈]
OdpowiedzUsuń🩷🩷🩷
[Pewnie nie odkryję niczego nowego, jeśli stwierdzę, że gdybyśmy faktycznie mogli zemścić się na tych wszystkich osobach, które kiedyś dały nam w kość, dość szybko moglibyśmy skończyć z problemem przeludnienia. Na całe szczęście większość z nas ma swoje własne hamulce albo nie ma ku temu odpowiednich środków.
OdpowiedzUsuńW każdym razie życzę powodzenia z kolejną postacią.
PS. Nie wykluczam, że to problem mojego wzroku, ale wydaje mi się, że jego imię i nazwisko zlewają się z resztą.]
Lubiła ciszę, którą znajdowała za każdym razem, kiedy przychodziła do kościoła. Dla wielu ludzi to było dziwne, niezrozumiałe. Elena nie widziała w tym jednak nic dziwnego, a dla niej to miejsce było częścią codzienności. Od małego chodziła z rodzicami do kościoła, uczestniczyła w różnych zajęciach dla dzieci związanymi z religią i nauczaniem. Wychowywała się w wierze katolickiej, może czasami jej rodzice przesadzali, ale nie Elena. Zdawała sobie sprawę, że przecież istnieje masa ludzi i religii, nikt nie może być taki sam i wierzyć w tego samego Boga co ona. Szanowała osoby o innym wyznaniu czy i bez niego. Tak naprawdę to było bez różnicy, o ile ludzie szanowali ją. Nie była pewna siebie, więc nigdy też nie była zmuszana do tego, aby próbować przekonać ludzi do przejścia na katolicyzm. W zasadzie otoczona była głownie ludźmi, którzy byli, jak ona. Chodziła do katolickiego college, który wyznawał podobne zasady, którymi kierowali się jej rodzice. Gdyby wybór szkoły zależał od niej wybrałaby coś innego. Z daleka od Nowego Jorku, ale nie miała tej możliwości, więc zgodziła się na to, co zaoferowali jej bliscy. Dała się przekonać wizją mieszkania dalej u rodziców, bycia codziennie w domu. W rzeczywistości chcieli mieć na nią oko, aby przypadkiem w innym Stanie nie robiła tego, czego nie mogła robić tutaj. Łatwiej było mieć nad nią kontrolę, kiedy była na miejscu.
OdpowiedzUsuńDzisiejsza niedziela w zasadzie nie różniła się niczym od poprzednich. Poranna msza z rodzicami i rodzeństwem, popołudniem obiad z rodziną. Wczesny wieczór miała luźniejszy, więc zabrała na spacer Millie, odstawiła ją po godzinie do domu i zabrała swoje rzeczy; torbę w której miała notatnik, bidon z wodą, powerbanka i trochę słodkości, a bez nich nigdzie się nie ruszała. Chciała zaznać trochę spokoju przed rozpoczęciem kolejnego tygodnia na uczelni i w nowej pracy. Stresowała się, choć może niepotrzebnie. Jednak wiedziała, że zazna ciszy i spokoju tylko w jednym miejscu. W Nowym Jorku było nieco ponad dwa tysiące kościołów i miała tak naprawdę z czego wybierać. Specjalnie omijała ten, w którym bywała co tydzień z rodzicami. Lubiła, kiedy ksiądz nie wiedział kim jest i nie zadawał pytań co słychać u rodziców.
Na miejscu zajęła jeden rzędów bliżej ołtarza. Miała stąd na niego ładny widok oraz na witraże w oknach, które zawsze podziwiała. Nie przyszła, aby się pomodlić czy wyspowiadać. Robiła to rano, a ile można, prawda? Wyjęła notatnik powoli zapisując w nim plan na ten tydzień. Zdawało się, że nie ma tu nikogo poza nią. I faktycznie tak było, a kościół był pusty. Było ciszej niż zwykle, ale to tylko ją odprężyło. Zmuszona potrzebą odszukała toaletę, nie wiedząc, że lada moment to miejsce stanie w płomieniach. Oczywiście, że słyszała o podpalonych kościołach, ale nie sądziła, że to może się stać, kiedy ona będzie w jednym z nich. Poczuła zapach po chwili, a panika ogarnęła jej całe ciało. Gryzący dym pojawił się jakby znienacka, a zdrowy rozsądek uciekł. Otworzyła drzwi od łazienki nie widząc przed sobą niczego, poza dymem, od którego niekontrolowanie zaczęła kaszleć i się dusić. Potykając się o własne nogi poleciała do przodu z krzykiem, który uwiązł jej w gardle. Od dymu zaczęły łzawić jej oczy. Panika tylko się powiększała. Nie widziała drzwi, jak miała stąd uciec?
W pierwszej chwili nie usłyszała głosu mężczyzn. Zdała sobie sprawę z jego obecności, kiedy znalazł się tuż obok. Niewiele myśląc złapała go za dłoń. Nie wiedziała kim jest ani skąd się wziął, ale zaufała, że ją stąd wyprowadzi.
— Chyba można od tyłu — wydusiła z siebie. Zakryła materiałem kurtki nos i usta, jednak niewiele to w tej chwili dało. Nie znała tego kościoła, nie wiedziała dokąd iść, aby uniknąć ognia i musiała zaufać nieznajomemu w tej kwestii.
ona
Spotted: The Brain błyszczy na kolejnej gali instytutu... jakiegoś tam, o czymś tam, zresztą, czy kogokolwiek z nas obchodzi coś więcej, niż tylko jego zdjęcia, do których możemy się poślinić? Żart! Ja się nie ślinię. W piątkowy wieczór O wraca taksówką do Hotelu Plaza, a po niespełna godzinie wychodzi na miasto. Zgaduję, że nawet ci najinteligentniejsi z nas również muszą pozwolić sobie na rozrywkę niższego lotu od czasu do czasu. Mam bardzo NSFW zdjęcia naszego pięknego O z klubu dla dżentelmenów, jeśli macie życzenie zepsuć sobie o nim reputację...
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Może nie po raz pierwszy w życiu, ale po raz pierwszy od dawna żałowała, że w ogóle tutaj przyszła. Powinna siedzieć w domu, przygotować się do jutrzejszego dnia i mieć spokojne parę godzin dla siebie. Tymczasem teraz istniała szansa, że nawet stąd nie wyjdzie. Nie chciała, aby panika przesłoniła jej zdrowy rozsądek, a wszystko wskazywało na to, że tak właśnie będzie. Nie potrafiła skupić się na tym, co mówił młody mężczyzna. Zbyt panikowała, aby go rozpoznać, a przede wszystkim nie było czasu na to, aby mogła mu się przyjrzeć. Musieli się stąd wydostać. Nie chciała w taki sposób zginąć, to nie byłaby przyjemna śmierć. Choć zapewne jej rodzice nie przeżywaliby jej tak bardzo, gdyby straciła swoje życie w świątyni. Uznaliby to jeszcze za jakiś znak. Wmawialiby sobie, że tak właśnie miało być. Ale Elena jeszcze ginąć nie zamierzała.
OdpowiedzUsuńNie słyszała tego co powiedział, gdyby tak było to jego słowa stałyby się dla niej większym problemem i zakłopotaniem niż pożar, który znajdował się coraz bliżej. Blondynka nie miała szansy, aby zareagować czy zaprotestować, kiedy wziął ją na ręce. W tej chwili to było wręcz idiotyczne, gdyby próbowała bronić się przed pomocą. Sama stąd mogłaby nie wyjść, tego jednego była pewna. Zacisnęła dłonie na ramionach bruneta, a przynajmniej tak się jej zdawało, że miał ciemne włosy. Nie miała wyjścia, musiała pozwolić mu dać się wyprowadzić i musiała mu przede wszystkim zaufać, że nie ściągnie na nią większych problemów. Pomimo tego, że znaleźli się po chwili na świeżym powietrzu to wcale nie odczuwała ulgi.
— Na szczęście — westchnęła cicho, gdy słyszała syrenę oraz widziała jasne światła sugerujące, że pomoc jest już blisko. Elena była gotowa podziękować za pomoc i bycie odstawioną na ziemię, ale nic z tego nie miało miejsca. Panika jeszcze bardziej się powiększyła, kiedy mężczyzna skierował się w stronę nieznajomego jej samochodu. — Co robisz? Nie, nie. Nie mogę. — Próbowała się prześlizgnąć między nim, a drzwiami, ale był szybszy. W głowie blondynka miała teraz ogromny mętlik, a całe ciało nastawione było na obronę i ucieczkę. — Muszę wyjść — zaprotestowała, kiedy ruszył. To się nie działo naprawdę. To nie mogło się dziać naprawdę. Trzymała się z daleka od ludzi, bo tak było wygodniej i prościej. Unikała niebezpiecznych sytuacji, nie bywała na imprezach, gdzie łatwo było o problemy. Była w kościele, z którego właśnie została uprowadzona! Przecież to nie mieściło się w głowie.
Elena przesunęła się na fotelu tak blisko drzwi, jak to tylko było możliwe. Szarpania za klamkę nic tu nie da, nie zmieni to jej sytuacji. Potrzebowała jeszcze kilku minut, aby powoli zaczęło do niej docierać, że skądś kojarzy tę twarz. Wspomnienia były wyblakłe i odległe. Nie pomagał również strach, który odbierał jej możliwość swobodnego myślenia. Bała się, co było zrozumiałe. Znalazła się w aucie z mężczyzną, który mógł z nią przecież zrobić wszystko. Jeszcze niedawno była w palącym się budynku. I chociaż coś jej podpowiadało, że go zna to jeszcze nie dopuszczała do siebie tych myśli.
— Muszę wrócić do domu — powiedziała cicho, jakby faktycznie go to obchodziło. Powinien ją zostawić przed tym kościołem. Powinna złożyć zeznania. Cokolwiek. Może pomogłaby w ustaleniu kto podpalił kościół? — Możesz się zatrzymać? — Spytała przenosząc wzrok z deski rozdzielczej na mężczyznę. Widziała, jak mocno zaciskał dłoń na kierownicy, a to nie mogło dobrze wróżyć.
ona
— Muszę wrócić do domu — powtórzyła, jednak coś kazało jej wątpić, że młody mężczyzna się jej posłucha. Nie wyglądało na to, że zamierzał ją stąd wypuścić. Setki myśli przebiegało jej przez głowę. Zaczęło się od tych najgorszych, ale wcale nie kończyło na najlepszych. Nie znajdowała się w książce czy w filmie, który dobrze się kończy. Mogła skończyć źle, bardzo, bardzo źle i boleśnie zdawała sobie z tego sprawę.
OdpowiedzUsuńOdkąd tylko pamiętała jej bliscy decydowali o wszystkim. Z kim może się przyjaźnić, do jakiej pójdzie szkoły, jaką tapetę na ścianach będzie miała w pokoju. Rzadko podejmowała samodzielnie decyzje, nie mogła uczyć się na błędach, bo ich nie popełniała. Jak mogłaby, kiedy wszystko od początku było zaplanowane? Nigdy nie kwestionowała tego, gdy jakaś osoba nagle znikała z jej życia. Tak było z Olivierem, choć wtedy jeszcze protestowała, a przynajmniej próbowała. Chciała o niego zawalczyć, ale jej starania poszły na marne. Był pierwszym i zarazem ostatnim chłopakiem, na którego zwróciła uwagę i który zwrócił uwagę na nią. Był tym pierwszym pocałunkiem, który wspominała co jakiś czas. Moment, w którym Aiden znalazł ją w jego objęciach chwilami dalej ją prześladował. Nigdy nie widziała go tak wściekłego, a potem dołączył ojciec i to tak naprawdę był ostatni raz, kiedy widziała Oliviera. Nie mogła zapytać co się stało, dlaczego go tak potraktowali – i tak nie dostałaby żadnej odpowiedzi.
Zadrżała, gdy usłyszała swoje imię. To było niczym kubeł zimnej wody wylany prosto na głowę. Jeszcze przez chwilę sądziła, że umysł płata jej figle, podsuwa niemożliwe opcje, ale wcale tak nie było.
— Powinnam? — Zapytała cicho w odpowiedzi. Nie potrzebowała już żadnej dodatkowej podpowiedzi; dobrze wiedziała z kim właśnie znalazła się w aucie. Jak mogła go nie rozpoznać od razu? Nie widziała go od lat, nie śledziła w social mediach, a gdyby próbowała to zaraz zapewne ktoś by się o tym dowiedział. Wyglądał i brzmiał inaczej, co nie powinno jej przecież dziwić.
W głowie Eleny ich znajomość się po prostu skończyła, bo ojcu i bratu nie podobało się to, że za bardzo się do siebie zbliżyli. Nawet nie brała pod uwagę tego, że mogło wydarzyć się coś gorszego. Że Olivier w jakikolwiek sposób ucierpiał przez to, co robili. Za zamkniętymi drzwiami w rodzinnym domu działo się wiele złego, choć na pierwszy rzut oka nikt by nie posądził ich o takie rzeczy. Elena była jednak pewna, że to tyczy się tylko rodziny, że to całe zło, które w sobie mają nigdy nie wyszło poza próg domu.
Krzyknęła w tym samym momencie, kiedy ominęli nadjeżdżającą ciężarówkę. Serce rozbijało się o żebra. Łzy samoistnie popłynęły jej po policzkach, dłonie mocno zaciskała na skórzanym fotelu. Nie podobało się jej to ani trochę, chciała wysiąść i to natychmiast. Auto pędziło przed siebie, nie mogła otworzyć drzwi i wyskoczyć, nie mogła zrobić nic.
— Zatrzymaj się, proszę. — Wydusiła z siebie przez łzy. Nawet, gdyby próbowała to nie umiałaby udawać twardzielki, której to nie rusza. Była przerażona, a wszystkie emocje można było wyczytać z łatwością z jej twarzy. — Olivier, proszę — powtórzyła błagalnym tonem siląc się na to, aby na niego spojrzeć. Jednak coś w wyrazie jego twarzy mówiło jej, że jej błagania na niewiele mogą się zdać.
chyba się nam ta zabawa nie podoba🫣
Każdego dnia starała się żyć w zgodzie ze sobą i otaczającym ją światem. Sądziła, że jest dobrą osobą. Nie krzywdziła ludzi ani zwierząt, nie zabawiała się cudzymi uczuciami, nie wyśmiewała nikogo. Regularnie uczęszczała do kościoła, nie kłamała i żyła według jakiegoś cholernego kodeksu, który wymyślili jej rodzice. Był zawsze dla wszystkich miła. Nawet wtedy, kiedy ludzie wyraźnie wytykali ją palcami, dokuczali i sprawiali, że czuła się niczym najpodlejszy człowiek na świecie. Bo była ponad to i nie widziała sensu w tym, aby wchodzić w głupie dyskusje z ludźmi. Dlaczego więc teraz znalazła się w takiej sytuacji? Co takiego zrobiła, że była w taki sposób karana?
OdpowiedzUsuńByć może nie rozpoznałaby go tak szybko, gdyby się nie odezwał i nie zwrócił się do niej po imieniu. W kościele było ciemno, wszędzie był dym i ostatnie co miała w głowie to zastanawianie się czy zna swojego wybawiciela, który właśnie zmieniał się w oprawcę. Elena zacisnęła usta, chcąc powstrzymać się od płaczu, ale to nic tak naprawdę nie dało i zasadzie chyba tylko jeszcze doprowadziło do większej paniki.
— Pamiętam — wydusiła z siebie. Nie nadawała się teraz do składania pełnych zdań, odpowiadała mu półsłówkami. Chciała się stąd wydostać. Chęć ucieczki tylko w niej rosła, ale była w potrzasku. W wielkiej metalowej puszce, która w każdej chwili mogła roztrzaskać się na małe kawałeczki i nie zostałoby z niej zupełnie nic. Nie, przecież ich nie zabije, prawda? Nie zrobiłby tego, nie pokierowałby autem w taki sposób. — Proszę, zwolnij. — Jęknęła błagalnie, kiedy spojrzała na licznik przebiegu. Cyferki tylko się zmieniały na coraz większe i większe. Od nadmiaru emocji pojawiły się dobrze jej znane objawy, których nie zaznała na raz już od dawna. Zawroty głowy, nudności, drżenie rąk i walące serce jednoznacznie wskazywały na nasilający się jedynie atak paniki, nad którym nie miała żadnej kontroli.
Pamiętała go, ale zupełnie inaczej wyglądał i brzmiał. Lubiła spędzać z nim czas, rozmawiać, a teraz chciała od niego uciec jak najdalej. Nie potrafiła zrozumieć skąd wzięła się w nim taka nienawiść do niej. Co takiego zrobiła, że sobie na to zasłużyła?
— Ollie. — Zadrżała od jego chłodnego tonu głosu i jeszcze mroźniejszego spojrzenia. Nie wiedziała, co chciałaby osiągnąć, ale liczyła, że zwróci na niego uwagę i być może złagodnieje, choć to było idiotyczne. Widziała tę wściekłość w oczach, słyszała ją w jego głosie. Kiedyś lubił, jak tak do niego mówiła i robiła to często, jej to również się podobało. Teraz mogło go to tylko rozzłościć i powinna pomyśleć o tym wcześniej.
Nie chciała patrzeć przed siebie czy z boku. Cokolwiek planował, cokolwiek chciał zrobić – Elena nie chciała być tego świadkiem. Nie chciała widzieć, słyszeć. Chciała znaleźć się jak najdalej stąd. W bezpiecznym miejscu. Jeszcze nigdy nie drżała tak bardzo o swoje życie, jak właśnie w tej chwili. Bezsilność była najgorsza, bo kto mógłby jej w tej chwili pomóc?
— O czym ty mówisz?! Zatrzymaj się! — Krzyknęła powtarzając się sprzed chwili, jakby teraz to miało cokolwiek zmienić. Jeśli chciał ją przestraszyć to mu się to udało. Spektakularnie ją przestraszył i na tyle, że z pewnością przez najbliższe tygodnie będzie bała się wsiąść do samochodu.
zdecydowanie nam się nie podoba taka zabawa 😓
Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak bardzo jej teraz nienawidzi. Co takiego wydarzyło się przez ostatnie lata, że czuł do niej aż tak ogromną niechęć? Do tego stopnia, że ryzykował zarówno swoim, jak i jej życiem. Próbowała sobie przypomnieć, ale nie mogła. Nic konkretnego nie pojawiało się jej w głowie. Żadne sensowne wspomnienie, które mogłoby podpowiedzieć, że zrobiła coś źle. Jedyne o czym myślała to tamten wieczór, kiedy ją pocałował, a ona to odwzajemniła. I ta urocza, niewinna chwila została przerwana przez jej bliskich. Ale choć było wtedy nerwowo to nie zrobili mu nic. Cóż, nic na oczach blondynki. Skąd miała wiedzieć, że to właśnie przez nich wylądował w szpitalu? Nie chwalili się na prawo i lewo swoimi mrocznymi osiągnięciami.
OdpowiedzUsuń— Bo to ty kierujesz tym autem! — Wrzasnęła w odpowiedzi tracąc resztki spokoju, który w sobie miała. Elena próbowała zrozumieć, dlaczego ta rozmowa cały czas toczy się wokół jej wiary. Przecież nie wpychała jej ludziom do gardła i w żaden sposób nie zmuszała ludzi do tego, aby koniecznie wierzyli w Boga. Każdy robił to, co chciał i według własnego sumienia. Jej rodzice może tacy byli, ale nie oni. Nie umiała, a przede wszystkim nie chciała być taką. Jej wiara to była jej sprawa, nikogo innego. Lubiła to, znajdowała w tym ukojenie. Jednak teraz powtarzanie znanej sobie modlitwy w niczym by nie pomogło, a jedynie pogorszyłoby sytuację.
— Najwyraźniej tak chciał. — Głos jej drżał, policzki, szyja i dekolt były mokre od łez, które nie ustępowały. Było ich w zasadzie coraz więcej. Nie ważne, że tusz do rzęs się rozmazał, że po delikatnej kresce, którą zrobiła cieniami nie było już nawet śladu. Jedyne co się dla blondynki teraz liczyło to to, aby stąd wyjść. Uciec i znaleźć się jak najdalej od Oliviera. Nie mogła zrozumieć, jak osoba, która była dla niej kiedyś tak ważna stała się takim potworem. Nie mogła go inaczej nazwać. Wystraszył ją, igrał z jej życiem i po co? Dla zabawy? Bez powodu? Bo miała wiarę, której jemu zabrakło lub nie miał jej wcale?
Mimo, że zrobił to, o co go tak prosiła od dłuższego czasu nie znalazła w sobie nawet grama odwagi, aby sięgnąć do klamki. Dłonie dalej zaciskała mocno na siedzeniu, wpatrywała się przed siebie i starała się zapanować jakoś nad własnym ciałem, ale i nad nim straciła kontrole.
— Wal się, Olivier — powiedziała cicho. Nie mogła mu niczego dać. Nie mogła przyznać, że ma rację, bo jej nie miał. To było bardziej skomplikowane, a jednocześnie było takie proste. — Nie jestem święta. Nigdy nie twierdziłam, że jestem. To ludzie tak o mnie mówią, na to nie mogę nic poradzić.
Nie poprawiała ich, kiedy mówili, że jest święta. To były głupie zaczepki. Cnotka niewydymka, wieczna dziewica, pruderyjna panienka, przy której nie można z niczego zażartować. Słyszała już chyba każde z możliwych określeń i każde z nich odbijało się od niej niczym piłeczki kauczukowe od podłogi.
— Dlaczego to robisz? Co z tego masz? Co ci to daje? — Dalej nie odważyła się spojrzeć w jego kierunku. Widziała jednak jego twarz w odbiciu szyby i to w zupełności jej wystarczyło. — Nie wiem co będzie po śmierci. Nikt nie wie. I boję się, bo każdy normalny człowiek się tego boi.
Miała dziewiętnaście lat. Nic w życiu nie przeżyła, niczego nie zobaczyła. Miała pasę planów, które chciała zrealizować, założyć w przyszłości rodzinę, skorzystać z życia, ale tego nie zamierzała mu mówić.
😞
Sprawiała tylko takie wrażenie. Dalej w środku cała dygotała, była przerażona i miała chęć się rozpłakać po raz kolejny. Łzy wyschły jej już na policzkach. Nie widziała dobrze swojego odbicia, więc też nie wiedziała, że wygląda jak kupka nieszczęścia z rozmazanym makijażem i śladami po tuszu, cieniach i podkładzie wszędzie. Miała dość. Nigdy wcześniej nie była tak wyczerpana psychicznie, jak właśnie w tym momencie, a on nie odpuszczał. Nie, on naciskał coraz bardziej. Jakby sprawdzał na jak wiele może sobie pozwolić, kiedy w końcu pęknie.
OdpowiedzUsuń— Nie przeznaczyłby mi kogoś takiego jak ty — wycedziła przez zaciśnięte zęby. Nie chciała dać mu już tej satysfakcji, że doprowadził ją do płaczu i to niejeden raz tego wieczoru. Dalej się bała, niewiele potrzebowała, aby po raz kolejny się rozpłakać, ale dopóki mogła to chciała ten moment odwlec w czasie. Naiwnie licząc, że zawróci do miasta albo chociaż odjedzie kawałek dalej, aby mogła stąd wrócić do domu. Nawet nie wiedziała, gdzie teraz jest. Jakby to było jej największym problemem. To Olivier nim był. I nie wiedziała w jaki sposób może się go pozbyć. Kiedyś sądziła, że Olivier mógłby być jej przeznaczony. Mieli podobne wizje, postrzegali świat w podobny sposób i wydawało się, że byłby partią idealną. Nie zwracała uwagi na to, że w szkole odstawał od innych, że ludzie się z niego śmiali. Z niej również. Pasowali do siebie, ale potem wszystko się zmieniło. Zniknął z jej życia, a teraz pojawił się znów i była bardziej niż pewna, że nie mogłaby z nim nigdy być.
— O co ci chodzi, co? Co ci do tego w co wierzę i co robię ze swoim życiem? — Coraz bardziej przesuwał jej granice, naciskał na odcisk. Chęć wyjścia z auta była coraz większa i powoli jego groźby sprzed chwili nie miały większego znaczenia. Nawet, gdyby miała z tym cholernym autem runąć w dół to proszę bardzo. Przynajmniej byłaby wolna od niego. — Wiem tyle, ile chcę wiedzieć. Nie muszę wiedzieć co będzie później. A zazdrość to grzech. Więc dlaczego miałabym zgrzeszyć chcąc czegoś takiego jak śmierć? I tak umrę, ale wtedy, kiedy uzna, że jestem gotowa.
Miała gdzieś, że może się z niej śmiać, wyzywać czy próbować zdenerwować. Nie rozumiała skąd zaszła w nim taka zmiana i chyba nie chciała wiedzieć, co takiego wydarzyło się w jego życiu, że stał się taki… zły. Taki właśnie był. Zły. Wręcz do szpiku kości. Nie przypominał w ogóle Oliviera, z którym kiedyś tak bardzo kochała spędzać czas.
— Dlaczego? — Była ciekawska. A chociaż powinna pewnie trzymać głowę nisko, nie wychylać się i cicho pomodlić, aby bezpiecznie odwiózł ją do miasta, to chciała wiedzieć więcej. Zrozumieć, dlaczego to jest dla niego takie ważne. — Co takiego jest w tym satysfakcjonującego?
Jej płacz? To jak go błagała, aby się zatrzymał lub chociaż zwolnił? Strach, który ogarnął ją od czubka głowy aż po palce u stóp? To jak ledwo łapała oddech? To go satysfakcjonowało?
— Nie mam co ukrywać. Ale nikt nie jest święty, wszyscy coś mamy na sumieniu. Chociaż zdaje mi się, że nie każdy je posiada.
Nie miała żadnych brudnych sekretów. On był jej sekretem przez krótki czas, ale po nim? Po nim nie było nikogo ani niczego. Nie musiała się z niczym kryć. Była przezroczysta niczym łza. Wręcz nudna.
😞❤️🩹
Przemawiał przez nią strach. Nigdy wcześniej nie była postawiona w takiej sytuacji, nie była zmuszona do tego, aby zawalczyć o własne bezpieczeństwo. W przeszłości dzieciaki wytykały ją palcami, rzucały jakieś nieprzyjemne komentarze, ale to by było na tyle. Nikt nie zrobił jej nigdy fizycznej krzywdy. Ignorowanie słów było łatwe. Zwłaszcza wtedy, kiedy miała kogoś obok siebie. Przez szkołę przeszła dzięki temu, że miała tam rodzeństwo i Oliviera. Nie byli w tej samej klasie, było między nimi parę lat różnicy, ale trzymali się razem. Kiedy Elena została w szkole sama było nieco ciężej, ale w końcu się im znudziła i znaleźli inny obiekt drwin.
OdpowiedzUsuń— To było w przeszłości. Tamten Olivier by mnie nie skrzywdził. Tego nie znam.
Według tego co było jej wpajane przez całe życie, miała trzymać nogi zamknięte i nie pozwolić na to, aby jakikolwiek chłopak kiedykolwiek ją dotknął. Tak bardzo się bała tego, że jeśli z kimś się prześpi to nie znajdzie później męża. Była tą myślą przerażona, a potem poznała Oliviera i była gotowa zaryzykować wszystko. Swoją duszą, straceniem w oczach rodziców, choć oni mieli się nigdy o tym nie dowiedzieć, ale wyszło inaczej. Dla tamtego Oliviera była gotowa zaryzykować wszystkim. Chciała z nim zrobić ten kolejny krok, choć była wciąż tak bardzo młoda i pozbawiona jakichkolwiek doświadczeń. Ufała mu. Ale to było wtedy. Teraz się go zwyczajnie w świecie bała.
— A zamierzasz mnie pozbawić życia? — odbiła piłeczkę rzucając pytaniem w jego stronę. Powinna teraz wyjąć telefon i zadzwonić po pomoc. Ten miała cały czas w kieszeni kurtki, ale jednocześnie wiedziała, że to nie ma sensu. Wyrwałby jej go pewnie z rąk zanim zdążyłaby go odblokować. — To ty zacząłeś ten temat. Słowem się nie odezwałam na temat wiary. Czemu ci tak bardzo przeszkadza to, co robię? Nie krzywdzę tym nikogo.
Każdy przecież miał wolną wolę i mógł z nią robić to, co chciał. Nie ważne, że według tego co mówiła jej religia postępują źle. Mieli przecież do niego prawo. Nie wszyscy musieli podążać tą samą ścieżką, którą ona obrała. Nie oczekiwała tego od nikogo. Jej rodzice może i owszem, gdyby mieli okazję to próbowaliby przekonać cały Nowy Jork, ale nie ona. Nie miała takiej potrzeby. Nie jeździła na żadne wyjazdy zagraniczne, aby głosić słowo i przekonywać ludzi, że warto jest przejść na ich stronę. Dbała o swoją wiarę, praktykowała po swojemu.
— Nie wiem co by się stało, ale prawdopodobnie wysypiałabym się w niedzielę i miałabym wolny wieczór. I dalej byłabym sobą. — Tak sądziła. Czasami myślała nad tym, jaka by była, gdyby nie religia. Zwłaszcza w chwilach, kiedy miała załamanie i sądziła, że w nic nie wierzy, a to wszystko co ją otacza to kłamstwo. A miewała takie chwile coraz częściej, ale do tego mu się przecież nie przyzna.
Chciała odwrócić wzrok od jego zielonych oczu. Spojrzeć się w innym kierunku, ale nie umiała się od nich oderwać. Przerażały i fascynowały ją jednocześnie. Pierwszy raz się tak czuła i nie była pewna, czy się jej to podoba czy nie.
— A co ja mogę mieć na sumieniu? Opuszczenie zajęć, skłamanie, że źle się czuję, aby zostać w domu. Banalne rzeczy. Nie mam brudnych sekretów, które ze mnie wyciągniesz. Jeśli jesteś rozczarowany to na własne życzenie. Wiedziałeś, że nie mam do zaoferowania dramatów. Masz złą dziewczynę.
może i psychol, ale z ładnymi oczami
Elena nie chciała mu odpowiadać na pytania. Jednak cały czas przekonywała samą siebie, że jeśli mu będzie udzielać odpowiedzi to szybciej się stąd wydostanie. Uparcie wmawiała sobie, że widzi światełko w tunelu i że niedługo znajdzie się w swoim pokoju, gdzie będzie bezpieczna i z dala od tego człowieka. To nie był Olivier, którego znała. To był obcy, przerażający człowiek, który sprawiał, że miała ochotę biec przed siebie tak szybko, jak to tylko było możliwe.
OdpowiedzUsuńOdwróciła głowę w stronę okna, kiedy dotknął jej ust. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jej ciała. A jego dotyk był elektryzujący, nieprzyjemny. Nie chciała, aby ją dotykał. Aby znajdował się tak blisko.
— A znam? — Niechętnie odwróciła głowę w jego stronę. Nie umknęło jej to, że się zmienił. Wyglądał niczym modele z okładek. Wyprzystojniał, ale to niczego nie zmieniało. Mógł się stać najpiękniejszym człowiekiem na świecie, ale i tak liczyło się to co w środku, ale wewnątrz był zepsuty. Zgniły. — Właśnie to robisz, więc tak. Myślę, że jesteś w stanie mnie skrzywdzić.
Olivier, którego znała nie doprowadziłby jej do płaczu. Był tym, który pocieszał ją, kiedy coś się wydarzyło. Ocierał łzy, a nie był ich powodem. Elena nie potrafiła zrozumieć co takiego się wydarzyło, że taki się stał. A może dokładnie od samego początku taki był? Może jej bliscy go przejrzeli i dlatego nie chcieli, aby się z nim więcej spotykała? Byłaby skłonna w to uwierzyć. Zawsze chcieli dla niej przecież dobrze. Nawet, jeśli nie zawsze zgadzała się z tym co robili. To jednak mimo wszystko robili to, aby było jej lepiej w życiu i aby nie spotkała ją żadna krzywda. Chcieli uchronić ją przed nim. Być może widzieli więcej niż była w stanie dostrzec Elena.
Nie miała już miejsca, a jednak i tak wciskała się w drzwi. Jakby liczyła na to, że będzie mogła się w to wtopić, ale nic jednak takiego nie miało miejsca. Po jego kolejnych słowach łzy same, po raz kolejny, spłynęły jej po policzkach. Co ona mu takiego zrobiła? Nie rozmawiali od lat, nie widziała go i nie wiedziała co się z nim stało, co robił i gdzie był. A może właśnie nie zrobiła mu nic i była jedynie przypadkową ofiarą? Straciła całą odwagę, którą myślała, że miała. Czuła się bezbronna, bezużyteczna. Nie mogła stąd wyjść i była zdana na niego. Już nawet nie myślała o tym, co się stanie, jeśli dotrze do domu. O ile w ogóle uda się jej do niego dotrzeć, bo przecież mogła już nigdy więcej nie przekroczyć progu własnego domu.
— Nie przyznam, bo to nie jest prawda — szepnęła cicho. Nie zamierzała dawać mu tej satysfakcji. Miał rację, a przynajmniej po części, ale skoro nie przyznawała tego przed samą sobą to nie zamierzała przyznać tego przed nim. Za dużo już jej odebrał, aby teraz jeszcze dawała mu to. — Skoro nie jestem warta twojego zachodu to co tutaj z tobą robię? Nie możesz znaleźć sobie kogoś, kto będzie tego wart?
Zastanawiała się czy zaryzykować i otworzyć drzwi. Widziała, że miał nogę cały czas na pedale gazu i mógł go w każdej chwili wcisnąć, ale jakoś nie chciała wierzyć w to, że tak bardzo ryzykowałby swoim własnym życiem. Pieprzyć to, niech dzieje się co chce. Nie zamierzała zostać tutaj ani chwili dłużej, a jeśli miała zginąć to trudno, niech i tak się stanie. Bała się, oczywiście, że się bała, ale chyba bardziej bała się zostać z nim w samochodzie. Rozważając wszystkie za i przeciw w końcu chwyciła za klamkę, otworzyła drzwi i niewiele myśląc wyskoczyła na zewnątrz.
little devil
Pomysł miała dobry, ale nie przemyślała tego, że nie wie w jakim miejscu się znajduje ani jak wrócić z powrotem do miasta. To zresztą nie było teraz jakoś bardzo ważne. Wydostała się z samochodu, a to było już spore ułatwienie. Zaskoczyła samą siebie. Nie sądziła, że znajdzie w sobie tyle siły i chęci do ucieczki, a jednak. Teraz musiała się tylko stąd wydostać, ale już chyba wolałaby się gubić w tych lasach niż wrócić z powrotem do auta. Nie zdawała sobie spraw z tego, że nie ma telefonu do momentu, aż jej tego nie uświadomił. To była jej ostatnia deska ratunku. Nie miała pojęcia, jak przetrwać w lesie, gdzie tu można szukać pomocy, ale była pewna, że do tego samochodu już nie wróci. Zrobiła kilka kroków do tyłu. Małych, niemal niewidocznych. Chciała oddalić się od bruneta, znaleźć się z dala od jego samochodu. Gdyby miała prawo jazdy to mogłaby wsiąść i odjechać, gdyby udało się jej go odciągnąć od auta, ale to nie wchodziło w grę. Prędzej zjechałaby tym autem w dół i się rozbiła niż wycofała. Krzyczeć nie może zacząć, jaka była szansa, że ją tu ktoś usłyszy? Raczej niewielka. Znajdowali się na odludziu, które on znał niczym własną kieszeń, a dla Eleny to było miejsce obce.
OdpowiedzUsuńSpecjalnie mu nie odpowiadała. Z jednej strony nie wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć, a z drugiej nie chciała prowadzić z nim już dalszej rozmowy. Ona przecież i tak nie miała sensu. Miał już swoje wyobrażenia co do niej. Mogłaby go próbować przekonywać, że jest inaczej, ale nie uwierzyłby w to, co mówi. Po prostu twierdziłby, że to on ma rację. I po części miał, ale to nie było teraz ważne.
— Wolę ten las niż ciebie — warknęła w odpowiedzi. Musiała się pozbierać. Zastanowić czy w ogóle jest sens uciekać. Wszystko wskazywało na to, że szanse ma niewielkie i raczej powinna potulnie wrócić do samochodu. Gdyby miała siłę mogłaby go czymś ogłuszyć, ale nie było tutaj niczego. I nie umiałaby tego zrobić. Miałaby ogromne wyrzuty sumienia, choć robiłaby to po to, aby się uratować. — I nie będziesz miał do tego już okazji. — Wycedziła przez zęby. Była wtedy naiwna. Sądziła, że jest kimś przed kim warto się obnażyć nie tylko z ubrań, ale i z własnego strachu, wstydu. Teraz widziała w nim zupełnie obcego człowieka, który każdym gestem czy słowem ją od siebie odpychał.
— I nie należę do ciebie. Nie jestem rzeczą, którą sobie możesz przywłaszczyć.
Nie ważne, jak bardzo poważnie i groźnie starała się brzmieć to musiało dla niego wyglądać śmiesznie. Z pewnością takie było, kiedy przemawiało do niego metr sześćdziesiąt w kapeluszu. Długo się zastanawiała, czy powinna uciekać czy jednak zostać. Jednak chęć oddalenia się od młodego mężczyzny okazała się silniejsza. Odwróciła się do niego plecami i od razu zaczęła biec przed siebie. Z początku biegła drogą, którą przyjechali. Nie wiedziała czy już za nią biegnie, czy nie. Nie odważyła się jednak spojrzeć za siebie. W pewnym momencie skręciła w stronę drzew. Liczyła na to, że uda się jej zniknąć między nimi, znaleźć jakieś miejsce, w którym przeczeka najgorsze, a potem jakoś wróci do domu. Dopadła do sporego drzewa, za którym się schowała. Oparła się o nie plecami. Przywarła mocno do kory drzewa, próbując wyrównać oddech. Paliło ją w płucach. Nie była najlepsza nigdy z zajęć fizycznych. Potrzebowała tylko kilku chwil, aby odsapnąć i wróci do biegu. Jednocześnie zasłuchiwała czy się nie zbliża, ale odpowiadała jej nieprzyjemna, mrożąca krew w żyłach cisza.
I ani trochę się jej to nie podobało.
your favourite crime
Musiała minąć dłuższa chwila zanim zdała sobie sprawę z tego, że nie pobiegł za nią.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony czuła ulgę, a z drugiej otaczająca ją ciemność, nieznane odgłosy i brak kontaktu z kimkolwiek zaczynały ją przerażać. Była tutaj kompletnie sama w miejscu, którego nie znała i z którego nie wiedziała, jak ma się wydostać. Była zdeterminowana, aby nie zostać z tym w tym cholernym samochodzie. Nawet jeśli to miało oznaczać, że przez resztę nocy będzie się błąkała po tym lesie to niech tak będzie. Jednak wraz z mijającymi sekundami, a potem minutami zaczęła zdawać sobie sprawę z tego w jakim bagnie utknęła. Szła na oślep licząc, że dotrze do głównej drogi. Jak na złość zaczął padać deszcz, niewielkim plusem było to, że znajdowała się pod drzewami, a ich liście i gałęzie brały na siebie większość lodowatego deszczu.
Ciemność otaczała ją z każdej strony i robiła się coraz bardziej przerażająca. Próbowała sobie wmówić, że mieszkające tu zwierzęta boją się bardziej jej niż ona ich. I w zasadzie po części tak przecież było, ale już wiedziała, że nie tylko one mogą kryć się w ciemnościach. Prawdziwe potwory również znajdowały miejsce w ponurych miejscach, a przed jednym właśnie uciekała. Nagły trzask i skowyt sprawił, że podskoczyła w miejscu i bez zastanowienia rzuciła się biegiem przed siebie. Do tej pory starała się uważać na to, gdzie stawia nogi. Nie widziała absolutnie nic, nie miała czym sobie oświetlić drogi. Przebiegła może z kilkanaście metrów nim potknęła się o wystający korzeń jednego z drzew. Krótko krzyknęła upadając do przodu. Odruchowo wyciągnęła ręce przed siebie, aby jakoś uchronić się przed upadkiem. To jednak poskutkowało tylko tym, że leżące na ściółce igły z drzew, gałązki powbijały się jej w dłonie tworząc małe ranki na nich. Większy ból pojawił się jednak po chwili. Szarpnęła nogą, co nie okazało się dobrym pomysłem.
— Cholera — jęknęła, kiedy ból wcale nie zelżał. Minęła dłuższa chwil zanim udało się jej uwolnić nogę. Usiadła pod drzewem. Nie martwiła się tym, że jest cała ubrudzona i w liściach. Jakby to teraz było jej największe zmartwienie. Podwinęła nogi do siebie, które następnie objęła ramionami, a twarz schowała w kolanach. Bała się, byłą tu całkowicie sama i w dodatku najpewniej skręciła kostkę. Rozpłakała się niemal od razu. Żałowała tego całego dnia. Że wyszła z domu, była w takim kościele, że go spotkała. Wolałaby już chyba spłonąć w tym kościele niż znaleźć się z nim w samochodzie. Przepłakała tak może z kilkanaście minut, zanim w końcu się podniosła. — Dupek. — To wszystko to była jego wina. To przez niego się tutaj znalazła. Jeśli w ogóle uda się jej wrócić do domu to będzie uziemiona na wieki i nie będzie mogła wychodzić już nigdzie poza uczelnią, kościołem i pracą. Albo i tę będą kazali jej rzucić.
Stawiała kroki powoli, próbując opierać się bardziej na prawej nodze, a nie na lewej, która bolała. Podpierała się o drzewa, szła od jednego do drugiego. Co jakiś czas ścierała z policzków łzy, które nie chciały przestać płynąć. Była wściekła, a jednocześnie tak bardzo przerażona, smutna i zdradzona. W jej wspomnieniach był tym miłym chłopakiem, w którym była zakochana, ale te wspomnienia zostały z niej dziś wyrwane i zastąpione nowymi, gorszymi.
traitor
Nie chciała go już widzieć dzisiaj. Nie, poprawka – nie chciała go już nigdy widzieć. Mówiła prawdę i wolałaby zostać w tym lesie już na zawsze niż znów znaleźć się blisko młodego mężczyzny. Istniało jakieś prawdopodobieństwo, że trafiłaby w tym lesie na kogoś jeszcze gorszego i każdy szelest, każdy dźwięk, który wydawał się jej być podobny do pękających gałęzi pod naciskiem czyjegoś buta sprawiał, że całą drżała. Ale była tutaj sama. Całkowicie sama, bez nikogo i zdana tylko i wyłącznie na siebie. Powoli widziała światełko w tunelu, kiedy dostrzegła latarnię, a to musiało znaczyć, że znalazła się przy głównej drodze lub jakiejś pobocznej, ale stąd nie mogło być już daleko do drogi szybkiego ruchu. I w końcu na pewno na kogoś trafi. Jej szczęście skończyło się w tej samej chwili, w której się pojawiło.
OdpowiedzUsuń— Nie, nie. — Jego głos, jego widok. Mogła przewidzieć, że nie uda się jej od niego uciec, że wciąż będzie gdzieś w pobliżu i będzie na nią czekał. Jak zwierzyna na ofiarę, bo przecież tym właśnie była, prawda? Ofiarą, którą sobie upatrzył i z którą chciał się zabawić. Nie mogłaby już przed nim uciec. Chociaż by próbowała to, gdy tylko stawała ciężarem na lewą nogę ból promieniował wzdłuż nogi i uniemożliwiał jej dalsze ruchy. — Nie nazywaj mnie El — wycedziła, jakby teraz to naprawdę było najważniejsze. Nie lubiła tego skrótu. Elena lub Lena. Dziadkowie używali jej drugiego imienia, kiedy się do niej zwracali, ale jego raczej nie interesowała rodzinna historyjka. Nie powstrzymała cichego jęku, gdy brał ją na ręce. Próby wyrwania się czy protestowania były teraz bezsensowne. Nie miała zresztą sił, chciała znaleźć się tylko jak najdalej od tego miejsca. Najlepiej w swoim pokoju albo szpitalu, bo z pewnością ktoś powinien jej nogę obejrzeć.
— To twoja wina. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie ty. To wszystko, jest twoją winą. — Powiedziała bez większych emocji. Było jej już obojętne co się wydarzy. Mogła próbować się z nim szarpać, ale co by to dało? Jemu satysfakcję, a jej upokorzenie. Tego najadła się dziś więcej niż przez całe swoje życie. — Zaufać? Dobre, naprawdę. Powiedzmy, że ci zaufałam. Potem co? Mam odliczać dni w kalendarzu do mojej śmierci? — Naprawdę nie brał pod uwagę tego, że może z tym pójść na policje? Co z tego, że nie miała żadnych dowodów i nie mogłaby tego w żaden sposób udowodnić, ale coś przecież musieliby zrobić, prawda? Sprawdzić w jakiś sposób czy mówi prawdę. Lub naprawdę się tym nie przejmował.
Blondynka oparła głowę o zagłówek fotela. Właściwie już się poddała. Mógł z nią teraz zrobić co tylko mu się podobało. Nie miała siły na to, żeby z nim dalej walczyć. Poddała się temu co z nią robił, nie protestowała, gdy opatrywał jej rany. Syknęła jedynie cicho, kiedy mocniej zaczęło szczypać. Kucał przed nią, więc mogła go kopnąć, ale to ogłuszyłoby go tylko na chwilę sekund. A może nawet nie tyle co ogłuszyło, a rozproszyło. Narobiłaby sobie tym tylko problemów.
— Chcę do domu — powiedziała cicho. Wątpiła, że spełni jej prośbę. Może chciał ją tu sobie zatrzymać na całą noc albo zaraz ją tu porzuci. Znowu. Było jej zimno, była obolała i czuła się jak śmieć po tym dniu.
babydoll
Nie zasługiwała na nic co ją dziś spotkało. Była dobrym człowiekiem. Popełniała błędy, ale kto ich nie miał na swoim koncie? Jednak patrząc na ogół jej postaci – była dobra. Pomagała innym, starała się nie oceniać innych ludzi, choć czasami się zdarzało. I za każdym razem miała z tego powodu wyrzuty sumienia, bo sama dobrze przecież wiedziała, jak to jest, kiedy jest się ocenianym. A mimo to, według Oliviera zasłużyła sobie czymś na to wszystko. Cokolwiek sobie uroił na jej temat, nie było prawdą, a przynajmniej nie do końca. Ale nie zamierzała nawet przytaknąć mu skinięciem głowy, że ma rację. Dałoby mu to zbyt wiele satysfakcji.
OdpowiedzUsuń— Nie, pozwiedzałam las. Jest bardzo ładny — mruknęła ironicznie pod nosem. Las ją przeraził. Każdy dźwięk był przerażający, ciemność taka była. Nie chciała już nigdy więcej znaleźć się w takiej sytuacji, ale każda komórka w jej ciele nastawiała ją na to, że to dopiero początek mrocznej historii, w której będzie grała główną rolę. Teraz to już nie miało znaczenia. Mógł z nią robić co chciał, była wyziębiona, zmęczona i głodna. Zwyczajnie brakowało jej sił na to, aby dalej z nim walczyć.
Pyskowanie nie było w jej naturze. Jeśli spróbowałaby tego w domu prędko dostałaby nauczkę. Zresztą, policzek nieraz bolał, jeśli powiedziała coś, co nie spodobało się jej rodzicom. Chodziła przy nich często, jak w zegarku. I chyba bardziej niż Oliviera w tej chwili bała się tego, co będzie, kiedy w końcu dotrze do domu. Nigdzie nie widziała swojego telefonu, więc najprawdopodobniej Olivier nadal go miał, a Elena nie miała odwagi, aby się o niego upomnieć. Chociaż bardzo chciała dać im znać, że niedługo wróci do domu. Było późno. Od kilku godzin powinna być już w domu, a tymczasem była tutaj i to z nim.
— Mówisz, jakbyś się tym przejmował. — Wątpiła, aby faktycznie jej stan go martwił. Jeśli tak było to mógłby ją odwieźć od razu do szpitala, choć pewnie tam będą zadawać masę pytań. W domu również będą zadawać masę pytań. Wszędzie będą zadawać pytania, przed którymi nie będzie mogła uciec. Nie ważne, którą stronę by obrała wszędzie znajdzie się ktoś kto będzie chciał się o coś zapytać.
Spojrzała na niego zaskoczona, kiedy przykrył ją swoją bluzą. To razem z opatrzeniem jej dłoni było ostatnim, czego się spodziewała. Blondynka jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Zatopiła się jedynie bardziej w fotelu, który przyjemnie grzał. Dalsza rozmowa nie miała chyba większego sensu, a jednocześnie ona również miała wiele pytań. I to takich, na które być może żadne z nich nie było gotowe. Dalej się bała, drżała na samo wspomnienie jego mrocznych obietnic, ale być może dziś faktycznie mogła mu zaufać. Tylko na tę parę godzin. Nie chciała, nie mogła i nie powinna, ale być może będzie mogła to wykorzystać na swoją korzyść.
— Jeśli ja do niej nie doprowadzę? A jak niby miałabym to zrobić? Nie biegam po okolicy i nie proszę się o krzywdę.
Przekręciła głowę w jego stronę, a jednocześnie chciała odwrócić wzrok. Tylko nie potrafiła. Było w nim coś hipnotyzującego, czego Elena nie rozumiała. Przez ostatnie lata brakowało jej Oliviera. Od czasu do czasu o nim myślała, ale brakowało jej starego Evansa. Tego, przy którym czuła się dobrze.
Zacisnęła usta, nie chcąc, aby kolejne pytanie spomiędzy nich uciekło, ale ciekawość była silniejsza od niej.
— Dlaczego mnie tak nienawidzisz?
i tak mu nie ufamy
Na co dzień nigdy się tak nie odzywała. Nie potrafiła jasno powiedzieć skąd wzięła się w niej chęć, aby odpowiadać mu w taki sposób. Cichy głosik w głowie podpowiadał jej, że powinna się zamknąć i nie pogarszać swojej sytuacji. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego się z niej śmiał. Zdążyła jednak zauważyć, że nie zamierzał udzielać jej zbyt wielu odpowiedzi na pytania. Nie próbowała go jednak zrozumieć. Było z nim najwyraźniej coś mocno nie w porządku, skoro znalazła się przez niego w takiej sytuacji. Elena jednak nie zamierzała bawić się w psychiatrę i ustalać, jakie zaburzenia może mieć i co doprowadziło do tego, że jest teraz taki, jaki jest. To nie było jej zadanie.
OdpowiedzUsuń— Gdybyś się przejmował to nie znalazłaby się w takiej sytuacji — odparła. Jeszcze przez chwilę walczyła z nim na spojrzenia, ale ostatecznie się poddała i odwróciła wzrok. Chciała chociaż przez chwilę dostrzec w nim tego Oliviera, którego znała i pamiętała. Czasami miała wrażenie, że w jednej sekundzie widzi dawnego Oliviera, ale to wrażenie znikało bardzo szybko. Zaraz robił lub mówił coś, co odrzucało ją od niego kompletnie. Jednocześnie też podziwiała zmiany, które w nim zaszły, ale te fizyczne. Te kilka lat temu pasował jej taki, jaki był i za każdym razem powtarzała mu, że nie musi się zmieniać. Składała obietnice, że przeżyją szkołę razem, że potem się wszystko jakoś ułoży. Próbowała jakoś odwrócić jego uwagę od tego, co niektórzy z nim robili, choć wiedziała, że nie mogła w pełni tego zrobić. Ani ona ani Aiden, z którym się przecież przyjaźnił w czasach szkolnych.
Wbiła się mocniej w fotel po jego słowach, których nie chciała w żaden sposób komentować. Jeśli chciał ją ponownie zacząć straszyć – to mu się to udało. Odwróciła głowę w stronę okna, dalej się zastanawiając czy nie powinna może jednak wyskoczyć z pędzącego samochodu. Naiwnie miała nadzieję, że jadą do miasta. Po kilkunastu minutach zdała sobie sprawę z tego, że wcale jednak nie zmierzają w kierunku znajomych ulic. Wręcz przeciwnie. Nawet nie wiedziała, dokąd tak naprawdę, znowu, ją wywoził. Słowa uwięzły jej jednak w gardle, nie mogła wydusić z siebie niczego.
— Co? Nie, powiedziałam, że chcę iść do domu. — Panika znów wkradła się jej do głosu. Wyprostowała się na fotelu wpatrując w rezydencję przed sobą, pod którą właśnie podjeżdżali. Nie mogła nie wrócić do domu. Było już dawno po czasie. Telefon miał dalej Olivier i nie mogła nawet się z rodzicami skontaktować, wymyślić jakiegoś kłamstwa lub czegokolwiek, aby ich uspokoić. Zresztą, wątpiła, aby byli spokojni, gdyby dała im znać, że teoretycznie nic jej nie jest. Nie mogła ich w to wciągnąć, a jednocześnie niczego bardziej niż tego, aby im powiedzieć prawdę nie chciała. Może mogliby coś wymyślić. Jednak w głębi czuła, że to byłby idiotyczny pomysł. Co mogliby zrobić?
Po dostarczonych jej dziś emocjach miała zwyczajnie dość. Była jednak świadoma tego, że musi pozostać czujna. Nie ufała mu, kiedy był blisko każdy włosek na jej ciele stawał dęba, a po kręgosłupie przechodził nieprzyjemny dreszcz, który oznajmiał kłopoty. Zawsze słuchała się swojej intuicji, a ta podpowiadała jej obecnie, że lepiej będzie, jeśli będzie posłuszna, grzeczna i być może wyjdzie stąd jeszcze dziś żywa.
— Nie wrócę do domu, prawda? — spytała, choć wcale nie musiał jej odpowiadać. Odpowiedź była aż nazbyt jasna. Przeniosła wzrok z przedniej szyby na młodego mężczyznę. Zupełnie go nie poznawała. Był kimś obcym teraz. Kimś z kim nigdy nie chciałaby mieć nic wspólnego.
mogę do domu?
Odkąd tylko pamiętała była uczona, że nie może mieć bliższych relacji z chłopcami. Kiedy była dzieckiem nie było problemu, ale potem zaczęła dorastać. Nie wyglądała już jak mała dziewczynka. Zmieniała się, dorastała i coraz ciężej było ją pilnować. Chłopcy również się zmieniali. Olivier był tak naprawdę pierwszym, z którym połączyło ją coś więcej, a potem to wszystko runęło niczym domek z kart. Przekonała się boleśnie, do czego może doprowadzić znajomość z chłopcami. Miała całe życie wpajane, że chcą od niej tylko jednego, a jeśli im to da – nigdy nie będzie w stanie żyć w zgodzie sama ze sobą. Miała zachować czystość, być nieskazitelną dla tego, który sobie ją wybierze. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wiele osób już od tego odeszło. I nawet wierząc nie stosują się wszystkich zakazów i nakazów. Jednak w jej domu od zawsze było inaczej. W zasadzie to ojciec wymyślał własne zasady. Odbierał tak naprawdę przy tym wszystko Elenie i jej młodszej siostrze. Starsi bracia nie mieli aż tak źle. Właśnie dlatego musiała wrócić do domu. Nawet jeśli tego nie rozumiał, to musiała tam wrócić. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nie wydostanie się stąd, o ile jej nie wypuści.
OdpowiedzUsuńWypuściła z płus powietrze. Bardziej chyba niż przebywania tutaj bała się powrotu do domu. Tego co się wydarzy, kiedy już się tam pojawi. Wyobraźnie nie sięgała jej tak daleko, a raczej nie chciała, aby zapuszczała się w takie rejony.
Walka z nim nie miała najmniejszego sensu. Odpięła pas bezpieczeństwa, a w głowie huczało jej od myśli. Martwiła się kolejnymi minutami, następnym dniem. Wszystkim po kolei. Jednocześnie, co było dość zabawne, ale cały ten wieczór i noc stawały się jej powoli obojętne. Podniosła głowę, aby na niego spojrzeć, kiedy tak przy niej stał oparty o drzwi samochodu. Niezliczoną ilość razy wyobrażała sobie jego powrót, ale w żadnym ze scenariuszy nie wyglądał on w taki sposób. To nie była fantazja, którą chciała z nim spełnić. Raczej koszmar, z którego pragnęła się jak najszybciej wybudzić.
— Rozmawiałeś z nimi? — spytała z wyraźnym niedowierzaniem. To nie mogło się dziać naprawdę. Jej ojciec nigdy nie dopuściłby do tego, aby spędziła noc poza domem. Musiała błagać rodziców tygodnie przed nocowaniem u koleżanek, aby się zgodzili, a i tak często odmawiali. Nie było nawet mowy o tym, że mogłaby przenocować u niego. Przecież jej ojciec, gdyby nawet ulice Nowego Jorku były zalane to przypłynąłby tu na łódce. — I tak po prostu się zgodził? Mój ojciec?
Ciężko było w to uwierzyć. Cóż, najprawdopodobniej się nie zgodził. Nie miał po prostu wyjścia, a wątpiła, że Olivier powiedział mu, gdzie mieszka. O ile mówił prawdę i faktycznie z nim rozmawiał. Było to raczej kłamstwo, aby ją uspokoić.
— Dam radę — mruknęła bez przekonania. Może jeśli spróbuje myśleć o czymś innym niż noga to będzie jej łatwiej? Raczej nie była skręcona. Kostka jej spuchła, ale równie dobrze to mógł być objaw stłuczenia. Nie musiało się to równać od razu ze skręceniem. Sama już nie wiedziała. Zacisnęła mocniej usta, kiedy wysiadła z samochodu. Specjalnie unikając od niego jakiejkolwiek pomocy. Jednak, kiedy tylko spróbowała oprzeć się o lewą nogę i przełożyć na nią chociaż trochę ciężaru swojego ciała krzyknęła z bólu. Tracąc równowagę wpadła na Oliviera, na przedramieniu, którego zacisnęła palce. Wzięła głębszy wdech, zanim się odezwała. — Jednak nie dam rady — powiedziała cicho.
Zacisnęła usta w wąską linijkę. To było żałosne, że musiała prosić go o pomoc, ale jak inaczej miałaby gdziekolwiek dojść? W lesie z pewnością była napędzana adrenaliną i dlatego nie czuła tej kostki aż tak bardzo.
Chciała mu powiedzieć, że za żadne skarby nie zje z nim kolacji ani tym bardziej nie będzie rozbierać się w jego domu. Brakowało jej jednak sił, aby się z nim kłócić, więc po prostu przytaknęła.
Przecież i tak nie miała wyjścia.
niczym Bella w zamku Bestii
Nie była osobą, która lubi zmiany. Trzymała się tego, co było jej znane i tego co lubiła, co sprawiało jej radość. Nie miała takich rzeczy zbyt wiele w swoim życiu. Łapała się więc każdej, nawet najbardziej prozaicznej rzeczy, która mogłaby wywołać na jej twarzy uśmiech. Perfumy kojarzyły się jej z lepszymi czasami i dlatego cały czas z nich korzystała. Nawet nie pomyślałaby, że mogą mieć na niego jakikolwiek wpływ. Nie wydawał się być tym typem człowieka, który ma sentymenty. Teraz nie posądzała go o nic dobrego, choć przecież mógł ją tu zostawić. Poczekać, aż doczołga się do środka. Nie zadbać w żaden sposób, a mimo to był delikatny, kiedy brał ją na ręce.
OdpowiedzUsuń— Powinien — zgodziła się z nim. Objęła go za szyję, bo choć ją trzymał to wolała się sama jakoś zabezpieczyć i upewnić, że nie poleci na podłogę. Dalej nie wiedziała, czego mogłaby oczekiwać po tej znajomości czy nocy. Nie miała pojęcia, czego od niej chciał ani czy stąd wyjdzie. Odpowiedzi raczej miały nie nadejść, więc musiała zadowolić się tym co jej dawał. Przymknęła na moment oczy, chcąc się znaleźć przynajmniej na parę sekund w innym miejscu lub chociaż sobie wyobrazić, że jest w ramionach swojego Oliviera, a nie tego nieznajomego, który ją przerażał. Delikatnością, którą jej okazał sprawiał, że widziała w nim tego młodszego o parę lat chłopaka, ale przecież to było tylko złudzenie. Nic więcej.
Zmarszczyła czoło, kiedy się odezwał.
— Czyli… sprzedał mnie? — Zapytała niedowierzając, że to była jedna z opcji. Jak inaczej miałaby to nazwać? Dostał za nią pieniądze, aby tu spędziła czas i co niby miałaby robić? Czyli nie miała nawet co liczyć na bliskich? Jeśli wróci nie mogłaby się poskarżyć, bo dostali za to pieniądze. Jasne, nie dorastała w super bogatej rodzinie. Raczej dość przeciętnej, ot takiej jak były miliony w Nowym Jorku. A jednak zgodził się na coś takiego. Miała ochotę się rozpłakać. Całe życie była tak bardzo trzymana w zamknięciu, a wystarczył jeden większy czek, aby jej rodzice o wszystkich swoich wartościach i przekonaniach zapomnieli? Aby odrzucili je w kąt?
Brakowało jej sił i chęci, aby dalej walczyć. Właściwie to po co, skoro została z tym tak na dobrą sprawę sama? Bez wsparcia, bez nikogo kto by jej chciał szukać. Była skazana sama na siebie. Chyba właśnie się przekonała o tym, że jeśli można na kogoś liczyć, to powinna liczyć na siebie.
Sądziła, że zostaną w salonie, aby lekarz mógł od razu obejrzeć jej kostkę, ale nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego zaprowadził ją od razu do pokoju i posadził na sporym łóżku. Chciała zaprotestować, bo miała jednak brudne ubrania, ale nie powiedziała nic.
— Ale łóżko już używane było? — Jakby to naprawdę miało jakieś znacznie. — Nie ważne. Ja… ogarnę się i cię zawołam.
Nie czułaby się komfortowo wołając jego służbę. Właściwie nie czuła się komfortowo z nim, ale nie miała przecież większego wyboru. Przez pierwsze kilka minut po prostu siedziała na łóżku, tępo wpatrując się w ścianę. Ostrożnie jednak się podniosła i dokuśtykała do łazienki. To było niemałe wyzwanie, ale ostatecznie udało się jej tam dostać. Z tyłu głowy miała, że może nie powinna się tu rozbierać, ale chęć zmycia z siebie deszczu, błota i włożenie czegoś, co było świeże okazała się silniejsza. Najwięcej problemu miała ze zdjęciem butów i spodni, jednak ostatecznie udało się je zdjąć. Nastawiła odpowiednią temperaturę pod prysznicem, stojąc właściwie na jednej nodze i opierała się dłonią o ścianę. Szampon miał zapach truskawek, a żel do ciała był o zapachu ciasteczek. Pojęcia nie miała czy robił to specjalnie czy to był przypadek, że właśnie takich rzeczy używała. Osuszyła ciało, od razu wkładając na siebie piżamę oraz szlafrok. Rozczesała włosy. Co ja tutaj robię? Czemu ja? Miała masę pytań, a wraz z każdą chwilą tylko się mnożyły.
Blondynka w końcu wyszła z łazienki i wróciła na łóżko. Starczy jej chodzenia. Wciąż nie mogła się opierać o nogę, aczkolwiek ból nieco zelżał. Był to niewielki progres, ale skoro miał tutaj lekarza to chciała, żeby obejrzał kostkę i zasugerował, co z nią ewentualnie robić. Przesiedziała w ciszy, samotności i spokoju dwie, może trzy minuty zanim tak, jak obiecała, zawołała Oliviera.
Usuńjak w złotej klatce
Siedziała na brzegu łóżka bojąc się wykonać jakikolwiek inny ruch.
OdpowiedzUsuńNie miała kompletnie pojęcia, jak ma się zachować. Ucieczkę mogła sobie całkiem darować, bo nie miała najmniejszych szans. Nie w takim stanie i nie bez jakiejkolwiek pomocy od kogoś. Miała tak ogromny mętlik w głowie, że nie wiedziała od czego powinna zacząć. Przerażała ją wizja tego, co zrobił jej ojciec, o ile to co mówił Olivier było prawdą, ale z drugiej strony, dlaczego miałby kłamać? Nie mogła znaleźć żadnego rozsądnego powodu, ale czy z kolei one musiały być rozsądne? Być może logikę miały tylko dla niego, a pozostali nie musieli widzieć w tym nic sensownego. Teraz była tutaj uwięziona i nie miała pojęcia do czego mógłby być zdolny Olivier. Miała nastawiać się na najgorsze czy jednak sądzić, że ze względu na to, co ich kiedyś połączyło nie będzie dla niej okrutny? Żadne sensowne rozwiązanie nie przychodziło jej teraz do głowy. Pytanie czy ono w ogóle istniało? Coraz bardziej była przekonana, że nie. I chyba musiała się z tym pogodzić.
Zaczęła się też zastanawiać czy to oczekiwanie na niego to nie jest żadna kara czy coś w ten deseń. Liczyła w głowie sekundy, ale w pewnym momencie się zgubiła i nie była już pewna, ile czasu minęło. Dotarła do stu sześćdziesięciu dwóch, kiedy pomyślała znów o Olivierze. Całe miesiące zastanawiała się, co u niego słychać. Potem mignęła jej informacja, że ukończył studia i to nie byle jakie, że stał się kimś kogo teraz ludzie podziwiali i mu zazdrościła. Zrealizował swoje plany, piął się do przodu, a ona utknęła robiąc… właściwie sama nie wiedziała co robiła w życiu. Nie do końca miała na siebie pomysł, a dziennikarstwo było co prawda interesujące, ale nie była pewna, czy na pewno tego właśnie chce. W końcu po tych paru latach znów się z nim spotkała, jednak kompletnie nie poznawała osoby, którą się stał. Był kimś obcym. Cóż, dlaczego miałby być znajomy, skoro się już nie przyjaźnili, prawda? Nawet nie zdawał sobie sprawy, że tym zniknięciem złamał jej serce. Nie obwiniała go, bo to przecież nie była jego wina, ale nie mogła kontrolować swoich uczuć. Ani tego, jak przygnębiona była przez dłuższy czas. Straciła go wtedy i tak naprawdę już nigdy nie odzyskała. Przebywanie z nim było teraz przerażające, ale również i bolesne. Bała się tego, co mógłby jeszcze zrobić i co jeszcze zrobi. A jednocześnie patrząc na niego widziała tamtego chłopaka, w którym była zakochana i robił się jej przez to jeszcze większy mętlik w głowie.
Drgnęła niespokojnie na łóżku, kiedy drzwi się otworzyły i pojawił się w środku. Zaraz za nim wszedł do środka lekarz.
Mężczyzna spiął się słysząc słowa bruneta i na przytaknął mu skinięciem głowy. Podszedł do łóżka i przykucnął przy dziewczynie.
— Mogę zobaczyć? — spytał na co Elena skinęła głową i podniosła lewą nogę, którą ujął w dłonie. Poinstruował ją co ma dalej robić, ruszała nią delikatnie w strony, w które jej kazał. Było to małym wyzwaniem, ale przynajmniej dzięki temu doszedł do wniosku, że kostka złamana nie jest. — Wystarczy opaska uciskowa i schłodzenie kostki. Za kilka dni powinna być poprawa. Dobrze też będzie trzymać nogę w górze, a nie w dole. Przy silniejszym bólu wystarczą zwykłe leki przeciwbólowe. Gdyby jednak nie przechodziło to zalecam dodatkową konsultację i prześwietlenie. — Wyjaśnił odsuwając się jednocześnie od dziewczyny.
Elena lekko uniosła brwi. To było z pewnością dość dziwne badanie, jednak teraz liczyło się dla niej to, że kostka nie jest skręcona, a za parę dni wszystko wróci do normy.
— Dziękuję — powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Naprawdę była mu za pomoc wdzięczna. Przeniosła jednak wzrok z lekarza na stojącego kawałek dalej bruneta. Nie potrafiła opisać tego, co ten widok z nią zrobił ani uczucia, które się w niej pojawiło. Do tej pory go ignorowała, ale teraz, gdy mieli zostać zaraz sami, już nie będzie mogła. Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, nim ścisnęła nieświadomie uda, a wzrok wbiła w podłogę.
raczej co ty robisz mi
Nie wiedziała co działo się w głowie mężczyzny i chyba wiedzieć nie chciała. Patrząc na niego ciężko było jej stwierdzić, jakie emocje nim właśnie targają. Przez większość czasu zdawało się jej, że nie czuje zupełnie nic. I być może tak właśnie było. Być może wyłączył się na wszystkie emocje, nie dopuszczał ich do siebie i dlatego taki się stał? Obiecała sobie przecież, że nie będzie się bawić w psychiatrę. Jednocześnie ciężko było się jej powstrzymać od zastanawiania i snucia domysłów. Od tego jeszcze chyba nikomu nic się nie stało, prawda?
OdpowiedzUsuń— Dzisiaj już się raczej i tak stąd nie ruszę — odpowiedziała. Była już w łóżku, był środek nocy i najchętniej poszłaby spać. Miała jednak pewne obawy przed zaśnięciem. Spodziewać się po Olivierze mogła wszystkiego, równie dobrze mógłby jej w nocy poderżnąć gardło. Właściwie mógłby to zrobić teraz i nie mogłaby się w żaden sposób obronić. Nie miałaby najmniejszych szans. — Wolałabym, aby obeszło się bez nich — mruknęła cicho, bardziej do siebie. Nie przepadała za zastrzykami czy pobieraniem krwi, ale nie mogła narzekać. Dostała tutaj więcej opieki niż pewnie dostałaby w domu. Tam zapewne usłyszałaby, że taka była wola niebios i powinna to rozchodzić, a najlepiej się zamknąć i nie marudzić, bo przecież mogło zawsze być o wiele gorzej. Ale nie była w domu. Dostała profesjonalną opiekę, mogła poprosić o leki, ale nie chciała się nimi otumanić. Nawet jeśli teraz bardzo by się jej przydały, to wolała zachować trzeźwy umysł.
Znajdowała się w tak przedziwnej i przerażającej sytuacji, że aż ciężko było w to uwierzyć. Te sytuacje bardziej przypominały sceny wyrwane prosto z horroru lub thrillera, a nie prawdziwego życia. Tymczasem znajdowała się w domu swojego oprawcy, który załatwił jej opiekę medyczną, a teraz dostała jedzenie. Kiedy tylko zostało jej przedstawione jedzenie poczuła w oczach łzy. Specjalnie to robił? Po to, aby zobaczyć, jak zareaguje?
— Dziękuję. — Głos prawie się jej załamał. Odwróciła głowę w drugą stronę, zacisnęła zęby, ale łzy i tak spłynęły jej po policzkach, chociaż tak cholernie się starała, aby do tego nie doszło. Pamiętała. Oczywiście, że zapamiętała. To było jedno z najważniejszych wydarzeń w jej życiu. Zachowała paragon z tamtego dnia. Miał miejsce w jej pamiętniku, o którym nikt nie wiedział. Serwetkę z tamtej knajpy również miała. Wierzchem dłoni starła łzy z policzków. Nie była pewna, czy cokolwiek teraz da radę przełknąć. Jednocześnie jej żołądek domagał się jedzenia już od kilku godzin.
— Jadłam takie kiedyś z pewnym chłopakiem. Był miły.
Nie ważąc na to, że po raz kolejny zobaczy ją w opłakanym stanie na niego spojrzała. Z jednej strony sprawiał wrażenie, jakby była mu obojętna, nic nie znaczyła i była nikim, a potem robił coś takiego. To nie mógł być przypadek, a w przypadki nigdy nie wierzyła.
— Po co to wszystko? Nie mogłeś napisać? Odpisałabym, powinieneś to wiedzieć — zapytała. Sama próbowała do niego pisać kilka razy. Ba, zrobiła to raz nawet na Instagramie, ale jej wiadomość zapewne zginęła mu w tysiącach innych wiadomości. Poza tym, Aiden znał się na telefonach, laptopach i całej reszcie, więc nie chciała też, aby się dowiedział. — Mówię do ciebie — rzuciła w niego borówką, która trafiła idealnie w pierś. Szkoda, bo celowała w inne miejsce.
Blueberry🫐
Chciał ją skrzywdzić – udało mu się. Trafił idealnie w czułe miejsce, a zachowując tę chłodną postawę dręczył ją jeszcze bardziej. Naiwnie sądziła, że mogłaby w nim dostrzec tego samego chłopaka, ale to nie było możliwe. Brzmiał, jak on i był podobny, ale to już nie był on. To była zupełnie obca osoba, która nie chciała dla niej niczego dobrego. Upokorzył ją dzisiaj. I to niejeden raz. Groził właściwie od samego początku. Przez niego znalazła się w tej cholernej sytuacji, a wracała do przeszłości, która teraz nie miała absolutnie żadnego znaczenia. Mogła równie dobrze zapomnieć, że kiedykolwiek istniał i był dla niej ważny. Ona najwyraźniej dla niego nigdy nie była ważna.
OdpowiedzUsuń— Masz rację. Nie był wart mojego czasu, uwagi ani uczuć, tylko zmarnowałam czas. — Przytaknęła mu. Chciała odpłacić mu się tym samym i w jakiś sposób go zranić. Skoro on ranił ją od paru godzin, to dlaczego miałaby nie zrobić tego samego? Problem polegał na tym, że nie potrafiła i nawet teraz, kiedy próbowała brzmiało to żałośnie. Zawsze chciała traktować ludzi fair i nie robić im tego, czego sama nie chciałaby doświadczyć. Nawet w takiej sytuacji musiała się hamować i stawiać ludzi nad sobą. Jakby to właśnie w tej chwili jego dobro, jego samopoczucie było ważniejsze niż jej własne. Powinna postawić siebie na pierwszym miejscu, zadbać o to, aby się poczuć chociaż trochę lepiej, ale nie – Elena Huntington musiała się zajmować każdym, ale nie sobą. Musiała nawet mieć współczucie dla swojego oprawcy.
— I co mi zrobisz?
Zdecydowanie nie powinna była go drażnić, a jednak po raz kolejny celnie trafiła w niego owocem. Skrzywdzi ją? Przecież już jej wcześniej to obiecywał, a skoro przed tym uciec nie będzie mogła, to chociaż może dowie się czego mogłaby się po nim spodziewać. Zgrywała bohaterkę, a tak naprawdę miała ochotę się rozpłakać jeszcze bardziej. Zupełnie go nie poznawała. I bała się, o to co może się stać, a i tak uparcie wchodziła w lwią jamę. Jakby była spragniona nieznanych jej do tej pory doświadczeń.
— Nie będę jadła — odparła. Zupełnie niczym obrażone dziecko. Nie zamierzała robić nic, co by jej kazał. Choćby miało ją skręcać z głodu, co się właściwie działo. Ale czy musiał o tym wiedzieć? Oczywiście, że nie. Potrafiła być uparta, jeśli tego bardzo chciała. Skoro miała wrócić jutro do domu to kilkugodzinna głodówka jej przecież nie zabije. Wolała to niż aby miał kolejną satysfakcję, że jest zdana na jego łaskę.
— To co się powstrzymuje przed zrobieniem tego teraz? — Naprawdę, Eleno? Chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zorientowała się, co takiego powiedziała i do czego to mogło doprowadzić, jeśli faktycznie był tak bardzo zepsuty, jak myślała. Nie mogło być w nim nic dobrego, nie widziała tego. — Zdecyduj się. W lesie powiedziałeś, że jestem warta każdego wysiłku, a teraz jednak nawet nie zasłużyłam na wiadomość?
Spoglądała na niego, kiedy mówił dalej i chociaż bardzo nie chciała wierzyć w to, co mówił to każde słowo brała na poważnie. Nie rzucał ich ot tak, a już wcześniej pokazał jej do czego jest zdolny. Mogło być tylko gorzej.
Nowy zastrzyk adrenaliny nakazywał jej wstać z łóżka. Nie utrzymałaby się zbyt długo, a rozmawiając z nim siedząc na łóżku czuła się jak idiotka, która nie może się nawet poruszyć. Rozsądek jednak nie okazał się być tym głośniejszym, bo odsunęła od siebie tacę i zsunęła nogi na podłogę. Choćby miała zaciskać zęby z bólu to wolała stać przed nim niż leżeć. I faktycznie musiała zacisnąć zęby, kiedy stanęła. Zachwiała się, kiedy zrobiła pierwszy krok w jego stronę.
— Dlaczego? — Zadała jedno pytanie. Tyle tylko chciała wiedzieć, a może aż tyle?
my to się jednak prosimy o kłopoty
Nie wiedziała co sobie myślała, kiedy uznała, że to będzie świetny pomysł, aby zacząć mu się stawiać. Że będzie, jak w książce, a on jej ulegnie i wyzna wszystko, co siedziało mu w głowie? Poniekąd tego właśnie chciała, aby zrozumieć, ale rzeczywistość była brutalna, ostra i nieprzyjemna. Nikt jej tutaj nie prowadził za rączkę, nie głaskał po główce, choć jeszcze nie tak dawno temu przecież pokazał jej, że potrafi być delikatny oraz czuły. Że mu na niej zależy. Jego nastrój zmieniał się jak w kalejdoskopie, był nieprzewidywalny, a Elena stąpała po bardzo cienkiej granicy. Chciała osiągnąć coś, ale zamiast tego sama doprowadziła do kolejnego upokorzenia i pokazania, że nie ma tutaj nic do powiedzenia. Krzyknęła z zaskoczenia, kiedy ją popchnął na łóżko. Zanim jednak udało się jej chociażby ześlizgnąć z łóżka był już obok niej i przetrzymywał ją. Szarpnęła się, jednak było to na nic. Palce zaciskały się na jej ramieniu z siłą imadła, a rano z pewnością pozostaną po tym ślady. Każde jego słowo było bolesne, sprawiało jej niemal fizyczny ból, a przecież nie powinno. Dlaczego się tym przejmowała? Przecież od tak wielu lat nie mieli ze sobą kontaktu, nie powinien dla niej nic już znaczyć, a ona nie powinna znaczyć nic dla niego.
OdpowiedzUsuńŁzy naszły jej do oczu momentalnie, kiedy na siłę wepchnął widelec do jej ust. Zakrztusiła się, z trudem przełykając naleśnika oraz owoce. Nie sądziła, że kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym zacznie żałować tego, że się poznali. Nie żałowała tego w momencie, kiedy jej brat ich przyłapał, a ona przez następne parę tygodni musiała nosić długie rękawy i spodnie. Cholera, nie żałowała tego nawet na początku w samochodzie. Chyba właśnie zaczęło do niej docierać, że to nie jest tylko gra, w której testuje jej granice, ale faktycznie groźby, które spełni, jeśli nie będzie posłuszna. Istniało parę rzeczy, które blondynka miała wyćwiczone do perfekcji. Bycie posłuszną, wykonywanie rozkazów i przytakiwanie było jedną z tych rzeczy.
— Przepraszam.
Cała drżała. Z przerażenia, tego, jak żałośnie się czuła i bólu, który pojawił się znów. Musiała zaczepić o łóżko nogą, ale to teraz było jej naprawdę najmniejsze zmartwienie. Chciała tylko wiedzieć, dlaczego. Właśnie jednak jej udowodnił, że odpowiedzi tak łatwo od niego nie dostanie, a raczej, że nie dostanie jej wcale.
Jęknęła znacznie głośniej, gdy szarpnął za jej włosy. Głowa poleciała do tyłu, a rękami odruchowo zaczęła się go czepiać. Nie broniła się, choć to właśnie był jej pierwszy instynkt, ale po tych wszystkich słowach, które usłyszała nie zamierzała próbować już żadnych sztuczek. Dolna warga drżała, podobnie, jak reszta jej ciała. Łez nawet nie próbowała powstrzymywać, bo to i tak nie miało sensu. Te po prostu spływały po policzkach i dekolcie.
— Nie zrobię tego więcej — obiecała. Zdarzało się, że była naiwna. I częściej niż rzadziej, czego przykład miał przez ostatnie parę godzin. Jednak, jeśli miała mieć wybór, to wolała, aby mścił się tylko na niej, a pozostałe osoby zostawił w spokoju. O cokolwiek mu chodziło, nie wszyscy byli w to zamieszani. Tym razem już jednak nie odważyła się na to, aby spojrzeć mu w oczy. Uciekała wzrokiem w każdą możliwą stronę. Patrzyła wszędzie, byle tylko nie w zielone oczy bruneta.
no i się doigrała
Początkowo jeszcze sądziła, że może uda się jej sprawić, aby sytuacja się zmieniła. Może jednak Olivier nie jest tak zły, na jakiego pokazuje. Teraz była bardziej niż pewna tego, że jeśli nadal będzie się stawiała to nie skończy dobrze. W zasadzie to i tak miała źle skończyć, ale rozsądnie było nie dokładać sobie tortur. Blondynka pokiwała głową, już wiedziała, że ma być grzeczna. Uśmiechnąć się, podziękować, przeprosić i nie odzywać się, jeśli nie jest pytana. Tak było przecież przez całe życie, więc dlaczego teraz tak ciężko było się jej mu podporządkować? Nie powinna była go drażnić, zaczepiać. Dla własnego dobra. Zbyt wiele razy w przeciągu ostatnich godzin pokazał jej, że ma ją za nic. To nie był film, w którym wszystko się zmieni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie, to było coś znacznie gorszego. Coś, czego Elena nie potrafiła wyjaśnić ani zrozumieć. Nie mogła liczyć tu na nikogo. Była sama i jedynie siedzenie cicho, wykonywanie poleceń miało zapewnić jej chociaż trochę czasu.
OdpowiedzUsuńZamknęła oczy, kiedy puścił jej włosy. Nie powstrzymała drżenia, kiedy pogładził ją po włosach. Brutalny, ale delikatny po chwili. Nie, nie mogła łapać się tych małych momentów, kiedy jeszcze chwilę wcześniej zachowywał się, jakby była jego największym wrogiem.
— Nie, nie chcę.
Wbiła wzrok w talerz z jedzeniem, na którego widok chciało się jej tylko bardziej płakać. Zmusiła się do podniesienia widelca, ukrojenia kawałka naleśnika i wzięcia go do ust. Kiedy przełykała czułą blokadę, jakby miała zaraz wszystko zwrócić z powrotem na talerz. To był znajomy schemat. Ojciec krzyczał, unosił się i po chwili był cudowny, przepraszał i zachęcał, aby skończyła posiłek, ale gdy tylko dostrzegł chociaż jedną łzę na policzku cała historia zaczynała się od nowa. Robiła więc teraz wszystko, aby nie zacząć płakać w obawie, że i Olivierowi humor się znów zepsuje. Co przecież było możliwe, jeśli nie spodoba mu się sposób w jaki przeżuwa, jej negatywne nastawienie do jedzenia czy to, że nawet na niego nie patrzy. W takiej chwili nawet najbardziej idiotyczna rzecz mogła doprowadzić do kolejnej awantury. Wbijając widelec w ostatnią borówkę najchętniej wyobraziłaby sobie, że to jest jego oko, ale przecież dobrze wiedziała, że nie byłaby w stanie mu tego zrobić. Musiałaby chyba naprawdę znaleźć się pod ścianą, aby zrobić komuś krzywdę. Nie umiała się bronić, a gdy próbowała to robić przed nim każdy jej ruch był robiony na ślepo. Nic w tym nie było przemyślane.
Odłożyła widelec na talerz, który następnie delikatnie od siebie odsunęła.
— Nie dam rady więcej — powiedziała cicho, skruszonym głosem. Jakby czekała na to, aż zacznie się kolejna awantura. Taka była przecież kolej rzeczy, prawda? Nie dawała rady, ale oczekiwania były inne i trzeba było jej pokazać, jak zachowują się grzeczne, a przede wszystkim wdzięczne dziewczynki. Wcisnęła w siebie tyle, ile tylko mogła. Cudem zniknęła połowa tego, co było przyniesione. Żołądek miała zbyt mocno ściśnięty, aby móc zjeść więcej. Czuła na sobie dodatkowo jego świdrujący wzrok, co nie ułatwiało normalnego funkcjonowania. Może byłoby jej łatwiej, gdyby sobie stąd poszedł, ale nie była głupia i nie zamierzała go wypraszać z jego własnego pokoju.
— Nic więcej nie potrzebuję — zapewniła. Nawet, gdyby potrzebowała to nie poprosiłaby o nic. Nawet o głupią szklankę z wodą.
Zaledwie na chwilę przeniosła na niego wzrok. Może patrzyła na nieco nie więcej niż pięć sekund nim odwróciła spojrzenie. Resztki chęci walczenia o swoje uleciały z niej niczym powietrze z balonika. I tak by go przecież nie pokonała.
i posłuszna
Elena przyzwyczaiła się do tego, że teraz uwięziona jest w rodzinnym domu, a potem będzie uwięziona w domu z mężczyzną, za którego wyjdzie. Taka miała być kolej rzeczy. Tak robiła jej matka, po prostu kolej rzeczy. Teraz doszło jeszcze do tego bycie uwięziona tutaj. Z człowiekiem, któremu prawo najwyraźniej nie stało na drodze do tego, aby jej grozić. Jakby zupełnie się tym nie przejmował, nie martwił, że mogłaby o wszystkim opowiedzieć policji. Bo przecież by tego nie zrobiła. Nie miała w sobie dość odwagi, aby opowiedzieć o tym, co się tutaj stało, a gdyby spróbowała to jakie dowody miała? Spędziła noc w luksusowej rezydencji, załatwił jej prywatnego lekarza po wypadku, nakarmił, a ona jeszcze marudziła? Przecież niektórzy nie mogli sobie pozwolić nawet na trzy posiłki dziennie, a ona narzekała na odrobinę luksusu? Którego sama w życiu nie doświadczyła? Nie nosiła markowych ubrań, bo jej rodziców nie było stać, a raczej, gdyby było to i tak by ich nie kupowali. Nie miała ogromnego domu, nie zmieniała telefonów za każdym razem, kiedy wyszedł nowy iPhone do sprzedaży. Była taka, jak większość i przecież powinna być wdzięczna za okazane uczucia, prawda? Mógł ją zostawić w lesie, skazać ta na błąkanie się przez godziny nim trafiłaby na jakąkolwiek pomoc, a zamiast tego zabrał i – najważniejsze – przecież uratował ją z płonącego budynku. Bez niego byłaby już dawno martwa.
OdpowiedzUsuńCałe jej ciało się napięło, kiedy do niej podszedł. Automatycznie chciała się przesunąć, ale nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Nawet nie drgnęła. Przymknęła oczy nie chcąc w żaden sposób reagować na jego dotyk, odepchnąć od siebie zapach perfum, który był oszałamiający. Zamierzała udawać, że go tutaj nie ma, a to tylko jej wyobraźnia płata figle. Nabrała więcej powietrza do płuc, gdy sunął palcem po jej odsłoniętej skórze. Nikt jej nie dotykał w taki sposób, nikt nawet nie próbował i nie planowała tego zmieniać, nie chciała być dotykana.
— Przecież nie miałabym jak się stąd wydostać — odezwała się, kiedy znalazła w sobie gram odwagi, aby mu odpowiedzieć. Czego on od niej chciał? Co takiego mogłaby mu jeszcze dać, aby był zadowolony? Nie zdawał sobie sprawy z tego, ile razy myślała o ucieczce. Dom był osaczony ogrodzeniem, było tu niczym w twierdzy. Nie dałaby rady uciec, a już zwłaszcza nie z tą nogą, która tylko by ją spowolniła. Gdyby jej nie uszkodziła to pewnie by pomyślała o ucieczce. Nawet jeśli miałaby po prostu przez resztę nocy błądzić po ogrodzie, który z pewnością był równie imponujący co jego dom.
Drgnęła, gdy znów zaczął mówić. Spojrzała mimowolnie w bok, kiedy zawinął kosmyk jej włosów na swój palec. Powoli zaczęła odwracać głowę w jego stronę, zupełnie nie rozumiejąc po co jej to wszystko mówi. Sama miała mu wiele do powiedzenia, ale nie tej wersji. Nie temu mężczyźnie, który w jednej chwili był urzekający, a chwilę później zachowywał się, jak psychopata gotów, aby pokroić ją na małe kawałeczki.
— Nic mi nie robili — powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Nie przyznałaby się nikomu do tego, co działo się w domu. To miało zostać na zawsze między nią, a nimi. Nikt nie powinien wiedzieć. — Co takiego zrobiłam, że tak mną gardzisz? — Miała nie zadawać pytań, przecież nie od tego tutaj była, ale tego jednego pytania nie umiała zatrzymać dla siebie.
I can't trust anything now
[Cześć! Bardzo się cieszę, że Jane przypadła Ci do gustu! (W tym zdjęciu jestem tak zakochana, że żadne słowa tego nie opiszą, no i TEŻ CHCĘ TAKIE CIUCHY!) Ochotę na wątek mam jak najbardziej – nie wiem, co prawda, co łączy Oliviera z Eleną, ale Jane się z nią przyjaźni, więc możemy zaczepić o to. Mogliby też znać się np. jeszcze ze szkoły, albo w ogóle możemy iść w coś jeszcze innego, także daj znać, ja jestem otwarta na propozycje! :D]
OdpowiedzUsuńJane Coven
Sądziła, że nikt nie wie o tym, co miało miejsce w domu. Nigdy nikomu nie mówiła, bo nie czuła takiej potrzeby, a raczej bała się, że jeśli powie na głos to nagle wszyscy odwrócą się do niej plecami, że nikt nie uwierzy. Przecież jak jej ojciec mógł być tym złym, kiedy w rzeczywistości zgrywał osobę, która każdego traktuje tak samo? Udzielał się w kościele, nauczał i głosił słowo Boże, chcąc pokazać, że świat jest lepszy, kiedy ma się w nim Boga i wiarę, jednocześnie nie praktykował tego samego w domu. Elena była nauczona, aby siedzieć cicho i nie opowiadać na prawo i lewo o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami. Nie mówiła tego nawet jemu i nie sądziła, że cokolwiek zauważył. Również nie dał w przeszłości po sobie poznać tego, że cokolwiek widzi.
OdpowiedzUsuńChciała zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Jednak nie dawał jej tak naprawdę żadnych odpowiedzi, a jej ojciec i Aiden wcale nie byli chętni do tego, aby cokolwiek jej mówić. O większości rzeczy nie miała tak naprawdę pojęcia. Trzymanie jej z daleka od pewnych informacji wychodziło im z ogromną łatwością. Jeśli słyszała, że o czymś ma nie wiedzieć, nie dopytywać o coś to siedziała cicho i nie szukała na siłę informacji, bo doskonale wiedziała, jak to się może skończyć. Lepiej było się nie wychylać, wypełniać posłusznie rozkazy i nie robić niczego, co mogłoby przypadkiem zdenerwować jednego lub drugiego. Tak było po prostu o wiele bezpieczniej.
Dalsza rozmowa nie miała większego sensu, dlatego też jej nie kontynuowali. Elena nie była pewna czy w ogóle tej nocy spała. Długo nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, nie czuła się tutaj komfortowo ani tym bardziej bezpiecznie. Nasłuchiwała, jednak nie dochodziły do niej żadne dźwięki. Nawet najmniejszy szmer nie został przepuszczony przez drzwi prowadzące do sypialni, którą zajmowała. Przebudzając się z lekkiego snu nie była pewna, która jest godzina ani co właściwie się dzieje. Krótki spacer do łazienki, przemyła chłodną wodą twarz i próbowała zebrać się w sobie, aby jakoś przetrwać ten poranek. Znalazła złożone również na fotelu ubrania, które były nowe i z pewnością nie należały do niej, ale po tym co działo się w nocy nie zamierzała marudzić. Jasne jeansowe spodnie pasowały na nią idealnie, tak samo jak cienka bluzeczka oraz biały sweterek, który jak na jej przyzwyczajenie miał nieco za głęboki dekolt. Chęć ucieczki dalej w niej była i wcale nie malała, ale co jej po tym, skoro bez niego się stąd nie wydostanie? Nie była pewna, czy powinna tu siedzieć i na niego zaczekać. Po dłuższej chwili jednak ostatecznie wyszła z pokoju. Zrobiła wszystko, aby nie opierać się zbyt mocno na nodze. Opaska uciskowa pomagała i mogła już nieco swobodniej chodzić. Więcej nie potrzebowała.
Elena wyszła z pokoju kierowana ciekawością. Czuła się w tym domu, jakby była w muzeum. Dziwnym muzeum. I czuła też, że nie powinna się szwędać, ale dłużej już by nie wysiedziała na miejscu. Skierowała się w dół, trochę właściwie błądząc. Było tu cicho, zbyt cicho i trochę przerażająco. Nawet nie wiedziała, gdzie miałaby poszukać Oliviera i szczerze mówiąc nie była pewna, czy chce go szukać. Przebywanie z nim było przerażające, tak samo, jak bycie tu całkiem samej. Blondynce po paru minutach udało się dojść do kuchni, w której również było zaskakująco cicho. Nie było osób, które widziała wczoraj, jakby dom nagle opustoszał. Może i faktycznie tak było? Ten krótki spacer zdecydowała się zakończyć i wrócić na górę, gdzie choć wcale nie czuła się lepiej, tak chyba dla jej własnego dobra będzie, aby siedziała tam niż chodziła bez celu po jego domu.
Wracając na górę nie spodziewała się jednak tego, że na korytarzu dostrzeże zupełnie obcą sobie osobę. I to w dodatku młodą dziewczynę, której z pewnością wczoraj tutaj nie było.
— Kim jesteś? — spytała, jakby miała jakiekolwiek prawo, aby zadawać tu pytania.
czemu porywasz inne?
Widok obcej dziewczyny nie powinien mieć na nią żadnego wpływu. Nie powinna się tym nawet przejąć, a jednak się przejęła, choć nie potrafiła tego wytłumaczyć samej siebie. To było idiotyczne, niedorzeczne. Chyba powinna stąd po prostu pójść, to nie tutaj było jej miejsce, chociaż Olivier twierdził inaczej. Nie mogła za nim nadążyć, raz mówił coś innego, a po chwili zmieniał zdanie. W przeciągu paru sekund był troskliwy, przerażający i odpychający. Momentami przypominał starego siebie, a potem zakładał maskę człowieka, którego Elena nie rozpoznawała i od którego chciała trzymać się z daleka.
OdpowiedzUsuń— Starą znajomą.
Tym właśnie była, choć zapewne w jego oczach nie była już nawet znajomą. Wyraźnie parę razy jej wczoraj powiedział, co o niej sądzi i prawdę mówiąc, te słowa wcale nie chciały do niej dotrzeć z jakiegoś powodu. Chciała uparcie wierzyć, że może być dla nich jeszcze jakaś szansa, ale po wszystkim co widziała i słyszała, oni już nie istnieli. Kiedyś byli sobie równi, mieli plany, które mogli razem spełnić, a teraz? Teraz Elena była dla niego co najwyżej popychadłem, z którego można się pośmiać.
— Trójką? — Nie była pewna czy faktycznie powiedziała to na głos, a jeszcze bardziej nie była pewna tego, dlaczego to robiło na niej jakiekolwiek wrażenie. Cóż, z pewnością Olivier nie próżnował patrząc na to, jak wyglądał i że kręciła się tu właśnie bardzo atrakcyjna dziewczyna, a w nocy najwyraźniej była jeszcze kolejna. Dostały coś, co kiedyś miała dostać ona i choć w ostatnich latach nie myślała o takich rzeczach, to małe, niemal niezauważalne ukłucie pojawiło się w sercu. Miały coś, czego jej nigdy nie było dane dostać. I dostały to od niego. Od chłopaka, który miał być tylko jej.
Spojrzenie blondynki powędrowało w stronę mężczyzny, kiedy do nich dołączył. Przymrużyła oczy, gdy dziewczyna go objęła. Wczoraj to ją nosił, trzymał przy sobie i przez parę chwil było dokładnie tak, jak zawsze chciała, aby było. Ktoś inny zajął jej miejsce. Ktoś inny był teraz dla niego ważniejszy.
— Mówiłeś wiele rzeczy wczoraj — odparła. Nie spuszczała z niego spojrzenia, nie chcąc się tym razem poddać i odwrócić wzrok, gdy znów obdarzy ją chłodnym, pozbawionym jakichkolwiek emocji spojrzeniem. Tym razem chciała wygrać tę dziwną potyczkę na spojrzenia, którą prowadzili ze sobą w nocy. Zmusiła się do zrobienia kroków w jego stronę. Noga może już nie dokuczała jej tak, jak wczoraj, ale wciąż nie była na tyle sprawna, aby przestała utykać. — Miałeś mnie też odwieźć. Chyba, że jesteś za bardzo zajęty swoją koleżanką, to rozumiem.
Nie potrafiła się powstrzymać od zmierzenia go wzrokiem, kiedy ściągnął koszulkę. Nie widywała mężczyzn w takim wydaniu, nie licząc filmów czy seriali, ale nawet to miała w swoim życiu kontrolowane. Jednak widok na wpół rozebranego mężczyzny na ekranie nie miał nic wspólnego z tym na żywo.
Od lodowatego spojrzenia powinna się poczuć źle, ale zamiast tego poczuła się bardziej zachęcona. Dziewczyna, kimkolwiek była, zwyczajnie działała jej na nerwy i ani trochę nie podobało się jej to, że tu była. A przecież powinna być wdzięczna, że skupia swoją uwagę na kimś innym.
jeszcze się rozkręci
Musiałaby być naprawdę ślepa, gdyby nie dostrzegła tego, jak bardzo przez ostatnie lata Olivier się zmienił. Nie był tym samym chłopakiem, nie tylko przez to, jak wyglądał, ale i jak się zachowywał. Pamiętała, że potrafił być czuły, uroczy i zawsze o nią dbał, a choć nie byli parą, nigdy oficjalnie, to nie zdarzało się, aby się o coś kłócili, czy aby mieli gorsze dni. Rozumieli się na wielu płaszczyznach, ale teraz to wszystko było w przeszłości. Teraz był zupełnie inną osobą, której powinna się bać, a o którą właśnie była… No właśnie, co? Czuła zazdrość, choć przecież nie powinna. Zamiast tu stać i sądzić, że mógłby na nią zwrócić uwagę należało zabrać swoje rzeczy i stąd uciec. Liczyć, że da już jej spokój i nigdy więcej się nie spotkają, choć w głębi czuła, że to tak naprawdę był dopiero początek.
OdpowiedzUsuńCofnęła się o krok, gdy przyciągnął do siebie dziewczynę. Nie o to jej chodziło. Właściwie sama nie wiedziała o co jej chodziło, kiedy zdecydowała się zmniejszyć między nimi dystans. Jakby jeszcze miała jakiekolwiek pojęcie o facetach czy związkach. Była kompletnie zielona w tych tematach i musiała wypaść zwyczajnie śmiesznie. Nie potrafiła zrozumieć teraz samej siebie. Zachowywała się, jak nie ona i nie umiała tego sensownie wytłumaczyć. Co niby tym chciała osiągnąć? Parę godzin temu dał jej wystarczająco wiele powodów, aby uciekła stąd z krzykiem. Więc dlaczego teraz ją tak w jego stronę ciągnęło? Co takiego chciała osiągnąć? Cokolwiek planowała uciekło z niej właśnie niczym powietrze z pękniętego balonika. To było za dużo, tego było za dużo. Jednocześnie nie potrafiła oderwać wzroku, przynajmniej przez kilka pierwszych sekund. Nie była pewna czy to szok czy przerażenie, a może jedno zmieszane z drugim. Nie potrafiła się nawet odezwać. Zdecydowanie nie powinno jej teraz tutaj być ani tego oglądać.
Elena nie odezwała się nawet słowem. Minęło zaledwie parę sekund, jednak było to wystarczająco wiele, aby zobaczyła rzeczy, których widzieć nie powinna i po części nie chciała.
— Jesteś chory — wycedziła, nim odwróciła się na pięcie. Nie zamierzała zostać tu nawet chwili dłużej, patrzeć na to wszystko, a przede wszystkim – nie chciała brać w tym udziału. Jakiekolwiek emocje miała jeszcze sprzed chwili wyparowały.
Myślała, jak ostatnia idiotka, że może coś jednak w nim się przez tę parę godzin zmieniło. Że być może obudziły się w nim jakiekolwiek ludzie odruchy, ale to nie był Olivier, którego znała i z którym chciała mieć cokolwiek wspólnego. To był Olivier, który odrzucał ją w każdy możliwy sposób. Nie mógł mieć żadnego wytłumaczenia na to, jaki się stał ani dlaczego taki się stał. To nawet nie było ważne. Idiotka, naprawdę sądziła, że zrobi na nim jakiekolwiek wrażenie? Wróciła do zajmowanej w nocy sypialni, z której pozbierała resztę swoich rzeczy. Miała gdzieś, że miał tu kierowców. Wolała wrócić nawet na piechotę z tą nogą niż brać od niego cokolwiek. Wstrzymała się z wyjściem z powrotem. Nie chciała znów na to patrzeć. Usiadła na łóżku, biorąc głębokie wdechy, próbując się uspokoić.
Przecież to kiedyś miała być ona. Była wtedy na to gotowa, na bycie z nim w każdym tego słowa znaczeniu. Ale się nie udało, a potem zniknął i nic już nie było takie, jak wcześniej.
chyba jednak podziękuję
Planowała, aby jej noga nigdy więcej nie przestąpiła progu nawet bramy tego miejsca. Nie zamierzała tutaj już nigdy więcej wrócić. Musiałby przyprowadzić ją tutaj siłą i Elena nie byłaby zaskoczona, gdyby faktycznie tak było. W obecnej chwili cieszyła się, że to nie on ją odwoził. Nie potrafiłaby na niego nawet spojrzeć, choć bardzo chciała niedawno utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Tak było zanim nie zaczął się rozbierać i nie stał przed nią całkowicie nagi razem z tamtą dziewczyną. Przez krótki moment przeszło jej przez myśl, że to ona powinna być na jej miejscu, jednak to szybko minęło. I czuła wyrzuty sumienia myśląc o seksie. To miało być w końcu zarezerwowane jedynie dla przyszłego męża, a tymczasem nawet po powrocie do domu nie mogła przestać o nim myśleć. Wracała często myślami do przeszłości i do czasów, kiedy naprawdę go kochała. Dawną wersję, tą, która była stworzona tylko i wyłącznie dla niej. Musiała się pogodzić z tym, że tamten chłopak odszedł i już nigdy więcej nie wróci. Jego już nie było. I teraz starał się robić niemal wszystko, aby i z niej również nic nie zostało.
OdpowiedzUsuńPowrót do domu wcale nie okazał się tak przyjemny, jakby tego chciała. Nie byli wyrozumiali, nawet jeśli to był ich pomysł. Elena, choć bardzo chciała, to nie potrafiła wyciągnąć z nich żadnych informacji, a nie mogła też do końca wierzyć w to, co mówił Olivier. Przecież równie dobrze mógł jej to wszystko opowiedzieć po to, aby zniszczyć jej relacje z rodziną. Po części miał rację w tym co mówił, ale to wciąż byli jej rodzice. Osoby, które ją wychowały i stworzyły. Nie mogła się od nich odwrócić. Rzeczywistość była przytłaczająca, ostatnie dni spędziła obsesyjnie sprawdzając o nim informacje w internecie. Znalazła wiele artykułów, jednak dotyczyły one głównie jego osiągnięć. Była też strona plotkarska, jednak tam nie znalazła niczego co mogłoby jej odpowiedzieć na pytania dotyczące, dlaczego się taki stał. Zupełnie jakby cały internet skupiał się tylko i wyłącznie na jego sukcesach. Których było naprawdę sporo i wiedząc więcej nie była zaskoczona jego domem, a raczej rezydencją, bo miejsce w końcu było ogromne, a widziała jedynie jego ułamek. Próbowała wrócić do swojego dawnego życia, ale nie było się co oszukiwać – jej dawne życie przestało istnieć. Nic nie było już takie, jak dawniej. Nie miała się komu wygadać, nie mogła też nic tak naprawdę powiedzieć, bo przecież i tak nikt by jej nie uwierzył. Zostałaby wyśmiana.
Spokój znajdowała tak naprawdę tylko w jednym miejscu.
Nogi same zaprowadziły ją do kościoła. Nie przyszła się modlić, nie przyszła tu robić żadnych religijnych obrządków. Potrzebowała ciszy oraz spokoju, a kiedy nie odbywała się żadna msza, ślub, chrzest czy pogrzeb – było tu niezwykle cicho. Nikt nie krzyczał, nikt głośno nie rozmawiał. Przyszła po odpowiedzi, ale tych tak, jak nie było – tak najpewniej nie będzie wcale. Nie liczyła, że otrzyma je podane na tacy. Lubiła rozmowy z Bogiem i nie dbała o to, że ktoś mógł ją wyśmiać. To była tylko i wyłącznie jej sprawa. Nikt nie miał prawa tego krytykować, choć ludzie to robili, ale na blondynce nie robiło to już większego wrażenia. Przyzwyczaiła się do tego, że większość jej nie rozumie. Nie musieli, nie oczekiwała zrozumienia. Nie oczekiwała już w tej chwili niczego. Siedziała, jak zawsze w piątym rzędzie, ale już bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby. To jej rodzice ubzdurali sobie, że to jest ich rząd. Elena lubiła w nim to, że wszystko widziała, a ołtarze były przepiękne, choć to nie to przecież było najważniejsze. Po pewnym czasie podniosła się z ławki, a nogi same zaprowadziły ją w stronę konfesjonału. Dobrze wiedziała, że nie było tam nikogo. Ksiądz o tej porze nie przyjmował, ale nie chodziło jej o spowiedź. Właściwie to sama nie wiedziała o co jej teraz tak naprawdę chodzi.
Usiadła z ciężkim westchnięciem.
Usuń— Chyba się pogubiłam — powiedziała cicho szeptem do samej siebie, bo przecież po drugiej stronie nikogo nie było. Wbiła wzrok w swoje dłonie, bawiła się pierścionkami na palcach. — Wiem, że tam nikogo nie ma, ale chyba nikt nie powinien tego słyszeć. Ostatnio działy się… różne rzeczy. I nic nie jest takie, jakie było wcześniej. Tęsknie za życiem, które miałam przed tym wszystkim.
Odchyliła głowę do tyłu. Było tu mało miejsca, było ciemno i chłodno, ale tego właśnie teraz potrzebowała. Coś jej jednak nie pasowało, nie tak do końca. Poczuła, że nie jest sama, choć to przecież nie było możliwe, prawda? Po drugiej stronie przecież nie mogło być nikogo.
— Jest tam ktoś?
przyszłam po rozgrzeszenie
Drgnęła, kiedy usłyszała nieznajomy, męski głos po drugiej stronie. Nie brzmiał znajomo, a znała tutejszego księdza. Sama odpowiedź zresztą utwierdziła ją w przekonaniu, że nie miała dotyczenia z duchownym. Raczej kimś, kto znalazł się w nieodpowiedni miejscu. Była gotowa już stąd wyjść, ale coś kazało jej tutaj zostać. Może była to potrzeba, aby wyrzucić z siebie wszystko co w niej siedziało? Musiała to jednak dobrze rozegrać, bo mimo wszystko nie chciała sprowadzić na Oliviera żadnych problemów. Jak ironicznie, prawda? To on sprowadzał problemy na nią, ale ona nie chciała, aby miał jakieś z jej powodu. Od razu tego samego dnia, którego wróciła powinna iść na policję i o wszystkim im opowiedzieć. Nawet, gdyby jej nie uwierzyli to może mieliby na niego oko czy na nią.
OdpowiedzUsuńMilczała przez parę sekund. Rozważała wszystkie za i przeciw, ale w końcu faktycznie się nie znali. Nie wiedział kim jest. Nowy Jork był na tyle dużym miastem, że z pewnością już nigdy więcej na siebie nie trafią. Byli dwójką nieznajomych osób, które się sobie zwierzą. Nikim więcej.
— Marjorie — odpowiedziała po chwili. Wolała nie dawać swojego pierwszego imienia. Szanse, że ją znajdzie były niewielkie, ale lepiej nie podawać wszystkiego na tacy. Olivier jakimś cudem ją znalazł w tamtym kościele. Teraz wszystko było możliwe. — Lucyfer to niosący światło. Kochał Boga bardziej niż ludzi. To, dlatego do ciebie pasuje czy przez zło z jakim jest utożsamiany? — Sama nie wiedziała, dlaczego to mówiła. Z jakiegoś powodu jednak historia upadłych aniołów zawsze ją fascynowała, ale w domu o tym się nie mówiło. Była też ciekawa, dlaczego wybrał właśnie akurat jego. Prędzej spodziewałaby się Gabriela, Michaela czy Raphaela, to ich najczęściej ludzie zapamiętywali.
Pierwszy raz robiła coś takiego. To było w dziwny sposób ekscytujące. Zwykle rozmawiała z księdzem. Sucho opowiadała o swoich grzechach i obiecywała, że nigdy więcej nie będzie ich powtarzać, przyjmowała pokutę i wychodziła. Zapewne, gdyby teraz ktoś ich tu przyłapał to nie skończyłoby się to dla nich najlepiej. W ostatnim czasie działy się jednak rzeczy, które były bardziej niewybaczalne.
— Ktoś z kim długo nie miałam kontaktu niedawno wrócił do mojego życia — powiedziała cicho. Nie widziała go od tamtego poranka i to wcale nie były najlepsze dni. W zasadzie to była zmęczona tym, że go nie widzi, a jednocześnie się cieszyła. Zrobił jej w głowie mętlik, którego nie potrafiła uporządkować. — Ale nie jest już tym, kim był kiedyś. Zmienił się, ale nie na lepsze.
Miała do powiedzenia znacznie więcej, ale nie chciała za bardzo opowiadać o tym co widziała. Była speszona samym wspomnieniem tego, co robił z tamtą dziewczyną na jej oczach. I nikt nie powinien o tym słyszeć. To jedno trzymała dla siebie, nie potrafiłaby się z czegoś takiego wyspowiadać.
— Przed nim było spokojnie, nie dobrze, ale spokojnie. Lubiłam swoje życie, codzienność i obowiązki. Nie jestem najciekawszą osobą na świecie, ale nie wszyscy musza być, prawda? Świat chyba też potrzebuje tych nudniejszych ludzi. A on jest jak… chaos. Tym właśnie jest. Wprowadził do mojego życia chaos, którego nie potrzebowałam i nie chciałam.
Marjorie
Elena bardzo żałowała, że Olivier nie był już sobą. Każdy miał prawo się zmienić i tego mu nie odbierała, ale nie miał prawa traktować innych ludzi tak, jak Olivier potraktował ją tamtego wieczoru. To przez niego znalazła się w tamtym lesie. Przez niego prawie skręciła kostkę. To z jego winy wydarzyły się wszystkie pozostałe rzeczy, a kiedy już sądziła, że chłopak jest inny, że może się zmienił i pod tą grubą skórą kryje się może nie ten sam, ale dalej jej Olivier, to się myliła. W przeciągu kilku sekund zmieniał tożsamości. Dobrze wiedziała, że nie miał łatwo w szkole, że jego życie w czasach szkolnych nie było łatwe. Elena przechodziła przez coś podobnego, ale jej z jakiegoś powodu, aż tak mocno nie dokuczano. To jemu oraz Aidenowi się obrywało najmocniej. Nie potrafiła tego powstrzymać, a w dodatku między nimi było parę lat różnicy i choć dzielili szkołę to rzadko mieli łączone przerwy. Życie robiło im pod górkę we wszystkim, niestety.
OdpowiedzUsuń— W takim razie co robisz w miejscu, które jest przeznaczone do wielbienia Boga? — spytała cicho. Rzadko się zdarzało, że osoby, które nie miały nic wspólnego z religią przychodziły do kościoła. Oczywiście Elena nie miała nic przeciwko temu, aby tacy ludzie przychodzili. Czasami każdy potrzebował ciszy i spokoju, a kościół zdawał się być idealnym do tego miejscem. Blondynka była jednak zaskoczona, że osoba, która uważała, że nie ma za wiele wspólnego z Bogiem znajdowała się w konfesjonale. To sprawiło, że cicho się zaśmiała. W co ona się znowu wpakowała?
— Nie jestem przyzwyczajona do chaosu. Ciężko znoszę zmiany, a już zwłaszcza takie duże — zdradziła. Wolała, kiedy każdy dzień wyglądał tak samo, kiedy wiedziała czego i kogo może się spodziewać. Teraz nie była pewna czy nagle zza rogu nie wyskoczy Olivier z jakimś nowym pomysłem czy może nie wydarzy się coś jeszcze. Przeżyła zbyt wiele w ostatnich dniach. I nadal tak naprawdę się nie uspokoiła, choć niejako powinna. Jednak nie pomagało jej w tym to, że obsesyjnie o nim myślała. Codziennie
Zawahała się zanim odpowiedziała na ostatnie pytanie. Czy żałowała? To było skomplikowane, bo widziała go zaledwie przez kilkadziesiąt godzin. W tym czasie pokazał się chyba od najgorszej strony z możliwych. I tej strony Elena szczerze nienawidziła. I miała nadzieję, że nigdy więcej jej nie zobaczy, ale były te momenty… te krótkie chwile, kiedy widziała w jego spojrzeniu dawnego Oliviera. I to za tym Olivierem tęskniła.
— Nie wiem — powiedziała cicho. Zwilżyła wargi językiem, a wzrokiem wodziła po rzeźbionym drewnie. — Czasami żałuję. Kiedy zorientowałam się, że to on… pomyślałam sobie za dużo. Ale szybko mi pokazał, że nie mam co liczyć na to, że mogłoby być tak jak kiedyś.
Miała konkretną wizję ich przyszłości, gdy jeszcze była w szkole, a Olivier obecny w jej życiu. Chciała typowej, słodkiej relacji, o której marzyło wiele osób. I chociaż to mogło się wydawać śmieszne to Elena miała nadzieję na te wszystkie typowe rzeczy, że kiedyś wezmą ślub, że stworzą razem rodzinę. Ale nic z tego. Kiedy zniknął ta wizja również powoli zaczęła się zacierać.
— Mi jego chaos przynosi jedynie więcej pytań, niezrozumienie, ból i niepokój. Nie powinnam chcieć tego w swoim życiu. — Wzięła głębszy wdech i chwilę się zastanowiła nad tym, co chciała powiedzieć. — Miałeś kiedyś tak, że bardzo czegoś chciałeś, ale wiedziałeś, że to jest dla ciebie złe, więc postanowiłeś tego nie brać? Tak się z nim czuję, tylko, że… chciałabym go. Co w ogóle nie ma sensu, bo nie jest dobrą osobą.
Elena
Elena wiedziała, że jest niewinna. Nie zrobiła mu nic co mogłoby dać mu powód, aby traktował ją właśnie tak. Była co najwyżej winna tego, że nie postarała się bardziej o to, żeby się z nim skontaktować. W rzeczywistości ojciec i Aiden utrudniali jej kontakt z Olivierem. Nie pozwalali zadawać pytań, pilnowali, aby Elena przypadkiem nie dowiedziała się o tym, co takiego spotkało Oliviera. Wiedzieli, że nigdy by im tego nie wybaczyła. Wmówili jej natomiast, że będzie lepiej dla niej, kiedy odszedł, że to nie był chłopak dla niej i wierzyła w to. Z jakiegoś durnego powodu im uwierzyła. Mieli nad nią pełną kontrolę i tak było od lat. Elena ślepo wierzyła we wszystko, co mówili jej rodzice i była przekonana, że to o czym mówią jest prawdą. Z czasem zaczynała dostrzegać coraz więcej ich wad, ale nie potrafiła się rodzicom postawić. Łatwiej było znosić ich wszystkie pogadanki niż się wykłócać, a to i tak nie doprowadziłoby do niczego dobrego.
OdpowiedzUsuń— Straciłeś wiarę? Przepraszam, jeśli to zbyt osobiste pytanie. Raczej nie spotykam tutaj osób, które nie wierzą lub nie mają konkretnego celu w kościele — wyjaśniła. Sama miewała chwile zwątpienia. A zwłaszcza w ostatnich miesiącach, które były wyjątkowe ciężkie. Teraz Olivier dołożył własną cegiełkę do jej wątpliwości. Gdyby tylko wiedziała, że to on nie rozmawiałaby z nim tak wesoło i szczerze. Pewnie odeszłaby bez słowa, wkurzona, że ją tak wykorzystał i podchodził. Naprawdę sądziła, że rozmawia z nieznajomym, który przypadkiem znalazł się w tym samym miejscu, w którym była dziewczyna. Dobrze jej to zrobiło. Wyrzucenie z siebie pewnych rzeczy, o których nie mówiła innym. — Rozumiem. Tak myślę, czasami sama się zastanawiam czy to wszystko ma sens. Nigdy nie miałam tak naprawdę wyboru, wiesz? Moi rodzice są wierzący, a ja od dziecka byłam przyzwyczajona do chodzenia do kościoła, modlitw. Musiałam wierzyć, bo innej drogi nie było.
Od małego wiara była w jej domu obecna, a wcześniej w domach jej rodziców. Nie wiedziała, dlaczego są tak religijni, bo dziadkowie z obu stron nie kładli aż takiego nacisku na religię. Może ojciec jej ojca czasami, ale nie w takim stopniu, jak jej własny. Tak więc Elena nie miała wyboru i musiała chodzić do kościoła, wierzyć w Boga, modlić się i nigdy nie mogła zadawać pytań, mieć wątpliwości. To były niechciane, trudne pytania, na które jej rodzice odpowiadać nie zamierzali.
— Nie lubię nieznanego. Boję się zmian, że coś się nie uda albo że sobie nie poradzę. Bezpieczniej jest, kiedy wiem co będzie — wyjaśniła w skrócie. Lubiła kontrolę, a świadomość jaki będzie jej następny dzień, tydzień czy miesiąc ułatwiało jej funkcjonowanie.
— Kiedyś się rozumieliśmy. Czułam, że go znam i że mogę na nim polegać. Nie widziałam go parę lat, on… właściwie nie wiem co się stało, że zniknął. Myślałam, że następnego dnia się zobaczymy, ale on już się nigdy więcej nie pojawił.
Wiedziała, że jej nie widzi, ale i tak wzruszyła ramionami. Bardziej dla siebie niż dla niego.
— Był dobrą osobą. Kiedy…, kiedy sądziłam, że będzie tym jedynym. Wtedy był dobrą osobą. Kilka lat temu był człowiekiem, z którym chciałam zrobić wszystko. Miałam wtedy taką głupią nadzieję na... właściwie to nie jest ważne. Byłam głupia i naiwna. A Olli… On się zmienił. I nic tego nie zmieni.
ja? grzesznicą? nigdy