HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

Jeong Yosoo, just burn it [stara karta 1]

Jeong Yosoo if you feel like you're going to crash then accelerate more, you idiot.
23 lata | Busan, Korea Południowa | w NY od piętnastu lat | jedyne dziecko pary finansistów | jeszcze student ekonomii na Columbia University | rap w nowojorskim podziemiu | mieszkanie w Lenox Hill | zerwane zaręczyny | relacje | instagram
good morning, my everything... 

To takie proste. Obudzić się w ciepłym mieszkaniu, wypełnionym zapachem jaśminu i wiśni; przesadnie słodkim, nudnym. Poczuć ciężar miękkiej pościeli, o świeżość której nigdy nie musiałeś się martwić. Mieszać herbatę idealnie wypolerowaną łyżeczką, siedząc naprzeciw ojca, którego wzrok częściej niż na ciebie, padał na ekran służbowego laptopa. Dzielić dom z matką z chorym zamiłowaniem do przesadnego porządku. Z drakońskimi zasadami w niemal każdej dziedzinie życia.
Pojemniki z przyprawami musiały stać na blacie w równych odstępach, książki na półkach nie mogły wykroczyć poza wyznaczoną dla nich, niewidzialną linię, a wszystkie zasłony zatrzymywały się dokładnie ćwierć cala nad ziemią. Te same kolory ścian, ta sama zastawa stołowa, ten sam schemat dnia i wizja na resztę życia. I wspólny obiad w restauracji na 52nd street - dokładnie o piątej po południu w drugi wtorek każdego miesiąca. Tak samo, nie inaczej. Od zawsze. Niezmiennie.
Niezmienność była najbezpieczniejszym i najbardziej pożądanym uczuciem w życiu rodziny Jeong. Podobno koiła nerwy, na pewno usypiała czujność.
Nic więc dziwnego, że w całej tej nużącej monotonni, nikt - a może to tylko kolejna z ułud - nie dopatrzył się pierwszej skazy, dającej początek czemuś, czego nie dało się tak po prostu zatrzymać. Myśli, która kiełkując w głowie Yosoo, pozwoliła mu obudzić się pewnego dnia, stanąć przed stanowczo zbyt dużym lustrem i podjąć decyzję, że oto nadszedł czas zmiany. W środowisku nudy i niezmienności, pod płaszczem ochronnym, łatwiej o bunt. Nie trudno podejmować błędne decyzje, jeśli ewentualne konsekwencje nie są czymś, czym musiał się przejmować. Ryzyko nie było już tak niebezpieczne, jeśli niezależnie od wszystkiego, miałby gdzie wracać. Ale lubił wierzyć, że miał nad tym jakąkolwiek kontrolę. Przynajmniej do czasu.

Nie wiedział, że ta podróż okaże się tak kusząca; skąd by mógł? Że wizyty w klubach staną się częstsze, nieobecności na salach wykładowych zbyt znaczące, a przypadkowa, choć niwątpliwie niezapomniana, noc spędzona z bliskim znajomym, przyniesie ze sobą decyzję o zerwaniu zaręczyn z córką wieloletnich przyjaciół jego rodziców.

Tak. Dotarcie do punktu, w którym przyszło mu spłacać zaciągnięty u losu dług, zajęło mniej czasu, niż początkowo zakładał.
 ...and good night, my nothing.
emme
Cześć, hej!
Buźkę pożyczył mi Min Yoongi, w karcie znajdzicie fragment utworu Nevermind - BTS. Yosoo trochę się pogubił, ale to dobry chłopak i mam nadzieję, że z drobną pomocą uda mi się go jakoś poskładać (albo rozbić jeszcze bardziej ^^). Jesteśmy otwarci chyba na wszystko. I...
to tyle ode mnie, przynajmniej na razie. Twórzmy ^^


201 komentarzy:

  1. [Jeju, ale nam się tutaj kimchi kraina robi! (Bez urazy, kocham kimchi ♥️)
    Świetny ten Twój Yosoo (ależ oni mają ciekawe imiona 🥹). Życzę dobrej zabawy, bo wydaje mi się, że odnajdziesz się między nami bardzo dobrze. Gdyby coś, zapraszam do moich dziewczyn, może któraś przypadnie do gustu 😁]
    Octavia/Sophia/Alyvia

    OdpowiedzUsuń
  2. [ No to już oficjalnie witam Ciebie i Yosoo w koreańskiej części Nowego Jorku! woohoo 🎉My lubimy te nieidealne dzieciaki z idealnych rodzin i sprzeciwianie sié temu, co rodzice dla nas wymyślili, więc chodź do nas, nie daj się prosić dwa razy! Życzę dużo super wąteczków i dobrej zabawy!
    p.s YOONGI MARRY ME (przepraszam, no nie mogłam się powstrzymać 🫣)]

    Ari, Haneul i Sunghoon

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Dołączam się do powitania w naszym rosnącym azjatyckim gronie!
    Yosoo na pewno wciągnie się w to zamotane i krzywe moralnie grono, więc życzę jak najwięcej weny, wątków i zabawy, a w razie co, zapraszam do siebie! ♥ ]

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  4. jeszcze tylko trzech nam brakuje i możemy zakładać boygroup! witam Cię serdecznie i jak reszta muszę wspomnieć, że miłośnicy fermentowanej kapusty z chili to rosną nam ja grzyby po deszczu, ale ja się z tego bardzo cieszę! życzę Ci samych porywających wąteczków i baw się z nami jak najlepiej 🖤

    seojun, minsoo, yuri, jonghyun

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dobry wieczór. ^^
    Witam serdecznie na blogu i miło mi powitać Yasoo, który do gromadki na blogu idealnie pasuje. W końcu kto nie lubi pogubionych postaci, które robią na przekór swoim rodzicom, prawda? Może pod wpływem kolegów z Upper East Side stanie się jeszcze gorszy, he he. 😈 Bawcie się wyśmienicie, a w razie chęci zapraszam do kogoś od siebie! ^^]

    Cornelia Watson, Caden Whitmore,
    Gabriel Salvatore & Emerson Seymour

    OdpowiedzUsuń
  6. [Przyznam, że pierwsza, niestety zdecydowanie dłuższa część opisu Jeonga (wybacz, jeżeli odmiana tego imienia brzmi inaczej) sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, czy to czasem nie zbliża się już ta chwila, gdy należy przenieść się grzecznie do Krainy Morfeusza. Jak bardzo nudne musiało być jego dzieciństwo... Oby teraz udało mu się choć przez krótką chwilę faktycznie usiąść za sterami własnych losów.

    Oczywiście życzę całego huraganu wspaniałych historii, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]

    Nathy, Anael, Max, Dante i zerkający z wersji roboczych Azar (tj. Eros)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!

    Pomysł z tworzeniem piosenek mi się podoba, jak i samo powiązanie Octavia i Yosoo. W sumie jeszcze nie miałam takiego wątku, każdy jakoś omijał tą informację szerokim łukiem 😂 i tak, Octi może wpuścić Yosoo do tego wąskiego grona znajomych, którzy znają ten fakt na jej temat. Może w sumie, Yosoo mógłby do niej wpaść jakiegoś wieczora, albo ona sama by do niego napisała? Luźne spotkanie, gadanie o bzdurach i coś tam, co Ty na to?

    Tak, ja najpierw napisałam to samo na maila, bo przyszło mi powiadomienie o nowym komentarzu pod kartą. Blondynkaaa 😂
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Jakieś może drobne pomysły, jakby ich tutaj ze sobą związać są, ale jestem zdecydowanie otwarta na zaczęcie od podstaw i coś pokombinować! I pozwoliłam sobie przy okazji odezwać się na discordzie, żeby nie robić tutaj zbyt wielkiego bałaganu ;; ]

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  9. Spotted: Lubię obserwować dzieci idealnych rodziców, ponieważ przeważnie okazują się być ich kompletnym przeciwieństwem. Zawsze w końcu uciekają w niepoprawne decyzje, które jak domino, jedna po drugiej, przybliżają ich do upadku. Y, podobno przez krótką chwilę zapomnienia z kimś bliskim wszystkie plany Twoich rodziców legły w gruzach. Jestem bardzo ciekawa, czy będziesz starał się to naprawić, czy może pójdziesz tam, gdzie prowadzi Cię serce... Czegokolwiek nie wybierzesz, jednego możesz być pewien: będę Ci się bacznie przyglądać z boku.
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  10. [Odnoszę wrażenie, że Sunny i Yosoo mogłiby za sobą nie przepadać, więc tutaj nastawiałabym się bardziej na negatywne relacje. Co do dziewczyn, to z Ari przychodzi mi do głowy tylko klasyczne, że ich rodziny mogłyby się znać, a że ona teraz bardzo dużo imprezuje, to nietrudno byłoby o spotkania w klubach, gdzie chłopak występuje. Z Haneul mam chyba jedyny pomysł, który wykraczałby poza stare znajomości. Dziewczyna pracuje w kawiarni w pobliżu Columbii, więc jeśli tylko Yosoo jest miłośnikiem kofeiny, to tak mogła narodzić się znajomość, rozmowy przed zamknięciem, codzienne wizyty, no i po karcie widzę, że chłopak coraz rzadziej bywa na wykładach, więc myślę, że jakoś to można fajnie pociągnąć, bo Haneul mogłaby się zastanawiać, gdzie zniknął jej regularny klient! Oczywiście wszystko można pozmieniać, ja jestem otwarta na wszelkie pomysły! Daj znać co myślisz! ♡]

    OdpowiedzUsuń
  11. Studia, nowe otoczenie, nowi ludzie i częściowe oddzielenie się od nazwiska, które kierowało całym jego życiem i tym, jak Yechan był postrzegany. To wszystko dało mu nadzieję, że w końcu będzie widziany jako on sam, a nie “ten młodszy od Powellów”, często nawet nie mając przypisanego do siebie swojego imienia. Że w końcu ktoś zwróci uwagę na jego starania.
    I wstępnie robił wszystko, żeby tak było. Przykładał się do nauki, tracąc cenne godziny snu. Planował dołączyć do drużyny pływackiej, marnując kolejne wolne chwile na treningi, które wcześniej, pod koniec liceum, odsunął na dalszy tor. Dalej żył wyćwiczoną rutyną, która pozwalała na wrzucenie się w wir nauki, za jedynie niewinną, drobną cenę zaniedbania siebie samego. Wszystko, byleby w końcu być w czyimś centrum uwagi.
    Ale podświadomie robił to w jednym celu, dalej nieudolnie szukając aprobaty ze strony któregoś z rodziców, odwrócenia ich uwagi od sukcesów brata, czy siostry, która z przeciętnymi ocenami zaliczała liceum. Ale to nie było ważne, bo ich jedyna córka nie mogła zrobić nic źle.
    ”Oceny nie są najważniejsze. Chce zostać aktorką. W dodatku spójrzcie, jaka jest śliczna, na pewno jej się uda”.
    Nie powinien był być zdziwiony, kiedy prosty, pojedynczy SMS, informujący o bezbłędnie zdanym egzaminie, spotkał się z oziębłą odpowiedzią w postaci kciuka w górę. Tak samo ten wysłany miesiąc później, kiedy ponadprzeciętnie wykazał się w trakcie testów pływackich do klubu, acz tym razem został kompletnie zignorowany, zostawiając jedynie bolesną informację, że jego treść była odczytana.
    Nie dołączył do drużyny, rezygnując jeszcze tego samego dnia. Nieważne były noce w trakcie przygotowań, gdzie stres i ekscytacja spędzały mu sen z powiek, a znajomi z roku mieli dość jego paplanin o wynikach ze swoich prywatnych treningów. Nieważne były nerwy, kiedy wracał z nich niezadowolony i z przekonaniem, że nic nie osiągnie.
    Stracił zaszczytne miejsce w dumnej, dość małej, grupce studentów, przez nieuwagę i niechęć zawalając kilka kolokwiów, które naruszyły wcześniej idealne wyniki, najpierw załamując się kompletnie, obawiając się reakcji rodziców.
    Ale żadna się nie pojawiła.
    Osiągnięcia akademickie nic dla nich nie znaczyły. Więc teraz równie mało znaczyły dla samego Yechana, który mimo przyzwyczajenia, i w miarę rozumienia, ekonomii, nie pałał do niej pasją, ale planów na przyszłość i tak nie miał. Wyrzucił je do kosza wraz z nieodwrotnym odrzuceniem propozycji klubu, nawet nie dając sobie szansy na powrót do profesjonalnego rozwoju.
    Wiele nie było potrzeba, aby zboczył z tej ostrożnej, rozsądnej trasy, którą dotychczas tak uparcie dążył. Wystarczyło zaakceptowanie pierwszego zaproszenia na imprezę, aby ten burzliwy, żywy świat pochłonął Powella, z kolei ciągnąc resztę na dno. Seria zaserwowanego alkoholu nakładała przyjemną mgłę na umysł, wbite w niego losowe pary oczu łechtały ego i pozwalały ugasić pragnienie o uwagę, dokuczające mu na każdym kroku.
    Ale jednak najbardziej zadziałały na niego te oczy, w których wcześniej nie widział niczego, oprócz przyjacielskiego błysku, kiedy jednego wieczoru, po treningu - o ile jego bezmyślne, trzymające się rutyny wyjścia na basen można było tak nazwać - z zatłoczonego, dusznego klubu skończył w łóżku z jedyną, szczerze mu bliską, osobą, kompletnie nie myśląc o tego konsekwencjach. Było mu zbyt dobrze, zbyt przyjemnie z całą uwagą skierowaną w swoją stronę, z pijackimi chichotami wypełniającymi jego pokój, całe mieszkanie, zaraz zastąpionymi chciwym łapaniem oddechu, który tracił pod wpływem odczuwanej błogości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedłużyłby tę noc na wieczność, zatrzymałby się w miejscu, aby nie przyszedł następny dzień, jak i kolekcja zignorowanych połączeń oraz wiadomości, które pozbawiły go chwiejnego gruntu pod nogami.
      Wstępnie był jedynie zmartwiony, czując tlącą się w sobie panikę, że może coś się stało - w końcu nie miał okazji o nic spytać - ale wystarczyło spojrzeć na jakąkolwiek inną aktywność, na dawane oznaki życia w internecie, czy przelotnie zauważaną sylwetkę na korytarzach uczelni, z którą w magiczny sposób zawsze się mijał, aby rozwiać te myśli.
      Każda próba rozmowy była negowana, nawet nie miał szansy, aby się jej podjąć, a jedynie czuł coraz to intensywniejszy, gorzki posmak w ustach, jak i setki drobnych, niby nieszkodliwych, szpilek, które swoim ignorowaniem Yosoo wbijał w zahartowane ciało młodego Powella.
      Bo w końcu powinien być do tego przyzwyczajony przez lata braku reakcji od ludzi, którymi się otaczał. Był przecież tą najmniej interesującą częścią rodziny, jak i własnego życia.
      Był jednak bliski pęknięcia, kiedy mniejsza sala, masa zajętych miejsc, ale i samo przyzwyczajenie, posadziło go ponownie koło Yosoo w trakcie zajęć. Starał się go ignorować - tak samo, jak on jego - sprzedając się jednak poirytowanym, nerwowym skrobaniem rysikiem po tablecie, w marnej próbie udawania robienia notatek. Jego wzrok sam uciekał na bok, na znajomy profil, z którego próbował rozczytać cokolwiek, może wymusić reakcję.
      Koniec wykładu nie wyrwał go ze ślepego amoku, w który wpadł, jedynie pozwalając na rozpoczęcie mimowolnego odkładania swoich rzeczy. To jest, dopóki, po ponad tygodniu, nie usłyszał, wcześniej na swój sposób pocieszającego, głosu, skierowanego w jego kierunku.
      Nie wiedział, na co liczył, czego mógłby się spodziewać po tak długim braku kontaktu, ale na pewno nie tego. Niedowierzające, umoczone w pogardzie parsknięcie było pierwszą reakcją, jaką z niego wydusił
      — Nie wiedziałem, że olewanie kogoś jest czymś trudnym — kąśliwa barwa naturalnie spływała z jego języka, nie mogąc dotychczas znaleźć w sobie krzty wyrozumiałości. Słyszał, nie od samego Jeonga - oczywiście, że nie - o… zmianach, które nastąpiły w jego życiu, ale nie wiedział, ile mają związku z jego zachowaniem, czy z tym, co miało miejsce kilka dni temu.
      Nagła zmiana postawy chwilowo wybiła Yechana z rytmu, zmuszając do instynktownego przełknięcia śliny pod wpływem spojrzenia chłopaka, w międzyczasie lustrując go wzrokiem. Trzymał jednak język za zębami, choć cisnęło mu się mnóstwo słów, obelg, które pragnął wyrzucić w kierunku Yosoo
      — Nie będę na Ciebie krzyczeć, Yosoo. A na pewno nie tutaj w sali, odstawiając cyrk stulecia jak jakiś debil — stwierdził, wcześniej męcząc sporadycznie policzek od środka — Zresztą to ty tego chcesz, nie ja. Byłoby Ci łatwiej, co? Gdybym powiedział parę słów, które i tak puścisz koło uszu — zauważył ze zgryźliwym uśmiechem, wracając do chowania swoich rzeczy — Jak moi rodzice — kąśliwe słowa opuściły jego usta prędzej, niż mógł o nich pomyśleć. Zdawał sobie sprawę z tego, że były zbędnym ciosem poniżej pasa. Ale nie umiał stwierdzić, czy żałował. Wykorzystanie problemu, o którym rozmawiał z chłopakiem, zagranie na emocjach było zbyt łatwe, aby móc mu dogryźć, jakkolwiek zamaskować prawdziwy żal, jaki czuł wobec niego przez liczne zignorowane próby kontaktu.

      Yechan

      Usuń
  12. Już po pierwszej odpowiedzi Yosoo, która wydusiła z Powella kolejne niedowierzające parsknięcie, zaczął wątpić w sens tej rozmowy. Liczył przynajmniej na to, że się przyzna, stwierdzi, że tak, olewa go i co najwyżej dołączy serię raniących słów, aby kontynuować. Wolał usłyszeć cokolwiek innego, niż nieklejąca się ze sobą wymówka, plątanina słów, w której sam mówca się gubił, a zarazem nie próbował się wydostać
    — To w jakim sensie? Olewanie nie ma innego znaczenia — odparł, bez grama wyrozumienia łapiąc go za każde słowo, które dawało mu szansę na odgryzienie się. Potrzebował czegokolwiek, aby móc odreagować, zarazem nie dając chłopakowi z satysfakcji z tego, że doprowadziłby do naruszenia jego nerwów, zmusiłby do podniesienia głosu i wyrzucenia fali oskarżeń. Skrycie chciał, żeby Yosoo męczył się z tym tak samo, jak on przez ostatni tydzień. Wrzask i pospieszne opuszczenie sali byłoby zdecydowanie zbyt proste, za wygodne.
    Przez moment był pewien, że już nic więcej nie usłyszy. Wyzywające spojrzenie Jeonga ponownie przygasło, unikało przenikliwych oczu Yechana, a jedyne co im akompaniowało, to głucha, ciężka cisza po zostaniu samym w sali. Sam ją przerwał, po wrzuceniu ostatnich przedmiotów do prostego, czarnego plecaka, kiedy dźwięk zamykanego suwaka rozbrzmiał niby za głośno, drażniąc swym odgłosem uszy poirytowanego studenta ekonomii.
    Drgnął nieumyślnie na niespodziewany dotyk, natychmiastowo zwracając głowę z powrotem w kierunku siedzącego obok ciemnowłosego. Zamarł w ruchu po odczuciu z lekka kontrastującej temperatury wokół swojego nadgarstka, palców nieznacznie i zapewne przypadkowo przesuwających po cienkiej i wrażliwej skórze. Ledwo zarejestrował swoje imię wypowiedziane przez chłopaka. Coś, czego nie słyszał kilka dni, a podświadomie coś, czego tak mu brakowało.
    Blondyn czuł nieprzyjemny dreszcz prześlizgujący się po jego kręgosłupie, cichą chęć natychmiastowego wybaczenia i zrozumienia bolesnego działania z jego strony. Czuł, jak od środka rozrywa go utęsknienie, potrzeba powrotu do relacji sprzed tygodnia, gdzie rozmawiali codziennie, o wszystkim i niczym, zawsze mając się na wyciągnięcie ręki, kiedy drugi tego potrzebował.
    Chłodne spojrzenie Yechana groziło zmięknięciem, szukając odpowiedzi w mimice Yosoo, próbując ponownie wyłapać umiejętnie unikany kontakt wzrokowy, który mógłby zdradzić więcej, niż panująca rozmowa - czy też raczej jej brak. Tego obawiał się najbardziej. Że ulegnie, kiedy stanie twarzą w twarz z przyjacielem. Że bez większej walki zrezygnuje z ciągnięcia go za język, stwierdzi, że może faktycznie nic takiego się nie stało i przesadza. Bo miał do niego słabość, czego był świadomy już po pierwszych miesiącach znajomości
    — Nie fair? — pospiesznie krusząca się fasada niemal natychmiastowo wróciła na swoje miejsce, kiedy dostał w odpowiedzi kolejne, równie… nijakie i zbywające słowa, co wcześniej — To jest nie fair? A co ja mam powiedzieć? — nie odwrócił wzroku, kiedy ich spojrzenia znowu się skrzyżowały, wysyłając sobie wzajemnie zagubione sygnały. Dalej szukał odpowiedzi w ciemnych oczach - skruchy, słów, które najbardziej chciałby w tej chwili usłyszeć, nieważne jak bardzo nierealnymi były. Chciał dojrzeć coś więcej, niż ta nerwowo przygryzana warga - jeden ze zwyczajów, który wyłapał podczas ich głębszych rozmów, czy podczas trudniejszych egzaminów, na które nie byli przygotowani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przerosło Cię to – okej, niech będzie. Ale mogłeś coś powiedzieć, cokolwiek — zaczął, resztkami spokoju zachowując choćby krztę opanowania — Nie wiedziałem, gdzie jesteś. Czy coś Ci się stało. Nic nie wiedziałem — wysunął szorstko nadgarstek z jego dłoni — Jak ja miałem się wtedy poczuć? — przełknął ciężko ślinę i przeklął w duchu samego siebie, kiedy do ostatnich słów wkradła się drżąca barwa, zdradzająca jego faktyczne poruszenie sytuacją. To, że czymś takim, na swój sposób banalnym, trafił wystarczająco głęboko, aby rozbić wyćwiczoną obojętność na wykluczenie.
      — Jesteś, jak oni — ostre, mające w zamiarze trafić w najwrażliwszy punkt, słowa przeszyły gęstniejącą między nimi atmosferę — Bo nawet przez chwilę nie pomyślałeś o mnie — wskazał na siebie samego — O tym, jak mogę się poczuć — może i to też było samolubne z jego strony, nie powinien w końcu oczekiwać, że postawi go na pierwszym miejscu, ale bolało go, że zwyczajnie poszedł w zapomnienie. Nie dostał żadnej informacji, nawet krótkiej, oszczędnej wiadomości, że po prostu żyje, czy wrócił do siebie. O niczym nie wiedział, do teraz pamiętając nieprzyjemny wykręt i ciężar w żołądku, który mu towarzyszył podczas nieświadomych dni. Zniknął dopiero wtedy, kiedy minęli się na uczelni, ale tylko po to, aby zaraz powrócić, kiedy miał wrażenie, jakby stał się dla niego niewidzialny. Może i on postanowił o tym zapomnieć, nawet o wszystkim - a przynajmniej o tym świadczyło jego zachowanie, ale Yechan tak nie umiał. Nie chciał. I zżerało go to od środka.
      — I ja Ciebie nie wtajemniczę w to, co możesz jeszcze powiedzieć, Yosoo — stwierdził oschle i z nutą pogardy, ściągając z oparcia zajmowanego miejsca kurtkę przed ponownym rozpoczęciem zbierania się do wyjścia — Ale mógłbyś przynajmniej przestać skakać dookoła tego tematu, jakbym też nie brał w nim udziału — zauważył ze wzgardliwym, krzywym uśmiechem.

      Yechan

      Usuń
  13. Chciał stamtąd wyjść. Opuścić salę wykładową, zostawić Yosoo samego i nie słuchać dalszych wyjaśnień, zlepku słów wnoszących tyle, co nic, a jedynie doszczętniej niszczących zalążek nadziei, który starał się pielęgnować od wspólnego zaśnięcia w łóżku. Bo już wtedy był skrycie świadom, że skomplikowali swoją znajomość, że szanse na pozytywne, bezproblemowe powrócenie do tego, co było, są niemal nieistniejące. A jednak dalej liczył, że się uda. Porozmawiają, zdecydują, co dalej. Był gotowy puścić to w niepamięć - nieważne, jak bardzo tego nie chciał - byleby nie naruszyć ich przyjaźni.
    Nie potrafił go zrozumieć, choć miał wrażenie, że zazwyczaj umiał przejrzeć chłopaka na wylot - a może sobie to po prostu wmówił. Odczuwał, jakby prowadził rozmowę ze ścianą - każda wypowiedź tępo odbijała się od Yosoo, omijała go łukiem i sprawiała, że żadne ze szczerszych, zranionych słów do niego nie trafiły. Czuł się przez to bezsilny, brakowało mu kół ratunkowych, które powstrzymywałyby go od utonięcia we własnych emocjach, w zagubieniu, jakie wywoływała postawa siedzącego obok przyjaciela.
    Dlatego nagła zmiana nastawienie wzięła go z zaskoczenia, wybiła z rytmu i zmusiła do nerwowego zaciśnięcia dłoni po nałożeniu kurtki i rozpoczęcia skubania skórek przy paznokciach, tak jak miał w zwyczaju, kiedy zabarwiony złością głos Yosoo nieprzyjemnie do niego dotarł. Nigdy nie był na niego zły. Poirytowany - zdarzało się, ale nie zły.
    Zwyczajnie zamilkł, trzymając język ciasno za zębami i pozwalając mu na zasypanie go swoim zdenerwowaniem, samemu utrzymując obojętny wyraz twarzy. Starał się wyciszyć, stłumić to, czym obrzucał go ciemnowłosy, byleby nie nadszarpnęło obnażonej wrażliwości. Nie mógł pozwolić sobie na uniesienie się przy zostaniu nazwanym dupkiem, przy niepotrzebnej uwadze, że utrudnia mu wytłumaczenie się, chociaż do teraz blondyn nie usłyszał ani jednego słowa, które pozwalało mu na usprawiedliwienie przyjaciela. A szukał ich, wręcz z desperacją szukał czegoś, czego mógłby się uczepić, aby znaleźć sensowną wymówkę dla Yosoo.
    Yechan był typem tego przyjaciela. Zawsze najpierw szukał winy w drugiej stronie, kiedy chłopak mu o czymś opowiadał. Wybielał go w swoich oczach, a nawet kiedy to było niemożliwe, był gotów stanąć po jego stronie. Było to o wiele prostsze do zrobienia, kiedy to nie on stał naprzeciwko, nie on mierzył się z upartością i nie on był opluwany kwasem za zwykłą chęć usłyszenia przeprosin, szczerych słów i wyjaśnień.
    Nieświadomie wzdrygnął się przy nagłym poruszeniu się Jeonga, acz nie spuszczał z niego mroźnego spojrzenia, nie pozwalając sobie na ulegnięcie pod tym równie ostrym, niewygodnie wwiercającym się w sam środek Powella. Jednej rzeczy mógł być pewien - jeśli teraz załamie się pod wywoływaną przez ciemnowłosego presją, po prostu przegra. Nie wiedział co przegra, jakie będą tego skutki, ale nie chciał do tego dopuścić
    — Nie zastraszysz mnie, Yosoo — przyznał beznamiętnie, nieco podnosząc głowę, aby jedynie podkreślić swoje słowa i intensywniej skrzyżować ich spojrzenia. Wiedział, co ten próbuje zrobić, i zamierzał to wykorzystać. Powinien zachować się dojrzalej, wziąć odpowiedzialność za swoją część całego zamieszania, bo sam nie był w pełni niewinny — I spokojnie, wyraziłeś się wystarczająco jasno, że to ty jesteś tutaj największą ofiarą — oparł dłoń na mostku chłopaka, aby pewnym ruchem go odepchnąć, zwiększając też między nimi dystans, nie tylko fizycznie. Każdy ruch z obu stron jedynie rozszerzał wyrwę, jaka zdążyła w krótkim czasie między nimi powstać, ale oboje nie wyglądali na skorych do zwalczenia narodzonego zgrzytu. Oboje, na swój sposób, mieli na to za duże ego - mieli coś do udowodnienia, chociaż Yechan zdawał sobie sprawę, że niewiele mógł już ukryć, że Yosoo zna jego słabe punkty, jak i niepewności, jakie odczuwał na co dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał go za swoją ostoję, może to był pierwszy błąd. Nie powinien w końcu nigdy pokładać w kimś pełnego zaufania, wyrzucać z siebie problemów, ale dotychczas chłopak wywoływał w nim całkowite poczucie bezpieczeństwa. Nie negował jego wyżalania się, że brakuje mu czyjejś uwagi, nie oskarżał go o bycie wyrodnym bratem i synem za to, że czuł niechęć, miejscami nienawiść, do własnego rodzeństwa i tego, jak byli traktowani w porównaniu do niego
      — Ta rozmowa nie ma sensu — pokręcił zażenowany, a zarazem boleśnie rozbawiony głową, rezygnując z dawania przyjacielowi kolejnej szansy — Robisz jedynie z siebie, i ze mnie, debila, nie mam na to czasu — nigdzie mu się nie spieszyło, co najwyżej na basen, który zamierzał odwiedzić, byleby nie wracać do mieszkania owianego masą zbyt wyraźnych wspomnień, dlatego płynnym ruchem zgarnął swój plecak i rozpoczął kierować się do wyjścia sali, nim coś sprawi, że ponownie utknie na swoim miejscu.
      — I pozdrów Avę- A, no tak - już nie jesteście razem… przykro mi. Byliście super parą — wiedział, że przesadzał, że niepotrzebnie atakował i rozdrapywał świeżą ranę w życiu Yosoo, ale o to też miał żal. Że o zerwanych zaręczynach nie dowiedział się od niego samego, ale od ludzi z uczelni, którzy wymieniali plotki przyciszonymi głosami, niczym zakazanym towarem. Nawet jego rodzice dowiedzieli się szybciej, będąc w miarę przyjaznych relacjach z rodziną Jeonga, przez co informacja dotarła do nich szybciej, z bardziej bezpośredniego źródła. Po raz kolejny poczuł się, jakby był na szarym końcu listy.

      Yechan

      Usuń
  14. Chyba cicho liczył, że jednak usłyszy coś jeszcze, że poczuje na swoim ramieniu dłoń, która powstrzyma go przed opuszczeniem sali, a z ust przyjaciela padną kolejne słowa. Ciche przeprosiny. Ale od samego początku powinien wiedzieć, aby tego nie oczekiwać.
    Skóra przy paznokciach pływaka z każdym, kolejnym szarpnięciem rumieniła się coraz bardziej. Nerwowy nawyk nie został przerwany ani w przelotnym zajściu do mieszkania, aby zostawić plecak i wymienić go na sportową torbę, ani w drodze na basen. Miał wręcz wrażenie, że chlorowa woda dała radę przebić się przez podrażnioną tkankę, delikatnie szczypiąc przy pierwszym zanurzeniu. Słaby ból kontrastował z wyciszeniem, które go otaczało. Z wodą, która wygłuszała panujący dookoła hałas, tłumiła falę myśli, gromadzącego się żalu wraz z wątpliwościami, a pozwalała Powellowi jedynie na zwinne, wyuczone użycie rąk, aby rozpocząć niezliczoną ilość długości, dopóki nie brakowało mu tchu. Dopóki nie odczuwał, że kolejne przepłynięcie byłoby tym ostatnim, wywołując pojedyncze czarne plamy przed oczami, bo przez pośpiech zapomniał o przygotowanym dla siebie jedzeniu, czekającym w lodówce. I tak nie miał apetytu.
    Między innymi dlatego zrodziło się w nim zamiłowanie do pływania. Dzięki temu mógł oddzielić się od tego, co działo się w domu, skupić się tylko na jednej rzeczy i zapomnieć o tym, co zawracało mu tego dnia głowę. Przez tę godzinę, czasami dłużej, nie istniało nic innego, oprócz hali, otaczającej go wody i potrzeby pilnowania uregulowanego oddechu. Nie istnieli rodzice, nie istniało rodzeństwo, ani wymogi, które sam sobie zarzucił.
    Nie istniał Yosoo.

    Tym razem i on przełączył się na tryb zwykłego ignorowania. Bez słowa zajmował miejsce w trakcie wykładów, nie racząc ciemnowłosego pojedynczym spojrzeniem, kiedy nie mieli wyjścia, niż siedzieć obok siebie. Nie szukał go wzrokiem na korytarzach, ani nie męczył jego telefonu powiadomieniami, choć jego palec nieraz samowolnie wędrował do rozmowy i pragnął zadzwonić, napisać cokolwiek, byleby wypełnić pustkę, która w nim zaistniała i nie dawała o sobie zapomnieć. Nie radziły sobie z nią treningi, ani uwielbiane przez niego składanie modeli. Zazwyczaj te dwa sposoby były wystarczające, zajmowały jego głowę na tyle, aby nie przejmował się czymś innym - w jednej sytuacji skupiając się na wydajności, w drugiej na tym, aby na pewno połączyć ze sobą odpowiednie części, czy idealnie przykleić do jednej z nich drobną, wręcz mikroskopijną, naklejkę.
    Ale musiał jedynie poczekać do weekendu. Do wieczornego wyjścia na organizowaną przez ledwo mu znajomego chłopaka imprezę, gdzie mógłby rzucić wszystko w zapomnienie przy pomocy zdradliwie barwnych, czy też przejrzystych trunków. Dawno nie robił tego sam, zawsze będąc w towarzystwie tej jednej osoby, ale nie zamierzał z tego powodu odmówić. Nie mógł zaszyć się w mieszkaniu, skoro on tego nie robił. Nie mógł być gorszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj preferował przytłaczającą energię klubów, która potrafiła oszołomić każdego klienta, wzmagając w nim ochotę na wypicie czegoś, byleby panująca duchota i dudniąca muzyka nie były aż tak drażniące.
      Ale imprezy Olivera bywały jeszcze lepsze. Rzadko kiedy znał większość zgromadzonych osób. Ba, często rozpoznawał ich jedynie po tym, że mijali się w okolicach wydziału, co najwyżej na jego korytarzach. Były owiane złudną klasą przez wystrój, chłodne i przyciemniane światło, ale wszystkiemu towarzyszyła tradycyjna, klubowa muzyka. A ich największym plusem był darmowy, rozlewany niczym woda, alkohol, którym zaczął się częstować od przekroczenia progu salonu.
      Wstępnie nie planował być zbyt długo. Uderzyło go to, że to zwyczajnie nie było to samo. Niezobowiązujące rozmowy z Timothym czy Ruby, również paroma obcymi mu twarzami, w żaden sposób go nie angażowały. Przez moment rozważał opuszczenie imprezy, dopóki nie dostał propozycji wspólnego wypicia kolejki. Pomysł rozwiany został jeszcze bardziej, kiedy ten sam chłopak z zawadiackim błyskiem w oku zaproponował dołączenie do bujnego grona na wyznaczonym parkiecie, a Yechan nie widział powodów do odmowy.
      Skoro był tu sam, nic go nie powstrzymywało przed wykorzystaniem nocy.
      Dlatego nie oponował, kiedy podczas tańca cudze dłonie oparły się na pograniczu odkrytej skóry z dopasowaną czarną koszulką, kończącym się nieco nad pępkiem i opinającym smukłą sylwetkę - nie do końca planowany, acz wywołujący u blondyna samolubną dumę, skutek uboczny powrotu na pierwszym roku studiów do pływania.
      Był gotów zakopać resztki rozsądku, aby bezmyślnie skorzystać z tego, co wieczór podsunął mu prosto pod nos. Między innymi z tego powodu niespodziewane napotkanie wzrokiem w tłumie ciemnej, i tak bardzo znajomej, pary oczu wybiło go z rytmu
      — Chan? — wstępnie nie usłyszał skróconej wersji swojego imienia, dopiero za drugim razem zwracając całą rozproszoną uwagę na równego mu wzrostem chłopaka — Gdzieś odleciałeś na moment — Yechan znalazł w sobie aktorski, krótki śmiech w odpowiedzi, nim pokręcił nieznacznie głową.
      — Zastanawiałem się, skąd znam ten utwór, to tyle — zapewnił go na prędko wymyślonym kłamstwem, aby zaraz oprzeć dłoń na jego karku - nie zarejestrował imienia chłopaka - co pozwoliło mu na znaczące przysunięcie się do ucha bruneta — Ale przy okazji możemy pójść coś wypić — zaproponował z figlarnym uśmiechem błądzącym po jego twarzy, jedynie kątem oka widząc znajomą sylwetkę, tym samym nie zwracając uwagi na dalej mu obce palce, które zaczepnie sunęły po skórze w okolicy lędźwi. Bardziej zależało mu na upewnieniu się, aby Yosoo wiedział, że go nie potrzebował. Chociaż skrycie nie pragnął niczego innego bardziej, niż napicia się z nikim innym, niż on.

      Yechan

      Usuń
  15. Przebrnęli płynnie przez parkiet, jak i resztę lekko zatłoczonej przestrzeni - chwilami naprawdę można było odebrać wrażenie, jakby na imprezę zjechała się połowa miasta - a dłoń chłopaka zniknęła z zajmowanego na plecach miejsca, niespodziewanie wywołując u Powella małą ulgę.
    Przejął od bruneta podane jednorazowe kubki, aby przygotować dwa banalne drinki, nie śledząc żadnego przepisu. Miały mieć tylko jedną cechę - wystarczająco procentów, aby istniejący nietrzeźwy stan nie zniknął, a jedynie się wzmocnił. Szczególnie teraz, kiedy wiedział o obecności Yosoo. O tym, że ten go widział. Tak naprawdę nie powinien się dziwić, patrząc na to, że wiele z ich znajomości się pokrywało, a przede wszystkim tych uczelnianych. Pewne więc było, że chłopak też zostanie zaproszony na imprezę, jednak Yechan dalej chciał ślepo liczyć na to, że tak nie będzie - albo przynajmniej na to, że na siebie nie wpadną.
    Ale nie powstrzymywało go to przed zrealizowaniem obranego sobie celu - pchało go jedynie bardziej, jedynie skrycie, nieprzyjemnie ciążąc na sumieniu i przypominając, że tak naprawdę tego nie chciał. Co też było dziwne. Wcześniej i tak nie miał problemu z jednorazowym wyskokiem, niewinnym flirtem podczas tańca, czy rozmowy, rzadko jednak ciągnąc to dalej niż przelotne, po części “owocne”, spotkanie w łazience. Tak było jeszcze te dwa tygodnie temu.
    Wlewał właśnie drugi rodzaj alkoholu, nieodpowiedzialnie mieszając ze sobą różnorodne procenty, skupiając swoją uwagę głównie na papierowych kubkach, aniżeli stojącym obok brunecie, opowiadającego mu coś, co omijało go szerokim łukiem. Rozbawiony uśmiech idealnie maskował rozkojarzenie, które wzięło go z zaskoczenia, uintensywniając się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał znajomy, acz tym razem nieprzyjemnie drażniący uszy, głos. Wraz ze zdrobnieniem, które mimo wywoływania nieznacznego zażenowania, miało w sobie urok, wychodząc właśnie od niego. Ale nie tym razem. Nie, kiedy wyczuwał w jego barwie jedynie złośliwość
    — Wolałbym, żeby tak zostało — skierował poirytowane spojrzenie na przyjaciela, coraz bardziej wątpiąc w to, czy mógł go tak dalej nazywać, i wstrzymał się od dolewania soku - w końcu dodając do kubków coś bezalkoholowego. Zacisnął palce intensywniej na plastiku, kiedy kątem oka zauważył poruszenie się szklanych butelek, a dłoń automatycznie chciała wyjść naprzeciw przedramieniu chłopaka, aby przypadkiem sobie czegoś nie zrobił przy nieuważnym działaniu. Przecież mu nie zależało, prawda? Wiec co go interesowało to, czy coś mu się stanie.
    — Czego chcesz, Yosoo? — westchnął poddenerwowany, starając się zamaskować prosty fakt, że z własnej winy nie mógł ich sobie przedstawić, choć zirytowane, subtelne zaciskanie szczęki pozwalało wprawionemu oku przejrzeć jego fasadę na wylot.
    — Aaron — no tak, Aaron. Kojarzył, że coś na A — Miło poznać, Yosoo — brunet wykorzystał wyłapane przed chwilą imię, a mimo braku pozytywnego odzewu ze strony Jeonga, wymalował na swojej twarzy szczery, acz zaczepny uśmiech, przy okazji wyciągając w jego kierunku jedną z dłoni, niemo wyzywając siedzącego na blacie studenta. Blondyn zakręcił butelkę, a po odstawieniu jej na wolne miejsce, sięgnął po jeden z kubków, aby od razu pociągnąć z niego kilka zamaszystych łyków. Wraz z przybyciem Yosoo, poczuł falę trzeźwości, której jak najprędzej chciał- nie, musiał się pozbyć. Nie miał ochoty na wykalkulowaną, rozsądną konfrontację. Nie, kiedy planował spędzić ten wieczór zupełnie inaczej, choć zdawał sobie sprawę, że te plany zostały przekreślone wraz z pierwszym napotkaniem wzrokiem postaci Jeonga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Skąd się znacie? — Aaron nie miał w zamiarze opuścić okolic prowizorycznego baru, nieważne jak intensywnie odczuwał wbijane w siebie spojrzenie obcego chłopaka. Yechan był w tym jeszcze bardziej utwierdzony, kiedy po przekazaniu mu wolnego kubka, ręka bruneta zwinnie owinęła się wokół jego pasa, subtelnie hacząc o materiał ciemnych spodni.
      — Studiujemy na tym samym wydziale — odpowiedział oszczędnie, nim Yosoo dostał okazję, aby jako pierwszy zabrać głos, wbijając przy okazji w niego przenikliwe spojrzenie. Nie wiedział w jaką grę gra, jaki był cel jego przyjścia, chociaż sam rzucił rękawice po podjęciu się odważniejszych gestów, bezczelnie na jego oczach — To tyle — dodał beznamiętnie przed ponownym upiciem odrobiny zawartości swojego kubka. Teoretycznie nie skłamał, tym też w końcu dla siebie byli - mijającymi się na korytarzach studentami. To przynajmniej starał się sobie wmawiać od momentu ich ostatniej rozmowy. A przede wszystkim teraz, kiedy czuł gotujące się w środku emocje, niezrozumiałą potrzebę, nie wiedząc, jak ją zaspokoić. Pewien był jednego - drobne, acz umiejętnie wymierzone gesty Aarona nie były wystarczające.

      Yechan

      Usuń
  16. Uśmiech wymalowany na twarzy Aarona przybrał nieco bardziej zarozumiałej barwy, kiedy pozornie pokojowy gest został zignorowany. Nie znał ciemnowłosego, zresztą tak samo, jak blondyna, obok którego stał, wymieniając się imionami najwcześniej z godzinę temu. Ale zdążył wyłapać budujące się między nimi napięcie. Raczej większość zaintrygowanych osób - a liczba ciekawskich oczu skierowana prosto na nich jedynie się zwiększała - dała radę to wyłapać. Jeśli oschłe słowa Yechana nie były wystarczającym znakiem, tak poirytowane wywrócenie oczami i niedowierzające parsknięcie w odpowiedzi na występ Yosoo były zdecydowanie dosadniejszym dowodem.
    Nie potrafił uwierzyć, że Jeong miał czelność tak reagować, udawać żal wobec jego słów, kiedy sam od ostatniego czasu właśnie to przekazywał Powellowi. Że nie znaczy dla niego nic więcej, niż przypadkowy student, z którym akurat przyszło mu uczęszczać na wykłady. Ostatni tydzień starał się temu zapobiec, desperacko się dobijał, byleby nie pozwolić na to, aby chłopak się na niego zamknął, wykluczył ze swojego życia, tylko po to, aby kilkoma słowami zrobił to sam, jasno dając Yechanowi znać, że nie chce mieć z nim nic do czynienia. Więc dlaczego, teraz kiedy zrobił jedynie to, czego tak bardzo chciał, znajdowali się właśnie naprzeciw siebie na imprezie, na którą nie przyszli razem, a Yosoo, w brutalnym żarcie czy też nie, oskarżał go o umniejszanie ich relacji
    — Komu, mi? — Aaron wskazał na siebie samego, z wyraźnie malującym się zagubieniem nie twarzy, a Powell podejrzliwie ściągnął brwi, również nie wyłapując rzuconej właśnie aluzji. Cicho nawet liczył, że te słowa, jak i zejście z blatu świadczyły o rezygnacji z dalszego działania, że ciemnowłosy sobie po prostu pójdzie i da im spokój. Dlatego nie zauważył w czas sięgniętego kubka, rejestrując go dopiero, jak znalazł się nad głową bruneta, a jedyne co mógł zrobić, to odstąpić o krok, aby nie ryzykować również oberwania ściekającym po włosach i twarzy Aarona alkoholu.
    — Pojebało Cię?! — Aaron wręcz automatycznie podniósł głos, przecierając przy tym powieki w próbie pozbycia się kropelek grożących wpadnięciem mu do oczu
    Yechan fizycznie czuł wszystkie oczy skierowane prosto na nich. Czuł, jak jego nogi momentalnie wrosły w ziemię, a szok zatrzymuje jakiekolwiek słowa w gardle. Słyszał ciche szepty, może nawet znajome głosy wypominające ich relacje, zdziwienie, że taka ścisła przyjaźń z dnia na dzień przestała istnieć.
    Stałby jak kołek dłużej, gdyby ciemnowłosy nie poczuł potrzeby dodania czegoś jeszcze.
    Trzymaj ręce przy sobie.
    O to chodziło? O przelotny - przynajmniej w oczach momentalnie wpół obecnego Yechana - dotyk ze strony Aarona?
    Prawda, chciał go zdenerwować, zajść mu trochę za skórę, ale nie tego się spodziewał. Chciał jedynie pokazać, że też go nie potrzebuje do życia. Nie oczekiwał, że jego zachowanie faktycznie jakkolwiek ruszy Yosoo. A na pewno nie do tego stopnia, aby ten obrał ścieżkę, której zazwyczaj unikał. Byli razem na niejednej imprezie, na wielu z nich dochodziło do przelotnych, pijackich zgrzytów, ale na żadnej nie widział, żeby Jeong posunął się do czegoś takiego.
    Gotujące się w nim emocje intensywnie się mieszały, zarazem nieznośnie przywracając trzeźwość umysłu, ale jego kubek stał z powrotem na blacie. A on sam, zamiast przejąć się Aaronem, pomóc mu w osuszeniu włosów, twarzy, czy bezcelowym wycieraniu koszulki, chwytał właśnie niedelikatnie nadgarstek Yosoo, bez skrupułów wykorzystując swoją siłę, aby, ciągnąc za sobą chłopaka, opuścić tymczasowy bar. Skierował z kolei kroki w głąb korytarza, po tylu odwiedzinach pamiętając mniej więcej rozkład pomieszczeń i po przelotnym upewnieniu się, że otwarty pokój, do którego pierw wręcz wepchnął Jeonga, nim sam wszedł, nie był przez nikogo zajmowany, zamknął z rozmachem drzwi, wygłuszając tym samym płynącą z salonu muzykę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O co Ci kurwa chodzi, Yosoo?! — zacisnął palce na przedramieniu ciemnowłosego, rozjuszonym przysuwając go bliżej i wbijając okryte nerwami spojrzenie prosto w lekko zamglone alkoholem, ciemne tęczówki, aby mieć pewność, że uwaga chłopaka jest skierowana na niego — Najpierw mnie olewasz, potem mieszasz z błotem, a teraz, kiedy ja robię to samo, odpierdalasz coś takiego. Jakby Ci faktycznie zależało — gorzki śmiech rozbrzmiał po obszernym pokoju gościnnym, a palce blondyna dalej obejmowały okrytą materiałem koszuli rękę, nieświadomie i desperacko raz je zaciskając, raz rozluźniając.
      Z każdą chwilą czuł, jak powoli, ciągle niesamowicie niestabilny grunt, ponownie osuwa się spod jego nóg. Nic nie rozumiał. Nie rozumiał zachowania Yosoo, nie rozumiał tego, co intensywnie w nim buzowało, rozlewając enigmatyczne ciepło po ciele. Nie rozumiał siebie samego.

      troszeczkę pissed Yechan

      Usuń
  17. Nie przejął się cichą, nie za sobą nieniosącą, groźbą Yosoo, poprawiając jedynie ułożenie dłoni na przedramieniu, niemo podkreślając swój brak chęci do puszczenia. Samemu sobie tłumaczył to tym, że inaczej zapewne straciłby uwagę ciemnowłosego, że ten zignorowałby wszystko, co do niego mówi i wyjdzie z pokoju, ale była to zwykła przykrywka tego, że nie chciał przerwać kontaktu, bliskości - choć wyjątkowo napiętej - która teraz między nimi była. Egoistycznie chciał wykorzystać nawet ten moment, aby móc w półmroku spojrzeć na Yosoo, łapać się poszczególnych nawyków, które z biegiem czasu zapamiętał i potrafił przypisać do odpowiednich bodźców. Jednak tym razem nie szło mu tak łatwo, przez masę innych faktorów. Przez to, że chłopak był zdecydowanie bardziej napity, niż on, czy też przez to, że sam był kierowany duszonymi długi czas emocjami i nie mógł spojrzeć na sytuację częściowo obiektywnie.
    Dlatego jego irytacja, zamiast przygasnąć, jedynie się wzmogła, jak Jeong tchórzliwie odwrócił wzrok, jak znowu zaczął krążyć dookoła tematu, zamiast przejść do sedna, jasno wyjaśnić Powellowi, o co chodziło. Zacisnął usta w wąską linię, kiedy z ust chłopaka bez problemu wypłynęło oskarżenie, mające na celu wbicie szpilki jeszcze głębiej
    — Pierdol się, Soo. Dobrze wiesz, że to nieprawda — zbulwersowany w końcu odsunął, jakby z obrzydzeniem, dłoń od przyjaciela i bezczelnie się wtrącił, tym razem nie mając zamiaru pasywnie przyjmować jego zarzutów. Zawsze go słuchał, zawsze się starał być tam dla niego, jak tego potrzebował, a logistyczne, chwilami kapryśne porady trzymać dla siebie, dobrze wiedząc, że sam takich nie chciałby usłyszeć.
    Przez chwilę miał ochotę zrobić to samo, co wtedy w sali wykładowej, odpuścić sobie nieudolne szukanie wyjaśnień, ale nie mógł. Jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa, każąc zastygnąć w tej samej pozycji, kiedy usłyszał nieumiejętnie rozpoczęcie kolejnego zdania, a zarazem widział, czuł wzrok Yosoo sunący po jego twarzy. Nagła suchość w ustach zmusiła go do mimowolnego, nerwowego przełknięcia śliny, a wszystkie, cisnące się na nie słowa zamarły w połowie drogi. W takim też stanie został po jego kolejnych słowach - pierwszych, w których mógł wyczuć choćby gram szczerości, acz dalej owiany enigmatycznością, może złośliwością.
    Od początku chciał usłyszeć coś dokładnego, w jakiś sposób rozjaśniającego mu zachowanie Jeonga, ale teraz nie potrafił powstrzymać nieprzyjemnego ścisku żołądka. Nie wiedział, czy był wywołany strachem, nerwami, czy może tą niewielką ilością alkoholu, jaki dał radę podczas wieczoru w siebie wlać. Wszystko, co chciał wcześniej bez większego pomyślunku wyrzucić, bezkarnie oskarżać Jeonga, bo tak było łatwiej, a ten z każdym słowem dawał mu na to więcej szans, teraz nie dawało rady przejść mu przez gardło.
    Tym razem jednak nie powstrzymał dłoni, która nieświadomie i automatycznie wylądowała na ramieniu Yosoo, aby go przytrzymać i przywrócić nieco balansu, równie nieświadomie odprowadzając go do znajdującego się w pokoju łóżka, aby na nim usiadł. Wyszukał jeszcze coś na kształt miski, czy kosza i postawił go w pobliżu studenta, po czym sam zajął miejsce na krańcu materaca, zachowując jednak znaczący dystans między sobą a ciemnowłosym
    — Dlaczego? — spytał z żenującą nutą desperacji, po chwilowym utonięciu we własnych myślach i obawach, a wzrok zatrzymał tępo przed sobą, po raz pierwszy od ich starcia po zajęciach nie mając odwagi spojrzeć chłopakowi w oczy. Sam nie był pewien, czy chciał znać odpowiedź. Wcześniej mógł przynajmniej sobie wmawiać zmyślone historie, nawet jak ta wydawała się najbardziej realistyczna. Nie musiał wtedy szukać winy w sobie, choć ta najwyraźniej istniała. Oczywiście, że istniała, wystarczyło spojrzeć na to, co wydarzyło się tamtej nocy. Sam przecież to powiedział. Oboje brali w tym udział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I tak mogłeś coś powiedzieć… — nieobecnie zaczął maltretować skórki przy paznokciach, wyniszczone od powtarzania tej czynności przez ostatni tydzień. Po części było to kłamstwem - nie mógł zapewnić tego, że po wcześniejszym usłyszeniu tych słów zareagowałby inaczej, zaakceptowałby zmianę nastawienia bez większego problemu. Bo te na swój sposób bolały tak samo, jak ignorowanie, jakim został potraktowany. Ale wtedy mógłby przynajmniej spróbować przeciwdziałać. Zmienić to, cokolwiek zmuszało Yosoo do odsunięcia się, nawet jeśli chodziło o niego samego.
      — Zrozumiałbym.

      Yechan

      Usuń
  18. Pozwolił sobie na chwilowe podniesienie wzroku, kiedy Yosoo zabrał głos, a po zauważeniu, że ten nie odwraca spojrzenia od swoich butów, poczuł się swobodniej z zatrzymaniem wzroku na jego profilu, nieco przyciemnionym przez półmrok pokoju. Mógł włączyć światło po zamknięciu drzwi, nie pomyślał i tak naprawdę nie chciał. Obecność jedynie wpadającego przez okno miejskiego światła działała kojąco, dawała szansę na ukrycie pojedynczych szczegółów, rozbieganego wzroku, kiedy dzieliła ich większa odległość. I teraz, pozwalała zamaskować co chwilę odwracany wzrok, jak i cicho podskakującą, pod wpływem niepewności, nogę.
    Z każdym słowem chłopaka jego paznokcie coraz bardziej nerwowo pracowały przy podrażnionych skórkach, a on zwyczajnie siedział cicho. Nie przerywał mu, nie pozwalał sobie na złośliwe wtrącenia, wypominanie czegoś, co teraz nie było istotne. Nawet gdyby chciał, to nie mógł. Miał wrażenie, jakby ani jedna wypowiedź nie przeszłaby mu teraz przez usta.
    Sam na niego naciskał, byleby mu wyjaśnił, dlaczego tak się zachowywał, dlaczego go od siebie odsunął. A kiedy już się dowiedział, kiedy niczym lawiną został zasypany odpowiedziami, tymi mniej i bardziej jasnymi, nie wiedział, jak zareagować. Siłą je z niego wyciągał tylko po to, aby teraz zamrzeć pod ich ciężarem. Nie mógł się wybraniać na ślepo, szczególnie kiedy Yosoo miał rację. Nie mógł go zrozumieć, nie byli w tej samej sytuacji - Yechan już parę lat temu miał okazję oswoić się ze swoją orientacją, podejściem do niej, jak i zbliżeń. Yechan nie był w związku. Nie był po zaręczynach. Jego jedynym problemem była możliwa niezręczność następnego dnia, utrata przyjaciela, do której niemal doszło - chociaż nie był pewien, czy na używanie “niemal” nie było już za późno.
    Miał okazję poznać Avę, i to nieraz. Mógł się domyślać, jak zareagowała, a i tak coś mu podpowiadało, że było jeszcze gorzej. I to przez niego, przez wypicie zbyt wiele, przez spojrzenie po raz pierwszy na ciemnowłosego przez inny pryzmat. A i tak wychodziło na to, że nie powiedział dokładnie, co się stało, chociaż mógłby wykrzywić historię na tyle, aby wina padła głównie na Powella. Dziewczyna i tak za nim nie przepadała.
    Siedział po prostu cicho, możliwe, że za długo. Zdecydowanie za długo, ale bał się cokolwiek powiedzieć. Bał się poruszyć na własnym miejscu. Był przekonany, że jednym, niepoprawnym słowem lub gestem całkowicie przekreśli siebie w oczach Jeonga, tak samo całą rozmowę. Zarazem zdawał sobie sprawę, że swoim milczeniem mógł zrobić dokładnie to samo
    — Zostaw — ciche słowo nie niosło za sobą żadnej siły, a żenujące załamanie się głosu wraz z dobrowolnym, wręcz chętnym, oddaniem ręki ujmowało mu jeszcze bardziej. Nie potrafił nawet przez chwilę utrzymać spojrzenia na twarzy Yosoo, kiedy tym sprawnym, jak na jego stan, ruchem zmniejszył dzielący ich dystans, a haczenie o skórki zastąpił nerwowym skubaniem dolnej wargi, choć z mniejszym nasileniem. Podświadomie łapał się każdej sekundy, podczas której odczuwał dłoń chłopaka wokół swojego nadgarstka, co niemal automatycznie działało na niego kojąco.
    — Czyli nikt nie wie? — zapytał w końcu, kiedy odnalazł w sobie odrobinę zaufania do własnego głosu. Też nikomu nie mówił - nie było takiej potrzeby, skoro z rodzicami nie rozmawiał, a znajomi z uczelni nie byli jego pierwszym wyborem do zmierzania się. Nie zwierzał się nikomu, oprócz Yosoo. I przez to, jak wszystko się potoczyło, został od razu zapewniony, że jest to coś, co będzie musiał trzymać w sobie, nie mając nawet innego zamiaru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie będę już pytać, ale… dziwisz mi się? Zniknąłeś z dnia na dzień… — zapytał po wzięciu głębszego oddechu, mającego na celu wyciszenie emocji i nie odwracając przy tym wzroku od wyznaczonego na własnych dłoniach punktu, samemu nie wiedząc, czy oczekiwał odpowiedzi — Ale jeśli mogę coś zmienić, coś zrobić, to tylko powiedz co — był gotów na podjęcie się prawie że wszystkiego, o co go poprosi. Zapomnieć, zrzucić wszystko na alkohol, zmienić siebie. Fałszywie założyć, że to nic nie znaczyło.
      — Bo nie wiem, czy wytrzymam kolejny tydzień udawania, że się nie znamy, Soo — podniósł wzrok na siedzącego obok przyjaciela, starając się podkreślić nim swoją desperację, jak i pośrednio stawianą granicę. Potrzebował tej odpowiedzi. Potrzebował tej ostatniej odpowiedzi, żeby podjąć ostatnią decyzję - chociaż i tak już to zrobił.

      Yechan

      Usuń
  19. Bez przekonania wzruszył jedynie ramionami po potwierdzeniu, że wiedza o tym, do czego doszła, dalej została między nimi. Z jednej strony był świadomy, że nawet bez rozmowy Yosoo zachowałby informację dla siebie, jednak z drugiej… nie winiłby go, gdyby zrobił inaczej. Znał Avę, znał jego rodziców, nie zdziwiłby się, gdyby wyciągnęli z niego ten szczegół, czy też użyłby jako kartę obronną, aby przynajmniej część złości oraz reakcji przekierować w inną stronę. Nie był bez winy, więc nie mógłby nawet być zły na dziewczynę, czy Jeongów, gdyby pewnego dnia do niego zadzwonili, wyskoczyli z pretensjami o to, że namówił ich syna do podjęcia tej decyzji, o której nawet nie miał pojęcia.
    Zwrócił na moment wzrok w kierunku chłopaka, kiedy poczuł poruszenie na materacu, najpierw martwiąc się, że coś się stało, może gorzej się poczuł, nie daj boże, zemdlał bez wcześniejszych sygnałów ani powodów. Dlatego z ulgą wypuścił chwilowo wstrzymany oddech, kiedy Yosoo po prostu się położył, całym sobą kontrastując z wcześniej nienaruszoną narzutą. Pozwalał sobie jednak na sporadyczne zerkanie w jego kierunku, wyłapywanie tego, co mógł w półmroku, aby ważniejszy sygnał mu nie umknął. Mimo wszystko miał świadomość, że w każdym momencie alkohol w organizmie chłopaka może odezwać się z buntem, a ostatnie czego chciał, to przypadkiem tego nie zauważyć czy przewidzieć, a tym samym doprowadzając do tego, że podstawiony w pobliżu kosz do niczego by się nie nadał. Nie było również co dodawać kolejnego… wypadku do krótkiej listy z tego wieczora, które uderzyłyby we świadomość ze wzmożoną siłą następnego ranka.
    Cierpliwie i w przygniatającej ciszy czekał na reakcję ze strony Yosoo, na jakąś prośbę, nakaz, czy po prostu subtelne zasugerowanie kierunku wobec tego, co miał zrobić. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale i tak starał się nastawić na usłyszenie wszystkiego, nawet nieprawdopodobnych oczekiwań, które i tak starałby się spełnić. Dlatego jego pierwsze słowa zbiły go z tropu, na moment nawet rozbudziły wygaszoną irytację, ale równie szybko zamknął gotową do odezwania się buzię, kiedy chłopak kontynuował. Działał w czystej desperacji, nie interesował się samym sobą - taka była prawda. Mimo to, nawet po tak jasnym i bezpośrednim przekazie, nie mógł przyznać mu racji, zapewnić w tym, że faktycznie tak postąpi. Bo wiedział, że jest inaczej - że wystarczyła jedna prośba z jego strony, brzmiąca wystarczająco szczerze, aby Yechan ją spełnił. Nie mógł okłamywać siebie samego, wmawiać, że jest inaczej, skoro całe jego ciało się temu sprzeciwiało. Zresztą, czy w ogóle potrafił funkcjonować inaczej? Większość jego życia była prowadzona w próbie przypodobania się komuś, chęci zwrócenia na siebie uwagi, kosztem wypalenia się z pasji i zamiłowania do rzeczy, które lubił robić
    — Lepiej nie — mruknął cicho, niby żartobliwie. Ale gdyby faktycznie tak postąpił, skupiał się tylko na własnych ochotach, tym, co rodziło się w jego głowie, sama impreza przebiegłaby dla niego inaczej. Sama rozmowa wyglądałaby i prawdopodobnie skończyłaby się w inny sposób, choć i tak zrzucił z serca wyjątkowo dużo.
    Po ostrym, a zarazem charakterystycznym dla chłopaka, wywodzie, zakładał, że już więcej nie usłyszy, ale dość szybko został wyprowadzony z błędu, kiedy poczuł na sobie jego wzrok, a pytanie trafiło do niego jakby z niewielkim opóźnieniem. Starał się zamaskować lekkie zdziwienie na twarzy, wraz z dezorientacją, bo nie tego się spodziewał. Może i wrócili na poprzednie tory - czy przynajmniej coś, co pod pewnym kątem je przypominało - ale i tak nie zakładał, że z ust Yosoo padnie tak bezpośrednia prośba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powinien się zgadzać, następnego dnia miał pracę, gdzie miał zjawić się dość wcześnie, ze względu na wymóg pomocy przy przyszykowaniu wszystkiego przed otwarciem lokalu. Jego jedynym celem powinno być własne mieszkanie, aby móc spędzić jak najwięcej czasu w łóżku. To byłby ten bezpieczny, sensowny wybór, który po prostu nie mógłby się źle skończyć.
      — Okej — odparł, wymownie ignorując rozsądek płaczliwie dobijający się i próbujący go przekonać, że popełnia błąd. Zamiast go słuchać, podniósł się ze swojego miejsca i stanął naprzeciw Yosoo, wyciągając w jego kierunku dłoń, aby pomóc mu wstać z łóżka, a tym samym wyjść z pokoju.
      Dawał z siebie wszystko, żeby nie napotkać wzrokiem ani Aarona, ani znajomych, z którymi nie chciał teraz rozmawiać, czy tym bardziej się tłumaczyć z nagłej zmiany nastawienia. Z wychodzenia z imprezy ze swoim przyjacielem, którego podobno jedynie mijał na korytarzach wydziału
      — Masz wszystko? — zapytał po nałożeniu skórzanej kurtki, nachylając się w jego kierunku na tyle, aby usłyszał go przez coraz to głośniejszą muzykę. Wolał uniknąć tego, że ich w miarę gładkie wyślizgnięcie się z pokoju i przez tłum, całkowicie się zmarnuje, bo któryś z nich coś zostawił.

      Yechan

      Usuń
  20. — Nie? — powtórzył głupio, ale zarazem zmartwiony, bo zgubienie czegoś było ostatnim, czego potrzebowali. Obawiał się przede wszystkim, że chodziło o telefon lub portfel, jeśli je ze sobą zabrał. Przesunął nerwowo dłonią po łuku brwiowym, kiedy próbował wymyślić chociaż jedno miejsce, gdzie mógł je zostawić. Ale nie przyszli razem, nie miał pojęcia, kiedy mógł je wyjąć i odłożyć, kiedy mogły mu wypaść, a z każdą chwilą, którą spędzili na staniu przy wyjściu, ryzykował tym, że ktoś zwróci na nich uwagę, ktoś z tej grupy, której teraz zdecydowanie wolał uniknąć. Przeczesywanie okolicy wzrokiem było bezcelowe przez ilość ludzi i wybrane oświetlenie, które utrudniało zobaczenie czegokolwiek, a szczególnie słuchawek.
    — Na pewno? — wolał spytać, żeby uniknąć jakiegoś niedomówienia, żeby zaraz po opuszczeniu mieszkania nie usłyszeć o niesamowitej potrzebie mienia ich przy sobie, ale kiedy Yosoo prawie całym sobą sygnalizował, że nie chce ani chwili dłużej znajdować się u Oliviera, dalej nieco zestresowany zrezygnował z samego podjęcia się szukania i razem z ciemnowłosym opuścił apartament.
    Niemal od razu, zastępując dudniącą muzykę, uderzył go harmider Nowego Jorku, jak i pobudzające, chłodne powietrze, kiedy zatrzymali się pod pokaźnym blokiem. Wyciągnął telefon, a po zerknięciu na mapę, ku własnemu niezadowoleniu, upewnił się w tym, że znajdowali się za daleko, aby zdecydować się na spacer do mieszkania Yosoo. Ten byłby najlepszym wyjściem, pozwoliłby chłopakowi na wytrzeźwienie i uniknęliby możliwych korków, które były wszechobecne na tych ulicach. Przez skupienie całej uwagi na decydowaniu, czy powinni jechać metrem, czy taksówką, nie poczuł najpierw dodatkowego ciężaru na swoim ramieniu. Dopiero kiedy usłyszał zdrobnienie swojego imienia zdecydowanie bliżej, niż jakikolwiek szmer wcześniej, poczuł skradający się po jego plecach dreszcz, a kolejne informacja o kluczach dotarła do niego z lekkim opóźnieniem.
    Zdążył się odzwyczaić od jego bliskości, od tej zwyczajnej, platonicznej, którą się wymieniali, przede wszystkim jak oboje byli w takim stanie. Była na swój sposób czymś naturalnym, sprawiającym, że czuł jeszcze większy komfort, kiedy spędzali razem czas, bo nie musieli się ograniczać. Przynajmniej tak było wcześniej.
    Tym samym zdążył za tym zatęsknić. Często rzucał złośliwe, niegroźne komentarze w kierunku ciemnowłosego, kiedy wspólnie wracali po przesadnym wypiciu, robiła się z niego przylepa, bo w końcu był taki sam, bo tak naprawdę po prostu to lubił. Nie odsunął się, nie kazał tego zrobić chłopakowi, a jedynie powstrzymywał się od wiercenia na swoim miejscu, aby wydłużyć moment jak najdłużej, tym samym powoli, z ukrycia rozdrapując stare rany, które nie dały rady jeszcze się w pełni zagoić
    — Ważne, że w ogóle je przy sobie masz — zauważył półżartem, bo w najgorszym przypadku, one również mogły zostać gdzieś na imprezie, a bez nich o wiele trudniej byłoby wrócić. Mogli zawsze pojechać do niego, ale nie pamiętał, w jakim stanie zostawił mieszkanie. A i tak jego celem było zwyczajne odstawienie Yosoo pod drzwi apartamentu, co najwyżej pomóc mu wejść do środka i tyle. Tego twardo się trzymał — Ale dobrze, zapamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Obok jest metro i akurat za niedługo ma coś przyjechać — oznajmił po kolejnych paru minutach spędzonych na próbie podjęcia decyzji, tym samym rezygnując z zamawiania taksówki. Wydawało mu się to złotym środkiem - jeśli nie trafią na tłumy, z czym mogło być ciężko w weekendową noc. Przejdą kawałek na świeżym powietrzu, a przy okazji ominą ruch na drodze.
      Schował z powrotem telefon do kieszeni, a po chwili zastanowienia oparł dłoń na plecach Yosoo, tłumacząc sobie, że robi to czysto w geście grzecznościowym i próbie zachowania ostrożności, gdyby plączące się momentami nogi chłopaka postanowiły utrudnić im drogę do stacji. Szczęśliwie przedostali się bez większych komplikacji przez bramki, jednak wstępna, cicha radość z braku tłumu na przystanku została ugaszona, kiedy wyczekiwane metro podjechało, a po wejściu do środka byli zmuszeni do stania w gęstym tłumie
      — Yosoo, błagam — zaczął nieco przyciszonym głosem — Jeżeli w jakim momencie będzie Ci się chciało rzygać, mam to w dupie. Musisz wytrzymać, dopóki nie wysiądziemy — nakazał z cichą nutą groźby. Zdawał sobie sprawę, że warunki nie były sprzyjające - duchota, ilość ludzi i fakt, że przez najbliższe dziesięć minut musieli stać, ale naprawdę wolał uniknąć sytuacji kryzysowej, nawet jeśli od momentu wyjścia z pokoju nic nie wskazywało na to, aby chłopakowi dolegały te zdecydowanie mniej przyjemne efekty po alkoholu.

      Yechan

      Usuń
  21. Nie mógł powstrzymać małego, rozbawionego uśmiechu przed pojawieniem się na jego twarzy, kiedy dane mu było przyglądać się Yosoo. Jego słowa, a zachowanie nijak się pokrywały i na początku Powell sam wypatrywał możliwych sygnałów, które mogły wskazać na to, że jednak wspomniane przedstawienie mogłoby mieć miejsce.
    Szybko i z ulgą mógł stwierdzić, że nie powinno dojść do żadnej, większej tragedii, ale nie uciekał wzrokiem zbyt daleko, w obawie, że jednak coś mu umknie. Może nie musiał przejmować się jednym kryzysem, tak teraz pilnował, żeby większe szarpnięcie nie wytrąciło chłopaka ze spokojnego stanu, w jakim się znalazł. Instynktownie był bliski oparcia ręki na jego plecach, kiedy wagon wykonywał bardziej niespodziewany ruch, a przynajmniej tak było, dopóki kolejna grupa osób nie wypełniła pojazdu jeszcze bardziej, zmuszając Yechana do wyprostowania się i tym samym jeszcze bardziej zbliżając dwójkę studentów do siebie nawzajem.
    Z trudem wziął oddech, kiedy utkwił spojrzenie na twarzy Jeonga, zrzucając jednak wszystko na tłoczność i duchotę panującą w wagonie. Przelotne zaciśnięcie dłoni miało być uspokajającym, sprowadzającym go do punktu zero, gestem, ale wbite w niego oczy sprawiały, że nic mu to nie dawało. Wydał z siebie nieobecny pomruk w odpowiedzi na niespodziewane pytanie, nie będąc w pełni pewnym, jak zabrzmiało. Tkwiłby w tym stanie dalej, gdyby nie następne, wypowiedziane słowa
    — Nawet mnie nie denerwuj, Yosoo — zaczął, nim ten skończył tłumaczyć powód do powrotu — Pytałem się, czy na pewno ich nie potrzebujesz, więc teraz to se nuć pod nosem co najwyżej — nie zamierzał wydłużać drogi kilkukrotnie, szczególnie kiedy były ryzyko, że nawet słuchawek nie odnajdą. Przynajmniej dzięki temu głupiemu, nie był pewny, czy w ogóle poważnemu, pomysłowi, miał okazję odepchnąć myśli o nieistniejącym teraz między nimi dystansie — Wrócisz do mieszkania, to możesz zadzwonić do Olivera, czy kogoś tam, żeby Ci je później przyniósł — zaproponował jedyne rozwiązanie, które teraz widział. Oddałby mu swoje, nawet bez myślenia dwa razy, ale nie miał ich zwyczajnie przy sobie, żeby tak zrobić.
    Gwałtowniejsze ruszenie z kolejnej stacji wybiło go nieco z rytmu, a jedna z dłoni, nim mózg nawet zdążył zarejestrować, co się dzieje, chwyciła za bok Yosoo, w tym samym momencie, gdy ten nieznacznie pociągnął za jego kurtkę, samemu ratując się przed upadkiem.
    Nie było mu jednak dane wypuścić chwilowo wstrzymywanego powietrza, kiedy dłonie chłopaka, zamiast odnaleźć miejsce na pobliskiej metalowej rurce, płynnie owinęły się wokół jego pasa, a ciemnowłosy oparciem się przeniósł część swojego ciężaru na oszołomionego Yechana. Nie potrafił jakkolwiek zareagować, zwrócić mu uwagi, nie chciał mu zwracać uwagi. Jedyne, na co liczył to na to, że chłopak nie da rady poczuć, ani usłyszeć dudniącego w piersi pływaka serca
    — Jeśli mnie zaprosisz — odparł po niezręcznym przeczyszczeniu gardła, dalej nie zmieniając pozycji swojej dłoni, nieświadomie zaciskającej się na materiale kurtki — Nie lubię za bardzo jeździć metrem — przyznał jeszcze, zgodnie z prawdą. Bo starał się tego raczej unikać, nie wiązał z tym zbyt wielu pozytywnych myśli. Przynajmniej do teraz kiedy nagle potrafił znaleźć pozytywy w panującej tam ciasnocie.
    Nie powinien czerpać z tego przyjemności, ani wykorzystywać stanu, w jakim był Yosoo i przez który zachowywał się właśnie w ten sposób. Wiedział, że sam robił sobie tym krzywdę i wszystko komplikował, ale jeszcze ten jeden wieczór chciał być samolubny tak długo, jak mógł.
    Resztę drogi jechali właśnie w ten sposób, nawet kiedy tłum nieznacznie się rozrzedził, a ciemnowłosy miałby możliwość nieznacznego odsunięcia się. Nie zwracał mu uwagi, nie zamierzał zepsuć przekłamanego obrazu, który okrywał jego oczy i wygłuszał rozważny głos, który chciał go uświadomić w tym, jak głupie było to, co teraz robił

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wysiadamy, Soo — odezwał się, dopiero kiedy wybrzmiała nazwa ich stacji i nieznacznie, niechętnie odsunął go od siebie, aby móc wspólnie opuścić metro, jak i znaleźć się z powrotem na zewnątrz, otoczonym przyjemnie kontrastującym z duchotą, z jaką chwilę temu się męczyli.
      Nie musiał sprawdzać mapy w telefonie, znając stąd drogę do mieszkania jak własną kieszeń, dzięki czemu dość sprawnie znaleźli się w odpowiednim budynku, jak i pod odpowiednimi drzwiami
      — Poradzisz sobie? — spytał nieco złośliwie, ale i z nutą troski, kiedy po wyjątkowo stresującym, wyciągnięciu kluczy z kieszeni spodni chłopaka, przekręcał je w zamku. Trochę bał się zostawić go samego sobie, kiedy całą drogę musiał pilnować, aby na pewno nie potknął się groźnie o własne nogi, czy nierówności na chodniku. I w głębi ducha nie chciał wracać do siebie — Czy muszę Ci pomóc?

      Yechan

      Usuń
  22. Podświadomie wydłużał ten wieczór, czy to stawiając wolniejsze kroki po opuszczeniu metra, czy teraz, przy przekręcaniu klucza w drzwiach, co udało mu się zrobić za pierwszym razem, a jednak trzymał dłoń bez życia na klamce, ociągając się przed ostatecznym otworzeniem ich
    — Nie mruczę pod nosem, to ty ciągle coś tam mamroczesz — odbił dziecinnie piłeczkę, odsuwając się nieznacznie, żeby otworzyć drzwi i wpuścić Yosoo do środka. Sam został w progu, balansując na granicy ogólnego korytarza, a samego mieszkania, dalej walcząc ze sobą samym, aby jedynie wzrokiem odprowadzić go w głąb, a następnie odwrócić się i wrócić do siebie. Taki był plan, skoro nie dostał jasnej reakcji na propozycję pomocy.
    Nie potrzebował bezpośredniej odpowiedzi od chłopaka, kiedy ten od samego wejścia, każdą, podjętą czynnością utwierdzał Yechana w przekonaniu, że nie powinien go zostawiać. Kurtka i zostawione klucze to jedno, ale nagły harmider w kuchni, który, przez tępe stanie w drzwiach, rozniósł się po korytarzu, zmusił go do zamknięcia ich za sobą. Pośpiesznie odłożył kurtkę wraz z kluczami, zrzucając też z siebie swoją i dołączył do Yosoo
    — Mogliśmy zamówić coś po drodze, skoro jesteś głodny — zauważył, masując jedną ze skroni, kiedy obserwował rozwijającą się przed nim sytuację, a widząc, jak sięga do kolejnej szafki, tym razem wypełnionej naczyniami, prędko go od niej odsunął, nim miał okazję chwycić któryś z talerzy i przez swoją nieuwagę zrzucić go na ziemię. I tak musiał dziękować sile wyższej za to, że w czas dał radę przytrzymać jeden z nich, który był bliski zsunięcia się — Stój. I nic nie rób, Soo, bo nie wytrzymam — nakazał mu, nieinwazyjnie potrząsając nim po oparciu dłoni na jego ramionach. Dopiero wtedy sam zaczął przeczesywać kuchnie, przy okazji zbierając kilka rozrzuconych garnków, jak w jednym z nich prawie skończyła jego noga.
    Nie widział nic, z czego mogliby skorzystać, nawet wspomnianego wcześniej makaronu. No, chyba że mieliby go robić od samych podstaw, ale nie był do tego chętny nawet w innych warunkach. Z westchnieniem zwrócił się do lodówki, szukając w niej czegokolwiek, co mogłoby się nadać do zjedzenia. Jednak zamiast tego, jego wzrok padł na ruszoną butelkę alkoholu.
    Nie była to może odpowiedzialna, ani poprawna decyzja. Ale potrzebował czegoś na rozluźnienie, odpędzenie zdrowego rozsądku, który starał mu się uświadomić, że wszystko idzie nie tak, jak powinno, że od wejścia z Yosoo do pokoju, popełniał złe decyzje. Na danie chwili wytchnienia sercu, które dalej nie uspokoiło się po podróży metrem
    — Nie masz makaronu, nie wiem, co ty w ogóle jesz Yosoo, bo tutaj prawie nic nie ma — zamknął lodówkę po bezwstydnym wyjęciu szklanej butelki, nawet nie pytając chłopaka o pozwolenie — Nie licząc popcornu do mikrofali — sięgnął po czystą szklankę, zalewając ją mniej więcej do połowy, aby zaraz wypić wszystko naraz, mimo natychmiastowego palącego odczucia w przełyku. Po przelotnym skrzywieniu się odwrócił się w kierunku ciemnowłosego, przesuwając po nim wzrokiem, nim po raz kolejny wypełnił szklankę, chwilowo hamując się przed ponownym wyzerowaniem jej zawartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Więc albo coś zamawiamy, albo zostaje popcorn — poinformował rzeczowo, opierając się kością ogonową o blat, zaraz sięgając po swoją szklankę — O ile coś jeszcze dowozi — zauważył, przyglądając się leniwym ruchom picia przy każdym poruszeniu szkła, ale był prawie pewien, że w okolicy było kilka miejsc z dowozem całodobowym.
      Nie powinien pić zbyt dużo, a najlepiej w ogóle, skoro rano miał iść do pracy, ale teraz o tym nie myślał, co było widać po jego nierozważnej proporcji ilości do tempa, jak i braku wymieszania alkoholu z czymś innym, co złagodziłoby jego efekty, a także sam proces picia.
      Dawno nie był w mieszkaniu chłopaka, a przynajmniej takie odbierał wrażenie po kompletnym braku kontaktu przez ostatni czas. Mimo to miał wrażenie, że częściej bywali u niego - może dlatego, że był bliżej uczelni, nie wiedział, ale nie miał z tym problemu. Lubił, jak Yosoo do niego przychodził, w przerwie od ich wspólnej próby ucieczki od codziennych problemów, rodzinnych konfliktów, które najbardziej nad nimi ciążyły.

      Yechan

      Usuń
  23. Sięgnął po wyjętą paczkę popcornu, aby przekonać się, czy faktycznie był już po terminie, a gdy zobaczył datę, mijającą się z teraźniejszą o kilka tygodni, mały uśmiech zjawił się na jego ustach, bo nawet jeśli nie mieli czegoś porządnego do jedzenia, to przynajmniej było coś, co mogli postawić na stole i udawać, że jest zadowalające i daje radę zastąpić prawdziwe danie, które na wstępie zażyczył sobie ciemnowłosy, chociaż nawet nie miał odpowiednich składników
    — Może, ale ten chyba czekał specjalnie na dzisiaj — przekazał, odkładając papierowe opakowanie z powrotem na blat, nie zamierzając robić z nim nic więcej, dopóki nie podejmą finalnej decyzji. A ta padła dość prędko, kiedy Yosoo uświadomił go o komicznie długim czasie oczekiwania na dostawę. Na szczęście i tak nie był wyjątkowo głodny, chociaż nie zjadł zbyt wiele przez odpuszczenie sobie tego dnia treningu. Po basenie miał największy apetyt, gdzie zazwyczaj raczej nie należał do osób dużo jedzących.
    — Niech Ci będzie. Ale nie wyskakuj później z czymś, jak z tymi słuchawkami — ostrzegł, naprawdę nie mając ochoty załatwiać o nieludzkiej godzinie dowozu, który równie dobrze mógł nawet do nich nie dotrzeć, skoro miał tendencję do takich opóźnień.
    Wstawił popcorn do mikrofali, tym samym wypełniając mieszkanie wstępnie cichym szumem, zanim dołączyły do niego coraz to częstsze strzelania kukurydzy. W międzyczasie obserwował ciemnowłosego, który znowu odnalazł sobie miejsce na mniej konwencjonalnym miejscu w kuchni. Trzymał przyjemnie chłodną szklankę przy ustach, wahając się przed wypiciem jej zawartości, aby zawiesić się na swoim miejscu, kiedy po raz kolejny spotkał się spojrzeniem z Yosoo. Tym razem jednak nie odliczał komfortowej ilości czasu, nim wypadało go odwrócić, przyglądając się ciemnym oczom z taką samą intensywnością, z jaką one były wbite w niego.
    Jego słowa usłyszał niesamowicie wyraźnie, mimo hałasu z mikrofalówki, a te przekonały go do wychylenia kolejnej, solowej kolejki alkoholu, jak i odstawienia szklanki w okolicach zlewu, aby przynajmniej sprawiać pozory, że zamierza ją umyć
    — Na razie nigdzie mi się nie spieszy — z zaczepnym uśmiechem zapewnił go, a zarazem siebie samego, w tym, że opuszczanie mieszkania nie było nawet szczerze rozważaną możliwością, nieważne, jak bardzo próbował sobie wmówić, że było inaczej. Zdjęcie kurtki było pierwszym krokiem, ale wypita przed chwilą porcja alkoholu była zapewnieniem, że spędzi w mieszkaniu chłopaka więcej czasu, niż powinien.
    Odwrócił wzrok od Jeonga dopiero po charakterystycznym dźwięku mikrofalówki, który świadczył o skończeniu pracy. Wyjął jedną z misek, aby móc wsypać do środka popcorn, którego na szczęście w żaden sposób nie przypalił, nawet jeśli ten miał być jedynie częścią chwilowego wystroju, aniżeli spożywaną przekąską
    — Ale jak mam zostać dłużej, to na pewno nie w kuchni, Soo — delikatnie, niby przyjacielsko oparł dłoń na jego udzie, nim nieznacznie zacisnął na okrytej skórze palce, kiedy mijał go w drodze do wyjścia z kuchni — A jak mamy popcorn, to równie dobrze możemy coś włączyć — zaproponował niewinnie przed chwilowym zniknięciem w salonie, nie mając w teorii nic więcej na myśli. Jakoś czas musieli spędzić, a wiedział, że gdyby zostali w kuchni to albo wlałby w siebie całą zawartość butelki, albo w końcu późniejsza pora dopadłaby ich obu i zasnęliby nawet bez żmudnego oczekiwania na pojawienie się jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Podobno wyszło coś nowego, bezmózgiego, co możemy włączyć — zaproponował, kiedy wrócił do kuchni, z każdą minutą coraz bardziej czując przyjemne rozluźnienie pod wpływem alkoholu, którego tak mu brakowało cały wieczór. Nie bez powodu pił mniej, może podświadomie próbując uniknąć wplątania się w taką sytuację, ale teraz o tym nie myślał. Nie zamierzał, kiedy w końcu mógł w pełni zepchnąć zdrowy rozsądek na daleki, zapomniany tor. Mógł tego żałować później, to nie było coś, czym zamierzał przejmować się teraz, podczas zbyt łatwego oddania się utęsknionej swobodzie.
      — Chyba, że masz jakiś lepszy pomysł — zagaił po oparciu obok niego dłoni o blat wyspy, nieznacznie przechylając głowę i nie zaprzestając zaciekawionego przyglądania się Yosoo. Czuł coś znajomego, a zarazem celowo wypartego z pamięci, teoretycznie dla własnego dobra, ale teraz nie mógł się tym przejmować mniej, pozwalając dłoni samoistnie, subtelnie przesunąć się bliżej, nim nie znalazła się niebezpiecznie blisko tej należącej do przyjaciela — Skoro chcesz, żebym został.

      Yechan

      Usuń
  24. Yechan zdecydowanie nie był najrozsądniejszym dzieckiem Powellów. Ta rola należała do ich najstarszego syna, który nigdy nawet nie zanurzył palców w świecie buntu, zawsze słuchał rodziców i zadowalał ich wymagania. Yechan z kolei jedynie podejmował tego próby, starał się osiągać sukcesy w nauce, ale nieraz zrobił coś głupiego. To skończył nocą w nieznanej mu okolicy, bo uznał, że powrót piechotą po zakrapianej imprezie był pomysłem, to wydał w emocjach zastraszającą ilość pieniędzy na limitowany model, tylko po to, aby zostać oszukanym i dostać puste pudełko. Przynajmniej dzięki temu nigdy więcej nie wpadł w tak chamską pułapkę i mądrzej zarządzał własnymi oszczędnościami. Najmniej rozważną z osobą z całej trójki była najmłodsza siostra, której wiele rzeczy zwyczajnie uchodziło na sucho, mimo bycia przyłapanej na popełnianiu idiotycznych decyzji, mimo kilku karcących uwag, że może samej sobie tym zaszkodzić. Coś, co on sam słyszał jedynie przelotnie, kiedy jego błąd bezpośrednio wpływał na samych rodziców.
    Na co dzień więc starał się zachować zdrowy rozsądek, przynajmniej jego część.
    W przeciwieństwie do teraz. Czuł się, jakby kompletnie zapomniał, czym on w ogóle jest. Był zbyt bliski zatracenia się w samolubnych żądzach, które powoli wypływały na wierzch. Nawet jeśli dalej czuł nerwowy ścisk żołądka, wkradający się po plecach dreszcz niepewności i obaw, tak gotująca się w nim ekscytacja radziła sobie niesamowicie dobrze w ich przyćmiewaniu. Bycie rozważnym wylądowało na samym dole jego listy, której zazwyczaj starał się tak twardo trzymać. Szczególnie po nieplanowanym wybryku kilka tygodni temu, który był idealnym dowodem na to, że przewartościowanie jej było okropnym pomysłem. Chociaż nie mógł nawet udawać, że Jeong nie miał zagrzanego miejsca na górnych pozycjach, nawet, kiedy starał się go stamtąd zepchnąć, na nowo zastąpić czymś innym - imprezami, czy powrotem do niezdrowej rutyny z początku studiów.
    Nie odwracał wzroku od Yosoo, kiedy ten siedział bez ruchu na blacie, w całkowitej ciszy, w której Powell nie potrafił odnaleźć jednoznacznej - ani jakiejkolwiek - odpowiedzi. Jednak nie przeszkadzała mu, przekłamana, wywołana alkoholem, odwaga pozwalała mu czerpać z niej przyjemność, łechtać swoje własne ego przy odczuwaniu na sobie spojrzenia ciemnowłosego, które z zainteresowaniem śledził, przed wychwyceniem nieugiętego, wyzywającego kontaktu wzrokowego.
    Nie odwrócił go ani na moment. Ani przy powolnym zejściu z blatu, delikatnie, wręcz niewyczuwalnie, sunąc palcem wskazującym po wierzchu dłoni podczas bezładnego ruchu. Ani po lekkim wyprostowaniu się, kiedy ciemnowłosy stanął na przeciw. Dopiero wtedy potencjalne wątpliwości wznowiły nieudolną próbę przebicia się przez zaślepiające zmysły skrywane oczekiwania.
    Nie powinien był tutaj przychodzić. Ale palce Yosoo tak przyjemnie drażniły skórę głowy i karku podczas wplątywania się w blond włosy. Powinien go powstrzymać, odepchnąć i najlepiej stamtąd wyjść, ale zamiast tego, niczym na zawołanie, przymknął oczy po poczuciu ostrożnie, odważyłby się stwierdzić, że niepewnie, składanego pocałunku na ustach, którego niecierpliwie wyczekiwał. Nie mógł powstrzymać słabego wykrzywienia kącików ku górze, tak samo oblizania warg, niemal od razu chcąc więcej. Nie powinni, a przez to pragnął tego jeszcze bardziej. Mimo bycia okropnym pomysłem, dla Yechana nie istniał lepszy sposób na spędzenie reszty nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedział mu jedynie cichym pomrukiem, pierw odnajdując dla dłoni miejsce na odsłoniętych przez nieznacznie rozpiętą koszulę obojczykach, zaraz powolnie przesuwając ku górze, nim nie zatrzymał rąk po bokach szyi chłopaka. Napawał się każdą, możliwą chwilą bliskości, odczuwaniem pod palcami miękkiej skóry. Tak samo jak wyczuwanym, szybkim oddechem Yosoo, czy niepewnie układającymi się palcami w jego włosach, bo to jedynie potwierdzało wcześniejsze, usłyszane jeszcze na trzeźwo słowa. Wtedy mające przytłaczający, niekomfortowy wydźwięk, teraz z kolei przyjemnie łechtały jego ego i pozwalały czerpać przyjemność z wszystkich dowodów. Z dowodów na to, że faktycznie mieszał w głowie własnego przyjaciela. Tak samo, jak on mu
      — Nie mów, że Cię stresuję, Soo — skomentował zaczepnie, delikatnie sunąc kciukiem po linii jego żuchwy, aby zaraz zostawić na jego ustach równie delikatny, motyli pocałunek, drażniąc się nie tylko z nim, ale i z samym sobą — To nie w Twoim stylu — zauważył z równie zawadiackim tonem, pozwalając sobie na mozolne przesunięcie jednej z dłoni na kark, by móc przysunąć go jeszcze bliżej siebie.
      Nie myślał o konsekwencjach przy wypowiadanych słowach. Nie myślał o nich, kiedy ponownie złączył ich usta, tym razem oddając się długo podjudzanemu pragnieniu, pogłębiając go prawie że od razu. Nieme, błogie westchnienie szło w parze z lekkim zaciśnięciem palców, rozkoszując się tym znajomym, zakazanym smakiem, uzależniającego tak szybko i agresywnie.

      Yechan

      Usuń
  25. Odkąd pamiętał, odkąd został zostawiony sam sobie, mimo że tego nie chciał, i tak bardzo potrzebował uwagi rodziców, chciał stać się niezależnym od innym. Komicznie samowystarczalnym, tą osobą, która dziwiła wszystkich tym, że nikt nic o niej nie wiedział, bo do nikogo się nie zbliżał, a tak dobrze sobie radził. Ale wszystko co robił opierało się na próbach zyskania pochwały, kilku miłych słów. Był jeszcze bardziej zależny od innych, niż wcześniej, ale stanowczo zakładał, że jest inaczej. I w czasie treningów, i podczas wieczornego wychodzenia na imprezy, o których jego rodzice nie mieli pojęcia, tak samo jak o jego koślawych powrotach do domu, kiedy za dużo wypił.
    Po wyprowadzce był pewien, że się tego pozbędzie. I chwilę nawet tak było. Mieszkając samemu, z dala od postaci swoich rodziców, miał okazję skupić się na sobie, choć i tak akademicko pragnął zadowolić przede wszystkim ich. Przepadł jednak, kiedy po raz pierwszy wyszedł z Yosoo. A najbardziej tamtej nocy, kiedy po pierwszym poczuciu jego dłoni na swoim ciele, uzależnił się od tej sensacji gwałtownie i tak brutalnie. Bo wiedział, że nie powinno tak być, o czym przekonał się następnego ranka, zostawiając skazę na jedynej, stabilnej i bliskiej relacji w swoim życiu.
    Ale teraz bez skrupułów pozwalał sobie na wypuszczenie pragnień, uintensywnianych jeszcze dalej sygnałami, jakie ciemnowłosy sam mu wysyłał. Czy to nieodsunięciem się, czy obecnością dłoni we włosach, która była przyjemnym, ogłupiającym mózg gestem.
    Chwilę martwił się, że nie usłyszy odpowiedzi, prawie doprowadzając do skruszenia śmiałego frontu, który tak gładko pchał go coraz bardziej wyzywających ruchów. Jednak gdy tylko usłyszał słabe słowa, wszystkie obawy zostały rozwiane, a on egoistycznie napajał się jego wyznaniem, zdrobnieniem, które na nowo nabrało kuszącego, trafiającego w czuły punkt, brzmienia. Gdyby miał w sobie choćby gram pohamowania, to i tak przestałoby teraz całkowicie istnieć, pozwalając blondynowi na pełne zatracenie się w przyjemności stopniowo coraz bardziej ogarniającej jego ciało.
    Cichemu, przychylnemu pomrukowi wtórowało nieznaczne draśnięcie wargi zębami, kiedy poczuł uścisk na swoim barku. Sam oparł jedną z dłoni w jego pasie w powierzchownej próbie dodania chłopakowi stabilności, ale nie zwalniał tempa. Nawet gdyby chciał, nie dałby rady, zbyt silnie pchany próbującemu za nim nadążyć Yosoo, na równie chciwie poruszające się wargi, stopniowo ustępujące i pozwalające na narzucanie wymarzonego sobie rytmu.
    Mimo potrzeby wzięcia oddechu, poczucia, że zaczyna mu się kręcić w głowie od fali zaślepiającej żądzy, ulotny moment wodził za ustami chłopaka po przerwaniu pieszczoty. Pozwolił sobie jednak na chwilowe ochłonięcie, złapanie głębszego oddechu niż te sporadyczne, płytkie, na jakie wcześniej miał szansę. Wsunął palce opartej na karku dłoni w ciemne kosmyki, rozkoszując się poczuciem ich miękkości, przed łagodnym pociągnięciem, aby nakierować go na lekkie odchylenie głowy. Nie interesowało go palenie płuc, które prosiły się o dłuższy moment odpoczynku, zdecydowanie bardziej przejmując się pragnieniem zasmakowania rozgrzanej skóry. Już przy zostawieniu pierwszego, mokrego pocałunku przy krtani poczuł podekscytowany dreszcz wzdłuż swojego kręgosłupa, czując potrzebę kontynuowania przy każdym, łapanym przez Yosoo oddechu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czym Cię stresuję? — zaintrygowany brnął dalej, mozolnie kreśląc ustami ścieżkę na jego szyi, a w tym samym czasie równie nieśpiesznie, nieśmiało jego dłoń wkradła się pod materiał koszuli, ledwie muskając opuszkami palców jego brzuch. Bezwstydnie chciał usłyszeć co ma do powiedzenia, po prostu chciał słyszeć jego głos, miejscami zdradzający równie dużo, co mimowolne reakcje jego ciała — Bo jeśli chcesz, żebym przestał, to powiedz — wymruczał prowokatorsko, zanim ponownie przyłożył usta do bladej skóry, walcząc ze sobą, żeby zassać się na niej na tyle delikatnie, aby nie zostawić tam nic, oprócz lekkiego zaczerwienienia. Choć tak bardzo łaknął namalowania na odsłoniętym karku wymownego, świadczącego o jego obecności, śladu.
      Nikt, ani nic, nie działało na niego równie silnie, co Yosoo. Sprawiał wrażenie, że był mu potrzebny do normalnego funkcjonowania, chociaż w jego towarzystwie tracił umiejętność trzeźwego myślenia. Podziwiał Jeonga, chwilami zazdrościł tego, jak żył, jego wręcz przytłaczającej pewności siebie, która zazwyczaj sprawiała wrażenie nieugiętej. Jego uwaga łechtała ego pływaka lepiej, niż aprobata ze strony wykładowców po imponującym zaliczeniu egzaminu, niż spojrzenie na zegarek, aby przekonać się o przepłynięciu dystansu w rekordowym dla siebie czasie. Był na każde jego zawołanie, obierał sobie za cel zadowolenie go najlepiej, jak potrafił, nawet jeśli bezpośrednio o nic nie prosił. Nie potrafił wcielić w życie wcześniej usłyszanych słów, bo dla niego był gotowy zrobić wszystko.

      Yechan

      Usuń
  26. Yechan przeżył kilka, przelotnych związków. Wyskoków w bok podczas imprez, kiedy był wystarczająco napity i przyszedł na nie pod jednym względem. Ale z nikim nie czuł się tak, jak z własnym przyjacielem. Nikt nie doprowadzał go do takiego stanu, tak prędkiego stracenia głowy i okrycia wzroku żądzą, jak stojący przed nim student ekonomii. I na co dzień było to przerażające.
    Podniósł lekko wzrok, kiedy jego pytanie spotkało się jedynie z ciszą, ale nie zaprzestał w tym momencie drażnienia skóry chłopaka. Nie znał powodu braku odpowiedzi, tak samo jak przyczyny stresu, o który zapytał, ale nie zamierzał ich na siłę z niego wyciągać, ani szukać. Nie mógł oczywiście ukrywać przed samym sobą, że jego ciekawość urosła po takiej reakcji, ale wiedział lepiej, niż przesadnie, natarczywie ciągnąć go za język. Zatracał się w sytuacji, w bliskości i zapachu Yosoo, ale podświadomie zdawał sobie sprawę, jak kruchy był to moment. Jeden, nieodpowiedni ruch mógł doprowadzić do zburzenia chwili, a to było ostatnie, czego chciał. Nie wytrzymałby, gdyby został teraz powstrzymany, odepchnięty i wyrzucony za próg, czując jedynie pustkę. W najgorszym wypadku pozwalając sumieniu na szybsze dogonienie go, niż by wolał. A z konsekwencjami swojego działania chciał zderzyć się jak najpóźniej, pozwolić sobie na całkowite oddzielenie się od nich, przekonanie siebie samego, że w ogóle nie istnieją.
    Dlatego nie przestawał, zaślepiał własne zmysły, jak i te ciemnowłosego, sporadycznie zaciskał palce na jego biodrze i ulotnie haczył zębami o skórę szyi. Pchany jednak nie tylko niemymi sygnałami i własnymi ochotami, ale i głosem przyjaciela. Głosem, w którym miał wrażenie, że wyczuwa nutę desperacji, jeszcze bardziej pobudzającą przyjemne mrowienie w okolicach podbrzusza
    — Skoro prosisz — nie ukrywał tego, jak działały na niego słowa Jeonga, jak podbudowywały jego pewność w wykonywanych ruchach. Coś tak banalnego jak proszę było chyba najgroźniejszym, co mógł teraz usłyszeć. Yosoo o nic nie prosił, na palcach jednej dłoni mógłby naliczyć ile razy je usłyszał, ale to wypowiedziane teraz liczyło się najbardziej. Działało groźnie na zmysły, które wyostrzały się tylko pod jego względem. Na jego głos, zapach, czy dotyk. Nic innego nie docierało do blondyna, oprócz tych pobudzających bodźców, których było mu ciągle za mało.
    Całym sobą musiał powstrzymać się przed wokalnym westchnięciem, kiedy dotarł do niego pierwszy, słodki jęk ze strony przyjaciela, zaraz słysząc kolejne, nieumiejętnie stłumione pomruki. Nie było dla niego odwrotu. Jeśli wcześniej wątpił w to, czy chciał brnąć dalej, tak teraz nie miał żadnych wątpliwości, byleby móc usłyszeć jeszcze więcej.
    Nie dał rady jednak zdusić drżącego oddechu, kiedy poczuł wsuwające się za spodnie palce, jedynie przelotnie drażniące skórę, od razu zostawiając pragnienie poczucia więcej. Tak samo było z błogim, westchnieniem, tłumiąc wkradający się jęk przez schowanie twarzy w wgłębieniu szyi Yosoo, kiedy przez przyciągnięcie go do siebie, automatycznie zetknęli się biodrami.
    Jedno, proste słowo wystarczyło, żeby pozbył się jakiegokolwiek pohamowania, poszanowania do zostawienia skóry w nieskazitelnym stanie, zaraz owiewając wybrane miejsce oddechem. Przesunął kciukiem po dolnej wardze przyjaciela, tym samym nie pozwalając mu na ich całkowite zamknięcie, w międzyczasie sprawnie i bezwstydnie zasysając się na nienaruszonej szyi, tym razem zostawiając po sobie bezczelnie widoczny ślad. Wywoływał niewyjaśnione poczucie dumy, jak i potrzebę zasypania odsłoniętego ciała bliźniaczymi malinkami, jednak zamiast tego powędrował ustami ku górze, celowo jednak unikając przejścia nimi na kusząco rozchylone wargi chłopaka, za którymi sam zdążył się stęsknić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dalej nie zamierzam spędzić tej nocy w kuchni, Soo — przyznał cicho po zbliżeniu się do ucha Yosoo, muskając ustami płatek, jak i skórę znajdującą się zaraz za nim — Mógłbyś mnie lepiej ugościć, szczególnie po takim czasie — dodał żartobliwie, jednak nie czekał na jego odpowiedź, sprawnie splatając ze sobą palce ich dłoni, aby w końcu stamtąd wyjść. Choć nie miał nic przeciwko wyspie kuchennej, będącej jednym z wielu faktorów, który sprowadził ich właśnie na te tory, to i tak zdecydował się na wspólne wyjście, czując, jak niecierpliwość w zastraszającym tempie rośnie z każdą sekundą, kiedy nie był zaraz obok chłopaka.

      Yechan

      Usuń
  27. Był przyzwyczajony do dopasowywania się do cudzego tempa, słuchania poleceń, żeby zadowolić drugą osobę. Nieraz było tak również w sferze intymnej, gdzie ulegał cudzym, silniejszym dłoniom, chwilami wręcz nieprzyjemne mocno napierającym ustom i zbędnemu pośpiechowi, bo nikt nie chciał przedłużać fałszywej, wstępnej otoczki, niż było to potrzebne. Oddawanie się w czyjeś ręce zwyczajnie nie sprawiało mu problemu.
    Jednak uwielbiał chwile, kiedy mógł przejąć kontrolę. A Yosoo pozwalał mu właśnie na to, na ślepe prowadzenie go dalej, testowanie i przekraczanie nowych granic. Nie mógł udawać, że nie czuł się specjalny z tym, że to właśnie mu przypadło przedstawić ten obcy, miejscami stresujący świat. Wprowadzić go do niego i móc przypisać sobie łatkę bycia tym pierwszym.
    Może dlatego powinien być uważniejszy z narzucanym tempem, pomyśleć dwa razy nad każdym ruchem, jak i samym brnięciem dalej w to, co właśnie miało między nimi miejsce. Ale za bardzo mu zależało, aby wykorzystać ten nieuchwytny moment, który sprawiał wrażenie, że w każdym momencie może prześlizgnąć mu się przez palce. Zależało mu na tym, aby zaoferować chłopakowi jak najwięcej, zaoferować jak najwięcej oszałamiających doznań. Zapaść mu jak najmocniej w pamięć, aby nie potrafił myśleć o kimś innym. Aby być jedyną osobą, która potrafiła ugasić jego pragnienie.
    Sam odczuwał to samo, mając najbliższe porównanie do Aarona, który jeszcze nie tak dawno temu opierał na jego ciele dłonie, ale nie były tym odpowiednim ciężarem, nie zostawiały rozpalonej ścieżki na skórze przy każdym, najmniejszym muśnięciu. Oddał się więc kompletnie, kiedy został zaciągnięty na kanapę, ze rozbawionym chichotem potykając się parokrotnie po drodze, bo albo czegoś nie zauważył, albo nie przestawił się na nagle szybsze tempo kroku, narzucone przez Yosoo. Bez żadnego sprzeciwu opadł na kanapę, nie odwracając od niego wzroku, przymykając je jedynie na moment i łapiąc głębszy oddech przy poczuciu ciężaru drugiego ciała na swoich nogach
    — No, wypadałoby — westchnął z zadowoleniem pomiędzy przelotnymi spotkaniami ich ust, a spomiędzy jego wykrzywionych w leniwym uśmiechu warg niekontrolowanie wydobył się rozanielony jęk, kiedy przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz po pociągnięciu za włosy. Za nim przyszedł kolejny, głośniejszy, ale szczęśliwie stłumiony kolejnym pocałunkiem, jak i tym rozkosznym ze strony ciemnowłosego. Za każdym razem, równie skutecznie wypełniał całkowicie jego głowę i stawał się ulubionym dźwiękiem.
    Było mu tak dobrze. Z dłońmi ułożonymi na biodrach Yosoo, jakby tam było ich prawowite miejsce. Z ustami zajętymi dopasowaniem się do narzuconego, gwałtownego rytmu. Wypowiedziane pełne imię prawie mu umknęło, ale kiedy w połączeniu z poważnym tonem, w końcu trafiło do jego podświadomości, zatrzymał się w swoich ruchach i skupił swoją uwagę na tyle, na ile mógł, na przeszywających oczach wpatrujących się w niego samego. Byłoby mu prościej, gdyby nie wywoływały u niego dreszczy, gdyby nie odwróciły jego uwagi od kontrastujących temperaturą palców wsuwających się pod materiał koszulki, a mięśnie brzucha automatycznie zaczęły się spinać, nieumyślnie wypychając biodra ku górze. Chciał bardziej skupić się na tym, co mówił. Pozwolić słowom dokładnie i poważnie zostać zarejestrowanym w umyśle, ale każdy ruch ze strony przyjaciela mu to niesamowicie utrudniały. Dał radę jednak zebrać się w sobie na tyle, aby odzyskać choć gram pewności w swoim głosie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Trzymam Cię za słowo, Yosoo — sapnął nieco zachrypniętym głosem, a jego dłonie odszukały guziki czarnej koszuli, niespiesznie odpinając kilka z nich, aby nie zostać dłużnym w ostrożnym, onieśmielonym badaniu kryjącej się pod materiałem skóry. Spod groźnie zsuwającego się, lejącego się materiału wystawał nietknięty obojczyk wraz ramieniem, który wręcz natychmiast zaczął okrywać powolnymi, delikatnymi muśnięciami warg, aby przy miejscu, spotykającym się z szyją zostawić po sobie kolejny ślad — Bo nie żartowałem, że nie poradzę sobie z kolejnym takim zniknięciem — przyznał bezceremonialnie, całkowicie szczerze i odsunął się na tyle, by móc oprzeć się plecami o kanapę. Dłonią odszukał jedną z tych, które nieśmiało błądziły po jego brzuchu, aby niespiesznie nakierować ją ku górze, wraz z materiałem koszulki, który stopniowo się podwijał
      — Chciałeś się poprawić jako gospodarz… — zauważył wymownie, chociaż to, co robili nijak się miało do obowiązków wspomnianej roli. Lubił mieć kontrolę, uwielbiał sprawiać mu przyjemność i testować jego granicę, ale równie mocno uwielbiał, jak Yosoo przejmował inicjatywę — Teraz masz na to idealną szansę.

      Yechan

      Usuń
  28. Zastanawiał się, czy nie powinien być wdzięczny rodzicom, swojemu życiu, za to, że było właśnie takie - bez ich czujnego oka skierowanego prosto na niego, bezpośrednio pozwalając mu na podejmowanie mnóstwo pochopnych decyzji, ukrywanie tego co robił tak naprawdę na widoku, zaraz pod ich nosem. Gdyby nie to, zapewne wszystko ułożyłoby się inaczej.
    Nie zacząłby uczęszczać niczym stały gość na imprezy, nie przetestowałby nowych wód z taką swobodą i brakiem większego pomyślunku - co miało swoje plusy, jak i minusy. Wszedł w to wcześniej, mógł z mniejszym skrępowaniem poznać siebie i te ukrywane po kątach potrzeby, ale tym samym było wiele okazji, które zostawiały po sobie gorzkawy posmak w ustach.
    Może gdyby wtedy nie postawił tak prędko wykorzystać braku rodzicielskiej uwagi, byłby na tym samym etapie, co Yosoo. Może wszystko rozegrałoby się inaczej, gdyby wspólnie stawiali dopiero co pierwsze kroki. Ale to, ile wcześniej przeżył, nie miało tak naprawdę znaczenia. Przy nim wszystko wydawało się nowe, intensywniejsze. Z nikim nie czuł się tak wyjątkowo, jak z nim. Nikt nie potrafił tak szybko rozpalić go spojrzeniem, słowami i przelotnym dotykiem.
    I powinien był być świadom tego, że to wszystko wydarzyło się przez alkohol, przez nacechowany nastrój imprezy oraz wymienianych spojrzeń, ale mimo to wystawił serce na bezpośredni atak. Pozwolił drobnej części samego siebie utopić się w emocjach, pomyśleć, że z tego będzie coś więcej, tylko po to, aby następnego ranka zostać brutalnie zdruzgotanym.
    Nic takiego się nie działo, nie rozmawiali, nie widywali się, a w trakcie zajęć nawet nie krzyżowali spojrzeń, a jednak dla Yechana był to najtrudniejszy tydzień od długiego czasu. W emocjach śmiałby rzec, że od początku życia. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, nie miał z kim o tym porozmawiać, skoro jedyna podpora była właśnie głównym problemem. Wracał do starych nawyków, ale nie były tak owocne, jak kiedy starał się udowodnić to samo - że poradzi sobie sam - rodzicom. Bo nieważne jak bardzo chciał wmawiać sobie i innym, był zależny od Yosoo. Nawet, kiedy nic się nie działo, czuł ukojenie w tym, że zawsze może do niego zadzwonić czy napisać i nigdy nie zostanie zignorowany. Zawsze może się wygadać, liczyć na szybkie, wspólne wyjście, aby odwrócić uwagę, czy spotkanie się w którymś mieszkaniu, jeśli oboje nie mieli ochoty na dołączenie do życia w mieście.
    A teraz był jedynie jeszcze bardziej uświadamiany w tym, jak bardzo był uzależniony od Jeonga. W całości, pod każdym względem. Jak jego całe ciało reagowało na każdy gest i dźwięk z jego strony. Nieważne było to, jak znowu mogli namieszać w podburzonej relacji, skoro teraz wszystko było tak banalne, ale tak przyjemne. Spytany, przyznałby, że nigdy nie czuł się lepiej.
    Mruknął z aprobatą, nie odsuwając ust od wrażliwej skóry, a jego zmysły były przysłaniane nie tylko alkoholem, ale i działającym jak narkotyk zapachem Yosoo
    — Przed nami jeszcze długa droga, Soo — uśmiechnął się wymownie, obejmując otwarcie wzrokiem przyjaciela, który z każdą chwilą wyglądał coraz mniej schludnie. Zawiesił wygłodniałe spojrzenie na osuwającej się samoistnie koszuli, na pojedynczych, kontrastujących z bladą cerą, malinkach, które zdążył tam zostawić.
    Nie był pewien, jak długo da radę wytrzymać, niemal boleśnie, powolne tempo. Ale i z tego czerpał niesamowitą przyjemność, z własnego męczenia się, z rosnącym wyczuleniem na każdy dotyk i dreszcze, jakie rozbudzał. Na cieple roznoszącym się po całym ciele, chwilami niebezpiecznie gromadzącym się przy podbrzuszu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny, wyciszony jęk wypełnił wszechobecną ciszę w mieszkaniu przy niespodziewanym ruchu na jego kolanach, a pływak posłusznie uniósł chwilowo ręce, aby ułatwić zdjęcie dopasowanej koszulki, odczuwając chłód jedynie przez nic nieznaczącą chwilę. Rozanielony wodził wzrokiem za spojrzeniem Yosoo, za oczami, które same w sobie potrafiły wywołać drżenie jego ciała, a dołączenie palców zmusiło go do odchylenia głowy przy niekontrolowanym przyspieszeniu oddechu. Przy pierwszym, mocniejszym podrażnieniu skóry palcami, wydostało się z niego słabe syknięcie, ale automatyczne oderwanie pleców od kanapy jasno sygnalizowało potrzebę czucia jeszcze więcej. Nie zwracał nawet uwagi na wijące się pod Yosoo biodra, nieszczęśliwie szukających tych drugich, będąc zbyt przejętym wstępnie chłodnymi, ale zaraz rozpalającymi skórę wargami, które sunęły po jego ciele. Posłusznie rozchylił wargi, kiedy poczuł na nich palce przyjaciela, hacząc o nie nieznacznie zębami, nim przesunął po nich bezmyślnie językiem. Głupiał pod wpływem mieszanych bodźców, pragnąc jeszcze więcej, pozwalając bezwstydnym westchnieniom i jękom uciekać spomiędzy jego ust, kiedy Yosoo obchodził się z nim z bolesnym ociąganiem. Niewiele myślał opierając dłonie na jego biodrach, dociskając go jeszcze bliżej, na ile było to możliwe. Nadawał im równie powolnego rytmu, żeby zaraz przestać i wsunąć dłonie pod koszulę, rozprawić się z ostatnimi guzikami i całkowicie zsunąć ją z jego ramion, cały czas prosząc całym ciałem o to, żeby Yosoo nie przestawał. Oparł dłoń na brzegu spodni, bawiąc się znajdującym tam guzikiem, nie pozwalając jednak dłoni pójść dalej
      — Więcej — mruknął między łapczywie łapanymi oddechami. Był w stanie przepaść tylko przy tym, przy drażniących się z nim pieszczotach, co z jednej strony go przerażało. Z drugiej podniecało jeszcze bardziej — Potrzebuję więcej, Yosoo.

      Yechan

      Usuń
  29. Już wcześniej był przekonany, że Yosoo robił to specjalnie. Sprawiał wrażenie całkowicie ślepego na to, jak na niego działa, jak rozbraja go najdrobniejszym gestem, byleby tylko brnąć w pozornie niewinną grę dalej. Zapewnił go w tym jeszcze bardziej swoimi zadziornymi słowami, które dotarły do niego z lekkim opóźnieniem, jakby musiały przebić się przez wygłuszającą barierę. Na marne próbował uregulować oddech poprzez wciąganie powietrza nosem, miał wrażenie, że całe jego ciało drżało przy każdym zbliżeniu się Yosoo, po poczuciu chłodnej śliny i zębów, które nieziemsko kontrastowały z rozpaloną skórą. Palce samoistnie zaciskały się na brzegu spodni chłopaka, jakby miało mu to dodać stabilności, spowolnić przyjemne zawroty głowy
    — Nie wiem — westchnął żałośnie, nie zajmując sobie głowy nad przemyśleniem tego, co tak naprawdę ich wstrzymywało, co sprawiało, że jeszcze nie przekroczyli tej wąskiej, co chwilę przesuwanej, granicy. Nie chciał zwalniać, szukać odpowiedzi na pytanie, które tak naprawdę się o nią nie prosiło.
    Na moment mógł skupić się na złapaniu oddechu, lecz jedynie przez krótką chwilę, która natychmiast wyślizgnęła się z jego rąk. Zaraz po spotkaniu się ze wzrokiem Yosoo, równie zaślepionym, wypełnionym ekscytacją, co jego własny, czuł się popchnięty jeszcze dalej, namówiony do tego, aby nie zawracać sobie głowy czymkolwiek innym, niż siedzący na jego kolanach chłopak. Posłusznie czekał, aż guzik przestanie być jedną z blokad, zaraz hacząc palcami o bokserki, nie ruszając jednak ich ze swojego miejsca
    — Dzięki, nie miałem pojęcia — odgryzł się, zachowując jednak - na tyle, na ile buzujące w nim wrażenia na to pozwalały - niewinny ton i strzelił delikatnie gumką od jego bielizny. Uśmiech sam wślizgnął się na jego usta, kiedy widział zadowolenie na twarzy przyjaciela, zaraz musząc ugryźć się w język, kiedy zdał sobie sprawę z cisnących się na niego słów.
    Już na tym etapie Yosoo wyglądał dla niego niesłychanie atrakcyjnie. Z lekko poczochranymi włosami, odkrytą klatką piersiową i rozpiętymi spodniami, nieznacznie zsuwającymi się z bioder. Z uśmiechem na twarzy, którego tak dawno nie widział. Zasypałby go niejednym, całkowicie szczerym, komplementem, chwaląc wszystko, jak leci, ale nie mógł. Wiedział, że jeśli to zrobi, nie będzie mógł tego cofnąć. Że wtedy rozbije bezpieczną bańkę, która pozwalała żyć im w przekonaniu, że wszystko działo się ze względu na ulotne pożądanie, ze względu na głupie, pijackie decyzje. Dodałoby niepotrzebnej warstwy, która jedynie dodatkowo utrudniłaby następny poranek.
    Dlatego był niezmiernie wdzięczny, kiedy Yosoo wrócił do pobudzania wszystkich jego nerwów, jego dłonie paliły nawet przez materiał spodni sprawiających coraz więcej dyskomfortu. Palce rozsypywały dreszcz wzdłuż kręgosłupa, a z ust pływaka bezwstydnie wysypywały się rozdygotane westchnienia, wymieszone z zadowolonymi pomrukami. Nie było nawet celu w próbowaniu powstrzymania zniecierpliwionego jęku, kiedy dłoń Jeonga znalazła miejsce pod spodniami
    — Tak? — zapytał prędko, jednak nie w pełni obecny, kurczowo zaciskając palce na biodrach chłopaka, kiedy poczuł, jak ten wbił się mocniej w przewrażliwioną skórę. Spodziewał się czegoś więcej, następnego ruchu z jego strony, który zawróciłby mu w głowie jeszcze bardziej, lecz zamiast tego spotkała go nietypowa cisza. Martwiąca cisza, przez którą samorzutnie wyprostował się na swoim miejscu. Bał się, że zmienił zdanie, że wyrzuty uderzyły go szybciej, niż blondyna i jednym ruchem sprowadzi ich obu na ziemię, choć byli tak blisko. Posłuchałby, zrozumiałby nie naciskałby dalej, ale tak bardzo nie chciał przerywać. Bo było mu zbyt dobrze, im obu było zbyt dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mógł więc powstrzymać odczucia lekkiej ulgi, kiedy usłyszał kolejne słowa Yosoo, automatycznie wyciszające wstępne, niemal przytłaczające obawy
      — To ty przeleciałeś mnie, jeśli o to Ci chodzi, Soo — przyznał bezceremonialnie z głupawym, acz szczerym uśmiechem, nie widząc sensu w unikaniu jednoznacznej odpowiedzi, a zarazem chcąc ukoić ukazane przez chłopaka nerwy, uzupełnić po części widocznie obecne braki w jego pamięci. Przeniósł jedną z dłoni na jego policzek, przy tym delikatnie obrysowując kciukiem jego usta, zanim wsunął dłoń w ciemne włosy — Teraz jest dla mnie bez różnicy — wzruszył niedbale ramionami, mówiąc zgodnie z prawdą. Nie przeszkadzało mu przypasowanie się temu, czego oczekiwał Yosoo, byleby móc dalej widzieć go w błogim stanie, tkwić w tym, wyrwanym teraz od wszystkiego dookoła, ich własnym świecie.
      — Ale w razie co, możesz mi zaufać — mruknął, przysuwając go bliżej siebie — I mogę wtedy obiecać, że będzie Ci dobrze, Yosoo — zostawił ulotny pocałunek w kąciku ust, w międzyczasie zsuwając dłoń wzdłuż kręgosłupa przyjaciela, wkradając niepostrzeżenie palce za gumkę bokserek, napawając się ukrywaną pod nimi skórą — Lepiej, niż kiedykolwiek w życiu.

      Yechan

      Usuń
  30. Zareagował lekkim śmiechem na reakcję Yosoo, jak i słowa owiane wątpliwością, za którą nawet nie mógł go winić. Jednak wiedział swoje, nie mógł powstrzymać się ostatni tydzień przed wracaniem myślami do tamtego wieczoru, od próbowania przypomnienia sobie gdzie padł pierwszy dotyk, gdzie, gdyby faktycznie miała możliwość, zostałaby wypalona ścieżka po pospiesznych pocałunkach
    — Było. Jak na kompletnego amatora naprawdę się spisałeś — pochwalił go bez ogródek, acz z zachowaniem żartobliwej nutu, przywdziewając cwaniacki uśmiech na usta, kiedy bezpośrednio mógł zauważyć utratę jasnego myślenia u Yosoo pod wpływem jego dotyku. I to tak idealnie, kusząco prosto pod jego nosem, bez pohamowania, które towarzyszyło im obu jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Chciał zapamiętać każdą chwilę, wypalić sobie obraz zarumienionej twarzy Yosoo, móc przypisać każdemu ruchu brwi, zaciśnięciu powiek coś, co je wywoływało. Sprawić, że lekko spuchnięte od ciągłego drażnienia ich wargi będą pobłyskiwały wymieszaną śliną po kolejnym, namiętnym pocałunku. To było jedyne, czym teraz chciał mieć wypełnioną głowę.
    — Spadaj — wymruczał, schodząc na chwilę ustami na jego żuchwę, nie myśląc wielce nad tym, czy powinien czuć się urażony, czy raczej nie — To przez Ciebie — nie skłamał. Na co dzień w końcu nie należał do tych wręcz przytłaczająco otwartych osób, tych, co stawiały pierwszy krok, ściągały na siebie uwagę wszystkich. Nie żeby celowo się ukrywał, czy był z nieśmiałego grona, bo to również była mu obca skrajność. To Yosoo wypychał go z tej strefy komfortu, szczególnie w sytuacji jak ta, kiedy nieustannie utwierdzał go w tak naprawdę nierozważnych decyzjach. Przysłowiowo obrastał w pióra, kiedy najdelikatniejszy dotyk spotykał się z zniewalającą reakcją ze strony ciemnowłosego, kiedy mógł spojrzeć mu w oczy, a te były przysłonione pożądaniem i niczym więcej. I że to wszystko było kierowane w jego stronę.
    Uśmiechnął się pod nosem, kiedy chłopak nieznacznie uniósł się z jego nóg, bezczelnie nie pomagając mu w pozbyciu się spodni, zdając sobie sprawę, jak trudnym było to na ten moment zadaniem. Szczególnie przy mniejszej sprawności przy tych podstawowych czynnościach, jaka im towarzyszyła, kiedy w pełni się na czymś nie skupili. A mu było wyjątkowo ciężko odwrócić wzrok i zająć się czymś innym, niż Yosoo.
    Przymknął zachwycony oczy, kiedy znowu poczuł palce wsuwające się w jego, z biegiem wieczora coraz bardziej, zwichrzone włosy. Jęknął prosto w usta przyjaciela, kiedy naparły na jego własne z onieśmielającą intensywnością, ponownie odbierając umiejętność normalnego, swobodnego wzięcia oddechu. Wędrująca po drugim ciele dłoń wróciła na klatkę piersiową, gdzie przelotnie, jakby testując wody, zahaczył palcem o sutek, opuszczając jednak palce jeszcze niżej, dopóki nie znalazły się na podbrzuszu chłopaka, złośliwie, a zarazem z ciekawością, dociskając ją do tego miejsca mocniej. Sam balansował niebezpiecznie blisko granic wytrzymałości, ale to nie powstrzymywało go przed testowaniem tych należących do Jeonga.
    Bez słowa skinął głową, a jedynie z wtórującym, drżącym westchnieniem, kiedy jego ucho wraz ze skrawkiem karku zostało owiane oddechem Yosoo. Jego umysł nie nadążał za falą bodźców, najpierw za pocałunkiem, potem za dłońmi rozpalającymi jeszcze bardziej jego skórę, aby skończyć wplątanymi w materiale spodni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szarpnięcie wraz ze stanowczymi słowami wywołało kolejny, żałosny jęk, jak i zadowolony śmiech, spomiędzy jego rozchylonych warg, upajając się równie mocno tą na swój sposób rozwydrzoną, zarządzającą stroną przyjaciela, jak i tą, która ulegała każdemu dotykowi oraz drżała przy każdej wypowiedzi
      — Ty za to zawsze lubisz się rządzić — nie czekał jednak dłużej, niż było to potrzebne. Uniósł biodra ku górze, aby móc zsunąć z nich sztywny materiał spodni, niechlujnie radząc sobie z nogawkami, aby na koniec móc odrzucić ubranie gdzieś na bok. Odczuta ulga była chwilowa, zaraz znajdując problem w męczącym materiale bielizny, którą zostawił na swoim miejscu — A ty? Dasz radę sam, czy trzeba Ci pomóc? — zapytał wyzywająco, chwytając za zamek spodni, których już wcześniej ciemnowłosy próbował się pozbyć. Mozolnie rozpinał suwak, tym samym przesuwając knykciami po materiale bokserek. Nieświadomie zwilżył wargi językiem, mogąc nie tylko odczuć, ale i zauważyć napięcie cienkiego materiału, przywołujące tyle niepoprawnych myśli i obrazów — Trochę nie fair, żebym sam tak siedział — spojrzał na niego sztucznie skruszonym wzrokiem, w międzyczasie zsuwając materiał niżej, na ile tylko mógł i nie unikając stykania się palcami z niezbyt grubą bielizną.

      Yechan

      Usuń
  31. Wolność miała przyjemny smak
    Mimo, że minęło już trochę czasu, odkąd Caden opuścił zakład karny i ponownie stał się prawowitym obywatelem Nowego Jorku, to chwilami ciężko było mu się przestawić. Przyzwyczajony do brutalnej rutyny swój dzień czasami zaczynał równo o piątej rano. Oczekiwał tego, że lada moment ktoś wpadnie mu do pokoju i zacznie przeszukiwać każdą szparę w poszukiwaniu czegoś nielegalnego. Dostał swoje mieszkanie od ojca, gdzie absolutnie nikt go nie kontrolował. Wszyscy, krótko mówiąc, mieli w niego wyjebane, a takie podejście całkiem mu odpowiadało. Musiał się nauczyć życia na nowo. Matka rzadko się do niego nie odzywała, wciąż obrażona za to, że splamił ich dobre nazwisko, ale jakoś nie potrafił się tym przejąć. Od wyjścia był grzeczny, nie wpakował się w żadne kłopoty i po prostu sobie był. Chodził nawet regularnie na studia, uczył się może przeciętnie, ale dopóki wszystko zdawał to było dobrze. Nie wracał zbytnio też myślami do przeszłości. Stało się, trudno. Sam wtedy nie był trzeźwy, zrobił naprawdę głupio, że dał się namówić, ale słowem wtedy nawet nie pisnął, że poza nim i kilkoma kumplami była jeszcze dodatkowa osoba.
    Przez niemal trzy lata miasto się pozmieniało. Pozmieniały się również miejsca, które Caden znał i lubił, niektóre z nich były już dawno zamknięte lub zmieniły lokalizację. Jeszcze nie zdążył nadrobić wszystkich zaległości, czy to tych filmowych czy wśród znajomych. Co prawda całkiem spora część osób, które Caden nazywał przyjaciółmi ruszyła do przodu i o nim całkiem zapomniała. Co prawda nie wszyscy, bo był Yosoo, którego towarzystwo Caden sobie cenił od naprawdę dawna. Nie musiał go nawet namawiać na wspólne wyjście, był bardziej niż chętny. Zwłaszcza, że to nie miała być pierwsza lepsza impreza, na której poleje się alkohol, a ludzie będą podawać sobie narkotyki, jak cukierki. Przyszedł tu przede wszystkim po to, aby wesprzeć kumpla, zobaczyć jak to wszystko wygląda. Co prawda jemu było daleko do wymyślania tekstów, które się rymują i choć był zdolny artystycznie, to nie było to w kierunku śpiewania czy kreatywnego myślenia. Caden starł się gwizdać i klaskać najgłośniej ze wszystkich fanów i fanek Yosoo, gdy ten skończył występ. Gdyby kumpel go tylko poprosił to wcisnąłby się w obcisły strój cheerleaderki i przyniósł ze sobą pompony. Ograniczała ich w zasadzie tylko wyobraźnia, a nie było raczej takiej rzeczy, jakiej Caden mógłby się wstydzić czy nie zrobić, bo poczułby się głupio. Jednak dziś w zupełności wystarczyło, że założył szarą bluzę i jeansy oraz jego donośny krzyk.
    Nie przeszkadzał mu fakt, że poza Yosoo nie znał tutaj nikogo innego. Od tego były takie wieczory, aby ludzi poznawać, prawda? Akurat był w trakcie rozmowy z jakąś dziewczyną, kiedy usłyszał swoje imię oraz znajomy głos. Stracił zainteresowanie nową koleżanką, ale ona również od razu poszła już do kogoś innego.
    — Zrób się już sławny, abym mógł chodzić na twoje koncerty za darmo, co? — Zasugerował, co miało być jednoznaczne z tym co sądził o jego wystąpieniu. — Zajebiście było, poważnie mówię. Mi się podobało, a sądząc po reakcji ludzi dookoła mnie to im również — dodał. Nie było buczenia czy innych dźwięków, które miałyby sugerować, że jego występ im się nie podobał. — Z przyjemnością to od ciebie wezmę, drogi przyjacielu — zaśmiał się podbierając skręta.

    caden

    OdpowiedzUsuń
  32. Był w stanie kompletnie zatracić się w tej chwilowej, wyrwanej z rzeczywistości, chwili. Zapomnieć o jakichkolwiek pohamowaniach i oddać się znajomym instynktom. Jednak resztkami rozsądku trzymał siebie samego na wodzy. Nie odwracał od Yosoo wzroku przez samą fascynację, ale i próby wyłapywania wszystkich reakcji, wysyłanych sygnałów, aby w razie móc odnaleźć ten świadczący o niepokoju, czy dyskomforcie.
    Mówili sobie niemal wszystko, opowiadali o latach szkolnych, a dzięki temu dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że prowadził go na zupełnie obce tereny. Widział to w niepewnych ruchach, drżeniu dłoni - które mimo braku doświadczenia działały na niego zabójczo. W oczach, które zawsze mówiły najwięcej, a teraz, kiedy nie były wlepione w jego własne, badały całą jego twarz. I nie mógł mu się dziwić, dobrze zdając sobie sprawę o różnicy między tym, co działo się teraz, a tym, do czego chłopak musiał być przyzwyczajony. Szczególnie po długim, mającym być tym ostatnim, związku. Ale Yechan nie chciał teraz o tym myśleć, nie chciał myśleć o Avie, która dopiero co miała złamane serce przez zerwane zaręczyny. Nie chciał myśleć o tym, co by zrobiła, gdyby dowiedziała się o poczynaniach byłego narzeczonego kilka dni po skończeniu ich relacji.
    Na szczęście nie miał problemów z tym, żeby skupiać się tylko na jednym. Tylko i wyłącznie na Yosoo, na dawaniu nowych, wcześniej niebadanych doznań, aby odnaleźć to, co sprawiało mu najwięcej przyjemności. Tak jak teraz
    — Na co? — spytał niewinnie, pozornie interesując się tym, co zamierzał właśnie powiedzieć. Arogancki, pewniejszy z każdym, łapanym przez przyjaciela oddechem uśmiech, pojawił się po znaczącym urwaniu wypowiedzi. Nie mógł również powstrzymać lekkiego drgnięcia ciała, kiedy poprzez mocniejsze zaparcie się na kolanach, nogi ciemnowłosego zacisnęły się na jego własnych. Obserwował go wygłodniałym wzrokiem, wsłuchiwał się w płytki oddech, będący w tym momencie najpiękniejszą muzyką dla jego uszu, a odchylenie głowy bezpośrednio dało mu szansę na skupienie się na naruszonej szyi, jabłku Adama poruszającemu się wraz z przełykaniem śliny, tym samym zmuszając go do zrobienia tego samego.
    Zaśmiał się cicho, acz bez krzty złośliwości, na słowa Yosoo, zsuwając nieznacznie palce na bok, aby zmniejszyć inwazyjny aspekt jednoznacznego dotyku. Opuścił wzrok na krótką chwilę, kiedy zauważył obok siebie ruch, ale po poczuciu dłoni bawiących się z jego bokserkami, wrócił spojrzeniem na twarz chłopaka, sprowadzając gest do nerwowego tiku. Tak było, dopóki nie poczuł, jak jego dłonie wsuwają się pod materiał, niszcząc wyłapany rytm oddechu i samorzutnie spinając mięśnie brzucha. Już dawno zrezygnował z udawania niewzruszonego, nawet się tego nie podejmował, kiedy pierwszy dotyk z jego strony, ostrożny pocałunek, zadziałał na niego ze zdwojoną siłą. Mimo to był w pewnym stopniu zażenowany tym, z jaką łatwością do tego dochodziło. Gdyby potrzebował dowodu, że ma słabość do Yosoo, reakcja na kolejny pocałunek byłaby tym idealnym. Mruknął zadowolony po poczuciu lekko zaciskających się na jego wardze zębów, chcąc przedłużyć i pogłębić pieszczotę jeszcze bardziej, gdyby Jeong nie zabrał znowu głosu. Zatrzymał się w ślepym wodzeniu za jego ustami, kiedy słowa dotarły do niego z zaskakującą przejrzystością.
    Były niczym zaklęcie, fraza, którą musiał usłyszeć, aby zrobić ten następny krok.
    Oparł dłonie na jego biodrach, aby w końcu zmienić ich pozycję, zmuszając Yosoo do położenia się na kanapie, a tym samym zyskując możliwość do pełnego zdjęcia jego spodni
    — W każdej chwili możemy się zamienić, Yosoo — poinformował z pełną, niespodziewaną powagą po zawiśnięciu nad nim. Nie chciał, żeby czuł się do czegoś zmuszony, żeby to drobne, acz tak ważne, nieporozumienie zniszczyło im obu ten moment — Po prostu coś wtedy powiedz — wymruczał przed złożeniem jednego pocałunku na jego ustach, zaraz idąc wargami coraz niżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozolnie, hamując swoją własną potrzebę pośpiechu, wyznaczał wilgotną ścieżkę od żuchwy, przez obojczyki po sam brzuch, miejscami podrażniając skórę zębami, aby zaraz przesunąć po zarumienionych miejscach językiem. Z kolei jedna z dłoni, równie nieśpiesznie, po zadziornym bawieniu się gumką bokserek, wsunęła się pod materiał, aby ściągnąć go z jego bioder. Badał złakniony delikatną skórę podbrzusza, jak i ud, jednak za moment przerwał i na nowo znalazł się nad nim, napierając wymownie, w geście niemego nakazu, palcami na usta przyjaciela, czekając aż ten wystarczająco je zwilży. Sam ledwo wytrzymywał, pragnąc zaspokoić w końcu własne potrzeby, ale ważniejszym było dla niego sprawienie jak najwięcej przyjemności Yosoo. Zapobiec temu, aby stało się to dla niego złym wspomnieniem, aby się spłoszył przez napierający na nich pośpiech
      — Rozluźnij się — nakazał, składając delikatny pocałunek w kąciku jego ust, a dłoń ponownie znalazła się pomiędzy jego udami, celowo dotykając go jak najmniej — Nic więcej nie musisz robić — dodał, tym razem przechodząc wargami na jego szyję, miarowo i ostrożnie wsunął jeden z palców, tym samym nieodwracalnie przekraczając kolejną granicę.

      Yechan

      Usuń
  33. Z jednej strony Yosoo budził w nim tę obcą, ale wyjątkowo sporą, odwagę, jak i poczucie pewności siebie. Z drugiej jednak gonił go strach. Obawy przed tym, że coś pójdzie nie po ich myśli, że zepsuje ten moment. Że źle wypadnie w oczach przyjaciela, choć nigdy by nie pomyślał, że będzie mu zależeć na jego opinii w tym właśnie temacie. W końcu nigdy nie zakładał, że wylądują razem w łóżku - a przynajmniej do chwili, kiedy podczas jednej z tych przeklętych imprez spotkali się wzrokiem, kierowani dalej niewyjaśnialną siłą. Mógłby to wszystko tłumaczyć głupotą, zwykłymi potrzebami, które wzięły górę. Mógłby, gdyby to się nie powtórzyło.
    A jednak znajdowali się teraz w cichym salonie ciemnowłosego, który bez skutku próbował wypełnić zapach dawno zapomnianego popcornu. Nie wątpił w to, co robił, nie zastanawiał się nad tym, co będzie rano, chociaż zapewne powinien. Przynajmniej przez moment. W tym momencie nie czuł takiej potrzeby, zbyt zadowolony i pochłonięty kreującym się pod nim obrazem. Miał wrażenie, jakby naprawdę nie potrzebował więcej do szczęścia, niż pozostanie w tej chwili, w tym błogim stanie, który balansował na granicy przyjemności i oszalenia przez nadmiar wrażeń. Nie istniał dla niego czas, nie istniało nic oprócz nich, zajmowanej kanapy i wzajemnie wysyłanych oraz odbieranych sygnałów. A Yechan nie mógł czuć się lepiej.
    Bez oporu oddawał się wszystkim gestom ze strony przyjaciela, kojącymi skrywane nerwy co do pójścia dalej. Wyciszały niepokój związany ze stanem Yosoo, tym, jak się właśnie czuł, czy przypadkiem nie sygnalizował o tym, że zmienił zdanie. Dawał się przyciągnąć bliżej, cudem dając radę oprzeć się bokiem po jednej stronie chłopaka, czubkiem języka zwilżając usta, kiedy przy nakierowanym przysunięciu się, poczuł ocierającą się o siebie nagą skórę. Wysilał się całym sobą, aby wydłużyć własną cierpliwość, zignorować rozpływające się po ciele ciepło, robiące to jeszcze szybciej, przez dostanie czegoś, czego, bez pewnej wiedzy pływaka, wyczekiwało cały tydzień. Nie był pewien, jak bliski był utracenia kontroli, ale nie zamierzał, nie mógł, się spieszyć
    — Poczekam — odpowiedział wręcz z automatu, oddając się przy okazji przyjemnej sensacji dłoni we włosach. Gdyby byli w innej sytuacji, byłaby czymś kojącym, dodawała przyjemnego, uziemiającego ciężaru, a zarazem sprawnie pomagała się zrelaksować. Teraz działała całkowicie odwrotnie, szczególnie kiedy palce przyjaciela szarpały za kosmyki, tym samym rozsypując po skórze Yechana gęsią skórkę.
    Niemal od razu powstrzymał się od dalszych ruchów, kiedy usłyszał nagły wydech w połączeniu z niespokojnym ruchem ciała chłopaka. Przyłożył z kolei usta do jego szyi, do twarzy, jak i do samych ust, zasypując wybrane miejsca motylimi pocałunkami, a w tym samym czasie wolna dłoń powędrowała do boku szyi, aby kciukiem nieobecnie rysować tam drobne kółka, w podświadomym, kojącym geście
    — Nie przepraszaj, to przyjemne — wymruczał nieambitnym zlepkiem słów w ciepłą skórę, cierpliwie odczekując, aż ten dał radę wrócić do normalnego - w tym przypadku równie płytkiego, co jego własny - oddechu, zanim poruszył palcem, wyłapując powolny, acz równy rytm — I jeszcze będziesz miał okazję, Soo — wrócił do urwanego pytania i zapewnił go z drobnym uśmiechem, odsuwając się od jego szyi tylko po to, aby móc go znowu pocałować. Powoli, niby bez większego pośpiechu, acz z wyczuwalnym, zniecierpliwionym zabarwieniem, które coraz ciężej było mu pohamować. Z każdą sekundą coraz trudniej było mu złapać spokojny oddech, co było jedynie jeszcze bardziej utrudniane przez mimowolne reakcje ciała Yosoo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę chciał, żeby ten nie przejmował się nim, skupił się tylko i wyłącznie na sobie, a całą resztę odstawił na bok. Nie potrafił jednak ukryć, sporadycznego i samoistnego, przysunięcia swoich bioder bliżej, kiedy jego myśli wybiegały w niedaleką przyszłość, pobudzając go jeszcze bardziej. Nie zamierzał nic mówić, jakby jakkolwiek miało to wpłynąć na jego ego, ukazać słabość, która nie miała tutaj najmniejszego znaczenia. Bo nie chciał, żeby tylko Yosoo skupił się wyłącznie na sobie, ale to samo tyczyło się blondyna. Uparcie skupiał się głównie na nadaniu szybszego, pewniejszego tempa swoim palcom, ostrożnie i badawczo parokrotnie je zwijając. Przyjemność przyjaciela była dla niego teraz najważniejsza, nawet jeśli ciało uparcie się temu sprzeciwiało. Tylko i wyłącznie dlatego udało mu się zatrzymać własną, wolną dłoń na gumce własnych bokserek, aby nie miała szansy na wkradnięcie się pod materiał, aby zaspokoić przynajmniej część samolubnych pragnień.

      Yechan

      Usuń
  34. Mieszkanie Yosoo wcześniej kojarzyło mu się z, dość rzadkimi, mniejszymi zebraniami grupowymi. Z oglądaniem filmów, szykowaniu się przed wspólnym wyjściem albo - często niezbyt udanym - uczeniem się do egzaminów na zajęcia. Z miejscem, do którego wpadał, kiedy jego własne mieszkanie było za daleko, godzina nie sprzyjała, a on był zbyt pijany, żeby znaleźć w sobie resztki siły na powrót do siebie. Z tym samym łączył kanapę, na której nieraz przysnął, albo w pełni zasnął. Czy to z tabletem i włączonymi notatkami na nogach, czy kolejnym filmem, którego nie potrafił później przywołać, puszczonym na telewizorze. Wszystko kojarzyło mu się dość typowo, niewinnie.
    Nie wiedział, czy teraz da radę spojrzeć na to wszystko przez ten nienaruszony pryzmat. Zapach popcornu, z którego nawet nie zdawał sobie sprawy, i tak został automatycznie przypisany do tej chwili. Każde spojrzenie na niewygodną kanapę wiązało się tylko z jednym, zawsze miała przypominać o intensywnych, gęsto wiszących w powietrzu emocjach i niewypowiedzianych, choć i tak zrozumianych słowach.
    Już wcześniej było mu ciężko zepchnąć tę wpadkę, która miała być tylko tym jednorazowym błędem. W najgorszym przypadku miała zepsuć ich znajomość, sprawić, że już nigdy więcej nie będzie miał szansy porozmawiać z Yosoo, czuć się komfortowo podczas zwykłego siedzenia obok siebie na sali wykładowej. Jednak wtedy była to kwestia czasu, pogodzenie się z faktem, że temat ma być zwyczajnie zapomniany, a wtedy dadzą radę wrócić do tego, co było. Nie zakładał, że dojdzie do tego po raz kolejny. Nawet przy zaniepokojonym wejściu do mieszkania, czy po sięgnięciu po alkohol z lodówki przyjaciela; chciał się jedynie rozluźnić. Słowa z ich pierwszej rozmowy, a bardziej kłótni, wyraźnie rozbrzmiewały w jego głowie. Tak samo te z wypełnionego wygłuszoną muzyką pokoju, których nie potrafił zinterpretować w taki sposób, aby go jakkolwiek uspokoiły. Wtedy jednak dalej była szansa do zduszenia tego głęboko w sobie, udawania, że puścił to w niepamięć albo nazwania tego nieszczęsnym incydentem - nic więcej.
    Teraz szansa na to przepadła, zresztą tak samo, jak sam Yechan. Bo to wszystko go nie interesowało, kiedy bez pohamowania zatracał się w każdej błogiej sekundzie, czerpiąc z nich jak najwięcej.
    Nie był w stanie czegokolwiek żałować, znaleźć chwilę, żeby zatrzymać się i przemyśleć to, co właśnie robią, kiedy wyłapywał wnikliwe spojrzenie Yosoo, widział, jak lekki grymas dyskomfortu ustępuje miejsca przyjemności. Jak zaciska wargi, byleby być ciszej, a Yechan robił wszystko, żeby chłopak stracił kontrolę, pozwolił natężonym oddechom wypełnić niewielką przestrzeń między nimi.
    Bez namysłu sunął ustami po szyi, zaciskał na jej zęby i tym samym zostawiał kolejne ślady, które oprócz potęgowania wrażeń ciemnowłosego, były szansą na drobny upust samemu Powellowi. Konsekwencje były ostatnim, o czym myślał, i to samo tyczyło się malinek, które teraz w półmroku, przez okryte pożądaniem oczy, malowały się idealnie na bladej skórze, ale następnego ranka mogły być brutalnym, jednoznacznym przypomnieniem wszystkiego.
    Każdy oddech Yosoo, wraz ze sporadycznymi mruknięciami, napędzał go bardziej. Pozwalał zatracić się bez pomyślunku w próbie sprawienia mu samej przyjemności, mimo chęci pójścia jeszcze dalej. Nie przerwałby nawet po usłyszeniu ociekającego przejęciem zdrobnienia, brzmiącego jeszcze bardziej czarująco, niż zwykle, które łączyło się z zajmującym dotykiem przy bokserkach. Dopiero pociągnięcie za włosy zmusiło go do zarejestrowania słów, wraz z ponownym zadrżeniem pod wpływem nagłego gestu oraz rozanielonym pomrukiem. Bezwstydnie wpatrywał się w niego nieobecnym, zamglonym wzrokiem, z opóźnieniem faktycznie słysząc, co powiedział, a tym samym zaprzestając jakikolwiek ruch palców
    — Okej — zebrał się w sobie, ledwo co wyduszając ochrypniętym głosem to jedno słowo, nim okrył swoją dłonią tą należącą do Yosoo, aby w końcu pozbyć się swoich bokserek, od kilku; może nawet kilkunastu minut będących niczym więcej, niż drażniącym i opinającym go materiałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczuwany pośpiech i niecierpliwość kumulowały się z każdą chwilą, zaprowadziły go do ponownego, przelotnego zawiśnięcia nad chłopakiem, chwycenia jego biodra, aby móc nieznacznie go unieść, cały czas nie odwracając wzroku od leżącego pod nim Yosoo. Podświadomie łapał się na tym, że nawet nie był do tego zdolny, będąc zbyt w niego zapatrzonym. W jego zarumienioną twarz, w unoszącą się niespokojnie klatkę piersiową, w ciemne, zamglone spojrzenie
      — Może trochę boleć — ledwie znalazł w sobie pewność głosu, aby wypowiedzieć ostrzeżenie przed nieznośnie, boleśnie dla niego samego, wolnym, wstępnym pchnięciu bioder, wybijającym chwilowo wyrównany oddech prosto z jego płuc — Ale nie zaciskaj ich — westchnął ciężko po chwili bezruchu, przesuwając palcem po podrażnionych ciągłymi pocałunkami wargach — Chcę cię słyszeć.

      Yechan

      Usuń
  35. Gdyby nie ciągle udzielające mu się procenty - mimo wrażenia, że przy pierwszym, płytszym oddechu całkowicie wytrzeźwiał - nie dałby rady posunąć się tak daleko; pochopnie i bez kompletnego pomyślunku, o tym, co w tej sytuacji wypadało zrobić. Wtedy lekkie drżenie dłoni mogłoby zdradzić jego nerwowość, nieznaczny brak niepewności w ruchach, choć miał okazję nauczyć się powszechnie przyjętych podstaw, aby wiedzieć, co ma robić i w końcu wykonywał je nieraz. Tylko z kimś innym. Z kimś zazwyczaj równie, jak nie bardziej doświadczonym. Z kimś, z kim nie miał głębszej relacji, poza tą romantyczną czy czysto seksualną. Kimś, kto nie był jego najbliższym przyjacielem.
    Nie mógł jednak zamaskować powierzchowną pewnością siebie drżenia, jakie wywoływały sunące po jego skórze palce oraz rozpalona ścieżka, jaką po sobie zostawiały. Samorzutnie zacisnął śmiało palce na biodrze, odszukując w tym również oparcie. Lekkie przywrócenie siebie samego na ziemię i zapewniło w brnięciu dalej. A tak samo było niczym kotwica, która pozwoliła mu nie zatonąć w przytłaczającej jego organizm fali przyjemności. Nie dał rady rozluźnić wbijających się w skórę palców podczas uspokajania oddechu oraz siebie samego, które walczyły z promieniującym, przyjemnym bólem wywołanym przez dłonie zaciskające się na jego ramionach.
    Ta krótka chwila ciszy, przerywana jedynie niespokojnie łapanymi oddechami w próbie uspokojenia się, trwała w głowie Yechana całą wieczność, kiedy zamknął na moment oczy. Potrzebował jej, żeby dłoń, na której opierał ciężar swojego ciała, nie odmówiła mu posłuszeństwa. Żeby rozlewające się po ciele gorąco zbyt prędko nie stało się przytłaczające i dać sobie szansę na odzyskanie stabilności własnych ruchów. Potrzebował tego, żeby nie ośmieszyć się przed Yosoo.
    I nie powinno go to interesować, nie powinien się tym w ogóle przejmować, bo przecież nie miało to mieć później znaczenia. Nie wybiegał myślami na tyle daleko, aby zauważyć i przemyśleć możliwe kierunki, w które mogą po tym zmierzyć. Ale nieważne, jak bardzo starał się zepchnąć ścisk, tak charakterystyczny, acz teraz przez niego nierozpoznany, żołądka na bok, zwyczajnie nie mógł. Wiedział, że coś znaczy, i że w tej sytuacji nie było to czymś dobrym. Wręcz przeciwnie, było czymś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. I to powstrzymywało go przed podejściem do tego jak kolejnego, nic nieznaczącego wyskoku, o którym później zapomni. O którym oboje zapomną. Przekroczyli niewidzialną, acz tak wyraźnie rozdzielającą te dwie strefy granicę, nie mając szansy na powrót
    — Dla Ciebie wszystko jest nie fair — odparł z równie zaczepnym tonem, przywołując w sobie pamięci dokładnie te słowa, które miał okazję usłyszeć kilka dni temu, ale nawet nie potrafił żywić teraz do nich, ani do chłopaka urazy. Wszystko, co wcześniej od niego usłyszał, znaczyło teraz tyle, co nic. Mógłby to wszystko teraz powtórzyć, a Yechan nic by z nich nie usłyszał, zbyt zaabsorbowany obejmowaniem go wzrokiem.
    Przesunięcie palcami po czerwonych wargach naprowadziło go do pewnego, acz niezbyt agresywnego, chwycenia za brodę ciemnowłosego i zmuszenie go do zwrócenia twarzy w jego stronę, kiedy pływak wyłapał uciekający na bok wzrok. Pragnął, żeby ten był skierowany tylko i wyłącznie na jego. Nieważne jak przerażająco łatwo i prędko rozpalał jego ciało, samoistnie wybijające się z zastygnięcia w bezruchu, kiedy tylko oboje dali radę przyzwyczaić się do kolejnych doznań

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Aż tak Ci źle, Yosoo? Łamiesz mi serce — westchnął niskim głosem na wzmiankę o przegranej pozycji w ich sytuacji, przesuwając dłonią wzdłuż klatki piersiowej przyjaciela, po raz kolejny używając nieco więcej siły po oparciu jej na podbrzuszu. Resztki wątpliwości go opuściły, kiedy z każdym, z początku powolnym, ruchem bioder, odnajdywał odpowiedni rytm. Przy każdym, krótkim zamknięciu oczu, czuł słabe, ale tak przyjemne zawroty głowy. Rozchylone wargi dalej smakowały skóry, a spomiędzy nich wypływały rozanielone, bez powodzenia zduszanie pomruki. Nie potrafił wyjaśnić, skąd brał, chwilami wręcz zarozumiałą, zadziorność w swoim tonie, na co dzień będącą prawie nieistniejącą częścią jego wypowiedzi, zastąpioną powściągliwością.
      Zatracał się coraz bardziej z każdym ruchem, każdym dreszczem potwierdzanym niekontrolowanymi westchnieniami spomiędzy jego warg, przeszywającym go całego, kiedy czuł ciało Yosoo stykające się z jego własnym. Nie było dla niego odwrotu.

      Yechan

      Usuń
  36. Yechan zawsze starał się przekonać innych, że nikogo nie potrzebuje. Czy to względem bliskiej znajomości, kogoś z rodziny, czy w kontekście romantycznym. Wmawiał, że jest samowystarczalny, że poleganie na kimś innym było oznaką słabości, czego nauczył się przez całe swoje życie, zawsze będąc zostawionym samemu sobie, bez czyjejś pomocy. Dlatego nigdy o nią nie prosił. Ale wmawiał to również sobie, starając się w ten sposób wyeliminować potrzebę aprobaty od kogoś innego, chociaż tak bardzo tego łaknął, a nawet najmniejsza, pozytywna uwaga wywoływała niezrozumianą, acz tłumioną, radość. Między innymi dlatego jeszcze nigdy nie był w związku, optując na te nic nieznaczące “skoki w bok”, pozwalające mu na uniknięcie przywiązania się.
    Nie oczekiwał więc wiele od tego wieczora. Spodziewał się, że czysto z braku innych planów przyjdzie do Oliviera. Napije się czegoś, z kimś zatańczy, aby odwrócić uwagę od zajmujących jego głowę myśli i wróci - prawdopodobnie sam, nie mając ochoty ani humoru na nic bardziej zobowiązującego. Nawet podczas tańca z Aaronem, kiedy jeszcze nie wyłapał wzrokiem Yosoo w tłumie nie zakładał czegoś więcej. Spodziewał się co najwyżej wspólnej wyprawy do łazienki po wlaniu w siebie jeszcze większej mieszanki alkoholów, nierozważnego, szybkiego zbliżenia, które i tak nie posunęłoby się za daleko. Zdecydowanie nie tak daleko, jak poszedł z własnym przyjacielem, mimo wmawiania sobie przez dłużący się tydzień, że go nienawidzi.
    Jak miał go nienawidzić, kiedy przy każdej okazji udowadniał mu, że nikt nie rozumie go tak dobrze, jak on. Tylko Yosoo jednym spojrzeniem potrafił sprawić, że blondyn mięknął w kolanach, a serce zalewało palące gorąco. Tylko jego głos i dotyk wzbudzał u Powella przepływ dreszczy i odnalezienie wrażliwych miejsc, o których wcześniej nie zdawał sobie sprawy.
    Szczególnie kiedy usłyszał jednoznaczne potwierdzenie ze strony chłopaka, wywołujące na jego twarzy zadowolony, mimowolny uśmiech. Pośpiesznie łapany oddech niesamowicie łechtał jego ego, zarazem będąc dźwiękiem, który chciał na zawsze zapisać w swojej pamięci
    — To dobrze — nie powinien przywiązywać takiej wagi do tych słów, znaczących dla niego zdecydowanie za wiele. Każdym ruchem starał się spotęgować odczucia jeszcze bardziej. Udowodnić, że wcześniej nie plótł bzdur ani nie składał pustych obietnic, przez co tak naprawdę zdecydowali się tak pośpiesznie i ochoczo pójść dalej.
    Niekontrolowanie zaciskał palce przy odczuwaniu dłoni Yosoo wędrujących po swojej rozpalonej skórze i nieustannie napinających się mięśniach przez zawyżone wrażenia. Złączenie ust, sprawiające wrażenie jakby oboje nagle wyszli z wprawy, bez problemu wydusiło z niego pomruk, zduszony miękkimi wargami chłopaka. Lekko szarpiące za włosy palce gładko wywoływały kolejne, rozwiązłe odgłosy
    W końcu. Z każdym, rozkosznym jękiem przepadał coraz bardziej, leniwie uśmiechając się podczas zasypywania żuchwy i policzków wilgotnymi, bezładnymi pocałunkami. Wsunięta za kark dłoń wplatała palce w ciemne kosmyki, sporadycznie się na nich zaciskając, kiedy nieudolnie starał się wyrównać przyśpieszony oddech.
    Coraz większa niechlujność jego ruchów jasno świadczyła o malejącej wytrzymałości Yechana, będącego blisko skraju. Odczuwał, jakby stał zaraz na krańcu klifu, z którego zaraz miał skoczyć bez jakiegokolwiek pohamowania. Nigdy nie czuł się czymś tak przyjemnie przytłoczony, bez jakiejkolwiek szansy na powrót, zrobienie choć jednego kroku w tył, kiedy całe ciało wołało; prosiło się, o postawienie go w przód, mimo braku istniejącego tam gruntu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolna dłoń, nieustannie błądząca po ciele przyjaciela, zawędrowała niżej, aby owinąć palce wokół długości Yosoo, niemal w nieczystym zagraniu, które obrało sobie za cel wywołanie jeszcze większej ilości przytłaczających doznań. Takiej samej, jaka władała jego własnym ciałem, tracącym na rytmice i przemyśleniu ruchów
      — Yosoo… — rozedrgane sapnięcie było jedynym, co dał radę z siebie wydusić pod postacią werbalnego ostrzeżenia, gorączkowo zaciskając palce na ciemnych włosach w próbie znalezienia oparcia. Ruch dłoni automatycznie zgrywał się z ruchem bioder, a Yechan nie miał odwagi, ani siły podnieść głowy z zagłębienia szyi przyjaciela, drażniąc znajdującą się tam skórę zębami, ale i płytkim, świszczącym i jednoznacznym oddechem, którego z każdym ostrzejszym ruchem brakowało mu coraz bardziej. Był na samej krawędzi, z której zepchnąć mógł go najmniejszy, najsłabszy bodziec.

      Yechan

      Usuń
  37. Yechan pamiętał niewiele więcej z tamtej pamiętnej i jakże kluczowej nocy, którą spędzili razem, niż Yosoo. Pamiętał jednak o tyle dużo, żeby wiedzieć, co się wydarzyło, jak się wtedy czuł. I mimo już wtedy bycia przytłoczonym wrażeniami, przekonując się, że było mu dobrze, zbyt dobrze z kimś, kogo miał za przyjaciela; nikogo więcej. Ale wtedy zmysły i odczucia były przyćmione intensywną warstwą alkoholu, niewiedzą, jak faktycznie skończyli w takiej pozycji, ani jakie słowa padły między nimi. Zanotował jedynie ich wspólne rozbawienie, dłonie zaczepnie sunące po ciele, aby zaraz zostać zastąpionymi ciężkim oddechem i chorobliwym wczepianiem paznokci w skórę chłopaka. A nawet to nie mogło długo malować się pozytywnie, może z uderzającym w świadomość kacem moralnym, bo pierwszym, co go przywitało po otworzeniu oczu, była pustka na materacu oraz brak pośpiesznie zdjętych poprzedniej nocy ubrań.
    Teraz było inaczej. Nie polegał na samych instynktach, na decyzjach, które były niby podejmowane bez jego wiedzy, bo dryfował między świadomością, a jej kompletnym brakiem. Wiedział, co robi. Coś starało mu się uświadomić, że nie powinien, że popełniał wszystkie możliwe złe decyzje, a jego pierwszym błędem było zaciągnięcie bruneta do pustego pokoju w mieszkaniu Oliviera. Ale nie potrafił nawet udawać, że czegoś żałował. Każde ponowne wychwycenie wzroku, najdelikatniejsze, acz nieporadne muśnięcie warg, czy też każdy, wulgarnie brzmiący odgłos było dla niego niczym potwierdzenie, że nie było czego żałować, skoro im obu było tak dobrze. Skoro Yosoo nie wyglądał, jakby jego myśli były owiane wątpliwości, to czemu jego miałyby się tak zachowywać. Wolał w pełni oddać się pożądaniu. W pełni oddać się Yosoo i temu, jak niesamowicie szybko i z łatwością mieszał mu w głowie.
    Tak naprawdę balansował na granicy wytrzymałości od samego początku. Od wyjścia z nieinwazyjną propozycją wprowadzenia przyjaciela w nieznane mu tereny, zapewnienie, że o niego zadba, jeśli tylko mu na to pozwoli. Każdy dotyk był niebezpiecznym popchnięciem, próbą wytrącenia go z równowagi, a jedynym, co pozwalało mu wytrzymać, była chęć zaznania jeszcze więcej. Dotrzymania słowa, które złożył bez większych oczekiwań - po części gotowym na spotkanie się z odmową.
    Nie miał już czego się uczepić, kiedy z trudem przychodziło mu łapanie oddechu, pozwalającego na wyzbycie się zawrotów głowy oraz przyjemnego zamroczenia przed oczami, jedynie zwiększającymi wrażliwość zmysłów. Nie musiał szukać tego uczepienia, kiedy w parze z jego jękami szły ciężko brane wdechy Yosoo, zaciskające się nieregularnie palce, niezważające na wrażliwość skóry, tak samo jak zęby wbijające się w jego ramię.
    Nie potrafił stwierdzić, ile czasu minęło od wysapanego przez niego imienia przyjaciela ani od usłyszenia jego słabego głosu. Mogły to być sekundy, ale równie dobrze minuty. Jednak tylko tyle potrzebował, wraz z odczuwanym, spinającym się ciałem Yosoo, aby z kilkoma, eratycznymi ruchami bioder finalnie przekroczyć ostatnią, możliwie istniejącą w tym momencie dla nich granicę.
    Nie miał czasu, nie zamierzał nawet pomyśleć nad odsunięciem się. Nad tym, że takie dojście mogło przesadnie wkraczać na intymną, w teorii znaczącą coś więcej, strefę. Chciał być jak najbliżej, czuć go pod każdym, możliwym względem. W jego głowie zapanowała przyjemna pustka, a po ciele rozlewało się przyjemne ciepło wraz z dreszczem, nim mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa, tym samym zmuszając ciało do kontrolowanego opadnięcia na leżącego pod nim chłopaka. Nie odsuwał głowy od zagłębienia przy szyi, upajając się zapachem przy każdym głęboko branym oddechu. Palce w końcu wypuściły pojedyncze kosmyki z ciasnego chwytu, aby wpleść się głębiej i sunąć ledwie namacalnie opuszkami po skórze głowy. Mimowolnie na jego usta wślizgnął się rozanielony, jakże zadowolony uśmiech, wraz z delikatnym, cichym śmiechem, nim zostawił ulotny pocałunek na wcześniej męczonej wargami skórze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wszystko okej? — niezobowiązująco spytał po chwili uspokajania oddechu, acz dalej tkwił w tej samej pozycji i starał się wypełnić zadowalająco płuca powietrzem. Błogo pozwalał sobie na zamknięcie oczu, przy czym subtelnie przesunął dłonią po czole bruneta, zgarniając stamtąd rozrzucone włosy, miejscami przyklejającymi się do rozgrzanej skóry. Tak samo ciepłej, jak jego własna.

      Yechan

      Usuń
  38. Przyjemna bańka, w której tkwili sprawiała wrażenie nienaruszonej - przynajmniej dla Yechana, utkwionego w rozanielonym stanie i nieskorym do zmieniania czegokolwiek, w obawie, że czar, który tak ciasno ich oplótł, pryśnie.
    Skinął pokracznie głową, nie naciskając na niego dalej. Nie oczekiwał odpowiedzi, a tym bardziej takiej, która byłaby jednoznaczna. Sam miał problem ze zdecydowaniem, jak się czuje. Co tak naprawdę w nim na ten moment góruje, nie licząc beztroskiego stanu, który pozwalał mu na skupienie się właśnie tylko na tym. Na błogości, przyjemnej pustce w głowie i sunącej po plecach dłoni, potęgującej nagłe wyciszenie. Czuł się otoczony bliskością Yosoo, która sprawiała wrażenie najbezpieczniejszego miejsca, w jakim mógł się odnaleźć. Nie słyszał nic, oprócz uspokajających się, wyłapujących podobny rytm, oddechów. Czuł jedynie jego palce, jak i nieco przyspieszone bicie serca, również próbujące odnaleźć spokojniejsze tempo.
    Mógł trwać w tym bezruchu wiecznie, zawiesić czas, chociaż nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, która była godzina. Ile z nocy przeleciało im przez palce dzięki zatraceniu się w sobie nawzajem. Nie przeszkadzała mu panująca cisza, przerywana jedynie ruchem na ulicy. Panujący półmrok był przyjemny dla oczu, nie irytując ich przy każdym otwarciu, kiedy umiejętnie dawał radę uspokoić rozemocjonowany organizm.
    Poruszył się dopiero przy usłyszeniu zdrobnienia, tym razem zabarwionego niczym więcej, niż naturalnym, niewinnym wybrzmieniem. Z zachęcającym pomrukiem, aby mówił dalej, odsunął nieznacznie głowę, aby móc podnieść wzrok na Yosoo; tym samym spotkać się spojrzeniem z tym jego. Obrysowywał wzrokiem jego rysy. Nadal z lekka opuchnięte wargi, linię szczęki i nosa, ciemne rzęsy, które i tak mógł dojrzeć bez bezpośredniego źródła światła, a także zmywający się z policzków róż, dalej dający radę dodawać chłopakowi niezliczoną ilość uroku. Otrząsnął się po usłyszanych słowach, brzmiących niczym nakaz, któremu i tak nie zamierzał się stawiać, a nieznikający z twarzy uśmiech był tego najlepszym potwierdzeniem
    — Chętnie.

    ━━━━

    Chciałby móc powiedzieć, że obudziło go nieśmiało wkradające się przez okno słońce, czy budzące się do codziennego życia miasto. Ono jedynie namówiło go do lekkiego podniesienia powiek, aby zaraz zrezygnować i pójść spać. Prawdziwym faktorem jego wstania był stres.
    Początkowo niewyjaśnialny, zmuszający go do zerwania się z materaca i poczucia, jak panika wrasta swoje korzenie prosto w środek jego ciała i nieprzyjemnie ściska żołądek. Nie chodziło o nieswoje łóżko, o brak pamięci, jak w ogóle w nim wylądował, wcześniej niemal roztapiając się na kanapie, choć to zdecydowanie potęgowało niepokój. Powędrował wzrokiem do najbliższego miejsca wyświetlającego godzinę, aby zaraz poczuć, jak ciężar w żołądku jedynie się pogarsza.
    Praca.
    Ponad godzinę temu powinien być już w restauracji, pomagać szykować salę. A dwie godziny temu powinien być w trakcie szykowania siebie samego, aby prezentować się jak człowiek. Tak, jak wymagała od niego restauracja.
    Zamiast tego zmagał się z bólem głowy oraz nieprzyjemną warstwą zeszłonocnej imprezy, która wywoływała niesamowity dyskomfort i prosiła się o zmycie, ale żaden z tych faktorów nie powstrzymał go od podniesienia się z łóżka. Bo musiał wyjść. Każda kolejna minuta, nawet sekunda, spędzona w mieszkaniu przyjaciela równała się z coraz gorszymi skutkami dla studenta. W pośpiechu wparował do salonu, zakładając na siebie rozrzucone ubrania, a tym samym odnajdując telefon, który dalej zagrzewał miejsce w kieszeni spodni. Bał się spojrzeć na ekran, więc tego po prostu nie zrobił, zostawiając komórkę na swoim miejscu. Nerwowe kroki same zaprowadziły go do drzwi wejściowych, gdzie założył na siebie kurtkę i stawiał pierwsze kroki, kierującego go do opuszczenia mieszkania. Tylko po to, aby zamrzeć z dłonią na klamce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robił właśnie to samo, co Yosoo.
      Wychodził bez słowa, bez znaku życia i zostawiał go w harmidrze, w niewiedzy, co się działo. W tym przytłaczającym, dezorientującym niepokoju, który był bliski całkowitego zdruzgotania blondyna. Który tak brutalnie zniszczył grunt pod jego nogami.
      I egoistycznie, z jadowitością, chciał tak zrobić. Sprawić, żeby brunet poczuł się dokładnie tak jak on. Żeby zobaczył, jak bardzo wyniszczające to dla niego było. Jak okropne było obudzić się samemu, bez jakiejkolwiek informacji zwrotnej - nawet o samym fakcie, że się po prostu wyszło. Ale nie potrafił
      — Kurwa — wyklął nerwowo pod nosem - bardziej samego siebie, niż kogokolwiek, czy cokolwiek innego - podczas wyszukiwania czystej kartki w pokoju Jeonga. Starał się, żeby pismo nie zdradzało tego, jak roztrzęsione miał dłonie; nie tylko ze względu na pracę. Ani razu nie spojrzał na Yosoo. Od momentu, kiedy w pełni otworzył oczy, przez rozglądanie się po pokoju, do teraz, kiedy ubrany i gotowy do wyjścia stał pochylony i kreślił oszczędną ilość słów, męcząc zębami dolną wargę. Nie potrafił. Nie mógł, w obawie, że cała poprzednia noc wróci do niego ze wzmożoną siłą, przypomni o wszystkim, co i tak niesamowicie jawnie malowało się w jego pamięci i pobudzało panikę. I tak stali na niepewnym gruncie, tak pospiesznie rozpadającym się pod wpływem wymienianych ostrych słów.
      Zostawił kartkę na stole w salonie, przytrzymując ją nienaruszoną miską popcornu, równie mocno ściskającą żołądek, jak wszystko inne, co przykuwało jego wzrok, po czym - nim miał szansę zwątpić, zrezygnować z pójścia do pracy, czy wyrzucić kawałek papieru - wyszedł z mieszkania.

      'musiałem iść do pracy.
      ps napisz do Oliviera po słuchawki.'


      slightly overwhelmed Chan

      Usuń
  39. Nie miał czasu zahaczyć o swoje mieszkanie na dłużej, niż było to potrzebne. Mógł jedynie umyć w biegu zęby, zabrać przypisane im w pracy ubrania i spakować przelotnie plecak z najbardziej potrzebnymi rzeczami - w tym ładowarkę, przez telefon ledwie dyszący na kilku procentach baterii. A ten i tak dał radę rozładować się w trakcie drogi i dopiero w szatni miał okazję go podłączyć.
    Wcześniej jednak musiał tam się dostać z opuszczoną głową i pośpiesznym krokiem, licząc na to, że zostanie niezauważony przez kierownika zmiany. Wiedział, że nie było na to szansy. Nie, kiedy sala dalej była pusta, bo mieli dopiero co otwierać, a kierownik stał na zapleczu, jakby wyczekiwał piekielnie spóźnionego studenta
    — Żartujesz sobie, Powell — cała złudna nadzieja wyparowała, kiedy próbował bez słowa wyminąć mężczyznę przy wejściu do szatni. Nerwowy nawyk, jeszcze poprzedniego wieczora tak potępiany przez Yosoo, bez świadomości blondyna powrócił i był jedynym, co dawało mu siłę na utrzymanie kontaktu wzrokowego — Powinieneś już od godziny latać i szykować salę. Gdyby nie fakt, że nie ma nikogo na zastępstwo, nie miałbyś nawet po co przychodzić — zwyczajnie siedział cicho. Z jednej strony dlatego, że nie miał nawet odpowiedniego kontrargumentu. Z drugiej dalej nie pozbył się bólu głowy, gdzie nieruszone leki przeciwbólowe krzyczały jego imię z wnętrze wziętego plecaka.
    — Masz pięć minut na ogarnięcie się — chwila milczenia, jaka zapanowała pomiędzy pierwszymi słowami a tymi, które wybawiły go od utraty pracy, nieprzyjemnie zaciskała jego żołądek, utrudniając zachowanie spokojnego, pozornie nienaruszonego oddechu. Skinął w odpowiedzi głową, wrzucając tam ciche podziękowania, a nieświadomie wstrzymywane w płucach powietrze wypuścił dopiero po zamknięciu za sobą drzwi.
    Zawsze był na czas; a nawet przed czasem. Starał się wykazywać jak najlepiej w pracy, wypełniać swoje obowiązki i jeszcze, byleby nie stracić w oczach pracodawcy i reszty wyżej postawionych pracowników. Być dobrym przykładem dla tych nowych, którzy nie zwracali na to uwagi, mimo prestiżowego poziomu lokalu, proszącego się o wyższe standardy. Nawet mając okropny humor. Nawet kiedy ostatnie, o czym marzył, to przypodobywanie się klientom, gotowym narzekać na najdrobniejszy szczegół podczas ich obsługi. Zawsze przywdziewał uprzejmy uśmiech, dopasowywał się niczym czysta kartka do ich oczekiwań.
    Robił to wszystko tylko po to, aby przez jedno - acz dość karygodne - spóźnienie poczuć, jakby cała podstawa rozpadła się jak domek z kart przy najsłabszym podmuchu wiatru. To wybiło go z regularnego, wyuczonego rytmu. Przy pośpiesznym zapinaniu koszuli musiał zacząć od nowa, kiedy drgające dłonie zgubiły dobrą kolejność. Bez skutku przeczesywał przed lustrem włosy palcami, aby pozbyć się nieładu, w jakim trwały.
    Dałby radę wrócić do porządku. Skupić się tylko na pracy, a nie na nieustającym niepokoju ściskającym jego brzuch, wraz z panującą w nim pustką. Zamierzał poprosić o coś na zbyciu z kuchni, co nadałoby się do szybkiego zjedzenia, a zarazem potencjalnego pozbycia okropnego, fizycznego samopoczucia wywołanego tak wieloma bodźcami. I dorobił się porcji samych frytek tylko po to, aby zostawić je w trakcie przerwy w szatni. Bo postanowił spojrzeć na ekran wracającego do życia telefonu. Zauważyć tam, pośród serii nieodebranych połączeń od współpracowników, wiadomość od Yosoo. ’Musimy coś wyjaśnić’. Nie powinien się dziwić, wręcz przeciwnie. Powinien był się tego spodziewać, ale to i tak nie powstrzymało wzmożenia się lęku, czy ukazującego się przy prawie każdej czynności, kontrolowanego roztrzęsienia. Nie potrafił już odwrócić swojej uwagi od przebłyskujących, wyrazistych obrazów z poprzedniego dnia, teraz zakrapianych strachem przed rozmową, która go czekała. Prezentowany klientom uśmiech odznaczał się niepewnością, nieumiejętnie ukrywanym wymuszeniem, co odbiło się na zyskanych napiwkach, a każde zniknięcie z głównej sali wiązało się dla blondyna ciężko wypuszczanym wdechem w próbie regulacji przyspieszonego bicia serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Godzina skończenia zmiany wybiła z niemiłosiernym ociąganiem się, ale Powell wstępnie nie chciał schodzić z sali. Mimo słabego popisu i wydajności wolał bez przekonania namawiać do zakupu droższego, dopasowanego do dania wina, niż stanąć twarzą w twarz z tym, co czekało go po opuszczeniu lokalu. Jednak uważne, ostre spojrzenie od kierownika czujnie ich obserwującego zaprowadziło jego kroki do szatni, pozwoliło ubrać zgarnięte przy okazji ciuchy w formie przydużej, czarnej bluzy i tych samych spodni, co wieczorem.
      Wolałby wrócić do siebie, zamknąć drzwi i tam dać sobie szansę na swobodne zebranie myśli, dokładne rozplanowanie wszystkiego w głowie, nim znowu spotka się z brunetem. Zamiast tego stał zaraz przed wejściem do restauracji i zaciskał palce na telefonie przed wysłaniem oszczędnej odpowiedzi zwrotnej i skierowaniem się w kierunku przystanku; nie ryzykował prowadzenia - z góry zakładając, że nie spotka się z odmową.

      ’za 20 minut pod blokiem pasuje?’

      Yechan

      Usuń
  40. Pragnął przez przypadek wsiąść w byle jaki autobus, może wydłużyć trasę i skorzystać z metra, mającego stację dalej, ale ten pomysł wykreślił z list niemal od razu, zbyt dobrze pamiętając ostatnią podróż. Więc mimo tej skrywanej chęci odsunięcia spotkania w czasie, wsiadł w ten odpowiedni; mógł zamówić taksówkę, byłby możliwe, że szybciej, ale skorzystanie z komunikacji miejskiej pozwalało mu na zdobycie kilku metrów piechotą. Dojście spod restauracji na przystanek, mógł się przejechać przyjemnie nieprzepełnionym autobusem dzięki nietypowej godzinie wyjazdu. Naciągnąć na głowę kaptur, oprzeć ją o zagłówek i odpocząć przez kolejne dwadzieścia minut. Przynajmniej chciał, żeby tak było. Jednak jego głowę zalewała masa zmartwień. Co powinien powiedzieć Yosoo, jak faktycznie podejmą się tematu, czy powinien palić głupa i udawać, że nic nie pamięta, a może, że nic to dla niego nie znaczyło. W obu sytuacjach kłamałby w żywe oczy. Może nie powinien się zgadzać na tę rozmowę tak szybko i faktycznie dać sobie chwilę do pozbierania myśli. Oprócz tego rozpamiętywał każdy błąd popełniony podczas pracy. Każdą szklankę, która nieomal nie wypadła mu z dłoni podczas jej wycierania, rachunek podany do nieodpowiedniej osoby przez zamyślenie się, niefortunne przejęzyczenie przy wypowiadaniu nazwy dania, którą powtarzał niemal na co dzień, odkąd zaczął tam pracować.
    Może nie robił nic wyróżniającego się, nie zarabiał kwot nie do pomyślenia, ani nigdy nie mógł być w pełni pewien swojej posady. Ale na swój sposób, lubił tę pracę. Była czymś, do czego doszedł sam. Czymś, w czym się sprawdzał, wykorzystując przyswojone z wiekiem umiejętności. Pozwalała mu na bezpośrednie poczucie się docenionym, kiedy dostawał pokaźny napiwek, a zarazem nie był oceniany bezpośrednio za to, jaki był. Bo nie był sobą, na tym polegała jego rola. Był tam, żeby przypodobać się innym dla własnych zysków. A tego uczył się, odkąd tylko pamiętał.
    I nie chciał tego stracić, a wiedział, że przez najbliższe parę godzin z niepokojem będzie zerkał na komórkę, wyczekując telefonu z informacją, że zawalił na tyle, aby zostać zwolnionym.
    Z niezrozumiałym dla siebie pośpiechem wysiadł z autobusu, kiedy usłyszał znajomą nazwę ulicy, tym samym widząc, że od celu dzieli go niespełna kilkaset metrów. Liczył, że przynajmniej te może trochę się wydłużą, jak nie przez samą odległość, to przez ociągający się - na tyle, o ile pozwalała niska temperatura - krok.
    Panował w takim tempie i tak niedługo, bo po usłyszeniu swojego imienia samoczynnie, choć może niezbyt znacząco, przyspieszył. Może przez sam głos Yosoo, może przez osoby, które dzięki kontekstowi wywnioskowały, że chodziło o niego i przenosiły spojrzenie z bruneta, na zaciskającego splecione na klatce piersiowej ręce Powella. Trochę żałował zaproponowania spotkania się właśnie tutaj, ale uznał to za najlepszy wybór. Nie miał siły, ani nie prezentował się na tyle dobrze, aby wybrać jakąś knajpę. Kawiarnie odpadały, skoro połowa z nich powoli zbliżała się godziny zamknięcia, a jakikolwiek bar bardziej go odpychał, niż zachęcał. Nie zamierzał również znowu wpraszać się do jego mieszkania - nie chciał. Nie, kiedy nie miał okazji przyswoić wszystkiego, co się wydarzyło, a tym bardziej się z tym oswoić. Wystarczyło, że zdecydowanie za długo męczył się z oddzieleniem wspomnień od własnego łóżka.
    Nie wiedział też, czego się spodziewał ze strony Jeonga. Zgryźliwa uwaga nie powinna być czymś szokującym, ale i tak dała radę poruszyć któryś z nerwów w ciele wymęczonego blondyna. Bo Yosoo zawyżał w nim wszystkie emocje, nie tylko te pozytywne. Jego irytacja działała niemal natychmiastowo na Powella, wzbudzając te same odczucia. Szczególnie kiedy nie potrafił ich sobie jednoznacznie wyjaśnić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Żeby było szybciej. Zresztą, sam chciałeś się spotkać — zatrzymał się w końcu przed przyjacielem, zachowując dystans. Większy niż zwykle, a jednak różniący się od tego, który panował ostatni tydzień. Zaciskał bezwładnie dłonie na swoim ciele, dalej mając splecione ręce, jakby starał się w ten sposób dodać ciepła, a w międzyczasie dyskretnie obejmował chłopaka wzrokiem, wyłapując zaczerwienione zabarwienia na szyi, unikając zarazem w ten sposób bezpośredniego spojrzenia na jego twarz. Spojrzenia mu w oczy i przekonania się, co za sobą kryje jego wzrok
      — Już po wstaniu byłem spóźniony ponad godzinę, więc jak myślisz? — kąśliwość jego słów nie była tak naprawdę skierowana, ani wywołana pytaniem, czy samym Yosoo. Był zmęczony. Głodny, a zarazem niepewien, czy da radę w siebie coś wcisnąć. Stres buzował w jego ciele, ale pozostałe bodźce pozwalały go zamaskować; dłonie przecież drżały mu przez chłód, wzrok nie chciał zatrzymać się na jednym punkcie ze względu na wymęczenie, nie strach.
      — To, co musimy wyjaśnić? — dobrze wiedział co. Aż za dobrze, ale chciał to usłyszeć od niego. Wiedział też, że Yosoo nie był głupi, i że pozorna nieświadomość była jedynie przykrywką dokładniejszego pytania. Pytania, na czym tak naprawdę teraz stali. Pytana o to, co dalej.

      Yechan

      Usuń
  41. Zazwyczaj starał się prezentować jako ułożona osoba. Jako ktoś, kto w młodym wieku miał już ułożone życie, jak i plany na nie. Z dobrą pracą, zadowalającymi wynikami na studiach i utrzymaną, idealną rutyną dnia. Pokazać nie tylko przypadkowym ludziom z zewnątrz, ale i rodzicom, że wspaniale radził sobie sam. Że nawet bez ich pomocy wszystko szło po jego myśli, składało się w spójną całość. Poza weekendowymi wybrykami tak szpecącymi ten wytworzony, przekłamany obraz. A potem nie tylko weekendowymi, ale przy prostej, rzuconej propozycji. Ale dawał utrzymać oba fronty. Ten codzienny, chwilami uznawanego wręcz za sztywnego, studenta ekonomii i syna Powellów - łatki, której nigdy się nie pozbędzie. Jak i ten mniej przewidywalny, zgadzający się na niemal każdy, nieprzemyślany pomysł Yosoo. Na nagłą propozycję wspólnego wyjścia, chociaż następnego dnia czekały ich zajęcia. Zgadzał się od razu, goniąc za tą chwilą wyzwolenia.
    Starał się wykorzystać podróż do zebrania myśli, tak samo te ulotne chwile, kiedy panowała między nimi cisza, aby pozbierać rozrzucone fragmenty i punkty zaczepienia w głowie w jedną, przynajmniej w miarę spójną całość. Bo naprawdę nie chciał powiedzieć czegoś źle, tym samym stawiając między nimi ciężki do poruszenia mur, zastępujący ten wybrakowany, tak nieumiejętnie stworzony po oszukanym pogodzeniu się z rozpadem przyjaźni.
    Ale te starania przeraźliwie szybko mu uciekały, kiedy każde słowo Yosoo było zawistnym przytykiem w jego stronę. Rozpraszały ledwie klejące się ze sobą myśli, a na usta cisnęły jedynie odwzajemnione komentarze, docelowo równe w swoim nasileniu. I nie wiedział, co przeraża go bardziej. To, z jaką łatwością przyjaciel potrafił na niego wpłynąć, nawet nieświadomie, i jak skutecznie trafiał we wszystkie czułe punkty już od początku rozmowy. Czy to, z jaką prędkością spod nóg osuwał mu się stabilny grunt, czy raczej jego myląca, wręcz wymyślona wersja
    — Trzeba było zaproponować coś innego w takim razie — nie zamierzał przyznać swojej winy w tym nietrafnym wyborze miejsca, którego sam zaczynał żałować. Było zimno, a z każdą chwilą, kiedy tkwili w miejscu, robiło się jedynie chłodniej. W trakcie pisania propozycji również jakby zapomniał o tym, że żyli w jednym z najbardziej ruchliwych miast, a na chodniku nieustannie ktoś ich mijał, tym samym ograniczając jakikolwiek zalążek prywatności. I mimo tego, że to przez niego się tutaj znaleźli, nie potrafił powstrzymać wywrócenia oczami, jak i odwrócenia poirytowanego wzroku na bok, kiedy usłyszał absurdalne, acz irytująco dotkliwe słowa.
    — Chcę wrócić do domu, Soo. Nie mam siły na odstawianie całej szopki wiążącej się z wyjściem do jakiejś knajpy, czy gdziekolwiek indziej — jego na pozór spokojna wypowiedź była zbywająca, niechcąca brnąć w temat dalej, ale jej jedynym celem było zamaskowanie, jak ciężko przygniotły go słowa bruneta. Bo tym jednym, umniejszającym zdaniem idealnie podsumował ciążący nad nim- a tak naprawdę nad nimi problem — I trzeba było napisać do nich, a nie do mnie — z każdym jego słowem miał ochotę schować się w samym sobie, kuląc nieznacznie ramiona. Żałował, że nie postanowił zignorować wiadomości, że nie odpisał co najwyżej zbywająco i dał sobie chwilę na poukładanie myśli - a tym samym szansy na powstanie jeszcze większej ilości druzgoczących wątpliwości.
    Powędrował dłonią za ręką Yosoo, kiedy ta odsunęła materiał bluzy, a tym samym częściowo ukazała skalę zostawionych przez blondyna malinek, czy mniej znaczących śladów. Tych wszystkich, przed którymi na wstępie tak się hamował, dopóki nie usłyszał naciskającego, popuszczającego jego wodzę samokontroli, głosu przyjaciela do kontynuowania. I jeszcze te kilkanaście godzin temu wyglądały jak najpiękniejszy obraz, wzbudzały w nim dumę i odkreślały się na bladej skórze. Teraz jedynie wzmacniały bolesny ucisk na żołądku i wywoływały nieznośne wyrzuty sumienia, podkreślone dodatkowo kolejnymi słowami przyjaciela, wypowiedzianymi z podłym zabarwieniem, mimo posiadania pozornie, jedynie dla kogoś spoza ich dwójki, żartobliwego wydźwięku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Spadaj — wypluł to słowo niczym obelgę, kierując finalnie wzrok w kierunku ciemnych oczu. Tym, którym brakowało ciepłego blasku, a i tak dawały radę niebezpiecznie go pochłonąć — Nie zrzucaj na mnie całej winy, kiedy sam tego chciałeś — cała jego farsa legła w gruzach wraz ze wkradnięciem się rozemocjonowanego rozdygotania głosu i wbiciem spłoszonego, zamroczonego spojrzenia w bruneta. Przełknął ciężko ślinę z nadzieją, że ten błąd został niezauważony, acz tak jawnie wybrzmiał, odbijając się echem w jego uszach i dając mu kolejny powód do zapisania na długiej liście popełnionych tego dnia błędów — Nie zrobiłbym nic bez Twojej zgody.

      Yechan

      Usuń
  42. Złudnie liczył, że faktycznie szybko dojdą do porozumienia, bez większych komplikacji. Jednak sam je na nich sprowadził, proponując spotkanie na zewnątrz, przed wysokim budynkiem i nieustannie mijającymi ich ludźmi, ciekawsko spoglądających w ich kierunku, kiedy z jednej ze stron padały kolejne, ostrzejsze słowa. Bo z jednej strony pośrednia odmowa wejścia do mieszkania, spotkania się w bardziej kameralnym, intymnym układzie, miała dodać swobody. Pozwolić na zachowanie pozorów cywilizowanej rozmowy, a pozostałe faktory pomagały zamaskować reakcje, które w ogrzewanym i wyciszonym salonie nie umknęłyby nawet temu mniej czujnemu oku. Jednak z drugiej, tej rzeczywistej, była to decyzja wywołana zwykłym strachem, który teraz jedynie pogarszał sprawę. Wzbudzał po obu stronach jeszcze większą nerwowość, zarazem zwracając na siebie coraz bardziej uwagę.
    Parsknął zgorzkniale, kiedy początkowo Yosoo obrał tę samą taktykę, co za każdym razem, ale nic nie odpowiedział. Bo tak naprawdę myślał podobnie. Że faktycznie powinien być rozsądniejszy tak jak na co dzień. Że powinien zatrzymać siebie, ich obojgu, nim sytuacja dostała okazję zajść dalej. Został zatrzymany w tej zbyt radykalnej wobec samego siebie pętli prędkim naprostowaniem wypowiedzi.
    Ich sprawa. Tkwili w tym oboje. I nieważne, jak bardzo każda ze stron chciałaby się wybielić w swoich oczach, uniknąć brania całej odpowiedzialności, wspólnie musieli dojść do jakiegoś wniosku. Zdecydować, co dalej, bez ślepego polegania na drugiej osobie, licząc, że przejmie cały ciężar.
    Brakowało mu trzeźwości umysłu. Brakowało mu tej analityczności, do której zmuszał siebie samego podczas codzienności i tych bardziej prymitywnych decyzji. Byłoby tak łatwo, gdyby mógł grubą kreską oddzielić ściskające nieprzyjemnie żołądek i samo serce uczucia, od tego, co starał się przekazać zdrowy, acz chwilami apatyczny rozsądek. Ten sam, który próbował zatrzymać go od wskoczenia na głęboką wodę, bezmyślnemu oddaniu się wrażeniom i tego, czego tak naprawdę pragnął. Bo ta jego część wiedziała, z jakimi skutkami się to wiąże.
    Takimi jak ten; jak sytuacja, w której właśnie oboje utkwili. Wypełnionej niepewnością, mnóstwem niewypowiedzianych słów i nieopisanych emocji. A tym samym, nagromadzeniem nerwowości, która ukazywała się we wzajemnych, nieprzemyślanych reakcjach, które powstrzymywały przed zachowaniem spokoju.
    Przy pierwszym, wykonanym przez Yosoo kroku, miał ochotę postawić jeden w tył. Zachować ten nienaturalne spory dystans między nimi, uciec od możliwości pełnego spojrzenia chłopakowi w oczy, jak i stracenia dzielącej ich odległości, która pozwalała kilku szczegółom pozostać niezauważonymi. Ale zamarł w miejscu, zaciskając jedynie niekontrolowanie palce na swoim ciele, wykonując jedynie jedno, niezgrane przestąpienie z nogi na nogę, jakby szukał stabilniejszego zaparcia na chodniku.
    Z trudem nie spuszczał wzroku z twarzy przyjaciela, choć połowę czasu nie spoglądał mu w oczy. Poczuł się jeszcze bardziej wybity z rytmu po ponownym usłyszeniu znajomego zdrobnienia, tym razem spokojniejszego niż to poprzednio. Zbity z tropu spojrzał w końcu poprawnie na Yosoo, a w jego oczach zatliła się żenująca nadzieja, przebijająca się przez grubą warstwę zmęczenia. Nie żałował. Coś, czego przez ogromną falę paniki, Powell nie spodziewał się usłyszeć, od razu zakładając najgorsze. Nie powstrzymało to jednak poczucia duszącego ciężaru w żołądku. Bo fakt, że nie żałował, żaden z nich, tym bardziej wprowadzał mętlik w jego głowie, ale i w samej relacji
    — Pamiętam — powiedział niemal od razu, kiedy z ust Yosoo padło imię wspólnego znajomego. Pamiętał każde słowo, które wtedy usłyszał. I zdecydowanie pamiętał, jak przytłaczająca była ich waga, idąc w parze z bezsilnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był źródłem tego problemu; czy tego chciał, czy nie. A na pewno katalizatorem ich dalszego przebiegu. Nie chciał nim być, nie chciał rzucać brunetowi dodatkowych kłód pod nogi, chociaż nawet nie był świadom tego, że to robi. Nie mógł też okłamywać siebie samego, że czuł się o wiele inaczej. Sam widział zmianę swojej postawy w towarzystwie Yosoo, wszechobecnym, cichym stresie, który mu towarzyszył cały czas podczas zwykłego siedzenia obok, odkąd nieplanowanie po raz pierwszy przekroczyli granicę. I jedynym, sensownym - a raczej najprostszym - wyjściem było powrócenie do narzuconej w tym czasie rutyny. Ignorowania się, tak gwałtownego oddalenia się od siebie, jakby nigdy nie byli częścią swojego życia
      — I dalej trzymam się tego, co wtedy odpowiedziałem — przyznał otwarcie, mimo pamiętania, jak został wtedy przez przyjaciela zbesztany za nierozważne słowa. Potrzebował go i nawet na trzeźwo był gotów się poświęcić, jeśli to miało naprawić ich relację — Bo nie chcę, żebyś musiał mnie unikać.

      Yechan

      Usuń
  43. Mimo bycia na świeżym powietrzu, z drogą rozciągającą się na obie strony i możliwością wycofania się w każdym momencie, Yechan miał wrażenie, jakby był zamknięty w ciasnym pokoju. Jakby z każdym oddechem coraz bardziej brakowało mu tlenu. Cała nadzieja, choć niesamowicie złudna, że rozwiążą to szybko, bez większych starć, a tym bardziej strat, ulotniła się przy jego pierwszej odpowiedzi. Uległ nerwom, z każdą chwilą przekonując się, jak bardzo było nieporadny, kiedy nie towarzyszyło mu przytomne, logiczne myślenie. Kiedy nie trzymał języka za zębami, mówił jedynie to, co przynosiła mu na niego ślina. Coś, co było żenującym płaszczeniem się przed brunetem, byleby go nie zostawił, a skutki i tak były odwrotne.
    Nie czuł już liczby oczu skierowanych w ich stronę. Zdążył przyzwyczaić się do chłodu, nie zwracał już uwagi na to, jak szczypał jego policzki i nadawał wargom z lekka sinawego koloru, jak wzbudzał w ciele niemożliwe już do pohamowania dreszcze, osłabione pod kątem wizualnym założonymi na siebie, niewystarczająco grubymi, warstwami.
    Bo po usłyszeniu uniesionego, słyszalnie zbulwersowanego wrzasku, pękł. Najpierw poczuł się oszołomiony, z opóźnieniem rejestrując następne, równie przeszywające i donośne słowa. Były bezpośrednim uświadomieniem, że zachowywał się bezmyślnie i jedynie coraz bardziej zachodził przyjacielowi za skórę, zamiast pomagać. Uderzyły w niego ze zdwojoną siłą, zmuszając do przesadnego zaciśnięcia warg i rozbiciu popękanej tamy, która hamowała gromadzone cały dzień emocje. Wymieszały się z każdą zwróconą podczas pracy uwagą i z ciężarem w sercu, który był obecny od momentu porannego wyjścia z mieszkania chłopaka.
    Dopiero za chwilę, z tym niewielkim opóźnieniem, wydusiły z niego reakcję. Z trudem wciągał powietrze przez nos, starając się uregulować oddech. Nie pozwolić sobie na przegranie z samym sobą, chociaż było już za późno. Bo nie chciał płakać. Nie tylko przed przechodniami, ale przed samym Yosoo. W końcu mimo spędzenia ze sobą przeszło kilku lat, rozmawiania na niemal każdy temat i nieukrywaniu przed sobą nawzajem niczego, prawie nigdy nie zaszczycił go łzami, zawsze starał się utrzymać ten twardy front. Na palcach jednej dłoni mógłby zliczyć ile razy się przed nim rozkleił - a i tak byłaby to zbyt hojna ilość.
    A jednak teraz stał przed nim, na chodniku oświetlonym dzięki lampie ulicznej i przejeżdżającym samochodom, z odwróconą na bok głową i ze łzami usilnie cisnącymi się do oczu, bo Jeong na niego nakrzyczał. Rozklejał się niczym zagubione, małe dziecko po usłyszeniu po raz pierwszy podniesionego głosu swoich rodziców, widocznie zawiedzionego i poirytowanego.
    Następne słowa powinny go uspokoić, dać w odrobinie wyciszenie umysłu, skoro brunet nie miał w planach wrócenia do poprzedniego zachowania. Powinien się nawet cieszyć, że właśnie to usłyszał, ale do tego dochodziła dalsza część wypowiedzi. Nieumyślnie sprawiał, że ten proces był trudniejszy, niż tego potrzebowali. I tak jak starał się to zrozumieć, zarejestrować w swoim mózgu, tak właśnie w tym momencie, z głową zamroczoną jedynie najgorszymi scenariuszami oraz setką niezadowolonych słów, które usłyszał tego dnia, nie dawał rady przebić tego faktu do samego centrum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespodziewany ciężar na ramionach zmusił go do zasłonięcia oczu własną dłonią oraz zaciśnięcia powiek, pod którymi krył się całkowicie zaszklony wzrok. Było to bezcelowe, jakaś jego część o tym wiedziała, jednak i tak liczył, że tym gestem da radę siebie zamaskować i sprawić, że drżące, ściśnięte w wąską linię wargi oraz gromadzące się w kącikach oczu łzy zostaną przez przyjaciela niezauważone. Zdradzała go również jego nieustanne milczenie. Od momentu pierwszego krzyku, nie otworzył ust nawet na moment. Nie ufał ani własnemu głosowi, który groził załamaniem, ani temu, co mógłby powiedzieć. Bo wszystko sprowadzałoby się do desperackich prób zniwelowania problemu, bez faktycznego podjęcia się jego rozwiązania
      — Okej — odezwał się dopiero po trudnym przełknięciu śliny, nie mając pewności, czy faktycznie wydał z siebie jakiś dźwięk, czy może jednak jego głos stanął mu w gardle. Nie potrafił zebrać się na sklejenie czegoś bardziej sensownego, bardziej przydatnego, ale wolał powiedzieć mniej, niż za dużo, czym ryzykowałby kolejne podburzenie Yosoo, co ostatnio przychodziło mu zbyt łatwo — Rozumiem.

      Yechan

      Usuń
  44. Miał wrażenie, że wszystko rozsypywało się zaraz przed jego oczami, ale za niczym nie dawał rady nadążyć. Na nic nie miał wpływu i mógł jedynie obserwować, jak dochodzi do rozpadu każdej strefy życia. Jak traci zaufanie i swój nieskazitelny raport w pracy, jak cała relacja z Yosoo zbacza z bezpiecznego toru na ten, który rujnował wszystko i kończył się brutalnym upadkiem, brakiem szansy na powrót do nienaruszonej, wygodnej normy.
    Chciał zapaść się pod ziemię, zniknąć bez znaku, kiedy mógł odczuć na sobie wzrok bruneta. Nie miał odwagi nawet na moment zwrócić oczu w jego kierunku, zobaczyć, co ten ze sobą niósł, a był gotowy; czy może właśnie nie, zobaczyć tam wszystko. Nienawiść, pogardę albo litościwe współczucie, którego też by nie wytrzymał.
    Najbardziej chyba nie chciał jego litości, przeczuwając, że była wywołana tylko i wyłącznie nieplanowanym zdjęciem maski samokontroli, która wcześniej i tak ledwie dawała radę kogoś oszukać. Do oczu jednak pragnęło napłynąć mu jeszcze więcej łez, kiedy pierw usłyszał jego cichy, zdecydowanie spokojniejszy, niż kilka chwil temu, głos. Uciekał wzrokiem gdziekolwiek, byleby nie spojrzeć na bruneta, ale jego starania poszły na marne wraz z poczuciem dłoni na marznącej skórze. Tak nieznośnie, przerażająco kojących i uziemiających, a zarazem skutecznie wywołujących jeszcze większą burzę w jego głowie.
    Nawet kiedy w końcu spojrzał w kierunku przyjaciela, nie zrobił tego w pełni obecnie. Zawiesił na nim wzrok, zarazem nie potrafiąc się skupić i zatonąć we wlepionych w niego ciemnych oczach, co ostatnio zdarzało się za często. Dopiero głos Yosoo wybił go z transu, tak skutecznie go pochłaniającego. Zmusił do nerwowego zaciskania ust, jak i całkowitego skupienia się, aby nie pogorszyć swojego stanu jeszcze bardziej, acz kilka łez samowolnie spłynęło po zaczerwienionych od chłodu policzkach
    — Nie robię tego specjalnie — oznajmił marnie i równie cicho, aby przynajmniej spróbować przekonać chłopaka, że nie była to emocjonalna zagrywka z jego strony. Nie chodziło w końcu tylko o to, a kumulację całego dnia, nawet jeśli zrodzony między nimi problem był początkiem rozpadu rutyny.
    Czuł, jak coś wykręca jego żołądek, ale nie potrafił przypisać temu powodu. Nie wiedział, czy to wina doskwierającego głodu, zmęczenia, czy może nieustannej uwagi, jaką obdarzał go przyjaciel - tak zmiennej i niestabilnej. Nie mógł go nawet za to winić, nawet jeśli tak bardzo czuł się przez to podburzony i jak szybko negowała nawet te najmniejsze próby odzyskania jasnego myślenia. Bo nawet bez tego nie dawał sobie rady, od początku dnia będąc w nieustannym biegu; goniąc coś, a zarazem przed czymś uciekając
    — Gadasz, jak ja — odezwał się w nieporadnej próbie nadania lżejszego wybrzmienia rozmowie, przy tym przelotnie krzywiąc się na niepewną barwę swojego głosu. Pokręcił zaraz jeszcze głową, bo ostatnim, czego chciał było układanie się Yosoo pod niego samego. Tak naprawdę nie wiedział, czego chciał czy oczekiwał. Nie myślał, ani się tym nie przejmował, stawiając na pierwszym miejscu bruneta. Już tamtego ranka, przejmując się wyłącznie tym, co mogło się wydarzyć, a nie tym, że został zagubiony, sam w łóżku, z urywkami wspomnień z nocy, powoli łączących się w jedną, niepokojącą całość.
    Jego bliskość utrudniała Powellowi jasne myślenie. Sprawiała, że pragnął być jeszcze bliżej, przysunąć się i utonąć w bijącym od jego ciała cieple, wyczuwalnym nawet przy panującej, niskiej temperaturze powietrza. Pozwoliła jednak też na uspokojenie oddechu, zamknięcie na chwilę oczu i zahamowanie dalszej potrzeby do błahego rozpłakania się.
    — Masz robić, co chcesz — odpowiedział mu niemal identycznymi słowami, jakie sam usłyszał poprzedniego wieczora i dopiero wtedy, znacząco za późno, zakrył jego dłonie swoimi, aby odsunąć je od swojej twarzy. I również za długo je trzymał, przed opuszczeniem swoich rąk wzdłuż ciała, hamując się przed zamęczeniem świeżo podrażnionych skórek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie powinienem się godzić na to spotkanie — wypalił pod nosem, wstępnie nie widząc brutalnego wybrzmienia słów — W sensie, nie dzisiaj — naprostował pośpiesznie, nim wywołałby między nimi kolejną, wybuchową reakcję, a w międzyczasie starł wilgoć spod oczu, już odczuwając skradające się wzdłuż kręgosłupa zażenowanie — Nie jestem po prostu w stanie, ale… — zawiesił się na moment, tak naprawdę nie wiedząc, na czym teraz stali. Nie miał jednak nic do stracenia, przynajmniej w takim był teraz przekonaniu — Jutro? Po zajęciach, możemy gdzieś w lepszym miejscu… — zaproponował bez ładu, strzelając kostkami w zastępstwie zwyczajowego nawyku. Bo chciał z nim porozmawiać. Chciał to wszystko naprostować, o ile się dało, ale widział po samym sobie, że teraz był kompletnie bezużyteczny, pchany tylko i wyłącznie niekontrolowanymi, wykrzywiającymi obraz emocjami.

      Yechan

      Usuń
  45. Słaby, pożegnalny uśmiech zniknął z jego twarzy wraz ze zwróceniem się w kierunku własnego mieszkania i wyciągnięciem telefonu, tym razem nie zamierzając bić się komunikacją miejską.
    Nie był zadowolony z przebiegu rozmowy, ani z tego, jak ją zakończył. Wiedział, że wszystko nadal nad nimi wisiało, a równie dobrze samodzielnie dołożył tam jeszcze więcej, ale również zdawał sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek próby brnięcia dalej były bez sensu. Doprowadziłyby do wzmożenia wrogości, zapewne do kolejnej kłótni. I nie miał pewności, czy wtedy byłby równie mocno napędzony desperacją, aby to naprawić. Zdawał sobie sprawę, jak niewiele brakowało, aby padły między nimi bolesne, trafiające w najwrażliwsze, wręcz wykraczające poza dostępne pole, punkty, i tym samym rujnujące ich szansę na taktowne omówienie problemu.
    Nawet na moment nie zaznał pełnego spokoju. W drodze powrotnej tępo wyglądał za okno, wracając myślami do odbytej przed chwilą rozmowy i wszystkiego, co zostało; czy raczej nie zostało powiedziane. Po wejściu do mieszkania rozdrabniał się nad swoim zachowaniem i tym, jak skomplikowało ono wszystko jeszcze bardziej. Ciepła woda, kiedy stanął po całym dniu pod prysznicem, nie dała rady zmyć i wyciszyć rozpędzonych rozważań, co powinien zrobić następnego dnia. Rozważania wszystkich możliwości, nie potrafiąc jednak skupić się na, chociażby, jednej z nich, zaraz uciekając do kolejnej, aby ułożyć plan dla tej. Tylko po to, aby skończyć bez jasnego rozpisu podstaw, przygotowania na te pytania i sytuacje, które, prawie że w stu procentach, będą mieć miejsce.
    Gdyby nie to przeklęte, niszczące wszystko, zmęczenie, spędziłby nad tym kolejne godziny. Jednak kiedy tylko trafił do łóżka, dziwnie za dużego i zbyt pustego, ale przynajmniej własnego, zasnął niemal od razu. Przytłoczony emocjami, którym niechętnie dał upust, wypracowaniem przypisanych mu godzin oraz dalej nieodespaną, ambitną nocą.

    ━━━━

    Od samego ranka był w trybie planowania. Wracał myślami do poprzedniej rozmowy, zastanawiając się, jak, bez zbytniej dramaturgii, odwołać się do tamtych słów. Rozważał, jak powinien podejść do sprawy bez wplatania w to własnych odczuć, które nieustannie wszystko psuły. Na chodniku, u Oliviera, jak i w samej sali wykładowej. Za każdym razem pozwolił dać się ponieść emocjom, za każdym razem kończąc z tragicznymi skutkami.
    Teraz był wyspany, świadomy przynajmniej po części tego, co kierowało Yosoo, a zarazem z wiedzą, że oboje tak naprawdę nie żałowali tego, co się wydarzyło - nawet, jeśli tak byłoby prościej. Zrzucenie tego na brak pomyślunku z obu stron, na enigmatycznie działanie alkoholu, dzięki czemu mogliby zostawić to całkowicie w przeszłości. Ale te drzwi zamknęli za sobą wraz z pierwszym, niepewnym muśnięciem warg w mieszkaniu Jeonga. Jeden taki wyskok łatwo było zrzucić na przypadek i nazwać niefortunnym błędem, ale nie dwa. Musiał więc wziąć to pod uwagę. Nie wiedział jak, nie wiedział nawet z której strony do tego podejść, ale był świadom, że ominięcie go było idealną pułapką; proszeniem się o kolejne niedomówienia.
    Miał w planach trwać w tym stanie aż do spotkania - od przełożenia ciemnoszarego swetra przez głowę nastawiając się, że nastąpi ono równie o ustalonej porze, po ich wspólnym ostatnim wykładzie.
    Nie spodziewał się, że tak szybko zostanie wybity z rytmu. Nie planował ignorować Yosoo, nie zamierzał jednak też na siłę na niego wpadać, czy wchodzić w interakcję, aby przypadkiem nie zburzyć tego wrażliwego pokoju, jaki między nimi zapanował. Ale usłyszenie głosu Avy - wyraźnie zdenerwowanego i na pewno nieoczekiwanego przez Powella - zmusiło go do naruszenia własnych wytycznych. Nie zauważył nawet, kiedy znalazł się obok okna, osaczanego przez byłą narzeczoną przyjaciela. Zwrócił jednak uwagę na odsłoniętą szyję bruneta, ze śladami niewiele słabszymi, niż poprzednio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ava, jak miło Cię widzieć — to chyba było pierwsze kłamstwo, które przeszło przez jego usta niczym najszczersza prawda. Choć i tak każdy, kto znał jego nastawienie wobec dziewczyny, przejrzałby go zaraz na wylot — Widzę nie szczędzisz wrażeń, nawet tutaj — wymruczał niesłyszalne ‘jak miło’ i uśmiechnął się z niesamowitym przymusem, ponieważ musiał utrzymać swoją szopkę - nawet jeśli była w pełni przewidywalna. Bo mimo tego, dawała mu idealną szansę na zdezorientowanie Jenkins.
      — Nie chcę wam przerywać — był tutaj tylko po to, żeby właśnie to zrobić — ale mamy zaraz prezentację, a dalej nie ustaliliśmy kto, co powie — pokręcił niby załamany głową, aby z niezręcznością i jakże jawnym zawahaniem się, poklepać Yosoo po ramieniu — A ty straszne masz ostatnio te pluskwy w domu, zrobiłbyś coś z tym — zacisnął wymownie palce na jego barku, podprogowo starając się zmusić chłopaka do zepchnięcia, zazwyczaj tak wielkiej, dumy na bok.

      Yechan the horrible savior

      Usuń
  46. Yechan nie mógł powiedzieć, żeby kiedykolwiek był blisko z Avą. Nie widywali się zbyt często, a na pewno nie z własnej woli - głównie, kiedy ta interesowna relacja między trzema rodzinami sprowadzała ich do tego samego miejsca. Na te same, wystawne kolacje i zmuszała zająć miejsce przy tym samym stole, ze względu na dzielony przez nich wszystkich wiek. A i tam już wiedział, że nie był zbyt chcianym przez nią dodatkiem - wpraszając się tam później, bo biznesowa relacja zaistniała niecałe kilka lat temu. A jeśli nie tam, to kiedy po prostu spotykał się z Yosoo, nieraz mijając się wtedy z Jenkins.
    I mimo nieprzepadania za nią, częstego mamrotania nieprzychylnych komentarzy i skorego wchodzenia w kłótnie, byleby ją bardziej zirytować, nigdy nie planował rozbicia ich związku. Nie był jego fanem, nieraz wytykając, że Ava nie sprawiała wrażenia kogoś dla Yosoo, a w samym sobie trzymając uwagi, że relacja prezentowała się jak ta stworzona z czystego zwyczaju. Bo to nie była jego rola, nie miał nawet odwagi wtrącać się, jak o to chodziło, samemu mając znikome doświadczenie w szczerych i trwalszych związkach
    — Dosłownie każdy Ciebie słyszy na tym korytarzu, ale broń Boże, że ktoś zwróci uwagę — zdawał sobie sprawę, że kąśliwymi słowami dolewał oliwy do ognia, ale to było coś, czego zawsze mu brakowało w towarzystwie dziewczyny. Cierpliwości i pohamowania. Czerpał niezdrową satysfakcję z zauważalnej złości w jej oczach, równie złośliwych słów, jakie dostawał w odpowiedzi, a najbardziej, kiedy Yosoo nie zwracał mu uwagi; kiedy to Powell spędzał potem z nim czas, bez żadnych konsekwencji wobec swojego niedojrzałego zachowania.
    — Szczerze? — zmierzył ją wymownie wzrokiem, przed zatrzymaniem wątpliwego spojrzenia na jej twarzy, asertywnie nie zrywając napiętego kontaktu wzrokowego — Nie zdziwiłbym się.
    Nieraz za jego słowami nie stały żadne, twardsze argumenty. W końcu miały na celu tylko zajść dziewczynie za skórę, podburzyć ją jeszcze bardziej, podczas gdy on przywdziewał dyskretny, złośliwy uśmiech na twarz i wysłuchiwał jej odgryzień. Bo znaczyły dla niego niewiele, chwilami nawet nic. Na początku może tak nie było, w miarę starał się z nią dogadać, nawet zaprzyjaźnić, ale prędko przekonał się, że było to na marne. Dziewczyna nie lubiła tego, że tak uważnie i wręcz nieustannie krążył w towarzystwie Yosoo, nawet jeśli na początku miało to miejsce ze względu na studia, czy właśnie sporadyczne, biznesowe kolacje. I osoba z zewnątrz raczej nie byłaby w szoku, widząc, jak blondyn zaburzał pewny i utrzymany rytm między parą, jak powoli i nieświadomie; dla wszystkich, wpływał na plany, które powstały dużo przed jego pojawieniem się.
    Zerknął kątem oka na bruneta, dotychczas milczącego, kiedy poruszył się na parapecie, a tym samym znalazł obok niego. Yechan niemal od razu musiał ugryźć się w język, aby zahamować kolejny, cisnący się na niego wredny komentarz. Ava sama go wyprzedziła, od razu zwracając uwagę na ton chłopaka, jak i nie szczędząc w argumentach, który z łatwością wybił odrobinę rozbawienia, jakie mogło krążyć w powietrzu. Do teraz nie wiedział, jak informacja przyjęła się w jego rodzinie - usłyszał o wieści przez znajomych, dostając również wiadomość od rodziców, informującą o kilku odwołanych wydarzeniach, ale nic więcej nie wiedział. Nie rozmawiali o tym, nie mając nawet do tego okazji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie mam Cię za idiotkę, Ava, ale naprawdę muszę obgadać tę prezentację z Yosoo — nieobecnie poprawił dłoń na barku przyjaciela, tym samym przysuwając go nieznacznie bliżej siebie — Więc nie wiem, czego ty nie rozumiesz, bo wasza rozmowa może poczekać, a nasze zajęcia? Nie do końca — nieistniejący obowiązek był jedynym kołem ratunkowym, które dał radę w pośpiechu załatwić, ale sądził, że było tym najstabilniejszym — Ale naprawdę miło było porozmawiać po tak długim czasie — oznajmił z równie przekłamanym uśmiechem, co na samym początku, aby ponownym zaciśnięciem palców namówić Jeonga do ruszenia się z miejsca.
      Nie czekał na jej kolejne słowa, nie mogąc pozwolić na to, że dałaby nimi radę zatrzymać go w stanowczym zaciągnięciu go gdziekolwiek indziej, niż ten przeklęty korytarz. Zapewne nie powinien się wtrącać, ale nie dał rady się wycofać, kiedy przy jej ostrych nakazach poczuł chwilowe, tak pozornie proste do zignorowania, spojrzenie Yosoo. Nie mógł go tam zostawić, szczególnie kiedy Jenkins posuwała się do metod cięższego kalibru. Jednak jakaś jego część nie mogła jej się dziwić. Nie, kiedy wyraziste ślady, które sam zostawił, tak otwarcie wszystkim się prezentowały i zdecydowanie były ostatnią rzeczą, jaką była narzeczona; przeszło do tygodnia, chciałaby zobaczyć.

      Yechan

      Usuń
  47. Nieraz testował swoje granice, jak i celowo wykalkulowanymi przytykami, również zmuszał do tego innych. Nie na co dzień, nie z zachowaną regularnością, a raczej kiedy mógł sobie na to pozwolić. Kiedy nie zależało mu na opinii drugiej osoby, a ta przy okazji była zwyczajnie nieprzydatna. Nie było wtedy wymogu, aby prezentował się nieskazitelnie, stosował się do wszystkich, wyczytanych często z kontekstu, reguł, byleby trafić w dobre łaski. To zbywające nastawienie potrafiło być jego największą zgubą, zapędzało go w kozi róg, z którego ledwie dawał radę się wygrzebać i uniknąć zasłużonych konsekwencji. Wiele razy nawet żył w przekonaniu, że nie zasłużył na to, aby w nim skończyć. Przecież nigdy nie robił nic na tyle karygodnego, aby miało to trwałe, druzgocące efekty.
    Tym razem jednak było inaczej, nawet jeśli brunetka nie zdawała sobie w pełni z tego sprawy. Podjudzał ją nie tylko wymierzonymi słowami, czy pogardliwą postawą. Ale przede wszystkim był głównym powodem początku burzliwej dyskusji; prędko wkraczającej na tereny kłótni. Gdyby nie on, prawdopodobnie tkwiliby w napięciu, a Ava czułaby żal do Jeonga o niespodziewane zerwanie zaręczyn, ale byłby to ich jedyny konflikt. Jednak ten został intensywnie wzburzony przez samego Powella. Przez rozsypanie malinek na szyi przyjaciela, jak i przez tak gwałtowne wproszenie się do rozmowy - tym samym pewnie włączając siebie do omawianej sytuacji.
    Czy zasłużył w takim razie na ten siarczysty cios w policzek? Możliwe. Zliczając wszystko, wraz z tym, co zostało niewypowiedziane - na pewno. Nie wystarczało to jednak, aby wyeliminować czysty szok, jaki w niego wstąpił po odczuciu rozwartej dłoni zderzającej się z jego twarzą. Promieniujący, nieznacznie szczypiący ból dawał o sobie znać przez rosnące zaczerwienienie skóry. Chwilę wlepiał oszołomione spojrzenie przed siebie, starając się zdecydować, czy nie był to wybryk jego wyobraźni, aby zaraz powolnie skierować wzrok na stojącą przed nim dziewczynę, starając się wyczytać cokolwiek z jej twarzy. Coś więcej, niż złość, którą świadomie wzniecał, bo nie spodziewał się takiego rozwoju. Zakładał, że się sfrustruje, rzuci w ich kierunku paroma ciętymi słowami, ale po zauważeniu jego nieugiętej postawy, zrezygnuje. Tak jak zwykle. Nie oczekiwał jednak tego, dostając teraz idealną okazję zasmakowania tego, z czym wiele z jego zagrywek mogło - a czasami powinno - się spotkać. I nie dał rady odnaleźć odpowiedzi u samej Avy, czując na sobie jedynie jej poirytowane spojrzenie, a z boku słysząc głos Yosoo, zwracający na nich uwagę tak samo jak brunetka przed chwilą, czy ich kłótnia poprzedniego dnia pod blokiem.
    Powinno być mu źle z faktem, że jego obecność jedynie eskalowała sytuację, zamiast ją uśmierzyć i pozwolić wszystkim na spokojne rozejście się. Część rozsądku podpowiadała mu, że już po pierwszym syknięciu Jenkins powinien się wycofać i zostawić ich w spokoju, pozwolić na rozwiązanie problemu między sobą, ale tego nie zrobił. I gdyby dostał kolejną szansę, zachowałby się tak samo. Nie tylko z ochoty na przeciwstawienie się dziewczynie, ale sam fakt, że nie mógł pozwolić, aby cała wina spadała na jego przyjaciela. Bo w końcu oboje zawinili - coś, czego oboje byli w pełni świadomi, nawet jeśli Ava nie miała o tym pojęcia.
    — Już Ci argumentów zabrakło? — kolejna, całkowicie zbędna drwina została przerwana w połowie przez niespodziewane szarpnięcie. Prędko złapał na nowo równowagę i wyrównał krok z Yosoo, poprawiając przy tym lekko sweter, idealnie ułożony, aby zobaczone rano w lustrze, rozproszone, charakterystyczne czerwone draśnięcia, nie miały okazji ujrzeć światła dziennego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co? Już jedne opuściłem, nie mogę- — szokująca, niezbyt mu przychylna propozycja wstępnie wymusiła z niego oburzenie. Nie tylko ze względu na chęć utrzymania zadowalającej frekwencji, ale przede wszystkim ze względu na to, że zamierzał wykorzystać ten czas na dopieszczenie swojego planu. Wybranie miejsca, w którym na ten czas się zaszyją, wybranie pytań, jakie powinny paść, aby na pewno nic nie zostało przedmiotem samej spekulacji — Okej.
      Nie potrafił się sprzeciwić stanowczości bruneta. Mimo wybicia go z rytmu nie zamierzał wykłócać się o zostanie na ostatnim wykładzie. I tak nic by z niego nie wyciągnął, tym bardziej nie zająłby się tym, co planował za bardzo rozpamiętując starcie z Avą, tak banalnie rozbijając jego wykalkulowaną na ten dzień fasadę.
      — Możemy iść do kawiarni za kampusem. Powinna być teraz w miarę pusta — zerknął przelotnie na ubrany zegarek i, nie przerywając zrównanego kroku, zagryzł niepewnie dolną wargę przed wystąpieniem z tą propozycją, która pozwoliłaby im na zmniejszenie ilości znajomych uszu, potencjalnie podsłuchujących ich rozmowę — Chyba, że masz lepszy pomysł.

      Yechan

      Usuń
  48. Jego pierwszym instynktem było gorączkowe wybronienie się. Przekonanie, że nie miał nic takiego na myśli i był to po prostu niefortunny dobór słów. Ale zamiast tego poczuł, jak jego usta wykrzywiają się w małym uśmiechu, a w głowie krąży nieodpowiednia odpowiedź, którą dla ich dobra zachował ją dla siebie
    — W takim razie kawiarnia.
    Tęsknił. Tęsknił za swobodnymi rozmowami, na których potrafili spędzać całe dnie - podczas zmian sal na uczelni, podczas powrotu do któregoś mieszkania, jeśli akurat nie miał zmiany w pracy. Tęsknił za często prymitywnymi żartami, niezrozumiałymi dla osób z zewnątrz. Tęsknił za spędzaniem z nim czasu, bez żadnych oczekiwań wobec siebie nawzajem, bez jakichkolwiek obaw o zrobienie niepoprawnej rzeczy, bo takie nie istniały.
    Zastały w trakcie spokój nie był tym dającym wyciszenie ducha. Nieangażujące rozmowy, mimo braku dwuznaczności, czy poczucia niechęci, jasno dawały znać o panującej niezręczności między dwójką studentów. Nie krzyczeli, nawet nie byli tego bliscy, a jednak Yechan czuł, jak jego żołądek nieustannie się skręca, przypominając o licznych, nagromadzonych obawach, nieważne jak bardzo starał się je od siebie odsunąć. Ale niezależnie od towarzyszącego mu ciężaru, panująca cisza pozwoliła Powellowi na skupienie się na tym, co było w tym momencie najważniejsze. Wyłączał się przy tym nieco ze spaceru, odbiegając trochę myślami i wracając jedynie wtedy, kiedy miał wrażenie, że wypadałoby wypełnić pustkę paroma słowami.
    Panująca w środku pustka pozwoliła poczuć się swobodniej i wypuścić cięższy oddech z płuc, kiedy rozproszeni w środku klienci nie należeli do któregokolwiek ze znajomego im grona. Otoczka tłoku pozwoliłaby na spłycenie rozmowy, wymuszenie opanowania, aby nie odstawić sceny. Jednak w ich przypadku nie robiło to wielkiej różnicy, czego był świadom po paru ostatnich dniach, za każdym razem zderzając się podczas kilkunastu par oczu skierowanych prosto na nich. Wolał więc, że byli tutaj prawie tylko oni - w cichej kawiarni, bez presji czasu i zbędnych gapiów, jedynie zaburzająco działających na istniejące nerwy. A to miało miejsce zbyt często.
    Nie miał nawet okazji się sprzeciwić, zaproponować, że sam sobie zamówi, albo dla ich obojgu, gdy po samym otwarciu ust, Yosoo zdążył oddalić się w kierunku kasy. Z bezsilnym westchnięciem zajął jedno z nieco oddalonych od pozostałych klientów miejsc, od razu biorąc i męcząc w dłoni jedną z dostępnych saszetek z cukrem, jako formę bezczynnego odstresowania. Każda sekunda spędzona przy stoliku była równoznaczna ze zbliżeniem się głównego powodu ich przyjścia. I mimo że chciał mieć to z głowy, w końcu wyjaśnić wszystko między sobą, tak obawiał się negatywnego obrotu spraw. Nieustannie kartkował potencjalne kwestie w głowie, zostając z tego wybitym dopiero przy powrocie przyjaciela, jak i, wyjątkowo niespodziewanej, poruszonej przez niego kwestii. I po raz kolejny nie potrafił zdusić delikatnego uśmiechu po spojrzeniu na bruneta, usłyszeniu wymamrotanych słów i ich, patrząc na sytuację, w jakiej się znajdowali, absurdalny wydźwięk
    — Jak chcesz, dobrze Ci w nich było — przyznał otwarcie, zaraz kwestionując własny dobór słów, ale rezygnując z wybraniania się, czym jedynie by go pogorszył — Tylko ich przypadkiem nie spal — dodał bez faktycznej złośliwości kryjącej się za komentarzem.
    Pamiętał, jak wrócił do naturalnego koloru. Jak któregoś dnia przyszedł na uczelnie z burzą ciemnych włosów, tak kontrastującą z wcześniejszą, nienaturalnie jasną, ale tak charakterystyczną, barwą. I w jakiś sposób - mimo bezwstydnej możliwości przyznania, że w tym również wyglądał dobrze - tęsknił za tamtymi. Tamte w pełni przypominały mu o Yosoo, którego miał okazję poznać. Wypełnionego przede wszystkim beztroską, ciętym językiem i mnóstwem planów, które gryzły się ze starannością i podporządkowaniem Powella, a i tak banalnie szybko dały radę go w siebie zaangażować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Słuchaj, Yosoo — odłożył nieestetycznie wymiętoloną saszetkę na bok, zaraz chowając ją do kieszeni spodni, jakby miało to zakryć przepływający przez niego, acz tym razem o wiele umiejętniej maskowany, stres przed zabraniem głosu — Jeśli chodzi o wczoraj… byłem padnięty i wyrzygany przez życie, więc nie bierz za bardzo do serca tego, co mówiłem. I robiłem — instynktownie skrzywił się na własną wzmiankę o scenie, którą nieplanowanie odegrał przed brunetem — Umawianie się o tej godzinie pod blokiem też było strasznie głupie- — zatrzymał się przed dalszym mówieniem, kiedy dziewczyna zza kasy pojawiła się przy ich stoliku, zostawiając ich samych po odłożeniu gotowego zamówienia. Tym samym rozstrajając na moment tryb, w jaki dał radę wskoczyć.
      — Ale naprawdę chcę to omówić. Wszystko.

      Yechan

      Usuń
  49. Przed pójściem na studia, jak i przez pierwsze parę miesięcy po rozpoczęciu, Powell nie był typem osoby, chodzącym do kawiarni. Uważał to za marnowanie czasu, nie widział sensu w przesiadywaniu w przepełnionym zapachem kawy lokalu, tracąc godziny na często niezobowiązujących rozmowach. Tak było, dopóki po raz pierwszy nie odwiedził jednej z Yosoo. I nim się obejrzał, marnował ten czas regularnie, z zadowoleniem zamawiając kolejną kawę, jedynie udając, że przegląda notatki na tablecie, bo przecież przyszli tam przestudiować wspólnie materiał, a nie obgadywać kogoś, czy podsumować najświeższą, wspólną imprezę. Kojarzyły mu się z miejscem, gdzie zostawiali te mniej przyjemne sprawy za drzwiami; na nocne przesiadywanie w pokojach, gdzie bezkarnie mogli się wzajemnie wyżalać bez obaw bycia ocenionym.
    Yechan był zbytnio przejęty doborem odpowiednich słów, wpatrywaniem się w nieznaczne drżenia postawionej przed nim kawy, nieznacznie niszczącej tym niewinny wzór wykonany spienionym mlekiem. Zajmował się wszystkim innym, niż spojrzeniem Yosoo w oczy w obawie, że pogubi się wtedy we własnych słowach. Straci formujący się, przejrzysty tok myśli, który pozwalał mu cokolwiek z siebie wydusić
    — Soo… — westchnął cierpliwie, przeczesując przy tym nerwowo włosy. Nie potrafił mieć mu tego za złe. Wymagało to od niego wiele wysiłku, aby w końcu coś powiedzieć, coś treściwego, ale po swoim ostatnim zachowaniu miał wrażenie, że wymaganie poważnego traktowania było nie na miejscu. Nawet jeśli przez to był bliski powtórzenia się, streszczenia tego jeszcze bardziej, aby tym razem nic nie umknęło brunetowi. Nie szukał też wyjaśnień na to zachowanie, zrzucając to na niespodziewaną przerwę w rozmowie, wywołaną pojawieniem się obsługi. Sam poczuł wtedy na moment dezorientację, wątpliwości do tego, co faktycznie powiedział, a co jedynie pomyślał.
    — W porządku, serio — przed ponownym wylaniem z siebie wymówki powstrzymał go sam Yosoo, również biorąc na siebie część winy. Poprzedniego dnia zupełnie by się z nim zgodził, nawet uniósł, że miał czelność po tak długim dniu zażądać spotkania. Ale teraz mógł spojrzeć na to spokojnie, zrozumieć, że zapewne tak samo, jak on, chłopak chciał po prostu rozwiać istniejące między nimi wątpliwości.
    Dopiero po wylewie kolejnych słów w pełni zwrócił swoją uwagę na przyjaciela. Na to, jak prędko mówił, nie dając mu nawet chwili na przetrawienie wszystkiego, co tak gwałtownie na niego spływało, tym samym wywołując narastające zmartwienie, czy może jednak nie powiedział czegoś nie tak
    — Soo, spokojnie — zaczął z nutą niepokoju, wyciągając jedną z dłoni przed siebie. Momentalnie zamarła w powietrzu, wysyłając sygnały, że nie powinien tego robić, że było to czymś w tym momencie zupełnie nieodpowiednim, ale widok nieznacznie, a jednak namacalnie, drżących rąk Yosoo krzyczał jeszcze głośniej. Pchany nieopisaną potrzebą okrył jedną z nich swoją własną, nieznacznie zaciskając palce — Też nie chcę się tym martwić. I nie żałuję — naprostował jedną z najważniejszych, a wiecznie nieokreślonych przez niego kwestii. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nigdy tego nie powiedział. Usłyszał to od Jeonga, acz nie był w pełni pewien przez obecne wtedy zamroczenie padnięciem mózgu. On z kolei od niego nie dowiedział się niczego konkretnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Masz rację z tym, że to jest dla Ciebie coś nowego, a dla mnie nie. Przynajmniej nie w całości — mimowolne przesunięcie kciukiem po wierzchu jego dłoni wyrwało go z lekkiego omamienia, tym samym zmuszając do odsunięcia ręki — Rozumiem, że to jest… mieszające w głowie. I jeśli tym martwisz się najbardziej to… nie musi iść za tym nic więcej. I nie musimy przestać być przyjaciółmi. Nie bylibyśmy pierwsi, ani ostatni — zapewnił go, mimo że część wypowiedzi z niezrozumianym trudem przechodziła mu przez gardło. Nie zakładał, ani nie oczekiwał niczego więcej. Yosoo był jego przyjacielem, był też pewien, że zawsze tak będzie, nawet jeśli coś ich skłóci. Nikt nie rozumiał go tak dobrze, jak on i nikt nie oczekiwał tak niewiele w zamian za bycie obok. Wcześniej nawet nie śmiał spojrzeć na niego przez ten pryzmat, co najwyżej nabijając się parę razy, ale nic więcej. Nie rozumiał, dlaczego pośrednie zamknięcie tej ścieżki wywołało nieprzyjemne, acz zepchnięte w najdalsze zakamarki głowy, ukłucie.
      — Chcę, żeby było normalnie. Nigdzie się nie wybieram i nie chcę Cię nienawidzić, Yosoo — wymienił stanowczo, może aż nazbyt, podczas gdy obrysowywał palcem nieobecnie rant filiżanki, ponownie zabierając głos, aby móc w końcu wyrzucić z siebie wszystko — Ale nie możesz nigdy więcej odstawić czegoś takiego, jak ostatnio. Bo wtedy nie zostawisz mi wyboru.

      Yechan

      Usuń
  50. Skinął jedynie w odpowiedzi głową, skubiąc od środka policzek kiedy Yosoo dopytał o przyszłość ich dalszego zachowania. Bo rzeczywiście nic więcej nie musiało za tym iść - sam znał parę osób, trwających jedynie w przyjaźni, chociaż raz znaleźli się w podobnej sytuacji co oni. Niektórzy brnęli też w to dalej, zostawiając jednak cały aspekt romantyczny poza ramami istniejącej relacji. Było to coś, co z trudem rozumiał. Jednorazowe przypadki, wyskoki z kimś, z kim nie zamierzało się nawet rozmawiać na co dzień były dla niego jasne - szybkim zaspokojeniem tych najbardziej prymitywnych potrzeb; dla niektórych prostą formą rozrywki. To potrafił zrozumieć. Jednak aspekt przyjaźni nigdy mu tam nie pasował. Nie wiedział, jak ludzie mogli patrzeć na siebie tak samo po tak intymnym zbliżeniu; tym, które w jego wcześniej niewinnym i beztroskim mniemaniu było najwyższą formą przekazania uczuć.
    A jednak teraz siedział razem z przyjacielem w kawiarni, proponując dokładnie to. A raczej zostawienie tego za nimi, uznanie tego za nieplanowaną, z lekka nierozważną przygodę, która nie musiała znaczyć nic więcej. Nawet jeśli zaprzątała jego myśli codziennie, rozsiała w sercu niepewność i serię pytań, na które bał się odnaleźć odpowiedź, bo bardziej niż na niej, zależało mu na przyjaźni. Zależało mu na zostaniu blisko Yosoo, zachowaniu tej szczerej, niekierowanej dodatkowymi interesami. Tylko tej czystej potrzebie mienia kogoś bliskiego, kogoś, kto wysłucha i można od niego liczyć na szczere słowa w danym temacie. Kogoś, z kim można było robić wszystko i nic, bez obaw, że wypadnie się niekorzystnie w ich oczach.
    — Trzymam Cię za słowo — nieświadomie użył po raz kolejny dokładnie tych samych słów, co tamtego, tak wyraźnie zapisanego w pamięci, wieczora. I po raz pierwszy od wejścia do lokalu zawiesił wzrok wyłącznie na brunecie. Wysłuchiwał w skupieniu i w ciszy, nie mając czelności wciąć mu się więcej w zdanie i zaryzykować tym, że się wycofa. Byli tutaj właśnie po to, żeby wyrzucić to, co cały czas było niewypowiedziane. Rozjaśnić to, co było rozstawione po szarych kątach świadomości. Nawet jeśli początkowo nie w pełni rozumiał, co miał na myśli, natychmiast odbierając wykluczenie go z życia przyjaciela jako bezpośredni sygnał, że był tym najbardziej znaczącym ciężarem. Tym, którego wypadało pozbyć się od razu.
    Zaprzestał bezmyślnego sunięcia palcem po złoconym kancie filiżanki, kiedy dotarła do niego ostatnia część wypowiedzi Yosoo. Najpierw jednak dalej milczał, zatrzymując chętny do wylania nieprzemyślanych słów język, zarazem będąc uderzonym tą samą rewelacją. Bo czuł się podobnie; zdecydowanie nie do tego samego stopnia, mając kilka z ważnych szczegółów już za sobą. Ale także mógł stwierdzić, że pobudka drugiego dnia była… inna. Może przez to, że wstał pierwszy, i że do niego należała ta wstępna decyzja ’co dalej’, ale było inaczej. Nawet będąc w biegu i zalanym po brzegi stresem, nie odczuwał tych samych obaw. Tego samego szoku i strachu, do czego właśnie doszło; choć i tak gdzieś, w o wiele mniej agresywnym nasileniu, były obecne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie dziwię Ci się — zabrał w końcu głos, opuszczając ponownie wzrok na dalej nietkniętą, stygnąca kawę — Sam za swoim pierwszym razem nie potrafiłem tego pojąć, a nie miałem połowy nakładu, co ty teraz, Soo — przyznał ze zgorzkniałym, acz na swój sposób pokrzepiającym uśmiechem, aby dać chłopakowi przynajmniej krztę wsparcia i zrozumienia. Kiedy po raz pierwszy przespał się z jakimś chłopakiem - swoim niewinnym, licealnym zauroczeniem, które nie poszło nigdzie dalej - bał się. Mimo że nie musiał przejmować się zdaniem rodziców; nie miał nawet zamiaru im o tym mówić, ani braku bycia w związku, kwestionował wszystko. To, czy informacja rozejdzie się po szkole, która - tak samo jak wiele innych - mogła pochwalić się rzeszą bronionych wysokim stanem majątkowych dręczycieli, nie chciał być jednym z tych. Nie chciał, żeby ktoś patrzył na niego inaczej, sprowadzał go jedynie do tej wartości, której sam był kompletnie niepewien i wystraszony przed dalszym poznawaniem. Dopiero pod koniec licealnych lat pozwolił sobie na zostawienie wątpliwości za sobą. Kiedy zdecydował, że zdanie innych nie jest, a przynajmniej nie powinno, być dla niego o tak wysokiej wartości.
      Nie towarzyszyło mu wtedy oko rodziców zaraz na sobie, czy niemal oficjalny, podkreślony papierem, związek. Był też młodszy, z o wiele większym, akceptowalnym progiem do podejmowania irracjonalnych czy pochopnych decyzji
      — I… — nawet chwila przemyślenia, acz zdecydowanie zbyt krótka i powierzchowna nie powstrzymała go przed wypaleniem kolejnych słów, mimo przebijającej się świadomości, że nie był to czas na głupawe, ironiczne docinki — Mam nadzieję, że lepiej.

      Channie

      Usuń
  51. Sięgnął w końcu po stojącą przed nim kawę, upijając pierwszego łyka. Latte - nic specjalnego. A jednak wyczuwał zastąpienie zwykłego mleka tym roślinnym, migdałowym, które zazwyczaj brał, jeśli było dostępne. Coś nieszczególnego, błahego w dniu codziennym. Zamawiali kawę wspólnie setki razy i sam pamiętał typowe dla Yosoo zamówienie, a mimo to drobny; możliwie nic nieznaczący, gest ścisnął przyjemnie jego serce.
    Był przyzwyczajony do bycia na dalszym planie; byciu tym drugim wyborem, o ile w ogóle. Sam zapamiętywał setki szczegółów, jeśli widział w tym dalszy cel, czy w pierwotnych próbach nawiązania bliższych znajomości, nie zwracając uwagi na to, że większość jego starań była na marne, a tym bardziej nieodwzajemniona. Nie było to czymś ważnym, jeśli miał okazję, przynajmniej na moment, zostać zauważonym, dołączonym do jakiegoś grona. Wykorzystywał to też w drugą stronę. Zapamiętywał, co najbardziej zachodziło siostrze za skórę - jakiego jedzenia nie lubiła, żeby właśnie to zamówić na obiad, kiedy byli sami w domu, czy dyskretnie dosypać znienawidzoną przyprawę, kiedy coś było szykowane na miejscu. O której godzinie lubiła chodzić pod prysznic, aby bezczelnie wepchnąć się tam jako pierwszy. Małe, niezauważalne przez rodziców rzeczy, dopóki nie zostały jasno wypomniane przez Gyuri. Wtedy miał zwróconą uwagę, z na tyle negatywnie nacechowaną groźbą, aby powstrzymać go od powrotu do złośliwości.
    Tłumaczył więc sobie, że właśnie dlatego to drobne zwrócenie uwagi na coś, co miał zwyczaju, rozlało ciepło po jego ciele. Nie dlatego, że wychodziło to właśnie od jego przyjaciela. Jedynej, szczerze mu bliskiej osoby. Przecież ktokolwiek wykazałby taki sam pomyślunek, to zareagowałby tak samo.
    Wstępnie zaniepokojony, nie łącząc ze sobą jawnych, wyrysowanych zaraz pod jego nosem, kropek, odstawił prędko filiżankę i sięgnął po ułożone na stoliku serwetki, w razie gdyby sytuacja wymsknęła się spod kontroli. Jego obawy jednak prędko uleciały z głowy, kiedy Yosoo zebrał się w sobie, tym samym odpowiadając na nieproszony komentarz ze strony blondyna. I tym razem widział dokładnie te typowe, nerwowe odruchy, które jeszcze chwilę temu przelatywały mu zaraz nad głową. Zresztą, nie musiał teraz ich uważnie notować, mając jasne potwierdzenie przez samego bruneta
    — Nie wiem, o czym mówisz, Soo. Przysięgam — odłożył niewielki stos chusteczek obok niego, z rozbawionym uśmiechem błądzącym na jego ustach. Ale nie kłamał. Bo nie licząc tej jednej kwestii, z którą niewczas zauważył, że była nie na miejscu; nie wiedział, co takiego robił. Czym wywołał na tyle zawyżony poziom nerwów, aby teraz zauważyć nawyki, których zazwyczaj był jedynie naocznym świadkiem. Nie powodem. Nie potrafił jednak ukryć narodzonego rozbawienia, czy też fascynacji tak obcą postawą bruneta. Postawą, której nie widział chyba przez wszystkie lata ich znajomości - co najwyżej w mniejszym nasileniu, a przede wszystkim nie przez taki temat.
    — Dobrze, panie cnotliwy. Już nic nie mówię — z łagodnym śmiechem uniósł lekko ręce, nieznacznie poruszając głową, aby pozbyć się pojedynczych, wpadających do oczu kosmyków. Sięgnął ponownie po filiżankę, zerkając przy okazji na Yosoo, a głównie skradający się po jego skórze rumieniec, decydując się na zostawienie jakiegokolwiek komentarza tylko i wyłącznie dla siebie.
    Nie wiedział, jak długo będą trwać w takim stanie - tym prezentującym się, jak otwarte drzwi do powrotu do tego, co było. Do ponownych, wspólnych wyjść po zajęciach, głupich rozmów, które pozwalały skupić się tylko i wyłącznie na nich - na ich bezcelowości, ale banalnej radości, jaką sprawiały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pragnął, żeby trwało to jak najdłużej. Żeby nie wylądowali po raz kolejny w szarej strefie, pełnej wątpliwości, a tym samym wzajemnego odpychania się. Robienia wszystkiego, aby nie spędzać wspólnie czasu. Wystarczyły mu te niespełna dwa tygodnie; bez zastanowienia mógłby je nazwać najgorszymi. Za nic nie chciał do tego wracać, nieważne, ile musiałby poświęcić - a dalej, mimo cofnięcia swoich słów, był gotowy zrobić wszystko
      — Jeśli poprawi Ci to humor, to tak naprawdę nie jestem w lepszej sytuacji — zaczął, niemal od razu nie dotrzymując wcześniejszego słowa i lekkim skinieniem głowy wskazał odsłoniętą szyję bruneta — Na basenie chyba nie zjawię się przez najbliższy tydzień.

      Yechan

      Usuń
  52. Nie potrafił mu wstępnie odpowiedzieć. Z jednej strony się obawiał. To była szansa na wywołanie złudnych nadziei, a zarazem pogorszenia humoru, czy istniejącego już nastawienia, bo faktycznie zaznanie tego czegoś, tego, co było niemożliwe do opisania prostymi słowami, mogło zmienić wiele. Mogło sprawić, że wszystko ułożyłoby się inaczej; czy lepiej? Tego tym bardziej nie mógł stwierdzić. Jednak wypowiedzenie tych słów, tego założenia, równało się z dodaniem gorzkiego posmaku dotychczasowego przebiegu życia; choć i tak tego mu nie brakowało
    — Myślisz, że by coś zmieniło? — zapytał z czystą, szczerą ciekawością. Po ich rozmowach mógł wywnioskować, jak tak naprawdę wielką kontrolę nad jego życiem mieli rodzice. Że to ich zdanie było tym kluczowym, nawet jeśli dotyczyło tylko i wyłącznie Yosoo, nie mając na nich wpływu. Zdawał sobie również sprawę, jaką cenę za to płacił, ale też z tego powodu pojawiły się u niego myśli, czy faktycznie sytuacja rozwinęłaby się inaczej. Czy silny, rodzinny nacisk nie zdusiłby go, tym samym sprowadzając do punktu zera i stawiając go w tej samej sytuacji, co teraz. Równie skomplikowanej i dezorientującej.
    Sięgająca po kawę dłoń zatrzymała się na brzegu stolika, kiedy przez niespodziewane zbliżenie się Yosoo, zamarł w miejscu. Palce nieznacznie drgnęły po odczuciu odsuwanego materiału, a sam Powell idiotycznie wpatrywał się w zajętego oglądaniem zostawionych na skórze zaczerwień, przyjaciela. W dostrzegany profil, dalej zabarwioną nieznacznym rumieńcem skórą, jak i we włosy w słabym nieładzie, które niezależnie od koloru podkreślały rysy twarzy chłopaka.
    To była jedna z cech charakteru, której mu zwyczajnie zazdrościł. Tej zmienności. Prędkiej, ale z jakiegoś powodu tak naturalnej. Miał wrażenie, że przychodziła mu z łatwością, a tym samym pozwalała na korzystanie z chwili, jeśli tego wymagała. Yechan tak nie potrafił. Nawet jeśli w jego towarzystwie pozwalał sobie na nieco więcej swobody, niespodziewane zmiany dalej przychodziły mu z trudem; wybijały zbyt szybko z rytmu i nie pozwalały odzyskać balansu. Dawał radę tylko metaforycznym dłoniom Yosoo, które go przez to prowadziły; zapewniały, że nic się nie stanie, a jeśli tak, to co z tego? To nie był koniec świata, choćby i tak blondyn odbierał takie wrażenie.
    Dopiero po jego odsunięciu się zebrał się w sobie, maskując chwilowe osłupienie odkaszlnięciem i paroma pośpiesznymi mrugnięciami. Poprawiał osunięty materiał swetra, kiedy siedzący naprzeciwko chłopak po raz kolejny wywołał u niego lekkie rozbawienie swoją reakcją, którą jednak dobrze rozumiał
    — Gdzieś tu są jeszcze Twoje zęby, a o plecach nie wspominam — poinformował bezwstydnie, przelotnie wskazując dłonią na swoje ramię, doskonale pamiętając rozlewający się po ciele dreszcz w momencie poczucia zaciskających się na skórze zębów. Każdy ślad niósł za sobą falę emocji, wspomnień z nocy, które mógł próbować wymazać z pamięci, ale stawały się wtedy jeszcze wyraźniejsze. Lekka irytacja, choć nie na bruneta, ze względu na ograniczone chwilowo możliwości kontrastowała z groźnym mrowieniem w okolicach podbrzusza, niemo prosząc o więcej.
    Pokręcił głową na usłyszane przeprosiny. Niezasłużone, a tym bardziej niewymagane. Był na tyle świadom; zresztą, alkohol mącił mu w głowie jedynie na początku, żeby go powstrzymać. Zreflektować się, jakie będą tego skutki przez następne dni, ale tego nie zrobił. Nawet gdyby o tym pomyślał, postąpiłby dokładnie tak samo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jesteśmy kwita — oznajmił z łagodnym uśmiechem, delikatnie szturchając pod stolikiem nogę bruneta swoją własną — Gdyby mi przeszkadzało, to bym Ci powiedział — zapewnił zgodnie z prawdą, w końcu kończąc nieustanne układanie swetra, aby na pewno nic nie miało szansy spod niego wystawać. Nie, żeby się ich wstydził - na swój sposób dalej były czymś, co przyjemne, acz niepoprawnie, łechtało jego ego. Ale wolał uniknąć dodatkowych par oczu na sobie. Zaryzykować, czymś tak nieprawdopodobnym, jak pojawieniem się kogoś, kogo znali, a malujący się obraz nie byłby możliwy do zanegowania. Oprócz wymyślnych historii, w które nikt, nawet sam blondyn, nie dałby rady uwierzyć.
      — Ty za to — zaczął niezbyt jasno, zaskakująco poważnie, po upiciu odrobiny kawy, zlizując osiadłą na górnej wardze pianę — Następnym razem ubierz po prostu golf, Soo — wytknął złośliwie najprostszą, a zarazem najbezpieczniejszą formę zakrycia tak zdradzających ich śladów — Jest na tyle zimno, że nikt nie uzna tego za dziwne, jak ubierzesz taki pod bluzę — wyprzedził możliwy kontrargument, bo akurat pod tym względem, pogoda sprzyjała im niesamowicie — Tylko swój własny, nie Avy.

      Yechan

      Usuń
  53. — Wiem — cicha odpowiedź wydawała mu się jedyną, słuszną w danym momencie. Wypowiedzenie tych słów przez Yosoo, mimo świadomości, że tak właśnie by się stało, było tym nieprzyjemnym potwierdzeniem kwestii. Nie myślał nawet tylko o sobie i udrękach, jakie przeżył w trakcie tego czasu, ale o przyjacielu. To on musiał się z tym zmagać, dźwigać ten ciężar każdego dnia, który nie pozwalał mu na swobodne testowanie wód, czy odkrywanie siebie. Yechan mógł narzekać, ile tylko chciał na brak uwagi ze strony rodziców, ale wiązało się to z wolną ręką. Miał tę możliwość do próbowania nowych rzeczy bez obawy, że zostanie za to surowo skarcony.
    Oboje byli na tak różnych od siebie końcach tego samego spektrum, przez co, w ten dziwny, zawiły sposób, dawali radę zrozumieć siebie nawzajem. Jemu brakowało uwagi, Yosoo brakowało wolności, a jednak oboje mieli spojrzenie na to, jak wyniszczająca była przesada w którąkolwiek ze stron.
    Parsknął krótkim śmiechem na niespodziewane i zaskakująco, szczególnie w porównaniu do postawy z wcześniej, bezpośrednie oznajmienie ze strony bruneta. Rozproszyło umiejętnie pozostałości gromadzonej niepewności, czy skrępowanie - przynajmniej w tej chwili. Nie mógł być pewien, czy po wyjściu z kawiarni będzie tak samo, ale chciałby, żeby tak było. Nawet jeśli każdym ruchom miała towarzyszyć doza niezręczności, czy skrępowania; nie miałby z tym problemu, dopóki mógł znowu widzieć to rozpromienienie na twarzy chłopaka
    — Musiało to być coś naprawdę silnego, Soo — przyznał równie żartobliwie, dramatycznie opierając dłoń na ramieniu, jakby rozciągał się od niego niesamowity ból, który w rzeczywistości istniał tam przez nic nieznaczącą chwilę.
    Z każdą chwilą spędzoną w kawiarni przypominało mu się coraz więcej rzeczy, których mu brakowało. Najpierw banalnej kawy z migdałowym mlekiem, pitej w towarzystwie Yosoo. Potem możliwości na te w miarę swobodne rozmowy, niezależnie od tematu. Aż po ten dźwięczny śmiech, automatycznie wywołujący uśmiech na jego twarzy. Ten szczery, niewypełniony choćby gramem kąśliwości, która panowała między nimi niemal nieustannie przez ostatni czas.
    Wywrócił z niepoważną dramaturgią oczami na wstępne oburzenie się, samemu nie kryjąc tak prędko wkradającego się, swobodnego rozbawienia. Tego, które mógłby przysiąc, towarzyszyło mu jedynie w obecności Jeonga
    — Trudne sytuacje wymagają poświęceń, Soo. W tym wypadku pada na Twoją garderobę — odparował, chociaż wiedział, że jeśli o to chodziło, była to z góry przegrana walka — I okej, pasowała Ci, zgadzam się. I to, że Ava nie ma dobrego gustu, wiem nie od dzisiaj. Ale żeby ubrać akurat jej chustkę — spojrzał na niego z lekkim powątpiewaniem, acz bez szczerych wyrzutów. Nie zdziwiłby się, gdyby naprawdę był przekonany, że należy do niego albo ma w zanadrzu coś podobnego. Był to zwyczajnie, naprawdę niefortunny przypadek, który doprowadził do kolejnego popisu przed oczami dzielonych znajomych.
    — Ja? — jak na zawołanie opuścił głowę, aby spojrzeć na swoje ciuchy - sweter idący w parze do prostych, czarnych jeansów. Czyli kolorze, który górował w jego garderobie; równie dobrze mógłby być jedynym tam istniejącym. Tak samo jak utrzymany skromny styl - prawie że stereotypowy dla kogoś na jego kierunku (choć sam sądził, że z większą od nich klasą), oprócz pojedynczych, typowo kupionych pod imprezy, ubrań, ledwie widzących światło dzienne — Aż tak źle wyglądam? — chwycił między palce jeden z blond kosmyków i zapytał bez większej wagi za tymi słowami, zarazem spychając część siebie, pragnącą usłyszeć odpowiedź, na sam tył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szalał za wiele - o ile w ogóle, jak chodziło o swój wygląd. Jego garderoba prawie całe życie wyglądała tak, jak teraz. Przefarbowanie w latach licealnych naturalnego koloru na blond był największym wykroczeniem poza znajomą strefę komfortu, żałując tego przez pierwsze kilka dni, jak nie tygodni. Czemu? Nie był pewien. Nie sądził, że wyglądał źle, ale również nie sądził, że wyglądał niesamowicie. Komentarze od znajomych z klasy głównie opisały szok i przelotny zachwyt przez nagłą zmianę, ale nie były dla niego zapewnieniem, czy podjęta decyzja była odpowiednia. A potem się przyzwyczaił, utrzymywał kolor aż do teraz i nawet nigdy nie zatrzymał się, aby pomyśleć o zmianie, czy nawet powrocie do naturalnej barwy.
      Nawet teraz, kiedy idea wprowadzenia jakichś zmian w swoim stylu została w nim zasiana przez siedzącego naprzeciw Yosoo, wątpliwości prędko znalazły dla siebie miejsce
      — Nie jestem Tobą, nie wyglądałbym w czymś szalonym tak dobrze, jak Ty.

      Yechan

      Usuń
  54. Jego pytanie nie miało żadnego, dokładniejszego celu. Było niczym naturalna reakcja na propozycję bruneta, zwróciła jego uwagę na swój wygląd i zmusiła do prostego zastanowienia się nad tym, czy faktycznie powinien coś zmienić. Czy coś naprawdę było nie tak, wymagało więcej uwagi i próby zmiany, aby wypaść jakkolwiek lepiej. A przynajmniej mógł tak to sobie tłumaczyć, zepchnąć cichą chęć usłyszenia jego opinii, potencjalnego komplementu; albo krytyki, ze strony przyjaciela. I znaczyłaby zdecydowanie zbyt wiele.
    Znaczyła zbyt wiele. Przekonał się o tym, kiedy, po wstępnie koślawym tłumaczeniu się, tym, wywołujące łagodne rozbawienie i zaciekawione obserwowanie Yosoo, usłyszał dwa proste słowa. Wyglądasz dobrze. Tak błahe, wychodząc od kogoś innego znaczące równie dobrze nic. A jednak teraz agresywnie szarpnęły za jego świadomość, wybrzmiewały echem w głowie, jakby usłyszał najwyższy, najcenniejszy komplement. Mały uśmiech ledwie został zatrzymany zaciśnięciem warg oraz zakryty popiciem coraz to chłodniejszej kawy.
    Przepływała przez niego setka emocji z każdą zmianą nastawienia bruneta. Nagłe wstanie natychmiast przywróciło gotujący się w odmętach ciała niepokoju, zmusiło do odstawienia kawy i przeniesienia zmartwionego spojrzenia na chłopaka. Wraz z siedzącymi niedaleko klientami, acz bardziej zaciekawionymi, niż zaniepokojonymi - nie mógł się dziwić, intryga nieraz brała w takich miejscach górę.
    Od razu założył, że przesadził. Że któryś z komentarzy był tym przekraczającym granicę, którą na nowo postawili. Był tym nieodpowiednim, niechcianym. Ta zdesperowana część Powella była gotowa przepraszać; panicznie wysypać z siebie falę słów, powierzchownych usprawiedliwień i obietnic, że nie zrobi tego po raz kolejny. Ta rozważna szykowała listę pytań, odszukania powodu tego zachowania i jakichkolwiek wyjaśnień, bo znowu czuł się pozostawiony w nieświadomości.
    Dopiero jeden, tylko jeden uśmiech wyciszył buzujące myśli, wywołał na powrót ten sam u blondyna i pozwolił na rozluźnienie instynktownie spiętych mięśni. Pozwolił również na krótką, a jednak tak znaczącą dla niego wypowiedź. Słowa, których obawiał się, że nigdy nie powtórzy
    — Do jutra, Soo.

    ━━━━

    Na początku nie był pewien, czy powrót do normalności był dla nich możliwy. Wątpił, że postawienie nóg na tym samym gruncie, wcześniej zupełnie nienaruszonym, teraz posiadającym kilka zmaz, było czymś prawdopodobnym. Jednak wraz z biegiem kolejnych, trzech tygodni, upewniał się, że był w błędzie. Niezręczność, która im towarzyszyła, naturalnie obumarła. Ustąpiła miejsca starym nawykom, starej rutynie; tak dobrze im obu znanym. Tak wygodnej, nie pozwalającej na większy błąd. Nie pozwalającej na powtórzenie tego jednego, choć oboje ani razu nie używali właśnie tego określenia. Starannie trzymane na wodzy myśli, jak i odczucia, z czasem odnalazły miejsce w najdalszych częściach świadomości, zostały uśpione i pozwoliły o sobie zapomnieć. Pozwoliły wrócić do upragnionej, nienaruszonej relacji, którą tak sobie cenił.
    Dla kogoś z zewnątrz banalnym byłoby stwierdzenie, że nic się nie zmieniło. Że dalej byli bliskimi przyjaciółmi, czasami irytującymi dla innych, ale to tyle. Że nie doszło do niczego więcej; do czegoś, co tak szybko i prawie skutecznie zrujnowało ich przyjaźń. Sam starał się żyć w tym przekonaniu, mimo sporadycznych, ale otępiających, snów, jakie starały się przypomnieć o wszystkim, co zostało wypowiedziane. O wszystkim, co mogło się wydarzyć, gdyby potoczyło się to inaczej.
    Wraz z mijającym czasem, cała jego czujność tak naprawdę została uśpiona. Nie doszukiwał się możliwych pułapek, jakie mogła ze sobą nieść kolejna impreza. Szczególnie ta, która charakteryzowała się większym spokojem, nieco mniejszym, bliższym im towarzystwem. Tym dzielonym przez całą trójkę; Yechana, Yosoo i Avę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Avę, którą ujrzał przy samym przybyciu, siedzącą na kanapie w towarzystwie swojej przyjaciółki, jak i kilku innych znajomych. Nie zamierzał się witać, czując, że dziewczyna była tego samego nastawienia. Tym samym jego kroki samoistnie zaprowadziły go wgłąb mieszkania, pozwoliły na przelotne przywitanie gospodarza i zrobieniu tego, co liczyło się najbardziej. Odnalezieniu Yosoo.
      W ostatnim czasie, mimo pojawieniu się kilku możliwości, nie byli na aż tak wielu wspólnie. Czysto z przypadku - blondyn starał się, po odzyskaniu nieskazitelności skóry, wrócić na basen, jak i formy. Nie zmieniła się wiele, ale na tyle, aby on sam ją wyczuł i zapragnął naprawić. Polepszyć. Tak samo było z ocenami, choć do tego z o wiele mniejszą chęcią przykładał rękę. Nietrudno było również dojść do tego, co było najczęstszym, a może jedynym powodem, dla którego lądowali w tych niewygodnych później sytuacjach. Właśnie te imprezy. A dokładniej alkohol, którego od tamtej chwili tykał się aż zaskakująco rzadko.
      Nie widział jednak, aby ten wieczór mógł przynieść ze sobą coś niespodziewanego. Coś, co ponownie naruszyłoby ich znajomy tryb życia, bo w końcu zapracowali na jego przywrócenie.
      Nie powstrzymało to zanotowania w pamięci tej kluczowej rozmowy z kawiarni, również jej ostatniej części, która była głównym powodem, dla którego blondyn zastąpił klasyczną czerń ubioru białym, ledwie prześwitującym i celowo miejscami poszarpanym swetrem. Tak naprawdę nic specjalnego - dla niektórych typowa część w garderobie, a jednak dla Powella będąca kompletną tam nowością, wybiegającą od ułożonej, skromnej estetyki
      — Zapominam o tym, że dzielimy z nią znajomych — przyznał z nutą niezadowolenia i oparł dłoń na barku odwróconego od niego przyjaciela, nie przejmując się możliwością wywołania zaskoczenia, posyłając mu jedynie mały uśmiech — Jeśli przez kogoś dzisiaj będę pić, to pewnie przez nią.

      Yechan

      Usuń
  55. [Ojej, dziękuję, jest mi niesamowicie miło! <3
    Mia… no cóż, łatwo i różowo nie było, ALE! Ona jest twardą babką, w dodatku napędzaną wściekłością, zawiścią i nienawiścią, i marzy, żeby wszystkich bogaczy posłać w diabły… Także myślę, że przy bliższym poznaniu przestaje się jej żałować. :D
    Kurczę, mam ogromną ochotę na wątek, ale pomysły jakoś w ogóle ze mnie wyparowały. :( Może Ty masz jakieś wątkowe marzenia, które Żmijka mogłaby spełnić? Albo jakąś rolę do obsadzenia? :D]

    Mia Loren

    OdpowiedzUsuń
  56. [W takim razie będę wypatrywać wiadomości! (:]

    Mia Loren

    OdpowiedzUsuń
  57. Zwyczajnie zakładał, że spotka na miejscu Yosoo. Nie pytał przed, czy dostał zaproszenie - tego akurat mógł być pewien. Nie pytał też, kiedy zamierza zjawić się na miejscu, ani jak długo zamierza tam być. Bo z jednej strony były to niewinne, acz może przesadne pytania. Z drugiej, po krótszej chwili zastanowienia się, wybrzmiewały w jego uszach jako coś nachalnego. I tak jak nie miał z tym zazwyczaj problemu, skoro w wielu miejscach pojawiali się wspólnie, tak po ich przerwie, jak i zaniżonej częstotliwości pojawiania się na imprezach, postanowił uniknąć przesadyzmu. Bycia niczym ten nieznośny kumpel, który musi wiedzieć wszystko przed samym wydarzeniem, a dobrze wiedział, że Jeong był tego przeciwieństwem. Nie zdziwiłby się więc, gdyby po napisaniu w odpowiedzi zyskał te najbardziej enigmatyczne, czasami wręcz stresujące odpowiedzi. “Zobaczę za godzinę”, “Nie wiem, jak wracam”. Całkowicie szczere, ale dające kompletny brak informacji, czasami budzące jeszcze więcej pytań.
    Postanowił po prostu zdać się na los, i nie mógł być szczęśliwszy, kiedy ujrzał sylwetkę przyjaciela pośród zgromadzonych gości. Przez myśl przeszła obawa, że jednak może go tam nie być, a to równało się dla niego z uciążliwą imprezą. Jak musiał, czyli przez te dwa tygodnie wzajemnego ignorowania się, potrafił wyjść do ludzi sam, znaleźć źródło rozrywki, a był nim przede wszystkim alkohol. Alkohol, od którego postanowił stronić, aby nie pozwolić sobie na kompletne oszołomienie; podjęcie nieprzemyślanej, wiążącej się z ciężarem kolejnego dnia, decyzji.
    Jednak kiedy do działania dołączał Yosoo, dochodziło do rozjazdu. Nie szedł tam wtedy tylko dla siebie, a dla niego. Żeby bawić się właśnie z nim, a cała reszta towarzystwa stawała się mdła
    — Nie jestem wredny — wypalone pośpiesznie słowa były jedynie przykrywką dreszczu, który przeszedł wzdłuż kręgosłupa blondyna na poczucie oddechu na swej skórze, na nagłą bliskość. Tą, od której zdążył się odzwyczaić, mimo że wcześniej nie była dla nich czymś wielce obcym. Tylko wcześniej nawet nie myślał o doszukiwaniu się w niej czegoś innego, nie miał zasianych wspomnień, które tak skutecznie zamknął w odległej części świadomości.
    — Pozwoliłbyś jej na to?
    Za późno. Odpowiedział o te kilka, dla innych nieznaczących, dla wprawionego oka niemalże kluczowych, sekund za późno, przełykając wcześniej jeszcze nerwowo ślinę. Żartobliwy ton słów oraz krótki śmiech były żenującą próbą zamaskowania tego, jak jego słowa wybiły go z rytmu. Nie były niczym specjalnym; równie dobrze mogły być wypowiedziane czysto złośliwie, a jednak sprawiły, że Yechan stracił tak pilnie zachowany balans i momentalnie zaniemówił. Zabrakło mu zaczepnych komentarzy, których wcześniej miał aż w nadmiarze, a w jego głowie, niczym zapętlony utwór odtwarzały się ostatnie słowa przyjaciela. Powinien coś powiedzieć, odgryźć się bez niecnych zamiarów, byleby usunąć miejscowe napięcie, jakie zapanowało po ich wypowiedzeniu, ale zamiast tego uczepił się ciągu dalszego rozmowy
    — Nieoczekiwanie? Niezły dobór słów, Soo — tym razem zaśmianie się przyszło mu naturalniej, wraz z wtórującym, słabym szturchnięciem ramienia bruneta. Sam jednak nie był pewien, jakby nazwał serię ich przygód, mających miejsce zawsze po wspólnym piciu. I jak widać, oboje byli zgodni pod względem tego, co mieszało między nimi najbardziej — Ale nie zamierzam, lepiej na tym wyjdę. Wyjdziemy — przyznał, nie mając w planach sięgać po którąkolwiek z wystawionych butelek, jeśli naprawdę nie będzie potrzeby. A na razie, dopóki trzymał się z dala od Avy, otoczeni byli mniej czy też bardziej kojarzonymi znajomymi, nic nie pchało go w kierunku prowizorycznego baru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zareagował wraz z tłumem, odwracając głowę w kierunku usłyszanego głosu, zaintrygowany możliwą propozycją. Nie na długo, kiedy zasugerowaną grą okazała się prawda czy wyzwanie - ta najbardziej banalna, prosząca się wręcz o wzbudzenie poruszenia, wtykanie nosa w nie swoje sprawy, jak i mieszanie się między innych dla własnej rozrywki. Chciał sobie odpuścić, zagrzać miejsce, gdzie indziej i spędzić wieczór, oddzielonymi od reszty imprezy, ale jedna osoba sprawiała, że w końcu tego nie zrobił. I nie był nią Yosoo, widocznie kontemplujący branie udziału tak samo, jak blondyn, ale Ava, która sama postanowiła wziąć udział w zabawie, co było niczym nieme wyzwanie dla Powella
      — Chodź, może będzie fajnie. Może ktoś da Avie jakieś strasznie głupie wyzwanie lub żenujące pytanie — posłusznie wypowiedział się ściszonym tonem po oparciu dłoni na barkach Jeonga i skierowaniu ich w stronę coraz bardziej osaczanej kanapy — W razie co po prostu się wykręcimy.

      Yechan

      Usuń
  58. — Nie no, teraz wiem, że jest do tego zdolna — mruknął nieco nieobecnie, wracając chwilę myślami do tamtej rozmowy, do tego, jak prędko doszło do rozwinięcia sytuacji i niespodziewanego zachowania ze strony dziewczyny. Dalej nie był pewny, czy zasłużył — Zareagowałbym.
    Nie miał pojęcia jak, bo na pewno nie zamierzał jej oddać. Mówienie czegokolwiek byłoby równie słabym pomysłem, kiedy na język nie cisnęło mu się nic innego, niż oblane kwasem docinki. Dlatego najlepiej wyszedłby na nie prowokowaniu po raz kolejny takiej reakcji z jej strony i mimo problematyczności, jaką mu to sprawiało, zamierzał się tego trzymać
    — No właśnie, nie marudź, Soo — powtórzył z przekornym uśmiechem, parokrotnie zaciskając dłonie na jego barkach, nim zajęli miejsce pośród reszty grupy. Yechan mógłby przysiąc, że nieraz wpadał na tych ludzi, nieraz spędzał z nimi czas, a jednak tylko niewielkiej części twarz był w stanie przypisać imię, jeszcze mniejszej ze stuprocentową pewnością. Była to oczywiście jego wina - brak chęci do postarania się, brak widzenia sensu w tworzeniu bliższych relacji, skoro kończyły się na imprezach, czy może wspólnych, krótkich wypadach po uczelni, jeśli padła pośród nich niezobowiązująca propozycja.
    Na początku z zainteresowaniem przyglądał się grającej grupie. Spokojne pytania, jakby badające wody, w większości miały niewinny wydźwięk, a poszczególne, o wiele rzadziej wybierane, wyzwania nie posuwały się za daleko. Butelka, jakby dla własnego dobra, omijała blondyna i pozwalała poczuć się złudnie bezpiecznie. Wykorzystywał ten komfortowy czas na słuchanie tego, co się działo. Na zaobserwowanie, w jakim tempie były wypełniane i ponownie opróżniane kubki z alkoholem oraz przebiegająca pośród grona butelka. Wymownie omijająca przede wszystkim ich dwójkę. Może spotkało się to z paroma pytającymi spojrzeniami; oboje nie byli raczej kojarzeni ze stronieniem od alkoholu, ale Yechan nie zwrócił na nie zbytnio uwagi. Nie, kiedy pytania zaczęły zbaczać w te coraz bardziej niewygodne, acz dla niektórych, zabawne pytania, a on już wiedział, czemu w trakcie tych zabawach przelewało się tyle procentów. Te zdecydowanie ułatwiały strawienie wysłuchiwanych odpowiedzi.
    Rzucił przelotnie okiem w kierunku Yosoo, widząc, że zainteresowanie bruneta zanikało tak samo, jak jego własne. Przez moment rozważał wyjście z prostą propozycją opuszczenia grona, nawet na chwilę, do kuchni, w której kręciło się parę innych osób, aby dać sobie spokój z grą, ale coś trzymało go przyklejonego do podłogi. Może cicha fascynacja z tym, jak każdy stawał się coraz bardziej wylewny, może przeczucie, że nieprowokowane wyjście zwróciłoby na nich nieproszoną uwagę.
    A pewnie wyszliby na tym lepiej, niż dalsze siedzenie, słuchanie, bo w końcu padło pierwsze, szczerze kąśliwe i skierowane w kierunku jednego z nich - tym razem bruneta - pytanie, choć nawet nie padło na nich
    — Ja pierdolę — wymruczał ledwie słyszalnie pod nosem, kiedy z ust Maddy wybrzmiało jasno nacechowane pytanie, spotykające się z mieszanym odbiorem od reszty. Chociaż wystarczyło otaksować wzrokiem resztę znajomych, aby zauważyć na wielu twarzach zainteresowania pod warstwą niewygody.
    Powód zagrywki był znany wszystkim, złośliwość Avy również nie powinna być szokująca, a jednak naturalnie zachodziła za skórę pływaka, zmusiła do zakrytego zamkniętymi powiekami wywrócenia oczu i cisnęła na usta setki odpowiedzi. Odpowiedzi, które nie mogły opuścić jego myśli i był całkowicie wdzięczny, że alkohol nie miał szansy rozwiązać mu języka. Jego niezgoda wobec wszystkich, trzech argumentów była czymś, o czym reszta pokoju nie musiała wiedzieć. Czymś, czego nie musiała wiedzieć Ava. Trzymał więc go posłusznie za zębami, walcząc z samym sobą, aby nie sprzedać się choć jedną, konfliktową reakcją, która pogorszyłaby daną sytuację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musiał jednak nic robić, kiedy siła wyższa sama postanowiła pokrzyżować jego plany, wraz ze skierowaną szyjką butelki w jego kierunku. Zmrużył nieznacznie oczy przy nieszczerym, widocznie wymuszonym uśmiechu, kiedy w jego uszach wybrzmiało zadowolenie Jenkins, tak łatwo prowokujące. Jedynym, co było w stanie sprowokować go jeszcze bardziej, było użyte przez nią zdrobnienie. To, które w przeciągu jednej nocy zaczęło dla niego brzmieć jak najsłodsze słowo na całym świecie.
      Słoneczko.
      Poczuł, jak pętla wokół jego żołądka brutalnie się zacisnęła, wybijającym tym samym z blondyna cały zdrowy rozsądek. Ten, który krzyczał, aby dał sobie spokój. Że dziewczyna zdecydowanie nie była warta potencjalnego ośmieszenia się. Przecież nie był tchórzem
      — Wyzwanie.

      Yechan

      Usuń
  59. Zdziwienie przyjaciela wywołało tę samą reakcję u blondyna, który tylko po usłyszeniu krótkiego co? zwrócił w jego kierunku zagubione spojrzenie. Spojrzenie, które od razu zwątpiło we własną decyzję, ale nie widziało szans na wycofanie się. Ani szans na wyjaśnienia, które składałby się z nieumiejętnie sklejonych argumentów. Bo jedynym, którego był pewien, to to, że dziewczyna go sprowokowała, a potrafiła to robić lepiej, niż ktokolwiek inny. Samą sobą sprawiała, że chciał jej robić wszystko na przekór, zirytować bardziej, kiedy jej słowa mijały się z obranym celem.
    Równie prędko wrócił spojrzeniem do Avy, negującej starania bruneta i to tak w banalny sposób. Bo wystarczyło kilka prowokujących słów, dotykających jego godność, aby próby Yosoo zwrócenia mu rozważności rozsypały się tuż przed jego oczami. Nie przejmował się ani przyjacielem, tak zacięcie próbującym uratować go i odciągnąć od popełnienia strasznego błędu, ani oczami, których ilość z każdą chwilą i każdym, wyplutym między nimi słowem, rosła, a wcześniejsze rozmowy przeobraziły się w szepty, byleby nie przeszkodzić w rozwoju sceny.
    Jedyne, na czym był skupiony, to nie spuszczaniem ostrego, przenikliwego spojrzenia z brunetki. Nieme wyzwanie tak samo z jej, jak i jego strony, ale blondyn dalej nie zdawał sobie sprawy, że od samego początku był na przegranej pozycji. Jakakolwiek reakcja byłaby dla niej zwycięstwem, rezygnacja, jak i to nierozważne podjęcie rzuconej rękawicy. Sam fakt, że tak samo jak on, ignorowała siedzącego obok Yosoo, zaskakująco jedyny głos rozsądku między ich trójką.
    Był przekonany, że jest gotowy na wszystko. Że dziewczyna nie da rady go zagiąć, zmusić do wycofania się przed wszystkimi i wyjściu na właśnie tę osobę, za jaką go miała. Za tego posłusznego, wycofanego psa, który czekał na zgodę i nie wychodził proszony poza szereg. Za nic nie mógł się nawet zawahać.
    A zrobił właśnie to, najpierw prawie, kiedy pierw usłyszał wzmiankę o pocałunku; nie był, i nigdy nie będzie, fanem wymieniania się niezobowiązującymi czułościami na przymus, a tym bardziej z powodu głupiej gry jak ta. Na pewno nie na trzeźwo. Był jednak w stanie przełknąć swoją dumę, zrobić wszystko, żeby utrzeć nosa tak zadowolonej teraz Avie - jedynej, która bawiła się teraz dobrze. Faktycznie zamarł w miejscu, kiedy usłyszał, kogo miał pocałować.
    Zamarł, odwracając w końcu wzrok z brunetki na najlepszego, jedynego przyjaciela, którego w dodatku niedawno odzyskał. Trwało to ledwie kilka sekund, było niczym ulotna chwila, podkreślona jedynie rozemocjonowanym rozliczaniem zaczętym przez kogoś z towarzystwa. I pierwsze wypowiedziane liczby wybiły go z krótkiego transu, samoistnie zaprowadziły dłoń na kark Yosoo, spotykając jego spojrzenie na ulotną chwilę, jakby w formie przeprosin. Niemal złudne koło ochronne, pragnące zapewnić, że robi to tylko ze względu na rzucone w jego kierunku wyzwanie, chęć pokazania brunetce, że nie zagnie go czymś takim. Czymś, co z pozoru; a przede wszystkim dla reszty znajomych, było tylko głupim zadaniem, któremu równie dobrze mógłby odmówić, bo przekraczało niewypowiedziane granice. Ale takie teraz nie istniały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starał się nie zastanawiać nad kolejnymi ruchami, wytrwać tak łaskawie im przydzielone czterdzieści sekund i zwyczajnie zapomnieć. Ale już wstępne zetknięcie ust; z tymi miękkimi, lekko zaróżowionymi i o wiele lepiej znajomymi, niż powinny być, wystarczyło, aby ściśnięcie żołądka jedynie się nasiliło. Mimochodem poprawił opartą dłoń, przymknął nieznacznie oczy i całą, acz z każdą sekundą słabnącą, siłą woli hamował się od zbędnego pogłębienia gestu. Wplecenia palców ciemne kosmyki, zaczepnie drażniących jego dłoń. Od niemego westchnięcia, niepożądanie cisnącego się na jego wargi.
      Nie słyszał nic oprócz dudniącego w jego piersi serca, szybko i nierównomiernie; zrzucał to na stres. Nie słyszał pozostałych gości, jedynie w tle dalej mijające, wymieniane sekundy, aby wraz z tą ostatnią się odsunąć. Ani chwili dłużej, ani krócej. Niemo, ledwie widocznym ruchem ust przeprosił, chyba po raz pierwszy. Zabrał również wygodnie opartą dłoń z karku, zwrócił się z powrotem do centrum kręgu i wykorzystywał resztki spokoju, aby właśnie go zachować. Nie pokazać po sobie nawet przez chwilę, jak intensywnie zburzone fale zalewały jego umysł.
      Nie śmiał spojrzeć w kierunku Yosoo.

      Channie.

      Usuń
  60. Pragnął wydłużyć minione sekundy. Wrócić do chwili sprzed minięcia tych czterdziestu, zatrzymania ich i przeciągnięcia jak najdłużej mógł, chociaż zdawał sobie, jak niepoprawne to było. Wpleść palce w miękkie włosy, przysunąć chłopaka, aby poczuć go jeszcze bliżej i rozjudzić na nowo rozpalone, acz chwilowo jedynie tlące się, uczucie w ciele, z łatwością wywołujące mrowienie na końcach nerwów.
    Przez trzy tygodnie starał się o tym wszystkim nie myśleć. Karcił siebie samego za nawet chwilowy powrót myślami do kanapy w mieszkaniu Yosoo, do dekorującego stolik popcornu, którego nawet nie tknęli. Do wyspy kuchennej. Dawał radę, zganiał je na dalszy plan, potrafił oszukać siebie samego, że do niczego między nimi nie doszło i dalej byli po prostu przyjaciółmi, co najwyżej śmiejącymi się z tego, jakby przytrafiło się to komuś innemu, a nie im. Wychodzili wspólnie, rozmawiając tak jak wcześniej. O tych samych tematach, o sytuacjach w rodzinie, odnajdowaniu banalnych sposobów, aby odwrócić swoją uwagę i odnaleźć ten moment spokoju, wyciszenia i wykluczenia ich z głowy na tak długo, jak było to możliwe.
    A teraz to wszystko przepadło. Wraz z pierwszym spotkaniem warg, wywołanym durną dumą blondyna i jego chęcią nieugięcia się pod presją Jenkins. Przepadło wraz z gotującymi się w nim emocjami, tak jawnie dających znać, o co mu chodziło, ale uparcie udawał, że ich nie słyszy. Że zrobił to wyłącznie z przymusu, a nieugaszone, na nowo zbudzone pragnienie, było jedynie niejasną złudą.
    Z trudem przełknął ślinę po usłyszeniu głosu przyjaciela, nie podnosząc jednak wzroku, a jedynie sięgając po dalej zwróconą w jego stronę butelkę. Śmiała mu się prosto w twarz, wytykała idiotyzm zachowania i to, z jaką łatwością Ava na niego wpłynęła. Jej słowa przeleciały mu nad głową, zmieszały się z dźwiękiem obracanej butelki, z wyborem przez znajomą opcji pytania oraz wymyślania nieobecnie czegoś na tyle wiarygodnego, aby nie nakazano mu bardziej się wysilać. Chciał odwrócić uwagę pomieszczenia w innym kierunku, z dala od siebie i wychodzącego Yosoo, co pogłębiło zasiewany od momentu usłyszanego wyzwania niepokój. Starał przekonać siebie samego, że nikt nie będzie o tym gadać, a tym bardziej pamiętać, ale wywołany wokół tego szum sprawił, że było to niemal niemożliwe. Sam nieraz, nawet zwyczajnie z nudów, lubił przywołać jakieś dramatyczne wydarzenie z którejś z imprez, bez większego powodu, oprócz ochoty na powspominanie i to podstawowe uwielbienie do komentowania czy debatowania problemów, którego nijak go dotyczyły.
    Czuł, jak z trudem daje utrzymać spokojny, niewzruszony oddech, a tym samym nieporuszoną fasadę. Punktem krytycznym było trzaśnięcie drzwi, które dało radę przebić się przez nieznacznie przyciszoną muzykę oraz głosy, powoli wracające do normalnego tonu. Nie wiedział, ile minęło czasu, ale przelotne zerknięcie na brunetkę, z zaskoczeniem dalej skrycie wymalowanym na jej twarzy, jasno dało mu znać, że musiało to być zaledwie kilka minut. Podobnie kilka par oczu dalej skierowanych w jego stronę, następnie znacząco wgłąb mieszkania - tam, gdzie zniknął Jeong po tak prędkim opuszczeniu miejsca obok niego. Nie winił go, nie miał mu tego nawet w żadnym stopniu za złe, samemu mając ochotę stamtąd wyparować, zapaść się niezauważalnie pod ziemię.
    Wykorzystał więc kolejną rundę, padnięcie jednego z ryzykowniejszych pytań, które przykuło uwagę reszty grających, aby wstać ze swojego miejsca z niezrozumiałą wymówką. Łudząco przekonujące zachowanie spokoju było zdradzane klasycznym, acz przez wielu niezauważanym, tikiem, trwającym do samego momentu, aż nie trafił pod łazienkę. Zauważył lekko uchylone drzwi, a tym samym stojącego w środku Yosoo, na którego widok żołądek podjechał mu do gardła. Nie dał rady jednak zahamować prędko sięgającej do klamki dłoni, nóg wpraszających się do ozdobionego kaflami pomieszczenia, ani słów, które automatycznie zaczęły się z niego wylewać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To moja wina, Yosoo — zaczął, nieuważnie również zostawiając drzwi nieznacznie uchylonymi po wejściu do środka i zatrzymaniu się w połowie drogi do odwróconego do niego plecami bruneta — Wiem, że nie powinienem się zgadzać na to wyzwanie, na żadne tak naprawdę, bo to Ava. Powinienem wiedzieć, że coś takiego odwali, ale nie wiem, trzęsie mną, jak otwiera buzię — nie miał w zanadrzu nic innego, niż nieumiejętne usprawiedliwienia swojego działania — Ja w ogóle namówiłem Cię, żeby grać, a pewnie już od razu powinniśmy sobie odpuścić — nawet chcąc, nie dawał rady zatrzymać siebie przed wypełnieniem nieprzemyślanymi słowami ciążącej, wymownej ciszy w łazience.
      — Przepraszam.

      Yechan

      Usuń
  61. W pewien sposób czuł na sobie jego spojrzenie, chociaż nie usłyszał wstępnie ani jednego słowa, czy ruchu z jego strony - wszystko dzięki lustru, pozwalającemu na przelotne wyłapanie kontaktu wzrokowego. A to tylko napędzało go do dalszego produkowania się, szukania czegoś, co posprzątałoby wprowadzony bałagan oraz burzę szalejącą w jego ciele. Był zdesperowany, znowu gotowy zrobić wszystko, byleby odbudować na nowo to, co miał wrażenie, że swoją złą decyzją doszczętnie zburzył.
    Zaprzestał jednak wszystkiego po dostrzeżeniu uniesionej dłoni. Po usłyszeniu ostrych, stanowczych słów, które mimo braku nieprzyjaznej barwy, zmusiły go do nerwowego spięcia się i przełknięcia śliny. Zamilkł i zamarł w miejscu, spanikowanym wzrokiem przyglądając się brunetowi w marnej próbie odgadnięcia, co kryło się za jego oczami. Za jego postawą, z jednej strony mówiącą wiele, a z drugiej kompletnie nic.
    Sądził, że zawsze był dobry w rozczytywaniu ludzi - szczególnie Yosoo, który z czasem i chwilami był dla niego niczym otwarta książka. Rozpoznawał nerwowe gesty; podgryzanie wargi, rzadsze bawienie się palcami. Kąśliwe słowa, które były niczym tarcza obronna, która miała nie pozwolić drugiej osobie przedrzeć się przez wiecznie napierający atak. Te pomniejsze zachowania, które były formą biernego buntu, który nie był na tyle znaczący, aby wywołał zbyt bezpośrednią reakcję. Był przekonany, że nie da rady go zaskoczyć.
    Ale tym razem było inaczej. Był zupełnie zagubiony, niepewien tego, co skrywa się za ciszą, skierowanym w jego stronę wzrokiem, którego desperacko się trzymał, bo go potrzebował. Nawet jeśli nic mu nie dawał, oprócz zestresowanego ścisku żołądka. Budzenia kolejnych obaw, szczególnie po usłyszeniu dwóch słów ze strony przyjaciela, które dla blondyna świadczyły o jasnym końcu. Tak jak kroki, z jego perspektywy, w stronę drzwi łazienki
    — Yosoo, proszę… — błagalny, wręcz żenująco zdesperowany ton słów był czymś poza jego kontrolą. Wywołany potrzebą wyjaśnienia się, znalezienie sposobu na zatrzymanie go. Był gotów zastawić jedyną drogę wyjścia, aby zdobyć te dodatkowe kilka sekund. Czuł się jeszcze bardziej zagubiony, kiedy stanowcza dłoń pchnęła go na brzeg wanny, dalej idiotycznie nie widząc malujących się przed nim kropek, jakby celowo był na nie ślepy — Daj mi wyjaśnić-
    Nie dokończył. Tak skutecznie uciszony przez pierwszy pocałunek. Tak ulotny, że sprawiał wrażenie niestosownego wymysłu wyobraźni, który i tak zmusił do mimowolnego zaciśnięcia palców na wannie. Kolejny przyszedł równie niespodziewanie, przyspieszył groźnie bicie serca i zdradzał nerwy przez rozedrganie warg, doganiających jednak narzucony im rytm. Łaknęły bliskości, poczucia zapomnianego i zepchniętego w kąt, słodkiego smaku, który samym sobą wywoływał więcej reakcji, niż potrafiły niejedne, dogłębniejsze zbliżenia.
    Mimo tego, bał się. Bał się go stracić. Bał się, że była ta pochopna decyzja, wywołana… czym? Nie mógł tym razem zrzucić ich zachowania na alkohol, na jakąś inną, odurzającą używkę, bo jedyne co mieszało mu teraz w głowie, to bliskość Yosoo. Ciepły dotyk, wypalający dziury w miejscu spotkania się z jego skórą. Palce tak łagodnie zaczepiające o kilka dłuższych kosmyków. Usta coraz bardziej ochoczo drażniące jego własne, pogłębiające czułość, aż blondynowi brakowało tchu, ale nie chciał się odsunąć w obawie zrujnowania chwili.
    Zrobił to dopiero w ostateczności, przez lekkie oparcie dłoni na mostku bruneta, naparcie, aby zaprzestał, a tym samym dał im szansę na złapanie oddechu, dusząc w sobie zachwycony pomruk po zauważeniu wąskiej strużki śliny, która zamiast bycia czymś obrzydliwym, była teraz niesamowicie pobudzająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrób coś. Słyszał nieznośny, krzyczący głosik z tyłu głowy, błagający, aby zastopował to, dopóki była dostępna, acz coraz bardziej zacierana, droga odwrotu. Aby powiedział coś w ten typowy, rozważny sposób, który miał wyciągać ich z kłopotów. Nie słyszał nic, oprócz go oraz głośno bijącego w piersi serca, a wzrok nie potrafił się skupić na niczym dłużej, zaraz wracając do nieznacznie podrażnionych, zaczerwienionych i lekko rozchylonych w próbie nabrania powietrza, warg.
      Zrezygnował bez większego zastanowienia nad posłuchaniem się zdrowego rozsądku i zacisnął palce na materiale, czym przyciągnął bruneta z powrotem do siebie, złączając z powrotem ich usta; pewniej, pragnąc jeszcze więcej, i zmusił do zajęcia miejsca na jego kolanach. Byleby był jak najbliżej.
      Nie ufał słowom. Nie ufał temu, że były w stanie lepiej przekazać to, jak bardzo go potrzebował. Że jego uwaga była jedynym, czego teraz; czego zawsze, najbardziej pragnął.

      Yechan

      Usuń
  62. Yechan nie był niczego pewny. Brakowało mu jednej, racjonalnej myśli, która trzymałaby go na ziemi, nie pozwoliłaby zdezorientowaniu wziąć górę, chociaż ledwie pojmował, w jakiej sytuacji właśnie się znajdowali. Wolał, żeby zdrowy rozsądek uderzył go ze zdwojoną siłą, zmusił do zatrzymania bruneta, czy siebie samego i niepozwoleniu sytuacji na dalszy rozwój.
    Stracił jednak całą siłę, z łatwością oddawał się każdemu dotykowi i pragnął więcej. Mimo tlącego się strachu. Obawy, że dotrze do chłopaka, co właśnie robią, że znowu się pokłócą, a tym razem nie mieli czym usprawiedliwić swojego zachowania. Oboje byli w pełni trzeźwi; przynajmniej nie widział, żeby Soo coś pił czy palił.
    Może też dlatego agresywnie wybudzone w brzuchu motyle wzięły go z zaskoczenia, rosnąc na sile jeszcze bardziej przy cichej prośbie bruneta. Tak niewinnej, a tak kuszącej; niepozwalającej na odmowę. Wzmocniły lekkie drżenie dłoni, które gorączkowo szukały zaczepienia, a zarazem obawiały się zmienić swoją pozycję ze ściskanej koszulki oraz opierania się o wannę. Miał wrażenie, jakby stąpał po niesamowicie wąskiej linii, że każdy, zbyt pośpieszny ruch skończyłby się bolesnym upadkiem; rozbiciem tworzącej się wokół nich bańki, która sprawiała, że wszystko dookoła - grająca w salonie muzyka, mijające ich głosy, kiedy ktoś przechodził obok i głośne śmiechy wywołane dalej prowadzoną grą. Wszystko to przestawało istnieć, stawało się nic nieznaczące i automatycznie było wyciszane przez Powella, usypiając jego czujność niebezpiecznie szybko.
    Jedyne, co wypełniało jego głowę, to wymieniane, szybkie oddechy, wyrażające więcej, niż jakiekolwiek słowa, na jakie dałby teraz radę się zebrać. Jakakolwiek szansa na nie uleciała wraz z poczuciem przyjemnego ciężaru na kolanach, ust smakujących jeszcze lepiej bez zamglonej otoczki. Uzależniających jeszcze mocniej, niż wlewany zazwyczaj przy tym w siebie alkohol kiedykolwiek potrafił.
    Pewność ruchów Yosoo przyjemnie uśmierzała obawy blondyna. Pozwalała pomyśleć, mieć nadzieję, że nie będą niczego żałowali. Samemu się w nich zatracić, jak i jednoznacznym uczuciom, jakie targały nim od wewnątrz. Bo nie były możliwe do pomylenia z czymś innym. Nie mógł udawać, że nie pragnął uwagi przyjaciela, że to, jak mieszał mu w głowie, nie sprawiało mu przyjemności. Powinno sprawiać wrażenie czegoś niepoprawnego, ale wydawało się tak odpowiednie. Yechan nie chciał znaleźć się gdziekolwiek indziej, niż na krawędzi wanny, z dłońmi przyjaciela bezpiecznie opartymi na swoim ciele, z ustami goniącymi jego własne i pogłębiającymi pieszczotę z każdą sekundą, coraz bardziej doprowadzając go do szału.
    Kolejne odsunięcie się przyszło mu z bólem, a zarazem było na swój sposób zbawcze. Pozwoliło złapać oddech, odchylić nieznacznie głowę do tyłu i nieudolnie spróbować rozjaśnić umysł, niemal w pełni zamroczony odbieranymi wrażeniami. Wszystkie próby jednak zostały zanegowane poruszeniem się bruneta, znajdującego się teraz jeszcze bliżej, wypełniającego jego zmysły. Mokra usta, przesuwające się po długości szyi umiejętnie rodziły zawroty głowy, a blondyn wiedział, że, po raz kolejny, szybko i bez szansy na zahamowanie, przepadł. Drgnięcie ciała szło w parze z mimowolnym ruchem bioder i wulgarnym jękiem, za późno wyciszonego zasłonięciem ust dłonią.
    Pokręcił najpierw głową, nie ufając sobie na użycie własnego głosu i zwyczajnie tonął w ciemnych tęczówkach, będących teraz dla niego kotwicą, jak i najskuteczniejszą pułapką. Momentami wręcz wątpił, czy faktycznie był trzeźwy, czy może przypadkiem czegoś nie wypił przez ciepło rozlewające się po jego ciele, przez nieodpowiednie słowa cisnące mu się na język. Gdyby go spytał, nie wiedział, jakby zareagował. Nie mógł zagwarantować zgody; tego, że z tchórzostwa by nie uciekł, nawet jeśli dobrze zdawał sobie sprawę, jakie ognisko rozpalił podjęciem się rzuconego przez Avę wyzwania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero po chwili, po kilku, z trudem złapanych oddechach, niepewnie wyciągnął dłoń, żeby zgarnąć pojedyncze kosmyki opadające na twarz Yosoo, oprzeć z ostrożnością ją na jego karku i wsunąć palce w dalej ciemne włosy, ledwie dając radę utrzymać z nim kontakt wzrokowy i czując, jak spojrzenie ma ochotę uciec gdzieś na bok, a zarazem wyszukiwało odpowiedzi we wlepionych w niego oczach
      — Nie jesteś zły? — sam mógł odnaleźć odpowiedź, we wszystkich nienazwanych gestach. W tym, jakich właśnie brakowało, ale wolał spytać. Wolał to usłyszeć, aniżeli pozwolić kolejnej kwestii pozostać ciążącym nad nimi niedopowiedzeniem.

      Yechan

      Usuń
  63. — Nie śmiej się ze mnie — zdanie ledwie opuściło jego usta, zanim znowu został zmuszony je zacisnąć, aby pohamować reakcję na rozsypywane po jego skórze pocałunki. Łapane, głęboko powietrze starało się walczyć z płytkim oddechem, ale wszystko było utrudniane z każdym śmielszym gestem ze strony Yosoo, idealnie trafiającym w czułe punkty blondyna.
    Dalej było to dla niego zaskoczeniem, a może nie powinno. Jakaś jego część zdawała sobie sprawę z tego, że brunet znał go lepiej, niż ktokolwiek innym. Że przed nikim nie otwierał się tak szeroko, jak przed Jeongiem, więc z góry był skazany na to, aby ten znał jego słabe strony, nawet w takiej sytuacji. Szczególnie patrząc na to, że nie był to pierwszy raz, kiedy znaleźli się w tej właśnie pozycji, a jednak delikatna skóra pod uchem paliła go nieznośnie. Czuł rozciągające się od niej przyjemne mrowienie, banalnie wywołujące dreszcze. Usta prosiły się o więcej, męczone między zębami czy lekko rozchylone, kiedy Yosoo się na nich nie skupiał.
    Słaby uśmiech coraz swobodniej błądził po jego twarzy, zadowolony z dawanej mu uwagi. Z postawy przyjaciela, której dawno nie widział; tym bardziej w momencie, jak ten, kiedy większość kontroli była oddawana w ręce Powella.
    Wraz z zapewnieniem, że brunet nie był zły, pozwoliło to na zlikwidowanie nerwów, większe rozluźnienie się i mienie wrażenia, że wszystko było na swoim miejscu. Bo jeśli było odwrotnie, w ogóle tego nie czuł. Wszystko wydawało się odpowiednie, każdy ruch, każde słowo, wraz z tymi bardziej zaczepnymi. Nie obchodziło go to, gdzie byli. Jak wiele ryzykowali, przesiadując w łazience; szczęśliwi jednej z dwóch, acz i tak zapewne mogło to narobić problemów.
    Zacisnął palce dłoni skutecznie podtrzymującej ich balans na wannie, podczas gdy druga nieobecnie zsuwała się z odkrytego karku po plecach Yosoo, przejeżdżając wzdłuż kręgosłupa, nim nie oparła się na jego biodrze. Z kolei wbity w bruneta wzrok, mimo ogromnej ochoty przymknięcia powiek i oddania się nasilającym się zawrotom głowy, z całych sił próbował zmusić go do dokładnego wysłuchania jego słów. Tak stanowczych, nieznoszących sprzeciwu. Budzących mrowienie w całym ciele i przyjemne ściskających żołądek
    — Okej, przepraszam — westchnął posłusznie, niemal w pośpiechu, a przy poprawieniu się na swoim miejscu zacisnął mimowolnie palce na biodrze bruneta, dociskając go jeszcze bliżej siebie. Nie chciał sprawiać im więcej kłopotów, niż było to potrzebne, odpowiedział szczerze, ale nieobecne wybrzmienie tych słów mogło świadczyć o czymś innym. Tym bardziej że mówili o Avie, o której nie chciał teraz słuchać i w głębi serca wiedział, z jakim trudem przyszłoby mu powstrzymanie się przed zadziałaniem pod pierwszym, wrednym instynktem.
    — Ale szczerze Soo, mógłbyś teraz nakazać mi cokolwiek i bym to zrobił — wypalił bezceremonialnie, bez wykorzystania, chociażby najkrótszej chwili na przemyślenie potencjalnej dwuznaczności słów, zbyt pochłonięty zapachem bruneta oszałamiającym zmysły, czy owiewającym go oddechem. Zrezygnował z próby pozornego uspokojenia własnego, bo wszystko zaraz wybijało go z niepewnego rytmu, a jego brak z kolei pobudzał blondyna jeszcze bardziej. Zdawał sobie sprawę z tego, że Yosoo starał się przeprowadzić z nim poważną rozmowę, taką, co zdecydowanie powinna mieć miejsce, ale nie był teraz w stanie się na tym skupić.
    — Nie gadajmy teraz o Avie — mruknął z uległością, oddając się coraz mniej kontrolowanie bliskości i przysuwając usta do odkrytej szyi, zostawiając na niej kilka kontrolowanych, ulotnych pocałunków. Nie widział nic więcej, oprócz siedzącego na jego kolanach chłopaka. Jego pole widzenia automatycznie zwęziło się tylko do nich, do przestrzeni łazienki, teraz należącej wyłącznie do nich. Nie widział ani nie słyszał poruszenia przy drzwiach, kiedy po raz kolejny odnalazł miękkie wargi przyjaciela, zachęcająco muskając zębami o tą dolną, a dłoń opierając na słabym wgłębieniu przy lędźwiach. Nie widział lekkiego poszerzenia uchylenia, ani nie czuł zbędnej pary oczu skierowanej w ich stronę, o ten moment za długo, aby określić je przypadkowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I wolę jak ty tak na mnie mówisz — przyznał między coraz intensywniejszymi pocałunkami i nieśmiałym haczeniem palcami o brzeg spodni. Zazwyczaj nie był fanem, jego zdaniem, zbędnych zdrobnień, przezwisk czy banalnych ksywek. Ale nie, kiedy chodziło o Yosoo. Każde, wymyślone przez niego przyjemnie rozbrzmiewało w jego uszach, wcześniej jedynie rozlewając niewinne ciepło po sercu, teraz wywołując jeszcze tam dodatkowe, początkowo enigmatyczne szarpnięcie — Tylko ty. Słońce.

      Yechan

      Usuń
  64. Wywrócił przekornie oczami po zauważeniu zadowolonego uśmiechu Yosoo, jak i wtórujących mu słowach, które odbierał jako niewinną groźbę, a zarazem coś, co podsycało jego oczekiwania. Niecierpliwość co do tego, co brunet miał na myśli, zradzając w danym momencie jedynie te najbardziej nieprzyzwoite pomysły. Potrzeba kontrolowania tego, co się dzieje, wpłynięcia na cudze decyzje i spojrzenie na swoją osobę marniała, kiedy ta niepewność przesyłała podekscytowany dreszcz wzdłuż kręgosłupa, zaciskała żołądek. Jeong był osobą, której ufał i z pełną świadomością był gotowy oddać kontrolę, mimo równie wielkiego zamiłowania do jej posiadania, jak i wywoływania tych samych wrażeń u chłopaka.
    Ponad miesiąc zbyłby każdego, kto powiedziałby mu, że na jednej z imprez skończy z przyjacielem w łazience, zatracając się w słodkich pieszczotach, a resztkami rozumu i ostatkami sił hamując ręce przed wsunięciem się pod dzielący ich materiał ubrań. Nawet niecały miesiąc temu, już po skończeniu dwukrotnie w podobnej sytuacji, nie uwierzyłby w to, że dojdzie do powtórki. Z obiema stronami działającymi na trzeźwo, odpowiadając na niewypowiadane pytania jednoznacznymi gestami, negując trzy tygodnie wytwarzania dystansu właśnie w tej strefie, bo uznali, że tak będzie dla nich lepiej. Tylko po to, żeby teraz dojrzeć, jak bardzo się mylił. Przynajmniej teraz, nie wiedział, czego oczekiwać od kolejnego ranka, ale tym razem było inaczej. Lepiej, ze szczerością, która poprzednio sprawiała wrażenie zamaskowanej procentami.
    Mruknął bezmyślnie w jego szyję, nie będąc pewnym, czy usłyszane imię nie było jedynie jego własnym wymysłem. Tak samo jak kolejna, niewyraźna prośba, gryząca się z zaprezentowaną mu kuszącą, bladą skórą. Może i powinien być bardziej uważny, wyostrzyć zmysły, aby te drobne, choć kontrastujące ze sobą, sygnały, mu nie unikały, ale był zbyt przejęty samą barwą głosu cicho wypowiadanych słów, aby wyczuć ich sens.
    Dopiero drgnięcie wraz z pewniejszym tonem zmusiły go do zrobienia tego, co w końcu dotarło do jego uszu, tym samym pozwalając na zreflektowanie się. Był gotowy bez chwili pomyślunku pójść dalej, nie zwrócić uwagi na wszystko to, co powinno go przed tym pohamować, bo był tak przejęty ponownym zatonięciem w przyjemności, jaka wypełniała go pod wpływem tej jednej osoby. Tylko on potrafił tak na niego zadziałać, i nieważne jak bardzo się starał, nie mógł dalej okłamywać samego siebie
    — Czemu nie? Drzwi są… — szybkie spojrzenie w kierunku wspomnianych drzwi natychmiastowo zamknęło mu buzię. Bo nie, nie były zamknięte. Zostawił je bezmyślnie uchylone wraz z wejściem do środka, tym samym wystawiając ich na tak ogromne ryzyko, o którego istnieniu uświadomił sobie dopiero teraz. Nawet przez moment nie pojawiła się w nim myśl, że ktoś mógł po prostu wejść, przerwać im, a co gorsza, przyłapać na czymś, co nawet dla niego, jeszcze kilkanaście minut temu, nie powinno mieć miejsca.
    Otępiale zamknął buzię, przełykając z niezręcznością ślinę, aby ostrożnie i w milczeniu pomóc Yosoo wstać, nim sam zrobił to samo. Poprawił podwinięty u dołu sweter i stanął najpierw przed lustrem, czując zażenowanie, wymieszane ze słabym rozbawieniem po spojrzeniu na swoje odbicie. Na lekko zmierzwione włosy, rumieniec oblewający jego twarz i lekko nabrzmiałe usta, wszystko wspólnie od razu zdradzające, czym przed chwilą był pieczołowicie zajęty. Próba ułożenia schludnie włosów, jak i zmoczenie policzków chłodną wodą było jedynym, co mógł teraz zrobić, a i tak wydawało się bezcelowe, kiedy wystarczyło, aby przez myśl przeszedł mu choć jeden obraz związany z chłopakiem w roli głównej, a gorąco na nowo rozlało się po jego ciele

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wziąłem samochód — nie lubił nim jeździć, będąc jedynym, dalej obecnym prezentem od rodziców, który sprawiał wrażenie rekompensaty za kilka, zapomnianych pod rząd, urodzin — więc… możemy jechać do mnie — zaproponował, odwracając się w końcu w jego stronę i chwytając pojedyncze ciemne kosmyki, aby schludniej je ułożyć. Tak samo prostując materiał koszulki, jeszcze chwilę temu będąc bliskim wsunięcia drżących palców pod spód. Na sam koniec przyłożył chłodny wierzch dłoni do równie rozgrzanych polików, aby później nieobecnie przesunąć kciukiem po zaczerwienionych wargach, od których nie potrafił odwrócić swojej uwagi. Jedynie świeżo co zyskana świadomość, że równie dobrze mogli być na widoku, powstrzymywała go przed złożeniem na nich kolejnego pocałunku — Jest bliżej.

      Yechan

      Usuń
  65. Z mimowolnym, małym uśmiechem kontynuował układanie poszczególnych kosmyków, aby dodać im naturalniejszego wyglądu. Zniwelować ślady po swoich palcach, które ochoczo wplatały się w ciemne włosy, doprowadzając je do nieładu. Zmniejszenie temperatury skóry zostało tylko i wyłącznie nieudaną próbą, a posłusznie rozchylające się wargi kusiły go do zanegowania wszystkiego, co przed chwilą zrobił. Umniejszenia próbom przyprowadzenia się do porządku. Walczył jednak dzielnie z samym sobą, wiedząc, że kolejne zatracenie się było zbyt ryzykowne; tym bardziej stojąc teraz bardziej na widoku.
    Musieli przynajmniej sprawiać pozory, że podczas niewinnej gry nie została otwarta puszka, wypełniona zduszanymi żądaniami, potrzebami, które nie powinny mieć w ogóle miejsca. Tak samo, że ich wspólne zniknięcie, w ciszy i bez żadnego sygnału do innych, nie oznaczało, że zniknęli gdzieś razem. Nawet jeśli zazwyczaj tak właśnie było, nieważne czy im się nudziło, czy po prostu woleli zagrzać miejsce gdzie indziej. Dopóki byli wspólnie na wydarzeniu - niepokłóceni - było raczej pewne, że Yechan będzie w pobliżu Yosoo
    — Okej — odsunął z zaskakującym trudem dłoń od twarzy przyjaciela i przeczesał jeszcze raz swoje włosy, jakby w próbie dodatkowego otrzeźwienia oraz uspokojenia umysłu — Będę czekać.
    Musiał po prostu przejść z łazienki do drzwi wyjściowych, powinno być to banalnie proste. A jednak w trakcie tej krótkiej trasy ostatkami spokoju utrzymywał niewzruszoną minę, w duchu dziękując za brak włączonych głównych świateł w mieszkaniu. Te natychmiastowo zdradziłyby zaróżowioną barwę skóry, jak i nerwowe podgryzanie wargi. Starał się zniknąć niezauważony, powstrzymując się przed zatrzymaniem wzroku na dłużej, niż sekundę w kierunku Avy, przy okazji mając wrażenie, jakby sama go obserwowała. Przelotne spotkanie gospodarza pozwoliło mu na pośpieszne pożegnanie się, wyciągnięcie argumentu, że ma na rano pracę - miał wolne, więc musi już iść. Równie prędko założył czarną kurtkę i opuścił apartament, wypuszczając nieświadomie wstrzymywany oddech.
    Teoretycznie nie miał już czym się przejmować - wyszedł, zszedł na dół i wsiadł do samochodu, odpalając go, aby wyzbyć się panującego w środku chłodu. Nikt go po drodze nie zatrzymał, nie dał się sprowokować Avie, choć była na to szansa, i był pewien, że zachowywał się wystarczająco mało podejrzliwie, aby nie wyglądać niczym nastolatek wykradający się nocą z domu. Ale nie tego teraz się obawiał.
    Coś w nim krzyczało, że to był głupi pomysł. Nie powinien wychodzić z tą propozycją, która nigdy nie kończyła się dla nich dobrze. Jeszcze coś innego budziło wątpliwości wobec tego, czy Yosoo faktycznie przyjdzie. Zgodził się, sam powiedział, że dołączy chwilę później, ale w każdej chwili mógł się wycofać. Nic nie powstrzymywało go przed zmianą zdania, czy zdecydowaniem, że był to naprawdę zły pomysł i wystawieniem blondyna w samochodzie. Nie potrafiłby być nawet na niego zły.
    Siedział z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej i wzrokiem tępo wlepionym w sufit, starając się nie zostać wciągniętym przez nowo powstałą spiralę zmartwień i wątpliwości, dopóki nie usłyszał otwarcia drzwi. Za przelotnym uśmiechem kryło się poczucie ulgi, bo rzeczywiście dotrzymał słowa. Z nowo odnalezionym spokojem mógł nakreślić w głowie najwygodniejszą drogę powrotną do Upper West Side, ale nagłe odezwanie się Yosoo mu w tym przerwało, tym samym uświadamiając blondynowi, jak nacechowana była jego propozycja, może wręcz zbyt nachalnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czemu miałbym się wkurzyć, Soo? — spytał po chwili ciszy, nie oczekując naprawdę na odpowiedź i sprawnie wyjeżdżając z zaparkowanego miejsca, przed rozpoczęciem jazdy w kierunku swojego mieszkania — Nie musimy nic robić — zapewnił go z nadzieją, że słowa wybrzmiały wystarczająco poważnie i szczerze. Sam nie był pewien, jak daleko był gotowy to tego dnia pociągnąć, na ile mogli sobie pozwolić, aby w pełni nie przekształcić swojej relacji, ani zgodności, jaka chwilowo dalej miała między nimi miejsce — Równie dobrze możemy jechać tylko ze względu na to, że tam i tak już nic się nie działo — przyznał półżartem, z lekkim uniesieniem kącików ust ku górze, acz nie miał pojęcia, do czego dochodziło na imprezie, czy słusznie z niej wyszli, czy może omijała ich najlepsza zabawa roku. Szczerze go to nie interesowało.
      Z zawahaniem się, zawieszając najpierw dłoń nad kierownicą, oparł ją, na ulotny moment, równie dobrze niezauważalny przy chwili nieuwagi, na udzie bruneta, pokrzepiająco zaciskając na nim palce, nim wróciły na swoje miejsce na kierownicy
      — Możemy wszystko omówić, jak dojedziemy.

      Yechan

      Usuń
  66. Obawiał się, że siadanie za kierownicą nie było najmądrzejszym pomysłem - mimo dotrzymania słowa i niesięgnięcia po jakikolwiek alkohol, po wstępnym wejściu do samochodu zwątpił, czy faktycznie jest w stanie prowadzić. Czuł się wręcz duszony ilością myśli, z trudem skupiając się tylko na jednej. Myśl, że zaraz miał wziąć odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo na drodze, niosła ze sobą strach, dopóki Jeong nie zajął miejsca obok. Ze swobodą mógł zepchnąć zmartwienia na dalszy plan; wrócić do nich, jak już będą na miejscu, bo żaden z nich nie zmienił zdania. Jeszcze, choć Yechan nie planował czegokolwiek zmieniać.
    Na jego twarz wstąpił łagodny uśmiech po, słusznej, uwadze Yosoo. Może i zawsze rozmawiali dużo, ale zazwyczaj polegało ta na wzajemnym wysłuchaniu i wyżaleniu się. Mimo powagi, nie sięgały poziomu, ani tematów ich ostatnich rozmów. Tych, których wstępnie uporczywie unikali, a były im najbardziej potrzebne, jeśli chcieli zaprzestać wzajemnie wyniszczanie się
    — Wolę, jak gadamy za dużo, niż wcale — zerknął przelotnie w kierunku siedzącego obok chłopaka, u którego, mimo większego komfortu, dawał radę zauważyć znane nerwowe drygi. W wolnej chwili wyciągnął telefon z kieszeni, wysuwając zajętą dłoń w jego kierunku, lekkim kiwnięciem głowy wskazując na radio — I możesz coś włączyć. Ja słucham w kółko tego samego, więc możesz się popisać czymś nowym — zaproponował, patrząc również na fakt, że droga, mimo nienależenia do tych najdłuższych, mogła możliwie zająć im więcej czasu przez tradycyjne dla Nowego Jorku korki na trasie.
    Nieobecnie wystukiwał rytm na kierownicy, cierpliwie wyczekując zmiany świateł i pozwalając sobie na zaintrygowane rzucenie okiem w kierunku Yosoo po wymamrotanych przez niego słowach
    — To Ava? — zgadnął, nie widząc zarazem innej możliwości. Była jedyną osobą, która faktycznie mogła teraz zawracać mu głowę, co najwyżej ktoś z rodziny, ale wątpił, że ci wywołaliby właśnie taką reakcję u bruneta. Sam nigdy nie zapisał numeru dziewczyny, chociaż wymienili się nimi przy pierwszym spotkaniu. Pamiętał kilka pierwszych cyfr, co pozwalało na uniknięcie przypadkowego odebrania, kiedy akurat uznała, że był dobrą metodą dostania się do Yosoo, czy też wyciągnięcia jakichś informacji co do wspólnych planów. Na szczęście nie robiła tego często, czym zaszłaby Powellowi jeszcze bardziej za skórę. Nie chciał być wmieszany w ich relację - na pewno nie z jej strony, nieświadomie i tak to robiąc. Bardziej, niż ktokolwiek inny.
    — No? — mruknął przy poprawieniu się na swoim miejscu, finalnie ruszając przy zmianie światła na zielone — Możemy. I możemy też coś zjeść, jeśli masz ochotę. Bo w przeciwieństwie do Ciebie, powinienem mieć coś w kuchni — zauważył z przekornym uśmiechem, dobrze pamiętając wręcz zastraszające pustki, jakie spotkał w szafkach przyjaciela tamtego wieczora — I w razie co, dowożą w miarę normalnie — dopowiedział, woląc się zabezpieczyć, jeśli okazałoby się, że jego kuchnia równie nie grzeszy możliwymi do użytku produktami, nawet jeśli były na to niewielkie szanse.

    Szczęśliwie drogę, dzięki brakowi przytłaczającego ruchu, dali radę pokonać bez większych wydłużeń, tym samym szczędząc sobie nerwów wywołanych mozolną jazdą. Zostawił samochód w garażu podziemnym, aby w spokoju móc wspólnie dojechać windą na dziewiąte piętro, jak i pod ciemne drzwi mieszkania, w przeciwieństwie do auta, wynajmowanego za własne pieniądze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O co jej w ogóle chodziło? — wrócił, wbrew własnym, wypowiedzianym jeszcze w łazience, słowom, do Avy, podczas sprawnego wpisywania kodu do mieszkania, najpierw wpuszczając do środka przyjaciela — Sama najpierw zaczyna odstawiać scenę, to mogłaby przynajmniej teraz dać sobie spokój — kąśliwe słowa naturalnie, bez większego przemyślenia uleciały z jego ust przy zamknięciu za sobą drzwi. Przyznał, że sam zawinił. Dalej tak sądził, jednak nie potrafił podejść ulgowo do brunetki, nawet jeśli sam podłożył jej się zaraz pod nogi, co wypomniał sam Yosoo.
      Chłodne, oszczędne w zbędne ozdoby wnętrze nie było czymś, co raziło Yechana w oczy. Wręcz przeciwnie. Prostota i minimalizm apartamentu szły idealnie w parze z resztą życia pływaka. Niczym się nie wyróżniało, pasowało do, w większości, równie jednolitej garderoby, a jedynym odstającym elementem były pojedyncze, równie minimalistyczne plakaty oraz sypialnia; raczej jej niewielka część, zajęta przez przeszkloną gablotę, na której znajdowały się starannie ustawione modele. Coś, z czego był niesamowicie dumny, a zarazem coś, czego nigdy nie wspominał, ani nikomu nie pokazywał.

      Yechan

      Usuń
  67. Miewał w sobie małą, skrzywioną zazdrość o to, że ktoś, nawet jeśli tą osobą była Jenkins, był na tyle przejęty - pozytywnie, czy negatywnie - aby zawracać Yosoo aż tak głowę. Szczególnie łapał się na tym wcześniej, jeszcze ponad miesiąc temu, kiedy dalej byli tą, w oczach wielu, dopasowaną, wieczną parą. Brunet mógł non stop narzekać na nadmiar uwagi, Yechan nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale łapał się na odczuwaniu zazdrości, porównując swój niemal wiecznie cichy telefon do tego, który niektórymi dniami był zalewany masą powiadomień. A nieraz widział, jak męczące było to dla chłopaka.
    Powinien więc zdawać sobie sprawę, że wracanie do tego tematu nie było zbyt mądrym pomysłem. Czy to sam fakt, że właśnie Ava podburzyła i go, i bruneta tego wieczora najbardziej, czy to, że już w samochodzie wiadomości od niej zostały wymownie zignorowane przez Jeonga, a blondyn zamiast pójść w jego ślady, wrócił do nich myślami. W mieszkaniu, gdzie nerwy i irytacja miały zostać na opuszczonej przez nich imprezie.
    Pod presją ostro wybrzmiałego zdrobnienia oraz równie intensywnego spojrzenia, zatrzymał się w trakcie ściągania kurtki, niemalże natychmiast karcąc się w głowie za wypowiedziane słowa. Yosoo miał rację, znał Avę wystarczająco długo i dobrze, żeby zdawać sobie sprawę z jej metod oraz samego funkcjonowania, szczególnie w stanie tak poddenerwowanym, jak ten, w którym trwała od jakiegoś czasu; pewnie od chwili zerwania zaręczyn.
    Instynktownie chciał się odgryźć, powiedzieć, że po prostu dziewczyny nie lubił. Nie potrafił się nie nakręcać, kiedy sama wzmianka o niej i czymś, co zrobiła, burzyła mu krew. Dorzuciłby jeszcze, ze nie powinien być za to karcony, ale postawa bruneta, jak i prosty, acz dosadny przekaz słów bezpośrednio dawał mu znać, że jedynie narobiłby tym więcej krzywdy, niż dobrego. A to było ostatnie, czego teraz chciał
    — Okej, masz rację — odparł bez oporu, zsuwając do końca z ramion kurtkę i odwiesił ją na swoje miejsce — Już nic nie mówię, przysięgam — dopowiedział, kreśląc przelotem krzyżyk na sercu, nim kilkoma większymi krokami znalazł się przy kanapie, aby zabrać z niej porzuconą, kolorową kurtkę i pedantycznie odwiesić na jeden z dostępnych wieszaków, gdzie wyraźnie oddzielała się swoją barwą.
    Wyjście miało dać im większe poczucie swobody. Spokój, którego nie zastaliby w cudzym domu - cudzej łazience, nieważne, jakby się starali, lecz na ten moment Yechan miał wrażenie, że zdołał naładować przyjaciela jeszcze większą dawką nerwów, niż wcześniej. Trzymanie języka uważniej za zębami oraz skupienie się na czymś innym, niż miejsce, które opuścili, było najlepszym, co mógł teraz zrobić, więc postanowił zepchnąć własną irytację Jenkins, zamieszaniem, do jakiego zaszło, na bok. Po raz kolejny wolał, żeby było to rzeczy, którymi będzie się martwił kolejnego dnia, kiedy ich waga do niego dotrze. Choć naprawdę wierzył, że do tego nie dojdzie, bo w końcu… nic się nie stało. Nic przecież nie zrobili, aby podjudzić Avę, czy kogoś innego, a on trwał w błogiej niewiedzy, dotyczącej jeszcze większego zamieszania, jakie spowodowały niedomknięte, łazienkowe drzwi. Z jego winy.
    Wysłuchał w milczeniu zdecydowanie spokojniejszej wypowiedzi, jasno podkreślającej, że Yosoo chciał zostawić temat za nimi; Yechan, mimo sprzecznego zachowania, też. Potrzebował tych kilku, oschłych słów z jego strony, z wręcz zastraszającą łatwością sprowadzających go teraz na ziemię. A tym samym wywoływały przyjemny ścisk żołądka, niczym przy pierwszych, stawianych romantycznie krokach; przy pierwszym, pozytywnym odzewie, a jedyne co usłyszał, to to, że chłopak nie żałował. Nie pierwszy raz miał okazję się o tym dowiedzieć, jednak za każdym razem brało go to z zaskoczenia, rozlewało błogie ciepło po ciele, i dalej nie mógł zdecydować, czy było to czymś dobrym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Też bym to powtórzył — przyznał szczerze, w celu rozwiania możliwych wątpliwości, opierając przy tym ręce na barkach przyjaciela, ostrożnie, dając chwilę na reakcję czy odsunięcie jego dłoni, nim z delikatnością pozwolił sobie na rozmasowanie wyczuwalnie napiętych tam mięśni — Możesz w takim razie czegoś poszukać. Chyba że odpowiada nam to bezmózgie show, to powinno być zaraz na głównej stronie — zaproponował z łagodnym uśmiechem, uważając, żeby nie wbić palców za mocno w okrytą koszulką skórę — A ja sprawdzę, czy mam wszystko na zrobienie jakiegoś makaronu. Powinienem, ale jeśli nie, to wtedy możemy coś zamówić — mozolnie podsunął, z mimowolnym przełknięciem śliny, dłonie ku górze, aby oprzeć je po bokach szyi, czując przyjemne mrowienie rozchodzące się po palcach oraz niemal niezauważalnie zsuwając wzrok na usta chłopaka, nim spojrzał mu z powrotem w oczy i z rezerwą zabrał dłonie z odnalezionego, zagrzanego miejsca — A potem zobaczymy, może być?

      Yechan

      Usuń
  68. — Super — lekkim zagryzieniem polika od środka powstrzymał uśmiech, który pragnął wkraść się na jego twarz po usłyszeniu powtórzonych słów, a zarazem zgody na zaproponowany, niesamowicie prowizoryczny plan.
    Nie mógł okłamywać siebie samego, nieważne jak bardzo by się starał. Fakt, że kilkoma, często nawet nieprzemyślanymi, a naturalnymi, gestami, potrafił uciszyć Yosoo. Skrócić jego częste wywody, jak była okazja również z dołączoną do nich złośliwością. Był jednak również świadom tego, że działało to w obie strony. Sam czuł, jak braknie mu klarownego myślenia, kiedy brunet stał o te kilka centymetrów za blisko. Gdy jego dłonie przesunęły, nawet przypadkiem, po odsłoniętej skórze i zostawiały potrzebę poczucia więcej. Cisnące się na usta słowa, w zależności od ich wydźwięku i celu, albo posłusznie zostawały właśnie tam, albo wydostawały się jak niepohamowany wodospad, byleby zostać usłyszanymi oraz zaspokojonymi.
    Teraz jednak dał radę zachować pełną trzeźwość umysłu, jak i zdrowy rozsądek, który powstrzymał go przed nieprzemyślanym zachowaniem. Zamiast tego zaprowadził blondyna do kuchni, zostawiając do niej otwarte drzwi, by nic mu przypadkiem nie umknęło.
    Starał się jeść głównie w domu, jako forma oszczędzania, kontrola tego, co faktycznie w siebie pakuje. Zostało mu to po intensywniejszych treningach, stricte nakierowanych na osiągnięcie wyznaczonego celu, a nie tych ‘dla przyjemności’, które teraz były jedynymi, obecnymi w jego życiu. Mimo to nie uznawał się za wybitnego, czy nawet nieco ponad przeciętnego kucharza. Potrafił tyle, ile musiał w kuchni. Rzadko kiedy eksperymentował, skoro nie było takiej potrzeby i trzymał się zaufanych dań, które smakowały dobrze, a zarazem pozwalały mu się najeść. A jeśli naprawdę nie miał siły, a tym bardziej czasu, dawał radę złapać się na nieudane zamówienie w restauracji, które, po spakowaniu, mógł zabrać ze sobą, na zastępstwo domowego obiadu
    — Już myślałem, że usłyszę komplement — przyznał żartobliwie, kiedy wynalazł w jednej z szafek zamkniętą paczkę makaronu, a w lodówce potrzebne składniki do wyszykowania prostego, jadalnego sosu — Tak? Mnie za to u Ciebie aż się kręci w głowie, jak widzę wszędzie te różne kolory i poduszki z innej bajki na kanapie. A jej to w ogóle nie powinno tam być, bo chyba najbardziej odstaje na tle reszty — wytknął półżartem, wracając na moment do salonu. Mieszkanie Yosoo było… właśnie tym. Pod każdym względem było widać, że należało właśnie do niego i nawet kiedy nie zgadzał się z połową decyzji związanych z wystrojem, zróżnicowane materiały i kolory faktycznie potrafiły wywołać zawroty głowy, tak nie potrafiłby stwierdzić, co powinien zmienić. Najmniejsze naruszenie tego chaosu równałoby się ze zburzeniem wywoływanych odczuć, a mieszkanie traciłoby to coś. Ale zdecydowanie wolał swoje, acz może faktycznie chłodne, zachowane w stonowanych, barwach niemal wyłącznie bieli i czerni.
    Z widocznym zawahaniem się odłożył finalnie sztućce na stolik przy kanapie. Nawet będąc samemu w apartamencie, zazwyczaj i tak jadał przy dużym stole. Wstępnie jako poczucie wyzwolenia, że mógł siedzieć tam sam, bez zbędnej presji, czy potrzeby zabrania porcji do pokoju, bo przez późniejszy powrót do domu wszyscy zdążyli być po obiedzie. Wtedy siedzenie przy pustym stole, podczas gdy reszta rodziny zajmuje się sobą; siedzi, niczym wspólnota i ogląda telewizje, było ostatnim, czego chciał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jest wiele możliwości, żeby było Ci cieplej — zaczął po upewnieniu się, że sztućce leżały równo, jak zwykle nieświadomy własnego, nieprzemyślanego doboru słów — Ale najłatwiej by było, gdybyś usiadł jak człowiek na kanapie, a nie na panelach — wytknął, również bez odrobiny szczerej złośliwości, podciągając przy tym rękawy swetra. Mógł przyczepiać się do wielu rzeczy - do tego, że Yosoo miał w zwyczaju po kolei gubić ubrania, zamiast odkładać je na miejsce. Do tego, że samo utrzymanie względnego ułożenia przychodziło mu z trudem, czy nawet do siedzenia na podłodze. Ale spędzanie tyle czasu z brunetem przyzwyczaiło go do wielu z tych kwestii. Nadrabiał za nie samemu, wiedząc, że pewnie też posiadał mnóstwo zwyczajów, które zachodziły chłopakowi za skórę.
      Zerknął w kierunku dalej nieodpalonego telewizora, jak i ciągle, równo leżącego na ławie pilota, po czym wrócił spojrzeniem do przyjaciela, wracając jednak do kuchni jednak bez zbędnego komentarza. Mimo jasnej zgody na obejrzenie czegoś, tak naprawdę nie miał na to wielkiej ochoty. Głównie ze względu na to, że wątpił w swoje umiejętności skupienia się na tym, co ukazywałoby się na ekranie. Pośpieszniejsze opuszczenie imprezy zostawiło po sobie mętlik w głowie, który starał się odpędzić zajmowaniem się czymkolwiek innym, niż bezczynnym siedzeniem. Najpierw prowadzeniem samochodu, co sprawiło się niemal niezawodnie. Teraz pałętaniem się w kuchni, zagotowywaniem wody i czytaniem etykiet przypraw, aby dobrać je odpowiednio do wyciągniętych warzyw.
      Z ulgą mógł stwierdzić, że Yosoo przynajmniej sprawiał wrażenie spokojniejszego, choć Powell nie potrafił zająć jego głowy niczym innym, niż głupimi, przyziemnymi pytaniami
      — Chcesz coś do picia?

      Yechan

      Usuń
  69. — Co? — był pewien, że coś usłyszał. Jakieś ciche burknięcie, prawdopodobnie skierowane w jego stronę, ale jak na złość zostało wypowiedziane na tyle niewyraźnie, żeby dzielący ich dystans zdeformował ich znaczenie. A Yosoo widocznie nie zamierzał ich powtórzyć, zostawiając Powella w nieznośnej nieświadomości i z zadaniem przeszukania lodówki, w której zaskakująco mógł kryć się wymyślny sok porzeczkowy — Musi Ci wystarczyć ta woda.
    Odstawił szklankę wypełnioną wodą z dozownika na blat, aby na moment wrócić do gotowania i zająć się makaronem - czyli banalnym wsypaniem go do wrzącej wody, oraz wrzucić wszystko na patelnię, zmniejszając przy tym grzanie. Wolał nie ryzykować przypaleniem czegoś przez ciągłe odwracanie uwagi, które było w większości jego własną winą. Przez zadawanie pytań, ciche zainteresowanie, co brunet robi w salonie, podczas jego przebywania w kuchni. Mógł na to odpowiedzieć akurat sam, mając wystarczający obraz po chwilowym wstąpieniu, ale nie potrafił zapanować nad tym, że myśli samoczynnie odbiegały właśnie w tym kierunku. W kierunku Yosoo, w kierunku wspomnień skutecznie nękających jego głowę, odkąd zyskały szansę na ponowne rozbudzenie, chociaż dalej starał się je nieco odsunąć. Nie tylko ze strachu, ale dla siebie samego. Dla zyskania szans na spokojne przeżycie wieczora, bez nieustannego zamartwiania się, że zrobi coś nie tak, a i tak zdążył to już parę razy zrobić, zupełnie bezmyślnie. I pewnie jeszcze nieraz do tego dojdzie
    — Aha, czyli, żeby było widać, że ktoś tutaj mieszka, to jakaś bomba miszmaszu powinna tutaj wybuchnąć? — wytknął, dalej bez prawdziwej złośliwości, acz broniąc swoich stylizacyjnych decyzji. Nawet z wiedzą, że jego wystrój wyglądał jak niejedno zdjęcie mieszkania na sprzedaż, przygotowanego czysto pod względem prezentacji, dalej go lubił. Czuł się w nim dobrze, bezpiecznie — I szkoda. Może gdyby ktoś je kupił przed Tobą, to znalazłbyś równie dziwne, ale przynajmniej wygodne — nie był w stu procentach pewien, czy należały one do tych komfortowych. Zdecydowanie dał radę kilka razy na nich zasnąć, ale przy wystarczającym zmęczeniu, był w stanie zasnąć wszędzie. A z poprzedniego ‘spotkania’ nie pamiętał wiele, nawet nie miał pewności, czy jego głowa chociaż raz się z nimi spotkała. Jednak na pewno pamiętałby, gdyby były zaskakująco i wyjątkowo wygodne; a takich wspomnień również nie posiadał.
    Po upewnieniu się, że wszystko spokojnie, bez strachu, że się przypali, czy zacznie kipieć, sięgnął po przygotowaną szklankę i wrócił do salonu. Zamierzał odgryźć się od razu, rzucić coś równie zaczepnego, ale bez złych intencji, dopóki nie podniósł wzroku znad sprawdzanego szybko wyświetlacza telefonu, czując niekontrolowane, wręcz komiczne drgnięcie powieki.
    Niechlujnie rzucona koszula to jedno. Tak samo odsunięte sztućce, które przed chwilą z uwagą układał, aby na pewno znalazły się po dobrej stronie, z zadowalającym odstępem między sobą i wydzieloną przestrzenią na przyszykowane, acz dalej niewypełnione jedzeniem, w kuchni talerze. Mimo budzenia w nim irytacji, był w stanie przymknąć na nie oko, zignorować i nie dać brunetowi satysfakcji. Znał go na tyle, widział, jak często specjalnie trafiał w czyjeś słabe punkty tylko po to, aby zyskać od drugiej strony reakcję i nieraz udawało mu się pozostać biernym. Ale nie tym razem. Nie, kiedy jego fiksacja wobec porządku i zachowania ustalonych schematów wręcz szalała po ujrzeniu wyłożonych na stole nóg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To, że lubię mieć porządek, nie robi ze mnie starego dziada, Yosoo — zaczął niepozornie, podchodząc do stolika, żeby odstawić na nim szklankę, z wymamrotanym pod nosem ‘proszę’ — Ale przez Ciebie zaraz dostanę szału i równie dobrze postarzeję o kilka lat — wypowiedziane z widocznie fałszywym uśmiechem słowa były jedynym ostrzeżeniem przed chwyceniem chłopaka pod ramionami. Bezwstydnie wykorzystując różnicę siły, podniósł go na nogi, aby stanowczym, ale wyczutym pchnięciem usytuować chłopaka na wyznaczonym miejscu. Wiedział, że daje mu dokładnie to, czego oczekiwał. Reakcji na idealnie wymierzone zachowania, które w swojej prostocie tak trafnie podjudzały Powella i likwidowały racjonalne, miejscami wyrozumiałe myślenie.
      — Myślałem, że Ci zimno — zauważył uszczypliwie, podnosząc odrzuconą na podłogę koszulę i celnie trafiając nią w klatkę piersiową bruneta, nim ponownie do niego podszedł — I zamiast robić wszystko, żeby mnie zirytować, Soo, mógłbyś w końcu włączyć ten telewizor — zaproponował, spoglądając na dalej nietknięty pilot, zaraz nachylając się nad siedzącym chłopakiem — Chyba że już Ci się odechciało.

      zdecydowanie niezirytowany Chan

      Usuń
  70. Yosoo nie był jedyną osobą, która nie rozumiała, czy nie przepadała za wystrojem apartamentu Powella. Gdy raz, zaraz po jego wynajęciu, odwiedził go starszy brat, również wytknął zachowaną surowość i wręcz sterylną czystość tego miejsca, twierdząc, że po podmianie ciemnych barw na te jednolite, jasne, mógłby robić za prywatną przychodnię. Reakcje przypadkowych znajomych, kiedy z jakiegoś powodu przychodzili właśnie do niego, były podobne, żartując, że nie mógł tu mieszkać dwudziestotrzyletni student, nawet jeśli chodziło o ekonomię. Sypialnia była oczywiście poza zasięgiem, wiecznie zamknięta i skrywająca tę niewielką cząstkę ‘ludzkości’, dziecinności blondyna, z którą zacięcie się ukrywał przed każdym.
    — Bardziej przytłacza, niż przerasta — już na trzeźwo potrafił odczuć przesyt, kiedy w mieszkaniu bruneta zawitał nowy, równie krzyczący przedmiot, co poprzednie. Dla kogoś pod wpływem mogło to być albo najpiękniejsze miejsce na ziemi, albo prawdziwy koszmar i Yechan był wdzięczny, że w bardziej upojonym stanie, zdecydowanie przychylał się do pierwszej grupy, jeśli akurat znajdowali się u niego.
    Dyskusja z Yosoo była naprawdę jak przysłowiowa walka z wiatrakami. Im bardziej starałby się stać przy swoim, przekazać swój punkt widzenia i własną rację, rozmowa robiła się coraz bardziej bezcelowa. A zamiast dopięcia swojego, ryzykował jeszcze większym upokorzeniem się, dlatego zazwyczaj nawet nie ryzykował podejmowania się ochronienia własnej opinii. Brak reakcji był najlepszym sposobem, aby została nienaruszona. Co najwyżej coś uszczypliwego, a zarazem zbywającego, mogło się sprawdzić, więc tego starał się trzymać.
    Nie tym razem, a każde kolejne słowo, wraz z niemal natychmiastową docinkom ze strony przyjaciela uświadamiały mu, że podjął się z góry przegranej walki, ale nie zamierzał się wycofać. Coś mu na to nie pozwalało i nie był, czy było to potencjalne zranione ego, czy skrycie odczuwana przyjemność z ciągnących się zaczepek, które złośliwego wydźwięku, nie miały faktycznie za celu zranienia drugiej osoby. Te przeszkadzały mu w końcu najmniej, w przeciwieństwie do zachowania, jakim wykazywał się Jeong od momentu wejścia do apartamentu
    — Nie wyglądasz na zranionego, więc nawet nie wciskaj mi tutaj kitu — zauważył trafnie, utrzymując pewne spojrzenie na Yosoo. Nie umknął mu nagły zanik części pewności w głosie. Tak samo wzrok, któremu, mimo bycia skierowanym prosto na blondyna, brakowało tej samej zaczepności, jak jeszcze przed podejściem Powella do kanapy.
    Bezwstydnie wwiercał się w przyjaciela spojrzeniem, zdając sobie sprawę, że w ten sposób miał nad nim przewagę. Również pozycją, która pozwalała mu wygodnie górować nad brunetem i blokować go przed usunięciem się z zaistniałej sytuacji. Tej, którą teoretycznie sam na siebie sprowadził. Opuścił wzrok jedynie na ulotny moment, kiedy poczuł opierającą się o niego dłoń, nieznacznie zwiększającą dystans między nimi. Pozwolił jej tam zostać, hamując jedynie zadziorny uśmiech przed wygięciem jego ust, kiedy z lekkim opóźnieniem chłopak rozjaśnił swoje wyjaśnienia.
    — Skoro tak dobrze się bawisz, to teraz nie wymiękaj — schylił się na moment, opierając dłoń o udo Yosoo, aby podnieść upuszczoną koszulę i odłożyć ją obok, byleby nie leżała na podłodze. Nie spuszczał jednak dalej wzroku z przyjaciela, zaraz wracając do wymownie górującej pozycji, łapiąc, i bezmyślnie splatając palce, wcześniej opierającą się na klatce piersiowej dłoń, aby unieruchomić ją u boku chłopaka — Nie podobne do Ciebie, żeby złamała cię odrobina presji, Soo — przyznał, nachylając się jeszcze bardziej i skracając wcześniej wyznaczony przez Jeonga dystans, tym samym przesuwając coraz bledszą granicę, którą wiecznie, bez wyrozumiałości testowali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jego unoszenie się przy każdym komentarzu dotyczącym jego decyzji wobec wystroju, ubioru, czy czegokolwiek związanego z nim samym było dokładnie tym, co brunet chciał usłyszeć i zauważyć, tak jego speszenie było niczym dolewanie oliwy do ognia dla Powella. Był to na tyle rzadki, a tak urzekający widok, że nie potrafił pohamować się przed nieprzemyślanym brnięciem dalej. Przed dorzuceniem jeszcze czegoś, co mogłoby ująć mu ciętego języka, skutkami mógł przejmować się później
      — Więc, co jeszcze masz do powiedzenia o moim mieszkaniu? — zachęcił z niby niewinnym błyskiem w oku, przed dołączeniem kilku, dokładniej wycelowanych słów — Albo o mnie. I mojej ślicznej buźce.

      Yechan

      Usuń
  71. Wychodząc nie sądził, że uda mu się odnowić wszystkie znajomości.
    Miał pod nosem kuzynkę, ale Cornelia ostatnio była na niego cięta, więc nie wchodził jej w drogę. Rodzeństwa nie liczył, starsza siostra zawsze zadzierała nos i miała się za tą lepszą, a młodszy brat żył w swoim świecie. Prawdę mówiąc to faktycznie, Audrey była perfekcyjnym dzieckiem i takim, o które nigdy nie trzeba było się martwić. Zawsze wiedziała co powiedzieć, jak się zachować, a przede wszystkim, kiedy siedzieć cicho. To niewyparzony język Cadena i bezmyślność sprawiały, że pakował się częściej niż rzadziej w kłopoty. Teraz może trochę przystopował, bo musiał i też chciał. Jakoś nie uśmiechało mu się, aby po raz kolejny wracać za kratki. Jego rodzeństwu w przeciwieństwie do Cadena nigdy nie podwinęła się noga. Audrey ukończyła studia medyczne, pracowała w szpitalu, a Billie robił – cholera wie co – na Harvardzie. Caden wiedział tylko tyle, że ma to związek z fizyką i totalnie tego nie ogarniał. Więc śmiało można było powiedzieć, że ich relacje są raczej napięte i raczej się ze sobą nie przyjaźnią. Niektórzy starzy znajomi się odezwali, ale prędko się okazało, że po prostu brakowało im kumpla do picia i odwalania wspólnych akcji. A chwilowo to niekoniecznie interesowało Cadena. Chciał stanąć na nogi, a nie znów się stoczyć. Na szczęście udało mu się nawiązać znajomości, które znaczyły coś więcej i nie były tylko przeznaczone do wspólnego chlania czy ćpania.
    Uśmiechał się wesoło widząc kumpla. I właściwie to nieszczególnie przejął się tym, że dziewczyna się oddalała. Nie przyszedł tu, aby wyrywać panienki.
    — Można tak powiedzieć, ale panny mogą poczekać — odparł. W końcu bros before hoes coś znaczyło, a Caden nie porzucał znajomych, aby zaliczyć. Poza tym, czuł, że wypadł nieco z wprawy. Chwilami naprawdę nie wiedział, jak ma się zachować i czy robi wszystko dobrze przy dziewczynie. Trzy lata wśród samych facetów robią niezłą sieczkę z mózgu. Jedyna kobieta, którą widywał to była pielęgniarka, ale nie trafiał do niej z kolei aż tak często. Była co prawda sporo od niego starsza, według swoich własnych obliczeń dobiegała czterdziestki, ale wyglądała na nie więcej niż trzydzieści pięć lat. Dla pogapienia się w jej niebieskie oczy warto czasami było dostać po mordzie.
    — Serio? Najlepszemu kumplowi być odmówił? — prychnął i przewrócił oczami, jakby faktycznie był urażony. — Myślałem, że już robię za twoje groupie — zaśmiał się. Był tutaj, więc powinno się wliczać. — Powinieneś rozważyć zatrudnienie mnie jako swojego menadżera od mediów społecznościowych. Pomógłbym ci się wybić na tiktoku i znalazłbym ci młode fanki, raz dwa jakaś wytwórnia by się tobą zainteresowała. — Pomimo żartobliwego tonu Caden był całkowicie poważny. Teraz w końcu wybijało się wszystko, a gdyby udało im się zrobić parę filmików, które przykują uwagę to być może pomogłoby to Yosoo z karierą. Istniała w końcu taka szansa.
    — Daj i zastanów się nad moją propozycją — powiedział odbierając mu skręta — a teraz co? Już koniec, czy jak? — spytał nie do końca wiedząc czego właściwie jeszcze mógłby się spodziewać.

    caden

    OdpowiedzUsuń
  72. Czerpał z tego zbyt wiele przyjemności. Posuwał się prawdopodobnie za daleko, zbyt pewnie i bez pomyślunku, ale nie potrafił; czy wręcz nie chciał, znaleźć chwili, aby się zatrzymać i przemyśleć kolejne ruchy. Dostawał nieme potwierdzenie tego, że jego zachowanie oddziaływało na Yosoo tak, jak chciał.
    Najpierw przez odwrócenie wzroku, pozwalającego na doliczeniu sobie nieistotnego, nieistniejącego punktu w prowadzonej ‘walce’, bo nie dał rady dalej patrzeć blondynowi z równym zaparciem w oczy. Potem w postaci lekkiego załamania głosu. Wypowiedzi, która zamiast zapewnić go w zaciętości bruneta, miała odwrotny efekt. Skwitowane były oparciem dłoni na torsie, ponownie zwiększając między nimi dystans, czemu posłusznie się nie stawiał. Przynajmniej na razie
    — Czegoś więcej? No nie wiem, na moje już Ci cienko idzie — przyznał z nutą wątpliwości w głosie i lekkim pokręceniem głową, przed niekontrolowanym, niepozornym, uśmiechnięciem się, jak ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały.
    Z każdą chwilą miał wrażenie, że zyskiwał więcej kontroli nad wcześniej skazaną na porażkę sytuacją. Może czuł się przez to zbyt komfortowo i pozwalał sobie na zbyt wiele, ale czuł się pchany dalej przez każdą odpowiedź przyjaciela. Chciał zobaczyć, jak daleko może to pociągnąć, dopóki Yosoo się nie złamie. Dopóki nie pozbędzie się tak twardo utrzymywanego przekonania, że sytuacja nie wymknęła mu się spod kontroli. Bo tak jak lubił obserwować go w swojej naturalnej postaci - wygadanej, niedopuszczającej innych do wykonania choćby jednego, trafnego ciosu, tak widok prezentowany mu teraz sprawiał równie sporo przyjemności. Jeśli nie więcej.
    Zdradzał to niewidzialny supeł zaciskający się wokół żołądka, budzący przysłowiowe motyle w brzuchu i przyjemnie przyspieszające bicie serca. Brak możliwości, ani ochoty odwrócenia wzroku od szukającego ratunku, stabilniejszego gruntu Jeonga. Cała jego postawa jawnie zdradzała, jak wiele czerpał z tej chwili i nawet nie próbował się już z tym kryć. Po co, skoro to jedynie pozwalało mu brnąć dalej
    — Nie każę Ci zmieniać zdania, Soo. Uważać też możesz sobie, co chcesz — stwierdził z lekkim wzruszeniem ramion, zabierając dłoń z uda, aby znowu pozbyć się tej napierającej na jego klatkę piersiową, zwinnie wsuwając palce między te bruneta — No chyba, że uważasz, że ja jestem nudny. Wtedy naprawdę byłoby mi przykro — przyznał z udawaną powagą, przekręcając przy tym celowo nieznacznie jego słowa. Może z jednej strony faktycznie poczułby się tym tknięty, ale nie mógł udawać, że nie był tego świadomy. Nie należał do najbardziej zabawowych, czy barwnych osób. W przeciwieństwo do kogoś takiego, jak właśnie Yosoo, który samym sobą wzbudzał w ludziach zainteresowanie. Może dlatego jakaś jego część ucierpiałaby przy dowiedzeniu się, że chłopak faktycznie ma go za kogoś nudnego. Równie bezbarwnego, co jego mieszkanie.
    — No właśnie — zabrał znowu głos, opierając jedną z łydek o kanapę, mozolnie, niemal niezauważalnie, zmniejszając znowu istniejącą między nimi przestrzeń — Mówisz, że nie wymiękasz, a próbujesz się wymigać z odpowiedzi. Zaprzeczasz sam sobie, wiesz? — zwrócił uwagę na tak bezpośrednio zignorowane słowa, do których jeszcze bardziej pragnął poznać odpowiedź. Niezależnie od tego, czy towarzyszyłaby temu typowa, złośliwa otoczka, czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamierzał samemu się przekonać, czego więcej było potrzeba, aby zagiąć bruneta. Ta chęć skutecznie wyciszała dalej obecny, rozbrzmiewający w jego głowie alarm, że jeszcze mógł tego pożałować, że powinien wziąć pod uwagę wszystkie możliwości, wraz z tymi, które miały druzgoczące dla nich efekty. O wiele bardziej pragnął ciągnąć to tak długo, jak było potrzebne, i głównie ta chęć pozwoliła mu na swobodne zajęcie miejsca okrakiem na kolanach bruneta, tym samym całkowicie uniemożliwiając mu fizycznie wycofanie się.
      — Pochwal się, jakie masz uwagi wobec mnie, Soo? — zapytał z naturalnym wydźwiękiem, zachowaną nutą zaintrygowania, a jedna z dłoni po wysunięciu się spomiędzy palców, znalazła miejsce na barku Yosoo ponownie, niby od niechcenia i zadziwiająco powolnie rozmasowując znajdujące się tam mięśnie — Nie licząc tego, że podobno od zawsze dobrze wyglądam. Sam tak w końcu powiedziałeś.
      Nie mógł zignorować tak otwarcie rzuconego mu wyzwania. Nawet tego, wypowiedzianego niepewnym tonem i z uciekającym na bok spojrzeniem. Zamierzał doprowadzić bruneta do ugięcia się, nawet jeśli niebezpiecznie i zbyt prędko zatracał się w rozpoczętej grze, raz po raz gubiąc z pola widzenia obrany cel.

      Yechan

      Usuń
  73. Wyczekiwał cierpliwie odpowiedzi, angażując się w rozmowę jedynie cichym, zachęcającym pomrukiem, kiedy chłopak przez chwilę milczał. Był w końcu ciekaw tego, co ma do powiedzenia, bez różnicy, czy byłoby to coś, o czym już dawno wiedział, czy może dowie się czegoś nowego. Czegoś, co wzięłoby go z zaskoczenia.
    Usłyszał jednak coś, czego, musiał niestety sam sobie przyznać, się spodziewał. Zdawał sobie sprawę ze swojego braku spontaniczności, z prawie że nieustannego, rozważnego podejścia do każdej sytuacji, które nieraz mogło być odebrane przez innych jako coś dokuczliwego. Wszyscy byli chętni wskoczyć na głęboką wodę, oprócz Yechana. Wolał najpierw to przemyśleć. Wszyscy jednogłośnie byli gotowi wypić kolejną, niekończącą się kolejkę szotów czy drinków, oprócz Yechana. Wolał nieco wytrzeźwieć, upewnić się, że wróci normalnie do siebie. Czasami jakby celowo doszukiwał się tych negatywnych, możliwych rezultatów, byleby czegoś nie robić i zniesmaczyć samemu sobie podjęcie tej decyzji. Mógł być więc pewien, że Yosoo parokrotnie był świadkiem jego aż przesadnego rozważania, co było dobrą decyzją w danej chwili. Pierwsze namówienie go, aby opuścić zajęcia, równie dobrze mogłoby zostać nazwane niemożliwym wyczynem, bo uparcie szukał powodów, aby jednak tego nie zrobić
    — Zaskakującego. Coś, na co mam ochotę, tak? — powtórzył niewinnie, w połowie biorąc sobie jego słowa do serca. Bo w jakimś stopniu na pewno miał rację, jeśli chodziło o jego codzienne funkcjonowanie. Wybicie z rutyny mogłoby być dla niego czymś dobrym, ale zarazem było czymś, czego się obawiał. Był do tego zbyt przyzwyczajony, pokładał zbyt wiele wiary w ustalonych ramach, które pozwalały mu zostać niezauważonym, a zarazem zwrócić na siebie uwagę jedynie wybranych osób. Zyskać pochwałę za swoją staranność i dokładność, za brak konfliktowości. Było jednak czymś, co zamierzał wziąć pod uwagę teraz. Zapamiętać, wykorzystać na własną korzyść w chwili uśpienia.
    — Nie fair, znowu. Cokolwiek jest dla Ciebie fair? — przyznał z rozbawieniem i dramatycznym wywróceniem oczami, wzruszając na następne słowa nieznacznie ramionami — Ja tylko przypominam Ci o tym, co sam powiedziałeś. Nic więcej.
    Usłyszał te słowa prawie miesiąc temu, a te dalej, najczęściej w najmniej spodziewanych momentach, wracały do niego. Wywoływały głupawy, mały uśmiech na twarzy i banalne zadowolenie. Coś, czego nie powinien wywoływać komplement od przyjaciela, rzucony przy kawie i to ledwie klejąc wtedy sensowne zdania. A jednak tak było, znacząc przy tym zdecydowanie za dużo, nawet przy próbach zniżenia go do poziomu słów wypowiedzianych czysto z grzeczności.
    Nie opierał się przy odsunięciu swojej dłoni, i tak dostając okazję na upewnienie się, jak czulszy dotyk wpływał na bruneta. Pozwoliło spojrzeć na znajomo drżące palce, które wstępnie mu umknęły przy zbyt wielkim zaabsorbowaniu wykonywaną czynnością
    — Zaraz będę miał wrażenie, że to Tobie zabrakło argumentów, Yosoo — posłusznie trzymał ręce przy sobie, nie ruszając się jednak ze swojego miejsca — Przed chwilą byłeś gotowy obrazić wszystko, co ze mną związane, a teraz co? — gdyby nie niemożliwy do zduszenia, błądzący po twarzy uśmiech, sam byłby w stanie uwierzyć w swój zawód — Podsuwam Ci się sam zaraz pod nos, a najlepsze co potrafisz powiedzieć, to to, że jestem przewidywalny. Naprawdę, Soo. Spodziewałem się po Tobie więcej — zrezygnowane, nieco przedramatyzowane westchnięcie idealnie łączyło się z odgrywaną przez blondyna rolą, która dalej miała na celu tylko jedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Zresztą, dla mnie też sporo rzeczy jest nie fair — ciągnął dalej, sunąc nieustannie przenikliwym wzrokiem po Yosoo — Na przykład, że nie usłyszałem od Ciebie ani jednego komentarza co do ciuchów, które kupiłem przez Ciebie — kalkulował każdą sekundę, każde miejsce, w którym jego wzrok się zatrzymywał. Spoglądał przelotnie w oczy, aby zsunąć się swoimi na równie ulotny moment na wargi i zwilżyć własne czubkiem języka przed ponownym skrzyżowanie spojrzeń — Aż tak źle wyglądam? — tym razem użył własnych słów, acz bez tego samego zmartwienia co tamtego dnia.
      Męczył nie tylko bruneta, ale też siebie. Możliwe, że przede wszystkim siebie, ale w zawiły sposób pchało go to dalej. Trzymał dłonie przy sobie, skrzyżowane luźno na piersi, byleby przypadkiem nie zyskały okazji na muśnięcie ciała chłopaka, biorąc sobie odsunięcie ręki od ramienia jako kolejne, niewypowiedziane wyzwanie. Kolejna zasada w niesamowicie irytującej, a zarazem ekscytującej grze, w jaką niepełni świadomie wpadli.

      równie nieugięty Chan

      Usuń
  74. Poczuł się zbyt pewnie. Zbyt pewnie w swoich słowach, sile przebicie i utrzymania kontroli nad sytuacją tylko przy użyciu właśnie ich. A powinien być świadom tego, że z ich dwójki był w tym mniej wprawiony. Przynajmniej, jeśli chodziło o używanie tylko i wyłącznie ich. I szczególnie, kiedy nie zwracał pełnej uwagi na to, co mówi oraz na to, co podsuwa tak idealnie brunetowi pod nos, samemu zresztą się do tego przyznając.
    Zmrużył nieznacznie oczy na pierwsze, złośliwe słowa, ale nie dały rady zmyć zadowolonego wyrazu z jego twarzy. Tak samo jak przyjęta przez Yosoo pozycja, prosząca się o kolejne, wymowne objęcie go wzrokiem, ale blondyn twardo trzymał spojrzenie na jego twarzy. Nie zamierzał ruszyć się ze swojego miejsca. Nie tylko ze względu na to, że dalej, mimo stopniowego tracenia stabilności, dawała mu przewagę i przynajmniej fizycznie pozwalała górować. Pozwalała również na wyłapywanie subtelniejszych sygnałów, jak i ukrycie niektórych z własnych.
    Przelotnym zaciśnięciem zębów na wnętrzu policzka powstrzymał się przed jakąkolwiek inną reakcją, niż mimowolne spięcie mięśni brzucha, kiedy poczuł najdelikatniejsze poruszenie się materiału swetra, pozostawiające po sobie rozpalającą potrzebę poczucia więcej. Nie mógł tego po sobie pokazać, niemal od razu spadając wtedy na przegraną pozycję, z której ledwo co się wyczołgał. Dopiero dał radę wspiąć się na równie i nieważne, ile to od niego wymagało, zamierzał się tam utrzymać najdłużej, jak to możliwe.
    Nie brał jego słów do siebie, nie potrafił wziąć ich w pełni na poważnie, nawet jeśli były wyjątkowo celne i trafiały w potencjalne, towarzyszące mu na co dzień obawy. Sam wytaczał argumenty, które nie niosły za sobą żadnej wagi, chociaż dotyczyły wielu, nieodłącznych części życia Jeonga. Mógł zakładać, że ten robił to samo; równie, jak nie bardziej, umiejętnie
    — Już prawie powiedziałeś coś oryginalnego i nowego tego wieczora, wiesz? — przyznał nieugięcie, chociaż gdyby usłyszał te same słowa bez powstałej między nimi otoczki, w trakcie normalnej rozmowy i normalnego spotkania, wziąłby je zdecydowanie bardziej na poważnie i pod uwagę. Prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia, mimo przerażającego wykroczenia poza swoją strefę komfortu, poszukałby czegoś w kolorze, byleby zaprzeczyć zarzuconym mu argumentom.
    Otwarcie odwzajemniał przenikliwe spojrzenie, pilnując się, aby nie miało okazji uciec w wymarzonym kierunku, niezależnie od wpływających na niego pokus. Wpatrywał się równie intensywnie w ciemne oczy, w których na nowo mógł zauważyć zadziorny błysk, jeszcze chwilę wcześniej stłumiony odrobiną nerwów, co jedynie zaciskało ze zniecierpliwionym, acz przyjemnym dreszczem jego żołądek. Było to o wiele prostsze po zlikwidowaniu z głowy argumentu, że dalej niczego nie obgadali, że nie powinny być to wyczekiwane odczucia, skoro były aktywnie zaogniane przez samego bruneta, a Powell mógłby przysiąc, że robił to w pełni świadomie
    — I kto to mówi — odgryzł się, zresztą słusznie z prawdą. Oboje obdarowywali się konfliktującymi ze sobą sygnałami, bez poszanowania dla siebie nawzajem, ale i także samych siebie. Byłoby zapewne prościej, gdyby przynajmniej któryś z nich wysławiał się jasno, bez zbędnej, złośliwej otoczki, która zostawiała wiele kwestii niewypowiedzianych; coś, co musieli mieć już w zwyczaju. Ale nie sprawiałoby to wtedy nawet w połowie tyle przyjemności, ile odczuwał już teraz. Przy samej wymianie trywialnie kąśliwych słów, hamowaniu się przed pospiesznym zatonięciu w rosnących potrzebach.
    Cały czas starał się nie wysłać jawnie jednoznacznych sygnałów. Był również przekonany, że dawał radę - mając potwierdzenie we wcześniejszych słowach. Dał radę uwierzyć w to, że utrzyma ten poziom do samego końca; przynajmniej dłużej, niż Yosoo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczyło jednak usłyszenie niewinnego, acz tak przez niego upragnionego, już od rozpoczęcia gry na imprezie, przez kumulację w łazience, do teraz, przezwiska, aby jego nogi mimochodem słabo zacisnęły się po bokach chłopaka. Tak błahego, niebędącego niczym specjalnym, kiedy funkcjonowało samodzielnie, a tak rozkosznie brzmiącego, kiedy wybrzmiewało spomiędzy warg najbliższego mu przyjaciela.
      Mógł wmawiać sobie, że zostało to niezauważone, wraz z pośpiesznym przełknięciem śliny, kiedy został zaskoczony nagłym uczuciem suchości w ustach, i to też zamierzał robić. Nawet jeśli go samego wybiło to z odnalezionego z biegiem wydarzeń rytmu
      — Nie wiem. To ty zachowujesz się, jakbyś bał się mnie dotknąć — wytknął, spychając kilka krótkich, choć zdecydowanie niezignorowanych sekund milczenia w niepamięć, w trakcie których tak otwarcie wystawił się na potencjalny atak. Jedyne, co mu zostało to sięgać po te nieczyste, niemniej przynajmniej działające zagrania. Choć trzymałby się, że tego nie zrobił, skoro podczas nachylenia się nad brunetem i przysunięciem do ucha, owiewając przy tym szyję oddechem — A akurat z naszej dwójki, to nie ja gryzę.

      Channie

      Usuń
  75. — Wyglądam na wkurzonego?
    Uwaga, w teorii mająca umniejszający wydźwięk, która w innej chwili zdecydowanie zaszłaby za skórę i wzbudziła u blondyna irytację, szczególnie gdyby faktycznie był zdenerwowany. Teraz z kolei rozlała subtelnie na jego uszach nieproszony rumieniec, szczęśliwie zakrytych opadającymi na nie włosami. Może jakaś jego część poczuła się urażona, ale było to na tyle nieistotne, aby nie wzbudziła szczerej złości
    Słodko. Kolejne słowo do kolekcji tych, które powinny wywoływać zażenowanie, może speszenie, bo w końcu kto chciałby być tak określonym, całe życie formując obraz kogoś poważnego, godnego podziwu i budzącego poczucie pseudoautorytetu. A jednak nawet kiedy w obu sytuacjach, towarzyszyło im coś z zadziorności, dawały radę, a może nie powinny, połechtać jego ego.
    Nie planował nadać szybszego tempa. Na pewno nie tak niespodziewanie, zaskakując samego siebie. W pewien sposób wykorzystując zapamiętaną poradę, acz niezupełnie świadomie. To on miał wrażenie, że został wzięty z zaskoczenia, chociaż od początku chodziło mu głównie o to - o usłyszenie obiecanego mu słowa, byleby wyzbyć się tej zalanej jadem wersji Jenkins. Dostał dokładnie to, o co prosił. Na nieplanowanie wzmożonym poziomie. A Powell miał wrażenie, że nigdy nie było mu lepiej.
    Gdyby miał opisać, co się właśnie z nim działo, nie dałby rady skleić sensownych słów. Trafnego opisu, który faktycznie oddałby w pełni to, o co mu chodziło. Nagła fala palącego gorąca na brzmiała jak coś przyjemnego, wraz ze wzburzeniem, jakie groziło zaatakować jego brzuch przy kolejnym geście ze strony Yosoo. Samo odczucie spinających się pod nim mięśni niosło ze sobą ryzyko wywołania płytkiego oddechu, a dłonie, które w końcu odnalazły miejsce na jego torsie, wypalały niemal sobą dziury, roznosząc od siebie przyjemne mrowienie.
    Ta krótka chwila - nie potrafił ile tak naprawdę tkwili w tej impulsywnej grze - zdążyła uwydatnić wrażliwość jego ciała parokrotnie, do czego nie chciał się głośno, ani tak naprawdę w ogóle, przyznawać, ale automatyczne odruchy same go zdradzały.
    Najpierw w ogóle mu nie odpowiedział, tracąc kompletnie wiarę wobec swojego głosu, zatrzymującego większość słów na czubku języka. Niekontrolowanie zaciskał palce dalej skrzyżowanych rąk, w desperackich próbach ustabilizowania się, ale każda chwila uświadamiała go w tym, że szansę na to zostawił daleko za sobą. Zapewne przy pierwszej, uszczypliwej uwadze. Może przy podjęciu decyzji, aby usiąść brunetowi na kolanach. Nie wiedział. Niewiele go to teraz interesowało
    — Nie? — zebrał w sobie resztki siły, aby odezwać się równie niepewnym, groźnie zbliżającym się do zdradliwego drżenia, głosem, przy czym rozchylone usta, ledwie namacalnie musnęły szyję chłopaka. I po chwili, możliwe zbędnego, zawahania się, pchnięty zburzoną zuchwałością Yosoo, wbił nieinwazyjnie zęby w skórę przed zostawieniem w tym samym miejscu delikatnego, mokrego pocałunku, przymykając w rozmarzeniu oczy.
    Rozplątał w końcu skrzyżowane na piersi ręce, aby przesunąć nimi powolnie, z wyczuwalnym drżeniem, po klatce piersiowej przyjaciela, nim splótł ze sobą palce swoich dłoni za jego karkiem. Usta równie powolnie, z tą samą nerwowością smakowały jego skóry, niepozornie sunąc ku górze. Hamował się przed powtórzeniem tego samego błędu, który tak wymownie go zdradził, acz nie miał na tyle samokontroli, aby wstrzymać mimowolne dociśnięcie się do Jeonga, byleby być choćby odrobinę bliżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygrał? Ktokolwiek mógł wygrać w ich pokręconej zabawie? Tego nie wiedział, a tym bardziej nie był pewny, na jakiej tak właściwie pozycji skończył, chociaż ta rywalizująca część jego stała przy tym, że to właśnie on wylądował na tej korzystnej. Jednak zdecydowanie większa cząstka była zbyt przejęta zatracaniem się w nagle narzuconym pędzie, korzystaniem z tego, że Yosoo się ugiął. Nie pamiętał już nawet, że głównym powodem, dla którego znaleźli się w tej sytuacji, była prawdziwa irytacja, jaką w nim wzbudził swoim zachowaniem. Że jedyne, co wstępnie planował, to odgryzienie się wobec wszystkich złośliwości, acz zachowując wszystko w niewinnych tonach. Tylko po to, aby teraz całkowicie, bez żalu przepaść. Przepaść w samym, wiszącym w powietrzu napięciu i niczym więcej.
      Płytki, zniecierpliwiony oddech zdecydowanie był wyczuwalny pod dłońmi bruneta, wraz z drżeniem wsuwających się ostrożnie w ciemne kosmyki palców. W międzyczasie Yechan zatrzymał wędrówkę ustami na szczęce chłopaka, aby móc oprzeć się czołem o to jego. Spojrzeć mu w oczy przed ciężkim przełknięciem śliny i wysunięciu propozycji, brzmiącej bardziej niczym błagalna prośba. Jako to ostatnie zapewnienie. Ostatni krok, który da mu pewność, że nie zgłupiał, czegoś sobie nie wymyślił, czy też kompletnie nie przekręcił wysyłanych, sprzecznych, sygnałów
      — Pocałuj mnie.

      Yechan

      Usuń
  76. Nieme, usatysfakcjonowane westchnięcie wydostało się spomiędzy jego ust po usłyszeniu cichego jęku ze strony Yosoo. Coś, co równie ochoczo chciał słyszeć, co wypowiadane z czułością, acz przekornością przezwisko. Sam był bliski wydania z siebie bliźniaczego dźwięku, kiedy poczuł pod sobą ruch a jego kolana po raz kolejny, impulsywnie wbiły się mocniej w kanapę.
    Jego głównym celem było samo sprowokowanie bruneta. Zmuszenie go do zaprzestania tak bezczelnego i złośliwego robienia wszystkiego na przekór, jak naruszanie wszechobecnego w mieszkaniu porządku. Negowanie starań, jakie wkładał Powell w to, aby wszystko prezentowało się równo, sztućce na talerzu, ta smutna ilość poduszek na kanapie ułożona niemal w wyliczonym kącie. Odzież wierzchnia, dla której zawsze było miejsce na wieszaku, byleby nie walała się bez estetyki po salonie czy przy wejściu. Zwyczajnie chciał mu utrzeć nosa, w mniejszym lub większym stopniu.
    Nie planował zabrnąć tak daleko, choć powinien się tego spodziewać. Znaleźli się w podobnej, acz może nie dokładnie takiej samej, sytuacji kilka razy. Może nie niezliczoną ilość, ale zdecydowanie większą, niż była dopuszczalna, aby nazwać to przypadkiem. Żeby mógł twierdzić, że wzięło go to z zaskoczenia. A właśnie tak było.
    Bo wystarczyło kilka trafnych słów ze strony Yosoo, w teorii nic nieznaczących gestów, gdzie te i tak ledwo co miały miejsce. Raczej dawały przedsmak tego, co naprawdę chciał poczuć. To wraz z połączeniem braku satysfakcji z wcześniej, wyrwania się z samemu z niebezpiecznie i nieodpowiedzialnie wytworzonej bańki przed przyjazdem do mieszkania, sprawiało wrażenie nasilonego ataku znikąd.
    Teraz zdążył zapomnieć, o co był zły. Dlaczego skończył na kolanach przyjaciela, co wstępnie miało być jedynie drastyczną próbą zapędzenia go w kozi róg. Gdyby ktoś kazał mu określić, czym był wywoływany przeszywający jego ciało dreszcz, nie potrafiłby jasno odpowiedzieć. Buzował w nim miks ekscytacji z nerwami, krztą niepokoju, który dodawał niepewności i drżenia wykonywanym ruchom, które - nieważne jakby chciał się przed tym bronić, były wykonywane w pełni świadomie. Koło ratunkowe w formie “Nie byłem wtedy sobą” czy “Za dużo wypiliśmy” nie istniało. A to było równie przyjemne, co przerażające. Nigdy nie był w sytuacji, aby ktoś aż tak potrafił zawładnąć jego własnym ciałem, nieświadomie pchał do robienia tego, do czego nigdy wcześniej by się nie posunął. Zdzierał warstwy samokontroli, świadomości i przewidzenia możliwych skutków.
    Ciche, niemrawe pytanie wywołało u niego równie ciche, łagodne parsknięcie, bo nie powinien tak naprawdę spodziewać się czegoś innego. Nie po Yosoo, który nawet na przegranej pozycji musiał mieć to ostatnie słowo
    — Nie umiesz przegrywać, Soo — wytknął zadziorne, nie spuszczając z niego wzroku, ale jego słowa całkowicie traciły na sile przy poczuciu dłoni ułożonych na policzkach. Jego własne zsunęły się z karku, lądując ponownie na barkach. Tym razem wsunął niepozornie palce pod materiał czarnej koszulki, badając, tak dobrze mu tego wieczoru znane, mięśnie.
    — Chcesz, żebym Cię prosił? — zapytał prowokacyjnie, zarazem bez oporu oddając zyskaną kontrolę w ręce przyjaciela. I tak już ją stracił, przede wszystkim nad samym sobą, a jeśli oddanie jej, wraz z dalszym trafianiem w czułe punkty, danie mu tego, co chciał, miało przynieść upragnione rezultaty, nie musiał zastanawiać się dwa razy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadało mu, kiedy miał przewagę, kiedy mógł decydować nad tym, co się dalej wydarzy. Pozwalało to na pełne poczucie się swobodnie; tak jak w codziennym życiu, kiedy robił wszystko, aby uniknąć zbędnego zaskoczenia. Może dlatego równie mocno, jak nie bardziej, ekscytowało go teraz oddanie tej przewagi w drugie ręce, przynajmniej na chwilę, w jakimś stopniu. Czuć zaniepokojony dreszcz przez brak pewności co do tego, co przyjdzie następne. Szczególnie, kiedy mógł to oddać w zaufane ręce. Mimo niepewności po obu stronach. Mimo zaskakiwania samego siebie, poznawania lepiej tej strony, którą zawsze starał się trzymać na ciasnej wodzy.
      Przysunął się ponownie, aby złożyć pocałunek najpierw na policzku, stopniowo sunąc wargami w kierunku tych niesamowicie kuszących, aby zawisnąć kilka milimetrów nad nimi, zatracić się w mieszających się, równie płytkich i zniecierpliwionych oddechach. Spojrzał, stopniowo coraz bardziej zamglonym spojrzeniem, w ciemne oczy bruneta z towarzyszącym temu niekontrolowanym, ledwie namacalnym przesunięciem paznokciami po ciepłej skórze, przed wyczuwalnie zdesperowanym, ulegającym westchnięciem
      — Pocałuj mnie, Yosoo. Błagam.

      Yechan

      Usuń
  77. — No tak, co ja w ogóle mówię — przyznał z momentalnym, marnie zakrytym załamaniem głosu, kiedy poczuł ciężar jego dłoni przeniesiony na biodra. Mógłby wykłócać się dalej, trwać przy tym, że teraz był idealny przykład jego porażki, ale nie zamierzał go poprawiać. Jego rozbawiony uśmiech mówił sam za siebie.
    Zachowywanie się i mówienie tego, co ktoś właśnie chciał usłyszeć, nie było czymś obcym dla Powella. Wręcz przeciwnie; śmiałby rzec, że był to pielęgnowany talent, który pozwalał mu uniknąć wielu, niekomfortowych sytuacji, a zarazem mógł coś zyskać. Może nie dla każdego, skoro tracił przy tym siebie, ale on uważał to za swoje małe zwycięstwa. Na przykład w pracy - wystarczyło zmienić podejście do klienta, zauważyć usposobienie i gust, aby zadać kilka precyzyjnie ukierunkowanych pytań, zaproponować coś wyjątkowego, chociaż było obecne dla każdego gościa. Z kolei przy innym stoliku mówić coś innego, chwilami nawet sprzecznego, ale trafiającego w gust właśnie drugiej strony. Jeden wolał częstą, niemal nieprzerwaną uwagę. Drugi nie chciał mieć zawracanej głowy oprócz zamawiania i przekazywania rachunku. I wtedy zwycięstwem był większy napiwek od obu klientów, zadowolenie każdego, a jedyne co musiał zrobić, to znaleźć te niepisane zasady jak powinien się właśnie zachowywać.
    Tak jak teraz. Zdołał chwilę górować nad Yosoo, a teraz wystarczyło wpisać się w ten schemat, który pozwoli mu osiągnąć swoje, tym razem pozwalając chłopakowi na równie wielką satysfakcję. O ile nie go nie przejrzy.
    Oddawał więc pozornie kontrolę w jego ręce, trzymał dystans, choć prawie nieistniejący. Znał go dobrze, aż za dobrze, aby nie wykorzystać tego teraz na własną korzyść. Wykorzystać zapamiętane i studiowane cechy oraz zachowania, nakreślać drogę tak, aby sprawiała wrażenie, że brunet sam ją tworzył. Stał zaraz na krawędzi, testując samego siebie, ale dając z siebie wszystko, aby jej nie przekroczyć, bo chciał, żeby on to zrobił. Z własnej woli, jedynie z jego niewielką pomocą.
    Był pewien, że mu się udało, gdy po wypowiedzeniu prośby usłyszał tę bardziej znajomą barwę głosu, jak i lekko zaczepne słowa. Gdy zobaczył malujący się na twarzy Yosoo zadowalający uśmiech, niemożliwy do nieodwzajemnienia. Był gotów zatracić się w tym, co miało zaraz przyjść. Poczuć ciężar warg bruneta na swoich i już całkowicie zostawić tak rozwlekłą grę w kotka i myszkę za sobą. Delikatne muśnięcie zdołało wydusić z niego cichy pomruk, ale jeszcze bardziej dało radę rozpalić pragnienie więcej. Pragnienie, które zostało zostawione samo sobie wraz z zostaniem nieznacznie odepchniętym, a głowę Yechana wypełniły zmartwienia, a przede wszystkim niepokój, że jednak przesadził. Że powinien odpuścić już kilka minut wcześniej.
    Lekko spanikowany wyraz twarzy prędko jednak zastąpiła ulga, wraz ze szczerze rozbawionym śmiechem, kiedy chłopak zabrał, dalej dość niepewny, głos. Nie potrafił przejąć się tym, że jego tak pieczołowicie odgrywana rola została dość sprawnie, choć nie wystarczająco szybko, przejrzana przez przyjaciela, ponieważ jego reakcja była zbyt idealna, na swój sposób komiczna, aby wziął ją do siebie
    — Nie wiem, o czym mówisz — nie zwalczając dalej obecnego na ustach uśmiechu, wzruszył z przedramatyzowaniem i widocznie nieszczerą niewiedzą ramionami, a tym razem jego dłonie ułożyły się na policzkach Jeonga, z niespodziewaną łagodnością przesuwając po jednym z nich kciukiem — Ale będę czekać na ten drugi raz — dodał ciszej, nachylając się nad nim przed złożeniem na miękkich wargach wyczekiwanego, nieustannie odsuwanego pocałunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Delikatnego, nieśpiesznego i w pewien sposób… grzecznego. Wywołującego lekkie, nerwowe drgnięcie palców, ale nie niosącego za sobą wymownego, dodatkowego zamiaru oprócz szansy na poczucie Yosoo zaraz przy sobie. Znowu mógł zatonąć w jego bliskości, zapachu, który dawał radę szczelnie go otoczyć. Więcej nie potrzebował, skoro tak umiejętnie odpychał zdrowy rozsądek na dalszy plan i dał radę dopiąć swego. Nie chciał przerywać, kiedy przeniesione na ramiona dłonie kojąco po nich sunęły, jedynie raz po raz, odważyłby się przyznać, że przypadkowo, haczyły o brzeg koszulki, a usta nie narzucały pospiesznego tempa, rozkoszując się każdą chwilą, nawet jeśli podburzał tym część siebie.
      — Tylko się teraz nie obrażaj — mruknął z zaczepnym uśmiechem, przy chwilowym odsunięciu się i delikatnym zaczesaniu do tyłu opadających chłopakowi na twarz, ciemnych włosów, zanim nie wznowił powolnej, jakby zapewniającej się w swojej poprawności, pieszczoty — Kiedyś musiałeś zaliczyć tę pierwszą przegraną.
      Najpierw faktycznie nie słyszał dzwoniącego w jego tylnej kieszeni telefonu, próbującego dobić się również krótkimi wibracjami. Później jednak podświadomie wybierał, żeby go zignorować, okrywając przy tym jedną z dłoni Yosoo swoją, przenosząc ją na swój kark, a tym samym powstrzymując przed jakąkolwiek próbą sięgnięcia po odzywającą się komórkę. Chciał mieć na sobie jego całą uwagę.

      Yechan

      Usuń
  78. Nieustannie balansował na krawędzi, ryzykując gwałtowny upadek. Pozwalał sobie na wiele i częściowo zdawał sobie z tego sprawę, ale wolał nie dopuszczać do siebie tej myśli, skoro wszystko szło po jego myśli. Umiejętnie wykorzystał słabości Yosoo, ale tym samym zapomniał o tym, że potrafiły mieć równie niekorzystne dla niego efekty. Wystarczyło przeciągnąć jedną strunę za mocno, aby szala od razu została przeważona na jego niekorzyść.
    Sam uśpił swoją czujność, nie rejestrując tego, że każdy z niegroźnie czepliwych komentarzy, mógł być tym ostatnim. Tym, który wystarczająco podburzy bruneta i pozornie panującą u niego uległość, tak rzadko w końcu spotykaną. Testowanie jego wytrzymałości przychodziło blondynowi ze zbyt wielką łatwością i satysfakcją, kiedy robił, w o wiele mniejszym nasileniu, to samo ze swoimi.
    Nie wyczuwał nic podstępnego w dłoniach, które sunęły po jego ciele, czerpiąc z tego jedynie przyjemność i pozwalając sobie na jeszcze większe, nieprzemyślane zatracenie się. Upragnione od momentu wyjścia z łazienki. Zatracenie się, od którego próbował odwrócić swoją uwagę przyziemnymi czynnościami, a te były aktywnie krzyżowane przez Yosoo, tym samym utrudniającym mu odzyskanie pełnej trzeźwości umysłu. Nie było inaczej teraz, acz zdecydowanie miał mniejszą ochotę narzekać, niż przy złośliwych i drobnych, ale, dla niego, znaczących zachowań.
    To uśpienie sprawiło, że kolejna sekwencja wzięła go nie dość, że całkowicie z zaskoczenia, to dodatkowo nie dostał nawet szansy na zareagowanie, dokładne przeanalizowanie, do czego doszło. Ledwie poczuł ucisk na nadgarstkach, aby z lekko wybitym z płuc powietrzem opierać się o kanapę, z oszołomionym, a zarazem żałośnie zafascynowanym, spojrzeniem wbitym w bruneta. Wcześniej opanowanemu oddechowi została przywrócona nienaturalna płytkość, a blondynowi zabrakło języka w buzi, mimochodem zmuszając do milczenia. I tak nie potrafiłby powiedzieć czegokolwiek sensownego, jedyne, na co było go stać to automatyczne przywdzianie uśmiechu i nieświadomie zwilżenie warg przy powtórzonym ponownie przezwisku, teraz jeszcze trafniej pobudzające coś w Powellu.
    Dopiero po tym, jak Yosoo się od niego odsunął, pozwolił sobie na rozmasowanie nieznacznie zaczerwienionych nadgarstków, nie spuszczając jednak z niego wzroku. A zapewne powinien. Powinien pewnie czuć zażenowanie, może być zły, że finalnie skończył na tej przegranej pozycji, ale nie mógł, skoro nie miał wrażenia, że faktycznie na takiej się znajdował. Byłoby to sprzeczne z dudniącym mu w piersi sercem, przyjemnym szumem słyszanym w uszach i buzującym w nim pobudzeniu, kiedy bezwstydnie przywoływał w głowie scenę sprzed chwili podczas obserwowania przywracającego się do porządku przyjaciela.
    Pozwolił sobie na chwilowe zalegnięcie na kanapie, przeczesanie włosów palcami i parokrotne dotknięcie polików dłońmi, w marnych próbach zmniejszenia ich temperatury, kiedy brunet zaczął się oddalać od salonu. Wywrócił oczami na rzuconą mu radę, po czym podniósł się na nogi, ze zdziwieniem przyjmując ich wstępne, nieznacznie ugięcie się i pośpiesznie odzyskał równowagę, z równie głupawym, zduszanym zagryzieniem wargi, uśmiechem dalej wykrzywiającym jego usta
    — Ale zbajerowałem Cię bezbłędnie. Sam to przyznałeś i tego nie cofniesz — po niedokładnym wyprostowaniu swetra wyrównał krok z chłopakiem. Nie interesowała go możliwa odpowiedź, z kolei pozwolił sobie na czerpanie przyjemności z jednego, ale jak zadowalającego, zdobytego zwycięstwa. Z tego, które, nieważne, jak bardzo Jeong zamierzałby zaprzeczać i ujmować, nie dałby rady wyrwać z dłoni blondyna.
    — Mi też. Nawet jeśli była trochę… nie fair — bez oporu wykorzystał jego słowa, poprawiając przy tym przelotnie lekko wygięty kołnierz koszuli z nieodłącznym od dobrej chwili uśmiechem, nim przy wzięciu nieco większych kroków, znalazł się pierwszy w kuchni. Tym samym przypominając sobie niemal od razu o makaronie, który gotował się o te kilka minut za długo, a sos wraz z warzywami był uratowany przed przypaleniem jedynie dzięki ustawionemu, słabemu grzaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczył tylko ten widok, aby jego euforyczny stan pośpiesznie się ulotnił oraz, po niedokładnym podciągnięciu rękawów, Yechan zajął się zapomnianym jedzeniem, pierw, zapewne już przegotowanym, makaronem, który po odcedzeniu mógł nałożyć na wcześniej przygotowane talerze. Apetytu nie miał prawie wcale, jedzenie czegokolwiek było ostatnim, co miał teraz w głowie przez ponowne, tak gwałtowne i niechciane wyrwanie z pędu, ale byli już w kuchni, wcześniej również zadeklarował, że coś przygotuje. Podsunął więc jeden z talerzy w stronę Yosoo, po dodaniu, szczęśliwie dalej dobrze pachnącego, sosu
      — Jeżeli będzie niedobre, to jest to Twoja wina. Trzeba było nie naruszać moich sztućców.

      Yechan

      Usuń
  79. Pierwszy kęs zapewnił go w tym, że mimo dobrego smaku, faktycznie te kilka dodatkowych, nieplanowanych minut naruszyło efekt końcowy. Nie musiał jednak powoływać się tylko na siebie i swoje kubki smakowe, gdyż Yosoo, w pełni wracając do swoich zwyczajów, uraczył go bezpośrednim, podkreślającym wpadkę komentarzem
    — Żebyś się przypadkiem nie zakrztusił — odpowiedział po wymuszeniu nieszczerego uśmiechu, marszcząc przy tym nieznacznie nos, ale nie wziął docinki do siebie, bo w pełni zdawał sobie sprawę z tego, że miał rację. Pod względem makaronu, jak i tego, że zbyt wiele go rozpraszało.
    Ostatnie trzy tygodnie minęły im spokojnie, bez zbędnych przygód, czy momentów, jak ten, który rozgrywał się podczas tego wieczora. Nie znaczyło to jednak, że przychodziło to naturalnie. Na uczelni może owszem. Zachowanie dystansu, powrót do starej, wspólnej rutyny pozwalało na przywoływanie zapamiętanych nawyków, zepchnięcie wspomnień na bok, ale w mieszkaniu malowało się to zupełnie inaczej. Rozpraszało go wiele rzeczy, z którymi zacięcie walczył, byleby nie naruszyć ich nowo odnalezionego gruntu. Butelka znajomego alkoholu przypominała o podjętej wtedy, w kuchni Yosoo, decyzji - skończyła w śmietniku. Spędzał w sypialni jak najmniej czasu, mając pod biurkiem niewielki stos nieotwartych pudełek, bo nie potrafił się zebrać, aby tam usiąść i wrócić do wcześniej relaksującego go składania dziecinnych figurek. Jednak to przychodziło mu z największym trudem po pierwszym, nieplanowanym i nawet niecałkowicie pamiętanym przez bruneta wyskoku z ich strony. Teraz stanowczo prościej, ale i tak wolał unikać sytuacji, które przynajmniej na moment pozwoliłyby mu na przywołanie obrazów z tamtych nocy. Chcieli wrócić do tego, co było, a te jedynie by to utrudniały.
    Teraz z kolei nic już nie wiedział. W trakcie, podczas odczuwania Yosoo zaraz przy sobie, z jego zapachem wypełniającym każdy zakamarek organizmu, było prościej po prostu się tym nie przejmować. Oddać się chwili i sensacjom. Było zdecydowanie prościej nie myśleć o tym, że znowu nie wiedzieli, na czym stali, mimo wzajemnego zapewniania się, że nic nie żałowali. Potrzebował tego usłyszeć, aby wyzbyć się przynajmniej w najmniejszym stopniu pętli owijającej całe jego ciało, zmuszającej do wstrzymania oddechu i wywołującej mdłości, ale nie rozwiewały setki nowo narodzonych pytań. Nie pozwalały na pozbycie się wiecznie istniejącego w nim poczucia winy, które jedynie rosło na sile z każdą sekundą spędzoną w… spokoju. W zwyczajnym przebywaniu obok siebie, nicnierobieniu. W czymś, co powinno wywoływać całkowicie odwrotne wrażenia.
    Nieobecnie mieszał widelcem w talerzu, ledwie naruszając jego zawartość i nie zwracając uwagi na zajętego czymś innym przyjaciela, bo za bardzo odbiegał myślami na bok. Dopiero pomruk z jego strony wybudził Powella z chwilowego zawieszenia i dał szansę na zauważenie malującego się na jego twarzy grymasu oraz trzymanego w telefonie dłoni; dalej zasypywanego serią powiadomień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Może jej odpowiedz… albo wycisz na noc — zaproponował po zbyt długiej chwili milczenia, acz z jawnie wyczuwalną niepewnością w tonie. Nie chciał wracać do tematu brunetki, ze względu na to, że przysiągł, że tego nie zrobi. Ale przede wszystkim na to, że racjonalne wypowiadanie się w tym temacie przychodziło mu z trudnością. Gdyby mógł, po prostu zablokowałby jej kontakt w telefonie przyjaciela, powstrzymał kolejne powiadomienia od niej przed szansą na dotarcie do chłopaka, a tym samym zmusiłby do puszczenia jej w niepamięć, przynajmniej na ten czas. Pamiętał jednak dobrze, zresztą trafną, uwagę przyjaciela. Za bardzo nakręcał się, jeśli o nią chodziło i jego drastyczne rozwiązanie na pewno nie było tym odpowiednim, nieważne jak bardzo kusiło — Cokolwiek zrobiłeś, nie mogło być na tyle poważne, żeby serio mogła jakoś zaszkodzić — zapewnił, choć nie wiedział, czy bardziej kierował te słowa do siebie, czy do Yosoo. Był w końcu świadomy, jak uparta bywała Jenkins, ale nie potrafił przywołać sobie sytuacji, która naprawdę mogłaby skończyć się fatalnie dla Jeonga. Nie mógł nawet wiedzieć o tym, że dziewczyna wiedziała więcej, niż był przekonany.
      — O której mam w ogóle Ciebie odwieźć? — zapytał, czysto grzecznościowo, bo tak naprawdę wolał tego w ogóle nie robić. Uznał jednak, że powinien wystąpić z propozycją, wstępnie planując zostawić w powietrzu tylko tę jedną. To jest, dopóki mimowolnie, siląc się na niewzruszony ton i zmuszając się do zainteresowania męczonym przez niego widelcem, jedzeniem — Chyba że chcesz zostać na noc.

      Yechan

      Usuń
  80. Właściwie nie była pewna, dlaczego zgodziła się pójść na tę imprezę. Właściwie nie miała pojęcia, co to za impreza, gdzie ani z jakiej okazji. I właściwie – nieszczególnie ją to obchodziło.
    Nigdy nie była z Avą jakoś wybitnie blisko, z pewnością nie mogłaby nazwać jej swoją przyjaciółką (nawet, gdyby miała jakichkolwiek przyjaciół, a nie trzymała wszystkich na bezpieczny dystans), ale kojarzyły się dosyć dobrze, spędziły razem niejedną nudną imprezę, popijając wódkę prosto z flaszki i zapijając ją jakimś drogim szampanem. Mimo to nie potrafiłaby odpowiedzieć na pytanie, co skłoniło tę dziewczynę do zaproszenia akurat jej. Zwłaszcza, że nie obracała się w takich kręgach towarzyskich, a już na pewno nie jako ktoś istotny, najczęściej jako cień Ellie, który powinien wyglądać odpowiednio, mówić mało i przewidywać wszystkie zachcianki szefowej. Gdyby nie miała tej piekielnej słabości do Ellie Chamberlain, jej nienawiść mogłaby wygrać ze wszystkimi innymi uczuciami.
    Na szczęście Ellie miała tego dnia świętować jakiś sukces na mieście, więc bez żalu puściła Mię do domu, a ta po prostu skorzystała z okazji; nic więcej. W końcu została zaproszona. Miała prawo się tam pojawić.
    Jak dotąd los nie zetknął jej z tą parą finansistów i ich synem, chociaż, oczywiście, czytała te wszystkie artykuły, biorąc je jednak przez pół i patrząc na nie przez palce. Przyzwyczaiła się, że jeśli chodzi o sławnych i bogatych, przynajmniej czterdzieści do sześćdziesięciu procent informacji podawanych przez media okazywało się zwykłym kłamstwem. Musiała być na bieżąco na wypadek, gdyby nagle otrzymała możliwość odwetu, bo nie darowałaby sobie, gdyby wówczas zaprzepaściła tę szansę z powodu czegoś tak bzdurnego, jak zwykłe niedoinformowanie.
    Udało jej się spotkać Avę i jej rodziców jeszcze zanim weszli do domu, w którym odbywała się owa uroczystość. Dzięki temu nie czuła się tak, jakby każdy z tych bogatych snobów gapił się na nią, doskonale wiedząc, że nie powinno jej tu być. W duchu pogardzała ludźmi tego pokroju, ale doskonale radziła sobie z utrzymywaniem miny podobnej im panienki, równie bogatej, znanej i zmanierowanej; słynnej do tego stopnia, że nikt nie pytał jej o pochodzenie, bo byłoby to naruszeniem niepisanych zasad panujących wśród śmietanki towarzyskiej. Tego Mia Loren nauczyła się obserwując innych – można było kogoś publicznie obrazić, ale nie można było przyznać, że się kogoś nie zna.
    Przeszła się parę razy po okazałym salonie, spróbowała po odrobinie wyśmienitych potraw, z alkoholi decydując się jedynie na kieliszek różowego wina; na tego typu imprezach nigdy się nie upijała, potrzebowała zachować trzeźwe myślenie. Co innego w gronie swoich znajomych, ludzi podobnych do niej, którzy nie wzgardzą nią dowiedziawszy się, że jej konta bankowego nie zasilają grube miliony.
    W końcu, uznawszy, że wszyscy zajęli się już na tyle sobą nawzajem, że nikt nie zwróci na nią uwagi, wymknęła się ostrożnie. Cicho, niemal bezszelestnie, wsunęła się do pokoju syna gospodarzy, z zamiarem znalezienia czegoś, co warto byłoby sprzedać prasie. I może przy okazji rzucić okiem na te rzeczy, o których kiedyś opowiadała jej Ava…

    trouble by Mia Loren

    OdpowiedzUsuń
  81. Oczekiwanie na odpowiedź wiązało się z zaskakującą, niechcianą ilością stresu. Dłużyło się, wzbudzało wątpliwości co do samego zadecydowania o wystąpienie z którąkolwiek z propozycji i w żaden sposób nie pozwalało rozwiać gęstniejącej atmosfery.
    Odpowiedź Yosoo tym bardziej w tym nie pomogła, zmuszając blondyna do bezgłośnego przełknięcia śliny i wlepienia wzroku w talerz
    — Jasne, rozumiem — odparł z lekkim skinieniem głowy i stalowo, niemal godnym pochwały, zachowanym spokojem. Rozumiał jego decyzję, bo pamiętał, że brunet zazwyczaj woli spędzać noce u siebie. Rozumiał, że mógł chcieć po prostu wrócić i mieć czas dla siebie. Jedyne, czego nie rozumiał to duszącego ucisku w żołądku, jakie wywołały te słowa. Nasilenia się niepokoju, że znowu coś poszło nie tak. Że znowu zrobił coś nie tak. Szukanie winy w sobie, kiedy brakowało wrzasków, wzajemnego rzucania zarzutami, przychodziło mu wręcz naturalnie. Szczególnie, kiedy chodziło o Yosoo. O jedną z nielicznych, może jedyną osobę, która była mu faktycznie bliska. Znał go lepiej niż ktokolwiek inny, nawet jeśli większość czasu Powell starał się utrzymać jeden, wytworzony front. Ten porządny, poukładany i godny podziwu. Każda jawna, doprowadzające do bezpośredniej sprzeczki, skaza na tej relacji zmuszała go do spojrzenia najpierw na siebie. Słowa prowizorycznie napędzane desperacją były wypowiadane szczerze - był gotów zmienić cokolwiek w sobie, nieważne jak byłoby to dla niego trudne, byleby nie został sam. Byleby dalej miał kogoś obok siebie. Przekonał się nieraz o zawodności tej metody, o tym, że potrafiła wywołać mu więcej krzywd, niż korzyści, a jednak trzymał jej się tak mocno, jakby była jedynym kołem ratunkowym.
    Podniósł w końcu wzrok na przyjaciela, kiedy usłyszał zmianę tonu, a przy okazji kolejną salwę nieszkodliwych wyzwisk wobec jego mieszkania; tym razem kanapy. Tej należącej do tych typowych, niewyróżniających się niczym, oprócz kontrastu ciemnej barwy z jasnymi panelami i obecności narożnika.
    Słuchał tego, co mówił, zostawiając jednak bez komentarza. Co najwyżej wykrzywiając usta w małym uśmiechu. Bardziej, niż na słuchaniu, był zajęty przyglądaniu się Yosoo. Czy prostym przejrzeniu go na wylot. Zwrócił uwagę na nieco zawyżony, przedramatyzowany ton. Na wylewniejszą gestykulację, potok słów, jaki wychodził z jego ust głównie w formie charakterystycznych dla niego zaczepek. Robieniu wszystkiego, aby odbiec od wcześniej poruszonego tematu, czy od tego, co dalej niewypowiedziane, acz wyczuwalne, nad nimi wisiało. Jeden z powodów, dla których tutaj przyjechali. Żeby omówić to, co się wydarzyło. Tak naprawdę omówić cokolwiek.
    Ale nie zamierzał naciskać, zdecydowanie nie po rozczytaniu tak jasnych sygnałów. Zresztą, sam nie wiedział, co miałby powiedzieć i od czego zacząć. Nie potrafił pojąć ani swojej roli w tym wszystkim, ani swoich odczuć, co jedynie budziło jeszcze większą ilość pytań, na których nie znał odpowiedzi. I wątpił, że prędko je odnajdzie
    — Widzę. A skoro tak Ci smakuje, że nie możesz przestać o nim gadać, to możesz też zjeść moje — odsunął rozwartą dłonią podsunięty mu pod twarz widelec, zarazem zostawiając w spokoju swoją, ledwo naruszoną porcję makaronu znajdującą się na talerzu — I dotarło - nie lubisz mojego mieszkania… w takim razie już Cię po prostu nigdy więcej do siebie nie zaproszę — skwitował wcześniejsze uwagi z teatralnym westchnieniem i zrezygnowanym rozłożeniem rąk.
    Oczywiście żartował, a przynajmniej chciał. Lubił, jak Yosoo do niego przychodził. Wypełniał pustkę, czasami jedynie swoją obecnością i dodawał jej tej niesamowicie odstającej od reszty barwności. Pozwalał spędzić popołudnie, czasem również wieczór, na kompletnie niczym. Bezczynnym, wspólnym siedzeniu na wspomnianej kanapie z włączonym telewizorem albo muzyką, i więcej nie było mu potrzeba. Ale zdążył się przekonać, że wzajemne odwiedziny, szczególnie o tych późnych porach, nie kończyły się dla nich dobrze. Co gorsza, nie było to zależne od ich stanu. Tego, co wcześniej, przez trzy, zachowawcze tygodnie, mogło być tą wygodną wymówką

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przebiorę się i możemy jechać, jak będziesz gotowy — oznajmił po ruszeniu się ze swojego miejsca, ulotnie, równie dobrze mogące być tylko wymysłem, opierając dłoń na ramieniu Yosoo podczas wymijania go w drodze do sypialni. Zmienił jedynie sweter na przydużą, czarną bluzę, a ubranie z wieczora skończyło w koszu do prania, żeby po umyciu zostać zakopanym na tyle szafy. Zastygł jednak na krótki moment przed wysokim lustrem, przeczesując bez ładu włosy, w nieudanej próbie odgonienia dalej zaprzątających głowę myśli. Złudne poczucie zebrania się w sobie pozwoliło mu na powrót do przyjaciela, jak i zerknięcie na przygotowane, aktywnie tracące na apetyczności, jedzenie z cieniem grymasu na twarzy
      — Jak coś to serio nie musisz tego jeść — naprostował zapobiegawczo, choć wątpił, aby chłopak czuł taki obowiązek, po czym sięgnął po odwieszone na przymocowany do ściany haczyk kluczyki samochodowe, chowając je do kieszeni i planując zarazem nakreślić w głowie najkorzystniejszą trasę — Prosto do Ciebie, czy chcesz o coś jeszcze zahaczyć?

      Yechan

      Usuń
  82. Poprawiał chwilę bezcelowo kaptur bluzy w zdradzającym go, nerwowym odruchu. Leżał nie tak, za bardzo na lewej stronie, nierówno, a może dziwnie na plecach, wywołując nieproszony dyskomfort. Ten i tak wystarczająco mu towarzyszył podczas kolejnego oczekiwania na odpowiedź, co zmusiło go do ponownego, podrażniającego cienką skórę skubania palcami przy paznokciach.
    Wspomniany dyskomfort znalazł sobie stałe miejsce w ciele Powella, wzbudzając wątpliwości niemalże do wszystkiego. Może nie powinien wystąpić z propozycją odwożenia? Może lepiej wyszliby na tym, gdyby siedział cicho; od momentu ponownego wspomnienia Avy i niepokojących, enigmatycznych wiadomości. Sprawiał, że na język cisnęła mu się lawina słów, ale bał się wypowiedzieć którekolwiek z nich, aby nie pogrążyć siebie, potencjalnie również Yosoo, jeszcze bardziej. Więc słuchał i czekał, z nieodgadniętym wyrazem twarzy, próbującym prezentować się jako obojętność. Jako desperackie zamaskowanie wirujących w głowie myśli, zmuszających go do zakwestionowania każdej, podjętej od początku wieczoru decyzji. Nie powinien dać się sprowokować, ani namawiać ich do zagrania wraz z resztą. Nie powinien może w ogóle przychodzić, skoro ostatnio imprezy nie przynosiły ze sobą nic dobrego, a jedynie zapędzały w przeklęty kozi róg. Ledwo co z niego wyszli, mieli szansę zasmakować po części ich przeszłej relacji, która znowu stała pod znakiem zapytania. A przynajmniej zakładał, że do tego dojdzie; szczególnie następnego dnia, choć po raz pierwszy czuł wątpliwości już teraz. Bo tym razem nie było możliwości odstawienia tego na bok, wrzucenia się w wir wzajemnego pożądania, który kierował nimi intensywniej, niż zalążki zdrowego rozsądku, walczących z mgłą alkoholową.
    Zakładał, że brunet będzie chciał wracać bezpośrednio do siebie. Co najwyżej zatrzymać się na stacji, żeby kupić coś w sklepie całodobowym - tyle. Marne wydłużenie drogi, gdzie Yechan równie dobrze mógłby zostać bezczynnie w samochodzie. Nie spodziewał się więcej, chociaż może powinien, patrząc, że chodziło o Yosoo. Kogoś, kto codziennie dawał radę zaskakiwać go pomysłami, powiedzeniem lub zrobieniem czegoś niespodziewanego. Nawet z takim założeniem nie mógłby jednak przewidzieć jego odpowiedzi, automatycznie zmuszającej go do zgłupiałe spojrzenia na przyjaciela
    — Soo, dobrze znasz odpowiedź na to pytanie — westchnął po pospiesznym zebraniu myśli, masując chwilę własną skroń, jakby w próbie pełnego pojęcia tego, co usłyszał — Nie pamiętam, kiedy w ogóle ostatni raz byłem w zoo — przyznał bez namysłu, nie będąc pewnym, czy odwiedził to miejsce więcej, niż jeden raz w swoim życiu. Pewnie podczas jakiejś wycieczki szkolnej, nie umiał dokładnie osadzić tego w czasie.
    Nie powinien się zgadzać na sugestię, jaka wynikała z rzuconego pytania. Zdawał sobie z tego sprawę. Miał go odstawić pod mieszkanie, wrócić do siebie i w najlepszym przypadku zwyczajnie zasnąć. Co najwyżej zostać z własnymi przemyśleniami, niedającymi mu spokoju całą noc. Zatrzymać chaotyczny bieg wieczora, który co rusz dawał radę wybijać go z rytmu. Nie pozwolić, aby kolejne wymienione spojrzenie, przelotny, wręcz przypadkowy dotyk, wzbudzał w nim przyjemny, ale dezorientujący i mieszający w głowie dreszcz. Coś, co myślał, że już dawno ma za sobą; przynajmniej w tej strefie swojego życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowy rozsądek wręcz krzyczał, żeby zostawił to na tym. Nie drążył tematu dalej, nie dał się wciągnąć w jawnie zastawioną na niego, na nich, pułapkę, ale potrzeba spędzenia przynajmniej jeszcze chwili w towarzystwie Yosoo była silniejsza. Nie myślał, nawet nie próbował myśleć o konsekwencjach, o dokładniejszym przejrzeniu tego, co insynuowały słowa chłopaka, bo był zbyt skory, aby od razu wyrazić zgodę. Coś, czego nigdy nie robił, w końcu był znany ze skrupulatnej analizy każdej propozycji, czy podjętej przez siebie decyzji. Łapał się dopiero po fakcie, następnego dnia, kiedy był już sam, jak bezmyślnie działał. Jak dawał się porywać chwili, prawie za każdym razem spotykając się z nieproszonymi konsekwencjami. Jednak nigdy żalem. Nie potrafił znaleźć w sobie siły, ani zmusić się do żałowania podjętych decyzji.
      Po chwili spędzonej na, tak naprawdę bezcelowym, rozważaniu, odstawił oba niewiele ruszone, talerze do lodówki wcześniej jej przykrywając, po czym wyszedł znów bez słowa z obleganej przez nich kuchni, aby sięgnąć po, najpierw swoją, kurtkę. Nawet ten ruch starał się przywrócić go na ziemię, podkreślał, że wychodzenie gdziekolwiek o tej porze, oprócz nocnego spaceru, nie mogło wróżyć nic dobrego, ale nęcący głos był uciszony barwnymi kolorami równo odwieszonej kurtki Yosoo, którą wyciągnął w jego kierunku, z marnie ukrywanym, drobnym uśmiechem
      — Ale zastanawia mnie, jak wygląda o tej porze.

      Yechan

      Usuń
  83. Dopiero po zajęciu miejsca w samochodzie, odpaleniu go i ruszenia w kierunku zoo zaczął kwestionować swoją decyzję. Czy zgoda na pewno była dobrym pomysłem, czy może jednak powinien był odmówić, zachęcić ich do czegoś innego, albo odstawić bruneta pod jego blok. Nic jednak nie mówił, idąc posłusznie zaraz za Yosoo i z niepokojem, a zarazem fascynacją, rozglądał się po okolicy, opustoszałym parku powoli wracającym do żywych kolorów wraz z polepszeniem się pogody.
    Yechan miał całkowicie zerowe doświadczenie, jeśli chodziło o tematy bardziej… krzywe. Nigdy nic nie ukradł, nawet jeśli miał to być podjedzony w sklepie owoc. Pił przed skończeniem 21 roku życia, ale nigdy nie kupił nic samemu. Nie śmiał nawet wsiąść do samochodu po zetknięciu ust z alkoholem. Jego pierwsze zapalenie zioła wiązało się z czystą paniką. Że zrobi coś idiotycznego, że może jednak robi coś nielegalnego i skończy się to dla niego fatalnie, chociaż był wtedy na kameralnej imprezie, nie licząc więcej niż dziesięć, w miarę mu znanych osób. Nie było więc nic dziwnego w tym, że nigdy w życiu nie podjął się wdarcia na cudzy, chroniony teren po godzinach.
    Nie potrafił znaleźć sensownego wyjaśnienia, dlaczego się zgodził. Sytuacja, patrząc na nią z szerszej, obiektywnej perspektywy, nie mogła przynieść ze sobą czegokolwiek dobrego, a jednak w swoim tymczasowym stanie, gdyby Yosoo spytał go po raz kolejny, blondyn jeszcze raz, bez większego pomyślunku, zgodziłby się.
    Będzie zabawnie. Słowa przyjaciela raz po raz dzwoniły mu w uszach, jako próba wyciszenia rosnących z nerwów z każdą chwilą, kiedy brali kolejny zakręt, a myśl o tym, do czego mieli się posunąć, coraz bardziej trafiała do jego zaślepionego umysłu. Bo przecież miało być zabawnie, tak? Nie miał się czym przejmować, nieważne ile praw łamali tą młodzieńczą, nieprzemyślaną wyprawą, skoro miał mieć z tego dobre wspomnienia. Łapał się każdej wymówki, byleby nie dać po sobie znać, że zwyczajnie wątpił w swoją umiejętność postawienia tego kroku w przód.
    Nieomal wpadł na Yosoo, kiedy ten bez zapowiedzi zatrzymał swój krok i zmusił z lekka rozkojarzonego Powella do asekuracyjnego cofnięcia się, aby nie zderzyć się bezpośrednio z jego plecami. Wiódł za nim wzrokiem, niezbyt skutecznie udającym ten nieprzejęty, szczególnie w połączeniu z męczonym od środka polikiem, jednak dalej milczał. Nie widział teraz sensu w wycofaniu się. Stojąc zaraz przed ogrodzeniem, nie chciał zepsuć niesamowicie prowizorycznego i zdecydowanie nieprzemyślanego planu. Nie chciał wypaść na pragmatyka, którym był na co dzień, kiedy podsunięto mu wręcz pod nos szansę, aby zrobić coś nieoczekiwanego. Zgodnie ze słowami Yosoo.
    Jednak pierwsze czym się popisał, to wlepienie otępiałego spojrzenia w przyjaciela, kiedy z opóźnieniem usłyszał jego pytanie, zmuszające go do bezpośredniego zderzenia się z rzeczywistością i tym, co na niego czekało
    — Nie wiem, chyba — wzruszył ramionami, odpowiadając zgodnie z prawdą. Nigdy nie musiał, ani nie czuł potrzeby skakania przez płot. Najbliższe, co temu było, to powtarzane niemal codziennie wychodzenie z basenu bez użycia drabinki, co chwilowo obecnym, analitycznym okiem, pozwoliło mu założyć, że składało się po części z tych samych ruchów. Oparł powściągliwie dłoń na metalowym szczeblu, maskując tym samym nieznacznie, żenujące drżenie palców, aby po chwili zastanowienia pokręcić przecząco głową — Nie licząc podkopu, to nie ma chyba innej opcji. Co najwyżej będziesz mnie ściągać z tego płotu — stwierdził w nieudanej próbie żartu, w międzyczasie wynajdując nogą stabilny punkt na ogrodzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótkie odliczanie w głowie było marnym podejściem do uspokojenia się przed wykonaniem znaczącego ruchu podciągnięcia się, jak i, zaskakując samego siebie - choć wieczne spędzanie czasu na testowaniu granic swojego organizmu powinno go do tego przygotować - sprawnego znalezienia się po drugiej stronie. Wstępne zadowolenie z siebie oraz wszechogarniająca go ulga, która wybrzmiała w uspokojonym odetchnięciu i owinięciu ciała rękoma, dość prędko z niego uleciały, kiedy docierał do niego fakt, że oficjalnie znajdował się na terenie zoo po godzinach. Włamując się bez większego przemyślenia, ale przede wszystkim stojąc na brukowej kostce samemu.
      Brunet, po raz kolejny, a może jak zwykle, był niczym kotwica dla Yechana. Szczególnie teraz, kiedy wkraczał na zupełnie obce sobie tereny, wywołujące zadziwiającą ilość paniki, która ledwo dawała radę zostać zaliczoną do tej ekscytującej, wzbudzającej przepływ adrenaliny po całym ciele. Dopóki stał po tej stronie sam, mógł jedynie odczuwać jak nieprzyjemne dreszcze, rozbiegany wzrok oraz drżenie zaciskanych na ciele palców rosną na nasileniu
      — Tylko błagam Cię, Soo, nie zostawiaj mnie tutaj teraz. Oszczędź sobie złośliwości na później, okej?

      Yechan

      Usuń
  84. — Yosoo, proszę Cię — rozedrgana prośba wybrzmiała prędzej, niż miał szansę ją opanować i przemyśleć. Miał wrażenie, jakby serce faktycznie przestało bić, kiedy tylko Yosoo pokazał zalążek zawahania się. Nie trudził się, aby zamaskować nerwowe przełknięcie śliny i zdesperowanego spojrzenia wlepionego w niepokojącą postawę bruneta.
    Innego dnia, mając samego siebie pod kontrolą, nie wykraczając poza którąkolwiek ze swoich komfortowych stref, doszedłby do wniosku, że gdyby znaleźli się w takiej sytuacji, Jeong by go nie zostawił. Przynajmniej w takim przekonaniu chciał żyć, wcześniej nawet nie podejrzewając, że czysto hipotetyczna sytuacja mogłaby mieć miejsce.
    Robił wszystko, żeby takich możliwości unikać. Nie wybiegał za bardzo poza ogólnie zaakceptowaną normę, starał się wyróżniać co najwyżej osiągnięciami, acz te również zazwyczaj mieszały się wraz z utrzymywaną przez niego monotonią życia. Układał wszystko pod bezpieczne, ustalone z góry ramy, na wykroczenia pozwalając sobie jedynie weekendami, na imprezach. I tak tylko po to, aby męczyć się potem z wyrzutami wobec samego siebie, bo te, mimo zaoferowania szansy na zasmakowanie wolności, nie wypełniały ciążącej mu pustki. Dążenie po wyznaczonej każdego ranka, śledząc ustaloną sobie rutynę, ścieżce było przecież lepsze - nie zostawiało miejsca na druzgoczącą porażkę, spotkanie się z konsekwencjami nieprzemyślanych działań, skoro te nie miały miejsca.
    Ostatnio jednak nieustannie dawał radę, głównie z własnej winy, lądować właśnie w takich sytuacjach. Z ich skutkami dychającymi mu nieprzyjemnie na kark. Nie były jednak na tyle silne, a Powell nie dawał sobie czasu na rozważenie każdej strony i argumentu, aby powstrzymać się przed dorobieniem kolejnych. Parę razy wystarczyło, aby po prostu oszczędził sobie zbędnego komentarza. Odwrócił się chwilę wcześniej lub zbył jednym słowem, od razu powstrzymując sytuację przed rozwojem. Zamiast tego na ślepo brnął dalej, robiąc krzywdę przede wszystkim sobie samemu. Bo to on nie był do tego przyzwyczajony, nie nadążał za skomplikowanym tempem, jakie było narzucone.
    Słowa Yosoo były tego jawnym, wręcz bezczelnym, potwierdzeniem, którego nie chciał zaakceptować. Mógł udawać, ile chciał, że było inaczej. W końcu wiele osób dałby radę oszukać bezbłędnie, z o wiele większą łatwością dając radę kontrolować swoje wybory w ich towarzystwie. Potrafił zachować zdrowy rozsądek. Maskę tego chłopaka, który na co dzień twardo stąpa po ziemi i nie pozwala sobie na pochopne podejmowanie decyzji. Ale ostatnim czasem, odkąd zaczął stawiać te mniej ostrożne kroki, wszystko wymykało mu się spod kontroli. Przede wszystkim w towarzystwie bruneta, co tylko sprowadzało go na rozpadającą się tuż przed jego oczami ścieżkę. Każdy, podjęty ruch zazwyczaj kończył się katastrofalnie i prowadził go do wykonania kolejnego, równie nieprzemyślanego. Musiał to zmienić. Musiał w końcu zapanować nad samym sobą.
    Jednak jakakolwiek, istniejąca na to szansa, była teraz nieobecna. Wiedział, że znalazł się w takim miejscu, gdzie mógł tylko i wyłącznie polegać na Yosoo i rzadko w nim spotykanej łasce. A sam utrudniał gładki tego przebieg, bez zbędnych złośliwości, nieświadomie podrzucając pomysły, czy możliwe punkty zaczepienia, wypływającymi z niego bez pohamowania słowami. Sam brunet go w tym uświadomił, bezpośrednio przyznając, że taki pomysł nie istniał w jego głowie, dopóki sam mu go nie podsunął. I była, a przynajmniej powinna być, to dla niego wystarczająca nauczka, aby wrócić do typowego trzymania języka za zębami, czy zbywania go spojrzeniem wypełnionym jedynie politowaniem.
    Wyczuwalnie budujące się w nim, nerwowe mdłości w końcu zostały wyciszone, kiedy Yechan zauważył chłopaka obok siebie. Byłby zdecydowanie bardziej spokojny i zadowolony, gdyby nie odbyta przed chwilą złośliwa, emocjonalna gra, która skutecznie, niemal niepokojąco przyspieszyła bicie jego serca. Ta, którą sprowadził sam na siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powstrzymał się przed dziecinnym wyrwaniem rękawa z lekkiego pociągnięcia, pozwalając z kolei zaprowadzić się w nieznanym mu kierunku. Nie tylko ze względu na to, że byłaby to potencjalnie wyczekiwana przez Yosoo reakcja, ale przez to, że nie miał podstaw, aby być na niego zły. Może i wrednie zabawił się jego nerwami, ale nie doszłoby do tego, gdyby Powell chwilę poczekał. Pozwolił, aby brunet zrobił pierwszy krok, albo zwyczajnie siedział cicho, kiedy stanął samotnie na brukowej kostce. Był zły przede wszystkim na samego siebie i na to, jak wszystko niekontrolowanie prześlizgiwało mu się przez palce.
      Milczał więc chwilę po oznajmieniu przyjaciela, rezygnując z przyznania się do tego, że zasiana w nim podświadomie panika dostała szansę na urośnięcie już przy ogrodzeniu. Nieco nierówny oddech, jak i nieprzerwane męczenie palców robiło to za niego samego, choć starał się je rzetelnie ukrywać. Czy to wyliczaniem w głowie, aby w idealnym rytmie wypuścić powietrze, czy wsadzeniem wolnej ręki do kieszeni.
      Jak się z tym czuł? Dziwnie, niepewnie. Dalej nie potrafił odnaleźć pobudzającej adrenaliny, spinając się przy każdym ruchu, jak i wkradającej się, trzeźwej myśli. O tym, że na pewno zoo nie było zostawione bez jakiejś ochrony, albo sprytnie ukrytych kamer. Zostawiał jednak je dla siebie, zaszczycając za to przyjaciela krótką, oszczędną i mijającą się z prawdą, odpowiedzią
      — Świetnie.

      mr panikarz

      Usuń
  85. Na złośliwe, choć boleśnie trafne, uwagi przyjaciela Yechan był w stanie odpowiedzieć jedynie nieszczerym, kąśliwym półuśmiechem. Panikował. I to niesamowicie, a jakakolwiek próba zamaskowania tego była po prostu nieskuteczna. Zdradzał sam siebie swoją postawą, której poprawa przychodziła nienaturalnie, o ile w ogóle miała szansę, aby podjąć się zamaskowania nerwowych reakcji.
    Nie potrafił również stwierdzić, czy starał się oszukać Yosoo, czy siebie. Może nikogo, skoro byli świadomi, jaki był z natury i tego, jak własne ciało z nim teraz nie współpracowało. A może ich obu, aby w końcu zostać zauważonym, jako ktoś inny, niż wiecznie przyporządkowany zasadom Yechan Powell - aby dla siebie przekroczyć jakąś granicę, a z drugiej strony wypaść korzystniej w oczach bruneta, co kompletnie mu teraz nie wychodziło.
    W chwilach, jak te, czy podczas słuchania przeróżnych historii Yosoo, blondyn zastanawiał się, a czasami wręcz kwestionował, czemu ten dalej chciał z nim spędzać czas. Nie mógł mu zaoferować zaskakującej, budzącej adrenalinę rozrywki. Zazwyczaj wręcz przeciwnie, był tym irytującym głosem rozsądku. Różnili się niemal pod każdym względem. W pewien sposób był tym, od czego Jeong chciał się wyrwać - reprezentował porządek, trzymanie się reguł i śledzenie wyznaczonej ścieżki.
    Nawet teraz, kiedy kompletnie zboczyli z tej ostrożnej, grzecznej , miał ochotę zwrócić uwagę, aby mówił trochę ciszej. Żeby szli przynajmniej bliżej jednej strony, tej bardziej zacienionej i oferującej więcej możliwości do zniknięcia komuś przed oczami. Dalej spinał się przy niespodziewanych szelestach, które w większości wypadków były powodowane ruchem zwierząt na wydzielonych wybiegach, aniżeli ludzką obecnością. Nie rejestrował niczego faktycznie wartego uwagi. Zwierząt, z których jedne wykorzystywały noc jedynie na odpoczynek, a inne dopiero co wracały do życia. Obrastających cegły roślin, dodających na swój sposób uroku otoczeniu, które wyróżniało się na tle wszechobecnego w Nowym Jorku betonu. Rozbiegany wzrok zatrzymywał się jedynie na widzianych w oddali snopach światła od pojedynczych zapalonych lamp. Na ruchach poza bezpiecznymi klatkami, o ile jakiś był obecny, a automatycznie napędzane myśli starały się znaleźć sensowne wyjście z tej sytuacji, jedynie pogorszając jego stan. Bo takiego nie widział.
    Szedł zaraz za Yosoo, bojąc się, że nawet krótki moment ociągania się skończy się dla niego katastrofalnie. Ledwie wyczuwalne trzymanie rękawa ostatkami trzymało go przy ziemi, jak i przy tym, że brunet dalej z nim był i nie planował zostawić go na własną rękę - co skończyłoby się dla niego prawdopodobnie jeszcze gorzej. Cicho doceniał, że ten więcej nie kombinował; przynajmniej na razie. Każdy zakręt, mijany niewielki most czy zakamarek był dla niego okazją, aby postawić Powella w niewygodnej dla niego sytuacji, a z perspektywy chłopaka - równie dobrze niesamowicie zabawnej. Trzymał się więc kurczowo ulotnego poczucia bezpieczeństwa i wiary w to, że nic takiego nie zrobi.
    Nie zwrócił wstępnie uwagi na zmianę otoczenia, przede wszystkim pod względem dźwięku. Słyszał przede wszystkim przytłaczający szum. Wcześniej myślał, że to ruch na drodze, potem przewijające się po parku strumyki, ale prawdziwą przyczyną była przepływająca, pompowana szybkim biciem serca, krew przez jego ciało. Samym dźwiękiem będąca napędzaną jeszcze bardziej. Jedynie głos Yosoo był na tyle inny, aby się przebić i zwrócić na siebie uwagę Yechana, niezupełnie rejestrującego znaczenie wypowiadanych słów.
    Przerażające? Nie potrzebował nic przerażającego. Nie potrafił logicznie połączyć tej wypowiedzi z poprzednią, nawiązującą do prawie że całkowitego braku fauny w zabudowanym mieście. Spanikował jeszcze bardziej, kiedy lekkie napięcie rękawa zniknęło, brunet zniknął mu sprzed oczu, prawie zmuszając go do gwałtownego obrócenia się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Yosoo, co ty robisz? — wybrzmiewający w cichym głosie strach stanął mu w gardle wraz z zakryciem oczu, a jego dłonie kurczowo zacisnęły się na odnalezionych przedramionach przyjaciela. Nerwowo przełknął ślinę i posłusznie, jakby po usłyszeniu groźby, kiedy dotarło do niego zaskakująco spokojnie wypowiedziane polecenie.
      Najpierw słyszał tylko uporczywy szum, wymieszany ze swoim, zdradliwie niepewnym oddechem, podczas gdy palce zaciskały się, w marnej próbie ukojenia, na materiale kolorowej kurtki. Jednak po chwili przebił się melodyjny, krótki pisk, wraz ze słyszalnym ruchem piór, a za nim przyszedł następny. Inny, ale równie dźwięczny. Spokojne, niemal zapomniane przez nieustanne przebywanie w miejskim zgiełku.
      Starał się przekonać samego siebie, że to wyłącznie naturalne, wręcz podstawowe, ale nieświadomie utęsknione ptasie odgłosy zadziałały na niego wyciszająco, zapełniły myśli czymś innym, niż pędzące w nich zmartwienia i uspokoiły walące w piersi serce. Skupiał się przede wszystkim na nich, kiedy reszta ciała reagowała bez pomyślunku na kontrastujące z chłodem dłoni ciepło, bijące zaraz za jego plecami. Niemo namawiające do rozluźnienia dalej opieranych na przedramionach palców, do rozluźnienia siebie i skrytego zapragnięcia, aby otoczyło go jeszcze szczelniej, przynajmniej na moment. Przyciągało do siebie i zmusiło do bezwiednego, prawie niezauważalnego kroku w tył, zostawiając nieznaczną ilość miejsca między jego plecami, a stojącym za nim przyjacielem.
      Słuchał w milczeniu i cichej fascynacji, zdradzaną przez niekontrolowany, mały, ale szczery uśmiech wykrzywiający jego usta. Mógł na chwilę zapomnieć o tym, gdzie się znajdowali i jak w ogóle się tam dostali. O konsekwencjach, jakie mogą z tym iść.
      Dopiero po kolejnej chwili wypełnionej głównie cichym świergotem i oddaniu się towarzyszącej temu, kojącej otoczce, zebrał się w sobie, żeby przyciszonym głosem w końcu coś powiedzieć - niezbyt błyskotliwego, ani przemyślanego - poprawiając przy tym dalej nieświadomie oparte na przedramionach dłonie
      — Zawsze zabierasz mnie w najbardziej fascynujące miejsca Soo, wiesz?

      Yechan

      Usuń
  86. Wywrócił dalej zamkniętymi oczami, kiedy pierwszym, co usłyszał w odpowiedzi było coś, standardowo, umniejszającego. Zaraz jednak ściągnął brwi, w zagubieniu, jak i zmartwieniu, kiedy Yosoo niespodziewanie umilkł. Z jednej strony chciał się odwrócić, odsunąć od siebie w pewnym względzie otaczające go ręce, a tym samym przerwać tę ulotną, dzieloną chwilę. Jednak z drugiej, tej silniejszej, wolał nie reagować. Tkwić w swojej pozycji, w miłym, skradającym się coraz dosadniej cieple.
    Mógł być wdzięczny tej łaknącej bliskości części siebie. Częściowo to dzięki niej zyskał okazję usłyszeć dalsze słowa bruneta. Pozwolić mu na otwarcie się, nieważne jak nieznaczące mogło się to wydawać dla kogoś z boku. Jego kąciki ust mimochodem podwinęły się w górę na sam obraz wspomnianej wioski, jak i samych terenów, których nie miał okazji odwiedzić. Jeździli jedynie do rodziny matki w Daejeon, znajdującej się bliżej stolicy, aniżeli wspomnianych miast. Robili rzadko, a Yechan miał jeszcze mniej okazji, aby pojechać gdzie indziej, niż lotnisko i dom dziadków.
    Drobnemu uśmiechowi zaraz wtórował delikatny, cichy śmiech przy wyznanym, acz nieszczęśliwie poległym planie małego Jeonga, teraz wydający się czymś nieprawdopodobnym, tak odległym w porównaniu do jego teraźniejszych, niespełnionych marzeń
    — Przynajmniej chciałeś wziąć ze sobą kanapkę, to więcej pomyślunku niż u połowy ośmiolatków — zauważył bez krzty złośliwości, łapiąc się na rosnącej ciekawości co do dzieciństwa chłopaka. Do lat spędzonych w Korei, do tego, jak wyglądało wtedy jego życie, i czy odbiegało od tego w Nowym Jorku, na które nieustannie narzekał. Oboje narzekali, chociaż Yechan nie znał innego, niż właśnie to.
    Urodził się w Stanach, od zawsze mieszkali w Manhattanie, a za granicą byli jedynie wyjazdem - nie żeby i te, oprócz urokliwych widoków, mógł wspominać z ogromem nostalgii. Nie miał więc nawet porównania do życia w innym miejscu i otoczeniu. Nie mógł nawet gdybać, czy zostanie gdzie indziej byłoby dla niego lepsze. A drobne pokusy opuszczenia miasta wydawały mu się głupimi, bo w końcu nie znał niczego innego, niż narzucane przez Nowy Jork pęd i wymagania.
    Dodatkowy ciężar na ramieniu sprawiał wrażenie czegoś naturalnego, znajdującego się dokładnie na swoim miejscu, przez co dodatkowo zmniejszony dystans umknął blondynowi, zatraconemu w banalnie błogiej chwili. Głos Yosoo łagodnie łączył się z odgłosami ptaków, pozwalając Powellowi na odpowiedzenie niskim pomrukiem i głębsze zatopienie się w kruchym spokoju. Na tyle kruchym, aby zaczął się rozpadać wraz z niespodziewanie usłyszanymi słowami, jak i nagłym odkryciem oczu, które od razu przypomniało mu o tym, gdzie byli. Co się działo. Dźwięk ptaków pochodził od zwierząt znajdujących się w swoich klatkach, których zdecydowanie nie powinni teraz odwiedzać, czy tym bardziej im się przysłuchiwać bez żadnych zmartwień
    — Co? Ah, sory — ze zmieszaniem zabrał palce, jak gdyby te zaczęły płonąć od kontaktu, tym samym zmuszając swoje ciało do odsunięcia się i zwiększenie dystansu, jak i utratę kojącego ciepła, aby bez odwrócenia się w stronę chłopaka poprawić nieznacznie kurtkę i dodać słowa, ukazujące jego brak poruszenia sytuacją, czy słowami — Koniecznie to niczego nie chcę na Tobie zostawiać. Szczególnie nie siniaków, więc się nie przejmuj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z lekka naciągany uśmiech był subtelnym skwitowaniem jego odpowiedzi na powrót docinek. Umiejętnie sprowadziły go na ziemię, jak i do wszystkich pozostałych bodźców, które przed chwilą mógł skutecznie wyciszyć. Otaczająca ich bańka pękła przed jego oczami, a zastany spokój coraz sprawniej groził rozpadowi, tymczasowo trzymając się głównie dzięki braku alarmujących sygnałów. Ten krótki moment pozwolił mu jednak, przynajmniej częściowo, odreagować gryzące się z jego zwyczajami, postępowanie. Wsunął zapobiegawczo dłonie do kieszeni kurtki, skutecznie skrywających potencjalny nawrot nerwowych odruchów, podczas gdy po raz pierwszy, a równie dobrze ostatni, omiatał wzrokiem wybieg i znajdujące się na nim, kolorowe, jak i te mniej, ptaki. Coś, na co mógłby zawiesić na dłużej oko. Stać dalej bezczynnie i, gdyby tylko zostało mu dane, wrócić do kojącego stanu, który tak prędko zdążył uciec mu przez palce. Starał się zachować jego resztki, dalej wyszukując słyszanych odgłosów, lecz obecność migającego w oddali światła, jak i niektóre, wyższe popiskiwanie, sprawiało wrażenie niepokojących, aniżeli wyciszających znaków, choć były równie obecne, co wcześniej. Tylko wtedy towarzyszyła mu czyjaś bliskość, tak intensywnie na niego oddziałującej pod niemal każdym względem i w każdej sytuacji.
      Odwrócił się więc w końcu w jego stronę, robiąc jeszcze jeden krok za siebie, kiedy ten ruch uświadomił go o niewielkiej przestrzeni, jaka ich dzieliła, aby po przelotnym, aż nazbyt wyczulonym, okiem objąć okolicę, spojrzeć na Yosoo, który był jego jedynym źródłem odpowiedzi w ich tymczasowej sytuacji
      — Powinniśmy pewnie niedługo wracać, co?

      Yechan

      Usuń
  87. Niepokój był nieodłączną częścią Yechana, odkąd znaleźli się w zoo. Być może nawet wcześniej. Wydawało mu się, że to uczucie towarzyszyło mu nieustannie, w większym, czy też mniejszym nasileniu. Co najwyżej zostawało na moment zapomniane - kiedy mógł zatracić się w czymś innym. Najczęściej w kimś innym.
    Kiedy Yosoo był blisko, otaczał go tym niespodziewanym spokojem, bliskością i ciepłem. Koił jego nerwy lepiej niż niejedna uspokajająca technika, chwaloną przez innych, męczących się z podobnym problemem. Kłopot jednak pojawiał się wraz z pęknięciem bańki, jaka ich otaczała. Powell czuł się wtedy brutalnie sprowadzony na ziemię, wypełniony po raz kolejny niepokojem, tym razem napędzanym masą wątpliwości co do poprawności swojego zachowania. I przez to głupiał; tracił zdrowy rozsądek i zbudowany przez lata, nienaruszany grunt pod nogami, czym ryzykował większe pogrążenie się. Stawał się wtedy idealnym celem dla przyjaciela, którego znał tak dobrze, a mimo to bez trudu podawał mu się na tacy i dawał wielkie pole do popisu.
    Powinien więc spodziewać się, że teraz będzie tak samo, lecz mimo tego, pierwsze słowa wywołały u niego cichą nadzieję, że wrócą. Skończą nocną eskapadę do zoo, wrócą do bezpiecznego parku i samochodu, a Yechan co najwyżej będzie zamartwiał się tym, czy jakimś cudem jednak nie wpadli. Lecz wraz z postawionym w jego kierunku krokiem, jakiekolwiek istniejące nadzieje zostały zabite. Sama wzmianka o ochronie zdołała wzbudzić w nim nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, ale to dalsza część wypowiedzi bruneta zmusiła go do nerwowego przełknięcia śliny i wsadzenia dłoni głębiej do kieszeni
    — To ty chciałeś wracać do siebie — przypomniał, tym samym wymijając bezpośrednią odpowiedź. Jasne było, że wolał spędzać czas z nim - malujący się na twarzy Yosoo uśmiech był znakiem, że dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Nawet kiedy miał dość spędzania czasu poza mieszkaniem, poza swoją wyciszoną sferą, to zawsze wybrałby towarzystwo Jeonga, jeśli taka możliwość zostałaby podsunięta mu pod nos.
    Teraz dostawał dokładnie to, a jednak nie potrafił zapanować nad budzącymi się nerwami. Czuł głuche, przyspieszające bicie serca, z każdym krokiem bruneta stające się jeszcze głośniejszym. Mógł spojrzeć jedynie przelotnie na groźnie malejącą między nimi odległość, nim wrócił wzrokiem na twarz chłopaka.
    Maskowanie czegokolwiek było bez sensu - Yechan był teraz niczym otwarta księga. Najmniejszy ruch z jego strony zdradzał wszystko, co kotłowało się w jego głowie. Był z góry na przegranej pozycji, z czym nawet nie zamierzał, a raczej nie mógł, walczyć. Sam fakt łamania prawa wystarczał, aby pchać go w kierunku utraty głowy, ale zachowanie i słowa Yosoo były niczym ostatni gwóźdź do jego trumny. Przywoływały zepchnięty daleko obraz, wywołujący kłopotliwy ścisk żołądka, a zarazem czuł się przejrzany na wylot. Bo chyba nigdy tak się nie stresował.
    Pragnął zaprzeczyć, pokręcić głową i udawać, że wszystko było w porządku, i że był niewzruszony tym, co właśnie robili. Kolejny raz jego język działał szybciej, niż miał szansę o tym pomyśleć, upokarzając się jeszcze bardziej
    — Nawet nie wiesz, jak bardzo — przyznał się otwarcie, nerwowo się prostując, jakby miało mu to dodać odwagi. Dopiero ten brak pomyślunku zmusił go do zamknięcia buzi, nim ochoczo wylałby z siebie odpowiedź na postawione pytanie. Każdy z istniejących w jego głowie pomysłów, był nieodpowiedni. Nie na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najprościej byłoby mu przekazać, że tylko powrót pozwoli mu się rozluźnić, ale tego nie chciał. Yosoo sam słusznie zauważył, że blondyn wolał stać tutaj, z napędzanymi samymi sobą myślami, ale obok niego, aniżeli samemu w mieszkaniu. Ta opcja zdecydowanie odpadała. Tak samo z całą resztą, która pragnęła przylgnąć do Jeonga niczym do koła ratunkowego. Poczuć ponownie jego wyciszające ciepło, nawet pod postacią prostego chwycenia za schowaną dłoń, na której przez krótki moment, mimochodem zawiesił wzrok podczas skakania nim po całej twarzy i osobie przyjaciela. Ciało instynktownie spróbowało jeszcze trochę zmniejszyć istniejący między nimi dystans, ale i w reakcji na odległy, obcy odgłos, który jedynie nasilał jego stres. Kolejny dowód, że nie musiał nic mówić, aby wbrew własnej woli wysyłać nieme sygnały, tak zdradliwe i raniące jego godność.
      Zebrał się w sobie na nędzne wzruszenie ramionami przed bezczelnie zakłamaną odpowiedzią, która była ostatnią próbą zachowania pozornego spokoju, a zarazem pośrednim przyznaniem się do swojej bezsilności
      — Nie wiem. Ptaki chyba starczą.

      Yechan

      Usuń
  88. Powstrzymał się przed urzeczywistnieniem momentalnie poczutej potrzeby wywrócenia oczami, chociaż Yosoo miał rację. Jego powrót byłby tym lepszym, sensowniejszym wyjściem. Spędzany wspólnie czas, bez jakiegokolwiek rozproszenia w intensywniejszej formie, niż włączony telewizor (czego nawet nie zrobili), zaprowadzał ich skutecznie i zastraszająco szybko na niepewne i obce tory. Wędrowali po nich równie gwałtownie i bez pomyślunku, nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego, co mogło oczekiwać na samym końcu. Gdyby odwiózł go do mieszkania, podjąłby wtedy najrozsądniejszą decyzję. Ta, w której trwali teraz może i nie należała do najmądrzejszych oraz wiązała się z ogromem nieznanych Yechanowi konsekwencji, ale przynajmniej blokowała ich przed zatraceniem się w tym, co tak ochoczo rodziło się między nimi podczas pozornie spokojnego spędzania czasu wspólnie.
    To obce otoczenie, ogrom nieznanych odgłosów i rosnący strach zmuszały go do stania bez ruchu, a jedynie marnego szukania w sobie spokoju, czy nieświadomego pilnowania, aby Yosoo nie zniknął mu choćby na moment z oczu. Nie wiedział, co by wtedy zrobił, skoro już teraz ledwo dawał radę powstrzymywać dłonie od trzęsienia się, wraz z odczuwalną skrycie potrzebą do łapczywego łapania oddechu, który uparcie nie chciał dostatecznie wypełnić jego płuc. Oczekiwał posłusznie, aż brunet skończy mówić, kiedy ten przerwał sobie samemu i wywołał dodatkowe, nieumiejętnie ukrywane napięcie u Powella.
    Dopóki słyszał wyłącznie ptasie odgłosy, szum wiatru i poruszanych przez niego liści oraz płynącą wodę było… w porządku, choć to i tak było wiele powiedziane. Wtedy przynajmniej znał źródło wszystkich dźwięków, mógł je namierzyć wzrokiem i uspokoić nieco samego siebie, że przecież nic się nie dzieje. Że faktycznie stresuje się zupełnie niepotrzebnie. To te wcześniej nieobecne, podświadomie przyspieszały bicie serca i pchały go w kierunku Yosoo i tej niewidocznej, bezpiecznej strefy, jaka była wokół niego. Czy bardziej taką widział i wymyślił sam Yechan, dalej oddając swój los prosto w ręce przyjaciela. Może powinien o tym bardziej pomyśleć - przede wszystkim myśleć sam za siebie, ale w tej sytuacji było to dla niego czymś niemożliwym.
    Chwycenie nadgarstka przyszło wraz z mieszanymi odczuciami. Odczuty chłód przywracał odrobinę zmysłów, a zarazem, przez swoją gwałtowność, pozwalał kolejnej porcji niepokoju na powstanie
    — Co? — spytał głupio, nie połapując najpierw kompletnie słów chłopaka. Czemu miał nie panikować? Co miało się ‘nie stać’, choć przez swoje wybrzmienie zmuszało go do myślenia, że będzie właśnie na odwrót. Pozwolił sobie na otaksowanie wzrokiem ich okolicy, prędko zwracając uwagę na to, że Yosoo ciągnął go w bardziej skryte zakamarki zoo.
    — Biec? Czemu mam biec? — impulsywnie wyjął nadgarstek z dłoni przyjaciela, aby kurczowo się jej złapać poprzez splecenie palców — Soo jeśli mam nie panikować, to w ogóle mi w tym nie pomagasz — przyznał pośpiesznie, zawieszając spłoszone spojrzenie na brunecie, który, akurat w momencie, kiedy Yechan potrzebował, aby wysławiał się jasno, mówił mu tyle, co nic.
    Trzymanie się schematów dla wielu było nudne i męczące. Dla tej samej grupy również ograniczające, bo nie pozwalało na rozwój. Nie pozwalało jednak na zasmakowanie przytłaczającej porażki, czy wplątania się w coś, co nie mogło nieść ze sobą niczego pozytywnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego były one czymś tak trwale obecnym w życiu Powella, nawet jeśli nie mógłby pewnie przyznać, że cieszył się z tego, jak żyje. Chroniły go przed czymś równie druzgocącym, jak te pierwsze, zapomniane urodziny. Nie pozwalały na posiadanie zbyt wielkich oczekiwań, które całą młodość były niespełniane przez innych, chociaż nieraz naprawdę nie wymagały wiele. Skoro niemal codziennie szedł tym samym schematem, podczas swoich niewinnych wykroczeń również, pole na błąd było niewielkie.
      Teraz też powinien był się do jednego zastosować, ale takiego nie posiadał. Sama zgoda na wyjścia wybiegała poza większość, które miał stworzone, a przeskok przez płot oficjalnie wrzucił go w kompletnie obcy mu teren. Musiał więc polegać na Yosoo, a to wiązało się z tym, że nie mógł, a nawet nie zamierzał się mu sprzeciwiać. Zacisnął więc, wraz z nerwowym nawilżeniem gardła, nieświadomie palce na chłodnej dłoni i krótką zgodą oddał się w ręce przyjaciela, kompletnie na ślepo i nie mając zarazem innego wyjścia
      — Okej.

      Yechan

      Usuń
  89. — Przepraszam.
    Przeprosiny niekontrolowanie sypały się z niego od wkroczenia na teren parku, czy to jawnie i głośno, czy niemrawo pod nosem. Za każdą pierdołę; wykonanie nieodpowiedniego kroku, za wczesne czy za późne zatrzymanie się. Za zbyt długie trzymanie rąk Yosoo i tkwienie w oddalonej od rzeczywistości strefie. I teraz, za nadmierne gadanie, które wychodziło z niego samoistnie i nawet nie miał szansy o tym pomyśleć. Było niezbyt skutecznym sposobem na wyrzucenie porcji nerwów z siebie, choć miało raczej odwrotny skutek, a dodatkowo ryzykowało tym, że zajdzie brunetowi za skórę i również go zdenerwuje, a tego zdecydowanie teraz nie potrzebował. Był jedynym, co trzymało go przy ulatujących, zdrowych zmysłach.
    Nie wiedział, jak Jeong potrafił zachować względny spokój. Może i mógł dojrzeć pojedyncze, ulotne sygnały, że wcale nie był wyciszony tak bardzo, jak Powell sądził, ale był zbyt zaabsorbowany chwytaniem się wszystkich tych pozytywnych, aby wziąć ich odwrotność pod uwagę. Pozwalał się ciągnąć ścieżkami zoo, ignorując przy tym mijane, w każdej innej sytuacji urokliwe, widoki, bo swój wzrok skupiał jedynie na znajdującym się pół kroku z przodu Yosoo. Splecione ze sobą palce starały się ukoić mętlik w głowie wraz z przyspieszonym sercem, ale wszystkie te próby poszły w zapomniane wraz ze snopem światła latarki, wymierzonym w ich kierunku.
    Wysuwająca się dłoń została zastąpiona lekkim pchnięciem, któremu wtórowały proste, bezpośrednie polecenia bruneta. Wykonał je posłusznie, jedynie przed rozpoczęciem biegu wyłapując na krótką chwilę jego spojrzenie, szukając w nim… tak naprawdę nie wiedział czego. Zapewnienia, że dalej nic się nie dzieje? Czy może tej żartobliwej nuty, że Yosoo jedynie sobie z niego żartuje, a jedyne czego chce, to zobaczyć, jak Yechan panikuje? Nie miał pojęcia, a jego uwaga skupiała się wyłącznie na śledzeniu opisanej oszczędnie ścieżki, odtwarzaniu po raz kolejny wypowiedzianym przezwisku - niemal za każdym razem z innym nacechowaniem. Na dziękowaniu za nadbudowaną kondycję, jak i sprawne przeskoczenie płotu, skutkujące jedynie rozdarciem kantu kurtki, jako jedyna, fizyczna pamiątka po nieprzemyślanym wyjściu.
    Dopiero po drugiej stronie, kiedy znalazł się po tej bezpiecznej, zauważył, że był tutaj sam. Że jedyne co słyszał, to małe zamieszanie w oddali; niski męski głos, wydający stanowcze rozkazy i kompletny brak kroków, które śledziłyby te same co jego. Nie słyszał drugiego oddechu, ani w trakcie biegu, ani gdzieś w oddali, który świadczyłby o tym, że Yosoo za moment dołączy do niego w ogólnodostępnej części parku.
    Mógł jedynie z oddali, z trudem wyłapać osobę ochroniarza, jak i kogoś jeszcze. Yosoo, oddającego się bez większej walki w ich ręce, co dało radę blondyna zszokować, zdenerwować, jak i ścisnąć nieprzyjemnie w wyrzutach żołądek
    — Kurwa, Soo — jego głos z nutą załamania wybrzmiał cicho, tylko i wyłącznie dla niego.
    Nie chciał zrzucać wszystkiego na przyjaciela. Nie chciał zrzucać na niego czegokolwiek, bo przecież wyraził zgodę. Wysyłał swoim zachowaniem sprzeczne sygnały, jednak nie oznaczało to tego, że wolał, aby wziął winę na siebie. Nie był nigdy nie komisariacie, oprócz jednego razu, jak ktoś oszukał go podczas zakupu przez internet - nijak równało się to z siedzeniem tam, jako ktoś winny. Ale zdecydowanie wolałby znaleźć się w tej sytuacji razem z brunetem, niż męczyć się z wyrzutami, jakie odczuwał podczas tępego stania przy płocie, z kapturem zapobiegawczo naciągniętym na głowę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero kiedy niewyraźne sylwetki ludzi w środku zniknęły mu z oczu, był w stanie postawić pierwszy krok w stronę zaparkowanego w bezpiecznej odległości samochodu. Samemu, gdzie miejsce pasażera powinno być zajmowane przez rozbawionego, potencjalnie nawet wyśmiewającego panikę i roztrzęsienie Yechana, Yosoo. Nawet nie zakładał innej możliwości, a powinien. Nie doszłoby do niczego, gdyby ruszył tradycyjnie głową i odciągnął ich od tego pomysłu, ryzykując co najwyżej ponowne nazwanie go nudziarzem. I tak nieraz to słyszał, więc nie miały aż tak silnego wydźwięku - tak przynajmniej było z góry założone, choć tego wieczora niesamowicie mijało się z prawdą, bo trafiały dosadniej, niż zazwyczaj.
      Droga do mieszkania minęła mu w dalej, jak nie bardziej, buzujących nerwach, z towarzyszącym im skubaniu dolnej wargi oraz skórek przy paznokciach. Usilnym powrocie do zdrowego rozsądku i rozplanowania co powinien teraz zrobić, zaskakująco prędko obierając kierunek działania. Kierunek, który mimo możliwości kosztowania go wiele - pod wieloma względami - należał do tych, z którego nie zamierzał zboczyć. I prędko zdał sobie sprawę, że noc spędzi zaraz przy telefonie, byleby nadać temu jak najszybciej bieg. Przynajmniej tyle mógł dla niego zrobić.

      Yechan

      Usuń
  90. Puste drogi były jedynym, co szło mu tej nocy na rękę i pozwoliło na szybkie dotarcie do mieszkania. Najpierw myślał, że zgubił gdzieś klucze, które tak naprawdę zostawił w domu w czarnym, niewielkim koszyku zaraz przy wejściu, skoro potrzebował tylko kodu. Zorientowanie zajęło mu te kilka, zbędnych minut, które od razu sprawiały wrażenie zmarnowanych i jeszcze bardziej zmusiły do pospiesznych, nerwowych kroków w stronę swojego pokoju i równo ustawionego na biurku laptopa. Potem myślał, że to telefon gdzieś mu wypadł, a znajdował się po prostu w innej, niż zwyczajowej, kieszeni.
    Nie miał pojęcia, co powinien robić - w jakiej kolejności, w jakim tempie. Co powinien mówić, a czego lepiej nie wspominać, więc pokierował się zasadą mówienia jak najmniej. Wykręcił pierwszy, wyświetlający się w internecie numer, a w międzyczasie badał uważnie, acz rozbieganym, wzrokiem na bieżąco zbierane informacje, jakkolwiek wydające mu się przydatnymi.
    Nic nie miało dla niego znaczącej wagi, oprócz tego, że musiał wyciągnąć Yosoo z sytuacji, w którą go wpakował. Może nie mógł brać całej winy na siebie, ale i tak to robił, z wielu względów. Przez zgodzenie się na nieprzemyślany, dla kogoś z boku zwyczajnie głupi, pomysł. Za ciągłe napędzanie własnego stresu, a tym samym usypiając nie tylko swoją uwagę, ale i przyjaciela. Coś, co powinno być wręcz na zawyżonym poziomie podczas takiego wyjścia, jak to. Wiązało się w końcu z ogromem konsekwencji, których chcieli uniknąć. Mieli na to szansę, gdyby Powell, choć na moment odzyskał zdrowy rozsądek, skupił się na czymś innym, niż buzujący strach i desperackie łapanie się wsparcia ze strony bruneta.
    A teraz siedział z nieprzerwanie używanym telefonem, wydzwaniając do komisariatów najpierw w celu namierzenia tego, do którego zabrali Yosoo. Chyba ostatnia część planu, którą potrafił samodzielnie ogarnąć. Potem polegał na cudzej uprzejmości, odnalezionym poradom i zacięcie odnajdowanej w sobie słodkiej gadce, byleby osoba po drugiej stronie nie zauważyła, że nie ma pojęcia, co robi, ani że jakkolwiek jest faktycznie zamieszany w sprawę, wobec której dzwonił. A był, i to bardzo.
    Przez moment myślał, że może odetchnąć. Nie potrafił określić, ile czasu minęło, kiedy w końcu udało mu się zyskać najważniejsze informacje - gdzie powinien przyjechać, co powinien ze sobą zabrać, formę zapłaty, jak wygląda cały, oczekujący go - a raczej ich - proces. Wiedział, że minęło parę godzin przez powtarzaną procedurę przy każdym telefonie, jak i tą dłuższą po dodzwonieniu się do właściwego miejsca. Przekazanie swoich danych z rodzącym się w sercu niepokojem, bo z każdym, wypowiadanym słowem bał się, że coś jednak pójdzie nie tak. Czy to przy wyjaśnianiu swojej relacji z Jeongiem, czy przy najprostszym przedstawianiu się i podaniu zamieszkiwanego adresu.
    Droga samochodem znowu minęła mu bez zbędnych utrudnień, oprócz dalej obecnej guli w gardle, utrudniającej wzięcie spokojnego oddechu. Bo przecież dalej coś mogło pójść nie po jego myśli. Może podjechał pod zły komisariat, może nie spakował dokumentów, chociaż sprawdził, czy znajdują się w kieszeni spodni w mieszkaniu, zaraz po wyjściu, po zajęciu miejsca w samochodzie i teraz na parkingu.
    Nieustannie męczył zadzierające się przy kciuku skórki, z każdym szarpnięciem coraz bardziej odznaczające się na bladej skórze. Nie przerwał przy zajęciu jednego z krzeseł, kiedy czekał na możliwość podejścia do recepcji. Nie przerwał przy dostaniu właśnie tej możliwości, pozornie spokojnym przedstawieniu się i po co tam przyszedł. Momentalnie powstrzymało go sięgnięcie po dokumenty, które prezentował pracownikowi za biurkiem, wyłącznie po to, aby wznowić nerwowy tik podczas oczekiwania na jakąkolwiek decyzję, czy reakcję. Czujne spojrzenie obecnych funkcjonariuszy jedynie utrudniało prezentowanie się jako Bogu winny cywil, choć Yechan dawał z siebie wszystko - przede wszystkim nie pozwalając sobie na nadmierne rozpraszanie się innymi ludźmi na komisariacie i wykonywanymi przez nich czynnościami, będącymi wyłącznie częścią ich pracy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Uzupełnij, potem przejdziemy do poręczenia — usłyszana, krótka wypowiedź wyrwała go z krótkiego zawieszenia i spotkało się z usłuchanym skinieniem głowy, jak i lekkim odsunięciem na bok, aby nie zajmować zbyt wiele miejsca.
      Podsunięta mu kartka zwróciła na siebie całą uwagę. Wpisana na niej kwota nieświadomie wzmocniła męczenie skórek, choć znaczyła na ten moment dla blondyna tyle, co nic. Skupiał się wyłącznie na wpisywaniu wszystkich danych, oddaniu jej i oczekiwaniu na sfinalizowanie złożenia pieniędzy, a tym samym nie zwrócił uwagi na wcześniejszą, porozumiewawczą wymianę spojrzeń, jak i oszczędną wymianę słów z funkcjonariuszem w pobliżu oddalonych cel. Jedyne czego chciał, to dopiąć sprawę do końca. Przynajmniej tyle mógł zrobić w podzięce za to, że to nie on musiał teraz siedzieć właśnie tam.

      Yechan

      Usuń
  91. Nerwowo, a zarazem irytująco dla pozostałych, obecnych na komisariacie osób, stukał krawędzią swojego dowodu o zajmowane biurko, kiedy czekał na weryfikację wypełnionego dokumentu oraz na dalsze polecenia. Miał wrażenie, jakby cały ten czas funkcjonował na głęboko zaczerpniętym, stopniowo coraz bardziej palącym, wdechu. Nie relaksował go cudzy spokojny i monotonny ton podczas instruowania, co ma zrobić przy każdym, niezrozumiałym podpunkcie. Kierował przez wpłatę i informował o kolejnych krokach, jakich oboje powinni się podjąć, aby móc oficjalnie ustalić zamieszanie za zakończone. Starał się to docenić, ale zwyczajnie nie był w stanie zaoferować niczego w zamian, oprócz kolejnego, bezgłośnego skinienia głową, czy może jednego słowa w odpowiedzi.
    To zauważenie, czy raczej usłyszenie Yosoo okazało się tą zbawienną siłą. Mógł wypuścić ciążące w płucach powietrze, kiedy oderwał wzrok od wypatrzonego w ścianie punktu, a zamiast tego skupić go na profilu siedzącego niedaleko bruneta, również tymczasowo zajętego serią dokumentów, które tak ochoczo były im przekazywane.
    Nie wiedział, czego się spodziewał. Jakaś jego część obawiała się i nastawiała na najgorsze - że nie zobaczy chłopaka w ogóle. Dowie się, że coś się jednak stało i nie ma możliwości, aby wyszedł, że stała mu się poważniejsza krzywda. Nie miał pojęcia, ale odczuta ulga, kiedy ujrzał go w dobrym, pozornie wręcz nienaruszonym stanie, była niemożliwa do zmierzenia. Gdyby było inaczej, nie dałby rady wybaczyć sobie swojego tchórzostwa, bo nie według niego, nie dało się nazwać tego inaczej. Nie potrafił postawić się wypowiedzianym poleceniem, na ślepo je śledząc i nawet na moment nie myśląc o tym, aby zostać i przyjąć oczekujące od samego początku skutki, zamiast pozwolić na to, aby cała odpowiedzialność padła na Jeonga.
    Z większym spokojem odbierał swoją kartę wraz ze sfinalizowanym dokumentem, który nie opuścił jego dłoni nawet na moment; ostatnie czego potrzebował, to tego, żeby trafił on w ręce Yosoo. Z krótkim podziękowaniem mogli w końcu wyjść i mimo tego, że teoretycznie jeszcze nie wszystko było dopięte na ostatni guzik, opuszczał komisariat zadowolony. Co ciężko byłoby stwierdzić po jego dalej spiętej postawie, nieważne czy znajdowali się z kimś, czy już zupełnie sami
    — Nie wątpię — przyznał bez przekonania podczas wpychania równo złożonego druku jak najgłębiej do przedniej, względnie bezpiecznej kieszeni spodni, dopiero później mogąc podnieść i zatrzymać na dłużej wzrok na Yosoo, tak wymownie niespoglądającego w jego kierunku. Przypomniał o tym, jak równie intensywnie unikał go przed bezczelnym oszustwem, jakim uraczył go Yosoo przed, dla jednego z nich, udaną ucieczką. I może nie powinien być z tego powodu zły, skoro dzięki niemu skończył w tak bardzo korzystnej dla siebie sytuacji, jednak jakaś jego część nie potrafiła zostawić tego za sobą.
    — Okłamałeś mnie, szujo — popchnął go z ledwie wyczuwalnym oburzeniem w głosie przed dokładniejszym, wdzięcznym przyjrzeniu się przyjacielowi.
    Zarysowanie na policzku było ledwie widoczne, choć przez zapamiętany przez blondyna obraz przypominało o stanowczym, dość brutalnym dociśnięciu do chodnika. Taki sam efekt miał naruszony stan kurtki, które w połączeniu od razu wywołały nieco rozedrgane westchnięcie i potrzebę sięgnięcia dłonią w jego kierunku, zdradzonego mimowolnym drgnięciem palców trzymanych inaczej bez ruchu przy sobie. Nie był to pierwszy raz, kiedy miał okazję zobaczyć go po równie nierozplanowanych, nocnych wyprawach, jednak po raz pierwszy był to stan wywołany po części przez Powella, co mógł dołożyć do powiększającej się tego wieczoru sterty rzeczy, jakich nie byłby w stanie sobie wybaczyć
    — Chodź, odwiozę Cię — z tymi słowami skierował się do zaparkowanego na dość opustoszałym parkingu bentleya tylko po to, aby po paru krokach się zatrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yosoo mógł nawet nie chcieć go teraz widzieć. Mógł być na niego zły, mieć mu za złe, że nic nie zrobił, tylko faktycznie się usłuchał i uciekł, zostawiając go samego, a były to wszystkie, słuszne argumenty wobec tego, aby Yechan zostawił go w spokoju. Ale nie potrafił tego zrobić, kiedy widział te wszystkie, niby niewielkie i naprawdę niegroźne ślady po starciu z ochroną, ani kiedy odczuwał tak niezmierzoną ulgę, bo był cały, a blondyn miał tę możliwość odwiezienia go do domu.
      Nie myślał więc wiele przed bezceremonialnym przysunięciu Yosoo do siebie, nieświadomie obejmując go w taki sposób, aby oszczędzić akurat prawe ramię, a jedną z dłoni oparł na tyle jego głowy, aby nie miał szansy na zauważenie nieznacznie drżącego, małego uśmiechu wykrzywiającego jego usta w zdradliwy sposób
      — Nie pomagasz mi dzisiaj z tym niepanikowaniem Soo, wiesz?

      Yechan

      Usuń
  92. Wywrócenie oczami było niekontrolowaną reakcją na oburzenie przyjaciela, ale skrywało za sobą również element wdzięczności. Faktycznie nie powinien narzekać, samemu nie mając pojęcia, jak powinien postąpić, gdyby znalazł się w takiej sytuacji. Nie oczekiwał też, żeby Yosoo to wiedział, czy jakkolwiek zadziałał, skoro miał częstszą styczność z policją, ale z tej drugiej strony, a próba wyciągania kompletnie zielonego Yechana mogłaby się dla niego skończyć tylko gorzej
    — Nie narzekam. Ale chyba masz mnie za pacana, jeśli myślisz, że w to uwierzę, Yosoo — skwitował krótką wymianę zdań, nie widząc przede wszystkim sensu w drążeniu tak błahej dla niego teraz kwestii, nawet jeśli fakt, że został okłamany, tknął jego ego. Może w trakcie był przekonany, że chłopak jest zaraz za nim, a raczej tak było do momentu przeskoczenia płotu. Jednak szybko okazało się, że jest inaczej, że nie towarzyszyła mu druga osoba przy biegu nawet przez moment, ani cudze kroki, ani przyspieszony przez wysiłek oddech.
    Trzeźwe i racjonalne myślenie towarzyszyło mu jedynie podczas gorączkowych prób odratowania sytuacji, aby zrobić to jak najdokładniej i bez zbędnych, niekorzystnych dla ich dwójki efektów. Częściowo jednak ulotniło się wraz z zobaczeniem Yosoo, zostając zastąpionym niezliczonym pokładem ulgi i potrzeby upewnienia się, że wszystko było z nim w porządku. Trzymane na wodzy pragnienie bliskości groziło niepohamowanym wyjściem na sam wierzch i zawładnięciem nad kontrolowanymi, drobnymi czułościami, które powierzchownie należały do tych nic nieznaczących, czy zagrażających przekroczeniu niesamowicie naruszonej przez nich przyjaźni, z każdą chwilą przekształcającą swoje znaczenie.
    Zdradzał się niemym odetchnięciem, kiedy poczuł z lekkim opóźnieniem odwzajemniony uścisk, jak i łagodnym przesunięciu dłonią po ciemnych włosach po cicho wypowiedzianych słowach, w pewien sposób zapewniających go w tym, że brunet nie przekreślił go w swoich oczach.
    Następnym razem. Mimo przytłaczającego stresu, czy nawet strachu, jaki odczuwał nieustannie podczas wspólnego wyjścia, nie potrafił zignorować tlącej się w nim radości na samą myśl, że następny raz mógł mieć miejsce. Mógł złośliwie zauważyć, że trochę było zbyt łagodnym opisaniem wykroczenia, jakiego się dopuścili - nie tylko pod względem prawnym, ale i w wielu kwestiach testując również te moralne. Ale zatrzymał jakikolwiek komentarz dla siebie, co najwyżej na później; jak już nie będzie w nim dalej obecna adrenalina po zbiorze wszystkich, nocnych wydarzeń, jak oboje będą mogli nabijać się z zastałej sytuacji bez nieprzyjemnego i niezrozumiałego ciężaru wiszącego w powietrzu.
    Bez oporu dał mu się odsunąć i odpowiedział cieniem uśmiechu, tym samym nieświadomie zsuwając własną rękę na jego kark, czując rozchodzące się po palcach mrowienie wraz z zetknięciem się ze skórą. O kilka zdradliwych sekund za późno oparł dłoń o nienaruszone ramię, mogąc tylko liczyć na to, że nieprzemyślany gest umknął przyjacielowi.
    Otwierał już buzię, aby podkreślić, że chwilowo było tylko parę miejsc, do których był skory go odwieźć, lecz został wyprzedzony przez, nie zamierzał kłamać, potrzebne wyjaśnienie.
    Apteka całodobowa. Jedna chyba nawet znajdowała się po drodze, chociaż nie był tego w stu procentach pewien, ale nie powinien się z tego powodu zastanawiać nad tym, jaką decyzję powinien podjąć. Podwiózłby go, poczekał, aż kupi potrzebne rzeczy, a potem odstawił pod mieszkaniem - tak jak wypadało i było najrozsądniejszą decyzją. Na czym wypadliby pewnie najlepiej, nie wystawiając się na kolejne ryzyka, które same, umiejętnie ich odnajdowały tego dnia. Yosoo sam wspominał o tym, że powrót do siebie był dobrym, wręcz wymaganym ruchem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak Yechan ostatnio nie potrafił podejmować dobrych, właściwych decyzji. Nie potrafił albo nie chciał.
      Zastanawianie się było po prostu próbą kupienia czasu i przekonania siebie samego, żeby postąpić inaczej, ale spotkała się z niemal druzgocącym niepowodzeniem. Zadecydował wraz z usłyszeniem pełnej wypowiedzi Yosoo, czy tego chciał, czy nie, popędzany jeszcze własnym, czujnym spojrzeniem, które badało, a zarazem zapisywało w pamięci, widoczne u bruneta pozostałości po nielegalnym wypadzie. Odsunął się więc po chwili od przyjaciela i skierował kroki w stronę miejsca kierowcy, tym samym znowu niwelując szansę na przemyślane zakończenie nocy, tak banalnie będąc pokuszonym uchylonymi przed nim drzwiami, prowadzącymi do wydłużenia wspólnie spędzonego czasu
      — Powinienem coś mieć, a mi i tak na razie się nie przydadzą. Mogę ci oddać.

      Channie

      Usuń
  93. Zapiął suwak kurtki najwyżej, jak mógł, starając się przy tym choćby na moment schować najmniejszy skrawek, muskanej przez chłodne powietrze, twarzy. Temperatura zdążyła znacząco spaść, i tak jak wcześniej przed jej odczuwaniem chroniła go adrenalina oraz fakt, że po ucieczce z zoo raczej siedział w środku, aniżeli na dworze, tak teraz nie miał jak się osłonić przed panującym chłodem.
    Zazwyczaj działał otrzeźwiająco, przywracał na ziemię i może bardziej zachęcał do narzekania przez dodatkowo wzbudzany dyskomfort, kiedy - tak jak teraz - nie był za bardzo na niego przygotowany. Jednak teraz nie dawał rady zadziałać w tradycyjny dla siebie sposób. Nie miał siły przebicia przez towarzyszące blondynowi, acz znacznie uspokojone, przejęcie, ani dalej lekko zmartwione spojrzenie, maskowane lekkim ściąganiem brwi i marszczeniem nosa, kiedy kolejny podmuch zdawał się mniej łagodny od poprzedniego. Samo w sobie było skupione na nieustannym przyglądaniu się Yosoo, jak i obawie, że odwrócenie od niego wzroku wiązałoby się z jego zniknięciem.
    Tym razem to Yechan zamarł na swoim miejscu, kiedy poczuł na sobie niespodziewanie przyjemny ciężar. Z wykalkulowaną pośpiesznie powściągliwością oparł dłoń na jego plecach, pilnując się, aby ponownie nie powędrowała w zmierzwione, ciemne włosy, chociaż skrycie pragnął poczuć ich miękką teksturę pod palcami.
    Najpierw wydał z siebie tylko cichy pomruk, jak usłyszał znajome zdrobnienie, otoczone niezrozumianą przez niego barwą, którą pozwolił sobie zignorować i nie doszukiwać się czegoś więcej. To kolejne słowa wywołały jakże wymowne milczenie z jego strony.
    Bo robił dokładnie to, a w głowie nie potrafił znaleźć przekonującego argumentu, który świadczyłby o tym, że jest inaczej. Takiego, który przekonałby nie tylko Yosoo, ale i samego Yechana, dalej próbującego tkwić w złudzeniu, że wszystko, co miało miejsce, nie musiało przecież nic zmieniać.
    Tak uparcie trzymał się możliwości powrotu do tego co było, że nie dopuszczał do siebie żadnej innej opcji. Ta w końcu wydawała się najbezpieczniejsza, oczekiwana przez nich obu i do tego brnęli przez cały ten czas, więc cokolwiek innego od razu było przekreślone w jego oczach. O wiele łatwiej było tkwić w tym przekonaniu, kiedy spędzali ze sobą nieco mniej czasu; głównie na uczelni, może poszczególne weekendy, jednak z mniejszym nasileniem, niż przed tą jedną, znaczącą imprezą. Nie było to może wymarzonym wyjściem, ale zdecydowanie tym dobrze funkcjonującym i pozwalającym im na utrzymaniu relacji w wyznaczonych sobie granicach, których więcej nie mieli przekraczać. Był to w końcu momentalny wyskok, mający miejsce zdecydowanie zbyt często, aby zostać nazwanym zwykłym, nieplanowanym przypadkiem.
    Ten wieczór był niczym przerwanie tamy dla Powella. Wyrzuciło na sam wierzch wszystkie, nieświadomie zduszane potrzeby. Pobudzał pragnienie bliskości, prostą przyjemność, jaką czerpał z nawet tych przelotnych dotyków. Z niepokojem uświadamiał o przyjemnym mrowieniu rozlewającym się w brzuchu, kiedy spotykał się ze wzrokiem Yosoo, z jego zaczepnym uśmiechem i równie ulotnym błyskiem w oku, co nieplanowane i gwałtownie ich porywające zbliżenia. To samo tyczyło się niezliczonej paniki, jaką odczuł przy myśli, że mogło mu się coś stać. Strach przed dopuszczeniem tego doprowadzał go do gorączkowego działania, którego dla nikogo w życiu by się nie podjął bez dłuższego i cięższego przemyślenia go. W tym wypadku przyszło mu to z wręcz przerażającą łatwością

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — …możesz poczekać w samochodzie i Ci przyniosę, jak chcesz — sam nie dał się nabrać na wymuszoną propozycję, wybrzmiewającą bez grama przekonania. Była to kolejna szansa, aby nadać chwili odpowiedni bieg, zatrzymać ją, przed dostaniem okazji na rozwój, lecz nie potrafił namówić siebie na podjęcie odpowiedniej, a tym bardziej znajdującego się przed nim Yosoo. Tym samym stwierdził, że dalsza próba była czymś bezcelowym.
      Zaczepne słowa dodatkowo go w tym przekonały, wywołując kolejne, słabe wywrócenie oczami i lekkie, niegroźne pchnięcie przyjaciela w kierunku drzwi pasażera
      — Wsiadaj, zimno mi — wyminął początkowo bezpośrednią odpowiedź, zajmując zaraz miejsce za kierownicą i odpalając samochód, aby uruchomić zbawienne dla zaczerwienionych od chłodu policzków, ogrzewanie.
      Dopiero po zapięciu pasów i ostatecznym upewnieniu się, że mogą ruszyć, bo wszystko ma przy sobie - przede wszystkim, czy Yosoo siedzi obok, a nie był jedynie jego wrednym wymysłem, zebrał się na odpowiedź, dalej tak bezmyślnie szczerą i naturalnie z niego wypływającą
      — I uratowałeś mi tyłek. Przynajmniej tyle mogę Dla Ciebie zrobić, Soo.

      Yechan

      Usuń
  94. Wzruszył niemrawo ramionami na wytkniętą mu prawdę. Nie tylko nie chciałby go tam zostawiać, ale byłoby mu po prostu głupio kazać mu czekać w samochodzie, aż podjedzie do mieszkania, znajdzie wszystko, co potrzebne i wróci
    — Gdybyś chciał zostać w samochodzie, to akurat nie miałbym wiele do gadania — zauważył, chociaż, prawdę mówiąc, i tak zmusiłby lub przekonał go do pójścia razem z nim - czysto z zasady i pokładów kultury, jakie w sobie nosił.
    Mógłby to wykorzystać, aby jednak przekonać Yosoo w tym, że byłby to lepszy wybór, ten mądrzejszy, ale miał wrażenie, że od dawna tak nie postąpili. Teraz również, mimo cichego głosu namawiającego go do zatrzymania się przed ponownym wejściem na ten grząski grunt, postanowił trzymać się usłyszanego wyznania. Skoro Jeong tego nie chciał, to czemu Yechan miał go kierować w inną stronę?
    Bo może właśnie to było tym poprawnym wyborem, a cała reszta była zdesperowaną próbą ucieczki od tego, co i tak na niego czekało. Nie mógł okłamywać samego siebie, jak i w nieskończoność ukrywać tego, jak lgnął do Yosoo. Jak intensywnie na niego oddziaływał niemal pod każdym względem, jak uzależniający był najmniejszy, miejscami przypadkowy dotyk, od razu proszący się o więcej. Coś, czego jeszcze miesiąc temu nie zauważał - może nawet nie odczuwał. Stojąca między nimi bariera znajomości i niczego więcej, odpowiadająca im obojgu, rozpadła się doszczętnie, nawet jeśli starał przekonać siebie samego, że jej widmo dalej było obecne. Wymagane. Nie chciał pozwolić sobie na utratę kogoś tak mu bliskiego, a to wydawało się najlepszym wtedy pomysłem. Niesamowicie nieskutecznym i wiecznie krzyżowanym przez ich własne, nieprzemyślane decyzje
    — No tak — mruknął cicho do samego siebie, kiedy wyraz wdzięczności idealnie wpisał się w słowa, które Yosoo mógł chcieć usłyszeć. Po raz kolejny samodzielnie wpadł w, chwilę wcześniej nawet nieistniejącą, pułapkę, z której i tak nie planował wychodzić. Kątem oka spojrzał w kierunku przyjaciela — A podobno to ja miałem narobić ci siniaków — wtrącił się jedynie na moment, wypominając pod nosem wcześniejsze słowa, może skargę, chłopaka, jak jeszcze znajdowali się w parku. Przelotne zerknięcie nie pozwoliło mu stwierdzić, czy starcie z ochroniarzem zostawiło po sobie coś więcej, zapewne zakrytego nie tylko kurtką, ale i resztą ubrań, więc zaraz skupił się z powrotem na drodze. Jeśli miał okazję skierować uwagę gdziekolwiek indziej, niż on, zamierzał tak zrobić. Tym bardziej że teraz byłoby to niesamowicie głupim pomysłem, skoro prowadził samochód. Poruszył więc jedynie palcami na kierownicy, wysłuchując niedosłownych sugestii bruneta, a zarazem intensywnie wyczuwając wlepione w siebie spojrzenie. Spojrzenie, pod wpływem którego zdawało mu się, że maleje, a zarazem chciał, żeby było zwrócone tylko w jego kierunku.
    Gwoździem do trumny okazał się niespodziewany ciężar na jego nodze, nieumyślnie powodujący ich lekkie drgnięcie przed pośpiesznym zebraniem się w sobie i próbie zatrzymania niechcianej, częściowo ekscytującej paniki. Przybrała formę raczej stłumionej w sobie, desperackiej próby, kiedy dłoń bruneta została na swoim miejscu, tym samym rozlewając pod sobą palące i niebezpieczne przyjemne ciepło, prędko rozchodzące się po całym ciele i niwelujące pozostałości szans na odzyskanie trzeźwego rozumu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrafił zaskakiwać, szczególnie Yosoo. Uwielbiał mieć wytyczone, bezpośrednio, czy też trochę mniej, czego ktoś od niego oczekiwał. Mieć pewność, że to, czego się podejmie, zostanie odebrane pozytywnie i spotka się z zadowoleniem. Yosoo był więc jego największą zmorą. Sam żył, wiecznie robiąc coś zaskakującego, bez nakreślonego jasno planu i nieraz oczekiwał tego w zamian. A Yechan zwyczajnie nie wiedział, co powinien wtedy zrobić. Był zostawiony samemu sobie, zmuszony do podjęcia decyzji bez pewności, z jaką reakcją się spotkają. Mogę, czy muszę? Pytanie cisnęło mu się na usta, byleby coś zostało dookreślonego przez chłopaka
      — Kurtkę mogę odkupić albo zapłacić za nową, jaką sobie znajdziesz. Dałbym Ci jakąś swoją, ale wiem, że ich nie chcesz. Są zbyt nudne — z cichym przełknięciem śliny zebrał w sobie rozproszone myśli. Zacięcie nie odwracał wzroku od drogi, wykorzystując w całości ten moment, aby przekierować swoją uwagę gdzie indziej, niż zapoczątkowana, możliwe, że nieumyślnie, bliskość ze strony przyjaciela, skutecznie niwelująca jakąkolwiek nutę kąśliwości, która chciała wkraść się do wypowiadanych słów — I zaproponowałbym Ci, żebyś został na noc, ale z tego co pamiętam, to Dla ciebie niewiele różni się od komisariatu. Też jest zimno i niewygodnie.

      Channie

      Usuń
  95. — Yosoo… — westchnął ze zrezygnowaniem, nie widząc dla siebie szansy do kontynuowania wypowiedzi, czy jakiegokolwiek wybronienia swojej propozycji. Postawa przyjaciela, odwrócona w przeciwną stronę, była jawnym sygnałem dla blondyna, aby nawet dalej nie próbował. Wątpił, żeby którekolwiek z jego możliwych, następnych słów przebiły się przez obrażony front. Postanowił więc nic nie mówić, a jedynie pluć sobie w brodę za nieodpowiedni dobór słów, a może źle wybrany moment, przez co w samochodzie ponownie zapanowała gęsta, niemal ciążąca atmosfera.
    Na co dzień uważał, że mógł się pochwalić godnym pochwały talentem do powiedzenia tego, co trzeba. Przychodziło to jednak o wiele prościej przy kimś, kto go nie znał. Kiedy Yechan na bieżąco mógł wyłapywać drobne szczegóły, pozwalające na obranie odpowiedniego toru rozmowy. Kiedy ktoś nie znał jego słabości, ani nie miał świadomości, jak potrafił się dla kogoś gimnastykować, byleby wszystko przebiegło zgodnie z planem.
    Pomasował jedynie w milczeniu dwoma palcami nasadę nosa, postanawiając, że lepiej wyjdzie na zostawieniu tego bez komentarza. Przynajmniej dopóki nie znajdą się na miejscu, gdzie nie będzie musiał skupiać się na drodze. Gdzie w końcu będzie mógł odetchnąć z ulgą. Jej zalążek poczuł już przy zaparkowaniu, mogąc wyłączyć silnik i opuścić miejsce za kierownicą po odruchowym przetrzepaniu kieszeni. Kierował się jedynie przelotnym wyczuciem każdej ze znajdujących się w nich rzeczy. Wyjął jedynie kluczyki, aby upewnić się, że pojazd jest zamknięty po tym, jak usłyszał trzask drzwi pasażera. Uwagę po raz kolejny zostawił bez odpowiedzi, oprócz krótkiego spojrzenia w kierunku Yosoo.
    Może było w nim trochę irytacji - zresztą jak zwykle, kiedy brunet obierał sobie za cel nadszarpnięcie którejś ze strun, aby dostać reakcję. Przeważało jednak tam… rozbawienie. Wymieszane z niedowierzaniem.
    To też była jedna z kwestii, która nie powinna go zaskakiwać - zmienność i odbieganie od tematu przez Yosoo. Niewygodne rozmowy prawie nigdy nie dobiegały końca, jeśli zamiecenie ich pod dywan miało choćby odrobinę szansy na spotkanie się z sukcesem. Zazwyczaj tak było, a Yechan był najłatwiejszą ofiarą, chociaż nienawidził, jak coś zostawało nierozwiązanym, a niosło za sobą jakąś wagę. Nie widział sensu w rozdrabnianiu się, jeśli miało to ponownie zrodzić niezręczność między nimi, czy w najgorszym przypadku, popsuć ich znajomość. A wytykanie czegokolwiek brunetowi równie dobrze mogłoby się temu równać.
    Ale teraz był zmęczony. A zarazem błogo rozluźniony, bo w końcu znaleźli się w mieszkaniu. W bezpiecznym miejscu, bez policji dyszącej im na kark, bo wszystko opłacił. Bez możliwości, że coś jeszcze ich zaskoczy na drodze
    — Wiesz co? — z cichym kliknięciem zamknął za nimi drzwi od apartamentu, aby po zostawieniu kluczyków w drobnym koszyku zwrócić się w stronę Yosoo — Zachowujesz się gorzej od dziecka. Zaczynasz jakiś temat tylko po to, żeby się obrazić albo od niego uciec, jak Ci szczerze odpowiem — zaczął z małym, błądzącym po twarzy uśmiechem, nawiązując do krótkiej rozmowy dotyczącej, puszczonej już nieco w niepamięć, kurtki, a przy okazji swoją, równie nieco wyniszczoną, odwiesił na jeden z wieszaków — Chociaż to pół biedy, bo nadąsasz się, powiesz coś niemiłego i Ci przejdzie. I wiem, że przeprosiny to dla Ciebie za dużo, więc tym się nie przejmuj, nigdy ich nie oczekuję — podszedł do przyjaciela z kąśliwymi, acz szczerymi, słowami na ustach, aby móc oprzeć dłonie na jego barkach, w pozornie niewiele znaczącym geście, oprócz chęci, aby skupił się na tym, co mówił. Cicha potrzeba zniwelowania panującego dystansu była czymś, co niemal naturalnie wystąpiło w jego głowie, a zarazem zostało zignorowane, kierując jednak jego zamglonym przez wymęczenie umysłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale to, co robisz teraz, jest chyba bardziej męczące. I nie wiem nawet dla kogo, tak naprawdę — wytknął, nie spuszczając z Yosoo przenikliwego spojrzenia. Nieumyślnie sam sięgał po zakazane, ale skuteczne karty, kiedy jego dłonie samoistnie, łagodnie ścisnęły parokrotnie barki chłopaka — Mogę zrobić Ci herbatę, dać jakiś koc. Bluzę też, o ile nie umrzesz ubrany w coś mojego, tym bardziej czarnego lub szarego — pozornie odbiegł od tematu, wracając do luźno przedstawionych propozycji. Był w stanie bez większego narzekania zrobić wszystko z tego, jak i więcej, przede wszystkim chcąc się odwdzięczyć — I to samo tyczy się tych całych rzucanych przez Ciebie aluzji, których z jakiegoś powodu nie umiesz jasno powiedzieć… aż dziwne, na kogoś, kto tyle gada — nieszczere zdziwienie wybrzmiewało wyraźnie w jego głosie, choć nie starał się zbytnio, aby je lepiej zamaskować, a jedynie stopniowo pogłębiał masujący ruch dłoni, w niewyjaśnialny sposób działający na blondyna kojąco, przed skomentowaniem ostatnio charakterystycznego dla przyjaciela zachowania — Chociaż ty strasznie dużo gadasz, a trochę mniej robisz, Soo.

      Channie

      Usuń
  96. Błądzący uśmiech na jego twarzy z chęcią rozszerzyłby się jeszcze bardziej na pierwszy, pośpieszny wybuch przyjaciela, który jedynie utwierdził blondyna w rodzącym się przekonaniu tak jak prędko przerywany kontakt wzrokowy, którego nie chciał odpuścić. O marniejącej ilości argumentów, jakie chłopak mógł mu przedstawić, a szczególnie takich, które jakkolwiek by go przekonały w swojej słuszności
    — Wyrywny? Mówię tylko o tym, co widzę — naprostował z lekkim, nieprzejętym wzruszeniem ramion. Bo w końcu tak było - przynajmniej po części. Starał się obserwować i notować poszczególne zachowania, Yosoo nie był wyjątkiem. Wręcz przeciwnie. Był jedną z ciekawszych do obserwowania osób, ze względu na przeróżne zwyczaje, jak i odmienne życie od Powella. I może ostatnio skupienie się przychodziło mu ciężej, niesamowicie ciężej, tak dalej zauważał charakterystyczne dla niego taktyki - właśnie takie, jak te. I zazwyczaj je ignorował, dawał im pomyślnie przebiec, nie mając siły, pomysłu, ani ochoty, aby im się przeciwstawiać, tak tym razem, kiedy kolejne słowa i docinki kumulowały się z resztą wieczoru, nie miał chęci trzymać języka sztywno za zębami.
    Spodziewał się poniekąd oszołomienia, może drobnego oburzenia i obrażenia, kiedy gra Yosoo okaże się nieskuteczną. Wręcz agresywne zdjęcie dłoni z barków wzięło go z lekkiego zaskoczenia, ale w oczach blondyna nie odbiegało na tyle od normy, aby wziąć je zupełnie na poważnie. Dalej przecież pasowało do potencjalnego naburmuszenia się - równie irytującego co wiele taktyk przyjaciela, jednak teraz również zaliczających się do tych niepoprawnie zabawnych. Co mogło brunetowi jeszcze bardziej działać na nerwy, chociaż akurat nie było celowym ruchem ze strony Yechana.
    To niepokojąco drżący głos był pierwszą, poważniejszą lampką zapalającą się w jego głowie. Był trudniejszy do zepchnięcia na bok i uznania za kolejną zagrywkę w próbie wynalezienia w nim pożądanej reakcji.
    Gwałtowne pchnięcie było kolejną, a zarazem zmusiło blondyna do nieplanowanych i wstępnie nieskoordynowanych pojedynczych kroków w tył przez włożoną w ruch siłę. Powstrzymał się przed instynktownym przesunięciem dłońmi po tkniętych punktach, dobrą chwilę przypominających o ostrym odsunięciu, choć automatyczny, ulotny grymas dał radę prześlizgnąć się przez jego twarz. Dało to radę wzbudzić w nim irytację, przede wszystkim na znienawidzony system obronny, jaki Yosoo obierał niemal za każdym razem, kiedy rozmowa schodziła na inny tor, a on pozostawał wobec niego bezsilny. Bo zawsze kończył się kłótnią, czy ciszą ze strony przyjaciela, nie prowadził do sensownej rozmowy, przez co rodziły się w blondynie te same złośliwości, wraz z naturalną niechęcią.
    Dlatego zamarł w miejscu, wraz z cisnącym się na usta imieniem, kiedy został zalany wyjaśnieniami. Nie wymówkami, czy próbą odbiegnięcia od tematu, a prostymi wyjaśnieniami, przez co sprawiały wrażenie jeszcze bardziej porażających. Mógł spodziewać się wszystkiego na miejscu niewygodnej szczerości
    — Soo… — marnie obecna w nim złość została zastąpiona zmartwieniem, ale i niepokojem, im dłużej nie spuszczał z bruneta spojrzenia, a płytki oddech i niepewny stan pogłębiał się z każdym momentem. Chciał pomóc, rozwiać te wszystkie, obecne w nim wątpliwości, ale nie potrafił. Nie potrafił, kiedy sam męczył się z własnymi, a jakiekolwiek ślepe zapewnienia, jak wtedy w kawiarni, mijałyby się z prawdą. Był jednak dalej na lepszej pozycji, bo część z nich mógł przetrawić, zrozumieć wcześniej w swoim życiu.
    Po kilku krokach, pozwalających mu znaleźć się nieco bliżej Yosoo, ze spokojem - nawet jeśli pozornym - i ostrożnością zasłonił jego dłonie własnymi, na tyle lekko, by ze swobodą mogły zostać zepchnięte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie wiem, czy Ci to jakkolwiek pomoże — cichym i łagodnym głosem przerwał narastającą w powietrzu ciszę — ale ja też się boję — przyznał, acz jego usta wykrzywiały się w drobnym, pokrzepiającym uśmiechu. Bał się. Yechan bał się wielu rzeczy, a utrata Yosoo była chyba jego największym strachem, bo nie wierzył, że znalazłby drugą, mimo wszystko wyrozumiałą wobec niego osobę, nieważne, jak nieznośne miał nawyki i jak często mu je wypominano.
      — Więc jesteśmy w tym razem. Nie musisz zamęczać się tym samemu, Soo — kojące sunięcie kciukiem po chłodnej skórze było automatycznym odruchem, który miał bliźniacze działanie na Powella — Ja odpowiem, a przynajmniej postaram się odpowiedzieć na Twoje pytania, przynajmniej trochę sensownie — mimo wybrzmiewającej nuty lekkości, mówił całkowicie szczerze. Chciał rozjaśnić tyle, ile mógł. Pozwolić brunetowi na zyskanie chociażby jednej, klarownej odpowiedzi. Przesunął wzrokiem po jego twarzy, jak i dalej zakrytym ramieniu, jak na zawołanie przywołując w pamięci grymas, jeszcze chwilę wcześniej będący jedynie podkreśleniem złości przyjaciela. Teraz przypomniał prawdziwy powód, dla którego ponownie znaleźli się w jego mieszkaniu.
      — Siadaj na mojej niewygodnej kanapę, a ja przyniosę Ci leki i zajmę się Twoim ramieniem i polikiem — wskazał lekkim skinieniem w kierunku salonu, ze zduszaną niechęcią zabierając dłonie — I możemy wszystko obgadać. Na spokojnie.

      Channie

      Usuń
  97. [Niby się nie powinno, ale jestem absurdalnie zakochana w klimacie tego zdjęcia, toteż w ogóle mi to nie przeszkadza. :D Ślicznie dziękuję za powitanie (mam nadzieję, że od Żmijki niedługo uda mi się posłać odpis), no i w takim razie wypatruj postów fabularnych z udziałem Jane, bo coś mi się wydaje, że się jakieś pojawią. :D]

    Jane Coven

    OdpowiedzUsuń
  98. Znalazłszy się w pokoju całkiem sama, poczuła biegnący wzdłuż kręgosłupa dreszcz ekscytacji. Oto była w samym centrum tajemnic, których istnieniem przesiąknęło nawet powietrze, pośród faktów, których nikt nie zechciałby potwierdzić, nikt nie zechciałby nawet zaprzeczyć. Potarła jedną dłoń o drugą, a potem wbiła paznokcie prawej ręki w lewą, bo chociaż podniecenie wypalało jej zakończenia nerwowe, nie powinna pokazywać po sobie najmniejszego nawet rozchwiania. Ostrożnie i metodycznie zabrała się do cichego przetrząsania zawartości szafek, półek i szuflad, przedtem uzbroiwszy się w czarne gumowe rękawiczki, tak na wszelki wypadek.
    Natknęła się na jakieś dzienniki, pamiętniki, a może książki, które postanowiła pobieżnie przejrzeć, jednak to, co tam zobaczyła, zainteresowało ją wystarczająco, by zechciała pogrzebać dokładniej. Wsunęła je do torby, zgrabnie kryjąc pomiędzy milionem walających się w niej przedmiotów i ruszyła na dalsze poszukiwania.
    Pośród ubrań nie znalazła niczego ciekawego, niczego godnego uwagi, ani niczego żenującego. Zastanawiała się, choć była to myśl płynąca gdzieś z tyłu jej umysłu, co mógłby znaleźć ktoś, kto włamałby się do jej pokoju. Nieodmiennie dochodziła do wniosku, że nic. I jeszcze, że jest paranoiczką. Jak widać, nawet paranoja może się komuś przysłużyć, pomyślała z zadowoleniem, prostując plecy i kierując się w stronę drzwi, kiedy nagle złowiła czyjeś kroki na korytarzu. Cofnęła się gwałtownie, rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś kryjówki, ale było już za późno.
    Mieszkaniec pokoju – to musiał być on – miał dosyć głupią minę, gdy ją zobaczył, chociaż błyskawicznie przerodziła się we wściekłość. W głębi duszy Mia trochę mu współczuła; sama za nic nie chciałaby znaleźć się w takiej sytuacji, ponieważ doskonale wiedziała, jak mocno potrząsa to naszym poczuciem bezpieczeństwa. Na zewnątrz jednak zachowała zimną krew i stoicki spokój, pozwalając, by na jej usta wypełzł kpiąco-leniwy uśmieszek, a jednocześnie kątem oka rejestrując, że chłopak zamknął drzwi na klucz. Cholera.
    – No jak to, nie znasz mnie? – Przypilnowała, by jej ton był odpowiednio karcący, a w spojrzeniu zamigotała nuta lekkiej nagany. – Myślałam, że kto, jak kto, ale akurat ty wyglądasz na gościa, który wie, kogo wpuszcza do domu.
    Przeszła się teatralnie po pokoju, tak delikatnie, jakby była baletnicą tańczącą Jezioro łabędzie, udając, że rozgląda się ciekawie po pokoju, choć tak naprawdę starała się znaleźć jakieś inne wyjście. Przecież nie zacznie mu się tutaj spowiadać, do kurwy nędzy. Szlag by to, jakby nie mógł wrócić do pokoju pół minuty później, kiedy ona byłaby już w drodze do domu. Zerknęła dyskretnie za okno, ale skok z tej wysokości nie wchodził w grę.
    – Nie no, ty mnie na pewno nie zapraszałeś – przytaknęła, unosząc w górę brew. – Ale ktoś mnie jednak zaprosił, a twoja mama powiedziała, żebym czuła się jak u siebie w domu, więc skorzystałam z okazji.
    Nie dbała o to, że brzmi jak napuszona, arogancka księżniczka; właściwie było jej to nawet na rękę. Tak, jak zawsze, udawała jedną z nich bazując na niepisanej zasadzie o znajomościach w tym środowisku. Zastanawiała się, czy chłopak w ogóle się tym przejmie, bo póki co mogło się również okazać, że nie obchodzi go, kim jest nieznajoma dziewczyna, jeżeli zachowuje się jak klasyczny bufon, złodziej albo paparazzi.

    Mia Loren

    OdpowiedzUsuń
  99. Yechan był świadom, ile tak naprawdę na nich czeka. Jak dużo mają do omówienia, najlepiej w pokojowej atmosferze, ale utrzymanie jej mogło miejscami graniczyć z cudem. W grę wchodziła po prostu… szczerość i otwartość. Coś, czego oboje zazwyczaj unikali - dla wygody albo dla własnego dobra. Nie dziwiły więc go wątpliwości przyjaciela, choć przekonywały w tym, że z góry skazana na bycie trudną, rozmowa, będzie jeszcze cięższa, kiedy już do niej dojdzie.
    Dopiero po zgodnym kiwnięciu głowy poszedł najpierw do toalety, aby wyjąć z szafki łazienkowej odpowiednie leki, wraz z płynem do odkażania i pozostałością, która mogła okazać się użyteczna przy oczyszczaniu zyskanych w parku obrażeń. Był wdzięczny, że faktycznie coś miał. Przez moment w to zwątpił, skoro ostatnio nie było potrzeby, aby ich użyć, ale starał się na bieżąco ją uzupełniać - na wszelki wypadek. Czy właśnie na sytuację, jak ta.
    Trzymając wszystko poszedł na moment do salonu, aby odłożyć je na ławę, zabierając ze sobą jedynie leki przeciwbólowe, kiedy szybko skierował się do kuchni po zwykłą szklankę wody. Wymownie zignorował pozostałości po szykowanym makaronie, które musiał posprzątać, ale nie miał na to siły, ochoty, ani czasu w danym momencie. Zwrócił jednak uwagę, ze zduszonym uśmiechem, na odwieszoną kurtkę, kiedy kątem oka zerknął w kierunku wejścia. Nie było to nic wielkiego, był również prawie pewien, że wywołało to zmęczenie i ciążące przeżycia, a nie nagła zmiana nastawienia. Mimo to skutecznie poruszyło wrażliwszą, wdzięczną strunę u Powella, finalnie wracającego do salonu ze szklanką i listkiem tabletek w dłoni
    — Mam tylko ibuprofen, ale mam nadzieję, że wystarczy — zajął miejsce na kanapie, poprawiając przy tym nieznacznie rękawy ubranej bluzy, aby bez przeszkód przygotować rozstawione przed sobą produkty. Zostawił je jednak jeszcze na szklanej ławie, aby odczekać, aż weźmie leki i nieznacznie przysunął się w kierunku Yosoo, starając się wykonywać jak najmniej nieproszonych i zaskakujących ruchów, kiedy cała postawa chłopaka krzyczała o jego chwilowej niepewności.
    — Ostatnio? — powtórzył bardziej dla samego siebie, wydymając nieznacznie usta przy powściągliwym podwinięciem rękawka, lekko go zawijając, aby nie opadł przypadkiem na prezentujące się tam otarcie, kiedy kolejne słowa przyjaciela zmusiły go do głębszego zastanowienia się.
    Ich waga była znacząca - wiedział o tym przez ścisk serca, jak i nagłą panikę, jaką wywołały, ale umiejętnie maskował je spokojnymi ruchami dłoni, powoli moczących gazik płynem. Samo pytanie niosło za sobą wiele, acz niczego nie rozjaśniało. To samo tyczyło się jego odpowiedzi, o ile nie była na jeszcze bardziej zawyżonym poziomie. I chyba to przerażało go najbardziej - jak wiele mogło zależeć od tego, co teraz powie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czasami — przyznał w końcu, decydując się na szczerość i odstawiając w międzyczasie środek do dezynfekcji z powrotem na blat — Może nie z własnej woli, a raczej… samoistnie, kiedy coś mi o tym przypomniało — zaczął przed szybkim wtrąceniem ’może szczypać’, nim przyłożył równomiernie nasiąknięty gazik do poranionej skóry, obchodząc się na tyle delikatnie z brunetem, na ile tylko był w stanie — Starałem się nie myśleć o tym przez ten miesiąc, od spotkania w kawiarni, skoro dawaliśmy radę wrócić w miarę do tego, co było wcześniej. I byłem pewien, że na tym najbardziej mi zależy — ostrożnie oczyszczał zadrapanie, szczęśliwie nie świadczące o tym, aby działo się z nim więcej, niż powierzchowne rozerwanie skóry — Trochę i tak tak jest, bo bałem się- dalej się boje, że cokolwiek innego sprawiłoby, że stracę naszą przyjaźń. Stracę Ciebie — pierwszy raz od dawna unikał skrzyżowania spojrzenia z Yosoo, skupiając się wyłącznie na ranie i podmianie gazika na świeży. Czuł się nagi i bezbronny, kiedy tak jawnie wyrzucał z siebie to, co naprawdę myślał. Łatwiej byłoby mu zbyć temat, powiedzieć, że przecież teraz może ciągle być tak, jak było, ale sam w to nie wierzył. A kiedy zaczął mówić szczerze, nie potrafił przestać. Zatrzymać języka za zębami i pozwolić wymownej ciszy wszystko wyjaśnić albo zepchnąć na drugi plan.
      — Ale parę razy, mimowolnie, myślałem o tym, co by było gdyby — chwycił z niemym pytaniem w oczach i równie zachowawczo, co wszystkie jego wcześniejsze ruchy, brodę Yosoo, aby skupić się na mniejszym, obecnym tam draśnięciu — I mógłbym dalej przekonywać bardziej samego siebie, niż Ciebie w tym, że może być tak, jak było. Ale tego nie wiem — nie wiedział, czy chciał żeby tak było.

      Yechan

      Usuń
  100. Yechan na raz czuł się lżejszy i przytłoczony kolejną falą emocji i niepewności. Powiedział otwarcie to, co myślał. Bez żadnego pomyślunku, który byłby teraz na miejscu. Który powstrzymałby go przed palnięciem czegoś głupiego, wystawiającego nie tylko go na ryzyko spotkania się z bolesną reakcją w odpowiedzi, ale i właśnie ich relację. Tę, którą tak bardzo pragnął pielęgnować i zachować. Nie mógł więc w teorii nic sobie zarzucić, skoro mówił tak, jak podpowiadało, a raczej nakazywało, serce. Nie powinien żałować któregokolwiek z wypowiedzianych słów, a jednak jakaś jego część chciała ugryźć się w język, obrócić wszystko w żart, a najlepiej przekonać Yosoo, żeby zignorował wszystko, co powiedział.
    Zamiast tego siedział cicho, zwracając swoją uwagę wyłącznie na oczyszczane rany, nie wykraczając wzrokiem poza ich obszar, a zamiast tego zawisł w na nowo obejmującej ich ciszy. Przynajmniej dopóki ta nie została przerwana krótką odpowiedzią przyjaciela
    — Przepraszam — odparł z cieniem uśmiechu przy krótkim podniesieniu wzroku, łagodząc przy tym swoje ruchy, choć nie był w stu procentach pewien, czy akurat o to chodziło. Wolał sobie wmówić, że tak. Że za mocno docisnął gazik i wywołał tym zbędny dyskomfort, czy też może brunet po prostu narzeka na towarzyszący obiciom ból, nie tylko wywoływany szczypaniem płynu.
    Jego uwaga dalej skupiała się przede wszystkim na ranach, na upewnieniu się, że nie został na nich żaden, inwazyjny brud czy zaschnięta odrobina krwi, a zarazem starając się, aby nie naruszyć ich na nowo. Można by powiedzieć, że nieznacznie się ociągał, wykorzystywał moment, aby móc z delikatnością podtrzymywać twarz Yosoo, ostrożnie opierać mały palec o zdrową część policzka, aby ustabilizować własną dłoń przy drobnym ruchu. Chciał jednak po prostu zrobić to jak najlepiej, skoro zaciągnął go z powrotem do siebie, chociaż docelowo mieli tego uniknąć. Uniknąć podobnej sytuacji, która właśnie się rozgrywała
    — Hm? — mruknął jedynie w odpowiedzi na swoje imię, pielęgnując dalej otarcie, a tym samym unikając bezpośredniego wyłapania kontaktu wzrokowego z przyjacielem, czując podświadomie na sobie jego ciężar. Brak spojrzenia w ciemne oczy pozwalał mu na zachowanie rozsądku, niepopadnięcie w wir, który i tak dał radę częściowo go wciągnąć i rozplątywał jego język wbrew własnej woli. Chociaż nawet nie był w stanie się temu stawiać, dobrowolnie wszystko mówiąc, pozwalając słowom na chwilowe zrzucenie ciężaru, który zaraz miał wrócić ze zdwojoną siłą.
    Liczył jednak, że dojdzie do tego później, jak już zdąży odnaleźć odpowiednie, defensywne słowa, kiedy jego własne zostaną wykorzystane przeciwko niemu. Pewnie powinien się spodziewać, że nastąpi to prędzej, niż tego chciał, lecz i tak nie czuł się gotowy, nienakierowany wcześniejszymi słowami Yosoo, aby usłyszeć wyciągnięte z jego własnej wypowiedzi, pytanie.
    Zamarł na krótki, acz zdradliwy moment w bezruchu, dopiero po kilku sekundach odsuwając dłoń od policzka i zwracając się do wyłożonych na ławie opatrunków, aby ochronić otarcie na ramieniu przed niechcianym zetknięciem z ubraniami. Zajęcie się raną pozwalało mu na zachowanie wyciszonego, potencjalnie nieporuszonego frontu, gdy tak naprawdę w środku rozgrywała się burza. Czuł nieprzyjemny ścisk żołądka wymieszany ze słabymi mdłościami przez usłyszane, niepozorne pytanie, które naprawdę mogło nic nie znaczyć.
    Co by było gdyby. Z każdą chwilą przeważająca jego część pozwalała sobie na ciche fantazjowanie. Każdy przelotny dotyk, skrzyżowane spojrzenie i niewyjaśnialne napięcie napędzało je jeszcze bardziej, nawet kiedy starał się je wyciszać. Obdarowanie ciepłym uśmiechem prosiło się o myśl, że mógłby widzieć taki obraz częściej. Zalegająca na udzie dłoń rozlewała przyjemne, upragnione ciepło, tak niesamowicie uzależniające i namawiające do wyobrażenia sobie częstszych, wspólnych powrotów właśnie w taki sposób. Wspólne wieczory mogłyby bezkarnie zostać wypełnione bliskością, a nie wyłącznie miską popcornu i włączonym filmem podczas rozsiadania się na kanapie - niby razem, a jednak osobno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te myśli napierały na niego zaskakująco, gwałtownie i bez żadnego ostrzeżenia, a próby ich wyparcia nieraz kończyły się druzgocącym niepowodzeniem, które jedynie bardziej wywoływało strach w swojej najprostszej postaci
      — Nie żartuj z tego, Soo — jego słowa wybrzmiały po ponownym pozwoleniu na to, aby zapanowała między nimi cisza, jako słaba próba załagodzenia tego, co wybrzmiało. Starał się zamaskować ciche drżenie głosu uśmiechem, jak i pospiesznym odchrząknięciem, w międzyczasie odwracając się znowu w jego kierunku, aby z uwagą dokończyć opatrywanie rozciągniętego na ramieniu otarcia. Nawet jeśli nie słyszał w jego głosie droczącej się nuty. Nawet jeśli odczuwany na sobie wzrok sprawiał wrażenie tego… zaciekawionego, aniżeli złośliwego, tak Yechan z trudem potrafił przyjąć do siebie skrywaną przez nie wagę. Bo wzbudzały ślepą nadzieję, o której istnieniu sam nie był świadom albo starał się ją od siebie odepchnąć jak najdalej, dla dobra ich obu. Ale żenująca, desperacka nuta w jego głosie była zdradliwa sama w sobie — Proszę.

      Yechan

      Usuń
  101. Rozmowa o uczuciach była niczym obosieczny miecz w dłoniach Yechana. Nie władał nim dobrze; o ile w ogóle, dlatego zazwyczaj po niego nie sięgał. Ograniczał się do zdawkowych wypowiedzi, pojedynczych słów, które pozwalały na zatrzymanie potencjalnych pytań kierowanych w jego stronę. Nie rozwodził się nawet we własnych przemyśleniach, preferując podejść do tego logicznie - znaleźć źródło, powód smutku, stresu lub złości i wyjaśnić go sobie w głowie, chociaż czasami niewiele to dawało. Mógł mimo wszystko żyć w przekonaniu, że sprawę załatwił, że jest już poza jego rękami, skoro znalazł jej sedno i teraz powinien się ogarnąć i zostawić emocje już za sobą.
    Kiedy już decydował się do otwarcia, kończyło się to na dwa sposoby. Szybką ucieczką, wycofaniem się z ledwie podjętej próby i zanegowanie wszystkiego, co powiedział, bo tak było prościej, a przy okazji nie obarczał tym kogoś innego. Albo kończyło tak, jak teraz. Że pod wpływem emocji, wątpliwości wobec siebie samego, a zarazem wobec wszystkiego, co słyszał, mówił nie to, co trzeba. Tym bardziej tracił umiejętność rozczytania sytuacji, jak i kogoś, kogo powinien przecież znać niemal na wylot, przynajmniej w wielu kwestiach. Razem z Jeongiem rozmawiali nieraz o poważnych sprawach, które automatycznie odgradzały możliwość żartowania. Głębsze rozmowy o rodzinie, o planach na przyszłość i studiach, które dla jednego były utrapieniem, a dla drugiego jedynym, możliwym do obrania kierunkiem w życiu. Lecz tym razem ta kwestia jakby przeleciała mu nad głową.
    Bo jak Yosoo mógłby faktycznie, na poważnie rozważać taki rozwój wydarzeń? Rozważać nad tym, co by było gdyby?
    Nagły wybuch nie powinien więc być zaskoczeniem, a wręcz oczekiwaną reakcją. Mimo to natychmiast zaprzestał dalszego opatrywania obtarcia, dalej jednak zachowując względny spokój. A przynajmniej jego resztki, które rozproszyły się niemal od razu, a na ich miejsce wstąpił duszący ciężar wraz z dotkliwym ukłuciem w sercu, po usłyszeniu ostrych, sprawiających wrażenie boleśnie szczerych, słów. Tych, których panicznie nigdy nie chciał usłyszeć, a teraz dzwoniły nieznośnie w jego uszach.
    Kiedy Yosoo wybuchał, celowo trafiał w najczulsze punkty. To też przecież wiedział bardzo dobrze, nie powinien być w tym momencie zszokowany, a przede wszystkim nie powinien brać tego do siebie. Ale wziął, bo może naprawdę, od samego początku, był złym pomysłem, skoro paroma słowami doprowadził do tego, że zaraz przed jego oczami doszło do ponownego rozpadu tego, co odbudowywali.
    A jednak dalej milczał, zbierając się jedynie na nerwowe przełknięcie śliny i dalsze unikanie wzroku bruneta, dopóki ten nie wstał z kanapy. Tym prostym ruchem zasiał kolejną, obfitą porcję strachu w Powellu, przekonanego, że po prostu wyjdzie. Zostawi go, może i słusznie. Może zasłużył. Może wyszliby na tym lepiej.
    Spanikowany wzrok trzymał na opartych na kolanach rękach, nieumyślnie coraz mocniej szarpiących za podrażnione skórki, a przekleństwo wyminęło jego słuch, nie dając rady przebić się przez powstałą u Yechana blokadę w próbie zachowania utraconego przez moment spokoju poprzez wyliczany precyzyjnie oddech. Jedynie pytanie, może to z sortu nieoczekujących odpowiedzi, przedostało się do jego świadomości i zmusiło do kolejnego z rzędu nerwowego, utrudnionego przełknięcia śliny.
    Musiał być spokojny. Musiał być wyrozumiały, bo Yosoo odczuwał dodatkową porcję zagubienia i niepewności, która potrafiła być niesamowicie przytłaczająca. Nieważne było, z jakim trudem przychodziło mu odepchnięcie lęku tak brutalnie teraz w nim wybudzonego, musiał to zrobić, jeśli nie chciał jeszcze bardziej wszystkiego skiepścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstał więc z kanapy, wlepiając najpierw wzrok w rozłożone na ławie rzeczy, zanim zawiesił go na zdradliwie drżącym ciele przyjaciela. Obawiał się przed powiedzeniem czegoś nie tak po raz kolejny, przed targnięciem za nieodpowiedni nerw, przez co jakakolwiek szansa na dalszą rozmowę całkowicie zniknie, wraz z zachowaniem ich relacji, której kompletnie nie umiał teraz określić. Jego dłoń automatycznie zapragnęła oprzeć się na ramieniu bruneta tylko po to, aby po ledwie namacalnym muśnięciu, ze niepewnością zostać odsuniętą
      — Nie wiem — idiotyczne słowa były pierwszym, co z niego wyszło, tylko po to, aby zaraz zostać naprostowanym, w kolejnej, niekontrolowanej fali szczerości, która równie dobrze mogła doszczętnie przekreślić wszystko to, co zostało z ich przyjaźni. Ale musiał naprostować swoje wcześniejsze słowa, wyjaśnić ich wybór, chociaż nie powinny w ogóle między nimi wybrzmieć — Bo boję się tego, że chciałbym- chcę iść w tym kierunku z Tobą.

      Channie

      Usuń
  102. Wzruszył bezmyślnie ramionami w odpowiedzi, nie biorąc najpierw pod uwagę faktu, że chłopak był odwrócony do niego plecami, a drobny ruch został przez to niezauważony. Równie dobrze mógłby zostać nawet niewykonany. Ale nie wiedział, co powinien odpowiedzieć, oprócz kolejnego, niepomocnego ‘nie wiem’. Bo taka była prawda, nie wiedział, o co do końca mu chodziło, mimo jasności kilku z emocji, które tak nieprzerwanie nim targały i utrudniały wcześniej naturalne chwile i zachowania.
    Tępe wpatrywanie się w plecy Yosoo mu nie pomagało; śmiałby stwierdzić, że miało odwrotny efekt. Wzbudzało więcej wątpliwości i obaw z każdym, nieznacznym drgnięciem ramion czy poruszeniem się ciała. Skreślało potencjalne słowa, jakie przychodziły mu na myśl, jedynie stawiając więcej pytań wobec siebie samego.
    Rozsądne byłoby podejście do tego kompletnie na chłodno. Rozważenie ‘za i przeciw’ każdej z decyzji, jakie mógłby chcieć podjąć. Nakazanie brunetowi, aby zrobił to samo, i żeby oboje przestali pozwalać uczuciom tak intensywnie wchodzić w grę. Jednak te przyciemniały zdrowy rozsądek, a jedynie wynosiły na wierzch wszystko to, co chcieli ukryć przed innymi. Przed sobą nawzajem, jak i po prostu przed sobą. Przecież tak było łatwiej.
    Ale od dawna mógł stwierdzić, że to, co zapanowało między nimi, nie należało do łatwych. Nawet te wyjścia, które miały to zagwarantować, spotykały się z odwrotnymi skutkami, a najczęściej utrudniały wszystko jeszcze bardziej. Od rzeczy, jak nieplanowane, wspólne wyjście na imprezę, przez zagranie w butelkę, do zachodzenia blondynowi za skórę po przyjeździe do mieszkania, które miało być tylko tym, a przez jego brak rozwagi, skończyło się na nieplanowanej, napiętej bliskości. Wszystko to w swojej najprostszej wersji prezentowało się niegroźnie, wręcz banalnie - prosty sposób na podtrzymanie znajomości i naturalnego biegu ich relacji, a wszystko sprowadziło ich na ten sam tor, którego oboje nie byli pewni, a tak diabelsko kusił.
    Mógłby więc postawić dalej na szczerość, powiedzieć wszystko, co mu leżało pod tym względem na sercu. Wątpliwości co do nagłości przebiegu, niepewność z jego strony, bo przecież jeszcze miesiąc temu Yosoo miał narzeczoną, a wcześniej niezbyt, o ile w ogóle, nie wyrażał zainteresowania mężczyznami. Czy tym bardziej samym Yechanem. Podobno nie żałował, pamiętał w końcu ich rozmowę aż za dobrze, jednak nie rozwiewała ona jego obaw, a jedynie dodawała więcej pytań
    — Wiem — odparł cicho, równie mało błyskotliwie, acz po raz kolejny, zgodnie z prawdą. Wiedział, że jego odpowiedzi nie dawały brunetowi wiele, chociaż powiedział, że postara się wypowiadać w miarę jasno. Kiedy dochodziło co do czego, miał wrażenie, że jakakolwiek umiejętność spójnego wypowiadania się z niego uleciała. Przez co znaleźli się w tej sytuacji, gdzie w uszach obu dzwoniły nieprzyjemne, wypowiedziane pod presją chwili, słowa.
    Jego wzrok nieustannie był utkwiony w postaci Yosoo, wodząc za nim niczym za kołem ratunkowym, jak i w obawie, że skupienie się na czymś innym poskutkuje jego zniknięciem. Nie chciał na to pozwolić. Nie mógł, jeśli chciał mieć go przy sobie.
    Jeśli dalej rozważałby podjęcie rozważnej, kalkulowanej decyzji, czego nie robił, tak cicha prośba całkowicie zmusiła go do pozbycia się tego planu. Wybrzmiewająca słabym głosem sprawiała wrażenie jego własnego wymysłu, lecz i tak automatycznie sprowadziła blondyna do bliźniaczej pozycji obok przyjaciela. Nakierowała dłoń najpierw do zawiśnięcia nad ramieniem Yosoo, aby po chwili bicia się z samym sobą, rozważeniem odpowiedniości ruchu, łagodnie i z dozą delikatności przesunąć dłonią po ciemnych włosach, ledwie muskając skórę na karku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie wiem, jak teraz będzie — zaczął uczciwie po chwili milczenia, z rezerwą pozwalając sobie na powtórzenie spokojnego ruchu — Jedno się nie zmieni, czyli to, że chcę dalej spędzać z Tobą czas. Chodzić do kawiarni, aby narzekać w przerwie na zajęcia, czy ludzi z uczelni. Wykłócać się o to, z którym mlekiem roślinnym kawa smakuje lepiej — kąciki ust marnie powędrowały ku górze na samo przywołanie wspomnienia, mające miejsce częściej, niż niektórym mogłoby się wydawać, z kolei jego dłoń pozwalała sobie na dalsze sunięcie po miękkich kosmykach w kojącym geście — Ale też nie żałuję tego, co między nami zaszło przez ostatni miesiąc, czy dzisiaj. Szczególnie dzisiaj — z trudem przychodziło mu wynalezienie w sobie prostych, jasnych słów, które rozwiałyby wszystkie wątpliwości Yosoo, skoro sam dalej nie potrafił przekonać siebie samego do pełnego zaufania w ich znaczenie. Niosło za sobą tak wiele i wystawiało go na atak bez żadnej linii obrony, który mógł się dla niego skończyć katastrofalnie — I gdybym mógł, to powtórzyłbym wszystko — zapewnił, aby za moment ponownie zamilknąć, zaprzestając również intuicyjne głaskanie.
      Niewiele myślał, nim spomiędzy jego ust wybrzmiało zaskakująco proste, a jednak tak obnażone, wiążące się z ryzykiem wyznanie, finalnie jasno stawiające to, co cały ten czas zagnieżdżało się w jego głowie, a tym samym odpowiadające na stawiane wcześniej przez bruneta pytania
      — …lubię cię, Soo. I pewnie bardziej, niż powinienem.

      Channie

      Usuń
  103. Nie spuszczał złagodzonego wzroku z przyjaciela, a słaby uśmiech miernie wykrzywił jego usta na wymamrotane przez Yosoo słowa, głównie ze względu na ich słuszność. Z boku wszystko wydawało się prostsze. Nieraz nie rozumiał, czemu ludzie byli targani emocjami, kiedy znajdowali się w podobnej sytuacji. W nowym związku, który rozwijał się nie tak, jak powinien - na przykład w przypadku jego brata zaraz po rozpoczęciu studiów, gdzie wraz ze swoją dziewczyną poszli na różne kierunki i nie umieli tego połączyć. Młody Powell, obserwujący wszystko z własnej, wygodnej przestrzeni, nijak z tym związanej i nigdy niebędący w poważnym związku, nie rozumiał problemu. Patrzył na to chłodno, widział te jasno wymalowane, dwa rozwiązania, które tak naprawdę rozrastały się na mnóstwo, niewygodnych sposobów.
    Teraz idealnie mógł zauważyć, jak trudne było działanie pod wpływem emocji. Kiedy chłodne spojrzenie wiązało się z wyłączeniem siebie z sytuacji, gdzie nie było to możliwe. W końcu dotyczyła jego, dotyczyła ich i nienazwanych uczuć, które ich dręczyły, a oboje nie potrafili z łatwością ich rozgryźć, a tym samym przedstawić sprawy jasno drugiej osobie. Wszystko wydawało się od podstaw takie proste, lecz teraz było to ostatnie słowo, jakie użyłby do określenia tego, w czym się znaleźli.
    Dlatego z ciężkim sercem wyczekiwał odpowiedzi. Jakiejkolwiek reakcji na bezmyślnie wypowiedziane, szczere wyznanie. Był gotowy, a przynajmniej starał się przekonać siebie samego, że tak było, na każdą. Na złość, odepchnięcie. Obrzydzenie, chociaż Yosoo pod tym względem nigdy nie spojrzał na niego krzywo. Siedział więc bez ruchu, zaciskając wargi mocniej z każdą, krótką chwilą spędzoną w ciszy, dopóki jego wzrok nie spotkał się z tym bruneta. Z nieznacznie, a jednak tak wymownie, przeszklonymi oczami, z których mógł wyczytać zagubienie, łatwo wyduszające z niego kolejne przełknięcie śliny.
    I przez ten krótki, niejasny dla niego, moment zastanawiał się, czy nie powinien wszystkiego cofnąć. Powiedzieć, że gada głupoty, żeby go nie słuchał i o tym zapomniał, bo nie było to warte utraty pozornego bezpieczeństwa, jakie wytworzyli. Powiedzieć, że się ogarnie i zdystansuje, bo przecież tego potrzebowali.
    Ale wszystko to z niego uleciało wraz z tak gwałtownym, a tak upragnionym, zbliżeniem się. Znajdujące się na nim ręce, mocno zaciskające się na materiale koszulki z jednej strony sprawiały wrażenie wypatrywanego koła ratunkowego, a z drugiej automatycznie przyspieszały, zapewne wyczuwalnie, bicie serca. Pozwoliło mu to wziąć oddech, chociaż ten sprawiał wrażenie, że i tak stanął mu w gardle. Jedna z dłoni znalazła oparcie na plecach przyjaciela, z kolei druga samoistnie powędrowała do ciemnych włosów, wsuwając się ostrożnie pośród miękkie kosmyki. Wspólnie zapewniały go o rzeczywistości sytuacji, jak i w tym, że jest obok niego, ale i tak nie pozwolił sobie na żaden większy ruch.
    Usłyszane pytania skutecznie wzmagały łomot serca w jego klatce piersiowej, mimo starań, aby zachować spokój. Nakreślały wszystko coraz wyraźniej. Dodawały nadziei, której bał się zaufać, a zarazem był gotów na ślepo dać się ponieść. Sam nie mógł znać odpowiedzi, ale mógł się jej w nich doszukiwać, jedynie ryzykując przypadkowym upewnieniem się w tym, co niewłaściwe.
    Nie mógł jednak tak myśleć, bo to hamowało przed postawieniem kolejnego kroku. Nie miał podstaw, żeby tak sądzić, za to wyszukując ich na siłę w sobie lub w przyjacielu. W potencjalnym swoim braku kompetencji, który przecież nie mógł być czymś przez Yosoo pożądanym, nawet nieświadomie. W jego chwilowym zagubieniu przez setki wydarzeń, jakie rozgrywały się w jego życiu, zaczynając od zerwanych zaręczyn. Jakby zapominał o fakcie, że to właśnie ich zbliżenie się było do tego podstawą. Bo to również starał się tłumaczyć sobie okrętnie, byleby nie dorabiać złudnej nadziei. Tylko czy mógł ją dalej nazywać złudną, kiedy każda, kolejna wypowiedź ze strony chłopaka kierowała go w tę drugą, tak cicho pożądaną, stronę, od której nieustannie uciekali?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw zostawił go bez odpowiedzi, sunąc jedynie palcami po ciemnych kosmykach, nim oparł jedną z dłoni o zdrowy policzek, by móc z ostrożnością zmusić chłopaka do podniesienia wzroku. Sam czuł ciążącą mu nieprzyjemnie gulę w gardle, kiedy objął jego twarz obiema dłońmi, z delikatnością ścierając kciukami wcześniej nakreślone, dalej lekko wilgotne, ścieżki z miękkiej skóry, przy tym cały czas nie spuszczając z niego czułego, wędrującego po całej buzi, aby w końcu skupić się na ciemnych oczach, spojrzenia. Tego, które dawało radę wyrazić więcej, niż niezdarnie sklejane wyrazy, tym razem w próbie odnalezienia potrzebnego zapewnienia z drugiej strony
      — A tak jest?

      Channie

      Usuń
  104. Po raz kolejny miał wrażenie, że zawisł w gęstej mieszance nerwów. Miał wrażenie, że z jego ust nieustannie padały ryzykowne, zgubne pytania, które mogły nieodwracalnie ich od siebie odsunąć. Nie zostawiały miejsca na domysły, niezależnie od usłyszanej odpowiedzi. Zmuszały ich do stanięcia twarzą w twarz z tym, co zaistniało już dawno, choć nie był w stanie przypisać temu dokładnej daty.
    Uspokajał się jedynie odczuwaną pod palcami miękkością skóry, przyglądaniem się bezsprzecznie skupione na wszystkim, tylko nie nim, ciemnych oczach, jak i zaczerwienionym wargom, poddawanych typowymi dla Yosoo nerwowymi odruchami. Wydawało mu się, że przy jego pierwszych słowach podświadomie wstrzymał oddech, obawiając się najgorszego, a zarazem oczekując tej obiecującej odpowiedzi.
    Dostał ją wraz z cichym, z lekka swobodniejszym, pytaniem oraz małym uśmiechem. Niby niewiele, a jednak wywołało u niego ten sam grymas, pozwoliło wypuścić powietrze i przyjąć nieśmiało dobijającą się ulgę. Przyjemny dreszcz rozlał się po jego ciele przy poczuciu tak odległego, a uzależniającego dotyku, za którym zdążył zatęsknić. Mimo że minęło jedyne, a może aż, kilka godzin, odkąd ostatnio go odczuł
    — Wolałem się upewnić — odparł bez krzty złośliwości, dalej kreśląc bliżej nieokreślone wzory na jego policzku. Nie przeszkadzał mu niemal całkowity brak kontaktu wzrokowego, przerywanego przy każdej okazji, kiedy udało mu się wychwycić rozbiegane spojrzenie przyjaciela, nawet jeśli pragnął, żeby w końcu na niego spojrzał. Skupił się tylko na nim, a nie nieinteresujących, wręcz nudnych meblach, równo ustawionych na swoim miejscu, jakby od miarki, czy oszczędnie wypełnionymi i ozdobionymi regałami.
    Nie potrafił przewidzieć tego, co mogło na nich czekać. Mimo tak jasnych i bezpośrednich w zrozumieniu słów, nie był pewien, czy stali na czymś trwalszym; pewniejszym. Bo nawet nie wiedział, co będzie następnego dnia, jak będą mieli okazję wszystko przetrawić, przemyśleć bez przytłaczającej porcji doświadczeń i emocji. Ale szczerze go to nie interesowało. Nie chciał się tym przejmować, skoro towarzyszyła mu myśl, że stali na tym razem. Cokolwiek dalej ciążyło, nie musiało zostawać spychane na bok, niewypowiedziane, byleby zachować względny ład i spokój. Chciał spróbować, nawet z ryzykiem, jakie mogło na nich czekać i wyniszczyć doszczętnie ich relację, w każdej jej postaci
    — Soo — zaczął po kolejnym, dotkliwym wyznaniu, które, prawie że od razu, utkwiło w jego sercu i wywołało w nim ten przyjemny, w dziwny sposób kojący, ścisk. Wierzył w ich szczerość. Wierzył w szczerość Yosoo, ale coraz bardziej zależało mu na jednym. Czymś, co w samej swojej podstawie było niesamowicie błahe, a teraz potrzebne, aby ukoiło resztki paniki, dalej, gdzieś głęboko się w nim tlącej. Wątpił, że tego wieczora ugaśnie, skoro była podpalana przez tak wiele powodów, ale zamierzał podjąć się próby jak największego jej wyciszenia — Spójrz na mnie — chwycił jego twarz nieco pewniej, zachowując jednak dozę delikatności, aby dodatkowo namówić go do skupienia się właśnie na nim. Tylko i wyłącznie na nim.
    — Też nie chcę udawać — wyznał, dla ukojenia siebie samego, jak i potencjalnie dalej istniejących wątpliwości u Jeonga — Chcę spróbować, razem z Tobą — bezmyślnie przesunął kciukiem po męczonej przez zęby wardze, jako nieświadoma próba zatrzymania dobrze mu znanego, nerwowego tiku. Nie zwrócił uwagi, kiedy druga z dłoni samoistnie znalazła się na karku przyjaciela, będąc uspokajająco muskaną przez krótkie, ciemne pasma.
    Potrzeba wyciszenia nieustannie towarzyszących Yosoo nerwów targała od środka Powellem, chociaż nie miał pojęcia, co mógł zrobić. Czy raczej, co wypadało, aby zrobił. Nie mógł ukryć, ani powstrzymać momentami odbiegającego na zagryzaną wargę wzroku, choć zaraz wracał do głębokich oczu. Tych, których chyba nigdy nie miał okazji widzieć w towarzystwie nieco zaczerwienionych białek i słabnącej, przeszklonej otoczki, umiejętnie tykających jego serce, bo to on był ich przyczyną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planował może dodać coś jeszcze, ale tak naprawdę sam nie miał pojęcia. Walczył sam ze sobą przed popełnieniem kolejnego, potencjalnie zgubnego kroku, ale zdrowy rozsądek starał się przebić o kilka sekund za późno. Zwrócił uwagę na zmniejszony dystans dopiero po poczuciu znajomo mieszających się oddechów, pozwalających mu zatrzymać się jedynie na moment. Na zbyt krótki moment, aby powstrzymać go przed muśnięciem warg Yosoo. Delikatnym, ulotnym i wywołującym słabe mrowienie w brzuchu, a równie dobrze mogącym być zwykłym wymysłem, a zarazem niosącego za sobą niebezpiecznie wiele. Wywoływał jeszcze większą falę emocji, niż te wszystkie poprzednie. Wykonywane pod wpływem chwili, pchane wtedy niezrozumiałymi potrzebami i spychanymi nieco na bok. Nie tak jak ten, będący zwieńczeniem wszystkiego, co zdążył tej nocy powiedzieć.
      Nie dał rady jednak zebrać się na coś więcej, męczony dalej cichymi obawami. Mógł jedynie zawiesić wzrok na przyjacielu i pozwolić dłoni swobodnie opaść wzdłuż jego zdrowego ramienia i tkwić blisko niego, nim zabrał znowu głos, wracając, a raczej spróbował, do tego, po co tak naprawdę znaleźli się w jego mieszkaniu
      — Weź leki — zdążył zapomnieć, czy to zrobił, czy nie — a ja przyniosę Ci coś do spania.

      Channie

      Usuń
  105. Yechan nie wiedział, jak bardzo potrzebował to w końcu powiedzieć na głos.
    Te słowa nieświadomie ciążyły mu od dłuższego czasu; nie potrafił określić, od kiedy. Pragnęły zostać wypowiedzianymi, poruszyć ich do przodu, a w najgorszym wypadku ostatecznie przekreślić cień szansy, jaki sporadycznie mu się ukazywał. Na swój sposób go przerażały - swoją powagą, tym, co za sobą niosły i jak bardzo go odsłaniały, ale nie miał kontroli nad sklejanymi przez niego zdaniami, kiedy przyglądał się brunetowi. Kiedy ciemne oczy w końcu spotkały się z jego własnymi i natychmiastowo pozwalały na zatopienie się w ich głębokiej barwie.
    I tak jak nie mógł wyzbyć się ciągłych obaw, tak odpowiedź Yosoo dała radę intensywnie je przysłonić. Na twarz blondyna wstąpił łagodny, wywołany ulgą, uśmiech. Mógł spotkać się z każdą reakcją - z kolejną porcją raniących słów, odgrywających rolę obrony i próby odsunięcia się od sytuacji. Przyznania, że on za to nie chciał iść w tym kierunku, może akurat nie z nim. Mimo wszystkich poprzednich, usłyszanych wyznań, instynktownie zakładał najgorsze. Wolał przekonać samego siebie, że mógł się przecież przesłyszeć, czy też źle zrozumieć.
    Ale teraz nie musiał, skoro wszystko stało tak jasno przed ich oczami, nie pozostawiając więcej miejsc na niedomówienia. A te mieszały między nimi chyba najbardziej.
    Zdecydowanie wolał, kiedy do wlepiony w niego wzrok wywoływał krztę zmieszania, ale i dozę pewności siebie. Rozlewał przyjemne ciepło po ciele, kiedy nie zostawał odepchnięty, a dłonie Yosoo dalej wyczuwał przez materiał koszulki.
    Na co dzień nie był wielkim fanem bliskości, szczególnie tej fizycznej. Nie tulił się zbyt często do ludzi, nie szedł z kimś, trzymając się za ręce - platonicznie, czy też nie. Trzymał swój dystans i oczekiwał, że inni zrobią to samo, ale nie miał problemu z odtrąceniem czyiś prób. Nie był do tego przyzwyczajony, posiadając rodziców oszczędnych w te czułe gesty, co najwyżej niekiedy raczących nimi młodszą siostrę, ale to też było rzadkością. Nie powinno być więc nic dziwnego w jego zdystansowanym nastawieniu wobec różnych, przypadkowych zbliżeń.
    Tym, co powinno, i tak też zrobiło, zapalić czerwoną lampkę w jego głowie, była przychylność do każdego, przelotnego dotyku ze strony Yosoo. Jak niezrozumiale do niego lgnął, jak najdelikatniejsze muśnięcie dłonią o dłoń wzbudzało słabe mrowienie i namawiało, aby za nią chwycić i spleść palce. Jak skory był po alkoholu, aby obejmować ramiona bruneta, zostawiać niewiele przestrzeni między nimi na kanapie - co akurat tłumaczył tym, że nie było po prostu więcej miejsca.
    Teraz szczególnie odczuwał to pragnienie. Nie chciał, żeby odsuwał się choćby na milimetr albo zabrał ręce, chociaż sam go do tego namówił poprzez wspomnienie leków. Przelotne przypomnienie smaku jego warg niemiłosiernie prosiło się o więcej, ale zostało nieporuszoną przez niego kwestią. Czymś, czego wcześniej podejmował się spontanicznie, pchany właśnie tymi pragnieniami, a teraz ledwie potrafił zebrać się na coś więcej, niż, prawie że nienamacalne, muśnięcie ust.
    Ukrócił ten moment również swoim drugim zadeklarowaniem, choć jego ruchom brakowało stanowczego tempa. Zamiast tego dalej nieznacznie się uśmiechał - przy posłusznym wzięciu tabletek, jak i wzmiance o kłopocie ze snem
    — Na tej niewygodnej kanapie może być ciężko, to prawda — przyznał z żartobliwą nutą, w końcu podnosząc się z podłogi i pozwalając sobie na kolejne, pojedyncze przeczesanie ciemnych włosów — Zaraz wrócę — oznajmił z dalej utrzymywanym spokojnym tonem, zanim skierował się do sypialni.
    Powinien jeszcze ogarnąć siebie samego, najlepiej umyć i wziąć prysznic, aby wyzbyć się drobnego wstrętu co do kładzenia się brudnym do spania, ale to dla niego schodziło na drugi tor, kiedy automatycznie wyciągał zawartość kieszeni spodni, odkładał dokument do jednej z szuflad biurka i podchodził do szafy, wyciągając z niej piżamę, jak i jedną z licznych, utrzymanych w stonowanych barwach, bluz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posiadanie tej własnej, wydzielonej tylko dla niego strefy, również było czymś dla niego ważnym. Wręcz świętym i niemożliwym do ugięcia. Jego sypialnia niemal zawsze była niedostępna, wydzielana, kiedy ktoś do niego przychodził, czy akurat, zaskakująco, coś było organizowanego u niego. Ze względów porządku, ale i tego, jak bardzo jej zawartość była dla niego osobista. Powierzchownie nie reprezentowała niczego specjalnego, nie wyróżniała się od reszty mieszkania, nie licząc przeszklonej gabloty, a jednak dla niego skrywała wszystko to, co chciał zachować dla siebie. Stąd jego kolejna propozycja po powrocie do salonu i przekazaniu kontrastujących ze strojem Yosoo ubrań, stała się czymś niewyjaśnialnym dla niego samego
      — Właśnie, jak chodzi o tę kanapę, to już wcześniej chciałem to zaproponować, ale możemy się wymienić — zaproponował, przy okazji mrucząc pod nosem, że nie wiedział, w czym końcu przyjaciel chciał spać — Ja mogę spać na kanapie, a ty w łóżku… — wymownie przeciągnął zakończenie wypowiedzi, bijąc się z samym sobą. Łapał się na tym niemalże dziecinnym odczuciu, na słabym ścisku żołądka i przysłowiowych motylach, które mogłyby towarzyszyć co najwyżej uczniowi liceum, a nie dorosłemu mężczyźnie, nieskutecznie gryzącego się język. Tylko po to, aby i tak wymamrotać resztę propozycji — albo możemy spać razem. Jak wolisz.

      Channie

      Usuń
  106. Naraz miał ochotę parsknąć śmiechem, jak i odpowiedzieć zdziwieniem na szok Yosoo. Choć tak naprawdę nie powinien być dla niego czymś zaskakującym, skoro odkąd się znali, nawet bruneta nie wpuścił do środka. Nie licząc tej jednej nocy, którą ten pamiętał przez mgłę, a Yechan zduszał głęboko w sobie, bo niosła ze sobą więcej złego, aniżeli dobrego. Przynajmniej na początku
    — Wiem, co mówię, Soo. Nic mnie nie opętało, nie martw się — przyznał z powolnie wracającą swobodą w głosie, sunąc przy tym nieznacznie czubkiem palca po brwi, niczym nieświadomy, zwątpiony ruch. Bo tak, wiedział, co mówi. Wiedział, z czym to się wiążę, i że po raz kolejny tego wieczora dobrowolnie i mocno odsłoni część siebie. Trochę go to stresowało, może czuł się odrobinę nieswojo, czego nie dawał rady ukryć przez nerwowe ocieranie palców o siebie nawzajem, czy przelotnym drapaniu przedramienia. Mimo to, chciał wpuścić Yosoo do tej, dotychczas tak wydzielonej i obcej, sfery swojego mieszkania, życia. Nawet jeśli było ryzyko, że tego pożałuje — Co najwyżej będziesz musiał mieć ciągle zamknięte oczy — dodał z kolejną próbą zażartowania, choć oboje zdawali sobie sprawę, że nie chodziło o wizualny aspekt pokoju. A na pewno nie był to główny powód, jedynie drobna część całej, skomplikowanej, a zarazem tak zrozumiałej tylko Yechanowi, układanki jego zwyczajów i nawyków.
    Za jego słowami kryła się też ta czysta, grzecznościowa strona. Byłoby mu zwyczajnie głupio kazać mu spać na kanapie, kiedy to przez uratowanie blondyna przed starciem ze służbami, dorobił się teraz, może i nieinwazyjnych, otarć na ciele.
    Przez moment stał tępo w salonie, chcąc wyzbyć się panującej chwilowo między nimi niezręczności, ale nie mając pojęcia, jak się za to zabrać. Mógł po prostu wyjść, aby samemu się przebrać i nieco się ogarnąć, ale ta myśl nie zdążyła do niego w pełni dotrzeć, zaraz będąc zepchniętą przez ponowne usłyszenie głosu przyjaciela.
    Tego nieco lżejszego. Szukającego tej niezłośliwie zaczepnej nuty, chociaż brakowało tam szczerej zadziorności. A może celowo została pominięta. Nie wiedział, ale nie mógł zapanować nad małym uśmiechem, wkradającym się na jego usta
    O nie — rozłożył z odrobiną dramaturgi ręce, nie starając się, aby dodać wiarygodności swojemu niezadowoleniu — Jak ja sobie z tym poradzę? — pokręcił jeszcze, z niemalże nieistniejącym przejęciem, głową. Jakakolwiek próba udawania, że faktycznie mu to nie odpowiadało, była kompletnie nieskuteczna, a raczej sam wysyłał sprzeczne swoim słowom sygnały. Nie miał żadnych powodów, aby narzekać, co jedynie potwierdziło przyjemne mrowienie w brzuchu na samą myśl, że mieli spać w tym samym łóżku. Razem. Świadomie, z własnej woli i z chęcią. W przeciwieństwie do tych poprzednich sytuacji, które wiązały się z ogromem wyrzutów sumienia, czymś na wzór kaca moralnego i pośpiechem, aby opuścić sytuację oraz miejsce jak najprędzej. Nieważne, jeśli jakaś część rozumu krzyczała, aby postąpić inaczej.
    I miał wrażenie, że teraz czuł więcej nerwów, nawet tych pozytywnych, niż wtedy, a nie wybiegali poza nieodwracalne ramy. A jednak tląca się w nim ekscytacja, tym samym chwilowo wybijająca z niego zmęczenie, które nieustannie było przysłaniane masą innych emocji, automatycznie wyolbrzymiała tę błahostkę w jego oczach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tak prostą, a szczerą radością zrzucał z siebie ubrania i zmieniał je na spodnie od piżamy i kolejną, czarną koszulkę przy pospiesznym zachowaniu nocnej, i tak teraz ukróconej, rutyny. Dla upewnienia się przeczesywał wzrokiem celowo wypełniony jedynie drobnymi światłami zza okna, pokój, czy aby na pewno był w stanie przyjąć bez wstydu kogoś do środka, zawieszając wzrok na łóżku i rezygnując z wyciągania przygotowanej, drugiej kołdry. Z cichym zadowoleniem wywnioskował, że mógł leżeć po preferowanej stronie, żeby Yosoo nie musiał leżeć na naruszonym ramieniu. I z dziwną lekkością, przygaszoną nerwowością kładł się na materac, gdzie bezkarnie, acz dalej z dawką niepewności, mógł wsunąć palce w ciemne włosy, niemal od razu spotykając się z kojącą i wyciągającą na wierzch zmęczenie, mieszanką. Tak prędko pozwalającą mu na ponowne odetchnięcie, przekonanie samego siebie, że wszystko było w porządku. Przynajmniej teraz. I więcej nie było mu potrzebne, a samoistnie wydusiło jeszcze z niego, owiane wkradającą się sennością, słowa, którym towarzyszyło coraz spokojniejsze przeczesywanie miękkich kosmyków
      — Dobranoc, Soo.

      Channie

      Usuń
  107. Yechan zazwyczaj wstawał o tej samej godzinie - niezależnie od tego, co robił wcześniej, i o której poszedł spać. Wystarczyły znajome, zachowujące stałą rutynę odgłosy i sygnały, jak wdzierające się do pokoju słońce, czy ten jeden, specyficzny dźwięk silnika sportowego samochodu jednego z mieszkańców, niemalże codziennie, oprócz weekendów, wyjeżdżając o tej samej porze. Mógł spać pełne osiem godzin w dniach, kiedy był jedynie na uczelni, ale też niecałe pięć po późnym powrocie z pracy, gdzie następnego dnia oczekiwały go poranne zajęcia. Dopóki wszystko było zachowane w tym samym, znanym mu rytmie, prawie pewne było to, że wstanie o wyznaczonej sobie porze.
    Jednak tym razem było inaczej. Przedzierające się zacięcie słońce zmuszało śpiącego blondyna do jedynie mocniejszego zaciśnięcia powiek, a miejskie odgłosy sprawiały wrażenie wyciszonego tła. Nie wiedział, co było tego powodem. Może fakt, że przesiedział nieomal całą noc na nogach, zajmując się tak odbiegającymi od jego codzienności sprawami. Ale nie byłby to pierwszy raz, kiedy spędził na nogach prawie dwadzieścia cztery godziny, momentami; rzadziej, niż kiedyś, zarywając nocki dla nauki.
    A może fakt, że cały czas był otoczony upajającym, a zarazem kojącym, znajomym zapachem i ciepłem. Obecnym obok ciężarem - tak obcym, acz pasującym wręcz idealnie. Lekkim dotykiem, sprawiającym wrażenie odległego, ale potrafiącego wywołać samoistnie rozluźnienie, chcącego się spiąć, ciała. Wszystko ledwie przedzierało się przez nieustannie obecną, senną marę i zachęcało do dalszego leżenia. Korzystania z każdej, zaoferowanej chwili, aby nie ruszać się z materaca i zwyczajnie spać dalej.
    Dopiero zanik czyjejś obecności tuż obok sprawił, że poruszył się nieznacznie na łóżku, acz nie namówił do wstania. Tak samo przebijające się do jego świadomości oznaki ruchu w jego sypialni, będące teraz ostatnim zmartwieniem, choć pewnie powinny od razu zmusić go do podniesienia się i zbadania sytuacji. Preferował trwać pomiędzy snem a wybudzeniem się. Rejestrować wszystko z lekkim opóźnieniem, bez krzty przejęcia, nawet jeśli jakaś cząstka rozsądku starała się go do tego przekonać, ponieważ wyszedłby zapewne na tym lepiej.
    Ale też nie był do końca pewien. Bo czy gdyby wstał z własnej woli, wcześniej, miałby okazje poczuć ten delikatny, krótki, a jakże rozkoszny pocałunek na swojej skórze, mimochodem wywołujący z niego cichy pomruk i rozlanie się przyjemnego mrowienia od tego miejsca. Nie usłyszałby zaczepnej ksywki w połączeniu z łagodnym zgarnięciem włosów, przez które jego usta nieznacznie wykrzywiły się w małym, leniwym uśmiechu. I dopiero po tych ostatnich, wybrzmiewające niczym groźba, słowa, otworzył do lekkiego przymrużenia oczy
    — Zostaw moje mieszkanie w spokoju Soo, błagam Cię — wymamrotał nieznacznie zachrypniętym i zaspanym głosem, bliźniaczym do ospałości wymalowanej na jego twarzy. Podniesienie się do siadu, jak i mozolne przetarcie buzi dłońmi, było marną próbą wyzbycia się pozostałości senności, tak samo niemrawe przeczesanie nimi włosów, dalej zostawiające je w tradycyjnym dla poranka nieładzie.
    — Długo nie śpisz? — spytał, kiedy miał tę krótką chwilę na dojście do siebie, a palce jednej z rąk zajęły się ostrożnym, nieumyślnym zaczesywaniem ciemnych włosów — Bo jeśli tak, to mogłeś mnie wcześniej obudzić — zapewnił, z jednej strony chcąc obronić w ten sposób swoją niekompetencję jako gospodarz. Przed dodaniem czegoś jeszcze, możliwe, że jeszcze jednej, potencjalnej i zapobiegawczej wymówki, powstrzymał go charakterystyczny odgłos burczenia. Jak i brak pewności, czy on był jego źródłem, czy może siedzący przed nim Yosoo. Czy może oboje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak nie przepadał za jedzeniem śniadania, rzadko kiedy rzeczywiście mając na nie ochotę, zawsze starał się je jeść. Dla zasady, dla zachowania zdrowego balansu, chociaż przychodziło to dla niego z większą ilością trudu i niechęci, niż przyjemności. Nie chodziło tylko o brak apetytu, ale i o to, że było ono niemal zawsze jedzone samotnie. W mieszkaniu, wcześniej w domu przy pokaźnym stole, ale każde wspomnienie wiązało się z samotnością. Przez co po raz kolejny ten dzień, czy raczej najbliższa doba, tak wybiegała od jego ustalonej normy
      — Chodź — bezwiednie opuścił dłoń wzdłuż karku i ramienia Yosoo przy wstaniu z łóżka, niespiesznym krokiem i z błądzącym po twarzy uśmiechem zmierzając do wyjścia z sypialni — Zdecydowanie wolę, żebyś rządził się tutaj ze mną, niż sam.

      Channie

      Usuń
  108. Wszystko sprawiało wrażenie… idealnego. Zbyt idealnego i zbyt spokojnego. Zdawało się naturalne, choć w rzeczywistości było mu kompletnie obcym. Bo nigdy nie budził się z kimś przy boku, nie spotykały go z rana, jeszcze przed szansą na pełny powrót do życia, droczące się, ale na swój sposób, słodkie słowa, które mimowolnie wykrzywiały usta i pozwalały wybrzmieć cichemu śmiechowi. Nie miał okazji widzieć Yosoo zaraz przed sobą - w swojej bluzie, w małym stopniu przydużej, czyli ironicznie wpasowującą się w to, co brunet nosił na co dzień. Oprócz stłumionego koloru. Nie mógł bezkarnie przesunąć dłonią po ciemnych, odstających różnorako włosach. Wcześniej nie mógł powiedzieć, że pierwszym, co zobaczył po otwarciu oczu, był ciepły uśmiech, umiejętnie targający za wrażliwe struny w sercu Powella. I chyba od razu stał się najlepszym obrazem, jaki jego zaspany umysł miał okazję trwale zapisać w pamięci.
    Stanie w kuchni, opierając część ciężaru na ręce podtrzymującej otwarte drzwi lodówki, miało w sobie coś równie kojącego. Mimo burzliwości, jaka mu towarzyszyła wieczorem, kiedy tu stał, niemrawo mieszając w makaronie i z nagromadzającymi się wyrzutami sumienia oraz niepewnościami. Teraz były mu odległe, miał wręcz wrażenie, że nie istniały. A raczej w to pozwolił sobie wierzyć. Bo nie były teraz ważne. Nie, kiedy tej samej nocy dostali okazję na ich rozwianie, co zrobili. Częściowo.
    Wiedział, że błogość, w której chwilowo trwali, nie będzie trwać wiecznie. Byli sami, w bezpiecznym i niemal wydzielonym od reszty świata mieszkaniu, bez cudzych oczu skierowanych w ich stronę. Bez wścibskich uwag, bez uważnej rodziny Yosoo, która przecież miała wyznaczoną idealną ścieżkę dla swojego syna, nie do końca chyba zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo z niej zbaczał
    — Hm? — wpatrywał się bezczynnie do środka lodówki, wsuwając przy tym dłoń pod swoją koszulkę, aby leniwie przesunąć palcami po zakrytym brzuchu. Dopiero po wyłapaniu ruchu obok siebie zerknął na chłopaka, zatrzymując jednak zbędne uwagi dla siebie. Ostatnim czego potrzebował, było to, aby jego nadmierny pedantyzm wybił ich z przyjemnego, nabranego rytmu. Choć ku, niewygodnemu, zaskoczeniu blondyna, to nie on i jego niepożądane zachowanie było przyczyną nagłego, nieprzyjemnego ścisku żołądka.
    Zapomniał. A może liczył, że Yosoo nie zauważy - nie był pewien. Znajdująca się w sypialni gablota była dla niego tak naturalną jej częścią, że nie pomyślał o tym, jak bardzo mogła się rzucać w oczy. A była w końcu jednym z głównych powodów, dla którego nikogo tam nie wpuszczał.
    Podkreślając swoje słowa lekkim wzruszeniem ramion, odezwał się dopiero po chwili milczenia. Potencjalnie zbyt długiej i zbyt wymownej chwili, podczas której powrócił wzrokiem do lodówki, nie skupiając się jednak na żadnym z możliwych, śniadaniowych składników
    — Bo to głupie — czy było głupie? Nie uważał tak, kiedy siedział nocami przy świetle lampki na biurku, z idealnie dobranymi pod siebie cążkami modelarskimi i wymalowanym skupieniu na twarzy przy precyzyjnym naklejaniu drobnych naklejek na poszczególne elementy — Dziecinne — poprawił się, bez braku pewności w to, czy starał się wybielić w swoich oczach, czy może tych Yosoo, których ciężar ciągle na sobie odczuwał — Nie miałem po co o tym mówić.
    Starał się przekonać siebie samego w tym, że nie robiłby przecież czegoś, co było głupie i bez sensu, ale inaczej nie ukrywałby się ze swoim hobby tak zaciekle. Nieważne, jak bliskie było sercu, jak wiele banalnej radości sprawiało mu pójście do sklepu, wybranie nowego modelu i spędzenie samotnego, ale jak cennego, wieczora na składaniu. I było to coś dziecinnego, mającego w sobie tę banalność i prostolinijność, ale od liceum uparcie się tego trzymał i rozpamiętywał podobnie wyglądające noce w swoim pokoju. Te chwile, kiedy pozwalał sobie na bycie dzieckiem i czerpanie przyjemności z czegoś, jak składanie figurek, zamiast nad ślęczeniem nad książkami i ciągłymi próbami zadowolenia niezainteresowanych rodziców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pragnął dalej kłamać przez zęby, z łagodnym uśmiechem zapewnić chłopaka, że to nie było nic ważnego, kiedy jego uwadze nie umknął najmniejszy cień zaniepokojenia. Ale już przy próbie otworzenia ust, słowa stanęły mu w gardle i ponownie zamilkł. Zanegowałby tym niemal wszystko, co wyznał w nocy, naruszyłby zaufanie, które starał się odbudować, a nie zależało mu na niczym bardziej, niż utrzymaniu tego, co starali się teraz jakkolwiek określić.
      Dlatego podjął się tej innej, o wiele bardziej wymownej i jawnej, metody. Odbiegnięcie od tematu
      — Wolisz jajecznicę, czy płatki? Ale ostrzegam, że mam chyba tylko granolę.

      Channie

      Usuń
  109. Szczerze liczył, że uda mu się odwieść ich od poruszonego tematu, za który nie wiedział, jak się zabrać. Który niewygodnie go odsłaniał pod tym bardziej żenującym, błahym względem. Umniejszał kreowanej personie, jaką chciał być - godną podziwu, niesamowicie dojrzałą i skupioną jedynie na swoich celach. Nieważne jak dalekie było to od prawdy, bo kiedy dawał radę przekonać w tym innych, mógł przecież przekonać siebie samego.
    Ale Yosoo wiedział zbyt wiele, żeby miał szansę dalej go oszukiwać. Mógł próbować, ile chciał, ale brunet znał go za dobrze. Widział go w niekorzystnych momentach, znał dynamikę rodziny, która niesamowicie wpływała na to, kim Yechan teraz był. Rzadko, bo rzadko, ale wyznawał mu nawet te najgłupsze rzeczy, jakie go trapiły - typu użalanie się nad tym, że brakowało mu płynności podczas prezentowania, czy dostał o te kilka punktów za mało, aby być zadowolonym z wyniku kolokwium. Tak bezpośrednia próba zmienienia toru ich rozmowy musiała spotkać się z niepowodzeniem, ale mimo tego spróbował. Oczywiście nieskutecznie - tego się spodziewał, ale i tak nieznacznie drgnął na swoim miejscu, kiedy dotarł do niego uniesiony głos przyjaciela
    — Trochę jest — wtrącił się niemrawo, kiedy Yosoo starał się wybronić potencjalną infantylność umiłowanego przez blondyna zajęcia. W końcu sam powód, dla którego to robił, był dziecinny. Był powrotem do ‘dzieciństwa’, a raczej jego pozornym obrazem, jaki wytworzył w swojej głowie.
    Przez moment chciał również wtrącić, że to przecież Soo mógł udawać, że nic nie widział, a wtedy ciągnięcie Powella za język nie musiałoby mieć miejsca. Ale siedział cicho, zdając sobie ponownie sprawę z tego, jakie byłyby tego konsekwencje. Chciał ich uniknąć, tylko dopiero teraz doszedł do wniosku, z czym się to wiązało. Z otwartością, jaką powinien się wykazać, co jedynie podkreśliła kolejna uwaga bruneta.
    Nie mógł powstrzymać delikatnego śmiechu i równie słabego pokręcenia głowy, automatycznie zakładając, że nie była to prawda
    — Mogę się założyć, że tak nie jest, Soo — przyznał z zaskakującym przekonaniem. Prawda, znał wiele ze zwyczajów Jeonga. To, jak spędzał czas; jakich odruchów powinien wypatrywać, aby poznać, czym się w tym momencie kierował; jego niespełnione plany, za które tak mocno trzymał kciuki. Wiedział jednak, był przekonany, że nie wiedział o nim wszystkiego, czy prawie wszystkiego. Bo miał w końcu świadomość tego, jak często Yosoo przywdziewał maski przy niewygodnych sytuacjach i był pewien, że sam był świadkiem niejednej, równie dobrze dalej nie wiedząc, co się pod nią skrywało.
    A może tak myślał przez to, ile sam ukrywał. Ile kwestii pozostawało niewypowiedzianymi, bo uważał je za nieistotne. Niewarte wspomnienia. I trzymał się wyłącznie tych błahych, przyziemnych, jak studia, praca albo rodzina. Jedyne, czym się różnili to to, że Yechan nie dopasowywał idealnych masek - a po prostu nie poruszał tych tematów
    — Nie powiedziałeś, co w końcu chcesz jeść — wytknął jeszcze, w kolejnej, wartej wyśmiania, próbie opuszczenia twardo wybranej przez przyjaciela ścieżki. Brnąłby nawet dalej, ignorując nieistniejący procent szansy na to, że uda mu się osiągnąć swój cel, lecz zamiast tego męczył się z usłyszanym przed chwilą zarzutem. Coraz bardziej wątpiąc w to, czy był słuszny, czy też nie, co jedynie podkreślał nieświadomym zagryzaniem policzka.

    OdpowiedzUsuń