HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Mr Sunshine
Looks like we might just be on the brink of the season's juiciest event. The endless saga between S and S has been the talk of the town for… well, who can even keep track anymore? Years, darlings. And every time it seems like this exhausting drama is finally wrapping up, they either start another fight or end up in the wrong bed. But wait! Word on the street is that after receiving a mysterious text, S flew across Manhattan to reach their lover's apartment. Could this be the beginning of the end for their epic romance? A happily ever after? Stay tuned, Upper East Siders, I'm sure we'll find out soon.

You can't hide from me.
xoxo

Why don't you feel it...?

Emily Robbins
32 lata | zalożycielka firmy florystycznej Bloomme obsługującej największe obiekty prywatnych klientów w stanie NY | na powrót w mieście od jesieni po parunastu latach pobytu w Los Angeles (pod przymusem)










Jest dziś tą samą kobietą, którą znałeś jako dziecko, gdy planowała uciec w świat z patologicznej rodziny zastępczej, a jednak wszystko wygląda teraz zupełnie inaczej z jej perspektywy. Pełna ambicji, wciąż z wielką wyobraźnią i chęcią nabrania wiatru w żagle, pędzi przez życie wolniej, spokojniej i już nie boi się być rozważna. Choć w jej oczach wciąż tli się ciekawość świata, nie jest głodna wrażeń, ani spragniona szalonych doświadczeń jak wtedy. Wydaje się być o wiele mniej energiczna i hałaśliwa, ale może po prostu przestała wyrażać swoje myśli tak swobodnie i odważnie. Nauczyła się doceniać spokój i ciszę. Wciąż bierze na siebie mnóstwo dodatkowych obowiązków, wciąż deklaruje pomoc innym, gotowa do poświęceń i wyrzeczeń, ale teraz stara się także w tym wszystkim zadbać o siebie. Nie jest już jednak dziewczynką, która niczego się nie bała i pasy znosiła niezwykle brawurowo, a dosięgnięcie dorosłości i założenie własnej firmy dodało jej innych skrzydeł, niż się spodziewała, gdy snuła marzenia i te skrzydła pozwoliły jej odetchnąć i zebrać energię, by przetrwać koszmary. To kwestia kilkunastu, prawie dwudziestu lat, ale wydaje się pewniejsza siebie mimo braku żywiołowych zrywów, jest na pewno dojrzalsza i gdy przyjdzie wam się spotkać, gdy na ciebie spojrzy, nie pozbędziesz się wrażenia, że widzi cię całego, prawdziwego, takiego, jakim jesteś. Widzi cię tak samo, jak widziała wtedy, gdy kazano jej się wynosić - dla Twojego dobra.
Niekiedy uśmiechnie się szerzej, gdy dosięgniesz jej jasnych zielonych tęczówek w odbiciu lustra podczas wizyty w Twojej firmie, z reguły jednak wydaje się pogrążona we własnych myślach i wycofana. Znajdując na powrót swoje miejsce wśród mieszkańców miasta, z którego kiedyś musiała wyjechać, nie straciła tej pogody ducha i młodzieńczego wdzięku, którym potrafi ująć za serce niemal każdego. Choć jest obowiązkowa, odpowiedzialna, zawsze miła i rzetelna, ma spory apetyt na pielęgnowanie swojej samotności. Dziś lubi wieczory spędzać w swoim niewielkim mieszkaniu, którego cisza czterech ścian przypomina jej o słabościach i pomyłkach przeszłości. I właśnie dlatego, gdy nadciąga zbyt wiele wspomnień, pije o jeden kieliszek wina za dużo i w konsekwencji odwiedza lekarza w poszukiwaniu recepty na leki przeciwbólowe i nasenne za często. Ale pewne rzeczy wciąż są takie same i może jeśli kiedyś się jeszcze spotkacie, a ona nie zdąży cię wyminąć i uciec, zauważysz to wszystko, co kiedyś było tak cenne, a jest już pogrzebane głeboko. Tym razem może dostrzeżesz, że przez ciebie nikomu szybko już nie zaufa, zaś tobie może nigdy nie wybaczy. Bo dziś uczy się być kimś, kto nie pozwoli się skrzywdzić i wykorzystać, a choć wciąż łatwo ustępuje i rzadko odmawia, to bardzo, bardzo się stara nie pakować w kłopoty.



[zapraszamy do wątków i powiązań :) ukochamy za dramy wszelkiej maści :) lubimy zaczynać, a ślicznej buzi użyczyła Hermione Corfield]

200 komentarzy:

  1. [Trafiłaś tym tekstem prosto w moją duszę <3 Witamy serdecznie i niecierpliwie czekamy na te wszystkie AWANTURKI, które zafundujecie nam z Emily <3]

    childhood friend

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ale pięknie współgra ze sobą cała karta i zdjęcie ❤️ w ogóle pierwszy raz chyba widzę tę panienkę ze zdjęcia i ojeju, jest śliczna!]

    Minnie, Villanelle, Blake & Theo

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam kolejna Twoja postać! Ja się dołączę do zachwytów. Stwierdziłam, ze muszę tu przyjść i to powiedzieć, bo się nie powstrzymam - to zdjecie jest przepiękne! Serio, jedno z najładniejszych zdjęć postaci, jakie kiedykolwiek widziałam w blogosferze 🖤 Miłej zabawy Wam życzę!]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Witamy cieplutko kolejną piękną i ciekawą postać! Jestem ciekawa jej historia,co ją spotkało, czego doświadczyła będąc poza granicami NYC... I tak jak dziewczyny wyżej również uważam, że zdjęcie jest przepiękne ❤️
    Bawcie się dobrze! ]

    Theodore, Jackson, Laurent

    OdpowiedzUsuń
  5. Spotted: W piątek rano E wybiega ze swojego mieszkania z kubkiem termicznym, z którego popija całą drogę do metra. Maszeruje w wysokich Miu Miu, jednocześnie odczytując służbowe wiadomości na telefonie, a w końcu przystaje przed wystawą sklepową SAKS'a i ogląda przez krótką chwilę najnowszą kolekcję Chanel. Ma potargane włosy, pogniecioną koszulę i wygląda dokładnie tak, jak dziewczyny z rozkładówki Vogue. Jakby każde zagniecenie tysiąc razy poprawiała asystentka fotografa... Nienawidzę jej. W końcu pociąga sporego łyka z kubka termicznego, ściągając brwi, a potem robi parę kroków w stronę ulicy i wyciąga rękę. Wsiada do taksówki i jedzie w przeciwnym kierunku. Interesujące. E, zdradzisz, o co chodziło? Albo co było w tym kubku?
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  6. [Faktycznie, to zdjęcie ma w sobie coś na tyle magicznego, że muszę przyznać, iż nieważne ile razy bym go już nie widziała, za każdym razem i tak muszę się lekko uśmiechnąć. A tu jeszcze mamy dość skomplikowaną duszyczkę zajmującą się florystyką, rzeczywiście idealne połączenie.

    Starym zwyczajem życzę miłego, nigdy nieprzemijającego zefirku weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]

    Cappy, Pumpkin, Nash i Nick

    OdpowiedzUsuń
  7. Cillian nie był sentymentalnym człowiekiem, więc w swoim obecnym życiu nie zwracał większej uwagi na otaczających go ludzi. Nie przyzwyczajał się do nich, nie miał przyjaciół, nawet znajomych, a jedyną stałą w jego życiu była rodzina (cóż, nie skakał z radości z tego powodu) i pracownicy. Każdy w jakiś sposób zmuszony do jego obecności, każdy czerpał z tego jakąś korzyść… I gdyby każdy z nich zniknął, Montgomery nieszczególnie by się tym faktem przejął, żeby nie powiedzieć, że przeciwnie, bo to byłaby jedna gęba mniej do metaforycznego wykarmienia. Wszystko miało swój powód, swoje źródło w przeszłości, ale, jak wspomniałam, Cillian nie był sentymentalnym człowiekiem, więc do tego nie wracał. Zapomniał. Żył (bardziej egzystował?). Zarabiał kosmiczne pieniądze, prowadził dobrze prosperującą firmę, kobiety zmieniał jak rękawiczki, nie miał żadnych prywatnych zobowiązań i… Było mu tak dobrze. Życie z dnia na dzień i niemyślenie było jego tarczą. Był nie do zranienia, nie do zniszczenia, nie do pokonania, a kto próbował to zrobić… Powiedzmy, że była to ostatnia rzecz, jakiej próbował w ogóle.
    Ale kiedyś był inny. Spłodzony w konkretnym celu, stworzony na małego geniusza, wychowywany na ideał, prowadzony przez życie ścieżką, której sam by dla siebie nie wybrał, ale innej nie znał, więc szedł nią posłusznie, a potem było już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Wsiąkł zbyt mocno, za dużo poświęcił, zbyt wiele osiągnął, by samemu chcieć z tego zrezygnować. Zwłaszcza po tym, co stało się wtedy.
    Po tym, co zrobiła ona.
    Wiele razy pytał samego siebie, co takiego zrobił, że postanowiła zniknąć. Wydawała się jedyną osobą na tym świecie, która w pełni go rozumiała. Nieważne, że byli z zupełnie innych światów i teoretycznie to jego bracia powinni być tymi, którzy go zrozumieją, nie ona. Ale było inaczej, a nastoletni Cillian… Najpierw uzależnił się od jej obecności, a potem poczuł coś na kształt miłości. Przynajmniej wtedy tak uważał. Chciał z nią spędzać każdą chwilę, kraść niewinne pocałunki, trzymać za dłoń na spacerze, rozmawiać lub siedzieć w ciszy, bo cisza z nią była przyjemnym doświadczeniem. Byli tylko dzieciakami, nie mogli wiedzieć, czym jest prawdziwe uczucie, ale jeśli miałby wskazać w swoim życiu moment, w którym ktoś obudził w nim emocje, byłaby to znajomość z Emily Robbins. Wówczas był prawie pewny, że ona czuła to samo.
    Dlatego nie rozumiał, dlaczego zniknęła. Z dnia na dzień, jakby wcale się dla niej nie liczył, jakby cały ten czas nie miał dla niej żadnego znaczenia.
    Trudno powiedzieć, czy uciszył w sobie uczucia tuż po tym, czy może później, kiedy pierwszy raz dopuścił się niedopuszczalnego i kogoś skrzywdził. To by biedny dzieciak, na oko w wieku Emily. Życie go nie szczędziło, szukał jedzenia w śmietniku na tyłach podrzędnej restauracji, w okolicy, gdzie wcześniej mieszkała dziewczyna. Chłopak miał jasne włosy, był drobny i w jakiś pokrętny sposób przypominał Cillianowi Emily. Potrzebował kasy, którą nastoletni Montgomery mu zaproponował. W zamian za to, że tamten da mu się pobić.
    Nawet jeśli ostatecznie zapomniał o Emily, nigdy nie zapomniał o uczuciu, które towarzyszyło mu podczas okładania tamtego biedaka. Podniecenie. Euforia. Ulga. Totalne katharsis. Bał się, że nigdy więcej tego nie doświadczy, ale doświadczał. Za każdym razem, gdy zamykał od środka drzwi wyciszonego pokoju naszpikowanego narzędziami tortur z jakimś nieborakiem, który akurat mu się nawinął. Robił to rzadko i tylko wtedy, gdy seks z przypadkową nieznajomą nie przynosił upragnionego oczyszczenia.
    Ale robił. Przez Emily.
    Wszystko, co w nim najgorsze, pojawiło się tak naprawdę przez Emily. Nie przez rodzinę, nie przez ojca, który całe życie znęcał się nad nim na swój sposób, choć nigdy nie podniósł na niego ręki. To Emily uwolniła bestię, którą był dzisiaj. Zostawiła go bez słowa, nigdy więcej jej nie zobaczył. Nie chciał za nią tęsknić, więc znalazł w sobie siłę, by całkowicie wyłączyć uczucia. A teraz nie potrafił znaleźć siły, żeby je włączyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O czym miałam mówić?
      A, tak, o tym, że kwiaty doprowadzały Cilliana do szału. Doprowadzało go do tego wszystko, co jego zdaniem nie miało miejsca. W jego mieszkaniu i biurze zawsze musiał panować idealny porządek, a doniczki i wazony ten porządek zakłócały. Każda grudka ziemi wygrzebana przez przypadek przez pracownicę, która ukrywała w doniczkach kiepy, każdy płatek, który spadał ze świeżych ciętych kwiatów… Niewielkie rzeczy, na które nikt nie zwróciłby uwagi, Killa doprowadzały do bólu głowy. Mogły być wszędzie, ale na pewno nie na piętrze zarządu, na którym on urzędował. Wielokrotnie nakazywał asystentce, by przekazała tę informację firmie florystycznej, widział kopie maili, więc wiedział, że wypełniła powierzone jej zadanie, ale kwiaty wciąż pojawiały się na tym piętrze, dlatego w końcu się wkurwił i kazał księgowości zablokować miesięczną transzę dla tej pożal się boże firmy. Liczył, że to przyniesie pożądany skutek. Najchętniej zupełnie by się pozbył tych chwastów, ale podobno minimalnie podnosiły morale, więc był w stanie się odrobinę przemóc do akceptowania ich. Pod warunkiem, że z daleka od niego. Chciał jedynie zwrócić uwagę tych ludzi, odebrać telefon i osobiście przekazać informację, że dwudzieste piąte piętro mają omijać z daleka.
      Nie sądził, że pojawi się… Cóż, ktoś. Słysząc rwetes, Cillian podniósł lodowate spojrzenie znad laptopa, trzymając przy uchu telefon. Słuchał tego, co miał do powiedzenia rozmówca, nie tej panienki, jej przyglądał się bez większych emocji nawet nie mrugając. Odchylił się w bok i zerknął przez przeszkloną ścianę na swoją asystentkę, która niemal schowała się za wysokim kontuarem, widział jedynie czubek jej głowy. Wyprostował się i przeniósł wzrok z powrotem na laptopa. Zaznaczył paragraf, który właśnie omawiał.
      — Przepraszam, Milton, ale oddzwonię do ciebie później. Moja asystentka dała dupy i nie wyniosła śmieci — zwrócił się do mężczyzny i się rozłączył. Odłożył telefon obok laptopa i splótł dłonie na blacie biurka, przyglądając się jasnowłosej kobiecie, jakby miał do czynienia z okazem nieznanego gatunku. — Okay. A co to jest Bloomme? — Spytał. Miał pamięć fotograficzną, ale nazwa firmy zadzwoniła w jego głowie dopiero po sekundzie. — Dobra, pamiętam. A kim ty, kurwa, jesteś, żeby wpadać tu jak do siebie i rzucać takimi informacjami? Nie wyglądasz jak ktoś, kogo mamusia nauczyła kultury — zmierzył sugestywnym spojrzeniem jej sylwetkę — ale wypadałoby chociaż udawać.

      PanPrezes

      Usuń
  8. Przyglądał się tej dziewczynie z prawdziwie nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zastanawiał się, jak to jest przejmować się czymś aż tak bardzo, żeby zjawić się w takim stroju w olbrzymim biurowcu należącym do jednego z najbardziej bezwzględnych ludzi w tym kraju i wyskoczyć z takimi pretensjami, nic sobie nie robiąc z tego, że Cillian mógłby ją zniszczyć za pstryknięciem palca. Widocznie ta panna nie słyszała o nim za wiele, ale może to lepiej dla niej.
    On też się przejmował swoją firmą, ale w zupełnie inny sposób. Był ponad takimi występami, on wolał niszczyć ludzi, którzy mu zaszkodzili, biznesowo. I nie osobiście, nie przepadał za brudzeniem sobie rąk. Miał na swoim utrzymaniu tak wielu szemranych typów, że w pięć minut zmiótłby Bloomme z powierzchni ziemi.
    I właściwie, dlaczego nie miałby tego zrobić? Zasłużyła sobie na to nie tylko firma, ale też pani prezes. Cillian nie lubił, gdy ktoś nie wypełniał jego poleceń. Oj, bardzo tego nie lubił. Ale nie widział też powodu, żeby się z tym nielubieniem uzewnętrzniać. Nie miał problemów z opanowaniem, jak ewidentnie miała je Emily Robbins. W sumie może ktoś powinien jej pokazać, gdzie jej miejsce? To, że była właścicielką jakiejś firmy nie znaczyło od razu, że dawało jej to prawo wpadania do Cilliana Montgomery’ego jak do siebie i dzielenia się z nim swoją wątpliwą kulturą osobistą. Nawet jeśli była wściekła, wypadałoby się chociaż przebrać, czego nie omieszkał jej uświadomić, przyglądając jej się krytycznie stalowymi oczami. Na dłuższy moment zatrzymał wzrok na plamie po keczupie. Boże, jak on czegoś takiego nienawidził. Nie wyobrażał sobie łażenia z taką plamą nawet w zaciszu własnego domu, był na to zbyt pedantyczny. Miał ochotę nakazać jej iść to zaprać, poważnie. Gdyby jej wrzask był mniej dramatogenny, chyba by się przed tym nie powstrzymał. Ale w takim wypadku poprzestał na zdecydowanie zbyt długim gapieniu się na plamę, aż w końcu podniósł spojrzenie na ewidentnie owładniętą furią twarz. Nie pasowała jej ta ekspresja, była na to zbyt delikatna, ale to przemyślenie również zachował dla siebie. Nie lubił wchodzić w takie dyskusje.
    — Nie przypominam sobie, żebym prosił cię o nadanie mi pieszczotliwej ksywki — mruknął spokojnie, a na jej występ związany z przywaleniem pięścią w biurko jedynie się protekcjonalnie uśmiechnął i poprawił długopis, który odrobinę przeturlał się ze swojego miejsca pod wpływem drżenia drewna. Musiało ją to zaboleć. I dobrze. — Nie kilka, a jedną. Uznałem, że skoro twoi pracownicy nie raczą brać sobie do serca wydawanych im poleceń, to będzie najskuteczniejsza metoda. Chociaż nie liczyłem na twoją osobistą wizytę, raczej na telefon. Ale okay, prosto w oczy też mogę powiedzieć, co mi się nie podoba — stwierdził, wzruszając ramionami. Nazwisko Robbins uruchomiło coś w jego mózgu, ale nie skupiał się na tym na tyle, by zrozumieć, z kim ma do czynienia. Czy wówczas zachowałby się inaczej? Cóż, tak. Znacznie gorzej, niż robił to w tej chwili. Bo Emily Robbins, którą znał jako dziecko, zasłużyła na najgorsze z jego strony. Zasłużyła na zemstę, jakiej świat nie widział. Zasłużyła na to, by poznać tę stronę jego osobowości, której nie znał on sam: czułą, gotową na związek i uczucia. A jeszcze bardziej zasłużyła, aby po rozkochaniu jej w sobie zostawić ją na pastwę losu. Dokładnie tak, jak zrobiła ona. I nawet by nie żałował.
    Wyparcie jej osoby ze wspomnień było jednak silniejsze, nawet jeśli zwykle pamięć go nie zawodziła. Tak długo to od siebie odsuwał, że osiągnął sukces i o czymś zapomniał.
    — Ale najpierw zrób nam obojgu przysługę i wróć do domu się przebrać. Nie będę rozmawiał o interesach z osobą, która wygląda jak żywcem wyrwana ze schroniska dla bezdomnych. — Uśmiechnął się kącikiem ust i przeniósł uwagę na swojego laptopa, uznając rozmowę za zakończoną.

    zczymdoludzi

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie miał wątpliwości co do tego, że w jego gabinecie znajduje się właśnie osoba nie do końca w pełni władz umysłowych. Właściwie zastanawiał się nawet, czy to na pewno właścicielka firmy zaopatrującej biurowiec w kwiaty, czy urwała się tu z jakiegoś psychiatryka i zjawiła przypadkiem, bo miała potrzebę pokrzyczenia sobie na kogoś wysoko postawionego.
    Nie wierzył, że wytyczne nie dotarły, ale jedynie zacisnął mocniej usta i uniósł brew, ciekawy, czym jeszcze ta niezrównoważona kobieta zechce się z nim podzielić. Patrzył na nią tak, jakby rzeczywiście nie była warta wiele więcej niż kubeł śmieci stojący gdzieś w pobliżu biurka jego asystentki, bo swój własny opróżniał regularnie i nie miał w nim żadnych papierków.
    A potem nagle postanowiła wyjść i brwi mężczyzny powędrowały jeszcze wyżej, niemal dotykając linii jasnych włosów. Obserwował ją przez przeszkloną ścianę, tłumiąc śmiech pełen politowania, kiedy się tak miotała po korytarzu. Przez krótką chwilę stanowiła swego rodzaju rozrywkę, ale Kill szybko stracił zainteresowanie niechlujną niewiastą i wrócił do swoich zajęć. Wybrał numer telefonu osoby, z którą wcześniej rozmawiał i jakby nigdy nic ponowił omawianie paragrafu, na którym zatrzymał się przez Emily Robbins. Nazwisko wciąż nie zadzwoniło głośniej w jego pamięci, tak dobry był w kontrolowaniu samego siebie. Jeśli decydował, że należy o czymś zapomnieć, robił wszystko, aby tak się właśnie stało. Zapomniał o małej blondwłosej dziewczynce, którą poznał, gdy próbowała podprowadzić mu z kieszeni pięćdziesiąt dolców. Zapomniał o czasie, który z nią spędził, mimo że to był najlepszy czas w całym jego życiu. Zapomniał także o jej nagłym zniknięciu, którym zraniła go do żywego na tyle, że nigdy do końca się nie pozbierał. Po prostu zapomniał o niej.
    Tak jak kilka minut później zapomniał o jej obecności w jego biurze.
    To nie był incydent, nad którym Cillian zbyt długo by się rozwodził. On nigdy niczego nie rozpamiętywał, dlatego tak łatwo było mu się odnaleźć w biznesowym świecie, a dla niektórych zdawał się nawet nie do pokonania. W każdym razie nie zawracał sobie głowy wizytą tej wariatki ani tego samego dnia, ani następnego, ani później. Całkowicie zapomniał też o Bloomme i tych pieprzonych kwiatach, które doprowadzały go do szewskiej pasji. Był zbyt zajęty, żeby zwracać uwagę na rośliny.
    Aż do momentu, w którym w poniedziałek rano wysiadł z limuzyny przed swoją firmą, gotów zacząć nowy dzień. Poprawił poły płaszcza, ruszając do biurowca, ale zatrzymał się w połowie drogi, bo coś mu nie pasowało. Zbyt dużo ludzi przed budynkiem, za wielki chaos i bałagan. Wszędzie bałagan. Ziemia na betonowych ścieżkach, korzenie roślin, resztki liści, które nie zdążyły opaść jesienią i przykrył je śnieg… Kurwa, co tu się działo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszedł do środka, ale wcale nie było lepiej. Znowu ludzie, którzy na pewno nie byli jego pracownikami. Dopiero rękawice ogrodowe obudziły coś w jego umyśle i przypomniał sobie scysję z zeszłego tygodnia. Bezdomna furiatka z plamą po keczupie, która wpadła do jego biura z awanturą. Powiedziała wtedy, że umowa zostaje rozwiązana w trybie natychmiastowym, ale nieszczególnie się przejmował. Nie przewidział, że ta dziunia bez piątej klepki zabierze rośliny. I przy okazji narobi strasznego syfu. Tak jak mógłby się obyć bez krzaczków, kwiatków i innych wiechci, tak bałaganu nie mógł przeżyć. Patrzył na to i czuł, jak z wkurwienia zaczyna mu drżeć powieka, a to nigdy nie świadczyło o niczym dobrym. Emily Robbins właśnie obudziła potwora. Cillian nie zdążył nawet znaleźć się na swoim piętrze, a już wpadł w morderczy nastrój. To był ten dzień. Dzień, w którym będzie musiał zapolować na jakąś nową zdobycz i porządnie się wyżyć, niewykluczone, że ze skutkiem śmiertelnym dla jakiegoś biedaka. Jeszcze bardziej niewykluczone, że ze skutkiem śmiertelnym dla szanownej właścicielki Bloomme. Potrafił sobie wyobrazić, jak kiereszuje jej ciało na wszelkie znane sobie sposoby. Lepiej dla niej, żeby nie nawinęła mu się dziś pod ręce, by nie skończyć jako karma dla rybek w oceanie.
      — Ty — wycedził, wychodząc z windy. Na jej widok powieka znowu mu zadrżała. Podszedł do niej na tyle blisko, aby nikt postronny nie usłyszał jego kolejnych słów. — Do mojego gabinetu. Radzę po dobroci, bo ta druga opcja ci się nie spodoba — syknął prawie że do jej ucha i ruszył do swojego biura.

      PanWkurwiony

      Usuń
  10. Musiał przyznać, że ta kobieta miała talent, bo mało kto potrafił wyprowadzić Cilliana z równowagi. A jej się to udało, choć nawet jej teraz nie widział na oczy. Wystarczyło, że zobaczył, co się dzieje przed jego firmą. Bałagan… Cholerny bałagan, którego tak nienawidził. Wszyscy pracownicy o tym wiedzieli, starali się trzymać porządek, bo… Dlaczego mieliby tego nie robić? Im bardziej coś było zorganizowane, tym łatwiejsza okazywała się praca. Wprawdzie dla tego mężczyzny bałaganem były nawet zdjęcia rodziny na biurkach, ale tego akurat się nie czepiał tak długo, jak ktoś nie wgapiał się w te zdjęcia zamiast pracować.
    W każdym razie syf był jego piętą achillesową i był wściekły, że zorganizowała to w taki sposób, w dodatku w dniu, kiedy do siedziby MI miał zajrzeć ojciec Cilliana. Wprawdzie staruszek nie miał za wiele do powiedzenia, ale Killowi wciąż w jakiś sposób zależało na jego aprobacie, a był pewien, że tej nie uzyska, gdy wszystko wygląda tak jak teraz. Co to, kurwa mać, była w ogóle za laska? Kto znalazł tę firmę? Nie miał pojęcia, ale ktokolwiek to był, mógł rychle pożegnać się z pracą u Cilliana. Nawet jeśli była to asystentka, do której Montgomery miał ewidentną słabość. Za dużo go to kosztowało, nie chciał następnej takiej firemki, która nadepnie mu na odcisk. A tę zamierzał zniszczyć. Doszczętnie. Zmieść ją z powierzchni Ziemi, doprowadzić do bankructwa, a panią właścicielkę najchętniej pożarłby na obiad i to nie w żadnym erotycznym znaczeniu tego stwierdzenia. Naprawdę miał ochotę nadziać ją na rożen, opiec i zjeść. Nigdy nie posunął się do kanibalizmu, sadyzm w zupełności mu wystarczał, ale za to, czego się dopuściła ta blondi, znęcanie się nad jej ciałem nie byłoby wystarczającą karą. Im dłużej patrzył na grudki ziemi na marmurowej posadzce, tym mocniej utwierdzał się w tym, że zabicie jej tylko przysłużyłoby się społeczeństwu.
    Kiedy jednak weszła za nim do jego gabinetu, jeszcze odrobinę się kontrolował. Może dlatego, że tutaj nie było żadnych roślin, więc i zabrakło syfu, a kiedy na przeszklone ściany zaczęły się zsuwać rolety w kolorze burgunda, sprzed jego oczu zniknął też bałagan z korytarza. Odstawił teczkę obok biurka, tam, gdzie było jej miejsce i zdjął płaszcz, zarzucając go na oparcie krzesła. Dopiero kiedy rolety opadły do końca, Cillian podniósł mrożące krew w żyłach spojrzenie na kobietę.
    — Co ty sobie, kurwa mać, wyobrażasz? — Spytał spokojnie. Na swój sposób było to jeszcze bardziej przerażające, niż jakby krzyczał, bo jego spokojny głos w sytuacjach tak skrajnego wkurzenia najczęściej zdradzał, że pan prezes ma w sobie coś z psychopaty. Okrążył biurko i stanął plecami do mebla, przodem do blondynki, a dłonie miał opuszczone luźno wzdłuż ciała. Głowę lekko pochylił, nie odrywając od niej wzroku. Wyglądał jak pantera szykująca się do ataku. Ta perspektywa była kusząca, choć zakazana. Gdyby Robbins nie opuściła jego gabinetu, nie wywinąłby się, nawet jeśli w jego kieszeni siedziała cała NYPD. Za dużo świadków, za dużo bałaganu, który musiałby sprzątać. A miał ogromną ochotę odsunąć od siebie kontrolę i w pełni zaprezentować, na co go stać. Wprawdzie nie miał tutaj swoich przyborów, ale dałby sobie radę. Na dobrą sprawę wystarczyłby mu nawet szpikulec do lodu z barku, mógłby zrobić z niego wspaniały użytek. Nigdy nie sprezentował nikomu lobotomii, był szalenie ciekaw, jaki niosłaby za sobą efekt…
    Odetchnął głęboko, odsuwając od siebie myśli, które gnały coraz dalej w rejony, w które nie powinny się teraz zapuszczać. Nie, kiedy za drzwiami byli pracownicy, bo w domu by się nie powstrzymał.
    — Kto pozwolił ci wejść do tej firmy? I kto dał prawo do robienia dookoła syfu? Jaki masz, kurwa, ze sobą problem? — Mówił dalej, robiąc kilka bezszelestnych kroków do przodu. Był wściekły. — Masz chociaż nikłe pojęcie, z kim właśnie zadarłaś?

    będziedym

    OdpowiedzUsuń
  11. Wykrzywił usta w grymasie, bo nie przywykł do tego, że ktoś nie truchleje na sam dźwięk jego głosu. Jakby tego było mało, ona mu odpyskowała. Odpyskowała, do cholery! Co to w ogóle za laska, skąd się wzięła, do chuja?! Nie dość, że już wcześniej wparowała tutaj jak do siebie, to jeszcze teraz podnosiła mu ciśnienie! I znowu zachowywała się, jakby była u siebie, podczas gdy cały pierdolony biurowiec należał do Cilliana! Wszyscy zachowywali się pod jego dyktando, bo mieli jako takie pojęcie, w co by się wpakowali, gdyby tak nie było, a tymczasem ona nic sobie nie robiła z jego mocy sprawczej. Jeśli miałaby pojęcia, jak łatwo byłoby ją zabić, a potem pozbyć się w taki sposób, że wszyscy zapomną o jej istnieniu, z pewnością śpiewałaby inaczej.
    — Sram na kolejność — wycedził wściekły. Odruchowo wyprostował się, gdy i ona to zrobiła i uniósł brew. Naprawdę zamierzała to zrobić? Naprawdę chciała odpowiedzieć na jego pytania, zamiast podkulić pod siebie ogon i uciekać do dziury, z której wypełzła? Pomijając malutki szczególik, że na pewno nie podpisał świstka dla jej firmy, bo zwyczajnie się takimi rzeczami nie zajmował, więc ewidentnie kłamała, czym jeszcze bardziej go rozjuszyła…
    Zbliżył się jeszcze. Zatrzymał się dopiero, gdy czubki jego nieprzyzwoicie drogich butów zetknęły się z jej butami i oparł dłoń na drzwiach obok jej głowy. Nie umknął mu ten ruch, jakby była gotowa w każdej chwili się bronić. Znał ten gest, widywał go zawsze, gdy się na kimś wyżywał. Wątpił, że ta laska lubuje się w takich rozrywkach jak on, więc wnioskował, że musiała być bita. Kiedyś? A może wciąż jest? W sumie się nie dziwił. Jeśli zawsze grała taką twardą… Ręka aż świerzbiła, żeby ją ukarać. Nie był damskim bokserem, co to to nie. Najpierw musiałaby wyrazić na to wyraźną zgodę, ale to i tak była kusząca perspektywa.
    Zaraz, co? Jakim cudem przeszedł do tego? Może dlatego, że widział w jej oczach strach, a strach cholernie go nakręcał.
    — I uważasz, że to daje ci prawo wpadać tu jak do siebie i robić syf — wycedził, zaciskając dłoń, której nie opierał na drzwiach, w pięść. Zrobił to tak mocno, że aż zabolały go kostki. — Ważne. Wiesz, czyje nazwisko jest w nazwie tej firmy? Moje. Cały budynek i wszystko co się w nim znajduje należy do mnie. Łącznie z tymi twoimi kwiatkami i mało mnie interesuje, co sobie myślisz na ten temat — powiedział, siląc się na spokój, choć w jego stalowych oczach szalała prawdziwa burza. Był wściekły. Nieco spokojniejszy, gdyż od zasyfionego hallu oddzielały ich burgundowe rolety, teraz opuszczone, ale wciąż na tyle wkurwiony, że mógłby zrobić tej kobiecie krzywdę. Na samą myśl o tym, co działo się przed budynkiem, czuł mocny puls w swoich skroniach. Świetnie, przez tę babę nabawi się migreny!
    — Zrób więc nie tylko mi, ale również sobie i swoim pracownikom przysługę, Emily Robbins i zniknij stąd jak najszybciej. Bo jeśli tego nie zrobisz, zrobię wszystko, żeby ta twoja firma zniknęła z powierzchni ziemi. Mogę ci to obiecuję. A ja zawsze dotrzymuję obietnic — wymruczał cicho, zbliżając twarz do jej twarzy. Do jego nozdrzy dotarł jej zapach. Było w nim coś przyjemnego i… Cóż, znajomego. Psychologowie twierdzą, że to właśnie zapach jest w stanie obudzić najgłębiej skrywane wspomnienia. I kto wie, może gdyby nie był tak nieludzko wkurwiony, dopasowałby ten zapach i imię stojącej przed nim kobiety do dziewczynki, która zostawiła go wiele lat temu, ale tak się nie stało. Wciąż wpatrywał się w nią z wściekłością, czekając, aż podkuli pod siebie ogon i po prostu zniknie. Albo sprowokuje go na tyle, żeby mógł ją zabić, zobaczymy, co nastąpi pierwsze.

    MrocznyKsiążęWkurwu

    OdpowiedzUsuń
  12. [Po prostu Vin ma usta stworzone do całowania, przynajmniej tyle dobrego dostał od losu, bo z charakteru to przemocowa szuja, więc jakoś plusy i minusy chyba się równoważą ♥ A tak na poważnie to Emily aż za dobrze pasuje do obiektu westchnień Vina, bo ma wszystko, czym mógłby się zachwycić. Różnica wieku między nimi pasuje idealnie i tak czytając kartę Emily aż nie mogę się powstrzymać przed tym, żeby zatrudnić Vincenta w jej firmie, co powiesz na to? :D
    I dziękuję za powitanie ♥]

    Vin Cole

    OdpowiedzUsuń
  13. [W KOŃCU po tylu latach razem w blogosferze [i Onecie w sumie też, bo stamtąd Cię pamiętam] udało nam się zaliczyć wątek xD Jestem za przesunięciem ich relacji w czasie już po spotkaniu, rozmowie kwalifikacyjnej i tak dalej, bo Vin raczej z początku nie chciałby zwracać na siebie uwagi, wystarczyłoby mu samo obserwowanie Emily i uczenie się jej nawyków. Jedyne na czym mi zależy to żeby nie wiedziała o jego ojcu [w sumie nie mogłaby, bo noszą inne nazwiska], ani o tym, że w gruncie rzeczy Vin nie jest studentem pragnącym dorobić, jak to przedstawiał na wstępie :D]

    Vin Cole

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Dzień dobry! Dziękuję za powitanie mojego pana <3
    Fakt popularność i bycie idolem to nie jest łatwy kawałek chleba i z pewnością może przynosić po równo radości jak i chęci rzucenia tego w diabły. Hyunjin to uparciuch i choć nie ze wszystkim sobie radzi tak jak powinien to stara się głównie dla swoich fanów, bo ostatecznie kocha to co robi :D
    Zawitałam tutaj, ale każda z twoich postaci jest bardzo ciekawa i tak różna od poprzedniej. Jednak Emily ujęła mnie swoim zdjęciem i tekstem, jest taka niejednoznaczna. Ciekawią mnie również te wydarzenia z jej życia, które tak na nią wpłynęły. Trzymamy za nią kciuki i chętnie skusimy się na wątek, choć raczej musimy postawić na burzę mózgów, bo nic konkretnego do głowy mi nie przychodzi... ]

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  15. [Dziękuję za powitanie I miłe słowa. Zarina nie da się ploteczkom, bo twardziej z niej potworny i pęka tylko w towarzystwie lustra i szampana ;)
    Jeśli masz chęć na wątek, zapraszam serdecznie. Hotel z pewnością zużywa duuużo kwiatów, zwłaszcza przy okazji organizacji większych bankietów na cześć Hayatów. Dziewczyny z pewnością od jakiegoś czasu ze sobą współpracują, a więc mogą i za sobą trochę przepadać;)]

    Zarina

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Musiałam wygooglować co to są zamiokulkasy... człowiek całe życie się uczy xD
    Myślę, że możemy nawet połączyć te pomysły, na przykład może wpadnie pod koła jego limuzyny, która niegroźnie ją potrąci, a później okaże się, że ma przyozdabiać halę na jego koncert? Mogą nawet po koncercie utknąć w windzie za co Emily może śmiało przeklinać go, że ściąga na nią pecha xD
    A Hyunjin z pewnością do końca życia zapamięta co to są zamiokulkasy, które pewnie będzie chciał jej odkupić jeśli trafią pod samochodowe koła ;D ]

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Szczerze mówiąc to w moim gmailu często zdarza mi się pogubić i odkopuję wiadomości sprzed kilku miesięcy, więc wstyd o tym pisać. Noale świetnie, że udało nam się spiknąć :D]

    Vincent potrzebował mocnych wrażeń, właściwie był od nich uzależniony i gdy w jego życiu pojawiała się znienawidzona stagnacja, szybko szukał czegoś, co zakłóciłoby spokój. Wchodził w kontakty z podejrzanymi osobami, robił rzeczy, z których żadna normalna osoba nie byłaby dumna, a czasami dla rozrywki pakował się w poważne kłopoty tylko po to, aby zobaczyć, czy potrafi się z nich wyciągnąć o własnych siłach. Dupochron w postaci ojca-senatora dawał mu poczucie pewnej nietykalności, jednak nie ułatwiał wszystkiego. Najlepiej odnajdował się w chaosie — to chaos zmuszał go do niekonwencjonalnego myślenia, do ciągłego kombinowania i przesuwania granicy moralności coraz dalej, aż wreszcie wpakował się w kłopoty, które odrobinę utemperowały jego zachowanie. Miał dwadzieścia dwa lata i jak na ironię studiował prawo; kierunek wybrał przypadkowo, ale była to dobra decyzja, która miała zaowocować w przyszłości. Łatwo przychodziło mu przyswojenie materiału, był również dostatecznie erudycyjny i charyzmatyczny, żeby brać czynny udział w klubie dyskusyjnym, a przy tym umiał stwarzać pozory podobające się innym. Profesorowie uważali go za jednego z najlepiej zapowiadających się prawników, nic nie stało na przeszkodzie, aby w przyszłości Vin osiągnął pełen sukces.
    Mimo komplementów przyjemnie łechtających ego oraz umiejętności zapewnienia sobie rozrywki, w żadnym razie nie był spełniony. Brakowało mu czegoś, co nadałoby sens jego egzystencji, aż wreszcie poczuł się zwyczajnie zmęczony otaczającą go brzydotą; zmęczony ludźmi, który zazwyczaj go otaczali, żeby nadać sobie lepszego statusu, tymi niekończącymi się intrygami, a nawet Nowym Jorkiem. Popadł w niejaki marazm, każdy dzień był do siebie podobny i jedynym, czego pilnował to studia. Otrzeźwienie nadeszło znienacka, gdy po raz pierwszy zobaczył Emily Robbins. Tamtego dnia wydawała się szczególnie zabiegana, pędziła chodnikiem, nie zwracając na nikogo uwagi, telefon przytrzymywała ramieniem przy uchu, a drugą dłonią szukała czegoś w torebce. Dla Vincenta, który z zasady nie wierzył w brednie o miłości od pierwszego wejrzenia, otworzył się zupełnie inny, nieznany dotąd świat. Za sprawą tego krótkiego, przelotnego spotkania, o którym Emily raczej nie pamiętała. Podążył za nią w bezpiecznym dystansie, jakby zahipnotyzowany jej widokiem i bijącą od niej aurą; dzięki temu dowiedział się, gdzie pracowała, co ułatwiło mu dalsze poszukiwania. Wyglądało na to, że stworzyła Bloomme samodzielnie od podstaw, nie korzystając z żadnego wsparcia ze strony rodziny, bo tam, gdzie przeważnie znajdował informacje o bliskich, miejsce było puste. Ten brak konkretnych wiadomości pobudził jego ciekawość. Stanowiła dla niego zagadkę i jak zawsze w takiej sytuacji Vin odczuwał swego rodzaju przemożną potrzebę dowiedzenia się absolutnie wszystkiego o Emily. Chciał poznać każdy skrywany przez nią sekret, każdą niewypowiedzianą myśl i ostatecznie sprawić, żeby była szczęśliwa, bo nie było nic piękniejszego od uśmiechu rozświetlającego jej cudowną twarz.
    Musiał znaleźć się blisko niej, a najprostszym ku temu sposobem wydawało się zatrudnienie w Bloomme. Kłamiąc w żywe oczy, Vin dostał pierwszą w życiu pracę na pół etatu i jedynym prawdziwym faktem, który podał w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej to kierunek swoich studiów, cała reszta odbiegała od rzeczywistości, lecz to nie miało dla niego znaczenia. Jeśli tylko chciał, potrafił być bardzo przekonujący. Emily kochała kwiaty, opiekując się nimi troskliwie przez większą część dnia, więc i on postanowił je pokochać. W bibliotece nabył kilka książek o tej tematyce, czytając je uważnie pomiędzy zajęciami, oprócz tego regularnie odwiedzał blogi poświęcone ogrodnictwu i nabywał doświadczenie pod okiem innych pracowników Bloomme.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na całkowitego laika radził sobie chyba całkiem dobrze, bo wszystko wskazywało na to, że przejdzie pomyślnie okres próbny. Dzięki temu mógł lepiej poznać Emily, utrwalić sobie w pamięci rutynę jej dnia, poznać nawyki, które czasami nie do końca świadomie czyniła, ale które były dla Vina urocze, ponieważ wynikały ze spontaniczności i wielkiego serca. Przez to wszystko kochał ją jeszcze bardziej, bo w jego umyśle Emily Robbins nie miała żadnych wad, była chodzącą doskonałością z tym swoim łagodnym, szczerym uśmiechem — ten widok rozjaśniał nawet najgorszy dzień i sprawiał, że tracił dla niej głowę coraz bardziej.
      W magazynie Vincent pojawił się po dwutygodniowej przerwie; miał za sobą kilka morderczych egzaminów i nie było szans na pojawienie się w pracy, jednak Emily wykazała się wyrozumiałością, życząc mu powodzenia i karząc się nie przejmować nieobecnością. Ale on o niej nie zapominał, starając się trzymać rękę na pulsie. Wydawało mu się, że każdy dzień spędzony z daleka od blondynki dłużył się w nieskończoność, tracąc równocześnie sens. Gdy z jego życia zniknął ten promyk radości, który w niego wnosiła Emily samą swoją obecnością, Vin po raz kolejny stanął naprzeciw bezgranicznej nudzie. Dlatego powrót do Bloomme naprawdę szczerze go cieszył.
      Przenosił właśnie skrzynki z dopiero przywiezionymi sadzonkami, pamiętając doskonale o tym, że trzeba je w miarę szybko umieścić pod specjalnymi lampami, gdy zorientował się, że nie jest sam. Z pewnym wahaniem odłożył skrzynkę na podłogę, zaraz potem ściągając ochronne rękawice, które wcisnął do tylnej kieszeni znoszonych jeansów. Płacz nie zwiastował niczego dobrego i Vincent był gotowy chyba na wszystko, ale nie na widok zrozpaczonej Emily ocierającej raz po raz mokre od łez policzki. Coś się w nim łamało kiedy dostrzegał jej ramiona podrygujące w szlochu.
      — Emily? Co się stało? — spytał zaskoczony, zastanawiając się, co doprowadziło ją do stanu, który był całkowitym przeciwieństwem tego, do czego przywyknął. Zawsze widywał kobietę w doskonałym humorze z szerokim, słodkim uśmiechem na ustach i nawet przy najbardziej wybrednych klientach nie traciła ona pogody ducha.

      Vin ♥

      Usuń
  19. Wyjazd do Stanów na kilka miesięcy napawał go po równo ekscytacją jak i pewnymi obawami. Pierwszy raz wyjeżdżał sam na tak długo i tak na prawdę w każdym momencie odczuwał nieobecność pozostałych członków zespołu i całego teamu, który towarzyszył im od lata. Teraz miał koło siebie jedynie znajomych ochroniarzy i menadżera, to jednak nie było to samo. Mimo wszystko każdy z nich zaczynał pracować nad solowymi kawałkami w przerwie od wspólnego koncertowania. Cieszył się choć starał się podejść do zadania na chłodno, profesjonalnie. To była dla niego szansa, by zaistnieć na scenie jako on.
    Odkąd przyleciał czas wypełniały mu treningi nad nowymi choreografiami, pobyty w studiu nagrań i spotkania, by jak to określał jego menadżer, pokazać się wśród ludzi. Hyunjin nigdy nie przepadał za tym ostatnim elementem bycia kimś rozpoznawalnym Zdecydowanie od pojawiania się na ściankach i tych wszystkich bankietach, wolał zaszyć się w wygłuszonym studio i pracować nad kolejnymi ścieżkami dźwiękowymi, pochylać się nad kartką papieru i pracować nad następnymi wersami.
    Nie miał zbyt wielu okazji, by od tak poznać sobie Nowy Jork niczym turysta. Miasto oglądał głównie zza przyciemnianych szyb samochodu lub z okna apartamentu, który zajmował w hotelu na ten czas.
    Wracał z kolejnego treningu. Leniwie spoglądał na wyświetlacz telefonu. Kącik jego ust nieco drgnął widząc wiadomości na wspólnej grupie, którą założyli z chłopakami kilka lat wstecz. Odpisywał, gdy nagle poczuł gwałtowne szarpnięcie. Pas wbił mu się boleśnie w klatkę piersiową, gdy samochód zahamował i niespodziewanie zatrzymał się. Hyunjin nieco zdezorientowany sięgnął palcami do odpięcia i uwolnił się z pasa. Rozejrzał się wokół, aż jego pytające spojrzenie zatrzymało się na kierowcy pojazdu.
    — Coś się stało? — zapytał nieco zaniepokojony.
    — Ta dziewczyna wzięła się tu znikąd... — mruknął kierowca na co Park wypuścił głośno powietrze z płuc. Świetnie, brakowało mu teraz skandalu o tym, że potrąca panny na pasach. Naciągnął na głowę kaptur, a na nos okulary przeciwsłoneczne po czym wyskoczył z samochodu i podszedł zdenerwowanym krokiem do przodu. Jego oczom ukazała się dziewczyna w otoczeniu rozsypanych kwiatów i pokaźnej donicy. Zastanawiał się, czy to ona nie widziała czerwonego światła przez te łodygi, czy może jego kierowca okazał się ślepy. Podszedł do niej i kucnął obok niej.
    — W porządku? — zagadnął pochylając się ku niej. — Możesz wstać? — wyciągnął ostrożnie ręce w jej stronę starając się zachować względny spokój. Już jakiś czas temu nauczył się panować nad emocjami wiedząc, że z każdej strony czaili się paparazzi, a przecież niekoniecznie dobrze, by to wyglądało, gdyby idol tak wielu dzieciaków wydzierał się na kogoś kogo rozjechał. Dla firmy i kampanii reklamowej lepiej było jeśli prezentowali się jako serdeczni młodzi ludzie, którzy chcą wnieść do świata jak najwięcej dobra i inne tego typu bzdury. Dlatego też pomimo złości rozlewającej się po wnętrzu, jego głos był gładki i opanowany, odznaczając się tylko odrobinę innym akcentem.
    — Zawieziemy cię do lekarza. — postanowił stanowczo szybko zgarniając z jezdni kwiaty, które widocznie były dla niej w tej chwili najważniejsze.

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  20. Uniósł nieco brwi, gdy zaczęła rzucać słowa na temat roślin, które jemu kompletnie nic nie mówiły. Zastanawiał się, czy może to jego angielski zawiódł, czy rzuciła jakąś dziwaczną nazwę własną. Zrozumiał tyle, że coś było delikatne i wrażliwe. Zagryzł policzek od środka, bo choć cała ta sytuacja była bezapelacyjnie poważna, jej przejęcie roślinkami było całkiem zabawne.
    — W takim razie przynajmniej Panią odwiozę i pokryje ewentualne straty. — odparł nie biorąc pod uwagę odmowy. Zwłaszcza, że zdawała się być potłuczona nieco bardziej niż wskazywał jej entuzjazm i zapał do dalszego bieg. Do tego wyglądała na nieco skołowana, a w tej sytuacji głupio byłoby zrzucać to na to, że mogła go rozpoznać i się speszyć. Zresztą nawet jeśli mógł to w jakikolwiek sposób wykorzystać, by zamieść całą sprawę pod dywan, wolał się odwdzięczyć nawet w tak zwyczajny sposób jak podwiezienie jej w dowolne miejsce w mieście.
    Gdy zaczęła zasłaniać się nieco przed wścibskimi gapiami, Hyunjin zerknął krótko przez ramię w stronę machających do niego fanów, którzy wymachiwali na prawo i lewo swoimi telefonami, by uchwycić go na zdjęciach. Miał ochotę wywrócić oczami, ale powstrzymał się i przesunął na tyle by jego plecy były w centrum zainteresowania, a nie twarz dziewczyny, która mogła nie być przyzwyczajona do paparazzich śledzących każdy najmniejszy z jej ruchów. W takich przyziemnych sytuacjach jak ta sam miał tego po dziurki w nosie, gdy musiał walczyć z ludzkimi odruchami jednocześnie przywdziewając najlepszy uśmiech za każdym razem, gdy krzyżował wzrok z obiektywem. Jednak pomimo potencjalnego zirytowania obecnością czujnych obserwatorów, potrafił zignorować ich na tyle, by nie przejmować się obecnością osób trzecich.
    Uniósł nieco brwi, gdy niespodziewanie wyrwała mu donicę z rąk.
    — To nie problem. — zaznaczył jakby to mogło ją przekonać do jego pomysłu, bo pewnie każdy chciał udać się na przejażdżkę ze swoim oprawcom. — I będzie szybciej niż kuśtykanie na obolałej nodze z wielką donicą pod pachą. — dodał uśmiechając się tym razem szczerze. — Będę czuł się lepiej sam ze sobą jeśli będę mógł zrobić chociaż tyle. — wytłumaczył się ze swojego uporu. Nim zdążyła zaprzeczyć i najzwyczajniej w świecie się ulotnić, stanął koło samochodu otwierając jej tylne drzwi. Skinął lekko głową na zachętę.
    Hyunjin może i niekiedy dawał się ponieść pewnej arogancji, która od zawsze w nim była i nieco zachłysnąć się sławą i wszystkim tym co ze sobą niosła, tak nie był szczególnie paskudny, choć równie dobrze mógł nie być obiektywny w tej sprawie. Dlatego też przejął się tym, że jego nierozgarnięty kierowca mógł zrobić dziewczynie krzywdę i wolał się upewnić, że odstawi ją w jednym kawałku tam gdzie trzeba.

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  21. Dwudziestego czwartego marca na całym świecie, nie tylko w najbardziej bliskiej mu części Nowego Jorku, jaką był, Manhattan ludzie świętowali wiele ważnych wydarzeń — kolejne urodziny, rocznice ślubów czy związków, zakup nowego mieszkania lub samochodu, wyjścia z nałogów czy chociażby premierę serialu “Soy Georgina” o partnerce Cristiano Ronaldo, o czym z rana poinformowało go kolejne powiadomienia z Netflixa. On dzisiaj nie miał urodzin, nie obchodził kolejnego roku małżeństwa, nie zamienił stumetrowego apartamentowca na inne równie wielkie lokum czy nie zdecydował się na zmianę pojazdu i tak częściej stojącego w garażu, a jego uzależnienie od alkoholu było na tyle małe, że bez obaw mógł kontynuować swoje co weekendowe wypicie kilku drinków.
    Dwudziesty czwarty dzień był dla niego dniem rozwodu z trzydziestoletnią Angeliną Salzer, którą świat do niedawna znał wyłącznie z wrodzonego talentu i przeszywającego na wskroś głosu używanego w romantycznych balladach. Uchodzili za małżeństwo godne przykładu dla innych związków; pozowali na ściankach, stojąc na czerwonych dywanach, a Bastian towarzyszył jej za każdym razem, podziwiając żonę z pierwszych rzędów, gdy odbierała znaczące nagrody przyznawane przez jury czy wiernych fanów. Dzisiaj niczego jej nie pogratuluje, nie przytuli, nie ucałuje w skroń, obejmując w talii i nie uśmiechnie się w kierunku żadnego z fotoreporterów, by znowu widzieć swoją twarz na którejś gazecie. Równo o czternastej po słowach wygłoszonych przez starszą sędzinę został byłym mężem kobiety, która nie poszła w ślady koleżanek, by wymienić Salzera na młodszy, lepszy model, gdyż patrząc na nowe upodobanie, okazało się, iż ma słabość do staroci. Wyszedłszy z sali po tym, kiedy usłyszał, iż należą mu się comiesięczne alimenty, spojrzał na twarz Marka Millera. To on skutecznie odebrał mu wysoką, smukłą kobietę o czarnych włosach, serdecznym uśmiechu i takiej energii, że Bastianowi ciężko było nudzić się przy takim ogniu, jakim była dla niego Angelina. Omal nie zwymiotował, wyobrażając sobie młodą kobietę ze starszym o czterdzieści sześć lat mężczyzną zajętych igraszkami i mimo widoku ich razem w małżeńskim łóżku Salzerów, współczuł kobiecie tego, iż wkrótce zacznie odczuwać brak bliskości w takiej ilości, jaką jej gwarantował. Trzeba było przyznać, że kochał uprawiać seks i nigdy nie zawiódł żadnej ze swoich partnerek, więc wciąż zastanawiał się, gdzie ma swoją piętę achillesową, która go rujnuje poprzez nieszczęśliwe zakończenia obu małżeństw? 
    Poprawiwszy marynarkę od granatowego garnituru w widoczną kratę, wykupił kawę z mlekiem, znęcając się poprzez kopnięcie na niewinnym niczemu automacie. Straciwszy monetę, nie otrzymując przy tym ulubionego napoju, wyszedł z sądu, wyprzedzając na stromych schodach Angelinę z Markiem, który trzymając się poręczy, schodził tak wolno, iż Bastian miał ochotę krzyknąć, że tak samo długo kobieta będzie czekać na orgazm podczas wspólnych zabaw w łóżku. Wściekły na cały świat i wszystkich szczęśliwych ludzi, wyszedł stamtąd, nie chcąc pamiętać żadnych szczegółów. Opiętego tyłka w czerwonej sukience u trzydziestolatki. Dużych, naturalnych piersi z widocznym pieprzykiem na prawej, które całował, ssał i gryzł przez osiem lat namiętnego związku. Nie zamierzał wspominać także wizerunku sędziny i ludzi z ławy przysięgłych, a także tego, z jaką prędkością przesuwały się palce z różowymi paznokciami młodej protokolantki. Wymaże ze swojej pamięci każdy najdrobniejszy element i zacznie żyć tak, jak ograniczać go mogło tylko małżeństwo. 
    Po zwariowanym weekendzie potrzebował kilku następnych dni do tego, żeby dojść do porządku dziennego i pokazać się swoim pracownikom, nie strasząc ich zmęczonym spojrzeniem i widocznym upojeniem alkoholowym. Po olbrzymiej porcji wody z cytryną i dwóch połkniętych tabletkach przeciwbólowych wszedł do firmy florystycznej, słysząc, jak ich stała klientka rezygnuje ze zlecenia, świadomie podając przy tym nazwę “Bloomme” położonej naprzeciwko rodzinnej perełki Salzerów. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pani Joanne, naprawdę chce nas Pani wymienić na konkurencję? Czy kiedykolwiek nie sprostaliśmy któremuś zadaniu? Współpracujemy razem siedemnaście lat, mogę zaproponować zniżkę i ten piękny bukiet, który właśnie kończy wykonywać jedna z moich pracownic. Proszę nas nie porzucać. 
      — Firma pani Emily ma lepszą wizję na otwarcie naszego nowego hotelu, więc rozstańmy się w zgodzie i niech każde z nas pójdzie w inną stronę. Dziękuję za wszystko, proszę pozdrowić dziadków, panie Bastianie. 
      Chwilę po jej wyjściu, ryknął zdenerwowany, sprawiając, iż najmłodsza z zatrudnionych kobiet wypuściła z rąk wysoki wazon. Nie mógł tak tego zostawić, bo Joanne dwa tygodnie temu niemal śpiewała z wdzięczności, widząc projekt stworzony od "a do z" pod jej wszystkie wymagania. Nikt nie będzie mu odbierał stałych klientów, szczególnie Robbinsowa, dlatego przebrnąwszy na drugą stronę ulicy, wtargnął do środka, przyciągając wzrok jej pracowników. 
      — Jest wasza szefowa? Proszę przekazać, że przyszedł Bastian Salzer i nie wyjdzie stąd, dopóki ze mną nie porozmawia. Nie ma nic gorszego od kradzieży klientów, pani Robbins! — krzyknął, aby wyraźnie pokazać kobiecie, że to spotkanie do miłych należeć nie będzie. 
      Oparty o drzwi wejściowe, zablokował tym samym możliwość wejścia ludziom, zachęconych czy to szyldem, czy wiosenną odsłoną wystawy i przypominał w tej chwili kogoś na wzór niebezpiecznego przestępcy, który nie ma ograniczenia we wzięciu grupy zakładników.

      Bastian Salzer (♥)

      Usuń
  22. Chciał się w ten sposób zrewanżować, tak po prostu w zamian za narobienie dziewczynie kłopotu. To była jedna strona medalu, bo z drugiej strony musiał się przejmować dobrym piarem i dbaniem o wizerunek, który mimo wieloletniego budowania, łatwo było można zniszczyć. Gdyby zostawił ją samą sobie na środku jezdni podejrzewał, że bardzo szybko w internecie pojawiłby się niewybredne komentarze na temat jego zachownia. Fani mieli wykreowane wyobrażenie na temat swoich idoli, którzy prawdziwymi osobami stawali się dopiero za zamkniętymi drzwiami, gdzie nie dosięgają ich kamery i obiektywy aparatów. Hyunjin również wielokrotnie podejmował tą grę, to była część jego pracy. Jedynie w domu i na scenie pokazywał prawdziwego siebie, w swoich tekstach przekazywał uczucia i emocje, które się w nim kłębią. Na scenie wielkokrotnie puszczał hamulce za co nierzadko obrywał po głowie spędzając popołudnia na dywaniku kręcoącego nosem menadżera. To jednak nie wpływało na odczuwaną podczas wystepów beztroskę. Dlatego tak bardzo to lubił, obojętnie ile wysiłku go to kosztowało.
    — Podejrzewam, że to ja narobię ci więcej kłopotu, mimo wszystko. — odaprł zerkajac przez okno, gdy tłumek fanów powoli znikał za zakrętem. Plotki były niczym paskudna zaraza, która rozprzestrzeniała się niekontrolowanie w błyskawicznym tempie. Z tej sytuacji mogło powstać ich setki i to w różnych waracjach. Ile ludzi tyle pomysłów. Mogli zostać nieformalnymi kochankami, dziewczyna mogła stać się psychofanką, która specjalnie rzuciła się mu pod koła, mogli go posądzić o prowadzenie pod wpływem, o jakiś wymyślny motyw, który nim kierował, gdy ją potrącił... dlatego też zazwyczaj starał się nie wchodzić na portale i storny fanowskie, by nie czytać tych wszystkich głupot i niepotrzebnie zawracać sobie nimi głowy. Bo chociaż był przyzwyczajony, że sława wiąże się z byciem uwielbianym i nienawidzonym po równo, na niekótre przytyki nie potrafił pozostać obojętny. Niekiedy przez to miał ochotę rzucić tę robotę w cholerę jednak o fanów było trzeba dbać niezależnie jak bardzo dziecinni, czy żenujący byli w swoich zachowaniach, niedorzeczni w snuciu wspólnej przyszłości, bo możliwość manipulacji taką masą przyjemnie łechtała jego ego.
    — Nie ma problemu. — I jemu było to na rękę, by rozstali się w mniej dwuznacznym miejscu niż hotel. Kierowca skinął głową przyjmując do wiadomości krótką informację. — A w razie gdyby coś jednak było nie tak — wyciągnął się nieco do przodu i wygrzebał karteczkę i długopis z podłokietnika umiejscowionego pomiędzy przednimi siedzeniami — to zadzwoń. — Zapisał na kartce swoje imię i numer telefonu. Widział przelotne spojrzenie kierowcy w lusterku, który dzisiejszego dnia robił również za jego ochroniarza, ale zignorował to. Miał świadomość, że nie powinine rozdawać swoich prywatnych danych na prawo i lewo przypadkowym ludziom, przez wzgląd na bezpieczeństwo i kontrakt, ale uznał to za sytuację odbiegającą od reguły, w której mógł złamać kilka zasad. — W reanimacji kwiatów nie pomogę, ale może przydam siędo czegoś innego. — dodał.
    — Park Hyunjin, tak w ogóle. — Przecież niekoniecznie musiała go kojarzyć, to że zespół miał wielu fanów nie oznaczało, że każdy człowiek na świecie jest w stanie ich rozpoznać. Aż tak próżny nie był. Posłał jej lekki uśmiech, gdy podawał jej małą karteczkę.

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  23. [Pomyślałam, że mogłyby się dziewczyny spotkać na lunch, żeby omówić jakieś większe zamówienie. Przy okazji trochę by pogadały o tym i tamtym i Zarina mogłaby zechcieć zabrać ją na jakąś imprezę w weekend, żeby "poznała kilka osób" ;)]

    Zarina

    OdpowiedzUsuń
  24. [Dziękuję pięknie za powitanie.
    Idealnie trafiłaś i podsumowałaś Olivera; szybko i łatwo nie zapomina :D
    Chociaż wydaje mi się, że Emily doświadczyła rzeczy naprawdę dużo gorszych niż złamane serce, dojrzała i wyciągnęła odpowiednie lekcje, wzór.
    Z zaproszenia na wątek bardzo chętnie skorzystam, czuję że mogłaby się zawiązać między nimi nić porozumienia, Emily mogłaby mu otworzyć oczy na wiele kwestii. Szczerze to nawet myślałam o głębokiej i emocjonalnej spowiedzi na Tinderze - dwójki totalnie obcych sobie osób, które po wieczornym kieliszku (lub dwóch) tracą przede wszystkim hamulce do zwierzenia się komuś totalnie obcemu ze wszystkiego.
    Tylko właściwie to nie wiem, czy tego typu forma by do Ciebie przemówiła, czy ten Tinder pasuje do Emily i generalnie, czy to by było ok? Czy myśleć dalej? x]

    Oliver Larsen

    OdpowiedzUsuń
  25. Vincent miał łatwy start w życiu — wystarczyło, że jego matka przespała się z bogatym, wpływowym człowiekiem, zapominając o zabezpieczeniu. W ten sposób ustawiła nie tylko siebie, ale też noszonego pod sercem syna, który stanowił niejako kartę przetargową w rozgrywkach z Gerardem, któremu zależało przede wszystkim na ukrywaniu istnienia nieślubnego potomka przed opinią publiczną. Przez większość dzieciństwa wychowywała go babka — surowa i pragmatyczna kobieta o niezachwianej wierze, uważająca, że potrzebował twardej ręki, aby wyjść na ludzi, mając uprzednio styczność z kiepskimi wzorcami. Kto wie, może już wtedy zdawała sobie sprawę, iż niewinny wygląd wnuka ma niewiele wspólnego z jego prawdziwą naturą i przede wszystkim beznamiętnym spojrzeniem, zbyt poważnym i nieprzystającym do małego dziecka. Tak, jeśli istniała kiedykolwiek osoba będąca najbliżej odkrycia, kim w istocie jest Vin, była nią babka, do której prawda doszła z pełną mocą, gdy konała u podnóża schodów na jego oczach.
    Nigdy nie musiał przejmować się aspektem finansowym. Gdy nie mógł liczyć na matkę, bo ta postanowiła znowu zniknąć, opiekował się nim szereg mniej lub bardziej zaangażowanych pracownic mających doświadczenie w pracy z dziećmi. Dostawał regularne posiłki, wychodził na spacery i miał wiele czasu dla siebie, ale jednocześnie z każdym kolejnym dniem stawał się najbardziej samotnym dzieciakiem na świecie. Samotność urosła do rozmiarów przepaści w momencie założenia przez Ninę rodziny, w której zgodnie z wolą świeżo poślubionego męża, nie było dla niego miejsca; został odesłany do szkoły z internatem, najpierw jednej, a potem kolejnej i kolejnej. Wakacje spędzał na obozach dla chłopców, natomiast w trakcie przerw świątecznych pozostawał w szkole, świętując z personelem. Nie brakowało mu w swoim życiu obecności ojca i matki, może dlatego, że podobnie jak niewidomy nie tęskni za widokiem piękna przyrody, tak Vin nie tęsknił za bliskością, której zwyczajnie nie znał.
    Emily nieświadomie miała to zmienić samym swoim istnieniem. Pierwszy raz to on zamierzał zabiegać o względy dziewczyny, a nie odwrotnie. Choć nazwanie Emily dziewczyną wydawało się nie do końca sprawiedliwe — była dojrzałą, seksowną kobietą, która mimo wszystko miała w sobie delikatność nastolatki, ale twardo stąpała po ziemi, roztrzaskując pozory w pył. Musiała to robić, ponieważ prowadzenie własnego biznesu w obecnych czasach było ciągłą walką i wymagało poświęceń, na które ona chętnie przystawała, spędzając w Bloomme większość dnia. Dzięki temu mógł ją obserwować, przyswajając stopniowo coraz więcej informacji o tym, jak wyglądała jej codzienność. Starał się nie wychylać, aby nie nabrała podejrzeń, że coś tu jest nie w porządku, a jego zainteresowanie wykracza poza zwykłe szczeniackie zauroczenie, chociaż czasami walczył z przemożną potrzebą skrócenia między nimi dystansu. Teraz. Natychmiast.
    Kiedy zastał ją w magazynie płaczącą, czuł, że los daje mu wreszcie szansę, aby Emily zobaczyła w nim kogoś więcej niż zwykłego pracownika. Nie znał co prawda powodu tej rozpaczy i poczuł wkurwienie, że coś mu umknęło podczas tych dwóch tygodni morderczych egzaminów na uczelni, ale w ogólnym rozrachunku zamierzał przekuć to w sukces na linii ich relacji.
    — Chyba nie płacze się bez powodu — zaczął, posyłając Emily swój najłagodniejszy uśmiech. Podobno tacy jak on nie byli zdolni do okazywania empatii, lecz Vin od zawsze wymykał się schematom. Dla niej naprawdę się starał. Ściągnął ochronne rękawiczki, wsuwając je do tylnej kieszeni spranych jeansów i przyglądając, jak blondyna znika za regałem, najpewniej próbując doprowadzić się do porządku. Było coś uroczego w tym, że smutek pragnęła przeżywać w samotności z daleka od ciekawskich spojrzeń i stosu pytań, z którymi miałaby się mierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie masz mnie za co przepraszać, Emily — odparł spokojnie, postanawiając zająć się przygotowaniem nowych stanowisk dla kolejnych roślin. Musiał znaleźć sobie zajęcie, aby nie czuła się przytłoczona jego obecnością i nie pomyślała, że próbuje wymóc na niej odpowiedź dla zaspokojenia swojej ciekawości. — Przepraszać powinien ten, kto doprowadził cię do łez — dodał już poważniejszym tonem, ustawiając idealną wysokość, na której powinny znajdować się lampy. Pomimo wykonywania tych czynności wzrok miał utkwiony w delikatnie przygarbionych plecach kobiety. Wyglądała, jakby chciała zapaść się w sobie. — Zostawiłbym cię samą, ale nasze nowe sadzonki raczej by mi tego nie wybaczyły — wymruczał dla rozluźnienia atmosfery, odbezpieczając pierwszą skrzynkę. Przeszły wystarczająco długą drogę, aby teraz znaleźć się pod czułą opieką.
      Podniósł wzrok na Emily. Nawet zapłakana i z resztkami tuszu osadzającymi się na dolnych rzęsach wyglądała zachwycająco, przyprawiając jego serce o mocniejsze uderzenia. Dawno nie stracił dla nikogo głowy do tego stopnia, co dla tej drobnej blondynki. Nie miała najmniejszego pojęcia, jak często w ciągu tych dwóch tygodni o niej fantazjował; czasem były to wizje ich wspólnego życia, a czasem wszystkich rzeczy, które chciałby z nią robić. Tym razem jednak nie miało to nic wspólnego z przyjemnością czerpaną z zadawania bólu. Nie mógłby jej skrzywdzić i sama myśl o tym sprawiła, że odwrócił wzrok, skupiając się na sadzonkach.
      — Przygotowywałem się na najgorsze, ale poszło zaskakująco łatwo — wzruszył lekko ramionami, nie zamierzając się przesadnie chełpić, choć był jedynym na swoim roku, który osiągnął maksymalny wynik. I to nie po raz pierwszy. — Brakowało mi Bloomme. Lubię ten spokój, ilekroć tu przychodzę i zostaję sam na sam z kwiatami. Nadal byłby ze mnie kiepski florysta, ale jest coś przyjemnego w myśli, że dzięki mnie inni będą mieli szansę podziwiać piękno — powiedział z namysłem, posyłając Emily uśmiech. Vincenta nie obchodzili ludzie, nie dbał o ich dobro, ani nastroje, bo najważniejsze było zadowolenie Emily, mówienie jej dokładnie tego, co chciałaby usłyszeć, a on potrafił zręcznie grać w tę grę.
      Jego uwadze nie umknął fakt, że gdy tylko wspomniał o kwiaciarni, oczy kobiety zaszły łzami. Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze z płuc, jakby nakazywała samej sobie opanowanie. Vin przerwał sortowanie sadzonek według wielkości, pochylając się i opierając łokciami o stół.
      — Chodzi o Bloomme?

      ♥♥♥♥♥

      Usuń
  26. [dziękuję za przywitanie Luca. Zdecydowanie jestem chętna na wątek ^^ myślę że uda się jakoś ciekawie połączyć ta dwójkę. Pomysł z wiatami jak najbardziej mi pasuje. Lux to ekskluzywny klub i piękne kwiaty zawsze się przydadzą. Szczegóły możemy omówić mailowo lub jeśli posiadasz discorda to tam. Jednak będę mogła odpisać dopiero nie wcześniej niż w poniedziałek bo mam małe urwanie głowy. Tak więc napisz do mnie na mail kama05104@gmail.com]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Pięknie dziękuję za powitanie i wszystkie komplementy! <3 Również życzę dobrej zabawy, a w razie chęci zapraszam do siebie!]

    Mer Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  28. Lucas był raczej mężczyzną, który nie przykładał zbyt wiele uwagi do przeszłości, zawsze starając skupiać się na przyszłości. Przez dość sporą część osób uważany był jako człowiek lekkoduszny, który czerpie z życia całymi garściami, co częściowo było prawdą. Ci jednak, którzy znali go bardziej z biznesowej strony wiedzieli, że jest on osoba twardo stąpającą po ziemi, która nie puszcza płazem jakichkolwiek niedociągnięć przez co dość często wzbudzał strach wśród personelu.
    Lux było jego największym dziełem o którym marzył jeszcze za czasów studenckich. Nic więc dziwnego, że poświęcał mu każdą wolną chwilę by dopracować nawet najdrobniejszy detal. Najlepsza ochrona, najlepsze alkohole z całego świata, wręcz boska obsada muzyczna składająca się z najlepszych artystów i DJ-ów a wszystko po to by każda noc w tym miejscu była niezapomnianym przeżyciem.
    -Czy ktoś mi wyjaśni co do cholery to tu robi? - mruknął ewidentnie niezadowolony z widoku jakie właśnie ujrzały jego oczy. -Roy? - spojrzał na szatyna, który ewidentnie był zmieszany. - Wytłumaczysz mi dlaczego ta cała skrzynia drogiego koniaku, który zamówiłem dwa tygodnie temu od najlepszego dostawcy we Francji, wciąż znajduje się w przejściu zamiast trafić za bar?
    -Właśnie miałem się tym zająć szefie - mężczyzna odparł stojąc niemal na baczność.
    -W takim razie na co czekasz? Ruchy! - w jego głosie można było wyczuć nutkę zniecierpliwienia gdy z lekkim uśmiechem gestem dłoni pośpieszał pracownika. Oh ile czasami musiał się nagadać by cokolwiek zostało tu zrobione poprawnie.
    Odwrócił się chcąc udać się w stronę baru gdzie zauważył kolejną niepasującą mu rzecz a mianowicie wazon w którym znajdowały się piękne lilie. Kto mógł wpaść na tak absurdalny pomysł by w jego klubie układać kompozycję właśnie z tych kwiatów? Odpowiedzi nie musiał długo szukać dostrzegając po chwili młodą kobietę stojącą obok jednego z wielu wazonów rozstawionych w całej sali.
    -A co my tu mamy - mruknął idąc nieśpiesznie w jej stronę.
    Przyglądał się jej z zaciekawieniem gdy badała poziom wilgoci w donicy. Wydawała się niezwykle drobna przez co zaczął się zastanawiać czy złamałaby się pod jego silnym dotykiem. Jej ruchy były pewne co z jakiegoś powodu zaintrygowało go.
    Gdy znalazł się tuż przy schodach i już miał odezwać się do niej, ta niespodziewanie wpadła wprost na niego mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Nagły kontakt fizyczny z tą drobną niewiastą sprawił, ze przez jego umysł przeszły bardzo niepokojące myśli, które uporczywie strarał się wyrzucić z głowy.
    -Zatrzymaj się młoda damo - jego szorstki głos podniósł się po całej sali gdy wzrok skupił na drobnej kobiecie, która chwilę temu wpadła wprost na niego. - Chyba wcześniej cię tu nie widziałem. Jesteś nowa prawda? - spytał lekko przechylając głowę. Jego wzrok dokładnie zlustrował całą jej postać a szeroki uśmiech gościł na twarzy nie zwiastująć niczego złego. -To ty ustawiłaś te paskudne kwiaty na blacie? - pytając wskazał dłonią na znajdujące się nieopodal Lilie niewinnie sterczące w wazonie. Mimo, że jego wyraz twarzy wydawał się miły i spokojny to w głosie można było wyczuć nute niezadowolenia. - Hm? Mam rację?

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  29. -Ah, więc to ty- mruknął przyglądając jej się uważnie.
    Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią z nieukrywanym zaciekawieniem. Zdecydowanie nie wyglądała jak typowa szefowa jakiejś większej firmy. Zdawała się być dość młoda jak i delikatna a mimo to nie bała się ubrudzić sobie dłoń i to dosłownie! Jej ubiór znacznie wyróżniał się na tle wszystkich tych kobiet sukcesu jakie zdążył poznać przez całe swoje życie. Zdecydowanie była inna, znacznie ciekawsza od reszty, zdecydowanie…
    -Fascynująca - odparł niespodziewanie jakby całkowicie olewając wszystko co do tej pory powiedziała. - To naprawde niesamowite, że tak wspaniała kobieta nie boi się pobrudzić sobie tych ślicznych dłoni - mówiąc to chwycił jej dłonie dokładnie przyglądając się zabrudzeniom. W jego głosie jak i spojrzeniu można było dostrzec szczera fascynację.
    Uśmiechnął się gdy ponownie przeniósł swoje spojrzenie wprost na nią niemal zapominając, że te dłonie należały właśnie do niej. To zabawne jak w takich sytuacjach potrafił nagle skupić się na rzeczach dla wielu uważanych za mało istotne. Dostrzegał każdą zmianę w jej zachowaniu, każdy najdrobniejszy gest jaki wykonywała pragnąc poznać ją lepiej. Na jego nieszczęście łączyły ich interesy a on miał zasady, których nigdy nie łamał dlatego szybko odzyskał balans przechodząc ponownie w tryb szefa luksusowego klubu.
    -Tak, kwiaty - mruknął puszczając jej dłonie a następnie opierając jedną dłoń na biodrze a drugą wymachując w kierunku wazonu. - Aria miała was poinformować, że nie życzę sobie żadnych lili w klubie - westchnął widząc zmieszanie na twarzy dziewczyny co mogło oznaczać tylko jedno… - Niech zgadnę, moja kochana siostrzyczka zapomniała was poinformować o tym ważnym szczególe czyż nie? - potarł skroń czując już nadchodzący ból głowy na samą myśl o zamówieniu sie z brunetką. - Dobra, nie ważne. Proszę jak najszybciej pozbyć się tego badziewia i na ich miejsce dać coś innego - machnął dłonią jakby ten temat przestał go już interesować. - Jeśli ma Pani jeszcze jakieś pytania możemy przejść do biura i wszystko omówić - dodał z delikatnym uśmiechem.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  30. -Niewinność i majestat - zamyślił się na moment. - To zdecydowanie do niej pasowało - mruknął poprawiając marynarkę a następnie ruszając w stronę schodów prowadzących do biura znajdującego się na piętrze. Uwielbiał to miejsce z którego okna wychodziły na główną salę dzięki czemu swobodnie mógł podziwiać swoje “dzieło” nie musząc martwić się uwagą jaką otaczali go często goście lokalu.
    -Proszę Panią jest jeszcze zamknięte - głos Nathana, jednego z nowo zatrudnionych ochroniarzy rozniósł się echem po pomieszczeniu sprawiając, że wszystkie pary oczu zwrócone były w stronę głównego wejścia.
    -Zejdź mi z drogi! Muszę się z nim widzieć natychmiast! - młoda kobieta o długich kręconych włosach w kolorze krwistej czerwieni uderzała mężczyznę starajac się wyrwać z jego uścisku. - Puszczaj mnie! - krzyczała wściekle nie chcąc dać za wygraną.
    -Carmen skarbie- Lucas uśmiechnął się szeroko po czym uniósł dłonie w powitalnym geście. - Nathan, puść proszę tę uroczą kobietę - zwrócił się w stronę ochroniarza po czym ruszył w ich stronę. - Dawno cię nie widziałem złociutka. Co cię tu sprowadza? Stęskniłaś się za mną? - zapytał mimo, że doskonale znał odpowiedź, bo kto nie tęsknił by za kimś takim jak on? Zdziwił się jednak gdy kobieta wymierzyła mu policzek a na jej twarzy widać było grymas niezadowolenia.
    -Ty podły łajdaku! - krzyczała na co Lucas zareagował delikatnym śmiechem. - Jak mogłeś to zrobić! - gdyby nie szybka reakcja mężczyzny, który złapał kobietę za nadgarstki, prawdopodobnie zostałby teraz obdarzony całą salwą pięści prosto w klatkę piersiową. - Jak mogłeś przespać się z moją siostrą! - po jej policzkach zaczęły płynąc pierwsze łzy.
    -Spokojnie malutka - mruknął przytulając do siebie kobiete puki się nie uspokoiłą. Koniuszkiem kciuka przetarł jej policzki po czym ujął delikatnie jej twarz. - Przecież mnie znasz - mruknął niezwykle uwodzicielsko - To tylko seks nic więcej - dodał z uśmiechem. - Więc nie musisz się tym martwić a jeśli chcesz możemy spotkać się u mnie po zamknięciu klubu - pogładził delikatnie jej policzek. Gdy kobieta przytaknęła dodał. - A teraz wracaj juz do siebie.
    Gestem dłoni nakazał ochroniarzowi wyprowadzić kobietę, która w tym momencie wydawała się niezwykle spokojna a nawet szczęśliwa. Lucas doskonale zdawał sobie sprawę jak działa na kobiety. Wiedział co miał powiedzieć by z totalnych furiatek zmieniły się w posłuszne kocice, które są w stanie wybaczyć mu niemal każde przewinienie. NIgdy jednak nie obiecywał im cudów na wiankach gdyż każda jego łóżkowa relacja opierała się tylko i wyłącznie na zaspokojeniu potrzeb a nie przereklamowanych uczuciach.
    -Wybacz skarbie za tą niepotrzebną scenę - uśmiechnął się nonszalancko w ten typowy dla siebie sposób gdy znalazł się tuż obok Emily. - Możemy teraz zabrać się za interesy - dodał kierując się ponownie w stronę biura. - Prosze - przystanął otwierając drzwi i przepuszczając dziewczynę jako pierwszą. - Usiądź - mruknął wskazując na wolny fotel gdy on zajął miejsce naprzeciw niej.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  31. Zdecydowanie zaskoczyła go tą bezpośredniością gdy podeszła do niego z kostkami lodu, które z niezwykłą czułością ułożyła na jego policzku. Dotyk zimna w połączeniu z jego piekącą skórą spowodowała, że syknął cicho, jednak nie poruszył się nawet o cal. Jego oczy z lekkim niedowierzaniem wpatrywały się w jej śliczną twarz gdy opuszkami palców gładziła jego twarz.
    Mimo, że wiele osób uważało go za osobę która szybko się rozprasza i raczej nie skupia szczególnie na osobach czy rzeczach, prawda była zgoła inna. Jako poważny, bądź często mniej poważny, biznesmen zawsze obserwował uważnie swoje otoczenie wychwytując najdrobniejsze zmiany czy różnice zachowań. To dzięki tej umiejętności dość często był w stanie odkryć czyjeś kłamstwa, czy wyciągnąć kilka tajemnic z rozmówcy.
    Emily z początku sprawiała wrażenie osobą, która raczej woli trzymać wszystkich na dystans. Wydawała się ostrożna w każdym geście czy słowie jakie robiła czy wypowiadała. Momentami zdawała się być nawet przerażona i zagubiona jego niecodziennym zachowaniem. Co więc skierowało ją do tak zuchwałego ruchu w jego stronę? Musiał przyznać, że zaczynało go to niezwykle intrygować.
    -Aż tak bardzo nie chcesz by ta piękna twarz została oszpecona przez opuchliznę? - zapytał a jego głos stał się niezwykle pociągający, flirciarski gdy w oczach czaiło się zaciekawienie. Dostrzegając delikatny rumieniec na jej policzkach uśmiechnął się szerzej przekonany, że gdyby zechciał mógłby mieć ją całą wyłącznie dla siebie. Problemem stanowił jednak fakt, ze łączyłą ich biznesowa strefa a on jako urodzony biznesmen nigdy nie łączył przyjemności z pracą. - Bardzo mi schlebiasz panno Robbins, ale niestety w biznesie nie ma miejsca na zabawę - dodał rozbawiony. Jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż krążyły niepokojące myśli których w żaden sposób nie umiał się pozbyć.
    Ujął jej dłoń, która wciąż znajdowała się na jego policzku i z niezwykłą wręcz delikatnością odsunął od swojej twarzy. Drugą dłonią chwycił kostki lodu, które wciąż znajdowały się między jej palcami delikatnie muskając opuszkami wewnętrzna część jej dłoni. Był to drobny i niemal nieświadomy z jego strony gest.
    –Wracajmy do interesów Panno Robbins - odchrząknął starając się w ten sposób odwrócić swoja uwagę od niepokojących myśli.

    Lukas

    OdpowiedzUsuń
  32. Był profesjonalistą w każdym calu. Wszystko czego się podejmował wykonywał z największym zaangażowaniem ja i profesjonalizmem. W swojej długiej karierze jako PR-owiec wiele razy zdarzało mu się współpracować z wieloma przepięknymi kobietami. Nawet nie był w stanie zliczyć ile wówczas kobiet próbowało przenieść ich relację z zawodowej na… cóż można by powiedzieć łóżkową. I pomimo tak wielu pokus potrafił zachować powściągliwość sprawiając, ze spotkania kończyły się tylko czysto na biznesie.
    Dzisiejsze spotkanie zdecydowanie różniło się od wszystkich jakichkolwiek doświadczył. Może wynikało to z faktu, że ubiór dziewczyny kompletnie nie wskazywał na jej status w firmie a może było to spowodowane tym co miało miejsce chwilę temu? Mimo ogromnych chęci wysłuchania uważnie wszystkiego co miała do powiedzenia, nie był w stanie skoncentrować się na słowach. Jego wzrok uważnie śledził ruch jej warg jednocześnie zastanawiając się jak mogłyby smakować, gdyby teraz postanowił ich skosztować.
    Gdy tylko zdał sobie sprawę, że jej barwa głosu ucichła, zrozumiał że skończyła mówić czekając na jego odpowiedź. Zmrużył oczy uświadamiając sobie, że jego umysł nie zarejestrował ani jednego słowa które opuściło jej usta. Ta myśl przerażała go, gdyż zdarzyło mu się to po raz pierwszy od tamtego razu, którego wolał nigdy nie pamiętać. Co się z nim do cholery działo?
    -Proszę zrobić tak jak Pani uważa - odparł starając się brzmieć pewnie, chociaż w środku czuł dziwny ucisk niepokoju. - Sferą finansową prosze się nie przejmować, pokryję wszystkie niezbędne koszty. Mam jednak dwa warunki, jeśli nasza współpraca ma się udać - oparł łokcie na masywnym biurku układając jednocześnie podbródek na splecionych dłoniach starając się w ten sposób brzmieć jak najbardziej poważnie. - Po pierwsze nie chcę widzieć już nigdy więcej żadnych cholernych lili, zrozumiano? = zrobił krótką pauzę czekając na potwierdzenie z jej strony. - Po drugie pragnę by to Pani i wyłącznie tylko Pani zajmowała się zaopatrzeniem i wystrojem całego klubu - obserwował ją, każdy najdrobniejszy ruch jej twarzy szczerze zaabsorbowany jej osobą.

    Lukas

    OdpowiedzUsuń
  33. Mężczyzna przechylił lekko głowę jakby nie do końca rozumiał o co jej chodzi. Mimo wszystko z jego twarzy nie znikał ten magiczny uśmiech, którym często oczarowywał innych. Czy odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista? Cóż chyba jednak nie do końca.
    -Oh daj spokój - prychnął. - Chyba nie masz na myśli tej ślicznej blondyneczki, którą przysłałaś w zeszłym tygodniu? - spytał z rozbawieniem w głosie. Można było powiedzieć, ze ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych gdy przyłapał ją na flircie z Royem. I do cholery naprawdę nie miałby nic do tego gdyby robili to poza godzinami pracy! Może jednak faktycznie trochę przesadził gdy zrobił z tego poważna awanturę ale do cholery interes to interes! - Jednak mówisz poważnie - mruknął widząc jej poważny wyraz twarzy. Uśmiech, który zawsze gościł na jego twarzy teraz jakby zniknął na krótka chwilę. - Ona zdecydowanie się do tego nie nadaje. - machnął ręką jakby odganiał jakąś upierdliwą muchę.- Ma paskudne wyczucie stylu a dodatkowo nawet nie potrafi spojrzeć mi w oczy nie mówiąc już o jakiejkolwiek normalnej rozmowie! - dodał lekko zirytowany, że musi tłumaczyć ten jakże oczywisty fakt. - Z tobą jest inaczej - odparł po chwili wpatrując się w nią z niezwykłą uwagą. - Obserwowałem cię dzisiaj. To z jaką pasją podchodzisz do swoich obowiązków urzekło mnie - położył swoją dłoń na klatce piersiowej jakby w ten sposób chciał podkreślić powagę swoich słów. - Masz wyczucie stylu i estetyki co definitywnie potwierdziłaś propozycjami które przesłałaś na maila. Pomijając oczywiście te cholerne badyle - przewrócił oczami. - No i oczywiscie nie boisz się nawiązać ze mną kontaktu wzrokowego - uśmiechnął się tajemniczo a w jego spojrzeniu kryło się coś tajemniczego. - Jeśli mam komuś powierzyć tak ważne zadanie, to nie może być nikt inny niż ty, Panno Robbins.
    Intrygujesz mnie Panno Robbins - pomyślał nie przestając jej obserwować.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  34. Zachowanie Emily ani trochę go nie rozzłościło, można wręcz powiedzieć, ze było to naprawdę zabawne. Była tak cholernie intrygująca, taka inna od kobiet którymi zazwyczaj się otaczał i, chociaż ciężko było mu to przyznać, podobna do niej. Ta ostatnia myśl lekko wytrąciła go z równowagi.
    -Nie zaprzeczę, że tak jest - odparł całkowicie szczerze. - Ale wbrew pozorom moi pracownicy mają mają dużo swobody w działaniach - uśmiechnął się lekko zarzucając jedną nogę na drugą.
    Niewiele osób znało prawdę o pracownikach których osobiście zatrudniał Carter. Większa część z nich nie miała łatwego życia i gdyby nie zaoferowana przez niego pomoc kto wie jak ich życie mogło się potoczyć. Jego najlepszy pracownik Roy był byłym skazańcem, który w młodości popełnił ogromny błąd za który przyszło mu płacić do końca swojego życia. Prawdopodobnie gdyby nie Luc wciąż miałby problem ze znalezieniem legalnej pracy bo kto chciałby zaufać byłemu skazańcowi?
    Natan z kolei stracił rodziców gdy sam ledwo ukończył osiemnaście lat. Wraz z siostrą, która chwilę po tych wydarzeniach zachorowała na białaczke, omal nie wylądowali na ulicy nie mówiąc już o opłaceniu leczenia i leków. By ratować ostatniego członka rodziny i zapewnić siostrze szansę na przeżycie postanowił okraść bogatego dupka, który akurat przechadzał się samotnie jedną z alejek. Chyba nie dziwne było to, ze tym dupkiem okazał się Lucas Carter, który słysząc historię niedoszłego złodzieja i być może mordercy, zaproponował mu pracę w ochronie oraz opłacił szpital w którym leczono Vanesse.
    Zdecydowanie Lucas Carter często sprawiał wrażenie dupka ale nie był złym człowiekiem. Znał wartość ludzkiego życia i niesprawiedliwość świata w jakim przyszło im żyć. Jednak jako człowiek sukcesu nie czuł potrzeby odnoszenia się tym twierdząc, że nie robi tego dla poklasku a z czystej dobroci i chęci niesienia pomocy.
    Mimo wszystko nie był święty. On również miał swoje potrzeby i wymagania jednak starał się zawsze grać w otwarte karty co miało swoje plusy i minusy. Sypiał z wieloma kobietami ba nawet zdarzyło się kilka razy przestać z mężczyzną, jednak zawsze podkreślał, że chodzi jedynie o zwykłą przyjemność a nie uczucia. Carmen również miała tego świadomość lecz czasami zachowywała sie jakby całkowicie o tym zapomniała. Mimo to był dla niej wyrozumiały jednocześnie podkreślając ze to co ich łączy to tylko fizyczna namiętność.
    -Wybacz, poniosło mnie z tymi kwiatami - odparł po chwili wracając ponownie do rzeczywistości. Usłyszeć przeprosiny lub zwykłe przyznanie się do błędu było niesamowitą rzadkością z jego strony. - Co prawda miała się tym zająć moja kochana siostrzyczka, ale nie zwalnia mnie to z odpowiedzialności za to co miało miejsce - wstał obchodząc biurko zatrzymując się dopiero przy dziewczynie. Oparł się o blat a dłonie splótł z przodu a następnie spuścił głowę tak by móc obserwować ją uważniej. - Jak pewnie się domyślasz nie znam się na kwiatach dlatego chciałbym się zdać na twoją fachową wiedzę w tym zakresie. Oh i wybacz mi moje maniery - dodał wyciągając w jej kierunku dłoń. - Jestem Lucas Carter, ale możesz zwracać się do mnie Luc. Nieczęsto zdarza mi się przechodzić z osobami z którymi pracuję na ty, ale z tobą jest jakoś inaczej. To dla mnie nowość - dodał z figlarnym uśmieszkiem.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  35. Doprawdy nigdy nie pozwalał by osoby z którymi współpracował czy też pracownicy zwracali się do niego w tak trywialny sposób. A jednak słysząc jak wymawia jego ksywę poczuł sie naprawde szcześliwy niczym małe dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Jednak ona zdecydowanie nie była zabawką a czymś znacznie cenniejszym, jednak nie był w stanie teraz dokładnie tego zdefiniować.
    Każdy dotyk z jej strony przyprawiał go o przyjemne drżenie zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy naprawdę ma problem z kontrolowaniem swoich własnych uczuć. To go przerażało ale równocześnie ekscytować co w późniejszym czasie mogło sie okazać dla nich zgubne, ale tym będzie sie martwić zdecydowanie później.
    -Oczywiście będę wyczekiwał kolejnych mail od ciebie - uśmiechnął się enigmatycznie. - Jeśli jednak chodzi o donice to poproś któregoś z chłopaków. Zapewne będą w zachwyceni, że ktoś tak uroczy jak ty poprosi ich o pomoc - zachichotał puszczając jej oczko. - Tylko staraj się z nimi nie flirtować bo poczuje się zazdrosny - zażartował chociaż sam nie był pewny czy Emi również odbierze to jako żart. Chciał jednak zobaczyć po raz kolejny ten jej słodki rumieniec na twarzy gdy wprawiał ją w zakłopotanie wiedząc, ze od dzisiaj będzie to zdecydowanie jego ulubione zajęcie.- Oh a gdybyś potrzebowała pilnie się ze mną skontaktować tutaj masz mój numer - wręczył ją małą czarną wizytówkę na awersie której widniało złote logo LUX a na rewersie dane kontaktowe Lucasa.
    Mężczyzna odprowadził kobietę do drzwi, otwierając je jak nakazywała kultura. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się jeszcze jak pełna wdzięku schodziła po schodach zastanawiając się dokąd poniesie ich ta znajomość.
    -Zdecydowanie będę musiał sie pilnować - mruknął zamykając drzwi biura a następnie podszedł do barku z którego wyciągnął karawkę whisky nalewając sobie do jednej z literatek znajdujących się obok. Wypił całą zawartość jednym duszkiem a następnie wykonał jedno szybkie połączenie.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  36. Tego dnia Lucas musiał zostać dłużej w biurze rodzinnej firmy, która zgodził się prowadzić po tym jak jego matka wylądowała w szpitalu z podejrzeniem zawału. Wówczas on i jego kilka lat młodsza siostra Aria postanowili że to właśnie Lucas ze względu na większe doświadczenie w prowadzeniu biznesu przejmie stery. Oczywiście prawdą było, że to tylko tymczasowa fucha póki Aria nie nabierze doświadczenia by móc zostać kolejną szefową firmy. Do tego czasu był zmuszony prowadzić dwa biznesy co zdecydowanie nie należało do łatwych ze względu na ogrom pracy. Wiedząc jednak, że może dzisiaj nie wyrobić się przed otwarciem Lux, postanowił zostawić wszystko w rękach Roya, który był jego prawą ręką w klubie.
    Roy był odpowiedzialnym pracownikiem, a przynajmniej starał się dawać z siebie wszystko by nie zawieść osoby, która zrobiła dla niego tak wiele. Naprawdę miał szczęście, że tamtego dnia w barze, gdy niemal stracił już jakąkolwiek nadzieję na lepszą przyszłość spotkał Lucasa Cartera, który po krótkiej rozmowie zaproponował swoją pomoc. Od tego czasu mężczyzna robi wszystko co w swojej mocy by odwdzięczyć się za szane jaka została mu podarowana nawet jeśli musiałby harować dla niego do końca swoich dni.
    -Roy gdzie jest księga wydatków? - szatynka o długich prostych włosach spiętych w niedbały kok wychyliła się zza drzwi prowadzących do biura Cartera przygryzając z ustach oprawki okularów korekcyjnych. - Luc mówił, że znajdę je w biurzę ale nigdzie ich nie ma.
    -Szef zawsze ją pod barkiem, zaglądałaś tam? - krzyknął w kierunku kobiety która tylko pokiwała głową i natychmiast skryła się ponownie w biurze.
    Roy naprawdę nie rozumiał po co szef ją tutaj przysłał skoro doskonale radzili sobie bez jej pomocy, jednak wiedział że nie ma sensu się nad tym dłużej zastanawiać gdyż umysły Pana Cartera nie sposób było ogarnąć. Tak więc skupił się ponownie na liście trackingowej z całym wykazem alkoholi, które właśnie zostały dostarczone do klubu. Zmarczył jednak brwi podliczając wszystko na małym kalkulatorku gdy wyszło, że brakuje jednej skrzynki Estońskiej wódki. Może źle policzył ilość skrzynek? Było to możliwe dlatego postanowił to sprawdzić.
    - Och prosze wybaczyć - odparł z niezręcznym uśmiechu gdy zaabsorbowany wykazem dostaw nie zauważył drobnej kobiety, która od jakiegoś czasu zajmowała się upiększaniem lokalu pięknymi kwiatami. - Nie zauważyłem Pani.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  37. -Roy - odwzajemnił uśmiech dziewczyny, która wręcz promieniała pozytywnymi emocjami. - Cóż zazwyczaj mamy tu większy spokój ale dzisiaj wyjątkowo zjechały nam dwie dostawy co nie ukrywam wprowadza pewien zamęt - westchnął na samą myśl o obowiązkach jakie czekają go jeszcze tego dnia.
    Zazwyczaj praca w Lux była lekka, przyjemna i co ważne, dobrze opłacana dlatego nie miał zbyt wielu powodów do narzekań. Wyjątkiem mogła stanowić sytuacja jaka miała miejsce w zeszłym tygodniu, lecz tak naprawdę niewiele było takich dni. Wiadomo, że każdemu zdarzało się coś zawalić co powodowało nieprzyjemną spinę z szefem, jednak Lucas nie chował długo urazy i tak naprawdę już po minucie potrafił na nowo stawać się całkiem przyjemnym szefem.
    -Zazwyczaj tak jest - odparł odkładając podkładkę do której przypięty miał wykaz towaru. - Dzisiaj szef musiał zostać dłużej w drugiej firmie dlatego obowiązki związane z ogarnięciem tego bałaganu spoczywają na mnie - westchnął nalewając sobie trochę soku do szklanki. - Mimo, że w takie dni pracy jest sporo to jednak Pan Carter ufa mi na tyle by powierzyć tak ważne obowiązki jak prowadzenie klubu i pilnowanie Panienki Arii - mówiąc to przerzucił swoje zmęczone spojrzenie na biuro znajdujące się na piętrze. Lubił dziewczynę, ale czasami za bardzo próbowała się rządzić jakby chciała udowodnić bratu, że nadaje się do zarządzania klubem. Oh ile to komplikacji stwarzało w jego pracy. Dziewczyna była uparta aż za bardzo i dodatkowo równie pewna siebie co brat a taka mieszanka cech nigdy nie wróżyła nic dobrego.
    -Donic? - mruknął bardziej do siebie jakby próbował sobie przypomnieć o jakie donice mogło chodzić. Po chwili jego wzrok przeniósł się na duże donice, które szef kazał mu wynieś na zaplecze. - A te donice - odparł z zadowoleniem iż udało mu się połączyć wszystkie wątki. - Oczywiście nie ma problemu. Szef poinformował nas, że mamy wykonywać każde polecenie w Pani imieniu. Zaraz zawołam kilku chłopaków i w mgnieniu oka postawimy je przy bramce - po tych słowach podszedł do dwóch ochroniarzy z którymi zamienił parę słów a ci następnie skierowali się na zaplecze gdzie ustawione zostały tymczasowo donice.
    -Roy pracuje dzisiaj bez wytchnienia - młody barman niemal wyszeptał te słowa tuż za dziewczyną. Opierał się o blat gdy z rozbawieniem przyglądał się mężczyźnie. - Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać. Jestem Izaak - przywitał się uprzejmie. - Jesteś właścicielką kwiaciarni z którą współpracujemy czyż nie? - spytał z nieukrywanym zaciekawieniem. - Oj wybacz, że tak nieformalnie. Mam nadzieję, że Paniom nie uraziłem. Szef nie byłby zadowolony gdyby się dowiedział - zaśmiał się niezręcznie ale z jego twarzy nie znikał uśmiech.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  38. Młodzieniec na chwilę zwrócił swoją uwagę na dwóch mężczyz troszczących ogromne donice obsadzone pięknymi kwiatami. Zastanawiał się skąd mają aż tyle siły by bez większego trudu przenieść je taki kawał.
    - Naprawde proszę się nie przejmować. Wszyscy chętnie pomogą jeśli będzie taka potrzeba - uśmiechnął się wracając do przecierania szkła.
    Było w tym wiele prawdy gdyż prawie każdy z wielu pracowników, których zatrudniał Luc w większym bądź mniejszym sposób chciała się odwdzięczyć za to co zrobił dla nich ten mężczyzna. Pomimo wielu wad jakie posiadał zawsze troszczył się o innych w ten swój nietypowy dla siebie sposób. Być może dzięki temu stanowili tak zgrany zespół w końcu każdy chciał podziękować za drugą szansę poprzez dawanie z siebie tyle ile mogli. On też nie był wyjątkiem.
    - Pracuje tu stosunkowo od niedawna - odparł posyłając jej ciepłe spojrzenie. - Jednak zdążyłem się zżyć z tym miejscem i nie wyobrażam sobie lepszej fuchy - dodał odkładając szkło i ponownie pochylając się w jej stronę. - Wiem, że szef bywa trudny do ogarnięcia. Zgrywa twardego gracz dlatego z zewnątrz wydaje się być nieprzyjemny i okrutny ale tak naprawdę to człowiek o złotym sercu, któremu zawdzięczam życie. Prawdopodobnie gdyby nie on już dawno nie byłoby mnie na tym świecie.
    Zapanowała cisza, która młodzieniec wykorzystał by podejść do drugiego końca baru i włożyć do małej lodówki kilka butelek wcześniej przyniesionych napoi. Gdyby ktoś przyjrzał mu się uważnie z pewnością zauważyłby ślady igieł na zgięciu prawej ręki, które świadczyły o jego przeszłości jako narkoman, której tak naprawdę nigdy nie ukrywał.
    -Masz może ochotę na bezalkoholowego drinka? - zapytał odwracając się na moment w jej stronę.
    Nagły dźwięk gwałtownie otwieranych się drzwi rozbrzmiał w całym pomieszczeniu przykuwając uwagę niemal wszystkich osób obecnych w pomieszczeniu. W drzwiach stanął wysoki i nieziemsko przystojny właściciel baru, który błądził chwilę wzrokiem jakby szukał konkretnej osoby.
    -Kto wystawił donice przy bramkach? - zapytał a głos jego tonu zdawała zdradzać rozdrażnienie przez co cała sala zamilkła. Oparł się o balustradę skupiając swoje spojrzenie w kierunku baru przy którym siedziała pewna piękna kobieta. Przez chwilę zawiesił na nią swój wzrok a jego mimika twarzy zamarła przez co wyglądał teraz bardziej niczym rzeźba aniżeli żyjący człowiek.
    -Przenieśliśmy je zgodnie z życzeniem Pani Robbins - Roy przerwał niezręczna ciszę która zapanowała po nagłym wtargnięciu właściciela lokalu. Nie do końca wiedział czego ma się spodziewać po szefie który często potrafił zaskakiwać swoimi nagłymi wybuchami niezadowolenia.
    -Dziękuje za informację Roy - odparł nagle całkowicie łagodnym tonem klepiąc mężczyznę po ramieniu gdy tylko zszedł po schodach. - Mam nadzieję że Aria nie była dla ciebie zbyt dużym utrapieniem? - uśmiechnął się wiedząc jakim jego młodsza siostra potrafiła być utrapieniem. Nie oczekiwał jednak odpowiedzi gdyż dokładnie ją znał, dlatego niemal natychmiast ruszył w stronę baru zajmująć miejsce obok Emily. - Izaak - zwrócił się do chłopaka, który niemal od razu zabrał się za napełnianie szklanki koniakiem a następnie podał go Lucasowi. - Wiedziałem, że to doskonały pomysł byś to właśnie ty zajęła się kwiatami w klubie. Świetny pomysł by wynieś te donice przed klub - niemal jednym ciągiem wypił podany przez bar

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  39. Przyglądał się jej z niebywała uwagą, jakby była arcydziełem, istnym dziełem sztuki, który trzeba wręcz podziwiać. Było w niej coś innego, co zdecydowanie odróżniałą ją od innych kobiet z którymi bywał. To jak reagowała na jego słowa było czymś przyjemnym co sprawiało, że zapragnął zasypać ją komplementami jednak wiedział, że jest to zgubne. Współpracowali, łączyły ich interesa a on sam z doświadczenia wiedział że nie należy łączyć tego z życiem prywatnym. Przekonał się o tym w najbardziej brutalny dla siebie sposób i zdecydowanie nie chciał by to kiedykolwiek się powtórzyło.
    -Wyrzucić? - zdziwił się. -Skąd ten pomysł?- patrzył na nią tym przenikliwym spojrzeniem nie rozumiejąc skąd taki pomysł wziął się w jej głowie. Dopiero po niecałej minucie zrozumiał, że musiała rozmawiać na ten temat z Royem i wysnuć błędne wnioski. Zaśmiał się się delikatnie gdy uświadomił to sobie, po czym kiwnął w stronę młodego barmana, który niemal natychmiast uzupełnił puste naczynie. -Kazałem chłopakom wynieś donice na zaplecze przed otwarciem lokalu, ale nie z zamiarem wyrzucenia ich. Nie znoszę marnotrawstwa a ty skarbie odwaliłaś kawał dobrej roboty. - po raz kolejny wypił całą zawartość. Lekko znudzony zaczął bawić się pustym już naczyniem. - Zapewne gdybyś nie kazała wystawić ich przed wejściem do Lux to z samego rana targałbym je do jednej z tutejszych fundacji na licytację - dodał z uwagą przyglądając się strukturze szkła. Co prawda nie był pewny czy następni właściciele dobrze dbaliby o rośliny, jednak jakie miało to znaczenie w momencie gdy środki z licytacji mogłyby trafić do osób, które potrzebowały pomocy?
    Czuł jak całe jego ciało napina się w próbie zwalczania uporczywego bólu głowy, który doskwierał mu już pół dnia. Zmęczenie powoli dawało o sobie wyraźnie znać, jednak nie mógł pozwolić sobie na przerwę. Praca na tak wielu płaszczyznach w perspektywie czasu mogła okazać się zabójcza i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Żaden człowiek nie był w stanie długotrwałej pracy na wysokich obrotach co dobitnie udowodniła im ich matka. Wiedział jednak, że minie jeszcze trochę czasu nim Aria będzie gotowa przejąć część obowiązków, które teraz całkowicie spoczywały na nim. Do tego czasu będzie musiał jednak wytrwać.
    -Mam nadzieje, że Aria nie rozniosła mojego biura - mruknął z lekkim rozbawieniem. Dzisiaj zdecydowanie nie miał czasu na jej szalone pomysły. Oczywiście, że rozumiał jej chęć pomocy i udowodnienia swojej wartości, ale zdecydowanie zbyt często miała tendencję do przesadzania. Luc doskonale zdawał sobie sprawę, że póki jego młodsza siostra nie poważnieje i nie przestanie na siłę udowadniać swojej wartości coraz to głupszymi pomysłami nie będzie w stanie zaufać jej na tyle by powierzyć firmę matki.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  40. -Mimo, że pracuję w firmie zajmującej sie PR-em to zdecydowanie nie dbam o to co o mnie mówią - mruknął. Nie potrzebował żadnego rodzaju rozgłosu, ani tego złego ani dobrego przez co zawsze starał unikać wszystkich tych wystawnych bankietów o których tak ochoczo rozpisywały się wszystkie brukowce. Wbrew temu co o nim mówiono był raczej osobą skromną niezależnie od tego jak głupio by to nie brzmiało. Uważał bowiem, że wiele osób należących do elity czy też znanych osobistości tak naprawdę nigdy nie miało ani krzty współczucia a wszelkie akcje charytatywne które organizowały były na pokaż. Nie chcieli pomagać a jedynie wykorzystać to do podratowania swojej reputacji co Lucas często wykorzystywał w swojej pracy. Bo jakie znaczenie ma powód jeśli przyniesie to pomoc dla tych którzy tego naprawdę potrzebują?
    Poczuł je bliskość gdy zsunęła się ze stołka stając tuż przy nim. To ciepło bijące z jej ciała z pewnością w normalnych warunkach doprowadziłoby go do szaleństwa, jednak dzisiaj nie miał na to siły. Mimo to zerknął na nią czując na sobie jej spojrzenie.
    -Chyba ktoś tutaj zaczyna się o mnie martwić - uśmiechnął się nonszalancko na jej pytanie i mimo uporczywego zmęczenia starał się zachowywać naturalnie. W jego spojrzeniu mignęło coś w rodzaju rozbawienia gdy wpatrywał się w jej zaróżowioną twarzyczkę. - Chyba na mnie nie lecisz, co? - zażartował jednak w jego tonie słychać było powagę. Widząc jednak zmieszanie na jej twarzy wiedział, że być może przegiął w końcu wydawało się, że ta drobna kobietka naprawdę się o niego martwiła. - Nic mi nie jest - dodał podnosząc się z miejsca wiedząc, że czeka go jeszcze zmierzenie się z Arią czego szczerze nie chciał. - I nic nie będzie dlatego wracaj do pracy - Zmierzwił delikatnie jej włosy z ogromną czułością jakby była co najmniej jego siostrą, bądź dobrą przyjaciółką a następnie ruszył w stronę biura nie zwracając już na nią swojej uwagi.
    Izaak, który do tej pory przyglądał się całej tej sytuacji postanowił podejść do kobiety. Dla niego ta sytuacja była całkowicie nowa bo na tyle na ile poznał szefa i widział w jaki sposób odnosił się do kobiet z którymi sypiał nigdy nie widział czegoś równie podobnego.
    -Szef chyba naprawdę Panią polubił - mruknął.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  41. Z ogromnym westchnieniem ułożył się na fotelu posyłając siostrze zmęczone spojrzenie. Naprawdę nie miał ochoty na kolejne słowne przepychanki z jej strony, ale musiała w końcu zrozumieć czego od niej wymagał i co należało do jej obowiązków.
    -Prosiłem cię tylko o przypilnowanie interesu a nie grzebanie w księgach - mruknął marszcząc brwi. Ból głowy wciąż mu dokuczał dlatego pomasował skronie z nadzieją, że to chociaż chwilowo pomoże mu w skupieniu. - Wiem, że chcesz za wszelką cenę udowodnić, że nadajesz sie do prowadzenia biznesu ale na miłość boską zacznij może najpierw od słuchanie i robienia tego co się od ciebie wymaga! - jego głos zdradzał zniecierpliwienie i rozdrażnienie co z pewnością przeraziło by nie jedną osobę. Jednak miał przed sobą swoją upartą siostrę a nie zwykłego pracownika i wiedział, że stanowczy oraz podniesiony głos na nią nie działają.
    -Dramatyzujesz - mruknęła stojąc tuż przy nim. - Przecież nie zrobiłam nic złego - oparła się o blat biurka krzyżująć ręcę pod piersią. - Roy i reszta doskonale sobie radzą więc stwierdziłam, że warto będzie w tym czasie przejrzeć księgi i sprawdzić czy wszystko jest ok. Nie możesz się przecież o to na mnie wściekać - zrobiła nadąsaną minę jak trzylatek który został przyłapany na czymś czego nie powinien robić i Lucas musiał przyznać, że wyglądała uroczo.
    Ze wszystkich członków rodziny to zdecydowanie do niej miał największą słabość. Jednak kto mógł się mu dziwić w końcu zawsze była jego małą słodką siostrzyczką, którą musiał bronić przed złem tego okropnego świata. Arii natomiast nie zawsze to odpowiadało. Często gdy była jeszcze nastolatką chciała udowodnić baru, ze jest juz dorosła i odpowiedzialna co nieraz doprowadzało do sytuacji w której musiał ją później ratować.
    -Ari - niemal wyszeptał czując że zaczyna mu brakować cierpliwości. - Dobrze wiesz, ze chce dla ciebie jak najlepiej - posłał jej łagodne spojrzenie pełne troski i braterskiej miłości. - Dlatego jeszcze raz proszę cię byś przestała robić rzeczy które nie są przeznaczone dla ciebie.
    -Nie mogę ci tego obiecać - uśmiechnęła się zuchwale gdy pochyliła sie nad nim. Zapewne gdyby ktoś teraz wszedł do biura mógłby zupełnie błędnie odczytać tą sytuacje. Nie miało to jednak dla niego znaczenia w końcu każdy z jego pracowników znał ją i wiedział o ich pokrewieństwie. Dlatego gdy rozległo się pukanie, niemal natychmiast rzucił szybkie “wejdź” spodziewając się spotkać raczej Roya niż seksownie wyglądająca Emily.
    -Emily.. - wyszeptał ledwo słyszalnie gdy zwrócił swoje spojrzenie wprost na nią. Nie był w stanie oderwać od niej swojego zwroku a nagła suchość w gardle sprawiła, ze nie mógł nawet wydobyć z siebie głosu.
    Szatynka z zaciekawieniem spojrzała na kobietę unosząc jedną brew do góry a następnie przeniosła spojrzenie na brata.
    - Nie będę wam przeszkadzać - posłała w stronę Lucasa wymowne spojrzenie, które mężczyzna natychmiast podłapał uświadamiając sobie po chwili co miała na myśli. Aria posłała ostatnie spojrzenie w stronę kobiety - Wezme to - dodała odbierając od zdecydowanie zszokowany kobiety wazon nim wyszła z biura zamykając za sobą drzwi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpatrywał się w nią z nieukrywanym pożądaniem. Jej obecny wygląd cholernie działał na jego wyobraźnię jeszcze co jeszcze bardziej rozjuszyło mężczyznę, który z każdą sekundą przegrywał potyczkę ze zdrowym rozsądkiem. Była tak cholernie seksowna, ze zapragnął by ten koronkowy stanik, który doprowadzał go do szaleństwa, zniknął w jednej chwili. Czuł jak podniecenie trawi go od środka niczym piekielny ogień który ugasić mogła tylko ona a ta myśl mocno go przeraziła. Wiedział, że jeśli zaraz nic nie zrobi, nie powie, nie odwróci wzroku to nie będzie w stanie się kontrolować, pytanie tylko czy naprawdę chciał utrzymać tę kontrolę.
      -Wyglądasz niesamowicie seksownie - niemal wymruczał powoli podnosząc sie z fotela. Zdecydowanie musiał wyglądać niczym wygłodniałą zwierzyna, która właśnie ruszyła by pochwycić swoją zdobyć. - Jeśli chciałaś mnie sprowokować to zdecydowanie ci się to udało - mruknął gdy znalazł się tuż przy niej bawiąc się niesfornym kosmykiem jej włosów, który wydostał się spod upięcia.

      Luc

      Usuń
  42. Pociągała go, tak cholernie pociągała go ta kobieta ze to było aż niemożliwe. Pragnął ją choćby miał to zrobić tu i teraz nawet jeśli później miałby tego w jakiś sposób żałować. Te uczucia wręcz rozrywały go od środka czująć jak znajdował się na cienkiej granicy. Jednak wciąż z tyłu głowy pozostawał ten cholerny głos zdrowego rozsądku, który wręcz krzyczał, że tak nie można.
    Przymknął oczy rozkoszując się przyjemnym dotykiem jej dłoni na policzku. Zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Podejrzewał, że prędzej uderzy go w twarz i ucieknie lub zacznie robić mu wykład na temat jego zuchwałego zachowania. Zdecydowanie zaskoczyła go gdy dziewczyna nie odepchnęła go a zamiast tego wsunęła dłoń pod jego marynarkę wywołując przyjemną falę drżenia.
    -Jesteś pewna, że tego chcesz? - wyszeptał wprost do jej ucha wiedząc, że zaniósłby myśli iż mogłaby później czegoś żałować. Widząc jej niepewność i ten strach w oczach zdał sobie sprawę, że nie może, że nie powinien jej tego robić niezależnie od tego jak bardzo tego pragnął. Dlatego resztkami woli odsunął sie gwałtownie od niej natychmiast odwracając od niej wzrok bojąc się, że jeśli ponownie zobaczy jej podniecające ciało zmieni zdanie. Szybko ściągnął z siebie marynarkę i starając się patrzeć wyłącznie w jej oczy nałożył ją na jej ramiona. Coś w środku niego wręcz krzyczało by wykorzystać tę okazję i zdobyć ją za wszelką cenę, jednak z całych sił próbował zdusić tą myśl.
    -Zdecydowanie nie powinnaś chodzić tak wśród tych wszystkich mężczyzn - odparł zmieszany gdy napotkał jej zszokowane spojrzenie. - Jesteś atrakcyjna i z pewnością nie jeden mężczyzna wykorzystałby taką szansę by się zabawić - mruknął ponownie odwracając się do niej plecami. - Dlatego powinnaś przykładać większą uwagę do tego jak wyglądasz gdy jesteś otoczona mężczyznami. A teraz wybacz, ale mam jeszcze trochę pracy - odparł aż nad to energicznie gdy ponownie znalazł się za biurkiem chaotycznie przeglądając jakieś losowe papiery. - I jeszcze jedno. Następnym razem nie wiem czy będę w stanie się kontrolować.
    Wiedział jak niewiele brakowało by przekroczyć tą granicę. Mimo, że nigdy nie miał problemu z przelotnym seksem to nic nigdy nie zmusiło go by przekroczyć pewne granice. Nic aż do teraz i cholernie go to przerażało.

    Luc :3

    OdpowiedzUsuń
  43. Aria patrzyła jak blondynka wybiega z biura całkowicie zdruzgotana co było niespotykane jeśli chodziło o relacje brata z kobietami. Przecież widziała jak na nią patrzył więc co poszło nie tak?
    -Hej, co się stało? - spytała poważnie zaniepokojona jej stanem. Zdecydowanie nie wyglądała najlepiej. - Czy mój brat coś ci zrobił? - oh jakie to było głupie pytanie, skarciła się w myślach za te słowa. Jak na tacy było widać, że ewidentnie coś było nie tak. - Lepiej będzie jak stąd pójdziemy - dodała widząc jakie zainteresowanie wzbudziła wśród pracowników ta sprawa. - Na co się gapicie co? -warknęła w kierunku dwóch ochroniarzy, którzy na jej słowa natychmiast rozpierzchli się by zniknąć za drzwiami.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  44. Szatynka spojrzała na blondynkę wręcz z troską. Mimo, że nie miała pojęcia co naprawdę wydarzyło się między nimi naprawdę współczuła kobiecie. Znała brata aż za dobrze i wiedziała, że zdecydowanie nie należał do łatwych zwłaszcza jeśli chodziło o uczucia.
    -Robbins? Właścicielka Bloomme? - szepnęła raczej do siebie niz do dziewczyny uświadamiając sobie, że przypadkowo wpakowała ją w gniew Lucasa. - Niedaleko jest kawiarnia. Usiądziemy tam, napijemy się kawy bądź herbaty i porozmawiamy - zaproponowała, jeśli stanowczy ton głosu można uznać za propozycję. Mimo zapewnień przez blondynkę, że cała ta akcja była nieporozumieniem zbyt dobrze znała Luca by w to szczerze wątpić. Wiedziała, że coś ewidentnie musiało się między nimi wydarzyć i zdecydowanie musiała dowiedzieć się co. Rozmowa z bratem jednak nie wchodziła w grę. Ten człowiek był zbyt niechętny do rozmów gdy w grę wchodziły jakieś głębsze uczucia tak więc jedyną nadzieją na poznanie prawdy Była Emily - Chodźmy - dodała prowadząc kobietę w stronę kawiarni.
    O tej godzinie nie było zbyt wielu klientów przez co dziewczyny mogły wygodnie ulokować się w bardziej skrytej części lokalu. Niemal natychmiast Aria zamówiła podwójne expresso i kawałek ciasta truskawkowego, które przemawiało do niej zza szkła. Poczekała jeszcze chwilkę dając blondynce czas na złożenie swojego zamówienia a następnie wbrew jej protestów zapłaciła za oba zamówienia.
    -Wiem, że Luc jest trudnym do zrozumienia człowiekiem. Sama, mimo że znam go od dziecka, nie potrafię go rozgryźć - mruknęła z lekkim grymasem na twarzy. - Ale mimo to wiem, ze jest dobrą osobą chociaż sam stara się pokazać, ze tak nie jest. Mimo to jest też człowiekiem bądź co bądź i jak każdemu więc jeśli zrobił coś nieodpowiedniego wystarczy, ze powiesz a postawię go do pionu - uśmiechnęła sie delikatnie jednak ton jej głosy był niezwykle poważny.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  45. Patrzyła na nią starając się odczytać cokolwiek z jej gestów ale niestety nie była w tym tak dobra jak brat. Wiedziała jednak że coś między tą dwójką było na rzeczy biorąc pod uwagę wcześniejszy wzrok Lucasa oraz obecne zachowanie Emily. Czy możliwe że oni… Jeśli miała rację to naprawdę współczuła blondynce. Zawsze uważała że jakakolwiek relacja o charakterze romantycznym nie miała racji bytu odlać tamta suka złamała mu serce ale teraz jeśli istniał cień szansy że mógł ponownie otworzyć się dzięki tej kobiecie, wiedziała że nie może tego tak zostawić.
    - Po prostu Luc jest nieufny jeśli chodzi o emocje - odparła po krótkiej ciszy jaka zapanowała między nimi. - Ale to akurat wcale nie powinno mnie dziwić. W końcu gdy raz otworzysz swoje serce i zostaniesz zraniony to ciężko ponownie je otworzyć dla kogoś innego czyż nie? - spojrzała na nią starając się wychwycić coś co mogłoby jej pomóc w dalszym prowadzeniu tej rozmowy. Westchnęła czując że musi postaci wszystko na jedną kartę - Widziałam jak na ciebie patrzył i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie widziałam by patrzył w taki sposób na inne kobiety z którymi go widywała - demonstracyjnie położyła zaciśniętą pięść na swojej klatce piersiowej. -Jeśli moje przypuszczenia są słuszne to mogę jedynie podejrzewać jak przerażony musi być - mruknęła z delikatnym rozbawieniem. Myśl że jej kochany braciszek może być przerażony tym co czuje do tej dziewczyny brzmiała wręcz absurdalnie, ale nie mogła nie brać tego pod uwagę. - W końcu już raz został zraniony co odbiło się dość mocno na nim - mruknęła posępnie przypominając sobie w jakim stanie był Lucas po tym jak dowiedział się, że ta siła wychodzi za innego. Wtedy osobiście miała ochotę ja udusić gołymi rękami nie mogąc znieść tego bólu który bił od jej brata. -Oh chyba za bardzo się rozgadałam - odparła udając lekko zażenowaną swoim gadulstwem jestak szybko na powrót wróciła do wręcz zabójczej powagi -Ale chcę byś wiedziała jedno, jeśli nic do niego nie czujesz to zniknie z jego życia zanim ponownie zostanie zraniony. Jeśli jednak ci na nim zależy to nie rezygnuj a walcz.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  46. -Nie mam pojęcia.Nie wydaje mi się ale aż tak dobrze nie znałam tej suki - mruknęła akcentując dobitnie słowo “suka”. Tak naprawdę nie musiała jej znać by jej nie znosić za to co mu zrobiła. Widziała ją raptem dwa razy gdzie nawet nie miały okazji ze sobą porozmawiać by lepiej sie poznać za co teraz cholernie była wdzięczna. Jedyne co wiedziała, to że jej brat naprawdę ją kochał gdy ona oszukiwała go by na koniec oznajmić, że wychodzi za mąż Ba! Miała nawet czelność po tym wszystkim nachodzić Lucasa przez kolejne tygodnie pieprząc brednie jak to za nim tęskni. Istny nonsens.
    Kolejne słowa kobiety sprawiły że spojrzała na nią zaskoczona, zastanawiając się czy czasem zbyt szybko nie obrała pewnych wniosków. Ich zachowanie co prawda pasowało jej do tej wymyślnej teorii. Fakt, że nie znała jej wcześniej i nie miała pojęcia co czuła czy myślała a mimo to wmawiała sobie, ze cos miedzy nimi jest i to było totalną głupotą czego była świadoma. Była jednak jego siostrą, która przez lata patrzyła jak zamyka się na miłość pozostając zimnym draniem, który sypia z innymi tylko dla samej namiętności.
    -Moze masz racje i nadinterpretuje fakty - przyznała po chwili wpatrując się w szybę po prawej stronie. - Ale jestem jego siostrą i martwię się gdy widzę jak z każdym rokiem coraz bardziej zamyka się w sobie, jak poświęca się dla innych gdy sam odrzuca każdą formę pomocy. Tak cholernie się boję gdy widzę jak z każdym rokiem zamyka się na życie skupiając się głównie na pracy przepracowując się niemal na śmierć. Boję się, że go stracę - jej głos przepełniony był bólem a po jej policzkach spłynęły łzy które szybko otarła. Nie chciała się rozklejać przy obcej sobie osobie, ale nie potrafiła ukryć bólu jakiego doświadczała za każdym razem gdy widziała w jakim stanie jest jej brat. - Cóż nie mogę go jednak bronić jeśli chodzi o jego relacje z innymi kobietami, jednak one doskonale wiedzą na co się piszą. A Carmen to zwykła szmata, która sama sypia z kim popadnie a potem udaję świętą - syknęła ze złością i pogardą w głosie. Nienawidziła tej laski już od samego początku przeczuwając, że będą z nią kłopoty.
    Dopiła swoje expresso chcąc w ten sposób dać sobie czas na ogarnięcie tych negatywnych emocji. Naprawdę miała nadzieję, ze właścicielka Bloomme będzie tą która uratuje jej brata przed samym sobą jednak jej słowa sprawiły, że całkowicie straciła tą nadzieje. Być może faktycznie jej bratu pisany jest tak marny los? Jednak gdzie w tym wszystkim była sprawiedliwość? Dlaczego w tym świecie tak wspaniali ludzie jak on musieli znosić tak wiele bólu?
    -Skoro jednak twierdzisz, że między wami nie ma absolutnie nic to chyba nie mam powodów do zmartwień? - uśmiechnęła się delikatnie skrywając pod maską smutek. - Cóż skoro ten temat mamy już wyjaśniony to chyba pora na mnie - dodała dojadając ciasto i podnosząc się z miejsca. - Mimo wszystko miło było cię poznać -dodała na sam koniec nim opuściła kawiarnie pozostawiając dziewczynę samą sobie.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  47. Isaak był ciekawskim młodzieńcem którego hormony wciąż buzowały na tyle by nie omieszkać okazji by chociaż nie zerknąć w stronę pięknej kobiety. Zaśmiał się na gdy ta upomniała go o ten niewinny gest i udał naburmuszenie gdy nazwała go gówniarzem. Może i był młody, ale zdecydowanie nie należał już do grupy głupich niedojrzałych chłopaczków. Nie po tym co przeżył.
    -To z polecenia szefa - mruknął jednak szybko zamilkł widząc jak w ich kierunku szedł właśnie nie kto inny jak ich szef. NIemal jęknął gdy pochwycił jego wzrok, który zdecydowanie nie wróżył nic dobrego. - Cholera - wyszeptał z lekkim przerażeniem.
    -Co to za zgromadzenie? - odparł z nieukrywanym niezadowoleniem. Lucas już od dłuższego czasu odczuwał uporczywe skutki niedoboru snu. Zmęczenie, rozdrażnienie i ból głowy nasilały się z każdą godziną. Nie zliczył ile zdążył juz wypić kaw, które przynosiły ulgę ale jedynie na krótki czas. - Roy prosiłem o raport z ostatniego miesiąca. Gdzie on jest - jego głos w tym momencie był zimny i nieprzyjemny co z pewnością mogło wystraszyć niejedną osobę. Był rozdrażniony jak jasna cholera.
    -Zostawiłem go na biurku tak jak szef prosił - Roy odezwał się z wyjątkowym spokojem, jakby przywykł już do nagłych wybuchów swojego pracodawcy. - Zaraz przed tym jak Pańska siostra przyniosła teczkach- dodał widząc jak na jego twarzy maluje się zmieszanie.
    -Eh - westchnął pocierając skronie. - Pewnie znowu przełożyła je do segregatora - mruknął całkowicie wykończony. Mimo to nie mógł przestać wiedząc, że jeśli to zrobi znów zacznie myśleć o rzeczach o których zdecydowanie myśleć nie powinien.
    Jego wzrok na krótką chwilę przeniósł się na kobietę, którą skryła się za wysokim wazonem. Od tamtego incydentu nie zamienił z nią nawet słowa bojąc się, że znów mógł zrobić coś czego później mógłby żałować. Przy niej z jakiegoś powodu nie potrafił się kontrolować i nawet teraz będąc świadomy jej obecności w jego głowie pozostawał obraz tego co zobaczył gdy weszła do biura.
    -Panno Robbins - przemówił starając się by jego głos był jak najbardziej naturalny. - Przesłałem Pani na maila wytyczne odnośnie wystroju na następny tydzień. Będziemy gościć wyjątkową gwiazdę a mianowicie Asher Shephard dlatego wszystko musi być idealne. Jeśli będzie miała Pani jakiekolwiek pytania wie Pani gdzie mnie znaleźć - po tych słowach nie czekając na reakcję ze strony Emily natychmiast ruszył wprost do swojego biura.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  48. Z każdą minuta czuł sie coraz gorzej, jednak nie mógł od tak pozwolić sobie na przerwę. Zbliżał się wielki dzień dla Lux na który ciężko pracował. Udało mu się nawet pozyskać jednego z topowych muzyków tego lata co zdecydowanie nie było łatwym zadaniem. Kosztowało go to bowiem ogromne pokłady energii gdyż negocjacje były długie i niezwykle męczące. Dla Lucasa nie było jednak rzeczy niemożliwych. Ogromne ilości znajomości, przysług i pieniędzy potrafiło czynic cuda o czym nie raz już zdołał się przekonać. Dlatego też stawka była wysoka.
    Ze zdziwieniem spojrzał na Emily, która niemal wdarła się do jego biura. Chyba zdecydowanie był zbyt zmęczony, że nawet nie zarejestrował tego, że za nim szła. Przeklinał więc w myślach samego siebie za to w jakim stanie musiała go widzieć. Bo zdawał sobie sprawę z tego jak marnie dzisiaj wyglądał.
    Gdy po raz kolejny poczuł jak świat zaczyna wirować, oparł się o biurko próbująć w ten sposób zatuszowac ten mały incydent. Kiedy zwróciła się do niego imieniem poczuł dziwny dreszcz a następnie coś w rodzaju smutku (?) gdy poprawiła się zwracając do niego nazwiskiem. Po raz kolejny tego dnia przetarł skronie próbując w ten sposób kupić sobie czas na zastanowienie. Jakaś jego część obawiała się tej rozmowy.
    -Panno Robbins doskonale rozumiem, że nie będzie to łatwe zadanie - starał się by jego głos był profesjonalny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć, co zdecydowanie wychodziło mu słabo. - Ale jest to nasz kluczowy klient i wszystko musi być dopięte na tip top - starał się patrzeć wprost na nią ale jego wzrok stawał się jakby mętny. - To musi być najlepsza impreza jaką widział cały Manhattan dlatego koszty nie mają tu znaczenia. Wieże w pani umiejętności i profesjonalizm dlatego też podjąłem z Panią współpracę. Liczę na to, że podejdzie Pani do sprawy profesjonalnie i z pełnym zaangażowaniem. Jeśli jednak będzie Pani potrzebowała rąk do pomocy proszę zgłosić się do Roya.
    Było źle i doskonale zdawał sobie sprawę gdy ręką ześlizgnęła się z blatu sprawiając, że omal nie stracił równowagi w ostatnim momencie znajdując w sobie siłę by utrzymać swoją pozycję. Doprawdy ostatnie o czym marzył to by Emily widziała go w tak żałosnym stanie. Wiedział, że jeśli chce utrzymać pozory to musi zakończyć tą rozmowę możliwe jak najszybciej.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  49. Otworzył szerzej oczy zdziwiony jej nagłą śmiałością. Posłusznie usiadł na fotelu nie przestając obserwować jak nachyla się nad nim. Nie był w stanie ukryć zdziwienia jakie właśnie malowało się na jego twarzym. W głowie wciąż szumiały mu dziwne myśli. Dlaczego to robiła? Jaki miała w tym cel? Przecież byli związani jedynie kontraktem więc dlaczego wyczytywał z jej oczu to zmartwienie?
    -Przypodobac? - prychnął na jej słowa gdy odzyskał głos. Czy naprawdę tak o nim myślała? Że robi to wszystko dla czegoś tak mało istotnego jak chęć zaistnienia i przypodobania się innym? -Nie masz o niczym pojęcia - mruknął. Przyjemny dreszcz zawładnął jego ciałem gdy poczuł jej lodowata dłoń na swoim czole. Ten dotyk wręcz koił jego myśli, jego duszę ale dlaczego?
    Do cholery był słaby, zbyt słaby by móc ukryć to jak naprawdę się w tej chwili czuł. W głowie wciąż mu się kręciło a przed oczami widział te dziwne mroczki a na dodatek jej dotyk którego tak bardzo zapragnął. Ona oddziaływała na niego w tak nietypowy wręcz sposób że niemal czuł się zupełnie bezbronny. Cholera, on naprawdę nie mógł sobie na to pozwolić! Jednak gdy niespodziewanie zjechała dłonią by ująć jego Poloczek coś, jakby w nim pękło. Z wszystkich tych rzeczy jedyne czego pragnął to by zniknelo to zmartwienie które malowało się na jej twarzy. To bolało.
    Westchnął głośno zdając sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Uniósł dłoń którą z niezwykłą delikatnością ujął jej dłoń na jego policzku. Chociaż bardzo tego nie chciał zmusił się by odsunąc jej delikatną skórę dłoni od policzka, jednak nie chciał jej puścić. Jego wzrok pełen powagi zwrócony był teraz wprost na nią jednak nie był w stanie ukryć zmęczenia które go ogarniało. Wiedział że nie powinna się o niego martwić w końcu na to nie zaslugiwal.
    -Nic mi nie będzie więc nie musisz się o mnie martwić - odparł po dłuższej chwili posyłając jej delikatny uśmiech. Wciąż trzymając jej dłoń niemal nieświadomie zaczął delikatnie masować ją opuszkiem kciuka po jej wewnętrznej stronie. - Obiecuje, że należycie wypocznę jak tylko dopnę wszystkie sprawy - dodał widząc jej zaniepokojony wyraz twarzy. Naprawdę nie chciał widzieć jej zmartwionej jednak nie mógł odpuścić, nie teraz kiedy był tak blisko osiągnięcia swojego celu. -To jest naprawdę ważne Emily - po raz pierwszy tego dnia wymówił jej imię i to z ogromna czułością, która zaskoczyła nawet jego. - Dlatego nie mogę teraz zrezygnować - mówiąc to spojrzał na teczki, które kilka godzin wcześniej dostarczyła mu jego siostra.
    To właśnie tam znajdował się główny powód dla którego zbliżającą impreza musiała okazać się sukcesem. Bo jeśli wszystko pójdzie po jego myśli to prawdopodobnie uratuje to życie nie jednego dzieciaka z fundacji która postanowił wesprzeć.
    Myśl że mógłby zawieść tak wiele osób, który liczyły na niego był nie do zniesienia. Nie po to podjął się tej inicjatywy by dawać jedynie puste obietnice pomocy. Jeśli już podejmował się zadania to dawał z siebie wszystko nawet jeśli miało być to kosztem własnego zdrowia. Po prostu czuł, że w takich sprawach nie może odpuścić.

    Przemęczony Luc

    OdpowiedzUsuń
  50. - Z chęcią napiłbym się kawy albo czegoś mocniejszego - zażartował chociaż nie obraziłby się za podwójne espresso. Miał jeszcze do przejrzenia dokumenty nim będzie mógł chociaż na chwilę zmrużyć oko a od rana niemal cały dzień miał zaplanowany na spotkania.
    -Liczę na ciebie, ale gdyby coś było wyjątkowo problematyczne to daj mi znać, zajmę sie tym - posłał jej delikatny uśmiech patrząc na nią łagodnym spojrzeniem. Wiedział, że zadanie które jej zlecił nie będzie łatwe i był gotowy wziąć na siebie część obowiązków nawet kosztem zarwania kolejnej nocy.
    Gdy wspomniała o ich relacji Lucas sam nie wiedział jak ma na to odpowiedzieć. Polubił tą ich swobodną relację jednak wiedział jakie mogły wiązać się z tym komplikacje, tym bardziej ze sam ledwo panował nad swoimi emocjami. Dawno temu jednak obiecał sobie nie przekraczać ponownie tej niewidzialnej bariery, którą stworzył zaraz po tym jak został zraniony. Nie chciał by to samo przytrafiło się w jego relacji z Emily, która pod niektórymi aspektami przypominała mu Lilianę.
    -A czy było coś nie tak? - zapytał chociaż doskonale wiedział co miała na myśli. Tamtego dnia omal nie stracił kontroli. Wiedział, że gdyby w porę tego nie zatrzymał to prawdopodobnie teraz nie byliby w stanie znieść swojej obecności w jednym pomieszczeniu. - Po prostu zapomnijmy o tym co się stało i zachowujmy się jak profesjonaliści - dodał chociaż doskonale wiedział, że nie prędko uda mu sie zapomnieć tego widoku, który tak często zaczął nawiedzać go również we śnie.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  51. Był na granicy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ostatni dzień przed imprezą było istnym apogeum jego rozdrażnienia, chumorowatości i niecierpliwości, dlatego gdy tego wieczoru wrócił do swojego domu padł niczym małe niewinne dziecko.
    Noc jednak nie do końca była dla niego ukojeniem. Te wszystkie emocje, które odczuwał od dłuższego czasu miały swoje odzwierciedlenie w jego sferze snu. W jego śnie nieustannie pojawiała się ona, piękna niczym anioł zstępujący z nieba. Czuł drżenie za każdym razem gdy dotykała jego skóry, czując jak jej dotyk stawał się zarazem palący jaki niesamowicie kojący. Budziła wszystkie jego rządzę sprawiając, że czuł iż zaraz oszaleje. W tak krótkim czasie stała się wszystkim czego pragnął a czego nie mógł mieć. A mimo to nawet nie starał się jej powstrzymywać gdy pieściła jego skórę składając na jego torsie mokre pocałunki. Skoro nie mógł jej mieć w prawdziwym świecie to chociaż posiądzie ja w swoich fantazjach. Bo pragnął jej i tylko jej dlatego nic dziwnego że gdy obudził się następnego dnia cały zalany potem jedyne o czym był w stanie myśleć była ona.
    Zimny prysznic pozwolił mu na chwilę wytchnienia i pozbycie się tych natrętnych myśli, które wracały do niego nieustannie. Dzisiaj miał być jego wielki dzień i nic nie mogło przeszkodzić mu w tym. Dlatego ubrał swój najlepszy garnitur a następnie ruszył do Lux by dopiąć kilka szczegółów jeszcze przed oficjalny otworzeniem klubu.
    Tak jak się spodziewał, klub wyglądał niczym tropikalny raj. Doskonale wiedział co robił gdy zaufał w tej kwestii Emily, której gust był jedyny w swoim rodzaju. Gdy upewnił się że wszystko jest tak jak powinno ruszył do biura czekając z niecierpliwością na wielki finał tej z pewnością niezapomnianej nocy.
    Kilka godzin później Lucas stał oparty o balustradę trzymając w dłoni szklankę whisky.na jego twarzy malował się uśmiech zadowolenia gdy przyglądał się tłumowi co świadczyło o sukcesie, ich sukcesie.
    -Wszystkie bilety zostały wyprzedane - oznajmił Roy stojąc po jego lewej stronie. - A przed wejściem wciąż kręcą się inni z nadzieją że uda im się zdobyć wejściówkę. Można powiedzieć że osiągnął szef spektakularne zwycięstwo.
    -Nie ja Roy, wszyscy bierzemy w tym udział tak więc jest to nasze wspólne zwycięstwo - odparł kładąc rękę na jego ramieniu. - Wszyscy możemy być z tego dumni - dodał wypijając całą zawartość szklanki nim ruszył w dół schodów.
    Z uśmiechem na ustach lawirował między bawiącymi się ludźmi nieświadomie wypatrując wśród nich znajomą twarz. Mimo że zdawał sobie sprawę, że jest to mało prawdopodobne to coraz częściej jej wypatrywał wśród tłumu, jakby gdzieś podświadomie tęsknił za jej widokiem.
    -Witaj śliczna - wymruczał w stronę kobiety, która wpadła na niego niespodziewanie. - Lubię jak piękne kobiety same wpadają w moje ramiona - dodał z zalotnym uśmieszku nim zakręcił kobietką. -Może masz ochotę umilić mi ten wieczór i napijesz się że mną? - dodał a gdy ta przytaknęła zaczął prowadzić ja w stronę baru. -Isaak wyczaruje dla tej pięknej kobiety wspaniałego drinka - zwrócił się do barmana nim ponownie zwrócił swoją uwagę na nowo poznaną towarzyszkę.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  52. Niemal zamarł gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z jej pięknym spojrzeniem zastanawiajac się czy właśnie nie ma jakiś dziwnych omamów wzrokowych spowodowanych zbyt intensywną pracą przez ostatni tydzień. Bo jak inaczej miał wytłumaczyć, że właśnie zobaczył kobietę ze swoich marzeń sennych? Jak miał nazwać to, że była tu ubrana niemal w identyczną kreację jaką miała w jego śnie? Czy jego umysł po raz kolejny płatał mu figla? Czy nie okaże się, że gdy tylko odwróci wzrok i ponownie spojrzy na tą kobietę zobaczy kogoś zupełnie innego?
    Dlaczego nawiedzasz mnie nie tylko w snach ale i też na jawie? - pomyślał nim poczuł szarpnięcie z drugiej strony uświadamiając sobie nagle, że przecież był z towarzystwie innej damy. Zerknął w jej stronę widząc jej lekko naburmuszoną twarz.
    -Czy ty mnie słuchasz? - spytała gdy pochwyciła jego spojrzenie a on poczuł się dziwnie.
    -Oh wybacz maleńka - mruknął wypijając na raz cały alkohol który podał mu Isaak. - Po prostu jestem trochę zbyt spięty - dodał dawajac barmanowi znak, że chce dolewkę.
    -Więc potrzebujesz rozluźnienia. Wiesz jestem świetną masażystką - mówiąc to położyła swoje dłonie na jego torsie dokładnie badając jego mięśnie. Jej wzrok był pełen pożądania, które często widział u kobiet, które przebywały w jego towarzystwie. A jednak mimo, że propozycja która została mu złożona była niezwykle kusząca to zdał sobie sprawę z jednego dość sporego problemu. Ona nie była Emily Robbins.
    -To naprawdę kusząca propozycja - odparł z typowym dla siebie uśmieszkiem. - Jednak zabawa dopiero się zaczęła i szkoda byłoby przegapić jej zakończenia - dodał ponownie sięgając po alkohol.
    Swój wzrok ponownie skierował w stronę blondynki, która w tym momencie ewidentnie flirtowała z mężczyzna siedzącym obok niej. Wciąż widział w niej Emily i teraz był niemal prawie pewny, że faktycznie może to być ona. Jednak gdy to sobie uświadomił poczuł nieprzyjemne uczucie, które poczuł tylko raz tak dawno temu.
    Gdy widział jak dziewczyna śmieje się z słów, które tamten facet do niej mówił, gdy widział jak przylega do jego boku miał wrażenie jakby jakaś niewidzialna siła rozrywała go od środka. Całkowicie pochłonięty wpatrywaniem się w tą parę nawet nie zauważył, kiedy jego towarzyszka wstała z miejsca i ponownie ruszyła na parkiet. Jego złość i frustracja narastała z każdą sekundą w której nieznajomy dotykał jego Emily.
    Zamarł ponownie uświadamiając sobie jak bardzo zaborcze stały się jego myśli gdy w grę wchodziła blondynka. Mimo, że nie znali sie zbyt dobrze i spędzili ze sobą raptem kilka dni w czasie których oboje pochłonięci byli pracą to były to ich chwile, ich momenty. W jego umyśle wciąż pojawiał się ten cholerny głos mówiący mu, ze to on powinien tam siedzieć, że tylko on powinien dotykać ją w taki sposób. Jej wzrok powinien być skupiony na nim, jej dłonie powinny obejmować jego ramię. Ona była jego i mogła być tylko jego.
    Coś w nim pękło gdy zobaczył jak mężczyzna próbuje pocałować jego Emily, gdy ona próbowała się odsunąć od mężczyzny. Nie wiedział do końca co nim kierowało. Czy to była za duża dawka alkoholu, jaki zdążył w siebie wlać, czy może zazdrość i złość na samą myśl, że ten drań próbuje zrobić coś jego damie. Wstał z miejsca zaciskając mocno dłonie w pięści.
    -Przepraszam Pana ale wydaje mi się, że ta urocza dama nie ma ochoty na Pana towarzystwo - odparł niezwykle chłodno a jednocześnie z mordem w oczach gdy znalazł się tuż za tą dwójką.
    -Spadaj gościu - nieznajomy tylko machnął ręką wciąż trzymając kobietę za nadgarstek najwidoczniej nic nie robiąc sobie z jego uwagi. - Oszalałeś?! - krzyknął gdy Lucas posłał mu lewy sierpowy prosto w twarz, prawdopodobnie łamiąc mężczyźnie nos.
    -Trzymaj sie od niej z daleka - syknął nie ukrywając złości a następnie nie robiąc sobie nic z zaistniałego zamieszania natychmiast chwycił Emily za nadgarstek rzucając tylko szybkie “Idziemy” i prowadząc ją na zaplecze.

    Niezwykle wkurzony Luc

    OdpowiedzUsuń
  53. Cholera! Był zły choć to mało powiedziane. Czuł wściekłość z każdą chwilą gdy pomyślał sobie co mogłoby się stać gdyby nie było go w pobliżu. Czy ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego jak działa na mężczyzn? Do cholery jasnej! Przecież gdyby nie powstrzymał tego napalonego pajaca ona mogłaby zostać skrzywdzona!
    Więc tak, był cholernie zły na tego faceta za to co chciał jej zrobić, na nią za to jak nieostrożna była a w szczególności na siebie za te wszystkie cholerne myśli które właśnie chodziły mu po głowie. Dlaczego? Dlaczego ona musiała działać na niego w taki sposób?! Czy już raz nie nauczył się, że nie powinien łączyć pracy z życiem prywatnym? Więc co on do cholery wyprawia?
    -Do cholery powinnaś bardziej na siebie uważać! - syknął pełnym gniewu głosem. Wiedział, że nie powinien zwracać się do niej tym tonem ale ta złość, ten cholerny bałagan emocjonalny który odczuwał potrzebował ujścia inaczej oszaleje. -Zdajesz sobie sprawę co on mógł ci zrobić? - starał się by jego głos był spokojniejszy co nie było ani trochę łatwe zwłaszcza teraz gdy każde z jego zmysłów szalało.
    Czekał. Czekał na zasłużony policzek z jej strony za to jak się zachowywał dlatego nic dziwnego, że znieruchomiał w momencie w którym poczuł jak jej palce zaciskają się na jego marynarce. Wypuścił głośno powietrze, które nieświadomie trzymał, gdy tylko poczuł jak jej ciało przylega do jego ciała. Jego chęć by ją objąć, by zatrzymać ją już na zawsze w objęciach była zbyt duża i to go przerażało. Znów był na krawędzi i cholernie bał się, że jeśli ją przekroczy to nie będzie odwrotu, że ich relacja zmieni się raz na zawsze. Tak więc bał się, bał się jej, tego jak na niego działała i jak blisko była by zrzucił z siebie wszystkie kajdany, które wciąż trzymały go przy zdrowych zmysłach.
    -To nie tak - wymruczał opierając swoją głowę o jej nie wiedząc jak właściwie ma jej wytłumaczyć swoje zachowanie. Przecież nie może otwarcie przyznać się, ze ostatniej nocy nawiedziła go w niezwykle erotycznym śnie przez co cały dzień nie mógł przestać o niej myśleć. Jak miał wyjaśnić to, że gdy ją zobaczył wmawiał sobie, że jest tylko wytworem jego chorego umysłu? Że tego dnia wielokrotnie widział ją w tak wielu osobach, że miał wrażenie iż zaraz oszaleje?
    Słysząc ten smutek w jej głosie po raz kolejny coś w nim pękło. Nie chciał by była smutna, nie chciał by cierpiała z jego powodu. Był w impasie. Wiedział, że jeśli posunie się o krok za daleko to tak się stanie ale nie robiąc nic również czuł, że ją rani.
    -To nie tak - powtórzył czując ucisk w żołądku. Pragnął jej, tak cholernie jej pragnął a ona była dosłownie na wyciągnięcie jego dłoni. Mógł ując jej głowę, objąć w talii i przycisnąć jeszcze bardziej do swojego ciała by poczuła jak bardzo ją pragnie.
    Gdy ponownie spojrzała na niego z tym pożądaniem w oczach poczuł jak wszelkie bariery, które do tej pory zbudował, całkowicie się rozpadają. Niespodziewanie również dla samego siebie chwycił ją w ramiona i przycisnął do ściany sprawiając, że przestrzeń między nimi praktycznie nie istniała. Czuł bicie jej serca, przyspieszony oddech na swojej szyi a to podniecało go jeszcze mocniej. Wiedział, że teraz nie pozwoli jej odejść a przynajmniej do czasu aż nie uda mu się opanować emocji które paliły go od środka.
    -Dlaczego to robisz? - wychrypiał tuż przy jej uchu bojąc się spojrzeć jej w oczy. - Dlaczego sprawiasz, że tracę kontrolę? - wyszeptał prawie błagalnym tonem chcąc by zakończyła jego katusze, by ugasiła ten ogień pożądania który wciąż trawił jego organizm. - Czemu nawiedzasz mnie niemal każdej nocy sprawiając, że jeszcze bardziej cię pragnę? Dlaczego teraz gdy jesteśmy na jawie widzę cię taką jaką pamiętam cię z snu? - szeptał muskając swoim oddechem jej skórę na szyi starając się z całych sił zapanować nad tą cholerną ochotą by złożyć mokry pocałunek na jej skórze.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  54. Otworzył szerzej oczy zaskoczony tym nagłym wyznaniem z jej strony. Miał wrażenie, że znów śni a to wszystko dzieje się jedynie w jego głowie. Bo jak to możliwe, że po tym wszystkim ktoś taki jak ona mógłby czuć cokolwiek do kogoś takiego jak on? Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak postrzegają go inni wiec dlaczego ona wciąż trwała przy nim zamiast uciekać? Przecież doskonale zdawała sobie sprawę tego jaka opinia o nim krąży. Widziała na własne oczy jaką scenę zazdrości zrobiła mu Carmen gdy przespał się z jej siostrą więc dlaczego wciąż trwała przy nim składając na jego skórze te cudowne pocałunki?
    Zamruczał gdy drażniła się z nim. Za każdym razem gdy poczuł jej usta na swojej skórze jego wnętrze płonęło. Pragnął ją. Tak bardzo ją pragnął, że ledwie był w stanie funkcjonować gdy jego umysł podsuwał mu kolejne fantazje. Tak cholernie chciał tego ale wciąż coś nakazywało mu zostać w ryzach.
    -Emi… - wydał z siebie głuchy jęk czując się coraz bardziej bezradny względem tej cudownej kobiety. Miał wrażenie, że jego całe ciało działa wbrew jego umysłowi gdy dłonie przesuwały się wzdłuż jej ciała raz w jedną raz w drugą stronę. Tak bardzo pragnął by ta sukienka, którą miała na sobie, zniknęła z jej ciała. - Emi ja muszę mieć pewność - wyszeptał dysząc gdy jego dłoń zjechała najniżej jak tylko mogła i niemal wbrew woli Lucasa chwyciła za materiał podwijając go nieco do góry. Jego przyrodzenie pulsowało i był niemal pewny, że kobieta wyczuwa to nawet jeśli dzieli ich gruba warstwa materiału. - Nie chcę cię skrzywdzić - wyszeptał wprost do jej ucha, które chwilę później delikatnie przygryzł mając cichą nadzieję, że to pomoże mu powstrzymać się przed zrobieniem czegoś znacznie gorszego. Nie spodziewał się jednak, że gdy usłyszy jej cichy jęk zapragnie ponownie sprawić by jęknęła. - Jeśli masz wątpliwości to musisz mnie zatrzymać póki mam jeszcze resztki woli by to zrobić - wiedział, że właśnie przekraczają granice po której nie będzie już odwrotu.
    A jednak sam nie potrafił tego zatrzymać. Jego ciało, jego umysł zbyt bardzo pragnęło tego kontaktu. Pragnął czuć jej dotyk na swojej nagiej skórze, posmakować jej cholernie seksownych ust którymi muskała jego szyję. Chciał usłyszeć jak krzyczy jego imię jak pochłonięta pożądaniem wije się pod jego ciałem gdy on pochłania jej ciało kawałek po kawałku aż nie spróbuje każdego fragmentu jej ciała.
    -Chcę byś była tylko moja - mruknął nie mogąc dłużej znieść tego napięcia, gdy po raz pierwszy zaczął składać pocałunki w miejscu w którym wyczuwał jej przyśpieszony puls na szyi. -Chcę cię całować - mówił między kolejnymi pocałunkami gdy schodził do jej ramion rozkoszując się każdym dotykiem jej skóry. Jego lewa ręka spoczywała na jej boku gdy prawą wciąż podwijał jej suknie. - Chce się z tobą kochać całą noc - wyznał niespodziewanie zaskakując nawet samego siebie a mimo to nie przestawał całować każdego skrawka odkrytej części jej skóry.

    Luc :3

    OdpowiedzUsuń
  55. Gdyby nie ogromne pożądanie jakie kłębiło się w jego wnętrzu z pewnością poczułby ogromną ulgę słysząc, że ona również tego chciała. Gdy poprosiła go o pocałunek gdy jedną dłonią trzymała jego podbródek by drugą rozpiąć jego spodnie wiedział, ze tej nocy będzie jego i tylko jego. Nie zastanawiając się ani sekundy gdy poczuł jak wpija się w jego usta natychmiast przywarł do niej całym swoim ciałem rozkoszując się tym słodkim smakiem jej miękkich ust. Był to jeden z tych długich i niezwykle namiętnych pocałunków, które zapierały dech w piersiach a on chłonął każdą chwilę w której ich usta stykały się ze sobą. Z niechęcią pozwolił jej na delikatne odsunięcie się gdy oboje potrzebowali chwili na złapanie oddechu.
    -Smakujesz lepiej niż w moich snach - wydyszał opierając swoje czoło o jej dając jej dosłownie kilka sekund na złapanie oddechu nim tym razem to on wpił się w jej usta. Jego pocałunek był zdecydowanie bardziej szorstki, bardziej władczy gdy jego język zaczął domagać się dostępu do jej ust. Jego dłoń, która wciąż znajdowała się na jej pośladku zaciskała się i rozluźniają za każdym razem gdy dobijał się do jej ust sprawiając, ze ponownie usłyszał ten słodki jęk jaki wydała z siebie.
    Jej słodkie jęki były dla niego jak narkotyk, uzależniały do tego stopnia, że chciał słyszeć tego więcej i więcej. Chciał aby jęczała tylko pod jego dotykiem, chciał aby płonęła jedynie dla niego. Chciał dać jej wszystko co najlepsze, wszystko na co zasługiwała, chciał dać jej najlepszą noc w ich życiu i tylko to się liczyło. Dłonią zahaczył o jej bieliznę gotowy by zsunąć ją na ziemię i gdy już miał to zrobić drzwi otworzyły się całkowicie przywracając go do rzeczywistości.
    -Nie masz już innych miejsc do zabawy? - usłyszał rozbawiony głos swojej młodszej siostry, którą najwidoczniej bawiła zaistniała sytuacja. Nie chcąc by jego towarzyszka poczuła się niekomfortowo natychmiast zakrył ją swoim ciałem przyciskając dłonią jej głowę do swojego ramienia by przypadkiem nie została rozpoznana przez Arie.
    -Zamierzasz tak stać i się gapić? - niemal warknął czując ogromną złość na to, że ktoś postanowił przerwać mu najlepsze chwile swojego życia. - Nie widzisz do cholery, ze jestem zajęty - dodał wciąż gładząc Emily po głowie starając się w ten sposób uspokoić dziewczynę.
    -Jeśli tak bardzo chcesz by ci nie przeszkadzano to przenieś się w inne miejsce niż zaplecze. Oszczędzisz tym sposobem nieprzyjemnych widoków nie tylko mi ale i pozostałym pracownikom - dodała nim ponownie wróciła na salę.
    -Wybacz Emi - mruknął czując zażenowanie. - Powinienem wcześniej pomyśleć by przenieść się w bardziej ustronne miejsce - dodał całując czubek jej głowy. Bał się, że po tej całej akcji kobieta odepchnie go i odejdzie. Bał się, że teraz gdy emocje trochę opadły ona uzna to za błąd a to całkowicie zachwiałoby ich relacji.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  56. Pocałunek był niespodziewany i niezwykle seksowny. Ta kobieta z każdą chwilą zaskakiwała go coraz bardziej co zdecydowanie mu się podobało i podniecało. Niemal zadrżał gdy z jej ust usłyszał najwspanialsze zdanie jakie mógł w tej sytuacji usłyszeć. Naprawdę bał się, że blondynka spłoszy się i ucieknie zostawiając go rozpalonego i niezaspokojonego a to mogłoby skończyć się dla wszystkich cholernie źle.
    -Możemy udać się do mnie - wymruczał unosząc jej podbródek i patrząc pełnym pożądania wzrokiem. - Ale ostrzegam, że tej nocy nie dam ci zmrużyć oka choćby na chwilę - dodał gładząc jej piękny policzek delikatnie zahaczając kciukiem o dolną wargę jej ust.
    Widział delikatne przerażenie w jej oczach jednak zaraz za nim pojawiła się ciekawość i ten cholernie seksowny błysk. Zastanawiał się, jak to możliwe, że ktoś taki jak ona budziła w nim tak wiele emocji i to w takim stopniu. Nie chcąc jednak zwlekać natychmiast wyciągnął telefon i zadzwonił po szofera, który miał podjechać pod tylne wyjście z klubu.
    -Chodźmy - delikatnie niczym dżentelmen ujął jej dłoń a następnie zaczął prowadzić w stronę tylnego wejścia gdzie czekała na nich już limuzyna. Pozwolił kobiecie wejść jako pierwszej a następnie zajął miejsce obok niej czekając aż szofer zamknie za nimi drzwi.
    Gdy zostali zupełnie sami nie był w stanie powstrzymać się przed położeniem dłoni na jej udzie gdy drugą ujął jej głowę przesuwając ją i łącząc ich usta w namiętnym pocałunki. Jego dłoń powolnym ruchem przesuwała się w górę po wewnętrznej części jej ud. Czuł jak jej mięśnie napinają się gdy musnął dłonią jej koronkową bieliznę. Jej ciche jęki sprawiały, ze zaczął delikatnie pieścić ją przez koronkowy materiał.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  57. Jej słodki głosik odbijał się echem w jego głowie. Chciał słyszeć go więcej i więcej wiedząc, ze będzie to coś co nigdy mu się nie znudzi. Była jego, cała jego. Widział to w jej oczach gdy wpatrywała się w niego przez moment nim znów wydobyła z siebie ten słodki dźwięk. Gdy ich usta złączyły się ponownie miał ochotę rozebrać ją tu i teraz jednak wiedział, że musi poczekać jeszcze tylko chwilkę.
    Czując jej palce na swojej skórze zadrżał a z jego ust wydobył się głęboki pomruk. Bez większego zastanowienia podniósł ja delikatnie a następnie przesunął w taki sposób by znajdował się pomiędzy jej kolanami. Czuł, że z każdym kolejnym jej dotykiem płonie coraz mocniej a ucisk w jego spodniach stawał się nie do zniesienia.
    -Jak możesz być aż tak seksowna - wymruczał gdy zaczął schodzić pocałunkami do jej żuchwy, szyi by skończyć na obojczyku. - Jeszcze chwila i sprawisz, że spłonę - dodał delikatnie zsuwając ramiączko sukni by móc odkryć kawałek jej cudownych piersi. Była tak cudowna, tak rozpalona, że nie był pewny czy uda mu się wytrzymać nim dotrą do jego apartamentu. Był na granicy by wybuchnąć a przecież jeszcze nawet nie zdołał zrzucić z niej ubrań. Teraz kiedy była tak blisko, gdy byli zamknięci w tak małej przestrzeni, którą wypełniały jej cholernie słodkie jęki pragnął coraz więcej i więcej.
    Kiedy jej dłoń zjechała do jego krocza wydobył z siebie jęk czując się jakby miał zaraz pęknąć. Chciał by go chwyciła, by zajęła się tym niewielkim nieuzgodnieniem z którym mierzył się odkąd zobaczył ją tamtego dnia w przemoczonej koszulce.
    -Zajmij się nim, prosze - wyszeptał lekko zachrypniętym głosem.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  58. Z jego ust wydobył się niski jęk gdy poczuł jak jej chłodna dłoń zaciska się jego nabrzmiałym do granic możliwości członku. Każdy jej dotyk, każdy ruch sprawiał, że drżał wydobywając z siebie pomruk. Gdy jej nadgarstek zaczął poruszać się z równym tępnie miał wrażenie, jakby zaraz miał zwariować ledno będąc w stanie wychwycić pytanie, które skierowała w jego stronę.
    -Za chwilę będziemy na miejscu - wymruczał z nieukrywanym wręcz entuzjazmem nim ponownie wpił się w jej usta delikatnie przygryzając jej dolną wargę. Uwielbiał ten smak, uwielbiał ten dźwięk, który wydobywała z siebie i uwielbiał czuć jej dłonie na swoim przyrodzeniu.
    Gdy tylko samochód zatrzymał się pod ogromnym budynkiem, niemal natychmiast wysiedli nie mogąc się doczekać aż znajdą się w sypialni. Lucas splótł swoją dłoń z jej i natychmiast poprowadził ją do wyznaczonego sobie celu. Gdy tylko znaleźli się w sypialni, przyciągnął ją do siebie zatrzaskując w swym silnym uścisku. Po raz kolejny zalał ja falą namiętnych pocałunków gdy jego dłonie błądziły po jej ciele w poszukiwaniu zamka, który natychmiast odpiął. Zsuwając z jej ramion ramiączka pozwolił by ta śliczna sukienka zsunęła się na sam dół odsłaniając jeszcze bardziej seksowną bieliznę.
    -Cholera - mruknął nie będąc w stanie ukryć fascynacji jaką wywołał na nim ten widok, którym z pewnością napawał by się o wiele dłużej gdyby nie ta silna potrzeba dania jej całego siebie.
    Bielizna zniknęła równie szybko jak sukienka i gdy oboje trwali w objęciach zupełnie nadzy i spragnieni siebie nawzajem, przeniósł ją na ogromne łóżko gdzie wbił się w nią niemal natychmiast. Pozwolił by napięcie, które nękało go juz od dłuższego czasu znalazło ujście w jej wnętrzu gdy poruszał biodrami mocno a jednocześnie w równym tempie. Wsłuchiwał się w jej cudowne jęki jakie wydawała z siebie przy każdym pchnięciu i pochylił się nad nią by ucałować jej słone od potu czoło. Sapał coraz bardziej i głośniej gdy zbliżał się do wystrzału, który nastąpił chwilę później. To uczucie ulgi które poczuł było czymś niezwykłym, jednak nie miał zamiaru na tym zaprzestać w końcu obiecał jej, że tej nocy nie pozwoli jej by zmrużyła chociaż na moment oczu i miał zamiar dotrzymać tej obietnicy.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  59. -Nie musisz mnie przepraszać złotko - uśmiechnął się gdy jego dłoń zaczęła bawić się kosmykiem jej blond włosów. - To tylko sprawia, że jeszcze bardziej się nakręcam - wymruczał wciąż nie przestając wpatrywać się w jej śliczną twarz. Potrzebował chwili na zebranie sił nim będzie mógł ponownie wbić się w jej cudowne wnętrze. - Jesteś moja - podkreślił wyszeptując jej do ucha, które chwilę później przygryzł już nieco mniej delikatnie niż robił to wcześniej.
    Zsunął się ciut niżej składając na jej skórze czułe pocałunki po których delikatnie szczypał jej skórę zębami. Wolną rękę przesunął na jedną z jej piersi ściskając na początku delikatnie jakby badając w ten sposób jej tolerancję na ból. Wciąż całując jej skórę zaczął przesuwać się coraz bliżej drugiej piersi i gdy dotarł do jej nabrzmiałego sutka, ugryzł go ciut mocniej z zadowoleniem wpatrując się w jej reakcje.
    -oh maleńka - mruczał - Sprawiasz, że znów mam ochotę dojść w tobie - uśmiechnął się złowieszczo nim ponownie zbliżył się do jej twarzy łącząc ich usta w pocałunku. - Jednak tym razem dam okazję do zabawy - dodał między pocałunkami nim chwycił ją pociągając za sobą tak by tym razem to ona była na górze.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  60. Lucas z nieukrywaną rządzą wpatrywał się w każdy najmniejszy jej ruch mając wrażenie, że samo patrzenie na nią daje mu coś w rodzaju szczęścia. Nie rozumiał tego jak i całej tej ich pokręconej relacji. Po raz pierwszy odkąd postanowił sobie tą zasadę, by nie łączyć pracy z przyjemnością, z taką cholerną łatwością ją złamał że to go dziwiło.
    -A jaka jest twoja fantazja? - wymruczał zaciekawiony. W jedno snach kochali się długo i intensywnie. Emily ze snów bawiła się nim, była niczym kocica która po długim polowaniu zabawiała się ze swoją ofiarą nim ją pożarła. Jej oczy błyszczały od pożądania chcąc więcej i więcej a on pozwalał jej na wszystko czego pragnęła.
    Zamruczał gdy poczuł jak dociska swoje biodra do jego już nabrzmiałego krocza. Niech go diabli pochłoną za to jak bardzo pragnął znów być w niej sprawiając by krzyczała jego imię, jednak powstrzymał się. Chciał dać jej możliwość na bawienie się nim, na doprowadzenie go ponownie do tego cudownego szaleństwa które skłoniło go by zrzucić się nią i niemal nie przelecieć na tyłach Lux.
    -Pragnę tylko ciebie maleńka - odparł zgodnie z prawdą czując tą przyjemną fale ciepła w miejscu w którym zostawiała swoje mokre pocałunki bądź lizała swoim cudownym językiem. - Pragnę kochać się z tobą aż do rana - wymruczał śledząc spojrzeniem każdy jej ruch ponętnych ust. - Pragnę by ta noc nigdy się nie skończyła bym mógł cieszyć się tobą i twoim cudownym ciałkiem - uśmiechnął się z czułością gdy dłonią przejechał po jej głowie. Pragnął by już nigdy nie opuściła jego sypialni choć doskonale zdawał sobie sprawę z nierealności tego pragnienia. - Dlatego tej nocy zrób ze mną wszystko na co masz ochotę, czego pragniesz jakby jutro nigdy miało nie nadejść - dodał zastanawiając się na jak wiele pozycji mógłby ją ponownie posiąść a to sprawiło, że jego nabrzmiała męskość drgnęła.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  61. Objął ją przysuwając do siebie chcąc wciąż czuć jej obecność przy sobie. Był wyczerpany tak samo jak ona w końcu kto by nie był po czymś takim. Jego dłoń delikatnie gładziła ją po głowie gdy umysł wciąż błądził w odmętach mroku. W tamtej chwili nie myślał nad konsekwencjami, nie chciał nad nimi myśleć dając ponieść się impulsowi i pożądaniu, jednak wciąż obawiał się tego jak dalej będzie wyglądać ich relacja. Czy po tym wszystkim gdy się obudzi nie stwierdzi, że był to błąd? Zacznie go unikać? A może będzie się zachowywać tak jakby to wszystko nie miało miejsca?
    -I co teraz z nami będzie? - mruknął do siebie gdy równomierny oddech Emily dał mu pewność, że właśnie zasnęła. Czy tym egoistycznym wręcz ruchem nie zniszczył ich biznesowej relacji? Jak powinien zachowywać się przy niej? Nie wiedział, czy był w stanie udawać, że tej nocy nie było. Zdecydowanie nie mógł patrzeć na nią inaczej niż teraz. Wiedział, ze to wszystko komplikuje, miał tego tego świadomość gdy całował ją z tą nieukrywaną łapczywością a mimo to gdyby mógł cofnąć czas i zapobiec temu nie zmieniłby absolutnie nic.
    Przymknął oczy pozwalając by Morfeusz zabrał go do świata snu, gdzie wszystko było prościejsze a przynajmniej tak mu się zdawało. Oh jak bardzo się mylił. Mara senna nie zamierzała dać mu upragnionego spokoju, oj nie tym razem gdyż przesłała dla niego mroczną przeszłość o której istnieniu chciał zapomnieć. Przybierając postać osoby która tak dawno sprawiła, że jego serce pękło sprawiła, że ta stara rana otworzyła sie na nowo pozostawiając to nieprzyjemne uczucie porzucenia. Patrząc jak uśmiecha się do niego będąc w objęciach innego sprawiło, że wciąż czuł ból. Była tą której oddał serce a ona zabrała je by chwilę później roztrzaskać z hukiem o posadzkę. To bolało, tak cholernie bolało.
    Podniósł się do siadu cały zlany zimnym potem. To był tylko koszmar, głupi koszmar z jego przeszłości, który przecież nic nie znaczył prawda? A mimo to zaciskał mocno palce na kołdrze potrzebuje chwili czasu by zapanować nad oddechem.
    -Emily? - niemal wyszeptał rozglądając się wokoło w poszukiwaniu blondynki, której jak na złość nie było w pomieszczeniu. Czy go zostawiła? Wyszła bez jakiegokolwiek pożegnanie? Cóż nie raz zdarzało się, że po upojnej nocy jego kochanki znikały nad ranem jednak czemu w tym przypadku poczuł się tak paskudnie? Przecież był przyzwyczajony do podobnych sytuacji więc dlaczego teraz czuł coś w rodzaju rozczarowania?

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  62. Gdy tylko usłyszał jej głos a potem zobaczył jak wychodzi z łazienki, poczuł niewyobrażalną ulgę. Nie zostawiła go, nie opuściła gdy tylko zabawa się skończyła i z jakiegoś powodu naprawdę był jej za to wdzięczny. Jego wzrok spoczywał na jej twarzy, na jej ślicznych oczach gdy szła w jego kierunku. Wciąż oszołomiony tymi wszystkimi nagłymi uczuciami pokręcił przecząco głową chcąc by wiedziała, że to nie jest jej wina, ze to nie ona go obudziła.
    Zamarł na ten niespodziewany ruch z jej strony. Jego oddech wciąż do końca się nie unormował ale wystarczająco by nie dać nic po sobie poznać, a tak przynajmniej mu się wydawało do czasu aż nie usłyszał kolejnego pytania. Czy naprawdę uważała, ze nie chce jej widzieć po tym wszystkim co między nimi zaszło?
    -Zostań - wyszeptał ledwo słyszalnie jednak nie był w stanie dłużej utrzymać kontaktu wzrokowego. Koszmar otworzył w nim stare rany które sprawiały, że nie chciał być sam. Jego dłonie wciąż uporczywie trzymały się kołdry jakby z obawy, że jeśli poluzuje je chodźby na chwile to wszystko nagle zniknie, że ona zniknie i cała ta noc okaże się tylko złudzeniem.
    Tej nocy miała być jego, tylko jego jednak w ich znaczeniu kryło się też inne znaczenie. Przez większość swojego dorosłego życia wzbraniał się od wszelkich uczuć, które w jakikolwiek sposób mogłyby go zranić, uciekał przed zaangażowaniem, bliskością która nie wynikała jedynie z zachcianki bojąc się, że jeśli zbyt mocno się angażuje po raz kolejny zostanie zraniony i porzucony. A jednak coś się zmieniło, jednak nie był do końca pewny co i to mogło powodować przerażenie.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  63. Jej słowa brzmiały tak słodko-gorzko uświadamiając mu, że rano to wszystko się skończy. Gdy nastanie poranek oboje będą żyć swoim własnym życiem. W końcu była to jedynie niewiele znacząca noc czyż nie? Więc czemu czuł się tak źle z tą myślą?
    Mimo to chciał w pełni wykorzystać pozostały mu czas, niezależnie od tego jak ich relacja będzie wyglądała później. Rozkoszował się każdym jej dotykiem, każdym muśnięciem skóry który dawał tak wiele ulgi. Była jego, cała jego i to się jedynie liczyło. Chwycił więc jej dłoń, tak delikatnie jakby miała się rozlecieć przy jakimkolwiek mocniejszym dotyku. Splótł ich palce z spokojem wpatrując się w jej twarz. Pocałował ją delikatnie i z czułością o jaką sam siebie nawet nie podejrzewał jednak wyczuł jej delikatne spięcie. Miał wrażenie jakby coś zaprząta jej głowę, jednak o nic nie pytał doskonale zdając sobie sprawę jak ciężko było mówić o swoich lękach z bliskimi a co dopiero z kimś takim jak on. Chciał jednak by czuła się bezpieczna, by była przy nim wiedząc, że w razie potrzeby obroni ją przed złem.
    -Powinnaś odpocząć - mruknął odrywając się od niej i układając wygodnie na plecach gestem dłoni nakazując by położyła się obok. Gdy ponownie ułożyła się na jego torsie objął ją czule, delikatnie głaszcząc jej nagie plecy. Nie wiedział ile faktycznie czasu minęło gdy w trwali w tej pozycji, jednak mając ją przy sobie czuł sie całkowicie spokojny. Zasnął ponownie otulony jej rozkosznym zapachem.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  64. Poranek był ciężki, cholernie ciężko gdyż uświadamiał mu że to najwyższy czas powrotu do rzeczywistość. Z westchnieniem podniósł się do pozycji siadu spoglądając na śpiąca obok siebie kobietę. Ona… ona była niczym anioł, który zstąpił z nieba gdy on był wcieleniem diabła niezdolnego do życia z kimś. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to co zdarzyło się między nimi, ta dziwna relacja której nawet nie umiał normalnie nazwać, nie miała prawa przetrwać. On był personą, która skazana była na wieczność spędzoną w samotności co dobitnie udowodniła mu jego pierwsza miłość.
    Dla niej był tylko chwilową przygodą, zabawką którą zabawiała się przyprawiając rogi swojemu ówczesnemu narzeczonemu. A mimo to wszystko co mówiła, co robiła gdy byli sami dawało mu poczucie, że ich relacja nie była tylko fizyczna ale również były w tym uczucia. Była inna niż wszyscy których wtedy znał i to sprawiło, że zainteresował się nią a po kilku długich tygodniach zakochał jednak ona go porzuciła. Doskonale pamiętał jej słowa tamtego dnia gdy oznajmiła mu, że następnego dnia wychodzi za mąż.
    “Twoim przeznaczeniem będzie życie w samotności Luc.”
    Mimo, że te słowa bolały teraz wiedział iż były prawdą. Po tym wszystkim nie był w stanie zaufać innym w sprawach uczuciowych a zdecydowanie prościej było zaspokoić swoje żądze przejściowymi i nic nieznaczącymi romansami.
    Jego myśli przerwał dźwięk wibrującego telefonu, który spoczywał na stoliku nocnym. Podniósł się z miejsca by chwycić w dłoń małe urządzenie, które nieustępliwie wciąż wydawało z siebie to irytujące brzęczenie. Dostrzegając na wyświetlaczu nazwę kontaktu “Roy” zmarszczył lekko czoło zastanawiając się co tak ważnego musiało się wydarzyć, ze śmiał go budzić o tak wczesnej porze? Nie chcąc jednak budzić wciąż śpiącej blondynki, zabrał ze sobą najpotrzebniejsze ubrania i udał się do łazienki gdzie niemal od razu odebrał połączenie.
    -Kurwa szefie, jak dobrze, że w końcu odebrałeś - głos jego pracownika był niespokojny, pełen niepokoju a to sprawiło, że Luc zaczął przeczuwać najgorsze. - Mamy cholerny problem - dodał rozchwianym głosem jakby to co miał powiedzieć nie chciało przejść przez jego gardło. - Znalazłem ciało w jednym z boksów - jego głos na moment się załamał co sprawiło, ze po drugiej stronie zapanowała chwilowa cisza. - Myślałem, że się upiła i zasnęła, ale… ale kiedy próbowałem ją obudzić odkryłem, ze ona… ona jest martwa…
    -Cholera - warknął będąc niemal pewnym że ta sprawa zdecydowanie narobi mu problemów. - Zawiadomiłeś policję? - zapytał musząc wiedzieć jakie kroki powinien w pierwszej kolejności podjąć. Zmartwił się gdy z drugiej strony odbiornika napotkał głucha ciszę. - Kurwa Roy co się dzieje? - tym razem czuł jak niepokój coraz bardziej zalewa jego ciało. Coś było nie tak, zdecydowanie coś było na rzeczy gdyż zazwyczaj jego pracownik potrafił chłodno podchodzić do nawet najtrudniejszych tematów.
    -Ta kobieta - głos mężczyzny zdradzał przerażenie. To świadczyło tylko o jednym, musiał znać tą kobietę. Cóż jednak to co usłyszał chwile temu sprawiło, że omal nie stracił równowagi. - To Tatiana, szefie.
    Nie pamiętał kiedy po raz ostatni słyszał to imię jednak zdecydowanie nie spodziewał się tego usłyszeć w tak dramatycznych okolicznościach. Jak właściwie to się stało? Dlaczego tak nagle przybyła aż do Nowego Jorku? Chciała się z nim zobaczyć? Jeśli tak to po co? I dlaczego zginęła? Może ktoś ją zabił albo przedawkowała jakieś prochy w jego klubie? Niezależnie jakie były odpowiedzi na te pytania nic nie mogło zmienić tego, że zginęła w Lux.
    -Zaraz tam będę, wiesz co robić - starał się aby jego głos był spokojny i opanowany chociaż w środku cały się gotował ze złości. - Jak to możliwe - mruknął do siebie gdy oparł się rękami o umywalkę a jego wzrok skupił się na jego odbiciu. Dlaczego to musiało dziać się akurat teraz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszedł z łazienki ubrany jak zawsze w elegancką koszulę i spodnie. Chwycił swoją marynarkę która zostawił na fotelu a następnie spojrzał na zdziwioną blondynkę, która patrzyła na niego pytającym spojrzeniem. Zastanawiał się jak powinien jej wytłumaczyć to nagłe wyjście. Czy powinien powiedzieć prawdę? Ale co jeśli to sprawi że się przestraszy? Przecież on sam był przerażony a co dopiero ona. Westchnął wiedząc, że nie może tak po prostu wyjść bez słowa.
      -Dzwonił Roy- powiedział zakładając na siebie marynarkę. - Jest jakiś problem w Lux, którym muszę się natychmiast zająć - dodał podchodząc do niej i składając delikatny ale i szybki pocałunek na jej ustach. - Iva przygotuje dla ciebie śniadanie więc nie musisz się śpieszyć. Zobaczymy się później.

      Luc

      Usuń
  65. W Lux znalazł się niecałe trzydzieści minut później wciąż nie mogąc uwierzyć w to co powiedział mu Roy. Co do cholery Tatiana robiła w Nowym Jorku? To pytanie nieustannie męczyło mężczyznę do tego stopnia, że ledwo był w stanie skupić się na drodze. Nie widział jej od ładnych paru lat, nie rozmawiał z nią od dnia gdy zabronił ochronie wpuszczać ją do rodzinnej firmy gdzie często go nachodziła. Więc dlaczego po takim czasie postanowiła pojawić się w jego życiu po raz kolejny?
    Z przerażeniem przyglądał się ciału spoczywającym na jednej z dwóch sof znajdujących się w ostatnim boksie. Po mimo upływu lat, wydawała się wyglądać niemal tak samo jak ją zapamiętał a to jedynie zwiększyło nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej. Mimo, że przez ostatnie kilka lat nie miał z nią absolutnie nic wspólnego to nie mógł nic poradzić na fakt, że wszystkie te cudowne chwile wróciły z zdwojoną siłą.
    -Lucas Carter? - jego uwagę zwrócił głos schludnie ubranego mężczyzny, - Detektyw Davies- przedstawił się ukazując odznakę przyczepioną do paska spodni. - A to detektyw Evans - wskazał na towarzysza znajdującego się po jego prawej stronie. - Jest Pan właścicielem klubu? Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań odnośnie ofiary. Czy możemy zająć Panu chwilę.
    -Oczywiście detektywi - odparł z łagodnym wyrazem twarzy nim ponownie spojrzał na ciało Tatiany. - Może przejdziemy do gabinetu? - zaproponował jednak nie czekał na ich odpowiedź gdyż od razu skierował się w stronę biura. Nie był w stanie dłużej przebywać w sali klubowej gdzie najprawdopodobniej pod jego nieobecność doszło do morderstwa.
    -Rozmawialiśmy już z Pana pracownikami jednak chcieliśmy usłyszeć również Pana wersję wydarzeń - niższy z mężczyzn, detektyw Davies przyglądał się uważnie każdemu ruchowi Cartera co nie uszło jego uwadzę. - Wiemy już, że ofiarą jest Tatiana Rodriguez z którą kiedyś łączyły Pana interesy.
    -To prawda - Carter odparł natychmiast gdy napełniał jedno naczynie burbonem. - Jednak to było lata temu gdy zaczynałem pracę w rodzinnej firmie. Od tamtej pory nie miałem z nią żadnego kontaktu - dodał odwracając sie przodem do mężczyzn. - Może napiją się Państwo? - zaproponował chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że odmówią. -Nie? Szkoda - uśmiechnął się gdy na raz opróżnił całą zawartość literatki by następnie nalać sobie następną.
    -Więc nie wie Pan dlaczego Pani Rodriguez przyleciała wczoraj wieczorem do Nowego Jorku a następnie znaleziono jej ciało w Pańskim klubie? - Lucas dostrzegł w tonie coś w rodzaju poirytowania.
    -Chyba nie uważacie, że mogę mieć coś wspólnego z jej śmiercią?- prychnął niemal rozbawiony tym absurdalnym pomysłem. - Całą noc spędziłem w swoim apartamencie nawet nie zdając sobie sprawy z przyjazdu Tatiany. Po za tym nie miałem powodu by ją zabijać, to czysty absurd! - warknął poirytowany tymi insynuacjami.
    -A mimo to najprawdopodobniej została otruta w Pańskim klubie - mruknął przeglądając swoje zapiski a następnie zaczął notować coś na czystej stronie - Czy ktoś może potwierdzić Pańską wersję wydarzeń? - dopytał wpatrując się czujnym spojrzeniem w właściciela klubu.
    -Cała noc spędziłem z Emily Robbins, jest właścicielką Bloomme, oraz mój szofer - upił łyk alkoholu czująć złość, ze musi w to wszystko wplątywać biedna blondynkę.
    -W takim razie sprawdzimy to - Davies skończył zapisywać informacje po czym zamknął notes. - Dziękuje za współpracę. Proszę nie opuszczać miasta. W razie pytań skontaktujemy się z Panem - po tych słowach opuścili jego biuro zostawiając mężczyznę zupełnie samego.
    Lucas walną pięścią w blat biurka czując jak jego gniew narasta z każdą chwilą. Był zdezorientowany a dodatkowo powracające wspomnienia sprawiały, że nie był w stanie się skupić dlatego tak ochoczo sięgnął po alkohol. Dlaczego to musiało powrócić akurat teraz? Dlaczego powróciła? Chciała go widziec? Ale dlaczego przecież jasno dał jej do zrozumienia, że nie chce jej już nigdy widzieć na oczy wiec dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Westchnął opadając na fotel wiedząc, że ta sprawa nie da mu spokoju póki nie odkryje kto stał za jej zabójstwem. Skoro faktycznie przybyła do Lux w poszukiwaniu go to z pewnością w jej życiu musiało wydarzyć się coś okropnego a on musiał się tego dowiedzieć. Szybko chwycił za telefon wybierając numer do jedynej osoby, która mogła wiedzieć coś na ten temat.
      Tuż po północy wrócił do biura całkowicie wymęczony zarówno psychicznie jak i fizycznie. Sprawa w którą wmieszała się ta kobieta była bardziej popierdzielona niż z początku mogło się wydawać i czuł, ze powoli przerasta go ta sprawa. Wiedział jednak, że nie zaśnie nim nie odkryje tego kim był sprawca i dlaczego za cel obrał sobie właśnie ją. Mimo, że obiecał Emily, ze po tym wieczorze zadba o siebie w obecnych okolicznościach nie mógł spełnić tej obietnicy. Widząc jednak pełną troski wiadomość od blondynki poczuł wyrzuty sumienia. Nie chciał mieszać ją jednak martwić jednak nie wiedział co właściwie miał jej odpisać. Przecież nie skłamię mówiąc, że wszystko jest ok? Westchnął więc stwierdzając, że porozmawia z nia z samego rana jak tylko poukłada sobie wszystkie elementy.
      Następnego ranka obudził się w swoim biurze z lekkim poirytowaniem stwierdzając, że zasnął podczas ogarniania zaległości związanych z drugą firmą. Cała ta sprawa z Tatianą i jej zabójstwem bardzo nim wstrząsnęła przez co miał ogromne trudności z skupieniem sie na prowadzeniu dwóch firm. Gdy zadzwoniła do niego Emily czuł jeszcze większy niepokój. Wiedział, że musi jej wszystko wyjaśnić ale jak miał tego dokonać?
      -Nic złego nie zrobiłaś Emi - zapewnił słysząc to przerażenie w jej głosie. Czy ona naprawdę uważała, że to wszystko mogło mieć związek z ich cudowną nocą? - Dobrze, wyjaśnię ci wszystko na miejscu - dodał nim połączenie zostało zakończone.
      Gdy zobaczył kobietę w swoim biurze poczuł coś w rodzaju ulgi. Cała ta sprawa z Tatianą sprawiła, że stał się nerwowy a brak snu i dużą dawka alkoholu jaką sporzył poprzedniego dnia sprawiła, że czuł się wycieńczony.
      -Emi… - szepnął gdy ta podeszła do niego na tyle blisko by mógł poczuć słodki zapach jej perfum. - Przepraszam, że wmieszałem cie w tą sprawę - mruknął patrząc na nią zmęczonym spojrzeniem. - Nie chciałem cię martwić ale podczas naszej nocy w Lux doszło do morderstwa - zamilkł na monet wpatrując się w jej zaniepokojoną twarz. - kobieta, która zginęła to Tatiana Rodriguez, kobieta która kilkanaście lat temu porzuciła mnie dla innego…

      Luc

      Usuń
  66. Był zły, rozdrażniony i bezradny wobec uczuć jakie kłębiły się w nim od momentu gdy zobaczył jej ciało. Od dawna uważał, że to co kiedyś było między nimi nie miało już dla niego już żadnego znaczenia. A jednak teraz wciąż nie mógł przestać o niej myśleć nawet jeśli zraniła go tak dotkliwie, że to zmieniło całe jego życie i chyba właśnie to najbardziej go irytowało.
    Jak się trzymał? To było tak głupie pytanie że aż miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Czuł się fatalnie wciąż mając do siebie tak wiele pretensji. Bo może gdyby nie wyszedł tego wieczoru z klubu to udałoby mu się zapobiec tej katastrofie? Z drugiej jednak strony skąd miał wiedzieć, że ona nagle pojawi się w jego życiu na nowo sprawiając że odtwarzał wszystkie te dobre jak i cholernie złe chwile. To go wykańczało.
    Miał ochotę wstać i udać się do baru po kolejną karafkę z trunkiem jednak nie był w stanie po raz kolejny oglądać tego miejsca zbrodni. Samo wspomnienie widoku ciała Tatiany przyprawiał go o mdłości. Pamiętam dokładnie jej bladą skórę, sine usta jak i sińce pod oczami. Jej nadgarstki były przyozdobione bliznami po ostrym narzędziu a na ciele był w stanie dostrzec kilka siniaków, których nie była wstanie całkowicie zasłonić ciemną suknią. Co takiego wydarzyło się w jej życiu?
    -Według policji została ona otruta - mruknął niemal walnąć pięścią w blat. - została otruta w moim klubie, pijąc drinka przygotowanego przez Isaaka więc jak myślisz kto jest głównym podejrzanym w obecnej sytuacji? - niemal warknął czując jak złość rośnie z każda sekunda. - Isaak to dobry chłopak a oni traktują go jak potencjalnego zbrodniarza… - był spięty, bardzo spięty. Rozumiał doskonale, że on sam był pierwszym podejrzanym ale żeby mieszać w to jego pracowników, którzy i tak mieli już w życiu wyjątkowo ciężko, to go dobijało. W końcu to on miał ich chronić a zamiast tego wpakował ich w to bagno.
    Jego mięśnie rozluźniły się dopiero w momencie gdy blondynka podeszła do niego kładąc dłoń na jego torsie. Wziął się na odwagę by spojrzeć na nią i dostrzegł tę troskę w jej oczach. Była wspaniała, kochana. Sprawiała że przy niej czuł się silniejszy wiedząc że ma jej wsparcie. Nie opuściła go po mimo tego wszystkiego co się wydarzyło.
    -Dziękuję, ale nie mogę cię w to bardziej mieszać - odparł chwytając jej dłoń. - Wciąż nie mam pewności kto za tym stał ale nie spocznę póki nie dorwę go - mówiąc to automatycznie ścisnął jej dłoń.
    Był zły, cholernie zły za to że pojawiła się nagle w jego życiu, za to że została zamordowana w jego klubie i za to że przez to jego pracownicy traktowani są jak potencjonalni przestępcy. Był pewny swoich ludzi i wiedział że pomimo tego co większość z nich przeżyła żaden z nich nie zrobiłby czegoś takiego tym bardziej że tylko Roy tak naprawdę wiedział kim była ta kobieta.
    -Wybacz - mruknął lekko zaniepokojony gdy zdał sobie sprawę że wciąż ściska jej drobną dłoń. - Po prostu wciąż to do mnie nie dociera - westchnął podnosząc się z miejsca czująć, ze dłuzej nie jest w stanie usiedzieć w jednym miejscu. - Gdy ja zobaczyłem to wszystko powróciło. Te uczucia, słowa które sprawiają mi tak wiele bólu. Naprawdę ją kochałem i byłem w stanie zrobić dla niej wszystko ale ona traktowała mnie jedynie jak swoją zabawkę. Dlaczego więc wróciła? Dlaczego na jej ciele było tak wiele siniaków a nadgarstki zdobiły blizny? Jeśli potrzebowała pomocy dlaczego próbowała szukać jej u mnie? Cholera! - warknął uderzając pięścią w ścianę. - Co powinienem w tej sytuacji zrobić Emily? - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem poszukując w niej wsparcia i rady bo sam nie był w stanie tego znieść. -Czy powinienem szukać sprawcy i na nowo rozdrapywać stare rany? - podszedł do niej szybkim krokiem. - A jeśli tak to czy będziesz moim oparciem? Będziesz ze mną niezależnie od tego co się stanie? - ujął jej twarz w dłonie wpatrując się w nią intensywnie. Pragnął by powiedziała tak, pragnął usłyszeć, że zostanie przy nim niezależnie od sytuacji ale jednocześnie bał się, że może ją nieświadomie zranić.

    Bliski szaleństwa Luc

    OdpowiedzUsuń
  67. Widział przerażenie w jej oczach. Czuł jak jej ciało drży od jego dotyku. Wiedział, po prostu wiedział, że zaczął działać zbyt impulsywnie. Bała się go. Widział to w jej oczach i poczuł jak w jednej chwili ktoś wylewa na niego wiadro zimnej wody. No tak w końcu był Lucasem Carterem, nieobliczalnym mężczyzną, który traktował wszystko jak świetną zabawę nie bacząc na innych - bo tak głównie o nim mówiono. Był kimś kogo należało się bać i każdy o tym wiedział więc czemu śmiał uważać, że w tym wypadku jest inaczej? Bo spędzili ze sobą jedną upojną noc? Noc, którą zapewne zapomni po kilku dniach żyjąc dalej własnym życiem?
    Opuścił dłonie a następnie oddalił się od niej odwracając plecami. Był głupcem. Zaproponowała mu pomóc ale powinien wiedzieć, że zrobiła to jedynie dla zachowania pozorów jak wszyscy w tym pieprzonym świecie elit. Może pomylił się co do niej? Nie… Emily nie była bezduszną kobietą, nie była osobą zdolną do udawania dobrodusznej. Znał wiele osób które szczyciły się chęcią pomocy tylko wtedy gdy było to dla nich wygodne a ona zdecydowanie nie należała do tych osób. Cholera! Nie powinien ją mieszać w swoje sprawy zwłaszcza teraz gdy sam był emocjonalną bombą.
    -Wyjdź… - jego głos był spokojny mimo emocji jakie nim targały. Ona nie powinna być przy nim nawet jeśli bardzo tego pragnął. To jest jego bałagan i jego problemy, tylko jego. Nie pasowała do jego świata tak jak on nie pasował do jej i to właśnie ta myśl ponownie przypomniała mu słowa Tatiany z tamtego dnia.
    -Powiedziałem ci że masz się stąd iść! - warknął wciąż bojąc się spojrzeć na nią. Bał się zobaczyć po raz kolejny tego strachu. Nie powinien zbliżać do siebie nikogo bo jedyne co potrafi robić to ranić tych na których mu zależy. Zdecydowanie nie chciał jej ranić ale miał świadomość tego, ze później będzie już tylko gorzej, że w przyszłości zapewne zranił by ja jeszcze mocniej. Był stworzony do spędzenia życia w samotności bo tak naprawde nie zasługiwał na miłość co dobitnie uświadomiła mu Tatiana nim wyszła za tego dupka.

    zraniony diabeł

    OdpowiedzUsuń
  68. Miała rację, to nie ona go skrzywdziła ale jeśli jego dotychczasowe domysły były słuszne i jeśli istniał chociaż procent szansy że śmierć Tatiany była z jego winy to tylko w taki sposób mógł chronić tych na których mu zależało a chociaż było to trudne do przyznania w jakiś sposób naprawę zaczęło zależeć mu na Emily. Wiedział, ze gdyby jego przypuszczenia okazały się słuszne a ona ucierpiałaby z jego powodu to prawdopodobnie nigdy by sobie tego nie wybaczył. Dlatego póki nie rozwiąże tej sprawy i nie dowie się czy faktycznie mordercą był on, musiał trzymać blondynkę jak najdalej od siebie….
    W tym samym czasie Isaak nerwowo kręcił się po pomieszczeniu. Ta cała sprawa z policja mocno poruszyła wszystkich pracowników jednak to on był osobą która tego wieczoru przygotowywał dla niej drinka. Pamiętał to doskonale bo nieznajoma wypytywała o szefa, była nerwowa a on sam zaproponował jej alkohol dla rozluźnienia.
    -Emily! - niemal krzyknął na widok kobiety czując pewien rodzaj ulgi. - To jakiś istny horror! Ta kobieta.. ja nie miałem pojęcia kim jest. Wydawała się wystraszona gdy wypytywała o szefa ale nie sądziłem, że ktoś może chcieć ją zabić.. - czuł się w jakiś sposób winny, że nie zareagował inaczej, nie spytał czy wszystko jest ok ale skąd mógł wiedzieć?
    -To nie twoja wina młody - Roy stał obok z skrzyżowanymi rękami. - Tak jak również nie jest to wina szafa chociaż on ma co do tego inne zdanie - westchnął przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę gdy Carter pojechał na spotkanie z kuzynką Tatiany. - Martwi mnie jednak jego zachowanie i to do czego może być teraz zdolny. Rozmawiałaś z nim prawda? - zwrócił sie w stronę Emily. - Czy jest aż tak źle jak myślę?

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  69. Roy wymienił spojrzenie z młodziakiem zastanawiając się co tak właściwie wydarzyło się między tą dwójką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że między nimi jakby coś zaiskrzyło w końcu Lucas nigdy nie interesował się tak długo żadną inną kobietą. Mimo wszystko nie miał zamiaru komentować tego w żaden sposób w końcu oboje byli dorośli i wydawać sie mogło, że doskonale wiedzą co robią. Mimo to naprawdę chciał aby jego szef w końcu odnalazł szczęście, bo wbrew opinii publicznej naprawdę na to zasługiwał jak mało kto.
    - Ty również uważaj na siebie. W końcu wciąż nie wiemy kto naprawdę za tym stoi - odparł zerkając na wyświetlacz telefonu na którym pojawiło się bardzo ważne powiadomienie. - Muszę zadzwonić, ale mam nadzieję że niedługo się zobaczymy - mruknął nim odszedł na bok.

    Pół godziny później znajdował się już przy drzwiach do gabinetu Lucasa z którym musiał jak najszybciej porozmawiać. Zapukał czekając przez chwilę cierpliwie na odpowiedź z jego strony zdając sobie doskonale sprawę w jakim stanie się teraz znajdował. Był nieprzewidywalny bardziej niż zazwyczaj ale jak mógł się mu dziwić po ty co przeszedł? Śmierć osoby, którą kiedyś się kochało z pewnością rozdrapywało stare rany a takie bardzo ciężko ponownie zabliźnić. Dlatego nie zdziwiło go nawet, że nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Wiedząc jednak o jaką stawkę toczy się gra postanowił wejść do środka. Tutaj nie chodziło już wyłącznie o schwytanie mordercy Tai ale być może nawet o życie samego Cartera i bliskich mu osób.
    -Lucas - starał się by jego głos był spokojny nie chcąc przypadkiem zdenerwować go nim nie wyjaśni mu całej sytuacji. Sytuacja i tak była już ogromnie stresująca nie tylko dla niego ale i wszystkich pracowników którzy obawiali się że po ewentualnym zamknięciu klubu będą zmuszeni wrócić do tego parszywego życia z którego uciekli. - Pociągnąłem za kilka sznurków i udało mi się częściowo potwierdzić słowa May - jego wzrok spoczywał na Carterze, który cały czas wpatrywał się w blat biurka. - Rodriguez faktycznie w dzień przyjazdu Tatiany do Nowego Jorku znajdował się w Europie zachodniej, ale nie był tam w interesach - zrobił krótką pauzę zastanawiając się jak siedzący przed nim mężczyzna zareaguje na jego następne słowa.
    Lucas w tym momencie po raz pierwszy spojrzał na niego zaintrygowany tymi słowami. Podejrzewał, że za wszystkim mógł stać jej mąż o którym w Miami krążyło wiele niepokojących plotek na temat jego nie do końca legalnej działalności jak i innych niecnych czynów. Co prawda nigdy jakoś specjalnie nie przejmował się takiego typu plotkami doskonale zdając sobie przecież sprawę z tego jakie zdanie miała o nim opinia publiczna i jak wiele nieprawdy mówione było pod jego adresem. Mimo to nigdy nie przypuszczał że ten człowiek byłby w stanie skrzywdzić własną żonę nie mówiąc już o zabójstwie. Gardził takimi mężczyznami chociaż sam również nie był świetny. Wciąż jednak nie rozumiał dlaczego w dniu swojej śmierci Tatiana przyszła do niego. Co on miał z tym wszystkim wspólnego?
    -Co konkretnie masz na myśli? - spytał. Jakaś część jego spodziewała się usłyszeć to, czego najbardziej się obawiał w chwili gdy dowiedział się o śmierci Tatiany. Miał jednak nadzieję, że się myli.
    -Spotkał się tam z Hikimi, który jak udało mi się ustalić znajduje się obecnie w Nowym Jorku - Lucas słysząc to imię zacisnął dłonie w pięści czując jak zalewa go fala wściekłości. Skoro mąż Tai skontaktował się z jednym z jego wrogów to musiało oznaczać tylko jedno. Nie chodziło tu już jedynie o jego byłą miłość ale o zemstę na nim samym. - Dlatego została otruta akurat wtedy gdy przebywała w Lux. To nie był przypadek, że fiolka z trucizna została znaleziona przy barze. Luc on chciał cię wrobić w to zabójstwo ale na szczęście znaleźliśmy tą fiolkę przed policją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -A skoro jego plany zostały pokrzyżowane on… - podniósł się gwałtownie uświadamiając sobie w jak wielkim niebezpieczeństwie byli teraz wszyscy jego bliscy. - Dzwoń natychmiast do Arii i dowiedz się gdzie przebywa - chwycił telefon natychmiast wybierając numer Emily. - Prosze odbierz - wyszeptał niemal błagalnie gdy wciąż brzęczał uporczywy dźwięk rozpoczętego połączenia. W głębi duszy miał ogromną nadzieję, że blondynka nie odbiera bo wciąż jest na niego zła za to jak ją potraktował. Gdy połączenie w końcu zostało odebrane przez moment poczuł ulgę, która tak szybko jak się pojawiła równie szybko zniknęła.
      -Witaj Luc~ - w słuchawce zabrzmiał dobrze znany mu męski głos z charakterystycznym rosyjskim akcentem. - Zapewne zastanawiasz się dlaczego odebrałem ja a nie ta słodka blondyneczka. Cóż można powiedzieć, że obecnie nie jest ona w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa - zaśmiał się psychopatycznie.
      -Hikami, ty draniu… Jeśli coś jej zrobisz to obiecuję, że wyśle cię do piekła… - warknął gniewnie czując jednocześnie ogromny strach.
      -Chwilowo ani jej ani twojej kochanej siostrze nie stanie się krzywda ale może się to w każdej chwili zmienić - odparł radośnie a Luc niemal zamarł gdy uświadomił sobie, że ma je obie. - Wystarczy, że będziesz grzeczny i wykonywał wszystkie moje polecenia a być może zobaczysz je jeszcze.
      -Czego chcesz… - wycedził starając się zachować spokój co nie było wcale takie łatwe.
      -Cóż wkrótce się przekonasz. Do tego czasu jednak bądź pod telefonem i ostrzegam żadnej policji inaczej będziesz opłakiwał śmierci nie tylko tamtej suki - po tych słowach rozłączył się pozostawiając Cartera z najmroczniejszymi myślami.
      -Cholera! - krzyknął rzucając w ścianę pierwszą napotkaną rzeczą na swojej drodze. Był wściekły a zarazem przerażony i cholernie bezradny…

      bardzo rozwścieczony Luc

      Usuń
  70. Lucas Carter był osobą dość impulsywną, nieprzewidywalną i porywczą gdy w grę zaczęły wchodzić jego własne uczucia. Ten zazwyczaj opanowany, pewny siebie mężczyzna stawał się całkowitym przeciwieństwem w momencie kiedy zaczynał kierować się sercem zamiast rozumem. Według opinii publicznej był czarującym draniem, który robił co chciał i miał co chciał, jednak mało było osób, które wiedziały, że prawda była zgoła inna. Prawdą było, ze pod tym płaszczem pewności siebie i wielkoduszności skrywały się uczucia, które wolał pogrzebać w odległych czeluściach duszy, bo to właśnie one sprawiały tak wiele bólu i cierpienia.
    Dzisiaj nie potrafił utrzymać ich w ryzach czując jak każda cząstka jego ciala wręcz krzyczy. Popełnił błąd, wiele błędów przez które muszą cierpieć osoby na których mu zależy. Wszystko było jego winą, śmierć Tai, porwanie Arii i Emily. Był egoistą który uważał, że ponownie może poczuć to co czuł nim Tamara wyznała, że dla niej był tylko przelotną przygodą bez znaczenia.
    Gdy poznał Emily, była inna i to go zaintrygowało. Miała wspaniałą firmę, ale pracowała jakby była tylko jego zwykłym pracownikiem doceniając to co udało jej się stworzyć. Widziała w ludziach dobro i był pewny, że w nim również go dostrzeże, bo pomimo tych wszystkich okropieństw jakie w życiu musiał robić, naprawdę pragnął być dobry.
    -Wszystko gotowe szefie - Roy stanął naprzeciwko jego biurka. W jego oczach dostrzegł złość i niepokój co doskonale rozumiał. Ich plan był ryzykowny ale tylko w taki sposób mógł uratować kobiety. - Gdy tylko poda lokalizację ruszymy.
    -Dziękuje Roy - odparł po chwili jednak tym razem nie był w stanie spojrzeć na przyjaciela, bo właśnie za niego go uważał. -Jednak proszę cię byś nie pakował się w to osobiście. Nie chcę byś z mojej winy ponownie trafił za kratki - odważył się spojrzeć na towarzysza, któremu zawdzięczał tak wiele. Ich znajomość w końcu trwała jeszcze zanim poznał Tai i był jednym z nielicznych którzy znali go nawet lepiej niż on siebie sam.
    -Dla ratowania osób ci bliskich zrobię wszystko, nawet jeśli to oznacza, ze będę zmuszony pociągnąć za spust - uśmiechnął się a jego oczy ukazywały szczerość tych słów. Był jednym z najwierniejszych kompanów Lucasa nawet jeśli ten wcale tego nie oczekiwał.
    -Roy nie musisz się dla mnie poświęcać. Nie dla mnie - Carter nie był w stanie pojąć skąd w jego kompanie brała się ta chęć skoczenia za nim chociażby w ogień. Jednak następne słowa mężczyzny dały mu wiele do zrozumienia.
    -Luc, pomogłeś mi gdy inni już dawno mnie skreślili. Gdyby nie ty moje życie mogłoby potoczyć się znacznie gorzej. Kto wie, może znów trafiłbym za kratki albo zginął od kulki prosto w serce? Ale teraz żyje i mogę wieść normalne życie tylko dlatego, że dostrzegłeś we mnie coś więcej niż zwykłego przestępcę. Mój dług wobec ciebie jest przez to tak wielki, ze do końca życia nie uda mi się go spłacić.
    Słowa Roya poruszyły go dogłębnie bo pomagając mu tamtego dnia tak naprawdę nie oczekiwał nic w zamian. A mimo to zyskał kogoś cennego, zyskał przyjaciela na którego mógł liczyć niezależnie od okoliczności i to było coś wspaniałego.
    -Dziękuję - odparł wiedząc, że i tak żadne jego słowa nie będą na tyle wystarczające by oddać to jak bardzo był mu wdzięczny za nie.
    __________

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym samym czasie gdzieś na obrzeżach miasta, dwóch rosłych mężczyzn szło właśnie w stronę pokoju w którym przetrzymywana była Emily. Oboje zdawać się mogło nie zauważyli zamykanych przez dziewczynę drzwi ale nie miało to dla nich znaczenia. Ich zadanie było inne nie mające nic wspólnego z trzymaną za ścianą blondynką.
      -Więc to siostra tego całego Cartera? - niższy mężczyzna wydawał się być zdziwiony zaistniałą sytuacją. - Tego który w meksyku zabił brata Iwana? - dopytywał wciąż nie mogąc tego pojąć.
      -Tak jak powiedział Jegor to jest ona i mamy być dla niej delikatni w końcu nikt nie chce by zginął jeszcze ktoś zanim ten skurwiel nie dostanie kulki w łeb - drugi z mężczyzn roześmiał się a jego śmiech poniósł się echem po całym korytarzu.
      -A co z tą drugą? - niższy z mężczyzn odezwał się ponownie, wpatrując się w drzwi które właśnie mijali.
      -Chodzi ci o tą kurwę? Iwan chce ją utrzymać przy życiu. Ma być jego zabezpieczeniem czy coś - machnął ręką jakby ta sprawa przestała go interesować. - Z resztą jakie ma to znaczenie skoro do jutra wszyscy będą i tak już martwi..
      Mężczyźni oddalili się by po chwili zniknąć za zakrętem wciąż dyskutując o sprawie i śmiejąc się z idiotycznych żartów w ich ojczystym języku.

      Luc

      Usuń
  71. Wysoki dobrze zbudowany brunet siedział wygodnie na dużej sofie w dłoni trzymając kieliszek z alkoholem. Już niedługo miał dopiąć swego i raz na zawsze zemścić się na osobie odpowiedzialnej za zabicie jego ukochanego braciszka. Jednak nie mógł tak po prostu zabić Cartera, co to to nie. Jeśli jego zemsta miała mieć jakikolwiek sens ten skurwiel musiał dowiedzieć się jak to jest stracić kogoś bliskiego.
    Początkowy plan jednak nie poszedł po ich myśli i śmierć jego pierwszej miłości nie przyniosła obiecanych rezultatów ale wciąż nie wszystko było stracone. Teraz posiadał coś co było mu cenne i czego z pewnością nie chciał stracić. Porwanie tej blondyny z początku nie było jego zamysłem, jednak dzięki informatorowi, który przekazywał mu informację o relacjach biznesmena z innymi ludźmi zdecydowanie zmienił zdanie.
    -Wejdź! - zawołał gdy rozległo się pukanie. W drzwiach stanął rosły mężczyzna z tatuażem smoka na prawej stronie szyi. Przed sobą trzymał drobną blondynkę z związanymi z przodu rękami.
    -Szefie ta szmata obudziła się i próbowała uciec - mówiąc to pchnął kobietę do przodu nakazując jej tym samym iść przed siebie.
    -Anton ile razy ci mówiłem byś był milszy dla naszych gości - Iwan skarcił mężczyznę a następnie wstał podchodząc do kobiety, - Wybacz mu jego nieodpowiednie zachowanie. Półgłówek ma ostatnio dość spore problemy z panowaniem nad sobą więc mam nadzieję że nie zrobił ci zbyt wielkiej krzywdy - mówiąc to uniósł delikatnie jej podbródek by lepiej się jej przyjrzeć. - Nic dziwnego, ze zawróciłaś Carterowi w głowię. Jesteś doprawdy niczego sobie. Może po wszystkim zatrzymam cię jako swoją osobistą dziwkę? - mruknął z ohydnym wręcz uśmieszkiem na twarzy który zdecydowanie nie wróżył nic dobrego.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  72. Iwan zaśmiał się na słowa, które wyszły z ust blondyny. Ciekawiło go ile w tym wszystkim było faktycznie prawdy. Czy naprawdę uważała, że Lucas nie przyjdzie jej na ratunek? To i tak było bez znaczenia bo on doskonale wiedział, że jego wróg w końcu się pojawi a wówczas zada mu najgorszy możliwy ból.
    -Zagrajmy w grę - odparł po chwili spokojnym tonem głosu a następnie zaczął gładzić jej blond czuprynę. - Przekonajmy się kogo tak naprawdę wybierze ten diabelski pomiot. Czyje życie będzie chciał ocalić. Czy to będziesz ty? A może słodka Aria? - w jego głosie była nuta rozbawienia gdy wyprostował się całkowicie i ponownie wrócił zajmując miejsce na sofie. Wyciągnął telefon z kieszeni i szybko wybrał jakiś numer a następnie odczekał chwilkę. - Niech świeżak przyprowadzi Arię. Najwyższy czas rozpocząć przygotowania do zabawy - po tych słowach zakończył połączenie odkładając urządzenie na stolik.
    Przez chwilę przyglądał się dziewczynie z rozbawieniem malowanym na jego twarzy. Ciekawiło go jak młoda blondynka zareaguje na to co miało za chwilę się wydarzyć. Fakt nie do końca było to jego pierwotnym planem ale skoro ta cała Emily uważa, że Lucas nie przyjdzie po nią to z pewnością będzie pewna że przyjdzie po swoją ukochaną siostrę czyż nie? Więc jak zareaguje na to co właśnie miało miejsce?
    Rozległo się pukanie po którym słychać było charakterystyczne skrzypienie otwieranych drzwi w których pojawiła się Aria w obecności młodego mężczyzny. Kobieta spojrzała ze zdziwieniem na znajdującą się w pomieszczeniu właścicielkę Bloomme a następnie spojrzała na Iwana z lekkim niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
    -Co ona tu robi? - spytała podchodząc bliżej. Nie była skrępowana a na jej ciele nie było widać żadnych śladów świadczących o tym, że coś działo się z nią nie tak. - I po cholerę ja miałam tutaj przyjść - niemal warknęła na mężczyznę. Jej pięści zacisnęły się ciut za mocno przez co poczuła jak paznokcie wbijają jej się w skórę powodując ból.
    -Nasza gwiazda wieczoru przebudziła się wcześniej niż planowałem i postanowiła trochę pozwiedzać rezydencję - Iwan odparł rozbawionym głosem. - Nie wspominałaś, że jest typem walecznej kobietki Ario - zarzucił nogę na nogę z uwagą przyglądając się siostrze Lucasa.
    -Mówiłam Ci ze nie miałam czasu by poznać ją lepiej - warknęła krzyżując w złości ramiona tuż pod piersiami. - Rozumiem jednak, że plan dalej jest aktualny? - spytała chociaż w jej oczach widać było ogromną niechęć.
    -Oczywiście ty mała diablico. Wszystko juz ustalone a twój braciszek znajdzie się w wyznaczonym miejscu na czas - zrobił krótką przerwę. - Oczywiście pod warunkiem, że naprawdę zależy mu na was - dodał rozbawiony. - Anton zajmij się naszą uroczą damulką. Na nasze następne spotkanie ma być zakneblowana i dobrze związana. Nie chcemy w końcu by coś poszło nie po naszej myśli - posłał blondynce pewny siebie uśmieszek a następnie znów zwrócił się w stronę Arii. - A my mamy jeszcze do pogadania.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  73. Lucas był kłębkiem nerwów. Od momentu porwania dziewczyn minęła ponad dobra podczas której nie był wstanie nawet zmrużyć oka. Bo jak miał spać gdy dwie bliskie mu osoby są w rękach ruskiej mafii? Najgorszym jednak okazywała się ta niepewność wynikająca z braku jakichkolwiek informacji na ich temat. Czy ten skurwysyn coś im zrobił? Biorąc pod uwagę, że zabił Tatianę mógł spodziewać się wszystkiego i ta myśl doprowadzała go do szału..
    Był wściekły na nich, za to że ośmielili się tknąć bliskie mu osoby, na siebie za to że naraził Emily na coś tak okropnego. W swoim cholernym życiu robił wiele nie do końca moralnych rzeczy przez co narobił sobie kilku wrogów jednak nigdy nie przypuszczał, że któryś z nich faktycznie będzie chciał się mścić wciągając w to niewinne osoby. Czuł strach na samą myśl ile musiała teraz przeżyć blondynka i to wyłącznie z jego winy! Wiedział że jeśli coś się jej stanie nie będzie w stanie sobie tego nigdy wybaczyć bo jak by mógł?
    -Za trzydzieści minut wyjeżdżamy - Roy stał właśnie w drzwiach przyglądając się jak mężczyzna chodzi nerwowo z jednego krańca pomieszczenia do drugiego. Martwił się. Jeszcze nigdy wcześniej nie widział go w tak opłakanym stanie jak teraz. Ten zawsze pewny siebie mężczyzna był teraz wrakiem dawnego siebie.
    -Bez względu na wszystko trzymajcie się planu. - Luc wstał kierując się w stronę wieszaka z którego zdjął czarny płaszcz. - Będę grał na zwłokę tak długo jak będzie to konieczne - dodał zerkając na zegarek. W tym momencie czas dłużył mu się niemiłosiernie a z każdą następną sekundą emocje coraz bardziej narastały. Zacisnął mocniej pięści starając się zapanować nad gniewem jaki aktualnie go pochłaniał. Nie chciał by jakiekolwiek działanie było spowodowane impulsem, ale cholernie bał się tego co może zastać na miejscu.
    Moment gdy właśnie podjechał w umówione wcześniej z Iwanem miejsce sprawiło, że gniew i odczuwane wcześniej obawy nasiliły się dwukrotnie. Za chwilę miał ujrzeć Emily i Arię czego szczerze się obawiał nie wiedząc jak właściwie zareaguje gdyby okazało się, że ci dranie coś im zrobili. Mimo to musiał zachować zimna krew niezależnie od tego co miał tam zastać. Obawiał się że jeśli da ponieść się emocjom może je stracić a tego z pewnością nie dałbym rady udźwignąć.
    Wyszedł z samochodu chowając wcześniej za pas broń, którą zawsze trzymał w schowku. Miał zamiar użyć ją w absolutnej ostateczności gdyby życie którejś z nich faktycznie było zagrożone. Nie chciał nikogo zabijać bo po prawdzie nie miał pojęcia czy faktycznie byłby w stanie pociągnąć za spust. Wiele razy znajdował się w sytuacjach zagrożenia życia ale do tej pory chodziło wyłącznie o jego życie. Teraz sytuacja była zupełnie inna.
    Przekraczając próg opuszczonej fabryki, w której dawniej przetapiano stal do wyrobu narzędzi hutniczych, czuł jak ogarnia go coraz większy niepokój. W całym pomieszczeniu nie dość, że panował półmrok to dodatkowo wydawało się być całkowicie cicho, nie licząc brzdęku metalowych łańcuchów odbijajacych sie o siebie za sprawą podmuchów wiatru. Czy na pewno trafił w odpowiednie miejsce?
    -Dobrze w końcu cię poznać Lucasie Carterze - rosyjski akcent rozniósł się echem po całym pomieszczeniu przez co trudniej było ustalić skąd faktycznie pochodził. - Wiele o tobie słyszałem od moich chłopców - nagły błysk światła reflektorów rozjaśniło część pomieszczenia skupiając się na rosjaninie za którym stało dwóch uzbrojonych mężczyzn.
    -Iwan jak mniemam - odparł spokojnie Luc gdy spojrzał na szefa mafii. Mimo ogromnej złości jaką czuł wiedział, że musi zachować spokój jeśli miał uratować dziewczyny. - Rozczarowałeś mnie. Myślałem, że będziesz cóż… - wskazał dłonią na jego sylwetkę nim dokończył - wyglądał bardziej grożnie.
    -Cóż mi za to ciebie opisali wręcz idealnie - mruknął lekceważąco gdy przyglądał się swoim dłonią. - Ale nie przyszliśmy tutaj na zwykłe pogaduszki czyż nie? - uniósł dłoń do góry wykonując pewien gest po którym z cienia wyłoniło się dwóch oprychów, którzy trzymali związane i zakneblowane dziewczyny z przystawionymi do głowy pistoletami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Emily.. Aria.. - wyszeptał gdy ujrzał w jak tragicznym stanie były obie dziewczyny. Jego wzrok jednak na dłuższą chwile zawiesił się na blondynce. Była cała brudna, posiniaczona a jej ubranie podarte. W jej załzawionych oczach dostrzegł ból i strach który musiała czuć i to sprawiło, ze poczuł jeszcze większy gniew. - Puść je w końcu tutaj chodzi tylko o mnie - zwrócił się do mafiozy niemal błagalnym tonem chociaż zaciśnięte pięści zdradzały jego gniew.
      -Wypuścić? - zaśmiał się rosjanin. - Przecież zabawa dopiero się zaczyna Lucasie. - wykonał kolejny gest po którym mężczyźni zmusili kobiety do klęczenia. - Nie jestem mimo wszystko cholernym potworem więc nim cię zabije pozwolę ci wybrać Luc. - rozbawiony podszedł do Ari delikatnie przesuwając dłonią po jej załzawionym policzku a następnie podszedł do Emily wykonując ten sam gest. - Odebrałeś mi brata więc ja odbiorę ci jedna z twoich kobiet. Wybierz zatem która z nich ma zginąć a którą wypuszczę gdy tylko skończę z tobą.
      -C-co? - szatyn zesztywniał słysząc słowa Iwana. - Ja nie mogę - wyszeptał gdy jego oczy zaszkliły się widząc przerażenie kobiet. Jak miał wybrać? Jak miał świadomie skazać którąkolwiek z nich na śmierć? Nie był w stanie dokonać takiego wyboru. - Chcesz mnie więc zrób ze mną co chcesz ale wypuść je - błagał czując jak jakaś siła rozrywa go od środka. - Zabij mnie, ale prosze oszczędz je… - był roztrzęsiony, bezradny i skłonny zrobić wszystko by tylko zapobiec śmierci niewinnych osób.
      -Jeśli wypuszczę je obie zabijać tylko ciebie nie będzie w tym żadnej zabawy - westchnął widząc jak jego przeciwnik kiwa tylko przecząco głową wciąż patrząc na dziewczyny. - Ułatwię ci nieco sprawę. Masz pięć minut na podjęcie decyzji inaczej zabije je obie. Więc jeśli chcesz by którakolwiek z nich przeżyła musisz zdecydować.
      Luc czuł jak traci kontrolę nad wszystkim. Naprawde nie chciał wybierac miedzy nimi ale jeśli tego nie zrobi to obie zostaną zastrzelone a to zdecydowanie było gorsze niż jakikolwiek wybór. Jednak jak miał zdecydować? Jak miał poświęcić jedną aby druga mogła żyć dalej? Nie mógł. nie potrafił tego zrobić dlatego jego jedyną nadzieją był Roy, który miał niepostrzeżenie dostać się na teren wraz z garstką uzbrojonych ludzi. Jednak czy uda mu się dotrzeć na czas.

      postawiony pod ścianą Luc

      Usuń
  74. Z każdą sekundą ogarniała go większa panika. Czasu było coraz mniej a nadzieje na uratowanie obu dziewczyn nieustannie malało. Cholera i co miał teraz zrobić? Nawet jeśli teraz sięgnąłby po broń to przecież nie dałby rady zestrzelić obu mężczyzn nie mówiąc już o przypadkowym trafieniu którejś z nich. Cholera Roy gdzie jesteś! - jego umysł krzyczał nieustannie próbując jednocześnie znaleźć rozwiązanie w całej tej pieprzonej sytuacji.
    -Do cholery one nie mają z tym nic wspólnego! - krzyknął zaciskając pięści jeszcze mocniej. - Dlaczego więc nie zadowolisz się mną?! - był zrozpaczony a w jego oczach można było dostrzec ból.
    -Ponieważ chce żebyś cierpiał tak samo jak ja gdy straciłem brata! - Iwan warknął wściekle wychowywując broń w stronę Arii. - Chcę byś poznał ból który ja czułem!
    - To nie ja wycelowałem w twojego brata! Nigdy nikogo nie zabiłem…
    -Fakt, może i nie ty pociągnąłeś za broń tamtego dnia ale to nie zmienia faktu, że przez ciebie on nie żyje! - był wściekły co Luc doskonale widział i zrozumiał, że ta złość zwrócona była na niego nie bez powodu.
    -Chcesz ukarać mnie bo wiesz, ze nie dasz rady zemścić się na prawdziwym mordercy - mruknął gdy to wszystko stało się dla niego jasne. Nie on zabił jego brata, jedynie przyspieszył to co było i tak nieuniknione - Doskonale wiesz, że za jego śmiercią stroi rodzina Romero a nie ja a jednak to na mnie chcesz rozładować frustrację.
    -Przestań pieprzyć! Również miałeś swój udział w jego śmierci - Iwan wydawał się rozdrażniony a to działało na korzyść Luca gdyż jego przeciwnik właśnie stracił czujność.
    -Ja tylko wskazałem rodzinie Romero waszą kryjówkę. To wy próbowaliście podkraść ich wspólników i to wy sami jesteście odpowiedzialni za rzeź jaka się wtedy wydarzyła, nie ja! - krzyknął czym zdenerwował szefa ruskiej mafii gdy ten podszedł do niego i z całej siły przywalił mu bronią w twarz.
    -Zamknij się padalcu! - wykrzyczał nim splunął wprost na niego.
    -Jestem w takim samym stopniu winny jak i ty - odparł po chwili z lekkim uśmiechem. - Masz wyrzuty czyż nie? Za to, że posłałeś go w tamtym okresie do meksyku mimo ze doskonale zdawałeś sobie sprawę jak niebezpieczne może to być. A teraz wściekasz się bo nawet nie masz odwagi by zemścić się na prawdziwym zabójcy. Jesteś żałosny Iwan - odparł wpatrując się w niego tym pewnym spojrzeniem. Uśmiechnął się widząc wahanie w jego postawie i wiedział, ze jest to moment który musi wykorzystać. Zrobił się szybki zamach i wytrącił broń z jego dłoni a następnie wyciągając wcześniej schowaną broń wymierzył nią w Iwana. - A teraz grzecznie wypuść dziewczyny a może przeżyjesz to spotkanie - dodał wciąż mierząc w niego z broni.
    -Jeśli mnie zabijesz moi ludzie od razu pociągną za spust - Iwan zaśmiał się wiedząc, że Luc nie zaryzykuje śmierci dziewczyn. - Ale muszę przyznać, że twój plan był naprawdę interesujący. Szkoda tylko, że nie zdołasz uratować tych na których ci zależy.
    -Tutaj nie byłbym taki pewny - z mroku wyłonił się Roy, który wraz z innymi mężczyznami celowali w stronę pozostałych rosjan. - Natychmiast opuść broń inaczej zarobicie kulkę w łeb.
    Rosjanie spojrzeli po sobie a następnie jeden za drugim zaczęli odkładać broń robiąc dwa kroki w tył. Roy wciąż celując raz w jednego a raz w drugiego podszedł do Arii i zaczął rozwiązywać jej dłonie. W tym samym momencie Luc pchnął szefa bliżej pozostałych samemu kierując się w stronę Emily. Gdy znalazł się tuż przy niej natychmiast uwolnił jej dłonie a następnie ściągnął knebel. Aria wykorzystując całe zamieszanie natychmiast dobyła broni pozostawiną przez rosjanina celując to w Luca, który skrył za sobą wystraszoną Emily, to w Roya, który stał całkowicie osłupiały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Aria co ty wyrabiasz? - Lucas nie ukrywał zdziwienia niespodziewanym zachowaniem siostry.
      -To wszystko twoja wina! - krzyczała roztrzęsiona. Jej wzrok spoczął na bracie. - Przez ciebie on nie żyje!
      -O czym ty do cholery teraz mówisz? - Carter nie był wstanie zrozumieć o co właściwie chodziło. Co było jego winą do tego stopnia, że jego siostra pragnęła jego śmierci. - Chwila… Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mężczyzna za którym wyjechałaś do Meksyku to był brat Iwana? - cóż to by miało sens biorąc pod uwagę, ze gdy w końcu znalazł siostrę całkowicie naćpaną ta omal nie rzuciła się na niego z pięściami.
      -Kochałam go! A przez ciebie on zginął! Wszystko co złe w moim życiu zawsze działo się przez ciebie! - krzyczała a po jej policzkach płynęły strumienie łez. Była w cholernie złym stanie zarówno psychicznym jak i emocjonalnym a to nie wróżyło niczego dobrego i Luc doskonale o tym wiedział.
      -Przestałaś brać leki, prawda? - Luc patrzył na nią łagodnym wzrokiem gdy powoli krok za krokiem zaczął iść w jej kierunku. Mimo, ze był na nią wściekły to jednak wiedział, że to nie do końca jej wina, że to choroba powoduje iz zachowuje się w tak racjonalny sposób. Jeśli miał kogokolwiek obwiniać za nagłe pogorszenie sie stanu jego kochanej siostry to tylko siebie. Ostatnio tak bardzo skupił się na pracy, ze zaniedbał ją czego konsekwencje ponosił właśnie w tej chwili.
      -Zamknij się! Nie zbliżaj się! - krzyczała wciąż nie mogąc uspokoić tych wszystkich emocji. Głos w jej głowie wręcz krzyczał by pociągnęła za spust i raz na zawsze pozbyć się ograniczeń jakim stanowił jej brat. Jednak jakaś cząstka niej nie chciała tego, nie chciała zabijać i robić tych wszystkich potworności dlatego wciąż stała w miejscu celując prosto w brata. - Nie podchodź inaczej cię zabiję.. - jej głos lekko się załamał a dłonie drżały. Była zagubiona i Luc doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
      -Aria wszystko będzie dobrze - Luc nie zamierzał się poddać i dalej szedł wolnym krokiem w jej stronę. - Znów słyszysz ten głos prawda? - starał się by jego głos brzmiał spokojnie i łagodnie.
      -Zabij drania! - Iwan krzyknął nim został uciszony walnięciem w tył głowy.
      -Aria.. - Luc starał sie odwrócić uwagę siostry chcąc by skupiła się na jego głosie. - Słuchaj mojego głosu, wszystko będzie dobrze.
      -Nic nie będzie dobrze Luc - Aria spojrzała na niego pełnym bólu spojrzeniem. - On, on jest coraz silniejszy, ja nie potrafię już mu się opierać - niemal wyszeptała. - Wybacz mi bracie - po tych słowach przystawiła sobie broń do skroni i nim ktokolwiek zdołał zareagować w pomieszczeniu rozległ się huk.
      -Nie! - Lucas krzyknął natychmiast podbiegając do ciała siostry. -Aria! - krzyczał a po jego policzkach popłynęły łzy gdy zdał sobie sprawę, że właśnie ją stracił raz na zawsze…

      zrospaczony Luc

      Usuń
  75. Lucas spojrzał w kierunku blondynki gdy tylko usłyszał jej krzyk a smutek który obecnie wypełniał jego serce na moment zniknął ustępując na powrót poczuciu strachu o Emily jak i gniewu na rosjanina. Podniósł ciało siostry, które następnie przekazał stojącemu obok Royowi. Tego dnia stracił już jedna ukochana osobę i nie miał zamiaru tracić kolejnej.
    -Puść ją a obiecuję, że zginiesz szybko - wycedził idąc pewnym krokiem w jego stronę. - Inaczej sprawię, że będziesz cierpiał długo i boleśnie nim zakończysz swój żywioł ty marny pomiocie! - w jego oczach widać było istną furię jaka działa się w jego duszy i sercu. W tym momencie naprawdę był gotowy by zabić go i z pewnością gdyby nie okoliczności zapewne przeraziła by go ta wizja.
    Mierzył mężczyznę intensywnym spojrzeniem dostrzegając strach w jego oczach. On również musiał słyszeć plotki o nim i chociaż część z nich była zwykłą bujdą to kilka z nich opisywały prawdę o nich. Bo niewiele osób wiedziało, że gdy ktoś naprawdę mocno się postara, jest w stanie obudzić w Lucasie Carterze istnego diabła.
    -Jeśli podejdziesz to zabiję ją - krzyknął przerażony chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że niezależnie od wszystkiego prawdopodobnie nie uda mu się wyjść z tego żywym. Teraz naprawdę rozumiał dlaczego nazywali go istnym diabłem. Ta wściekłość, ten mrożący krew w żyłach wzrok sprawiały, ze w człowieku budziły się najgorsze lęki.
    Dłoń rosjanina w jednej chwili zaczęła drzeć z trudem utrzymując broń. To nigdy wcześniej mu sie nie zdarzało co jeszcze bardziej napędzało strach. Kumulacja okazało sie jednak fakt, że frontowe drzwi przez które chciał uciec zostały zamknięte całkowicie uniemożliwiając mu tym ucieczkę.
    -Nie podchodź! - krzyczał jednak nóż który jeszce chwile trzymał przy szyi kobiety całkowicie opadł na ziemię.
    -Emily wracaj do Roya - nakazał Luc gdy tylko odsunął ją od rosjanina. Nie chcę byś oglądała to co za chwilę się tutaj wydarzy - dodał nim chwycił mężczyznę za gardło unosząc ku górze.

    diabelskie oblicze Luca

    OdpowiedzUsuń
  76. Noc była dla szatyna niezwykle ciężka. Jego siostra zabiła się na jego oczach a Emily leżała w szpitalu z ciężkimi obrażeniami. Był na granicy, która omal nie przekroczył jednak ostatnie słowa blondynki przywróciły go do rzeczywistości unikając czynu, który z pewnością żałowałby do końca swojego życia. Mimo to zawiódł, siebie, siostrę, rodzinę oraz Emily do której żywił głębokie uczucie, które jak bardzo bał się wypowiedzieć bo wówczas stanie sie dla niego namacalne.
    -Powiedź policji, ze przyjadę jak tylko upewnię się, że nic jej nie grozi - mruknął do aparatu gdy po raz kolejny odebrał połączenie od Roya. - Wiem, że to ważne, ale Emily w tej chwili jest najważniejsza - irytacja w jego głosie była doskonale wyczuwalna a kilka par oczu zwróciło się w jego stronę. - Będę tam z samego rana i wszystko im wyjaśnię a teraz muszę kończyć - po tych słowach zakończył połączenie.
    Nienawidził szpitali, które kojarzyły mu się z wszystkim co najgorsze. Najpierw choroba siostry, która przez długi czas musiała przebywać na oddziale zamkniętym. Później nagły zawał jego matki i wyrzuty ojca w ich stronę w szpitalnej poczekalni gdy obwiniał ich za stan swojej żony. Wizyta u siostru Nathana, która wciąż zmaga się z rakiem. A teraz Emily… To wszystko sprawiało, że ani trochę nie czuł się tutaj dobrze ale mimo to czekał starając się być cierpliwym. Nie mógł stąd iść nim nie dowie się w jakim stanie jest dziewczyna.
    -Doktorze co z nią? - zerwał się natychmiast gdy zobaczył lekarza, który zajmował się kobietą.
    -Panie Carterze prosze się nie martwić. Miała kilka poważniejszych kontuzji ale jej zdrowiu absolutnie nic nie zagraża. Musi jedynie odpocząć i zregenerować siły - odparł przyglądając się wynikom jej badań. - Obecnie jest nieprzytomna, ale jeśli Pan chce może do niej zajrzeć. Siostra Jones zaprowadzi Pana - dodał po czym wskazał na przechodzącą obok pielęgniarkę.
    Lucas poczuł jak kamień spada mu z serca. Naprawdę przeraził się gdy blondynka zakaszlała krwią a następnie zemdlała w ramionach Roya bojąc się, ze tej nocy straci również i ją. Widząc jej stan natychmiast zabrał ją do najbliższego szpitala zostawiając rosjan Royowi, który natychmiast zawiadomił gliny. Wiedział, ze teraz z pewnością będzie miał z federalnymi w końcu chodziło o szefa jednej z większych ruskich mafii działających w ponad dziesięciu krajach na całym świecie ale tym zajmie się później.
    Przekraczając próg sali w której leżała Emily, jego myśli i uczucia szalały przechodząc w różne skrajności. Tak bardzo bał się o nią o jej życie a teraz mimo ulgi jaka go przepełniała czuł też cholerny smutek i żal. Naprawde cieszył się, że żyje a jej zdrowiu nic już nie zagraża, ale z drugiej strony wszystko co ja spotkało było z jego winy, dlatego ze zbliżyła się do niego.
    -Przepraszam - wyszeptał gdy usiadł na stołku obok jej łóżka i delikatnie ujął jej dłoń. -To wszystko moja wina, to przeze mnie jesteś teraz w takim stanie - mówił chociaż nie miał pojęcia czy blondynka jest w stanie usłyszeć jego słowa. - Naraziłem cie na to wszystko i omal nie przypłaciłaś za to życiem - po jego policzkach spłynęły łzy, których nie był w stanie już dłużej powstrzymywać. - Przy mnie nie nigdy nie będziesz bezpieczna, nikt nie będzie. Tatiana miała rację mówiąc, że jestem stworzony by być sam bo nie zasługuję by być z kimś innym a juz zdecydowanie nie zasługuję na kogoś tak wspaniałego jak ty Emily.. Mam nadzieję, że pewnego dnia zrozumiesz dlaczego postanowiłem podjąc takie a nie inne decyzję. I chociaż z początku możesz tego nie rozumieć ale robię to bo chce byś była bezpieczna. - delikatnie pogładził jej policzek nim nachylił się ku niej składając delikatny ale zarazem czuły pocałunek na jej ustach. To miał być jego ostatni dar dla niej, miał być pożegnaniem bo jak po tym wszystkim mógł wciąż pozwolić jej trwać przy nim?

    zraniony diabełek

    OdpowiedzUsuń
  77. Poczucie winy wciąż nie opuszczało go chodźby na krok. Obwiniał się o wszystko, o śmierć siostry o stan w jakim znalazła się Emily jak i o śmierć Tatiany. I chociaż nie wszystko było faktycznie jego winą to w swoim umyśle wykreował sobie swoją wersję prawdy.
    Co chwilę zerkał na wyświetlacz telefonu wciąż bijąc się z myślami czy powinien. Bo pomimo ogromnej chęci skontaktowania się z nią czuł, że nie powinien tego robić, że powinien raz na zawsze zniknąć z jej życia by mogła w końcu być bezpieczna. Nie zasługiwał na nia po tym wszystkim co musiała przez niego przejść i myśl, ze ponownie mógł ją na coś podobnego narazić była nie do przyjęcia. A mimo to jedna część jego duszy i serca pragnęła wciąż przy niej trwać i czuwać nad nią. Dlatego właśnie postanowił wysłać do niej Roya, który miał upewnić się że dziewczynie nic nie dolega.
    Roy pojawił się w drzwiach sali szpitalnej z bukietem pięknych białych azalii. On tak jak i Luc martwił się o stan blondynki ale nie tylko ten fizyczny ale również umysłowy. W tak krótkim czasie przeżyła tak wiele, ze bądź co bądź w jakimś sposób musiało odbić sie to na jej podświadomości.
    -Hej, mam nadzieję, ze nie przeszkadzam - zapukał nim przekroczył próg sali. - Wybacz, że zjawiam się tak późno, ale mamy obecnie niezły kocioł. Jak się czujesz? - podszedł odkładając kwiaty na niewielki stolik. Luc nim opuścił szpital dokonał wszelkich formalności by Emily znajdowała się w najlepszej sali pod opieką najlepszych specjalistów.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  78. Roy westchnął. Przychodząc tu doskonale wiedział że prędzej czy później o to zapyta. Bylo to zrozumiałe w końcu między tą dwójką coś było nawet jeśli oboje nie chcieli o tym głośno mówić. Zastanawiał się jak wiele powinien jej mówić na temat Lucasa i jego obecnego stanu czy tamtych wydarzeń ale przecież ona zasługiwała na prawdę. Zasługiwała na to by sama mogła decydować co jest dla niej dobre a co nie nawet jeśli Lucas miał co to tego inne zdanie.
    -Uratowałaś go przed popełnieniem tego błędu - odparł wiedząc, że powinien być względem niej szczery. Pieprzyć to co uważa jego szef, który po tamtej akcji całkowicie zamknął się w sobie skupiając się jedynie na pracy. Czasami gdy go obserwował miał nieustanne wrażenie że ten idiota idzie nieuchronnie w stronę samodestrukcji jakby uważał że całe zło tego świata jest wyłącznie jego winą. -Znam Luca już na tyle długo by wiedzieć że gdyby nie twoje słowa byłby w stanie zabić tego padalca. - zrobił krótką przerwę. - Sam chciałem go zabić po tym co zrobił tobie i Arii - przyznał zaciskając mocniej pięści.
    Roy spojrzał na Emily pełnym smutku wzrokiem. Zawdzięczał tak wiele Carterowi, że patrzenie teraz jak on się stacza było dla niego ciężkim widokiem. Chociaż dla niego był niczym anioł to sam częściej widział w siebie diabła. Jednak czy nawet diabeł nie zasługuje na szczęście?
    -Gdy zdlalaś Lucas zabrał się odrazy do szpitala i czuwał przy tobie póki twój stan się nie poprawił. Odmawiał nawet przyjścia na komendę w celu złożenia zeznań póki nie upewnił się że nic ci nie grozi - uśmiechnął się delikatnie. - Nawet teraz mając tak wiele na głowie martwi się o ciebie a ja martwię się o niego..- dodał smutno.
    Luc już od jakiegoś czasu stąpały po cienkim lodzie, ale wciąż podświadomie trzymał się powierzchni omijając te najbardziej niebezpieczne rejony. Teraz wszystko uległo całkowitej zmianie gdy zginęła Aria a Emily trafiła z ciężkimi obrażeniami do szpitala. To go złamało. Te wszystkie złe rzeczy, które wy tak krótkim czasie go spotkały sprawiły że jeszcze bardziej zmierzał do wykończenia się i jeśli nikt go teraz nie uratuje to będzie jego koniec.
    Emily również przeszła wiele, Roy miał tego świadomość. Była jednak jedyną znaną mu osoba która była w stanie uratować Cartera przed samym sobą. Wiedział jednak że nie powinien ją w to mieszać, że tego z pewnością nie chce szef ale jakoś miał inne możliwości? Zwłaszcza teraz gdy nawet jego własna rodzina jaśnie obwinia go o śmierć jego siostry. Przecież nie tylko oni stracili członka rodziny, Lucas również stracił ukochaną osobą a teraz dodatkowo wmawiając sobie, że nie zasługuje na szczeście zaczyna odtrącać kolejna bliską sobie osobę….

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  79. Gdy spojrzał na swoje odbicie ledwo był w stanie dostrzec tamtego siebie. Nie spał dobrze i mało co jadł przez ostatni tydzień dlatego nic dziwnego że przypominał teraz niemal zombie. Zwłaszcza teraz gdy jego bladość podkreślała czerń jego dzisiejszego stroju.
    Wciąż miał koszmary z tamtego dnia. W kółko odgrywał tamte sceny jedna po drugim. Całe jego ubranie jak i dłonie pokryte były krwią a on szlochał nad ciałem kobiety lecz nie w każdym śnie należało ono do jego ukochanej siostry. Zdarzały się sny w którym to nie Aria zginęła, to nie ja obejmował i to nie ona sprawiła że jego serce krwawiło. Coraz częściej śnił o Emily, o tym że ten cholerny rusek zabił ją a on nie był w stanie nic na to poradzić. Trwał w nieustannej pętli w której ginęli ci na których najbardziej mu zależało o to go niszczyło, kawałek po kawałku.
    -Za pięć minut podjedzie szofer - Iva jego służka stanęła tuż za nim. Ona również zawdzięczała Carterowi tak wiele i jak pozostali również mocno martwiła się o swojego pracodawcę. - Wygląda pan blado - dodała niepewnie z obawy że te słowa mogą go w jakiś sposób zdenerwować, zwłaszcza w tak smutnym dla niego dniu.
    -Nic mi nie jest - odparł trochę zbyt agresywnie co spowodowało iż kobieta wzdrygla się co nie uszło jego uwadze. - Wybacz, to dla mnie ciężki dzień - westchnął poprawiając garnitur nim skierował się do drzwi. - Dzisiaj wrócę z późno więc jesteście wolni do końca dnia. Spędzicie go wszyscy z rodzinami - dał akcentując smutno ostatnie zdanie.
    Ostatni tydzień był dla niego niezwykle "trudny" przez co stał się w tych dniach zdecydowanie zbyt bardzo porywczy. Nie był z tego dumny ale coraz trudniej było mu panować nad sobą, nad swoimi emocjami a to często powodowało niepotrzebne konflikty. Dlatego zaczął unikać ludzi do czasu aż nie byłby w stanie bardziej się kontrolować i skupić się wyłącznie na pracy by chociaż na chwilę zapomnieć o tragedii jaka rozegrała się na jego oczach.
    Jadąc właśnie na pogrzeb siostry, której ciało po długich dniach oczekiwania zostało w końcu im wydane, czuł ucisk w żołądku. Nie był to jednak ucisk wywołany przez niewłaściwe odżywianie a strach.
    Wbrew pozorom Lucas bał się tego dnia najbardziej ze wszystkich. I nie chodziło tu o samo rozpamiętywanie na nowo tamtych zdarzeń ale o coś znacznie gorszego. Tego dnia po raz kolejny zobaczy rodziców, ich zawód oraz nieustanne pretensje o to co zrobił. Sam nie wiedział czy był na to gotowy jednak nie mógł dłużej tego odwlekać, nie gdy miał pożegnać siostrę.
    Pogoda zdecydowanie dopisywała jeśli chodziło o jakiekolwiek wydarzenia. Słońce świeciło wysoko na niemal bezchmurnym niebie. Było ciepło ale również powiewał chłodniejszy wiaterek, który otulił wszystkich zgromadzonych. Gdy zbliżał się w stronę zgromadzenia niemal natychmiast dostrzegł rodziców, którzy stali nad trumna swojej ukochanej córeczki. Jego wzrok skrzyżował się z surowym spojrzeniem ojca, jednak go nie jego teraz się obawiał. Zapłakane oczy jego rodzicielki zwróciły się ku niemu a on zamarł. To co z nich zobaczył sprawiło że poczuł się tylko gorzej.
    -Jak śmiesz… - wysyczał gdy zaczęła iść w jego stronę. Nim się obejrzał stanęła tuż przed nim sprzedając mu liścia. -Jak śmiesz się tu pokazywać po tym wszystkim?! - wykrzyczała gdy ten stał tylko nie będąc na tyle odważnym by ponownie spojrzeć w jej oczy. -Miałeś tylko jedno zadanie! Tylko jedno! A teraz ona nie żyje wyłącznie z twojej winy! - mimo że zdawał sobie sprawę iż jego matka jest teraz pod wpływem silnych emocji i być może nawet leków, to jej słowa bolały. - Nienawidzę cię… nie chcę widzieć cię więcej na oczy! Nie jesteś już moim synem! - płakała, płakała tak mocno a on nie był w stanie nic powiedzieć, obronić się. Był zbyt słaby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Lepiej będzie jeśli sobie pójdziesz - ojciec stanął obok żony tuląc ja do swojego torsu. Jego wzrok, którym obarczył swojego syna był surowy mimo że starał się mówić łagodnie. Luc wiedział, że on też go nienawidzi, nienawidzi za to co zrobił ich ukochanej córce. Jednak czy naprawdę nie było w stanie zrozumieć że on też ja stracił? Dla niego również była ważna i przez te wszystkie lata wszystko co robił było po to by ją chronić. Kochał ją.
      -Nie chciałam tego - mruknął słabo bo czuł jak opadają jego siły. Nie był w stanie się kłócić i znosić ciągłych pretensji ze strony rodziców, nie dzisiaj gdy on również przeżywał żałobę. Dlatego podszedł jedynie do trumny kładąc na nim bukiet kwiatów a następnie udał się tylko w sobie znanym kierunku. Musiał się napić inaczej nie będzie wstanie znieść tego dnia…

      Całkowicie załamany Luc

      Usuń
  80. Przepełniał go smutek, złość i żal na siebie i niedawny wyrzut ze strony rodziców tylko pogarszał jego stan. Rodzice znienawidzili go już lata temu i mimo że to Valentino tak naprawdę wypiął się na rodzinę i całkowicie zerwał kontakt to zawsze on był tym najgorszym synem. Nie rozumiał tego w końcu to on poświęcił się dla dobra firmy gdy jego matka doznała pierwszego zawału. To on przez te wszystkie lata chronił Arie przed mrokiem tego świata wyciągając ja z samej głębi. On odkrył, że coś jest z nią nie tak i pilnował by chodziła regularnie na terapie a dalej w ich oczach był tym najgorszym. Nie rozumiał tego i już lata temu przestał się nad tym zastanawiać. Mimo to ich słowa wciąż bolały tak samo jak lata temu.
    Załamany i bezsilny jedyne pocieszenie widział w butelce whisky, dlatego udał się do najbliższego baru jaki udało mu się znaleźć po drodze. Dzisiejszy dzień miał zamiar spędzić wyłącznie na piciu i uzyskaniu się nad sobą. Bo po mimo tego co tak naprawdę się wydarzyło to on był wszystkiemu winien.
    Gdy obok niego niespodziewanie pojawiła się blondynka przez moment zastanawiał się czy to nie jego wyobraźnia. W końcu po co miała by tu być? Dlaczego po tym wszystkim chciałaby dalej przebywać w jego towarzystwie?
    A jednak gdy dotknęła jego twarzy, gdy ogarnęła jego kosmyki włosów z oczu zrozumiał że była prawdziwa i to chyba jeszcze bardziej bolało.
    -Emily - wyszeptał żałując że musi ją widzieć gdy jest w tak żałosnym stanie. -Cholera - mruknął odwracając głowę. Chwycił szklankę z alkoholem a następnie wypił jego zawartość jednym haustem a następnie skonał w stronę barmana prosząc o dolewkę. - Co ty tu robisz Emi? - zapytał łagodnym głosem chociaż ten lekko mu się łamał.

    LUC

    OdpowiedzUsuń
  81. Wciąż patrzył na nią ze zdziwieniem nie mogąc pojąć dlaczego wciąż przy nim była. Przecież po tym wszystkim co ją spotkało i to z jego winy powinna chcieć trzymać się od niego jak najdalej. A jednak była tutaj, siedziała przy nim i wydawała się być zmartwiona jego stanem, jednak dlaczego?
    -Więc wszystko widziałaś - mruknął smutno wpatrując się w zawartość naczynia. Nigdy nikomu nie wspominał o jego relacji z rodziną bo nie było tak naprawdę o czym mówić. Nienawidzili go niemal od samego początku i żadne jego słowa czy czyny nie były w stanie tego zmienić. Dlatego właśnie musiał nauczyć się z tym żyć, żyć ze świadomością, że jest się tym złym, niekochanym dzieckiem. To przez to przestał tak naprawdę o nich wspominać udając, że wszystko jest w porządku. Tak było po prostu łatwiej.
    Kiwnął głową gdy zapytała czy może się z nim napić. Nie widział ku temu przeszkód w końcu picie z kimś jest zawsze lepsze od picia samemu. Mimo, że nie prosił jej o to w głębi duszy był wdzięczny, że tu z nim była, że nie pozwalała mu być samemu w końcu kto wie co by zrobił gdyby został pozostawiony sam sobie.
    -Jak się czujesz? - spytał uświadamiając sobie że przecież to ona została w poważnym stanie zawieziona do szpitala. Czuł się odpowiedzialny za jej stan zdrowia i nie wybaczyłby sobie gdyby nie zrobił wszystkiego co w jego mocy by zapewnić jej jak najlepszą opiekę.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  82. Nie chciał na nią patrzeć ale nie dla tego że coś do niej miał a raczej z obawy jak bardzo źle by się poczuł gdyby zobaczył jej stan. Z jego winy była w takim stanie i żadne słowa nie zmienia tego jak podłe czuł się z tą myślą. Przy nim nigdy nie będzie bezpieczna, nigdy nie będzie szczęśliwa i to bolało jeszcze mocniej gdy uświadamiał sobie ile dla niego znaczyła.
    -Cóż nie jest źle chociaż bywało lepiej - jego słowa były ewidentnym kłamstwem bo czuł się naprawdę koszmarnie jednak nie chciał martwić i tak już zatroskanej kobiety. - Chciałbym by ten dzień w końcu się skończył - westchnął po chwili wciąż starając się nie patrzeć na nią w obawie, że nie da rady nad sobą zapanować.
    Swój wzrok skupił więc na butelce, która już w połowie została przez niego opróżniona rozmyślając. Wciąż nie rozumiałal jak po tym wszystkim mogła mówić do niego tak łagodnym tonem, jak mogła chcieć go wciąż dotykać. Przez niego wycierpiała tak wiele więc dlaczego?
    -Powinnaś odpoczywać, dojść do siebie - odparł szczerze zmartwiony gdy jego wzrok na chwilę utkwił na niej by zaraz przenieś się ponownie na butelkę. - Tak wiele wycierpiała przeze mnie - mruknął zaciskając mocniej dłonie wiedząc że prawdopodobnie nigdy sobie tego nie wybaczy.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  83. Lucas bił się z myślami nad tym co powinien a czego szczerze pragnął. Nigdy nie był jednak dobry w przekazywaniu swoich uczuć w mówieniu tego co naprawdę czuł. Od zawsze uważał, że powinien być silny i znosić wszystko bez jakiegokolwiek zająknięcia dlatego tak trudno było mu pokazywać swoje słabości nawet jeśli te były widoczne gołym okiem. To co niewygodne lub źle obrażał w żart z nadzieją że to wystarczy by nie ciągnąć dalej tematu. I pomimo tego jak bardzo próbował ukryć swoje słabości, prawda było że podświadomie pragnął wsparcia i zrozumienia a to jeszcze bardziej go niszczyło.
    Stojąc naprzeciw niego i unosząc jego podbródek by mógł spojrzeć wprost na nią, czuł jak ogarnia go potrzeba bliskości. W tej konkretnej chwili tak cholernie mocno pragnął przesunąć ja do siebie jeszcze bliżej, pocałować i powiedzieć chce by została przy nim ale jego ciało było całkiem sztywne a głos utkwił w gardle. Bo wiedział, doskonale zdawał sobie sprawę że lepiej jej będzie z dala od niego.
    Kiedy się odsunęła poczuł ból nawet jeśli wiedział że to właśnie tak będzie dla wszystkich lepiej. Jakaś jego cząstka nie mogła jednak pogodzić się z jej odejściem chcąc usilnie ją zatrzymać. Jego ciało reagowało więc instynktownie jakby niezależnie od woli umysłu gdy wstał i chwyciła jej nadgarstek a następnie przysunął do siebie zamykając ja w czułym uścisku.
    -Przepraszam - wyszeptał ledwo słyszalnie tuż przy jej uchu. - przepraszam za wszystko… To moja wina. To z mojego powodu teraz cierpisz. Przy mnie czeka cię tylko cierpienie -zaczął szlochać nie zdając sobie nawet sprawy jak niestabilny był w tym momencie. - Wiem, że nie zasługuje na kogoś takiego jak ty. Zdaję sobie z tego cholernie sprawę ale proszę cię tylko o jedno. Zostań dzisiaj przy mnie, tylko dzisiaj a jutro możemy zachowywać się tak jakby to wszystko nie miało miejsca - bolało. Ostatnie wypowiedziane przez niego słowa bolały bo nie chciał tego a jednak tam było lepiej dla niej. Nie chciał już więcej jej krzywdzić, widzieć jej taka słabą, obolałą. Bo to go niszczyło od środka.
    Odsunął się od niej na niewielką odległość chcąc spojrzeć jej w oczy. Chciał by patrzyła na niego z nienawiścią bo wówczas wszystko byłoby łatwiejsze. Powinna go nienawidzić z całego serca z całej swojej duszy więc czemu patrzyła na niego tak miękko? Co było z nią nie tak?
    -Wybacz… - odsunął się całkowicie ponownie siadając na wcześniejsze miejsce. - Gadam od rzeczy - mruknął nalewając sobie kolejna szklankę trunku. Planował się dzisiaj upić, upić do nieprzytomności nawet jeśli po tym wszystkim miał skończyć w jakimś rowie. W tym momencie miał to gdzieś.

    Bardzo smutny diabełek

    OdpowiedzUsuń
  84. Nie spodziewał się takiej propozycji z jej strony ale musiał przyznać, że w jakimś stopniu to go uszczęśliwiło. Było to coś czego podświadomie pragnął, czego potrzebował właśnie w tej konkretnej chwili. Teraz liczyli się dla niego to, że ta cudowna kobieta chciała spędzić z nim te noc tylko z nim.
    Ten delikatny pocałunek z jej strony ponownie rozpalił w nim pragnienia które przez cały ten czas usilnie próbował stłamsić. Teraz gdy był pod wpływem alkoholu i substancji, które zażył będąc jeszcze w swoim apartamencie wiedząc że bez tego nie byłby w stanie stanąć twarzą w twarz z rodziną, czuł się jakby ktoś przestawił s jego głowie ten niewidzialny pstryczek samokontroli. Chwycił więc blondynkę za talie a następnie przysunął do siebie złączając ich usta w pełnym tęsknoty pocałunku.
    Oh jak bardzo mu tego brakowało. Jak cholernie tęsknił za smakiem jej ust, za możliwością trzymania ja w objęciach. Tak cholernie tęsknił za ich wspólna nocą i za tymi wszystkimi emocjami jakie w niej budził.
    -Odprawiłem dzisiaj całą służbę - mruknął gdy na moment oderwał się od jej słodkich ust gładząc jednocześnie jej policzek. - Więc jeśli ci to nie przeszkadza możemy zostać u mnie - ponownie musnął jej usta nim dał jej czas na odpowiedź.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  85. Szybko zamówił taksówkę w końcu sam nie nadawał się do prowadzenia pojazdu a szofera oddalił jak tylko pojawił się na pogrzebie. Wciąż trzymał Emily blisko siebie bojąc się, że jeśli pozwoli jej na chwilę oddalić się ta zniknie.
    Kiedy już znaleźli się w taksówce, podał kierowcy adres a potem ponownie skupił się na kobiecie. Jedną dłonią gładził jej policzek gdy druga trzymał na jej udach również z niezwykłą czułością gładził. Pocałował ją ponownie zdając sobie sprawę jak bardzo to uzależnia niczym jakiś narkotyk.
    Po kilku minutach w końcu dotarli na miejsce. Lucas pomógł wysiąść blondynce a następnie poprowadził ja prosto do drzwi. Kiedy znaleźli się już w środku od razu skierował ją w stronę salonu.
    -Napijesz się czegoś? - spytał podchodząc do niewielkiego baru by nalać sobie odrobiny whisky. -A może jesteś głodna? Zamówię coś. Powiedz na co masz ochotę?
    Włączył muzykę nim zajął miejsce obok niej przyciągając po chwili kobietę do siebie. Chciał trzymać ją w ramionach jak najdłużej, całować każdy zakamarek jej skóry nadając przy okazji jak bardzo ucierpiała z jego winy. Ta myśl sprawiła że schował twarz w jej włosach. Zapach który go otulił działał na niego niezwykle kojąco co w pierwszej chwili zdziwiło go jednak szybko przestał o tym myśleć. Chciał być z nią nie tylko teraz ale i zawsze.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  86. Niesamowite stało się dla niego to jak bardzo pragnął tej kobiety, jak tęsknił za dotykiem jej skóry, za słodkimi pocałunkami którymi go obsypywała. Ta cudowna istota była dla niego kimś więcej niż tylko przelotna przygodą co doskonale wiedział już po ich pierwszej nocy. I kto wie, gdyby jego życie nie potoczyło się tak jak się potoczyło, gdyby nie odkrył ciała Tatiany, gdyby Emily nie została porwana a Aria nie zabiła się na jego oczach być może między nimi mogłaby rozwinąć się głębsza relacja. Niestety życie dobitnie mu uświadomiło, że szczęście u boku tej kobiety będzie się równało jedynie z jej cierpieniem a to przerażało go niesamowicie. Dzisiaj, będąc pod wpływem dragów i alkoholu, pozwolił sobie na chwilę zalomnienk, na chwilę całkowitego zanurzenia się w tych uczuciach które zaczął żywić w kierunku tego anioła.
    Kiedy zaproponowała wspólna kąpiel poczuł przyjemny ucisk w żołądku. Myśl że znów będzie miał okazję zobaczyć jej nagie ciało był czymś niesamowitym. Nie opierał się więc gdy ściągnęła z niego marynarkę a jednocześnie nie pozostawał jej dłużny gdy zaczął rozpinać guziki jej marynarki.
    -Złap się mnie mocno - mruknął wprost do jej ucha nim przygryzł go delikatnie a następnie mając pewność, że trzyma się go mocno podniósł się. Jego dłonie wylądowały pod jej tyłek przytrzymując ja w jednej pozycji a następnie całując ją delikatnie ruszył w stronę dużego pomieszczenia w którym zamontowano jacuzzi a obok której znajdowała się sauna.
    Posadził ja na jednej z szafek uporczywie walcząc z kolejnymi warstwami je odzienia. Jego usta które jeszcze chwilę wcześniej znajdowały się na jej ustach, teraz zsuwały się w dół po jej delikatnej skórze aż do samego dekoltu gdzie zatrzymał się na moment przyglądając się pierwszym widocznym siniakom.
    -Mocno boli? - spytał gdy jego usta musnęły siną skórę. - jak wiele ich masz? - spojrzał na nią zmartwionym spojrzeniem marszcząc jednocześnie brwi. Czuł jak zaczyna przepełniać go wściekłość gdy uświadamiał sobie jak bardzo musiała cierpieć przez niego.

    Stęskniony Luc

    OdpowiedzUsuń
  87. Kiedy wtuliła się w niego uświadomił sobie jak bardzo musiała teraz cierpieć. Jak wiele siniaków miała? Jak wiele bólu cierpienia musiała przejść z jego winy? Nie mógł uwierzyć gdy wspomniała że nie wygląda ładnie bo to jeszcze bardziej uświadamiało go jak wiele musiało tego być. A gdy wręcz zasugerowała, że może wolałby zostać tu sam by tylko nie patrzeć na nią poczuł ból.
    -Hej, Emily - wyszeptał odsuwając się od niej delikatnie - Spójrz na mnie - odparł czule delikatnie podnosząc jej podbródek. Chciał by w momencie gdy wypowie te słowa patrzyła na niego i dostrzegła szczerość, która się za nimi kryła. - Dla mnie jesteś najpiękniejszą istotą na ziemi. Tego nie zmienią żadne siniaki, żadne szmaty, żadne okaleczone przez tych skórwieli ciało na twoim ciele - musnął jej usta delikatnie pozwalając by ten kontakt trwał jak najdłużej. - Dlatego pozwól mi zobaczyć wszystko co ci zrobili - oparł swoje czoło o jej lekko muskając jej nos swoim. - Co zrobili ci z mojej winy…
    Mimo że bał się tego co mógł zobaczyć, bał się wiadomości tego ile musiała wycierpieć wiedział, że musi to zobaczyć. Pragnął też pokazać kobiecie, że to jak wygląda obecnie nie ma dla niego znaczenia, że dla niej zawsze będzie piękna i cudowna. Wiedział gdz, że i ona tego potrzebowała, zapewnienia że jej obecny stan nie zmieni tego co między nimi było, nie zmieni jego uczuć.
    Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to najczystsza z uczuć. Ona nie zna czegoś takiego jak status, wiek, czy ułomności. Bo jeśli kochasz to niezależnie od wszystkiego i to dobitnie uświadomiło mu, że kochał ją niezależnie od tego jak wyglądała.

    Zakochany diabeł

    OdpowiedzUsuń
  88. Patrzył na nią czując ból i złość która wylosowana była w jej oprawców. Jak mogli zrobić coś takiego temu cudownemu aniołowi? Jak mogli doprowadzić do tego by bała się pokazać mu te wszystkie siniaki i zadrapania? W tym momencie był pewny że gdyby ponownie dorwał tego gnoja tym razem sprawiłby by cierpiał nawet o wiele bardziej niż Emily. Byłby w stanie zgotować mu istne piekło na ziemi a i to z pewnością byłoby dla niego za mało.
    -Cholera - mruknął wciąż próbując zapanować nad złością. Wiedział jednak że musi to zrobić dla jej dobra bo teraz liczyła się już tylko ona.
    Objął ją przyciskając do swojej klatki po czym ucałował czubek jej głowy. Jego serce biło z niewyobrażalną wręcz szybkością. Myśl że wciąż cierpiała mimo, że od tamtych wydarzeń minął już tydzień ani trochę nie pomagała.
    -Jak mam tak nie myśleć Emi skoro zrobili ci to tylko dlatego że się do ciebie zbliżyłem - z trudem powstrzymywał łzy które zaczęły zbierać się w kącikach jego oczu. - Gdybyś nie stała się dla mnie ważna to nigdy nie miałoby miejsca - wyszeptał głaskając ja po głowie. Odsunął się od niej na tyle by móc ponownie na nią spojrzeć. -Jesteś moim aniołem - mruknął chwytając jej podbródek a następnie składając kolejne pocałunki na jej słodkich ustach.
    Jego dłonie delikatnie przesuwały się po jej ciele uważając by przypadkiem nie nacisnąć za mocno któregoś z siniaków. Nie chciał by jego dotyk sprawiał jej ból, było to ostatnie czego teraz pragnął. Zszedł niżej całując każdy skrawek jej wciąż poobijanej skóry. Dłonie powędrowały do zapięcia jej stanika a następnie pozbył się go odrzucając gdzieś w bok. Unosił ja najdelikatniej jak potrafił i pozbył się reszty jej odzienia nim sam zaczął zrzucać z siebie ubranie.

    Niezrażony Luc

    OdpowiedzUsuń
  89. Patrzył na nią łagodnym spojrzeniem. Pragnął ją ale jednocześnie nie chciał jej skrzywdzić. Nie chciał by jego żądza jaką pałał e jej kierunku sprawiła że nie zapanuje nad sobą i sprawi jej tym ból. Dlatego z każdym kolejnym pocałunkiem, każdym dotykiem starał się być jak najbardziej delikatny jakby miał do czynienia z czymś delikatnym i kruchym co mogłoby rozlecieć się gdyby użył chociaż odrobiny zbyt wielkiej siły.
    -Cholera - mruknął czując to przyjemne podniecenie gdy wpatrywał się w nią. -Dlaczego jesteś aż tak pociągającą moja mała Emily? - zaśmiał się cicho lekko zachrypniętym głosem nie przestając składać pocałunków na jej ciele.
    Gdy woda wypełniła już znaczną część wanny pozwolił dziewczynie wejść jako pierwszej by po chwili ruszyć jej śladem. Przyjemne ciepło ani trochę nie działało kojąco na jego szalałem myśli a działało wręcz przeciwnie sprawiając, że chciał zanurzyć się w tych doznaniach jeszcze bardziej, jeszcze głębiej.
    -Jesteś najlepszym co mnie spotkało w ostatnich miesiącach - wymruczał po czym pocałował ją bardziej namiętnie jednak dając jej swobodę. Chciał by to ona przejęła inicjatywę i pokazała mu czego naprawdę pragnie.

    Jej Luc

    OdpowiedzUsuń
  90. -Dla ciebie zrobię wszystko o co tylko poprosisz - wymruczał rozkoszując się każdym jej pocałunkiem, każdym dotykiem wiedząc jak bardzo na krawędzi się teraz znalazł. Ledwo był w stanie kontrolować swoje myśli i słowa ale usilnie nie chciał jej również zranić żadnym swoim gwałtownym ruchem.
    Jego pragnienie nasilało się z każdą chwilą która spędzał w jej towarzystwie. Była jego narkotykiem z którego za żadne skarby nie chciał rezygnować czując jak przegrywa tą nierówna walkę między sercem a rozumem. Zwłaszcza teraz gdy uświadomił sobie że te wszystkie uczucia jakiś odczuwał były spowodowane miłością jaka zaczął darzyć ta niewinna blondynkę.
    -Emily - wychrypiał czując tą czystą przyjemność płynącą prosto od niej samej. Przy niej rozpływał się całkowicie czego nie czuł przy żadnej innej kobiecie. Chciał by to trwało, by nigdy się nie skończyło bo w tej chwili jedyne czego pragnął miał przed sobą i bał się że nie będzie w stanie jej już wypuścić.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  91. Uniósł ja delikatnie a następnie poprawiając swoją pozycję pozwolił by opadła ponownie na nim. Jego dłonie delikatnie pieściły jej plecy zjeżdżając coraz niżej i niżej aż znalazły się na jej tyłku, który delikatnie ścisnął nie chcąc sprawić jej zbyt dużego bólu. Usta wciąż domagały się smaku jej ust, skóry wszystkiego co było związane właśnie z nią.
    Wodził palcem po jej cudownych piersiach delikatnie drażniąc się z nią gdy widział to podniecenie w jej oczach. Kochał to, kochał to jak ona reaguje pod jego dotykiem i to jak on sam reagował za każdym razem gdy to ona gładzika jego ciało. Ten dreszcz podniecenia, ten moment w którym jego ciało napisało się za każdym razem gdy czuł jej usta na sobie.
    Wiedział, że dłużej nie da rady się powstrzymywać gdy jego nabrzmiały członek po raz kolejny drgnął. Potrzebował ukojenia które dać mu mogła jedynie ona ale nie chciał niczego robić wbrew jej woli.
    Spojrzał na nią niemal błagalnym spojrzeniem gdy wciąż gładził każdy zakamarek jej ciała. Pragnął zanurzyć się w niej i odpłynąć sprawiając by ona odpłynęła wraz z nim. Chciał dać jej wszystko co mógł by poczuła się spełniona.

    Lucas <3

    OdpowiedzUsuń
  92. Widząc ją jak odpływa w jego ramionach, czując to jak jej ciało drga z każdym jego kolejnym ruchem czuł się szczęśliwy. Jak to możliwe że.doprowsdzals go do takiego stanu? Pasowali do siebie jakby od zawsze byli stworzeni tylko dla siebie. Czy to możliwe że była tą jedyną, która od zawsze była mu pisana? Czyżby ich spotkanie z pozoru przypadkowe było zapisane w gwiazdach?
    W porównaniu do niego jego siostra zawsze pasjonowała się tym tematem uważając, że każdy człowiek ma przeznaczona dla siebie drugą połówkę jednak trudność polega na odnalezieniu jej. Zawsze mawiała że gdy spotka się przeznaczona sobie osobę to po prostu się to wie. I nawet jeśli kiedyś w to nie wierzył dzisiaj zdecydowanie zmienił co do tego zdania.
    -Jesteś wspaniała Emily - wymruczał gdy w ostatnim momencie powstrzymał się przed powiedzieliśmy czegoś co na zawsze mogło zmienić ich relacje. Bo pomimo tego co czuł naprawdę ciężko było powiedzieć to głośno. Bo głośno wypowiedziane słowa w końcu stają się prawdą a on nie był pewny czy jest na to gotowy. Czy jest gotowy być z nią i chronić nawet jeśli musiałby ja chronić przed samym sobą.

    Lucas :3

    OdpowiedzUsuń
  93. Trzymał ją w objęciach gdy opadła z sił. Była teraz taka delikatna, taka bezbronna a on chciał ją jedynie chronić przed wszystkimi, przed wszystkim co mogłoby ją zranić. To usilne pragnienie chronienia jej było czymś nowym dla Cartera. Fakt że wiele razy chronił swoją siostrę narażając się na tak wiele to w przypadku Emily ta chęć była czymś zupełnie innym. Chciał ją chronić ponieważ darzył ja najczystszym i najwspanialszym uczuciem jakie znał świat.
    -Po tym wszystkim nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić - mruknął gładząc jej skórę na plecach. -Nigdy nie byłem dobry w wyrażaniu tego co czuję ale to z pewnością już sama zauważyłaś - mówił nie przestając wpatrywać się w jej śliczna twarz. Jedna z jego dłoni które do tej pory wodziły po je plecach, przesunęła się szukając rozpaczliwie jej dłoni a gdy to się udało splótł je ze sobą. -Jako najstarszy z rodzeństwa zawsze było mi powtarzane, że muszę troszczyć się o pozostałych więc zapomniałem o własnym szczęściu o własnych potrzebach stawiając brata i siostrę na pierwszym miejscu. Mimo to jak sama widziałaś dla nich zawsze było mało. Zawsze za mało się angażowałem mimo że poświęciłem wiele lat rodzinnej firmie zwłaszcza po tym jak matka zachorowała. Za każdym razem robiłem w ich oczach zbyt mało aż w pewnym momencie przestałem zabiegać o ich aprobatę - mruknął smutno nie wiedząc właściwie skąd ta nagła chęć zwiedzania się. - Dzisiaj jednak to było za wiele - dodał gdy jego wyraz twarzy ukazywał ogromny smutek i żal jakiś żywił do rodziców.
    Przez moment milczał stukając swoją twarz w zagłębieniu jej szyi. Delikatnie obejmując ją w pasie. Na jej pytanie z początku bał się odpowiadać bo czuł że jeśli odpowie źle, odpowie nie tak jakby tego oczekiwała to tylko ja zrani. Jednak po dłuższej chwili w jej objęciach wiedział jaka odpowiedź była tą właściwą.
    -Nie - westchnął starając się ułożyć w głowie to co chciał teraz wyznać. - Nie ponieważ jedyne czego chcę, czego potrzebuję to jest coś czego nie mogę od ciebie oczekiwać. Prawdą jest, że potrzebuje tylko byś była ze mną…

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  94. Westchnął. Jak miał jej wytłumaczyć, że decyzje która podjął wynikała jedynie z troski o nią? Przecież jeśli jej to wyzna a ona uparcie będzie chciała przy nim zostać co wówczas miał zrobić? Bał się tego. Bał się tego co może się teraz stać i jak ich relacja będzie teraz wyglądać. Mimo to nie mógł jej okłamywać, nie teraz gdy była przy nim.
    -To nie tak, że nie chce z tobą być Emily - odparł nerwowo drapiąc się po szyi. - Po prostu nie chcę cię narażać na podobne wydarzenia. Nie chce by znów ktoś cie skrzywdził, byś znów cierpiała za moje decyzję - mruknął nie będąc w stanie spojrzeć w jej stronę bo bał się tego co może tam zobaczyć. Zdawał sobie sprawę, że jeśli poprosiłby go by pozwolił jej zostać nie byłby w stanie jej odmówić.
    -Powinnismy już wyjść z tej wody zanim mi się tu przeziębiesz - dodał podnosząc się z miejsca by chwycić jeden z ręczników, który następnie podał dziewczynie by mogła się wysuszyć. -Chyba że chcesz jeszcze skorzystać z sauny - zaproponował podświadomie nie chcąc kończyć ich wspólnego pobytu w tym miejscu.

    Biedny Luc

    OdpowiedzUsuń
  95. -Jesteś na mnie zła? - spytał widząc, że nie do końca spodobała jej się jego odpowiedź. Do cholery, przecież przyznał się w końcu do swoich uczuć i wyjaśnił dlaczego nie może z nią być. Czy zrobił więc coś źle? Ale jeśli tak to co? -Nie Emi - mruknął zatrzymując ją. - Wyjaśnij mi najpierw dlaczego wydajesz się być na mnie zła - jego ton głosu był poważny, wręcz nieznoszący sprzeciwu. Wzrok zdradzał jego niezrozumienie bo naprawdę nie miał pojęcia co mogło wywołać u niej taką reakcję.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  96. Patrzył na nią z nieukrywanym zdziwieniem gdy słuchał jej aż nazbyt spokojnego tonu. Nie rozumiał skąd u niej ten spokój i opanowanie gdy on sam był niczym tykająca bomba. A przecież to on podjął tę decyzję, sam bez jakiejkolwiek konsultacji z nią, więc przecież miała jak najbardziej prawo być na niego wściekła, zwłaszcza teraz gdy przyznał się do swoich uczuć.
    -Nie mów tak - mruknął obejmując ją w pasie i przysuwając bliżej siebie. -Jesteś dla mnie najważniejsza osobą na świecie i zrobię wszystko by to się więcej nie powtórzyło, byś nie musiała ponownie przechodzić przez coś takiego - dodał chowając twarz w zagłębieniu jej szyi chcąc by ta chwila trwała jak najdłużej.
    Był idiotą, który nie potrafił przezwyciężyć strachu jaki targał go od środka. Chciał być z nią, chciał by była tylko i wyłącznie jego, ale w tedy tylko by ją ranił, raz za razem, czego cholernie nie chciał bo zasługiwała na coś więcej niż ktoś taki jak on. Dlatego właśnie nie był w stanie dać im szansy na bycie ze sobą, na szczęście, które być może oboje by odnaleźli w swoich ramionach. Był tchórzem i nic nie mogło tego zmienić…

    Największy tchórz~

    OdpowiedzUsuń
  97. Luc spełnił prośbę ukochanej chociaż zaczął czuć się z tym wszystkim dziwnie. Miał wrażenie, że mimo wszystko kobieta jest na niego zła i ma mu mocno za złe tą decyzję, którą podjął. Ale ona wciąż nie rozumiała, wciąż nie zdawała sobie sprawy z jego obaw. Bo myśl, że dzisiaj mógł na zawsze pożegnać się z nią a nie z Arią była jeszcze gorsza. A utrata kolejnej osoby, którą kochał byłaby całkowicie nie do zniesienia.
    Kocham cię - chciał wykrzyczeć.
    Nie odchodź - z trudem powstrzymywał się przed wyjawieniem tego głośno.
    -Tak będzie lepiej - mruknął jedynie nim oboje znaleźli się w saunie. Był słaby, tchórzliwy przez co był w stanie wypuścić z rąk osobę na której tak cholernie mu zależało. Jednak w tym momencie nie widział innej możliwości, nie widział innego wyjścia jak przerwanie tej relacji…
    -Mam nadzieję, że po tym wszystkim wciąż będziesz zajmować się kwiatami w klubie - mruknął między kolejnymi pocałunkami. Mimo tego co między nimi się wydarzyło, nie chciał przerywać ich współpracy, chociaż w głębi serca wiedział, że powinien…

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  98. Całował i pieścił każdy każdy fragment jej ciała pragnąć tylko jej. Zawsze pragnął tylko jej i teraz gdy ponownie zatracał się w tym doznaniu czuł się szczęśliwy. Nie miał pojęcia jak dalej będzie wyglądała ich współpraca, jak będzie reagował gdy po tym wszystkim znów ją zobaczy, ale obecnie miał to gdzieś. Teraz pragnął jedynie być z nią i spędzić jak najlepiej ostatnie chwile intymności wiedząc, że to już nie powróci.
    -Oczywiście, że chcę cię widywać - wymruczał przy jej uchu. - Nie zdzierżę innej osoby. Ty jesteś w tym najlepsza i uwielbiam twoje pomysły - dodał całując jej szyję wciąż schodząc pocałunkami coraz niżej. Pragnął ją i doskonale zdawał sobie sprawę, ze ona go również. - Może jednak chcesz przejść juz do sypialni? - spytał wpatrując się w jej śliczną twarz.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  99. Już od tygodnia chodził niczym struty. Ostatnia noc spędzona z Emily wciąż wżynała się w jego umysł nie dając o sobie zapomnieć, zwłaszcza podczas długich wieczorów, które spędzał w biurze swojego klubu. Nie dziwne też już było, że cały swój wolny czas poświęcał na prowadzeniu dwóch biznesów a dodatkowo wkręcił się w kolejną akcję charytatywną, dzięki czemu przez większość dnia nie miał czasu na powracanie do tych cudownych momentów z blondynką.
    Na dzisiaj miał już zaplanowane kolejne spotkanie z cudowną Panią Snow, która była organizatorką przyszłej gali charytatywnej. Mimo początkowej niechęci Lucas postanowił jednak się pokazać, zwłaszcza, że gala miała zostać zorganizowana w jego klubie. Wciąż było wiele do zrobienia i jeszcze więcej do omówienia więc wykorzystując te krótką chwilę jaka została mu nim sama Pani Snow pojawi się w klubie, podszedł do Roya.
    -Wszystko z listy zamówione? - spytał jak gdyby nigdy nic, jednak jego wzrok chcąc nie chcąc podążył za blondynką, która w tym momencie zmierzała do łazienki.
    -Zostało jeszcze kilka pozycji, ale dzisiaj się z nimi uporam - odparł przeglądając listę, którą kilka dni temu wręczył mu Lucas. - Wszystko zostanie dostarczone na czas - zapewnił.
    -Dobrze więc - mruknął w odpowiedzi. - Informuj mnie na bieżąco jak wygląda sytuacja. Nie zapomnij poinformowaniu firmy ochroniarskiej o dokładnym sprawdzeniu każdego klienta jak i personelu. Zdecydowanie nie chce ponownie słyszeć o kolejnym trupie w klubie - westchnął. Na samo wspomnienie tamtych dni czuł ogromny ból i smutek. To miejsce miało być oazą dla gości, gdzie każdy mógł się czuć bezpiecznie. Nie chciał po raz kolejny przez to przechodzić, nie chciał by ponownie ktoś zginął z jego winy. Stracił już wystarczająco wiele osób…
    Pani Snow! - odparł entuzjastycznie widząc pełną gracji czterdziestoparolatke, która jak zawsze wyglądała oszałamiająco. - Miło mi cię powitać w moich skromnych progach - podszedł do niej i z gracją ujął dłoń, na której złożył delikatny pocałunek.-Zapraszam do biura, tam dogadamy wszystkie szczegóły - chwytając ją pod rękę ruszył z nią do niewielkiego pomieszczenia, w którym przebywał ostatnio zdecydowanie zbyt dużo czasu.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  100. Roy zwrócił uwagę na blondynkę, która właśnie podeszła do nich, zajmując miejsce obok niego gdy ten uporczywie wykreślał pozycję z listy. Posłał jej delikatny uśmiech wciąż uporczywie walcząc ze zmęczeniem gdy wypijał już trzeci dzisiaj kubek kawy. Oh jak cieszył się z tego cudownego odkrycia ludzkości, która codziennie rano budziła go do życia.
    -Jeśli przez powrót do pracy masz na myśli ponowne wkroczenie w wir pracy, to tak, jak najbardziej - mruknął, jednak ton jego głosu wydawał się zupełnie spokojny i opanowany. - Jest jeszcze wiele do zrobienia a coraz mniej czasu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko jest w dwa tygodnie ogarnąć tak wiele ciężkich do zdobycia rzeczy - westchnął spoglądając na wyświetlacz w telefonie.
    -Nie przejmuj się nim Emily - tuż za lady wyłonił się jak zawsze pełen energii Isaak. - Marudzi, ale zawsze wszystko ogarnia tak jak się należy jeszcze przed upływem terminu - uśmiechnął się opierając się łokciami o blat. - Co tam właściwie u ciebie słychać Emily? Dość długo cię nie było. Słyszałem o wypadku, mam nadzieję że doszłaś już do siebie - zapytał a na jego twarzy malowało się autentyczne zmartwienie. - Nawet nie wiesz jak się wszyscy o ciebie martwili. Nawet sze - nie dokończył gdy w tym momencie to właśnie Roy zdzielił go plikiem kartek prosto w łeb. - Ała! - krzyknął demonstracyjnie łapiąc się za głowę. - Za co to niby, co?
    -Przestań pleść głupoty i bierz się za robotę - burknął niezadowolony. - Te skrzynie z zaplecza same się nie przyniosą - dodał wskazując na drzwi prowadzące właśnie na zaplecze.
    Isaak wydawał się być niepocieszony z nagłego obrotu spraw, jednak posłusznie podniósł się z miejsca i ruszył w wskazanym, przez ich kierownika, kierunku. Można było jednak usłyszeć kilka gniewnych słów, jakie młodziak wypuścił pod adresem starszego współpracownika, jednak wydawać się mogło, ze na Royu nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
    -Czasami naprawde mam ochotę go rozszarpać - mruknął pół żartem, pół serio nim skupił swoją uwagę na kobiecie. - Oczywiście możesz wpadać kiedy masz ochotę. Mamy tu teraz taki kocioł, że zawsze ktoś jest w biurze niezależnie od dnia i nocy - spojrzał na telefon, gdzie właśnie wyświetlił się numer jednego z dostawców. - A teraz wybacz, lecz praca niestety wzywa -westchnął podnosząc się z miejsca po czym odebrał telefon idąc w stronę zaplecza.
    Faktycznie gdyby się przyjrzeć panował tu większy chaos niż zwykle przed otwarciem lokalu. Ludzie biegali z miejsca na miejsce, przenosząc sprzęty i inne niezbędne przedmioty. Można było dostrzec nawet kilka nowych twarzy, świeżaków, którzy zostali zatrudnieni stosunkowo niedawno.
    -Emily? -chłopak, którego blondynka mogła rozpoznać z dnia w którym Carmen wparowała do klubu, spojrzał na nią lekko speszony. - Przepraszam, że cie zaczepiam, ale szef wzywa cię do siebie - mruknął ledwie słyszalnie, jakbyt kontakt z kobie

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  101. Rozmowa z Panią Snow należała do jednych z tych przyjemniejszych. Znał ją już od kilku lat, kiedy to sam wkręcił się w pomaganie. I mimo że sam ochoczo pomagał przy ich realizacji, czy wpłacał kolejny hojny datek, prawie nigdy nie bywał na tego typu wydarzeniach. Sama myśl, że miałby przebywać wśród tych wszystkich zakłamanych osób sprawiała że czuł wstręt.
    W momencie w którym blondynaka weszła do biura, właśnie kończyli kolejną wymianę zdań dotyczącą poprzednich gal, które mieli zaszczyt wspólnie organizować. Na jego twarzy pojawił się lekki grymas w momencie kiedy zwróciła się do niego tak formalnym tonem. Rozumiał to jednak doskonale w końcu po tym wszystkim co zaszło tak musiało być, jednak część jego duszy nie chciała się z tym pogodzić.
    -Emily jak dobrze, że już jesteś - uśmiechnął się do niej ciepło podnosząc się z miejsca. Stanął obok niej kładąc dłoń na jej plecach lekko popychając tym samym do przodu. - Chcę Cię przedstawić wyjątkowej kobiecie, której serce przepełnia prawdziwa dobroć - jego głos był niezwykle radosny jakby to wszystko co się wydarzyło nie miało miejsca. Jakby jego siostra wcale nie zginęła a relacja między nim a blondynką nie została zerwana. - Emili poznaj Fione Snow, Fiono poznaj najwspanialszą florystkę z jaką miałem zaszczyt współpracować, Emily Robbins.
    -To przyjemność w końcu Panią poznać Panno Robbins - brunetka wstała z fotela a następnie z szczerym uśmiechem podała kobiecie dłoń. - Pan Carter wciąż zachwala Pani umiejętności a tak się składa, że obecnie poszukuję firmy, która mogłaby zająć się przygotowaniem kompozycji kwiatowych na nadchodzącą galę charytatywną - chwyciła torebkę w której po chwili wyciągnęła wizytówkę. - Widziałam Pani kompozycje kwiatowe w klubie i muszę przyznać, ze jestem zachwycona tym jak prezentują się one w klubie.- podała jej wizytówkę. - Prosze przemyśleć sprawę i odezwać się do mnie niezwłocznie a jeśli wszystko pójdzie gładko z pewnością stanę się Pani stałą klientką - dodała z uśmiechem nim ponownie zwróciła się do Lucasa. - Na mnie już pora, ale mam nadzieje, że uda nam się resztę spraw omówić jutro przy kolacji.
    -Oczywiście - odparł z nonszalanckim wręcz uśmiechem. - Do tego czasu przygotuję pełną listę obsługi i przygotuje omawiane wcześniej dokumenty. - odprowadził kobietę do drzwi gdzie czekał na nią już Nathan, dzieciak który przyprowadził wcześniej blondynkę. Kiedy tylko zamknął za nimi drzwi, natychmiast odwrócił się w stronę Emily.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  102. Pomimo tego jak bardzo starał się to ukryć wciąż był w kiepskim stanie. Fakt, że lata praktyki sprawiły, że potrafił świetnie to maskować, w końcu od tak dawna ukrywał prawdę o relacjach z rodzicami. Ci, którzy mieli okazję poznać go lepiej doskonale zdawali sobie sprawę, że mężczyzna uciekał od problemów poprzez ciężką harówkę, a ya z kolei bardzo odbijała się na jego zdrowiu fizycznym.
    W tym przypadku było dokładnie tak samo. Udawał, że wszystko jest ok. Że nie przeżył najgorszej traumy w swoim życiu ani nie został całkowicie odtrącony przez rodziców, którzy wciąż obwiniali go o śmierć siostry i to do tego stopnia, ze naprawdę sam zaczął w to wierzyć. Pod tym płaszczykiem eleganckiego, szarmanckiego dżentelmena skrywał się wyniszczony przez życie facet, który wciąż uważał iż nie zasługuje nawet na najmniejsze szczęście tym samym katując samego siebie. I tylko kwestią czasu było aż doprowadzi sie do stanu autodestrukcji.
    -Dziękuję Emi - mruknął posyłając jej delikatny uśmiech. - Jesteś naprawdę dobrą osobą, jednak nie musisz się martwić. Jest tak jak być powinno - dodał odwracając wzrok z obawy, że dostrzeże w nim oczywiste kłamstwo. -Mam jeszcze sporo pracy, ale gdybyś czegoś potrzebowała to śmiało możesz zgłaszać to Royowi. Będzie on do twojej dyspozycji - po tych słowach natychmiast podszedł do biurka przeglądając najnowsza umowę na której zaznaczone miał kilka punktów, które wciąż wymagały poprawy zanim będzie mógł ją podpisać.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  103. Zaproszenie ze strony blondynki całkowicie go zaskoczyło do tego stopnia, że przez moment nie był w stanie wydusić z siebie nic sensownego. Kiwnął tylko głową natychmiast odkładając dokumenty, którymi chciał zająć się jeszcze sekundę temu. Nie do końca był w stanie zrozumieć dlaczego tak nagle zaprosiła go na wspólny obiad, ale chyba nawet nie chciał znać powodu bo w głębi serca cieszył się z takiego obrotu spraw. Chodzby nie wie jak chciał nie był w stanie jej odmówić i była to jego największa słabość jak i największy sekret.
    -Masz ochotę na coś konkretnego? - spytał gdy tylko znalazł się przy niej. Jeśli miał być szczery od rana prawie niewiele co jadł dlatego chciał zdać się na nią. Kto wie? Może dowie się o niej czegoś więcej? - Jeśli masz ochotę udać się do konkretnego lokalu podaj nazwę a jeśli jest to daleko pojedziemy moim samochodem - dodał pozwalając kobiecie wyjść jako pierwszej. - Roy, wychodzę! W razie czego będę pod telefonem! - krzyknął w kierunku przyjaciela nim wraz z blondynka opuścili klub.
    W tym momencie Luc wydawał się być ciut bardziej żywszy, bardziej weselszy niż jeszcze kilka minut temu. I mimo, że wciąż odczuwał skutki zmęczenia teraz zdawał się tym nie przejmować. Tym razem jedyne czego pragnął to spędzić z nią jak najwięcej czasu i widzieć jej uśmiech.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  104. Spoglądał na jej zamyślony wyraz twarzy gdy intensywnie o czymś myślała. Zastanawiał się co zaprząta jej głowę, ale nie czuł się wystarczająco pewny siebie by o to pytać, dlatego tylko przyglądał się jej ukradkiem. Kiedy zaproponowała małą przejażdżkę natychmiast się zgodził nawet jeśli wiedział, że zaraz po powrocie znów będzie czekać go masa pracy.
    -Blend on the Water przy rzece River mają bardzo dobre jedzenie - odparł po chwili ciszy. - Knajpa nie jest duża ale ma swój klimat i całkiem ładny widok na rzekę - dodał otwierając kobiecie drzwi swojego pojazdu a następnie zajął miejsce kierowcy. - Ewentualnie możemy zamówić na wynos. Znam jeszcze lepsze miejsce gdzie nie ma ludzi a widok wręcz zapiera dech w piersiach. Co ty na to? - spytał z dużym entuzjazmem w głosie.
    Lukas zauważył dziwne zmieszanie blondynki gdy szli razem w stronę samochodu. Wiedział doskonale jak z lekkim przerażeniem rzucała spojrzenia na mijane osoby i zrozumiał, że musiała czuć się mało komfortowo w jego towarzystwie gdy byli w miejscu publicznym. Nie chciał więc jej stresować podczas jedzenia, dlatego zaproponował jedzenie na wynos a następnie podjechanie samochodem w jedno szczególne miejsce z którego rozciągała się cudowna panorama miasta nad rzeką River.
    Odpalił silnik a następnie włączył playlistę, która często słuchał podczas wszelakich podróży z nadzieją, że muzyka przypadnie jej do gustu. Tak naprawdę wciąż niewiele wiedział o kobiecie uświadamiając sobie, że nie zna tak podstawowych rzeczy jak chodzby gust muzyczny.
    -Jakiej muzyki zazwyczaj słuchasz? - spytał niespodziewanie nim wyjechał na ulicę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że po tym wszystkim co między nimi zaszło ich relacja wydawała się swobodna jakby to wszystko nie miało miejsca. - Masz jakiś ulubionych twórców?

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  105. Uśmiechnął się kiedy wybrała opcję z jedzeniem na wynos ponieważ naprawdę chciał jej pokazać to wyjątkowe dla niego miejsce. Tak naprawdę Emily była pierwszą osobą, którą miał zamiar tam zabrać, z którą chciał podzielić się tym miejscem bo była tak samo wyjątkowa. Z uwagą słuchał jak opowiadała o muzyce zapamiętując każdą nową informację.
    -Jako właściciel klubu muszę być na bieżąco z tym co jest obecnie na topie więc często słucham popularnych list na Spotify szukając w ten sposób artystów, którzy chcieliby zagrać w Lux. Można więc powiedzieć, że również słucham wszystkiego i za każdym razem czegoś innego - skomentował jej wypowiedź skręcając na główną drogę prowadzącą do obranego celu.
    Przez chwilę jechali tak w milczeniu a to sprawiło, że z automatu zerknął na nią jakby chciał się upewnić, że wciąż tutaj jest. Wyglądała na zamyśloną a to sprawiło, że zaczął się zastanawiać o czym mogła teraz myśleć, co zaprzątało jej śliczną główkę. Zaśmiał się, kiedy opowiedziała o knajpie i zasugerowała, że mógł czytać w jej myślach co przecież było zupełnym absurdem. Prawdą było, że gdy powiedziała, ze ma ochotę na pieczoną rybę, była to pierwsza rzecz jaka przyszła mu do głowy, pierwsza która zakiełkowała zaraz po jej słowach.
    -Niestety muszę cię zmartwić, ale nie posiadam takiej supermocy - odparł z lekkim rozbawieniem, lecz kiedy dostrzegł wyraz jej twarzy, natychmiast dobry nastrój opuścił go. Bo do cholery jasnej, doskonale zdawał sobie sprawę co właśnie niepokoiło jej myśli i naprawdę miała ku temu podstawy.
    Westchnął po czym zaparkował na parkingu znajdującym się zaraz przy Blend on the Water. Nie chciał by się o niego martwiła, nie chciał by wciąż zaprzątała sobie nim głowę w końcu nie zasługiwał na to. Spojrzał na nią czując jak serce zaczyna mu krwawić gdy patrzy na jej zatroskaną twarz. Bolało, ten widok bolał.
    -Emily…- zaczął chociaż sam nie wiedział do końca co chce powiedzieć. - Nie musisz się o mnie martwić - mówiąc to zaczesał za ucho jeden niesforny kosmyk, który opadał na jej twarz. - Nic mi nie będzie, obiecuję - jego głos był łagodny, czuły bo naprawdę chciał by uwierzyła w jego słowa. - Mam teraz gorszy okres, ale to minie, jak zawsze - odparł niemal pół szeptem jakby sam nie wierzył w tą ostatnią część zdania. Szybko jednak posłał jej delikatny uśmiech całkowicie zmieniając temat. - To na co masz ochotę? Pójdę zamówić a potem podjedziemy w miejsce o którym ci mówiłem - tym razem był bardziej żywszy, bardziej radosny niż jeszcze minutę temu, jednak jego lekko nerwowy śmiech zdradza, że jest to jego kolejna maska jaką w ostatnim czasie dość często zakładał przed innymi.
    Lucas od zawsze zostawał z swoimi problemami całkowicie sam, uważając że właśnie tak powinno być. Odkąd tylko sięgał pamięcią zawsze musiał być tym najbardziej odpowiedzialnym, tym dorosłym z rodzeństwa chociaż wciąż był tylko dzieckiem. Na jego głowie była opieka nad bratem i siostrą gdy rodzice zajęci swoimi biznesami nie mieli dla nich praktycznie wcale czasu. Musiał dźwigać na swoich barkach problemy całego rodzeństwa, rozwiązywać ich sprawy, pilnować i pouczać a był z tym zupełnie osamotniony. Musiał dorosnąć zbyt szybko by móc cieszyć się dzieciństwem, ale czego nie robi się dla rodziny czyż nie? Dlatego teraz, gdy miał już własne życie, tak ciężko było mu obarczać swoimi problemami innych. Tak trudne były rozmowy na temat tego jak się czuje, jak mu źle i jak bardzo potrzebuje wsparcia. To było dla niego wręcz niemożliwe… Dlatego nauczył się przybierać maski, które zakładał na siebie za każdym razem gdy spotykał się z ludzmi aby żaden z nich nie dostrzegł jak żle z nim jest, jak bardzo nie radzi sobie sam ze sobą, ze swoimi myślami.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  106. Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami nie mogąc uwierzyć w jej słowa. Kiedy patrzyła na niego tym pełnym troski spojrzeniem, kiedy mówiła z taką troską niemal poczuł jak jego serce drgnęło niespodziewanie. Dlaczego jego uczucia w stosunku do niej musiały być tak silne? Dlaczego wciąż nie mógł o niej zapomnieć, nie mógł całkowicie zerwać ich relacji chociaż doskonale wiedział, że w ten sposób nie będzie musiał cierpieć. A może tak naprawdę zrobił to ponieważ uważał, ze zasługuje na to cierpienie? Być może tak naprawdę nie chciał zrywać tej relacji z nadzieją, że może się uda? Sam nie był pewny i szczerze zaczął gubić się w własnych uczuciach i myślach.
    -Emily… - niemal wyszeptał jej imię wciąż nie mogąc dojść do siebie po tych wszystkich jej słowach. Wiedział, że cokolwiek teraz powie, jakkolwiek zaprzeczy jej słowom, ona w nie nie uwierzy. Czy to znaczy, że właśnie znalazł się w pułapce bez wyjścia? Co właściwie miał teraz zrobić? Co powiedzieć? W jednej chwili poczuł się bezradny, bezsilny wobec kobiety, którą szczerze pokochał. -Dlaczego tak bardzo się o mnie martwisz? - spytał wciąż tego nie rozumiejąc. Przez niego prawie zginęła, to on zakończył ten związek, który nie miał nawet czasu na dobre się rozwinąć a mimo to była przy nim, dostrzegała jego prawdziwy stan, doskonale wiedziała kiedy próbował ją okłamywać. Dlaczego więc wciąż się martwiła? Dlaczego tak usilnie próbowała mu pomóc? - Kim właściwie dla ciebie jestem? - nie spodziewała się, że to pytanie, które wciąż miał w głowie, opuściło jego usta. Do choler! Ono nigdy nie powinno paść z jego ust i zdawał sobie aż nadto z tego sprawę. Ale było już za późno, było za późno by je cofnąć i jedyne co mógł zrobić to albo czekać na odpowiedź, albo uciec jak najdalej.
    Cóż Lucas mimo wszystko był tchórzem, gdy w grę wchodziły jego prawdziwe uczucia. Fakt, że ich pierwsza wspólna noc była po części z jego inicjatywy, ale w tamtym momencie naprawdę nie potrafił dłużej trzymać się w ryzach. Czysto fizyczna relacja raczej nigdy nie stanowiła dla niego problemu ale kiedy chodziło nie tylko o czystą przyjemność a o coś więcej… zwyczajnie uciekał. W tym przypadku nie mogło być inaczej.
    -Przepraszam, pójdę po jedzenie - mruknął całkowicie speszony swoim zachowaniem, swoimi słowami jak i tym co naprawdę czuł w stosunku do blondynki. Zwyczajnie bał się odpowiedzi jaka mogła paść z jej strony, dlatego najlepszym dla niego rozwiązaniem była ucieczka i zapomnienie o temacie. Tak było lepiej, lecz dla kogo? Cóż tego nie był pewny.

    Zagubiony Luc

    OdpowiedzUsuń
  107. Lucas zdecydowanie był idiotą kiedy w grę wchodziły jego własne uczucia. Udowodnił to już na zbyt wielu płaszczyznach aby móc jeszcze sądzić inaczej. Nic więc dziwnego, że gdy wrócił z jedzeniem zastał pusty samochód i tylko siebie mógł winić za taki obrót spraw. Ale czy mógł tak naprawdę postąpić inaczej?
    Gubił się, tak cholernie zagubił się w własnych emocjach i decyzjach przez co ranił nie tylko siebie ale i ją. Teraz jednak było za późno, teraz wszystko poszło się jebać. Prawdopodobnie po tym wszystkim Emili nie zechce już go widzieć a on miał zamiar uszanować tą decyzję. Może to właśnie będzie dla nich lepsze? Gdy nie będą na siebie wpadać, gdy przestaną wchodzić sobie w drogę? Jednak czy on będzie w stanie trzymać się od niej z daleka? Coś szczerze wątpił…

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  108. Lucas wciąż nie mógł uwierzyć w to co wydarzyło się tamtej nocy, i nie tylko dlatego że był pod wpływem wielu substancji lecz zważywszy na ich dotychczasową relacje. Łączyło ich wyjątkowe uczucie i był tego całkowicie pewny, ale nie sądził że kiedykolwiek znajdzie w sobie na tyle dużo odwagi by móc to powiedzieć głośno. Co prawda tamtego wieczoru nie udało im się porozmawiać na ważne dla niego tematy, ale nie chciał psuć tej cudownej chwili, która została im podarowana. W szczególności nie po tym wszystkim co oboje przesłonę ostatnim miesiącu. Zdawał sobie jednak sprawę, że koniec końców muszą poważnie pomówić i ustalić to jak miał funkcjonować ten związek.
    Dźwięk telefonu natychmiast wybił go z tłoku rozmyślań. Uśmiechnął się widząc na wyświetlaczu połączenie od ukochanej, która już z samego rana najwidoczniej nie mogła doczekać się by usłyszeć jego głos. To było urocze.
    -Aż tak bardzo zdążyłaś za mną zatęsknić? - W jego głosie była nutka rozbawienia ale i niezwykłej czułości, bo on również za nią już tęsknił. - Właśnie jadę do rodzinnej firmy załatwić parę spraw a potem mam spotkanie w sprawie imprezy charytatywnej, ale myślę, ze na spokojnie znajdę czas na lunch tak gdzieś koło… - zamyślił się na chwilę specjalnie jakby zastanawiał się nad wolną godzina. - Powiedzmy, że teraz? - odparł właśnie wysiadając z samochodu pod jej mieszkaniem. - Wyjrzyj przez okno skarbie - dodał z uśmiechem. - Ja również się za tobą stęskniłem.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  109. Zdecydowanie Lucas należał do osób szalonych i nieobliczalnych w swoich działaniach, ale to właśnie te cechy sprawiały, że wyróżniał się na tle całej tej elity. Zdecydowanie do życia podchodził zupełnie inaczej niż zwykle i nie bał się głośno mówić tego co zwykle myślał. Jednak to nie był cały on, bo jak każdy miał swoje drugie oblicze, które pokazywał tak nielicznej grupie osób, że można było ich zliczyć na palcach jednej ręki.
    Emily zdecydowanie należała do tej nielicznej grupy. Znała go lepiej niż własna rodzina, widziała w nim więcej nawet niż on sam i mimo to wciąż była przy nim nieważne jak wiele razy ją ranił. Nic więc dziwnego, że w jego oczach była wyjątkowa, żałująć jedynie, że nie poznał ją przed tym gdy związał się z Tatianą Być może teraz nie byłby takim cholernym tchórzem?
    -Wyglądasz seksownie - wymruczał chwilę po tym jak blondynka rzuciła się w jego ramiona. -Jak się dzisiaj czujesz maleńka? - w jego głosie można było wyczuć troskę o ukochaną, jednak nie tylko ton głosu to zdradzał. W jego oczach, w sposobie w jakim obejmował Emily, w każdym najdrobniejszym geście kryła się niesamowita wręcz troska.
    Lucas nie dbał o to, jak wyglądało jej mieszkanie, nie dbał o jej ubiór bo dla niego liczyło się to kim była. Kochał ją za to, że zawsze była sobą, cudowną troskliwą kobietą zupełnie inną niż te, które miał przyjemność poznać. Była wyjątkowa i nic innego nie miało już znaczenia.
    -Niestety nie mam zbyt dużo czasu. - mruknął składając pocałunki na jej ustach. Był zarobiony, cholernie zapracowany, ale nie mógł rozpocząć tego dnia bez zobaczenia jej chodzby przez parę minut. -Ale jeśli chcesz mogę wpaść do ciebie wieczorem. Wciąż są sprawy, które musimy omówić jeśli chcemy by nam się udało - dodał lekko przygnębiony, jednak szybko odzyskał spokój w głosie. - I przy okazji może powtórzymy ostatnią noc? - wymruczał uwodzicielsko przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  110. -i tak będę się o ciebie troszczyć tak jak robiłem to niemal od początku - odparł z tajemniczym uśmiechem na ustach. Odkąd tylko po raz pierwszy coś między nimi zaostrzyło, czuł ogromną potrzebę chronienia jej do końca swoich dni, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Teraz gdy poznała jego prawdziwe uczucia a on poznał jej, nie było sensu dalej tego ukrywać.
    -To była najcudowniejsza noc w moim życiu - odparł teatralnie nie przestając całować jej ust. - i nie mówię tutaj o byciu zamkniętym na balkonie z jakąś wariatką a o tym co było później - ta noc była wyjątkowa bo po raz pierwszy otworzył przed nią swoje serce a w głowie pojawiła się myśl, że może faktycznie mogą być razem szczęśliwi a on tylko niepotrzebnie to wszystko komplikuje. Jednak wciąż gdzieś z tyłu jego głowy pojawiała się myśl czy aby na pewno może, po tym wszystkim co się wydarzyło. Nie chciał jednak mówić o rodzinie, która od dnia pogrzebu całkowicie zerwała kontakt jakby dla nich nigdy nie był synem, bo to wciąż bolało. - Każda chwila z tobą jest cudowna niezależnie gdzie i w jakich okolicznościach.
    Spojrzał na nią gdy się odsunęła i skierowała w stronę kuchni. Nie był w stanie odwrócić od niej wzroku.
    -Chyba nic się nie stanie jak przed wyjściem wypije z tobą kawę - wzruszył ramionami idąc w jej kierunku. -Roy chyba się nie obrazi jak będzie musiał poczekać trochę dłużej - mruknął siadając na jednym z wolnych krzeseł przyglądając się kobiecie z zaciekawieniem.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  111. -Dlaczego? -spytał szczerze zdziwiony. Nie wydawało mu się to czymś niezwykłym, że postanowił z rana odwiedzić swoją dziewczynę, bo chyba mógł tak o niej mówić prawda? To wszystko działo się tak szybko, że czasami i on się w tym gubił ale uważał, że skoro oboje odpowiedzieli na swoje uczucia to byli razem. Chyba się w tym temacie nie mylił?
    Westchnął z lekkim rozbawieniem. To ona była dla niego czymś nierealnym, jakby nie miała prawa zaistnieć w jego życiu. A jednak los był pokrętny, kierując ich na tą samą ścieżkę życia.
    -To chyba coś co raczej ja powinienem powiedzieć - dodał spoglądając na nią łagodnym spojrzeniem za którym wciąż krył się pewnego rodzaju strach. - Szczerze nie sądziłem że uda mi się jeszcze kogoś pokochać - mruknął zaciskając palce na naczyniu. - Po tej całej akcji z Tatianą, całkowicie straciłem wiarę w szczęśliwe zakończenie przez co nawet teraz to, że siedzimy tutaj razem wydaje mi się tak nierealne - jego wzrok spoczywał na ciemnej cieczy z której wciąż uchodziła para. - Boje się że pewnego dnia obudzę się a to wszystko okaże się tylko snem…

    Zmartwiony Luc

    OdpowiedzUsuń
  112. Znów sprawiał jej ból, znów doprowadzał do tego smutku w jej oczach i czuł się z tym źle. Nie chciał tego w końcu tak wiele dla niego znaczyła. A jednak…
    -Wybacz Emily - mruknął w odpowiedzi gdy dłonie obejmowały jej ciało. - Jednak ciężko jest mi zmienić to myślenie. Nie po tym wszystkim co mnie spotkało - przytulił ją chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Chciał być dla niej ideałem, chciał wyzbyć się tych złych myśli ale po prostu nie mógł. -Kocham cię - wyszeptał czując jej słodko zapach, który tak bardzo działał na jego zmysły. - I zrobię wszystko bys była szczęśliwa - odsunął się od niej tylko po to by móc pocałować ja namiętnie.

    Luc :(

    OdpowiedzUsuń
  113. On również wolał spędzić ten dzień z Emily niż na kolejnej katorżniczej pracy, ale oboje byli dorośli i mieli swoje obowiązki. Do tej pory żył wyłącznie dla pracy, poświęcając się jej aż zanadto. Brał na swoje barki coraz więcej i prawdopodobnie wciąż by to robił aż do momentu w którym by się nie wypalił. Teraz jednak miał ją, miał osobę o którą chciał się troszczyć z którą chciał spędzać każda wolną chwilę, była tą która mogła go uratować.
    -Wiem o tym Emi - ucałował ja będąc jej naprawdę wdzięczny za to że zawsze przy nim była, że go wspierała nawet kiedy ten nieustannie ją odtrącał. -Nawet nie wiesz jak bardzo chciałby tu z tobą zostać, ale Roy ma do mnie sprawę i mam dziwne wrażenie że ma ona coś wspólnego z tą dziewczyną z balkonu - westchnął. -Była tak roztrzęsiona, że zadzwoniłem po Roya by ją odwiózł i czuwał przy niej. W sumie kto by nie był gdyby otkrył, że ktoś podłożył mu podsłuch - spojrzał na Emily i z automatu na jego twarzy pojawił się uśmiech

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  114. -Jeszcze będziesz miała mnie dość - zaśmiał się splatając ich dłonie nim oboje ruszyli do wyjścia. Dawno nie czuł się tak szczęśliwy jak teraz, kiedy mógł być obok osoby którą darzył tak szczerym uczuciem.
    Tak jak poprosiła go, odwiózł ją pod firmę, jednak nim opuściła jego samochód, spędzili kilka długich chwil na ckliwych słówkach i namiętnych pocałunkach. Oh ile by dał by móc jednak zrobić sobie ten dzień wolnego i nie wypuszczać jej z swych ramion. Niestety oboje byli poważnymi (no może on trochę mniej) właścicielami firm, o które musieli dbać jak na porządnych dorosłych przystało.
    Po pożegnaniu z ukochaną, niemal natychmiast skontaktował się z Royem by omówić z nim to co miało miejsce wczorajszej nocy. Nie podobała mu się informacja, ze jego przyjaciel oberwał w twarz od wyraźnie wzburzonego mężczyzny, który okazał się nie tylko kuzynem owej dziewczyny ale również ma powiązania z mafią. Miał co to tego bardzo złe przeczucia i cholernie martwił się o ukochaną, która już raz z jego winy przeżyła piekło.
    W pracy zdecydowane nie był w stanie skupić się na obecnych obowiązkach. Wciąż zamartwiał się o przyszłość i nie mógł wyrzucić tego z głowy nieważne jak bardzo tego chciał. To przychodziło jednak naturalnie, jakby od zawsze było częścią jego życia, bo tak właściwie było.
    Odetchnął odpinając ostatnią sprawę na dzisiaj by następnie móc zabrać się za sprawy związane z klubem i akcją charytatywną jaka miała się odbyć już za parę dni. Większość rzeczy co prawda była już dopięta, ale wciąż pozostawały sprawy mniejsze, a wiedziony doświadczeniem wiedział, że to właśnie na nich najłatwiej się wyłożyć. Miał też wielką nadzieję, że w całym tym amoku uda mu się dotrzeć do Lux nim Emily skończy tam swoją pracę.

    Lucasek :3

    OdpowiedzUsuń
  115. Gdy dotarł do klubu, dzisiejsza impreza trwała w najlepsze. Głośna muzyka, migające światła i ogromna rzesza ludzi, bawiąca się jakby jutro miała nigdy nie nadejść. Było to coś co Carter uwielbiał w swoim życiu i co w jakiś sposób ładowało jego baterie po całym ciężkim dniu.
    -Witaj Amanda - przywitał się z kobietą, która lekko podpita niemal rzuciła mu się na szyje. - Widzę, że humor po rozstaniu już całkowicie ci wrócił - dodał z uśmiechem na samo wspomnienie jak jeszcze kilka tygodni wcześniej był jej pocieszycielem i jak pomimo jej początkowo złego nastroju,.dobrze bawili się tamtej nocy.
    -Wszystko dzięki tobie Lucasie - odparła niemal zalotnie, omal nie wylewając alkoholu z naczynia. - Zrozumiałam jak żle mnie traktował i szczerze? - nachyliła sie do jego ucha. - Ten bydlak ani trochę na mnie nie zasługiwał - wyszeptała.
    -Cieszę się, że w końcu to zrozumiałaś, ale niestety dzisiaj nie mogę dotrzymać ci towarzystwa - dodał odsuwając ja na bezpieczna odległość. - Jestem już umówiony.
    Po tych słowach skierował sie prosto do Nathana wypytując o Emily, Naprawdę bał się, że kobietę mogło znudzić to czekania, jednak rozpromienił się słysząc, ze czeka na niego w jego gabinecie. Niczym strzała pognał więc w tamtym kierunku zaskoczony tym jak cholernie tęsknił się za nią.

    Stęskniony <3

    OdpowiedzUsuń
  116. Lucas patrzył na nią z lekkim zdziwieniem. Miał wrażenie, że wyglądała na przygnębioną i to go martwiło. Bo czy wydarzyło się coś, co wprawiło ją w taki stan? Oficjalnie byli ze sobą tylko jeden dzień. Nie mieli okazji by obgadać wszystko na spokojnie z racji na ich obowiązki, jednak nie mogli odkładać tego w nieskończoność. Jeśli miało im się udać musieli być ze sobą szczerzy…
    -Chodź - powiedział łapiąc ją za dłoń i ciągnąc za sobą. Fakt, że miał jeszcze coś do zrobienia, ale miało to związek wyłącznie z jego klubem a to mógł wyjątkowo zostawić na jutro. Teraz liczyła się Emily i ich wspólna chwila. -Cokolwiek dla mnie masz zajmę sie tym jutro - mruknął w stronę pracownika, który nie zdążył wydobyć z siebie ani jednego słowa. Szczerze miał gdzieś, że swoim zachowaniem właśnie zwraca na siebie uwagę osób w najbliższym otoczeniu, że prawdopodobnie najpóźniej jutro po południu pojawią się pierwsze artykuły mówiące o nim i Emily. Nigdy jakoś szczególnie nie przejmował się opinią publiczną więc czemu teraz miałoby się to zmienić?
    Będąc już przy swoim pojeździe, zatrzymał się na moment by złożyć czuły pocałunek na jej ustach a następnie nie pozwalając jej na jakikolwiek sprzeciw, wpakował ją do pojazdu, by po chwili zająć miejsce kierowcy.
    -Mam ochotę na burgera. co ty na to? - spytał odpalając silnik i niemal z piskiem opon ruszajac. -Znajomy prowadzi niedaleko knajpę z chyba najlepszymi burgerami jakie kiedykolwiek jadłem. Zobaczysz, nie pożałujesz - uśmiechnął się zadziornie wiedząc, że jego obecne zachowanie musi być dla niej oznaką szaleństwa, ale przecież nikt nie mówił, ze z wiązek z nim będzie jak każdy inny czyż nie?

    Szalony <3

    OdpowiedzUsuń
  117. Wchodząc do knajpy, od razu poczuł ten cudowny zapach fast foodowego żarcia. Zwyczajnie nie jadał w takich miejscach ze względu na brak czasu i wiele spotkań, które odbywały się w restauracjach. Czasami jednak tęsknił za śmieciowym jedzeniem, które tak bardzo przypominały mu czasu dzieciństwa, kiedy wraz z rodzeństwem przychodził w takie miejsca po szkole by na chwilę oderwać się od rodziców i ich wiecznych pretensji. Dlatego co jakiś czas przychodził w tego typu miejsca by wspominać cudowne czasy gdy dogadywał się z bratem zanim ten wypiął się na całą rodzinę.
    -Witaj Mikey - przywitał się z wysokim blondynem, który właśnie stał za ladą małego lokalu. - Dawno się nie widzieliśmy. Jak tam narzeczona? Czuje się już lepiej? - spytał wciąż trzymając blisko siebie blondynkę.
    -Lucas! Jak dobrze cię widzieć! - mężczyzna rozpromienił się na widok właściciela Lux i natychmiast wyszedł zza lady by godnie powitać go uściskiem. - Operacja się powiodła i z każdym dniem Lily odzyskuje siły. Naprawdę nie wiem jak ci dziękować. Gdybyś nie załatwił jej miejsca w tym szpitalu musiałbym chyba sprzedać ten lokal.
    -A to byłaby wielka szkoda dla wszystkich smakoszy burgerów - zaśmiał się. - Poznaj moja dziewczynę Emily, Emily to jest właśnie Mikey właściciel tej skromnej knajpy - przedstawił ich pokrótce będąc niezwykle dumny mogąc przedstawiać ją jako swoją kobietę.
    -Miło mi poznać - Mikey uśmiechnął się w stronę kobiety, po czym ponownie zwrócił się do Lucasa. - Podać to co zawsze?
    -Znasz mnie, nic innego - jego radość była wręcz zdumiewająca tak jak i ta luźna relacja między mężczyznami. - A ty skarbie, na co masz ochotę? - zwrócił się w stronę Emily.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  118. Lucas oparł się o fotel z zaciekawieniem przyglądając blondynce. Wydawała się zaskoczona gdy przyprowadził ją do knajpy Mikeya, ale nie dziwił jej się. Do tej pory nie był w żadnym poważnym związku a większość kobiet z którymi miał styczność raczej preferowała drogie restauracje niż niszowe knajpki. Cieszył się jednak, że nie robiła mu z tego powodu żadnych wyrzutów i wydawała się być szczęśliwa. To zdecydowanie uspokoiło mężczyznę.
    -Obiecaj, że nie weźmiesz mnie za wariata - powiedział z nutą rozbawienia. Lubił niecodzienne smaki i różne dziwne połączenia a te z pozoru wydawały się mało apetyczne, jednak Mikey był swego rodzaju artystą w tym zakresie. - Podwójna wołowina z sosem awokado oraz orzechami. Mówię ci, że smakuje obłędnie - w tym co mówił był absolutnie szczerym. -Kiedy pierwszy raz miałem okazję skosztować tego połączenia, byłem raczej sceptycznie nastawiony, ale miło się zaskoczyłem. Lubię nieszablonowe i wariackie połączenia - przyznał po chwili wpatrując się w nią łagodnym spojrzeniem. \
    -Mam sentyment do tego typu miejsc - odparł rozglądając się po pomieszczeniu. - Jeszcze za czasów szkolnych często wraz z rodzeństwem chodziliśmy na burgery gdy rodzice nie mieli dla nas czasu. Oglądaliśmy inne rodziny z dziećmi udając, że nasza rodzina jest taka jak inne. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy na luzie na chwilę zapominając o tym, że jestem za nich odpowiedzialny - wręcz rozmarzył się nad wspomnieniami z tamtych lat. - Mogłem być zwykłym dzieciakiem, który spędzał czas z innymi, bez obawiania się o to co powiedzą rodzice, bo tylko tam mogłem nie czuć się przez nich wiecznie obserwowany. - uśmiechnął się słabo doskonale pamiętając te wszystkie spowite mrokiem dni… - Była to nasza tradycja, która z czasem zanikła, jednak ja lubiłem wracać w tego typu miejsca. Tutaj czuję się swobodnie wolny, bez presji i poczucia że moje decyzje mają realny wpływ na innych.
    Wspomnienia tych dni sprawiły, ze poczuł pewien rodzaj smutku. W końcu tamte dni, mimo tego jak dobrze wspominane, odeszły by już nigdy nie powrócić. Tak już bywało, musiał do tego chcąc nie chcąc, przywyknąć.
    -Knajpę znalazłem podczas jednego z gorszych dni. Nawał pracy i stres sprawił, że nie jadłem prawie całe dnie - odparł jakby było to coś naturalnego niż niepokojącego, w końcu przywykł do takiego trybu życia już lata temu. - Wracając z spotkania do domu zobaczyłem szyld burgerowni, a że od rana nie miałem w ustach nic prócz kawy to zdecydowałem się wstąpić. Mikey uraczył mnie długą rozmową o rzeczach błahych i po raz pierwszy poczułem się tak jak czasu spędzonego z rodzeństwem. Od tamtej pory regularnie tu wpadam - przyznał. Cieszył się, że mógł opowiedzieć tą historie właśnie jej, ponieważ zależało mu, by ta jego mała tradycja stała się ich wspólną.
    -I dzięki niemu mogę dalej prowadzić ten interes - Mikey wtrącił się do rozmowy, podając im zamówione burgery. - Szczerze cieszę się, że Lucas przyprowadził Cię tutaj. Miło wiedzieć, że ma kogoś kto się o niego troszczy a skoro jesteś jedyną kobietą jaką tu przyprowadził, musisz wiele dla niego znaczyć - pół szeptem zwrócił się w stronę blondynki, doskonale zdając sobie sprawę, że Lucas znajduje się przecież tuż przy nim.
    Carter zaśmiał się lekko niezręcznie na tą uwagę ze strony kumpla. Jednak jego słowa były całkowitą prawdą. Emily była jedyną kobietą w jego życiu której chciał pokazać cały swój świat, wszystkie miejsca dla niego ważne bo i ona była teraz ważną częścią jego życia.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  119. Zależało mu by poznała go od innej strony, od tej która tak usilnie trzymał w tajemnicy przed całym światem. W świecie biznesu potrzebował stać się silną i niezależną personą, osobą stawiającą czoło każdej przeszkodzie, ale zarazem cieszącą się życiem. Nie była to jednak fikcja bo przecież naprawdę taki był w jakimś małym fragmencie swojej osobowości. Jednak jego "ja" nie składała się tylko z bycia charyzmatycznym, pewnym siebie facetem, który nie da sobie wejść na głowę. Był też osobą wrażliwą na krzywdy innych i prawie nigdy nie odmawiał pomocy nie chcąc w zamian nic, gardząc zarówno ludźmi dla których liczy się jedynie opinia publiczna, o którą on ani trochę nie dbał.
    Ucieszył nie gdy zasugerowała aby wypady w to miejsce stały się ich tradycją, bo pragnął by tak było. Chciał z nią dzielić się każdym aspektem swojego życia mimo, że z tyłu jego głowy wciąż cichy głosik szeptał mu ciemne scenariusze. Obiecał jednak sobie i jej dać im szansę, więc z całych sił starał się stłamsić ten głos.
    -Jesteś wyjątkowa Emily - mruknął ujmując jej dłoń, delikatnie gładząc opuszkami palców. -Jesteś wspaniała - dodał całując zewnętrzną stronę smukłej dłoni wdychając jednocześnie jej cudowny zapach. Uśmiechnął się czule uwalniając ją a następnie spojrzał na swojego burgera.
    -A nie mówiłem - zaśmiał się widząc jak zachwyca się jedzeniem. To przyjemne uczucie jakie właśnie poczuł, rozpływało się po całym jego organizmie. -Jak widzisz nie taki diabeł straszny jak go malują - dodał zajadając się własną porcją. - Nikt nie robi tak dobrych burgerów jak Mikey. To byłaby wielką szkoda gdyby jednak zamknął interes dlatego tym bardziej cieszę się, że trafiłem na niego jeszcze zanim sprzedał tą knajpę.
    Wpatrywał się w dziewczynę z ogromną fascynacją chcąc zapamiętać każdą sekundę, która spędzali w własnym towarzystwie. Te chwile były dla niego najcenniejsze i najpiękniejsze, więc nic dziwnego że chciał spędzać z nią każdą chwilę, niezależnie od tego jak bardzo zmęczony był. A musiał przyznać, że ostatnie tygodnie mocno go wykańczały.
    -Chcę byś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza. Niezależnie od tego co się stanie, jak będą na nas patrzeć i co mówić, nie ma to dla mnie znaczenia póki będziesz przy mnie. Mówię to bo wiem jak działają media, że będą pisać obrzydliwe kłamstwa i snuć swoje dziwne insynuację. Nie na każde uda mi się w porę zareagować i powstrzymać te parszywe szmatławce, ale wiedz że zrobię wszystko by cię chronić ponieważ jesteś dla mnie najważniejsza. Kocham cię.
    Jego ton głosu był poważny, wręcz śmiertelnie poważny. Nie chciał jej stracić i nie chciał by myślała o sobie źle tylko dlatego, że ktoś źle na nią spojrzy lub powie coś przykrego tylko dlatego że postanowili wyznać światu informacje o swoim związku. Już dochodziły do niego pewne plotki, które uderzać miały głównie w blondynkę i zdawał sobie sprawę, że prędko one nie ucichną. Musiał ją chronić, to był jego obowiązek ale nie był w stanie w porę reagować na każdą zamieszczoną plotkę, dlatego musiała mieć świadomość, że teraz będzie bacznie obserwowana przez te wszystkie hieny. Martwiło go to.

    Zmartwiony

    OdpowiedzUsuń
  120. -Z pewnością znajdzie sie jeszcze kilka takich miejsc - uśmiechnął się radośnie. Chciał pokazać jej cały swój świat, pokazać swoją stronę o której tak niewiele osób miało jakiekolwiek pojęcie. Powinna znać wszystkie ważne dla niego miejsca, poznać każdą ważną osobę w jego życiu by mogła przekonać się jaką osobą tak naprawdę jest. Pragnął również poznać ją, jej historię, rodzinę, miejsca w których lubiła bywać, co oglądać - w skrócie cały świat w którym żyła.
    Wpatrywał się w nią z ogromną wręcz czułością, doskonale wiedząc jak wiele ciężkich dni było jeszcze przed nimi. Nie chciał ją w nic mieszać, nie chciał by związek z nim sprawiał, ze będzie cierpieć. Chciał chronić ją za wszelką cenę, jednak zdawał sobie sprawę, że jest tylko człowiekiem i jak każdy człowiek miał swoje granice. Bycie wszędzie, wiedza o wszystkim była niemożliwa dlatego ta rozmowa była dla niego tak istotna. Cokolwiek miał przynieść dla nich los, oboje musieli być na to gotowi.
    -Mój dobry znajomy pracuje w jednej z topowych nowojorskich gazet - zaczął a na jego twarzy pojawił się poważny wyraz świadczący, że nie jest to żadna błaha sprawa, a przynajmniej nie dla niego. - Poinformował mnie, że jego przełożony zlecił napisanie pewnego artykułu - przerwał na moment z lekko posępną miną. - Zazwyczaj nie dbam o to co piszą na mój temat, jednak nigdy nie pozwolę im na wyciąganie brudów i kłamanie na temat osób mi bliskich - delikatnie chwycił jej dłoń a oczy skierował wprost na nią dając tym samym znać, że chodzi mu też o nią. - Wiesz dlaczego nie ma prawie żadnego artykułu mówiącego o ludziach, którym pomagam? Ponieważ wielu z nich popełniło w życiu mniejsze bądź większe przewinienia za które żałują i starają się odpokutować, jednak ponowne wyciągnięcie ich historii na światło dzienne mogłoby wywołać więcej złego niż dobrego. Wystarczająco wycierpieli wiec jaki sens miałoby ponowne wywlekanie ich spraw i to na tak ogromną skalę? Dlatego wolę by brukowce pisały o moich kolejnych romansach czy przewinieniach w końcu święty to ja zdecydowanie nie jestem - zaśmiał się nerwowo chcąc trochę rozluźnić ten nader poważny temat.
    Oczywiście mówiąc to wszystko miał na myśli Roya, Isaaka czy Natana, którzy zostali skanselowani przez społeczeństwo lub ich sytuacja była na tyle poważna, że byli zmuszeni robić naprawdę karygodne rzeczy. Takich jak oni było wielu i gdyby nie jego pomoc być może część z nich nigdy nie wyszłaby z dołka w jakim się znaleźli. Gdyby ich historie ukazały się w prasie i mediach nie mieliby już szansy na lepsze życie, bo taki już był ten niesprawiedliwy świat. Media nie dbały o skutki, jakie mogły by spotkać tych ludzi bo dla nich liczyły się tylko cyferki a ich czytelnicy zawsze szukają kozła ofiarnego nie bacząc na to czy wina była słuszna czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Wracając jednak do meritum, dziennikarze zaczynają kopać w twojej przeszłości chcąc udowodnić, że owinęłaś sobie mnie wokół palca by dorwać się do mojej fortuny - nie ukrywał niezadowolenia z takiego obrotu spraw, wiedział jednak że wiecznie nie da rady powstrzymywać ich przed tym procederem. Emi była pierwsza od dawna kobietą, z którą łączyło go coś więcej niż tylko seks więc nic dziwnego iż prasa to wychwyciła i z całych sił starała się wykopać coś na jego ukochaną. - Na obecną chwilę nie masz się jednak czym przejmować. Wiele osób z tego środowiska wisi mi przysługi, ale obawiam się że mogę nie dać rady powstrzymać każdy artykuł jaki ma się pojawić - westchnął bezradnie. Nie chciał by z jego powodu ktoś próbował oczerniać Emily, ale czuł jak coraz bardziej ma związane ręce. -Jeśli jest w twojej przeszłości coś co mogliby wykorzystać, chciałbym o tym wiedzieć. Może wówczas uda mi się zatrzymać pozostałych dziennikarzy i reporterów przed ich ujawnieniem w końcu to z mojej winy coraz więcej osób będzie się tobą interesować - westchnął smutno. - Obawiam się też, że niektórzy mogą posunąć się do rzucania oszczerstw pod twoim adresem - odparł nie ukrywając złości.
      Wciąż trzymał jej dłoń, delikatnie masując opuszkami palców jej wewnętrzną część. Musiała wiedzieć jak bardzo zepsuty jest jego świat, jak wiele bólu zadaje, jak niesprawiedliwie osądza. Jeśli chciała przy nim być, jeśli naprawdę pragnęła zostać z nim do końca musiała mieć świadomość, że i ona będzie atakowana. Chociaż bardzo tego nie chciał musiał pogodzić się z faktem, ze nie będzie wstanie chronić ją przed wszystkimi a ta myśl bolała. W końcu nie zasługiwała na to co miało ją czekać…

      Lucas

      Usuń
  121. Dostrzegł jej niecodzienne zachowanie na słowa które wypowiedział uświadamiając sobie, że było coś na rzeczy co ją niepokoiło. Nie chciał jednak naciskać w końcu ich związek był świeży, ich relacja zaczęła się dość niespodziewanie i była nieco chaotyczna. Wciąż byli sobie obcy chociaż on zdecydowanie bardziej się otworzył niż ona, znała go lepiej niz on ją i to było trochę smutne.
    Miał jednak wrażenie, że chce jej coś powiedzieć ale się waha. Czy nie do końca mu ufała? Nie był co do tego pewny, ale zdawał sobie sprawę jak bezsensowne byłoby drążenie tego tematu. Uśmiechnął się na jej deklarację i szczerze nie wątpił w to, że jest z nim ze względu na niego a nie fortunę jaką posiadał.
    -Emi - mruknął spokojnie wciąż gładząc dłoń, chcąc w ten sposób pokazać jak bardzo jej ufa. Jego wyraz twarzy na moment ponownie był zmartwiony gdy wspomniała o ilości kobiet z którymi spał, bo musiał przyznać że było ich naprawdę sporo. Czy ta myśl ją brzydziła? Ale przecież nie był w stanie cofnąć czasu i wymazać te niezliczone noce spędzone z przypadkowo poznanymi kobietami. Wiedziała jednak doskonale dlaczego taki był, co myślał bo przez te myśli przez długi czas nie był w stanie wejść w ten związek. Teraz jednak było inaczej i naprawde chciał z nią być niezależnie od przeciwności losu.
    -Nie ucieknę Emi - posłał jej delikatny uśmiech mocniej ściskając jej delikatną dłoń. - Nie po tym wszystkim co już przeszliśmy - dodał. Przeczuwał jednak, ze to co ukrywała przed nim blondynka musiało być dla niej na tyle istotne iż uważała ze moze to wpłynąć na jego postrzeganie jej. - Wiesz dobrze, że nie jestem idealny, że mam naprawdę wiele rzeczy, które można mi zarzucić, ale każdy z nas ma tajemnice, rzeczy, których się wstydzi i obawia, że mogą one wpływać na nasze postrzeganie tej drugiej osoby. Emi, ja również wstydzę się pewnych rzeczy, zwłaszcza teraz gdy mam ciebie. Nie jestem wcale tak dobrym człowiekiem za jakiego mnie uważasz - dodał smutno.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  122. Objął ją napawając się jej cudownym zapachem i ciepłem jej ciała napierające na jego. Uwielbiał czuć, że ma ją przy sobie i jest przy nim. Jej obecność wiele razy koiła jego myśli dając mu chwilę wytchnienia w tym najgorszym dla niego okresie. Potrzebował jej nawet bardziej niż mogło mu się wydawać i cholernie bał się utraty jej. Kiedy zerwał z nią kontakt, czuł się jak wrak człowieka, który nieubłaganie dąży do samozniszczenia. Prawdopodobnie gdyby nie pojawiła się na urodzinach Plotkary, to kto wie w jakim stanie byłby dzisiaj. Alkohol i narkotyki, które nieustannie towarzyszyły mu przez cały poprzedni tydzień, doprowadzały go na skraj szaleństwa i gdyby jego strach o Emily, teraz nie siedzieliby w knajpie we własnych objęciach. Nie był w stanie zliczyć ile razy, podczas tej krótkiej znajomości, dziewczyna uratowała go przed nim samym. Nic więc dziwnego, że gdy zasugerowała, że nie jest jego aniołem, przez moment ogarnęła go złość.
    -Bzdury - niemal warknął jeszcze mocniej tuląc kobietę. - Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam i nic w świecie nie sprawi bym zmienił co do tego zdanie. Jesteś lepsza niż ja kiedykolwiek będę. Jesteś moją dziewczyną, należysz do mnie i nie pozwolę by cokolwiek nas poróżniło - niemal szeptał te słowa przy jej uchu. Zdecydowanie zbyt mocno zdążył przywiązać się do tej kobiety, jednak była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju i całkowicie zawładnęła jego sercem.
    -Jeśli chcesz możesz spędzić noc u mnie - zaproponował nie chcąc rozstawać się z nią aż do rana. Wiedział, ze przez ten tydzień nie będą mieć wielu okazji do spokojnego spędzania czasu w swoim towarzystwie. Miał na głowie dwie firmy i imprezę charytatywną więc nawał roboty był naprawdę potężny, jednak obiecał sobie, że gdy to dobiegnie końca, odpuści trochę i skupi się na dziewczynie. - Chcę mieć cię przy sobie jeszcze przez te parę godzin nim jutro będę musiał powrócić do ciężkiej harówki - dodał z lekkim rozbawieniem.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  123. Podobało mu się to jak go dotykała, jak całowała aż jego myśli znów powędrowały do ich wspólnych zabaw. Doskonale wiedziała co robić by obudzić w nim to dzikie pożądanie, ale wciąż znajdowali się w knajpie Mikeya więc musiał utrzymywać nerwy na wodzy. Ale myśl o kolejnym dobraniu się do kobiety w miejscu publicznym było nad wyraz pociągające.
    -Wiesz, że nie musimy spędzać nocy razem na kochaniu się? - wymruczał chociaż doskonale wiedział, że ich wspólne chwile w sypialni nie skończą się tylko na pogaduszkach i czułych pocałunkach. Zbyt mocno na siebie oddziaływali, wręcz spalając się wzajemnie od nadmiaru emocji nie będąc w stanie tego kontrolować. Już teraz myślał o tym w jakiej pozycji ją weźmie.
    -Wiesz, jeśli chcesz możemy pojechać do ciebie, ale wątpię by twoim sąsiadom spodobałyby się twoje słodkie krzyki - wymruczał jej do ucha przygryzając delikatnie jego płatek. Był nieziemsko podniecony i był wręcz pewny, ze i ona to dostrzega, zwłaszcza w momencie gdy pocałował ją namiętnie nie zważając na to gdzie byli i kto może ich zobaczyć.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  124. Zamruczał słysząc jak bardzo go pragnęła bo on pragnął jej równie mocno. Chciał ją nawet tu i teraz ale wiedział, że byłoby to zdecydowanie mało stosowne. Spojrzał na nią gdy wstała i ruszyła w stronę wyjścia tak wiec wstał i ruszył za nią. Gdy zrównał się z nią obiął ją ramieniem i przysunął do siebie zadowolony.
    -Korci mnie by wkurzyć twoich sąsiadów - mruknął zaczepnie obserwując jej reakcję. Zaśmiał się gdy znaleźli sie przy jego samochodzie po czym przysunął ją do siebie składając namiętny pocałunek na jej ustach. -Nawet nie wiesz jaką mam na ciebie ochotę skarbie - mruknął patrząc na nią tym pełnym pożądania spojrzeniem nim otworzył jej drzwi a następnie obszedł samochód by zająć miejsce kierowcy.
    -Więc gdzie chcesz spędzic tę noc? - spytał z uśmiechem.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  125. Lucas zaśmiał się na jej uwagę na temat piżamy, jakby faktycznie miał to być dla nich problem. W końcu to nie pierwszy raz, gdy u niego nocowała. Szybko przyciągnął ją do siebie dając upust emocjom, kiedy po raz kolejny złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
    -Zawsze mogę oddać ci jedną z moich koszul - mruknął między pocałunkami. - Ale obawiam się, że wtedy z pewnością nie dam rady się powstrzymać przed rozebraniem cię ponownie - dodał z nutą rozbawienie w głosie. Już zaczął wyobrażać sobie jak mogłaby wyglądać w jego koszuli i cholernie go to podniecało.
    Znów ją pocałował, tym razem jednak jedną dłoń wczesał w jej blond włosy a druga przyciskała delikatnie jej plecy. Uwielbiał ją całować, gładzić jej skórę dlatego nic dziwnego, że jego dłoń zaczęł gładzić jej plecy przesuwając się to w górę to w dół. Oh jak bardzo pragnął pozbyć się z niej wszystkich ciuchów, ale jednocześnie nie chciał dawać się ponieść jedynie namiętności. Kochał ją i chciał dać jej jak najwięcej przyjemności która płynęła z ich zbliżenia.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  126. W pierwszej chwili nie miał pojęcia co się wydarzyło, czemu nagłe Emily tak gwałtownie się od niego odsunęła i co właściwie się działo. Z dobre kilka sekund zajęło mu zrozumienie obecnej sytuacji nim dotarło do niego, ze zostali okrążeni przez stado hien.
    -Kurwa -warknął natychmiast odpalając samochód by po chwili ruszyć z miejsca i jak najszybciej odjechać nim, któryś z nich zdąży podążyć za nim. - Cholera jasna co z tymi idiotami jest nie tak - był zły, cholernie zły. - Musieli czatować pod budynkiem - mruknął spoglądając na blondynkę. -Jak się czujesz skarbie? - spytał łagodnym tonem kładąc rękę na jej udzie.
    Jego myśli szalały starając się znaleźć jak najlepsze rozwiązanie. Podejrzewał, że ci idioci mogli również obserwować budynek w którym mieszkała Emily i szczerze nie był z tego zadowolony. Czy naprawdę aż taką sensacją był dla nich jego związek? Przecież nie raz widzieli go w towarzystwie różnych kobiet więc czemu akurat teraz postanowili być aż tak namolni?

    zły Carter

    OdpowiedzUsuń
  127. -Podaj mi adres - mruknął gdy tylko wspomniała o hotelu. Był jednak teraz zbyt wkurzony by wyłapać sens jej słów. Chciał tylko by była bezpieczna. Wiedział jednak, ze takie akcje z pewnością będą się powtarzać, że jest to nieuniknione. Dla niego nie było to jednak nic nadzwyczaj nowego w końcu dość często lądował na łamach różnych gazet, jednak jeszcze chyba nigdy nie był przez nich aż tak osaczony. Domyślał się ze dla niego ukochanej jest to coś zapewne nowego, ale jeśli chcą ze sobą być, musiała do tego w końcu przywyknąć, bo jakoś wątpił ze dziennikarze szybko zostawią ich w spokoju.
    -Hej, skarbie - pogładził ja po policzku. -To nie twoja wina i nie musisz się tym przejmować. Przywykłem już do podobnych akcji. Bardziej jednak martwię się o ciebie - dodał z troską w głosie. -Domyślam się, że to dla ciebie nowość, ale jeśli mamy być razem musisz w pewnym stopniu do tego przywyknąć - dodał chociaż wcale nie podobała mu się ta myśl. - Obawiam się, że takie chwilowe nie widywanie się może przynieść jednak odwrotny skutek - mruknął tak naprawdę nie chcąc tego. Miał wrażenie, że oszaleje jeśli faktycznie chciałaby przez jakiś czas zachować dystans. Po ich ostatnim rozstaniu odchodził od zmysłów, a przecież wtedy nawet nie byli parą. - Chcę cię widywać każdego dnia. Chcę całować za każdym razem i być przy tobie.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  128. Gdy dojechali na miejsce, Luc szybko zgasił pojazd i nim wyszedł, pocałował ją namiętnie. Zdawał sobie sprawę, że Emily jest silniejsza niż się może z pozoru wydawać, ale nie mógł nic poradzić na to jak bardzo się o nią zamartwiał. Była jego partnerką a jego obowiązkiem było jej strzec przed zagrożeniami jakie czyhały na nich z jego winy.
    -Chodźmy się zameldować - mruknął z delikatnym uśmiechem nim oboje ruszyli w stronę budynku.
    Samo zameldowanie nie trwało długo a ze względów bezpieczeństwa wolał podać fałszywe nazwisko a pobyt opłacić gotówką, tak na wszelki wypadek. Pokój nie był duży, w porównaniu do jego sypialni, ale przytulny, zwłaszcza w towarzystwie uroczej damy. Szybko rzucił na półkę swój garnitur z zaciekawieniem przyglądając się ukochanej.
    -Może wspólny prysznic? - Zasugerował gdy zajrzał do niewielkiej łazienki. - Pozwoli nam to trochę ochłonąc i zebrać myśli - dodał przyciągając do siebie blondynkę i ponownie całując.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  129. Uwielbiał to uczucie, które towarzyszyło za każdym razem gdy widział jej cudowne ciało. Była seksowna i nie mógłby temu zaprzeczyć nawet jeśli by chciał (a nie chciał). Uśmiechnął się zuchwale, widząc jak wchodzi do łazienki czując jak bardzo ją pragnie. Przy niej nic już nie miało znaczenia w końcu stała się jego światem.
    -Oh jak ty na mnie działasz - mruknął obejmując ją od tyłu. Jego usta pieściły delikatną skórę jej szyi gdy dłonie błądziły jej brzuch. - Jesteś cholernie seksowna Emi - delikatnie przygryzł jej skórę. Po kilku minutach dopiero był w stanie odsunąć sie od niej by móc całkowicie rozebrać a następnie udać się pod kabinę.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  130. Lucas ani trochę nie uważał się za osobę ważną dla jakiegokolwiek innego człowieka. Fakt, że spora część osób zawdzięczała mu naprawdę wiele, jednak jakoś nigdy nie uważał by przez to był dla nich ważną częścią życia. Trudno jednak myśleć o sobie inaczej gdy nawet twoja własna rodzina już dawno spisała cię na straty, czyż nie? Nic więc dziwnego, że od zawsze uważał, że jego ewentualna śmierć nie zmieniła by nic w życiu wszystkich otaczających go osób. Cóż było to głupie myślenie, biorąc pod uwagę jak wiele osób faktycznie przejmuje się jego zdrowiem, jednak on nie zauważał tego.
    Wyznanie blondynki naprawdę nim wstrząsnęło, bo oznaczało to, że dla niej był ważną częścią jej obecnego życia. Sprawiła, że na jego twarzy pojawiła się wręcz dziecięca radość. Serce waliło mu jak oszalałe i zdecydowanie potrzebował teraz zimnego prysznica. Moment w którym zimne krople dotknęły jego rozgrzanej skóry, poczuł delikatne odświeżenie a mózg na nowo był w stanie zebrać jakiekolwiek myśli.
    Odwrócił się w stronę ukochanej, której dłonie znajdowały się na jego ciele dając kolejną falę przyjemnego odprężenia. Uniósł jej podbródek chcąc by w tym momencie patrzyła wprost w jego oczy.
    -Jesteś najlepszym co mnie spotkało - odparł całkowicie szczerze Jego mokra dłoń gładziła jej policzek z czułością gdy oczy zdradzały pożądanie. Pragnął mieć ją zawsze przy sobie chociaż wiedział, ze jest to niemożliwe, mimo to chciał każdy wolny czas poświęcać tylko jej.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  131. Seks pod prysznicem był cudowny i sprawił, że przez tą krótką chwilę faktycznie zapomniał o wszelkich troskach i trudach. Niestety ale i to nie mogło trwać przecież w nieskończoność i rano znow będą musieli powrócić do rzeczywistości, jakakolwiek by ona nie była.
    -Ja również skarbie - mruknął owijając się drugim ręcznikiem nim oboje skierowali się w stronę łóżka. Położył się jako pierwszy, gestem dłoni zachęcając by zajęła miejsce obok niego, a kiedy to uczyniła natychmiast zamknął ją w swoich ramionach z myślą, ze nie wypuści jej z nich aż do rana. - Postaram sie jakoś załatwić tą sprawę z reporterami - odparł cicho tuż przy jej uchu. - Nie chce by cię nękali.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  132. Doskonale wiedział, że jego ukochana jest silną kobietą i z pewnością poradziłaby sobie w niejednej sytuacji. Mimo to jako jej facet, czuł że powinien chronić ją, że to jego obowiązek jako partnera. Dla wielu mogło wydawać się to niezwykle głupie ale takie myślenie wyniósł min. z rodzinnego domu. Jako najstarszemu z rodzeństwa zawsze ciążyła mu presja ochrony młodszego rodzeństwa i prawdopodobnie to wpłynęło ja niego na tyle, by za wszelką cenę chcieć chronić najbliższe mu osoby.
    -Co masz na myśli? - zapytał lekko zaniepokojony. Był świadom tego, że to co chce powiedzieć jest dla niej w jakimś stopniu niezręczne i zapewne boi się jego reakcji, dlatego patrzył na nią łagodnym spojrzeniem. Dłonią pochwycił jej policzek delikatnie go gładząc. - Jeśli boisz się, że twoja przeszłość może coś zmienić w naszej relacji, to zapewniam że taka od nie stanie - dodał łagodnie gdy posłał jej delikatny uśmiech. - Kocham cię taką jak jesteś teraz a przeszłość nie ma dla mnie znaczenia- podniósł się do pół siadu. - Spójrz na mnie. Może i jestem z tak zwanego "dobrego domu" ale moi rodzice to cholerni ignoranci i hipokryci, którzy przez większą część mojego życia mieli w dupie co robią ich dzieci a cała odpowiedzialność za rodzeństwo zrzucili na mnie. Bycie z dobrego domu nie ma dla mnie więc znaczenia bo niemal w każdej takiej rodzinie są pochowane trupy w szafie. Tak więc cokolwiek chcesz mi powiedzieć nie musisz się o nic bać - zapewnił składając na jej ustach czuły pocałunek.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  133. Był zły i to bardzo, jednak nie na nią a na tych którzy śmieli ją tak potraktować. Zdecydowanie nie rozumiał jak inni mogli oceniać przez samo pochodzenie innego człowieka? Już nie raz przekonał się, że ci najbardziej wytykani mogą okazać się nie lepsi niż bogacze, z którymi tak często musiał widywać. Roy, Nathan czy Isaak również byli traktowani jakby byli trędowaci i spychani na sam margines, a teraz byli jego najlepszymi pracownikami i towarzyszami na których zawsze mógł polegać. Stali się dla niego kimś więcej, byli niczym rodzina chociaż rzadko kiedy to ukazywał. Sam Roy był dla niego niemal jak brat za którego oddałby życie wiedząc, że i on uczyniłby to samo w stosunku do niego. Całe Lux było jedną wielką rodziną gdzie większa część ich członków wywodziła się z biednych rodzin, skrzywdzonych przez los czy własne rodziny.
    Wstał podchodząc do niej by objąć czule. Było mu przykro, że tak wiele musiała przejść, że jej pewność siebie była podpisywana z tak błahego wręcz powodu. Bo jakie miało tak naprawde znaczenie w jakim domu się wychowali? Ważniejsze przecież było to jakimi ludźmi się stali.
    -Oni nie zasługiwali na to byś była w ich życiu. Nawet nie zdają sobie sprawy ile stracili - wyszeptał wciąż tuląc ją do siebie. - Naprawdę cieszę się, ze cię poznałem i dziękuję za miłość, którą mnie obdarzyłaś. Jesteś moim największym skarbem - mówiąc to odsunął się by móc spojrzeć w jej piękne oczy.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  134. Czy słowa, które wypowiedziała blondynka sprawiły, ze całe jego ciało się spięło, ledwo będąc w stanie powstrzymać złość jaka go ogarnęła? Oczywiście, że tak, zwłaszcza teraz gdzie przez ich związek jest zmuszona przechodzić to wszystko na nowo. Po jej słowach jeszcze bardziej pragnął ją chronić przed tych cholernie złym światem. Jednak co mógł jeszcze zrobić? Zdawał sobie sprawę, że wiecznie nie da rady zatrzymywać każdego dziennikarza przed napisaniem artykułu o jego ukochanej.
    -Ciii - uciszał ją delikatnie gładząc jej włosy. - Nie musisz nic więcej mówić jeśli nie czujesz się z tym dobrze - szeptał starając się brzmieć łagodnie mimo ze w środku aż się gotował. -Przejdziemy przez to razem, obiecuję ci to - gdy się odsunęła chwycił ją za dłonie nie przestając patrzeć na jej twarz. -Więc nie bój się do mnie przychodzić z jakimikolwiek problemami, dobrze? - ucałował ją w czoło a następnie znów zamknął w uścisku by ta nie ujrzała łez, które zbierały się w kącikach jego oczu.

    Luc ;-;

    OdpowiedzUsuń
  135. Lucas nie rozumiał okrucieństwa tego zepsutego świata z którym od tak dawna toczył tą, skazaną na całkowitą porażkę, wojnę. Nie był w stanie pojąć tego zobojętnienia na życie niewinnych dusz, ale zdawał sobie sprawę, że nie każdy zasługiwał na drugą szansę. Ludzkość była bezwzględna jeśli chodziło o ich interesy a gdy coś szło nie tak, wybierali swoje nazwiska kolejnymi akcjami charytatywnymi, tylko po to by przykryć pod tym płaszczykiem wszystkie swoje niecne uczynki. Wiedział jednak, ze niektóre ludzkie decyzje podyktowane są brakiem innych alternatyw a taka osoba zdecydowanie zasługiwała na nowy początek. Dlatego też zawsze starał się nie oceniać a próbował zrozumieć i jeśli widział w tej osobie dobro, pomagał.
    W przypadku Emily również starał się nie oceniać jej a jedynie zrozumieć jak bardzo musiała cierpieć przez te wszystkie lata. Był z niej również niewyobrażalnie dumny widząc jak wiele osiągnęła ciężką pracą by wyrwać się z życia w jakie rzucił ją los. Cieszył się, że mógł ja poznać, zakochać się i być bo dla niego wciąż była wyjątkowa, zwłaszcza po tym co mu wyznała.
    -Nie musisz mnie za nic przepraszać - uśmiechnął się, delikatnie muskając jej podbródek. -Naprawdę cieszę się, że mogłem poznać tą część twojej historii - dodał składając pocałunek na jej czole. - Oboje jednak jesteśmy juz dzisiaj wykończeni i zdecydowanie potrzebujemy snu. Nie chcę byś mi tutaj padła - zaśmiał się cicho gładząc jej włosy. -Co ty na to by teraz w końcu ułożyć się do snu? Rano odwiozę cie do domu i postaram się coś zadziałać z reporterami.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  136. Zdecydowanie ten poranek należał do tych najbardziej przyjemnych, ale cóż się dziwić skoro budzisz się obok ukochanej osoby? Lucas wciąż nie mógł uwierzyć jakim szczęściarzem stał się praktycznie z dnia na dzień. Prowadził dwie prosperujące firmy i miał u swojego boku kogoś z kim mógł spędzać każdą wolną chwilę, kogoś kto czuł do niego to samo co on. I pomyśleć, że jeśli ktoś jeszcze miesiąc temu powiedziałby mu, że znajdzie kobietę, która szczerze pokocha i która będzie chciala z nim być, z pewnością roześmiały się takiej osobie w twarzy. A jednak życie potrafi zaskakiwać i pomimo tego co przeżyli, w końcu odnaleźli i zaakceptowali siebie. Nic więcej się więc nie liczyło.
    -Dzień dobry, skarbie - wymruczał między pocałunkami -Jak ci się spało? - spytał obejmując czule jej ciało. Wiedział, że powinni wstać, udać się do swoich domów i przebrać zanim oboje będą mogli udać się do swoich firm, ale przecież było mu tu tak dobrze, że najchętniej spędziłby tak z nią cały dzień. Niestety oboje mieli swoje obowiązki, które lepiej było nie zaniedbywać. Zdecydowanie przydałby im się jakieś wakacje…
    I wtedy go olśniło. Bo co jeśli pozwoliliby sobie na krótki urlop i wyjechali gdzieś tylko we dwoje? Przecież świat się nie zawali jeśli pozostawią firmy pod opieką asystentów, czyż nie? Mieliby wreszcie trochę czasu dla siebie, na lepsze poznanie się i zrozumieniu, jednak czy Emi byłaby gotowa na coś takiego?
    -Skarbie… - mruknął delikatnie gładząc jej blond włosy. -Co ty na to byśmy w przyszłym tygodniu zrobili sobie małe wakacje? Moglibyśmy wyjechać gdzie tylko byś miała ochotę i odpocząć od tego całego zgiełku - uśmiechnął się, wpatrując w jej piękne oczy.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  137. Uśmiechnął się słysząc jej zgodę. On również nie pamiętał kiedy ostatni raz zrobił sobie jakieś dłuższe wolne, które całkowicie poświęcił na odpoczynek a nie na kolejne biznesowe sprawy. Teraz jednak miał idealny powód by bez wyrzutów sumienia zostawić wszystko pod opieką Roya i Sary, którzy byli jego prawymi dłońmi w każdej z firm. Oboje mieli odpowiednie doświadczenie i nie raz udowodnili jak bardzo można było na nich liczyć.
    -Mamy jeszcze czas by się nad tym zastanowić i dopiąć wszystkie ważne rzeczy w firmach - uśmiechnął się przeczesując kosmyk włosów za jej ucho. - Może Europa? Jakaś Grecja lub Hispania? Będziemy mogli bez jakichkolwiek obaw spacerować ulicami miast i jeszcze lepiej się poznać. Byłaś kiedyś za granicą?

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  138. Zdecydowanie Lucas Carter należał do tej nielicznej grupy osób, która zwiedziła niemal cały świat, jednak duża część tych wyjazdów wiązała się z sprawami związanymi z firmą niż faktycznym wypoczynkiem. Dla typowego pracoholika zdecydowanie ważniejsze, od zwiedzania, było dopięcie wszystkich interesów by finalnie podpisać kolejną korzystną umowę. Teraz jednak wizja odpoczynku u boku tej zjawiskowej damy, która dodatkowo była miłością jego życia, wydawała mu się aż nazbyt piękna i wręcz nierealna.
    -Oczywiście, że pokażę ci wiele magicznych miejsc, jeśli tylko zaufasz mi i dasz porwać w nieznane - wymruczał wpatrując się w nią tym łaknącym jej wzrokiem.
    Była tak seksowna, nawet jeśli miała na sobie zwykły hotelowy szlafrok. Było w tym coś co wręcz przerażało go, ponieważ dzięki temu miała nad nim zdecydowaną przewagę, nawet jeśli nie była tego do końca świadoma. Jego myśli szybko jednak przerwało powiadomienie w telefonie, który zgarnął szybko z szafki by odczytać komunikat. Westchnął nie do końca zadowolony z tego co właśnie zobaczył i przeczytał, jednak spodziewał się, że prędzej czy później, wszelkie serwisy plotkarskie zrobią z tego jeden z głównych tematów do obwieszczenia światu.
    -Nasze zdjęcie z samochodu właśnie radośnie krąży sobie po sieci - odparł bez większych emocji chociaż w środku już zaczynał gotować się ze złości. Gdyby sprawa dotyczyła jedynie jego z pewnością puściłby to w niepamięć, jednak tu chodziło o osobę mu bliską, która na domiar złego nie była przyzwyczajona do tego typu sytuacji. - Na szczęście nie widać na nim twojej twarzy jednak jak wiesz ludzie już snują domysły, że chodzi o ciebie - niechętnie podniósł się z łóżka by podejść do ukochanej, którą zamknął w żelaznym uścisku. - Ale nie martw się, załatwię to - dodał całująć czubek jej głowy.
    Po dłuższej chwili w końcu uwolnił ją z uścisku, zdając sobie sprawę, że przecież oboje mają przecież obowiązki jako właściciele firm. Biorąc pod uwagę gdzie spędzili tę noc, nie mogło obyć się bez wcześniejszego zahaczenia o dom by móc się przebrać. Natłok spraw jakie musiał dzisiaj załatwić oraz dość późna godzina tylko upewniła go w przekonaniu, że nie starczy mu czasu by odstawić ukochaną pod jej mieszkanie, dlatego nim jeszcze zabrał się za ubieranie, wysłał szybką wiadomość do Roya.
    -Umiesz prowadzić samochód nie? - spytał niespodziewanie a gdy tylko kobieta potwierdziła, natychmiast rzucił w jej stronę swoje klucze. - Niestety nie jestem w stanie porzucić się do domu, więc będziesz musiała udać się tam moim samochodem. Niedługo mam ważne spotkanie na które zabierze mnie Roy,. Za chwilę powinien się pojawić - wyjaśnił pospiesznie. - Jeśli nasze małe wakacje mają się udać to muszę dopiąć kilka ważnych spraw. Nie wiem czy uda mi się dzisiaj do wieczora wszystko ogarnąć, dlatego jutro zabieram cię na kolację gdzie omówimy wszystkie szczegóły naszej wycieczki - dodał składając długi i namiętny pocałunek nim opuścił pokój motelu zostawiając ukochaną samą.

    Luc pociesznie uciekający z pokoju :P

    OdpowiedzUsuń
  139. Rudowłosa z wściekłością spoglądała na zdjęcie wyświetlające się na ekranie jej smartfona. Niemal zgrzytała zębami wściekle zdając sobie doskonale sprawę z tego co obecnie się działo. Jak taka nic nieznacząca suka mogła zająć miejsce, które należało się tylko i wyłącznie jej? Zdecydowanie nie mogła dopuścić do siebie myśli, że ktoś tak nijaki mógł skraść serce Cartera, przecież to wręcz nierealne?!
    -Zamorduję sukę! - warknęła szybko wyszukując w internecie numer do właścicielki Bloomme a następnie pisząc do niej krótką, ale treściwą wiadomość…

    Nowa wiadomość od Nieznany numer
    Ty suko! Jeśli nie zostawisz Cartera w spokoju to zniszczę ciebie i twoją żałosną firmę!

    Uśmiechnęła się do siebie, mając szczerą nadzieję, że to wystarczy by blondynak raz na zawsze odwaliła się od Lucasa. Nikt nie miał w końcu prawa być jego własnością a w szczególności sam Lucas Carter nie mógł należeć do innej kobiety.
    ___
    Te ostatnie dwa dni były dla niego cholernie ciężkie. Naprawdę nie spodziewał się, że próba ogarnięcia wszystkich ważnych spraw jeszcze przed planowanym urlopem, będzie dla niego tak wręcz hardcorowym zadaniem. Zależało mu mimo wszystko by do tego czasu wszystko było dopięte na ostatni guzik, by mógł spokojnie upajać się kilkoma dni gdzieś daleko od zgiełku tego miasta, tylko on i jego Emily. Teraz jednak musiał skupić się na tym cudownym wieczorze, który mieli spędzić w najlepszej włoskiej restauracji na Manhatanie. Oczywiście jak przyszło na wpływowego człowieka Manhatańskiej śmietanki towarzyskiej, zarezerwował on całą restaurację, nie chcąc by coś lub ktoś przeszkodził im w tym cudownym wieczorze.
    Trzymając w dłoniach piękny bukiet jej ulubionych kwiatów, oraz w eleganckim garniturze, który specjalnie kupił na ten konkretny wieczór, wysiadł z limuzyny tuż pod jej budynkiem. Pomimo faktu, że już nie raz spędzali czas tylko we dwoje, ten wieczór był zdecydowanie bardziej wyjątkowy. Była to bowiem ich pierwsza oficjalna randka odkąd zostali parą, nic więc dziwnego, że odczuwał z tego powodu stres.
    Nim jednak dotarł do jej drzwi, na schodach natknął się na posiwiałą staruszkę. Babuleńka w pierwszej chwili, zdawać się mogło, nie zarejestrowała pojawienia się przystojnego mężczyzny, zapewne będąc zbyt zajętą noszeniem ciężkich zakupowych siatek. Carter widząc jak kobieta z trudem pokonuje każdy stopień, nie miał serca przejść obok tego obojętnie, dlatego nim kobieta zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, chwycił za jej ciężkie siatki.
    -Tak urocza dama nie powinna sama dźwigać tak ciężkich siatek - odparł z charakterystycznym dla siebie uśmiechem. - Z miłą chęcią pomogę.
    -Cóż za uroczy młodzieniec i jak dobrze wychowany! - zawołała pełnym szczęścia głosem. -Ja Pana poznaję, Pan był już tutaj u Panny Emily - zagadnęła po chwili nie przestając wpatrywać się w mężczyznę. - Dziewczyna ma wielkie szczęście, że spotkała tak cudownego mężczyznę jak Pan.
    -Prosze mówić mi Luc, i to ja mam ogromne szczęście, że tak cudowna kobieta jak Emily zwróciła na mnie uwagę - gdy dotarli na odpowiednie piętro z uśmiechem pożegnał sie z uroczą staruszką. Okazało się bowiem iż mieszkała ona na tym samym piętrze co jego ukochana więc natychmiast znalazł się przy jej drzwiach, pukając.

    Nic nieświadomy Luc

    OdpowiedzUsuń
  140. -Wyglądasz olśniewająco - wydukał całkowicie zaskoczony widokiem. Tak jak zazwyczaj wyglądała seksownie, teraz w tej kreacji prezentowała się tak niesamowicie, że aż odbierało mu mowę. - To dla ciebie - odparł już bardziej śmielej gdy wręczył jej piękny bukiet, jednak wciąż nie był w stanie oderwać od niej wzroku, co kobieta musiała zauważyć. Jej uśmiech gdy odebrała od niego kwiaty był bezcenny dlatego napawał się tym widokiem, tak długo jak tylko mógł.
    -Wybacz, że tyle to trwało, ale tak się złożyło iż pomogłem twojej sąsiadce zanieść zakupy pod drzwi - objął ukochaną w pasie i przysunął bliżej siebie, rozkoszując się jej zapachem. - Muszę przyznać, że urocza z niej kobiecina i chyba mnie polubiła - roześmiał się cicho odwzajemniając jej pocałunek. - Rozumiem, że jesteś gotowa na nasza pierwszą oficialną randkę? - spytał nim oboje ruszyli schodami w dół gdzie czekała na nich limuzyna. - Panie przodem - mruknął pozwalając blondynce by wsiadła jako pierwsza.
    Sama podróż nie trwała długo, ale wystarczająco by Carter zapragnął zrzucić z niej tą śliczna czarną sukienkę. Zdawał sobie jednak sprawę, że na to jeszcze nie pora, że najpierw powinni zjeść, napić się i omówić szczegóły ich wspólnego wyjazdu. Dlatego z całych starał się panować nad sobą, chociaż nie było to łatwym zadaniem. Kiedy jednak znaleźli się już pod budynkiem restauracji, odetchnął czując jak napięcie delikatnie zelżało. Chwycił Emily za dłoń i zaprowadził wprost do środka włoskiej restauracji, która w całości zarezerwował na ten wieczór z nadzieją na wspólne chwile tylko we dwoje.
    -Zapraszam Panią - mruknął odsuwając dla niej krzesło przy pięknie przybranym stoliku. - Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z mojego wyboru - dodał siadając naprzeciw niej..- Zamawiaj na co tylko masz ochotę.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  141. Uwielbiał patrzeć na jej zaskoczoną a zarazem pełną szczęścia minę, gdy po raz kolejny zaskakiwał ją w ten pozytywny sposób. Kiedy jednak ta zjawiskowa kobieta pojmie, że dla niej jest gotowy zrobić wszystko? Dla niego była w końcu kimś wyjątkowym, kimś kogo na próżno szukać gdyż prawdopodobieństwo spotkania drugiej takiej osoby graniczyło niemal z cudem. Nic więc dziwnego, że to właśnie dla niej zarezerwował dzisiejszy wieczór w jednej z najbardziej prestiżowych włoskich restauracji, a mianowicie Armani Ristorante.
    -Jesteśmy tu całkowicie sami - uśmiechnął się zajmując swoje miejsce przy stoliku. - No może prócz obsługi i kucharza - dodał lekko rozbawionym głosem. -Nie chciałem by ktokolwiek przerwał nam ten uroczy wieczór.
    Przyglądał jej się w momencie w którym jej wzrok błądził po karcie menu, jakby zupełnie nie wiedziała co właściwie powinna zamówić. Musiał przyznać, że ten widok był doprawdy zabawny i mógłby tak wpatrywać się w nią całymi godzinami. Kiedy spytała go, co poleca, uśmiechnął się i natychmiast zajrzał do karty zastanawiając się co mogłoby rozpieścić jej kubki smakowe. Ivano Lauretti był genialnym młodym szefem kuchni, który potrafił wyczarować niesamowite kompozycje smakowe, dlatego był niemal pewny, że jego dania posmakują Emily.
    -Jako przystawka proponuję biały parmezan z bakłażanem długo dojrzewającym. Myślę, ze jego smak może cie zaskoczyć. Jako następne polędwica z czarnego Angusa i jeśli nie miałaś okazji spróbować tutejszego homara, również powinnaś spróbować, doznania są niezapomniane - odparł wpatrując się w nią intensywnie, jakby jego słowa miały drugie dno. - Do tego wino. Lubisz czerwone wytrawne? Czy może masz ochotę na jakieś inne? - spytał z zaciekawieniem obserwując ją uważnie.
    Uwielbiał jej małe zaczepki, zwłaszcza to delikatne szturchanie nogi, budząc w nim niemal pierwotny instynkt. Był jednak dżentelmenem, który nie rzuca się na kobietę od tak, chociaż przy niej naprawdę ciężko było mu skupić sie na czymś innym niż jej seksowne ciało i kuszące czerwone usta.
    -Masz jakieś miejsce, które w pierwszej kolejności chciałabyś odwiedzić? -spytał gdy już złożyli zamówienie. - Jakiś konkretny kraj, miasto? Wiesz zwiedziłem już trochę świata dlatego teraz chciałbym byś to ty wybrała dla nas odpowiednie miejsce na naszą małą wycieczkę. Coś co chciałabyś zobaczyć w pierwszej kolejności - zaakcentował ostatnie zdanie dając jej tym samym do zrozumienia, że to nie będzie ich jedyna wycieczka poza Stanami.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  142. Zdawał sobie sprawę, że jego czyny są dość przesadzone dla osób spoza kręgu elit, ale jakoś nie miał zamiaru się tym zbytnio przejmować. Dla ważnych dla siebie osób był gotowy na wielkie czyny i ani skala, ani aspekt finansowy nie miał dla niego znaczenia. Emily była jego miłością, kobietą z którą chciał spędzić resztę życia więc dla niego oczywistym było, ze chciał ją rozpieszczać na każdy możliwy sposób.
    -Wiem o tym kochanie - uśmiechnął się, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że to głównie on nie byłby w stanie oderwać od niej wzroku, i prawdzie powiedziawszy nawet teraz nie potrafił tego zrobić. - Któż byłby w stanie - z jego ust wydobył się głośny śmiech. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej atrakcyjności. Nie raz widział pełne pożądania spojrzenia innych kobiet i juz nie raz przekonał się jak niewiele wystarczy aby każda była jego. A jednak mimo przelotnych romansów to Emily była tą z którą chciał być już na zawsze.
    -To prawda, chociaż nie jest on najsilniejszym z afrodyzjaków - odpowiedział zgodnie z wiedzą jaka posiadał w tym zakresie, a trzeba było przyznać, że w tym temacie był aż za dobrze obeznany. - A wiesz, który uznawany jest za najmocniejszy? - jego spojrzenie stało się bardziej tajemnicze i było w tym coś co zdecydowanie pociągało kobiety. Zdecydowanie wiedział co mówić i jak by wywołać w kobiecie idealną reakcję. Pochylił się więc bardziej do przodu, jakby chciał właśnie zdradzić jej największy sekret w dziejach ludzkości, a gdy ona wykonała ten sam ruch, wykorzystał ten moment by skraść jej szybki pocałunek nim odpowiedział na wcześniej zadane pytanie. - Ananas - odparł jakby była to zupełna oczywistość.
    Zamówili a on ponownie mógł skupiać się jedynie na niej. Zdecydowanie podobało mu się kiedy z tą niewinną miną, jej noga zaczepiała go pod stołem. To wszystko działało na jego pierwotne instynkty sprawiając, że coraz bardziej pragnął znaleźć się z nią w jakimś ciasnym pomieszczeniu gdzie mógłby dać upust emocjom. Nie spodziewał się, że jej następne słowa sprawia, że w jednej chwili całe to pożądanie zniknie jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.
    -Paryż? - mruknął zdziwiony. Paryż słynął jako miasto zakochanych. To tam wiele par przybywało by zawiesić kłódkę na jednym z słynnych mostów nad Sekwaną, czy oświadczyć się drugiej połówce pod słynną wieżą. Biorąc to pod uwagę mógł spodziewać się, że ukochana zechce udać się właśnie do Francji, ale nie to wzbudziło w nim to dziwne uczucie. Prawdą było, że jedna z jego dawnych kochanek, według źródeł jakie posiadał, znajdowała się właśnie tam a ich rozstanie…. Cóż, nie wspominał on tego zbyt dobrze.
    - Jeśli tego pragniesz niech tak będzie - odparł z uśmiechem na twarzy mając jednak nadzieję, że podczas tego pobytu nie natknie się przypadkiem na Saffirę…
    ____
    Rudowłosa kobieta ze złością wpatrywała się w zdjęcie jakie właśnie otrzymała na swoje urządzenie. Nie rozumiała co Lucas widział w takiej nijakiej wręcz kobiecie jak Emily. Czym niby ona była lepsza od niej?!
    -Pożałujesz tego suko! - warknęła, gniewnie wystukując kolejne słowa na wyświetlaczu telefonu. Skoro ta głupia blondyna nic sobie nie robiła z jej gróźb to zdecydowanie pożałuje teraz tego!


    Nowa wiadomość od Nieznany numer
    Myślisz, że jesteś lepsza bo zwrócił na ciebie uwagę ktos taki jak Lucas Carter? Mylisz się, jesteś zerem, nic nieznaczącą suką lecącą tylko na jego fortunę! Zobaczysz, pożałujesz tego. Zniszczę ciebie i tą twoją śmieszną firmę!

    Wysłała gotowa rozpocząć tą wojnę. Lucas nie należał do Emily i nigdy nie będzie należeć a ona zdecydowanie tego dopilnuje!

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  143. Lucas widział jej niezrozumienie dla jego nagłej zmiany nastroju. Nie chciał jednak by myślała, że to jej wina, lecz mimo wielkich chęci nie był w stanie wyrzucić z głowy tamtych myśli, które były głównym powodem jego nagłej zmiany. Zdecydowanie tamte lata były dla niego czymś dziwnym o czym zdecydowanie wolał zapomnieć. Wiedział jednak, że jeśli podczas pobytu w Paryżu natknie się na tą diablicę będąc jednocześnie z Emily, może się to źle skończyć dla nich wszystkich. Widział jednak jak bardzo ukochanej by tam jechać i nie chciał by jego przeszłość stanowiła jakikolwiek problem.
    -Ale chce tam z tobą jechać Emily - odparł po chwili, chwytając jej dłonie w swoje. -I naprawdę cieszę się, że chcesz byśmy zrobili sobie romantyczne zdjęcie pod wieżą Eiffla - dodał z powagą wpatrując się w jej oczy. Chciał aby wiedziała, że naprawdę tego chce a jego niedawne dziwne zachowanie nie było spowodowane jej wyznaniem.
    Mimo to wciąż obawiał się o ich przyszłość. Wciąż miał wielu wrogów a jego życie było ciekawym kąskiem nie tylko dla reporterów. Nie chciał by jego chaotyczny świat sprowadził na nią coś złego, bo było to czymś czego pewnie by sobie w życiu nie darował. Dlatego wolał trzymać ją jak najdalej od własnej przeszłości z nadzieją, że to w jakiś sposób ją chroni.
    ___
    W tym samym czasie rudowłosa wciąż pełna złości zaczęła wystukiwać kolejne zdania nacechowane wręcz toksycznością. Nie mogła wciąż pogodzić się z faktem, że jej ukochany Lucas wolał spędzać każdą wolną chwilę z tą beznadziejną suką. Jej złość była na tyle wielka, że tym razem nie miała skrupułów by grozić blondynce śmiercią. Całą swoją złość i nienawiść przerzuciła na wiadomość, które wciąż wysyłała do kobiety

    Nowa wiadomość od Nieznany numer
    Zniszczę cię! Rozumiesz?!

    Nowa wiadomość od Nieznany numer
    Ty i ta twoja głupia firma przestaniecie istnieć!

    Nowa wiadomość od Nieznany numer
    Na twoim miejscu teraz oglądałabym się za siebie w ciemnych zaułkach

    Nowa wiadomość od Nieznany numer
    Obyś zdechła głupia krowo!


    Luc

    OdpowiedzUsuń
  144. Lucas był wdzięczny kobiecie, że ta nie próbowała dopytywać o jego dziwne zachowanie, które zdecydowanie wychwyciła, co z kolei świadczyła jej poprzednia reakcja. Naprawdę nie miał pojęcia jak mógł wyjaśnić jej swoje wręcz paranoiczne obawy przed spotkaniem jednej z byłych kochanek. Na samym początku przecież była świadkiem zazdrości Carmen, która w porównaniu do Naturelle była wręcz aniołkiem. Jak więc miał jej wyjaśnić, ze jego była, która przebywała we Francji, była o wiele bardziej niebezpieczną osobą? Nie był w stanie opowiedzieć jej o tej toksycznej relacji bo szczerze pragnął o niej zapomnieć i więcej do tego nie wracać.
    -Myślałem raczej o Hispani i tamtejszym plażą - odparł z nieukrywaną wręcz ulgą, że temat zszedł na ciut inny tor. -Byłem tam kilka razy w interesach i muszę przyznać, że dość dobrze wspominam tamten czas - dodał, jednak pomijając całkowicie opowieść o pięknych hiszpankach z którymi spędzał tam niemal każdą noc. W sumie na dobrą sprawę nie było chyba na świecie takiego kraju w którym nie zaliczyłby jakiejś seksownej damy i ta myśl w tym momencie lekko go przeraziła.
    -Może to coś ważnego? - zasugerował słysząc, że ktoś ewidentnie dobijał się do jego ukochanej. Z jednej strony był ciekawy tego kto niepokoi ich podczas wspólnej kolacji, ale z drugiej nie chciał być zbyt wścibski w końcu ufał ukochanej, nawet jeśli sam wciąż miał wiele sekretów, których wolał nie wyjawiać.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  145. Spojrzał za nią, nim ta zniknęła mu za ścianą korytarza prowadzącego do łazienek. Jej nagła reakcja na to co zobaczyła na swoim urządzeniu sprawiło, że poważnie się zmartwił. Kochał ją i naprawdę chciał jej zaufać, jednak jej reakcja jednoznacznie wskazywała, że działo się coś niepokojącego i musiał wiedzieć co. Wykorzystując więc moment, w którym kobieta wciąż znajdowała się w łazience, chwycił jej telefon niemal natychmiast odczytując wiadomości. W jednej chwili czuł jak ogarnia go strach wymieszany z ogromną złością na siebie, że dopuścił by coś takiego miało miejsce, nawet jeśli nie było to przecież zależne od niego.
    Odłożył urządzenie z powrotem na pierwotne miejsce by po chwili ruszyć w stronę łazienek. Martwił się o Emily a jeszcze bardziej bał się jej utraty, bo co jeśli dla własnego bezpieczeństwa postanowi zakończyć ich związek? Szczerze nie winiłby ją za to, jednak ta myśl bolała uświadamiając mu jednocześnie jak wiele błędów popełnił myśląc, że nigdy nie odnajdzie już szczęścia u boku drugiej osoby. Teraz jednak musiał żyć z konsekwencjami swojego dotychczasowego życia…
    -Emily… - zapukał gdy znalazł się pod drzwiami damskiej toalety. Nie chciał wbijać od razu do środka z obawy, że zostanie to przez nią źle odebrane. - Wszystko dobrze? - spytał pełnym troski głosem, świadczącym jak bardzo martwił się o stan swojej ukochanej kobiety.

    Wściekły i zmartwiony Luc

    OdpowiedzUsuń
  146. -Wybacz skarbie, nie powinienem, ale martwiłem się gdy nagle uciekłaś do łazienki - mruknął jednak w jego głosie wciąż było słychać złość. Widząc jej łagodnie spojrzenie, ten cudowny uśmiech wiedział, że nie chce jej stracić. Miała rację, to była ich pierwsza oficjalna randka więc powinni zapomnieć chociaż na chwilę o problemach i skupić sie na tej cudownej chwili. Tylko jak miał tego dokonać wciąż mając z tyłu głowy fakt, że ktoś ewidentnie groził jego ukochanej?
    Ujął jej policzek, delikatnie gładząc go koniuszkiem palca wpatrując się w nią pełnym troski spojrzeniem. Delikatnie uniósł jej twarz by następnie złożyć czuły pocałunek na jej słodkich ustach. Oh jak on uwielbiał ja całować! Szybko jednak odsunął się od niej czując jak ponownie zaczyna czuć podniecenie.
    -Wracajmy więc do stolika - odparł z delikatnym uśmiechem nim chwycił jej dłoń i poprowadził ponownie w stronę ich stołu. Wciąż się martwił, jednak dla niej postanowił z całych sił uciszyć ten głos w jego głowie, który nakazywał mu działać by odszukać adresata tych wiadomości i pozbyć sie tego problemu. Przecież zajmie sie tym z samego rana wiec nie powinno być z tym większego problemu, prawda? Cóż, miał taką nadzieję.
    -Mówiłem ci juz, że wyglądasz niezwykle seksownie w tej kreacji? - uśmiechnął się odsuwając jej krzesło by mogła swobodnie wcisnąć się między nie a stół a następnie przysunął ku niej by mogła usiąść. Następnie nachylił się tuż przy niej i wyszeptał. - I juz nie mogę doczekać się momentu w którym będę mógł się jej pozbyć - wymruczał uwodzicielsko.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  147. Na całe szczęście, atmosfera podczas kolacji wróciła na właściwe tory. Przy Emily dość szybko zapomniał o niepokojących wiadomościach skupiając się już tylko wyłącznie na kobiecie. Tylko ona potrafiła w takim stopniu wpływać na jego zachowanie i myśli. To właśnie przy niej zaczął bardziej o siebie dbać, chociaż szło mu to niebywale topornie. Była jego światłem w długim i ciemnym tunelu w którym od tak dawna błądził.
    -Czy to nie oczywiste? - spytał patrząc na nią tym wygłodniałym wzrokiem. - Jedyne o czym teraz myślę to odkrycie tego co skrywasz pod tą seksowna sukienką - wymruczał dopijając kieliszek wina. - A gdy już to odkryje to sprawie, że jeszcze przez długi czas nie będziesz mogła zmrużyć oka. No i oczywiście nie ma nawet mowy abyś do rana opuściła moją sypialnie - dodał z lekkim rozbawieniem w głosie.
    Na samą myśl ich dzisiejszej nocy, robiło mu się gorąco. Kobieta nawet nie zdawałą sobie sprawy jak wielką ochotę miałby równie teraz zaciągnąć ją w jakiś zaciszny kąt i ulżyć swojemu popędowi, który najwyraźniej znów brał nad nim górę. Chciał smakować jej delikatnej skóry, poczuć jej ciało pod swoim.
    -Więc jak? Dasz się porwać i zasmakować kolejnej z niezapomnianych nocy? - Spytał z uśmiechem.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  148. Lucas nie był w stanie oderwać od niej wzroku. Kobieta wpływała na niego w taki sposób, że sam był wręcz zdziwiony tym. Jeszcze nigdy nikt nie miał na niego takiego wpływu jak ona. Nawet Tatiana nie była w stanie obudzić w nim aż takich emocji jak blondynka. Kiedy ruszyła ku wyjścia, jeszcze przez dobre kilka sekund wpatrywał się w jej ruchy, nim w końcu się opanował i ruszył za nią.
    -Jesteś cudowna - wymruczał łapiąc ją za tyłek. -I nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie ciężko mi się teraz powstrzymać - dodał gdy zmierzali już w stronę limuzyny. Otworzył jej drzwi pozwalając by weszła jako pierwsza a gdy oboje znajdowali się już w środku, pojazd ruszył wprost do rezydencji Cartera.
    -Zapraszam do środka, najdroższa - wymruczał pozwalając jej przekroczyć próg jako pierwszej ruszając natychmiast za nią. Miał ogromną ochotę rzucić się na nią tu i teraz, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili gdy zdał sobie sprawę, że nie są oni wcale sami…
    -Stęskniłeś się Luc? - chwilę po tym jak przekroczyli próg ich oczom ukazała się piękna azjatka w stroju stewardessy.
    -Akiko? Co ty tu robisz? - spytał całkowicie zaskoczony widokiem młodej japonki. Widząc jednak walizkę, ustawioną obok kanapy, zdał sobie sprawę, że kobieta właśnie zatrzymała sie u niego na kilka dni.
    -Przyleciałam dzisiaj i pomyślałam, że skoro już tutaj jestem to wpadnę do ciebie przenocować na te kilka dni nim samolot znów wyruszy - odparła po czym przeniosła swój wzrok na blondynkę. - Widze jednak, że masz towarzystwo.
    -Ah tak, Emily to jest Akiko, jedna z córek prezesa Minoru Tanaki z którym prowadzę pewne interesy. Akiko to jest Emily, moja ukochana - przedstawił sobie kobiety mając szczerą nadzieję, że nie dojdzie w tej sytuacji do żadnych niedomówień.
    -Miło mi cię poznać Emily - japonka ukłoniła się kobiecie. - Mam nadzieję, ze w niczym wam nie przeszkadzam - dodała najwidoczniej zdając sobie sprawę iz to nie jest odpowiednia pora na odwiedziny….

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  149. Zdecydowanie był w impasie. Z jednej strony miał spędzić cudowną noc z ukochaną, z drugiej zaś nie mógł od tak wyrzucić młodej japonki z której ojcem wciąż prowadził pewne interesy. Widząc reakcję Emily, mógł wywnioskować, że była na niego w pewien sposób zła, ale cóż miał zrobić? Zupełnie nie spodziewał się pojawienia się nagłego pojawienia się Akiko, która faktycznie gdy przybywała do NY zawsze zatrzymywała się właśnie u niego.
    -Pamiętasz gdzie jest skrzydło przeznaczone dla gości? - zwrócił się w stronę ciemnowłosej, która w odpowiedzi kiwnęła tylko twierdząco głową. - Gdybyś czegoś potrzebowała służba jest do twojej dyspozycji więc nie krępuj się - oddał z delikatnym uśmiechem nie chcąc by poczuła się jakoś nieswojo. - Na ile zostajesz tym razem? - dopytał chcąc uniknąć ewentualnej powtórki na przyszłe dni.
    -Trzy dni. Obiecuję, że nawet przez ten czas nie zorientujesz się, ze tu jestem - chwyciła swoją małą walizkę i czmychnęła w stronę odpowiedniego skrzydła.
    -Skarbie? - Lucas zwrócił się w stronę ukochanej. - Wybacz mi za tą nietypową akcję - dodał obejmując ją i delikatnie całująć jej skórę na szyi. - Podczas jej pobytu w Nowym Jorku z sentymentu do jej ojca pozwalam jej nocować u mnie - wyjaśnił szybko mająć szczerą nadzieję, że kobieta nie ma mu tefo za złe

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  150. Spojrzał na nią zdziwiony, kiedy zadała to niepokojące wręcz pytanie. Czy naprawdę uważała go za jakiegoś erotomana, który nie popuści każdej napotkanej kobiecie? Fakt, że może i przespał się z połową Manhattanu, ale to nie tak, że spał z każdą znaną sobie osobą. Mimo wszystko rozumiał jak to musiało dla niej wyglądać a biorąc pod uwagę te wszystkie plotki jakie od zawsze krążyły po tych rejonach, nie dziwił się jej, że miała wątpliwości. Jednak czy uwierzy mu, jeśli temu zaprzeczy?
    -Naprawdę pytasz mnie czy spałem z Akiko? - mruknął nie do końca zadowolony z tonu jaki użyła. - Czy naprawdę myślisz, że pozwoliłbym jej tutaj zostać gdyby łączył mnie z nia seks? I to teraz gdy jesteś tu obok mnie? - westchnął odsuwając się od niej, dając im tym samym przestrzeń, wiedząc że gdyby wciąż tkwiła w jego objęciach nie dałby rady zapanować nad pożądaniem. -Akiko nie jest jedną z tych dziewczyn. Ma już kogoś kogo kocha i jest z nim zaręczona. Pozwalam jej nocować u siebie gdy jest tutaj, bo ma obecnie dość ciężką sytuację rodzinną. Ojciec nie jest zadowolony z faktu, że jego jedyna córka chce poślubić faceta niespełniającego jego wygórowanych standardów więc całkowicie odciął ją od funduszy. Jej linie lotnicze nie finansują noclegów a hotele są dość drogie więc dałem jej klucze i powiedziałem, że może przenocować u mnie te kilka dni kiedy tu będzie - wyjaśnił w dużym uproszczeniu chociaż nie był pewny czy kobieta uwierzyła w tą historię.
    Zdecydowanie był on osobą dość ufną i skorą do pomocy niemal każdej zagubionej duszy. Nigdy jednak nie przejmował się tym jak jego czyny zostaną odebrane przez osoby z zewnątrz, bo po prostu taki już był. Przez wielu nazywany był jednak wcieleniem samego diabła, bo faktycznie często w interesach zachowywał się jak Pan i władca podziemi, jednak niewiele osób znało tą drugą stronę Cartera. Wielu uważało, że nie przepuszczał żadnej kobiecie, że wykorzystywał je i porzucał jak wielu podobnych jemu, co nie było ani trochę prawdą. Każda z jego seksualnych partnerek doskonale wiedziała na co się pisze wchodząc z nim w taką relację i nigdy świadomie nie skrzywdził żadnej z nich. Jedynie Emily była wyjątkiem od tej reguły. Od początku ich relacji ranił ją, lecz głównie dlatego, że była dla niego wyjątkowa a on sam przez długi czas bał się tego uczucia które do niej żywił. Teraz jednak byli razem i nie chciał by jego przeszłość w jakikolwiek sposób ją raniła.
    -Em - mruknął ponownie zamykając ją w swoich silnych ramionach. - A nawet jeśli bym z nią kiedyś spał to jakie ma to właściwie znaczenie? - wtulił się w nią chowając głowę z zagłębieniu jej szyji. - Teraz jestem z tobą i tylko ty się dla mnie liczysz - szeptał wprost w jej skórę. - Póki jesteś moja, żadna inna kobieta nie ma dla mnie znaczenia. Nic dla mnie nie znaczą bo nie są tobą skarbie.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  151. [Dobry wieczór,

    Przybyłam poinformować, że odezwałam się do ciebie na mailu w sprawie naszego ewentualnego wspólnego wątku.]

    OdpowiedzUsuń
  152. Strach nie był dla niego czymś nieznanym, bo i on sam często go odczuwał o czym dobitnie poinformował podczas ostatnich urodzin tajemniczej Pani P. A mimo to zdziwił się gdy usłyszał jej wyznanie. Czy naprawdę dawał jej powody by musiała czuć się niepewnie gdy chodziło o jego uczucia względem niej?
    -Nie stracisz mnie najdroższa - zapewnił ją delikatnie całując jej skórę na szyi. - A ja tak łatwo nie pozwolę ci odejść - mruknął, zdając sobie sprawę jak bardzo zaborcze były te słowa. Ale jeśli miał być szczery, teraz zupełnie nie wyobrażał sobie funkcjonowania bez swojej słodkiej i uroczej Emily, zdając sobie sprawę, że wówczas faktycznie chyba zaharołby się na śmierć.
    -Chodźmy do sypialni. Pokaże ci tej nocy jak bardzo cię pragnę - wyszeptał nim wziął ją w ramiona i nim ta zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, szedł w stronę własnej sypialni niosąc ją na rękach. - Pamiętaj, że jesteś dla mnie wyjątkowa i nikt nigdy nie będzie w stanie dać mi tyle szczęścia co ty skarbie - odparł nim ułożył ją na miękkim materacu, który już tak dobrze znała. Całował ją namiętnie jeszcze przez dobre kilka sekund w usta, nim zaczął zjeżdzać pocałunkami coraz nizej, do jej szyi, obojczyka, napawając się każdym muskanym fragmentem jej skóry.
    -Jesteś cudowna - mruknął.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  153. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  154. Chciał ją mieć tylko i wyłącznie dla siebie, jakkolwiek źle by to nie brzmiało. Kochał ją, zdając sobie sprawę, ze nie będzie wstanie już nikogo pokochać tak jak ją a myśl, że któregoś dnia może odejść była niczym najgorszy koszmar. Uśmiechnął się więc słysząc jej prośbę, którą zamierzał spełnić, nawet jeśli miałby przez to zarwać kolejne noce. Chciał ją chronić przed samym złem tego świata, mając świadomość że część z tego co obecnie spotykało blondynkę i co było powodem jej smutku i strachu, było jego dawne życie. Nie mógł jednak zmienić on tego jaki był dawniej ale mógł chociaż próbować chronić ją przed tym.
    -Też cię kocham skarbie - wymruczał nie mogąc oderwać się od ukochanej. Jak zawsze była seksowna i działała na niego niczym narkotyk, bo czuł, że z każdą spędzoną razem noc, uzależnia się od niej jeszcze mocniej.
    To była już tylko kwestia czasu aż oboje zatracili się w tych doznaniach jakie serwowało im ich wspólne zbliżenie. Napawał się każdym jej dotykiem, muśnięciem jej cudownych ust na swoim ciele, nie pozostawiając jej dłużnym. dotykał i pieścił każdy fragment jej skóry z uśmiechem obserwująć jej reakcje, które były tak samo podniecające jak wizja ponownego skończenia w jej wnętrzu.
    -Jesteś cudowna - wysapał gdy w końcu wbił się w jej wnętrze, czując tą cudowną przyjemność, gdy raz za razem wpychał się głębiej w jej drogi rodne. Jej jęki, które wydobywały się z jej wspaniałych ust, sprawiały że po kilku długich minutach w końcu doszedł w niej czując pewnego rodzaju ulgę a następnie pocałował ją namiętnie.

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  155. Akiko była typem rannego ptaszka przez co na nogach była równo z pierwszymi promykami słońca. Jej poranna rutyna polegała na krótkim joggingu, szybkim prysznicu a dopiero później, śniadaniu i kubku kawy przy dobrej japońskiej lekturze. Zwykle przyzwyczajona, ze podczas swojego pobytu w domostwie Cartera jest całkowicie sama, nie licząc oczywiście służby, która czasem kręciła się po apartamencie, dlatego jej obcowanie w tym miejscu było dość swobodne.
    -Lubisz go co? - mruknęła gdy dostrzegła blondynkę wchodzącą do kuchni, w której aktualnie przebywała. - Nie przeszkadzaj sobie, to nie pierwszy raz gdy spotykam w kuchni jedną z jego kochanek - dodała widząc jej zdziwioną minę. - Wiem jaki on jest i jak bardzo lubi zabawy, chociaż przyznam, że jesteś pierwszą którą oficjalnie przedstawił jako dziewczynę - uśmiechnęła się, odrywając na moment wzrok od mangi która czytała. -Jesteś całkiem ładna. Taka w jego typie - skomentowała mierząc ją uważnie spojrzeniem. - Jeśli chcesz kawy to jest świeżo zaparzona w dzbanku - dodała nim ponownie zagłębiła sie w lekturze.

    niewiasta pomieszkująca u Lucasa :P

    OdpowiedzUsuń
  156. -Może na początku naszej znajomości byłam nim zauroczona - przyznała odkładając mangę na bok. - I chociaż na samym początku poznałam jego drugie oblicze o którym słyszy się głównie w plotkach to szybko zdałam sobie sprawę, że to nie jest prawdziwy on. Zapewne też to dostrzegłaś - posłała kobiecie miły uśmiech. - Wiec odpowiadając na twoje pytanie tak, na początku byłam nim zauroczona jednak szybko zdałam sobie sprawę, że on po prostu taki już jest. Swoją aparycją sprawia, że każdy do niego lgnie, zwłaszcza kobiety. Ale teraz mam swojego ukochanego a Lucas to ktoś bardziej jak przyjaciel czy daleki krewny z którym ma się dobrą relację.
    Chwyciła swój kubek i mangę z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. Zatrzymała się jednak w progu i ostatni raz spojrzała na blondynkę. Zastanawiała się co było w niej takiego, że największy kobieciarz w NY zainteresował się nią na poważnie.
    -Fakt, że przez jego posiadłość przewijała się masa kobiet, ale mam wrażenie, że dla niego jesteś w jakiś sposób wyjątkowa. Żadnej z pozostałych kochanek nigdy nie przedstawił mi osobiście a już mowy nie było by nazwał którąkolwiek z nich swoją dziewczyną - po tych słowach natychmiast opuściła kuchnię ruszając do salonu.
    ___
    W tym samym czasie Lucas obudził się, wzrokiem poszukująć swojej ukochanej. Podniósł się do pół siadu i przetarł zaspane oczy, próbując przy tym zebrać do kupy wszystkie myśli. Chwycił do ręki telefon i wystukał kilka słów w wiadomości, którą natychmiast przesłał do Roya, wiedząc ze w całym tym szaleństwie zawsze mógł liczyć głównie na niego. Następnie wstał, przeciągając się by następnie sprawdzić, czy ukochana nie ukryła sie przed nim w łazience, bo cholernie chciał ją teraz przytulić.

    Lucas szukający ukochanej xD

    OdpowiedzUsuń
  157. Uśmiechnął się i niemal zamruczał gdy jego ukochana niespodziewanie wtargnęła do łazienki by skraść mu kolejnego całusa.
    -Mam nadzieję, że była dla ciebie w miarę miła - zaśmiał sie zakręcając wodę a następnie sięgając po ręcznik. - Dziewczyna czasami jest zbyt bezpośrednia, ale chyba osobiście zdążyłem się do tego przyzwyczaić - wytarł się ręcznikiem a następnie gdy tylko wyszedł spod prysznica, natychmiast zamknął blondynkę w ramionach. - Mówiłem ci już kiedyś jak bardzo podnieca mnie widok ciebie w mojej koszuli? - wymruczał prz jej uchu, lekko gryząc płatek. -Co ty na to byśmy nie wychodzili z sypialni jeszcze do południa? - zaproponował nim wypuścił ją z objęć i skierował się ku sypialni.
    -Kawa jak najbardziej się teraz przyda - chwycił za kubek czarnej cieczy wdychając jej cudowny aromat. - Takie poranki powinny być codziennością - dodał oczywiście mając na myśli nie tylko napar ale również obecność ukochanej.
    Upił łyk ciemnej cieczy a następnie odłożył kubek na bok pozwalając by Emily ponownie znalazła się w jego ramionach. Wiedział, że jego dawne życie wciąż daje o sobie znać przez co kobieta jego życia musi zmagać się z tak wieloma problemami. Chciał jednak by wiedziała, że jest dla niego całym światem i niezależnie od tego co się stanie, nigdy nie przestanie jej kochać.

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  158. Podobała mu się wizja kolejnych pieszczot ze strony blondynki, dlatego tak łatwo dawał jej przejąć kontrolę nad ich zabawą. Uwielbiał widzieć ją tak rozpaloną i chętną bo sprawiało, ze i on czuł się chętny. Kiedy jednak rozległ się dźwięk telefonu a kobieta natychmiast przerwała zabawę, był lekko rozczarowany ale i zmartwiony.
    -Co się dzieje skarbie? - zapytał jednocześnie dotykając jej policzka z czułością. - Boisz się, ze to kolejne grożby? -westchnął natychmiast sięgając po jej komórkę. -Jeśli chcesz mogę sprawdzić kto to. Jeśli jednak to znów ta osoba, która ci grozi to wiedz, że Roy zajmuje się już tą sprawą. Namierzymy tą osobę a wtedy pożałuje wszystkich tych wiadomości - mruknął nie przestając wpatrywać się w ukochaną.

    zmartwiony Luc

    OdpowiedzUsuń
  159. Rozumiał jej strach tak jak doskonale zdawał sobie sprawę iż wynika to z jego powodu. Wszystko co złe działo się obecnie w jej życiu było powodowane przez ich związek. Wiedział to wszystko i to jeszcze bardziej go złościło, bo czy kiedykolwiek będą mogli być ze sobą beż kolejnych gróźb, paparazzi i całego tego syfu, który ciągnął się za nim?
    -Póki nie dowiemy się kto za tym stoi lepiej jest zachować ostrożność - mruknął chociaż bardzo chciał zapewnić ją, że nie ma się czym martwić. -Wiedz jednak, że zajmę się wszystkim i pozbędę się tego problemu. Chcę byś czuła się przy mnie bezpieczna, skarbie - objął ją ramieniem i przytulił drugą dłonią głaskał ją po głowie. - Wiem, że związek ze mną nie jest łatwy i skłamałbym gdybym powiedział, ze to kiedykolwiek się zmieni. Jednak z czasem będzie łatwiej, przywykniesz do pewnych sytuacji i zdarzeń - mówił wciąż głaskając ją po głowie. -Musisz mi jedynie zaufać, że nigdy nie zrobię niczego by cie zranić, że zawsze będę stawiał cię ponad wszystko i wszystkich. Kocham cię i chcę cię chronić

    Luc <3

    OdpowiedzUsuń
  160. Wiedział, że jest silna i że łatwo nie da się zranić, ale co miał począć z tym cholernym poczuciem winy, które ani trochę go nie opuszczało? Nieważne ile razy by nie powtarzała, ze to nie jego wina, ze nie musi się o to obarczać, to i tak nie pomagało. To on podejmował kluczowe decyzje, których konsekwencję zbiera aż do dnia dzisiejszego i żadne słowa tego nie zmienią.
    -Ale to z mojej winy to ci się przytrafia - mruknął mocniej tuląc do siebie ukochaną. - Decyzja by dać temu szansę, dać szansę nam sprawiła, że stałaś się celem. Jak w takiej sytuacji miałbym zachować się inaczej? - mruknął chowając przed nią twarz. Czuł się podle, że nie był wstanie uchronić ją przed takimi sytuacjami bo przecież nie zasługiwała na to. - Nie chcę byś przy mnie była cały czas atakowana, bo co jeśli któregoś dnia to cię przerośnie i będziesz chciała odejść? - znów pogrążał się w tych mrocznych myślach, widząc wszystko tylko w negatywnym świetle. Szczerze nie miał pojęcia jakby wówczas zareagował i do czego byłby właściwie zdolny, gdyby któregoś dnia usłyszał z jej ust te słowa. Jedyne czego był jednak pewny, ze nie skończy sie to dobrze ani dla niego ani dla ludzi z jego otoczenia… - Dlatego nie chcę cię w to mieszać - dodał chociaż nie była to do końca prawda. Był jeszcze jeden powód dla którego chciał trzymać ją od tego wszystkiego z dala a, który tak cholernie ukrywa przed nią. Bo co jeśli w końcu odkryje, że ma też tą mroczną stronę o której tak często krążyły różnorakie plotki?

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  161. Był na krawędzi nie wiedząc jak właściwie powinien postąpić, co powiedzieć by znów jej nie zranić. Dlaczego tak bardzo stawał się bezradny w ich relacji? Chciał dobrze, ale wszystko co mówił i robił tylko powodowało odwrotny skutek, przez co sam już się gubił. Do tej pory większość jego relacji z kobietami opierała się jedynie na krótkich przygodach, z nielicznymi spotykał się dłużej, ale wciąz chodziło tylko o seks a nie o stworzenie czegoś więcej. Nic więc chyba dziwnego, że takie sytuacje jak te, wręcz go przerastały.
    Milczał gdy zbierała swoje rzeczy nie będąc tak naprawde w stanie niczego z siebie wykrztusić. Wiedział, że ją zranił, po raz kolejny z resztą ale nie był w stanie przeprosić i zapewnić, że to się nigdy nie powtórzy, bo nie miał co do tego pewności. Wciąż w tej relacji był dzieckiem, które dopiero odkrywają jak powinien wyglądać normalny związek wiec nie miał pojęcia jak właściwie reagować. Nie chciał ją stracić bo szczerze ją kochał, ale jak miał jej to udowodnić? Jak miał sprawić by pojęła, że chce spędzić z nią resztę życia?
    Pozwolił więc jej odejść, chociaż obiecał, ze tego nie zrobi. Czuł, że potrzebują chwili wytchnienia by móc sobie to wszystko na spokojnie poukładać, chociaż tak bardzo cholernie chciał za nią pobiec i zatrzymać.
    Chwile po jej wyjściu wpadł w szał. Zaczynając rzucać każdym napotkanym przedmiotem jaki akurat trafił w jego dłonie. Czuł złość, która chciała rozsadzić go od środka i nic nie było w stanie ukoić tych emocji. Dopiero ciche pukanie do drzwi na moment przywróciło go do rzeczywistości. Wziął kilka głębokich oddechów nim rzucił krótkie “wejść”. Zdziwił się gdy do pomieszczenia weszła młoda japonka, która z lekkim zdziwieniem rozejrzała się po zdemolowanej sypialni.
    -Domyślam się, ze potrzebujesz z kimś porozmawiać? - uśmiechnęła się do niego miło, doskonale zdając sobie sprawę co mogło wywołać ten nagły wybuch Cartera. - Przyda ci sie teraz zdecydowanie kobieca rada - dodała podchodząc do niego bliżej i uważnie mu się przyglądając.
    Lucas zdecydowanie w całym swoim szale zapomniał o nowej lokatorce, jednak musiał przyznać, że w tym momencie była dla niego niczym lina ratunkowa. Bo kto wie do czego by się jeszcze posunął gdyby nie jej nagłe pojawienie się…

    Wściekły Lucas

    OdpowiedzUsuń
  162. W końcu to do niego dotarło. Po rozmowie z Akiko zrozumiał jak bardzo zranił kogoś, to był przecież dla niego całym światem. Zdał sobie sprawę jak beznadziejnym był dla niej partnerem, jak nie rozumiał jej potrzeb, obchodząc się z nią niemal jak z każdą inną kobietą, a przecież ona nie była taka jak inne. Był kiepskim rozmówcą i zupełnie nie pojmował tego co kryło się za znaczeniem słowa związek. Pragnął rozwiązywać wszystkie konflikty samotnie, zwłaszcza jeśli dotyczyły one ukochanej. Jednak czy potrafił się zmienić? Czy umiał wyrzucić z siebie, te wszystkie negatywne myśli, które wciąż nieustannie krążyły w jego umyśle?
    Musiał ją przeprosić i wyjaśnić jak wielkim kretynem był. Mówił rzeczy o których nie do końca miał pojęcie i zaprzeczał im zupełnie nieświadomie. Powinien bardziej jej ufać, wierzyć w to, ze nie opuści go tak łatwo, że równie mocno kocha go jak on kochał ją. Powinien, ale obawy te były zbyt mocno ukorzenione by tak łatwo je wyrwać. Jedyne więc co mógł zrobić, to błagać o wybaczenie, choćby miał to robić u progu jej drzwi, klęcząc niczym najgorszy łajdak proszący o wybaczenie kobiety, którą naprawdę mocno skrzywdził.
    -Proszę największy bukiet - zwrócił się do kobiety, która szykowała dla niego właśnie ogromny bukiet róż. - Musi być jak najpiękniejszy tak jak kobieta, którą zbyt wiele razy już zraniłem. - dodał z bólem, bo myśl, ze ją zranił była ledwie do zniesienia.
    Kiedy bukiet był już gotowy, niemal natychmiast wyskoczył z kwiaciarni i udał się do samochodu z zamiarem naruszenia wprost pod dom ukochanej. Nim jednak zdążył wejść do środka, jego telefon zawibrował. Chwytając urządzenie w dłonie niemal zamarł czytając wiadomość, którą wysłał mu Roy. Jego dłoń zacisnęła się ze złością na bukiecie, nim cisnął go do samochodu by następnie ruszyć w stronę klubu.
    -Cholerna suka! - warknął wybierając odpowiedni numer. Wiedział, że nie daruje jej tego co odwaliła, że będzie musiała za to odpokutować i przeprosić Emily za te wszystkie wiadomości które jej wysyłała.
    ___
    Kiedy znalazł się w klubie, zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Chciał jedynie załagodzić całej sytuacji, ale nigdy nie przypuszczał, ze jego działania doprowadzą do tak opłakanych skutków.
    -Emily! - niemal natychmiast znalazł się przy ukochanej, która chwilę temu została zepchnięta z tych przeklętych schodów. -Dzwońcie po karetkę! - warknął w stronę pozostałych pracowników nim ponownie spojrzał na blondynkę. - Emily, skarbie trzymaj się - szlochał cholernie bojąc się, że może stracić najważniejszą osobę w swoim żałosnym życiu. -Prosze kochanie, nie mogę cię stracić, nie ciebie - szeptał a w jego tonie można było usłyszeć tak wiele rozpaczy.
    Był z nią aż do momentu gdy przybyli ratownicy, wręcz nie mogąc pogodzić się z faktem, że po raz kolejny będzie musiał widzieć ją w szpitalnej sali. Natychmiast pojechał do szpitala w którym miała znaleźć się jego ukochana. Musiał dopilnować by miała zapewnioną najlepszą opiekę. Czuwał pod salą cały ten czas gdy lekarze badali jej stan. Został z nią kiedy jej życiu nie zagrazało już żadne niebezpieczeństwo.
    -Przepraszam cię za wszystko skarbie - mruknął gładząc ją po policzku. - Jestem kompletnym idiotą i kretynem, który omal cię nie stracił - mówił z nadzieją, że pomimo śpiączki słyszy każde jej słowo. - Jesteś dla mnie najważniejsza, ważniejsza niż moje własne życie. Kocham cię tak mocno, że aż samego mnie to przeraża, bo boję się tego co będę w stanie zrobić właśnie z powodu tego uczucia. Boję się, cholernie sie boje Emily - zapłakał chwytając jej dłoń, którą uniósł do swoich ust by złożyć na niej pocałunek.

    Przerażony do granic możliwości

    OdpowiedzUsuń
  163. Ucieszył się widząc, że odzyskała przytomność, jednak jego uśmiech całkowicie przerodził się w niemal w panikę, zdając sobie sprawę co właściwie teraz miało miejsce. Ona go nie rozpoznała. Widział to przerażenie w jej oczach, tą niepewność i niezrozumienie.
    -Kochanie, to ja. Lucas - odparł łagodnie z nutą nadziei, że to tylko głupi żart z jej strony. Niestety, jej spojrzenie mówiło mu coś zupełnie innego i to go przeraziło. - Naprawdę mnie nie pamiętasz? - zapytał niemal szeptem. bo mimo że znał odpowiedź to cholernie bał się usłyszeć potwierdzenia z jej strony. - Co pamiętasz jako ostatnie? - spojrzał na nią z przerażeniem, ale przecież musiał ustalić jak wiele z jej umysłu chwili odeszło w niepamięć.

    wciąż przerażony

    OdpowiedzUsuń
  164. Lucas mógł spodziewać się naprawdę wiele, ale nigdy nie przypuszczał, że to co zazwyczaj działo się w różnego rodzaju dramatach, które tak bardzo uwielbiała jego siostra, przytrafi się komukolwiek a zwłaszcza jemu. Przecież jakie było prawdopodobieństwo, że po upadku Emily całkowicie zapomni prawie całą ich dziwaczną relację? No właśnie…
    A jednak stało się, Miłość jego życia, z którą planował cudowny wyjazd, teraz nie widziała w nim nikogo więcej jak jedynie zleceniodawcę, i to cholernie bolało.
    -Emily… - wyszeptał wciąż nie mogąc zrozumieć, dlaczego to się działo. - Czy ty naprawdę nie pamiętasz tego co wydarzyło sie przez ostatnie tygodnie? - spytał chociaż doskonale znał odpowiedź. Wciąż jednak gdzieś tam głęboko w duszy, żywił nadzieję iż to tylko mało śmieszny zart z jej strony jako zemsta za to jak ostatnio ją skrzywdził. - Cholera - mruknął z lekką złością. I co miał właściwie teraz zrobić? Otwarcie powiedzieć, że przecież ze sobą chodzą?
    Odgarnął włosy do tyłu wciąż bijąc się z myślami. Był zmęczony po prawie nieprzespanej nocy, czuwając przy niej przez cały ten czas. Nie był w stanie poukładać sobie tych wszystkich szalejących w nim myśli a to wywoływało u niego ból głowy. Mimo wszystko starał sie być opanowany. Ujął ewidentnie zaskoczoną kobietę za jej drobną dłoń i spojrzał prosto w oczy.
    -Kocham cie Emily - niemal wyszeptał. - Wiem, że masz teraz zapewne mętlik w głowie i nie pamiętasz tego, ale ty również kochasz mnie. Nie wiem czemu zapomniałaś o nas, o naszej relacji i pewnie jest to dla ciebie teraz szok - wstrzymał oddech czekając na jej reakcje, której obawiał sie teraz najbardziej. Bo co jeśli uzna jego słowa za jakiś żart? Jeśli stwierdzi, ze nie jest to możliwe i będzie chciała trzymać między nimi dystans? Czy zdoła to przetrwać?

    zbyt przejęty

    OdpowiedzUsuń
  165. To jak wiele bólu sprawiała mu ta sytuacja w której się znalazł, było nie do opisania. Był zdecydowanie zmęczony ostatnimi dniami a teraz ten wypadek, przez który prawie nie zmrużył oka czuwając przy ukochanej. I wszystko po to by dowiedzieć się, że nie pamiętała tego co przeszli i co ich połączyło. To był dla niego ogromny cios a jedynym pocieszeniem był dla niego fakt, że wciąż żyła.
    Dla niej obecnie był tylko pracodawcą. Był kimś prawie że obcym, kimś kogo niedawno poznała i z kim nie łączyło ją nic więcej. Szkoda tylko, że dla niego to co przeszli było prawdziwe, ze ich uczucia względem siebie były czymś namacalnym, gdy dla niej po prostu nie istniały.
    -Przepraszam, Emily - mruknął odwracając wzrok. - To, że jesteś w takim stanie to głównie moja wina. Spadłaś ze schodów w moim klubie. Mocno uderzyłaś się w głowę o kafelki - mówiac to starał się by jego głos brzmiał jak najbardziej spokojnie, jednak gdy przez jego umysł przedarły się wspomnienia wczorajszego dnia, nie był w stanie dłużej wstrzymywać emocji jakie nim buzowały. Był zły, rozdrażniony, smutny, załamany i cholernie bał się tego co ma nastąpić. - Bałem się, że cię stracę - po jego policzkach popłynęły łzy a ręce trzęsły się z nadmiaru emocji. - Tak bardzo się bałem - powtarzał niczym mantrę i potrzebował kilku minut by móc się uspokoić.
    -Zaczęliśmy się spotykać się oficjalnie od niedawna - mruknął juz bardziej spokojnie ale wciąż bał się spojrzeć w jej oczy. Cholera, dlaczego tak trudno było mu to zrobić? - Chociaż między nami była chemia już od dłuższego czasu - uśmiechnął sie delikatnie na wspomnienie tych pełnych zawiłości tygodni. - I mimo tak krótkiego czasu jaki się znamy, nasza relacja nie raz została wystawiona na próbę. Ale przetrwaliśmy każdą niedogodność bo to co nas łączy jest naprawdę silne - spojrzał na nią pewnym wzrokiem, bo faktycznie wierzył w to, że uczucie między nimi jest na tyle silne, ze pozwoli im przetrwać nawet to.

    ;-;

    OdpowiedzUsuń
  166. Fakt, nie mówił jej wszystkiego, ale nie dlatego, że chciał przed nią coś zataić. Bał się, że jeśli przekaże jej zbyt wiele rzeczy na raz to będzie dla niej zbyt wiele. Chyba lepiej by stopniowo przyswajała informacje o tym co między nimi zaszło. Ani trochę nie zdziwiła go reakcja kobiety w końcu od samego początku była dobra i troskliwą. Martwiła się o niego ale przecież robiła tak od samego początku ich znajomości. Ona była po prostu sobą.
    -Oczywiście opowiem ci o wszystkim co będziesz chciała wiedzieć - odparł z delikatnym uśmiechem. -Teraz najważniejsze byś wypoczęła - dodał z lekkim zmartwieniem wypisanym na twarzy. Wciąż się o nią martwił, o jej stan oraz o rany jakie odniosła, ale przecież on też zawsze martwił się o innych.
    -Zawołam lekarza - wstał wychodząc z sali, jednak nim całkowicie zniknął z jej oczu, zdążył jeszcze posłać jej delikatny i pełen czułości uśmiech.

    Luc

    OdpowiedzUsuń
  167. Lucas martwił się o ukochaną. Nie wiedział jak właściwie ma postępować w tym konkretnym momencie. Miał jednak nadzieję, że blonydnka szybko odzyska pamięć a co za tym idzie ich relacja nie będzie dalej zagrożona. Ale co jeśli te wspomnienia nie powrócą a ona zdecyduje, że nie chce się z nim wiązać bo nic do niego nie czuje? Co wówczas będzie z nim i jego i tak już kruchą psychiką?
    -Nic mi nie jest doktorze - zapewnił nie chcąc by uwaga lekarza skupiała się teraz na nim w końcu Emily była tutaj najważniejsza. - Wypocznę jak wrócę do siebie - zapewnił widząc zwątpienie w jego mimice twarzy.
    Gdy lekarz opuścił pomieszczenie, na nowo zajął miejsce obok dziewczyny, przyglądająć jej się z troską. Wciąż nie był pewny co powinien robić w tej sytuacji, ale nie chciał też być zbyt nachalny w swoich czynach, dlatego postanowił dać zdecydować o tym blondynce.
    -Jeśli chcesz mogę zostać, ale jeśli wolisz być teraz sama, również to zrozumiem i uszanuję - odparł po chwili czekając z niecierpliwieniem na jej decyzję.

    L

    OdpowiedzUsuń
  168. Zdawał sobie sprawę jak w obecnej sytuacji musiała być zagubiona. Nie pamiętała tego co ich łączyło i nagle została zasypana masą nowych informacji, które dla niej wciąż były obce. Musiał zrozumieć więc jej punkt widzenia i zdecydować, co w tej sytuacji będzie dla niej najlepsze. Wciąż nie była w dobrej kondycji, on z resztą też, przez co oboje potrzebowali czasu na wypoczęcie i pozbieranie myśli.
    -Skarbie powinnaś odpocząć, wiele przeszłaś - odparł z czułością, widząc jak wiele bólu sprawia jej nawet najdelikatniejszy ruch. - Mi też przyda się trochę snu, bo sądząc po wypowiedzi lekarza, muszę wyglądać jak jakiś zombie - zaśmiał się cicho splatając swoje dłonie. - Najlepiej będzie jak wrócę do siebie i dam ci wypocząć - uśmiechnął się do niej chociaż prawdę powiedziawszy nie podobała mu się wizja zostawienia jej tu samej. Szczerze wolałby być tu przy niej przez całą dobę mając pewność, że nic więcej złego jej się nie przytrafi. Z drugiej strony nie chciał być nachalny a przez to zniechęcić do siebie blonynki, która ewidentnie była w tym wszystkim zagubiona, czemu nie mógł się dziwić. - Pewnie i tak chciałabyś na spokojnie sobie to wszystko poukładać. Wrócę jutro, wtedy opowiem ci wszystko co będziesz chciała wiedzieć o mnie, o nas i tym co się wydarzyło, dobrze? - dodał z trudem podnosząc się z miejsca.
    Naprawdę nie chciał wychodzić, ale w obecnych okolicznościach było to najlepszym rozwiązaniem. Przecież sam dopilnował by miała jak najlepsza opiekę i by zawsze ktoś z personelu przy niej czuwał pod jego nieobecność, wiec chyba może pozwolić sobie na tą małą przerwę by faktycznie odespać poprzednią noc, czyż nie? Poza tym wciąż musiał rozwiązać jeszcze problem rudowłosej suku, którą z chęcią teraz udusiłby gołymi rękami. Pożegnał się więc z kobietą a następnie opuścił szpital.
    —-
    Następnego dnia Lucas pojawił się w szpitalu koło godziny dwunastej, chociaż z ogromnym trudem powstrzymywał się przed przyjściem już z samego rana. W obecnej sytuacji nie był w stanie skupić się na obowiązkach związanych z firmami, więc cała odpowiedzialność za ich prosperowanie spadła na barki Roya i Sary. Domyślał się jednak z jakim wybuchem złości będzie musiał się zmierzyć gdy w końcu zetknie się z wściekła Sarą, gdy ta po raz kolejny będzie mu zarzucać profesjonalne podejście do prowadzenia firmy, ale przecież na spokojnie sobie z nią poradzi. Odrzucając więc na bok te myśli, wszedł do sali w której znajdowała się ukochana, z małym bukietem jej ulubionych kwiatów.
    -Hej skarbie- przywitał się niepewnie bo szczerze nie wiedział jak w obecnej sytuacji powinien się jednak do niej zwracać. - Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał wkładając kwiaty do wazonu na szafce tuż obok jej łóżka. - Mam nadzieję, że udało ci się chociaż trochę wypocząć. Chciałbym zabrać cię na pyszne burgery, oczywiście jeśli masz na to ochotę - uśmiechnął się czule, wciąż wpatrzony w ukochaną z ogromną miłością jaką do niej żywił.

    Wiecznie zmartwiony <3

    OdpowiedzUsuń
  169. Lucas nie przepadał za szpitalnymi salami, ani ogólnie za szpitalami. Być może miało to coś wspólnego z tym, jak wiele negatywnych wspomnień miał właśnie z takich oto miejsc, lub zbyt mocno przypominały mu tych, których stracił. Wciąż nie pogodził się z śmiercią Arii, ani wydarzeniami jakie miały wtedy miejsce. W dalszym ciągu obwiniał się za doprowadzenie do takiej sytuacji, za niedopilnowanie ukochanej siostry i narażenie ukochanej na tak traumatyczne wydarzenia. I mimo, że wydawać się mogło, że tamte wydarzenia już miał za sobą, to była to tylko gra pozorów, w końcu od tamtych wydarzeń nigdy więcej nie wspominał zmarłej siostry, nie wypowiadał jej imienia, tak jakby nigdy wcześniej nie istniała w jego świecie. Teraz kiedy przebywał w tym miejscu, te i wiele innych wspomnień ponownie zalewały jego umysł sprawiając, że czuł się gorzej niż mógł wskazywać na to jego ton głosu. Nic więc dziwnego, że tak bardzo chciał uciec od tego miejsca, porywając przy tym kobietę, którą tak bardzo kochał.
    -Faktycznie, masz rację - odparł lekko podłamany uświadamiając sobie jak głupia była ta propozycja, jednak jedyne o czym myślał to jak najszybsze zabranie. stąd blondynki. No cóż, najwidoczniej będzie musiał jakoś to przetrwać nie? -Jeśli jesteś głodna mogę coś zamówić i zjemy razem w sali - zaproponował sięgając po komórkę. - Masz ochotę na coś konkretnego?

    L

    OdpowiedzUsuń
  170. Cóż sale szpitalne mało komu kojarzyły się z czymś dobrym, ale Carter już zbyt wiele razy musiał spędzać czas w tego typu miejscach. Najpierw próba samobójcza Arii, później cała rzesza badań by w końcu odkryć co dokładnie jej dolega. Następnie zawał matki, która omal nie przepracowała się na śmierć nim przekazała firmę jemu i siostrze. I na koniec Emily, która przez niego już drugi raz wylądowała w szpitalu. To było wystarczająco wiele by raz na zawsze zniechęcić się do tego typu ośrodków.
    -Tak, jedliśmy - odparł z uśmiechem -Zabrałem cię wtedy do mojej ulubionej knajpy gdzie Mikey robi najlepsze burgery. Zamówiliśmy moje ulubione burgery a potem opowiedziałem ci historię jak wraz z rodzeństwem często przesiadywałem w tego typu barach by chociaż na moment poczuć się normalnie - odparł smutno wiedząc, że tamte dni odeszły bezpowrotnie. Sięgnął do kieszeni z którego wyciągnął telefon a następnie wybrał odpowiedni numer. Odszedł kawałek dalej i na spokojnie, przez którymś chwilę wymienił kilka zdań z osobą po drugiej stronie słuchawki, nim ponownie powrócił do dziewczyny.
    -Mikey dostarczy nam burgery gdzieś tak do godziny więc w tym czasie możemy spokojnie porozmawiać - odparł ponownie znajdując miejsce obok niej. Uśmiechnął się delikatnie spoglądając na nią z czułością. -Tak więc co do naszego związku, to jak już wspomniałem, oficjalnie jesteśmy razem dokładnie od pierwszego września. Tego dnia w dość żałosny sposób przyznałem się, że to co do ciebie czuję to miłość - odparł czując się trochę żałośnie, że tak długo musiało to trwać. Niestety w tamtym czasie wciąż się bał, uważając że nie zasługuje na szczęście, że ona i tak w końcu odejdzie, bo w końcu każdy prędzej czy później odchodził. - Można jednak powiedzieć, że od samego początku była między nami chemia i ciągle ciągnęło nas do siebie.

    L

    OdpowiedzUsuń
  171. Lucas uśmiechnął się, kiedy dziewczyna wspomiala o sosie. To oznaczało, że część rzeczy pamięta w podświadomości nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Miał szczerą nadzieję że gdy zobaczy Mikey’a i spróbuję jego burgerów być może przypomni sobie coś więcej. Kiedy dopytywała o imprezę urodzinową P, lekko się wzdrygnął. Mówienie o tym jak spanikował i wyznał jej miłość w tak beznadziejny sposób było naprawdę żenujące i szczerze obawiał się jej reakcji.
    -To było podczas balu urodzinowego P. Był to bal maskowy na którym zostaliśmy posadzeni koło siebie. Rozpoznałem cię od razu mimo maski i chociaż byłem już pod wpływem kilku substancji to i tak nie mogłem oderwać od ciebie wzroku - rozpromienił się na to cudowne wspomnienie gdy niespodziewanie zjawiła się przy ich stoliku. Zrobiła wtedy na nim takie wrażenie, że nie do końca wiedział jak powinien postępować, tym bardziej, że tydzień wcześniej znów doszło między nimi do spięć i to z jego winy. - Nasza relacja w tamtym okresie była dość trudna, ale to wyjaśnię ci za chwilę - dodał uprzedzając kolejne pytanie blondynki. - Na samej imprezie dość sporo się działo. Tajemnicza P. zamknęła mnie na balkonie z zwariowaną kobietą, chcącą wyskakiwać za balustradę, jakimś starym dilerem, azjatą i jego kumplem. Przez cały ten czas jak szukaliśmy rozwiązania tej patowej sytuacji, bałem się tego co mogła ona zrobić tobie. Tak więc jak tylko udało nam się wydostać z balkonu, od razu poszedłem cię szukać - zrobił krótką pauzę wpatrując się w ukochaną z miłością. - Znalazłem cie w sali konferencyjnej gdzie zasnełaś na stole. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mi ulżyło, że nic ci nie jest - mruknął czując jak złe to musi brzmieć, że martwił się o kogoś, komu przecież miał pozwolić odejść, a jednak nie mógł. - Potem zadziałał popęd i to co wciąż nas do siebie przyciągało. Po raz kolejny kochaliśmy się, jednak tym razem nie dość, że na imprezie P, to jeszcze na stole w sali konferencyjnej. A potem zjebałem, po raz kolejny cię zraniłem bo cholernie się bałem - zacisnął mocniej dłonie w pięści bo wciąż mówienie o emocjach było dla niego czymś ciężkim, nawet jeśli co chwilę powtarzał jak bardzo ją kocha. - I chyba całe szczęście w tym nieszczęściu, że prochy zaczęły wtedy działać na mnie wylewnie - uśmiechnął się niepewnie. - Bo właśnie w tedy, gdy miałaś opuścić salę, zatrzymałem cię i wyznałem jak bardzo Cię kocham i jak cholernie boję się, że cię stracę - odwrócił wzrok nie chcąc widzieć jej zażenowania, że ta chwila, która miała być przecież najpiękniejsza w ich życiu, odbyła się w tak żałosny sposób. On był żałosny robiąc to w tak beznadziejny sposób….

    L

    OdpowiedzUsuń
  172. Lucas nie miał zamiaru jej okłamywać bo osobiście brzydził się kłamstwem a fakt, ze czasem milczał w pewnych kwestiach przecież nie oznaczała jeszcze kłamstwa, prawda? Przynajmniej nie w jego poczuciu moralności. Wciąż jednak bał się wyjawić niektóre tematy, ale jednocześnie nie mógł przecież zatajać wszystkiego. Myśl, że ponownie miałby przeżywać te najgorsze chwile, jak porwanie Emily i śmierć Arii wciąż były dla niego zbyt dramatyczne by móc o tym chociaż wspomnieć. Ich historia jednak była w dużej mierze związana z tą sprawą i koniec końców, jeśli blondynka nie odzyska wspomnień, będzie musiał jej o tym opowiedzieć. Jednak jeszcze nie teraz, nie dzisiaj…
    -Sporadycznie niewielkie ilości - przyznał z trudem, chociaż nie był z tego powodu zadowolona. - Zaczęło się kilka lat temu kiedy to straciłem pierwszą osobę, którą kiedykolwiek pokochałem - przyznał z trudem chociaż był to również jeden z cięższych tematów z jego życia. - Brałem wówczas na siebie wiele obowiązków by zapomnieć o Tatianie a to doprowadzało często do przemęczenia. Zacząłem więc brać niewielkie ilości by pobudzić umysł do działania i prowadzenia takiego życia, jakie prowadziłem jeszcze do niedawna - był zdenerwowany, bo temat ani trochę nie był przyjemny i naprawdę nie czuł się z tym komfortowo, jednak musiał w końcu jej to wyjaśnić. - Ja już od dłuższego czasu nie radzę sobie z emocjami - przyznał z cholernym trudem, czując że jeszcze trochę i się całkowicie załamie. Już od dawna stąpał po cienkiej granicy, jednak nim poznał Emily, nie bał się, że kiedyś w końcu ją przekroczy. Jej pojawienie się zmieniło tak wiele w jego życiu a ona nawet nie była tego świadoma.
    -Wszystko przez Tatianę - odparł gdy na chwilę udało mu się opanować te wszystkie negatywne emocje. - Była pierwszą, którą szczerze pokochałem i tą, która zraniła mnie najbardziej ze wszystkich bliskich. Po tym jak porzuciła mnie informująć, że nastepnego dnia wychodzi za innego mówiąc, że nadaję się jedynie na kochanka… Coś we mnie pękło - zacisnął mocno szczękę gdy te negatywne emocje znów brały nad nim górę. - Od tamtego nie pokochałem już nikogo a relację z kobietami traktowałem jak przelotne romanse. I tak to trwało aż nie poznałem ciebie Emily - zdobył się na odwagę by spojrzeć wprost na nią, w jej cudowne oczy, które zawsze wpatrywały sie w jego żałosna postać z zmartwieniem. - Jednak wcią nie mogę pozbyć się myśli, że gdy w końcu dostrzeżesz jak żałosną jestem osobą, odejdziesz tak jak zrobiła to Tatiana… - jego oczy zaszkliły się czując, że nie da rady dłużej opanować łez i drżenia rąk…

    złamany L

    OdpowiedzUsuń
  173. Dawno nie czuł się tak żałośnie, tak żle. Wciąż zarzucał sobie to jak mało brakuje by całkowicie się rozkleił. Przecież takie zachowanie nie jest do niego podobne. Więc dlaczego w tym konkretnym momencie nie był w stanie zapanować nad drżeniem rąk? Cholera! Tak długo skrzętnie ukrywał przed całym światem to jak żałosnym człowiekiem tak naprawdę był, więc czemu teraz nie potrafił ukryć ich? Dlaczego przy niej otwierał się z każdym dniem coraz bardziej? Czy właśnie na tym polega miłość?
    -Wciąż się poznajemy - przyznał pół szeptem ponownie odwracając wzrok. Miał wrażenie, że zbyt mocno się obnażył i czuł się z tego powodu mało komfortowo, w końcu ona o nim zapomniała, zapomniała o wszystkim co przeżyli i stwórca jeden wiedział, ile właściwie to potrwa.
    -Co? Nie! - zaprzeczył niemal natychmiastowo, kiedy zapytała czy go rani. - Nie ranisz mnie, i wiem, że nigdy świadomie byś tego nie zrobiła. To ja.. Ja nieustannie cie krzywdzę - mruknął smutny zagryzając z zdenerwowania wargę. - Nieustannie mówię i robię coś co cię rani, chociaż wcale nie mam takiego zamiaru. To żałosne z mojej strony, że mimo iż chcę cię chronić wciąż sprawiam ci ból. Moja przeszłość wciąż daje o sobie znać. To jaki byłem wpływa na nieustannie na nasz związek a ja coraz bardziej czuję, że tracę nad tym kontrolę… Ja cholernie się boję… Jestem przerażony Emily, jestem przerażony samym sobą - schował twarz w dłonie czująć jak pierwsze łzy spływaja po jego policzkach. Wciąż był na granicy i bał się, że pewnego dnia nie wytrzyma i w końcu ją przekroczy, mimo, ze wcale tego nie chce….

    W totalnej rozsypce...

    OdpowiedzUsuń
  174. Poddał się, poddał się tym wszystkim emocjom, które nieustannie tlił w sobie. Nie był przyzwyczajony do takich zwierzeń, dlatego tak wiele osób widziało w nim bezdusznego właściciela klubu, który bawił się ludźmi tak, jak miał na to ochotę. Nikt z nich jednak nie wiedział jak wiele dźwigał on na swoich barkach, jak wiele poświęcił osobom, które koniec końców odwróciły się od niego sprawiając, że został sam. I prawdopodobnie gdyby w jego życiu nie pojawiła się Emily, to kto wie czy wciąż kroczyłyby po tej ziemi.
    -To ja przepraszam skarbie - wyszeptał przez łzy. - Nie jestem odpowiednim partnerem i być może nigdy nie stanę się kimś kto na ciebie zasługuje, ale kocham cię i nie chcę cię stracić. Obecnie tylko ty, Roy o ludzie z Lux jesteście jedynymi osobami których boję się stracić… - westchnął cicho wiedząc, że cała żyjąca część jego prawdziwej rodziny odwróciła się od niego.
    Chwilę zajęło mu ogarnięcie się i doprowadzenie swoich emocji do pierwotnego stanu. Nie chciał przy niej płakać, nie chciał by widziała go w takim stanie, ale ta chwila załamania podziałała na niego uspokajająco. Wychodziło więc na to, że w końcu musiał wyrzucić część tego wszystkiego z siebie by móc dalej funkcjonować. Nim jednak ponownie powrócili do rozowy, rozległo sie pukanie, a chwilę później w progu pojawił się Mikey, trzymając w dłoni siatkę z burgerami.
    -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym - odparł z uśmiechem, wchodząc do środka. - Emily, jak się czujesz? Lucas o wszystkim mi powiedział. Pamiętasz mnie? - zapytał podchodząc do jej łóżka. Z jego twarzy nie znikał uśmiech, który zawsze mu towarzyszył.

    L

    OdpowiedzUsuń
  175. Kochał ja za to jak troskliwą i wyrozumiałą była osobą. Jak wiele jego dziwnych zachowań znosiła. Była ideałem o którym nawet nie śnił a jednak los połączył ich ścieżki sprawiając, że mogli zakochać się w sobie i trwać, nawet jeśli on na to nie zasługiwał.
    -Mikey robi najlepsze burgery w okolicy i każdy kto chociaż raz tam zje będzie tego samego zdania - odpadł Luc klepiąc mężczyznę po plecach.
    -Cóż, gdyby nie ty pewnie nikt więcej nie miałby na to szansy - blondyn uśmiechnął się wręczając Carterowi siatkę. - Lily kazała cię pozdrowić i jak tylko lekarze pozwolą wrócić jej do domu to kazała cię zaprosić na kolację w ramach podziękowania - dodał po chwili po czym zwrócił się do blondynki. - Oczywiście ty również musisz wówczas przyjść. Lily uwielbia poznawać nowych ludzi i z pewnością ucieszy się z przyjścia partnerki Lucasa.
    -Oczywiście jeśli Emily będzie miała na to ochotę, zabiorę ją ze sobą - odparł kładąc siatki na półkę. - Oczywiście ty też ją pozdrów a gdybyście czegoś potrzebowali to wiesz gdzie mnie szukać - uśmiechnął się.

    L

    OdpowiedzUsuń
  176. Podał jej burgera z uśmiechem oglądając jak go rozpakowywuje i smakuje pierwszy kęs. Uwielbiał oglądać jak je bo było w tym coś uroczego, czego nie umiał nawet wyjaśnić.
    -Tak, byłem u ciebie. Poznałem nawet urocza staruszkę mieszkającą naprzeciwko - zaśmiał się na wspomnienie ten babuni, która tak wychwalała go gdy postanowił pomóc jej z zakupami. - Zostawiłem ci nawet raz samochód gdy musiałem pilne udać się do biura. Odebrałem go tak właściwie dopiero na naszej pierwszej oficjalnej randce - posłał jej zadziorny uśmiech. - Wyglądałaś obłędnie w tej czarnej sukience aż ciężko było oderwać wzrok - dodał wiedząc jak bardzo jego słowa mogły ją zawstydzić, ale szczerze pragnął zobaczyć ten słodki rumieniec na jej twarzy.
    Zamarł gdy zapytała o wypadek. Co miał jej powiedzieć, że jedna z jego kochanek była tak wściekła na to, ze on i Emily spotykają sie, ze najpierw groziła jej a potem zepchnęła ze schodów? Cholernie bał się jej reakcji na tą prawdę bo wciąż z tyłu głowy miał myśl, że po tym wszystkim ona nie będzie chciała z nim być bo będzie bała się o swoje życie. Ale przecież nie mógł jej okłamać i wymyślić jakąś głupią bajkę…
    -Przepraszam Emily… -mruknął. -Jedna z klientek klubu, zepchnęła cię ze schodów - dodał mając nadzieję, że dziewczyna nie zacznie dopytywać o więcej szczegółów.

    lekko przestraszony L

    OdpowiedzUsuń
  177. - Wracaj tu zaraz pierdolony gnojku, jeszcze z tobą nie skończyłem ! – Usłyszał wściekły głos wuja zanim drzwi do mieszkania łaskawie zamknęły się z rozsadzającym łoskotem, ponieważ pijany w sztok mężczyzna nie zdołał się przez nie w porę przecisnąć w przeciwieństwie jednak do pustej butelki po piwie, która grzmotnęła Dantego prosto w plecy. Zaklął cicho, starając się znowu nie wybuchnąć łzami i przyciągając jeszcze mocniej do siebie wyraźnie przestraszoną kotkę będącą nie tylko jedyną pamiątką po jego świętej pamięci matce, ale także obecnie jedyną prawdziwie bliską mu istotą na tej ziemi.
    - Wszystko dobrze Lily, tym razem przynajmniej ty nie oberwałaś. – Zwrócił się czule do zwierzęcia, co sił w nogach zbiegając na parter i zupełnie ignorując współczujące spojrzenia tych nielicznych sąsiadów, którzy tego dnia również nie mieli zamiaru skorzystać z dobrodziejstwa windy. Już dawno zdążył bowiem nauczyć się, że im mniej ci wszyscy idioci wiedzą o jego problemach, tym może czuć się bezpieczniejszy. To znaczy o tyle o ile, bo przynajmniej udawało mu się dzięki temu uniknąć pobytu w domu dziecka, a to już było chyba coś. – Zajmie się nią Pan przez kilka godzin ? – Spytał jak zwykle miłego staruszka siedzącego na portierni, stawiając przed nim futrzaka, na co facet tylko pokiwał głową znad swojej gazety. On także jakiś czas temu przestał mu wreszcie zadawać niewygodne pytania najwidoczniej zrażony jego wiecznymi kłamstwami, za co nastolatek był mu niezwykle wdzięczny.
    W zasadzie nie wiedział jak długo błąkał się po ulicach starając się wypatrzyć kolejną ofiarę, której mógłby zawinąć jakąś forsę lub cenny przedmiot, który po następnym spieniężeniu umożliwiłby mu spłatę choć części długów zaciągniętych przez jego rzekomego opiekuna. W każdym razie zaczynało już zmierzchać, gdy wreszcie ją ujrzał. Blondwłosa samotna kobieta całkowicie zatopiona we własnych myślach wydała mu się idealnym celem. Zwłaszcza, że i tak musiała przed chwilą stanąć na czerwonym świetle. Nie zastanawiając się długo, rozejrzał się szybko wokół, by upewnić się, że nikt nie zwraca na niego większej uwagi, po czym zaszedł ją od tyłu, udając, że ich nagłe zderzenie było wyłącznie dziełem przypadku. Wykorzystując jej parosekundową konsternację, czym prędzej włożył dłoń do jej torebki i wymacał portfel. Natychmiast zacisnął na nim palce i odszedł powoli w odwrotnym kierunku, starając się nie wzbudzać w nikim żadnych podejrzeń. Pech chciał, że w całym tym stresie całkowicie zapomniał o tym, że akurat tego ranka nie zdążył założyć soczewek zanim dopadł go wuj, więc postrzegał świat w nieco innych barwach niż powinien. A to rzecz jasna musiało sprawić, że w jego lepkie łapki dostał się przedmiot, którego charakterystyczna kolorystyka dość szybko przyciągnęła wzrok jego prawowitej właścicielki. Niech to szlag, jak można było być aż tak bezmyślnym ?! O tyle dobrego, że znał te okolice jak własną kieszeń, a goniąca go kobieta najwidoczniej nie była jakąś wybitną sprinterką, skoro pozostała za nim daleko w tyle. Jasne, było mu jej żal, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że przywłaszczając sobie jej portmonetkę z całą pewnością postąpił niewłaściwie, ale czyż miał inne wyjście ? Raczej nie. Brnął więc niewzruszenie dalej, za nic mając także fakt, iż w pewnym momencie omal nie zderzył się z jakimś samochodem. Najważniejsze, że zanim został złapany, zdołał przedrzeć się przez dziurę w siatce, prowadzącą na tyły dawno opuszczonego schroniska dla młodzieży. Dopiero tu mógł zwolnić kroku, ponieważ wyłom, z którego skorzystał z całą pewnością nie był przystosowany do rozmiarów człowieka dorosłego.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  178. -To wszystko moja wina Em.. - mruknął załamany. - To jaki byłem przez ostatnie dziesięć lat teraz wpływa na nas, na naszą relację - zadrżał cholernie bojąc się powiedzieć tego co przecież powinien powiedzieć już na samym początku jak spytała o wypadek. -Carmen była na ciebie wściekła z mojej winy - dodał z wzrokiem utkwionym na swoich dłoniach. - Zanim cię poznałem, sypiałem z nią, ale zawsze podkreślałem, ze łączy nas jedynie seks. Ona jednak chciała mnie tylko dla siebie, nie chciała się dzielić więc gdy oficjalnie ogłosiliśmy nasz związek, ona wpadła w szał - zamilkł na moment czująć jak negatywne emocje wyrażnie dają o sobie znać. - Ona ci groziła, chciała zniszczyć tylko dlatego, że chce być tylko z tobą. Gdy dowiedziałem się, że to ta suka stoi za tymi groźbami, wściekłem się. Zagroziłem jej, że jeśli nie wyniesie się z miasta i nie zostawi cię w spokoju to uczynię z jej życia piekło… a ono w odwecie zepchnęła cię ze schodów gdy tylko zobaczyła cię w klubie.
    Zamilkł czując się naprawde źle. Wiedział, że jego postępowanie było karygodne, ale chciał jedynie chronić bliską mu osobę. A teraz gdy ta prawda wyszła na jaw bał sie tego co ukochana pomyśli o nim. Czy uważała go za potwora, jak często przewijało się to stwierdzenie w róznych plotkach? W końcu stwierdzenie, ze jest wcieleniem diabła wcale nie było aż tak dalekie od prawy, bo stawał się nim gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo jego najbliższych.
    -Pewnie teraz uważasz mnie za potwora co? - mruknął z desperackim wręcz śmiechem w końcu odpowiedź na to pytanie była oczywista. Emily była zbyt dobra by chcieć wiązać się z takim potworem jak on, więc po tym co właśnie jej powiedział był pewny, że każe odejść mu i już więcej nie wracać. W końcu każda inna osoba na jej miejscu tak właśnie by postąpiła, prawda?

    diabeł w ludzkiej skórze

    OdpowiedzUsuń
  179. -Nie okłamuję cię Em… Staram się być zawsze z Tobą szczery, ale niezwykle ciężko jest mi mówić o pewnych tematach - mruknął skruszony, bo cholernie zależało mu na niej jak na nikim innym. - Długo byłem sam, w sensie nigdy nie musiałem liczyć się z innymi i szczerze nie mam pojęcia co właściwie powinienem robić - z całego tego zdenerwowania zaczął bawić się sygnetem. - Obiecałem ci, że nie pozwolę abyś odeszła, ale nie chce cię też wciąż ranić i narażać, bo wbrew temu co o mnie sądziłaś, nie jestem dobrym człowiekiem i nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się to zmienić.
    Lucas już od dłuższego czasu był w rozsypce. Nie radził sobie z emocjami, nie radził sobie sam ze sobą, nawet jeśli wiecznie budował wokół siebie wysoki mur, który oddzielał jego prawdziwe ja od tego, które kreował na potrzeby prowadzenia interesów. I mimo, że czasem obie te osobowości przenikały się wzajemnie, to jednak dość spora część tego skrzywdzonego faceta wciąż była ukryta głęboko za tym murem. Jak miał tak łatwo zaufać innym skoro tak ciężko było mu zaufać samemu sobie? Bał się, że zostanie skrzywdzony i tego, ze sam może kogoś skrzywdzić. Bał sie bycia samotnym ale jednocześnie oddzielał od siebie innych grubą kreska. Tak wiele sprzeczności, wiele bólu, samotności i pragnień skrywał w sobie, że sam już nie wiedział jak powinien funkcjonować.
    -Przez cały ten czas chciałem cię tylko chronić, bo panicznie boję się tego, że z mojej winy skończysz tak samo jak Aria.., że stracę cię przez to co kiedyś zrobiłem - po jego popłynęły łzy gdy przypomniał sobie do czego doprowadził w sprawie swojej ukochanej siostry. - Nie chciałem cię w to wszystko mieszać, bo nie chciałem byś się dodatkowo tym stresowała, abyś się martwiła. I strasznie boli mnie gdy widzę jak po raz kolejny cię zawodzę….

    przestraszony i niepewny siebie L

    OdpowiedzUsuń
  180. Niechętnie posłuchał pielęgniarki cholernie bojąc się o ukochaną. Czy naprawdę musiał sprawiać jej tyle przykrości i bólu? Cholera jasna! Przecież chciał być z nią szczery tak ja go prosiła więc czemu doprowadziło to do takich a nie innych skutków? Czy popełnił błąd zdając się na szczerość? Do cholery! Co było z nim nie tak?
    Krążył po korytarzu z niecierpliwością wyczekując aż któraś z pielęgniarek w końcu poinformuje go o jej stanie. Odetchnął dopiero wtedy gdy jej stan znacznie się poprawił, jednak nie był pewny czy powinien ponownie wchodzić do sali z obawy, że znów powie coś nie tak i tylko pogorszy sytuację. Zamiast tego poprosił jedna z pielęgniarek by przekazała blondynce, że da jej trochę czasu dla siebie i wpadnie następnego dnia rano by sprawdzić jak się czuje. Następnie udał się do klubu, gdzie pozostałą część nocy spędził sam w swoim gabinecie, próbując skupić się na pracy.
    ___
    Następnego dnia pojawił się w szpitalu z samego rana, starając się wyglądać na jak najbardziej opanowanego, chociaż obawiał się, że po tym wszystkim kobieta nie będzie chciała go widzieć. Z lekkim niepokojem zapukał by po chwili pojawić się w progu.
    -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - odparł łagodnie z delikatnym uśmiechem. - Chciałem cię przeprosić za wczoraj - dodał nim kobieta zdążyła cokolwiek jeszcze powiedzieć. W dłoni trzymał mały bukiet kwiatów i paczkę najlepszych trufli serwowanych w mieście.

    potulny L

    OdpowiedzUsuń
  181. Mężczyzna usiadł obok jej łóżka wciąż czując się głupio. Miała rację, bo nieświadomie zamykał ją w złotej klatce pod pretekstem ochrony jej. Jednak czy on faktycznie potrafił inaczej? Czy był w stanie być dla niej partnerem na jakiego naprawdę zasługiwała? Nie był co do tego pewny, ale wiedział, że zrobi wszystko by być przy niej.
    -Emily - wyszeptał, po czym ujął jej dłoń. - Nie jestem idealny, wciąż jest wiele rzeczy, które muszę w sobie zmienić by stać się tym na kogo zasługujesz. Zdaję sobie z tego sprawę i chcę być dla ciebie najlepszym partnerem. Wciąż jest jeszcze wiele rzeczy, które musimy sobie wyjaśnić, na temat których musimy porozmawiać a twój obecny stan nieco to utrudnia. Obiecuję ci jednak, że gdy juz wydobrzejesz opowiem ci wszystko co tylko będziesz chciała i nie będę nic zatajał chodzby miała być to coś okropnego. Jednak najpierw chce byś wypoczęła i nabrała sił nim powrócimy do ostatniej rozmowy, dobrze? - spytał z ogromną troską. Chciał być z nią szczery, chciał powiedzieć jej o wszystkim, jednak jeszcze nie teraz. W tej chwili najważniejsze było jej zdrowie, dlatego prawda musiała zaczekać. Z jednej strony było to mu jednak na rękę, bo o niektórych tematach wciąż trudno było mu mówić i on również potrzebował czasu na uporządkowanie tych wszystkich myśli.

    L

    OdpowiedzUsuń
  182. W życiu Lucasa działo się sporo, i może przez większość czasu mogłoby wydawać się zupełnie inaczej, ale prowadzenie dwóch firm o tak dużych profilach sprawiało, że żądło kiedy miał on faktycznie czas dla siebie. Dlatego też tak bardzo cenił sobie każdą chwilę, która mógł spędzić z blondynką i chociaż na chwilę nie myśleć o pracy, której z każdym dniem miał coraz więcej. Przy niej mógł poczuć się bardziej normalnie, nie jak biznesmen a zwykły człowiek spędzający czas z osobą na której mu zależy, dlatego każda minuta spędzona z nią była dla niego tak bardzo cenna.
    -Witaj - uśmiechnął się czule jak to zwykle czynił w stosunku do niej. - Cieszysz się na opuszczenie tego depresyjnego wręcz miejsca? Mogę podwieźć cię do domu jeśli masz ochotę, tylko chciałbym jeszcze zajrzeć do jednej pacjentki - powiedział spokojnym tonem wciąż nie odrywając od niej wzroku. - Nie wiem czy pamiętasz Nathana, to młody ochroniarz, który często stoi na bramkach. Jego siostra jest leczona w tym szpitalu na białaczkę i skoro tutaj jestem chciałem sprawdzić jak się miewa - odparł z delikatnym uśmiechem. Historią Nathana i jego siostry była naprawdę ponura dlatego zdecydował się im pomóc. Rodzeństwo miało tylko i wyłącznie siebie i Lucas doskonale rozumiał to bo sam był odpowiedzialny za własne i mocno przeżył ich utratę.

    L

    OdpowiedzUsuń
  183. Lucas pożegnał się z dziewczyną uśmiechnięty, chociaż w głębi serca czuł ogromny ból, którego w żaden sposób nie był w stanie załagodził. Ich relację były raczej neutralne, może trochę bardziej w stronę czegoś w rodzaju przyjaźni, jednak czuł, że traci ją coraz bardziej i bardziej. I chociaż cholernie się tego obawiał, może faktycznie najlepszą opcją było pogodzenie się z faktem, że stracił kolejną bliską mu osobę? Złamanie tej obietnicy, którą dał jej tamtego dnia była nie do zniesienia, ale przecież wciąż ją ranił więc jaki sens miał taki związek?
    W rezultacie postanowił jednak dać jej trochę więcej przestrzeni i nie nachodzić przez najbliższe kilka dni, chociaż cholernie pragnął ją zobaczyć. Nie spodziewał się, że tak mocno za nią tęskni, ale uparcie powstrzymywał się chodzby przed napisaniem jej krótkiej wiadomości z pytaniem jak się czuje. Wiedział jednak, że w końcu zobaczy ją w klubie gdzie przecież pracowała przy roślinach, ale uznał, że w takich momentach skupi się przecież na pracy, której i tak miał przecież sporawo.
    ___
    Valentino już od jakiegoś czasu przyglądał się postępowaniu swojego starszego brata szukając sposobu na jeszcze mocniejsze wbicie, przyszłowiowej szpillki prosto w jego serce. Kiedy dowiedział się o jego związku z niejaką Emily Robbins, uznał, że to doskonała okazja na zagranie na nosie brata, a okazja do zrealizowania swojego planu nadarzyła się wręcz niesłychanie szybko. Gazety rozpisywały się o stanie ukochanej Lucasa, o jej amnezji i pod wątpliwość poddawały ich dalszy związek. Czyż nie była to idealna okazja by zasiać ziarno niepewności w sercu tej kobiety?
    Tego dnia rozpoczął swój niecny plan, gdy udając zainteresowanie czymś, co znajdowało się w jego telefonie, zupełnie przypadkiem wpadł na blondynkę, w ostatniej chwili łapiąc ją w swoje objęcia nim ta runęła na ziemię. Miał świetny refleks więc złapanie tej drobnej kobietki nie było dla tego, wysokiego szczupłego bruneta jakimś wybitnym wyczynem. Jego dłuższe włosy miał spięte z tyłu, ale kilka kosmyków niedbale spoczywały na jego twarzy gdy intensywnie zielone oczy wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Zdecydowanie nie był on podobny do swojego brata gdyż urodę odziedziczył raczej po matce.
    -Nic Pani nie jest? - spytał łagodnie a zarazem z nutą niepokoju. - Proszę mi wybaczyć, powinienem być bardziej uważny - dodał z czarującym uśmiechem, który często pomagał mu w kolejnych podbojach.

    spotkanie z drugim diabłem :D

    OdpowiedzUsuń
  184. Mężczyzna zdawał sobie sprawy, ze tego typu sztuczki nie działają na każdą kobietę. Oh gdyby faktycznie działały życie nagle stałoby się zupełnie nudne a on zdecydowanie nie lubił nudy. Jeśli kobieta była nieprzystępna to działało to na niego niczym magnes, bo kto nie lubi stawianych przed nim wyzwań?
    -Oh oczywiście - Valentino natychmiast puścił kobietę wydając się przy tym lekko zestresowany i zawstydzony jakby nagle uświadomił sobie, że robi coś czego nie powinien robić. - Jeszcze raz najmocniej Panią przepraszam. Powinienem być bardziej uważny - mruknął nerwowo drapiąc się w tył szyi a jego wzrok uciekł gdzieś w bok. - Naprawdę mi głupio, w końcu mogła zdarzyć się Pani krzywda i to przez moją nieuwagę - westchnął gdyż jego niezręczność w owej sytuacji była cholernie mocno zauważalna. - Może w ramach przeprosin mogę chociaż postawić Pani kawę. No chyba, że nie pije pani kawy to może być nawet herbata - dodał jakby lekko przestraszony co dla wielu mogło wydawać się nawet całkiem słodkie, oczywiście dla osób, które faktycznie nie znały tej persony.

    :>

    OdpowiedzUsuń
  185. Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie gdy kobieta przyjęła jego propozycję. Nie sądził, że wystarczyło grać jedynie niepewnego, zatroskanego nieznajomego, by dziewczyna tak szybko łyknęła jego doskonałe aktorstwo.
    -Valentino - ujął delikatnie jej dłoń jakby obawiał się, że zbyt mocny uścisk może wyrządzić jej niechcianą krzywdę. - Niedaleko jest niewielka lokalna kawiarnia. Mają duży wybór cudownych kompozycji smakowych. Osobiście polecam tą z nutą bzu - dodał z entuzjazmem jakby naprawdę uwielbiał herbatę. - Oczywiście, jeśli nie jesteś zajęta Emily - spojrzał na nią jakby z nadzieją, że nie odmówi mu tego zaproszenia. Jego spojrzenie mogło kojarzyć się z wzrokiem biednego zwierzęcia, które samym spojrzeniem kruszyło delikatne serca właścicieli.

    przebiegły demon :>

    OdpowiedzUsuń