India Jones
26 LISTOPADA 1995, NOWY JORK | UPPER EAST SIDE | REZYDENTURA Z PEDIATRII I GENETYKI | DZIEDZICZKA FORTUNY JONESÓW | INSTAGRAM
PANNA KSIĘŻNICZKA Z ZADARTYM NOSEM. PANNA LEKARKA ZAJĘTA KARIERĄ. PANNA NIETYKALSKA. PANNA NIEPRZYJACIELSKA.
Nazwali ją India trochę dlatego, że brzmiało to jak świetny żart, a trochę dlatego, że to tam właśnie jej ojciec zarobił pierwszy milion. Indie. Kraj wielkich marzeń i jeszcze większych pieniędzy. Nikt właściwie nie wie, co takiego zrobił Robert Jones, że się dorobiŁ. Na pewno nie India. Zupełnie jej to nie obchodzi. Relacje z ojcami nie są łatwe. Szczególnie z ojcami, magnatami finansowymi, obracającymi wielką forsą na Manhattanie. Kontakty Pana Jonesa z córką ograniczają się jedynie do brunchy, na które ciąga ją matka, kiedy kochany tatuś akurat nie jest w podróży a ona nie dyżuruje. Co, na jej szczęście, ostatnio zdarza się coraz rzadziej. Dzięki Ci, ochrono zdrowia!
PANNA BEZ SERCA. PANNA NIE SZUKAM NICZEGO POWAŻNEGO. PANNA RZUĆ MNĄ O ŚCIANĘ I MNIE POCAŁUJ
Tak naprawdę India ma serce. Tyle że schowane gdzieś bardzo, bardzo głęboko. Za murem z kości i mięśni. Jak inaczej miałaby poradzić sobie w pracy, widząc tyle bólu i cierpienia? Jak dojść do siebie po kolejnym zawodzie miłosnym, bo okazało się, że kandydat tak naprawdę upatrzył sobie fortunę Jonesów a nie kobietę, która przed nim stała? Dlatego właśnie postanowiła się nie angażować. Nie otwierać. Nie zakochiwać. Nie jest to proste zadanie, ponieważ lubi towarzystwo. Randki przy świecach i dobre kolacje. Lubi też seks. Pozwala jej zapomnieć i chociaż przez chwilę dobrze się bawić. Przepuszczanie pieniędzy tatusia szybko jej się znudziło.
Witamy się pięknie ze wszystkimi! Na zdjęciach Adelaide Kane. Szukamy dram, romansów w liczbie mnogiej, kogoś, kto wywróci Indi świat do góry nogami też :D
niewidzialna.gaol@gmail.com
[Ja się zakochałam w tym imieniu, a jeszcze bardziej w zdjęciu! Jest przecudowne, a sama postać Indii sprawia, ze chce ją bardziej poznać. Baw się tu dobrze, życzę masy ciekawych i porywających wątków, jak i morza weny!
OdpowiedzUsuńA jakbyś chciała, to zapraszam do siebie 😌]
Octavia
[Przybywam, żeby ciepło powitać Ciebie na blogu! India wydaje się bardzo intrygującą postacią, w dodatku jest prześliczna. Życzę więc jak najwięcej weny i wątków, w razie, gdybyś miała ich niedosyt, to zapraszam do siebie i może udałoby się spleść ścieżki naszych pań<3]
OdpowiedzUsuńMijoo
[Czy tylko ja w pierwszym, podświadomym odruchu przeczytałam jej imię jako Indianę, co świetnie współgrało z tymi filmowym nazwiskiem, a dopiero po jakimś czasie odkryłam, że je przekręciłam ? Mało prawdopodobne.
OdpowiedzUsuńW każdym razie życzę wiecznie wybijającego źródełka weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]
Trójka muszkieterów (tj. Lean, Anael i Max) & chowająca się w roboczych Zhilan.
[A ja podglądałam (z ciekawości) i było Indiana Jones wcześniej! :D Dopiero przy kolejnym zerknięciu w kartę zauważyłam, że zostało zmienione. ^^ Hej, cześć. Witam serdecznie na blogu. :) Ciekawa jestem na czym to ojciec Indii drobił się fortuny, ale chyba chwilami lepiej nie pytać, bo jeszcze usłyszy się odpowiedź. ^^ Oby znalazła kogoś przy kim będzie się mogła otworzyć i nie będzie szukała jedynie czegoś na chwilę. Tak odbieram z karty, że jednak chciałaby kogoś mieć na dłużej niż jedną noc. Pozostaje mi chyba pożyczyć udanej zabawy i samych ciekawych wątków. :)]
OdpowiedzUsuńCornelia Watson & Fabian Cavallaro
[ Hej, cześć, witamy w naszym "skromnym" gronie!
OdpowiedzUsuńNie będę oryginalna ze stwierdzeniem, że imię jest ciekawe i wpada w ucho, bardzo mi się podoba. A do pani ze zdjęcia mam ogromny sentyment ;D
Przyjemnie czytało mi się twoją kartę, a sama India zdaje się ciekawą osóbką, która wiele w sobie chowa i jeszcze z niejednej strony się pokaże, bo niby panna bez serca, a jednak pediatria ;>
No i te ojcowskie interesy w tle...
Bawcie się dobrze, a w razie chęci zapraszam do siebie! ]
Lian / Jackson
[Oh, w sumie wątek, że zestresowana Octavia ląduje z Aylą w szpitalu, bo ta mogłaby się rozchorować, jest całkiem dobrym pomysłem na początek 😀 biedna India, uspokoić Octi w takim momencie nie będzie takim łatwym zadaniem 😂]
OdpowiedzUsuńOctavia
[Ah, nie widziałam już tej końcówki w wiadomości. xD Inaczej od razu pisałabym na mejlu, żeby tam coś ustalić. :) Ja w zasadzie jestem otwarta na wiele rzeczy, ale o tej porze już niekoniecznie wiem czego bym chciała. :D A skoro z niej taka panna nieprzyjacielska to może uda się nam przekonać, że jest odwrotnie? Albo ustalmy co i jak na mejlu/czacie google? Dziś z siebie żadnego pomysłu niestety nie wyrzucę, choć bardzo bym chciała.]
OdpowiedzUsuńFabian
[Ja jestem jak najbardziej za! Możemy przejść dla wygody na maila/google chat, żeby nie robić tu zamieszania, jeśli odpowiada<3]
OdpowiedzUsuńMijoo
[ Wysłałam maila w sprawie wątku :D ]
OdpowiedzUsuńLian
[Witaj na blogu. Mam nadzieję że będziesz się tutaj dobrze bawić! Gdybyś miała pomysł na jakiś wątek to śmiało zapraszam bo sama obecnie nie wiem jak mogłabym połączyć wątek Lei z India.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w pisaniu :3]
[Hej,
OdpowiedzUsuńWpadłam tylko poinformować, że odezwałam się do Ciebie na Chacie Google.]
[Ale ona jest cudowna! Witamy na blogu i życzymy dużo weny i dobrej zabawy. Z chęcią porwałabym Was na wątek, ale chwilowo mam pełne ręce roboty :< może jak przyjdzie lepszy dla mnie czas ro tu wrócimy z jakimś pomysłem!]
OdpowiedzUsuńMargaret & Theo
Praca w klubie, za barem może i nie była wyszukana i nie potrzebowała górnolotnych umiejętności, jednak czerpał zniej sporo satysfakcji, gdy klienci wpatrywali się w jego poczynania z zainteresowaniem i dziekowali mu lekkim uśmiechem, czy sowitym napiwkiem. Wypłata również nie należała do wysokich, wręcz przeciwnie, ale niezbyt mu to przeszkadzało póki mógł wiązac koniec z końcem i opłacać swój skromny kąt. Zdecydowanie bardziej od pieniędzy cenił sobie poznanych ludzi i samodzielność, która dawała mu pełną swobodę działania w życiu. Wierzył też, że o prawdziwej wartości człowieka nei śwaidczyła ilość zer na koncie.
OdpowiedzUsuńMiał swoje demony, swoje skrzywienia i przeszłość, której nie mógł zmienić. Wiele rzeczy przepracował. Wiele rzeczy wciąż się za nim ciągnęło. Sądził jednak, że osiągnął pewien poziom szczęścia dzięki, któremu żyło mu się całkiem dobrze mimo, iż zatrzymał się gdzieś po środku dawnego życia i tego lepszego gdzie trwaniki były zieleńsze, a słońce świeciło mocniej.
Stawał za barem niemal w każdy weekend. W tedy lokal pękał w szwach, a oni mogli wyciągnąć najwięcej napiwków od licznych klientów. Przepadał za tym intensywnym tempem, za czasem góry niepostrzeżenie mijał i nagle nastawał ranek, a on musiał wracać do domu. Lubił tą masę twarzy przewijających się przez klub, dudniocą muzykę i kolorowe światła przesuwające się po sulwetkach tłączących się na środku parkietu.
Urozmaicał sobie tworzenie drinków obserwacją ludzi. Niekiedy udawało mu się nawiązać nowe znajomości, innym razem zdarzało się, że z nikim nie zamienił słowa. Tym razem nie mógł oprzeć się pokusie i zerkaniu raz za razem w stronę środka sali. Wprost na bawiącą się beztrosko brunetkę. Znad kieliszków i potrząsanego shaikera spoglądał w jej stronę. Obserował to jak poruszała się do dźwieków płynących z głośników, to jak jej wąskie jeansy opinały się na zgrabnym ciele, to jak ciemne włosy kaskadami opadały na odsłonięte plecy... I kiedy myślał, że dziewczyna jest nieświadoma jego spojrzeń, posłała mu uśmiech. Lekki, mieszający się z błyskami kolorowych śwaiteł. Zachęcający jeśli tylko odważył się tak pomyśleć. Nie był kobieciarzem, ale niekiedy czuł tą złośliwą potrzębę zabawienia się, puszczenia hamulców.
Zerknął na zegarek spoczywający na nadgarstku. Została mu jeszcze godzina do końca zmiany...
— Zwijam się. — nachylił się w stronę kolegi barmana stojącego nabliżej. Wytarł dłonie w ścierkę, którą odrzucił na blat i nim chłopak zdążył mu odpowiedzieć, Lian był już po drugiej stronie lady. Najwyżej rozmówi się z szefem.
W szafce na zapleczu spoczywała koszulka i szorty, ale na razie postanowił zostać w ciemnej koszuli opinającej jego ciało i ciemnych jeansach z przetarciami. Podwinął rękawy odsłaniając przedramiona. Na jednym z nich malował się jeden z kilku tatuaży, japońskie chmury i kilka linijiej ulubionych kawałków. Najbardziej dumny jednak był z dzieła zdobiącego jego plecy.
Przecisnął się przez tłum rozglądając w poszukiwaniu tej dziewczyny, która uprzednio przykóła jego uwagę. I znalazł ją, ciało poruszające się w rytm wibracji unoszących się wokół nich. Podszedł do niej stając tuż za nią. Po krótkiej chwili jego ciało dopasowało się do jej ruchów. Jego dłonie ułożyły się na talii nieznajomej. Wciąż jednak zachowywał minimum dystansu, czekając na ruch z jej strony, nieme przyzwolenie lub sygnał, że ma szukać szczęścia gdzie indziej.
— Jak się nazywasz? — wymruczał zniżając się do wysokości jej ucha, na tyle głośno, by jego niski głos przebił się przez hałas panujący w klubie.
Li
— Ruch mamy jak w piątek — Mijoo zerknęła na tancerkę w odbiciu swojego lustra, z równym zdziwieniem, co reszta zgromadzonych dziewczyn. Zazwyczaj poniedziałki były wolniejsze. Ludzie mieli pracę następnego dnia, większość nie czuła pokusy na wieczorne picie, kiedy obowiązki następnego dnia dychały im prosto na kark.
OdpowiedzUsuńTego dnia miały przygotowane głównie grupowe występy, bez ekstrawaganckiego wystroju i rekwizytów. Na pierwszy rzut oka taka decyzja mogła wydawać się bezsensowną - potrzeba zgrania się tancerek, utrzymywane w tej samej estetyce kostiumy. Jednak preferowały przedstawiać proste, acz dalej urokliwe, pokazy grupowe, ponieważ było mniejsze zapotrzebowanie na ciągłe, choć krótkie, przerwy do zmiany wyglądu sceny. I tak każda miała okazję zabłysnąć i zaprezentować coś od siebie, bez zachodu z wcześniejszym planowaniem i prośbami o przygotowanie odpowiednich elementów
— Joo, masz czerwoną kredkę do ust? — Miała, prawdopodobnie nawet nie swoją, ponieważ dziewczyny wymieniały się makijażem na porządku dziennym. Bez werbalnego potwierdzenia podała koleżance produkt i pozwoliła sobie zabrać z jej stanowiska eyeliner, którym mogła wykonać delikatne kreski, kontrastujące z czerwoną kolorystyką reszty makijażu.
— Pomoże mi ktoś z gorsetem?
— Widział ktoś moje czerwone kabaretki?
— Potrzebuje lakieru do włosów.
Z czasem stało się to szumem w uszach młodej tancerki. Każdego dnia, kiedy przychodziła do pracy, padały takie hasła, na które odruchowo odpowiadała, kiedy była w stanie pomóc. Wiedziała, że może tego samego oczekiwać w zamian.
Nie licząc nich, na scenie znajdowały się płatki róż, jak i duże, czerwone łóżko, służące jako główny rekwizyt występu. Na samym jego środku siedziała Mijoo, z przezroczystym szalem luźno narzuconym na ciało, zsunięty odrobinę z jednego ramienia. Wraz z nastrojowym rytmem wykonywała ruchy na materacu, niby od niechcenia, acz z nutą elegancji, gdzie wszystko było przekalkulowane, aby trafić w fantazję klientów.
Skanowała zmysłowym spojrzeniem widownie, nie wyłapując kontaktu wzrokowego na dłużej, niż kilka sekund. Kokieteryjna fasada nieomal zsunęła się z jej twarzy, kiedy w tłumie zauważyła damską twarz. Samo w sobie nie było to zaskoczeniem. Tym, co prawie wybiło ją z rytmu, było wyraźne poczucie znajomości kobiety. Po wjeździe kurtyny zaczęła osadzać się w niej panika, kiedy próbowała uświadomić sobie, skąd ją kojarzyła.
India Jones.
Czy to naprawdę była India Jones, od tych Jones’ów, z którymi jej ojciec miał - może nie w pełni szczery - ale finansowo korzystny kontakt.
Mijoo
Był przyzwyczajony do zaczepek ze strony klientek i nie tylko klientek. Niektórzy posyłali mu subtelne gesty, inni komplementowali jego wygląd, czy drinki które przygotował, jeszcze inni wprost mówili czego by chcieli. Zdarzało się nawet, że spotkał się z propozycjami za dodatkową opłatą. To przedmiotowe traktowanie i postrzeganie jego osoby nie robiło na nim wrażenia, poniekąd był do niego przyzwyczajony, choć obecnie znał swoją wartość i w żadnym stopniu nie było można go tym obrazić, czy zachwiać jego pewności siebie. Może wręcz przeciwnie, bo kto nie lubi komplementów?
OdpowiedzUsuńWidział wiele twarzy, które mogły zwrócić uwagę, pozwalał sobie na wymianę spojrzeń, na drobny flirt jednak tej konkretnej brunetce nie potrafił odmówić. Jej uśmiech, spojrzenie ciemnych oczu i ciało wijące się do rytmu emanowały magnetyzmem, który bezlitośnie go przyciągał. Bez większego wysiłku dał się jej skusić, podłapując niemą grę.
Od dłuższego czasu był sam. Zwykle samotność mu nie przeszkadzała zagłuszona masą obowiązków i spotkań z przyjaciółmi. W wolnych chwilach trenował, a po ciężkich ćwiczeniach zwykle był tak zmęczony, że po szybkim prysznicu padał do łóżka. Wielokrotnie też był na tyle obolały, że nie myślał o tym, że leży sam w pustych czterech ścianach. Ale gdzieś w jego środku czuł tą specyficzną potrzebę bliskości, bycia i zostania dostrzeżonym. Zawsze polegał tylko i wyłącznie na samym sobie jednak to było zupełnie co innego.
— India, ciekawie. — powtórzył miękko, a kąciki jego ust uniosły się do góry w skojarzeniu imienia z serią popularnych filmów. India… nie było to typowe imię i zastanawiał się jaka historia mogła się za nim kryć, a może był to tylko czysty zbieg okoliczności. Tak czy inaczej z niczym, ani z nikim więcej imię mu się nie skojarzyło. Lian w swej prostocie nie gonił za nowinkami z wielkiego świata, szerokim łukiem omijając fora plotkarskie i niestworzone historie, którymi karmią ludzi.
Gdy znalazła się jeszcze bliżej, nie zostawiając między nimi żadnej przestrzeni, otoczył go przyjemny, rześki zapach kwiatów, gryzący się z ciężkim powietrzem wiszącym w klubie, wonią dymu i alkoholu. Była czymś świeżym, innym niż pozostałe, czymś pociągającym czemu nie potrafił powiedzieć nie. Jakby zatracił całą swoją stanowczość.
Jedną dłonią sunął po jej plecach, opuszkami palców muskając jej miękką skórę, badając krzywiznę jej kręgosłupa, aż zatrzymał dłoń na karku Indii, palce wplatając w ciemne pasma włosów. Spoglądał w duże oczy, nieco zamglone od tego co musiała wypić tego wieczora. Lustrował spojrzeniem zaróżowione policzki i pełne usta, gdy ich ciała ocierały się o siebie w ścisku, który panował wokół. Przyciągnął ją jeszcze bliżej otaczając ramionami.
W jego żyłach nie musiały toczyć się procenty, by czuł się na swój sposób upojony. Bo przecież przy zdrowych zmysłach nie powinien zrywać się z nowo podjętej roboty tylko i wyłącznie dlatego, że w oko wpadła mu jakaś dziewczyna. Ale Lian zwykle najpierw robił, a później myślał nad konsekwencjami swoich wyborów, żyjąc tu i teraz. Po tym wieczorze mogli się więcej nie spotkać, ale teraz oferował całego siebie, skupiając się tylko na Indii jakby nikogo innego prócz nich tutaj nie było. Chciał wyciągnąć z tego spotkania tyle ile tylko zdoła, zacierając wszelkie granice, które powoli przekraczali.
Jego dłoń znów przesunęła się po jej nagiej skórze. Pochylił się nieco opierając czoło o jej czoło, zaglądając w brązowe oczy. Jego własne błyszczały teraz odbijając klubowe, przygaszone światła.
— Nie widziałem cię tu wcześniej. — wymruczał. Nie żeby sam pracował tu od dawien dawna, ale niektóre twarze przewijały się przez klub na tyle często, że je kojarzył. A India należała do grona charakterystycznych i zdecydowanie atrakcyjnych. Zbyt atrakcyjnych, by jej cała osoba, czy ponętne wargi nie były dla niego kuszące. Ostatecznie był tylko młodym, samotnym facetem.
Przesunął dłoń z karku na policzek dziewczyny, obejmując jej twarz, kciukiem obrysowując te cholernie pociągające usta, które mąciły mu w głowie.
Li
Jej delikatny dotyk palił go przez materiał koszuli, która zdawała się teraz niezwykle irytującym i zbędnym dodatkiem. Czuł jej skórę pod swoimi palcami i chciał poczuć jej dotyk na swoim ciele, paznokcie przesuwające się po skórze. Zaśmiał lekko, cicho, a jego twarz przyozdobił uśmiech, gdy traciła go nosem w ponaglajacym geście.
OdpowiedzUsuń— Lian. — przedstawił się krótko przeskakując wzrokiem od jej oczu do ust i z powrotem, pokonując ten dystans kilkukrotnie. Czuł ciepły oddech dziewczyny na swojej twarzy, ciepło ciała tuż przy swoim ciele, miękkość ust pod kciukiem… Chciał ją poczuć jeszcze bliżej, bardziej i niewiele myśląc nachyl się ku niej pokonując niewielki dystans, który ich dzielił i złączył ich usta w pocałunku. Nareszcie pomyślał, ignorując potencjalną możliwość, że India wcale sobie nie życzy takich gestów z jego strony, że mógł przesadzić i posunąć się zbyt daleko ryzykując siarczystym ciosem w twarz. Był gotowy tym zaryzykować, woląc mieć powód do przeprosin niż żałować, że nie postąpił tego jednego kroku w przód.
Mogli się nie znać, ba! Byli sobie kompletnie obcy, ledwo znając swoje imiona, które na dobrą sprawę mogli zmyślić dla niepoznaki, choć Lian w rzeczywistości nie miał powodów, by zechcieć zataić swoją tożsamość. Na tle niektórych nowojorczyków był nikim specjalnym. Ot jednym z wielu facetów zamieszkujących Chinatown. Nikim wyjątkowym. Po prostu nikim.
Zaczął od niespiesznego badania jej ust. Były miękkie i słodkie, smakowały shotami, które wcześniej wypiła. Cały jej obraz nabrał idealnego kształtu w jego myślach, a on zaczął tonąć w tej drobnej pieszczocie czując jak iskra w jego wnętrzu zaczyna coraz bardziej się rozpalać. Czuł przyjemne ciepło rozlewające się po ciele, dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa kumulujący się w lędźwiach. Usta zaczęły go piec, ciało domagało się więcej. Więcej jej dotyku, więcej bliskości, więcej odurzającej przyjemności, której nie miał zamiaru sobie odmówić. Nie póki ona stanowczo go od siebie nie odepchnie.
Jego dłoń zsunęła się niżej wzdłuż jej pleców na pośladki, zakradając się do tylnej kieszeni jeansów. Druga dłoń wciąż spoczywała na jej rozgrzanym policzku, końcami palców wplatając się w ciemne włosy. Nachylał się nad nią zamykając w szczelnym uścisku swoich ramion. W tej chwili, gdy poczuł znajomą ekscytację, żałował że znajdowali się w klubie, na parkiecie, w otoczeniu kilkudziesięciu innych ciał.
Walczył ze swoimi chaotycznymi myślami, czy to nie za szybko, czy nie wyjdzie na desperata zapraszając ją do siebie po jednym pocałunku. Ale nie chciał wypuszczać jej z objęć, nie do najbliższego rana przynajmniej. Co dalej? Na razie nie miał zamiaru tego analizować.
— Mogę cię stąd porwać? — wychrypiał ledwo się od niej odrywając, wciąż zaczepiając jej usta swoimi. Nie czekał jednak na odpowiedź wypijając się gwałtowniej, bardziej zachłannie w jej wargi. Naparł nieco na jej drobniejsze ciało, udem wsuwając się pomiędzy jej szczupłe nogi, przylegając do niej całym swoim ciałem, a przynajmniej każdym możliwym skrawkiem. Rozpływał się w jej zapachu i we własnym zniecierpliwionym pragnieniu
Nie wiedział, czy przechodziły go kolejne dreszcze, czy może odczuwał wibracje głośnej muzyki, która dudniła w tle, zagłuszając wszystko inne. Nie obchodziły go nawet pojedyncze szturchnięcia innych ludzi, którzy bawili się wokół niego.
Li
Poniedziałkowe przebudzenia nigdy nie należały dla Gabbyego do najłatwiejszych, a już szczególnie, gdy w perspektywie najbliższych dwóch godzin miał odprawienie pogrzebu, z którego następnie musiał przemieścić się na cotygodniowy obiad z rodziną, a na koniec przedrzeć się przez wielokilometrowy korek, by dotrzeć do jednego z wielu nowojorskich szpitali, w którym to zaplanowane miał wizyty zarówno u tych starszych, jak i młodszych pacjentów. Nie żeby narzekał na te ostatnie, broń Cię Panie Boże ! Akurat ten jeden obowiązek związany z byciem pastorem rzeczywiście lubił. Po prostu szczerze nienawidził powolnej jazdy przez wiecznie zatłoczone ulice tej przeklętej metropolii. Cholera ciężka, przecież po to dawno temu ludzie wymyślili metro, by z niego korzystać, nieprawdaż ? Pech jednak chciał, że akurat dzisiaj jego kochany ojczulek wracał z jednej ze swoich licznych zagranicznych tras koncertowych i zażyczył sobie, by dawno niewidziany syn odebrał go z lotniska razem z nieodłączną stertą bagaży, bo przecież za nic w świecie nie wpakowałby swego ukochanego sprzętu podróżnego do stale przeciążonej komunikacji miejskiej. O zamówieniu taksówki też z jakiegoś powodu nie chciał słyszeć, toteż nic chyba dziwnego, że o ustalonej wcześniej godzinie Anael krążył już zdenerwowany po hali przylotów w swojej urzędowej szacie czując się niczym swoista atrakcja turystyczna i nie marząc o niczym innym niż jak najszybsze uwolnienie się od wszystkiego, co związane było z kolejnym przymusowym posiłkiem spędzonym w towarzystwie rodziców oraz młodszej siostrzyczki wykazującej ten irytujący zwyczaj, że zawsze zjawiała się na ostatni moment, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że w międzyczasie jej brat zawsze usilnie stara się nie wybuchnąć pod gradem matczynych pytań dotyczących chociażby tego kiedy wreszcie zdecyduje się ożenić i sprezentować jej wnuki. Doprawdy, czyż Luana nie mogłaby choć raz dla odmiany zagadnąć go o coś innego ?
OdpowiedzUsuń- Było naprawdę miło, ale niestety muszę już lecieć do swoich schorowanych owieczek. – Po zakończonych familijnych torturach wstał wreszcie od stołu i złożywszy czuły pocałunek na policzku mãe, zarzucił na plecy kurtkę, po czym wyszedł z mieszkania.
Gabby [Przybywamy z obiecanym rozpoczęciem.]
Jej bliskość, twarde sutki ocierające się o jego klatkę piersiową, ciepły oddech muskający mu policzki, cichy nieco stłumiony jęk… Był trzeźwy, a jednak czuł się kompletnie otumaniony. Czuł narastające podniecenie przez co spodnie zaczynały robić się zbyt ciasne w strategicznym punkcie, co z pewnością mogła wyczuć napierając na niego swoimi biodrami.
OdpowiedzUsuńJej wargi smakowały dobrze, zbyt dobrze, by mógł się im oprzeć. Delektował się nimi tak naprawdę spodziewając się, że wyobraził sobie za wiele, że dziewczyna wcale nie czuła tak palącej potrzeby znalezienia się z nim sam na sam, tej która w nim narastała z każdą kolejną chwilą co odczuwał wyraźnie i nieznośnie mocno. Spodziewał się, że po skradzeniu kilku pocałunków, India zniknie równie szybko i niespodziewanie co się pojawiła. Jakby nie do końca ta chwila była realna, jakby wyobraźnia płatała mu słodkie figle.
Szumiało mu w uszach, nie wiedział, czy to od mocno bijącego serca i szybko płynącej krwi w żyłach, czy dudniącej głośno muzyki i hałasu, który panował wokół nich. A może od jednego i drugiego?
Lian uśmiechnął się, gdy z równą niecierpliwością dziewczyna przystanęła na jego propozycję i niewiele myśląc pociągnęła go w stronę wyjścia. Świadomość, że nie tylko on czuł się w ten sposób, pełen pożądania i potrzeby bliskości napawała go zadowoleniem i cieniem satysfakcji. Nie tylko on był tak bardzo wygłodniały dotyku i pozostałych doznań.
— W porządku, chodź. — przytaknął splatając ich palce razem, czując przyjemne mrowienie w miejscu, w którym ich skóra się stykała. Tym razem on poprowadził ją w stronę szatni torując drogę pomiędzy bawiącymi się klubowiczami. Kolejna do szatni okazała się długa. Za długa na ich zniecierpliwienie.
— Wieki będziemy tu czekać. — stwierdził zerkając na swoją towarzyszkę. Nie miał zamiaru sterczeć w kolejce, więc pociągnął ją dalej omijając tłumek. Po krótkiej chwili znaleźli się pod drzwiami na zaplecze. Nacisnął klamkę i wsunął głowę do środka szatni.
— Moja koleżanka potrzebuje odzyskać swoje rzeczy, teraz. — wyjaśnił odsuwając się na tyle, by India mogła się pokazać w progu i oddać numerek. Stanął za nią, dłonie układając na biodrach dziewczyny, torsem przylegając do jej pleców. Nie mógł się powstrzymać, by nie nachylić się ku niej. Jego rozgrzane usta musnęły płatek ucha Indii, by zaraz opaść na bok smukłej szyi, kark. Zaciągnął się jej zapachem, przyjemnym, rześkim, kobiecym tak pasującym do jej postaci.
Nie myślał w ogóle o swoich rzeczach, zapominając o tym że powinien się przebrać. Najważniejsze miał upchane w tylnej kieszeni jeansów. I tak wracał do pracy kolejnego dnia, więc mógł o tym pomyśleć jutro.
— Masz wszystko? — dopytał odsuwając się nieco, gdy chłopak z obsługi wręczył jej wspomnianą kurtkę.
Li
Nie miała pojęcia jak ciężko było mu oderwać się od niej i przerywać kolejne pocałunki, a przerywał je tylko i wyłącznie dlatego, że ona to robiła. Gdyby tego nie zrobiła mógłby sterczeć resztę wieczoru tuż przy niej, przylegając do swoimi wargami do jej ust.
OdpowiedzUsuńNie znali się, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie zwłaszcza jeśli tak dobrze czuł się przy jej boku? Nie chciał nawet dopuszczać do siebie myśli co się stanie, gdy nastanie ranek. Czy będzie niezręcznie? Czy będzie miała do niego pretensje? Czy obudzi się sam, a może to on czmychnie szarpany wątpliwościami? Nie… Lian rzadko kiedy zagłębiał się w przemyślenia dotyczące jego wyborów, żył tu i teraz, ciesząc się daną chwilą, drobiazgami i tymi większymi rzeczami, które miały zdecydowanie więcej znaczenia, jak na przykład Indią, której nie chciał puszczać. Przez krótki moment mógł nazywać jej wargi swoimi, jej dotyk swoim, jej bliskość swoją. Cała ona była jego nawet jeśli w najprostszym tego słowa znaczeniu. Była tu i teraz, razem z nim. Najbardziej prawdziwy element tej chwili, tego dnia. Był teraz sam z siebie zadowolony, że podniósł spojrzenie znad kieliszków i zainteresował się tym co dzieje się tuż pod jego nosem.
— Do ciebie albo do mnie jeśli nie chcesz zdradzać swojego adresu już przy pierwszym spotkaniu. Obojętnie. — odpowiedział przyglądając się jej ładnej twarzy, opuchniętym od żarliwych pocałunków ustom. Te cholerne, pełne usta go zgubią.
Uniósł dłoń i pogłaskał ją delikatnie po policzku odgarniając z niego zbłąkany kosmyk włosów, który zaczesał za ucho.
Już przy pierwszym spotkaniu… Czy właśnie zasugerował, że chce następnych? Cóż, nie mógł niczego wykluczyć, lubił poznawać nowych ludzi nawet jeśli teraz w głowie miał tylko zdarcie z dziewczyny zbędnych ubrań i dokładne zbadanie jej ciała. Chciał poznać każdą krzywiznę, każde zagłębienie, każdy pieprzyk na jej skórze… Zdecydowanie powinien przystopować z fantazjami na ich.. na ten temat, ale z drugiej strony kto mu zabroni?
Nie myślał też o tym gdzie ją zabierze jeśli powie, że mają jechać do niego. Chinatown nie zawsze było miejscem, którym ludzie się szczycą. On się nie szczycił, bo nie wiązał z tym miejscem szczególnie radosnych wspomnień, a jednak wciąż tam siedział zamieszkując jedną z wielu kamienic, ciesząc się swoimi ciasnym kątem i znajomą okolicą. Nie przejmował się też tym, że ktoś mógł się krzywić i wyśmiać go. Nie przejmował się tym, że dla kogoś mógł być nijaki, niewystarczający, mało osiągnął. A dziewczynę, która siedziała teraz koło niego postrzegał tylko jako Indię. Piękną i niedorzecznie pociągającą dziewczynę, za którą nie stało żadne nazwisko, o którym nie słyszał choć pewnie powinien.
Li
[Cześć! Dziękuję pięknie za powitanie i wszystkie serduszka; Ty ode mnie też dostajesz, za piękne imię postaci, kiedyś nazwałam tak jedną z postaci w opowiadaniu. :D
OdpowiedzUsuńNa wątek jak najbardziek się piszemy! Powiedz mi tylko, czy wolisz iść w świeżą bliższą znajomość, czy też łączymy je jakoś przeszłościowo? Na przykład ich rodzice mogli kiedyś robić jakieś interesy, albo może India dawała korki Meredith gdzieś w zamierzchłych czasach podstawówki, "po znajomości"? Albo może Mer pasuje do jakiegoś Twojego wymarzonego wątku? Jesteśmy otwarte!]
Mer Ridgeway
Chyba obojgu w tym momencie przeszło przez myśl, że to drugie może pomyśleć sobie coś niewłaściwego na ich temat. Z tym, że Lian najzwyczajniej w świecie o to nie dbał. Jeśli wystraszyła by się jego małego mieszkania, w równie nieokazałej kamienicy… trudno. Będzie rozczarowany, poczuje dziwaczną pustkę, ale to wszystko odczuwał już wielokrotnie w swoim niezbyt długim życiu i był do tego poniekąd przyzwyczajony. Ludzie nie raz i nie dwa krzywo na niego patrzyli, zarzucali mu brak ambicji i oceniali przez pryzmat rodziny, z której pochodził, choć ukształtowany był przez oba światy. Nie szukał jednak kogoś komu musiałby imponować ładną i obrzydliwe bogatą fasadą. Sam również starał się nie być powierzchniowy i nie oceniać ludzi po jednym spojrzeniu. Oczywiście stereotypy krążyły na temat jednych i drugich, siły roboczej i śmietanki towarzyskiej i niekiedy sprawdzały się, innym razem niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńJego dłonie wylądowały na jej udach, gdy tylko na nim usiadła.
— Wedle życzenia. — odpowiedział z uśmiechem. Ponad ramieniem dziewczyny rzucił adres zniecierpliwionemu kierowcy, na którym chyba takie ekscesy nie robiły wrażenia. Lepiej trafić na dwójkę rozochoconych młodych ludzi niż tych kompletnie pijanych rzygających gdzie popadnie.
Odchylił głowę w tył przymykając powieki, w pełni rozkoszując się pospiesznym i ruchami Indii. Zamruczał czując wilgotne pocałunki na szyi i palce wędrujące ponad materiałem koszuli, a gdy jej zęby zahaczyły o skórę wydał z siebie stłumiony jęk, który zagłuszył przygryzając wargę. Sunął dłońmi wyżej, aż dotarł na odsłonięte plecy, jedną dłonią zatrzymując się dopiero na karku. Wplótł palce w jej gęste włosy i delikatnie pociągnął. Przez chwilę spoglądał w ciemne tęczówki Indii odnajdując w nich to co sam odczuwał, ogniki pożądania, pragnienie, które buzowało w ich ciałach.
Przyciągnął ją do siebie składając na jej ustach głęboki, chaotyczny pocałunek. Nie starał się być cicho, rwane oddechy przeplatały się z mlaśnięciami. Poruszył się pod nią wypychając biodra ku górze, dłoń zacisnął na jej pośladku, drugą na karku. Pieprzone Chinatown musiało znajdować się spory kawałek od klubu. Tak naprawdę był w stanie przekroczyć wszelkie granice tu i teraz byleby tylko poczuć Indię jeszcze lepiej, bardziej, szybciej. Dawno nie czuł się tak zdesperowany ja w tym momencie. Może rzeczywiście zbyt długo był zupełnie sam… Miał wrażenie, że samochód stoi w miejscu kiedy Lian chciał, aby już podjeżdżała pod wskazany adres. Szybko jednak jego myśli zeszły z tempa taksówki z powrotem na dziewczynę, która wiła się na jego kolanach.
Po kilkunastu minutach drogi taksówka zatrzymała się pod odpowiednią kamienicą. Facet siedzący za kierownicą przyglądał się bez większych emocji dwójce na tylnej kanapie, która była zajęta sobą. Odchrząknął trzy razy nim Lian zorientował się, że tym razem zatrzymali się na dobre, a wokół pojazdu znajdowały się znajomo wyglądające budynki.
— Jesteśmy. — powiedział dysząc nieco od nieprzerwanych pocałunków. Uśmiechnął się łobuzersko wciskając banknot w dłonie kierowcy. Zsunął Indię ze swoich ud i szybko wyskoczył z samochodu otwierając przed nią szerzej drzwi.
Okolica była dla niego typowa, wąska uliczka otoczona kamienicami z czerwonej lub pożółkłej cegły. Witryny wypełnione chińskimi znakami, zapach smażonego żarcia wydobywający się z malutkiej knajpki na rogu. Kolorowe, plastikowe lampiony rozwieszone pomiędzy budynkami. Kilka latarni, z których co druga się nie paliła lub mrygała agresywnie. Schody przeciwpożarowe i pranie wywieszone w kilku oknach. Nierówne płyty chodnikowe i parę starych samochodów zaparkowanych wzdłuż ulicy. Ot całe Chinatown.
Wyciągnął dłoń do Indii, a splecenie po raz kolejny palców razem przychodziło mu zbyt łatwo. Gdy stanęła koło niego, przelotnie ją pocałował nim zaczął prowadzić w stronę wejścia do kamienicy.
Li
Spotted: O poranku zauważony w Central Parku z łopatą w jednej dłoni i dziwnie wyglądającą mapą w drugie, a zaledwie kilka godzin później ukrywa się na rogu Piątej Alei pod rondem swojego kapelusza, przyciskając do swojej piersi jakiś kryształowy przedmiot. Nie, chwila... Oops!, to nie ta bajka! I, może daleko Ci do archeologa, jednak również jesteś żądna nowych przygód! Wielu zna Cię jedynie jako panią doktor, jednak ja wolę Twoje oblicze po godzinach. Szczególnie te w objęciach nowego przystojniaka! Dalej jednak nurtuje mnie jedno pytanie… dlaczego każda z tych randek to tylko one night stand?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Swój dzień najczęściej zaczynał w okolicach szóstej rano, a jeśli dopisywała pogoda i mógł biegać na zewnątrz, a nie w siłowni, która znajdowała się w budynku, gdzie mieszkał wstawał jeszcze wcześniej. W weekendy zazwyczaj wolał pospać dłużej, ale nie zawsze mu się to udawało. Przyzwyczajony był do wczesnego wstawania, a jedyny moment, kiedy faktycznie dłużej spał w weekend czy na następny dzień zdarzało się jedynie po dłuższych imprezach czy eventach, które kończyły się późno w nocy i nie było szans, aby do szóstej rano Fabian ogarnął się na tyle, aby funkcjonować, jak na normalnego człowieka przystało. Dziś jednak tak nie było, a budzik zadzwonił punkt za piętnaście szósta. Zostawiał sobie zawsze piętnaście minut na to, aby się rozbudzić i przygotować do dnia. Starał się nie sięgać po telefon, aby to nie była pierwsza rzecz, którą zrobi. Nie wliczał do tego wyłączenia budzika. Zwykle to Gina była pierwszą, którą widział po przebudzeniu się. Zwykle leżała po drugiej stronie łóżka, zwinięta w kłębek i nijak nie miała ochoty na wychodzenie z niego. Nie darował jej jednak tego, oboje potrzebowali spaceru na orzeźwienie. Poranne spacery trwały zwykle koło godziny, co było też i tego dnia. Fabian jednak później postanowił jeszcze wyjść, aby pobiegać. Miał nadzieję, że dzięki temu poczuje się nieco lepiej. Nie wydarzyło się w jego życiu ostatnio nic, co mogłoby go jakoś przybić. To chyba po prostu był jeden z tych dni, kiedy musiał się czymś zająć, aby nie siedzieć bezczynnie. Wskoczył w swój ulubiony komplet sportowy i wyszedł z apartamentu. Park Avenue znajdowało się tuż przy Central Parku, a przebiegnięcie tej odległości nie zajmowało mu więcej niż kilka minut. O ile nie spowalniali go ludzie. Zanim ruszył włożył słuchawki, sprawdził jeszcze baterię zegarka, a gdy wszystko się zgadzało w końcu ruszył przed siebie. Ulice były zatłoczone, jak zawsze i to nie była żadna nowość. Mężczyzna wymijał ludzi, których mijał na swojej drodze. Przyzwyczaił się już do tego, że często niektórzy patrzą na niego, jakby urwał się nie z tej ziemi. Był poranek, a on biegał i w zasadzie robił to z uśmiechem. Naprawdę lubił tę formę aktywności, wychodziła mu zdecydowanie najlepiej.
OdpowiedzUsuńFabian właśnie kończył swój poranny bieg i uznał, że do mieszkania wróci już spokojniejszym tempem. Oddech powoli wracał mu do normy, dołączył do pozostałych nowojorczyków i turystów w nieco spokojniejszym już chodzie. Zbliżał się właśnie do przejścia, kiedy z naprzeciwka w jego stronę biegł mężczyzna. Dostrzegł uskakującą w bok młodą kobietę, która chwilą później znalazła się na ziemi. Odległość między nim, a kobietą była niewielka. Przyspieszył kroku, właściwie niemal podbiegł do brunetki, którą w ostatniej chwili chwycił za rękę pociągając za sobą i ściągając ją z ulicy. Kilka sekund później i na jednej z ulic Nowego Jorku doszłoby do wypadku z udziałem młodej osoby i szkolnego autobusu.
— Wszystko w porządku? — zapytał jednocześnie wyciągając słuchawkę z ucha i luzując uścisk. Pomógł podnieść się jej z chodnika. Poza nim nikt więcej się nie zatrzymał, nie zainteresował i nie zrobił niczego. Fabian spojrzał w stronę torby, której niestety nie udało mu się pociągnąć za kobietą i która przejechana leżała na ulicy. — Mam nadzieję, że nie miałaś w niej żadnych wartościowych rzeczy.
Fabian
Jej obecność go rozpraszała na tyle mocno, że chwilę szamotał się ze złośliwie niewspółpracującymi zamkiem i kluczem. W końcu jednak usłyszał charakterystyczny szczęk, a drzwi się uchyliły. Lian ułożył dłoń na dłoni Indii, która znajdowała się pod spodem koszuli. Obrócił się przodem do dziewczyny oplatając ją ramieniem w talii, stanowczo przyciągając do siebie. Postąpił krok w tył, jeden, drugi, aż wreszcie wciągnął ją do środka. Kopnął drzwi, które z trzaskiem zamknęły się za nimi. Klucze odrzucił na małą komodę stojącą w korytarzu, ale odbiły się one od ściany i spadły na brzdękiem na podłodze.
OdpowiedzUsuńNie potrafił się jej oprzeć. Już w tedy w barze spojrzenie jej oczu pochłonęło go do reszty. Mieniły się jak niebo, zdawały się tak pasjonujące, że nie mógł oderwać od nich swojego wzroku. Czy aby na pewno dobrze robili? Starał się odreagować, czy dziewczyna, aż tak bardzo namieszała mu w głowie kilkoma pocałunkami? Nie mógł jednak zaprzeczyć, że cholernie go pociągała odkąd tylko zatrzymał na niej wzrok.
Czuł napięcie, które urosło do niebotycznych rozmiarów i rozchodziło się po jego ciele w formie silnych dreszczy, które sięgały nawet koniuszków palców, kumulując się w lędźwiach i podbrzuszu, w którym czuł nieprzyjemny ucisk. Miał przyspieszony oddech, którym drażnił delikatnie jej skórę, gdy nachylał się by złożyć kilka pocałunków wzdłuż jej szczęki oraz szyi.
— Witaj w moich skromnych progach. — wymruczał niemalże, zachrypniętym głosem. Wpił się agresywnie w jej słodkie wargi nie dając czasu na żadne przemyślenia. Jego dłoń chaotycznie wędrowała po plecach Indii, co chwilę wplatając palce w jej włosy. Przyciągał ją bliżej siebie jakby chciał mieć ją jeszcze bliżej, choć ich ciała nie dzieliła już żadna przestrzeń, chciał ją całą pochłonąć, zatracić się w niej i ich wspólnej, nieprzyzwoitej grze, w którą wmieszał się bez pamięci. Wszystkie pocałunki, które skradł do tej pory pobudzały u Liana pewnego rodzaju chorą satysfakcję, spełnienie do którego uparcie dążył.
Przesunął dłonią wzdłuż jej uda, ku górze zahaczając palcami o twarde sutki przebijające się przez materiał cienkiego topu. Dotarł do jej ramion, z których zaraz zsunął ramiączka. Nachylił się ku niej nie pozostawiając w spokoju ni skrawka skóry. Ssał i przygryzał, pozostawiając po sobie wilgotne zaróżowione ślady.
Odsunął się tylko po to by gwałtownie poderwać ją z podłogi. Podniósł ją jakby ważyła tyle co nic i usadowił na blacie komody. Drugą dłoń wyplątał z jej włosów i odnalazł guzik od jeansów, który sprawnie rozpiął. Wtargnął pod materiał jej spodni, bez skrupułów drażniąc jej kobiecość palcami. Ustami pieścił jej dekolt skupiając się na piersiach, które uwolnił spod materiału topu, który miała na sobie tego wieczora.
Li
Podświadomie czuł, że India nie jest dla niego, że jest kimś po kogo nie powinien tak zachłannie wyciągać rąk. Kogo w ogóle nie powinien chcieć, a jednak wciąż nie nauczył się pewnych granic i nie dawał zamknąć się w sztywnych ramach.
OdpowiedzUsuńJej prośba, a raczej ochrypłe żadanie pozbawiło go ostatnich hamulców.
— Kurwa. — wyrwało mu się, gdy zacisnęła palce na jego nabrzmiałej już do granic możliwości męskości, warknął wprost w jej usta, wolną dłoń zaciskając na jej udzie. Zarysowane mięśnie falowały pod skórą, atakowane dreszczami i skurczami, nad którymi nie panował.
Odsunął się po chwili rozkoszując się widokiem drżącego ciała brunetki, rozchylonych, nabrzmiałych warg z których uciekały słodkie jęki.
Ściągnął z niej jeansy wraz z dołem bielizny, odrzucając je gdzieś na podłogę. Nie myślał o tym, że ledwo przekroczyli próg mieszkania i wciąż okupowali komodę. Było mu wszystko jedno gdzie się znajdowali. Był zniecierpliwiony, a nagły zryw emocji oraz pożądania, któremu dali się porwać nie pozwalał mu skupić się na czymkolwiek innym jak India. Jego duże dłonie jeździły po jej szczupłym, ale kształtnym ciele badając każdy skrawek. Nachylił się ku niej muskając wargami jej uda, złożył kilka pocałunków przesuwając się coraz wyżej. Chciał ją słyszeć, doprowadzić na skraj, chciał by bezwiednie wyrzucała z siebie jego imię. Chciał, by później nie mogła zapomnieć tego wieczora przez bardzo, bardzo długi czas.
Ściągnął z siebie spodnie i bokserki.
— Chwila. — odszukał w swoich rzeczach portfel, z którego wyciągnął awaryjna prezerwatywę. Bądź co bądź nie chciał zaliczyć żadnej spektakularnej wpadki. I to nie tak, że zawsze potrzebował awaryjnego zabezpieczenia, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Znów złączył ich usta w pocałunku. Nie potrzebował więcej zachęt, słów, zapewnień, że tego chce. Drżała przed nim, była wilgotna dzięki niemu i dla niego… Wsunął się pomiędzy jej nogi wchodząc w nią pewnie, przyciskając się do niej jeszcze mocniej. Z ust wyrwało mu się stąpnięcie, które stłumiły jej usta.
Poruszał się, miarowo pracując biodrami, ani na moment nie odrywając warg od jej ust, czy skóry poniżej. Wykonywał obszerne ruchy badając na ile może sobie pozwolić, gdzie leżą jej granice. Czuł się cholernie dobrze, jego umysł zamroczyła mgiełka pożądania, a gorąco rozlewało się po całym jego ciele doprowadzając go do istnego szaleństwa. To było przyjemne uczucie, niczym oderwanie się od ziemi.
— Jesteś nieziemska. — wymruczał trącając zębami płatek jej ucha.
Li
Lawirując między licznymi samochodami zmierzającymi w tą samą stronę, jak zwykle jednym uchem słuchał najświeższych wiadomości płynących z radia, zastanawiając się jak wyglądałoby jego życie, gdyby przypadkiem urodził się w innej, mniej sławnej rodzinie. Czy gdyby jego ojciec zamiast tak często wyjeżdżać w zagraniczne tournée poświęcał mu więcej czasu, gdy uczył się żyć w całkowicie nowym świecie jaki stanowiło dla niego swego czasu Wielkie Jabłko też byłby pastorem i jechałby teraz na spotkanie ze schorowanymi dzieciakami ? Wybitnie mało prawdopodobne, ostatecznie to kim był obecnie było wyłącznie ścisłą konsekwencją jego dawnego uzależnienia od narkotyków, którego dorobił się właśnie tuż po przeprowadzce do tej nieszczęsnej metropolii, kiedy to dość nieudolnie próbował iść w ślady swych utalentowanych przodków. Zapewne tak jak oni zostałby wtedy sławnym muzykiem, niepotrafiącym ani chwili usiedzieć w jednym miejscu. Tymczasem tkwił tu już dobre kilkanaście lat, nie czując jakiejś wyjątkowo przemożnej chęci do podróżowania. Zabawne jak bardzo pokrętnymi ścieżkami czasem prowadzi nas los, nieprawdaż ?
OdpowiedzUsuń- Dzień dobry, proszę mi mówić po prostu Gabby. – Przedstawił się szybko, odwzajemniając ciepły uśmiech kobiety, która najwidoczniej podobnie jak duża część społeczeństwa nie za bardzo wiedziała w jaki sposób powinna się zwracać do kogoś ubranego w sutannę, tak by czasem nie uchylić godności jego urzędowi. Już dawno zdążył nauczyć się bezbłędnie rozpoznawać to charakterystyczne zmieszanie, które dość często prezentowało się na ich twarzach podczas pierwszego spotkania, choć nadal nie potrafił do końca pojąć co właściwie za tym stało. Zupełnie jakby sama świadomość obcowania z kimś, kto tak jak on na co dzień, przynajmniej w teorii, obcował z Bogiem, sprawiała, że inni czuli się niegodni, by przebywać w jego towarzystwie. – Ostatecznie wszyscy jesteśmy przede wszystkim ludźmi i żadna szata, czy profesja, którą wykonujemy nie może tego zmienić. – Dodał, starając się za wszelką cenę nie okazać jak bardzo bawią go te ciągłe tłumaczenia. – Najważniejsze byśmy nie krzywdzili nikogo naszymi czynami. – Podsumował, przyglądając się jej uważnie. – Ufam, że Pani, jako lekarz doskonale to rozumie. – Przekrzywił nieznacznie głowę, by zapoznać się z nazwiskiem widocznym na identyfikatorze, który miała przypięty do fartucha. – Co zaś się tyczy kawy, to myślę, że faktycznie możemy ją wypić, podczas gdy Pani opowie mi trochę o swoich małych podopiecznych, panno Jones.
Gabby
[uwielbiam ten wizerunek *_* twarzyczka, imię i historia wraz z charakterem wydają się tak spójne, że nic nie mogłoby wyglądać lepiej! wierze, że India bez problemu się odnajdzie w tym paskudnym światku, mimo znudzenia, ale najbardziej trzymam kciuki, żeby się trochę jednak lepiej bawiła i znalazła do tego odpowiednie towarzystwo ;)]
OdpowiedzUsuńZuri/ Niall/ Emily
Po zakończonych występach, z powrotem znalazła się w garderobie, tym razem zakładając na siebie codzienne ubrania. Miała wolne następnego dnia, więc planowała skorzystać ze zniżki pracownika i załapać się na jednego drinka, pozwalającego na nieoficjalnie zamknięcie swojej pracy. Nie robiła tego na co dzień, ze względów oszczędnościowych, jak i na towarzystwo przy barze. Ono miało największy wpływ na to, jaką decyzję podejmie danego dnia.
OdpowiedzUsuńZ zadowoleniem bar prezentował się spokojnie, bez masy klientów, przede wszystkim tych natarczywych. Grzechem byłoby nie skorzystać. Wyłapała kontakt wzrokowy z jednym z barmanów, posyłając przy tym uprzejmy uśmiech, dzięki któremu jej regularny drink - Cosmopolitan zaczął być przygotowywany. Sama zajęła jeden z wolnych stołków, nie mając wcześniej okazji na przyjrzenie się osobie siedzącej obok. Dopiero po fakcie zauważyła, że tą osobą była India Jones.
Teraz mogła to stwierdzić z pewnością. Mimo że widziała ją dobre parę, jak nie paręnaście, lat temu, rysy twarzy kobiety zapadły jej w pamięć. Była ona dla niej wzorem - ze względu na jej naukę i pozycję, jak i na narzucenie ze strony ojca, który wychwalał Indię ze względu na ambicje, w próbach wejścia w dobre łaski jej rodziny. Mijoo dopiero stawiała pierwsze kroki w łyżwiarstwie, kiedy pierwszy raz poznała Jones, czy raczej zobaczyła. Nigdy nie wymieniły więcej niż paru zdań, ze względu na różnicę wieku, lecz to jedynie dodawało admiracji Mijoo w jej stronę.
Dlatego zobaczenie jej w tym miejscu, ze świadomością, że uważnie przyglądała się przedstawieniu, zwaliło Seo z nóg. Kobieta, przed którą chciała kiedyś wyjść na dojrzałe i doświadczone dziecko, była świadkiem jej erotycznych występów na scenie w klubie z burleską.
Chwilę kontemplowała, co powinna zrobić - zostawić sytuację i wyjść, czy zaczepić kobietę, w nadziei, na pozytywną reakcję. Jednak strach przed faktem, że ta ma stały kontakt z rodziną Seo przejął górę. Jeśli miała, to wiązało się to z ogromnym prawdopodobieństwem na to, że jej lewy sposób zarabiania pieniędzy wyjdzie na wierzch i prosto do jej ojca, który posunąłby się do drastycznych działań
— Ten klub to ostatnie miejsce, w którym spodziewałabym się Ciebie spotkać — z niepewnym uśmiechem zaczepiła kobietę przy odbiorze swojego drinka, z cichą nadzieją, że ta nie weźmie jej za wariatkę i rozpozna osobę, która kryje się za Perle Teese.
Mijoo
Spijał z ust dziewczyny każde jedno słowo będąc uważnym na jej prośby... na jej błagania, które jeszcze bardziej pobudzały i drażniły jego zmysły o ile to było możliwe. Czuł się jakby oszalał i to słodkie szaleństwo bardzo mu odpowiadało. Dał się porwać zrywom emocji, nagłemu przypływowi pragnienia, które brutalnie wdarło się do jego ciała szarpiąc za wnętrzności. Nie mógł się jej oprzeć, temu jak ponętna i kusząca była.
OdpowiedzUsuńByła piękna i tym pięknem chciał się rozkoszować. Chciał się nim nacieszyć, korzystać, że ktoś taki zwrócił na niego uwagę. Była inna niż wszystko w jego życiu, doskonała w każdym calu. Jej ciało idealnie leżało w jego dłoniach, jej jęki brzmiały doskonale, usta smakowały najlepiej. W tym momencie nie było niczego prócz niej. Świat poza jego małym mieszkaniem nie istniał, nie było jutra, nie było niczego później, nie było żadnych konsekwencji, plotek, trudności.
Było tylko tu i teraz jego ulubiony czas.
Tym razem z jego warg wydobył się jęk, gdy naparła na niego swoimi biodrami. Było mu duszno, gorąco jakby powietrze między nimi wrzało.
Otoczył Indię swoimi ramionami, sprawiając że szczelnie przylgnęła do jego klatki piersiowej i uniósł tak by wciąż pozostać w jej rozgrzanym wnętrzu, które cholernie przyjemnie pulsowało i raz za razem się na nim zaciskało. Postąpił kilka kroków, by znaleźć się w sypialni. I tu miał tylko to co najpotrzebniejsze, jedną szafę i niski łóżko, na które klęknął, by położyć ją na materacu. Wyprostował się nieco i chwilę wpatrywał się w nią. Jego oczy błyszczały pełne pożądania i wygłodniałych ogników, gdy sunął wzrokiem po jej nagim, idealnym ciele.
Obrócił ją i przyciągnął do siebie znów się w nią wsuwając, stanowczo i mocno obijając się biodrami o jej zgrabne pośladki. Nachylił się nad nią, a jego usta znów spotkały się ze skórą Indii. Składał wzdłuż jej kręgosłupa wytyczając wilgotną ścieżkę na jej ciele, nie zaprzestając obszernych ruchów, wbijając się w nią do końca, dopasowując się do jej rytmu. Czuł rosnące napięcie w podbrzuszu, uścisk własnych mięśni.
<>L.
[Piszę ten komentarz już trzeci raz, bo ciągle mnie wywala XDD
OdpowiedzUsuńHej, hej!
Mogą się jak najbardziej kojarzyć z tych nudnych przyjęć, ale pomyślałam, że skoro India również podróżuje to mogli się poznać na innym kontynencie. Gabriel mógł jej składać skąd pochodzi, aby nie wydało się od razu, że jego ojciec jest w posiadaniu fajnych hoteli, a na Gabsa czeka ogromny spadek. Mogli razem chwile podróżować, dopóki ich drogi się nie rozejdą. Później mogli się spotkać w NYC właśnie podczas nudnego przyjęcia, imprezować razem i tak do początku 2022, bo wtedy ojciec Gabsa wysłał go na odwyk, a gdy wrócił do miasta to w zasadzie dość szybko zniknął z życia publicznego i skupial się na sobie. Więc ich kontakt mógł być dość ograniczony, skoro odsunął się od wszystkich. Teraz mogliby na siebie znów wpaść albo na takim nudnym przyjęciu dla starszej elity lub na normalnej imprezie? Albo inne miejsce spotkania im się wymyśli:D]
Gabs
Małą sypialnię wypełniało tylko blade światło wpadające przez niezasłonięte okno. Poświata księżyca i latarni ustawionych wzdłuż ulicy. Widział ją doskonale, czuł ją jeszcze lepiej każdym centymetrem swojego ciała, każdym nerwem przebiegającym pod skórą. Zdawała mu się eteryczna. Wcale by się nie zdziwił gdyby zaraz się ocknął, a to wszystko okazałoby się pięknym snem.
OdpowiedzUsuńPozwolił jej przejąć kontrolę, obrócić się na poduszki i znaleźć się na górze. Dłonie zaciskał na jej udach. Nie spuszczał z niej spojrzenia wodząc nim po jej nagim, idealnym ciele. Obserwował ciemne włosy opadające na piersi oraz plecy. Obserwował półprzymknięte powieki, cień na policzkach, które rzucały gęste rzęsy; klatkę piersiową która unosiła się i opadała w szybkich oddechach. Jej jęki mieszały się z jego westchnięciami i dotykiem ciała o ciało, tworząc przyjemną dla jego ucha muzykę.
Szarpał zębami wargę, palce wbijał w jej pośladki, wypychał biodra do góry sięgając po jeszcze więcej przyjemności, którą dawała mu ta piękna kobieta. Jego oddech rwał się od sapnięć i jęków, które wyrywały mu się z ust, gdy zbliżał się do upragnionej rozkoszy. Jego mięśnie falowały pod mgiełką potu pokrywającą ciało.
Gdy opadała na niego, oplótł ją ramieniem przyciskając jej ciało do swojego. Po krótkiej chwili poczuł ale dreszczy przebiegających wzdłuż ciała, szybki skurcz mięśni i ucisk w podbrzuszu, który zaraz odpuścił. Przymknął powieki odchylając głowę w tył, czerpiąc garściami z doświadczeń, które mu dała. Jego ciało drżało, oddychał szybko starając się złapać oddech, unormować pracę serca, które mocno tłukło się w piersi.
Pogładził ją po włosach i placach, wciąż ciesząc się z bliskości Indii, jej otumaniającego zapachu. Złożył krótki pocałunek na skroni kobiety. Nie odzywał się, bojąc się że jakikolwiek dźwięk przerwie tą nić porozumienia, która utkała się pomiędzy nimi tego wieczora. Cienką nitkę pożądania, której nie chciał przecinać.
Była mu tak dobrze, błogo i przyjemnie z nią, w jej ramionach. Nie chciał zepsuć tej chwili niewłaściwymi słowami.
Li
Przyglądał się jej z uwagą, gdy badała jego twarz i nieco uniósł brew na stwierdzenie o złamanym nosie. Miała rację, przytrafiło mu się to nawet nie raz. Ciekawiło go skąd to wiedziała, zwykle ludzie nie zwracali na takie rzeczy uwagi twierdząc, że nosy są po prostu krzywe i nikt nie ingerował w ich pierwotny wygląd. Jemu ta krzywizna nie przeszkadzała, tak samo jak kilka drobnych blizn, które zostały z nim po ciężkich treningach, czy innych sytuacjach, które miały miejsce w ciągu całego jego życia.
OdpowiedzUsuń— Parokrotnie. — odpowiedział równie cicho, podążając wzrokiem za palcami Indii.
Uśmiechnął się nieznacznie i potaknął głową. Pocałował ją w czubek głowy, w nagłej potrzebie przeciągnięcia bliskości; w chęci dania i otrzymania czułości. Wciąż była daleka droga do świtu, a czuł, że to właśnie poranek będzie końcem ich przyjemnej schadzki i być może krótkiej, przelotnej znajomości, choć chciał, by ich drogi jeszcze kiedyś się skrzyżowały.
Przekręcił się nieco, unosząc na łokciu. Zsunął ja z siebie, by szybko ogarnąć co trzeba i wrócić do niej i jej objęć.
Chwycił jej dłoń w swoją i uniósł do własnych przedramion gdzie tusz wił się pod skórą.
— Japońskie chmury. — wymruczał wodząc jej palcem po swojej skórze, czerpiąc z tego delikatnego dotyku przyjemność. — Kojarzone ze szczęściem, dążeniem do doskonałości i równowagą. — wyjaśnił z lekkim uśmiechem. Może i było to oklepane, ale mocno rezonował z dążeniem do szczęścia i potrzebą równowagi w swoim życiu. Obu tych rzeczy jeszcze nie tak dawno temu mu brakowało, obie te rzeczy szczęśliwe otrzymał lub wypracował. Przynajmniej w niewielkim stopniu.
— Tytuły piosenek, które są dla mnie ważne. — przeżywał jej dłoń dalej po literach układających się w wyrazy, które na pierwszy rzut oka mogły nie mieć dla nikogo większego sensu.
Puścił jej rękę i przekręcił się na plecy. Wspierał się na łokciach, by móc ją swobodnie obserwować. Chciał się nacieszyć widokiem Indii w swoim łóżku.
— Chiński smok. — Z tego tatuażu był najbardziej zadowolony i dumny. Szczegółowy wzór zaczynał się już na karku i przebiegał przez całe jego plecy kończąc się u ich dołu, tuż nad pośladkami. Spędził sporo godzin w studiu, by go dostać. Miał dla niego największą wartość. Wszystkie tatuaże były dla niego ważne, stanowiły cząstkę jego samego i wielokrotnie przypominały o wartościach, które cenił. Poza tym każdy jeden mu się podobał, uważał to za niezłą ozdobę, na której można zawiesić oko.
Li.
Im dłużej przebywał w jej towarzystwie, tym ciekawszy stawał się tego kim jest. Lubił poznawać nowe osoby, otaczać się ludźmi. Każdy był inny, każdy skrywał w sobie inną, unikatową na swój sposób historię. Domyślał się jednak, że pewnie nie powinien, że w rzeczywistości rozmowa i wzajemne poznanie się leżało daleko poza kręgami jej zainteresowania. Dali sobie upust skumulowanym napięciom; dali się ponieść emocjom, nic więcej.
OdpowiedzUsuńA jednak wciąż tu była. Wciąż czuł jej drobne dłonie na swoim ciele, wciąż czuł jej ciepły oddech łaskoczący jego skórę. Była prawdziwsza niż wiele innych rzeczy i czuł się zaskakująco dobrze w jej towarzystwie. Zero skrępowania, ciężkiej ciszy, czy zażenowania. To było tak naturalne jakby w rzeczywistości znał Indię nie od dziś, jakby to nie był ich pierwszy raz. Nie miał pewności, czy czuła się podobnie, ale skoro pospiesznie nie zgarniała ubrań z podłogi i nie wybiegała z mieszkania, mógł chyba sądzić, że czuje się równie komfortowo co on.
Lian nie zawsze był tak otwarty i ochoczo wskakiwał w nowe relacje. Jakby to było wczoraj pamiętał dzień, w którym wyrwał się na pewien czas z Chinatown i znalazł się pośród obcych ludzi, którzy nagle zaczęli nazywać go swoim synem. Był oszołomiony wszystkim co się działo i nieufny, nosząc w sobie obawę, że jak tylko przywyknie do nowych wygód i spokoju, ktoś mu je odbierze. Pomimo, że teraz był szczęśliwy, tak niekiedy czuł ten wewnętrzny konflikt jakby miał w sobie dwóch Lianów, Liana Meyera i Liana Woona. Niekiedy bardziej przechylał się w jedną stronę, innym razem w drugą, ale próbował balansować gdzieś pomiędzy nimi, starając się czerpać z jednego i z drugiego to co najlepsze, a nie to co najgorsze. Chociaż ostatecznie po latach znowu wylądowała w Chinatown, w znajomych uliczkach, w których się chował za dzieciaka. Wszyscy mu to odradzali, zastępczy rodzice nie mieli tego na głos, ale widział w ich oczach pewien cień być może rozczarowania, że nie spełnia ich oczekiwań i planów na przyszłość, że zamiast być blisko nich wrócił właśnie tutaj. Nikt nie był idealny, ani on, ani India choć teraz miałby czelność stwierdzić, że ona łapie się w tą kategorie, nawet jeśli niewiele o niej wiedział.
— Powiedz mi coś o sobie. Kim jest India? — poprosił. — Cokolwiek chcesz lub możesz. — dodał. Nie chciał na nią w żaden sposób naciskać, sprawić, że mu ucieknie, ale coś chciał wiedzieć. — Skąd wiesz, że złamałem nos? — dopytał z lekkim uśmiechem, zerkając na nią kątem oka.
Li.
Słuchał jej odpowiedzi wszystko zapisując na liście, którą właśnie tworzył w swojej głowie. W końcu nie miał pewności, że któregoś razu te z pozoru proste informacje mu się nie przydadzą. To były podstawy, żadne ciężkie sekrety, drobiazgi składające się na całokształt - rzeczy idealne na sam początek.
OdpowiedzUsuńZmarszczył delikatnie nos, gdy popukała go lekko palcem. Raz rzeczywiście trafił w profesjonalne ręce i lekarz całkiem dobrze poradził sobie z naprostowaniem mu nosa, jednak później nie zawsze było mu po drodze na izbę przyjęć.
– Podzielisz się ze mną popcornem? Skoro tak ja stawiam bilety. – odpowiedział przekręcając się na bok. Wsparł głowę na dłoni, by mieć na nią lepszy widok.
I miał to na myśli, gdyby zechciała mogliby przejść się do kina na dowolny film, na którym podkradałby jej popcorn, bo sam miał do niego ogromną słabość pomimo łusek włażących pomiędzy zęby. Później mógłby zabrać ją na jagodowe lody. Mógłby pokazać jej swoje ulubione miejsca, zabrać do najlepszej chińskiej knajpki jeśli tylko miałaby ochotę… Mógłby też przestać fantazjować i wybiegać w przód swoimi pomysłami.
Ujął jej podbródek w palce i skradł kolejny pocałunek, dłuższy, bardziej czuły niż dziko wygłodniały jak jeszcze przed chwilą. Wciąż jej usta smakowały równie dobrze, słodko,upajająco. Odsunął się z lekkim uśmiechem muskając kciukiem policzek Indii.
– Nie jestem skomplikowanym facetem. – przyznał bawiąc się pasmem jej ciemnych włosów, które nawinął sobie na palec. Było w tym sporo prawdy, znajdował szczęście w prostych rzeczach. Nauczył cieszyć się z drobiazgów, których o dziwo było sporo jeśli tylko pozwalało się sobie je dostrzec.
– Rzadko kiedy pijam kawę. Lubię herbatę, miętową szczególnie. Nie słodzę. Kiedy wychodzę na miasto zawsze wybieram do picia coś z whisky. – zaczął dobierając odpowiedzi tak jak ona. – Z pochodzenia jestem Chińczykiem, ale nigdy tam nie byłem, ale chciałbym. – Z tego co się orientował miał rodzinę w Chinach, ale jego rodzice nie utrzymywali z nimi kontaktu. Równie dobrze mogli nie wiedzieć o jego istnieniu. – Nie mam ręki do kwiatów, wolę zimę zamiast lata, ale święta to nie mój klimat. – Wszystko sprowadzało się do tego, że święta przez bardzo długi czas nie były wyjątkowym, magicznym dniem. Nie był dzieciakiem, który radośnie wyczekiwał poranka, by dorwać się do prezentów leżących pod choinką. Nierzadko nie było nawet choinki, a później nie potrafił zmienić nastawienia. – Ulubiony kolor to czarny, planuję jeszcze kilka tatuaży, mam lekką wadę wzroku i uwielbiam jeść w środku nocy. A nos złamałem bo hobbystycznie boksuję. Oh i jeszcze śpiewam kiedy sprzątam, ale uwierz mi nie chcesz tego usłyszeć. – Wymienił z lekkim uśmiechem, a przy ostatnim cicho się zaśmiał na wspomnienie sąsiadki z naprzeciwka, która wielokrotnie prosiła go by ściszył muzykę i wreszcie się zamknął.
– I nienawidzę poranków. – dodał spoglądając w jej piękne, ciemne tęczówki.
Li.
Roześmiał się na jej komplement, dźwięcznie, lekko z wyraźną swobodą. Coraz bardziej cieszył się z tego przypadkowego spotkania w barze. Może i według niektórych zaczęli od samego końca, dopiero teraz przechodząc do rozmowy, Lian nie mógł się oprzeć wrażeniu, że właśnie tak było dobrze, w pokrętny sposób właściwie dla nich. Dla Indii i Liana.
OdpowiedzUsuń– I dużo przez to muszę namachać się na siłowni. – przyznał. Treningi były jego odskocznią, gdy zmęczył swoje ciało, myśli również stawały się dużo lżejsze, prostsze do przemyślenia. I zdecydowanie wolał to niż rezygnację z nocnego podjadania, zwłaszcza, że miał tendencję do przesiadywania do późnych godzin, wtedy ręka sama wędrowała po przekąski. Nie wyobrażał sobie siedzenia na kanapie oglądając film bez chrupania czegoś dobrego. Zresztą niekiedy nawet przyrządzał sobie obiadowe dania, w zależności na co akurat miał ochotę. Taki niezdrowy nawyk.
– To prawda, ale… nie wyobrażam sobie nie boksować. Jako dzieciak chciałem osiągnąć więcej w tym kierunku, ale bycie hobbystą nie jest takie złe. – przyznał wzruszając ramionami. Te wszystkie razy, gdy wpatrywał się w telewizor oglądając zaprawionych sportowców sprawiały, że też tak chciał. Życie jednak zweryfikowało jego możliwości i choć uparcie twierdził, że nigdy nie jest za późno, by spełniać marzenia, rzeczywistość bywała różna. Wcześniej nie miał na to środków, później jego rodzice twierdzili, że nie powinien bawić się w tak brutalny sport i zająć się nauką. Teraz? Teraz nie stawał się młodszy i wielokrotnie z tego względu odbijał się od drzwi klubów. Zadowala się więc nieoficjalnymi walkami.
– A z urazami jakoś sobie radzę. – zapewnił. Wiele urazów była niegroźna, jak na przykład rozcięta warga, stłuczenia, rozcięty łuk brwiowy, czy podbite oko. Wielokrotnie był świadkiem poważniejszych urazów i w duchu dziękował, że jemu nie przytrafiła się do tej pory skrajnie niebezpieczna sytuacja. Był zahartowany… – Ale to miłe. – zwykle ludzie pytali go dlaczego boks, czy jest dobry, czy coś osiągnął, na czym polega. Mało kogo obchodziło ile w rzeczywistości ciosów przyjął i czy jakkolwiek odbija się to na jego zdrowiu. Lian natomiast nie wyobrażał sobie, by mogło być inaczej. Miał wewnętrzną potrzebę wyładowania emocji, wymierzania ciosów i przyjmowania ich.
– Ku niezadowoleniu naszych sąsiadów możemy założyć zespół, ja zajmę się wokalem, ty choreografią. – odpowiedział rozbawiony. Potrafił wyobrazić sobie ją bez makijażu, w swojej koszulce swobodnie opadającej na jej zgrabne ciało, z nieco roztrzepanymi włosami, poruszającą się po mieszkaniu próbując cokolwiek ogarnąć. Potrafił sobie wyobrazić jak mocno doprowadzałaby go do szaleństwa kręcąc swoimi biodrami. Mógłby wtedy podejść, zagarnąć ją w swoje ramiona, upierdliwie przeszkadzać jej skradając kilka pocałunków. Ostatecznie podniósłby ją i zabrał do sypialni albo posadził na kuchennym blacie…
Przełknął ciężko ślinę czująć, że wyobraźnia płata mu figle.
Uśmiechnął się maskując nieco narastające w nim na nowo pożądanie. Ile mieli wspólnego, nie wiedzieli, ale Lian czuł się zrozumiany, gdy tak go w spokoju wysłuchiwała.
– W takim razie masz z kim nie-spędzać świąt. A wakacje i weekendy są ok, zgarniamy sporo napiwków od turystów. – Były to dni kiedy miał pełne ręce roboty i wszyscy w klubie uwijali się niczym mrówki, by nadążyć za napływającą do środka masą ludzi. – No i w weekendy macham nimi. – dodał unosząc lekko zaciśnięte pięści.
Niektóre zapachy były przyjemne, inne kojarzyły się z ponurymi wspomnieniami, ale tego na razie nie musiała wiedzieć.
Głośny szloch przerwał ciszę jednego z nowojorskich szpitali, w którym Octavia pojawiła się późnym wieczorem wraz z Aylą. Sama brunetka miała łzy w oczach, zmęczone spojrzenie i chaos panujący w głowie od jakiś dwóch dni. Robiła już wszystko, co tylko przyszło jej do głowy, co wyczytała w internecie i co poradziła jej babka oraz najbliższe ciotki, jeśli chodzi o chorą Aylę. Octavia Blanchard była bliska temu, żeby sama się nie rozpłakać, z tej bezsilności, która dopadła ją chyba wczoraj. Bo przez cały piątek i połowę soboty jeszcze jakoś się trzymała, a tabletki na ból głowy jeszcze działały. Potem wszystko zaczęło zawodzić, łącznie z Aylą, która aż zanosiła się z płaczu. Chyba jak każdej matce, tak i Octavii serce wręcz krwawiło, kiedy widziała swoją córkę w takim stanie. Ayla miała niespełna pół roku, a to była pierwsza poważniejsza wizyta w szpitalu od dnia jej narodzin. Nie umiała powiedzieć, co dokładnie ją boli, a Octavia miała wrażenie, że boli ją wszystko. Że jest zmęczona bólem, płaczem, dwudniową gorączką. Spojrzała w wielkie, niebieskie oczy córki, po czym otarła jedną z łez, które spływały po policzkach dziewczynki i nie pozostało jej w sumie nic innego, jak mocno ją do siebie przytulić. Jakby właśnie ten gest miał ją uchronić przed tym, co ją męczyło, a czego nie potrafiła wyrazić.
OdpowiedzUsuń— No już, nie płacz. Zaraz zobaczymy co da się zrobić — brunetka uśmiechnęła się delikatnie, ale smutno, podążając szybkim krokiem w stronę recepcji. Zupełnie nie uśmiechało jej się siedzieć na poczekalni i cierpliwie czekać na ich kolej, ale nie miała innego wyjścia. Ich lekarz rodzinny był na urlopie, a do żadnego innego Octavia nie miała tak wielkiego zaufania jak do doktora Lee. Był wręcz stworzony do tej pracy, ale każdy też przecież potrzebował odrobiny spokoju i rozluźnienia.
Kiedy zobaczyła ilość ludzi, którzy postanowili też zawitać do szpitala, aż jęknęła z wyraźną rozpaczą. Kolejka spokojnie pewnie będzie ciągnęła się przez kilka długich godzin, ale mimo wszystko i tak postanowiła spróbować. Octavia przystanęła przed recepcją, spoglądając na starszą pielęgniarkę, siedzącą za kontuarem. Kobieta zawzięcie klikała w klawiaturę komputera, dlatego też w pierwszej chwili nie zauważyła Octavii. Dopiero, kiedy ta odchrząknęła, uniosła głowę, spoglądając na Blanchard i wtuloną w nią córkę.
— Dzień dobry, przepraszam ale… ale ja muszę dostać się do lekarza. Moja córka gorączkuje od dwóch dni, a dzisiaj to już jest jakieś istne apogeum. Czy ktoś mógłby nam pomóc? — zapytała drżącym od emocji głosem, poprawiając nieco Aylę, którą trzymała mocno w ramionach. Dziewczynka zapłakała po raz kolejny,piąstką przecierając zmęczone oczy.
Usuń— Och, biedactwo. Usiądźcie, zobaczę co da się zrobić. Mamy dzisiaj małe urwanie głowy. Poproszę jedynie kartę z ubezpieczeniem córki, a za chwilę przyniosę potrzebny formularz do wypełnienia — kobieta po drugiej stronie uśmiechnęła się ciepło w stronę Octavii, która kiwnęła jedynie głową i tak jak jej polecono, dała pielęgniarce kartę ubezpieczeniową Ayli, a potem udała się w stronę poczekalni, która na szczęście była zaopatrzona w niewielką bawialnię dla dzieci. Tak, o dziwo, Ayla nieco się uspokoiła, bardziej zainteresowana zabawkami, które znajdowały się w pomieszczeniu. Nie, żeby nie miała całego pokoju w pluszakach i innych edukacyjnych zabawkach. Te tutaj, jednak wydawały się jej o wiele ciekawsze.
— Już lepiej ? Chyba tak — Blanchard usiadła na podłodze, sadzając sobie Aylę między nogami i przyciągając w stronę dziewczynki pluszaka. Otarła mokre policzki córki, oddychając z wyraźną ulgą, że w końcu przestała płakać. Mimo wszystko czuła, że Ay nadal ma gorączkę, która męczyła ją ostatnie dni.
— Pani Blanchard? Proszę, tutaj jest formularz. Proszę go wypełnić w miarę możliwości, za chwilę powinien przyjść lekarz. Cierpliwości — pielęgniarka, z którą Octavia rozmawiała jeszcze chwilę temu, podała jej kartkę z podkładką oraz długopis. Tay przesunęła spojrzeniem po tekście. Zgoda na wykorzystanie danych, pytania o alergię, o ostatnią wizytę u lekarza, aktualne szczepienia. Kolejne westchnięcie wyrwało się z ust dwudziestojednolatki, kiedy ta wypisywała wszystkie potrzebne informacje. Cieszyła się, że przynajmniej ktoś szybko je przyjmie.
[Z lekkim poślizgiem, ale jesteśmy! <3]
Octavia>
Lian czuł się znacznie lepiej sam ze sobą wyobrażając sobie, że mogą planować różne rzeczy, że czeka ich spotkanie w weekend, w wakacje i w święta, a może nawet i w Nowy Rok. Wolał się rozczarować niż żałować, że nie spróbował jej w jakiś sposób zachęcić do zostania. Nawet jeśli do podobnych zbliżeń miało by nie dojść, nawet jeśli każde kolejne wyjście byłoby czysto przyjacielskie… chociaż, czy potrafiłby trzymać ręce przy sobie? Chyba nawet jego silna wola nie była, aż tak silna. Tak jak teraz, nie potrafił oprzeć jej pocałunkom, które powoli na nowo rozpalały w nim ogień. Co ta kobieta z nim robiła? Czuł przyjemne dreszcze raz za razem, gdy jej miękkie wargi stykały się z jego skórą. Przymknął na moment powieki skupiając się jedynie na doznaniach jakie dawała mu samym dotykiem.
OdpowiedzUsuń– Dobrze, że pracujesz w weekendy? – Otworzył oczy i uniósł nieco brew, przyjrzał się jej uważnie jakby główkował teraz nad najcięższą zagadką. – Czekaj, czekaj… lekarz? – Takie znajomości zawsze mogły się przydać, zwłaszcza komuś kto potencjalnie mógł skończyć na ostrym dyżurze w każdy weekend jednak chyba nie śmiałby zawracać jej głowy drobnymi stłuczeniami, czy innymi mniejszymi obrażeniami. Z pewnością miała dużo pracy na głowie i wielu pacjentów, którzy byli w większej potrzebnie niż on.
– Nie przejmuj się tym. Została mi tylko godzina, którą mogę zawsze odpracować. – zapewnił. Nawet jeśli mieliby dać mu reprymendę, czy wyrzucić na zbity pysk, ta noc była tego warta. Było to całkiem szczeniackie podejście, ale nie miał zamiaru roztrząsać się nad swoim chwilowym brakiem rozsądku.
Podniósł się do siadu, by zaraz przyciągnąć ją na swoje uda. Patrzył prosto w jej brązowe oczy, które teraz lśniły tak pięknie, kusząco. Mógłby się w nich zatracić nie mogąc oderwać wzroku. India była piękna, prócz tego miała w sobie to coś co podświadomie go przyciągało. Jeden jej gest, a jego głowę opuszczały wszelkie myśli niezwiązane z nią.
Ujął jej twarz w swoje dłonie i złączył ich usta w kolejnym pocałunku. Był powolniejszy, ale wciąż równie głęboki. Przelewał w niego wszystko to co teraz czuł licząc, że go rozszyfruje. Pożądanie, komfort,zadowolenie… Nie musieli się spieszyć. Pierwsze gorączkowe emocje opadły, był teraz uważniejszy na to jak bije jej serce, jak przymyka powieki, gdzie dokładnie znajdują się jej drobne dłonie.
Odsunął się nieznacznie, gdy musiał zaczerpnąć oddech.
– Jesteś piękna, pani doktor. – wymruczał kciukami gładząc zaróżowione policzki i wilgotne od pocałunku usta.
Miał ochotę powiedzieć Indii to wszystko co przychodziło mu do głowy, to jak atrakcyjna jest, jak jej ciało go pociąga, jak przyjemnie mu się z nią rozmawia. Jak doprowadza go na skraj szaleństwa, bo w tej ulotnej chwili nie liczyło się nic więcej jak ich dwójka zamknięta w jego ciasnej sypialni.
Ostatnie miesiące w życiu Gabriela były jednym słowem mówiąc dziwne.
OdpowiedzUsuńPodjął decyzję, która zmieniła całe jego życie, a raczej zmieniała je stopniowo. Nie zadecydował z dnia na dzień o tym, aby przestać udzielać się towarzysko. Nie pojawiał się na organizowanych przez znajomych imprezach, odmawiał przychodzenia na eventy organizowane przez elitę nowojorską, w tym również nie pojawiał się na przyjęciach ojca, o ile faktycznie nie musiał tego robić. Tak było mu zwyczajnie łatwiej, aż w końcu całkiem przestał zwracać na siebie uwagę. Nie było o nim żadnych nowych plotek, unikał skandali. Jego życie było zupełnie inne od tego, które niedawno prowadził. Był niemal w każdym zakątku świata, zwiedził zapewne więcej miejsc niż przeciętny człowiek. Dobrze wiedział, że nie zrobiłby tego, gdyby nie miał dostępu do pieniędzy ojca, które wiele razy ratowały go z przeróżnych sytuacji. Uparcie wypierał się tego, że ma bogatego starego, ale lubił korzystać z benefitów, które to dawało. Jeżdżąc po świecie mógł się zatrzymywać za darmo w jego hotelach, mieszkać w najlepszych apartamentach i nie zapłacić za to nawet złamanego gorsza, a i tak wybierał najtańsze miejsca, sypiał u ludzi, którzy oferowali kanapę dla podróżujących. Wszystko, aby nie pokazywać się w Crimson. I na swój sposób było to ciekawe doświadczenie. Poznał dzięki temu kraj, miasto od zupełnie innej strony. Tej bardziej turystycznej, a nie nastawionej na turystów i ogromny zysk. Podczas każdej podróży spotykał ludzi. Czasami z nimi dalej podróżował, innym razem ich znajomość kończyła się po wymienieniu paru informacji. Jedną z takich osób była India. Spędzili razem dość sporo czasu, odwiedzili parę miejsc, ale Gabriel nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek się spotkają. Życie lubiło zaskakiwać i był wyjątkowo zaskoczony, kiedy nudząc się i krążąc wokół ludzi ubranych w idealne sukienki, garnitury wśród tłumu zobaczył dziewczynę, z którą kilka miesięcy wcześniej odkrywał to, co do zaoferowania miały różne miejsca w Europie. Świat jednak był mały. Kontakt mu się z nią poluzował. Tak, jak z wieloma osobami, kiedy zdecydował się na to, aby naprawić swoje życie. Dziwił się, że ją pamiętał, w końcu po powrocie do Nowego Jorku rzadko kiedy chodził trzeźwy, czy to od alkoholu czy używek, których sobie w tamtym czasie nie żałował.
Teraz nawet nie był pewien z jakiej okazji to było przyjęcie. Odbywało się w hotelu ojca, była masa nudnych ludzi. Większość dwa lub trzy razy starsza od niego, ale to było ważne dla Enzo, więc tutaj się pojawił. Wciśnięty w garnitur, ale nie byłby sobą, gdyby nie rozpiął dwóch pierwszych guzików od koszuli. Żadna siła nie zmusiłaby go do tego, aby ubrał krawat lub muszkę. Chciał kogoś zaczepić, ale nie widział nikogo z kim mógłby porozmawiać na inny temat niż o swoim ojcu, który odnosił kolejne sukcesy. Nawet z nim nie porozmawiał, bo ten już był pogrążony w rozmowie z prawnikami, inwestorami i całą masą innych osób. Zapewne powinien być u jego boku, ale nie miał do tego sił. Przebywanie w takich miejscach chyba było już nie dla niego.
Podszedł do baru. W pełni na trzeźwo tego nie udźwignie.
— Whisky z lodem — powiedział opierając się o blat. Może i to przyjęcie nie było wypełnione tylko starszymi osobami, ale te młodsze… cóż, też mu nie pasowały. Wpatrzone w telefon, unikające innych czy znikające w łazience, aby wciągnąć kreskę czy dwie. Rok temu by się z nimi dogadał. — Dzięki — mruknął odbierając szkło od barmana. Odwrócił się i zastygł w miejscu. W pierwszej chwili nie był pewien, czy dobrze widzi. Jeśli się pomyli, to trudno.
Podszedł do stojącej bokiem młodej kobiety, która chyba go nie widziała lub udawała, że go nie widzi.
— Też się nudzisz? — zagadał i lekko się uśmiechnął. Gdy tylko lepiej mógł dostrzec jej twarz wiedział, że się nie pomylił. — Nie sądziłem, że tu będziesz.
Gabs
— Więc musze złamać sobie rękę lub dać sobie rozbić głowę żeby się pani doktor mną zajęła? — wymruczał półszeptem wprost w jej wargi, które wciąż znajdowały się zaraz przy tych jego. — To cholernie pociągające, wyobrażenie sobie ciebie w kitlu rządzącą się na oddziale. — dodał z lekkim rozbawieniem, uśmiechając się pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które nabierały tempa i żarliwości z każdą kolejną sekundą. Cała India była oszałamiająca, budziła w nim żądze tak intensywne, że czuł pod skórą rozchodzący się ogień.
OdpowiedzUsuńJęknął czując jak pracuje biodrami, ocierając się raz za razem o coraz wrażliwszą męskość. Robiła na nim takie wrażenie i tak bardzo na niego oddziaływała, że nie wyobrażał sobie, aby ruszyć się z mieszkania. Ba! Nie myślał nawet o wychylaniu małego palca poza łóżko. Czym ten raz różnił się od poprzednich razów? Nie wiedział. Nie chciał wiedzieć. Chciał się temu oddać, chciał ją czuć przy sobie. Mieć ją dla siebie jak najdłużej, teraz i być może później.
Pocałował ją w usta jednak na tym nie poprzestał. Schodził niżej, na żuchwę przez szyję, na której zostawił kilka delikatnych, różowych śladów, na dekolt i jej piersi. Złapał w zęby jeden z twardych sutków, zassał się i lizał, drugą pierś złapał w dłoń delikatnie ugniatając.
Niemal po omacku sięgnął ręką do szafki stojącej koło łóżka i wyciągnął z niej kolejną prezerwatywę. Nie potrzebował żadnych słów, jego oczy błyszczały od pożądania, serce dudniło w piersi, był twardy na samą myśl o niej.
Gdy był gotowy, uniósł ją nieco, by zaraz wsunąć się w jej ciasne, wilgotne wnętrze. Otoczył ją ramieniem dłoń układając na karku Indii, palce wplatając w pasma włosów. Przyciągnął ją jeszcze bliżej o ile w ogóle było to możliwe i wypchnął biodra ku górze wbijając się w nią do końca. Zaczął poruszać się powolnymi, obszernymi ruchami obserwując jak na niego reaguje. Rozchylone wargi, dłonie zaciśnięte na ramionach, piersi ocierające się o jego klatkę piersiową.
Li.
Całował ją jednocześnie z pasją i czułością. Chciał jej znów pokazać jak dobrze może się nią zająć. On. Tylko on i nikt inny. Nie wiedział dlaczego nagle stał się tak samolubny, niby nie miał powodów, był nikim by rościć sobie do niej jakiekolwiek prawa, a jednak ta złośliwa myśl właśnie zrodziła się w jego głowie i wiedział, że nie będzie tak łatwo się jej pozbyć.
OdpowiedzUsuńWszystkie mięśnie na jego ciele drżały i raz za razem napinały się. Skóra niemal go piekła, wyczulona na każdy, najmniejszy dotyk ze strony Indii. Jeszcze przez chwilę trzymał ich w tej samej pozycji, by zaraz przekręcić się i zawisnąć nad Indią. Przesunął po jej ciele rozochoconym spojrzeniem, zapamiętując każdy jeden szczegół, każdy pieprzyk na jej skórze.
Powrócił do ruchów bioder raz po raz zmieniając tempo, by dostarczyć jej coraz nowszych wrażeń. I choć doprowadzała go do szaleństwa i na skraj wytrzymałości, w pełni skupiał się na niej. Na każdym pocałunku, którymi pieścił jej szyj, dekolt i usta. Przeplatały się one z jego gardłowymi pomrukami, które poświadczały jak dobrze mu było.
— Gdzieś ty się chowała cały ten czas. — wychrypiał wpatrując się w jej oczy jednocześnie narzucając szybsze tempo. Miał ciężki oddech, włoski na karku kleiły się do wilgotnej skóry. Nie miała pojęcia jak bardzo jej głośne jęki, które odbijały się od ścian pomieszczenia, na niego działały; jak seksowny był jej głos, gdy tak niewyraźnie mamrotała kolejne słowa, jeszcze bardziej go pobudzając. Tracił resztki samokontroli kompletnie rozpadając się w tym momencie. Jego pocałunki stawały się bardziej chaotyczne, pełne ekscytacji, która nim zawładnęła. Dzielił się nią i każdym jednym uczuciem, które szalało w jego wnętrzu.
— India — syknął z rozkoszy, zaciskając palce na jej udzie, które zarzucił sobie na ramię. Kręciło mu się w głowie od ilości bodźców, które otrzymał w tak krótkim czasie.
Li.
Syknął, gdy poczuł jak wbija mu palce w plecy. Poruszył łopatkami spoglądając na jej twarz, na której malowała się rozkosz łechtająca przyjemnie jego ego. Rozchylone usta, półprzymknięte powieki, włosy rozsypane na jego pościeli. Nie mógl wyobrazić sobie lepszego zakończenia tego dnia.
OdpowiedzUsuńOparł czoło o jej klatkę piersiową, dysząc ciężko. Miał przymknięte oczy, napuchnięte wargi, a serce wciąż wybijało szybki rytm. Na plecach błyszczały kropelki potu. Złożył krótki pocałunek na jej mostku po czym wsparł się na ramieniu. Uśmiechnął się do niej lekko z wciąż zamglonymi oczami od uniesień, które przed chwilą miały miejsce. Czuł się wykończony, mięśnie mu drżały, ale było to przyjemne zmęczenie, to które mógłby odczuwać co wieczór, które nigdy mu się nie znudzi.
Być może chodziło o to, że dłuższy czas był sam. Może był złakniony bliskości, czyjejś obecności, ciepła drugiego ciała w łóżku. Może... Byłby jednak kłamcą gdyby stwierdził, że India była zwykłą dziewczyną, jedną z wielu. Czuł się dobrze, lekko i nawet jeśli unosili się teraz w mydlanej bańce, którą bardzo szybko przebije ona lub on, chciał przedłużać ten moment jak najdłużej.
Odsunął się od niej, by szybko ogarnąć kolejny bałagan, którego narobili.
Ułożył się koło niej nie dając się wymknąć dziewczynie ze swoich objęć. Wtulił twarz jej włosy i szyję zaciągając się słodkim zapachem Indii. Pachniała obłędnie i miał nadzieję, że poduszki przesiąkną tym zapachem.
— Prysznic albo możemy martwić się tym rano. — wymruczał gładząc delikatnie skórę na jej brzuchu.
Oczywiście, że myślał o poranku. O tym, czy nie ucieknie, o tym, że mogli rozstać się bez słowa, o tym, że mógł przynieść jej rano kawę do łóżka, usłyszeć jej śmiech. To była zdecydowanie lepsza wizja, nieco podkoloryzowana, ale wolał na nią postawić. Przecież nikt nie zabroni mu puścić wodzy fantazji, pokusić się o pomysł kolejnego spotkania, znów w barze, w jego sypialni, przy obiedzie, w kinie, czy przy drinku.
Li.
Spało mu się bardzo dobrze, miał spokojny sen, nie męczyły go żadne nieprzyjemne rzeczy. Prawdopodobnie spałby w najlepsze do południa, gdyby nie lekkie szmery dobiegające spoza sypialni. Zignorował nawet pierwsze ciche trzaśnięcie drzwi, rozkoszując się błogim stanem i wspomnieniami minionej nocy, które powoli do niego wracały. Dopiero drugi trzask i skrzypienie starych drzwi przywróciło mu pełnię świadomości. Przeciągnął się w łóżku stwierdzając, że jest puste. Słyszał jednak, że nie jest sam w mieszkaniu, więc to go bardzo szybko uspokoiło.
OdpowiedzUsuńNie uciekła. Miał ochotę uszczypnąć się w ramię w ramach sprawdzenia, czy dalej nie śpi i słodko sobie nie śni.
Zaciągnął się zapachem, który wciąż trzymał się poduszek i dopiero w tedy podniósł się do siadu. Przeczesał palcami półdługie kosmyki włosów, które układały się w jeden wielki nieład stercząc na wszystkie strony. Potarł zaspane oczy i w końcu wstał z łóżka. Wyciągnął z szafy krótkie, dresowe spodenki, które wciągnął na tyłek. Dopiero wtedy wyszedł stanął w progu sypialni, która wychodziła od razu na niewielki salon z aneksem kuchennym. Oparł się ramieniem o futrynę drzwi i przez chwilę przyglądał się Indii krzątającej się po jego kuchni w jego koszulce.
Ruszył w jej stronę zastanawiając się, czy będzie dziwnie, czy mógł zachowywać się zupełnie naturalnie. Czy czar nie prysł z nastaniem świtu.
— Pachnie obłędnie. — przyznał czując unoszący się w pomieszczeniu zapach świeżych wypieków, które kupiła. Jego mieszkanie miało wiele minusów i wiele mu brakowało, ale jedną z zalet mieszkania tutaj była bliskość barów, małych knajpek, piekarni, a nawet cukierni, w których był częstym bywalcem. Nie był mistrzem gotowania, choć potrafił wykarmić samego siebie. Często jednak jadł w biegu, śniadania jadał tuż przed tym jak kładł się spać, a obiad gdy wybijała pora późnej kolacji. Wady pracowania na drugą zmianę...
— Dzień dobry. — wymruczał stając tuż za nią.
Czy mógł jeszcze przez chwilę pociągnąć tą bajkę?
Musnął ustami jej policzek po czym obrócił się opierając biodrem o kuchenny blat.
— Jak się spało? — zapytał usta układając w łobuzerski uśmieszek.
Nawet jeśli niewiele spali, dziewczyna wciąż wyglądała obłędnie. Była piękna nawet teraz w jasnym świetle, bez cienia buzujących w nim emocji.
Mógłby przywyknąć do takiego widoku.
Li.
Różowy Cosmopolitan był szykowany przed jej oczami w zadziwiająco szybkim tempie. Nie miała dużej styczności z miksologią, więc wszystkie tanie chwyty działały na nią jak magnez. Podrzucanie butelek, agresywne mieszanie, które samo w sobie stawało się przedstawieniem, trzymały w garści jej uwagę, szczególnie takiego wieczoru, jak ten, gdzie na początku siedziała sama przy barze.
OdpowiedzUsuńTym razem jednak była zajęta przygryzaniem policzka od środka, kiedy z niepokojem wyczekiwała reakcji kobiety, z góry zakładając, że jest to India. Była szansa, że się myliła. Niewielka, ponieważ wątpiła, że mogłaby spotkać kogoś tak do niej podobnego, ale ta myśl nieustannie w niej się tliła, pobudzając słaby płomyk niepokoju.
Cały niepokój wygasł, kiedy usłyszała swoje imię z ust brunetki. Poznała ją. Mimo różnicy wieku, mimo rzadkich spotkań i jedynie kilku wymienionych rozmów, poznała w niej tę dziewczynkę, która kręciła się jej pod nogami, kiedy nie była surowo pilnowana przez ojca
— No tak, przepraszam — poprawiła się z lekkim uśmiechem, nieukrywający ulgi, która ją objęła — Za założenie i za samo podejście. Trochę mało taktowne z mojej strony — wyjaśniła dodatkowo. Zaraz po swoich słowach ich pożałowała. I przez bezpośredniość, ale i ich enigmatyczność. Nie przedstawiła się, nie nawiązała do ich wspólnych połączeń. Zostawiła tyle niedopowiedzeń w powietrzu, że powinna być wdzięczna jakiejś sile wyższej za oszczędzenie jej wstydu.
— Jasne — wzięła swojego jeszcze niezaczętego drinka i przesiadła się na miejsce przy Indii, odsuwając swój napój nieco w głąb baru, aby nie szturchnąć go ramieniem.
Zgodziła się, ale nawet nie była pewna, o co powinna pytać. O rodzinę? Lepiej nie, sama nie przepadała za rozmawianiem o swojej, a wiedząc, że są z tego samego grona, podsuwało jej myśl, że kobieta też może nie być zbyt chętna, jak chodziło o ten temat.
— Co u Ciebie? Ostatni raz widziałyśmy się, jak kończyłaś liceum, jeśli dobrze pamiętam — podwinęła rękaw bluzki w nerwowym geście, acz delikatny uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Nie spodziewała się, że spotkanie kogoś z najgorzej wspominanych lat jej życia wywoła u niej pozytywne emocje, lecz jednak siedziała teraz w klubie, niedawno kończąc upokarzający, w oczach sfer wyższych, występ i rozmawiała z córką Jones’ów, kiedyś ciasno związanych finansowo z rodziną Seo.
Mijoo
[Okej, myślę, że możemy to skleić tak, że India dawała kiedyś tam korki Mer, znajomość się utrzymała, więc z kolei Meredith była chętna pomóc Twojej pannie w modowych sprawach; no i ostatecznie mogłoby nas to doprowadzić do imprezy, na której M. przegięła z jakimiś środkami lub alkoholem – może panna Jones zechciałaby jej pomóc? Albo od innej strony – mama Mer mogłaby zasłabnąć po jakimś pokazie (nic groźnego, za dużo emocji, za mało jedzenia; Annie jest trochę jak podekscytowane dziecko w takich chwilach), a jej spanikowana córka zadzwoniłaby do Indii/złapała ją w tłumie ludzi, nie mając pojęcia, co zrobić? :D]
OdpowiedzUsuńMer Ridgeway
— Nie mam, tobie i tak w niej lepiej niż mi. — stwierdził. Jej zgrabne ciało niemal znikało pod materiałem dużej koszulki, która sięgała jej do połowy uda.
OdpowiedzUsuń— Pani jestem uzależniona od kawy, zrobić ci? Na coś się chociaż przydam. — zaproponował pamiętając co mówiła mu o sobie w nocy, przesuwając się w stronę ekspresu, który dostał od rodziców. Jego matka niekiedy wpadała do niego bez zapowiedzi wciskając mu kolejny gadżet twierdząc, że jest mu on niezbędny do życia. Ekspres należał do grona tych rzeczy, które rzeczywiście mu się przydawały jednak miał w szafkach kilka urządzeń, czy przedmiotów, które leżały tam i zbierały kurz. Nie wspominając o tym, że za każdym razem delikatnie sugerowała mu, że brakuje tu kobiecej ręki i kogoś kto o niego zadba.
Po pierwsze jak na samotnego, młodego faceta to radził sobie całkiem nieźle, przynajmniej w swojej skromnej opinii, i utrzymywał względny porządek.
Po drugie nie potrzebował opiekunki. Jeśli już chciał kogoś komu mógłby robić śniadania do łóżka, kogoś kto nie patrzyłby na niego krzywo gdyby w środku nocy zaczął gotować makaron. Kogoś kto krzątałyby się po tej małej przestrzeni, dołożył swoją szczoteczkę w łazience i zmusił do ściśnięcia ubrań na jedną półkę zamiast trzech. Ot proste rzeczy, które umiliły by codzienność. Ale nie narzekał również na swoją niezależność.
Spojrzał na talerz, na którym układała wyciągnięte z papierowej torby rarytasy. Uśmiechnął się po raz kolejny widząc same smakowitości. Przynajmniej nikt jej nie naciągnął i nie wcisnął byle czego, a i to się tutaj zdarzało. Zwłaszcza, gdy potencjalnie wyglądało się na kogoś nie stąd.
— Bułeczki shaobing. Będą lekko pierne. — wskazał. — Mantou, trochę jak klasyczne bułki. I moje ulubione jian dui. — wymieniał dalej. — Kuleczki sezamowe. — dodał chwytając jedną słodka kulkę.
— Są, a jeśli lubisz azjatyckie żarcie mogę ci pokazać kilka godnych uwagi miejsc. — Uwielbiał jedzenie, uwielbiał próbować nowych rzeczy z różnych kuchni świata, choć rzeczywiście do specjałów kuchni chińskiej miał ogromną słabość. Lubił pikantne rzeczy, lubi wszystko co słodkie. Nie wybrzydzał. I owszem wolałby pokazać jej każde ciekawe miejsce niż podać jej adresy i liczyć, że może sama lub z kimś je odwiedzi, a ta druga opcja szczególnie mu nie odpowiadała. Nie wiedząc dlaczego. Po prostu… nie. Nie i już.
— Nie idź. — odpowiedział szybko, może i zbyt szybko, ale trudno najwyżej wyjdzie na desperata, ale przecież odkąd na spojrzeli na siebie pierwszy raz, sprawy przybrały szybki obrót.
Nie chciał, by już sobie szła. Było miło, mogli spędzić miły poranek po którym rozejdą się z dobrymi nastrojami.
— Chyba, że się spieszysz. — dodał podstawiając kubek pod ekspres. Nie chciał jej zatrzymywać na siłę, ale chyba nie musiał się na tym szczególnie roztrząsać skoro wyskoczyła po śniadanie. Zdecydowanie powinien przestać tyle o tym myśleć.
— Ale na pewno bez jednego cię nie wypuszczę. — oznajmił z łobuzerskim uśmieszkiem błąkającym się pod nosem. Przygryzł delikatnie wargę starając się nie cieszyć jak głupi.
Li.
Znał siebie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że nie odejdzie, dopóki nie upewni się, że na pewno wszystko jest w porządku. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko jest z nią w porządku. Była trochę oszołomiona, pewnie zaskoczona, ale na całe szczęście nie miała bliższego spotkania z nadjeżdżającym pojazdem i nie doszło do tragedii. Kilka sekund później i mogłoby do niej dojść, ale w takiej sytuacji nie było sensu, aby myśleć nad tym co mogłoby się wydarzyć. Najważniejsze było, że się nie wydarzyło. Mimo, że nie miałby na to większego wpływu to zapewne wyrzuty sumienia byłyby ogromne. Jednocześnie cieszył się, że dziewczynie nic nie jest i że nie będzie musiał mierzyć się z czarnymi myślami, które gotowe były zawładnąć jego umysłem, gdyby jednak coś poważniejszego się stało.
OdpowiedzUsuń— To dobrze, okej — odpowiedział i zmierzył ją wzrokiem. Lekarzem nie był, właściwie było mu do niego daleko, ale nie wydawało się, aby dziewczynie dolegało coś więcej poza szokiem na skutek możliwego wypadku.
Od razu chwycił ją mocniej, kiedy brunetka zrobiła to samo z nim. Rozejrzał się dookoła, ale nie widział nigdzie żadnej ławki. No tak, nie mógł raczej oczekiwać tego, że na chodniku znajdzie ławkę. Tej może nie było, ale były schodki, które prowadziły do mieszkań i to było też w sam raz.
— Może usiądź, co ty na to? Chodź, to tylko parę kroków w tę stronę. Uspokoisz się i powinno być lepiej — zaproponował. W zasadzie nie czekał nawet na odpowiedź. Nie mogli tu stać. Ciągle ktoś szturchał go w ramię, gdy przechodził obok. Zebrało się też paru gapiów, ale ci poza patrzeniem się nie robili nic więcej. Brakowało tego, aby jeszcze otworzyli usta z podziwu. Jakby jeszcze było co podziwiać. Fabian wykonał po prostu swój obowiązek. Każdy podobnie myślący do niego człowiek powinien to zrobić. Może nie myślał o swoim bezpieczeństwie, a na podjęcie decyzji miał ułamek sekundy, który mógł nieznajomą kosztować życie. — Nie masz za co przepraszać, każdemu może się zdarzyć. Daleko masz do mieszkania? Mogę złapać taksówkę albo cię odprowadzić, jeśli to nie jest daleko — zapytał. Miał nadzieję, że nie odbierze tego w zły sposób. Fabian w tej chwili niekoniecznie myślał o tym, aby poznać, gdzie właściwie dziewczyna mieszka, czy chcieć od niej czegoś więcej. Po ludzku się po prostu martwił, nic więcej.
Chwilę później oboje siedzieli już na schodkach. Dziewczyna była nieco blada, może zbyt blada. Wahał się czy nie powinien zadzwonić pod numer alarmowy, ale co właściwie miałby im powiedzieć? I tak wątpił, że ktoś by przyjechał. W końcu nic się nie działo, nie traciła przytomności, a była jedynie nieco otępiała. Takie sprawiała wrażenie, ale może to za chwilę minie.
— Jestem Fabian, jak się nazywasz? — zapytał. Chciał ją rozproszyć i zająć myśli kobiety czymś innym. Może dzięki temu szybciej poczuje się lepiej. — Skoczę może po wodę, co? Sklep jest tuż obok, chcesz? Albo cokolwiek innego ze sklepu?
Fabian
— To świetnie. — I jemu nigdzie się nie spieszyło. Miał dzisiaj wolny dzień, nie musiał pędzić do pracy, czy gdziekolwiek indziej. Nie miał umówionych żadnych spotkań, bo i na żadne spotkania nie chadzał, a przynajmniej nie na takie, których nie mógłby przełożyć. Prócz zmianowej pracy nie miał żadnych szczególnych zobowiązań. I to lubił, bo mógł robić niemal wszystko na co miał ochotę. A jeśli nie praca w klubie za barem, to coś innego. Choć niektórzy uważali go za mało poważnego i zarzucali brak odpowiedzialnego podejścia do życia, Lian wolał na to spojrzeć jako zdolność do przetrwania, bo do tej pory udawało mu się radzić w różnych warunkach i w różnym środowisku. Nawet jeśli teraz wyglądał na beztroskiego i poukładanego nie zawsze tak było. Ciągnął za sobą nieciekawą przeszłość, wiele ponurych i beznadziejnych wspomnień, od których wciąż robiło mu się niedobrze jeśli tylko do nich wracał, co robił bardzo rzadko. Był czas kiedy kwestionował bardzo wiele spraw. Nie od zawsze był tak optymistyczny i spokojny jak teraz, o czym wiedziało wąskie grono jego przyjaciół i zastępcza rodzina. I przez chwilę przemknęło mu przez myśl, czy jeśli poznałaby całą prawdę na jego temat, jakim był dzieckiem, gdzie się wychowywał i kim są jego rzeczywiści rodzice, bo by sobie pomyślała? Czy patrzyłaby na niego tak samo, czy widziałaby kogoś… zepsutego? Niewartego uwagi? Nawet on sam musiał się otrząsnąć z takiego myślenia i zmienić nastawienie, co nie było proste biorąc pod uwagę, że przez większą cześć swojego życia słuchał jak bezużyteczny jest.
OdpowiedzUsuńAle tego na razie nie musiała wiedzieć.
— Przez żołądek do serca? — uniósł delikatnie brew. Zdecydowanie do niego można było trafić w ten sposób, ale niech rzuci kamieniem pierwszy, który nie lubi dobrego jedzenia.
Przysunął się bliżej niej z gotową kawa, którą jej podał.
— Mam na myśli numer telefonu, nie wypuszczę cię stąd póki mi go nie podasz. Ewentualnie zadowolę się daniem ci swojego, ale to całkiem ryzykowny ruch z mojej strony. — wyjaśnił co miał na myśli. — Chyba, że już masz mnie dosyć to jakoś przełknę smak porażki. — wymruczał wprost do jej ucha niby przypadkiem ocierając się wargami o płatek jej ucha.
Dalej uśmiechając się, odsunął się od dziewczyny i wrócił do ekspresu, by i sobie zaparzyć świeżą kawę. Przyjemny kawowy aromat zaczął unosić się w powietrzu dzięki czemu do reszty poczuł się rozbudzony.
Li.
Czuł na plecach jej spojrzenie, sam przecież nie omieszkał gapić się na nią, gdy tylko wstał, a ona już krzątała się po kuchni, w jego koszulce i zastanawiał się jak było można wyglądać równie seksownie w ubraniach jak i bez nich. I czy, aby na pewno nie zastosowała na nim jakiejś podejrzanej sztuczki przez co nie mógł się opamiętać nawet teraz. Do tej pory zdarzało mu się być w relacjach, które nie trwały dłużej niż parę tygodni w porywach do paru miesięcy. Prędzej, czy później coś zaczynało nie pasować jednej bądź drugiej stronie i ostatecznie dochodzili do punktu, w którym byli wypaleni i należało się rozejść niż ciągnąć tę farsę. Nie był uczuciowym i miłosnym znawcom, ale chciał wierzyć, że być może do tej pory nie spotkał tej jednej, konkretnej osoby, która utknie z nim już na zawsze. Mimo wszystko jej spojrzenia mu schlebiały, cieszył się, że nie tylko on czuł się w ten sposób, jak jakiś nastolatek, który nie potrafił ogarnąć tego co się z nim dzieje.
OdpowiedzUsuńNatomiast India zdawała się być zupełnie inną kategorią, z jaką nie miał do tej pory do czynienia. gdyby miał spojrzeć na tą sytuację zupełnie obiektywnie, bardzo szybko i łatwo zdobyła całą jego uwagę. Nie potrafił się z tego nawet otrząsnąć i zebrać myśli w kupkę.
Nieco zaskoczony i wybity z rytmu jej nagłym, siarczystym ja pierdole, odwrócił się w jej stronę, a jego brwi poszybowały wysoko do góry. Przyglądał się jak wylewa kawę do zlewu i łapczywie popija wodę z kranu.
Przygryzł wargę starając się powstrzymać rozbawienie, ale ostatecznie parsknął śmiechem widząc krwistą czerwień na policzkach Indii.
— Czy to jakiś nowy patent na powiedzenie facetowi, nie nie dam ci mojego numeru? — skomentował starając się opanować napad śmiechu, który wywołała u niego India. — W porządku? — dopytał opanowując wreszcie salwę śmiechu. Zerknął w stronę nadgryzionej bułeczki, sprawczyni całego kłopotliwego zamieszania. Ostre przyprawy i kawa to nienajlepsze połączenie.
— Na ostre ponoć najlepiej działa mleko. — zasugerował.
Ciut rozbawiony Li.
Gdy spiorunowała go spojrzeniem, a chwilę później schowała twarz w dłoniach poczuł, że może jednak powinien ugryźć się w swój język i przestać śmiać się jak nienormalny dzieciak. Przesadził, przekroczył granicę, której być może nie powinien przekraczać. Ostatecznie znali się w porywach do kilku godzin. Było mu teraz niemiłosiernie głupio nawet jeśli nie śmiał się dlatego, że się zbłaźniła, a dlatego, że cała sytuacja wydawała mu się zabawna. Nie licząc oczywiście poparzonego języka. To zdecydowanie nie było śmieszne.
OdpowiedzUsuńOdstawił kubek na blat, by zaraz wyciągnąć z zamrażalnika formę z lodem, którą jej podsunął.
— Przepraszam, nie powinienem się śmiać. Mogłaś zrobić sobie krzywdę. — Miał nadzieję, że nie była na niego zła, bo zepsucia atmosfery by sobie nie wybaczył. Teraz mógł pożegnać się z porankiem w swobodnej i miłej atmosferze.
Brawo Lian, pokazałeś klasę!
Usłyszał złośliwy głosik w swojej głowie, który teraz naśmiewał się z niego.
Odgarnął z jej policzka pasma włosów, które opadły wzdłuż jej twarzy. Uśmiechnął się do niej przepraszająco dłoń układając między łopatkami dziewczyny. Spoglądał na nią uważnie, czy aby na pewno poparzyła sobie tylko język, czy może jednak oblała się gorącym napojem jeszcze gdzieś.
— Coś jeszcze? — dopytał nie spuszczając z niej wzroku. — Powinnaś bardziej uważać, głuptasie. — dodał już bez cienia żartu w głosie. — Wybacz. — dodał pospiesznie uzmysławiając sobie, że użył przezwiska, z którego mogłaby nie być szczególnie zadowolona zwłaszcza w zaistniałej feralnej sytuacji.
Zacisnął usta, by w razie czego nie palnąć kolejnej głupoty, która mogłaby ją znowu niepotrzebnie urazić, a tego przecież nie chciał. Miało być miło!
Proszę nie bijcie 🙏
Całe napięcie, które na moment wytworzyło się między nimi i opadło ciężko na jego ramiona, zniknęło równie szybko co przyszło.
OdpowiedzUsuńCzyli nie była na niego wściekła… wypuścił powietrze z płuc, powoli sięgając po ręce Indii. Chwycił ją za nadgarstki odciągając jej dłonie od twarzy, którą uparcie zasłaniała. Spojrzał w jej brązowe tęczówki, w których wciąż czaiło się zażenowanie, a policzki dalej były nieco zaróżowione. Jak dla niego to wyglądała… uroczo.
— Okej, co ty na to żebyśmy oboje przestali się przepraszać? Ostatecznie nic wielkiego się nie stało, kawy nam nie brakuje i z tego co mi wiadomo wody w kranie również. — Potarł kciukiem jej skórę chcąc ją odrobinę uspokoić i zapewnić, że rzeczywiście nic takiego się nie wydarzyło.
— Po drugie zostaniemy przy głuptasie, nie kretynce. I poprawka, poranek jest miły. Gdybym przyznał się kiedy i kto ostatnio zrobił mi śniadanie dla odmiany ty byś nie mogła przestać się śmiać. — Dalej było mu nieco głupio, ale wolał rozładować jakkolwiek atmosferę, by obojgu wróciły jak najlepsze humory.
— I dalej chcę żebyś dała mi twój numer. Już ci mówiłem, że bez tego cię stąd nie wypuszczę. — zapewnił z lekkim uśmiechem. Nie chciał żeby przejmowała się wylaną kawą, czy czymkolwiek innym. — Więc albo mi go dasz i spędzimy miło resztę poranku, albo pozostaje ci nokaut i ucieczka. — dodał przysuwając się do niej bliżej. Pochylił się ku niej i już miał sięgnąć jej ust, ale zatrzymał się kilka milimetrów przed nimi, czując już jej ciepły oddech na swojej twarzy.
— Poparzony język raczej nie sprzyja całowaniu. — stwierdził odsuwając się na tyle, by móc złożyć krótkiego całusa na jej czole.
L.
Oboje chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, właśnie teraz, gdy opadły pierwsze emocje. Chociaż Lian wciąż patrzył na nią przez różowe okulary, co było zaskakujące, bo zwykle nie bywał naiwny i wiedział, że każdy posiada wady, mniejsze lub większe. A oni dopiero co się poznali, istniała więc masa rzeczy, które mogli potencjalne przed sobą odkrywać, prócz tego że oboje posiadali skłonność do poddawania się spontanicznie narastającym uczuciom. Była pewnie też część rzeczy lub spraw, które lepiej by pozostały w cieniu, ale Lian nie bał się wad, nie bał się głupot, które na co dzień ludzie robią, nie bał się dziwactw i przyzwyczajeń.
OdpowiedzUsuńJemu również daleko było do ideału, a krótkie relacje które kończyły się prędzej niż na dobre zdążyły się zacząć były tego doskonałym przykładem. Jednym nie pasował brak stałej pracy, innym zamiłowanie do boksu i widok rozbitej twarzy. Inni wytykali mu brak powagi, czy nawet zawiłe rodzinne relacje. Napatrzył się w życiu na różne rzeczy i dlatego starał się z marszu nie oceniać.
— Brzmi dobrze. — Nawet bardzo dobrze, brzmiało to niemal jak propozycja kolejnego spotkania, kolejnej wspólnej nocy i kolejnego wspólnego poranka. — Nie będę wstanie ci niczego odmówić jak będziesz mnie tak jedzeniowo rozpieszczać. — To właśnie składało się na jego prostotę, kilka czułości, trochę dobrego żarcia i wspólnego śmiechu i był zadowolony.
To było całkiem odmienne i przyjemnie doświadczenie, od razu czuć się tak swobodnie w czyimś towarzystwie, jakby wcale nie znali się tylko od kilku godzin.
— Przychodzi mi kilka innych pomysłów do głowy, ale niech ci będzie. — potaknął z uśmiechem.
— Tak mówisz? No ja nie wiem, daleko mi do temperatury kostki lodu. — droczył się oplatając ją w talii swoimi ramionami. — Ale chyba nie powinienem kłócić się z tak błyskotliwą panią doktor. — dodał nachylając się ku niej. Zamruczał cicho czując jak jej palce muskają mu skórę na karku. W końcu sięgnął jej ust delikatnie muskając je swoimi, by nie sprawić jej większego dyskomfortu.
L.
Pewnie sporo osób stwierdziło by, że chyba za mocno się rozpędzili. Ale pomimo przeskoczenia co najmniej kilku pierwszych etapów znajomości, do których przecież zawsze było można wrócić, Lian nie czuł w żaden sposób, że to co robią jest nienaturalne, ponaglone, że pędzą po torach, które są niedokończone i za moment skończą się przepaścią. Nie potrafił powiedzieć dlaczego tak było, dlaczego czuł się tak komfortowo i dobrze ze świadomością, że India wciąż jest w jego mieszkaniu i wyskoczyła nawet po świeże pieczywo. To był drobny gest, a jak wiele zmieniał.
OdpowiedzUsuńCoś między nimi kliknęło. Tak mu się przynajmniej zdawało i chciał w to wierzyć tak długo jak tylko będzie to możliwe. Nie wiedział czym jest to coś, oczarowaniem, fizycznym pociągiem, czy czymś jeszcze innym, ale przyjmował to z otwartymi szeroko ramionami.
Odwzajemniał jej delikatne pocałunki delektując się nimi i czerpiąc z nich równie dużo przyjemności co z tych żarliwych, wygłodniałych pieszczot, którymi się obdarowywali minionej nocy. To był zupełnie inny dotyk, inny rodzaj bliskości. Cieszył się, że dalej jest gotowa się przed nim odsłonić, być blisko.
To wszystko zdawało się bajką, senna marą. Lian nie chciał wracać do rzeczywistości.
— Mniejsi mężczyźni? — powtórzył unosząc lekko brew. — Zajmujesz się dziećmi? — dopytał z lekkim uśmiechem.
Lubił dzieci. Nie znał zbyt wielu dzieciaków, ale zawsze wyobrażał sobie, że w przyszłości będzie je mieć, że jego dom kiedyś wypełnią te małe, kłopotliwe, ale radosne istotki. Towarzyszyło mu mnóstwo wątpliwości i obaw, że się nie sprawdzi, że większa część życia miał niewłaściwy wzór, że mógł powielić schematy swojego ojca… gdyby tak się stało, gdyby kiedykolwiek wyrządził krzywdę dziecku nigdy w życiu nie mógłby spojrzeć w lustro. Te obawy tyczyły się również związków. Bał się, że w którymś momencie mogą puścić mu nerwy, że będzie przejawiał te same skłonności co mężczyzna. Że stanie się kimś kogo tak bardzo nienawidzi. Niekiedy był przez to zbyt krytyczny w stosunku do samego siebie, ale był to odruch.
Odsunął się tylko po to by sięgnąć po pikantną bułeczkę, która wcześniej nagryzła India. Dla niego była co najwyżej lekko piętna, ale mógł mieć już wypalone kubki smakowe.
— Ty też powinnaś jeszcze zjeść. Żeby ci sił starczyło na te małe potworki w szpitalu. — odpowiedział. Podszedł do okna otwierając je. Momentalnie do środka wpadło nieco świeżego, ale ciepłego powietrza i odrobiną hałasu dobiegającego z ulicy. Chinatown był ruchliwą, głośną i kolorową dzielnicą. Ciągle się coś tu działo, a ludzi, którzy tutaj mieszkali wiecznie gdzieś się spieszyli.
OdpowiedzUsuńKompletnie nie spodziewał się tego pytania, więc przez kilka sekund jedynie bezwiednie mrugał powiekami, wpatrując się w kobietę ze zmieszaniem.
- Proszę mi wybaczyć, jeżeli się pomyliłem co do Pani stanu cywilnego, szanowna Pani Doktor, ale nie widzę na Pani dłoni ani obrączki, ani śladu po niej. – Odparł w końcu, jeszcze raz przyglądając się z uwagą jej palcom.
Może wcześniej przeoczył jakąś drobną ozdóbkę, stąd wystąpiła u niej taka a nie inna reakcja ? Chyba nie, wciąż jej bowiem nie dostrzegał. Z drugiej jednak strony zdarzały się przecież na tym świecie również szczęśliwe mężatki, które na tyle rzadko zakładały pierścionki podarowane im w dniu ślubu przez ukochanych, że żaden szczegół ubioru nie mógł zdradzić ich prawdziwego statusu. Cóż, zboczenie zawodowe, którego nie potrafił się jakoś wyzbyć sprawiało, że czasem zaliczał właśnie tego typu wpadki. Aż strach pomyśleć jakimi ścieżkami będzie podążał jego umysł na starość…
Doprawdy wolałaby znaleźć się już wśród dzieci, które nie zwracały jeszcze aż takiej uwagi na dorosłe dziwactwa i konwenanse. Dopiero w ich obecności mógł wreszcie choć na chwilę zdjąć maskę wiecznie poważnego pastora i odkryć swoje prawdziwe oblicze. Tymczasem jednak musiał do końca odprawić zwykły rytuał wstępny, jakim było wypicie czarnej kawy z dodatkiem mleka, którą zaserwowała mu India, podczas gdy ona streszczała mu pokrótce sytuację panująca na oddziale, którym się opiekowała.
- Miło mi to słyszeć. – Uśmiechnął się do niej lekko, zdając sobie doskonale sprawę, że gdy tylko zostanie z jej podopiecznymi sam na sam nie będzie z nimi rozmawiał wyłącznie na temat Boga. Owszem, zapewne od tego właśnie zacznie, bo tego po nim oczekiwali zwierzchnicy, lecz potem i tak jak zwykle przejdzie do bardziej przyziemnych spraw, a na koniec najprawdopodobniej, jeśli czas pozwoli, urządzi im minikoncert. W końcu nie bez powodu przyniósł ze sobą kitarę, która obecnie grzecznie leżała ukryta w bagażniku jego Lexusa stojącego na przyszpitalnym parkingu. – Wolę jednak już na początku zapytać, czy któreś z nich nie ma przypadkiem żadnej alergii, gdyż nie ukrywam, że miałem zamiar podarować im trochę świeżo upieczonego ciasta pomarańczowego. A może i Pani chciałaby go skosztować ? Zostawiłem je co prawda w samochodzie, ale w każdej chwili mogę je przynieść. – Podjął próbę przełamania wyraźnego dystansu, który zawisł między nimi niczym ciężka, ołowiana chmura burzowa.
Gabby
— Może i nie seksowne, ale… — zamyślił się na krótką chwilę szukając odpowiedniego słowa — pomaganie jest atrakcyjne. — dokończył z uśmiechem. Bo taka była prawda, leczy i może niekiedy ratuje życia i to te najbardziej niewinne, te które tak naprawdę miały dopiero zacząć cieszyć się życiem. Tak naprawdę myśląc o pracy w szpitalu z chorymi ludźmi… nie, sam by nie potrafił tego robić. Czułby się za bardzo sfrustrowany, gdyby nie potrafił zaradzić, znaleźć złotego środka. Nie wspominając o beznadziejnych przypadkach, którym w żaden sposób nie można pomóc. A dzieci? Sam nie wiedział do końca dlaczego, ale na ich punkcie był bardziej przewrażliwiony. Może przez wzgląd na własną przeszłość.
OdpowiedzUsuń— Wow, doktorat. Ja nigdy nie poszedłem na studia… — przyznał wzruszając ramionami, ale nie dodał nic więcej, gdy rozdzwonił się jej telefon. Był pod szczerym wrażeniem, dla niego wyczynem było skończenie liceum. O studiach nigdy nie myślał. Nie czuł się przez to gorszy, żyło mu się dobrze i nie narzekał na brak pieniędzy. One nigdy nie były dla niego na pierwszym miejscu. Jednak teraz, poczuł się nieco onieśmielony. India była szalenie pociągającą kobietą, piękną do tego wykształconą. Choć jej nazwisko za wiele mu nie mówiło, potrafił sobie wyobrazić z jakiego domu się wywodzi. Była lepsza, w jego głowie mogła mieć każdego, a zwróciła uwagę na niego. Na takiego prostego Liana, który nie był biznesmenem, lekarzem, czy kimś porządnym. Był zwyczajnym barmanem. Jemu to wystarczało, ale czy jej by wystarczyło?
— Jasne, żaden problem. — przeszedł za nią do korytarza, a gdy jego wzrok padł na komodę uśmiechnął się w duchu na wspomnienie tego co wyczyniali, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania. Nie miał zamiaru robić jej wyrzutów, obojętnie jak bardzo chciał ją jeszcze dla siebie zatrzymać, wiedział że są rzeczy ważne i ważniejsze. W zestawieniu z pracą w szpitalu i małymi pacjentami raczej plasował się w tej pierwszej kategorii nawet nie mając jej tego za złe.
Jakby mógł?
Chwycił ją lekko za nadgarstek i przyciągnął raz jeszcze do siebie. Złożył na jej ustach ostatni pocałunek, kończąc go cichym pomrukiem.
— Zanim pobiegniesz ratować świat Indiana Jones'ie, poproszę ten numer telefonu żebym mógł cię znaleźć. — powiedział z zaczepnym uśmieszkiem, całkiem dumny z przezwiska które dla niej wymyślił.
Sam raczej nie miał żadnych konkretnych planów na dzisiejszy dzień, być może uda się na trening, ale raczej nic więcej produktywnego nie zrobi.
— Taki mam zamiar. — rzucił na odchodne obserwując jak India znika na schodach. Zamknął za nią drzwi uśmiechając się od ucha do ucha, gdy jego wzrok spoczął na telefonie i nowym kontakcie na liście.
OdpowiedzUsuńWariatka z klubu.
Była najładniejszą i najbardziej uroczą wariatką jaką kiedykolwiek spotkał. Chciał ją lepiej poznać, sprawdzić co kryje India Jones. Na razie pokazała mu się od strony temperamentnej osoby. Kolejny uśmieszek wstąpił na jego twarz, na wspomnienie pikantnej nocy, którą spędzili wspólnie. Wciąż czuł jej pocałunki na skórze, dotyk dłoni na karku... Zdecydowanie szybko nie przestanie tego wspominać. Wiedział, że tak łatwo nie będzie mógł wybić jej sobie z głowy.
Dopił kawę i udał się na trening chcąc zrobić pożytek z wolnego popołudnia. Wiedział, że India była w pracy, więc nie chciał zawracać jej głowy, więc napisał tylko krótką wiadomość z podziękowaniem za przyjemnie spędzony czas i powodzenia w pracy.
Następnego dnia postanowił odwiedzić rodziców, którzy dopominali się odwiedzin. Dobry humor i przyjemna atmosfera nie trwały zbyt długo, gdy jego telefon rozdzwonił się, a po drugiej stronie usłyszał swoją rodzoną rodzicielkę, która bełkotała coś niewyraźnie o kiepskim stanie ojca, którego wrzaski notabene słyszał w tle. Momentalnie całe jego ciało spięło się w tylko jemu znanej gotowości.
— Muszę pożyczyć samochód. — poprosił. Chinatown znajdowało się sporo czasu od przedmieści.
— Stało się coś? — zagadnął go ojciec. Lian wzruszył ramionami i przybrał najbardziej przekonywujący uśmiech na jaki było go w tej chwili stać.
— Muszę zastąpić kogoś w pracy. — skłamał gładko, biorąc kluczyki od mężczyzny. Po adopcji miał zerwać wszelkie kontakty ze swoimi prawdziwymi rodzicami. I rzeczywiście przez pewien czas nie interesowało go co się z tymi ludźmi dzieje. Jednak, gdy wrócił do znajomej dzielnicy, przypadkowe spotkanie odnowiło znajomość o ile w ogóle było można to nazwać w ten sposób. Niekiedy wpadał na ojca na ulicy, gdy ten zataczał się nieświadomy swojego obserwatora. Niekiedy widywał matkę, która wyglądała znacznie gorzej niż kilka lat wstecz. Niekiedy im pomagał, tyle ile mógł. Dlatego teraz, pomimo nieprzyjemnego ucisku w żołądku wsiadł do samochodu i pojechał pod dobrze znany adres. To była ta część Chinatown, do której turyści się nie zapuszczają.
Lian zerknął na niszczejącą kamienicę i wziął głębszy oddech. Momentalnie zalała go fala wspomnień, od których na co dzień ogradzał się grubym murem. Dopiero po chwili zebrał się i wysiadł z auta. Drzwi na klatkę schodową były otwarte, nic się nie zmieniło, dziesięć lat temu domofon i zamek również nie działały. Wspiął się po schodach niemal na samą górę. Stanął pod drzwiami, z których obłaziła farbę. Numer piętnaście. Nienawidził tego numeru.
Zapukał i odczekał chwilę nim drzwi otworzyły się, a w progu zobaczył ją – kobietę, która miała być jego matką, ale nie miała ku temu odwagi. Zmarszczył nieco brwi widząc podbite oko i potargane włosy. Na jej głowie było co raz więcej siwych pasm, które wyraźnie odcinały się na czarnych włosach. Zmarszczki przecinały jej okrągłą buzię. Była nagryziona przez czas i przez wszystko co działo się w tym przeklętym mieszkaniu.
— Co się stało? — zapytał wprost nie chcąc komentować niczego innego. Tłumaczył sobie, że to nie był już jego problem. Kiedyś wielokrotnie ingerował zbierając baty za nią. Kobieta odsunęła się wpuszczając go. W środku panował bałagan, w kuchni którą minął stało kilka pustych butelek po alkoholu.
— Potrącił go samochód.
Usuń— I nie zabrałaś go do lekarza? — zapytał.
— Nie chciał, nie jest ubezpieczony. — Lian westchnął z rezygnacją. Pokręcił głową i wszedł do salonu. Zepchnął całą swoją niechęć w najciemniejszy kąt. — Jest pijany. — dodała. Oczywiście... nic nowego.
Podszedł do niego pomimo wiązanki niewyraźnych przekleństw. Wyrwał mu butelkę, którą odstawił na parapet. Miał siny cały bok ciała, za który łapał się przy każdym, najmniejszym ruchu. Po kilku minutach przepychania się, zaciągnął mężczyznę do samochodu uspokajając matkę, że wszystkim się zajmie, choć jeszcze nie wiedział jak. Pobyty w szpitalach nie należały do najtańszych. Poniekąd dlatego każde złamanie nosa, czy rozbitą głowę wolał opatrzeć na własną rękę niż pakować się do lekarza.
Ignorował przytyki kierowane pod jego adresem. Starał się ignorować fakt kto siedzi w tym samym samochodzie co on. Jego największy koszmar, facet który dawno temu stracił w jego oczach miano ojca. Mimo wszystko nie potrafił zostawić go bez pomocy, jak człowiek drugiego człowieka. Stłuczone żebra nie wyglądały zbyt dobrze, a urywany oddech nieco go martwił, choć równie dobrze mogło być to spowodowane wypitym alkoholem, który czuć było od niego na kilometr.
Pod szpitalem znaleźli się po około półgodzinie jazdy. Wprowadził go na izbę przyjęć zgłaszając problem i próbując uciszyć.
Li.
Lian był sfrustrowany zachowaniem własnego... ojca. To słowo ledwo przechodziło mu przez myśl, a o wypowiedzeniu go na głos można było zapomnieć. Po krótkim odmeldowaniu rejestratorka kazała im chwilę zaczekać na pojawienie się lekarza. Ojciec będąc w swoim świecie przyćmionym pijańską mgłą, dalej burczał słowa sprzeciwu pod nosem. Lian starał się być opanowany i zachować przynajmniej pozory spokoju, ale nie było to łatwe. Był już dorosłym facetem, od lat nie musiał użerać się z tym mężczyzna i jego problemami, jednak wciąż patrząc na niego... na jego przekrwione oczy i popękane na policzkach naczynka, na nieobecny wzrok i usta układające się w kolejnych pretensjach i wulgaryzmach... wzbierała w nim złość i żal. Nie potrafił mu wybaczyć, a jednak wciąż biegł, gdy potrzebowali jego pomocy... jego pieniędzy, których w rzeczywistości sam za wiele nie miał. I było mu cholernie wstyd przed wszystkimi ludźmi, którzy również musieli patrzeć na ten beznadziejny obrazek.
OdpowiedzUsuńPo kilku minutach oczekiwania, obok pojawiło się dwóch pielęgniarzy z wózkiem. Posadzili na nim mężczyznę, który był niechętny na współpracę i zabrali go w głąb korytarza, Lianowi każąc poczekać. Westchnął ciężko łokcie opierając na kolanach. W duchu liczył, że mężczyźnie ostatecznie nic złego się nie stało, a rachunek który po wszystkim mu wystawią nie będzie tak straszny.
Potarł kąciki oczu słysząc dalej niewyraźny głos ojca.
Co za wstyd...
Gdy podniósł wzrok jego spojrzenie skrzyżowało się z parą brązowych oczu. India. Cholera... Przecież wiedział, że pracowała w szpitalu, ale szpitali w Nowym Jorku było sporo i oczywiście musiał trafić do tego, w którym pracowała kobieta. Jak wiele widziała? Czy słyszała wrzaski jego ojca?
Gładko przesunął spojrzenie dalej przeskakując po różnych przedmiotach znajdujących się w poczekalni, niby jej nie rozpoznając. Bo co miałby jej powiedzieć? Czy chciał jej to wszystko tłumaczyć? Jak źle mogłaby sobie o nim w tedy pomyśleć? Ojciec pijak i awanturnik to raczej słabe towarzystwo, od którego lepiej trzymać się z daleka. Nie chciał by pomyślała, że jakimś cudem on też może taki być. Nie chciał stracić w jej oczach. Chciał żeby lepiej się poznali, ale ten aspekt życia wolał zostawić na później.
Wolał by w jej głowie pozostał ten słodki, idealny obraz który stworzyli w nocy. Nie chciał wciągać jej w swoje kłopoty i rodzinne problemy, w które na dobrą sprawę nie musiał się mieszać. Mógłby nie odbierać telefonu. Mógłby nie przyjeżdżać do szpitala, ale czy potrafiłby w tedy spojrzeć sobie w oczy? W jej oczy?
Li.
Podniósł na nią spojrzenie, w których nie było entuzjazmu i przyjął jeden z parujących kubków.
OdpowiedzUsuń— Hej i dziękuję. — powiedział cicho, a w jego głosie brakowało wczorajszej wesołości. Przez krótki moment pozwolił sobie zawiesić spojrzenie na jej twarzy, związanych włosach, ciału schowanemu pod lekarskim kitlem i ostatecznie na oczach wypełnionych troską. Jeden wieczór wystarczył, by teraz jej towarzystwo dodało mu otuchy, jednak nie zmieniało to faktu, że było mu głupio.
Szybko przeniósł wzrok w głąb korytarza, gdy usłyszał głos ojca. Pijański bełkot może i był niewyraźny, ale na tyle głośny, by wszyscy wokół go usłyszeli. Skrzywił się nieco licząc w duchu, że jakoś sobie z nim poradzą i nie wyrzucą ich na zbity pysk. Zawiesił wzrok na kakale. Nie wiedział za bardzo co ma jej powiedzieć, jakich słów użyć, ale nie chciał jej zbyć i zachować się jak gówniarz tylko dlatego, że jego ojciec jest jaki jest.
— To... — urwał po czym wziął głęboki oddech. — Planowałem co innego na nasze kolejne spotkanie. — powiedział, a kącik jego ust minimalnie drgnął do góry. Zaśmiał się pod nosem, choć w jego głosie nie pobrzmiewał cień zadowolenia, czy komfortu. — Wybacz, że musisz być tego świadkiem, ty i cała reszta personelu. — dodał po czym upił łyk ciepłego napoju.
Przepraszał, choć jego zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że tak naprawdę nie miał za co. Nie był odpowiedzialny za zachowanie mężczyzny. Nigdy nie był... a jednak w tej chwili złapała go z opuszczoną gardą. Większą część życia słuchał, że to wszystko jest przez niego. Może gdyby był lepszym synem to, by teraz tu nie siedział. Może jego ojca nikt by nie potrącił, a matka nie siedziała by w domu zapijając swoją ponurą rzeczywistość z siniakami na twarzy.
Chciał się do niej przytulić, wszystko opowiedzieć, ale czy sobie tego życzyła. Może podeszła tylko i wyłącznie z poczucia obowiązku? Nie chciał żeby ktokolwiek kiedykolwiek się nad nim litował. Choć wspomnienie ich wspólnej nocy był żywy w jego głowie i do tej pory nie myślał zbytnio o czym innym, teraz ten spokojny i przyjemny czas zdawał mu się cholernie odległy.
Li.
Chyba każdy młody rodzic był przejęty tym, co działo się z jego dzieckiem, gdy jego dziecko chorowało. A szczególnie takie, które jeszcze nie potrafiło mówić. Bo z kilkuletnimi było o tyle łatwiej, że potrafiły mniej więcej sprecyzować, co im jest i gdzie boli. A tutaj? Octavia była chyba przerażona jak nigdy, co pewnie dało się zauważyć jednym spojrzeniem. Dla niej to mogło być wszystko – od zwykłego ząbkowania, które ostatnio towarzyszyło Ayli, po coś gorszego, o czym Blanchard w ogóle nie chciała myśleć i wypierała te najgorsze uczucia w głąb siebie.
OdpowiedzUsuńGdy lekarka pojawiła się w poczekalni, Octavia właśnie ocierała kilka kolejnych łez, które spływały po policzkach jej córki. Uniosła głowę,posyłając lekarce zmęczone spojrzenie. Chyba obie były równie mocno niewyspane. Brunetka uśmiechnęła się lekko, na tyle na ile mogła, po czym podniosła się z podłogi, zgarniając córkę w ramiona. Niespiesznym krokiem ruszyła za lekarką w stronę gabinetu, a gdy już znalazły się w trójkę w pomieszczeniu, posłusznie wykonała polecenie pani doktor.
— W sumie nie wiem, od czego zacząć. Od dwóch dni ma gorączkę, która spada i ciągle się podnosi. Żadne sposoby nie działają, a leki dają tylko chwilę spokoju. Ciągle płacze — odpowiedziała, rozbierając Aylę z ubrań, co nie za bardzo dziewczynce, bo ta za chwilę znów zaniosła się płaczem, ale już nie na tyle głośnym co poprzednio. Octavia westchnęła, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
— Ostatnio znów zaczęła ząbkować, na początku myślałam, że to przez to ma gorączkę. Ale chyba doskwiera jej coś jeszcze — dodała po chwili, uspokajając Aylę. Dziewczynka za to z zaciekawieniem spojrzała na kobietę, która pojawiła się obok, Octavia spojrzała z uwagą na panią doktor, usuwając się nieco w bok, by ta mogła spojrzeć na Ay.
— Wie pani, łapałam się już wszystkiego. Nawet sposobów, które podsunęła mi babcia czy ciotka. Nic totalnie nie dało rady, więc to miejsce jest ostatnim, jakie przyszło mi do głowy, bo nasz pediatra jest na urlopie — wyjaśniła, znów przenosząc uwagę na córkę. Ayla aktualnie z wielką ochotą wpychała sobie rączkę do buzi, a to znaczyło, że zdecydowanie znów szły jej zęby. Sama nie wiedziała, co jeszcze by mogła powiedzieć, aby w jakiś sposób naprowadzić Jones na to, co mogło dolegać jej córce.
— Nie ma żadnych alergii, dotychczas była zdrowym dzieckiem. Urodziła się trochę przed terminem, ale lekarze mówili, że szybko nadrabia zaległości i dobrze się rozwija. Mam nadzieję, że to nic poważnego, jak pani myśli? — zapytała, kierując swoje spojrzenie na Indię. Naprawdę, Octavia Blanchard była w tej chwili ogromnie przerażona, a jedyne co chciała usłyszeć, to to, że Ayli tak naprawdę nic poważnego nie dolega. Że dostaną leki i za kilka dni wszystko przejdzie i się uspokoi.
Octavia
Przymknął na moment powieki rozkoszując się delikatnym dotykiem, którym go obdarowała. Momentalnie poczuł się lepiej, pierwszy raz nie będąc samemu w tego typu sytuacji. Wiedział to, zgadzał się z jej słowami, a jednak jakaś malutka cząstka Liana, która była w nim głęboko zakorzeniona myślała zupełnie inaczej. Ta malutka część, która wychowywała się na Chinatown w obecności tego człowieka. Chcąc nie chcąc, obojętnie jak dobrze był z tym wszystkim pogodzony, przeszłość zostawiła na nim ślady. Na co dzień po prostu je ignorował, ale wciąż tam były.
OdpowiedzUsuńChwycił jej dłoń w swoją i potarł wierzch kciukiem.
— To mój... ojciec. — przyznał cicho, ze wstydem. Był nim tylko z nazwy, bo w rzeczywistości nigdy nie zrobił niczego co mogłoby go postawić w oczach Liana w tej roli. By czuł w ten sposób. — To znaczny kiedyś nim był. — dodał wiedząc, że jego rodzinne relacje nie są tak oczywiste jak to normalnie bywa. Jego imię i nazwisko widniało raptem w akcie urodzenia i na tym kończyła się ich bliskość.
Otworzył oczy i spojrzał na nią zastanawiając się czym sobie zasłużył na poznanie kogoś tak... dobrego. Równie dobrze mogła wrócić do swoich obowiązków, nie sugerować pomocy i nie dopytywać. Zrozumiałby to, to nie było jej zmartwienie, obcy facet i jego pijany ojciec.
— Potrącił go samochód, przebadają go i będzie wszystko jasne. Nie chcę... jeśli tam pójdziesz to się nasłuchasz nieprzyjemnej wiązanki. Nie jest ci to potrzebne. — stwierdził kręcąc głową. Chciał jej tego zaoszczędzić. — Ale z tego co się dowiedziałem nie jest ubezpieczony jesteś w stanie sprawdzić ile to wszystko będzie kosztować? — poprosił. Domyślał się, że nie będzie to mała kwota i nie musiał poczuwać się do jej spłaty, ale nie mógł pozwolić, by wylądowali na ulicy. Jego niechęć nie sięgała, aż tak daleko. — Chyba, że masz swoje sprawy na głowie to leć, nie będę cię zatrzymywał. — dodał, w końcu była w pracy, miała swoich pacjentów i zajęcia. Nie chciał niepotrzebnie zawracać jej głowy, być powodem do jakichkolwiek zmartwień, czy wywołać problemy.
Wiedział jednak, że chciał jej to później wynagrodzić.
Li.
Studia. No tak, oczywiście, że India skończyła studia. W końcu była prezentowana, i tak przez Mijoo zapamiętana, jako mądra i ambitna dziewczyna. Jej oszczędne streszczenie życia tylko potwierdziło ten obraz zakodowany w głowie Azjatki. Nie wiedziała jedynie, na co kobieta się zdecydowała. Jako dziecko nie pytała, nikt też nie mówił, nie licząc poszczególnych wzmianek, o tym, że córka Jonesów studiuje, rozwija się naukowo, i że dzieci Seo również powinny mieć takie ambicje. Nie poszczęściło im się pod tym względem, patrząc, że tylko najmłodsza córka - młodsza od Mijoo o 2 lata -postanowiła brnąć w naukę i poszła na studia. Syn bawił się w social media, w pełni oddając się roli influencera. A Mijoo była w takiej sytuacji, jakiej była. Prawdopodobnie nawet nie była brana pod uwagę, jak chodziło o dzieci Daechanga
OdpowiedzUsuń— Przede wszystkim jestem tutaj. Skończyłam jeszcze kurs kosmetyczny, i to tyle — Spojrzała odruchowo na swoje paznokcie, kiedy wspomniała odbyty kurs. Chwilami myśli o tym, żeby pójść w to głębiej. Zostawić burleskę, podjąć się jeszcze jednego i składać CV do każdego salonu kosmetycznego, z nadzieją, że ktoś ją przyjmie. Ale tak było wygodniej, miała główny dochód z występów i napiwków, a paznokcie robiła na boku, czysto hobbistycznie.
— Hm? Ah, dziękuję — Speszyła się wręcz natychmiastowo na myśl, że India wszystko widziała, akurat trafiając na występ z Mijoo w roli głównej. Przynajmniej nie tonął w podtekstach seksualnych, jak niektóre z ich grupowych przedstawień mają w zwyczaju.
Komplement przypomniał jej, w jakiej sytuacji tak naprawdę się znajduję. Córka partnera biznesowego jej ojca siedziała wraz z nią w klubie, w którym przed chwilą negliżowała się przed tłumem.
— Byłaby może szansa, żebyś nie mówiła nikomu zbytnio o naszym spotkaniu? Albo, że widziałaś mnie akurat tutaj — Kieliszkiem rysowała krzywe kółka po blacie w nerwowym odruchu. Musiała przynajmniej spróbować uniknąć doniesienia tej informacji do swojego ojca.
Mijoo
Podążył za nią spojrzeniem, gdy rozmawiała z rejestratorką. Gdy wróciła, pokiwał głową na jej wytłumaczenie. Brzmiało sensownie biorąc pod uwagę, że jeszcze niczego nie wiedzieli. Badania pewnie trochę potrwają nim sprawdzą, czy wszystko z mężczyzną w porządku, a jego zachowanie niczego nie ułatwiało. Lian miał tylko nadzieję, że nie narobi, aż tak ogromnego problemu lekarzom i pozostałym pracownikom szpitala.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję. — uśmiechnął się nieznacznie. — Upewnię się, że wszystko w porządku i będe wracał do siebie. — Nie miał zamiaru za bardzo angażować się w tą sprawę. Ojciec tak naprawdę nie chciał żadnej pomocy i przywiózł go tutaj wbrew jego woli. Zrobić, aż nad to.
Nie chciał jej prosić o więcej, choć miał świadomość, że mogłaby się wszystkiego dokłądnie dowiedzieć, wszystkiego dopilnować, ale nie chciał zawracać jej głowy taką sprawę i tak żałował, że w ogóle była świadkiem tego chaosu. Naprawdę sądził, że ich następne spotkanie odbędzie się w miłej i lekkiej atmosferze, a na wyjawianie przed sobą sekretów i brudów z przeszłości przyjdzie jeszcze czas. Bo nie miał czym się chwalić. Z Indią jednak zaczynali od końca i jak widać los nie miał zamiaru dla nich zwolnić.
— Jesteś w pracy, nie chcę zawracać ci głowy. — stwierdził. — Masz swoich pacjentów. — dodał sięgając po papierowy kubek, z którego upił kolejny łyk kakao. — A właśnie wczoraj tak nagle cię ściągnęli, wszystko w porządku? — zapytał chcąc zmienić temat na cokolwiek innego, poza tym był ciekaw jak minął jej dzień, czy był nieco łaskawszy dla niej. Wolał rozmawiać i myśleć o niej i jej dniu niż o sobie samym. Poza tym było mu cholernie miło, że chciała mu pomóc, choć nie musiała. Odciągała jego uwagę od ojca, który zapewne dalej awanturował się na sali.
Wyprostował się nieco na plastikowym krześle i utkwił w niej swoje spojrzenie.
— Dobrze cię zobaczyć. — przyznał unosząc dłoń i delikatnym, szybkim gestem musnął jej policzek kciukiem. Była w pracy, więc nie chciał przekroczyć jakieś granicy, ostatecznie mogła sobie nie życzyć żadnych gestów będąc tutaj. Jemu nie przeszkadzało, że ktoś mógłby ich przyłapać.
Lian
Poczuł swojego rodzaju ulgę, kiedy okazało się, że znalazł kogoś z kim może porozmawiać. Może między nim, a Indią było kilka lat różnicy, ale szczerze mówiąc nigdy tego nie wyczuwał. To były w końcu zaledwie cztery lata, nic czego nie dałoby się przeszkodzić. W przeszłości udowodnili sobie, że wiek wcale nie jest żadnym wyznacznikiem i dogadywali się całkiem nieźle. Gabriel takie odnosił wtedy i teraz również, wrażenie. Wątpił, aby mu się to tylko przyśniło. Potrafił wyczuć, kiedy ktoś nie ma ochoty na to, aby spędzać z nim czasu, a kiedy wracał myślami do wspólnie spędzonych chwil to jakoś nieszczególnie wydawało mu się, aby India była niezadowolona z jego towarzystwa. Po minie brunetki widział, że ona również potwornie się tutaj nudzi. Najwyraźniej taki był los już młodych dorosłych, którzy się zjawiali na tego typu przyjęciach. Zwykle, jeśli nie udało mu się znaleźć nikogo do rozmowy to starał się wtopić w tłum, a potem zniknąć i po drodze ewentualnie wymienić kilka zdań z ważnymi ludźmi, aby sprawiać wrażenie zainteresowanego zanim na dobre stąd wyjdzie. Dobrze wiedział, że ojciec śledzi jego ruch i upewnia się, że wciąż tutaj jest. Młody Salvatore może nie sprawiał już tak ogromnych problemów wychowawczych, jak jeszcze kilka miesięcy temu, ale to wcale nie oznaczało, że przestał być na celniku ojca. Enzo Salvatore nie wybaczał łatwo, czego świetnym przykładem była matka młodego mężczyzny, a jemu samemu zajęło trochę, aby wzbudzić na nowo zaufanie swojego ojca. I nie chciał tego zbyt szybko zaprzepaścić, gdyby znów zaczął robić głupoty.
OdpowiedzUsuńDobrze, że znalazł tu kogoś z kim mógł porozmawiać. A może nawet wymknie się, kiedy Enzo nie będzie ciągle na niego łupał okiem. Gabrielowi naprawdę się tutaj nudziło. Czasami te przyjęcia potrafiły być ciekawe. Pamiętał jedno z tancerkami, pokazami z ogniem i całą masą innych atrakcji, które sprawiały, że nudne przyjęcie nie było wcale takie nudne. To obecne było… cóż, po prostu nudne i nieciekawe. A na pewno mało ciekawe dla osoby w jego wieku czy nawet nieco starszej, bo ci o wiele starsi bawili się w swoim towarzystwie wybitnie dobrze.
— Urodziłem się w tym bagnie — odpowiedział wzruszając ramionami. Nie miał zbytnio wyjścia. Odszukał ojca, który stał może jakieś dziesięć metrów dalej. — Ten w granatowym garniturze to mój ojciec. A my jesteśmy w jego hotelu. Jednym z wielu — wyjaśnił. Nie chwalił się, nigdy tego nie robił, a jeśli India również należała do elity to właściciel hoteli nie zrobi na niej większego wrażenia. Tym można było zaimponować dziewczynom, które nie znały tego życia i chcąc nie chcąc, ale czasami to robił, kiedy chciał którąś zabrać ze sobą. — A co z tobą? Przyszłaś sama? — zapytał. Upił swojego drinka, ale nim się obejrzał szklanka była już pusta. Odstawił ją na tacę przechodzącego obok kelnera.
Gabs
– Jednym słowem urwanie głowy. – Kompletnie nie znał się na szpitalnych obowiązkach i tym jak wygląda codzienność lekarza, ale potrafił sobie wyobrazić, że nie jest to najłatwiejszy kawałek chleba, nie wspominając już o tym ile wiedzy musiała wchłonąć i dalej chłonąć, by znaleźć się w tym miejscu. Nic z tych rzeczy jednak go nie odpychało, nawet jeśli mogła znaleźć się wcześniej w mało przyjemnych okolicznościach. Zresztą mogłoby być widać po niej zmęczenie, mogłaby być umorusana różnymi substancjami, a i tak wciąż wydawała by mu się atrakcyjna. Atrakcyjna i silna do tego, bo z pewnością w tej pracy nie można było być miękkim.
OdpowiedzUsuń– Jesteś tu od wczoraj? – uniósł nieco brew i pokręcił głową. – W takim razie zdecydowanie idziemy coś zjeść. Na kawie i kakale daleko nie zajedziesz. – stwierdził podnosząc się z krzesła. Sam niekiedy niewiele sypiał i odżywiał się byle jak, gdy chodził na nocki. W dzień zwykle miał inne rzeczy do roboty, a nawet jeśli posiadał chwilę by się zdrzemnąć niekoniecznie mu to wychodziło. Od zawsze miał problem z zasypianiem w ciągu dnia. Fakt, że mogła nie jeść, co podkreśliło głośne burczenie jej brzucha momentalnie zepchnął jego zmartwienia na boczny tor. Lian czerpał przyjemność z dbania o innych ludzi, lubił oglądać ich zadowolonych, szczęśliwych. Potrafił zignorować własny komfort, by postawić innych na pierwszym miejscu. W tej sytuacji i w tym towarzystwie jednak nie miał tego problemu, bo India była obecnie towarzyszką idealną.
– Dzisiaj stawiamy na kuchnię szpitalną, ale jak cię stąd wypuszczą to zapraszam na normalny obiad lub kolację. – Chciał się odwdzięczyć za dzisiaj i po prostu spędzić z nią miło czas bez dramatów w tle.
W drodze do stołówki telefon zaczął wibrować mu w kieszeni spodni. Sięgnął po niego i spojrzał na wyświetlacz smartfona. Przeczytał krótką wiadomość od matki składającą się z kilku zapytań o to co z ojcem i w którym szpitalu są. Na to to pierwsze jeszcze nie potrafił odpowiedzieć, a na drugie niechętnie odpisał podając adres szpitala. Do kompletu brakowało mu tylko towarzystwa rozemocjonowanej kobiety, którą musiałby uspokajać i pewnie pocieszać, a napięte relacje raczej ku temu nie sprzyjały.
– Wybacz, matka dopytuje o ojca. – mruknął wsuwając komórkę z powrotem do kieszeni.
Po krótkim spacerze szpitalnymi korytarzami w końcu znaleźli się na stołówce po przekroczeniu, której zapach diametralnie zmienił się na zdecydowanie przyjemniejszy.
– Co polecasz? Macie jakieś specjały? – zagadnął zerkając w stronę krótkiej kolejki.
[Dzień dobry, czy raczej dobry wieczór! Dziękuję oczywiście za miłe słowa <33 A to, że nie ma, przynajmniej na razie, szans na wątek, to może nawet i lepiej dla Indii 😅]
OdpowiedzUsuńNamgi
— Wczoraj rano wyszłaś ode mnie bo cię wezwali i dalej tu jesteś. — odpowiedział. Dobrze wiedział, że lekarzom zdarzają się wielogodzinne dyżury, szkoda tylko, że musieli ściągnąć ją do pracy akurat wtedy, gdy cieszyli się przyjemnym porankiem. — Ale mimo to wyglądasz dobrze. — dodał stając tuż za nią w kolejce. Przyglądał się temu co nakłada na tace samemu dobierając coś więcej.
OdpowiedzUsuńGdy usiedli już do stolika, Lian czuł te ciekawskie, ukradkowe spojrzenia kierowane w ich stronę. Kątem oka sam również się rozejrzał, w stołówce byli prawie sami pracownicy i pojedyncze osoby nie w szpitalnych uniformach. I zastanawiał się czy to on był tutaj jakimś dziwnym zjawiskiem, które normalnie nie występowało, czy może jednak chodziło o Indię, która spędzała przerwę w nieznajomym dla nich towarzystwie… zdecydowanie musiało wydać się im fascynujące to, że maczał frytkę w majonezie, a nie tradycyjnie w ketchupie.
— Chyba porwałem im ich ulubioną koleżankę. — stwierdził z lekkim uśmiechem. Pomimo mało sprzyjających i nieciekawych okoliczności, był zadowolony, że mógł spędzić nieco czasu z Indią nawet jeśli byli pod ostrzałem zaciekawionych spojrzeń.
Śmiało na nią spoglądał zastanawiając się ile czasu mogła mu poświęcić… i czy nie jest jakimś stukniętym wariatem wyobrażając sobie ją w tym wydaniu w swoich ramionach, jęczącą jego imię gdzieś tutaj gdzie w każdej chwili mogłoby zostać przyłapani… zdecydowanie India posiadała jakąś magiczną zdolność dzięki, której on zapominał o całym otaczającym go świecie i przede wszystkim o zdrowym rozsądku. Poprawił się na krześle i na moment skupił wzrok na frytkach starając zastąpić obrazy w głowie, czymś innym.
— Do późna musisz dziś zostać? — zapytał.
Nachylił się nieco nad stolikiem wyciągając ku niej dłoń. Kciukiem przesunął po kąciku jej warg, który ubrudziła jedzeniem. Cofnął rękę i z niewinnym uśmieszkiem oblizał palec, patrząc prosto w jej oczy, by zaraz jak gdyby nigdy nic wrócić do jedzenia. Jeśli mieli chęć plotkowania, przynajmniej będą mieli lepszy powód niż dzielenie się budyniem.
Każdy jeden z jej rumieńców okropnie mu schlebiał i przyjemnie łechtał męskie ego. Robił to wszystko specjalnie, przemyślanie i nie rozczarował się widząc, że tak otwarcie reaguje na jego gesty. Gdyby tylko nie byli w szpitalu… przeszło mu przez myśl. Chociaż, czy to tak naprawdę był duży problem?
OdpowiedzUsuńJego sprośne myśli przerwało chrząknięcie i pojawienie się obok Indii drugiego lekarza. W pierwszej chwili nawet chciał się z uśmiechem przywitać i przedstawić, ale widząc wzrok mężczyzny i jego pewną siebie postawę, wstrzymał się z jakimkolwiek ruchem w jego stronę. Wyczuł, że każdy gest mężczyzny ma na celu pokazania Lianowi gdzie jego miejsce. Jakby przyszedł oznaczyć teren i przypomnieć kto jest najbardziej złośliwym dzieckiem w tej piaskownicy. Lekarz łypał na niego nieprzyjemnie, a jego usta ułożyły się w zbyt pewnym swego uśmiechu. Lian chciał się wtrącić, gdy ten określił go pacjentem, ale dalsze słowa lekarza dotyczące wspólnego wyjścia skutecznie go uciszyły. Choć na zewnątrz zachowywał pozory spokoju i sympatycznej aury, nie dało się nie wyczuć wzajemnej niechęci.
Nie miał prawa i żadnych podstaw by być zazdrosnym, ale właśnie to w tej chwili poczuł. Aż zawrzało mu żyłach. Miał ochotę odesłać gościa z kwitkiem, a z drugiej strony… premiera, wyjście do teatru, drogie wino w zapewne obrzydliwie drogim, wymuskanym apartamencie. Czy tego właśnie chciała India? Tego oczekiwała? Czy by go to zdziwiło?
Absolutnie nie. Była lekarzem, kimś wykształconym, kimś stojącym zdecydowanie wyżej niż on. Była piękna i ambitna. A Doktor Green był kimś jej pokroju. Przecież zakładał, że ich przygoda była właśnie tylko tym, przygodą. Chwilowym odwróceniem uwagi od codzienności, urozmaiceniem. Nawet nie mógłby mieć jej tego za złe, bo na jakiej podstawie. Przez te rozważania nie zauważył wymuszonego uśmiechu u Indii, nie widział tego jak od razu odsuwa się od mężczyzny, gdy ten spróbował się przesunąć. Widział jedynie ich dłonie, które niemal się stykały i obrazek ładnej pary. Zdążył nawet pomyśleć, że może tę dwójkę łączyło coś poza zawodowymi relacjami. Jego pewność siebie nagle stała się wątpliwa, a złość, aż nadto wyczuwalna. Na domiar złego w każdej chwili mogli wypuścić jego ojca stwierdzając, że prócz stłuczeń nic wielkiego mu nie dolega. Jego ojca alkoholika, który mógł narobić mu ogromnego wstydu. Który zawsze patrzył na niego w podobny sposób, jakby był nic nie warty. Zacisnął szczęki i odwrócił wzrok od dwójki przed nim, kierując go gdzieś w stronę okien.
— Powinienem sprawdzić co z… co z nim. — znów spojrzał na Indię, czekając na jej ruch. Z góry założył, że przytaknie mężczyźnie choć w duchu liczył, że może jednak się mylił, wiedząc jak bardzo naiwne to było.
Li.
Gdy dobitnie zaczęła mu odmawiać, w pierwszej chwili nie wierzył własnym uszom. Dopiero, gdy powtórzyła swoją odmowę, a mężczyzna stawał się coraz bardziej nachalny, Lian zrozumiał, że odebrał całe to zajście w niewłaściwy sposób, przy okazji oceniając Indię w sposób, w który nigdy nie powinien przyjść mu do głowy. Był cholernie głupi.
OdpowiedzUsuńI w tedy z jej ust padło to jedno stwierdzenie, którego zdecydowanie nie spodziewał się usłyszeć. Nawet jeśli użyła słów mój chłopak w celu odstraszenia natrętna i po nic więcej, zrobiło to na nim zaskakujące wrażenie. Kącik jego ust nieznacznie drgnął do góry, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Nawet jeśli nie miała tego rzeczywiście na myśli i nie powinien wyobrażać sobie za wiele, nie miał zamiaru stać z boku i udawać, że go tu nie ma.
Zmarszczył nieco brwi i poruszył się na krześle prostując. Ułożył przedramiona na stoliku specjalnie eksponując tatuaże, z których był cholernie dumny. Wzrok Liana powoli przesunął się z dłoni zaciśniętej na ramieniu Indii prosto na oczy pożal się boże lekarza. Jego mógł wyzywać, mógł go mieć za nic, ale nie miał zamiaru biernie przysłuchiwać się, gdy obrażał Indię. Jego cudowną, idealną Indię.
Momentalnie jego sylwetka zaczęła dobitnie mówić, że ma się cofnąć od kobiety. Był spokojny i opanowany, ale jego oczy wrzały.
— Wydaję mi się, że usłyszałem wyraźnie odmowę, przynajmniej trzy razy. — wtrącił stanowczo, ściągając uwagę lekarza na siebie. — Następnym razem ja będę panu odmawiał, doktorze. — ostrzegł, choć jego głos nie podniósł się choćby o oktawę, a usta ułożyły się w nieznaczny uśmiech. — A w tedy nie wiem, czy nawet koledzy z ortopedii panu pomogą. — dodał, choć oczywiście nie miał zamiaru robić tu żadnch scen. Nie uznawał przemocy jako sposobu na rozwiązanie problemów, co nie oznaczało, że nie mógł użyć swoich atrybutów, by facet raz na zawsze odczepił się od Indii. Zdawał sobie sprawę, że niektórzy pochopnie oceniali go przez wzgląd na tatuaże i mięśnie rysujące się pod ubraniem.
Li.
Sam nie usiedziałby dłużej na krześle, stracił zupełnie zainteresowanie jedzeniem mając jedynie ochotę znaleźć się z Indią sam na sam. Pokazać jej jak bardzo chce być jej. Pokazać, że żaden Green, czy ktokolwiek inny nie zaoferuje jej tego samego co on. I gdy w jego głowie pojawił się pomysł zabrania jej z tej stołówki i zaciągnięcia gdziekolwiek byle zejść z oczu pozostałym pracownikom szpitala, India chwyciła go za dłoń i pociągnęła w tylko sobie znanym kierunku. Dał się prowadzić, a gdy wreszcie mogli cieszyć się upragnionym odosobnieniem, wyprzedziła każdą jego reakcję wpijając się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek z pasją, żarliwie go pogłębiając. Dłoń wplótł w jej włosy, drugą zacisnął na jej kształtnym tyłku. Naparł na nią swoim ciałem i poprowadził do biurka stojącego pod ścianą. Objął ją ramieniem i posadził na jego blacie. Nie zwrócił uwagi na papiery, które rozsypały się na podłodze.
OdpowiedzUsuńBędąc tutaj nie mieli zbyt wiele czasu, tak naprawdę w każdej chwili pager kobiety mógł dać o sobie znać sprowadzając ich z powrotem do rzeczywistości, co nakręcało go jeszcze bardziej. Jego dłonie sunęły po jej ciele chaotycznie, nie czekając, by zakraść się pod jej szpitalny uniform. Oderwał się od jej ust, by zaczerpnąć łapczywie oddech i znów przywrzeć wargami do jej rozgrzanej skóry. Sunął nimi w dół składając pocałunki tuż za jej uchem, na szyi i obojczykach, gdy zsunął z niej fartuch.
Paliła go skóra w miejscu, w którym jej dłonie stykały się z jego ciałem. Fala gorąca uderzyła w niego ze zdwojoną siłą, serce dudniło w piersi, krew szumiała w uszach. Czuł się jakby całe wieki nie miał jej blisko, a nie zaledwie dzień temu. Był wygłodniały.
Wsunął się pomiędzy jej nogi napierając na jej czuły punkt.
— Jesteś taka piękna. — wymruczał nie przestając obdarowywać jej skóry żarliwymi pocałunkami. Gdzie nie gdzie przygryzał skórę, pozostawiając po sobie wilgotną ścieżkę. Zsunął z niej spodnie palcami zahaczając o jej kobiecość. Podniósł wzrok na jej twarz czerpiąc nie lada przyjemność ze zniecierpliwienia Indii. — Musisz być cicho. — polecił zakradając się palcami pod materiał jej bielizny.
L.
Oczywiście, że nie miał przy sobie gumki, nie w takiej sytuacji. Ostatnią awaryjną z portfela zużył wraz z nią w swoim mieszkaniu. Miał ochotę zbić piątkę z czołem, bo gdyby nie jej drobne wtrącenie, w ogóle nie przeszłoby mu to przez myśl. Był rozochocony, tak zatracony w niej, że nie myślał racjonalnie. Pozbawiała go zdrowych zmysłów i resztek opanowania jakie do tej pory przy niej posiadał, a nie chciał wyjść na napalonego gówniarza w jej oczach.
OdpowiedzUsuń— Ja nie badam się regularnie. — przyznał nie mając zamiaru jej okłamywać. Obojętnie o jakie badania chodziło, robił to zdecydowanie za rzadko. — Ale po ostatnich nie robiłem tego z nikim bez. — zapewnił choć nie miała żadnych podstaw, by wierzyć mu na słowo.
Lian cały płoną, ze złości na Greena za bezczelne zachowania wobec Indii i jednocześnie z pożądania. Swoimi poprzednimi słowami zmiażdżyła jego silną wolę, pozbawiła wątpliwości i na chwilę wybiła z głowy wszystkie zmartwienia, które w niej siedziały.
Przygryzł jej wargę, za którą pociągnął, by zaraz nakryć jej usta swoimi, ponawiając grę ich języków, splatających się raz po raz. Dyżurka wypełniła się jednoznacznymi odgłosami mokrych pocałunków, cichych westchnień i zadowolonych pomruków. Nie trwało to długo, musiał pamiętać, że nie byli w jego sypialni gdzie mogli dowolnie się sobą zadowalać.
Jedna z jego dłoni opuściła talię Indii. W tym czasie zajął się rozpinaniem swoich spodni rozkoszując się dźwiękami, które wymykały się dziewczynie z ust. Po tym jak udało mu się zsunąć spodnie ze swoich bioder, znów szybko złączył ich wargi, nie szczędząc przy tym wcale niedelikatnego przygryzania. Raz jeszcze spojrzał w jej zamglone tęczówki szukając jakichkolwiek oznak sprzeciwu. Jednak ona była zniecierpliwiona równie mocno co Lian. Bez zawahania wszedł w nią mocnym i pewnym ruchem. Z jego ust wyrwał się głośny pomruk, którego nijak nie mógł powstrzymać. Od razu zaczął się w niej sprawnie poruszać narzucając szybsze tempo. Widząc, że kolejny głośny jęk ciśnie się na jej usta, zasłonił je swoją dłonią nie chcąc, by pół szpitala zleciało się pod drzwi małego pomieszczenia. I nie dlatego, że wstydził się zostać przyłapanym, a dlatego, że nie chciał wypuszczać jej ze swoich objęć.
— Musisz być ciszej, chyba nie chcesz żeby ktoś nam przerwał. — zamruczał ledwo słyszalnie, muskając przy tym zębami płatek jej ucha. Schował twarz w zagłębieniu jej szyi zaciągając się słodkim zapachem kobiety. Jakim cudem, w tak krótkim czasie oszalał na czyimś punkcie? To nie było normalne.
L.
Z każdą chwilą znajdowała się jeszcze bliżej będąc w żelaznym uścisku jego ramion. Brał ją jakby była rzeczywiście była, przez ten moment pozwalając sobie wierzyć w jej słowa, które wypowiedziała w stołówce mnie i mojego chłopaka. Te słowa odbijały się echem w jego głowie mieszając się z oszałamiająco przyjemną symfonią jej jęków mieszających się z jego sapnięciami i urwanymi oddechami.
OdpowiedzUsuńUłożył dłoń na jej mostku i naparł na jej ciało układając ją na blacie biurka. Palce drugiej ręki zacisnął stanowczo na jej udzie wchodząc w nią gwałtownie i głęboko, jednocześnie mocniej przyciskając ją za biodra do siebie. Syknął, gdy wbiła paznokcie w jego barki. Schował twarz w zagłębieniu jej szyi muskając delikatną skórę wargami, niekontrolowanie przyozdabiając ją bordowymi malinkami i śladami zębów, chcąc jednoznacznie oznaczyć na niej swoją obecność.
To jak jego imię brzmiało w jej ustach, to jak cienki i słaby był teraz jej głos. Był tak blisko... czuł uścisk w podbrzuszu, kumulującą się w jego ciele ekstazę, dreszcze rozchodzące się po całym organizmie. India Jones doprowadzała go do obłędów, ale nigdy nie podejrzewał, że stanie się szaleńcem będzie tak przyjemne.
Nie potrafił dłużej się powstrzymywać, nie chciał. Po chwili kończył swoje dzieło ostatnimi, energicznymi pchnięciami, wydając z siebie przeciągły, ochrypły pomruk. Trwał dłuższą chwilę w tej samej pozycji wtulając się w jej drobne ciało, rozkoszując się jego drżeniem i ciepłem, tym jak pulsowała raz za razem zaciskając się na jego członku. Nie sądził, że ten dzień stanie się tak przyjemny zważywszy na to w jakich okolicznościach pojawił się w szpitalu. Nie mógł być bardziej wdzięczny losowi za to, że skierował go właśnie do tej, a nie innej placówki. Do tej, w której mógł znaleźć Indię.
W końcu zaczął się odsuwać podpierając dłonią o drewniany blat. Popatrzył na nią z nieskrywaną satysfakcją malującą się na jego własnej twarzy. Uśmiechnął się łobuzersko spoglądając na nią spod grzywki, która opadała mu na czoło. Musnął ostatni raz jej usta nim rozejrzał się i sięgnął po pudełko z chusteczkami, które stało z boku. Odsunął się jeszcze kawałeczek pomagając jej usiąść po czym zabrał się za szybkie i jako takie doprowadzenie się do porządku. Wciąż na jego twarzy majaczył niepowstrzymany uśmiech.
L.
— Masz to załatwione — zaśmiała się delikatnie. Nie spodziewała się nawet, że India miałaby ochotę na ekstrawaganckość, jak jej paznokciowe wymysły, ale z drugiej strony nawet jej tak dobrze nie znała. W takim jednak przypadku trafiła na górne stopnie jej listy klientów, których i tak nie było tak wiele — Dasz mi znać dzień wcześniej, to na pewno znajdę dla Ciebie chwilę — zapewniła z uśmiechem, przy okazji biorąc małego łyka swojego drinka. Nawet w dni robocze, jeśli India wybrałaby godziny wcześniejsze - o ile jej praca na to pozwalała - to nie byłoby najmniejszego problemu z wykonaniem czegoś, szczególnie, że kobieta nie miała niesamowicie długich paznokci.
OdpowiedzUsuńNatychmiast jej ulżyło, kiedy Jones zapewniła ją, że nie ma czym się przejmować. Mogła kłamać, oczywiście, że tak, ale z drugiej strony, po co? Co by jej dało wydanie lewego zarobku Mijoo
— Na szczęście. Wystarczy jedna w tym mieście — stwierdziła nieco żartobliwie, acz Plotkara naprawdę odgrywała dużą, jeśli nie kluczową rolę w życiu Manhattanu. Nikt jej nie widział, każdy o niej słyszał, a niektórzy nieszczęśliwie padli jej ofiarą, co mogło skutecznie doprowadzić do czyjegoś upadku.
— Za prywatne życia — pewnie powtórzyła jej słowa i uniosła swój kieliszek, stykając go z tym Indii i wypiła większego łyka drinka. To krótkie, całkowicie przypadkowe spotkanie uświadomiło jej, ile tak naprawdę mogą mieć wspólnego. Jasne, ich życia wiodły się inaczej, ale obydwie miały styczność z zepsutymi przez pieniądze mężczyznami, którzy zrzucali ambicje na swoje dzieci, tak naprawdę w ogóle się nimi nie interesując.
— Już i tak nie mam z nim prawie w ogóle kontaktu — przyznała, czując, że przed kobietą może się otworzyć i uniknąć oceniania i argumentów, że nie ma powodów do narzekania. W końcu pochodzi z bogatej rodziny, jakie mogłaby mieć powody do marudzenia? — Po zrujnowaniu jego marzeń o utalentowanym dziecku uznał, że wygodniej będzie pozbyć się dzieciaka z domu — dodała, wpatrując się w różowy napój, lecz szybko wybiła się z tego ponurego nastroju, nie widząc sensu w rozmawianiu o tym, kiedy właśnie “świętowały” swoją samodzielność. Za to akurat była wdzięczna. Dopóki ojciec nic nie wiedział, mogła robić, co chciała.
— A jak układa się w pracy? — zagaiła, bo szczerze nie była nawet pewna, jakie India skończyła studia, nie licząc tego, że były to studia medyczne — Zakładam, że nie jest najlżej — tyle mogła wywnioskować po tym, co nasłuchała się w telewizji o pracy lekarskiej.
Mijoo
— Bo dobrze na nich wyglądasz, pani doktor. — odparł poprawiając spodnie i zapinając pasek. Choć daleko mu było do bycia sztywnym i uporządkowanym, to India wyciągała z niego wszystkie pokłady spontaniczności. Stawał się wręcz frywolny przy niej. Był jak ten stereotypowy nastolatek, który poczuł motyle w brzuchu i stracił dla kogoś głowę. I było mu z tym bardzo dobrze. Ba! Mógł śmiało powiedzieć, że od dawna nie czuł czegoś podobnego, a przez to chciał więcej i więcej.
OdpowiedzUsuńPrzysunął się do niej ujmując jej twarz w dłonie. Złożył na jej ustach kolejny pocałunek nie mogąc sobie odpuścić skradzenia jeszcze jednej i kolejnej pieszczoty. Było mu mało; mało Indii, mało jej szczupłych dłoni na skórze, jej miękkich, pełnych warg przy swoich. Wiedział, że jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek wyznania, ale tracił dla niej głowie i działo się to w przerażająco zawrotnym tempie. Kto by pomyślał, że jedno spotkanie w klubie skończy się w taki sposób. Lian wiedział jedno, nie żałował i niczego by nie zmienił. India była jedną z lepszych rzeczy jaka w ostatnim czasie mu się przytrafiła.
Sięgnął dłonią do jej włosów i delikatnie ściągnął z nich gumkę, która jako tako trzymała jeszcze włosy kobiety w ryzach. Poprawił pasma układając je z przodu dzięki czemu jej szyja była lepiej ukryta.
— Cóż, chyba będziesz musiała przez jakiś czas nosić golfy. Chociaż wolałbym żeby doktor Green mógł się napatrzeć. — stwierdził przyglądając się jej błyszczącymi oczami. Do twarzy było jej z nieco potarganymi włosami i zaróżowionymi policzkami, a przede wszystkim z tym błogim uśmiechem. — Nie mam ochoty wypuszczać cię stąd. — przyznał choć dobrze wiedział, że chcieć to nie koniecznie móc. Ona była w pracy, on prawdopodobnie niedługo będzie musiał się zmierzyć z powypadkowym ojcem, a później pojechać do roboty, do której teraz nie miał zupełnie głowy.
Westchnął cicho, leniwie w końcu się od niej odrywając.
— Gotowa? — zagadnął przeczesując palcami włosy, które odgarnął z czoła.
L.
Uśmiechnął się półgębkiem, czyli że nie wstydziła się ich wspólnych ekscesów. To wspólne, krótkie uniesienie musiało mu wystarczyć, choć przypadkowe spotkania staną się ich rzeczą. Widzieli się drugi raz i drugi raz wyszło o zupełnie nie planowo. Na razie mógł sobie jedynie wyobrażać kolejny raz; ona wpadnie do niego, poczekać na nią po dyżurze, zabrać na kolację niespodziankę? Było sporo opcji, a kolejne pojawiały się w jego głowie zachęcone po dzisiejszym dniu.
OdpowiedzUsuńPrócz tego, że łaknął jej bliskości chciał również pokazać się od jak najlepszej strony, postarać się. Wyjść na dobrego gościa, któremu warto poświęcić czas i uwagę, nawet jeśli byli z dwóch różnych światów, a ich życia na co dzień mogły wyglądać zgoła inaczej. Lian nie obawiał się różnic, prędzej mógł obawiać się tego, że w którymś momencie zaczną one przeszkadzać Indii. Jednak póki co miał zamiar cieszyć się tym co dziewczyna mu oferowała.
— Nie musicie otaczać go dodatkową... opieką. Naprawdę. — odpowiedział.
To nie tak, że komukolwiek życzył źle. Każdy zasługiwał na otrzymanie pomocy, sęk w tym, że ten konkretny pacjent niekoniecznie zasługiwał na dodatkową pomoc i zaangażowanie ze strony Indii.
— Na pewno nie chcę żeby był priorytetem przed innymi. — dodał. Nie chciała by źle go zrozumiała, ale to właśnie miał na myśli, a jakiś złośliwy głosik czający się z tyłu głowy znów się odezwał podpowiadając, że powinien rzucić w cholerę to zainteresowanie i dziwaczne przywiązanie, które wciąż czuł. Wiedział, że żal, czy chęć odegrania się nie sobą dobrymi doradcami, ale nie mógł nic na to poradzić.
Gdy znów weszli na izbę przyjęć, wzrok Liana zatrzymał się na kobiecej sylwetce nerwowo przestępującej z nogi na nogę. Teraz będzie miał nie jeden, a dwa kłopoty na głowie nie wspominając, że nawet z odległości dało się dostrzec zasinienie wokół oka kobiety i rozciętą wargę.
— Cholera. — mruknął pod nosem po czym wziął głębszy oddech.
— Lian! — Kobieta ruszyła w ich stronę zaciskając dłoń na pasku torebki.
— Moja matka. — wyjaśnił krótko Indii, by nie dziwiła się obecnością nieznajomej kobiety. Jeśli kiedykolwiek miałoby dojść do poznawania bliskich, Lian zdecydowanie wolałby pochwalić się przybraną rodziną niż tą.
— Lian, co z ojcem? Czy to pani się nim zajmuje? — pytała gorączkowo. Zastanawiał się jakim cudem wciąż mogła tak bardzo troszczyć się o swojego męża, po tym wszystkim co im zaserwował.
— Jeszcze nie wiem i nie to nie jest jego lekarka, to... znajoma. — Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusję na swój temat, poza tym wciąż nie mógł być pewnym, że określenie go przez Indię chłopakiem nie miało jedynie na celu odstraszyć Greena.
— Masz takich znajomych? — zapytała wyraźnie zdziwiona na co Lian wywrócił oczami, znów wznosząc się na wyżyny swojej cierpliwości, marząc by znowu znaleźć się w jakimś malutkim pomieszczeniu sam na sam z Jones.
— Jak widać. Usiądź, dobrze? Zaczekaj tutaj, my się wszystkiego dowiemy. — polecił wskazując rząd krzeseł.
L.
— Bai Woon, pani doktor. — odpowiedziała kobieta, odruchowo poprawiając grzywkę, by zakryć obrażenia na zmęczonej twarzy. Posłusznie jednak zajęła miejsce na krześle. Nie sprzeciwiła się oględzinom i proponowanej przez Indię pomocy.
OdpowiedzUsuńLian stał z boku ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i w ciszy przyglądał się poczynaniom Indii, wdzięczny, że nie zadawała na razie żadnych dodatkowych pytań typu skąd wzięły się siniaki na twarzy jego matki, czy to pierwszy raz. Podejrzewał jednak, że domyślała się przyczyny. Nie było to trudne zważywszy na pijanego mężczyznę, którego Lian przywiózł.
Ojcem szczerze gardził, jeśli kiedykolwiek darzył go ciepłymi uczuciami, mężczyzna przyczynił się do tego, by te zniknęły. Powoli, acz skutecznie zabijał w chłopcu ciepło i bezwarunkową miłość, aż nie pozostało nic prócz chorego przywiązania przez które stał teraz w szpitalu i paląca złość, o której na co dzień starał się nie myśleć.
Jeśli zaś chodziło o jego matkę… darzył ją skrajnie różnymi emocjami, nie potrafiąc wybaczyć jej pewnych spraw, a z drugiej strony nie umiał kompletnie jej znienawidzić. Była w równym stopniu pokrzywdzona co on, zmanipulowana i zastraszona. Miał do niej jedynie żal, że nie potrafiła znaleźć w sobie siły i wyrwać go ze świata, w którym przyszło mu dorastać. Za każdym razem, gdy patrzył na nią, gdy była pobita, a jej twarz zdobiły nowe siniaki, a przedramiona zadrapania, nie potrafił powstrzymać natarczywych wspomnień. Teraz cała złość ojca skupiała się na kobiecie, kiedyś było inaczej, kiedyś pomiędzy nimi stał on, drobny wręcz chuderlawy chłopiec, który martwił się o swoją rodzicielkę i próbował zgrywać bohatera.
Cóż, teraz znowu go zgrywał pomimo, iż tym razem miał pełną świadomość, że przysporzy mu to samych kłopotów i długi rachunek.
Przymknął na moment powieki starając się pozbyć sprzed oczu nieprzyjemnych obrazów i zachować spokój, a gdy je uchylił zatrzymał spojrzenie na Indii. Jej twarz wyrażała skupienie i troskę charakterystyczną dla lekarza.
— Oh dziękuję. Taka pani dobra. — Chinka uśmiechnęła się wdzięcznie, delikatnie kłaniając w podzięce. — Dobrze, że mój Woonie ma takich przyjaciół. — dodała widząc, że jej syn zachowywał się przy tej kobiecie znacznie spokojniej niż zazwyczaj, a to podsuwało jej pewne wnioski.
— Nie nazywaj mnie tak. — mruknął oschle. Tylko przyjaciele tak go wołali, ci najbardziej zaufani, którzy mieli świadomość jego przeszłości. Matka zdecydowanie nie leżała w kręgu osób zaufanych. Tym bardziej przyjaciół. Nie wspominając o tym, że nie był jej. Nie chciał robić scen przy Indii i tak wolał nie wiedzieć co sobie myślała o nim i jego rodzinie. Dlatego odsunął się odchodząc na bok, by złapać głębszy oddech. A jeszcze chwilę temu było tak miło, skupił się więc na uczuciach, których dostarczała mu India. Miał ochotę znowu zamknąć się z nią w dyżurce i nigdy z niej nie wychodzić.
L.
Jego mięśnie niemal od razu zaczęły się rozluźniać, gdy poczuł przy sobie Indię i jej drobny pocałunek. Działała na niego kojąco. Obrócił się powoli przodem do niej. Uśmiechnął się niemrawo.
OdpowiedzUsuń– Wolałbym wrócić do tej dyżurki albo zabrać cię do siebie. – przyznał zgodnie z prawdą. Westchnął ciężko. Ten dzień był zwariowany. – Nie sądziłem, że dowiesz się o tym wszystkim na samym początku naszej znajomości, ale… – zawahał się na krótką chwilę. Należały jej się wyjaśnienia, była koło niego, oferowała swoją pomoc. Poza tym czuł, że mógł powierzyć jej swoje najgorsze tajemnice bez obawy, że zniknie nim zdąży dokończyć swoją opowieść. Ujął jej dłonie w swoje.
– Mówię do nich per ojciec i matka, bo tak jest prościej, ale od dawna nie są moimi rodzicami. – tłumaczył spokojnie przemykając spojrzeniem po jej twarzy. Ci ludzie dawno temu stracili szansę, by aktywnie uczestniczyć w jego życiu. – Nie nazywam się Lian Woon tylko Meyer. – przyznał. – Gdy miałem piętnaście lat uciekłem z domu, wtedy opieka społeczna po raz kolejny zainterweniowała tym razem nie kończąc na upomnieniach tylko przejmując nade mną opiekę. Trafiłem do rodziny zastępczej, która niedługo później zdecydowała się mnie adoptować. Mówiąc w wielkim skrócie oczywiście. – wytłumaczył najprościej jak potrafił. Było wiele szczegółów i faktów, na które teraz nie mieli czasu. Gdyby tylko zadała pytania, odpowiedziałby choć cofanie się w czasie do okresu dzieciństwa nie było przyjemne. – Dlatego nie zrozum mnie źle, że jestem dla nich nieco… szorstki. Po prostu zawsze dzwonią, gdy czegoś chcą, a ona teraz zjawia się tutaj i zgrywa kochającą matkę. To bzdury. – dodał kręcąc głową, pamiętając te wszystkie razy, gdy zostawiała go na pastwę pijanego męża byle samej nie ryzykować jego gniewem.– Cieszę się, że chcesz pomóc, ale wystarczy, że ja mieszam się w ich bałagan. Ty nie musisz. – Nie wiedział, czy kiedykolwiek zdoła się jej odwdzięczyć za dzisiejszy dzień i to, że bez zawahania wskoczyła w środek zamieszania i odwróciła jego uwagę od tego wszystkiego.
– Jesteś za dobra. – stwierdził z lekkim uśmiechem powoli wpełzającym na jego twarz.
Zatapiał się w jej ramionach, napawając bliskością i ciepłem jakie mu dawała. Nie rozumiał tego połączenia… zrozumienia, które wytworzyło się między nimi w tak krótkim czasie. Nie miał jednak zamiaru tego negować. To było szybkie, uderzyło w niego niespodziewanie wyrywając mu oddech z piersi. Za każdym razem jak jego wzrok zatrzymywał się na młodej kobiecie, czuł to przyjemne mrowienie pod skórą, a uśmiech sam cisnął mu się na twarz. Było wcześnie by cokolwiek stwierdzić, ale nawet jemu zdarzało się działać pochopnie, tak więc pomyślał o sobie jak o cholernym szczęściarzu, że poznał kogoś takiego.
OdpowiedzUsuńSchował twarz w zagłębieniu jej szyi zaciągając się zapachem jej włosów i skóry. Otoczył ją ramionami wtulając się w jej drobne ciało niczym dziecko. To była chwila słabości, którą niekoniecznie chciał pokazywać światu, ale z Indią wszystko było inaczej. Wolał ten sposób, pewny uścisk, ciało przy ciele niż słowa, które zwykle swoim brzemieniem nie wywierały odpowiedniego wrażenia. Po prostu słowa pocieszenia wszystko będzie dobrze, czy teraz niczym nie musisz się martwić nie dawały mu upragnionego komfortu. Jednym uchem wpadały, a drugim wypadały niczego nie zmieniając. Po adopcji długo uczył się jak działa normalna rodzina, jak funkcjonować w tym dziwnym, obcym tworze. Bardzo długo trzymał na wodzy emocje, myśli, słowa. Wiele osób pracowało na to, by teraz był kim jest, tym otwartym, spokojnym Lianem, który cieszył się życiem i nie bał się już gwałtowniejszych gestów. I choć wciąż zdarza mu się popełniać błędy lub dystansować od bliskich, mógł śmiało powiedzieć, że jest znacznie lepiej niż kilka lat temu.
Odsunął się od Indii słysząc dźwięk pagera.
– To dobrze, że tylko na tym się skończyło. Ten człowiek ma więcej szczęścia jak rozumu. – podsumował kręcąc głową. – Dziękuję ci za wszystko. – Dziękował za poświęcony czas, za pomoc i uwagę, za to że zaciągnęła go do dyżurki i za to, że po prostu była. – I jeśli mogę mieć ostatnią prośbę, niech solidnie nafaszerują go środkami uspokajającymi jeśli jeszcze tego nie zrobili. – dodał, a kąciki jego ust drgnęły nieco do góry.
Zaraz po tym na korytarzu pojawił się kolejny lekarz, nieco starszy facet, który podszedł prosto do nich.
– Doktor Jones. – przywitał się z Indią po czym wyciągnął dłoń w stronę Liana, którą ten uścisnął. – Tu są wszystkie wyniki, zalecenia i lista leków, które powinien przyjmować pacjent po wyjściu. – Lian potaknął głową. To, czy ojciec zadba o siebie, czy zaniedba uraz zależało już tylko i wyłącznie od niego samego.
– Dziękuję. – odparł przejmując dokumenty.
L.
Dokończył rozmowę z lekarzem, podziękował za pomoc i podszedł do rejestracji dopełnić wszystkich formalności. Podpisał wszystko co trzeba i zapoznał się z rachunkiem, który okazał się wysoki, ale nie tak zatrważający jak się tego spodziewał. Z ulgą go przyjął tak samo jak wiadomość, że ojciec tego samego dnia mógł opuścić szpital i wrócić do domu. Wiedział jednak, że poza szpitalem jego dochodzenie do siebie będzie znacząco utrudnione przez nałóg nad którym nikt nie będzie panował. Tutaj przynajmniej by go pilnowali, w domu robił co chciał i kiedy chciał, a matka była zbyt zahukana żeby sprzeciwić się mężowi. Kobieta w między czasie już znalazła się przy wózku inwalidzkim przejmując poszkodowanego z rąk pielęgniarza. Teraz zdawał się siedzieć potulnie, widocznie dostał sporą porcję leków, które nieco go utemperowały.
OdpowiedzUsuńZerknął przelotnie w stronę dwójki rodzicieli, ale ci nie patrzyli w jego stronę. Podszedł, więc do Indii, która stała nieco z boku z ciepłym uśmiechem wymalowanym na twarzy
— Dzięki za wszystko. — powiedział z wdzięcznością. — Poczekałbym na ciebie, ale muszę odstawić ich do domu. — Zdecydowanie wolałby zostać i poczekać, aż kobieta skończy, ale musieli obejść się bez tego. O ile w ogóle ona by sobie tego życzyła, ale słowa wyszły naturalnie z jego ust. Jakby to było normalną codziennością dla nich.
— Zadzwonię wieczorem, tylko powiedz o której kończysz. — stwierdził, ale po chwili się zreflektował. — O ile nie masz nic przeciwko i nie masz żadnych innych planów na wieczór. — dodał szybko. Nie chciał wyjść na nachalnego wariata, który teraz będzie pojawiał się wszędzie tam gdzie ona nie dając jej chwili wytchnienia. Ostatni dni były niemal szalone biorąc pod uwagę jak wiele rzeczy zdarzyło się wydarzyć w tak krótkim czasie, zwłaszcza że nie dotyczyły tylko jego samego.
Spojrzał przez ramię na dwójkę oczekującą przy wyjściu.
Nachylił się do Indii i musnął przelotnie ustami jej policzek.
— Mam nadzieję, że do szybkiego zobaczenia. I w lepszych okolicznościach. — dodał na odchodne. Choć nie mógł narzekać i powiedzieć, że czas tutaj był kompletnie do bani, tak następnym razem wolałby spotkać się w bardziej… komfortowych warunkach poza miejscem w pracy któregoś z nich, gdzie nie będą na widoku.
L.
Tamtego dnia odstawił swoich biologicznych rodziców do domu. Ojciec na szczęście był otumaniony lekami, więc nie zwracał na niego większej uwagi. I dobrze. Nie miał ochoty słuchać jego gburowatych komentarzy. Poszedł jeszcze do sklepu po drobne zakupy oraz do apteki, by zaopatrzyć ich w odpowiednie leki, przekazał matce dokumenty i wszelkie informacje, zastanawiając dla siebie jedynie rachunek. Miał pełną świadomość, że i tak nie byliby w stanie przeznaczyć kilkuset dolarów na spłatę szpitala. Nawet dla niego była to spora suma, ale on przynajmniej pracował, potrafił zacisnąć pas i odłożyć większą kwotę. Później po prostu wyszedł mając nadzieję, że więcej nie będzie musiał angażować się w ich problemy.
OdpowiedzUsuńDo domu wrócił w dobrym nastroju, skupiając się głównie na chwilach spędzonych w towarzystwie Indii i obiecanego telefonu. W między czasie zdążył poćwiczyć, ogarnąć się i zjeść, bo jego żołądek domagał się konkretniejszego posiłku niż kilku frytek, które zdążył chwycić w szpitalu nim poniosło ich do dyżurki.
Zadzwonił koło ósmej chcąc dać Indii nieco czasu na złapanie oddechu po pracy. To był pierwszy raz kiedy nie odebrała i nie odpowiedziała na krótką wiadomość, ale niezbyt się tym przejął. Może był zmęczona, może zmieniły jej się plany. Nie było powodów do wszczynania alarmu, choć oczywiście żałował, że nie usłyszał jej na dobranoc.
India nie odzywała się przez kolejne dwa dni ignorując każde jedno połączenie, czy wiadomość. Oczywiście starał się do niej nie wypisywać jak dureń, by nie myślała, że jest napalonym gówniarzem, który nie szanuje czyjejś przestrzeni osobistej. Musiał też pojawić się w pracy, co na moment odciągało myśli Liana od milczącego uparcie telefonu. Aczkolwiek martwienie się o nią przyszło mu bardzo naturalnie będąc dla niego oczywistym odruchem. Niepokój zakradł się pod skórę i podsuwał mu przeróżne scenariusze. Najgorszym z nich okazał się ten, w którym India odsyła go z kwitkiem, a to w jakiś sposób kłuło jego dumę. Czuł fizyczny brak jej towarzystwa, jakby jego skóra i całe ciało domagało się jej bliskości, a on trzymał je na odwyku. Jak bardzo było to żałosne? Może zbyt wiele sobie wyobrażał? Może jednak źle odbierał jej sygnały? Może chciała się tylko zabawić? Uszanowałby każdą odpowiedź, ale chciał ją usłyszeć dlatego też trzeciego dnia ignorowania postanowił pojechać do szpitala i skonfrontować się z kobietą. Ku jego zdziwieniu nie zastał jej w pracy, a dopiero doktor Platt, którego miał przyjemność poznać w dniu incydentu z ojcem, wyjaśnił mu, że India jest na zwolnieniu.
Nie odzywała się bo była chora?
Lekarz, ku jego uldze, podał mu adres zamieszkania dziewczyny. Nie wiedział co zrobiło na nim tak piorunujące wrażenie, że podzielił się tą prywatną informacją, ale był za nią wdzięczny. Jeśli chodziło o Indię miał w sobie tą gotowość na wszystko, nawet na zbłaźnienie się.
Pojechał pod wskazany adres.
Czy zdziwiło go to, że mieszka na Upper East Side? Nie.
Czy spodziewał się czegoś innego niż wielki, elegancki wieżowiec? Być może.
Czy zaskoczył go ogromny, rzucający się w oczy napis Jones na wejściu? Zdecydowanie.
Wszystko było ładne, eleganckie i zadbane i to robiło na nim poniekąd wrażenie. W jego głowie pojawiła się jednak inna, ważniejsza myśl, to jak niewiele o niej wiedział.
Wjechał na odpowiednie piętro i w końcu stanął pod właściwymi drzwiami pukając. W końcu otworzyła, a jego wzrok zatrzymał się na sylwetce Indii. Na jej mokrych włosach i nieco bladej twarzy, na którą wstąpiło szczere zaskoczenie.
— Za nim zapytasz skąd wiem gdzie mieszkasz, to moja słodka tajemnica. Po drugie rozumiem chorobę, inne plany i chęć dania mi kosza, ale mogłaś chociaż odpisać. — zaczął bez cienia irytacji w głosie. Po jego wnętrzu rozeszła się niemal dziecięca euforia na sam fakt zobaczenia jej. — Mogłaś dać znać, że jesteś chora. Martwiłem się. — dodał po chwili przyglądając się Indii uważniej.
L.
Parsknął śmiechem, gdy tak nagle schowała się za masywne drzwi. Jej dziwny strach był całkiem uroczy, ale zupełnie nie potrzebny. Sądziła, że z potarganymi włosami i dresie nie będzie mu się podobać? Że wystraszy się jej gorszego samopoczucia? Bałaganu w domu? Sęk w tym, że on miał dziwną potrzebę widzenia jej w takich sytuacjach kompletnie nie bojąc się poznać jej od tej mniej idealnej strony, o ile to w ogóle było możliwe.
OdpowiedzUsuńUniósł lekko brew, gdy znów zobaczył kawałek jej twarzy w szparze pomiędzy drzwiami, a framugą. Posłał jej ciepły uśmiech.
— Ale chcę tu być. — zapewnił z mocą i przekonaniem pobrzmiewającymi w głosie. Nie bał się, ani zarazków, ani niczego innego co właśnie przebiegało przez jej głowę. Miał nadzieję, że to zrozumie. Oparł się ramieniem o ścianę nie odwracając od niej spojrzenia. — Masz dwie opcje tutaj, wpuścić mnie i pozwolić się sobą zająć, albo zamknąć mi drzwi przed nosem ze świadomością, że będę pod nimi koczował. — dodał. Skoro sądziła, że w takim stanie może go odstraszyć i zburzyć poprzednie wyobrażenie na swój temat, miał zamiar wyprowadzić ją z tego głupiego błędu.
Seks był dobry... był nieziemski. Poznali się zupełnie przypadkowo, a wszystko co między nimi się podziało było spontaniczne i przepełnione gwałtownymi emocjami, elektryczne, namiętne. Uwielbiał to. Robiło mu się gorąco na samą myśl. Ale nie chciał tylko tego, nie chciał tylko zabawy. Chciał ją lepiej poznać, chciał by mu zaufała. Chciał być jej kochankiem, ale także przyjacielem między innymi w takich chwilach jak ta.
Istniała też opcja, że nie była sama i w rzeczywistości nie życzyła sobie jego obecności w tej chwili, ale jej zachrypnięty głos i fakt, że była na zwolnieniu raczej na to nie wskazywały.
— To jak będzie? — dopytał znów zaglądając przez szparę. — Biorę na siebie potencjalne ryzyko choroby, a jeśli myślisz, że dresy i mokre włosy mnie wystraszą to nie masz racji. — dodał.
L.
Gabriel powinien znacznie lepiej ogarniać osoby, które się tu znajdowały, ale prawdę mówiąc większości z nich nie byłby wstanie nazwać po imieniu. Twarzy również nie rozpoznawał, a na takich przyjęciach jego uwaga bardziej skupiała się na osobach, które były w jego wieku. Obecność Indii była przyjemnym zaskoczeniem. Nie będzie nudził się przez resztę wieczoru, był bardziej niż pewien, że znajdą sobie zajęcie. Zwykle usuwał się w cień na takich przyjęciach, nie zwracał na siebie uwagi lub znajdował szybko jakąś młodą dziewczynę, z którą mógł spędzić noc. Lub był zbyt naćpany, aby rozpoznać twarze przebywających z nim osób. To mógł być jeden z powodów, dlaczego w jego pamięci nie było Indii, a jej obecność zauważył dopiero, kiedy zaczęli spędzać ze sobą czas podróżując. Może wcześniej po prostu nie zwracał uwagi albo zwyczajnie się mijali? To już nie było ważne, teraz przynajmniej mogli nudzić się razem.
OdpowiedzUsuńSpojrzał w stronę mężczyzny, o którym mówiła India i skinął głową. Powoli teraz mu się wszystko układało w głowie. Miał przed sobą wiele wskazówek, aby zorientować się, że ich drogi skrzyżowały się już o wiele wcześniej, ale niewiele mu one tak na dobrą sprawę dały. Zresztą, to naprawdę nie było już ważne.
— Nie zdziwiłbym się, gdyby coś właśnie razem planowali — odparł. Jego ojciec często prowadził różnego rodzaju biznesy z tak samo wpływowymi ludźmi, co on sam. To była tylko kwestia czasu, aż coś wpadnie tej dwójce do głowy. Mogli się spodziewać tego, że za jakiś czas spotkają się znów, ale tym razem w nieco prywatniejszym otoczeniu. To było zbyt łatwe do przewidzenia.
Oboje chcieli się stąd wyrwać w równym stopniu. Czekał tylko na odpowiednią okazję, aby w końcu opuścić to miejsce. Wątpił, że wytrzyma tu jeszcze przynajmniej pół godziny, ale musiał przyznać, że znoszenie nowojorskiej śmietanki towarzyskiej stało się nieco przyjemniejsze, kiedy nie był już tak całkiem sam. Obecność Indii sprawiała, że było przyjemniej cierpieć. Może nie powinien narzekać. W końcu nie wszyscy mieli okazję do tego, aby uczestniczyć w luksusowych przyjęciach.
— Zaplanowałem wyjście zanim tu jeszcze przyszedłem — odpowiedział — chciałabyś zwiedzić hotel? — zapytał z lekkim uśmieszkiem. Pokazał się tu, trochę porozmawiał, nic więcej go tu nie trzymało. Jasne, Enzo pewnie wolałby, aby został do samego końca i Gabriel zapewne by to zrobił, ale plany nieco się teraz pozmieniały. Spojrzał w stronę ojca, który w pełni poświęcił się swojemu rozmówcy i nie zwracał już uwagi na to, co robił Gabriel.
— Ładny widok jest z ostatniego piętra. Niektóre pokoje mają jacuzzi na balkonie, masz ochotę?
Gabs
Westchnął pod nosem i wywrócił oczami. Jak na to, że jest chora i osłabiona to India wykazywała niezwykle dużo siły w tym, by upierać się przy swoim, kłócić się z nim i trzymać drzwi zamknięte tuż przed jego nosem.
OdpowiedzUsuń— Może kiedy indziej urządzimy sobie konkurs na największego uparciucha w mieście? — zagadnął czując, że India tak łatwo nie odpuści czego kompletnie nie rozumiał. Co najmniej jakby nie widział nigdy człowieka w gorszej formie. Musiała się bardziej postarać jeśli chciała go skutecznie od siebie odstraszyć.
— Jones. Przestań gadać głupoty. — poprosił z uporem. — To są właśnie normalne okoliczności. Nie potrzebuję żebyś się stroiła i wierz mi wiem jak wygląda chora kobieta, więc niczym szczególnym mnie nie zaskoczysz. — zapewnił.
— Nie masz nawet herbaty? — powtórzył z lekkim zaskoczeniem. I jak ona miała dojść do siebie, gdy była kompletnie wykończona i nie miała nawet siły pójść sobie po herbatę? W tym momencie jego poczucie obowiązku i troski urosło do jeszcze większej rangi. Martwił się o nią. Chciał żeby wiedziała, że może na nim polegać nawet w takich sytuacjach. Jej potargane włosy i chwila słabości były tym co najmniej, jeśli w ogóle, go obchodziło. Ich relacja? Znajomość? Raczkowała, ale nie oznaczało to, że mieli teraz zgrywać nastolatków, którzy nie wychodzą wyrzucić śmieci bez odpowiedniego przygotowania się. Mało go obchodziły zarazki, czy ten obrzydliwie luksusowy wieżowiec, w którym się chowała.
— Powiedz mi czego potrzebujesz, wypisz receptę, cokolwiek. Pójdę po zakupy, zrobię ci coś do jedzenia i będziesz miała mnie z głowy. Obiecuję. — dodał z troską w głosie, licząc, że jakoś ją nakłoni do współpracy, bo bez zapewniania jej opieki nie miał zamiaru się stąd ruszyć a jeśli chodziło o upór to mogła się bardzo zdziwić jak bardzo potrafił być zawzięty w swoich postanowieniach. Przynajmniej tyle mógł zrobić, w jakiś sposób pokazać, że traktuje ją poważnie, a nie jako przelotną znajomość i sposób na spędzenie samotnych wieczorów.
Gdy się do niego wychyliła posłał jej ciepły uśmiech. Rzeczywiście wyglądała kiepsko, tym bardziej nie chciał zostawiać jej samej sobie. Nawet jeśli oznaczało to siedzenie w ciszy i pilnowanie jak śpi.Już miał kontynuować swoje próby nakłonienia jej i wywód, że lepiej żeby nie była teraz sama, gdy nagle urwała i pognała w głąb mieszkania. Być może nie powinien wchodzić do środka bez wyraźnego pozwolenia kobiety zwłaszcza, że raczej nie chciała by tu był, ale Lian nie zawsze miał w zwyczaju robić to o co się go prosi, zwłaszcza w takich sytuacjach. Nie wierzył jej do końca, że ma wszystko pod kontrolą, a fala kolejnych mdłości tylko go w tym utwierdziła.
OdpowiedzUsuńZignorował to gdzie się znalazł, choć pewnie na niejednej osobie wnętrze mogłoby zrobić wrażenie. Lian natomiast nie przywiązywał wagi do tego gdzie ktoś mieszka. Nie miało dla niego znaczenia, czy śpi na łóżku za kilkadziesiąt dolarów, czy kilka tysięcy, ani czy myje kubki pod kranem ze złota. Skierował się do łazienki w ślad za Indią i charakterystycznymi odgłosami wymiotowania. To również nie robiło na nim wrażenia inne jak fakt, że było mu jej szkoda, że męczy się tak od paru dni. Widok nachylającej się nad toaletą Indii, jej drżące ciało ścisnęły go za serce. Miał ochotę zabrać od niej to paskudne choróbsko i przechorować resztę dni za nią.
Kucnął koło niej zręcznie odgarniając włosy z jej policzków i przytrzymując je z daleka od jej bladej twarzy. Chłodną dłoń ułożył na jej karku.
— I żeby było jasne nie robię tego bo czuję się zobowiązany. Wiedziałem, że jesteś chora jak do ciebie jechałem. — zapewnił choć nie sądził, że jakiekolwiek argumenty przebiją się przez jej upór. Może kogoś innego by to obrzydziło, może ktoś inny sądził, że nie powinni pokazywać się ludziom na oczy jeśli nie byli w formie. Lian natomiast wychodził z zupełnie odmiennego założenia. A jego znajomość z Indią i tak miała swoje własne tempo, które nie baczyło na odpowiednią kolejności odkrywanych przed sobą faktów. Lianowi to nie przeszkadzało. Wpuścił ja do swojego domu, do swojej sypialni i rodzinnych sekretów. Zajmowała jego myśli i nieśmiało mógł powiedzieć, że nie tylko je. Cieszył się jak głupi na możliwość spotkania, czy choćby krótkiej rozmowy. Cieszył się nawet będąc z nią tu teraz, gdy klęczeli koło toalety. Nie miała pojęcia co z nim wyprawiała. On sam zresztą chyba też nie.
Oczywiście, że nie miał pojęcia co dzieje się w jej głowie i że mogła czuć się przed nim skompromitowana, żałosna. A ona nie wiedziała jakie myśli krążą po jego głowie. Tak naprawdę nie widział luksusowego apartamentu, nie widział wielkiego napisu nad wejściem do budynku, nie widział obrazu nędzy i rozpaczy klęczącego przy toalecie zwracającego wszystko to co jeszcze możliwie zostało w żołądku. Lian widział Indię, po prostu Indię. Tą samą dziewczynę, która jednym spojrzeniem w klubie odcięła go od rzeczywistości, tą samą dziewczynę która następnego dnia paradowała po jego malutkiej kuchni szykując śniadanie; tą samą która pomogła mu w szpitalu, która zaciągnęła go do dyżurki… Nikt nie był niezniszczalnym robotem, choroby były czymś normalnym nawet pośród lekarzy. Chociaż może oni właśnie byli najgorszym rodzajem pacjentów.
OdpowiedzUsuń— Nawet najseksowniejsze kobiety na świecie chorują. Nie bądź dla siebie taka ostra. — odpowiedział idąc za nią do kuchni połączonej z salonem. Przyglądał jak grzebie w szafkach i wreszcie znajduje to czego szukała.
Ominął potężna wyspę podchodząc do niej. Zabrał jej puszkę z rąk.
— Ty marsz na kanapę, zamów na co masz ochotę. Ja sobie poradzę z czajnikiem. — poinstruował przybierając rzeczowy ton, z którym nie mogła się kłócić. Był gościem, fakt, ale sam się wprosił po za tym miał wrażenie, że ona ledwo stoi i zaraz mu się tutaj przewróci. Wyciągnął z tylnej kieszeni czarnych bojówek telefon i podsunął go kobiecie. Tak będzie zdecydowanie szybciej niż namierzy swoją komórkę. Nie miał niczego do ukrycia, a tapeta z kumplem, z którym siedzieli w knajpie przybierając żenująco głupie miny, gdy policzki mieli wypchane jedzeniem, była do przebolenia. — Powiedz tylko gdzie trzymasz kubki i więcej nie kłóć się ze mną. — dodał szybko widząc, że India miała zamiar się z nim znowu nie zgodzić. Skinął w stronę kanapy. Chciał żeby odpoczęła, zregenerowała siły i przestała udawać, że nie potrzebuje niczyjej pomocy.
Poruszał się po kuchni swobodnie, nie czuł się w żaden sposób skrępowanym, a przestrzeń i przepych tego miejsca nie powodowały, że czuł się przytłoczony. Dlaczego miałby? Wychodził z założenia, że odkrywał kawałek po kawałeczku Indię. To było jej miejsce, choć może nie do końca do niej pasowało. A może pasowało tylko on o tym jeszcze nie wiedział? Brak dodatków, zdjęć… ale nawet u niego brakowało takich rzeczy, nie przywiązywał wagi do tego jak wyglądają cztery ściany, w których przeważnie tylko spał. Może to była kolejna rzecz, która ich łączyła.
OdpowiedzUsuńUsłyszał jej ciche stwierdzenie i latek oka widział jak mu się przygląda. Skomentował to jedynie drobnym uniesieniem kącików ust, we wnętrzu czując przyjemne ciepło i trzepoczące z ekscytacji serce.
Usiadł obok Indii kubki z parującą herbatą stawiając na stoliku.
— Też się cieszę, że cię widzę. — odpowiedział z szerszym uśmiechem. Pomimo okoliczności naprawdę się cieszył, bo po trzech dniach ciszy zaczynał się obawiać, że może jednak jego wyobraźnia działała zbyt dobrze i nastawił się na zbyt wiele względem ich znajomości. Nie zdziwiłby się gdyby jego czarnowidztwo się spełniło, była lekarka i jak widać świetnie radziła sobie w życiu sama bez żadnego faceta. Co w nim widziała? Bo zdecydowanie nie mogła uznać za atrakcyjną jego pracę, małe mieszkanie, niejasną przeszłość, czy brak studiów i perspektyw, choć tego w sumie nie wiedziała.
— Panno Jones proszę mi przestać wmawiać co jest dla mnie lepsze i gdzie bym się lepiej bawił. Tu mi dobrze. — Tu mu najlepiej. Bo co na niego czekało? Puste mieszkanie. Mógł się ustawić z przyjaciółmi, wyjść na miasto, do kina, cokolwiek. Ale miał pełną świadomość, że żadna z tych rzeczy nie zastąpiłaby mu towarzystwa Indii. Po prostu miał tą potrzebę bycia blisko niej.
— Co dobrego zamówiłaś? — zagadnął, a widząc jej bose stopy sięgnął po koc przewieszony przez oparcie kanapy i nieco ją nim okrył. Lian potrafił być upierdliwy, a skoro India była chora miała się przekonać o tej połowie chłopaka. Może przynajmniej rozmową nieco odciągnie jej uwagę od złego samopoczucia.
To była kolejna wspólna rzecz, która ich łączyła, a o której nie mieli jeszcze pojęcia. To wspólne marzenie i możliwość oddania wszystkiego byleby mieć normalne dzieciństwo, normalnych rodziców i najnormalniejsze, dla innych pewnie nudne, wspomnienia. Całe jego wczesne dzieciństwo, którego nawet nie potrafił w ten sposób określić było zlepkiem chaosu, przemocy i gorzkich słów. Dzieciństwo pachniało alkoholem i tanimi papierosami. Smakowało pustym żołądkiem. Brzmiało płaczem i krzykiem. Dopiero w wieku nastoletnim zaznał ciepła, do którego tak bardzo nie był przyzwyczajony, że z początku je odrzucał. Dopiero po kilku latach zaczął stawać się bardziej otwarty. Musiał się wielu rzeczy nauczyć i jeszcze więcej rzeczy zrozumieć. Wiedział jednak, że gdyby do końca został w domu swoich biologicznych rodziców, nie siedzieliby teraz na kanapie, nie popijaliby wspólnie herbaty i nie czekaliby na jedzenie. Nie pracowałby w barze i pewnie nigdy by jej nie poznał. Być może dlatego teraz nosił w sobie tą potrzebę pokazania, że może kimś się zaopiekować, że pomimo tego czego słuchał przez większość swojego życia do czegoś się nadawał. Obok tego stał również lęk, że kogoś skrzywdzić, że echo jego ojca jest w nim ukryte, a tego by nie zniósł. Dlatego on również chciał pokazać się od jak najlepszej strony, sądząc, że to ona ryzykuje angażując się w tą znajomość.
OdpowiedzUsuń— Tyle dobrego jedzenia ma się zmarnować? Jak się nie przyjmie zrobimy ci jakiś lekkostrawny kleik. — odpowiedział sadowiąc się wygodniej na kanapie.
Upił łyk herbaty, a gdy przywołała incydent z akwa zaśmiał się rozbawiony i odstawił gorący napój.
— Może zostać Taylor, nie mam jakiegoś szczególnego, wysublimowanego gustu muzycznego. — odparł. Obrócił się nieco w jej stronę przyglądając się jej z delikatnym uśmiechem majaczącym na twarzy. — Chodź tu. — polecił otwierając szerzej ramiona, zachęcając do przytulenia. Po prostu chciał ją znowu poczuć przy sobie. Przeszkadzał mu teraz nawet ten minimalny dystans dzielący ich na kanapie. Kilka centymetrów zdawało się o kilka centymetrów za daleko.
— A to zależy jaki. A składnikami to ty się nie przejmuj bo pełno macie wokół sklepów i to nie tylko tych wielkich z szyldem Chanel, czy Gucci. W ogóle jak można nie mieć w domu przekąsek? Sucharków, chrupek? Makaronu instant? Mój nocny głodomor się na to nie zgadza. — odpowiedział marszcząc nieco nos. — Zmienimy to. — dodał, a robienie jakichkolwiek planów na przyszłość, dalszą lub bliższą, przychodziło mu z zaskakującą łatwością. W ogóle się nie wahał, słowa płynnie wychodziły z jego ust.
OdpowiedzUsuńZamknął ją w szczelnym uścisku swoich ramion rozkoszując się jej bliskością. Zdawała mu teraz jeszcze drobniejsza niż poprzednio, jeszcze bardziej krucha. Pokiwał tylko głową na jej prośbę o nie nachylaniu się za blisko. Mimo wszystko drobnej czułości nie mógł sobie darować, więc pocałował ją w czubek głowy, który był raczej całkiem neutralnym chorobowego gruntem.
— Na pewno. Meksykańskie żarcie jest dobre. Zresztą wszystko co pikantne i solidnie doprawione jest dobre. — stwierdził. — Ty jesteś kawoholikiem, a ja… jedzenioholik? Wiesz, jest taki hasztag foodporn, idealne określenie. — przyznał wesoło. Mógł gadać bez sensu, ale póki leżała spokojnie w jego ramionach, z uwagą odwrócona od wiszenia nad toaletą, wymiotowania i czucia się nijako, mógł to kontynuować.
— Wiem, że to totalnie durne pytania i nie na miejscu, ale zastanawiałem się… oczywiście nie musisz mówić jeśli nie chcesz, możesz mnie nawet zrzucić z kanapy, ale kiedy są twoje urodziny? Ile masz lat? Mówiłaś tylko, że jesteś strzelcem, ale dla mnie to niewielka podpowiedź. — zapytał zerkając na nią z góry. Była panią doktor, miała wypasiony apartament… wyglądała młodo, cholernie dobrze, a jego po prostu zjadała ciekawość. Chociaż cyferki generalnie nie miały dla niego większego znaczenia. Tak jak nie za bardzo orientował się w znakach zodiaku. Jedyne co wiedział, bo powiedziała mu to pani Chen, która dokarmiała go w swojej knajpce za dzieciaka, urodził się w roku szczura, ale nieszczególnie się w to zagłębiał.
— Mogę zacząć, dwadzieścia sześć, ósmy czerwca. — przyznał. Nie czuł się na więcej, ani na mniej. To były tylko liczby, a on miał swój bagaż doświadczeń, który go ukształtował, ale nie pozbawił radości, czy spontaniczności.
Przyglądał się jej bawiącej się jego palcami, będąc zadowolonym jak swobodna atmosfera ich otaczała. Nie znali się zbyt długo, jeszcze wielu rzeczy musieli się dowiedzieć na swój temat, ale czuł się w jej towarzystwie niezwykle dobrze, na miejscu. Jakby znali się nie od paru dnia, a paru lat. Jakby spędzali w ten sposób wiele wieczorów, a nie pierwszy. Wieczorów jedząc coś dobrego, popijając ulubionego drinka, czy wino, opowiadając o swoim dniu. Siedząc na kanapie wtulonymi w siebie, oglądając film, czy ulubiony serial. Wieczorów, w których jedno z nich będzie kręciło się po kuchni. Wieczorów kiedy wracając do domu nie będzie wracało się do pustych, zimnych ścian. Miał tendencję do bujania w obłokach i tworzenia marzeń, ale to przecież nie było tak bardzo skrajne i niemożliwe. Należał też do osób, które od początku w pełni się angażują, podając całego siebie od ręki. Nigdy nie zakładał, że ktoś zniknie z jego życia prędzej niż się w nim pojawił.
OdpowiedzUsuńParsknął śmiechem na jej stwierdzenie. Dobrze o tym wiedział, ale jego ciekawość nie mogła czekać na przypadkową sytuację, w której to i owo jej się wymsknie. Poza tym nie mógł ryzykować możliwości przegapienia jej urodzin, a tak? Tak miał mnóstwo czasu by coś zaplanować.
— Prawie dwa lata... jest coś podniecającego w tym. — przyznał z łobuzerskim uśmieszkiem. Przygryzł lekko wargę żałując, że to paskudne choróbsko musiało ją dopaść. Wolną ręką delikatnie gładził ją po ramieniu. Nigdy nie zastanawiał się nad różnicą wieku, czy była jakaś granica, która by mu przeszkadzała. Raczej chodziło o charakter, o wyznawane wartości i dopasowanie. Jeśli już miał jakiekolwiek obawy to dotyczyły one jego samego. Czy India nie znudzi się kimś tak prostym, zwyczajnym. Nie miał w zanadrzu budżetu dzięki któremu mógł zaskoczyć ją niesamowitymi wakacjami, czy prezentem. Nie rzucał się w wir kariery, która sprawi, że jego nazwisko zacznie przewijać się na stronach gazet i zacznie coś znaczyć. Nie był kimś kto chadzał i odnajdywał się na prestiżowych eventach. To nie była jego rzeczywistość – górny Manhattan rządził się swoimi prawami.
Uśmiechnął się na żart i powędrował za nią spojrzeniem. Podniósł się jednak z kanapy i cofnął do kuchni po sztućce, które namierzył po otwarciu trzeciej z kolei szuflady. Uniósł brwi w wyrazie niemego zdziwienia widząc ile pudełek z jedzeniem niesie.
— Spodziewasz się jeszcze jakiś gości? — zagadnął. – Czy chcesz żeby mój kaloryfer poszedł w zapomnienie?
— Masz mnie. Tym razem na pewno nie będzie resztek. — zapewnił nakładając sobie quesadillę i sięgając również po nachosy, które zamoczył w serowym sosie tak głęboko, że szybko nachylił się by włożyć je do ust i nie nachlapać wokół sosem.
OdpowiedzUsuń— Jeśli będziesz mnie dalej tolerować to jesteś skazana na uczty. Następna jest po mojej stronie. — odpowiedział z lekkim uśmiechem biorąc zaraz pierwszy gryz dania. Lian natomiast lubił celebrować posiłki, spędzać je w towarzystwie. Wszystko w tedy lepiej smakowało i intensywniej pachniało. — Moi adopcyjni rodzice mają bzika na tym punkcie, co niedziela zapraszają mnie i brata na obiat. Czasem spraszają sąsiadów, którzy mieszkają wokół i innych znajomych i robi się z tego wielkie posiedzenie. — opowiedział. Rodzice byli niezwykle gościnnym małżeństwem. Ich drzwi zawsze dla każdego stały otworem. Zresztą chyba musieli być tacy decydując się na wzięcie pod swój dach nastolatka z ciężką przeszłością. Nie raz i nie dwa dał im popalić, ale to dzięki nim wyszedł na ludzi. — Koniecznie musisz kiedyś wpaść na grilla, ojcowskie żeberka i kurczak robią furorę na przedmieściach. — dodał z uśmiechem. Ojciec, gdy już dorwał się do grilla nikogo do niego nie dopuszczał twierdząc, że inni namieszają mu w jego czarach i przepisach.
Kiedyś masa ludzi i rodzinne imprezy go przerażały. Uciekał w tedy do pokoju, chowając się przed gośćmi. Hałas, podniesione głosy, śmiech i gwałtowne gesty... nie potrafił się w tym odnaleźć. Wyjście ze skorupy było powolnym procesem w jego przypadku. Teraz nikt by go nie posądził o bycie nieśmiałym, zahukanym chłopcem.
Dopiero po chwili uzmysłowił sobie na co i do kogo ją zaprosił, ale nie dał tego po sobie poznać. Spotkania z rodzicami bywały tym czego partnerzy się obawiali. Czy oni w ogóle byli partnerami? Czy maiła by ochotę pojawić się na takim spotkaniu? Poznać jego rodziców? Poznała tych gorszych, więc teoretycznie tu powinno pójść z górki.
Zdecydowanie za bradzo wybiegał w przyszłość, choć ta wizja była jedną z przyjemniejszych.
— Naprawdę dobre. — pochwalił zajadając się quesadillą i nachosami.
— Możemy odpalić film. Co lubisz najbardziej oglądać? — zapytał wyciągając rękę po tacos i lemoniadę, którą nalali do dwóch butelek.
L.
— Niech leci w tle. Ja zwykle oglądam zawody albo treningi zawodników, ale nie wiem czy masz ochotę do obiadu oglądać jak dwóch facetów okłada się po twarzy. Ewentualnie oglądam innych barmanów na yt. Raczej mam wąski zakres zainteresowań. — przyznał i uśmiechnął się szerzej słysząc, że lubi go słuchać. — Cieszę się, że moja paplanina cię nie zanudza. — Niekiedy miewał dni kiedy zakładał na uszy słuchawki i odcinał się od zewnętrznego świata lub szedł na siłownię i nieco bezmyślnie uderzał w bokserski worek rozładowując skumulowane stresy. Niekiedy były również dni takie jak ten, gdy usta mu się nie zamykały, a słowa z lekkością z nich wychodziły. A może był to bezpośredni wpływ Indii?
OdpowiedzUsuń— Dlaczego zdecydowałaś się na pediatrię? Dzieciaki wydają się dosyć... trudnymi pacjentami. — I sądził tak pod wieloma kontekstami. Nie dość, że dzieci były delikatniejsze i nie zawsze potrafiły jasno określić co im dolega, to były dużo wrażliwsze, zależne od rodziców, którzy mogli pojawić się z szeregiem obiekcji. Nie wspominając, że krzywda dziecka od zawsze robiła na nim większe wrażenie, ale może lekarze podchodzili do tego inaczej. Pacjent to pacjent. Pacjent to kolejny przypadek. Nie wiedział, czy nawet czas sprawiłby, że przestałby brać wszystko do siebie. Nie potrafiłby odciąć pracy od życia codziennego.
Dlatego był barmanem i nie wymagano od niego wielkiego profesjonalizmu i dystansu. Ratowanie życia zdecydowanie wolał zostawiać w rękach takich osób jak India. Ona wydawała mu się być odpowiednią osobą w odpowiednim miejscu.
Lian natomiast lubił słuchać Indii, chciał ją lepiej poznać. Jakie ma marzenia, ile łyżeczek cukru dodaje do herbaty o ile w ogóle słodzi, chciał znać jej ulubiony kolor, czy woli lato, czy może jednak zimę. Było tak wiele drobiazgów, które składają się na daną osobę i chciał poznać je wszystkie. Chciał odkryć wszelkie karty, które miała w zanadrzu. Ciekawiło go nawet to skąd wzięło się jej imię. Mogło nie kryć zaskakującej opowieści, być po prostu oryginalne, ale Lian nigdy nie poznał, ani nigdy wcześniej nie słyszał o żadnej Indii.
L.
Tymi słowami zyskała w jego oczach jeszcze bardziej. Lian nie był kimś kto mógł bezpośrednio udzielić pomocy potrzebującym dzieciakom. Nie był lekarzem, terapeutom, czy jakimś policjantem. Nie miał żaden siły sprawczej, ale gdby kiedykolwiek na jego drodze stanęło dziecko, które potrzebowałoby pomocy nigdy by mu jej nie odmówił. Była to potrzeba głeboko powiązana z jego prywatnymi doświadczeniami. Poza tym na swojej drodze spotkał kilka osób, które pomogły mu tak jak na daną chwilę mogły. Jak na przykład pani Chen, która dała mu miskę ciepłej zupy i później wielokrotnie go dokarmiała.
OdpowiedzUsuńJuż chciał coś odpowiedzieć, wtrącić kilka słów od siebie, ale poczuł jak głowa Indii nieco osuwa się na jego ramieniu. Uśmiechnął się pod nosem i odłożył widelec. Zjadła, a jej żołądek od razu nie zwrócił przyjętej treści, więc to był spory sukces. Skoro zasnęła potrzebowała odpoczynku i miał nadzieję, że po tym będzie czuła się o wiele lepiej.
Wziął ją ostrożnie w ramiona i zaniósł do sypialni. Ułożył brunetkę na miękkim materacu i przykrył kołdrą. Złożył delikatny pocałunek na czubku jej głowy po czym po cichu wycofał się z pomieszczenia przymykając drzwi. Wrócił do salonu, w którym zabrał się za sprzątnięcie tego co zostało po obiedzie. Brudne naczynia wrzucił do zmywarki, a pudełka, w których zostało jeszcze trochę jedzenia włożył do lodówki.
Zastanawiał się, czy powinien zostać, czy jednak należało wyjść. Nie chciał jednak zostawiać Indii samej póki nie miał pewności, że ta czuła się lepiej. Jego rozważania przerwał dzwonek do drzwi, które poniosło się echem po apartamencie. Zaklął wduchu licząc, że to nie obudzi Jones.
Powinien otworzyć, czy jednak lepiej było udawać, że nikogo nie ma w środku? Może to coś istotnego? Po chwili w końcu postanowił się ruszyć i skierować kroki do drzwi. Przecież nie robili niczego złego, a jego obecność tutaj była raczej czymś naturalnym zważywszy, że India była dorosłą kobietą. Mimo wszystko to było nieco dziwne uczucie otwierać drzwi w nie swoim mieszkaniu.
Przekręcił zamek w drzwiach i nacisnął klamkę. Jego oczy spotkały się ze spojrzeniem starszej kobiety. Stanął przed nią z lekko zmierzwionymi włosami, kolczykiem w uchu i luźnej koszulce, która odsłaniała jego przedramiona.
— Dzień dobry. — zaczął z nieznacznym uśmiechem. Na to kim była było wiele opcji, ale naprawdę liczył, że nie pozna jej rodzicielki właśnie w takich okolicznościach, bez głównej zainteresowanej. — India źle się czuje, śpi. Mogę coś przekazać? — dodał ściszonym głosem.
L.
A więc przyszło mu poznać Panią Jones kompletnie się tego nie spodziewając, z Indią smacznie śpiąca w swoim łóżku. Tym bardziej nie chciał się w żaden sposób zbłaźnić przed kobietą. Nie bez powodu mówi się, że pierwsze wrażenie jest istotne.
OdpowiedzUsuń— Przekażę. — zapewnił przejmując od kobiety papierową torbę. Otworzył szerzej drzwi i nieco się przesunął robiąc w progu miejsce. — Może Pani wejdzie? Nie będziemy rozmawiać w progu. — zaproponował mając nadzieję, że właśnie nie strzelił sobie w kolano, ale nie czuł się na miejscu by zamknąć kobiecie drzwi przed nosem i odesłać ją z kwitkiem.
— Nie, nie pracujemy razem. Nie jestem związany z medycyną w żaden sposób. — odpowiedział zgodnie z prawdą, kierując się do kuchni. Odstawił torbę blat. Nie kontynuował tego jak się poznali bo to raczej nie była historia, której rodzicielka Indii chciałaby słuchać. Samo to, że poznali się w klubie mogło nasuwać wiele wniosków. Z drugiej strony byli dorośli i nie robili niczego zabronionego.
Zignorował podejrzliwe spojrzenie, domyślał się, że był ostatnią osobą jakiej się tutaj spodziewano. Niektórzy ludzie patrzyli na niego krzywo, przez wygląd, przez pochodzenie, przez zawód zarzucając bardzo wiele. Brak ambicji, lenistwo, wygląd kogoś z marginesu. Obelgi jednak nie robiły na nim dużego wrażenia, był na nie na swój sposób uodporniony i żeby wbić mu szpilkę należało się bardziej postarać. Zresztą jeśli ktoś miał ale Lian na siłę takich ludzi przy sobie nie trzymał.
— Nie przedstawiłem się, Lian Meyer. — Wyciągnął w stronę kobiety dłoń, a w ślad za nią posłał lekki, przyjazny uśmiech. Chociaż jego nazwisko raczej niczego kobiecie o nim nie powie. Jego rodzice, choć byli porządnymi ludźmi, którzy na wszystko co mają zapracowali, parają się raczej zwykłymi zawodami, a ich nazwisko nie jest rozpoznawane w szerszych kręgach. — Napije się Pani czegoś? Kawa i herbata na pewno jest. — zaproponował przyglądając się blondynce, zauważając jak bardzo z wyglądu były od siebie z Indią różne. Miał nadzieję, że India nie będzie na niego zła, że tak się rządzi przyjmując gości w jej mieszkaniu, ale to była przecież jej matka. Nie znał ich relacji, nie był też w żaden sposób przygotowany na takie spotkanie, ale raczej nie był typem, który spanikuje, więc działał instynktownie, neutralnie i miło.
Lian nigdy nikogo nie oceniał powierzchownie, ale… matka Indii wydała mu się elegancką, może nieco zdystansowaną kobieta. Nie miał możliwości wysunąć innych wniosków, bo zamienili ze sobą kilka słów, wymieniając raptem parę suchych faktów. Czuł pewnego rodzaju dystans, ale podejrzewał, że wynikało to z jego niespodziewanej obecności w mieszkaniu jej córki. Mimo wszystko przyszła pomimo wyraźnie napiętego kalendarza, podrzucając leki i jedzenie. Oh, on już na pewno zadba, by India więcej nie paradowała z pustym żołądkiem. Zresztą ta misja zakończyła się sukcesem.
OdpowiedzUsuń— Proszę się nie martwić, weźmie wszystko. — zapewnił przyglądając się kobiecie. Nieco zmarszczył brwi na wspomnienie nastoletniej Indii, ale w żaden sposób nie uczepił się tego wątku. — Również. Do widzenia Pani Jones. — odprowadził ją jedynie spojrzeniem i odetchnął, gdy drzwi zamknęły się za kobietą. Gdyby sytuacja była odwrotna i to matka Liana zastałaby w jego mieszkaniu Indię nie przepuściłaby okazji, by coś z niej wyciągnąć. Nie odmówiła by zaproponowanej kawy, czy herbaty, a i wodą by nie pogardziła. Z zaciekawionym spojrzeniem i wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy wdała by się w lekką rozmowę z Indią i z wielką wprawą dowiedziałaby się wszystkich informacji, które ją ciekawiły. Miała ten talent do zadawania pytań w ten sposób, że nawet jeśli człowiek chciał coś przed nią ukryć, to ostatecznie wygadywał się. Nawet Lian wpadał w jej “sidła”, choć od początku starał się nie zdradzać szczegółów ze swojego życia. Miała w sobie to specyficzne ciepło, więc gdy zaczynało się mówić to nie było można przestać. Cenił ją za to, ale Natalia Meyer posiadała też drugą stronę, twardszą i bardziej stanowczą. Musiała ją mieć mieszkając pod dachem z trzema mężczyznami, w tym z dzieciakiem po przejściach, który na początku nie był optymistycznie nastawiony do współpracy.
Schował jedzenie do lodówki, a leki zostawił na blacie, by o nich nie zapomnieć. Zajrzał do sypialni, ale brunetka dalej smacznie spała, więc nie przeszkadzając jej zaszył się na kanapie z telefonem w ręku. Na pewno nie miał zamiaru wychodzić bez pożegnania i dopilnowania, że weźmie leki.
Spojrzał na nią podejrzliwie, gdy przyszła do niego opatulona kołdrą. Wyglądała nieco lepiej, jej twarz nie była, aż tak blada, gdy do niej przyszedł. Trochę snu i jedzenia widocznie działały cuda.
OdpowiedzUsuń— Żebym ja zaraz nie pomyślał, że chcesz się mnie pozbyć. — odpowiedział, ale po chwili na jego twarz zakradł się lekki uśmiech. — Niech ci będzie. — odparł po chwili namysłu. Niechętnie podniósł się z kanapy bo tak naprawdę mógłby spędzić z nią całe popołudnie, wieczór, noc i poranek i wynieść się dopiero wtedy kiedy rzeczywiście musiałby pojawić się w pracy. Szef i tak płacił mu za godzinę, więc jeśli się nie stawił to była to tylko i wyłącznie jego strata.
— W lodówce masz jedzenie, a na blacie leki. Weź je i zjedz później. — poinstruował. Przyglądając się Indii otoczonej materiałem kołdry. Parsknął śmiechem nachylając się ku niej. Musnął ustami jej czoło i poprawił kołdrę, która zsunęła się jej z ramienia. — A i tak w ogóle masz bardzo uroczą matkę. — skomentował. — Wpadła z lekami, żarciem i poleceniem, że masz o siebie zadbać. Posłuchaj się, bo obiecałem cię przypilnować. — sprostował, widząc jej pytające spojrzenie. — Więcej się nie działo, gdy spałaś. — dodał.
Złapał ją za podbródek i spojrzał w jej ciemne tęczówki.
— I trzymam za słowo. — wymruczał wprost do jej ucha po czym złożył krótki pocałunek na jej szyi, by zaraz się odsunąć i skierować kroki w stronę drzwi z łobuzerskim uśmiechem zdobiącym twarz.
Kilka dni później rozpoczynał swoją popołudniową zmianę w jednej z elegantszych restauracji. Brał dodatkowo kilka zmian, by dorobić do tego co dostawał w klubie. Nigdzie nie oferowano pełnego etatu, głównie motywując zatrudnianie nowych pracowników szczytem sezonu. Kelnerowanie nie było tak ciekawe jak barmanka, ale nie narzekał póki na jego konto regularnie wpływała odpowiednia suma. Manewrował między stolikami roznosząc kolejne zamówienia i zbierając nowe. Miał na sobie białą koszulę, a opuszczone rękawy przysłaniały wszystkie z tatuaży.
Po raz kolejny tego wieczora drzwi do restauracji się otworzyły, a do środka weszła dwójka gości, których kompletnie się nie spodziewał. India w towarzystwie młodego, eleganckiego mężczyzny, który miał wyraz twarzy jakby właśnie wygrał w totolotka. Lian zacisnął szczęki i z cały sił próbował ignorować tysiące myśli, które właśnie przeleciały mu przez głowę. Przecież to mógł być ktoś z rodziny, stary znajomy… ktokolwiek. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że poczuł ukłucie zazdrości widząc ją w towarzystwie innego faceta. Wpatrywał się w nich starając się by jego twarz wyglądała naturalnie, a usta wygięły się w profesjonalnym uśmiechu.
Li
Wykazałby się najwyższą w świecie bezmyślnością gdyby dał sobie wmówić, że to nie była… nie, to jedno słowo nie chciało przejść przez gardło. India wyglądał oszałamiająco w czarnej sukience, a raczej to ta sukienka wyglądała dobrze na jej doskonałym ciele. Ciele, które jeszcze nie tak dawno temu wiło się pod nim na cholernym biurku w cholernej, szpitalnej dyżurce. Ze wszystkich możliwości to właśnie tej jeden obraz uparcie wyskakiwał mu przed oczy, sprawiając, że uczucie zazdrości gotowało się w jego wnętrzu. A gdy dłoń mężczyzny ułożyła się u dołu pleców Indi resztki naiwnych myśli, że to nic takiego momentalnie odpłynęły z jego głowy.
OdpowiedzUsuńBył zazdrosny? I to jak.
Był zły? Bardzo.
Musiał mocno się postarać, by jego twarz nie zdradzała tego co właśnie odczuwał pod przykrywką uprzejmego, grzecznego uśmiechu. Oczy natomiast nie potrafiły kłamać i gdy tylko jego wzrok spoczął na Indii był pewien, że jak w lustrze odbijają się tam wszystkie jego emocje. Wręczył im karty otwarte na pierwszej stronie. Chciał coś powiedzieć, cokolwiek, ale ugryzł się w język. Był w pracy. Oni byli ich klientami, więc musiał zachować pełen profesjonalizm. Jak bardzo cierpiała w tym momencie jego duma wiedział tylko on sam. Kobieta, za którą szalał siedziała teraz w jego pracy, na kolacji z innym facetem. Oczywiście, że jego wyobraźnia szalała. Czy to co się między nimi wydarzyło cokolwiek znaczyło? Czy się nim bawił? Nie chciał w to wierzyć, ale nie mógł nic poradzić, że wyglądało to tak jak wygląda. Poza tym facet zabrał ją na obrzydliwie drogą kolację, a on był tu tylko zwykłym, marnym kelnerzyną. Cholerne zbiegi okoliczności!
— Proszę się na spokojnie zastanowić. Zupą dnia jest zupa rybna. Zostawiam również kartę alkoholi. — dodał układając na stoliku mniejsze karty. Wreszcie oderwał wzrok od Indii przerywając wyczuwalne napięcie i odszedł od stolika. Dopiero gdy znalazł się na uboczu, odetchnął wypuszczając powietrze z płuc, które cały czas wstrzymywał. Nie mógł jednak nic na to poradzić, że jego sporzenie cały czas uciekało w kierunku tego jednego nieszczęsnego stolika.
Skrzyżował dłonie na piersi i wbił wzrok w butelki ustawione za kontuarem. Ostatecznie niczego sobie nie obiecali, niczego między sobą nie ustalali. Nie mógł mieć do niej pretensji, że spotykała się z kimś… lepszym, bardziej pasującym do miejsca naprzeciwko niej.
— Oczywiście. — przyjął zamówienie zgarniając ze stolika karty. Osobiście poleciłby inne wino, ale facet był tak pewny swego, że nie miał zamiaru wtrącać od siebie trzech groszy. Poza tym Lian nie widział teraz nic innego jak męska dłoń przykrywająca dłoń Indii, ich palce splecione razem, zaciekawione spojrzenie, które próbowało rozłożyć Indię na czynniki pierwsze. Natomiast w uszach pobrzmiewało mu moja piękna towarzyszka i opowiedz mi coś o sobie. Miał wrażenie jakby reszta restauracji przestała istnieć, a na miejscu został tylko ten stolik i ta konkretna dwójka klientów. Nie obeszła go nawet ignorancja mężczyzny w towarzystwie którego przyszła Jonse. Wiedział, że tacy jak on mają takich jak Lian za nic. Kelner, który był na skinienie jego palca.
OdpowiedzUsuńRuszył się dopiero po chwili, z ociąganiem posyłając brunetce ostatnie spojrzenie.
Zniknął na kuchni przekazując złożone zamówienie po czym wycofał się z powrotem na salę. Znów przystanął z boku niby słuchając marudzenia drugiej kelnerki jednak wzrokiem badał to co działo się u randkującej dwójki.
— Możesz przejąć czwórkę? — zagadnął nagle blondynkę przerywając jej wywód na temat słabych napiwków w tym tygodniu, co w zaistniałej sytuacji mało go obchodziło.
— Nie bardzo, mam komplet. — odpowiedziała. Lian zaklął w myślach, czekał go nieprzyjemny czas w towarzystwie zżerającej go od środka zazdrości, gdy ci będą w najlepiej się bawić i poznawać. W czasie oczekiwania na dania sięgnął po butelkę białego rieslinga oraz dwa kieliszki. Ustawił szkło na stołku po czym otworzył w ciszy butelkę i nalał wpierw minimalną ilość do jednego z nich czekając, aż mężczyzna spróbuje i zaakceptuje swój wybór.
A udław się tym winem pomyślał czekając na reakcję. Gdy mężczyzna skinął głową, Lian rozlał alkoholu do obu kieliszków znów pozwalając sobie wymienić spojrzenie z Indią. Miał gdzieś co ten napuszony osobnik sobie o nim pomyśli. Lian w tej chwili miał ochotę złapać Indię za dłoń i zabrać ją gdzieś... gdzieś jak najdalej stąd, by móc z nią wyjaśnić to zajście i przypomnieć jak dobrze może jej być z nim. Z nim i tylko nim. Pod tym względem był pewny swego.
Starał się skupić na pracy, ale szło mu to opornie. Nie był tak sympatyczny dla klientów jak zwykle, nie zagadywał ich, nie sugerował lepszych wyborów. Po prostu tam był i robił swoje wzrokiem uciekając w stronę jednej postaci. Raz na jakiś czas jego twarz tężała, gdy akurat widział jak towarzysz Indii próbuje nawiązać kontakt fizyczny, czy to przez dotyk dłoni, czy nogę poruszającą się pod stołem. Nic mu nie umykało. Najgorsza w tym wszystkim była bezsilność, nie mógł nic zrobić, wtrącić się, zrobić sceny. Mógł się jedynie przypatrywać. A może tak było lepiej, bo nie był pewien, czy zniósłby to co miałaby mu do przekazania India.
OdpowiedzUsuń— Idę zapalić. — poinformował menadżerkę zmiany, gdy właśnie wybił czas jego krótkiej przerwy. Zniknął na zapleczu, by wygrzebać z szafki swojego e papierosa po czym wyszedł na dwór od razu zaciągając się ciężkim dymem. Potrzebował czegoś co na moment odciągnie jego myśli od Indii. Uzmysłowił sobie, że odkąd ją poznał wszystko kręciło się wokół niej. Był w niej beznadziejnie zadurzony i raczej nie widział szans na to, by szybko się z tego otrząsnął.
Wypuścił z powietrza gęsty szary obłok, opierając się plecami o mur budynku. I wtedy wpadł na pewien głupi pomysł, ale nie mógł się powstrzymać przed jego realizacją.
Wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer Indii. Wystukał krótką wiadomość, którą bez większego zastanowienia do niej wysłał.
Idź do łazienki.
Nie wiedział, czy go posłucha. Równie dobrze mogłaby go wyśmiać i kompletnie zignorować. Chyba nic by go już nie zdziwiło. Jednak z drugiej strony liczył, że to tylko jedno wielkie nieporozumienie, a ona jakkolwiek sensownie mu to wytłumaczył. W jedną lub w drugą stronę, potrzebował to teraz usłyszeć. Zaciągnął się raz jeszcze po czym pospiesznie wrócił do środka licząc, że India odczyta wiadomość i wyrwie się od stołu choćby na krótką chwilę.
— Co chcesz mi wyjaśnić? — zapytał krzyżując ręce na torsie. Widząc jednak jej duże oczy wpatrujące się w niego poprzez odbicie w lustrze, nie potrafił się powstrzymać, by trzymać się z daleka. Być stanowczym i niewzruszonym. — Kim on jest? Dlaczego trzyma cię za rękę? Czy to, że jednak kręcą cię nadęte dupki? — Zadawał jej te pytania powoli zmniejszając dzielący ich dystans. W końcu zatrzymał się tuż za nią, klatką piersiową stykając się z jej plecami. Był wściekły, zazdrosny, ale przede wszystkim chciał jej. Obojętnie co tu robiła z tym facetem, chciał jej. To pragnienie cały czas paliło się w jego wnętrzu, rozchodząc się po całej skórze, nie dając mu chwili wytchnienia. A teraz to...
OdpowiedzUsuń— Nawet nie wiesz jak trudno jest mi się kontrolować, gdy siedzisz tam z nim wyglądając w ten sposób. — wymruczał wprost do jej ucha dłonie układając na jej biodrach. Nie interesowało go to, że ktoś w każdej chwili mógł tu wejść i przyłapać pracownika na schadzce podczas zmiany i to z jedną z gości. Mogli go nawet wylać na zbity pysk. Musnął ustami płatek jej ucha, nieco napierając na jej drobne ciało swoim. Jego wzrok utkwiony był w lustrze, w którym patrzył prosto w brązowe tęczówki Indii. Opadł wargami na jej kark, obojczyk. Nie miał zamiaru niczego jej ułatwiać, a złośliwy głosik w głowie podpowiadał, by było jej równie trudno usiedzieć na miejscu co i jemu.
— Więc jaki masz argument, Pani doktor? — zapytał sunąc jedną dłonią wyżej na jej pełne piersi opięte czarnym materiałem. — Bo ja nie mam zamiaru z nikim się dzielić. — dodał stanowczym, nieco niższym głosem. Jego oczy błyszczały, szczęka pulsowała. Nie miał zamiaru akceptować spotkań za swoimi plecami. Mógł dla niej stracić głowę, ale nie miał zamiaru pozwolić by ktokolwiek robił z niego głupca, zwłaszcza że zależało mu i im dłużej się widywali tym trudniej byłoby się wycofać.
— Ah tak? — Nie rozumiał dlaczego matka chciała wysyłać ją na randki skoro India wyraźnie nie miała na nie ochoty. — A co jak znowu podsunie ci kolejnego... kandydata, hm? — mówił dalej. Nie rozumiał takiego swatania na siłę. Rozumiał, że rodzice mogli chcieć dopomóc szczęściu, ale ich córka radziła sobie całkiem dobrze. Chociaż być może przeceniał swoje siły, bo z nadętym zwolennikiem rieslinga nie mógł konkurować pod wieloma względami.
OdpowiedzUsuńJej biodra, które poruszały się w tak kuszący sposób odbierały mu resztki zdrowego rozsądku. Tak cholernie jej pragnął, jego ciało przebiegały przyjemne dreszcze, a napięcie w brzuchu narastało z każdą sekundą. Reagował na nią bezwiednie co z pewnością mogła poczuć napierając na niego biodrami.
— To dobrze. — wymruczał nim wpiła się w jego wargi. Zachłannie oddał pocałunek, nie robiąc sobie nic z tego, że od zatłoczonej sali restauracyjnej dzielą ich tylko drzwi, których nawet nie dało się zamknąć. Jego dłonie wędrowały po jej ciele, jedną zsunął w dół zakradając się na nagie udo kobiety na którym zacisnął palce.
I w tedy usłyszał kroki i skrzypienie otwieranych drzwi.
Odsunął się szybko od Indii i zerknął kątem oka na kobietę, która zawahała się przed wejściem do łazienki. Na pierwszy rzut oka było widać co tu się wyczyniało. Potargane włosy, spuchnięte usta i przyspieszone oddechy... Lian uśmiechnął się lekko, łobuzersko odgarniając z czoła kosmyki ciemnych włosów.
— Nie będę paniom przeszkadzał. — rzucił poprawiając koszulę. Puścił Indii oczko po czym wymknął się z toalety i pokierował w stronę zaplecza tak by nikt nie przyłapał go na drobnym incydencie podczas pracy. Nim odłożył telefon do szafki napisał jeszcze jednego sms’a.
Dokończymy po kolacji.
I wrócił do pracy wciąż nie mogąc darować sobie spojrzeń kierowanych w stronę obsługiwanego stolika, który zajmowała India. Tym jednak razem był o wiele spokojniejszy, choć dalej cała ta sytuacja mu się nie podobała. Nie chciał, by matka wysyłała Indię na kolacje z jakimiś losowymi facetami. To Lian chciał być na ich miejscu, spędzać z nią czas, każdą wolną chwilę najlepiej.
Lian również się za nią stęsknił, za jej dotykiem, bliskością i ustami szeptającymi jego imię. A teraz dał sobie przedsmak tego co może dostać, gdy oboje się stąd wyrwą. I choć dobrze było ją przy sobie poczuć, nie potrafił się teraz skupić na pracy myślami będąc zupełnie w innym miejscu. W swoim mieszkaniu lub apartamencie Indii, z nią w jego ramionach w którymś z łóżek o ile zdążyli by dotrzeć do sypialni. Przełknął ciężko ślinę czując jak kołnierzyk zaczyna go nieprzyjemnie drapać w kark.
OdpowiedzUsuńGdy India wracała do swojego stolika, Lian akurat podszedł obsłużyć parę zajmującą miejsce obok. Nie starał się nikogo podsłuchiwać, zapewnienia Idnii w zupełności mu wystarczyły, ale pieprzony facet wcale nie starał się być cicho, więc sens jego słów wyraźnie dotarł do niego. Lian zastygł w miejscu na zdanie poznać się w trochę mniej publicznych okolicznościach. Chcąc nie chcąc obrócił się nieco i zatrzymał wzrok na Indii i jej towarzyszu, który właśnie łaskawie odsuwał się od brunetki i wracał na swoje miejsce.
Czy to też zaplanowała dla niej matka? Nie rozumiał tego poronionego pomysłu ustawionej randki i jeśli to był dla nich standard... Nie wyobrażał sobie, by mógł siedzieć spokojnie i czekać na nią ze świadomością, że poszła spełnić kolejną obietnicę złożoną rodzicielce.
— Przepraszam, słucha nas pan? — Głos mężczyzny siedzącego tuż przed nim wyrwał go z pętli chaotycznych, rozsierdzonych nowo myśli. Odchrząknął nieco i skinął głową.
— Tak, przepraszam najmocniej. — odparł powtarzając ich zamówienie, by upewnić się, że na pewno niczego nie pomylił. Wysilił się nawet i uśmiechnął uprzejmie do klientów nim niechętnie skierował kroki na kuchnię przekazując nowe zamówienie w ręce kucharzy. Sięgnął po szklankę z wodą i upił spory łyk.
India mogła odmówić złożonej propozycji, mogło to nic dla niej nie znaczyć, ale sam fakt działał na Liana jak czerwona płachta na byka. W jego wnętrzu szalał huragan, choć na pierwszy rzut oka wyglądał na niezwykle spokojnego i opanowanego. Cały czas powtarzał sobie, że przecież nie mógł zrobić żadnej publicznej sceny. Nie miał zamiaru zniżać się do tak niskiego poziomu.
— Li, przy czwórce wszystko w porządku? To nasz stały klient. — zagadnęła menadżerka.
— Zapytam. — mruknął bez zwyczajowego rezonu. W drodze do stolika przykleił na twarz najlepszy ze swoich uśmiechów. — U państwa wszystko w porządku? Staramy się dbać jak najlepiej o naszych... stałych bywalców. — zagadnął przenosząc wzrok z Indii na mężczyznę, a jego głos brzmiał dokładnie tak jak tego chciał, jakby sugerował, że facet bywa tutaj codziennie z kimś innym.
Niemal zareagował na słowa mężczyzny w ten sam sposób co India. Zachował jednak kamienny wyraz twarzy odwzajemniając spojrzenie nieznajomego. Uniósł brew do góry, a jego usta ułożyły się w pobłażliwym uśmiechu, nic nie mógł na to poradzić. Mężczyzna był bezczelny i kompletnie nie zwracał uwagi na reakcje Indii. Widział jedynie czubek własnego nosa i zapewne gruby portfel, który miał mu otworzyć każdą bramkę. Lian nie cierpiał takich ludzi i nie miał za grosz zrozumienia dla takiego lekceważącego zachowania.
OdpowiedzUsuń— Szkoda, że ty nie widzisz jak twoja... dziewczyna na ciebie patrzy, a raczej jak tego nie robi. — odpowiedział akcentując słowo dziewczyna. — A jeśli chodzi o progi, lubię się wspinać. Wysoko. Na sam szczyt. — dopowiedział. — Jeśli będą mieli państwo ochotę na deser, proszę wołać. Poleciłbym coś od siebie, ale z pewnością wie pan lepiej. A jeśli chodzi o śniadania to tak, serwujemy je od ósmej. — dodał po czym oddalił się wypuszczając powietrze z płuc.
Matka Indii miała niesamowity dobór potencjalnych partnerów dla Indii. Nawet nie chciał wiedzieć jak bardzo nie spełniał jej oczekiwań jeśli tylko dowiedziałaby się co łączy go z córką Rachel. India była daleka od takich snobistycznych zachowań, a przynajmniej jemu nigdy nie pokazała się od tej strony. Choć od samego początku wiedziała z kim ma do czynienia, z barmanem mieszkającym w ciasnej kawalerce. Nie miał do zaoferowania pokaźnego majątku. A mimo to dalej się z nim widywała, ani razu nie wyrzucając mu tego kim jest, czy skąd pochodzi. Zdawała mu się dużo lepszą osobą.
— I jak? — Lian uśmiechnął się do menadżerki.
— W porządku. — odpowiedział choć nie miał pewności, że mężczyzna nie użyje swojej pozycji, by zgłosić niezadowolenie względem obsługi. Mógł to zrobić nawet jeśli nie wdali by się w tą krótka wymianę zdań, a będąc stałym klientem jego opinia była brana pod uwagę w pierwszej kolejności. Na miejsce Liana bardzo szybko znaleźli by zastępstwo.
Lian musiał mocno się powstrzymać żeby jego usta nie wygięły się w niezwykle szerokim uśmiechu, gdy India pokazała Ethanowi gdzie jest jego miejsce. Z drugiej zaś strony było mu... głupio? Niezręcznie? Że tak właściwie przez niego ten wieczór potoczył się tak, a nie inaczej i że matka Indii próbowała zeswatać ją z kimś takim. Miał ochotę za nią pobiec, ale musiał dokończyć zmianę, która miała potrwać jeszcze ładnych kilka godzin. Był też nieco zaskoczony, że kobieta wyciągnęła z kopertówki gotówkę i nawet nie patrząc na rachunek rzuciła je na stół.
OdpowiedzUsuńZamykał tego dnia, więc po ogarnięciu restauracji wybiła późna wieczorna godzina. Gdy zakluczył drzwi i pożegnał się z resztą obsługi, zastanawiał się, czy do niej zadzwonić, czy dać jej dzisiejszego dnia spokój i możliwość złapania oddechu. Chciał się z nią zobaczyć i to bardzo, w kieszeni również spoczywały banknoty z nadwyżki, która zostawiła płacąc. Chciał jej oddać pieniądze, bo nie miał zamiaru brać od Indii żadnego napiwku. Nie była mu nic winna.
Ostatecznie zdecydował się na napisanie wiadomości.
L:Wszystko w porządku? Jesteś w domu?
Wystukał po czym schował telefon i ruszył w stronę metra. Jakiś czas temu zainwestował odłożone pieniądze w starą toyotę, ale po mieście zdecydowanie łatwiej przemieszczało się metrem, które omijało okropne korki, które zdawały się nigdy nie maleć w tym mieście.
Nie miało to dla niego większego znaczenia, ale zaczął się zastanawiać kim jest jej rodzina. Ustawione kolacje, spotkania, luksusowe apartamenty, dolary rzucone na stół... przeciętni ludzie tak nie robili, a przynajmniej nie on i nikt z jego środowiska. Nie chciał jednak korzystać z pomocy Googla i wyszukiwać niestworzonych historii o rodzinie Jones. Wolał usłyszeć to od Indii, poczekać, aż sama zechce uszczknąć mu nieco swojej historii.
Chciał również porozmawiać o nich, o tym co miało miejsce w restauracji. Tylko tak właściwie mogli cokolwiek ustalić jeśli znali się raptem tydzień?
Powinien być na nią zły. Choć nie do końca uważał, że miał powody, bo ostatecznie na nic się przecież nie umawiali, nie przedstawili sobie swoich oczekiwań to jednak... to ukłucie zazdrości nie chciało zostawić go w spokoju. India była kimś wyjątkowym, czuł że po prostu między nimi coś kliknęło, wszystko zdawało się pasować. Czuł się obok niej na miejscu dlatego myśl, że przez wzgląd na różne okoliczności ich ścieżki będą musiały się rozejść, była nieznośnie niewygodna. Widząc jakiego kandydata podsunęła jej matka zrozumiał również, że za nic w świecie nie wpasuje się w normy, których szukają dla niej jej rodzice, nie sądził, że byliby w stanie go zaakceptować, a ostatnie czego chciał to narobić Indii problemów i wchodzić między nią, a nich. Rozumiał również wewnętrzną potrzebę spełniania oczekiwań. Jako dziecko bardzo długo próbował usłyszeć, że jego tata jest z niego dumny, a teraz? Choć obrał inną ścieżkę dla siebie to wciąż pluł sobie w brodę, że w zamian za to co mu ofiarowali nei potrafił odwdzięczyć się im w żaden sposób. Nie potrafił nawet pójść na głupie studia, które były dla nich tak ważne. Więc, czy mógł robić wyrzuty Indii?
OdpowiedzUsuńSięgnął po telefon widząc mrygający ekran. Przesunął spojrzeniem po krótkiej wiadomości po czym wystukał odpowiedź.
L:Jestem.
Ledwo zdążył wejść do domu i nalać do szklanki drinka, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Zmarszczył nieco brwi, bo nie spodziewał się żadnych gości. A gdy otworzył drzwi wcale nie krył zaskoczenia na widok Indii z małym plecakiem na ramieniu.
– Hej. — odsunął się w progu szerzej otwierając drzwi, by mogła wejść do środka. Jego mieszkanie było małe, wręcz ciasne zwłaszcza w porównaniu do przestronnego mieszkania Indii, bo na niecałych trzydziestu paru metrach było upchane wszystko oto co najpotrzebniejsze.
— Napijesz się czegoś? — zaproponował cofając się do kuchni. Oparł się biodrem o blat sięgając po szklankę wypełnioną złotawym alkoholem. — Herbata, sok pomarańczowy, ewentualnie czysta whisky. — zaproponował to co akurat miał pod ręką. Cieszył się na jej widok, nawet bardzo. Jego twarz momentalnie się rozchmurzyła, choć wciąż w głowie miał te wszystkie obrazy z restauracji.
— Nie, nie przeszkadzasz. — zapewnił sięgając z lodówki sok. Nie chciał wyjść na chorobliwie zazdrosnego dupka, dlatego gdy zaczęła temat spotkania w restauracji wziął głębszy oddech nim znów na nią spojrzał. — Nie musisz mnie za nic przepraszać. Mnie też poniosło. — Zdecydowanie nie myślał w tedy trzeźwo i dał się ponieść emocjom choć w tedy sądził, że robi całkiem dobrą minę do złej gry.
OdpowiedzUsuń— Nie chcę robić ci żadnych wyrzutów, ile my się znamy? Nie umawialiśmy się na nic. Nie jesteś mi winna żadnych wyjaśnień. — podał jej szklankę z sokiem i skinął w stronę kanapy, by się rozgościła. Sam wciąż stał w kuchni biorąc niewielkie łyki drinka. Ostatecznie do niczego między nią, a tamtym mężczyzną nie doszło. To była tylko głupia kolacja, która doprowadzała go do szału. To on miał tutaj problem, z którym musiał się uporać i przeboleć własne ego.
— Nie będę udawał, że rozumiem tamtą sytuację, ale... obiecałaś swojej matce? Dlaczego? — Gdyby jemu ktokolwiek wtrącał się w relacje miłosne, rozmowa byłaby krótka. Nie pozwoliłby się mieszać osobom trzecim ze swoje otoczenia. Nigdy. Oczywiście zdarzało mu się słuchać przyjaciół, czy nawet rodziny którzy potrafili spojrzeć na całokształt z szerszej perspektywy, ale to zawsze on miał ostatnie słowo. I nie wyobrażał sobie, by matka lub ojciec wybierali mu partnerki.
— Jakkolwiek głupi by to nie był pomysł pomyśl kogo dla ciebie wybrali, a teraz spójrz na mnie. — Jeśli chcieliby myśleć przyszłościowo to nie mógł tego zignorować. A chciał myśleć w ten sposób. Chciał z nią planować następne spotkania i być może nie tylko spotkania.
Wziął swoją szklankę i usiadł koło niej.
— Jesteś wspaniałą kobietą Indi — uśmiechnął się lekko w jej stronę — chcę się z tobą spotykać, lepiej poznawać, ale nie będę mydlił ci oczu, jeśli takie sytuacje mają się zdarzać to nie chcę brać w tym udziału. — przyznał szczerze. Wolał porozmawiać z nią otwarcie niż żeby pojawiły się między nimi niedomówienia.
Odstawił szklaneczkę na stolik po czym przysunął się do niej. Odgarnął z jej policzka kilka zbłąkanych kosmyków.
— To piżama? — zagadnął dopiero teraz zwracając uwagę na dobór jej stroju. Uśmiechnął się i zaśmiał pod nosem. — Jesteś zwariowana, uwielbiam to. — dodał.
Sięgnął po szklankę i dłuższą chwilę wpatrywał się w złotawy trunek nim zdecydował się upić kolejny łyk. To było sporo informacji, takich które podejrzewał, ale nie sądził, że w rzeczywistości taka kobieta mogła zainteresować się kimś takim jak on. I nie chodziło o brak pewności siebie, nieznajomość swojej wartości, czy kompleksy. Rozumiał, że ludzie, którzy żyją przyzwyczajeni do pewnego standardu wymagają go i nie chcą otaczać się niczym z niższej półki. Widział te wszystkie bogate panny i biznesmenów w klubach, czy restauracjach. Widział ich zdjęcia na ich Instagramach, to był zupełnie odmienny świat od tego, w którym jemu przyszło żyć.
OdpowiedzUsuńPokiwał powoli głową przyjmując wszystko to co właśnie mu tłumaczyła. Zdecydowanie mógł wcześniej połączyć wszystkie kropeczki w całość, ale najzwyczajniej w świecie nie przywiązywał do tego szczególnej uwagi. Wielki napis na luksusowym apartamentowcu? I co z tego. Dolary rzucane na stół? Fajnie. Pod tym względem był prostą osobą, na wszystko co chciał musiał odkładać do skarbonki, a rodzice od zawsze powtarzali, że tytuły niekoniecznie o czymś świadczą. I żył w myśl tej zasady.
— Rozumiem kolacje biznesowe, ale on zdecydowanie miał inne oczekiwania co do tego spotkania. Dlatego trochę mnie poniosło. — przyznał nieco zażenowany własnym zachowaniem w restauracji. Podszedł do tego jak rozemocjonowany nastolatek, zamiast zapanować nad emocjami i zazdrością. Powinien po prostu jej zaufać.
— Więc masz to wszystko i... i to ci wystarcza? — zapytał rozkładając ręce na boki jakby chciał pokazać siebie i całe swoje skromne mieszkanie. — Nie mam dużo więcej do zaoferowania, żadnych domów na drugim końcu świata i prywatnych odrzutowców. — przypomniał, choć na pewno była tego świadoma. — Łapię się kilku dorywczych prac na raz, jeżdżę starą toyotą i marzę o karierze bokserskiej choć wiem, że jestem już za stary na debiut. — przyznał zgodnie z prawdą, odwracając od niej wzrok. Nie był idealnym kandydatem na męża, zwłaszcza męża dziedziczki fortuny. Generalnie nie był typem, którego rodzice chcieliby zobaczyć u boku swojej jedynej córki. Nie był księciem z bajki, ani rycerzem w lśniącej zbroi. Nie ważne, że miał poukładane w głowie, że nie gonił za pieniądzem ponad wszystko.
Sądził, że nie posiadał niczego, czym mógłby zaimponować takiej dziewczynie jak India, a jednak tu była. Z nim, siedziała na jego kanapie, a nie w hotelu u boku Ethana Smitha. Był cholernym szczęściarzem.
Odetchnął z ulgą na wszystkie te słowa, które odważyła się mu powiedzieć, raptem po tygodniu znajomości. To było dużo, ale cieszył się z tego powodu, że nie bała się przed nim otworzyć.
OdpowiedzUsuń— Cieszę się, że mnie takiego akceptujesz. — przyznał z lekkim uśmiechem. Przysunął się do niej bliżej i otoczył ramieniem po czym przytulił do siebie. — Nie obchodzą mnie twoje pieniądze i jak masz na nazwisko. Chcę... potrzebuję ciebie, tylko ciebie. — odpowiedział najszczerzej jak tylko potrafił. Chciał żeby czuła, że nie był wystraszony, ani przytłoczony informacjami, którymi się z nim podzieliła. Rozumiał ją, może dorastali w innych środowiska, ale oboje byli sami, choć ta samotność wynikała z zupełnie innych powodów. Może dlatego tak bardzo pragnął ją mieć tylko i wyłącznie dla siebie.
— Nie mogę obiecać ci spokoju, ale zawsze będę przy tobie jeśli tylko będziesz tego chciała lub potrzebowała. I gwarantuję, że cokolwiek się wydarzy tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, bo cholernie mocno zakręciłaś mi w głowie. — dodał po czym odsunął się tylko na tyle, by móc spojrzeć w jej tęczówki. Pogłaskał ją delikatnie po policzku. Uśmiechnął się ciepło po czym podniósł się z kanapy i na moment cofnął do korytarza. Wyciągnął z kieszeni bluzy pieniądze, których zostawiła za dużo w restauracji, a z komody dwa klucze. Wrócił do salonu i z powrotem usiadł obok niej odkładając banknoty na stolik.
— Weź je. Nie chcę żadnego napiwku. Ty mi w zupełności wystarczasz. — poprosił. Nie chciał babrać od niej żadnych dodatkowych pieniędzy. Raz jeszcze ujął jej twarz w dłonie i wreszcie posmakował jej ust. Jej miękkich, pełnych warg za którymi zdążył się stęsknić przez kilka godzin, tak samo jak stęsknił się za jej delikatnym zapachem, dotykiem dłoni i głosem, którego mógłby słuchać w nieskończoność. Był zadowolony, że tak szybko wszystko sobie wyjaśnili i przede wszystkim, że byli zgodni w całym tym otaczającym ich bałaganie.
Oderwał się od niej sięgając po jej dłoń na której ułożył dwa srebrne klucze.
— Nie każę ci się do mnie wprowadzać, ale jeśli tylko będziesz chciała uciec ze swojego apartamentowca, nie pytaj o zgodę po prostu tu przyjedź.
— Więc szczoteczka wchodzi w grę, ale klucze już nie? — wymruczał wprost w jej wargi. I tak miał zamiar podrzucić je te klucze, tak czy inaczej. Chciał, by miała to jedno miejsce, do którego mogłaby uciec i schować się przed całym światem. A jeśli to miałoby być jego mieszkanie, tym lepiej. Zresztą jego częściej w nim nie było niż był. Nie musiała się krępować, czy czuć niekomfortowo z tego powodu.
OdpowiedzUsuńDalej kontynuował pocałunek dłońmi sunąc po jej plecach. Powoli, niespiesznie wiedząc, że mają tyle czasu ile dusza zapragnie. Nikt ich nie gonił, nie musieli się przed nikim ukrywać. Zapewnieni o szczerości swoich kiełkujących powoli uczuć i zamiarów. Lian czuł się szczęściarzem i nie miał zamiaru wypuszczać tego szczęścia ze swoich objęć. Było mu dobrze, niemal błogo pomimo budującego się w nim pożądania, które zawsze go ograniało, gdy India była w pobliżu. Obojętnie, czy w obcisłej sukience, która podkreślała walory jej ciała, z idealnym makijażem, czy w piżamie i różowych skarpetkach. Pociągała go w każdej wersji tej seksownej jak i uroczej, czy nawet w lekarskim kitlu po wielogodzinnym dyżurze. Pociągała go, gdy była kompletnie rozemocjonowana, pewna siebie i krucha. Chciał ją w każdej z tych wersji. Chciał całą, najprawdziwszą Indię obojętnie, czy była dziedziczką fortuny, czy nie. I chciał żeby była tego pewna.
Przerwał pocałunek, gdy zabrakło mu powietrza. Wziął łapczywy oddech nie odrywając spojrzenia od jej twarzy. Uniósł dłonie i ujął jej policzki w nie, palcami muskając jej ciepłą skórę.
-— Oczywiście, że cię przyjmę. Muszę w końcu mieć okazję do spróbowania tych twoich naleśników. — odpowiedział z lekkim, zaczepnym uśmiechem. Najchętniej w ogóle by jej stąd nie wypuszczał. Perspektywa wspólnych śniadań, obiadów, kolacji czy nawet zwyczajnych, bezcelowych spacerów była niezwykle miła. Tak samo jak wizja, że ktoś tu na niego będzie czekał albo odwrotnie, świadomość, że on ma na kogo czekać.
— Przez żołądek do serca, złota zasada. — odpowiedział uśmiechając się szeroko, chociaż dobrze wiedział, że nie zmieniłby o niej zdania nawet jeśli przypalała by gotującą się wodę.
OdpowiedzUsuńOparł się wygodniej o wezgłowie kanapy, głowę odchylając nieco w tył dając jej tym samym lepszy dostęp do siebie. Zamruczał z zadowoleniem czując jej pieszczoty i poruszające się na jego udach ciało Indii. To wszystko sprawiało, że jego głowa robiła się zupełnie pusta, pozbawiona jakichkolwiek myśli i problemów. Była tylko ona, jej dotyk i chęć mienia jej jeszcze bliżej o ile to w ogóle było możliwe.
Chwycił materiał koszulki, który zaczęła już z niego ściągać i przeciągnął ją przez głowę odsłaniając tym samym cały tors. Odrzucił koszulkę gdzieś na bok całą swoją uwagę skupiając na Indii. Jej wygłodniałe spojrzenie tylko jeszcze bardziej go pobudzało, przyjemnie łechtało jego ego, gdy pożerała go wzrokiem. Jego ciało prezentowało się dobrze, nienagannie wręcz. Lata treningów przynosiły efekty, które teraz podtrzymywał. Jego ciało było silne, wysportowane, a każdy jeden mięsień rysował się pod skórą. Miał lekkiego bzika na tym punkcie, ale widząc iskierki w oczach Indii nie sądził by jej to w jakikolwiek sposób przeszkadzało.
Otoczył ją ramieniem i z łatwością przekręcił się z nią tak, by zawisnąć nad dziewczyną. Uśmiechnął się zaczepnie po czym znów sięgnął jej ust składając na nich długi pocałunek, który zakończył przygryzając jej wargę, za którą delikatnie pociągnął.
— Urocza ta piżamka, ale zdecydowanie lepiej ci bez niej. — stwierdził obrzucając jej ciało spojrzeniem. Chwycił za gumkę od spodenek i pociągnął je w dół jednocześnie składając drobne pocałunki na jej podbrzuszu. Odsunął się tylko po to by ułożyć jej nogę na swoim ramieniu. Zaczął składać kolejne pocałunki znacząc jej skórę wargami i językiem, od kostki po wewnętrzną stronę uda. Co jakiś czas zerkał w stronę jej twarzy obserwując jak reaguje na każdą z subtelnych pieszczot. Nie miał zamiaru się spieszyć, chciał jej dać jak najwięcej przyjemności. Chciał czuć jak drży pod jego placami, jak bez tchu wypowiada jego imię, czym zawsze się upajał. Czuł narastającą w sobie coraz bardziej ekscytacja, podniecenie, przyciąganie któremu nie potrafił się oprzeć. Jego własne ciało przeszywały dreszcze zapierające dech w piersi.
— Wybacz, ale twój chłopak kompletnie nie zna się na metkach. — odpowiedział nie będąc świadomym jak właśnie określił sam siebie. Być może gdyby nie zaistniała sytuacja, która sprawiała, że kompletnie nie myślał o niczym innym jak India będąca na wyciągnięcie jego ręki. Być może w normalnych warunkach zapytałby się, czy w ogóle życzy sobie żeby nazywał ją swoją dziewczyną i siebie jej chłopakiem, ale teraz po prostu nie pomyślał. Te słowa wyszły naturalnie z jego ust, jak wiele innych wcześniej.
OdpowiedzUsuńDał się pociągnąć do góry, zachłannie odwzajemniając jej pocałunek. Wsunął dłonie pod materiał koszulki, którą miała na sobie. Sunął palcami po bokach jej ciała przez żebra na pełne piersi, czując rosnącą ekscytację, gdy pod palcami czuł gładką skórę i każdą jedną krzywiznę, przypominając sobie jak to jest czuć ją w swoich dłoniach. Skóra przy skórze. Usta przy ustach. Dłonie wplątane we włosy. Paznokcie wbite w ciało.
— Mogę się z tobą kochać nawet na podłodze. — wymruczał niskim, nieco zachrypniętym głosem, wciąż muskając jej usta swoimi. — Wszystko przed nami. — zsunął się z pocałunkami na linię jej szczęki. — Kuchnia. — mruczał dalej całując płatek jej ucha. — Łazienka. — dodał schodząc ustami na jej dekolt, gryząc i ssąc jej skórę wokół obojczyków. — Jakaś ciasna dyżurka w szpitalu lub gdziekolwiek zechcesz. — podsumował pociągając koszulkę do góry, którą z lekką pomocą z niej ściągnął.
— Jesteś piękna. — skomplementował obrzucając jej ciało spojrzeniem. Chciał żeby czuła się przy nim dobrze, jak najlepiej. By nie wstydziła się swojego ciała, czy swoich potrzeb przed nim. Miało być jej równie dobrze co jemu. Cmoknął ją przelotnie w usta, ale tym razem nie dał się wciągnąć w kolejny żarliwy pocałunek. Miał zamiar jeszcze trochę się z nią podroczyć.
Zszedł w dół umiejscawiając się pomiędzy jej udami, które otoczył ramionami. Znów obcałował jej podbrzusze, językiem wytyczając wilgotną ścieżkę wokół pępka, by zaraz znaleźć się jeszcze niżej, pieszcząc najczulszy z punktów w jej ciele.
Li.
Patrzył na nią z dołu, obserwował jak się przed nim rozpada, jak jej ciało drży coraz mocniej w przyjemnych, ostatecznych skurczach i fali rozkoszy. Widział wilgoć pomiędzy jej udami, zaróżowione policzki i oczy zasłonięte ręką. Doprowadzała go do czystego szaleństwa. Dawno... nie, chyba nigdy nie czuł się w ten sposób przy żadnej kobiecie. Bywało mu dobrze, znał orgazm i różne formy osiągania go, ale India... to był inny, zupełnie nowy wymiar, zarówno w sferze fizycznej jak i psychicznej. Zakradła się pod jego skórę, do jego myśli moszcząc się tam wygodnie i nie sądził, by cokolwiek mogło ją stamtąd wygonić.
OdpowiedzUsuńDopiero w tedy, gdy usłyszał niewyraźnie wypowiadane imię odsunął się od niej oblizując lubieżnie usta, rzucając jej zaczepne spojrzenie. Jego wzrok był zamglony od kumulującego się nieznośnie pożądania, napięcie sięgało wszystkich mięśni, kości i nerwów stając się nieznośne im bardziej przeciągał tą zabawę.
Odsunął się na tyle, by szybko ściągnął z siebie spodnie i bieliznę i znów zawisł na Indią. Pogłaskał ją po twarzy palcami obrysowując jej pełne wargi na punkcie, których można było oszaleć. Nie przedłużając już więcej, wszedł w nią z cichym pomrukiem ulgi i falą dreszczy przebiegającej wzdłuż kręgosłupa.
Poruszył się powoli, acz pewnie dłonie zaciskając na jej udzie i biodrze. Czuł jak słodkie uczucie euforii i satysfakcji narasta. Serce waliło mu w piersi dostosowując się rytmem do ich żarliwych pocałunków i ruchów bioder, które nabierały tempa. Przyspieszony, urywany oddech, który łapczywie łapał w płuca, gdy tylko na krótką chwilę ich usta odrywały się od siebie. Języki tańczące w zwartym tańcu, w który przelewał wszystko to co właśnie czuł w stosunku do Indii i to co odczuwało jego własne ciało.
Wyprostował się siadając z powrotem na kanapie, pociągając ją w ślad za sobą i na powrót sadowiąc na swoich udach. Wypchnął biodra do góry wbijając się w nią po sam koniec. Dłońmi chaotycznie błądził po jej plecach, zahaczając o luźno opadające kosmyki ciemnych włosów.
Był cholernym szczęściarzem.
Dostosowywał się do jej ruchów wychodząc jej biodrami na spotkanie. Jej słodka prośba, głos który drżał i wyrażał tak wiele emocji... kręciło mu się w głowie, oddech był urywany, ciało błyszczało się miejscami od potu, który wstąpił na skórę. Gdy odchyliła się w tył prężąc przed nim swoje ciało, podziwiał ją. Z błyskiem i nowymi uczuciami w oczach, których nie potrafił jeszcze ubrać w słowa.
OdpowiedzUsuńSunął dłonią przez środek jej ciała, brzuch, piersi. Zahaczył o twarde, nabrzmiałe sutki zaciskając na nich palce. Powędrował jednak wyżej na jej szyję. Przyciągnął ją na powrót do siebie, oplatając ciasno ramionami. Naparł na nią mocniej biodrami nie kontrolując westchnięć i jęknięć, które wyrywały mu się z gardła. Ich spocone ciała ocierały się jedno o drugie, usta wyrywały zachłanne pocałunki, palce wbijały się w skórę. Salon wypełniały jego ciche pomruki mieszające się z jękami Indii i odgłosami zderzających się ze sobą ciał. Rozkoszne mlaśnięcia i długie westchnięcia.
Poruszył się jeszcze kilkukrotnie pogłębiając pchnięcia, czując jak jej rozgrzane wnętrze raz za razem zaciska się na jego członku, aż w końcu poczuł znajomy skurcz w podbrzuszu, by po chwili po jego ciele rozlało się słodkie spełnienie mrowiące zakończenia nerwowo. Przymknął powieki rozkoszując się w pełni odczuwanym spełnieniem. Oparł czoło na jej ramieniu dysząc ciężko. Serce tłukło się w klatce piersiowej niezdolne do natychmiastowego uspokojenie swojego biegu.
Seks z nią był niczym przebiegnięcie maratonu ze zwycięskim finiszem. Był zmęczony, ale w pełni usatysfakcjonowany, chętny na powtórkę jak tylko będzie w stanie. Gładził ją delikatnie po plecach starając się zapanować nad rozgrzanym ciałem, który jeszcze kilka sekund temu palił żywy ogień. Mięśnie Liana drżały, a myśli wciąż przysłania mgiełka pożądania.
Nie mógł sobie wyobrazić lepszego finału tego dnia. Zdążył już zapomnieć o mało komfortowych wydarzeń z restauracji. Odsunął się tylko odrobinę, by móc na nią swobodnie spoglądać. Uśmiechnął się do niej szeroko, z maślanym spojrzeniem.
Dotyk Indii był przyjemny, kojący. Uspokajał łomoczące mocno serce i wymazywał wszelkie negatywne myśli. Czuł się we właściwym miejscu, nie ważne gdzie, czy w swoim małym mieszkaniu, czy w jej wielkim apartamencie, byle z nią. Wszystko podziało się bardzo szybko, począwszy od namiętnej nocy, gdy poznali do tej teraz, gdy oficjalnie nazwał się jej chłopakiem. Pośpiech zwykle nie był wskazany, ale teraz czuł, że mieli po prostu swoje tempo, które dopasowało się do ich potrzeb.
OdpowiedzUsuń— Jezu, tak. Żarcia w nocy nigdy nie odmówię. — odpowiedział uśmiechając się szeroko, gdy nazwała go swoim chłopakiem. Jak dobrze to brzmiało w jej ustach, budowało go wewnętrznie. Parsknął śmiechem na jej kolejne słowa.
— Okej coś się znajdzie, a z czasem cię podszkolimy w jedzeniu dla nie białych dziewek. — stwierdził składając lekkiego całusa na jej wargach. — Kilka ulic dalej jest chińska knajpka. Jest czynna prawie non stop, a Państwo Chen gotują obłędnie. Jedyne co to trzeba się stąd ruszyć. — zasugerował odgarniając z jej policzków kosmyk włosów. Cmoknął ją raz jeszcze w usta po czym odsunął się od Indii, by co nieco doprowadzić się do porządku.
— Ewentualnie w szafce na pewno znajdą się kubki instant, ale te będę ostre, bardzo. Poza tym chyba jednak wolałbym zaserwować ci coś lepszego niż to. — przyznał wystawiając głowę z łazienki. Siebie mógł karmić byle żarciem z paczki, ale Indii wolał pokazać najlepsze strony Chinatown, a tego było całkiem sporo. A jedzenie tego małżeństwa, które prowadziło dwa punkty w Nowym Jorku, było przepyszne i wielokrotnie ratowało jego pusty żołądek.
— Więc jak będzie, wciągasz skarpetki, czy nastawiamy czajnik? I tym razem ja stawiam, więc chowaj dolary. — dodał wychodząc z łazienki. Przeczesał wilgotną dłonią włosy, które zaczesał do tyłu. Zgarnął z podłogi dół swojej garderoby, którą wciągnął na tyłek. Uchylił również okno, bo w małym salonie zrobiło się duszno od ich wspólnych ekscesów, które miały miejsce przed chwilą.
Podszedł do niej, by ująć jej twarz w dłonie. Przyciągnął ją delikatnie do siebie by równie lekko ucałować w usta.
OdpowiedzUsuń— Wyglądasz… — odsunął się od niej i nieco teatralnie, obrzucił ja spojrzeniem od góry, aż po same stopy na dłuższą chwilę zatrzymując się w strategicznych miejscach — obłędnie. — podsumował z błyskiem w oczach. Widział ją nagą, z lekko spoconym drżącym ciałem, bezbronną w jego ramionach, eteryczna i wulgarną jednocześnie. Nie musiała martwić się tym, że wygląda niedostatecznie dobrze. Był kompletnie zakręcony na jej punkcie, obojętnie jak się prezentowała. A tak naprawdę i bardziej domowo i niewyjściowo wygląda tym bardziej mu to odpowiadało. Bo chciał by czuła się przy nim na tyle swobodnie.
— Chodźmy. — otworzył drzwi i puścił ją przodem. Gdy tylko wyszli na zewnątrz ujął jej dłoń w swoją splatając ich palce razem i pociągnął ją w odpowiednią stronę. Chinatown tętniło życiem o każdej porze dnia i nocy. Było głośne i kolorowe, a pomiędzy budynkami unosił się zapach z licznych knajpek, grilli i ulicznych stoisk. Chaotyczne, niezbyt uporządkowane miejsce, w którym się wychowywał. Znał tu każdy zakamarek. Każde stoisko z tandetnymi pamiątkami, każdy zakręt i kiosk.
— Czasem zastanawiam się, czy w Chinach jest podobnie. — przyznał prowadząc ją w głąb dzielnicy daleko poza turystycznymi szlakami. W większości mijali samych Azjatów, ale zdarzały się wyjątki od reguły.
Lian skręcił w nieco węższa uliczkę, nad ich głowami pomiędzy kamienicami rozwieszone były czerwone lampiony. Przeprowadził ją na drugą stronę gdzie na rogu znajdowało się miejsce docelowe ich małej wycieczki. Knajpka była mała, skoromnie urządzona. Na ścianach wisiało mnóstwo fotografii głównie przedstawiających właścicieli z gośćmi. W środku stały raptem cztery stoliki, trzy z nich zajęte i dwa na zewnątrz ustawione pod oknami. Był ciepły sierpniowy wieczór, więc ludzie tłumnie przesiadywali na zewnątrz.
— Może i nie zachęca pięknym wystrojem i daleko temu miejscu do eleganckiej restauracji, ale wierz mi mają najlepszą chińszczyznę. — zapewnił przekraczając próg lokalu.
— Woonie! — Za wysoką ladą pojawiła się starszą kobieta. Jej włosy niemal w całości pokrywała siwizna, a twarz przecinały zmarszczy i szeroki, serdeczny uśmiech. Mówiła z lekkim akcentem pobrzmiewającym w głosie.
— Pani Chen. — delikatnie się skłonił przed kobietą.
— Dawno cię nie było. — stwierdziła grożąc mu palcem. — Och, ale kogoś nam tu dziś przeprowadziłeś? — zagadnęła zaciekawiona.
— Tak, India to moja… — zawahał się na moment bo co innego nazywać się dziewczyną i chłopakiem w domowym zaciszu, a co innego publicznie, ale wolał zaryzykować. — dziewczyna. — dokończył z cieniem zakłopotania. Czuł się jakby przedstawiał ją swoim dziadkom, którzy od lat na coś takiego czekają.
— Już nie udawaj takiego wstydliwego. — wytknęła trzepotać go dłonią w ramię, gdy tylko wyszła zza lady, by się przywitać. — No, masz szczęście taka piękna kobieta. — skomplementowała przyglądając się im z uśmiechem przez który jej oczy przypominały dwie wąskie kreseczki. — Dobrze kochani. Zastanówcie się w spokoju co chcecie. Dzisiaj nie płacicie. — poleciła.
Obserwował ją jak przygląda się zaciekawiona mijanym budynkom, ludziom, barwnym uliczkom, witrynom pełnym najróżniejszych dziwów. Podziwiał jej twarz, zainteresowanie malujące się w spojrzeniu. Zastanawiał się ile rzeczy mogła już widzieć, Stany, Indie... jak długa była ta lista. Ile rzeczy zachwycało ją w innych miejscach, ile rzeczy nie robiło już na niej wrażenia. Ile rzeczy pragnęła zobaczyć, poznać na własnej skórze, zasmakować. Świat był pełen rozmaitości, za którymi posyłał tęskne spojrzenia. Lian nigdy nie wychylił nosa poza Stany. Raptem kilkukrotnie wyrwał się z Nowego Jorku, nic wielkiego. Nic czym mógłby się szczycić. Miał kilka cennych wspomnień, wypadów z przyjaciółmi podczas, których dobrze się bawił. Nie była pierwszą osobą z bogatej rodziny, z którą nawiązał bliską relację. Jego najlepszy kumpel również należał do elity, przedstawiając mu obraz jak życie pośród śmietanki w rzeczywistości się prezentuje. Wszystko miało swoje wady i zalety, ale Lian zdecydowanie nie odczuwał presji, by znaleźć się pomiędzy tymi ludźmi. Nie czuł potrzeby, by jego konto zdobiła niebotycznie duża ilość zer.
OdpowiedzUsuń— Mają pyszne sajgonki, dobry satay z ryby, a z dań żeby nie wypaliło ci kubków smakowych Mei fun makaron, mięso możesz dowolnie zmieniać. No i sławetna kaczka po pekińsku lub mniej znana zapiekana w liściach zielonej herbaty. — zasugerował. Choć lubił każde jedzenie, tradycyjne fast foody, czy zdrowsze sałatki to rodzima kuchnia była tą, którą wybierał najczęściej. Zamiłowanie do dobrze przyprawionego, pikantnego jedzenia miał we krwi. Zresztą na tych daniach się wychował i choć znał kilka prostych przepisów daleko mu było do miana dobrego kucharza, a w domu zwykle nie serwował nikomu posiłków. Mistrzem śniadań też raczej nie zostanie mając w zanadrzu takie warianty jak jajka na kilka sposobów, naleśniki, czy najprostsze tosty. Rzadko kiedy jadał w domu, a będąc samemu raczej nie czuł motywacji, by wznieść swoje umiejętności na wyższy poziom.
— I spokojnie, zapłacimy. Zawsze powtarza to samo, gdy mnie widzi, ale teraz nie ma szans, że nie zapłacę. — uspokoił domyślając się, że może czuć się niekomfortowo na samą myśl nie płacenia. Niegdyś ratowało mu to życie, dosłownie. Zdarzało się, że w jego domu nie było niczego prócz alkoholu, więc to miejsce było jego oazą. Teraz nie miał serca nie płacić starszemu małżeństwu za ich pracę. Gdzieś na ścianie wisiało nawet jego zdjęcie, gdy miał góra trzynaście lat i pałaszował zupę z szeroko otwartymi oczami z zachwytu i drugie może sprzed dwóch lat, które wykonali podczas urodzin właścicielki.
Li.
Podniósł na nią uważne spojrzenie, gdy odezwała się jakby ciszej, a jej wzrok sunął po menu niepewnie.
OdpowiedzUsuń— W takim razie weźmiemy kilka różnych dań i sprawdzisz co ci odpowiada. Chociaż karta jest tak duża, że za jednym razem i tak się nam to nie uda. — stwierdził. — Zapamiętane, zero owoców ze słonym i omijać szerokim łukiem pizzę z ananasem. — powtórzył podnosząc się z krzesła. Podszedł do lady zamawiając kilka różnych rzeczy począwszy od lekkich przekąsek, a skończywszy na pełnoporcjowych daniach. Wziął cztery różne dania o różnym poziomie ostrości i z różnym gatunkiem mięsa, by dać jej jak najszerszy obraz tego jak kuchnia chińska wygląda. Menu rzeczywiście było pokaźne i składało się z wielu skrajnie różnych pozycji, ale od czegoś musieli zacząć. Dlatego zamówił zarówno makaron, ryż jak i mięsa smażone na gorącym półmisku.
Do stolika wrócił z małą pękata buteleczką i małymi ceramicznymi kubeczkami przez wzgląd na brak tradycyjnych kieliszków oraz butelką wody, gdyby jednak napitek jej nie posmakował.
— Okej zamówione, a to — wskazał na butelkę oklejoną białą folią i chińskimi znaczkami na przodzie — to huangjiu. — Zerknął raz jeszcze na etykietkę. — Coś w rodzaju wina. Te jest najsłabsze, słodkawe. Raczej trafia w gusta tych, którzy nigdy nie mieli styczności z chińskim alkoholem, ale śmiało mów jeśli ci nie zasmakuje. — wyjaśnił otwierając butelkę i nalewając im pierwszą porcję. — Możesz pić dowolnie, na raz lub powoli. — dodał przyglądając się jej z uśmiechem.
Czuł się jak szczęśliwe dziecko, lekko podekscytowany tym, że mógł jej pokazać swój świat jako pierwszy. Nigdy wcześniej nikt jej tego nie tłumaczył. Z nikim wcześniej nie próbowała takich rzeczy. Był pierwszym, który wprowadzał ją do tego barwnego świata. Nie był zwykłym Nowojorczykiem, rdzennym Amerykaninem i chociaż urodził się w tym kraju, a w rodzimych stronach nie był ani razu, bardziej czuł się Chińczykiem niż chłopakiem z zachodu. Były między nimi pewne różnice wynikające z odmiennych tradycji, ale pragnął podzielić się z nią tym wszystkim co składało się na jego osobę, a jeszcze bardziej chciał, by i ona w pełni wpuściła go do świata Indii. Chciał znać jej ulubione potrawy, historie kryjące się za zdjęciami, które zrobiła na przestrzeni czasu. Chciał, by dzieliła się z nim swoimi codziennymi troskami i nierozwiązanymi sprawami. To wszystko, ta ciekawość kiełkowała w nim i dojrzewała za każdym razem, gdy tylko się widzieli. Chciał ją całą, bez żadnych kompromisów.
Li.
Był pewien, że w takim towarzystwie istniały jedynie brzydkie, okropne sekrety. W końcu co innego tacy, jak oni mogliby ukrywać przed światem, jak nie najgorsze z najgorszych sekretów? Dobrze wiedział, że wszyscy tu obecni mieli swoje za uszami, używali pieniędzy, aby ukrywać to, co było niewygodne. Sam zresztą tak robił, choć jego wybryki w porównaniu do pozostałych były naprawdę niewinne i dość… normalne?
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się pod nosem, kiedy przechyliła swój kieliszek. Na szczęście nie byli na celowniku swoich rodziców, mogli swobodnie stąd wyjść i nikt nawet nie zauważy tego ich zniknięcia. Odszukał wzrokiem kelnera, który niósł butelkę z szampanem, a gdy ten się zbliżył odebrał od niego butelkę. Przyda im się z całą pewnością, a choć pokoje były wyposażone w rożne alkohole to przecież z pustymi rękami stąd wyjść nie mogli, prawda? Gabriel miał ochotę na to, aby dobrze się dziś zabawić i rozluźnić. Wyjście z labiryntu gości, którzy znajdowali się w Sali balowej nie było ciężkim zadaniem, ale i tak musieli pogłówkować, aby uniknąć tych, którzy mogli ich zatrzymać i chcieć porozmawiać. Młody Salvatore prawdę mówiąc nigdy nie wiedział o czym może z tymi ludźmi rozmawiać. Nie interesował się tym, co robił jego ojciec, choć powinien, a o swoim życiu prywatnym nie chciał zbytnio opowiadać, bo dobrze wiedział, że i tak nie zrozumieją jego zainteresowań, które ich i tak nie interesowały.
— Tędy — powiedział. Poprowadził ją długim korytarzem, aż dotarli do drzwi, na których był znaczek zakaz wstępu. Oczywiście, że takie rzeczy go nie powstrzymywały. Otworzył drzwi używając karty pracowniczej. Po przejściu kolejnego kawałka stanęli przed windą. O dziwo jeszcze nikogo po drodze nie minęli. Ale nie, aby Gabriel się nimi przejmował. Miał większe prawo tu być niż oni. — Więc, co robisz w Nowym Jorku? — zapytał, gdy czekali na windę. Ta zjechała po chwili. Wszedł po brunetce do środka i wcisnął odpowiedni guzik, który miał zabrać ich na wyższe piętro.
Zaśmiał się pod nosem, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że oboje byli dorośli, a uciekali przed rodzicami niczym ośmiolatki. Już wtedy uciekał z takich przyjęć, zawsze się na nich nudził. Nic mimo upływu lat się nie zmieniło. Winda zatrzymała się, a Gabriel znów złapał Indię za rękę. Tym razem już minęli pracowników, ale szybko wyjaśnił im kim jest. Był tu zresztą znany, choć nie oczekiwał tego, że każda jedna osoba będzie go kojarzyła. Zwłaszcza, że nie pojawiał się w hotelu często. Wyszli z pętli korytarzy, którymi poruszali się pracownicy, aby dostać się do wind przeznaczonych dla gości. Gabriel po wejściu do niej wcisnął guzik z sześćdziesiątym piętrem, które ich teraz interesowało.
— Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości.
Gabs
— Mamy też swoje mocniejsze alkohole, ale wszystko w swoim czasie moja droga. — Sam może i nie miał najmocniejszej głowy, ale wiedział jak rozsądnie się napić żeby nie przeholować i wciąż mieć z tego frajdę. Zresztą nie ciągnęło go specjalnie do picia i w duchu miał obawę, że może się zagalopować i skończyć jak biologiczny ojciec czego nie chciał. Dlatego wolał się pilnować. — Fakt, ale z drugiej strony Azjaci przodują w spożywaniu alkoholu. — przyznał upijając łyk słodkawego trunku. — Kiedyś zrobię ci barmański pokaz. Przetestujesz te dłonie w innych kategoriach. — Uniósł ręce poruszając palcami w powietrzu. Uśmiechnął się zaczepnie i puścił jej oczko.
OdpowiedzUsuńW domu miał pełno alkoholu różnego rodzaju, likierów, syropów. Często siedząc samemu próbował tworzyć nowe kombinacje i smaki, które mógłby podbić serca klientów. Mieszał, testował, wylewał, próbował i tak w koło, aż uzyskał zamierzony efekt. Klub miał swoje menu z drinkami, ale każdy z nich barmanów musiał być gotowym popisać się autorskimi przepisami. Zaproponować coś specjalnego od siebie, coś dzięki czemu zapracują sobie na hojne napiwki i sprawią, że klient zechce wrócić. Ćwiczył nawet te wszystkie sztuczki z podrzucaniem i efekciarskim mieszaniem składników, by wywrzeć jeszcze lepsze wrażenie.
Niedługo później Pani Chen zaczęła znosić pierwsze półmiski z wybranymi przez Liana daniami zastawiając niemal cały stolik. Po wnętrzu małej sali rozniósł się aromatyczny zapach przyprawionych mięs i warzyw, zupełnie jakby znaleźli się gdzieś indziej jak w sercu wielkiego miasta. Wszytko wyglądało obłędnie, a Lian wiedział, że z pewnością przygotowane jedzenie jest równie pyszne.
— Cała przyjemność po mojej stronie. — odparł otwierając pałeczki. — A teraz tak, słodko ostre, ostre, mocno pikantne, łagodne. — Wskazywał po kolei talerze z różnymi przysznościami. Było tu wszystko, smażone makarony, ryż z warzywami, skwiercząca na rozgrzanym półmisku wołowina w ciemnym, aromatycznym sosie, kurczak, a nawet ryba bo część Chin słynęła z przyrządzania owoców morza.
— Smacznego. — dodał po czym nawinął na pałeczki porcje makaronu.
— O nie! Nie dam się wygryźć tak łatwo, poza tym żeby ze mną konkurować najpierw musisz trafić na tą ścianę. — wskazał liczne ramki ze zdjęciami. — Żeby to osiągnąć… mów mi mistrzu mój młody padawanie. — dodał nieco teatralnie po czym roześmiał się lekko. Dobrze było widzieć ją zadowolona, wiedzieć że miejsce jej się spodobało, a jedzenie zasmakowało. Czuł się niesamowicie na miejscu będąc z nią w Chinatown, w tej małej, taniej knajpce wypełnionej aromatycznym zapachem, siedząc na plastikowych krzesłach. Nie musieli być wystrojeni, eleganccy. Obserwowanie jej szczerego uśmiechu, zaróżowionych od ciepła policzków i słuchanie jej śmiechu wprawiały go w bardzo dobry nastrój. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale miał wrażenie, że przy niej ciężko mu się powstrzymać i nie uśmiechać. Nie obchodziło go, czy wyglądał teraz poważnie, czy bardziej jak zauroczony nastolatek, który nie może oderwać wzroku od swojej świeżo upieczonej dziewczyny. Nie sądził by kiedykolwiek czuł coś takiego… coś tak intensywnego jak przy Indii. Jones dawała mu tyle bodźców, tyle emocji, że niemal kręciło mu się w głowie. Z ekscytacją spoglądał na kolejne dni, tygodnie, a może nawet i miesiące wyobrażając sobie jak dalej rozwinie się ich znajomość, czy kiedykolwiek to co dzielili teraz ulegnie wypaleniu, czy nieustannie będzie odczuwał przyciągnie względem niej. Jakby była magnesem o przeciwległym biegunie.
OdpowiedzUsuńJego wcześniejsze związki, choć nie było ich wiele były krótkie i bardziej przypominały przygodę aniżeli prawdziwą relację. Nie był ideałem, miał swoje za uszami i niekiedy wina leżała po równo po jego stronie, ale zwykle czegoś mu brakowało, pewne gesty go drażniły, a z czasem drobne sprzeczki przeradzały się w kłótnie i brak zrozumienia, którejś ze strony. Niekiedy czuł coś takiego już na samym początku. Przy Indii wręcz przeciwnie. Miał na nosie różowe okulary i bardzo mu to odpowiadało.
— Cieszę się, że ci smakuje. — przyznał opierając łokcie na stoliku i przyglądając się jej błyszczącymi oczami.
Oczywiście, że przyprowadzał tu inne osoby, w tym dziewczyny. Sęk w tym, że żadnej nie przedstawiał oficjalnie jako swojej dziewczyny, no może raz się to zdarzyło, ale z pewnością nie był z tego osiągnięcia tak dumny jak dzisiejszego dnia, gdy przyprowadził tutaj Indię. Miał wielu znajomych, bliższych i dalszych a ta mała knajpka była bliska jego sercu, więc nic dziwnego, że wiele osób, dzięki niemu, odkryło kuchnię Pani Chen. Jednak nikogo nie traktował tak jak Indii, nikomu nie podsuwał kilku półmisków wypchanych różnymi chińskimi rozmaitościami. Nikomu tyle nie opowiadał. Z nikim tyle się nie śmiał i nie żartował. Z Indią u boku wszystko przeżywał jakby bardziej. Chciał lepiej się postarać, pokazać, że pomimo tego jak się poznali traktuje ją poważnie, że myśli o niej, gdy wybiega planami w przód.
OdpowiedzUsuń— Na moje oko to masz całkiem niezłe możliwości. I jeszcze lepszy metabolizm. — skomentował przyglądając się z rozbawieniem jak gładzi się po pełnym brzuchu.
— Po takiej ilości jedzenia można się wszystkiego spodziewać. — stwierdził i na moment zajrzał pod koszulkę. — Uff na szczęście mięśnie magicznie nie znikają. — dodał jakby rzeczywiście mogło do tego dojść po jednym sytym posiłku.
Zapłacił za wszystko uprzednio wykłócając się z właścicielką, że nie chce wychodzić nie pokrywając kosztów tej wystawnej uczty. To naprawdę nie było mało i nie chciał naciągać starszej kobiety kiedy nie musiał. I tak poświęciła dla niego wiele ze swojego czasu i środków. Czuł się zobowiązany nawet jeśli w przeszłości zdarzało mu się pomagać na kuchni, by jakkolwiek odwdzięczyć się państwu Chen za udzielenie pomocy. Gdyby nie oni mógłby marnie skończyć, nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. Byli jedynymi, którzy zwrócili uwagę na wystraszonego chłopca, gdy był głodny lub zmarznięty. Nawet szkoła nie kwapiła się do udzielenia pomocy. Bo tak było prościej, odwrócić wzrok od problemu. Zresztą w tamtej placówce nie był jedyny dzieciakiem, który pochodził z rodziny z problemami. Być może było ich zbyt wielu.
Kątem oka widział jak India przygląda się fotografią przywieszonym na ścianie. Zmarszczył nieco brwi, gdy dziewczyna wyszła nagale na zewnątrz. Podążył za nią spojrzeniem i nieco się zmartwił, gdy szybkim gestem przetarła policzki. Wyszedł na dwór za nią, przysuwając się bliżej. Ułożył dłonie na jej ramionach i delikatnie potarł.
— Co się stało? Płaczesz? — zapytał kompletnie zdezorientowany i wybity z rytmu jej szklącymi się oczami. Zrobił coś nie tak? Powiedział coś niewłaściwego? Cholera, kompletnie nie rozumiał co wywołało u niej tak silną reakcję. — Dobrze się czujesz? — dociekał przypatrując się jej z uwagą i troską czającą się w niemal czarnych oczach. Przez myśl mu nie przeszło, że powodem jej reakcji może być stare zdjęcie i historia kryjąca się za nim. Jego historia. W tamtym okresie mało kto się nim przejmował dlatego wciąż nie zawsze wiedział jak reagować na ludzką empatię i próbę zrozumienia tego co przeszedł. Zwykle wzruszał ramionami i mówił, że jest dobrze bo określanie swoich uczuć, tego co wtedy czuł było trudne. Jako dziecko miał mętlik w głowie, był na pograniczu depresji i problemów z agresją. Nie potrafił się docenić. To nie tak, że nagle stał się silnym, pełnym życia facetem. To, że nie mówił o tym często, nie świadczyło o tym, że zapomniał. Po prostu nie sądził, że innych to obchodzi. To nie była historia, którą chciało się słuchać. Dlatego wolał opowiadać o innych rzeczach. O tym co było później, gdy wyszedł na prostą. Wolał mówić o grillu u Meyerów, o Pani Chen, o boksie. O tym co przyjemne. Nie chciał, by ktokolwiek przez wzgląd na niego czuł się podle, czy rezonował złością. To były jego emocje, jego wewnętrzna walka.
Spoglądał na nią z góry zastanawiając się, czy aby na pewno wszystko jest w porządku i nie próbuje uśpić jego czujności. Postanowił jednak odepchnąć od siebie złośliwy głos w głowie skłaniający go ku dlaszemu szukaniu winy w samym sobie. Był to nawyk, z którym po dzień dzisiejszy się zmagał, raz z lepszym, a raz z gorszym skutkiem. Wielokrotnie po prostu milczał ignorując własne obawy, bo prościej było żyć chwilą, czerpać od życia tyle ile mu podsuwało.
OdpowiedzUsuńPogłaskał ją po plecach i na moment schował twarz w jej włsoach, zaciągając się zapachem jego Indii. Uśmiechnął się w duchu na to sformułowanie. Był szczęściarzem, cholernym farciarzem, który wygrał los na lotareii, w dniu, w którym ją poznał. I nie miał zamiaru wypuść tego szczęścia z rąk. Chciał jej, potrzebował jej, Indii nikogo innego, a przynajmniej to zdawało mu się podpowiadać serce, bo zdrowy rozsądek jak zawsze żył swoim życiem i kazał wciskać hamulec.
Odsunął się od niej przelotnie składając pocałunek na skroni.
— Jasne. — przytaknął.
Zabierz mnie do łóżka.
Na te słowa uśmiech znów zagościł na jego twarzy. Nawet jeśli była to tylko sztuczka, by odciągnąć jego uwagę od problemu, podziałało. Chwycił jej drobną dłoń w swoją, splatając ich palce razem.
— Jeśli będziesz chciała kiedykolwiek o coś mnie zapytać... nie krępuj się. Po prostu spytaj. — dodał jedynie, by poprowadzić ją z powrotem do domu. Do sypialni, do miękkiego łóżka zgodnie z rządaniem.
Szli w ciszy, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Cisza w jej towarzystwie była równie komfortowa co otwarta rozmowa. Napawał się ciepłem promieniującym ze splątanych ze sobą dłoni. Kciukiem delikatnie pocierał jej miękką skórę, drugą rękę chowając w kieszeni spodni.
— Zaczyna padać, czy to tylko moja wyobraźnia? — zagadnął podnosząc wzrok w stronę ciemnego nieba, na którym rzeczywiście zebrało się sporo chmur. Poczuł jak pojedyncze krople rozbijają mu się na czole oraz policzkach. Zdecydowanie to nie była tylko i wyłącznie jego wybuja wyobraźnia. Rzeczywiście zbierało się na ulewę.
Stał koło niej przyglądając się z boku jak wystawia twarz ku niebu. Obserwował jak coraz intensywniej padające krople rozbijają się na jej jasnych policzkach, osiadają na ciemnych rzęsach i spływają po dekolcie pozostawiając mokre ścieżki na jej ubraniu. Delikatne, rześkie podmuchy wiatru odgarniały jej ciemne, długie pasma włosów. Wpatrywał się w nią jak zaczarowany, sunąc wzrokiem po pełnych ustach, w kącikach których majaczył delikatny uśmiech. W jego własnych oczach odbijały się te wszystkie nieśmiałe emocje i uczucia, które powoli w nim kiełkowały. Było za wcześnie, by nazywać je po imieniu, nie miał w w sobie tyle odwagi, ale z pewnością mógł powiedzieć, że był nią oczarowany.
OdpowiedzUsuńDeszcz nie robił mu wielkiej różnicy, kiedyś nie lubił deszczowych dni bo to oznaczało, że znów przemoknie do suchej nitki, gdy wyjdzie bez celu z domu, by uniknąć kolejnej awantury. Natomiast jego adopcyjna rodzicielka zawsze przestrzegała go by brał parasol lub ubierał kurtkę, bo znowu się przeziębi. Jednak od tej pory deszcz miał mu się kojarzyć z Indią i jej delikatnym uśmiechem, gdy krople spływały po jej ramionach.
— To źle? — zapytał nie odrywając od niej spojrzenia. Rzeczywiście wszystko toczyło się idealnie. A deszcz? Rzeczywiście jakby wskoczyli do jakiegoś filmu romantycznego. — Nie, nie musimy. — zapewnił. Chwycił ją pewniej za dłoń. — Chodź tu. — obrócił ją delikatnie wokół własnej osi i przyciągnął do siebie układając dłoń u dołu pleców. Do wytworzonej w głowie melodii zaczął się z nią delikatnie kołysać jakby nie znajdowali się na środku chodnika. Kompletnie ignorował ludzi, którzy w pośpiechu ich mijali, by nie zmoknąć, a tylko niektórzy posyłali im krótkie nieco pobłażliwe spojrzenia. Nie miał dla niego znaczenia co ktoś sobie mógł pomyśleć o dwójce stojącej na deszczu.
Uniósł dłonie do góry ujmując jej wilgotne policzki w swoje ciepłe dłonie i nachylił się, by dosięgnąć jej słodkich, miękkich ust. Złożył na nich delikatny, nieśpieszny pocałunek wciąż wolno kołysząc się. Trzymał ją blisko siebie, czując jej drobne ciało zaraz przy swoim. Deszcz rozpadał się na dobre, ale nie przeszkadzał mu fakt spływających do oczu kropli, czy włosów przywierających do karku, ani ubranie, które mokło. Wplótł palce w jej włosy, językiem wkradając się w pomiędzy jej wargi, pogłębiając pocałunek. Chciał ją czuć jeszcze bardziej, mieć jeszcze bliżej o ile to w ogóle było możliwe.
Słuchała uważnie tego, co kobieta mówiła, skrycie zafascynowana jej życiem. Zawsze sprawiała wrażenie takiej, co miała wszystko ułożone od początku do końca, pewna w swoich krokach. A teraz, kiedy słyszała o jej stałej pracy, w przeciwieństwie do Mijoo, czuła jeszcze większy podziw
OdpowiedzUsuń— Największym zmartwieniem dziecka jest co mu dadzą dzisiaj do jedzenia — zaśmiała się nieznacznie na samą myśl o tym, jak błahe były dziecięce problemy w porównaniu do tych z dorosłego życia. Kiwnęła też głową ze zrozumieniem pod względem pochłaniania czasu przez pracę. Czasami i tak było lepiej. Jeśli czasu było za dużo na rękach, niektórzy ludzie jak ona sama zatopili się w swoich myślach, co zazwyczaj miało dołujące działanie, aniżeli jakieś pozytywne.
Popijała dalej swojego drinka, kiedy padło nieco osobiste pytanie ze strony Indii. Ucichła na moment, kontemplując swoje kolejne słowa. Nie lubiła, czy może nie powinna, o tym rozmawiać, ale czuła i miała wrażenie, że kobiecie mogła ufać. Że ona zrozumie ją lepiej, niż któraś ze współpracowniczek
— Jak jeszcze miałyśmy okazję mijać się na tych wyniosłych bankietach, to jeździłam na łyżwach, nie wiem czy pamiętasz — zaczęła, mieszając leniwie napój w kieliszku — I dzięki temu ojciec był zachwycony. Dopóki w liceum nie złamałam nogi w trakcie jednej z prób. Wtedy całe jego plany uzdolnionego dziecka legły w gruzach — zaśmiała się nieco zgorzkniale, nie chcąc z kolei rozżalać się nad sobą i historią — Więc przynajmniej teraz skończyłam na własną rękę bez jego gadania nad głową — nawet jak była w domu, to nie było go wiele, gdyż był pochłonięty swoimi prawdziwymi dziećmi, aby nawet narzekać na córkę prosto do niej samej.
— Wiem, że słaby moment na takie ustalania, ale jak chodzi o te pazurki — zmieniła z uśmiechem temat — To myślisz, że kiedy chciałabyś wpaść i je zrobić? Grafik mam dość luźny — zagaiła niezobowiązująco, aby kobieta nie czuła, że faktycznie musi czuć wymóg do przyjścia.
Joo
— Proszę się nie naśmiewać z moich absów, one mają swoje uczucia. — wymruczał w jej wargi z rozbawieniem, którego nie mógł powstrzymać, gdy przywołała do życia jego poprzedni żart. Zatapiał się w jej ramionach, odpływał daleko od rzeczywistości pod wpływem samych pocałunków. Drżał, ale nie od zimna, a jej dłoni którymi tak chętnie sunęła po jego ciele.
OdpowiedzUsuńNiedługo później oboje byli cali mokrzy, dalej wczepieni w siebie, ignorując to co działo się wokół nich. Ubranie kleiło mu się do skóry, włosy do czoła i karku. Odsunął się tylko na krótka chwilę, by zaczerpnąć oddech. Przetarł twarz dłonią i sam zadarł głowę do góry kierując wzrok na pochmurne niebo. Zaśmiał się radośnie, po raz kolejny tego wieczora nie mogąc pohamować czystej radości, która wypełniała go, gdy obok była India. Wprawiała go w niedorzecznie dobry nastrój, wypełnianiała ekscytacją i niegasnącym pożądaniem.
Spojrzał na nią błyszczącymi oczami, adorując ją samym wzrokiem. Ktoś z boku mógłby przystanąć i stwierdził, że zachowują się jak zakochana para wyjęta prosto z wielkiego ekranu. Wizja bycia zakochania się w niej – w swojej dziewczynie napawała go ekscytacją niczym więcej. Nie czuł strachu, czy wątpliwości. Wręcz przeciwnie, był pewnym, że tego chciał. Chciał być po uszy zadurzonym w niej, chciał czuć się jak ten beznadziejnie zakochany, oczarowany nastolatek wreszcie mogąc w pełni cieszyć się takimi uczuciami, mając do nich okazję.
Oplótł ją ramieniem i podniósł nad ziemię, by obrócić się razem z nią wokół własnej siebie.
— Nie chcę żeby ten film kiedykolwiek się kończył. — przyznał zawierając w tych słowach to co właśnie czuł, to czego chciał. Obietnica, że nią miał zamiaru znikać i w żaden sposób jej zranić. Trzymając ją w ramionach złożył kilka szybkich pocałunków na jej ustach i policzkach po czym z lekkością poderwał ją z ziemi i przewiesił sobie na ramieniu.
— Ktoś tu chciał do łóżka. — przypomniał ruszając dalej w stronę mieszkania.
L.
— I vice versa.— odpowiedział po czym klepnął ja w pośladek. — Ale zdecydowanie wolę go bez niczego na. — dodał przekornie.gdyby tydzień temu ktoś mu powiedział, że będzie spędzał swoje wieczory tańcząc w deszczu i wychodząc na randki, prawdopodobie głośno i z wyraźnym rozbawieniem wyśmiałby tą osobę. Życie lubiło zaskakiwać i to w najmniej oczekiwanym momencie, ale nie sądził, że aż tak wiele może się pozmieniać w tak krótkim czasie. Jeszcze niedawno siedział sam w swoim mieszkaniu albo brałby dodatkowe zmiany w pracy, by jakkolwiek spożytkować wolny czas. A teraz? Teraz chciał jak najwięcej takich beztroskich chwil. Chciał jak najczęściej zamykać się w bańce, którą wytwarzała wokół niego India. Mogli dalej tkwić w sercu Nowego Jorku, a miał wrażenie, że znajdują się daleko stąd. Jeśli mógł dzięki temu odsuwać od siebie codzienne bolączki, miał zamiar to zrobić. Miał zamiar korzystać, stworzyć jak najwięcej słodkich wspomnień, do których w przyszłości będzie mógł wracać, bo znając złośliwość losu nie zawsze będzie tak jak teraz. Obojętnie jak bardzo chciałby w to wierzyć i obojętnie jak bardzo naiwnym potrafił być.
OdpowiedzUsuńOdstawił ją na ziemię, gdy skręcali w ulicę przy której mieszkał Lian. Ujął ją za dłoń prowadząc dalej. Deszcz nie ustępował, a oni byli cali przemoczeni. Gdy weszli na klatkę schodową zostawiali za sobą mokre ślady. Byli przemoczeni do ostatniej nitki.
— Okej, ściągaj to. — polecił przygryzając usta, które wygięły się w zadziornym uśmiechu. Zaczął zdejmować buty, w których chlupała woda odstawiając je na wycieraczkę do wyschnięcia. Ściągnął koszulkę, która przykleiła się do mokrego torsu. Zaraz też zaczął szamotać się ze spodniami, które uczepiły się skóry i nie chciały zejść z jego ud, plącząc się między nogami. Gdy wreszcie się ich pozbył zajrzał do łazienki po ręcznik.
Zarzucił go na kark Indii po czym przyciągnął ją do siebie. Delikatnie zaczął wycierać jej mokre włosy, z których kapała woda. Odgarnął kosmyki z jej twarzy.
Czym on sobie na nią zasłużył?
Odkąd poznał Indię czas pędził z zawrotną prędkością, od spotkania do spotkania, których wyczekiwał. Mógł być jej ucieczką od pustego apartamentu, od nazwiska, majątku i spuścizny, która będzie musiała przejąć po swoich rodzicach. Był gotowy przyjąć wszystko co mogła mu zaoferować, wszystkie zalety jak i wady.
Wpadł jak śliwka w kompot. I nawet gdyby było inaczej i chciałby uciec jak najdalej od uczuć, nie widział ku temu możliwości.
L.
— Pomyślmy, skoro będziesz mnie potrzebowała do końca świata, to znaczy, że tak łatwo nie zechcesz się mnie pozbyć, a mi ten układ jak najbardziej pasuje. — stwierdził z głupkowatym uśmiechem. — Więc czas się przyzwyczaić do bycia rozpieszczaną. — dodał. Lian nie miał z tym najmniejszego problemu, z natury był troskliwą osobą, mając w sobie syndrom niespełnionego bohatera, czy rycerza w lśniącej zbroi. Gdy jako nastolatek wreszcie wyszedł ze swojej twardej skorupy, zrzucając pozory małoletniego twardziela, który niczego i nikogo nie potrzebuje do szczęścia, okazało się, że zaczął czerpać wiele przyjemności z dawania. To objawiało się w najróżniejszej formie począwszy od drobnych prezentów, które niekiedy wykonywał własnoręcznie, ale także dawania całego siebie. Były to drobne gesty, pomoc w domu, telefon z zapytaniem, czy wszystko w porządku, czy wycieranie komuś włosów po spędzeniu kilkunastu minut na ulewnym deszczu. Lian miał w sobie wiele pokładów ciepła, których zimne traktowanie za dzieciaka nie stłamsiło. Lian dawał uwagę, troskę, żarty, ramię do wypłakania jakby tym chciał nadrabiać wszystkie swoje pomyłki i głupoty, do których się posunął. A teraz do jego życia wkroczyła India. Wiedział, że jest silną i samodzielną kobietą, widział to w niej. To jednak niczego nie zmieniało, a może właśnie tym bardziej chciał jej pokazać, że nie zawsze musi być zdana sama na siebie. Od teraz miała jego, zawsze, na wyciągnięcie ręki.
OdpowiedzUsuńZamruczał cicho czując kolejne pocałunki na skórze. Pieszczota, która przyprawiała go o gęsią skórkę i dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa. Doprowadzała go do słodkiego obłędu, był wobec niej bezbronny. Rozbrajała go, omijała jego gardę swoim uroczym uśmiechem, dotykiem dłoni, błyszczącym spojrzeniem.
— Patrz, zaraz będę suchy. — Potrząsnął głową, a jego półdługie kosmyki zatańczyły wokół jego twarzy. Strzepnął sporo wody z włosów rozbryzgując ją na wszystko wokół nich. — Może jednak przyda się trochę pomocy. — stwierdził przeczesując włosy palcami, z których dalej kapała woda.
Oddał jej ręcznik dłonie układając na jej biodrach, tylko po to by jego palce zaczęły delikatnie muskać skórę Indii na brzuchu, żebrach, piersiach. Nie sądził, by kiedykolwiek przyszedł dzień, w którym jej uroda przestanie robić na nim wrażenie. Była piękną, atrakcyjną kobietą. Podziwiał jej ciało, każdą krzywiznę, pieprzyk na skórze. Każdą niedoskonałość, która składała się na jej piękno.
Nachylił się nieco by złożyć kilka subtelnych pocałunków na jej policzku, obojczykach i dekolcie.
Li
— Ah tak? — wymruczał obcałowując jej szyję oraz linię żuchwy. — W takim razie — mówił dalej składając pocałunek wprost na jej wargach — musze przestać. — dokończył odsuwając się z łobuzerskim uśmiechem, cofając również dłonie. Skrzyżował ręce na plecach jakby to w czymkolwiek miało mu pomóc.
OdpowiedzUsuń— Widzisz, potrafię być grzeczny. — dodał czując jak napierała na jego ciało swoim własnym. Jego ciało reagowało na jej poczynania bezwiednie. Nie dość, że pobudzała do działania jego wyobraźnię po prostu tym, że tu była, a nawet w tedy, gdy nie miał jej na wyciągnięcie ręki, to swoim niesłabnącym zainteresowaniem przyjemnie łechtała jego ego. Podobać się takiej kobiecie? To był ogromny komplement dla niego.
— Okej, ta sztuczka też nie działa. — parsknął śmiechem i pochwycił ją w swoje ramiona, nie mogąc się dłużej powstrzymywać. — Ktoś tu chciał do łóżka, czyż nie? — Nie zważając na porozrzucane w przedpokoju rzeczy, które pewnie powinni rozwiesić do przeschnięcia, przeszedł do sypialni padając z nią na miękki materac. Zawisł nad Indią z szerokim uśmiechem zdobiącym twarz. — Jednej rzeczy jeszcze nie wiem. — stwierdził nagle, przybierając niby to poważny, niby zamyślony wyraz twarzy jakby rzeczywiście głowił się nad czymś konkretny, by zaraz dopaść do niej próbując ją łaskotać po bokach ciała.
Ta swawolna przepychanka trwała kilka minut, w akompaniamencie ich rozbawienia. Lian w końcu ułożył się na boku, tuż koło niej otaczając ją swoim ramieniem tym samym kończąc pastwienie się nad jej brzuchem. Wsparł głowę na dłoni, a tą wolną odgarnął wciąż lekko wilgotne kosmyki z jej twarzy. Musnął kciukiem jej policzek spoglądając w ciemne tęczówki, a w jego piersi rosło to ciepłe uczucie rozchodzące się powoli po całym ciele, mrowiąc nawet koniuszki palców. Miała rację, to było jak w tych wszystkich durnych komediach romantycznych. Nie doświadczał czegoś takiego wcześniej, nie aż tak intensywnie jak z Indią. Wiedział, że im więcej czasu będą ze sobą spędzać, im bliżej ją do siebie dopuści tym ciężej będzie pozbyć się tych uczuć jeśli coś pójdzie nie tak, a ich drogi rozejdą się w przeciwnym kierunku. Czego nie chciał.
Jakaś jego malutka cząstka drżała na samą myśl o tym, by związać się z kimś na poważnie. Miewał przelotne znajomości, ale to wiązały się z nimi takie emocje jak w tym przypadku. Sęk w tym, że nie musiał się z tym nigdy mierzyć. Nie chciał jej w żaden sposób skrzywdzić, sprawić że zostanie z przykrymi wspomnieniami. Nie wybaczyłby sobie tego. Ale nie miał pewności, że nie obudzą się w nim uśpione odruchy, których nabył jeszcze za dzieciaka. Wolał wierzyć, że przeszłość w żaden sposób go nie definiowała jako człowieka. Chciał jedynie widzieć na jej twarzy ten piękny, radosny uśmiech.
Li
— Strach się bać. — stwierdził rozbawiony jej pogróżkami, choć tak naprawdę gdyby zaatakowała go w strategicznych miejscach, tarzałby się po łóżku, wstrząsany równie mocnymi napadami śmiechu co ona. Miał okropne łaskotki, ale nie miał zamiaru się do niczego przyznawać póki sama tego nie odkryje. — Ale zaryzykuję. — dodał puszczając jej oczko.
OdpowiedzUsuń— Przy tobie bije niesłychanie mocno. — przyznał gładząc ją po ramieniu, plecach i włosach, gdy się w niego wtuliła. Czuł przy sobie jej szampon do włosów, zapach jej ciała, które powoli wsiąkały w pościel. Przy niej czuł się jak nastolatek, jakby zamiast dwudziestu paru lat miał raptem szesnaście i dopadło go to zauroczenie i motyle w brzuchu, o których tyle gadają nastolatkowie. Serce zaczynało mocniej mu bić, czuł uderzenie gorąca i to jak błyskawicznie opuszczały go wszystkie myśli, które nie były związane z Indią. Miał ochotę wyśmiać samego siebie za to jak szybko dał się złapać w sidła uczuć. Miał w sobie te dwie skrajnie różne połówki, jedną która była miękką, puchatą kulką, która łaknie bliskości i uczuć oraz drugą twardszą, zahartowaną przez nieciekawe dzieciństwo, tą która nie pokazuje słabości, nie opuszcza gardy i wychodzi na ring, by rozładować kumulujące się w ciele napięcie, lgnąc do rywalizacji jak przysłowiowa ćma do ognia.
India miała na razie okazję poznać tylko tą pierwszą. Nie miał pojęcia jak zareaguje widząc go z poharataną twarzą lub na ringu gdzie pomimo skupienia i względnego opanowania, puszczają mu hamulce.
— Jutro jedziesz do szpitala? — zagadnął składając pocałunek na czubku jej głowy. — Ja muszę iść na trening. — przyznał. — Poskładasz mnie w razie czego? Tak żeby nie wyrósł mi na nosie drugi garb. — dodał z cieniem rozbawienia nawijając na palec pasmo jej włosów. Musiał trochę poćwiczyć i planował pojawić się na starej hali gdzie zbierali się wszyscy amatorscy zawodnicy. Tacy jak on. Ostatnie dni w pełni poświęcał Indii lub pracy, a nie mógł zaniedbać formy, czy tym bardziej dać o sobie zapomnieć. Mimo, iż daleko im było do zawodowo walczących zawodników, niektórzy byli dobrzy, a nawet bardzo dobrzy. Lian z niejednym przeciwnikiem miał kłopot i nie raz kończył z solidnie obitym ciałem, ale tylko w ten sposób mógł zdobyć upragnione doświadczenie. Miał tylko nadzieję, że jego hobby nie będzie odpychało Indii.
— Może powinienem mieć cię w narożniku, jako support. — stwierdził sięgając do jej ust.
L.
Ciosy, które przyjmował na ringu były znajome. Był do nich przyzwyczajony, jego ciało pamięta ból, który wywołuje pięść na twarzy, na plecach i żebrach. Znał posmak krwi na języku, trudność z jaką oddychało się ze złamanym nosem. Wiedział ile goją się sińce na twarzy, ile schodzą zasinienia z ramion, czy podbrzusza. Ból ciała był mu niczym brat i chyba dlatego tak bardzo pociągał go boks. Gdy znalazł się w rodzinie zastępczej wszystko wywróciło się do góry nogami i choć zmiany były dobre, były przerażające w oczach dzieciaka, który nigdy w życiu nie zaznał ciepła. Dlatego na siłę próbował oberwać, sprawiać kłopoty, które wywołałyby znajome bodźce. A później znalazł niezbyt legalne walki, amatorskie sparingi, które pomogły mu stanąć na nogi.
OdpowiedzUsuńNatomiast pocałunki i delikatne muśnięcia palców smakowały obco. Jakkolwiek mocno ich nie pragnął, jakkolwiek bardzo nie chciał czuć ciepła drugiej osoby przy swoim ciele, obojętnie jak dobrze czuł się w ramionach Indii, jak bardzo go to uszczęśliwiało. Złośliwy głosik z tyłu głowy, zabarwiony głosem biologicznego ojca wciąż szeptał do jego ucha rozmaite bzdury, że to nie dla niego, że nie jest dostatecznie dobry, że to tylko nic nieznacząca zabawa. Nauczył się go ignorować, choć nie zawsze było to proste.
— Trzymanie włosów w zamian za składanie nosa. — parsknął śmiechem. — Nie musisz dziękować. — Dla niego było to normalne, że nie dał się wygonić. Cieszył się, że jakkolwiek mógł jej pomóc i nieco ulżyć w tym mało przyjemnym czasie. Zresztą podejrzewał, że zakrwawiona twarz mogła okazać się dużo gorszym widokiem, niż głowa zwisająca nad toaletą. — Poza tym jedna jelitówka nie sprawi, że będę patrzył na ciebie inaczej. Trzeba czegoś więcej niż zarazki żeby mnie odstraszyć. — dodał kręcąc głową. W tej chwili żadne fizjologiczne, chorobowe, czy urodowe rzeczy nie byłyby w stanie go wystraszyć. Musiałaby mu dobitnie dać do zrozumienia, że to koniec ich spotkań, by się odczepił, a pewnie i tak nie dałby tak łatwo za wygraną.
— To chyba muszę bardzo mocno odradzać wizyty w twoim szpitalu moim poobijanym kolegom z ringu. Żeby inne przetrącone nosy nie wpadły ci w oko. — odparł maskując cień bezpodstawnej zazdrości uśmiechem.
Opadł plecami na pościel pozwalając jej ułożyć się jak najwygodniej dla niej. Odwzajemnił pocałunek sunąc dłońmi po jej nagim ciele.
— Na szczęście nie tak łatwo położyć mnie na deski. — wymruczał między pocałunkami. Nikt nigdy nie schodził z ringu nietknięty, ale nieskromnie mówiąc, był dobry. Trenował po to by przeciwnik miał problem stając naprzeciw niego. A teraz czuł dodatkową, nieznajomą motywację, by wyjść ze starcia bez szwanku.
Łatwo było się zgubić w gąszczu korytarzy. Gabriel wziął sobie za punkt honoru, aby znać wszystkie tajemne przejścia w hotelach ojca, a zwłaszcza w tym, który mieścił się w Nowym Jorku. Nie przebywał tutaj często, ale dobrze było być synem właściciela czy też raczej wnukiem właściciela, ale to już było bez znaczenia. W każdym hotelu, gdzie tylko by się nie znalazł na świecie, zawsze czekał na niego pokój. Zwykle dawał wcześniej znać, że będzie z tego pokoju korzystał. W razie, gdyby jednak okazał się być zajęty przez kogoś innego. Jeszcze przed rozpoczęciem tego niezwykle nudnego przyjęcia Gabriel zabrał klucz do pokoju. Podejrzewał, że nie będzie miał ochoty wracać do swojego mieszkania, a znacznie łatwiej było pojechać windą na odpowiednie piętro niż tłuc się nocą przez nowojorskie korki. Cóż, pił i to w niemałych ilościach, więc nie było opcji, że Salvatore wsiądzie za kółko.
OdpowiedzUsuńNiemal przewrócił oczami, kiedy usłyszał odpowiedź brunetki.
— Na pytania egzystencjonalne jestem zbyt trzeźwy, ale to nic straconego. Nadrobię szampanem — odparł. Nie tylko szampan był do jego dyspozycji, ale z pozostałymi propozycjami wolał poczekać. Po prawdzie Gabriel rzucił branie czego popadnie czy wciąganie czego popadnie, ale nie odmówił sobie zapalenia zioła od czasu do czasu. W wewnętrznej kieszeni jego marynarki znajdowała się paczka papierosów, a w niej poza papierosami były jeszcze trzy skręty. Na dzisiejszy wieczór to było niemal idealne połączenie.
— Och, pani doktor. Fajnie — powiedział mierząc ją krótko wzrokiem. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Właściwie sam nie był pewien, jakiej odpowiedzi oczekuje od brunetki, ale lekarka jakoś nie do końca mu pasowała do wizerunku młodej kobiety. Wszyscy, których Gabriel spotykał mieli zupełnie inne zajęcia. Nikt na pewno nie spędzał połowy swojego życia na nauce. Wszyscy mieli czarne karty tatusia, a dopóki było się grzecznym dzieckiem nie trzeba było się martwić o to, że dostęp do łatwych pieniędzy nagle zniknie. — Na pewno nie pozwolę ci spaść — zapewnił i puścił brunetce oczko.
Winda w końcu zatrzymała się na interesującym go piętrze. Zerknął przez ramię krótko na Indię, po czym ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że przez całą drogę na górę nie puścił jej ręki. Zrobił to dopiero przed drzwiami od hotelowego pokoju, który otworzył za pomocą zabranej wcześniej z recepcji karty.
— Zapraszam.
Uśmiechnął się pod nosem i zaczekał, aż India wejdzie do środka. Apartament był przestronny. Salon, w który znalazłby coś dla siebie. Fortepian dla rozrywki dla tych muzycznie utalentowanych, sporych rozmiarów telewizor i wygodna kanapka oraz fotele. Wiszące na ścianach obrazy też były swego rodzaju rozrywką. Obecnie najbardziej interesowała go jednak balkon, jacuzzi i święty spokój. Postawił butelkę z szampanem na stoliku, ściągnął marynarkę wyjmując z niej wcześniej paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
— Mam tylko nadzieję, że nie będą nas szukali.
Znalezienie ich byłoby dość łatwe, ale Gabriel miał nadzieję, że wszyscy będą zbyt zajęci sobą, aby zwrócili uwagę na brak dwóch osób.
Gabs
— Nosowa monogamistka powiadasz? — powtórzył unosząc nieco swoje brwi. Brzmiało to zabawnie, ale w pokrętny sposób pasowało do nich i ich świeżej sprawy. — W takim razie ja muszę zostać wierny tylko jednej pani doktor. Ale kto by mnie lepiej osłuchał? — To była bezpieczna forma na przekazanie uczuć, które się w nim kotłowały i których nie chciał zbyt wcześnie ogłosić, burząc to wstępne, przyjemne zauroczenie. Stwierdzenie, w którym przekazywał to jak bardzo zależało mu na podtrzymaniu tej znajomości i dalszym pogłębianiu ich relacji. Chciał tylko jej. Nikogo więcej. Nie chciał się spieszyć, ale co mógł poradzić, że przepadł dla niej? Jak miałby niby z tym walczyć skoro ten drobny obłęd był tak przyjemny? Nawet jeśli to wszystko miało okazać się tylko snem, nie chciał się z niego wybudzać, nigdy. Tym bardziej miał zamiar schodzić z ringu zwycięsko, nie dając się nazbyt mocno uszkadzać. Dla niej, aby nie musiała się o niego martwić i złościć na męskie fanaberie. Na ringu adrenalina nie pozwalała mu na słabość oraz odczuwanie bólu, przyćmiewała je skutecznie póki walka nie dobiegła końca. Później... bywały razy kiedy ledwo mógł się ruszać i funkcjonował jedynie dzięki środkom przeciwbólowym. Ale taki właśnie był ten sport, piękny i brutalny zarazem. Może właśnie te dwa przymiotniki idealnie go określały?
OdpowiedzUsuń— W takim razie muszę cię trzymać z daleka od moich przeciwników, bo jeszcze wszystkich wystraszysz. — odparł odgarniając jej długie włosy na plecy kobiety. — A co ja zrobię jak nie będę miał z kim walczyć? — dodał z lekkim rozbawieniem. Potrafił sobie wyobrazić Indię siedzącą pośród widowni, która zdzierałaby sobie gardło, by przekrzyczeć panujący wokół chaos byleby tylko dać znać innym jak bardzo w danej chwili nie znosi drugiego boksera znajdującego się na ringu. Potrafił nawet wyobrazić sobie tą drobną brunetkę stającą pomiędzy dwoma dorosłymi facetami, wymachując groźnie palcem, że nie ręczy za siebie jeśli coś by mu się stało.
Zaśmiał się pod nosem do własnych myśli.
— Dziękuję. Naprawdę to doceniam. — odwzajemniał jej spojrzenie, wciąż gładząc ją dłońmi po ciele. — Dlatego też ty zawsze możesz na mnie liczyć. Obojętnie co by się nie działo, chcę żebyś opowiadała mi o swoich problemach, o pracy, o tym co cię frustruje i sprawiło, że się uśmiechnęłaś. — zapewnił układając dłoń na jej policzku, by przyciągnąć ją do kolejnego pocałunku.
Po jego wnętrzu rozchodziło się przyjemne ciepło wywołane słowami Indii. To było wiele, nie lubić czegoś, a wciąż wspierać kogoś w tej dziedzinie.
Czy mógł trafić na kogoś lepszego?
Nie sądził, by ktokolwiek lepszy chodził po tym świecie. Przynajmniej nie dla niego.
Li
Hiee. ♡
OdpowiedzUsuńPrawda? Wiedziałam, co robię wybierając to zdjęcie, hah. Żabki są przeurocze.
Dziękuję pięknie za powitanie! W tym momencie niestety nie mam wolnego miejsca na wątki u Yamy; nie chcę przesadzać z ich ilością zwłaszcza na samym początku. Planuję jednak kolejną postać, możemy coś wspólnie naskrobać jak już pojawi się na blogu!
Murayama
Odwzajemniał jej pocałunki, słodką upajającą pieszczotę. Powoli, dokładnie, starając się jej pokazać to co odkrywał dzięki niej, to wszystko co czuł, a czego jeszcze nie potrafił nazwać. Chciał, aby choć w najmniejszym stopniu czuła się przy nim, tak jak Lian czuł się przy niej. Nakreślał swoje uczucia, malował emocje, które się w nim kotłowały, oddawał ciepło, którym sama go otaczała. Nie mógł za wiele powiedzieć, a przynajmniej nic co nie brzmiałoby w tej chwili banalnie i dziecinnie. Nie chciał niczego między nimi pospieszać niepotrzebnymi słowami.
OdpowiedzUsuńOdkąd tylko zaczął zwracać uwagę na takie rzeczy, matka zawsze powtarzała mu, że jeśli spotka kogoś wyjątkowego ma się nie spieszyć, nie wywierać presji. Lian zwykle potakiwał i machał lekceważąco ręką. Niekiedy działał pod wpływem chwili, nieprzemyślanie. India jednak była… wyjątkowa, więc musiał się postarać.
Wsparł się na łokciach oddając każdy pocałunek, muskając palcami ciepłą skórę na jej ramionach, plecach i karku. Wplątując palce w ciemne, jeszcze lekko wilgotne włosy. Czuł do niej pociąg fizyczny, wtedy w klubie uwiodła go. Przyciągnęła do siebie, niczym syrena kusząc swoim śpiewem zagubionego żeglarza. Piękna, inna niż wszystkie. Jednak z każdym kolejnym razem przepadał dla tego co oferowała mu poza fizycznymi uniesieniami. Gubił się w jej śmiechu, zatracał w spojrzeniu brązowych tęczówek. Oferowała mu komfort, spokój, zrozumienie. Nie naciskała, nie dociekała. Po prostu była obok. Ona dla niego, on dla niej. To było tak proste, a jednocześnie tak dobrze działało, bo Lian wiedział, że co by się nie działo mógłby się do niej zwrócić. Jako kochanek i jako przyjaciel.
— WIem, że ledwo co się znamy, ale… — zastanawiał się jak to powiedzieć, nigdy nie był specjalistą od pięknych słów. Mówił wprost, jego myśli były proste, a uczynki za nimi podążały. W uczuciach wciąż potrafił się zgubić. – Nie wiem co to jest i do czego nas to zaprowadzi, ale nigdy nie czułem się tak przy nikim innym. Tak… — znów się zawahał. Parsknął cichym śmiechem zwieszając na moment głowę, odwracając od niej spojrzenie niczym speszony nastolatek. — Rozbrajasz mnie, Indi. — wymruczał znów krzyżując wzrok z jej spojrzeniem. Ujął jej twarz w dłoń gładząc policzek kciukiem.
Li❤
Rozumiał jej pocałunki, bo czuł się dokładnie w ten sam sposób. Wypełniały go nowe uczucia, które obawiał się nazwać po imieniu. Czuł pewien lęk przed pełnym zaangażowaniem i choć był otwarty na innych ludzi, jeśli chodziło o zaangażowanie w związek, pełne zaufanie i dopuszczenie kogoś tak blisko siebie, stawał się zdecydowanie mniej pewny siebie. Aczkolwiek z Indią wszystko zdawało się iść swoim tempem, naturalnie. Żaden gest, czy słowa nie były wymuszone. Może nieco niepewne, ale prawdziwe. Oboje wchodzili na grząski grunt. Lian może i był dobrym obserwatorem i starał się w wielu sytuacjach naśladować swoich nowych rodziców, jednak nie wszystkiego dało się nauczyć patrząc. Czuł się na miejscu, zauważony i chciany. Ważny. To było to czego zawsze szukał.
OdpowiedzUsuńJej słowa, krótkie wyznanie wypełniło jego wnętrze przyjemnym ciepłem, które promieniowało na całe ciało. Sięgało serca i myśli, każdego zakończenia nerwowego. Zadrżał czując jej wargi tuż przy swoich. Mógł wychodzić na ring, przyjmować kolejne niszczycielskie ciosy i znosić ból, jednak przy niej zdawał się bezbronny. Był odsłonięty przed jej słowami, czy najdrobniejszymi gestami, którymi tak chętnie go raczyła. Jak niby miałby się powstrzymać? Jak miałby nie dać wziąć góry emocjom spędzając czas z kimś takim jak India? Nie chciał by to się zmieniało, by atmosfera kiedykolwiek opadał, by dopadły ich jakiekolwiek problemy, czy wątpliwości. Nawet jeśli to były czcze marzenia, chciał, aby już zawsze tak było.
Odsunął się od niej odrobinę tylko po to by pogłaskać ją po policzku i z lekkim, błogim uśmiechem wpatrywać się w jej twarz. Przesunął kciukiem po jej pełnych wargach, rysując palcami ścieżkę w dół jej ciał, przez obojczyk, ramię plecy, żebra… tam gdzie sięgał.
— Jesteś tak piękna, że to powinno być nielegalne. — stwierdził zaczesując ciemne kosmyki włosów Indii za ucho. Gdyby nie ta durna praca za barem pewnie by jej nigdy nie poznał. Teraz mógł być losowi wdzięczny, że nie postawił na cokolwiek innego co sprawiłoby, że nie byłoby go w barze tamtego wieczora. India była najlepszym co mu się przytrafiło od dłuższego czasu i miał zamiar cieszyć się tym tak długo jak tylko India będzie mu na to pozwalać.
Li
[Hej hej!
OdpowiedzUsuńDziękuję za powitanie mojego poturbowanego pana oraz za miłe słówka! A salon stoi otworem dla Indii otworem, kiedy tylko potrzebuje odrobiny spokoju i relaksu, więc jeśli są chęci to jak najbardziej zapraszam <3]
Lian jeszcze jakiś czas trwał w tej samej pozycji napawając się ciepłem i bliskością Indii, które przyjemnie rozchodziło się po jego własnym ciele. Gładził ją po plecach, delikatnie by nie obudzić, badając raz jeszcze to miłe uczucie czucia pod palcami jej skóry. Wodził palcami po krzywiznach kręgosłupa, łopatek i żeber w głowie mając już dokładną mapę jej ciała, jego Indii. Emocje, które odczuwał wciąż były świeże, żywe, wyrwane spod jego kontroli. Jednak pomimo tego, uczucie, którym zaczynał ją darzyć było jak najbardziej prawdziwe zagnieżdżając się w jego sercu i realnie rysując się w myślach. Cenił sobie posiadanie kogoś takiego jak India w swoim życiu i nie chciał jej straci, czy to miałoby być jutro gdy wstanie i wyjdzie urywając kontakt, czy za kilka miesięcy bądź lat.
OdpowiedzUsuńZ tymi myślami zasnął obejmując ją swoimi ramionami, przez sens przyciągając blisko siebie, jakby w podświadomej obawie, że to tylko sen, jego słodka fantazja i jeśli się poruszy to India rozpłynie się w powietrzu.
Kolejnego ranka obudził się otoczony dwoma silnymi i równie przyjemnymi zapachami. No prawie. Jeden pozostał na jego pościeli, delikatny należący do drugiej osoby. Drugi zdecydowanie słodszy, aromatyczny momentalnie rozbudzający zmysły.
Leżał na brzuchu rozłożony na całym łóżku. Obie nogi każda w inną stronę, ramię wsunięte pod głowie, pół ciała wystające poza kołdrę. Gdy był sam spał nieco niechlujnie niczym dziecko rozkładając się na całej dostępnej powierzchni.
Przesunął ręką po poduszce obok, pustej i chłodnej. Przeciągnął się nieco, niczym kot napinając wszystkie mięśnie. Wsparł się na łokciach palcami przecierając kąciki zaspanych oczu.
— To pachnie obłędnie! — rzucił w eter nie wiedząc, czy India go usłyszy, czy też nie. Przekręcił się na plecy z błogim uśmiechem wymalowanym na twarzy. To było genialne uczucie, obudzić się ze świadomością, że ktoś jest obok krzątając się po domu. Miły harmider tak odmienny od ciszy, która zazwyczaj go otaczała.
Przesunął się nieco na łóżku, bo gdy odpowiednio się na nim ułożył mógł widzieć kuchnię. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i choć zwykle miał problem z podniesieniem się z łóżka tak teraz wiedziony zapachem i obecnością lekarki nie wytrzymał długo w pościeli.
Podszedł do niej stając tuż za nią. Objął ją w talii swoimi ramionami składając krótki pocałunek w kąciku jej ust.
— Czy to tworzą się te wspaniałe naleśniki a'la India? — wymruczał nieco zachrypniętym, porannym głosem.— Naprawdę jeszcze trochę i przyzwyczaję się do takich poranków, rozpieścisz mnie i nie będziesz miała wyjścia jak zawsze być tu rano. — zagroził choć była to najsłodsza groźba, którą z ogromną przyjemnością wcieliłby w życie. Budzenie się koło niej, wspólne śniadanie i wyjście do pracy lub wesołe część po zakończonych obowiązkach… potrafił to sobie wyobrazić, ale na razie zdecydowanie ponosiła go wyobraźnia i działanie pod wpływem impulsu. Nie każdy lubił takie dzikie tempo jakie miał Lian i musiał się z tym pogodzić obojętnie jak bardzo złakniony był bliskości.
— Coś ci pomóc? — zaproponował odsuwając się od niej tylko po to by nastawić ekspres na poranną kawę. — Tak właściwie, która jest? — dopytał raz jeszcze nieco się przeciągając i ziewając.
— Jeśli ty robisz to codziennie mogę jeść to samo i nie ja wiem, że będa wspaniałe. Mam do tego nosa. — oświadczył z pewnością w głosie. Jeżeli codzienne jedzenie tego samego na śniadanie oznaczało, że będzie się budził z Indią w swoich ramionach, mógł się na to zdobyć bez cienia zawahania. Wspólne zasypianie i wspólne wstawanie - to były prozaiczne czynności, ale sprawiały mu najwięcej przyjemności. Widząc ją w koszulce krzątającą się po jego mieszkaniu, przyjemne ciepło rozlewało się po jego wnętrzu. Dzielił z nią przestrzeń, pierwsze uśmiechy tego dnia, pierwszą kawę. Nie jest już sam. Ma kogoś tylko i wyłącznie dla siebie. Swoją Indię.
OdpowiedzUsuń— Już zaczynamy stosować przemoc? — zaśmiał się, gdy pacnęła go lekko szpatułką. Widząc jej ciepły, szczery uśmiech sam nie mógł zrobić nic innego jak odwzajemnić gest i obdarować ją równie szerokim uśmiechem. Śmiech przy niej przychodził mu naturalnie. Wyciągała na wierzch jego beztroską stronę, która zapominała o istnieniu przeszłości i problemów. Przy niej miał ochotę zwracać się tylko i wyłącznie w kierunku przyszłości, wspólnej przyszłości. Miał pełną świadomość, że kilka upojnych chwil nie wyleczy go z demonów przeszłości, ale przy boku Indii wszystko stawało się prostsze. Miał dla kogo się starać.
Parsknął śmiechem na jej zapewnienia, gdy przywołała ostatnio pitą kawę.
Przygotował dwa kubki, które po chwili pełne były aromatycznego, gorącego napoju bogów jak miał w zwyczaju mawiać. Zanurkował również do jedynej szafki, w której mogło znaleźć się cokolwiek do naleśników.
— Okej, coś tu mam. — wyciągnął na blat zamkniętą nutellę i dwa dżemy, jeden był jasny drugi ciemno czerwony. — To chyba moja mama przyniosła. Ciągle coś robi i później nie ma komu tego jeść. — przyznał otwierając jeden słoik, by sprawdzić, czy było to w ogóle zjadliwe. Wetknął małego palca do środka po czym go oblizał, zapominając się, że przecież nie był sam.
Zerknął na nią, gdy zaczęła żonglować sprawnie naleśnikiem będącym na patelni. Uśmiechnął się widząc jej zachwyt nad sztuczką.
— Mój master chief! — zawołał unosząc oba kciuki w górę. — No i nie gadaj głupot, że nie za wiele potrafisz. Mi ten naleśnik wylądowałby na podłodze. — A teraz powąchaj bo ja nie ogarniam, czy to dobre, czy nie. Niby smakuje dobrze, ale ja zjem wszystko co się jeszcze nie rusza. — polecił podsuwając jej nieoznakowany słoik pod nos, by chociaż powąchała zawartość dżemu.
Dla niego naleśniki to było całkiem luksusowe śniadanie biorąc pod uwagę, że zwykle jadał w biegu byle co mu w ręce wpadło. Doceniał każdy posiłek zwałszcza ten, który ktoś dla niego przygotowywał, bo choć było to dawno temu doskonale pamiętał jak to jest mieć pusty żołądek.
Wolną ręką sięgnął do talerza, na którym formowała się już solidna porcja naleśników i szybkim ruchem wykradł jednego zwijając go w rulonik i biorąc pierwszego kęsa.
— Wiedziałem, że pyszne. — pochwalił dumnie.
Li
Miał zamiar ją komplementować jak najczęściej, w każdej chwili pokazywać jak wyjątkowa dla niego jest, by choć odrobinę przybliżyć jej to jak Lian ją postrzega. Do tej pory nie wierzył w przeznaczenie, ani nie szczególnie w szczerość uczuć od pierwszego wejrzenia. Jednak teraz? Jak mógł temu zaprzeczać skoro ledwo ją znając czuł się w ten sposób mając Indię przy sobie? Nie miał zamiaru wypuszczać jej z ramion. Kompletnie nie zasługiwał na taki dar od losu, a jednak był tym jednym jedynym szczęściarzem, który mógł się nią cieszyć.
OdpowiedzUsuńZerknął na nią uważniej, gdy wetknęła palec do słoika i powieliła jego gest, doszukując się jakiegokolwiek grymasu, czy oznaki, że jednak dżemy powinny trafić do śmietnika. W duchu natomiast uśmiechnął się widząc, że nie krępowała się w czuciu swobodnie przy nim, nawet w takich prostych, prozaicznych czynnościach.
— To dobrze. — uśmiechnął się szerzej. — Jak jej to przekażę to nawet w twoim wielkim apartamencie zbraknie na to miejsca. — przyznał. Znając swoją rodzicielkę wiedział, żę jeśli ją pochwalą ta będzie cała w skowronkach i do końca świata będzie wręczać im swoje przetwory uradowana, że komuś sprawia przyjemności i w jakiś sposób mogła wciąż o nich dbać. Pod tym względem była kochaną kobietą.
Parsknął śmiechem, gdy oberwał szpatułką.
— Auć! Już zaczynasz stosować przemoc? — teatralnie potarł miejsce, w które go niegroźnie pacnęła. Odsunął rękę, w której trzymał wykradzionego naleśnika i zrobił minę godną naburmuszonego sześciolatka.
— Są dobre, więc ciężko trzymać się z daleka. — odpowiedział pałaszując.
Wygrzebał z szafki czyste talerze, które ustawił na stoliku stojącym przed kanapą z racji tego, że nie posiadał stołu jadalnego, który koniec końców kompletnie zagraciłby małą przestrzeń. Zresztą nie potrzebował go jadając tu zwykle w pojedynkę. Zaniósł również dodatki i wcześniej zaparzoną kawę.
Przyglądanie się temu jak jej twarz raz za razem przecinają kolejne uśmiechy, sprawiało mu cholernie dużo satysfakcji i rozchodziło się przyjemnym ciepłem po jego wnętrzu.
— Trening. — przyznał od razu. — Przez ciebie spędzam za dużo czasu w łóżku. — dodał zaczepnie figlarnym uśmieszkiem. Nie miał nic przeciwko nie wychodzeniu i nie puszczaniu Indii. Nie mógł się jednak zapuścić. — I może jakiś sparing. Zobaczymy. — Sparing brzmiał mniej groźnie niż walka. Nie chciał, by cały dzień chodziła i martwiła się, czy jego twarz wciąż jest cała, a nos na swoim miejscu.
— A ty? Co dziś masz zamiar robić? — dopytał biorąc talerz, gdy zrzuciła na niego ostatniego naleśnika. Zastanawiał się jakie mogła mieć plany. Praca, spotkanie ze znajomymi, czy spokojne popołudnie w domu.
Li
— A jak się w ogóle czujesz? — dopytał przenosząc wzrok z talerza na brunetkę, by przyjrzeć się jej nieco uważniej, ale już wczorajszego wieczora wyglądała na całkiem zdrową i zadowoloną, więc chyba najgorszy kryzys został zażegnany. — Ja idę jutro do roboty. Mam nockę w klubie. — przyznał niechętnie, bo to oznaczało całą noc na nogach i kolejny dzień w łóżku. Czas, który mógłby spędzić z Indią zasypiając tuż koło niej, trzymając ją w swoich ramionach po raz kolejny. To była milcza perspektywa, ale musiała poczekać na później. Urwanie się ze zmiany godzinę przed czasem nie było tak groźne jak niestawienie się na niej, a za coś musiał utrzymać to swoje skromne gniazdko.
OdpowiedzUsuń— Bardzo kusząco. — odparł z cieniem rozbawienia. — Ale spokojnie, twoje kalorie też spalimy. — dodał i jakby nigdy nic wziął kolejnego gryza naleśnika, którego wysmarował dżemem, uśmiechając się w stronę zrobionego stosiku niczym rozpieszczone dziecko.
Zjedli śniadanie w przyjemnej atmosferze. Lian nie mógł się nadziwić jak wiele wniosła obecność Indii w jego mieszkaniu i generalnie w życiu bez względu na to, że minęło tak niewiele czasu odkąd się poznali. Zjedli w spokoju ciesząc się swoim towarzystwem i poranną kawą. Bez pośpiechu i wybiegania z domu bez zjedzonego śniadania. Pierwszy raz od dawna nie chciał nigdzie wychodzić, ale przesadą byłoby zatrzymywanie Indii, skoro mogła chcieć załatwić swoje sprawy. Obojętnie jak mocno zachłysnął się tą beztroską, musiał pamiętać o reszcie rzeczy do zrobienia i pozostałych obowiązków, których nie ubyło.
Sprzątnął bałagan również po śniadaniu, by po treningu nie czekały go żadne porządki.
— Chcesz zostać, czy wychodzimy razem? — zapytał wciągając na siebie koszulkę bez rękawów i dresy. Wyciągnął z szafy sportową torbę do której zapakował ręcznik, owijki, rękawice, butelkę wody i ochraniacz na zęby gdyby zdarzyło mu się wejść na ring. Na nadgarstek naciągnął zwykłą czarną gumkę by związać włosy, które były coraz dłuższe i niemal przy każdym ruchu wpadały mu do oczu. Nie chciał jej wypraszać, mógł jej zostawić klucze i równie dobrze za jakiś czas mogli spotkać się znowu w tym samym miejscu. To byłoby miłe, wracanie do domu ze świadomością, że ona tutaj będzie, że nigdzie nie zniknęła, a to wszystko co mu się przytrafiło nie było wymysłem jego wyobraźni.
Li
Hiee. ♡
OdpowiedzUsuńOnce again, dziękuję za powitanie i docenienie moich upodobań w temacie zwierzaków. :D Na tę chwilę nie dam rady nic więcej przyjąć oprócz zaplanowanych wcześniej wątków, ALE pozostajesz na mojej liście rezerwowej. <3 Będę dawać znać, gdyby coś się zwolniło lub trafiło mi więcej czasu.
Murayama && Electra
— W porządku, postaram się go znowu nie połamać. — obiecał obejmując ją ramieniem w talii, gdy przylgnęła do niego swoim ciałem. Na krótką chwilę schował twarz w jej ciemnych włosach, zaciągając się zapachem włosów i skóry, który ją otaczał. Jego nowy ulubiony zapach. Odwzajemnił lekki, krótki pocałunek ciesząc się tym frywolnym gestem, brakiem skrępowania. Żegnali się rozchodząc do swoich spraw i obowiązków, jakby właśnie w ten sposób codziennie się rozchodzili by po kilku lub kilkunastu godzinach powitać się znacznie głębszym, bardziej stęsknionym pocałunkiem. Mógł się przyzwyczaić do obecności Indii w swoim życiu, o pocałunek na dzień dobry i dobranoc, na ramionach otaczających jego kark. Nie sądził jednak, by kiedykolwiek nastał dzień, w których przestanie patrzeć na nią w ten sam sposób, równie oczarowany i zachwycony co tamtego pamiętnego wieczoru w klubie; nie sądził by mógł przywyknąć do dreszczu przemykającego wzdłuż kręgosłupa, gdy jej ciepła, miękka skórą spotykała się z tą jego, znacznie twardszą znaczoną w wielu miejscach nierównościami i białawymi zgrubieniami, które przykrywały tatuaże. Jej palce przyprawiały go o gęsią skórkę, która wstępowała na ramiona. Każdy jeden dotyk, splecione oddechy, czy pocałunki wyrażały te uczucia które w nich nieśmiało kiełkowały.
OdpowiedzUsuńNie. Nigdy nie przywyknie do ciepła rozlewającego się po jego piersi, gdy tylko jej ciepłe, brązowe tęczówki spoczywają na nim. Tonął w tym spojrzeniu, z każdym dniem coraz bardziej pochłaniany przez nowe, wręcz obce uczucia, które tak chętnie przyjmował rozwierając szeroko ramiona. Z wierzchu mógł wyglądać na twardego faceta i rzeczywiście miał problem z pokazaniem własnych słabości, czy niedociągnięć, jednak w jego wnętrzu krył się ten chłopiec, któremu odebrano tyle lat dzieciństwa i możliwości poznawania. Choć spotkał na swojej drodze wspaniałych ludzi, nie wszystko mogli mu zrekompensować. Za to India sprawiała, że wszystko nabierało na nowo kolorów. Swoich własnych, wyjątkowych barw. I był tym kompletnie oczarowany, choć wciąż z tyłu głowy wisiała obawa, że wykona niewłaściwy gest w jej kierunku, że palnie coś głupiego i niestosownego, że wyjdzie z niego odbicie własnego ojca.
— A ty się nie przemęczaj tymi domowymi obowiązkami. Masz zwolnienie, więc korzystaj z niego. — polecił układając dłonie na jej policzkach. Kreślił kciukami małe, delikatne kółeczka mając realny problem pozostawienia jej w spokoju. Potrzebował jednak zaszyć się na sali treningowej, jedynym miejscu gdzie rzeczywiście bez zbędnych zahamowań mógł dać upust wszystkim swoim emocjom. Potrzebował zacisnąć dłonie w pięści, uderzyć, wymierzyć cios. To była wewnętrzna, nieprzemożona chęć, która towarzyszyła mu od lat, a wolał by jego dłonie spotkały się z workiem treningowym bądź drugim bokserem niż losową osobą. A to przecież zdarzało się kilkakrotnie na przestrzeni lat, w rezultacie kończąc się nieprzyjemnymi konsekwencjami. Dla Liana i jego bliskich. Indię chciał trzymać od tego z daleka, a nie mówienie pewnych spraw traktował jako białe, bezpieczne kłamstwo.
— Do zobaczenia później. Zdzwonimy się. — Przerwał w końcu słodkie pieszczoty odsuwając się od kobiety. Uśmiechnął się do niej lekko i skradł jeszcze jednego, szybkiego całusa nim odwrócił się na pięcie i zmierzył w przeciwległym kierunku.
Li
Lian planował udać się na trening, spędzić tam góra parę godzin, wrócić i ogarnąć się do roboty, a między to wpleść długą rozmowę z Indią, by nacieszyć się przynajmniej jej przyjemnym głosem, które mógł słuchać całymi dniami, zwłaszcza jeśli pobrzmiewa w nim rozbawienie i beztroska.
OdpowiedzUsuńTrening przebiegł lepiej niż zakładał, jego ciało było zmęczone, a wraz ze zmęczeniem przyszło przyjemne, znajome rozluźnienie nie tyle mięśni co myśli kłębiących się pod czaszką. Choć India ostatnim czasem odwracała jego uwagę od… od dosłownie wszystkiego, kumulowało się w nim tak wiele skrajnie różnych emocji i niepewności, że potrzebował to wszystko z siebie wyrzucić, przepracować przy worku treningowym wszystko to co było niejasne, zbyt świeże lub wręcz przeciwnie, od dawna w nim zakorzenione. Nie spodziewał się, że ten z pozoru zwyczajny trening okaże się dla niego tym przełomowym. Mike Bout był szeroko znanym, byłym bokserem, który teraz zajmował się prowadzeniem młodych zawodników otwierając kilka lat temu własny klub. Samo poznanie jego osoby wywarło na Lianie ogromne wrażenie.
Jesteśmy zainteresowani podjęciem współpracy.
Te zdanie długo odbijało się echem w jego głowie. Po długiej rozmowie nastały kolejne pracowite dni, pomiary, pierwszy sparing, by sprawdzić jego umiejętności, braki i wszelkie niedociągnięcia w technice. Choć menedżer miał okazję widzieć go w akcji, co innego było móc obejrzeć go poza walkami laików gdzie musiał przestrzegać zasad, pamiętać o punktach i wielu, wielu innych rzeczach. Był tak zaaferowany zamieszaniem, które wywołała nagła zmiana, że spędzał niemal każdą wolną chwilę w klubie, skupiając się na treningach i marzeniu, które nigdy wcześniej nie stało się tak wyraźne i bliskie spełnienia jak w tej chwili. A gdy wreszcie wracał do domu był tak zmęczony, że po krótkiej wiadomości padał do łóżka nie będąc w stanie zaangażować się w rozmowę z Indią. Był na siebie zły, że zaniedbał ją w tym tygodniu i planował jej to wszystko wynagrodzić. Chciał również z nią jako z pierwszą podzielić się dobrą wiadomością dotyczącą rewelacji, które wydarzyły się w przeciągu tygodnia. Wciąż była stałym elementem w jego myślach i gdy zasypiał samemu w łóżku i sam się w nim budził, była ostatnią i pierwszą o której myślał.
Gdy wszystko było już pewne i potwierdzone postanowił późnym popołudniem pojechać do kobiety i zrobić jej niespodziankę. Kupił nawet szampana, kierując się radami sprzedawczyni w sklepie bo kompletnie nie znał się na alkoholu i dodatkowo wziął na wynos żarcie z tej meksykańskiej knajpy, z której zamawiała ostatnim razem. Zdawał sobie sprawę, że było to turbo spontaniczne z jego strony i równie dobrze India mogła mieć plany, ale był w stanie zaryzykować siedzeniem pod drzwiami.
W końcu stanął pod odpowiednim apartamentowcem naciskając odpowiedni numer na domofonie.Chciał ją przeprosić, spędzić z nią miłe chwile i wszystko wyjaśnić.
Li
Nie był szczególnie zaskoczony tym, że nie zastał Indii w domu. Wpadł bez żadnej zapowiedzi, nie odzywając się za wiele w tym tygodniu. Nie wiedział, więc czy i jakie ma plany w nadchodzących dniach. Nie miał jednak zamiaru się stąd ruszać nawet jeśli miałby przesiedzieć pod drzwiami pół nocy, choć poczuł nieprzyjemny ucisk w sercu na samą myśl, że mogła być gdzieś na mieście, bez niego. Piękna, pociągająca, sama. Każdy zwróciłby na nią uwagę, Indii nie dało się pominąć. Przyciągała uwagę, na pewno nie był jedyną osoba, którą mogłaby skusić swoim wdziękiem i urokiem, tak jak skusiła jego tamtego pamiętnego wieczoru w klubie, gdy nie mógł oderwać od niej wzroku, nie mógł się oprzeć i rzucił wszystko w cholerę byleby tylko ją mieć.
OdpowiedzUsuńI miał.
A teraz siedział pod drzwiami ze stygnącym żarciem w pudełkach czując, że być może to była jego wina i nie powinien tak bardzo skupiać się na sobie. Z drugiej zaś strony tak długo czekał na tego typu szansę, że nie potrafił nie być na skinienie trenera i menadżera, spędzając długie godziny na sali treningowej.
Westchnął ciężko zerkając na telefon jakby dzięki temu mógł doznać jakiegoś olśnienia.
Poderwał wzrok do góry, gdy usłyszał swoje imię. Uśmiechnął się szeroko na widok Indii i zerwał się momentalnie na równe nogi. Niemal od razu spostrzegł ślady po roztartym tuszu do rzęs. Zmarszczył nieco brwi. W jego głowie od razu zapaliła się czerwona lampka, a serce zabiło niespokojnie na samą myśl, że coś mogło się stać.
— Wszystko w porządku? Płakałaś? — zapytał zapominając o trzymanym szampanie i torbie z jedzeniem. Przysunął się do niej ujmując jej twarz w dłonie ignorując fakt, że stoją pod mieszkaniem i każdy mógł ich zobaczyć. Jego na pewno widziało kilka osób, które kręciły się po apartamentowcu. Pogłaskał ją po policzku przyglądając się uważniej jakby chciał się upewnić, że wszystko z nią w porządku, że nic się jej nie stało. Gdyby nie fakt, że zmartwił go widok smugi tuszu wokół oczu, stwierdziłby jak pięknie wyglądała. Delikatny makijaż podkreślał jej walory, ciało prezentowało się jak zawsze niesamowicie, a pofalowane włosy dodawały zadziornego charakteru. Była niedorzecznie piękna.
teraz mając ją tuż przy sobie, czując pod palcami ciepło jej policzków, zrozumiał jak bardzo za nią tęsknił, jak źle mu się spało, jak nie chciało mu się wstawać rano, gdy India nie krzątała się po jego mieszkaniu. Tęsknił za jej obecnością, dotykiem, pocałunkami, które uwielbiał skradać i beztroskim śmiechem, który był muzyką dla jego uszu. A teraz stała przed nim bez uśmiechu zdobiącego twarz.
— Wybacz, że bez zapowiedzi. Chciałem ci zrobić niespodziankę. — przyznał, odpowiadając w końcu na jej pytanie. Czy to było tak dziwne, że tu był, że przyszedł? Czy… czy może go wcale tutaj nie chciała? — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. — dodał ciszej, z mniejszą pewnością i nutą obaw czających się w głosie.
Li
Na dach jeszcze będą mieli okazję się dostać. Gabriel uznał, że przyda im się chwila wytchnienia. Przyjęcie było wybitnie nudne, a tak mogli się wyciszyć i pomyśleć co właściwie robić dalej. Opcji mieli sporo. Byli w końcu w Nowym Jorku – mieście, które nigdy nie zasypia i zawsze coś się dzieje. Wystarczyło, że zadzwoniłby po kierowcę i podał adres, a w przeciągu kilku minut siedzieliby w aucie jadąc w nieznane. Na niektórych takie miejsca robiły wrażenie. Obecnie nie chodziło mu o to, aby wzbudzić w dziewczynie zainteresowanie czy czekać na to, aż zacznie piszczeć widząc elegancko urządzony pokój hotelowy.
OdpowiedzUsuń— Szarmancki jestem tylko na pokaz — zaśmiał się. Tak go wychowano. Miał się zachowywać, zawsze ładnie uśmiechać i wiedzieć, co powiedzieć w danej chwili. Ludzie go za to chwalili, kobiety uważały, że jest dżentelmenem i takiego mieć to istny skarb. — Tak jest mój. Ojciec zawsze się upiera, aby jeden apartament został dla mnie wolny. W razie różnych sytuacji. I lubię tu czasami przesiadywać. Ładny jest stąd widok, a jacuzzi to fajny dodatek — odpowiedział. Gdyby miał coś do gadania to urządziłby to miejsce zupełnie inaczej. Przepych nie do końca do niego przemawiał, ale pokoje miały do siebie pasować i wszystko miało być w takim samym stylu. Rzadko tu przebywał, ale kiedy zabalował za bardzo na mieście lub nie miał ochoty wracać do siebie zawsze mógł się tu pojawić. Jednak były pewne bonusy z posiadania bogatego starego, który mimo jego przekrętów na swój pokręcony sposób o niego dbał.
— I jak, masz na oku już jakiegoś bogatego nowojorczyka chętnego iść przed ołtarz? — zapytał. Lorenzo zapewne też by się ucieszył, gdyby Gabriel przyprowadził do domu porządną dziewczynę, z którą ułożyłby swoje życie. Był niby w takim wieku, kiedy jeszcze nie musiał bawić się w zakładanie rodziny, a jednocześnie był dostatecznie dorosły, aby sobie kogoś poszukać. Niekoniecznie spieszyło mu się do tego, aby się ustatkować. Życie singla mu całkiem odpowiadało.
Otworzył szafkę pod barkiem z której wyciągnął dwa kieliszki. Mogli niby pić prosto z butelki, ale może trzeba było zachować pozory i udawać przynajmniej tutaj, że zabrali ze sobą resztę klasy.
— Można tak powiedzieć. Ojciec chce, abym kiedyś przejął jego stanowisko. Nigdy tego nie chciałem, w zasadzie dalej nie chcę, ale nie podoba mi się też myśl, że hotelami mogłaby zarządzać osoba zewnątrz. To rodzinny biznes i tak powinno zostać — odpowiedział. Jeszcze rok temu machnąłby na to wszystko ręką. Nie chciał mieć nic wspólnego z ojcem i jego hotelami. Niewiele się teraz zmieniło, ale myśląc na trzeźwo zaczął zdawać sobie sprawę, że porzucenie tego byłoby sporym błędem. To może nie były łatwe pieniądze, ale zawsze łatwiej było przejąć coś gotowego niż zaczynać od zera. — Ale dopóki ojciec i dziadek są w dobry stanie ja się tylko przyglądam z boku. Trochę tatuuję i od czasu do czasu pojawiam się na ważnych spotkaniach czy przyjęciach takich, jak to — dodał.
Podał kieliszek wypełniony szampanem brunetce. Miło było oderwać się od nudnego towarzystwa.
— Nie powinnaś być raczej w szpitalu i ratować życia? Co właściwie tam robisz? — spytał zwyczajnie zaciekawiony. Raczej nie spotykał lekarzy. Większość jego starych znajomych miała podobne życie do jego i nikomu nie spieszyło się jakoś specjalnie do tego, aby spędzić kilkanaście lat życia na nauce.
Gabs
Czekał na jakąś reakcję, wcale przy tym nie myśląc, że się zbłaźniła. Wypadki chodziły po ludziach i różne rzeczy się zdarzały. Fabian był po prostu wdzięczny, że nie została z niej krwawa miazga. Zdecydowanie takich widoków w swoim życiu nie potrzebował ani tym bardziej nie chciał. Wciąż zaskakiwało go, jak bardzo nieczuli ludzie w tym mieście byli. Było tyle gapiów, ale nikt nie podszedł upewnić się czy wszystko jest w porządku. Tak szybko, jak sytuacja została w miarę opanowana tak szybko wrócili do swoich zajęć i zapomnieli pewnie o tym wydarzeniu w przeciągu kilku chwil.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się lekko, kiedy się odezwała.
— Przedstawiłem się. Fabian i pytałem się czy może nie chciałabyś wody. Obok jest sklep i mogę się przejść — powtórzył. W każdej innej sytuacji poczułby namiastkę irytacji, że musi się powtarzać, ale to było dość wyjątkowe i nietypowe zdarzenie. Nie sądził, że tak jego dzień się potoczy. Wyszedł tylko pobiegać, a siedział obecnie na schodach z Indią, która prawie wpadła pod koła rozpędzonego pojazdu i zastanawiał się, jak może jej pomóc. — Albo mogę zaproponować kawę. Jeśli masz ochotę, ale chyba powinnaś coś wypić zanim puszczę cię dalej w świat. Samochody i autobusy nie są zbyt chętne do tego, aby przepuszczać nawet ludzi po ciężkiej nocy — zażartował. Przechodzenie w tym mieście na drugą stronę ulicy było jednym wielkim nieporozumieniem. Chwilami miał wrażenie, że kierowcy nie reagują nawet na czerwone światło i jeżdżą tak, jak im się podoba.
— To niedaleko stąd, ale wciąż uważam, że zanim ruszysz dalej powinnaś coś wypić — stwierdził. Widząc, jak się podnosi sam zrobił to samo. Po prostu złapał dziewczynę za ręce, aby pomóc jej wstać. — Och, daj spokój. Prawie cię rozjechał autobus. To nie do końca zawracanie głowy, a gdybym chciał… cóż, nie byłoby mnie tu już dawno i odszedłbym z całą resztą gapiów. — zauważył słusznie. Mógł iść, jasne. Nawet nie chciał jej odprowadzać do mieszkania, bo mogło wyglądać podejrzanie. Był jednak typem osoby, która lubi pomagać innym. Miał to może nie tyle co we krwi, bo raczej po biologicznych rodzicach zbyt dobrego nie dostał, ale rodzina Cavallaro zawsze dbała o wszystkich i Fabian nie mógł odejść wiedząc, że mógł zrobić coś więcej.
— To jak, kawa?
Fabian
— W porządku. — odpowiedział nieco uspokojony jej odpowiedzią o smutnym filmie. Wspominała coś o wspólnym wyjściu, ale nie miał w tedy dla niej dostatecznie dużo czasu, a gdy wracał do domu padał na twarz. Teraz jednak chciał jej to wszystko wynagrodzić, wyjaśnić skąd ta cisza i ile zmian tak naprawdę może nastąpić w jego życiu, bo treningi miały stać się sposobem na życie i zarabianie pieniędzy, a nie weekendowym hobby, które pozwalało mu zapanować nad emocjami.
OdpowiedzUsuń— Daj spokój, mógłbym posiedzieć jeszcze dłużej. — odparł wzruszając ramionami. Gdyby było trzeba siedziałby pod drzwiami całą noc czekając, aż India wróciłaby do domu, ale nie chciał teraz na głos się przyznawać, by w jej głowie nie powstał obraz młodego zdesperowanego chłopaka, który się do niej przyczepić i od teraz nie da jej złapać oddechu.
— Chętnie. — zgodził się na jej zaproszenie, choć poniekąd na to liczył zjawiając się tutaj.
Gdy otworzyła drzwi puścił ją przodem chwilę wpatrując się w plecy. Coś było nie tak i miał wrażenie, że to on namieszał i powinien to teraz odkręcić. Być może po intensywnym początku, tydzień gdy nie mógł poświęcić jej dostatecznie dużo uwagi mogła odebrać opacznie, ale nie taki był jego zamiar. Chciał, aby mu ufała, była pewna, że cokolwiek się nie dzieje jest obok. Gdyby tylko napisała, że go potrzebuje, że wydarzyło się coś znaczącego, rzuciłby swoją karierę w cholerę i pognał do niej, później odkręcając bałagan którego narobił.
Odstawił przestygnięte jedzenie w kuchni. Zapadła między nimi niewygodna cisza, ale czuł, że to on powinien zacząć. Dłuższą chwilę przyglądał się Indii wodząc za nią spojrzeniem, dobierając odpowiednie słowa w głowie.
— Przepraszam, że nie miałem dostatecznie dużo czasu dla ciebie w tym tygodniu. — zaczął. — Ale wydarzyło się tak wiele rzeczy, którymi dopiero teraz mogę się pochwalić. Gdybym spotkał się z tobą wszystko bym ci wyśpiewał i pewnie zapeszyłbym. — Był tego pewien, był szczęśliwy, że spotkało go ogromne szczęści i możliwość rozwoju w sporcie, który kochał całym sercem. Jednak dopiero teraz wszystko stawało się pewniejsze, a on związał się umową z klubem.
— Będę walczył zawodowo. — wypalił w końcu. Wziął głębszy oddech i podszedł do niej ujmując jej drobne dłonie w swoje. Uśmiechnął się nieznacznie, ciepło, przepraszająco. Nie chciał by była smutna, by to on był powodem jej niepokoju. Chciał... chciał brnąć w ich świeżą relację jeszcze głębiej, zobaczyć dokąd ich to doprowadzi. Chciał z nią być, spoglądać w jednym kierunku, budować wspólną rzeczywistość.
Był nią zauroczony, zakochany w jej porannym uśmiechu, w dźwięku jej głosu, w pocałunkach, którymi go obdarowywała. W dotyku dłoni i subtelnym muskaniu palców. Był zakochany w Indii, która jest lekarzem, Indii która wylała mu kawę, w całej Indii, w każdym kawałku jej charakteru i pięknym ciele.
Li
Przez chwilę wstrzymywał oddech, w oczekiwaniu na jej reakcję. Zdawała mu się w tej chwili odległa, pełna dystansu, którego nie rozumiał. Wiedział, że nie powinien znikać na cały tydzień, ale rzeczywiście nawiązanie współpracy z klubem wiązało się z masą papierkowej roboty, a w dodatku musiał pokazać się z jak najlepszej strony.
OdpowiedzUsuńOdetchnął z ulgą, gdy jej drobne ciało znalazło się tuż przy nim, gdy poczuł znajome ciepło i błogi spokój, który go ogarnął. Objął ją ramionami i przytulił chowając na moment twarz w jej włosach. Zaciągnął się przyjemnym zapachem szamponu mieszającym się z zapachem perfum. Pachniała znajomo, bezpiecznie niczym dom. Bardzo szybko wtargnęła do jego świata stając w samym jego centrum. Nie wiedział jak jej się to udało, ale był wdzięczny losowi, że spotkał kogoś takiego, kogoś kto chciał go w swoim życiu. India była jego wszystkim, kawałkiem szczęścia, w które ciężko było mu uwierzyć.
— Przepraszam, że nie powiedziałem wcześniej, ale nie mogłem póki wszystko nie było podpisane i dopięte na ostatni guzik. — wyjaśnił. Nie chciał zapeszyć, chwalić się czymś co nie było do końca pewne. Zresztą takie otrzymał wytyczne, co miało zabezpieczyć dodatkowo wizerunek klubu, gdyby jednak do podpisania umowy nie doszło. Nie wiedział też jak lekarka zareaguje na takie wiadomości, to że hobbystycznie chodził na treningi i niekiedy walczył, było tylko jego pasją, czymś co porywało go raz na jakiś czas, czymś co ostatecznie nie było wielce groźne. Jednak teraz boks, treningi i zawody miały stanąć na pierwszym miejscu na liście jego priorytetów. Miał się poświęcić, swój wolny czas i swoją energię. Zdawał sobie sprawę ile wyrzeczeń może kosztować zawodowstwo, był na to gotowy, ale nie wiedział co na to India, z którą tak naprawdę zaczynali wspólną drogę. Nie będzie w stanie poświęcać jej każdej wolnej chwili, niekiedy będzie zbyt zmęczony i poobijany, by gdziekolwiek z nią pójść, by dać jej należytą porcję uwagi, czułości. Czasem będzie sfrustrowany, wściekły i rozczarowany. Nikt od razu nie stawał się mistrzem, nikt nie zgarniał tylko wygranych. Obawiał się tego, ale wiedział, że ani z jednego, ani z drugiego nie jest w stanie zrezygnować. Nie chciał jednak, by kiedykolwiek jego praca… on był powodem jej smutku. Nie chciał jej nigdy niczym skrzywdzić.
— Naprawdę? — dopytał odsuwając się.
Uśmiechnął się lekko przyglądając się jej uważnie, doszukując na twarzy grymasu wątpliwości, początkowego dystansu. Wcale by się nie zdziwił gdyby teraz z jej ust padły słowa pełne wątpliwości, słowa odsyłające go z kwitkiem.
— Postaram się zachować w tym wszystkim zdrowy balans, ale to będzie kosztowało sporo wyrzeczeń i jeszcze więcej czasu. Chcę żebyś była tego świadoma. — przyznał z lekką obawą. Bał się, że teraz może mu pogratulować, a po dłuższym namyśle stwierdzi, że związek z kimś takim nie jest dla niej, że nie tego oczekuje od życia i mężczyzny, z którym ma je dzielić. Wciąż uważał, że nie ma wiele do zaoferowania drugiej osobie, a zwłaszcza komuś takiemu jak India, która miała wszystko na wyciągnięcie ręki, a cały świat stał przed nią otworem. Mogła mieć każdego faceta, a wybrała go jego. A przynajmniej do tej pory tak był.
— Nie będę miał nic przeciwko jeśli… jeśli stwierdzisz, że… — zacisnął usta w wąską linijkę, by zaraz wciąż głębszy oddech. — Znam sporo osób, których partnerki nie wytrzymują z nimi zbyt długo. — dodał bez większego przekonania. Nie chciał, by ich to spotkało, by ich drogi tak szybko się rozeszły. Przesunął dłonie z ramion Indii na jej policzki. Spojrzał w ciemne tęczówki doszukując się w nich własnych lęków.
— Zakochałem się w tobie. — przyznał cicho, ale z całą pewnością jaką miał co do tego stwierdzenia. — Wiem, że to wcześnie, nie oczekuję, że powiesz to samo, więc nie czuj się zobowiązana, ale… chcę żebyś to wiedziała. — wyjawił z delikatnym uśmiechem. Kochał ją, każda komórka jego ciała lgnęła do niej. Myślał o niej przez większą część czasu, a gdy była blisko zapominał o calutkim świecie, który go otaczał. Była jego bezpieczną przystanią.
Li
Wpatrywał się w jej twarz nie kryjąc zaskoczenia. Oczy szeroko otwarte, niepewne. Usta delikatnie rozchylone, zamykające się raz za razem, gdy szukał odpowiednich słów i próbował przepracować wyznanie, którym się podzieliła, uczucia które wspólnie dzielili. Nie oczekiwał, nie wymagał, a tym bardziej nie spodziewał się, że India może odwzajemniać jego uczucia. Zdawał sobie sprawę, że kilka tygodni było krótkim czasem, by człowiek mógł stwierdzić, że kogoś kocha. Jednak czuł w głębi serca, że to jest coś więcej niż jedynie przelotne zauroczenie. Odkąd tylko wpadli na siebie w klubie, nie potrafił oderwać od niej swojego spojrzenia. Szukał jej towarzystwa, dotyku. Myślał o niej w pracy, czy w wolnej chwili. Wywoływała w nim zbyt wiele emocji, by mógł nazwać to inaczej niż zakochaniem. Był o nią zazdrosny, czył się przy niej dobrze, bezpiecznie. Czuł się doceniony, zauważony, choć wciąż było dla niego zagwozdką co taka kobieta jak India w nim widzi.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się nagle wypuszczając z płuc powietrze, które cały czas wstrzymywał, jakby czekał, aż nagle brunetka roześmieje się i powie, że to żart. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a on czuł jak kamień spada mu z serca, jak jej słowa i piękny uśmiech zdejmują z jego ramion niewidzialny ciężar.
— Kocham cię. — powtórzył głośniej i wyraźniej. Szczęśliwy. Jego oczy błyszczały radośnie, gdy sięgnął po jej usta i skradł niezwykle czuły, ale i namiętny pocałunek. Pełen uczuć, którymi się obdarzyli. Przelewał w nim to wszystko co w nim szalało, pożądanie, które odebrało mu rozum, szczęście, które mu dawała. Nigdy w życiu nie czuł się w ten sposób, nigdy nie czuł tak nieopisanej radości. Miłości w czystej postaci.
Niegdyś nie sądził, by był jej wart. Nigdy jej nie otrzymywał i bardzo późno poznał ciepłe uczucia jakimi powinni darzyć się bliscy sobie ludzie. Dorastał w przekonaniu, że nie jest dość dobry, że nikt nigdy go nie doceni za to jaki jest. Przerażało go to i choć usilnie walczył ze swoim brakiem pewności siebie na tym polu, wielokrotnie przegrywał z posępnymi myślami. Aż nagle pojawiła się India, która rozwiała ciemne chmury.
Poczuł, że oczy zaczynają mu się szklić, gdy obraz stał się nieco rozmazany i niewyraźny. Zaśmiał się nieco zażenowany sobą i brakiem jakiegokolwiek opanowania. Wciąż ujmując jej twarz w dłonie odwrócił wzrok i zwiesił nieco głowę, by nie mogła dojrzeć jego wilgotnych oczu. Nie mógł jednak nad tym zapanować, gdy w jego głowie rozbrzmiewały te dwa słowa kocham cię mierzące się z tymi wszystkimi wspomnieniami, gdy słyszał same przeciwieństwa tych słów.
— Jestem żałosny. — zaśmiał się wyśmiewając samego siebie. Pokręcił głową i z lekkim, ciepłym uśmiechem podniósł na nią wzrok. — Wybacz, beczę jak dzieciak. — dodał wycierając wierzchem dłoni wilgotne powieki. — Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to od ciebie usłyszę. — przyznał.
Li
Wpatrywał się w jej twarz słuchając stanowczych słów, widząc pewność wstępującą na jej twarz, upór z którym starała się go utwierdzić, że nie jest żałosny w jej odczuciu.
OdpowiedzUsuńKąciki jego ust drgnęły unosząc się w uśmiechu, gdy przylgnęła do niego zamykając w żelaznym uścisku. Schował twarz w jej włosy, zaciągając się przyjemnym zapachem, który się na nich utrzymywał. Kolejne kocham cię wywołało fale ciepła rozchodząca się po jego wnętrzu. To wszystko zdawało się tak na miejscu, tak właściwe. Upewniała go w tym, że znajduje się przy odpowiedniej osobie. Cieszył się, że znalazł Indię teraz, nie wcześniej, gdy zdecydowanie nie byłby gotowy zaakceptować jej uczuć, podważając je na każdym kroku w próbie udowodnienia jej, że to nie ma racji bytu, że na pewno nie chodzi jej o niego, że nie jest wart jej uczuć, czy uwagi. Gdyby poznali się kilka lat wcześniej, gdy nie był aż tak pogodzony z tym wszystkim co wydarzyło się w jego życiu, z pewnością ich relacja skończyłaby się znacznie wcześniej, jak nie na etapie przygodnego spotkania w klubie.
— Przepraszam, że nie odzywałem się częściej. — odpowiedział głaszcząc ją po plecach, rozkoszując się bliskością jej drobnego ciała tuż przy sobie. Nie chciał mieć przed nią żadnych tajemnic, nie miał nic do ukrycia i wolał pokazać jej siebie z każdej strony, wpuścić ją do każdego aspektu swojego życia. I chciał żeby zrobiła to samo z nim. Jego chwilowe zniknięcie nie wiązało się przecież z tym, że miał jej dość. Tak naprawdę to mu pokazało ile znaczy dla niego wspólnie spędzony czas i jak mocno mu go brakowało. Jej głosu, śmiechu, zapachu i widoku Indii kręcącej się rano w kuchni, czy smacznie śpiącej obok niego, z błogim wyrazem twarzy i włosami rozsypanymi po poduszce. Oboje jednak dużo pracowali i choć był gotów rzucić dla niej wszystko w cholerę, bo przecież zawsze mógłby zacząć od nowa, a India jest jedna jedyna i jej nie mógł wypuść z rąk, tak liczył, że na tej zawodowej płaszczyźnie będą dla siebie wyrozumiali. Rozumiał, że szpital i praca w nim są dla niej istotne tak samo jak dla niego boks.
— Gdzie byłaś? — zapytał nieco się odsuwając od brunetki, by przyjrzeć się jej z zaciekawieniem malującym się w ciemnych tęczówkach. — Zapytałbym, czy jesteś głodna, ale jedzenie pewnie całe wystygło i nie wiem, czy będzie jeszcze dobre. — dodał bez przekonania. Może i nie spędził pod drzwiami jej apartamentu całej nocy, to jednak papierowe opakowania wiecznie temperatury nie trzymały.
Li
Skinął jedynie krótko głową na jej zapewnienie. Uważał inaczej, miał za co, mógł z nią porozmawiać, dać tą pewność, że nic takiego się nie dzieje, że to tylko jego zajęcia wymagają od niego poświęcenia im więcej czasu, bo nawet nie mógł tego nazwać pełnowymiarową pracą, a raczej gonieniem marzeń, które miał nadzieję, że teraz będą miały szansę się spełnić. Potrzebował tego, by udowodnić własną wartość przed sobą i innymi.
OdpowiedzUsuń— Następnym razem obejrzymy razem. — obiecał pogodnie i lekko zaśmiał się na jej żartobliwe streszczenie filmu, który widziała. — Jakbyś nie zauważyła, całkiem lubię romanse… chociaż mam zdecydowaną słabość do jednego. — zaznaczył wodząc za nią spojrzeniem po kuchni, gdy zabrała się za odgrzanie kupionego jedzenia. Wyglądała bardzo ładnie… zawsze wygląda dobrze, ale dziś nie odejmował jej nawet nieco rozmazany wokół oczu tusz, chociaż Lian i tak łapał się na myśli, że podoba mu się w każdym swoim wydaniu, niezależnie, czy jest po ciężkim dyżurze z podkrążonymi oczami i związanymi włosami, czy właśnie ma na sobie makijaż i najlepszą kieckę. Pociągała go zawsze, a podobała pod tyloma względami, że wygląd nie był najistotniejszym czynnikiem, który zawrócił mu w głowie i zatrzymał blisko niej.
Przyglądał się jak wyciąga z piekarnika całą jego niepotrzebną zawartość, lekko unosząc brwi na ilość rzeczy, którą tam miała. Lian nie był najlepszym kucharzem, jego zdolności sprowadzały się do kilku podstawowych dań. Nie miał motywacji, by dal samego siebie polepszyć swoje kulinarne umiejętności, choć może teraz nie głupią niespodzianką byłoby zaskoczenie Indii w ten sposób. Chociaż dalej samego siebie karmił tak, by zabierało mu to jak najmniej czasu i kosztowało jak najmniej wysiłku. India jednak nie była kimś komu chciał podawać gotowe żarcie z paczki.
— Uratowani! — odpowiedział z entuzjazmem. — Pamiętałem, ale też ciężko zapomnieć dobre jedzenie. — przyznał z uśmiechem. Miał wrażenie, że przy Jones cieszy się jak idiota, a jego usta non stop wyginają się w uśmiechu. Obojętnie co mówiła, czy co robiła. Nawet to, że mógł tutaj stać, być kompletnie bezużytecznym, ale przypatrując się brunetce, sprawiało mu dużo przyjemności. Ot, widok do którego mógłby przywyknąć, a i tak wzbudzałby w nim te same emocje.
— A na szampana masz ochotę? — zapytał wyciągając rękę po butelkę. — Jest dobry. — zapewnił, może i jego kieszeń nie pozwalała na kupowanie alkoholu z najwyższej półki, ale jako barman, który miał staż w różnego typu miejscach, znał nie za drogie, ale smaczne zamienniki, które bez obaw było można podsunąć najbardziej wybrednym klientom. Sam może i nie był największym fanem bąbelków, czy wina generalnie, ale raz na jakiś czas, przy lepszej okazji nie zaszkodziło się napić.
Li
[Dziękuję za powitanie <3 Przybywam porwać się na wątek. Z racji pozycji Indii, jej rodzina mogła często bywać u Grimaldich na salonach, więc może mogliby znać się od lat? Pytanie, czy byliby dla siebie wsparciem, czy wręcz przeciwnie, darli koty, a teraz wpadli na siebie w NYC :D]
OdpowiedzUsuńksięciunio
Lian oparł się biodrem o rant kuchennej wyspy. Obserwował Indię z majączącym na twarzy uśmiechem. Lekkim, pozbawionym nerwowości, która towarzyszyła im jeszcze kilka chwil temu. Kąciki unosiły się nieco wyżej, gdy z ust lekarki wydobywały się drobne, pocieszne przekleństwa, gdy coś wymsknęło jej się z rąk lub, gdy pospiesznie starała się zetrzeć resztki z blatu, a on w między czasie udawał, że kompletnie niczego nie dostrzega, byleby nie czuła się w żaden sposób skrępowana.
OdpowiedzUsuńJego wzrok leniwie przesuwał się po przestronnym wnętrzu, choć bardzo szybko wracał do niej, do jego dziewczyny. Sama ta myśl przyjemnie ściskała go za żołądek, wyobrażenie, że będzie mógł na głos nazywać ją w ten sposób, z dumą i zadowoleniem, choć nie czuł by pasował do tej eleganckiej przestrzeni. Tym bardziej nie rozumiał, czym sobie zasłużył na to, by ktoś taki jak India Jones zagościła w jego życiu, z perspektywą zostania w nim na o wiele dłużej niż by śmiał zakładać z samego początku ich znajomości. Jednak obojętnie jak bardzo nierealne mu się to zdawało, jak bardzo czuł się jakby śnił na jawie, potrafił wybiec myślami w przód, wyobrazić sobie wspólne wieczory, pościel przesiąkniętą jej zapachem, dom wypełniony jej obecnością, drobiazgami, które wniosła razem ze sobą.
— Gdzie trzymasz kieliszki? — zapytał poruszając się w stronę rzędu szafek.
Roześmiał się lekko w odpowiedzi na wspólne kulinarne podróże.
— Mmm chyba do każdej będę miał sentyment, ale rzeczywiście, szpitalna stołówka pozytywnie zaskoczyła. — odparł podchodząc bliżej. Oplótł ramiona wokół jej zgrabnej sylwetki składając kilka drobnych pocałunków wzdłuż szyi oraz karku. — I liczę na więcej, Pani Jones. — dodała przesuwając nosem po jej gładkim policzku, nim cofnął się, by sięgnąć po szkło i korkociąg ze wskazanego miejsca.
Zabrał się za otwieranie butelki z szampanem, gdy poczuł wibrację telefonu w tylnej kieszeni jeansów, po który sięgnął. Odblokował go i wszedł w grupowy czat, który mieli z kumplami, który zwykle służył do dzielenia się mało zmyślnymi żartami. Najpierw, bez większego zainteresowania przesunął wzrokiem po linku prowadzącym do posta Plotkary, którą do pamiętnych urodzin, nieszczególnie śledził. Teraz niekiedy zaglądał na jej stronę, choć zwykle kończyło się to tylko pokręceniem głowy na głupoty, których się tam doczytywał. Jednak screen zdjęcia i kilku zdań przykuło jego uwagę na tyle, by jednak wejść na bloga. Jak zawsze Plotkara rzucała ogólnikami, ale chcąc nie chcąc podsuwała swoim czytelnikom dwuznaczne insynuacje.
— Zobacz to. — mruknął podsuwając telefon w stronę Indii, zaraz odkorkowując z hukiem butelkę. Skupił się na idealnie równym rozlaniu alkoholu do wysokich kieliszków, kątem oka zerkając w kierunku Indii, niby to bez większego przejęcia, niby to ciekawy jej reakcji.
Li