HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
It Girl
Hey, Upper East Siders, Gossip Girl here. And I have the biggest news ever. One of my many sources, Melanie91, sends us this: "Spotted at Grand Central, bags in hand, S." Was it only a year ago our It Girl mysteriously disappeared for, quote, "boarding school"? And just as suddenly, she's back. Don't believe me? See for yourselves. Lucky for us, Melanie91 sent proof. Thanks for the photo, Mel.

You can't hide from me.
xoxo

I don't trust any of these bitches I'm with

Loving me is all you need to feel
Cornelia Watson

21 latka; urodzona 21.05.2002 w Nowym Jorku ⇾ Influencerka i założycielka marki odzieżowej Très.ChicInstagram 
Nienawidzisz jej. Nienawidzisz jej, ale nadal obserwujesz jej konto na Instagramie, które właśnie przekroczyło magiczne cztery i pół miliona. Każdego dnia oglądasz instastories i patrzysz z zazdrością na widok z jej nowego mieszkania na Upper East Side, które zafundował jej tatuś. Patrzysz na wegańskie śniadania, brunche i kolacje, które jada tylko w najlepszych restauracjach lub zamawia prosto do domu, ktoś taki jak ona przecież nie gotuje. Patrzysz jak pokazuje najnowsze prezenty od najpopularniejszych domów mody, o których ty jedynie możesz pomarzyć. Znów patrzysz, jak chwali się  nowym, drogim pieskiem, którego dostała od przyjaciółki, a o którym za parę tygodni będzie cicho i nikt go więcej nie zobaczy. Bawi się w gronie najpopularniejszych gwiazd w  drogich klubach, w tych, gdzie zakazują wnoszenia telefonów i gdzie bez obaw o swoją reputację mogą robić to, co im się żywnie podoba. Podróżuje po świecie za pieniądze ojca i matki, nie przejmuje się jutrem, bo te za zagwarantowane. Imprezuje w towarzystwie modelek, podobno tydzień przed ślubem Justina była z nim widziana w Santa Monica i dlatego Hailey Baldwin wywaliła ją z obserwacji, podobno. Cieszysz się jak dziecko, gdy wybucha kolejna, nieznacząca wiele drama z jej udziałem i tylko czekasz na jej potknięcie, ale nie wiesz, że po swojej stronie ma ludzi, którzy są w stanie zamieść wszystko pod dywan, a zdjęcie na którym wciągała kreskę to był tylko Photoshop, przecież ci udowodnili.
Hej!
Zatęskniłam za nowojorskimi ploteczkami z Upper East i postanowiłam do was wrócić. Zapraszam do wątków z Cornelią. Przyjmiemy tak właściwie wszystko i wszystkich. :) Wpakujmy się razem w kłopoty! W tytule Raye Escapism, w karcie Lana Del Rey, a na wizerunku Madelyn Cline.
I buziaczek do white chocolate za powierzenie mi roli siostrzyczki💋
bysiaa44@gmail.com

122 komentarze:

  1. [ Hej hej! Miło widzieć znajome twarze powracające do nas :D
    A ta Pani choć śliczna i wygląda niewinnie to z karty wynika, że niezłe z niej ziółko... I piękny Instagram to wisienka na torcie 😍
    Bawcie się dobrze i w razie chęci zapraszamy! ]

    Laurent / Theodore / Jackson

    OdpowiedzUsuń
  2. [Materialistka, dumna, próżna…no wprost idealnie tu pasuje :D co tu wiele mówić, bardzo fajna postać, z którą mam nadzieję nie będziesz się nudzić! Miło widzieć, że postanowiłaś tutaj wrócić :) dużo weny i dobrej zabawy, no i jeśli masz ochotę, to zapraszam :D]

    Min Ari & Ahn Sunghoon

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jak miło cię widzieć z powrotem! Ostatnio coś nam się urwało niestety, ale chętnie bym to nadrobiła, o ile ty również miałabyś chęć :D tak czytam sobie jej kartę (swoją drogą niezła sucz, kocham) i nawet miałabym pomysł 😈 Zainteresowana? <3]

    Jake Miller

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba z Octavia potrzebujemy w swoim życiu takiej małej diablicy. Hej, chcesz się przyjaźnić?
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ale zepsuta, okrutna materialistka… kocham ją! A już szczególnie za tę Bieber-Baldwin situation. Myśle, ze jak ona taka niedobra, to na pewno by się z Seojunem dogadała, zwłaszcza, ze imprezuje w towarzystwie modelek… Może modeli tez? :D]

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz rację - nienawidzimy jej. Tak mocno, że chcemy wiedzieć, co się u niej dzieje. Z kim się zadaje i kogo ona sama nienawidzi. Tak bardzo, że chcemy odebrać jej sukces, albo wcisnąć głebiej do gardła - niech się suka udławi.

    [ups, ale poszło... dobrze widzieć, że wena nie ustepuje!]

    Zuri/Emily/ Niall

    OdpowiedzUsuń
  7. [o, jak miło! Też bardzo fajnie mi się z Tobą i Gabrielem pisało! 🥰 Twoje sugestie nasunęły mi kilka pomysłów, hihi! Odezwę się wieczorem na mejla, żeby obgadać szczegóły :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Jestem jak najbardziej na tak. Właśnie brakuje nam takiej przyjaciółki od serca, więc zgadzam się na wszystko :D Co do linii dla mam, wyjęłaś mi to chyba z głowy, bo ostatnio myślałam o tym, że mama Tay wpadła na ten sam pomysł :D]
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dla Octi to teraz jedynie winko bez alkoholu 🤣 zacznę nam, jako że Ty podrzucilas pomysł ❤️]
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  10. Spotted: Zgadnijcie, na kogo trafiłam dzisiaj w Forty Five Ten? Przymierzała śliczny, barwiony płaszczyk z norek, jednocześnie robiąc live'a na Instagramie. Wyglądała dokładnie tak jak zawsze: przepięknie i olśniewająco. Nienawidzę jej. Tak, zgadliście, chodzi o C! Ale tak naprawdę wcale jej nie nienawidzę... Cóż mogę poradzić, mam słabość do pięknych ludzi, nie potrafię się zmusić, by ich nie lubić. Zniszczyć życie? Czemu nie! Nienawidzić? Nigdy! Wracając do C, widzieliście jej fotki z jakiejś imprezy w Europie, które ostatnio krążyły po necie i na których nasza Nepo Baby była naprawdę bardzo, bardzo niegrzeczna? Jasne, że nie. Jej matka zaoferowała mi pokaźną sumkę, żebyście go nie zobaczyli. Poczekajcie, aż się zorientuje, że pieniędzy wcale mi nie brak.
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Też mi się zdaje, że tę dwójkę byłoby najłatwiej połączyć. Chociaż z Laurentem mogli by się kojarzyć poprzez modeling, ewentualnie...
    Wracając jednak do Cornelii oraz Jacksona to rysują mi się w głowie dwie możliwości w zależności na co masz ochotę :D Przyjaźń - łączy ich równie paskudny i rozpieszczony charakterek, już widzę to jak potrafiliby zrobić komuś paskudny żart, śmiać się z czyichś nieszczęść i razem zaliczyć kilka obrzydliwie bogatych wakacji. Jeśli poszlibyśmy w drugą stronę, Jacksona może irytować fakt, że dziewczyna jest ulubienicą matki i kobieta poświęca jej tyle swojej uwagi. Niby rozumiałby, że to wszystko praca i tak dalej, a jednak gdzieś od środeczka zżerała, by go zazdrość o dobre relacje obu Pań.
    A może i jedno i drugie? Może przyjaźń i niewypowiedziana zazdrość? Może przelotny romans... Co wolisz! :D ]

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  12. [ O tak! Połączmy to wszystko w całość i wyjdzie niezły bałagan. Mogli się świetnie dogadywać jako "małolaty", a teraz zacznie się wszystko komplikować... Oni będą okropni <3
    W takim razie od czego zaczniemy? Od lekkiego zgrzytu w domu Howardów? Zgrzytu przez wzgląd na Octavię i pojawiające się plotki na temat jego i jego dawnej znajomej? Cornelia może również nie mieć hamulców i nie zostawiać na nim suchej nitki, może nawet kilka jej słów będzie trafiało do jego głowy :D Może jedno drugiemu zostawiłoby złośliwy komentarz na social mediach i od słowa do słowa, by się spotkali? ;) ]

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Świetnie, będę czekać cierpliwie :D
    Obecnie Jackson mieszka z Octavią w jej apartamencie, ale ma także swój. Jeśli chodzi o rodziców to w zamyśle mają rezydencję, w której mieszkają i pewnie kilka innych nieruchomości ;) Jackson natomiast wszędzie wpada jak do siebie ;D ]

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  14. [Hej! Ale dobrze Cię widzieć tutaj! Tym razem się nie mijamy 🤭 Czuję, że z Cornelią będzie dużo dram! :D Moje moce przerobowe są jakie są, ale w sumie jak nie będą Ci przeszkadzać rzadsze odpisy to w sumieee zaproszę Cię do Meg może, która się jeszcze tworzy, ale jak już się stworzy to będzie można nad czymś pomyśleć :D albo do Theo w sumie, proszę tam ładnie promować w swoich social mediach jego restauracje! XD]

    Minnie&Margaret z roboczych i chłopcy Blake&Theo

    OdpowiedzUsuń
  15. [No to słuchaj! Oni są w dość podobnym wieku, mogą się kojarzyć nawet ze słynnych schodów... Ona złote dziecko, on również, a jednak za uszami mają całkiem sporo... Jake w pewnym momencie mógł się trochę do niej przykleić, potraktować ją jak przewodnika po całym tym świecie bogaczy. Oprócz tego może ją zaopatrywać w jakieś kolorowe pigułeczki i inne dobroci, które Nel ewidentnie lubi, wnioskując po karcie... Taki trochę kumpel od złych, bogackich rzeczy :D Co ty na to?]

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  16. Relacje Jacksona z rodzicami należały do tych zdecydowanie skomplikowanych. Niekiedy też otwarcie twierdził, że między nimi tak na prawdę nie ma żadnych bliższych relacji, czy czegokolwiek co mogło by bronić ich jako rodziny. Ojciec był niemal nieobecny w życiu Jacksona, non stop pracując i zabawiając się na służbowych wyjazdach. Jednak z mężczyzną, Jackson potrafił przynajmniej przeprowadzić spokojną rozmowę i zachować się na tyle profesjonalnie, by razem z nim prężnie rozwijać się w firmie. To była ta jedna rzecz, która ich łączyła, zamiłowanie do biznesu i oddanie rodzinnym interesom. Jednak z matką nie łączyło go kompletnie nic prócz więzów krwi, a i te gdyby tylko mogły, wyparowałby. Oboje pałali do siebie tą samą niechęcią i zimną obojętnością nie mieszając się w swoje życia. Egzystowali obok siebie, mijając bez słowa lub rzucając kolejne wyzwiska pod swoim adresem. Zrzucał całą winę na postawę kobiety i choć do niedawna starał się usprawiedliwiać jej gorzki żal i frustrację, tak teraz, gdy znalazł się w podobnej sytuacji, kompletnie nie pojmował jak mogła zachowywać się w ten sposób. Nie była jego matką, to słowo dawno temu przestało przechodzić mu przez gardło.
    Jego najbliżsi znajomi, czy też garstka przyjaciół jaką posiadał rozumieli sytuację Jacksona. Wiedzieli, że za pięknym obrazkiem kryje się wiele kłamstw i zepsucia. Cornelia była jedną z tych osób. Ich znajomość i przyjaźń wyniknęła z podobnych upodobań do imprez i uprzykrzania życia tym, którzy nie mieli tyle szczęścia co oni. Byli tą zadufaną parką, która nie bacząc na opinię brnęła do przodu z wysoko zadartymi głowami. Byli jedną drużyną, paskudnym zespołem, z którym nie warto było zadzierać. Lubił to jak dobrze się dogadywali, niekiedy rozumiejąc się bez zbędnych słów. Wystarczyło jedno spojrzenie, jedno mrugnięcie i chytry uśmieszek, by odgadli co krąży po głowie tego drugiego. Niekiedy przekraczali granice, zbaczając ze ścieżki przyjaźni, ale dla niego nie miało to zbyt wiele znaczenia. Liczyło się, że ostatecznie grali do tej samej bramki i potrafili się bawić jak dawniej. Do tego Cornelia również nie cieszyła się wzorowymi relacjami ze swoimi bliskimi. Dlatego też, gdy jej służbowa relacja z Camillą Howard zaczęła się ocieplać, a dziewczyna zaczęła odwiedzać jego matkę prywatnie, chichocząc i plotkując, coś się w nim gotowało. Traktował to niemal na równi z pewnego rodzaju zdradą, jakby dziewczyna grała na dwa fronty. Jego duma i ego niemieszczące się w granicach jednego stanu, nie pozwalały mu na szczerą rozmowę. Nel powinna się tego domyśleć i już. Nie miał zamiaru jej uprzejmie oświecać, co to to nie.
    Ostatnim czasem był gościem w rodzinnym domu, wpadał po co raz więcej swoich rzeczy niemal całkowicie pustoszejąc swój dawny pokój. Dość szybko przyszła mu przeprowadzka do Octavii, ale może po trochu była to łatwa i wygodna wymówka, by wymknąć się z tego miejsca. Tym razem wpadł po ostatnie rzeczy, które były mu potrzebne do pracy. Nie spodziewał się zastać nikogo szczególnego w domu, ale jak zawsze coś, a raczej ktoś musiał go zaskoczyć.
    Przystanął w progu przestronnego salonu lustrując spojrzeniem Camillę i Cornelię. Tej pierwszej posłał jedynie lodowate, niewzruszone spojrzenie, zaś do drugiej uśmiechnął się złośliwie. Zmrużył nieco oczy, ale nie dał po sobie poznać, że krótkie przywitanie dziewczyny zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie. Robiła to specjalnie nie mogąc sobie odpuścić zaczepki.
    — Cześć gołąbeczki — odparł spokojnie. — Nel, nie wiedziałem, że nie masz koleżanek w swoim wieku. — dodał naśladując jej uroczy uśmiech i słodki ton głosu. Zignorował krótki śmiech, który wyrwał się Camilli, choć w środku w nim zawrzało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jackson nie pogodził się z tym co się działo w jego życiu. Po prostu nie potrafił. Przy Octavii i dla niej przybierał dobrą minę do złej gry. Może i momentami czerpał z tego wszystkiego radość, jednak wciąż byli sami, prócz szeregu plotek jego życie wyglądało tak samo. Jednak wizja rodzicielstwa przerażała go. Tay dodawała mu otuchy, jednak do prawdy nie wiedział jak to będzie wyglądało. On ojcem? To brzmiało niedorzecznie nawet jeśli zarzekał się, że nie popełni błędów własnych rodzicieli.
      — Po co przyszedłeś? — zagadnęła jego matka. Jackson wzruszył ramionami.
      — Nie twoja sprawa. — odparł cierpko. — Bawcie się dobrze... Oh, Nel, a może odstąpię ci pokój? Wiesz, skoro w swoim własnym tak rzadko bywasz. — rzucił przez ramię po czym pomaszerował do siebie.

      Jack
      [ Jest świetnie, niczym się nie martw <3 ]

      Usuń
  17. [Myślę, że te wspólne po-urki to super pomysł. Możemy nawet takie zorganizować im w tym roku! Jeśli chodzi o wątek, jestem wtajemniczona w korespondencję mailową z Chomikiem, więc wiem, że część seojunowej historii została już przekazana. Od siebie tylko dodam, że idealnie się składa, że Cornelii chwilę w Nowym Jorku nie było, bo Seojun przez ostatnie miesiące przechodził przez nieciekawy okres (był w ośrodku psychiatrycznym, rodzice go tam wsadzili z powodu przedawkowania). Ale to nie jest tajemnica dla ludzi z jego najbliższego otoczenia, tajemnicą jest tylko prawdziwy powód jego przedawkowania, więc myślę, że mogli się z Cornelią kontaktować w tym czasie, szczególnie skoro z nich takie dobre ziomeczki 🖤 Ja tak w ogóle sobie myślę, że z nich może być takie friend with benefits from time to time, jeśli chcesz, bo wyobrażam sobie, że w tym ich światku to bardzo wiele takich się zawiera, szczególnie na imprezach, ale też szczególnie w przypadku Kima :D No i w skrócie, Seojuna denerwuje nie tyle to, że Ari jest w związku, ale to, że go przez niego trzyma na dystans (no on rozumie, że Ari ma chłopaka, ale naprawdę nie mogą przez to ze sobą sypiać...? bez sensu) i udaje kogoś, kim nie jest. A jako, że Seojun to parszywiec i toksyk, to bardzo chętnie pokaże chłopakowi Ari, kim tak naprawdę ona jest, a w dodatku jeszcze najlepiej ich skłóci i w ogóle im tam zniszczy życie xD A czy nie najlepiej w takich sprawach poszukać partnera do zbrodni?! I tak sobie myślę, że możemy wrzucić nasze postacie na jakąś imprezę, może właśnie pierwszą po takim długim czasie rozłąki, gdzie od słowa do słowa będą sobie update'ować swój żywot, więc chłopak wszystko Cornelii wyśpiewa od A do Z. I mogą razem wpaść na genialny plan zbrodni! :D ALE SIĘ ROZPISAŁAM, WYBACZ XD]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cieszę się, że pomysł się podoba :D To kto zaczyna? :D]

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  19. Jackson sam do końca nie wiedział o co mu chodzi i czego oczekuje od Cornelii. Wolałby żeby wszystko było tak jak dawniej. Cholera, chciał żeby wiele rzeczy było tak jak dawniej, ale czasem po prostu się nie dało. Ta myśl zaczynała co raz wyraźniej deptać mu po piętach, a on z każdym kolejnym dniem trząsnął się mocniej. Przybierał maskę luzaka, jakby wszystko co go dotyczyło było mu obojętne i bez większej różnicy, jednak w rzeczywistości tak nie było. Wiedział, że w którymś momencie pęknie, a odpowiedzialność, którą wziął na swoje barki go przygniecie, bo nie był do tego przyzwyczajony. Być może to z Cornelią by o tym porozmawiał, może to z nią topiłby teraz smutki odwracając uwagę od nieprzyjemnych myśli zabawą i uprzykrzaniem życia innym. A jednak nie potrafił odpuścić. Może był zbyt uparty, a może zbyt zadufany w sobie. Tak na prawdę gdziekolwiek się nie obrócił wpieprzał się pomiędzy innych.
    Gdy usłyszał jak wchodzi do pokoju i zamyka za sobą drzwi, nie obrócił się i nie zaszczył jej spojrzeniem. Być może zachowywał się dziecinnie, jak małe dziecko tupające nóżką, ale i tak w ostatnim czasie wykazał, aż nazbyt wiele rozwagi i odpowiedzialności, by i przy Cornelii udawać poważnego i rozsądnego. Zresztą przy niej nigdy nie musiał wciskać hamulca, nie musiał gryźć się w język. Odwdzięczał się tym samym, mogli być ze sobą boleśnie szczerzy, choć teraz przychodziło mu to z trudem. A może wszystko co było powiązane z jego matką napawało go pewną dozą wstrętu i niechęci? Nigdy w życiu jednak nie przyznałby się, że ktoś powinien sięgnąć po narzędzia i naprawić błędy wychowawcze Camilli i Roberta Howardów.
    Jackson prychnął pod nosem dalej wkładając rzeczy z biurka do kartonu.
    — Nie no, przecież mam same powody żeby skakać z radości. — odparł z przekornym rozbawieniem. Odwrócił się w końcu do niej i zaszczycił dziewczynę spojrzeniem. I tylko oczy zdradzały, że był zirytowany. — Daruj sobie... skoro wolisz przyjazne ploteczki z Camillą. — Postąpił kilka kroków w jej stronę. — Tylko uważaj żeby nie wskoczyła do łóżka tatusiowi. Wiesz, ona też lubi czarne karty. — Puścił jej oczko po czym wrócił do niedbałego wrzucania rzeczy do kartonu. Camilla była dwulicowa i za każdym jej czynem stała konieczność wyciągnięcia korzyści dla siebie samej. Z początku po prostu nie wierzył w szczerość jej zamiarów, później zaczęła zżerać go zazdrość. Tak, zazdrość choć nie wypowiadał tego na głos. Dlaczego jego własna matka przeklinała go za to, że był, ale jego znajomych przyjmowała z otwartymi ramionami?
    Przyjrzał się twarzy Cornelii, prześlizgując się spojrzeniem po rysach dziewczyny, po rzęsach znaczonych warstwami tuszu, po idealnie wyrysowanych ustach... Wydawała mu się nieznośnie idealna i w tym momencie obrał sobie za cel, że to ona wyjdzie stąd bardziej wkurzona niż on. Nareszcie miał przed sobą kogoś na kim mógł wyładować całe swoje napięcie.
    Uwielbiali sobie dogryzać, to był nieodzowny element ich znajomości, jednak teraz to eskalowało i przybierało zupełnie inny wyraz. Oboje nie żartowali, oboje nie potrafili odpuścić.
    — Bingo! Może masz rację, może to ty. — przytaknął. Specjalnie omijał przytyki dotyczące wszystkiego co związane z ciążą. Ten temat był drażliwym punktem, który mógł wywołać prawdziwą burzę. Nie miał ochoty wałkować tego tematu i z nią. Naczytał się wystarczająco dużo w intrenecie.
    — Spieszę się. Coś jeszcze?

    Jack i jego humorki ;]

    OdpowiedzUsuń
  20. Uciekanie z Nowego Jorku chyba było czymś normalnym wśród bogatych i znanych. Każdy musiał mieć chwilę odpoczynku, gdzie w spokoju, z dala od innych mógłby odetchnąć. Octavia również niejednokrotnie znikała bez słowa, informując jedynie najbliższych o tym, gdzie zamierza się zaszyć. Nie zdziwiło jej więc to, że Cornelia pewnego dnia przestała odpisywać na jej wiadomości i nie odbierać telefonów. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka gdzieś wyjechała i za niedługo pewnie wróci.
    Podczas nieobecności Cornelii, Octavia zdecydowanie nie narzekała na nudę. W jej życiu ciągle coś się działo. Była w ciąży, choć to nie cieszyło ją aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Octavia nadal nie do końca umiała pogodzić się z tym, jak potoczyło się jej życie w ostatnich miesiącach, ale nie mogła również usunąć ciąży. Nie była w stanie. Więc teraz powoli przygotowywała się do tego, że za niedługo w domu pojawi się noworodek. Wolny pokój był już całkowicie pusty, czekał jedynie aż w końcu nadejdzie czas, aż w końcu ona i Jackson wezmą się za jego urządzanie. A pro po Jacksona, Octavia czuła, że jej chłopak za nic nie potrafi pogodzić się z tym, że zostanie ojcem. Że jego dotychczasowe, wolne i spokojne (w jego mniemaniu) życie mocno się zmieni. Robił dobrą minę do złej gry, o czym Blanchard bardzo dobrze wiedziała.
    Chciała z kimś porozmawiać, wyrzucić z siebie te wszystkie obawy, które wręcz zżerały ją od środka, ale jakoś… jakoś nie mogła. Nie chciała pokazać, jak bardzo się bała. A bała się bardzo, jakby stąpała po kruchym lodzie, który z każdym kolejnym krokiem niebezpiecznie pęka.
    Ostatnią rzeczą, jaka spędzała sen z powiek Octavii była osoba, która rościła sobie niemal prawa do Jacksona. Ivy Almond była jej zmorą, która nie dawała jej spokoju. Psuła jej spokojne życie, utrudniając je jeszcze bardziej.

    Oderwała spojrzenie od strony z dziecięcymi rzeczami, która wyświetlała się na ekranie laptopa. Dzwonek do drzwi zwrócił uwagę Octavii. Wiedziała, że to nie Jackson, jej rodzice ani Laurent, bo tylko oni mieli klucze do mieszkania i swobodnie mogli do niego wejść. Ruszyła więc w stronę korytarza, podwijając rękawy za dużej, szarej bluzy, którą miała na sobie. Otworzyła drzwi, spoglądając na Cornelię, która chwilę później weszła jak do siebie.
    — Ciebie również miło widzieć, Nel. Gdzie byłaś, że miałaś mnie gdzieś przez te kilkanaście dni? — zapytała szczerze zaciekawiona, ruszając w ślad za przyjaciółką, która wyjątkowo się nie odzywała.Octavia znała Cornelię Watson na tyle dobrze, ze wiedziała, iż blondynka na coś wpadła i za chwilę zechce się z nią podzielić swoim pomysłem.
    Blanchard niespiesznie odgarnęła kosmyki włosów na plecy, chwilę później znajdując się w przestronnym salonie, który połączony był z jasną kuchnią. Brunetka opadła na miękką kanapę, z uwagą spoglądając na Nel. Podłożyła sobie pod plecy miękką poduszkę pod plecy, chwilę później opierając głowę na ręce, która to wylądowała na oparciu kanapy.
    — Napijesz się czegoś? Mogę zaoferować kawę, herbatę, sok i wodę. Chyba, że wino, to też mam, ale przy tym Ci niestety, nie potowarzyszę — rzuciła z rozbawieniem.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  21. Octavia nie przepadała za Nowym Jorkiem, ona również chętnie z niego uciekała. Miała ochotę uciec i teraz, kiedy w jej życiu działo się… działo się o wiele za dużo. Zdecydowanie potrzebowała odpoczynku, takiego resetu, który oczyści jej głowę i przygotuje do tego, co tak nieubłaganie się zbliżało i co napawało Octavię jeszcze większym stresem. Bała się porodu, bała się bólu i tego, że może się stać coś dziecku, albo jej samej. Nie mówiła o tym głośno, bo nie miała w zwyczaju dzielić się z kimś swoim strachem. Zawsze była uważana za silną i twardo stąpającą po ziemi. Teraz jednak czuła się słaba i bezsilna przez to, co działo się w jej życiu.
    Wpuściła Cornelię do środka, obserwując uważnie każdy ruch przyjaciółki. Blondynka czuła się niczym jak u siebie, bo prawda była taka, że znała ten apartament, jak i apartament jej rodziców jak własną kieszeń.
    Octavia bardzo dobrze wiedziała, jakie podejście do ciąży miała Nel. Gdyby ona znalazła się na miejscu Octavii, bez zbędnego myślenia pozbyłaby się problemu. Octavia jednak była inna. Bardziej uczuciowa i jak tylko usłyszała na badaniu bicie serca, nie potrafiła podjąć tej trudnej decyzji. Zachowanie ciąży było jeszcze trudniejsze, ale Blanchard nie umiała zrobić kroku, by pozbyć się dziecka. I takim oto sposobem, właśnie była w siódmym miesiącu ciąży, a przed nią rozciągała się wizja samotnego wychowania córki. O tym, że rozstała się z Jacksonem, jeszcze nie raczyła poinformować panny Watson.
    Octavia niespiesznie ruszyła do kuchni, skąd wzięła dwa kieliszki i postawiła je tuż obok bezalkoholowego wina, które przyniosła jej przyjaciółka. Przyjrzała się butelce, która owszem, ładnie się prezentowała. W sumie, zdążyła już odzwyczaić się od alkoholu, papierosów i innych używek. Musiała też przyznać, ze przez to czuła się o niebo lepiej niż kilka miesięcy temu.
    — Mam bardzo dużo czasu, nel — przyznała zgodnie z prawdą, łapiąc za butelkę i otwierając ją. Nalała wina do kieliszków, jeden z nich podając Cornelii. Zaśmiała się cicho, słysząc cały monolog, który wyrzucała z siebie Nel.
    — Nie mam nic przeciwko długiej rozmowie, ale ja też potem będę musiała z Tobą porozmawiać. I tak, Nel, to dziewczynka. Tylko błagam, nie zarzucaj mnie za niedługo toną dziecięcych ubranek — poprosiła z rozbawieniem.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  22. Jackson zwykle był niezwruszony na złosliwe komentarze i docinki ze strony blondynki. To była ta cześć ich relacji, którą oboje uwielbiali, na którą nie szczędzili czasu. Te złośliwości wychodziły im naturalnie, choć zwykle pobrzmiewał w nich żart i najzwyczajniejsza znajomość wznajemnych granic. W oka mgnieniu potrafili przejść ze słodkich uśmiechów i niewinnych żartów, do ataktu wymierzonego w kogoś innego. Bardzo często tak robili, obierali sobie cel kogoś słabego i żałosnego w ich mniemaniu, na kim nie pozostawiali suchej nitki. Ludzie zwykle ich nie lubili, zwłąszcza, gdy pojawiali się w duecie. Jego to bawiło. Ją to bawiło. Jednak teraz Jackson miał dość każdego słowa, które wychodziło z ust dziewczyny. Poniekąd miał ochotę powiedzieć jej żeby spadała, z drugiej zaś strony nie chciał dawać jej tej satysfakcji i przegrać tej cichej gry, która właśnie się toczyła.
    Zignorował jej słowa, bo przecież znała go na tyle dobrze, by znać odpowiedź przynajmniej na jedno z nich. Jackson również gotowy był założyć się, że nigdy w życiu nie spłodzi żadnego dzieciaka. Nigdy przenigdy nie wyobrażał sobie siebie w roli ojca, a choć lubił seks to niekoniecznie oznaczało to, że miał ochotę bawić się w pieluchy. I jeszcze nie tak dawno temu był gotowy postawić na to wszystko co miał. Cóż, marnie by na tym wyszedł.
    Wzdrygnął się na samą myśl o tym, że jego matka mogłaby... nie, nie chciał nawet się nad tym zastanawiać. Kobieta nienawidziła dzieci, nienawidziała wszystkiego co wiązało się z macierzyństwem. Zresztą widok Camillii w akcji napwał go obrzydzieniem, zwłaszcza gdy przystawiała się do kolesi w jego wieku.
    — Jeden z powodów mojego wkurwienia stoi właśnie przede mną. Zadowolona? — wywrócił oczami, odcinał się od niej odruchowo, tak na prawdę odsuwał się od swojego dawnego życia i wszystkiego co było z nim związane. Przez związek w jaki zechciał się wpakować. I teraz sam nie wiedział czego tak właściwie chciało, bo życie z Octavią nie było takie jakie palnował, że będzie. Był wściekły i sfrustrowany tym brakiem kontroli.
    — W porządku, drink. Ale ty stawiasz. — przytaknął posyłając jej pozornie uroczy i zadowlony uśmiech. Zastanawiał się czego potrzebował bardziej, rozmowy i wygadania się, czy może jednak tego drinka... lub dziesięciu. Miał podejrzenie, że to tylko podstęp, by powkurwiać go jeszcze bardziej. Nel była złosliwą jędzą, wiedział o tym dkoskonale, dlatego tak dobrze do tej pory się dogadywali. Jackson jednak nie odmawiał możliwości napicia się i zabawienia. A przecież bawić się w swoim twoarzystwie potrafili, a przynajmniej do niedawna tak było.
    — Empire? — zasugerował przyglądając się dziewczynie. — Takie zołzy to chyba mogą liczyć tam na bonusy.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ I dziękuję za powitanie mojej panny :D O tak dziewczyny są na tyle podobne, że mogłoby się tu pojawić sporo niezdrowej rywalizacji! Przyjaciółkami na pewno, by nie zostały xD Już widzę jak skakałyby sobie do oczu gdyby pojawiły się na tej samej imprezie w tej samej kreacji lub z tym samym obrzydliwie drogim dodatkiem ;> ]

      Usuń
  23. Jacob nie miał rodowodu bogacza, ale im dłużej obracał się w towarzystwie ludzi, którzy nie musieli się martwić czy wydać wypłatę na jedzenie, czy może na rachunki, tym lepiej sobie radził. Utorował sobie drogę do ich serc, bo był czarujący i najczęściej miał to, czego potrzebowali, choć o tym akurat wiedziało bardzo wąskie grono, a gdyby musiał, posunąłby się do szantażu, byleby tylko się to nie wydało. Był złotym chłopcem, Panem Idealnym, który nigdy się nie potykał i sprawnie przechodził nad kłodami, które los rzucał mu pod nogi. Tak miało zostać, bo na szali wisiała jego przyszłość. Musiał starać się dwa razy bardziej od tych ludzi, więc strącenie z piedestału również bolałoby dwa razy mocniej.
    O Cornelię z jakiegoś powodu się nie martwił. Jej rodzina miała wpływy i potrafiła wykaraskać ją z kłopotów, z których nikt inny by się nie wygrzebał, ale za każdym razem, gdy z nią przebywał, towarzyszyło mu wrażenie, że nie naraziłaby go na niebezpieczeństwo. Zapewniał jej to, czego potrzebowała — spokój i dobry towar. Nie wymagał niczego poza uczciwą zapłatą i od czasu do czasu towarzystwa, gdy jego siostra znowu miała go w dupie, bo wolała się zachlewać wraz z innymi modelkami, niż poświęcić mu trochę uwagi. Może to źle, że szukał w Nel Watson substytutu swojej bliźniaczki, ale tak właśnie było, zwłaszcza w gorszych chwilach.
    Zwłaszcza w takie wieczory jak dzisiejszy. Phoebs miała jakiś pokaz i od rana nie było jej w domu. Nie przyznałaby się do tego, ale Jake doskonale wiedział, jaki jest powód jej nieobecności, bo z tego samego on wyszedł niewiele później i zamierzał wrócić najwcześniej jutro, gdy to wszystko minie. Rocznica śmierci matki. Każde z nich spędzało ten dzień na swój sposób. Byle dalej, byle wśród ludzi, którzy nie będą im o tym przypominać.
    Cornelia nie przypominała. Była bezpieczną opcją, której dziś trzymał się kurczowo, paląc z nią na spółkę skręta własnej roboty. I własnej hodowli, co ważniejsze.
    — To znaczy? — mruknął, wyrywając samego siebie z zamyślenia. Odebrał od niej jointa i zaciągnął się głęboko, po chwili wypuszczając obłok dymu przed nos. Siedział na podłodze obok Cornelii, opierając się plecami o okno. Uniósł wolną rękę i złapał dziewczynę za dłoń, po czym pociągnął ją na siebie, by wylądowała na jego udach i objął ją w pasie. Nie miał problemów z bliskością, wręcz przeciwnie. Potrzebował jej. Zwłaszcza takiej bez erotycznego podtekstu, a ta właśnie taka była. Traktował Watson jak siostrę, nie kandydatkę do zerżnięcia dla własnej przyjemności, choć nie można jej odmówić urody. Miał jednak dość całego tego syfu, pakowanie się w taką relację nie było jego celem. — Zdradź mi, co się dzieje w twojej główce, panienko Watson. To może być całkiem niezłe — podjął, uśmiechając się kącikiem ust. Zaciągnął się ponownie i oddał jej skręta, odchylając głowę do tyłu i opierając ją o okno. Przymknął powieki, powoli wydmuchując dym w górę, a wraz z nim wszystkie negatywne myśli. Myśli o matce. — Okej, czy to chujostwo kiedykolwiek przestaje? — wymruczał, gdy jego uszu kolejny raz dobiegł dźwięk wibracji jej telefonu. On swojego nie wziął. Musiał się dziś odciąć. Otworzył jedno oko, spoglądając z przyganą na dziewczynę. — Wyłącz. Teraz się relaksujemy.

    stoned buddy

    OdpowiedzUsuń
  24. Cornelia nie miała bladego pojęcia, jak wiele zmieniło się podczas jej nieobecności w Nowym Jorku. Jak wiele zmieniło się w życiu samej Octavii, ale o tym na razie Blanchard nie chciała rozmawiać. Była bardziej zaciekawiona tym, z jaką propozycją przyszła do niej przyjaciółka. Cornelia Watson zawsze miała głowę do interesów, więc Blanchard podejrzewała, że jej plan może być związany właśnie z jakimś biznesem, na który wpadła pod wpływem chwili.
    —- Masz całe dwa i pół miesiąca, żeby wyrobić się z tym, co chodzi Ci po głowie, Nel — odparła spokojnie, spoglądając na przyjaciółkę. Sama nie mogła uwierzyć, jak ten czas szybko leciał. Przecież jeszcze nie tak dawno dopiero co lekarka poinformowała ją o tym, że jest w ciąży. Jeszcze nie tak dawno temu Jackson irytował się na tą samą wieść, chcąc nakłonić ją do tego, aby usunęła ciążę i żeby wszystko było jak dawniej.
    — W życiu nie chciałabym Cię mieć przy porodzie. Jeszcze potem oskarżyła byś mnie o jakiś uszczerbek na zdrowiu psychicznym — zaśmiała się. Wiedziała, że gdyby zaszła taka potrzeba, Nel pewnie stanęłaby na wysokości zadania i trzymałaby ją za rękę, ale klnęłaby przy tym niemiłosiernie, że Octavia ją do tego zmusiła. Wolała więc mieć Cornelię przy sobie, jak będzie już po wszystkim. Żeby przyszła do niej z kwiatami i balonami, chwilę po zachwycała się jej córką, a potem była najlepszą ciocią, jaką te dziecko mogło sobie tylko wymarzyć.
    — Mogę Ci pokazać tą szafę, jak wygląda. Ciuszki są jeszcze u mnie w garderobie. Mam tego masę, za chwilę zaczną się one dosłownie wysypywać — odparła zgodnie z prawdą. Plusem bycia znanym i rozpoznawalnym było to, że firmy praktycznie biły się o to, aby Octavia prezentowała ich paczki dla niej, a ona robiła to z chęcią. Jej instagram ostatnio wyglądał zupełnie inaczej, niż siedem miesięcy temu. Teraz musiała nawet założyć osobną zakładkę, gdzie prezentowała te wszystkie rzeczy dla dziecka, a z każdym dniem przybywało jej coś nowego. Wysłuchała z uwagą tego, co mówi Nel, nie spuszczając z blondynki oczu. Lubiła z nią współpracować, a ich prace zawsze były dobre finansowo zarówno dla Octavii jak i Cornelii. Uniosła również swój kieliszek, odzywając się dopiero po dłuższej chwili.
    — Okej, niech Ci będzie, ale mam jedną prośbę w tym — powiedziała, po czym upiła łyk bezalkoholowego wina. Nie smakowało oczywiście tak dobrze jak te z procentami, ale Octavia nie miała zamiaru narzekać.
    — Przekażemy jakiś procent na oddział dla noworodków. Wybierzemy któryś szpital, bo…. Po prostu chcę też mieć jakiś społeczny udział w tym wszystkim. Podejrzewam, że cała ta kolekcja będzie sprzedawać się jak ciepłe bułeczki. Co Ty na to, Nel? Nie stracisz na tym za dużo — powiedziała, z uśmiechem spoglądając na przyjaciółkę.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  25. Życie było wspaniałe.
    To, jak mantrę, Ari powtarzała sobie każdego poranka. Życie było wspaniałe, a ona była największą szczęściarą pod słońcem. Los przypominał jej o tym, gdy wychodziła z rodzinnego apartamentowca na najwyższym piętrze budynku. Nie dało się tego nie zauważyć, gdy ubrana od stóp do głów w najlepszych projektantów , przemierzała Piątą Aleję. Ciężko było o tym zapomnieć, kiedy spoglądała na list z Yale, informujący ją, że jako jedna z pierwszych została zaakceptowana na prestiżową uczelnię, ani gdy wieczorami wtulała się w swojego ukochanego.
    Życie doprawdy było wspaniałe, więc dlaczego ciągle odczuwała pustkę, której nie potrafiła niczym zastąpić?
    Problem tkwił w tym, że lek na wszystkie jej problemy, tak naprawdę był na wyciągnięcie ręki, jednak ona odpychała od siebie tę idę jak najdalej. Walczyła z każdą wzmianką na jego temat, oraz z tym jak jej serce drgało na dźwięk jego imienia. Przecież musiało być jakieś inne wyjście? Może właśnie dlatego, bez zastanowienia zaakceptowała zaproszenie na spotkanie z Cornelią. Może najzwyczajniej w świecie brakowało jej przyjaciół i dlatego myślała o nim. Musiała go po prostu kimś zastąpić. Znaleźć sobie jakieś zajęcie, powspominać stare czasy i wszystko znowu wróci do normy. Takie myśli towarzyszyły jej, gdy przekraczała próg hotelu, w którym niegdyś spędzała niemal każdy wieczór.
    Kiedy jej oczom ukazała się znajoma sylwetka, Min nieco przyspieszyła kroku i chwilę później była przy barze, witając się z blondynką. Cornelia wyglądała zjawiskowo. Minęło kilka miesięcy od ich ostatniego spotkania, jednak w pewnej kwestii nic się nie zmieniło. Watson dalej przyciągała spojrzenia. Ari odwzajemniła gest dziewczyny. Przywitała się i również posłała w jej kierunku komplement, okraszony szczerym uśmiechem.
    — Dawno mnie tutaj nie było. — Odpowiedziała szczerze, wsuwając się na wysokie krzesło barowe. — Walentynki spędziłam z kimś…wyjątkowym. — Ari zaśmiała się cicho pod nosem, chociaż uśmiech na jej twarzy nie sięgał jej oczu. Z jakiegoś powodu, kolejny raz, gdy pomyślała o Minsoo jej myśli zleciały na boczny tor i powędrowały wprost do szufladki z imieniem Seojun.

    Min Ari

    OdpowiedzUsuń
  26. Seojun stanął przy balustradzie schodów, skąd miał wspaniały widok na parter swojego mieszkania. Westchnął z zadowoleniem, patrząc na bawiących się ludzi. Muzyka głośno grała z ogromnych głośników, barmani rozlewali drinki, a część osób już zrzuciła ubrania i wpakowała się do basenu. Jak miło w końcu było wrócić do imprezowania w swoim starym, przytulnym domu — a przynajmniej przytulnym w sercu, bo ciężko było nazwać jego apartament małym.
    Uwielbiał te swoje imprezy, organizował je już od lat. Apartament w stylu industrialnym nadawał się do tego znakomicie — ogromna, otwarta przestrzeń aż się prosiła, by zagospodarować ją na mały klub. W samym środku pomieszczenia na podświetlonej podłodze znajdowało się centrum imprezy, kanapy ułożone w półokrąg z widokiem na basem rozciągnięty pod przeszkloną ścianą. Była tam również i DJ'ka, i bar, nad którymi piecze sprawowali wynajęci na tę okazję profesjonaliści, ale też całkiem spory parkiet. Wystarczył jeden telefon do asystenta, a impreza była gotowa w pół godziny. Na piętrze znajdowała się część mieszkalna apartamentu, głównie sypialnie gościnne. Jego sypialnia na uboczu prowadziła na taras na dachu budynku, ale ta część mieszkania była wyłączona dla uczestników jego imprez.
    Teraz schodził schodami w dół, napawając się tą cudowną atmosferą — tymi chwilami ekscytacji z powodu stanu, do którego zamierzał się dzisiaj doprowadzić. Rozmowy, których nie będzie pamiętać, szczęście, jakie będzie odczuwać, śmiech, który będzie się wydobywać z jego ust, pocałunki, które będzie zostawiać i otrzymywać... Jest w imprezach coś pięknego, prawda?
    — Cornelia?! — wykrzyknął Seojun, unosząc rękę. Rozlał przy tym odrobinę drinka na dziewczynę, która akurat przechodziła obok. — Kogo moje oczy widzą?
    Nachylił się, by przytulić do siebie drobną blondynkę. Znali się od lat, mieli wspólnych znajomych. Byli przyjaciółmi z Manhattanu — imprezowali razem, wiedzieli o sobie różne, dziwne rzeczy, od czasu do czasu podczas mocniej zakrapianych imprez chodzili ze sobą do łóżka. Ich znajomość była równie płytka jak oni sami. Pasowali do siebie jak ulał!
    — W końcu, nie widzieliśmy się chyba milion lat. Opowiadaj, co u ciebie. — Uśmiechnął się do niej szeroko. Mimo krótkiej euforii spowodowanej imprezą, nie był ostatnio w zbyt dobrej formie, a chroniczna irytacja zdawała się powoli wychodzić mu na twarz. Uśmiech, mimo że był stuprocentowo szczery, wyszedł mu nieco koślawie. Upił spory łyk szkockiej i sięgnął do kieszeni koszuli po paczkę papierosów, którą z przyzwyczajenia najpierw wyciągnął w kierunku dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  27. Dobrze wiedział na czym polegają te i inne bonusy, które ciągnęły się za bogatymi dzieciakami. On sam wielokrotnie korzystał z faktu, że jego nazwisko jest powrzechnie rozpoznawane, a na koncie ma niemal nieograniczone środki, z których może dowolnie korzystać. Czarna karta potrafiła zdziałać jeszcze więcej niż słodki uśmiech, dotyk dłoni, niby przypadkowe otarcie się ramieniem, czy kilka zwodniczych kłamstwek. Byli zepsuci, przegnici do szpiku kości. Jackosn nawet nie zauważał, że to co niekiedy robi jest niewłaściwe. Wychylanie się poza margines i narzucone ramy przychodziło mu niegdyś z łatwością i równie gładko mógł do tego wrócić. Korzystając z bonusów nigdy nie oceniał innych, którzy robili to samo lub jeszcze więcej, by zdobyć jak najwięcej korzyści. Taki był już ten świat, można było za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni lub skończyć pod butem kogoś innego.
    Usadowił się wygodnie na samochodowej kanapie przekręcając się nieco w stronę blondynki. Wielokrotnie przesiadywali w tym samochodzie, więc czuł się tutaj jak u siebie.
    — Niewypada odmawiać, gdy ktoś częstuje. — Siegnął do chłodzonego schowka, w którym trzymany był szampan. Wyciągnął również dwa kieliszki, do których po chwili rozlał alkohol. Wręczył jeden z nich Nel, a gdy pomachała mu przed nosem woreczkiem z tabletkami, uśmiechnął się szerzej. Dobrze go znała. Jackson częściej niż po alkohol sięgał po różne prochy, ecstazy, czy nawet twardsze narkotyki balansując na granicy zdrowia i uzależnienia, choć nawet gdyby miał problem, nie potrafiłby się do niego przyznać. A mając środki i możliwości dostarczania sobie towaru, nigdy nie upadł na tyle nisko, by jego ciało trząsło się i zwijało w konwulsjach.
    — Nie myśl sobie, że mnie tym udobruchasz. — Zabrał jej woreczek i wysypał dwa serduszka na dłoń. Czasem go bawiło, że coś co miało taki wpływ na człowieka, wyglądało jak urocze cukiereczki dla dzieciaków. Szampan i odrobina haju z pewnością nie były wystarczającą zapłatą za to, że udawała cholerną przyjaciółeczkę jego matki. Mógł jednak skorzystać dzisiejszego dnia i zbawiać się na czyjś koszt.
    Wyciagnął w jej stronę palce, w których trzymał tabletkę, jednak tuż przed jej ustami zabrał ją sprzed jej nosa i ułożył ją na swoim języku. Skinął na nią palcem, na którym lśnił pierścionek od Prady, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech. Jeśli chciała musiała sama po to sięgnąć. Taka drobna zabawa nie była niczym szczególnym w jego oczach, przecież jakiś czas temu pozwalali sobie na znacznie więcej bliskości. Ich romans był intensywny i krótki, ale bardzo dobrze go wspomniał. Była jedną z tych osób, które nie udawały zranionej cnotki i mogli dalej utrzymywać ze sobą kontakt i bawić się tak jakby do niczego nie doszło.
    Zresztą oboje potrafili zbawiać się znacznie gorzej z innymi, ale tak to już bywało. Nie liczyły się uczucia, a doznania których można było doświadczać w danej chwili. Doznania, za którymi chętnie ganiał i za którymi teraz odczuwał tęsknotę.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  28. Odkąd w organizacji zabrakło młodego Russela, a sprawa ze starym nadal była w trakcie realizacji, Theo pozwolił sobie na delikatne zmiany w strukturze. Nie był jej głową, to wciąż był Lebedev, chociaż Sanders sprawnie nim dyrygował w taki sposób, że mężczyzna nie zdawał sobie z tego sprawy. Dzięki temu, Theo Sanders nie musiał brudzić sobie rąk pewnymi sprawami, a jednak o wszystkim zawsze wiedział i miał możliwość głosu, co bardzo mu odpowiadało.
    Wbrew niemal wytresowaniu pod siebie głównego szefa, zdarzały się sytuacje takie, jak ta. Kiedy mężczyzna doznawał jakiegoś przypływu mocy, samodzielnej decyzyjności i sprawiał, że sprawy Sandersa się komplikowały. Dokładnie tak, jak teraz.
    W Thyme odbywał się właśnie bankiet charytatywny, podczas którego miała mieć miejsce licytacja. Standard. Gdy Theodor tylko mógł, zawsze starał się wtrącić licytacje, jednocześnie podstawiając pod przedmioty biorące udział w aukcji swoje sprawy. Tym razem miało być dokładnie tak samo, jako właściciel lokalu zamierzał przeznaczyć całkiem sporą sumę na jeden z przedmiotów, który musiał trafić w jego ręce. W chwili, w której miała rozpocząć się licytacja, menadżerka wyłoniła się z zaplecza, prosząc go pilnie do swojego gabinetu. Posyłając zgromadzonym ludziom szeroki uśmiech, jednocześnie posłał jej znaczące spojrzenie. Kobieta jednak nie zrezygnowała, a to oznaczało, że naprawdę musiała mieć do tego dobry powód.
    — Przepraszam państwa, zaraz wystartujemy z licytacją charytatywną. Zebrana kwota zostanie przekazana na dziecięce hospicjum — przypomniał szczytny cel, a następnie skierował się w stronę dużych, drewnianych drzwi, które prowadziły do korytarza, którędy można było dotrzeć do kuchni, do magazynu i miedzy innymi do jego biura. Pewnym krokiem wkroczył do swojego gabinetu i uśmiechnął się kącikiem ust, widząc w nim wcześniej wspomnianego Lebedeva.
    — Szefie — wskazał mężczyźnie dłonią miejsce. Dwóch osiłków, którzy się z nim pojawili, całkowicie zignorował.
    — Nie powinniśmy być ostrożniejsi? Nadal nie wiemy co się stało z Nico — oznajmił bez owijania w bawełnę podziwiały mężczyzna. Brunet uśmiechnął się tylko lekko.
    — Chyba nie chcemy pokazać, że się boimy? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, podchodząc do ściany za biurkiem. Odsunął obraz pod którym znajdował się sejf, a następnie wyciągnął z niego dwie sportowe torby. Jedna z nich była wypchana stu dolarówkami, a druga zawierała nowe dokumenty dla kilku nowych obywateli Stanów Zjednoczonych Ameryki. — Poza tym nie lubię, kiedy zakłóca się eventy — powiedział, otwierając torbę wypełnioną gotówką — w drugiej są papiery — mruknął, podsuwając je w stronę szefa.
    — Wolałbym, abyś konsultował ze mną nasze licytacje. Jeżeli ktoś się uprze na naszą własność?
    — Czy kiedykolwiek zawiodłem? — Kolejna odpowiedź w formie pytania padła z ust Theo. Uniósł przy tym wysoko brwi, bo był ciekawy co ten starzec miał do powiedzenia i po co się zjawił, zakłócając spokój.
    — Nico jest martwy — wytknął — straciliśmy człowieka.
    — Akurat niańczenie go, nigdy nie było moim zadaniem. Mówimy o obecnie trwającym bankiecie charytatywnym. Poza tym… wypiszę największy czek. Nawet jeżeli doszłoby do składania ofert, koperty trafia pierw do mnie, więc ponownie… to znowu na wypisze najwyższy… — urwał w połowie zdania, przenosząc spojrzenie na drzwi. Czy dobrze widział, czy tylko mu się wydawało, że jakimś cudem mieli publikę?

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  29. Jacob nie ukrywał tego, że nie zawsze mu się powodziło. Zresztą, bądźmy szczerzy, przez tę głupią stronę i tak prędzej czy później ktoś dowiedziałby się o jego przeszłości, w końcu przeniósł się do jednej z najlepszych, najbardziej snobistycznych szkół w całym stanie z bardzo szemranej dzielnicy, w dodatku w towarzystwie nieszczególnie dobrych ocen, więc nie miał wyjścia i musiał jakoś to wyjaśnić, chociaż pominął mały szczególik, jakim było puszczanie się i wygrana tatusia na loterii. Zamiast tego sprzedał zgrabną historyjkę o funduszach hedgingowych, która przyjęła się zadziwiająco dobrze.
    W każdym razie sprawa była jasna, kiedyś był biednym człowiekiem. I to tak kurewsko biednym, że przymierał głodem. Szybko odnalazł się w nowym życiu, ale tamto wciąż pamiętał, aż za dobrze. Więc kiedy Cornelia wyznała, co jej chodzi po głowie, wydał z siebie jedynie ciche prychnięcie, a zaraz potem kwaśno się uśmiechnął. Niejako jej tego zazdrościł. Tego, że takie rzeczy mogła sobie tylko wyobrażać, bo nigdy ich nie doświadczyła. To nie tak, że był zgorzkniałym, zazdrosnym frajerem, który umierał na myśl, że istnieli ludzie, którym od urodzenia się powodziło, ale czuł delikatne ukłucia gdzieś w klatce piersiowej. Bo czasami się zastanawiał, kim by był, gdyby urodził się w takiej rodzinie jak Watsonowie. Gdyby również tylko sobie wyobrażał, jak to jest być biednym.
    — Pokręcone — przyznał mrukliwie. — Z własnego doświadczenia mogę ci powiedzieć, że oni nie zastanawiają się nad tym, co robią tacy jak my — uśmiechnął się kącikiem ust, odbierając od niej skręta. Kolejny raz się zaciągnął, a potem zgasił resztę w popielniczce, którą zawczasu postawił obok siebie. Zbliżył się do Cornelii i dmuchnął dymem w jej rozchylone wargi, obejmując ją mocniej. — Są za bardzo skupieni na znalezieniu czegoś, dzięki czemu przestaną przymierać głodem. Albo liczeniem pieniędzy i zastanawianiem się, czy lepiej kupić żarcie, czy zapłacić rachunki zanim ich eksmitują. To nie życie, to egzystencja. W dodatku niezbyt przyjemna — podjął ponownie, odchylając głowę z powrotem na okno. Roześmiał się cicho, słuchając jej kolejnych słów. Jakoś nie potrafił wyobrazić sobie Nel jako biednej. Zawsze prezentowała się nienagannie, zawsze była… Cóż, uosobieniem bogaczki. Właśnie tak kiedyś wyobrażał sobie ludzi przy kasie. W idealnym makijażu i ciuchach, które nie raz okazywały się droższe, niż równowartość miesięcznej wypłaty zwykłej szarej osoby pracującej na kasie w supermarkecie. Może to ciut stereotypowe, ale nic nie mógł na to poradzić.
    Nie, żeby teraz był lepszy. Bluza, którą miał na sobie w tym momencie, kosztowała ponad tysiąc dolców, a nawet na taką nie wyglądała. Zwykła biała bluza ze strategicznie umieszczonym niewielkim logo projektanta po lewej stronie. Kiedyś mógłby o takiej pomarzyć, teraz mógłby założyć ją zaledwie raz, wrzucić na dno szafy i kupić następną, równie szpanerską, żeby zrobić z nią dokładnie to samo co z poprzednią.
    — Możemy się tak pobawić — rzucił z uśmiechem, chwytając między palce kosmyk jej włosów. Przyjrzał mu się, jakby był najbardziej fascynującą rzeczą na tym świecie, a potem przeniósł wzrok z powrotem na twarz dziewczyny. — Wyzywam cię, żebyś przez tydzień żyła jak biedaczka. Wszystko ci wytłumaczę i będę pilnował. Jeśli wygrasz, możesz wybrać sobie jakąś nagrodę, zrobię co zechcesz. Jeśli ja wygram… Zastanowię się — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i kiwnął z uznaniem głową, kiedy wyciszyła telefon. Bez wibrującego ustrojstwa było jakoś przyjemniej. — Co ty na to, Watson?

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  30. [Ach, dziękuję za miłe słowa i oczywiście, że skuszę się na wątek! Cornelia wyszła Ci fascynująco i jestem niesamowicie ciekawa, ile brudu kryje się pod jej z pozoru idealną buzią. I ilu piesków się już pozbyła (nieładnie, nieładnie).
    Skoro Twoja panna lubi uczęszczać do tych drogich klubów, to może właśnie w takim klubie spotkały się z Jadis? Jadźka nie miałaby żadnych oporów, żeby Cornelię zagadać, i jest na tyle bezczelna, że pewnie zaczęłaby z niej nieco kpić, tym bardziej, jeśli już piła albo brała coś. Może akurat wywiązałaby się z tego spora kłótnia i dziewczyny wylądowałyby na okładce jakiegoś magazynu. ;)
    Dzięki jeszcze raz za powitanie! <333]

    Jadis Walthew-Meijer

    OdpowiedzUsuń
  31. Seojun uśmiechnął się lekko, obierając od dziewczyny zapalniczkę, po czym sam odpalił papierosa i kiwnął głową w kierunku baru, gdy tylko wspomniała o napiciu się drinka. Ruszyli powoli w tamtą stronę, popalając papierosy.
    — Zero skandali? Nie, nie wierzę, to do ciebie tak nie pasuje... — Pokręcił głową, jakby niedowierzając. Zmrużył oczy dla lepszego afektu. — Nie musisz mi mówić, i tak się dowiem w końcu z Plotkary! Ale żeby ci wyśpiewać, co u mnie, też potrzebuję drinka. — I powiedziawszy to, dopił resztę whisky, która znajdowała się w jego szklaneczce.
    Gdy tylko dodarli do baru, zostali zaatakowani przez kolejną grupę znajomych, z którymi naprzemiennie albo się witali, albo nagrywali głupkowate story na instagrama, albo wymieniali nic nie znaczące uprzejmości. Dopiero po pół godzinie (i kolejnej kolejce) udało im się uwolnić od gromadki. W końcu zasiedli na brzegu basenu. Chłopak zrzucił buty, skarpetki i wsunął stopy do ciepłej wody, a drinka razem z paczką papierosów ułożył obok, w bezpiecznym, suchym miejscu.
    — Okej, więc mały życiowy update. Zawodowo, złapałem okładkę w chińskim Vogue, prowadzę rozmowy co do amerykańskiej wersji, podpisałem nowy kontrakt z agencją i prawdopodobnie będę szedł w tegorocznym Fashion Weeku. — Z każdą wymienianą rzeczą podnosił kolejny palec. — Prywatnie, jestem po miesięcznym pobycie w ośrodku psychiatrycznym, bo nafurałem się i wpadłem właśnie do tego wspaniałego basenu, w którym moczymy sobie stopy, o czym zresztą wiesz. Jestem wkurwiony, bo Ari znalazła sobie chłopaka, przed którym totalnie ukrywa swoją prawdziwą tożsamość... I w zasadzie chyba też dlatego, że w ogóle go ma? Przespałem się też pierwszy raz w życiu z facetem i to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu i... Pukam redaktorki na potęgę, ale czy to nowość? — wyrzucił z siebie jak z karabinu maszynowego, przez cały czas się ironicznie uśmiechając. — Ogólnie jestem tak wściekły, Cornelia, jak nigdy. W tym ośrodku... Nie było zbyt przyjemnie. Zresztą, nieważne, ale wyobraź sobie, że w święta przybiega do mnie zapłakana Ari i rzuca mi się w ramiona, całuje mnie, mając tego chłoptasia, a tydzień czy dwa potem przychodzą mnie odwiedzić we dwójkę i ona udaje, że karaoke w Chinatown to jej ulubiony sposób spędzania piątkowych wieczorów. — Wybuchnął śmiechem. — Wkurwia mnie. Potem poszedłem z taką Rosalie... Ostatnio spędzamy dużo czasu razem. — Uniósł brwi w sugestywnym geście. — Na urodziny jej chłopaka i widzę, że jest o mnie zazdrosna. Czuję to.
    Westchnął głęboko, spoglądając na ludzi, którzy właśnie wskoczyli do basenu. Potem upił łyka drinka i odpalił kolejnego papierosa, oczywiście przedtem oferując jednego blondynce.
    — Wybacz za to... Nie wiem, ten monolog. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Ale tak mnie wkurwia ta dziewczyna... Niemniej, teraz ty opowiadaj, co u ciebie, bo jestem przekonany, że nie tak nudno, jak udajesz, że jest.

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie było sekretem, że Jackson bierze jednak on wciąż utrzymywał wersję, że to nic groźnego, że bierze tylko i wyłącznie dla zabawy, a gdy zechce może to świństwo odstawić. Być może sam nie widział problemu, a kolorowe tabletki wycięte w zabawne kształty były jedynie czubkiem góry lodowej. Jackson nie odmawiał, a gdy wpadł wciąg potrafił brać kreskę za kreską mieszając haj z alkoholową mgłą. Zwykle jednak tłamsił wszelkie czerwone flagi, sięgając po kolejnego szota, kolejny strunowy woreczek i kolejnego papierosa. Jakby nie był świadomy tego, że w którymś momencie jego serce powie dość, a skoro nikomu z tego powodu przykro nie będzie, nie miał czym się przejmować. Za jego uczynkami stała próba sprawdzenia samego siebie, jak daleko może się posunąć jakby chciał udowodnić, że nie ma rzeczy, którym nie sprosta. W jego głowie zbyt często pojawiały się myśli, że potrzebuje, niczym ćpun kolejnej kreski, kolejnego zastrzyku adrenaliny, lęku prześlizgującego się pod skórą wywołującego dreszcze i zawahanie, które musiał zwalczyć.
    Wygiął usta w nieznacznym uśmiechu, gdy dziewczyna odstawiła kieliszek i bez większego zawahania znalazła się na jego kolanach i z równą pewnością sięgnęła do jego warg. To nie miało żadnego znaczenia, żadnej głębszej wartości dla Jacksona, a póki znajdowali się sami na kanapie samochodu, odcięci od świata ciemnymi szybami, był to niewinny gest, drobna zabawa w kotka i myszkę, którą przecież oboje uwielbiali. Jeszcze nie tak dawno temu tego typu wspólne wieczory były codziennością. Później on wpadł w wir swoich spraw, a Cornelia swoich.
    Odpowiedział na jej gest cichym pomrukiem zadowolenia. Nie musiał umieć czytać w myślach, by wiedzieć, że i dla niej nie miała to większego znaczenia, ot zwykła zabawa, chęć sięgnięcia po prochy. Do niedawna oboje byli na tyle wyrachowani, że sięgali tylko po przyjemności, nic więcej i nic mniej. Nie bawili się w jakieś śmieszne relacje. Cóż, Jackson wyłamał się z szeregu głoszącego to nie dla mnie jednak bardzo często o tym zapominał. Tak jak w tym momencie, aczkolwiek ostatnim czasem jego relacja z Octavią była niczym kolejka górska, teraz pędzili w dół, choć Jackson nie był pewien, czy roztrzaskają się o skałę, czy znajdą u dołu ciąg dalszy torów. Cornelia przyjaźniła się zarówno z Tay jak i z nim. Cóż, stała pomiędzy młotem, a kowadłem, ale Jackson nie miał zamiaru niczego nikomu ułatwiać. Zwykle myślał tylko o sobie. I choć teraz między nimi nie iskrzyło, a Jackson po prostu grał i bawił się, nie mógł nic poradzić na to, że lubił gdy ludzie ulegali jego zachciankom, gdy widział w ich oczach znajomy błysk pożądania. A przecież mieli się dobrze bawić, czyż nie?
    Pewnym ruchem wsunął dłoń we włosy blondynki, przyciągając ją jeszcze bliżej, nie bawiąc się w bycie delikatnym. Smakowała szampanem i pewnie jakąś cholernie drogą pomadką. Gdy zgarnęła tabletkę z jego języka i zdołała się od niego oderwać, chwycił jej dolną wargę w zęby i lekko pociągnął, a dłoń zacisnął na jej smukłym udzie.
    — Mmm, szkoda, że normalnie nie mogę lubić koleżanek mojej dziewczyny. A może już ex? — wymruczał i lekko się zaśmiał. — Kto za tym nadąży.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  33. Życie w Nowym Jorku pędziło swoją prędkością oraz swoim torem. Ci, co tu mieszkali, musieli się dostosować do tego pędu, dotrzymać kroku innym, albo też nie mieli tu czego szukać. To miasto wręcz uwielbiało pożerać ludzi. Octavia i Cornelia były jednak do tego wszystkiego przyzwyczajone. Wychowane od małego w tym mieście, potrafiły bez większego problemu się do niego dostosować. Umiały też jak nikt inny ukrywać to, czego nie chciały ujawniać. Octavia jednak wiedziała, że prędzej czy później wszystko wypłynie, a Plotkara z ogromną chęcią opisze to, jak koncertowo zakończył się jej związek z Jacksonem. Nie chciała jednak jeszcze o tym wspominać Nel. Na początku wolała zdecydowanie załatwić sprawę ze wszystkim, co było związane z pomysłem jej przyjaciółki.
    Zaśmiała się na jej kolejne słowa, upijając łyk bezalkoholowego wina. Było okropne, brakowało w nim zdecydowanie procentów, ale jak to mówią, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Więc Octavia nie chcąc robić przykrości Nel, wypijała raz po raz kolejne łyki nie-alkoholu.
    — Tak, już uprzedziłam, że ma być to końska dawka, abym czuła jak najmniej — powiedziała ze śmiechem, kiwając przy tym głową. Nie mogła sobie wyobrazić tego, że już za niedługo będzie trzymać swoją córkę w rękach. Nie widziała Cornelii przy niej w czasie porodu. Blondynka zdecydowanie nie była tego typu osobą do towarzystwa podczas takiego… wydarzenia. Na kolejne pytanie Tay wzruszyła ramionami, przeczesując palcami włosy. Sama w sumie nie wiedziała, ale to był dobry krok dla jej wizerunku. Obie wiedziały, że to było dobre posunięcie.
    — Jak najbardziej mi pasuje. Możemy też skoczyć na obiad, czemu nie — przyznała Watson rację. Miała już zdecydowanie dość siedzenia w domu, zamknięta w czterech ścianach. Od kilku miesięcy wręcz ukrywała się w swoim mieszkaniu, nie chcąc dokładać jeszcze większej ilości plotek, które i tak już krążyły na jej temat.
    — Nel, kiedy Ty to wszystko wymyśliłaś? — zapytała zszokowana, słysząc, że jej przyjaciółka ma już wszystko gotowe i zaplanowane. Milczała przez chwilę, obracając kieliszek w dłoniach, nie wiedząc, czy to dobry moment na wyznanie jej wszystkiego. Ale Octavia już tak dłużej nie mogła, musiała z kimś porozmawiać i poradzić się, co ma zrobić.
    — Rozstałam się z Jacksonem — wyznała nagle, spoglądając na Cornelię. — Powiedział, że to nie dla niego. Wychowywanie i zabawa w dom. Że to w sumie moja wina, i najlepiej, jakby jej nie było — dodała, odruchowo kładąc rękę na brzuchu. — Nel, ja nie wiem co robić. Mam wrażenie, jakbym utknęła w jakimś bagnie. Im mocniej chcę się wygrzebać, tym głębiej się zapadam i nikt nie chce mi pomóc. On nie chce mi pomóc.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  34. Uśmiechnął się z wdzięcznością na jej uwagę o pokazie, a na krótki komentarz o przeleceniu dziewczyny czy chłopaka zareagował śmiechem.
    — O dokładnie tej samej. Zadufana w sobie księżniczka z bogatego domu udaje żebraczkę, żeby jej chłopak się nie dowiedział, kim tak naprawdę jest. Zastanawiam się, czemu Plotkara jej jeszcze przed nim nie wyoutowała, to by była taka wspaniała historia — mruknął, po czym upił łyka drinka. Prawie się nim popluł, gdy dziewczyna wspomniała o Targecie. Cornelia i Target… To chyba łatwiej mu było rzeczywiście wyobrazić sobie tę Ari w barze w Chinatown. — Cornelia Watson widziana z Kendall Jenner na spacerze po ulicach Los Angeles w sukience z najnowszej kolekcji… H&M. Chociaż w sumie to by się dało wykorzystać w socialach. Wiesz, coś w stylu, jestem taka jak Wy, zobaczcie, ubieram się w sklepach dla biedaków… So relatable. — Roześmiał się. Ostatnio zatrudnił kogoś, kto opiekował się jego social mediami, i z przyjemnością odkrywał kolejne sztuczki, jakie stosowali w tych sprawach specjaliści.
    Po kolejnej uwadze dziewczy zamilknął na dłuższa chwilę. Jak przyznać się, że jest się zazdrosnym, jednocześnie nie przyznając się, że jest się zazdrosnym… I czy był w ogóle jakikolwiek sens ukrywania tego, skoro dziewczyna zdawała się czytać całą prawdę z jego twarzy?
    — Ari się odsuwa za każdym razem, gdy tylko się do siebie zbliżamy… w jakimkolwiek sensie, fizycznym czy psychicznym. — Zaśmiał się cicho, z zamkniętymi ustami. — Nawet by mi ten jej chłoptaś kręcący się między jej nogami nie przeszkadzał, gdyby znowu między nami nie trzymała takiego dystansu.
    Seojun zlustrował Cornelię od góry do dołu, kiwając z uznaniem głowa.
    — Rzeczywiście, jesteś opalona. No i wyglądasz pięknie, ale czy to naprawdę nowość? — mruknął, unosząc kącik ust i odgarnął pasemko włosów z twarzy dziewczyny, a potem zawinął je jej za uchem. — Co do zareklamowania twojej marki, moja przystojna buźka jest do twoich usług. I jeżeli potrzebujesz namieszać lub tęsknisz za skandalem… również.

    OdpowiedzUsuń
  35. — Nie wiem. Utknęliśmy w martwym punkcie, w którym ona jest tą świętą, a ja robię wszystko nie tak jak trzeba. Za dużo ćpam, za mało się nią interesuje. Źle, że nie mogę się z tym pogodzić, źle że nie chcę tego wszystkiego, źle że mam czelność wyjść na miasto i zabawić się z kimś kto jej nie odpowiada. — przyznał wzruszając ramionami. Sam chyba nie był tym zaskoczony, od początku powtarzał, że się do tego nie nadaje. Dobrze wiedział jakie podejście do sprawy mają jego znajomi, docierały do niego żarty, które robili za plecami, głupie zakłady kto wymięknie szybciej. Sam zachowywał się podobnie, gdy chodziło o związki przyjaciół, zresztą bardzo często był jednym z powodów, który przyczyniał się do rozpadu relacji innych osób. — Octavia zdecydowała za nas oboje, by zabawić się w szczęśliwą rodzinkę. Nigdy się na to nie pisałem, ale przecież nie mogłem zaciągnąć jej siłą na cholerną skrobankę. A teraz jeszcze to, ta pieprzona plotka… Może rzeczywiście dałem się w to wszystko wrobić jak ostatni kretyn. — Potrząsnął głową i sięgnął po kieliszek z szampanem. Przytknął go do ust i wypił na raz całą jego zawartość. Nie chciał do tego wracać, znów roztrząsać się nad czymś co nie miało sensu. On miał swoje zdanie, Blanchard swoje.
    Za to Cornelia miała rację, jakie to miało znaczenie? I czy kiedykolwiek miało? Może przez krótką chwilę rzeczywiście uwierzył, dał sobie mydlić oczy słodkimi obiecankami o wspólnym życiu, o bajce którą mogli napisać wspólnie z Octavią, sęk w tym, że Jackson nie był żadnym księciem w lśniącej zbroi. Nie był bohaterem, do którego powinno się wzdychać. Zaczął się zmieniać w kogoś kim nie był. Miło było mieć kogoś do kogo mogło się wracać, ale ostatecznie wciąż rozglądał się za czymś więcej, nie umiejąc się zatrzymać.
    — To co wychodzi mi najlepiej, Watson. — odparł odchylając nieco głowę w tył, gdy jej palec sunął wzdłuż jego szyi. Pchnął ją na siedzenie, a sam zawisł nad nią, klękając jednym kolanem między jej nogami. Nikt się o tym przecież nie dowie, a nawet jeśli to był w stanie zaakceptować drobny skandal, nie pierwszy i nie ostatni w swoim życiu. Jackson zapragnął balansować na cienkiej granicy, czy będzie miał wyrzuty sumienia, czy poczuje się lepiej z możliwością rozzłoszczenia brunetki. To ona wciąż powtarzała, że będzie za nią płakał, że pożałuje. Nie brała pod uwagę, że wybierając dziecko to ona straci jego. O tak, to była piękna, ostra szpilka którą celował prosto w nią. Nel była idealnym środkiem, możliwością, chwilowym zapomnieniem, pragnieniem prześlizgującym się pod skórą, szarpiącym nerwy. A odkąd ciąża Octavii stała się widoczna żył niemal jak cnotka, a nieprzyjemne napięcie kłębiące się w jego ciele stawało się nieznośne. Chciał je rozładować, a Nel akurat znalazła się pod ręką. Później może wrócić do wytykania jej wielkiej przyjaźni z Camillą i tego jak bardzo go to wkurwia.
    Sunął wargami po jej szyi, dekolcie. Dłońmi wędrował po ciele wślizgując się pod materiał jej ubrań. Obserwował jej twarz, ale nie dostrzegł cienia zawahania, czy sprzeciwu, więc kontynuował. Fakt, że kierowca mógł ich usłyszeć, chyba nakręcał go jeszcze bardziej.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  36. Octavia również była przyzwyczajona do tego szybkiego tempa, jednak z czasem pragnęła, aby na chwilę zwolnić i złapać oddech w płuca. Taki porządny, nie jakiś połowiczny i nie na szybko. Chciała odetchnąć pełną piersią, .poczuć spokój i ciszę, która by ją wręcz otaczała. Jednak nie potrafiła wyhamować. Jak już się rozpędziła, to biegła przed siebie, nie zważając na przeszkody.Do porodu zostały jej dwa miesiące, a ona ciągle wyszukiwała sobie coraz to nowsze zadania. Byleby nie myśleć, byleby nie zaprzątać sobie głowy tymi wszystkimi problemami, które wręcz się skumulowały w jej życiu. Miała wrażenie, że życie ją testuje, tak cholernie mocno, sprawdzając jak długo Blanchard to wszystko wytrzyma. Bolało jak cholera, niejednokrotnie miała już ogromną ochotę wycofać się z tego wszystkiego, ale zawsze znajdowała w sobie jakąś iskrę, która popychała ją do przodu.
    Zaśmiała się na słowa przyjaciółki, kiedy Nel odstawiła kieliszek. Poszła w jej ślady, bo blondynka miała zdecydowaną rację – wino było okropne.
    — Nigdy nie posądziłabym Cię o to, że jesteś niezorganizowana — powiedziała z uśmiechem, Obie należały do tego grona osób, które uwielbiały, jak wszystko szło po ich myśli. Octavia miała zawsze wszystko dopięte na ostatni guzik, co do minuty wręcz. Niemniej jednak, teraz musiała się mocno zastanowić nad jakąś asystentką, która w wielu sprawach ją wyręczy. Po głowie Blanchard chodził kolejny pomysł, który zdecydowanie może jej przynieść dodatkową gotówkę, a tej jak wiadomo, nigdy za mało. Pojawiały się również kolejne, wysoko opłacone współprace, z których żal było zrezygnować.
    Odgarnęła kosmyki włosów za ucho, spoglądając na Nel,
    — Spokojnie, dostarczę się sama. Jeszcze się mieszczę do samochodu. A gdyby coś, to spokojnie, zadzwonię po kierowcę matki — powiedziała, machnąwszy przy tym ręką. Uwielbiała jeździć samochodem i nawet teraz, będąc już w zaawansowanej ciąży, nie odmawiała sobie tego.
    Temat Jacksona nadal był dla niej bolesny i najlepiej by do niego nie wracała. Zapomniała. Schowała w głąb duszy te wszystkie chwile, które razem przeżyli i wszystkie te miesiące. Pokręciła przecząco głową na słowa przyjaciółki.
    — Nie, Nel. Tu już raczej nie ma co ratować. Oboje jakoś… Jakoś już chyba nie umiemy się w tym odnaleźć. Ja nie chcę się męczyć, on też. To nie jest chwilowe i nie żaden gorszy tydzień — westchnęła. W głębi serca wiedziała, że ich związek to zgliszcza, które powoli dogasały.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  37. Jej słowa skwitował jedynie prychnięciem. Jackson nie sądził by miał jakikolwiek problem, był jaki był, chciał czego chciał. Octavia starała się poukładać mu w głowie, włożyć do niej jakiekolwiek wartości. Po co? Chciał z nią być, ale dlaczego musiała tak wszystko skomplikować swoimi decyzjami? A może właśnie pod tym względem byli do siebie podobni, może chciała więcej i tak jak on sięgała po to. Jednak Jackson nie potrafił dać jej tego czego obecnie chciała. Zdecydowanie lepiej odnajdywał się w relacjach jak ta z Cornelią, niezobowiązujących, prostych pod wieloma względami. Nie musiał niczego udawać przed blondynką, która zdawała się go bardzo dobrze rozumieć.
    Niekoniecznie interesowało go to, czy właśnie wszedł z butami pomiędzy relację dwóch przyjaciółek. To był problem Cornelii co dalej z tym zrobi, zresztą oboje raczej nie zamierzali ogłaszać wszem i wobec co takiego wydarzyło się w limuzynie dziewczyny. Nie byli pierwszymi, którzy wbijali przysłowiowy nóż w plecy komuś bliskiemu. Ich świat taki właśnie był, pozbawiony sentymentu, przesiąknięty zepsuciem i niekiedy brutalny. Przyjaźnie opierały się na wzajemnych korzyściach lub zasadzie przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Nie było innej możliwości skoro każdy z nich wychowywał się w przeświadczeniu o swojej wyjątkowości, pod znakiem pieniądza i spełniania zachcianek. Nie umieli sobie odmawiać. A gdyby Cornelia miała wątpliwości to wykazałaby choć cień wątpliwości, odepchnęła go i kazała trzymać ręce przy sobie.
    Jackson kompletnie odciął się od rzeczywistości skupiając całą uwagę na dziewczynie. Nie myślał o tym gdzie się znajdowali, kto znajduje się za kierownicą samochodu. Nie zwrócił nawet uwagi na uchylone okno i podmuch zimnego wiatru, który prześlizgnął się po odsłoniętych plecach. Nie zorientował się, gdy samochód zatrzymał się na światłach, a obok nich znalazł się drugi pojazd. Nigdy nie myślał o swoich czynach i nigdy z niczym się nie krył, nie krępowały go ewentualne fotki, które wypływały do sieci, kawałek jego nagiego ciała na portalach plotkarskich. Był zbyt zadufany w sobie.
    Poddawał się jej dłoniom, temu jak chaotycznie dobierali się do swoich ciał przypominając sobie kształt każdego zagłębienia. Jego usta na ustach Cornelii, prawa dłoń na jej biodrze przyciągając ją jeszcze bliżej, druga zaciśnięta na jasnych kosmykach. Obserwował i napawał się tym jak blondynka wije się pod nim, jak jej klatka piersiowa unosi się i opada szybko pod wpływem łapczywych oddechów, które wyrywali sobie pomiędzy zachłannymi pocałunkami.
    Chciał jej, bardzo.
    Schował twarz w zagłębieniu jej szyi, muskając językiem rozgrzaną skórę Nel, a z pomiędzy jego warg wydobywały się westchnienia i ciche pomruki rozkoszy, którą się napawał. Gorąco wypełniało go promieniując do każdego zakamarka jego ciała.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  38. Ari wywróciła oczami na uwagę Corneli. Dawno nie przebywała w towarzystwie równie dramatycznej osoby co ona, znajomi Minsoo byli po prostu inni. Nie gorsi, chociaż z tym, mieszkańcy Upper East Side mogliby się nie zgodzić. W ciągu ostatnich miesięcy brunetka uświadomiła sobie, że owszem; pieniądze, możliwości jak i drogie ubrania mogą umilić egzystencje, jednak więź jaką miała z Minsoo, czy znajomości jakie przez niego zawarła, otworzyły jej oczy na inne aspekty życia. Sprawiał, że była lepsza, a ona czuła się z tą zmianą dobrze.
    Przynajmniej tak jej się wydawało.
    — Lee Minsoo — wypowiedziała jego imię rozmarzonym tonem, trochę jak nastolatka, która wzdycha do plakatu swojego idola. I mimo, że czasem myślami odpływała gdzieś daleko, dalej potrafiła docenić swojego chłopaka. To nie tak, że go nie kochała, Ari była pewna swoich uczuć, tym, czym go darzyła. Problem tkwił w tym, że podobną więź dzieliła z kimś innym. Tego drugiego nie nazwałaby miłością, bardziej pełnym emocji i pasji pożądaniem. Zakazanym owocem. Uzależnieniem. Wbił się w jej umysł, zaplątał sidła i nie chciał wyjść. Dziewczyna pokręciła głową na prawo i lewo, by kolejny już raz odgonić niepotrzebne myśli w cień zapomnienia.
    Min wyciągnęła swój telefon z mikroskopijnej torebki Chanel i szybko wyszukała instagrama chłopaka. Kilka kliknięć, a ekran rozświetlił się ukazując profil ze zdjęciami, jak i wideo bruneta. Ari przygryzła dolną wargę podsuwając telefon w kierunku Corneli, z niecierpliwością wyczekując jej reakcji. Min uwielbiała, gdy ludzie chwalili to, co należało do niej. Mimo diametralnej zmiany, kilka starych nawyków jej nie opuściło. Pycha? Jedna z tych cech, których chyba się nigdy nie pozbędzie. A Minsoo? Zdecydowanie było na czym zawiesić spojrzenie. Wysoki, wysportowany, cholernie przystojny, a do tego dobrze wychowany. Nawet brak pieniędzy nie odstraszał Min, miała wystarczająco swoich.
    — Jest tancerzem, bardzo uzdolnionym. — Dziewczyna przeciągała sylaby w drugiej części zdania, chcąc przekazać, jak utalentowany w swoich fachu był Lee. Szczególnie jeśli chodziło o jego koordynację ruchową. Na koniec puściła w kierunku blondynki oczko, bo wcale nie opisywała jego piruetów na parkiecie, a raczej skupiała się na tych w sypialni.
    Zostawiła telefon w zasięgu dłoni znajomej, a sama sięgnęła po szklaneczkę z trunkiem. Mieszanka trzech alkoholi zdecydowanie odbije się negatywnie na jej samopoczuciu, ale to był jutrzejszy problem. Przystawiła szkło do ust i na raz wypiła połowę zawartości, krzywiąc się delikatnie, gdy napój zaczął palić w gardło.
    — Przecież tu jestem, czyż nie? — zapytała, unosząc delikatnie jedną z brwi. Drobny, zadziorny uśmiech teraz gościł na jej twarzy. Minsoo jej ufał, co więcej sam zachęcał by nie rezygnowała ze spotkań ze swoimi znajomymi. Wiedział, że była w Empire i chociaż na wspomnienie tego hotelu nie skakał z radości, zdawał sobie sprawę, że to co Ari wyprawiała kiedyś, było dawno za nią. Nie miała zamiaru znowu rzucać się w objęcia jakiegoś czterdziestolatka. Nie musiała, gdy posiadała jego.
    Ostatnie pytanie, jakie zadała jej Watson postanowiła zignorować. Jeśli nie będzie się w to zagłębiać, problem sam zniknie. Wypiła resztę swojego drinka i gestem dłoni zamówiła kolejną rundkę.
    — Kilka kolejek i obie odpłyniemy — Zażartowała, odgarniając swoje długie włosy za ramię. — A ty? Kiedy wróciłaś? Widziałaś się już z resztą śmietanki, czy to za mną stęskniłaś się najbardziej?

    Min Ari

    OdpowiedzUsuń
  39. [Hej, bardzo dziękuję za powitanie. <3 Jolene na pewno skorzystałaby na przytuleniu bardziej, niż chciałaby się do tego przyznać! Szkoda tylko, że na taką sytuację w przypadku Cornelii nie ma co liczyć, ale być może to jest w niej, jako w postaci, tak bardzo ciekawe?
    Jeśli znajdziesz miejsce, to zapraszam do siebie i możemy pokombinować nad jakimś wątkiem pełnym niechęci. ;)]

    Jolene

    OdpowiedzUsuń
  40. [Cześć i dziękuję za powitanie! :) Oj, tak okrutnie zakochałam się w tym zdjęciu, że na jego widok historia sama wypaliła mi się w mózgu – niestety, gdyby był modelem, to miałby za łatwo, jak na moje, ha-ha, standardy. :D Aczkolwiek, fakt, ze swoją urodą nadawałby się znakomicie… może jeszcze uda mi się go uratować?
    Mnie ratuje fakt, że mam siostrę z tego rocznika, która jest moją najlepszą psiapsi, więc może dlatego (z bólem) przyjęłam do wiadomości ten straszny wiek. :D
    Jasne, z wątkami i życiem prywatnym to nieraz są niezłe przeboje, więc pozostaje mi jeszcze raz podziękować i grzecznie czekać – a nuż zwolni Ci się jakieś wątkowe miejsce i będziesz nadal mieć chęć pobawić się z nami!]

    Oz Weisenfeldt

    OdpowiedzUsuń
  41. Jackson przesunął po Cornelii spojrzeniem analizując faktyczny stan jej sukienki, dopinając pasek od swoich spodni. W jego żyłach wciąż krążyła ekstaza, rozchodząca się po ciele, mrowiąca go przyjemnie po wnętrzu. Oddech powoli wracał do normy, a po jego twarzy błąkał się nieznaczny, łobuzerski uśmieszek. Przeczesał palcami włosy i wygładził dłońmi materiał koszuli po czym dopiął ostatnie guziki.
    — Zdarza się. — wzruszył ramionami wywijając mankiety koszuli, której również przydałoby się prasowanie. Nie miał jednak zamiaru pędzić na złamanie karku do domu tylko i wyłącznie dlatego, że prezentowali się nieco... niechlujnie. Kilka drobnych poprawek i na pierwszy rzut oka będą wyglądali jakby w samochodzie do niczego nie doszło, bo ci bardziej wprawieni i będą swoje wiedzieli.
    Przesunął kciukiem po ustach ścierając z nich resztki pomadki.
    — Musisz się jeszcze przypudrować... o tu. — zauważył wskazując sinawy ślad tuż pod obojczykiem. Może nieco go poniosło, ale nie wierzył, że w tej malutkiej torebce nie miała niczego co mogłoby zatuszować ślady jego zbrodni. Chociaż jak dla niego mogła na to machnąć ręką. — Albo zainwestuj w mniejszy dekolt. — dodał odrobinę złośliwie wracając na stare tory ze stosunkiem wobec Cornelii. Owinął wokół palca kosmyk jej blond włosów i zaczesał je za ucho dziewczyny, choć nawet szczotka nie mogła uporać się z potarganymi pasmami.
    Gdy w oknie pojawił się Frank, Jackson również na niego spojrzał. Uniósł lekko brew i pokręcił głową. Cóż, zupełnie nie zwrócił na to uwagi, ale czy się tym przejął? Niekoniecznie. Czy ktokolwiek mógł się tego po nim... po nich tego spodziewać? Wszyscy. Nie pierwszy raz do sieci mogły wypłynąć zdjęcia młodego Howarda w towarzystwie jakichś dziewczyn. Niby powinien pojawić się w nim cień niepokoju, powinny zeżreć go wyrzuty sumienia, lęk o to co będzie, ale nic takiego nie miało miejsca. Ot, kolejny mały występek, który mógł dopisać na listę swoich grzechów.
    — Pogadają, pogadają i znajdą sobie ciekawszy temat do gadania. — stwierdził wzruszając ramionami. Taka była prawda, ludzie ze śmietanki towarzyskiej żyli plotkami, a brukowce prześcigały się w dostarczaniu co raz świeższych plotek i skandali. Rzucali kolejne tematy wystawiając niektórych na pożarcie. Niektórzy, jak Jackson zbywali to co o nim pisano i mówiono, inni cieszyli się z szumu wywołanego wokół ich osoby, jeszcze kolejni usuwali się na bok z dala od błysku fleszy.
    — Panienko Watson — zaczął przedrzeźniając szofera — zdecydowanie, nie odpuszczę ci tego drinka. I wciąż stawiasz. — Jego humor uległ zdecydowanej poprawie, ale to nie oznaczało, że musieli kończyć ten wieczór i już teraz rozejść się każde do siebie.
    Gdy Frank zaparkował pod wejściem i otworzył im drzwi, wysiedli. Jak zwykle o tej porze kręciło się tu sporo ludzi, każdy zabiegany i skupiony na swoich sprawach. Może tylko kilka par oczu spoczęło na ich dwójce.
    — Może też powinienem zainwestować w miłą panią szofer, która będzie powierniczką moich sekretów. — To nie był głupi pomysł. Jego kierowca, choć pozostawiał dla siebie bardzo wiele i milczał o wyskokach Jacksona, był stary i zbyt przemądrzały.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  42. Ostatnie kilka dni stanowiły dla niego prawdziwe piekło. Od dnia narodzin Corneli wszyscy dmuchali i chuchali na nią, jak na kruchą bańkę, która zaraz mogłaby się rozlecieć. Nikt nie spodziewał się, że pojawi się na świecie i wypełni choć częściowo pustkę, jaka zapanowała w sercu jej rodziców po uprowadzeniu poprzedniej córki. Zawsze była mocno ograniczana zarówno ze strony rodziców, jak i Ethana, każdy z nich robił to jednak w trosce o nią i z myślą, aby zapobiec temu, co wydarzyło się ponad dwadzieścia lat temu. Wiedzieli, że takie zachowanie prędzej czy później sprawi, że dziewczyna zacznie się buntować, nie spodziewali się jednak, że z czasem zacznie im dawać aż tak bardzo w kość. Już wcześniej zdarzały się jej różne wybryki, rodzice nie raz musieli ratować ją z opresji lub świecić przed nią oczami w mediach, jednak to, co zrobiła teraz, było przekroczeniem wszelkich granic.
    - Nie potrzebuję zaproszenia. To mieszkanie od rodziców, dobro wspólne - warknął, odrzucając na bok poduszkę i siadając na skraju jej łóżka - Właściwie po tym, co zrobiłaś, rodzice całkiem powinni odciąć cię od naszej floty samolotowej i funduszy, może wtedy siadłabyś w końcu na tyłku - mruknął, kompletnie zrezygnowany. Miał nadzieję, że będzie się choć odrobinę poczuwała do tego, aby przeprosić, ale najwyraźniej za dużo od niej wymagał, a ta jak zwykle musiała postawić na swoim. Nie miał do niej cierpliwości, najchętniej udusiłby ją gołymi rękoma, ale jak zwykle wtedy zapalała się w jego głowie lampka mówiąca o tym, że to jego ukochana siostrzyczka, jedyna, którą ma po stracie tej, której nie potrafił wtedy obronić.
    - Masz pojęcia, co przeżywaliśmy, kiedy nie dawałaś znaku życia? Dobrze wiesz, jak rodzice się o ciebie martwią, byliśmy pewni, że ktoś porwał i ciebie! Kiedy przestaniesz w końcu być tak kurewsko nieodpowiedzialna?! - dodał podniesionym bardziej głosem, przy okazji zdzierając z niej kołdrę, którą próbowała się usilnie zasłonić - Nie obchodzi mnie to, czy boli cię głowa i co robiłaś, kiedy cię nie było, masz w tej chwili się ubrać i jechać ze mną do rodziców - zarządził, wstając z łóżka i opierając się o framugę drzwi - Masz szczęście, że przez ciebie nie musiałem wylądować w psychiatryku, choć niewiele już brakowało - skrzyżował ramiona na wysokości piersi, mierząc ją piorunującym wzrokiem. Wiedziała, że każda sytuacja stresowa nawarstwia jego problemy psychiczne, ale najwyraźniej nie martwiła się o niego tak, jak on o nią. Nie miał już pomysłu co zrobić, aby ją zreformować i choć jego alter ego uwielbiało, kiedy Cornelia się buntowała i robiła wszystko na przekór rodzinie, on sam tracił do tego powoli cierpliwość i tylko czekał, aż nabawi się przez nią jakiś pierwszych siwych włosów.

    bardzo wkurzony braciszek

    OdpowiedzUsuń
  43. — Nawet nie był w naszej szkole. Przyjechał w zeszłym roku i chyba uczy się gdzieś tańca, ale nie wiem dokładnie, w sumie nawet się tym specjalnie nie interesowałem. — Wzruszył ramionami. Chyba powinien dziwnie się czuć, obgadując starego kumpla, ale, cóż, taka była prawda. — Kiedyś był jednym z nas, ale jego rodzina przepierdoliła cały majątek, jak jeszcze był dzieckiem. Mają nazwisko, ale brak forsy. W każdym razie, wiesz, to taki typ pieniądze nie mają znaczenia, liczą się marzenia i to, co masz w sercu. — Chłopak zrobił wielkie oczy, przybierając niewinną, zatroskaną minkę. Roześmiał się chwilę potem. — Naprawdę chwyta za serce ten dzieciak, ale tak mnie wkurwia ta gra, w którą Ari gra... W końcu się złamie, wiem to. Albo Minsoo zajarzy fakty, albo ona w końcu wróci. Potrzebuje tylko odpowiedniego bodźca.
    Zmarszczył nos na uwagę o siostrach Hadid, ale nic nie powiedział. Dalej nie mógł sobie wyobrazić Cornelii ubranej od stóp do głów w coś z sieciówki. Sam ten fakt sprawiał, że cisnął mu się na usta śmiech — blondynka tak bardzo kojarzyła mu się z bogactwem i przepychem, że to wychodziło poza jego umiejętności myślenia kreatywnego.
    Na uwagę o trójkącie pokręcił głową, uśmiechając się.
    — Nie lubię tłumów w łóżku — powiedział cicho. Seojuna nie obchodziło, z kim ktoś sypiał, ale potrafił grać tylko pierwsze skrzypce i nie satysfakcjonowała go rola drugiej kategorii. Poza tym, szczerze mówiąc, samemu też ciężko byłoby mu nie wybrać sobie faworyta.
    Gdy dziewczyna ułożyła rękę na jego klatce piersiowej, mimowolnie spojrzał w dół, a potem powrócił wzrokiem do jej twarzy. Widział ten figlarny błysk w jej oczach, który sygnalizował mu, że jest gotowa tej nocy odwalić coś naprawdę głupiego.
    — A na czym ci zależy? — zapytał, unosząc brwi. — Bo jest kilka kategorii skandalu, które moglibyśmy zrealizować, ale następstwem części z nich jest niestety utrata followersów. Mamy kilka kandydatów na tej imprezie, których można upokorzyć tylko dlatego, że postanowili się tu zjawić... — Rozejrzał się powoli po twarzach ludzi. — Niewinne pocałunki na dachu, które zupełnie przypadkiem uwiecznią paparazzi. I sekstaśma. — Wygiął usta w podkówkę, wzruszając ramionami. — Nie powiesz mi, że to nie działa, majątek rodziny Kardashianów na tym stoi!

    OdpowiedzUsuń
  44. [Cześć!
    Nie wiem w sumie, czy to dobrze – z jednej strony trochę się cieszę, bo lubię trafiać w punkt, z drugiej strony – trochę to smutne, że mimo wszystko ten punkt istnieje...
    O, mi z kolei nigdy ostatecznie nie udało się obejrzeć tej drugiej części!
    W takim razie póki co pięknie podziękujemy za powitanie, no i będziemy sobie czekać w kąciku na czas, kiedy zrobi się u Ciebie trochę luźniej, bo sama chętnie bym jakoś nasze dziewczęta połączyła! Mógłby z tego wyjść niezły ogień. :D]

    Phoebe Miller

    OdpowiedzUsuń
  45. Kiedy Watson przeglądała zdjęcia, brunetka oparła się łokciami o blat, swoją drobną twarz ułożyła w dłoniach, a palcem wskazującym zaczęła stukać w policzek. Uśmiechnęła się zalotnie do barmana, kiedy kolejne drinki pojawiły się przed nią. Kusa spódniczka podwinęła się jeszcze bardziej, gdy założyła nogę na nogę. Wyglądała jak mała kokieterka, ale przecież nie robiła nic z tego specjalnie. Nie chciała przyciągać uwagi, to wszystko przychodziło wręcz naturalnie. Spojrzeniem błądziła po twarzach i sylwetkach ludzi, którzy również znajdowali się w pomieszczeniu, co jakiś czas łapiąc kogoś na tym, że przyglądał jej się za długo. Mimowolny uśmiech sam wkradł się na jej usta., a w oczach zabłyszczały wesołe ogniki. Dopiero gdy Cornelia znowu otworzyła usta, Ari przeniosła swoją uwagę na nią.
    — Jest uroczy. — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Mogłaby godzinami rozczulać się nad jego idealną osobowością i cechami charakteru, których na próżno było szukać w mieszkańcach Manhattanu. Tym jak potrafił dążyć do celu, mimo, że los nie zawsze się do niego uśmiechał, albo jakimi wartościami kierował się w życiu. Mogła, ale wiedziała, że ta dyskusja tylko zanudziłaby Cornelię. Może i nie widziały się przez spory okres czasu, jednak Min wiedziała, że nie takich rozmów oczekiwała jej znajoma w piątkowy wieczór przy drinkach. — Dzisiaj jestem cała twoja, możemy się bawić, a nawet pomogę ci znaleźć towarzysza, jeśli tylko chcesz. — Ari zaśmiała się cicho, głową kiwając na lewo. Wskazywała na stolik kilka metrów od dziewczyn i mężczyzn, którzy nie mogli od dziewczyn oderwać spojrzenia. — Chyba wpadłaś im w oko.
    Sięgnęła po kolejnego drinka, już chyba trzeciego tej nocy, i upiła spory łyk. Wiedziała, że rozmowa w końcu zacznie zahaczać o tematu, których wolała unikać.
    — Poznaliśmy się lata temu, kiedy jeździłam do Korei, spędzać wakacje z rodziną Seojuna. — Uciekła spojrzeniem w bok, gdy tylko wypowiedziała imię swojego przyjaciela. Nawet jeśli nie był obecny, Ari odnosiła wrażenie, że chłopak nawiedzał ją jak zły omen. Był dosłownie wszędzie i coraz ciężej było od niego uciec i Ari znowu zaczęła się zastanawiać, czy ta ciągła gonitwa w ogóle miała sens. Może powinna się poddać.
    — Minsoo dostał stypendium. Przyjechał tu we wrześniu i wpadłam na niego w barze, w którym pracuje. — Ari zabrała powietrza w płuca, tworząc tym samym dramatyczną pauzę. — Tak, ma taką normalną, przyziemną pracę. Wiem, szaleństwo. — Przyglądała się teraz blondynce, chcąc wyłapać jej reakcję na tą wiadomość. Nie zdziwiłby jej grymas obrzydzenia, czy wielkie oczy na taką nowinę, w końcu to wszystko było dla ludzi z ich sfer dziwne i inne. Dziewczyna pokroju Min Ari z biednym stypendystą? Tego typu pytań nie brakowało, szczególnie na Plotkarze. Ari była wdzięczna, że Minsoo tej strony nie przeglądał.
    — Ah, no tak! Będą mieli dziecko. — Klasnęła w dłonie, jakby właśnie dokonała tego wielkiego odkrycia, gdy Cornelia wspomniała Jacksona i Octavię. Kiedyś łączyła ją z brunetką przyjaźń, teraz jednak mijały się na ulicach bez słowa, więc to, co działo się w jej życiu, Ari widziała tylko w internecie. — Ale to chyba jakaś nowa moda, bo podobno ktoś inny też się spodziewa bobasa. — Ari zacisnęła dłoń na szklane tak mocno, aż pobielały jej knykcie. Znowu coś ukuło ją w środku, kiedy przypomniała sobie o tym, że nikt inny, a Kim Seojun również spodziewał się potomka.
    Nie znała szczegółów, jedynie to, co wyczytała na plotkarze i głupia wiadomość od chłopaka na Instagramie, która w jej oczach potwierdziła prawdę. A dziewczyna, której zrobił dzieciaka? Przepadła bez śladu, zniknęła. Ari po części domyślała się, że pewnie matka Kima maczała w tym palce, bo potrafiła pozbywać się problemów jak nikt inny, ale dalej, ta świadomość, że chłopak był tak głupi i lekkomyślny irytowała ją. Sprawiało jej to ogromny ból, ale o tym nie chciała mówić na głos.

    Min Ari

    OdpowiedzUsuń
  46. Jackson natomiast potrzebował zdecydowanie silniejszych bodźców niż kolorowe tabletki, by rzeczywiście oddać się w ramiona typowej narkotycznej wesołości. Ostatnim czasem rzeczywiście pozwalał sobie na więcej i często sięgał po mocniejsze prochy, przez co o mniejszej mocy nie starczały. Jednak zawsze mógł nadrobić to drinkami.
    Pokierował się za blondynką do windy, z góry mogli mieć najlepszy widok. Gdy wysiedli na ostatnim piętrze, znów poczuł na sobie kilka wścibskich spojrzeń. Jakby dla podkręcenia plotki, która za pewne już brylowała w intrenecie, objął Nel ramieniem i nieco nachylił się do jej ucha.
    — Chyba mamy dzisiaj widownię. — wymruczał uśmiechając się z zadowoleniem. Oboje byli rozkapryszonymi dzieciakami, które lubiły być w centrum zainteresowania, mieć wszystko i wszystkich na skinienie małego palca. — Może czas na małe show skoro i tak będą gadać? — Odwzajemnił kilka spojrzeń, niektórym puszczając oczko, innym posyłając rozbawione spojrzenie. Jak bardzo nudne życie musieli mieć, że tak bardzo pochłaniało ich to co działo się u innych. Jacksona raczej mało kto i co obchodziło, nie śledził z zapartym tchem tych wszystkich ładnych kont na Instagramie. Wiedział co musiał i nie wplątywał się w niepotrzebne informacje. Choć teraz podsycenie plotek wydawało mu się niezwykle kuszące.
    — Ostatnio chodzi mi po głowie duża impreza. Jacht stoi i kurzy się w marinie, wypadałoby zrobić z niego użytek. – To były problemy, które lubił mieć w swoim życiu, które można było rozwiązać w tak łatwy sposób.
    Pogoda może i nie rozpieszczała jednak jacht był na tyle duży, dobrze wyposażony i ogrzewany, że mógł korzystać z niego o każdej porze roku. Ostatnio nie miał na to czasu, ani głowy by zająć się organizacją czegoś wyjątkowego, ale miał ochotę to zmienić, zająć myśli przyjemnymi tematami. A przecież jeszcze w wakacje o imprezach organizowanych przez niego w porcie było głośno i wolał, by jego opinia nie została nadszarpnięta jeszcze bardziej niż to miało miejsce. Ostatnio wypadł z towarzyskiego obiegu, a Jackson Howard lubił być na czasie. Lubił opinię nowojorskiego dupka i podrywacza. Lubił nawet te wszystkie negatywne epitety, którymi niektórzy potrafili go określać. — Jacht, dobra muzyka, dużo lejącego się alkoholu i grono największych łajz z naszego towarzystwa. — dodał, ciągnąc blondynkę w stronę stolika z najlepszym widokiem na panoramę miasta. — Co ty na to?
    Opadł na miękką kanapę obok Nel i skinął na kelnera, który po krótkiej chwili pojawił się tuż obok nich.
    — Whiskey sour, dla mnie.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  47. Silne emocje nigdy nie działały na niego dobrze, podobnie było także i tym razem. Uczęszczał na terapię, aby kontrolować lepiej gniew i panować nad niespodziewanymi dla niego sytuacjami, ale to nie sprawiło jednak, że druga osobowość zniknęła całkowicie. Strach przed utratą kolejnej siostry, połączony z jej nieco lekceważącym stosunkiem do sprawy, przyczyniły się do tego, że jego alter ego dało o sobie znać.
    - Dobrze się bawiłaś? - rzucił, kiedy w końcu wyszła z garderoby. Zdecydowanie mogłaby pobić rekord najdłuższego przygotowywania się do wyjścia, ale akurat jemu w tym momencie nijak to nie przeszkadzało, druga osobowość posiadała anielskie pokłady cierpliwości i trudno było go wtedy wyprowadzić z równowagi - Nie spieszy się nam, nie musisz szukać płaszcza - wzruszył bezradnie ramionami, odsuwając się od framugi drzwi i zgrabnym ruchem rzucając się na jej łóżko - Nikt normalny nie wstaje o tej porze z łóżka, a rodzice wiedzą, że żyjesz, więcej ich chyba nie interesuje - dodał, ściągając marynarkę i rzucając ją w kąt. Przeciągnął się leniwie, wydając polecenie głosowe, skutkujące uruchomieniem muzyki w apartamencie. Nowoczesne rozwiązania i smart dom zdecydowanie ułatwiały ludziom życie. Normlanie spieszyłby się czy do rodziców, czy do pracy, jednak w tej wersji nie miewał żadnych zobowiązań, a w klinice pojawiał się tylko, kiedy ktoś wymagał od niego nagłej interwencji chirurgicznej lub ważnej, planowanej operacji. Paradoksem dla wszystkich było to, że bez względu na to, który Ethan dochodził do głosu, obydwaj byli naprawdę świetnymi neurochirurgami i potrafili zdziałać cuda.
    - Poznałaś tam kogoś ciekawego? Dlaczego mnie ze sobą nie zabrałaś? Powinienem się pogniewać, też przydałoby mi się trochę słońca i alkoholu - westchnął, przeglądając jej Instagrama w poszukiwaniu zdjęć z wyjazdu - Myślę, że muszę sobie zrobić trochę wolnego. Masz jakieś plany na wieczór? Wynająłem klub na dzisiejszy wieczór, roześlij zaproszenia do kogo trzeba, będziemy świętować twój powrót - uśmiechnął się, tworząc w aplikacji używanej przez jego bliskich znajomych zaproszenie na dzisiejszy dzień - Jesteś tak cholernie seksowna, że chętnie bym cię przeleciał, gdybyś nie była moją siostrą - dodał roześmiany, lustrując ją wzrokiem z góry na dół i klepiąc miejsce na łóżku obok siebie.

    Nieco bardziej rozrywkowy braciszek

    OdpowiedzUsuń
  48. Na propozycję Cornelii, po ciele Ari przeszedł dreszcz ekscytacji. Wiedziała, że to było nieodpowiednie, że nie powinna, bo czymś takim przekroczyłaby granice zaufania, a przecież to w związku było najważniejsze – zaufanie i szczerość. Przygryzła dolną wargę, uważnie rozważając swoje opcje, bo czy było warto? Podjęcie takiego ryzyka mogłoby się skończyć niemałą kłótnią, jeśli słowo o jej wyczynach trafiłoby do Minsoo, z drugiej jednak strony; czy wypicie kilku drinków, kupionych przez nieznajomego w barze, było przestępstwem?
    — Tylko — Ari zaczęła, nachylając się delikatnie w kierunku koleżanki. — Drink, bądź dwa. Jak któryś się do mnie przyklei, masz interweniować! — Wyciągnęła przed siebie dłoń i w powietrzy pomachała palcem wskazującym, potwierdzając powagę jej słów. — Ale to oni mają do nas podejść, ja się stąd nie ruszam. — Ponownie odsunęła się do swojej poprzedniej pozycji siedzącej, chociaż robiąc to, zachwiała się delikatnie na wysokim krześle. Alkohol dawał o sobie znać.
    — Wiesz co mówią, pierwsza miłość nie rdzewieje. — Szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy, bo gdy tylko myślała o Minsoo, w żołądku zaczynała odczuwać przyjemne ciepło, które rozchodziło się po całym ciele. To, czym darzyła chłopaka te dziesięć lat temu, nie było gorącym uczuciem pokroju miłości, bardziej dziecięcym zauroczeniem i godzinami spędzonymi na wzdychaniu na widok tej drugiej osoby, ale było dobrym początkiem, by narodziło się z tego coś poważnego.
    Podparła się dłońmi o blat baru, żeby kolejny raz złapać równowagę i zaśmiała chłodno. Dźwięk, jaki wydał się z jej krtani, był niemal sarkastyczny. Złość znowu zaczęła buzować w środku, a zmieszana z procentami w jej krwi? To była recepta na katastrofę.
    — Nikt inny, a Seojun. — Prychnęła pod nosem i pokiwała głową z niedowierzeniem. Dalej ta informacja była dla niej nie do pojęcia. Absurd całej tej sytuacji wyprowadzał ją z równowagi. — Seojun i jego była balerina. Ale nie wiem, czy to dalej aktualne. Jakoś… Kontakt nam się urwał. — I mimo, że chciała być zła, na te ostatnie słowa musiała zacisnąć szczęki, by nie wykrzywić się w bólu. Cholera. Miała o nim zapomnieć, miała się dzisiaj bawić, odnowić stare znajomości i cieszyć się życiem, a wyszło jak zwykle. Chciała zawinąć się w kłębek gdzieś w kącie i najzwyczajniej w świecie rozpłakać. Potrzebowała to wszystko z siebie wyrzucić, bo ciężar, jaki spoczywał na jej barkach, powoli robił się nie do zniesienia, a udawanie, że wszystko było dobrze, niemożliwe.
    — Hej! — Machnęła dłonią, by zwrócić na siebie uwagę barmana. — Butelka tequili i dwa kieliszki. — Ta noc, nie zakończy się dobrze.

    Min Ari

    OdpowiedzUsuń
  49. Oboje grali, wcielali się w rolę, które w danym momencie mogły spotkać się z największymi oklaskami, ze strony widowni. Grali na scenie zwanej życiem, brylujac pośród tych wszystkich ludzi, bawiąc się i niekiedy udając słodkich, głupiutkich małolatów, bawiąc się prawdą, pięknie kłamali manipulując tym co akurat pokażą swojej publice. Kapryśni i wygłodniali uwagi, pragnący rzucić świat do swoich stup. Nie wiedział, że aż tak bardzo za tym tęsknił, za przywdziewaniem masek, choć każda z nich była nieoderwalną cząstką Jacksona, jakby tylko z nimi tworzył kompletną całość. Byli fałszywi, ile razy wbili komuś niewygodną szpilkę, dla własnej uciechy zabawili się czyjąś opinią i dobrym wizerunkiem, od tak zabawiając czyimś kosztem, śmiejąc z czyjegoś płaczu. Niszczyli nie przejmując się niczym, ani nikim prócz samych siebie. To było piękne, że mógł znaleźć tyle osób, które były do niego podobne i wyznawały równie niewiele wartości co on.
    Kącik jego ust drgnął na słowa blondynki. Ułożył rękę na wezgłowiu miękkiej kanapy, tuż za Cornelią. Dla jednych musieli wyglądać na tą parę ściągniętą z okładek, pozornie idealną, dla innych jako kolejna ułudna dwójka, która zbyt dobrze bawiła się w tej piaskownicy. Jackson nie miał zamiaru przestawać, bo dlaczego ktoś miałby decydować za niego.
    — Sam nie wiem, kilka może kilkanaście osób pewnie. Roześlę później wici. — wzruszył ramionami. Na jacht zwykle zapraszał jedynie wianuszek swoich najbliższych znajomych, choć niekiedy liczba zaproszonych wymykała się spod jego kontroli. Nie żeby robiło mu to jakąś różnicę, ale parokrotnie porządnie się uśmiał, gdy kogoś wypraszał rujnując ich dobry wizerunek. A może to nie był głupi pomysł, by zaprosić kogoś w kim wzbudzą nadzieję dostania się w lepsze kręgi, a później zdepczą i wyśmieją…
    — W bikini ci do twarzy, więc jeśli chcesz poćwiczyć morsowanie to droga wolna Nel, no chyba, że wyskoczymy na Karaiby. — odparł sięgając po drinka, którego postawił przed nimi kelner. Jackson upił pierwszy łyk.
    — Ta i nie tylko ta. — przytaknął. Ostatni czas pełen był kłótni i wyrzeczeń i miał już tego po dziurki w nosie. — To i o wiele więcej szybkich numerków. — dodał smyrając palcami kark dziewczyny. — Ale najpierw przejdźmy do interesów. Camilla… Przestań zadawać się z moją matką. Rozumiem, masz z tego korzyści. Ile? — Nie prosił, żądał od razu przechodząc do konkretów. Nie brał pod uwagę odmowy i sprzeciwu. — Ile tak właściwie z tego masz? Równie dobrze możesz nawiązać współpracę ze mną, z Pearl Yachts, wypuścić linie obrzydliwie drogich strojów kąpielowych, dorzucić w pakiecie urocze wdzianka w których przecież lepiej będzie się leżało na jachcie niż bez nich, perfumy... Co chcesz. Dostaniesz odpowiedni procent, wejdziesz na nowy rynek i poznasz nowego klienta… to są prawdziwe możliwości. — Wiedział, że to rozzłości Camillę. Doprowadzi ją do furii, a jemu dostarczy od groma uciechy. Nie mogła mu odmówić. Chciał również blondynce wytknąć, że było głupotą zaprzyjaźnianie się z jego matką, że to wcale nie było najlepsze rozwiązanie na jakie mogła wpaść lub jakie ktoś jej podsunął.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  50. — Musi sobie przypomnieć, jak to było... Daję sobie rękę uciąć, że tak, jak mówisz, już ją samą ten spektakl wkurwia i mimo wszystko tęskni za dawnym życiem. Musi sobie tylko przypomnieć, jak to było — mruknął, uśmiechając się i dalej zerkając na bawiących się ludzi. Nagle spojrzał na Cornelię, a jego uśmiech nabrał odrobiny złośliwego błysku. Jego oczy również rozbłysły jakimś diabelskim blaskiem. — Nela, jak ją kiedyś zobaczysz, a to prędzej czy później się stanie, może przypomnisz jej, jak kiedyś potrafiła się bawić? Wydaje mi się, że tylko ten bodziec sprawi, że puszczą jej hamulce i przypomni sobie, jak cudownie jest po tej stronie Nowego Jorku. Tej znienawidzonej.
    Seojun odchylił lekko głowę, skupiając się na dotyku Cornelii. W końcu złapał ją za dłoń i przyłożył do swojego policzka, jednocześnie przysłuchując się jej słowom z uśmiechem i samemu rozglądając się za idealnym celem do ich nowej zabawy. Złożył lekki pocałunek na wierzchu jej dłoni, krzyżując spojrzenia z rudą dziewczyną, o której mu powiedziała — wyglądał teraz dokładnie tak, jak drapieżnik, który właśnie obrał sobie nowy cel. Jego spojrzenie jakby momentalnie pociemniało.
    — Dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi na tej imprezie znalazło się tu zupełnym przypadkiem. Poza tym... Serio, skąd miał bym znać taką laskę? — Roześmiał się. — Co z tobą zrobić? — zadał pytanie na głos, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Zastanawiał się. Mieli naprawdę mnóstwo rzeczy do wyboru. — Na jakie okrucieństwo dziś chcemy sobie pozwolić?
    Seojun z Cornelią robili w przeszłości sporo obrzydliwych rzeczy innym ludziom tylko dla dobrej zabawy. Rozbijali związki z premedytacją, dosypywali narkotyki do drinków, by zobaczyć, jakie historie ktoś wyśpiewa pod wpływem, podszeptywali okropne rzeczy wyssane z palca, doprowadzając ludzi do rozpaczy. Nie potrafili się opamiętać, nawet kiedy jedna z ofiar próbowała targnąć się przez nich na swoje życie — Cornelia sama wykonała telefon do jej rodziców. Dziewczyna spędziła cały następny rok zamknięta w jakimś ośrodku w Szwajcarii i słuch po niej zaginął.
    — Zaprzyjaźnijmy się z nią. Tak na chwilkę. — Przeniósł swój wzrok na Cornelię. — A potem może oskarżymy ją o kradzież jakiejś twojej błyskotki? Wieczór w areszcie dobrze by jej zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Cześć, ale fajnie cię tu wiedzieć!! Miałam tutaj wpaść wieki temu, żeby pochwalić kartę i kreację twojej prześlicznej panienki, która jest tak samo wspaniała, jak i zepsuta, co rzecz jasna, uwielbiamy <3
    Nie będę oryginalna, jak powiem, że cudownie ci wyszła, ale taka jest prawda i już! A wy bawcie się tutaj bardzo niegrzecznie :DD]

    Elizabeth Madden

    OdpowiedzUsuń
  52. — Sto tysięcy. — mruknął w zastanowieniu jakby rzeczywiście ta kwota go zastanowiła. Nie było to mało biorąc pod uwagę kilka sesji, które czekały Cornelię jednak nie była to też suma, która robiła na nim specjalne wrażenie. Jego ojciec był obrzydliwie bogaty, firma przynosiła ogromne zyski, a nieprzerwanie rozwijała się będąc już marką globalną. I to Jacksonowi się podobało, jako dziecko niczego mu nie brakowało, był ustawiony do końca życia, choć pojawienie się na horyzoncie brata, o którym wcześniej nie miał pojęcia, nieco skomplikowało sprawy otrzymania majątku w całości. Na szczęście jego młodszy braciszek nie lubił bawić się w biznes, a Nowy Jork nie był dla niego. Ku niezadowoleniu Roberta i ku wielkiej uldze Jacksona, choć istniało wiele sposobów, by się go pozbyć gdyby nie wyjechał po dobroci.
    Jackson nie kwapił się do ciężkiej pracy, nie musiał, jednak cenił sobie studia i to czego się na nich dowiadywał. Cenił sobie czas spędzany w firmie, własny rozwój. Lubił zagłębiać się w tajniki rynku, finansów i generalnie tworzenia nowych projektów i rozwiązań do jachtów, z których sam później korzystał. Dlatego w tą jedną rzecz wkładał sporo zaangażowania, które owocowało wynikami i uznaniem. Nie wyobrażał sobie, by mógł robić cokolwiek innego.
    — Potrafię wydać więcej na gorsze głupoty, Nel. — dodał w końcu, wzruszając ramionami i popijając w między czasie drinka. Wydął wargi i wyjrzał przez okno. Widok choć mógł zapierać dech w piersi, nie robił na nim już wrażenia. Podobny widok rozciągał się z okna jego sypialni, nie musiał nawet wychylać się z łóżka.
    — Przeszkadza, poza tym lubię ją wkurwiać. — przyznał otwarcie, a jego usta wykrzywił złośliwy grymas. Pałali do siebie z Camillą wrogością, a ich relacje były pełne chłodu. Jackson już dawno temu przestał starać się traktować tą kobietę jak matkę. Po prostu była i oboje musieli względnie się tolerować co nie oznaczało, że Jackson nie uprzykrzał jej życia. Skoro tak bardzo go nienawidziła mógł się w jakiś sposób odwdzięczyć, a tą złośliwość odziedziczył właśnie po niej. Odbierze jej kontrakt i towarzyszkę plotek, wyobrażenie jej wkurwienia wywoływało uśmiech na jego twarzy i wprawiało w lepszy nastrój.
    — W każdej umowie jest jakiś haczyk, jeśli nie, uznajmy to za mój kaprys, więc pokryje twoje potencjalne straty i postawię ci te Karaiby. — zaproponował z lekkim uśmiechem wiedząc, że już mu nie odmówi. Jego spojrzenie nabrało innego wyrazu, błyszczące i bardziej diabelskie. Uśmiech stał się bardziej zaczepny, łobuzerski. — A to trzeba uczcić. — Machnął w stronę kelnera. Jeszcze kilka godzin temu miał pochmurny nastrój i ochotę zaszyć się w domu, a tu proszę bardzo siedzieli popijając drinki, a teraz czekało ich jeszcze więcej. Cornelia znała go bardzo dobrze, tak właściwie nie do końca potrafił stwierdzić kiedy i jak się poznali, ale to było mało istotne. Ważne, że na wielu istotnych płaszczyznach rozumieli się bez zbędnych słów i dla obojga liczyło się to samo.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  53. Jacob wiedział, że bogate dzieciaki potrafią być okrutne. Bardzo okrutne. Mieszkał z taką osobą pod jednym dachem i doskonale wiedział, jak wredną jędzą potrafiła być. Czasami jej słowa trafiały prosto w jego serce, zwłaszcza, gdy nazywała go przybłędą, jakby to była jego wina, że miał mniej szczęścia i nie urodził się bogaty.
    Margaret nie miała o tym pojęcia, ale to właśnie te przytyki sprawiły, że Jake się starał. Starał się być tą wersją siebie, której nie da się nie lubić. Dzięki temu od początku odnalazł się nie tylko w swojej szkole, ale też w sąsiadującej Constance i zjednał sobie dość spore grono bogaczy, którzy w zasadzie jedli mu z ręki.
    Cornelii wprawdzie nie znał długo, w końcu była starsza, ale jakoś tak się stało, że znaleźli wspólny język, na co absolutnie nie śmiał narzekać. Gdyby miał wybrać między imprezą w większym gronie a siedzeniem z nią w samotności z dala od całego świata… Cóż, właśnie to wybrał, dlatego siedzieli tutaj, a nie na kolejnej szmirowatej domówce, która nie wniesie nic do ich żyć. Właściwie ten wspólny czas też nic nie wnosił, ale był znacznie przyjemniejszy niż darcie mordy i głośna muzyka. Znajdowali się tak wysoko, że nawet dźwięki miasta zdawały się bardzo odległe, a Jake’owi bardzo to odpowiadało. Musiał odpocząć od wszystkiego, co ostatnio działo się w jego życiu, a z Cornelią było idealnie.
    — Bardzo. Ale takie jest życie. Przykre — wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się kącikiem ust, choć do śmiechu mu nie było. W takich chwilach przypominał sobie poprzednie życie, a ono nie napawało optymizmem. Wszyscy, którzy mówili, że pieniądze szczęścia nie dają… Mylili się. Może nie kupowały samego szczęścia, ale na pewno sprawiały, że życie było znacznie łatwiejsze, a to z kolei prowadziło do szczęścia. Bo kto nie lubił mieć łatwo, prawda?
    — Świetnie — klasnął w dłonie i uśmiechnął się szerzej, zadowolony, że przystała na jego małe wyzwanie. — Oczywiście, będę twoim przewodnikiem, słonko — odparł, zerkając na sufit, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie. — Chociaż może powinniśmy to podbić do miesiąca? W ciągu tygodnia nie zaznasz zbyt wielu niewygód. No i nikt nie zatrudni cię na tak krótko — podjął po chwili, przenosząc wzrok z powrotem na Cornelię. W jego umyśle zaczął się klarować plan. To głupie, prawda? Chcieć udawać biednego, podczas gdy miało się tak naprawdę wszystko. Nie wykluczał, że kiedyś też zabawi się w ten sposób. Żeby przypomnieć sobie, dlaczego jego obecne życie było zdecydowanie lepsze od poprzedniego. — Musimy wynająć ci mieszkanie, najlepiej gdzieś na Brooklynie albo na Bronksie. Zostaniesz tylko z tym, co będzie w środku. No i powinniśmy się wybrać na zakupy do zwykłej galerii, kupić jakieś ciuchy z sieciówki, bo jeśli ktoś w biednej dzielnicy wyczai, że masz na sobie grube tysiące… Chcemy, żebyś wyszła z tej zabawy żywa — roześmiał się cicho, jakby wcale właśnie nie powiedział, że ktoś mógłby ją zabić tylko po to, żeby ją okraść. Na UES takie rzeczy się nie zdarzały, większość mieszkańców była dziana i raczej nie zapuszczali się w inne rejony, ale reszta Nowego Jorku… Mogło być różnie, a Jake doskonale o tym wiedział. — No i praca. Wszystkie kredytówki zostawiasz w domu. I nie możesz się do niego zbliżać. Właściwie może powinienem pomieszkać z tobą. Żeby mieć pewność, że nie oszukujesz — puścił jej oczko, przechylając głowę lekko w bok. — To co, miesiąc? Nagroda będzie oczywiście adekwatna…

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie podobało mu się to, co widział. Blondynka stojąca przy wejściu do jego biura, przysłuchująca się i obserwująca to, co działo się w środku była problemem, a Sanders nie lubił problemów. Jeszcze bardziej nie lubił, kiedy te się na siebie nakładały. Lebedev już teraz był podirytowany, jeżeli dostrzeże dziewczynę i zorientuje się, że ich podsłuchiwała nie tylko ta młoda dama będzie miała przejebane, ale również on. O nią nie martwiłby się za bardzo. Nawet nie wiedział, kim dokładnie była, chociaż jej twarz wyglądała mu znajomo. Musiał dać jej wyraźnie znać, że ma nawet nie próbować mu uciekać, bo o tak ją dorwie. Jednocześnie musiał to rozegrać tak, aby szef pozostał nieświadomy.
    — Jak mówiłem, co ma należeć do nad będzie należeć do nas — mruknął, chwytając swój telefon. Otworzył nowe okno wiadomości i wysłał krótką notatkę do menadżera, który był wtajemniczony we wszystkie działania Thyme. Można powiedzieć, że Chris był jego prawą ręką. Notatka była krótka i jasna.

    weź dziewczynę sprzed biura tyłem na zewnątrz

    Zamierzał szybko pozbyć się obecnych gości z gabinetu i zaprosić do niego blondynkę. Wysłał wiadomość i rzucił jej krótkie, twarde spojrzenie. Na tyle szybkie, że Lebedev go nie dostrzegł, a po chwili Chris stał już przy blondynce i poprosił ją o przejście z nim. Theo mógł jedynie liczyć, że nie będzie ba tyle głupia, aby robić z tego powodu jakąś awanturę, zwracając przy tym uwagę nie tylko gości, ale również jego szefa na siebie. Może był naiwny, ale wiedział dobrze, że Chris potrafił radzić sobie w kryzysowych sytuacjach, a ta zdecydowanie właśnie do takich się zaliczała.
    Zakończył sprawnie rozmowę z przełożonym, a następnie udał się prosto do tylnego wyjścia, mając nadzieję, że łatwo uda się rozwiązać ten problem.
    Zaraz po wyjściu an zewnątrz dostrzegł Chrisa i dziewczynę. Machnął na menadżera, przez co z blondynką zostali sami.
    — Nie lubię przeprowadzać takich rozmów — zaczął całkiem spokojnie. Nie chciał przecież posuwać się do krzywdzenia jej lub morderstwa. Problem polegał na tym, że jeżeli nie będzie chciała współpracować, jeżeli będzie stawiać opór… Nie będzie miał innego wyjścia. Wsunął jedną dłoń do kieszeni spodni i uważnie zaczął się jej przyglądać — zacznijmy od początku. Theo, a ty, skarbie? I radzę, abyś odpowiadała zgodnie z prawdą — uśmiechnął się szarmancko — powiedzmy sobie szczerze, oboje chcemy załatwić to pokojowo, prawda? — Niby pytał, ale jej odpowiedź w ogóle go nie obchodziła. Zamierzał zająć się tym po swojemu. W jaki sposób, zależało tylko od niej i chęci współpracowania. Nie miał jeszcze pojęcia, w jakim pójdą kierunku, ale wiedział, że przemoc zastosuje jako ostateczną ostateczność.

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  55. Słowa Cornelii, momentalnie wzbudziły w niej zainteresowanie. Sama, nieświadoma swoich czynów, odruchowo odwróciła się do blondynki, jakby kontynuowanie dyskusji o Seojunie, pobudziło jej system nerwowy do działania. Prawdę mówiąc, czego się spodziewała? Że powie kilka słów, a Cornelia zignoruje temat i nie dorzuci nic od siebie? A może wręcz przeciwnie, w środku cicho liczyła na to, że w końcu będzie mogła wyrzucić z siebie ten cały żal, bagaż uczuć i niezrozumianych emocji i podzielić się z kimś swoimi rozterkami.
    Nie chciała się do tego przyznać, ale tak naprawdę nie marzyła o niczym innym, jak porozmawiać o Seojunie, dowiedzieć się o co u niego, z kim jest, co robi i dlaczego. A Cornelia chyba coś wiedziała i Ari nie zamierzała cierpliwie czekać, nie. Musiała wiedzieć, teraz.
    — Skąd taka pewność, że to nieaktualne? — Chciała brzmieć nonszalancko i udawać zobojętnienie, jednak spojrzenie, którym świdrowała blondynkę, zdradzało jej prawdziwe intencje. Jej serce zaczęło kołatać niespokojnie, a w oku błysnęło zainteresowanie. Gdzieś w środku narodziła się nadzieja, że jej najgorsze przypuszczenia, wcale nie były prawdą. — No i może kiedyś bawilibyśmy się świetnie, ale teraz… — Dziewczyna schowała twarz w dłoniach i westchnęła głośno. Nie potrafiła nawet ubrać w słowa tego, co w tej chwili łączyło ją i Kima. Bo, czy kilka niedomówień mogło skreślić te wszystkie lata, jakie ich dzieliły? Sekrety, które obiecali, że zabiorą do grobu i przyjaźń, o której można by pisać scenariusze filmowe?
    Nie skończyła swojej wypowiedzi, bo Cornelia podsunęła w jej kierunku wypełniony po brzegi kieliszek. Ari sięgnęła po szkło i w podobny sposób zwilżyła wierzch dłoni, nasypała na mokrą skórę soli, a palce drugiej dłoni chwyciła ćwiartkę limonki. Skrzywiła się na zapach, jaki wdzierał się do jej nozdrzy, zanim jeszcze przystawiła alkohol do ust, już mogła wyobrazić sobie jego smak na języku i poczuć ciepło, jakie rozpowszechniało się po jej ciele. Nie chcąc marnować ani chwili dłużej, stuknęła się kieliszkami i wypiła całą zawartość, następnie wgryzając się w kwaśny owoc.
    — Powiem ci, że życie bez moralnych hamulców, było o wiele łatwiejsze. — Słowa opuściły jej usta, nim miała szansę ugryźć się w język. Parsknęła cicho pod nosem, jakby sama nie dowierzała, że przyznała się do tego na głos. Bo tak, Minsoo obudził w niej pokłady empatii, pokazał, że świat to nie tylko czarne i białe, że można być szczęśliwym, bez niekończących się pokładów gotówki, ale Ari dalej była Ari i czasem tęskniła za prostotą dawnego życia. Tęskniła za swoim brakiem skrupułów i niezastanawianiem się, jak jej czyny wpłyną na życie innych. Mimo, że lubiła, jak potoczyły się jej losy w ostatnich miesiącach, trochę brakowało jej, tego starego ja. A alkohol? Chyba wybudzał dawną Min ze snu.

    Min Ari

    OdpowiedzUsuń
  56. [ Cześć! Dziękujemy za powitanie i miłe słowa <3
    Oj tak, wciąż niekiedy przejdzie człowiekowi przez myśl dlaczego nie urodził się księżniczką, czy kimś innym równie uprzywilejowanym... Ale, ale chyba jednak wolę to życie z daleka od świecznika ;D
    Za to Hyunjin to już inna bajka, doszedł do sukcesu głównie przez wzgląd na własną pracę i talent, a cała reszta to słodko gorzki sukces, w którym jakoś stara się odnaleźć, raz z gorszym, a raz z lepszym rezultatem. A po Nowym Jorku i całej śmietance niczego innego się nie spodziewamy! Hyunjinowi pewnie zajmie trochę czasu odnalezienie się w wielkim świecie bez reszty zespołu, ale może tak szybko go nie zadźgacie xD
    Natomiast Cornelia zdaje się odnajdywać w tym świecie doskonale. Zdaje się twardą sztuką co nie da sobie wejść na głowę. Chętnie skrzyżowała bym ścieżkach tej dwójki o ile macie chęci zainteresować się nową twarzą ;) Mogliby poznać się na jakimś evencie, po którym oboje byliby zaproszeni na bardziej prywatną imprezę?
    Ewentualnie możemy wylać kawę na waszą obrzydliwie drogą sukienkę, gdy będziemy wychodzić z kawiarni z kapturem zaciągniętym na głowę. Pewnie w ramach przeprosin da się wykorzystać do wszystkiego i z wielką chęcią odkupi to co zepsuł ;D ]

    Hyunjin

    OdpowiedzUsuń
  57. [Hey, honeym w związku z tym, że w życiu Octavii zapanowała nowa rzeczywistość, chcesz napisać jakiś nowy wątek? Odezwij się na maila, ustalimy szczegóły]
    bff?

    OdpowiedzUsuń
  58. Pokręcił głowa z rozbawieniem i roześmiał się. Nie, mimo ostatniej, dłuższej rozłąki z Cornelią, na pewno nie zapomniał, jak doskonale potrafiła sprowadzać ludzi na zła drogę… I zasadniczo na każdą, na jaka miała ochotę. A sam wprost nie mógł się doczekać tego, co się stanie, gdy panna Min się trochę wykolei ze swojego nowego, nudnego toru życia. Stłamsił w sobie tę gorzką myśl, która tłukła mu się po głowie, za późno, ona już nie wróci. Wiedział, że wróci, czuł to. Musiała wrócić. Jego się nie zostawia.
    — Oczywiście — odparł, również się podnosząc.
    Wsunął buty, rozglądając się po towarzystwie, bo nie chciał, by przypadkiem ich mały rudzielec wymknął się gdzieś niepostrzeżenie. Chyba udało im się wzbudzić jej zainteresowanie, bo dziewczyna dalej mu się przypatrywała, raz po raz wracając jednak wzrokiem do swojego kieliszka. By utrwalić w niej te ciekawość, uśmiechnął się do niej delikatnie i również posłał jej oczko, na co ich przyszła ofiara zareagowała momentalnym spuszczeniem wzroku. Seojun mógłby przysiąc, że się zarumieniła. Sięgnął do portfela, skąd wyciągnął małego skręta i podał go Cornelii, unosząc brwi.
    Showtime — mruknął z uśmiechem, a potem ruszyli z blondynka przed parkiet w kierunku dziewczyny. Po drodze znowu musieli się kilka razy zatrzymywać, a to, żeby ponownie z kimś się przywitać, a to, żeby zamienić kilka słów, zatańczyć przez chwilę, napić się. Na druga stronę pomieszczenia dotarli po dobrych dwudziestu minutach, ale ich rudzielec dalej nie spuszczał z nich wzroku.
    Seojun podszedł pierwszy — z uśmiechem przysiadł się obok dziewczyny i ułożył szklaneczkę z drinkiem na małym stoliku. Dopiero z bliska był w stanie dostrzec, ze musiała być od niego sporo młodsza, mogła mieć ledwo szesnaście lat.
    — Cześć. Jestem…
    — Seojun, tak, wiem — odparła podekscytowana. — A ty Cornelia, prawda? — zapytała, spoglądając w górę na blondynkę. — Jejku, cały czas miałam wrażenie, ze to na mnie patrzycie, ale nie chciałam robić sobie nadziei i wyjść na idiotkę… Wiem o was wszystko! Znaczy, nie zupełnie wszystko, tyle, co udało mi się wyczytać na tej stronce. — Zrobiła wielkie oczy, przyglądając im się niemal z czcią. — Jesteście prawie jak gwiazdy… tylko lepsi!
    Seojun posłał Cornelii rozbawione spojrzenie. To było jeszcze lepsze, niż sądził.

    OdpowiedzUsuń
  59. Jackson roześmiał się lekko, radośnie niczym dziecko, któremu podarowano wymarzony prezent. Łatwo poszło, nie musiał nawet długo namawiać dziewczyny, by zmieniła strony. Wprost nie mógł doczekać się miny swojej matki, gdy Watson oświadczy jej, że to koniec tej pięknej współpracy, by zaraz pojawić się w szeregach Pearl Yachts.
    Relacje w jego rodzinie były skomplikowane, niby łączyły ich więzy krwi, ale nikt w rzeczywistości nie cieszył się z tych koligacji. Podpisywali się jednym nazwiskiem, uczęszczali na te same eventy oraz przyjęcia, nic więcej ich nie łączyło. No może biznesy, choć od tych matki Jackson trzymał się z daleka, natomiast ona nie mieszała się do spraw ojca jedynie korzystając z dobrodziejstw jakie dawał jej dostęp do konta bankowego. Modeling był opłacalny, ale Camilla nie mogła osiągnąć podobnych im wyników. Howardowie nie spędzali wspólnie urodzin, czy świat. Nie wyjeżdżali wspólnie na wakacje i nie robili weekendowych wyskoków za miasto do uroczego domku w górach. Owszem, domek posiadali i to nie jeden, ale każdy jeździł tam osobno. Jackson miał więcej wspólnych wspomnień z niańkami niż z ojcem, czy matką, ale kto w ich świecie nie dorastał w podobnych warunkach? Łatwiej było zrzucić opiekę nad dzieckiem opiekunce niż zrezygnować z kariery. Poniekąd teraz to rozumiał samemu znajdując się w podobnej sytuacji, on jednak zrzucił odpowiedzialność na drugą połowę.
    — Kojarzę. — odparł kręcąc głową. — Nie mógłbym spodziewać się po takiej rozpuszczonej księżniczce czegoś mniej wyszukanego. Toż to byłby wstyd. — dodał z rozbawieniem. Lubili pławić się w luksusie, korzystać z niego i wydawać nie swoje pieniądze. Jednak nie wyobrażał sobie polecieć na wakacje w jakieś nudne i zatłoczone miejsce. Bądź co bądź byli rozpoznawani, może i nie był bożyszczem nastolatek to niekiedy dochodziło do sytuacji, które go najzwyczajniej w świecie irytowały. Dlatego nie mógłby zostać gwiazdą w dosyłowym tego słowa znaczeniu, nie zniósłby tego pilnowania się.
    — Jeszcze się pytasz, nie mogę się doczekać jej miny. Będzie wściekła, a ja uwielbiam doprowadzać ludzi do szału. A ją zwłaszcza. — Odwdzięczał się tym co sam otrzymywał. Camilla zionęła niechęcią, obwiniała go o zrujnowaną karierę i wszelkie klęski jej świata. Skoro tak mógł jej przynajmniej podarować w prezencie prawdziwe powody do nienawiści. — Przeszło mi nawet przez myśl, by wrobić ją w jakiś skandal, ale ostatnio nie miałem do tego głowy. — przyznał. Takie rzeczy musiał dobrze przemyśleć, by nie odbiły się również na image'u firmy i jego samego.
    Po kilku minutach kelner, który wyglądał na nieco zestresowanego, postawił przed Cornelią okropnie różowego drinka, a przed Jacksonem kilka szotów. Pochylił się nieco ku zgrabnemu kieliszkowi z drinkiem. Zmarszczył nos czując słodkawą woń mieszanki alkoholi.
    — Obrzydliwe... pasuje do ciebie. — skwitował ze złośliwym uśmieszkiem. Sam chwycił szota, stuknął nim o kieliszek i wypił całość na raz.
    — A więc, impreza na jachcie, zrujnowanie dnia mojej matki i grzanie kości na Polinezji Francuskiej... plan idealny. — podsumował z zadowoleniem. Marzec zapowiadał się ciekawie.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  60. Zastukała palcami o kierownicę, spoglądając przed siebie. Tkwiła w ogromnym korku w samym sercu Nowego Jorku. Wiedziała, że wyjazd samochodem o tej godzinie to zły pomysł, ale nie uśmiechało jej się tłuc taksówką. Rzuciła okiem w stronę dokumentów, które leżały na miejscu pasażera. Miała je otwarte na pozycji z rezygnacja i nadal mocno się wahała. Gdyby zerwała kontrakt między nią a Cornelią, mogłaby dużo stracić, a to Octavii nie podobało się w żaden sposób.
    W końcu, po długich kilkudziesięciu minutach ruszyła, mając nadzieję, że zdąży na umówioną godzinę.
    Z Cornelia nie rozmawiała od czasu ich ostatniego spotkania i późniejszej sesji ukazującej wszystkie projekty. Odcięła się od niej grubą kreską w momencie, kiedy dowiedziała się o ich spotkaniu i tym, co się na nim działo. Javier dobitnie jej pokazał, jak dobrze bawili się w tamtym momencie. Octavia przełknęła gorzki smak porażki, choć bolało ją to cholernie, że zdradziły ja dwie najbliższe jej osoby.
    Zaparkowała pod budynkiem, gdzie Nel miała swoje biuro. Wzięła torebkę od Valentino, wszystkie papiery, po czym ruszyła przed siebie, wymijając tłum przechodniów. Stukot szpilek odbił się echem od pustej recepcji, gdzie za kontuarem siedziała młoda, znudzona blondynka. Posłała Octavii jedno z ciekawskich spojrzeń, kiedy ta poinformowała ją, że była w dniu dzisiejszym umówiona z Cornelią Watson. Z pewnością rozpoznała, kim jest Octavia i z pewnością plotki rozejdą się po tym miejscu z prędkością światła.
    Gdy więc Octavia dostała informację, że może skierować się do biura, nie czekała za długo. Ruszyła przed siebie w dobrze znanym sobie kierunku. Miała nadzieję, że recepcjonistka chociaż powie, że Octavia wyglądała bardzo dobrze, a nie jak typowa kobieta, która niedawno została matką i jedyne, czemu teraz się poświęca, to dziecko.
    Bo tak naprawdę Octavia czuła się świetnie. Nie było po niej praktycznie widać, że jeszcze nie tak dawno temu była w ciąży. Zmieniło się jedynie coś w jej spojrzeniu, jakby stała się jeszcze bardziej qdojrzalsza, niż była.
    Poprawiła czarną marynarkę, która nałożyła na białą sukienkę z projektu jej matki. Octavia jak i jej brat byli chodząca reklama ubrań Evy Blanchard, ale przecież też o Nel niejednokrotnie je prezentowała.
    Odgarnęła włosy na plecy, stając przed odpowiednimi drzwiami. Zapukała kilkukrotnie, po czym weszła do środka, nawet nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie. Wzrok Octavii Blanchard niespiesznie przemknął po pomieszczeniu, które znała bardzo dobrze, aż w końcu spoczął na blondynce. Czy po tym wszystkim mogła nazywać Cornelię swoją przyjaciółką? Nie za bardzo. Znały się bardzo dobrze, więc dlaczego Cornelia zdecydowała się właśnie na ten krok, wiedząc bardzo dobrze, jak mocno ten czyn zrani Octavię i zmieni ich dotychczasową relację?
    — Cześć — przywitała się chłodno, podchodząc do biurka. Dosłownie rzuciła na nie teczkę z papierami, po czym pozwoliła sobie usiąść na przeciw blondynki.
    — Chciałam zerwać to wszystko, ale za dużo na tym stracę. Wypuścimy tą linię, i na tym skończy się nasza współpraca — dodała po chwili, zakładając nogę na nogę.

    OdpowiedzUsuń
  61. Octavia za nic nie wierzyła w to, że Cornelia nie była do końca świadoma, co robi. Była w pełni świadoma, jaki robi krok i w oczach Octavii miała zupełnie gdzieś ją i jej uczucia. Tak naprawdę przez całą tą sytuację Octavia urodziła za wcześnie, choć na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Blanchard jednak nadal nie mogła uwierzyć w to, że dwie najbliższe osoby tak ja zraniły. Choć Jackson nadal był dla niej ważny i chciała nadal z nim być, bolało ją to, że… cóż, nawet nie chciała myśleć co się działo w tej cholernej limuzynie a potem w klubie. Cały Manhattan huczał od plotek, Octavia co i rusz była proszona, aby jakoś wypowiedziała się na temat zdrady</i, a ona uparcie milczała, bo w sumie nie wiedziała co miała powiedzieć? Jak bardzo ją ta sytuacja boli? Jak bardzo jej związek i przyjaźń przez ten czyn nie istnieją ? Jej terapeutka ostatnio dosyć się na ten temat nasłuchała, mówiąc dosadnie, że jest beznadziejnie zakochana w Howardzie i że to zdecydowanie nie jest zdrowa relacja.
    Gdyby Octavia była na miejscu Nel zapadłaby się chyba pod ziemię za taki czyn. Uciekłaby na drugi koniec świata, wcześniej jeszcze setki razy błagając swoją przyjaciółkę o przebaczenie. Tutaj jednak nie spodziewała się żadnych przeprosin, a raczej unikania tematu. Ot, jakby to było czymś normalnym, że przelecisz chłopaka swojej przyjaciółki.
    Prychnęła z pogardą na reakcję Cornelii. Wiedziała, że blondynka będzie robić wszystko, aby nie mówić o tym, co się stało. W sumie, Octavia nie wiedziała, czy chciała o tym rozmawiać. Mogły przejść do interesów, a potem rozejść się każda w swoją stronę. Zignorowała pytanie o ciążę, od razu przechodząc do konkretów.
    — Proszę, piętnaście procent dochodu ze sprzedaży idzie na oddział neonatologii, patologii i intensywnej terapii noworodków w Mount Sinai Kravis Children's Hospital. Kolejne dwadzieścia dla mnie. Nazwijmy to zadośćuczynieniem — otworzyła teczkę, wyciągając z niej papiery, które podsunęła Cornelii. Każda umowę zawsze dało się zmodyfikować, a dla Watson lepiej by było, gdyby po tym wszystkim przystanęła na warunki Octavii. uśmiechnęła się następnie, choć ten uśmiech nie należał do wesołych. Był lodowaty.
    — A co, myślisz, że tak normalnie wrócimy do tego co było i za niedługo spotkamy się na imprezie i będziemy bawić do białego rana? Może jeszcze Jack z nami pójdzie, w trójkącie raźniej, prawda? A może lepiej bawicie się beze mnie, zdjęcia dosadnie to pokazały — rzuciła ze złością. Czy Cornelia myślała, że naprawdę po tym wszystkim między nimi będzie dobrze?
    — Kurwa, Nel, co Ty sobie myślałaś? Że ja się o wszystkim nie dowiem? Ja pierdolę, naprawdę jesteś taka naiwna? — wyrzuciła z siebie wszystkie te pytania niczym z karabinu. Czemu miały unikać tego tematu? Była ciekawa też wyjaśnień blondynki.
    — I nie mów mi, że to nic nie znaczyło, bo też już to usłyszałam. Niby przypadkiem się to stało, hm? — zadała kolejne pytanie.
    — Daję Ci tydzień, aby to wszystko poszło. Chce to już mieć za sobą i raczej nie być w żaden sposób z Tobą kojarzona. Trochę mocno spierdoliłaś sprawę, ale to już nie mój interes.

    OdpowiedzUsuń
  62. Oczywiście, że słowo przepraszam raczej nie przekonywało Octavii w żaden sposób. Była wściekła na nich oboje, ale nie wiedzieć czemu, bardziej złościła się ją Nel. Po Jacksonie mogła spodziewać się wszystkiego, gdzieś w głębi duszy dopuszczała do siebie myśl, że nagle przyjdzie taki dzień, że nie wytrzyma i po prostu ją zdradzi. Zbyt długo był trzymany na smyczy, a kiedy w końcu znów poczuła się wolny, zrobił to, co umiał i znał najlepiej. Rzucił się w wir imprez i znajomych, nie patrząc za siebie i nie zwracając przy tym uwagi na Octavię. Głupia była, bo kochała go jak żadnego innego. Chciała dać mu wszystko, całą siebie i to, czego nigdy w życiu tak naprawdę nie zaznał, ale on skutecznie ja od siebie odpychał.
    Octavia czasami przeklinała ta cała sławę i bycie na oczach całego Nowego Jorku. Irytowało ją to, że nie może prowadzić spokojnego życia, którym nikt się nie interesował. Zawsze musiała liczyć się z tym, że ktoś zrobi jej zdjęcie, zaczepi czy po prostu będzie się gapił na nią, jakby była jakąś kosmitką.
    Zastukała paznokciami o oparcie krzesła na którym siedziała, po czym spojrzała na Cornelię. Owszem, jeszcze nigdy między nimi nie było tak źle. Nawet jeśli się kłóciły, zawsze po jakimś czasie puszczały wszystko w niepamięć. Teraz jednak Octavia nie potrafiła tak tego zostawić za sobą.
    — Poczułabym się znacznie lepiej, jakbyś się na niego, kurwa, nie pakowała. Są pewne granice, Nel, których za nic się nie przekracza — rzuciła rozgoryczona. Była ogromnie rozczarowana jej postawą. Cornelia zamiast jej pomóc, jeszcze bardziej to wszystko pogrążyła.
    Słysząc jej kolejne słowa, zaśmiała się z ironia, po czym zakładka kilka razy dłońmi.
    — Jestem pod wrażeniem, że jesteś świadoma tego, że nie powinno się to zdarzyć, no ale patrz, stało się. Dokładnie wiedziałaś, co jest między nami i zamiast, nie wiem, porozmawiać z nim i może powiedzieć, że to, czego on się najbardziej boi nie jest takie straszne, to ty się zaczęłaś z nim pieprzyć. Świetne wyjście, piękne zagranie, naprawdę — powiedziała, przyglądając się blondynce z uwagą. Słysząc kolejne słowa, aż nie mogła w nie uwierzyć.
    — Był na miejscu? Czy Ty się słyszysz? Ja pierdolę — zaśmiała się znów ironicznie, kręcąc głową na boki. Co to było za wytłumaczenie, że Jack akurat był na miejscu?
    — Był na miejscu, jak kurwa tysiące innych, którzy zrobiliby ci dobrze, ale nie, akurat padło na Jacka — Octavia podniosła się z miejsca, poprawiając marynarkę. Rzuciła ostatnie, krótkie i wściekłe spojrzenie w stronę Cornelii.
    — Twoje wyjaśnienia są śmieszne, Nel. Pójdę już, bo nic tu po mnie. Życzę ci miłego dnia, a kiedyś, jak znajdziesz miłość swojego życia, to mam nadzieję, że któraś z twoich przyjaciółek, toż niby przypadkiem przeleci go w limuzynie, bo był na miejscu — zacytowała jej słowa, posyłając przy tym ironiczny uśmiech. Ruszyła w kierunku drzwi, kręcąc głową na boki.
    —Był akurat na miejscu, ja pierdole — rzuciła raz jeszcze, zanim dosięgnęła klamki i znalazła się na korytarzu.

    OdpowiedzUsuń
  63. Jackson nie umiał i nawet nie chciał wyobrażać sobie co by było gdyby; gdyby nie mógł dłużej opływać się w luksusie, nie móc spełniać każdej ze swoich zachcianek. Należał do grona tych osób, które szczerze wierzyły, że pieniądze przynoszą szczęście. Dzięki nim mógł kupić właśnie wszystko to co dawało mu radość, mógł pozwalać sobie na przekraczanie granic, na obrzydliwie drogie wakacje w towarzystwie przyjaciół, na prezenty, którymi obdarowywał samego siebie i dla kaprysu innych. Nie rozumiał ludzi, którzy zapierali się rękoma i nogami twierdząc, że nigdy nie pragnęli pieniędzy, że ich nie potrzebują. Był przekonany, że mówią tak z czystej zazdrości, by nie czuć się gorszymi. Cóż, nie każdy mógł być lepszym, być wyżej ponad innymi. Jemu na szczęście się poszczęściło.
    Po miło spędzonym wieczorze w towarzystwie Cornelii, wrócił do sie snując już plany na wspomnianą imprezę. To była kolejna możliwość jaką dawały pieniądze, możliwość posiadania jachtu, a on z kolei umożliwiał spędzenie niezapomnianych chwil pośród znajomych twarzy. Minęło sporo czasu od ostatniej z nich, ale skoro pogoda się poprawiało nadszedł czas, by znów rozłożyć żagle. Imprezy na jachcie kojarzyły się z ogromnymi ilościami alkoholu jaki zakupował na tą okazję, potwornym hałasem w marinie i nieprzyzwoitą zabawą, której nie odmawiał sobie i innym. Tym razem miał zamiar zaprosić nieco skromniejsze grono co nie oznaczało, że gorsze. Na jacht nie spraszał byle kogo, to z tym miejscem wiązał tak wiele świetnych wspomnień. Nie miał jednak zamiaru pochylać się nad całą organizacją zupełnie sam, tak więc ściągnął z firmy ojca jedną z asystentek, która zwykle zajmowała się tego typu sprawami. Przekazał jej o co dokładnie mu chodzi i oczekiwał, że spełni jego zachcianki dokładnie tak jak je sobie wyobrażał.
    Zaproszeniami zajął się sam, a gdy rozesłał wici, wybrał numer Nel, która widniała na czele listy gości. Zastanawiał się również nad zaproszeniem Octavii, jednak nie do końca był przekonany, czy to dobry pomysł chociaż dramaty przyjaciółek niekiedy bywały zabawne.
    — Cześć. — mruknął, gdy wreszcie dodzwonił się do Watson. — Chciałaś wiedzieć kto się pojawi na jachcie. — odezwał się, gdy odpowiedział mu głos blondynki po drugiej stronie. — Wysłałem ci wiadomość, jeśli masz kogoś sensownego o kim nie pomyślałem, dopisz. — dodał zaciągając się papierosem. Wsparł łokcie na balkonowej barierce, sunął spojrzeniem po budynkach rozciągających się wokół. Rozkoszował się przyjemnym pieczeniem w gardle, gdy po raz kolejny zaciągnął się i przytrzymał gryzący dym w płucach.
    — Albo może masz kogoś kogo chciałabyś podręczyć cały wieczór? — Wywyższanie się, uprzykrzanie życia innym i wiele znacznie gorszych rzeczy leżało w kręgu ich zainteresowań.

    Jackson
    [ Przeskoczyłam już dalej, skomplikujmy im wreszcie życia ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  64. Kiedy Amanda porównała ich spotkanie do wizyty w Disneylandzie, Seojun parsknął śmiechem, unosząc brwi z politowaniem, z czego jednak ich mały rudzielec musiał nie zdawać sobie sprawy, bo zawtórował mu, chichocząc słodko. Wymienił rozbawione spojrzenia z Cornelią i dostrzegł, że dziewczyna też ewidentnie znajduje się na granicy cierpliwości.
    Zabawa z nami jest znacznie lepsza niż Disneyland, Amando... Ładna błyskotka, skąd masz? — Seojun patrzył z uśmiechem zadowolenia, jak Cornelia lekko przekręca głowę, nachylając się nad dziewczyną. Przypominała kota, który bawi się małą myszką tuż tym, jak rozszarpie gryzonia zębami.
    Ja… em, ona jest z… no, od mamy dostałam, nie wiem, gdzie kupiła — wydukał rudzielec — podoba ci się, naprawdę?
    Jest urocza.
    — I naprawdę ładnie dzisiaj wyglądasz, Amando — wtrącił Seojun, po czym upił sporego łyka drinka. Szumiało mu przyjemnie w głowie, czuł się lekko wstawiony, czyli dokładnie tak, jak lubił najbardziej. Świat wokół niego nabrał barw, a na myśl o tym, co teraz z Cornelią wyprawiali, poczuł nagły przypływ entuzjazmu. — Ale chyba nie widzieliśmy się nigdy wcześniej na żadnej imprezie, co nie? Wydaje mi się, że gdybym wcześniej cię zobaczył, na pewno bym cię zapamiętał...
    Dziewczyna wyglądała jakby na krótką chwilę zrobiło jej się słabo.
    — Nie, nie mogłeś mnie widzieć, bo... — zaczęła niepewnie, ale w końcu chyba porzuciła plany powiedzenia im, że najprawdopodobniej mieszka w jakiejś beznadziejnej dzielnicy i chodzi do ogólniaka, bo potrząsnęła głową i uśmiechnęła się szeroko. — Bo dopiero co się przeprowadziłam, tak. Wcześniej mieszkałam na... Na południu Francji. Przez jakiś czas, na wymianie, ale moi rodzice są z Nowego Jorku. Wcześniej mieszkaliśmy w Miami, ale moi starzy postanowili wrócić. Pokręcona historia, co nie? — Kolejny chichot.
    — Tak, jasne. — Seojun spojrzał na Cornelię. — Totalnie odjechana historyjka — mruknął ironicznie, naśladując ton dziewczyny, niemniej ta naprawdę miała zerowe umiejętności wychwytywania drwin na swój temat, bo kompletnie nie zwróciła na to uwagi.
    Gdy tym razem blondynka wdała się w dyskusję z Amandą, Seojun wyciągnął pod stołem telefon, by napisać dziewczynie szybkiego sms'a.

    From: Kim Seojun 🖤
    Nel, wydaje mi się, że obok Twojej nogi leży jej torebka. Jak się nachylisz, będziesz mogła bez problemu wrzucić tam bransoletkę... Chyba, że masz jakiś inny plan?

    — Co myślicie o tym, żeby na chwilę wejść na parkiet, dziewczęta? — rzucił, unosząc głowę. Znowu skrzyżował spojrzenie z blondynką, po czym uśmiechnął się do niej szelmowsko, unosząc jedną brew do góry.

    OdpowiedzUsuń
  65. Zapomnij, że masz jakiekolwiek hamulce na dziś.
    Słowa blondynki dzwoniły jej w uszach, a Ari przymknęła oczy, jakby usilnie się nad czymś skupiała. W głowie miała niezły mętlik, bo niespełna dwa tygodnie temu właśnie tak się zachowała – zapomniała o swoich moralnych hamulcach i poddała się emocjom, a skutki były opłakane.
    Cały wieczór Ari udawała, że jej życie jak i związek były w jak najlepszym stanie, każdy dzień był utopią, a ona nie mogła wymarzyć sobie lepszego, bajkowego scenariusza, jednak rzeczywistość zupełnie odpływała od tego, co Min naopowiadała Cornelii.
    Ari nie lubiła rozmyślać o problemach, uważała, że jeśli będzie udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, to tak też będzie. Więc udawała. Udawała, że kłótnia z Minsoo nigdy nie miała miejsca, udawała, że Seojun wcale nie wkradał się do jej myśli co pięć sekund i postanowiła, że za chwilę zacznie udawać, że nie ma najmniejszego problemu z zabawą, jak za starych, dobrych czasów. Bo co by to miało zmienić, gorzej być nie mogło, prawda?
    — Ari. — Przedstawiła się krótko, wyciągając rękę w kierunku mężczyzny stojącego obok. Oscar – bo tak się przedstawił, złożył drobny pocałunek na wierzchu jej dłoni, nie przerywając kontaktu wzrokowego ani na sekundę. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie, co chwilę przypominając sobie w myślach, przecież nie robisz nic złego. Te same słowa towarzyszyły jej, gdy Oscar usiadł obok i zamówił drinki dla całej czwórki, a gdy zaczął opowiadać jakąś historię, bez zwracania większej uwagi na treść jego wypowiedzi, Ari jedynie chichotała co jakiś czas, jakby to były najzabawniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszała.
    Bawiła się, rzucała dwuznaczne spojrzenia, pozwoliła, by dłoń mężczyzny spoczęła na jej udzie, kokietowała. Zachowywała się dokładnie tak, jak kiedyś. Tak jakby zapomniała, że posiada hamulce, jednak dalej znała swoje granice. To wszystko, to całe przedstawienie? Zwykła zabawa, którą mogła w każdej chwili zakończyć, jeśli któryś z mężczyzn zrobiłby się zbyt śmiały. To ona posiadała kontrolę – coś, czego tak dawno nie odczuwała – i chyba to sprawiło, że chciała kontynuować i napawać się tą władzą, aż się znudzi.
    — Więc William, Oscar — Sunęła spojrzeniem od jednego, do drugiego, czekając, aż ich uwaga spocznie na niej. — Przystojni, zapewne bardzo wpływowi, interesujący… Aż dziwne, że na waszych palcach nie spoczywa złota obrączka. Takie wyborowe towarzystwo, aż nie mogę uwierzyć w nasze szczęście. — Tu spojrzała na Cornelię, jakby dając jej do zrozumienia, że zabawa dopiero się rozkręca.
    Faceci byli łatwi do zmanipulowania. Wystarczyło kilka słów, by ich ego urosło do niebotycznych rozmiarów, a byli wstanie zrobić dla ciebie dosłownie wszystko.

    Min Ari
    [Wybacz, że tyle musiałaś czekać, ale ostatnio cierpię na brak czasu na wszystko 🙃]

    OdpowiedzUsuń
  66. Dwudziestego czwartego marca na całym świecie, nie tylko w najbardziej bliskiej mu części Nowego Jorku, jaką był, Manhattan ludzie świętowali wiele ważnych wydarzeń — kolejne urodziny, rocznice ślubów czy związków, zakup nowego mieszkania lub samochodu, wyjścia z nałogów czy chociażby premierę serialu “Soy Georgina” o partnerce Cristiano Ronaldo, o czym z rana poinformowało go kolejne powiadomienia z Netflixa. On dzisiaj nie miał urodzin, nie obchodził kolejnego roku małżeństwa, nie zamienił stumetrowego apartamentowca na inne równie wielkie lokum czy nie zdecydował się na zmianę pojazdu i tak częściej stojącego w garażu, a jego uzależnienie od alkoholu było na tyle małe, że bez obaw mógł kontynuować swoje co weekendowe wypicie kilku drinków.
    Dwudziesty czwarty dzień był dla niego dniem rozwodu z trzydziestoletnią Angeliną Salzer, którą świat do niedawna znał wyłącznie z wrodzonego talentu i przeszywającego na wskroś głosu używanego w romantycznych balladach. Uchodzili za małżeństwo godne przykładu dla innych związków; pozowali na ściankach, stojąc na czerwonych dywanach, a Bastian towarzyszył jej za każdym razem, podziwiając żonę z pierwszych rzędów, gdy odbierała znaczące nagrody przyznawane przez jury czy wiernych fanów. Dzisiaj niczego jej nie pogratuluje, nie przytuli, nie ucałuje w skroń, obejmując w talii i nie uśmiechnie się w kierunku żadnego z fotoreporterów, by znowu widzieć swoją twarz na którejś gazecie. Równo o czternastej po słowach wygłoszonych przez starszą sędzinę został byłym mężem kobiety, która nie poszła w ślady koleżanek, by wymienić Salzera na młodszy, lepszy model, gdyż patrząc na nowe upodobanie, okazało się, iż ma słabość do staroci. Wyszedłszy z sali po tym, kiedy usłyszał, iż należą mu się comiesięczne alimenty, spojrzał na twarz Marka Millera. To on skutecznie odebrał mu wysoką, smukłą kobietę o czarnych włosach, serdecznym uśmiechu i takiej energii, że Bastianowi ciężko było nudzić się przy takim ogniu, jakim była dla niego Angelina. Omal nie zwymiotował, wyobrażając sobie młodą kobietę ze starszym o czterdzieści sześć lat mężczyzną zajętych igraszkami i mimo widoku ich razem w małżeńskim łóżku Salzerów, współczuł kobiecie tego, iż wkrótce zacznie odczuwać brak bliskości w takiej ilości, jaką jej gwarantował. Trzeba było przyznać, że kochał uprawiać seks i nigdy nie zawiódł żadnej ze swoich partnerek, więc wciąż zastanawiał się, gdzie ma swoją piętę achillesową, która go rujnuje poprzez nieszczęśliwe zakończenia obu małżeństw?
    Poprawiwszy marynarkę od granatowego garnituru w widoczną kratę, wykupił kawę z mlekiem, znęcając się poprzez kopnięcie na niewinnym niczemu automacie. Straciwszy monetę, nie otrzymując przy tym ulubionego napoju, wyszedł z sądu, wyprzedzając na stromych schodach Angelinę z Markiem, który trzymając się poręczy, schodził tak wolno, iż Bastian miał ochotę krzyknąć, że tak samo długo kobieta będzie czekać na orgazm podczas wspólnych zabaw w łóżku. Wściekły na cały świat i wszystkich szczęśliwych ludzi, wyszedł stamtąd, nie chcąc pamiętać żadnych szczegółów. Opiętego tyłka w czerwonej sukience u trzydziestolatki. Dużych, naturalnych piersi z widocznym pieprzykiem na prawej, które całował, ssał i gryzł przez osiem lat namiętnego związku. Nie zamierzał wspominać także wizerunku sędziny i ludzi z ławy przysięgłych, a także tego, z jaką prędkością przesuwały się palce z różowymi paznokciami młodej protokolantki. Wymaże ze swojej pamięci każdy najdrobniejszy element i zacznie żyć tak, jak ograniczać go mogło tylko małżeństwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oślepiony fleszami kilkunastu aparatów, westchnął zrezygnowany i wiedział, że jeszcze tego samego dnia znajdzie w Internecie wiele artykułów z tej miłosnej porażki, więc wsunął na nos przeciwsłoneczne okulary i spojrzał na zachmurzone niebo. Czy zobaczy w swoim życiu jeszcze przyjemne promienie słońca, które nie będą zwiastować wyłącznie pięknej pogody? Omijając dwóch mężczyzn, którzy podbiegli bliżej schodów, by uchwycić Angelinę z Markiem, w tłumie wychwycił twarz Cornelii. Co ona tutaj robiła? Będzie musiał ją spławić, bo jedyne, na co miał ochotę, to pójście do ekskluzywnego domu publicznego, gdzie zapłaci któremuś z ochroniarzy, by dostać seksowną prostytutkę na resztę dnia oraz nocy.
      — Młoda, dzisiaj nie mam dla ciebie czasu. Spieszę się, jestem już z kimś umówiony, ale spokojnie, po weekendzie będę znowu dostępny dla większości ludzi. Może spędź piątek w towarzystwie Winter. Przyda jej się wyjście po zerwaniu, bo jak widać, rodzeństwo Salzer nie ma szczęścia w jebanych relacjach zwanych prawdziwą miłością.
      Wytłumaczył się prędko i dopiero po chwili podszedł do niej bliżej, chcąc jedynie na przywitanie ją przytulić, a jednak odważny krok ze strony Watson, przerósł wszelkie, nawet najniegrzeczniejsze wyobrażenia Bastiana.

      Bastian Salzer (♥)

      Usuń
  67. Jackson nigdy nie zastanawiał się nad konsekwencjami, zwykle nie myśląc zbyt wiele nad tym co właśnie wyprawia. Nie bardzo też żałował tego do czego doszło między nim, a Cornelią. Jeśli z tego powodu miała kłopoty w relacji z Octavią to był to jej problem, który musiała rozwiązać. Jackson jakoś się z nim uporał zamiatając całą sprawę pod dywan, oboje udawali, że do niczego takiego nie doszło. Zresztą Octavia wiedziała, że nigdy nie usłyszała by przeprosin za taki czyn. Poza tym ich związek stał w martwym punkcie, chyba bardziej ze sobą nie będąc niż będąc... To zrobiło się tak pogmatwane, że wolał się w to zbytnio nie zagłębiać.
    — Nie bardzo, chociaż... dobra chyba wiem co to za koleś. Taka oferma co to przymila się do wszystkich. — wymruczał zaciągając się kolejny raz gęstym dymem. Jeśli chłopak w ten sposób chciał zostać zauważony wśród śmietanki, to był na bardzo kiepskiej ścieżce. Uśmiechnął się do telefonu dobrze wiedząc jaki paskudny pomysł chodził Nel po głowie. Przecież wielokrotnie znajdowali tego typu cele, wystawione, samotne, łatwe ofiary, które z uśmiechem na ustach wpadały w ich szpony. — Jesteś okropna, wiesz o tym? Ale za to cię uwielbiam. — zaśmiał się lekko na wspomnienie polubionego fanpage. Nie wiedział, czy powinien śmiać się z tego, że ludzie tworzyli strony mu poświęcone, czy śmiać się dlatego, że ktoś miał tak żałosne życie, że nie potrafił wymyślić sobie nic lepszego do roboty.
    — Jak go znajdziesz to ten chłopak się nie pozbiera. Nie wspominając co będzie robił do twoich zdjęć na insta. — sarknął. Cornelia miała wszystko co mogło imponować facetowi, wygląd, status, zadziorny charakterek i chociaż zbyt często tego nie mówił, to przecież sam wielokrotnie ulegał jej urokowi. Co dopiero taki dzieciak, który nie miał pojęcia, że ktoś robi sobie z niego jaja. Zabawa zapowiadała się jeszcze lepsza niż początkowo przewidywał.
    — Dobra, to mamy ustalone. Zgarnąć cię przed, czy sama się dostarczysz do mariny? — zapytał gasząc niedopałek na metalowej poręczy i wyrzucając go przed siebie. Cofnął się do środka apartamentu. Usiadł przy kuchennej wyspie, na której zostawił laptopa. Przesunął spojrzeniem po mailu potwierdzającym, że wszystko na wspomnianą imprezę będzie gotowe i dostarczone na jacht. Cudownie.

    [Śliczne zdjęcie *___*]
    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  68. W Nowym Jorku nic, co niestosowne, nie uchodziło płazem. Plotkara, jak i cały Manhattan widzieli wszystko, Cornelia powinna o tym pamiętać. Bardzo trudno było cokolwiek utrzymać w tym mieście w tajemnicy, Octavia wiedziała o tym aż za dobrze. Było kilka takich rzeczy, o których nie wiedziała Cornelia czy nawet Jackson i mieli się nigdy nie dowiedzieć. Octavia Blanchard traktowała Cornelię niczym własną siostrę, której nigdy nie miała, mogła powiedzieć jej o wielu rzeczach. Bawiły się najlepiej w swoim towarzystwie, i zawsze też mogły na siebie liczyć. Teraz jednak, po tym wszystkim, Octavia już nie widziała jakiejkolwiek szansy, żeby ich relacja wróciła na dawne tory. To było wręcz niemożliwe. I choć serce ją bolało, żałowała bardzo tego, że to wszystko się zepsuło, nie mogła jakoś przymknąć na to oko. Nie, jak w przypadku Jacksona. Jemu potrafiła wybaczyć wszystko. Było w nim ślepo i głupio zakochana, nie wyobrażała sobie bez niego życia. To, że ją ranił, nie miało znaczenia, Octavia zdążyła do tego przywyknąć. Że zawsze była zabawką w rękach mężczyzn, że ją zdradzali i zawsze była Tą drugą. Jedyne, czego chciała, to tego, żeby między nią a Howardem było dobrze i jak dawniej, choć wiedziała, że nie będzie. Bo decyzje, które podjęła, były nieodwracalne i teraz ze wszystkim musiała zmierzyć się sama.
    W ich przypadku najlepiej już było nic nie mówić. Obie powiedziały sobie wszystko, co leżało im na sercu. Wszystkie żale zostały wypowiedziane i zawisły nad nimi, niczym ciężkie, burzowe chmury.
    Nel nie powinna się odzywać. Powinna zostawić to wszystko w spokoju i pozwolić Octavii wyjść. Odezwać się do niej dopiero w momencie, kiedy wszystko dopnie już na ostatni guzik. Powinny spotkać się dopiero ponownie w czasie promocji kolekcji, a później każda powinna pójść w swoją stronę. Watson jednak nie odpuszczała.
    Zatrzymała się przy drzwiach, słysząc pytanie padające z ust blondynki.
    — Kto powiedział, że zdążyłam mu wybaczyć? Czy dla mnie seks też nie może być zabawą? Czy to, że się z nim kochała, znaczy od razu, że mu wybaczyłam ? — zapytała, choć sama znała odpowiedź na to pytanie. Oczywiście, że w jakimś stopniu mu to wybaczyła. Był jej słabością i nie potrafiła długo się na niego złościć, choć zranił ją w najgorszy, możliwy sposób. Choć wiele miesięcy temu obiecywał i zarzekał się, że będzie jedyna w jego życiu i nigdy jej nie zdradzi.
    — Nic nie musiałabyś zrobić, Nel. Bo ja Ci nie wybaczę. Bo naszej przyjaźni już nie ma, zrozum to. Nie marnuj swojego cennego czasu. Baw się, rób to co zwykle. Nawet masz otwartą drogę do tego, żeby pieprzyć się z Jacksonem. Ja nie mam już siły — powiedziała, po czym odwróciła się w jej stronę, opierając plecami o drzwi. W oczach zalśniły łzy, ale Octavia powstrzymała je z całych sił, by nie spłynęły po policzkach.
    — Nie mam siły już prosić o to, żeby przy mnie był. Że będzie dobrze i to wszystko… to wszystko nie jest takie straszne, jak on myśli. Jestem z tym wszystkim sama i to jest tak, kurwa, męczące. Sama z dzieckiem, sama ze swoimi myślami i z tymi pieprzonymi plotkami na nasz temat. Wiem, że decyzja, żeby urodzić, była zła, ale nie mogłam inaczej. Boli mnie to, że moje dziecko będzie wychowywać się bez ojca, że ona go w ogóle nie obchodzi. Mówił, że nigdy nie chciał być jak jego rodzice, a właśnie to robi — powiedziała, po czym uniosła na nią spojrzenie. Przez chwilę było tak, jak kiedyś, że mogła powiedzieć jej o wszystkich swoich obawach i bolączkach.
    — Nie wiem co mam zrobić. Stoję w cholernym bagnie, które wciąga mnie coraz głębiej, gdy za mocno się poruszę.
    [Podzielam uwagę wyżej, śliczne zdjęcie <3]
    O

    OdpowiedzUsuń
  69. [Od kilku dni marudzę, że nie mam czego pisać, a tu się okazało, że przegapiłam Twój wątek pod kartą Seojuna! Hańba mi! :D]

    Paryż jest cudowny, prawda Seojun? Zwłaszcza restauracja Le Jules Verne na drugim piętrze wieży Eiffel — mruknęła Cornelia rozmarzonym głosem.
    — Nigdy tam nie byłam — przyznała Amanda, a w jej uśmiechu można było odczytać lekkie zawstydzenie. — Och, rodzice nie lubią takich zatłoczonych miejsc, wiecie — dodała chwilę później. Oczywiste było, że udaje jedną z nich, bogatą panienkę z Nowego Jorku, choć tylko jeden szybki rzut okiem na jej strój mógł wystarczyć, by zobaczyć, kim naprawdę była.
    Małym i żałosnym szkodnikiem.
    — Jasne — przyznał, kiwając głową. — Wiele osób nie lubi bardziej turystycznych miejscówek. Ale wiesz, to jest raczej coś, co każdy powinien zobaczyć chociaż raz... Może następnym razem namów rodziców, żebyście się tam wybrali? Albo po prostu zabierz się na małą wycieczkę na zakupy do Europy? — Chłopak roześmiał się. — Wszystkie wiecznie to robicie, nie?
    Amanda roześmiała się słodko i upiła potężny łyk drinka. Rumieńce wpłynęły jej na twarz — wyglądała zupełnie tak, jakby to ich spotkanie było najbardziej emocjonującą rzeczą, jaka jej się kiedykolwiek zdarzyła. Gdy Cornelia zaproponowała selfie, pisnęła głośne "tak", po czym szybko poprawiła włosy i uśmiechnęła się szeroko, pozując do zdjęcia. Przytuliła się do blondynki, zupełnie jakby były dobrymi przyjaciółkami. Przedstawienie jednak dalej trwało, więc Seojun objął Amandę ramieniem i przysunął się do niej bliżej. Dziewczyna zadrżała, kiedy tylko się do niej zbliżył.
    Chłopak naprawdę już nie mógł doczekać się finału tej historii.
    Zdjęcia zostały zrobione i oczywiście dodane na Instagram. Potem Seojun wdał się z Amandą jeszcze w krótką rozmowę, by Cornelia mogła szybko wrzucić swoją bransoletkę do torebki dziewczyny. Pokazał jej na telefonie parę zdjęć nowego samochodu, a potem streścił swoje ostatnie wakacje z rodzinką — Amandzie wprawie wyskoczyły oczy z orbit, a on się czuł, jakby zabawiał bajkami dzieci w przedszkolu. W końcu ruszyli na parkiet. Ruda z pewnością była kompletną ofiarą losu, ale umiała się ruszać. Przez myśl chłopakowi przeszło, że w sumie szkoda, że dziewczyna nie była jedną z nich, bo ktoś tak łatwy do zmanipulowania przydałby mu się w jego bliższym kręgu. Przyjemnie było mieć kogoś w garści, a tymczasem on ostatnio trafiał na same zołzowate suki.
    — Cornelia! Nie miałaś przypadkiem bransoletki na nadgarstku?! — krzyknął w końcu chłopak po czwartej czy piątej piosence. Zrobiłby to wcześniej, ale w sumie bawił się całkiem dobrze, ruszając w rytm muzyki na parkiecie. — Tej, którą dostałaś od matki? Tej za kilkaset tysięcy dolarów?

    OdpowiedzUsuń
  70. Jackson znalazł się na jachcie jako pierwszy przed przybyciem wszystkich gości, by rzucić okiem, czy aby na pewno wszystko zostało przygotowane według jego polecenia. To miała być nieco mniejsza impreza bardziej kameralna, ale nie mógł pozwolić sobie na niedociągnięcia. Imprezy w marinie, na jego jachcie były dobrze znane wśród ich towarzystwa. Niektórzy mieli to szczęście należeć do grona tych znajomych, którzy otrzymywali zaproszenia. Zwłaszcza w lato te imprezy zmieniały się w niezwykle głośne i duże wydarzenia. Lubił dobrze się zbawić i lubił widzieć świetnie bawiących się ludzi dzięki niemu. Poza tym z jachtem wiązało się wiele dobrych wspomnień, wiele tajemnic, które nie ujrzały światła dziennego. Dlatego darzył to miejsce, ten jacht sporym sentymentem. ten kto wiedział, ten wiedział inni traktowali jacht jak zwykłą, nieco bardziej luksusową imprezownię.
    Uśmiechnął się szerzej na widok Nel, która jak zawsze wyglądała zjawiskowo pokazując bardzo dużo i pozostawiając bardzo mało dla wyobraźni, ale przecież to było zamierzone. Zwłaszcza, że prowadziła przy sobie kolejną ofiarę, którą rzucą dziś na pożarcie. Widział to spojrzenie, znajomą ekscytację i zachwyt nad którymi chłopak próbował zapanować. No cóż… gdy nie miało się styczności z przepychem ciężko było się nie zachwycić. Odwzajemnił krótki pocałunek śmiało obejmując blondynkę ramieniem i śmiejąc się w myślach na zazdrosne spojrzenie Seana, które mu posyłał.
    — Drobiazg. Lubimy wprowadzać nowe osoby do naszego świata. Kto wie, może się tu odnajdziesz. — odparł uścisnąwszy dłoń chłopaka. — Jest, powinna kręcić się gdzieś w środku. — Zerknął krótko na Nel, która w oka mgnieniu zniknęła gdzieś w głębi jachtu.
    — Słyszałem sporo o twoich imprezach i widziałem zdjęcia, wydają się świetne. — Jackson uśmiechnął się niewinnie, niemal z udawanym ciepłem. Ten dzieciak kompletnie nie wiedział w co się wpakował, a to go strasznie bawiło, ludzka naiwność.
    — No wiesz, staram się jak mogę, ale poczekaj, aż impreza się rozkręci. Na razie chodź się napić. — zaproponował obracając w dłoni butelkę obrzydliwie drogiej whisky, którą wręczyła mu Cornelia. — Zacznijmy od tego, chyba, że nie lubisz whisky… — poprowadził go w głąb jachtu, na środkowy poziom, udając że nie widzi tego jak chłopak z niedowierzaniem przyglądał się wszystkiemu co go zaczęło otaczać. Jacht był urządzony na wysokim standardzie, mimo iż nie był to najnowszy model, wciąż nie odstawał od tych, które teraz wypuszcza flota. Poprowadził Seana do baru, za którym stał zatrudniony barman. W tle leciała na razie niezbyt głośna muzyka, DJ również tu był. Wszyscy opłaceni i zaufani, by żadna informacja nie wydostała się poza marinę.
    Wręczył barmanowi butelkę każąc mu nalać sobie porcję.
    — Więc whisky, czy cokolwiek innego? Ja nie pijam nic innego. — poniekąd to była prawda, ale nie sądził, by chłopak był mocnym zawodnikiem, a im szybciej się rozluźni i poczuje zbyt pewnie, tym szybciej będą mieli z czego się śmiać. To było okropne podejście, ale Jackson nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
    — Skoro polecasz, dla mnie to samo. — Jack zaśmiał się lekko i skinął na barmana.
    — Opowiedz mi coś o sobie, Sean. Skoro zwróciłeś na siebie uwagę Nel musisz być niesamowicie ciekawy. — podpuszczał go, oczywiście że tak. W jego całej postawie było widać ironię i rozbawienie, a jednak chłopak zdawał się tego nie dostrzegać.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  71. — Nie wszyscy, jak widać. My lubimy poznawać nowych ludzi. — odparł na jego wątpliwości, które były jak najbardziej słuszne. Bawili się tylko w znajomym gronie osób, które pochodziły z ich świata, które rozumiały jak tu wszystko działa, znały wartość czarnych kart kredytowych należących do rodziców i własnego nazwiska, które mogło sporo rzeczy ułatwić.
    — Oj tak, Cornelia może onieśmielać. — przytaknął z nieco ironicznym grymasem na twarzy. Upił łyk whisky. Musiał przecież zasłyszeć ostatnie plotki o nich skoro tak bardzo interesował się życiem zarówno Jacksona jak i jemu podobnych.
    — Hej dziewczyny! Tak dokładnie, zacieśniamy więzi. — przytaknął chłopakowi, a gdy Nel stanęła obok, przełożył ramię za jej plecami opierając rękę na ladzie baru, choć jego spojrzenie cały czas obserwowało chłopaka. Widział jak rysy jego twarzy nieznacznie tężeją. Serio, był zazdrosny?
    Natomiast historyjka o przeprowadzce zdawała się niezwykle nudna, więc musieli go rozkręcić. Choć zawsze mogło się okazać, że Sean jest po prostu nudny i nie ma do zaoferowania niczego co mogłoby ich zaciekawić.
    Jackson wpadł w miedzy czasie na pewien pomysł, który mógł sprawić, że Sean nieco się... rozkręci, a przecież o to właśnie chodziło. To było dla nich tak normalne zachowanie, wybieranie nowej ofiary, śmianie się z czyjejś głupoty i naiwności... To samo działo się, gdy byli znacznie młodsi, to samo robił, gdy spotykał na placu zabaw dzieci, które miały gorsze zabawki. Jackson był okropnym dzieciakiem, rozpieszczonym i przekonanym o tym, że jest lepszy i może spoglądać na innych z góry. Łagodniał tylko przy jednej osobie, ale i ona na długo nie mogła powstrzymać jego zapędów. Był jaki był, zepsuty i nie zapowiadało się na zmiany.
    Musiał teraz tylko przekazać swój pomysł Cornelii tak by ten sztywniak niczego się nie zorientował. Sięgnął więc po telefon jakby odczytywał od kogoś wiadomość, zastukał parę razy palcami w ekran.
    — Patrz, Louisa nie będzie. — Oczywiście nie zapraszali żadnego Louisa, ale to była dobra wymówka, by podsunąć blondynce swój telefon, na którym napisał krótką wiadomość mam prochy, dosypię mu czegoś, tylko odwróćcie jego uwagę na moment. Jeśli nigdy niczego nie brał, jego reakcja na prochy mogła dać im to czego chcieli.
    Jackson miał ochotę parsknąć śmiechem na wyjaśnienia Nel. Dobrze wiedział, że Sean w ogóle nie był w jej typie, nie miał w sobie niczego co mogłoby zainteresować dziewczynę z wyższych sfer, nazwiska, wieku, chęci stawiania drinków i komplementowania długich nóg. On jednak nie miał o niczym pojęcia.
    — Wiecie dziewczyny, że ojciec Seana ma firmę budowlaną? Może postawi wam nową galerię, w której zostawicie kolejne tysiące dolarów. — Barman po chwili wręczył Nel i Mai po drinku. Jackson uniósł swoją szklaneczkę w geście toastu. — Za spotkanie. — wymruczał zerkając na Nel, która była idealną partnerką do tego typu zbrodni.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  72. Och, chwila, na którą Seojun czekał… no, przynajmniej w tej chwili czuł się, jakby czekał na nią całe życie. Momentalnie przestał tańczyć i obserwował Cornelię ze zmarszczonymi brwiami, jakby naprawdę zmartwił się losem jej bransoletki, choć najbardziej miał ochotę głośno się roześmiać z radości. Zwrócił się w końcu w stronę Amandy, która dalej radośnie pląsała w rytm muzyki, nie zwracając na nich uwagi.
    — Głucha jesteś? — zapytał rudą. Z jego twarzy zniknął dobrotliwy wyraz, a oczy stały się zimne, spojrzenie przenikliwe. Atakował, ale jeszcze nie zamierzał przechodzić do meritum, bo zanim zada ostateczny cios jeszcze się swoją myszką pobawi. — Cornelia powiedziała, ze zgubiła bransoletkę za kilkaset tysięcy dolarów. Szukaj jej. — Kiwnął głowa w stronę podłogi, a potem sam zaczął udawać, że rozgląda się za czymś na posadzce.
    Amanda wygladała, jakby nie była pewna, co powinna zrobić. Spoglądała to na Seojuna, Cornelię, a w końcu i podłogę chyba z piętnaście razy, aż opadła na kolana i na czworakach rozglądała się po parkiecie za ich zgubą. Chłopak wykorzystał ten moment i posłał Cornelii rozbawione spojrzenie.
    — Chyba nie dajesz z siebie wszystkiego — zawołał Seojun w kierunku Amandy. — Myślałem, że zostaliśmy dobrymi kumplami, a ty wyglądasz, jakby w ogóle nie obchodził cię los twojej przyjaciółki. Powiedz, naprawdę nie wiesz, co się stało z tą bransoletką?
    Brunet uklęknął na podłodze obok rudej, dalej udając, że rozgląda się po parkiecie.
    — Rączki cię świerzbiły?
    Amanda wyglądała jakby lada chwila miała wybuchnąć płaczem, ale ten widok jeszcze bardziej tylko wyzwolił w Seojunie ochotę, by ją… Zmiażdżyć, zniszczyć psychicznie. Zgnieść jak przysłowiowego robaka. Taka słabość i to, jaka dziewczyna była żałosna, budziło w nim niechęć i odrazę.

    OdpowiedzUsuń
  73. [No nie? :D Fajny uśmiech!
    Hejka, dziękuję za powitanie! Być może rzeczywiście Jade trochę odbiega, być może nie, jeszcze tego nie wiem, okaże się. Ale w końcu i bogate dzieciaki (albo dorośli), mimo wspólnego mianownika, się między sobą różnią.
    Chciałam iść pod kartę Fabiana, bo ma mniej komentarzy, ale jednak przyciągnęło mnie tutaj – przez ten zajawiony brak sympatii, influencerstwo i własną markę odzieżową. Co byś powiedziała na odrobinę negatywności?
    To oczywiście wymagałoby jeszcze dopracowania i dowymyślenia konkretów, na razie wyczuwam tylko grunt… Ale taka sytuacja: mała dramka influencerska. Jade kupuje coś z Très.Chic i testuje to w jakiś najdurniejszy sposób. Albo tnie na kawałki i sprząta mieszkanie/wykorzystuje koszulkę do wycierania ubłoconych łap psa, który wraca ze spaceru. Robi z tego cleantoka, tiktok osiąga duże zasięgi, niektórzy się oburzają, inni śmieją. Ale szum na tyle spory, żeby to Cornelii nie umknęło.
    Ogólnie smrodu by to nikomu nie narobiło i zostało szybko zapomniane przez publikę, bo wiadomo, ale niesmak między dziewczynami mógłby zostać. Można jeszcze zaognić sytuację i dodać, że np. po dwóch miesiącach ktoś ujawnił coś o Jade i ta ma podejrzenie, że leakować mogła Cornelia (co pewnie jest nieprawdą). (Albo na odwrót – poszło coś na Cornelię i myśli, że to robota Jade).
    No i teraz się okazuje, że jakaś marka robi launch nowego produktu – i do kampanii bierze grupkę influ, m.in. nasze postacie, które mają okazję skonfrontować się live. (Ta marka byłaby oczywiście nieodzieżowa, żeby nie była konkurencją Très.Chic)]

    Jade Q

    OdpowiedzUsuń
  74. Słuchał krótkiej opowieści chłopaka z niemałym rozbawieniem, a gdy ten tak ochoczo wychylił doprawionego drinka, Jackson musiał wznieść się na wyżyny swojej silnej woli, by nie parsknąć śmiechem. Nie musieli się specjalnie z Nel wysilać, chłopak mógł z łatwością sam się ośmieszyć.
    — Do boju! — krzyknął za nim, gdy Sean z większą ochotą dołączył do tańczących dziewcząt, stając tuż za Nel tym samym wymuszając wspólny taniec. Puścił do Watson oczko w duchu ciesząc się, że ich nowo poznany kolega jednak skupiał swoją uwagę głównie na blondynce, więc on miał go z głowy. Przynajmniej na razie. Jackson sięgnął pod poły marynarki po woreczek strunowy. Sięgnął za ladę baru i wyciągnął małą tackę, na której rozsypał nieco białego proszku, układając amfetaminę w równiutką kreseczkę. Zaciągnął się najpierw jedną, a później drugą dziurkę resztkę wcierając w dziąsła. Rozmasował nos, który jak zawsze przez moment solidnie piekł. Dobiegły go głosy gdzieś z dołu, więc podszedł do barierki i wyszczerzył szeroko do grupki osób, które zmierzały w stronę jachtu.
    — No nareszcie! Ile można czekać! — Mało kto był punktualny, Jackson także wielokrotnie pojawiał się spóźniony, czy to na imprezach, czy różnych oficjalnych eventach. Zwykle po drodze przydawało się wiele ważniejszych i ciekawszych rzeczy.
    Reszta znajomych wpadła na jacht w akompaniamencie głośnych śmiechów i wiwatów, gdy spostrzegli tańczącą na środku trójkę. Jackson sam nie powstrzymywał rozbawienia, a w jego oczach malowało się... pobłażanie i litość dla prób Seana, który dość nieporadnie starał się zbliżyć do Cornelii. Jackson już chciał ruszyć w ich stronę, gdy poczuł jak jedna z koleżanek uwiesza mu się na ramieniu dzierżąc w dłoni kolorowego drinka z palemką.
    — Jack! A może gdzieś popłyniemy? Żal byłoby zmarnować takiej okazji! — wymruczała podekscytowana. Jackson odpalił skręta, którego po chwili puścił w obieg. Nie powinien wypływać będąc pod wpływem z bandą ludzi, którzy za chwilę będą solidnie nawaleni. Ryzykował tym bardzo wiele, coś mogło pójść nie tak, mógł stracić patent... i wiele wiele innych rzeczy, które pod wpływem narkotyku i kolejnych buchów przestawały mieć na znaczeniu.
    — Pomyślimy. — odparł wyplątując się z uścisku tylko po to, by zaraz kolejna osoba przyciągnęła go do swojego boku. Nachylił się nieco ochoczo przyjmując różową tabletkę w kształcie serduszka i kieliszek z Prosecco, którym ją popił. Powoli zaczynało szumieć mu w głowie, ale to nie było jeszcze to.
    Jackson dołączył do bawiących się na środku, stając tuż przed Cornelią jednak jego prześmiewcze, nieco wyzywające spojrzenie zatrzymało się Seanie.
    —Co tu tak sztywno? Sean musisz nam pokazać na co cię stać, no chyba że kiepsko się bawisz?

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  75. Obrączki owszem, w pewnym stopniu potrafiły ograniczać, ale decydując się na taki krok w swoim życiu, jesteś tego świadomy. Zresztą, jeśli kogoś kochasz, to chyba tak naprawdę nic wtedy nie tracisz? Ari często wpatrywała się w swoich rodziców, zadając sobie w głowie pytanie, czy też kiedyś będzie wstanie się tak dla kogoś poświęcić. Rozwody, zdrady i romanse były na Manhattanie na porządku dziennym, połowa jej rówieśników musiała dzielić swój czas na dwa domostwa, bo mamusia i tatuś nagle się w sobie odkochali, czy wymienili to drugie na lepszy model, a jej starzy dalej byli szczęśliwi. Jak Cornelia wspomniała, czasem trafi się ktoś taki, jedyny w swoim rodzaju…
    Momentalnie złapała nadgarstek Oscara i odsunęła jego dłoń, która robiła się coraz śmielsza, wsuwając się pod materiał jej spódniczki. Na takie ruchy było zdecydowanie za wrześnie, a Ari nie miała ochoty by ich znajomość kiedykolwiek znalazła się na tym stażu. Uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami wpatrując się w mężczyznę.
    — Szczęśliwa noc… A co takiego jesteście nam w stanie zaoferować? — zapytała zadziornie, kącik ust delikatnie uniesiony ku górze. Prawdą było, że ani Ari, ani Cornelia wcale ich nie potrzebowały. Miały pieniądze, które zapłaciłyby za każde zachcianki, miały znajomych, którzy mogli umilić im ten czas, miały również kierowców czy ochroniarzy, po których mogły zadzwonić. Żaden z nich nie posiadał niczego, czego Ari w tej chwili tak naprawdę potrzebowała. Żaden z nich nie był ani Minsoo, ani Seojunem.
    — Możemy przenieść się do jednego z hotelowych apartamentów i zorganizować prywatną imprezę i same się przekonacie, co posiadamy w swojej ofercie. — Oscar rzucił, mrugając w kierunku Ari, ale również posyłając spojrzenie Cornelii. Min wywróciła oczami, gdy ten nie spoglądał na nią. Oh tak, męskie ego i jego pokaz, z pewnością tego im było trzeba. Ari pokiwała głową, jednak po chwili wstała ze swojego krzesełka i złapała Oscara za ramię. Trochę kręciło jej się w głowie, zapewne zasługa tequili. W swoich wysokich szpilkach nie była dużo niższa od mężczyzny, więc pochyliła się tak, że teraz szeptała wprost do jego ucha.
    — Mam pomysł. Zostawcie nam kartę do pokoju, idźcie na górę, a my za chwilę dołączymy. — Przygryzła delikatnie wargę, a cichy chichot wyrwał się z jej krtani. Jeśli zacząłby zadawać więcej pytań, wspomniałaby coś o przypudrowaniu noska, czy babskiej naradzie, Oscar jednak łyknął wszystko jak pelikan, wyciągnął kartę z portfela, położył na blacie i podał numer pokoju, a później skierował się do windy, razem ze swoim towarzyszem. Gdy zniknęli z pola widzenia brunetki, Min zgarnęła kartę z baru i zaczęła obracać ją w palcach.
    ¬¬— Myślisz, że naprawdę są tak hojni, na jakich wyglądali? Możemy zamówić kilka butelek szampana i kawior. Oczywiście dodając to do ich rachunku…A później… Po prostu wyjść? — Spojrzała na Cornelię, nie była pewna, czy blondynce podobał się taki obrót zdarzeń. — No chyba, że serio chcesz iść się z nimi zabawić? — Uniosła delikatnie jedną z brwi, przypatrując się jej uważnie.

    Min Ari
    [no i znowu przepraszam za czekanie! 🫣]

    OdpowiedzUsuń
  76. Właściwie nie potrafił sobie wyobrazić, jak Nel będzie się czuła, gdy pierwszy raz w życiu weźmie się do pracy. Prawdziwej pracy, nie takiej związanej z zarządzaniem firmą przez telefon, czy co ona tam w sumie robiła, nie wiedział, nie interesował się tym za bardzo. W każdym razie jako człowiek, który dotknął obu światów, potrafił się odnaleźć zarówno w przyziemnych obowiązkach, jak i takich, z którego aż kipi bogactwo. Był cholernie ciekaw, jak zachowa się osoba, która nigdy nie doświadczyła… Nazwijmy to normalności zwykłego szarego człowieka, bo normalność panny Watson i Jake’a od kilku lat wyglądała zupełnie inaczej, niż u statystycznego Nowojorczyka.
    — Dawno nie byłem tak poważny — odpowiedział, ale jego oblicze rozjaśnił połowiczny, cwaniacki uśmieszek. — Spokojnie, nikt się nie dowie. Załatwimy ci fałszywą tożsamość, zmienimy fryzurę, ciuchy… A na miejsce dojedziesz uberem, a nie z szoferem. Właściwie… Wiesz, to mogłoby ci nabić trochę followersów. Wyobraź to sobie. Mówisz na jakiejś transmisji, że musisz zniknąć na miesiąc, bo bierzesz udział w jakimś tajnym projekcie. Będziemy nagrywać twoje życie, a potem jakoś się to zmontuje i opublikuje. Uwierz mi, ludzie chcą widzieć, jak rozwydrzeni bogacze sobie nie radzą. Wzrosną ci zasięgi — mówił, przyglądając jej się uważnie i nieustannie bawiąc kosmykiem włosów, który wcześniej chwycił między swoje palce. Czy nią manipulował? Owszem, przynajmniej starał się to zrobić. Cornelia radziła sobie świetnie w social mediach i liczył, że dzięki temu uda jej się do niej dotrzeć. Nieźle się napalił na ten zakład. W jego życiu nie działo się ostatnio zbyt wiele ciekawych rzeczy, więc chciał je sobie trochę urozmaicić. Z jej pomocą. Ale nie zamierzał się do tego przyznawać na głos.
    Zmrużył oczy, a potem powoli pokręcił głową, odrzucając kompromis, który zaproponowała.
    — Jeszcze nie zaczęłaś, a już oszukujesz. Daj spokój, przecież dasz radę wytrzymać miesiąc bez bycia bogaczką. No bo czego ci może brakować? Kupowania ciuchów i picia kawy w kawiarniach? Biedni ludzie też to robią, tylko nie w Chanel, a na Starbucksa stać ich raz na jakiś czas — wzruszył ramionami, a następnie roześmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu. Chyba weszła mu faza, bo był jakiś zbyt wesoły. Ale to dobrze, potrzebował tego. Zielska, ciszy i Cornelii, która nie była w żaden sposób powiązana z jego siostrami aż za bardzo dającymi mu się ostatnio we znaki. Jeśli chodziło i wspólne mieszkanie, również miał w tym swój interes. Musiał odpocząć. Od staczającej się Phoebe i siedzącej mu pod skórą Margaret. Nel nie przypominała ich w najmniejszym stopniu, więc mogła się okazać idealnym resetem.
    — Ani trochę — przyznał, śmiejąc się pod nosem. — A ty byś sobie ufała? — zapytał i roześmiał się jeszcze głośniej, gdy zaczęła mówić o swoich zastrzeżeniach. — Dobrze, księżniczko. Pracy poszukasz sobie sama, żebyś później nie miała do mnie pretensji, jak coś będzie nie tak. Ja ogarnę mieszkanie. A jak wszystko załatwimy, możemy zacząć zabawę — aż zatarł ręce i z szerokim wyszczerzem oplótł blondynkę ramionami. Przycisnął ją do swojego ciała jedną ręką, zaś drugą pogłaskał ją po głowie. — No, nie smuć się, mała, będzie super. Masz na to gwarancję wujka Jake’a.

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  77. Octavia ucięła z Nel kontakt całkowicie, od kiedy na jak wyszło to, że jej przyjaciółka była na tyle bezczelna i bez zastanowienia przespała się z jej chłopakiem. Nie umiała, po prostu nie mogła jej tego wybaczyć, choć Jacksonowi się upiekło, jak zawsze zresztą. Octavia Blanchard nie umiała z niego zrezygnować, pozwolić sobie na to, aby być szczęśliwą. Była w nim beznadziejnie zakochana. Jackson Howard skutecznie owinął ją sobie wokół palca i jakimś sposobem uniezależnił od siebie do tego stopnia, że Octavia była w stanie nawet wybaczyć mu zdradę z jej najlepszą przyjaciółką. Zrezygnowanie i zakończenie przyjaźni z Cornelią było znacznie łatwiejsze, niż zrezygnowanie z Jacksona, choć to jemu również nie powinna wybaczać. Powinna kopnąć go w tyłek i o nim zapomnieć, tak jak sugerowała jej Kiki, która z resztą też po pewnym czasie przestała, widząc, że to i tak nic nie da. Octavia była dziecięco naiwna i łatwowierna.
    Blanchard wiedziała bardzo dobrze, jak wielką irytację musi czuć Watson, gdy nie odpowiadała na jej wiadomości, zaproszenia na brunche i tym podobne, jednak Octavia nie widziała już sensu, aby jakkolwiek kontynuować ich znajomość.
    Cały ten wypadek (dobrze, to nie był żaden wypadek), wywrócił życie Octavii Blanchard do góry nogami. Oczywiście, że tacy jak oni nie lądowali w szpitalach, a nawet jeśli, to zawsze było to robione tak, aby nikt o tym nie wiedział. W wypadku Octavii było zupełnie inaczej. Kiedy doszło do postrzału, wszyscy o tym dowiedzieli się bardzo szybko. Wszystkie media i stacje o tym mówiły, a ona widziała urywki cały tydzień później, jak wybudził się po operacji. widziała, jak ludzie zebrali się wokół tego cholernego sklepu, jak wywożą ją karetką, dowiedziała się też, że ten starszy pan niestety nie przeżył. Nie wiedziała czemu, ale Octavia czuła się z tym cholernie źle, że oboje nie wyszli z tego całego zdarzenia bez szwanku.
    Kwiaty od Cornelii jak i kosz z prezentami od niej Octavia zostawiła w szpitalu. Nie chciała tych rzeczy, nie potrzebowała ich. Kosz z kwiatami natomiast bardzo ładnie przyozdobił recepcje, za to przemiłe, dwie pielęgniarki ucieszyły się z markowych produktów do pielęgnacji, owoców i wina. Liścik Blanchard równie szybko wyrzuciła co go przeczytała.

    Kiki dała jej odsapnąć chwile od powrotu ze szpitala, aby Octavia mogła na nowo wpaść w przerwany rytm oraz nacieszyć się Aylą, która po tym wszystkim spędzała z Octavią każdą możliwa chwilę. Mimo, że dziewczynka miała pół roku, to tak jak mówił Jackson, dużo rozumiała. Więc kiedy tylko zobaczył Octavię po tak długim dla niej czasie, Blanchard nie mogła jej od siebie wręcz odkleić, a też nie miała na to najmniejszej ochoty. Jednak, w sobotę wieczorem dała się namówić na małą, kameralną imprezę u Cloe, która jak mówiła zaprosiła grono dobrych znajomych.
    — Cholera, jaka Ty jesteś kochana, Watson. Jestem tu dla niej, nie dla Ciebie — rudowłosa przedrzeźniał Cornelie, posyłając jej wręcz mordercze spojrzenie. — Dla niej też byłaś, kiedy pieprzyłaś się z cholernym Howardem? — rzuciła, unosząc w górę jedna brew. Tak, najchętniej wyrzuciłaby blondynkę oknem. Odeszła, zanim zdążyła usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź. Tak było zdecydowanie lepiej dla nich obu.
    Octavia pojawiła die przed mieszkaniem przyjaciółki o umówionej porze, jak zawsze z butelką różowego wina, bo co innego mogła ze doba przynieść. Zapukała, chwile czekając aż ktoś jej otworzy. A kiedy tak się stało i weszła do środka, nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Wszyscy jednocześnie krzyknęli głośno Niespodzianka! a sama Octavia zaśmiała się, kręcąc głowa na boki.
    — Bo nie można mnie było zaprosić do baru albo knajpy, prawda? — rzuciła, spoglądając na wszystkich zebranych. Na dłuższa chwile jej spojrzenie spoczęło na Cornelii. Była na tyle bezczelna, że nawet i tutaj raczyła się pojaeić?

    OdpowiedzUsuń
  78. Sean był naiwny jak dziecko. Jadł im z ręki i połknął haczyk z przynętą, którą zarzucili. Prawda była tak, że zarówno Jackson jak i Nel potrafili świetnie grać. Przybierali różnego rodzaju maski w zależności od tego czego wymagała dana sytuacja. Balansowali na granicy prawdy i słodkiego kłamstwa wielu osobom mydląc oczy i spełniając zachcianki własnych kaprysów. Sean nie miał szans zorientować się w tej grze i połapać, że w rzeczywistości nie jest tu mile widziany, że patrzyli na niego jak myśliwy na ofiarę. Oni natomiast dorastali w tym świecie i nawet chyba nie potrafili już bawić się w inny sposób. Mniej obrzydliwy.
    Jackson z lekkim uśmiechem obserwował poczynania Nel oraz jej przyjaciółki, kątem oka obserwując reakcje Seana, który nie mógł oderwać spojrzenia od swojej towarzyszki. Prochy potrzebowały chwili, by zadziałać. Musieli poczekać jeszcze chwilkę, by chłopakowi puściły hamulce.
    Howard uniósł lekko brew na to pytanie.
    — Nie masz pojęcia. — odparł z tajemniczym uśmiechem. Zarzucił rękę na ramiona chłopaka i stuknął swoim drinkiem o drinka Seana zachęcając go do szybszego picia. Również pociągnął spory łyk alkoholu. — One potrafią być szalone, to jeszcze nic. Dlatego lepiej przygotuj się na... noc pełną intensywnych wrażeń. — dodał odsuwając się od niego.
    Gdy Nel posunęła się o krok dalej i zabawiała się w najlepsze ze swoją koleżanką, on uśmiechał się pod nosem. Kątem oka widział wściekłe spojrzenie Seana, palce mocno zaciśnięte na szklance... Był wkurwiony, choć w rzeczywistości nie miał o co tak naprawdę.
    — One się znają... chyba od zawsze, poza tym nie podoba ci się widok dwóch lasek? Ja bym nie narzekał, może zgarniesz nie jedną, a obie? Pomyśl tylko. — Specjalnie podsuwał chłopakowi sprośne wizje tego jak mógłby spędzić dzisiejszą noc choć dobrze wiedział, że dziewczyny nie dadzą położyć na sobie choćby małego palca. Potrafili dobrze się bawić, ale nie w byle jakim towarzystwie.
    — Jeśli chcesz mogę dać ci coś na rozluźnienie. — zasugerował wyciągając z kieszeni spodni woreczek strunowy z kolorowymi tabletkami.
    — Jackson! — Howard obrócił się słysząc wołanie kolejnej z dziewczyn, które pojawiły się na jachcie. Wcisnął woreczek w ręce Seana i skupił się na nowoprzybyłych. — Jack, może będziesz tak miły i przewieziesz nas tą łajbą, co? — dziewczyna zrobiła maślane oczy.
    Jackson kierował się w życiu bardzo małą ilością zasad. Między innymi nie chciał łapać za stery, gdy na jachcie rozkręcała się impreza, a w jego organizmie krążył mocny alkohol lub prochy. Jednak teraz... chyba mógł zrobić wyjątek od reguły, prawda?
    — Niech wam będzie. — mruknął dopijając do końca drinka. Podszedł do migdalących się dziewczyn układając dłonie u dołu ich pleców. Czuł na swoich własnych spojrzenie ich gościa. — Wypływamy drogie panie. — oznajmił puszczając im oczko po czym wycofał się w stronę mostku.

    [ Pewnie kontynuujmy :D ]

    OdpowiedzUsuń
  79. Od pierwszego momentu jak zobaczyła Cornelię, Octavia robiła wszystko, aby tylko nie zostać z nią sam na sam. Nie miała na to po prostu najmniejszej ochoty, bo bardzo dobrze wiedziała, jak to się skończy. Watson będzie robiła wszystko, aby znów odnowić z nią kontakt, w nadziei, że będzie jak dawniej. Ale zarówno Cornelia jak i Octavia wiedziały, że już nigdy nie będzie jak kiedyś. Między nimi była zbyt wielka przepaść a każda z nich stała po przeciwnej stronie.
    Owszem, Jacksonowi w pewien sposób się upiekło, ale to nie znaczyło, że Octavia w pełni zapomniała o tej zdradzie. Sama też odpłaciła się pięknym za nadobne, chcąc sprawić, żeby Howard poczuł to samo co ona. Żeby zobaczył, że zdrada osoby którą się kocha całym sercem, wcale nie jest taka fajna. I to, co zrobiła Octavia, było wielkim błędem z jej strony, bo Lucas nagle stał się również ważną częścią jej życia, z którego postanowił zniknąć i zerwać z nią kontakt. Bolało ją to, cholernie mocno, ale postanowiła raz jeszcze odbudować to, co było między nią a Jacksonem, z nadzieją, że tym razem im wyjdzie.
    Blanchard niespiesznie się odwróciła, gdy usłyszała za sobą głos Nel. Zrobiła to niezbyt chętnie, ale przecież nie mogła jej ciągle unikać, choć przez ostatnie tygodnie jej to bardzo dobrze wychodziło. Spojrzała z uwagą na blondynkę, przez dłuższą chwilę się nie odzywając, popijając przy tym szampana, który na szczęście smakował wyśmienicie.
    — Miło mi to słyszeć — mruknęła w odpowiedzi. Nie było słodkich powitań jak dawniej, a ze strony Octavii można wręcz było wyczuć chłód w stronę Nel. Blanchard czekała, po części też ciekawa dalszych słów blondynki, ale ta w żaden sposób nie wiedziała, jak tą rozmowę, która sama zaczęła, ciągnąć dalej. Bo o czym miałyby niby rozmawiać?
    — Jeszcze się goi. Raczej długo będzie — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Choć wszystko było dobrze, a Octavia czuła się dobrze, to rana goiła się nadal, ale z dnia na dzień było coraz lepiej. — Co u Ciebie? — zapytała, nie mogąc jakoś powiedzieć jej wprost, że nie ma ochoty na rozmowę. Cała ta złość, która towarzyszyła jej jeszcze jakiś czas temu nieco zmalała.
    — Jak interesy? Ostatnio widziałam, że nasza kolekcja nadal jest na topie i sprzedaż ciągle ładnie idzie. Nie sądziłam, że to wszystko utrzyma się tak długo — dodała po chwili, upijając łyk szampana. A może faktycznie i Nel powinna dostać kolejną szansę?

    OdpowiedzUsuń
  80. [Dziękuje za powitanie. Czytając kartę myślę, że w przypadku Cornelii najlepszą opcją byłoby spotkać się w klubie gdzie nie trzeba bać się o swoją reputację. Najprędzej w takim miejscu idzie spotkać Léa. Pytanie tylko czy przypadną sobie do gustu w końcu L uchodzi za grzeczną dziewczynkę. I czy właściwie wpuszczą naszą 17 letnią L do klubu xD]

    OdpowiedzUsuń
  81. Octavii ciężko było zapomnieć te wszystkie lata, które wspólnie spędziły z Nel. To było ciężkie, skreślić ot tak wiele lat przyjaźni, która łączyły dziewczyny. Znały się chyba praktycznie od momentu, kiedy Octavia wraz z rodziną przeprowadziła się na stałe do Nowego Jorku. To wtedy ich drogi się ze sobą połączyły, i nieprzerwanie, aż do teraz, szły ramię w ramię. Ale jednak, Octavii ciężko było wybaczyć Cornelii, która złamała tak ważna, aczkolwiek niepisaną zasadę. Przecież wiedziała, że to, co Blanchard czuje do Jacksona nie jest jakimś szczeniackim uczuciem. Octavia Blanchard kochała Jacksona jak nikogo innego Chciała też, żeby i on kochał ją równie mocno, ale wiedziała też, że nie mogła go zmusić do tego uczucia. Byli jak ogień i woda, tak bardzo różni, a jednak w jakiś dziwny sposób potrafili się ze sobą porozumieć i zawsze znaleźć do siebie drogę. I choć oboje zranili Octavię jak nikt inny, tak to Nel obrywało się najbardziej. Octavia była zła, że w tamtym momencie nie pomyślała o niej. O tym, jak poczuje się jej najbliższa przyjaciółka, gdy dowie się o zdradzie dwóch najbliższych jej osób. O tym, jak bardzo rozpadnie się jej świat, który chciała zbudować właśnie z tym jednym chłopakiem, dla którego chciała być tylko tą jedyną. Aż w końcu, czemu mu nie odmówiła, czemu on również wówczas nie pomyślał o Octavii, nie bacząc na to, jak wtedy źle między nimi było.
    Ta rozmowa chyba była trudniejsza, niż poprzednia, podczas której Octavia wyrzuciła z siebie całą złość, gniew i rozczarownie Cornelią. Wówczas, myślała, że już raczej nie będą miały ze sobą okazji porozmawiać, i teraz w sumie też nie za bardzo miała ochotę na rozmowę z blondynką. Bo nie miały już o czym rozmawiać. Ich drogi się rozeszły, choć żadna nie potrafiła się z tym faktem pogodzić.
    — Każdy się chyba przestraszył — odparła, również wzruszając ramionami. Cała ta sytuacja uzmysłowiła jej, jak i wielu innym, że mimo to, iż mają pieniądze i są znani, tak naprawdę są też ludźmi. Zwykłymi, słabymi ludźmi, których może nagle zabraknąć. To, że Cornelia chciała ją zobaczyć, chciała przyjść również do szpitala, Octavia nie skomentowała w żaden sposób. Wiedziała, że Nel ma zacięty charakter i kiedy sobie coś zaplanuje, będzie dążyć do tego, żeby dopiąć swego. Teraz właśnie tak było, zobaczyła się z Octavią, choć wiedziała, że nie była tutaj najbardziej chcianą osobą. Każda z uczestniczek przyjęcia spoglądała na nią krzywo, pewnie też nie szczędząc słów pogardy w jej stronę. Tego Octavia mogła się jedynie domyślać.
    — Niewiele — odpowiedziała, kiwając przy tym lekko głową. Nawet i u niej ostatnio zrobiło się jakoś spokojniej, co niezmiernie cieszyło Octavię, która chyba tego spokoju teraz bardzo potrzebowała. Chciała skupić się na sobie, na Ay i możliwej odbudowie związku jej i Jacka. — Rób co uważasz za słuszne, Nel. Życzę Ci jak najlepiej. Jeśli to, co się stało, w jakiś sposób zwiększy sprzedaż, to cóż… Nic mi do tego — powiedziała, ucinając tym samym niewygodny dla niej temat. Octavia zdecydowanie nie chciała do tego wracać.
    Gdy Conelia spojrzała w stronę telewizora i dziewczyn, które urządzały sobie karaoke, Octavia uśmiechnęła się lekko, jakby do nagłych wspomnień, które ukazały się w jej głowie. Zawsze przecież bardzo dobrze pamiętała, jak uwielbiały się bawić w taki sposób.
    — Nie wiem… powinnam chyba bardziej zająć się gośćmi — powiedziała jednak, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
    — Dobra, Don’t Cha chyba nie mogę odmówić — dodała po chwili, spoglądając na Cornelię.

    OdpowiedzUsuń
  82. [Mocno dziękuję za ciepłe przywitanie<3 A Cornelia, tak jak i Fabian, wydają się bardzo interesującymi postaciami i również życzę kontynuacji dobrej zabawy!]
    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  83. [Ach, wybacz mi, nie dość, ze z Blair tak brzydko uciekłyśmy, to jeszcze z Seojunem nasz wątek tez się jakoś wykolejował po drodze, bardzo to brzydko z mojej strony, aleeeee obiecujemy, że z Henrym Wam to wynagrodzimy 🥹🥹🖤 Tylko, wnioskując po charakterze tej zimnej królowej elity, nie wiem, jaki ona miałaby do Henry’ego stosunek, gdyby nie wiedziała o jego bogactwie… Nie kazałaby mu spadać na drzewo?? 😂]

    OdpowiedzUsuń
  84. [Omg, no to ten zakład nam się trafił idealnie. I może być w sumie śmiesznie, bo skoro Nel nie zna życia zwykłych, nudnych i biednych śmiertelników, nawet skasowanie bilecika w metrze będzie dla niej niesamowitym wyzwaniem! Ach, Ash, największe ciasteczko w blogosferze około roku 2010… Miałam jego zdjęcie na tapecie w telefonie w gimnazjum XD To by wynagrodzić to zniknięcie, zacznę nam coś dziś lub jutro 🖤]

    OdpowiedzUsuń
  85. Oczywiście, że ten żart zabrzmiałby o wiele lepiej w zupełnie innej sytuacji. Wszystko inne zabrzmiałoby o wiele lepiej, niż to, co powiedziała Cornelia, ale Octavia nie skomentowała tego żadnym słowem. Po prostu stwierdziła, że tak będzie najlepiej. Nie drążenie tematu, pozostawienie go w takiej formie, w jakiej był teraz. Przecież wiedziała, że nie przespała się z Jackiem, bo w planach miała to, że ten romans zwiększy sprzedaż. Zrobiła to, bo po prostu… oboje mieli na to ochotę. Ot, życie. Uśmiechnęła się jedynie krzywo, jakby nagle ją coś zabolało i na pewno nie była to rana po postrzale. Ona bolała znacznie mniej, niż zranione serce.
    Przyjaźń między Octavią a Cornelią już nigdy nie będzie na tych samych torach co kiedyś. Między dziewczynami była przepaść, która według Octavii powiększała się z każdym dniem, gdy nie miały ze sobą kontaktu. I cóż, nie potrafiła już tego nazywać przyjaźnią, co najwyżej znajomością.
    Ich życie można było przyrównać do kolejki górskiej, gdzie jazda rozpoczyna się dość spokojnie, by chwilę później pędzić w dół z niesamowitą prędkością. Raz było spokojnie, by za chwilę zrobiło się gorąco. By znów o nich pisali, szeptali i spoglądali. Ostatnio Octavia zdecydowanie chciała tego spokoju, którego nie zaznała od tak dawna. Zapadnięcie się pod ziemię, zniknięcie z oczu ciekawskich – to było właśnie coś, co pragnęła.
    Rozejrzała się po pomieszczeniu, stwierdzając, że Nel ma rację, Każda była czymś zajęta, i przestała zbytnio zwracać uwagę na Octavię i Cornelię. Owszem, niegdyś ich babskie wieczory wyglądały zupełnie inaczej. Były pozbawione negatywnych emocji, było więcej luzu. Nie było rozdrapywania starych ran i wyrzucania sobie złości.
    — Niech Ci będzie — mruknęła w odpowiedzi, spoglądając na Cornelię. Mimo tego, co się między wydarzyło, Octavia tęskniła za nią, choć nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą. Po prostu brakowało jej Cornelii, która zawsze przy niej była.Tak jak obiecała, dała namówić się na zaśpiewanie piosenki, a potem nawet następnej. Kiedy już skończyły, Octavia ponownie spojrzała na Nel, a potem chwyciła ze stolika butelkę z szampanem. Miała gdzieś, co mogą sobie pomyśleć inne dziewczyny, ale w końcu może to był właśnie ten moment, kiedy powinny porozmawiać, już na spokojnie.
    — Chodź — tym razem to brunetka złapała Cornelię za nadgarstek i pociągnęła ją w stronę łazienki. Wiedziała, że były odprowadzane spojrzeniem przez kilka par oczu, ale miała to w głębokim poważaniu. Gdy w końcu znalazły się w przestronnej łazience, zamknęła za nimi drzwi na klucz, by przypadkiem nikt im nie przerywał i jak jak gdyby nigdy nic usiadła w dużej wannie.
    — Pogadajmy, Nel. Bez rzucania w siebie złośliwościami i tym podobne. Może nie będzie jak dawniej, ale też może być… miło — stwierdziła, wzruszając przy tym ramionami, by chwilę później zabrać się za otwieranie szampana, którego korek po chwili wystrzelił, jakimś cudem odbijając się od sufitu. Octavia zaśmiała się, po czym upiła łyk. Przez jej twarz przemknął nieco złośliwy uśmiech, kiedy jej spojrzenie znów spoczęło na Watson.
    — Podejrzewam, że w tej Twojej ładnej torebce pewnie spoczywa kilka zakazanych substancji.To jak, zabawimy się tak jak kiedyś? A potem może wyrwiemy się stąd do Empire? — zapytała, niby niewinne. Chciała poczuć się tak jak kiedyś. Być znów Octavią bez zobowiązań i zmartwień. To, że miała Aylę, nie oznaczało, że od czasu do czasu nie mogła się zabawić w dawnym stylu.
    Wyciągnęła rękę w której trzymała szampana w stronę Cornelii, czekając na jej ruch.

    OdpowiedzUsuń
  86. Henry stał już od dobrych dziesięciu minut oparty o murek i patrzył.
    Właśnie wracał z kina ze znajomymi. Zrobili mały stop przy wejściu do metra, by chwilę pogadać zanim wszyscy rozbiegną się na autobusy, pociągi i metro, by dostać się do domów, ale wszyscy już dawno rozpoczęli podróż powrotną, a on tam dalej stał i patrzył… I bawił się znakomicie.
    Gdy był mały, lubił bawić się laserem z kotem babki. Kocur gonił małą, czerwoną plamkę, jakby od tego zależało jego życie, ale laser zawsze był szybszy, a nawet gdy znajdował się w zasięgu jego małych, mięciutkich, kanapowo wychowanych łapek, nie dawał się złapać. Kochana babcia przyłożyła mu w głowę zwiniętą gazetą tak mocno, że aż mu coś za uszami zadzwoniło, jak go na tym przyłapała, a potem dała mu reprymendę, którą pamiętał po dziś dzień. I od tamtego czasu nie torturował słodkich stworzeń brakiem możliwości osiągnięcia satysfakcji.
    Ale teraz nie mógł się powstrzymać!
    Zakładał, że musiała przylecieć tu z jakiegoś innego kraju, prawdopodobnie z takiego, w którym nie mają metra. Drobna blondynka, bo to właśnie na nią patrzył, kręciła się od kasownika do kasownika, to z powrotem do automatu, a to znowu do przejścia. Zdawało mu się, że zrobiła już wszystko, żeby dostać się do środka, za wyjątkiem odbicia biletu. W pewnym momencie nawet pochyliła się, położyła dłoń na czytniku i grzecznie poprosiła, żeby bramka się otworzyła. Uznał, że przestanie się nad biedną dziewczyną znęcać w momencie, gdy będzie już blisko rozwiązania problemu, ale gdy jej twarz się zaczerwieniła, a oczy wypełniły łzami, przypomniał mu się świst powietrza, którego usłyszał zanim babka walnęła go gazetą w czubek głowy.
    — Potrzebujesz pomocy? — zapytał głośno z lekkim rozbawieniem w głosie, odbijając się od muru. Dziwne, że go wcześniej nie zauważyła, ale sytuacja bilecikowa rzeczywiście wyglądała na mocno angażującą. — Posiadam tę tajemną wiedzę wejścia do metra i jeśli chcesz, to się podzielę. Ale musisz obiecać, że nikomu nie powiesz.

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  87. Na samo wspomnienie swojej osiemnastki zaśmiała się głośno, odchylając głowę w tył. Tak, te urodziny były jedną z grubszych imprez. Pamiętała dokładnie, jak z Laurentem odchorowywali kilka kolejnych dni, nawet nie wychylając głów ze swoich pokoi. Tylko czasami jedno przychodziło do drugiego, sprawdzić jak się ma. Bardzo dobrze też pamiętała poważną rozmowę z ojcem, który suszył jej głowę o te cholerne zdjęcia, które wypłynęły do internetu i o których było bardzo głośno przez jakiś czas. Boże, ile ona się wtedy nasłuchała, że kobiecie tak nie przystoi, że jak w ogóle mogła pozwolić, aby ktoś strzelił takie fotki, a ona tak naprawdę nie pamiętała kto i kiedy je zrobił. Była wtedy zbyt pijana i naćpana, ale o tym drugim wolała nie wspominać podczas rozmowy z Jaquesem.
    — Ojciec miał ochotę mnie wtedy zabić. Pal licho tą zalaną łazienkę i skargi sąsiadów, bo pojawiły się u nich plamy na suficie. Te fotki tak go wkurwiły, że chciał mnie zamknąć w mieszkaniu i dać karę — zaśmiała się ponownie, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Upiła łyk szampana, patrząc prosto na Cornelię. Przeżyły ze sobą bardzo dużo – imprezy, wyjazdy, kłótnie i godzenie się. Czemu więc teraz tak ciężko Octavii było jej wybaczyć, mimo że tak bardzo za nią tęskniła?
    Wiedziała, że potrzebowały rozmowy w spokoju, a nie wiedzieć czemu zawsze najlepiej rozmawiało im się właśnie na imprezach, kiedy uciekały od tłumu i głośnej muzyki.
    — Chyba już to odchorowałam, wiesz? W jakiś sposób się z tym pogodziłam, bo nie miałam innego wyjścia — odpowiedziała, również wzruszając ramionami. Taka była prawda, Octavia musiała pogodzić się z tym, co się stało. Zdrada bolała, pewnie też nigdy o tym nie zapomni, ale zrozumiała, że nie chce zaprzepaszczać wieloletniej przyjaźni. Wśród nich ciężko było znaleźć prawdziwych przyjaciół, takich którzy staną za sobą murem, bez względu co by się działo. Cornelię mogła nazwać właśnie taką prawdziwą przyjaciółką, która zawsze przy niej była, nie ważne co by się działo i jak źle między nimi było.
    — Troszeczkę. Może tyle — powiedziała, zbliżając do siebie kciuka i palec wskazujący, i pozostawiając między nimi cienką przestrzeń. Znów się zaśmiała, kiedy blondynka
    — Empire zawsze jest świetnym wyborem. Plusem jest to, że zawsze też znajdzie się tam dla nas pokój, jeśli drinki nas pokonają — niejednokrotnie tam przecież zostawały, by dzień później leczyć kaca w hotelowym pokoju, albo spa. Wystarczyło tylko, że któraś pokazała kartę bez limitu na koncie i nie musiały się o nic martwić.
    — U mnie niestety zapasy się skończyły, a ja nadal przekonuję Javiera, żeby mi coś dał, ale jest strasznie uparty. Bo masz dziecko, Tay. Bo jakby Twój dziadek, wujek, kuzyn, niepotrzebne skreślić, się dowiedział, że dałem Ci ćpanie, to by mnie zabili — zacytowała mężczyznę, wywracając przy tym oczami. Ponownie upiła łyk alkoholu, tym razem tak samo duży, jak wcześniej wzięła Cornelia.
    Na kolejne słowa Watson, Octavia pokręciła głową na boki.
    — Nie, Nel. Nie ma co już tego rozdrapywać. Stało się, każdy z nas musi z tym żyć, ale też możemy… możemy spróbować od nowa. Jak ja z Jackiem, tak i z Tobą powinnam spróbować, dać Ci szansę. Więc nie wracajmy do tego, a Ty już nic nie mów, bo te przeprosiny z każdym kolejnym razem będą jeszcze bardziej żałosne — powiedziała, a później odebrała od niej różową, niewielką tabletkę. Z wielką ochotą połknęła ją, siadając wygodnie w wannie.
    — To wszystko jest cholernie pojebane. Nie sądziłam, że to wszystko dopadnie mnie tak szybko. Że… że stracę swoje życie i będę musiała zbudować nowe. To wszystko tak szybko pędzi do przodu. Niedawno przecież rodziłam, a teraz już moje dziecko ma pół roku. Kurwa, czasami mam wrażenie, że to jakiś sen, z którego nie mogę się obudzić — powiedziała, spoglądając na blondynkę.
    — Ja wiem, jak to teraz może brzmieć, ale nie żałuję tej decyzji, wiesz? Żałuję tylko, że chyba nigdy nie dam jej pełnego domu, bo Jack… — przerwała, po czym westchnęła głośno. — On nadal nie potrafi się z tym pogodzić. Że mu się postawiłam i ją urodziłam — dokończyła po chwili.
    [ Diablica z niej 😈]
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  88. Dzisiejszy wieczór miał być w założeniu wolny od zawodów, smutków czy zażenowania, jakie towarzyszył jej przez ostatnie tygodnie. Miał być ucieczką od całego bałaganu, którym było jej życie, od turbulencji, od łez spływających po policzkach, od niezrozumiałych uczuć, konsekwencji, które były następstwem jej złych wyborów. Miał być przeciwnością minionych dni, a stał się usposobieniem najgorszych koszmarów.
    Miał tu być.
    From: 서준 💕💕
    Jestem na imprezie u ASH, będę późno, nie czekaj xo
    Dalej wpatrywała się w ekran telefonu z niedowierzeniem, a gniew jaki buzował w środku, kiedy po raz kolejny wybierała numer Seojuna, by usłyszeć nic więcej, a the person you are calling is not available… przyprawiał ją o drżenie rąk.
    Oparta plecami o metalową balustradę, odchyliła głowę do tyłu, a jej oczom ukazały się kolorowe światła dyskotekowych lamp, pływające po suficie w rytm muzyki, która wydobywała się z głośników umieszczonych na dole apartamentu. Z zewsząd dochodził do niej odgłosy rozmów, zmieszane z melodyjnym śmiechem gości. Sama zaśmiała się, by im zawtórować, jednak daleko było temu do radości, gorzki dźwięk wydobywający się z jej krtani nasączony był goryczą.
    Dalej nie potrafiła zrozumieć co poszło nie tak i gdzie zbłądzili ze swojej ścieżki, bo przecież był dla niej taki dobry, a ona wszystko co robiła, robiła dla niego. Wczesne treningi i godziny spędzone na planie zdjęciowym, kolejne castingi i nowe znajomości. Wieczory w objęciach redaktorek, czy w jej przypadku, w obiektywie fotografów, którzy tylko słowami byli w stanie sprawić, że Ari chętnie pozbywała się kolejnych warstw swoich ubrań. I mimo, że wielu kiwało głową w dezaprobacie, rzucając w ich kierunku pełne pogardy komentarze, oni kochali tą swoją chorą dynamikę, zawsze wracając do siebie - w końcu byli drużyną. Byli drużyną, a tego przykładem był ogromny diament na jej serdecznym palcu, ten sam, który niegdyś przez lata dekorował dłoń matki Seojuna.
    Może dlatego to wszystko bolało dzisiaj jeszcze bardziej, gdy Seojun kolejny raz nie pojawił się w umówionym miejscu, o danej godzinie, nawet gdy tym miejscem było jego własne mieszkanie – bo właśnie tam Ari wyrządziła huczną imprezę, by wraz ze znajomymi celebrować ich zaręczyn.
    Wydarzenie co prawda było niespodzianką, na której niczego nieświadomy Kim miał się zjawić pod pretekstem spędzenia wieczoru z Min, oglądając jej ulubione komedie romantyczne, ale to nie miało dla niej w tej chwili znaczenia, bo obiecał. Obiecał, że będzie, że spędzą razem czas, obiecał.
    Miał tu być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kolejnej nieudanej próbie połączenia się ze swoim narzeczonym, Min ze złością wrzuciła telefon do torebki, nieco chwiejnie odwracając się na pięcie, by rozejrzeć się po twarzach ludzi, którzy obecni byli na imprezie. Potrzebowała dobrego towarzystwa i braku zbędnych pytań, obietnicy zapomnienia i odrobiny kłopotów, które miały być następstwem czegokolwiek, co miało się tej nocy wydarzyć.
      Chwiejnym krokiem zaczęła pokonywać kolejne schody, dalej kurczowo trzymając się poręczy, bo kilka lampek szampana, jak i tabletek, które zdołała połknąć dawały o sobie znać, ale dla Ari zabawa dopiero się zaczynała, więc kiedy już dotarła na parkiet, wślizgnęła się pomiędzy tańczącą parę, nie zważając na mężczyznę za nią, całą swoją uwagę skupiając na znajomej twarzy.
      – Nel! – krzyknęła z entuzjazmem, który nie szedł w parze z jej zaczerwienionymi oczami. Chciała powiedzieć coś więcej, ale gdy poczuła na biodrach czyjąś dłoń, a chwilę później jej drobne ciało zostało zepchnięte na bok przez towarzysza Cornelii, Ari wpadła w szał. Nie zważając na to kto się jej przyglądał ani jak mógł zareagować mężczyzna, Min wyrwała drinka z czyjejś dłoni i chlusnęła nim prosto w twarz chłopaka.
      – Dotknij mnie jeszcze raz, a przyrzekam, to będzie ostatnie, na czym kiedykolwiek ułożysz dłoń. – I może jej reakcja była nieco dramatyczna, może przesadziła, może powinna się uspokoić, tylko po co. Nie interesowały jej relacji, jakie dzieliły jej znajomą z wysokim brunetem, ani czy przyjaciółka będzie jej miała za złe - Ari chciała dać upływ swoim emocjom, a to była idealna do tego okazja.

      zdecydowanie troszeczkę pijana Ari

      Usuń
  89. [Hej, cześć! Bardzo dziękuję za powitanie, no i cieszę się, że ta forma karty okazała się być takim strzałem w dziesiątkę. :D Osobiście mam wręcz nadzieję, że Mer narobi niezłego zamieszania! Bardzo chętnie napiszemy jakiś wątek – pytanie, czy robimy z nich jakieś koleżanki z dawnych lat, kuzynki, uczestniczki jakiejś grubszej afery sprzed paru lat… ? A może wolisz połączenie Fabian&Meredith? Ja jestem otwarta! :D]

    Mer Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  90. Gdyby Meredith Ridgeway musiała odpowiedzieć na pytanie: Kogo ze swojej rodziny lubisz najbardziej?, bez wahania wskazałaby kuzynkę Cornelię. Od małego spędzały razem mnóstwo czasu, bawiąc się razem, zakładając ubrania mamy Meredith i malując się jej kosmetykami; Annie Bonham nigdy bowiem nie miała nic przeciwko takim szaleństwom. Jeździły razem na wakacje, a kiedy zaczęły dorastać, również wspólnie eksperymentowały z alkoholem i innymi używkami. Nel była chyba jedyną osobą, przy której Meredith mogła odetchnąć i nie pilnować się nieustannie. W towarzystwie, z którego obie zresztą pochodziły, podobna beztroska konwersacyjna szybko przeradzała się w wydobywanie cudzych brudów lub przynajmniej obsmarowanie kogoś na łamach Internetu. Mer doskonale wiedziała, że była szczęściarą – jak dotąd między kuzynkami nie było żadnych poważniejszych afer, a przecież niejedno nowojorskie rodzeństwo nieustannie obrzucało się wzajemnie błotem za plecami lub, co gorsze, prosto w twarz.
    To był jeden z tych leniwych poranków, w które przebudzenie następuje powoli i bez fajerwerków; stawy chrzęszczą przy rozciąganiu, oczy się kleją, a włosy sterczą w przeróżnych kierunkach, bo poprzedniego wieczoru zostały potraktowane lakierem, którego się potem nie zmyło. Meredith Ridgeway syknęła pod nosem, ponieważ resztki cienia do powiek dostały się pod powiekę. Cholera. O której wróciła wczoraj do domu? Na pewno było jeszcze ciemno. Pamiętała, że była tak zmęczona i na tyle pijana, iż uznała krótką drzemkę za doskonały pomysł, który ostatecznie skończył się pełnowymiarowym snem. Cholera razy dwa. Kurwa mać. Nienawidziła zasypiać w makijażu i imprezowych ciuchach, bo to zwykle oznaczało zaczerwienione oczy i bóle w przeróżnych częściach ciała. Co ona takiego wczoraj robiła? A, tak. Wyszła na miasto z paczką pozostałych modelek; paczką, w której nikt się tak naprawdę nie lubił i każda z dziewczyn kombinowała tylko, jak zrobić innej na złość. Po pierwszym organizowanym przez matkę pokazie, ponad piętnaście lat temu, prasa przezwała je Kocicami Annie i tak już zostało. Kocice Annie. Meredith ogromnie bawiła ta nazwa, choć przecież sama była jedną z nich.
    Jej telefon poderwał się nagle, wibrując jak oszalały, i dziewczyna rzuciła się go odebrać, krzywiąc się z powodu obolałych stawów.
    – Ha… Halo? – spytała zaspanym głosem, tłumiąc ziewnięcie. Kuzynka Cornelia miała rozemocjonowany głos, więc mózg Meredith od razu wskoczył na wyższe obroty. – O rany, nie wiem. Dopiero się obudziłam. – Zerknęła na swoje podarte kabaretki i przewróciła oczami. Kolejne słowa kuzynki jednak ją otrzeźwiły. – Masz jakieś kłopoty? Daj mi piętnaście minut, muszę przynajmniej wziąć szybki prysznic. Dobra. I tak cholernie chce mi się pić.
    Nie miała kaca, ale po całej nocy spędzonej w niewygodnych ubraniach, jej ciało potrzebowało znacznie więcej czasu, by wrócić do formy. Z jękiem wyskoczyła z łóżka, umyła się, narzuciła na siebie jeansowe szorty i wielki podkoszulek, i z mokrymi włosami pomknęła na ratunek.
    Pod penthousem ponownie wybrała numer kuzynki.
    – Nel, jestem na dole. Nie wiem, jak chcesz to zrobić, ale otwórz, bo jeszcze mnie ktoś zobaczy.

    pomocna dłoń

    OdpowiedzUsuń
  91. — Ach, ci ojcowie i bracia, którzy powzięli sobie za cel chronić nasz honor — zaśmiała się, wywracając przy tym oczami. Sama Octavia niewiele pamiętała następnego dnia po imprezie. Pamiętała ten okropny ból głowy, kaca mordercę i krzyki w domu, gdzie mieszał się hiszpański z francuskim oraz angielskim. Niezadowolenie ojca trwało potem jeszcze dłuższy czas, a sam Jaques jarał swoją córkę milczeniem i karcącym spojrzeniem w jej stronę. Fotki z tej pamiętnej imprezy jeszcze długo latały po internecie, a ona i Nel były tematem plotek w szkole i nie tylko, a potem, w zupełnie naturalny wręcz sposób każdy zapomniał o tym, a one w końcu miały spokój.
    Wtedy były nastolatkami, których jedynym i chyba najważniejszym problemem było w co ubrać się na imprezę, i co zrobić, żeby ludzie o nich mówili.Teraz były już dorosłe, każda w jakiś sposób układała swoje życie po swojemu z lepszym czy też gorszym skutkiem momentami.
    — Pieprzyć innych — rzuciła z rozbawieniem. Octavia chyba już dawno przestała przejmować się tym, co mogą pomyśleć o niej inni i jakie zdanie mogą sobie wyrobić. Nie mogła przecież nikogo zmusić do tego by ją lubił i dobrze o niej mówił. Blanchard oparła się plecami o wannę, wzdychając przy tym cicho i przymykając oczy. Czekała, aż mała, różowa tabletka zacznie w końcu działać. Aż wszystko stanie się obojętne, a jej humor znacznie się poprawi na kilka długich godzin. Aż będzie się śmiała z byle czego i szalała jak dawniej.
    — Pojebane? To jest mocno pojebane — stwierdziła zgodnie z prawdą. Gdyby kilka lat temu ktoś jej powiedział, że zostanie tak wcześnie matką, wybuchłaby śmiechem i pokręciła głową na boki. Ale stało się, była w tym niewielkim procencie osób, które mimo zabezpieczania się, zaliczyły wpadkę. I została z tym wszystkim sama, co ją cholernie przerażało, ale nie miała wyjścia i musiała wziąć przysłowiowego byka za rogi. Stanąć na wysokości zadania, jaki sprezentował jej los i wychować Ay na dobrego człowieka. Ukształtować ją, tak jak zrobili to jej rodzice.
    Na kolejne słowa blondynki uśmiechnęła się lekko. Mimo wszystkich przeciwności, była szczęśliwa. Ayla w pewien sposób odmieniła jej życie, które teraz kręciło się wokół niej. Teraz, po tym pół roku, nie potrafiła sobie wyobrazić tego, że jej córki mogłoby nie być na świecie.
    — Bo jestem z nią szczęśliwa, na swój sposób. Wiesz, już nie jest tak… monotonnie, bo każdego dnia czymś mnie zaskakuje. Jest inaczej, nieco trudniej, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Jakoś ciężko mi teraz sobie wyobrazić, że nikt nie budzi mnie o piątej nad ranem, bo stwierdza, że już się wyspał i to idealny czas na zabawę — zaśmiała się, otwierając oczy i spoglądając na Cornelię.
    — Albo, że ciągnięcie mnie za włosy to najlepsza zabawa na świecie. Oczywiście, mamy swoje gorsze chwile, ale ten jej uśmiech i ciekawość świata rekompensuje mi te ciężkie dni — dodała po chwili, popijając kolejny łyk szampana. Czuła to przyjemne rozluźnienie, które zaczęło ogarniać jej ciało i umysł.. Tabletka zaczęła powoli działać.
    — Cóż, źle Ci się wydawało, Nel. Nawet nie nazwałabym go weekendowym tatusiem. Będzie raczej tą osobą, którą młoda będzie chyba kojarzyć ze zdjęć. Przez te całe pół roku zajął się nią może kilka razy, ostatni raz kiedy leżałam w szpitalu, bo mama musiała być w atelier. Wówczas Jackson stanął na wysokości zadania i spędził cały dzień ze swoją córką. Cały, cholerny dzień — prychnęła. Oczywiście, że pragnęła, aby Jackson bardziej był obecny w życiu Ayli, ale nie mogła go do tego zmusić.
    — Materiał na ojca to ja wybrałam zdecydowanie nie najlepszy, ale czasu już nie cofnę. Mogę jedynie liczyć, że może kiedy Ayla podrośnie, to coś się zmieni. Że może na razie przeraża go to, że jest mała — powiedziała, wzruszając przy tym ramionami.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  92. — A poprzednie zaklęcie nie zadziałało? — mruknął, ciągnąć złośliwy ton, po czym wyciągnął z portfela kartę i przyłożył ją do czytnika, a bramka otworzyła się przed dziewczyną. — Alohomora. — Poczekał, aż przejdzie, a potem czynność powtórzył, by móc się wsunąć za nią i stanąć na ruchomych schodach.
    Ewidentnie nie podobały jej się jego uwagi, a jemu wargi drgały od wstrzymanego śmiechu. W końcu sięgnął dłonią do twarzy i odkaszlnął, pozwalając sobie jednocześnie na ciche parsknięcie, miał nadzieję, że dobrze zamaskowane. Gdy dojechali na dół, wyminął blondynkę, kierując się na peron, po czym usiadł na ławce i wyciągnął telefon, a choć wyglądał, jakby z zamiłowaniem scrollował swojego instagrama, jego oczy wciąż śledziły zagubioną dziewczynę.
    Miał pewność, że po przyjeździe do Nowego Jorku spotka spoko indywiduum, szczególnie na Brooklynie, ale jego pobyt przerósł jego śmielsze oczekiwania… póki co wpadał, faktycznie, ale nie tak, jak jego koledzy z opowieści — na zarzyganych żuli czy podejrzanych typów — tylko na piękne kobiety w potrzebie. Albo w jakichś kryzysowych sytuacjach czy chuj jeszcze wie co. Najważniejsze było jedno. Bawił się przednio.
    — Na pewno się nie zgubisz w wielkim świecie? — zapytał głośno, dalej udając, że patrzy w telefon. Wypuścił powoli powietrze z zaciśniętych warg. — Bo wiesz, co jeśli gdzieś zginiesz, te rejony Nowego Jorku gryzą, może to się wszystko skończyć tragedią — dodał z mocnym brytyjskim akcentem i spojrzał w górę na jej twarz.

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  93. Nieco zdezorientowana, choć nie zaskoczona, Meredith zdjęła buty i złapała je mocno między kciuk a palec wskazujący, po czym ruszyła we wskazanym kierunku. Znała ten dom, w końcu bywała tu niejednokrotnie, przy wielu różnych okazjach. Jak duch przemierzyła drogę, starając się niczym nie narobić hałasu, chociaż jej mięśnie ostro protestowały przeciwko takiemu wykorzystywaniu. Zacisnęła zęby i kazała się sobie natychmiast uspokoić. W końcu dotarła na miejsce i zrobiła to, co kazała Nel. Zaczęła zabawiać się rozmyślaniem, co takiego mogło się stać, że wymagało dyskrecji na najwyższym poziomie. Jasne, niejednokrotnie pomagały sobie w tarapatach, które jakoś często czepiały się jednej lub drugiej, ale raczej nie dochodziło do sytuacji takiego kalibru. Hm.
    Mer, znalazłszy się w garderobie kuzynki, nie mogła się opanować i westchnęła tęsknie. Boże, ile ona tu miała tego wszystkiego. Meredith, oczywiście, jako córka projektantki mody, zdecydowanie nie mogła narzekać na brak ubrań czy innych dodatków, jednakże… Od zawsze uwielbiała przebieranki; czuła się wtedy kimś zupełnie innym, jakby wchodziła w cudzą skórę, przeżywała życie za kogoś. Złapała w dłoń piękną sukienkę i przyłożyła do siebie, przeglądając się w lustrze. Tak też zastała ją Cornelia, która niespodziewanie, cicho jak duch, weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi na klucz. Meredith, niespeszona i rozluźniona, nadal oglądała swoje odbicie pod każdym kątem.
    – N-nie… – odparła nieco zdziwiona, marszcząc brwi i spoglądając na kuzynkę. – Kiepsko się ostatnio czułam. A co? – spytała, zaintrygowana, odwieszając sukienkę na miejsce. – O co tu w ogóle chodzi? Masz na chacie brygadę antynarkotykową? – zażartowała, jednak zżerała ją ciekawość. – Potrzebujesz gdzieś ukryć prochy? Mam zajebiście dużą torebkę, z milionem sprytnie schowanych kieszeni, więc jak coś…
    Umilkła, wciąż wpatrując się w Nel. Była gotowa pomóc. Co, jak co, ale Cornelia była chyba jedyną osobą z rodziny, z którą Meredith miała jasną i przejrzystą relację, nie podszytą ukrytą niechęcią, czy wręcz nienawiścią. Prawdopodobnie nawet, gdyby sytuacja dotyczyła morderstwa, Mer po prostu zapytałaby: To co, gdzie ukryjemy zwłoki?

    [Wybacz długość, muszę się na nowo rozkręcić!]
    you know who

    OdpowiedzUsuń
  94. Jackson miał jedną złotą zasdę, nie wypływał i nie sterował jachtem będąc pod wpływem, ale w tym momencie był bardziej trzeźwy niż nie. Poza tym był zbyt łasy na dobrą zabawę. Zresztą co złego moglo się stać? Zepchnął wszelkie ale w swojej głowie w najciemniejszy zakamarek umysłu nie martwiąć się teraz potencjalnymi konsekwencjami.
    Gdy tylko znaleźli się poza portem, włączył autopilota by jacht jeszcze trochę oddalił się od nowojorskiego wybrzeża i znalazł się na otwartej wodzie. Ktoś by mógł pomyśleć, że banda małolatów, jacht i otwarta woda to niezbyt dobre połączenie, ale Jackson martwił siętylko swoim tyłkiem. Nikt nikomu na silę nie kazał włazić do wody.
    Rzucił jeszcze raz okiem na wszelkie wskaźniki, prędkość i stan paliwa. Wszystko było w jak najlepszym porządku, więc zostawił mostek sam sobie jedynie przymykając drzwi. Nie podejrzewał, by podczas trwającej imprezy ktoś się tutaj zakradł i nieumyślnie nawiciskał coś czego nie powinine dotykać. Zresztą jacht miał wiele zabezpieczeń, więc nic złego nie powinno się stać jeśli na moment odwróci wzrok.
    Gdy znów pojawił się wśród bawiąc zobaczył widok, który chciał ujrzeć. Sean tańczył pośród dziewczyn i pomimo przygaszonych świateł Jackson widział jego zamglone, nieco nieobecne spojrzenie, rozpiętą koszulę i palce zaciśnięte na szklance z drinkiem. Kilka kompromitujących fotek do albumu i chłopak będzie mogł pożegnać się ze swoją grzeczną i niczym nienadszarpniętą reputacją. Wyciągnął nawet telefon i zaczął robić zdjęcia niby to na pamiątkę. Plotkara będzie mogła sobie poużywać.
    Wypatrzył tańczącą Nel, więc do niej podszedł stajac za blondynką. Dłonie ułożył na jej udach i szybko wyłapał jej rytm.
    — Twój koleżka zaczyna się rozkręcać. — wymruczał wprost do jej ucha, pobłażliwym i nieco rozbawionym głosem.
    Jacht sunął w kierunku otwartych wód, a Nowy Jork zostawał za nimi rysując się na horyzoncie jako cienkie pasmo świateł. Wszyscy dobrze się bawili w otoczeniu głośnej muzyki i kolorowych śwaiteł, gdy nagle jacht szarpnął gwłatownie do przodu, by zaraz mocno skręcić wydając z siebie nieprzyjemne dźwięki świadczące o zbyt dużym przeciążeniu. Po pokładzie poniosły się krzyki, Jackson stracił równowagę i zdążył jedynie owinąć ramieniem Nel nim jego ciało bezwiednie poleciało na podłogę uderzając o stojący nieopodal leżak. Jacht mocno się przechylił na bok, więc nie było szans utrzymać się na nogach. Miał wrażenie, że czas na krótką chwilę zwolnił, gdy wszystkie przedmioty toczyły się po pokładzie. Słyszał krzyki, tłuczone szkło i zgrzyt stali. Światła dziko zamrygały, by zaraz zgasnąć lub ledwie migocząc nad ich głowami. Trzymał Cornelię przy sobie, gdy sunęli po drewnianej podłodze jachtu próbując złapać się czegoś, by nie wypadli. Jack widział jak ten niemal staje na burcie i w duchu modlił się tylko, by nie przechyliło ich na tyle mocno, że cały jacht przewróci się. Łódź runęła z powrotem na wodę znów szarpiąc ich ciałami. Wszystko jednak nagle ucichło i zatrzymało się tak jak było. Jackson czuł jak serce tłucze mu się niemiłosiernie w piersi, a w żyłach krąży adrenalina.
    Rozejrzał się wokół, by zaraz skupić spojrzenie na przyjaciółce.
    Jacht kołysał się na wodzie jak gdyby nigdy nic się nie stało. To były sekundy.
    Powoli zaczął podnosić się z podłogi podciągając Nel za sobą.
    — Kurwa! — warknął. Nie rozumiał co się stało, a raczej to nie miało prawa się stać. Gdy tylko pierwszy szok minął popędził w stronę mostku, by sprawdzić co się dzieje.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  95. Hiee. ♡

    Dziękuję pięknie za powitanie i od razu przepraszam, że dopiero teraz na nie odpowiadam. Wydaje mi się, że Electra i Cornelia mogłyby się nawet dogadać, jednak ze względu na limity nie jestem w stanie pozwolić sobie na więcej wątków. :( Pozostajesz jednak na mojej liście rezerwowej!

    Murayama && Electra

    OdpowiedzUsuń
  96. Jacob musiał poczynić znacznie większe przygotowania do tego zakładu niż się spodziewał. Wprawdzie nie powinien, w pewnym momencie pomyślał sobie, że to powinna być brożka Nel, żeby to się jakoś spinało, w końcu w razie jej wygranej miał zrobić to, czego dziewczyna sobie zażyczy, ale no, poświęcił się. Wszystko było lepsze niż siedzenie w tym toksycznym domu, wśród ludzi, którzy tak cholernie go zranili i myślenie o swojej niesprawnej ręce.
    Wynajął więc klitkę na Brooklynie (nie miał pojęcia, jak Margo będzie się zapatrywać na miesiąc mieszkania z inną kobietą, nawet jeszcze jej o tym nie powiedział), spreparował jakieś pożalsięboże cv ze zdjęciem Cornelii, na którym nie miała na sobie biżuterii wartej grubych tysięcy, dostał maila z jakieś podrzędnej drogerii, że są zainteresowani jej kandydaturą i właśnie jechał do niej z dobrą nowiną, chociaż fakt faktem, że ciut obawiał się jej reakcji na to wszystko. Bo może myślała, że sobie żartował? Że da jej spokój? Że wcale nie zamierza nagrać tego miesiąca i dać jej wybór, czy chce się jeszcze bardziej na tym wybić? Tylko że Miller nie zwykł rzucać słów na wiatr, a to była właśnie jedna z takich sytuacji, gdy nie zamierzał tego robić.
    Zaparkował na podjeździe i wysiadł z auta z naręczem dokumentów. Tak, mniej więcej na takim poziomie potrzebował rozproszenia, więc wszystko załatwił w pełni legitnie i tak, żeby nie mogła się z tego za szybko wykręcić. Mieli umowę na mieszkanie, umowę o pracę dla niej, a dodatkowo Jake sporządził swoją własną, gdzie każda wpadka ze strony Cornelii była obwarowana koniecznością bardzo solidnej wpłaty na organizacje charytatywne. Żeby nie oszukiwała. Przeginał? Oczywiście. Przejmował się tym, że przegina? Ani troszeczkę. Naprawdę tego potrzebował. Po tym, jak cała jego przyszłość lega w gruzach, musiał skupić się na czymś innym, a zakład z Nel był ku temu idealną okazją.
    Zanim zadzwonił do drzwi, wypalił jeszcze fajkę i pstryknął petem do kosza nieopodal. Nawet do niej nie pisał, więc nie wiedział, czy jest w domu, ale znajomy brzęczyk podpowiedział, że miał w tej kwestii szczęście, więc odetchnął z ulgą i pchnął drzwi. Powitał przyjaciółkę szerokim, choć nieco przygaszonym uśmiechem, który nie do końca sięgał jego oczu. W ogóle wyglądał nieco inaczej. Pomijając rękę o bardzo ograniczonej ruchomości, w trakcie ucieczki musiał ściąć włosy na długość kilku milimetrów i wyraźnie ubyło mu masy mięśniowej, bo w obecnej sytuacji nie mógł trenować. Jake Miller był cieniem dawnego siebie i na razie nie widział perspektyw na odzyskanie poprzedniego życia, bo to, że ostatecznie wrócił do domu wcale nie oznaczało, że było w porządku. Wciąż nie wiedział, co będzie dalej.
    Ale nie miał najmniejszego zamiaru teraz się nad tym zastanawiać. Przepchnął się obok Cornelii i wszedł jak do siebie, jednocześnie wpychając jej plik dokumentów w klatkę piersiową. Potem zajął się zdjęciem bluzy jedną ręką, co wciąż stanowiło dla niego niemałe wyzwanie.
    — Dzień dobry, Elizabeth Waterstone — rzucił, puszczając blondynce oczko. Odwiesił ubranie i nachylił się, by ucałować ją w policzek. — Oswajaj się z nowym imieniem, gdzieś tam masz prawko — wskazał na teczkę. — Masz kawę? I coś słodkiego? Chyba zjadłbym pączka — oznajmił, marszcząc lekko nos.

    Jake z trochę mniejszym, ale wciąż dużym poślizgiem bijący się w pierś 🫣

    OdpowiedzUsuń
  97. W Monako każdy jego krok był śledzony przez prasę, tutaj mógł być w końcu sobą i pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Ludzie interesowali się głównie brytyjską monarchią, nie był tak rozpoznawalny jak książę William czy Harry, był tutaj wręcz anonimowy, co dawało mu duże pole do popisu i otwierało przed nim szereg możliwości. Wiedział, że nie ma możliwości przenieść się na stałe do Nowego Jorku, postanowił więc robić wszystko, aby na maksa wykorzystać czas, który mógł tutaj spędzić bez żadnych konsekwencji ze strony rodziny. Wczorajszy wieczór pamiętał jak przez mgłę, wiedział jedynie, że dobrze się bawił, a jego towarzyszka zabawy miała na imię Cornelia. To były jego początki pobytu w Wielkim Jabłku, nie miał więc jeszcze tak wyrobionej głowy i dość łatwo można było go upić. Czuł, że przesadził z alkoholem i żałował, że nie ma tutaj na miejscu kamerdynera, który zadbał by o to, aby po nocnych szaleństwach czekały już na niego odpowiednie napoje z elektrolitami i środki przeciwbólowe. Jęknął cicho, mrużąc oczy przed wpadającymi do pokoju promieniami słońca. No tak, rolet też nikt za niego nie zasłonił, będzie musiał mieć na uwadze, że tutaj czeka go większa samodzielność, ale i obowiązki, które innym wydawały się kompletnie naturalne, a dla niego bywały kompletną abstrakcją.
    - Dobra zabawa niestety zazwyczaj kończy się kacem – jęknął, podnosząc się do pozycji siedzącej i leniwie się przeciągając. Biegle mówił po angielsku, jednak w jego akcencie wyraźnie dało się usłyszeć francuski, który był językiem urzędowym w kraju z którego pochodził. Obiecał sobie, że nie będzie zawierał tutaj żadnych poważniejszych znajomości, cieszył się więc, że jego towarzyszka imprezy miała podobne podejście, najwyraźniej zamierzając wyjść z jego pokoju hotelowego bez zbędnych czułości czy wspólnego śniadania.
    - Zwariowałaś?! – poderwał się z miejsca, momentalnie odzyskując trzeźwość umysłu. Miał tutaj wolną rękę i mógł robić co tylko mu się żywnie podobna, rodzina zastrzegła jednak, że jeśli wda się w co najmniej kilka skandali i znów wyląduje na pierwszych stronach gazet, skutecznie uprzykrzą mu życie i sprawią, aby nie ruszał się z Monako przez najbliższe kilka, o ile nie kilkanaście lat – Kolekcjonujesz facetów? Co, jestem jakąś twoją zdobyczą, że musisz się pochwalić? Nie chcę do cholery żadnych zdjęć! – warknął, wyrywając jej Iphona z ręki, aby jak najszybciej skasować zdjęcie na którym został uwieczniony – Chciałaś mnie tym później szantażować? Czy może już od razu mam ci zapłacić za seks, tak zarabiasz na życie? – dodał, utrzymując przy tym ciągle wściekły i stanowczy ton głosu. Wiedział, że jego początki pobytu w Nowym Jorku będą trudne, ale nie przypuszczał, że już na dzień dobry wda się w niewłaściwe towarzystwo i padnie ofiarą jakiegoś niepotrzebnego skandalu, czy co gorsza, kolejnego szantażu. Ostatnie czego teraz potrzebował to jakieś tanie sensacje, zwłaszcza, że i tak długo mu zajęło, aby przekonać rodziców do tej podróży i kupić sobie choć ten durny rok wolności.

    księciunio

    OdpowiedzUsuń
  98. Stukała palcami o blat biurka, poprawiając okulary na nosie, które nieco się zsunęły. Za oknem widniał rozświetlony Nowy Jork, ale na Octavii ten widok ostatnio nie był tak ujmujący jak zazwyczaj. Czuła, jakby była zawieszona w tym miejscu. Jakby stała w miejscu, nie robiła kroku do przodu, ani nie cofała się w tył, po prostu trwała. Chciała jednego – wyrwać się z tego miasta, oczyścić głowę, oderwać się od tych wszystkich trudnych i smutnych spraw, które trzymały ją tu niczym kajdany. Wyjechać gdziekolwiek, zmienić otoczenie choć na krótką chwilę. Jej życie ostatnio kręciło się wokół jednego – śmierci Jacksona. Tysiące osób ciągle i ciągle zadawało te same pytania, ciekawe tego, jak to wszystko wyglądało, jakby nie rozumieli, że to nie na miejscu, a samo przypominanie sobie tego wieczoru jest dla Octavii ogromną traumą. Dlatego też chyba wielu nie dziwiło to, że Blanchard była zamknięta w swoim apartamencie i nie wystawiała się na widok publiczny. Ogrodziła się wysokim murem, w ciszy i głównie w samotności przeżywając swoją wewnętrzną tragedię i żałobę. Nie w głowie jej były imprezy i zabawa, choć wiedziała dokładnie, że Jackson nie chciałby, aby po nim rozpaczała. Ona jednak nie umiała inaczej. Z jego odejściem ktoś wyrwał jej kawałek serca, odebrał możliwość swobodnego oddechu.
    Niewiele myśląc, chwyciła za telefon, spoglądając równocześnie na godzinę na wyświetlaczu. Nie było jeszcze tak późno, było zaledwie kilka minut po dwudziestej. Jednak, przygotowanie samolotu trochę trwało, mimo to w zupełności jej to nie przeszkadzało. Wybrała odpowiedni numer telefonu, mówiąc, by wszystko było przygotowane jak najszybciej, a chwilę później padła odpowiedź, że za kilka godzin może stawić się na lotnisku z wszystkim, co było jej potrzebne. Pierwszą i najważniejszą rzeczą jakiej potrzebowała, było towarzystwo. Potem ubrania, chociaż kilka. Tak więc też ruszyła w stronę swojej sypialni. Była sama, Ayla znajdowała się pod opieką jej rodziców, tak też Tay nie martwiła się, że jej córce może stać się jakaś krzywda. Nie musiała też na szybko prosić, aby ktoś się nią zaopiekował w czasie, gdy ona sama będzie przebywać na innym kontynencie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyciągnęła z garderoby czarną walizkę, do której zaczęła wrzucać to, co wpadło jej w ręce, nie zastanawiając się za bardzo nad wyborem. Potem, gdy już była spakowana, chwyciła jeszcze paszport, kluczyki do samochodu oraz butelkę z wodą.
      Spontaniczne wyjazdy nie były czymś nowym w jej życiu. Uwielbiała to, gdy pewnego dnia budziła się z myślą, że chce wyjechać, a kilkanaście minut później była już w zupełnie innym miejscu na świecie. Posiadanie pieniędzy oraz możliwości w pewien sposób było świetne.
      Otworzyła samochód, wsuwając się na miejsce kierowcy. Skórzany fotel zaskrzypiał pod jej ciężarem, a chwilę później do uszu brunetki doszedł cichy pomruk silnika, gdy go odpaliła. Ruszyła, kierując się w stronę apartamentu Cornelii, bo kto jak kto, ale tylko Watson była najlepszym kompanem do takich wycieczek. Jednak, nie pomyślała o tym, by powiadomić przyjaciółkę, że do niej jedzie, a tym bardziej by zaczęła się pakować.
      Jakiś czas później, gdy przebiła się przez kilkuminutowe korki, które w Nowym Jorku były codziennością, weszła do apartamentowca, witając się z portierem, który odpowiedział kiwnięciem głowy, a później złapał za telefon, zapewne dzwoniąc do Nel, że za chwilę będzie mieć gościa.
      Kilkukrotnie zapukała do drzwi, opierając się później plecami o chłodną ścianę tuż obok. Słyszała wyraźne kroki Cornelii, by następnie po kilku sekundach zobaczyć ją tuż przed sobą. Uśmiechnęła się na widok blondynki, wymijając ją w drzwiach i wchodząc do jej apartamentu zupełnie jak do siebie. W sumie, to było normalne, całkowicie swobodne.
      — Pakuj się. Kilka rzeczy, jakaś ciepła kurtka i paszport — poinformowała Blanchard, ściągając z siebie kurtkę podszytą ciepłym misiem. Rzuciła ją niedbale na wieszak, wchodząc w głąb apartamentu.
      — Za kilka godzin, a w sumie to za jakieś… cztery, mamy samolot do Paryża — dokończyła. Na samą myśl wizyty we Francji nie mogła się nie uśmiechać. Kochała ten kraj o wiele bardziej niż Amerykę, choć wiedziała, że to właśnie tu ma o wiele więcej możliwości.
      — Muszę się stąd wyrwać, ale zupełnie nie uśmiecha mi się lecieć samej.
      Tay

      Usuń
  99. — Po cholerę piszczysz? — zaśmiała się, widząc reakcję Cornelii na to, jak ją zobaczyła. Owszem, nie widziały się jakiś czas, ostatni raz na pogrzebie Jacksona. Potem każda wróciła do swoich spraw. Octavia zamknęła się w swoim mieszkaniu, przyzwyczajając się do nowej, niespotykanej dla niej rzeczywistości. Każdego dnia godziła się z odejściem Howarda, aż w końcu nadszedł dzisiejszy dzień, kiedy miała dość siedzenia w apartamencie. Musiała się ruszyć. gdziekolwiek. — Niech będzie, daj to wino — zgodziła się, chwilę później pozwalając na to, aby blondynka zaciągnęła ją do kuchni, gdzie zaczęła poszukiwania kolejnej butelki alkoholu. Blanchard ostatnio wlała go w siebie zdecydowanie znacznie więcej niż powinna, ale nadal nie miała go dość. W jakiś dziwny sposób łagodził smutki i ból. Odpychał nieprzyjemne myśli.
    — Owszem, Paryż. Chciałam Cię zabrać do Meksyku, ale tam jest teraz trochę gorąco i wolę się tam nie pokazywać — odparła. Cornelia nie wiedziała o wielu rzeczach, o których octavia po prostu nie mogła mówić ze względu na rodzinę. Nie chciała też narażać najbliższych znajomych, bo wiedziała, że inni, niezbyt przychylni jej rodzinie ludzie, są w stanie zrobić bardzo wiele, niekoniecznie miłych rzeczy. I miała nadzieję, że Nel nie będzie dopytywać o co chodzi. Był mądrą dziewczyną, i dokładnie wiedziała, że rodzina jej matki do świętych i spokojnych nie należy, choć przez niektórych była tak właśnie odbierana.
    — Dlatego postawiłam na Europę. Długo tam nie byłam i stwierdziłam, że czemu nie. Laurent też jest na miejscu, ma jakiś tam pokaz, więc dodatkowo zahaczymy o dobrą imprezę. Poza tym, zakupy też całkiem nieźle brzmią. No i na koniec, to Paryż, tyle też nam powinno wystarczyć. Tydzień Ci starczy? — powiedziała z uśmiechem, odbierając od przyjaciółki kieliszek z winem. Upiła łyk, stwierdzając, że jest całkiem dobre. Takie, do którego chętnie by wróciła, nie tylko po jedną butelkę.
    W końcu, ruszyła za Cornelią w stronę garderoby w celu znalezienia ulubionej, zaginionej walizki. Sama Octavia też była skłonna uwierzyć w to, że Olga mogła się na nią połasić. W końcu nie od dziś wiadomo, że pomoc domowa niejednokrotnie zabierała niektóre rzeczy z domu swoich pracodawców. Ot, było to na porządku dziennym. Kiedy znalazły się w pomieszczeniu, brunetka rozejrzała się na boki, wzrokiem szukając walizki. Przez dłuższą chwilę nie komentowała słów Watson, bo w sumie nie wiedziała, co takiego ma powiedzieć.
    — Jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć i ciekawi Cię moje życie erotyczne, to odpowiadam, posuwa mnie dalej — zaśmiała się sama do siebie, robiąc kilka kroków wprzód. Znów upiła łyk wina, niemal ze znudzeniem przesuwając wieszaki z ubraniami, które tak dobrze znała.
    — I nie, nie mamy przerwy. W sumie, to jestem w takim dziwnym położeniu, bo sama nie wiem, co między nami jest. Czy to tylko dobry seks i całkiem fajne spędzanie czasu razem, czy… cholera wie co — dodała, wzruszając przy tym ramionami. Nel miała rację, Octavia chyba potrzebowała wygadania się, tak po prostu.
    — Zlinczują mnie za to, wiesz? Pewnie powiedzą, że to wszystko za wcześnie, a ja jestem zwykłą dziwką. Że mój były umarł kilka tygodni temu, a ja już zabawiam się z innym. W sumie z innym byłym. Kurwa, Nel, ze mną jest chyba coś nie tak. Czemu ja ciągle do kogoś wracam, a nie poznaję nowych facetów? — zapytała, odwracając się twarzą w stronę przyjaciółki. — Jestem jakaś zjebana. Mam wokół siebie tylu facetów, którzy ślinią się na mój widok i marzą, żeby chociaż słowo ze mną zamienić, a ja ciągle wracam do tego, co znam najlepiej — powiedziała, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Octavia tak właśnie uważała, że coś było z nią nie tak. Przecież niejednokrotnie mówiła, że dwa razy do tej samej rzeki nie ma zamiaru wchodzić, więc co się stało, że znów z taką ochotą to zrobiła?
    — Tam chyba jest — powiedziała, wskazując palcem na najwyższą półkę, gdzie błysnęło jej coś w białym kolorze. — Przynieś krzesło, ściągnę Ci tą walizkę, bo Tobie na pewno nie pozwolę tego zrobić. Jeszcze się połamiesz, a tego nie chcę — zaśmiała się.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  100. Żadna z nich tak naprawdę nie znała umiaru, jeśli chodzi o alkohol. Octavia również go uwielbiała, w szczególności dobre wino. nawet nie zrażał jej fakt, że gdy wypiła go za dużo, na następny dzień miała przebrzydliwego kaca. Teraz w sumie potrzebowała tego wina, potem może kilku drinków w samolocie, bo jakby nie patrząc, czekał je długi lot. Jet lag zapewne też w niczym nie pomoże, a może i jeszcze bardziej pogrąży ich stan. Nie miała zamiaru płakać, żalić się ani nic takiego. Chciała się bawić i to dobrze bawić.
    — Nie w takim sensie jest tam gorąco… Z resztą, nieważne — uśmiechnęła się z rozbawieniem w stronę Cornelii. W sumie, to był całkiem dobry pomysł, z tym wyjazdem w jakieś ciepłe miejsce. Sama też chętnie by poleżała w słońcu, a dookoła niej skakaliby przystojni kelnerzy. — Pojedziemy jeszcze w jakieś ciepłe miejsce, Nel. Teraz jednak popatrzymy na brzydką, europejską jesień. Chociaż, podobno nie jest aż tak źle, czasami tylko pada — powiedziała. Na wzmiankę o Laurencie i jego kolegach, Octavia wywróciłam oczami, śmiejąc się przy tym. Przecież mogła się tego spodziewać.
    — Jest modelem, jakim cudem miałby mieć brzydkich kolegów? Sam ostatnio nawet wyrwał jakiegoś przystojnego aktora, ale to tylko przelotny, głośny romans z ich strony. Jak stwierdził, trochę za cicho ostatnio o nim było, musiał jakoś podkręcić atmosferę. jest gorszy ode mnie — stwierdziła. Prawda była taka, że Laurent jeśli chciał, potrafił wymyślić o wiele gorsze rzeczy, by o nim mówiono. Uwielbiał to, bycie na językach innych. Ich rodzina niekoniecznie była przychylna jego pomysłom na plotki.
    — Więc tak, na pewno znajdziemy Ci jakiegoś przystojnego chłopaka. W sumie… — mruknęła, spoglądając z na Cornelię z uwagą, od stóp do głów. Na ustach Octavii pojawił się tajemniczy, nieco diabelski uśmiech. — Spodobałabyś się mojemu kuzynowi. Mana imię Matthieu i bardzo, ale to baardzo lubi blondynki — odparła ze śmiechem. Tak, zdecydowanie Nel przypadnie do gustu jej kuzynowi, była tego w stu procentach pewna.
    Zastanowiła się nad słowami przyjaciółki. Czy się przejmowała? Kiedyś może nie bardzo, teraz jednak wolała, aby jej reputacja nie była jakoś bardzo zepsuta. Bardziej zaczęła zastanawiać się nad swoim życiem. Nad tym, że już za niedługo skończy studia i rozpocznie pracę jako prawnik. Żeby jakoś wybić się w tej roli, musiała zrobić wszystko, aby ludzie nie mówili o niej źle.
    — Tak trochę się przejmuję. I nazwałaś seks z Gabrielem ekologicznym? — zapytała z rozbawieniem. — Ja w sumie nie wiem, co między nami jest. Jakoś o tym nie rozmawiamy — dodała po chwili, wzruszając ramionami. Upiła łyk wina, które dość szybko się kończyło. Niewiele więc myśląc, wyciągnęła kieliszek w stronę blondynki. — Dolej mi — poprosiła, znów lustrując ją spojrzeniem.
    — Trzeźwa, jasne. W równoległej rzeczywistości, Nel — z rozbawieniem wzięła od dziewczyny schodki, które wyciągnęła z szafy i podstawiła je w odpowiednie miejsce, po chwili na nie wchodząc. Sięgnęła po walizkę, która okazała się nieco cięższa, niż Octavia się spodziewała. — Co Ty tam trzymasz? — zapytała.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  101. — O tak, z ogromną chęcią przyjmę kilogramy glutenu — zaśmiała się. Może i w Nowym jorku nie było ciężko już znaleźć dobrego pieczywa, jednak te nadal lepiej smakowało jej w Paryżu czy innym mieście Europy. Tutaj czasami jakby czegoś mu brakowało, choć Octavia do końca nie potrafiła określić, cóż to takiego jest. Czasami wszystko wydawało się o niebo lepsze niż w Stanach. Może dlatego też tak bardzo lubiła podróżować i odwiedzać nowe, czy też już znane sobie miejsca. — I sery. Nawet nie wiesz jak brakuje mi tu dobrego sera, a wydaję zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy na to, aby sprowadzać niektóre rzeczy tutaj — dodała, choć prawda była taka, że nie bardzo przejmowała się tymi kwotami. Nie musiała. Kiedy Cornelia odebrała od niej walizkę, Octavia zeskoczyła ze schodków, po czym stanęła obok przyjaciółki, odbierając od niej kieliszek z winem.
    — Nel, nawet brzydota w niektórych przypadkach bywał ładna. Nawet moja matka zaczęła szuka kogoś, kto zapewne nie zostałby modelem, gdyby wybrał się do agencji — odparła. Tak, świat mody zdecydowanie od kilku lat starał się odbiegać od typowego kanonu piękna i styliści co i rusz prześcigiwali się w znalezieniu kogoś, kto nie wygląda jak standardowy model. — Eva nawet zdecydowała się wypuścić kolekcję plus size. W końcu rusza do przodu, choć po ostatniej rozmowie z Camillą była wkurwiona — zaśmiała się. Cóż, matka Jacksona nie należała do najłatwiejszych osób. W sumie, Octavia cieszyła się, że mimo wszystko nie ma z nią zbyt większego kontaktu. — Ta szmata nawet nie interesuje się własną wnuczką – dodała po chwili, odgarniając kosmyk włosów, po czym upiła spory łyk wina. Z jednej strony Octavia miała jeden problem mniej z głowy, z drugiej pozostawał nadal Robert, który ostatnimi czasy dość mocno zaczął zabiegać o to, aby mieć kontakt z Aylą, co też Blanchard nieco dziwiło. — A wiesz co zrobił jego ojciec? Zagroził mi pozwem do sądu o możliwość widzenia się z Ay. Bo ja niby to utrudniam, a on za wszelką cenę chce dla niej jak najlepiej. Że też Jack musiał jej wszystko zostawić w spadku. Za niedługo to będę się ciągać po sądach z jego pieprzniętą rodzinką — wywróciła przy tym oczami. — Nie rób sobie dziecka. A jak już będziesz chciała, to serio, wybierz kogoś normalnego, inaczej skończysz jak ja — skrzywiła się przy tym nieco, z westchnięciem opadadajac na schodki. Jeśli już miała się komukolwiek spowiadać i mówić, co leży jej na sercu i jak jej źle, to Cornelia była odpowiednią osobą, choć wiedziała, że blondynka nie popiera nadal jej pomysłu z posiadaniem dzieci. I zapewne miała rację, że Octavia zrobiła błąd w swoim życiu, ale już go nie odkręci. Musiała na nowo zbudować swoje życie.
    Słysząc zainteresowanie w głosie Watson, Octavia wyciągnęła telefon i odnalazła profil kuzyna na instagramie. Wysoki, postawny brunet, z wesołym uśmiechem i pewnym siebie spojrzeniem. — Studiuje na Sorbonie, hobbystycznie gra na perkusji i nie jest takim dupkiem, jak mogłoby się wydawać. Lubi też fotografować, a kiedy się odezwie, to zmiękną Ci nogi. Nie dziwię się, że te wszystkie siksy są w stanie się o niego zabić i robią wszystko, żeby zwrócił na nie swoją uwagę — zaśmiała się, wracając wspomnieniami do jednej z sytuacji, których była świadkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chyba. Nie wiem. W sumie, nie dziwię mu się, że o tym nie rozmawiamy, tak jest chyba dla nas łatwiej. I jest dobrze, każde z nas zapomniało o tym co było kiedyś i chyba po prostu się dobrze bawimy w swoim towarzystwie, to nam wystarczy. W sumie, to ja też jestem takim kubkiem wielorazowego użytku dla niego — powiedziała, wybuchając śmiechem.
      — Nie mam sobie nic do zarzucenia, wiesz? Zaczęliśmy to wszystko jak już nie byłam z Jacksonem. Może czułabym jakieś wyrzuty sumienia, gdybyśmy nadal próbowali to wszystko naprawiać i dawać sobie kolejne szanse, ale tak? Jack prowadził swój ulubiony tryb życia, a Gabriel po prostu… był. Gdyby któreś z nas tego nie chciało, zapewne nie zrobilibyśmy tego kroku — dodała, wzruszając przy tym ramionami. Następnie spojrzała na kupkę ubrań leżących na ziemi.
      — Dobra, wyciągaj to co tam zostało i pakuj się, bo wiem, że trochę Ci to zajmie — poleciła.
      Tay

      Usuń
  102. — Pewnie były, ale to mi się podoba — odpowiedział, posyłając jej jeden z tych swoich łobuzerskich uśmieszków, który nie robił już takiego wrażenia jak wcześniej, bo nie sięgał do końca jego oczu. Spoglądając na Nel pierwszy raz dokładniej, od kiedy wszedł do środka, musiał przyznać, że nie tylko on wyglądał na nie do końca zadowolonego z życia. Przez cały ten czas nie kontaktował się z nikim, nawet z ludźmi, których mógłby określić mianem prawdziwych przyjaciół, nie miał więc pojęcia, co dzieje się u Cornelii. Nie wiedział, że kogoś straciła. Wprawdzie co jakiś czas sprawdzał plotkarę i wiedział, że ktoś z młodej elity niedawno zmarł, jednak nie wiedział, że Watson była z tym chłopakiem blisko. Od dawna się sobie nie zwierzali. Właściwie dotarło do niego, że nie wie nawet, czy przyjaciółka aktualnie z kimś się spotyka i czy ten zakład nie popsuje czegoś w jej życiu.
    Może zamiast ustalać szczegóły, powinni usiąść i poświęcić chwilę na nadrobienie zaległości, jakie się między nimi pojawiły. Nigdy nie byli tego rodzaju przyjaciółmi, którzy zwierzają się sobie nawzajem z najmniejszych błahostek, ale patrząc teraz na nią czuł, że to nie były żadne pierdoły. Że powinni porozmawiać. I może wzajemnie sobie pomóc, jeśli dadzą radę.
    — Mam wrażenie, że to samo co z tobą. Pewnie powody różne, ale efekt ten sam — stwierdził, obracając się całkowicie w jej stronę. Zmierzył jej twarz swoim uważnym spojrzeniem i zagryzł dolną wargę, zastanawiając się nad tym wszystkim. Z jednej strony nie chciał na nią naciskać, zawsze wychodził z założenia, że każdy człowiek ma prawo do prywatności i do przeżywania wszystkiego w sposób, w jaki ma na to ochotę, ale… Ale chyba ten jeden raz musiał złamać swoją zasadę niewchodzenia z butami w czyjeś życie. I odsłonić rąbek swojego. Kto wie, może oboje poczują ulgę? Może dobrze będzie komuś się zwierzyć bez obaw, że jakiś sekret wyjdzie poza pomieszczenie, w którym został zdradzony? Wiedział, że Nel nie nadwyręży jego zaufania, nigdy tego nie zrobiła. Z wzajemnością. Jake nie dzielił się plotkami, nie interesowało go to. Miał też doświadczenie w trzymaniu języka za zębami.
    — Więc to zrób. Mam na nie ochotę od jakiegoś czasu — uśmiechnął się zawadiacko i ruszył za dziewczyną w stronę kuchni. — Czarną, bez cukru i bez mleka — powiedział. Znalazłszy się w pomieszczeniu, podszedł do szafki, w której trzymała kubki i wyjął z niej dwa. Jeden podstawił pod dyszę ekspresu, drugi na blacie obok urządzenia i podszedł do dziewczyny. Złapał ją pod pachami i dźwignął, sadzając na szafkach. Stanął między jej nogami i oparł na nich dłonie, przyglądając jej się uważnie. Miał w dupie, że może naruszać jej strefę komfortu, w końcu bywali już znacznie bliżej siebie. Ich relacja była czysto platoniczna, nie przejmował się więc takimi bzdetami. — Chyba musimy porozmawiać, skarbie. Nie sądzisz? — spytał, przechylając głowę w bok. Przez chwilę jedynym dźwiękiem zakłócającym panującą w kuchni ciszę była praca ekspresu. — Ale nie tak jak zwykle. Poważnie porozmawiać. Wyglądasz, jakbyś miała mi bardzo dużo do powiedzenia. Ja tobie też.

    Jake

    OdpowiedzUsuń
  103. [Przez to, że cały instagram wyświetla mi nagrania z koncertu w Melbourne, na nowo złapałam ogromną fazę na tę piosenkę, toteż NIE PRZEPRASZAM, jesteśmy w tym razem. :D
    Cześć, dobry wieczór, dzień dobry, siemano, jakże miło mi czytać takie fajne, pochlebne komentarze; pięknie dziękuję! Ellie chętnie zepsuje się jeszcze bardziej, poczęstuje cynamonową whiskey i obsmaruje tego przystojniaka, który podrywa wszystkie dziewczyny, a z tego, co widzę, Cornelia przyjaźni(ła)? się z Octavią… a tak się składa, że Ellie jest kuzynką Octavii. :D Robimy jakąś burzę mózgów? :D]

    Ellie Chamberlain

    OdpowiedzUsuń
  104. Wydawało mu się, że znał ten świat; jakby nie patrzeć, wychowały go błyski fleszy, paparazzi kręcące się w pobliżu jego rodziny, cały śliski swąd plotek owijający się zarówno wokół jego ojca, jak i jego matki, a potem również i niego samego, odkąd w wieku 14 lat porwał ojcowskie auto na nocną przejażdżkę, w trakcie wyrywając się policyjnemu pościgowi. To właśnie wtedy został (nie)godnym synem Benjamina Whittakera, skupiając na sobie uwagę mediów. Zmiany szkół, pierwsza dziewczyna, pierwszy samochód, prawo jazdy, aż wreszcie głośna sprawa związana z jego zaginięciem — chyba nigdy nie dowiedział się o sobie więcej niż wtedy, kiedy postanowił uciec z domu.
    I pomyśleć, że gdyby nie te głupie brukowce, nigdy nie odkryłby, że jego dotychczasowe życie było jednym wielkim kłamstwem, a jego matka to pospolita, sprzedajna kurwa, jakich wiele w zakłamanym świecie przepychu.
    Wydawało mu się, że zna ten świat i że nienawidzi go z namiętnością, a mimo to wciąż bywał zaskoczony skalą jego zepsucia. I z jakiegoś powodu stał w nim ciągle jedną stopą, balansując na granicy między splendorem, a adrenaliną czekającą na niego w zacienionych zakamarkach miasta.
    W przeciwnym wypadku nigdy nie pojawiłby się na tej imprezie. I teraz, będąc tu z Cornelią, nie potrafił żałować bycia hipokrytą, nawet gdyby bardzo chciał.
    Wydawało mu się, że znał ten świat, a i tak ogarnęło go zdumienie, gdy sucha odzież faktycznie dotarła do ich stolika, co więcej — była nawet w jego rozmiarze. Postanawiając nad tym nie gdybać, ściągnął mokrą koszulkę przez grzbiet w pierwszym lepszym pokoju do jakiego trafili, nie kwapiąc się przejść chociażby do łazienki. Tutaj i tak nikt nie zwracał na niego uwagi. Nikt poza wszystkowidzącą Plotkarą oraz Cornelią, ale względem spojrzenia Nel nie czuł już takiego onieśmielenia, jak w pierwszych chwilach. Jakby nie patrzeć, w basenie dzielili taką bliskość, że zwyczajne przebranie się przy niej nie było już dla niego dużą sensacją, zwłaszcza, że przez mokre ciuchy zaczynał już odrobinę dygotać z zimna. Sine usta zapewne zdradziły go o wiele wcześniej.
    Spojrzał na nią, gdy zasugerowała, że mogą przenieść imprezę w inne miejsce. Dla niego taka sugestia była raczej jednoznaczna, zwłaszcza, że nie umknęło mu, jak Watson gubi na chwilę jego spojrzenie, wędrując oczami nieco niżej. Powoli wciągnął powietrze do płuc, wiedząc doskonale, że powinien był jej odmówić, ale po prostu nie chciał się z nią żegnać, jeszcze nie teraz.
    Może dlatego, gdy uchwyciła go za ramię, on uniósł ich splecione ręce i obrócił tak, by krótko ucałować wierzch jej dłoni. Chyba liczył na to, że ten gest zmieni atmosferę między nimi, przepędzając te wszystkie grzeszne wizje, jakie mimochodem pojawiły się z tyłu jego głowy. Cassian jakby nie patrzeć był tylko facetem. Dobrze wychowanym, ale wciąż tylko facetem, w dodatku z dość wybujałą wyobraźnią.
    — Skoro samochód już czeka, nie wypada powiedzieć nie — uśmiechając się blado kątem ust, przepuścił ją przodem, by wspólnie udać się na dziedziniec.
    Frank faktycznie tam był, stojąc w pobliżu jednego z aut i Rafferty nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego przenikliwe spojrzenie przeszywa go na wskroś, analizując i oceniając. I prawie, prawie poczuł się przez to niekomfortowo, co najmniej jakby właśnie został przyłapany w niejednoznacznej sytuacji z dziewczyną przez jej ojca.
    Nie mógł powiedzieć, że nie zdarzyło mu się to w życiu ani razu, ale nie do końca pojmował, dlaczego poczuł się tak akurat w tej chwili, skoro nie robili z Watson nic… nieodpowiedniego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuł ten wzrok na sobie, kiedy otwierał dla Cornelii tylne drzwi, podając jej rękę, aby mogła wygodnie wejść na stopień i usadzić się na tylnej kanapie, jednocześnie osłaniając ją przy tym własnym ciałem. Podobne odruchy miał już zakorzenione bardzo głęboko — jak każdy, kto na co dzień stykał się z całym tym medialnym syfem. I nie miało znaczenia, że dosłownie godzinę wcześniej Cornelia zabawiała uczestników imprezy, paradując bez stanika, więc potencjalnie niekorzystne zdjęcia, gdy wsiadała do samochodu, na nikim nie zrobiłyby już większego znaczenia. Do środka wpakował się za nią i krótkim skinieniem głowy podziękował Frankowi za zamknięcie za nimi drzwi. Mimowolnie odetchnął cicho, jakby miał za sobą wybitnie ciężki wieczór, a przeczuwał, że noc dla niego miała się dopiero zacząć.

      Cassian i jego marnotrawna autorka...

      Usuń
  105. Nie była typem, który podniecał się z byle powodu. Nie była też typem, który podniecał się byle błahostką. Uczucia i emocje skrzętnie chowała za fasadą pokerowej twarzy, za niewzruszonym spojrzeniem, za subtelnym wzruszeniem ramion. W świecie pełnym drapieżników utrzymanie kontroli nad sobą było jej obsesją, jej namiętnością, jej miłością. Po tylu latach robiła to już właściwie automatycznie; niemniej nie wyzbyła się wszystkich uniesień i wzruszeń, balansując na krawędzi otchłani, która mogła ją kiedyś pochłonąć.
    Dlatego – chociaż bolał ją brzuch na samą myśl, że coś miałoby zakłócić dzisiejszy wieczór; chociaż drżały jej dłonie, ilekroć traciła na moment koncentrację; chociaż czyste podniecenie płynęło jej w żyłach – uśmiechała się łagodnie i z dużą dawką pewności siebie, prezentując światu twarz idealnej gospodyni pokazu, która nie martwi się niczym, bo wie, że wszystko się uda.
    Dobrze jej się współpracowało z Cornelią, którą zresztą poznała jakiś czas wcześniej dzięki swojej kuzynce. Była to owocna współpraca, przebiegająca bez zgrzytów i w przyjemnej atmosferze, a ich stosunki nie schodziły niżej poziomu koleżeństwa. Inna rzecz, że Ellie nie byłaby w stanie współpracować z kimś, kogo nie znosiła albo kimś, kogo poglądy szły w zupełnie przeciwną stronę, niż jej własne – uważała, że rynek jest wystarczająco duży, by każdy znalazł coś dla siebie i by praca nie stała się w końcu niczym więcej, jak tylko przykrym obowiązkiem.
    Do hotelu, w którym odbywał się pokaz, dojechała odpowiednio wcześnie, by nie groziło jej spóźnienie, ale na tyle późno, żeby nie miała czasu się stresować jakimiś banalnymi szczególikami. Jej włosy błyszczały, profesjonalnie ułożone przez Mię, prawą rękę i wizażystkę; makijaż w ciemnych kolorach, ciemnozielona sukienka z gorsetem i czarne, bardzo wysokie szpilki. Zauważywszy Nel, która właśnie wychodziła z windy, pomachała i ruszyła w jej stronę.
    – Bardzo ci dziękuję – uśmiechnęła się szeroko i obrzuciła kreację dziewczyny spojrzeniem pełnym uznania. – Ale muszę przyznać, że ty wyglądasz jeszcze lepiej – dodała całkowicie szczerze, bo… – Ta sukienka świetnie na tobie leży – podkreśliła.
    Ruszyły na ostatni obchód i ostatnie poprawki wszystkiego, co poprawek wymagało, po czym nie pozostało im nic więcej, niż tylko czekać.
    – Ja to chyba potrzebuję whiskey – mruknęła kątem ust do Cornelii i ożywiła się nagle. – Hej, Mia, darling, zrób, proszę, po jednej Szarlotce dla mnie i mojej uroczej przyjaciółki – powiedziała, gestem dłoni przywołując swoją wizażystkę, która tak właściwie była jej dziewczynką na posyłki. Mia skinęła głową i zniknęła, by po chwili wrócić ze szklankami wypełnionymi złotym płynem.
    Ellie posłała jej całusa i zwróciła się do Nel:
    – To cynamonowa whiskey z sokiem jabłkowym. Nasze zdrowie.
    Upiła łyk. Pokaz mógł się rozpocząć.

    partner in trouble

    OdpowiedzUsuń
  106. Ellie upiła kolejny łyk złocistego płynu ze swojej szklanki i uśmiechnęła się lekko kątem ust. Czuła się przyjemnie rozluźniona. Po części dlatego, że największy stres dopadał ją przed rozpoczęciem takiego wieczoru jak ten, a po rozpoczęciu oddychała z ulgą i zdawała się na łaskę i niełaskę Losu; po części była to zasługa (a może wina?) tabletek, które zażyła tuż przed wyjściem. Środki nasenne i pobudzające, toczące teraz w jej organizmie prawdziwą walkę, sprawiały jednocześnie, że była wyluzowana, bardzo pewna siebie i błyskotliwa. Jeśli dodać do tego fakt, iż nie był to jej pierwszy drink tego dnia, Ellie przedstawiała sobą obraz osoby, która nie potrafi odczuwać normalnych emocji, więc musi je tworzyć od zera, najlepiej przy pomocy substancji psychoaktywnych. Nie przeszkadzało jej to, dopóki było utrzymywane w tajemnicy; właściwie nie przeszkadzało jej nic, o ile nie naruszało jej wizerunku perfekcyjnie obojętnej, twardej kobiety. Ellie Chamberlain nie była bowiem płaczliwą siksą, która przejmuje się tym, jak jest postrzegana przez innych, aczkolwiek – nie była płaczliwą siksą i nie zniosłaby, gdyby ją postrzegano w ten sposób. Po prostu nie. Wydawała się lubować w niepochlebnych określeniach, które do niej przylgnęły, jak sarkastyczna, cyniczka, wredna, złośliwie się uśmiecha, a nawet w tym, co kiedyś powiedziała jakaś niewinna dziewczyna przed pokazem mody: Patrząc na nią odnosi się wrażenie, że wiecznie knuje pod nosem. Tamtego wieczoru szczerze się ubawiła, rozkoszując się faktem, że usłyszała na swój temat coś, czego ta dziewczyna nie odważyłaby się powiedzieć jej prosto w twarz. Wiedziała doskonale, że była postrachem numer jeden wśród pracujących z nią modelek, ceniła sobie bowiem rządy twardej ręki, przynajmniej do pewnego stopnia, a przy tym nie miała w zwyczaju litować się nad ludźmi, którzy nie spełniali jej wyśrubowanych oczekiwań. Utrzymywała pokerową twarz wyrzucając dziewczęta ze swojej pracowni, jak i przedstawiając nową kolekcję, aż po rozmowę z rodzicami, o ile szybką wymianę kilku słów na odczepne można było nazwać rozmową.
    Pokaz wprawił Ellie w stan bliski euforii, kiedy wszystko udało się nad wyraz dobrze, dziewczyny wypadły świetnie, a kreacje stworzone wraz z Cornelią cieszyły się olbrzymim zainteresowaniem. Uśmiechnęła się do siebie, po czym entuzjastycznie pożegnała wszystkich przybyłych gości i zniknęła za drzwiami, ciągnąc za sobą Nel. Pomieszczenie okazało się być niewielką klatką schodową, pustą i wąską, i wydawało się, że jedyna droga powrotna prowadzi przez te same drzwi, którymi tutaj weszły.
    – Wybacz, że cię wyciągnęłam, ale potrzebowałam oddechu. To wspaniale, jak tłum ludzi cię kocha, ale trochę gorzej, że nigdzie nie można przed nim uciec – westchnęła, uśmiechając się przepraszająco. – Zawsze po takich wystawnych imprezach potrzebuję chociaż chwili ciszy.
    Zza drzwi dobiegały odgłosy świadczące o tym, że przybyli goście powoli zaczynają zbierać się do wyjścia. Ellie wypiła ostatni łyk swojego drinka, oparła się plecami o chłodną ścianę, a zaraz potem zmarszczyła nos.
    – Czujesz to? – spytała, węsząc intensywnie w poszukiwaniu źródła tego dymnego zapachu.

    Ellie Ch.

    OdpowiedzUsuń
  107. [Dive bar on the East Side, where you at?]

    🎆🎇

    OdpowiedzUsuń
  108. Uważał, że to najgłupszy pomysł z możliwych, ale dostał takie ultimatum i nie miał wyjścia. Jeśli chciał stąd wyjść, musiał z nią pogadać, jego pieprzona terapeuta była uparta jak osioł, na dodatek jego rodzina chciała nagle ocieplać wizerunek i robić jakieś interesy z Watsonami, był przeciwko nim sam i nie miał żadnych szans. Nie sądził, aby kiedykolwiek jej wybaczył. Zniszczyła życie nie tylko jego, ale i jego matce, nawet jeśli ta teraz usilnie udawała, że rozwód to był błąd, a rodzina powinna zawsze trzymać się razem. Dziwne, że zbiegało się to akurat z kampanią wyborczą. Z jednej strony chciał stąd jak najszybciej wyjść i gotów był na wszelkie poświęcenia, bał się jednak, czy na pewno poradzi sobie po wyjściu z ośrodka i powrocie do tego samego środowiska, przez które skończył na dnie. Ludzie bywali okrutni, a jego przyjaciele na pewno nie zamierzali zrezygnować z używek na imprezach tylko po to, aby czasem nie stanowić dla niego jakiejś pokusy. Zawsze lubił ten rodzaj odskoczni, alkohol i narkotyki pozwalały mu zapomnieć, a przydały się jeszcze bardziej, kiedy musiał zagłuszyć nienawiść do ojca, który wcześniej stanowił dla niego wzór do naśladowania i był ważną osobą w jego życiu. Od dziecka unikał problemów, starał się żyć tak, aby nie być zmuszonym do walki z jakimikolwiek przeciwnościami losu, niestety odbiło się to na nim negatywnie i w sytuacji kryzysu, jedyną drogę ucieczki stanowiły prochy. Żałował, że zawalił studia, nawet jeśli nigdy ich tak naprawdę nie lubił i chodził tam tylko po to, aby dziadek i ojciec mogli z dumą się o nim wypowiadać. Nie do końca odpowiadał mu ten kierunek, ale przynajmniej miał cel, określoną jakąś ścieżkę kariery, nie to co teraz, żadnych perspektyw na przyszłość i bycie zdanym na łaskę rodziny, która okazała się być równie popieprzona, co te z wyniosłych willi wokół jego pozornie idealnego domu.
    - Nie udawajmy, ani ja, ani ty nie jesteśmy szczęśliwi, że tu jesteś – westchnął, nie odrywając wzroku z podłogi. Nie chciał na nią patrzeć, mimo upływu czasu nadal się nią brzydził. Nie twierdził, że sam był święty, ale nigdy nie zrobiłby jej takiego świństwa i nie zniżyłby się do takiego poziomu, aby przelecieć jej matkę – Jeśli chcesz, możesz powiedzieć rodzicom, że się pogodziliśmy i mogą czerpać korzyści z kampanii mojego dziadka. Potwierdzę im to. Tylko na tym każdemu zależy, na forsie, tobie zresztą zwłaszcza – prychnął, kiedy zostali już sami. Nie zamierzał wstawać z krzesła, odwrócił się w przeciwny kierunku, obserwując przez przeszkloną ścianę ogród. Jeśli ktoś sądził, że to spotkanie jakkolwiek mu pomoże, powinien natychmiast się zwolnić, czuł się jeszcze gorzej, niż wcześniej i utwierdził się jedynie w przekonaniu, że w sumie to jest mu tutaj całkiem dobrze.

    biedny

    OdpowiedzUsuń
  109. Był wściekły na jej i swoich rodziców, nie powinni wymuszać na nich takich sytuacji, ale doskonale wiedzieli, jak zależało im na ich pieniądzach i że koniec końców będą musieli przystać na ich warunki. Nie podobało mu się, że tu jest, nijak nie czuł się dzięki temu lepiej, wręcz przeciwnie, przypominała mu wszystko to, co najgorsze. Stanowiła symbol wszystkiego, co mu zabrała, nie wykazując przy tym żadnej skruchy czy wyrzutów sumienia. Jej dzisiejsza postawa również wyraźnie pokazywała, że nic się nie zmieniło. Ot, jak zwykle wredna, zimna i pozbawiona skrupułów suka.
    - To ty jesteś w tym momencie bardziej pod kreską, ja właściwie nie potrzebuję ich pieniędzy, mam też wyjebane na ich nazwisko, równie dobrze mogę zostać jakimś woźnym w szkole – wzruszył bezradnie ramionami, obracając w dłoni długopis. Nie odwracał się w jej kierunku, nie zamierzał zbyt długo przebywać wraz z nią w tym pomieszczeniu, wybrała sama. Jeszcze nie tak dawno oddałby wszystko, aby spędzić z nią trochę czasu sam na sam, seks z jego ojcem przekreślił wszystko, stała się w jego oczach zwykłą dziwką, która nie zasługuje na szacunek.
    - Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo decydować o tym, co jest dla mnie dobre, a co nie. Tłumaczyłem też tamtej kretynce, że nie jestem księdzem, aby komukolwiek wybaczać, ale skoro się uparła, nie miałem wyjścia. Obębnię te kilka minut z tobą, żeby później każdy dał mi w końcu święty spokój – westchnął, leniwie się przy tym przeciągając. To nie było miejsce dla niej, nie pasowała tu, nawet jeśli był to prywatny ośrodek, gdzie dzienny pobyt kosztował więcej, niż w pięciogwiazdkowym hotelu. Wiedział, że przebywanie tutaj było dla niej katorgą i nawet jeśli jej nienawidził, nie zamierzał skazywać jej na dłuższe obcowanie z jego osobą.
    - Wystarczy mi to, że od jakiegoś czasu w ogóle nie możesz na siebie patrzeć w lustrze. Znam cię i wiem, jak czujesz się teraz sama ze sobą, nie potrzebuję niczego więcej. Nie zamierzam mówić ci czegoś, co jest dla ciebie osobiste i tego, co sama o sobie sądzisz – uciął krótko, kiedy do niego podeszła i przez moment nawiązali kontakt wzrokowy. Nie był tchórzem, nie zamierzał uciekać, nawet jeśli nie zasługiwała na to, aby w ogóle spojrzeć jej w oczy. Dawny Will pewnie od razu by wybuchnął, zwyzywał ją i za wszelką cenę pokazał, gdzie jej miejsce. Dawnego Willa jednak już nie było, a jedyne, co był w stanie odczuwać od kilku miesięcy, to pieprzona obojętność. Nie gniew, nie nienawiść, ani tym bardziej miłość, jedynie zwykła obojętność, która była chyba jeszcze gorsza, niż samotność, jaka podświadomie niemalże codziennie rozdzierała go od środka.

    smuteczek

    OdpowiedzUsuń
  110. Zawsze myślała tylko o sobie i nijak się pod tym względem nie zmieniła. Sam zresztą jeszcze całkiem niedawno był do niej podobny, korzystał z życia i przywilejów, jakie daje mu nazwisko, nie patrząc przy tym na żadne konsekwencje swoich czynów. Zranił wiele osób, nigdy jednak nie przespałby się z matką swojej dziewczyny, brzydziłby się tym, Nel jednak miała inne standardy i ciężko było mu na nią patrzeć bez wyraźnego obrzydzenia.
    - Do czasu, aż przez jakiś skandal nie stracisz wszystkich obserwatorów i nie staniesz się nagle nikim – prychnął, bo choć się z tym pewnie nie liczyła, bardzo łatwo można było upaść z samej góry, na odległe dno. Wystarczyła afera podobna do tej z jego ojcem i już wiele marek nigdy nie podpisałoby z nią dalszej współpracy. W dobie poprawności, jaka panowała obecnie na świecie, każdy musiał być nieskazitelny, stanowić wzór do naśladowania do nastolatków, co generowało zyski dla wielkich koncernów, kiedy ci, podążali za swoimi idolami i kupowali masowo polecane przez nich ubrania czy produkty.
    - To, jak się czujesz, to tylko i wyłącznie twoja sprawa. Nie mam na to wpływu, nie wnikam, co dzieje się w twoim życiu – dodał, bez wyrazu wpatrując się ponownie w trzymany w dłoni długopis. Nie mógł uwierzyć w to, że w liceum łączy ich bliskie relacje, naprawdę ją wtedy kochał, a teraz, kiedy stała obok, była mu kompletnie obojętna i równie dobrze mogła nigdy nie istnieć. Jego terapeutka uparła się na to spotkanie, ale on nie musiał jej przebaczać, przekonał się, że obecnie jest dla niego niczym obca osoba i nijak nie stanie się powodem, dla którego mógłby kiedykolwiek wrócić do nałogu.
    - Ty za to niezmiennie od lat pozostajesz równie doskonała. A przynajmniej doskonale grasz, że jesteś idealna – mruknął, kręcąc przy tym z zażenowania głową. Nie zamierzał jej atakować, obwiniać czy wyrzucać swoich żali, ten etap miał już za sobą, przepracował to sobie jeszcze na studiach, kiedy alkohol i narkotyki pozwalały mu o niej zapomnieć – Od dziecka niszczysz wszystko, czego tylko się dotkniesz, koniec końców to dobrze, że nie mamy obecnie ze sobą nic wspólnego – dodał, utrzymując z nią ponownie kontakt wzrokowy. Nie chciał jej zranić, przedstawiał tylko fakty, będąc przy tym całkowicie spokojny i wyważony. Nie krzyczał, nie gestykulował rękoma, po prostu patrzył jej w oczy, wsłuchując się w swój spokojny oddech. Nie sądził, aby mieli o czymkolwiek jeszcze rozmawiać, kochał jednak swoją rodzinę i miał wobec nich dług wdzięczności. Nie zostawili go w trudnym czasie, odwiedzali go tak często, jak tylko mogli, musiał więc zrobić wszystko, aby nie zaprzepaścić kariery swojego dziadka swoim głupim zachowaniem.
    - Napisz mi na kartce przemówienie i nagram je na Instagramie, czy innym gównie. Zrób co chcesz, ja się do tego dostosuję, jest mi to kompletnie obojętne, byleby nasze drogi jak najszybciej się dzisiaj rozeszły – dodał, wzruszając przy tym bezradnie ramionami i podając jej trzymany w dłoni długopis i kartkę, która leżała na stoliku obok.

    to już nie wróci, a szkoda

    OdpowiedzUsuń
  111. Ciężko było mu uwierzyć, że dziewczyna unika skandali, zazwyczaj lądowała na pierwszych stronach gazet, gorsząc przy tym społeczeństwo. Zdążył poznać ją od najgorszej strony, wiedział, że nie ma żadnych skrupułów, wątpił, aby już zawsze była ‘porządną dziewczyną’, której nigdy nie podwinie się noga. Wystarczył jeden skandal podobny do tego z udziałem jego ojca, a już straciłaby tysiące, o ile nie setki tysięcy obserwujących, a co za tym idzie, marki, które chciałby z nią współpracować. Świat w którym się obracali był okrutny, jeden zły krok i można stracić wszystko, jedyne, co im zostało, to bogaci rodzice i chcąc nie chcąc musieli się zawsze tego trzymać i nie działać na przekór nim.
    - To dziwne, jak dotąd, niczym innym się nie zajmowałaś – mruknął, coraz bardziej poirytowany jej obecnością. Nie chciał jej oglądać, a tym bardziej z nią rozmawiać, ten pomysł był bez sensu, a ich postawa i wzajemna niechęć były tego doskonałym przykładem – Nie wiem, pewnie wkrótce. Moja rodzina urządza jakieś duże przyjęcie z okazji mojego powrotu, nie zdziwiłbym się, gdyby na moje nieszczęście też zostałaś na nie zaproszona – westchnął, nie zamierzając umawiać się z nią na kawę. Nie chciał się z nią publicznie pokazywać, wystarczająco go upokorzyła. Zgodził się na rozmowę z nią, aby terapeutka dała mu spokój i uznała, że jest gotów do wyjścia. Bał się tego, co czeka go na zewnątrz i jak to wszystko będzie teraz wyglądać, ale wiedział, że nie może w nieskończoność odwlekać swojego powrotu, zwłaszcza, że zaczynał już tutaj świrować. Brakowało mu towarzystwa bliskich znajomych, tęsknił za imprezami, nawet jeśli teraz miały oznaczać dla niego zabawę bez alkoholu. Zbliżała się kampania jego dziadka, jego rodzina, a zwłaszcza on, czarna owca rodu, musiał trzymać się na baczności i uważać, aby nie zadziałać w żaden sposób na jego szkodę.
    - Jak zwykle to ty masz być w centrum uwagi, dlaczego mnie to nie dziwi – prychnął, odrywając wzrok od krajobrazu za oknem i pochodząc do niej bliżej – Rób co chcesz, jesteś mi kompletnie obojętna, totalnie jak obca osoba, ale skoro moja rodzina z jakiegoś powodu chce, żeby zażegnać tamten skandal, dla ich dobra musze się poświęcić – dodał, sięgając do kieszeni po telefon i wyciągając z nim rękę w jej kierunku – Nie wiedzą, że go mam i że mam dostęp do Internetu, musisz więc zrobić to na tyle dyskretnie, aby dotarło jedynie do tych, których powinno – westchnął ciężko, czując, że podpisuje właśnie pakt z diabłem, co nigdy nie miało prawa skończyć się dobrze.

    will

    OdpowiedzUsuń
  112. Nawet, jeśli się zmieniła, niewiele go to teraz obchodziło. Dla zabawy przespała się z jego ojcem, rozwalając jego rodzinę, takich rzeczy nie był w stanie wybaczyć nikomu, nawet jej. Właściwie to zwłaszcza jej, była przecież jego dziewczyną, kobietą na której naprawdę mu zależało i dla której kompletnie stracił w liceum głowę. Tworzyli naprawdę świetny duet, obydwoje z dobrych rodzin, dużą pozycją w szkolę, budzący podziw wśród rówieśników. Na obrazku wyglądali niczym najbardziej popularna w szkole para wyjęta z amerykańskiego serialu o nastolatkach, szkoda, że od środka byli zbyt zgnili i toksyczni, aby dotrwać razem choć do końca liceum.
    - To zawsze była twoja domena, dalej zresztą zarabiasz swoim ciałem i nazwiskiem, więc szczerz się do aparatu swojego Iphone i wmawiaj ludziom, jak idealna jesteś – mruknął, przewracając przy tym nieco teatralnie oczami. Na Instagramie każdy z nich był cudowny, stanowił wzór do naśladowania i budził podziw wśród nastolatków, szkoda tylko, że realne życie wyglądało często zupełnie inaczej. Znał ją na tyle, aby wiedzieć, że nawet jeśli z pozoru była perfekcyjna, skandale, których ofiarą padała, odcisnęły piętno na jej psychice. Nie zdziwiłby się, gdyby od środka była rozpierdolona nawet bardziej, niż on sam.
    - Akurat z dyskrecją i taktem to u ciebie nigdy nie było dobrze, ale niech będzie, skoro twierdzisz, że tylko znajomi i rodzina to widzą, dla mnie lepiej – odebrał od niej swój telefon, wsuwając go od razu do kieszeni. Nie udzielał się już w mediach społecznościowych, sam także starał się ich nie przeglądać, nie obchodziło go, co działo się w mieście, ani co robią aktualnie jego znajomi, była mu tutaj w pewnym sensie dobrze i zaczynał się zastanawiać, czy aby na pewno chciałby wyjść i znów pakować się w tą paszczę lwa. Jego towarzystwo było zgniłe i zepsute, wątpił, aby ktokolwiek z nich wyszedł na ludzi i nie ściągnął go koniec końców na jeszcze gorszą niż teraz drogę.
    - Lepiej? Naprawdę uważasz, że w moim życiu jest lepiej? Tak, masz rację, czuję się zajebiście, kocham swoje życie i nie zamieniłbym go na żadne inne – prychnął, choć wcześniej starał się być wyjątkowy spokojny i udawać, że wszystko po nim spływa. Nie potrafił grać, że wszystko jest w porządku, nie było, nienawidził swojego życia, miał dość tego miejsca, jeszcze bardziej bał się wrócić do starego, nijak nie wiedział, co przyniesie przyszłość i każdego ranka budził się z myślą, czy aby na pewno nie byłoby lepiej, gdyby tamtego dnia zaćpał czy zachlał się na śmierć.

    tak mi smutno, tak mi źle

    OdpowiedzUsuń
  113. Nawet, gdyby bardzo tego chciał, nie był w stanie być dla miły i zachowywać się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Zrobiła coś, co było kompletnie ciosem poniżej pasa i nawet jeśli jego ojciec też był winien, bo nikt nie kazał mu jej ulec, nie był w stanie patrzeć na nią bez obrzydzenia i cieniu zawodu wymalowanego na twarzy.
    - Czuj się tak, jak tylko zechcesz, to już nie moja sprawa – wzruszył bezradnie ramionami, wsuwając dłonie do kieszeni dresowych spodni i opierając się o drzwi – Nie było cię w moim życiu, kiedy chodziłem naćpany i pijany, więc nie możesz oceniać, czy jest teraz lepiej, czy nie – dodał, bo choć nie chciał mieć z nią kontaktu, podświadomie liczył, że może jednak go odnajdzie i postawi go do pionu. Sam nie wiedział, czy bardziej bolał fakt, że przespała się z jego ojcem czy to, że długo po tym nie usłyszał od niej żadnego słowa przepraszam. Zrobiła to z premedytacją, zupełnie tak, jakby na zawsze chciała zerwać ich kontakt i nie miała odwagi, aby uczynić to w inny, bardziej bezpieczny dla każdej ze storn sposób. Wystarczyło powiedzieć, że nic do niego nie czuje i że ma jej dać spokój, nie był psychopatą, nie łaziłaby za nią nie błagał, aby do niego wróciła.
    - Tak, nie chcę cię w swoim życiu i nie chcę cię dłużej oglądać, masz rację. Wszystko, czego się tylko dotkniesz, prędzej czy później się pierdoli, nie chciałbym znów stracić przez ciebie tego, co zdążyłem tutaj sobie wypracować – przyznał szczerze, mając o niej na moment obecny dokładnie takie zdanie. Krzywdzenie innych sprawiało jej ewidentną radość, była cholernie toksyczna i popieprzona, a on żałował, że wcześniej tego nie dostrzegł. Nigdy nie zakochałby się w kimś, kto jest zdolny do takich rzeczy, nie wiedział, co nim wtedy kierowało i dlaczego aż tak go zaślepiła, choć właściwie potrafiła świetnie grać i szybko jednała sobie ludzi. W czasach liceum każdy chłopak chciał się z nią przespać, a on miał ją wtedy przez pewien okres na wyłączność, był dumny, że może się szczycić związkiem z kimś takim, jak Cornelia Watson, nawet jeśli o niego także biło się większość dziewczyn w szkole.
    - Przekażę mojej terapeutce, że sytuacje z tobą mam wyjaśnioną. Niech mi ordynator podpisze przez to wypis i stąd spierdalam. Na szczęście Nowy Jork jest na tyle duży, że nie będziemy na siebie wpadać – odetchnął, choć nie do końca był pewien, czy ich drogi jeszcze się jednak nie skrzyżują. Ich rodzinom zależało na tym, aby się pogodzili i naprawili tym samym nadszarpnięty tamtą aferą z Nel i jego ojcem wizerunek.

    szczery do bólu, jak zwykle

    OdpowiedzUsuń
  114. Nie czuł się gotowy, ale jego rodzina uparcie chciała pokazać, że wszystko u nich w jak najlepszym porządku przez co nie miał wyboru i musiał się zgodzić wziąć udział w tej szopce. Zbliżał się czas kampanii dziadka, najgorętszy okres w jego rodzinie, a on sam od dziecka był przygotowany na to, jak ma się w tym okresie zachowywać i co robić, aby nie zaszkodzić senatorowi w pełnieniu tej ważnej funkcji przez kolejną kadencję. Tak jak przypuszczał, powrót do rzeczywistości po pobycie w ośrodku wcale nie był łatwy, ciężko było mu się odnaleźć w dawnym towarzystwie, zwłaszcza, że jego ekipę w większości stanowili toksyczne i rozpieszczone do granic możliwości dzieciaki elity Nowego Jorku. Dla jego kumpli nadal liczyła się głównie zabawa i dobry seks, a on obiecał sobie, że przynajmniej na razie będzie się pilnował i stronił od alkoholu. Nie postrzegał siebie w kategorii alkoholika czy narkomana, nie zamierzał być abstynentem do końca życia, niczym członkowie grupy AA. Chciał się po prostu dobrze bawić, tym razem jednak z umiarem i bez przegięć, jakie zdarzały mu się w czasie studiów.
    - Bawiłbym się lepiej, gdyby ciebie nie było w pobliżu – westchnął, zachowując przy tym pozory sztucznego uśmiechu na twarzy. Od dziecka uczono go tej gry, a w takich chwilach jak te, szczególnie to doceniał. Jego rodzinka musiała być dziś idealna, a on nie zamierzał schrzanić dziadkowi wieczoru, nawet jeśli obecność całej rodziny Watsonów działała na niego niczym płachta na byka – Nie wiem, co wyobrażasz sobie na mój temat przez ten durny odwyk, ale nie jestem ćpunem w stylu Amy Winehouse czy Britney Spears – prychnął, nawiązując do tego w jaki kiepskim stanie wspomniane osoby znalazły się na skutek nadużywania różnego rodzaju środków odurzających. Miewał momenty, kiedy codziennie chodził naćpany i pijany, nigdy jednak nie doprowadził do sytuacji w której mógłby zostać przez to publicznie upokorzony. Lubił dobrze się zabawić, a używki sprawiały, że nie myślał, nigdy jednak nie przesadził z tym na tyle, aby upaść na samo dno. Balansował na granicy życia i śmierci, ale jego przystojna buźka nadal pozostawała równie ładna, co wcześniej, podobnie zresztą było z sylwetką, którą rzeźbił także podczas pobytu w ośrodku.
    - Mówiłaś, że nie potrzebujesz pieniędzy rodziców i świetnie radzisz sobie z własną marką, co więc robisz na imprezie powitalnej gościa, którego nienawidzisz? – uniósł pytająco brew, domyślając się, że nijak nie przyszła tutaj z własnej woli. W czasach szkolnych łączyło ich uczucie, być może nawet silne i prawdziwe, ale szybko jej się znudził, skoro postanowiła w taki a nie inny sposób zabawić się z jego ojcem. Najwyraźniej od miłości do nienawiści tylko jeden krok, a po tym, co zrobiła, nie było już dla nich odwrotu, a tym bardziej jakiejkolwiek wspólnej przyszłości.

    miejmy to już za sobą

    OdpowiedzUsuń