Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!
You can't hide from me.
xoxo
♥
BASTIAN SALZER
01.06.1987 w Nowym Jorku ♥syn nieodpowiedzialnych nastolatków, którzy uciekli następnego dnia po jego narodzinach ♥ starszy o czternaście lat brat jedynej siostry imieniem Winter ♥ wdowiec od października 2010 roku ♥ były mąż od marca 2023 roku ♥ DZIELI STUMETROWY APARTAMENT Z DZIADKAMI ♥SPADKOBIERCA firmy florystycznejH&Z ♥POWIĄZANIA
Hej, hej, czas rozpocząć przygodę z nowym, przepięknym blogiem (: Wszystkie goździki zarezerwowane dla Plotkary :* Twarzyczki na zdjęciach (tak, zmieniają się) użyczył Volodymyr Pielikh, kontakt do mnie: jedenastkanakoszulce@gmail.com. Życzę wszystkim dobrej zabawy.
[ Ja nie wiem, co z nami autorami jest nie tak, że uwielbiamy tworzyć skrzywdzonych przez los. Bastian (piękne imię!) jest tak skrzywdzony przez los i nieodpowiednie osoby w swoim życiu, że aż chcemy go przytulić i zapewnić, że jeszcze kiedyś trafi na dobrą osobę i będzie szczęśliwy ❤️ Cześć, baw się u nas jak najlepiej, a jak coś to śmiało zapraszam do Octavii ❤️] Octavia
[Dzień dobry!❤ Pewnie już Ci to wiele razy mówiłam, ale uwielbiam Twoje postacie. I cieszę się, że w końcu zawitałaś także i tutaj. Szkoda mi Bastiana I bardzo chętnie bym go przytuliła, ale coś mi mówi, że znajdzie się do tego sporo chętnych. :D Zazdroszczę mu tego, że umie w kwiaty, ja co najwyżej potrafię je podziwiać i moja wiedza na tym się kończy. 😆 Wybornej zabawy wam życzę!❤]
[Już mailowo chwaliłam imię, wykorzystanie symboliki i kwiatów w konstrukcji KP, ale jak zobaczyłam te oczy (i kostkę pod koszulą!) to ogólnie chyba tętno mi skoczyło xD Trzymam mocno kciuki, aby Bastian (cudne imię!) jednak w końcu odnalazł trochę radości i miłości (aby też z niej nie rezygnował!) ! On wyczerpał limit na nieszczęścia do końca świata! Dobrej zabawy, czekamy na konkurencyjne zatargi ;) ]
Emily Robbins żyła samotnie i do wszystkiego dochodziła sama. Jeszcze kilka lat temu można by było powiedzieć, że nie ma nic, a jednak zaciskając żeby wyszła z totalnej nędzy, wytrwała pod butem patologicznych opiekunów z rodziny zastępczej i dzisiaj była wolna. Pracowita, ambitna, uparta, a przy tym zawsze uprzejma i pomocna nie miała wrogów i nie grała nieczysto, by osiągnąć swoje cele i zapracować na sukces. Była sobą w każdej sekundzie i była z tego dumna. Była silna i choć pusta duma nie zaćmiła jej rozsądku, to bardzo wyraźnie widziała, jak długą drogę przebyła i jak czasami musiała brnąć z trudem przez przeszkody, jakie okrutny los rzucał jej pod nogi. Nigdy się jednak nie poddała, nigdy nie dała za wygraną i choć bała się wielu rzeczy, czuła niepewnie na wielu polach i obszarach, nauczyła się, jak nie zdradzać emocji. Emily Robbins żyła samotnie i świadomie nie dopuszczała do siebie nikogo zbyt blisko, bo wiedziała, co znaczy rozczarowanie, odrzucenie i tęsknota. Była sierotą, zaadoptowaną przez rodzinę, która liczyła na zyski z systemu za przygarnięcie dziecka - ona się nie liczyła. Była jeszcze dziewczynką, niezwykle młodą, gdy przez to w kim się zakochała, musiała na niemal dwadzieścia lat opuścić Nowy Jork. Była kobietą, która chyba nie umiała się zakochać, bo nie potrafiła się otworzyć. Była samotniczką z wyboru, ale pokorną i potrafiącą w współpracy przyjąć pomoc. Nowy Jork, a szczególnie manhattańskie towarzystwo było okrutne i nie tolerowało błędów. Blondynka wiedziała, że trudno będzie przebić się przez konkurencje i zostać dostrzeżona na rynku, liczyła się z tym wracając z LA, ale jakimś cudem w kilka miesięcy zyskała paru znaczących klientów i ku jej wielkiej radości, nowi przybywali nie tylko zachęceni reklamami, które wykupiła w sieci, ale też z polecenia innych klientów! Bloomme rozkwitało i to do tego stopnia, że oprócz magazynu wykupionego za grosze na Brooklynie, musiała wynająć reprezentatywne małe biuro u operatora przestrzeni coworkingowej, aby jej księgowa i ona miały gdzie trzymać i zajmować się dokumentami (ciężko to szło przy stołach z sadzonkami), no i żeby ich prawnik też miał swoje biurko. Nie była to wielka przestrzeń, bo tylko jedno pomieszczenia na sześć stanowiżk pracy, a sama Emily wpadała tam bardzo rzadko, jako że obsługiwała z parunastoma ludźmi klientów samodzielnie, nie stroniąc od brudnej pracy (dosłownie, większość czasu miała ziemie pod paznokciami), ale to właśnie było to, co sprawiało jej satysfakcję. Lubiła tą prace, całe to projektowanie, wdrażanie pomysłów i efekt końcowy realizacji, te procesy twórcze - burze mózgów i głosowania, porównywanie opcji, a potem działanie, czuła że praca z ludźmi i ciągły bieg to jej żywioł. Tam odżywała - wśród kwiatów i w pracy, bo ludziom ani nie ufała, ani nie wierzyła, choć zwykle była wobec każdego cierpliwa, miła i serdeczna. Piątek, dwudziesty czwarty marca należał do tych ostatnich dni kwartału, gdzie musiała zlecić większość pracy, jak transport donic dla dużego klienta reszcie załogi i zjawić się w biurze. Rano i tak zahaczyła o magazyn, więc zjawiła się na Manhattanie w wysłużonych jeansowych luźnych ogrodniczkach dobranych do basicowej czarnej bluzki i narzuconej na to ciepłej parce i całkiem mocno odstawała w tym stroju od kobiet w biurze, które raczej wybierały koszule, albo formalne sukienki. Ich stópki obute w błyszczące szpilki stawiały drobne kroki, podczas gdy sama drobna Emily (zdecydowanie nie mająca tylu zacnych cech do podziwiania co była żona Bastiana, bo jej miseczka stanika ledwie dosięgała C), wbiegła na piętro biur serwisowanych w trampkach, spiesząc się na rozliczanie finansowe z księgową.
Była spóźniona i wiedziała, że też doradca finansowy ma przyjechać, aby podsumować ich poczynania, więc dość mocno się zdziwiła, gdy w progu do ich pokoju zastała plecy kraciastego garnituru uwieńczonego brązowymi włosami. Jej doradca finansowy był jasnym blondynem, który od czasu do czasu próbował wyciągnąć ją na kawę albo drinka i nie kojarzyła, aby farbował włosy, a już na pewno nie zmieniła go na innego pracownika, więc zatrzymała się za wysokim mężczyzną, przyglądając mu się uważnie i słuchając gniewnego żądania. Emily była kobietą, która musiała wiele znieść i wiele przejść, aby zyskać szacunek i poważanie, więc szanowała innych ludzi, niezależnie od zajmowanego stanowiska i gdy mogła oddawała im swój czas i uwagę. A już szczególnie mocno brała do siebie, gdy ktoś rzucał pomówienia, albo z jej winy źle traktował jej pracowników, więc nachmurzyła się, słysząc oskarżenie i aż ścisnęła w dłoniach puszkę coli, którą dopiła na ostatnich stopniach wchodząc do biura. Aluminium zatrzeszczało pod jej palcami, zdradzając obecność Emily a ona uniosła dłoń i palcami puknęła w wystające łopatki niezapowiedzianego gościa. - Nie przypominam sobie, abyśmy byli na dzisiaj umówieni, panie Salzer - odezwała się uprzejmie, ale z wyraźnym dystansem i przecisnęła pod jego ramieniem, czmychając bokiem do biura aby tylko zejść z korytarza. Odrobinę się o niego musiała otrzeć, gdy tak bez pytania i bez uprzedzenia się wepchnęła do środka, ale w końcu szła do siebie. Puszkę wrzuciła do kosza, parkę zdjęła z ramion i przewiesiła przez oparcie krzesła, bo wieszaka jeszcze się nie dorobiła i obróciła w kierunku mężczyzny w garniturze, swoje dłonie ubrudzone ziemią wciskając w tylne kieszenie ogrodniczek. Jego nazwisko brzmiało znajomo, a po kontekście wypowiedzi skojarzyła, że stanowi on jej największą konkurencję w całym stanie. Nie rozumiała tylko złości, ani tym bardziej nie rozumiała jego obecności tutaj, bo jak do tej pory mijali się i chyba nawet nigdy nie mieli okazji spotkać osobiście... Tym bardziej teraz przyglądała mu sie, jasnymi zielonymi tęczówkami z uwagą rejestrując że był o wiele młodszy, niż się spodziewała. - Czy możemy zacząć za kwadrans? - rzuciła do księgowej, zerkając na nią przez ramię, by dać do zrozumienia, że potrzebuje chwili na wyjaśnienie ewidentnego nieporozumienia. Nic innego nie wchodziło w gre, jak nieporozumienie, bo ona nie kradła klientów! - Zamknij drzwi, proszę - zwróciła się już do pana w garniturze, gdy księgowa wyszła, wspominając coś o kawie i została sama z gościem. - To dość niegrzeczne, wpadać bez zapowiedzi i się drzeć na ludzi. A już zdecydowanie nieładnie jest rzucać oskarżeniami wyssanymi z palca! - dodała, nieco głośniej, odrobinę dając upust złości z tego, co usłyszała. Odrobinę, bo na wybuch z jej strony nie było szans to nie było w jej stylu, Emily załatwiała wszystko spokojnie, nawet konflikty. Nie przedstawiła mu się, ale najwidoczniej nie było to konieczne. Szukał jej i znalazł. Tak samo jak ona z kontekstu już wiedziała, z kim na do czynienia, zapewne brunet też doszedł do tego, kim jest blondynka. Cofnęła się dwa kroki i przysiadła na biurku, splatając przed sobą ręce na piersi. Zwilżyła usta koniuszkiem języka, odetchneła głęboko, a potem zacisnęła lekko wargi, czekając na więcej szczegółów z tych niedorzecznych pretensji.
Spotted: Czy jest w Nowym Jorku ktoś słodszy od B?! Ten facet mnie tak rozczula, naprawdę... Nie dość, że nie ma za wiele szczęścia w życiu, to mimo tego wszystkiego dalej jest tym samym uroczym i dobrym człowiekiem, do którego wszystkie zawsze wzdychałyśmy, gdy przechodził obok nas u Bergdorfa. Ja tam bym się nim zaopiekowała. B, oglądałeś kiedyś American Beauty? Tam jest taka fajna scena z piękną blondynką, która zalega na płatkach czerwonych róż... Myślę, że by Ci się spodobała. Jeśli będziesz cierpiał na samotność, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Zawsze myślałam, że odnajdę się w roli aktorki! Witam na blogu!
W Nowym Jorku często wiele się działo. A już zwłaszcza jeśli pochodziło się z bogatych rodzin, które zawsze były wystawiane niczym rasowe pieski na pokazie. Cornelia w ostatnim czasie mogła się o sobie naczytać bardzo wiele. Dlatego cieszyła się, że na jakiś czas zeszła z oczu plotkary i pozostałych, a jej wybryk w limuzynie z przyjacielem został przyćmiony innymi wybrykami. Dobrze wiedziała, że nie zostanie jej to zbyt szybko wybaczone, czy to przez publiczność czy samą przyjaciółkę, ale to obecnie nie miało znaczenia. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem – już po raz trzeci – miesza się między pary. To po prostu tak wychodziło, a może pisane jej było bycie tą drugą? Tą, którą każdy interesuje się na chwilę, aby po pewnym czasie porzucić i zająć się kimś ciekawszym? Wykorzystać do swoich celów, pobawić się, a potem i tak wrócić do tej jedynej. Nie była zazdrosna czy zawiedziona, bo sama podejmowała decyzję i umiała przewidzieć konsekwencje. Po prostu się nimi nie przejmowała. Tak samo, jak nie przejmowała się tym, co będą mówić, gdy zjawi się tego dnia pod sądem. Miała całkiem zabawny plan w głowie, który z pewnością sprawi, że ludzie wezmą ją na języki. I być może zostanie to odebrane w miarę pozytywnie, ale czy faktycznie tak będzie? Ciężko było przewidzieć i nie dowie się, gdy tego nie zrobi. Cały ranek spędziła na szykowaniu się. Wybrała obcisłą, czerwoną sukienkę, która podkreślała jej tyłek oraz wysokie szpilki od Louboutina. Uwielbiała je, a krwista czerwień podeszwy wręcz wołała o uwagę. Były nowiutkie, niechodzone. Chodziła w nich po mieszkaniu, aby je nieco rozchodzić. Nie chciała żadnych otarć, które przez najbliższe dni byłyby irytujące. Wiedziała, że swoim pojawieniem się pewnie wkurzy Angelinę. Prawdę mówiąc to ją lubiła, a przynajmniej do czasu. Co prawda mogły sobie zbić piątkę, obie w końcu kogoś zdradziły, choć i tak Cornelia upierałaby się, że jej sytuacja była inna. Bo była. Zupełnie inna. Dobrze spędziła czas na planie do teledysków, lubiła w nich występować, a Angelina najwyraźniej lubiła ją, skoro nie pojawiła się w jednym, a w kilku. Polubiła też jej męża, choć jego akurat znała już wcześniej i nie poznali się na planie. Był tym starszym bratem koleżanki z klasy, za którym się wszystkie oglądały. Tym wysportowanym, który przyciągał uwagę. Nie zdradziła się nigdy ze swoimi małymi uczuciami, które zgniatała za każdym razem bez litości. To nie był czas ani miejsce. On był żonaty, a ona nie była pełnoletnia, choć to nikogo by nie zaskoczyło. Ale przeszłość była obecnie bez znaczenia. Na sukienkę narzuciła czarną ramoneskę. W końcu pogoda zaczynała się poprawiać. Włosy zostawiła rozpuszczone i zrobiła hollywoodzkie fale. Makijaż był jak zawsze wyrazisty, ale nie wyzywający. Podkreślał jej urodę, przyciągał wzrok. Był taki, jaki być powinien. Wybrała też mocne perfumy, czarną torebkę od Chanel i była gotowa do wyjścia. W drodze do sądu Frank próbował jej wybić ten pomysł z głowy. Frank – kierowca Cornelii – był niczym jej osobisty pamiętnik. Wiedział o niej więcej niż powinien, a ona mu z jakiegoś powodu ufała. I cholernie go lubiła, co było rzadkością. Pracował dla niej, a raczej dla jej ojca od niedawna. Niespełna dwa, może trzy lata. Poprzedniego kierowcę wkurzała do tego stopnia, że zrezygnował, a Frank… Frank był inny. Nie pouczał jej, puszczał jej ulubione piosenki, gdy tego chciała i jedynie czasami za bardzo jej ojcował. Poza tym był przystojny i co najważniejsze, ale trzymał język za zębami. Nie mówił nic, gdy dostrzegł wysypany biały proszek na podłodze, gdy znajdował jej kolorowe tabletki. Mruczał coś pod nosem, sprzątał i nigdy więcej nie poruszał tego tematu. Tak jak przewidziała przed sądem była cała masa reporterów. Każdy chciał mieć jak najlepsze zdjęcie, dostać, jak najwięcej informacji o rozwodzie. Frank zaparkował niedaleko i uparł się, aby iść razem z nią. Co okazało się dobrym pomysłem, bo gdy tylko zaczęła iść niektórzy od razu ją rozpoznali.
Cornelia objęta przez Franka szła do przodu, aż dotarła do schodów. To tam dopiero ją puścił i pilnował, aby nikt za bardzo jej nie dręczył. Zupełnie nie przeszkadzały jej flesze. Nie byłą tu dla siebie. No dobrze, była tu dla siebie, ale nie o to teraz przecież chodziło. Blondynka uśmiechnęła się, gdy w końcu zobaczyła Bastiana. Szybko wyłapała również jego byłą żonę. Niemal zbierało się jej na wymioty, kiedy zobaczyła u jej boku starego faceta. Przez moment zastanawiała się czy w ogóle mu staje i ile tak naprawdę niebieskich tabletek musi połknąć, aby cokolwiek zadziałało, bo wątpiła, że widok nagiej, seksownej kobiety był w stanie załatwić sprawę. Jednak to nie oni ją teraz interesowali. — Hej, jestem dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać, Bastian — odpowiedziała ze słodkim uśmiechem. Jego plany na później jej nie interesowały, ale coś czuła, że może wiedzieć, gdzie mężczyzna może chcieć się udać. Mogła mu zaoferować coś znacznie lepszego niż szybki numerek z panną, która tylko czeka na wypisanie czeku. Również zmniejszyła między nimi dystans, a gdy tylko to zrobiła ujęła jego twarz w swoje dłonie, a usta złączyła w namiętnym, gorącym pocałunku. Od razu niemal cała uwaga została skupiona na nich. Wykrzykiwali ich imiona, klikali w aparat chcąc mieć, jak najlepsze ujęcia. Odsunęła się nieznacznie od niego dopiero, kiedy wyczuła, że oboje potrzebują zaczerpnąć trochę powietrza. — Co powiesz na zmianę planów, B? — wymruczała zsuwając dłonie na jego szyję, a jedną z nich przesunęła po jego torsie. Zadziornie szarpnęła też za pasek od spodni. — Chodź, pobawmy się.
[ Cześć! Zastosowałaś ciekawy zabieg z dodaniem symboliki kwiatów w karcie (choć mi te nazwy niewiele mówią). Od pierwszych linijek zaczęłam współczuć Bastianowi tego co zadziało się w jego życiu, straty jakiej doznał. Z drugiej strony podziwiam, że wciąż daje radę brnąć przez życie... Trzymamy kciuki, by zaznał choć odrobinę szczęścia <3 Bawcie się dobrze! ]
[ Ja nie wiem, co z nami autorami jest nie tak, że uwielbiamy tworzyć skrzywdzonych przez los. Bastian (piękne imię!) jest tak skrzywdzony przez los i nieodpowiednie osoby w swoim życiu, że aż chcemy go przytulić i zapewnić, że jeszcze kiedyś trafi na dobrą osobę i będzie szczęśliwy ❤️
OdpowiedzUsuńCześć, baw się u nas jak najlepiej, a jak coś to śmiało zapraszam do Octavii ❤️]
Octavia
[Dzień dobry!❤
OdpowiedzUsuńPewnie już Ci to wiele razy mówiłam, ale uwielbiam Twoje postacie. I cieszę się, że w końcu zawitałaś także i tutaj. Szkoda mi Bastiana I bardzo chętnie bym go przytuliła, ale coś mi mówi, że znajdzie się do tego sporo chętnych. :D Zazdroszczę mu tego, że umie w kwiaty, ja co najwyżej potrafię je podziwiać i moja wiedza na tym się kończy. 😆
Wybornej zabawy wam życzę!❤]
Cornelia Watson
[Już mailowo chwaliłam imię, wykorzystanie symboliki i kwiatów w konstrukcji KP, ale jak zobaczyłam te oczy (i kostkę pod koszulą!) to ogólnie chyba tętno mi skoczyło xD
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki, aby Bastian (cudne imię!) jednak w końcu odnalazł trochę radości i miłości (aby też z niej nie rezygnował!) ! On wyczerpał limit na nieszczęścia do końca świata! Dobrej zabawy, czekamy na konkurencyjne zatargi ;) ]
Emily ❤
Emily Robbins żyła samotnie i do wszystkiego dochodziła sama. Jeszcze kilka lat temu można by było powiedzieć, że nie ma nic, a jednak zaciskając żeby wyszła z totalnej nędzy, wytrwała pod butem patologicznych opiekunów z rodziny zastępczej i dzisiaj była wolna. Pracowita, ambitna, uparta, a przy tym zawsze uprzejma i pomocna nie miała wrogów i nie grała nieczysto, by osiągnąć swoje cele i zapracować na sukces. Była sobą w każdej sekundzie i była z tego dumna. Była silna i choć pusta duma nie zaćmiła jej rozsądku, to bardzo wyraźnie widziała, jak długą drogę przebyła i jak czasami musiała brnąć z trudem przez przeszkody, jakie okrutny los rzucał jej pod nogi. Nigdy się jednak nie poddała, nigdy nie dała za wygraną i choć bała się wielu rzeczy, czuła niepewnie na wielu polach i obszarach, nauczyła się, jak nie zdradzać emocji. Emily Robbins żyła samotnie i świadomie nie dopuszczała do siebie nikogo zbyt blisko, bo wiedziała, co znaczy rozczarowanie, odrzucenie i tęsknota. Była sierotą, zaadoptowaną przez rodzinę, która liczyła na zyski z systemu za przygarnięcie dziecka - ona się nie liczyła. Była jeszcze dziewczynką, niezwykle młodą, gdy przez to w kim się zakochała, musiała na niemal dwadzieścia lat opuścić Nowy Jork. Była kobietą, która chyba nie umiała się zakochać, bo nie potrafiła się otworzyć. Była samotniczką z wyboru, ale pokorną i potrafiącą w współpracy przyjąć pomoc.
OdpowiedzUsuńNowy Jork, a szczególnie manhattańskie towarzystwo było okrutne i nie tolerowało błędów. Blondynka wiedziała, że trudno będzie przebić się przez konkurencje i zostać dostrzeżona na rynku, liczyła się z tym wracając z LA, ale jakimś cudem w kilka miesięcy zyskała paru znaczących klientów i ku jej wielkiej radości, nowi przybywali nie tylko zachęceni reklamami, które wykupiła w sieci, ale też z polecenia innych klientów! Bloomme rozkwitało i to do tego stopnia, że oprócz magazynu wykupionego za grosze na Brooklynie, musiała wynająć reprezentatywne małe biuro u operatora przestrzeni coworkingowej, aby jej księgowa i ona miały gdzie trzymać i zajmować się dokumentami (ciężko to szło przy stołach z sadzonkami), no i żeby ich prawnik też miał swoje biurko. Nie była to wielka przestrzeń, bo tylko jedno pomieszczenia na sześć stanowiżk pracy, a sama Emily wpadała tam bardzo rzadko, jako że obsługiwała z parunastoma ludźmi klientów samodzielnie, nie stroniąc od brudnej pracy (dosłownie, większość czasu miała ziemie pod paznokciami), ale to właśnie było to, co sprawiało jej satysfakcję. Lubiła tą prace, całe to projektowanie, wdrażanie pomysłów i efekt końcowy realizacji, te procesy twórcze - burze mózgów i głosowania, porównywanie opcji, a potem działanie, czuła że praca z ludźmi i ciągły bieg to jej żywioł. Tam odżywała - wśród kwiatów i w pracy, bo ludziom ani nie ufała, ani nie wierzyła, choć zwykle była wobec każdego cierpliwa, miła i serdeczna.
Piątek, dwudziesty czwarty marca należał do tych ostatnich dni kwartału, gdzie musiała zlecić większość pracy, jak transport donic dla dużego klienta reszcie załogi i zjawić się w biurze. Rano i tak zahaczyła o magazyn, więc zjawiła się na Manhattanie w wysłużonych jeansowych luźnych ogrodniczkach dobranych do basicowej czarnej bluzki i narzuconej na to ciepłej parce i całkiem mocno odstawała w tym stroju od kobiet w biurze, które raczej wybierały koszule, albo formalne sukienki. Ich stópki obute w błyszczące szpilki stawiały drobne kroki, podczas gdy sama drobna Emily (zdecydowanie nie mająca tylu zacnych cech do podziwiania co była żona Bastiana, bo jej miseczka stanika ledwie dosięgała C), wbiegła na piętro biur serwisowanych w trampkach, spiesząc się na rozliczanie finansowe z księgową.
Była spóźniona i wiedziała, że też doradca finansowy ma przyjechać, aby podsumować ich poczynania, więc dość mocno się zdziwiła, gdy w progu do ich pokoju zastała plecy kraciastego garnituru uwieńczonego brązowymi włosami. Jej doradca finansowy był jasnym blondynem, który od czasu do czasu próbował wyciągnąć ją na kawę albo drinka i nie kojarzyła, aby farbował włosy, a już na pewno nie zmieniła go na innego pracownika, więc zatrzymała się za wysokim mężczyzną, przyglądając mu się uważnie i słuchając gniewnego żądania.
UsuńEmily była kobietą, która musiała wiele znieść i wiele przejść, aby zyskać szacunek i poważanie, więc szanowała innych ludzi, niezależnie od zajmowanego stanowiska i gdy mogła oddawała im swój czas i uwagę. A już szczególnie mocno brała do siebie, gdy ktoś rzucał pomówienia, albo z jej winy źle traktował jej pracowników, więc nachmurzyła się, słysząc oskarżenie i aż ścisnęła w dłoniach puszkę coli, którą dopiła na ostatnich stopniach wchodząc do biura. Aluminium zatrzeszczało pod jej palcami, zdradzając obecność Emily a ona uniosła dłoń i palcami puknęła w wystające łopatki niezapowiedzianego gościa.
- Nie przypominam sobie, abyśmy byli na dzisiaj umówieni, panie Salzer - odezwała się uprzejmie, ale z wyraźnym dystansem i przecisnęła pod jego ramieniem, czmychając bokiem do biura aby tylko zejść z korytarza. Odrobinę się o niego musiała otrzeć, gdy tak bez pytania i bez uprzedzenia się wepchnęła do środka, ale w końcu szła do siebie.
Puszkę wrzuciła do kosza, parkę zdjęła z ramion i przewiesiła przez oparcie krzesła, bo wieszaka jeszcze się nie dorobiła i obróciła w kierunku mężczyzny w garniturze, swoje dłonie ubrudzone ziemią wciskając w tylne kieszenie ogrodniczek. Jego nazwisko brzmiało znajomo, a po kontekście wypowiedzi skojarzyła, że stanowi on jej największą konkurencję w całym stanie. Nie rozumiała tylko złości, ani tym bardziej nie rozumiała jego obecności tutaj, bo jak do tej pory mijali się i chyba nawet nigdy nie mieli okazji spotkać osobiście... Tym bardziej teraz przyglądała mu sie, jasnymi zielonymi tęczówkami z uwagą rejestrując że był o wiele młodszy, niż się spodziewała.
- Czy możemy zacząć za kwadrans? - rzuciła do księgowej, zerkając na nią przez ramię, by dać do zrozumienia, że potrzebuje chwili na wyjaśnienie ewidentnego nieporozumienia. Nic innego nie wchodziło w gre, jak nieporozumienie, bo ona nie kradła klientów! - Zamknij drzwi, proszę - zwróciła się już do pana w garniturze, gdy księgowa wyszła, wspominając coś o kawie i została sama z gościem. - To dość niegrzeczne, wpadać bez zapowiedzi i się drzeć na ludzi. A już zdecydowanie nieładnie jest rzucać oskarżeniami wyssanymi z palca! - dodała, nieco głośniej, odrobinę dając upust złości z tego, co usłyszała. Odrobinę, bo na wybuch z jej strony nie było szans to nie było w jej stylu, Emily załatwiała wszystko spokojnie, nawet konflikty.
Nie przedstawiła mu się, ale najwidoczniej nie było to konieczne. Szukał jej i znalazł. Tak samo jak ona z kontekstu już wiedziała, z kim na do czynienia, zapewne brunet też doszedł do tego, kim jest blondynka. Cofnęła się dwa kroki i przysiadła na biurku, splatając przed sobą ręce na piersi. Zwilżyła usta koniuszkiem języka, odetchneła głęboko, a potem zacisnęła lekko wargi, czekając na więcej szczegółów z tych niedorzecznych pretensji.
Emily
Spotted: Czy jest w Nowym Jorku ktoś słodszy od B?! Ten facet mnie tak rozczula, naprawdę... Nie dość, że nie ma za wiele szczęścia w życiu, to mimo tego wszystkiego dalej jest tym samym uroczym i dobrym człowiekiem, do którego wszystkie zawsze wzdychałyśmy, gdy przechodził obok nas u Bergdorfa. Ja tam bym się nim zaopiekowała. B, oglądałeś kiedyś American Beauty? Tam jest taka fajna scena z piękną blondynką, która zalega na płatkach czerwonych róż... Myślę, że by Ci się spodobała. Jeśli będziesz cierpiał na samotność, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Zawsze myślałam, że odnajdę się w roli aktorki!
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
W Nowym Jorku często wiele się działo. A już zwłaszcza jeśli pochodziło się z bogatych rodzin, które zawsze były wystawiane niczym rasowe pieski na pokazie. Cornelia w ostatnim czasie mogła się o sobie naczytać bardzo wiele. Dlatego cieszyła się, że na jakiś czas zeszła z oczu plotkary i pozostałych, a jej wybryk w limuzynie z przyjacielem został przyćmiony innymi wybrykami. Dobrze wiedziała, że nie zostanie jej to zbyt szybko wybaczone, czy to przez publiczność czy samą przyjaciółkę, ale to obecnie nie miało znaczenia. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem – już po raz trzeci – miesza się między pary. To po prostu tak wychodziło, a może pisane jej było bycie tą drugą? Tą, którą każdy interesuje się na chwilę, aby po pewnym czasie porzucić i zająć się kimś ciekawszym? Wykorzystać do swoich celów, pobawić się, a potem i tak wrócić do tej jedynej. Nie była zazdrosna czy zawiedziona, bo sama podejmowała decyzję i umiała przewidzieć konsekwencje. Po prostu się nimi nie przejmowała. Tak samo, jak nie przejmowała się tym, co będą mówić, gdy zjawi się tego dnia pod sądem. Miała całkiem zabawny plan w głowie, który z pewnością sprawi, że ludzie wezmą ją na języki. I być może zostanie to odebrane w miarę pozytywnie, ale czy faktycznie tak będzie? Ciężko było przewidzieć i nie dowie się, gdy tego nie zrobi.
OdpowiedzUsuńCały ranek spędziła na szykowaniu się. Wybrała obcisłą, czerwoną sukienkę, która podkreślała jej tyłek oraz wysokie szpilki od Louboutina. Uwielbiała je, a krwista czerwień podeszwy wręcz wołała o uwagę. Były nowiutkie, niechodzone. Chodziła w nich po mieszkaniu, aby je nieco rozchodzić. Nie chciała żadnych otarć, które przez najbliższe dni byłyby irytujące. Wiedziała, że swoim pojawieniem się pewnie wkurzy Angelinę. Prawdę mówiąc to ją lubiła, a przynajmniej do czasu. Co prawda mogły sobie zbić piątkę, obie w końcu kogoś zdradziły, choć i tak Cornelia upierałaby się, że jej sytuacja była inna. Bo była. Zupełnie inna. Dobrze spędziła czas na planie do teledysków, lubiła w nich występować, a Angelina najwyraźniej lubiła ją, skoro nie pojawiła się w jednym, a w kilku. Polubiła też jej męża, choć jego akurat znała już wcześniej i nie poznali się na planie. Był tym starszym bratem koleżanki z klasy, za którym się wszystkie oglądały. Tym wysportowanym, który przyciągał uwagę. Nie zdradziła się nigdy ze swoimi małymi uczuciami, które zgniatała za każdym razem bez litości. To nie był czas ani miejsce. On był żonaty, a ona nie była pełnoletnia, choć to nikogo by nie zaskoczyło. Ale przeszłość była obecnie bez znaczenia. Na sukienkę narzuciła czarną ramoneskę. W końcu pogoda zaczynała się poprawiać. Włosy zostawiła rozpuszczone i zrobiła hollywoodzkie fale. Makijaż był jak zawsze wyrazisty, ale nie wyzywający. Podkreślał jej urodę, przyciągał wzrok. Był taki, jaki być powinien. Wybrała też mocne perfumy, czarną torebkę od Chanel i była gotowa do wyjścia.
W drodze do sądu Frank próbował jej wybić ten pomysł z głowy. Frank – kierowca Cornelii – był niczym jej osobisty pamiętnik. Wiedział o niej więcej niż powinien, a ona mu z jakiegoś powodu ufała. I cholernie go lubiła, co było rzadkością. Pracował dla niej, a raczej dla jej ojca od niedawna. Niespełna dwa, może trzy lata. Poprzedniego kierowcę wkurzała do tego stopnia, że zrezygnował, a Frank… Frank był inny. Nie pouczał jej, puszczał jej ulubione piosenki, gdy tego chciała i jedynie czasami za bardzo jej ojcował. Poza tym był przystojny i co najważniejsze, ale trzymał język za zębami. Nie mówił nic, gdy dostrzegł wysypany biały proszek na podłodze, gdy znajdował jej kolorowe tabletki. Mruczał coś pod nosem, sprzątał i nigdy więcej nie poruszał tego tematu.
Tak jak przewidziała przed sądem była cała masa reporterów. Każdy chciał mieć jak najlepsze zdjęcie, dostać, jak najwięcej informacji o rozwodzie. Frank zaparkował niedaleko i uparł się, aby iść razem z nią. Co okazało się dobrym pomysłem, bo gdy tylko zaczęła iść niektórzy od razu ją rozpoznali.
Cornelia objęta przez Franka szła do przodu, aż dotarła do schodów. To tam dopiero ją puścił i pilnował, aby nikt za bardzo jej nie dręczył. Zupełnie nie przeszkadzały jej flesze. Nie byłą tu dla siebie. No dobrze, była tu dla siebie, ale nie o to teraz przecież chodziło. Blondynka uśmiechnęła się, gdy w końcu zobaczyła Bastiana. Szybko wyłapała również jego byłą żonę. Niemal zbierało się jej na wymioty, kiedy zobaczyła u jej boku starego faceta. Przez moment zastanawiała się czy w ogóle mu staje i ile tak naprawdę niebieskich tabletek musi połknąć, aby cokolwiek zadziałało, bo wątpiła, że widok nagiej, seksownej kobiety był w stanie załatwić sprawę. Jednak to nie oni ją teraz interesowali.
Usuń— Hej, jestem dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać, Bastian — odpowiedziała ze słodkim uśmiechem. Jego plany na później jej nie interesowały, ale coś czuła, że może wiedzieć, gdzie mężczyzna może chcieć się udać. Mogła mu zaoferować coś znacznie lepszego niż szybki numerek z panną, która tylko czeka na wypisanie czeku.
Również zmniejszyła między nimi dystans, a gdy tylko to zrobiła ujęła jego twarz w swoje dłonie, a usta złączyła w namiętnym, gorącym pocałunku. Od razu niemal cała uwaga została skupiona na nich. Wykrzykiwali ich imiona, klikali w aparat chcąc mieć, jak najlepsze ujęcia. Odsunęła się nieznacznie od niego dopiero, kiedy wyczuła, że oboje potrzebują zaczerpnąć trochę powietrza.
— Co powiesz na zmianę planów, B? — wymruczała zsuwając dłonie na jego szyję, a jedną z nich przesunęła po jego torsie. Zadziornie szarpnęła też za pasek od spodni. — Chodź, pobawmy się.
Nel🫦
[Myślę, że wybór postaci do przejęcia padł dobrze! Bawcie się długo i świetnie z Bastianem! A w razie czego, wiecie gdzie nas szukać :D]
OdpowiedzUsuńMargo i Mims
[ Cześć! Zastosowałaś ciekawy zabieg z dodaniem symboliki kwiatów w karcie (choć mi te nazwy niewiele mówią). Od pierwszych linijek zaczęłam współczuć Bastianowi tego co zadziało się w jego życiu, straty jakiej doznał. Z drugiej strony podziwiam, że wciąż daje radę brnąć przez życie... Trzymamy kciuki, by zaznał choć odrobinę szczęścia <3
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze! ]
Hyunjin