HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
It Girl
Hey, Upper East Siders, Gossip Girl here. And I have the biggest news ever. One of my many sources, Melanie91, sends us this: "Spotted at Grand Central, bags in hand, S." Was it only a year ago our It Girl mysteriously disappeared for, quote, "boarding school"? And just as suddenly, she's back. Don't believe me? See for yourselves. Lucky for us, Melanie91 sent proof. Thanks for the photo, Mel.

You can't hide from me.
xoxo

All the voices in my mind Calling out across the line

 

Jacob 'Jake' Miller
25.09.2004
Kapitan drużyny futbolowej St. Jude's | Dwa lata temu przeniesiony z publicznej szkoły na Bronxie | Złodziej, cwaniak i bajerant | Nie dostaje dobrych ocen za wiedzę | Nowobogacki | Hoduje marihuanę na własny użytek | Po co komu matka? | Instagram

Jake uśmiecha się łobuzersko, a jego oczy wcale nie są niewinne. Wiecznie zjarany ziołem, czasami też pod wpływem mocniejszych substancji. Nosi podarte, poplamione ubrania, włosy ma w nieładzie, a na twarzy najczęściej widnieją ślady. Ślady walki z jakimś typem, który krzywo na niego spojrzał, bijatyki z najebanym ojcem… Różnie. Nie ma żadnych ambicji, włóczy się po ulicy, na lekcje chodzi tylko wtedy, gdy szkoła zgłasza nieobecność i zmusza go opieka społeczna. Nie jest idiotą, w domu ma luz, w żadnym innym ośrodku by go nie miał, więc nie walczy z urzędnikami. Przywykł do kradzieży, żeby mieć co jeść, do ucieczki przed wiatrówką (raz nawet oberwał; całą noc wyciągał śrut z nogi, a potem przez miesiąc nie mógł dojść do siebie), do podprowadzania portfeli staruszkom, bo on miał gorzej. Przywykł też do obcych dłoni na swoim ciele, bo łatwy zarobek okazał się znacznie bardziej kuszący niż wynoszenie jedzenia pod bluzą. Wystarczy nie myśleć, robić swoje, a potem cieszyć się kasą.
Jacob jest poważny i elegancki. Bez szemrania zakłada szkolny mundurek i prezentuje się w nim nadzwyczaj elegancko. Patrzy niewinnymi oczami na nauczycieli, uśmiecha się anielsko. Zawsze pomocny, zagaduje na szkolnych korytarzach do mniej popularnych dzieciaków, jeśli trzeba otworzy zaciętą szafkę i pożyczy notatki z angielskiego. Na treningach daje z siebie wszystko, motywuje drużynę, wspiera chłopaków całym sobą. Po każdym meczu dziękuje cheerleaderkom za występ, a w przerwach razem z nimi macha pomponami, śmieje się i wygłupia. W domu jest przykładnym synem, szanuje swojego ojca, nie drze kotów z macochą i jej córką. Udziela się w wolontariacie, każde święto dziękczynienia spędza w jadłodajni. Jest złotym chłopcem, wymarzonym synem i pasierbem, prawdopodobnie przyszłym rekinem biznesu, choć przez to, że jego ojciec wygrał na loterii, a nie dorobił się fortuny ciężką pracą, Jacob wciąż nie wie, czym będzie się zajmował. Do bólu wspaniały, mdły i nudny, idealny pod każdym względem.
A kim jest Miller? Miller jest sobą. Idealną mieszanką jednego i drugiego. Wspaniały chłopiec z niezbyt wspaniałym hobby, jakim jest sprzedawanie swojego ciała bogatym znudzonym mamusiom i tatusiom z fetyszem. Dobrze się kryje i zabezpiecza, dlatego wiecznie nosi przy sobie laptopa i nigdy nie dał się przyłapać na nagrywaniu. Zawsze o krok przed nimi, zawsze zadowolony z siebie, dumny z własnej przebiegłości. Kroczy pewnie, z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, bo wie, że ma ich wszystkich w garści.

fc Connor Brashier
Ed Sheeran - Bloodstream

193 komentarze:

  1. Spotted: Każdy zna tę piękną przypowieść o dziewczynce, która włożyła buta i jednocześnie zwiększyła swój majątek o królestwo i skarbiec pełen złota. Och, aż dziw bierze, że w prawdziwym życiu podobne historie też mają miejsce! Cóż, w Nowym Jorku wszystko jest możliwe... Wiecie, naprawdę lubię J. A szczególnie patrzeć na J. Jak widzę go, gdy leży na kocu w Central Parku z ludźmi ze szkoły i śmieje się głośno, kiedy tak naprawdę powinien robić zdjęcia na zajęciach z fotografii, przechodzi mnie ten dreszcz. Taki sam zdarza się też, gdy widzę piękną sukienkę w SAKS'ie na pięćdziesięcioprocentowej wyprzedaży. A wiecie, co jest w tej historii najlepsze? Żadna z osób leżących obok J nie ma pojęcia, że ten jego cudny śmiech wcale do szczerych nie należy!
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  2. Dajcie nam jeszcze chwilę 😈

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ah taki młody, taki apetyczny... i jeszcze w dupie ma zasady, takich lubimy najbardziej! życzę dużo rozrabiania! :*]

    Zuri/Emily

    OdpowiedzUsuń
  4. On mi się trochę kojarzy z Nate'm. Widzę go w takich preppy ubraniach, w szaliku z emblematem, mundurku i ze skrętem w dłoni. Good-bad boy :D Bawcie się dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jedna osóbka, tyle wcieleń i to jakich ciekawych...Nigdy nie wiesz czy trafisz na tego zepsutego Jake'a, a może uśmiechnie się do Ciebie Jacob :D Bardzo fajna postać! Dużo weny i dobrej zabawy! :)]

    Min Ari & Ahn Sunghoon

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Cześć! Ależ on niejednoznaczny jest i przez to jaki ciekawy :D Taki trochę grzeczny, trochę nie, nigdy nie wiadomo na co się trafi i co może trafić jego. Aż się prosi o zaczepkę...
    Bawcie się razem dobrze :) ]

    Laurent / Jackson / Theodore

    OdpowiedzUsuń
  7. [Siemka!
    Nie mogłam się powstrzymać. Tak dumałam i dumałam nad powrotem i w końcu się złamałam. :D Miałam być wcześniej, ale uznałam, że poczekam na remont i wtedy wbiję. :D
    Pewnie, że zainteresowana. Co tam Ci chodzi po głowie?:D
    Przy okazji Jake... Ach, strasznie lubię to imię. Z jednej strony dobry dzieciak, a z drugiej wręcz przeciwnie. :D
    Boższe, Bloodstream<333]

    Cornelia

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ty mnie pytasz o chęci?! Nie pytaj, porywaj bez pytania do wątku! YESS! ]

    Zuri

    OdpowiedzUsuń
  9. [mówisz i masz, poślę pikantne zaczęcie jakoś juterkiem :)]

    Zuri

    OdpowiedzUsuń
  10. [W zasadzie między nimi są tylko dwa lata, więc to takie nic. Ale podoba mi się ten pomysł. Wydaje mi się, że Cornelia mogłaby uznać to za ciekawy eksperyment, aby tak kogoś wciągnąć w te wszystkie grzeszki, o których wie tylko nowojorska elita. O tak, tak, niech ją zaopatruje, a obsypie go złotem, może nie dosłownie, ale na pewno się ładnie odwdzięczy. :D W głowie mi się pojawił taki obraz, jak siedzą razem, gdzieś w fajnym miejscu z dala od ludzi, mogą z siebie wyrzucić co im ciąży na duszy i takie tam, dzieląc się pry tym jointem, skoro hoduje na własny użytek to można to wykorzystać. To mogłoby być takie delikatne wprowadzenie do wątku, co o tym myślisz?;D]

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ari za uszami ma i to wiele! Ostatnio niby przechodzi przez jakąś fazę bycia grzeczną (chociaż to takie trochę udawane), ale to długo nie potrwa. Na nieoczywiste akcje zawsze jestem chętna, więc jeśli już masz jakiś pomysł, to proszę się podzielić :D Z Twoim panem mogą się znać ze szkoły, a przynajmniej tam mogli zbudować jakąś relację - pozytywną, negatywną? Do wyboru, piszę się na wszystko! xD]

    Min Ari

    OdpowiedzUsuń
  12. Miała wrażenie, że jej życie to piekło, chociaż od dwóch lat jest jeszcze gorzej. Byłaby w stanie znieść obecność jakiegoś obcego faceta w życiu Evelyn. Naprawdę. Może nawet byłaby dla niego miła, ale facet z dwójką dzieciaków? To było dużo za dużo i Meg nigdy nie ukrywała swojej obojętności, a raczej niechęci względem rodziny Miller, a kiedy Evelyn postanowiła do niej dołączyć, Margaret uznała, że to idealny moment na pokazanie w każdy możliwy sposób, że ona sama należy do Mackenzie. Zaczęła nawet interesować się swoimi dalekimi przodkami i kupiła w necie ubrania w kolorach szkockiego klanu, nosząc je w taki sposób, aby Evelyn przypadkiem nic nie przegapiła. Oh i wtedy również przestała nazywać ją mamą. Wkurzało ją, że bliźniaki Miller wtargnęli do jej życia, świetnie się ze sobą dogadywali i… Nie podobał jej się fakt, że stanowiła mniejszość w tym układzie sił. Najbardziej wkurzał ją jednak Jacob tym swoim byciem idealnym dzieckiem. Margaret od dwóch lat robiła wiele głupich rzeczy, aby uprzykrzyć idealne życie swojej nowej, idealnej rodzince. Można powiedzieć, że robiła to kontrolowanie.
    Kiedy na imprezie Sylwestrowej doszło do incydentu z Lucasem, pewne rzeczy wyrwały się spod jej kontroli.
    Na imprezę do Brada trafiła całkiem przypadkowo, bo w pierwotnej wersji miały razem z Rachel spędzić wieczór w babskim gronie, ale jak to bywa, jedna z dziewczyn, chyba Suzie, rzuciła, że jej koleżanki chłopaka kumpel organizuje imprezę i jeżeli tylko chcą, to mogą wpaść. Nie potrzebowały dużo czasu na podjęcie decyzji. Nie minęła godzina, a dziewczyny pojawiły się na imprezie.
    Margaret trochę się obawiała, bo było to pierwsze duże wyjście od czasu sylwestra, na jakim była, zabawa w mniejszym gronie nie stanowiła dla niej problemu, wręcz przeciwnie, z łatwością potrafiła się wówczas wyluzować i dobrze bawić, ale to… To za bardzo przypomniało tamtą noc. Za dużo ludzi, za głośno, za dużo alkoholu, po prostu za dużo wszystkiego. Zaczęło się delikatnie. Jeden drink, trochę tańca i głośnych rozmów, drugi drink i powtórka, przestała liczyć jakoś koło czwartego, a odcięło ją znacznie później. Nie miała pojęcia ile wypiła, czy sama znalazła sobie miejsce czy dziewczyny to zrobiły, a może komuś innemu wadziła jej ledwo przytomna osoba. Tak czy inaczej, sama Margo miała… wszystko w głębokim poważaniu. Z prostego powodu. Ledwo trzymała się na nogach, więc kiedy jej tyłek znalazł (a raczej ktoś zadbał o jej tyłek) wygodne i bezpieczne miejsce, pozwoliła sobie na drzemkę.
    Czując, że coś dotyka jej twarzy uniosła dłoń i pomachała nią tak, jakby odganiała muchę. Wciąż miała zamknięte oczy i usilnie nie przyjmowała do wiadomości, że to jej nowy, znienawidzony braciszek został wezwany przez kumpli. Tak bardzo nienawidziła tej jego idealności i tego, że zawsze był tym idealnym chłopcem nawet wtedy, kiedy próbowała wyprowadzić go z równowagi. Miała cel w swoim życiu. Było nim sprawienie, aby Jake w końcu nie wytrzymał i wybuchł przy rodzicach. Wówczas mogłaby poczuć się odrobinę lepiej wśród swojej nowej rodzinki.
    — Margaret — wymamrotała z plączącym się językiem, cały czas machając przy tym dłonią, aby odgonić natręta i nie pozwolić, aby ponownie jego dłoń dotknęła jej twarz — mam na imię Margaret — oznajmiła, nawet nie myśląc o tym, aby ruszyć się z zajmowanego przez siebie miejsca. Tak naprawdę nawet nie miała siły, aby otworzyć chociaż jedno oko i sprawdzić, kto ośmielił się zakłócić jej spokój.

    pfff

    OdpowiedzUsuń

  13. Wieczorem wskoczyła w króciutką sukienkę z jedwabiu na cienkich ramiączkach, która miała mocno wyciete plecy. Dobrała do tego wysokie nad kolano skórzane kozaki na niebotycznym mocnym obcasie, włosy spieła w wysoka kitke, a usta i oczy pomalowała mocnym, ciemnym, czarnym kolorem, nadając sobie wyrazistego i drapieżnego wizerunku. Lubiła czuć się seksowna i pewna siebie, była wtedy jeszcze śmielsza. Do klubu dotarła o późnej godzinie, a impreza już mocno się rozkręciła i czekała w środku, kręcąc się przy barze. Miała spotkać się z koleżanką, ale czuła, że ta już poszła w tango w którymś kiblu z jakimś przystojniakiem. No trudno, to ona sobie poczeka, aż jej gardło wyschnie od jęków i do niej dołączy na drinka.
    Nie podejrzewała, że ktoś może chcieć z nią pogadać, albo... się rozmówić. Gdyby tylko podejrzewała, że w ciągu zaledwie tygodnia napotka na swojej drodze drugiego zatroskanego brata, pewnie by się zaczeła zastanawiać i to bynajmniej nie nad tym, czy faktycznie ma zły wpływ na młode kobiety. Bardziej co też ma w sobie az tak cholernie pociągającego, że ci faceci lgną do niej jak ćmy do światła, bo na pewno nie błyszczała jak pieprzona żarówka.
    Pierwsze martini wychyliła niespiesznie, za drugie sięgnęła i skierowała się na parkiet, by w takt muzyki kołysać biodrami. Potem dostrzegła idącego w jej kierunku Jacoba i... hmm, musiała przyznać, że ładnie odbijały się od niego klubowe lampy.

    Zuri

    OdpowiedzUsuń
  14. [Zacznę nam. Postaram się dziś, ale nic nie obiecuje. Do piątku na pewno początek będzie!]

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  15. Margaret nie obchodziły powody jego idealności ani to czy robił cokolwiek dla niej. Jedyne co ją obchodziło względem swojego braciszka to wyprowadzenie go z równowagi. Tak na dobrą sprawę to był obecnie jej główny cel życiowy. Całą resztę miała zapewnioną, nie musiała martwić się ocenami i studiami, wiedziała, że nawet jeżeli powinęłaby jej się noga, Evelyn szybko zadba o to, aby dalej dumnie szła przez życie. Zdecydowanie można powiedzieć na głos, że jej życie nie mogło jej zadowalać, skoro miała czerpać taką radość z cudzej porażki, ale cóż, Jake tak bardzo działał jej na nerwy swoją osobą, że nie przejmowała się tym, jak może to o niej świadczyć.
    — Wal się — wymamrotała, próbując wyszarpnąć rękę z jego uścisku. Jej ciało zdawało się jednak nie współpracować tak, jakby sobie tego życzyła. Czując, że ktoś ją obejmuje i podnosi, użyła całej swojej silnej woli do tego, aby zmusić się do otworzenia oczu. Uderzyła go kilka razy pięściami w plecy mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem, jednocześnie wierzgając nogami, jednak szybko zrezygnowała. Opuściła bezwładnie ręce w dół po jego plecach, sięgając tylnich kieszeni jego spodni, z nogami robiąc dokładnie to samo: opuściła je i dała się wymieść.
    Zimne powietrze trochę ją ocuciło, ale dopiero gdy otworzył dach samochodu i poruszali się zimą kabrioletem, Meg nie tyle otrzeźwiała, co zaczęła kontaktować.
    — Zimno mi — burknęła, bo widocznie tak się spieszył z wyjścia z imprezy, że nie pomyślał o tym, że na pewno nie pojawiła się na niej w samej kiecce. Odwrócił głowę w przeciwnym do niego kierunku, obejmując swoje ramiona i wpatrywała się w okolice, którą mijali — tędy nie jedzie się do domu — nie zmieniła tonu, burczała niezadowolona, że ktokolwiek ośmielił się po niego zadzwonić i że ktoś w ogóle pozwolił mu ją wynieść. Wiedziała, że będzie musiała porozmawiać z przyjaciółkami, które zachowały się jak wredne suki pozwalając na to, dobrze wiedząc, że Meg go nie lubiła. Nie zanotowała jego słów, gdy ledwo co ruszył, że jadą na plażę. Wtedy jeszcze zimno jej nie otrzeźwiło. — Możesz mnie wysadzić gdziekolwiek, poradzę sobie bez ciebie, Jacob — dodała po krótkiej chwili, nie mogąc znieść myśli, że miała pozwolić mu na to, aby znowu świecił swoim blaskiem jako bohater, kiedy ona znowu będzie tą złą była pewna, że gdy matka zobaczy ją w takim stanie, powiedzenie, że się zdenerwuje to dużo za mało. — Zatrzymaj się! — Krzyknęła znienacka, uderzając dłonią w deskę rozdzielczą, jednocześnie odwracając w końcu głowę w jego stronę i zaszczycając go spojrzeniem swoich przekrwionych od nadmiaru alkoholu oczu. — Zatrzymaj się, jak tego nie zrobisz i tak wysiądę i tak — oznajmiła butnie, sięgając ręką do zapięcia pasa bezpieczeństwa, aby się go pozbyć. Alkohol. To musiał być alkohol, bo inaczej nie wpadłaby jej do głowy myśl, aby wysiadać z przemieszczającego się samochodu. Świadomość, że Jake miał znowu błyszczeć doprowadzała ją do takiej złości, że naprawdę byłaby gotowa to zrobić. Drugą dłonią chwyciła już nawet za klamkę, a gdy ją nacisnęła dotarło do niej, że w nowych samochodach zamek sam się zamyka po osiągnięciu jakiejś prędkości. Spojrzała na drzwi w taki sposób, że nawet but wydawał się w tym momencie dużo mądrzejszy. Zamrugała w poszukiwaniu możliwości odblokowania drzwi, ale jak boga kochała (tak naprawdę nie kochała wcale) nie mogła namierzyć manualnego zamka.

    buntowniczka

    OdpowiedzUsuń
  16. Zuri nie miała dwudziestu lat, a już takie wpływy, że całkowicie odcięła się od rodziców i pracowała na własną markę. Nikt nie mówił, nie śmiał nawet komentować, że wykorzystuje nazwisko ojca i dziadka, bo... cóż, było o niej głośniej niż o nich dwóch razem wziętych. Miała mocny charakter, twardą dupę i parła do przodu po to, co sobie zamierzyła. Nie zawsze tak było i właściwie jako dziecko, doznała wielkiej krzywdy, ale właśnie wtedy pierwszy raz podniosła głos... i do dzisiaj nie przestawała wołać.
    Była modelką, wciąż uczennicą - prywatnie pewnie skończy szkołę, no i założycielką marki biżuteryjnej. Była kobietą, która nie boi się okrutnego świata show-biznesu, ani groźnych mężczyzn, którzy ją lekceważą ze względu na wiek, płeć, kolor skóry i chociażby fakt, że jest cholernie ładna i seksowna. Była śmiała i przebojowa, to przecież nie jej wina, że czasami szalała za mocno, prawda? I że na jej punkcie czasami również za mocno wariowali inni. Przecież nigdy nikogo do niczego nie zmuszała...
    Jeśli było coś, w czym była na prawdę dobra, to odpychanie od siebie odpowiedzialności i manipulacja. Nie lubiła nazywać tak tego wprost, ale dokładała wszelkich starań, aby ludzie nie wymagali od niej za wiele i nie naciskali za bardzo. Sama dyktowała tempo swoich sukcesów i w ogóle... wszystkiego. Dlatego gdy poczuła jak do jej pleców przylega jakaś nieznajoma osoba, zerkneła przez ramię, lekko wypinając tyłek, by się odsunął i dał jej zlustrować. Nie, nie po to by oceniła jego ciuchy... oceniała co innego. Zmierzyła opadające na oczy kosmyki, lekko zaróżowione od alkoholu policzki i usmiechneła się, zagryzając wargi. Słodki był.
    - Cześć Jake - rzuciła, łapiąc go za naddgrastki, by sobie śmiało złapał mocniej i niżej jej biodra, tak jak i ona lubiła. - Jeszcze nie - pokręciła lekko głową i nieco mocniej biodrami, sprawdzając czy na prawdę teraz potrzebuje z nią porozmawiać. I jak bardzo dokucza mu ta potrzeba. Zaśmiała się pod nosem, gdy skubnął jej szyję i odchyliła głowę na bok, dając mu większe pole do popisu. No... on do niej przyszedł, on czegoś potrzebował, niech więc ją przekonuje dalej, że dla niej to też będzie ważne.
    Nie kojarzyła za bardzo tego chłopaka, bo w szkole praktycznie nie bywała. Ostatni rok miała przerwe, a teraz... teraz gdy wpadała, to tylko na kilka prywatnych lekcji. Musiała skończyć semestr i odebrać dyplom i po wszystkim, ale nie czuła presji, ani jej sie nie spieszyło. Do prowadzenia firmy, nie potrzebowała tego świstka z szkoły. Ale doszła ją już opinia złotego, idealnego chłopca... Ciekawe, w czym był tak idealny? O jego siostrze w tym momencie nie pomyślała, choć Phoebe znała dużo lepiej. Dziewczyna była zagubiona, ale Zuri nie była jej matka, by wskazać dobrą drogę dziewczynie. Tamta chciała zarobić i spróbować czegoś nowego, miała ładną cerę, duże oczy i Zuri po prostu zaproponowała jej, że weźmie udział w jej sesji do nowej kolekcji... potem już się to samo potoczyło, wyszły na kilka imprez, Phoebe poznała inne modelki, weszła do tego świata, a Zuri już się nie interesowała, co ta robi. Zresztą... po co by miała, co ja obchodziła tamta dziewczyna?

    Zee

    OdpowiedzUsuń
  17. Wkurzało ją, że nie mógł jej po prostu zostawić na tej imprezie. Skoro już musiał wykazać się jako złoty chłopiec, wystarczyło, że odstawiłby ją kawałek dalej, zgrywając przed kumplami tego dobrego. Poradziłaby sobie sama, wcale nie prosiła o jego pomoc. W ogóle nie prosiła o jego obecność w swoim życiu, czy o obecność Phoebe, nie wspominając już o ich ojcu. Nie miała nic przeciwko randkom swojej matki, ba, naprawdę lubiła gdy się z kimś spotykała, zwłaszcza gdy to ona sama czerpała z tego pewne profity. Nie pomyślała jednak o tym, że w którymś momencie jej mama będzie chciała się na nowo ustatkować. Stworzyć nową rodzinę. I to z facetem, który miał już dzieci. Gdyby to były małe smrody łatwiej byłoby je zaakceptować, ale oni byli praktycznie w tym samym wieku. I z jakiegoś powodu to Meg czuła się zagrożona i jak taka przybłęda. W zasadzie to nawet było oczywiste z jakiego powodu tak się czuła. Ich było więcej. Ona miała przeszłość, która nie mogła ujrzeć światła dziennego, a gdyby tego było mało, ciągle pakowała się w mniejsze lub większe kłopoty. Była trochę jak omen śmierci, jakby się nad tym dłużej zastanowić. Nie było tak, że gdy ktoś ją ujrzy po jakimś czasie umierał, jednak patrząc na częstotliwość mniej lub bardziej nieszczęśliwych wypadków, które spotykały ludzi, gdy była w pobliżu… Ona naprawdę zaczynała w to wierzyć. Inni też powinni. I powinni trzymać się od niej z daleka, tak jak ona od innych.
    Spojrzała na niego i wywróciła teatralnie oczami. Naprawdę o to pytał? Nie była. Ale uznała, że te pytanie jest retoryczne. Uniosła spojrzenie na dach, który zaczął się zamykać i prychnęła. Brała pod uwagę wyskoczenie, naprawdę to rozważała. Chciała się znaleźć jak najszybciej, jak najdalej od niego. W zasadzie… Gdyby coś jej się stało, to mogłaby być rysa na jego pięknej, lśniącej zbroi i ta myśl bardzo ją kusiła. Skoro już uznał, że będzie jej bohaterem, nie może pozwolić aby cokolwiek jej się stało, a to sprawiło, że na usta Margaret pojawił się złowieszczy uśmieszek.
    — Mam na imię Margaret! — Krzyknęła, gdy kolejny raz zwrócił się do niej Ruda. Generalnie nie przeszkadzało jej, gdy ktoś się do niej zwracał w ten sposób, faktów nie dało się oszukać, była ruda. Kiedy robił to Jake… Miała ochotę wydłubać mu oczy swoimi pięknie zrobionymi paznokciami. — Przestań nazywać mnie Rudą! — Fuknęła, celując w niego palcem wskazującym — ty… ty głupi blondasie — wycedziła przez zaciśnięte zęby, mierząc go spojrzeniem l, które mogłoby zabić.
    Kiedy samochód się zatrzymał, nawet nie drgnęła. Kiedy otworzył jej drzwi, spojrzała na niego z politowaniem, mamrocząc pod nosem jak bardzo go nienawidzi. Chwyciła bluzę, którą jej podał i z prawdziwą niechęcią ją na siebie założyła. Gdyby nie było jej aż tak zimno, nie zrobiłaby tego dla samej zasady, bo bluza była jego. Wysiadła, zapięła bluzę i splotła ręce pod piersiami, patrząc wszędzie tylko nie na Jake’a.
    — Oh, a jak nigdzie z tobą nie pójdę, to co mi zrobisz? — Spytała, rozglądając się dookoła. Nie miała siły na żadne długie spacery poza tym nie wiedziała czy będzie w stanie iść nie chwiejący się przy tym, a nie chciała, aby Jacob to widział. — No właśnie, nic mi nie zrobisz. Na twoim miejscu bardziej bałabym się o własny tyłek.

    nadal bunt

    OdpowiedzUsuń
  18. Spoglądała na rozciągające się przed nią miasto. Nowy Jork był cudowny. Pełen niespodzianek, masy możliwości i miliona ludzi. Tych bogatych, pięknych, którymi lubiła się otaczać i którzy lubili otaczać się nią, ale też i było pełno tych, których nie było stać nawet na namiastkę tego, co posiadała blondynka. Nowy Jork zamieszkiwało prawie osiem i pół miliona ludzi. Każda z tych osób miała swoje własne życie, własne problemy i własne sposoby na radzenie sobie z rzeczywistością. Nieliczni mieli tylko dostęp do usług, które sprawiały, że można było zapomnieć o całym bożym świecie, zresetować się czy też odciąć całkowicie od codzienności. W każdej chwili mogła kazać spakować walizki i wylecieć na drugi koniec świata, gdzie spędziłaby tydzień, może dwa relaksując się nad basenem, jedząc najwytworniejsze potrawy i chodząc na najlepsze masaże. A taka Kate, która pracowała w sklepie z tanimi ciuchami co najwyżej mogła założyć po robicie marną maseczkę w płachcie, która w swoim składzie miała same najgorsze rzeczy.
    — Muszę przestać się z tobą spotykać, bo zaczynam myśleć o głupotach — powiedziała w końcu wypuszczając dym i oddając skręt chłopakowi, z którym przyszło jej spędzać dzisiejszy wieczór. Mogła wyjść na imprezę. Założyć krótką sukienkę, wysokie szpilki i pić drogiego szampana, może poderwałaby kogoś i wróciła z interesującym facetem do mieszkania, a zamiast tego miała na sobie wygodne legginsy z pasującą do nich bluzą, kurtkę ściągnęła. Mimo tego domowego wyglądu wciąż prezentowała się nienagannie. Włosy związane były w kucyk, na jej twarzy gościł makijaż. Nie rezygnowała z niego nawet, gdy chodziła na siłownię. Nigdy nie była pewna, kiedy ktoś postanowi zrobić jej zdjęcie. Nie ważne było to, co robiłaby na zdjęciu. Bardziej martwiła się o to, jak na nim będzie wyglądać.
    Znała wszystkie popularne, luksusowe miejsca w Nowym Jorku, bo tylko takie ją interesowały. Najczęściej przesiadywała w The Soho House, a od czasu do czasu zaglądała do The Box, co zawsze wiązało się z dawką kontrowersji i niekoniecznie pochwalali ten wybór jej rodzice. Nie znała za to miejscówek takich, jak ta. Poza ich dwójką nie było tu nikogo, co jak na tak wielkie miasto było zaskoczeniem. Ciężko było w końcu w milionowym mieście znaleźć się w miejscu, gdzie są tylko dwie osoby. Musiała przyznać, że to była miła odmiana, ale w życiu nie powiedziałaby tego na głos. Spojrzała na swój telefon, który zawibrował. Wyświetlacz od razu się podświetlił ujawniając parę wiadomości typu Gdzie jesteś? Wpadasz dziś? Czekamy na ciebie! xx, zignorowała każdą z tych wiadomości. Dziś nie miała ani grama ochoty na głośną muzykę, picie bez limitu i inne rzeczy, którymi normalnie by nie pogardziła. Tutaj było jej zaskakująco dobrze i przyjemnie. W dodatku towarzystwo Jake było na swój sposób kojące. Nie czuła potrzeby, aby narzucać sobie maskę. Po prostu mogła być… cóż, bardziej zrelaksowana.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  19. Cornelia miała możliwości. Z nudów potrafiła komuś uprzykrzyć życie i wcale nie potrzebowała żadnego powodu, nikt wcale nie musiał zajść jej za skórę. Była tą dziewczyną z dobrego domu, która w szkole szukała swojej ofiary. Miała wokół siebie koleżaneczki, które nie chcąc jej podpaść robiły to co ona, a potem znalazła sobie ciekawsze towarzystwo do robienia podobnych, a nawet gorszych rzeczy. Wszystko załatwiały pieniądze. Potrafiły kupić wszystko. Zdaje się, że wraz z wiekiem powinna zacząć sobie zdawać sprawę z tego, że to nie jest dobre podejście, a w przyszłości to wszystko się może do niej wrócić. Dbała o swój wizerunek w internecie, co złego to przecież nie ona. Wspierała różne zbiórki, jeśli coś działo się na świecie to dla zagłuszenia sumienia oraz pokazania, jaki to z niej dobry człowiek robiła nieznaczące dla niej przelewy, zachęcała innych do zrobienia tego samego, a potem wracała do swojej rzeczywistości, w której najważniejsza była ona. Cornelia miała naprawdę wszystko i nawet więcej. Mieszkała w cudownym mieście, w strzeżonym dwadzieścia cztery na dobę apartamencie, z którego miała widok na Central Park. Jedno skinięcie palcem i miała wszystko. A czasami się zastanawiała, właśnie wtedy, kiedy była na haju, czy na pewno niczego jej nie brakuje. Te spotkania jej naprawdę szkodziły.
    Lubiła spotykać się z Jakiem. Tak po prostu. Nie czuła nigdy przy nim żadnej presji, aby być najlepszą, nie musiała z nim o nic rywalizować. Było przy nim po prostu tak luźno, na spokojnie i fajnie. Dawał jej to, czego chciała. Prochy mogła niby załatwić od każdego, ale jakoś tak się złożyło, że to właśnie do Millera miała zaufanie. Ona dostawała to, co chciała, Jake również i często wrzucała mu coś dodatkowo. Nie dlatego, że sądziła, że sobie nie radzi w życiu, czy że powinien liczyć każdy grosz, ale po prostu go lubiła. Taki napiwek za prochy, ot co.
    — Och, no wiesz takie różne… głupie i przyziemne rzeczy — mruknęła wymijająco i to wcale nie dlatego, że chciała uniknąć rozmowy. Samo z siebie tak wyszło. W pierwszej chwili nie wiedziała, co planuje, gdy złapał ją za dłoń. Nie protestowała ani nie kwestionowała tego, gdy już znalazła się na jego udach. To była miła odmiana. Nie patrzył się na nią, jak na kawałek mięsa, który można wykorzystać czy zostawić sobie na później. Sama co prawda nie była lepsza. Nie lubiła się przywiązywać na dłuższą metę. Może po prostu nie poznała jeszcze tej odpowiedniej osoby, a z drugiej strony widziała, jak każdy związek jej znajomych się rozlatywał. Nawet tych, którzy mieli dziecko w drodze. Jak więc mogła liczyć na to, że sama znajdzie szczęście w drugiej osobie? Za to z Jakiem było miło. Tak po prostu. — Chciałbyś naprawdę wiedzieć? Dużo, mrocznych i nieciekawych rzeczy, Miller. Wzięła od niego skręta i ponownie się zaciągnęła. Cholernie tego potrzebowała. Nawet nie bycia na haju, a po prostu relaksu w dobrym towarzystwie i bez upierdliwych ludzi, wpychania telefonu przed twarz i ciągłych InstaStories, aby pokazać, jak to świetnie się bawią.
    — Ale popatrz — mruknęła, zarzucając mu ręce na ramiona. Wcześniej oddała mu skręta, więc dłonie miała wolne, które splotła na jego karku. — Mieszkamy w tym cholernym mieście. Mamy… co tylko chcemy. A za rogiem są ludzie, którzy nie mają nic albo tyle, aby ledwo przeżyć miesiąc. Pokręcone, nie?
    Normalnie by o tym nie pomyślała. Na co dzień miała inne zmartwienie. Czy jej asystentce uda się dorwać torebkę z limitowanej kolekcji Jimmy Choo, czy projekty są gotowe i w trakcie realizacji, cała masa. Teraz mając przed sobą miasto rozmyślała o wszystkim i wszystkich.
    — Nie wiem co bym zrobiła, gdybym się znalazła po drugiej stronie. To straszne. Nie mieć nic. Albo mieć, ale nie na swoje przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama westchnęła z irytacją, kiedy telefon znów się odezwał. Włączyła tryb samolotowy. Teraz nie będzie im przeszkadzało już absolutnie nic. Może, gdyby była w innym nastroju to chciałaby zaciągnąć Jake na imprezę. Bawiliby się razem świetnie, tego była akurat pewna. Nie chciała jednak zmieniać miejsca. Mieli tu swoją dwuosobową imprezę i bawili się całkiem świetnie, po co im były dodatkowe osoby, prawda?

      Nela

      Usuń
  20. Wydała z siebie zduszony dźwięk frustracji. Dlaczego Jake musiał być tak wkurzający? O ile byłoby łatwiej, gdyby nie działał na nią w taki sposób, gdyby jego egzystencja była ostatnim, co zaprzątało by jej głowę. Żałowała, że nie potrafiła być ponad to.
    — Jesteś… jesteś… — spoglądała na niego, wyszukując najbardziej odpowiedniego słowa, które w idealny sposób opisywałoby jej uczucia względem niego, a raczej niechęć. Wcale nie zamierzała go obrazić, chciała jedynie, aby miał świadomość, jak bardzo go nie znosi. Za sam fakt swojego istnienia. Zamroczony alkoholem umysł nie podsuwał jej jednak dobrych słów. Z jakiegoś powodu skupiał się na tym, czego z pewnością nie mogła mu powiedzieć. Że jest niesamowicie przystojny, że jest świetnym graczem i na pewno ma przed sobą karierę sportową, o której inni mogą tylko marzyć, że lubi sposób w jaki się uśmiecha, że chciałaby chociaż raz móc spędzić z nim i Phoebe jeden z tych ich wspólnych wieczorów. Było to wszystko, czego powiedzieć nie mogła, więc tylko zacisnęła mocno wargi i prychnęła, mocniej splatając ręce, żeby nie wyrzucić ich w górę, okazując jednocześnie, jak bardzo była sfrustrowana. Była pijana, ale resztki zdrowego rozsądku przemówiły. Na całe szczęście, bo gdyby palnęła coś głupiego nie byłaby w stanie spojrzeć mu nigdy więcej w oczy, chociaż już teraz starała się tego nie robić.
    — Jesteś idiotą — burknęła, on naprawdę liczył na to, że będzie z nim spacerować po plaży? Czy on w ogóle widział, jak była ubrana? Mniejsza z sukienką, ale szpilki i piasek to nie było najlepsze połączenie. — Tylko cię ostrzegam — powiedziała, a następnie wstrzymała oddech, gdy się do niej zbliżył. Dała się przepchnąć w bok, wywracając oczami na ten jego uśmieszek. Nie mogła na niego za długo patrzeć, bo upojenie alkoholowe mogłoby podsunąć głupie pomysły. Wyskoczenie z jadącego samochodu to był pikuś. Zresztą właśnie na tym powinna się skupić, chciała narobić mu problemów. W samochodzie udało mu się ją powstrzymać, ale tutaj? Zwłaszcza, że tak bardzo namawiał ją do samodzielnego spaceru. — Na pewno pamiętasz, co się stało z Lucasem — stwierdziła, wzruszając od niechcenia ramionami, chcąc za wszelką cenę sprawić wrażenie obojętnej na te wydarzenia, bo to przecież nie była jej wina… — albo z Taylor — dodała, spoglądając w końcu na niego. Cała ta sprawa z upiciem dziewczyny nie wyszła z jej inicjatywy, to Suzie była z nią posprzeczana, ale Meg była niemal pewna, że gdyby nie jej obecność, dziewczyna prawdopodobnie uniknęłaby niemal roku w śpiączce, z której podobno zaczęła się wybudzać. Po prostu skończyłoby się na nieszczęsnych fotkach i opowieściach, które żyły by przez jakiś czas swoim życiem, a po tygodniu każdy i tak zapomniałby, że coś takiego miało w ogóle miejsce. W końcu gorące tematy zmieniały się w ekspresowym tempie — Na twoim miejscu bałabym się spokojnie spać, kto wie… Może to twój ostatni raz na plaży nocą, z dziewczyną, której nawet nie tkniesz — rzuciła mu krótkie spojrzenie — trochę słabe ostatnie chwile. W dodatku z niebem, na którym nawet nie widać gwiazd. Żenujące — mówiąc to, odchyliła głowę, aby zerknąć na niebo, na którym nie było wiele widać. Miasto za bardzo je rozświetlało, aby dało się dostrzec jakiekolwiek gwiazdy. Mimo to uśmiechnęła się delikatnie do nieba i zrobiła krok do przodu, rozkładając ręce na boki. Cały czas wpatrzona w te beznadziejne niebo, zaczęła się kręcić dookoła siebie, zapominając o groźbie Jake’a i jego beznadziejnym spacerze. Zaśmiała się cicho do samej siebie, kiedy zaczęło jej się kręcić przed oczami na tyle, że musiała w końcu przestać. Cichy śmiech, szybko zmienił się w głośny, perlisty dźwięk, gdy wciąż patrzyła w niebo. — Beznadzieja, że nawet gwiazd nie da się pooglądać — powiedziała, ale wciąż się przy tym śmiała.

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  21. Gdyby tylko miał świadomość, jak bardzo ją w tej chwili wkurzał… Nie, pewnie to i tak niczego by nie zmieniło. Problem polegal jedynie na tym, że Margaret wkurzała się jednocześnie na niego i na siebie, bo przecież lubiła jego uśmiech, a nie powinna, nie mogła niczego w nim lubić. Miała narobić mu kłopotów i tej myśli powinna się przede wszystkim trzymać.
    Myśli rudowłosej były jednak na tyle różnorodne, a przez upojenie alkoholowe skupienie się na jednej było na tyle trudne, że w jej głowie co rusz pojawiało się coś innego i nim zdążyła się dwa razy zastanowić, to po pierwsze: paplała, a po drugie: myślami była już przy kolejnym pomyśle, nim zdążyła w ogóle skończyć mówić o tym pierwszym.
    — Tak, tak właśnie twierdzę — mruknęła — jesteś najbardziej idiotycznym człowiekiem jakiego znam, blondasie — dodała, mrużąc gniewnie powieki. Miała ochotę zetrzeć mu z twarzy ten uśmieszek i sprawić, aby w końcu stało się to, nad czym pracuje od dwóch lat. Żeby Jake wybuchł, żeby miał w końcu poważne kłopoty, przed którymi nie będzie w stanie z łatwością się wybronić.
    Spojrzała na niego, a następnie roześmiała się głośno, gdy zaczął ją podejrzewać o rozprowadzanie narkotyków. Zdecydowanie nie tym się zajmowała, chociaż może powinna. Miałaby wówczas konkretne powody do wyrzutów sumienia, które ciagle ją męczyły. A tak? Teoretycznie wiedziała, że to nierealne aby jej obecność miała jakikolwiek wpływ na czyjąś śmierć. To było przecież niedorzeczne. Niemożliwe. A jednak sama się tak mocno uczepiła tych myśli, że chyba zaczynała w to wierzyć, w to, że jest z nią coś bardzo nie tak.
    — O matko, zawsze tak jest! — Krzyknęła, celując w niego wskazującym palcem — wszyscy dookoła po prostu umierają! Zawsze. Taylor miała jakieś wyjątkowe szczęście, że to tylko śpiączka — stwierdziła, odwracając się plecami do Jacoba, aby zacisnąć mocno powieki i przełknąć łzy. Tego brakowało, aby się jeszcze przed nim rozpłakała. Nigdy na to nie pozwoli.
    Kręcenie się pomagało dopóki nie zaczęło kręcić się jej w głowie. Miała jednak poczucie chwilowej beztroski i przede wszystkim liczyła na to, że nie będzie już śladu po łzach.
    — Bo człowiek potrafi się przyzwyczaić do beznadziejnych rzeczy — mruknęła, spoglądając na ich dłonie, zastanawiając się nad tym czy też poczuł przyjemny dreszcz. Boże, chyba naprawdę wypiła zdecydowanie za dużo. Dała się jednak poprowadzić do wejścia, a kiedy kazał jej ściągnąć buty, spojrzała na niego jak na idiotę. Widząc jednak, że on sam to zrobił, ugięła się.
    — Nikt nie prosił — powiedziała, patrząc w jakiś punkt w oddali. Kiedy postawiła bose stopy na zimnym piasku, momentalnie na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. — Uduszę te jędze, że w ogóle na to pozwoliły — miała nadzieje, że tak się rozmówią, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy. A jak tak to pokaże im, jaką potrafi być wspaniałą przyjaciółką.
    Chociaż pierwsze kroki na zimnym piasku były naprawdę nieprzyjemne, im dłużej czuła go pod nogami tym bardziej się przyzwyczajała. Nie mogła się tylko przyzwyczaić do ich złączonych dłoni, a myśli skakały od rąk, do stóp, aby po chwili wrócić z powrotem do rąk, a później uczepić się czegoś zupełnie innego. Starała się po prostu nie myśleć, ale to wydawało się niemożliwe
    — Po co w ogóle przyjechałeś i dlaczego się po prostu nie zatrzymałeś? Moje problemy nie są twoimi problemami — mruknęła, spoglądając w stronę wody i ruszyła w jej stronę.

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  22. Zuri odcinała się od rodziny. Bardzo mocno i bardzo uparcie dążyła do samowystarczalności i niezależności. Miała cięty język i twardy jędrny tyłek, szła przez życie jak taran, dosięgając każdy cel, jaki sobie wyznaczyła. Nie było tu tragicznej historii, nie było niezgody i dramatu w tle, a ten jeden, który ją taką uformował, który pokazał jej, że zdobędzie szczyt nie poprzez bycie słodką, dobrą dziewczynką, a przez dzierżenie siły, wymazała z pamięci. Zresztą sprawę czternastoletniej molestowanej dziewczynki zapomniały nawet media i dzisiaj już nawet nikt tego nie wspomina, bo Zuri nie jest tym zastraszonym dzieckiem. Już dawno przestała nim być. A rodzinę odcinała, bo nie pochwalali tego, co robiła. Nie rozumieli jej. I martwili się. A ona chciała im pokazać, że nie potrzebuje ich strachu i pomocy, że nie muszą się martwić. Cóż... wiele robiła dla nich, ale tak na prawdę polubiła to, że manipulacja opinią publiczną jest tak fascynującą i satysfakcjonującą zabawą.
    Była modelką, ale nie wpadła jak Phoebe w wielki wir imprez i szybkiego sukcesu na raz. Od małego chodziła na sesje, a w wieku czternastu lat rozpieprzyła w pył agencje modelek, pozywając jednego z ich członków zarządu o molestowanie. Miała czas, aby nauczyć się odnajdywać w tym świecie i bronić. Dzisiaj brała pokazy w najlepszych sesjach i sporadycznie pokazywała się na wybiegach, bo skupiła się na tworzeniu własnej marki biżuterii. Zaczynała tworzyć własny biznes i była dostatecznie sławna i twarda, aby iść w to w zaparte, porzucając modeling. Z Phoebe nie miała kontaktu, po tym, jak zaprosiła ją do siebie na sesje przy pierwszej kolekcji, widziała jak dziewczyna rozkwita i życząc jej powodzenia, odwróciła się ogonem. Phoebe nie była jej pracownicą, ani nie była jej odpowiedzialnością. Nie chodziło o brak troski i wyobraźni, ale najzwyczajniej w świecie Zuri żyła własnym życiem, a nie cudzym. Nie miała swoich dzieci, niby z jakiego powodu miałaby niańczyć cudze i to prawie dorosłe?
    Nie połączyła faktów i najzwyczajniej w świecie nie siliła się na to. Była teraz w klubie, lekko wcięta, totalnie rozluźniona i czuła się po prostu dobrze. Kołysała się w rytm muzyki, kręcąc biodrami i ocierając się o chłopaka kusząco, unosząc ramiona nad głową i odchylając się w tył, teraz ufnie przylegając plecami do Jake'a. Przypałętał się, a ona wiedziała, że czegoś chce, bo choć nie skończyła szkoły, nie była głupia. Może i był dobry w ukrywaniu uczuć, w rozbudzaniu pragnień, ale miał przed sobą kogoś, kto manipuluje dla zabawy. Ona też znała ludzkie pragnienia i umiała trącać odpowiednie struny, by je rozbudzić, bądź ugasić.
    Położyła dłonie na jego torsie, gdy obrócił ją ku sobie i powoli zawędrowała palcami do jego ramion i dalej na kark, aż złączyła dłonie, obejmując chłopaka. Wspieła się na palce i mógł pomyśleć, że chce go pocałować, bardzo wesoła i rozochocona, ale aż tak jej nie skusił. Zresztą, ona lubiła starszych, z dzieciakami w swoim wieku się nie bawiła. Przechyliła lekko głowę na bok, zerknęła za siebie na bar i już wiedziała... On czegoś bardzo chce. Przylazł do niej i teraz chciał ściągnąć ją z parkietu, podczas gdy bawiła się wyśmienicie i chciała tańczyć. Nie chciała rozmawiać, a na niego nie miała szczególnej ochoty.
    - Stać mnie na drinka - zapewniła przy jego wargach i cmoknęła go w czubek nosa, zaraz potem roześmiana odsuwając się, zabrała dłonie z jego karku. Obróciła się wokół własnej osi i do kolejnego kawałka, zakręciła tyłkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaintrygował ją, szczególnie w momencie, kiedy nie ścisnął jej tyłka, choć już ułożył na nim łapę. Dlatego podrygując wróciła do Jake'a i staneła przy nim, przestając tańczyć. Uniosła dłoń i wycelowała palec w jego brzuch, dźgając czubkiem spiłowanego długiego paznokcia mocne, wyćwiczone mięśnie.
      - Czego chcesz Muller? - spytała głośno, aby przekrzyczeć muzykę i mógł być pewien, że nie pójdzie nigdzie indziej spokojnie porozmawiać. Chyba że poprosi. Ładnie.

      let's get down to business

      Usuń
  23. Mieli całkiem dwa odmienne cele na tę noc. Meg uznała, że skoro pofatygował się po nią, w dodatku nie zabrał jej prosto z imprezy do domu… Sam prosił się o woskowanie w kłopoty. I wyjątkowo tym razem wcale nie chciała, aby to on w nie wpadł. Jakby nie patrzeć, była w tej chwili pod jego opieką. Jeżeli coś jej się stanie… Jake będzie za to odpowiedzialny. Miała głęboko w poważaniu to, jak ma siebie samą uszkodzić. Szansa taka jak ta nie zdarzała się często, nie wykorzystanie jej byłoby największą głupotą na świecie.
    Dobrze, że jej pijany mózg był na tyle genialny, aby wypatrzeć okazję. Bo jej pomysł wcale nie był niebezpieczny, głupi i wymyślony tylko dzięki temu, że była pijana i nie myślała racjonalnie. Nie no ani trochę.
    — Gdybym miała ochotę ci pocisnąć to bym to zrobiła — mruknęła, wywracając teatralnie oczami. Oczywiście, że chciała odnaleźć bardziej obrażające słowa niż blondas i idiota, ale chwilowo jej zamroczony alkoholem umysł nie potrafił tego zrobić.
    Rzuciła mu długie spojrzenie. Mogła się domyślić, że niczego nie zrozumie i będzie się z niej śmiał, a w tym momencie to zdecydowanie nie było to, co chciałaby usłyszeć. Nie liczyła na słowa wsparcia ani otuchy ze stronę Jake’a, ale… Właściwie to na co liczyła? Powinna była się po prostu zamknąć.
    — Też się dziwię, że wciąż oddychasz — mruknęła pod nosem — umierają tylko te osoby, na których mi zależy — dodała, a kiedy zorientowała się, co powiedziała, zasłoniła dwiema rękoma usta. Słyszał czy nie słyszał? Pospiesznie odwróciła spojrzenie, a kręcenie się wokół siebie było po prostu zbawienne.
    Kiedy przestała i złapała równowagę, wzruszyła ramionami. To nie był jego interes. W ogóle nie powinna była z nim rozmawiać. Musiała skupić się na wszystkim tylko nie na rozmowie z nim. Dlatego obrała nową taktykę, jaką było ignorowanie go, tak po prostu. Chociaż gdy pochwalił ją niczym psa, miała naprawdę ochotę coś powiedzieć i może w dodatku mu przywalić w tę śliczną buźkę.
    — No tak, Aaron — prychnęła — jego też nikt nie prosił. Czy wy nie możecie dać mi po prostu świetego spokoju? Może właśnie chciałam tak spędzić noc? Może taki miałam plan?! — Wycelowała w niego palcem. Był kretynem jeżeli myślał, że gdziekolwiek z nim pojedzie. Wróci do domu wtedy, kiedy sama nabierze na to chęci. Na ten moment miała ochotę go po prostu wkurzyć i udowodnić bardziej sobie niż jemu, że jej słowa się liczą. Uśmiechnęła się lekko, gdy odczuwalne zimno pod nogami stało się jeszcze bardziej intensywne przez zimną wodę.
    — A ktokolwiek chce, żebyś wchodził? — Spytała, nie robiąc sobie nic z jego spojrzenia i wyszarpnęła rękę z jego dłoni. Gdy to się udało, poczuła się tak, jakby zyskała nową dawkę energii. Szybko ściągnęła z siebie jego bluzę. W pierwotnym planie chciała tez ściągnąć sukienkę, ale nie spodziewała się, że będzie trzymał ją za rękę i będzie tak blisko. Nie mogła wiec tracić czasu na rozbieranie się do bielizny, bo istniało ryzyko, że zdążyłby ją powstrzymać przed wejściem do wody, a do tego nie mogła i nie chciała dopuścić. Dlatego tuż po zrzuceniu z siebie bluzy, ruszyła biegiem w ciemną wodę, nie przejmując się zupełnie niczym. Nie myśląc o skutkach i konsekwencjach. Mokro, zimno? W ogóle się tym nie przejmowała, nie w tej chwili. Kiedy znalazła się po kolana w wodzie, odwróciła się przodem do brzegu i uniosła obie dłonie, pokazując Jake’owi wymowny gest, środkowym palcem. Zrobiła krok do tyłu chcąc wejść głębiej, ale wtedy poczuła na łydce, że coś ją smyrnęło. Podskoczyła momentalnie, zaczynajac jednocześnie krzyczeć. W efekcie stąpnęła na kamień i się potknęła, lecąc do przodu. Przed całkowitym zamoczeniem się, uratowały ja wyciągnięte przed siebie ręce, ale wtedy ponownie się wydarła.
    — Boże, Jake, tu coś jest!!! — Wydarła się, czując jak paraliżuje ją strach. To były glony, ale Meg była tak przestraszona wizją krwiożerczej bestii, że nie pomyślała o tym co oczywiste.

    🌊

    OdpowiedzUsuń
  24. Boże! Miała taką ochotę mu przywalić. Zwłaszcza, gdy tak puszczał do niej oczka. Tak naprawdę, wolałaby zrobić coś zupełnie innego, ale na to nawet jej pijany umysł by się nie odważył. I całe szczęście, bo gdyby się nagle rzuciła na jego usta, a on by jej o tym przypomniał na trzeźwo, nie potrafiłaby nigdy więcej na niego spojrzeć, przebywać w tym samym pomieszczeniu, a co dopiero mówić o wspólnym mieszkaniu!
    Na szczęście nie była, aż tak bardzo pijana, chociaż mogła by dać sobie odciąć rękę, że o poranku będzie umierała z powodu bólu głowy, a pamięć… Cóż, pewnie niewiele z tego wszystkiego zapamięta. Biorąc pod uwagę, jak bardzo nie kontrolowała własnego języka i jak wiele słów, które nigdy nie powinny opuścić jej ust, jednak je opuszczały… Dla jej własnego spokoju byłoby lepiej, gdyby nic nie pamietała i aby sam Jake też zapomniał o tej nocy.
    Spojrzała na jego rękę zaciśniętą na jej ramieniu, a następnie przeniosła spojrzenie swoich ciemnych oczu na jego jasne. Przygryzła wargę i tylko pokręciła przecząco głową, wprawiając w ruch rude kosmyki otulające jej twarz.
    Cholera! Trzeźwa Margaret nie dopuściłaby do tego, aby ta rozmowa w ogóle się zaczęła. Wiedziała, że nie powinno do niej dojść. Pijany umysł Meg uznał jednak wręcz przeciwnie, że skoro już i tak się wygadała, co się może stać, jeżeli powie mu wszystko? Oh, przestańmy pierdolić. Meg w tej chwili nie myślała. Działała pod wpływem alkoholu i mówiła jak i robiła wszystko prosto z marszu, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
    — Tak… B-bo mi się podobasz i tak cudownie się uśmiechasz, a twoje oczy tak uroczo się wtedy mrużą… i jesteś wysportowany, mądry i zakazany, a to wszystko sprawia, że… — urwała, nie dokańczając.
    Nie przeszło jej nawet przez myśl, że ktoś mógłby ją skrzywdzić. Zakładała, że z reguły to wszyscy dookoła są krzywdzeni, a nie ona. Jakby zapomniała, że jej też mogło coś grozić. Pewnie miał racje, pewnie mogła mu po prostu podziękować, grzecznie się przejść, zjeść coś, wrócić do domu i grzecznie położyć się w łóżku, a rano zachowywać się tak jak zawsze. Wrednie.
    Wejście do wody było spowodowane już nie tylko chęcią wpakowania go w kłopoty, postawieniem na swoim. Raczej formą ucieczki przed ewentualną kontynuacją rozmowy na temat tego, że leciała na niego, a cała jej zołzowatość w dużej mierze wynikała właśnie z tego powodu. Oczywiście oficjalną wersją było to, że chciała aby wybuchnął, żeby w końcu miał kłopoty u rodziców i naprawdę sama chciała w to wierzyć. Musiała w to wierzyć, bo inaczej byłoby dużo trudniej żyć z nim pod jednym dachem.
    Nie przewidziała, że w wodzie mogą wystąpić komplikacje, że tym razem naprawdę będzie potrzebowała jego pomocy i gdyby nie daj boże zostawił ją na tej plaży samą, mogłaby się właśnie topić.
    Gdyby tylko nie skupiała się na tym, żeby naprawdę nic jej nie pożarło ani żeby to coś więcej jej nie dotknęło, odpyskowałaby mu. Dlatego, mimo tego, że się na nią wydzierał, milczała, grzecznie pozwalając mu zrobić ze sobą wszystko, byleby tylko wyciągnął ją na brzeg, żeby znowu czuła pod nogami suchy piasek.
    Drżała, ze strachu, zimna i chyba wstydu. Mokra sukienka przylgnęła jeszcze bardziej do jej ciała, sprawiając, że było jej tylko zimniej. Cześć włosów zmokła i tak jak ubranie, przylgnęły do jej ciała.
    — Tam coś było — wyszeptała cicho, obejmując swoje ramiona, cały czas przy tym drżąc. Widziała, że był zły. Chyba jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie i czuła, że mocno przesadziła z tą wodą, ale to się wydawało takie sensowne jeszcze chwile temu! — N-nic mi n-n-nie jest — wydusiła, szczękając z zimna zębami — n-nie wiem, m-może — prychnęła, celując w niego palcem. Wbiła go na wysokości jego mostku i przycisnęła mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała ochotę go udusić i nawrzeszczeć na niego, chociaż zdecydowanie to on miał prawo być wściekły na nią, miał za co. A ona? Ona była na niego wściekła, bo mogła, mogła przeistoczyć swoje zakochanie w nienawiść i nikt się temu nie dziwił, to było jedyne silne uczucie, które mogła mu okazać bez strachu, że ktokolwiek będzie ją oceniał. Teoretycznie nie było spokrewnieni, ale odkąd ich rodzice się pobrali, stali się rodzina i Meg wiedziała, że Jake jest zakazanym owocem, a ona była pieprzoną Ewą, która tak bardzo pragnęła ulec pokusie… ale nie mogła. Dlatego tak bardzo się go uczepiła.
      Wypuściła wściekle powietrze przez nos, starając się nad sobą panować. W końcu to ona zdecydowanie w tym momencie była tą, na którą można się wściekać, a nie tą, która się wścieka.
      — Odwróć się — oznajmiła, cofając palec, ale nim to zrobił, przewróciła oczami i to ona się odwróciła plecami do niego — rozepnij zamek i p-podaj mi bluzę — odezwała się jednak trochę łagodniej. Wiedziała, że dopóki nie ściągnie sukienki będzie jej zimno. Na szczęście bluza, którą dał jej wcześniej była niewiele krótsza od sukienki, którą na sobie miała więc nie musiała się martwić tym, że będzie paradować z całkiem odkrytym tyłkiem, może tylko odrobinę, ale nie bardziej niż przy dżinsowych szortach, które tak uwielbiała nosić latem — poproszę — dodała, bo chyba się bała, że wykorzystała limit dobrych uczynków Jake’a względem siebie.

      wasze utrapienie

      Usuń
  25. Margaret nie był do końca pewna czy była zakochana w Jake’u. Z pewnością była nim zauroczona, ale to trwało już tyle czasu, a skoro wciąż jego uśmiech przyprawiał ją o miękkie kolana, przecięcie się spojrzeń powodowało motylki w brzuchu, a oglądanie meczy powodowało dumę, gdy jego drużyna wygrywała… Chyba mogła powiedzieć, że była zakochana. Problem polegał na tym, że wszystkie te miłe i przyjemne odczucia musiała w sobie chować, nie mogła przecież ich komukolwiek pokazać ani nawet o nich powiedzieć. Nienawidzenia Jacoba było logiczne i łatwe, poza tym z jakiegoś powodu łatwo było jej się na niego złościć. Może przez zachowanie jego bliźniaczki? Przez to, że tak po prostu musiała patrzeć jak spotyka się z innymi dziewczynami, a ona nic nie może z tym zrobić? Wiedziała, że są rodzeństwem, przyrodnim bo przyrodnim, ale rodzeństwem i to wszystko komplikowało. W dodatku Margaret zdawała sobie sprawę z tego, że to nie była mała, niewinna komplikacja. Jej kaliber był ogromny i nie do przejścia.
    — Wiem, że nie powinieneś, ale nic z tym nie zrobię. Boże, od dwóch lat staram się to zdusić, nie patrz tak na mnie!
    Nie mogła znieść tego świdrującego spojrzenia, po prostu nie mogła.
    Spojrzała na niego, zaciskając mocno wargi. Mógł sobie darować, przecież wyraźnie czuła, że coś otarło się o jej łydkę. Powiedziała, że to było coś, równie dobrze wspomniana przez niego ryba czy wodorost mógł być tym czymś.
    — Nie powiedziałam, że to był potwór, idioto — burknęła, wracając do starej śpiewki. Jeżeli spodziewała się, że wyznanie cokolwiek zmieni, to jak się właśnie przekonała, wcale tak nie było. Może i lepiej. Oboje powinni szybko zapomnieć o tym, co takiego mu nagadała. Znaczy, ona rano zapomni, ale Jake też powinien.
    Drżała przez cały czas, więc kiedy jej dotknął, reakcja jej ciała nie była zauważalna. Tylko Meg miała świadomość, który z dreszczy był spowodowany jego bliskością, jego dotykiem. Chwyciła materiał sukienki i podwinęła go, ściągając ją z siebie. Gdy i ciało i ubranie było mokre, nie było to takie łatwe. Założyła bluzę na wilgotną bieliznę i mocno, szczelnie się nią otuliła, splatając ręce pod biustem.
    Oczywiście, że nie miała ochoty być potulna, dlatego zacisnęła mocno wargi w wąską linię, zmarszczyła brwi, ale schyliła się po sukienkę, a kiedy już się wyprostowała spojrzała na niego.
    — Nie boję się tych twoich nic nie znaczących gróźb — mruknęła, wbijając w niego spojrzenie. Gdyby nie było jej tak zimno i gdyby miała na sobie coś więcej niż bieliznę i jego bluzę, może faktycznie kombinowałaby, jak przeciągnąć powrót do domu, ale w tej sytuacji… Ruszyła w stronę, z której całkiem niedawno przyszli. — Mamy w domu popcorn? — Spytała, kierując się w stronę samochodu — mam ochotę na popcorn — stwierdziła, zerkając na niego niewinnie, dalej posłusznie idąc do samochodu, nawet gdy znaleźli się już przy wyjściu z plaży. Nie przejmowała się tym, że miała bose nogi i stąpała nimi po zimnej, brudnej ziemi. Zaraz po powrocie do domu i tak wyląduje w łazience, bo musiała zmyć z siebie morską wodę i przede wszystkim musiała się porządnie rozgrzać.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  26. — Nie wiem, ale nie tak! — Stwierdziła zdenerwowana, odwracając od niego wzrok. Tak naprawdę, to akurat niewiele dało, bo i tak cały czas miała wrażenie, że patrzy na nią w ten świdrujący sposób.
    — Jesteś takim kretynem, chyba cofnę to o mądrości, bo im dłużej z tobą gadam coraz bardziej akurat w to zaczynam wątpić — prychnęła, kiedy jej odburknął. Przez myśl jej przeszło, że może to jest właśnie sposób. Spędzanie z nim czasu i próbowanie dostrzeżenia wszystkich wad, jakie miał. Może by jej przeszło? Może czuła coś do swojego wyobrażenia o Jacobie, a nie do niego tak naprawdę? To było logiczne, bo przecież ledwo co się znali… Ale wiedziała też, że to wszystko chyba za długo trwało, aby z taką łatwością teraz mogło minąć. Zagryzła wargę, zastanawiając się nad tym, co właśnie działo się w jej głowie.
    Zignorowała go, skupiając się bardziej na drodze, którą miała do pokonania i o jedzeniu. Im dłużej o nim myślała, tym coraz bardziej zaczynała odczuwać głód.
    — Odzywaj się częściej, to może szybko mi przejdzie — mruknęła cicho, wsiadając do samochodu, gdy otworzył przed nią drzwi. Sięgnęła od razu po pas bezpieczeństwa, a kiedy go zapięła przekręciła się w taki sposób na fotelu pasażera, aby nie musieć patrzeć na Jake’a. Wbijała spojrzenie w szybę, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co się za nią działo. Cały czas trzymała ręce na swoich ramionach, obejmując się.
    Rzuciła krótkie spojrzenie na radio, gdy ten je ściszył, za wszelką cenę unikając spojrzenia bezpośrednio na niego, zwłaszcza, że znowu czuła na sobie jego wzrok. Nie chciała na niego teraz patrzeć. Wywróciła oczami, słysząc jego pytanie.
    — A jak mogą ci się podobać te wszystkie laski, z którymi się spotykałeś? — Odpowiedziała pytaniem na pytanie, wciąż na niego nie patrząc. Przecież to nie było tak, że spojrzała na Jake’a i oznajmiła sobie, że od dzisiaj to on jest obiektem jej westchnień. Poza tym, naprawdę się starała w sobie to zdusić! Może gdyby Lucas nie zmarł coś by z tego wyszło? Zamiast ciągnąć tę beznadziejną dyskusje, byłaby z nim… ale on nie żył, Meg była w samochodzie z chłopakiem, który bardzo jej się podobał, ale którego nie mogła lubić, nie w sposób w jaki by chciała. I zadawał tak beznadziejne pytania!
    Kiedy odezwał się ponownie, skuliła ramiona, bo nie spodziewała się takiego wybuchu to po pierwsze, a po drugie słowa, które wypowiadał brzmiały okropnie. Wiedziała jak się zachowywała i co robiła, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, że to przez nią chciał się wyprowadzić, że tak bardzo zaszła mu za skórę, że chciał uciec. Chciał uciec od niej. Zagryzła wargę, jednocześnie zaciskając mocno powieki. Czy właśnie nie tego chciała? Nie chciała ciągnąć tej rozmowy, ale coś jej podpowiadało, że jest mu to winna.
    — Bo mogę cię nienawidzić — szepnęła cicho — nikogo nie dziwi, że cię nie znoszę, że rzucam jakieś głupie teksty, że cię nie lubię… Nikt nie szuka w tym drugiego dnia — powiedziała, opuszczając głowę. Wbiła spojrzenie w swoje ręce skubiące skórki przy paznokciach — a gdybym była miła? Ktoś na pewno prędzej czy później zauważyłby, że ja cię lubię za bardzo — a przecież na to nie mogła pozwolić. Co prawda wątpiła w to, aby zauważyli to akurat rodzice, byli za bardzo zajęci swoimi sprawami lub sobą nawzajem. Ale Phoebe? Inne dziewczyny ze szkoły? Wiedziała, jak mogło się to skończyć i nie mogła na to pozwolić.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  27. Oczywiście, że zazdrościła tym wszystkim szczęściarzom, które mogły obcować z Jacobem na milion różnych sposobów, które mogły okazywać mu swoje zainteresowanie, bo nie było w tym nic dziwnego. Wiedziała, że to co czuła względem chłopaka było złe. Wystarczyło spojrzeć na jego reakcje. Nie był zadowolony z wiadomości, że jego przyrodnia siostra na niego leci. Meg wcale mu się nie dziwiła. Miała przecież świadomość, że chociaż tak naprawdę byli dla siebie zupełnie obcymi ludźmi ich rodzice sprawili, że jakakolwiek romantyczna relacja pomiędzy nimi była po prostu zła i nieodpowiednia.
    — Bardziej chodziło o to czy sobie chodzisz po mieście, patrzysz na laskę i stwierdzasz: o, dzisiaj zauroczę się tą, bo mam takie widzi mi się — mruknęła. Dla niej to też nie było normalne. Wiedziała o tym, że nie powinien jej się podobać. Później mówiła sobie, że to nie jest tak bardzo złe, gdyby czuła to samo do swojego prawdziwego brata. Na szczęście nie miała takiego i nie musiała się martwić czymś, aż tak chorym. Chociaż i tak uważała, że to co robiła było nieodpowiednie. — Myślisz, że nie wiem… Zobaczyłam cię i stwierdziłam, że od dzisiaj będę na ciebie leciała, bo przecież i tak moje życie jest za nudne?! Tak bardzo chciałabym tego nie czuć! — Krzyknęła, odwracając w końcu głowę w jego stronę i wbiła w niego spojrzenie, które odzwierciedlało rozpacz, którą czuła. Dla niej to wszystko nie było łatwe i jeżeli tak myślał, był w ogromnym błędzie. — Chciałabym się tego pozbyć! Wyrwać serce, żeby tylko nie czuć! Nawet, nawet próbowałam tych bzdur przekazywanych z babki na babkę! I zgadnij co, nic nie działa, nic! — Wrzasnęła, czując jak w oczach zbierając się jej łzy. Odwróciła głowę w stronę szyby, zaciskając mocno wargi, w myślach powtarzając sobie, że nie może się rozpłakać, nie przy nim. Wszystko się tylko komplikowało, zwłaszcza, gdy dotarło do niej, jak bardzo musiał jej nie znosić przez to jak go do tej pory traktowała. Chciał się wyprowadzić przez nią, przez to, że była taką suką. Zamiast zapanować nad łzami, czuła, że jest ich coraz więcej. Zaciskała dzielnie wargi, wbijając pusty wzrok w widok zza szyby i za wszelką cenę powstrzymując się przed spojrzeniem na niego lub odezwaniem się. Wiedziała, że gdyby zrobiła jedno lub drugie, rozbeczałaby się jak dziecko.
    — Kurwa, serio? Teraz będziesz próbował mi wmówić, że nie mogę czuć tego co czuje albo, że tylko mi się wydaje? — Spytała, ale nie odwróciła się w jego stronę. Zacisnęła natomiast dłonie w pieści, próbując zamknąć oczy i po prostu czekać, aż znajda się w domu. — Jak ma tak być dla ciebie łatwiej to proszę bardzo, żartowałam Jakie! — Prychnęła ironicznie. Chce żeby go ignorowała? Proszę bardzo, przez pozostałą część drogi może to robić. Uniosła brew, gdy przeklął. Widząc, że zerka w lusterko, sama odwróciła głowę przez ramię i na widok policyjnych świateł, prychnęła jednocześnie wywracając oczami. Powstrzymała się jednak przed powiedzeniem czegokolwiek.
    Wbiła wzrok przed siebie i czekała, co się stanie. Wiedziała, że mama i tak sprawi, że ich kartoteki znikną i przez krótką chwilę przeszło jej przez myśl, aby to wykorzystać, ale zaraz po tym przypomniała sobie, jaki Jake był wściekły, gdy znalazła się w oceanie.
    Zmrużyła oczy, gdy mężczyzna poświecił na nią latarką. Przez cały czas się nie odzywała, dopóki pytanie nie padło do niej.
    — Wpadłam do basenu u znajomego — wzruszyła lekko ramionami — widzi pan jakiego mam wspaniałego brata? Kolega zadzwonił po niego w środku nocy, a on po mnie przyjechał. Prawdziwy złoty chłopak — uśmiechnęła się szeroko — jechał tak szybko, żebyśmy wrócili do domu i żebym mogła jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku — dodała, otulając się mocniej ramionami, jakby chciała pokazać, jak bardzo było jej zimno.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  28. Margaret dobrze przecież wiedziała, że Jake nie jest nią zainteresowany, nie musiał mówić tego na głos. Usłyszenie jednak takich słów, padających z jego ust sprawiało, że było jej przykro. Nie miała pojęcia, że to co usłyszała do tej pory tak naprawdę było niczym w porównaniu do tego, co dopiero miało paść z jego ust.
    — Wyobraź sobie, że u mnie to tak nie działa — spojrzała na niego, wykrzywiając usta w grymasie — i gdyby działało w ten sposób, nigdy sama bym nie zdecydowała, żeby się w tobie zabujać — dodała, chociaż wiedziała, że dla niego to nie ma znaczenia. Problemem było to, że w ogóle coś do niczego czuła, a fakt, że to się po prostu samo stało chyba tylko wszystko pogorszał. Zacisnęła wargi, gdy wspomniał o porno, bzykaniu i byciu w różnych ligach. Może byłaby w stanie zignorować te słowa, gdyby wypowiedział je w inny sposób. Obojętność jaka brzmiała w jego głosie obudziła w Margo najgorsze emocje, jakie mogła w tej chwili poczuć. Złamane serce, wściekłość i alkohol stanowiły najgorszą z możliwych mieszanek.
    — Masz rację, Jacob — odezwała się, chociaż naprawdę chciała go po prostu ignorować. Tak, jak sobie tego życzył. O ile byłoby wówczas wszystko łatwiejsze. Doprowadził jednak ją to takiej złości, że nie była w stanie utrzymać zaciśniętych ust i nie pisnąć a nich żadnego dźwięku — nie jesteśmy w tej samej lidze. Jesteś przybłędą, Miller, wszystko, co sobie przywłaszczyłeś tak naprawdę nie należy do ciebie. Całe te życie, którego zasmakowałeś ze swoją siostrzyczką nigdy nie było dla was przeznaczone. Wiesz, jak działa los? Jak coś trafi w nieodpowiednie ręce, upomina się o to. Spadniesz na samo pieprzone dno, zaczekaj tylko, aż tatusiowi powinie się noga — syknęła — jesteście nikim. Nadal nie potrafię zrozumieć co Evelyn widzi w waszym ojcu, ale jestem pewna, że prędzej czy później przejrzy na oczy i ocknie się. My będziemy dalej żyły tak, jak zawsze, ale wy? — Prychnęła, unosząc wysoko brew — ciekawe, gdzie wylądujesz, jak nisko — mówiła to wszystko tylko przez to, że poczuła się zraniona, a Jake najwyraźniej nie wiedział, że zranienie takiej dziewczyny jaką była Margaret nigdy nie kończyło się dobrze. — O tym właśnie mówię. Kto się przejmuje zniszczonym ubraniem. Możesz kupić sobie nowe, takie same lub lepsze — wzruszyła ramionami, a zaraz potem sięgnęła rudych włosów i przerzuciła je na jedno ramię, ponownie odwracając od niego wzrok.
    Dlaczego uznała, że go w nic nie wykopie? Im dłużej policjant się jej przyglądał, tym bardziej intensywnie zaczęła się zastanawiać nad tym, aby pobawić się odrobinę jego kosztem. Mama i tak wszystko naprawi, a Jake przecież nie musiał o tym wiedzieć.
    Siedziała w samochodzie i wszystkiemu się przypatrywała, ciesząc się z tego, co widzi. Miller na muszce policjanta był naprawdę zabawnym widokiem, gdyby nie była pijana i świeżo po kłótni z nim, może nawet i by się trochę zmartwiła. Tymczasem na jej ustach był uśmiech. Uśmieszek zniknął, kiedy policjant przyszedł po nią, była jednak potulna jak baranek, więc w przeciwieństwie do Jake’a z nią panowie obchodzili się bardzo delikatnie.
    — Nie ma za co, braciszku. Pomyśl sobie, że zawsze mogło być gorzej — odpowiedziała równie cicho, a następnie spojrzała na policjantów — przepraszam panowie… tak się zaczęłam zastanawiać. Marihuana jest legalna w naszym stanie czy nie? Wszystko już mi się miesza w tej mojej uroczej główce — zachichotała, posyłając Jake’owi ostrzegawcze spojrzenie. W tej chwili była ponad nim i zamierzała to wykorzystać — wiecie, co? Tak właściwie to nie jest mój prawdziwy brat — przeszła na swobodną rozmowę z policjantami — zauważyliście, że nie mam butów? Nie mam pojęcia gdzie i kiedy je zgubiłam. Może wtedy, kiedy sukienkę — rzuciła, zostawiajac policjantów z tą myślą. Wlepiła wzrok w szybę i westchnęła głęboko — była ładna. Buty też.

    👿👿

    OdpowiedzUsuń
  29. Żałowała, że w ogóle zaczęła z nim prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Gdyby siedziała obrażona w aucie, że zabrał ją z imprezy i posłusznie wyszłaby na ten pieprzony spacer, teraz nie byłoby żadnej kłótni, w której zdążyły paść już raniące słowa.
    — Bardzo, kurwa, przepraszam — wysyczała, oczywiście w ogóle nie czując się winną. Nie panowała nad swoimi uczuciami, były prawdziwe, więc nie działały jak i Jake’a. Rządziły się swoimi prawami i Meg gówno mogła z tym zrobić. Jeżeli nie potrafił tego naprawdę zrozumieć, to był idiotą i powinna się jeszcze bardziej postarać, aby pozbyć się go ze swojego serca. Problem polegał na tym, że naprawdę próbowała już wszystkiego, co tylko przyszło jej do głowy i nic z tego nie przyniosło zamierzonego efektu.
    Wiedziała, że swoimi słowami zada mu ból, jednak w tej chwili w ogóle ją to nie interesowało. Wręcz przeciwnie, właśnie to chciała osiągnąć. Sprawić, aby poczuł się dokładnie tak samo, jak przed chwilą poczuła się ona, a wiedziała, że cokolwiek innego by powiedziała, nie przejąłby się tym w taki sposób w jaki powinien. I nie myliła się. Musiała jednak przyznać, że wystraszyła się jego reakcji, bo… Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Udało jej się chyba zrobić to, co próbowała od tak długiego czasu, a nawet jeżeli nie w pełni, to z pewnością w końcu udało jej się posunąć na przód. Szkoda, że nie w obecności rodziców i szkoda, że dopiero takimi słowami. Wiedziała, że gdyby ta dyskusja miała miejsce w domu, Evelyn strasznie by się wkurzyła. Ciągle powtarzała, aby dała już swojemu bratu spokój. Tyle, że Meg nic sobie z tego nie robiła.
    Zacisnęła wargi, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć na jego słowa, dlatego pozwoliła, aby zawisły w powietrzu. Tak naprawdę współczuła mu życia do momentu wygranej i wcale nie chciała, aby znalazł się znowu na dnie, ale pokazał jej, że nie może być z nim szczera. Szczerość doprowadziła do miejsca, w którym obecnie się znajdowali, a te nie podobało się Mackenzie ani trochę.
    Uśmiechnęła się uroczo do Jacoba, gdy odezwał się do niej. Uniosła przy tym wysoko brew, przechylając głowę lekko w bok.
    — Prosisz? — Spytała, ponownie odwracając się przodem do okna. Miała w dupie jego prośby, a przynajmniej w tym momencie. — Trzeba było myśleć wcześniej, dupku — wyszeptała. Oblizała nerwowo wargi, zerkając to na dwójkę policjantów siedzących na przodzie, to na Jake’a, jakby zastanawiała się nad tym, co ma zrobić. Mogłaby spełnić tę jego prośbę, ale co by niby z tego miała? Nie uleczy sobie serca spełnianiem jego życzeń. Co się stanie, jeżeli nie przestanie? Mama wszystko naprawi. Nie będzie po nich śladu w dokumentach.
    — Pociągniesz mnie za sobą? — Zaśmiała się cicho, nie dowierzając w jego słowa — i niby co im powiesz, braciszku? — Wbiła w niego intensywne spojrzenie — że się upiłam? Straszne rzeczy — prychnęła sarkastycznie. — Wynagrodzisz? — Te słowo ją zainteresowało i to bardzo. Na tyle, że naprawdę mogła przemyśleć to, co chciała zrobić — niby jak?

    🤔🤔

    OdpowiedzUsuń
  30. Uniosła wysoko brew, słuchając uważnie, co takiego uroiło się w jego główce. Otworzyła nieco szerzej oczy. Nie ośmieliliby się jej tknąć, prawda? Nie była pierwszym lepszym dzieciakiem, może nie należała do samozwańczej grupy rządzącej szkołą, bo nigdy jej akurat na tym nie zależało, ale… Wiedziała, że nastolatkowie robili wiele głupich rzeczy, zwłaszcza, jeżeli na wyciągnięcie ręki mieli kozła ofiarnego, a była pewna, że Jake naprawdę mógłby to zrobić. Może nawet podpowiedziałby tym dzieciakom, co mają z nią zrobić. Kurwa, miała być w tej chwili ponad nim tymczasem znowu to on miał przewagę. Trzy miesiące tortur czy dowalenie Jake’owi? Wystraszył ją i to porządnie. Nie mogła dopuścić do tego, aby miała jeszcze na głowie takie problemy w szkole, to co ją dręczyło i tak było wystarczające… Tylko nie mogła dać po sobie poznać, że jego słowa zrobiły na nim wrażenie. Czy było już za późno? Dostrzegł zmianę na jej twarzy kiedy myślała o tym, że ktoś faktycznie mógłby chcieć wsadzić jej głowę do szkolnego kibelka? Na samą myśl żołądek jej się zaciskał, a wszystko co zdążyła wypić na imprezie podniosło się niebezpieczeństw wysoko.
    — Wynagrodzisz, jasne — trochę w to nie wierzyła, ale wciąż miała wrażenie, że się za chwile porzyga i musiała szybko działać. Nie ze względu na ratunek Jake’a. Nie mogła zwymiotować przy nim i w dodatku w radiowozie.
    — To ja — odezwała się znacznie głośniej, aby policjanci ją usłyszeli — to ode mnie czuć alkohol — wzięła głęboki oddech, starając się trzymać fason — nie powiedziałam od razu, bo trochę się pokłóciliśmy z bratem — wychyliła się do przodu na tyle ile była w stanie, aby przypadkiem nie uznali, że kłamie. Była pewna, że jej oddech jasno świadczył o tym, kto z ich dwójki był pod wpływem alkoholu — miałabym taką prośbę… Możemy się zatrzymać? — Spytała — zaraz chyba zwymiotuje, a wolałabym tego nie robić w samochodzie — powiedziała, spoglądając na mężczyzn w jej przekonaniu błagalnie, jednocześnie ściszając mocno głos. Wiedziała, że to bez sensu, bo po pierwsze Jake’m nie powinna się w ogóle przejmować pod żadnym względem, po drugie wszyscy w samochodzie i tak albo zobaczą jak rzyga gdzieś na poboczu, albo jak robi to w samochodzie i była przekonana, że jeżeli naprawdę się zaraz nie zatrzymają, to się stanie — otworzycie chociaż okno? Boże niedobrze mi — jęknęła, opadając plecami na oparcie tylnej kanapy i ułożyła rękę na brzuchu, jakby to miało w jakikolwiek sposób jej pomoc z tym nieprzyjemnym uczuciem zaciągniętego mocno żołądka, a raczej ściskanego tak mocno, że jego zawartość zaczęła się cofać. Oczywiście, że winny temu był Miller! Gdyby nie wspomniał o tym kiblu w ogóle nie zaczęłoby się jej robić niedobrze, a tak jedno skojarzenie pociągnęło za sobą całą resztę.
    — Proszę — mruknęła, zasłaniając usta ręką i chyba to był ten moment, który przekonał funkcjonariuszy o zatrzymaniu się. Meg momentalnie wystrzeliła z samochodu i zgięła się w pół, wymiotując. Nieprzyjemne dreszcze przeszły przez jej ciało, a tuż po chwili dotarło do niej, jak bardzo jest jej zimno. Sięgnęła dłonią do kieszeni bluzy z nadzieją, że Jacob ma przy sobie chusteczki, ale znalazła jedynie jakieś okruszki. Może i lepiej, bo po kilku sekundach ponownie zrobiło jej się słabo i przeszły ją dreszcze, a w ustach w jednej chwili zebrało się sporo śliny i kolejny raz zwróciła treść żołądka. Cudownie, nie mogła sobie wyobrazić lepszego scenariusza na tę noc.

    😖

    OdpowiedzUsuń
  31. W tej chwili naprawdę ją nie obchodziło ją to czy mówił poważnie z tym wynagradzaniem, czy też nie. Zresztą, nie miała nawet pomysłu, czego tak właściwie mogłaby od niego chcieć. To znaczy, wiedziała, ale tego nie mógł jej dać i dobrze o tym wiedziała, więc… To było bez znaczenia. Poza tym czuła się naprawdę źle, miała w dupie pomaganie mu. Chciała, żeby samochód się po prostu zatrzymał, a ona mogła odejść na bok i w spokoju zwymiotować, z dala od oczu policjantów i Jake’a.
    — Ode mnie — mruknęła tylko na potwierdzenie swoich wcześniejszych słów, nie odzywając się więcej. Ucieszyła się, kiedy samochód zaczął zwalniać, chociaż nie podobało jej się to, że wciąż się nie zatrzymał. Odetchnęła z ulgą, kiedy mogła w końcu z niego wyjść.
    Nie przejmowała się odkrytymi pośladkami. W zasadzie nawet nie poczuła, że bluza się podwinęła. Było jej tak zimno i generalnie nieprzyjemnie, że zwyczajnie nie zorientowała się, że mogło zrobić się jej jeszcze zimniej. Zresztą. Skupiała się przede wszystkim na tym, aby się nie ubrudzić, bo nie zamierzała pozbyć się bluzy, a w swoich wymiocinach siedzieć również nie zamierzała. Zwłaszcza, że nie miała pojęcia, jak długo to wszystko jeszcze będzie trwało. Puszczą ich? A może będą chcieli, żeby odebrała ją mama z komendy? Wcale by się nie zdziwiła. Wiedziała, jacy potrafili być policjanci. Nie martwiła się swoimi aktami, bo o to po prostu nie musiała się martwić. Bardziej obawiała się wkurzenia mamy, bo przecież miała siedzieć z dziewczynami, a nie wałęsać się po imprezach.
    Drgnęła, kiedy poczuła jego obecność i bluzę, którą zarzucił na jej plecy. Zignorowała podziękowania. Bała się, że jak otworzy usta to od razu zwymiotuje kolejny raz. Zdecydowanie przesadziła z ilością wypitego alkoholu, ale do niedawna czuła się świetnie, pomimo tego, że jeszcze na imprezie potrzebowała trochę snu. Kiedy Jake ją wyciągnął z imprezy, nie było źle. Może ta zmiana temperatury z ciepła na zimno, z zimna na ciepło i tak w kółko zadziałała w ten sposób? Wypluła ślinę, drżąc delikatnie, kiedy poczuła jego dłoń. Miałą ochotę się spod niej wyrwać, uciec mu dokładnie tak jak wtedy na plaży nad oceanem. Ale było jej zimno, nie miała butów i nie stąpała bosymi nogami po przyjemnym piasku, jak wcześniej.
    Spojrzała na niego, gdy zgarnął jej włosy. Wzruszyła ramionami. Nie obchodziło ją już za, wiele, co się wydarzy. Miała tylko nadzieję, że Jake nie będzie chciał wpędzić ją w szkole w kłopoty. Nie przeżyłaby tego. Nigdy nie była wyśmiewana ani odtrącona przez towarzystwo, nie umiałaby się odnaleźć w takiej sytuacji.
    — Chcę do domu — powiedziała cicho, bo bolało ją gardło — masz chusteczki? — Spytała, starając się na niego nie patrzeć. Chyba wolałaby, aby to policjanci odstawili ją do domu. Myśl, że miała spędzić teraz czas sam na sam z Jake’m wcale jej się nie podobała. — Odsuń się, proszę — dodała cicho, bo w tym momencie jego obecność go przytłaczała.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  32. Cały bojowy nastrój jaki w sobie miała w jedną chwile zmienił się prawie w rozpacz. Było jej niedobrze, zimno i miała wrażenie, że za chwile raz jeszcze zwymiotuje. Nie obchodziło jej to czy stoi na boso, czy policjanci oglądają jej tyłek czy nie. Obchodziła ją bliskość Jacoba i to, że znajdował się w tej chwili zdecydowanie za blisko. Nie chciała jego litości i poczucia obowiązku do zajmowania się nią, bo tak wypadało, bo był przecież bohaterem całej szkoły. Podejrzewała, że wcale nikt nie miałby mu za złe, gdyby zostawił ją na pastwę losu biorąc pod uwagę wszystko to, co ona mu robiła. Oczywiście, dla niego to będzie powód do jeszcze większej chwały, gdy się okaże, że wykazał się miłosierdziem. Chociaż za przyniesienie chusteczek musiała podziękować. Wolała nie wycierać ust w rękaw bluzy.
    Nie kłóciła się, gdy wziął ją po raz pierwszy w swoje ramiona ani za każdym kolejnym razem. W zasadzie to jej odpowiadało, bo wymioty sprawiły, że czuła się wręcz wycieńczona i… Cóż, Margaret zaprawiam się tak mocno alkoholem, że urwał się jej film.
    Kiedy obudziła się w swoim pokoju, otulona kocem z rulonem pod plecami, ubrana w męską bluzę i bieliznę, na jej twarzy zagościło tak duże zdezorientowanie, że nie da się tego opisać słowami. Tego, co czuła również. Głowa bolała ją tak mocno, że miała ochotę po prostu umrzeć. Tak samo reagowała na światło wpadające do pokoju przez okna. Cholera, a miała wyjść tylko z dziewczynami, jakim cudem skończyła… w takim stanie?
    — Ja pierdolę, co ja zrobiłam — wyszeptała cicho do samej siebie, powoli się podnosząc do siadu, co wcale nie było łatwe. Zakręciło jej się w głowie, a po chwili zerwała się i wypadła z pokoju do łazienki, którą dzieliła z pozostałym swoim rodzeństwem. Dopadła ubikacji i kolejny raz zwymiotowała. W jednej chwili poczuła się jednak lepiej, przynajmniej w kwestii nieprzyjemnego uczucia na żołądku. Skoro była już w łazience, umyła zęby i zsunęła z siebie bluzę. Przez chwile wpatrywała się uważnie w swoje odbicie, obserwując czy na pewno wszystko jest w porządku. Nie pamietała za wiele z ubiegłej nocy, a obudzenie się w bieliźnie i bluzie jakiegoś chłopaka, nie napawało ją optymizmem. Chyba nie zrobiła niczego głupiego?
    Wskoczyła pod ciepły strumień wody, gdy po pobieżnych oględzinach uznała, że na jej ciele nie ma żadnych śladów wskazujących na to, aby została napadnięta. Miedzy nogami czuła się też całkiem normalnie, więc chyba… Chyba z nikim nie uprawiała seksu. Chyba. Kurwa, była na siebie wściekła, że doprowadziła się do takiego stanu. Dlaczego dziewczyny pozwoliły jej tyle wypić? Stojąc pod lejąca się z deszczownicy wodą, próbowała sobie cokolwiek przypomnieć. Pamietała jak tańczyła, jak się śmiała, obgadując z Suzie pierwszoklasistkę, którą ktoś wciągnął na imprezę. Pamietała też Jake’a. Cholera, co on tam robił? Przymknęła powieki mocząc włosy i intensywnie próbując sobie przypomnieć coś więcej. Plaża. Była na płazy i czegoś się wystraszyła w wodzie, ale nic więcej nie pamietała. Dosłownie wydarte kadry z filmu i nic więcej, nic przed konkretną sceną ani nic po. Wyszła w końcu z łazienki i szybko przeszła do pokoju (zabierając ze sobą bluzę, bo musiała dojąc do tego, do kogo ona należy), aby się ubrać i zejść do kuchni, wypić coś na wzmocnienie. Potrzebowała tłuszczu i węglowodanów. Dużo.
    Ubrała się w miękki dres w kolorze butelkowej zieleni i zeszła na dół. Zapach kawy unosił się w powietrzu, a to oznaczało, że ktoś też tam urzędzie. Rodzice? Z tego co się orientowała mieli wrócić raczej później niż wcześniej. Za cholerę nie mogła sobie przypomnieć gdzie tak właściwie jechali, chyba na jakiś bankiet w związku z mamy pracą? Nie była pewna, zresztą, nieważne. Chciała coś zjeść i wypić kawę, bo tak ładnie nią pachniało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weszła do pomieszczenia i uniosła wysoko brew, widząc Jake’a.
      — Szczerzysz się jak mysz do sera — mruknęła, podchodząc do szafek. Wyciągnęła kubek, a następnie podstawiła go pod ekspres. Przeszła pod lodówkę i wyciągnęła mleko, jednak po chwili je schowała. Nie, nie powinna pić tym razem kawy z mlekiem. Kliknęła odpowiedni przycisk, aby zaczęła się robić kawa, a następnie otworzyła szafkę z niezdrowym żarciem. Chipsy brzmiały jak idealne śniadanie na kaca. Tłuszcz i węglowodany w jednym. Sięgnęła po paczkę zwykłych solonych i otworzyła je, a następnie podciągnęła się na wolnym kawałku blatu przy ekspresie, czekając na kawę zaczęła jeść swoje jakże zdrowe śniadanie. Boże czuła się tak źle, że jedyne co była w stanie rzucić w stronę Jake’a to ten tekst o myszy… Będzie musiała nad sobą popracować, bo to nawet nie było wredne czy zabawne. Bardzo źle funkcjonowała na kacu. Bardzo, bardzo źle.

      rudzielec

      Usuń
  33. Musiała się sama przed sobą przyznać, że nie wiedział z początku, dlaczego wpuściła Jake do swojego życia. Na swój sposób nie pasował do jej codzienności. Cornelia nigdy tego nie ukrywała, że była próżna i lubiła, gdy ludzie, którymi się otaczała pochodzili z podobnej rodziny. Dla niej zawsze liczyło się odpowiednie towarzystwo, pochodzenie i cała ta reszta. Nigdy nie musiała się martwić o jutro, jej rodzice nie przejmowali się tym, że nie mieliby czym nakarmić dzieciaków. Zawsze miała to, na to tylko miała ochotę. Przygotowane przez kucharzy, podane do stołu przez służbę, a jeśli coś jej nie pasowało to w przeciągu kilkudziesięciu minut lądowało przed nią zastępcze danie. Tak było od zawsze i była do tego przyzwyczajona. Nie chciałaby znać innego życia. Nie była też na tyle głupia, aby wierzyć, że wszyscy tak mają. Na co dzień może się tym nie przejmowała. Miała swoje własne problemy, którymi się zajmowała i które były dla niej ważniejsze niż szarzy i zwykli mieszkańcy Nowego Jorku. Ona nie była żadną matką Teresą, aby zbawić cały świat.
    Wiedziała, że Jake nie do końca był z jej rejonów, ale z jakiegoś powodu to jej nigdy nie przeszkadzało. Pojawił się jako ten nowy w szkole, był niemal idealną ofiarą do drwin ze strony Cornelii, ale nic takiego nigdy nie miało miejsca i ciężko było powiedzieć jej, dlaczego akurat jego oszczędziła. Powodów mogło być wiele, a obecnie mogła pomyśleć tylko o tym, że dawał jej dragi i pozwalał oderwać się od pokręconej rzeczywistości.
    — To przykre — powiedziała i cicho westchnęła. Nie potrafiła sobie wyobrazić takiego życia. Wiedziała, że niektóre z jej znajomych udzielają się charytatywnie, wyjeżdżają do ubogich krajów, gdzie budują domy czy szkoły, brudzą sobie ręce. Nawet tutaj w Nowym Jorku pomagały tym biednym, ale ją samą to jakoś omijało. Jeśli już pomagała to wolała po prostu zrobić przelew. Tak było szybciej, prościej i najczyściej przede wszystkim. Jasne, gdyby pewnie tylko ludzie wiedzieli, że Cornelia nie chce sobie ubrudzić rączek przy prawdziwej pomocy to by stwierdzili, że i pieniądze może sobie wsadzić, ale póki co nikt nie narzekał na przelewy, które wpływały na ich konto.
    Rozchyliła lekko usta, gdy słuchała co ma jej do powiedzenia. Nie była typem, który się łatwo poddaje, ale teraz… Och, z jednej strony miała ochotę w to wejść, a z drugiej bała się wejścia w taką rolę. Jak miałaby sobie niby dać radę? Była przyzwyczajona do swojej codzienności, do tego, że wszystko rano było załatwione przez kogoś innego, a ona schodziła na gotowe. Kompletnie nie była pewna, jak to miałoby wyglądać.
    — Wchodzę w to — powiedziała po krótkim zastanowieniu się. Jeśli przegra to nic takiego się przecież nie stanie, a to tylko był zakład między nimi. — Ale chcę dokładnie wiedzieć, jak to ma wyglądać.
    Nie wyglądała na przekonaną w stu procentach. Nie chciała się poddawać czy z góry założyć, że się jej nie uda. Wychodziła z założenia, że jeśli nie spróbuje to nie będzie wiedziała. Pewnie, gdyby teraz widział ją ktoś z kim spędzała czas na co dzień to by ją wyśmiał. Cornelia sama też zdawał sobie sprawę z tego, że raczej nie uda się jej wykonać zadania. Szczególnie, że… naprawdę nie wiedziała na czym ten tydzień miałby polegać. Ani jak wyglądało życie ludzi, którzy nie mieli pieniędzy. Nie zastanawiała się nad zakupami, nie liczyła drobnych. Po prostu wyciągała kartę i płaciła za zakupy, a potem udawała się na obiad, gdzie znów wydawała setki i nawet nie mrugnęła przy płaceniu. A teraz na tydzień miała zrezygnować ze wszystkich dobroci? To z pewnością będzie wyzwanie, na które ani trochę nie czuła się gotowa.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  34. Wsuwała do ust chipsa za chipsem, wywracając tylko oczami na słowa chłopaka. Niech sobie wsadzi w nos swoje dzień dobry.
    — Jakie jak zawsze kulturalny — uśmiechnęła się, marszcząc brwi — nie mam dzisiaj nastroju do dręczenia cię, zapisz sobie w kalendarzu, taki dzień szybko się nie powtórzy — oznajmiła, zerkając na ekspres. Niech ta kawa robi się szybciej. Zmyje się z kubkiem do swojego pokoju i będzie dalej w spokoju sobie umierać. Bez dziwnie uśmiechniętego Jacoba. Ten jego uśmieszek wydawał się dziwnie podejrzany, co trochę ją martwiło. Może się po prostu cieszył z tego, jak bardzo w tej chwili cierpiała? Wiedziała, że bardzo wyraźnie było widać jak bardzo była obecnie zmęczona życiem, a wzięcie prysznica i ogarnięcie się, kosztowało ją wiele siły. Musiała jednak zapełnić żołądek, żeby szybciej wrócić w pełni do formy. Jutro była szkoła, musiała odżyć w pełni dzisiaj.
    — Byłeś sam na imprezie? Myślałam, że nierozłączne bliźniaki zawsze razem, a nie kojarzę, żebym widziała Fibs. Swoją droga gdzie twoja siostrzyczka? — Spytała, mierząc go spojrzeniem. Nie pamietała za wiele i to ją szczerze martwiło, ale nie chciała się do tego przyznawać m, zwłaszcza jemu. Chciała udawać, że przecież wszystko doskonale pamięta (chociaż nie miała pojęcia jak się dostała do domu) i taką obrała w pierwszej chwili taktykę, ale kiedy zapytał o bluzę, Margaret zakrztusiła się tym, co mieliła obecnie w buzi. Odłożyła opakowanie na blacie obok siebie, jedną dłonią zasłoniła usta, a druga poklepała się po dekolcie, odkaszlując. Oczy jej się zaczerwieniły, a gardło nieprzyjemnie zabolało, co uświadomiło jej, że musiała wymiotować więcej niż ten raz w łazience u góry. — T-twoją bluzę? — Powtórzyła za nim z przerażeniem w oczach, jednocześnie pokazując, jak niewiele pamietała z minionej nocy. Kurwa! Dlaczego miała na sobie jego bluzę, co się stało z sukienką? Dlaczego do jasnej cholery paradowała przed ludźmi w bieliźnie? Dlaczego przed nim paradowała w bieliźnie? Takie i milion innych pytań zaczęło pojawiać się w jej głowie. Wzięła głęboki oddech, przymykając na krótką chwile powieki. Musiała sobie to jakoś ułożyć w głowie, ale to co pamietała, to… to było za mało. Nic nie była w stanie zlepić z tego, a przynajmniej nic sensownego. — Chyba coś ci się pomyliło — powiedziała dość zmieszana, nie będąc pewną czy dobrze robi. Może tylko ją wkręcał? — Skąd wiesz, że miałam czyjąś bluzę — dodała ciszej, po chwili się orientując, że jeżeli w jakimś stopniu spędzili czas razem w nocy, to właśnie pięknie się wyłożyła oznajmiając, że za cholerę nie pamięta, aby on czynnie uczestniczył w jej wspomnieniach i aby gdziekolwiek się znaleźli, wspólnie czy przez przypadek.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  35. Wywróciła tylko oczami na jego słowa. Ten uśmiech, który nie znikał z jego twarzy strasznie ją niepokoił. Wręcz w środku czuła jakby coś w niej drżało i nie umiała wytłumaczyć, dlaczego czuła się w ten sposób. Wiedziała natomiast, że jej się to nie podoba. Zwłaszcza w połączeniu z tą jego podejrzaną miną i pytaniami… pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji, w której to Jake był ponad nią i bardzo jej się to nie podobało. Z drugiej strony… pomijając fakt, że wróciła do domu bez sukienki, co dziwnego mogło się wydarzyć? Zawsze była raczej rozsądna, jeżeli chodzi o zabawy i alkohol. Nie była z tych dziewczyn, które nagle chętnie pokazywały cycki kolegom, nie wypinała się do zdjęć, nie nagrywała kompromitujących filmików i nie gadała bzdur. Tyle, że nigdy wcześniej jej się nie urwał film, potrafiła panować nad wypinanym alkoholem, do ubiegłej nocy. Przełknęła ślinę i spojrzała na Jake’/ zastanawiając się nad tym, co mogła takiego zrobić.
    — Nie byłeś? Pamietam, że byłeś… — mruknęła, marszcząc brwi i uważnie go obserwując — skoro ktoś po ciebie zadzwonił, to znaczy, że byłeś — zauważyła z lekkim uśmiechem, chociaż nie był on pełny i pewny, czuła, że stąpa po kruchym lodzie. Zwłaszcza, kiedy powiedział, że ona nie pamięta za wiele, cholera!
    Wstrzymała oddech, gdy się zbliżył do niej zdecydowanie za bardzo. Nie rozumiała, co się właściwie działo. Dobra, upiła się i zapomniała kilku rzeczy, wielkie mi halo. Nie ona pierwsza, nie ostatnia. Obserwowała go, jego ruchy i nic, a nic z tego nie rozumiała. Ciężko było jej nad sobą panować, kiedy był tak blisko niej, ale przecież musiała. Nie mogła niczego dać po sobie poznać.
    — Jest u mnie — mruknęła — zamierzałam… poszukać jej właściciela. Może lepiej ją spalę, w końcu ją na sobie miałam, albo wykorzystam do jakiegoś rytuału. Żebyś w końcu pokazał swoją prawdziwą twarz przy rodzicach cwaniaczku — gadała jak potłuczona, kac nie dawał jej żyć — posłuchaj Jake, rozumiem, masz radochę, bo się upiłam. Super. Nie pamietam, co się stało. Ekstra, masz w końcu powód, żeby się na mnie odegrać. Brawo, ty! — Mruknęła, gdy znalazł się obok. Spojrzała na swoje udo w miejscu, w którym przed chwilą ją tracił. Wzięła głęboki oddech i zmarszczyła lekko brwi, kiedy sięgnął po jej chipsy. Nie zdążyła go jednak trzepnąć w dłoń. Posłała mu mordercze spojrzenie — trudno, kupię sobie nową sukienkę — wzruszyła ramionami na jego wcześniejsza uwagę — pamiętam, że byłam na plaży — powiedziała, ale właściwie nic więcej nie pamietała. Dobrze wiedzieć, że był tam Jake. Cholera, weszła do zimnego oceanu? Co jeszcze zrobiła? — Nie nazywaj mnie Rudą. Mam imię — burknęła marszcząc brwi — pamietam, że byłam na plaży. Pamietam, piasek pod stopami, więc pewnie buty też są już do niczego. Pamiętam jakąś laskę z pierwszej klasy, nadal nie wiem jakim cudem się tam dostała — westchnęła — no i ciebie. Pamietam ciebie, aż za dobrze, ale myślałam, że byłeś tam cały czas — wywróciła oczami — zadowolony? Pamietam strzępki. Możesz się wyśmiewać — prychnęła — to jednak niczego nie zmienia. Nie myśl sobie, że nagle będę milutka — posłała mu ironiczny uśmiech. Jak ją dzisiaj wkurzał! — Zachowujesz się jak dzieciak na detoksie, któremu ktoś dał lizaka. To żałosne, wiesz?

    👿

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie podobało jej się to, co słyszała. Dlaczego dziewczyny pozwoliły na to, aby ją zabrał? Takie właśnie były przyjaciółki… Zaczynała się też trochę obawiać tego, co mogła zrobić. Wypiła dość dużo, to był fakt, tak samo jak to, że urwał jej się film i naprawdę nie pamietała za dużo. Nie chciała nawet myśleć o tym, co takiego mogła zrobić. W zasadzie… Gdyby ośmieszyła się przy kimkolwiek innym ze szkoły, byłaby w stanie to jakoś przeżyć. Z Jake’m miała taki problem, że owszem, nie chciała się do niego przymilać i… I w zasadzie nie powinna się przejmować tym, co o niej myślał, tak wolałaby, aby koncentrował się po prostu na tym, że jest zołzą niż idiotką.
    — Okej — powiedziała, zastanawiając się co wydarzyło się ubiegłej nocy. Próbowała skoncentrować tylko na tym myśli i po prostu przypomnieć sobie coś więcej, ale… Ale to na nic. Miała po prostu pustkę w głowie. — W takim razie ktoś jest idiotą, ale już trudno — powiedziała, starając się brzmieć jak najbardziej znudzenie. To nic takiego, że spędziła trochę czasu z Millerem, prawdopodobnie w mniejszym gronie lub całkiem sam na sam… Dlaczego musiała być zalana i niczego nie pamiętać? Oddałaby wiele za to, aby jednak sobie coś przypomnieć i to nie tylko ze względu na to, aby nie miał nad nią przewagi. Była… ciekawa, jak było. Margo raczej unikała przebywania z nim sam na sam, bo się bała, że jej uczucia mogłyby wyjść na jaw.
    — Nie mam pojęcia o czym mówisz — zmarszczyła lekko brwi, uważnie mu się przy tym przyglądając. Jego obecne zachowanie mogłaby określić jako dziwne i niepokojące. Przygryzła wargę, próbując zorientować się w tym, co się tutaj właśnie działo. Te spojrzenie, którym właśnie na nią spojrzał przyprawiło ją o dreszcze. Odwróciła wzrok, patrząc do wnętrza paczki chipsów, a po chwili przeniosła go na ekspres, jakby takim wpatrywaniem się w maszynę, chciała sprawić, aby szybciej skończyła swoją pracę i Meg mogła się zwinąć z kuchni do swojego pokoju. Nagle przeniosła spojrzenie z ekspresu na jego rękę i swoje udo. Niemożliwe! Na pewno nic mu nie powiedziała. Potrafiła dochować swojej własnej tajemnicy. Była pewna, że nawet zalana w trupa w życiu nic by mu nie pisnęła na ten temat! Dlatego zmarszczyła lekko brwi, a następnie przeniosła spojrzenie na jego twarz. Na jej własnej malowało się zdezorientowanie. Ogromne! Czy on przyznał właśnie na głos, że… Chyba nadal była pijana, tak jak przed chwila zasugerował to blondyn. Jego dalsze słowa tylko ją w tym przekonaniu utwierdziły, a ona sama po prostu… Ona nie miała pojęcia, co ma zrobić. Wiedziała czego nie może zrobić, ale, ale on się tak zachowywał. Czy istniała jakakolwiek, minimalna szansa na to, aby Jacob jakimś cudem czuł to samo co ona? Nie, to niemożliwe. Takie rzeczy się nie zdarzały. Ona sama nie powinna być nim zauroczona, szansa, aby on to odwzajemniał była równa zeru, ale…
    Zagryzła wargę, wpatrując się w swój kubek i delikatnie poruszyła nogami, jakby chciała nimi po prostu pomachać. Wiedziała, że go trąci, bo stał zdecydowanie za blisko.
    — Odpowiedz sobie sam, Miller — powiedziała, zatrzymując na sekundę wzrok na jego ustach, aby przyjrzeć się temu słodkiemu uśmiechowi — a teraz się zsuń— odłożyła kubek na blat i sięgnęła jego ramienia, aby się przesunął, chociaż dla niej to było coś więcej niż tylko delikatne przepchnięcie, mogła go dotknąć (!) — zachowujesz się dzisiaj… dziwnie. Jakbyś chciał jednak odebrać bluzę, to wiesz gdzie szukać — mruknęła, chwytając z powrotem swoją kawę i ruszyła powoli w stronę wyjścia. Boże, zaprosiła go właśnie do swojego pokoju.

    🙀

    OdpowiedzUsuń
  37. Phoebe lubiła koks.
    O ile w ogóle można było tak powiedzieć. Przede wszystkim lubiła to, co z nią robił, tak, jak można lubić dominującego faceta w łóżku, mimo, że poza łóżkiem najchętniej dałoby się takiemu w pysk. Lubiła więc to, że po kokainie czuła się niezniszczalna, niepokonana, że nic jej nie obchodziło (bo w sumie czym niby miałaby się przejmować?), że była Kimś przez duże K, nie tylko dla innych, ale również dla siebie samej. Zresztą, odkąd jej kariera zaczęła się w jakikolwiek sposób rozwijać, Phoebe szukała wszelkich sposobów na wybicie się, nie tylko na wybiegu, ale również pośród innych modelek. Chciała, by zaczęły ją cenić, traktować tak, jak traktowały siebie nawzajem, zamiast patrzeć na nią z lekkim odcieniem politowania w oczach, dokładnie tak, jak patrzy się na żenującego kujona, który próbuje zaprosić na randkę najładniejszą dziewczynę w klasie. Kiedy więc Cameron, niekwestionowana liderka grupy, zaproponowała, by urwać się ze szkoły i wyjść na miasto, Fibs była bardziej, niż chętna. Zupełnie wyleciało jej z głowy, że umówiła się z bratem pod szkołą, że mieli wracać razem do domu; na chwilę zapomniała nawet o tym, że w ogóle ma brata.
    Problem, przynajmniej w odczuciu Phoebe, polegał na tym, że Jake jej nie rozumiał. Od zawsze byli ze sobą blisko i wspierali się we wszystkim, co było ważne dla któregoś z nich, ale – tak sobie przynajmniej czasami myślała – jeśli szło o modeling, Jake'a ponosiła wyobraźnia. Jak niby kilka imprez z dziewczynami, czy kilka sesji na jakiś czas, miałoby sprowadzić ją na drogę, którą niegdyś podążyła ich matka? Jak bycie kimś pięknym, sławnym, kimś, komu inni ludzie zazdroszczą, mogło być tak naprawdę złe?
    Siedziały więc z całą wesołą kompanią w klubie, który tak właściwie nawet nie był jeszcze otwarty, piły drinki, po stole walały się resztki białego proszku i Phoebe nie przyszło nawet do głowy, że ktokolwiek będzie miał do niej o to pretensje – przynajmniej dopóki nie zobaczyła, jak do ich stolika zbliża się Jake. Z daleka wiedziała, że jest wściekły i pod mgłą obojętności, wywołaną nie tylko alkoholem, poczuła coś na kształt wyrzutów sumienia. Potem jednak opary mgły doszczętnie zasnuły jej umysł, bo brat mógł zniszczyć reputację, którą sobie wypracowała i wystarczył mu do tego jeden nieostrożny ruch, i górę nad nią wzięła irytacja. Dlatego też posłusznie zlazła z miękkiej kanapy i, przewracając oczami w stronę koleżanek, równie posłusznie odeszła kawałek ze swoim ukochanym braciszkiem.
    – O rany, o co ci znowu chodzi? – odezwała się znudzonym tonem, patrząc na niego przymrużonymi oczami. – Bawimy się z dziewczynami, jest fajnie, i nagle zjawiasz się tutaj, ze swoimi oskarżeniami... O co ci chodzi? – powtórzyła, opierając się plecami o ścianę.

    [Dzień dobry najdroższemu braciszkowi! <3 Nie jest jeszcze tak dobrze, jak bym chciała, ale dajcie nam chwilę, to się rozkręcimy!]
    siostrzyca

    OdpowiedzUsuń
  38. — I to mnie właśnie najbardziej martwi — mruknęła, przyglądając mu się spod przymrużonych powiek. To nie był Jake jakiego znała z domu. Powiedzmy sobie szczerze, dbała zawsze o to, aby ten jego uśmieszek nie pojawiał się często na twarzy chłopaka. Teraz ciągle szczerzył się, a to strasznie ją irytowało i już nie chodziło o to, że ciężko było jej się skupić przez ten uśmiech, bo skutecznie ją rozpraszał i sprawiał, że myślała o rzeczach, o jakich myśleć zdecydowanie nie powinna. Musiała się dowiedzieć, co takiego się wydarzyło w nocy, że miał z tego, aż taką radochę. Im dłużej o tym myślała tym bardziej była pewna, że nie chodziło o to, co do niego czuła. Dałaby sobie rękę odciąć, że nie byłby wówczas taki zadowolony. Tak przynajmniej podejrzewała. W takim razie, co takiego mogło się wydarzyć?
    — Chodzi o fotki? Powiedziałam ci o fotkach, tak? — Uniosła odrobinę brew, uważnie mu się przy tym przyglądając, bo chciała mieć pewność, że nie przegapi żadnej jego reakcji. Musiała dojść do tego, co on wiedział, że sprawiało mu to, aż taką dużą radość. Zagryzła nerwowo wargi, próbując przypomnieć sobie wszystkie swoje mniejsze lub większe grzeszki, które mogłyby mu sprawić radość. Jedyne, co jej w tej chwili przychodziło do głowy to jeszcze sprawa z Reece’m, ale podejrzewała, że raczej nie rozmawialiby na tematy około łóżkowe, nie, nawet pijana by się nie przyznała do tego, do odwaliła. A może ktoś mu powiedział? Westchnęła cicho, zastanawiając się czy w ogóle drążyłby temat. Chyba nie.
    — Dobra, Jake — wzięła głęboki oddech, bo skoncentrowanie się na czymś innym niż on i jego bliskość w tej sytuacji, była naprawdę trudna. Zwłaszcza, że nie doświadczała tego wcześniej. Nie w ten sposób. — Cokolwiek wiesz, jeżeli chcesz coś w zamian to po prostu powiedz i miejmy to za sobą. Może przemyślę trochę swoje zachowanie i dam ci… kilka dni spokoju — stwierdziła, chociaż po wypowiedzeniu słów zaraz ich pożałowała. Przyznała się, że cokolwiek on wie, to ją męczy. Ewidentnie kac jej nie służył albo wciąż alkohol. Ciężko stwierdzić.
    — Zatem proszę bardzo: żałosne. To jak się zachowujesz jest żałosne, jedyne co jest w tobie słodkiego to ten lizak — burknęła — hipotetyczny! — Dodała szybko, czując jak jej policzki oblewają się czerwienią. Ewidentnie nie była w formie. Trzymając w jednej ręce kubek, a w drugiej chipsy przyspieszyła kroku i ruszyła schodami na piętro, aby jak najszybciej zamknąć się w swoim pokoju.
    Kiedy znalazła się za jego drzwiami, oparła się o nie plecami i wzięła kilka uspokajających oddechów. Miała nadzieję, że jednak nie przyjdzie. Z chęcią zostawiłaby dla siebie te bluzę, ale wiedziała, że nie mogła tego zrobić, bo to byłoby niczym przyznanie się do winy.
    Rozejrzała się po swoim pokoju, ale nie miała w nim nic do ukrycia, a przynajmniej nic takiego nie znajdowało się na wierzchu. Beżowe ściany, porozwieszane w ramkach motywujące cytaty, białe lampki choinkowe o ciepłym odcieniu przymocowane pod sufitem razem ze sztucznym bluszczem, dające wieczorami przyjemny klimat.
    Usiadła na łóżku, na którym wciąż znajdował się koc przyniesiony w nocy przez Jake’a i zawinęła się w niego, włączając na laptopie jakiś serial, chociaż mało się na nim skupiała, włączyła go w sumie tylko po to, aby coś leciało w tle. Sama wciąż myślała o tym, co takiego mógł wiedzieć.
    Kiedy klamka się ruszyła i drzwi zostały otwarte, od razu spojrzała w ich stronę, oczywiście, że przyszedł…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To ją sobie weź — wzruszyła ramionami, za bardzo opatuliła się kocem, tworząc sobie przyjemne gniazdko w łóżku, aby się teraz z niego wygrzebywać — leży sobie, o tutaj — wskazała brodą na rzucone niedbale ubranie w nogach łóżka. Oderwała wzrok na dłużej od ekranu laptopa i wykrzywiła usta w lekkim grymasie, chociaż wewnętrznie wcale nie miała nic przeciwko, z ogromną chęcią dotknie sobie jego ramion, przekonując się czy faktycznie ten cały sport i jego poświęcenie dla niego, jest czegokolwiek warte. — Po pierwsze, nikt cię o to nie prosił. Podejrzewam, że ktokolwiek zadzwonił, abyś mnie zabrał z imprezy nie prosił jednocześnie o całonocne pilnowanie mnie, po drugie, wlazłeś do mojego pokoju i sobie tutaj spałeś? — Zmarszczyła lekko nos, cholera jak mogła, aż tak dużo nie pamiętać? — Po trzecie, trzeba było wybrać podłogę. Po czwarte, nie obiecuję, że nie będzie bolało — dodała, uśmiechając się przy tym wymuszenie uroczo — ale skoro tak bardzo właśnie tego chcesz, siadaj — wychyliła się, aby odłożyć kawę na stolik nocny.

      🙄

      Usuń
  39. Zagryzła nerwowo wargę, wyczekując odpowiedzi. Mogła się domyślić, że nie powie jej tak szybko, czego ciekawego się od niej dowiedział. Strasznie ją to irytowało, bo nie lubiła znajdować się w takiej sytuacji. Zresztą, była pewna, że każdy na jej miejscu czułby coraz bardziej narastającą w sobie złość. Chciała wiedzieć, co wiedział. Już nie obchodziło jej to, jak bardzo powinna się przed nim wstydzić, chciała się tego dowiedzieć, aby nie czuć się dłużej w ten sposób!
    — Jesteś… Jesteś wkurzający — mruknęła, zastanawiając się cały czas nad jednym i tym samym. Wzięła głęboki oddech — i nienormalny — dodała, prychając niczym wściekły kociak, ale to był dopiero początek, bo prawdziwe wkurzenie miało dopiero nastąpić — o boże, jak ty mnie dzisiaj wkurzasz, a byłam pewna, że bardziej nie możesz, a jednak — mruczała, kiedy przechodziła przez kuchnie.
    Sama nie wiedziała, co by wolała. Aby wziął bluzę i spadał, czy… spędzić z nim trochę czasu. Miała jednak wrażenie, że druga opcja jest na nic, bo przez tyle czasu wchodziła w rolę nienawidzenia go, że nie potrafiła z tego wyjść, poza tym to byłoby dziwne, gdyby nagle była dla niego miła.
    — Zastanawia mnie czy faktycznie to twój kodeks moralny, czy bardziej strach przed tym, że ktoś mógłby pomyśleć o tobie źle — wtrąciła się, spoglądając na wystawiony przez niego palec. Zacisnęła wargi, gdy wspomniał o wymiotowaniu. Czyli tak jak myślała, to nie był pojedynczy incydent. Nie podobało jej się, że musiała to zrobić akurat przy nim. — Równie dobrze mogłeś wrócić do swojego pokoju — mruknęła. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że Jake będzie dla niej taki dobry, zwłaszcza po tym jak traktowała go tak naprawdę od początku ich znajomości. Ona na jego miejscu, pokazałaby samej sobie środkowy palec i zostawiła na pastwę losu. Nie miałaby nawet do siebie pretensji! Zasłużyła na to, dlatego jego zachowanie było dla niej czymś nowym i zaskakującym. Jeszcze większe zaskoczenie pojawiło się na jej twarzy, gdy nagle odłożył bluzę, ściągnął koszulkę i się położył na jej łóżku. Otworzyła szeroko oczy, bo bardziej myślała, że sobie usiądzie na skraju, ona nieco głębiej i chwilę go pomasuje po czym chłopak wróci do zajmowania się swoimi sprawami.
    — Chyba sobie robisz jaja — stwierdziła, spoglądając na niego, a następnie zsunęła się ze swojego łóżka, bo jakoś było jej dziwnie ze świadomością, że ze znajdują się na nim razem, w tym samym czasie, nawet jeżeli kompletnie nie miało to żadnego podtekstu. Nadal uważała, że z chęcią zrobiłaby mu masaż, ale chyba mu się coś w głowie poprzestawiało — olejki, muzyka, może do tego jeszcze drineczek z palemką i zioło? — Uniosła brew, zastanawiając się, co ma zrobić. Prawda była taka, że okej… myśląc o tym co zrobił, zasłużył na jakąś formę podziękowań. Taki masaż to coś co mogłaby zrobić, mógł przecież wymyślić coś znacznie gorszego, upokarzającego, coś dzięki czemu odegrałby się na niej za wszystko. — Dobra. Ale spróbuj na coś marudzić, to skorzystam z okazji i cię uduszę — uprzedziła uroczo i pierw sięgnęła laptopa, na którym odpaliła spotify i wyszukała jakiejś relaksacyjnej playlista. Podeszła do biurka, nad którym miała lustro i które robiło za miejsce do nauki i jednocześnie za toaletkę. Otworzyła jedną z szuflad i wyciągnęła koszyk z buteleczkami, w których znajdowały się różne olejki i wcierki. Chwyciła tę z olejkiem lawendowym i podeszła do łóżka.
    — Przesuń się bardziej na skraj, chyba, że chcesz mieć wymasowaną tylko połowę pleców — mruknęła, odkręcając szklaną butelkę i wylała odrobine olejku na dłoń, po czym potarła dłońmi o siebie, aby rozprowadzić olejek na oby rękach i odrobine je rozgrzać. — Ustaw timer, ani sekundy dłużej — dodała dla jasności — i żadnej przysługi więcej.

    💆‍♂️

    OdpowiedzUsuń
  40. Zignorowała go. Musiała go ignorować, aby nie wybuchnąć. Gdyby pozwoliła sobie na wybuch w tej chwili, to zdecydowanie zadziałałoby na jej niekorzyść, a na to nie mogła pozwolić. Dlatego przez całą drogę do swojego pokoju powtarzała sobie, że nie może tego zrobić. Nie może pozwolić na to, aby przestała nad sobą panować, bo to wiązało się prawdopodobnie z całkiem sporą ilością wypowiedzenia słów, które nigdy nie będą mogły opuścić jej ust. Dlatego powtarzała sobie, że musi przemęczyć się z kacem i ewentualnie, kiedyś wrócić do tematu. Najlepiej byłoby jednak postarać się po prostu o tym zapomnieć. Może to nawet był jakiś plan działania? Udawać, że całą wiedzę, jaką posiadł ma w dupie. Znudzi mu się i zapomną o wszystkim. Wróci normalność, do której byli oboje przyzwyczajeni. To był plan idealny. Do momentu, w którym nie pojawił się w jej pokoju.
    — Masz rację. Przestańmy drążyć temat — nie wierzyła, że to zrobiła. Zgodziła się z nim, przytaknęła mu i nawet naprawdę zamierzała uczynić to, co zaproponował. Chciała tak przez cały czas, aż nie zniknie z jej pokoju, ale musiał wylecieć z tym masażem. Boże, jak ona go w tej chwili nienawidziła.
    Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem, gdy się zaśmiał. Nigdy wcześniej nie odczuwała takiej potrzeby, ale w tej chwili, zapragnęła go walnąć, aby zmyć mu ten uśmiech. Z czego tak właściwie się śmiał? Z tego, że zamierzała spełnić jego prośbę? Z tego, że starała trzymać się od niego najdalej jak było to możliwe w tej sytuacji? Cholera… Nie, powtórzyła sobie w myślach, nie wygadałaby mu akurat tego, nawet gdyby była tak bardzo zalana. Odepchnęła od siebie myśl o zdradzeniu mu swojego największego sekretu. Ale jego zachowanie było tak podejrzane, że przez krótki moment naprawdę się obawiała, że to zrobiła. Zrugała się kolejny raz w myślach, mogłaby mu powiedzieć wszystko, ale nie to.
    Mogła się spodziewać takiej odpowiedzi. Wzięła jednak głęboki oddech, wstrzymała powietrze i policzyła odrobinę za szybko do dziesięciu, a następnie wypuszczając powietrze, uśmiechnęła się. Nie da się sprowokować.
    — Nie wiem skąd takie wyobrażenia — odparła — wiesz, zawsze możemy się przekonać, jeżeli nie wierzysz w moje słowa. Może czyny dotrą do twojej głowy — uśmiechnęła się najbardziej uroczo, jak potrafiła.
    Liczyła na to, że jednak odrobinę się przesunie. Samo pochylanie się przez dłużej niż kilka minut będzie niewygodne, a próbowanie wyciagnięcia się, aby dosięgnąć całych jego pleców sprawi, że jeszcze nadwyręży sobie mięśnie lub dorobi się zakwasów. Uniosła brew, słysząc jego słowa i przymknęła powieki.
    — Nie uderzysz go, jeszcze nie teraz — wyszeptała do siebie cicho, wiedząc, że ją słyszy. Otworzyła oczy i zmierzyła go zimnym spojrzeniem, kolejny raz — po moim trupie, Jake. Wystarczy, że muszę cię dotykać przez godzinę. — Zamierzała być twarda i trzymać się swojego postanowienia, więc skoro nie zamierzał się ruszyć, ona zamierzała masować tylko tę część, do której sięgnęła. Pierw przesunęła powoli dłońmi wzdłuż kręgosłupa, aby rozprowadzić olejek, a następnie zaczęła masować te miejsca, do których dosięgała. Minęło kilka minut, może z pięć, może z osiem.
    — Boże, nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę — oznajmiła i zdecydowała się uklęknąć na łóżku, siłą trochę przepychając go kolanem w bok na wysokość jego bioder, nie zamierzała jednak na nim siadać. To byłoby przekroczeniem wszystkich granic, których tak bardzo starała się przecież trzymać przez ostatnie lata. Chyba była w stanie to wytrzymać. Te kilkadziesiąt minut, mając nadzieję, że niczego więcej nie będzie musiała robić. Tak, była w stanie to znieść. To nawet nie było takie złe, kiedy grała kojąca muzyka, zapach olejku również należał do przyjemnych i uspokajających, a dotykanie Jake’a było kolejną przyjemnością, nawet, jeżeli udawała, że to najgorsza kara na świecie. Dlatego, kiedy rozległ się dźwięk kroków po schodach, zignorowała to, uznając, że to zapewne służba, która nie ośmieli się wejść do jej pokoju wiedząc, że w nim jest. Kiedy drzwi się jednak otworzyły, niemal podskoczyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Margaret Brianno Mackenzie — jej matka wparowała do pokoju, nie orientując się w pierwszej chwili w sytuacji, za bardzo wściekła na córkę — dlaczego dzwoni do mnie kapitan Offerman z informacją, że moja nieletnia, pijana córka paraduje po mieście pokazując majtki i psuje mi i Andre wyjazd, który już i tak był beznadziejny przez fakt, że wiązał się z pracą?
      Meg zamrugała powiekami, spoglądając to na matkę to na leżącego na jej łóżku Jake’a, naprawdę mając ochotę go udusić.
      — Policja!? — Uderzyła go delikatnie otwartą dłonią w czubek głowy, a następnie zsunęła się z łóżka
      — No właśnie, policja — Evelyn wyglądała na naprawdę wkurzoną — i co wy u licha wyprawiacie? — Spytała, dopiero teraz dostrzegając swojego pasierba, ale szybko zorientowała się, że nie było w tym nic niestosownego. — Zresztą, nie. Nie chcę teraz nic wiedzieć, bo mnie rozboli bardziej głowa problem, po problemie, Jacob torbie radzę trzymać się od niej z daleka, jeżeli ich nie chcesz mieć. Margaret, nawet nie wiem, od czego zacząć. Naćpałaś się czegoś, tak? Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak doszło do tej absurdalnej sytuacji. — Wyrzuciła z siebie, opierając ręce po swoich bokach.

      👀👀

      Usuń
  41. — Może wcześniej po prostu nie czułam takiej potrzeby — odparła, starając się brzmieć spokojnie. Czuła, że sprawiało mu radość patrzenie, jak ją złościł, a na kacu dawała się bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, co dało się zauważyć bez problemu. Sama była tego świadoma, a to sprawiało, że miała w sobie jeszcze mniej cierpliwości, co doprowadzało do szybkiego wkurzanie się i tak nakręcała się ta karuzela.
    Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia i czuła, jak w niej wrze. Nie mógł powiedzieć, że będzie miała mu sfinansować masaż!? Była coraz bardziej na niego wściekła, bo… Bo przecież mógł wyraźnie zaznaczyć czego oczekiwał, a ona jak idiotka wyrwała się do tego, aby samej zrobić mu ten masaż i… Czuła, jak jej policzki zaczynaja się czerwienić. Nie była tylko pewna czy bardziej ze wstydu, że nawet nie pomyślała o tym, aby komuś to zlecić czy ze złości, że tak ją podszedł!
    — Mogłeś sprecyzować swoje oczekiwania — mruknęła. Było jednak za późno. Skoro już i tak wybrudziła sobie ręce olejkiem, nie było sensu się wycofywać. Zwłaszcza, że timer już był włączony, więc przysługa była już w trakcie spłacania, a to jej odpowiadało. Im szybciej się z nim upora tym lepiej.
    Wymamrotała cicho, tym razem tak, aby nie słyszał, jak naprawdę działał jej na nerwy. Była zła w tej chwili nie tylko na niego, ale również na siebie samą. Z drugiej strony… im dłużej go dotykała, w pewnym sensie to doceniała, bo miała świadomość, że w innej sytuacji taka możliwość nie powtórzyłaby się szybko, a tak… Mogła się trochę nim napawać. Jego bliskością, świadomością, że jej łóżko będzie nim pachniało. Była pewna, że umieranie w ten sposób stanie się odrobinę przyjemniejsze i żałowała, naprawdę żałowała, że musi oddać mu bluzę. Z chęcią zatrzymałaby ją dla siebie na… pamiątkę nocy, której nawet nie pamietała. Dziwaczne, ale Margaret była przecież odrobinę dziwna…
    Wszystko jednak prysnęło niczym mydlana bańka, a śmiech Jacoba sprawiał, że miała ochotę uderzyć go jeszcze raz.
    — Dlaczego nic nie powiedziałeś?! — Zmierzyła go spojrzeniem, czując kolejny przypływ złości.
    — Margaret czy ty nie miałaś spędzić tej nocy z koleżankami? — Evelyn uniosła wysoko brew, jednocześnie kręcąc głową z rozczarowaniem — dziecko, dlaczego nie możesz chociaż raz zrobić tego, co mówisz, że zrobisz? — Spytała, splatając ręce pod biustem — dziękuję Jacob, że się nią zająłeś, a ty… — wzięła głęboki oddech — dziewczyno, osiwieję przez ciebie — przeniosła ponownie spojrzenie na chłopaka, kręcąc lekko głową — wolałam sprawdzić na własne oczy do jakiego doprowadziła się stanu.
    — Ona tutaj jest i wszystko słyszy, halo — pomachała ręką — a co do siwienia, to chyba za późno mamusiu — wykrzywiła usta w grymasie, a następnie spojrzała na Jake’a. Nie mogła pozwolić na to, aby wyszedł z jej pokoju.
    — I właśnie przez takie odżywki jest ignorowana — kobieta spojrzała na nią chłodno — nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje. Nowi znajomi, nowy chłopak? Bierzesz coś?
    — Nie będziemy rozmawiać przy Jacobie, a jak widać, jesteśmy zajęci — odparła butnie — muszę mu podziękować za ratunek — powiedziała głośno, ale w myślach postanowiła, że zaraz go udusi — możemy pogadać później. Obie wiemy, że i tak nie chce ci się przeprowadzać tej rozmowy. Tak samo jak mnie — dodała, wykrzywiając usta.
    Evelyn rozejrzała się po pokoju, jakby próbowała odnaleźć w czymś ratunek. Odkąd matka związała się na poważnie z Andree, relacja matka-córka nie istniała, a Margo pozwalała sobie na naprawdę dużo — idź już sobie.
    — Wrócę z zestawem do testów narkotykowych — oznajmiła, zamierzając się poddać. Wycofanie się było najłatwiejsze.
    — Papa — burknęła rudowłosa, a kiedy drzwi zamknęły się za matką, nie myślała długo nad tym, co chce zrobić. Wlepiła spojrzenie ciemnych oczu w chłopaka i wyciągnęła ręce przed siebie, aby dosięgnąć jego szyi i… rzuciła się na niego — mów, co się wydarzyło w nocy — powstrzymała się przed krzykiem, byleby tylko matka znowu nie wparowała do pokoju.

    🤡

    OdpowiedzUsuń
  42. Gdyby naprawdę mogła zabić spojrzeniem, Jake właśnie leżałby martwy na jej łóżku, a ona musiałaby przemyśleć, co ma zrobić z trupem, aby nikt się nie dowiedział, że to jej sprawka. Niestety lub stety nie mogła do tego doprowadzić, więc blondyn nadal był żywy, oddychał i leżał na jej łóżku, zostawiając na nim swój zapach… Zacisnęła jednak mocno wargi, postanawiając, że słowem się nie odezwie. Miała go przecież ignorować, aby jak najszybciej znudziła mu się ta dziwaczna zabawa. Naprawdę miała nadzieję, że to zadziała, a Jacob szybko się znudzi.
    Nie spodziewała się jednak, że Evelyn pojawi się w domu, wparuje do jej pokoju i powie o policji. Cała teoria polegająca na ignorowaniu Jake’a legła w gruzach w momencie, gdy matka pojawiła się na jej terytorium. Nie zastanawiała się też długo nad tym, co chciała zrobić. Wiedziała, że chłopak jest od niej silniejszy, ale miała nadzieję, że zaskoczenie da jej przewagę i osiągnęła to. Na jej ustach pojawił się złowieszczy uśmiech, kiedy zawisła nad nim, ściskając mocno ręce na jego szyi. Oczywiście, że nie zamierzała go udusić. W jej oczach zabłysła jednak satysfakcja, kiedy widziała, że naprawdę udało się jej go zaskoczyć i doprowadzić do tego, aby jego oczy się rozszerzyły. I chwila tej radości sprawiła, że sama straciła czujność. Zresztą, była świadoma, że nawet gdyby skupiała się na wyczekiwaniu jego kontrataku, tak czy inaczej nie dałaby rady mu zapobiec. Zacisnęła wargi, gdy udało mu się odsunąć jej ręce od szyi. Oczywiście, że próbowała stawiać opór, ale Jake był silniejszy, dużo silniejszy. Prychnęła, gdy obalił ją na plecy. Zacisnęła mocno wargi, oddychając głęboko przez nos, marszcząc go przy tym niczym wściekły kociak, gdyby miała wolne ręce, próbowałaby mu wydrapał oczy. Poważnie. Tak ją wkurzał, że nie zawahałaby się nawet na sekundę! Zresztą, ułożyła dłonie tak, aby być gotową do ataku. Chyba dlatego ścisnął mocniej jej nadgarstki, przez co syknęła cicho z bólu.
    — Nigdy — odparła bojowo, wierzgając na oślep nogami, w pierwszej chwili próbując go w ten sposób z siebie po prostu zrzucić, ale kiedy to nie dawało żadnego efektu, poddała się. Na chwilę, oczywiście — jeżeli nie chcesz stracić oczu albo mieć obitej tej swojej buźki, będziesz tu, kurwa, leżał na mnie do końca swojego lub mojego życia — powiedziała gniewnie, próbując wyrwać chociaż jedną rękę z jego uścisku — z drugiej strony przecież nie musisz się mnie bać, nie? Jesteś dużo silniejszy — prychnęła. Wiedziała, co mogłaby zrobić i czego z pewnością by się nie spodziewał, ale… Wiedziała, że ją samą też zaboli. Z drugiej strony, niech ma świadomość, że nie jest delikatną dziewczynką, która boi się bólu czy widoku krwi. Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy, uprzednio wyliczając gdzie musi wycelować i… Wyrwała się czołem prosto w jego nos, skomląc przy tym cicho z bólu, była jednak gotowa to wytrzymać, bo miała nadzieję, że jego zaboli mocniej. — Ze mną się nie zadziera, Miller — warknęła, wyrywając rękę z jego uścisku i potarła sobie czoło, które ją bolało. Boże, jeżeli nic mu się nie stało to zacznie w siebie wątpić, ale dostrzegając strużkę krwi wyciekającą z jego nosa, momentalnie przestało ją boleć.

    🤺

    OdpowiedzUsuń
  43. To nie tak, że Margaret lubiła wyrządzać komuś krzywdę, ale bliskość Jake’a i sytuacja w jakiej się znaleźli sprawiła, że po prostu musiała coś zrobić. Uwolnić się spod jego ciała, zwłaszcza, gdy zaczął ciężej oddychać. Powiedzmy sobie szczerze, Margaret miała świadomość, że pomiędzy nimi do niczego nie dojdzie. Wiedziała, że to co czuła było złe, że powinna trzymać się z daleka od niego i tak właściwie, przez cały czas odkąd razem mieszkali, starała się właśnie to robić. Trzymać dystans. A dzisiaj? Namieszał jej w głowie, tymi przypadkowymi dotknięciami w kuchni, tym masażem, uśmieszkami i… Gdy tak się nad nią znajdował, chociaż była cholernie wściekła, że nie powiedział jej o akcji z policją w nocy, gdyby pozwoliła na to, aby znajdował się w ten sposób dłużej, nie była pewna czy nie zrobiłaby czegoś głupiego. Czegoś głupszego niż walnięcie go nosem w czoło. Gdyby spróbowała go pocałować, nigdy by sobie tego nie wybaczyła.
    Kiedy ją puścił, momentalnie się podniosła do siadu i przyglądała mu się, cały czas trzymając jedną rękę na czole i delikatnie je rozmasowywała. Zmarszczyła lekko brwi, bo… Nie spodziewała się, że uderzy go, aż tak mocno
    — Jake, ja… — spojrzała na niego i jego zakrwawiony nos. Dobra, chciała go walnąć nie mogła skłamać, że nie chciała. Wtedy by tego po prostu nie zrobiła. Zagryzła wargę, chcąc coś wydusić z siebie, ale on dalej mówił. Otworzyła szeroko oczy, nie wierząc w to, co słyszała. Nie! To po prostu niemożliwe, nie wyglądałaby się… A jednak, dobrze rozumiała słowa padające z jego ust. W jednej chwili zrobiło jej się strasznie głupio i wstyd i żałowała tego, co zrobiła. Zabrakło jej jednak języka w gębie, aby wydusić coś z siebie. Zamiast tego z rozchylonymi wargami i szokiem w oczach, przyglądała się temu, jak Jacob bierze swoje rzeczy i wychodzi. Musiała być twarda… Na płacz pozwoliła sobie dopiero wtedy, kiedy opuścił jej pokój.
    Przez kilka kolejnych dni unikała go, jak tylko mogła. Nie wyobrażała sobie konfrontacji i gdyby było to możliwe, trwałaby w tym do końca swojego życia, a na pewno do momentu, w którym miała by pewność, że o wszystkim zapomniał. Tylko czy dało się coś takiego w ogóle zapomnieć?
    W dodatku nie miała jak go unikać, kiedy Evelyn i Andree poinformowali, że mają całą rodziną wziąć udział w jakimś charytatywnym wydarzeniu, tym razem na rzecz hospitalizowanych dzieci i nie ma żadnej opcji, aby któreś z ich opuściło te wydarzenie. Mackenzie była załamana, bo… Była pewna, że umrze ze wstydu. Wolałaby nawet jakieś prace społeczne zamiast spędzić wieczór z rodzinką. Zwłaszcza, po całym zajęciu z Jacobem i… Musiała coś zrobić, aby ten wieczór nie był tak tragiczny, jak to sobie wyobrażała, więc…
    Ubrana w elegancką, przylegającą sukienkę w kolorze butelkowej zieleni, z rozpuszczonym, pofalowanymi włosami puszczonymi luźni po obu ramionach, stała przed drzwiami jego pokoju, trzymając w dłoniach czarne pudełko wykończone satynową. W środku znajdowała się gałązka oliwna. Teoretycznie mogła kupić mu w ramach przeprosin cokolwiek, ale uznała, że to będzie lepsze niż jakikolwiek prezent, bo, cóż, miała świadomość, jak bardzo namieszała i spieprzyła swoim zachowaniem. Zapukała do drzwi i wstrzymała oddech, nie mając pojęcia, czego się w ogóle w tej sytuacji po nim spodziewać.

    🌿

    OdpowiedzUsuń
  44. Jeżeli Phoebe Miller czegoś szczerze nienawidziła, były to awantury w miejscach publicznych. Zawsze czuła się wtedy dokładnie tak samo, jak w dzieciństwie, gdy jeszcze próbowała zabrać pijanego ojca z ulicy albo naćpaną matkę ze sklepu, w którym rozpętała awanturę – była boleśnie świadoma wbitych w nią ciekawskich spojrzeń, kłujących i szczypiących, jak milion małych rączek na całym jej ciele. I zawsze wtedy gniew narastał w niej dziesięciokrotnie bardziej, jak gdyby to było celowe działanie, mające na celu ją upokorzyć.
    Pod wieloma względami Jake miał rację. To prawda, że mieli pewne plany względem najbliższej przyszłości, i to prawda, że oboje chcieli jak najszybciej wynieść się z domu. Problem w tym, że Phoebe wiedziała, że szkoła nie jest w stanie zapewnić jej bezpiecznej, stabilnej przyszłości – jeżeli takiej pragnęła, musiała postarać się o nią na własną rękę. Dlatego walczyła z całych sił, by przebić się między innymi dziewczynami, innymi modelkami, by zostać zauważona i doceniona; jeżeli ceną za to było zadawanie się z dziewczynami pokroju Cameron Ayers i Lisy Rawson, to trudno. Tak naprawdę, mimo początkowego sceptycznego nastawienia, im więcej czasu z nimi spedzała, tym rzadziej dostrzegała ich wady. Choć może raczej: zaczynała się do nich po prostu przyzwyczajać. Nie uważała, na przykład, że prześladowanie nielubianych uczniów jest w porządku, ale dopóki sama nie brała w tym czynnego udziału, mogła uciszać swoje sumienie. Świat nie był taki czarno-biały, jak się niektórym wydawało. Phoebe jeszcze nie wiedziała, jak łatwo można się zgubić w tych wszystkich odcieniach szarości.
    Teraz jednak, naćpana i w dobrym humorze, mogła nie roztrząsać rzeczy zbyt trudnych do roztrząsania. Pojawienie się Jake'a było jej więc wyjątkowo nie na rękę. Nie chciała myśleć. Myślenie ją bolało.
    Czuła na sobie na wpół zaciekawiony, na wpół rozbawiony wzrok dziewczyn, co tylko potęgowało jej irytację.
    – Wiesz, nie musisz się tak mną przejmować – wycedziła, z trudem skupiając wzrok na swoim ukochanym bracie. Fakt, że porównywał ją do matki, do której Fibs miała żal tak ogromny, że aż właściwie nie zdawała sobie sprawy z tego, że w ogóle go ma, sprawił, że zakręciło się jej w głowie. – Jestem już duża, umiem sobie poradzić z większością problemów. Nie chcę być twoją kulą u nogi – dodała złośliwie, a ta złośliwość rozdzierała jej serce, nawet, jeśli w tej chwili nie była w stanie tego poczuć.
    – Hej, Fibs! – Nawet nie zauważyła, kiedy Lisa Rawson znalazła się tuż obok i położyła jej rękę na ramieniu, uśmiechając się szeroko i głupkowato. Patrzyła to na nią, to na Jake'a, a jej ciekawość czuć było niemal w powietrzu. – Jakiś problem?
    – Nie – warknęła na nią Phoebe, strącając jej dłoń ze swojego ramienia. – Zaraz wracam. – I kiedy Lisa, niechętnie, wróciła z powrotem do stolika, Fibs skierowała zmęczone spojrzenie na brata. – Czy to nie może zaczekać? Proszę?

    Fibs

    OdpowiedzUsuń
  45. Każdy ma swoje granice i każdy się kiedyś męczy.
    Ari przez ostatnie miesiące była uosobieniem cnót, przykładną córką, wzorową uczennicą, nienaganną w zachowaniu nastolatką i wierną dziewczyną. Zachowywała się jak inna osoba, mimo, że wielu nie wierzyło w jej zmianę i uważało to wszystko za akt, czy kolejną próbę zwrócenia na siebie uwagi. Była dobra, pomocna i nie zachowywała się jak wyrachowana mieszkanka Manhattanu. Lubiła tą nową wersję siebie, lubiła, gdy ludzie prawili jej komplementy, lubiła tą niewinność i przyprawiającą o wymioty słodkość. Aż się złamała.
    Aż uciekanie od przeszłości stało się trudniejsze, niż udawanie kogoś, kim nie była. Aż się poddała, a kilka drinków i procenty w jej krwi sprawiły, że złamała swoje nowe zasady i w jeden wieczór zaprzepaściła ciężką pracę i wizerunek, na którego kreowanie spędziła niemal sześć miesięcy. No i straciła też jego, jedyną osobę, dla której postanowiła się zmienić, więc jaki był sens dalszego ciągnięcia tej farsy?
    Czar prysł, i jak za dotknięciem magicznej różdżki, Ari stała się tą samą, zepsutą dziewczyną, o której skandalach czytałeś w internecie.
    Może dlatego zaakceptowała zaproszenie na imprezę, może dlatego znalazła się na zakazanym terenie, może dlatego nie kryła się ze swoją obecnością, a wręcz przeciwnie. Bujała biodrami do rytmu popularnej piosenki na samym środku pokoju i śmiała się tak głośno, że nawet muzyka dudniąca z głośników, nie mogła jej zagłuszyć. Bo najzwyczajniej w świecie brakowało jej wrażeń, których ostatnimi czasy unikała, bo bardzo chciała reakcji, bo bardzo chciała kogoś wkurwić i wiedziała, że tutaj jej się to uda.
    Więc kiedy poczuła silny ucisk na swoim ramieniu, nie wyrwała się, a wręcz przeciwnie, posłusznie pomaszerowała w kierunku tarasu. Jej plecy spotkały się z twardą ścianą, ale na jej twarzy na próżno było szukać grymasu niezadowolenia, wręcz przeciwnie. Jej wargi wygięły się w bezczelnym uśmiechu, a w oczach zaczęły tańczyć ogniki. Wydymała usta w udawanym niezadowoleniu, jakby uraziło ją pytanie chłopaka, a dłonie skrzyżowała na piersi.
    — Oh, Jake. Tatuś nie wspomniał, że wpadnę? — Uniosła jedną z brwi ku górze, posyłając mu najbardziej niewinne spojrzenie na jakie było ją stać, chociaż tak naprawdę miała ochotę parsknąć śmiechem. Bo chłopak wyglądał jakby chciał ją rozszarpać na strzępy, a jej słowa miały go rozjuszyć jeszcze bardziej.
    Oczywiście Min kłamała. Nie miała żadnego kontaktu ze starym Millera, a nawet gdyby się do niej odezwał, nie skorzystałaby z oferty wiedząc, że typ ma dwójkę dzieci, które uczęszczają do jej szkoły. Uwielbiała to balansowanie na granicy moralności, kochała ten dreszczyk emocji i zastrzyk adrenaliny, gdy wieczorami pozwalała sobie, by dłonie mężczyzny w wieku jej ojca, błądziły po jej ciele i lubiła to uczucie kontroli, jakie wtedy odczuwała. Ale Ari nie była głupia. Przynajmniej nie na tyle, by narazić swoją pozycję w Constance i cieplutkie miejsce w Yale.
    Kiedy Andree urwał wszelki kontakt, była zaskoczona, ale szybko udało jej się rozwikłać zagadkę jego zniknięcia. Powód? Blondyn przed nią. Tak jak on zrujnował jej dobrą zabawę, te kilka miesięcy temu, ona nie pragnęła niczego innego, jak się odwdzięczyć. Zakręciła się obok jego siostry, zdobyła nową koleżankę, a także zaproszenie na dzisiejszą imprezę. Wszystko szło po jej myśli.
    Nachyliła się nieco w jego kierunku i wyszeptała słodko.
    — Ale nie złość się tak, potrafię być całkiem dobrym towarzystwem. — Mrugnęła zalotnie i kolejny raz oparła o ścianę, wyraz satysfakcji wymalowany na jej twarzy. Nawet te kilka miesięcy udawanej dobroci, nie wyzbyły się jej wrodzonych talentów.

    Min Ari

    [spoko, my się nie gniewamy XD]

    OdpowiedzUsuń
  46. Margaret jeszcze nigdy wcześniej w swoim życiu, nie czuła się tak jak teraz po incydencie z Jake’m. Po śmierci Lucasa tak naprawdę wmawiała sobie, że to była jej wina. Teraz to wiedziała i dobitnie czuła, bo Jacob najwyraźniej wszystkim swoim kumplom powiedział, że jego nos to jej sprawka, a oni wszyscy, cóż, dawali jej wyraźnie odczuć, że wiedzą. Margaret nie miała tylko pojęcia co dokładnie i ile wiedzą. Nikt nie rzucił jeszcze w jej kierunku żadnego głupiego komentarza dotyczącego jej uczuć względem Jake’a… ale może po prostu mieli to jeszcze zostawić? Mackenzie nie wątpiła w to, że chłopak mógł okazać się silnym i mocnym przeciwnikiem. Wiedziała przecież o jego przeszłości o tym, że jakoś przetrwał tamten czas i… Szczerze mówiąc trochę się bała tego, co mógłby dla niej przygotować. Nie od dziś było wiadomo, że aby wbić się w towarzystwo wystarczyło knuć dobre intrygi. Jake dopasował się i bez tego (z tego, co było jej wiadomo), dlatego obawiała się jak bardzo mógł przesiąknąć Manhattanem jego wszystkimi, dobrymi i złymi stronami.
    Nie wiedziała też, czego może się spodziewać po próbie zażegnania konfliktu. Pójdzie w to w ogóle czy ją wyśmieje? Liczyła na pierwsze, chociaż wszystko jej podpowiadało, że skończy się na drugim. Kiedy otworzył drzwi, wystarczyło jej krótkie spojrzenie na jego twarz, aby mieć pewność, że nie będzie łatwo. Miała wrażenie, że jego lodowate spojrzenie jest w stanie ją zamrozić. Niemal czuła igiełki zimna wbijające się w jej ciało, pod mocą jego oczu.
    — Chciałam przeprosić za nos — powiedziała, starając się trzymać wyprostowaną i pewną siebie postawę, co wcale nie było łatwe. Nie tylko ze względu na to, co mu zrobiła, na to, że czuła się winna (bo przecież była). On wiedział, że jej zależało, a to sprawiało, że trzymanie wypracowanej przez tyle czasu postawy stało się trudne. Wiedział i mógł to przeciwko niej wykorzystać, czego miała świadomość. Dlatego chciała rozejmu. Nie zamierzała jednak przepraszać za nic, co było wcześniej ani za to co czuła, to nie jej wina. Zresztą, tego tematu wolałaby z nim nigdy nie poruszać i miała nadzieję, że nie będą musieli nigdy tego przegadywać, a najlepiej, gdyby Jake po prostu zapomniał. — Nie powinnam była tego robić — mówiąc to, wysunęła czarne pudełko przed siebie — więc przepraszam, a tu… — zawiesiła się nagle, bo pewna myśl uderzyła w nią, aż za bardzo. Kurwa, jak mogła wpaść na tak idiotyczny pomysł z tą gałązką? Wywodziła się z Grecji, tak? Tak. Greckie mity może i były fajne, ale czy to nie w nich wszyscy się ze sobą pieprzyli nie patrząc na koligacje rodzinne? Kurwa! Jeszcze sobie pomyśli, że coś mu sugeruje. Na jej policzki zaczynał wkładać się szkarłat. Cofnęła szybko dłonie, puściła pudełko jedną ręką i schowała za plecami, robiąc krok w tył — wiesz, nie przemyślałam tego dobrze — powiedziała, przezwyciężając te nieprzyjemne uczucie zimna i spojrzała prosto w jego oczy — to znaczy przepraszam, poważnie, przepraszam za nos. Naprawdę przepraszam — powiedziała z rękoma za plecami — chciałam… pomyślałam… wiesz po prostu, może… zawrzemy rozejm? — Spytała, będąc na siebie wściekłą, bo inaczej to wszystko sobie wyobrażała, a później dostała nagłego olśnienia, kiedy było już za późno na całkowite wycofanie się.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  47. Cornelia właśnie padła na mózg, skoro zdecydowała się na udział w takim wyzwaniu. Zawsze lubiła podnosić sobie poprzeczkę, a jeszcze bardziej lubiła wygrywać. Tylko ten jeden raz miała przeczucie, że może nie podołać wyzwaniu i zakończy je wcześniej. Nie musiała tego robić, aby wiedzieć, że się kompletnie nie odnajdzie w takim życiu. Uwielbiała swojego kierowcę, wzbogacony o masę różnych sprzętów i wygód samochód, którym sama nie musiała jeździć, bo Frank robił to perfekcyjnie za nią. Jeśli miała na to ochotę to z rana czekała na nią wizażystka i fryzjerka, choć znacznie częściej sama zajmowała się swoim wyglądem. Podane pod nos na srebrnej tacy śniadanie, obiady w ulubionych, popularnych i drogich restauracjach, a wieczory spędzała w luksusowych klubach bawiąc się najlepsze w towarzystwie przyjaciół oraz masy innych celebrytów, którzy wiedli takie samo życie, jak ona. Nie zamierzała się teraz wycofać. Chciała przede wszystkim sprawdzić, jak smakuje taka codzienność. Może zaskoczy samą siebie i Jake przy okazji i jednak wytrwa? Szanse na to były dość marne, a pomarzyć przecież było warto. Dopóki nie spróbuje to się nie przekona, a na siłę jej przecież Miller nie będzie, gdy się jej nie spodoba to po prostu zakończy wyzwanie i przegra ze świadomością, że zrezygnowała z własnej woli.
    Blondynka zmarszczyła nagle czoło, bo to co powiedział jej się ani trochę nie podobało.
    — Mam pracować? Żartujesz sobie? — Dobra, nie pomyślała o tym. Ale sądziła, że po prostu nałoży sobie limit na karcie i nie będzie mogła więcej niż kwota, którą wymyśliła. Praca? Taka zwykła? Nie, to zdecydowanie nie było dla niej. Była swoją własną szefową. — Jake, jeśli chcesz mnie wykończyć to trzeba było kupić pistolet w sklepie na rogu. Wiesz co będą o mnie pisać, gdy się dowiedzą o tym zakładzie? A wiesz, że się dowiedzą.
    Jak ona miała wytrwać tydzień? A właściwie miesiąc. To co mówił miało sporo sensu. Sama nie zatrudniłaby nikogo na parę dni, bo to nie miało sensu, ale nie chciała męczyć się przez miesiąc. Zajęło jej chwilę, aby się zastanowić. Była nawet gotowa już teraz zrezygnować.
    — Niech będzie miesiąc, ale na weekendy chcę być u siebie. Sobotę i niedzielę chcę spędzać normalnie. Na tyle chyba możesz się zgodzić, co? — Przecież to tylko dwa dni, nic wielkiego. Dobrze wiedziała, że odbiłaby sobie te dwa dni zaglądając do ulubionych miejsc, kupowałaby ubrania, buty i akcesoria, jakby rok nie była na zakupach i robiła wszystko, aby zapomnieć o warunkach na Brooklynie czy Bronksie. Wyobrażała sobie najgorsze z najgorszych mieszkań, ale przecież nie mogła trafić, aż tak źle?
    Pięć dni w tygodniu to było już naprawdę wiele. Powiedziałaby nawet, że o wiele za dużo, jak na nią. To wszystko ją przerażało. Nie chciała nosić ubrań z galerii. Jeszcze niedawno na imprezie śmiała się z przyjacielem z tego, że założyłaby takie jedynie pod warunkiem, że dostałaby za to solidne wynagrodzenie, a teraz miała to robić za darmo. Dodatkowo miała mieszkać w obskurnym miejscu. Niemal nie opuszczała Manhattanu. Teoretycznie pozostałe dzielnice Nowego Jorku dla niej nie istniały, a teraz miała się tam przenieść.
    — Nie ufasz mi? — spytała, gdy wspomniał o wspólnym mieszkaniu. Dobrze wiedziała, że by oszukiwała i próbowałaby sobie jakoś pomóc. Co nie było ani trochę fair, ale już w końcu ustalili, że życie również takie nie było. — Och, Jake. W co ja się właśnie wpakowałam? Wyobrażasz sobie, co będą o mnie pisać? Aha i od razu mówię, że jakiekolwiek miejsca z żarciem odpadają. Nie będę żadną kelnerką, nie będę przewracać kotletów na drugą stronę. Mogę układać ubrania albo kosmetyki. I nic ze zwierzętami. Albo dziećmi lub starszymi ludźmi. Nie tylko ja z tego zakładu muszę wyjść żywa.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  48. Wzięła głęboki oddech. Przyznawanie się do winy nie było jej ulubionym zajęciem, a zwłaszcza w takich okolicznościach, ale wiedziała, że musi to zrobić. Jego słowa niczego nie ułatwiały. Nie mógł po prostu przyjąć przeprosin i nic więcej nie mówić? W taki sposób byłoby dużo łatwiej. Przynajmniej dla niej. Nie mówienie jej co się wydarzyło w nocy, według Margaret nie było takim całkiem nic nie zrobieniem. Ugryzła się jednak w język i nie skomentowała tego, bo zależało jej na tym, aby faktycznie zażegnać ten spór, a nie bardziej go zaogniać.
    — W takim razie bez rozejmu — pokiwała głową — ale możesz powiedzieć swoim znajomym żeby się odczepili? — Cofnęła się o krok, ignorując jego pytanie o pudełko. Cholera, dlaczego wcześniej nie przemyślała dokładnie tego prezentu? A może Jake skupi się na czymś innym i nie dojdzie do takich samych wniosków, do jakich doszła ona? Zrobiła jeszcze jeden krok do tylu, gdy Jake wykonał kolejny w jej stronę. Poczuła, jak łopatkami dotyka ściany równoległej do drzwi pokoju Jacoba. Zacisnęła mocno palce na czarnym pudełku i związała usta w supeł, zastanawiając się intensywnie nad tym, co ma właściwie zrobić.
    — Okej, to po prostu gałązka oliwna — powiedziała po krótkiej chwili zawahania. Wysunęła ponownie pudełko przed siebie i wysunęła w stronę Jake’a, jednocześnie tworząc miedzy nimi pewien dystans. — Wiesz, w sumie… Po prostu to weź. To taka symboliczna… zgoda — przygryzła policzek od wewnątrz, modląc się o to, aby po prostu nie drążył — pomyślałam, że… to będzie mniej… eee… dziwne, niż gdybym coś wybrała, bo no… w zasadzie nie wiem, co lubisz i eee… — trochę kłamała, bo przez te dwa lata wspólnego mieszkania, co nieco wiedziała o jego guście, a biorąc pod uwagę to, że go lubiła, bardziej zwracała na pewne rzeczy uwagę, ale to w tej chwili było nieważne — po prostu chciałam przeprosić i oczyścić nieco atmosferę — przed wyjściem, ale tego nie dopowiedziała. Przeprosiny za nos należały mu się bez względu na okoliczności, a czas miniony od wydarzenia był na tyle długi, że była mu teraz w stanie spojrzeć w oczy, chociaż i tak nie było to najłatwiejsze zadanie, tak prawdę mówiąc. Wzięła głęboki oddech i spoglądała na niego z lekkim zniecierpliwieniem i jednocześnie zaciekawieniem, bo trochę się bała co sobie pomyśli, a trochę była ciekawa jak na tę gałązkę zareaguje. I była też ciekawa jak minie bal, chociaż wiedziała, że nie ma co liczyć na niewiadomo co. W końcu zawsze na ściankach i dla fotografów wszystko było na pokaz, a później każdy rozchodziły się do swoich ludzi, chociaż tym razem Margaret miała wrażenie, że będzie tam całkiem sama.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  49. Zuri lubiła uwage, którą utrzymywała i wcale nie kryła się z tym, że sprawia jej to przyjemność. Nie miała czego się wstydzić. Czy światło przeprasza, za to że kusi cień? Kiedy więc Jake tak słodko się przy niej bawił, dotykając jej i muskając jej szyję, uśmiechała się kącikiem ust, falując z nim w takt piosenki granej na konsoli. O wiele bardziej od uwagi, lubiła dezorientację doprowadzenie do momentu, gdy człowiek nie wie, co się dzieje, więc mina chłopaka i ruch gdy przeczesał włosy w tył, trochę jakby nerwowo, były dla niej dostatecznie satysfakcjonujące, by podarować mu szeroki uśmiech samozadowolenia. Nie mieli wspólnych interesów, nie bardzo wiedziała, czego może od niej chcieć. Poza tym nie był w jej typie - wolała starszych facetów.
    Przechyliła głowę, lustrując go uważnie i szyderczo zmierzyła ich splecione dłonie - tego było za wiele. Szczególnie, że padła też sugestia że to ona może chcieć czegoś od niego. Uwolniła rękę i wyprostowana rzuciła mu zimne spojrzenie. Zacisnęła usta i postąpiła krok do przodu, niemal przylegając do wysokiego, szczupłego ciała ulubieńca Manhattanu.
    - Za bardzo się starasz, złoty chłopcze - cmokneła odrobinę też rozczarowana tym, jak nieciekawie to się rozgrywało. - Porozmawiamy - zgodziła się w końcu.
    Czegoś chciał, ale nie chciał powiedzieć co to jest. Nie chodziło o bzykanie, tego była pewna, bo gdyby był napalony, inaczej by na nią reagował i nie próbowałby jej uwodzić tak tanio. Chyba. Chociaż może to były jego metody i autentycznie ktoś na to leciał, nie wiedziała. Musiało chodzić o coś istotnego, skoro zdolności myślenia wciąż miał na swoim miejscu i jeszcze nie spłynęły pod rozporek.
    Westchneła i uśmiechneła się lekko, kierując w stronę baru. Skineła za nim, aby jej towarzyszył, jak sam chciał. Zaintrygował ją na tyle, by mogli rzeczywiście wypić po drinku i odejść od konsoli, gdzieś gdzie było choć odrobinę ciszej. Mogła go wysłuchać, ale nic więcej nie obiecywała, bo jak sądziła, chodziło o jakąś pierdołę, na którą nie warto tracić ani chwili, a Williams miała dość napięty grafik.
    Przy barze zamówiła martini z oliwkami na ginie Old Tom i gdy dostała w dłoń swoje szkiełko, obróciła się do Mullera.

    oby to było dobre

    OdpowiedzUsuń
  50. Może i się do niej nie zbliżali, ale ich oceniające spojrzenia były wystarczająco odczuwalne przez Mackenzie. Nim złamała Jacobie nos, nawet gdy się na nià gapili, miała wrażenie, że robili to w inny sposób niż teraz. Okej, nie była święta, nie traktowała go dobrze, ale cała ta sprawa z nosem… Była pewna, że gdyby znali całą sytuację być może nie ocenialiby jej, aż tak źle. Zresztą, Meg nie chodziło o bycie ocenianą, bo to, co o niej myśleli było drugorzędne, ale te spojrzenia były tak natarczywe, że momentami wręcz nie do zniesienia.
    — Gdybyś powiedział, co się stało tamtej nocy, nie musiałabym tego robić — mruknęła cicho pod nosem, na tyle, aby jej nie usłyszał — powiedz im, żeby się mniej gapili — dodała nieco głośniej, chociaż podejrzewała, że i tak tego nie zrobi. Zresztą… Była przecież Margaret Mackenzie, znosiła w swoim życiu więcej niż kilka par oczu wlepionych w nią. Te dzieciaki nie mogły być problemem, musiała sobie tylko przypomnieć, że ma w sobie wystarczająco dużo siły. W końcu była Mackenzie. Może i nie należała do tych dziewczyn, ale potrafiła sobie radzić z elitą, sama w końcu do niej należała, chociaż zdecydowanie odbiegała od ogólnej charakterystyki.
    — Jasne — westchnęła, gotowa odwrócić się, gdy zniknął w pokoju, aby odłożyć pudełko z gałązką. Nie zakładała, że zejdą na dół razem, a tym bardziej, że Jake będzie chciał z nią rozmawiać. Zaproponowała rozejm, ale sam powiedział, że nigdy go przecież miedzy nimi nie było. Zamrugała w pierwszej chwili zdezorientowana, ale zrównała z nim kroku i uśmiechnęła się krzywo, spoglądając na niego. Chwyciła dłonią zewnętrzny bok sukienki, aby się nie potknąć o materiał, a drugą dłoń ułożyła na poręczy schodów.
    — Jak zawsze — odparła, a następnie uraczyła go jednym z wyćwiczonych uśmiechów — przecież moja rodzina jest najlepsza na świecie — wyszczebiotała równie wyćwiczonym tonem głosu, chichocząc jak te wszystkie szkolne idiotki, które tak bardzo działały jej na nerwy — nie rozumiem, dlaczego uważasz, że ktokolwiek tam będzie nadęty, to przecież sami wspaniali ludzie. Jake, nie wiesz, że powinniśmy być za to wszystko wdzięczni? Za wszystko, co dostajemy, bo przecież wszyscy inni zabiliby za to — prześmiewała się, jednocześnie pozwalając na to, aby wyćwiczoną do perfekcji maska ustąpiła naturalnej minie, która świadczyła o tym, jak bardzo nie chciała się tam znaleźć — a ty? Chociaż pewnie będziesz miał na miejscu kumpli z drużyny, nie? Przemęczysz się chwilę i zniknięcie — wytknęła, chociaż wcale się nie dziwiła. Gdyby sytuacja z Suzie nie była jaka była, sama zrobiłaby dokładnie to samo.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  51. Zignorowała jego prośbę, wzruszając przy tym jedynie ramionami. Nie zamierzała wchodzić w dyskusję na ten temat, bo wiedziała, że on z pewnością miał inne zdanie.
    — A ja uważam, że gdybyś im coś powiedział, to z pewnością by cię posłuchali — mruknęła, na tyle jednak głośno, aby usłyszał tym razem co wychodziło z jej ust — w końcu jesteś Jake’m — dodała, jakby to wszystko tłumaczyło. W zasadzie tak było. Nadal nie potrafiła zrozumieć jakim cudem tak łatwo udało mu się zdobyć uznanie tych wszystkich bogatych dzieciaków. Czasami miała wrażenie, że niektórzy wręcz go wielbią i nie potrafiła zrozumieć dlaczego tak się dzieje. Ona naprawdę należała do śmietanki towarzyskiej, a zdecydowanie nie cieszyła się taką popularnością i byciem lubianą. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że częściowo sama się do tego przyczyniła swoim zachowaniem i tą fiksacją na temat śmierci ludzi dookoła niej, ale… Nawet przed wypadkiem z Lucasem, wcale nie było lepiej.
    Nie zastanawiała się nad tym, co mówi i nad tym, jak może to odebrać Jacob. Poza tym nie oszukujmy się, wcześniej też nigdy się tym nie przejmowała, a wręcz robiła wszystko, aby pomiędzy nimi była niechęć. A teraz… Miała wrażenie, że od momentu w którym złamała mu nos, coś się zmieniło. Tylko sama nie wiedziała co i… jak ma się przez to zachowywać.
    Zerknęła na niego, zastanawiając się nad tym, jak właściwie musiał się czuć w nowym życiu, bo przecież wiedziała, że było zupełnie inne od tego, jakie jego rodzina wiodła wcześniej. Czasami zastanawiała się nad tym, dlaczego Evelyn wybrała właśnie Millera, przecież… ten facet zdecydowanie nie był w jej dotychczasowym typie.
    — To coś zupełnie innego — stwierdziła, stawiając kolejne kroki ma schodach — ty… — spojrzała w jego stronę. Co, on i Phoebe faktycznie powinni być wdzięczni, a ona nie musiała? Nie przemyślała tego, ale to było naprawdę coś innego. Mackenzie nie prosiła się o to wszystko, nie chciała nigdy być laleczką mamusi do pokazania się, nie chciała tego wszystkiego. Chciała tylko, żeby tata wciąż żył i było tak jak kiedyś, jak wcześniej, przed jego śmiercią, ale wiedziała, że to było niemożliwe. — Nie zrozumiesz, po prostu — mruknęła, schodząc ze schodów. Spojrzała na niego zaskoczona i się zaśmiała. Szczerze! Bo ją naprawdę rozbawił tym zaproszeniem — to chyba nie wypali, mam we krwi bycie wredną małpą — stwierdziła, wzruszając od niechcenia ramionami — to byłoby dziwne, zwłaszcza po tym, co napisała ostatnio plotkara — mruknęła marszcząc przy tym nos. Nadal nie wiedziała, jakim cudem się dowiedziała i… — to chyba nie ty, co? — Zmrużyła powieki, uważnie mu się przyglądając.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  52. Spojrzała na niego i wywróciła tylko oczami, wykrzywiając usta w delikatny grymas.
    — Proszę, proszę, kto by się spodziewał, że Jakie będzie taki skromny i nieświadomy swojej władzy, ciekawe… — w sumie to miał rację. Mogłaby sama skonfrontować się z jego kumplami, ale… Chyba wewnątrz obawiała się, że wiedzą więcej niż by chciała. Nawet gdyby Jake powiedziałby jej wprost, że o niczym im nie mówił, tak naprawdę nie miała przecież podstaw do bezgranicznego ufania mu. Zwłaszcza, że ta informacja działałaby przede wszystkim na jej niekorzyść, Jake pewnie kolejny raz byłby postawiony w roli złotego chłopca, który musi znosić siostrę. Nie zdziwiłaby się, gdyby raz dwa każdy dorzuciłby swoje kilka groszy do tego i jeszcze wyszłoby na to, że go napastuje, a biedny Jakie nie może czuć się bezpiecznie nawet we własnym domu. Rozchyliła delikatnie wargi, no właśnie, gdyby ta informacja poszła w świat, z pewnością już trafiłaby do jej uszu pośrednio lub bezpośrednio. Jedynie gdzie dało się znaleźć jakąkolwiek wzmiankę to plotkara. Dzieciaki w szkole nic nie gadały, a przynajmniej nie na tyle intensywnie, aby zrobić z tego sensację.
    Chciała. Naprawdę chciała powstrzymać się przed pogardliwym prychnięciem, ale nie była w stanie. On kompletnie nic nie wiedział na temat jej życia. Te dwa lata, były niczym w porównaniu do pozostałych piętnastu, które Margaret musiała przetrwać.
    — Bo nie masz o niczym pojęcia, Jacob — stwierdziła, kręcąc przy tym delikatnie głową. Nie miał pojęcia jak wyglądało jej życie, dlaczego relacja z matką była jaka była, że wszystko co można było znaleźć oficjalnie na temat śmierci jej ojca to jedno wielkie kłamstwo, że… — nie wszystko jest takie, na jakie wyglada — powiedziała, bo nie potrafiła znaleźć innych słów, poza tym nie musiała mu przecież o wszystkim mówić, nie byli przyjaciółmi, nawet nie byli dobrymi znajomymi, aby się przed nim w jakikolwiek sposób otwierała. Bycie rodzeństwem niczego nie zmieniało. A to, że Jake miał wcześniejsze życie jakie miał tylko utrudniało możliwości dostrzeżenia tego, co mogło ją boleć i przeszkadzać, bo jak sam zauważył również uważał, że powinna być wdzięczna. — I nie zrozumiesz, bo nigdy nie otworzysz się na moje miejsce — prychnęła — szkoda, że ograniczasz się jedynie do swojego widoku, wiesz? Łatwo jest oceniać, nie? — Spojrzała na niego, ale szybko odwróciła spojrzenie. Po co w ogóle ciągnęła ten temat? Przecież nie musiał rozumieć, nie musiał nic o niej wiedzieć, nie musiał znać jej punktu, do niczego to nie było potrzebne — zresztą nie ważne — mruknęła, kierując się do głównego salonu, gdzie z pewnością czekali już na nich rodzice. Zwolniła jednak odrobinę, marszcząc brwi.
    — Mówiłeś o tym komuś? — Spytała. Raczej wątpiła, aby zamierzał się komukolwiek tym chwalić, ale ktoś doniósł dalej, a wiedzieli tylko oni i jej matka, ale ona z automatu wychodziła z grona podejrzanych, to oczywiste — i jasne, że to byłam ja! Kto nie marzy o takim zakończeniu szkoły, a nie, czekaj, nie każdy cię uwielbia — mruknęła, orientując się dopiero po wypowiedzeniu swoich słów, że jakiekolwiek tekst z jej ust o niechęci do niego straciły na znaczeniu, bo przecież znał prawdę.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  53. Ponownie wywróciła oczami w reakcji na jego uśmiech, oboje dobrze wiedzieli, że gdyby tylko im coś powiedział, momentalnie jego prośba zostałaby spełniona. Naprawdę nie rozumiała jakim cudem, tak owinął ich wokół swojego palca, ale właściwie to nie była przecież jej sprawa.
    Spędzanie czasu z Jake’m generalnie nie było dla niej dobrym interesem i powinna była sama się domyślić, że po przeproszeniu powinna się od razu wycofać i utrzymać dystans. Mogli zachowywać się jak wcześniej, jak zawsze do tej pory. Tolerować siebie w takich sytuacjach, bo musieli. A teraz? Ta rozmowa i z pozoru jakieś zainteresowanie tylko po to, aby usłyszeć to, co docierało do niej niemal z każdej strony? Nie mogła winić Jacoba za to, że doceniał to co dostał od życia. Nie miał jednak prawa mówić, co ona powinna robić i czy powinna być wdzięczna.
    Zatrzymała się, słysząc jego słowa. Nie pamietała wiele z tamtej nocy, tych słów również, więc nie bardzo rozumiała, dlaczego mówił o sobie w ten sposób, ale… właściwie mogłaby się z nim zgodzić. Był przybłędą, chociaż te określenie zdecydowanie nie należało do przyjemnych. Odwróciła się na pięcie, nie wchodząc jednak do salonu, w którym czekali rodzice. Słysząc jego słowa, obudziła się w niej pewna wściekłość.
    — Biedny Jake — odwróciła się do niego przodem i zrobiła krok w stronę chłopaka — taki poszkodowany przez życie, bo nie należy do bogatych dzieciaków od samego początku. Przez co nie jest w stanie zrozumieć pewnych rzeczy — prychnęła — bo przecież bogate dzieciaki nie mogą mieć problemów, nie? Liczy się tylko to, że są rozpieszczone i pławią się w luksusie i paskudy jedne nie chcą być wdzięczne — spojrzała prosto w jego jasne oczy, robiąc jednocześnie jeszcze jeden krok w stronę swojego brata — cała reszta nie ma znaczenia, nie liczy się, a nie… Nie istnieje, bo jeżeli nie klepało się biedy to nie można słowa złego powiedzieć o swoim życiu? — Zaśmiała się cicho — nieźle… wiesz, myślałam, że to właśnie ty umiałbyś pozostać neutralny, bez wydawania od razu osadu. Jebany hipokryta. Zaczynasz się robić tak samo nadęty jak oni wszyscy, wiesz? Może dlatego traktują cię jak bóstwo, bo tak naprawdę jesteś taki jak oni wszyscy — syknęła mierząc w niego palcem. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ją zdenerwował. Może to PMS tak na nią działał?
    — Nie wiem, Jake, właśnie pokazałeś, że wcale nie jesteś taki jak myślałam, więc może jesteś ogromnym kretynem — prychnęła, tracąc ochotę na jakiekolwiek wyjście z domu — żebyś lepiej nie musiał zobaczyć, czego jeszcze się nie robi — zabawne, że kilkanaście minut temu proponowała mu rozejm, a teraz znowu miała ochotę go udusić — pieprze to — syknęła, kręcąc głową — tę całą plotkarę, te wyjście i ciebie, Jake — mówiąc to, odwróciła się w stronę schodów z zamiarem udania się z powrotem do swojego pokoju. Miała głęboko w poważaniu, że pewnie znowu będzie awantura z matką, że końcem końców i tak wsiądzie do pieprzonej limuzyny, ale przynajmniej będzie mogła popuścić wodze emocji, bo jeżeli chodziło o ich samoregulację, Margaret zdecydowanie sobie z tym nie radziła.

    🤡

    OdpowiedzUsuń
  54. Najwyraźniej jego pokrętny sposób był na tyle zawoalowany, że jedynie on sam rozumiał, co właściwie mówił. Dla Mackenzie wszystko brzmiało jasno: jesteś dzieciakiem z bogatego domu, więc gówno wiesz o życiu. Miała ochotę wykrzyczeć mu, że to on nic nie wie o jej i Evelyn życiu, że nie ma pojęcia, przez co tak naprawdę przeszła w dzieciństwie.
    Pamiętała dobrze całe te zamieszanie, które miało miejsce przy śmierci taty. Rozmowy z psychologami, policją… Tę jedną, wielką pustkę w głowie. Słowa, że nic się nie stało. Naprawdę w nie wierzyła, bo nie pamiętała momentu, o którym wszyscy mówili. Nie pamiętała, aby cokolwiek zrobiła. Szybko jednak zrozumiała, że cokolwiek się wydarzyło, ona nie może pisnąć o tym słowa. Mogło się wydawać, że całkiem zapomniała o tamtych wydarzeniach, ale wcale ta nie było. Pamiętała, aż za dobrze. Przestała analizować. Pogodziła się z nieoficjalną wersją. Poza tym… Nie była głupia i ślepa, miała świadomość, jak bardzo była wybuchowa. Choćby teraz! Naprawdę miała ochotę zrobić krzywdę Jake’owi. Może już, jako mały dzieciak była niestabilna emocjonalnie.
    — No, bo tak jest! — Krzyknęła wściekła, pilnując się jednak z całych sił, aby tym razem nic mu nie zrobić. Wiedziała, że wówczas nie byłoby żadnej szansy na jakiekolwiek pokojowe zachowania między nimi. Poza tym, była pewna, że wówczas nie miałaby już życia w szkole, a mimo wszystko musiała jakoś przetrwać te ostatnie miesiące i wolała nie kończyć szkoły będąc gwiazdą skandalu. Zacisnęła mocno wargi, słuchając jego słów. Miał rację. Bała się, bo nie chciała, aby ktokolwiek wiedział o niej więcej niż to, co chciała, aby ujrzało światło dzienne. Wiedziała, że znajomości mamy były na tyle mocne i głębokie, że nawet największy skandal zostałby ukryty – w końcu już raz to się stało – ale jednocześnie bała się, że ktoś mógłby ją zniszczyć i nie miało to nic wspólnego z przeszłością, bo raczej wątpiła, aby ktokolwiek próbowałby szukać akurat w tym kierunku, ale jej rówieśnicy byli okropni. Wiedziała o tym, bo sama taka była. Potrafiła być największą jedzą, jeżeli wymagała tego sytuacja, ale jednocześnie bała się, że kiedyś role się odwrócą i to ona znajdzie się na miejscu ofiary.
    — Bo się boję! — Przyznała, krzycząc prosto w jego twarz — jeżeli to ty się potkniesz i popełnisz błąd wszyscy ci wybaczą! Nie rozumiesz!? Oni wszyscy cię uwielbiają. Kochają cię! Nawet moja własna matka woli ciebie i Pheobe — wiedziała, że powiedziała za dużo. Dlatego ruszyła schodami. Potrzebowała chwili na uspokojenie, ochłonięcie. Wiedziała, że i tak będzie musiała przetrwać jakoś drogę na tę pieprzoną imprezę w towarzystwie Jake’a i rodziców. Kiedy dotarła na górę, szybko ruszyła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Podejrzewała, że matka pewnie za chwilę ruszy do jej pokoju z kolejną pouczającą mową na temat jej zachowania, zagrozi zablokowaniem karty czy odebraniem innych przywilejów. Dlatego od razu stanęła przed lustrem i patrząc w swoje odbicie wzięła kilka głębokich oddechów. Musiała to przetrwać, dokładnie tak samo, jak miała przetrwać całą tę imprezę. Przygryzła wargę, wpatrując się w swoją twarz w lustrze, a następnie po krótkiej chwili wahania podeszła do biurka i otworzyła szufladę, którą otwierała już w towarzystwie Jake’a. Tym razem jednak zamiast wyciągnąć jakiś olejek z jednego z koszyczków, sięgnęła dalej. Wyjęła zwinięte w papierowy ręcznik tabletki, które zwinęła kiedyś mamie Suzie. Nie chciała się przecież naćpać, chciała tylko przetrwać tę szopkę i nie dać się sprowokować więcej Jacobowi. Rozwinęła ręcznik i wzięła trzy tabletki. Nie była pewna ile właściwie powinna ich wziąć. Dwie wsunęła od razu do ust, a trzecią wsunęła w biustonosz, tak na wszelki wypadek. Przełknęła szybko, a rękoma poprawiła włosy przy dekolcie, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.
    — Przepraszam mamo. Ta kłótnia była niepotrzebna — powiedziała szybko i wyminęła kobietę, nawet na nią nie patrząc. Oczywiście, że nadal była wściekła, ale skupiała się na tym, że przecież za chwilę z pewnością tabletki zaczną działać i wytrzyma.

    Meg

    OdpowiedzUsuń
  55. Przymknęła powiek na krótką chwilę. Może i była dla wszystkich wredna, ale jeżeli chodziło o jej matkę, Margaret za dobrze wiedziała, że to wcale nie w tym leżał problem. Nie zamierzała jednak oświecać Jake’a, bo to nie miało żadnego znaczenia, niczego by nie zmieniło.
    — Pierdol się, Jacob — krzyknęła ze schodów, nawet na niego nie patrząc. Chciała jak najszybciej znaleźć się, jak najdalej od niego i żałowała, że jedynym schronieniem był jej pokój, bo to wciąż było za blisko chłopaka.
    Postarała się jednak jako taki uspokoić. Zażyte tabletki szybko zaczęły działać, dzięki czemu Margaret bez problemu ignorowała wszystkich w samochodzie, wpatrywała się jedynie niewidzącym wzrokiem w widok zza okna i nie odzywała się przez całą drogę. Gdy znaleźli się na miejscu, zapozowały grzecznie do zdjęć, uśmiechała się tak, jak sobie życzyła Evelyn, a następnie trzymała się z daleka od wszystkich. Przynajmniej starała się, a jednocześnie próbowała przy tym być wzorową córką i gdy tylko czuła na sobie spojrzenie matki, wyginała usta w jednym z wyćwiczonych uśmiechów. Zwinęła kelnerowi z tacy kieliszek z szampanem i po prostu przechadzała się po sali bankietowej, co jakiś czas sięgając po telefon i sprawdzając nie tylko godzinę, ale i powiadomienia. Jakby liczyła na to, że coś albo ktoś ją uratuje i sprawi, że nie będzie musiała się dłużej nudzić.
    Nie spodziewała się, że tę nudę zabije Jake. Nie była pewna, co poczuła pierwsze. Jego dotyk, a może dźwięk jego głosu? Ewentualnie mieszankę jego zapachu z mocną wonią alkoholu. Próbowała się wysunąć z jego objęcia, ale chyba przez alkohol zrobił to tak, że ciężko było jej się spod jego ramienia wysunąć.
    — Chyba powiedzieliśmy już wystarczająco dużo — mruknęła cicho bez większych emocji, mrużąc powieki, gdy znalazł się zdecydowanie za blisko. Samo objęcia mogła znieść. Może gdyby nie śmierdział alkoholem nie przeszkadzałoby to jej, ale jednocześnie wiedziała, że gdyby nie alkohol z pewnością trzymaliby się z daleka — chociaż ty ewidentnie potrzebujesz nieco powietrza — zauważyła i wzięła głęboki oddech. Mogła mu powiedzieć, że ma spadać do kumpli i dać jej spokój, ale podejrzewała, że wówczas dalej by pił, a sadzać po tym co mówił o jej zapachu z pewnością jemu alkoholu już wystarczyło. No i chyba była mu to winna. On też się nią zajął, gdy się upiła — możemy się przewietrzyć — westchnęła po krótkiej chwili — i nie, na co dzień pachnę ładniej, obawiam się, ze czujesz głównie won własnego alkoholowego oddechu — powiedziała, wywracając przy tym oczami, a następnie rozejrzała się, jakby sprawdzając czy matka ją obserwuje i ruszyła z Jake’m w stronę wyjścia, uprzednio zahaczając o szatnię po płaszcze.
    — Proszę, nawdychaj się tego cudownego, skażonego spalinami świeżego powietrza — powiedziała, gdy znaleźli się przed budynkiem.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  56. Rozchyliła delikatnie wargi, trochę nie wierząc w to, co widziała. Czy on naprawdę wypił całą zawartość swojej szklanki na raz? Na sam widok, Margaret poczuła, jak przewraca jej się zawartość żołądka i szczerze mówiąc, wcale nie zazdrościła Jake’owi, że zaczął się tak dobrze bawić. Nada za dobrze pamiętała swojego kaca, po ostatniej imprezie, a widząc go jeszcze teraz w takim stanie, dziękowała sobie, że zachowała trzeźwość. Pozorną, bo połączenie xanaxu z alkoholem nijak miało się do trzeźwości umysłu, ale przynajmniej nie zataczała się tak, jak stojący przed nią chłopak i nie gadała bzdur.
    — Potrzebujesz przede wszystkim powietrza — wtrąciła mu się, nim zdążył powiedzieć coś więcej. Zmarszczyła delikatnie brwi, gdy oznajmił, że go rani. Uniosła wysoko brwi i przechyliła nawet głowę w bok, jakby dzięki temu mogła lepiej coś dostrzec w jego twarzy — tylko nie mów, że tak jadowicie kąsam — prychnęła.
    Zastanawiała się nad tym, dlaczego zdecydowała się być dziś dobrą Margaret. Chyba naprawdę te tabletki pomagały zachowywać jej się odpowiednio. Mogła przecież wykorzystać tę okazję, która z pewnością nie powtórzy się szybko. Mogłaby podsunąć mu jeszcze więcej alkoholu i podstawić na widok nie tylko rodziców, ale i większemu gronu obserwatorów. Mogłaby mieć go całkiem w dupie albo zrobić mu jakiś numer, bo patrząc na niego, miała pewność, że nawet nie miałby pojęcia, że tej nocy rozmawiali. Biorąc pod uwagę kłótnię sprzed wyjścia, sam na pewno nie wpadłby na to, że do niej przyszedł. Sam. Z własnej woli.
    — Zaraz zarobisz w twarz, a dobrze wiesz, że potrafię celnie uderzać. Sam jesteś miękki — prychnęła, jeżeli sugerował, że była tłusta, mógł już zamilknąć i nic więcej nie mówić. Wydała z siebie zduszone westchnięcie, gdy przez ciężar jego ciała, zmuszona była się cofnąć. Powiedzmy sobie szczerze, prowadzenie schlanego Jake’a nie należało do łatwych i lekkich zadań. — O mój boże, brałeś coś? — Spytała, bo nie wierzyła, aby którekolwiek z wypowiadanych przez niego słów mogło być przemyślane — szkoda, że nie uprzedziłeś, że będziesz prawił mi takie komplementy. Nagrałabym to i cię szantażowała — musiała zachować dystans za wszelką cenę, chociaż chciała wierzyć w to, co słyszała. Chciałaby mu się podobać, chciałaby, aby kiedykolwiek powiedział coś takiego trzeźwy, świadom padających słów. Może i było coś w tym, że po pijaku mówiło się prawdę, ale Margaret wcale nie była usatysfakcjonowana usłyszanymi słowami. Poza tym, niby, co miałaby z tym zrobić? Co w ogóle miała mu odpowiedzieć? Ta rozmowa nie miała żadnego sensu. Nie chciała usłyszeć niczego więcej, bo wiedziała, że później będzie tylko gorzej. Gdy nastanie poranek, ciężko będzie jej na niego patrzeć, a już teraz to zadanie nie było łatwe.
    — Jeszcze zabawniej — westchnęła, kręcąc delikatnie głową. Był zjarany. Nie tak dawno temu, gdyby nadarzyła jej się taka możliwość… Miała w końcu przed sobą to, czego tak bardzo chciała. Mogłaby go skompromitować, ośmieszyć, udowodnić wreszcie wszystkim, że złoty chłopiec jest dokładnie taki sam, jak wszyscy inni. — A gdzie chcesz być, Jakie? — Spytała cicho, starając się, aby jej głos brzmiał neutralnie. Nie mogła nic poradzić na to, że jego bliskość sprawiała, że jej głos drżał, że wszystkie uczucia, które w sobie dusiła, próbowały wyrwać się i przejąć kontrolę. Walczyła ze sobą. — I niby, dlaczego miałabym uwierzyć, że niczego nie planujesz, skoro nagle twierdzisz, że mamy do pogadania i w dodatku chcesz spędzić ze mną czas w drodze do domu? Przecież jestem wredną pizdą i nie możesz się doczekać, aż zniknę z twojego życia — mówiąc to, wbijała wzrok gdzieś w górę, jakby wpatrując się w dal próbowała sobie wmówić, że Jake wcale nie jest tak blisko niej, że wcale nie czuje jego ciepłego oddechu na swoim policzku, że jego dłonie nie błądzą po jej plecach… Że to wcale nie dzieje się naprawdę.

    Meg

    OdpowiedzUsuń
  57. — Zasugerowałeś, że jestem tłusta — burknęła, mając ochotę skulić się i objąć się sama ramionami, jakby miało to pomóc ukryć jej ciało i sprawić, aby wyglądała na mniej tłustą, ale przez niemal uwieszonego na niej Jacoba, nie mogła tego zrobić. Poza tym zaczynało ją wkurzać to, co się właśnie działo. Z jakiej racji w ogóle zakładał, że będzie chciała z nim rozmawiać. Z jej punktu widzenia wszystko zostało powiedziane przed wyjściem z domu. I co najważniejsze, tak naprawdę nie miała pojęcia jaki jest Jake po pijaku… Mówi prawdę? A może papla jęzorem bez większego zastanowienia i sensu? Może urodził się w jego głowie jakiś głupi pomysł, aby ją wkręcić? Miała tak wiele pomysłów w głowie, które podpowiadały, że nie powinna wierzyć w ani jedno słowo padające z jego ust.
    Zacisnęła swoje wargi w cienką linie i wpatrywała się w niego, słuchając tego, co jeszcze miał do powiedzenia.
    — Nie masz pojęcia co wole i jaka jestem, Jake, ty mnie nawet nie znasz, a przez dwa lata wspólnego mieszkania, nawet nie zorientowałeś się, jak ładnych używam perfum — prychnęła — nie masz pojęcia, co dałoby mi więcej satysfakcji.
    Tyle, że miał racje i strasznie ją to wkurzało. Generalnie od momentu tamtej imprezy, Jake bardzo ją wkurzał, nawet po tym gdy złamała mu nos i się wzajemnie unikali. I tak ją wkurzał swoim byciem, a teraz jeszcze to i…
    — Po prostu przestań, Jake — powiedziała, samej nie wiedząc czy w tym momencie mu rozkazuje, czy raczej prosi. Chyba to drugie. Chciała już teraz o tym wszystkim zapomnieć. Powtarzała sobie, że jest pijany i nawet jeżeli mówił teraz prawdę i tak nie będzie tego pamiętał, a co najważniejsze, z pewnością nigdy się nie przyzna do żadnego z dzisiejszych wyznań. — Postaraj się przestać, tak będzie lepiej dla wszystkich — wyszeptała, odwracając od niego spojrzenie, co nie było wcale łatwe, gdy znajdował się tak blisko niej. Jego ciepłe ręce na jej twarzy były miłym akcentem w zimną noc, ale dobrze wiedziała, że nie powinna czerpać za dużo z tej chwili. Zamrugała, po jego kolejny h słowach, bo… zatkało ją. To się nie zdarzało często, ale straciła język. Może i dobrze, że się odsunął. Nie miała pojęcia, jak powinna zareagować, poza kolejnym powtórzeniem sobie, że on jest naprawdę narąbany i do tego zjarany. Wzięła głęboki oddech nim ruszyła za nim. Kręcąc przy tym głową, gdy się potykał.
    — Nie pozwolę ci wracać samemu, jak nie potrafisz przejść metra bez potknięcia się o własne nogi — mruknęła, dorównując jego krokom, co nie było trudne. Wsunęła dłoń do małej torebki i wyciągnęła telefon, aby odpalić ubera i zamówić podwózkę — pokazuje, że kierowca będzie za dwie minuty. Wytrzymasz bez robienia i gadania głupich rzeczy? — Spytała, zerkając na niego kontrolnie czy przypadkiem nie jest właśnie w trakcie robienia czegoś głupiego.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  58. — Gdybyś użył innego słowa niż miękka, może bym inaczej zareagowała — mruknęła cicho, niezbyt zadowolona z tego, że się właśnie w tym momencie z niej śmiał. Zmrużyła lekko powieki — i niby co ja ci komplikuje? — Spytała, wkurzona, że wciąż ją obejmował. Miała ochotę spleść ręce pod biustem lub oprzeć je na biodrach, aby wyraźnie dostrzegł jej mowę ciała. A tymczasem była uwięziona w jego objęciach i to nie tak, że była tylko wkurzona. Z jednej strony podobało jej się to… Jake podobał jej się od długiego czasu, a poza nielicznymi sytuacjami w ostatnim czasie nie miała więcej okazji do znajdowania się tak blisko niego i chociaż nie tak sobie to wyobrażała… podobało jej się, że mogła poczuć tak wyraźnie jego zapach, chociaż wolałaby czuć go bez towarzystwa alkoholowego odoru.
    — Po prostu… — zawiesiła się — to, że nie uwielbiam być w centrum uwagi nie oznacza, że nie lubię spędzać czasu z ludźmi — mruknęła, chociaż to co mówił Jake miało odwzorowanie w rzeczywistości. Margaret miała wyjątkowy dar do zniechęcania do siebie ludzi i wykorzystywała go dość często. W ostatnim czasie nawet miedzy nią a Suzie atmosfera wyraźnie zgęstniała, a sama Meg miała wrażenie, że to tylko kwestia czasu, aż coś wybuchnie.
    Z jednej strony cieszyła się, że przestał. Nie potrafiła sobie wyobrazić dokąd mogłaby zmierzać ta ich rozmowa i co z niej mogłoby wyniknąć. Wolała też nie słuchać o potencjalnych pocałunkach, które nigdy nie będą miały miejsca. Tak było łatwiej. Przypatrywanie się jednak temu, jaki Jacob był nieporadny po alkoholu wcale nie przynosiło jej radości ani satysfakcji.
    — Ledwo stoisz na nogach — zauważyła, wpatrując się w niego spojrzeniem, w którym czyhały dwie emocje. Troska i nieco zdegustowania. Kiedy się przewrócił, zakryła dłonią usta i przez chwile patrzyła na niego stojąc w bezruchu — świetnie sobie sam radzisz — zauważyła ironicznie i podeszła w jego kierunku. Zaśmiała się cicho, słysząc jego słowa — beznadzieja, co? — Sama nad tym ubolewała, lubiła wpatrywać się w niebo. Kojarzyło jej się to z tatą. Jedno z nielicznych wspomnień, które z nim miała, i które pielęgnowała — Przypominają mi o tacie — powiedziała cicho, z jakiegoś powodu chcąc się tym z nim podzielić — i burze… Jeździliśmy na takie wzniesienie kawałek za Nowym Jorkiem i oglądaliśmy błyskawice — kącik jej ust delikatnie drgnął, jednocześnie wyciągnęła dłonie w jego stronę, aby pomóc mu się podnieść — na ubera, zawiezie nas do domu — powiedziała — wstawaj, bo się rozchorujesz, stracisz formę i jak przyjdzie do meczu oglądanego przez headhunterów to się nie popiszesz, bo nadal nie będziesz w formie przez głupie przeziębienie — westchnęła. Oczywiście, że nie chodziła na mecze, bynajmniej nie robiła tego oficjalnie i tak, aby Jake miał tego świadomość… Zawsze mu jednak kibicowała, po swojemu. — Chyba przyjechał — dodała, kiedy na parking wjechał samochód.

    👐🏻

    OdpowiedzUsuń
  59. Wywróciła oczami na jego słowa, dobra, może faktycznie tak było… Nie, nie może. Starała się na każdym kroku robić coś, aby nie miał za łatwo. Problem polegał na tym, że jego zachowanie nie wskazywało na to, aby się tym przejmował. Powiedziałaby szybciej, że wszystko spływało po nim, jak woda po kaczce i… Może gdyby widziała, że jest inaczej byłaby odrobinę łagodniejsza. Może.
    Zacisnęła wargi w wąski pasek, gdy z jego ust padły kolejne słowa. Nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Nie chciała znać prawdy, chociaż podejrzewała, jak jest. Miała te świadomość, ale usłyszenie tego prosto w twarz, nawet od narąbanego Jake’a było bolesne. Bardziej niż podejrzewała, że mogłoby być.
    — To kiepsko, bo nie mam ochoty się z tobą przyjaźnić — mruknęła i była to prawda. Nie chciała przyjaźni. Nie mogłaby znieść myśli będąc tak blisko, że nic więcej pomiędzy nimi nie może być. Nie marzyła o utknięciu w friendzonie ze swoim przyrodnim bracie. Łatwiej było robić wszystko, aby pomiędzy nimi była niechęć.
    Wzruszyła od niechcenia ramionami, nie wiedząc, co mogłaby powiedzieć. Nie chciała się zresztą otwierać przed nim bardziej. To jedno wystarczyło.
    — Może kiedyś sama spróbuje… czy to nadal takie fajne — ponownie wzruszyła ramionami, zastanawiając się nad tym czy oglądanie burzy w samotności byłoby tak samo fajne, jak to z tatą.
    — Tym bardziej nie powinieneś opuszczać ich więcej — zauważyła, ignorując wzmiankę o tym, że już i tak z jej winy miał zaległości w treningach. No bo co miała mu powiedzieć? Przeprosiła już za nos, nie zamierzała tego powtarzać.
    Wsiadła do auta i posłała delikatny uśmiech do kierowcy, unosząc wysoko brew, gdy Miller postanowił się położyć.
    — Nie za wygodnie? — Spytała, w pierwszej chwili trzymając ręce przy sobie, trochę speszona jego swobodą. Jego dłoń na jej kolanie sprawiła, że przez jej ciało przeszedł dreszcz, chociaż jego ruchy nie miały żadnego podtekstu. — Mhm, z pewnością — stwierdziła lekko rozbawiona, wplatając po chwili palce w jego włosy i zaczęła je przeczesywać regularnymi ruchami — zrobię ci herbatę i ustawie miskę przy łóżku. Jestem najlepsza — stwierdziła po chwili uśmiechając się lekko — a jak cię złapie gastrofaza zrobię nawet tosty, ale jeżeli komuś powiesz to będę musiała znowu złamać ci nos – zaśmiała się cicho, nie przestając przeczesywać jego włosów.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  60. Wywróciła tylko oczami. Może gdyby poznali się przed tym, jak ich rodzice postanowili się ze sobą pobrać, traktowałaby co inaczej. Tak, wychodziła z założenia, że gdyby to ona pierwsza poznała Jacoba nie miałaby z tą całą relacją problemu. W końcu nie wiedziałaby, dokąd to będzie zmierzało, nie miałaby pojęcia, że ich rodzice przypadną sobie do gustu i tak dobrze będą się dogadywać. Tak się jednak nie stało. To Evelyn i Andree byli pierwsi, przez co Meg czuła, że chłopak nie może jej się podobać, że to jest niewłaściwie, że nie powinna w ogóle o nim myśleć w ten sposób, ale… Ale to się stało i nic nie mogła na to poradzić. Była w nim zadurzona po uszy i tylko sama się nakręcała, jak bardzo jest to nieodpowiednie.
    — Może kiedyś — mruknęła, chociaż bardziej rozważała wdrażanie się na drzewo w pojedynkę niż w towarzystwie Jake’a, ale nie powiedziała nic więcej na ten temat. Jakby w ogóle nie brała pod uwagę, że będą w stanie ze sobą rozmawiać w innych przypadkach niż te, gdy któreś z nich jest pijane.
    Trochę odetchnęła, gdy samochód po nich przyjechał, a Jake wszedł do niego bez większych problemów. Gdy szybko zasnął również jej ulżyło. Wolała nie męczyć się z pijanym prawie bratem, dużo łatwiejszy był jego sen i nie prowadzenie żadnej dyskusji, która i tak nie doprowadziłaby ich do niczego konkretnego. Musiała jednak przyznać, że naprawdę miło było czuć jego ciepło, dotykać jego włosów i po tosty mieć możliwość bycia tak blisko niego całego. Dlatego, gdy dojechali pod dom wcale nie była zadowolona. Wiedziała, że każde z nich ruszy w swoją stronę, a o poranku noc przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie, bo Jake nie będzie nic pamiętał. Była tego pewna, bo jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Chyba dlatego tak szybko wystrzeliła do przodu, aby otworzyć drzwi. Jakby szybko chciała zerwać plaster. Doprowadzić do najszybszego rozdzielenia się i zapomnienia. Nie przewidziała jednak tego, co zrobił. Przymknęła na krótki moment powieki, gdy ją objął. Była pewna, że na tym się skończy… Rozchyliła lekko wargi, czując jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka, gdy wypowiedział szeptem te słowa. Czuła na uchu jego ciepły oddech i była pewna, że niewiele brakowało, aby jego wargi jej dotknęły. Cała się spięła i wyprostowała, gdy zadał kolejne, krótkie pytanie. Zagryzła wargi, nie mogła mu ulec. W cokolwiek sobie pogrywał, nie mogła mu się sama podłożyć. A później ją pocałował.
    — Jake — chciała być na niego zła, ale nie mogła. Właśnie tego chciała. Chciała wiedzieć, jakby to było, gdyby nie musiała myśleć o rodzicach, plotkarze i ludziach, którzy mogliby się dowiedzieć, jak bardzo pragnęła brata — Jake, to… — wyszeptała cicho, powoli odwracając się w jego objęciach. Gdy tylko to zrobiła, pożałowała. Znajdowali się tak blisko siebie, wystarczyło, aby jedno z nich delikatnie się ruszyło, a ich usta mógłby się złączyć w pocałunku. Tak bardzo tego pragnęła. I dlatego to zrobiła. Wspięła się na palce, ułożyła dłoń z jego torsu na jego policzek i złączyła ich wargi w delikatnym pocałunku, chociaż wiedziała, że będzie tego żałować, że oboje będą. A on nic z tego nie będzie pamiętał i… i świadomość tego tak bardzo bolała, ale jednocześnie posunęła do tego, że zdecydowała się to zrobić — od dwóch lat, właśnie tego chciałam…

    🙊

    OdpowiedzUsuń
  61. Gdyby był trzeźwy, nigdy by do tego nie doszło i miała pełną tego świadomość. Z jednej strony trzymała się tej myśli, że nie będzie o niczym pamiętał, a jednocześnie… Wcale tego nie chciała.
    Rozchyliła delikatnie wargi, gdy ich twarze ponownie dzielił mały, bo mały, ale dystans. Podniosła spojrzenie ciemnych oczu na jego oczy i przygryzła wargę. Właściwie dobrze się stało, że nie pozwolił jej od razu odpowiedzieć na pytanie i pchnął ją do wnętrza domu. Sapnęła cicho, gdy za plecami poczuła ścianę i przymknęła oczy, słysząc zatrzaskujące się drzwi wejściowe. Oparła głowę o ścianę i odchyliła ją delikatnie do tyłu, próbując odnaleźć jakiekolwiek słowa, które byłyby w stanie to wszystko wytłumaczyć. Nie tylko odpowiedzi na jego pytania. Nie na nich się teraz skupiała. Próbowała odnaleźć powód, dla którego powinna to przerwać. Odsunąć go od siebie, kazać mu spieprzać i trzymać się od siebie z daleka, ale… Ale przecież właśnie tego chciała przez cały ten czas i chociaż miała świadomość, że to było zakazane, nie umiała być na tyle silna, aby go odepchnąć. Zamrugała, drżąc delikatnie, gdy jego dłoń znajdowała się tak blisko twarzy. Nie zdążyła nic zrobić, niczego powiedzieć, gdy ich usta ponownie się ze sobą zetknęły. Westchnęła cicho pod namiętnym pocałunkiem, pozwalając sobie na znacznie więcej niż podczas wcześniejszego, na dobrą sprawę delikatnego muśnięcia przed domem. Sięgnęła dłonią jego włosów i przeczesała je powolnie, nie odrywając się od jego ust, a drugą dłoń ułożyła na jego policzku.
    To był tylko pocałunek, ale przez jej ciało przeszła fala gorąca. Czuła, że policzki z pewnością ma rumiane, a jego usta dotykające jej szyi sprawiały, że nie była w stanie się na niczym skupić. Miał rację. Pragnęła go. Przez cholerne dwa lata wyobrażała sobie scenki takie jak ta, która właśnie miała miejsce, ale gdy wyobrażenia stały się prawdą, nie potrafiła tak po prostu się na niego rzucić, jak wcześniej ro sobie nie raz odtwarzała w myślach.
    — Masz rację — wyszeptała cicho, mrucząc, gdy wciąż czuła jego wargi na swoim ciele — chcę tego, bardzo tego chcę, ale… — kontynuowała szeptem, odchylając jeszcze bardziej głowę, aby miał łatwiejszy dostęp do jej szyi. Nie powinna była tego robić. Powinna ułożyć dłonie na jego klatce i odepchnąć go od siebie stanowczo, powinni trzymać się od siebie z daleka. Przesunęła nawet dłonie na jego klatkę, ale zamiast go odepchnąć, odnalazła poły marynarki i zacisnęła mocno na nich ręce, oddychając przy tym ciężko. — Oh, pieprzyć to. Tylko ten jeden raz — wyszeptała, nie wiedząc tak właściwie czy to była prośba skierowana do Jake’a, a może bardziej usprawiedliwienie dla samej siebie? Jeden, jedyny raz. Nikt się nie dowie, nie będą o tym rozmawiać, nigdy tego nie powtórzą. On nie będzie pamiętał. Tak sobie wmawiała i dlatego odepchnęła się stanowczo od ściany i naparła na ciało Jake’a, a gdy odsunął się od jej szyi, wpiła się zachłannie w jego wargi, cały czas ściskając w rękach materiał jego ciemnej marynarki.

    Margo

    OdpowiedzUsuń
  62. Przez krótką, bardzo krótką chwilę chciała z tym walczyć, ale to przecież był Jake… Jak mogłaby być w stanie mu się oprzeć? Zwłaszcza w sytuacji, w której zdążyła już poznać smak jego pocałunków i cały czas chciała więcej. Gdy ją całował, czuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele i nie była w stanie odmówić. Nie chciała mu odnawiać, bo miał rację. Pragnęła go. Tego, co mógł jej dać. Spojrzała w jego oczy, lekko się uśmiechając, nie chciała tego psuć, ale świadomość, że on też nie, była wręcz rozkoszna. Tak samo, jak jego ciepłe dłonie na jej ciele.
    Pokiwała lekko głową na powtórzone przez niego słowa, później już tylko skupiając się na pocałunku, w którym trwali.
    Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy podciągnął jej sukienkę, a następnie przycisnął jej ciało do siebie. Splotła nogi wokół jego bioder i jęknęła cicho w jego usta. W tej pozycji czuła wyraźnie, jak bardzo jej pragnął.
    — Do ciebie — sapnęła w odpowiedzi. Zakładała, że Jake jeżeli nie miał gumek przy sobie z pewnością miał je u siebie, ona nie była przygotowana, a nie chciała, aby miał szansę na rozmyślanie się, gdyby znalazł się w innym pomieszczeniu. Szybko przywarła z powrotem do jego ust, składając na nich zachłanne pocałunki. Oddychając przy tym płytko. Serce waliło jej w piersi, jak jeszcze nigdy i chociaż była poddenerwowana, jednocześnie jeszcze nigdy nie była tak spokojna z myślą, że idzie właśnie z chłopakiem do łóżka.
    Nie chciała się od niego odsuwać, gdy postawił ją na podłodze. Błądziła wzrokiem za jego dłońmi, gdy sciągał marynarkę i rozpinał koszulę. Sama chciałaby to zrobić, ale jemu zdecydowanie szło to sprawniej, poza tym nawet nie dał jej szansy… przymknęła powieki sięgając jego ust i jednocześnie układając dłonie na jego odkrytych barkach. Przesunęła dłońmi do jego klatki piersiowej, a następnie, pospiesznie skierowała się w dół do klamry paska.
    — Tak… — wychrypiała cicho, mrugając. Odnalazła zamglonymi oczami jego spojrzenie — tak jakby — dodała, ale natychmiast pokręciła głową, chcąc dać mu znać, że nie powinni o tym rozmawiać w tej chwili. Nie chciała z nim gadać o seksie. Chciała go w końcu doświadczyć, z nim. Dlatego spanikowała z Reece’m, bo tak naprawdę to nie jego pragnęła. Teraz nie czuła nic podobnego do tamtych chwil. Owszem, trochę się stresowała, bo chociaż nie była już dziewicą tak właściwie nie mogła powiedzieć, aby uprawiała wcześniej seks. Chciała. Ale po dosłownie dwóch ruchach chłopaka, wycofała się. — Proszę, Jake, zróbmy to — szepnęła i wpiła się namiętnie w jego wargi, wracając do rozpinania jego paska i rozporka. Uśmiechnęła się, gdy osunęła materiał spodni z jego bioder, czuła narastające podekscytowanie, nad którym nie mogła zapanować. Była nim wręcz naelektryzowana.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  63. Uśmiechała się delikatnie pod pocałunkami, nie zdając sobie sprawy, że tak bardzo pragnęła Jake’a. Była świadoma tego, co do niego czuła, ale gdy już go dotknęła, pocałowała, gdy czuła jego dłonie i usta na sobie, uderzyło w nią to, jak bardzo była na nim zafiksowana. Jak wszyscy inni w ogóle nie mieli znaczenia, bo chciała jego, całego, tylko jego.
    — Nie będziemy o tym gadać — pokiwała głową, dobrze, że nie zadawał pytań, bo wcale nie miała ochoty opowiadać mu o tym, jak bardzo była niedoświadczona. Margaret była pewna siebie, kiedy miała publikę, potrafiła pyskować i ranić słowami bez mrugnięcia okiem. Może nie była jedną z tych dziewczyn, ale miała wyrobioną już pewną opinię o sobie. Nie chciała tego zmieniać, a gdyby jej niedoświadczenie wyszło na jaw, była pewna, że patrzyliby na nią inaczej.
    Wzięła głęboki oddech, gdy pozbawił jej ubrania, a następnie delikatnie się uśmiechnęła, nim ich usta kolejny raz złączyły się w namiętnym pocałunku. Nie spodziewała się, że Jake będzie taki… taki skupiony na tym, na niej. Że nie będzie zachowywał się jak nastolatek, który dopiero poznaje czym jest właściwie seks i swoją seksualność. Margaret była na tym etapie. Chciała jak najszybciej poczuć go w sobie, zobaczyć, jak to jest być z kimś, kogo tak bardzo się pragnie.
    Zagryzła wargę, czerwieniąc się po jego słowach. Nie spodziewała się komplementów, braku pośpiechu… zwłaszcza, że ona sama była już rozgorączkowana, czuła miedzy nogami podniecenie i chciała już dać mu upust. Jake to przedłużał, co jednej strony ją troszkę drażniło, ale z drugiej dawało pewien spokój.
    — Przesadzasz — wyszeptała, sięgając jedną ręką jego włosów i powolnie je przeczesała, a drugą ułożyła na jego plecach i przesunęła ręka wzdłuż jego kręgosłupa. Oddychała głęboko, gdy dotykał ustami jej ciała, czując przy tym przyjemne dreszcze. — Co? — Spytała, nie rozumiejąc o co mu chodzi, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, co miał na myśli. Kącik jej ust drżał. Cała drżała, gdy wciąż jej dotykał, zsuwając się niżej. Nie spodziewała się, że to będzie tak wyglądać, Jake sprawiał wrażenie, nie, on musiał być tak doświadczony, a ją zabolała ta myśl. Zagryzła wargę, gdy złapał jej sutek, kolejny raz będąc zaskoczoną, a po chwili westchnęła, delikatnie się poruszając.
    — Okej — wychrypiała cicho, rozsuwający odrobinę nogi. Oplotła jedną nogę na jego łydce, a drugą wyżej na udzie. Westchnęła cicho, gdy poruszając się poczuła go wyraźnie w sobie, a następnie sięgnęła wargami jego ust — bardzo okej — wyszeptała, nim wpiła się w nie zachłannym pocałunkiem, jednocześnie rozpoczynając powolne ruchy bioder.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  64. — Oczywiście — wyszeptała cicho, lekko schrypnięty głosem. Przez cały ten czas nie przestawała dotykać ciała Jake’a. Sunęła powolnie dłońmi po jego skórze, składając kolejne pocałunki na jego ustach, żuchwie i szyi. Jego bliskość była tak rozpraszająca, że nie była w stanie skupić się tak właściwie na niczym innym, poza nim. Tak po prostu. Chłonęła całą sobą bliskość, której nigdy wcześniej nie doświadczyła.
    Nie spodziewała się, że zbliżenie z Jacobem może być takie… czułe. To chyba było najbardziej odpowiednie słowo, chociaż ciężko było jej w tej chwili myśleć o czymkolwiek innym, poza jego ciepłem, jego dłońmi, które doskonale wiedziały w jaki sposób podarować jej rozkosz. Uśmiechnęła się, gdy podciągnął jej nogę wyżej. Ta drobna zmiana sprawiła, że poczuła go nieco wyraźniej, a to wiązało się z cichym westchnieniem z jej ust.
    Słowa, które wypowiedział sprawiły, że przez jej ciało przeszedł dreszcz, a ona czuła się niczym bohaterka książek i chociaż miała teoretycznie swój pierwszy raz za sobą (który był totalną porażką) teraz doświadczała… Spełnienia. Znalazła się w objęciach chłopaka, który dokładnie wiedział, co ma zrobić, powiedzieć, jak całować, aby miała z tego czystą przyjemność.
    — Jake — wychrypiała, czując nadchodzące spełnienie. Zachrypły wargę, jednocześnie wbijając mocno palce w jego plecy, z pewnością pozostawiając ślad po swoich paznokciach w postaci odbitych w skórze półksiężycach. Spięła się cała, gdy wciąż się w niej poruszał i pieścił jej łechtaczkę, a po chwili zdusiła w sobie głośny, przeciągły jęk. Fala gorąca przeszła przez całe jej ciało, a po chwili rozluźniła się, niemalże rozpływając się pod słodkim ciężarem Jake’a. — Oh, Jake — wydyszała cicho, oddychając szybko, wciąż czując przyjemność płynącą ze spełnienia, które jej dał.
    Rozchyliła wargi, a następnie oblizała je powoli, wciąż oddychając ciężko.
    — To było… — szepnęła, nie mogąc odnaleźć odpowiednich słów. Jeszcze nigdy nie czuła się w ten sposób, nie dzięki jakiemukolwiek chłopakowi i… była zachwycona. — Wspaniałe.
    Ułożyła dłonie na jego policzkach, a następnie złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. Przesunęła powoli palcami po zgrzania skórze chłopaka i patrząc na niego błyszczącymi oczami, uśmiechała się wesoło, radośnie i całkiem szczerze. Wciąż obejmowała go nogami, wcale nie mając ochoty na to, aby uwolnić go ze swoich objęć. Nie chciała tego przerywać, jakby się bała, że gdy chłód obejmie jej ciało okaże się, że to był tylko kolejny, całkiem realistyczny sen. Dlatego musnęła raz jeszcze jego wargi, a kiedy się od nich odsunęła, traciła swoim nosem jego nos i uśmiechnęła się, gładząc jego barki, ramiona i w dół, do przedramion. Upewniając się, że cały czasu tutaj jest, że są tu oboje.
    — Podobało ci się? — Spytała cicho, bo naprawdę była ciekawa czy czuł to samo co ona, czy to był jednostronny zachwyt.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  65. — Chyba wezmę to za komplement — powiedziała, wzdychając cicho z lekkim rozczarowaniem, gdy odsunął się od jej ust. Wolałaby go nadal czuć tak blisko siebie. Podobało jej się to. Jego ciepło, ciężar. Ciepły oddech, który tak wyraźnie czuła na twarzy. Sama wciąż oddychała znacznie szybciej i płyciej niż normalnie. Może jednak nie podobało mu się tak bardzo, jak jej, skoro już zamierzał się od niej odsunąć? Kiedy zdecydował się wysunąć, Margaret w pierwszym odruchu chciała się podnieść i zwiać, bo niby, na co miała czekać, skoro już ją zaliczył? Dobrze wiedziała, że to miał być tylko ten jeden raz, nie mogła zakładać, że będzie z tego cokolwiek więcej, że będą się przytulać, dotykać i całować, może gdyby byli parą, ale przecież nią nie byli. Zamrugała, widząc, że Jake wstał po koc, a nie po to, aby… Aby nawet nie wiedziała, po co, dać jej znać, że ma spadać?
    Uśmiechnęła się, gdy wrócił do łóżka, przykrywając ich miękkim, ładnie pachnącym kocem. Mieszanka płynu do płukania tkanin i zapachu Jake’a była wspaniała. Dlatego jedną dłonią podsunęła materiał bliżej siebie, aby ze spokojem móc oddychać tym zapachem. Wtuliła się w chłopaka i przymknęła na krótko powieki. To, co właśnie robili było niesamowicie przyjemne. Takie ciepłe i bezpieczne…
    — Postaram się — szepnęła, chociaż musiała przyznać, że to wcale nie będzie łatwe zadanie. Było jej przy nim tak dobrze, czuła się w dodatku tak zrelaksowana po osiągnięciu orgazmu i zorientowaniu się, że Jacob wcale nie chciał wygonić jej ze swojego pokoju, że odpłynięcie do krainy snów, naprawdę nie byłoby trudnym zadaniem. Zwłaszcza, że czuła jeszcze jego przyjemny, równomierny dotyk, który sprawiał, że robiło jej się jeszcze przyjemniej. Było jej w tej chwili tak dobrze, że nawet jego pytanie niespecjalnie zepsuło jej nastrój. Drugie pytanie wywołało cichy śmiech. — Chcesz się bić? Przeze mnie? — Spytała z niedowierzeniem. Przygryzła delikatnie wargę, jednocześnie rozpoczynając kreślić palcem niekonkretne wzory na klatce piersiowej Jake’a — tak jakby znaczy, że… — zacisnęła wargi, zastanawiając się jak to ubrać w słowa. Chyba tylko świadomość tego, że Jake był pijany i prawdopodobnie nie będzie niczego pamiętać, sprawiła, że zdecydowała się w ogóle pociągnąć ten temat i mu odpowiedzieć — z technicznego punktu widzenia, jak sam zauważyłeś, ktoś we mnie był wcześniej, przed tobą — wyszeptała, czując, jak mimo wszystko się czerwieni — i no wiesz… zaczęliśmy to robić, ale nie chciałam — powiedziała — to znaczy chciałam, przed i na początku, ale kiedy zaczęliśmy, nie mogłam… — pokręciła głową — to trwało z dziesięć sekund. Żadne z nas, no wiesz… nie doszliśmy. Uciekłam — przyznała, zagryzając mocno wargę. I znacznie streszczając historię, nie wspominając o tym, w jaką wpadła panikę, jak nawrzeszczała na Reece’a i jak naprawdę zwiała z apartamentu jego rodziny. Wolała jednak ograniczyć szczegóły. Nie miała pewności, czy chłopak nie opowiadał jednak czegoś kumplom ze szkoły i kto wie, czy Jake nie znał już tej historii tylko opowiedzianej przez Reece’a z cóż, pewnością jego perspektywy, którą mógł przedstawić w nieco inny sposób niż widziała to Margaret. W każdym razie tak długo, dopóki nie opowiadał o tym używając jej imienia czy nazwiska, miała to w poważaniu.

    Meg

    OdpowiedzUsuń
  66. Uśmiechnęła się na słowa chłopaka, jednocześnie przygryzając przy tym swoją dolną wargę. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek znajdą się w takiej sytuacji, że… To się naprawdę stanie, a nie jedynie zatrzyma na etapie jej wyobrażeń, nigdy niespełnionych marzeń, tymczasem… Czuła się nadal przyjemnie zrelaksowana po osiągnięciu swojego pierwszego orgazmu z chłopakiem i bardzo jej się to podobało. Oczywiście, że zaczęła zastanawiać się nad tym czy w ogóle powinna zostać w jego łóżku. Może mimo tego, że on nie dał jej jasno znać, faktycznie powinna przenieść się do siebie? Nie mieli pojęcia, kiedy wrócą rodzice czy Fibs. Z jednej strony nie chciała myśleć w tej chwili o rzeczywistości, nie chciała spadać na ziemię, ale nie mogła całkiem tego ignorować. Jeszcze tylko chwilę, przeszło jej przez myśl, a później wróci do siebie, do codzienności. Dlatego korzystając z czasu, który sama sobie wyznaczyła, przymknęła powieki rozkoszując się ciepłem i bliskością Jake’a.
    — Nie będziesz musiał — powiedziała, uśmiechając się lekko. Nie będzie musiał, bo przecież nie miał do tego żadnego powodu. Nie będzie musiał, bo to, co się właśnie działo, było jednorazowe. Nie będzie musiał, bo nie będzie miał żadnego powodu, bo przecież poza tą wspólną nocą, nie będzie nic więcej. Gdyby musiał, oznaczałoby to, że… Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że koncentrowała się tak bardzo na swoich myślach, że aż wstrzymała powietrze.
    Skinęła lekko głową. Zastanawiała się, jaki był jego pierwszy raz. Nie była głupia, wiedziała, że miał go za sobą. Tak samo jak kilka kolejnych razy. Czuła, że był za dobry, za dobrze wiedział, co ma z nią zrobić. Chciała wiedzieć i jednocześnie, nie chciała. Nie zamierzała wmawiać sobie, że jest dla niego wyjątkowa. Była jedną z wielu, kolejną, następną, aby później stać się zaliczoną. I gdyby chodziło o kogokolwiek innego niż Jake, nie dopuściłaby do tego, ale… Chcieli od siebie przecież dokładnie tego samego, niczego więcej. Okej. Ona może i chciała, ale aż za dobrze wiedziała, że nie może tego chcieć.
    — Możesz spróbować — zaśmiała się cicho, chociaż nie wiedziała czy ta rozmowa jest żartem czy poważnie się nad tym zastanawiał. Poważnie byłby w stanie dać jej spełnienie w tak krótkim czasie? Nie miała pojęcia.
    Zagryzła wargę na jego słowa, czując, jak ponownie na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Nie spodziewała się, że jakiś chłopak może na nią tak działać. Nie, nie jakiś. Że Jake może tak na nią działać…
    — Poważnie, chcesz to zrobić jeszcze raz? — Spytała, biorąc głęboki oddech — umawialiśmy się na tylko jeden raz — przypomniała, chociaż nie miała nic przeciwko. Gdy ją całował, oplotła ponownie nogami jego biodra — mówisz tak, jakbyś chciał, żebym nie myślała o nikim innym niż ty, Jake — stwierdziła, odchylając jednocześnie głowę do tyłu. Jego pocałunki były tak przyjemne, ale w głowie poza tym miała coś jeszcze. Świadomość, że jeżeli Miller osiągnie swój cel, zniszczy ją. To już i tak było za bardzo skomplikowane, za trudne, nie mogła przecież sobie na to pozwolić — wiesz przecież, że to… że nie możemy — mówiła tak cicho, jakby nie chciała, aby w ogóle ją usłyszał. Jednocześnie objęła go mocno, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy przerwanie tego, co się właśnie pomiędzy nimi działo. Czymkolwiek to było, Margaret tak naprawdę tego pragnęła, całą sobą. Wiedząc doskonale, że to będzie niczym przyzwolenie na swoją własną destrukcje.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  67. Oddychała głęboko, spoglądając na Jake’a, wciąż trochę nie dowierzając, że wszystko co się do tej pory wydarzyło i to, co miało dopiero nastąpić jest prawdą.
    — Naprawdę byś to zrobił? — Spytała cicho z wyraźnie słyszalnym zdziwieniem — przeze mnie? — Chciała po prostu zrozumieć, co tak właściwie działo się pomiędzy nimi, bo na ten moment w głowie Margaret panował chaos. Wszystko to, co do tej pory uważała jedynie za jej jednostronne, nieszczęśliwie ulokowane uczucie, zdawało się… Odwzajemnione? Chyba zaczynała sobie za dużo dopowiadać. Zachowanie Jake’a sprawiało, że nic nie było łatwiejsze ani jaśniejsze do zrozumienia. Wręcz przeciwnie.
    Przygryzła wargę, cicho się śmiejąc na jego słowa. Nie miała pojęcia czy mu się to uda, w zasadzie, to nie było dla niej ważne. Nie rozumiała też, dlaczego wziął to za wyzwanie. Przecież… przecież wszystko to, co robiła wcześniej nie powinni być dla niego istotne. Dla niej nie było, zwłaszcza, że zwiała. Reece był… Był testem. Utwierdzeniem siebie samej, że naprawdę pragnęła Millera i najwyraźniej nic nie było w stanie tego zmienić. Było jej głupio, że wtedy spanikowała, owszem, ale nie miało to żadnego związku z umiejętnościami Jake’a.
    Zamknęła usta, biorąc głęboki wdech, gdy całował jej szyję. Sama już nie wiedziała, czego chciała, czego powinna chcieć.
    — Potrzebujemy? — Powtórzyła za nim, oddychając coraz szybciej, gdy jego usta znajdowały się coraz niżej. Rozchyliła wargi, oddychając głęboko i płytko. Jego zachowanie działało na nią podniecająco, o czym wyraźnie świadczyło to, jak bardzo stała się wilgotna, gdy zachowywał się tak stanowczo. Rozum zaczynał się poddawać w tej nierównej walce, którą w sobie toczyła. — Potrzebujemy — sapnęła bardziej do siebie, gdy usta Jake’a znajdowały się tak blisko jej kobiecości.
    Chciała coś powiedzieć, nie mogła tak po prostu pozwolić na to, aby dyskusja została zakończona przez niego, ale nie mogła znaleźć słów, którymi mogłaby faktycznie coś ugrać. Zwłaszcza, że jej ciało nie współpracowało. Było po stronie blondyna, co jasno dawało do zrozumienia każdym dreszczem i drżeniem, gdy chłopak sprawiał, że Margaret Mackenzie naprawdę nie była w stanie myśleć o niczym innym poza nim.
    Kilka sekund. Potrzebowała zaledwie kilku sekund, aby jej mięśnie zacisnęły się mocno, rytmicznie na palcu Jake’a, a przez jej ciało przeszedł silny dreszcz powodujący spięcie mięśni. Z gardła Margaret wyrwał się długi, głośny jęk. Sięgnęła dłońmi do jego jasnych włosów i zacisnęła mocno palce na kosmykach, jednocześnie przyciskając jego twarz do siebie, samej wyginając się w łuk, wciąż przy tym pojękując.
    — Nie chcę…nie chcę żeby to się kończyło — wysapała cicho, wijąc się na jego łóżku, będąc wciąż rozpaloną przez silny orgazm, do którego ją doprowadził. Rozluźniła dłonie, a następnie podkupiła nogi i odsunęła się od skraju łóżka, uwalniając się od jego dotyku. Spojrzała na twarz chłopaka błyszczącym spojrzeniem i zagryzając wargę, jakby się nad czymś zastanawiała, po chwili przysunęła się ponownie na skraj łóżka, spoglądając na Jake’a. — Bierz gumkę i siadaj, opierając się plecami o łóżko — rozkazała z intensywnymi rumieńcami na policzkach. Miała nadzieję, że faktycznie miał zapas prezerwatyw, bo zamierzała sprawić, aby jemu było równie dobrze jak jej z nim.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  68. Zagryzła wargę, wpatrując się w jego jasne oczy, kiedy zadał swoje pytanie. Odpowiedź dla Margaret była oczywista, a to, że dla Jake’a nie była, sprawiało, że Margo czuła się jeszcze bardziej zagubiona w tym wszystkim. Nigdy nie uważała go za dupka… to znaczy, nie tak do końca. Problem w tej sytuacji polegał na czymś zupełnie innym.
    — Przez ostatnie dwa lata próbowałam w każdy możliwy sposób zniszczyć ci życie, to… to normalne, że nie miałbyś ochoty czegokolwiek dla mnie robić — powiedziała — a tym bardziej czegoś co mogłoby sugerować… — zawiesiła głos. Boże, przecież leżeli całkiem nadzy na jego łóżku. To też nie powinno mieć miejsca po wszystkim, co starała się zrobić, a jednak przed chwilą się pieprzyli i wszystko wskazywało na to, że nie był to ostatni raz. Cholera, chyba jednak wolałaby być w tym momencie bardziej zaprawiona alkoholem, bo miała wrażenie, że wówczas byłoby jej łatwiej jakoś uspokoić i odsunąć na bok chaos, który panował w tej chwili w jej oczach. I może przestałaby czuć te dziwne uczucie, które zdawało się być wstydem i poczuciem, że nigdy nie powinni wyładować razem w łóżku — Jake… — wzięła głęboki oddech — czy ty… czy to… — zagryzła mocno wargę, odwracając po chwili spojrzenie od jego oczu — nieważne, po prostu, to wszystko jest takie skomplikowane — oblizała wargę. Nie chciała psuć tego co właśnie pomiędzy nimi się działo, nie chciała sprawić, aby się odsunął, aby przestał jej dotykać i całować. Nie chciała poczuć chłodu, który wiązałby się z przerwaniem tej bliskości — możemy pogadać później, proszę? — Spytała, licząc na to, że Miller nie będzie miał nic przeciwko, a najlepiej, gdyby w ogóle do tego nigdy nie wracali. Naprawdę wolała nie rozmawiać, nie analizować, nie zastanawiać się nad tym wszystkim. Zapomnieć, że w ogóle zaczął się dialog.
    Na szczęście, nie musieli rozmawiać, co stanowiło dla Mackenzie prawdziwy ratunek. Oddychała szybko, gdy podążał ustami po jej ciele, zostawiajac po sobie mokre ślady. Nie spodziewała się, że będzie jej tak dobrze z Jake’m, że będzie tak intensywnie i cóż, wielokrotnie.
    — Nie ma szans — wydyszała, chociaż nie miała pojęcia ile może kryć się w tym prawdy. Pomijając, że tak naprawdę nawet nie chciała, aby ktokolwiek inny próbował ją dotknąć, a co dopiero mówić o wymazywaniu z jej pamięci Jacoba.
    Obserwowała, co robił. Delikatny uśmiech wkradł się na jej twarz, gdy posłuchał tego co mówiła i spełnił jej prośbę. Sama dokładnie nie wiedziała, czy w ogóle mu się spodoba, ale… Ale naprawdę chciała sprawić mu przyjemność i miała nadzieję, że faktycznie tak będzie.
    Odwzajemniła pocałunek, chcąc już się odwdzięczyć, kiedy Jake się odezwał, a ona sama w pierwszym odruchu zamarła. Powinna wrócić do swojego pokoju. Kiedy jednak pierwszy odruch minął, a Jake wspomniał o zamknięciu drzwi na klucz i byciu cicho… Chyba nie powinna jej podniecać myśl, że zrobią to kolejny raz i to pod nosem domowników…
    — Postaram się — szepnęła, podnosząc się i pospiesznie podchodząc do drzwi, aby je zamknąć kluczem. Wróciła pospiesznie do Jake’a, powoli klękając. Jedną dłonią chwyciła jego penis, drugą podpierając się o jego bark, delikatnie usadowiła się, nabijając się na męskość chłopaka, przymykając przy tym oczy i zaciskając wargi.
    — Chyba nie powinno mi się to tak podobać — wyszeptała, układając obie dłonie na jego barkach — to, że ktoś może nas przyłapać — następnie uniosła się powoli w górę, nie pozwalając jednak na to, aby się z niej wysunął. Opadła w dół, aby po chwili powtórzyć serię ruchów ponownie. I następny raz. I jeszcze jeden. Kolejny. Naparła dłońmi na barki, wciskając go w mebel, samej nie zaprzestając się poruszać. Jej oddech był krótki i urywany. Starała się jednak nie wydać z siebie żadnego dźwięku, który mógłby wskazywać na jej obecność w pokoju Jake’a.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  69. Oddychała głęboko leżąc pod nim i wpatrując się w jego oczy. Słuchała wszystkiego co mówił, próbując sobie to ułożyć w głowie, chociaż w tym momencie wydawało się to wręcz niemożliwe. Chyba naprawdę był pieprzonym, złotym chłopcem. Tak naprawdę znajdując się na jego miejscu, na pewno nie byłaby taka dobra dla siebie… To znaczy, może Jake wcale nie był dobry? To robiło się coraz bardziej skomplikowane, bo zaczęło się od tego, że gdyby zdradziła, że przeżyła swój pierwszy raz z Reece’m, ten prawdopodobnie miałby w najbliższym czasie obitą twarz. Za nic. Nie zrobił jej przecież krzywdy, sama tego chciała… Tak jej się zdawało do pewnego momentu, a gdy zmieniła zdanie, chłopak nie skrzywdził jej, nie zamierzał. Otworzyła szerzej oczy. Nie, tabletki w połączeniu z alkoholem musiały pomieszać jej w głowie, bo zaczęły pojawiać się w niej wnioski, do których nie powinna dochodzić…
    — Jasne, na później — wyszeptała, licząc na to, że może zostaną jednak przy wersji, że w ogóle nie będą o tym rozmawiać ani tego roztrząsać. Tak byłoby najlepiej. Rozmowa oznaczałaby, że dokądś to och prowadzi, a przecież tak nie było…
    Na szczęście atmosfera mimo tej krótkiej i dziwnej rozmowy nie uległa zmianie, a Margaret wciąż czuła podniecenie i nie mogła się doczekać, aż ponownie to zrobią. Nawet świadomość, że ktoś z domowników może ich nakryć, nie przeszkadzała jej. Nie żartowała z tym, że ta myśl jej się podoba. Czuła jedynie silniejsze pożądanie, co sprawiało, że znajdując się na Jake’u nie czuła się w żaden sposób onieśmielona.
    – Sama nie wiedziałam — nie wstydziła się nagości, spoglądania na jego twarz i przede wszystkim tego, że poza przyjemnością daną jemu, chciała osiągnąć własne spełnienie, przez co jej ruchy w pewnym momencie stały się intensywniejsze, palce zaciskała na nim mocniej, jak i napierała bardziej, osuwając się do samego dołu i poruszała się przy tym delikatnie, nie tylko chcąc czuć go całego w sobie, ale jednocześnie pobudzając się, przez ocieranie się o niego. Zaciskała mocno wargi, powstrzymując się przed pojękiwaniem, bo przecież nie chcieli, aby ich nakryto. Odchyliła głowę do tylu, wyginając się, aby po chwili otworzyć szeroko oczy i wyprostować się. Z przerażeniem spojrzała na Jake’a, bo czymś innym było podniecenie na myśl, że teoretycznie, ktoś może zakłócić ich zbliżenie i czymś innym, tak realna szansa na to, gdy za drzwiami stała jego siostra. Nie podobało jej się to. Bardzo.
    Skinęła głową na gest Jake’a i zacisnęła wargi, jednocześnie nie poruszając się na nim. Czekała w napięciu, aż dziewczyna odpuści i zdecyduje się wrócić do swojego pokoju, aby mogli kontynuować. Przez myśl jej przeszło, że trzeba było wybrać swój pokój, a nie jego. To jednak niczego teraz nie zmieniało… a później stało się coś jeszcze gorszego. Starała się przylgnąć do niego, gdy się zerwał, tak aby dziewczyna jej nie widziała i nie rozpoznała. Szybko się zorientowała, że to się nie udało. Serce biło jej jak oszalałe i nie miało to żadnego związku z podnieceniem. Tak naprawdę nie zdążyła niczego zrobić ani powiedzieć, bo bliźniacy niemal ekspresowo wypadli z pokoju chłopaka. Czuła się… zawstydzona i… była chyba idiotką, skoro w minimalnym stopniu myślała, że Jake zostanie z nią, s nie pozostawi ją całkiem nagą, odkrytą i ruszy w pogoń za siostrą.
    Wystarczyło jedno spojrzenie chłopaka, aby miała pewność, że popełniła tej nocy największy błąd swojego życia. Ton głosu, którym się odezwał przyprawił ją o dreszcze. Nieprzyjemne. Cała swoboda, którą czuła kilka minut wcześniej zniknęła, a na jej miejscu pojawił się wstyd i skrępowanie. Skuliła ramiona, ale podniosła się, aby sięgnąć po sukienkę i przykryć się nią chociaż minimalnie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Czuła, jak cała płonęła z zawstydzenia. Spojrzała na niego i kiedy to zrobiła, od razu zaczęła żałować, bo z jakiegoś powodu oczy zaszły jej łzami. Odwróciła szybko głowę i pospiesznie opuściła pokój Jake’a, czując się wykorzystaną. — Dopilnuj lepiej, żeby twoja siostrzyczka nie zaczęła gadać głupot — chciała zabrzmieć jak zawsze wrednie, ale brzmiała jedynie załośnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prześlizgnęła się do swojego pokoju, gdzie szybko się ubrała w piżamę i zastanawiała się nad tym, co dalej. Przecież… Chyba nie musiała się bać, że Fibs komuś coś powie. Nawet jeżeli pałały do siebie niechęcią, zamieszany w to był też jej brat i… nie, na pewno nikomu nie wygada, mogla czuć się bezpieczenie, ale miała pewność, że jej pozycja w tej rodzinie spadła na sam dół.
      Nie chciała wychodzić z pokoju. Miała ochotę w nim umrzeć. Nie wiedziała nawet na które z bliźniąt nie chciała bardziej trafić… I chociaż naprawdę starała się siedzieć w pokoju, musiała w końcu się wynurzyć, aby udać się do łazienki.

      😳

      Usuń
  70. Nie chciała spotkać żadnego z bliźniąt. Postanowiła, że będzie za wszelką cenę ich unikać, nawet jeżeli wiązało się to z zawaleniem kilku przedmiotów, na które uczęszczała razem z Phoebe. Nie mogła sobie pozwolić na… na taki wstyd. Nie miała pojęcia czy Jake z nią rozmawiał i jeżeli tak, to co jej powiedział dokładnie, ale już wystarczajaco wiele razy zrobiła z siebie idiotkę. Nadal nie wierzyła w to, że nawet przez ułamek sekundy naprawdę uwierzyła w to, że może cokolwiek dla Jacoba znaczyć. Wystarczyło przypomnieć sobie jego spojrzenie i dźwięk głosu, aby twardo wróciła na ziemię z okropną świadomością, że popełniła największy błąd w swoim życiu – poza uwierzeniem w jego słowa – otworzyła się przed nim, pozwoliła mu zrobić rzeczy, których zdecydowanie nie powinna była pozwolić… a teraz? Teraz on miał tę wiedzę. Wiedziała, cholera, wiedziała dobrze, że to było złe, że to miał być jeden raz, gdyby nie została, nic by się nie wydarzyło. Dzieliliby słodki sekret, cudowne wspomnienie, w którym nie byłoby goryczy, żalu i wstydu, jak stało się teraz.
    — Serio — wyszeptała cicho do siebie, kiedy zorientowała się, że stoi przed nią Jake. Miała trzymać się z daleka, unikać go jak ognia. Tymczasem przy pierwszym wyjściu z pokoju wpada prosto na niego. Odwróciła wzrok, nie chcąc na niego patrzeć, było jej zwyczajnie źle z tym wszystkim, co się wydarzyło zeszłej nocy. Spuściła głowę, nie zatrzymując się. Dopiero słowa, które wypowiedział sprawiły, że przystanęła i na krótko, obdarowała go spojrzeniem. Szybko jednak oderwała od niego wzrok. Zniknęła? Co to znaczyło, że zniknęła? I po co jej to w ogóle mówił. Fibs nie była jej problemem… czuła, że na nią patrzy, ale nie potrafiła pokonać zażenowania i zrobić to samo.
    — Sprawdź lokalizacje na jej koncie — mruknęła, wbijając spojrzenie w podłogę — mogę się założyć, że nierozłączne bliźniaki nie raz logowały się wzajemnie na swoich iphonach — powiedziała, a po chwili dodała — nie ma za co, tylko jak znowu będziesz za nią gonił postaraj się nie wypieprzyć — znowu zaczynała to robić. Traktować atak i przytyki jako obronę. Musiała. Nie potrafiła sobie inaczej radzić w trudnych momentach, z trudnymi emocjami. Każdy człowiek miał jakiś sposób. Ten Margaret bie należał do najlepszych, śle jej pomagał. Poza tym… musiała teraz włożyć w nienawidzenie Jake’a jeszcze więcej wysiłku, bo to co się wydarzyło w nocy nie było łatwe do zapomnienia, ale musiała się postarać. Musiała dać radę — a jeżeli nie wzajemnie, to na pewno robiły to pomiędzy sobą — miała na myśli koleżanki Fibs. Poza tym, gdyby się dłużej zastanowić nad tym wszystkim, to Miller strasznie wyolbrzymiała i… Meg zagryzła wargę. Skupiała uwagę Jake’a na sobie, odciągając go od Mackenzie. Rudowłosa poczuła nagły przypływ złości, bo czuła, że zniknięcie Fibs nie jest przypadkowe, chciała z pewnością sprawić, aby trzymali się od siebie z daleka — jak ją znajdziesz, możesz jej pogratulować — warkęła, wymijając blondyna.

    😠

    OdpowiedzUsuń
  71. — Złota rada dla złotego chłopca, jak idealnie — uśmiechnęła się złośliwie, zbierając się w sobie i podnosząc spojrzenie swoich ciemnych oczu na niego. Starając się przy tym, aby nie był w stanie dostrzec w nich, jak trudne to dla niej było.
    To zresztą całkiem zabawne. Powinna była przewidzieć to jeszcze wczorajszego wieczoru, nim zawarli te dziwne porozumienie. Zawsze, gdy jej na kimś zależało, traciła tego kogoś. Jake nie był co prawda nagle martwy, ale Margaret była pewna, że straciła go na zawsze, chociaż tak naprawdę nigdy go nawet nie miała.
    To był jej sposób na przetrwanie na tym świecie. Jake miał rację, nie miała przyjaciół, bo była dla wszystkich wredna, nawet jeżeli pozornie z kimś się kolegowała, to w momencie, w którym zaczynało robić się poważnie, zaczynała odpychać od siebie ludzi. Niektórym na starcie nie pozwalała się zbliżyć – tym przypadkiem był Jake – bo od początku wiedziała, że jej zależy.
    Zaśmiała się cicho na jego słowa, ale nic nie odpowiedziała. Spojrzała na niego, wściekła, że pozwolił sobie na przekroczenie granic. Wzięła głęboki oddech, unosząc jednocześnie głowę, aby przypadkiem nie myślał sobie, że cokolwiek robi sobie z jego bliskości i słów. Pozwoliła sobie nawet na sarkastyczny śmiech.
    — Nigdy nie zauważyłeś, nie? — Prychnęła, kręcąc przy tym delikatnie głową — to od początku nie była jedno stronna nienawiść — Jake może i ignorował jej zachowanie, starał się nie dać jej podpuścić, ale Phoebe pod tym względem była inna. Potrafiła być tak samo wredna jak Mackenzie albo i bardziej, oczywiście nie przy braciszku i nie dla niego. Wstrzymała oddech, gdy przez pochylenie głowy, znalazł się jeszcze bliżej. Czy naprawdę musiała teraz myśleć o tym, jak smakowały w nocy jego pocałunki? Powinna skupić się na tym, że ją zostawił, że wybiegł za siostrą, a później potraktował ją jak szmatę. A teraz, kiedy o tym myślała, zaczęła na nowo czuć się w ten sam sposób. Zamrugała powiekami, nie pozwalając na to, aby w jej oczach pojawiły się łzy. Świetnie, po prostu, kurwa, świetnie! Dlaczego nie mogła po prostu mieć go w dupie? Uznać, że wszystko co się stało było pieprzonym snem? Dlaczego musiał w ogóle pamiętać, dlaczego Fibs musiała wrócić! Jake był tak zalany, gdy zabierała go z bankietu, że naprawdę liczyła na to, że nie będzie pamiętał… byłoby dużo łatwiej.
    — Na pewno w twoich koszmarach połykam w całości — wysyczała, jednocześnie odczuwając ulgę, że w końcu znalazł się od nie dalej — i tak byś nie zrozumiał. Nie widzisz tego w ogóle! — Krzyknęła za nim, wyrzucając ręce w górę — jesteś tak w nią zapatrzony, że szkoda czasu na tłumaczenie czegokolwiek! — Dodała, a następnie weszła do łazienki, oczywiście trzaskając za sobą głośno drzwiami.

    😑

    OdpowiedzUsuń
  72. — Skoro musisz pytać, to szkoda czasu na tłumaczenia — odpowiedziała również warknięciem. Mogłaby opowiedzieć mu o wszystkim, co jej zrobiła Phoebe, ale nie chciała wyjść przed nim na skarżącą i żalącą się, zwłaszcza, że przez tyle czasu sama uprzykrzała mu życie i wcale nie zamierzała przestać. Czasami miała wrażenie, że to było jak takie koło. Ona dręczyła Jake’a, Fibs ją, przez co momentami, ale tylko czasami, wyżywała się za działania jego bliźniaczki na nim samym. Czasami… Czasami miała wrażenie, że Miller doskonale wiedziała, co się działo, dlaczego Meg była taka dla Jake’a, ale… Skoro sam Jake nie miał pojęcia, dopóki to nie wyszło przez jej pijańskie gadulstwo, to przecież jego bliźniaczka też nie mogła mieć pojęcia, prawda?
    — Jak mówiłam, pierdol się — wymruczała cicho pod nosem, nawet nie chcąc, aby usłyszał, że coś jeszcze miała do powiedzenia. Miała Millerów serdecznie dość na najbliższy czas i z ulgą, zamknęła za sobą drzwi.
    Margaret przez cały czas starała się unikać wszystkich. Nie tylko bliźniaków, ale również rodziców i… Pomijając wspólne zajęcia z blondynką, szło jej naprawdę świetnie. Co prawda wiązało się to późnymi powrotami do domu, wczesnym wychodzeniem, jakby wzięła sobie za cel wychodzić przed tym, gdy wszyscy wstaną i wracać, gdy już śpią. Szło jej świetnie, minusem było jedynie to, że wraz z jej zadowoleniem z unikania całej, ukochanej rodzinki, rosło wkurzenie Evelyn na nią i… Cóż, powiedzmy sobie szczerze, Mackenzie miała to w dupie. Jej relacje z mamą już dawno przestały być przyjacielskie, a nawet dobre.
    Miała pecha. Pieprzonego pecha, bo przekonana o tym, że wszyscy będą na meczu Jake’a, bo przecież rodzice tak bardzo go wspierali, pozwoliła sobie na wyjątkowo wczesny powrót do domu. I to było błędem. Nie dość, że Evelyn gdy już miała sposobność dorwania jej, zamierzała dać jej wykład na temat tego, jak okropną jest córką i siostrą, to w dodatku, gdy rozdzwonił się telefon Andree, szybko zorientowała się, że coś się stało Jake’owi. Oczywiście, że się przejęła i zmartwiła. Nie zamierzała tego dać po sobie poznać, już nawet odwracała się na pięcie, aby udać się do swojego pokoju, kiedy matka złapała ją za ramię i oznajmiała, że skoro Margaret łaskawie pojawiła się w domu, będzie teraz spędzać czas z rodziną, bo, jak zaznaczyła, rodzina teraz siebie potrzebuje. Ostentacyjnie prychnęła i wywróciła oczami, chociaż w głębi… Nie, nie była zadowolona. Owszem przez chwilę przemawiała przez nią troska i pewien spokój, że dowie się, co dokładnie się stało, ale… Ale to oznaczało brak możliwości unikania bliźniąt. A to już jej się bardzo, ale to bardzo nie podobało.
    — Jestem mentalnym wsparciem, bo w ciężkich chwilach, rodzina zawsze może na sobie polegać, Jakie — oznajmiła najbardziej obojętnym tonem, opierając się ramieniem o framugę drzwi. Nie chciała wejść do środka, bo miała wrażenie, że gdy znajdą się tam wszyscy, udusi się. Rozejrzała się również w poszukiwaniu Fibs. Zdecydowanie nie byłaby w stanie wytrzymać, gdyby w pokoju znaleźliby się wszyscy.

    😑

    OdpowiedzUsuń
  73. Margaret wywróciła oczami na jego słowa. Jeżeli myślał, że była w szpitalu z własnej woli, to grubo się mylił. Poza tym… Chyba nie był idiotą, aby tak uważać, prawda? Rudowłosa splotła ręce pod biustem i patrzyła wszędzie, tylko nie na Jake’a. To, że matka zmusiła ją do przyjazdu z nimi do szpitala, nie oznaczało od razu, że miała brać czynny udział w tej szopce. Zresztą… była szczerze zdziwiona, że jednej osoby brakowało i z ogromną chęcią wytknęłaby to chłopakowi i może nawet była gotowa to zrobić, ale Andree przejął ster. Słysząc słowa mężczyzny, wpatrywała się pustym wzrokiem w sufit, ale kiedy Jake zareagował warknięciem, nie była w stanie powstrzymać się przed spojrzeniem na niego. Rozchyliła delikatnie wargi, zastanawiając się nad tym, czy ma prawo cokolwiek mówić, bo… przecież nie mogła wyśmiać jego ojca, chociaż słysząc tę beznadziejną gadkę miała ochotę to zrobić.
    — Jake — wypowiedziała jego imię, powoli rozplatając dłonie spod biustu. Chciała jakoś go wesprzeć, chociaż nie miała pojęcia czy ustawiły jakiekolwiek słowa, które były warte wypowiedzenia w tej chwili. Chciała nawet podejść o krok czy dwa bliżej, ale w tym samym czasie usłyszała głos należący do Fibs. A może najpierw z zaskoczenia dotarło do niej, że dziewczyna w ledwie kilka sekund dopadła jej. Margaret była tak zaskoczona zaistniałą sytuacją, że w pierwszym odruchu nie zdążyła w żaden sposób zareagować. Kiedy blondynka wspomniała o ruchaniu, twarz Meg zapłonęła czerwienią, więc nawet jeżeli rodzice mogli uznać, że padło jakieś nieporozumienie, reakcja Margaret z pewnością upewniła ich, że jednak się nie przesłyszeli.
    — Chyba ktoś tu ma niezłą odklejkę — powiedziała, próbując odepchnąć od siebie Fibs — czyżby z głodu mózg przestał ci pracować? — Syknęła, gotowa mimo wszystko do dyskusji, chcąc odwrócić uwagę od swojej rozpalonej twarzy, którą wyraźnie czuła. — Nazwij mnie jeszcze raz dziwką, a przysięgam, że cię oszpecę — mówiąc to, zaciskała mocno dłonie w pieści. Wcale nie była zdziwiona, że Jake kolejny raz ją wywala. Jego ustawienia pomiędzy nią a Phoebe również nie odebrała jako osłonienia przed atakiem, a raczej jako skupienie się na siostrze. Dlatego, kiedy Jake odezwał się do Fibs, że to ona ma opuścić pomieszczenie, Margaret ze zdziwienia nie tylko otworzyła szeroko oczy i rozchyliła usta, ale i zatrzymała się w pół kroku, bo przecież była gotowa do wyjścia, znając już aż za dobrze ten ton jego głosu. Nie spodziewała się czegoś takiego i… chyba nikt się nie spodziewał. Zerknęła pospiesznie na matkę, czując na sobie jej spojrzenie.
    — Darujcie sobie — Meg zdecydowała się jednak wyminąć Jake’a, bo ostatnie czego chciała to wkurwianie Phoebe, a… A była pewna, że to właśnie na niej wyżyje się blondynka za decyzje swojego brata tak czy inaczej i wolała nie dolewać oliwy do ognia.
    — Marzenie ściętej głowy — Evelyn złapała córkę za ramię, nie pozwalając jej na opuszczenie sali. Spojrzała wymownie na męża, jasno dając mu do zrozumienia, że powinien również zareagować i, że powinni przeprowadzić poważną rozmowę — co to ma znaczyć? — Spytała, z niedowierzaniem kręcąc głową. — Margaret? — Wbiła spojrzenie w córkę, oczekując jasnej odpowiedzi.
    Mackenzie spróbowała wyszarpnąć się z uścisku matki, ale ta tylko mocniej zacisnęła palce na ramieniu córki, na co Meg syknęła.
    — Pytam, co to ma znaczyć — Evelyn powtórzyła, na co nastolatka nie odezwała się słowem, patrząc dziarsko w oczy matki.
    — A w ogóle obchodzi cię cokolwiek, co robię, czy bardziej chodzi o to, że potencjalnie bierze w tym udział Jake? — Prychnęła wściekle, starając się wciąż odwieść rodziców od myśli, że coś pomiędzy nią i Jake’m było, bo… Bo przecież to był tylko jeden raz i nie było sensu się nad trzym rozdrabniać. Wszystko było skończone.

    😡

    OdpowiedzUsuń
  74. Zacisnęła wargi, z całych sił próbując się powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego. Czuła, że Phoebe ją prowokuje i pewnie tylko czeka, aż rudowłosa popełni o jeden błąd za dużo. Była w stanie złamać nos Jake’owi… powiedzmy sobie szczerze, jedno słowo byłoby w stanie sprawić, że zrobiłaby to samo jego bliźniaczce. Wiedziała jednak, że wtedy miałaby przesrane u wszystkich.
    Zacisnęła również pieści, bo chociaż za każdym razem powtarzała sobie, że cokolwiek mówi blondynka, nie ma to żadnego znaczenia, ale… ale dzisiaj po raz pierwszy traktowała ją w taki sposób przy ludziach, przy rodzicach, przy Jake’u.
    — Zamknij się Fibs, po prostu się zamknij — powiedziała, gryząc się w język, żeby nie nazwać ją suką — może odwiedź bufet i się w końcu najedz porządnie, może ci się polepszy — burknęła, wycofując się o krok. Wolała nie być w pobliżu lini Jake-Fibs, bo nie miała pojęcia czy to byłoby dla niej bezpieczne. Nie podejrzewała, aby dziewczyna się na nią rzuciła, ale sposób w jaki chwile wcześniej pokazała zęby, cóż, Meg trochę się obawiała.
    Naprawdę wolałaby tego wszystkiego nie roztrząsać, dlatego, kiedy Jake oznajmił, że mają się wynosić była pierwszą, która opuściła pomieszczenie, bo wykorzystując zdezorientowanie matki, wyrwała się z jej uścisku. Tyle, że… gdy tylko opuściła pomieszczenie, czuła, że powinna tam wrócić. Jake nie powinien być w takiej chwili sam. Ona z pewnością by nie chciała i była pewna, że Miller tym bardziej ostatnie czego chciał tak naprawdę to pozostanie samemu, zwłaszcza, że… Że wyszło na to, że pokłócił się z Fibs, a przecież zawsze mieli siebie. Nie łudziła się, że może mu w jakikolwiek sposób zastąpić siostrę, z którą miał tak silną więź, ale nie mogła pozwolić, aby był całkiem sam.
    Dlatego wykorzystując to, że Evelyn i Andree byli pogrążeni w zaciekłej, szeptanej dyskusji, uznała, że pozwoli sobie na powrót do chłopaka.
    Kiedy weszła do pokoju, zamknęła za sobą po cichu drzwi i oparła się plecami o nie, wpatrując się po prostu przed siebie.
    — Po prostu tu sobie postoje, dobra? — Powiedziała, przymykając powieki. Właściwie… przez cały ten czas go unikała jak ognia, była zła za to jak ją potraktował, ale teraz… teraz nie chciała, żeby był zostawiony sam sobie.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  75. Otworzyła oczy, zaskoczona tym co usłyszała. Nie spodziewała się w ogóle przeprosin, a już na pewno nie w takiej sytuacji, nie teraz, nie tutaj. Po chwili zdecydowała się spojrzeć na chłopaka, chociaż nie wiedziała, co ma mu w tej chwili powiedzieć. Nie wystarczyło przepraszam, ale też nie była tak głupia, aby roztrząsać to akurat teraz. Ponownie zamknęła oczy, kiedy nie skończył na samym przepraszam. Miał racje, nie powinien był jej wyrzucać, ale nie powinien również jej potraktować tak, jak to zrobił. Była świadoma (podejrzewała, że bardziej niż on, bo była trzeźwa), że to tylko ta jedna noc, nie chciała niczego więcej, nie zakładała, że rano cokolwiek pomiędzy nimi się zmieni. To on rzucał dziwnymi tekstami, jakby próbował… sama nie wiedziała, co próbował osiągnąć, ale sposób w jaki ją wyrzucił z pokoju był co najmniej chamski. Ton, którego użył, spojrzenie… Zamykając oczy nie miała problemu z wyobrażeniem sobie tamtej nocy, a konkretnie tego, jak ją potraktował.
    Wbiła spojrzenie w swoje buty, bojąc się na niego spojrzeć. Zagryzła wargi, zastanawiając się, co dalej.
    — Nie jestem tu po przeprosiny — powiedziała w końcu, a następnie wzruszyła obojętnie ramionami, powstrzymując się przed śmiechem — poważnie? — Nie powstrzymała się jednak przed nerwowym chichotem — a to by cokolwiek zmieniło? Uwierzył byś? Poza tym… ja byłam taka dla ciebie. Mści się — ponownie wzruszyła ramionami, bo co więcej miała zrobić? Poza tym, próbowała mu przecież powiedzieć nad ranem, po tamtej nocy, gdy powiedział, że Fibs zniknęła, a on niczego nie rozumiał. Spojrzała na miejsce obok niego, jednak nie ruszyła się od razu z miejsca. Po chwili odepchnęła się od drzwi i powoli ruszyła w jego stronę, aby usiąść po chwili obok niego. Usiadła na tyle głęboko na łóżku, że mogła swobodnie machać nogami, nie sięgając ziemi.
    — To szalone — powiedziała cicho, patrząc się cały czas przed siebie. Nie bardzo rozumiała, tak szczerze mówiąc, czego chciał. Sprawa pomiędzy nimi była naprawdę skomplikowana, a Meg chciała teraz jedynie… żeby nie był sam, żeby czuł wsparcie, które powinien dawać mu ojciec z siostrą. Zagryzła wargi, nie przestając machać nogami — co mówili lekarze? — Spytała, decydując się w końcu na niego spojrzeć. Nie wiedziała, czy powinna w ogóle mówić o jego ręce, ale o czymś musieli rozmawiać. Chyba. W pierwotnej wersji chciała przecież po prostu być w pobliżu — wiesz co, jak nie chcesz to nic nie mów — dodała szybko — możemy po prostu posiedzieć w ciszy, wiesz? — Powiedziała, układając dłonie płasko na swoich udach. Przeniosła spojrzenie na drzwi prowadzące na korytarz i zagryzła wargę — chyba, że wolisz pogadać…

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  76. — To mało powiedziane — mruknęła, nie podnosząc spojrzenia na chłopaka. Nie chciała, żeby miał świadomość, jak bardzo ją zranił swoim zachowaniem. Powinna być przygotowana na coś takiego, w końcu ona i Jake… miała wrażenie, że było dużo lepiej dla wszystkich, gdy trzymała się jednak z daleka od niego. Wzruszyła lekko ramionami na jego słowa. Wiedziała, Fibs była dla niego najważniejsza. Poza tym Margaret nie lubiła wcielać się w rolę ofiary. W przypadku blondynki, była cichą męczennicą. Nie robiła tego chętnie, ale musiała przyznać, że Phoebe potrafiła być prawdziwą jędzą, w dodatku (czego Margaret nie potrafiła zrozumieć za żadne skarby) w szkole miała dużo lepszą pozycję od rudowłosej. Mackenzie nadrabiała w domu, dręcząc Jacoba.
    — Pierw sprawiłeś, że zgodziłam się zaryzykować, gadałeś, jakbyś był zazdrosny o Reece’a, a później potraktowałeś mnie jak — zawiesił głos zastanawiając się nad odpowiednim słowem — jak dziwkę, chociaż mam wrażenie, że ludzie są dla nich milsi — powiedziała, spoglądając na chłopaka — zresztą, nie wchodziłam ci w drogę przez cały ten czas — zauważyła, będąc zdania, że to całkiem szlachetne jak na nią. Prawda była taka, że nie potrafiła przewidzieć jakby się zachowała w jego obecności i wolała nie podejmować takiego ryzyka. Powiedzenie, że go kochała było przesadą, ale z pewnością była nim zauroczona, przespali się ze sobą, a on po wszystkim był… okrutnie zimny i zwyczajnie złamał jej serce. Teraz też nie miała pojęcia, co tu właściwie robi i po co, ale czuła, że nie powinien być sam, a ona była głupia, bo w tej konkretnej sytuacji martwiła się o niego.
    Wpatrywała się w ich nogi, uśmiechając się kącikami ust, gdy się trącali. Uśmiech spełzł z jej twarzy, bo nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego.
    — Nie gardzę tobą — powiedziała cicho, patrząc na niego, zdumiona, skąd w ogóle przyszło mu coś takiego do głowy. Jedyną osobą jaką gardziła była jej matka, a Jake’owi było do tego daleko, bardzo daleko. — Chyba… wszystko po trochu — westchnęła, wracając do szaleństwa, ale szybko zamilkła, słuchając chłopaka. Było jej przykro, bo miała świadomość, jak bardzo zależało mu na sporcie, to był w końcu jego plan na życie. — Może wcale nie wszystko jeszcze jest przesądzone? Może ten zajebisty ortopeda wszystko naprawi? — Posłała mu ciepły uśmiech, jednocześnie nieśmiało układając ostrożnie dłoń na jego ramieniu. Była zaskoczona jego wylewnością, bo przecież nigdy nie byli blisko, ale chyba potrafiła to zrozumieć, chyba — Jakie — szepnęła, przenosząc rękę z ramienia na jego twarz i ostrożnie starła z policzków łzy chłopaka — nie jesteś nikim, nie mów i nigdy tak o sobie nie myśl — powiedziała, uważnie mu się przyglądając — możemy robić cokolwiek chcesz, wiesz… jestem pewna, że jesteś świetny też w wielu innych rzeczach. Potrafisz zjednać ludzi i sprawić, że wszyscy są za tobą. To dobre cechy dla polityków — stwierdziła, cicho się śmiejąc, chociaż ten śmiech był odrobine wymuszony. Starała się poprawić mu humor, chociaż minimalnie.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  77. [Oj wierzę, że nowobogaccy potrafią być koszmarni... ;) Chociaż zawsze wychodziłam z założenia, że ta ich koszmarność wynika z nieszczęścia, bo jak wiadomo pieniądze szczęścia nie dają, albo raczej... Nie wszystko mogą kupić czy zastąpić i mam wrażenie, że z J. tak właśnie jest. Jeśli chcecie spróbować nas zepsuć, proszę bardzo, ale raczej niewielkie są na to szanse, uprzedzam!
    W razie czego zapraszam na maila albo czat, tam będzie nam chyba wygodniej coś ustalić. ^^ Tymczasem życzę Ci nieskończonych pokładów weny!]

    Sierra Clemente

    OdpowiedzUsuń
  78. Uniosła jedną brew, jednocześnie przechylając odrobine głowę w bok, jej rudowłosy poruszyły się przy tym delikatnie, opadając na ramię dziewczyny.
    — Nie mówię, że tak nie było — nie zamierzała się z nim o to kłócić. Dobrze wiedziała, co mogłoby się stać gdyby ich ktoś przyłapał i… co się właśnie działo, bo Fibs wparowała do jego pokoju, widząc dokładnie, co takiego robili. Boże, gdyby powiedziała wtedy, że mają iść do niej nic takiego by się nie wydarzyło. Podejrzewała, że jego siostra dopiero na końcu zaczęłaby go szukać u niej, z pewnością usłyszeliby, że wróciła, zdążyliby się ogarnąć i udawać, że nic się przecież nie stało. — Zresztą, Jake, nie o to mi chodzi — powiedziała, podnosząc spojrzenie ciemnych oczu. Ryzyko to było jedno, ale sposób w jaki ją potraktował… Była naiwna wierząc w to, że mógł się zachować inaczej? Nie wyobrażała sobie przecież, że ma w tyłku siostrę, chciałaby jedynie być potraktowana jak ktoś kto ma uczucia. To tak dużo? Zamrugała, słysząc jego słowa, bo to było coś, czego zupełnie się nie spodziewała… czuł coś do niej? Rozchyliła lekko wargi, biorąc przez usta głęboki oddech. W najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że mogłoby się coś takiego stać! Ale on tego nie chce… Zagryzła wargę od wewnątrz, zastanawiając się, co niby miała na to powiedzieć — nieważne, Jake — zdecydowała się cicho powiedzieć — to wszystko nie ma znaczenia — chociaż Mackenzie bardzo chciałaby, aby jednak znaczenie miało.
    Wzięła kolejny głęboki oddech, słuchając go cierpliwie.
    — Może ktoś inny, lepszy? — Podsunęła, zastanawiając się nad tym — ten ortopeda jest pierwszy, ale wiesz… czy na pewno najlepszy? Może znalazłby się ktoś to potrafiłby sprawić, że będziesz mógł grać — nie chciała robić mu nadziei na niemożliwe, ale z jakiegoś powodu wkurzało ją, że tak szybko się poddawał. To, według Meg, nie była cecha pasująca do sportowca, a przecież Jake nim był. Nie mógł tak po prostu odpuścić i zamierzała dopilnować, aby nie tracił nadziei tak szybko.
    Uśmiechnęła się, czując jak naciskał policzkiem na jej rękę. Mogłaby go tak gładzić godzinami, gdyby jej tylko na to pozwolił.
    — No nie wiem, całkiem zdrowy też się nie wydajesz — zaśmiała się, mając nadzieje, że się na nią nie wkurzy. Szybko wyłapała zmianę jego nastroju i nie podobało jej się to, tak samo, jak nie podobały jej się słowa, które padły z jego ust. Bolały, chociaż miała świadomość, że mówił prawdę. Może w innym życiu mogliby spróbować, ale w tym? Nie było takiej opcji. Zacisnęła wargi, nie mogąc uwierzyć, że znowu to robił, znowu ją wyrzucał, chociaż tym razem, powiedzmy, że zrobił to dużo delikatniej niż wcześniej.
    — Może to nie będzie takie trudne — powiedziała, siląc się na słaby uśmiech, nie podnosząc się z miejsca — wiesz ile razy groziła mi internatem? Podejrzewam, że po tym co usłyszała od Fibs to nie będą tylko puste groźby, wykorzysta wszystkie znajomosci, żeby mnie w trybie pilnym wysłać… gdziekolwiek — westchnęła ciężko, decydując się zsunąć powoli z łóżka. Kiedy stanęła na podłodze, postanowiła stanąć naprzeciwko Jake’a, a następnie się nachyliła, aby zrobić to, o czym mówił. Pocałowała go, krótko i szybko, bo nie miała pojęcia czy zaraz ktoś nie wejdzie do środka — na do widzenia, kto wie czy się zdążymy zobaczyć — uśmiechnęła się smutno i mimowolnie pogładziła jego policzek.

    😞

    OdpowiedzUsuń
  79. Margaret przygryzła wargi, zastanawiając się nad tym, co powiedział. Nie podejrzewała, aby w takim razie miał się zajmować nim ktoś niedoświadczony i nie zamierzała poddawać w wątpliwość wyborów jego ojca, ale… ledwo doszło do wypadku i już mieli najlepszego lekarza? Szybko. Bardzo szybko.
    — Na pewno będzie wiedział, co robić — powiedziała, posyłając mu ciepły uśmiech. Nie miała pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć, aby faktycznie poprawić chłopakowi jakoś humor. W zasadzie… nie dziwiła się mu, że czuł się do dupy — tata nie oddałby cię przecież w ręce byle kogo — dodała naprawdę w to wierząc. Nie było tajemnicą, że Miller kibicował synowi i wierzył w jego sportową karierę…
    Wzruszyła ramionami, wyrzucając przy tym beztrosko ręce na bok.
    — Witaj w świecie spaczonych bogaczy — zaśmiała się, chociaż ten śmiech był gorzki, całkowicie pozbawiony wesołości. Uderzyło w nią, z jaką łatwością mogłaby powiedzieć Jake’owi, że w zasadzie to się nie mylił, bo problemów ze sobą miała mnóstwo, tych o których wiedziała, a pewnie terapia odkryłyby kolejne. Rzecz w tym, że teraz nie mogła nic powiedzieć, bo to nie był jej czas. Poza tym, mieli trzymać się na dystans, a nie do siebie zbliżać. Spojrzała na chłopaka, a po chwili opuściła głowę w dół. Nie mogła z tym dyskutować. Wiedziała, że miał rację.
    — Niby skąd miałeś wiedzieć? — Spytała, bo raczej nie podejrzewała, aby był zainteresowany tym, co działo się w jej życiu. Owszem, mieszkali razem, śle nie podejrzewała, aby Jake się nią interesował. Ba, wiedziała o tym. — Na wakacje też by mnie najchętniej gdzieś wysłała — stwierdziła — poważnie? Nadal uważasz, że cię lubi po tym, co usłyszała od Fibs? Jestem pewna, że twoje wstawienie się za mną tylko przyspieszyłoby mój wyjazd — zauważyła, bo o ile Evelyn faktycznie sprawiała wrażenie, jakby zrobiła wszystko, o czym tylko wspomni Jake, Meg była pewna, że dzisiaj się to zmieniło. Nie miała pojęcia, że mama miała swoją tajemnicę związaną z młodym Millerem. — Poza tym chyba tak będzie lepiej, nie? — Westchnęła, mając na myśli ich sytuacje i mocno skomplikowaną relacje, bo przecież jak sam zauważył, miedzy nimi nic nie mogło być. Margaret nie była pewna czy po tym czego zasmakowała, umiałaby go teraz tak po prostu ignorować, a ciągłe bycie poza domem było trochę męczące.
    Westchnęła cicho, gdy odwzajemnił pocałunek, bo się tego nie spodziewała, tak samo jak jego dłoni przyciągającej jej twarz do siebie. Kiedy się od siebie odsunęli, Margaret uśmiechnęła się, starając się powstrzymać łzy i po prostu wyszła z sali bez słowa. Nie miała nic do powiedzenia, nic, co mogłoby cokolwiek zmienić.

    Oczywiście, że Evelyn od razu po powrocie do domu zagroziła córce szkołą z internatem i wakacyjny obóz wychowawczy dla zbuntowanych nastolatek bez dostępu do telefonu. Oczywiście, że wywiązała się z tego ekspresyjna kłótnia, w której żadna z kłócących się nie oszczędzała słów tej drugiej.
    Atmosfera była, delikatnie mówiąc gęsta, Evelyn nie przyjmowała innego rozwiązania niż pozbycie się córki z domu, obiecując, że nawet jeżeli nie uda jej się znaleźć szkoły na ostatni miesiąc, to od razu w pierwszy dzień wakacji wyjedzie na obóz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodziło na to, że ktoś z zewnątrz musiał przemówić Evelyn do głowy, że papierologia związana z przeniesieniem nie jest warta niepełnego miesiąca nauki. Margaret zamierzała się jednak zemścić na matce, bo tak. Bo miała do tego milion powodów i nie zamierzała zmienić zdania. Chociaż od ostatniej swojej wizyty w szpitalu nie pojawiła się u Jake’a, dziś postanowiła to zmienić.
      — Potrzebuje twojej pomocy — powiedziała od razu po przekroczeniu progu szpitalnej sali, nie bawiąc się w przywitania i jakiekolwiek wyjaśnienia — musisz tylko wiedzieć, że gdybym miała inną alternatywę, to bym z niej skorzystała. Potrzebuje trochę kasy, matka zablokowała mi karty. Muszę mieć gotówkę — oznajmiła, nie biorąc pod uwagę, aby przeklikał dla niej transakcje, bo nie chciała żeby był po tym jakikolwiek ślad. Cóż, zamierzała udać się na krótką wycieczkę bez informowania rodziców, że w ogóle dokądkolwiek się wybiera. Przecież Evelyn i tak chciała się jej pozbyć z domu. — Oddam z nawiązką — mówiąc to ułożyła rękę na piersi — słowo honoru.

      🧳

      Usuń
  80. Margaret tak jak weszła do pomieszczenia i stanęła, tak stała cały czas w tym samym miejscu. Wywróciła oczami na jego słowa, splatając ręce pod biustem, spojrzała na niego wreszcie.
    — Dzień dobry — prychnęła, zauważając, że chłopak zdecydowanie zmizerniał w szpitalu. Gdy widziała go ostatni raz może nie był w dobrym stanie psychicznym, ale fizycznie z pewnością wyglądał dużo lepiej niż w tej konkretnej chwili. Przesunęła wzrokiem po sali, zatrzymując spojrzenie na dłużej na tacce z jedzeniem pozostawionej na stoliku. — Dzięki temu masz świadomość, w jak okropnej sytuacji się znalazłam — stwierdziła, wzruszając przy tym ramionami. Kiedy wstał, dostrzegła jeszcze wyraźniej, że z pewnością stracił na wadze. — Bo nie żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, a na parterze w głównym holu wcale nie ma bankomatów — zauważyła, naśladując jego ton — podejrzewam, że masz przy sobie kartę, co? Zresztą — spojrzała wymownie na zostawione przez chłopaka jedzenie — skoro nie chcesz jeść szpitalnego, przydałaby ci się mała wycieczka do bufetu. Szok, można płacić w nim kartą.
    Nic sobie nie zrobiła z jego słów. Jedynie na jej twarzy pojawiła się znudzona mina. Zrobiła minimalny krok w tył, gdy do niej podszedł. Wolałaby jednak utrzymać dystans miedzy nimi, chociaż minimalny. W końcu oboje dobrze wiedzieli, że bliskość w ich przypadku nie wchodziła w grę, a prawdę mówiąc, Margaret wolała nie sprawdzać czy nadal miałaby ochotę go całować, jeżeli znalazłby się na wyciągnięcie ręki. Dlatego ponowiła mały krok w tył.
    — To byłoby całkiem fajne, ale jeszcze przez kilka miesięcy byłabym pod opieka twojego ojca, co już niekoniecznie mi się podoba — prychnęła, mrużąc przy tym lekko oczy — skończyły mi się kosmetyki, a kolory twojej blond siostrzyczki nijak pasują do mnie — prychnęła — tak poważnie, po prostu potrzebuję trochę kasy. Nie planuje niczego nikczemnego — uśmiechnęła się do niego najbardziej niewinnie jak potrafiła. W zasadzie, skoro matka sama chciała się jej pozbyć z domu, to krótka wycieczka jaką planowała sobie zrobić nie była tak właściwie niczym złym. Robiła przysługę matce. To, że będzie się martwić (przynajmniej Margo miała nadzieję, że tak właśnie będzie) było dodatkiem motywacyjnym dla rudowłosej — i nikt nie powiąże tego z tobą, nie musisz się martwić — nie miała pojęcia, że planował wynieść się z domu po powrocie ze szpitala. Cóż, gdy znikną oboje z pewnością rodzice połączą to ze sobą, ale rudowłosa byla całkiem tego nieświadoma — nie bądź czarnym charakterem, to moja rola. Poważnie, oddam co do centa, jak tylko mi odblokuje kartę — westchnęła, spoglądając na Jake’a, — możesz sobie naliczyć nawet procent, jak chcesz — dodała, posyłając mu kolejny uśmiech — po prostu, proszę, pożycz mi kilka stówek — powstrzymała się przed grymasem podczas wymawiania słowa na P, bo powiedzmy sobie szczerze, proszenie Jake’a o cokolwiek nie był dla Margaret przyjemne.

    meg

    OdpowiedzUsuń
  81. — Wiem, że szpitale wysysają z ludzi energię, ale mógłby się postarać mówić wyraźnie, a nie bełkotać pod nosem — mruknęła, spoglądając na niego. Szczerze mówiąc, nie do końca wiedziała czy przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Może powinna poszukać jakiejś innej alternatywy. Nie chodziło o samo proszenie Jake’a o pomoc, tylko o przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu. To było trudne. Starała się cały czas myśleć o tym, co powiedział. Że pomiędzy nimi nic nie może być, że ich rodzice są małżeństwem, a gdyby czegokolwiek spróbowali, byłoby dziwnie. Tyle, że przecież zdążyli spróbować. Nawet jeżeli miała to być jednorazowa noc… to ona już się stała. A ten ostatni pocałunek? Powinna była po prostu od razu wyjść, wtedy by go nie odwzajemnił, nie pogłębił, nie sprawiłby, że miałaby zaczyn tęsknić. Dlatego musiała się odsunąć, po prostu musiała.
    — Jak sobie chcesz — mruknęła — chociaż widziałam, że mają całkiem apetycznie wyglądające kanapki — wzruszyła ramionami. Boże, nie powinno jej zależeć. To nie był jej problem w jakiej formie był Jake, jak się czuł, czy zamierzał walczyć o sprawność ręki, czy miał to w dupie. Miał swoją prawdziwą rodzinę, która powinna się tym zająć. Tyle, że nie musiała się nawet martwić czy ich tu spotka, bo dobrze wiedziała, że go nie odwiedzają…
    — Bez wzajemności — wywróciła oczami. To nie tak, że Andree cokolwiek jej zrobił. Po prostu czuła od niego wibracje, które jej się nie podobały. Dlatego była w stosunku do niego neutralna. Nie chciała mieć kłopotów, a intuicja podpowiadała jej, że mogłaby się w nie wpakować zadzierając z nim. Co nie oznaczało, że tak byłoby faktycznie. Zdarzyło się przecież kilka razy, że intuicja ją zawiodła. — Planuję powalić na nogi wszystkich swoim wyglądem — stwierdziła, sięgając dłonią pasma rudych włosów. Nawinęła je na palec i zaczęła się nimi bawić — wiesz, to moje marzenie, pojawić się na balu na koniec szkoły i wszystkich wprawić w zaniemówienie, a skoro matce zabrakło sił na załatwianie szkoły na drugim końcu świata, mogę szaleć. Bez dostępu do konta, co stanowi delikatny problem — powiedziała z delikatnym uśmiechem. Chyba poczuła radość, gdy zorientowała się, że poszedł po portfel. Grzecznie udała się za nim. Nie spodziewała się, że wyciągnięcie kasy z Jake’a będzie takie łatwe. To, że wydawało jej się, że już osiągnęła swój cel powinno wzbudzić w niej podejrzliwość. Chciała jednak wierzyć, że to naprawdę takie łatwe. Czar prysł, gdy stanęli przy drzwiach windy.
    — A już chciałam zacząć dziękować — mruknęła wywracając oczami — tak czy inaczej oddam ci, sam fakt, że będę ci coś dłużna za pomoc jest… wystarczający. Nie chce więcej długów wdzięczności — mruknęła, wchodząc do środka. Gdzie podziała się jej intuicja? Powinna powstrzymać ją przed wejściem do windy! — Chyba sobie żartujesz! — Krzyknęła, gdy tylko zorientowała się, przy czym znalazł się chłopak — nawet się nie waż! — Oczywiście było za późno. Zatrzymał windę, a Meg nie mogła nic z tym zrobić, co strasznie ją wkurzało. To był błąd. Zakładanie, że Miller mógłby jej pomoc było błędem, a teraz nie dość, że zdołała go o coś poprosić to była z nim teraz uwięziona w małym pomieszczeniu bez okien. Nie mogła znieść jego spojrzenia, było… cholera, robiło jej się gorąco tylko od tego. A może przez stres? Na pewno chodziło o stres związany z zamknięciem w małym pomieszczeniu.
    — Wiesz co, rozmyśliłam się. Nie potrzebuję twojej pomocy, poradzę sobie inaczej. Możemy ruszyć dalej, ja wyjdę a ty wrócisz na swoje piętro — powiedziała, starając się nie patrzeć prosto w jego oczy — odblokuj ją — dodała stanowczo, splatając ręce pod piersiami.

    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  82. — To bardzo niegrzeczne, zdajesz sobie z tego sprawę, nie? — Uniosła wysoko brew, wpatrując się w niego wyzywająco. Może powinna spasować, w końcu przyszła tu z myślą pożyczenia pieniędzy i zrobiła to tylko dlatego, że nie miała do kogo się zwrócić, poza tym… Była pewna, że gdyby matka zaczęła jej szukać, każdy inny od razu wygadałby się, że chciała pożyczyć pieniądze, a tego wolała uniknąć. Dodatkowo… wkurzał ją widok chłopaka w takim stanie. Im dłużej mu się przypatrywała, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że nie wyglądał jak chłopak, który zauroczył ją nie tylko swoim wyglądem, ale przede wszystkim zawzięciem i silnym charakterem. Teraz, patrząc na niego, cóż… z pewnością nie widziała złotego chłopca, ale mało tego, nie widziała również Jake’a.
    — Może będę taka miła i kupię też tobie — odpowiedziała od razu, a następnie zaśmiała się cicho — poważnie? Ciekawe dlaczego… ah tak, ktoś kolejny raz wyprosił mnie z pokoju i kazał trzymać się z daleka, no nie? — Prychnęła, patrząc na niego — chyba, że coś zrozumiałam inaczej i to wcale nie o to chodziło? — Mówiąc to, ponownie uniosła wysoko brew, a ręce oparła na biodrach i patrzyła na niego walecznie — chociaż patrząc na to jak wyglądasz może faktycznie osłabienie poszło od razu na mózg i miałeś na myśli coś innego. Tak czy inaczej, przestań się zachowywać jak mięczak, Miller — może i on nie zamierzał wdawać się w dyskusję, tak Meg plany miała zupełnie inne. Nie miała pojęcia co z tego wyniknie, ale… ale była gotowa się przekonać. Zwłaszcza, że i tak zamierzała niedługo zniknąć, nawet jak będzie na nią wkurzony, szybko się ponownie nie zobaczą.
    Poczuła, jak jej policzki nabierają rumieńców, nie spodziewała się takich słów z ust Jake’a, a na pewno nie teraz, nie w tej chwili. Przez chwilę dalej zawijała włosy wokół palca, ale w tej sytuacji robiła to naturalnie, a nie prześmiewczo, jak wcześniej, aby dopasować się do własnych słów. A teraz słów jej zabrakło, bo była w za dużym szoku, aby jakkolwiek to skomentować.
    Dlatego siedzenie w zatrzymanej windzie z nim było jeszcze trudniejsze, niż normalnie. Bo wszystko to, co się działo miedzy nimi było tak bardzo popieprzone, że sama Margaret po prostu nie nadążała. W jednej chwili wkurzał ją, w drugiej martwiła się, aby po chwili znowu się wkurzyć lub poczuć onieśmieloną. Cholera, o ile łatwiej byłoby, gdyby potrafiła po prostu go ignorować. Gdyby trzymała język za zębami, nie dała się skusić pijanemu Jake’owi! Wszystko byłoby dużo łatwiejsze i nie musieli by tu być, bo nawet pewnie nie trafiłby do szpitala, życie ułożyłoby się zupełnie inaczej. A tak?
    — Myślisz, że skusisz mnie widokiem karty jak dzieciaka lizakiem? Nie mam już siedmiu lat — prychnęła wściekła. Nie mogła z nim siedzieć w tej windzie, raz, że Jake miał racje, byli w szpitalu, winda mogła być komuś potrzebna, a dwa, i co dla Meg było ważniejsze, bała się, że znowu zrobią coś głupiego. — Proszę bardzo! — Krzyknęła — ale wiedz, że nie chcę już od ciebie ani centa, a jak powiesz coś rodzicom, to przysięgam, że cię skrzywdzę, co swoją drogą nie będzie trudne, jeżeli nie weźmiesz się w garść! — Warknęła — nie przenosi mnie, więc sama postanowiłam się wyrwać, chyba ją pojebało, jeżeli myśli, że grzecznie będę czekać, aż mnie wyśle na obóz dla trudnej młodzieży! Poza tym, już ustaliliśmy, że powinniśmy się trzymać od siebie z daleka, więc proszę bardzo! Znikam. Nie ważne czy mi pomożesz, czy nie. Wymyślę coś innego. A teraz odblokuj windę w tej chwili! — Skończywszy krzyczeć, odgarnęła pasma włosów, które opadły na jej twarz — no na co czekasz? Rusz ją — dodała, była wściekła.

    😡

    OdpowiedzUsuń
  83. — Masz rację, nie jesteś moim problemem — powiedziała, chociaż w głębi czuła nieco inaczej. Żałowała, że nie przyszła do szpitala wcześniej, tak po prostu. Im dłużej na niego patrzyła, tym bardziej zaczynało odzywać się sumienie. Może gdyby odważyła się go odwiedzić nie zmarniałby aż tak? Nie aby uważała się za kogoś wyjątkowego, ale może jednak po prostu chociażby zjadał coś więcej niż robił to do tej pory. — Znaj moją łaskę — powiedziała, mierząc go cały czas zawziętym spojrzeniem. Po chwili jednak te spojrzenie złagodniało. Ponownie ją zaskoczył. Z jego ust padły kolejne słowa, których się nie spodziewała. W dodatku znaczące dużo więcej niż te o wyglądzie.
    — Mówiłeś, że to ostatni.. — wyszeptała, czując jak się czerwieni ze wstydu. Skąd mogła wiedzieć, że to było tylko takie gadanie? Co z tego, że ją pocałował, skoro wcześniej się z nią przespał, a to nie sprawiło, że był dla niej przyjemniejszy, gdy wyrzucał ją ze swojego pokoju. Zamrugała, a po chwili oblizała spierzchnięte wargi — myślałam… ja naprawdę myślałam, że… że nie chcesz mnie widzieć nigdy więcej — wyszeptała cicho. Poza tym, jak to sobie wyobrażał? Pierw mówił o tym, jakie to byłoby nie w porządku, a teraz miał do niej żal?
    — Ale to nie znaczy, że to koniec twojego życia, że masz się zagłodzić na smierć czy coś — mruknęła mniej butnie, bo nadal była w szoku po jego słowach — wyglądasz źle, Jake, a to nie ma nic wspólnego z ręką. Nawet jeżeli to prawda… to, że nigdy więcej nie zagrasz… to chyba nie znaczy, że wszystko ma się skończyć? — Spytała, chociaż czuła, że to nie takich słów chciała użyć. — Jesteś takim kretynem, Jake, poważnie. Naprawdę myślisz, że życzę ci wszystkiego najgorszego? Po tym wszystkim, co się stało, co wiesz, ty naprawdę myślisz… — pokręciła lekko głową, nie wierząc w to co słyszy — tak, masz się wziąć w garść, bo w ogóle nie widzę w tym wychudzonym chłopaku prawdziwego Jake’a — odparła, zdając sobie sprawę, że albo się wkurzy, albo, być może coś do niego trafi.
    — Chciałbyś — warknęła, starając się zachować najbardziej normalne spojrzenie i neutralną minę, na jaką mogła sobie teraz pozwolić — pierdol się, Jake — wyszeptała, pod wpływem jego spojrzenia. Czy on naprawdę musiał się zachowywać w taki sposób? Oddychała ciężko, obserwując go. Już miała w dupie jego kartę i pieniądze. Nie podobało jej się to, że musiała mu powiedzieć o swoim planie, ale to jak się zachowywał, nie podobało jej się jeszcze bardziej. Nie miała gdzie się bardziej cofnąć, więc skupiała się na tym, że winda ruszyła, a drzwi niedługo się otworzą.
    Czy on mówił poważnie? Przez chwilę po prostu mu się przyglądała, z największą uwagą, zastanawiając się nad tym czy mogą to zrobić razem.
    — Jeżeli chcesz ze mną jechać, musisz zacząć jeść. Nie będę miała ani siły, ani ochoty na ciągniecie cię za sobą — powiedziała cicho. Nie mogła mu obiecać, że pozwoli na rozdzielenie się. Nie ruszyła się z miejsca — Jake… nie możesz mnie więcej wyrzucać, skoro mamy razem jechać — powiedziała cicho, spoglądając w jego oczy.

    ☺️

    OdpowiedzUsuń
  84. Serio? Naprawdę znaleźli się w takim punkcie? Chciała odjąć mu chociaż odrobinę kłopotów, dlatego postanowiła uszanować jego decyzje. Poza tym w głębi wiedziała, że miał racje. Nie mogli ze sobą być nie tylko dlatego, że ich rodzice byli małżeństwem. Przecież oni w ogóle siebie nie znali, nie potrafili ze sobą rozmawiać tak, aby to nie przerodziło się w kłótnie lub ostrzejszą wymianę zdań.
    — No tak, bo w relacjach z dziewczyną lepiej nie być szczerym, a później zrzucać winę na nią za to, że zamierzała uszanować durną paplaninę o tym, że ma się trzymać z daleka — prychnęła, kręcąc przy tym głową — świetnie — wycedziła, chociaż wcale nie uważała, aby było świetnie.
    Poruszyła się nerwowo, bo faktem było, że w takiej sytuacji nigdy się nie znalazła. Ale to też z tego powodu, że nie miała jasno określonych celów co do swojej przyszłości. Wiedziała, że na pewno się gdzieś dostanie i chociaż oczywiście zależało jej na lidze bluszczowej, podchodziła do tego bez presji. Miała plan awaryjny. I to była znacząca różnica, on postawił wszystko na jedną kartę.
    — Na pewno jest coś jeszcze, co potrafisz… — powiedziała, czując się głupio, że w ogóle wdała się w te dyskusje. Nie była odpowiednią osobą do takiej gadaniny, ale… nie mogła patrzeć na to, jak tracił nadzieje — po prostu… nadzieja powinna umierać ostatnia, wiesz? — Powiedziała i przygryzła wargę. Przez chwile milczała, po prostu na niego patrząc — a to wydaje się do ciebie nie podobne, że tak po prostu… się poddałeś — wymamrotała, a następnie westchnęła cicho. Ciężko było dyskutować z faktem, że przez ostatnie dwa lata go dręczyła, ale… ale naprawdę nie życzyła mu najgorszego. Wręcz przeciwnie. Zawsze się bała, że stanie się właśnie coś takiego! Zależało jej, a zawsze ludziom, na których jej zależało dotykało nieszczęście. Przecież to idealne mogła podciągnąć pod swoje przynoszenie pecha. — Trzymałam się z daleka, żeby właśnie nic takiego się nie stało — powiedziała — gdybym… możesz w to nie wierzyć, ale tak jest zawsze, gdy tylko zbliżę się do kogoś na kim mi zależy to dzieje się coś takiego — wykrzywiła usta w grymasie — dlatego posłuchałam, przespaliśmy się ze sobą i widzisz, co się stało, to… musiałam cię posłuchać i się nie zbliżać.
    Wszystko było popieprzone. Cholera, po prostu nic nie trzymało się kupy. Jak on sobie niby wyobrażał ich wspólne wyruszenie w drogę? I to po wszystkim, co sobie dzisiaj powiedzieli? Wyszła z windy, kierując się w stronę bankomatu, intensywnie zastanawiając się nad tym, jak w ogóle to będzie wyglądało…
    — To bezsensu — powiedziała, kiedy kierowali się do bankomatu — wręcz… jak to sobie właściwie wyobrażasz? — Spytała, mając na myśli oczywiście ich relacje, jakakolwiek była czy miała być. Spojrzała na niego gdy się zatrzymał ze zmarszczonymi brwiami — co? — Zamrugała, ale… czy to dziwne, że czując pod palcami jego dłoń poczuła w jednej chwili, że dobrze robią? Przyspieszyła trochę kroku, aby nie musiał jej ciągnąć za sobą, więc nim wyszli z budynku, była już obok niego. — Głupio pytasz — mruknęła — nie zamierzałam wyjechać uberem — wywróciła oczami i skierowała się w stronę parkingu, gdzie stała jej czerwona mazda dwa — gdzie chcesz jechać?

    😌

    OdpowiedzUsuń
  85. — Pomyślmy… — zmrużyła powieki, patrząc na niego. Była wściekła. Naprawdę była na niego wściekła, bo gdyby łaskawie powiedział, prawdę, a nie usilnie ją odpychał, być może… nie, nic by się nie zmieniło. Nie mogli być razem, musieliby się ukrywać przed rodzicami, a powiedzmy sobie szczerze, odkąd Fibs wszystko wypaplała to na pewno nie byłoby łatwe. Nawet gdyby powiedział jej prawdę, nic by się nie zmieniło. Może by go odwiedziła kilka razy, ale… ale przecież na tym musiałoby się skończyć, bo Meg nie była pewna czy potrafiłaby tak po prostu oddzielić swoje uczucia. Gdy nie wiedział, było jej z tym dużo łatwiej, gdy się ze sobą przespali to stało się jeszcze trudniejsze. Teraz nie potrafiła tak po prostu udawać. — Może od momentu, w którym udawanie, że to co do ciebie czuje nie ma znaczenia, przestało mieć sens — warknęła.
    Miała ochotę mu przywalić i to, że był kaleką w tym momencie ją hamowało. Nie mogła go uderzyć, ale obiecała sobie, że nadrobi to w odpowiednim momencie, może, kiedyś. Chociaż nie, to miało być ich ostatnie spotkanie przed jej wycieczką.
    — Jesteś kretynem — powiedziała, gdy wspomniał o pieprzeniu. Nie mogła nic powiedzieć, bo ani nie miała wielu partnerów aby porównać jego umiejętności, ani nie była nie zadowolona. Dostała orgazmu. W dodatku nie jeden raz. Wiedział, co robić, aby nie potrafiła zapanować nad swoimi jękami, więc… mogłaby przyznać mu racje, ale oczywiście nie zamierzała tego zrobić — świetnie, może znalazłeś swoje powołanie — burknęła, bo nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć.
    — Próbuje powiedzieć, że nie powinieneś jej tracić — westchnęła ciężko, jakby była zmęczona tłumaczeniem mu wszystkiego — naprawdę ani razu jej tutaj nie było? — Niby znała odpowiedz, ale chyba gdzieś w głębi miała nadzieje, że po prostu coś jej umknęło, że Jake naprawdę nie siedział tu całkiem sam przez tyle czasu — wystarczy, że ja w to wierze — mruknęła. Była przeklęta. Tak było jej łatwiej tłumaczyć przed samą sobą, że Mackenzie nie żył. Z jej winy, ale nie do końca z jej winy. To wbrew wszystkiemu było dużo łatwiejsze do przyswojenia niż świadomość, że zabiła swojego ojca.
    — Chyba ty — szepnęła — a ja próbuje to sobie wyobrazić, wiesz? Bo co z tego, że nic nas tu nie trzyma, jak ciagle się kłócimy! — Mimo to, pozwalała mu się trzymać za rękę, trzymała jego prędkość i nie chciała pozwolić na to, aby się rozdzielili — nie mam ochoty uciekać z domu i męczyć się z twoim… z twoim czepianiem się — powiedziała, a następnie się zaśmiała — jasne, bo ja kocham środki masowego transportu — wzdrygnęła się na samą myśl. Może i był to tańszy sposób, ale dla Meg na tyle odrażający, że nie zamierzała oszczędzać na paliwie ani centa. — Skoro mamy zrobić to razem, potrzebujemy jej więcej niż zakładałam — tak naprawdę sama nie miała pojęcia ile będą potrzebować kasy, nie wiedziała też, kiedy matka odblokuje jej kartę. Z jakiegoś powodu zakładała, że zrobi to szybko, gdy już się zorientuje, że Meg nie ma w pobliżu. — Z racji, że zgubiłeś sens swojego życia, ja podejmuje wszystkie decyzje — powiedziała. Może powinna ubrać to w inne słowa, ale nie zamierzała traktować go jak szklanej figurki.
    Wsiadła do samochodu i odpaliła auto, sprawdzając pierw gdzie mogą wypłacić pieniądze.
    — Powinniśmy zatankować na jednym wyjeździe z miasta, ale wyjechać drugim. Żeby nas szybko nie namierzyli — powiedziała, mrużąc powieki — może powinnismy zmienić auto, w filmach zawsze tak robią. Masz tyle? Albo umiesz je kraść? — Spytała, traktując to wszystko trochę jak przygodę, po której bałagan później i tak posprząta Evelyn.

    🛣️

    OdpowiedzUsuń
  86. — Dlaczego wymagasz ode mnie całkowitego odkrycia się przed tobą, kiedy sam nie potrafisz mi nawet powiedzieć, że mogłabym cię odwiedzić? — Spytała, splatając ręce pod biustem. Wysunęła jedną nogę do przodu, twardo trzymając się ziemi. Była na niego zła. I to tak naprawdę. — Wiesz, że to nie byłoby żadną deklaracją? Nie wyobrażałabym sobie niczego tylko dlatego, że mogłabym wpaść raz na parę dni, spytać jak się czujesz czy czegoś potrzebujesz. Może wtedy zobaczyłbyś, że potrafię szanować czyjeś zdanie i cała ta dyskusja nie musiałaby mieć miejsca — powiedziała, starając się przy tym oddychać tak, aby nie pozwolić sobie na zbytnie okazanie emocji. Rozbeczy się, jak już opuści szpital. Jak będzie sama, gdzieś… Dlatego właśnie przez to pozwoliła sobie na kolejne słowa. Gdyby wiedziała, że ostatecznie razem wyruszą w drogę w życiu nie przyznałaby się na głos — nie powiem, że cię kocham, bo nie jestem idiotką. Zdaje sobie sprawę, że… że nie znamy się dobrze, ale wiesz, co? Przez te dwa lata całkiem sporo się o tobie dowiedziałam i może to głupie, ale przez cały ten czas jestem zauroczona, ciągle tak samo — wyrzuciła z siebie, spoglądając na niego, gdy odwrócił od niej wzrok — proszę bardzo, wiesz wszystko, zrób z tym co chcesz.
    — Ughh — sapnęła, wbijając sobie paznokcie w dłonie, bo naprawdę coraz bardziej chciała mu przyłożyć — przestań zachowywać się jak fiut — tylko tyle miała do powiedzenia.
    Współczuła mu. Przynajmniej była gotowa mu współczuć, ale jego obecne zachowanie sprawiało, że ciężko było jej czuć żal. Sytuacja z Fibs może i nie była jego winą, ale… zamrugała, coś sobie uświadamiając. Fibs była zła, bo wybrał ją, wtedy. Nie kazał jej wyjść, tylko swojej bliźniaczce. Jak mogła być tak głupia, skupiając się na jego głupiej paplaninie zamiast na tym, że w pierwszym odruchu to ją chciał przy sobie. Jak mogła nie wpaść na to, aby go odwiedzić? Chociaż zadzwonić lub napisać.
    — Jestem głupia — szepnęła, zdając sobą sprawę z tego, że była na niego tak zła tamtego dnia, że to co oczywiste w ogóle nie wpadło jej do głowy — przepraszam — dodała równie cicho, patrząc w dół pod nogi. Czuła się w tej chwili totalnie zawstydzona sobą i swoim zachowaniem. Wzruszyła lekko ramionami, ignorując jego słowa, bo w tym temacie wiedziała po prostu swoje i nikt nie był w stanie zmienić jej zdania.
    Wywróciła oczami na jego słowa. Dobra, wiedziała, że to ona się czepiała, ale biorąc pod uwagę dzisiejszy dzień, ona starała się być miła!
    — Dzisiaj zdecydowanie to ty jesteś trudnym przypadkiem — powiedziała, wyprzedzając go o kilka kroków, aby wejść do samochodu.
    — Moja matka potrafi być jak fbi — mruknęła — nie zamierzam dać się złapać ledwo po wyjeździe z NYC — zerknęła na chłopaka, odpalając samochód i ruszając, aby wyjechać z parkingu i dołączyć do ruchu drogowego — Kalifornia brzmi super — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, nie myśląc nawet o tym, że to drugi koniec kraju, prawie trzy tysiące mil od Nowego Jorku — nie wiem, ale… kurczę, czy ja właśnie jestem porywaczem? Porwałam cię ze szpitala? — Spytała, szczerząc się przy tym — fajnie być kryminalistyką.

    😁

    OdpowiedzUsuń
  87. Mackenzie uniosła wysoko jedną brew, spoglądając na Jake’a z odrobiną kpiny.
    — Jedna uwaga, a chwyciłeś się tego tak, jakby… nie wiem co. Od kiedy przejmujesz się tym co mówię? Bo wiesz, wspominanie o tym brzmi tak, jakby to co mówię miało dla ciebie jakiekolwiek znaczenie — powiedziała, kręcąc delikatnie głową. Jakoś trudno było jej w to wszystko uwierzyć. W to, że Jake naprawdę mógłby cokolwiek do niej czuć. Zachowywała się tak, jakby cały czas wypierała to, co powiedział, to, że nie jest mu obojętna. Niby to wszystko słyszała, ale… ale zwyczajnie nie mogła tego zaakceptować. Bała się tego zaakceptować, jakby miało to sprawić, że nagle wszystko się posypie. Jakby teraz było idealnie ułożone.
    Zmierzyła go długim spojrzeniem. Szczerze mówiąc chciałaby mu ufać, ale przecież nie miała powodu. On za to miał milion innych powodów do tego, aby skorzystać z okazji i zagrać przeciwko niej. Była świadoma, że dwa lata jej dopieprzanie się ciągłego do niego, cóż, zdecydowanie było męczące. A teraz mógłby się na niej odegrać.
    Zwolniła odrobinę kroku, chociaż do tej pory starała się cały czas mu dorównywać. Jego słowa sprawiały tylko, że sytuacja pomiędzy nimi zamiast stawać się coraz jaśniejsza, w umyśle Meg stawała się coraz bardziej skomplikowana, a ona zaczynała się w tym po prostu gubić. Dlatego zagryzła wargę, zerkając na chłopaka.
    — Bo powinnam cię odwiedzić albo chociaż napisać, zapytać czy na pewno nie chcesz nikogo widzieć… — szepnęła — wtedy… w dzień, kiedy to się stało, ty… stanąłeś po mojej stronie, powinnam się była domyślić — powiedziała, patrząc w jego oczy — a co do twojej propozycji. Musimy przestać Jake, nie… nie możemy tak tego sobie utrudniać, bo… bo nie chcę zaraz znowu usłyszeć, że to błąd, że nie możemy, bo rodzice — wzięła głęboki, ciężki oddech, jakby od dalszej wypowiedzi miało zależeć jej życie — było super, mówiłam ci, że mój pierwszy raz był… cóż, był jaki był, zreszta nieważne. Chodzi mi o to, że… wiem, że nie możemy być razem, że to po prostu nie może się stać, ale nie pójdę z tobą do łóżka kolejny raz tylko dlatego, że było cudownie, żebyśmy się po chwili znowu kłócili… nawet nie możemy uznać tego za przyjaźń z bonusem, bo my się nawet nie przyjaźnimy — wyrzuciła z siebie, zastanawiając się czy w ogóle powinna jego słowa traktować poważnie, ale uznała, że musiał wiedzieć, że dla niej to było naprawdę trudne.
    Dlatego też nie była pewna, czy naprawdę dobrze robili decydując się na wspólną podróż, ale kiedy wsiadając do samochodu musieli puścić swoje dłonie, zrobiło jej się jakoś tak… mało przyjemnie, chłodno. Chciałaby nada czuć pod palcami jego dłoń.
    — Zdajesz sobie sprawę z tego, że spałeś z dzieckiem panie wielce dorosły? I proponowałeś jej ponownie seks? — Spytała, unosząc brew — nie mam — zacisnęła wargi, jakby rozważając jego decyzje. Nie pomyślała o tym, kiedy chciała wyjechać. Jeżeli chcieli, żeby podróż trwała dłużej zdecydowanie powinni oszczędzać i sypiać w… tanich miejscach, a ją na samą myśl przeszedł dreszcz. — Najwyżej będę spała w samochodzie, a ty będziesz miał pokój dla siebie — stwierdziła po chwili — mów, gdzie mam jechać.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  88. Zagryzła wargi. Jeżeli mówił poważnie, to… to te dwa kata musiały być dla niego straszne. Nie, aby nie miała świadomości jaką potrafiła być suką, ale Jake zawsze wydawał się mieć to wszystko gdzieś. Domyślała się, że pewnie momentami zaciskał zęby, pewnie. Mimo wszystko nie wyglądał, jakby się przejmował, co szczerze mówiąc, strasznie ją wkurzało.
    A teraz zaczynała się zastanawiać nad tym wszystkim, co zdążyła mu przez ten czas zrobić. Z drugiej strony… chyba jednak nie mogła być, aż taką jędzą. Inaczej z pewnością nie zdecydowałby się na wyjazd z nią. Prawda? Nie wspominając o tym, że się ze sobą przespali. Nie zrobiłby tego, gdyby tak bardzo się przejmował tym, co mówiła i robiła.
    Zagryzła wargę, słuchając tego, co miał do powiedzenia. Teoretycznie miał rację, praktycznie… Meg brała to jako przygodę. Miała nadzieję, że matka się wkurzy, odblokuje jej kartę i po krótkich wakacjach wróci do domu, udając, że przecież w ostatnim czasie nie wydarzyło się nic popieprzonego.
    — Czyli jestem po prostu laską, którą można wyruchać? Jak każdą inną? — Spytała, spoglądając na niego. Gubiła się w tym wszystkim. Sama nie była pewna, czego tak właściwie chciała, czego wolałaby uniknąć. Gadanie Jake’a wcale nie sprawiało, że cokolwiek było łatwiejsze do zrozumienia. — Zresztą nieważne, nie chcę znać odpowiedzi — dodała szybko, nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować. To, że jej zależało, że chciałaby czegoś więcej nie miało znaczenia. Jak sama zauważyła chwilę wcześniej, nie przyjaźnili się, była dla niego wredną zołzą, nawet jeżeli w jakiś pokręcony sposób była dla niego ważna to jednocześnie była jego zmorą. Nie mogła oczekiwać, że mógłby chcieć z nią być czy cokolwiek w tym stylu. Chyba naprawdę była nienormalna, jeżeli liczyła na cokolwiek, prawda? Dlatego musiała to wybić sobie z głowy. Tylko jak? Skoro on zachowywał się w taki sposób?!
    — Oh, podobno? — Uniosła wysokie brew, rugając się w myślach, że w ogóle podjęła temat. Powinna to ukrócić — i niby nigdy jeszcze tego nie przeżyłeś?
    Zacisnęła wargi, słysząc jego pytanie. Czy. On. Musiał. Ją. Tak. Wkurzać!?
    Musiała skupić się na drodze, dlatego jechała pierw do banku, aby Jake mógł wypłacić pieniądze.
    — Chyba sobie żartujesz — na jej twarzy pojawił się grymas. Skąd niby miała znać tak marne hotele? — Nie nocuję w hotelach w Nowym Jorku, a jakbym już nocowała to na pewno nie w takich… w takich… niskich standardach — wydusiła, a po jej twarzy było widać, jak przerażajace miało być to dla niej przeżycie. — Łazienki w takich miejscach nie są wspólne, prawda? Nie wejdę do łazienki, która będzie z kimś dzielona. I nie zjem niczego, co będzie podejrzanie wyglądało — dodała, zaciskając usta w wąską linię i jednocześnie mocniej zaciskając palce na kierownicy. Na szczęście bank nie był daleko, dzięki czemu przejazd nie dłużył się. Meg była nawet w szoku, że poszło im to tak sprawnie, biorąc pod uwagę, że to Nowy Jork.

    😬

    OdpowiedzUsuń
  89. — No to jak ja według ciebie mam to wszystko rozumieć, Jake?! — Spytała odrobinę za głośno. Jej temperament był dokładnie taki, jak jej włosy. Ognisty. Zdawała sobie z tego sprawę, ale w żaden sposób nad tym nie pracowała. Wystarczyło, że musiała powstrzymywać się w szkole i przy ludziach, generalnie. Przy Jake’u nie musiała się hamować, a przynajmniej nie czuła takiej potrzeby, bo razem mieszkali i wiedział dobrze, jaka była — wytłumacz mi to, bo ja już nic nie rozumiem. Proponujesz mi seks, bo będziemy daleko od rodziców i nie musimy się nimi przejmować. A dalej co? Jeżeli będziemy musieli wrócić? Ja… Co jeżeli cię pokocham, a ty uznasz, że było fajnie, ale się skończyło? Że ty mnie nie, że znudzi ci się to? Ja tak nie mogę, nie rozumiesz? — Z każdym słowem zaciskała palce coraz mocniej na kierownicy — proponujesz mi seks! — Krzyknęła — po tym, jak wyznałam, że jestem w tobie zakochana, ty proponujesz mi seks! — Prychnęła, oddychając głęboko. Czuła, że wspólny wyjazd nie będzie łatwy, ale nie spodziewała się, że komplikacje i kłótnie pojawią się jeszcze przed wyjazdem z Nowego Jorku. Pokręciła przecząco głową, jednak nie w rekacji na słowa chłopaka. Raczej próbowała w ten sposób oczyścić głowę, co oczywiście na niewiele się zdało.
    — I na wzajem — burknęła, nie myśląc, jak może to zabrzmieć. Nawet na niego nie patrząc. I całe szczęście, bo wystarczyło, że jedynie kątem oka dostrzegła jego uśmiech, a to już powodowało, że miękły jej nogi.
    — Nikt nie pytał — mruknęła, bo przez cały czas czuła w sobie złość, której tak naprawdę nie umiała jasno ukierunkować — nie są nadęte tylko bezpieczne, lepiej, żebyśmy nie złapali żadnego syfu po drodze — zauważyła, zakładając, że tylko w restauracjach mogą zjeść dobrze i przede wszystkim z pewnością, że nie złapią żadnego zatrucia pokarmowego. Tego by im brakowało.
    Posłuchała go, bo nie miała innego wyjścia. To on miał pieniądze, więc… powiedzmy sobie szczerze, była tymczasowo na niego skazana. Ona miała w portfelu pewnie może z kilkadziesiąt dolarów, a Jake… cóż, mogła czuć się przy nim chwilowo bezpieczenie jeżeli chodziło o noclegi i pożywienie.
    Spojrzała na chłopaka i tylko wywróciła oczami. Poważnie pytał o takie rzeczy? Nie była pewna czy w ogóle przeżyją dalszą podróż niż do New Jersey.
    — Nie wiem — westchnęła zgodnie z prawdą — to chyba ten moment, w którym nie ma sensu wybiegać za bardzo na przód — powiedziała. Zaczynali właśnie prawdopodobnie największą przygodę swojego życia, ale w głosie Margaret nie było słychać zachwytu i optymizmu. Chyba musiała się właśnie na tym skupić. Na tym, że nie ma sensu myśleć o przyszłości, jeżeli nie chciała spędzić tej ucieczki na wiecznym kłóceniu się z Jake’m lub analizowaniem co mogłoby się stać, gdyby przespali się ze sobą jeszcze raz. Chociaż o tym w ogóle nie powinna myśleć.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  90. Chciałaby mu odpowiedzieć na zadane pytanie, ale prawda była taka, że zwyczajnie nie potrafiła tego zrobić. Sama nie wiedziała, o co dokładnie jej chodzi. To… to było za bardzo skomplikowane nawet dla niej samej, aby potrafiła z łatwością wyjaśnić to sobie, a co dopiero, przekazać dalej.
    Zagryzła mocno wargę, czując zawstydzenie zmieszane ze zdenerwowaniem. W efekcie jej oczy zaszły łzami, ale starała się z całych sił, aby Jake nie był w stanie tego dostrzec. Wzięła głęboki, drżący oddech, uparcie patrząc przed siebie. Nie mógł przecież zobaczyć, jak bardzo była popieprzona.
    Nie miała ochoty odpowiadać na jego pytania i ciągnąć całej tej rozmowy. Chciała się schować, uciec przed nim i po prostu… dalej udawać, że go nienawidzi. Tak było dużo łatwiej. Tyle, że na to było za późno, bo nie dość, że i tak wiedział, że coś do niego czuje to jeszcze teraz we wściekłości konkretnie te uczucie nazwała.
    — Mam dość — stwierdziła oddychając głęboko — tak idioto, jestem w tobie zakochana, nie wiem sama czego chcę, bo to się stało za bardzo skomplikowane, to jest… popierdolone — powiedziała cicho, starając się ani nie rozpłakać, ani nie krzyczeć. W dodatku nie potrafiła wyzbyć się myśli, że jeżeli pozwoli po prostu na to, aby jej uczucia były wolne, a nie na siłę tłumione, to Jake’owi coś się stanie. Mógł wierzyć, że nie miała nic wspólnego z jego obecną kontuzją, zrzucać winę na Fibs, ale Meg wiedziała swoje i nie miała pojęcia, co musiałoby się stać, aby przestała wierzyć w to, że jest niczym omen śmierci. — Ja po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało — wydusiła z siebie, zdając sobie sprawę z tego, że Jake zaraz ją wyśmieje, kolejny raz twierdząc, że jest głupia wierząc w to. Margaret wiedziała jednak swoje — straciłam już za dużo, nie mogę ryzykować, że tym razem będzie inaczej. Ojciec, babcia, Riley, Lucas i tamta dziewczyna z imprezy… nie chcę, nie mogę pozwolić na to, żebyś ty… — powiedziała, czując, że po policzkach spływają jej łzy — więc nie mogę niczego chcieć, po prostu nie mogę. A ty nie powinieneś mi tego utrudniać — powiedziała, puszczając kierownicę jedną ręką, aby szybko zetrzeć z policzków łzy.
    Rozmowa o jedzeniu była w tym momencie ostatnią, na jaką Margaret miała ochotę. Zresztą, cały ten wyjazd wydawał jej się w tej chwili pomyłką. Jeżeli zależało jej na jego bezpieczeństwie z pewnością nie powinna na to pozwolić. Chciała po prostu kasę od niego, nie prosiła go o to, żeby uciekł z nią.
    Słysząc jego propozycję, zerknęła na niego szeroko otwartymi oczami. Powinna się ucieszyć, prawda? Tak miało być. A jednak strasznie się bała rozdzielenia.
    — A prawko? — Spytała cicho — możemy się rozdzielić po tym, jak je odbierzemy? — Spytała — oddam ci wszystko co do centa — powtórzyła. Chciała od niego początkowo jedynie kilkaset dolarów, a Jake proponował znacznie więcej, ułatwiając jej tym bardzo całe te zniknięcie. Powinna czuć szczęście, a tak naprawdę była w tej chwili przerażona.

    😞

    OdpowiedzUsuń
  91. Cornelia po raz pierwszy w życiu miała wątpliwości. Nie wiedziała, czy sobie poradzi z tym wyzwaniem. Zawsze wszystko brała na klatę, nie myślała dwa razy i jakoś radziła sobie z codziennością. Problem polegał na tym, że nigdy nie miała styczności z inną codziennością. Była przyzwyczajona do luksusu, który otaczał ją z każdej strony, do ładnych ubrań. Jak miałaby mieszkać w jakimś paskudnym mieszkaniu w paskudnej dzielnicy i pracować? Nie bała się pracy, jednak jej praca bardzo odbiegała od kasowania jedzenia w sklepie czy układania go na półkach. Na samą myśl robiło się jej słabo, że mogłaby coś takiego robić. Nigdy nie robiła prawdziwych zakupów. W jej lodówce rzeczy się pojawiały i gotowały same, w zasadzie zamawiała catering, ale gdy miała na coś ochotę to wystarczyło powiedzieć i zajmował się tym kucharz. Sama oczywiście coś czasem gotowała, gdy nie chciała mieć nikogo w mieszkaniu, ale zwykle jej rzeczy nie wychodziły.
    — To w zasadzie byłoby dobre reality show, ciekawe czy coś takiego już powstało. — Zastanowiła się na głos. Faktycznie, Jake miał rację i to mogło sprawić, że pojawi się więcej ludzi na jej koncie lub wręcz przeciwnie i uznają, że się z nich wyśmiewa i nabija sobie wyświetlenia robiąc to, co miliardy ludzi muszą robić każdego dnia. Ten zakład mógł się różnie zakończyć, ale czy faktycznie tak bardzo przeszkadzało jej, co będą o niej pisać? Chyba niekoniecznie. Wiele złego już o sobie słyszała, wiele więcej pewnie jeszcze usłyszy. Parę dodatkowych, złośliwych komentarzy nie powinno robić jej większej różnicy. — Skąd pewność, że mnie nikt nie rozpozna? Ostatnio widniałam na Times Square na bilbordzie, to myślisz, że nikt się nie zorientuje? Że plotkara się nie zorientuje? — zapytała, ale coraz bardziej się przekonywała do tego pomysłu. Mogło być faktycznie zabawnie, a przede wszystkim to będzie nowe doświadczenie. Nawet na chwilę nie uwierzyła, że ją to w jakikolwiek sposób zmieni, bo zapewne, gdy tylko wróci do swojego życia rzuci się w wir wydawania pieniędzy na miliard różnych sposobów.
    Westchnęła, gdy nie zgodził się na jej kompromis. No tak, zapewne w weekendy musiałaby pracować, aby się jakoś utrzymać w tym mieście. To przyszło jej do głowy dopiero po chwili. Naprawdę nienawidziła siebie za to, że w ogóle zdecydowała się wejść w taki układ, który może i był ciekawy, ale Cornelia miała pewne obawy. I były one zresztą słuszne, bo po prostu nie wiedziała czego ma się spodziewać. Nikt w końcu nie powinien wchodzić do rzeki, której nie zna, prawda?
    Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale przebywanie w towarzystwie Jake było bardzo kojące. Nie czuła się tu oceniana. Dzieliło ich i łączyło jednocześnie tyle samo rzeczy, nikt by się nie spodziewał zastać blondynki w takim miejscu z zielskiem. Może zielsko nie byłoby zaskoczeniem, ale miejsce już na pewno. Westchnęła cicho, gdy ją objął. Nie było w tym geście nic do czego była przyzwyczajona i była mu za to bardzo wdzięczna. Potrzebowała tej dziwnej normalności.
    — Niech ci będzie, miesiąc normalnego życia. Brzmi ekscytująco — zgodziła się po chwili namysłu. — Wątpię, że mi się spodoba, ale gdyby tak było to możemy to przedłużyć — dodała, jednak była pewna, że ucieknie z podkulonym ogonem, gdy tylko będzie miała do tego okazję i nigdy więcej nie będzie chciała nawet myśleć o życiu na niższym poziomie. — Nie smucę się, Jake. Nie wiem czego się spodziewać. Ale będzie fajnie, prawda? Bo będzie?

    Nel z takim poślizgiem, że lepiej nie mówić

    OdpowiedzUsuń
  92. Oddychała głęboko, uspokajająco. Prawda była taka, że wolałaby się nie kłócić z Jake’m, ale to wychodziło… łatwiej. Było dla niej też bardziej naturalne, bo przez lata przyzwyczaiła się do tego, aby go od siebie odpychać. Trzymać największy dystans, jaki był możliwy. Ranić słownie, aby nigdy nie doszło do jakiegokolwiek zbliżenia, a to wszystko i tak na nic się nie zdało. Przyniosło tylko większe kłopoty. Bo z jednej strony chciałaby mieć z nim normalną relacje, a z drugiej bała się, bo wiedziała, że nie może, nie potrafi przejść z kłótni na… normalność, nie wyobrażając sobie przy tym niczego więcej. Wyobrażenia z kolei doprowadzały do strachu, że mogłaby stracić również jego. I wracała do punktu wyjścia.
    Nie liczyła na to, że jej odpowie tym samym. Byłaby idiotką wierząc, że kilka rozmów i jednorazowy numerek mógłby sprawić, że zapomniałby o tym jak go traktowała i nagle poczułby do niej to samo, co ona czuła do niego. Nie wierzyła w bajki, wiedziała, że to tak nie działa. Ale jego słowa mimo wszystko bolały. Każde jedno padające z jego ust.
    — Bo tak jest bezpieczniej — powiedziała zrezygnowana, a następnie podniosła na niego swoje spojrzenie. Wiedziała, że tak zareaguje na jej słowa. Nie musiał wierzyć w to, w co wierzyła ona. Ale on nawet nie rozumiał, dlaczego w to wierzyła. — Oni wszyscy nie żyją, No może poza tą jedną laską z imprezy, ale cała reszta jest martwa. Nie chcę, żebyś też był martwy. Ręka przy śmierci to nic — powiedziała, nawet nie przejmując się tym jego wywróceniem oczami. Mogłaby się wkurzyć i za to, że bagatelizował jej odczucia, ale właściwie po co? Po co miała tracić energię na kolejną kłótnie, która prowadziłaby donikąd? — Niczego nie rozumiesz — stwierdziła tylko, nie patrząc więcej na niego. W przeciwieństwie do niego, jej to w ogóle nie bawiło. Wizja życia w osamotnieniu nie podobała jej się, ale nie widziała innego rozwiązania.

    Była zmęczona. Może i nie miała do przejechania wielu kilometrów, ale panująca w samochodzie atmosfera pomiędzy nimi była ciężka i męczyła ją psychicznie. Kolejne hotele, w których nie było miejsc też nie sprawiały, aby jej humor się poprawił, a zmęczenie się zmniejszało. Wręcz przeciwnie. Była zmęczona samym wsiadaniem i wysiadaniem z samochodu, tak szczerze mówiąc.
    Stała kawałek od recepcji, obserwując rozmowę Jacoba z dziewczyną siedzącą za kontuarem, próbując odgadnąć czy z owy będą musieli wracać do auta.
    — Na szczęście to tylko jedna noc — stwierdziła, odwracając się do wyjścia, aby wziąć torbę, którą ze sobą miała. Nie wzięła dużo rzeczy, jedynie te najpotrzebniejsze, bo nie miała pojęcia ile jej nie będzie w domu. Cofnęła się do samochodu, a po chwili była z powrotem w budynku hotelu ze sportową torbą na ramieniu, aby ruszyć za Jake’m do ich pokoju.
    Kiedy przekroczyli próg pokoju, Meg rozejrzała się, uznając, że było czysto. I to jej w tym momencie wystarczyło, chociaż standardy zdecydowanie były za niskie, aby zatrzymała się w takim miejscu na dłużej. W innych okolicznościach, w ogóle nie spojrzałaby na ten hotel. I na New Jersey ogólnie.
    Czuła się dziwnie i trochę nieswojo z całą tą ich wymianą zdań, tym, że rano się rozdzielą, ale powtarzała sobie ciągle, że tak będzie najlepiej dla niej i dla niego. Podeszła do łóżka i odłożyła torbę, a następnie usiadła na nim.
    — Fajnie, że było coś w ogóle wolne — stwierdziła, decydując się na przerwanie ciszy, chociaż nie była przekonana czy to konieczne.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  93. Spojrzała na chłopaka, starając się nie dać po sobie poznać, że jego słowa zrobiły na niej jakiekolwiek wrażenie.
    — Jasne — odparła, odwracając spojrzenie od blondyna. Wzięła głęboki oddech i po prostu zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Jakby dopiero do niej teraz dotarło, że będą mieli spędzić tutaj noc razem, a jedynym miejscem do spania było łóżko, na którym właśnie siedziała. Nie podobało jej się to. — Okej — dodała obojętnym tonem, sięgając po swój telefon, aby zobaczyć czy w pobliżu jest coś interesującego do jedzenia. Dobrze, że powiedział na co miał ochotę, bo sama skupiłaby się na szukaniu raczej jakiegoś tajskiego jedzenia. Skupiając się na poszukiwaniu jakiejś pizzerii, odruchowo odrzucała wpadające powiadomienia, więc nie zwróciła nawet uwagi na te przychodzące od plotkary. Przeglądała menu, w poszukiwaniu ulubionej pizzy Jake’a, bo tak, mieszkając razem pod jednym dachem nie miała problemu z dowiedzeniem się, co lubił, czego nie lubił… mogła to olać i zamówić mu obojętnie jaką, po prostu największą pizzę, ale… chyba chciała sprawić mu przyjemność, bo nie trzeba było być sherlockiem, aby zorientować się, że w szpitalu nie jadł za dużo, o ile cokolwiek. Po zamówieniu jedzenia, zaczęłam przeglądać swoje konta społecznościowe, odrywając wzrok od telefonu dopiero wtedy, kiedy drzwi łazienki się otworzyły. Odruchowo podniosła głowę, aby spojrzeć na chłopaka i szybko tego pożałowała, pospiesznie ponownie wbijając wzrok w telefon. Okej, trochę wymizerniał przez pobyt w szpitalu, była na niego trochę wkurzona, nie powinna więc wracać myślami do tamtej nocy po imprezie Evelyn. Nie powinna, a jednak mimowolnie pomyślała o tym, jak sciągał z siebie garnitur, jak ich ciała ocierały się o siebie, jak ich usta… cholera, nie mogła o tym myśleć. Na szczęście Jake szybko sprowadził ją na ziemię. Nie, nie pytaniem o koc i poduszkę, jakoś do niej nie dotarło. Wtedy tylko zamrugała. Ale wspomnienie o tym, że plotkara już ich znalazła, skutecznie oderwało jej myśli od ciała Jacoba. Od razu otworzyła aplikację w telefonie i pospiesznie przeczytała to, co napisała ta cała plotkara. — Podobno opuścili razem miasto, podobno używają fałszywych dowodów i podobno ktoś ich widział w New Jersey, meldujących się do pokoju hotelowego. Jak romantycznie! M, J, czy naprawdę myśleliście, że zdołacie ode mnie uciec? — przeczytała na głos, a po chwili się gorzko zaśmiała — świetnie, po prostu, kurwa, świetnie — zaśmiała się nerwowo, podnosząc się z łóżka i zaczynajac krążyć po pokoju. Zatrzymała się, mrużąc powieki, a następnie zaczęła gorączkowo stukać w ekran swojego telefonu — plotkaro… — mruczała cicho pod nosem, gorączkowo wystukując kolejne słowa.

    @magmac: plotkaro, wiem, że właśnie na to czekasz, więc proszę bardzo. Oto sprostowanie. Pamiętasz, jak pisałaś o masażu? To prawda. Wiesz, jak się skończyło? Tak, że złamany nos Jake’a to była moja sprawka i nie miało to nic wspólnego z romantyzmem czy czułościami. Chcesz więcej? Proszę! CAŁOWALIŚMY SIĘ. Zadowolona? No cóż, był to najgorszy pocałunek w moim życiu. GORSZY NIŻ Z REECE’M (wybacz Reece, ale w sumie to powinieneś dziękować, bo właśnie wskoczyłeś wyżej na mojej liście). Wiesz, co teraz? Zamierzam opuścić nasz pokój i zabawić się z kimkolwiek, kto się napatoczy, bo z Jake’m NIC NAS NIE ŁĄCZY!

    Przebiegła wzrokiem po wiadomości, która zdecydowanie mijała się z prawdą, ale na ten moment miała to w poważaniu. Była zmęczona i wściekła całym tym dniem, a informacja na stronie plotkary tylko spotęgowała jej frustracje i złość, na wszystko i wszystkich. Dlatego bez wahania przesunęła palec nad wyślij.

    😡

    OdpowiedzUsuń
  94. Nie zastanawiała się nad tym, jak ten komentarz może odebrać Jake z jednego, prostego powodu. Powiedziała mu przecież tamtej nocy, że to co wydarzyło się między nią, a chłopakiem z którym straciła dziewictwo to była kompletna katastrofa. Przyznała mu później, że to z nim było jej cudownie, więc to co napisała, miało na celu jedynie sprawić, aby plotkara dała im spokój. Dostała to co chciała – potwierdzenie, że faktycznie coś pomiędzy nimi było, ale na tym koniec, nie zapowiada się na nic więcej. Zresztą, mieli się rozdzielić, więc to była prawda. Pomiędzy nią a Jake’m Millerem nic nie było, nic więcej nie miało się wydarzyć, a ich wspólna noc w hotelu była przymusowa, bo tak naprawdę mieli spędzić noce w oddzielnych pokojach, gdyby tylko te były dostępne.
    Nie spodziewała się, że Jacob w ogóle, w jakikolwiek sposób zareaguje na to, co napisała. Ale tej reakcji, którą zaprezentował… Spojrzała na niego, gdy się zbliżył, gdy rozpoczął pocałunek nie zamknęła od razu powiek, ale po chwili to zrobiła. Ten pocałunek był tak intensywny, tak cholernie dobry, że nawet nie zastanawiała się nad tym czy powinna go oddać. Rozchyliła wargi, pozwalając mu na to, by pieszczotą trwała tak długo, jak będzie tego chciał. Odruchowo uniosła jedną dłoń, chcąc ułożyć ją na jego karku lub wpleść w jego włosy, ale kiedy dotknęła opuszkami jego skóry, on się odsunął. Wzięła głęboki oddech, spoglądając na niego z rozchylonymi wargami i… chyba stała się mokra od samego pocałunku.
    Zamrugała, słysząc jego słowa. Cofnęła dłoń, a kącik ojej ust delikatnie drgnęły.
    — Nie było jeszcze tak tragicznie, aby używać chloru — powiedziała, oddychając głęboko, bo jej serce waliło w szaleńczym rytmie. Czy on był zły o to, że napisała, że to był najgorszy pocałunek, a nie o to, że przyznała publicznie, że się całowali? Ciekawe. A dalsze słowa, wydały jej się jeszcze bardziej interesujące. Zagryzła mocno wargę, powstrzymując się przed tym, aby nie rzucić się na jego usta. — I chodzi tylko o to, że po prostu nie chcesz na to patrzeć, tak? — Spytała, unosząc wysoko brew. Nie przejęła się pogróżką o niepodzieleniu się kasą. Dolary były nadal w jej torebce, a przynajmniej pewna cześć oszczędności Jake’a. — I wcale nie jesteś zazdrosny, prawda? Wcale nie pocałowałeś mnie dlatego, że napisałam, że to był najgorszy pocałunek w moim życiu? — Spytała, przechylając delikatnie głowę na bok, nie spuszczając spojrzenia z twarzy Jake’a — Jakim ty jesteś kretynem, blondasie — powiedziała i tym razem to ona pokonała dzieląca ich, chociaż już nie tak dużą, odległość — no powiedz to na głos, powiedz, że nie mógł byś znieść myśli, że dotykałby mnie ktoś inny — szepnęła, zadzierając głowę w górę, aby móc wciąż na niego patrzeć.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  95. Chyba była trochę rozczarowana tym, że zwiększył miedzy nimi odległość i w dodatku założył bluzę. Ona sama czuła większą chęć na pozbycie się z siebie warstw, niż dokładanie ich. Czyli istniała możliwość, że Jacob odbierał to wszystko zupełnie inaczej niż ona. Tylko… czy dało się całować w taki sposób na zawołanie? Czy dało się tak całować kogokolwiek? Była pewna, że nie ma takiej możliwości. Że ten najgorszy pocałunek na jaki było go stać, był zarezerwowany wyłącznie dla niej. Rozpływała się od niego i zdecydowanie chciałaby więcej… każda jej cząsteczka wydawała się wyrywać w stronę Jake’a i jedynie jej własny upór sprawiał, że nie zaczęła go jeszcze błagać o to, aby zrobił to ponownie.
    Wzięła głęboki oddech. Miała ochotę się roześmiać z jego słów. Naprawdę uważał, że byłaby w stanie to zrobić? Wyjść z pokoju, w całkiem obcym mieście szukać jakiegoś obcego, chętnego chłopaka? Przecież powiedziała mu głośno i wyraźnie, że tak właściwie to dopiero z nim odbyła prawdziwy, pełnoprawny stosunek, w którym po raz pierwszy w swoim życiu doświadczyła orgazmu… a on wierzył w te bzdury, które napisała na plotkarze? Naprawdę był kretynem.
    — Cholera, a liczyłam na oklaski na koniec — zaśmiała się gorzko, patrząc na niego badawczo. Czy naprawdę się mylił? Źle to wszystko odbierała? Wyobrażała sobie za dużo? Wmawiała sobie coś? — Aha, czyli po prostu uraziłam twoje ego? — Uniosła wysoko brew — może jednak nie jesteś, aż tak dobry, jak ci się wydaje — burknęła, biorąc gwałtowny, głęboki oddech, patrząc mu w oczy. Czuła dreszcz, przechodzący przez jej ciało, gdy zbliżył się jeszcze bardziej. Gdy spoglądał tak na nią z góry, miała wrażenie, że płonie od jego wzroku. Przeniosła na kilka sekund wzrok na jego usta. Były tak blisko. Tak niewiele brakowało, aby mogła ich sięgnąć i ponownie zatopić się w ich smaku…
    Nie chciała odpowiadać na jego żądania. Nie chciała mówić pierwsza. Wolałaby pierw usłyszeć, że wcale się nie myli, a jej przypuszczenia są prawdziwe.
    — Masz rację — odparła nie do końca zadowolona, że musi to zrobić — nie chcę wyjeżdżać sama. I jesteś większym kretynem niż myślałam, skoro potrzebujesz słów, aby mieć pewność, że podobał mi się ten pocałunek, że był dobry, że na mnie działał — pierwsze słowa mówiła dość głośno, ale z kolejnymi ściskała ton, przechodząc do szeptu. Stała się wilgotna, od jednego pieprzonego pocałunku, ale akurat tego nie zamierzała mu mówić — dla jasności, tak był najlepszym jaki przeżyłam, tak w razie, gdybyś nie zrozumiał — prychnęła, mimowolnie wzrokiem wracając do jego ust — tylko co z tego, skoro wierzysz, że byłabym w stanie, ugh, że w ogóle chciałabym się pieprzyć w kimkolwiek, kto byłby chętny — niemal drgnęła z obrzydzenia na myśl, że miałaby zachować się w ten sposób, to, że był gotów w to uwierzyć sprawiało, że bolało ją serce — twoja kolej — mruknęła. Miała taki mętlik w głowie, że naprawdę już nie wiedziała, co może za chwile usłyszeć.

    😤

    OdpowiedzUsuń
  96. Była wściekła na swoje ciało, które reagowało na Jacoba wbrew jej woli. Nie powinna była czuć motylków w brzuchu, bo nazwał ją skarbem, zwłaszcza, że nie brzmiało to jakkolwiek uroczo. Ale ten jego uśmiech… Miała ochotę wrzeszczeć, bo nie potrafiła zrozumieć dlaczego jej własna część działała przeciwko niej.
    — Gdybym nie trafiła w czuły punkt, nie musiałbyś niczego sobie udowadniać, a tym bardziej mi — odparła, starając się brzmieć tak, jakby w ogóle ze sobą nie walczyła, aby nie rzucić się na niego i ponownie zasmakować jego ust.
    Żałowała, że wdała się w te dyskusje, że plotkara akurat w takim momencie musiała opublikować wpis. Gdyby nie plotkarka, nie staliby teraz naprzeciwko siebie, a ona nie musiałaby prowadzić wewnętrznej walki.
    Ochota na krzyki w ogóle jej nie przeszła. Może lepiej by wyszła na tym, gdyby go okłamała, ale przecież sama usłyszeć od niego prawdę. Gdyby zdecydowała się na kłamstwo, byłaby hipokrytką.
    — A co ty możesz o tym wiedzieć — mruknęła niezadowolona, bo zdecydowanie nie miała ochoty słuchać jego durnych komentarzy. Chociaż może powinien więcej mówić, powinien ją wkurzyć, żeby mogła z łatwością powstrzymać się przed tą okropną ochotą na pocałowania się go. Gdyby ją wyprowadził z równowagi, prędzej zdecydowałaby się ponownie złamać mu nos niż pocałować. Wzięła głęboki oddech, w reakcji na jego słowa. Oczywiście, że miał racje. Dlatego zacisnęła mocno wargi, starając się w żaden sposób nie zdradzić, chociaż gdzieś podświadomie wiedziała, że to nie ma sensu. Dałaby sobie odciąć rękę, za to, że Jake miał świadomość, w jaki sposób spoglądała na jego usta.
    Na twarz Margaret wykradł się grymas, gdy próbowała powstrzymać parsknięcie.
    — Od kiedy to ty mi na coś pozwalasz lub nie pozwalasz? — Fuknęła na niego, celując palcem w jego klatkę piersiową. Szybko jednak cofnęła rękę, gdy zorientowała się, że się do niej zbliżył. Zdecydowanie za bardzo się zbliży. Wzięła głęboki oddech, robiąc mały krok w tył, a później następny i jeszcze jeden, aż natrafiła plecami na chłodną ścianę. Przez cały ten czas wpatrywała się w jego oczy, naprawdę starając się zachować spokój i panowanie nad sobą, co wcale nie było łatwe, gdy czuła na sobie jego ciepły oddech. Przełknęła ślinę, pospiesznie zerkając w bok, na łóżko, a zaraz powróciła spojrzeniem do Jake’a. — Dlaczego to robisz? — Spytała cicho, unosząc głowę. Myślała, że w ten sposób stworzy między nimi dystans, ale szybko zrozumiała, że to był błąd. Była jeszcze bliżej jego ust — dlaczego musisz… być taki — urwała, biorąc gwałtowny oddech — taki… — oblizała powoli wargi, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego ust — takim kretynem — wyszeptała cicho w tej samej chwili stając na palcach, aby sięgnąć jego ust. Wyszeptała słowa prosto w jego wargi, a tuż po chwili złożyła na nich pocałunek. Chciała, aby był powolny i delikatny, ale szybko o tym zapomniała, a pieszczota stała się zachłanna, pospieszna. Jakby chciała zdążyć nacieszyć się tym, nim zdrowy rozsądek ponownie przejmie nad nią panowanie.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  97. — Skoro mnie w nie mieszasz, to owszem, musisz — odparła całkiem pewna swoich słów i przekonania. Przez cały ten czas chodziło o coś, co stało się pomiędzy ich dwójką. O to, że dodała ten komentarz na plotkarze, że napisała, że jego pocałunek był najgorszym, jakiego doświadczyła. Mógł sobie mówić, co chciał. Margaret wiedziała swoje. Nie wkurzył się o samo dodanie komentarza. Wkurzył się o jego treść. Mógł ściemniać, że było inaczej, ale ona wiedziała… Tyle, że nawet nie miała jak tego w tym momencie wykorzystać przeciwko niemu, bo cholera, gdy znajdowali się sami w jednym pomieszczeniu, tak blisko siebie, wręcz czuła, jak atmosfera pomiędzy nimi gęstnieje.
    Tak bardzo go chciała i jednocześnie nie chciała.
    — Jeżeli myślisz, że jesteś lepszy to jesteś w błędzie — powiedziała, oddychając głęboko, kolejny raz zaciągając się jego zapachem. To nic, że użył przypadkowych kosmetyków z hotelowej łazienki, że była w stanie wyczuć specyficzny zapach szpitala… w tym wszystkim był też po prostu jego zapach. Niepowtarzalny. Pieprzone feromony!
    — A później co zrobisz? Przecież nie ruszamy stad dalej razem. Ty o tym zdecydowałeś. Jak wytrzymasz z myślą, że będę setki kilometrów od ciebie, całkiem sama i bez twojego czujnego oka, robiąc dokładnie to, na co będę miała ochotę? — Wbiła w niego ciemne spojrzenie — nie przejmując się tym, na co byś pozwolił a na co nie — uśmiechnęła się kącikiem ust, jednak Jake szybko zmył go z jej twarzy swoim zachowaniem.
    Rozchyliła wargi, biorąc drżący oddech. Czuła go przy sobie i to tylko mąciło jeszcze bardziej w jej głowie. Powinna myśleć o wszystkim, tylko nie o nim, nie o jego ciepłe, o oddechu, który czuła na swojej twarzy. Nie o tych jasnych oczach, w które mogłaby wpatrywać się godzinami, próbując odnaleźć w nich przyszłość, wspólną przyszłość… a później poczuła go również na swoim podbrzuszu, całkiem wyraźnie i jeżeli miała w sobie jakiekolwiek resztki samokontroli, to one odeszły.
    Jęknęła cicho w jego usta, gdy w końcu odwzajemnił pocałunek. Zarzuciła ręce na jego kark i splotła je na nim, posłusznie splatając również nogi wokół jego pasa. Przez cały ten czas całując go zachłannie, dopóki nie zabrakło jej tchu. Szybko wzięła oddech i ponownie wpiła się w jego wargi. Spięła mięśnie, prostując plecy i przeniosła ręce z jego karku na jego policzki. Odetchnęła, gdy usadził ją na łóżku i zadrżała pod dotykiem jego dłoni.
    — Zamknij się — wyszeptała, odchylając głowę do tyłu, aby miał lepszy dostęp do jej szyi. Sunęła rękoma po jego ciele, z ostrożnością unikając złamanej ręki. Nie chciała sprawiać mu przecież bólu, ale jednocześnie nie mogła oderwać od niego rąk, nie teraz. Złapała za zapięcie bluzy i zsunęła zamek na sam dół, rozsuwając materiał na boki. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej i powoli przesunęła jedną dłonią w dół na jego brzuch, a drugą do ramienia zdrowej ręki, odsuwając bardziej materiał bluzy — mniej gadania, więcej całowania — rozporządziła, odnajdując ustami jego wargi, pozwalając sobie na ciche westchnienie, gdy ponownie ich usta się złączyły w pocałunku.
    Później będzie odpowiedzialna, później będzie trzymała się od niego z daleka. Teraz… teraz chciała tylko jego. O niczym innym nie była w stanie myśleć, nie teraz.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  98. Miała ochotę odpowiedzieć mu, że gówno, ale w odpowiednim momencie ugryzła się w język. Oczywiście z pewnością zaobserwował, że zamierzała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie. Był za blisko i za bardzo skupiony, aby próbowała sobie wmawiać, ze na pewno nic nie zauważył.
    — Nie ważne, nie będę zdradzać swoich metod — burknęła — ale zapamiętasz, żeby na przyszłość to zmienić — prychnęła cicho, starając się za wszelką cenę wmówić sobie, że nie może mu się dać. Dobrze wiedziała, że z nią igra, bawi się i czeka, aż wymięknie i prawdę mówiąc, była tego bliska. Cholernie. A to wkurzało ją jeszcze bardziej.
    — Na przykład teraz — oznajmiła, unosząc brew — dobrze wiem, że jesteś zazdrosny. Wiesz, dlaczego byłbyś wkurwiony, gdybym była z innym? Bo to właśnie jest zazdrość — oznajmiła tonem, jakby właśnie tłumaczyła mu najłatwiejsze równanie z matematyki, które powinien przecież rozumieć i tylko debil nie jest w stanie tego pojąć. Machnęła ręką, ale nie zdążyła go odgonić, gdy wskazał o co mu chodzi. Słysząc jego kolejne słowa, na jej policzki wkradły się rumieńce, bo cóż, miał racje. Pragnęła go. Jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Może przez to, że już dobrze wiedziała, jak wspaniale mogłoby być?
    Nie potrafiła tego pojąć, ale bardzo go pragnęła. Czuć obok siebie ciepło jego ciała, jego wargi na swoich, oddech… Chciała przylgnąć do niego najciaśniej, jak tylko się dało i nie odsuwać się, nawet na chwilę. Dlatego też, objęła go od razu i przycisnęła się do niego, a kiedy ułożył ją na łóżku westchnęła z cichym rozczarowaniem, bo nie chciała się od niego odsuwać nawet na krótką chwilę.
    — Po prostu bądź cicho — wyszeptała, pogłębiając z zaangażowaniem pocałunek, jednocześnie nie przestając go dotykać. Kiedy wspomniał o tym, że ma się rozbierać, samo to, że powiedział to na głos, sprawiło, że przez jej ciało przeszedł wyraźny dreszcz — albo się odzywaj… — szepnęła, od razu sięgając krawędzi swojej bluzki, aby następnie ją z siebie ściągnąć. Kolejny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy jego dłoń zsunęła się niżej. Zerknęła w stronę drzwi, a następnie na Jake’a. Czy naprawdę za każdym razem ktoś musiał im przeszkadzać? Kiedy pukanie nie ustało, czuła irytację. — Ja pierdole, serio? — Mruknęła cicho, gdy podążył do drzwi, samej nakrywając bieliznę koszulką, aby nikt jej nie oglądał. Przez całą te dyskusje zapomniała o zamówionym jedzeniu. Przyglądała się Jake’owi, gdy odstawił jedzenie i ruszył w jej stronę. Czuła, że oddycha znacznie szybciej, tak samo, jak biło jej serce.
    Rozchyliła wargi, pogłębiając pocałunek, nawet nie myśląc o tym, aby się od niego odsuwać. Wręcz przeciwnie. Odłożyła koszulkę obok na łóżku, a następnie ułożyła dłonie na jego biodrach i zsunęła w dół jego spodnie.
    — Przekonaj mnie — szepnęła cicho pomiędzy pocałunkami — że wyjazd z tobą nie będzie błędem — mówiąc to, jej dłonie z powrotem znalazły się na jego biodrach, aby tym razem zsunąć z niego bieliznę. Była tak nakręcona, że nie potrzebowała niczego przedłużać w czasie. Zresztą, wyraźnie widziała, że z Jake’m było dokładnie tak samo. Wzięła głęboki oddech, przesuwając spojrzeniem po jego brzuchu, w górę, na twarz — błagam powiedz, że masz gumki — wyszeptała cicho, bo ona, cóż, nie potrzebowała zabezpieczenia z prostego powodu, nie sypiała z chłopcami, nie musiała się zabezpieczać, więc nie była przygotowana na wszelki wypadek.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  99. — Nie, Jacob — powiedziała z sarkastycznym uśmiechem na twarzy — te wkurwienie to zazdrość, a do tej pory ani razu tego nie nazwałeś. Wkurwiasz się na samą myśl, że ktoś mógłby mnie dotknąć, bo jesteś zazdrosny — spojrzała w jego jasne oczy, próbując przy tym panować nad swoim oddechem, chociaż, czy to było konieczne? Oboje dobrze wiedzieli, że była podniecona, że w jej ciele szalało pożądanie i wszystko to było jego zasługą — zaprzecz z ręką na sercu, a odpuszczę — dodała, oddychając ciężko. W zasadzie nie była pewna na czym dokładnie miałoby wyglądać jej odpuszczenie. Miała odpuścić jemu? Sobie? Tę popieprzoną relacje, która w tak krótkim czasie urosła do takiej, z której wcale nie chciała się wycofywać? Była głupia. Zaprzeczała, aby kiedykolwiek pomiędzy nimi mogło coś być, bo wierzyła w bycie przeklętą, a jednocześnie nie mogła się doczekać, aż w końcu dorwą się do swoich ubrań, pozbędą się ich i znowu poczuje się tak, jak tamtej nocy.
    Nie musiała długo czekać, chociaż musiała przyznać, że zaczynała się niecierpliwić. Chciała, aby zdarł z niej ubranie, chciała czuć jego dłonie na swoim ciele. Trwać w namiętnych pocałunkach, wić się pod ciężarem jego ciała i raz jeszcze poczuć tę nieopisaną przyjemność, kiedy doprowadziłby ją ponownie do orgazmu.
    Była tak bardzo nakręcona, że nawet bliskość jego męskości tuż przy twarzy nie wprowadzał ją w zakłopotanie. Można powiedzieć, że fakt, że pamietała o prezerwatywach był cudem. To było jednak nieprawdą. Margaret przeraźliwie bała się nastoletniej ciąży, a tym bardziej nastoletniej ciąży z Jake’m, z którym ciągle się tylko kłócili.
    — Jak to, nie masz? — Spytała, bo jakoś to do niej nie docierało. Pierw przeszkodziła im recepcjonistka z pizzą, a teraz mieli tak po prostu odpuścić? Oddychała głęboko, czując pulsowanie pomiędzy nogami. Nie. To się nie mogło tak po prostu skończyć. Rozchyliła wargi, patrząc w górę na Jake’a i zastanawiając się, co teraz, jak sobie poradzić. Słowa Millera szybko jednak sprowadziły ją na ziemię — nie! — Odezwała się być może odrobinę za głośno, ale wizja zajścia w ciąże ją przerażała — nie ma w ogóle opcji, że mnie tkniesz bez gumki — oznajmiła stanowczo — nie dam się zapłodnić — oznajmiła i podciągnęła nogi, aby przesunąć się bardziej na środek łóżka. Wizja zakupu prezerwatyw ją przerażała i w ogóle nie brała tego pod uwagę. Jeszcze plotkara by o tym napisała, a miała z nią wystarczająco dużo problemów. Ta opcja nie wchodziła w grę — możemy… możemy się po prostu popieścić — szepnęła, chociaż czuła, że to nie było to, czego pragnęła, jednocześnie wypowiedzenie tego na głos sprawiło, że jej twarz niemal wyrównała się kolorem z włosami, to do tego wszystkiego po prostu czuła, że jeżeli nie rozładują napięcia, to się pozabijają, chociaż musiała przyznać, że te silne podniecenie, które czuła początkowo, powoli zaczynało z niej uchodzić. Była wściekła, że za każdym razem coś lub ktoś im przerywał i może powinna wziąć to za znak z nieba, ale w tej chwili nie na tym się skupiała.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  100. — Dla ciebie może i żadne — powiedziała dość chłodno — ale dla mnie ma. I mi ro wystarczy — dodała, a po chwili na usta rudowłosej wkradł się uśmiech pełen satysfakcji. Wiedziała o tym. Wiedziała, że był zazdrosny, ale usłyszenie tego prosto z jego ust przepełniało ją triumfem i, cóż, dopisała dla siebie punkt w rozgrywce, którą prowadzili — a żebyś wiedział. Bardzo zadowolona.
    Niestety jej zadowolenie trwało zdecydowanie za krótko, bo zakładała, że zakończą tę beznadziejną dyskusje orgazmem, a zamiast tego czuła… dziwną, mało przyjemną pustkę. Wilgotna bielizna ją drażniła, a kiedy się poruszyła, czuła ją jeszcze wyraźniej, co niemal doprowadzało ją do białej gorączki.
    Próbowała uspokoić oddech, co pomimo nagłego ochłodzenia, wcale nie było tak łatwe. Zwłaszcza, że w tej chwili nie miała pojęcia, jak tak właściwie ma się zachować. Kłócili się, doskonale wiedząc w jaki sposób to się skończy, po czym… zostali z kartonem pizzy, której zapach w obecnej chwili wcale nie pobudzał jej apetytu. Spojrzała na chłopaka, przygryzając wargę. Jego odrzucenie, było… sama nie wiedziała, jak w zasadzie ma się z tym czuć, że nie przyjął jej propozycji. Z drugiej strony to ona jasno dała do zrozumienia, że nie ma co liczyć na seks bez zabezpieczenia. I on powinien to zrozumieć. Nie mogła ryzykować, oboje nie mogli. To już było dziwne, a gdyby zaciążyła? Nie, nie. Nie mogli. Kiedy wspomniał o zakupie gumek, zorientowała się, że wciąż siedzi w samym staniku i rozpiętych spodniach. Rozejrzała się za bluzką i ułożyła się na łóżku z siadu w czworaki, aby sięgnąć ubranie.
    — Wolałabym, żeby więcej o nas nie pisała — powiedziała cicho, a następnie założyła bluzkę. Wzruszyła lekko ramionami. Miało być teraz miedzy nimi normalnie? Jakby nie prowadzili zażartej dyskusji chcąc wzajemnie coś na sobie wymusić? — Chcesz? — Spojrzała na niego nieco podejrzliwie. Przecież on sam uznał wcześniej, że się rozdzielają. Ale później przyznał, że nie chce jej puszczać samej… Tyle, że Meg nie miała pojęcia, jak ma się teraz zachowywać. Boże, tak bardzo go pragnęła, przed chwilą była gotowa prosić go, aby w końcu się nią zajął, bo naprawdę była na niego nagrzana, a teraz? Teraz przyglądała mu się uważnie, zastanawiając się nad tym czy w ogóle mają o czym rozmawiać — nie musisz spać na podłodze — powiedziała, chociaż, to chyba powinno wydawać się oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, że zamierzali się ze sobą przespać — o której możemy odebrać to prawko? — Podniosła się powoli z łóżka i ruszyła w stronę stolika, na którym wcześniej odłożył karton. Położyła pudełko na łóżku, ale nim jednak je otworzyła, zerknęła na swój telefon, który wydał dźwięk nowego powiadomienia. Już się bała, że to plotkara, ale… było jeszcze gorzej. Wpatrywała się właśnie w wiadomość od Lucasa. Od martwego Lucasa, który z pewnością nie mógł wysłać jej przecież SMSa.
    Smacznego. — Powiedziała, a w zasadzie przeczytała. W jednej chwili wytrzeszczyła oczy i przeniosła spojrzenie na Jake’a, mając nadzieje, że nie zdążył się poczęstować — nie jedz tego! — Wydarła się tak na wszelki wypadek.

    😱

    OdpowiedzUsuń
  101. Słysząc słowa chłopaka, w pierwszej kolejności pospiesznie dokończyła odciągać bluzkę niżej, aby zakryć brzuch, a następnie odwróciła się do niego przodem i zmrużyła powieki.
    — Jesteś bezczelny — stwierdziła, ale zamiast chwycić rozporek spodni i również je od razu zapiać, owszem, skierowała ręce do zapięcia spodni, jakby zastanawiała się, co ma zrobić. Oczywiście, że chciała go trochę pomęczyć i powkurzać. Inaczej nie nazywałaby się Mackenzie. Dlatego osunęła je nieco w dół — w sumie może wezmę prysznic dla odświeżenia — zastanowiła się na głos, co właściwie nie było złym pomysłem. Musiała pozbyć się resztek własnego podniecenia i zmienić bieliznę na świeżą, bo wciąż czuła swoją wilgoć, co strasznie ją drażniło.
    Westchnęła jednak, słysząc jego pytanie. Czy chciała? Zastanawiając się nad odpowiedzią, podciągnęła jednak spodnie i zapięła je, uprzednio wsuwając w nie bluzkę. To zdecydowanie nie był czas na drażnienie go.
    — Chciałabym — przyznała. Nie chciała być sama. Co prawda kiedy udała się do szpitala, aby pożyczyć kasę nie brała pod uwagę opcji wspólnej ucieczki, ale… Cholera, bała się być sama. Bała się jechać w obce miejsce bez kogoś… nie mogła powiedzieć, że bez kogoś na kim mogła polegać, ale z drugiej strony, on… Nie był jej wrogiem, prawda? Tak długo dopóki ona nie zachowywała się jak suka, Jake był w porządku. I z nim czułaby się bezpieczniej. Tak po prostu — ale jak zaczniesz mnie wkurzać wywalam cię na pierwszym możliwym miejscu, w którym będę mogła się zatrzymać — ostrzegła, chociaż była pewna, że i tak będą się kłócić. To wydawało się nierozłącznym elementem ich relacji. Bardzo pokręconej relacji. — Proponuję ci spanie, Jake. Nic więcej. Wiesz na czym to polega, prawda? — Uniosła wysoko brew, uważnie mu się przy tym przyglądając, a następnie ponownie odwróciła się do niego tyłem, aby wziąć w końcu tę pizzę. Skoro koło południa, to mieli sporo czasu na odpoczynek. Zdecydowanie powinna odpocząć, skoro to ona miała prowadzić — okej, to California — przywołała ich wcześniejsze plany, a po chwili spaliła przysłowiowego buraka, słysząc jego słowa. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do takich słów, dlatego czując na sobie jego spojrzenie, po prostu się speszyła — masz mnie nie wkurzać, pamiętasz? — Mruknęła w odpowiedzi, siadając w końcu też na łóżku, po drugiej stronie, w nogach.
    Po przeczytaniu wiadomości, była gotowa zerwać się i wyrwać mu pizzę z rąk. Widząc, że wypluł kawałek, otworzyła szerzej oczy i jakby czekała, co dalej. Była przerażona. Nie protestowała, gdy wziął jej telefon (a normalnie nie lubiła go dawać komukolwiek), czuła, jak z nerwów blednie.
    — Nie, to niemożliwe — powiedziała bardziej do siebie, przyglądając się podejrzliwie pizzy. Wyglądała normalnie. Przeniosła spojrzenie na Jake’a — Lucas — wyszeptała słabo. Widząc, że nic mu to nie mówi, przełknęła ślinę i zebrała się w sobie — nie pobijesz go, bo jest martwy. To… Lucas z sylwestra — po wypowiedzeniu tych słów na głos, odsunęła się od kartonu z pizzą, a po chwili wstała z łóżka i odsunęła się o krok. Spojrzała na okno i podeszła szybko do niego, a następnie zaciągnęła zasłony, aby uniemożliwić podglądanie. I szybko się odsunęła od okna. W tym samym czasie, jej telefon ponownie wydał dźwięk o powiadomieniu.
    Dzisiaj byłaby rocznica naszej pierwszej randki. Zapomniałaś?

    — To znowu on? — Spytała, wbijając w Jake’a przerażone spojrzenie. Jeżeli ktoś robił sobie żarty… ale kto mógłby mieć jego telefon? To przecież niemożliwe. W każdym razie, ktokolwiek to był, przeraził Margo, więc żart był słaby i nieudany.

    🙈

    OdpowiedzUsuń
  102. Powinna nad sobą panować, zwłaszcza, że przez dwa lata nie było to dla niej tak dużym problemem. Kiedy jednak patrzyła na ten jego niewinny uśmiech, miała wrażenie, że jej serce się rozpływa. Musiała poćwiczyć nad samokontrolą, bo fakt, że ewidentnie coś pomiędzy nimi było, sprawiał, że miękła. Nie powinna. Mimo wszystko… powinna się pilnować, bo… właściwie to wcale nie musiała, ale chyba nie potrafiła się tak po prostu pozbyć tego, co przez lata na sobie wymuszała.
    — Może to największy błąd w moim życiu — mruknęła, ale jej ton głosu nie był wtedy, jak miała to w zwyczaju, raczej… żartowała i dalej się z nim drażniła. Dla zasady. Nie była pewna czy dobrze zrobiła, miała nadzieje, że nie wyjdzie z tego zaraz kolejna kłótnia, bo naprawdę nie miała na to ochoty. Zwłaszcza, że nie mieli jak rozładować napiętej atmosfery. — Musisz? — Spytała, patrząc na niego trochę gniewnie gdy mówił o wspólnym prysznicu. Bo tak naprawdę z jednej strony chętnie by się zgodziła, a z drugiej… Boże chyba się wstydziła. Kiedy chodziło o seks z Jake’m to, to jakoś naturalnie godziła się z tym, że jest naga. Ale prysznic? Wspólny? To nie była normalna sytuacja. Dlatego mimowolnie jakoś tak skuliła ramiona, jakby miała się zakryć, chociaż była już w pełni ubrana.
    Zaśmiała się cicho.
    — A byłeś kiedykolwiek harcerzem? — Uniosła pytająco brew — ale powiedzmy, że ci wierzę — zaśmiała się wesoło, a następnie pokręciła lekko głową, nieco zażenowana — jeszcze słowo i to cofnę — powiedziała. Co zrobił? Sprawił jej komplement, ale cóż, Meg nie była do nich przyzwyczajona. Jasne, koleżanki często dawały słowa wsparcia, ale Mackenzie nie miała prawdziwych przyjaciół, relacja z matką była na tyle skomplikowana, że jedyne co od niej słyszała to to, że ubiera się nieodpowiednio do wieku, do koloru włosów, że powinna spojrzeć na tego projektanta, a nie tamtego. Wychowała się w morzu krytyki, więc nic dziwnego, że tak zareagowała.
    Dobry humor i zmartwienie związane z komplementem szybko przestały mieć na znaczeniu.
    — No… na to wychodzi — powiedziała, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to nierealne — znaczy… no, ja wiem, że… że to niemożliwe — zerknęła na Jake’a, ale z jakiegoś powodu nadal czuła się spięta na myśl, że ktoś kto ich obserwuje ma telefon Lucasa i wypisuje do niej wiadomości. Spojrzała na Jacoba, rozchylając wargi — jak mam się uspokoić, to nie jest zabawne — powiedziała, ktokolwiek zamierzał się bawić w ten sposób, totalnie nie znał się na żartach. Spojrzała na swój telefon i włączoną rozmowę z Lucasem. Przeczytała raz jeszcze wiadomości, zagryzając wargi — raczej nikomu nie mówiłam, kiedy zaczęliśmy kręcić czy wychodzić an randki. To też nie był… typ, który by opowiadał takie rzeczy — powiedziała, ale wyłączyła telefon tak, jak kazał jej to zrobić Jake. Nie była pewna czy zasłonięcie okna było dobrym pomysłem. Nie było całkiem ciemno, bo ma zewnątrz wciąż świeciło słońce, ale według Meg, atmosfera zrobiła się przerażająca. — Musimy tu zostać? — Spytała, bo miała złe przeczucia. Wiedziała, że nie mogli się za bardzo oddalić, bo mieli kolejnego dnia odebrać jej fałszywe prawko, ale… chciała się stad ruszyć, gdziekolwiek, dokądkolwiek.

    🙊

    OdpowiedzUsuń
  103. Prychnęła w odpowiedzi na jego słowa. Jednocześnie starała się nie patrzeć na jego twarz, żeby przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego, jak choćby zbliżenie się i pocałowania go. Miała w tej chwili ogromną ochotę to zdobić, ale… nie, nie mogli. Obawiała się, że naprawdę nie byliby w stanie przystopować w odpowiednim czasie.
    — Jakoś do tej pory radziłam sobie świetnie w kąpielach sama — zauważyła — i nie czuję potrzeby do zmian — dodała, a następnie przekrzywiło głowę — poważnie? A w którymś momencie wyglądało na to, żebym je miała?
    Spojrzała na niego, mrużąc delikatnie powieki, kiedy wspomniał o podrywaniu harcerek.
    — A jest ktoś, kogo nie podrywałeś? — Spytała, co zabawne, naprawdę będąc ciekawą odpowiedzi. Jak się dłużej zastanowić, trochę to żałosne, że zakochała się w chłopaku, który się nią w ogóle nie interesował, a który jednocześnie wydawał się być zainteresowanym niemal wszystkimi. A przynajmniej całkiem sporą liczbą dziewczyn ze szkoły. Podejrzewała, że wcześniej z pewnością nie było lepiej. — Możesz przestać? — Spytała, przeczesując włosy tak, aby przysłaniały sporą część jej sylwetki — to… to krępujące kiedy tak się na mnie gapisz — mruknęła, nerwowo gładząc rude kosmyki.
    Wolałaby się dalej wkurzać na Jake’a o to, że gapi się na nią wymownie. Wkurzanie się na martwego chłopaka i doszukiwanie się wszędzie jakiej pułapki było męczące i zdecydowanie po dłuższym czasie mogło doprowadzić do paranoji. A Margaret, cóż, miała skłonności do wkręcania sobie z pozoru niemożliwych rzeczy.
    Jak miała się tak po prostu nie przejmować? Wiedział, że zamówili jedzenie. Miał do niego dostęp? Przeniosła spojrzenie na pizzę, zastanawiając się nad tym, czy ta nie jest przypadkiem zatruta. Co jeżeli pojedzie za nimi dalej? Jeżeli będzie ich śledził, sprawiając, że cały ten wyjazd okaże się piekłem?
    — Może powinnismy wrócić do domu? — Spytała cicho, nie reagując w specjalny sposób na jego ciepły oddech, który czuła na swojej skórze — co jeżeli to nie żarty? — Mimowolnie odsunęła głowę do tyłu, gdy jego wargi dotknęły jej szyi. Wzięła głęboki oddech, starając się myśleć odpowiedzialnie. A jeżeli wyjdą i coś wydarzy się po drodze? Nie była chyba w stanie prowadzić. Chyba naprawdę powinni zostać w pokoju… — nic więcej — powiedziała, dla jasności. Zrobiła mały krok w jego stronę i sięgnęła jego ust, aby złożyć na nich pocałunek. Chciała tego. Skupić myśli na czymś innym, nie zastanawiając się przy tym czy ktoś ich teraz obserwuje, co planuje zrobić, ale… to ziarenko zostało zasiane w jej głowie i chociaż starała skupić się po prosu na Jake’u. Zachłannie całowała go, wplatając jedną rękę w jego włosy, a drugą ułożyła na zdrowym barku chłopaka. Przerwała, aby wziąć oddech i od razu powróciła do jego ust.
    Skup się na Jacobie, skup się na Jacobie, powtarzała sobie, przenosząc dłoń z jego włosów na policzek chłopaka, gładząc go powoli.

    🙈

    OdpowiedzUsuń
  104. Zlustrowała go uważnym spojrzeniem, jakby dopiero zdając sobie sprawę, że on faktycznie wyszedł prosto ze szpitalnego łóżka. Szli wypłacić kasę z bankomatu, nie było od początku w planie wspólne opuszczenie szpitala… Nie miał ze sobą zupełnie nic poza tym, co w tamtej chwili miał na sobie i w kieszeniach.
    — Poza odbiorem prawka, musimy zaplanować na jutro też zakupy — zauważyła, przechylając lekko głowę — kiedy przenosiliśmy się na łóżko, wydawało się, że jesteś całkiem sprawny, Jakie, na pewno sobie poradzisz też przy prysznicu — powiedziała, posyłając mu pełen serdeczności uśmieszek — traktujesz to jako wyzwanie, co? — Uniosła wysoko brew, przyglądając mu się ponownie z uwagą. Nie miała pojęcia na ile może mu wierzyć, bo śmiało mogła stwierdzić, że z jej punktu widzenia wyglądało to inaczej. Owszem, niektóre laski ze szkoły same pchały się w jego ręce, ale nie uważała, aby wszystkie takie były. Wolała jednak nie zagłębiać tego tematu. Sama świadomość, z iloma dziewczynami był, była wystarczająco irytująca, nie musiała znać wszystkich szczegółów.
    Westchnęła cicho, bo bliskość Jake’a z jednej strony była kojąca, ale równocześnie miała wrażenie, że nie powinni tak bagatelizować sprawy z tymi wiadomościami, że nie powinna myśleć o tym, jak bardzo chce go pocałować…
    — Ale… — wcale nie żartowała, przez krótką chwilę naprawdę rozważała powrót. Syknęła cicho, czując jego zęby, a po chwili tylko głośno odetchnęła. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo na niego reagowała. Skinęła lekko głową. Rozsądek kazał jej się zgodzić z Jacobem, co niby mogło się stać? To tylko żarty, prawda? Ktoś chciał ją nastraszyć. Nic więcej nie mogło się wydarzyć. Nie mogło. To, że wiedział, że zamówili jedzenie nie oznaczało, że miał do niego dostęp. Musiała wrzucić na luz. A poczynania Jacoba skutecznie odciągały ją od czarnych myśli.
    Kiedy wsunął dłoń pod jej bieliznę, zacisnęła palce na jego jasnych włosach, bezwiednie starając się znaleźć jeszcze bliżej niego. Kiedy odsunął się od jęk warg, rozwarły usta i wydała z siebie głośne westchnienie, gdy jej dotknął.
    — Jake — szepnęła, biorąc kolejny głęboki oddech. Nie była w stanie skupić się na odpowiedzi. Wypchnęła biodra zaciskając się od razu na nim, zaparła się plecami o ścianę i zaczęła powoli się poruszać. Zaskoczona tym, jak bardzo go pragnęła, jak bardzo właśnie tego chciała. Ze świadomością, że oboje dobrze wiedzą, co robią.
    Chciała tego. Pragnęła go. Tak bardzo go pragnęła, a jednocześnie nie mogła pozwolić na to, aby kolejny raz tego dnia się odsunął. Nie przeżyłaby, gdyby teraz zostawił ją w takim stanie.
    — Spróbuj tylko… teraz… mnie zostawić… a cię uduszę — wydyszała, odchylając głowę. Dla potwierdzenia swojej groźby, przesunęła powolnie dłonie na jego szyję i delikatnie ścisnęła, w żaden sposób nie robiąc mu krzywdy. Jedną dłoń zsunęła niżej, z szyi na jego klatkę piersiową, a następnie dalej w dół. Chciała mu pokazać, że też chce sprawić mi przyjemność, a nie jedynie czerpać z tego, co chciał jej dać on. Wsunęła dłoń pod gumkę dresów i bokserek, a następnie chwyciła stwardniałą męskość i zaczęła poruszać dłonią, muskając wargami jakikolwiek skrawek jego ciała, jaki była w tej pozycji dosięgnąć. Czuła bowiem, że musi go całować.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  105. Na wspomnienie o plotkarze i rodzicach, westchnęła ciężko. Miała nadzieje, że nic więcej o nich nie będzie pisała, bo jeżeli w ten sposób Millerowie ich znają, Meg będzie naprawdę wkurzona na tę druną stronę. Nie myślała wcześniej o tym, że to właśnie plotkara może być największym problemem. Nie mogła mieć jednak oczu wszędzie, prawda? A ten, kto bawi się numerem Lucasa nie mógł przecież towarzyszyć im cały czas. Chciała w to wierzyć. Musiała, bo inaczej równie dobrze mogłaby już wrócić do domu z podkulonym ogonem, a naprawdę nie miała na to ochoty.
    — Niby za co, miałbyś dostać nagrodę? — Uniosła wysoko brew, próbując odgadnąć, co się właśnie działo w jego główce.
    Oblizała wargi, powstrzymując się przed odpowiedzią na jego pytanie. Wiedziała, że zadał je specjalnie, ale to było silniejsze od niej samej.
    — Po prostu, muszę — wyszeptała, odwracając głowę w bok. Opierała się policzkiem o ścianę, oddychając głęboko przez rozchylone usta, gdy czuła tak wyraźnie jego ciepło na swoim ciele, oddech na wrażliwej skórze, co powodowało dreszcze i przyjemne mrowienie. Wzięła głęboki oddech, gdy Jake nie przestał, a wręcz pogłębił pieszczotę, dokładając jej kolejnych bodźców. Dyszała, próbując nad sobą zapanować, ale to, jak na nią działał… przy nikim innym, nigdy nie czuła się w ten sposób. Jago dłonie rozpalały ją do czerwoności. Nie chciała pozostać obojętna, chciała mu się odwdzięczyć, chciała, żeby czuł się dokładnie tak samo, jak ona w tej chwili. Czując, że ucieka przed jej dotykiem, odnalazła jego spojrzenie, padające w tym czasie słowa z jego ust sprawiły, że kąciki jej ust drgnęły.
    — Odwdzięczę się — sapnęła, wplatając jedna dłoń w jego włosy. Drugą ułożyła na jego barku i zacisnęła mocno, gdy Jake wcale nie tak powoli, doprowadzał ją do orgazmu. Czuła nadchodząca przyjemność… zmarszczyła brwi, czując w sobie pustkę. Nie zdążyła oddać pocałunku, gdy chłopak już przed nią klęczał. Schyliła głowę, aby na niego spojrzeć. Nie spodziewała się, że taki widok może ją jeszcze bardziej podniecić. Zamknęła oczy i odchyliła głowę z powrotem do tyłu. Nie potrzebowała dużo czasu, aby wyjęczeć swoje spełnienie, poruszając przy tym mimowolnie biodrami. Nogi jej drżały i z trudem była w stanie na nich ustać, dlatego przez chwile po prostu się nie ruszała, opierając się o ścianę. Gdyby nie takie wsparcie, runęłaby na ziemie, była tego pewna.
    — Siadaj — wychrypiała cicho. Sama nie była do końca pewna, co chciała zrobić. Nie wiedziała, jak ma się za to zabrać, ale… chciała spróbować. A myśl, że przed chwilą brał prysznic jakoś dodawała jej otuchy — czekaj — szepnęła. Podeszła do niego i zsunęła mocniej dresy z bokserskim, a następnie uklęknęła pomiędzy jego nogami. — Nigdy wcześniej tego nie robiłam — szepnęła, spoglądając w jego oczy, a następnie chwyciła dłońmi jego męskość, nakierowująca ją sobie na usta. Wzięła drżący oddech i delikatnie oblizała główkę, a następnie wsunęła ją do ust, jednocześnie poruszając powoli dłonią.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  106. Wywróciła teatralnie oczami, uznając jego słowa za niebyłe. Oczywiście, jej serce nie mogło być zamrożone, skoro czuła, chociaż momentami wolałaby, aby było zupełnie inaczej. Przyznanie na głos, że miał racje było nie do przejścia. Dlatego wybrała milczenie, a oboje wiedzieli, że w przypadku Mackenzie było one bardziej wymowne niż jakiekolwiek słowa.
    Starała się panować nad swoim oddechem, ale to było na nic. Bliskość Jake’a sprawiała, że całe jej ciało zachowywało się już nie tylko zdradziecko, ale i wręcz bezczelnie, bo… nie była w stanie być obojętną na niego.
    Niby wiedziała, czego może się spodziewać, bo już raz była z Jake’m. Osiągnęła pierwszy w swoim życiu pełnoprawny orgazm i rozumiała już jaki był to stopień przyjemności, przez co po prostu nie mogła pozwolić na to, aby chłopak się od niej odsunął, zostawiajac ją ponownie tak rozgrzaną i podnieconą. Nie wiedziała czy byłaby w stanie znieść to kolejny raz, tego samego dnia.
    Nic dziwnego, że z jej ust wyrwał się długi i głośny jęk. A gdy przesunął po jej ciele palcami pokrytymi jej sokami, dreszcze przeszły jej wzdłuż kręgosłupa, a pomiędzy nogami ponownie poczuła mrowienie. Ten chłopak wiedział, co ma zrobić, aby chciała go jedynie więcej…
    — Ale chcę — szepnęła cicho, powoli masując jego męskość i przymierzając się w wpuszczenia go w swoje ciepłe, wilgotne usta. Spojrzała kontrolnie w jego jasne oczy, jakby szukając potwierdzenia, że dobrze robi. Skinęła lekko głową na jego słowa. Starała się nie stawiać oporu, gdy zaczął poruszać jej głową, nadając jej ruchom odpowiedniego tempa. W ogóle starała się zachować spokój, poza pieszczeniem go, skupiała się też na tym, aby oddychać, chociaż w którymś momencie jej oczy zaszkliły się lekko i zaczerwieniły.
    W pierwszym odruchu miała ochotę wypluć to, co znalazło się w jej ustach, ale po zmęczeniu powiek, przełknęła jego nasienie, chociaż gdy to zrobiła, miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
    Spojrzała na niego, wdrapując się z jego pomocą na kolana.
    — Nie musisz mnie przepraszać.
    Rozchyliła wargi, odwzajemniając pocałunek i w tej samej chwili obejmując go. Przylgnęła do jego nagiego torsu. Wciąż była wilgotna, wiec gdy siedziała na nim w ten sposób, rozcierała na jego udach swoje podniecenie. Czując wyraźnie jego męskość, na której również zostawiła swój ślad.
    — Chcę tego i nie chcę — przyznała, delikatnie się o niego ocierając. Czucie pod sobą bijącego od niego ciepła było niesamowicie przyjemne — nie chcę, żebyś mnie teraz zostawiał — szepnęła w jego wargi, wplatając palce w przydługawe kosmyki — a jednocześnie tak bardzo chcę… — przerwała, uśmiechając się kącikiem ust, spoglądając w jego jasne oczy. Robiła to przez chwile w milczeniu — chcę seksu z tobą — zachichotała, nie wierząc, że przyznała się do tego na głos. Nawet to, że skończył w jej ustach, w tej chwili nie wydawało się straszne — musisz je znaleźć szybko. Bardzo szybko — szepnęła, składając pocałunki na jego brodzie i żuchwie, delikatnie szczypiąc skórę zębami.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  107. Siedzenie okrakiem na jego nogach i czucie pod sobą twardej męskości, która na ten moment była nieosiągalna, było strasznie frustrujące. Próbowała skupić się na pocałunkach, na łapaniu zębami jego skory i podgryzaniu go, aby na chwile odwrócić własne myśli od tego dziwnego uczucia pustki w swoim kroczu… ale to było na nic. Chciała go, tak bardzo go pragnęła w tej chwili, najlepiej od razu. Paniczny lęk trzymał ją jednak przy zdrowych zmysłach, sprawiając, że chociaż miała ochotę go w sobie poczuć, ograniczała się jedynie o ocieranie się o jego penisa. Drażnienie w ten sposób drażliwej łechtaczki i tak sprawiało jej zalążki przyjemności, ale zdecydowanie to nie było to, czego chciała w tej chwili. Chciała go w sobie czuć. I była w szoku, prawdziwym, że może mieć tak silną potrzebę na coś takiego!
    — Tylko szybko, błagam — wyszeptała cicho, wypijając się w jego wargi namiętnym pocałunkiem — nie mogę ci tego obiecać — wróciła do jego słów, gdy ułożył ją na łóżku. Ułożyła dłonie na swoim brzuchu i poruszyła biodrami, patrząc na niego — wracaj do mnie — sapnęła, spoglądając za nim.
    Kiedy Jake opuścił pokój, leżała przez chwilę na łóżku w pozycji, w jakiej ją odłożył. Rozważała dotykanie się, ale podniecenie zaczęło opadać wraz z brakiem jego obecności w pokoju. Nadal czuła tę ogromną chęć dokończenia tego, co zaczęli, ale nie chciała bawić się sama ze sobą. Zerkała w stronę stolika, na którym leżał jej wyłączony telefon. Kusił ją. Strasznie. Przeturlała się na brzuch, zgięła nogi w kolanach i zaczęła nimi wymachiwać, powtarzając sobie, że nie powinna go włączać. Nie zrobiła tego w ostateczności. Skupiła się na wymyśleniu, jak powita Jake’a.
    Dlatego zdecydowała się podnieść z łóżka i pozbyć się z siebie bluzki, która do tej pory miała. Poprawiła poduszki, układała się w rożny sposób, zastanawiając się, w jakiej pozycji będzie wyglądać najbardziej seksownie. Zsunęła jedno ramiączko stanika, wplatając rękę w długie włosy. Wpatrywała się w drzwi, czekając na niego z ogromna niecierpliwością.
    — Myślałam, że — urwała, słysząc jego słowa. Co on niby gadał? Chyba się przesłyszała. — Co? — Podniosła się, siadając na piętach i wpatrywała się w niego, poprawiając jednocześnie opuszczone wcześniej ramiączko — ale… przecież, to chore — stwierdziła — to… ty przecież nie — zmarszczyła brwi, patrząc na niego — nie… nie możesz beze mnie — powiedziała, oblizując pospiesznie wargi. Wstała z łóżka, rozglądając się za swoimi rzeczami. Ubrała się w ekspresowym tempie, dobrze, że nie zdążyli się rozpakować. — No to na co czekasz? Musimy stad spadać — powiedziała, stając przed nim — skoro… skoro wiesz, że nas szukają… Co wiedzą? Co musimy zmienić? Co… co robimy?

    😕

    OdpowiedzUsuń
  108. Tak naprawdę nie wiedziała, co mają zrobić. Nie chciała dać się złapać. Poza tym, nie rozumiała dlaczego matka miałaby zgłaszać jej porwanie, to… to było całkowicie bez sensu. Zwłaszcza, że przez cały ten czas od momentu, w którym Fibs ogłosiła w szpitalu, że Meg i Jake ze sobą spali, nie mieli ze sobą żadnego kontaktu, żadnych połączeń, wymiany wiadomości czy wizyt w szpitalu, poza dzisiejszą…
    — Nie rozumiem, dlaczego to zrobiła — powiedziała, zapinając rozporek spodni, a następnie rozejrzała się dookoła, chcąc się upewnić, że o niczym nie zapomną. Ułożyła torebkę koło torby. Gdyby o niej zapomnieli, byliby bez sporej części kasy, którą wcześniej wypłacili z banku. — Niedługo mam urodziny, powinni… — wiedziała jednak, że to bez znaczenia. Jeżeli to miał byś sposób Evelyn na jakiekolwiek pojednanie z Meg, to zdecydowanie nie był to najlepszy pomysł kobiety. Wręcz przeciwnie, najgorszy z możliwych — nie wiem co oni sobie myślą. Wydaje im się, że wrócimy do domu z podkulonymi ogonami? — Prychnęła cicho, podchodząc powoli do Jake’a. Widziała, że jest zdenerwowany. Ona sama również była, ale zdawała sobie sprawę z tego, że ją będą traktować jak ofiarę, a Jake’a jak przestępcę.
    — Nie, nie ma mowy. Nie tutaj — stanowczo wyraziła brak poparcia na jego pomysł — autobus — oznajmiła — wyjedziemy… gdzieś, gdzie nie ma tyle ludzi, gdzie nas nie rozpoznają… Jakaś mała wioska, zabita deskami — myślała gorączkowo nad tym, co zrobią, co będą mogli zrobić, aby zgubić potencjalnie poszukujących ich ludzi. — Nie wiem, to… Przecież to najgłupszy pomysł na jaki mogli wpaść.
    Dała się pociągnąć i wyprowadzić z pokoju, cały czas głosować się nad tym, jakie maja wyjścia z tej sytuacji — wzięliśmy wszystko z auta, prawda? Nie zbliżamy się do niego. Ten twój kumpel od prawka… Możemy się do niego dostać? Muszę mieć inny dokument, teraz nigdzie nie mogą pokazać prawdziwego prawka, bo od razu nas zgarną. Przefarbuję włosy. Muszę przefarbować włosy, rudy rzuca się w oczy — stwierdziła, kiedy szli korytarzem — i wychodzimy tylnym wyjściem — dodała, chociaż to było akurat oczywiste, Jake na pewno o tym samym pomyślał. Nie mogli tak po prostu się wymeldować. Ścisnęła mocno jego rękę, oddychając głęboko — musimy… musimy się zastanowić co robimy, nie możemy tak po prostu iść na jakikolwiek dworzec kupić bilety, musimy… — nie miała pojęcia, co muszą, nie była gotowa na coś takiego! Chciała uciec, owszem, ale nie zakładała, że matka to gdziekolwiek zgłosi, a nawet jeżeli, że nie zrobi tego tak szybko. Rozejrzała się po korytarzu, stawiając kolejne kroki ciszej, gdy zaczęli schodzić po schodach. Musieli przejść niezauważeni do przejścia dla personelu. Nie mogli przecież dać się złapać już na starcie, swojej wielkiej ucieczki.

    🥷

    OdpowiedzUsuń
  109. Wiedziała, że w świetle prawa jest tylko dzieckiem i w tej konkretnej chwili, strasznie ją to wkurzało. Nie powinno tak być. Zwłaszcza, że to w ogóle nie było tak, jak zostało to przedstawione przez Evelyn i Andree mediom! Nikt jej nie uprowadził. Sama chciała uciec, a Jacob do niej dołączył. Już prędzej można by powiedzieć, że to ona uprowadziła go ze szpitala. Nie rozumiała. Nic z tego nie rozumiała. W dodatku to, jak szybko zadziałali… to było cholernie podejrzane, ale Meg nie miała żadnych pomysłów, dlaczego.
    Gdyby wiedziała, że jej matka sypiała z Jake’m, w życiu by się do niego nie zbliżyła. W życiu nie pozwoliłaby, aby jej dotknął. A matka… razem z Jake’m poznałaby, jakie awantury potrafi robić Meg, bo wszystko, co miało miejsce dotychczas byłoby niczym. Ale Margaret nie miała o niczym pojęcia.
    — Jasne, nowe telefony — pokiwała lekko głową. Zagryzła wargi. Nie miała pojęcia czy dałaby radę w takim miejscu, ale… nie chciała wracać do domu. Nie miała ochoty być jak posłuszny szczeniak — nie może być tak źle — mruknęła. Nie była pewna czy dobrze by się czuła w jakimkolwiek innym kolorze włosów, ale w tej chwili ważniejsze było to, aby wydostać się niezauważenie z hotelu. Nad całą resztą będą myśleli później.
    Stawiała powoli kolejne kroki, starając się, aby nie wybrzmiewają głośno.
    — Nie chcę wracać — wyszeptała stanowczo, ściskając mocno jego dłoń — nie zostawię cię samego, ja… nie chcę cię zostawiać — powiedziała cicho, tego dnia padło tak dużo szczerych słów, że nie miała oporu przed wypowiedzeniem kolejnych. — Pomysł, żeby komuś zapłacić jest dobry, ale co, jeżeli ktoś nas rozpozna? — Oblizała wargi, kierując się w stronę wyjścia.
    Gdy dotarło do drzwi, a następnie przeszli przez nie, odetchnęła głęboko. Udało im się wyjść z hotelu, ale to nie znaczyło jeszcze, że byli bezpieczni. Tak blisko Nowego Jorku w tym momencie nie mogli być bezpieczni.
    — Co teraz? — Spytała. Nie mogli iść do samochodu, nie mogli tak po prostu iść na dworzec i kupić biletów. Zaczepienie kogoś pierwszego z ulicy też nie było najlepszym pomysłem. Zdecydowanie. — Nie możemy tak po prostu kogoś złapać, może nas rozpoznać… — oblizała nerwowo wargi — mam w torbie bluzę — powiedziała, zatrzymując się przy ścianie budynku — schowam włosy. Ludzie na pewno będą się rozglądać — powiedziała, a następnie jak powiedziała, tak zrobiła. Wyciągnęła sportowa bluzę, założyła ją na siebie, zarzuciła kaptur na głowę i starannie schowała pod nim rude kosmyki.
    — Musimy się dowiedzieć, co dokładnie mówią, co wiedzą, co przekazują mediom — stwierdziła, poprawiając raz jeszcze rude kosmyki pod kapturem.

    🔍

    OdpowiedzUsuń
  110. Margaret podchodziła do tego nieco filmowo. Naoglądała się tyle różnych produkcji, że nie miała problemu z wyobrażeniem sobie ich uciekających do małego miasteczka, w którym się zaszyją, nie zwrócą niczyjej uwagi (a gdyby ktoś zadawał dużo pytań, to wymyślą idealną do opowiadania historie, która nie będzie wzbudzała żadnych podejrzeń), będą sobie w spokoju wieść życie i… nie myślała o tym, że będzie wręcz odwrotnie. W rzeczywistości zwrócą uwagę wszystkich, pieniądze się skończą, będą musieli skądś je brać, nie będzie sushi czy ulubionych restauracji, a paradowanie w markowych ubraniach będzie… zwiększało uwagę wszystkich.
    — Ale mały wiejski domek… na odludzi brzmi dobrze — nawet nie pomyślała racjonalnie, skąd mieliby się zatrzymać w małym wiejskim domku. Przejąć czyjaś własność? Meg była odrobinę… odrealniona. To dobre określenie. — Ale okej, pomyślimy o tym.
    Zaskoczył ją pocałunkiem, bo kompletnie się tego nie spodziewała w takiej sytuacji, ale musiała przyznać, że to było miłe. I dodawało jej energii i wiary w to, że razem jakoś się z tego wszystkiego wyplączą.
    Dała mu się pociągnąć, nie odzywając się, aby nie zwrócić niczyjej uwagi. Po wyjściu z hotelu, naprawdę odetchnęła. Myślała, że już będą mogli w spokoju pomyśleć, co dalej, ale kiedy Jake chciał iść dalej, nie protestowała.
    Uśmiechnęła się do niego ciepło, bo ta z pozoru niewielka pomoc w ukryciu włosów, w tym momencie była dla Mackenzie niesamowicie urocza i dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Hej, to znaczyło, że się nią opiekował! To było słodkie. I może powinna skupiać się na tym, że są poszukiwani, jej nastoletnie serce zabiło szybciej i zaczęło się rozczulać nad tym, jaki to Jacob jest uroczy.
    — Okej, robimy tak jak mówisz — przytaknęła, od razu ściskając palcami grzbiet jego ręki, gdy tylko splótł ich dłonie ze sobą. Wyrównała kroku do niego i po prostu szła razem z nim, w kierunku, który nadawał. Zerknęła na niego, przekręcając nieco głowę w jego stronę, bo kaptur ograniczał jej pole widzenia i skinęła lekko głową. — Życie zdecydowanie jest niespodziewane — stwierdziła mrużąc nieco powieki — i nie sprawiedliwie — dodała, bo kompletnie nie rozumiała, dlaczego tak szybko zareagowali. Może właśnie przez to, że zniknęli razem? Naprawdę chcieli w ten sposób uniknąć skandalu związanego z tym, że ze sobą spali? — To nie ma sensu, Jake… — powiedziała nagle, zatrzymując się w pół kroku — woleli oskarżyć ciebie o uprowadzenie mnie, bo bali się co ludzie powiedzą, bo wyszło, że ze sobą spaliśmy? Twoje rzekome uprowadzenie mnie jest bardziej popieprzone — mruknęła — i Andree się na to zgodził? Przecież takie zarzuty… — nie chciała mówić na głos, że mogą zniszczyć mu życie. Oboje doskonale o tym wiedzieli — to nie ma sensu. Ona musiała się czegoś naćpać, Jake, twój tata na pewno wie, że nie zrobiłbyś czegoś takiego, a już na pewno nie odwracałby sytuacji w taki sposób, aby tobie zaszkodzić — zacisnęła wargi — myślisz, że się pokłócili? — W zasadzie to miała w dupie związek matki, ale… jeżeli przez nich się rozstali? Chyba trochę było jej źle z taką możliwością.

    🧐

    OdpowiedzUsuń
  111. — Jasne, bez domku na odludziu — powiedziała odrobinę zmieszana. To nie tak, że nie zdawała sobie sprawy z cen… no, może jednak właśnie tak. Od zawsze była nauczona, że może mieć wszystko. Nie zawsze się tak zachowywała, ale zdecydowanie należała do grona rozpieszczonych księżniczek, które dostawały wszystko na skinienie palca. Dużo pokory nauczyło ją życie, gdy zaczęła sobie wmawiać, że jest niczym omen śmierci, a później nabrała jej nieco więcej przez Jake’a, bo chociaż bardzo chciała, nie mogła go tak po prostu dostać. Nie znaczyło to jednak, że w obecnej sytuacji myślała o tym, że nie mają pieniędzy bez limitu, że to co wypłacili to ich jedyne pieniądze, że… jeżeli dalej będą uciekać, będą musieli dostosować się. Ona przede wszystkim będzie musiała. — Rozumiem, nie będzie łatwo — może i rozumiała, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo — ale nigdzie nie idę bez ciebie. Do domu czy gdziekolwiek indziej — twardo się tego trzymała. Skoro udało im się dojść do jako takiego porozumienia… jej matka im tego nie spieprzy. Nie pozwoli na to.
    Spojrzała na Jacoba, mrużąc przy tym lekko powieki. Miała wrażenie, że wybielanie jej a przedstawianie Jake’a jako tego złego było ostatnim, na co by się zdecydowała Evelyn. Martwiła się, dlaczego kobieta zdecydowała się zagrać taką kartą. To nie miało żadnego, najmniejszego sensu. Żadnego.
    — Twój tata by na to nie pozwolił. Nie lubię go dla zasady, ale… nie jest taki zły — westchnęła. Może miał racje? Może tak Evelyn tak go sobie owinęła wokół palca, że przestał myśleć o własnym synu? Nie mogła wyrzucić tych myśli z głowy. Nie mogła przestać rozmyślać nad tym, dlaczego stało się, jak się stało. Dlaczego nie zadziałała inaczej?
    — W sumie… jestem trochę głodna — wcześniej nawet o tym nie myślała, ale kiedy chłopak wspomniał o jedzeniu, momentalnie zaburczało jej w brzuchu, chociaż wspomnienie o wiadomości z numeru Lucasa, nie zadziałało pozytywnie na jej apetyt. Wręcz przeciwnie, momentalnie zacisnął jej się żołądek. — Błagam, nie mów o nim — posłała mu krótkie spojrzenie — a jeżeli będzie próbował nas znaleźć? Wie, że jesteśmy w mieście, w jakim byliśmy hotelu… a jeżeli widział, jak wychodziliśmy? — Na to były raczej marne szanse, bo o opuszczeniu hotelu zdecydowali pospiesznie i równie szybko przystąpili do działania, a teraz znajdowali się tutaj, ale… wcześniej też nie podejrzewała, aby ktoś ich śledził. — Myślisz, że jak długo będziemy musieli czekać, żeby ruszyć dalej? Musimy… powinnam zmienić włosy przed dalszą drogą — westchnęła, kierując się nieco mozolnie w stronę budki, którą dostrzegł jako pierwszy Jake — będę ci się nadal podobać? — Zapytała nagle. Gadanie o takich sprawach było… odciągało myśli od tego co niepewne i stresujące — z innymi włosami?


    🤔

    OdpowiedzUsuń
  112. Skinęła lekko głową. To nic. Dadzą przecież jakoś radę. Wierzyła w to. Poza tym, skoro mieli siebie, to tym bardziej powinni dać radę przetrwać.
    — Potrafię rozporządzać pieniędzmi — zerknęła na niego lekko przymrużonym powiekami — to, że nie miałam akurat teraz kasy to wyjątkowa sytuacja — mruknęła, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, jak głupio to brzmiało. On odłożył kilkadziesiąt tysięcy, a ona nigdy nie pomyślała o tym, aby w jakiś sposób zabezpieczyć się na wypadek zablokowanego konta. Trzeba było jednak wziąć pod uwagę, że Margaret nie myślała nigdy wcześniej o tym, że będzie uciekała. Owszem, nie raz kłóciła się z matką, nie raz groziła, że ucieknie i problem Evelyn sam zniknie, ale… to były tylko słowa, puste groźby. Chciała iść na studia. Co prawda nadal nie była pewna, na jakie kierunki chciała składać papiery, ale zakładała, że je skończy, będzie miała dobrą pracę i dalej nie będzie musiała martwić się o finanse, bo te zawsze były i miały być. — Nie chce się kłócić — dodała szybko, chociaż i tak była odrobinę zirytowana jego słowami. Ostatnie jednak czego w tej chwili potrzebowali to konflikt.
    Oblizała nerwowo wargi. Rozumiała go. Też wolałaby myśleć, że w odwrotnej sytuacji, Evelyn byłaby nieświadoma. Ale raczej była na to mała szansa, tak jej się przynajmniej wydawało. Podłapanie myśli, że to Fibs… nie było trudne. Margaret doskonale pamietała, co dziewczyna zrobiła w szpitalu. Coś takiego… chyba mogłaby to zrobić, prawda? Na pewno ktoś ze szpitala zadzwonił do nich, mówiąc, że nie ma Jake’a. To, że byli widziani razem i plotkara o tym napisała… No właśnie. Fibs na pewno przeczytała, że są razem w hotelu i zamierzała im utrudnić życie.
    — Twoja siostra to prawdziwa jędza — mruknęła — większa niż ja, nie mam pojęcia, jakim cudem nie widziałeś tego przez cały ten czas — pewnie mogła ugryźć się w język, ale w jednej chwili poczuła tak ogromna złość do Phoebe Miller, że nie była w stanie zamknąć swoich ust. Czuła, że musi, bo przecież nadal nie chciała się z nim kłócić, ale strasznie ją wkurzał fakt, że nie dostrzegał tego wszystkiego, co Fibs jej robiła przez te dwa lata. — Dobra, nieistotne, ważne, że to dostrzegłeś — stwierdziła, machając przy tym ręką i naprawdę mając nadzieję, że nie zaczną się kłócić. Phoebe byłaby z pewnością zadowolona, gdyby tak się stało. Dlatego Meg zacisnęła wargi — o nie, o to jej na pewno chodzi, żebyśmy się pożarli. Mniejsza z nią, nie będę o niej więcej rozmawiać — wsunęła wolną dłoń do kieszeni bluzy i wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić.
    Szła krok w krok z nim, zastanawiając się nad jego pytaniem.
    — Nie wiem, ale… wolałabym, żeby ten ktoś przestał. Po prostu nie podoba mi się to co zrobił… — powiedziała, chcąc już dodać coś więcej, ale zamknęła usta, widząc, jego gest. Ostrożności nigdy za wiele. Zwłaszcza, jak został aktywowany child alert. Nadal to do niej nie docierało, że to działo się naprawdę.
    — I pójdziemy nad rzekę — powiedziała, spoglądając w stronę okienka budki, gdy chłopak wydawał akurat zamówienie osobie znajdującej się na początku kolejki. Szybko wróciła spojrzeniem do Jake’a, również go przytulając. Zachowywali się jak normalna para, nie powinni wzbudzić w nikim podejrzeń. Chociaż kiedy dotarł do niej sens słów chłopaka, ścisnęła mocniej dłonie.
    — Jake — szepnęła nieco wzburzona, tym co powiedział, ale jednocześnie… jej ciało znowu z nią nie współpracowało, bo zamiast zdzielić go ręką w głowę, zacisnęła swoje wnętrze. — Zachowuj się — powiedziała, chociaż jej spojrzenie mówiło, że powinien przestać mówić takie rzeczy, bo zaraz zacznie go błagać, aby faktycznie w końcu to zrobił. Miała dość ciągłego nakręcania się — jeżeli chcesz żyć, nie mów mi takich rzeczy, bo naprawdę cię uduszę — mówiła cicho — obiecuję, że spełnię swoją groźbę, jeżeli to się w końcu nie stanie — odparła, spoglądając w jego oczy. Mówiła poważnie. Będzie martwy, jeżeli znajdą nocleg, a się ze sobą nie prześpią.

    🫶

    OdpowiedzUsuń
  113. Spojrzała na chłopaka nieco zmieszana, bo… pierwsze co miała w zwyczaju, to trzymanie się zaparte swoich racji i jeżeli Jake dalej próbowałby jej wmówić, że czegokolwiek trzeba ją uczyć… tak, byłaby gotowa się pokłócić, chociaż tego nie chciała. Życie nauczyło ją, że najlepszą formą obrony jest atak, w przypadku słownej dyskusji… doprowadzenie do kłótni, a później zmiażdżenie przeciwnika słowami. Może i była drobna, z pewnością krucha w porównaniu z Jacobem i siłowo nie miałaby z nim żadnych szans, ale Ruda wiedziała doskonale, że słowa czasami potrafią ranić bardziej niż celne ciosy. Co było jej formą obrony. Potrafiła wbić szpilkę, głęboko i boleśnie.
    Nie odpowiedziała na jego pytanie, bo było jej zwyczajnie głupio.
    Zabolało. Prawdopodobnie nie powinno, bo przecież miała świadomość, że są rodzeństwem, że prawdopodobnie Fibs zawsze będzie dla niego najważniejsza nawet po tym, co zrobiła. Może dramatyzowała? Margaret twierdziła jednak, że to co zrobiła blondynka było świństwem. Z drugiej strony kto był teraz przy Jake’u? Na kogo mógł liczyć w tej chwili? A fakt, że Fibs mogła doprowadzić do uruchomienia child alertu było dla Margaret potwierdzeniem, że jego siostra jest wredną suką, niszczącą mu przyszłość. Po co? Żeby się zemścić, że przespał się z Mackenzie? Nawet Margaret nie dopuściłaby się czegoś takiego. Nie chciała się z nim kłócić, ale wydawało się, że właśnie do tego to wszystko zmierza.
    — Próbuje po prostu zrozumieć, dlaczego twoja siostra mogłaby rozpieprzyć ci życie, chyba, że narkotyki tak jej przeżarły mózg, że nie zdaje sobie sprawy jakie możesz ponieść konsekwencje — powiedziała całkiem łagodnie jak na siebie, chociaż dłonie, które trzymała w kieszeni bluzy mocno ściskała w piersi i wbijała dobie paznokcie w skórę, aby nie zacząć krzyczeć. Nie chcieli przecież zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Gdyby zaczęła się wydzierać, od razy ktoś by ich rozpoznał. Ścisnęła wargi, bo… może i miał racje, ale jej życie wyglądało inaczej. Kłótnie były na porządku dziennym.
    — Kompletnie nic — powiedziała cicho, oddychając głęboko. Była już zmęczona ciągłym walczeniem ze sobą. Najchętniej poddałaby się i pozwoliła, aby kontrolę przejęło pożądanie, które tak intensywnie odczuwała przy Jacobie — jesteś niemożliwy — zaśmiała się cicho, a kiedy klepnął ją w pośladek spojrzała w jego oczy, pozwalając sobie na całkiem szczery uśmiech. Chciała więcej, zdecydowanie więcej — trzymam cię za słowo — stwierdziła, muskając pospiesznie wargami jego usta, nim przeszli na początek kolejki.
    Dopóki nie wgryzła się w jedzenie, nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo była głodna. Z reguły zachowywała się tak, jak przystało, ale w tej chwili myślała tylko o tym, aby zaspokoić głód, wiec zachłannie wgryzała się dalej w ciasto.
    — Jakie to jest dobre — wymruczała z pełnymi ustami, a kiedy przełknęła spojrzała na Jake’a — nie mam pojęcia, trochę… to głupie, bo to tylko włosy, ale… lubię je takie jakie są — westchnęła — a jak będę brzydko wyglądać w innym kolorze?

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  114. Ścisnęła wargi w wąską linię, powtarzając sobie, że nie może być zazdrosna o jego siostrę. Nie było to niestety takie proste do zrobienia, bo chociaż Fibs zrobiła mu takie świństwo, słyszała wyraźnie w jego głosie, że nie była mu obojętna. Musiała się ogarnąć. Musiała przestać myśleć o tym, że tę wywłokę kochał, a ona sama była dla niego po prostu…
    Nie, Meg. Nie możesz tego robić. Nie chcesz, żeby kochał cię jak siostrę. Przestań myśleć o nim i o Fibs. Nie możesz czuć zazdrości z powodu jego prawdziwej siostry, idiotko!
    — Jasne, jak chcesz — powiedziała, wzruszając przy tym od niechcenia ramionami. Łatwo było przyjąć jej do wiadomości to, że to Fibs stoi za tym całym zgłoszeniem jej porwania. Nienawidziła jej tak mocno, że nie musiała się nawet dwa razy zastanawiać nad tym czy ma to jakikolwiek sens.
    Równie łatwo było jej się skupić na samym Jake’u tak po prostu. Na cieple bijącym od jego ciała, dotyku jego dłoni, jego zapachu czy głosie… po prostu na nim. Zwłaszcza, kiedy jego usta znajdowały się tak blisko niej.
    — Nie mogę się doczekać — powiedziała, uśmiechając się pod pocałunkiem. Jake sprawiał, że cały wstyd odchodził gdzieś daleko, nie myślała o tym. Liczył się tylko on.
    — I popcornu — wymamrotała z pełnymi ustami, a po chwili zamruczała cicho z przyjemności — jak już znajdziemy nocleg, chcę tonę niezdrowego żarcia — zachichotała, zapominając całkiem o tym, że nie tak dawno temu oznajmiła, że nie tknie niczego, co pochodzi z wątpliwego, zapewne brudnego miejsca, a tymczasem zapychała się słodkimi naleśnikami i była pewna, że przeżywa właśnie swój jedzeniowym orgazm. Jej kubeczki smakowe błagały o więcej.
    Uśmiechnęła się do chłopaka, kiedy powiedział, że też lubi jej włosy. A następnie utkwiła spojrzenie w naleśniku, czując, jak się rumieni. Nienawidziła pod tym względem swojej karnacji i tego, że wszelkie rumieńce pojawiały się na jej twarzy w tak błyskawicznym czasie.
    — Jeżeli nie zrobisz sobie tymi ćwiczeniami krzywdy, to oczywiście, że pomogę — powiedziała, nie przejmując się tym, że w ustach wciąż miała jedzenie — pewnie za jakiś czas powinien ją obejrzeć jakiś lekarz, hm? — Spytała, wiedząc, że to akurat będzie bardzo kłopotliwe do zorganizowania. — Powinnam iść w naturalne kolory czy zaszaleć? — Spytała, przechylając głowę — wiesz, może jakiś róż — zaśmiała się, próbując wyobrazić sobie siebie w takiej wersji. To było trudne, wręcz za trudne, musiało więc oznaczać, że to nie był dobry pomysł.
    Kiedy dotarli nad rzekę, Margaret zdążyła zjeść już swoją porcję. Rozejrzała się za koszem na śmieci, a następnie wyrzuciła papierową torebkę i otrzepała ręce, chowając je do kieszeni bluzy.
    — Co do ręki — powiedziała, delikatnie szturchając ramieniem jego zdrowe ramie — boli nadal czy już jest dobrze? — Spojrzała na chwilę na niego, a następnie odwróciła wzrok, rozglądając się dookoła — moglibyśmy przysiąść tam — wskazała brodą na miarę płaski fragment trawy, przy rozłożystych krzewach, skąd chyba był ładny widok na rzekę — to wyglada jak miejsce, w którym kręcą się tutejsze dzieciaki — stwierdziła, a przecież oni sami chcieli wtopić się w krajobraz.

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  115. Przymknęła na krótką chwilę powieki, rozkoszując się brzmieniem jego głosu. Był dla niej tak przyjemny, że gdy szeptał do niej z tak małej odległości, na jej ciele pojawiała się gęsia skórka.
    Uniosła głowę w górę, gdy tracił jej nos i uśmiechnęła się kącikami ust, odnajdując jasne spojrzenie chłopaka.
    — Trzymam za słowo — zachichotała cicho, a słysząc jego kolejne słowa, jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Zamierzała jednak odstawić jedzenie na dalszy plan, bo przede wszystkim chciała w końcu dostać Jake’a. To pragnienie narastało w niej przez lata, a kiedy w końcu mogła go zasmakować… wszystko szło nie tak, jak powinno. Odwlekanie w czasie tego, czego najbardziej pragnęła sprawiało, że była pewna, że gdy w końcu będą sami, rzuci się na niego niczym dzikie zwierze. A to było coś, czego sama po sobie by się nie spodziewała, ale Miller… Miller sprawiał, że do głosu dochodziło wszystko inne tylko nie rozum Margaret. — Przestań — mruknęła, czując, że jej policzki wręcz płoną. Jakoś nie potrafiła uwierzyć, aby to naprawdę było urocze.
    Zacisnęła wargi, kiwając przy tym powoli głową. Wiedziała, że to będzie trudne do wykonania. Nie mogli dać się przecież złapać, a wizyta u lekarza było jak podanie siebie na tacy… Jake nie mógł jednak tak po prostu czekać z tą ręką, aż przestaną ich szukać. Mackenzie martwiła się o to czy stan jego ręki pozostawiony bez odpowiedniej opieki, może się pogorszyć.
    — Będziemy musieli coś wymyślić — powiedziała cicho — nie możesz przecież tak tego zostawić — dodała, zaciskając mocno wargi. W filmach i serialach znalezienie ludzi zajmujących się takimi sprawami nielegalnie było tak cholernie łatwe! — Pomogę ci. Musisz mi tylko powiedzieć jak — odezwała się ponownie, chcąc go zapewnić, że ma w niej wsparcie.
    Wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, co woli. To znaczy wiedziała, ale nie chciała nagle stać się w jego oczach nudna. Bo odpowiedź dla niej była prosta, chciała tak, aby nadal mu się podobała.
    — Nie wiem, naprawdę — powiedziała — może będąc w sklepie, po prostu jakaś farba mi się spodoba — mruknęła, siadając na trawie i pocierając czubkiem buta o kępkę trawy. Spojrzała na niego, a następnie podążyła wzrokiem ku niebu, tak jak on. Odchyliła mocno głowę, a kaptur zsunął się z niej uwalniając rude włosy na jej ramiona.
    — Miałam studiować na Yale — powiedziała, bo biorąc pod uwagę obecne okoliczności, nie miała pojęcia czy to się kiedykolwiek wydarzy. Tak szczerze, to nawet nie była pewna czy naprawdę tego chciała, czy podjęła takie decyzje przez matkę i wszystkich dookoła. Jake mówił o niej niejednokrotnie jako o tej z rodowodem, a Meg zaczęła dostrzegać, że… pewne decyzje w jej życiu wynikają właśnie przez ten rodowód — a później miałam zacząć pracę w firmie dziadka, bo Evelyn wybrała dziennikarstwo, a nie biznes, ale… nie wiem, Jake — westchnęła, zagryzając wargę — to był plan, który… był. Wybrany niekoniecznie przeze mnie — wyszeptała, odwracając się w jego stronę — a ty? Wiem, że miałeś być zawodowcem, ale… o czym myślisz teraz?

    margo

    OdpowiedzUsuń
  116. Zerknęła na niego, pierwotnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. Kiedy wypowiedział kolejne słowa, oblizała nerwowo wargi. No właśnie, dlaczego mu na to nie pozwalała? Przecież go chciała. Jego towarzystwa. Chciała, żeby ja pokochał, a zachowywała się, jakby było to ostatnim, czego pragnie. A później zadręczała samą siebie zazdrością o relacje Jake’a i Fibs. Dlaczego nie potrafiła przyjąć jego słów? Podziękować za komplement? Przyjąć ich i cieszyć się tym, że… widocznie mu się podobała? Zachowywała się tak, jakby miała rozdwojenie jaźni. Z jednej strony pragnęła jego miłości, a po chwili odpychała go od siebie, nie pozwalała się zbliżyć ani sprawić, aby ich relacja była czymś więcej niż jedynie fizycznością. I czymś normalnym.
    — Nie potrafię wyłączyć tak po prostu trybu jędzy w sobie — powiedziała po krótkiej chwili milczenia — staram się, staram się brać to co życie mi daje, że ty… że my… jesteśmy tutaj, teraz, razem, ale — urwała biorąc głęboki oddech. Bała się, że zaraz mu przejdzie, że zmieni zdanie, a ona zostanie ze złamanym sercem i nadziejami, których narobiła sobie sama. Przecież nie tak dawno temu, bo jeszcze w hotelu powiedział jej, że jej nie kocha, że owszem podoba mu się, ale zapadło jej najbardziej to, że poziom ich uczuć względem siebie bardzo się różnił — to chyba… mój sposób na chronienie siebie czy coś, nie wiem, to głupie. Nie umiem tego wytłumaczyć — mruknęła, wpatrując się przed siebie.
    Uśmiechnęła się na jego podziękowanie i wzruszyła lekko ramionami. Nie musiał tego przecież robić. Chciała mu pomóc, chciała dla niego dobrze.
    Wykrzywiła delikatnie usta, gdy naciągnął na jej głowę kaptur. Od razu wsunęła uwolnione spod niego kosmyki z powrotem na swoje miejsce i wzięła głęboki oddech. Podobało jej się to, że był tak blisko, że mogli po prostu być razem, czuć siebie i swoją bliskość. Uśmiechnęła się do siebie, chociaż sama rozmowa nie należała do przyjemnych i łatwych.
    — Nie wiem czego chcę — przyznała — chodzi o to, że od zawsze było tak mówione. Za każdym razem… nikt nie pytał, czego chcę. Nigdy nie padło pytanie, na jaką wybieram się uczelnie. To były stwierdzenia, że idę na Yale, że będę pracować u dziadka, że to się stanie, a oni wiedzieli o tym jak miałam ledwo naście lat — westchnęła — nie pozwolili mi nawet się nad tym zastanawiać — dodała, spoglądając na niego kątem oka, wtulając się w jego policzek. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. To wspaniale? Szkoda tylko, że nieaktualne. — Naprawdę nie są w stanie jej naprawić? — Spytała cicho, a po chwili odsunęła się od niego, ale tylko po to, aby go mocno przytulić — nie wrócimy do domu — powiedziała, muskając wargami jego czoło — coś… coś wymyślimy. Znajdziemy nasz życiowy sens razem — szepnęła, spoglądając na niego z bliska — na szczęście… mamy siebie. Nie jesteśmy całkiem sami w tym wszystkim.

    🧡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstrzymała oddech, gdy dotknął jej policzka. Wpatrywała się przy tym w drugi brzeg rzeki, zastanawiając się nad słowami, które padały z ust chłopaka. Nie miała pojęcia, jak powinna zareagować, bo to wszystko było… takie niepodobne do nich, do tego, co znała. Ona i Jake… pomiędzy nimi wydarzyło się dużo. Dużo różnych rzeczy, padło dużo różnych słów, które teraz tylko utrudniały jej w byciu w tej konkretnej sytuacji. Chciała mu wierzyć. Chciała wierzyć, że mówi szczerze, że w jakiś sposób mu na niej zależy, że to co mówił wcześniej na temat braku uczuć względem niej było wypowiedziane po to, aby wbić jej szpilkę? A może wtedy mówił poważnie? A może… było tak wiele wariantów i teraz nad wszystkimi zaczynała się zastanawiać, chociaż chwile wcześniej nawet się nie zawahała co do pewności, że chce z nim uciec. Bo… chyba musiała mu po prostu zaufać. Nie chciała wracać do domu, kochała go w strasznie pokręcony i trudny sposób, ale była tego pewna. Chciała być blisko niego. Chciała być z nim i nie mogła teraz z tego rezygnować, szukając wymówek, wymyślając powody, których przecież mogło wcale nie być. Przeniosła spojrzenie na ich splecione palce i uśmiechnęła się kącikiem ust.
      — Postaram się — powiedziała, przenosząc spojrzenie z ich dłoni, na jego oczy. Naprawdę nie zamierzała tego schrzanić — to wszystko jest takie pokręcone — wykrzywiła wargi w lekkim grymasie — ja jestem pokręcona — sprecyzowała, zaciskając mocno wargi.
      To było miłe z jego strony, że chciał jej pomóc w podjęciu decyzji, które miały wpłynąć na jej przyszłość, ale w obecnej sytuacji… to nie miało żadnego znaczenia.
      — I tak nie pójdę na studia — wyszeptała — nie pójdziemy, bo jesteśmy poszukiwani, bo moja matka wariatka coś sobie ubzdurała — prychnęła cicho, tak aby nikt jej nie usłyszał poza Jake’m, mimo, że znajdowali się na uboczu. Zagryzła wargi, zastanawiając się nad tym czy mogła mu w jakikolwiek sposób pomóc, jeżeli chodziło o rękę. To zdecydowanie nie było coś na czym się znała, a z zablokowanym kontem, i faktem, że byli poszukiwani… mogła jeszcze mniej. — Naprawimy ją. W odpowiednim momencie, uda się — stwierdziła, naprawdę wierząc w te słowa. Chciała tylko, żeby Jakie był szczęśliwy.
      Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy ich wargi się spotkały. Przechyliła delikatnie głowę w bok. — Już mówiłam, obojętnie gdzie, byle z tobą — przypomniała mu, a następnie ścisnęła mocno palcami jego dłoń.
      Kiedy ściemniło się wystarczająco, ruszyli w stronę dworca. Jake miał zająć się zorganizowaniem odpowiednich biletów, a Margaret miała chwilę za nim zaczekać. Rozumiała, że jej włosy i uroda były dużo bardziej charakterystyczne, a w dodatku we dwójkę, mogli zwracać na siebie większą uwagę przez wzgląd na poszukiwania. Dlatego siedziała z kapturem na głowie przy stoliku w jednym z kawiarnianych ogródków i do znudzenia przeglądała menu, czekając tylko, aż Jacob po nią wróci. Słysząc, że ktoś odsuwa stolik, obniżyła kartę, gotowa do ujrzenia przed sobą blondyna, ale…
      — Wymień jeden powód, dla którego nie powinienem zwrócić uwagi tych wszystkich otaczających nas ludzi, że jesteś tym uprowadzonym dzieciakiem z wiadomości — chłopak usiadł naprzeciwko niej z cwaniackim uśmieszkiem — smakowała wam pizza?
      Margo zamrugała kilkakrotnie, bo to, co widziała, było niemożliwe. Po prostu nie mogło dziać się naprawdę. Chciała coś zrobić, ale odniosła wrażenie, że całe jej ciało zesztywniało w jednej chwili i nie była w stanie ruszyć nawet palcem u ręki.
      — Jak… — jedynie tyle udało jej się z siebie wydusić i to z dużym trudem.

      let’s play a game

      Usuń
  117. Zerknęła na niego kątem oka z miną mówiącą, że powinien w jednej chwili zaprzeczyć jej słowom, bo przecież nie powinien jej uważać za pokręconą. Nawet, a może zwłaszcza, jeżeli było to prawdą. Jego śmiech, choć cichy, brzmiał całkiem szczerze, przez co samej Margaret zrobiło się jakoś lżej na duszy, bo miała wrażenie, że minęło zdecydowanie za dużo czasu od ostatniego momentu, gdy mogli beztrosko się śmiać. Mimo, że tak właściwie jeszcze kilka godzin temu byli w przednich nastrojach. Jak wszystko, szybko mogło się zmienić…
    Słysząc jego słowa, odwróciła się cała w jego stronę i spojrzała na niego znacząco.
    — Oh, zamknij się, Jakie — uklęknęła na kolanach i przysunęła się bliżej niego, a następnie chwyciła jego dłonie i odsunęła na bok, aby po chwili wgramolić się na jego nogi. Chwyciła jego policzki w swoje dłonie i spojrzała prosto w jego jasne oczy — nigdzie nie wracam, rozumiesz? Nie zostawiam cię. Gdziekolwiek, byle razem. Cała reszta się nie liczy — powiedziała stanowczo, nie odrywając spojrzenia od jego jasnych tęczówek — przestań gadać głupoty. Nie niszczysz mi życia i nawet nie myśl w ten sposób. Nigdy więcej. Rozumiesz? — Spytała, nadal trzymając dłonie na jego policzkach. Nie chciała go zostawiać, nie chciała wracać do domu, a już na pewno nie wyobrażała sobie tego bez niego. Nie było więc opcji, aby go zostawiła. Zwyczajnie nie chciała tego robić i musiał to zrozumieć.
    Wtuliła się w niego, gdy ją objął i zaciągnęła się zapachem, w którym wciąż było czuć szpital, ale zdążyła się już przyzwyczaić do takiej mieszanki.

    Wpatrywała się z niedowierzaniem w siedzącego naprzeciwko niej chłopaka i tuż po wyduszeniu z siebie cichego pytania, zamknęła usta i po prostu się na niego patrzyła. Nic nie rozumiejąc!
    — To nie brzmi jak dobry powód — powiedział. Brzmiał całkiem wesoło, a w jego oczach była iskra, która niepokoiła Margaret — dam ci drugą szansę. Zastanów się porządnie nim znowu coś powiesz. Jak zmarnujesz i tę, krzyknę, że nazywasz się Margaret Mackenzie, a gdzieś w pobliżu z pewnością jest również twój porywacz — zaśmiał się, bo akurat chłopak pojawił się przy stoliku — swoją drogą, ciekawe… nim dostarczyli wam pizzę mogłoby się wydawać, że to całkiem inna relacja niż uprowadzona-porywacz — wbił rozbawione spojrzenie w rudą — Emma… — parsknął śmiechem.
    Margaret zerknęła na Jake’a i tylko delikatnie pokręciła głową. Nadal w zbyt dużym szoku.
    — Jake, to… to jest… nie, to niemożliwe, przecież Lucas… — wyszeptała bardziej do siebie niż do któregokolwiek z jej towarzyszy, powracając spojrzeniem do siedzącego chłopaka. Jakby próbując odnaleźć jakiś szczegół… Lucas był martwy, była policja, dochodzenie, był pogrzeb, była… była przy jego śmierci. Widziała ją na własne oczy, a przed nią siedział… On.
    — Nie możesz powiedzieć kim jesteśmy — odchrząknęła cicho — wszyscy myślą, że jesteś martwy. Nie chcesz zwracać na siebie uwagi, więc nic nie powiesz…
    — Założycie się? — Uniósł rękę, aby przywołać kelnerkę.
    Margaret w jednej chwili cała się spięła, panicznie zerkając w stronę drzwi kawiarni. Na szczęście kelnerka stała we wnętrzu, wiec prawdopodobnie nie dostrzegła od razu gestu przywołania.
    — Czego chcesz? — Syknęła cicho, nachylając się nad stolikiem.
    — To całkiem zabawne. Widzieć ciebie w takim stanie, wiesz Meg? Zawsze wiedząca co powiedzieć, jak się zachować, jak wbić szpilkę… jak sprawić, by nikt nie widział twojej winy. A teraz? Grunt ci się pali pod stopami. Jakie to uczucie? — Przeniósł spojrzenie w końcu na blondyna, a uśmiech, wciąż nie schodził z jego twarzy — a ty? Komuś musiałeś zajść nieźle za skórę, skoro rodzina zrobiła z ciebie przestępcę — stwierdził, splatając ze sobą dłonie i oparł je na stoliku — złoty chłopiec uprowadził nieletnią, niezła komedia.

    slowly

    OdpowiedzUsuń
  118. — Już nic nie mów — poprosiła cicho, spoglądając w jego oczy — może i nie jestem jeszcze pełnoletnia, ale dobrze wiem, czego chcę — szepnęła i pocałowała go, aby się po prostu przymknął i nie mówił niczego więcej. Westchnęła cicho, ale pokiwała przy tym twierdząco głową — świetnie, że się rozumiemy — dodała, uśmiechając się przy tym kącikami ust. Traciła delikatnie nosem jego nos, by następnie również się w niego wtuliła. W tym konkretnym momencie nie potrzebowała niczego więcej, aby poczuć namiastkę szczęścia i bezpieczeństwa, chociaż przed nimi była droga pełna przeszkód.

    — No właśnie — szepnęła tuż po Jake’u. Lucas nie żył. Był martwy. Doskonale o tym wiedziała i chociaż siedział tuż przed nią, nie potrafiła zrozumieć jak mogło w ogóle do tego dojść. Przecież… to było zwyczajnie niemożliwe. — Jesteś martwy — wyszeptała cicho, kręcąc głową — jesteś, kurwa, martwy.
    — Margaret, słownictwo — Lucas zaśmiał się, a po chwili pokręcił głową, gotowy przypomnieć jej, że miała podać mu powód, dla którego nie miałby poinformować wszystkich, że to ta dwójka jest poszukiwana. Nie zdążył się jednak odezwać, bo Jake okazał się być szybszym.
    W jednej chwili Margaret cicho pisnęła, otwierając szerzej oczy i pospiesznie podnosząc się z krzesła. Nie powinni zwracać na siebie uwagi, tymczasem… zdecydowanie robili coś zupełnie odwrotnego.
    Lucas wydawał się nie stawiać oporu. Nie szarpał się, a na jego ustach wciąż widniał ten cwaniacki, bezczelny uśmieszek. Przynajmniej do momentu, w którym Jake przeniósł rękę na jego szyję. Gdy docisnął, Lucas przestał się głupio szczerzyć.
    — Jaki ty błyskotliwy — powiedział nieco chrapliwie — może powinieneś nieco się o niej dowiedzieć… chociaż to i tak zabawa, na krótką metę co? Rodzice nie będą zachwyceni — Zebrał ślinę w ustach, a następnie opluł twarz Jacoba — niech ci opowie dokładnie o tamtej nocy i o swoich grzeszkach — dodał, przenosząc spojrzenie na rudowłosą, która się do nich zbliżyła — masz ich całkiem sporo na sumieniu, prawda Margaret?
    — Jake, puść go — powiedziała, stając tuż za chłopakiem, nieco roztrzęsiona. To wszystko do niej nadal nie docierało. Nie rozumiała jakim cudem Lucas… — powinnismy uciekać jak najszybciej — wyszeptała, bo zrobili w tym miejscu za duże zamieszanie. Kilku klientów kawiarni uważnie przyglądało się całej sytuacji. Była pewna, że ktoś z pewnością ich rozpoznał.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  119. Jeżeli dla Jacoba zobaczenie Lucasa było niezrozumiałe i szokujące, to, co miała powiedzieć Margaret? Była przy tym. Widziała, jak umierał. Spanikowana próbowała mu pomóc, zrobić cokolwiek, aby jednak przeżył… Chciała go uratować. Chciała, aby żył. Nie mogła pozwolić na to, aby umarł, bo wiedziała, że jeżeli to się stanie, wszystko będzie jej winą. Nic jednak nie mogła zrobić. Nie była w stanie mu pomóc, a sam Lucas zmarł niemal w jej ramionach. Właściwie, to tak właśnie było. Umierał w jej rękach i Margaret była pewna, co do tego, że Lucas był martwy. A teraz okazywało się, że… że to nie była prawda? To nie mogła być prawda, skoro stał przed nimi. Groził im i… I właściwie Margaret naprawdę niewiele rozumiała z tego wszystkiego, co się właśnie działo.
    Tak naprawdę mogła się domyślić, czego chciał, ale… Nie kleiło jej się to wszystko w żadną, logiczną całość, która miałaby jakikolwiek sens.
    — Jake, proszę, zostaw go i chodźmy już stąd — powiedziała, nim Lucas zdążył odpowiedzieć cokolwiek na słowa Millera — robi się niebezpiecznie, ludzie się gapią, ktoś nas zaraz rozpozna, proszę.
    — Ciężko w to uwierzyć, że panna nietykalska, rozstawiła w końcu przed kimś nogi i, że jej się podobało. Czym ją przekonałeś? Porcją ulubionych proszków czy… — nie dokończył, bo Jake w tym momencie wymierzył mu cios.
    Margaret cicho pisnęła, wpatrując się to w jednego, to w drugiego chłopaka. Sama nie wiedziała, czym była bardziej oszołomiona. Słowami, które padały z ust Lucasa czy reakcją Jake’a, chociaż gdy dostrzegła, że Lucas na niego napluł, była pewna, że Jacob tego tak po prostu nie zignoruje. Była tak bardzo zdezorientowana tym, co się stało, że początkowo, gdy Jake chwycił jej rękę i ruszył biegiem, nogi jej odmawiały posłuszeństwa i chyba tylko cudem, nogi jej się nie poplątały, chociaż miała wrażenie, że była bliska upadku kilka razy. Oddychała ciężko przez rozchylone usta, ściskając mocno dłoń blondyna, w drugiej dłoni trzymając torebkę, w której mieli forsę. Mogli zostawić wszystko inne w New Jersey, ale kasy nie mogli stracić.
    Kiedy wpadli do pociągu, Margaret z trudem złapała oddech. Dyszała ciężko, czując, że przez ten dystans złapała porządną zadyszkę. Jej kondycja była… W zasadzie, to jej kondycja nie istniała, a emocje jedynie dodatkowo utrudniały jej oddychanie. Czuła, jak nogi jej drżą i z trudem mogła ustać, dlatego oparła się plecami o ścianę wagonu, cała się przy tym trzęsąc. I nie wiedziała czy to ze zmęczenia czy przerażenia. Obie możliwości były bardzo prawdopodobne i żadna nie wykluczała drugiej.
    Drgnęła, słysząc głos Jake’a, ale przez to, jak bardzo się trzęsła i z trudem dało się to dostrzec. Podniosła spojrzenie na chłopaka, ale szybko odwróciła wzrok, kręcąc przy tym głową.
    — Bo umierał na moich oczach — powiedziała niemal bezgłośnie, zaciskając z całych sił powieki. Kiedy zamknęła oczy i pojawiła się przed nią ciemność, w jednej chwili wróciły wspomnienia z tamtej sylwestrowej imprezy. Jego bezwładne ciało, krew sącząca się z jego głowy. Ona sama cała w jego krwi, próbująca jakoś mu pomóc, zrobić coś, żeby otworzył oczy, ruszył się, odezwał, wstał… żeby zrobił cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że żyje! Gdy otworzyła oczy, uniosła ręce i spojrzała na swoje dłonie, jakby chcąc się upewnić, że teraz nie są umazane krwią. Niby były czyste, ale mimo to zaczęła je nerwowo o siebie ocierać, jakby chciała się z nich czegoś pozbyć, a następnie wytarła je w spodnie. — Wynosili go martwego, każdy, kto był na tamtej imprezie ci to powie! — Powiedziała dużo głośniej, nadal się trzęsąc. Nie mogła jednak powiedzieć Jake’owi całej prawdy. Nie mogła mu powiedzieć, co dokładnie się stało, bo Evelyn kolejny raz użyła swoich znajomości, aby zatuszować pewne szczegóły okoliczności śmierci chłopaka.

    🤫

    OdpowiedzUsuń
  120. Nie potrafiła być spokojna w tej chwili. Nawet bliskość i ciepło Jake’a, w tym konkretnym momencie nie działała na nią łagodząco. Jej ciało wciąż drżało i trudno było jej zebrać myśli. Dla niej to było niewiarygodne, bo, aż za dobrze wiedziała, że Lucas był martwy. Nie było możliwości, aby żył. Była tego w stu procentach pewna, a tymczasem… tak, jak mówił Jake. Widzieli go. Rozmawiał z nimi. Chciał ich zastraszyć, chciał… Meg nie była pewna, czego konkretnie chciał. Nic się ze sobą nie trzymało, a to sprawiało, że całość była jeszcze bardziej pozbawiona sensu. Nie było żadnego wytłumaczenia. Przynajmniej takiego, które dla Meg byłoby logiczne.
    — To niemożliwe — powiedziała cicho, zaciskając mocno pięści — wiem, że go widzieliśmy, ale to nie ma sensu — zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad tym wszystkim, kolejny raz w krótkim odstępie czasu. Sięgnęła automatycznie do jego nadgarstek, gdy gładził jej policzek i ścisnęła go mocno. Słuchała jego pytań, zastanawiając się nad tym, jak dużo może mu powiedzieć. To wszystko było dużo bardziej skomplikowane, a Meg w dodatku nie pamietała, co dokładnie ustaliła Evelyn. — Nie zrobił z ciebie pedofila, przecież my, ja nie jestem dzieckiem — zmarszczyła lekko nos. Wiedziała, że pod względem prawnym, była nadal dzieckiem, ale pomiędzy nimi była przecież tak mała różnica wieku! — Nie jesteś starym oblechem, a ja nie mam dwunastu lat — mruknęła, na samo wyobrażenie, czując, jak treść żołądka jej się cofa. Nie odpowiedziała mu nadal na zadane pytania i była tego w pełni świadoma. Wiedziała jednak, że musi to zrobić. Nie może milczeć. Udawać, że nie słyszała tego, co padało z jego ust. Zwłaszcza, że nie chciała zostać sama. Nie mogła zostać sama. Potrzebowała go. Chciała z nim być, a Lucas nie mógł być powodem, przez który miałaby stracić Jakiego.
    — Miał trefny towar — wyszeptała cicho, przełykając głośno ślinę — w jednej chwili po prostu go ścięło, uderzył o coś głową. To chyba… nie pamietam, ale było dużo krwi. Strasznie dużo krwi — głos jej drżał, a przed oczami miała sceny prawdziwych wydarzeń, których starała się pozbyć z głowy. Bezskutecznie. Wracały z każdym słowem, które wypowiadała. Nie wchodziła w szczegóły, trzymała się ogólnikowych faktów, bo tak naprawdę nie chciała okłamywać chłopaka. Po prostu… zostawiła kilka niedopowiedzeń. Choćby takich jak to, że Lucas nie upadł nagle sam i przez przypadek. To była jej wina.
    Zagryzła mocno dolną wargę, słysząc jego kolejne słowa. Zrobiła to tak mocno, że niemal od razu poczuła metaliczny posmak krwi. Bólu natomiast nie czuła w ogóle. Mogła się domyślać, że o to zapyta.
    — Xanax — wyszeptała bezgłośnie, odwracając od niego spojrzenie. Było jej wstyd, nie chciała, żeby wiedział, żeby patrzył na nią inaczej, jak na… na ćpunkę. Kiedy Susie przyłapała ją po raz pierwszy na podkradaniu tabletek jej matce, Meg mogła bez problemu się wytłumaczyć traumą z Lucasem, tyle, że Suzie nie wiedziała, że trwało to znacznie dłużej. A Margaret wmawiała sobie, że nad wszystkim panuje, fakt, że nikt w domu nie zauważył przez długi czas sprawiał, że wierzyła w to. Tyle, że Suzie przyłapała ją ponownie. — Poza tym nie wiem, o co mu chodziło. Ja nigdy… ja nigdy niczego nie zrobiłam za tabletki — dodała, mając nadzieje, że jej uwierzy — po sprawie z Reece’m z nikim innym nie spałam poza tobą — chociaż określenie, tych kilku sekund z chłopakiem jako spanie z nim było według Mackenzie dużym nadużyciem — nie wiem czego on chce i jakim cudem nie jest pod ziemią.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  121. — Nie — powiedziała, chociaż… nie miała stu procentowej pewności. Tak naprawdę jej relacja z Lucasem była całkiem prosta. Często ze sobą flirtowali, głównie na imprezach, bo to na nich się właściwie spotykali. Mogłaby wyliczyć na palcach jednej ręki jakieś spotkania poza szkołą czy wspólnymi wyjściami na organizowane przez uczniów domówki. Meg lubiła Lucasa. Ale to nie jego pragnęła i chłopak chyba to wyczuwał. Nie miała pojęcia czy ją przejrzał. Wtedy się nad tym nie zastanawiała — mówił o starszym bracie, poza tym, wszyscy byśmy wiedzieli, gdyby miał bliźniaka — powiedziała. Takich informacji nie dało się ukryć — pewnie chodziłby do tej samej szkoły, gdyby istniał, ale bliźniak nie istnieje — zauważyła — powiedziałby mi przecież… — chyba, chociaż tego nie powiedziała na głos.
    Nie mogła się nie zgodzić z Jake’m i w zasadzie dobrze rozumiała, co miał na myśli. Według prawa, cały czas była dzieckiem. Dlatego tylko zagryzła wargi, bo niby co takiego miała mu powiedzieć? Sama myśl o tym, że Miller mógł trafić za kratki, ją przerażała. Zwłaszcza, że to nie byłoby wyolbrzymianiem.
    Skinęła nieco niepewnie i powoli głową.
    — Stracił strasznie dużo krwi — wyszeptała — była wszędzie, na nim, na podłodze, na mnie, wszędzie — mówiła szybko, ponownie zaczynajac otrzepywać ręce z niewidzialnego brudu, a dreszcze znowu się nasiliły — nie wiem, nie jestem lekarzem, byłam pijana, ale byli tam przecież prawdziwi lekarze, zabrali go, przecież… przecież szkoła zrobiła pogadankę, był pogrzeb, przecież to wszystko nie stałoby się, gdyby on żył — mówiła, nie mogąc wytrzymać utrzymania spojrzenia w jednym punkcie. Bała się też patrzeć prosto w oczy Jake’a, bo obawiała się, że mógłby zorientować się, że nie mówi mu całej prawdy.
    Tylko co z tego, skoro wyglądało na to, że w jednej chwili go straciła? Widziała zmianę w jego oczach. Widziała, jak ją zmierzył. Czuła na sobie ten wzrok i nie było to nic przyjemnego. W dodatku ten spokój w jego głosie… wolałaby, aby się wkurzył, żeby był na nią wściekły. Żeby przemawiały przez niego jakieś emocje. Miała ochotę zapytać mu się czy kiedykolwiek widział ją naćpaną, czy kiedykolwiek go skrzywdziła lub zrujnowała życie, doprowadzając do złamania ręki, przez co musiał zrezygnować z marzeń i plany na życie. Wiedziała jednak, że miał rację. Mogła sobie wmawiać, że jest inna, ale tak naprawdę wiedziała, że nie jest wyjątkowa, pod żadnym względem. No, może z wyjątkiem tego, że przyciągała do siebie smierć… w zasadzie, mówienie, że jedynie ją przyciąga było kłamstwem.
    Ona była śmiercią.
    — Brałam — poprawiła zachrypniętym głosem, chociaż i to nie było do końca prawdą, bo Meg miała swoje momenty. Kiedy zadał kolejne pytanie, zacisnęła mocno powieki, czując, jak zbierając się pod nimi łzy. Nie płakała dlatego, że się dowiedział. Płakała, bo wiedziała, że jeżeli mu nie powie całej prawdy, nigdy jej nie zrozumie. Każde kolejne kłamstwo w tym temacie było niczym własnoręczne kopanie grobu dla ich relacji, a tego nie chciała. Bała się tylko, że to będzie za dużo, że on tego nie udźwignie. Ona sama zaczynała nie dawać rady. Dla Jake’a to było coś co przecież w ogóle go nie dotyczyło, nie musiał się z tym w ogóle mierzyć. I nie mogłaby mieć pretensji, gdyby po usłyszeniu tego wszystkiego, po prostu odwróciłby się na pięcie i odszedł od niej, zostawiając ją całkiem samą na tym świecie. Bo… chociaż to było żałosne i bolesne, nie miała nikogo oprócz Jakiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Evelyn dała mi pierwszą tabletkę — powiedziała cicho — później pierwszą fiolkę i receptę — bolało, ale patrzyła mu prosto w oczy, bo pragnęła, aby jej uwierzył. Nie kłamała. Mówiła prawdę i zamierzała powiedzieć jeszcze więcej — nie… nie wiem czy wiedziała, że biorę więcej. Może nie chciała widzieć, może dla niej tak było w porządku. Jake, po śmierci babci nie wytrzymałam. Widziała to. Widziała, że musi mi jakoś pomóc, bo nie dawałam rady — przełknęła z trudem ślinę. Miała wrażenie, że zaraz dostanie ataku paniki, że właśnie nadszedł moment, w którym potrzebowała tabletek. Chciała mu powiedzieć, ale gardło tak mocno jej się zacisnęło, że nie była w stanie wziąć nawet oddechu, a co dopiero wydać z siebie jakiś dźwięk. Przełknęła z ogromnym trudem ślinę, a raczej spróbowała, bo zakrztusiła się nią, dostając ataku kaszlu — to ja go zabiłam, zabiłam go Jake. Lucasa, tatę. To moja wina, bo ja to zrobiłam — wyrzuciła z siebie cicho, układając ręce na klatce piersiowej, bo znowu czuła się tak, jakby brała właśnie ostatnie oddechy w swoim życiu.

      🫣

      Usuń
  122. Zagryzła wargę, bo… nigdy nie widziała tego brata. Nie wiedziała o nim praktycznie nic poza tym, że istniał. Może Jake miał rację? A biorąc pod uwagę, jak zmarł Lucas… Margaret wiedziała, że to była jej wina, ale skąd niby ktoś miałby to wiedzieć? Evelyn zadbała przecież o to, aby w dokumentacji nie było śladu Margaret, poza tym, że go znalazła.
    — Nie wiem, nie widziałam go nigdy — powiedziała cicho. Może dzisiaj był ten pierwszy raz? Może to wcale nie był Lucas? Przerażała ją myśl, że to mogło mieć sens. Tylko skąd by wiedział tyle o niej? Skąd wiedział o dacie ich randki, skąd wziął telefon… Margaret zbladła. Telefon Lucasa na pewno znajdował się gdzieś w zasobach policyjnych. Jeżeli brat chłopaka jakimś cudem uzyskał dostęp… Co jeszcze mógł wiedzieć? Może Lucas z bratem miał dobrą relacje, może opowiadał mu o Margo? To wydawało jej się dziwne, bo jej z kolei o bracie nie mówił prawie wcale, ale jak sama zauważyła, to co było pomiędzy nimi nie było prawdziwym związkiem. Nie takim za jaki bierze się normalne związki.
    W każdym razie, sama istota tego związku nie była tym, czym się przejmowała w tej chwili. Zaczęła się martwić tym, czy teoretycznie brat Lucasa (o ile to był on) miał jakimś cudem dostęp do dokumentacji, czy jakimś cudem dowiedział się o tym, że nie jest ona prawdziwa. Czy… będzie miała ogromne kłopoty?
    W jednej chwili wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane. Martwiła się Jakiem, a raczej jego reakcja na wiadomości o niej, ale, ale w tej chwili nie tylko Jake stał się jej zmartwieniem. Jeżeli ktoś wiedział… trafi do poprawczaka, a za chwilę do więzienia. Jako morderczyni. Będzie miała wyrok. Na pewno ją zamkną, do morderstwa dołożą dodatkowe zarzuty i już nigdy nie będzie zwyczajną nastolatką.
    Nie słyszała jego głosu. Zamierzała wyrzucić z siebie prawdę na temat Lucasa i taty, bo wszystko i tak wyjdzie na światło dzienne, jeżeli tamten człowiek coś wie. Musiała powiedzieć Millerowi, a później… Boże, co miała zdobić później? Może dobrze, że nie była w stanie złapać oddechu. Udusi się i umrze, nie będzie musiała się już niczym przejmować, wszystko zostanie na głowie Evelyn. Przecież ona uwielbiała sprzątać bałagan. Martwa Margaret będzie kolejnym trupem do posprzątania. Czysta przyjemność i w końcu koniec problemów!
    Nie była w stanie mu odpowiedzieć. Krzyczałaby, że ma ją zostawić, że widocznie tak właśnie ma się stać. Jake wiedział jednak, jak jej pomóc, a ona spanikowana nie potrafiła mu się w tej chwili przeciwstawić, więc zrobiła wszystko, co kazał. Usiadła na brudnej, zimnej podłodze, schyliła głowę, pochylając się do przodu i próbowała oddychać. Głęboko, powoli i spokojnie. Nie wyszło jej od razu, ale zorientowała się w którymś momencie, że łagodny dotyk chłopaka sprawił, że zaczęła słyszeć także jego głos. Nie potrafiła wskazać ile dokładnie minęło czasu, ile go potrzebowała do tego, aby złapać równy, spokojny oddech, ale kiedy to się już stało, powoli podniosła głowę i spojrzała na Jake’a zmęczonymi, zaczerwienionymi i zapłakanymi oczami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Zamkną mnie — wyszeptała, po chwili chowając z powrotem głowę pomiędzy nogami — miał jego telefon czy samą kartę. Lucas jest martwy, więc to musi być ten brat. Musi wiedzieć prawdę, musi… — mówiła bardziej do siebie niż do Jake’a jakby chciała sobie ułożyć to wszystko w głowie i dowiedzieć się, co może się stać. Co może jej grozić. Bo może wcale nie chce jej zamknąć? Może chce ją zabić, jak ona zrobiła to z Lucasem? — Musisz odejść — powiedziała nagle, podnosząc głowę — nawet dobrze się stało, że się dowiedziałeś prawdy, możesz mnie po prostu zostawić, wiem, że tego chcesz, kto by chciał kogoś takiego jak ja. Ale dobrze, bardzo dobrze, będzie łatwiej. Idź stąd Jake, trzymaj się ode mnie z daleka, bierz co twoje i się ratuj, ty jeszcze możesz żyć normalnie — zaczęła ściągać z ramienia torebkę i wepchnęła ją w ręce Jake’a. Chciała wstać i się od niego oddalić, ale mimo, że oddychała już spokojnie, jej ciało nadal drżało i próba podniesienia się na nogi, była daremna, więc tylko skuliła się bardziej — idź sobie — wyszeptała, opierając czoło o kolana i przysłoniła głowę rękoma, splatając je ze sobą.

      🫣

      Usuń
  123. Pokręciła przecząco głową, wciąż opierając się czołem o swoje kolana. On nic nie rozumiał. Nie miał pojęcia, co zrobiła… w ogóle jej nie słuchał. Przecież powiedziała, że ich zabiła, tatę i Lucasa. Zabiła. Umarli przez nią, bo to była po prostu jej wina. Jak mogła powiedzieć mu to dosadniej?
    — Zabiłam ich — wyszeptała niewyraźnie w swoje nogi, nie mając ochoty opowiadać mu niczego ze szczegółami. Nie chciała wracać do tych wydarzeń, bo to co już i tak miała przed oczami to było za wiele. O ile nie pamietała dokładnie śmierci taty, tę Lucasa pamietała, aż za dobrze, chociaż bardzo chciała o tym zapomnieć. O wszystkim. Pozbyć się tego z głowy. Tych obrazów, które nie chciały dać jej spokoju.
    Niechętnie pozwoliła na to, aby uniósł jej głowę. Wpatrywała się w niego, czując, jak cały czas drży. Czy to się kiedyś skończy?
    — Zabiłam go — wyszeptała cicho, zaciskając jednocześnie mocno powieki — ja to zrobiłam, Jake — mówiła cicho, aby nikt ich przypadkiem nie usłyszał. Nie mogła przecież pozwolić na to, aby ktoś jeszcze wiedział. Zwłaszcza, że… ten koleś musiał wiedzieć. I to na pewno nie był Lucas, bo Lucas był martwy. Tego była pewna w nie tylko stu procentach. Dałaby sobie rękę uciąć, bo wiedziała… co zrobiła. Wiedziała, że nie straciłaby tej przeklętej ręki. — Prochy to… to nie do końca prawda. Evelyn zadbała, żeby taka była oficjalna wersja — starała się mówić głosem pozbawionym emocji, ale nie była w stanie zachować takiej obojętności. Miała na sumieniu ludzkie życie i dobrze o tym wiedziała — żeby nikt nie wiedział, co się stało naprawdę. Ma… ma sporo znajomości — powiedziała cicho, odwracając od Millera spojrzenie — nie chciałam, żeby umarł. Ja… — zagryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów — nazwał mnie nietykalską — przypomniała słowa, które użył prawdopodobnie brat Lucasa — wtedy na imprezie, namawiał mnie na seks, ale nie chciałam. Był naćpany, wkurzony, zaczął mnie wyzywać, krzyczeć, że tylko udaję taką porządną, a gdyby załatwił mi mocniejsze prochy i mnie nimi naćpał od razu bym się zgodziła. Mówił, że to zrobi, że dosypie mi czegoś, a później sama będę go błagać, żeby w ogóle mnie dotknął. Bałam się. Popchnęłam go, kiedy podszedł za blisko, ale tylko się bardziej wkurzył. Musiałam coś zrobić, bałam się, że mógłby mi naprawdę zrobić krzywdę. Sięgnęłam po jakąś figurkę z regału, myślałam, że będzie lżejsza, ale nie miałam czasu na szukanie czegoś innego. Uderzyłam go nią w głowę, on chyba wtedy jeszcze żył, chyba stracił przytomność, zachwiał się i się przewrócił. Uderzył drugi raz głową, o narożnik stolika, wtedy polała się krew. Chciałam mu pomóc, nie chciałam go zabić. Chciałam tylko, żeby dał mi spokój. Wołałam Suzie, ale muzyka grała tak głośno, że nikt nie słyszał, co się działo w tym pokoju, musiałam coś zrobić — wyszeptała, spoglądając na swoje kolana. Miała nadzieję, że tyle Jake’owi wystarczy. Że zrozumie, że będzie lepiej dla niego, kiedy po prostu sobie pójdzie i zostawi ją samą — musisz mnie zostawić — powiedziała cicho — tak będzie lepiej dla ciebie, Jake.

    🗿

    OdpowiedzUsuń
  124. Miała wrażenie, że cisza, która zapanowała pomiędzy nimi, trwała wieki. Nie mogła go zmusić do reakcji, do powiedzenia czegokolwiek. Chciała… usłyszeć cokolwiek. Nie byłaby zła czy wściekła, bo postanowiłby się od niej odwrócić. Ona sama… sama nie wiedziała, co zrobiłaby, gdyby była na miejscu Jake’a. Wiedziała natomiast, że ta cisza była strasznie przytłaczająca i wolałaby, aby po prostu zareagował w jakikolwiek sposób, żeby powiedział coś więcej niż to, że musi pomyśleć. Żeby na nią nakrzyczał, wyzwał, zrobił po prostu cokolwiek niż odwrócenie się i milczenie.
    — Nie ma o czym myśleć, Jake — wychrypiała cicho — po prostu odejdź. Tylko proszę nie mów nikomu, ja… ja jakoś, ja… — zakryła na nowo rękoma twarz, czując, że kolejny raz zaczynaja spływać po jej policzkach łzy. Wiedziała, że tego w żaden sposób nie odkręci. Nie będzie w stanie, a zostaje do tego prześladowca, który prawdopodobnie musiał dowiedzieć się prawdy, bo inaczej nie angażowałby się tak bardzo w sprawę Meg i Jake’a prawda? A jeżeli dowiedział się prawdy o Lucasie… była przerażona, że o tacie też wiedział. Czy powinna od razu powiedzieć Jake’owi co naprawdę stało się z Conallem?
    — Jake, rozumiem — wtrąciła mu się, gdy tylko zaczął mówić, ale szybko zamilkła, pozostała z rozchylonymi wargami i szeroko otwartymi oczami. Mówił poważnie? Rozumiał? To, to ona rozumiała, że odchodzi. To było logiczne, ale… rozumiał? — Naprawdę? — Szepnęła cicho, mrugając ze zdumienia. Chyba się przesłyszała. Przesłyszała się. Musiała się przesłyszeć. Jak mógł… jak mógł zostać? Rozumieć? Jak mógł jej dotykać i spoglądać jej w oczy? — Jake… — wyszeptała cicho, spoglądając pierw na jego dłoń na swoim kolanie, a następnie na jego twarz. Chciała mu powiedzieć w tej chwili tak dużo, ale zabrakło jej słów. To co właśnie robił… nikt jeszcze nigdy nie zrobił dla niej niczego takiego. Wiedziała, jak to działało. Evelyn zamiatała wszystko pod dywan, ignorowała, jakby naprawdę nigdy nic się nie stało. Wymagała, aby była porządna i nie sprawiała kłopotów, a kiedy zaczynała się łamać, Evelyn zaczynała podsuwać jej recepty. Rozwiązanie idealne. Przynajmniej według Evelyn Miller, która miała za uszami znacznie więcej, niż wydawało się jej córce.
    — Żadnych prochów — powiedziała cicho, chociaż musiała przyznać, że w tym momencie znajdowała się w takim stanie, w którym zazwyczaj po mnie sięgała. Jake dał jej szanse i wiedziała, że nie może jej stracić. Zresztą, i tak nie miała nic przy sobie, co nie oznaczało, że o nich nie myślała — myślisz, że nas znajdzie? — Spytała — w kawiarni… znalazł mnie. Jake… nie wiem czy to dobry pomysł, uciekać. Może… powinniśmy wrócić? Może… — mama wszystko naprawi, jakoś wytłumaczą się i odkręcą child alert, prawda? Skoro to prawdopodobnie nie rodzice, a Lucas-wersja-druga… nie mogła jednak wydusić z siebie tych słów, bo czuła, że wówczas Jake naprawdę byłby na nią zły, że chce skorzystać z pomocy Evelyn. Ale czy mieli inne wyjście?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  125. Nie potrafiła tak po prostu uwierzyć w słowa Jake’a, to wydawało jej się po prostu niemożliwe. Niemożliwe, aby ktoś był w stanie zrozumieć morderstwo. Nie zrobiła tego specjalnie, nie taki był plan, ale nie mogła obronić się przed tym, że zamordowała człowieka. Zrobiła to. A Jake to rozumiał. Zamrugała kolejny raz powiekami, próbując to zaakceptować. Jego zrozumienie. Jego bliskość, to, że jej dotykał, że był tak blisko, nie uciekał… potrafiła mu uwierzyć. Dlatego, gdy znalazł się tuż przed nią, ułożyła powoli dłonie na jego barkach i splotła swoje ręce na jego karku, wpatrując się w niego.
    — Dziękuję — wyszeptała, powoli przymykając powieki — naprawdę nie planowałam tego, strasznie się bałam, że mnie skrzywdzi — kontynuowała cichym głosem, nie cofając rąk z Jake’a. Wysiliła się na delikatny uśmiech, a następnie zagryzła wargę, słuchając co miał do powiedzenia chłopak.
    Przemilczała myśli o tym, że może Evelyn mogłaby pomóc. Powinna się od niej odciąć, a to co mówił Jake… miało sens.
    — To całkiem niedługo — powiedziała, zagryzając delikatnie wargę — jak skończę osiemnaście lat, będę mogła rozporządzać majątkiem taty — szepnęła, bo temat Conalla był w tym momencie dość ryzykowny. Nie chciała mu mówić, że go też zabiła. Nie teraz, kiedy wspomniała o jego majątku. Tylko zostawała kwestia Lucasa i tego czy wiedział — tylko będziemy musieli wrócić do Nowego Jorku, załatwić formalności, Evelyn i Andree nie będą nam do niczego potrzebni, poradzimy sobie wtedy sami, nie martwiąc się o pieniądze, będziemy mogli zająć się twoją ręką, rodzina taty miała fortunę — powiedziała, spoglądając świecącym spojrzeniem w oczy Jake’a — tylko musimy przeczekać — dodała, czując napływ nowej energii i nadziei. Nawet jeżeli zrobią z Jake’a przestępcę, będą mieli pieniądze aby jakiś prawnik się tym zajął i oczyścił go z wszelkich zarzutów, pieniędzmi zawsze dało się wszystko wytłumaczyć i posprzątać, a jak będzie miała osiemnaście lat, będzie miała ich więcej niż jej matka. Tak przynajmniej myślała, bo nie miała pojęcia, że Evelyn co jakiś czas rozporządzała spadkiem córki, powoli umniejszając liczbę na koncie. Co prawda Meg miała jeszcze sporo nieruchomości w Szkocji, jednak w tym momencie to syna konta był najważniejszy. — Znajdziemy dobrych prawników, oczyszcza cię, bo przecież nic nie zrobiłeś, będziemy… będziemy żyć normalnie — mówiła, bo potrafiła sobie to wyobrazić.
    Otworzyła szeroko oczy, gdy spytał dokąd jadą. Weszli w końcu do pierwszego lepszego pociągu, nie sprawdzając dokąd jadą.
    — Patrzyłeś przez okno, nie było widać, z której strony jest Nowy Jork? — Spytała, powoli go puszczając i samej chcąc sprawdzić. Dlatego podniosła się, bo nogi już tak bardzo jej się nie trzęsły i podeszła do okna, przy którym wcześniej stał Jakie — tamte światła to chyba Nowy Jork — mruknęła, chociaż nie była całkiem pewna, bo szybko schowała głowę z powrotem do wagonu, mając wrażenie, że zaraz jej ją urwie — na pewno nie mamy takiego pecha, na pewno jedziemy w druga stronę — stwierdziła, biorąc pod uwagę, że nie ma innej możliwości — na pewno gdzieś jest zaznaczona trasa — westchnęła, zerkając na przejdzie pomiędzy wagonami, ale ruszenie i szukanie rozpiski wiązało się z ryzykiem wpadnięcia na konduktora, a nie mieli przecież biletów. I musieli się ukrywać.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  126. Spojrzała na chłopaka, delikatnie się przy tym uśmiechając. Wzruszyła lekko ramionami, a następnie przechyliła głowę w bok.
    — Nie miałam zamiaru czekać na wyjazd do urodzin. Niby są już niedługo, ale to za długo. Nie mam dostępu do kont, dopóki nie będę miała skończonym osiemnastu lat, według Szkockiego prawa wcześniej nie mogę nic z tymi pieniędzmi zrobić — sprecyzowała, ale kąciki ust delikatnie jej drżały — poza tym mówiłam ci przecież, że oddam wszystko co do grosza, nie rzucam słów na wiatr. Nie w takich przypadkach — kiedy nazwał ją rudą cwaniarą, nie była w stanie powstrzymać uśmiechu. Cieszyła się, że ich nastrój powędrował w tym kierunku, bo miała dość myślenia o kłopotach. Była już tym zmęczona.
    — Nie miałam pojęcia, że tak chętnie się ze mną wybierzesz — powiedziała — ale to prawda, liczyłam, że nie będę musiała jechać sama — wyznała. Czy gdyby wiedziała, że wspólne wyjście ze szpitala doprowadzi ich do tego miejsca, zdecydowałaby się na to ponownie? Nie była pewna. To co wydarzyło się miedzy nimi było świetne, ale cała reszta… Wydarzyło się w tym krótkim czasie za dużo złego i gdyby ktoś zaproponował jej cofnięcie czasu, całkiem prawdopodobne było to, że zgodziłaby się na taki ruch.

    Jak powiedział Jake, tak zrobili. Wysiedli dopiero na ostatniej stacji, a gdy opuścili wagon i znaleźli się na dworcu, szybko dowiedzieli się, że znaleźli się w Charlotte, w Karolinie Północnej.
    — Powinniśmy kupić sobie chociaż jeden telefon — powiedziała, rozglądając się po dworcu w poszukiwaniu tabliczki informującej, w którą stronę mają kierować się do wyjścia — wiesz, żebyśmy mogli sprawdzać bieżące informacje. I łatwiej będzie znaleźć jakiś nocleg, skoro nas szukają. Lepiej robić jak najwiecej bez pokazywania twarzy — mówiła cicho, idąc swobodnie zgodnie z oznakowaniem. Nie mogli przecież rzucać się w oczy zbyt podejrzanym zachowaniem. Nie chcieli być przez nikogo rozpoznani i złapani. Oboje chcieli wrócić do Nowego Jorku na swoich warunkach, a nie odprowadzeni przez policję i w przypadku Jake’a, przyskrzynieni.
    — Nocleg i jedzenie to priorytet, ty padasz, a ja czuję, że jak nie zjem czegoś ciepłego i względnie zdrowego to umrę — w zasadzie ich jedzenie w ciągu ostatnich godzin pozostawiało wiele do życzenia i nawet organizm Margo, która nie żywiła się szczególnie zdrowo, czuł, że musi zjeść coś pożywnego — mam ochotę na jakąś ciepłą zupę z kluskami. Koniecznie muszę zjeść kluski — westchnęła. Pierw jednak nocleg. Bezpieczniej było znaleźć miejsce do przesłania się, a później zorganizować sobie jedzenie. Jake będzie mógł już odpocząć, a ona się najeść. Tak, zdecydowanie. — Idziemy po prostu do jakiegokolwiek hotelu? Masz jakiś fałszywy dokument? — Spytała, zastanawiając się, jak mają niby coś sobie wynająć, skoro wszędzie trzeba było się meldować. Czy istniała jakakolwiek nadzieja, że trafiliby na kogoś, kto nie miał pojęcia o poszukiwaniu?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  127. — Kluski są zdrowe — stwierdziła z delikatnym uśmiechem, jednocześnie kiwając głową na jego słowa. Miała nadzieję, że znaleźli się wystarczająco daleko od domu, aby w końcu zaznali chwili spokoju. Miała świadomość, że muszą się ukrywać i nie mogą chodzić po mieście z lekkością niczym się nie przejmując, ale Lucas nie mógł ich tak szybko teraz znaleźć, a miała wrażenie, że na obecną chwilę to właśnie on był największym zagrożeniem dla nich. — Jesteś najlepszy — uśmiechnęła się, kiedy poczuła jego wargi, a następnie zmarszczyła lekko brwi — przecież nie mówię głośno — dodała i mimowolnie rozejrzała się dookoła. Wolała, aby przez jej głupotę czy chwilę nieostrożności nie zostali przyłapani. — Całkiem ładnie — zachichotała, dając się dalej prowadzić Jake’owi, a może raczej Milesowi, aż do taksówki. Zdecydowanie powinna myśleć teraz o nim jako o Milesie, aby przypadkiem nie palnęła przy kim jego prawdziwego imienia i nie zwróciła czyjej uwagi.
    Fakt, że bez problemu dostali się z dworca do hotelu była dla Meg niepodważalnym dowodem na to, że chociaż chwilowo uśmiechał się do nich los. Liczyła, że naprawdę będą mogli odetchnąć i odpocząć. Kiedy dotarli do hotelu i usłyszała, że muszą poczekać na pokój w pierwszej chwili poczuła rozczarowanie, ale Jake-Miles szybko to naprawił.
    — Nie rozumiem, dlaczego tak cię śmieszą kluski — stwierdziła, delikatnie uderzając go pięścią w bok — są smaczne. Brzmisz, jakbyś nigdy ich nie jadł i nie miał pojęcia, co pysznego tracisz w życiu — wytknęła, robiąc przy tym do niego głupią minę.
    Wchodząc do części przeznaczonej na restauracje, Meg zaciągnęła się zapachem unoszącym się w powietrzu i w jednej chwili poczuła, jak bardzo była głodna.
    — Chcę bruschettę na początek, muszę coś zjeść na już, później kluski — powiedziała z uśmiechem, do chłopaka, rozglądając się za wolnym stolikiem. Restauracja musiała być całkiem dobra, bo miejsc wolnych nie było wiele, co tylko sprawiało, że Meg stawała się jeszcze bardziej głośna, wyobrażając sobie, jak za chwile cudowne żarcie będzie pieścić jej podniebienie. Jednocześnie, zdała sobie też sprawę z tego jak wyglądają w porównaniu do innych gościu, przez co spuściła głowę i zagryzła wargę.
    — Może powinniśmy po prostu zaczekać na pokój i zamówić do niego? — Mruknęła. Oboje wyglądali jak siedem nieszczęść, a Margaret, cóż, była przyzwyczajona do tego, że przede wszystkim liczy się wygląd. W tej chwili, gdyby byli na celowniku plotkary na pewno pojawiłby się jakiś zgryźliwy post na temat jej tragicznego wyglądu. Ale… ale nie byli w jej pobliżu, prawda? Mimo wszystko w jednej chwili poczuła, jak przechodzi jej apetyt. Jakby wyglądała w ten sposób, zajadając się jedzeniem? Nie powinna się zachowywać na oczach ludzi w ten sposób, a była pewna, że gdy tylko dostanie talerz, rzuci się na posiłek — po prostu zaczekajmy — westchnęła, próbując odwrócić ich w stronę przejścia do hotelu, skąd przed chwila przyszli.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  128. — Nigdy tego nie ukrywałam — odparła, posyłając Jake’owi uroczy uśmiech — że lubię się opychać wszystkim, nie tylko węglowodanami — wyszczerzyła się przy tym wesoło, bo miała już w głowie tylko myśl, że jeszcze trochę i naje się porządnie czymś bardziej treściwszym od naleśników z budki. Nie, żeby jej nie smakowały. Były pyszne, ale już dawno zdążyła zapomnieć, że miała je w swoim żołądku. — Oh, czyli pewnie dostałeś imię jakiegoś złego gościa — zachichotała — laski kochają w książkach złych kolesi — szepnęła, chociaż miała świadomość, że nie tylko w książkach. W każdym razie, musiała przyznać, że miło było tak po prostu rozmawiać, w końcu o czymś innym niż ich ucieczka czy powiązane z nią wydarzenia. — Nie rozumiem, co cię w nim tak bawi — przyznała, ale wzruszyła lekko ramionami — klusko — zaśmiała się cicho, ciesząc się chwilą beztroski, na jakie nie mogli sobie w ostatnim czasie często pozwalać. Słuchała go uważnie, otwierając oczy coraz szerzej, z każdym kolejnym jego słowem, które padało z jego ust. — Chcesz mi powiedzieć, że od tylu lat nie jadasz… pysznego jedzenia? — Rozchyliła wargi, bo to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Ona sama w życiu by niewytrzymała. Nie potrafiła wytrzymać na diecie kilku dni, chociaż miała świadomość, że wyszłoby to jej na dobre. Zamiast tego opychała się niezdrowymi przekąskami, nie ograniczała się w żaden sposób z jedzeniem i do tego, oczywiście alkohol na wszelkich imprezach. — Musimy nadrobić twoje stracone lata pysznego żarcia — oznajmiła całkiem poważnie. W jednej chwili zrobiło jej się trochę smutno i żal Jacoba. Wiedziała dobrze ile poświęcał czasu na treningi. Same jego zaparcie względem diety, treningów… A teraz wszystko to, na co pracował przez tyle lat tak po prostu stracił przez głupią Fibs. Westchnęła cicho, spoglądając na niego — teraz ja będę cię cisnęła — uśmiechnęła się uroczo — może nie o dietę, bo zamierzam jeść z tobą same pyszne rzeczy, ale… zajmę się twoimi treningami, żebyś nie wypadł z formy — zachichotała, ściskając mocno jego dłoń.
    — Bo wyglądamy jak siedem nieszczęść — mruknęła cicho, rozglądając się dookoła — nie mówię, że mamy głosować, ale po prostu… — przygryzła wargę. Miała wrażenie, że wszyscy nagle zaczęli się na nich gapić. Mimo to, dała się zaciągnąć, bo wolała nie robić większego zamieszania wokół nich. Szła ze spuszczoną głową do stolika. Odetchnęła dopiero, gdy zajęli miejsca. Rozejrzała się ostrożnie dookoła, a zauważywszy, że nikt się na nich nie gapi poczuła ulgę. Przysunęła się z krzesłem bliżej stolika, a następnie chwyciła kartę i powoli przesuwała wzrokiem po kolejnych pozycjach menu, chociaż dobrze wiedziała, na co konkretnie ma ochotę. Uniosła spojrzenie znad rozłożonej karty i przeniosła je na Jakiego.
    — Randki? — Powtórzyła za nim. To nie tak, że zakładała, że nigdy jej na żadną nie weźmie, ale nie spodziewała się, że myślał w tej chwili o randkach — a ja bym w życiu nie poszła na randkę w dresie, nieumalowana i… po prostu wyglądająca tak — stwierdziła, uśmiechając się kącikiem ust. Zasłoniła się ponownie kartą, skupiając się niby na jej treści — jak wygląda randka z Jacobem Millerem? — Spytała, opuszczając kartę tak, aby ponad nią wystawały jedynie jej rozświetlone oczy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  129. Na twarzy Margaret pojawił się uroczy uśmieszek, a jej oczy zabłyszczały.
    — Czyli mówisz, że lubisz moje ciało? — Spytała, a po chwili zmrużyła powieki — ruszam się całkiem sporo, myślisz, że chodzenie po sklepach nie jest męczące? I dźwiganie zakupów? Mam same mięśnie — zaśmiała się, żartując w kwestii mięśni. Musiała jednak przyznać, że zakupy same w sobie, chociaż były przyjemnością, bywały niesamowicie męczące. — Zazdrościsz? — Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Nie zamierzała wspominać o tym, że o ile normalnie jadła sporo, w momentach, gdy brała Xanax w zdecydowanie większych dawkach niż było to zalecane, często zwyczajnie nie jadła, bo nie miała na to najmniejszej ochoty. Chociaż geny robiły również swoje, bo nie tyle w szybkim tempie.
    — Zamierzam spędzić najbliższą noc z moim porywaczem. To mówi jasno o moich preferencjach — zachichotała, bo jakoś chwilowo wrócił jej humor — chociaż może powinnam poprosić o oddzielny pokój?
    Uśmiechnęła się, kręcąc przy tym przecząco głową.
    — Mnie nic w nim nie śmieszy. Nie rozumiem, o co ci chodzi — odparła, spoglądając na niego od góry do dołu, a następnie obserwowała, jak dotyka swojego brzucha — jestem pewna, że znajdzie się tam trochę tłuszczyku — gdyby nie wchodzili do restauracji, zaśmiałaby się głośno i pozwoliłaby sobie na uszczypnięcie jego skory brzucha, aby pokazać, o co jej chodzi. Wszystko oczywiście w ramach żartu. Powstrzymała się jednak przed takim zagraniem i tylko się szeroko uśmiechała do Jake’a. — Musimy kupić ci tort! — Wycelowała w niego palcem — założę się, że tego też nie jadłeś od lat — wywróciła oczami, a następnie wspięła się na palce, ułożyła dłoń na jego barki i naparła na niego, żeby nieco się nachylił, aby sięgnąć ustami jego ucha — a później spalimy razem bardzo dużo kalorii podczas naszego pierwszego, wspólnego treningu — szepnęła — obiecuje, że będziemy bardzo zmęczeni już po — dodała, muskając koniuszkiem języka płatek ucha — nie śmiałabym nie brać w nich udziału.
    Na jego słowa dotyczące pobytu w restauracji wywróciła tylko oczami, bo miała nieco inne zdanie, ale nic nie powiedziała. W końcu odpuściła i siedzieli przy stoliku, przeglądając menu.
    — Co nie zmienia faktu, że na randkę wyszykowałabym się… w ten sposób — zauważyła, przechylając lekko głowę — sam zresztą powiedziałeś, że zabrałbyś mnie do lepszej restauracji — wytknęła, ale uśmiechała się przy tym. Oczywiście, że pytanie było podchwytliwe, ale Jake’owi udało się wybrnąć, częściowo — w sensie, że Jacob ma mnie za świrniętą wiedźmę? — Spoważniała, odwracając na chwilę od niego wzrok i wróciła do czytania karty, chociaż kątem oka zerkała na niego, aby po chwili na nowo poświecić mu uwagę — twoja mina w tej chwili jest bezcenna — oznajmiła, bo wcale nie zamierzała się czepiać i tworzyć awantury z niczego. W zasadzie… to byłoby całkiem miłe — chociaż bardziej niż Salem, z chęcią zobaczyłabym tereny zajmowane przez angielskie i szkockie kolonie, nie interesują mnie czarownice same w sobie, lubię historie moich przodków — wzruszyła lekko ramionami, spoglądając na Jake’a — ciebie takie tematy nie interesują? No wiesz… kim byli twoi praprapradziadkowie? Czy żyli w Stanach czy skądś przybyli? — Zagadnęła, bo w zasadzie dla niej to było mega ciekawe. Może powinna stworzyć dla Jake’a jego drzewo genealogiczne. Swoje miała mocno rozbudowane, bo rodzina w Szkocji wręcz ją fascynowała.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  130. Uśmiechnęła się nieco zawstydzona, gdy czuła na sobie jego spojrzenie. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai. Do bycia pochłanianą przez jego oczy. Ale… mimo lekkiego zawstydzenia, podobało jej się to. Bo czy byłby w stanie udawać ten błysk w oczach, którzy mu przy tym towarzyszył?
    — Może jeszcze kiedyś ci się w niej pokażę, jak sobie zasłużysz — powiedziała, przechylając przy tym głowę nie o w bok, również uważnie mu się przyglądając. Zaśmiała się cicho, na widok jego poruszających się brwi i sięgnęła dłonią ust, aby zakryć szeroki uśmiech, jakby nie wypadało, aby takie rzeczy ją bawiły — chcę o tym słuchać czy lepiej żeby to były niespodzianki?
    Zmrużyła lekko powieki, ale musiała przyznać, że podobało jej się to, co słyszała.
    — A myślałam, że będziesz chciał mnie wymęczyć, a nie przywiązywać do łóżka. W taki sposób nie spalę za dużo kalorii — wstrzymała powietrze, czując na sobie jego usta.
    Przechyliła głowę, jakby chcąc się upewnić, że to co właśnie słyszała było prawdziwe? Nie rozumiała, jak można nie lubić swoich urodzin. Ona je uwielbiała. Mimo tego, że nie miała w pobliżu siebie naprawdę bliskich osoba, bo Evelyn, była po prostu jej matką i chodzącym portfelem.
    — Jak chcesz — wzruszyła ramionami, chociaż miała ochotę i tak coś dla niego przygotować. Musiała się tylko zastanowić, co konkretnie. To musiało być coś wyjątkowego, co do tego nie miała żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości — nie bądź taki wulgarny — wyszeptała cicho, ale zamiast się od niego odsunąć i dać mu odetchnąć, przysunęła się tak, aby niby przypadkiem otrzeć się biodrem o jego krocze, gdy robiła kolejny krok przed siebie. Oczywiście, że posłała mu przy tym całkiem niewinny uśmiech.
    — Na przykład Boston — skinęła głową — w domu… mam dziennik, w którym mam zarysowany szkic poruszania się klanu Mackenzie po Ameryce — powiedziała, ale szybko machnęła ręką, bo nie chciała przecież zanudzać Jake’a rzeczami, które go nie interesowały, a podejrzewała, że słuchanie o jej przodkach zdecydowanie należało do nudnych rzeczy — nie musimy robić nic takiego, to ma być nas czas — powiedziała, a po chwili odłożyła kartę, wiedząc już, co chce zamówić — wszystko można znaleźć w internecie, jak się wie, gdzie szukać. Ja wiem. Gdybys kiedyś chciał coś sprawdzić — powiedziała, bo czuła, że ciągniecie tego tematu może nie być najlepszym motywem rozmowy przy ich prawie randki.
    Gdy Meg zamknęła kartę, po chwili pojawił się ktoś z personelu, aby zebrać zamówienie.
    — Będę się cieszyć, nawet z tej niby randki. Jacob nie musi się wielce wysilać — posłała mu ciepły uśmiech, nie mogąc się doczekać, aż zje w końcu coś ciepłego. I pysznego.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  131. — Jakoś nie zauważyłam — uśmiechnęła się, bo w czasie, który udało im się spędzić razem, i w którym Margaret go nie dręczyła, nie miała okazji się przekonać o grzeczności Jacoba. Zresztą, przecież od dawna próbowała udowodnić, że Jakie nie jest takim złotym chłopcem, za jakiego się podawał. Wracając jednak do tego, co działo się tu i teraz. Margaret uniosła kącik ust, czując jak czerwienieją jej przy tym policzki — może sprawisz, że polubię niespodzianki — dodała. Bo wszystkie te, które do tej pory spotykały ją w życiu zdecydowanie były nieprzyjemne i nie miały w sobie nic, co mogłaby zapamiętać tak, aby przywoływać te wspomnienia z uśmiechem. Liczyła, że Jake’owi naprawdę uda się to zmienić.
    Intrygował ją. Poważnie. Był niewiele starszy, a to w jaki sposób się zachowywał jeżeli chodziło o sprawy łóżkowe… może powinno ją to niepokoić, bo czy nie świadczyło to o tym, że miał duże, naprawdę duże doświadczenie? Z iloma musiał być? Bo przecież wiedza teoretyczna o niczym nie świadczyła bez tej praktycznej. Miała przecież porównywanie z Reece’m.
    Rzuciła mu krótkie spojrzenie, gdy ją klepnął, bo przecież znajdowali się w miejscu publicznym, nie powinien się więc tak zachowywać, chociaż… spodobało jej się.
    — Zdecydowanie musisz iść do sklepu — pokiwała lekko głową — i całe szczęście, że w ogóle o nich pamiętasz teraz. Nie przeżyłabym drugi raz… No wiesz, takiego zimnego prysznica — mruknęła, bo na same wspomnienie tamtego rozpalenia, które czuła, zrobiło jej się nieco cieplej, chociaż fakt, że nie mogła sobie pozwolić na wyładowanie tamtej energii, strasznie ją uwierał. — To w sumie dziwne uczucie — powiedziała nagle — wiedzieć, co dokładnie będziemy robić, kiedy już będziemy w pokoju — szepnęła, bo do tej pory zdecydowanie każde jej zbliżenie było dość spontaniczne, te z Jacobem w szczególności. Teraz miała pełną świadomość, co się stanie i było to ekscytujące.
    — Nie chcę cię zanudzać — powiedziała, zwłaszcza, że szybko zauważyła po nim, że poznawanie swoich przodków nie było tym, czego by chciał. Paradowanie po mieście w poszukiwaniu i zagłębieniu się w historie swoich, wydawało jej się nie być po prostu w porządku. Zwłaszcza po tym, co usłyszała w tej chwili — jasne, rozumiem — skinęła głową, bo mogła sobie jedynie wyobrażać, co czuł. Jej sytuacja była inna, to Evelyn trzymała ją z daleka od rodziny Mackenzie.
    — Wiesz, że to strasznie głupie, że mówimy o sobie w liczbie trzeciej? — Spytała, ale wcale nie zamierzała przestać, bo miała wrażenie, że było to pewne oderwanie się od całej tej ucieczki, porwania i innych perypetii — Margaret nigdy nie była na takiej prawdziwej randce, więc doceni wszystkie starania, nawet najmniejsze — uśmiechnęła się — więc Jacob będzie musiał mieć na uwadze, że gdy przyjdzie jej kolej na zabranie go, będzie organizować pierwszą randkę w życiu. I lepiej, żeby więcej nie wspominał o uprzykrzania życia, bo Margaret zacznie liczyć ile razy zostało jej to wypomniane i będzie brała to pod uwagę przy organizacji randki. Za każde wspomnienie będzie jedna romantyczna rzecz mniej — wyszczerzyła się wesoło, spoglądając na koszyczek z chlebowymi paluszkami. Była głodna, ale bardziej niż to, chciała zjeść swoje kluski, więc cierpliwie czekała — skoro chcesz mnie zabrać do Bostonu… Co ty byś chciał zobaczyć i zrobić? — Spytała, bo przecież musiała wiedzieć, na jaką randkę zabrać chłopaka, gdy przyjdzie na to czas — poza tym… skoro jesteśmy na niby randce i będą kolejne, prawdziwe randki, to znaczy, że my… spotykamy się ze sobą? — ściszyła nieco głos, bo w zasadzie głupio było jej zadawać takie pytanie, ale chciała mieć jasność sytuacji.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  132. — I zapewne nie potrwa to długo? — Spytała z delikatnym uśmiechem na twarzy, bo cóż, jej samej zaczynało być przyjemnie ciepło, a tak naprawdę wydarzyło się w tej chwili pomiędzy nimi nie tak dużo. Chociaż sam fakt rozmawiania o seksie sprawiał, że nie mogła się doczekać, aż znajdą się w końcu w pokoju. Szczerze mówiąc, przestała nawet odczuwać głód, który ich tu sprowadził, a zaczynała czuć zupełnie inny. Znacznie bardziej intensywny.
    Kiedy się nachylił, automatycznie sama również to zrobiła w jego stronę, aby znaleźć się bliżej. Słysząc jego słowa, od razu poczuła ciepło pomiędzy swoimi udami. Rozchyliła wargi i wzięła głęboki oddech.
    — Powiedz do mnie coś jeszcze tym głosem, a rzucę to jedzenie w cholerę — powiedziała cicho, uprzednio odchrząkując — więc, jeżeli zamierzasz się tak do mnie odzywać, lepiej pierw zaopatrz nas w gumki — szepnęła, biorąc kolejny głęboki oddech. Musiała się uspokoić. Musiała nad sobą panować, bo przecież nie byli wygłodniałymi zwierzętami, które nie mogły zjeść nim się na siebie rzucą. Prawda?
    — Jeżeli naprawdę tak jest, to możemy jechać do Bostonu — skinęła lekko głową. Miała nadzieje, że naprawdę mu to nie przeszkadza, bo zdecydowanie nie chciała, aby ich pierwsza prawdziwa randka polegała na tym, że Jacob do czegokolwiek się zmuszał — zresztą, nie powinnam się wtrącać w to, co Jacob chciałby przygotować na randkę dla Margaret — dodała, uśmiechając się lekko.
    — No tak, Miles Archer — szepnęła, przekrzywiając lekko głowę. Ona nie miała fałszywego prawka, nie zdążyli tego załatwić w New Jersey, tak jak planowali. Mieli zostać do rana i na spokojnie odebrać dokument, a następnie wyjechać dalej. Ktoś im jednak mocno i niespodziewanie zakłócił plany — myślisz, że znajdziemy tutaj kogoś kto mógłby wyrobić dla Margaret prawko? — Wyszeptała cicho, przypominając mu, że ona wciąż była sobą, miała dokument na nazwisko Mackenzie.
    — Nic takiego nie powiedziałam — westchnęła, kręcąc delikatnie głową — po prostu ostrzegam, że Jake będzie ponosił konsekwencje za wypominanie.
    Przygryzła wargę, bo widząc jego spojrzenie w jednej chwili pożałowała, że chciała cokolwiek wiedzieć w kwestii jasności ich relacji. Mogła się nie odzywać, bo chociaż nie zdążył nic jeszcze powiedzieć, Meg poczuła jak coś się w niej zaciska i nie miało to nic wspólnego z przyjemnością. Była głupia, łudząc się, że padną jakieś deklaracje.
    Zwilżyła językiem usta, spoglądając, jak poruszał palcami przy paluszku chlebowym.
    — Zapomnij, że cokolwiek mówiłam — uśmiechnęła się lekko, naprawdę starając się nie dać po sobie poznać, że jego odpowiedź ją bolała — masz rację, to wszystko teraz jest takie skomplikowane — skinęła przy tym lekko głową — pewnie bym chciała… wiesz, gdybyśmy byli w domu… — posłała mu najbardziej ciepły uśmiech, czując wręcz namacalną ulgę, kiedy pojawił się kelner z ich zamówieniami.
    — Kluski, nareszcie kluski — zaśmiała się, skupiając się w pełni na talerzu postawionym przed nią i zapachu, który docierał do jej nosa.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  133. Uśmiechnęła się kącikiem ust, bo cóż, odpowiadało jej to. Może nie powinna być tak łatwa, jeżeli chodziło o seks, ale… Boże od dwóch lat czuła coś do tego chłopaka. Marzyła o tym, aby kiedyś móc chociaż go dotknąć. Oczywiście, że wyobrażała sobie również wiele dużo śmielszych rzeczy, ale nigdy nie podejrzewała, że cokolwiek stanie się prawdą. Później była tamta noc, Fibi, która wszystko zniszczyła, wypadek i ucieczka i cały ten child alert. Niby mieli możliwość być blisko, nacieszyć się sobą, zbliżyć się do siebie, ale ciągle los im to utrudniał, więc jeżeli teraz mieli szanse… To ktoś mógłby nazwać ją łatwą, ale zamierzała rozłożyć przed nim nogi i cieszyć się bliskością i seksem, bo Jake sprawiał, że zwyczajnie jej się to podobało. I chciała więcej.
    — Zdecydowanie — szepnęła, powtarzając jego słowa. Uniosła brew, widząc, że się podnosi, a kiedy podszedł do niej, aby powiedzieć, że właśnie idzie do sklepu po prezerwatywy, aby mogli w końcu się ze sobą przespać, na samą myśl tego, co miało się wydarzyć, poczuła, jak jej kobiecość się zaciska. Nie mogła się już doczekać, aż wróci i stąd wyjdą.
    — Już nic nie mówię — uśmiechnęła się, bo może miał racje. Może powinna mu pozwolić zrobić to, co chciał. Może faktycznie nie zamierzał się do niczego zmuszać.
    Podparła się brodą o dłoń i skinęła lekko głową.
    — Oczywiście, pamietam imiona chłopaków, z którymi się zadaję — uśmiechnęła się, przechylając lekko głowę w bok. Zmrużyła na chwilę oczy, słuchając tego co mówił — myślisz, że to bezpieczne? Wysyłanie tego? — Wyszeptała, bo nie miała pojęcia czy istniała jakakolwiek szansa na to, aby narobili sobie jeszcze większych kłopotów. Wolałaby, żeby te w końcu się skończyły. — Hm, nie wiem. Co pasuje do Milesa? — Spytała na głos, zastanawiając się nad idealnie dopasowanym imieniem — może Rose? — Spytała, chociaż sama nie była przekonana.
    — Zrozumiałam — powiedziała, a w jednej chwili zrobiło jej się głupio. Po pierwsze nie robiła żadnej miny, po drugie nie chciała, przecież wymuszać na nim żadnych deklaracji, bo nie o to chodziło — nie robię min — tylko tyle zdążyła powiedzieć przed przyniesieniem jedzenia. Pierw się cieszyła, że mogła bezkarnie zmienić temat, ale czuła, że ten został niedokończony i może nieszczęśliwie zawisnąć w powietrzu — rozumiem, wszystko rozumiem, Miles. Margaret też rozumie. Po prostu się dobrze razem bawimy, a jak kiedyś wrócimy do domu, to będzie łatwiej — wykrzywiła usta w lekkim grymasie, bo nie podobało jej się to. Wiedziała, że były komplikacje, ale czy to właśnie teraz nie powinno być łatwiej niż w domu, pod okiem rodziców, którym się to nie podobało o czym jasno dali do rozumienia, gdy Phoebe się wygadała? — Serio, zapomnijmy. Tak będzie łatwiej… cieszyć się chwilą, bez deklaracji, przecież nie są do niczego potrzebne, nie — mówiąc to chwyciła widelec i zaczęła grzebać nim po talerzu. Niby była głodna, ale jakoś w jednej chwili przeszła jej na wszystko ochota.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  134. — Miles i Rose, Rose i Miles — szeptała, zastanawiając się nad wspólnym brzmieniem tych imiona — musisz je wypowiadać razem. Może będą o nas pisali w gazetach. Jak Bonnie i Clyde — stwierdziła z lekkim rozbawieniem, bo cóż, daleko im było do tej dwójki. Chociaż, Margaret była na całkiem dobrej drodze…
    Mackenzie również nie chciała się kłócić, a już na pewno nie z takiego powodu. Zadała tamte pytanie, bo liczyła, że usłyszy jasną, prostą odpowiedź. Nie zakładała, że usłyszy coś takiego, że… Mogła się zwyczajnie nie wyrywać po prostu do przodu z takim gadaniem, zwłaszcza, że ledwo co spędzili ze sobą nieco więcej czasu, dopiero się poznawali. Powiedziała mu o tym, że zamordowała Lucasa, kazała mu odejść, a teraz wylatywała z czymś takim. Była głupia.
    — Ja też nie zamierzam się kłócić, nie… o coś takiego — wyznała zgodnie z prawdą, cały czas grzebiąc widelcem w kluskach — po prostu… nie chcę, żebyś czuł się do czegoś przymuszony, Jake, bo ja coś powiedziałam, więc jeżeli naprawdę uważasz, że tak jest w porządku to… chcę — powiedziała cicho, spoglądając na niego ciemnymi, błyszczącymi oczami. W jednej chwili, gdy sytuacja stała się jasna, odzyskała cały apetyt.

    Ten pokój, był miłą odmianą po ostatnich godzinach, które spędzili w mniemaniu Margo w mocno wątpliwych warunkach. Ukrywanie się w pociągu, aby nikt ich nie złapał na sprawdzenie biletu, cóż, nie było wygodne. Dlatego rozejrzała się po pokoju z wyraźnie widoczną ulgą na twarzy.
    — A co chciałbyś robić? — Spytała, przechylając przy tym głowę lekko w bok, uważnie mu się przypatrując, gdy się do niej zbliżał. Uniosła ręce, układając je na barkach chłopaka i uśmiechnęła się subtelnie kącikami ust, gdy muskał jej warg swoimi. — Wszystkie opcje są kuszące — wyszeptała cicho, gdy przerwali namiętny pocałunek. Spojrzała na niego, czując wyraźnie stwardniałą męskość chłopaka przez warstwy ubrań.
    Przymknęła powieki, biorąc głęboki oddech, a następnie złożyła na jego ustach pocałunek, przesuwając jedną dłoń wyżej, na jego kark, który zaczęła gładzić powolnymi ruchami, nie odrywając się od warg blondyna. Zrobiła krok do przodu, napierając na jego sylwetkę. Może prysznic był rozsądną opcją po podróży, ale wiedziała, że będą musieli trzymać ręce z daleka od siebie, bo prysznic i prezerwatywy nie brzmiało jak dobre połączenie, a Margo… Margo chciała go wreszcie ponownie w sobie poczuć, a czekała już tak długo, że chociaż mogłoby się wydawać, że kilkanaście minut nie zrobi większej różnicy, dla niej robiło. — Coś innego — wyszeptała, rozpoczynając gorączkowe przesuwanie dłońmi po jego ciele, aby jak najprędzej dobrać się do gumki dresowych spodni i ściągnąć je z niego, jak najszybciej, jakby się bała, że znowu ktoś lub coś im przerwie. Dlatego śmiałym ruchem pociągnęła je w dół, oddychając głęboko. — Chcesz… zrobić to gdzieś indziej, niż na łóżku? — Spytała, spoglądając na niego. Pamietała, aż za dobrze, jak tamtej nocy przerwała im Fibs, gdy sama Meg zaczynała oswajać się nie tylko z nagością, ale przede wszystkim własnym pożądaniem i chętnie dokończyłaby to, co wówczas im przerwano.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  135. Przez jej ciało, nie powinny przechodzić dreszcze od jednego słowa, prawda? A mimo to, czuła, jak przechodzą przez nią dreszcze na samą myśl, że… mogli w końcu zrobić wszystko. Wszystko, co tylko chcieli, w jakikolwiek sposób. Trzymając dłonie na jego barkach, odchyliła się delikatnie zgodnie z jego wolą i przymykając oczy, oddychała głęboko, czerpiąc przyjemność z każdego pocałunku jaki składał na jej skórze. Nie zastanawiała się nad tym, czy zostawia po sobie jakieś ślady, i tak nie musiałaby ich przed nikim ukrywać. Wzdychała tylko głośniej, gdy czuła, jak zasysa się na jej szyi, lub przygryza. Zaciskała mocniej palce na jego barkach, powstrzymując się, aby nie jęczeć od samych pocałunków, chociaż miała ochotę dać znać mu, jak bardzo jej się podobały najmniejsze pieszczoty, jakimi ją obdarowywał.
    — Po prostu… nie wytrzymam dłużej — wyszeptała cicho, biorąc głęboki oddech, odpychając od siebie myśli, że i tym razem cokolwiek mogłoby im przerwać. Nie było takiej możliwości, dlatego skupiała się na Jake’u. Na jego ciele, po którym błądziła dłońmi. Zrobiła krok do tyłu, gdy na nią naparł i westchnęła, wciąż dotykając go gorączkowo, chcąc jak najszybciej pozbyć się z niego wszystkich ubrań, jednocześnie muskając wargami jego usta. Nie chciała odsunąć się, choćby na chwilę od jego ciała.
    Usiadła, gdy ją pchnął. Spoglądała na niego przymglonym spojrzeniem, skinąwszy tylko głową na jego słowa. — Nie musisz próbować… — przerwała nagle na głęboki oddech, bo sam fakt, że rozszerzył jej nogi i znalazł się tak blisko jej krocza sprawił, że poczuła przypływ podniecenia — naprawiać pierwszego razu — wyszeptała ledwo słyszalnie, chociaż w tym momencie, było jej wszystko obojętne. Chciała po prostu, żeby już się za nią wziął. — Okej — wyszeptała cicho, unosząc ręce do góry, gdy zaczął ściągać z niej bluzkę. Spoglądała na niego, pozwalając na dalsze rozbieranie, oddychając płytko, gdy pozbył się z niej również górnej części bielizny. Czuła, chłód na piersiach i to, jak stwardniały jej sutki, gdy był tak blisko. Rozchyliła wargi, musząc ułatwić sobie oddychanie. Na policzki wkradł się rumieniec, po jego słowach, a po chwili, gdy zbliżył się ustami do jej ciała, nie mogła się powstrzymać i westchnęła, układając jedną dłoń na jego policzku, drugą, podpierając się na materacu.
    Jęknęła, gdy zaczął pieścić jej pierś, przesuwając rękę jego policzka na szyję, aby po chwili wpleść dłoń w jego włosy i zacisnąć palce na jasnych kosmykach.
    — Jake — wyszeptała, przyspieszając oddech, gdy wciąż pieścił ją w ten sposób i nic nie wskazywało, aby miał przestać. Wysunęła dłoń do tyłu na materacu, odchylając się cała sylwetką w tył, a ręką trzymaną w jego włosach, przycisnęła go do sowich piersi. Jej biodra wyrwały się do przodu, gdy wciąż nie przestawał — Jake — dyszała, czując, jak staje się coraz bardziej mokra, nie potrafiąc znaleźć słów, którymi miała mu powiedzieć, że ma w nią w tej chwili wejść — Jake — powtórzyła, zamykając oczy, i mimowolnie poruszając biodrami czując delikatny skurcz, gdy zacisnęła się na pustce — ja chyba… — urwała, nie mogąc zebrać myśli, a po chwili wyrwało jej się głośno jęknięcie zwiastujące spełnienie, czuła, jak cała pulsuje, wciąż zaciskając się na niczym. Wciąż z zamkniętymi oczami, dyszała ciężko, zaciskając mocno palce na pościeli i jego włosach, wstydząc się na niego spojrzeć w tej chwili.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  136. Oddychała głęboko, cały czas zaciskając dłonie na jego włosach i pościeli. Starała się nad sobą zapanować, ale spełnienie, które osiągnęła dzięki Jake’owi było tak silne, że nie była w stanie z nim walczyć
    — Cudowne? — Spytała, czując, jak jej policzki płoną, a ich czerwień nie była spowodowana jedynie wstydem. Otworzyła niepewnie oczy, odnajdując przed sobą twarz Jake’a — i to… nie było dziwne? — Wyszeptała niemal bezgłośnie, czując, jak wstyd powoli przechodzi. Otworzyła szerzej oczy, gdy sięgnął do jej spodni i wypowiadał kolejne słowa. On wiedział, co robił, chciał tego, a jej było głupio, że wystarczyło tak niewiele, a już szczytowała. Przygryzła wargę, zerkając na niego szeroko otwartymi oczami, czując, jak jeszcze w pełni nie minęło jej gorąco związane z poprzednim orgazmem, a ponownie zaczynało jej się robić ciepło, gdy czuła jego usta coraz niżej i miała wrażenie, że stała się jeszcze bardziej mokra. Gdy tylko poczuła jak się w nią wsuwa, jęknęła i jednocześnie zacisnęła się mocno na jego palcu. Nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo chciała go czuć w sobie, dopóki to się nie stało.
    — Oh — wyrwało jej się, gdy zaczął pieścić jej kobiecość ustami, jednocześnie czując wciąż w sobie jego palec. Podgięła nogi w kolanach, jednocześnie rozkładając je jeszcze szerzej. Jego słowa tak bardzo ją podniecały, że z jej kobiecości wypłynęła kolejna porcja wilgoci. Na nowo zaczęła poruszać biodrami, dostosowując się do jego rytmu. Odnalazła dłonią kolejny raz jego głowę, wplatając palce we włosy i przyciskając jego twarz do swojego krocza, zacisnęła uda, nie pozwalając mu w ten sposób się odsunąć. Pojękiwała i wzdychała wijąc się i niemal szarpiąc się ze sobą, gdy sprawiał, że kolejny raz poczuła spełnienie. Czuła, jak pulsuje, jak cała jej kobiecość staje się jeszcze bardziej wrażliwa na nawet najdelikatniejsze dotknięcie. Jak… chciała więcej i jednocześnie bała się, że nie zniesie więcej.
    — Chcę cię poczuć — wyjęczała z kolejnym orgazmem, niemal odskakując od niego. Czuła, że jeżeli jeszcze raz dojdzie w ten sposób, zwariuje — chcę, żebyś poczuł się jak ja, boże, Jake sprawiasz, że… — urwała nie mając pojęcia, co właściwie chciała powiedzieć — jest mi tak kurewsko dobrze — wyszeptała, przygryzając wargę i podnosząc się na łóżku tak, aby spojrzeć na jego twarz. Wyciągnęła dłonie, złapała nimi jego policzki i przyciągnęła do siebie, jednocześnie nachylając się w jego stronę, aby złożyć na jego ustach namiętny pocałunek. Czuła na nim swój smak, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało. Dyszała przy tym ciężko, opierając się czołem o jego czoło, gdy już oderwała się od jego ust — wejdź we mnie, proszę — wyszeptała z każdym słowem muskając jego wargi. Tak bardzo chciała poczuć ponownie, jak to jest. Przeszło jej też przez myśl, że chciałaby go poczuć. W pełni. Takiego nabrzmiałego, twardego i ciepłego, na samą myśl jej wnętrze mocno się zaciskało — proszę — przygryzła wargę, wpatrując się roziskrzonymi spojrzeniem prosto w jego jasne oczy.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  137. Jeżeli potrzebowała jakiegokolwiek umocnienia się w tym, że Jake był po prostu świetnym chłopakiem, teraz nie potrzebowała niczego więcej. Był… był cudowny nie tylko wizualnie (bo to jednak wygląd zwrócił najpierw uwagę Margaret), ale również jego zachowanie sprawiało, że Meg czuła do niego więcej niż powinna, a wszystko, to co stało się pomiędzy nimi w ostatnim czasie, tylko to potwierdzało. Do tego nie dość, że potrafił sprawić, że doszła tylko przez to, że pieścił jej piersi to w dodatku wiedział co ma powiedzieć, jak się zachować, aby nie czuła się w takim momencie tak bardzo zawstydzona. Potrafił sprawić, że czuła się przy nim dobrze i chociaż nigdy nie pomyślałaby, że nie będzie się wstydzić nagości, to przy Jake’u ten wstyd znikał.
    Jęczała i wiła się pod nim, nie myśląc o tym, co może o niej myśleć. Bo wiedziała, że dla niego najwyraźniej była… wspaniała. I to sprawiało, że pozwalała sobie na jeszcze głośniejsze westchnięcia i jęki, że próbowała przyciągać go bliżej siebie, aby tylko poczuć go bardziej i mocniej.
    — Powtórz to — szepnęła cicho, gdy nazwał ją kochaniem. Miała wrażenie, że mogłaby dojść przez samo słuchanie, jak się tak do niej zwraca.
    Nawet przez moment nie zawahała się z przybraniem pozycji, w którą kazał jej się ułożyć.
    — O. Mój. Boże — wyszeptała, kiedy wszedł w nią i ułożył jej nogi na swoich barkach, po raz pierwszy czuła go tak mocno, tak wyraźnie i była przekonana, że nie będzie w stanie znieść więcej. A Jacob chyba za wszelką cenę chciał jej udowodnić, jak bardzo się myliła, jak wiele mógł jej jeszcze dać. Zaciskała mocno zęby na wardze, mimo tego wydawała z siebie głośne krzyki, gdy raz za razem dochodziła, samej tracąc orientację czy sprawiało jej to nadal przyjemność, czy może już przyprawiało o ból.
    Wyrzuciła ręce w górę, na poduszki nad swoją głową, jęcząc przeciągłe gdy po raz ostatni sprawił, że zacisnęła się na nim mocno, pulsując przy tym cała. Miała wrażenie, że nie tylko jej cipka miała dość, ale również każdy inny mięsień, każdy fragment jej ciała, które zostało naznaczone przez Jake’a. Wiedziała, że siniaki z pewnością się pojawią i będą się utrzymywać przez kilka najbliższych dni, tak samo jak ślady po jego ugryzieniach.
    — Jednocześnie umieram i jestem w raju — wychrypiała, czując jak zaczyna boleć ją gardło od krzyków — jesteś diabłem, wcielonym diabłem — stwierdziła przygryzając wargę i spoglądając na niego, cicho się śmiejąc. Wtuliła się w jego nagi bok, układając jedną dłoń na jego policzku, a drugą na jego brzuchu, po którym wodziła palcem — jak to jest, bez gumki? — Spytała nagle, cicho, wciąż nie czując wstydu. Jake ją wyzwolił. Przynajmniej tak się czuła, dopóki była odurzona mgiełką orgazmów i nie wstydziła się zadawać pytań — bo… pieprzyłeś się kiedyś bez? Na pewno pieprzyłeś się dużo razy — stwierdziła zagryzając wargę. Chyba czuła zazdrość i nieco złości na myśl, z iloma musiał już być, ale przecież wtedy nie byli razem — kiedy we mnie byłeś, zastanawiałam się… jakby to było. Bez. Czuć cię takiego… całego, ciepłego — westchnęła, przymykając powieki. Chyba naprawdę była na jakimś seksualnym haju.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  138. — Bo to jest komplement — uśmiechnęła się uroczo, spoglądając na niego, gdy wrócił do łóżka. Czuła, że sama też powinna wstać i ruszyć się do łazienki. Była nie tylko spocona, ale jej krocze i uda były całe pokryte jej podnieceniem. Powinna wziąć prysznic, spłukać to z siebie, ale nie miała siły się nawet podeprzeć na łokciach i podnieść. Samo to, że przeturlała się na bok, aby się wtulić w Jake’a było małym sukcesem.
    Uśmiechnęła się, czując jego bliskość. Jego palce muskające ją teraz tak delikatnie i czule były miłą odmianą po tym, co jeszcze przed chwilą robił, jak mocno ją trzymał i posuwał całkiem pozbawiony tej delikatności, którą teraz czuła.
    Rozchyliła wargi, bo nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego. Myślała, że robił to już w ten sposób i wiedział, jak to jest. Była po prostu ciekawa, nie chciała go zdenerwować, więc kiedy usłyszała jego kolejne słowa, zagryzła wargę, obserwując go dokładnie. Słyszała po jego głosie, że go wkurzyła, a nie to miała przecież na celu.
    — Ja po prostu… — przełknęła ślinę — jestem… ciekawa — szepnęła — a… myślałam, że… — urywała, nie mając pojęcia, co ma powiedzieć. Nie czuła też się tak, jakby psuła ich chwilę, chciała po prostu wiedzieć, jak to jest, zakładała, że wiedział, nie mówiła z pretensjami, że sypiał z innymi dziewczynami, to nie była przecież żadna tajemnica — nie drążę… nie musisz się denerwować — powiedziała cicho, marszcząc delikatnie brwi — przecież to nie tajemnica, myślałam, że może… że po prostu, sypiałeś z jakąś bez gumek i wiesz, jak… jak… — urwała, bo właściwie już nie była ciekawa. Nie chciała już nic wiedzieć, chociaż to Jake wydawał się pierwszą opcją jeżeli chodziło o wiedzę o seksie, ufała mu, dlatego myślała, że może mu zadawać pytania, ale widocznie się myliła — nie chciałam niczego psuć — wymamrotała jedynie, z założeniem, że już się więcej nie odezwie — nie rozumiem, dlaczego od razu się denerwujesz, po prostu spytałam o gumki, a nie o to czy masz swoją listę czy coś — dodała i od teraz już naprawdę miała się nie odzywać. Zacisnęła wargi, czując, że znowu zaczął ją dotykać, ale już nie miała ochoty na czułości. Nie rozumiała dlaczego tak reagował. Nie pytała o jakieś wielkie szczegóły jego łóżkowej przeszłości, nie pytała ile było tych dziewczyn i dlaczego, czy się z nimi spotykał na poważnie, czy cokolwiek.
    — Mhm — mruknęła cicho, bo w ten chwili wcale nie była pewna czy chciałaby próbować. Zresztą miał racje, byli za młodzi na dziecko, a Margo doskonale o tym wiedziała, panicznie bała się nastoletniej ciąży i nie było opcji, aby do niej dopuścić — jestem zmęczona, powinniśmy po prostu iść spać — dodała, sięgając dłonią po narożnik kołdry, aby się nakryć chociaż odrobinę, bo maila wrażenie, że nie jest w stanie się podnieść, aby z niej zejść i po prostu wpakować się całą pod nią.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  139. Ani trochę nie była pewna tego zakładu. Lubiła swoje życie, wygodę i pieniądze, których jej nigdy nie brakowało. Miała to wszystko odłożyć na bok, aby pobawić się i poudawać biedaka? Może i dobrze to by wpłynęło na jej wizerunek, których w tym roku trochę podupadł, ale czy naprawdę musiała się poświęcać aż tak? Jej matka mogła się zająć PR, a Cornelia wcale nie musiałaby się przenosić do jakiegoś małego mieszkania i udawać kogoś, kim wcale nie jest. Lubiła wyzwania, ale takie, nad którymi miała kontrolę, a wchodząc w takie życie… cóż, tej kontroli nie będzie miała wcale. Wycofać się jednak nie zamierzała, bo to by oznaczało poddanie się bez walki, a Watson taka nie była. Trudno, jeśli faktycznie się jej nie spodoba to przecież nic wielkiego się nie stanie, a Jake wygra zakład i będzie szczęśliwy. Z jakiegoś powodu wcale nie czułaby się źle, gdyby to on wygrał. Naprawdę go lubiła. W swoim otoczeniu miała osoby, które mniej czy bardziej lubiła, a jego bardzo lubiła i nie umiała tego wyjaśnić. Zresztą, to nie było ważne. Nikomu się tłumaczyć nie musiała. W zupełności wystarczyło jej to, że sama wie, jak ważny dla niej jest Jake.
    Po ostatnich wydarzeniach zdążyła zapomnieć o tym zakładzie. Trochę się pozmieniało, a to zwyczajnie wypadło jej z głowy. Pogrzeb przyjaciela wytrącił ją z równowagi, nie umiała znaleźć sobie miejsca i po raz pierwszy w życiu czuła się tak przygnieciona wszystkim. Nawet rzeczy, które robiła na co dzień nie sprawiały jej już takiej radości. Podobno to był stan przejściowy, ale skąd miała wiedzieć czy na pewno tak będzie? Wszyscy jej to mówili, rodzice, brat czy znajomi – z czasem będzie lżej. Ta, na pewno. Próbowała się rozpraszać, ale lunche w ulubionych restauracjach, spa czy wszelkiego rodzaju zabiegi pielęgnacyjne ją irytowały i nie sprawiały żadnej radości. Siedziała więc w apartamencie i nie robiła nic szczególnego. Nikogo się nie spodziewała, niezapowiedzianych gości nie lubiła i miała już zignorować dzwonek, ale ostatecznie dźwignęła się z kanapy, aby otworzyć drzwi. Godzinę wcześniej odesłała Olgę do domu, bo miała dość jej uwag na swój temat i tego, że powinna się wziąć w garść. Gdyby lubiła sprzątać to sama ogarniałaby mieszkanie i nie czekałaby na to, aż pracownica się pojawi, ale nie lubiła tego robi i nawet nie wiedziała, gdzie Olga trzyma środki czystości.
    Po otworzeniu drzwi przez chwilę się nie odzywała, bo potrzebowała czasu na to, aby rozpracować to, co powiedział Jake.
    — Ładniejszych imion nie było? — westchnęła. Dobra, zawsze mogło być gorzej, prawda? Mógł ją nazwać Linda czy inna Karen, a tego już na pewno by nie przeżyła i nie zgodziłaby się na coś podobnego. Elizabeth było klasyczne, ale nudne. Nawet do tego musiała się przyczepić. — A z tobą co? — spytała, gdy nieco lepiej mu się przyjrzała. Miała wrażenie, jakby patrzyła się na własne odbicie. Trafili najwyraźniej na siebie w kiepskim czasie. — Mam ciasteczka maślane, pączki mogę ci raz dwa zorganizować.
    Otworzyła teczkę z dokumentami. Wyjęła prawo jazdy. I musiała przyznać, że dziwnie było patrzeć na siebie pod innym nazwiskiem. Nie, aby już tego wcześniej nie robiła, bo miała fałszywy dowód w przeszłości, ale teraz nie chodziło o to, aby kupić alkohol nie mając skończonych dwudziestu jeden lat.
    — Jaką chcesz kawę, Jake? — spytała. Skinęła głową w stronę kuchni, aby oboje tam poszli.

    My też się coś wyrobić z odpisami na czas nie umiemy😮‍💨

    OdpowiedzUsuń
  140. Gdyby tylko była w stanie przewidzieć, że jej słowa doprowadzą go do takiego stanu, nic by nie mówiła. Była na siebie zła, bo jasno dał jej do zrozumienia, że to przez nią jest taki wkurzony, ale jednocześnie było jej zwyczajnie przykro. Nie chciała go zdenerwować. Nie spodziewała się takiej reakcji i uważała, że trochę przesadzał, bo nie musiał mówić tego takim tonem i przede wszystkim, nie musiał mówić tego wszystkiego. Nie chciała wiedzieć nic ponad to, co wiedziała. Dlatego w jednej chwili, po wszystkim co powiedział, jego bliskość wydała jej się nieprzyjemna, dlatego zesztywniała gdy wciąż ją obejmował.
    — Nie obchodzi mnie to — wyszeptała, mając na myśli wszystkie te szczegóły jak wiek czy na kim się uczył i ile… na samą myśl, coś ściskało ją nieprzyjemnie w żołądku. I nie rozumiała dlaczego. Wiedziała przecież dobrze, że nie była jego pierwszą i wcale nie było jej z tym źle, przynajmniej do teraz — chodziło mi tylko o to, że… przecież wiemy oboje, że było ich… trochę. Dziewczyny w szkole gadają. Zachwycają się, Jake. Mówią jaki jesteś dobry w tych sprawach, że inni chłopacy w naszym wieku nie dorastają ci do pięt — mówiła cicho, samej również się podnosząc, co jak się okazało nie było takie trudne, chociaż tuż po seksie miała wrażenie, że nie będzie w stanie ruszyć się przez co najmniej tydzień — i mają rację — objęła się ramionami, starając się zakryć nimi swoje piersi, bo nagość nagle stała się dla niej krępująca — a ja… — opuściła głowę w dół, pozwalając aby splątane włosy opadły wzdłuż jej twarzy po jej ciele, co w tej chwili dodawało jej odrobinę komfortu, bo czuła się tak, jakby miała na sobie jakąś warstwę ochronną, a nie jedynie swoje przedramiona okrywające piersi — ja nawet nie wiedziałam, że mogę mieć orgazm przez to, że pieściłeś moje piersi — wyszeptała niemal bezgłośnie, gdy wciągnął na siebie spodnie i sięgał po paczkę papierosów. Czuła, że zawaliła. Nie chciała przecież się z nim kłócić, nie przez coś takiego. Boże, powiedziała mu o Lucasie o tym, że go zabiła i potrafił być wtedy taki spokojny, w porównaniu do reakcji o jej pytanie związane z seksem. To… było dziwne. Ale co ona mogła wiedzieć? Może na jego miejscu też by się zdenerwowała? Nie miała pojęcia. Zamiast tego, kiedy tylko wyszedł na balkon, wstała z łóżka, aby wciągnąć na siebie bluzę i majtki, a następnie z powrotem położyła się na łóżku. Plecami do drzwi balkonowych. Narzuciła kaptur na głowę, a następnie zakryła się kołdrą niemal po czubek samej głowy i czekała, aż wróci, chociaż nie miała pojęcia co wtedy. Prawda była taka, że… bała się, że mu się znudzi, że skoro był taki dobry mógł wymagać od niej tego samego, a ona, nie potrafiła. Była niedoświadczona i zielona w temacie, nie chciała go stracić przez to, że być może nie potrafiła spełnić jego wymagań.
    Kiedy wrócił i przeszedł do łazienki, odwróciła się ponownie tak, aby znajdować się plecami do pomieszczenia, w którym się znajdował, a kiedy usłyszała, że włączył wodę, pozwoliła sobie na cichy szloch w poduszkę.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  141. Chciałaby wierzyć jego słowom, ale za bardzo bała się, że wcale tak nie jest. Że być może jest chwilowo dla niego ciekawa, ale, prawdopodobnie niesamowicie szybko mu się znudzi. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Już sobie wyobrażała, jak i z takich słów byłby w stanie wyciągnąć coś negatywnego i tylko eskalować tę kłótnię. Kłótnię, której tak bardzo nie chciała, bo przecież nie do tego dążyła. W ogóle nie taki miała zamiar, tylko co z tego, skoro to już i tak trwało?
    — Teraz tak mówisz! — Stwierdziła, zaciskając mocno palce na swoich ramionach. Jego głośny ton udziela się również jej, czym wcale nie była zachwycona — ale ja wiem, jak będzie! — Dodała, a jego dalsze słowa ją w tym utwierdziły. Może nawet teraz stwierdził, że jest dla niego za słaba? Może dlatego tak zareagował? Może chciał, żeby doszło do kłótni, żeby nie musiał się z nią dłużej użerać? Zamierzała mu to ułatwić. Skoro jej nie chciał… na samą myśl łzy napływały do jej oczu, ale przecież nie będzie robić z siebie naiwnej idiotki. Powinna zastanowić się nad tym, co dokładnie chciała zrobić z samego rana, ale płacz był silniejszy. I bardzo męczący, bo nawet nie zdawała sobie sprawy, jak szybko zasnęła i jak mocno przy tym odpłynęła.
    To było przyjemne. Ciepło, które zaczęło ją obejmować. Delikatne muśnięcia i pocałunki. Przyjemnie rozchodzące się ciepło, które sprawiło, że miała ochotę odwrócić się i odnaleźć ustami usta, które sunęły po jej szyi i… wtedy uderzyła w nią myśl, nim zdążył się odezwać. To było zbyt namacalne, aby działo się w jej wyobraźni. A słowa, które do niej dotarły, sprowadziły ją boleśnie na ziemię. Otworzyła powoli powieki, przekręcając się z boku na plecy. Boże, jak dobrze, że przed zaśnięciem zdecydowała się na ubranie na siebie czegokolwiek, bo gdyby leżała teraz przed nim naga, czułaby się całkowicie skrępowana.
    — W porządku — powiedziała cicho, wciąż jeszcze zaspanym głosem. Wierzyła jego słowom, więcej tego nie zrobi, bo nie będą mieli więcej okazji do kłótni. Przypomniało jej się również, że spory kawałek nocy przepłakała w poduszkę, co teraz z pewnością odbijało się na jej wyglądzie, a zapuchnięte oczy jasno wskazywały na to, co robiła zamiast spania gdy Jake’a nie było w pokoju — proszę, nie dotykaj mnie więcej w ten sposób — powiedziała cicho, starając się, aby jej głos nie drżał, bo wcale nie miała ochoty zacząć płakać na nowo. Nie zamierzała też kontynuować wczorajszej kłótni — może lepiej, że to stało się tak szybko, później tylko bardziej by bolało — wyszeptała, podsumowując wczorajszy wieczór i to, co czuła. Czuła, jak oczy zaczynają ją ponownie piec od łez i miała ochotę się schować. Przecież to było oczywiste, oczywiste, że było za dobrze, żeby trwało, była głupia, że wierzyła w to, że może być szczęśliwa, że może być szczęśliwa z nim — nie gniewam się, jest okej, po prostu zapomnijmy o wszystkim — i wcale nie miała na myśli jedynie wczorajszego wieczoru, a raczej wszystko, co się pomiędzy nimi wydarzyło. Zsunęła z siebie kołdrę i wysunęła się z objęć Jake’a — powinnam wziąć prysznic — mówiąc to podniosła się, cicho przy tym sycząc, bo poczuła, jaka jest obolała i zachciało jej się tylko bardziej płakać. Nie przez to, że bolało. Przez to, że wiedziała dlaczego, że jej się podobało i wiedziała, że więcej nie będzie się tak czuła.

    🥺🙃

    OdpowiedzUsuń
  142. Wzruszyła ramionami na jego odkrycie, bo wiedziała, że zaprzeczenie nie sprawi, że jej oczy nagle przestaną być opuchnięte i będą dobrze wyglądać. Jego kolejne przeprosiny, według dziewczyny, nie wnosiły niczego nowego. Poza tym, naprawdę uważała za prawdziwe to, co powiedziała. To, że rozstanie w tej chwili z pewnością nie boli tak mocno, jak gdyby doszło do niego w późniejszym czasie.
    Przez chwilę leżała, po prostu na niego patrząc i zastanawiając się nad tym czy zadawał swoje pytania poważnie. Według niej, sprawa była jasna.
    — Mówię o tym, że to by się prędzej czy później i tak stało — powiedziała, nie patrząc na niego. Obciągnęła materiał bluzy, aby zakrył nieco więcej jej pośladków i ruszyła w stronę łazienki, nie spodziewając się, że ją złapie. Zakładała z jakiegoś powodu, że nie będzie tego wszystkiego bardziej utrudniał. Zatrzymała się jednak i zgodnie z jego prośbą, spojrzała na niego, słuchając tego, co miał do powiedzenia. Przygryzała przy tym wargę, zastanawiając się nad tym, co powinna była powiedzieć.
    — Rozumiem, że mogłeś się zdenerwować — zaczęła cicho, nie wyrywając ręki z jego dłoni. Patrzyła na ich ręce, jakby w nich były zapisane słowa, które chciała wypowiedzieć — nie powinnam zadawać takich pytań, okej, ale… twoja reakcja — pokręciła lekko głową — to co mówiłeś i jak mówiłeś — spojrzała gwałtownie w górę, licząc, że w ten sposób zapanuje jakoś nad łzami — rozumiem, że mogło być ci źle, że mogę… nie spełniać twoich oczekiwań, a to dla ciebie może być ważne — mówiła drżącym głosem i była na siebie wściekła, bo była przekonana, że łzy, które wylała z siebie w nocy były wystarczające. A jednak nie. Wystarczyło, że tylko pomyślała o tej kłótni i na nowo chciało jej się płakać — tylko, mogłeś… po prostu powiedzieć, że… nie wiem, to jednak nie to, niż odzywać się w taki sposób — szepnęła — nawet gdybyś powiedział wprost, że jestem do niczego, to byłoby lepsze niż to, albo czekanie, aż się mną po prostu znudzisz, bo wiem, że jestem beznadziejna — wyszeptała, szczerze nie rozumiejąc dlaczego prosił ją, aby go nie zostawiała. Nie była przecież głupia. Rozumiała do czego wczoraj dążył. Jeżeli to była jakaś jego głupia gra, to zdecydowanie nie chciała brać w niej udziału — i nie musisz kłamać, okej? Wymusiłam wczoraj przy kolacji te głupie deklaracje, przepraszam — powiedziała, ściskając swoje uda — rozumiem, że byłam pod ręką, potrzebowałeś, a ja byłam dostępna i to, się stało, a jednak, nie jestem — mówiła chaotycznie, mocniej spinając mięśnie — muszę do łazienki, po prostu, zapomnijmy — powiedziała jeszcze i wysunęła dłoń z jego rąk, szybko kierując się do pomieszczenia. Dopadła toalety, gdzie załatwiła potrzebę, a następnie rozebrała się do końca, decydując się od razu na wzięcie prysznica. Poza tym, potrzebowała chwili, aby ponownie móc spojrzeć na Jake’a. Tyle, że prysznic zamiast przynieść jej jakąś ulgę, tylko pogorszył sytuacje, bo dostrzegła na kafelkach odrobinę krwi, spływającą wraz z wodą. Powtarzała sobie, że to normalne, że biorąc pod uwagę jak intensywnie było, to nic dziwnego. Takie rzeczy się zdarzały. Po wyjściu z kabiny zerknęła również na swoją bieliznę, na której również znajdowały się plamki i od razu wyrzuciła majtki do śmietniczka. Z łazienki wyszła jedynie w ręczniku i blada jak trup, bo miała teraz przeokropne uczucie, że ciągle coś się z niej sączy. I musiała sprawdzić łóżko, bo nie mogła dopuścić, aby Jake cokolwiek zauważył na pościeli, jeżeli i na niej zostawiła plamki. Już czuła ten piekący wstyd. Nie dość, że nie potrafiła go zadowolić to jeszcze ustania możliwość zaliczenia takiej wtopy.
    — Możesz… możesz uszykować mi ten telefon, który kupiłeś? Muszę coś sprawdzić — wymamrotała, starając się pewnym siebie krokiem kierować się do torby z nadzieją, że nie będzie się na nią gapić.

    😱

    OdpowiedzUsuń
  143. Ona widziała to inaczej, ale wiedziała, że słowne przepychanki na zasadzie wiem swoje, niczego nie zmienią. Poza tym nie uważała, aby tracenie czasu na coś takiego miało sens. Czuła, że jest dokładnie tak jak uważała. Nie potrafiła znaleźć innego powodu, dla którego mógłby się tak tym wszystkim zdenerwować. Poza tym pamietała dobrze jak było za pierwszym razem i jak było teraz. Jake doskonale wiedział, co ma robić. W jaki sposób ma jej dotykać, gdzie całować, aby momentalnie zrobiło jej się ciepło, aby chciała więcej. A ona? Nie miała pojęcia, co na robić. Starała się poddawać chwili i działać instynktownie i może nie była, aż tak beznadziejna jak jej się wydawało, ale… jej wydawało się, że tak właśnie jest, że jest dłoń niczego, a Jake… widocznie miał jakiś cel. A ona dała się zaślepić swoim uczuciom.
    — Nie chcę cię więcej denerwować — powiedziała cicho na jego słowa, gdy zaproponował rozmowę. Teraz to i tak nie miało najmniejszego sensu. Stało się. Naprawdę chciałaby przyjąć przeprosiny Jake’a, ale ona widziała to w zupełnie inny sposób i wiedziała, że ma racę, że jest dla niego niewystarczająca. Dlatego przygryzła wargę i spojrzała wreszcie w jego oczy. Szybko opuściła wzrok, bo raczej spodziewała się zobaczyć w jego oczach coś zupełnie innego. Zakładała, że… sama nie wiedziała. Pojawi się na jego ustach cwaniacki uśmiech, świadczący o tym, że mówiła prawdę? Że jego spojrzenie stanie się bardziej… roześmiane? Jakby przyznawał się do tego, co mówiła. Tymczasem, jego mina mówiła coś zupełnie innego.
    — Uwielbiasz mnie? — Spytała cicho, gdy przyciągnął ją bliżej siebie. Opuściła głowę, spoglądając na niego i zastanawiając się czy mówił prawdę. To… to wydawało się mieć sens, to, co mówił. O wspólnej ucieczce, trzymaniu się razem. A mimo to cały czas kłębiła się w niej myśl, że jest niewystarczająca dla niego. Dla Złotego Chłopca. Chociaż przez dwa lata za wszelką cenę starała się udowodnić, że Miller nie jest Świętym Jake’m, ale… okej miał swoje za uszami, jak każdy nastolatek, ale im więcej czasu z nim spędzała, widziała różnice miedzy nimi. On był Złotym Chłopcem, a ona była jędzą. Jędzą, morderczynią i w dodatku czasami łykała xanax jak cukierki. Nie była dla niego dobrą partią. W dodatku ich rodzice byli małżeństwem, a jej matce zdecydowanie nie pasowało to, że coś pomiędzy nimi było.
    — Jestem beznadziejna, przepraszam — wymamrotała jeszcze cicho, nim zniknęła za drzwiami łazienki.
    Uklęknęła powoli, zdając sobie sprawę, że przecież zrywając się nagle z kawiarni przez Lucasa, nie wzięli ze sobą ubrań, które zostały w kawiarni. Rzucili się biegiem do pociągu tylko z tym, co mieli na sobie.
    — Byłeś na zakupach — stwierdziła, przygryzając wargę — i jedzenie, zamówiłeś jedzenie — zauważyła, czując coraz intensywniej zapach dostarczonego śniadania. To tylko utwierdzało ją, że to ona jest okropna, a nie on. Przełknęła ślinę i odebrała telefon z jego rąk, kręcąc przy tym delikatnie głową. Nie czuła się dobrze. Nie tylko przez to, że była okropna w porównaniu do Jacoba, ale fizycznie też nie było dobrze. Bolało ją. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że bolało znacznie mocniej niż gdy podnosiła się z łóżka. Mocny, silny skurcz sprawił, że sapnęła cicho pochylając się do przodu, jakby chciała zwinąć się w kulkę. I te cholerne uczucie, jakby wciąż coś z niej wypływało, jakby nie mogła zapanować nad pęcherzem, ale dobrze wiedziała, że to nie to. I cholernie bała się spojrzeć na ręcznik i swoje nogi. Wiedziała, że to nie było normalne.
    — Coś jest nie tak — wyszeptała — muszę do łazienki — powtórzyła swoje wcześniejsze słowa, zaciskając powieki, gdy poczuła nieprzyjemny ból zlokalizowany w dole pleców.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  144. Czy było w tym coś dziwnego? Matka niemal przez całe życie wbijała jej do głowy, jak do niczego się nie nadaje, że są z nią same kłopoty, że zamiast przynosić jej powody do dumy, przynosi jedynie te do wstydu? Dopóki Conall Mackenzie żył, Margaret miała życie niczym księżniczka. Stworzył dla niej plac zabaw, który był dla dziewczynki całym światem. Ten plac szybko został zrujnowany przez Evelyn, a życie Meg… było, jakie było.
    Musiała nosić maski, bo przecież nie mogła pokazywać innym swoich słabości. Zgrywali wyrafinowaną, wredną sukę, co przychodziło jej zaskakująco łatwo z jednego, prostego powodu: wyładowywała się w ten sposób za matkę, chociaż względem Evelyn również potrafiła powiedzieć co myśli, co jedynie nakręcało tę całą karuzelę.
    Słuchała więc Jake’a i zastanawiała się nad tym wszystkim, nad tym, czy to na pewno ona zasługiwała na przeprosiny. Raczej powinna być tą przepraszającą. To ona, powinna przeprosić, że w ogóle w niego zwątpiła, że może i faktycznie mógłby znaleźć kogoś lepszego dla siebie, ale to nie oznacza, że jego intencje były od początku złe. Dlatego przygryzła wargę, gdy kolejny raz powiedział, że ją przeprasza i tylko delikatnie przytaknęła głową. Wybaczała mu. Wybaczała mu, bo coraz bardziej uświadamiała sobie, że to ona powinna błagać go o wybaczenie, a nie na odwrót.
    Podniosła głowę, aby na niego spojrzeć. Potraktowała go w nocy tak okropnie, a on musiał wstać dużo wcześniej i to zrobić, zamówić jedzenie i w ogóle, a ona z rana kontynuowała kłótnię zamiast się po prostu zamknąć. W jej oczach zebrały się ponownie łzy i może pomyślałaby, że to łzy rozczulenia gdyby nie czuła tak silnego bólu. Bólu, który stawał się coraz bardziej intensywny, wraz z falą napięcia przechodzącą przez jej plecy i podbrzusze. Zacisnęła mocno wargi i powieki, bo ostatnie czego chciała to, żeby widział ją w takim stanie. Powinna zostać dłużej w łazience. Nie spodziewała się jednak, że krwi będzie więcej, że ból stanie się jeszcze silniejszy.
    — O mój boże — szeptała cicho, spoglądając w dół. Kiedy pomógł jej się podnieść, miała wrażenie, że wyleciało z niej jeszcze więcej — o mój boże — powtórzyła cicho, stawiając kroki z pomocą Jake’a.
    Chciała zniknąć. Albo, żeby to on zniknął i na to nie patrzył, a to co się działo po prostu… przestało się dziać.
    — Nie — pokręciła gwałtownie głową — nie, Jake, zadzwonią po Evelyn i mnie zaciągnie do domu, a ciebie zamkną, a… a nie pojadę sama — wyszeptała, wyciągając jedną rękę, aby ułożyć ją na jego barku i mocno zacisnąć — nie zostawiaj mnie, proszę — szepnęła, mimo, że przed chwilą myślała o tym, że nie powinien jej widzieć w takim stanie. Prawda była taka, że Margo była przerażona i bała się zostać w dodatku całkiem sama. Poczuła kolejny mocny skurcz, a następnie, jakby nie tylko się z niej sączyło — o mój boże, nie — szeptała tak cicho, że ledwo była w stanie usłyszeć własny głos — nie, to niemożliwe, nie, nie — mamrotała, czując jak robi jej się niedobrze na samą myśl, która w nią uderzyła. Miała skurcze, bolały ją plecy i podbrzusze, leciało z niej tyle krwi… i to nie była miesiączka, okres tak nie wyglądał, wiedziała to — o mój boże — wyszeptała, mając ochotę się rozpłakać, a może nawet już płakała, nie była już niczego pewna.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  145. Starała się oddychać głęboko i spokojnie, co wychodziło jej raczej średnio. Zwłaszcza w momentach, w których pojawiały się mało przyjemne skurcze.
    — Nie — powiedziała, chociaż początkowo wcale nie była tego taka pewna. W końcu nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się krwawić w taki sposób i nigdy wcześniej nikomu nie pozwalała na to, co robił w nocy Jake. Ale przecież… to niemożliwe, aby dopiero po takim czasie organizm zdał sobie sprawę z tego, że coś się stało, prawda? Nie z taką ilością krwi, jaka właśnie z niej wypływała — to nie twoja wina, na pewno nie twoja wina — szeptała, chcąc zapewnić nie tylko jego, ale również siebie. To było nielogiczne, niemożliwe, po prostu… nie.
    Zacisnęła mocno powieki, nie podejrzewając, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji, że będzie siedziała na toalecie, krwawiąc obficie a Jake czy ktokolwiek inny będzie przy niej, ścierał jej krew z jej ciała. Zapewne gdyby nie czuła tak mocnego bólu, paliłaby się ze wstydu, ale jedyne o czym była w stanie myśleć w tej chwili to o tym, jak bardzo boli i jak dziwne było to uczucie. I jak bardzo przerażająca była myśl, która zakiełkowała w jej głowie.
    Przez cały ten czas ściskała w jednej dłoni kupiony przez chłopaka telefon. Ignorując jego pytania, skupiła się na ekranie. Weszła w aplikacje kalendarza, próbując połączyć fakty. Zagryzała wargę, próbując sobie przypomnieć kiedy miała ostatnią miesiączkę. Wiedziała, że obecne krwawienie nie jest okresem, a poprzednie wypadało… w terminie. Ale po, nie spała z nikim. Nie spała z Jake’m, bo nie mieli ku temu sposobności. Przed ostatnią terminową miesiączką byli na tej imprezie Evelyn. Pijani. I przerwała im Fibs. Był w niej. W gumce. Ale Fibs im przerwała. Przerwała im, więc może jednak nie zauważył? Jeżeli nie Jake… Oblizała nerwowo wargi. Zaciskając mocno powieki. Zabezpieczali się. Była pewna. Poza tym, boże ona nawet nie doszła, wszystko trwało sekundy. Sekundy. Jebane sekundy, niemożliwe żeby… na samą myśl o Reece miała ochotę się porzygać. W tej samej chwili rozległ się ponownie dźwięk większego pluśnięcia, a nie jedynie wpadającej krwi i jeszcze bardziej ją zemdliło. Powinna spojrzeć. Powinna upewnić się, że to było to. Ale nie chciała tego robić, nie chciała wiedzieć. Nagle przypomniała sobie o obecności Jake’a, ponownie zdając sobie sprawę z jego palców ścierających jej łzy z policzków. Pytania, które wypowiedział.
    — Zabezpieczaliśmy się — powiedziała słabym głosem — wtedy, w nocy, kiedy Fibs nas nakryła… gumka nie pękła? Nic się nie stało? Nic nie… nie wydarzyło się nic? — Wyszeptała, spoglądając ponownie w jego oczy. Pragnęła, żeby powiedział, że faktycznie mógł się zdarzyć wypadek, że jak odskakiwali od siebie, że może faktycznie, jakimś cudem… nie pamietała dokładnie wydarzeń z tamtej nocy, nie pamietała, kiedy ściągnął gumkę, tę drugą. Bo pierwszy pełnoprawny raz pamietała. Pamietała jak się podniósł z łóżka, żeby ściągnąć zabezpieczenie i się wytrzeć, że nic przy pierwszym razie się nie stało, ale później, później miała pustkę w głowie. Pamietała jedynie Fibs i jego zimne spojrzenie.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  146. Zacisnęła mocno powieki, słysząc jego pytanie. Nie chciała odpowiadać, nie chciała nic mówić, nie chciała sprawdzać, nie chciała wiedzieć. Domyślała się. Byłaby głupia, gdyby się nie domyślała, co właśnie się z nią działo. Ale nie chciała mówić tego na głos, nie chciała, żeby to było prawdziwe. Chciała obudzić się w środku nocy, na łóżku obok Jake’a i zorientować się, że to wszystko było tylko koszmarem. Niesamowicie realnym, ale tylko koszmarem. Drgnęła, słysząc jego przekleństwo i jeszcze mocniej zacisnęła powieki, gdy dźwięk się ponowił. A później, słysząc jego słowa potrząsnęła tylko mocno głową. To nie mogła być prawda. To nie było możliwe. Po prostu… musiała mieć największego pecha na świecie. Musiała, musiała być przeklęta.
    — Nie, nie, nie, to niemożliwe — mówiła do siebie, nie do niego. To nie mogło być z Reece’m, po prostu nie mogło — jesteś pewien, jesteś, przekonany w stu procentach, w dwustu? — Nie wiedziała, dlaczego pyta. To przecież bez znaczenia. Tego dziecka już nie było. Nawet nie wiedziała wcześniej, że było. Dowiadywała się teraz, kiedy zaczęło istniej w jej świadomości, jednocześnie przestało w ogóle istnieć, nie dostało szansy, a ona… Była okropnym człowiekiem. Czuła pewną ulgę. Nie chciała być nastoletnią matką, nie chciała być matką dziecka Reece’a, ale jednocześnie czuła… miała ochotę płakać i nie potrafiła wyjaśnić dlaczego.
    Kiedy Jacob wypowiedział te słowa na głos, nie potrafiła nad sobą zapanować, łzy cały czas spływały po jej policzkach, ale w jednej chwili zaczęła głośno szlochać, pozostawiając go bez odpowiedzi. Oboje doskonale wiedzieli, co się właśnie działo. A kiedy Jake zerwał się z podłogi i wyszedł z łazienki, zakryła twarz dłońmi, płacząc jeszcze intensywniej niż do tej pory. Nie mogła mieć do niego pretensji ani żalu, że postanowił ją z tym zostawić. To nie był jego problem, prawda? To była tylko jej sprawa. Jej i nikogo więcej, musiała… musiała sobie jakoś poradzić sama.
    Pospiesznie starła łzy z policzków, kiedy zorientowała się, że wrócił do łazienki, chociaż to nie zdało się na wiele, bo już po chwili kolejny łzy ponownie spływały po jej twarzy, kąpiąc raz na ręcznik, raz na odkryte uda.
    — Co? — Wychrypiała cicho — nie, nie, nie… Jake jak cię zamkną? Ona mnie zabije. Jak się dowie… zabije mnie — miała na myśli oczywiście Evelyn. Poza tym, boże przecież on był ścigany a ona poszukiwana. Nie mogli, nie mógł jej wysłać do szpitala. Nie mógł, to wszystko… dlaczego to wszystko musiało się dziać teraz? Dlaczego musiał zadzwonić? Dlaczego musiał przy tym być? Dlaczego… boże dlaczego wciąż tak mocno krwawiła, ile to miało jeszcze trwać? Chciała już, żeby się skończyło, żeby to już po prostu się stało i było już po wszystkim. — Nie chcę, żebyś mnie zostawiał… — wyszeptała cicho, wręcz błagalnie, chociaż wiedziała, że nie ma prawa niczego od niego wymagać ani prosić. Tym bardziej, że groziło mu złapanie i zamknięcie. Nie mogła mu na to pozwolić — musisz tu zostać, obiecaj, obiecaj, że zostaniesz i się schowasz, że nie dasz się złapać — mówiła, musząc siebie przekonać, że to najlepsze rozwiązanie. Dla nich, dla niego. Dla niej, że zostanie tu bo go o to prosi, a nie dlatego, że zapewne chciał właśnie to zrobić.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  147. — Miałam okres — wyszeptała cicho — pomiędzy nim, a… a tobą, miałam okres, boże miałam okres to przecież… — pokręciła głową. Wiedziała, że brak miesiączki nie zawsze występował. Tak jak wiedziała, że było coś takiego jak krwawienie implantacyjne. I wiedziała z tych durnych programów telewizyjnych, że niektóre dziewczyny, kobiety, dowiadywały się o ciąży kiedy były zaawansowana lub podczas porodu. Nie miała pojęcia jakim cudem mogło do czegoś takiego w ogóle dojść, ale… ona sama była nieświadoma… długo. Nie miała pojęcia ile dokładnie, nie miała głowy do ponownego wpatrywania się w kalendarz i obliczania, który to mógł być tydzień czy miesiąc. Wierzyła jednak Jake’owi. Teraz, kiedy dobrze wiedzieli, że nie było już żadnego dziecka nie miałby powodu, aby się go wypierać. Przynajmniej Margaret nie była w stanie wymyślić, dlaczego miałby coś takiego robić. Tym bardziej, że wciąż przy niej był, a mógł ją właśnie w tej chwili po prostu zostawić.
    Miała ochotę zacząć wrzeszczeć i kazać mu się po prostu zamknąć. Skoro nie zdecydował się uciec, dlaczego nie mógł po prostu przy niej być? Po co musiał tyle gadać i wszystko nazywać. Nie chciała w tej chwili tego słuchać, nie chciała nigdy więcej tego słyszeć ani o tym. Jakby to, co właśnie się działo, miało nie mieć nigdy miejsca. To wciąż trwało, wciąż czuła i słyszała krew, raz po raz z większymi skrzepami, a ona już miała dość. Chciała zapomnieć, mimo, że jeszcze się nie skończyło.
    Słyszała go, owszem, ale niewiele z tego faktycznie do niej trafiało. Nie dlatego, że nie chciała. W jej głowie po prostu w tym momencie działo się za dużo. Za dużo wszystkiego. Wpatrywała się w niego, naprawdę nie rozumiejąc, po co to wszystko robił. Po co. A kiedy ich wargi się ze sobą dotknęły w delikatnym muśnięciu, tym bardziej nie wiedziała, co ma myśleć, co ma czuć, jak… się zachować, co robić, pozwolić mu być przy sobie czy spróbować zmusić, żeby został?
    — Jakie — odezwała się po długiej chwili milczenia z jej strony — nie miałam pojęcia, to… ja nie wiedziałam, to były sekundy, nie kłamała. Uciekłam, nie chciałam tego kontynuować, ja… używaliśmy gumek i ja, ja nie doszłam, myślałam, myślałam, że on też nie, że to niemożliwe, to… — urwała, przełykając głośno ślinę i ponownie zakrywając twarz. To było za dużo.
    Może Jake miał racje. Powinien ją zobaczyć lekarz, powinna pojawić się w szpitalu i z niego wyjść, zostawiając to wszystko w Charlotte i nigdy więcej tutaj nie wracać. Nigdy.
    Kiedy wspomniał o ubraniach, skinęła tylko głową. Kiedy wrócił i zapytał o prysznic, ponownie skinęła głową. Podniosła się powoli, chociaż bała się, że znowu będzie dużo krwi gdy tylko się ruszy, z pomocą Jake dostała się do kabiny prysznicowej, a następnie odkręciła wodę, starając się doprowadzić się do porządku.
    Wypchała papierem toaletowym majtki nim zaczęła się ubierać, słysząc już w oddali zbliżający się ambulans. Bała się. Tak cholernie się bała, co wydarzy się w szpitalu, ale jednocześnie tak bardzo chciała obudzić się już następnego ranka.
    — Proszę, obiecaj, że jeżeli tylko zauważysz, że ktoś się zorientował, uciekniesz — poprosiła, łapiąc jego dłonie i mocno ściskając — proszę. Nie chcę, żeby cię zamknęli. Obiecaj.

    Margo, która nie może znaleźć idealnej emotki

    OdpowiedzUsuń
  148. Ciężko było mówić o poczuciu spokoju w tej sytuacji, ale złożona przez Jake’a obietnica sprawiła, że było jej lżej chociaż z jedną sprawą. Liczyła, że mówił prawdę, że gdyby tylko ktoś się zorientował, to że zniknie, że będzie ratował swoją wolność, bo przecież nie mógł nią ryzykować dla niej. Nie po tym wszystkim.
    Bała się. Przez cały czas, dopóki nie trafiła na salę operacyjną i dopóki nie przyłożono do jej ust maseczki i nie wstrzyknięto leków, po jej policzkach spływały łzy, nad którymi nie była w stanie zapanować. Sam zabiegł nie trwał długo, w trakcie nie pojawiły się komplikacje, więc dość szybko trafiła do swojej sali, gdzie miała wybudzić, a następnie dojść do siebie przez kilka następnych godzin, a później opuścić szpital. O ile nie pojawią się komplikacje, a nic na to do tej pory nie wskazywało.
    — Hej — wyszeptała równie cicho, czując nieprzyjemną suchość w ustach i ogólne osłabienie. Zaskoczył ją delikatnymi muśnięciami, bo zdecydowanie się ich nie spodziewała. W ogóle nie spodziewała się zobaczyć czekającego przy jej łóżku Jake’a. Przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, a następnie zerknęła na swoją rękę i podpiętą kroplówkę w zgięciu łokcia. Zamrugała, jednocześnie marszcząc delikatnie brwi. Po chwili ponownie spojrzała na chłopaka i wzruszyła ramionami, nie wjeżdżać, jak ma odpowiedzieć na jego pytanie — trochę… zmęczona? — Odpowiedziała pytaniem, bo nie potrafiła dokładnie określić tego, jak w tym konkretnym momencie się czuła — nic mnie nie boli — dodała, ale wzrokiem podążyła do kroplówki, bo jak podejrzewała, było to coś przeciwbólowego, sprawiającego, że w tym konkretnym momencie nie czuła żadnego bólu. Najmniejszego. — Trochę po prostu… zmęczona, albo bardziej osłabiona — mówiła cicho i powoli, jakby się bała, że z głośniejszą tonacją zacznie ją ponownie boleć. Oblizała spierzchnięte wargi i spojrzała na jego twarz, odnajdując spojrzeniem jego oczy i wzięła głęboki oddech — jak… jak sytuacja? Nikt… nie zorientowali się? — Spytała jeszcze ciszej, bojąc się, że ściany mogły mieć uszy lub raczej, że w każdym momencie ktoś mógł wejść do sali i usłyszeć coś, co nie był przeznaczone do jego uszu. Chciała mieć pewność, że są bezpieczni, że Jakie jest bezpieczny, że policja nie jest w drodze ani ich rodzice. Nie była pewna, która z tych opcji mogła okazać się gorszą.
    — Przepraszam, Jake — powiedziała cicho, ponownie poruszając delikatnie dłonią i oblizując spierzchnięte wargi. Nie podobało jej się te uczucie suchości — za wszystko — dodała równie cicho.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  149. Miała… pustkę. Począwszy od macicy, przez serce, kończąc na głowie. Pusto. Ciemność. Czułaby się jeszcze lepiej, gdyby wyszli już ze szpitala, wyjechali z Charlotte i nigdy więcej nie rozmawiali o tym, co się stało. Wyparcie było ulubionym sposobem Margaret na radzenie sobie z wszystkimi kłopotami, jakie ją dopadały. I do tej pory wychodziło jej to całkiem świetnie. Potrafiła zakładać maski. Potrafiła sprawiać wrażenie, że nie ma w życiu żadnych problemów. W końcu nawet Jake miał ją za taką, nim pozwoliła sobie na otworzenie się przed nim. Wypominał jej przecież, że mając rodowód, co ona może wiedzieć o życiu. A jednak wiedziała. Znacznie więcej niżby chciała.
    — To dobrze — stwierdziła, bardzo delikatnie kiwając głową, niemal niezauważalnie. Wzięła głęboki oddech, spoglądając na ich dłonie. To, że był tuż przy niej, gdy obudziła się po zabiegu, było… miłe. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jak on musiał się czuć, gdy w szpitalu z ręką był całkiem sam.
    — Racja, Miles — poprawiła się, oblizując ponownie wargi. Powoli, niespiesznie. Próbując je nawilżyć, chociaż miała w ustach całkowitą suchość — nic nie mów — poprosiła, spoglądając na niego błagalnie. Naprawdę nie chciała słuchać o niczym, co miało związek z tym, co się stało w hotelu. Nazwanie tego nawet w myślach poronieniem przechodziło jej niesamowicie trudno. Nie chciała mówić tego na głos, tak, jak nie chciała w ogóle poruszać tego tematu. Tym bardziej, że miała świadomość, że pewnie lada moment pojawi się pielęgniarka lub lekarz i nie będą udawać, że zabieg nie miał miejsca, że nic się nie wydarzyło. — Ja… — wzięła głęboki oddech, ściskając mocniej jego dłoń — proszę, nie chcę nigdy więcej do tego wracać, Miles — powiedziała cicho, ale z wyraźnie brzmiąca prośbą w głowie. Liczyła, że będzie umiał to zaakceptować — to niczyja wina, najwyraźniej po prostu tak miało być — dodała równie cicho, starając się brzmieć obojętnie. Musiała jednak przyznać, że zakładanie maski tuż po wybudzeniu się ze znieczulenia, wcale nie było łatwe — wrócić? — Powtórzyła szeptem, nie wyobrażając sobie tego, jak niby miałoby to wyglądać. Mieliby tak po prostu pojawić się w Nowym Jorku, w domu? Stanąć przed rodzicami i co? Przeprosić? Udawać, że nic się nie stało, że wcale nie został uruchomiony child alert? Że wszyscy brali Jacoba za przestępcę? — I niby co mielibyśmy zrobić? Wejść do domu z czekoladkami na przeprosiny? Jak… Miles, niby mamy to tak po prostu? — Pokręciła przecząco głową. Nie potrzebowała odpoczynku. Potrzebowała spokoju. W domu tego na pewno nie dostanie, nie po ucieczce, nie od matki, nie od Fibs, była tego pewna — jeżeli chcesz wrócić do domu, możesz to zrobić, ja… ja nie mogę, Miles — powiedziała, marszcząc brwi — nie mogę wrócić do domu, wiem, że… że to może wydawać się najodpowiedniejsze, ale ona… myślisz, że z nią odpocznę? — Spytała, nie oczekując nawet odpowiedzi.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  150. Była prawdziwie zaskoczona tym, że chciał wrócić do domu. Ona sama naprawdę nie potrafiła sobie tego w ogóle wyobrazić. Powrotu do domu. Przekroczenia progu i spojrzenia na ich twarze. Prychnęła cicho, w reakcji na jego pytanie.
    — Myślisz, że to oni będą nas przepraszać? — Odpowiedziała pytaniem na jego pytanie, bo w zasadzie była ciekawa, jak to widział on. Ona uciekła. Dobrze wiedzieli, że ogłoszenie child alertu było ściemą… cała rodzina miała świadomość, że to nie było żadne porwanie, a wspólna ucieczka. I Margaret była pewna, że Evelyn będzie chciała wymusić na nich przeprosiny (a na pewno na swojej córce).
    Zmarszczyła lekko brwi, słysząc słowa Jake’a. Owszem nie była głupia, wiedziała, że w wiadomościach wciąż powtarza się ich temat, że są przez cały czas poszukiwani, ale przez incydent i zabieg, jakoś zgubiła wątek i ilość informacji, jakie o nich wiedzieli. — Może nie będziemy mieli kłopotów? — Dokończyła za niego. Rozumiała jego podejście. Ale ona znała swoją matkę i wiedziała, że to się na nic nie zda. Pewnie załatwi sprawę tak, aby policja wyciszyła temat bez konsekwencji. W końcu zatuszowała sprawę Conalla i Lucasa, z tym też sobie poradzi, ale nie zostawi tego bez konsekwencji dla nich. I to ją najbardziej przerażało. Świadomość, że kolejny raz Evelyn będzie zajmować się jej bałaganem. Już i tak miała ją w garści, a Meg… Meg nie chciała dokładać. Chociaż wiedziała, że ukrywanie się nie będzie łatwe. Zwłaszcza, gdyby miała robić to bez Jacoba.
    — Ty naprawdę chcesz to zrobić — wyszeptała cicho, spoglądając w jego oczy. Po tym, gdy obniżył się na łóżku i mogli swobodnie patrzeć sobie w twarz, Meg ciągle zerkała w jego oczy, ale teraz… teraz to nie było łatwe. Rozumiała jego motyw. Rozumiała jego strach. Naprawdę. Ale… ona sama tak bardzo nie chciała tam wracać. Jego pieprzenie, że to ze względu na nią było niepotrzebne. Kiedy zadrżał wspominając o tym, co robią z pedofilami w więzieniu, wiedziała dobrze, dlaczego chciał wrócić. Spojrzała w górę, odwracając spojrzenie od Jacoba i przygryzła mocno wargę. Nie chciała wracać, ale nie mogła i przede wszystkim nie chciała, aby Jake miał przez nią jeszcze większe kłopoty. A wiedziała, że Evelyn wszystko posprząta. — Wiesz, że ona to załatwi — powiedziała cicho, spoglądając na nowo w oczy chłopaka — jeżeli wrócimy do domu. Ona to załatwi, wszystko posprząta. Sprawi, że ludzie zapomną. Ale wiesz, że nie zrobi tego za darmo, prawda? I to nie będzie tylko wymuszenie przeprosin, bo jeżeli chcesz wracać, przygotuj już sobie formułkę, bo i tak cię do tego zmusi. Nas. — Ścisnęła mocniej jego dłoń — nie pozwolę, żebyś przeze mnie trafił do więzienia, ale musisz po prostu wiedzieć, że to będzie jej hak na ciebie i na pewno to wykorzysta — powiedziała cicho, doskonale wiedząc przecież, jak działała jej matka. — Wrócimy — wyszeptała, chociaż wcale jej się to nie podobało. Nie mogła jednak się nie zgodzić, nie po tym wszystkim, co dla niej zrobił.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  151. Pokręciła lekko głową. Widać, że nie znał jej matki. Ale czy mogła się dziwić? Evelyn swoje prawdziwe oblicze pokazywała tylko wybrańcom i nie było w tym nic przyjemnego, należeć do tego grona.
    — W ogóle jej nie znasz — powiedziała cicho, ale już podjęła decyzje. Rozumiała dlaczego chciał to zrobić. Nie podobało jej się to, ale… gdyby to na nią były skierowane takie oskarżenia, też chciałaby się z nich oczyścić. Zwłaszcza, że pedofilia i uprowadzenie to nie był pikuś jak kradzież w spożywczaku czy coś równie idiotycznego. Oskarżenia, które wisiały nad Jacobem były poważne i problematyczne. Nie mogła w takiej sytuacji myśleć tylko o sobie. Kochała Jake’a i mogła to dla niego zrobić. Wrócić. Zmierzyć się z matką i tym, co zamierzała w konsekwencji zrobić, bo nie będzie z tym sama. Będzie miała przy sobie Jake’a. Wsparcie, jakiego nigdy wcześniej nie miała. Nie pozwoli na to, aby ponownie faszerowała się lekami lub cokolwiek, co jeszcze będzie wymyślać matka. Nie była w końcu sama, miała w końcu obok kogoś, komu ufała, przed kim się otworzyła… wytrzyma. Jake miał rację. To będzie tylko kilka tygodni.
    — Ona i tak zrobi, co będzie chciała — powiedziała, oddychając ciężko — ale dobrze, Jakie. Wrócimy. Jak tylko mnie wypuszczą — uśmiechnęła się słabo, ściskając mocno jego dłoń — nie masz za co, Jake, to… przecież dla ciebie zrobiłabym wszystko — wyszeptała, w momencie, w którym zaczął wstawać i uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy postanowił przynieść jej wody.
    Kiedy Jake opuścił salę, w pomieszczeniu pojawiła się lekarka wraz z pielęgniarką, wyjaśniając jak przebiegł zabieg, o zabezpieczeniu materiału genetycznego do zbadania oraz tym, że jeżeli nic się nie wydarzy, jeszcze dzisiaj będzie mogła opuścić szpital. To ostatnie zachwycało i jednocześnie przerażało, bo była mniejsza szansa na rozpoznanie, ale oznaczało to również szybszy powrót do domu, a to… to jej się nie podobało.
    Personel medyczny minął się z Jake’m.
    — Wypiszą mnie jeżeli nie pojawią się w przeciągu najbliższych godzin żadne niespodzianki — powiedziała, spoglądając na chłopaka. Może to i lepiej. Szpital działał na nią źle. Nie chciała tu być, zdecydowanie. Wolałaby siedzieć zamknięta w hotelowym pokoju, byleby nie musieć być w szpitalu.

    ❤️niczego nieświadoma ruda🤡

    OdpowiedzUsuń
  152. Czuła, że coś się działo z Jake’m, ale nie miała pojęcia co. Rozumiała, że znaleźli się w trudnej sytuacji. Wszystko było mocno skomplikowane, ale przecież kiedy już wyjdzie ze szpitala, kiedy wrócą, tak jak chciał… wszystko się ułoży. Wszystko się wyjaśni, będzie… będzie dobrze. Teraz po prostu było trudno, a każde z nich zmagało się z tym wszystkim na swój sposób. Wiedziała, że czuł się winny za jej poronienie, powiedział to przecież wprost, przepraszał ją za to. Był przy tym. Dlatego… dlatego każde z nich musiało się uporać z tym po swojemu. Wierzyła, że… że skoro nadal przy niej był, skoro trzymał jej dłoń, całował ją, dadzą radę. Jakoś to przejdą, razem, a później zapomną i będą żyć dalej. Tak po prostu.
    Uśmiechała się do niego, kiedy wrócił, bo zakładała, że po takich wiadomościach, wszystko już będzie dobrze. Ona szybko zostanie wypisana, szybko wrócą do domu, ona szybko wróci do pełni sił i szybko, o wszystkim zapomną.
    Otworzyła szeroko oczy, usta zresztą też, kiedy drzwi otworzyły się ponownie, ale nie stanęli w nich lekarze ani nikt inny pracujący dla szpitala. Policja. Policja! Krzyknęła głośno, patrząc, jak dosięgnęli Millera.
    — Przestańcie! — Wrzasnęła, kiedy tak niedelikatnie obchodzili się z Jacobem. Miała wrażenie, że wszystko działo się tak szybko, a z kolei ona sama, poruszała się za wolno — zostawcie go! Zostawcie! — Prosiła, zrywając z siebie kołdrę. Nie przejmowała się tym, że miała na sobie cały czas szpitalną, jednorazową koszulę pooperacyjną, że chociaż kroplówka sprawiała, że nic ją nie bolało, kiedy zerwała się z łóżka, wyrywając z ręki wenflon, gwałtownie stawiając stopy na zimnej podłodze, wyrwał jej się jęk bólu. Nie mogła jednak przecież pozwolić na to, aby zabrali Jake’a. Nie mogli tego zrobić. Nie mogła na to pozwolić.
    Chciała go dogonić. Biec za nimi, ale nagle w drzwiach pojawiły się pielęgniarki i ochroniarz, którzy ją chwycili i nie pozwolili udać się biegiem za Jake’m i policją.
    — On nic nie zrobił! To wszystko kłamstwa! Nie porwał mnie, nie wykorzystał! — Krzyczała, szarpiąc się w ramionach obcych ludzi, czując jak łzy spływają po jej policzkach, bo chociaż chciała, nie mogła nic zrobić — puście mnie, puście! — Krzyczała, szarpiąc się, cały czas próbując wyrwać się z chwytu pracowników szpitala. — Jake! — Krzyknęła, widząc go wciąż na korytarzu z policjantami. Miała nadzieje, że słyszał jej krzyki — naprawię to! Wyjaśnię to! Obiecuje, naprawię to wszystko! — Krzyczała, jednocześnie przysięgając to sobie. Nawet jeżeli miałaby mieć u matki największy dług świata, płaszczyć się przed nią do końca życia, musiała zrobić wszystko, aby to naprawić. W końcu to przez nią uciekł. To przez nią to wszystko.

    😭❤️

    OdpowiedzUsuń
  153. Nie reagował na jej słowa, przez co nie miała pojęcia czy ją słyszał. Krzyczała tak głośno, jak tylko potrafiła. Tyle, ile miała sił w płucach. Musiał ją usłyszeć. Po prostu musiał. Zresztą, to nie było istotne. Czy ją słyszał, czy nie i tak zamierzała zrobić to, co obiecała. Odkręcić to, naprawić. Za wszelką cenę. I na tym musiała się skupić, na skontaktowaniu się z matką i błaganiu jej o pomoc Jake’owi. Dlatego przestała się w końcu szarpać, przestała próbować się wyrwać z chwytu pielęgniarek i ochroniarza, bo zrozumiała, że powinna już dzwonić do matki, zamiast marnować czas na nieudolne wyrwanie się z ich rąk.
    Kiedy tylko Jake zniknął jej z oczu, a ją ułożono z powrotem na łóżku, czekała, aż będzie miała możliwość zadzwonić. Pierw jednak poinformowano ją, że również będzie musiała porozmawiać z policją i złożyć zeznania. Jednak ze względu na to, że była nieletnia musieli pierw skontaktować się z Evelyn.
    Jej matka przez cały czas szła w zaparte, że nie przyłoży palca do pomocy… aż w końcu uległa. Jednego dnia po prostu zmieniła zdanie, co wydawało się Margo dość podejrzane, ale nie miała ochoty się nad tym zastanawiać. Najważniejsze było to, że Jake miał być oczyszczony z wszystkich zarzutów. Margaret miała trzymać się od niego z daleka, to był jeden z warunków i w zasadzie najłagodniejszy, bo Evelyn wyszczególniła długą listę. Nie wspominając oczywiście córce, że zgodziła się na wycofanie oskarżeń nie ze względu na nią. Nie mogła jednak stracić takiej okazji do poznęcania się nad rudowłosą. W dodatku była wściekła na Jake’a, że ten miał dowody przeciwko niej i może jemu nie mogła nic zrobić… tak Margaret mogła za wszystko zapłacić. A Evelyn dopiero się rozkręcała.
    Kiedy nastał dzień powrotu Jake’a, nie wybiegła, aby go przywitać. Nie dlatego, że nie chciała. Nie mogła. Nie mogła się do niego zbliżać, kiedy w pobliżu była Evelyn.
    Słysząc otwieranie się drzwi, podniosła spojrzenie i pierw widząc, że to Jake, podniosła się przestraszona, ignorując zupełnie jego słowa.
    — Widziała, jak tu wchodzisz? — Spytała, podchodząc do niego. Była rozemocjonowana, tak bardzo, że początkowo nawet nie dotarł do niej ton jego głosu — ja… ja nie mogę, Jake — powiedziała kręcąc głową, jakby zakładała, że jego wyniesienie powinno się równać ich wspólnemu wyniesieniu się — Jake tak się martwiłam, jak się czujesz, jak twoja ręka? — szeptała zasypując go pytaniami i układając dłonie tak, jakby chciała go przytulić, podchodząc jednak bliżej, zatrzymała się w pół kroku. Zmarszczyła lekko brwi, opuszczając powoli ręce wzdłuż swojego ciała i uważnie mu się przyglądała. Nawet… nawet się z nią nie przywitał, nie zapytał, jak się czuje, tylko… tylko pytał o pieniądze. I nagle do niej dotarło, że on nie pytał, czy się wyniesie z nim, nawet nie zaproponował. Oznajmił, że on to zrobi, sam. Nie, nie, że zrobi, że on to robi. On się wynosi. Chciała mu powiedzieć, w jaki szał wpadła Evelyn gdy dowiedziała się o poronieniu, ale teraz, patrząc na niego nic nie rozumiała i nie miała pojęcia o co chodzi, co się dzieje.. — Jake? — Spytała, patrząc na niego swoimi ciemnymi oczami, czując, jak te zachodzą łzami — m-mam je — powiedziała cicho, odpowiadając na jego pytanie.

    🥺❤️

    OdpowiedzUsuń
  154. — Ale mnie obchodzi — powiedziała cicho, spoglądając w jego jasne oczy. Miała wrażenie, że czegoś brakowało w jego spojrzeniu, ale nie docierało do niej od razu, czego dokładnie — kompletnie jej odjebało — szepnęła, zerkając co jakiś czas na drzwi swojego pokoju, naprawdę się obawiając, że Evelyn mogłaby w każdej chwili wpaść przez nie do środka i zaprezentować, co dokładnie miała na myśli Margaret — kiedy dowiedziała się o… o tym co się stało w Charlotte — szepnęła, kręcąc przy tym lekko głową i przymknąwszy powieki, wzięła głęboki oddech. Pojedyncza łza pojawiła się na policzku rudowłosej, gdy wróciły wspomnienia sprzed kilku dni. Pierw była nazwana dziwką, bo według Evelyn uciekła, żeby się puszczać, później, gdy dowiedziała się o poronieniu, matka zaczęła wrzeszczeć, że jak mogła stracić dziecko, jak mogła nie dbać o to, co dał jej Jacob. Jakby… jakby chciała, aby Margo miała w sobie dziecko Millera. W ogóle nie docierało do Evelyn, że to wszystko nie tak. Chociaż do kobiety nic nie docierało, a Margaret była w jej oczach już tylko szmatą i tak ją od tego czasu traktowała.
    Do tego dziwne zachowanie Jake’a. Jego zmiana, chłód w oczach, dystans… Margo była na skraju załamania, a to co się właśnie działo miedzy nimi niczego nie ułatwiało. Wiedziała, że nie będzie idealnie, kiedy Jake wróci, ale liczyła, że będą mogli na siebie liczyć.
    — Jasne, w najlepszym — powiedziała drżącym głosem, odwracając od niego spojrzenie. Mogła mu powiedzieć, że nic nie było w porządku, ale co by po tym miała? Odsunął się od niej i wcisnął ręce w kieszenie, kiedy chciała go przytulić. Kiedy chciała się przytulić w jego ramiona i poczuć, chociaż przez krótką chwilę, że nie jest z tym wszystkim sama, że jest na tym świecie ktoś, dla kogo jest ważna.
    Oblizała nerwowo wargi, nie wierząc w to, co słyszała. Objęła swoje ramiona i pokręciła lekko głową.
    — Przyszedłeś tu tylko po to, żeby powiedzieć, że się wynosisz — stwierdziła cicho — i po kasę. Nie przyszedłeś spytać, czy zrobię to z tobą. Nie przyszedłeś dla mnie — mówiła, stwierdzając fakty. Z każdym kolejnym słowem, które wypowiadała na głos, zaczynała cała drżeć — nie… nie jesteś tutaj, bo się mną interesujesz, bo te pare dni oddzielnie były najgorszymi dniami. Chcesz tylko swoich pieniędzy — przełknęła ślinę, mając ochotę zacząć wrzeszczeć, dopaść szafy i torby, a następnie zacząć rzucać w niego banknotami, drąc się przy tym, jak wielkim jest skurwielem, że w ogóle miał czelność wchodzić tu do niej i zachowywać się w ten sposób. Jakby nigdy pomiędzy nimi nic nie było, jakby nigdy nic dla niego nie znaczyła. Dokładnie tak, jak podejrzewała, że jest. Mówiła to, w hotelu. Mówiła, że dokładnie tak będzie. Jak widać, nie myliła się ani trochę. — Świetnie — powiedziała, nieudolnie siląc się na obojętny, chłodny ton. Nie potrafiła jednak panować nad swoim głosem, cały drżał i jasno mówił o tym, jak bardzo ją to bolało — świetnie, już ci je oddaje — odwróciła się do niego plecami, ścierając szybko łzy, nim ruszyła w stronę szafy, w której trzymała jego pieniądze. Otworzyła drzwi mebla, a następnie uklęknęła i z dolnej półki wysunęła sportową torbę. Chwyciła ją i podniosła się, odwracając się twarzą do Jacoba.
    — Zbliżysz się do mnie, żeby ją zabrać, czy aż tak bardzo się mną brzydzisz? Mam ci ją rzucić pod nogi? — Spytała całkiem poważnie, bo nie miała pojęcia dlaczego zaczął się tak zachowywać. Może jej matka miała rację, mówiąc, że nie da się na nią patrzeć.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  155. — I mnie w nim zostawić — wyszeptała cicho i zacisnęła powieki. Nie chciała płakać, wiedziała, że musi wytrzymać do momentu, w którym opuści jej pokój, ale łzy nieznośnie wykradały się z jej oczu. Potrafiła zrozumieć, dlaczego Jake chciał się wynieść. Nawet rozumiała, dlaczego nie prosił, aby zrobiła to z nim. Już raz został oskarżony o jej uprowadzenie i wykorzystanie. Nie była głupia, domyślała się, że drugi taki numer nie przeszedłby bez echa. Ale on nawet nie próbował wytłumaczyć jej swojego punktu widzenia. Wpadał do jej pokoju z tymi wiadomościami i czekał, aż odda mu pieniądze. Jakby nic innego nie było ważne. Jakby ona nigdy nie była dla niego ważna. Zwłaszcza, że… obiecywał, że to będzie tylko kilka tygodni. Kilka tygodni, które razem przetrwają, a później nic już nie będą mogli im zrobić. Minęło kilka dni, a Jake już miał inny plan. Dotyczący tylko jego. Bez niej. Wykreślił ją. A Margaret nie rozumiała, dlaczego to zrobił.
    — Wiem, że nie mogę — powiedziała cicho, patrząc na niego — ale ty nawet… — urwała, kręcąc delikatnie głową. Nie chciała jego pieniędzy, miała je w dupie. Jego pieniądze, wszystko co miało związek z nim i oczywiście jego samego, Jacoba Millera — ty nawet nie proponujesz, nie próbujesz wytłumaczyć dlaczego.
    Była ciekawa jego odpowiedzi. Zaśmiała się gorzko, kiedy odpowiedział w bardzo wymijający sposób, wręcz odwracając kota ogonem. Nic nie powiedział, poza rzuceniem oskarżeń w jej stronę, co bardzo jej się nie podobało. Dobrze wiedziała, kto był winien, a próbował teraz zrzucić winę na nią, co bardzo jej się nie podobało.
    — Dalej swoje? — Spytała cicho, puszczając rączki torby. Wpatrywała się prosto w jego oczy przepełnione chłodnym spojrzeniem i zastanawiała się, jakim cudem mógł się zmusić do aż tak bardzo oziębłego wyrazu, skoro niby to ona przesadzała, to ona wymyślała. Gdyby coś do niej czuł naprawdę, nie potrafiłby tak na nią patrzeć — nawet nie powiedziałeś głupiego cześć, cofnąłeś się, kiedy po prostu chciałam się przytulić, to co ja sobie mam myśleć? Że mój widok jest dla ciebie cudowny? — Spytała, wbijając spojrzenie w torbę leżąca u swoich stóp — dla mnie — powtórzyła za nim, oczywiście, że mu nie wierząc. Zostawiając ją w tym domu całkiem samą sprawiał, że wyrok stawał się prawomocny. Lecz skąd mógł wiedzieć. Nie miał pojęcia, jak bardzo odbiło jej matce — co robisz dla mnie? — Spytała cicho, próbując złapać jego nadgarstek, żeby go przytrzymać przy sobie. To, że w ogóle zdecydował się jej dotknąć było dla niej zaskakujące po tym, jak się chwilę wcześniej zachował, ale ten tekst o innym życiu? Miała ochotę roześmiać mu się w twarz i pewnie by to zrobiła, ale dupek zdążył się odwrócić — w innym życiu, jasne — zaśmiała się w jego plecy, ciągnąc cicho nosem i kręcąc lekko głową — chociaż wiesz? Całkiem możliwe, że te inne życie nastąpi szybko. Skoro mnie tu zostawiasz. Z nimi. Z nią — rzuciła i ruszyła w jego stronę, aby pomóc mu szybciej opuścić jej pokój i mieć pewność, że nie wejdzie tu kolejny raz — wynoś się — ułożyła dłonie płasko na jego plecach i pchnęła delikatnie, aby szybciej przekroczył jej próg — po prostu się wynoś — wysyczała, zaciskając mocno powieki, a kiedy tylko była w stanie, zatrzasnęła głośno drzwi i odwróciła się do nich plecami — nienawidzę cię — krzyknęła, aby słyszał, nie przejmując się czy matka usłyszy, a następnie zakryła dłońmi twarz i osuwając się po drzwiach na ziemię, zaczęła płakać.

    💔😭

    OdpowiedzUsuń
  156. Nie wierzyła mu. Gdyby odejście miało być dla niego chociaż odrobine trudne, nie robiłby tego w taki sposób. Ten tekst o tym, że miałoby być trudniejsze przez zbliżenie się do niej… jeżeli chciał jej poprawić w ten sposób humor, samoocenę czy cokolwiek innego, to nie podziałało. Była tak wściekła, tak zraniona, że nie docierało do niej nic. Samo patrzenie na niego sprawiało, że bolało ją serce, chciało jej się wyć z rozpaczy, bo do tej pory tylko przy nim czuła się… bezpiecznie. Czuła, że może coś znaczyć, ale najwyraźniej była w ogromnym błędzie.
    Zacisnęła wargi, bo nie dokładnie to miała na myśli, ale faktycznie mógł to odebrać w taki sposób. Nie zamierzała mu się jednak tłumaczyć czy wyprowadzać go z błędu, przecież to już było nieważne. Jasno dał jej do zrozumienia, że to koniec. A ona już i tak za bardzo się pogrążyła pokazując mu, jak bardzo ją to wszystko boli, jak bardzo jej zależało.

    Zamknęła się w sobie. Jeżeli wcześniej starała się nie dopuszczać do siebie ludzi, gdy znajdowali się zbyt blisko, tak po tym wszystkim co się stało po powrocie z Charlotte, po prostu otwarcie kazała im spieprzać, nim ktokolwiek zdążył w jakikolwiek sposób się do niej zbliżyć. Nie potrzebowała ludzi koło siebie. Nie potrzebowała niczego ani nikogo. Miała jasny plan na przyszłość. Tuż po tym, jak będzie mogła dysponować zostawionym przez ojca funduszem powierniczym zamierzała wyjechać do Szkocji. Chciała uciec ze Stanów, znaleźć się jak najdalej od matki. Wiedziała, że tym razem wystarczyłoby się wyprowadzić gdziekolwiek, bo Evelyn nie zamierzała jej szukać, nie miała już powodów do tego. Zniknięcie samej Margaret nie byłoby dla niej żadna stratą. Przez cały czas traktowała ją tak, jak tuż po powrocie. Jeżeli wcześniej się nie dogadywały czy kłóciły, tak teraz zwyczajnie Evelyn stosowała psychiczną przemoc na swojej jedynej córce, a Margaret… nie miała więcej siły się przed tym bronić. Nie miała żadnej motywacji do tego, żeby próbować cokolwiek zmienić. Powtarzała sobie, że musi wytrzymać tak, jak mówił jej to Jake. Parę tygodni do osiemnastki, przejęcie swoich pieniędzy i wyjazd. Jak najdalej. Tak daleko, aby nikomu nie chciało się jej szukać, a wiedziała, że Evelyn nie chciałoby się jej szukać nawet w Nowym Jorku. Szkocja była marzeniem. Celem.
    Ale gdy przyszedł moment, na który tak czekała, wszystko legło w gruzach. Rudowłosa zaliczyła kolejny bolesny upadek. Wszystko co planowała po prostu się rozpadło, bo pieniędzy nie było tyle ile zakładała. Były nieruchomości, których nie chciało się Evelyn spieniężyć, ale bez pieniędzy Margaret nie była w stanie pozwolić sobie na wyjazd, ich sprzedaż czy utrzymanie, bo nie była przecież w stanie przewidzieć ile to wszystko potrwa. Miała pieniądze od Millera, ale nie chciała ich wydawać, nie chciała tknąć centa z tej gotówki, i nie zamierzała tego zrobić. Musiała… musiała coś wymyślić. Dlatego utknęła w NYC, dlatego jej życie było… pasmem porażek i nic nie szło zgodnie z tym, co planowała. A planowała po prostu się uratować. Tylko tyle i aż tyle.
    Po trafieniu do college’u pewnie niewiele by się zmieniło, ale pierwszego dnia trafiła na Mallory. A Mallory wydawała się nie chcieć dać jej spokoju. Jakby czuła, że ruda potrzebuje w swoim życiu jakichś promieni i zamierzała pomóc je jej odnaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzice Mallory byli do bólu normalni, wręcz nudni i prowadzili antykwariat, co fascynowało Rudą, bo właśnie tego potrzebowała. Potrzebowała w swoim życiu kogoś, kto nie interesował się plotkarą, kto nie gonił za nowinkami z życia elity, kogoś zwyczajnego. I dzięki Mallory i jej rodzicom, u których pracowała w weekendy i dwa dni w tygodniu Margaret powoli rozkwitała. Powoli wracała do tego, co było kiedyś. Nie do życia sprzed Charlotte. Jeszcze wcześniej. Wracała do bycia sobą, tą prawdziwą. Sprzed śmierci Lucasa, sprzed wszystkiego, co złe w jej życiu.
      Kiedy Mallory zaproponowała, że powinni się wybrać na podwójną randkę, bo Ian ma super kumpla, którego Margaret koniecznie powinna poznać… Mogła, prawda? Mogła spędzić miło dzień w towarzystwie koleżanki, jej chłopaka i tego drugiego chłopaka, ale nie musiała nic więcej robić, nie musiała składać żadnych deklaracji. To miało być miłe popołudnie, nic więcej. Dlatego zgodziła się. I tak miała wolne w antykwariacie, może i powinna się poczuć, ale ile mogła siedzieć w książkach.
      Całe szczęście, że chłopak siedział plecami do wejścia, bo gdyby Margaret zobaczyła jego twarz od razu ny zawróciła. A tak z uśmiechem przywitała się z Ianem, odwiesiła ciepłą kurtkę i szalik, a następnie ruszyła cały czas z promiennym uśmiechem i nastawieniem na spędzenie miło czasu do stolika, do którego prowadził ich Ian. Miała wrażenie, że sama Mallory i brunet byli bardziej podekscytowani całą tą podwójną randką niż ona i chłopak, z którym miała zostać zeswatana.
      Zatrzymali się we trójkę przy stoliku, Ian z uśmiechem zajął swoje miejsce, a Mallory od razu zajęła miejsce obok, pozostawiając dla Margo te obok nieznajomego.
      — Cześć — powiedziała siadając i spoglądając na chłopaka, w tej samej chwili uśmiech zniknął z jej twarzy, a całe pozytywne nastawienie na przyjemne popołudnie wyparowało w kilka sekund, nim Mallory z Ianem zdążyli ich sobie w ogóle przedstawić.
      — Daisy? — Mallory wbiła zatroskane spojrzenie w rudowłosą — wszystko okej?
      — Tak — powiedziała cicho, również wpatrując się w koleżankę, nie wiedziała, jak to chce rozegrać Jake. Mogłaby wyjść. Mogłaby wymyślić coś, żeby po prostu stąd wyjść. Mogła też udawać, że go nie zna, a później powiedzieć, że po prostu nie nadają na tych samych falach. Mogła też powiedzieć prawdę, że się już znają i zdecydowanie nie ma ochoty na spędzanie z nim czasu, ale to spowodowałoby dużo pytań, na które Meg nie miała ochoty odpowiadać, nie chciała wracać do tego wszystkiego, co było nim zaczęła nowe życie.

      🌼 <- powiedzmy, że to stokrotka, elo

      Usuń
  157. Bolało. Widok jego uśmiechu, który zdarzyła dostrzec na twarzy chłopaka tak bardzo bolał. Zwłaszcza, kiedy tez zniknął z jego ust, a on sam opadł twardo na siedzisko. Myślała, że… że Jacob jest już za nią, że skupiła się na tyle na swoim nowym życiu, że nawet jeżeli kiedyś cudem na niego trafi, to będzie w stanie być ponad tym wszystkim. Pewnie byłoby dużo łatwiej, gdyby minęli się gdzieś, gdziekolwiek. Przeszli obok siebie, może spotkali się spojrzeniami, ale każde z nich dalej szłoby w swoim kierunku, nie mając czasu na rozpamiętywanie, ale… kiedy trafia się na kogoś, kogo się kochało, przez kogo zostało się porzuconym w najgorszym momencie swojego życia podczas zaaranżowanej randki w ciemno, jest kurewsko trudno. Zwłaszcza, kiedy próbuje się odciąć od przeszłości.
    — Tylko Mallory mnie tak nazywa — powiedziała, zerkając na niego krótko — ale dziękuję.
    — Nawet nie wiesz, jak słodko wyglada ze stokrotkami we włosach — blondynka zaśmiała się, ale ciągle wpatrywała się w rudą z troską w oczach.
    Spojrzała na wyciągnięta dłoń Jake’a. Czyli mieli udawać, że się nie znają. Może to był dobry wybór. Spotkanie szybko minie i będą mogli więcej na siebie nie trafiać, jednocześnie unikając wszelkich pytań. To było całkiem rozsądne. Nieco niepewnie chwyciła jego dłoń, starając się uśmiechnąć, chociaż odrobinę i nie tak sztucznie, by Mallory później jej nie zadręczała. Dotykanie go, wcale nie było łatwe. Pamietała doskonale jak na nią działał. Chciała… próbowała poczuć później coś podobnego. Szukała kogoś, kto rozpalałby wszystkie jej zmysły, ale nie było drugiego takiego. Żadne rozmowy się nie kleiły, w wymienianych spojrzeniach nie było nic ekscytującego i zwyczajnie brakowało iskierek, prądu przechodzącego przez ciało, gdy był blisko. Chciała. Chciała po prostu znaleść kogoś, kto byłby w stanie sprawić, że mogłaby o nim całkowicie zapomnieć.
    — Margaret — powiedziała — mi również. No i też sporo mówili o tobie — uniosła kącik ust nieco wyżej. Nie mogła być przecież zrzędą, bo doskonale wiedziała, że siedząca przed nimi para szybko się zorientuje, że coś jest na rzeczy. A tego nie chciała. On może też. — Same dobre rzeczy, jakbyś był chodzącym ideałem — oczywiście, że dobrała słowa w taki sposób nie przypadkowo. Daleko było mu do ideału. Może tylko wydawał się nim być, ale przecież Meg zdążyła go już dobrze poznać. Pozwoliła sobie na zainteresowanie się kartą. Zamówią, wypiją i przypomni jej się, że ma ważny egzamin, do którego musi się mocno przyłożyć.
    — Ideałem jest Ian — dziewczyna zaśmiała się wesoło, przytulając się głową do ramienia swojego chłopaka — ale jest już zajęty, więc… — uśmiechnęła się wesoło, kopiąc delikatnie rudowłosą pod stołem.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  158. Czuła na sobie jego spojrzenie, ale nie miała pojęcia jak ma na nie reagować. Co znaczyło? Powinna odwrócić się w jego stronę, czy nadal wpatrywać się za wszelką cenę w Mal? Przygryzła nieświadomie wargę, gdy wciąż miała wrażenie, że czuje na sobie jego wzrok. Peszył ją, jednocześnie rozbudzając wspomnienia, kiedy czuła na sobie jego spojrzenie w zupełnie inny sposób, jakby ją rozbierał. Jej pamięć zagłębiała się w bardzo nieodpowiednie zakamarki, przypominając jej to, co najlepsze, a zarazem najgorsze. Nie mogła się zatracić w tym, co było. W tych dobrych momentach. Powinna pamiętać, jak ją zostawił. Jak nie chciał się do niej zbliżyć, gadające te wszystkie bzdury, jakby to miało być dla niej i dla niego najlepsze. Wcale nie czuła, aby jego decyzja była najlepsza dla niej. Może dla niego.
    Uśmiechnęła się kącikiem ust na jego słowa, bo przecież nie mogła i przede wszystkim nie chciała stroić fochów przed Mallory, chociaż to było trudne, czuła się rozdarta. Obecność Jake’a była jak rozdrapywanie starych ran. Wpatrywała się w ich dłonie i miała ochotę wrzeszczeć na niego, że to co zrobił było najgorszą możliwą opcją, że jakim cudem nie wpadł na to, że przetrwanie w tym domu nawet przez kilka tygodni będzie jak walka o przetrwanie. Miała ochotę go udusić i tym razem nie miało to żadnego podtekstu.
    — Czasami warto po prostu przeprosić, jeżeli ma się powód — wzruszyła przy tym lekko ramionami — chociaż Mallory nie uprzedzała, że masz w sobie dusze filozofa — dodała, bo nie chciała przecież, aby Ian i Mal zorientowali się, że ta dwójka już się zna. Dlatego uśmiechnęła się słabo, ponownie skupiając się na koleżance.
    — Dzięki, ja poproszę… — sunęła wzrokiem po karcie, zastanawiając się co właściwie chciała — shake’a waniliowego — stwierdziła po krótkiej chwili, posyłając znajomym ciepły uśmiech, spoglądając na nich przez chwilę, aż odeszli wystarczająco od stolika, zostawiajac ją z Jacobem samych.
    Zerknęła na chłopaka, gdy ukrywał twarz w dłoniach i tylko pokręciła głową.
    — Nie martw się, zaraz wykręcę się egzaminem i tyle tu po mnie — prychnęła cicho, nie wierząc w to, co widziała. Myślała, że tak reagował, bo znowu musiał znosić jej widok, męczyć się z nią. W końcu, skoro uważał, że ich rozstanie jest najlepszą opcją, właśnie realizował się najgorszy możliwy scenariusz dla niego, skoro nowy kumpel postanowił umówić go z laską, której nie mógł znieść.
    Wzruszyła ramionami na jego błyskotliwą uwagę, a następnie przechyliła głowę, aby na niego spojrzeć. Przełknęła ślinę, gdy nachylił się w jej kierunku, bo ta bliskość nie była w tej chwili tym, czego najbardziej pragnęła. Chociaż z drugiej strony… była ciekawa, czy to nadal działało. Czy nadal czułaby się… dobrze, w jego objęciach. Czy po prostu już nigdy nie miała czuć się w ten sposób.
    — Chciałam — przyznała cicho — ale nie miałam za co — wzruszyła niby od niechcenia ramionami, wpatrując się pustym wzrokiem w jeden punkt. Niby minęło pół roku, ale to kosztowało ją za dużo emocji, wciąż bolało. Wszystko. To co zrobił Jake, Evelyn, to, co stało się w Charlotte — nie chcę o tym rozmawiać, Jake, zrobiłeś przecież wszystko, co było dla nas najlepsze — oczy jej nie drgnęły, wciąż wpatrzone w jeden punkt, chociaż czuła, że jeżeli nie zmienią tematu w końcu się rozpłacze, bo wracanie wspomnieniami do ostatnich tygodni mieszkania z tą popieprzoną rodzinką było nie tylko jak rozdrapywanie ran. Było jak wbijanie świeżych żyletek w nadgarstki — mam tylko nadzieję, że u ciebie faktycznie jest najlepiej.

    ☹️

    OdpowiedzUsuń
  159. Słysząc jego odpowiedź, zerknęła na jego twarz, jakby chcąc mu dać znać, że… nigdy nie jest za późno na przeprosiny. Co prawda nie miała pojęcia czy faktycznie to chciał zrobić, ale… gdyby ją przeprosił, przyjęłaby je. Nie miała tylko pojęcia, co ewentualnie mogłoby wydarzyć się później. Może oboje zaznaliby jakiegoś wewnętrznego spokoju? Że… chociaż coś jest wyjaśnione i zamknięte? Nie miała pojęcia. Nie myślała o tym, co będzie. Co mogłoby być. I dobrze, nie powinna myśleć, wybiegać w przyszłość, w której w jakikolwiek sposób mógłby występować Jake. Jedno spotkanie i to zainicjowane przez osoby trzecie nie mogło niczego zmienić.
    — Ja… nie wiem, Jake — powiedziała. Nie umknęło jej, że chciał ją chwycić. Nie drgnęła, nie odsunęła się ani nic w tym stylu. Siedziała cały czas w tym samym miejscu, zastanawiając się nad tym, co powinni zrobić — Mallory jest dla mnie ważna, nie chcę jej stracić. Nie chciałabym… robić szumu — powiedziała zgodnie z prawdą. Miała nadzieje, że Jacob to rozumie — zawsze mogłeś napisać — stwierdziła, posyłając mu delikatny uśmiech, ale głównie po to, aby na wypadek gdyby Ian lub Mal zerkali na nich, niczego nie zaczęli podejrzewać — wysłać wiadomość na mój numer czy insta — dodała, zerkając na niego, a po chwili skinęła lekko głową. Może… może faktycznie należały jej się wyjaśnienia. Bo nadal nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem mógł uważać, że rozstanie jest dla nich najlepsze. Plotkara i tak odkryła więcej niż powinna. Jak sama mu wtedy powiedziała, nie mogła się z nim wynieść, ale… nie musiał jej zostawiać, zrywać z nią w taki sposób. Mogli się przecież jakoś spotykać, mogła go odwiedzać, mogli… Na pewno mogli coś wymyślić.
    Zaskoczył ją swoją reakcją. Właściwie, co go to wszystko obchodziło. To, że chciał ją przeprosić to jedno, ale to, że udawał teraz takiego przejętego… po co jej to robił? Czego od niej tak właściwie chciał, poza przeproszeniem?
    — Niemal do ostatniego centa — sama nie wiedziała, po co mu to mówiła. To nie była jego sprawa — mówiłam ci, że jej odbiło — wzruszyła lekko ramionami — a później było tylko gorzej, ale naprawdę, Jake, nie chcę o tym rozmawiać, proszę.
    Przymknęła powieki czując jego dłoń na swojej twarzy, nawet jeżeli to tylko delikatny chwyt za brodę, w kilka sekund rozbudził za dużo wspomnień. Odetchnęła drżąco, kiedy ją puścił, bo miała wrażenie, że w jednej chwili otoczył ją nieprzyjemny chłód. I wcale jej się nie podobało, że w taki sposób na niego reagowała. Bo to oznaczało, że cały czas… że gdzieś głęboko ciągle coś do niego czuła. Jej ciało było bardziej świadome niż głowa i serce, z których starała się wyprzeć te uczucia.
    — To po co to zrobiłeś? — Spytała cicho — naprawdę tego nie rozumiem… — dodała, przygryzając wargę — wiem, że nie musiałeś tam zostawać, ale… dlaczego zostawiłeś… — mnie, ale nie zdążyła jednak dokończyć, bo kątem oka dostrzegła, jak para kierowała się do stolika, a wolała nie ryzykować, że coś usłyszą — to co planujesz po college’u? — Spytała, bo to było najbezpieczniejsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy.

    🥲

    OdpowiedzUsuń
  160. — Są, to prawda — powiedziała z całkiem szczerym, pogodnym uśmiechem. Wiedziała jednak, że gdyby trafiła na Mallory wcześniej, spieprzyłaby wszystko, dokładnie tak samo jak w liceum i wcześniej. Nie potrafiła wówczas docenić innych, bo, jak sama zdążyła się zorientować robiła sobie z ludzi kukły, na których mogła odreagować wszystko, co robiła z nią matka. — Tak myślisz? Jak się dowie o mnie prawdy to ją stracę — ściszyła znacząco ton głosu, a następnie wzięła głęboki oddech. Musiała się trzymać, bo jeżeli nie da rady i się rozklei, nie będzie w stanie wymyślić żadnego sensownego wytłumaczenia.
    Odwróciła się w końcu nieco w jego stronę, aby móc na niego spokojnie spoglądać i słuchała uważnie, co miał do powiedzenia. Uniosła pytająco brew, kiedy nie dokończył swojego zdania. Była ciekawa, co siedziało mu w głowie, o czym myślał, co chciał powiedzieć.
    — To co wtedy, Jake? Co byś zrobił? — Musiała wiedzieć. Nie powinna chcieć tego słuchać, bo to było jak łapanie się nadziei, która nie istniała, ale… potrzebowała jej, chociaż miała w związku z tym tak bardzo mieszane odczucia — a gdybyś dowiedział się, że nie wyjechałam? — Dodała po chwili, bo to też było istotne. Wszystko było istotne. Chociaż nie powinno. Jake nie powinien być istotny, a jednak jego bliskość sprawiała, że czuła się inaczej. Niekoniecznie lepiej, bo stało się miedzy nimi za dużo złego, ale z drugiej strony wreszcie coś czuła. Ciało i serce dawały jej sygnały. Miała pewność, że to była miłość. Pierwsza, prawdziwa. I jak to z nią zazwyczaj bywa… miała zapewne skończyć jako stracona.
    — Co? — Spytała trochę za bardzo nerwowo, podnosząc na niego szeroko otwarte oczy — nie, Jake. Nie mieszaj się. To nie twój problem, a ja nie chcę mieć z nią już nigdy nic wspólnego. Nie chcę o niej rozmawiać, nie chcę o niej myśleć Jake, proszę… — powiedziała błagalnie, czując nieznośne szczypanie oczu, za które tak bardzo się nienawidziła w tej chwili. — Oddam ci twoje pieniądze — powiedziała szybko, bo może o to chodziło. Może chciał naprawić sprawę dla Meg, bo chciał, żeby mu oddała — mam je. Po prostu ci je oddam, ale niczego nie naprawiaj, po prostu, daj spokój — poprosiła. Patrzyła prosto w jego oczy swoimi ciemnymi, przepełnionymi niewypowiedzianą prośbą i bólem.
    Wzięła głęboki drżący oddech, bo chciała mu wierzyć. Tak bardzo chciała mu wierzyć w to, co mówił, że… była gotowa to zrobić. Przebaczyć, zapomnieć, postarać się po prostu przyjąć to, że życie dało im jeszcze jedną szansę na… właśnie, na co? Na przyjaźń?
    — Okej — wyszeptała cicho, drżącym głosem — to teraz, proszę, nie kontaktuj się z nią w moich sprawach. Bo to niczego nie zmieni, a na pewno nie na lepsze. Obiecaj mi, proszę — powiedziała szeptem, patrząc prosto w jego oczy. Miała wrażenie, że jej serce zaczęło galopować, gdy znalazł się tak blisko. Biło tak szybko i głośno, że nie poznawała samej siebie. Od dawna nie czuła się w ten sposób i nie chciała tego przerywać, ale musiała.
    Dlatego wyprostowała się, cofając swoją dłoń i siadając ponownie na wprost, gdy Ian i Mallory przynieśli zamówienia.
    — Przykro mi — powiedziała, bo naprawdę było jej przykro. Liczyła, że z jego ręką będzie dobrze, że uda się cokolwiek zrobić. Uniosła głowę, spoglądając na Iana, a następnie na Jake’a z uniesioną brwią — zdjęcia? Nie spodziewałam się, że lubisz… że sportowcy lubią robić zdjęcia — zaśmiała się cicho, czując jak robi jej się gorąco, bo udawania, że go nie zna nie było wcale łatwe — koniecznie — pokiwała głową i odebrała telefon Iana, a następnie wbiła spojrzenie w ekran, uważnie przyglądając się zrobionym przez chłopaka fotką — brak ukrytych talentów? — Spytała cicho się śmiejąc — nie znam się na fotografii, ale jak na nie patrzę, nie powiedziałabym, że zrobił je jakiś dzieciak — stwierdziła, uśmiechając się szeroko, bo dobrze było widzieć, że Jake coś robił, potrafił się czymś zająć — no to Jake, dlaczego się nie zgodziłeś? — Spytała z czystej ciekawości — są naprawdę dobre — dodała, chwytając swojego shake’a i wsunęła słomkę do ust, jednocześnie sięgnąć po łyżeczkę, aby nabrać nieco śmietany z dekoracji.

    🙁

    OdpowiedzUsuń
  161. — Oczywiście, że nie zamierzam jej nic mówić, Jake — powiedziała, spoglądając na chłopaka — boję się tylko, że… Gdyby wyszło, że się znamy, mogłyby się zacząć pytania — dodała nieco ciszej, spoglądając na chłopaka. Wiedziała, że kłamanie i oszukiwanie nowych znajomych nie było najlepszą z możliwych opcji, ale tak było łatwiej.
    Wzięła drżący oddech. Po jego odpowiedziach, tak naprawdę zamiast coś zrozumieć, rozumiała coraz mniej. Skoro… był gotowy ją znaleźć, dlaczego tak właściwie tego nie zrobił? Dlaczego się nie odezwał, skoro był gotowy wyjechać na inny kontynent, aby być z nią? Dlaczego… tego nie zrobił? Tym bardziej, że okazało się, że musieli być niesamowicie blisko siebie, skoro trzymali się dokładnie z tymi samymi ludźmi.
    — Dlaczego? — Spytała cicho — dlaczego w takim razie tego nie zrobiłeś? — W jej głowie był słyszalny żal, ale nie była w stanie tego powstrzymać — dlaczego się nie odezwałeś? Skoro… skoro byłeś gotowy do mnie przylecieć? — Opuściła spojrzenie na swoje dłonie. Może po prostu mówił to, co chciała usłyszeć? Wzięła głęboki oddech. Musiała się ogarnąć. Swoją głowę. To, że byłby gotów przyjechać, nie znaczyło, że… nie. Gdyby coś do niej czuł, gdyby żałował, nie czekałby. Szukałby jej. Odezwałaby się. Dlatego wbiła w niego spojrzenie swoich ciemnych oczu, z których biło przede wszystkim zdezorientowanie. — Nie rozumiem, Jake — szepnęła cicho — nie rozumiem, o co chodzi, co się dzieje — wyznała zgodnie z prawdą. Poczucie coraz większej dezorientacji napawało ją tak dużym strachem i niepewnością, że czuła się coraz bardziej skołowana tym spotkaniem. Pierw się stresowała tym, że wyda się przed Mallory i Ianem, że do tej pory ich oszukiwała. Później czuła złość, bo przecież sprawił, że ostatnie tygodnie przed jej wyniesienie się były prawdziwym piekłem, a teraz… Spoglądała na niego ze zmarszczonymi brwiami i nic nie rozumiała, kompletnie.
    — To w takim razie, nie rób nic, niczego nie naprawiaj — powtórzyła kolejny raz. Co do oddawania, zamierzała to i tak zrobić. Nie czuła się w porządku z tym, że miała jego pieniądze. Poza tym, po tym jak ją potraktował wtedy… nie chciała przede wszystkim jego pieniędzy. Odetchnęła słysząc jego obietnicę, chociaż prawda była taka, że nie miała pewności czy dotrzyma słowa. Nie po tym, jak ją zostawił.
    Odetchnęła cicho, bo tak nagła zmiana tematu i udawanie, że pomiędzy nimi nigdy nic nie miało miejsca, wcale nie było łatwe.
    — W takim razie… dobrze ci wychodzi ta zabawa — uśmiechnęła się lekko — takie zajęcie dobrze wyglądałoby w podaniu na uniwerek — zasugerowała, domyślając się, że to też będzie dla niego ważne. Oblizała wargi, gdy wypuściła słomkę, tym bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że musi mu oddać te pieniądze. Oparła brodę na dłoni, spoglądając na jego ciasto i wzruszyła lekko ramionami — nie wiem, cały czas próbuje… znaleźć coś, co by mnie zainteresowało — powiedziała — mój plan b to po prostu biznes — wiedziała, że wiedział o opcji pracy u dziadka, jeżeli nic nie wypali, nic jej się nie uda… pogodzi się ze sowim losem, po prostu nie będzie się kontaktować z matką — ale… nie wiem — westchnęła cicho — nie jestem ciekawa — dodała z cichym śmiechem, spoglądając na krótko na Jake’a, po chwili ponownie skupiając się na swoim napoju.

    🙂

    OdpowiedzUsuń
  162. Nie była pewna czy wspólne wyjście było dobrym pomysłem, ale z drugiej strony te kilka miesięcy przerwy… sposób w jaki zakończyli swój związek, swoją znajomość… chciałby móc to wszystko zrozumieć. Na tyle, żeby ze spokojem móc ruszyć dalej, na przód, bez wracania do przeszłości, a siedząc z Mallory i Ianem nie mogli swobodnie o tym wszystkim porozmawiać.
    Widząc jego reakcje na swoje pytanie, bała się odpowiedzi. Nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła się stresować, że za chwilę usłyszy coś, co sprawi, że jej serce rozbije się na milion kawałków. Słysząc jednak jego odpowiedź… chyba była w stanie to zrozumieć.
    — Jake — zaczęła, ale urwała, słysząc jego dalsze słowa. Wbiła w niego swoje spojrzenie i mimowolnie rozchyliła delikatnie wargi skupiając się na każdym słowie, które padało z jego ust. Zamrugała z niedowierzania, bo nie spodziewała się usłyszeć tego wieczoru czegoś takiego. Kiedy zobaczyła, że tajemniczą randką dla niej jest Jacob była pewna, że będą z tego kłopoty i tragicznie spędzony czas, ale to co mówił… — Jakie — szepnęła cicho, czując jak coś uciska ją w gardle. To były emocje. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek usłyszy od niego, że coś mógłby do niej czuć, nie po tym, jak ją tam zostawił. Nie sadziła też, że po tym wszystkim takie słowa mogłyby zrobić na niej jakiekolwiek wrażenie — to… może faktycznie powinnismy się zmyć — powiedziała cicho, zastanawiając się nad tym czy Mallory będzie na nią za to zła — ale nie tak od razu, po prostu… posiedźmy chwilę w czwórkę, w później wyjdźmy — powiedziała spoglądając na blondyna z delikatnym uśmiechem, a następnie skinęła głową — dziękuję.
    Widziała, że jego uśmiech był szczery i sama również uśmiechnęła się w ten sposób, spoglądając na niego.
    — Mój dziadek prowadzi firmę, nic ciekawego, po prostu musiałabym mieć jakiś papierek — wzruszyła lekko ramionami, a następnie poczuła, jak na jej policzki wkradają się rumieńce, bo naprawdę nie wiedziała. Owszem, fascynowała się Szkocją, swoimi przodkami, ale nie uważała, aby mogła to w jakikolwiek sposób połączyć ze swoją przyszłością i zajęciem, na którym mogłaby w jakiś sposób zarobić, znaleźć pracę. — Może jednak nie lubi cię tak bardzo i stąd spotkanie ze mną — stwierdziła z lekkim uśmiechem, jednocześnie wytykając język do koleżanki.
    — Daisy pracuje w antykwariacie moich rodziców i zdecydowanie to coś, co ją pasjonuje. Nawet nie wiedziałam, że można czerpać taką radość z dodatkowej pracy — rzuciła Mal, kopiąc rudą lekko w nogę pod stołem.
    — To po prostu praca — wzruszyła lekko ramionami — książki są ciekawe. Zwłaszcza stare wydania — mruknęła czując, jak rośnie w niej zakłopotanie, bo nie potrafiła nawet odpowiedzieć Jake’owi na tak proste pytanie, przez co czuła się jak idiotka, bo nie dość, że nie miała nic co mogłoby być dla niej pasją to jeszcze mówiła o tym chłopakowi, któremu plan na życie legł w gruzach, a mimo to potrafił coś w sobie odnaleźć.

    😉

    OdpowiedzUsuń
  163. Skinęła lekko głową na jego słowa. Pasowało jej to, że nie chciał od razu wstać i wyjść. Cieszyła się, że tak samo jak ona, nie chciał wzbudzać żadnych podejrzeń wśród znajomych. Wyrwanie się z Manhattanu wcale nie było takie łatwe, jak mogło się wydawać, a Margo… polubienie nowego życia nie było dla niej łatwe, nadal musiała się pilnować, łapała się na starych przyzwyczajeniach (gdyby miała dostęp do większej gotówki z pewnością dużo gorzej wychodziłoby jej pilnowanie samej siebie), ale polubiła wystarczająco mocno nowe znajomości i przede wszystkim spokój, aby zapłacić za to pewnymi niedogodnościami, delikatnie mówiąc.
    — Okej — powiedziała cicho, chociaż akurat tego czy chciałaby z nim spędzić czas sam na sam, gdzieś gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał, nie była pewna. Wiedziała natomiast, że chce z nim porozmawiać. Mogli… pogadać w drodze, prawda? A później zamówi ubera albo złapie taksówkę. Miała trochę wolnej kasy, którą co prawda miała przeznaczyć na coś innego, ale życie wszystko weryfikowało.
    — Raczej nie — stwierdziła, wzruszając lekko ramionami, chociaż oboje wiedzieli, że gdyby Ian i Mal usłyszeli, że dziadek Margaret był prezesem korporacji, która zbierała w sobie kilka całkiem sporych firm rozpoznawalnych na rynku, z pewnością nie uznaliby tego za nieciekawe — ale całkiem dobra na bycie planem b — dodała, woląc nie wdawać się w szczegóły. Mogłaby skłamać, wymyślić jakąś historię na temat dziadka, ale bała się, że mogłaby się pogubić we własnych kłamstwach lub w jakiś inny sposób, prawda mogłaby wyjść na jaw. Bezpieczniejsza było minimalizowanie informacji. — Oh tak, widać to bardzo — zaśmiała się cicho, po chwili rumieniąc się bardziej.
    Chyba musiała podziękować Ianowi, że wtrącił się w rozmowę, bo nie była pewna czy chciała mówić Jake’owi, gdzie z łatwością mógłby ją znaleźć, gdyby jednak po ich rozmowie uznałaby, że woli trzymać się od niego z daleka. Owszem, jego słowa rozbudziły jej serce i nadzieję, ale nie chciała ślepo wierzyć w coś, co jedynie powiedział jej w strzępkach. Chciała… móc się zastanowić nad tym czy chce Jacoba dalej w swoim życiu.
    Zaśmiała się więc tylko cicho na wymianę zdań miedzy Millerem z Ianem, opuszczając wzrok na swojego shake’a.
    — To… całkiem dobra propozycja — stwierdziła Margaret, bo jeżeli faktycznie chcieli porozmawiać bez towarzyszącej im pary, to była najlepsza okazja — nikt nie będzie nam się wtrącał w rozmowę — dodała, spoglądając przy tym znacząco na Mallory, a następnie ponownie spojrzała na Jake’a — tu niedaleko jest park, w którym stoi foodtruck z pysznymi preclami — powiedziała, jednocześnie zerkając kontrolnie na wyświetlacz telefonu — powinien być jeszcze czynny — dodała, spoglądając na Jake’a.
    — Chyba się nie obrazicie, jeżeli was zostawimy? — Zwróciła się do znajomych, posyłając im przy tym uroczy uśmiech, a po chwili odsunęła odrobine od siebie na środek stolika zamówiony napój i wstała z ławki, aby obejść stolik i pożegnać się z Mallory i Ianem. — Jak dotrę do domu dam znać czy dziękuję za tę nową znajomość — szepnęła, cmokając policzek koleżanki — a w razie czego wiesz z kim wychodzę — dodała cicho się przy tym śmiejąc.
    — Tylko bawcie się grzecznie — Mal zaśmiała się, a następnie spojrzała na Jake’a — mamy jutro strasznie nudne zajęcia i wolałabym, żeby Daisy umierała razem ze mną na nich — zaśmiała się przy tym wesoło.
    — O nas nie musicie się martwić — Meg spiorunowała blondynkę spojrzeniem — ale wy…. — urwała i jedynie wykonała gest ręką, przykładając pierw dwa palce do swoich oczu, a następnie wycelowała nimi pierw w dziewczynę, a później w chłopaka — miejcie się na baczności — dodała również ze śmiechem, a następnie ruszyła w stronę wieszaka, gdzie mieli zostawione swoje okrycia.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  164. — Jasne — powiedziała, starając się na naturalny uśmiech. W zasadzie, było w tym coś zabawnego, co sprawiało, że wcale nie musiała się do niczego zmuszać. Cała ta sytuacja, że ich wspólni znajomi postanowili ich ze sobą poznać… Była całkiem zabawna, bo czy to nie oznaczało, że być może naprawdę do siebie pasowali? Że gdyby nie przeszłość, którą przeżyli…Być może, mogłoby się im udać? To było zabawne i tragiczne zarazem, bo Margaret, chociaż bardzo chciała, nie potrafiła tak po prostu zapomnieć całkiem o Jake’u. Nie umiała pozbyć się go ze swojego serca. Nie umiała tego zrobić jeszcze wtedy, kiedy mieszkali razem z rodzicami, gdy doskonale wiedziała, że nie może go kochać i teraz, pomimo tego, jak bardzo ją zranił zostawiając ją samą z ich ukochaną rodzinką, nadal nie potrafiła tak po prostu wyrzucić go ze swojej głowy czy serca. Co prawda życie bez niego w pobliżu było łatwiejsze, niż walka ze sobą, gdy był tak blisko, gdy musiała go codzienni oglądać, ale to wciąż nie było dla niej wykonalne.
    — To w sumie dobrze — zaśmiała się, kiedy Ian wspomniał, że się więcej do nich nie odezwie — będziemy mogli z Jake’m skupić się na poznawaniu siebie nawzajem, a nie na tobie — wytknęła mu przy tym język, a po chwili poczuła, że jej policzki zaczynają różowieć, bo dobrze wiedziała, że chłopak jej słowa i wspomnienie o poznawaniu siebie, mógł odebrać dwuznacznie. Zwłaszcza po tym, jak Jake powiedział, co robili w jego sypialni. Zamknęła jednak usta, po prostu odwracając się plecami do Iana i Mallory, obawiając się, że jeżeli będzie próbowała sprostować sytuacje, tylko bardziej się pogrąży. Poza tym nie chciała, żeby Jake pomyślał sobie cokolwiek nie tak, jak powinien.
    Nie była też pewna czy faktycznie mają iść do parku czy może powinni podejść do Jake’a. Rzuciła tym parkiem po to, aby znajoma para nie wyobrażała sobie za dużo, ale kiedy znaleźli się już na zewnątrz, a chłopak powiedział, że ma prowadzić, cóż, po prostu ruszyła powoli w stronę parku. Przez chwilę wpatrywała się w czubki swoich butów, podnosząc spojrzenie w górę.
    Dziwnie było iść przez Nowy Jork z Jake’m u boku. Cały czas trwania ich związku, był po prostu szalony. Nie mogli pozwolić sobie na tak zwyczajne przemierzenie ulic i to, że robili to właśnie teraz było dla Meg tak absurdalne, że wręcz wydawało jej się, że to wszystko to jakiś szalony, cholernie realistyczny sen.
    — Jake — powiedziała równie cicho tuż po tym, gdy powiedział, że ją kocha. Odchyliła delikatnie głowę i spojrzała w górę, mając wrażenie, że jej oczy zachodzą łzami. Chciała to usłyszeć. Przez tyle czasu, nie pragnęła niczego innego bardziej, niż usłyszenie tych dwóch słów padających z usta Jake’a skierowanych do niej. Może nie powinna była tego robić, bo nie zdążyli odejść wystarczająco daleko od kawiarni, ale zatrzymała się na środku chodnika, łapiąc mocno dłoń blondyna, aby i on się zatrzymał razem z nią — nie możesz mnie znowu zostawić — powiedziała cicho, spoglądając na swoje dłonie, w których trzymała jego rękę, a następnie zerknęła w jego jasne oczy. Nie chciała dramatyzować, ale to chyba była od niej silniejsze — skoro na nowo pojawiłeś się w moim życiu, nie możesz mnie zostawić, nie możesz, rozumiesz? Nie dam rady drugi raz przez to przechodzić. Nie chcę. Rozumiesz? Jeżeli… jeżeli nie jesteś tego wszystkiego pewien, po prostu zostaw mnie tu i teraz i odejdź, proszę, ale jeżeli teraz zostaniesz, nie możesz odejść — wyszeptała, czując jak łzy zbierają się w jej oczach, ale nie wypływają jeszcze z nich — to były najgorsze tygodnie mojego życia — dodała tak cicho, że nie była nawet pewna czy przez dźwięki miasta, Jacob był w stanie cokolwiek usłyszeć.

    🥺🥺

    OdpowiedzUsuń
  165. Nie była pewna czy dobrze robi, ale to wszystko było od niej silniejsze. Zwłaszcza, kiedy usłyszała z jego ust te słodkie wyznanie, chociaż okoliczności nie były już tak rozczulające, cała otoczka tego wyznania nie była taka, jak sobie to od zawsze wyobrażała, ale w tej chwili to nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. Bo w końcu się doczekała. I te słowa i tak ją rozczulały, a jednocześnie przerażały, bo zwyczajnie bała się, że Jake mógłby ponownie ją zostawić.
    Zamrugała powiekami, gdy znalazł się bliżej niej. Spojrzenie jego jasnych oczu… Rozpływała się w nich, chociaż wciąż nie wiedziała czy może, czy to było odpowiednie. W końcu poprosiła go od razu o całkiem poważną deklarację, ale nie mogła inaczej. Nie mogła być w stanie zawieszenia i niepewności, co do jego obecności w swoim życiu.
    Wzięła głęboki, drżący oddech, gdy poczuła jego dłoń na swoim policzku. Kiedy dotarło do niej, co takiego mówił. Co konkretnie mówił, że właśnie… Składał jej obietnice. Sięgnęła dłonią jego nadgarstka, którą trzymał na jej policzku i delikatnie pogładziła ciepłą skórę, czując, jak jej serce przyspiesza. Tylko przy Jake’u czuła się w ten sposób. Nikt inny nie był w stanie sprawić, aby jej organizm reagował w taki sposób na kogoś obecność. Liczył się tylko on, a świadomość, że czuł do niej to samo…
    — Nie zostawię cię — wyszeptała, mocno ściskając dłonią jego dłoń i oddychając z wyraźną ulgą. Nie przejmowała się tym, że wadzili innym. Liczyło się tylko to, że Jake był obok niej, że był tak blisko i właśnie obiecywał, że nigdy więcej jej nie zostawi. Wtuliła policzek jego w jego kurtkę, zaciskając na jego bokach palce. Tak bardzo za tym tęskniła. — Nigdy nie chciałam cię zostawiać, Jakie — powiedziała zgodnie z prawdą, bo to przecież nie ona odeszła. Nie ona uznała, że takie rozwiązanie będzie dla nich lepsze. Nie chciała o tym myśleć. Zastanawiać się nad tym, co by było gdyby.
    Dlatego też nie odpowiedziała mu, że też go kochała. Że przez cały ten czas, chociaż próbowała, nie była w stanie pozbyć się go ze swojego serca. Cieszyła się z tego co mówił, co obiecał, z tego, że chciał… mieć ją w swoim życiu, że ją kochał i wszystko wskazywało na to, że chciał raz jeszcze wejść z nią w związek. Ona też tego chciała, dokładnie tego samego o czum mówił Miller, ale… potrzebowała odrobiny czasu. Upewnienia się, że on zaraz nie zniknie raz jeszcze z jej życia. Bo naprawdę nie przeżyłaby tego ponownie. — Możemy, chcę tego — powiedziała, wpatrując się w jego oczy — niczego na świecie bardziej nie pragnę — wyznała, skinąwszy głową — chciałabym, żeby było… normalnie, zwyczajnie. Jak z Ianem i Mallory — zaśmiała się cicho, wspominając o ich znajomych, bo ta dwójka wydawała się naprawdę szczęśliwa ze sobą i przy tym byli tak zwyczajni. Wręcz do bólu zwyczajni, ale prawda była taka, że Margaret Mackenzie właśnie tego pragnęła. Normalności, zwyczajności. Chciała być po prostu zwykłą dziewczyną.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  166. Kiedy sprawił, że znaleźli się tak blisko siebie, automatycznie rozchyliła delikatnie wargi, jakby oczekując, aż nachyli się nad nią jeszcze odrobinę, a ich usta w końcu się ze sobą połączą w słodkiej pieszczocie. Tak bardzo za nim tęskniła, że musiała walczyć sama ze sobą, aby nie wspiąć się na palce i nie być pierwszą, która złoży pocałunek.
    — Nie chcę więcej do tego wracać — wyszeptała, mając nadzieję, że Jake to zrozumie. Wystarczyło, że teraz doszli do porozumienia, że w jakiś sposób sobie wytłumaczyli to, co stało się po powrocie do Nowego Jorku z Charlotte. Margaret nie chciała jednak więcej wracać wspomnieniami do tych tygodni, które musiała spędzić pod jednym dachem z matką. Radząc sobie z wszystkim tym, co się wydarzyło pomiędzy nią i Jake’m, poronieniem i w dodatku wiszącą nad nią matką, która za wszelką cenę chciała doprowadzić do złamania się przez Meg. Jakby czekała na moment, w którym dziewczyna nie wytrzyma i sama będzie błagać matkę, aby ją wysłała do jakiegoś zamkniętego ośrodka. Na całe szczęście Mackenzie się nie dała, chociaż była bliska poddaniu się. Sama nie wiedziała, skąd miała w sobie siłę, aby jednak wytrzymać jeszcze kolejny dzień, jeszcze jeden i kolejny i tak przez cały czas, aż nadszedł dzień urodzin. A później kilka kolejnych, podczas których musiała zorganizować swoją wyprowadzkę z domu. — Na pewno będę w stanie ci to wybaczyć, ale po prostu… skupmy się na tym, co jest teraz, co przed nami — dodała, uśmiechając się tuż po tym, gdy tracił jej nos.
    Zaśmiała się cicho na jego słowa, a po chwili ponownie z jej ust wyrwał się cichy śmiech. Całe Jake. Nie zdążyła jednak od razu odpowiedzieć, bo w końcu złączył ich usta w pocałunku, a Margaret nie zamierzała być dłużna. Odwzajemniła pieszczotę, napierając swoim ciałem na jego ciało.
    Uśmiechnęła się, oddychając głęboko jego zapachem, z przymkniętymi powiekami wręcz delektując się smakiem jego ust, który wciąż czuła na swoich.
    — Możemy — skinęła lekko głową — a jak zmarzniemy na tyle, że nawet przytulanie się nie pomoże, będziesz mógł zaprosić mnie na herbatę, jeżeli faktycznie mieszkasz w pobliżu — wyszeptała. Nie chciała na nim niczego wymuszać, a tym bardziej nie zamierzała się do niego wpraszać i sprawiać, aby odebrał jej słowa i chęć odwiedzenia go w nieodpowiedni sposób, ale… było cholernie zimno na zewnątrz, a oni zdecydowanie nie widzieli się zbyt długo, aby mogła tak po prostu pogodzić się z tym, że ich spotkanie już po dojściu do porozumienia mogło trwać tak krótko — nadal masz ten sam numer? — Spytała, zaciskając mocno palce na jego dłoni, a po chwili zerknęła na jego twarz i uśmiechnęła się szeroko. To było cudowne uczucie. Móc być obok, trzymać jego dłoń i niczym się nie przejmować.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  167. Uśmiechnęła się kącikami ust na jego . Cieszyła się, że w żaden sposób nie naciskał, aby bardziej rozmówili się z przeszłością. Na ten moment tyle jej wystarczyło i naprawdę nie potrzebowała niczego w tej chwili poza jego obecnością. Zwłaszcza, że chociaż spędzili ze sobą dopiero zaledwie kilkadziesiąt minut, ona już wiedziała, że przy nikim innym nie czuła się w ten sposób. I nie chciała więcej tego tracić, zwłaszcza przez przeszłość, przecież którą oboje chcieli zostawić za sobą.
    To w pewnym stopniu bolało, ale krzywdy wyrządzone przez Evelyn były na tyle głębokie, że rudowłosa nie musiała się długo zastanawiać nad tym, aby ostatecznie odciąć się od rodziny i tego, co było kiedyś.
    — Dziękuję — zdążyła jeszcze cicho wyszeptać, nim ich wargi spotkały się w czułym pocałunku.
    Po zakończonej pieszczocie wtuliła się w niego i uśmiechnęła się subtelnie, gdy zaproponował, że mogliby od razu iść do niego, omijając park.
    — Bardzo chcesz się poprzytulać, co? — Spytała, ale w jej głosie nie było pretensji czy wyśmiewania. Mówiąc to, uśmiechała się i sama cały czas zaciskała dłonie na jego kurtce. A po kolejnych słowach blondyna, poczuła ulgę. Nie to, aby obawiała się, że Jake będzie ją do czegokolwiek próbował namówić czy zmusić. Wiedziała, że nie był taki. Bardziej obawiała się tego, że mógłby nie zrozumieć, że ona po prostu potrzebowała nieco czasu. Uśmiechnęła się ciepło czując jego wargi na swojej dłoni, czując, jak się przy tym wręcz rozpływa, bo gest z pozoru nic nie znaczący, dla Margaret w tej chwili był niemal równoznaczny z jego wyznaniem. Dobra, może to lekka przesada, ale był dla niej naprawdę ważny i dużo jej mówił.
    Ruszyła wraz z nim, nie protestując. Miał w sumie rację. Było naprawdę zimno, a ostatnie czego potrzebowała do zachorować przez to, że uparcie nie chciała do niego iść. Zwłaszcza, że… nic ją przed tym nie powstrzymywało. Wierzyła mu, ufała. Wiedziała, że nawet gdy oboje byli pijani tuż przed ich pierwszym razem upewniał się kilka razy czy jest pewna, że właśnie tego chce. Wiedziała, że gdyby wtedy się rozmyśliła, po prostu wróciłaby do swojego pokoju, a Jake niczego by nie próbował.
    — Masz gorącą czekoladę albo kakao? — Spytała, kiedy już prowadził w znanym sobie kierunku do jego mieszkania — jak nie, to może wejdziemy do sklepu? Jest gdzieś w pobliżu? I bitą śmietanę i małe pianki… — rozmarzyła się z uśmiechem, już wyobrażając sobie pyszny napój z uroczymi dodatkami — och i tęczowa posypka — dodała nim rozpłynęła się w smaku, który już czuła, chociaż nawet nie wiedziała czy była szansa na przygotowanie napoju.
    Uśmiechnęła się, kiedy poczuła wibracje, a następnie jedynie wzruszyła lekko ramionami.
    — Nie bardzo — przyznała, marszcząc przy tym lekko brwi. Ciężko było się przyznać, że nie wiązało się to jedynie z tym, że chciała się odciąć. Tak w zasadzie ona nawet nie musiała się odcinać, bo nie miała od kogo. Jej koleżanki były jedynie koleżankami, a nie przyjaciółkami. Kiedy siedziała przed urodzinami w domu ze szlabanem, nawet się nią nie zainteresowały, a kiedy postanowiła zacząć nowe życie… żadna nie zauważyła tak na dobrą sprawę, że Margo nie uczestniczyła już w ich wyjściach i spotkaniach — taka chyba kolej rzeczy — wzruszyła ramionami, zdecydowanie nie będzie wspominać znajomych ze szkoły. Dlatego tak bardzo zależało jej na Mall.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  168. Wzruszyła lekko ramionami w odpowiedzi na jego słowa, bo chciała się z nim odrobinę podroczyć. Miał jednak rację, chciała tego tak samo jak on, ale nie zamierzała tego tak otwarcie przyznać i to od razu.
    — Może — powiedziała, jednak nie była w stanie powstrzymać uroczego uśmiechu, który od razu wkradł się na jej usta — może zdążyłam odrobinę zatęsknić — dodała, doskonale wiedząc, że jej tęsknota za Jacobem była znacznie większa i pewniejsza niż to, co powiedziała na głos. Nie miała tylko o tym pojęcia, dopóki ponownie go nie zobaczyła, nie znalazła się wystarczająco blisko, aby ponownie poczuć ciepło jego ciała i zapach, który mącił jej w głowie.
    Uśmiechnęła się promiennie, gdy powiedział, że ma kakao, a po chwili zaśmiała się, patrząc w jego oczy.
    — W takim razie nie dostaniesz okruszka tego ustrojstwa — zaznaczyła wciąż się śmiejąc i pozwoliła się poprowadzić w odpowiednim kierunku. Bywała od czasu do czasu w pobliskim parku, o którym wspominała, ale reszty przecznic nie znała zbyt dobrze, więc całkowicie polegała na Millerze — ale nie musimy, wystarczy mi kakao — dodała po chwili, orientując się jak przy tym wzdychał. Mimo to, uśmiechnęła się, widząc, że kierują się w stronę sklepu. Na kolejne słowa chłopaka jedynie wzruszyła lekko ramionami, bo z jednej strony miał rację. Wiedziała o tym, że tamte znajomości nie były jej do niczego potrzebne, ale jednocześnie świadomość, że tak naprawdę wszyscy ludzie, którzy ją otaczali nie byli tak naprawdę prawdziwymi znajomymi… mimo wszystko, gdzieś, głęboko, trochę to bolało.
    — Dobry wieczór — również się odezwała, posyłając kobiecie delikatny uśmiech, a następnie zerknęła na Jake’a, przysłuchując się tej krótkiej wymianie zdań. Obserwowanie go w takich codziennych czynnościach sprawiało, że miała ochotę uśmiechać się jeszcze szerzej.
    Szła obok niego, spoglądając na produkty, które wrzucał do koszyka i zmrużyła lekko powieki, przenosząc spojrzenie na regały. — Nie musimy brać niczego więcej — powiedziała, powoli przyglądając się słodkością, na które może i normalnie miała ochotę, ale odkąd musiała utrzymywać się sama, zastanawiała się po dwa razy czy na pewno ma na coś ochotę. Zwłaszcza, że już i tak wymyślała z czekoladą i dodatkami do niej — chyba, że ty naprawdę nie zamierzasz ruszyć nic słodkiego, to możemy wziąć coś jeszcze — wzruszyła lekko ramionami, a następnie lekko się uśmiechnęła — nadal nie pozwalasz sobie na niezdrowe żarcie? — Spytała, bo doskonale pamiętała jakie miał podejście. Wiedziała, że w kawiarni zamówił ciasto czekoladowe, może wyczerpał nim jakiś swój obrany limit — w każdym razie, jak dla mnie gorąca czekolada z dodatkami wystarczy — powiedziała z uśmiechem — czyli mieszkasz naprawdę blisko — dodała w nawiązaniu do krótkiej rozmowy ze sprzedawczynią.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  169. — Tyci-tyci — odpowiedziała, podnosząc dłoń i jednocześnie pokazując mu kciukiem i palcem wskazującym, jak dokładnie, bardzo malutko miała na myśli. Szybko się jednak roześmiała, czując na swojej skórze ciepło jego warg. Roześmiała się nieco głośniej w reakcji na jego słowa i dźgnięcie — dobrze wiesz, że nią jestem. Musisz się dwa razy zastanowić czy chcesz mi wypominać ten fakt — dodała wesoło, a po chwili przybrała poważny wyraz twarzy, choć trwało to niesamowicie krótko — bo jeszcze rzucę na ciebie urok, a to może się źle skończyć.
    Jeżeli chodziło o jej wiarę w to, że przynosi pecha, a śmierć się jej trzyma… nie pozbyła się wciąż tego z głowy, ale Jake… byli przez krótki czas ze sobą blisko, a on nadal był żywy. Ona przez cały ten czas go kochała, a on wciąż żył. I wszystko wskazywało na to, że miał się całkiem dobrze, że… układało mu się. Ręka nie była jej winą. Powtarzała to sobie ciągle, bo przecież akurat kiedy to się stało, trzymali się od siebie z daleka. Więc może po prostu Miller był na nią odporny? Musiała tak sobie mówić.
    Kolejny raz zaśmiała się, patrząc przy tym na niego od stóp po sam czubek głowy.
    — Lepiej, żebyś więcej nie rósł — stwierdziła, ale co miała zrobić? Nie zamierzała mu odmawiać jedzenia, zresztą nie o to przecież chodziło. Nie chciała robić mu po prostu kłopotu. — Po prostu nie musimy… — powtórzyła, wzruszając lekko ramionami, ale szybko się przy tym orientując, że Jakie już postanowił, więc nie miała za dużo do gadania. Zresztą, byłoby kłamstwem, gdyby upierała się przy tym, że nie ma ochoty na nic słodkiego czy słonego, więc milczała, obserwując, jak chłopak wrzuca kolejne przekąski do koszyka.
    — Jak zjesz to wszystko będziesz rósł nie tylko w górę, jak się nie będziesz ruszał — z rozbawieniem — robisz… coś? No wiesz, niezwiązanego z futbolem i samą siłownią, ale ze sportem? — Spytała, bo nic o tym nie mówił w kawiarni, a w zasadzie była ciekawa. Zwłaszcza, że doskonale pamiętała jaki był wcześniej jeżeli chodziło o niezdrowe żarcie. A jeżeli myślał, że ona to zje… cóż, dałaby radę, bo jeżeli chodziło o niezdrowe jedzenie nie znała umiaru, ale nie zamierzała go objadać.
    Uśmiechała się przyjaźnie przez cały czas, a kiedy chwycił jej dłoń po zakończonych zakupach, uśmiech na twarzy rudowłosej poszerzył się znacząco. Ciągle myślała o tym, jak bardzo zdążyła się do niego przyzwyczaić przez tamten, tak naprawdę przecież krótki czas.
    — Ładnie się urządziłeś — stwierdziła, rozglądając się po pomieszczeniu, gdy chłopak zajmował się ich kurtkami. Miała wrażenie, że przy tym mieszkaniu to, co sama wynajmowała było ruderą, ale kiedy je oglądała, naprawdę uważała, że jest w porządku — z chęcią tu zostawię szczoteczkę i zajmę szufladę w komodzie — stwierdziła z uśmiechem — nie żebym leciała na twoje mieszkanie — zaśmiała się, wciąż rozglądając się dookoła. Łatwo było jej poczuć się swobodnie, bo byli tu tylko we dwójkę, a to wiele ułatwiało — to czekaj, gdzie wylądowały gołe tyłki Mal i Iana? Wolałabym tam nie siadać — zaśmiała się, podciągając rękawki koszulki — ty wybierz, powiedz mi tylko gdzie masz kubki. Wypijesz dzisiaj najlepszą gorącą czekoladę na świecie — dodała uśmiechając się dumnie — i możesz być spokojny, mimo, że nazwałeś mnie wiedźmą niczego ci do niej nie dosypię — oznajmiła, chociaż tutaj odrobinę kłamała, bo zamierzała je doprawić chilli, ale to był sekretny składnik, o którym nie musiał wiedzieć, dopóki nie spróbuje napoju.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  170. — Niech więc będzie Elizabeth, będę musiała się przyzwyczaić.
    Powtarzała sobie, że zawsze mogło być gorzej. Imię to była tylko osobista preferencja, która w zasadzie nie miała większego znaczenia. To w końcu było tylko na chwilę, tymczasowa tożsamość, którą będzie mogła po jakimś czasie porzucić i całkowicie o niej zapomnieć. Coś jednak mówiło blondynce, że długo nie będzie mogła wyrzucić z pamięci tego doświadczenia. Z jednej strony nie mogła się doczekać, ciekawa była tego, jak będzie wyglądało jej normalne życie, a z drugiej była tym przerażona. Przyzwyczaiła się do swojej codzienności, do Franka, który ją wszędzie woził i tak po prostu do luksusu, którym otoczona była przez całe życie. A za krótką chwilę miała to wszystko porzucić. Musiała otwarcie jednak przyznać, że była podekscytowana i chciała zobaczyć, jak poradzi sobie z tym, co przygotował dla niej Jake.
    Nie była najlepsza w pocieszanie, właściwie to była w tym nijaka. Starała się raczej tego unikać i też nie oczekiwała od innych tego, że będą ją pocieszać. Nie lubiła pokazywać własnych emocji, a już zwłaszcza tych negatywnych czy własnych słabości. Jednak w ostatnim czasie wszystko było po prostu nie tak i była już zwyczajnie tym udawaniem zmęczona. A Jake… Jake po prostu był Jakiem. Był tym fajnym chłopakiem, z którym mogła spalić skręta na dachu wieżowca, gadać o bzdurach, przytulić się, jeśli tego potrzebowała i był jedną z bardzo niewielu osób, które znały nieco inną stronę blondynki. Tę znacznie przyjemniejszą.
    — Mhm, możliwe — mruknęła w odpowiedzi. Sama nie chciała na niego naciskać. Jeśli ktoś chce, to powie co mu leży na sercu, a Cornelia nie była też taką osobą, która za wszelką cenę chciała wyciągnąć od kogoś informacje. Była ciekawska, jasne, ale nie na tyle, aby siłą zmuszać ludzi do mówienia. Zatrzymała się na moment, aby złożyć zamówienie w ulubionej kawiarni. Zgodnie z tym, co wyskoczyło jej na ekranie pączki miały zostać dostarczone za dwadzieścia minut. Uznała, że może pozwolić sobie na mały cheat day i dorzuciła jeszcze jakieś ciastka i inne słodkości, które przy tych gorszych humorach mogą im się przydać. — Czuj się, jak u siebie. — Dodawać tego raczej nie musiała, bo już się rozgościł otwierając szafki i nastawiając ekspres. Lekko się uśmiechnęła. Podobało się jej to, że wcale nie musiał czekać na jakieś pozwolenie i po prostu robił to, co chciał. Nie, aby chowała w szafkach kuchennych brudne sekrety. Te trzymała w zupełnie innym miejscu.
    — Jake — westchnęła. Nie mogła nawet zareagować, kiedy ją podniósł i umiejscowił się między jej nogami. Gdyby nie była świadoma relacji, która między nimi jest może i mogłaby się oburzyć za takie zachowanie, ale zamiast tego jakoś tak odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję. — Tak, chyba powinniśmy — zgodziła się — trochę… trochę się działo. Zwykle sobie ze wszystkim radze, wiesz? Zawsze mam wszystko pod kontrolą, a ostatnio… ostatnio czuję, że niczego nie kontroluję.
    Z jakiegoś powodu tylko przy nim mogła być w pełni szczera. Co prawda parę rzeczy trzymała tylko dla siebie, ale może będzie dzień, kiedy o tym komuś powie. Albo zabierze to ze sobą do grobu. Jeszcze nie zadecydowała.
    — Będziemy poważnie rozmawiać w takiej pozycji? Nie żebym narzekała, ładny jesteś i w ogóle, ale ciężko będzie nam się napić tak kawy — dodała chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

    Nel

    OdpowiedzUsuń
  171. — W sensie, że to jest komplement i powinnam właśnie podziękować? — Spytała ze szczerym śmiechem. Lubiła słuchać, kiedy mówił, że ma ją za ładną. Życie wśród manhattańskiej elity nauczyło ją zakładania masek i przybierania pozorów, ale w głębi była tylko nastolatką, z podburzanym przez matkę poczuciem własnej wartości.
    Spojrzała na chłopaka, mrużąc przy tym powieki, a po chwili przechyliła lekko głowę w bok. Cały czas patrząc przy tym na niego spod wpół przymkniętych powiek.
    — Ciekawe, co tam siedzi w tej twojej małej główce — powiedziała, patrząc w jego oczy — nie krępuj się, pochwal się swoimi pomysłami, na pewno są nietuzinkowe — dodała, uśmiechając się przy tym uroczo.
    — Jasne, nie musiałabym nawet klękać, żeby ci obciągnąć, jeżeli tyle byś wyrósł. Niesamowicie urocze — prychnęła cicho, a następnie pokręciła głową i uderzyła go lekko pięścią pod żebrami, gdy wrzucił już słodycze do koszyka — strasznie uroczy dzisiaj jesteś — wytknęła mu język, ale w końcu się zamknęła w kwestii zakupów. W zasadzie to miał rację, bo jeżeli zamierzał za wszystko zapłacić i ją nakarmić niezdrowym żarciem, nie miała nic do gadania.
    — Pewnie, w życiu nie widziałam grubszego człowieka na oczy — zaśmiała się z jego pytania, ale widząc jego minę po wspomnieniu o bieganiu, szybko pożałowała swoich słów. Może powinna ugryźć się w język. I nie zadawać pytań, bo przecież nie widzieli się tyle czasu, a ona zamiast cieszyć się nim, rzucała takimi pytaniami. W jednej chwili pomyślała o tym, jakby ona poczuła się, gdyby to on zaczął zadawać niewygodne pytania, a miałby przecież z czego wybierać. Dlatego chwyciła jego dłoń i splotła ze sobą ich palce, uśmiechając się w reakcji na ciepło jego ręki — przepraszam — powiedziała od razu, całkiem szczerze, wtulając się w jego bok i jednocześnie ściskając drugą dłonią jego przedramię — rozumiem — dodała, kiwając głową. Ona sama nie chciała rozmawiać o Evelyn, więc naprawdę dobrze rozumiała, że mógł tego nie chcieć.
    Zaśmiała się na jego słowa.
    — Wiesz, że negocjacje powinny wyglądać inaczej? — Uniosła pytająco brew — wiem teraz, że chętnie oddasz mi pół szafy i mogę wywalczyć jakieś dodatkowe półki — stwierdziła z rozbawieniem, niedowierzając, że naprawdę prowadzili takie rozmowy. Nawet jeżeli tylko w formie żartów… biorąc pod uwagę ich wspólną ucieczkę i plany, jakie wówczas mieli, może to wcale nie były jedynie żarty?
    Rozejrzała się raz jeszcze po mieszkaniu, ale tym razem już nie po to, aby je ocenić. Raczej wyobrażając sobie parę znajomych tutaj i cholernie szybko pożałowała. Na tyle, że zacisnęła mocno powieki i lekko się wzdrygnęła.
    — Chyba nie próbujesz mi właśnie powiedzieć, że moja gorąca czekolada nie jest najlepsza na świecie? — Zmrużyła powieki, spoglądając na niego, a następnie traciła go biodrem, chcąc go w ten sposób wyprosić — żartujesz. Nie zdobędziesz takim podstępem tajnego przepisu — zaśmiała się, raz jeszcze uderzając biodrem o jego biodro — idź przeglądać netflixa i otwórz ciastka — zarządziła — i możesz uszykować jakiś koc, jeżeli masz — dodała, samej zabierając się za przygotowanie czekolady, chociaż nie spieszyła się z tym, dopóki Jakie nie odsunął się na tyle, aby mogła spokojnie przygotować napój, nie zapominając o szczypcie chilli. Na sam wierzch wycisnęła bitą czekoladę i posypała ją kolorową posypką z uśmiechem stwierdzając, że nie mogło wyjść jej lepiej, a następnie chwyciła kubki w dłonie i ruszyła w stronę chłopaka — proszę, zachwycaj się — powiedziała z szerokim uśmiechem, podając mu niebieski kubek.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  172. — W takim razie dziękuję — powiedziała, uśmiechając się kącikami ust — to chyba będzie komplement, którego nigdy nie zapomnę. Niesamowicie oryginalny — dodała, ale pozwoliła sobie na przystanięcie w miejscu, aby spiąć się na palce i przytrzymując się dłońmi jego kurtki, musnąć pospiesznie jego wargi w krótkim, nawet nie pocałunku, a raczej całusie. Szybko puściła jego ubranie i złapała jego dłoń, splatając ze sobą ich palce, cały czas delikatnie się przy tym uśmiechając.
    Wywróciła oczami na jego słowa i lekko pokręciła przy tym głową, ale kąciki jej ust cały czas były lekko uniesione. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że pomimo długiej przerwy w kontakcie ze sobą, może się przy nim mimo wszystko czuć tak bardzo swobodnie. Jakby nigdy nie wydarzyło się pomiędzy nimi nic złego.
    — Zaraz będę musiała uderzyć cię jeszcze raz, zdajesz sobie z tego sprawę? — Zaśmiała się, ale nie zrobiła tego. Po prostu patrzyła przed siebie, z lekkim uśmiechem, uroczymi rumieńcami na policzkach i z myślami, że miał rację. Uwielbiała go. Tak bardzo go uwielbiała. Niby to wiedziała, ale dopiero ponowne spotkanie go w swoim życiu utwierdziło ją w przekonaniu, że wszystko to co czuła do niego, że cała chemia, która była pomiędzy nimi, nie była jedynie jej wyobrażeniami. To wszystko było prawdą, a teraz… trzymała mocno jego dłoń, on ją całował, mieli spędzić razem wieczór, a później… to wszystko miało stać się chyba normalnością. Prawda? Inaczej by tego w tym momencie nie robili, nie traciliby czasu, gdyby mieli się więcej nie spotkać. — Masz rację, uwielbiam cię — a w jej głosie naprawdę przebrzmiewało uwielbienie.
    — Po prostu nie zakładałam, że tak chętnie byś chciał mnie u siebie — zaśmiała się wesoło, wpatrując się w niego roziskrzonymi, ciemnymi oczami — i że będziesz miał ochotę oddać mi tak dużo miejsca w swoim mieszkaniu — dodała, wciąż wesoło — ale to miejsce dla moich rzeczy… a co z miejscem… dla mnie? — Spytała, przechylając głowę w bok — oddasz mi całą kanapę? — Rozbawienie malowało się na całej jej twarzy.
    — Bo to moja gorąca czekolada. Oczywiście, że jest najlepsza — powiedziała oczywistą oczywistość, czując się całkiem swobodnie w jego kuchni — widzisz… wiedziałam! — Od ciągłego uśmiechu zaczęły już ją boleć policzki, ale to był najbardziej przyjemny ból jaki czuła od długiego czasu. Szykując czekoladę, zerkała co jakiś czas na Jake’a, za każdym razem uśmiechając się do siebie ciepło, z radością, że właśnie tutaj się znalazła.
    — Gadasz tak, jakbyś mnie w ogóle nie znał — stwierdziła, podchodząc do kanapy — oczywiście, że nic nie dosypałam, przecież jestem grzeczną wiedźmą — usiadła na kanapie, a po chwili podciągnęła nogi i z uśmiechem usadowiła się obok niego — myślałam, że kocyk będzie tylko dla mnie — powiedziała, ale od razu wtuliła się w jego bok, uważając aby nie rozlać przy tym czekolady. A słysząc o horrorach, spojrzała tylko na niego znacząco — mam nadzieję, że lubisz chilli — mruknęła, gdy zaczął pić czekoladę — horrory, kocyk, czekolada z chilli… — urwała, poruszając przy tym brwiami — oh dobra, włącz ten film. Zobaczymy kto pierwszy będzie zasłaniał oczy — powiedziała, a następnie oparła głowę o ramię blondyna i zaciągnęła się jego zapachem, a dopiero później postanowiła upić nieco czekolady. Po jakimś czasie odłożyła kubek na podłogę obok kanapy, a sama bardziej wtuliła się w bok Millera, przysłaniając nieco twarz kocem, tak, aby z jednej strony poczuć się bezpieczniej i nieco przysłonić widok na film, ale jednocześnie zostawiając sobie nieco widoku, bo była jak dziecko, chociaż odrobinę się bała i tak chciała wiedzieć, co dalej.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  173. — Nagroda, mówisz? — Spytała, unosząc przy tym wysoko brew, z prawdziwym zainteresowaniem — chcesz mi w ten pokręcony sposób powiedzieć, że lubisz pokręcone zabawy w łóżku? — Spojrzała na niego, a jej oczy błyszczały. Podobało jej się to wszystko, co właśnie się między nimi działo. Było tak… swobodnie. Jakby nigdy się nie rozstali, jakby przez pół roku wcale go nienawidziła, jakby nie wylała przez niego ani jednej łzy. Było po prostu idealnie. — Jak chcesz, możesz mi opowiedzieć o nich bardziej wprost, może się kiedyś na coś zgodzę — wyszczerzyła się, ale po chwili na jej twarzy pojawił się rozanielony wyraz. Powiedział jej tego wieczoru tyle cudownych słów, że ten dzień nie mógł być lepszy, po prostu nie mógł. Dlatego po jego słowach uśmiechnęła się uroczo i była niemal gotowa wyznać mu miłość, ale tym razem nie chciała się spieszyć. Nie mogła, bo bała się, że wszystko by się spieprzyło.
    — Nie wiem, może bałbyś się dzielić mieszkanie z wiedźmą albo nabrałeś przez ten czas samotnego mieszkania tylu nawyków, że nie masz ochoty ich zmieniać — stwierdziła, cały czas z uśmiechem — chociaż skłaniałabym się do pierwszej opcji. Też bym się bała na twoim miejscu — zaśmiała się cicho, a następnie zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się nad jego słowami, a jej uśmiech stawał się coraz szerszy — tego łóżka w którym była Mal z Ianem? Nie dziękuję, wolę szufladę — oznajmiła — ale jak dostanę kanapę, to cię zaproszę, żebyś nie musiał śnić o tym, co robili w miejscu, w którym sypiasz.
    — Naprawdę zamierzasz się ze mną o to kłócić? — Spytała z uśmiechem, gramoląc się wygodnie obok chłopaka — no wiesz, na razie omówiliśmy potencjalne dzielenie szuflady, łóżka czy kanapy. Nie było mowy o leżeniu pod jednym kocykiem — uśmiechnęła się, a po chwili wzruszyła ramionami — ale nie masz pojęcia ile go dodać — zauważyła, przymykając delikatnie powieki, gdy zbliżył się do niej. Czuła, jak robi jej się gorąco w reakcji na jego słowa, ciepły oddech, który czuła i skubnięcie, które sprawiło, że automatycznie zacisnęła uda — może cię w ten sposób testuję — wyszeptała, uprzednio cicho odchrząkując, bo głos zaszedł jej chrypką. Boże, co on z nią robił. Musiała się opanować, bo nie zamierzała wskakiwać mu od razu do łóżka, ale czuła, że jeżeli nie skoncentruje się w pełni na filmie, to mogłoby się wydarzyć — oglądamy? — Spytała, aby odwrócić swoją uwagę od Jake’a.
    Koncentrowała się na filmie, jakby za wszelką cenę nie chciała nie tylko pokazać, że się boi, ale przede wszystkim dlatego, że nie wiedziała, co mogłoby się wydarzyć, gdyby przestali oglądać.
    — Nie prawda — powiedziała, chociaż nawet nie zsunęła koca, jedynie uniosła spojrzenie na chłopaka — to bardzo… ciekawy film — dodała, marszcząc delikatnie brwi — taki… wiesz… w sam raz… — mówiła, nie mogąc zebrać myśli. Jednocześnie była pewna, że będzie miała w nocy koszmary i już przerażała ją wizja spędzenia nocy samej.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  174. — Czyli tak — wymruczała cicho, wpatrując się w niego roziskrzonym spojrzeniem. Na jej twarzy gościł przy tym wesoły, promienny uśmiech, bo… Jake był dla niej naprawdę kimś wyjątkowym i o ile sama nie rozmyślała nad żadnymi fantazjami… dla niego z pewnością byłaby gotowa spróbować czegoś nowego. Zresztą, Jake był tak naprawdę jedynym chłopakiem, z którym poznała smak prawdziwego seksu i tego, jak bardzo może być on przyjemny. Z nim… ufała mu. Dlatego, kiedy wspomniał o linach, nawet przez chwilę nie poczuła dyskomfortu — wszystko zależy od tego, na której randce je zaproponujesz — odparła z lekkością, uśmiechając się i czując, jak na jej policzki wkrada się delikatny rumieniec.
    — Jak będziesz mnie nazywał ciągle wiedźmą, to jeszcze zdążę tę laleczkę zrobić — zauważyła, celując w niego palcem — poza tym trochę minęło. Mogłeś się zwyczajnie odzwyczaić — stwierdziła, chociaż dobrze wiedziała, że gdyby mieli ze sobą zamieszkać teraz, wyglądałoby to zupełnie inaczej niż mieszkanie pod jednym dachem z rodzicami i Fibs, w dodatku… mogąc po prostu przy tym być razem, ze sobą. — Czyli… byłbyś gotów tak po prostu wszystko zmienić? — Spytała, bo szczerze, to dla niej chyba byłoby za dużo. Nie mieli ze sobą kontaktu przez ostatnie pół roku. To, że sobie sporo wyjaśnili i dobrze się ze sobą obecnie czuli nie było jednoznaczne, z tym, że Margo byłaby gotowa już teraz się do niego wprowadzić lub zaproponować wprowadzenie się jemu. Zaskoczył ją tymi słowami, naprawdę. Na tyle, że przez chwilę wpatrywała się w niego ze szczerym zainteresowaniem, zastanawiając się nad tym, jak bardzo Jake zmienił się przez ten czas.
    — Nie ma za co — uśmiechnęła się uroczo, a następnie zmarszczyła delikatnie nos — nie przyłapałam ich nigdy i raczej nie mieli wiele szans, aby zostać u mnie sami, więc… zakładam, że nie. Moje łóżko jest bezpieczne i nawet nie biorę pod uwagę innej opcji — zaśmiała się wesoło — jakby coś się zmieniło, kupimy dla siebie całkiem nowe.
    Wzruszyła lekko ramionami, przechylając głowę w bok, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
    — Nie jestem taka zła. Możesz zostać pod tym kocykiem, nie pozwolę ci zmarznąć — mówiąc to, wtuliła się szczelniej w jego bok i zaciągnęła się mocno zapachem chłopaka.
    Wymamrotała coś niezrozumiałego, cicho pod nosem, jakby chciała w ten sposób odwrócić własną uwagę od bliskości Millera.
    Odetchnęła cicho, gdy nieco się odsunął. Potrzebowała chociaż tego minimalnego dystansu, aby nie zrobić przypadkiem niczego głupiego. Musiała jednak przyznać, że oglądanie na upartego horroru, który naprawdę ją przerażał było chyba nawet głupsze. Tak czy inaczej, nie zamierzała wyjść na słabeusza.
    — Nie — powiedziała, chociaż miał rację. Trzęsła się jak osika, bo ostatnia scena, w której zaczęła tryskać krew była już dla niej o jedną za dużo — nie możesz, okej? Nie zostawia się gości samych o ciemku — powiedziała, odbierając pilot. Pospiesznie przeszukała kanały, aby włączyć jakieś mtv czy inny program, na którym leciały jakieś durne programy, które nie miały nic wspólnego ze strachem, krwią i ostrymi narzędziami, którymi dało się zrobić krzywdę — pokaż mi więcej swoich zdjęć — poprosiła nagle, bo musiała czymś się zająć, aby wyzbyć się z głowy myśli o horrorze i być w stanie w odpowiednim momencie wrócić do siebie, bez wyobrażania sobie, że ktoś ją atakuje.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  175. — Nie może być tak łatwo — roześmiała się melodyjnie — dzisiejszy wieczór to zasługa Mallory i Iana, a nie prawdziwa randka — chociaż zdecydowanie nie mogła powiedzieć, aby zachowywali się jakby na randce nie byli. Miała jednak w zwyczaju utrudnianie życia samej sobie i Jake’owi. Spojrzała na niego, gdy nazwał ją swoją dziewczyną i mimowolnie, uśmiechnęła się nieco szerzej, bo miło było słyszeć takie słowa z jego ust. — Może na czwartej? — Zaproponowała, a po chwili dodała — na trzeciej możemy… być czuli — zmarszczyła lekko brwi na jego pytanie i wzruszyła lekko ramionami — ja… nie zastanawiałam się nad tym nigdy — była z nim całkiem szczera — to znaczy, wiesz… nie, że nie myślę nigdy o seksie — szybko jednak dodała — nie myślę o nim ciągle. Myślę, tyle ile każdy normalny człowiek, tak po prostu, wiesz, seks jest normalny, nie myślę o nim nie zdrowo — mówiła szybko, starając się przy tym zachować spokój.
    — Jak powiem, że jestem gruba, nawet nie próbuj tego powtarzać — mruknęła, celując w niego palcem. Zaśmiała się na jego kolejne słowa, bo chociaż początkowo ją wkurzało, gdy nazywał ją w ten sposób, w którymś momencie zaczęło jej się to podobać. Zamruczała nawet cicho, gdy sięgnął jej włosów i przechyliła lekko głowę w jego stronę.
    Jeżeli potrzebowała czegoś więcej, aby pozwolić sobie w pełni na zaangażowanie się w to, co między nimi się działo, właśnie to dostała. Jake… mimo, że to jeden dzień, sprawił, że była w stanie mu w pełni zaufać. Może to były tylko piękne słowa, ale w tym momencie właśnie tyle potrzebowała.
    — Ja… nie będę niczego specjalnie przeciągać, ale potrzebuję tych kilku randek — uśmiechnęła się ciepło do Jake’a, licząc, że to w żaden sposób go nie zrazi, chciała go, ale potrzebowała odrobinę czasu.
    — O tak, lepiej ich zmuś do prezentu dla nas, ale nie nasyłaj ich do mnie — zaśmiała się.
    Zdusiła ciche westchnięcie, gdy złapał płatek jej ucha i przymrużyła nieco powieki, wpatrując się w telewizor.
    — Staram się — przyznała, kiwając twierdząco głową. Ulżyło jej jednak, że już po horrorze. Zdecydowanie potrzebowała skupić myśli na czymś innym. Uniosła brew, słysząc jego słowa. Nie była pewna czy powinna — tak bez żadnej randki? — Właściwie mogłaby zostać na noc, bo powrót do domu ją przerażał, a świadomość, że byłaby w nim całkiem sama, wzbudzała w niej jeszcze większy strach. Poza tym, nie byłoby w tym przecież niczego złego. To nie tak, że ledwo co go poznała — może skorzystam, ale dasz mi jakąś czystą koszulkę i bokserki? — Spytała, odbierając od niego telefon. Wklikała się w pierwsze zdjęcie i uważnie mu się zaczęła przyglądać, a później każdemu kolejnemu. Spokojnie i bez pospiechu, nie tak jak wtedy w kawiarni.
    — Są naprawdę świetne — przyznała. Uniosła głowę z uniesionymi brwiami — żartujesz sobie? Przecież ja się nie nadaję do fotografowania — zaśmiała się wesoło — jak chcesz to możesz, będziesz mógł poćwiczyć, ale nie licz, że wyjdzie z tego coś dobrego pod względem modelki — szczerze ją rozbawił tą propozycją, ale z drugiej strony dobrze wiedziała, że w fotografii istotne były nie tylko same obiekty, ale całe mnóstwo ustawień, więc mogła mu przecież pomóc.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  176. — Bardzo chcesz już kolejne, co? — Zaśmiała się cicho, kręcąc przy tym z rozbawienia głową. Zmrużyła lekko powieki, przechylając przy tym głowę na bok — dobrze, niech będzie. To nasza pierwsza randka. Znaj moją dobroć.
    Wtuliła się w niego, mając wrażenie, że już mocniej nie jest w stanie, a bliskość Jake’a wydawała się być i tak niewystarczająca. Zmrużyła lekko powieki, słysząc jego pytanie i ponownie przekrzywiła głowę — wszystko zależy od tego, co dokładnie masz na myśli, ale… w sumie — nie wiedziała na ile żartował, a na ile mówił poważnie, ale przecież mogli eksperymentować, próbować różnych rzeczy i… chciała tego wszystkiego. Z nim. Dlatego uśmiechnęła się, odetchnąwszy z ulgą, że Jacob nie oceniał jej w żaden sposób, ani nie wyśmiewał się z jej pragnienia czułości czy paniki, chociaż widziała rozbawienie w jego oczach, nie czuła się z tym niekomfortowo.
    — Wiesz, że jesteś najlepszy? — Spytała, oddychając głęboko po jego słowach, a następnie podparła się na łokciu o kanapę, a drugą dłonią o jego klatkę piersiową i sięgnęła wargami jego ust, rozpoczynając powolny i czuły pocałunek. Uśmiechnęła się, gdy odsunęła się od jego ust i spojrzała prosto w oczy chłopaka — mhm, o tym właśnie mówiłam. Jesteś najlepszy — powtórzyła, trącając nosem jego nos — dziękuję — dodała, bo naprawdę była wdzięczna, że w żaden sposób nie zamierzał na nią naciskać.
    — Jesteś okropny — stwierdziła — ale nie prędzej jak już będziemy ustalać datę przeprowadzki. Nie chcę sobie później wyobrazić, co dokładnie robili — powiedziała j tym razem to ona się wzdrygnęła, na sama myśl znajomych w jej pościeli.
    Przygryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
    — Ale to będzie liczone jako jedna randka — zaznaczyła z uśmiechem — i masz rację, boję się, nie zmrużyłabym oka będąc sama — przyznała w końcu, chociaż wiedziała, że on wiedział.
    Prawda była taka, że nie znała się wielce na fotografii, ale jednocześnie nie raz oglądała magazyny, towarzyszyła matce w pracy przy różnych sesjach do magazynu, więc coś wiedziała. Umiała stwierdzić czy to co robił Jake miało sens, a według niej miało.
    — Mhm — mruknęła — po prostu będziesz mógł popracować z trudnym światłem, tego się trzymaj — stwierdziła, a kiedy wrócił z sypialni z aparatem, Margo podniosła się z kanapy, czekając na wskazówki. Uniosła brew, słysząc jego pytanie, ale skinęła tylko głową i ruszyła do kuchni.
    — Nie wiem co ci siedzi w głowie — oznajmiła — ale przyznaj, że tak ci smakowała i zdjęcia to tylko pretekst — zaśmiała się, sięgając po składniki, które wciąż były powyciągane na blacie i wzięła się do przygotowywania napoju.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  177. — Jestem pewna, że tak będzie — powiedziała z lekkim uśmiechem — ale wiesz, że nie musisz robić nic specjalnego, prawda? — Uniosła lekko brew, uważnie mu się przyglądając — w ogóle nie musimy niczego planować — dodała. Nie miała na myśli tego, że nie chciała go więcej widzieć, jasne było to, że zakładała dalsze spotkania z Jake’m. Nie chciała po prostu… planować, niczego oczekiwać. Bo gdy ostatnio tak było, gdy mieli za dużo planów, wszystko się koncertowo spieprzyło, a Meg nie chciała, aby to stało się ponownie.
    — Pobawić? — Powtórzyła za nim, zdecydowanie zaintrygowana tym, co mógł mieć dokładnie na myśli. Skoro Jake chciał próbować czegoś nowego… chyba nie było w tym nic dziwnego, że była odrobinę, nie tyle przerażona, co po prostu… zdezorientowana, bo nie miała pojęcia, co mógł mieć konkretnie na myśli. Tak, nadal uważała go, niemal za Boga seksu, bo aż za dobrze pamietała jaką miał opinię w liceum. Nie interesowało jej, jak to miało się teraz, ale… swoje w głowie miała.
    Zaśmiała się cicho na jego gest brwiami, ale szybko skupiła się na tym, co chciała zrobić. Czyli pocałować go. Poczuć smak jego ust. Westchnęła cicho, gdy odwzajemnił pocałunek i go pogłębił. Nie miała ochoty się od niego odsuwać, dlatego przesunęła dłoń z jego klatki na szyję, muskając skórę opuszkami palców. Czuła, jak robiło jej się ciepło, gdy ich pocałunek wciąż trwał i wiedziała, że jeżeli nie chciała, zrobić niczego głupiego, musiała w końcu oderwać się od jego ust.
    — A jednak dwa w jednym — stwierdziła, uśmiechając się — niby najlepszy, a jednocześnie paskudny — pokręciła głową — chociaż mogę przemyśleć pozostanie jedynie przy najlepszym — uśmiechnęła się, gdy stwierdził, że może się dostosować.
    Przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, gdy się odezwał się w kwestii czułości, ale nic nie powiedziała. Jedynie uśmiechnęła się, bo… może faktycznie niczego nie powinni planować, a raczej pozwolić na to, aby wszystko potoczyło się tak… jak chciał tego los.
    — Zgrubniemy razem, nie będę jej robić przecież tylko dla ciebie — zaśmiała się wesoło, starając się zachowywać normalnie i koncentrować jedynie na czekoladzie, ale obecność aparatu sprawiała, że nie była w pełni swobodnie. Uśmiechnęła się do Jake’a, z zaciekawieniem obserwując go, gdy wrócił ponownie z sypialni z bluzą w rękach.
    — Jasne — powiedziała, a następnie odebrała bluzę i założyła ją na siebie. Następnie podciągnęła materiał bluzy i bluzki, a następnie rozpięła rozporek i zsunęła powoli spodnie, nie myśląc w ogóle o tym, że stoi przed Jake’m. Zgięła się, aby wyciągnąć z nich nogi, a następnie rzuciła dżinsy na kanapę i naciągnęła bluzę w dół, aby zakryć nią majtki. — I co? Tak lepiej? — Spytała, przelewając mleko do kubków, aby po chwili chwycić puszkę z bitą śmietaną — nie mam pojęcia, co mam robić — stwierdziła zgodnie z prawdą, bo obecność aparatu jednak wprawiała ją w większe skrępowanie niż początkowo zakładała.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  178. Uśmiechnęła się, bo jego słowa naprawdę ją rozczuliły. Nie spodziewała się, że usłyszenie czegoś takiego, może tak na nią wpłynąć. Nie zależało jej na wyjątkowości, wystarczyło, że to był po prostu Jake’a. Świadomość jednak, że zależało mu tak bardzo… sprawiała, że jej serce topniało.
    — Dla mnie wystarczające jest to, że to po prostu ty, Jakie — powiedziała ciepłym głosem, również wpatrując się w jego oczy i starając się samym spojrzeniem przekazać mu wszystko to, co czuła w tej chwili.
    Oblizała wargi, a następnie przygryzła dolną, nie mając nawet pojęcia, jak mu powiedzieć, że przecież cokolwiek zdecydują się zrobić to będzie czymś… nowym. Przecież wiedział, jak to było z nią i seksem. Reece i Jake. Podczas minionych miesięcy starała się poznać kogoś, kto mógłby sprawić, że zapomniałaby o Millerze, ale to po prostu nie działało. Nikt nie sprawiał, że jej serce przyspieszało, że robiło jej się ciepło na samą myśl o tym człowieku. Owszem. Spotykała się z różnymi chłopakami, całowała się z nimi, ale z reguły na tym się kończyło, bo nikt z nich nie był Jake’m.
    — Jake — uśmiechnęła się nieco skrępowanie, ale jej głos brzmiał spokojnie. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze, czując, że jej policzki zachodzą rumieńcami — wiesz, że ja… nie zmieniło się dużo — wymamrotała — nie potrzebuję zabawek, a wizyta w sexshopie chyba mnie przeraża — sięgnęła dłonią włosów i nerwowo je przeczesała — jeżeli oczywiście chcesz, to jasne, możemy iść i czegoś… poszukać… ale… jeżeli chcesz specjalnie dla mnie… ja nie potrzebuję — pokręciła lekko głową, mając wrażenie, że to najbardziej krępująca rozmowa, jaką kiedykolwiek ze sobą przeprowadzali — wystarczysz mi po prostu ty — wyszeptała, a po chwili dodała — te liny, o których mówiłeś… — uśmiechnęła się lekko — brzmią okej, ale chyba nie musimy od razu szukać tylu nowych rzeczy — dodała, licząc, że ją zrozumie. Nie chciała go hamować, nie chciała, aby mu czegoś brakowało, ale to po prostu działo się za szybko. Zdecydowanie. Zwłaszcza, że przecież wcale nie chcieli się spieszyć!
    Właśnie, nie mieli się spieszyć, a miała wrażenie, że zainicjowany przez nią pocałunek mógłby sprawić, że zdecydowanie by się pospieszyli, gdyby się od niego nie odsunęła. Dlatego podniosła się do siadu i zerkała na Jake’a z lekkim uśmiechem, próbując zapanować nad rozprzestrzeniającym się po jej ciele cieple, co wcale nie było łatwe.
    — Nie wiem… być po prostu najlepszym — stwierdziła z uśmiechem, a następnie pokręciła z rozbawieniem głową.
    — W życiu mnie nie zaciągniesz na żadne treningi — oznajmiła. Dobrze wiedział, że nie była przecież typem sportowca — chociaż mój tyłek na pewno dobrze by wyglądał w typowo sportowych legginsach — dodała, mrużąc lekko oczy.
    Starała się ignorować fakt, że Jake miał aparat. Skupiała się na nim, tak jak polecił. Rozmawiała z nim, słuchała tego co mówił i wykonywała polecenia. Śmiała się głośno za każdym razem, kiedy ją rozśmieszał, a wychodziło mu to całkiem często. Po prostu… miło spędzała z nim czas, zapominając o tym, że przez cały ten czas robił jej zdjęcia. Kiedy więc przyszedł czas na zerkniecie na efekty, była naprawdę zaskoczona, bo o ile nigdy nie lubiła oglądać siebie na zdjęciach, tym razem… tylko kilka pierwszych uważała za nieudane, bo wtedy jeszcze skupiała się na obiektywie i myśleniu o tym, że na pewno robi z siebie idiotkę.
    — Jake, one są genialne — skomentowała, pochylając się nad ekranem — wyślesz mi je? Będę mogła je wrzucić na insta? — Dopytała, bo wolała mieć jego zgodę. W tym samym momencie wpadła jej do głowy inna myśl… bo kazał jej się zastanowić przecież nad fantazjami, a ta wpadła spontanicznie — będziesz mógł mi kiedyś zrobić zdjęcia takie tylko dla nas, jeżeli będziesz chciał — szepnęła, spoglądając na niego spod rzęs.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  179. Słuchała jego słów i zastanawiała się, na ile w tym wszystkim było prawdy. Cóż, temat seksu ją stresował, bo była niedoświadczona i cholernie bała się tego, że w którymś momencie będzie dla niego… nudna. Niewystarczająca. Obawiała się, że Jake będzie potrzebował czegoś więcej, czegoś, czego ona nie będzie potrafiła mu dać. Nie odezwała się jednak słowem, bo pamiętała dobrze, jak tamtego dnia w Charlotte się pokłócili. Jaki był zdenerwowany tym, że kolejny raz zaznaczyła jego przewagę w doświadczeniu. Nie chciała się z nim kłócić, więc przemilczała swoje obawy i jedynie uśmiechnęła się słabo i skinęła lekko głową.
    — Jasne, wiem — powiedziała, chociaż nie była tego taka pewna — chyba musimy po prostu… trochę wyluzować — dodała. Rozumiała chęć przejścia tym razem przez wszystkie etapy, tak, jak powinno to wyglądać normalnie, ale jednocześnie znała już smak związku z Jake’m, nawet jeżeli trwał krótko, był zdecydowanie bardzo intensywny, a tego się nie zapomina i chociaż chciała tego samego, nie chciała się spieszyć, to… nie potrafiła jednocześnie tak po prostu nie myśleć o seksie. Zwłaszcza, że jej ciało reagowało na każdy gest Jake’a i chociaż sam przed chwilą mówił, że nie powinni teraz zastanawiać się nad seksem to on i tak był obecny.
    Oddychała głęboko, czując opuszki jego palców, słuchając głębokiego głosu i wdychając jego zapach wymieszany z perfumami… czuła, jak kręci się jej od tego wszystkiego w głowie, miała ochotę wtulić się w niego i pozwolić, żeby stało się po prostu to, co ma się stać, ale w tej samej chwili myślała o tym, że ma być normalnie, po kolei, tak, jak powinno być.
    — Jake — odchrząknęła cicho, nie panując nad rumieńcami na policzkach — mogę nosić legginsy bez treningów, chyba tylko toną pączków mógłbyś mnie zachęcić do treningu, ale to trochę bez sensu — powiedziała, posyłając mu uśmiech.
    Nie wiedziała nawet, kiedy minął im czas na robieniu zdjęć. Widząc ich ostateczną ilość na dysku, była trochę przerażona, ale jednocześnie zachwycona, bo w ogóle nie czuła, kiedy zdążył zrobić taką ich ilość, a ona sama naprawdę czuła się po prostu swobodnie podczas ich robienia.
    — Dziękuję — uśmiechnęła się, odbierając przenośną pamięć i wsuwając ją odruchowo do kieszeni bluzy — pewnie — dodała z uśmiechem, nie mając nic przeciwko. Czekała na jego reakcje, więc kiedy dostrzegła zmianę w jasnych oczach blondyna, uśmiechnęła się nieco szerzej, ciesząc się, że spodobał mu się jej pomysł — mógłbyś — przystała na jego propozycję — i moglibyśmy nie ustalać z góry, na której randce to się stanie. Niech… moment sam wybierze — podsunęła, gdy pił ciepły napój. Przypatrywała mu się z uwagą, nie umknęło jej, jak sięgnął po koc, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Tylko się uśmiechnęła.
    — Dasz mi coś na piżamę? Jakąś koszulkę? — Spytała, a po chwili przechyliła lekko głowę — o której zaczynasz zajęcia? Może… zdążymy przed wypić jeszcze razem kawę?

    🫶

    OdpowiedzUsuń
  180. Spojrzała na chłopaka, po usłyszeniu jego propozycji i delikatnie przechyliła głowę w bok, mrużąc przy tym oczy.
    — Aż tak cię stresuje temat seksu ze mną? — Zapytała, ale na jej twarzy był uśmiech. Nie mówiła z wyrzutem czy pretensjami. Po prostu uśmiechała się, bo… to było wręcz nieprawdopodobne. A jeszcze bardziej nieprawdopodobne było to, że chociaż mieli przestać, ten konkretny temat ciągle wisiał w powietrzu. Jakby nie potrafili przestać o tym myśleć.
    — Musimy przestać — powiedziała, kiedy dotarło do niej, że odkąd skończyli oglądać film i robić zdjęcia, ciągle wisiał w powietrzu jeden temat — po prostu… — zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad odpowiednimi słowami — mniejsza z tym kiedy, jak… to, nie sądzisz, że to właśnie przez to i tak ciągle rzucamy dwuznacznościami, jednocześnie, nie wiem, stresując się tym, że coś możemy zrobić wtedy, a czego nie możemy zrobić teraz — powiedziała. To nie tak, że zamierzała mu dzisiaj wskoczyć do łóżka, bo nie o to chodziło, dzisiaj bardzo tego zrobić nie chciała, ale… nie chciała myśleć o tym, kiedy według jakiegoś schematu mogą się w końcu ze sobą przespać — bo jeżeli to nadal tak będzie wyglądało, chyba mnie namówisz na te bieganie — zaśmiała się, chociaż tym razem zrobiła to nieco nerwowo. Bo nie była pewna, co on o tym myślał. I nie chciała, też, aby przypadkiem odebrał to w taki sposób, że chciałaby go już teraz zaciągnąć do łóżka.
    Rozchyliła wargi, czując na sobie jego spojrzenie. Widziała doskonale jego oczy, to, jak wyglądały, jak na nią patrzył. I jej samej robiło się od tego gorąco.
    — Nie dzisiaj — wyszeptała cicho, chociaż kiedy mówił tak wprost, robiło jej się jedynie coraz cieplej i panowanie nad sobą, wcale nie było proste — nie dzisiaj — powtórzyła cicho, odnajdując jego spojrzenie i patrząc prosto w jego roziskrzone oczy — ale później… później po prostu przestańmy myśleć o tym co wypada, a co nie — dodała i chociaż bardzo chciała go przytulić i pocałować, odsunęła się, bo za bardzo obawiała się, że jeżeli teraz ich usta złączyłyby się w pocałunku, to z pewnością nie skończyłoby się tylko na całowaniu.
    — Okej — uśmiechnęła się lekko, starając się nie myśleć o tym, że oboje siebie pragnęli i oboje starali się trzymać ręce przy sobie — świetnie — odebrała rzeczy — w takim razie wspólne śniadanie i kawa — uśmiechnęła się, spoglądając w stronę drzwi prowadzących do łazienki. Zerknęła na Jake’a, wciąż z uśmiechem — nie mam nic przeciwko, żebyś spał ze mną. Zresztą, źle bym się czuła z myślą, że przeze mnie musisz spać na kanapie. Nie jest jakaś niewygodna, ale nie oszukujmy się. Łózko to łóżko — mówiąc to, podniosła się wreszcie sama i ruszyła do łazienki.
    Wzięła prysznic, sprawnie się myjąc i przebierając w prowizoryczną piżamę, którą jej przygotował. Kiedy wyszła z łazienki — poza tym miałeś być moim bohaterem — przypomniała, bo to przecież stąd wyszło w ogóle jej nocowanie u Jake’a, miał czuwać nad jej spokojnym snem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń