danielle song
19 LAT — JUILLIARD SCHOOL — BALETNICA — CÓRKA SONG DA-YOUNA KOREAŃSKIEGO POLITYKA I MITCHELLE LUTZ-SONG BYŁEJ PRIMABALERINY I WŁAŚCICIELKI PRYWATNEJ SZKOŁY BALETU W NYC — MIESZKA WRAZ Z MATKĄ W APARTAMENCIE W HUDSON YARDS — DLA PRZYJACIÓŁ DANI — CÓRECZKA TATUSIA, KTÓREGO WIDUJE GÓRA TRZY RAZY DO ROKU — INSTAGRAM — RELATIONS
Całe jej życie obraca się wokół jednego słowa balet. O balecie mówi się przy śniadaniu i obiedzie. O balecie rozmawia się przez telefon, w chwilach słabości i przy kolejnym sukcesie. O balecie mówi się przy kawie i drinku… Balet jest mantrą, modlitwą, jest snem, marzeniem i koszmarem w jednym. Balet kocha się całym sercem i nienawidzi się go jednocześnie. Balet jest jej życiem. Bez baletu jest nikim.
Od dziecka został narzucony jej katorżniczy trening, który miał ją doskonale wytresować i sprawić, że wyrośnie na gwiazdę, która przyćmi inne. Marionetka w rękach matki, która pociąga za sznurki, by zadowolić własne ambicje i spełnić marzenia o karierze, która dla niej skończyła się zbyt szybko. Dani na każdym kroku to słyszy, jedz mniej, wyprostuj się, uśmiechnij się, obciągnij mocniej palce, ręka wyżej, nie uśmiechaj się tak, musisz postarać się bardziej jeśli chcesz coś znaczyć, ładna twarz w niczym ci nie pomoże jeśli nie będziesz ciężko pracować, idź spać, nie leń się tyle, zważ się, nie wychodzi, pokaż się ludziom…
A przede wszystkim ma zrobić wszystko co musi byle zabłysnąć. I mogłoby się zdawać, że matce mogło chodzić jedynie o próby i wysiłek, ale Danielle za każdym razem spoglądając w jej oczy widzi, że wszystko znaczy wszystko. Bez względu na koszt, bez względu na siebie, bez względu na konsekwencje. I szczerze wierzy, że ciężka praca w połączeniu z poświęceniem przyniosą zamierzony rezultat. Bo nie liczy się kolejna nieprzespana noc, kolejne łzy, głowa zwisająca nad toaletą i palce wepchnięte głęboko w gardło. Nie mają znaczenia sińce na kolanach, zdarte kostki i obtarte stopy. Nie ważne, że uśmiech jest sztuczny, że kolorowe tabletki znikają w jej ustach, że dłonie drżą, gdy sięga po telefon, że czuje strach we własnym domu.
Występy i wygrane dają chwilową satysfakcję. To na scenie odczuwa radość, wyrzut endorfin, którymi karmi się na następne tygodnie. Napędzają pomimo wypalenia i złości. A przecież kiedyś taniec był tym co dawało jej poczucie wartości i upragnioną wolność.
Całe jej życie obraca się wokół jednego słowa balet. O balecie mówi się przy śniadaniu i obiedzie. O balecie rozmawia się przez telefon, w chwilach słabości i przy kolejnym sukcesie. O balecie mówi się przy kawie i drinku… Balet jest mantrą, modlitwą, jest snem, marzeniem i koszmarem w jednym. Balet kocha się całym sercem i nienawidzi się go jednocześnie. Balet jest jej życiem. Bez baletu jest nikim.
Od dziecka został narzucony jej katorżniczy trening, który miał ją doskonale wytresować i sprawić, że wyrośnie na gwiazdę, która przyćmi inne. Marionetka w rękach matki, która pociąga za sznurki, by zadowolić własne ambicje i spełnić marzenia o karierze, która dla niej skończyła się zbyt szybko. Dani na każdym kroku to słyszy, jedz mniej, wyprostuj się, uśmiechnij się, obciągnij mocniej palce, ręka wyżej, nie uśmiechaj się tak, musisz postarać się bardziej jeśli chcesz coś znaczyć, ładna twarz w niczym ci nie pomoże jeśli nie będziesz ciężko pracować, idź spać, nie leń się tyle, zważ się, nie wychodzi, pokaż się ludziom…
A przede wszystkim ma zrobić wszystko co musi byle zabłysnąć. I mogłoby się zdawać, że matce mogło chodzić jedynie o próby i wysiłek, ale Danielle za każdym razem spoglądając w jej oczy widzi, że wszystko znaczy wszystko. Bez względu na koszt, bez względu na siebie, bez względu na konsekwencje. I szczerze wierzy, że ciężka praca w połączeniu z poświęceniem przyniosą zamierzony rezultat. Bo nie liczy się kolejna nieprzespana noc, kolejne łzy, głowa zwisająca nad toaletą i palce wepchnięte głęboko w gardło. Nie mają znaczenia sińce na kolanach, zdarte kostki i obtarte stopy. Nie ważne, że uśmiech jest sztuczny, że kolorowe tabletki znikają w jej ustach, że dłonie drżą, gdy sięga po telefon, że czuje strach we własnym domu.
Występy i wygrane dają chwilową satysfakcję. To na scenie odczuwa radość, wyrzut endorfin, którymi karmi się na następne tygodnie. Napędzają pomimo wypalenia i złości. A przecież kiedyś taniec był tym co dawało jej poczucie wartości i upragnioną wolność.
Skinął lekko głową na powtórzone imię, mające w sobie nutę zaskoczenia. Sam był nieco zdziwiony, że dziewczyna osobiście do niego zadzwoniła, a nie menadżer. W końcu to on wszystkim zarządzał, ale nie blondyn bardziej się nad tym nie zastanawiał. I tak potrzebował bezpośredni kontakt z artystką, jeśli mieli prowadzić tak bliską współpracę. Przekazywanie informacji przez opiekującego się nią menadżerem byłoby zbędnym, czasami wręcz ujmującym, marnowaniem czasu, który w ich karierze bywał niesamowicie cenny
OdpowiedzUsuń— Masz jechać ze mną — nakazał kapryśnie, nie zamierzając przyjąć innej wersji, jak i nie czuł się na tyle pewnie, aby przyjść bez niej do Hit Labu — Jak mam pisać, kiedy nie śpisz na kanapie, co? — uargumentował swoje żądanie, odsuwając się na moment, aby móc spojrzeć dziewczynie w oczy. Może i argument miał żartobliwe brzmienie, ale łapał się na tym, że pracowało mu się lepiej, kiedy Danielle siedziała obok. Kiedy miał okazję na przerwę, wygadanie się i ponarzekanie na mdły tekst, jakiego od niego oczekuje klient. Nie robiła też nic wielkiego, nie wygłaszała swojej opinii, ani nie wtrącała własnych pomysłów - po prostu była, a Namgi nie potrzebował niczego więcej.
Zaczęła do niego przychodzić w trakcie wakacji, w czasie, kiedy jej grafik był przede wszystkim wypełniony występami i treningami. A teraz miała do tego jeszcze dojść uczelnia, dodatkowa porcja zajęć. Nie wiedział, jak i kiedy znajdą czas, aby się spotykać, kiedy oboje wpadną w jeszcze intensywniejszy wir codzienności. Teraz było mu tak dobrze, z Danielle wtuloną w jego ciało, jej głos, cichy śmiech i słodki zapach otaczały go z każdej strony i odganiały jakiekolwiek obawy związane z powrotem i tym, co na niego czekało. Na nawał roboty, ilość nieodczytanych maili. Nie chciał o tym myśleć, chciał w pełni oddać się rozkoszy, jaką czuł przez niemal cały wyjazd
— To super — odparł z małym, zadowolonym uśmiechem i dłońmi, które ciaśniej splotły się za sobą za jej plecami. Mógł martwić się w nieskończoność, ale każde jej miłe słowo działało kojąco, wypełniało go dumą i szczerą radością, przypominając, że Danielle faktycznie było dobrze.
Obrócił się nieznacznie, kiedy zwinnie wsunęła się na jego uda i nie pozostawiła między nimi nawet odrobiny wolnej przestrzeni. Samoczynnie oparł dłonie na jej okrytych pożyczoną koszulką biodrach, z chęcią przyjmując leniwy pocałunek. Słuchał zasugerowanych przez nią pomysłów, starając się jak najlepiej zapamiętać wymieniane nazwy, acz był bardziej przejęty czerpaniem przyjemności z każdego, delikatnego muśnięcia o jego wargi i powolnie sunących po klatce piersiowej palców. Powinni spędzić dzień pożytecznie, przynajmniej jego część, ale ciężko było mu się zebrać do wyjścia z mieszkania. Ba, do samego wstania z łóżka, kiedy czuły dotyk Danielle działał kojąco, a zarazem uaktywniał jego głowę do pracy
— Pewnie lepiej pójść jakoś za chwilę, niż po południu, co? — oparł dłonie na jej policzkach, delikatnie sunąc po jednym kciukiem, zanim przysunął ją bliżej siebie, aby po lekkim przechyleniu głowy złączyć usta w dłuższym pocałunku. Część z miejsc na pewno była popularnym miejscem turystycznym, jak i popularnym samym w sobie, więc wcześniejsze wyjście pozwoliłoby im na uniknięcie szczytowych godzin ruchu i ilości znajdujących się tam osób. Ale brakowało mu poczucia pośpiechu, wymogu wyjścia, kiedy przewyższała nad nimi niewinna błogość, a przed oczami miał obraz Danielle z lekko potarganymi po nocy włosami, wesołymi oczami i odsłaniającą dekolt koszulką, którą jej dał.
Gi
Z satysfakcją przyjął delikatny dotyk, kiedy nie postawiła się jego stanowczej prośbie. Miał jedynie nadzieję, że nie zanudzi się na miejscu, choć swymi częstymi obecnościami w jego prywatnym studiu udowodniła, że nie jest to dla niej kłopot. Nie sprawiała wrażenia, aby ta bezczynność, która musiała jej towarzyszyć, jak był zajęty pracą, była dla niej problemem, wręcz przeciwnie. Widział, jak zmieniała się jej postawa po spędzonym w niewielkim pokoju czasie. Jak ze zmęczonej, wykończonej tancerki, zmieniała się w tę lekko spokojniejszą, ze słabym, wdzięcznym uśmiechem na ustach, jak wręczał jej kolejną porcję tabletek, która przede wszystkim ją tam przyprowadziła.
OdpowiedzUsuń— Warto skorzystać w takim razie — odparł niepełno obecny, byleby brać aktywny udział w rozmowie i wykazać swoje zainteresowanie. Bo szczerze był, chciał zobaczyć coś jeszcze, pozwiedzać, ale w centrum jego uwagi była sama Danielle, zgrany ust warg z jego własnymi, dyskretny pomruk i przyspieszenie serca, jakie wywoływała. Wcześniej wręcz wątpił w istnienie przyjemnej, acz szokującej sensacji, którą wywoływały najdrobniejsze gesty w postaci motyli w brzuchu, lecz w przeciągu paru dni poczuł właśnie je więcej, niż całe swoje życie. Przy każdym, przelotnym zerknięciu, nieznacznym muśnięciu dłoni o jego ramię, czy udo, kiedy szli obok siebie.
Miała trochę, a nawet sporo racji w swoich słowach. Wstydem byłoby wrócenie do Stanów, a przy pytaniu, co takiego zobaczył, odpowiedzieć, że jedną, fajną knajpę i ładne widoki zza okna. I wcześniej mógł się tłumaczyć tym, że mają dużo czasu, nic ich nie goni, ale z każdym dniem było go coraz mniej. W dodatku teraz kiedy kolejny dzień miał być zajęty - nie wiedział nawet, ile z niego wyciągnie przebywanie w wywtórni - a dzień po był dniem wylotu.
To jednak nie powstrzymało go przed zawiedzionym pomrukiem, kiedy zostawiła ostatniego całusa i prędko wywinęła się spod sięgających w jej kierunku dłoni. Jakiekolwiek szanse na dalsze marudzenie, zakopanie się pod kołdrą zostały uśmierzone, jak odsłoniła okna i wpuściła skryte za chmurami słońce do środka oraz wspomniała o śniadaniu, które obudziło w nim pierwsze oznaki głodu
— Aha, nie miałem przypadkiem zawsze chodzić z Tobą do łazienki? — zawołał za nią z przesadnym oburzeniem, kiedy zniknęła za drzwiami toalety, a on sam wstał z łóżka po tym i zabrał telefon, jak wygoniła go z pokoju, aby zaczął szykować się do wyjścia. Ujrzana przez okno pogoda nie wpłynęła bardzo na jego wybór ubioru, który niewiele różnił się od poprzednich dni. Po odświeżeniu się w łazience wsunął na siebie szerokie, nieznacznie przetarte jeansy, jak i czarny t-shirt, a na wierzch, zapobiegawczo, skórzaną kurtkę, gdyby prezentujące się chmury okazały się groźniejsze, niż zakładał.
Upewnił się, że ma przy sobie wszystko, co potrzebne, w postaci dokumentów, telefonu i portfela, a kiedy oboje byli w pełni gotowi do wyjścia, zakluczyli dosadnie drzwi mieszkania i trafili do windy, mającej w celu zawieźć ich na sam parter. Nie byli tak daleko od centrum, nic ich nie goniło, a czekało ich jeszcze śniadanie, przez co zdecydowali się na wybranie nieśpiesznego spaceru, zamiast samochodu, czy taksówki, którą i tak wlekliby się po ulicach, tracąc swój czas
— Rany, czy to randka, Dani? — zapytał, przysłaniając usta wolną dłonią, podczas gdy druga była spleciona z tą Danielle. Jego pytanie miało w sobie odrobinę szczerości. Balansowali, acz raczej parokrotnie przekroczyli, linię między czymś więcej niż przyjaźń, a zwyczajnie w świecie bycie w związku. A kiedy zaproponowała wyjście, to, mimo wstępnego narzekania, poczuł ekscytację, jakby został zaproszony na wspólne wyjście przez dziewczynę, w której się podkochiwał.
Co zresztą też było prawdą.
UsuńZakochiwał się w Danielle, a każda wspólnie spędzona chwila sprawiała, że zatracał się jeszcze bardziej, gwałtownie do niej lgnął, byleby nic nie zabrało im wspólnego czasu. Czuł, jak uśmiech bezwiednie wpływa na usta, kiedy odpowiadała równie żartobliwie, co on na jego głupawe teksty. Czuł, że może być przy niej sobą, niwelować nonszalancką i popisową fasadę, którą tak dopieścił całe lata licealne, jak nie wcześniej. Zapominał o trapiącej codzienności, która wydawała się nic nieznacząca, kiedy dziewczyna była tuż obok i spoglądała na niego iskrzącymi oczami.
Gi
Poczuł natychmiastowy rozlew radości, kiedy przyznała, że są teraz na randce, mimo banalności tego wyjścia. Nie robili nic wielce innego od swoich poprzednich, wspólnych wyjść - choć i tych nie było tak wiele przez gryzące się ze sobą grafiki - ale kiedy przypisał im proste określenie randki, nabierały innego znaczenia. Mogli iść zaraz obok siebie bez żartobliwego zbywania przypadkowych dotyków, przeproszenia za chwycenie za ramię, kiedy musieli szybko przedostać się przez ruchliwą ulicę. Bez oporu mógł nalegać na zapłacenie za zamówione jedzenie, zakupy, kiedy chciał zrobić coś dla niej, nawet w tak małym geście, jak odciążenie finansowe. Nawet jeśli oboje nie mieli problemów z pieniędzmi.
OdpowiedzUsuńOtwarcie dawał się ciągnąć po obcych mu uliczkach, skokiem skacząc po wszystkich banerach, małych, rozstawionych stoiskach i mieszkańców Seulu, idealnie pasującymi do otoczki ruchliwego miasta. Małe kawiarenki były wypełnione klientami i kusząco wyglądającymi deserami, jak i jeszcze podawanymi śniadaniami. Wpatrywał się już z zainteresowaniem w jedno z wystawionych menu, kiedy niespodziewanie poczuł pustkę w dłoni, a głos Danielle oddalił się w kierunku jednego ze straganów. Kilkoma szybkimi krokami dołączył do niej, od razu wyłapując sporawy stojak zasypany magnesami
— Jak mam niby wybrać jeden… — wymamrotał bardziej do siebie, aniżeli do dziewczyny przy obracaniu stojaka i szukaniu najlepszego wyboru. Wiele prezentowało się nieskazitelnie, ukazując najbardziej popularne widoki, czy kształt miasta wraz z nazwą, ale nie potrafił powstrzymać cichego parsknięcia, kiedy trafiał na te, które przedstawiały jedzenie, wykonane w zbyt wysokiej jakości, jak na bycie zwykłym magnesem. Finalnie i z takim skończył, dobierając jednak jeszcze jeden, przedstawiający zbiór charakterystycznych punktów Seulu. Podszedł do stojącej przy kasie Danielle i płynnym ruchem zabrał rzemyki z jej dłoni
— Słodkie — przyznał jeszcze pod nosem, kiedy zauważył, co tak właściwie zabrał i podał je wraz z magnesami starszej kobiecie, posyłając w jej kierunku niewinny uśmiech, kiedy wepchnął się przed Dani i poprosił o podliczenie wszystkiego wspólnie, zanim miałaby okazję się sprzeciwić. Podziękował lekkim skłonem, kiedy kobieta przekazała plastikowy worek z ich niewielkimi zakupami, po czym mogli wznowić niezobowiązujący spacer. Nie mieli obranego dokładnego celu, nie licząc śniadania, ale nie był to dla niego problem. Wręcz preferował taki układ - spędzali ze sobą czas, wyszli z mieszkania, a i tak nic ich nie goniło - rezerwacja miejsca, potrzeba stania w długich kolejkach, bo kupili wcześniej bilety. Mogli decydować o wszystkim na bieżąco, wzajemnie stwierdzić, na co mieli najbardziej ochotę. Czy to spacer przy Cheonggyecheon, czy po którymś z parków Hangang, a może wcielenie się w rasowych turystów i odhaczenie kultowych zabytków rozsypanych po całym mieście. Nie robiło mu różnicy, na co finalnie się zdecydują, dopóki mógł to robić właśnie z nią oraz bez obaw trzymać ją za rękę i skradać przelotne pocałunki, kiedy akurat nie szli zatłoczonym chodnikiem.
— Mam nadzieję, że zjemy coś dobrego, skoro nie było sławnych tostów z serem na śniadanie — wygrzebał z siatki jedną z bransoletek, po czym odciągnął ich nieco na bok, aby ostrożnie założyć rzemyk na nadgarstek Danielle, wcześniej upewniając się, że napis na pewno jest skierowany w odpowiednią stronę — Widziałem, że w jednej podają właśnie tosty… — dopowiedział, nieco odbiegając słowami na bok, kiedy jego uwaga była w większości skupiona na dokładnym zawiązaniu bransoletki, aniżeli własnej propozycji.
Gi
— Ale to chyba lepiej jutro — pomyślał na głos. Nie chciał, żeby się popsuły przed przekazaniem ich w ręce rodziców, nie był również pewien, kiedy ich odwiedzi, a ten jeden dzień mógłby okazać się zbawczy. Nie chciał w końcu brać jakiś tanich, sklepowych, a raczej z którejś z rozsypanych cukierni, które specjalizowały się we właśnie tym przysmaku — A sam magnes też ich ucieszy — stwierdził monotonnie, bo faktycznie tak to wyglądało. Była spora szansa, że ojciec nawet nie zauważy nowości na lodówce, a mamie zależało najbardziej właśnie na tej drobnej pamiątce z wyjazdu i dodaniu jej do swojej bogatej z młodzieńczych lat kolekcji.
OdpowiedzUsuń— Nie konkurencje, nie mają szans — powiedział w pełni pewien swoich słów — Ale muszę na jakiejś podstawie napisać opinię “Dobre, ale jadłem lepsze” z krzywą buźką — wyjaśnił dokładniej z dumnym z siebie uśmiechem po zawiązaniu bransoletki, jak i ze swojego poziomu komedii. Zatrzymał się w swoich krokach, zamierzając wrócić na trasę, kiedy założyła mu rzemyk, a on poczuł natychmiastowy, przyjemny ścisk w brzuchu i wykrzywienie się kącików ust ku górze. Był przekonany, że kupiła je dla kogoś innego, może jako prezent dla kogoś z Juilliardu, dla samej matki, choć to wiedział, że byłoby lekką przesadą. Kobieta nie sprawiała wrażenia sentymentalnej i takiej, co nosiłaby bransoletkę z seulskiego straganu.
Łapał się na tym, że te wszystkie rzeczy, które kiedyś uważał za dziecinne, przesłodzone, idealnie trafiały w miękkie punkty jego serca, a tym bardziej, kiedy widział cień uśmiechu na ustach Danielle. Nie potrafił przygasić radości, jaką czuł na samą myśl, że mają taką samą bransoletkę, subtelne potwierdzenie ich raczkującej relacji, jak i nieustanne przypomnienie o tym wyjeździe, o wspólnie spędzonym czasie i o samej Danielle
— Na pewno jakąś znajdziemy — stwierdził, przysuwając ją na moment do siebie, nim opuścili odnaleziony, wolny kąt, aby złożyć na jej ustach krótki, czuły pocałunek, aby nie przesadzić z publicznym okazywaniem sobie uczuć, już po tym przelotnym geście czując pojedyncze pary oczu skierowane w ich stronę — A bransoletki są przeurocze, Dani — zapewnił ją z małym uśmiechem, nim finalnie skierowali się do odnalezionej knajpki, aby zjeść śniadanie, odkładane od samego rana.
Może i były przygotowane z większą finezją, napchane większą ilością dodatków i miały wypracowany smak. Namgi i tak preferował, a na pewno bardziej doceniał, tosty Danielle. Te nieznacznie miejscami przypalone, kiedy chleb podpiekał się za długo. Nie zostawił jednak wspomnianej opinii, nie mając do tego serca po nieznacznym potknięciu językowym, kiedy zamawiali i za które dalej przepraszał, kiedy znowu, bez zamiaru zmiany zdania, zapłacił za ich oboje.
Używał koreańskiego niemal każdego dnia, odkąd pojechali do Hit Labu, nawet w trakcie spotkania z ojcem Danielle, i radził sobie bardzo dobrze. Nie licząc właśnie małych wpadek, przy niewyćwiczonych kwestiach, a te potrafiły dramatycznie zmienić znaczenie jego wypowiedzi. Cenił sobie to, że oprócz przyjaznego śmiechu, dziewczyna nie dokładała uszczypliwych komentarzy na temat jego pomyłek, choć całym sobą wątpił, że posiadała w sobie cząstkę, która potrafiłaby być aż tak kąśliwa
— Musimy wtedy wrócić wieczorem — stwierdził, samemu będąc zajętym lekkim przybliżaniem się do strumienia wody i dziecinnym sięganiem butem do tafli — A w międzyczasie możemy pójść na wieżę Namsan. Albo do któregoś pałacu — jego kciuk samoistnie przesuwał się po wierzchu jej dłoni, nawet kiedy ledwo co ją trzymał, będąc zajętym ciekawskim stawieniem nóg na wyłożonych kamieniach, prowadzących na drugą stronę.
Dzielnica imprezowa brzmiała równie kusząco, ledwo co zahaczyli o Hongdae, kiedy wyszli razem z Joshuą i Hyerin, ale już wtedy miał okazję zasmakować ruchliwości i energii tego miejsca. Jednak przez cały wyjazd łapał się na tym, że nie zależało mu na bezmyślnym zapijaniu czy zjaraniu się, wpadnięciu w imprezowy rytm miasta. Czerpał przyjemność z tej odmienności, spokojnych spacerów, zwiedzania i przyglądania się niewielkim straganom. Stało to na zupełnie drugim końcu spektrum co do jego zwyczajnej codzienności, nieustannie wypełnionej odwiedzinami w klubach, aby dopisać większą kwotę przy swoim nazwisku podczas dilerskich podsumowań, muzyką - wolniejszą, jak i szybszą, gdzie ta druga dawała mu zazwyczaj szansę na uspokojenie napędzanego rytmu. Chciał zwyczajnie spędzać swoje dni z Danielle, co najwyżej kończyć je podzielonymi między sobą butelkami soju w przytulnej knajpce z grillem, czy w apartamencie z kupionym ramenem. Tylko we dwójkę.
UsuńGi
Typowo koreańskie pałace widział w niejednych teledyskach i zawsze go urzekały swoją okazałością, a zarazem prostotą. Nie prezentowały się z mnóstwem szpiczastych wież, masą agresywnych kolorów i po prostu wyniosłością, jak zamki, które przeważały w zachodnich mediach. Z kolei podobnie do nich sprawiały wrażenie wypełnionych historią i kulturą, którą powinien znać, a tak naprawdę była mu obca. Rodzice dbali, aby nie wyparł się swoich korzeni, ani nie wstydził się swojego pochodzenia, ale nigdy tak naprawdę nie czuł się “prawdziwym Koreańczykiem”. Nie znał dobrze historii kraju, nie znał większości tradycji oprócz tych, które podtrzymywali jego rodzice. Jedyne, co go wiązało z Koreą, był język, który i tak dopiero teraz porządnie szlifował
OdpowiedzUsuń— A jeśli się utopię, to co? Mam nadzieję, że przeszłaś kurs ratownika, bo nie przyjmę pomocy od nikogo innego — ostrzegł z nutą grozy, uważając, aby jednak przypadkiem któraś z nóg się nie osunęła, a on w najlepszym przypadku skończył nimi w wodzie. W najgorszym przypadku mógłby wydzwonić głową o jeden z kamieni, a wtedy, mimo zażenowania, jakie by mu towarzyszyło po tak błahym incydencie, potrzebowałby pomocy kogoś innego, niż samej Danielle. A akurat jakichkolwiek opowieści, które zawierałyby w sobie kwestię wypadku, wolał sobie zaoszczędzić i przede wszystkim wrócić bez większych ran do Stanów. Nie mógł też sobie pozwolić na krzywdę, która wyrwałaby go z życia i zabrała cenne dni roboty.
— Zacznę pobierać opłaty za każde zdjęcie, wiesz- — ledwo co skończył zdanie, kiedy przed jego oczami minęła seria pechowych wydarzeń, a jego dłoń w ostatniej chwili zdążyła złapać przedramię Danielle, choć niewiele to pomogło. Jej noga i tak wylądowała w zapewne chłodnej wodzie, a but kompletnie nią przesiąknął. Szczęśliwie poprawił położenie własnych stóp, dzięki czemu nie wpadli do strumienia wspólnie. Westchnął dźwięcznie z ulgą, kiedy był pewien, że nie wydarzyło się nic więcej, a wolna ręka wylądowała po stronie serca, która zastraszająco prędko nabrało tempa przy możliwości stania się krzywdy.
— I kto tu ma się utopić? — zauważył zaczepnie, wbijając wciąż zmartwiony wzrok w zamoczonego buta. Przynajmniej przekonał się o faktycznie płytkości wody, i że utopienie się, przynajmniej dla osób w ich wieku, było bardzo mało prawdopodobne.
Automatycznie zacisnął na jej bokach dłonie, aby zapobiec kolejnemu wypadkowi, kiedy złączyła ich usta w śmielszym pocałunku. Czuł satysfakcję z tej otwartego okazywania czułości, braku wstydu przed gapiącymi się osobami starszymi, jak i dziećmi, które - w przeciwieństwie do nich - specjalnie stały w wodzie. Kąciki ust automatycznie wędrowały do góry, a on pozwalał sobie na dyskretne rysowanie kółek na jej skórze przez materiał koszuli. Równie bez jakiegokolwiek pośpiechu pozwolił jej na odsunięcie się, a okryte zauroczeniem oczy wpatrywały się w jej ciemne tęczówki, idealnie uzupełniając obraz beznadziejnego romantyka, którego z taką łatwością z niego zrobiła
— Może lepiej, żebym nie chodził wtedy na twoje występy. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę — zażartował, nie mając w planach kiedykolwiek postępować według tych słów. Nie musiała go zapraszać, sam zamierzał się upewnić, aby być na każdym pokazie, każdej wystawianej sztuce, jak i krótszym występie, zawodach, w jakich brałaby udział, jeśli tylko będzie miał na to czas.
— Namsan będzie musiało chwilę poczekać — w trakcie wypowiadanych słów owinął ręce wokół jej pasa, aby podnieść ją ze śliskich kamieni i postawić ostatnie kroki przed trafieniem na drugą stronę, miejscowo obrośniętą trawą — Niech Ci przynajmniej trochę ten but podeschnie. Albo mogę kupić nowe, to też nie problem — przyznał bezwstydnie, w pełni będąc gotowym za kupienie jej nowej pary butów. Nie mieli też pewności, jak długo ten przemoczony będzie wracał do poprzedniego stanu, a wolał, żeby nie chodziła z wilgotnym, a przez to niewygodnym, obuwiem — W końcu to przeze mnie — dodał potencjalny argument z zadziornym uśmiechem, nawiązując do wcześniej zrzuconej na niego winy.
Gi
Uwielbiał czuć Danielle blisko siebie, czuć zaufanie, jakim go obdarzała nawet w głupszych zagrywkach z jego strony. Jak jej oczy dorównywały blaskiem do jego własnych, kiedy na niego spoglądała, a figlarny uśmiech nie potrafił zejść z ust
OdpowiedzUsuń— Tego na pewno nikt by nie chciał — nie mógł powstrzymać rozbawionego śmiechu, kiedy poczuł jej mocny chwyt i podwyższony głos przy nagłym oderwaniu jej z ziemi, aby za chwilę znowu wyrzucić z siebie krótką salwę rozbawienia po wzmiance o księżniczce. Jeszcze parę dni temu się z tego nabijał, łączył się z Minho w drobnych, złośliwych komentarzach, bo pamiętał jej stanowczy głos przy wypowiadanych kaprysach. Przy nakazach o przesłaniu jej skończonych utworów, kiedy te spodobały jej się podczas przebywania w studiu.
— Nie ma potrzeby, wystarczy, że mnie o to poprosisz, Dani — dodał z zarozumiałym uśmiechem. Teraz z własnej woli był gotowy ją rozpieszczać, zasypywać uwagą, prezentami i drobnymi gestami. Wysłuchiwać narzekania i dać, może nawet niepomocne, porady, miłe słowa, aby odgonić mącące w głowie zmartwienia na bok. Skakać dookoła niej, kiedy miała gorszy humor i nie miała ochoty na robienie więcej, niż wymagane minimum. Był kompletnie zatracony w idealnych marzeniach, a nie miał w najbliższych planach wyrwania się z nich.
— Trochę wody, pewnie masz własne, prywatne jezioro w tym bucie teraz — wskazał dłonią na obuwie, acz nie zamierzał dalej się sprzeczać. Zapewne będzie miał niejedną okazję na to, aby jej coś sprezentować. Na przykład przy następnej randce.
Jego uśmiech jedynie poszerzył się i dumniej prezentował zadziorność na jej okrężny komplement, tak zamierzał przynajmniej go odbierać, po czym stanął u jej boku, kiedy przysiadła na murku i zerkał co chwilę w stronę mokrego buta, który szczerze miał nadzieję, że prędko pozbędzie się osiadłej na sobie wody i nie sprawi zbyt wiele dyskomfortu podczas rozpoczętego spaceru. Skoro już wyszli, chciał jeszcze przynajmniej trochę pochodzić, pozwiedzać, ale nie zamierzał też na siłę ciągać dziewczyny po znanym jej mieście, skoro całą drogę miałaby doskwierać jej niewygoda
— Co, insynuujesz, że jest to ponad moje zdolności? — oburzony oparł dłoń na biodrze, a drugą przyłożył do klatki piersiowej, w całej okazałości prezentując swoje przejęcie nie tylko w postaci wygórowanego słownictwa, zanim palec jednej z nich nie oparł się o podbródek Danielle, aby zwrócić jej spojrzenie na jego twarz — Jak już masz mnie obrażać, to przynajmniej patrz mi w oczy, Dani — dopowiedział dokuczliwie, nie pokazując po sobie, że przez całe ciało przebiegł przyjemny dreszcz, kiedy obejmowała swoim spojrzeniem jego całą sylwetkę.
— W takim razie chodźmy — odsunął się z niewinnością wymalowaną na twarzy i klasnął raz w dłonie przed wyciągnięciem jednej z nich w jej kierunku, po czym wznowili spacer, tym razem po drugiej stronie rzeki, która na pewno wyryje się w jego pamięci — Ale jeśli zacznie Ci przeszkadzać, to mów — dodał, tym razem bez nuty złośliwości. Nie chciał, żeby czuła się winna dotarcie na Namsan po zapewnieniu go, że but nie był kłopotem. Sam pewnie już po paru krokach zacząłby nieznośnie narzekać, że to język go uwiera, to któraś sznurówka cudem ociera się o jego stopę i mu przeszkadza. A Namsan Tower, dzięki długim godzinom otwarcia, miała małe szanse na wymknięcie się z ich nowo narodzonego planu, co dawało im wyjątkowo dużo swobody do zaplanowania swojego wolnego czasu.
Gi
— To wtedy ty mnie trochę poniesiesz, skoro tak nie wierzysz w moje zdolności — stwierdził z udawaną grozą, choć nie pomyślał o tym, ile faktycznie mogło ich czekać drogi pod górkę. A on, będąc typowym mieszkańcem Nowego Jorku, niewiele miał styczności z wysokimi górami. Mimo to chciał tam iść, nawet jeśli miałby pluć sobie w brodę po połowie drogi i marudzić pod nosem, że mogliby zrobić sobie chwilową przerwę, zwolnić tempa i nacieszyć się widokami, byleby mógł złapać szybki oddech. Co najwyżej będzie tego żałował później, teraz miał potrzebę udowodnienia, że kilka schodków nie jest dla niego żadną przeszkodą.
OdpowiedzUsuńPoprawił splecione palce, nieznacznie zaciskając je na smukłej dłoni i hamując mały uśmiech, kiedy czuł lekkie ocieranie się rzemyka, który wystawiał z wiązania i bezwładnie zwisał wzdłuż ręki. Tak jak zawsze uważał swoją mamę za jedyną, sentymentalną osobę w domu, tak teraz udowadniał sobie samemu, że musiała w nim to zaszczepić. Nigdy nie pomyślałby, że błahostka, jak bliźniacza bransoletka może wywołać u niego takie szczęście. Mnóstwo, niepozowanych zdjęć, które ukradkiem mu robiła, a on nie zostawał dłużny, kiedy miał okazję, już dawno miały wygrzane miejsce w rolce telefonu i własnym, prywatnym albumie, aby tylko on mógł do niego zajrzeć
— Wizualnie może bym sobie poradził, ale uwierz mi Dani, ja nie nadawałbym się na idola — wskazał wymownie na siebie wskazującym palcem. Oczywiście, że widział ilość kontrowersji, jakie były wyciągane przeciwko właśnie tym artystom, a on miał zbyt wiele za uszami, aby umknęło to obsesyjnym fanom, a tym bardziej antyfanom — Przez moment myślałem, aby zająć się tym profesjonalnie, ale nie wiem… jako ghost mam całkowitą anonimowość, nikt nie może się czepiać tego, co robię w wolnym czasie — wzruszył niechętnie ramieniem. Cząstka jego pragnęła mieć prawdziwą, objętą całkowitymi prawami autorskimi, karierę muzyczną. Nawet więcej, niż cząstka, ale był w zbyt wielkim bajzlu, aby podpisywać się pod czymkolwiek prawdziwym imieniem, nie miał czasu, aby dbać o swój wizerunek, bo choć nie przykładano do tego aż tak wielkiej wagi, jak w Korei, tak wyjście na wierzch informacji, że jest “producentem-dilerem” na pewno nie byłoby dobrą łatką do posiadania.
— A jak chodzi o numer to pierwszy pierwszy, czy taki pierwszy na poważnie? — zapytał wstępnie, aby i tak samemu zadecydować — Bo pierwszą-pierwszą napisałem, kiedy wraz z kumplem — tym kumplem — Zjaraliśmy się w trzy dupy po raz pierwszy i uznaliśmy, że stworzenie rapu o zielsku to super pomysł. Na pewno będzie miał branie w Internecie — dopowiedział, kręcąc z rozbawieniem głową i pocierając palcami łuk brwiowy, kiedy przypominał sobie o tekście nagranym dyktafonem z telefonu oraz sklejonym z przeróżnych sampli podkładzie, zdecydowanie nieodpowiednio wypoziomowanym, zagłuszającym połowę czasu już i tak niezrozumiałe słowa.
— A pierwszy poważny… — zastanowił się, musząc wkopać się w odmęty własnej pamięci. Napisał sporo utworów, tych, co były tylko i wyłącznie dla niego, jak i tych “służbowych” — Chyba o moim tacie, po tym, jak mnie zgarnęli z tym podejrzanym plecakiem — przyznał po chwili pustej ciszy, pamiętając, że opowiadał tę historię - bardzo ogólnikowo - na imprezie Plotkary. Kawałek też nie był niczym wartym chwalenia się, ale do teraz wisiał w jego plikach, nietknięty i niezmieniony, mający w sobie element słodko-gorzkiej nostalgii. Nie lubił wspominać tamtego dnia, zawiedzionego wzroku i ostrego głosu ojca na wiadomość, że jego syna przyłapano z narkotykami. A wtedy nawet nie był jeszcze głęboko w handlu, brał - i tak niewiele - z czystej, młodzieńczej głupoty i ciekawości, ale wiedział, że w tamtym momencie całkowicie stracił w oczach własnego rodzica. Dlatego zamknął się w swoim pokoju, studio dostał parę miesięcy później, jako prezent - pomysł matki, z małym stanowiskiem w postaci laptopa, słuchawek i mikrofonu, gdzie od początku do końca stworzył samodzielnie utwór, wcześniej jedynie sklejając ścieżki dźwiękowe albo niezobowiązujące teksty w zeszycie.
— A ty miałaś okazję występować w Korei? — odwrócił od siebie uwagę, szczerze zainteresowany. Miał okazję widzieć ją na scenie, na własne oczy przekonać się o wysokim poziomie jej talentu, ale nie wiedział, jak bardzo rozrośnięte były sztuki Juilliardu i czy wychodziły poza Stany — I jeśli nie, to chciałabyś? — dodał, choć miał wrażenie, że sam mógłby odpowiedzieć na to pytanie, od początku wyjazdu widząc zamiłowanie, jakie czuła wobec tego miejsca.
UsuńGi
Uśmiechnął się pokrzepiająco na delikatny dotyk, nie chcąc, żeby jakkolwiek się tym zamartwiała, czy też roztrząsała. W końcu sam zawinił, nawet jeśli była to czysta głupota i chęć urozmaicenia sobie życia. Może był w błędzie, oczekując więcej wyrozumiałości ze strony ojca, dostania paru karcących słów, może pokłócenia się na parę dni, aby potem wróciło wszystko do normy. Wyraźnie malujące się w oczach rozczarowanie było wystarczającą karą, zszarganie relacji bolało jeszcze bardziej, jednak chyba największe cierpienie sprawiało mu ciągłe poczucia szacunku w stronę ojca, chęci pokazania, że jego syn nie jest ćpunem, a utalentowanym muzykiem
OdpowiedzUsuń— Proszę Cię, następnego dnia usunąłem go z publicznego konta, bo nie daliśmy rady go odsłuchać do końca — parsknął, ten poranek również dobrze pamiętając. Oboje obudzili się zdecydowanie za późno, zobaczył odpaloną na laptopie stronę i wstawiony kawałek, który pamiętali jak przez mgłę, aby zaraz pożałować próby odtworzenia go — Chociaż parę osób i tak zdążyło go znaleźć i mieliśmy szczęście, że nikt nie wziął tego jako poważny, profesjonalny numer — komentarze były wypełnione głównie ironicznymi komplementami, przesadną ilością emotek, bo utwór nie był możliwy do odebrania inaczej, niż prześmiewcza parodia tego, co krążyło w Internecie.
— …Chciał — odpowiedział treściwie, po wykorzystaniu krótkiej chwili na przygotowanie najlepszej odpowiedzi. Nie wracał do niego myślami, starał się przynajmniej tego nie robić, mając przed oczami tylko ostatni moment i stan, w jakim go widział. Ale wiedział, że wiele mu zawdzięcza - złego i dobrego. Również w temacie muzyki — Może gdzieś mam ten numer, ale nie rób sobie za wielkich nadziei — nie ruszał tego utworu, tak jak i pozostałych, które stworzyli wspólnie przez okres liceum. Nie potrafił. Nie miał siły, ani odwagi, aby usłyszeć jego głos, obecnego jedynie na nagraniach.
Przeczesał wolną dłonią włosy, wykorzystując nikłe zamknięcie oczu na wewnętrzne wzięcie się w garść, a Danielle obdarzył łagodnym, nieporuszonym uśmiechem, licząc, że jego z lekka zbywające odpowiedzi nie pobudzą w niej kolejnych pytań, ani chęci ciągnięcia tematu dalej. Szczęśliwie pytanie o jej rozwijającą się karierę przekierowało ich na inne tory.
Słuchał jej z zainteresowaniem, jak i lekkim zaskoczeniem, że miała szansę wystąpić również w Europie i Kanadzie. Nawet jeśli trenowała balet od młodego wieku, tak wątpił, że spora część tancerzy miała szansę na tak dalekie wyjazdy, aby pokazać swój talent. Mentalnie również zanotował, aby po powrocie do Stanów postarać się odnaleźć cokolwiek w temacie jej matki, o której tak naprawdę wiedział tyle, co nic, głównie z własnego wyboru. Jedynie, że była niesłychanie surowa i wymagająca wobec swojej córki. A nie zamierzał bezczelnie wypytywać o to Danielle, czy tym bardziej prosić o nagrania z przeszłych występów, skoro sama ukrywała przed rodzicielką, że je ogląda.
Złapał się na tym, że przekreślił kobietę niemal od razu. Połączenie historii Danielle wraz ze spotkaniem podczas występu skutecznie wpłynęło na uformowanie jego opinii. Jednak teraz słuchał historii ojca, samej Danielle i widział, jak oboje cenią Mitchelle. Jak mężczyzna dalej trzymał ją w swoim sercu i robił, co mógł, aby pielęgnować ich małżeństwo. Jak córka, mimo nieludzkich wymogów i oczekiwań, podziwiała matkę i chciała sprawić, aby była z niej dumna
— Na pewno będziesz miała okazję — stwierdził pewnie, faktycznie w pełni wierząc w swoje słowa — Musieliby być ślepi, żeby nie chcieć Cię na swojej scenie — dodał stanowczo, spoglądając w jej ciemne oczy. Nie chodziło nawet o nazwisko i powiązania, które mogłyby mieć wpływ na ich decyzję. Namgi nie miał okazji widzieć wielu występów dziewczyny. Ze wstydem musiał przyznawać, że widział tylko jeden, choć pragnął tę liczbę powiększyć. Ale już po jednej sztuce potrafił stwierdzić, że Danielle miała talent - wrodzony, jak i dokładnie pielęgnowany. W całości oddawała się muzyce, każdej figurze i emocjom, które miały przekazywać. Urzekała dobraną mimiką, dbaniem o szczegóły, jak przeciągnięcie ruchu po sam koniec palca, tworząc idealnie prostą linię. Zamęczała się na treningach, co widział, kiedy wykończona przychodziła do studia, jeśli potrzebowała momentalnego wyłączenia się od świata zewnętrznego.
UsuńPo kilkunastu minutach musieli zboczyć ze ścieżki przy Cheonggyecheon, na nowo wkraczając na chodnik przy ruchliwej ulicy, gdzie wcześniejsza, sporadyczna między nimi cisza była nieustannie wypełniona odgłosami sunących po betonie opon i pracujących silników, a w ich akompaniamencie dotarli pod wspomniane przez Danielle schody.
Gi
Potrafił zrozumieć, czemu nie chciała iść na tak zwaną “łatwiznę”, użyć nazwiska ojca, czy matki, która miała okazję zaprezentować tam swoje umiejętności. Nie dość, że inni potrafili ujmować talentu, tłumacząc pokonanie kolejnego szczebla w karierze zwykłym wykorzystaniem znajomości, to nie dawało to satysfakcji. Sam nie był zadowolony, kiedy tekst miał składać się z nieprzerwanie powtarzających się wersów i niezbyt ambitnie nawiązywać do poprzednich, czy nawet cudzych tworów. I może nie było to tej samej wagi, co używanie swojej pozycji do pójścia dalej, ale rozumiał ją
OdpowiedzUsuń— Na pewno ma swoje powody — stwierdził niemrawo. Sam nie pojmował, czemu mężczyzna nie chciał żyć razem ze swoją żoną i córką, mimo karier rozwijających się na rozległych kontynentach. Danielle była gotowa przenieść się do Korei, zawsze z radością opowiadała o tym miejscu, Mitchelle zapewne mogłaby tutaj prowadzić swoje zajęcia, które miałyby równie duże branie, patrząc na jej popularność — Jest politykiem, a to prawie jak być idolem — dodał w próbie żartu, choć nie mijało się to zupełnie z prawdą. Ci również byli pod lupą publiki, obserwowano ich ruchy i co mogą zaoferować społeczeństwu. A gdyby mieszkały z nim, automatycznie uwaga spadłaby na nie, odbierając im swobodę z codziennego życia. Nie wiedział też, jak ludzie patrzyli na Song Dayoun’a, czy za nim przepadali, czy też nie, a to też potrafiło wywoływać różne, nieproszone reakcje.
Z zaciekawieniem rozglądał się po okolicy, którą mijali w trakcie swojej drogi na wieżę. Zielona przyroda kontrastowała z rozsypanymi po mieście budynkami i sam jej widok umilał wyprawę po schodach. Przynajmniej do czasu, kiedy Danielle nieświadomie, po raz kolejny szarpnęła za nadal przewrażliwiony nerw w jego ciele.
Zaśmiał się zgorzkniale i z nutą niedowierzania, jednak nie były skierowane bezpośrednio do niej. Nie mógł jej winić, ani mieć tego za złe, nieważne, jak bardzo przekraczała jego osobiste granice. Jego dłoń drgnęła w trzymanym uścisku, bezwiednie się z niego wysuwając i zastępując ciepło jej ręki chłodem pustej kieszeni, nieznacznie i podświadomie kuląc ramiona
— Nie żyje, więc mało powiedziane, że poszedł w innym kierunku — odparł apatycznie po krótkim odchrząknięciu, a na jego twarzy widniał znikomy, rozżalony uśmiech. Winił go? Tak, czasami tak. Miał mu za złe, że wkopał się w to całe bagno, że popadł tak głęboko w nałóg. Ale winił też siebie, że nie umiał mu pomóc, nie zadzwonił po kogokolwiek, kiedy nie wiedział, co ma zrobić. A przede wszystkim, że go od tego nie odciągnął, nie starał się przekonać, aby odstawił używki na bok albo przynajmniej trochę zwolnił. Gdyby po prostu zareagował, zrobił cokolwiek, wszystko mogło się skończyć inaczej. Lepiej.
Zęby skupiały się na dolnej wardze, a jego mózg pracował na zwiększonych obrotach. Wspomnienia, które tak umiejętnie odpychał z daleka od siebie, nie mając nawet czasu na ich przepracowanie, wracały ze wzmocnioną siłą, ale - zresztą jak zawsze - nie był to ani czas, ani miejsce na powracanie myślami do wydarzeń sprzed paru lat. Westchnął z cichym świstem i zmusił się do pełnego wyprostowania
— Pogadajmy może o czymś innym — odezwał się po chaotycznym zebraniu się w sobie — Na przykład o tym, że we mnie wątpiłaś, a już jesteśmy prawie na samej górze schodów — umiejętnie przybrał weselszą barwę głosu i zaczepny uśmiech, decydując się na pełne zignorowanie groźnie zaszklonych oczu, aby nie dać im szansy na upust oraz lekkie przyspieszenie kroku, aby pokonać ostatnią serię schodków i wyprzedzić nieznacznie Danielle — I muszę do łazienki, więc lepiej się pospiesz, Dani, bo nie będzie zaraz kolorowo — wcale nie musiał do łazienki. Jedyne czego potrzebował, to tej krótkiej, niemal nic nieznaczącej chwili bez jej wnikliwego spojrzenia skierowanego prosto na niego.
Gi
Był zażenowany samym sobą.
OdpowiedzUsuńTym, jak reagował na najmniejsze wspomnienie Isaaca. Jaki defensywny się robił, gdy miał coś powiedzieć na temat jego, jak i ich przyjaźni. Jak gardło się zaciskało, a oczy groziły zajściem łzami, kiedy w jego głowie widniał obraz oddzielonego od reszty folderu, a on przypominał sobie ich durne wygłupy oraz te poważniejsze próby przed mikrofonem w swoim pokoju.
Od tamtego momentu nie nawiązał z nikim równie silnej relacji, zostawał przy przelotnych znajomościach z imprez, sporadycznych, wspólnych wyjściach, na których i tak wszyscy rozchodzili się w swoje strony, kiedy w ich organizmie buzował alkohol, wymieszany z prochami czy ziołem i budził nocne pragnienia. Nie wchodził w związki, choć tych unikał już wcześniej z powodów płytkości otaczających go osób - mimo że sam niewiele się wyróżniał, pasując do obrazu rozpieszczonego, jedynego dziecka bogatych rodziców.
Dopóki Danielle nie przyszła do jego studia, z potrzebą pomocy krzyczącą z jej oczu, a on nie mógł jej odmówić, zabronić odwiedzin w nienaruszalnym pokoju, kiedy wywoływała u niego zapomniane, acz tak znajome ciepło w sercu, zapewniając swój chwyt na nim z każdym, następującym spotkaniem, wieczorem spędzonym na kanapie i reakcją na tworzone utwory, czując muzykę całym ciałem
— Daj spokój — machnął zbywająco ręką, bo tak naprawdę nie zrobiła nic złego. To on wspomniał “tajemniczego kumpla”. To on żałośnie dalej nie poradził sobie z rozgoryczeniem, mimo że minął ponad rok od śmierci chłopaka.
Miał ochotę parsknąć śmiechem na żmudną wspinaczkę, bo ta z właśnie potencjału na taką, obrała zupełnie inne tory, zawieszając ledwie wyczuwalną, ciężką atmosferę nad jego głową, którą rozniósł ponurymi wyjaśnieniami
— Dobra, dobra, nie musisz się przechwalać — wywrócił nieznacznie oczami, kiedy w paru, sprawnych krokach znalazła się obok niego. Mógł może i mieć od niej dłuższe nogi, ale zdecydowanie nie były rozciągnięte do tego samego stopnia. W przeciwieństwie do niej większość czasu spędzał przy biurku, a nie na trenowaniu i katowaniu swojego ciała, aby było w jak najwyższej kondycji. Faszerował je papierosami i ziołem, ledwo wyrównując to okazjonalnymi wyjściami na siłownie, aby zachować się w okolicach normy - genetycznie smukła i podatna sylwetka pozwalała mu na zwracanie mniejszej uwagi na to, co z nią robił. Ale ktoś taki, jak Danielle, zawsze będzie mieć przewagę. Nie przeszkadzało mu to, podziwiał ją i potrafił docenić, ile pracy wkładała w zadbanie o siebie.
Wieża z bliska prezentowała się jeszcze bardziej okazale, dopiero wtedy uświadamiając o swojej wielkości, a przeciętna kolejka świadczyła o popularności miejsca. Powędrował wzrokiem za palcem Danielle, acz zatrzymał go na tyle jej głowy, kiedy odwróciła się we wskazanym kierunku, nie do końca słuchając, co tak naprawdę mówi, mogąc jedynie przełknąć kłopotliwie ślinę.
Znowu potraktował ją niesamowicie ozięble, sprawił, że poczuła się winna, kiedy zwyczajnie zadała niewinne pytanie, po prostu z ciekawości. Tak jak przy piosence, którą odsłuchali w mieszkaniu. Zrobił to samo, choć targały nim nieco inne emocje, niż teraz
— Co? — spytał wstępnie, wyłapując jedynie ”kolorowo” z jej wypowiedzi, aby zaraz sobie przypomnieć własne słowa i przywrócić mały uśmiech — A, no tak, tak. Masz rację — przekazał jeszcze nieme “zaraz wracam”, zanim skierował się do środka, pośpiesznie przeciskając się przez niewielki tłum w kolejce do toalety, szczęśliwie niezajętą sporą ilością odwiedzających.
Odkręcił wodę w kranie, ustawiając jak najchłodniejszy strumień, aby wsunąć pod niego swoje dłonie. Stojąca w gardle gula wysyłała mieszane sygnały. Nie wiedział, czy było mu niedobrze, czy chciał się rozpłakać. Niegroźny podjazd wyżej uświadomił mu o sporej prawdopodobności na pierwszą opcję. Skrzyżował swoje spojrzenie z odbiciem w lustrze, aby kąśliwe wyśmiać siebie samego na widok szklistych, nieznacznie zaczerwienionych oczu, po czym otarł zmoczonymi dłońmi twarz w celu ocucenia. Opanuj się. Powtarzał jak mantrę w myślach - nie miał czasu na to, aby pogrążać się w żalach z przeszłości, kiedy zostało im tak niewiele wspólnego czasu. Czasu, który mieli spędzić jak najlepiej i tak samo zapamiętać, a żałosne rozklejenie się zdecydowanie do tego nie należało.
UsuńWziął jeden, głębszy oddech, wytarł papierowym ręcznikiem dłonie, przesuwając palcami po przewiązanym rzemyku, oraz zwilżoną twarz, jak najlepiej pozbywając się jakichkolwiek śladów po eratycznym załamaniu, po czym wyszedł z łazienki, nabierając pierwotną, rozweseloną postawę
— Już jestem — oparł dłoń na jej ramieniu, zachodząc Danielle od tyłu i nieznacznie się schylił, aby zostawić delikatnego całusa na policzku, w formie bezsłownych przeprosin — I oddaję się w ręce swojego przewodnika, najlepszego w kraju — z radosnym uśmiechem wyciągnął w jej kierunku dłoń, czekając, aż ponownie splecie ze sobą ich palce, a ich wspólny dzień powróci do sielankowego nastroju.
Gi
Śledził wzrokiem jej własny, jedynie wzmacniając przywróconą radość pod jej czujnym okiem, aby rozwiać możliwie krzątające się po głowie wątpliwości. Nie potrzebowali tego, a odpychanie problemu na bok szło mu tak idealnie, że zrobienie tego po raz kolejny nie sprawiało problemu, kiedy miał szansę na zebranie swoich myśli w samotności
OdpowiedzUsuń— Staram się, jak mogę — odparł skromnie i zacisnął pewnie palce na dłoni, która idealnie wypełniła chłodną pustkę.
Nie stawiał oporu, gdy zaprowadziła go na kolejne schody, a tym na jeden z wielu tarasów. Wywieszone kłódki wywoływały uśmiech, a zarazem zdziwienie, że ludzie dalej potrafili znaleźć miejsce, aby dowiesić kolejne. Niemal każda miała wypisane inicjały, nakreślone drobne serduszka, czy inne symbole, świadczące o relacji między dwoma osobami.
Obejmował wzrokiem cały widok, nieco rozchylając w fascynacji usta. Miał wrażenie, że widział wszystko, każdy budynek, każdego, przechodnia w nieustannym pośpiechu, a zaraz obok zieleń minionej wcześniej natury. Oparł obie dłonie o barierkę, kiedy Danielle wysunęła swoje palce, a on dalej był zajęty przyglądaniem się rozpościerającym się przed nim krajobrazem. Opuścił nieco ramię i przełożył ciężar na jedną stronę, aby ustawić się wygodniej dla dziewczyny
— Zdecydowanie — przyznał prędko, nie odrywając wzroku od widoków, dalej równie urzekających, co chwilę temu. Widział połączenie miasta z rozciągającymi się w tle górami, z drzewami i przedmieściami, łącząc wszystko w spójną całość. Mimo wcześniejszych podobieństw do Nowego Jorku, jakie widział, tak widok był nie do porównania.
Złapał się dramatycznie za serce, kiedy przyznała, że ochroniarz ojca był pierwszą osobą, która ją tu zabrała i wychylił się gwałtownie za barierkę, aby wyprostować się po zastraszającym pochyleniu się i uśmiechnąć się złośliwie pod nosem
— Żartuję — powiedział śpiewnie, wytykając przez zęby czubek języka w jej kierunku, kiedy owinięte wokół jego pasa się zacisnęły — Czyli jakbym potrzebował na Ciebie jakieś brudy, to mam pytać Minho, tak? — zaczepnie zmienił temat, kiedy wspomniała o swojej byłej, marudnej postawie. Pierwotnie był nieświadomie zazdrosny o mężczyznę. Tak po prostu. Miał dobrą i bliską relację z Danielle, znał ją niemal od dziecka. Ale po poznaniu chaotyczności życia z jej ojcem, tym, jak rzadko mogła go widzieć nawet w trakcie przyjazdów, cieszył się, że miała kogoś takiego, jak ochroniarz. Kogoś jej bliskiego, niczym starsze rodzeństwo, kto mógł się nią zająć, spędzić z nią czas i odwrócić uwagę od szarej rzeczywistości, która wisiała nad jej rodziną i utrudnieniami.
Trochę również bał się mężczyzny, mówiąc całkowicie szczerze. Onieśmielał go swoją pracą i posturą, bacznym spojrzeniem, jakim go obdarzył przy pierwszym spotkaniu, a szczególnie, kiedy przybył do ich mieszkania w najgorszym, możliwym momencie.
Wsunął dłoń na jej talię i przysunął bliżej swojego boku, instynktownie zaczynając kreślenie niezrozumiałych szlaczków na materiale koszuli, a na czubku głowy zostawił drobny pocałunek. Zamierzał w pełni oddawać się każdej chwili bliskości, wykorzystać każdą z nich, póki były dla nich na wyciągnięcie ręki
— Następnym razem ja coś zaplanuje — wymamrotał pełen nadziei, że następny raz nadejdzie. Że przyjadą po raz kolejny wspólnie do Korei i to on będzie mógł ją jakoś zaskoczyć, czy to wyszukaniem mało popularnej, ale niesamowitej knajpy, popisać się nabytą w wolnym czasie wiedzą. Mogło być to trudne, patrząc, że Danielle po prostu znała ten kraj, jak i samo miasto. Mimo to chciał coś dla niej przygotować, nieważne jak banalne.
Gi
Uśmiechnął się przepraszająco i oparł jedną z dłoni na owiniętych wokół siebie rękach, nieznacznie wsuwając palce pod rękaw. Nie mógł się powstrzymać od nieustannego, bezpośredniego kontaktu, dotyku. Poczucie ciepłej skóry pod palcami było uspokajające, tak samo jak instynktowne, powolne przesuwanie palcami tak jak jej dotyk, jej obecność przy jego boku i promieniujące od niej ciepło. Nieświadomie lgnął do tego już wcześniej, kiedy przypadkowe muśnięcia wywoływały zakłopotanie, a przytulenie zazwyczaj miało żartobliwy wydźwięk, jeśli było wykonane bez dokładnego powodu. I mimo zmieszanych reakcji po obu stronach, dotyk przypominał o sobie nieznacznym mrowieniem, zapamiętywał drobny gest i chciał go powtórzyć
OdpowiedzUsuń— Jak tutaj takie groźby się sypią, to chyba sobie odpuszczę — uniósł obronnie niezajętą dłoń i zaśmiał się nieznacznie na udawaną powagę Danielle. Nie miał nawet jak skontaktować się z mężczyzną, więc jego nadzieja na wyciągnięcie z niego czegoś na dziewczynę marniała — Jasne, jasne. Uważaj, bo Ci uwierzę — dodał przekornie, choć naprawdę był w stanie jej uwierzyć. Nie licząc jej historii o drobnym sabotażu w szkole, nie słyszał od niej, ani o niej, krzywdzących czy upokarzających historii. W przeciwieństwie do niego. Spytałaby któregoś z rodziców, czy starych znajomych z liceum i na pewno każdy miałby coś do powiedzenia - ku jego niezadowoleniu, ale sam sobie wyrobił taką historię “osiągnięć”. Szczególnie ze swoich pochłoniętych imprezami dni, o których nawet wolał nie myśleć.
Opuścił głowę, kiedy poczuł na sobie jej spojrzenie oraz usłyszał słowa, które wywołały drobny, radosny uśmiech. Zamierzał wywiązać ze swojej obietnicy. Dla niego była to obietnica. Musiał i chciał odwzajemnić się za ten wyjazd, a miał wrażenie, że przez całe życie nie będzie w stanie, więc pragnął wypełnić każdą z rzuconych propozycji, wyjść z inicjatywą, jak wrócą do Stanów i zabierać ją na przejażdżki, do kawiarni, nawet, żeby tylko posiedzieć. Wpuszczać ją bez oporu do studia, odstawić pracę na bok i zwyczajnie spędzać wspólnie czas na kanapie z jego muzyką lecącą w tle.
Obrócił się nieznacznie, aby oprzeć się bokiem o barierkę, a jedną z dłoni położyć na boku jej szyi, przed schyleniem się w jej kierunku i złożenia na jej ustach czułego pocałunku. Po raz kolejny nie interesowała go reszta zwiedzających i ich gapiowate zapędy. Miał wymówkę, że był turystą, a zresztą i tak by go to nie obchodziło. Danielle oczarowała go w całości, sprawiała, że pragnął ciągle być blisko, trzymać ją przy sobie i rozpieszczać drobnymi, jak i większymi gestami. Zwracać jej świecące oczy w swoim kierunku, rozpromieniać jej twarz uśmiechem żenującymi żartami, czy szczerymi propozycjami i pomysłami.
No i byli na tarasie widokowym obłożonym kłódkami zakochanych, jak i wystawionymi, podświetlonymi sercami. Pocałunek był jak najbardziej na miejscu
— Przepraszam za wcześniej… — powiedział cicho, jakby ktoś podsłuchiwał ich rozmowy, nieznacznie się odsuwając po przerwanej pieszczocie — Nie powiedziałaś nic złego — zapewnił szczerze, nie odwracając od niej swojego wzroku. Taka w końcu była prawda. Nie mógł jej winić za ciekawość, chęć dowiedzenia się więcej, skoro sam pewnie zrobiłby tak samo. I nie chciał, żeby ona sama zrzucała na siebie winę jego przelotnego, ale jakże bezpośredniego, chłodu, którym ją potraktował. Miał wrażenie, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, wyjaśnić się, ale nie umiał. Nie umiał zebrać w sobie odpowiednich słów, ugryźć tematu tak, aby na nowo zburzyć wybudowanego w środku muru, więc został przy lekkim, pokrzepiającym uśmiechu i zostawił krótkiego całusa na jej czole, przed odsunięciem się.
— Przy wejściu był sklep z pamiątkami, prawda? — chciał z każdego miejsca, które tego dnia odwiedzili, mieć coś na pamiątkę. Czy to magnes, pocztówkę, której nigdy nie wyśle, czy też brelok, który będzie leżał bezczynnie na biurku, bo i tak nie nosił przy sobie żadnych kluczy, oprócz tych do samochodu.
Gi
Ułożył dłonie w jej talii, aby przytrzymać ją blisko siebie. W zastraszającym tempie uzależnił się od bliskości Danielle, potrzebował jej. Potrafiła uspokoić samoczynnie napędzające się myśli, poprawić niemrawy poranek zwykłym przytuleniem, a kiedy chciała, trafić we wrażliwe punkty, aby rozbudzić tlącą się namiętność paroma gestami i słowami.
OdpowiedzUsuńWykrzywił usta w niewielkim uśmiechu, bo chciał wierzyć w jej słowa. Chciał sam siebie przekonać, że miał prawo do takiej reakcji, ale on miał świadomość, ile minęło czasu. Dla Danielle mogła to być sytuacja co najwyżej sprzed paru miesięcy. Ignorował mieszankę dodatkowych bodźców, które utrudniały pogodzenie się ze śmiercią. Że był przy tym, nie miał nawet szansy na pójście na pogrzeb, czy tym bardziej na przepracowanie tego, co zobaczył. Ignorował to, bo nie chciał tego pamiętać. Żył w przekonaniu, że odepchnięcie tego na tył głowy będzie prostsze i wygodniejsze, niż poradzenie sobie z żalem, choć miał właśnie okazję się przekonać, w jak wielkim był błędzie
— No to chodźmy — postanowił, kiedy zaczęła go ciągnąć w odpowiednim kierunku, a przy budce jego oczy zaczęły skakać po wszystkich produktach. Był przekonany, że każdy znalazłby coś, co mu odpowiada. Asortyment ubrań i akcesoriów wywołał rozbawiony, acz zaintrygowany uśmiech, tak samo jak rozstawione kubki, gdzie na tych nieco tańszych widniało zwykłe, nadrukowane zdjęcie, a droższe poszły w bardziej estetyczną stronę.
— Te couple skarpetki, które na pewno musimy kupić — półżartem wskazał na wspomnianą bieliznę, która mimo posiadania w sobie nuty kiczu, kusiła, aby faktycznie kupił jedną parę — A tak na serio, to chyba te małe wieże — wskazał na rząd niewielkich, metalowych figurek przed podniesieniem jednej ze srebrnych — Mógłbym postawić sobie w studiu na biurku… — wymamrotał pod nosem, skupiony na obracaniu drobiazgu w dłoni i lekkim zdziwieniu się, kiedy okazało się, że faktycznie jest wykonana z ciężkiego metalu, a nie tańszego odpowiednika — No i jeszcze jeden magnes dla rodziców, mogę ich trochę rozpieścić — stwierdził po podejściu do stojaka, na którym prezentowały się osobno zapakowane ozdoby, wybierając jedną z nich.
Finalnie, kiedy była zajęta czymś innym, skrycie zgarnął też dwie koszulki, jak i jedną ze szklanych kul, którym wcześniej przyglądała się Danielle. Łaskawie nie trafili na długą kolejkę i prędko uwinął się z zapłaceniem na wszystkie souveniry.
Po wyprawie na wieżę odwiedzili wcześniej wspomniany pałac, który, tak samo jak reszta miasta, zwracał na siebie całą uwagę nierozeznanego blondyna i automatycznie wyciągał telefon z kieszeni, aby robić zdjęcia pięknym widokom, jak i Danielle, kiedy sporadycznie się rozdzielali. Cały dzień spędzili na nogach - zatrzymując się jedynie na jedzenie, czy ustalenie, co powinni zobaczyć następnie - decydując się, aby do apartamentu również wrócić spacerem. Jednak najpierw mieli do odhaczenia zobaczenie Cheonggyecheon w swoim wieczornym wydaniu, kiedy słońce znikało za budynkami, a niebo coraz bardziej się ściemniało.
Spodziewał się ładnych widoków, jak zwykle. Może trochę większej ilości osób ze względu na kończące się godziny pracy. Nie spodziewał się jednak, że strumień miejscami będzie podświetlony, a lampy wbudowane w mur będą oddawały ciepły blask, zamiast drażniącego, białego LEDu
— Jak ja mam niby wrócić do Nowego Jorku, Dani? — stwierdził marudnie, zatrzymując swoje kroki, aby ukucnąć i spojrzeć w reflektującą światła taflę wody. Zsuwające się po przedramieniu siatki przypomniały mu o zrobionych zakupach, o których nawet jej nie poinformował, przez co podejrzanie dyskretnie przepakował prezenty dla siebie, jak i rodziców do jednej torby, a jedną z bluzek wraz ze szklaną kulą do drugiej.
— Daj rękę — nakazał po ponownym stanięciu na prostych nogach, a kiedy wysunęła dłoń w jego stronę, zawiesił siatkę na wyprostowanych palcach — Nasze pierwsze dopasowane ciuchy. Oprócz bransoletek, ma się rozumieć — uśmiechnął się głupawo, mówiąc o zakupionej bluzce, celowo kilka rozmiarów za dużej, aby odgrywała bardziej rolę swobodnego ubrania, aniżeli czegoś “wyjściowego”.
Usuńcheesy Gi
Słaby, pełen ślepej nadziei, uśmiech wykrzywił jego usta podczas obserwowania wody.
OdpowiedzUsuńJak bardzo by chciał, żeby mogli. Żeby mogli stąd nie wyjeżdżać, zostać na stałe w zamieszkiwanym przez nich apartamencie, robić nic, oprócz wzajemnego wylegiwania się i widokowych spacerów po okolicy, może raz na jakiś czas odwiedziliby Hongdae, gdyby oboje mieli na to ochotę. Ale mieli za wiele innych problemów, spraw zawodowych, które po czasie ujawniłyby ponure skutki ich pochopnej, ale tak upragnionej, decyzji.
Był zaślepiony. Idealizował cały wyjazd, wszystko, co robili, swoją nawiązaną współpracę z Hit Labem, która była skrytym marzeniem od jakiegoś czasu. Gdyby ktoś opowiedział mu o takim wyjeździe, o tym, co się wydarzyło, to natychmiast stwierdziłby, że coś takiego nie mogłoby się udać i jak można by pomyśleć inaczej. Ale będąc właśnie na takim miejscu, nie potrafił spojrzeć na to z krytycznego, przyziemnego punktu widzenia. To mógł zrobić po powrocie, kiedy uderzy ich rzeczywistość, i że codzienne spotkania jednak nie są tak proste do wgrania w ustaloną rutynę.
Teraz mógł się cieszyć prostotą wspólnie spędzanego czasu. Szczęściem, jakie rozpromieniło twarz Danielle, kiedy zajrzała do wnętrza siatki. Chętnie odwzajemnił krótki uścisk i uśmiechnął się po zostawionym całusie, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po ciele na widok jej radości z niewielkiego prezentu, jaki mógł jej sprawić. To była kolejna rzecz, którą zazwyczaj uważał za przesłodzoną, może trochę tandetną. Noszenie tego samego. Ale teraz sama myśl, że mieli taką samą koszulkę, w której mogliby siedzieć wieczorami, wychodzić do sklepu, gdyby potrzebowali czegoś od zaraz, czy nawet po prostu na miasto, jeśli mieliby ochotę, wywoływała motyle w brzuchu.
Fakt, że koszulki same w sobie były ładne, również pomagał
— Mam nadzieję — mruknął przed bezopornym oddaniu się delikatnemu dotykowi i przysunięciem się, aby odwzajemnić pocałunek. To był jego osobisty cel - rozpieszczanie Danielle na tyle, jak bardzo mu pozwoli, a może nawet jeszcze bardziej. Pokazać, że naprawdę był w stanie zrobić dla niej wszystko, a robienie prezentów było jedynie przedsmakiem. Wystarczyłby jeden, smutny telefon, aby zaprzestał pracy w studiu i do niej przyjechał, wysłuchał, zaoferował swoje ramię do wypłakania, a potem poprawił humor, jakkolwiek by sobie zażyczyła.
— Chyba możemy powoli wracać — nie zamierzał przyznać, że zaczynały go trochę męczyć nogi, które nie były przyzwyczajone do tak długich wypraw. Ciekawsko sunące po jej plecach dłonie zatrzymały się, kiedy zapytała o studio, a w oczach pojawiło się ogłupiałe spojrzenie wraz z lekkim rozdziawieniem ust. Przysłonił je jedną z dłoni, dochodząc do wniosku, czego zapomniał zrobić przez cały dzień.
— Miałem oddzwonić do Hyerin z informacją — wyciągnął pośpieszenie telefon z kieszeni, przy okazji zwracając uwagę na godzinę. Zostało mu liczyć, że była pod telefonem i nie obrazi się za tak późną wiadomość zwrotną. Wybrał jej numer, jeszcze niezapisany w kontaktach i nerwowo stukał palcami o biodro Danielle, oczekując, aż wokalistka odbierze.
— Już myślałam, że wystawiasz nas do wiatru, Gi — poszczęściło mu się.
— Nie no co ty, nic z tych rzeczy. Po prostu… nie miałem zasięgu, a potem telefon mi się rozładował — wykrzywił się na własne, żenujące kłamstwo, ale po raz kolejny fart był po jego stronie i Hyerin jedynie zaśmiała się w odpowiedzi, a blondyn bezwiednie przysunął Danielle bliżej siebie.
— Nie musisz się tłumaczyć. To jak, pasowałoby Ci jutro o dziesiątej? — uspokoiła i przeszła do sedna, a w jej głosie dało się wyczuć nadzieję.
— Dziesiąta? — powtórzył, między innymi, żeby przekazać informację dziewczynie i wyczytaniu reakcji z niemej rozmowy, jaką prowadzili w międzyczasie — Jasne, dziesiąta może być.
— Super! W takim razie widzimy się jutro — odparła uradowana, a Namgi bezdźwięcznie odetchnął, czując ulgę, że nie skiepścił całej sprawy, nim miała okazję wejść w życie.
Gi
Schował telefon z powrotem do kieszeni, kiedy zakończyli rozmowę i nieco zagubiony podniósł spojrzenie na Danielle po niewinnej, dość ogólnej, w jego oczach, uwadze na temat piosenkarki
OdpowiedzUsuń— Na to wygląda — przyznał szczerze nieświadomy potencjalnych implikacji Danielle, jak i samego zachowania Hyerin. Sam w końcu cieszył się na szansę współpracy, nawet nie będąc w stanie uświadomić sobie, ile możliwości mogła przed nim otworzyć. Na razie czuł czystą ekscytację tym, że prawa autorskie należałyby w pełni do niego. Mógłby podpisać się pod czymś, co zrobił z zaangażowaniem i pasją, bo po pierwszym spotkaniu mógł stwierdzić, że dziewczyna chciała prowadzić karierę w przychylnym dla niego kierunku.
— Możemy spróbować, ale nic nie obiecuję — odparł zadziornie i zostawił szybkiego całusa na wierzchu jej dłoni, kiedy wznowili swój spacer do mieszkania. Czuł się chwilami jak niepotrafiący trzymać rąk przy sobie nastolatek, dopiero co poznający samego siebie, ale przy Danielle miał wrażenie, jakby odkrywał swoje ciało na nowo. Wzbudzała w nim wcześniej obce sensacje, sprawiała, że chciał wywoływać u niej to samo i zostawić jedynie jak najlepsze wrażenie. Nie widział problemu w przepłacaniu za to snem, czy w przypadku zeszłej nocy, marnowaniem wody. Dla niego były to wręcz nieistniejące problemy.
Kiedy tylko znaleźli się w windzie, oparł się bokiem przy Danielle, kiwając w porozumieniu głową. Sam był wykończony i w duchu cieszył się, że nie postanowili zwiedzać jeszcze paru miejsc, bo nie był pewien, czy dałby wtedy radę wrócić o własnych siłach do apartamentowca
— Myślałem, że to już ustalone — uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie powrotu do Korei. Był przekonany, że będzie musiał jeszcze raz tutaj przyjechać, w takim samym towarzystwie. Wszystkie propozycje brzmiały kusząco i lądowały w jego marzeniach, planach na przyszłość, które chciałby wcielić w życie — Możesz mnie zabrać gdziekolwiek, Dani — przyznał szczerze, obrysowując wzrokiem delikatne rysy jej twarzy. Mogłaby go wrzucić do samolotu bez jakichkolwiek informacji, tak jak teraz, i miałaby zapewnione, że się zgodzi i że będzie zadowolony.
Wyszedł zaraz za nią z windy i zamknął drzwi mieszkania przed zbawiennym zdjęciu butów ze stóp. Poczekał, aż sama pozbyła się obuwia, aby owinąć ręce wokół jej pasa i wtulić się w jej plecy, przy okazji opierając brodę o ramię, korzystając z pełnej swobody, jaką mieli w mieszkaniu
— Chyba tym razem będziesz musiała iść sama się myć — wymamrotał, muskając nieśpiesznie ustami jej szyje — Skoro mamy iść spać wcześniej — wyjaśnił z przekornym uśmiechem, po czym mozolnie odsunął się od niej, zaczynając kierować swoje kroki w stronę wybranego pokoju — I możemy spać u Ciebie — bardziej stwierdził, aniżeli zaproponował, przed zniknięciem w sypialni, gdzie zostawił pamiątki oraz zrzucił z siebie niemal wszystkie ubrania, mając ochotę paść na łóżko już w tym momencie. Jednak chęć zmycia z siebie całego dnia była silniejsza, tak samo jak poczucie gorącej wody na skórze, która jedynie bardziej wpędzi go w senny stan. Chyba nawet nie dałby rady utrzymać oczu otwartych dłużej, niż było to potrzebne. Nieważne jak bardzo byłby gotów na oddalanie snu dla spędzenia nocy tak samo, jak poprzedniej.
Sięgnął po nieułożoną piżamę, nie mogąc się doczekać, aż po umyciu się, będzie mógł bez oporu wpakować się do łóżka Danielle, wypełnionego jej kojącym zapachem, jak i niesamowitą miękkością.
Gi
Uśmiechnął się jedynie na słyszane za sobą pretensje, układając palce w niewielkie serce w odpowiedzi, nim oboje się rozeszli do sypialni. Chętnie poszedłby razem z nią pod prysznic, ale tym razem naprawdę zależało im na czasie i przynajmniej szczerej próby wyspania się. A gdyby wylądowali po raz kolejny, razem pod strumieniem ciepłej wody, przeciągałby tę chwilę jak najdłużej, przez co uciekłoby im kilka cennych godzin snu, które pozwoliłyby na mniej naburmuszoną pobudkę, niż tego ranka.
OdpowiedzUsuńSamemu spędził tam niecałe piętnaście minut, łącznie z umyciem zębów i przebraniu się w piżamę. To pozwoliło mu na prędkie wpakowanie się pod ciepłą kołdrę, grzebiąc bezinteresownie w telefonie, podczas oczekiwania na Danielle, którą jeszcze krótki moment słyszał, jak krząta się po łazience przed dołączeniem do niego w łóżku. Od razu odłożył na bok telefon, aby ją objąć i przysunąć do siebie, rozluźniając uścisk jedynie, kiedy chciała ustawić budzik. Patrząc na to, jak nieregularne mieli poranki, alarm rano na pewno się przyda, aby znowu się nie zasiedzieli bez żadnych zmartwień
— Dobranoc, chagi — mruknął, roztapiając się pod łagodnym dotykiem i po wcześniejszym pocałunku, który sprawnie rozproszył jakiekolwiek myśli z jego głowy. Całodniowe zmęczenie wraz z błogą atmosferą, jaka zawsze towarzyszyła im przy zasypianiu, prędko pozwoliła mu na odpłynięcie do snu, stopniowo zwalniając ruchy przeczesujących jej włosy palców.
Skutecznie ignorował drażniący dźwięk budzika. Przebijał się przez jego sen, próbował wyrwać z ospałego stanu, którego tak twardo się trzymał i gdyby nie poczucie ruchu w swoich ramionach, walczyłby z nim dalej. Zacisnął mocniej ręce i wymamrotał coś niezrozumiale pod nosem, dalej nie otwierając oczu przed obawą, że poranna jasność nie pozwoli mu na dalsze dryfowanie między snem a pobudką.
Niezadowolony pomruk był pierwszą reakcją na usłyszane słowa, połączony z mocniejszym zamknięciem powiek, jakby to miało wydłużyć poranek. Jednak wzmianka o umówionym spotkaniu, jak i dość skromnej ilości czasu, jaką mieli, zmusiła go do niechętnego otworzenia oczu i przesunięciu dłonią po twarzy w próbie rozbudzenia się
— Mogłem zaproponować późniejszą godzinę — wymamrotał jeszcze niewybudzonym głosem, przed powolnym przejściem do siadu. Im dłużej leżałby w łóżku, oddawał się ciepłu i komfortowi bliskości, tym szanse na wstanie malały — Ale może wcześniej wrócimy — dodał niemal natychmiast, w celu przekonania samego siebie, jak i Danielle. Złożył jeszcze czuły pocałunek na jej ustach przed niechętnym, wręcz bolesnym, wstaniem z łóżka i zerknięciu na wyświetlacz telefonu, aby upewnić się, że faktycznie gonił ich czas.
Nie zamierzał stroić się tak, jak ostatnio, skoro szedł tam pracować. Liczył, że zrobił dobre pierwsze wrażenie i przyjście w prostej koszulce, bluzie i jeansach nie sprawi problemu. Był tam w końcu producentem - tyle. Nie musiał prezentować się wyjściowo, skoro mieli spędzić większość dnia w studiu, jedynie w towarzystwie osób pracujących nad nadchodzącym albumem
— Jemy w domu, czy złapiemy coś po drodze? — znalazł się, na wpół ubrany i ze szczoteczką do zębów w buzi, w sypialni Danielle. Wątpił, że mieli na tyle czasu, aby przygotować tosty lub jajecznicę - ich jedyne popisowe dania - ale wolał coś zjeść przed zagnieżdżeniem się w Hit Labie, gdzie jedzenie zeszłoby na odległy tor, wypchnięte wirem pracy, w jaki naturalnie wpadnie. Nawet jeśli coś mu się nie podobało, nie potrafił podejść do tego niestarannie. A w tym wypadku zapowiadało się, że plany wstrzelą się w jego gusta, jeszcze bardziej zawęzi jego pole widzenia w kierunku tworzenia.
Gi
Yuri z przyjemnością zanurzyła łyżkę w cieście, choć uszczknęła tylko niewielki kawałek — nauczona latami trzymania dobrej linii, jak każda dziewczyna z ich towarzystwa, odnalazła przyjemność sycenia się małymi kęsami. A przynajmniej to powtarzała sobie, gdy te zaostrzały tylko nieznośnie apetyt. Nazywała to rozkoszowaniem się... choć z najwyższą przyjemnością wpakowałaby sobie to ciastko naraz do ust, by po chwili zagryźć kolejnym. Gdy jednak Dani rzuciła tę bombę, łyżka, którą Yuri trzymała, zatrzymała się w pół drogi.
OdpowiedzUsuń— Aaaaa! — pisnęła cicho, żeby nie zwrócić na nich uwagi całego lokalu, i zakryła usta dłonią. — Co, jak, gdzie, po co, na co, jak to się stało, kto wpadł na pomysł wyjazdu, jak do tego doszło… Chcę. Wiedzieć. Wszystko!
Dziewczyna zachichotała, posyłając Dani lekko oskarżająco-karcące spojrzenie.
— Boże, wiedziałam! Ale mówiłam, prawda? Mówiłam! Wiedziałam, że coś się tam dzieje albo zadzieje. — Pokiwała głową jak wszystkowiedząca prymuska. Zaraz jednak uniosła brwi, robiąc zbolałą minę i w końcu wpakowała ciasto do ust. Było pyszne. — Ale mu musiałaś wtedy złamać serce! — Roześmiała się wesoło i pochyliła nad stolikiem. — Przez ten pocałunek… a potem nasz pocałunek.
Wyprostowała się, a potem mrugnęła do niej jednym okiem i oblizała usta, przybierając dla żartu ponętną minę, choć nie miało to raczej za wiele wspólnego z byciem kuszącym. Zaraz jednak przypomniał jej się fragment wieczoru, który też — dla własnego spokoju — wylądował w czeluściach jej pamięci. Nie chciała burzyć entuzjazmu dziewczyny, ale zależało jej na niej i dla własnego spokoju ducha wolała jednak poruszyć ten temat.
— A co z waszą… biznesową relacją? — To, że tego nie skomentowała tamtego wieczoru, nie znaczyło, że tego wcale nie usłyszała. Choć nie pałała nienawiścią do Namgiego, tak jak Dani do Sunghoona, nie chciała po prostu, by brunetka źle na tym wyszła. Wyciągnęła rękę, by złapać ją za dłoń. — Proszę, powiedz, że z tym skończyliście.
Wywrócił przekornie oczami na słowa skierowane bezpośrednio do niego. Miała rację i to chyba było najbardziej denerwujące. Zawsze, kiedy wpadł w rytm pracy, zaczynał odstawiać potrzeby na bok. Była tylko muzyka i on sam, najczęściej z samoczynnie wypalającym się skrętem jako odwrócenie uwagi od ściskającego się brzucha, czy nieznacznie drżących przez zmęczenie dłoni. Dlatego lubił i doceniał, jak Danielle go odwiedzała. Czuł wtedy obowiązek wzięcia tej jednej przerwy, nawet chwilowej, wypicia czegoś, przekąszenia i skupienia się na lekkiej rozmowie, aby za chwilę znowu zatracić się w pisaniu. Bo nawet jak ona u niego była, nie potrafił w pełni opuścić swojej strefy roboczej.
OdpowiedzUsuńPo przebraniu się zaczął pakować potrzebne rzeczy do przywiezionego plecaka. Laptopa, wypełniony pomysłami notatnik - lubił pisać pomysły od ręki, jedynie finałowe produkty miały swoją wersję cyfrową. Upewniony, że ma wszystko, wyszedł z pokoju i skierował się do przedsionka, aby założyć buty
— Chyba sobie bez Ciebie nie poradzę w domu, wiesz? — parsknął wdzięczny po skończeniu wiązania sznurówek — Dziękuję — zostawił przelotnego całusa w kąciku jej ust, po czym odebrał jeden kubek oraz jedzenie, aby schować je do plecaka, a kawę zostawić w swojej ręce, czując, że wcześniej niż później będzie musiał sięgnąć po łyka. Wyspał się, spał jak zabity po przyjemnym, ale męczącym spacerze - nie znaczyło to jednak, że odrobina kofeiny nie dodałaby mu więcej chęci do życia i spędzenia dniu w liczniejszym gronie, niż tylko z Danielle.
— Zobaczymy, ile zdołamy dzisiaj zrobić — przyznał szczerze, bo nie spodziewał się, że tego dnia będą mieli okazję dopiąć którykolwiek z guzików. Usłyszał, jakie Hyerin ma plany, usłyszał jej głos i przekonał się, że jest chętna do współpracy i wspólnego naginania oczekiwań, jeśli jest na to potrzeba. To dawało pewny grunt, ale nie na tyle, aby dokładnie wiedział, czego oczekuje od albumu, na jakich tematach chce się skupić. Nastawiał się więc na wstępne, próbne nagrywki, burzę mózgów względem konceptów — Ale na pewno będziesz pierwszą osobą, która pozna finalny produkt — obiecał z subtelnym uśmiechem na twarzy, przed wspólnym opuszczeniem windy.
— W razie co możemy zrzucić winę na korki — stwierdził, rozsiadając się wygodnie na miejscu pasażera. Gdyby nie fakt, że naprawdę lubił prowadzić samochód, to byłaby to kolejna rzecz, z którą miałby problem po powrocie do Nowego Jorku. Tego bezczynnego wylegiwania się na miejscu obok, podczas gdy Danielle objazdowo oprowadza go po ulicach Seulu, a on musiał jedynie zająć się wyborem odpowiedniej muzyki, czy stacji w radiu, aby umilić drogę.
— Jeśli będziesz miała dość, to też mów — odezwał się w trakcie jazdy, kiedy powoli, acz pewnie zbliżali się do Hit Labu — Nie musisz siedzieć tam na siłę — chciał, żeby miała tego świadomość. Nie zdziwiłoby go, gdyby ciągłe przesiadywanie i obserwowanie, jak on ignoruje resztę świata, nie należało do najbardziej interesujących metod na spędzenie czasu. Nieważne, jak bardzo sam doceniał jej obecność i pokrzepiające kiwnięcia głowy, czy uśmiechy, kiedy przypadkiem skrzyżował z nią spojrzenia w trakcie testowania tekstu w kabinie nagraniowej.
Kiedy zbliżali się do wytwórni, posłał do Hyerin informującego sms’a, że powinni za chwilę być, dostając w odpowiedzi, że czeka przy wejściu, podpisując się uśmiechniętą buźką i emotikoną serduszka, co po raz kolejny idealnie przeleciało blondynowi tuż nad głową, który schował telefon z powrotem do kieszeni, a dłoń trafiła na zagłówek, aby pozwolić palcom na kojące bawienie się kosmykami włosów Danielle. Chyba pierwszy raz wolałby zostać w domu, niż jechać do studia nagrań.
Gi
— To groźba, czy obietnica? — odpowiedział zadziornie, aby zaraz przywdziać poważniejszą minę, kiedy tylko została wspomniana matka dziewczyny. Stresował się spotkania z jej ojcem, które okazało się zaskakująco pozytywne, nawet przyjemne. Nie chciał jednak myśleć o tym, jakie nerwy by mu towarzyszyły w trakcie spędzenia czasu z Mitchelle, jedynie w trójkę, bez bezpiecznej osłony pozostałych gości teatru czy tancerzy — Chyba nie wyszedłbym z tego spotkania żywy — wierzył w taką możliwość. Naprawdę sądził, że była szansa na to, aby kobieta na tyle za nim nie przepadała, aby pozbyć się blondyna z otoczenia Danielle, nawet takimi drastycznymi metodami.
OdpowiedzUsuńParsknął śmiechem i okrył dłonią wystawione w jego kierunku serduszko, aby zaraz w oburzeniu na szczerze przerażającą groźbę rozdziawić usta
— Nie odważyłabyś się — przyłożył dłoń do serca na samą myśl o powrocie o własnych siłach, jak i spędzeniu nocy samotnie w salonie. Oburzenie jednak prędko zastąpił łagodny uśmiech. Z jednej strony nie potrafił zrozumieć, czemu sprawiało jej to przyjemność. Z kolei z drugiej, kiedy myślał o możliwości przesiadywania wraz z nią na sali ćwiczeń, obserwując, jak zacięcie trenuje rutynę, był pewien, że mógłby spędzić tam parę godzin, zwyczajnie wpatrując się w jej odbicie w lustrze, wysłuchiwać kontrolowanych zetknięć pointów z podłogą, jak i nad szlifowaniem tych mniej precyzyjnych, aż do perfekcji.
Wysiadł z samochodu po Danielle, kiedy zaparkowali pod budynkiem i rzucił prędko okiem do środka plecaka, aby upewnić się, że na pewno zapakował laptopa, choć zrobił to już enty raz w przeciągu godziny. Nawet jeśli za każdym razem go tam widział. Dopiero wtedy mogli wspólnie wspiąć się po schodach, gdzie na górze przywitała ich radosna Hyerin
— Jesteśmy ładnie, idealnie na czas — zauważył, zerkając jeszcze na zegarek, aby upewnić się, że faktycznie zdążyli dojechać na umówioną godzinę. Nieco zaskoczony odwzajemnił uścisk, opierając jedynie jedną rękę na barku artystki, po czym skinął z lekkim rozbawieniem głową na słowa Danielle. W końcu była to ich tradycja, zwyczaj, który wszedł im w nawyk i odgrywał kluczową, coraz częściej wyczekiwaną, część w tygodniu.
Przesunął przelotnie dłonią po plecach Danielle, kiedy piosenkarka skierowała się do środka i zaprowadziła ich do przygotowanego specjalnie dla nich studia. Dalej nie mógł ukryć zachwytu budynkiem i jego wielkością, z którą jego prywatne, wykupione jako prezent, studio nie mogło się równać. Niechęć do pracy również niemal natychmiastowo zniknęła, kiedy Hyerin zaczęła wypytywać go o możliwości obranego kierunku, o jego opinię do tymczasowo nierozwiniętych pomysłów na listę utworów.
W środku na wejściu przywitał go widok nikogo innego, jak Joshuy. I może nie powinien być w żaden sposób negatywnie nastawiony wobec mężczyzny, wyzbyć się zazdrości, którą po raz pierwszy poczuł przy wyjściu do klubu, jak ten poszedł z Danielle po drinki. Jednak kiedy objął Danielle na przywitanie, brew blondyna nieznacznie, prawie niezauważalnie drgnęła, a na ustach pojawił się wymuszony, przyjazny uśmiech podczas koleżeńskiego uścisku dłoni
— Cieszymy się, że znaleźliście jeszcze chwilę na przyjechanie — głos menadżera przebił się przez niespodziewanie zagęszczoną atmosferę i zwrócił na siebie uwagę Namgi’ego, który był zajęty podejrzliwym obserwowaniu dźwiękowca, który od razu zagadał Danielle.
— A ja jeszcze raz dziękuję za tą możliwość — skłonił się przy chwyceniu dłoni menadżera, który posłał w jego kierunku łagodny uśmiech.
— Pracujcie, jak zwykle. Jestem tutaj przede wszystkim, aby dać finalną decyzję, jak już dojdziecie do wspólnego konsensusu — poinformował, nie chcąc ingerować w proces twórczy młodej dwójki. Były elementy, do których musiał przyłożyć swoją rękę, jednak pierwszą prośbą Hyerin było stworzenie albumu głównie pod jej dyrekcją.
— Wiem, że chciałam pójść w bardziej psychodeliczny klimat — piosenkarka od razu przeszła do rzeczy, ciągnąc go nieco za rękę, aby wspólnie zająć miejsce przy biurku, gdzie na komputerze widniał otwarty mail z przesłanymi przez niego numerami, od razu przechodząc do wskazywania paru z nich, które przypadły jej do gustu.
Usuńshe’s not the only one
Niemal od razu zaczął notować na podsuniętej przez Hyerin kartce, gdzie miała bardzo ogólnikowo rozpisany pomysł na tematykę albumu, szkic listy utworów, która prezentowała jedynie pomysły na każdy kawałek. Z jego zapalonej pracy wyrwał go nagły ruch w postaci Danielle i Joshuy, którzy zniknęli w dźwiękoszczelnej budce nagrań, a jego wzrok bezwiednie powędrował za nimi, dopóki artystka nie zabrała ponownie głosu
OdpowiedzUsuń— Myślałam też nad trochę urozmaiceniem albumu, żeby nie był taki prostolinijny — przysunęła swoje krzesło nieco bliżej, aby wskazać wymalowanym paznokciem jeden z punktów wypisanych na kartce.
— Jasne, na pewno jakoś dałoby radę dołączyć do tego coś wolniejszego, smutniejszego — przyznał, od razu dodając kolejną, drobną notkę ze skrótami myślowymi, zrozumiałymi głównie dla niego. Chciał, żeby ten album spodobał się samej Hyerin, mu, jak i jej fanom, choć to grono było mu obce. Nie zmieniało to faktu, że naprawdę zależało mu na jak najlepszym dopracowaniu każdej kwestii, próby wcielenia pomysłów dziewczyny w życie tak, aby trafiły w jej gusta.
Nie potrafił jednak powstrzymać wędrującego w stronę budki wzroku, gdzie dobrze widział prowadzoną rozmowę. Widział, ale nie słyszał. Joshua dopiero podłączał mikrofony, a bez nich cały dźwięk zostawał w tamtych czterech ścianach, nie dając mu nawet szansy na podsłuchanie tego, co mówili. A to, co widział, nie pozwalało mu na spokojne wrócenie do pracy. Joshua nieustannie zerkający w stronę Danielle, przysuwający bezwstydnie dłoń do jej szyi, aby potem niezrozumiale dla blondyna się zaśmiać. Obracany w palcach ołówek sprawnie nabierał tempa, będąc jedyną formą ekspresji, jaką mógł wyrazić, a posyłane spod zwężonych oczu zabójcze, acz krótkie spojrzenia traciły na sile przez lekko przyciemnianą szybę
— To świetnie się składa, bo nawet miałam już jeden pomysł — zaczęła i nieco podniosła się ze swojego krzesła, aby sięgnąć przez niego po myszkę od komputera i powrócić do wysłanych przez niego plików, powoli przeszukując każdy z nich.
— I… naprawdę się cieszę, że znalazłeś chwilę, żeby wpaść, Gi — zmieniła płynnie temat, nieco bardziej ociągając się przy wybieraniu odpowiedniego numeru, na co mógł jedynie się grzecznie uśmiechnąć — Po waszym zniknięciu z klubu myślałam, że się wystraszyłeś — zaśmiała się zaczepnie, lekko klepiąc go w ramię, a z niego wydusiła niezręczny śmiech na samo wspomnienie, jak się wobec niej wtedy zachował. A szczególnie na fakt, że kompletnie tego nie żałował.
— Bez przesady, zgubiliśmy się po prostu wzajemnie i no… tak jakoś wyszło — odparł mało pomysłowo i z krzywym uśmiechem, licząc, że taka odpowiedź wystarczy jako wytłumaczenie — A zależy mi na tej współpracy, więc nie martw się. Nigdzie mi się nie spieszy — zapewnił ją, tym razem będąc w pełni szczerym. Naprawdę chciał się wykazać w tej pracy.
— Mnie też, więc mam nadzieję, że będzie to najlepszy album w mojej karierze — odparła z zadowolonym uśmiechem, kładąc swoją dłoń na tej, która nieustannie kręciła mechanicznym ołówkiem w celu uspokojenia jego nerwowego tiku, acz jedyne co zyskała w odpowiedzi to ostrożne wysunięcie jej i niepozorne wrócenie do pisania.
Drzwi budki na nowo się uchyliły, kiedy z pomocą Danielle, dźwiękowiec uporał się ze sprzętem, a blondyn posłał w jego stronę przelotne, skryte spojrzenie, ledwo hamując wykrzywienie ust w grymasie. Zamiast tego podziękował kulturalnym kiwnięciem głowy za pomoc
— Właśnie, wracając do tej piosenki — powróciła do wyświetlanych plików, po czym włączyła jeden z nich, a Namgi miał ochotę na nowo zapaść się pod ziemię, zatrzymując go po pierwszych tonach. Zapomniał, że go tam dołączył, w dodatku w tej wersji, zamiast wersji instrumentalnej — Po pierwsze - nie mówiłeś, że śpiewasz? — zaczęła z udawanym oburzeniem — I po drugie - musi się znaleźć na tym albumie. Najlepiej w formie duetu — zaproponowała, acz brzmiało to bardziej jako nakaz, opierając łokcie o biurko i przechylając nieznacznie głowę, aby dodać słodyczy swojej prośbie.
🤗
— No nie wie- — nie zdążył nawet dokończyć swojej niepewnej opinii, kiedy głos zabrała Danielle. Zerknął w jej kierunku, nie kryjąc swojego zaskoczenia na jej zadziwiająco bezpośrednie słowa, jak i nagłe pojawienie się przy biurku. Nie mógł jednak narzekać, czując przyjemność oraz ulgę, kiedy zwinnie ustawiła się między dwoma krzesłami.
OdpowiedzUsuń— Przez przypadek? — Hyerin zerknęła najpierw na Danielle, aby przenieść wzrok na tekściarza. Jednak jej próby wyszukania u niego odpowiedzi spotkały się ze ścianą, kiedy jedyne, z czym się spotkała, to wlepionym w Song, enigmatycznym spojrzeniem i zgodnym kiwnięciem głową, kiedy wystąpiła z propozycją stworzenia nowej piosenki.
— Chociaż i tak nie nazwałbym tego duetem — w końcu dołączył do rozmowy — Co najwyżej, nie wiem, chórkami — zaśmiał się niepewnie, ale nie sądził, aby prawdziwy duet był dobrym wyjściem. I przez to, że nie był gotowy na artystyczne wystąpienie, i przez fanów Hyerin, gdzie część z nich mogłaby negatywnie zareagować na nieznanego faceta śpiewającego razem z nią. I mimo jej talentu, piosenkarka nie była kimś, z kim chciałby stworzyć duet. Nie tylko przez własne odczucia, ale i fakt, że nie potrafił wyobrazić sobie ich głosów jako spójna całość. Był świadom, że barwa jego głosu nie należała do tych agresywnych, wręcz przeciwnie, szczególnie przy śpiewie. A na pewno nie był przepełniony takim pazurem, jak głos Hyerin, która idealnie pasowała do pop-grungowego wizerunku, który dotychczas obierała.
Przełknął ślinę z nerwowym uśmiechem, będąc nagle bardziej wyczulonym na sunącą po plecach dłoń. Powędrował ponownie wzrokiem na Danielle, co tylko zmusiło go do potarcia swoich warg parokrotnie, aby przysłonić dumny, a zarazem głupawy uśmiech, który groził wślizgnięciem się na jego usta. O tym też zdążył zapomnieć, a raczej o tym, jak wymownie malinki wyglądały w oczach innych, niż w prywatnej przestrzeni apartamentu.
Z kolei wzrok Hyerin czujnie obserwował Danielle, jak i samego Namgi’ego, wyłapując pojedyncze reakcje, a także wymownie wysyłane przez ciemnowłosą sygnały
— Coś w takim razie wymyślimy, Gi — uznała, powtarzając równie dumnie zdrobnienie jego imienia, acz odsunęła się nieznacznie ze swoim krzesłem — A taką konkurencją nikt by nie pogardził — dodała, jakby celowo chciała ją sprowokować.
Przesunął przelotnie palcami po opartej na ramieniu dłoni, dopóki nie wróciła na kanapę i z cichym odchrząknięciem przysunął się bliżej biurka, aby wrócić do dyskusji na temat albumu. Zrobić wszystko, byleby nie myśleć o zaciętym spojrzeniu Danielle, jej dłoni pewnie opartej na jego ciele i delikatnie haczącej o kosmyki przy karku, rozsypując tam gęsią skórkę przy każdym, lekkim przesunięciu palcami
— No właśnie — zaczął z przywróconą naturalnością w głosie i dyskretnie usunął plik z komputera, aby nie wrócił do rozmowy — Więc jeśli chciałabyś duet - nie ze mną - to na pewno możemy coś przygotować — zapewnił ją z lekkim uśmiechem.
— Szkoda, liczyłam, że będziesz miał swój debiut na moim albumie — przyznała z nutą smutku w swoim głosie i przelotnie oparła dłoń na jego ramieniu, acz zaraz skupiła się na powrocie do albumu i rozrysowanych przez tekściarza pomysłów, co do zachowania spójności utworów, stworzenia idei na wspomniany duet i skupienia się na artystach z wytwórni, którzy byliby jego zdaniem dobrym wyborem. Choć tutaj musiał całkowicie oddać się w ręce Hyerin i jej menadżera, samemu nie mając żadnej siły sprawczej, jak chodziło o ich werbowanie.
Liczył, że praca minie im swobodnie, że będzie mógł w pełni wejść w swój stały rytm pracy, kiedy tylko podjęli zgodną decyzję nad poszczególnymi pomysłami, jak i jednym z dem, które również chciała użyć, po czym wyszła, aby załatwić sobie kawę na ciąg dalszy wspólnej pracy. Zawsze odejmowało mu to część pracy, o podkład mniej do przygotowania od samych postaw. Chciał nawet nakreślić bardzo surową wersję tekstu, aby ustalić, w jaki dźwięk chcą celować.
Taki miał plan, dopóki nie widział, jak w szybie odbija się figura Joshuy i Danielle na kanapie, a mężczyzna siedział zbyt blisko, jak na odczucia tekściarza. Sunący po papierze ołówek co chwilę się zatrzymał, a on ledwo powstrzymywał niedowierzające parsknięcia pod nosem, nie chcąc wzbudzić nieprzyjemnej atmosfery w studiu
Usuń— Mógłbyś zerknąć, czy mikrofon Hyerin na pewno jest gotowy? — zwrócił się nagle w jego kierunku, podnosząc się z fotela i stając nad nim przy kanapie, niemal chełpiąc się wzrostem, którym i tak górował nawet, jak stali obok siebie — Chcemy czegoś spróbować, a nie chcę, żeby źle podłączony mikrofon coś popsuł — uśmiechnął się łagodnie, opierając dłoń na zagłówku, aby móc nachylić się nad Joshuą, nie odwracając nieugiętego spojrzenia, mimo dostania w odpowiedzi równie wyzywającego.
he will NOT let that man do whatever he wants
Wiedział, jak zachowanie neutralnych stosunków w pracy było ważne, wręcz kluczowe, aby przebiegała ona jak najspokojniej i sprawnie. Nie powinien mieszać w to osobistych uczuć, czy tym bardziej relacji. Jednak kiedy widział, jak mężczyzna niepozornie przysuwa się do Danielle, aby pokazać jej coś w telefonie, jak przelotnie przesuwa dłonią po jej nodze, czy ramieniu, kiedy z czegoś się śmiali lub żywiej o czymś rozmawiali. Nie potrafił zachować wymaganego od siebie samego profesjonalizmu, czując potrzebę uświadomienia mężczyzny w tym, że powinien odpuścić.
OdpowiedzUsuńRozbawiony, acz zarazem poirytowany uśmiech groził wymalowaniem się na twarzy tekściarza po słowach Joshuy, który widocznie nie zamierzał zaprzestać swojego, niewinnego jedynie w oczach ślepców, flirtowania z Danielle. Szczególnie kiedy wystąpił z propozycją wspólnego wyjścia do kawiarni, umiejętnie grając na jego nerwach. Gdyby nie fakt, że mieli wspólnie pracować, nie zaciskałby tak mocno zębów, byleby ograniczyć kąśliwe, bezpośrednie komentarze. Nie znaczyło to jednak, że zamierzał pozwolić dźwiękowcowi na tak otwarte obnoszenie się ze swoimi zamiarami. Zamiarami, których blondyn zdecydowanie nie zamierzał puścić koło uszu
— Dostałeś odpowiedź — zajął jego miejsce na kanapie, naturalnie opierając dłoń na okrytym jeansem udzie Danielle i nie odwracając twardego spojrzenia od dźwiękowca, który w oczach tekściarza pozwalał sobie na zdecydowanie za wiele — Niegrzecznie naciskać po odmowie — łagodnemu uśmiechowi towarzyszyło nieznaczne, wymowne zaciśnięcie palców. Uprzejma fasada widniała, dopóki mężczyzna nie wrócił do budki nagrań, a blondyn mógł w pełni skupić swoją uwagę na dziewczynie, jak i zadanemu wcześniej pytaniu, jedynie przelotnie komicznie krzywiąc się w stronę odwróconego od niego bruneta.
— W porządku. Chcę sprawdzić, jaka tonacja będzie pasować najlepiej — jego dłoń bezwiednie przesuwała się po jej nodze, niemal działając kojąco na rozdrażnione nerwy — To nie była tylko wymówka — wyjaśnił się defensywnie, wskazując wolną ręką na budkę — Jakby coś było nie tak ze sprzętem, to stracilibyśmy pewnie z dobrą godzinę — dodał ze szczerością, choć wątpił, że Joshua nie umiał zająć się poprawnym podłączeniem wszystkich kabli i ustawieniem wymaganych poziomów. Pracował w końcu w Hit Labie, musiał się znać na tym, co robi, lecz nie zmieniało to faktu, że dokładnie wiedział, jak zajść mu za skórę, czym pchał go do pośrednio niemiłych komentarzy.
— Ale jak będziesz tak patrzyć na mnie i Hyerin, to stracimy jeszcze więcej czasu — uśmiechnął się zadziornie, lekko nachylając się w zamiarze muśnięcia ustami odsłonionych zaczerwienionych śladów na szyi, dopóki nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi. Ze skrytym wywróceniem oczu wrócił do pierwotnej pozycji na kanapie i sięgnął po przygotowaną przez Danielle kawę, widząc jak przez próg przechodzi Hyerin ze świeżo zakupionym napojem, jak i świeżo upieczoną, słodką bułką, którą musiała wziąć z bufetu znajdującego się piętro niżej. Wiedział, że był w pracy i sam miał świadomość, że głównie na nią będzie miał czas. Nie potrafił jednak zniwelować chęci na bycie blisko Danielle, oparcia dłoni na jej karku lub udzie i skradać co rusz pocałunki, którymi nie mogli się nacieszyć przy szybkiej pobudce.
— Uznałam, że możemy się podzielić jedną na pół — posłała w jego kierunku słodki uśmiech, mówiąc o przyniesionym wypieku przed odłożeniem go na biurko.
— Dani rano przygotowała śniadanie, więc nie jestem głodny, ale dzięki — odmówił grzecznie i podniósł się ze swojego miejsca, jeszcze przelotnie sunąc palcami po jej kolanie, w tym samym miejscu, z którym spotkała się dłoń Joshuy.
he will gladly continue this fight
Czuł niesamowitą satysfakcję na widok niezadowolenia dźwiękowcy, który poddał się w kolejnych próbach, przynajmniej na ten moment. Miał jednak nadzieje, że jasno przekazał mu wiadomość i nie będzie próbował czegoś jeszcze, kiedy tekściarz skupi się w pełni na pracy. Teraz jednak mógł w pełnie swobodnie uśmiechnąć się po poczuciu warg na swoim policzku, aby za chwilę dodać odrobinę zadziorności do swojego wykrzywienia ust, kiedy poczuł powiew przy uchu, jak i jej słowa
OdpowiedzUsuń— Rządzić? Ja? — postanowił brnąć w niewinną fasadę, choć dobrze wiedział, że odbyta, krótka wymiana zdań leżała daleko od tej spokojnej i wyrozumiałej — W życiu — zaprzeczył jeszcze lekkim pokręceniem głową, ale nie potrafił ukryć jaką przyjemność sprawił jej komentarz i samo zarządzanie Joshuą, mimo że ten tylko robił swoją robotę. Miał też dłuższy staż w wytwórni niż Namgi, ale był to jeden z nielicznych razów, gdzie miał aż zbyt wielką wiarę w swój talent i wątpił, że ze względu na kłótnie z dźwiękowcem, pozbyliby się akurat producenta.
— Jakbyś miała ją zabić, Dani — przyznał żartobliwie, odgarniając włosy z jej ramienia. Nie miała o co być zazdrosna, nawet przez moment nie myślał o Hyerin w ten sposób. Mógł jedynie przyznać, że miała urodę. Miała talent, ale w tej dziedzinie wizerunek również dużo znaczył, a artystka zdołała zgarnąć spore grono fanów również dzięki tym, jak się nosiła. Ale on miał wzrok wlepiony tylko w Danielle, w grację, a zarazem sporadyczną niezdarność, z jaką się nosiła. W sensację, jaką wywoływały dłonie powoli sunące po nodze i skaczący między zaczepnością a niewinnością wzrok wpatrywał się w niego.
— Tak? To powiedz mi, ile robisz sobie przerw w trakcie treningów — wiedział, co miała na myśli i był zdolny do natychmiastowego ugięcia się pod jej gestami i niemymi sygnałami. Ale chciał zrobić przynajmniej coś tego dnia, aby zaspokoić własne sumienie. Nawet jeśli wpatrujące się w niego, przysłonięte długimi rzęsami, oczy Danielle mieszały mu w głowie i wysuszały buzię, zmuszając do nawilżania warg czubkiem języka, musiał zebrać w sobie rozsądek.
Był więc równie poirytowany, co wdzięczny powrotowi Hyerin, która wybiła dwójkę na kanapie z zastraszająco prędko tworzącej się prywatnej przestrzeni między nimi. I mimo niechęci, zajął z powrotem miejsce przy biurku i przesunął wypiek nieco na bok, aby przede wszystkim nie zajmował potrzebnego mu do pracy miejsca
— Mogę zostawić trochę na później, jakbyś zgłodniał — zaproponowała z równie przymilnym uśmiechem, wcześniej posyłając z lekka skwaszony i wymuszony w kierunku Danielle na jej słowa.
— Nie trzeba, serio — zapewnił, a kiedy Joshua ukazał w budce kciuk w górę, mogli pójść dalej z pracą, która dotychczas szła mu dość uciążliwie. I wątpił, że teraz będzie lepiej.
Przekonał się o tym jednak szybciej, niż chciał. Udało mu się skleić bardzo prowizoryczny tekst, byleby pasował sylabami do rytmu, wybrać kilka przykładowych utworów z różnym tempem. Problem przyszedł, kiedy Hyerin weszła do budki nagrań. Teoretycznie szło pomyślnie - przekazywała odpowiednie emocje, słuchała jego próśb o ponowne podejście. Z kolei on nie mógł w pełni skupić się na wsłuchiwaniu w jej głos. W szybie widział odbijającą się sylwetkę Danielle, jej smukłe palce przesuwające po ekranie telefonu lub sięgające po kubek kawy oraz co jakiś czas krzyżujące się spojrzenie z jego własnym, któremu towarzyszył mały uśmiech, a u niego wywoływało pośpiesznie przełknięcie śliny
— Możemy zrobić krótką przerwę, Hyerin — poinformował po godzinie, może godzinie i kilkunastu minutach. Nie wiedział. Ale wiedział, że potrzebuje przerwy, nieważne w jakiej formie.
— Jasne, możemy przejść się do bufetu — uśmiechnęła się przy ściąganiu z uszu słuchawek.
— Bardziej myślałem o przerwie na papierosa, a zostawiłem je w aucie— przepraszająca mina była zwyczajną przykrywką, papierosy były w plecaku — Więc przejdę się z Dani do samochodu — rzucił w jej kierunku krótkie, porozumiewawcze spojrzenie — I wrócę — zapewnił z grzecznym uśmiechem przed wstaniem od biurka i skierowaniu do drzwi.
did she mention a break 🤔
Myślał o tym, aby zacząć zaglądać do niej na treningi, kiedy czas i praca mu na to pozwolą. I dopóki były to ćwiczenia z kimkolwiek innym, niż Mitchelle, nawet by się nie zastanawiał, ale nie znał tak dobrze planu zajęć Danielle. Jednak teraz, kiedy, może i z nutą teatralności, uświadomiła go, że może przychodzić, stwierdził, że kiedy tylko wróci na uczelnie, będzie musiał ją podpytać o rozpiskę. Tym bardziej, jeśli miałoby to sprawić, że znajdzie więcej czasu na odpoczynek, niż spędzenie całego treningu na nieustannym wysiłku.
OdpowiedzUsuńZagryzł polik od środka, aby nie pozwolić sobie na ukazanie zadowolonego uśmiechu, a jedynie skinąć głową na wypomnianą zapominalskość. Nie mijała się do końca z prawdą, bo fajki faktycznie były czymś, co byłby w stanie w pośpiechu zostawić w mieszkaniu. Przynajmniej mieli dodatkową szansę na przekonanie ich co do swoich nic nieznaczących zamiarów. Posłusznie więc wyszedł za Danielle, posyłając ostatni, kulturalny uśmiech, dopóki nie znaleźli się na opustoszałym korytarzu.
Jego palce niespokojnie przeczesały blond kosmyki, a na twarzy widniało rozbawienie wymieszane z niedowierzaniem. Nie pomyślałby, że coś - czy raczej ktoś - jest w stanie tak rozproszyć go od pracy, która zawsze całkowicie go pochłaniała i nie pozwalała na rejestrowanie świata zewnętrznego. Nie powinien jednak się dziwić, kiedy cały wyjazd odkrywał z Danielle ich relację, wskakując na głęboką wodę niemal od razu, skutecznie mącąc mu w głowie i wzbudzając skrywane dotychczas pragnienia na zawyżonych obrotach
— Hm, rozkojarzony? Może trochę — z rozbawionym śmiechem odwrócił głowę w jej kierunku, wybijając się z własnego rozproszenia, a suchość w gardle jedynie się uintensywniła, kiedy poczuł jej zaczepne i delikatne ruchy, a palce niemal desperacko zacisnęły się na jej dłoni. Nie ufał stabilności swojego głosu, więc w odpowiedzi zyskiwała jedynie ciche przełknięcia śliny, dopóki nie zebrał się w sobie. Nerwowo rozglądał się po korytarzu, który wiał pustkami, acz dalej wystawiał ich niesamowicie na widoku. Co jedynie wzmogło przyjemność z odważnych, acz subtelnych ruchów Danielle.
— Możemy pozwiedzać — odparł tępo, kiedy w końcu przywróciła mu ufność we własny głos, choć kolana chciały się ugiąć po wywołanym dreszczu wzdłuż kręgosłupa, kiedy finalnie na niego spojrzała. Zapalenie papierosa było ostatnim, o czym teraz myślał.
Nie myślał o tym, jakie mogły spotkać go konsekwencje, kiedy pewnie oparł dłoń na biodrze Danielle. Kiedy odciągnął ich od windy, akurat dojeżdżającej na ich piętro i skierował w stronę innego studia, nieokupowanego przez kogokolwiek, o czym świadczyła niewielka, zgaszona czerwona dioda przy numerze pokoju
— Nikt mnie jeszcze nie zwolnił… — przyznał nagle, bezwstydnie wpraszając się do opustoszałego pomieszczenia, po czym przekręcił kilkukrotnie zamek, aby nikt nie miał okazji na otwarcie drzwi — …kiedyś musi być ten pierwszy raz — dodał z krzywym uśmiechem po oparciu dłoni po bokach jej szyi, ochoczo muskając jej wargi, acz nie zostawiając na nich nic więcej, niż drobnych pocałunków.
— Do twarzy Ci z zazdrością, Dani — wymamrotał przed powolnym przejściem ustami po policzku i żuchwie, a w międzyczasie zsunął dłonie z karku po ramionach, dopóki nie ułożyły się na wąskiej talii dziewczyny. Jej zaborczość wobec jego osoby była pociągająca, łechtała jego ego i wywoływała dumę — Ale chyba będziesz musiała mi pomóc z tym… rozkojarzeniem — wymruczał, nieznacznie hacząc zębami o płatek ucha i przysuwając się bliżej, byleby czuć jej ciało przy swoim.
she’s got him wrapped around her finger
Po fakcie pewnie plułby sobie w brodę, gdyby stracił pracę przez rozbudzone potrzeby, ale miał trudność ze znalezieniem w sobie cząstki, która teraz by się tym przejmowała. Sądził, że utrata tej okazji w zamian za zyskanie chwili sam na sam z Danielle była tego warta. Zaspokojenie nagłych zachcianek było tego warte. Usłyszenia tego słodkiego, ociekającego lubieżnością, głosu dziewczyny było tego warte.
OdpowiedzUsuń— To nie będzie problem — uśmiechnął się z ustami przyłożonymi do bladej skóry, czerpiąc mnóstwo przyjemności z jej zadziornej postawy wobec Hyerin. Wstępnie nie rozumiał nawet czemu, będąc pewnym, że słowa i maniera artystki jest zwyczajnie przyjazna, chcąca umilić im współpracę. Tak samo z przelotnymi dotykami, od których podświadomie uciekał. Był zaślepiony na jej zaloty przez mienie tylko jednej osoby przed swoimi oczami. Nie interesowała go uwaga nikogo innego, niż Danielle. Poczucie, jak na niego zerka podczas jazdy samochodem, windą i przy zajmowaniu miejsc w studiu. Jak otwarcie gasiła jakiekolwiek próby Hyerin, przy okazji rozpalając jego skórę przelotnym dotykiem i niewinnym uśmiechem.
Ostrożnie zgarnął jej włosy na plecy i zachłannie zostawiał mokre pocałunki, uważając, aby tym razem nie zostawić po sobie widocznego śladu. Mogli przynajmniej próbować zachować pozory, że faktycznie poszli do sklepu, opuścili budynek, a nie znajdowali się pokój obok z nieprzyzwoitymi zamiarami.
Swobodnie dał się popchnąć na biurko, opierając na nim swoje dłonie, a wzrok żarliwie wpatrywał się w Danielle, oddając się każdemu dotykowi. Lekko przechylił głowę przy poczuciu wplecionych we włosy palców, mrucząc zadowolony pod wpływem przechodzącego przez ciało dreszczu, jak i rozsypującej się gęsiej skórki, kiedy zaczęła sunąć dłonią bezpośrednio po jego skórze. Rozchylił swoje wargi, pogłębiając ochoczo pieszczotę, dopóki nie zsunęła się ustami niżej, a jego palce zacisnęły się na obrobionym drewnie, w połączeniu z cichym, błogim westchnięciem
— Ciebie — wplótł w jedno z nich odpowiedź, odchylając głowę i napierając biodrami na opartym o niego ciało, ręce jednak dalej trzymając posłusznie na biurku — Chcę Ciebie, Danielle — powtórzył z nutą desperacji — Twoich dłoni, nie wiem, czegokolwiek — wymamrotał pośpiesznie, rozpływając się pod wpływem haczących o skórę zębów.
Nie umiał zrozumieć, jak to robiła. Ale nie chciał. Jedyne, czego pragnął, to w pełni oddać się temu, jak trafiała w czułe punkty, jak celowo spowalniała proces nieśpiesznym przesuwaniem dłońmi po jego skórze, zaczepnymi pocałunkami i oddechem, kontrastującym temperaturą ze śliną, wywołując jedynie kolejną falę dreszczy przez jego ciało. Figlarne spojrzenie, jakie w niego wlepiała, przyprawiało go o zawroty głowy i zapomnienie o tym, że teoretycznie byli w miejscu publicznym. Odchodził od zmysłów, kiedy obchodziła się z nim, jak tylko chciała. Z zaciekawieniem badała obcy sobie teren, a on bez oporu pozwalał jej na wszystko. Nawet na rzeczy, o których wcześniej nie myślał, czy też wątpił, że trafiłyby w jego gusta
— Błagam — przez westchnięcie wyrwał się jeszcze żałosny, stłumiony zagryzieniem wargi, jęk, pchany mokrymi pocałunkami i dłońmi badającymi co rusz spinające się mięśnie. Jego biodra niecierpliwie się wierciły, kiedy przy każdym ruchu ocierała się o jego krocze, a jedna z rąk tekściarza próbowała powędrować w kierunku włosów Danielle, aby tak samo, jak ostatnio wpleść w nie swoje palce.
Był całym sercem wdzięczny, że pokoje były dźwiękoszczelne.
touch me where you need to, i can give you more
Wygłodniałe spojrzenie śledziło ruchy Danielle, a język zwilżył rozchylone usta, dopóki nie opadła przed nim na kolana, a jej wargi zetknęły się z przewrażliwioną skórą. Głowa samoczynnie odchyliła się do tyłu, a blondyn poprawił położenie jednej z dłoni na blacie, kiedy ta zagroziła zsunięciem się pod wpływem przyjemności, jaką dziewczyna wywołała prostymi pocałunkami. Każdy z nich pobudzał kolejną falę dreszczy, zostawiając po sobie rozpalone miejsce na skórze oraz potrzebę poczucia jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuńPośpiesznie uniósł biodra, aby pozwolić na płynniejsze zsunięcie wywołujących coraz więcej dyskomfortu spodni, a jego palce przeczesały jej długie włosy, zgarnęły do pewnego chwytu pojedyncze kosmyki opadające jej na twarz, w którą wpatrywał się zamglonym spojrzeniem. Czuł, jak jego niecierpliwość narasta z każdym, zadziornym ruchem z jej strony, aby zaraz złapać przerywany oddech, jak przesunęła dłonią po materiale bokserek. Presja czasu, ponętne spojrzenie w niego wlepione oraz pewne, prowokacyjne ruchy - wszystko to łączyło się z wcześniej zapomnianym podnieceniem po wspólnym prysznicu i pobudzało pragnienie, sprawiało, że każda przeciągnięta sekunda była jeszcze bardziej nieznośna, od poprzedniej.
Dlatego kolejne, wokalne westchnięcie łatwo wyrwało się z jego gardła, kiedy w końcu zsunęła niżej bieliznę, przelotnie wystawiając jego męskość na chłód powietrza w studiu, nim zastąpiła je ciepłem dłoni i paroma ruchami. Poczuł przeszywającą elektryczność wzdłuż kręgosłupa, kiedy objęła go ustami, a język wręcz naturalnie drażnił i skupiał się na wrażliwych punktach
— Danielle… — westchnął z błogim uśmiechem, zaciskając palce na włosach, aby nakierować ją na upragniony rytm — Właśnie tak — wymruczał zachrypniętym przez nieustannie łapany oddech głosem, wpatrując się w jej przymrużone oraz przysłonięte grzywką oczy i z każdym powtórzeniem pewniejsze ruchy. Szalał za nią, był zauroczony w każdym wydaniu. Porannym, kiedy z wymalowanym spokojem leżała obok niego i leniwie sunęła palcami po jego klatce piersiowej, dopóki nie musieli wstać. I tak samo tym aktualnym, jak przed nim klęczała, spoglądała figlarnie co rusz w jego kierunku, aby w odpowiedzi dostać zadowolone pomruki i równie okryte pożądaniem spojrzenie.
Nie wiedział, ile minęło czasu od ich wyjścia oraz odkąd zaczął balansować na granicy orgazmu, mając wrażenie, że odczuwał wszystko w zawyżonym stopniu, ale i tak chciał wydłużyć ten moment jak najbardziej. Ostrożnie ciągnął ją za włosy, kiedy miała zwolnić, mimo własnego zniecierpliwienia, ale sunący po długości język niwelował resztki samokontroli i panowania nad biodrami, które wpasowywały się w tempo jej ruchów, przesyłając falę rozkoszy za każdym razem, kiedy dodawała zadziorności swoim gestom
— Da-nielle — ledwo wydukane imię odegrało rolę ostrzeżenia, łącząc się z jeszcze pewniejszym zaciśnięciem wplecionych we włosy palców — Nie przestawaj — poprosił, a mięśnie podbrzusza pracowały jeszcze szybciej, a chwyt na biurku stawał się coraz bardziej desperacki, kiedy jej ruchy posłusznie nie traciły na tempie ani pewności, a jego panowała pustka, wypełniona jedynie przyjemnością i błogością. Odchylenie głowy i niekontrolowany jęk poszły w parze z impulsywnym uniesieniem bioder, byleby poczuć wokół siebie jak najwięcej gorąca jej buzi podczas upragnionego dojścia w jej ustach, tracąc chwilowo pozostałości zdrowego rozsądku i wyrozumienia dla braku doświadczenia dziewczyny.
Dopiero po okazji na uspokojenie płytkiego oddechu, rozszalałego serca i zgarnięcia nieujarzmionych blond kosmyków, powróciła do niego świadomość, a obie dłonie pośpiesznie powędrowały na policzki Danielle, lekko odchylając jej twarz do góry, aby mógł spojrzeć na nią w całej okazałości i przesunąć językiem po jej ubrudzonych wargach przed krótkim pocałunkiem
— Wszystko okej? — zapytał po chwili z przepraszającym spojrzeniem. Danielle i tak pozwalała mu na dużo, na zostawianie wulgarnych śladów na skórze, testowanie jej granic, ale i tak obawiał się, że mógł przesadzić. Nie potrafił jednak ukryć satysfakcji, jaką mu dawała, jak prędko tracił kontrolę pod wpływem jej dotyku.
Usuńyou got me heated
Nie odwracał od niej wzroku, cierpliwie wyczekując, aż mu odpowie, choć lekkie skinienie głowy dało radę wyciszyć zmartwienie. Oparł dłonie na jej ramionach, aby wesprzeć ją przy podniesieniu się na równe nogi, a dopiero kiedy usłyszał od niej pierwsze, rozsypujące chrapliwością gęsią skórkę, słowa, pozwolił sobie na pewniejszy, dalej rozanielony uśmiech oraz podciągnięcie bokserek wraz ze spodniami, aby przywrócić się do przyzwoitego stanu
OdpowiedzUsuń— Zdecydowanie — mruknął rozmarzony, nieco przekrzywiając głowę, aby miała lepszy dostęp do jego żuchwy — Teraz mogę napisać cały album — dodał żartem przy jej odsunięciu się, ale nie mógł ukrywać, że jej hojna pomoc przywróciła mu klarowność umysłu. Liczył, że na wystarczająco długo, aby faktycznie przyłożyć się w pełni do pracy, która czekała w pobliskim pokoju. Nie potrafił jednak odkleić wzroku od Danielle. Na ślepo zapinał guzik od spodni wraz z zamkiem, będąc zaabsorbowanym dalej nieznacznie przeszklonymi oczami, intensywnie zarumienioną twarzą i z lekka rozmazaną maskarą, a potargane przez niego samego włosy łączyły wszystko w nieziemską spójność. Gdyby byli gdziekolwiek indziej, sprzeciwiłby się, poprosił, aby nic nie robiła, byleby mógł jak najdłużej napatrzeć się na stworzony przez siebie nieład, w którym było jej zabójczo do twarzy i wzbudzała u niego szybsze bicie serca. Ale dookoła kręcili się obcy im muzycy, Hyerin i Joshua, jak sam menadżer dziewczyny.
— Potrzebujesz czegoś? Mogę pójść po wodę — zaproponował nie w pełni obecny, palcem przesuwając przy kąciku jej oka, aby delikatnie zetrzeć odrobinę tuszu do rzęs. Chętnie poszedłby z nią, nie odstąpiłby jej na krok, jednak wspólne wyjście z łazienki, tym bardziej tej nie łączonej, było o wiele bardziej podejrzane i wymowne, gdyby na kogoś wpadli. Nie był też pewien, czy miałby w sobie na tyle samokontroli, aby zostać jedynie przy tym - wspólnym pójściu do toalety i pozwoleniu Danielle na przywrócenie się do porządku.
— Wynagrodzę Ci to — mruknął, opierając chłodne dłonie na jej policzkach przed złożeniem kolejnego pocałunku, mimowolnie muskając dolną wargę zębami — A teraz leć, bo nie obiecuję, że w ogóle wrócimy do Hyerin i Joshuy, jeśli pójdę z Tobą. Choć moim zdaniem wyglądasz świetnie — dodał z zadziornym uśmiechem, zsuwając dłonie wzdłuż jej ciała, aby zacisnąć przelotnie palce na jej pośladkach, nim pozwolił jej na wyjście z losowo wybranego studia. Sam został chwilę dłużej, aby przyjrzeć się sobie w bladym odbiciu na szybie. Sam nie prezentował się wiele lepiej, mając jednak tę przewagę, że nie miał możliwego do rozmazania się makijażu, a włosy już wcześniej nie prezentowały się nieskazitelnie. Poprawił jednak najbardziej jak mógł niechlujnie wymięte ubrania, koszulkę, która zatrzymała się na linii spodni, bluzę zsuwającą się z ramienia. Niewiele mógł zaradzić na zaczerwienione poliki, oprócz powachlowania ich swoimi dłońmi dla sprowadzenia odrobiny chłodu w ich kierunku.
Finalnie opuścił pokój i skierował się do szczęśliwie nadal pustego, studia, które zostało im przydzielone, aby wyjąć z przygotowanej dla nich zgrzewki jedną butelkę wody, pozwalając sobie na wzięcie łyka, aby zwilżyć przesuszone gardło. Zerknął przelotnie na plecak, w którym znajdowały się zapakowane papierosy, finalnie decydując się, aby wcisnąć je do kieszeni spodni, po czym skierował się pod wejście do damskiej łazienki, aby poczekać tam na Danielle. W końcu po to wyszli - kupić zapomniane fajki. Nie muszą wiedzieć, że były tutaj cały czas, a on nie wypalił ani jednego, dostając jednak w zamian coś o niebo lepszego.
😚
Czekał, oparty przy wejściu do łazienki, a na twarzy widniał nieświadomy, mały uśmiech. Starał się domyślić, czym sobie zasłużył. Na wyjazd, na takie przeżycia w trakcie niego, na współpracę z Hit Labem. Czym sobie zasłużył na spotkanie kogoś takiego, jak Danielle, z którą tak szybko i tak łatwo nawiązał wspólny kontakt, z którą chciał wskoczyć na głęboką wodę i zignorować racjonalne granice znajomości, dać porwać się emocjom i zobaczyć, gdzie ich zaprowadzą. Całym sercem wierzył, a przynajmniej naprawdę chciał, że po powrocie, mimo napiętych grafików, zdołają to utrzymać. Nawet jeśli spotkań będzie mniej, to ich relacja nie ucierpi. Nie myślał o którejkolwiek z prac, nie podchodził do tego logicznie, jak wcześniej. Za bardzo pragnął, aby każdy dzień wyglądał jak te, podczas wyjazdu, aby zatrzymać się na moment i po prostu pomyśleć
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry — przywitał się kulturalnie, przywdziewając zawadiacki uśmiech, kiedy niecelowo zaskoczył ją swoją obecnością. Objął ją w całości ciekawskim spojrzeniem, mogąc spokojnie zdecydować, że gdyby nie wiedza, co tak naprawdę się wydarzyło, Danielle nie prezentowała się zbyt podejrzanie. Nie zamierzał też narzekać, czerpiąc przyjemność z lekko napuchniętych warg i intrygująco połyskujących oczu, które były fizycznym przypomnieniem jej stanu sprzed chwili.
— Papierosy kupione — dotknął przelotnie wsuniętą w kieszeń paczkę papierosów, przy okazji wyciągając z niej jednego, aby wyglądała na użytą — Jeden zapalony, mogę wracać do pracy — uśmiechnął się zadziornie, nieznacznie przysuwając ją do siebie za ramię, w trakcie drogi powrotnej do studia — A i woda dla Ciebie — przyłożył chłodnawą butelkę do karku Danielle przed podaniem napoju do jej wolnej dłoni.
Znaleźli się w pokoju szybciej od Hyerin i Joshuy, co dało mu szansę na zajęcie miejsca na kanapie tuż przy boku ciemnowłosej, swobodnie splatając ze sobą palce jednej dłoni, w drugiej przeglądając informacje w telefonie. A dokładniej, pozwolił sobie na odszukanie kilku fanpage’y piosenkarki, aby wdrążyć się głębiej w grono jej fanów, zobaczyć, czego chcieliby od niej usłyszeć, czy też czego słuchali najchętniej, aby samemu sobie zwęzić pole manewru, jakie obrali. Ich opinia może i nie była dla niego kluczowa, finalnie i tak planował zrobić to, co pasowało do dziewczyny najlepiej, a zarazem trafiało we wspólnie przygotowany plan działania. Jednak był to zawsze dobry sposób na znalezienie nowych pomysłów, nagięcie tych gotowych wcześniej, aby trafić i w swoje oczekiwania, jak i rzeszy słuchaczy, którzy byli główną siłą, pchającą jej karierę do przodu.
Jego dłoń dalej zagrzewała miejsce u Danielle, bezwiednie sunąc kciukiem po wierzchu dłoni, nawet kiedy drzwi się otworzyły, a do środka weszła pozostała, pracująca przy albumie dwójka
— Długo czekacie? — Hyerin zagaiła jako pierwsza, odstawiając kolejną tego dnia kawę na stolik przy kanapie, przeskakując wzrokiem między tekściarzem, a równie niepozornie prezentującą się Danielle.
— Jakoś parę minut temu wróciliśmy — zerknął na wyświetlacz telefonu, choć nawet nie zarejestrował wyświetlającej się na nim godziny — Wyjątkowo pusto było w sklepie, a ja akurat potrzebowałem szybkiej fajki, więc dobrze się złożyło — uśmiechnął się niewinnie, powoli wysuwając z dłoni dziewczyny swoje palce, aby podnieść się ze swojego miejsca i wrócić na fotel przy biurku, biorąc do ręki ołówek i wskazując głową na budkę nagrań, aby dać piosenkarce znak, że może wchodzić do środka. Wcześniejsza zazdrość może i dalej była obecna, kiedy dźwiękowiec usiadł na tym samym miejscu, co on przed chwilą, lecz była umiejętnie przygaszona, świadomością, że to nie Joshua był przed chwilą na “krótkim spacerze” z Danielle. Ignorował z lekka podejrzliwe spojrzenie, przywdziewając jedynie zachęcający uśmiech. Ten jeden papieros zaskakująco umiejętnie oczyścił mu głowę i pozytywnie nastawił do dalszej pracy.
Gi
Rozmowy Danielle i Joshuy były dla niego niesłyszalne, wydawały się wręcz odległe. Na nowo wbił się w rytm pracy, co rusz wciskając guzik, aby zaproponować nową melodię, przekazać Hyerin propozycję co do zaakcentowania poszczególnych sylab, czy nawet spróbowania innego słowa, aby bardzo wstępne demo nabrało kształtu. Skreślał na kartce porobione podpisy, kiedy po przetestowaniu wspólnie mogli zdecydować, że coś się nie spisuje i lepiej z tego zrezygnować.
OdpowiedzUsuńNie zwrócił nawet uwagi, kiedy minęło kolejne, kilka godzin, które spędził na niczym innym, niż pracy. Na kolejnej burzy mózgów, wychodzeniu z propozycjami co do utworu tytułowego albumu, od którego chciał zacząć i poprowadzić dalsze rozmyślenia nad resztą. Był najważniejszy, miał zwrócić uwagę, jak największej ilości osób, wpaść ucho, a zarazem prezentować się z jak najlepszej strony. Nie zamierzał oczywiście przepłacać jakością pozostałych, ale uznał, że był punktem, który powinien być jak najbardziej dopieszczony. Obecność pozostałej dwójki, ale przede wszystkim Danielle, była naturalna, wypełniała przestrzeń studia i sprawiała, że nie czuł tej specyficznej energii, która potrafiła panować, kiedy pracował z kimś nowym sam na sam. Pomoc Joshuy również doceniał, ponieważ przyśpieszała niektóre procesy. Dzięki niemu nie musiał przejmować się obchodzeniem z obcym mu sprzętem, a zarazem zaryzykowaniem nastawienie czegoś tak, jak miał w zwyczaju, tylko po to, aby okazało się błędne i namieszało w nagraniu.
Akurat siedział wraz z Hyerin, rozpoczynając wypisywanie dokładniejszych tematów, jakie chciałaby poruszyć w utworze, kiedy bezpośrednio skierowany w jego stronę głos Danielle przebił się do omamionego pracą umysłu. Spojrzał na wyświetlającą się na monitorze godzinę, nieco wykrzywiając usta, kiedy zauważył, że minęły trzy godziny od momentu powrotu do studia, po czym obrócił się wraz z krzesłem w jej stronę, nie odrywając jednak sunącego po papierze ołówka, aby na pewno zapisać całą, formującą się w głowie myśl
— Mogę- — zatrzymał się, nawet w pełni nie rozpoczynając zdania, kiedy odezwał się Joshua. Widział jego uśmiech, podprogowo wyzywające spojrzenie, któremu nie zamierzał jednak ulec — Jasne, dzięki — odwzajemnił pewnie miły uśmiech, patrząc chwilę na dźwiękowca, aby zaraz przeskoczyć wzrokiem na Danielle. Ufał jej, a, mimo że zazdrość i niepewność odczuwana wobec mężczyzny dalej się w nim tliły, były stanowczo przygaszane ślepym zaufaniem wobec dziewczyny. Nie zamierzał dalej prowadzić niemej walki hormonów z Joshuą, skoro i tak już ją wygrał, w dodatku z ogromną i jakże satysfakcjonującą przewagą. To, czego nie zauważył, to przelotnego, zadowolonego uśmiechu Hyerin, kiedy usłyszała, że nie ma problemu w zostaniu w studiu — Możesz wziąć mój portfel. W razie, gdybyście jednak szli do knajpki — po raz ostatni przelotnie zerknął w kierunku mężczyzny, po czym wstał na moment od biurka i przesunął swobodnie dłonią po jej talii, kiedy wymijał ją w drodze do plecaka.
— Zjem cokolwiek, ale jakby był w bufecie akurat jakiś dobry bajgiel, to poproszę — radośnie zawołała w prośbie Hyerin, zwracając się do pozostałej dwójki — A ty, Gi? — odbiła w jego kierunku pytanie o preferencje, kiedy wrócił bezstresowo na wygodny fotel.
— Nie ma różnicy. Zaskocz mnie — uśmiechnął się złośliwie w kierunku Danielle przed płynnym powrotem do pracy. Wierzył w jej wyczucie, a dotychczas polecała mu same dobre rzeczy, więc był pewien, że nieważne, z czym wróci, i tak mu zasmakuje. Nawet gdyby przyniosła mu najbanalniejszą na świecie kanapkę.
Gi
Kiedy tylko Joshua wraz z Danielle zniknęli za drzwiami studia, Namgi wrócił do rozrysowywania napływających do niego pomysłów. I początkowo wszystko szło pomyślnie. Hyerin ochoczo słuchała tego, co miał do powiedzenia, co chwilę przytakując i zgodnie pomrukując na propozycje, które szczególnie trafiły w jej gusta. Zaproponowała nawet parę elementów, które uznała, że warte byłby wcielenia w teledysk, co było z góry zadecydowane pod właśnie ten numer.
OdpowiedzUsuńNie zauważył jednak kiedy stopniowo przysuwała się coraz bardziej ze swoim krzesłem, nachylenia nad kartką zaczęły być skierowywane w jego stronę, a w którymś momencie wysunęła ołówek spomiędzy jego palców, ku jego niezadowoleniu, ukazanym lekkim ściągnięciem brwi, przerywając pracę
— Mógłbyś przynajmniej na moment przestać wszystko zapisywać — głos z celowo nałożoną słodką barwą trafił do jego uszu, wybrzmiewając w nich niemal odpychająco. Wziął jednak spokojny oddech i po przelotnym rozciągnięciu palców u jednej dłoni, położył ją płasko na biurku, w niemej próbie znalezienia odpowiedzi na zachowanie artystki.
— Daj spokój, Gi — oparła się wygodniej na swoim krześle, wpatrując się w skrycie poirytowanego tekściarza. Nie lubił, jak ktoś przerywał mu w pracy, szczególnie w tak bezpośredni i niedelikatny sposób — Dani i Joshua poszli do bufetu, mógłbyś ze mną porozmawiać, zapytać o mnie, a nie album — przechyliła nieznacznie głowę.
— Jestem tutaj ze względu na album — podkreślił powtórzone słowo, uśmiechając się przez zaciśnięte usta, aby nie zachować się jakkolwiek bezczelnie. Czy tego chciał, czy nie, ich współpraca zależała do niej. Musiał odsunąć swoje poddenerwowanie na bok, aby nie utracić w ten sposób tak dobrej oferty. I nie miał nic do Hyerin, naprawdę. Przynajmniej do teraz, kiedy zaczęła ingerować w przebieg pracy, jak i stała się odważniejsza w swoich zachowaniach, które z wyboru czy też nie, zwyczajnie omijały go wielkim łukiem przez kompletny brak zainteresowania.
— No dobrze, w takim razie co robisz później? — zgrabnie zbyła jego próbę powrotu do notatek, dodatkowo przysuwając się krzesłem w jego stronę — Może poszlibyśmy gdzieś razem, znam dobry klub w Hongdae, który na pewno Ci się spodoba — zaproponowała ze swawolnym uśmiechem, zaraz przenosząc ręce na biurko i opierając podbródek na dłoniach.
— Schlebiasz mi, Hyerin, naprawdę — nie chciał wyjść na niemiłego gbura — Ale nie spotykam się z osobami, z którymi pracuję — liczył, że stanowczo wypowiedziane zdanie jasno nakreśli w jej oczach granicę, która wytworzyła się po paru felernych przypadkach pracy ghostwriterskiej, jak i handlowej - na samym początku swojej anonimowej kariery zdarzało mu się przespać z jedną, czy dwoma osobami, ale prędko z tego zrezygnował, kiedy osoby próbowały go wykorzystać na darmowe usługi.
— Chodzi o Danielle? — odparła niemal natychmiast, nieco sztywniejąc w swoim spojrzeniu, a lekkie zdziwienie tekściarza mówiło samo za siebie. Nie powiedzieli niczego wprost, a nie licząc przelotnych, choć wymownych, dotknięć, nie ukazywali się zbytnio ze swoją wzajemną… koleżeńskością, ale najwidoczniej to starczyło, aby Hyerin zrozumiała. Zrozumiała, a mimo to brnęła dalej.
— Mogłaby się w takim razie zdecydować, a nie wodzić Joshuę za nos — nie zdołał jej nawet odpowiedzieć, nim z jej ust padł cichy, nieco kąśliwy komentarz, a postawa zelżała na przesadnej słodyczy i próbie kokieterii — Ale niech Ci będzie, uszanuję twój wybór, chociaż Dani nie wydaje się dziewczyną dla Ciebie — odgarnęła włosy z ramienia przed zwróceniem swojego wzroku z powrotem na kartkę.
— Nikt nikogo tutaj za nos nie wodzi — parsknął rozbawiony, bo nie był w stanie uwierzyć, że do mężczyzny dalej nie trafiły jasno wysyłane, nieme sygnały.
Mimo chwilowo niezręcznej atmosfery powrót do rozmów w temacie albumu pozwolił mu na odgonienie słabego poczucia winy - nie wiedział, czy dał dziewczynie jakikolwiek sygnał, że byłby zainteresowany - szczególnie kiedy miał szansę na samodzielną pracę przy szykowaniu tekstu, który po ogólnikowym ustaleniu tematyki, sam zaczął się nakreślać
— Trochę ich nie ma — odezwała się w którymś momencie Hyerin, początkowo nie zyskując żadnej reakcji od blondyna pochylonego nad kartką — Nawet jeśli poszli do tej knajpy, to i tak trochę za długo — podjudzała go dalej, co zmusiło go do zerknięcia na wyświetlaną godzinę i przekonaniu się na własne oczy, że faktycznie minęło trochę czasu, odkąd opuścili studio. I tak jak ufał Danielle, tak z każdą chwilą, każdym, celowo szczującym go słowem Hyerin, coraz mniej wierzył w godność Joshuy. Świerzbiło go, aby wstać, wyjść z pokoju i ich odszukać, jednak z drugiej strony nie chciał wyjść na obsesyjnego, przesadnie zaborczego partnera, który nie jest w stanie pozwolić na jej wyjście z innym mężczyzną.
UsuńGi
Starał się nie myśleć o tym, gdzie znajdowała się pozostała dwójka. Nawet jeśli poszli do pobliskiej restauracji - trudno, to nie był dla niego problem. Choć doceniłby przynajmniej sms’a, czemu tyle ich nie ma, to tego nie wymagał. Nie potrafił jednak całkowicie wyciszyć słów siedzącej w pobliżu Hyerin, która znała okolicę lepiej, wiedziała, ile taka droga powinna im mniej więcej zająć
OdpowiedzUsuń— Ale wiesz… — poprawiła się na swoim krześle, czujnie obserwując pracującego blondyna, który jednak na nowo był wybity z rytmu, o czym świadczyły nerwowo stukające o ołówek palce i nieznacznie, nerwowo drgające brwi — Jeśli się przekonasz, że Danielle jest zbyt nudna, to daj znać — odgarnęła nieznacznie blond kosmyki, które przysłaniały jego oczy, niemal natychmiast spotykając się ze stanowczym, może zbyt agresywnym, odsunięciem się i odgonieniem jej ręki.
— Zależy mi na tej pracy, Hyerin — zaczął, kompletnie ignorując jej próby wpłynięcia na opinię o Danielle — Ale nie chcę, żeby ubzdurane zachcianki i Twoje zachowanie wpłynęło na naszą współpracę — starał się zachować profesjonalizm, nie odstraszyć artystki, mimo że mógł już to zrobić swoją stalową zaciętością i wiernością. Nie rozumiał, czym pobudził w niej tą upartość i bezpośredniość, oprócz wspólnego pójścia na parkiet - gdzie i tak ją wystawił. Co racja, było nieco bezczelne z jego strony, ale samo w sobie powinno zasygnalizować o jego odczuciach.
— Tylko mówię — wzruszyła niewinnie ramionami, podnosząc się z fotela, aby przenieść się na kanapę, skoro nie miała jak pomóc przy pracy nad tekstem — Po prostu wiesz, gdzie mnie szukać, kiedy jej pasja będzie ważniejsza, od Ciebie — dopowiedziała cichszym głosem, a blondyn wywrócił znikomo oczami i zacisnął usta, aby zatrzymać komentarze dla siebie. Chwycił z powrotem za ołówek z zamiarem powrotu do tworzenia wstępnej wersji tekstu utworu.
Skończyło się jednak na samym zamiarze. Mijały kolejne minuty, a drzwi studia nadal były zamknięte, nie słyszał za nimi najmniejszego poruszenia, acz to była raczej wina wysokiej jakości dźwiękoszczelności. Odłożył więc ołówek, aby oprzeć palce na nasadzie nosa i nieznacznie wymasować to miejsce w próbie ukojenia narastających nerwów. Powinien był pójść z Danielle, zamiast pozwolić na to Joshui. Wtedy przynajmniej wiedziałby, co się dzieje, Hyerin nie miałaby szansy na zasianie w nim wątpliwości co do zamiarów mężczyzny.
Kolejne zerknięcie w kierunku zegarka było tym, co w końcu przechyliło jego osobistą szalę. Zaczynał się zwyczajnie w świecie martwić, czy coś im- czy coś się nie stało Danielle. Z niepohamowanym pośpiechem odłożył ołówek na kartkę, zerknął na telefon, który między kilkoma powiadomieniami, nie prezentował żadnego kluczowego. Obrócił się wraz z fotelem, aby mieć przed oczami drzwi wejściowe, mając w zamiarze zwyczajne wyjście i poszukanie zagubionej dwójki. Mały, zadufany uśmieszek Hyerin widział jedynie kątem oka, wybierając aktywne ignorowanie go. Dała radę wzbudzić w nim nerwy i stres. I mimo że nie chciał dać jej z tego satysfakcji, był niesamowicie bliski opuszczenia studia i znalezienia Joshuy i Danielle, aby zaspokoić własny stres.
Niestety miała dodatkową okazję na zaprezentowanie swojego zwycięstwa, kiedy wstał z fotela i z przelotnym “Idę ich poszukać”, opuścił studio, aby dokładnie to zrobić. Nie mógł siedzieć bezczynnie, kiedy była ta mała, znikoma szansa, że coś im- że coś stało się Danielle.
To była jego główna obawa. Do czasu, kiedy zauważył dźwiękowca i dziewczynę niedaleko przydzielonego pokoju. Zauważył zaciśnięte na plastikowej siatce palce Danielle, jak i dłoń Joshuy na jej łokciu z wlepionym w nią intensywnym, aż przesadnie, wzrokiem
— Tu jesteście — zaczął, paroma większymi krokami zbliżając się do nich — Hyerin już z głodu nie wytrzymuje — pociągnął niewinną gadkę dalej, podczas gdy słowa wydostawały się przez zaciśnięte zęby i usta wykrzywione w uśmiechu. Jedna ręka ochronnie otoczyła ramiona dziewczyny, a druga dłoń odepchnęła, stanowczym pchnięciem na poziomie mostka, dźwiękowca — Skoro macie jedzenie, to możemy wracać, co? Chyba, że masz jeszcze jakieś pytania — nie spuszczał z mężczyzny chłodnego, zwężonego spojrzenia, kontrastującego z przybraną, swobodną barwą głosu. Już wcześniej zaszedł mu za skórę. A teraz, kiedy widział u Danielle marnie przebijający się obraz z nocy, kiedy zapłakana po niego zadzwoniła, dał radę wzbudzić u niego jeszcze większą niechęć.
UsuńGi
Jego wzrok nie uginał się pod zaciętym spojrzeniem Joshuy, a wręcz przybierał na swojej stanowczości, z narastającą niechęcią wobec niego. Dłoń Danielle dała mu szansę na złagodnienie, lecz z niej nie skorzystał, dalej zaborczo trzymając dłoń na jej ramieniu, nawet kiedy stanęła kilka centymetrów przed nim.
OdpowiedzUsuńNie wyglądało to dla niego na nieporozumienie, gdyby to było nieporozumienie, dźwiękowiec zareagowałby inaczej. Sam może spróbowałby załagodzić sprawę. A jednak stał przed nim, stawiając nieustannie opór wobec rzucanego z góry spojrzenia, aż nie poczuł, że dalsze próby byłyby bezcelowe.
Wykrzywił usta w oszukanym, smutnym grymasie, kiedy mężczyzna postanowił nie dołączyć do nich w trakcie lunchu, wywołując tym u Namgi’ego bezgraniczne zadowolenie i satysfakcję
— Jasne — odparł na możliwość zadzwonienia przyjaznym tonem, ale zęby nie ustępowały mocnego ścisku, jedynie go wzmacniając, kiedy Joshua niedelikatnie szturchnął go ramieniem przy swoim wyjściu. Tym jedynie zapewnił tekściarza w tym, że jakakolwiek szansa na nawiązanie z nim nawet koleżeńskiej relacji, została utracona. Sam zachowywał się dziecinnie, i to dość często, ale nawet w jego oczach dźwiękowiec zachował się po prostu bezczelnie.
— Weź przestań, Dani — stanął tym razem naprzeciw dziewczyny, przesuwając łagodnie parę razy dłońmi po jej ramionach — Nie Twoja wina, że jest przygłupi — dodał, nawet bez większych informacji zrzucając winę na Joshuę. Po tym, co widział w studiu i klubie, mógł jasno stwierdzić, że jeśli ktokolwiek zawinił, to musiał być on. Danielle z natury była po prostu uprzejmą osobą, niewiele osób zwracałoby się grzecznościowo i kulturalnie do dilera przy pierwszym spotkaniu w prośbie o pomoc z dręczącym problemem.
— Nie ma mowy — ściągnął lekko brwi i zaprzeczył niemal od razu, kiedy wystąpiła z propozycją powrotu do domu. Nie chciał zostawać dłużej sam z Hyerin. Wiedział, że gdyby palnęła jeszcze jeden lub dwa teksty tego samego pokroju, co te sprzed chwili, to nie wytrzymałby. A obecność Danielle byłaby, miał nadzieję, dla niej blokadą, z kolei dla niego kojącym faktorem, który dawał szansę na skupienie się na pracy. A i tak chciał na razie skończyć tekst, może dograć surowe demo, nic więcej. Tak jak dobrze mu się pracowało po wejściu w rytm, ustaleniu podstawowych szczegółów, tak ten dzień prędko sprawił, że pożałował swojej zgody na przyjazd. Już mogli wyrobić to zdalnie, przynajmniej ani Joshua, ani Hyerin nie mieliby okazji na swoje nieczyste zagrania.
— No, chyba że chcesz wracać — rozjaśnił po chwili, bo nie chciał, żeby przymuszała się do pobytu w wytwórni. Nie mógłby jej też winić, patrząc, że przeżyła nieprzyjemną konfrontację z dźwiękowcem — Najpierw zjemy, a potem możesz zadecydować, może być? — zaproponował, opierając dłonie po bokach jej szyi — Ale nie będę ukrywać, że lepiej mi się pracuje, jak jesteś przy mnie — uśmiechnął się pod nosem, delikatnie sunąc kciukiem po jej żuchwie. Teraz już go nie obchodziło, na kogo mogą wpaść. Skoro niepełne ukrywanie się miało przysporzyć im tyle problemów, wolał zostać przez kogoś przyłapanym, niż pozwolić, aby ktoś pokroju Joshuy naciskał na Danielle.
Złożył przelotny pocałunek w kąciku jej ust przed owinięciem jej ramion swoją ręką, aby wrócić do studia, gdzie dalej czekała Hyerin, ciekawsko zerkając na drzwi, kiedy finalnie się otworzyły, tylko po to, aby zdziwić się, jak zastała tam Danielle i Namgi’ego, bez obecności Joshuy, od razu wysyłając pytające spojrzenie w ich kierunku
— Gorzej się poczuł, więc powiedział, że zje sam — wzruszył nonszalancko ramieniem, po czym odebrał od Dani siatkę, aby rozstawić przyniesione jedzenie, celowo odkładając bajgla na stolik, a nie do wyciągniętej w jego kierunku dłoni.
Gi
Wspólnie z Hyerin zdołali przygotować to, co z czasem zaplanowali. I w systemie wytwórni, jak i na jego osobistym laptopie, oficjalnie znalazło się pierwsze, naprawdę wstępne demo, które dawało im obojgu szanse na pracę samodzielną. On mógł usiąść, przejrzeć ponownie tekst, zdecydować, czy dobre miejsce są akcentowane. Hyerin mogła dopieszczać barwę głosu, ilość w nim emocji. Z wielką więc ulgą wraz z Danielle mógł wrócić do mieszkania.
OdpowiedzUsuńDopiero tam, kiedy siedzieli na kanapie, kiedy chował do walizki czy plecaka zakupione przysmaki, szara rzeczywistość zaczęła do niego docierać. Wyjeżdżali, już następnego ranka mieli siedzieć w samolocie w długiej drodze do Stanów, gdzie powrócą do własnego życia. Nie będą spędzali wspólnie każdego posiłku, nie będzie wybudzany delikatnym głosem Danielle i jej słodkimi całusami, które od razu pozytywnie nastawiały go na resztę dnia. Nie będzie miał komfortu, że ktoś jest w pobliżu, że ma kogo spytać o to, która koszulka lepiej pasuje.
Starał się tym nie zadręczać, bo w końcu to nie był koniec świata. Powrót do Nowego Jorku nie świadczył o kompletnym zerwaniu kontaktu, ale wyrywał go z tej przyjemnej, acz tak bardzo nowej, rutyny, do której się przyzwyczaił. Między innymi przez to większość wieczora siedział zwyczajnie cicho. Przeczesywał kojąco jej ciemne włosy, dłoń powoli sunęła po plecach, byleby mieć ją jak najbliżej siebie. Jak najlepiej zapamiętać jej łagodny zapach, delikatnie muskające go palce, kiedy poprawiała ich pozycje.
Nie chciał wracać do Nowego Jorku. Chciał zostać w Korei. Chciał zostać z Danielle.
Nie potrafił ukryć swojej markotności już po samej pobudce. Ociągał się z zaciągnięciem suwaka walizki, sprawdzał po raz kolejny, czy wszystko wyjął z szuflad, choć nawet nic do nich nie chował. Niechętnie mył zęby i wsuwał przez głowę bluzę, która miała dać jak najwięcej komfortu w czasie lotu
— Chyba tak — odparł niemrawo i poprawił przerzucony plecak, dołączając się do badawczego rozejrzenia się po apartamencie. Jego wzrok przelotnie zatrzymywał się w paru miejscach. Na balkonie, na przestrzeni między salonem a korytarzem, na drzwiach obu sypialni, czując gorzko-słodki ścisk serca na wspomnienia, które zdążył do nich przypisać mimo tak krótkiego wyjazdu.
Zajął miejsce w samochodzie po pomocy przy zapakowaniu walizek - niewiele zrobił, po prostu podsunął je Minho, który sam zajął się ułożeniem ich w bagażniku. Rozchylił nieznacznie palce, aby dłoń Danielle mogła swobodniej zająć między nimi miejsce, a na krótką wymianę zdań dwójki uśmiechnął się nieznacznie, zaraz odpływając spojrzeniem za okno.
Powrót do Stanów świadczył o powrocie do pracy. Pisania mdłych tekstów, jakie zażyczyli sobie obrzydliwe bogaci klienci. Nadrobienie za stracony tydzień handlu, ze świadomością, że będzie jeszcze większa uwaga zwrócona na jego przychody. Starał się o tym nie myśleć, przekonać siebie samego, że płynnie wbije się w stabilny rytm i da radę zachować tradycyjny balans. Jednak dawno nie wyjeżdżał na tak długi czas, o ile w ogóle. Dochodziła jeszcze relacja z Danielle, dalej znajdująca się na nieokreślonym gruncie, ale na tyle dla niego ważna, że chciał brnąć dalej. Że był w stanie zaryzykować i odsunąć pracę kawałek dalej, aby zrobić czas na, nawet przelotne, codzienne spotkania - odebranie jej spod uczelni, zabranie na kawę, czy zwyczajny spacer w trakcie przerwy między zajęciami.
Nie odezwał się chyba ani słowem w czasie jazdy samochodem, oprócz podziękowania Minho za pomoc z bagażem, zawiezienie na lotnisko, jak i odprowadzenie pod przygotowany dla nich samolot. Palce bezwiednie zaciskał na dłoni Danielle, jakby obawiał się, że przy puszczeniu straci tę resztkę swobody i spokoju, które wywołał wyjazd.
Wolałby być marudny, tak jak wtedy, kiedy wybudził go nieproszony telefon od Hyerin. Wolałby narzekać, rzucać kąśliwymi komentarzami i przesadnie się obrażać na to, że siedzą właśnie w samolocie, że wita ich stewardessa i przekazuje informację, ile będą lecieć do Stanów. Ale nie potrafił. Zamiast tego siedział na wybranym miejscu, skubiąc bezmyślnie palcami skórki w drugiej dłoni, a wzrok wyłapywał ostatnie widoki Seulu za oknem, dopóki nie oderwali się od ziemi
Usuń— Zaczynasz zajęcia zaraz po powrocie? — spytał w pewnym momencie, przerywając w końcu własne milczenie, jednak wzrok dalej był wlepiony w odległe, miejscami znajome budynki.
😞
Jego palce nie potrafiły przerwać nerwowego, nieświadomego poruszania się w dłoni Danielle. Myślał o tym, co musi zrobić, jak tylko znajdzie się w studiu. Przejrzenie maili, wypytanie w recepcji, czy ktoś przypadkiem czegoś tam nie zostawił, bo i takie przypadki się trafiały. Włączenie drugiego telefonu i danie znać, że jest z powrotem w Stanach i może przyjmować sprawy oraz odebrać towar. Był świadomy, jak wiele ma do zrobienia, już przed wyjazdem wiedział, co go czeka po powrocie, ale teraz czuł się tym po prostu przytłoczony. A nie mógł niczego odłożyć na później. Co najwyżej pracę nad tekstami, ale to była niewielka część obowiązków, za to w porównaniu do reszty, najprzyjemniejsza. Nawet te mdłe, mało ambitne utwory były w porządku, kiedy miał je porównać do tego, co go czekało w temacie dilerki.
OdpowiedzUsuńPotaknął raz na jej słowa, notując mentalnie, że miała ten jeden dzień wolny, choć nie miał pewności, czy byłaby w stanie spędzić go w jego towarzystwie, czy on sam byłby w stanie jej towarzyszyć, nieważne jak bardzo chciał. Pierwotnie nie usłyszał skierowanego w swoją stronę pytania, dopiero po chwili, jak ogarnęła ich tym razem niewyjaśniona cisza, skapnął się, że Danielle czeka na odpowiedź
— Raczej tak. Klienci nie mogą czekać wiecznie — próba żartu straciła nieco na wydźwięku przez nietreściwy uśmiech. Dostał zgodę na wyjazd, już za to powinien być wdzięczny, ale i to wiązało się z konsekwencjami i kolejną rzeczą, jaką mogli wykorzystywać przeciwko niemu. W końcu pozwolili mu na tygodniową wycieczkę, powinien być wdzięczny, prawda? Dlatego nie mógł sobie pozwolić na żadną zwłokę pod względem klientów, czy tym bardziej wywiązywania się z dostarczenia odpowiedniej kwoty ludziom z góry.
Wyciągnął telefon, kiedy wspomniała o przesłanym planie i zapisał go w swojej galerii. Chwilę przyjrzał się napakowanej rozpisce dni, zagryzając od środka wargę, podczas główkowania, czy ich dni jakkolwiek mogły ze sobą współgrać
— Coś wymyślimy — stwierdził w końcu, posyłając jej łagodny, z nutą nadziei, uśmiech. Bo naprawdę w to wierzył. Chciał znaleźć moment przerwy w swoim dniu, mógł przedłużyć pracę nad kawałkiem, jeśli mógłby przyjechać na jeden z jej treningów, odwieźć ją do domu, czy przynajmniej w okolice, aby Mitchelle nie miała kolejnych powodów, aby czepiać się Danielle.
Podwinął nogi, po to, żeby oprzeć je na fotelu, aby zaraz bez słowa podnieść dzielący ich podłokietnik, głowę położyć na jej kolanach, a splecione ze sobą dłonie przysunąć bliżej klatki piersiowej. Nie lubił być “miękką kluchą”, nie lubił czuć się w najprostszej formie tego słowa, słaby. Nie chciał, żeby kiedykolwiek musiała się nim przejmować, jego uczuciami i problemami, które dotychczas dość umiejętnie oddzielał od ich relacji, nie licząc tej jednej wpadki - odwiedzin, gdy był nieatrakcyjnie poturbowany po spotkaniu służbowym, można by rzec
— Jak będziesz wiedziała o występach i konkursach, to też dawaj znać — powiedział, w uspokajającym geście bawiąc się jej palcami — Postaram się przyjechać na każdy — dodał nieco ciszej, pragnąc dotrzymać tego słowa. Nieważne od ilości pracy, nieważne od umówionych spotkań. Chciał być przy niej w trakcie tak ważnych dla niej momentów. Wspierać ją pośród reszty zaabsorbowanej widowni, kompletnie nie znając się na specyfikach tańca, ani na tym, na co powinien zwracać uwagę pod względem szczegółów, czy techniki. Po prostu chciał tam być. Dla niej.
just one more moment
Przymknął powieki przy zgarnięciu włosów z czoła, po poczuciu jej smukłych palców obrysowujących jego rysy, we włosach, przy delikatnym pocałunku, przełykając przy okazji ostrożnie ślinę, aby wstrzymać gram emocji, które groził zakradnięciem się i wzięciem go z zaskoczenia. Nie rozchodzili się na zawsze, mieli w planach nagiąć własne grafiki, byleby się spotkać, a jednak czuł się, jakby miał nigdy więcej jej nie zobaczyć. Jakby poza granicami Korei, ich relacja miała zmarnieć, wykruszyć się przez presję obowiązków, matki Danielle. Było wiele możliwości, które krążyły i przysłaniały plusy w jego myślach, choć starał się je odgonić. Wcześniej było prościej, nie miał problemu ze ślepym pozytywizmem, z wyolbrzymionymi marzeniami. Jednak teraz wszystko stawało się zbyt rzeczywiste, zbytnio nieprawdopodobne, aby mógł bez wątpienia uwierzyć, że wszystko im się uda.
OdpowiedzUsuńJednak ten jeden pocałunek, jej miłe, a zaraz przekorne słowa były niczym odrobina słońca pomiędzy ciemnymi chmurami. Pozwoliły mu na oszukane oburzenie przy uwadze o chrapaniu, jak i słaby uśmiech na odwzajemnione poczucie tęsknoty
— Wypraszam sobie? Ja nie chrapię. Jako muzyk mam nieskazitelne drogi oddechowe — pomijając oczywiście nałogowe palenie, które i tak nieco odstawił na bok podczas ich wyjazdu — Chyba słyszałaś samą siebie — odgryzł się z lekkim wywinięciem kącików ust ku górze, powoli przesuwając dłonią ku górze, dopóki nie oparła się wygodnie na jej karku, delikatnie owijając wokół palców pojedyncze kosmyki jej włosów, powolnymi, czułymi ruchami masując wybrane miejsce.
— Tylko daj mi znać wcześniej — dołączył słowa do zgodnego pomruku — Bo inaczej zostanie u mnie, będzie się równać z nocowaniem w studiu — nie zamierzał jej na to spisywać, patrząc, że wyspanie się we dwójkę, a przede wszystkim wygodne wyspanie się w studiu graniczyło z cudem. A sam miał w zwyczaju zarywać nocki, aby siedzieć dłużej nad pracą, wykończyć męczący go utwór, czy też dopieścić ten, który akurat trafiał w jego gusta. Jeśli więc mieliby dostać okazję na spędzenie wspólnie nocy, wolał, żeby miało to miejsce w jego nieco surowym mieszkaniu, w jego łóżku i szansą na złapanie drobnego śniadania w kawiarni pod blokiem, którą mieli okazję odwiedzić.
— Gościem specjalnym? Co za zaszczyt — uśmiechnął się zadziornie, spoglądając we wpatrzone w niego ciemne oczy oraz oddając się delikatnemu dotykowi, nie chcąc go stracić nawet na moment. Zatrzymał powolne ruchy palców, aby nieznacznie przysunąć ją w swoją stronę, jak i samemu unosząc się z kolan, aby zostawić kolejny, nieco dłuższy pocałunek na jej ustach. Już nie wiedział, co bardziej targało nim od środka - ciepło, które rozlewało się przy każdym zbliżeniu, czy też dalej udolnie zduszany żal, że wyjazd z każdą minutą dobiegał końca — Tylko nie wyciągaj mnie z widowni na scenę — dodał w formie niewinnej pogróżki, bo akurat pełne odegranie roli gościa specjalnego, który na koniec miał się zaprezentować, niezbyt do niego przemawiał, czysto ze względu na to, że byłby najgorszą osobą do zaprezentowania tak burżuazyjnemu towarzystwu.
Chciał spędzić czas lotu jak najlepiej, potencjalnie na niekończących się rozmowach, mimo braku ochoty z obu stron na większe rozgadywanie się. Jednak z każdą chwilą w powietrzu, z każdym delikatnym przesunięciem jej dłoni i spokojnie wypowiedzianymi słowami czuł, jak nocne niewyspanie się do niego wraca. Była to pierwsza źle przespana noc. Mimo leżenia obok Danielle, mimo jej miarowego oddechu zaraz przy sobie, nie mógł zasnąć. Desperacko chwytał się każdej minuty, każdej sekundy w apartamencie, aby wydłużyć czas jak najbardziej. A teraz odbijało się to czkawką, zmuszając go do walki ze zmęczeniem i zamykaniem oczu, byleby nie stracić tych cennych godzin w samolocie.
make it last forever
Uśmiech automatycznie się poszerzył po usłyszeniu jej śmiechu, jak i dramatycznym przeciągnięciem jego niepewności co do roli gościa specjalnego. Ile by oddał, żeby słyszeć ten dźwięk każdego dnia.
OdpowiedzUsuńWestchnął cicho po tym, jak jej słowa przebiły się przez senną mgłę go otaczającą i mimo niechęci do zaśnięcia, jej słowa zburzyły stworzoną zaciętość, finalnie dając mu odpłynąć do snu, czerpiąc jak najwięcej z otaczającego go zapachu, uspokajającego dotyku i niewielkiego ciężaru na klatce piersiowej, który świadczył o jej obecności. O tym, że była obok, była przy nim. Jak bardzo chciał, aby to trwało wiecznie.
Cudem przespał większość lotu. Zdarzyło mu się parę razy balansować między snem a wybudzeniem tylko po to, aby wyprostować niedokładnie plecy, albo odszukać dłoń Danielle dla przelotnego, nie w pełni świadomego dotyku. Nie przeszkadzała mu ty niezbyt wygodna pozycja, która później odzywała się w postaci śladowego bólu szyi. Nie chciał jej zmieniać w obawach, że żadna nie da mu takiego samego poczucia bliskości, że zaburzy spokój, który powierzchownie ich otoczył.
W głębi serca liczył, że lot mu się przyśnił. Że otworzy oczy i będą dalej w apartamencie, Dani przywita go uśmiechem i zażartuje z jego porannego marudzenia, które zapewne miałoby miejsce. Że głos stewardessy sporadycznie przebijający się przez senność wybrzmiewa tylko we śnie. Dopiero wypowiedziane, należącego do niego pełne imię przypomniało mu, że naprawdę znajdują się w samolocie. A tym bardziej o tym, że właśnie lądują. Przesunął dłońmi po twarzy, pocierając parokrotnie oczy, aby odgonić od nich resztki zaspania
— Już? — wymamrotał, nie ukrywając swojego niezadowolenia, a zarazem żalu, że prawie całą drogę nie był obecny. Wziął głębszy oddech przed podniesieniem się z jej kolan, aby dostać chwilowego szoku, że za oknem dalej jest jasno. Dopóki nie przypomniał sobie o zmianie czasowej. Teoretycznie mieli przed sobą cały dzień, choć kompletnie tego nie czuł. Zresztą, co z tego, skoro i tak musieli się rozjechać do swoich mieszkań, aby ogarnąć się po locie
— Musisz od razu jechać do domu? — zapytał z obustronnie złudną nadzieją. Zabrałby ją samolubnie do siebie, wykorzystałby ten dzień na robienie dosłownie niczego, wylegiwaniu się tym razem w jego salonie, na jego kanapie i z amerykańską telewizją na ekranie. Ale nie mógł. Nie mogli. Ona musiała przede wszystkim pokazać się matce, że żyje. On musiał zacząć załatwianie poszczególnych spraw, jeśli chciał, chociaż w odrobinie, unormować sobie ilość pracy. I jeśli byłyby to teksty, przeczytanie maili, obecność Danielle nie byłaby problemem. Jednak nie mógł jej zabrać na zakup towaru, na przeprowadzenie transakcji. Wiązało się to ze zbyt dużym niebezpieczeństwem i zwyczajnie nie był na tyle głupi, aby zaufać, że nic się nie stanie.
Samo lądowanie zajęło dosłownie moment. Te kilkanaście minut podchodzenia do niego, ułożenia kół na pasie lotniskowym, mimo trwania kilkunastu minut, przeleciało mu, jak krótka chwila. Nie zarejestrował, kiedy zaczęli się zbierać z samolotu, kiedy narzucił na plecy plecak, a kaptur naciągnął na głowę, aby osłonić oczy przed jasnym słońcem. Czekał na nich również ten sam kierowca, z zapakowanymi już walizkami, kiedy w końcu dotarli na parking.
Starał się przywdziać tym razem pokrzepiający uśmiech. Przekonać Danielle, ale i samego siebie, że nie ma co dramatyzować, że mają mnóstwo czasu i nic ich nie goni. Dłoń schowana w kieszeni dalej skubała skórki przy palcach, byleby nie pozwolić na ukazanie szczerego smutku, jaki odczuwał, na twarzy.
Co z tego, że już stali przed samochodem. Że kilkanaście wspólnych godzin skurczyło się do kilkunastu, w porywach kilkudziesięciu minut jazdy autem. Przecież tylko wracali z wyjazdu, nie rozstawali się, choć nawet jakkolwiek nie określili swojej relacji. W jego oczach była ona jasna, a w umyśle przy imieniu Danielle nie widniała jedynie łatka przyjaciółki, jak i jego dziewczyny. Dziewczyny, w którą był ślepo zapatrzony i którą chciał chronić niezależnie od ceny.
i wish it had never ended
Ulice Nowego Jorku wydawały się dziwnie chłodne. Wypełnione grozą i niebezpieczeństwem, które czyhało z każdej strony na niewinnego przechodnia. Ludzie byli w podobnym pośpiechu, co mieszkańcy Seulu, ale tu panował większy chaos, dało się usłyszeć, jak poszczególnie samochody nieprzerwanie trąbią, jak ktoś rozmawia za głośno przez telefon. Urodził się w tym mieście, był do tego wszystkiego przyzwyczajony, a jednak teraz wszystko wydawało mu się obce, odległe.
OdpowiedzUsuńBył duchem obok, tonąc w myślach i rozrysowywaniu planu dnia, jak i całego tygodnia, przez co nie usłyszał nagłego odpięcia pasów, ani nieznacznego poruszenia obok siebie. Dopiero ciało Danielle, oplatające go ręce i lekko łaskoczące po brodzie włosy. Zdezorientowane, wybite z zamyślenia spojrzenie przeskanowało figurę dziewczyny, aby zaraz otoczyć ją swoimi ramionami, przymknąć na moment oczy i dać sobie zresetować na moment pędzące myśli oraz oddać się ciepłu, które otaczało go z każdej strony
— Jak się w miarę uspokoi, to dam Ci znać — zapewnił ją, spoglądając w ciemne, dalej połyskujące, oczy z góry. Brzmiało to i może nieco kiczowato, ale ten nieustanny blask w głębokich tęczówkach dodawał mu nadziei, rozpalał tlący się płomyk i zapewniał, że dadzą radę. Nieważne, jak będą wykończeni w ciągu tygodnia, jak ciężko będzie im znaleźć zgodną godzinę. Ile dni będzie musiało minąć bez jakiegokolwiek spotkania, a z jedynie przelotnym telefonem. Gdy patrzył na nią, a ona wlepiała w niego okrągłe, niewinne oczy, nie mógł myśleć inaczej.
Przytrzymał ją ostrożnie, kiedy zmieniała pozycję na swoim miejscu, z zainteresowaniem przyglądając się jej kolejnym ruchom. I niczym na zawołanie przymknął powieki i rozchylił nieznacznie wargi, pogłębiając pocałunek i dopasowując się do spokojnego, narzuconego przez Danielle tempa. Dłonie same powędrowały na jej policzki, aby mieć ją jak najbliżej siebie, nie pozwolić na przerwanie pieszczoty za wcześnie. Chciał w pełni wykorzystać ostatnie, zaoferowane im minuty, a z jej ruchów mógł wyczytać to samo pragnienie.
Spojrzał po raz kolejny jej w oczy, kiedy usłyszał troskliwe, acz niosące za sobą ogromną wagę, słowa, wypowiedziane niemal w formie prośby
— Dobrze — uśmiechnął się krzywo, przesuwając parokrotnie kciukami po miękkiej skórze, starając się wydusić z siebie jak najwięcej przekonującego tonu. Rozumiał, skąd się wzięły te słowa. Rozumiał też powód wplecionej nuty zmartwienia. Jednak nie mógł jej nic obiecywać. Tak bardzo, jakby chciał mieć nad tym wszystkim kontrolę, tak naprawdę nigdy jej nie miał. Był zdany na innych, na przychylne spojrzenie, kiedy dojdzie do nieszkodliwego zawinienia, jak i tych bardziej karygodnych. Na wyrozumiałość, kiedy potrzebuje przesuniętego terminu, nawet o godzinę. Wystarczyło trafić na nieodpowiedni dzień, użyć złego tonu, aby sytuacja natychmiastowo obróciła się przeciwko jemu.
— I ty tak samo — dodał przed ponownym przybliżeniem się, zostawieniu motylego pocałunku na jej ustach, dopiero po chwili łącząc je ze swoimi na dłużej. Rozumiał jej pasję do tańca, rozumiał chęć bycia jak najlepszą, ale teraz, kiedy znaczyła dla niego jeszcze więcej, nie potrafił całkowicie przymrużyć oka na wyniszczające zdrowie, intensywne treningi. Metody, które sam jej oferował i z każdym dniem wyjazdu czuł się podświadomie tym bardziej winny.
Za oknem zaczął widzieć mijane, znajome bloki, a chęć na zostanie w samochodzie, czy zabranie Danielle ze sobą jedynie rosła. Ale nie mógł. Mógł jedynie trzymać ją blisko siebie, dopóki kierowca nie zwolnił samochodu, wjeżdżając na odpowiednią ulicę, aby zaraz w pełni go zatrzymać, kiedy podjechali pod jeden z bloków mieszkalnych. Przełknął ciężko ślinę, zabrał swój plecak, a po opuszczeniu pojazdu przyjął wyciągniętą walizkę
— Daj znać, jak dojedziesz do siebie — poprosił, opierając się o drzwi samochodu — A możesz też pozdrowić ode mnie Mitchelle — zażartował w próbie poprawy humoru, który nad nimi wisiał od wyjścia z samolotu.
— I dzwoń. Nieważne kiedy, odbiorę — powiedział ciszej z małym, ciepłym uśmiechem, po czym złożył ostatni pocałunek na jej ustach, chcąc zapamiętać jak najlepiej ich słodki smak.
Usuńi don’t want this to be over
Gdyby mógł, zatrzymałby czas. Zostałby w tym momencie, w wytworzonej i pielęgnowanej przez nich bańce, która dawała mu niezmierzoną ilość komfortu. Nieustannie czułby rozrastające się po ciele ciepło, kiedy go całowała i dotykała, haczyła palcami o pojedyncze kosmyki przy karku, aby przedłużyć tę chwilę. Jednak w końcu musiał się od niej odsunąć, posłać słaby uśmiech i pozwolić jej na zamknięcie drzwi, mimo rąk, które chciały sięgnąć do klamki i ją powstrzymać. Nie był dzieckiem, oboje nie byli dziećmi. Więc nie mógł zachowywać się jak rozwydrzony bachor dla własnych, zduszanych w sercu zachcianek.
OdpowiedzUsuńNaciągnięty ponownie na głowę kaptur zsunął się, kiedy pośpiesznie się obrócił po usłyszeniu swojego imienia. Wydusiła z niego krótki śmiech małym gestem, który sam powtórzył i odmachał, skubiąc od środka policzek dla niestandardowej formy uziemienia się. Nie mógł teraz polegać na przelotnych muśnięciach dłoni o jego ramię, czy też pokrzepiającym spleceniu palców.
Poczekał, aż samochód zniknie z jego pola widzenia, aby wznowić kroki w stronę wejścia do budynku. Wolną dłonią parokrotnie poklepał się po policzku, odganiając ciążące myśli i emocje, na które zwyczajnie w świecie nie miał czasu. A przynajmniej chciał, żeby to było tak proste do zniwelowania. Kiedy postawił nogę w mieszkaniu, zamknął za sobą drzwi i wjechał z walizką do pokoju, zatrzymał się bezczynnie na samym środku, obserwując wszystko, co znajdowało się w środku. Zakupiona przy Namsan koszulka, polecone przez Danielle mochi, a rzemyk delikatnie łaskotał wnętrze jego dłoni przez luźno wiszącą część sznurka. Krzywy uśmiech gościł na jego twarzy, a on nie umiał zdusić odczuwanej przez koniec wyjazdu zgorzkniałości podczas rozpakowywania bagażu.
Szybki prysznic pomógł mu w pozbyciu się resztek ospałości po locie, choć czuł, że jet lag go nie oszczędza, nawet po przespaniu całego lotu. Zmiana czasowa sama w sobie wybiła go z rytmu, przez co kiedy usiadł z laptopem na kolanach i wyłączonym, drugim telefonem obok, nie potrafił się zebrać do odpalenia skrzynki pocztowej, ani uruchomienia komórki. To świadczyło o powrocie do pracy, do codzienności, która teraz znajdowała się tuż przed nim, a nie tysiące kilometrów dalej. Powiadomienie na codziennym urządzeniu mu umknęło, kiedy czekał, aż wyświetlacz roboczego na nowo się rozjaśni, a go powita seria powiadomień, czy też najbardziej wyczekiwany, acz budzący lęk, telefon z góry.
Ale nie było nic. Może pojedyncze sms’y z prośbą o przywiezienie tradycyjnej ilości, z terminem luźno ustalonym na ten tydzień, jak i informacja, że może przyjechać po towar, kiedy będzie miał czas. Nie spodziewał się takiego spokoju po swoim powrocie. Wręcz przeciwnie, oczekiwał fali zamówień, telefonów i nacisku, byleby nie miał chwili wytchnienia po tak długiej przerwie.
Maile już przedstawiały się inaczej. Skrzynka była wypełniona zniecierpliwionymi klientami, którzy nie potrafili zrozumieć tygodnia bez bezpośredniego kontaktu i zasypywali niczym niewnoszącymi wiadomościami, które otwierał jedynie dla zasady. Przynajmniej w tej pracy mógł być bardziej bezczelny i oschły, bo tutaj był swoim własnym szefem.
Sięgnął po główny telefon dopiero po uporaniu się z większością maili, poinformowaniem, że jest już na miejscu i będzie mógł podjechać następnego dnia, skoro nie był nałożony nacisk, aby zrobił to teraz. I wtedy zauważył wiadomość od Danielle, wysłaną ponad godzinę temu. Zostawił przy niej reakcje, a palce zamarły nad ekranem, kiedy zaczął myśleć nad opcjami. Brak pracy nie wydawał mu się podejrzany, choć powinien. Ale to dawało jedynie szansę na zobaczenie dziewczyny w ciągu tygodnia. Nawet na krótki moment, odwiezienie jej do domu, zobaczenie się na kilka minut i poczucie jej przy sobie. Nie wiedział, czy pokusiła go złudna nadzieja, czy desperacja, którą poczuł po spędzeniu odrobiny czasu samemu. Nie był pewien, ale nim zdążył bardziej to przemyśleć, jego palce wystukały sms’a do dziewczyny: ”mogę przyjechać po ciebie po treningu?”
filled with blind hope
Cały dzień, jak i całą noc myślał o pozytywnej reakcji Danielle i serduszku, jakie wysłał w odpowiedzi. Kompletnie nie rozdrabniał się nad tym, że brak obowiązków handlarskich był podejrzany, tak jak brak telefonu po powrocie, samemu zapominając o tym, że powinien wychodzić z inicjatywą, pokazać, że pamięta o pracy i do nich zadzwonić z informacją, że jest na miejscu i może przyjmować zlecenia. Był rozkojarzony, choć nawet o tym nie wiedział. Umykały mu wszystkie procedury, które powinien przeprowadzić, za bardzo będąc pogrążonym w gotującej się w nim radości na spotkanie, nawet jeśli miał ją jedynie odwieźć pod dom, czy bezcelowo przejechać się po okolicy.
OdpowiedzUsuńMinął jeden dzień, a on już tęsknił za wieczorną rutyną, która wydawała się zbyt cicha i zbyt pusta. Szedł z łazienki do pustego łóżka, nie czuł owiniętych wokół siebie ramion, które nie pozwalały na nieprzerwane wiercenie się, a zarazem pomagały uspokoić ciało i spokojnie zasnąć, bez niechcianych w nocy pobudek. Zdecydowanie źle spał, w drodze do studia, gdzie zamierzał przynajmniej poudawać, że pracuje, wypił jedną kawę, aby zaraz po opuszczeniu samochodu kupić energetyka i wypić go w zastraszającym tempie.
Ale nie mógł narzekać. Nie licząc kofeiny, na nogach trzymała go również wizja spotkania. Że za kilka godzin on będzie mógł wyjść ze studia, podjechać pod Juilliard i odebrać Danielle. Wypytać ją o trening, jak się czuje, na co ma ochotę. Po prostu spędzić ze sobą czas, skoro trafiła im się luka w grafiku, a oboje byli skorzy do wypełnienia jej sobą nawzajem.
Musiał znaleźć sobie zajęcie w ciągu dnia. Zasiadł w studiu, w którym panował taki sam bałagan, jak przed wyjazdem. Niedokończone utwory, które czekały, aż ich sięgnie i dopisze ostatnie parę wersów, nierówno odwieszone słuchawki, kiedy w pośpiechu je zdjął, aby wrócić do mieszkania i spakować się przed wyjazdem. Na biurku leżała też srebrna papierośnica, z której wyjął dwa skręty, żeby zabrać ze sobą, finalnie wypalając tylko jednego i to na pół z Danielle. Przynajmniej nie zostawił żadnych śmieci, mając w zwyczaju wszystko od razu wyrzucać do kosza, aby pod tym kątem panował jakiś porządek. A na fotelu siedział on, tępo wpatrzony w maile, rozrzucone kartki i deadline’y, które sam sobie poprzesuwał, wcześniej nawet nie wpadając na pomysł, że po powrocie wejście w rytm przyjdzie mu tak opornie. Ale w końcu przysiadł do tych najbliższych wykończenia numerów, poprzypominał sobie, czego oczekiwał klient i mimo błądzącego na twarzy grymasu, kiedy automatycznie porównywał poziom do tego, nad czym miał okazję siedzieć parę dni temu, udało mu się przesłać gotowy tekst i zaproponować terminy na kontakt, czy spotkanie, gdyby coś nie odpowiadało.
Stopniowo wracał w swój rytm, może i bardzo powoli, jak i niechętnie, ale wyuczone techniki same wychodziły na wierzch, tak samo jak znajomość grona muzycznego i ich wymagań. Jednak nie wciągnął się na tyle, aby tylko po zbliżeniu się godziny do wyjścia i końca treningu, wyłączyć cały sprzęt, dopić resztkę kolejnego napoju energetycznego i zabrać telefon, portfel i klucze do samochodu. Prędkim krokiem skierował się na parking, przelotnie pożegnał kobiety w recepcji i zajął miejsce za kierownicą, byleby jak najszybciej znaleźć się pod Juilliardem. Wziął pod uwagę korki, wziął pod uwagę wszystko, co mogłoby przeszkodzić mu na drodze, byleby Danielle nie musiała na niego czekać, dzięki czemu był nieco przed czasem.
Już wsiadając do samochodu, czuł ekscytację, która jedynie rosła z każdą minutą, aby w końcu ujawnić się w postaci radosnego uśmiechu, kiedy drzwi samochodu się otworzyły, a miejsce obok zajęła Danielle. Nieostrożnie odłożył telefon do wolnej przegródki, aby móc oprzeć dłoń na jej karku i przytrzymać ten moment dłużej bliżej siebie. Uśmiechnął się w jej usta po poczuciu, jak całe jego ciało przechodzi przyjemny dreszcz, a palce rozluźniają swój chwyt, aby pozwolić jej na odsunięcie się
— Hej piękna — odpowiedział, zostawiając ostatniego całusa na jej ustach, a po tym, jak zapięła pasy, wjechał z powrotem na ulicę. Uważnie słuchał wszystkiego, co mu opowiadała, jedna z jego dłoni swobodnie leżała na jej nodze, uważając przy delikatnym masowaniu, aby nie nacisnąć na żaden z wykończonych po treningu mięśni. Sam opowiedział trochę o swoim, mniej interesującym dniu. O skończeniu jednego tekstu, przy którym prawie wypadły mu oczy z orbit przez to, jak mocno nimi wywracał. O głupotach, jakie wypisywali do niego w mailach, licząc, że dzięki temu szybciej usiądzie do ich piosenki.
UsuńSpecjalnie wydłużał drogę, korzystając z tego, że nie zwracała mu na to uwagi. Omijał przypadkiem zakręt, który prowadził do Hudson Yards, delikatnie klepiąc się w czoło przez swoją “nieuwagę”. Ale nie mógł tego robić wiecznie, tym bardziej że Danielle nie wracała do pustego mieszkania, a prawdopodobnie do oczekującej na nią matki.
Mimo to pozwolił sobie na zaparkowanie niedaleko zamieszkiwanego przez nie bloku, spleść ze sobą palce ich dłoni i ponownie przysunąć się do niej, aby złożyć pocałunek bez większego pośpiechu, rozkoszując się bliskością i muskającymi go wargami
— Jesteśmy w kontakcie — mruknął, w przerwie między pieszczotami — I powodzenia jutro na uczelni — wykrzywił usta w uśmiechu przed zostawieniem ostatniego całusa na jej ustach. Chciał ją odprowadzić, ale szczerze obawiał się czujnego wzroku Mitchelle, jak i potencjalnego wpadnięcia na kobietę. Nie był nawet świadom tego, że ktoś inny, jeszcze gorszy, bacznie go obserwował od powrotu do Stanów.
oh so bittersweet
Promienny uśmiech Danielle wyraźnie widział przed oczami w trakcie drogi do studia, samemu mając wymalowany podobny. Nie będzie łatwo, domyślał się. Widział jej plan i ile miała zajęć, treningów i także dodatkowych aktywności, wiedział, jak wygląda jego grafik, i że wiele dni nie dawało im szansy na zobaczenie się. Jednak to krótkie, dla niektórych nic nieznaczące, spotkanie przywróciło w nim nadzieje. Przypomniało, ile przyjemności dawały niezobowiązujące rozmowy w trakcie wyznaczonej drogi. A teraz doceniał tę chwilę jeszcze bardziej, przywiązując silniejsze emocje do Danielle i jej osoby, jej bliskości i obecności, nawet jeśli nic nie robiła, tylko siedziała i go słuchała na miejscu pasażera, czy też szukała kolejnego utworu do dodania do kolejki.
OdpowiedzUsuńStał na kolejnych z rzędu światłach, cudem nie irytując się na chaotyczny ruch panujący w Nowym Jorku, jedynie kątem oka wyłapując samochody zajeżdżające pasy po jego obu stronach. Korki nie były niczym nowym, nie zwrócił na to większej uwagi, dopóki przelotnym spojrzeniem nie wyłapał znajomych, wrogich, twarzy, na których widniał krzywy, pozornie nic nieznaczący uśmiech, ale mu wysyłały jasno zrozumiały sygnał. Nie rozumiał, o co chodziło. Czemu go odszukali, czemu mu kazali jechać za nimi, ale pistolet, który błysnął na pasie jednego z mężczyzn, był wystarczającym znakiem, aby nie próbował kombinować. Musiał posłusznie skierować się za jeepem, na ogonie mając drugi.
Chciał sięgnąć po telefon, zobaczyć, czy coś mu umknęło, czy w czasie spotkania z Danielle ktoś do niego pisał, czy dzwonił, jednak nie miał odwagi odkleić dłoni od sztywno trzymanej kierownicy, a wzrok skakał po każdym lusterku, na przednią szybę, w której widział jadący przed nim samochód i jak prowadzi go do znajomej, nieco wyludnionej części Lower East Side.
Nie miał okazji spokojnie wysiąść, nie miał też okazji na zadanie żadnych pytań. Zaraz po wyłączeniu silnika samochodu został wyciągnięty ze swojego miejsca, a umięśnione ręce ciasno trzymały jego własne, aby nie miał szansy na wyrwanie się, ani ucieczkę. Mimo to zagorzale pytał, o co chodzi, przecież nic nie zrobił, nic nie powiedział, tak jak się dogadali. On pracuje dla nich, siedzi cicho, a oni nie mówią nic jego ojcu ani nie rozsyłają przekłamanych plotek na temat mężczyzny i jego syna
— Widzisz, właśnie w tym jest problem, Namgi — z impetem został posadzony na krześle w opustoszałym salonie, naprzeciw głowy całej szajki, który z dezaprobatą pokręcił głową, jak tylko spojrzał na zdezorientowanego blondyna — Wróciłeś z wyjazdu ze swoją koleżanką i nagle zapomniałeś o pracy?
— No nie, nie zapomniałem, bo nikt nie pisał-
— Miałeś odezwać się zaraz po lądowaniu, Jung — jego serce przelotnie zatrzymało pracować na usłyszane słowa. Racja. To on miał puścić sygnał, że już jest. Że może wracać do pracy. Ale zapomniał, będąc zbytnio przejętym Danielle, szukaniem szansy na spotkanie, korzystaniem z ostatnich wspólnych chwil — I to wszystko przez tą całą Song, co? — uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, zapytać, skąd znają jej nazwisko, skąd w ogóle wiedzą, z kim wyjechał. Ale byłyby to głupie pytania, powinien się tego spodziewać. Jak Isaac go tutaj przyprowadził, znali każdy szczegół na jego temat, które mogły im się przydać.
— Nieładnie Namgi, no co mam Ci powiedzieć — mężczyzna rozłożył załamany ręce — Za coś takiego powinienem Cię ukarać. Albo tą Danielle, w końcu to przez nią mój ulubiony pracownik się obija.
— Dajcie jej spokój — wciął się w zdanie mężczyzny, płacąc za to szybkim ciosem rękojeścią broni przy skroni, rozcinając tam skórę — Ona nic nie wie, przysięgam. Tylko ode mnie kupuje, ale to tyle — nie wybaczyłby sobie, gdyby obrali ją na celownik. Gdyby musiała zapłacić za jego rozkojarzenie po wyjeździe, był sam sobie winien.
— Co Ci tak zależy, Jung? Myślałem, że nie masz nikogo bliskiego — długi czas tak w końcu było, od śmierci Isaaca. Nie licząc rodziców, nie miał nikogo w miarę mu bliskiego, kogoś, z kim nawiązał lepszą relację — Ale dobrze, niech Ci będzie — nie mogło być tak łatwo. Wiedział, że to nie mogło być wszystko, skoro za mniejsze przewinienia przepłacał gorzej, musiał używać więcej argumentów, byleby uniknąć pobicia.
Usuń— Ale spróbuj zapomnieć, spóźnić się, źle obliczyć ilość towaru, na jakiekolwiek zlecenie, a szczególnie, jeśli spierdolisz przez spotkanie się z nią, a nie będę taki wyrozumiały — nie spuszczał z tekściarza enigmatycznego spojrzenia, penetrując go nim na wylot — I dla Ciebie, i dla Song. Mógłbym się jej pozbyć, ale to byłaby straszna strata, nie sądzisz? Więc jeśli coś zjebiesz, pewnie któryś z chłopaków chętnie ją przygarnie… — nieistniejące w żołądku śniadanie groziło podjechaniem do samego gardła, kiedy groźby dotarły do jego świadomości — Więc jeśli Ci zależy, to lepiej się postaraj, Jung, bo inaczej Twój ojciec dowie się o wszystkim, a z Song nigdy więcej się nie zobaczysz.
Nie wiedział, czy ma dziękować, czy ma błagać na kolanach, aby kompletnie o niej zapomnieli, nie wciągali w to bagno, którego nawet nie była częścią.
I mimo złudnej nadziei, nie wyszedł stamtąd bez zapłacenia za swój brak zorganizowania. Ale wolał, żeby to on był na tym krześle, żeby on miał obijane żebra, twarz i nogi, a nie Danielle.
Danielle, którą musiał trzymać z daleka od tego wszystkiego. Z daleka od siebie, jeśli chciał ją chronić. Tak, jak powtarzał sobie cały wyjazd.
Ignorował swój telefon. Ignorował sms’y, przychodzące połączenia, wiadomości na poczcie głosowej. Od wszystkich, ale przede wszystkim od Danielle, mimo potrzeby wejścia w rozmowę, usłyszenia jej głosu. Musiał wejść w rytm pracy, w który rzucił się po powrocie z nory kartelu. Nie zwracał uwagi na obolałe ciało, głębokie siniaki i rozcięty łuk brwiowy, przygaszając ból nieustannym paleniem i pochylaniem się nad tekstami w przerwach od rozwożenia zaległego towaru.
Nie wiedział, ile minęło dni, kiedy w końcu zerknął na wyświetlacz telefonu, mogąc jedynie szacować mniej więcej tydzień po wyglądzie obić, które prezentowały się w chorobliwe żółtym kolorze, a nie głębokim granacie, a draśnięcie na skroni i przy brwi zmalało. Widział dziesiątki nieodebranych połączeń od Danielle, od matki, z którą nie widział się od powrotu z Korei. Zauważył również dwie, najnowsze wiadomości, które wywróciły jego żołądek do góry nogami i cisnęły do oczu łzy. Czułe, zmartwione słowa Danielle, prośby o jakikolwiek kontakt, który bezpośrednio urwał, aby unikać spotkań. Chciał jej powiedzieć. Chciał powiedzieć wszystko, przeprosić, że mimo obietnic chronienia jej, wystawił ją na niebezpieczeństwo przez własną samolubność i nieuwagę.
Ale nie mógł. Nie mógł jej nic powiedzieć, bo wtedy byłoby za późno. Wtedy wciągnąłby ją razem ze sobą do tego bagna i zniszczyłby jakiekolwiek szanse na rozwijanie marzeń, które miała rozplanowane na najbliższe kilka lat. Chciał znowu zignorować wiadomości, odłożyć je na później, ale znał Danielle. Wiedział, że jeśli na czymś jej zależało, to wytrwale do tego brnęła, a nieprzerwane wodzenie jej za nos było stratą czasu.
Godzinę siedział nad telefonem, z zamazanym wzrokiem przez gromadzące się w oczach łzy, w myślach wyrzuty sumienia i palcami nad ekranem, wiszącym kciukiem nad przyciskiem “wyślij”, aby po roztrzęsionym oddechu w niego nacisnąć.
zerwijmy.
i don’t want it
Trzymany w dłoni telefon zagroził wysunięciem się z niej, kiedy prędko po wysłanej wiadomości, Danielle zadzwoniła. Zostawił przychodzące połączenie, poczekał, aż się skończy, aby wyciszyć komórkę, odłożyć ją na drugi koniec biurka i skutecznie ignorować kolejne, możliwe powiadomienia i telefony, mimo poczucia winy. Mimo chęci odwołania swoich słów, zrzucenia ich na autokorektę, czy kolejny z nieśmiesznych żartów.
OdpowiedzUsuńJednak telefon został na swoim miejscu, zęby tekściarza męczyły dolną wargę, a palce odgarnęły zbierające się łzy, aby nie poplamić nimi kartki, nad którą się schylał i próbował dopisać tekst do kolejnego już upragnionego przez klienta popowego hitu. Musiał odwrócić swoją uwagę, a praca była jedynym, co teraz miał. Poskreślane wersy, niemal wyrobione ołówkiem dziury, kiedy kolejne słowo z rzędu nie pasowało, niechlujne pismo, kiedy już nie miał siły na kolejną zwrotkę. Jedyne czego chciał, to uciec. Uciec od tej pracy, uciec od handlu, od swoich rodziców. Uciec od siebie samego i życia, jakie sam sobie wykreował.
Siedział w studiu, dopóki nie miał dość. Dopóki litery na kartce nie zaczęły się zlewać w niezrozumiałe słowa, dopóki nie bolała go głowa od obciążania jej pracą, byleby nie skupił się na niczym innym. Planował zarwać nockę, wykończyć to, co pozaczynał, ale czuł, że nie miał na to siły. Dalej nie pozbył się w pełni efektów po pobiciu, nie wyspał się poprzedniego dnia i każda kończyna dawała o sobie znać. Musiał wrócić do mieszkania, do tych chłodnych ścian, żeby spędzić noc na normalnym materacu, a nie ustawionej w studiu kanapie.
Obrał nieco inną trasę, wydłużając ją, ale omijając samo centrum, które wydawało się przytłaczające ilością świateł i wszechobecnego hałasu dla jego niewyspanego organizmu. I mimo odrobinę większej ilości kilometrów, ominął najgorsze korki i dojechał pod blok, do podziemnego parkingu i zostawił tam samochód, wyciągając z niego plecak wypakowany tekstami, jak i towarem na następny dzień. Wolał mieć go zawsze przy sobie, aniżeli zostawić na noc bez uwagi w studiu lub mieszkaniu. Wolał nie ryzykować, nawet jeśli nie dawał tam nikomu wstępu, nie wpuszczał nikogo do środka. Oprócz jednej osoby, której wyszło to tak naturalnie i pozwoliło mu na otwarcie się, stopniowe wprowadzenie jej do swojego życia, czego teraz żałował. A przede wszystkim, za co się obwiniał.
Droga windą zdawała się trwać w nieskończoność. Najpierw, nim ta zjechała na sam dół, potem powoli pokonywała kolejne piętra, aż nie wylądowała na odpowiednim. Wyciągał z kieszeni plecaka klucze, podczas gdy stopy automatycznie wyprowadziły go z windy i zaczęły kierować w stronę mieszkania. Jednak w połowie drogi zamarł. Nie był pewien, co pierwsze do niego trafiło - znajomy dźwięk dzwonka do jego drzwi, czy stojąca przed nimi Danielle.
Po raz kolejny chciał uciec. Wykorzystać okazję, że go nie zauważyła, uniknąć kontaktu z nią. Po to wysłał sms’a, w cichej nadziei, że chłodne, pojedyncze słowo wystarczy, aby ją zniechęcić. Aby jasno przekazać informację, ale w końcu ją znał. Powinien się spodziewać, że go poszuka. Szczególnie po nieodbieranych telefonach, braku reakcji na poprzednie, jak i następujące wiadomości.
Zdusił w sobie mdłości i wziął niepewny oddech przed wznowieniem kroków. Nie mógł się wycofać. Nie teraz, kiedy zrobił pierwszy krok. Nie, kiedy zależało mu na tym, aby nie dać im szansy na wyrządzenie jej krzywdy. Musiał ją od tego odsunąć. Musiał ją odsunąć od siebie, jeśli chciał, żeby była bezpieczna.
Musiał oddzielić siebie od tej rzeczywistości, aby nie pęknąć i ulec emocjom, które pragnęły wziąć dziewczynę w ramiona, otrzeć gromadzące się łzy i obiecać, że wiadomość była po prostu głupim wybrykiem. Rozsądek, którego jeszcze kilka miesięcy temu, był takim zwolennikiem, musiał na nowo wziąć górę. Przypomnieć, czemu nie pozwalał sobie na zbliżenie się do osób, oraz czemu tak skutecznie urywał z nimi kontakt, kiedy ktoś chciał zbliżyć się do niego
— Co ty tu robisz? — wyminął ją przy drzwiach, starając się jak najpewniej i umiejętniej wsadzić kluczyk do dziurki, a chłodne słowa początkowo z trudem przechodziły mu przez spierzchnięte usta. Chłodne spojrzenie pierw wlepiało się w drewniane drzwi, aby w końcu przenieść je na ciemnowłosą, nie zmieniając panującej w nim obojętności. Nie mógł ugiąć się pod jej spanikowanymi gestami, bliskim pęknięcia wzroku.
Usuń— Jeśli chodzi o sms’a, to mam wrażenie, że wszystko jest jasne — nieporuszona emocjami mina pozwalała na faktycznie ich zniwelowanie. Zamknięcie ich głęboko w sobie, oddzielenie się od sytuacji i obranie chłodnego frontu, który tak dobrze działał w odpychaniu od siebie ludzi.
Danielle musiała się stać kolejną, obcą twarzą w tłumie. Kolejnym, bezimiennym klientem. Musiał ją od siebie odepchnąć, nawet jeśli miał kompletnie stracić w jej oczach.
please let me go
Oczekiwał momentu, aż wejdzie do mieszkania, usiądzie w salonie czy sypialni i zapomni. Zapali dopóki nie będą go bolały płuca, dopóki oczy nie będą zachodziły łzami od ilości dymu, a on zaśnie, nie mając siły ani powodu, aby dłużej być na nogach tego dnia. Zaśnie, żeby wymazać z pamięci nieustannie pogarszający się przed nim obraz. Nie pozwolić przeszklonym oczom na intensywniejsze szarpnięcie za nerwy, przez co sam się załamie. To mogło poczekać. Musiało poczekać, aż będzie sam.
OdpowiedzUsuń— Nie mamy o czym — stwierdził treściwie, choć dobrze wiedział, że tematów było mnóstwo. Jego oschłość, brak kontaktu, co się z nim działo. O co chodziło teraz. Ale dla niego nie było powodów do rozmowy. Powiedział - czy raczej napisał - co chciał, nie miał nic więcej do przekazania. Mimo bólu i nieprzyjemnych mdłości, jakie nim targały w trakcie wystukiwania sms’a, mimo łez, które groziły skapnięciem na ekran, nie miał nic więcej do powiedzenia. Przekazał w tej wiadomości, co musiał. Że chce zerwać. Zerwać powstającą, tak przez niego cenioną, relację. Przestać się spotykać na kojące przejażdżki, które wyrywały go z wiru pracy i pozwalały na oczyszczenie myśli przed dalszym tworzeniem tekstów.
Niemal od razu zatrzymał się w progu, kiedy usłyszał jej ciche kroki za sobą. Był bliski zamknięcia drzwi przed jej twarzą, zostawieniem jej bez kolejnego słowa, aby ulżyć sobie samemu. Nie wiedział, jak długo wytrzyma oglądanie jej skulone, roztrzęsionego ciała, spłoszonego wzroku, który wpatrywał się w niego w poszukiwaniu odpowiedzi. Ale jedyne, co zastała, to chłodne, oddalone spojrzenie, dłoń opartą na drzwiach, aby w każdej chwili móc je zamknąć, ściągnięte w irytacji brwi, a poza tym niewzruszoną minę, bo każde drgnięcie mięśnia groziło zburzeniem wypielęgnowanej parę lat temu, a teraz przywróconej, fasady obojętności
— Nie dotykaj mnie — cicho wycedził przez zęby, odsuwając głowę od upragnionego, ciepłego dotyku, jej dłoń odgonił pojedynczym machnięciem swojej ręki. Przelotny dotyk rozpalał jego skórę, ale tym razem nie sprawiało mu to przyjemności. Czuł, jakby na jego policzku powstały otwarte, rozżarzone szramy, podatne na każdy powiew chłodu i boleśnie przypominające o tęsknocie, o tym, że czuł je po raz ostatni.
— Mówiłem. Nie ma o czym rozmawiać — jego wzrok przechodził przez nią na wylot, nie potrafił spojrzeć jej bezpośrednio w oczy, więc zostało mu wytworzenie iluzji kontaktu wzrokowego. Nie mógł się skupić na czymkolwiek, co mogło rozbudzić chwilowo zduszone wyrzuty sumienia, musiał zignorować łzy, które spłynęły po jej twarzy, zostawiając po sobie słaby ślad.
— Wróciliśmy, i tyle. Teraz nie ma sensu ciągnąć tego dalej — sam nie wierzył w te słowa, ale wiedział, że musi mówić rzeczy, których sam nie chciał słyszeć — Poniosło mnie, a teraz nie potrzebuje związku, który tylko mi przeszkadza w pracy — nie było tak. Nie czuł tak. To praca mu przeszkadzała, to ona wszystko krzyżowała i psuła, kiedy jedyne czego chciał, to spędzać dni z Danielle, być jej prywatnym kierowcą, kupować drobne przekąski, jak miała na nie ochotę, wysłuchać po męczącym treningu i zapewnić, że dobrze sobie radziła. Że za chwilę powróci do wymarzonej, szczytowej formy.
— Daj sobie spokój, Danielle — wypowiedział ostatnie, nieczułe słowa przed przełożeniem dłoni na klamkę i szorstkim zamknięciem drzwi przed jej nosem. Przekręcił zamknięcie, aby nie pomyślała o wejściu do środka. Wyłączał jakiekolwiek odgłosy zza nich, gdyby pukała, wołała jego imię, dzwoniła dzwonkiem. Nie chciał nic z tego słyszeć.
Powolnym krokiem kierował się do łazienki, a z dalej nieobecnych oczu zaczęły zlatywać pojedyncze łzy, o których zyskał świadomość po tym, jak któraś spłynęła po jego twarzy, zostawiając ścieżkę przez cały policzek aż do żuchwy. Zaciskał intensywnie wargi, a brane przez nos oddechy były niepokojąco płytkie, podczas gdy rozpakowywał zawartość plecaka, szykował woreczki strunowe, aby zapakować do nich odpowiednią ilość towaru, aby wykonać jak najlepszą robotę. Nieustannie ocierał je rękawem bluzy, kiedy łzy nieustannie leciały, w ustach czuł lekko metaliczny posmak przez wymęczoną zębami wargę, byleby nie pozwolić sobie na wydanie jakiegokolwiek, zdradliwego dźwięku. Byleby nie pozwolić na przerwanie pracy. Musiał udowodnić, że oprócz niej, nie zajmuje się niczym innym. Zrobić wszystko, byleby przekonać ich co do swojej wierności, do tego, że dotrzymuje swojej części obietnicy tak długo, jak oni robią to samo. I liczył, że kiedy zobaczą jego nieistniejące spotkania z Danielle, że nie krąży w pobliżu niego, nie ma wpływu na jego pracę, to odpuszczą. Zapomną o niej i wykreślą z arsenału gróźb, których mogli skutecznie używać przeciwko blondynowi.
UsuńZapomną o niej, tak samo, jak ona musiała zapomnieć o nim.
it’s hard for me to let go of you
Poczuł mrożący dreszcz, przebiegający przez jego ciało, kiedy w trakcie pracy usłyszał zduszony drzwiami płacz, który świadczył, że Danielle dalej tam była. Że siedziała pod wejściem do jego mieszkania, czekała, nie mogła powstrzymać wywołanych przez niego łez i szlochu, który mimo próby wyciszenia, odbijał się echem w jego uszach.
OdpowiedzUsuńAle tak było lepiej. Wolał, żeby płakała ten jeden raz, przez niego, a potem zapomniała. Zaczęła życie od nowa. Nie wybaczyłby sobie, gdyby łzy z jej oczu były wyciskane przez niemożliwe do wytrzymania męczarnie, panikę przez obecność przerażająco umięśnionych kryminalistów, niekryjących się ze swoim zawodem i ceną, jaką za niego płacili. Nie mógł nawet myśleć o tym, żeby któryś z nich położył na niej swoje ręce przez jego głupotę, jego nierozważność.
Nieważne, jak na to patrzył, był winny. I musiał się z tym liczyć. Ale wolał, aby skończyło się na bolesnych, bezdusznych słowach, aniżeli usłyszeniu, że przez jego spóźnienie, czy źle wyliczone gramy, ktoś z kartelu wykorzystał Danielle, bo on zawinił.
Otarł osłonięte łzami oczy o ramię, przy okazji nieatrakcyjnie pociągając nosem, w próbie uspokojenia się i dokładnego obliczenia ilości pigułek, które musiał zapakować i dorzucić do powoli formującym się na ławie stosie woreczków, gotowych do wydania potencjalnym klientom. Nie miał czasu na przetrawienie emocji, pomyślenie o tym, co zrobił i rozsądniejszym podejściu. Potrzebował się od tego oddzielić, jeśli chciał, żeby to wszystko było po coś. Musiał nieskazitelnie wywiązywać się z roboty, aby przebijający się przez drzwi szloch nie był kompletnie bez powodu.
Sięgnął w międzyczasie po telefon, aby wykonać jeszcze jedną rzecz. Roztrzęsione, wcześniej stalowo zaciskane na woreczkach, palce weszły w podpisany zdrobnieniem imienia dziewczyny, jak i pojedynczą emotką serca, kontakt. Przesunął parokrotnie po ekranie, dopóki na dole nie ujawnił się przycisk z czerwoną opcją blokady. Nie mógł usunąć numeru, nie było go na to stać, ale zablokowanie odejmowało szansę na kontakt, nie kusiłoby, żeby zadzwonić, a pozwalało na przeglądanie starych wiadomości, które jedynie wywoływały poczucie żalu i rujnowały jego nieudolne próby oddzielenia rozżalonych emocji od zdrowego, kalkulacyjnego rozsądku.
Nie był pewien, ile minęło czasu, kiedy usłyszał ponowne poruszenie przy drzwiach, inny, kobiecy głos i brak odpowiedzi na jej pytanie. Wbił jedynie mocniej zęby i został na swoim miejscu, bezmyślnie wykonując te same, robocze ruchy dłoni przy pozostałych prochach. Nie sprawdził, czy wszystko było w porządku, czy Danielle poszła. Nie poszedł za nią, nie cofnął swoich słów, tłumacząc, że to tylko głupi żart, że chciał zobaczyć, jakby zareagowała na taką nagłą zmianę, ale że on tylko żartuje. Chciał, żeby uwierzyła w jego słowa, nieważne jak bolesne. Musiała w nie uwierzyć.
Nie wiedział, czy żołądek ściska go z głodu, z poczucia winy, czy mdłości, które co chwilę do niego wracały i były bliskie sprowadzenia go nad toaletę, wyrzucając targające ciałem uczucia przynajmniej w ten sposób. Starał się usiąść do tekstów, jednak te pod jasnym, ledowym światłem jeszcze bardziej rozmywały się przed jego oczami, a jakiekolwiek pomysły wylatywały z głowy, mimo prób myślenia o czymś innym, niż ściskającym serce bólu, niż dalej wspominany dotyk na policzku, który od siebie odepchnął. Myślał nad zapaleniem, wzięciem czegoś z własnej działki, byleby dać sobie chwilę spokoju, aż w tym samym czasie nie przyszedł sms na telefon służbowy, jak i personalny.
Od mamy.
Może przyjdziesz, jak masz czas, opowiedzieć o wyjeździe?
Od klienta.
Masz to co zwykle? Zapłacę więcej przez last-minute prośbę
Wybór był przecież prosty. W końcu praca była najważniejsza.
this isn’t happening
Odpisał klientowi, że może za chwilę się z nim spotkać, w tym samym miejscu, co zwykle, z tą samą ilością towaru i będzie oczekiwał kilkuprocentowej nadwyżki, ze względu na wspomnianą “last-minute prośbę”. Jemu było to na rękę, miał pracę, miał powód na wyjazd z mieszkania, a zarazem posłusznego wywiązywania się z obowiązków, które ograniczały go niczym zakute przy każdej kończynie kajdany.
OdpowiedzUsuńSms od mamy zostawił na później, nie odczytał, a jedynie odłożył telefon na bok, aby odszukać wymagane prochy, ponowne odliczenie odpowiedniej wagi, jak i ilości pigułek, po czym schował je głęboko do kieszeni wraz ze służbowym telefonem i kluczykami do samochodu. Nie potrzebował nic więcej, tak jak sam powiedział - pozbył się osoby, która wadziła mu w pracy, a więc mógł w pełni się jej oddać. Tak jak przecież chciał.
Wymiana przeszła prędko, nie dostawał pytań co do swojego niechlujnego, roztrzęsionego stanu, który kontrastował z tą samą, co zawsze, wypowiedzianą pewnie i jednym tonem, formułce. Odebrał pieniądze, wsiadł do samochodu, zmarnował w nim dobrą godzinę na bezcelowym jeżdżeniu, zatrzymywaniu się co kilka kilometrów, aby uspokoić drżące dłonie i pozbyć się braku przejrzystości w oczach, kiedy odjeżdżał myślami na bok.
Brakowało mu osoby obok, szczupłej nogi, na której swobodnie mógł położyć dłoń, poczuć na jej wierzchu delikatnie sunące palce, a samochód był wypełniony nie tylko cicho lecącą muzyką, ale swobodną rozmową o wszystkim i niczym, o jakiś bzdetach, które doprowadzali do wysokiego poziomu absurdu, aby na koniec wybuchnąć śmiechem. Nie czuł się w pojeździe bezpiecznie, obawiał się, że na pasie obok pojawi się jeep, a jednak nie mógł przerwać nieuzasadnionej przejażdżki. Dopiero kiedy światła rozmazywały mu się przed oczami, a on nie uważał na obieraną trasę, stwierdził, że powinien wrócić. Nie interesowało go, że coś mogło się mu stać, ale miał mnóstwo niewykończonych spraw, które nie dawały mu spokoju. A wszystko, do czego tego dnia się posunął, byłoby po nic. Równie dobrze zrobiliby to samo, co po śmierci Isaaca. Przerzuciliby obowiązek na najbliższą, najbardziej podatną osobę - w tym wypadku Danielle. Nie miał z nikim innym takiej relacji. Choć nawet jej nie powinien teraz brać pod uwagę, skoro tak bardzo się postarał, aby doszczętnie zrujnować swój wizerunek w jej oczach.
Zapomniał o SMS’ie od mamy, a może celowo go ignorował, nie spoglądając zbyt często na telefon. Liczył, że kobieta zrozumie znaczenie ciszy, która nie była rzadkim zachowaniem w jego wypadku, ale przypomniała się parę dni później, nie ograniczając się jedynie do wiadomości, a wręcz posuwając się do zadzwonienia do jedynego syna, i tak spotykając się z głuchym telefonem.
Jednak w końcu musiał do nich przyjechać. Miał dla nich prezenty. Magnes ze straganu, jak i ten spod wieży Namsan, polecone mochi, trzymane u niego w lodówce, aby się nie popsuło. Zapakował je wraz ze sobą do samochodu, a kobiecie posłał pojedynczą, krótką wiadomość. wpadnę dzisiaj na moment, ok?.
Nie zadbał o siebie samego, nie upewnił się, że oczy nie są przekrwione, a pod nimi nie widnieją ciemne sińce przez brak snu, na rękach nie zostały ślady po ołówku i tuszu po pisaniu tekstów całą noc, nieważne, jak opornie i przeciętnej jakości mu wychodziły. Troczek w założonej bluzie był nierówno przeciągnięty, zostawiony tak, jak się ułożył po zostaniu owiniętym na palcach Danielle.
Jedynie po zaparkowaniu pod rodzinnym domem i po zerknięciu w lusterku przetarł parokrotnie powieki i skorzystał z zapasowych kropel, aby przynajmniej prezentować się na jedynie wymęczonego człowieka, a nie tego, który przy każdym załamaniu powstrzymywał cisnące się do oczu łzy, aby zaraz wrócić niczym w amoku do pracy.
W drzwiach przywitała go mama, przytulając pokrótce syna, którego dłoń bezwładnie oparła się na jej plecach, a uśmiech na twarzy starał się malować szczerze, mimo kompletnego braku siły
— Nie mogę zostać na dłużej, praca goni — usprawiedliwił się niemal natychmiast, wiedząc, że nie dałby rady wysiedzieć z nią w salonie, opowiedzieć o wyjeździe, który przeobraził się w gorzkie wspomnienia — Ale przywiozłem magnesy. I mochi, nie takich sklepowych, tylko wysokiej jakości — kąciki ust nieznacznie drgnęły, a on przekazał pamiątki w ręce kobiety, która mimo wszystko pogoniła go, aby choć na chwilę wszedł do środka.
Usuń— Jadłeś coś? Wyglądasz marniej, niż zwykle, Namgi — mógł się spodziewać, że matczynemu oku nie umkną i tak zignorowane przez niego oznaki, jak bledsza cera, wysuszone usta i podkrążone oczy — Przygotowałam obiad, może zjesz? Albo trochę Ci zapakuję, skoro musisz jechać do pracy — zaproponowała z ciepłym uśmiechem, a on nie miał serca odmówić, kiedy wyciągała już odpowiednie pudełka.
— Chyba nie przyjmujesz tak ludzi do studia? — niski głos ojca wybrzmiał za jego plecami, a tekściarz poczuł, jak zamiera na miejscu, dopiero po chwili odwracając się w kierunku starszego mężczyzny, kiedy zatrzymał się przy drugim końcu wyspy kuchennej, widocznie zbierający się do wyjścia — Wyglądasz nieprofesjonalnie. Przynajmniej zrób coś z włosami, ten kolor zawsze był złym pomysłem, jeśli chciałeś być kiedykolwiek wzięty na poważnie — wskazał dłonią na nieułożone włosy, a przede wszystkim na przedłużające się od kilku dni ciemne odrosty, kontrastujące z jasnym blondem, który i tak zazwyczaj bywał ciężki do zadbania i utrzymania. Teraz tym bardziej, kiedy włosy były ostatnią rzeczą, która była w centrum jego uwagi. Ale nie zostało mu nic, jak posłusznie przytaknąć na wyjściowe słowa ojca, odebrać od mamy zapakowany szczelnie obiad i wrócić do samochodu.
A jeszcze tego samego dnia rozjaśniane kosmyki zostały zastąpione czarnym kolorem, który nie wymagał innego zadbania, niż regularnego mycia, będąc jego naturalną barwą. Ale przede wszystkim, dodawały mu wspomnianego przez ojca profesjonalizmu.
😖
Praca była jedynym, czym się zajmował. Spędzał całe dnie i noce w studiu, wyjeżdżając jedynie, żeby spotkać się z klientem na przekazanie towaru. Nie szukał innego zajęcia, nie szukał osób do niezobowiązującego skontaktowania się, ani wspólnych wyjść. Nie miał nikogo takiego. Znowu został sam, a każda chwila przy biurku czy samochodzie przypominała, dlaczego tak było najlepiej.
OdpowiedzUsuńIsaac był jego pierwszym, prawdziwym przyjacielem. Nagła utrata takiej osoby w życiu skutecznie zniechęciła go do nawiązywania bliższych znajomości, nie mógł nikomu zaufać na tyle, na ile ufał mu. Mógł z nim rozmawiać o wszystkim. O muzyce, rodzicach, o prochach. Przed nim nie musiał ukrywać dilerki, chłopak sam w niej uczestniczył i był powodem, dla którego blondyn się w ogóle tego podjął. Może powinien go za to winić, być na niego zły, ale nie potrafił. Tylko z nim czuł pełną swobodę, po jego śmierci tracąc tę powierzchownie bezpieczną bańkę. Ograniczał się do przelotnych rozmów na imprezach, nietrwałych, jednonocnych związków, jeśli naprawdę zatracał się w wieczorze.
Nie miał nikogo zaufanego. Dopóki nie poznał Danielle. Dopóki nie napisała do niego wiadomości z bardzo niesprecyzowaną prośbą. Już przy pierwszym spotkaniu dała radę go urzec, acz bardziej pod względem fascynacji. Jej niepewny wzrok, który unikał jego badawczego spojrzenia i błądzącego na twarzy uśmiechu, kiedy przyznała, że nie ma pojęcia, czego potrzebuje. Spieszyło mu się, był umówiony na jeszcze jedną sprzedaż, a potem z klientem. Ale został, przedstawił jej opcje, zrozumiale tłumacząc różnice między nimi, ile i kiedy powinna brać, aby zyskać dobre efekty bez, przynajmniej początkowo, drastycznego szoku dla organizmu.
I z czasem zawsze miał przygotowany dla niej woreczek, nawet przed wiadomością, bo pamiętał, że mniej więcej w tym czasie potrzebowała uzupełnić braki. Skrycie cieszył się na tę lekką odskocznię od typowych spotkań, które przebiegały w pośpiechu, z niemal zerową wymianą zdań, byleby on jak najszybciej dostał pieniądze, a klient coś na uspokojenie pielęgnowanego uzależnienia.
Ale teraz stracił wszystko. Stracił nawet szansę na powrót do sporadycznych, koleżeńskich spotkań. Nawet one byłyby ryzykowne, ale zdawał sobie sprawę z tego, że Danielle i tak zapewne nie chciała nigdy więcej zobaczyć go na oczy. Nie mógł jej za to winić. Nie po tym, jak ją potraktował.
Sam chciał pójść do przodu, żeby pozbyć się bolesnych uczuć. Myślał, że tak zrobił, że mu się udało, nie dając sobie czasu na przetrawienie własnej decyzji i słów, wracając natychmiast do pracy. Skoro nie dawał szansy smutkowi i żalowi na otworzenie mu oczu i rozdarcie serca, musiały one nie istnieć. Dawał radę wprowadzić się samego w takie złudzenie.
Tak przynajmniej mu się wydawało, dopóki nie dostał telefonu z recepcji
— Przepraszam za przerywanie pracy, ale przyszła dla pana… paczka, panie Jung — kobiecy głos wypełnił pokój, zastępując miejsce wcześniej puszczonej muzyki. Paczka? Prawie nigdy nie dostawał pakunków do studia, co najwyżej coś od swojej mamy, ale wtedy recepcjonistki jasno mówiły, że przyszła właśnie ona, najczęściej z zapakowanym jedzeniem, kiedy swą matczyną intuicją wyczuła, że syn zapomniał o regularnych posiłkach. Tak jak teraz, choć otrzymany obiad siedział w lodówce w mieszkaniu, otwarty jedynie raz, bo kiedy ujrzał w pudełko kimchi-jjigae, kiedy postarał się sięgnąć po pierwszy kęs, nie dał rady go przełknąć. Nie, kiedy przypominało o obiedzie u ojca Danielle, a żołądek sam się ściskał. Większość jedzenia wchodziła mu opornie, po kęsie czuł się pełny albo groźną falę mdłości, zostając przy energetykach, skrętach, sporadycznych gotowych kanapkach, które zawsze się marnowały, bo nie potrafił przebrnąć przez więcej niż jeden kawałek.
— Odbiorę później — odpowiedział zbywająco i odłożył słuchawkę, nie kryjąc braku zainteresowania niespodziewaną pocztą. Naprawdę go nie obchodziła, mogła pochodzić od któregoś z muzyków, którzy tracili pomysły na sposoby przebicia się do tekściarza, w którym tutaj dalej tkwiła krzta złośliwości. Im bardziej wyczuwał czyjąś desperację, tym bardziej mu się odechciewało. Za wiele razy spotkał się, że z takimi osobami pracowało się najgorzej, a ich teksty nie były czymś, co w ogóle chciał tworzyć. Lecz parę z nich było z polecenia ojca, nie mógł więc im odmówić.
UsuńKobieta w recepcji zacisnęła jedynie usta w wąską linię, po czym spojrzała na marną postać wymalowaną przed jej oczami, dalej próbując upewnić się, że była to ta sama dziewczyna. Ta, do której Namgi wychodził z zaskakująco przyjaznym krokiem. Ta, której oferował ciepły, szczery uśmiech, rzadko tam widniejący, kiedy przychodzili do niego inni klienci, oczekujący rezultatów. Wyglądała inaczej, gorzej niż zwykle, a już wtedy miały w zwyczaju ją oceniać. Jednak teraz wyglądała równie mizernie, co sam tekściarz, choć ten zazwyczaj wchodził tylnym wejściem, nie mijając wtedy recepcji
— Jak będzie miał chwilę, to przekażę — przekazała jej informację, przekręcając jego wypowiedź, aby załagodzić wydźwięk dwóch, bezemocjonalnych słów — Chociaż byłoby szybciej, jakbyś sama mu dała. I tak ledwo stamtąd wychodzi — z resztą jak zwykle. Dzień blondyna nie różnił się wiele od tego, jak wyglądał przed wyjazdem, czy tym bardziej przed poznaniem Dani. Zawsze spędzał tam wiele czasu, wcześniej jedynie opuszczając go wieczorami dla znalezienia relaksu, jak i drugiej klienteli, w klubach. A i tak, jeśli nie był wyprany z energii, wracał tam nocami, czując się zwyczajnie bezpieczniej w wypełnionym instrumentami, sprzętem, pokoju.
Nie było więc nic dziwnego w tym, że i tego dnia siedział tam kolejne parę godzin, dopóki nie zdecydował się wyjść i odebrać paczkę, kiedy dostał kolejny, szybki telefon z informacją “Sądzę, że byłoby lepiej, jakby odebrał Pan to dzisiaj”. Mógł poświęcić chwilę na tę krótką drogę do recepcji i z powrotem. Bez słowa, jedynie z lekkim skinieniem głowy, odebrał niewielkie pudełko, zdecydowanie nie wyglądające na paczkę, i wrócił do studia, najpierw planując odłożyć je na bok.
Ale przykuło jego uwagę na tyle, aby uchylił wieczko, aby zajrzał do środka.
Myślał, że coś mu się wydawało. Był pewien, że coś mu się wydawało. Drżące palce sięgnęły po rzemyk, identyczny do tego owiniętego wokół jego nadgarstka, obróciły nim niepewnie, z wielką ostrożnością między palcami, a z gardła na krótko wydobył się nieme, zgorzkniałe i bolesne parsknięcie śmiechem, a pojedyncze łzy spłynęły niekontrolowanie po policzkach. Bransoletka wokół jego nadgarstka nagle stała się ciężka, nieprzyjemnie ocierała się o skórę, aby przypomnieć o swojej obecności i szczęściu, jakie czuł przy dostaniu jej. Jak bardzo był uradowany na myśl, że mają coś, co ich łączy. Co przypomina o sobie nawzajem, nawet jeśli nie są w pobliżu.
Odłożył rzemyk, aby coraz mniej spokojna dłonią sięgnąć po zdjęcie. Ich wspólne zdjęcie, na którym widział blask w jej oczach, skutecznie przez niego zabity już pod drzwiami jego mieszkania. Potarł oczy rękawem, aby wyzbyć się dalej gromadzących tam łez, po czym zamierzał je odłożyć. Dopóki przy tym prostym ruchu nie zauważył zapisanego na drugiej stronie tekstu.
To przypomina mi o dobrych chwilach.
Wymieszany z rozżalonym śmiechem szloch wstrząsnął jego ciałem, zmuszając do szczelnego zakrycia ust i trudnego złapania oddechu przez przysłaniające nos palce.
Dostał to, czego chciał. Danielle pozbyła się wspomnień, postanowiła zapomnieć o wszystkich dobrych, wspólnych momentach. Zapomnieć o nim.
Więc czemu zamiast ulgi i szczęścia, czuł, jak jego serca boleśnie kuje go w piersi, a płuca palą od braku możliwości złapania pewnego oddechu?
N.
Nie miał pojęcia, co zrobić z pudełkiem, zdjęciem. Z bransoletką, gdzie początkowo myślał, że nie szarpnęłaby ona tak intensywnie za nadszarpnięte nerwy. Praca natychmiastowo poszła w zapomniane, w połowie urwany wers, kiedy dostał kolejny telefon z recepcji nie poznał swojej kontynuacji, wypadając z jego głowy. Dłoń nieprzerwanie obracała rzemyk między palcami, a rozmazany, nieobecny wzrok wpatrywał się w zdjęcie.
OdpowiedzUsuńMoże powinien je wyrzucić, schować głęboko do którejś z szuflad, czy cisnąć na drugi koniec pokoju. W jakiś sposób sobie ulżyć, wcisnąć, że nie zasłużył sobie na taki nieproszony prezent. Ale nie miał do tego serca, nie mógł wygrać z samym sobą. Nie potrafiłby pozbyć się tej bransoletki, ani radosnego zdjęcia. Fotografia skończyła na jego biurku. Dołączyła do metalowej figurki wieży Namsan, w rogu, przy konsoli. Z kolei rzemyk roztrzęsionymi dłońmi, ze sporą ilością nerwów, kiedy po raz kolejny wąski sznurek wysunął się spomiędzy palców, zaczął towarzyszyć temu, który wcześniej był zawiązany wokół jego nadgarstka. Mimo bólu, jaki wywołało patrzenie, żalu, jaki odczuwał, bo za każdym razem przypominał o tym, że to była jego decyzja. Tylko i wyłącznie jego. Mimo tego, nie mógł zrobić z nią czegokolwiek innego. Bałby się, że ją zgubi, że coś się stanie, zepsuje się. A jakaś jego cząstka liczyła, że Danielle będzie chciała ją z powrotem. Nieważne, z jakiego powodu. Nieważne, jakie małe było prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie.
Pamiątki wcześniej były dla niego czymś zbytecznym - kolejną pierdołą, która walała się po mieszkaniu, czy studiu, które dotychczas wypełniały jedynie pamiątki jakkolwiek związane z muzyką i jego osiągnięciami. Ale w końcu zrozumiał ich wagę, jak wiele ze sobą niosły w swojej prostocie i jak bardzo ich teraz potrzebował, mimo ilości cierpienia przez nich wywoływanych.
Nie zrobił nic pożytecznego w studiu, wylądował na kanapie, ze skrętem między palcami oraz telefonem w drugiej dłoni, aby zajrzeć do wiadomości, na Instagrama i zauważyć, że ten należący do Danielle był zwyczajnie pusty. Zrobił to samo, usuwając większość zdjęć i zmieniając profilowe oraz nazwę rolki z wyjazdu, mimo wcześniejszego uważania tego za dziecinne zachowanie. Teraz wiedział, że tu nie chodziło o zwykłą małostkowość, a raczej o własne odczucia.
Zasnął w studiu, z podrażnionymi od gryzienia skóry wargami, suchymi śladami po samoczynnie spływających, pojedynczych łzach. Okryty, dalej marnie nasiąkniętym zapachem Danielle, kocem, kolejnym, niewypalonym do końca jointem i zapętlającym się po raz kolejny podkładem muzycznym, wypełniającym pokój. Którymś z tych, które tak ochoczo zaproponowała, aby podesłał Hit Labowi.
Już nigdy nie będzie miał okazji podziękować jej za tę okazję. Pokazać, jak bardzo był wdzięczny. Stworzyć czegoś otwarcie w jej imieniu, opowiadać jej o dniu w pracy, narzekać na Hyerin, by zaraz Danielle skradła od niego pocałunek, rozwiała wywołane przez piosenkarkę nerwy ciepłym uśmiechem oraz kojącym przesunięciem palcami po jego ręce, spokojnym głosem zapewniła, że dobrze mu idzie.
Z każdym dniem, mimo coraz to większego zatracania się w pracy, znajdował coraz więcej sytuacji, kiedy odnalazł w niej tak nieświadome potrzebne wsparcie. Kiedy pomagała mu się wyciszyć i dać chwilę oddechu, zamiast zapętlania dni pracy i imprez, dopóki jego organizm nie miał dość, a on musiał w końcu trafić na łóżko lub kanapę i zwyczajnie zasnąć, aby odizolować się od zewnętrznych bodźców.
Był zdezorientowany po przebudzeniu, przede wszystkim przez słaby, mieszający się z ziołem, zapach. Dopiero podniesienie się z kanapy uświadomiło, że to tylko koc, że nic się nie zmieniło. A tekściarz wiedział, że musiał wrócić do zostawionej poprzedniego wieczora pracy, jeśli nie chciał stracić niezdrowego, szybkiego rytmu. Nie mógł pozwalać sobie na chwile słabości, jeśli chciał dalej przekonać siebie samego, że jedyne, czym była Danielle, to balastem. Choć dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy do tego nie dojdzie. Nigdy nie da rady pomyśleć o dziewczynie w taki sposób.
Był zupełnie nieświadom tego, co działo się w nieco oddalonej od niego części miasta. Przy budynku kliniki psychiatrycznej, do której regularnie od dobrych kilku miesięcy uczęszczał Elliot. Dokładnie tak, jak tego dnia. Szedł tą samą drogą, co zwykle, aby dotrzeć idealnie na czas przed pracą, na terapię grupową, odbywającą się regularnie o tej samej godzinie.
UsuńZazwyczaj uczęszczało tam to samo, niezmienne grono, a przynajmniej w czasie jego udziału nikt zbytnio nie dołączył, jedynie pojedyncze osoby, co najwyżej na jeden raz, dla spróbowania, bo ktoś im to polecił. Nie nastawiał się więc na nowe znajomości, poznanie kogoś w ten sposób i nawiązanie relacji, bo przeżyło się coś ciężkiego.
A zdecydowanie nie nastawiał się na zobaczenie Danielle w poczekalni kliniki. Nie znał jej dobrze, o ile w ogóle. Ich jedyny kontakt był w trakcie imprezy urodzinowej autorki bloga plotkarskiego, a i wtedy niezbyt dużo rozmawiali.
Czy zastanawiał się, co ją sprowadziło tutaj, teraz? Trochę. Zakładałby na wydarzenia z końca imprezy, ale było wiele okazji, aby w czasie pomiędzy wydarzeniem, a tym dniem, do czegoś doszło. A nie jego rolą było wypytywanie jej, namawianie do otworzenia się, jeśli nie chciała tego robić. Jedyne, co mógł zrobić, to zapewnić jej jak najspokojniejszy przebieg spotkania, umocnienie bezpiecznej atmosfery, jaka panowała w ich trakcie.
Dlatego usiadł naprzeciw niej, zostawiając w ten sposób między nimi odrobinę dystansu. Posłał ciepły uśmiech, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, a niepokój, jaki wywołał zdruzgotany wygląd dziewczyny zachował w pełni do siebie, bardzo dobrze wiedząc, jak sam się prezentował po wypadku. Po wypadku, który zniszczył i zabrał komuś życie.
😖
Trzymał wzrok przede wszystkim na swoim telefonie, zajmując czas wolny przed przybyciem terapeutki, jak i reszty uczestników. Nie było ich wiele, niecała dziesiątka i zazwyczaj takiej liczby się trzymali, może sporadycznie malejąc lub rosnąc, w zależności, czy ktoś nowy chciał przetestować proces grupowej terapii, a w innym przypadku, kiedy ktoś nie miał czasu, czy poczuł, że spotkania nie są mu dłużej potrzebne. Elliot zaczął stosunkowo niedawno, patrząc na staż niektórych z pozostałych, który mógł wynosić nawet kilka lat. Z każdym spotkaniem potrafił to bardziej zrozumieć.
OdpowiedzUsuńW grupie nikt siebie nawzajem nie oceniał, nie zwracali uwagę na powód dołączenia, na przesadną otwartość, czy też odwrotnie. Wszyscy szukali pomocy, powodu na poradzenie ze swoim problemem, a szansa podzielenia się punktem widzenia, czy męczącym głowę kłopotem z szerszym, acz nie wrogo nastawionym gronem mogła dać naprawdę wiele.
Wstał wraz z resztą, aby zmierzyć do przydzielonego im pokoju, a wzrokiem na moment uciekł do Danielle, wstępnie nie ruszającej się z miejsca, ale zaraz powtórzyła jego kroki, szła niczym zagubione dziecko. Wstępnie nie pomyślał, że jest tutaj właśnie po to, prędzej sądząc, że została zapisana na prywatne spotkanie, pojedyncze. Nie widział jej tutaj wcześniej, a mimo wiedzy, że nie ma co oceniać ludzi po pozorach, nie zakładałby, że osoba pokroju Danielle szukałaby wcześniej pomocy u terapeuty.
Zajął jedno z miejsc w ułożonym z krzeseł kole, delikatnie uśmiechając się, kiedy dziewczyna zajęła miejsce obok niego. Widział jej stres, może nawet niechęć, do bycia tutaj. Przynajmniej dzięki temu mógł stwierdzić, przynajmniej wstępnie, że nie była to jej decyzja. Wydawała się zagubiona, za co również nie mógł jej winić, bo pamiętał swoje pierwsze przyjście do kliniki i panikę, jaka w nim osiadła po zobaczeniu mieszanego grona, ilości osób w poczekalni i krzątających się pracowników.
Nachylił się nieznacznie w jej kierunku, kiedy skierowała w jego stronę niepewne pytanie, po czym pokręcił lekko głową
— Dopóki sama nie poczujesz się gotowa, aby coś powiedzieć, to nikt nie będzie Ciebie do tego zmuszał — zapewnił ją z łagodnym spojrzeniem, prostując się na nowo, aby przypadkiem nie wywołać u niej odczucia osaczenia — Możesz po prostu słuchać. W ćwiczeniach też nie musisz brać aktywnego udziału, jeśli nie dasz rady — dopowiedział, aby rozwiać możliwe, pozostałe wątpliwości.
Sala wypełniła się wszystkimi, pozostałymi uczestnikami, a kobieta zamknęła drzwi pokoju, aby oddzielić ich od niewielkiego harmidru panującego w pozostałej części kliniki. Zachowywała ten sam, spokojny i łagodny ton głosu, ciepły wzrok, którym obdarzała każdego z pacjentów, aby zachęcać ich do otwartej współpracy. Przedstawiła grupie informację, że dołączyła do nich Danielle, co wywołało falę wspólnie wypowiedzianego przywitania dziewczyny, a Elliot cieniem uśmiechu starał się dodać jej otuchy w obcym otoczeniu, które na wielu, początkowo, potrafiło działać przygniatająco. Nie znali się, ale chciał, żeby nie wystraszyła się po pierwszym spotkaniu, żeby nie czuła się w tym całkowicie sama
— Chciałabym, aby dzisiaj każdy z was napisał list — kobieta po raz kolejny wzięła głos po krótkiej, wspólnej rozmowie na wprowadzenie wszystkich w rytm terapii, spoglądając również wyczekująco na Danielle, jednak przekazując jej informację, że jeśli nie czuje się gotowa, to nie musi — Do swojego żalu, smutku. Każdy z was coś, czy też kogoś, stracił. Chciałabym, abyście napisali list bezpośrednio do swoich emocji — kobieta wyjęła kartki wraz z długopisami, przekazując je osobie siedzącej obok, aby po wzięciu po sztuce, przekazała dalej, dopóki pozostałość do niej nie wróciła — Nie myślcie o poprawności, o tym, żeby był ładny. Po prostu wypiszcie to, co leży wam na sercu, co chcielibyście przekazać swoim uczuciom. Na pisanie poświęcimy pół zajęć. I nie spieszcie się, nie musicie go dokończyć — zapewniła, chcąc, aby pacjenci podeszli do zadania bez dodatkowo działających bodźców.
Elliot nigdy nie był najlepszy w ubieranie tego w słowa, nie licząc nakładania na siebie winy. Ale właśnie po to tutaj był. Aby zacząć radzić sobie ze zrozumieniem swoich emocji, zaczął uczęszczać na terapię.
UsuńTerapia.
Terapia była czymś, o czym Namgi nigdy nie myślał, sądząc, że nie ma na to czasu. Najpierw nie było powodów, potem przyszła śmierć Isaaca, która skłoniła jego rodziców do poszukania lekarza dla swojego syna. Ale on nie miał czasu. Nie miał czasu na skupienie się na żalu, nie miał czasu na terapię i spotkania, skoro miał do spłacenia dług przyjaciela, jak i wywiązanie się z własnej pracy. A potem temat poszedł w zapomnienie, skoro tekściarz nie wspominał zmarłego chłopaka. A jeśli tak było, to przecież musiał sobie z tym poradzić. Sam był tego również przekonany, nawet kiedy temat niechciany do niego wrócił, czy to na imprezie Plotkary przerażająco znajomym wydarzeniem, czy też podczas wyjazdu. Był zażenowany swoją reakcją, wrażeniem, że nie przetrawił tych emocji, jednak z drugiej strony był pewien, że były to jednorazowe przypadki. Przecież nie dręczyło go to na co dzień.
Tak jak teraz.
Nie myślał o Danielle o każdej porze i nie zalewał się łzami podczas pracy, to musiało znaczyć, że mu przeszło. Wszystkie noce, które, po nieustannym pisaniu i rozdzielaniu prochów, spędzał na kanapie z nieobecnym spojrzeniem wbitym w sufit i coraz mniej pachnącym kocem okrywającym ramiona, były nieważne. Pojedynczymi przypadkami, które powtarzały się zastraszająco regularnie.
☹️
Tworzenie tekstów. Siedzenie i skreślanie niepasujących słów, znajdowanie tego idealnego, tego, które oddawało emocje dokładnie tak, jak tego chciał, czy było od niego oczekiwane. Użycie niebanalnego porównania, skrytej metafory, która mogła być zrozumiana przez każdego inaczej, a jednak zachować swój sens. To wszystko Namgi uwielbiał w pisaniu. Pozwalały na uzewnętrznienie się bez bycia zbyt otwartym czy bezpośrednim. Pozwalały na wyrzucenie z siebie tego, co ciążyło na duszy czy sercu, kiedy zwykłe słowa, wypowiedź, były niewystarczające.
OdpowiedzUsuńMuzyka sama w sobie była językiem, który uważał za uniwersalnie znany i rozumiany. Nawet jeśli utwór był w obcym języku, rytm, połączony z odpowiednim tempem i instrumentami potrafił przekazać jego treść. Tak samo wokal, który odpowiednią intonacją nadawał słowom nowych znaczeń.
Uwielbiał, jaką wolność odczuwał, mimo miejscowego wypalenia się, kiedy tworzył, szczególnie dla siebie. Uwielbiał ból, jakie potrafiły wywołać niektóre utwory, jak i ból, który mógł przelać na kartkę papieru i w gitarę czy pianino, podczas długich nocy w studiu. Uwielbiał muzykę, uwielbiał pisanie.
Elliot nie mógł powiedzieć tego samego. Przed rozpoczęciem chodzenia na spotkania, ciężko było mu ubierać swoje emocje w słowa. Ciężko było mu również znaleźć miejsce, aby dać im jakikolwiek upust. Pomyślałby, że bezsenne noce, które towarzyszyły mu jeszcze przed wypadkiem, byłyby idealnym czasem na zagłębienie się w siebie, odszukanie metody na poradzenie z przytłaczającymi myślami.
Spotkania też, mimo pomocy pod względem stopniowego godzenia się z tym, co się stało, nie zawsze pomagały w wyrażaniu siebie. Podobnie było tym razem. Na jego kartce znalazły się podstawowe, grzecznościowe formułki, które towarzyszyły wysyłanym listom, jednak utknął, kiedy miał skierować się do siebie samego. Nie do rodziny ‘przyjaciela’, nie do niego samego, tylko do siebie.
Gdybyśmy nie wsiedli do tego samochodu.
Kiedy w końcu zabrał się do napisania czegokolwiek, część była zastąpiona przekreśleniami, bo nie wydawało mu się odpowiednie albo mijało się z celem zadania. Szło mu to opornie, ale po poprzednich zadaniach, wiedział, że nie był jedyny. Że w jednym przypadku to on miał problem z ćwiczeniem, w innych ktoś inny z grupy. Kątem oka widział, że tym razem nie było inaczej. Widział regularnie uczęszczających, którzy zastygali nad kartką, nie wiedząc, co zapisać. Widział też Danielle, która po zapisaniu czegokolwiek, zaraz wszystko skreślała. Nie miał pojęcia, co wprowadziło ją w ten stan, ten tak sprzeczny z tym, jak prezentowała się wcześniej. Nerwowe, zagubione ruchy, prędko podskakująca noga, której drżenie był wręcz stanie poczuć przez swoje krzesło
— Tym bardziej warto spróbować — nachylił się nieznacznie, kiedy usłyszał jej ciche słowa — Nie musisz tego nikomu czytać. Nie będziesz musiała nawet sama na to patrzeć po napisaniu, a może pozwoli Ci wyrzucić coś z siebie — mówił dalej szeptem, aby nie naruszyć spokoju panującego w sali — Sam czasami po prostu spalam to po powrocie do domu i pomaga nawet bardziej — dodał nieco żartobliwie, choć była to prawda. Skoro nie umiał ubrać tego w wystarczająco zadowalające słowa, fizyczne zniszczenie ich było formą ukojenia, pozbyciem się ich z zadręczającego umysłu, przynajmniej na jakiś czas.
Był jedną z osób, które nie skończyły listu. Ale przeczytał spisany fragment, gdzie wyrażał swój żal do podjętej tego dnia decyzji, przeprosin w stronę rodziny, z którą nie miał szans rozmawiać. Do swojego przyjaciela - czy raczej pierwszej miłości - której nie pozwolił na zasmakowanie dorosłego życia, którym Elliot już od ośmiu lat mógł się cieszyć. A przynajmniej próbował.
Kiwnął nieznacznie głową i kilka razy stuknął swoją kartkę trzymanym długopisem, która prezentowała na sobie wylane, acz ubrane w okrojone zdania żale
OdpowiedzUsuń— To też pewnie tak skończy. Gdybym miał trzymać wszystko z zajęć w mieszkaniu, to nie miałbym tam miejsca — dodał w utrzymanej wierze lekkiego rozluźnienia Danielle, acz zdawał sobie sprawę, że na etapie, jakim była - a wyglądało, że cokolwiek się wydarzyło miało miejsce niedawno - była to walka z wiatrakami, za co nawet nie mógł jej winić.
Reszta zajęć minęła na wzajemnym wysłuchiwaniu się, chętni mogli dodać coś od siebie, spojrzeć na opisaną sytuację z zewnętrznej perspektywy, co pozwalało autorom ujrzeć je w innym świetle. Lubił tego słuchać, nawet jak nie chodziło o niego. Zobaczyć, jak inni odbierali zapisane lub wypowiedziane słowa, jak nawiązywali do siebie samych i szukali wsparcia w cudzych przeżyciach.
Zazwyczaj wychodził bliżej końca, grzecznie przepuszczając tych w pośpiechu, pomagając odrobinę terapeutce, kiedy nie wszyscy pamiętali zwrócić do niej długopisy, czy kiedy musiała porozstawiać wcześniej ułożone w okrąg krzesła. Tak miał. Taką czuł potrzebę, aby zostać i pomóc, jakkolwiek mógł. Wyjść z kliniki z poczuciem, że zrobił tyle, ile mógł oraz nie żałując czegokolwiek. Pożegnał się z kobietą, z pracownikami minionymi na swojej drodze, dopóki nie znalazł się przed budynkiem, a w telefonie sprawdził godzinę, aby móc stwierdzić, że miał jeszcze chwilę do dojścia do pracy.
Na początku starał się uczęszczać na spotkania po zmianie albo w dni wolne, aby nie przejmować się pośpiechem. Jednak kiedy po raz pierwszy udał się na nie przed potrzebą znalezienia się w salonie, zauważył, że pracowało mu się lżej. Czuł większy spokój w głowie po szansie na przegadaniu tego, co go zadręczało, wyrzuceniu w jakiejkolwiek formie wspomnień, które męczyły go w nocy, jeśli nie miał zajęcia. Może i nie było to prawdą, ale czuł, jakby jego ręce swobodniej pracowały, nie czuł w sobie spięcia, które utrudniało komfortowe rozmasowywanie mięśni klientów. Pozwalało mu na lepsze wykazanie się, tym samym upewnić samolubne poczucie bycia potrzebnym.
Ruszał w kierunku oddalonego salonu, kiedy w jego krokach zatrzymał go głos Danielle. Odwrócił się z jeszcze szczerszym uśmiechem, ciesząc się, że nie uciekła zaraz po spotkaniu i pokręcił natychmiast przecząco głową, kiedy wspomniała przeprosiny
— Nic się nie stało. Każdy z nas był w takiej sytuacji na początku — zapewnił ją, bo tak właśnie było. Sam zagubiony skakał wzrokiem po pozostałych uczestnikach, szukając na ich twarzach odpowiedzi, dopóki ktoś nie był na tyle miły, aby do niego podejść, wyjaśnić spokojniej, co mieli robić, co go czeka po zajęciu miejsca w kręgu.
Spojrzał na wyciągniętą kartkę, nieco zaskoczony, przez co w pierwszej chwili nie odpowiedział. Widział poprzekreślane słowa, ale nie przyglądał im się bardziej, nie chcąc naruszyć jej prywatności, ale, nawet gdyby miał na to ochotę, nie dostał na to okazji. Dziewczyna zdążyła w tym czasie cofnąć swoje słowa, jak i wyciągniętą rękę, a kroki skierować w przeciwnym kierunku. Na tyle pośpiesznie, aby wywołać u niego natychmiastową reakcję w postaci nieznacznego, niemal niewyczuwalnego oparcia dłoni o jej ramię, aby zatrzymać jej kroki po prędkim dogonieniu jej
— Mogę ją spalić, Danielle. To nie kłopot — uśmiechnął się słabo, ściągając dłoń, aby wystawić ją przed siebie, oczekując kartki — O ile jesteś pewna, że nie chcesz zrobić tego sama — dopowiedział jednak, bo nie chciał, żeby żałowała tej decyzji, jeśli wolałaby sama pozbyć się zapisanych słów i przesiąkniętej żalem kartki.
— Muszę iść teraz do pracy, ale po następnym spotkaniu powinienem mieć wolne — zaczął, dalej utrzymując na młodej dziewczynie łagodne spojrzenie — Gdybyś czuła potrzebę porozmawiania z kimś. W innym otoczeniu niż klinika — dodał z ciepłym uśmiechem. Czuł potrzebę pomocy Danielle, dania jej wsparcia, kiedy sprawiała wrażenie, że jej go brakowało. Jakby spod jej nóg rozsuwał się stabilny grunt.
UsuńMoże i nie wiązała ich żadna znajomość, ale sam fakt, że on pamiętał ją, a ona go sprawiał, że nie mógł zostawić jej samej sobie, przejść obojętnie, kiedy widział, jak kruszy się w oczach.
i'm here for you
— Do zobaczenia — pożegnał ją, w pełni wierząc w te słowa. Liczył, że wróci na spotkanie następnego tygodnia, i że spróbuje jeszcze raz, mimo widocznie odczuwanego dyskomfortu przez większość spotkania.
OdpowiedzUsuńNie wiedział, ile ich dzieliło pod względem wieku, ale mógł zakładać, że była dość młodsza. To jedynie sprawiało, że tym bardziej chciał jej pomóc. Pokazać szybciej, że nie musi się męczyć sama, niż on miał na to okazję, tracąc ostatnie lata młodzieńczości na nieustanne obwinianie się, zaszywanie się w pokoju i panicznym unikaniu jakiegokolwiek pojazdu. A i tak do teraz nie potrafił wsiąść do czegoś innego, niż metro. Wcześniej uważałby to za coś wstydliwego, żenującego, ale starał się na to spojrzeć z drugiej strony. Być z siebie zadowolonym, dumnym, że dał radę przełamać lęk i zrobić ten krok w przód, nieważne, jak mały był.
Elliot dotarł do pracy z tlącą się nadzieją. Z nadzieją, że uda mu się zaradzić w tej sytuacji, że jest szansa na jej polepszenie.
Z tą samą nadzieją, która przygasała u tekściarza, jadącego z przygotowanymi prochami ulicami Nowego Jorku, aby wywiązać się ze swoich nieustannie zmiennych obowiązków. Sam tego chciał, naciskał swoimi chłodnymi, ale nieszczerymi słowami, aby zostawiła go w spokoju, zapomniała. Nagadał, że nic dla niego nie znaczy, że go poniosło, gdzie wcześniej nigdy nie czuł się tak dobrze, tak bezpiecznie w czyimś towarzystwie. Wcześniej nie pragnął czyjegoś dotyku tak bardzo, aż ściskało go w żołądku, kiedy czuł brak drugiego ciała w łóżku. Nikt nie był w stanie ukoić go paroma słodkimi słowami i motylim pocałunkiem zostawionym na ustach, odganiającym zmartwienia.
Nikt, oprócz Danielle, którą na własne życzenie wykreślił ze swojego życia. Z ważnych powodów, z potrzeby nienaruszenia jej bezpieczeństwa, wykreowanego i tak starannie zadbanego życia, które na nią czekało. Nie wprowadzenia jej w chaos stworzony przez jego drugo- czy raczej pierwszorzędną pracę, która bezpośrednio miała stać się dla niej zagrożeniem. Czysto ze względu na to, że spędzała czas w jego towarzystwie i otoczeniu.
Musiał ją z niego wykluczyć, jeśli miało ją to ochronić przed krzywdą.
Ale samolubnie pragnął cofnąć te słowa, zignorować ryzyko. Cofnąć się w czasie, wpuścić ją do mieszkania, bo sms, który posłał, nie zawierał tej samej treści, a zwykłe zaproszenie do siebie, bo oboje mieli wolny wieczór. Chciał znowu usłyszeć jej głos przez telefon, czy zaraz obok siebie. Wypytać o treningi, o to, jak radzi sobie na uczelni. Przerwać jej krótkim pocałunkiem, bo nie mógłby przestać wpatrywać się w połyskujące, ciemne tęczówki i raz wykrzywione w uśmiechu, raz w grymasie, usta, kiedy opowiadała o swoim dniu. Powiedzieć, jak bardzo mu na niej zależało, jak bardzo był w niej zakochany.
Jednak tego nie zrobił. I nigdy więcej nie będzie miał okazji, aby spędzić tak wieczór. Z Danielle w swoich ramionach i jej zapachem pomagającym mu zasnąć.
Starał się zrobić jak najwięcej każdego dnia. Usatysfakcjonować ludzi z góry ilością sprzedaży, czasem, jaki poświęcał na pracę i przekazaniem idealnie wyliczoną ilością produktu. A przy okazji pisał niezadowalające go teksty, ale wystarczające dla klientów, którzy mimo kręcenia nosem, przyjmowali je, bo wiedzieli, że był jedną z nielicznych osób skorych do współpracy.
Nie rozróżniał dni tygodnia, ledwo zauważając, że zdążył minąć jeden, gdyby nie sms proszący o podliczenie zebranej przez niego sumy, zawsze pojawiający się pod koniec tygodnia, pod koniec miesiąca łączony z prośbą o podjechanie po towar.
Elliot z kolei pilnował czasu nieustannie, zapisując wszystkie daty w kalendarzu, tak samo, jak powtarzające się tygodniowo spotkania w klinice. Dlatego zjawiał się niemal wszędzie o czasie, pamiętał o ustalonych planach i opiekuńczo przypominał, jeśli zauważył, że komuś coś wypadło z pamięci.
Liczył jednak, że Danielle pamiętała o jego słowach z ich poprzedniej rozmowy. Dlatego poczuł w sercu radość, kiedy zobaczył ją na korytarzu. Przywitał ją łagodnym, niezmiennym uśmiechem, wzrokiem przelotnie zwracając uwagę na jeszcze gorszy wygląd dziewczyny, niż poprzednio. Chciał z nią porozmawiać, pozwolić jej na wyrzucenie jakiegokolwiek odczuwanego żalu bez obcych spojrzeń, które mogły być przytłaczające. Ale nie zamierzał naciskać. To ona musiała podjąć decyzję, czy tego chciała. Czy dołączy do niego po terapii, pozwoli sobie na otwarcie się przed nim, nawet w najmniejszym stopniu.
UsuńElliot nie pamiętał większości dni po wypadku. Zlewały mu się w jedność, mogły to być tygodnie, miesiące, równie dobrze lata. Pamiętał jedynie swojego zmartwionego ojca, który zaglądał do pokoju syna, zostawiał jedzenie przed drzwiami i przypominał mu, że może z nim porozmawiać. Ojca, który nie naciskał, aby kontynuował studia, jak stały się przytłaczające po nowojorskiej presji. Był wdzięczny, że wtedy przy nim był, nawet jeśli Elliot nieustannie go odtrącał i zamykał się przed nim. Był osobą, która nie pozwoliła mu na kompletne zatracenie się w smutku, jak i osobą, która zmartwiła się na tyle jego stojącym w miejscu stanem, nieprzespanymi nocami oraz tymi przerywanymi krzykiem, niemożnością złapania oddechu, aby poszukać pomocy, czegokolwiek, co pozwoliłoby masażyście na częściowy powrót do normalności.
OdpowiedzUsuńI może terapia grupowa była jego osobistym pomysłem, tak nigdy by się jej nie podjął, gdyby nie wcześniejsze próby ojca w znalezieniu terapeuty mieszczącego się w ich budżecie, kiedy osiemnastoletni Elliot był na skraju kompletnego załamania
— Hej — odpowiedział, czując jeszcze większą ulgę, kiedy nie okazywała tyle samo strachu, co w trakcie poprzedniej wizyty. Starał się nie przyglądać się dziewczynie ciekawskim, zmartwionym wzrokiem, wywołanym chorobliwie bladą skórą, podkrążonymi oczami i wysuszonymi, popękanymi ustami. Zbyt dobrze znajomym znakom braku energii, krzty wypoczynku przez brak snu.
— Jasne, mam wolne, więc jak najbardziej aktualne — poczuł rozlewające się ciepło, kiedy wyraziła chęć wspólnego wyjścia. Nie postanowiła go unikać, zrezygnować z terapii grupowej. Chciała gdzieś pójść i, miał nadzieję, odwrócić swoją uwagę lub otworzyć się w nieco bardziej kameralnym otoczeniu.
Początkowo sądził, że spotkania niewiele mu dają. Nie rozumiał poruszanych ćwiczeń, co miały na celu, tak jak pisanie listów, zaznaczanie na diagramie, gdzie najbardziej odczuwa żal i jak się tam ukazuje. Ale z czasem, z każdym ćwiczeniem, w którym wziął aktywny udział, zaczął łapać się na stosowaniu niektórych taktyk. Na wyłapywaniu spinających się mięśni ramion, kiedy stres groził wpłynięciem na jego ciało, zawrotów głowy po zbyt wielu nocach spędzonych bez nawet chwilowego zmrużenia oka, drgającej brwi przy obserwowaniu oddalonych, jadących po ulicy samochodach. Zdarzało mu się również notować przelotne myśli, aby zaraz wyrzucić je symbolicznie do kosza. Nie bał się spędzać czasu na samym sobie, chwili złapania oddechu, wyciszenia się, kiedy wszystko po prostu stawało się zbyt przytłaczające.
Dlatego nawet po spotkaniach, jak te, gdzie spędzali je głównie na rozmowie, dyskutowaniu o tym, co wydarzyło się w przeciągu tygodnia, nawiązywania do powodów, czemu tutaj byli, czuł, że przyjście było dobrą decyzją. Nawet jeśli wstępnie sądził, że niewiele wyciągnął, tak wiedział, że z czasem będzie wracał do niego myślami, przypominał sobie wypominane uwagi, które pozwalały inaczej podejść do danej sytuacji. I liczył, że Dani z czasem też to zauważy
— Sam fakt, że przyszłaś tutaj drugi raz, wiele znaczy, wiesz? — odezwał się w trakcie wyznaczonej wcześniej drogi do nieco oddalonej kawiarni, po wytłumaczeniu, czemu wolał nie podjeżdżać tam samochodem. Nie zamierzał jej do niczego zmuszać, namawiać do zjedzenia kawałka ciasta, jak i samego ciasteczka serwowanego przy kawie, choć miał wrażenie, że w czasie między ostatnim spotkaniem, a teraz, zdążyła zmarnieć jeszcze bardziej w oczach. Propozycja wyjścia nie miała na celu wciśnięcia w niej jedzenia, zmuszenia do powrotu do normalności, bo wiedział, że było to trudne. Miało być po prostu szansą na chwilowe oderwanie się, wywołania w niej zaufania — Czasami to jest najstraszniejszy krok do zrobienia — dodał, wypatrując się w rozpościerającą się przed nimi drogę. Mimo krótkiej relacji był zwyczajnie z niej dumny. Dumny z tego, że nie zrezygnowała, postanowiła wrócić, nawet jeśli nie podjęła tej decyzji całkowicie sama.
💔
Mruknął cicho, ze zrozumieniem, na jej słowa. Był to męczący proces, długi. Sam się o tym przekonał, kiedy chęć zasmakowania na nowo spokoju była niesamowicie silna, a niemożliwa do spełnienia. Jakiekolwiek próby poprawienia tego stanu wydawały się bezsensu, żmudne. Ciężko byłoby mu brnąć dalej, gdyby nie miał kogoś po swojej stronie
OdpowiedzUsuń— Zabrzmi to jak typowe gadanie, ale potem jest lepiej. Powinno być lepiej — stwierdził z cichą nadzieją — Nawet jeśli po drodze się pogorszy, to też jest część tej… podróży — przyznał niezbyt umiejętnie, ale liczył, że zrozumiała przekaz jego słów. Bo nie była to prostolinijna droga. Upadki bywały częstsze, niż wzniesienia. Nieraz była potrzeba zebrania w sobie siły, aby podnieść się z samego dołu, rozpoczęcia ciężkiej, powolnej wspinaczki od nowa. Ale była ona wsparta poprzednimi doświadczeniami. Czymś, czego nauczył się wcześniej. Czymś, co pozwalało wziąć dwa kroki w przód, a nie jeden czy pół.
— Wiem, że nie o to chodzi, ale nie musisz iść do przodu sama — powiedział ze słabym uśmiechem, a kiedy przyuważył jej zmienioną posturę, oparł krótko dłoń na jej ramieniu w celu zapewnienia, że nie ma się czego wstydzić, ani czym przejmować. Nie znał jej historii, dalej nie poznał powodu dołączenia do grupy, ponieważ dalej unikała aktywnego udziału w zajęciach. Ale nie zamierzał naciskać, bo niewiele by to zmieniło. Najważniejsze było to, że widział, jak bardzo się zadręcza, jak męczy się z myślami i problemem w nim krążącym — Po to jest grupa, po to jestem ja. Żebyś nie musiała męczyć się z tym sama — zapewnił ją, bo był świadom, jak sam w to początkowo wątpił. Grupa obcych, niemających z nim żadnego związku, miała być jego wsparciem? Początkowo chciał się jedynie zaśmiać przez absurd tego stwierdzenia, a teraz widział, że było odwrotnie.
Rozejrzał się po kawiarni, w której nie krążyło tak dużo osób. Między innymi z tego powodu ją wybrał. Większość przychodziła, aby wziąć coś na wynos, reszta zajmowała miejsca z laptopami czy tabletami, aby zająć się pracą, czy nadrobieniem zaległości z zajęć, co dawało poczucie większej prywatności, nawet w trakcie siedzenia pośród nich.
Wstępnie chciał odmówić, aby za niego płaciła, w końcu to on zaprosił ją do wspólnego wyjścia, był też starszy i odczuwał taki obowiązek, jednak kiedy stała przy kasie gotowa z portfelem, wolał uniknąć zrobienia sceny, która jedynie mogłaby podburzyć dziewczynę
— Może być zwykła, czarna kawa — przekazał, dziękując jej przy okazji za opłacenie ich skromnego zamówienia. Następnym razem, jeśli taki nadejdzie, odwdzięczy się.
Podziękował również kelnerce, kiedy postawiła na wybranym przez nich stoliku zamówienie, upijając drobnego łyka gorącego napoju
— To ja Ciebie wyciągnąłem, nie masz za co przepraszać — pokręcił z lekkim uśmiechem głową, mając na widoku jedynie Danielle, ponieważ miejsca za nimi były puste, a plecy miał skierowane w stronę wejścia — Niczego od Ciebie nie oczekuję — dodał, aby mieć pewność, że jest tego świadoma — Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że jeśli czujesz potrzebę porozmawiania, czy nawet wyjścia jak to - po prostu posiedzieć w kawiarni - to jestem tutaj. Nie musisz męczyć się ze swoimi problemami sama, Danielle — dodał z ciepłym, pokornym uśmiechem przed wzięciem kolejnego łyka.
Zignorował cichy dzwonek, świadczący o otworzeniu drzwi.
Z kolei tekściarz poczuł narastającą irytację przez zbędny hałas, kiedy chciał jedynie podejść do kasy, zamówić americano z podwójnym espresso, odebrać je i wyjść. Czarna, zakładana przez głowę bluza zlewała się z granatowymi spodniami, jak i odsłoniętymi przez zdjęcie kaptura, czarnymi włosami, a swoją barwą podkreślała nędzną bladość cery. Palec wskazujący nieprzerwanie haczył o skórkę przy kciuku, z każdym ruchem podrażniając zaczerwienione miejsce jeszcze bardziej, nie przerywając, kiedy kelnerka wróciła do kasy i finalnie przyjęła jego zamówienie, informując, że będzie musiał chwilę poczekać. I mimo pośpiechu, w jakim nieustannie był, jaki sam narzucał, musiał zająć miejsce obok krótkiego korytarza, prowadzącego do łazienek, wystukując nieregularny rytm palcem o blat stolika, a pusty wzrok zostawał wbity w punkt odbioru zamówień.
Usuń😖
Czekał. Czekał, gotowy wysłuchać wszystkiego, co chciała mu powiedzieć, pozwolić jej na zrzucenie ciążącego nad myślami balastu, aby mogła choć w odrobinie ulżyć sobie samej, nawet jeśli nie miała tego jakkolwiek zauważyć. Mogło to sprawiać wrażenie bezsensownego, że rozmowa nic nie daje, ale tak nie było. Szansa na wyrzucenie czegoś z siebie pozwoliła usłyszeć to w surowych słowach, pozwoliła na poznanie czyjejś opinii, czy nawet proste skinienie głową i pokrzepiające poklepanie po ramieniu, aby poczuć się zauważonym i usłyszanym. Czasami więcej nie było potrzebne. Po prostu pragnęło się wsparcia.
OdpowiedzUsuńJednak coś nie pozwoliło jej dokończyć. Coś, czy raczej ktoś. Powędrował bezwiednie za jej wzrokiem, który utkwiła w jednym punkcie. Jej wzrok, w pełni spłoszony, niespokojny, a jednak z trudnością odwracający się od stojącego za nimi ciemnowłosego, nerwowo masującego palcami jedną ze skroni, krzywiąc się przy każdym, głośniejszym poruszeniu w knajpie oraz kiedy wywoływane zamówienie nie należało do niego.
A Namgi pożałował przesunięcia zmęczonego wzroku z kasy na resztę kawiarni, kiedy oparł się niechętnie o ścianę.
Danielle.
Co ona tutaj robiła? Przecież lokal znajdował się zdecydowanie za daleko od Juilliardu, od jej mieszkania, aby było jej po drodze… w dodatku była z kimś, dopiero po chwili rozpoznając w nieskazitelnych rysach Elliota, którego kojarzył jedynie z imprezy Plotkary. Sądził, że dziewczyna tak samo, nie wspominała niczego o znajomości, ani o utrzymaniu kontaktu po pierwszym spotkaniu.
Poczuł, jak jego żołądek nieprzyjemnie się wywraca, jak w gardle staje ciężka gula, niemożliwa do usunięcia prostym przełknięciem śliny. Nie mógł odwrócić wzroku, zignorować jej celowo, choć tego nie wiedział, prowokującego gestu. Od jej słabego, niemrawego uśmiechu, który w podświadomości malował się na ten naturalny, którym obdarzała go przy każdym, czułym geście. Każdej pamiątce kupionej bez jej wiedzy czy zgody, każdym otwarciu drzwi samochodu, kiedy zapraszał ją na przejażdżkę samochodem. Uśmiech, który nigdy więcej nie zostanie skierowany w jego stronę.
Nie zwrócił uwagę na Elliota, odwróconego do niego plecami, który nie odwzajemnił gestu, a jedynie posłał przepraszający uśmiech w stronę Danielle, nieznacznie odsuwając swoją dłoń, bo to było coś, czego nie mógł jej dać. Nieważne, jak bardzo by chciał, to było coś, co było zwyczajnie niemożliwe
— Jasne, jak coś, to tutaj jestem — przypomniał i powędrował chwilę za nią wzrokiem, kiedy pośpiesznie ruszyła w kierunku toalet, nie obdarzając stojącego w pobliżu tekściarza spojrzeniem.
Jednak Namgi nie był ślepy, chociaż w tym momencie bardzo tego pragnął. Szybkim, bezwiednym spojrzeniem wyłapał przeszklone oczy, bladą, jeszcze bardziej kruchą, niż zawsze buzię, dłoń panicznie zaciskającą się na torebce.
Powinien to zignorować, odebrać swoją kawę, pójść sobie. Ale nie potrafił, Danielle szarpała za jego serce każdego dnia. Teraz. Nie mógł wytrzymać rozpalających się w nim nerwów, niepewności, chociaż jakaś jego cząstka wiedziała, że to była jego wina. Że to on wprowadził ją w taki stan. Nie mógł przejść obojętnie, kiedy zauważył ją w takim stanie.
Zignorował jakiekolwiek zasady kultury, pomyślenie o tym, że jest w kawiarni, miejscu publicznym. Nie zamknęła drzwi, przez to te prędko uległy po pociągnięciu za klamkę, a on wszedł do środka, wstępnie ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Czuł, że będzie żałować tej decyzji, bo co chciał zrobić? Co, jeśli siedziała w łazience zapłakana, a może faktycznie po prostu poszła, bo musiała? Nie przemyślał tego, pchany potrzebą upewnienia się, że nic jej nie było, że czuła się dobrze.
Ale cały żal, smutek, zastąpił się niezrozumieniem… złością. Złością, kiedy zobaczył trzymany przez nią woreczek strunowy, jak ociera usta po wypiciu wody, aby popić wzięte tabletki. Sięgnął po jej nadgarstek, chwytając go na tyle pewnie, aby rozluźniła palce, a on mógł wyjąć z nich trzymane prochy, czując, jak gotująca się od rana w pracy irytacja, coraz bardziej wzrasta, wymieszana z niepokojem po rozpoznaniu substancji
Usuń— Pojebało Cię?! — wycedził przez zęby z lekka podniesionym głosem, podnosząc wzrok z woreczka na odbijającą się w lustrze twarz Danielle, a dłoń domknęła drzwi wspólnej łazienki — Kto Ci to dał? Wiesz, co ty w ogóle bierzesz? — wyrzucał dalej, chcąc wiedzieć, skąd je ma, skąd w jej rękach znalazły się te prochy. Chciał wiedzieć, kto był na tyle głupi, aby jej to sprzedać.
Pamiętał, jak zachowywała się przy ich pierwszym spotkaniu. Jak nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć, co powinna zrobić. Nie wierzył, żeby w przeciągu miesiąca poznała się na substancjach, miała świadomość, co robiła ze swoim organizmem, biorąc coś z tak zastraszająco większą intensywnością, niż prochy oferowane przez niego.
Zaciskał palce na woreczku, nie zamierzając go oddać, nie pozwolić jej na dalsze wyniszczanie się, nawet jeśli miał jeszcze bardziej stracić w jej oczach.
N.
Nie odwracał od niej intensywnego, wypełnionego poirytowaniem, acz pozbawionego życia wzroku. Niezrozumiale dla siebie walczył z jej spojrzeniem, chłodem, jakim go obdarzała na własne życzenie, a serce nieprzyjemnie się ściskało, rozprowadzając przez całe ciało palący ból. Widział zaczerwieniony ślad, jaki został na jej bladej skórze po zbyt intensywnym złapaniu nadgarstka, wykrzywioną przelotnie w grymasie twarz, kiedy zareagował nienaturalne ostro.
OdpowiedzUsuńParsknął zgorzkniałym śmiechem, jak wytknęła mu jego reakcję, nawiązując przy okazji do pracy, która była powodem tego wszystkiego. Kolejne słowa były niczym nóż prosto w serce, jasno przypominając mu jego własne słowa, z jakimi zostawił ją pod drzwiami mieszkania. Jego własne słowa w trakcie imprezy, gdzie nonszalancko przyznał, że klienci, którym tak zawzięcie dostarczał prochów, nie byli jego problemem. Nie był za nich odpowiedzialny.
Powinien mieć to samo nastawienie do Danielle tak jak przy ich pierwszym spotkaniu. Już wtedy było mu jej żal, że czuła potrzebę szukania rozwiązania w ten sposób, ale nie był kimś, kto powinien jej prawić morały. Tak samo było teraz. Ale jednak nie potrafił odwrócić wzroku, kompletnie nie zareagować i żyć ze świadomością, że tonęła w tym bardziej, szybko, ze zbyt groźną substancją, która mogła zawładnąć jej ciałem. Nie było jej w jego życiu, sam tak postanowił. Ale nie chciał jej stracić przez narkotyki. Nie chciał pozwolić, aby kolejną osobę w jego życiu spotkał ten sam los
— Jesteś naprawdę na tyle głupia, czy udajesz, Danielle? — uderzył się palcem w czoło, nie ukrywając narastającej irytacji z każdym słowem, z poczuciem bezsilności, jaka go otaczała, kiedy stawiała się, atakowała go jego własnymi słowami, skutecznie trafiając w czułe punkty — Nie chodzi o Ciebie — każde, wypowiedziane kłamstwo raniło jego usta, gardło i serce, przeszywało ciało na wskroś, a w oczach przebiegał ulotnie odczuwalny ból — Nie zamierzam mieć Cię na głowie, jak coś Ci się stanie, a wszystkie podejrzenia padną na mnie — przełknął pośpiesznie ślinę, czując chcące wkraść się załamanie głosu. Nie chciał nawet o tym myśleć, nie wybaczyłby sobie, gdyby przez jego pracę, jego decyzje, coś mogłoby się jej stać. Że przez jego próbę oddalenia jej od kłopotu, zaprzestanie sprzedawania pigułek, wpakowałaby się w następny problem, nad którym nie miał kompletnie kontroli. A i na to już było za późno, o czym świadczył ściskany w jego dłoni woreczek.
Nie drgnął na jej niemą prośbę, zacisnął jedynie mocniej palce. Tak samo było, kiedy chwyciła jego dłoń, rozpalając niemal boleśnie skórę, wzbudzając pragnienie, acz dotyk nie wywoływał tych samych odczuć, co zazwyczaj. Nie czuł przyjemnego ciepła, delikatności jej palców i przelewanych przez nie czułości. Czuł jedynie złość, desperację, aby oddał tabletki. Zamiast tego uniósł jedynie rękę do góry, aby nie miała szans na wyrwanie z żelaznego uścisku woreczka. Jej słabe słowa przeszyły go na wskroś, wzbudziły nieustannie tlące się poczucie winy, któremu nie mógł ulec.
Łazienka nie znajdowała się w ukrytym, odległym miejscu. Nie wyciszała całkowicie tego, co działo się w środku, przez co chaos panujący w środku był słyszalny dla uważnych. W tym Elliota, który zdążył zmartwić się wtargnięciem Namgi’ego do łazienki, ich długiej nieobecności, przygłuszanych odgłosów z małego pokoju, a parę osób zaczęło zwracać w tamtym kierunku wścibskie spojrzenia. Nie wiedział, o co chodziło. Nie wiedział, co ich łączy, pamiętając jedynie, że przyszli wspólnie na imprezę, ale Danielle w trakcie wieczoru zwróciła swoją uwagę pierw ku Murayamie, potem Yuri. I że nie wrócili z niej wspólnie.
i can’t let you hurt yourself
Był głuchy na własne słowa, nie chciał ich słyszeć, analizować tego, co jej powiedział. Chciał żyć w przekonaniu, że to nie on wywoływał zbierające się w jej oczach łzy, to ktoś inny. Stał duchem obok, pozwolił potrzebie dotrzymania, złożonemu sobie samemu, obietnicy wziąć górę i bezdusznie ranić Danielle, rozpadającą się tuż przed nim.
OdpowiedzUsuńNie pamiętał nawet, co powiedział, jego myśli i ustalony z góry cel go wyprzedzały. Zatracał się w ślepej potrzebie chronienia jej, nie widząc, jak bardzo ją ranił. Wypowiedziane zdrobnienie szarpnęło za kolejny nerw, ale starał się je zignorować. Każde jego słowo oddalało go od i tak znikomej, szansy powrotu.
Ale tak bardzo chciał usłyszeć swoje imię wypowiedziane przez nią. Pełne miłości, ciepła. Poczuć motyle w brzuchu, kiedy docierało do niego w formie szeptu, cichego pomruku o poranku, czy niemej prośbie pomiędzy pocałunkami. Chciał znowu czuć na sobie jej radosne spojrzenie, zauważyć uśmiech wywołany głupim żartem, czy zakupioną przekąską, którą mogli się podzielić. Usłyszeć śmiech, kiedy rozpraszał ją w trakcie szykowania się, czy oglądania kolejnego filmu z serii, poprzez rozsypanie drobnych całusów po jej twarzy.
Drgnięcie brwi mogło zdradzić, jak zabolały go jej słowa. Jej spływające po policzkach łzy, choć prędko je stamtąd starła, zostawiając po nich ślad w postaci zaczerwienionych oczu, lekko chwiejnych kroków i postawy. Nie wiedział, ile wzięła, ale jedna tabletka wystarczyłaby, aby ją otępić, wybić z i tak zachwianego stanu, a on nie mógł zrobić nic więcej, niż patrzeć. Nieważne jak bardzo targała za jego serca i sprawiała, że ręce chciały objąć ją w pasie, przytrzymać blisko siebie i uspokoić, pomóc przebrnąć przez efekty narkotyku, a potem wyzbyć się go z jej życia, aby nie musiała nigdy więcej po niego sięgać. Pomóc wziąć spokojny oddech, który przychodził jej z trudem, a on sam czuł, jak jego płuca nieprzyjemnie się ściskają, uniemożliwiając wzięcie głębszego wdechu.
Po raz kolejny nie zareagował, woreczek gniótł się coraz bardziej w jego dłoni. Nie drgnął na zacięte uderzenia w jego klatkę piersiową, zaciskając jedynie usta w wąską linię i walcząc z samym sobą, aby postąpić poprawnie. Aby nie pozwolić, żeby wzmożone emocje mu się udzieliły. Odciąć się jeszcze bardziej od sytuacji, mimo odczuwanej złości, przede wszystkim wobec samego siebie, ale i wobec niej, przez to, do jakiego stanu ją doprowadził i do czego się posuwała.
Panujący w łazience hałas zmusił Elliota do wstania ze swojego miejsca. Nie wiedział, o co chodziło, nie zadawał Danielle pytań, aby nie wywołać u niej presji, ale musiał zareagować. Podniesiony, załamujący się głos był ostatecznym sygnałem. Drzwi łazienki były otwarte, Namgi nie przekręcił zamka, co pozwoliło masażyście na wejście do środka. Zauważenie malującego się, łamiącego serce obrazu. Spojrzenie na twarz tekściarza, na której malował się miks różnych emocji. Spojrzenie na Danielle, rozpadającą się z każdym ciosem i wypowiedzianym słowem.
Stanął między nimi, aby odciągnąć dziewczynę, przerwać jej a przy okazji obronnie zasłonić
— Może już pójdziesz, Namgi — zaproponował spokojnym tonem, nie odwracając wzroku od nieco wyższego chłopaka, który otworzył w niedowierzaniu szerzej oczy, a zgorzkniały uśmiech wykrzywił jego usta wraz z krótkim, bolesnym śmiechem, budząc po raz kolejny do życia nieprzyjemny ścisk żołądka.
— Murayama Cię wystawił, to teraz poszłaś do Elliota? — oparta na klatce piersiowej dłoń, jak i lekkie odsunięcie wybiło Namgi’ego z rytmu wypowiedzianych gorzko słów, nawet nie wiedząc, czy były wywołane czystą złośliwością, chęcią urzeczywistnienia swojego planu, czy zduszaną obawą, że faktycznie był gorszy od Japończyka, mimo jej zapewnień, że do niczego nie doszło — Kogo jeszcze brakuje, może zadzownimy po Yuri–
Usuń— Namgi — stanowczy głos Elliota wciął mu się w zdanie, a zaskakująco silna dłoń trzymała go na dystans, kiedy wściekłe słowa niekontrolowanie pobudzały wszystkie, zduszane, negatywne emocje. Cisnące się do oczu łzy nieprzyjemne je drażniły, mdłości się uintensywniały, a dłonie drżały pod wpływem wbijanych w nie paznokci, jak i żalu.
— Dobra, wiesz co? Masz — rzucił woreczek na blat przy zlewie, poddając się, nim szargające emocje znalazłyby upust — Bawcie się dobrze — skwitował, przełykając z trudem ślinę i zwyczajnie wyszedł z łazienki, ignorując zamówioną i zostawioną przy blacie kawę, mnóstwo par oczu skierowanych prosto na niego.
Chciał stamtąd wyjść, zniknąć, zapomnieć o tym, co powiedział i co usłyszał. Zapomnieć o wszystkim. Ignorował spływające po twarzy łzy, zaciągając jedynie kaptur mocniej na głowę, a zębami męczył dolną wargę, która nieustannie drżała, kiedy kierował się do samochodu, w którym czekały na niego wymagane rozwiezienia prochy.
…
Elliot nie wiedział, nie rozumiał, co się rozegrało w łazience. Tekściarza też nie znał, pamiętał go jedynie z imprezy, jak jeszcze miał jasne włosy, a część wieczoru towarzyszył mu zadziorny uśmiech, aby zostać później zastąpiony lekkim przygnębieniem. Nie posunął się jednak tak daleko, ani razu. Nawet jak oberwał drinkiem od Yuri, jak wybuchła w ich towarzystwie przez nieciekawą grę solenizantki. Zdenerwował się, ale to tyle. Nie podniósł zbytnio na dziewczynę głosu, nie obraził jej tak brutalnie, jak przed chwilą potraktował Danielle, a jedynie ponarzekał pod nosem.
OdpowiedzUsuńNa swój sposób, nie spodziewał się tego po chłopaku. Nie potrafił zrozumieć, co popchnęłoby go aż tak drastycznej zmiany charakteru, którego i tak nie znał.
W zamian dostał wgląd w ich relację, widział rozpacz wymalowaną na twarzy, ale i całym ciele dziewczyny. Jej nikły głos, który dalej wołał o ciemnowłosego, chociaż zmieszał ją doszczętnie z błotem. Musiało ich coś łączyć, przynajmniej kiedyś. Nie mógł znaleźć innego wyjaśnienia na to, że osoba tekściarza tak intensywnie działała na Danielle. I musiało skończyć się wyjątkowo źle, aby oboje aż tak się unieśli, nie zwracając uwagi na miejsce, w jakim byli.
Sam nieznacznie się odsunął, kiedy prędko zwiększyła między nimi dystans, ale nie odwracał od niej zmartwionego spojrzenia, jedynie na moment, aby zauważyć, czego Namgi tak zacięcie nie chciał oddać. Tabletki. Nie wiedział, jakie i po co, nie zamierzał dociekać, acz zmartwienie malowało się na jego twarzy, kiedy widział, jak ma kłopot ze złapaniem stabilnego oddechu, zebrania się do pionu, a jedyne co pozwalało jej stać na nogach, to zamocowana umywalka
— Nie mów tak, Danielle… — powiedział cicho, zostając na swoim miejscu, aby nie naruszyć jasno wyznaczonej przez niej strefy — Cokolwiek się stało, nie zasłużyłaś na takie traktowanie — wiedział, że jego słowa były niczym groch rzucany o ścianę, ale nie mógł jej pozwolić na branie winy na siebie. To, co widział, zostawiało wiele pytań, dalej nie wiedział dokładnie, o co chodzi, ale poznał ogólnikowo powód jej złego stanu, nerwowych i zaniepokojonych gestów.
— Nie musisz mnie za nic przepraszać — zapewnił ją, ostrożnie podchodząc bliżej, obserwując jej ruchy i zachowanie, niepotrafiące znaleźć ukojenia. Nie winił jej. Sam po wyjściu tekściarza z łazienki poczuł rozchodzący się po ciele niepokój, niepewność. Nie wiedział, do czego był zdolny, jak daleko mógłby się posunąć, gdyby się nie poddał, gdyby Elliot nie przyszedł zmartwiony krzykami zza drzwi.
Czuł, jak nieustannie spływające po jej twarzy łzy, roztrzęsione ciało, trafiają w jego serce, a mu było jej zwyczajnie żal. Żal, że coś takiego ją spotkało, że czuła, że musi się z tym sama zmagać, gdzie dobrze widział, że sobie nie radzi. Przygniatał ją ciężar sprawy, braku nadziei i pomysłu, jak rozwiązać problem, czy przynajmniej go załagodzić
— Mam po kogoś zadzwonić? — zapytał wstępnie, nie chcąc, żeby wracała, czy szła gdziekolwiek sama. Nie w takim stanie, jak była. Wzięła coś, a on nie wiedział co. Nie miał też pojęcia, jak pomóc, oprócz bycia przy niej i pomocy z paniką, która w niej rosła. Była rozemocjonowana, brakowało jej gruntu pod nogami
— Możemy wyjść na dwór, chwilę poczekać. Mogę z Tobą zostać, jeśli tego chcesz — zaproponował, ostrożnie i niesamowicie powoli opierając dłoń na jej ramieniu, dając jej wystarczająco czasu. Potrzebowała świeżego powietrza, oboje go potrzebowali, ale Danielle przede wszystkim, aby przynajmniej w odrobinie przeciwdziałać efektom wziętego narkotyku.
Mogła go odepchnąć, ale nie zamierzał zostawić jej samej. Przynajmniej dopóki nie będzie pewien, że jest w stanie złapać pełny, stabilny oddech.
😔
Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech, kiedy starała się go zapewnić, że da sobie radę, choć dobrze widział, że mijało się to z prawdą. Starała się być silna, może przed nim, może przed samą sobą. Nie był pewien, ale rozumiał odczuwaną potrzebę, aby się nie rozpaść, rozkleić. Nie mógł na nią naciskać, wpraszać się, jeśli faktycznie nie chciała od niego pomocy, ale nie zamierzał poddać się przynajmniej bez spróbowania.
OdpowiedzUsuńCierpliwie czekał, aż da radę zebrać myśli, zbierze się w sobie. Nie pośpieszał jej, pozwalał, aby na spokojnie przetarła łzy z twarzy, zebrała wszystko z łazienki. Spróbowała złapać oddech, który podświadomie naśladował, aby nakierować ją na odpowiedni rytm. Nie mógł sobie pozwolić na panikę, mimo nieznanego terenu, w którym się znalazł. Nie miał styczności z prochami, nie licząc alkoholu i co najwyżej trawy, a i to było niesamowicie sporadyczne. Podejmował się tego tylko i wyłącznie wtedy, kiedy miał pewność o swoim bezpieczeństwie, małej szansie na zrobienie czegoś głupiego i nieodpowiedzialnego
— Chodźmy — powtórzył spokojnie, nieco poprawiając oparcie swojej dłoni, aby dać jej odrobinę podparcia i wspomóc przy opuszczeniu łazienki, jak i lokalu. Podszedł jeszcze do stolika, aby zabrać stamtąd jej kurtkę, po czym skinieniem głowy podziękował oraz przeprosił za zamieszanie pracowników i opuścił wraz z Danielle kawiarnię. Chłodny powiew wiatru i go sprowadził na ziemię, wypełnił nos świeżością i zastąpił niespodziewanie przytłaczający zapach kawy oraz słodkich wypieków.
Nie oczekiwał od niej wyjaśnień, czy tym bardziej że będzie chciała rozmawiać po całym zajściu. Ale słuchał, tego co mówiła. Zaprowadził do pobliskiej ławki, aby zająć na niej miejsce, a dłoń oparł na jej plecach, delikatnie po nich sunąc, podczas gdy się przed nim otworzyła. Wyjaśniła relację, która zdążyła diametralnie się zmienić od momentu, jak ich ostatnio widział. Wtedy jeszcze zapewniali, że nic ich nie łączy oprócz przyjaźni. Odwzajemniał słaby uśmiech, kiedy na jej twarzy widniał ten niemrawy, kiwał nieznacznie głową, kiedy wspominała wyjazd, kiedy mówiła o nim, jakby był to najlepszy czas w jej życiu. Kiedy mówiła o nagłej, niespodziewanej zmianie ciemnowłosego. Czyli dla niej to też było niezrozumiałe
— To nie jest głupie, Dani — zaprzeczył niemal od razu, bo wiedział, że zaliczał się do wymienionej grupy. I może on stracił Charles’a na zawsze, nie będzie miał okazji go zobaczyć, nawet idąc ulicą, ale nie sądził, aby jej sytuacja tak strasznie odbiegała od jego własnej — I to nie jest durne zerwanie. Zostało Ci coś odebrane. Nagle, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia — jego dłoń dalej zataczała niewielkie kółka na okrytych kurtką plecach — Chyba nikt nie dałby rady się po tym ot, tak pozbierać — dodał w próbie zmienienia jej spojrzenia na sytuację.
— Z tym, jak zostałaś potraktowana, równie dobrze mogłabyś stracić kogoś na zawsze… — przyznał szczerze, choć mogło to nie być coś, co chciała usłyszeć. Jednak taka była prawda. To, że Namgi żył, że właśnie miała okazję go spotkać, nie znaczy, że kogoś nie straciła — Bo straciłaś właśnie tę osobę z wyjazdu. Tego Namgi’ego, który był miły, był Twoim przyjacielem i kimś więcej — i równie dobrze mogła być to strata na zawsze, po tym co widział. Po tym, jak chłopak zacięcie stał przy swoim, niemal pluł jadem w jej kierunku, jakby sam chciał, żeby nie była częścią jego życia, a jedynie ciążącym, spowalniającym go balastem.
A Elliot nie chciał, żeby sobie umniejszała. Żeby odtrącała własne uczucia, kiedy były jak najbardziej zrozumiałe, nieważne jak błahe jej się wydawały. Wygrzebał z kieszeni paczkę chusteczek, aby przekazać ją Danielle, zdecydowanie bardziej jej potrzebującej
— Nie możesz się za to obwiniać, nieważne, co Ci powiedział. Sam fakt, że napisał sms’a mówi dużo o nim samym — powiedział półżartem, półserio. Tekściarz musiał mieć albo bardzo dużo za uszami, albo niesamowicie bać się zrobienia tego kroku, skoro nie śmiał nawet zrobić tego twarzą w twarz. I może znał tylko jej stronę, tak nie widział wielu możliwości, aby mężczyzna wyszedł z tego twarzą. Miał odpowiedni argument, aby wyjaśnić tak bezduszną decyzję.
Usuń— Nie możesz obwiniać się za mienie uczuć, Dani — powiedział nieco ciszej, acz na tyle pewnie i bezpośrednio, aby go zrozumiała. Bo to było najważniejsze. Nie mogła czuć się winna z powodu odczuwanego żalu, przykrości, jaką wywoływały gorzkie wspomnienia, które pewnie chciała pielęgnować i zachować blisko serca.
Sam chciałby wiedzieć dlaczego. Nie umiał znaleźć wytłumaczenia, nie licząc tego, że Namgi po prostu był takim człowiekiem. Bawiącym się kimś dla własnej przyjemności, aby potem zostawić bez wyjaśnienia, samemu zapominając od razu. Nie znał go, nie wiedział o problemach, które zadręczały tekściarza i pchały do podejmowania irracjonalnych decyzji, którymi próbował bronić Danielle, a jedynie wyrządzał jeszcze więcej krzywdy. Czy mógł do tego podejść lepiej? Na pewno. Na pewno mógł postąpić rozważniej, przemyśleć to. Mógł nie sprzedać tej pierwszej porcji prochów, nie pozwolić jej na przesiadywanie w studiu, mógł nie odpisywać na wiadomości, które z czasem wybiegały poza umówienie się na spotkanie w celu przekazania towaru, a obierały tory narzekania na pracę, uczelnię. Rzeczy bardziej przyziemne, zacierające granicę między znajomością, a relację klient-diler.
OdpowiedzUsuńNagłe przylgnięcie Danielle wzbudziło zaskoczenie u masażysty, ale nie oponował. Pozwolił jej na wtulenie się w bok, lekko owinął pokrzepiająco wokół niej swoją rękę i dał jej zaczerpnąć bliskości, której musiało jej brakować. Zaśmiał się nieznacznie po zostaniu nazwanym aniołem, kręcąc przy tym głową
— Daleko mi od anioła, Dani — anioł był kimś, kto powinien chronić innych. A Elliot do teraz miał wyrzuty wobec siebie samego, że załatwił samochód, namówił ich, żeby do niego wsiedli i nie zajął miejsca za kierownicą. Bo wtedy to może on by zginął, a nie Charles.
Za uśmiechem dalej kryło się zmartwienie, tym razem przez zmianę postawy Danielle. Naprawdę liczył, że będzie wszystko w porządku, a przede wszystkim, że wzięta substancja nie wpłynie na nią zbyt mocno, nie otępi na tyle, aby szukała w niej zbawienia częściej, bo to nie był sposób na poradzenie sobie z bólem. To nie był dobry sposób
— Poczekam z Tobą — stwierdził, bo i tak nigdzie mu się nie spieszyło. W salonie nie oczekiwała go ścieżka klientów, musiał jedynie zrobić zakupy, wrócić do siebie i coś zjeść, odnaleźć program do obejrzenia, aby zająć sobie czymś wieczór oraz noc.
Poprosił na moment o jej telefon, który akurat skończyła używać, aby zaraz zapisać swój numer pod jedynie swoim imieniem, po czym oddał jej urządzenie
— Gdybyś czuła potrzebę wygadania się, możesz napisać — posłał kolejny, łagodny uśmiech, a kątem oka zerknął na to, ile czasu zostało do przyjazdu kierowcy — Jeśli nie będę w pracy, to powinienem dość szybko odpowiedzieć — dodał, aby nie zdziwiła się brakiem zwrotnych wiadomości, czy oddzwonienia w ciągu dnia. Zostawiał telefon w szatni, ze swoimi ubraniami, aby nie zaglądać do niego podczas pracy, jedynie w trakcie przerw.
Został z nią na ławce, dopóki znajomy spod kliniki samochód nie zatrzymał się na pobliskim, wolnym miejscu. Odprowadził pod drzwi, pilnując, czy dała radę stawiać równe kroki, czy zawroty głowy się nie wzmagają, a przy pojeździe zastąpił go kierowca
— Trzymaj się, Dani. I mam nadzieję, że widzimy się za tydzień — powiedział na odchodne z uśmiechem, niosącym za sobą krztę wspomnianej nadziei. Naprawdę na to liczył. Że spotka ją w klinice, będzie miał okazję towarzyszyć przy tych wizytach, zauważyć, jak, nieważne jak bardzo, powoli wraca do siebie, godzi się z tym, co miało miejsce. Że jej ciało nie będzie zanosić się niespokojnym drżeniem, a żołądek ściskał w mdłościach.
Tak samo jak Namgi’ego, opartego o jedną ze ścian skrytych uliczek Lower East Side, gdzie próbował złapać oddech po zwróceniu nieistniejącego śniadania, jak i męczył się z piekącymi oczami, przez nieustannie nieobecne, wyłączone spojrzenie, pozwalające mu na mentalne odcięcie się od swojego zachowania, mimo niekontrolowanych reakcji organizmu
— Ja pierdolę — jedynie wydukał zachrypniętym głosem i przetarł, jakby nieporuszony, słabo ubrudzone usta, wsiadł do pośpiesznie opuszczonego samochodu i wznowił drogę do oczekującego go klienta. Nie miał czasu rozdrabniać się nad własnym zachowaniem, nad widokiem rozdygotanej Danielle, skoro nad nim nieustannie tykał zegar, ostrzegający, że nie może się spóźnić.
Rozwiózł większość towaru, upewnił się parokrotnie, czy nikt inny na niego nie oczekuje. Dopiero wtedy pozwolił sobie na powrót do studia, gdzie planował przełączyć się na tryb drugiej pracy, usiąść do dosłanych maili, nagrań, które musiał zedytować i przesłać dalej.
OdpowiedzUsuńJego organizm nie nadążał za narzuconym tempem, drżące dłonie miały coraz większe trudności z utrzymaniem w dłoni ołówka, czy stukania w klawiaturę, a obraz rozmazywał się przed oczami, kiedy nie potrafił ich na dłużej skupić w jednym miejscu. Ale chciał pracować, bał się przestać i stracić rytm.
Nie zauważył nawet, kiedy jego głowa zaczęła sennie podrygiwać, a on powolnie osunął się na fotelu, dopóki nie oparł jej na biurku, a bardziej na położonej tam ręce, zasypiając z samoistnie wywołanego przemęczenia. Wstał równie niespodziewanie szybko, przecierając sklejone oczy i panikując, kiedy nie był pewien, ile czasu minęło. Ile cennych godzin, czy minut stracił na nieplanowaną drzemkę, karcąc się za brak kontroli i pomyślunku, po czym podsunął się bliżej biurka i wyprostował, aby nie pozwolić sobie na powtórzenie takiej sytuacji.
Jednak wszystko było na marne, kiedy włączył kolejny, potrzebujący połączenia z wokalem utwór. Kiedy usłyszał znajome tony, jednego z wielu numerów, jaki Danielle pomogła mu wybrać do podesłania Hit Labowi. Przetarł niezajętą pisaniem dłonią oczy, grożące zalaniem się łzami, a tym razem sam schował twarz w rękach, łapał płytki oddech i przegryzał od środka polik, dopóki zmęczenie znowu go nie dogoniło, tym razem zmuszając do przespania reszty nocy.
I tak nie był w stanie pracować.
Dopiero o poranku dał radę się pozbierać, wypił kawę z ekspresu przy recepcji, a do tego jedną szklankę wody, aby udawać zachowanie balansu w swojej diecie. I ponownie wrócił do pracy, widząc, że dotarły do niego nowe wiadomości, niektóre zwracające się do podesłanych już kawałków, inne pytające, kiedy dostaną swój tekst. Nieważne było, jak go męczyły, jak odbierały przyjemność z pracy nad muzyką, był im wdzięczny. Dzięki nim miał czym zająć swoją głowę, ignorując, jak niezdrowe było wypełnienie swojego czasu tylko i wyłącznie pracą.
Nie pracował prawie nad niczym dla siebie, jedynie sporadycznie spisując słowa w notatniku, aby zaraz je skreślać, aż stały się niemożliwe do rozczytania. Próbował sięgnąć po gitarę, która jedynie pogrążała go w większym smutku, bo już nigdy nie zagra dla Danielle. Nigdy nie będzie mógł szarpnąć za struny i zobaczyć, jak z uwagą mu się przygląda, jak jej ciało bezwiednie porusza się do rytmu.
Znajdował czas na puste przejażdżki, wydłużanie trasy między studiem a mieszkaniem, jeśli do niego trafił. Ale nie dawały mu tego samego spokoju. Pozwalały jedynie na skupienie się na myślach, wspominać z żalem, jak odebrał Danielle spod hotelu i jak zmartwiony był jej stanem po zostaniu czymś odurzoną. Jak wracali razem po występie i jeździli bezcelowo po ulicach Nowego Jorku, wymieniając się poleceniami muzycznymi, które wypełniały samochód wraz z nieprzerwaną rozmową, którą prowadzili.
Jednak w jego życiu górowała praca. Tak, jak powinno być od początku. Nigdy nie powinien był sobie pozwolić na zmienienie rutyny, przestawić priorytety, nieważne jak bardzo chciał zignorować swoje obowiązki i zrezygnować z własnego bezpieczeństwa, byleby spędzać jak najwięcej czasu z Danielle. Gdyby nie została włączona w ich groźby, gdyby jedyną zagrożoną osobą, byłby on sam, nie przejmowałby się. Miałby to gdzieś. Jeździłby do niej, na treningi, odbierał po zajęciach, zawoził na nie rano. Nie obchodziłby go ogromny celownik, jaki miałby na sobie, że na każdym kroku ktoś planował się go pozbyć. Nie obchodziłoby go to, dopóki mógłby być przy Danielle. Był w stanie zapłacić za to własnym zdrowiem, własnym życiem.
Z kolei tym razem z rytmu nie wybił go sen, przemęczenie, czy natarczywy klient, a powiadomienia, których zapomniał wyciszyć. Powiadomienia z Instagrama, którego powinien dawno odinstalować, czy wyłączyć te wyspecjalizowane dla Danielle. Ale mimo to kliknął, zobaczył wstawione zdjęcie, a usta wypełnił metaliczny smak, kiedy zagorzale męczył wargę zębami, byleby się jakkolwiek uziemić.
UsuńA szykujący się do wyjścia z mieszkania Elliot uśmiechnął się nieznacznie na wyświetlone powiadomienie o wiadomości od nieznanego numeru, zaraz zapisując go pod Danielle, odpowiadając szczerym nie ma sprawy!, a w sercu narastała nadzieja, że będzie w stanie jej pomóc.
N.
Bał się spojrzeć na telefon przy kolejnym powiadomieniu, ale nie dał rady go odłożyć, zignorować pojedynczej wibracji, bo dalej nie przestawił trybu w telefonie. Spojrzał w ekran, stuknął w ikonkę Instagrama i zobaczył, co wstawiła, czując się jedynie jeszcze gorzej po zauważeniu dobrze znanego - choć może nie pod względem fabuły - filmu.
OdpowiedzUsuńTak wiele się z nim wiązało. Jej przyjście do mieszkania, krótka, lekko kąśliwa wymiana zdań przez ciszę z jego strony, a potem wspólne leżenie w łóżku. Jej kojąca obecność, która pomogła załagodzić promieniujący ból. Jak i wspólne, półobecne oglądanie kolejnej części w Korei, gdzie jeszcze słabiej skupiał się na filmie, będąc zbyt pochłoniętym Danielle, nowo narodzonymi uczuciami, które tak prędko i agresywnie wtargnęły do jego serca, a on im na to pozwolił bez jakiegokolwiek oporu.
Tęsknił za nimi. Za tym, kiedy targały nim przyjemnie, wywoływały motyle w brzuchu i przyjemne mrowienie, kiedy czuł się jak nastolatek za każdym razem, jak dziewczyna spojrzała w jego kierunku, przelotnie przesunęła palcami po jego skórze czy rysach twarzy.
Nienawidził tego, co działo się teraz. Bólu, który wywoływały najmniejsze wspomnienia, jak już dały radę przebić się przez zimną fasadę stworzoną przez nowo obudzony pracoholizm. Nienawidził, że nie potrafił zdjąć wszystkich pamiątek z biurka, wyrzucić przewiązanych rzemyków, które przy każdym, gwałtowniejszym ruchu przypominały o swojej obecności na nadgarstku.
Odłożył telefon, przetarł dłońmi zachodzące wilgocią oczy, wstał od biurka i wykonał kilka kroków wraz z powoli branymi oddechami. Musiał wrócić na ziemię, przestać marzyć o czymś, co nigdy nie miało prawa istnieć. Nigdy nie będzie w stanie dać jej tego, co sobie obiecali. Nigdy nie będzie mężczyzną, jakiego oczekują jej rodzice, na jakiego zasłużyła. Zasłużyła na kogoś porządnego, ze stabilną, bezpieczną pracą, może kogoś ze swojego grona. Na kogoś, kto nie topił się we własnych problemach, ledwo łącząc oba światy, w których się znajdował. Jego chęci, pragnienie, żeby było inaczej, były bez sensu, skoro nie mogły mieć miejsca w rzeczywistości.
Wyciszył telefon i odłożył na koniec biurka, był bliski całkowitego wyłączenia go, bo i tak z nikim się nie kontaktował. Jego matka pisała raz na tydzień, zostawiała przyszykowane jedzenia w lobby budynku, doklejając do nich drobne karteczki z prośbą, aby o siebie dbał. A jeśli miałby okazję, to żeby nie bał się dzwonić. Ale nigdy nie skorzystał z propozycji, posyłając jedynie dziękuję za obiad w postaci sms’a, chociaż większość czasu jedzenie zostawało nienaruszone, a jego żołądek nieprzyjemnie się ściskał na myśl wciśnięcia w siebie domowego posiłku, preferując żywić się napojami energetycznymi, ziołem i niesamowicie sporadycznie gotowymi daniami, które nie wymagały od niego włożenia wysiłku, z pobliskiego spożywczaka.
Nie pozwalał sobie na kolejne rzucenie okiem na wyświetlacz telefonu, zmuszając się do wbicia do rytmu, zajęciem się co najwyżej komórką “służbową”, która w każdym momencie mogła zostać zasypana powiadomieniami i prośbami o dowóz czegoś, z informacją o przybyciu towaru, który musi jechać odebrać, jak za każdym razem co miesiąc.
Tracił samego siebie, zapominał, co lubił robić na co dzień, skupiając się tylko i wyłącznie na robocie. Ale mimo to, że muzyka sprawiała więcej bólu, niż przyjemności, nie potrafił przestać. Nie potrafił porzucić pasji, nawet jeśli każda próba podjęcia się zrobienia czegoś niezwiązanego z pracą, kończyła się ściśnięciem żołądka, twarzą schowaną w dłoniach i niewyraźnymi akordami oraz tekstem w notatniku, niemożliwe do przejścia przez gardło oraz szarpnięcie strun.
he doesn’t know how to cope
Namgi nie przemyślał jednego, kiedy wbił się w zabójczy i prędki rytm pracy.
OdpowiedzUsuńŻe w pewnym momencie jej zabraknie. Że nadejdzie moment, że wykończy teksty utworów, a mu zostanie czekać na zwrotną opinię, na kolejną prośbę, kiedy zadowoli ich przygotowany numer. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nie mógł opuścić studia, wrócić do mieszkania na nieograniczony czas i tam czekać na nowe zlecenia. Bał się wejść do apartamentu i być tam samemu ze swoimi myślami, bez czegoś, co tak skutecznie odwracało jego uwagę.
Czuł, jak łapie spanikowane oddechy, bo jeden z klientów powiedział, że odezwie się z propozycją kolejnej współpracy dopiero za kilka dni. Czuł, jak jego wzrok nerwowo skacze po ekranie w poszukiwaniu terminu na cyfrowym kalendarzu, nieotwartego, przeoczonego maila.
Zawsze miał dużo pracy, szczególnie łącząc ze sobą obie. I zawsze dużo pracował, ale nie spotkał się z chwilą, że jedyne, co mógł zrobić, to czekać. Zazwyczaj nie robił tak dużo w weekendy, spędzając wtedy wieczory poza studiem, aby pozbyć się nieprzypisanego nikomu towaru, na głośnych, hucznych imprezach, które na swój sposób sprawiały mu przyjemność. Szczególnie wtedy, kiedy nie myślał o szansie na przywiązanie się do kogoś, bo wiedział, że nie było takiej opcji. Że nie pozwoliłby sobie na to i zwyczajnie nie chciał. Mógł na nie przyjść, sprzedać trochę prochów, a potem samemu się bawić, dopóki alkohol nie stracił smaku, a duchota była zbyt przytłaczająca, zazwyczaj również samemu wracając.
Teraz go do tego nie ciągnęło. Nie miał ochoty na imprezy, spędzanie nocy w klubie w otoczeniu dawnych znajomych, którzy wiedzieli, że zawsze przyniesie coś ze sobą i będzie to produkt z górnej półki. Nie miał ochoty na wspólne branie szotów, z każdym kolejnym zostawiając krople przy ustach, bo kieliszek coraz mniej dokładnie trafiał do buzi. Na szukanie nieznanej twarzy w tłumie, aby zatańczyć z kimś do dudniącej w uszach muzyki, choć rzadko miał ochotę na jednonocny, przesadny podryw, aby później trafić do klubowej łazienki czy pobliskiego hotelu.
Ale przede wszystkim chciał zachować wspomnienia z ostatniego wyjścia, nie naruszyć ich. Pamiętać jedynie lecącą muzykę, kiedy zostawił Hyerin na parkiecie i odszukał Danielle. Zazdrosne ukłucie, kiedy zauważył ręce Joshuy na jej ciele i bezceremonialne zbycie go, aby zastąpić jego miejsce. I wtedy po raz pierwszy poczuł, jak dobrze mu było z dłońmi opartymi na jej talii, jak jej roześmiane od alkoholu i muzyki oczy wwiercały się w niego, budząc falę ekscytacji w ciele. Jak słodko smakowały jej usta przy pierwszym, nieświadomie upragnionym pocałunku, który spłycał jego oddech i sprawiał, że potrzebował więcej.
Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc sięgnął po ciśnięty któregoś wieczora w kąt notatnik. Wyprostował pogięte kartki, przesunął po nich palcem, aby finalnie otworzyć zeszyt i zająć miejsce na kanapie. I zaczął pisać. Cokolwiek. Piosenki, które zaprzątały mu myśli, których chciał się nauczyć, krótkie zdania, do których chciał usiąść i przeobrazić je w pełnowymiarowy tekst. Nie potrafił stwierdzić, czy robił to z przyjemności, czy robił to dla siebie. Czy może przez pęd, w który się wprowadził i nie potrafił siedzieć bezczynnie, złapać oddechu i zrobić sobie chwilę przerwy. Jedyne, czego był pewien to to, że nie mógł przestać pracować, pisać. Grać.
he can’t let go
Kiedy jeszcze nie wkręcił się w profesjonalny świat muzyczny, spędzał swoje wieczory podobnie, jak teraz. Nigdy nie był przykładnym uczniem, a zakup słuchawek, pierwszej, małej konsoli sprawiał, że jedynie bardziej obniżał swoje oceny. Ale on to uwielbiał. Ignorował krzywe spojrzenia ojca, zmartwione uwagi matki, która chciała, aby syn wyszedł z godnym pochwały dyplomem. Zatracał się w muzyce w słuchawkach, zatracał się w śmiechach wypełniających jego pokój, kiedy oboje z rodziców wyjechali służbowo, a on zapraszał do siebie Isaaca, gdzie wspólnie jarali, przesłuchiwali to, co stworzył i dogrywali wokal. Wtedy żenujące, ale szczere łzy, kiedy poczuli się poruszeni wymyślonym w odurzeniu tekście. Kiedy rozmawiali o planach o przyszłości, o tym, jak on rozwinie swój talent produkcji muzycznej, a Isaac podszlifuje śpiew, taniec, aby stworzyć niepokonane duo na amerykańskim rynku. Śmiech chłopaka, kiedy Namgi po raz kolejny pomylił się podczas gry na gitarze i psuł całość utworu, samemu wybijając się ze swojego, wręcz dramatycznego skupienia. Obiecał tekściarzowi, że pomoże mu z podszkoleniem własnego wokalu, kiedy sam wespnie się na wysoki poziom, ignorując stanowcze odmowy z jego strony. Robili wszystko bez zastanawiania się, czy brzmiało dobrze, bez wstydu przed sobą nawzajem.
OdpowiedzUsuńA teraz w samotności nie potrafił ze spokojem usiąść z gitarą na kolanach i zagrać czegokolwiek.
Na stoliku przy kanapie znajdowała się popielniczka, wypełniana kolejnymi, zużytymi filtrami, po dźwiękoszczelnym studiu roznosił się dźwięk stukającego o blat ołówka, wymieszany z nerwowym odbijaniem nogi od podłogi. Wpatrywał się w notatnik, w zapisane na nim słowa i przypisane im akordy, odpowiedni kierunek poruszenia strun, znając je na pamięć od pierwszego zagrania utworu. Zerkał w kierunku położonego z boku instrumentu, niemal z niepokojem w oczach. Grał bardzo rzadko, mimo chęci powrotu, kiedy tylko wyszli z mieszkania Songa, gdzie miał okazję przypomnieć sobie, ile sprawiało mu to przyjemności, nawet z obawami przez zardzewiałe umiejętności.
Ale w końcu sięgnął po gitarę, oparł ją na udach i podjął się próby grania.
Źle.
Nieczysto.
Jeszcze raz.
Co ty robisz.
Zaciskał na wardze zęby, nieudolnie powstrzymując gromadzące się łzy, które zaraz spadły na drewniane pudło rezonansowe. Utwór nie brzmiał, jak powinien. Nie brzmiał tak jak tamtego dnia, kiedy siedział w pokoju Danielle wraz z jej ojcem, odebrał od niego gitarę i zaczął jedyną piosenkę, której był pewien. Którą wiedział, że zawsze potrafi zagrać bez rażących błędów.
Próbował dalej, czując, jak opuszki palców zaczynają boleć od zbyt mocnego dociskania, od coraz to agresywniejszego, zdesperowanego szarpania za struny, a słowa utworu stały nieprzyjemnie w gardle, niemożliwe do wypowiedzenia, a tym bardziej zaśpiewania. Ale każda próba była na marne, nic nie brzmiało tak, jak powinno. Pociągnął nosem a zdesperowany, załamany śmiech zamarł w połowie, kiedy wrócił do wyrównywania oddechu, aby nie zanieść się po raz kolejny płaczem.
Już nic nie potrafił. Nie potrafił być dobrym dilerem, dobrym producentem i muzykiem. Nie potrafił być dobrym przyjacielem. Był nikim. Był opustoszałą skorupą samego siebie, którą desperacko próbował wypełnić czymś innym, niż poczuciem winy.
Potrzebował zajęcia, zbawiennego sms’a od któregoś z klientów, od osób postawionych nad sobą, które narzucą jeszcze więcej na jego barki, aby nie miał ani jednej, najkrótszej chwili wytchnienia w ciągu swojego dnia. Aby nie miał okazji na zderzenie ze stworzoną przez siebie samego rzeczywistością.
😞
Po raz pierwszy od… dawna wyszedł ze studia, aby zrobić sobie przerwę. Wyszedł tylnymi drzwiami, kierując się na zewnętrzny parking, aby osunąć się tam o chłodną, ceglaną ścianę budynku i tam wypalić najzwyklejszego w świecie papierosa. Nie lubił ich palić w studiu, ich zapach był bardziej drażniący, brzydszy, miał wrażenie, że dłużej zostawał na ubraniach, gdzie tak naprawdę to on był na tyle przyzwyczajony do zapachu zioła, aby nie czuć go tak intensywnie w pomieszczeniu. Krótki rękaw nie chronił przed coraz to chłodniejszymi wieczorami, a on nie potrafił stwierdzić, czy dłonie trzęsą się od zbyt intensywnej pracy, kilku zacięć od błędnego oparcia palców na progach oraz zbyt intensywnych pociągnięć za struny. Bok dłoni był okryty ciemnym tuszem od sunięcia nim po świeżo zapisanych, a raczej świeżo przekreślonych słowach. Usta desperacko zaciskały się na filtrze, płuca wciągały gęsty dym, a łzawienie oczu mógł zrzucić na drażniące pieczenie w gardle przez zbyt łapczywe zaciągnięcia się.
OdpowiedzUsuńNie spieszył się, siedział na chłodnym betonie i pozwalał zimnemu powietrzu walczyć z pozostałościami trawy o trzeźwość. Obserwował ciemne niebo, na którym nie widział gwiazd przez ilość sztucznego światła w mieście. Obserwował rozświetlające się na budynkach neony, wyświetlane w oddali reklamy, których nie potrafił rozszyfrować, a pocieraniem wolną dłonią o przedramię próbował dodać sobie odrobinę ciepła. Spojrzał też na zaparkowanego Ghosta, posłusznie, jak zwykle, czekającego, aż zajmie miejsce za kierownicą i zabierze go do garażu pod apartamentowcem, czy do innej, szemranej uliczki w dowolnej części miasta, bo te były poza czujnym okiem patrolującej policji.
I chwilę pomyślał nad wejściem do samochodu, wrócenia do mieszkania i zaszycia się w środku, nieopuszczenia go nigdy więcej, poczekaniu, aż wszystko całkowicie go przygniecie, a on wtedy zasmakowałby chwili spokoju, dopóki nie usłyszy agresywnego pukania do drzwi przez niedotrzymaną część umowy.
Równie prędko zrezygnował z tego pomysłu, obawiając się, że wejście do apartamentu faktycznie się na tym skończy. Musiał wrócić do studia, do tego pokoju, który z jednej strony przypominał o wszystkich obowiązkach, prezentujących się w postaci otwartej torby z prochami i konsoli, a z drugiej strony budził wszystkie wspomnienia, obecne tam w postaci pamiątek i żywych obrazów, jakie tam powstały przed wyjazdem, po poznaniu Danielle.
Zgasił pod butem peta i wykonując kilka szybkich ruchów dłońmi po ramionach w celu ogrzania się, wrócił do środka. Zostawił ciche pragnienie w tyle i skierował swoje kroki do studia, zamknął za sobą drzwi i zajął się sprzątaniem. Odłożeniem odrzuconej niebezpiecznie gitary, której cudem nic się nie stało. Pozbieraniem luźnych kartek z notatnika, które z niego wypadły przy zrzuceniu go ze stolika. Zgarnięciu na dłoń rozsypanego popiołu, który wyleciał z popielniczki przy przypadkowym trąceniu stolika kolanem.
Nie miał pojęcia, jaka była godzina, unikał patrzenia na zegar, ale wiedział, że było późno, zapewne środek nocy, czy późny początek. Nie dziwiła więc go panująca cisza w recepcji, w której była tylko jedna recepcjonistka na nocną zmianę. Niedaleko drzwi nie stał ochroniarz, który i tak zazwyczaj był tam w ciągu dnia, gdzie natarczywi klienci z grona muzycznego mieli większe tendencje do zawracania mu głowy.
Dlatego też nie zakładał, że coś zaburzy panującą w budynku ciszę, powierzchowny spokój. Ale jego tępe, bezcelowe wpatrywanie się w notatnik przerwało pukanie do drzwi. Bezpośrednie pukanie do drzwi jego studia, które sobą wzbudziło spanikowany dreszcz wzdłuż jego kręgosłupa. Przecież wywiązał się z obowiązków, wszystkich. Co do jednego, a na jego telefonie nie widniały żadne powiadomienia…
Spłoszony, wystraszony sięgnął klamki, aby otworzyć drzwi, zza których nic wcześniej nie słyszał, spychając narastający lęk w dół, aby dowiedzieć się, kto dobijał się do niego o tej porze.
N.
Nie rozumiał, czemu nie dostał informacji z recepcji. To wywołało jeszcze większe obawy, czy do czegoś tam nie doszło. Że postanowili nie oszczędzić nikogo na swojej drodze, a on miałby jeszcze więcej osób na sumieniu przez swoje niedojrzałe decyzje za młodu. I o tym nigdy nie pomyślał, o tym, ile osób mógł sprowadzić na dno ze sobą, uświadamiając sobie o tym dopiero teraz. Dopiero teraz, kiedy miał czas o tym pomyśleć, zobaczyć, jaki wpływ na jego życie miał kartel i ich skuteczne groźby, którym natychmiastowo ulegał.
OdpowiedzUsuńDlatego nie wiedział, czy odczuwał ulgę, czy jeszcze bardziej nieprzyjemny ścisk, kiedy zobaczył na korytarzu Danielle. Skuloną, roztrzęsioną i wlepiającą w niego widocznie odurzony, martwiący wzrok, dopóki nie powędrowała nim na podłogę, a ten widok szarpnął za wrażliwe nerwy w jego ciele. Głos stanął mu w gardle, nie umiał nawet znaleźć słów. Pragnął jej dosięgnąć, przysunąć do siebie, przytulić i zakryć przed resztą świata. Ale stał w progu, zaciskając dłoń na framudze, aż nie zbielały mu kostki i z trudem przełknął ślinę wraz ze stojącą w gardle gulą. Niezauważalnie, boleśnie drgnął na wypowiedziane zdrobnienie, brzmiące tak krucho w jej ustach, tak niewyraźnie przez działanie wziętych narkotyków i jak mógł szybko stwierdzić, wypitego alkoholu.
Powinien odmówić, powinien zrobić to, co zwykle. Odciąć się, zamknąć drzwi i powiedzieć, aby poszła gdzie indziej, bo on nie ma czasu. Jest zajęty pracą, na której mu zależało, a ona jest pijana i pewnie tylko coś sobie ubzdurała
— Na chwilę — nie potrafił, był za słaby. Nie mógł jej zostawić, mimo odczuwanego ścisku żołądka, jak serce mu ciąży przy każdym, kolejnym wypatrzonym szczególe, kiedy oplotła wokół niego niepokojąco szczupłe ręce, słabo zacisnęła na materiale palce, a go uderzył, przebijający się przez woń alkoholu i klubu, nikły zapach samej Danielle. Wbijał spojrzenie w rozciągający się korytarz, uspokajał swój oddech, aby nie wywołać paniki u siebie, czy tym bardziej u zdruzgotanej dziewczyny, po czym zamknął za nią drzwi studia, bez odwrotu pozwalając jej na zostanie w środku. Mimo panującego tam chaosu, mimo starannie ułożonych pamiątek, o które ciągle dbał i nie miał serca jakkolwiek ich naruszyć.
Nie odwzajemnił uścisku, ale jej nie odepchnął. Samolubnie czerpał z bliskości, niemal niewyczuwalnie opierając dłoń na jej plecach, kiedy skierował ich w kierunku kanapy, gdzie już na pierwszy rzut oka było widać nierówno ułożony koc przez nieustanne używanie go. Przyglądał jej się, czując niemiłosiernie ukłucie w serce po zauważeniu rozsypanych czerwonych śladów, łączących się z rozmazanym makijażem, trzęsącymi nogami i chwiejnym krokiem, wywołanym nie tylko alkoholem. Zaciskał wargi, które zaczynały niebezpiecznie drżeć, ostrzegając go.
Nie odpowiedział na jej przeprosiny, oprócz cichego, niewyraźnego “Przestań”, bo nie było do nich powodu. Nic nie zrobiła. Jak zwykle. Obwiniała się za coś, co tylko i wyłącznie on spowodował.
Podsunął obok niej kosz wypełniony w połowie powyrywanymi kartkami, a w połowie puszkami, przez cały proces nie wypowiadając ani słowa. Nie ufał swojemu głosowi, nie ufał, że nie palnie czegoś, co wszystko zaprzepaści. Co zepsuje jego główny cel, odsunięcia jej od siebie, ale zarazem czegoś, co zrujnuje ten przykry, a zarazem tak ceniony moment. Bo była obok niego
— Daj telefon — odezwał się dopiero po spędzonym momencie na kanapie, wbijając nieobecne spojrzenie w blat, a w myślach powoli odliczając, aby nie dać upustu żadnym emocjom. Chciał być egoistą, zatrzymać ją w studiu, na kanapie i owinąć wokół niej swoje ręce, zapewnić, że wszystko będzie w porządku, i że jest bezpieczna. Ale to mijało się z prawdą, a im dłużej tutaj była, tym obawy narastały w tekściarzu. Że już ją zauważyli, zwrócili uwagę, że jest obok niego — Proszę — dodał błaganą prośbę, unikając jej spojrzenia i wyciągając nieznacznie dłoń w jej kierunku, aby mogła na niej ułożyć komórkę.
just this once
Podziękował cicho za urządzenie, które zaraz po prośbie trafiło do jego rąk, wcześniej jeszcze prosząc ją o jego odblokowanie. Nie znał jej kodu, nie chciał wkraczać w jej prywatność, jeśli mogła mieć rzeczy, które chciała przed nim ukryć. Nie myślał o tym podczas wyjazdu, kiedy oboje wyciągali telefon tylko po to, aby zrobić zdjęcia, co najwyżej dogadać szczegóły zaplanowanych spotkań.
OdpowiedzUsuńChwilowo sztywniejąc pod niespodziewanym naciskiem na jego ramię, wydał z siebie jedynie pomruk w odpowiedzi. Niepewny, kruchy, zdradzający pośrednio, że tęsknił za tym równo mocno. Za jej obecnością w studiu, wypełnianiu panującej tu pustki. Niepoważnych uwag co do puszczanych utworów, które i tak nieraz brał do serca, starając się trafić jeszcze lepiej w punkt z kawałkami, aby nie mogła powiedzieć nic negatywnego, nawet jeśli nie miała tego na myśli. Brakowało mu jej bezwiednych reakcji na muzykę, którą czuła całym ciałem i wywoływała w nim poczucie dumy, bo wtedy wiedział, że robił coś dobrze. Że spełniał złożoną obietnicę. Ale po ostatnim miesiącu widział, że to było coś, czego nie potrafił. Nie potrafił dotrzymać ani jednej złożonej obietnicy, wywiązać się ze swoich słów. Ani tych, które wymienił z Isaac’iem, ani tych, które szeptał do ucha Danielle, całkowicie w nie wierząc.
Zacisnął wargi w wąską linię, nie reagując na jej słowa. Nie mógł zareagować, nieważne jak bardzo chciał zaprzeczyć. Bo był głupi. Bo zerwanie z nią było najgłupszym, co zrobił w swoim życiu, ale wydawało się jedyną, dostępną opcją.
Powinna się dziwić, powinna obrzucać go obelgami, wyzwiskami. Wytknąć, że jego zachowanie nie miało sensu i zachowywał się jak skończony cham, zmieszać go z błotem i nigdy więcej z nim nie rozmawiać. Zapomnieć o nim, zostawić po sobie jedynie bolesne ślady na sercu, bo przynajmniej wtedy byłoby mu łatwiej. Wtedy nie miałby takich wyrzutów, wtedy może dałby radę o niej zapomnieć, wyrzucić wszystkie pamiątki, trzymane tak blisko serca.
Przeszukiwał listę kontaktów, jak i ostatnie wykonane połączenia w próbie odnalezienia odpowiedniej osoby, przeczesując nerwowo włosy, kiedy upewniał się, że patrzy na odpowiedni numer
— Żeby zadzwonić po Twojego kierowcę — pilnując, żeby nie załamał mu się głos, odparł treściwie przed wybraniem kontaktu i odczekaniu kilku chwil, dopóki nie usłyszał głosu po drugiej stronie. Lekka ospałość zdradzała fakt, że wyrwał mężczyznę ze snu, co nie było niczym dziwnym, kiedy finalnie zobaczył godzinę i widniejącą tam zbliżającą się pierwszą.
Przeprosił go, za przerywanie nocy, skubał palcami spierzchnięte usta, co odwracało uwagę od pragnących zajść łzami oczu i wyjaśnił, gdzie jest Danielle, że potrzebuje, aby po nią przyjechał, ale nic nie mówił jej rodzicom. Zawiesił się jednak przy pytaniu, kiedy samochód powinien zjawić się pod studiem. Nie wiedział. Nie chciał, żeby ją zabierał. Pragnął, aby została w studiu, aby mógł być przy niej w trakcie zjazdu i zaopiekować się nią, aby nie przechodziła przez to samo. Ale nie mógł. Musiała wrócić do domu, najlepiej jak najszybciej i z nadzieją, że Mitchelle nie ma albo śpi i nic nie zauważy.
— Za pół godziny — odparł w końcu, łudząc się, że był to złoty środek w tej sytuacji, a po rozłączeniu się oddał jej telefon, kładąc niedaleko jej, aby mogła schować sprzęt do torebki. Przyjrzał jej się po raz drugi, widząc bladą cerę, intensywnie nakreślone na niej zaczerwienienia, rozmazaną szminkę. Ale widział też nieco zmarszczone brwi, usta wykrzywiające się w grymasie wraz ze sporadycznie zaciskanymi oczami.
— Jeśli musisz zwymiotować, to mów — powiedział w końcu, podsuwając kosz w swoją stronę, a samemu nieznacznie przysuwając się do niej na kanapie, aby móc zainterweniować w razie potrzeby. Wolał, żeby mdłości dopadły ją tutaj, przy nim. Nie obchodziło go, że mogłaby ubrudzić kanapę, poplamić jego ubrania, dopóki mógłby przynieść jej potem wodę, przetrzeć usta, zgarnąć z twarzy krótkie kosmyki, aby nie musiała się nimi martwić.
N.
— Ja nie mogę Cię odwieźć — za dużo wypalił, aby wsiąść z nią do samochodu. Jakby jechał sam, nie byłby to problem, ryzyko było niewielkie i nie było w pojeździe nikogo więcej, ale nie odważyłby się zająć miejsca za kółkiem po tak sporej ilości zioła, nieudolnie próbującego otępić smutek, z Danielle obok. Nie zamierzał też pozwolić jej na powrót taksówką, nie chcąc ryzykować trafienia na taksówkarza, który tylko czekał na taką okazję i wykorzystanie jej. Dlatego prywatny kierowca był jedynym, słusznym rozwiązaniem w jego głowie. A mężczyzna nie stawiał oporu, nie brzmiał na złego, a raczej zmartwionego, co najwyżej bezsilnego, choć mógł sobie to wymyślać przez dalej ospały głos.
OdpowiedzUsuńNieco się uspokoił, kiedy zaprzeczyła potrzebie wymiotowania, acz dalej trzymał śmietnik w pobliżu i był gotowy zerwać się ze swojego miejsca, aby pomóc jej usiąść i nie pozwolić, aby się zakrztusiła. Bolało go, jak na nią patrzył, jak widział ją w takim stanie bez krzty rozbawienia w oczach, bo wtedy przynajmniej wiedziałby, że skądkolwiek przyszła, dobrze się bawiła. Zamiast tego mógł jedynie słuchać jej kolejnych, początkowo niezrozumiałych, słów, zobaczyć malinki na karku i ślady po cudzych paznokciach na jej plecach, ciągnących się przez całą długość odkrytych pleców. Śledził w powietrzu palcami rozsypane zaczerwienienia, maltretując zębami wnętrze policzka i wciągając bezdźwięcznie powietrze nosem jako próba powstrzymania gromadzących się łez. Starał się przekonać siebie samego, że to nie o to chodziło. Że jedynie się z kimś całowała, poszła nieco do przodu, ale nie przekroczyła tej granicy, tej twardej granicy, za którą nigdy się nie znalazła. Granicy, przez którą jej nie przeprowadził, obawiając się ryzyka i tego, że będzie żałowała swojej decyzji.
Boli.
Słowo odbijało się echem w jego głowie, a on czuł, jak nieprzyjemne ściska go żołądek. Bolało ją. I została sama, skoro tutaj przyjechała. Wykorzystana i odepchnięta na bok, zostawiona w takim stanie, stąpając po cienkiej linii między świadomością a pełnym odcięciem kontaktu ze światem. Każde słowo, każdy zostawiony ślad urzeczywistniał malujący się w głowie obraz. Obraz tego, do czego musiało dojść, choć nie chciał w to wierzyć.
Cichy, pojedynczy i żałosny szloch został zamaskowany nikłym odkaszlnięciem, a tekściarz odchylił głowę do tyłu, aby pojedyncze, zbierające się łzy nie trafiły na koc, który poprawił na jej ramionach, aby była lepiej przykryta, tylko bezwiednie gromadziły się w kącikach oczu, dopóki nie musiały spłynąć. Z kolei jedna z dłoni bezwiednie trafiła na jej włosy, przeczesując krótkie, obce mu długością włosy, dopóki palce nie zamarły w miejsce, bo uświadomił sobie, co robi.
Też chciał, żeby to był on. Żeby mógł zapewniać ją spokojnym głosem, pytać, czy wszystko w porządku, jak się czuje, i że jeśli zmieniła zdanie, to mogą przerwać. Pomóc jej czuć jak najwięcej przyjemności, dostosować się, zasypywać czułymi pocałunkami i pozwolić jej ustalić własne tempo, aby nie czuła się do niczego zmuszana. Żeby nie musiała odczuwać bólu
— Nie możesz tu zostać… — nieważne jak bardzo pragnął, żeby została. Żeby dalej leżała na jego udach, uspokajała swój oddech, podczas gdy on tracił kontrolę nad własnym. Żeby on samolubnie korzystał z tej bliskości, napawał się nią i zapamiętywał każde drgnięcie dłoni, kiedy poprawiała się na jego nogach, lekkie zmarszczenie nosa, kiedy chwilowo wykrzywiała twarz w grymasie.
Nie mogła tutaj zostać, jeśli chciał, żeby była bezpieczna, dalej będąc przekonanym, że najbezpieczniejsza była z dala od niego. Od niego i jego problemów.
he just wants to hold her
Z trudem przełknął ślinę, nie będąc w stanie jej odmówić. Był na tyle słaby, że uległ zaraz po wymamrotanych słowach, pod wpływem smukłych palców owiniętych wokół nadgarstka, wznawiając niby nieznaczący gest, który i dla niego był dziwnie kojący. Tak znajomy, tak potrzebny do wyciszenia się, zajęcia myśli jedynie wyczuwalnymi, miękkimi włosami pod palcami, ciepłą skórą, o którą chwilami zahaczał opuszkami palców. Zawsze pomagało mu to przy zaśnięciu, nie potrzebował męczyć wzroku ekranem komputera lub telefonu, nie wiercił się bez przerwy, bo po kilku minutach każda pozycja była nie ta, stawała się niewygodna, a poduszka zbyt ciepła. Z Danielle u boku potrzebował jedynie spokojnie ułożonych dłoni na swojej klatce piersiowej, zapachu szamponu mieszającego się z jej własnym, wolnego oddechu, który pomagał mu ustalić odpowiedni rytm, dopóki pod wpływem wszystkich bodźców nie zasnął. Z palcami wplecionymi we włosy, z ramionami ciasno owiniętymi wokół niej i trzymając ją jak najbliżej siebie, aby nieustannie czuć ją przy sobie.
OdpowiedzUsuńPoczuł, jak oddech staje mu w gardle, a serce przyspiesza tempa po poczuciu jej dłoni na policzku, na delikatny gest starcia spływającej po policzku łzy. Wolną dłoń oparł na jej własnej, aby niechętnie, z bólem i trudnością zabrać ją ze swojej twarzy, delikatnie ścisnąć w niemym, skierowanym do siebie samego, żalu, że nie chciał tego robić. Pragnął oddać się w pełni czułemu dotykowi, jej dłonią, które wyznaczały po sobie niewidoczne ścieżki, w zależności gdzie przesunęła palcami. Przetarł twarz z łez, zamykając na dłużej oczy, aby nie pozwolić sobie na kolejne pęknięcie. Ale był wykończony po całym dniu, po zobaczonych zdjęciach, do których miała prawo, po zobaczeniu jej samej w takim stanie, czym nie powinien się interesować, bo w końcu sam zadecydował, że nie jest częścią jej życia, że ma go wykluczyć.
Wysilał się, aby usłyszeć każde słowo, aby zapamiętać jej głos, nieważne, jak bardzo mógł plątać się jej język, że mogła nie mieć na myśli połowy z tych rzeczy i następnego ranka karcić się za to, co zrobiła. Że nie chciała przecież być u niego, po tym, co jej zrobił.
Trzydzieści minut. Trzydzieści minut mogli poudawać, wrócić do, naruszonej i splamionej, bańki.
Poddał się. Zrezygnował z dalszej walki z samym sobą, aby móc przez ten krótki czas zgarnąć włosy z jej twarzy, okryć ramiona szczelniej kocem i przesunąć nikle palcami po zostawionych malinkach, jakby dzięki temu miały zniknąć, jakby miał tym usunąć przeżycie i wcześniej widziane w jej oczach łzy. Oddał się słabemu ciężarowi na swoich nogach, przymykając oczy i pozwolić sobie na wyobrażenie, że wszystko jest w porządku. Że są po prostu w studiu, on zrobił sobie przerwę, a Danielle, zmęczona po treningach, zasnęła tuż obok. Tak, jak wyobrażali sobie podczas pobytu w Korei.
Wzdrygnął się na usłyszany w torebce dzwonek, ale wyciągnął telefon i po zauważonej nazwie odebrał, słysząc głos kierowcy, informujący, że jest już na miejscu
— Już idziemy — odpowiedział po przeczyszczeniu gardła i agresywnym przetarciu dłonią oczu, aby usunąć pozostałą przy nich wilgoć. Przeprosił i podziękował, po czym schował telefon do torebki. Spojrzał na śpiącą figurę, na wymalowany spokój na twarzy i unoszącą się w powolnym, miarowym oddechu klatkę piersiową. Zaczesał pojedyncze kosmyki za ucho i walczył ze sobą. Walczył, żeby podnieść się z kanapy, obudzić ją i poinformować, że to już. Że ich błogie, zawieszone w czasie, trzydzieści minut minęło.
Wziął głębszy, kłujący w pierś, oddech i ostrożnie zsunął jej głowę z kolan. Ścisnął niemrawo jej ramię, aby przynajmniej na moment ją wybudzić. Na tyle, żeby podnieść ją do siadu, zarzucić rękę na swoje ramiona i wspólnie wstać z kanapy, podtrzymując jej delikatne ciało. Wziął jeden z nieużywanych worków, na korytarzu skorzystał z wystawionych butelek wody i trzymał je w dłoni wraz z jej torebką, aby skierować się do tylnego wyjścia, a tym samym do oczekującego na parkingu kierowcy, tak jak mu zalecił po krótkim telefonie. Mężczyzna spotkał się z nim w połowie drogi, aby zastąpić wątłe ręce tekściarza, z obawami trzymające ciało Danielle
Usuń— Może jej być niedobrze, więc tu jest worek — przekazał mu, po tym jak dziewczyna znalazła się na tylnym siedzeniu — I woda, niech wypije przynajmniej trochę, jak się obudzi — nie patrzył na mężczyznę, wpatrywał się jedynie nieobecnym wzrokiem w przekazywaną butelkę wody, aby nie ukazać poruszenia, jakie targało jego ciałem. Nie przed nim, nie poza ścianami studia.
can’t take it anymore
Powstrzymywał zaniepokojone spojrzenie przed zwróceniem się w stronę samochodu, w stronę przyciemnianej szyby, aby spróbować dojrzeć zarys sylwetki Danielle. Upewnić się, że było okej, nie zaznała szoku po tej prędkiej zmianie miejsca. Czuł, jak nogi chcą podejść do drzwi, uchylić je i zostawić czuły pocałunek na czole, powiedzenia, żeby zadzwoniła, jak dojedzie na miejsce i w razie co, żeby dawała znać, jakby sytuacja się pogarszała. Jednak przede wszystkim zwyczajnie by ją zabrał, powiedział, że coś się mu pomyliło, i że zajmie się z lekka osłabioną ciemnowłosą, dopóki nie dojdzie do siebie i nie zażyczy sobie powrotu do domu.
OdpowiedzUsuńWzdrygnął się na męski głos, jedynie przelotnie zerkając na twarz mężczyzny, aby zaraz wbić wzrok we własne, skrzyżowane ręce, które próbowały go osłonić przed wiejącym, chłodnym wiatrem. Zapominał, że już była jesień. Czas przelatywał mu przez palce, a zarazem okropnie się ciągnął.
Podniósł jednak ponownie wzrok, kiedy usłyszał kolejne słowa.
Terapia? Danielle chodziła na terapię? Nie miał o tym pojęcia. Skąd miałby wiedzieć, skoro nie rozmawiali, nie mógł spytać jej, ani nikogo bliskiego. Ale poczuł się winny. Domyślał się, że to przez niego. Że to on był powodem zmienionego stylu życia, niespodziewanych konsultacji terapeutycznych, zatracania się na imprezach. Przez niego straciła radosny i zdeterminowany blask w oku. Ale tak było lepiej, prawda? Bo była bezpieczna. Co z tego, że wyniszczała się od środka, o czym nie był świadomy, skoro była z dala od niebezpiecznego, podziemnego świata i nikt inny nie mógł zrobić jej krzywdy. Tylko on, on sam.
Podziękował niemrawo za to, że kierowca obiecał nic nie mówić jej rodzicom, ale na ostatnie słowa mógł jedynie zgorzkniale, bezsilnie uśmiechnąć się pod nosem. Powinien z kimś porozmawiać? Może. Może by to zrobił.
Gdyby miał z kim.
Z zaciśniętymi na ramionach palcami obserwował odjeżdżający samochód, dopóki nie połączył się z resztą ruchu na ulicy, po czym tekściarz mógł wrócić do środka studia, nie wiedząc, czy ramiona drżą od panującego na zewnątrz chłodu, czy przez cisnące się do oczu łzy, gorzki posmak w ustach i ciążącą w gardle gule.
Nie dowiedział się, czy i kiedy wróciła do domu. Nie mógł liczyć na wiadomość z jej numeru, który dalej był zablokowany, czy tym bardziej na informację od kierowcy, którego imienia nawet nie znał.
W dźwiękoszczelnym pokoju poddał się przed podjęciem się dalszej pracy, sięgnięciem po odstawioną gitarę, przed dalszym sprzątaniem. Włączył jedynie muzykę na komputerze, aby wypełnić tępą ciszę. Usiadł automatycznie na kanapie, chwycił koc, który przesiąknął wymieszanym zapachem. Zapachem alkoholu i przebijającymi się nutami jej słodkich perfum, może czymś jeszcze. Nie wiedział i nie chciał wiedzieć, w obawie, że była to męska woda kolońska, cudzy, niechciany zapach.
Schował twarz w dłoniach, które były okryte kocem. Opuścił nieprzerwanie spięte ramiona, a puszczona muzyka zagłuszała zduszane przez miękki materiał łapane oddechy, żałosne szlochy, kiedy zrezygnował ze wstrzymywania emocji. Palce jedynie zaciskały się mocniej na przemokniętym kocu, on miał ochotę stanąć obok siebie, wyśmiać pochyloną postać i powiedzieć samemu sobie w twarz, że zachowuje się żenująco, i żeby przestał beczeć jak dziecko. Bo w końcu sam tego chciał.
Lecz jedyne co mógł zrobić, to zasnąć. Owinąć się kocem, ułożyć na niedawno zajętej przez Danielle kanapie, czując, czy może wmawiając sobie, że czuje, jej zapach wokół siebie, pozwolić wycieńczonym powiekom opaść, a myślom krążyć, dopóki nie dopadło go nagromadzone zmęczenie, jak i chęć odcięcia się od rzeczywistości przez utracenie swojej bezemocjonalnej, odizolowanej bariery. Chciał zasnąć i zapomnieć o wszystkim. Nie obudzić się, w obawach przed powrotem do przytłaczającej codzienności, którą stworzył na własne życzenie.
N.
Był wykończony. Przespał kilka godzin, które nic mu nie dały, a oczy dalej sprawiały wrażenie wilgotnych i nieprzyjemnie opuchniętych, utrudniając ich swobodne otwarcie. Patrzył pustym wzrokiem przed siebie, widząc jak przez mgłę biurko i znajdującą się na niej konsole, ale nie miał siły ani ochoty wstać z kanapy, zdjąć z siebie koca, który chronił go przed działającą klimatyzacją.
OdpowiedzUsuńNie miał siły na powrót do pracy, choć czuł, jak skręca go w brzuchu w nerwach, że nic nie robi, a jedynie bezczynnie leży. Narastał stres na myśl o tym, że mógł dostać jakiegoś maila, a jeszcze go nie otworzył i nie odpowiedział, tak samo z telefonem od handlu, na którym mógł pojawić się nowy sms.
Podniósł się dopiero po godzinie bezsilnego wpatrywania się w przestrzeń przed sobą, zapętlania przed oczami obrazów z wczoraj, ale nie miał już łez do wyciśnięcia z siebie, mogąc jedynie zostać przy przypominaniu sobie każdego szczegółu, jej kruchej sylwetki i głosu, jak okropnie się czuł, widząc ją w takim stanie, a rozum przypominał, że się do tego przyłożył, sam do tego doprowadził. I nie powinien się nad tym rozklejać, przeżywać, tylko zaakceptować skutki swojej decyzji, którą tak bardzo obawiał się zmienić. Było na to za późno, musiał pamiętać o głównym powodzie, który jako jedyny trzymał go przy ziemi i próbował usprawiedliwić wszystkie, wyplute ostre słowa, każde odtrącenie. Przypominał również samemu sobie, że już nie odgrywał ważnej roli, to nie jego dłonie mogły trzymać jej ciało, nie jego usta były jedynymi, które mogły składać pocałunki. Na jego miejscu mógł już być ktoś inny, chociaż poprzedni wieczór zaburzył ten obraz, który pozwalał mu wierzyć, że Danielle puściła go w niepamięć. Nie wiedział, jak wyjaśnić jej przyjście do studia, zdrobnienie imienia wypowiedziane z nutą nadziei i błagania. Dlatego zrzucał wszystko na alkohol i wzięte tabletki, które otępiły jej rozsądek i namówiły do tej decyzji, której inaczej by nie podjęła. Mógł sobie w ten sposób wmawiać, że tak naprawdę nie chciała do niego przyjść, ale wtedy przypominał sobie jej słowa. Jak wymamrotała, że miał rację, decydując się na zerwanie. Jak ospale wyznała, że chciała, żeby to był on, a nie ktokolwiek, z kim spędziła czas w klubie. I to na nowo szargało jego serce, zaciskało gardło, przez które marnie przełykał ślinę.
Wstał, żeby spojrzeć na oba telefony, które początkowo świeciły pustkami, co najwyżej pojedyncze komentarze z Instagrama, narzekające, że nie wstawia zdjęć siebie, a po to ktoś go zaobserwował. Większość powiadomień z tej aplikacji ignorował, nie będąc zainteresowanym tym, co inni mieli do powiedzenia, czasami miał ochotę wyłączyć możliwość komentowania, ale końcowo z niej rezygnował.
Tym razem jedno rzuciło mu się w oczy. Prywatna wiadomość. Od Danielle. Wszedł w odpowiednią zakładkę, ale nie włączył rozmowy, aby nie dać sygnału, że odczytał treść, jedynie wpatrując się w pogrubione dziękuję, wywołujące zbolały uśmiech. Nie miała za co dziękować, nie zrobił nic dobrego. Pozwolił jej wejść do studia, ale co z tego? Nie przeprosił jej, nie ochronił przed wydarzeniami z imprezy, jedynie skorzystał z szansy na poczucie jej bliskości, marne poczucie delikatnej skóry pod palcami, ujrzenie jej znowu na swojej kanapie pod kocem, z którego nie mógł korzystać nikt inny, oprócz niej. Wykorzystał to, że prawdopodobnie niewiele będzie pamiętać, aby pozwolić sobie samemu na chwilę słabości, ulec potrzebie mienia jej obok i usłyszenia głosu, mimo chwilami niewyraźnej barwy.
😞
Nie odpisał na wiadomość, dalej jej również nie wyświetlił, preferując udawać, że jej nie widział, zamiast odczytać i zostawić ją bez odpowiedzi, bo co miał napisać? spoko, nie ma sprawy? Wszystko wydawało się nieodpowiednie, bo zwyczajnie w świecie nie miała za co mu dziękować. Wolał, żeby napisała, że poprzednia noc była pomyłką, nie chciała do niego przychodzić, i że najlepiej będzie, jeśli o tym zapomni. Wtedy mógłby wmówić sobie, że to faktycznie nic nie znaczyło, i że Danielle faktycznie wykluczyła go ze swojego życia. Nie mógłby się obwiniać, tak jak teraz, za to, ile wyrządził jej krzywdy. Byłoby mu prościej wierzyć w to, że jego plan działa, nawet jeśli czuł się wymięty przez życie każdego dnia, a strach i poczucie winy nie dawały spokoju.
OdpowiedzUsuńChciał zakopać się jeszcze głębiej pod koc, kiedy zobaczył wiadomość od Hyerin. No tak. Pod wpływem emocjonalnej szarpaniny zapomniał o tym, że w przeciągu miesiąca umówili się na nagrywki, tym razem w Nowym Jorku, choć nie ustalili dokładnej daty. Nie przeszkadzała mu praca zdalna, nie musiał spędzać czasu z piosenkarką jeden na jeden, ale wiedział, że rezultaty będą lepsze, jeśli dopną wszystko na ostatni guzik, będąc w tym samym pomieszczeniu. Gdzie będzie mógł słyszeć jej głos w jak najczystszej formie, natychmiastowo reagować na coś, co nie odpowiadało albo wręcz przeciwnie, sprawdzało się świetnie i powinni wkomponować w resztę utworu.
Podał w odpowiedzi jedynie adres studia, ignorując komplement wobec nowego wizerunku, który był czysto wygodnickim wyborem. Może i nie cieszył się na zobaczenie piosenkarki, ale możliwość kontynuowania aktywnej pracy nad albumem obudziła w nim krztę chęci do życia. Była to jego wymarzona praca, z wymarzoną wytwórnią. Nawet, jeśli był wykończony, wypalony pod względem pisania tekstów, tak myśl o dopracowaniu tych utworów, uzupełnienia braków, jakie jeszcze mieli, napawała go radością. Radością, że będzie miał nad czym pracować, że posiedzenia w studiu nie będą bezczynne, wypełnione paniką i bezsilnością przez mniejszą ilość obowiązków.
Dostał jeszcze jedną wiadomość, informującą, że już jest w samolocie i nie może się doczekać, co zignorował, planując usprawiedliwić nieuwagą i zarobieniem.
W ciągu dnia postanowił przywrócić się choć w części do porządku. Nie dla zaimponowania, czy żeby sam poczuł się lepiej, ale nie mógł przyjąć menadżera dziewczyny, jak i jej samej, w niechlujnym stanie, który podświadomie mógłby odbić się na wywołanym wrażeniu, czyli na dalszej współpracy oraz opinii na jego temat. Palił trochę mniej, aby studio miało szansę wywietrzeć z, dla niego, kojącego i znajomego zapachu zioła, wyprostował jedynie porozstawianie pamiątki i zdjęcia, ubrał na siebie coś innego niż przyduże, bezpieczne dresy. Zakrył cienką warstwą korektora podkrążone oczy, aby zamaskować nieustanne zmęczenie, ale to było na tyle. Dalej było widać ponure przygaszenie, popękane usta, jak i bledszą cerę, z której ulatywało życie. Nie starał się jednak bardziej, wierząc, że może to im umknąć. Widzieli go tylko dwa razy, gdzie prezentował się zupełnie inaczej. Mógł uargumentować, że bladość jest podkreślona ciemnymi włosami, jeśli padłoby pytanie w tym kierunku.
Zatrzymał się przy kanapie oraz rozłożonym na niej kocu, bijąc się chwilę z własnymi myślami, aby finalnie starannie go złożyć i odłożyć do jednej z szafek, aby pozostał nienaruszonym. Aby jedynie zapach Danielle był wsiąknięty w miękki materiał, nieważne jak nikle się na nim trzymał.
Nie wiedział, kiedy minęło trzynaście godzin, ale Hyerin skutecznie mu to uświadomiła, posyłając kolejnego sms’a
umówiony kierowca zaginął w akcji, przyjedziesz po mnie?? 🥺
Próby zamówienia taksówki były natychmiastowo zbywane, a tekściarz, mimo niechęci, ze zrezygnowaniem zajął miejsce za kierownicą Ghosta i skierował się w stronę lotniska. Czuł, jak nadzieję na gładkie przebiegnięcie współpracy maleją z każdym kilometrem.
already starting
— Gi! — zamknął na moment oczy i wciągnął powoli powietrze nosem, kiedy zaraz po wyjściu z samochodu usłyszał głos Hyerin, zmierzającej w jego kierunku jedynie z torebką, a walizki były ciągnięte przez menadżera — Już myślałam, że tutaj utkniemy — z ustami wygiętymi w podkówkę pokręciła energicznie głową, a tekściarz przywdział nieszczery uśmiech, otwierając drzwi prowadzące do tylnych miejsc pasażerskich, co spotkało się z pytającym, chwilowo podejrzliwym, spojrzeniem z jej strony.
OdpowiedzUsuń— Nie lubię, jak ktoś siedzi z przodu — wymyślił najsztuczniejsze kłamstwo, ale nie dał jej szansy na reakcję, bo odszedł od otwartych drzwi, aby pomóc mężczyźnie ze schowaniem walizek, zaproponować również miejsce na tylnych siedzeniach, a samemu zajął miejsce za kierownicą. Nie chciał, żeby siedziała z przodu. To było miejsce zarezerwowane wyłącznie dla jednej osoby. Nawet, jeśli już nigdy nie miała się na nim znaleźć.
Nie angażował się zbytnio w rozmowę, odpowiadając jedynie na bezpośrednie pytania w jego stronę. Nie interesował się tym, co dziewczyna robiła z tyłu, między innymi nie zauważając wyciągniętego telefonu, którym zrobiła zdjęcie pojazdu z podpisem ”my savior 🙏” i wstawiła na Instagramowe story. W głowie miał jedynie chęć odstawienia jej do hotelu, powrotu do studia i przyszykowania wszystkiego, co mogli potrzebować do pracy nad albumem, czegoś do postawienia na stolik, aby nie siał pustkami oprócz opróżnionej popielniczki. Już się nastawił na to, że ze względów grzecznościowych będzie wychodzić na parking, aby zapalić. Hyerin sama przedstawiała się jako imprezowa osoba, wątpił, że zioło było jej obce, ale stwierdził, że na tym wyjdzie lepiej. Nie potrzebował, aby zjarała się podczas sesji nagraniowych, a on z jakiegoś powodu nie chciał się dzielić swoim towarem.
Zatrzymał samochód przed wejściem do hotelu, nie ruszając się ze swojego miejsca, a jedynie oczekując, aż dwójka pasażerów wysiądzie oraz zabierze swoje bagaże
— Nie wejdziesz? — zerknął w lusterku na Hyerin, która wykorzystała je do skrzyżowania ich spojrzeń, a w oku połyskiwała nadzieja — I tak już dość późno — przyleciała w wieczornych godzinach — Nic raczej dzisiaj nie dam rady dograć, a chciałabym spędzić z Tobą trochę czasu… — dodała niewinnie, lekko przekrzywiając głowę.
On nie chciał spędzać z nią czasu. Ale zależało mu na tej pracy, a niewinne wyjście nie powinno być zbyt wymagające, ani męczące…
— Możemy pójść do baru, na rozluźnienie przed ciężką pracą — zaproponowała, wypowiadając ostatnie słowa żartobliwie, a tekściarz zacisnął na krótko palce na kierownicy, aby zebrać się w sobie.
— Jasne, może być — odpowiedział w końcu, zmuszając się do posłania nikłego uśmiechu w jej kierunku, zyskując stokrotnie bardziej promienny w odpowiedzi. Poinformowała, że zadzwoni, kiedy będzie gotowa, a on z tą informacją mógł odjechać spod zajętego przez nią hotelu. Nie był w nastroju na przesiadywanie w barze, od miesiąca nie miał na to nastroju, ale stwierdził, że lepiej wyjdzie na przyjęciu przyjaznego frontu, aniżeli tego wypranego z chęci do życia, a przede wszystkim wypranego z chęci do osoby piosenkarki, która po ostatniej sesji zaszła mu nieco za skórę swoją upartością. Nie wiedział nawet, przez swoje znikome używanie Instagrama - nie licząc momentu, kiedy dostawał kujące w pierś powiadomienia - że artystka ubarwiała swoje story, zasypując zdjęciami z miasta, drogi, podczas szykowania się.
Odstawił samochód w garażu przy mieszkaniu, gdzie niewiele zmienił swój ubiór, rezygnując z bluzy bez kaptura, aby na jej miejsce ubrać prostą, białą koszulkę i ciemną kurtkę na wierzch.
Niedługo później usłyszał przychodzące połączenie, które odebrał z pełną wiedzą, co usłyszy po drugiej stronie. Palce zacisnęły się uspokajająco na telefonie, kiedy dotarł do niego nagle ożywiony głos Hyerin, która przekazała nazwę wybranego przez siebie baru. Przekazał jedynie, że zaraz będzie, po czym zamówił taksówkę, aby nie brać samochodu i podjechał pod wybrane miejsce, gdzie piosenkarka już na niego czekała, z poprawionym, nieco ostrzejszym makijażem, ułożonymi włosami i z lekka wyzywającym strojem, składającym się z krótkiego, czerwonego topu i czarnej mini-spódniczki, z przydużą kurtką narzuconą na wierzch
Usuń— Więc… jak minął Ci miesiąc? — po zajęciu nieco odseparowanego miejsca w barze, zadała pierwsze pytanie, ku jego niewiedzy, czysto w zamiarze lepszego wybadania terenu, na czym stała, jak chodziło o jego relację z Danielle.
— W porządku — odparł krótko, nie widząc przemykającego po twarzy piosenkarki niezadowolenia, bo był bardziej zajęty przypatrywaniu się skromnej karcie napoi oraz walczeniu z chęcią zamówienia czegoś najmocniejszego, zostając przy prostym piwie. Przynajmniej na początek.
🙄
Naprawdę nie miał ochoty na przebywanie poza studiem, na przesiadywanie w barze, w którym zbierało się coraz więcej osób ze względu na sobotni wieczór, a on zaczynał czuć się przytłoczony ich ilością. Dawno nie był w tak licznym gronie, które zazwyczaj mu nie przeszkadzało, ale teraz miał wrażenie, że wszyscy spoglądają w jego stronę, mówią o tym, jak potraktował niczemu winną dziewczynę, jak się staczał i jak bardzo było po nim widać. Wpatrywał się więc w chmielowy napój, który wlewał w siebie na całkowicie pusty żołądek, nie jedząc niczego w ciągu dnia.
OdpowiedzUsuńHyerin nie spuszczała uważnego, wścibskiego spojrzenia z tekściarza, który nawet po dostaniu zamówionego piwa, zajmował się wszystkim, tylko nie zainteresowaniem się wspólną rozmową, zbywał jakiekolwiek próby dowiedzenia się więcej. Dlatego poczekała. Zadawała nieinwazyjne pytania, chwaliła nową fryzurę, mówiła, że nawet w tych codziennych ciuchach prezentuje się wyjściowo i czekała. Czekała, aż wypije pierwszy kufel, potem domówionego drinka.
A język tekściarza stopniowo robił się bardziej rozwiązły, odpowiadał nieco uprzejmiej na jej komplementy, wysilał się na milszy uśmiech. Bo teraz zaczynał odczuwać, jak brakowało mu pochwały, kilku pozytywnych słów od drugiej osoby. Wolałby, żeby nie były wypowiadane przez Hyerin, która z każdą reakcją stawała się śmielsza, przysuwała swoje dłonie na stoliku, dopóki nie oparła jednej. z nich na tej większej, należącej do ciemnowłosego. Nie odsunął ręki, ale wzrokiem uciekał w dal. Skorzystał z nikłego ciepła, chociaż ręka była za mała, palce zbyt krótkie, nie mieściła się tak idealnie w jego dłoni
— A co u Ciebie i Dani? — spytała w końcu, kreśląc nieokreślone kształty na blacie, samej wypijając jedynie część swojego drinka. Miała od niego słabszą głowę, o czym przekonała się na poprzednim, wspólnym wyjściu, dlatego zdziwiło ją, jak już po dwóch kolejkach chłopak, nie w pełni, złagodził swój chłodny front.
— Nic — przyznał beznamiętnie, lekko wzruszając ramionami — To nie było nic wielkiego — dodał, nie patrząc na Hyerin, która zduszała wykrzywiający usta uśmiech, samemu będąc zajętym mocniejszym spięciem szczęki, aby odepchnąć od siebie wspomnienia.
— Szkoda… — odparła nieszczerze, niby współczująco sunąc dłonią po wierzchu jego własnej. Czyli dobrze zrozumiała te drastyczne zmiany, brak nawet pojedynczej wzmianki o niej, w trakcie wspólnie spędzonego czasu.
Spędzili jeszcze chwilę w barze, który w pewnym momencie był wypełniony po brzegi, a rozmowy ludzi dookoła zaczynały przygłuszać ich własne. Dla piosenkarki była to idealna okazja, aby zaproponować inne miejsce, wyciągnąć go gdzieś, gdzie będzie mogła bezwstydnie trzymać się blisko
— Może zmienimy lokal? Jest tu tak głośno, że już w klubie byłoby lepiej… — zaproponowała, a ciemnowłosy nie odmówił. Po zapłaceniu dał się wyciągnąć, zaprowadzić do jednego z droższych klubów. Nie podejrzewał, że miała coś zaplanowane, acz powinien, kiedy wykorzystała swój status, aby wykupić lożę vip, kiedy zaraz po wejściu postawiła podwójną kolejkę szotów, samej wypijając tylko jednego, a on niemal natychmiast wlał w siebie oba.
Wcześniej nie chciał pić, nie chciał otępiać swojego umysłu, uciekać gdzieś na bok, kiedy miał tyle na głowie. Ale pierwsze krople alkoholu dały upust zgromadzonemu spięciu, a idący w parze dotyk Hyerin, nie sprawiający mu przyjemności, w niewielkim stopniu wypełniał palące braki. Nie odwzajemniał, ale nie odpychał jej od siebie, nie, przerywał, nie kazał jej przestać.
Zawsze było coś nie tak, paznokcie były za długie, palce nie haczyły czule o drobne wgłębienia na dłoniach, nie czuł miłych dreszczy na skórze pod ich wpływem. Patrzące na niego oczy były zbyt intensywne, tęczówki nie miały tej samej, głębokiej barwy.
A Hyerin lgnęła, czerpała z tego, że nie oponował. Przesuwała dłonią po okrytym kurtką ramieniem, powoli owijając rękę wokół niego, zgarniała przydługie kosmyki z jego twarzy, a palce drugiej dłoni malowały ścieżki na klatce piersiowej
— Idziemy na parkiet? Jesteś mi winny ten jeden taniec.. — uśmiechnęła się zaczepnie, nawiązując do tego, jak ostatnim razem zniknął bez większych wyjaśnień. Kiedy zniknął, żeby tańczyć z Danielle, tej samej nocy, kiedy po raz pierwszy zasmakował jej słodkich ust, poczuł niewyobrażalne dreszcze na całym ciele i obudził pragnienie, niemożliwe do przygaszenia przez kogokolwiek innego, niż ona.
UsuńA teraz był podpity, wręcz pijany, przez pusty żołądek, miks wypitych alkoholi, duchotę klubu. Więc zgodził się, nie odsuwał jej od siebie, kiedy zaprowadziła ich na parkiet. Szukał ukojenia, choć odrobiny spełnienia w każdym geście, choć żaden nie był wystarczający.
Za to Hyerin wyłapała wzrokiem nowe, acz znajome, krótkie włosy w tłumie klubu, co tylko pchało ją do śmielszego działania. Do sunięcia dłońmi po klatce piersiowej ciemnowłosego, ocierania się o nim ciałem w rytm muzyki, subtelnego zwilżania warg czubkiem języka. Czekała na odpowiedni moment. Czekała, aż w pełni przebije się przez kruszącą się barierę tekściarza.
💔
Myślami był gdzie indziej. Myślami był w klubie na skraju Hongdae, z dłońmi zaborczo chwytającymi biodra Danielle, z mieszającymi się zniecierpliwionymi oddechami, z jej rękoma badającymi każdy skrawek jego klatki piersiowej po raz pierwszy. Że to zaraz jej głos westchnie jego imię do ucha, błagając, aby w końcu złączył ich usta. Że jej smukłe palce zacisną się na kosmykach przy karku, wywołując przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, aby w końcu poczuć słodki smak jej warg, uzależnić się od niego niemal od razu.
OdpowiedzUsuńAle nie czuł tego samego. Nie czuł agresywnie rozsypującej się gęsiej skórki, stającego w gardle płytkiego oddechu i przyspieszonego bicia serca. Mimo to dłonie pewniej opierały się w pasie piosenkarki, szukały znajomej figury, tej, na której mógł je idealnie ułożyć, wpasować się w zwężenie, zacisnąć palce i trafić na czuły punkt.
Świdrujące oczy Hyerin nie wywoływały miękkich kolan, nie wzbudzały niekontrolowanego pożądania, nieważne, jak intensywnie i zaczepnie się w niego wpatrywała. Ale ulegał. Ulegał przy każdym przesunięciu jej dłoni, przy palcach, które haczyły o kołnierz koszulki, przed spleceniem się na karku i zahaczeniu o pojedyncze kosmyki. Przyglądał się ustom, szukając w sobie pragnienia, chęci złożenia pocałunku, mimo że nie były dokładnie tego samego koloru, który tak dobrze pamiętał, miały inny kształt, nie tworzyły tego samego, zalotnego uśmiechu, który mieszał mu w głowie.
Śledził jej drobną figurę wzrokiem, kiedy z każdą chwilą pewniej się poruszała, zostawiała jak najmniej przestrzeni między nimi, czuł jej oddech na swoich ustach, jak jedna z dłoni opiera się o policzek, a on nie oponował.
Nie widział, że Hyerin miała wzrok skierowany w jednym kierunku, a na jej twarzy widnieje zadowolenie, satysfakcja. Zbliżyła usta do jego żuchwy, zwracając spojrzenie w jego stronę dopiero po zetknięciu warg z rozgrzaną skórą, powoli, czerpiąc przyjemność z każdej sekundy, sunąc nimi coraz wyżej.
A on nie odmawiał. Nie stawiał się, kiedy zahaczyła o kącik jego ust, spojrzała mu przelotnie w oczy, aby po ponownym spleceniu dłoni na jego karku, wspięciu się na palce stóp, sięgnąć jego warg, złożyć na nich długi pocałunek.
A on jej nie odsunął.
Może tak będzie lepiej.
Pocałowanie Hyerin, zejście się z nią na pewno przekreśliłoby jego osobę w oczach Danielle. Znienawidziłaby go pod każdym względem.
Tak powtarzał w myślach, kiedy poczuł ciężar jej ust, mimowolnie, pod wpływem chwili, odwzajemniając pocałunek i zamykając momentalnie oczy, a piosenkarka z triumfem po raz ostatni zerknęła na wypatrzoną osobę, aby w końcu samej oddać się rozpoczętej pieszczocie, trwającej niewiadomo jak długo.
Zęby nie drażniły wargi w ten sposób, który wywoływał natychmiastowe ich rozchylenie. Zaczepne przesunięcia języka nie wywoływały spragnionych westchnień, chęci poczucia i zasmakowania więcej. Otaczał go obcy zapach, nie ten, który idealnie pasował do Danielle, nie czuł jej delikatnego, ale umiejętnie trafiającego na wrażliwe miejsca dotyku.
Wszystko było nie tak.
Nie chciał Hyerin. Nie chciał czuć jej warg na swoich, jej palców na swoim ciele, wysokiego głosu z niecierpliwością wymawiające zdrobnienie jego imienia, które brzmiało dobrze tylko z ust jednej osoby.
Poczuł, jak sznurki od dalej założonych rzemyków nikle przesuwają się po jego skórze, przypominają o motylach, które czuł w brzuchu przy ich zawiązywaniu, jak pragnął zachować każdy moment tylko dla nich. Jak bardzo nie chciał zbliżyć się do kogokolwiek innego przez resztę życia
— Hyerin — powiedział, próbując odsunąć się od brunetki, ale jej usta na nowo naparły na jego własne — Hyerin, przestań — zdjął dłonie z jej bioder, aby oprzeć w okolicach obojczyka, napierając wystarczająco mocno, aby ją odsunąć. Poczuł ścisk żołądka, zawroty głowy i falę wyrzutów sumienia, kiedy uświadomił sobie, co zrobił, a zaślepiony alkoholem wzrok zniwelował fałszywą mgiełkę. Mgiełkę, stworzoną przez potrzebę bliskości, poczucia czyjejś uwagi zwróconej w jego kierunku. Czułego dotyku, który rozproszyłby jego myśli. Został drastycznie uderzony przez własną świadomość.
Świadomość, że naprawdę pocałował Hyerin. Kogoś, kto miał nigdy nie wejść między ich relację, nawet jeśli teraz i tak postarał się, aby ona nie istniała.
UsuńZastygł pod wpływem na nowo opartych dłoni piosenkarki na swojej klatce piersiowej, a cały wypity alkohol groził tym, że zaraz go zwróci.
Pocałował Hyerin
— Wracam do domu — odezwał się niestabilnym głosem, kiedy próbowała znowu go pocałować,, a pod palcami poczuć fakturę jego skóry. I zignorował jej pytający wzrok, rozpoczęte zdanie, którym chciała zatrzymać go na dłużej, odsunął dłoń, która sięgała do policzka. Zdjął z siebie jej ręce, które niemal natychmiast zaczęły boleśnie wypalać dziury na skórze i zostawił ją samą na parkiecie. Znowu.
Chciał stamtąd wyjść. Wrócić do siebie.
Chciał wrócić do Danielle.
Nerwowo przetrzepywał kieszenie w poszukiwaniu telefonu, wstępnie myśląc, że go zgubił, że gdzieś wypadł i stracił w trakcie wieczora nie tylko godność i resztki szacunku do siebie, ale też jedyną możliwość kontaktu z zewnątrz, szansę na wrócenie do wspomnień, które dalej widniały w formie zdjęć w galerii, powysyłanych sms’ów i pierwszych wiadomości na Instagramie.
OdpowiedzUsuńDopiero po chwili poczuł go w przedniej kieszeni spodni, zatrzymując się na moment przed wyjściem z klubu, żeby zamówić taksówkę. Zawiesił się jednak na liście kontaktów, spojrzał na zapisane numery, na numer swojej mamy, która zacięcie powtarzała, że jeśli potrzebuje, może z nią porozmawiać. Chciał zadzwonić, poprosić, żeby niczym za szkolnych lat po niego przyjechała, przytuliła, a on wybełkotałby niezrozumiałe słowa w jej ramię. Ale nie chciał jej zadręczać, nie czymś takim, skoro nic się nie stało. Czuł, że w każdej chwili może zwymiotować, chłód dworu nie radził sobie z przywróceniem pełnej trzeźwości, telefon wyślizgiwał się co rusz z dłoni przez słabnący chwyt. A to wszystko przez zerwanie. Zerwanie, którego sam chciał i sam je urzeczywistnił. Wszystko przez to, czego sam się podjął. Nie mógł do niej zadzwonić z taką informacją. Tym bardziej o późnej porze, upity i na skraju kolejnego pęknięcia emocjonalnego. Nie mógł i nie zamierzał zawracać jej czymś takim głowy. Nie miał dziesięciu lat, tylko dwadzieścia jeden. Nie był już dzieckiem.
Nie chciał zamawiać taksówki, zamarł na swoim miejscu przed klubem, owiany zimnym powietrzem, które powodowało drżenie ciała. Ale musiał, studio było za daleko, a Hyerin z kolei za blisko. W każdej chwili mogła wyjść z klubu, znaleźć go i zacieśnić swoje sidła, a on ryzykowałby utratą pracy przez danie ponieść się emocjom. A nie mógł jej stracić. Nie mógł stracić kolejnej rzeczy, którą zyskał dzięki Danielle.
Złapał więc jedną z zaparkowanych przed, nie interesując się tym, że zapewne srogo przepłaci. Chciał być już w studiu, którego adres podał, nie mówiąc nic więcej. Mieszkanie byłoby zbyt przytłaczające, zbyt zimne i opustoszałe. Potrzebował tej krzty komfortu, która dalej była zagnieżdżona w w tym jednym pomieszczeniu.
Nie odzywał się całą drogę - nie miał nic do powiedzenia, a przy okazji obawiał się, że jeśli podejmie się chociaż raz zabrania głosu, to nie da rady uśmierzyć nasilających się mdłości. Zwymiotowanie w taksówce było ostatnim, czego potrzebował tego wieczora.
Po dojechaniu zapłacił kierowcy, nie przejmując się napiwkiem, czy też krzywym spojrzeniem jakie dostał na swój wygląd, chaotyczne zachowanie i przypadkowe trzaśnięcie drzwiami, kiedy opuścił taksówkę. Chciał być już w środku, zamaskować jakkolwiek dotyk Hyerin na swoich ubraniach. Wparował głównym wejściem do budynku, strasząc lekko siedzącą w recepcji kobietę, która powędrowała wzrokiem za rozemocjonowanym tekściarzem, nim zniknął na korytarzu, a potem w swoim studiu, zamykając drzwi na każdy spust.
Przeszukiwał pokój roztrzęsionymi dłońmi, bo przez buzujące promile zapomniał o tym, że odłożył koc na bok. Panika narastała z każdą chwilą, z każdą myślą, że może go wyrzucił, może ktoś go zabrał, jak go nie było. Zerknął po raz kolejny do jednej z szuflad, a wtedy mógł wypuścić drżący oddech spomiędzy warg, kiedy poczuł pod palcami miękkość kocyka, wywołującego słaby, zbolały uśmiech na ustach.
Zrujnował jakiekolwiek szanse, aby znowu móc nim owinąć Danielle. Położyć się razem z nią, kiedy obaj byli padnięci po całym dniu treningów i pracy. Nie poczuje na nim jej zapachu, nie będzie mógł złożyć czułego całusa na jej czole, kiedy zaśnie, a on będzie musiał wrócić do pisania. Nie zobaczy jej na kanapie, na której znowu poczęstuje ją ziołem, aby potem śmiać się pod nosem jak dzieci przez najgłupsze żarty.
A porzucona, zostawiona na własną rękę Hyerin dzwoniła po kierowcę, którego odwołała przy odbiorze z lotniska, aby teraz przyjechał po nią pod wybrany klub, zaciskając z irytacją palce na telefonie. Nie mogła jednak się wściekać, skoro dała radę dopiąć swego. Złamała Namgi’ego, zwróciła na siebie jego uwagę.
UsuńI pocałowała go.
Pocałowała go na oczach Danielle.
Patrząc na całość, nie mogła prosić o lepszy wieczór. Jedyne co jej zostało, to czekanie na następny dzień. Dzień, kiedy była umówiona na spotkanie właśnie z nią.
N.
Zdjął z siebie kurtkę, na której zdążył osiąść perfum Hyerin, na której w jego oczach były wypalone dziury w miejscach, na których przesunęła palcami, zacisnęła je podczas przysuwania się i pogłębiania pocałunku. Chciał to samo zrobić z białą koszulką, która dusiła go dekoltem, nieprzyjemnie przypominała o sunącej po niej dłoniach, ale nie mógł. Przeszukał każdy kąt z nadzieją, że może kiedyś coś zostawił, że może miał tam dresy, które kiedyś przyniósł po wielokrotnym zostaniu w studiu na noc. Ale nic nie znalazł i, gdyby nie odległość, poszedłby do mieszkania tylko po to, aby się przebrać, zrzucić resztki imprezy ze swojego ciała, tak jak pozostałości całego wieczoru, a przede wszystkim Hyerin.
OdpowiedzUsuńTak bardzo chciał zapomnieć o Hyerin. Zapomnieć o tym, co zrobił, na co jej pozwolił, bo był słaby. I głupi. Był tak cholernie głupi, żeby jej ulec, oddać się chwili słabości i poczucia kogoś obok.
Nie chciał jej widzieć następnego dnia, nie chciał z nią dalej nagrywać. Miał w nosie pracę, swoje marzenia związane z Hit Labem i nadzieją, że będzie mógł rozwinąć karierę pod swoim własnym imieniem. Mógł zrezygnować z tego wszystkiego, byleby nie mieć z nią styczności, nie dać jej szansy na kolejne zmanipulowanie, przebicie się przez na nowo zbudowane, dwa razy grubsze, ściany wokół siebie. Jednak z drugiej strony chciał to trzymać przy sobie, dokończyć album, mieć okazję zachowania tej drobnej cząstki Danielle. Nieme podziękowanie, niezaprzepaszczenie szansy, którą mu zaoferowała. Ba, zaprezentowała niemal na srebrnej tacy. Nie musiał dzięki niej nic zrobić, oprócz zjawić się i pokazać swoją wcześniejszą pracę.
Narzucił na ramiona koc, sięgnął po wcześniej obserwowaną gitarę i chwiejnymi ruchami oparł na swoich kolanach, ścierając niechlujnie drobne, zastygnięte, nieznaczne ślady po krwi z progów, które tam zostawił poprzedniego wieczora, nerwowym, rozemocjonowanym dociskaniem i przesuwaniem palcami po strunach. Ignorował wstępny ból, jaki towarzyszył każdemu oparciu opuszków na odpowiednim miejscu, byleby usłyszeć wybrzmiewające spod strun dźwięki. Tych, które przypominały o wspólnych wieczorach, o obiedzie z jej ojcem, o oglądanych filmach. O złożonych między pocałunkami obietnicach.
Grał z lekko drżącą wargą, palcami haczącymi o strunę za dużo, dopóki nie oplótł dłońmi instrumentu, przytulając go do siebie ze spuszczoną głową. Chciał wrócić do tamtego wieczora, kiedy robił wszystko, aby wypaść dobrze przed jej ojcem. Kiedy po kilku drinkach się rozluźnił i dał radę rozbawić mężczyznę, kiedy ukrywali się ze swoją czułością w pokoju, a i tak znowu przyłapał ich Minho. Kiedy siedzieli wraz z jej ojcem w sypialni, gdzie Dani wraz z tatą namawiali go do zagrania czegoś i padło akurat na tę jedną piosenkę, teraz przeszywającą jego serce na wskroś swoimi słowami.
Zignorował to, że dopiero co wywietrzył studio, tak samo jak ignorował telefon, w którym rozbrzmiało jedno nadchodzące połączenie. Sięgnął po schowane skręty, aby odpalić jednego, zajął z powrotem miejsce na kanapie, przy okazji sięgając po notatnik, a cały ten czas nie zdejmował z ramion koca, który nikle trzymał na sobie zeszło nocny zapach Danielle.
Nie był pewien, czemu zaczął pisać. Czy przez alkohol, czy nagłe wymieszanie go z ziołem, czego przez ten miesiąc nie robił. Nie wiedział, ale siedział z wypalanym blantem, notował przychodzące do głowy słowa, aby zareagować zażenowanym śmiechem i otarciem oczu, kiedy zobaczył pojedyncze, świeże mokre plamy na papierze. Znowu płakał. Jak idiota znowu płakał, chociaż nie miał do tego powodów. Bo to wszystko było jego winą.
Odrzucony na bok telefon po raz ostatni się podświetlił, prezentując wiadomość, którą zobaczył dopiero następnego dnia. Jak już było za późno.
Zaczniemy około 13, oki??
Zaproponowałabym wcześniej, ale umówiłam się na rano z Dani!! 😚
i want you close to me
Namgi obudził się wcześnie nad ranem, w okolicach szóstej. Znowu zasnął w studiu, w niewygodnej pozycji, która dawała o sobie znać przez obolały, zesztywniały kark. Dokładał się do tego nieznośny ból głowy, wywołany mieszanką złego snu, wypitego alkoholu i coraz częściej towarzyszącym mu odwodnieniu przez picie wyłącznie napojów z kofeiną. Wiedział, że musi się ogarnąć, odświeżyć przed początkiem dnia, jeśli miał przyjąć piosenkarkę wraz z jej menadżerem do studia.
OdpowiedzUsuńPamiętał poprzednią noc. Pamiętał ją zbyt dobrze i nieważne, jak bardzo chciał rzucić to w niepamięć, nie mógł. Nie mógł wybaczyć sobie tego błędu, tak samo nie mógł wybaczyć Hyerin, która podstępem owinęła go sobie wokół palca na jeden wieczór. Ale musiał spróbować, skoro mieli razem pracować, przynajmniej dla ich wspólnych korzyści musił odstawić swoją niechęć na bok i pamiętać o tym, jaki był ich główny cel. Zrobienie dobrego, bardzo dobrego albumu. Nie zależało mu na niczym więcej.
Dlatego wrócił do mieszkania, zamawiając taksówkę. Zrzucił ciuchy z zeszłej nocy, od razu wrzucając je do pralki i poszedł do łazienki, aby się umyć, przyprowadzić do porządku. Stał pod gorącym strumieniem wody, rozprowadzał pianę po całym ciele w próbie zapomnienia dotyku Hyerin. W próbie przypomnienia sobie wspólnego prysznica z Danielle, jak jej dłonie badały każdy zakamarek jego ciała, jak potrafił rozróżnić wilgotność jej warg od spływających po ciele kroplach wody. Zaczesał obiema dłońmi zmoczone włosy do tyłu. Widział wpatrzone w niego wielkie oczy, słodkie, niezrozumiałe słowa wysypujące się z jej ust, kiedy to on wodził ustami po jej skórze…
Nie mógł o tym myśleć. Nie powinien do tego wracać. Nie zasługiwał na ten widok, na same jego wspomnienie, choć było dla niego tak cenne i osobiste. Choć pragnął poczuć jej bliskość ten jeden, ostatni raz.
Zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica, zerkając przelotnie w lustro. Dopiero wtedy przypomniał sobie o nałożonym makijażu, który w połowie zszedł z jego twarzy, miejscami odkrywając ciemne sińce pod oczami. Sprawiały wrażenie jeszcze gorszych, niż poprzedniego dnia.
Przyszykował świeże ubrania, wsuwając już na nogi sprane jeansy, a na górę czarny, przyduży sweter. Miał wracać do łazienki, aby poprawić wczorajsze zamaskowanie zmęczenia, ale wtedy w końcu spojrzał na telefon. W końcu zobaczył wiadomość od Hyerin.
I każda próba dodzwonienia spotykała się z ciszą. Dopóki nie dostał krótkiego sms’a w odpowiedzi
Dam znać w drodze do studia 😚
Hyerin nie zajrzała potem ani razu do telefonu. Po pełnym wyciszeniu schowała go do torebki, wyglądając nieco przez okno, aby przyjrzeć się budynkom, pod które dojeżdżała. A na twarzy krążył niehamowany uśmiech, bo jakaś drobna część chciała posłuchać co się działo u Danielle, postawić ich pierwotną znajomość na pierwszym miejscu.
Jednak jeszcze bardziej chciała pokazać swoje zwycięstwo. Pokazać, że jej zaborczość w trakcie poprzedniego spotkania nic nie znaczyła. Udowodnić, że opowiadane przez nią historie nie były wymysłem i dostawała tego, co chciała. Udowodnić, że faktycznie złamała Namgi’ego, nawet jeśli wiązało się to z niewinnym nagięciem prawdy.
Stanęła przed drzwiami mieszkania, a około jedenastej wcisnęła dzwonek
— Hej! — przywitała się, nieco przeciągając samogłoskę i przytuliła dziewczynę z nadmierną ekscytacją i przyjacielskością. Przelotnie zmierzyła ją wzrokiem, posyłając jej miły uśmiech, acz krył się za tym kolejny triumf. Czuła się od niej ładniejsza, atrakcyjniejsza. Bardziej kobieca.
— Chętnie, zwykłą czarną — odpowiedziała ochoczo, idąc nieco za Danielle, aby rozejrzeć się po mieszkaniu, którego wcześniej nie widziała na oczy. Spotykały się głównie w Korei.
— Na początku było strasznie, myślałam, że padnę na tym lotnisku — powiedziała z nutą dramatu w głosie, po czym zajęła miejsce w salonie, czekając, aż Danielle skończy szykować kawę — Ale reszta wieczoru mi to wynagrodziła… — dodała lekko tajemniczo, zamierzając zwyczajnie grać, że nie widziała jej poprzedniej nocy, ani do czego w pełni doszło. Nie posłała jej zwycięskiego spojrzenia, podczas gdy na twarzy Danielle spływały łzy, niezbyt widoczne przy czerwonych światłach klubu.
Usuń— Nie chwaliłaś się, że Gi tak dobrze całuje — pierwsze słowa przecinające powietrze, kiedy ekspres przestał swoje działanie, padły z wykrzywionych w chełpliwym, małym uśmiechu ust Hyerin, która wąskimi oczami przyglądała się plecom brunetki.
😖
Obserwowała czujnie Danielle, oczekując odpowiedzi, reakcji. Chciała zobaczyć, czy ruszał ją ten fakt, a jednocześnie czy dalej czuła, łączyło ją coś z Namgi’m. Sygnały w internecie to jedno, przelotna rozmowa z tekściarzem, że nie utrzymują już kontaktu też nie była jasną odpowiedzią w tym temacie, choć pchnęło ją to znacząco do przodu. Nie zauważyła wiecznie obecnej pary rzemyków na jego nadgarstku, gdzie jeszcze w trakcie ich wizyty w Hit Labie, jeden z nich znajdował się bliźniaczo na ręce Danielle. Nie widziała również nerwowo skubanych skórek przy paznokciach, kiedy zadała to pytanie, a tekściarz poczuł ciężar na sercu oraz nieprzyjemny skręt żołądka. Bo chciała widzieć tylko jedno. Chciała widzieć, że Namgi był wolny, był dla niej dostępny.
OdpowiedzUsuńWstępnie planowała się poddać po tym, jak dał jej do zrozumienia, że coś jest między nim a Danielle, choć nigdy jasno tego nie określili, jak wymieniali między sobą małe, ale czułe, i w oczach Hyerin bezczelne, gesty. Gdyby byli razem, spróbowałaby może raz w trakcie tego wyjazdu złamać chłopaka, ale nic więcej. Jednak teraz obraz malował się zupełnie inaczej.
I słowa Danielle tylko ją w tym zapewniły
— Rany, Dani! Nie wiedziałam, że z Ciebie taka pani casanowa — zaśmiała się po odebraniu kubka kawy, przysłaniając niby niewinnie usta dłonią i zerknęła na ledwo widoczne spod bluzy zaczerwienienia, choć sama nie była lepsza. Zresztą nieraz opowiadała dziewczynie o swoich podbojach, kiedy spotykały się w Korei — Ale ciężko mi w to uwierzyć… aż kolana miękną pod wpływem tych ust i dotyku — Namgi jej nie dotknął, nie licząc sporadycznego przesunięcia palcami, kiedy ku jej niewiedzy, starał się znaleźć to miejsce. To, na którym leżały tak idealnie, mogły chwycić talię Danielle i przysunąć ją bliżej siebie. Ale dziewczyna tego nie wiedziała, Hyerin z kolei wierzyła, że do tego dojdzie. Potrzebowała jeszcze trochę czasu, kilku chwil sam na sam z tekściarzem, aby poczuć duże dłonie na swoim ciele.
— Niestety nie. Został, bo uznał, że nie będzie bawić się cudzym sprzętem — pokręciła głową, biorąc łyk przygotowanej kawy — Ale mogę do niego napisać, że masz czas. Pewnie przyleci raz dwa — uśmiechnęła się skrycie, bo to byłby idealny scenariusz. Gdyby Danielle poszła do Joshuy, gdyby dźwiękowiec skierował równie pewnie kroki w jej kierunku, co Hyerin w kierunku tekściarza.
Poprawiła się na kanapie, krzyżując nogi i zgarnęła z ramienia włosy, odkrywając zostawioną tam malinkę. Nie przez Namgi’ego. Po jego wyjściu zatańczyła chwilę z kimś innym, nieznanym w tłumie facetem, który pozwolił jej na pozbycie się złości po nagłym odrzuceniu ze strony tekściarza, i to właśnie ten nieznany mężczyzna zostawił ślad. Ale Danielle tego nie wiedziała. Hyerin nie zamierzała jej mówić
— Bardzo dobrze! Powinniśmy go skończyć w przeciągu paru dni, zostało kilka rzeczy do dopracowania, ale Gi pewnie prędko sobie z tym poradzi — stwierdziła z dumnym uśmiechem, jakby mogła przypisywać sobie jego umiejętności, jakby znała jego pracę. Jakby znała go lepiej od Danielle — Dzisiaj, jak od Ciebie wyjdę to jadę to studia na wspólne nagrywki i zobaczymy, jak szybko się uwiniemy — dopowiedziała z celową, dwuznaczną nutą w swojej wypowiedzi. Na to też liczyła. Że rozproszy go od pracy, choć widziała jak potrafił się zaabsorbować w proces tworzenia, i że zasmakuje jego ust po raz kolejny, dostanie szansę na więcej.
— Nie martw się, podeślę Ci podpisaną kopię, jak już wyjdzie — puściła w jej kierunku oczko, znowu zakrywając usta kubkiem, z którego pociągnęła łyk.
she won’t back off
Może i faktycznie mało wiedziała o Song, ale wytworzyła w głowie sobie jej obraz. Nakreśliła tą nienaganną, porządną córkę, która słuchała się rodziców, była grzeczna i nie pozwalała sobie na zbyt wielkie szaleństwo, bo była oddana nauce i tańcu. Między innymi dlatego nie pasowała mu do Namgi’ego, do chłopaka, który sprawiał wrażenie tego żyjącego pod wpływem chwili, wplątanego w nocne życie i pasjonata muzyki. Tak jak ona. Była pewna, że byłaby dla niego lepsza, mogła mu więcej zaoferować, niż siedząca przed nią szczupła, może nawet bardziej niż zwykle, dziewczyna
OdpowiedzUsuń— Dani, co ty taka ciekawa? — machnęła lekko ręką, jakby czuła się zawstydzona pytaniami, ale te jedynie pozytywnie ją podjudzały. Chwilę zastanawiała się nad następnymi słowami, ale nie myślała o konsekwencjach. W końcu nie mieli kontaktu, rozeszli się, jej słowa nie mogły wyrządzić większej krzywdy — Ale skoro tak pytasz… to tak. Pojechaliśmy razem do studia — kłamstwo gładko, niemal ochoczo wyszło przez jej usta, wbijając głęboko szpilkę w serce Danielle, celowo ją wykręcając, byleby dostać jakąś reakcję z jej strony — Ale wróciłam potem do hotelu, żeby się ogarnąć przed przyjazdem do Ciebie — dodała z udawaną skruchą, a zarazem dumą, samej wierząc w wytworzony obraz, że do czegoś doszło poprzedniej nocy. A jej wygląd jedynie utwierdzał jego realizm, chociaż nie istniał.
— Jak wolisz — wzruszyła niewinnie ramionami, bo w planach i tak miała danie sygnału chłopakowi. Może nie, żeby zrywał się i łapał pierwszy samolot do Nowego Jorku, ale że otworzyła się jedna furtka. Miał szansę na zrekompensowanie felernego spotkania, kiedy Danielle wraz z Namgi’m przemieszczali się po wytwórni niczym papużki nierozłączki. Chłopak opowiadał jej, co się stało, o zaborczości i zaciętości tekściarza, o tym, jak nawet nie zdążył wyjść z korytarza, a ta dwójka była zaabsorbowana sobą nawzajem. Uznała więc, że prosty sms o tym, że Danielle możliwie niedługo przyjedzie do Korei, sama, nie wyrządzi jakiejkolwiek krzywdy.
— Za co jestem Ci naprawdę wdzięczna! — to były pierwsze, w pełni szczere słowa z jej strony. Bo była jej wdzięczna. Za szansę zrobienia albumu, który przerósł jej oczekiwania. Za szansę poznania Namgi’ego — Gdyby nie ty, w życiu bym na niego nie wpadła — dodała z lekkim uśmiechem. Musiała to oddać dziewczynie - wiele jej zawdzięczała, jak chodziło o okazje, jakie wręcz podsunęła jej pod nos.
— Jasne, wszystkich pozdrowię — zapewniła ją, odwzajemniając ciepły uśmiech, za którym kryła się nuta fałszywości. Zamierzała przekazać pozdrowienia, i nie tylko. Danielle niczym na tacy zaoferowała jej kolejne argumenty, lekkie ukłucia, jakie mogła skierować w stronę Namgi’ego, aby przebić się przez barierę, zrujnować obraz brunetki w jego oczach i sprawnie zająć jej miejsce, nawet jeśli poprzedni wieczór nie skończył się tak, jak tego chciała. Nie tak, jak zaplanowała.
— Dzięki, Dani — komplement z jej strony znaczył sporo. Przynajmniej kiedyś, kiedy nie czuła między nimi rywalizacji, potrzeby zastąpienia jej miejsca. Danielle wyróżniała się na tle tradycyjnego towarzystwa, w jakim krążyła, jakiego była w pełni częścią. Teraz jednak była kimś, na kogo patrzyła z góry, chciała zauważyć swoją wygraną, przynajmniej raz ujrzeć, jak jej ciepły uśmiech znika z ust. Bo nie wierzyła, że ich rozejście było obustronne, że zdążyła wypchnąć tekściarza z umysłu i kompletnie się nie przejmować tym, co się z nim dzieje, szczególnie pod względem uczuciowym. Że nie ruszyło jej to, że z każdą chwilą zbliżała się do zastąpienia jej miejsca przy boku Namgi’ego.
Tego samego Namgi’ego, który odbudował wzmocnione mury wokół siebie i czuł buzujący w nim stres, złość, podczas czekania na telefon zwrotny, pojawienie się piosenkarki w studiu. Bo chciał zacząć pracować, chciał porozmawiać z Hyerin i uświadomić jej, że jedyne, co miało ich łączyć, to praca, nic więcej. Nie potrafił przekonać się do wejścia z nią w związek, nieważne jak skutecznym mogłoby to być pod względem jego nieistniejącej relacji z Danielle. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego oprócz albumu, który niedługo miał ujrzeć światło dzienne.
UsuńCiemnowłosy pieczołowicie szykował na nowo studio, złożył koc i odłożył go w bezpieczne miejsce, odstawił gitarę, schował notatnik, w którym spisał pierwsze słowa, jakie myśli wypychały na sam przód, nieco rozmazane i pogięte pod wpływem wilgoci łez, nieważne jak bardzo starał się je wyprostować. Poprawił ostrożnie pamiątki, zatrzymując spojrzenie na postawionym tam zdjęciu, a wyrzuty sumienia wypalały dziurę w sercu. Chciał wrócić do tych dobrych, miłych chwil, jakie przeżyli w Korei. Zobaczyć uśmiech Danielle, usłyszeć jej śmiech i poczuć delikatne usta na policzku, kiedy chcieli skraść drobną czułość pośród gęstego, seulskiego tłumu. Chciał wymazać z pamięci dłonie Hyerin, które wsuwały się w przydługie kosmyki i nieprzyjemne drażniły go paznokciami, usta zachłannie ciążące na jego własnych, odpychając od siebie, aniżeli budzić utęsknione pragnienie i pożądanie.
OdpowiedzUsuńHyerin chciała tego więcej.
Chciała jeszcze raz poczuć jego bliskość, teraz w pełni będąc przekonanej o swoim zwycięstwie. Ledwo zaszklone oczy, pojedyncze zadrżenie głosu Danielle dały jej tego, co chciała. Satysfakcji, dowodu, że faktycznie wygrała. Posłała jej z kolei w odpowiedzi wdzięczny, miły uśmiech, jakby słowa Song wzięła sobie do serca i je doceniała. I zaraz przeszła do kolejnych opowieści, tym razem skupiając się na albumie, jaki był plan, o teledysku, który zaraz mieli zaczynać nagrywać, bo utwór tytułowy był już niemal skończony, potrzebował ostatnie przesłuchania i dogrania fragmentów, które wymagały poprawki.
Nieco zaskoczona powędrowała za nią wzrokiem, kiedy zniknęła w łazience, ale wykorzystała ten moment, aby posłać sms’a do dźwiękowca, przy okazji zerknąć na wcześniejsze powiadomienia, w których zaskakująco nie zobaczyła aż tylu nieodebranych połączeń. Najwidoczniej po trzech próbach tekściarz się poddał, a na jej wiadomość również nie odpowiedział. Nie przejęła się tym, skoro i tak mieli się za niedługo spotkać i wtedy zapyta go, o co chodziło. Nawet jeśli jakaś jej cząstka się domyślała.
Odłożyła telefon z powrotem do torebki i posłała w kierunku Danielle kolejny uśmiech, u której nie widziała pękającej, kruszącej się silnej fasady
— Do czwartku, bo będziemy się później szykować do promowania mojego powrotu — dramatycznie zarzuciła włosami, aby zaraz krótko zachichotać i zwrócić wzrok na siedzącą obok dziewczynę. Chciałaby zostać na dłużej, na pełen tydzień, ale do czwartku wciąż było trochę czasu - była dopiero niedziela, miała jeszcze mnóstwo okazji. Wstępne chciała też zaprzeczyć, że raczej nie będzie miała czasu, chociaż nie planowali nagrywek na każdy dzień, aby jej głos mógł odpocząć, a Namgi mógł dopracować niektóre z rzeczy na własną rękę, porozmawiać sam na sam z menadżerem, jeżeli ten miał jakieś uwagi.
Jednak wtedy Danielle wyszła z zaskakującą, jednak jak bardzo kuszącą, propozycją. Wspólne wyjście, we troje. Nie mogła jej odmówić
— Bardzo chętnie, zapytam go dzisiaj — zapewniła ją, lekko kiwając głową na potwierdzenie własnych słów — I właśnie, chciałam go gdzieś zaprosić… eiesz może jaka jest jego ulubiona knajpka w okolicy? — zapytała nieco ściszonym, niczym przy wymienianiu się sekretami. Była skora pójść gdzieś w trójkę, ale chciała korzystać z szans na spędzenie czasu z tekściarzem prywatnie, tylko we dwójkę. A zabranie go w ulubione miejsce byłoby idealnym sposobem na zapunktowanie.
Rozmawiały jeszcze trochę. Mimo braku zainteresowania pytała Danielle o to, co dzieje się u niej, kiedy faktycznie przyjedzie do Korei. Jednak po zobaczeniu godziny dwunastej wiedziała, że musi zacząć się zbierać, aby zdążyć na umówiony czas do studia
— Dam Ci znać co z naszym wspólnym wyjściem — stanęła przy drzwiach po założeniu na siebie kurtki, posłała jej jeszcze jeden uśmiech i przytuliła lekko dziewczynę, niczym prawdziwa przyjaciółka, żegnająca się po wspólne spędzonym czasie — Trzymam kciuki też za występy, w końcu niedługo zaczyna się sezon, prawda? — zapytała, tym razem w pełni nieświadoma rozstrojenia, jakie panowało między uczelnią, baletem, a Danielle.
😒
Z uśmiechem odebrała sms’a od Danielle, od razu dziękując za podesłane rekomendacje, które postara się zapamiętać, aby zafundować chłopakowi ulubione jedzenie, zabrać go na obiad, czy kolacje, kiedy skończą tego dnia pracę. Niczym na randkę, jeśli chciała wybiegać myślami dalej, co i tak robiła od pierwszej chwili u boku ciemnowłosego
OdpowiedzUsuń— Do zobaczenia, Dani! — pomachała w jej kierunku, kiedy już zaczęła kroczyć korytarzem w kierunku windy, a po zamknięciu drzwi poprawiła włosy, zasłoniła świeżą malinkę przyozdabiającą jej szyję i wyciągnęła telefon, aby w końcu puścić chłopakowi sygnał, że powinna niedługo być.
Postanowiła jednak nie pojechać od razu do studia, a zahaczyć o jedną z wypisanych knajp, wziąć na wynos dwa dania, nie zastanawiając się zbytnio nad decyzją i dopiero wtedy skierowała kierowcę pod studio.
Przyjechała spóźniona dziesięć minut.
Tyle wystarczyło, aby krew Namgi’ego się zagotowała, podczas oczekiwania wraz z jej menadżerem w studiu, który przyjechał idealnie na czas, wraz z potrzebnymi papierami, wydrukiem finalnej wersji albumu i jego prezentacji wizualnej, aby tekściarz też mógł się wypowiedzieć na temat prototypu. Usłyszał telefon z recepcji, nakazał jej przepuszczenie, tak samo jak wpuszczenie do studia przez patrolującego ochroniarza, który nie spuszczał bacznego wzroku z uśmiechniętej piosenkarki. Tekściarzowi nie było do śmiechu. Szanował swoją pracę, cenił swój czas, jak i czas innych, kiedy o to chodziło, a Hyerin prostym, niewielkim spóźnieniem pogorszała swoją sytuację
— Przyniosłam coś do jedzenia, jakbyś miał ochotę! — przywitała go, przysuwając się, aby złożyć całusa na jego policzku, tylko po to, aby spotkać się z pustką, niedelikatnym zamknięciem drzwi i odgłosem przesuwających się po podłodze kółek fotela, kiedy na nim usiadł.
— Nie jestem głodny — odparł beznamiętnie, wskazując dłonią na czekającą budkę nagrań — Spóźniłaś się, nie mamy całego dnia, a musimy dograć kilka linijek, które wymagają poprawek — zerknął przelotnie w jej kierunku przed wymownym przeniesieniem wzroku na drzwi, kiedy artystka zastygła na swoim miejscu.
— Jeny, jak rygorystycznie — zaśmiała się w końcu, ale odłożyła zakupione jedzenie, wraz z kurtką i torebką, odebrała przyszykowaną przez tekściarza kartkę z tekstem i naniesionymi wskazówkami, po czym zajęła miejsce przy mikrofonie i pulpicie, a oni mogli zająć się pracą.
Pracą, która nie szła tak gładko, jak sobie tego życzył. Pamiętał prośbę menadżera, którą wykonał niemal od razu - wstawienie czegoś na swoje konto, promującego nadchodzący album. Skończyło się na zdjęciu Hyerin w trakcie nagrań z podpisem ’work in progress’, bo nie miał chęci na włożenie w to większego wysiłku. Dali radę przebrnąć przez większości dogranie linijek, kilku adlibs. Potem miała zwyczajnie usiąść, dać mu spokój i pozwolić na doszlifowanie utworu, połączenie płynnie fragmentów, które nagrali innego dnia, wypoziomowania dźwięków. Ale zamiast tego usiadła obok, na jednym z krzeseł, które sam dostawił do biurka, w zamyśle dla jej menadżera, gdyby sam miał jakieś uwagi. Chciał już wszystko dokończyć, teoretycznie był na ostatniej prostej, jak chodziło o zaplanowane rzeczy na ten dzień, a miał jeszcze do rozwiezienia towar, schowany w sportowej torbie w jednej z zamkniętych na klucz szuflad
— Byłam u Danielle — po wyjściu menadżera ze studia zaczęła mówić, ku wzmożonemu niezadowoleniu tekściarza akurat na ten temat, którego nie chciał z nią jakkolwiek poruszać. Nie chciał z nią rozmawiać o Danielle, nawet wspominać jej imienia. Nie chciał rozmawiać o niczym z nią związanym, aby uniknąć nieprzyjemnego kłucia w klatce piersiowej. Wyciszył ją na moment, nie słuchał tego, co mówiła, dopóki kilka słów brutalnie nie przebiło się przez w połowie ubrane słuchawki — Nie wiem, z kim ona musiała się całować, aby stwierdzić, że jest ktoś lepszy od Ciebie — przyznała, a on momentalnie zatrzymał poruszanie myszką i zdjął słuchawki w pełni z uszu, mając wrażenie, że się przesłyszał.
— Co? — zwęził nieco oczy, kompletnie zbity z tropu, ale przede wszystkim wytrącony z równowagi. Zignorował zastraszający, bolesny ścisk serca. Od razu wracał myślami do imprezy, do jej pocałunku z Murayamą, do tego jak go zapewniała, że nic między nimi nie było i do niczego nie doszło. Może już wtedy skłamała. A może jak przyszła do niego w nocy, zasypana zaczerwieniami, z lekko rozmazaną szminką, może wtedy przekonała się, że nie miał jej nic do zaoferowania. Nie wiedział. Nie chciał teraz o tym myśleć, kiedy właśnie się dowiedział, że Danielle wiedziała o tym, do czego doszło w klubie z Hyerin.
Usuń— Nie martw się, ja się z nią w ogóle nie zgadzam-
— Hyerin, o czym ty kurwa mówisz? — przerwał jej, a chłodny, surowy ton głosu groźnie owiał piosenkarkę, szukającą tej wyrobionej w murach dziury w oczach ciemnowłosego. W odpowiedzi zyskała jedyne zwężone, zdystansowane spojrzenie, przeszywające ją na wylot.
— Rozmawiałyśmy o poprzednim wieczorze, więc jej powiedziałam — przyznała niewinnie, jakby naprawdę nie widziała problemu w tym, co robi — Chciała wiedzieć co u mnie, a wczorajsza noc jest dla mnie ważna. Musiałam o tym wspomnieć— dodała ze skrytym uśmiechem, dalej szukając pęknięcia, które stworzyła po ułożeniu swoich dłoni oraz ust na Namgi’m — Było tak miło, że napomknęłam też o paru… możliwościach — uniknęła bezpośredniego przyznania się do kłamstwa i wyciągnęła dłoń, w próbie sięgnięcia pojedynczych kosmyków na jego twarzy, w próbie przypomnienia mu o poprzednim wieczorze.
😐
Od razu odtrącił dłoń, która próbowała się do niego zbliżyć, może nieco zbyt stanowczo, ale nie myślał teraz o tym. Był zbyt wzburzony, nie potrafił zrobić, co pchnęło ją do tego działania. Co pchało ją teraz, kiedy już po pocałunku ją odrzucił, kiedy przy wyjściu ją zbył i zachowywał się ze sporą ilością chłodu, byleby zrozumiała przekaz bez odstawiania szopki na oczach jej menadżera. Bo nie chciał być niemiły, wredny w jej kierunku, skoro mieli pracować razem. Nie mógł pozwolić, aby wyskok z poprzedniego wieczora wpłynął na ich współpracę, która była tak bliska oficjalnego dokończenia.
OdpowiedzUsuńChciał zadać kolejne pytanie, kiedy zauważył na telefonie wyświetlające się powiadomienie, w rzeszy pozostałych. Tylko to świadczyło o zostawionym komentarzu przez Danielle. Komentarzu o wymownej, choć dla nieuważnego oka nieznaczącej, treści niezły z was duet, godzącym go prosto w serce, jak i ostatni, zachowany stalowy nerw.
Nie potrafił już być wyrozumiały
— Co ty jej powiedziałaś? — zapytał, używając nieco za dużo siły do odłożenia telefonu, od którego rozniósł się głuchy huk przy zderzeniu z blatem. Drgnięcie Hyerin na zajmowanym miejscu mu nie umknęło, ale nie miał ochoty na przeprosiny. Nie, kiedy z każdą, mijającą chwilą był uświadamiany, jakie gówno wywołała przez jeden, nieodwzajemniony pocałunek.
— To, co powinna usłyszeć — odpyskowała po zebraniu się w sobie. Nie spodziewała się takiej reakcji. Nie spodziewała się, że wściekły, choć dalej hamowany, wzrok będzie wbity prosto w nią, że dojrzy nerwowo zaciskaną szczękę — Zresztą i tak wszystko widziała. Przynajmniej to, co ważne — dodała kąśliwie.
Widziała. Danielle wszystko widziała.
Widziała, jak tańczył z Hyerin. Widziała, jak pozwalał jej na każdy dotyk. Widziała, jak pozwolił jej na złożenie pocałunku, którego wcale nie chciał.
I z żalem mógł wywnioskować ze słów piosenkarki, że nie widziała, jak ją od siebie odepchnął. Jak z paniką i poczuciem winy wyszedł z klubu. Sam
— Co jej powiedziałaś? — wycedził przez zęby, zamykając wcześniej na moment oczy, aby samemu poprawić panowanie nad swoimi emocjami.
— Że wróciliśmy razem do studia, ja pierdolę — wywróciła oczami, odwracając na moment wzrok tylko po to, aby po raz kolejny podskoczyć na swoim miejscu, kiedy przez jej uszy przebił się niedowierzający, poirytowany śmiech, a tekściarz przeczesał włosy palcami, w celu zachowania resztek rozsądku, który testowała z każdym słowem.
— Kurwa, Hyerin — nie powinien się na nią unosić, jeśli chciał dalej sprawiać pozory nieporuszonego. Ale przed nią nie mógł udawać. Wykorzystała to dla siebie, dla swoich korzyści i może na swój sposób wyrządziła mu przysługę. Sprawiła, że kompletnie stracił w oczach Danielle. Ale zaszargała jego nerwy, zniszczyła tę niewielką, znikomą szansę, że byliby przynajmniej w stanie wymieniać raz na jakiś czas wspierające wiadomości, jak chodziło o pracę.
— Pojebało Cię do reszty? — zapytał, nie oczekując od niej odpowiedzi, choć wbijany w nią, wręcz zdegustowany wzrok mógł świadczyć o czymś innym — Nie wiem, co sobie wymyśliłaś po wczoraj, ale nie podobasz mi się. To był jeden pocałunek - jeden z gorszych. I niechciany — starał się być miły. Nie zadziałało. Starał się traktować ją chłodno. Też nie zadziałało. A on już nie miał siły trzymać języka za zębami, powstrzymywać uszczypliwych, nieproszonych komentarzy. Chciał, żeby go zostawiła w spokoju.
— Może to też powiedziałaś, że jest ode mnie? — wskazał palcem na malinkę zdobiącą jej szyję, a głucha cisza, którą zyskał w odpowiedzi, była wszystkim, czego potrzebował do poznania prawdy. Po raz kolejny parsknął w niedowierzaniu, otwierając szerzej oczy i masując palcami skronie. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. W bajkę, którą nakreśliła sobie samej, ale co gorsza, którą sprzedała Danielle. I z tego, co widział, dziewczyna jej uwierzyła. Czemu miałaby nie wierzyć? Dał wystarczająco dowodów na to, że potrafi zachować się jak zwyczajny prostak.
W ciszy wstał od biurka, chwycił dalej nierozpakowane jedzenie i podszedł do drzwi studia, otworzył je i spojrzał po raz kolejny w kierunku Hyerin, wmurowanej w swoje krzesło po nagłym wysypie brutalnie bezpośrednich słów z jego strony. Nie mogła znaleźć wytworzonej wyrwy, widziała jedynie jeszcze grubsze ściany, jeszcze większy dystans między sobą a tekściarzem. Widziała jego zrażony wzrok, poirytowane zaciskanie się palców na klamce
Usuń— Wyjdź, Hyerin. Skończyliśmy na dzisiaj — stanowczy głos rozbrzmiał po całym pokoju, kiedy dalej nie ruszyła się ze swojego miejsca.
— Gi, daj spokój. Nie przesadzasz? — szczerze nie rozumiała jego zachowania. Przecież był wolny, Danielle nie była obecna w jego życiu - nie zwróciła uwagi na rozstawione pamiątki. Podeszła do niego, po raz kolejny sięgając dłonią do jego twarzy tylko po to, aby poczuć nieprzyjemne zaciśnięcie palców wokół nadgarstka — Przecież jeszcze zostało nam parę linijek — starała się przedłużyć tę chwilę, ale została wyciągnięta przez trzymającą nadgarstek dłoń na zewnątrz, razem ze swoimi rzeczami i zamówionym z polecenia Danielle jedzeniem.
— A ja mówiłem, że nie mam całego dnia. Więc nie spóźnij się jutro — odparł z otwarcie wymuszonym, wąskim uśmiechem, aby zamknąć drzwi przed nosem, uchylając je jedynie na moment, aby z o wiele łagodniejszą postawą przekazać rzeczy menadżerowi, kiedy ten zdezorientowany wrócił pod studio, mijając się ze zbulwersowaną, rozemocjonowaną Hyerin — Jutro możemy zacząć o dziewiątej — przekazał mężczyźnie z delikatnym uśmiechem i bez oczekiwania na odpowiedź zwrotną zamknął drzwi.
he’s just a tad pissed
Zaraz po ich wyjściu, tekściarz ociężale usiadł na kanapę i próbował złapać spokojny, głębszy oddech przez nos. Uspokoić buzujące nerwy, chęć zerwania całej tej współpracy, anulować cały album, byleby móc oddzielić się grubą kreską od Hyerin i jej osoby. Był rodzaj osób, który prędko zachodził mu za skórę, nawet po częstych spotkaniach z bogatymi klientami, którzy mieli wygórowane oczekiwania, jak na swój, czy swoich dzieci, brak talentu. Jak mu rozkazywali, myśląc, że mają nad nim pełną kontrolę i mogą wymagać od niego, czego tylko sobie zażyczą. Z czasem dał radę trzymać emocje na wodzy, jednak były wyjątkowe przypadki. Taki jak Hyerin. Osoba, która nie rozumiała słowa nie, która myślała, że wszystko jej wolno, bo miała wyższą pozycję społecznie oraz kilka zer przypisanych do swojego nazwiska.
OdpowiedzUsuńNie znosił tego. Pewnie przez to, że widział w tym siebie, szczególnie z lat licealnych, kiedy był przekonany, że nazwisko Jung, praca jego ojca i matki była wystarczającym argumentem, aby dostał, co chce. Że był przez to nietykalny, co doprowadziło, że posunął się do paru głupstw, które odbiły mu się czkawką, kompletnym straceniem zaufania i szacunku ojca, wzbudzenie wiecznego zmartwienia u matki, która do teraz obawiała się, że syn wejdzie na grząski grunt przez swoją pochopność i rozochocenie. Przynajmniej z wiekiem, jak i paroma nieprzyjemnymi przeżyciami mu w jakimś stopniu przeszło. Ta część ukazywała się znacznie rzadziej, w sporadycznych przypadkach, przy niektórych osobach.
Mimo że chciał wykorzystać resztę dnia na wyciszenie się, dokończenie tego, co mógł zrobić sam, a tym samym skrócić czas, jaki musiałby spędzić w towarzystwie Hyerin, to nie mógł tak postąpić. Bardzo dobrze pamiętał o schowanej torbie, o ustalonych godzin spotkań, na które musiał zjawić się idealnie w punkt. Poszczęściło mu się w piątek, jak i sobotę - mimo weekendu nie miał aż tylu klientów, a jedyny plus, jaki zyskał z “nowej” umowy, to fakt, że nie musiał krążyć po klubach, szukać jednorazowych sprzedaży, kiedy był zasypywany wszystkimi prywatnymi, osobistymi. Musiał być ciągle na zawołanie, w nieustannym ruchu i dostępności, ale przynajmniej nie musiał przywdziewać sztucznego uśmiechu, wytrenowanej gadki, które zachęcała do zakupu jak największej ilości, jak najdroższego towaru. Przyjeżdżał z gotowymi prochami, odbierał pieniądze, przeliczał i przekazywał produkt - tyle. Nużące, żmudne, a trafiali się również agresywniejsi, niespokojni, czy niestabilni klienci, z którymi nie zawsze był gotowy sobie poradzić. Ale chyba i tak preferował to, niż conocne mieszanie się w tłum, dodatkowego, psychicznego wymęczenia przez fałszywy front, który musiał wtedy prezentować.
Kiedy zobaczył, że musi zaraz jechać, dopiero wtedy wstał z kanapy, sięgnął do zakluczonej szafki i wyjął z niej torbę, domykając sumiennie jej suwak, aby nic nie wypadło, nikt niczego nie podejrzał w trakcie krótkiej drogi z pokoju do samochodu, w którym schował ją do bagażnika, służącego za magazyn w trakcie rozwożenia używek. Prochy nie były czymś niespotykanym w Manhattanie, czymś obcym, ale dilerka była inną sprawą. Niewiele osób zastanawiało się, skąd ich imprezowi kumple biorą tabletki czy proszki, patrzyło się krzywo na dilerów, oceniając ten zawód, choć niemal każdy znał kogoś w swoim gronie, kto bierze lub zagorzale jara.
I zwyczajnie nie mógł ryzykować, że akurat tego dnia podpatrzy go niewłaściwa osoba. Ktoś, kto mógłby wszystko zrujnować jednym telefonem na policję.
N.
Namgi starał się korzystać z Instagrama jak najmniej, odkąd wstawił zdjęcie Hyerin, które miało być jedynie subtelną promocją zbliżającego się albumu. Zamiast tego był zalewany pytaniami, założeniami ze strony obserwujących, a nawet obelgami ze strony fanów dziewczyny, którzy tak samo, jak ona, wmówili sobie, że musi ich coś więcej łączyć. Dlatego wolał wyciszyć telefon, odłożyć go na bok i skupić się na ostatnich poprawkach, dociągnięciach i niesamowicie niezręcznych spotkaniach z piosenkarką i jej menadżerem.
OdpowiedzUsuńWolał jednak, żeby wyglądały tak. Żeby Hyerin, raz po raz marudząca pod nosem, słuchała jego uwag wobec wyśpiewanych linijek, bo w końcu chciała, żeby album wyszedł dobrze. Podobało mu się też to, że mu nie przeszkadzała, a zazwyczaj zajmowała miejsce na kanapie, czy nawet wychodziła ze studia, podczas gdy on poprawiał nagranie, balans tonów i sprawdzał, czy wszystko brzmi czysto i spójnie. Zostawała jedynie przy bezpośrednich dyskusjach w temacie albumu, ostatecznym ułożeniu listy utworów, który gdzie powinien się znajdować. Pod względem wizualnym aż tak się nie wypowiadał, sądząc, że to nie jego rola. Miał być zrobiony tak, że podobał się Hyerin i jej fanom, wolał więc nie wtykać tam swojego nosa, mając też nieco inne poczucie estetyki od niej. I szczęśliwie przebrnęli przez cały proces, Hyerin wróciła w czwartek do Korei, a tekściarz wykonał wszystko, co mógł względem albumu, mogąc teraz jedynie czekać na rezultaty. Na ocenę publiki wobec jego pracy.
Jednak wyciszenie komórki nie potrafiło odwrócić jego uwagi od wstawionego przez Danielle zdjęcia, które na początku starał się zignorować. Mimo to w końcu je otworzył, zobaczył na nim jej szczupłe ciało odziane w dopasowany strój, krótki podpis, świadczący o treningach.
Występy. Obiecał, że będzie chodził na każdy. I mimo ryzyka, jakie się z tym wiązało, mimo obaw, że nie wyrobi się z obowiązkami, była to jedyna obietnica, którą mógł jeszcze dotrzymać. Sprawdzał stronę Juilliardu, zerkał na wszystkie konkursy, mniejsze i większe występy, w poszukiwaniu jej nazwiska, aby nic mu nie umknęło. Dziwił się, że widział je rzadziej niż częściej, o ile w ogóle, ale starał się o tym dłużej nie myśleć. Wolał wytłumaczyć to sobie, że szykowała się może do czegoś lepszego, większego. Tak jak zbliżający się balet, pod którym zauważył jej imię, zanotował sobie wszędzie, byleby mu nie wypadło z głowy. Kupił bilet w pierwszej puli, rezygnując z miejsca z idealnym widokiem na rzecz zostania niezauważonym przez nią, czy kogokolwiek innego. Przymierzył jeden z garniturów w mieszkaniu, dochodząc do wniosku, że był za duży, zapewne jak cała reszta. Pojechał kupić nowy, nawet jeśli miał ubrać go tylko jeden raz, byleby nie wystawać w eleganckim tłumie, nieważne jak bardzo wolałby przyjść tam w dresach i zakryć głowę kapturem, a co za tym idzie, prawdopodobnie widocznie wymalowane nerwy na twarzy. Szanował te ustalone zasady, szanował środowisko Danielle, nieważne, jak niewiele z niego rozumiał. Zamierzał więc podporządkować się pod każdą zasadę, byleby dobrze zaprezentować się w oczach nieznajomych, nie budzić w nich podejrzeń.
Wieczór przed dniem występu czuł stres. Stres, że ktoś go nakryje. Stres, że sprowadzi ze sobą kartel, który zwątpił w jego sumienność pracy. Stres, że Danielle wypatrzy go w tłumie. Ale musiał pójść. Nie. Chciał pójść, chciał dotrzymać danego, przy powrocie z Korei, słowa. Chciał cicho, wręcz nieznacząco, wspierać ją z boku, nieważne, jak bolesnym mogło się to okazać.
Nie potrafił zasnąć, decydując się na spędzenie nocy w mieszkaniu, które oferowało lepsze warunki na przygotowanie się do oficjalnego wyjścia. Bezcelowo wpatrywał się w telefon, w czerwoną kropkę, informującą o dalej nieotwartej wiadomości od Danielle.
Kliknął. Odczytał proste dziękuję, czując po raz kolejny ukłucie w sercu. Z każdym dniem przekonywał się coraz bardziej, że nie zasługiwał na jej wdzięczność po tej jednej nocy, dlatego nie odpowiedział.
Zamiast tego zaczął pisać, nie myśląc nad konsekwencjami, czy powinien cokolwiek wysyłać, czy nie lepiej by było, aby siedział cicho tak jak dotychczas. Nie zastanawiał się, zostawił jedno, krótkie słowo i odłożył telefon na szafkę nocną, szukając szansy na oddanie się zmęczeniu i zaśnięcie.
UsuńNie wysłał nic więcej oprócz zwięzłego powodzenia.
N.
Wstał wcześnie z zamiarem zaczęcia tekstów, które zdążyły się nagromadzić podczas tygodnia pracy wyłącznie nad albumem Hyerin. Pojechał do studia kompletnie nieogarnięty, jedynie z bluzą naciągniętą na piżamę. Zajmie się sobą później, chciał w jak najlepszym - a przynajmniej na ile było to możliwe - stanie zjawić się pośród wyniosłego tłumu, nie odstawać za bardzo od reszty. Nie zerkał na telefon, nie liczył na odpowiedź ze strony Danielle, a prędzej na zostanie zignorowanym, czy nawet zablokowanym. Nie mógłby jej winić, gdyby tym bardziej wykreśliła go ze swojego życia po słowach, kłamstwach Hyerin, które z taką swobodą przechodziły jej przez usta i przysłaniały prawdę. Przysłaniały to, że nie chciał mieć z nią nic wspólnego, bo nikt nie mógł wypełnić dziury po Danielle, po tym, co przeżyli wspólnie w Korei. Po tym, co sam brutalnie wyrwał ze swojego serca i każdego dnia dbał, aby zniszczyć możliwe szanse na powrót do tego, co było.
OdpowiedzUsuńDopiero po powrocie wszedł pod prysznic, gdzie starał się zmyć widoczne zmęczenie, osłabiony stan organizmu. Nie mógł jednak pozbyć się zapadniętych polików, podkrążonych oczu i brakującego w nich życia. Dlatego starał się nadrobić strojem, dopasowanym garniturem, pieczołowicie wyprasowaną, białą koszulą równo wsadzoną w spodnie, aby nie było miejsca, gdzie mogłaby ułożyć się nieestetycznie. Podkrążone oczy starał się zakryć korektorem, acz siny kolor dał radę nieznacznie się przez niego przebić. Przydługie, nieobcinane od wyjazdu do Korei włosy przeczesał jedynie palcami, nieznacznie zaczesując je do tyłu, aby w ciągu wieczoru same decydowały o swoim układzie.
Podkreślił wszystko zwyczajowym łańcuszkiem, za to rzemyki dalej widniały na jego nadgarstku, skryte pod rękawem koszuli i marynarki, bo nie miał odwagi ich zdjąć i zostawić w mieszkaniu. Nie chciał ich ściągać, skoro przypominały mu o wszystkich pozytywnych wspomnieniach, ale i o pudełku zostawionym przez Danielle, o spotkaniu w kawiarni, w której tak zadbał, aby zniszczyć swój wytworzony przez cały wyjazd wizerunek, ten szczery, prawdziwy. Ten, który dalej chciał się wyrwać na zewnątrz i być blisko dziewczyny, wymazać z jej pamięci ostre spojrzenie i słowa, jakimi ją obrzucił, niektóre wychodzące ze zduszonej w zakamarku siebie niepewności, obaw, że z kimś innym było jej lepiej. Powinno tak być. Powinna mieć kogoś, kto traktował ją tak, jak na to zasługiwała. Kto opiekował się nią niezależnie od sytuacji, kto zasypywał ją pocałunkami i pieszczotami, wspierał w chwilach, jak te. Przed ważnym występem, jak i po nim.
Tym samym występem, na który teraz czekał. Podjechał swoim Ghostem, parkując go na szarym końcu, aby nie rzucał się zbytnio w oczy, chociaż na parkingu znajdowało się mnóstwo drogich i pokaźnych pojazdów. Wraz z małą grupką gości wszedł do środka, pokazał swój bilet i cicho podziękował. Starał się skierować do głównej sali, ale kroki sprowadziły go do łazienki, szczęśliwie nieprzepełnionej ludźmi, gdyż większość już zajęła swoje miejsca. Tak samo jak on, kiedy z trudem uspokoił oddech i ściskające żołądek mdłości, wywołane niewyjaśnionym lękiem.
Nie miał tak dobrego miejsca, jak poprzednio. I dobrze. Była mniejsza szansa, że przypadkiem go zauważy, skoro nie znajdował się w centrum widowni, gdzie zazwyczaj padało spojrzenie tancerzy.
Chciał tylko dotrzymać tej jednej obietnicy, nawet jeśli Danielle nie będzie o tym wiedziała. Chciał ją wspierać zza odległych kulis, klaskać razem z widownią po skończonym występie. Zobaczyć ją w swoim żywiole, tak jak ona nieraz go oglądała podczas wspólnego przesiadywania w studiu.
😖
Place u trzymanej przy buzi dłoni były nieprzerwanie maltretowane przez zęby, które chwytały suche skórki w nerwowym odruchu. Czuł coraz większy stres, ale i ekscytacje przy strojeniu się orkiestry, przy ostatnim dzwonku świadczącym, że zaraz zaczynają, przy zgaszeniu świateł i idealnej ciszy, jaka zapanowała przed wypełnieniem sali muzyką.
OdpowiedzUsuńPrzez moment zwątpił, czy była to dobra decyzja. Czy może lepiej byłoby, gdyby tutaj nie przyszedł, dał sobie spokój z obietnicą, która mogła znaczyć równie tyle, co nic. W dodatku zaraz po zakończeniu musiał jak najszybciej wyjść, nie mógł zostać na krótkim posiedzeniu po występie - co akurat mu nie przeszkadzało, bo było zbyt ryzykowne. Musiał od razu skierować się do samochodu, gdzie, jak zwykle w bagażniku, czekała sportowa torba z towarem, a o ustalonej godzinie miał wyczekiwać go klient, wciśnięty mu na ostatnią chwilę, kompletnie obcy i potrzebujący prochów na teraz i nie chwilę później.
Nie był skupiony na głównej parze, na pozostałych tancerzach, którzy wypełniali scenę i malowany przez siebie obraz. Obserwował tylko Danielle, sprawiającą wrażenie mniejszej w oczach, lecz dalej poruszającej się z dźwiękiem. Nie miał wytrenowanego oka, nie widział braku niesamowitej lekkości i płynności, a przez dzielącą ich odległość nie mógł w pełni rozczytać mimiki.
Zwyczajnie był zadowolony, że mógł ją zobaczyć, mimo zachodzących łzami oczu, które ścierał, nim zdążyły zlecieć i zwrócić uwagę siedzących obok osób, zaabsorbowanych występem. Wyglądali na bardziej obeznanych, może znajomych lub dalszą rodzinę kogoś, kto brał udział na scenie, nie wiedział i nie pytał. Tak naprawdę oprócz podziękowania przy wejściu nie odezwał się ani razu. Nie chciał zaczynać niezobowiązującej, bezcelowej rozmowy z osobami obok, udawać, że się zna. Udawać, że był chciany na tej widowni, że ktoś na niego czekał w przerwie czy po samej sztuce. Odpuścił sobie również utrzymywanie grzecznego, marnego uśmiechu, kiedy skrzyżował z kimś spojrzenie, i tak czując podejrzliwe oczy skierowane w jego stronę i dalej nieco odstający od reszty wygląd przez swoją chorobliwość.
Nie spuszczał z niej wzroku. Nawet na moment. Śledził każdy ruch. Łącznie z obrotem i następującym po nim upadkiem, który wywołał nagłe ściśnięcie, wręcz zatrzymanie serca. Zamarł na swoim miejscu, podczas gdy osoby dookoła się podniosły, aby zobaczyć wypadek nieco lepiej, wymieniały się zmartwionymi, ale zarazem ciekawskimi szeptami. On siedział ze wzrokiem wbitym w sylwetkę Danielle, zastygniętej na parkiecie, odrzucającej pomoc ze strony innych. I tym razem widział szczegóły, widział przerwaną na łokciu skórę, drżące ramiona i nerwowo zaciskane dłonie. Chwiejny krok przy i po podniesieniu się z parkietu, który boleśnie szarpnął za serce i wywołał pragnienie wstania z miejsca, opuszczenia widowni i pobiegnięcia do dziewczyny, zgarnięcia jej w ramiona i ukrycia przed spojrzeniem całej, oceniającej jej publiki, a zbierające się w oczach łzy zaczęły nieświadomie nakreślać ścieżki na jego twarzy, dopóki nie poczuł ich na dalej trzymanej przy ustach dłoni.
Zamiast tego siedział wmurowany w swoje miejsce, obserwował, jak znika ze sceny, kiedy on dociskał coraz mocniej maltretowane palce do ust, aż nie poczuł metalicznego posmaku przez zbyt intensywne szarpnięcie za skórkę. Widział przez dalej okryty łzami wzrok poruszenie u orkiestry i reszty tancerzy, którzy nie mogli kontynuować bez niej, czy też kogoś, kto wejdzie na jej miejsce. Widział, jak ktoś z pierwszych rzędów wstaje i kieruje się w stronę wejścia dla personelu, wcześniej niezauważonego przez tekściarza. Nie zauważył, że była to jedna z osób siedząca obok Mitchelle, nie rozpoznał charakterystycznie rozbudowanej sylwetki. Nie rozpoznał ani Minho, ani Dayouna.
Postanowienie o krótkiej przerwie było dla niego jednoznacznych sygnałem. Znakiem, że Danielle nie wróci na parkiet, że coś jej się stało, a on nie mógł nic zrobić. Nie chciał oglądać dalej, nie chciał obserwować występu, kiedy nie brała w nim udziału. Zobaczyć kogoś innego na jej miejscu.
Przetarł niechlujnie oczy i przecisnął się przez swój rząd, przepraszając, choć nie był pewien, czy jakikolwiek dźwięk wydostał się z jego gardła i czy łzy zaprzestały nieustannego spływania po twarzy. Skierował się do najbliższych drzwi wyjściowych, póki reszta widowni dalej siedziała na swoich miejscach. Zignorował nakaz stojącej przy drzwiach kobiety, aby nie opuszczał jeszcze sali ani swojego miejsca, pośpiesznie przeciskając się między nią a ścianą, za chwilę znikając za drzwiami wejściowymi, na moment wpuszczając światło spoza sceny do środka. Nerwowe kroki skierował w stronę głównego wyjścia, nie odwracając się, w obawach, że coś w nim pęknie. Że nie da rady znowu odwrócić wzroku. Musiał wyjść, dopóki nogi prowadziły go w kierunku samochodu i pracy, a nie w kierunku zranionej, zapłakanej Danielle.
Usuńit hurts me to see you hurt
Roztrzęsiony wypuścił oddech, kiedy w końcu znalazł się w samochodzie. Siedział, nie odpalił nawet silnika, a jedynie próbował się uspokoić, wstrzymać płynące łzy, bo nie powinien płakać. Ale nie potrafił przestać martwić się o Danielle, nieważne jak bardzo się starał. Ile wkładał w odsunięcie jej na bok poprzez przytłoczenie siebie samego pracą, skoro i tak sam sobie przeciwdziałał wszystkim pamiątkami, kocem. Wszystko to powinien wyrzucić, jeśli chciał zapomnieć, ale nie mógł. Za bardzo mu zależało, co wiedział już podczas beznamiętnego zerwania, zostawienia jej pod drzwiami mieszkania. Już wtedy czuł winne kłucie w klatce piersiowej, które nie malało z mijającym czasem.
OdpowiedzUsuńCzuł się jeszcze gorzej, przy każdej okazji spotkania się. Za każdym razem miał wrażenie, że była chudsza, brakowało blasku w jej oczach, a on musiał odwracać wzrok i udawać, że go to nie interesuje. Martwił się nietypowym zachowaniem, którego wcześniej w ogóle nie wykazywała. Tak jak nocy, gdy przyszła do niego pod wpływem nieznanej mieszanki alkoholu i innej substancji.
Nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że to przez niego, choć dobrze o tym wiedział. Miało być inaczej. Miała być na niego zła, puścić go w niepamięć i skupić się na swojej nauce, na swojej pasji i marzeniu. Ale teraz widział, że tak nie było. Widział wyraźnie upadek przed oczami, a gotujące się wyrzuty sumienia ściskały żołądek i produkowały coraz więcej łez.
Musiał opuścić parking, nie mógł dłużej siedzieć pod budynkiem, w obawie, że nie wytrzyma.
Sięgnął po roboczy telefon, aby posłać sms’a z pytaniem, czy klient jest w stanie spotkać się szybciej, bo akurat był dostępny. Odpalił silnik, dzięki czemu w końcu wypełnił pojazd ciepłem, ale dłonie tekściarza nie przestały drżeć. Poczekał na zwrotną wiadomość, która jedynie podała adres, po czym mógł wyjechać, starając się zachować względne opanowanie. Nie mógł zapłakany pojawić się na transakcji. Był tylko dilerem, nawet najmniejsze okazanie jakichś emocji, czy odczuwanych problemów było zbędne, było wykroczeniem poza relacja klient-diler. Pocierał nieustannie oczy, dopóki nie były suche, przypominając o oczy jedynie w postaci zaczerwienionych białek. Przetarł dłonią również twarz, aby pozbyć się potencjalnych łez i śladach po nich, wziął z trudem kilka spokojniejszych oddechów.
I może dał radę unormować swoją fasadę, ograniczyć ją do dalej drgających dłoni i nerwowo zaciskających się na kierownicy palców, ale w środku targały nim wszystkie emocje. Starał się przypominać sobie, że nie robi tego wszystkiego bez powodu, że, nawet jeśli Danielle nie układało się na uczelni, czy zdrowotnie, to i tak w ten sposób było lepiej. Bo nie groziła jej krzywda z zewnątrz, nie wystawiał jej życia na niebezpieczeństwo, a o to przecież chodziło. Po to robił to wszystko.
Kilka razy sprawdził adres, czy na pewno dojechał na odpowiednie miejsce, choć wąska, brudna uliczka nie odbiegała od typowych miejsc spotkań. Nigdy nie czuł pełnego komfortu, zawsze po jego kręgosłupie przebiegał zaniepokojony dreszcz, kiedy był umówiony w takim miejscu. A teraz był podsycony tym, że nie znał klienta.
Sięgnął po torbę z samochodu, niewypełnionej tak bardzo, jak zazwyczaj - miał tylko dwóch klientów tego wieczora, a nie był na tyle bezmyślny, aby wozić więcej, niż potrzebował ze sobą.
Był jednak na tyle bezmyślny, aby nie zostawić jej w bagażniku, a zarzucić na ramię, czego nigdy nie robił. Był też na tyle głupi, żeby się nie przebrać, zostając w garniturze zdecydowanie zbyt wyjściowym dla przeciętnego dilera.
Ale od powrotu do samochodu nie myślał rozsądnie. Wszystko mu umykało. Podwyższona nerwowość klienta, podniesiony ton głosu, dłoń trzymana nieustannie w kieszeni, zaciskająca na czymś palce. Stracił wyuczoną, wypielęgnowaną kolejność. Zamiast poproszenia o pieniądze, przeliczenia ich i dopiero wtedy zaoferowania prochów, zrobił na odwrót. Przekazał kilka umówionych wcześniej strunowych woreczków, później wystawiając dłoń w oczekiwaniu na pieniądze. Zamiast tego widział, że mężczyzna próbuje wykorzystać chwilę i uciec z odebranym produktem
— Nie rób sobie ze mnie jaj– — chwycił go za ramię, aby nie dostał okazji na odbiegnięcie, a sam dalej oczekiwał pieniędzy. Nie poczuł jednak niewielkiego ciężaru pliku na dłoni, nie usłyszał żadnych słów w odpowiedzi. Sam nie zdążył dokończyć wypowiadania swoich słów, nim poczuł dłoń na pasku od przerzuconej torby, jak i silnego, nieznośnego naparcia na podbrzusze, niemal rozżarzonego, palącego chłodu. Poczuł jeszcze większe ukłucie, kiedy mężczyzna agresywnym szarpnięciem zabrał całą torbę oraz odsunął się od niego z nożem dłoni, który i tym razem umknął spojrzeniu tekściarza, bardziej zajętego przesunięciu palcami po nagle rozlewającym się po skórze cieple.
OdpowiedzUsuńKrew. Nie potrafił zareagować inaczej, niż obolałym, zgorzkniałym uśmiechem, który zaraz wykrzywił się w grymas, bo został uderzony przez rzeczywistość. Bo po raz pierwszy był na tyle głupi, rozkojarzony, żeby zostać pchniętym nożem. Został okradziony, tracąc cały towar, tracąc to, co było główną częścią zawartego układu. Dłonie nie dawały rady zaciskać się na świeżej ranie, a on tracił coraz więcej krwi, z każdą chwilą i krokiem w stronę samochodu. Ciało nie pozwalało mu na wzięcie pełnego oddechu, jedyne skracając każdy kolejny, wywołujące więcej bólu niż ulgi, a przed oczami groźnie pojawiały się mroczki.
Z każdą chwilą tracił stabilność nóg, dopóki ciężarem całego ciała nie oparł się o ceglaną ścianę. Materiał garnituru był naruszony przy każdym przesunięciu, osunięciu się w kierunku ziemi, kiedy nie miał siły postawić kolejnego kroku.
Ale musiał wrócić do zaparkowanego kawałek dalej samochodu. Musiał wrócić do studia po prochy. Musiał wrócić do pracy.
sorry for everything
Nie wiedział, co się stało później. Nie pamiętał, kiedy nogi w pełni się pod nim ugięły, kiedy runął na podłogę, nieznacznie uderzając głową o chropowatą powierzchnię ściany. Przez moment był pewien, że to był koniec. Po prostu umarł przez żenujący brak uwagi, przez zostanie dźgniętym nożem przez jakiegoś narkomana. Nawet przez moment poczuł ulgę. Może to byłby koniec jego wiecznego wiru pracy, stresu i zmartwień, którego sam sobie dokładał, chociaż nie tak sobie wymarzył swój idealny koniec z dilerką, muzyką, jak i samym życiem.
OdpowiedzUsuńNie pamiętał, jak trafił do szpitala, mając w głowie jedynie przemijające, jaskrawe światła i odbijające się w głowie echem, przyciszone głosy, których nie potrafił do kogokolwiek przypisać, a jedynie zakładał, że to jego umysł płatał mu figle w trakcie balansowania przed całkowitym odpłynięciem. Że pewnie dalej leży w zapuszczonej uliczce, wykrwawia się i ktoś go znajdzie nad ranem. Spojrzy na niego z żalem, może przerażeniem przez niespodziewane odkrycie z rana, po czym zadzwoni po odpowiednie służby, a jedyną osobą, która zainteresuje się podłym losem tekściarza, będzie jego matka. Będzie pytała o to, co się stało, dlaczego, czy są pewni, że nie żyje, tylko po to, aby musieć zobaczyć bezwładne ciało syna ubrane obdarty garnitur ze szramą na podbrzuszu i raną na skroni. Zdążył się już zastanawiać, kto przyszedłby na jego pogrzeb, o ile takowy by się odbył. Danielle pewnie nie, nie mógłby nawet mieć do niej o to żalu. Myślał, jak media na to zareagują i jak odbije się to na ojcu, który zawsze cenił sobie nieskazitelną kartę pośród tabloidów, jak i regularnych gazet.
Początkowo nie czuł nieznośnego, przeszywającego bólu, nieświadomy, że było to działanie ilości podanych mu leków, a przekonany, że to przez całkowite wyłączenie się organizmu z życia. Dopiero po kilku, może kilkunastu godzinach, nie miał pojęcia, ile minęło czasu, ich efekt zaczynał słabnąć, wykończone ciało bruneta wybudzało się z głębokiego snu, a on zaczął przypominać sobie o tym, co się stało.
O tym, że mężczyzna ukradł jego torbę.
O tym, że nie pojechał do ostatniego klienta, dla którego i tak nie miał towaru.
O tym, że właśnie nie wywiązał się z ustalonej umowy.
Błogi, przyjemny sen natychmiastowo z niego uleciał. Oczy ledwie potrafiły się otworzyć pod wpływem ledowego światła, postać stojącej obok i mówiącej do niego pielęgniarki, która przyszła po informacji, że się wybudza, mu umknęła, a jedyne co zrobił, to gwałtownie przeszedł do siadu. Zbyt gwałtownie. Od razu poczuł napięcie przy prawym boku, nieprzyjemne poruszenie mięśni, a oczy znowu zaszły mroczkami wraz z nagłym przypływem mdłości, których nie potrafił wstrzymać. Dopiero wtedy uświadomił sobie o obecności kobiety, która, natychmiastowo rozczytując intensywniejsze zblednięcie chłopaka, podsunęła mu miskę, do której zwrócił ograniczoną zawartość żołądka. Czuł się jeszcze gorzej przy spięciu mięśni, jeszcze większy dyskomfort i ból, które wywołały kolejną falę mdłości, dopóki nie dał rady ich nieznacznie rozluźnić, z trudem łapiąc głębszy i spokojniejszy oddech. Spłoszone, zdezorientowane spojrzenie nie wyłapało dwójki osób czekających przed pokojem, zbyt przejęte szukaniem wyjścia, rozpoznania obcego, chłodnego otoczenia i przywrócenia sobie ostrości.
Był za słaby, żeby poradzić sobie z pewnymi ruchami kobiety, kiedy próbował wstać z łóżka, choć nieustannie stawiał nikły opór. Ignorował jej nakazy, wybrzmiałe nazwisko, które chwilowo brzmiało dla niego obco. Nie mógł zostać w szpitalu, nie miał na to czasu, kiedy wszystko zaprzepaścił przez chwilę nieuwagi i musiał jak najszybciej skontaktować się z kartelem, który na pewno już wiedział o skradzionym towarze, pominiętym kliencie. Musiał przynajmniej spróbować coś zrobić, nim przerzucą swoją uwagę na Danielle, wykorzystają to, że powinęła mu się noga, aby nie dotrzymać swojej części umowy.
i can’t let them hurt you
Kolejny głos w pokoju początkowo przeleciał mu nad głową, został niezarejestrowany przez jego odurzoną porcją leków świadomość. Zwrócił jedynie uwagę na to, że pielęgniarka wyszła z pokoju, co jedynie podsyciło jego chęć podniesienia się z łóżka, opuszczenia szpitalnej sali i znalezienia swoich rzeczy. Znalezienia roboczego telefonu, który miał w kieszeni eleganckich spodni podczas sprzedaży.
OdpowiedzUsuńDopiero jego imię, wypowiedziane stanowczym, acz dziwnie znajomym, tonem sprawiło, że w końcu skupił wzrok na wstępnie obcej sylwetce.
Może jednak umarł? Jak inaczej mógł wytłumaczyć sobie Song Dayoun’a przed sobą, jego głos odbijający się po opustoszałym pokoju, jak i w otumanionym umyśle tekściarza. Był ostatnią osobą, jaką spodziewałby się, że zobaczy - czy to w szpitalu, czy po śmierci. Roztrzęsione ręce drgnęły jeszcze mocniej, kiedy poczuł nagły ucisk na jednej z nich, z którego próbowała się wydostać zdecydowanie zbyt niechlujnymi i powolnymi ruchami
— Trudno — wydukał jedynie, czując, jak oczy powoli zaczynają zachodzić łzami, kiedy nie miał wystarczająco dużo siły, aby uwolnić się trzymaną rękę — Nie mogę tutaj zostać — dopowiedział pośpiesznie, zaciskając zbyt mocno zęby na popękanej wardze, aby powstrzymać ją od niekontrolowanego drżenia, przy okazji czując, jak stopniowo traci panowanie nad płytkim oddechem. Nie obchodziło go to, że powinien leżeć i odpoczywać. Nie obchodziło go to, co może się stać, jeśli naruszy świeżo założone szwy, co się stanie, jak nieustannie wpompowywane w niego leki przeciwbólowe przestaną działać.
Rozluźniony chwyt wstępnie sprawił, że chciał wstać z łóżka, zignorować po raz kolejny porady Dayoun’a, jak i pielęgniarki, ale przy pierwszym wsparciu się na własnych rękach poczuł przypływ mdłości, bolesny dyskomfort przy najmniejszym ruchu, wzmożony przez panikę wypełniającą całe jego ciało. Nie czuł się spokojniejszy pod wpływem leków, choć te non stop przeciwdziałały pogorszeniu się symptomów, które mogły mu towarzyszyć po operacji.
Poddał się. Opadł plecami na nieznacznie uniesione łóżko, łapał coraz to bardziej palące i kujące go w płuca oddechy i w końcu skupił się na zadanym mu pytaniu, które jedynie uintensywniło gromadzenie się łez. Skinął słabo głową w odpowiedzi. Starał się je powstrzymać dociskaniem do oczu dłoni, płytkim oddechem, który jedynie pogarszał sytuację i walczył z działaniem przeciwbólowych leków, nie dając mięśniom odpocząć.
Pamiętał, co się stało. I był bardzo dobrze świadomy, do czego to doprowadzi. Jak bardzo wszystko zepsuł, a teraz jeszcze siedział obok niego ojciec Danielle
— Ktoś mnie dźgnął — ledwo się wypowiedział, nie mając kontroli nad niestabilnym oddechem — A potem wszystko zabrał — zgorzkniały uśmiech prezentował się bardziej, jak zbolały grymas, a łzy, mimo nieprzerwanych prób powstrzymania ich spływały po policzkach. Nie wspominał szczegółów, dalej starając się ukrywać całą prawdę, choć i tak miała zaraz wyjść na jaw, kiedy tylko dadzą radę położyć dłonie na córce mężczyzny, kiedy znajdą tekściarza w celu pokojowego wyjaśnienia poślizgu z dostawą.
— I teraz mój ojciec się o wszystkim dowie — mówił do samego siebie, nie dając rady zapanować nad rozwiązłym językiem. Ojciec i tak był u dołu jego listy, choć ta była niesamowicie krótka — Znajdą ją i zrobią nie wiadomo co — po wpleceniu palców we włosy, wbił paznokcie w skórę głowy przy pojedynczym szlochu, w próbie powstrzymywania tych następnych, cisnących się na usta — A to nawet nie jest jej wina — może i to występ oraz wypadek go rozproszył, ale mógł winić tylko siebie samego. Nie powinien pozwolić sobie na rozkojarzenie, na zapomnienie podstawowych kroków podczas sprzedaży, których tak pieczołowicie przestrzegał.
Wszystko było po nic. Ranił Danielle cały ten czas tylko po to, aby skończyć w szpitalu, nie wywiązać się z obowiązku i bezpośrednio wystawić ją na niebezpieczeństwo.
💔
Będzie musiał poczekać, aż będzie sam. Aż jego głos nabierze pewności, a on będzie mógł przekonać pielęgniarkę, że jest na tyle dobrze, aby nie odciągała go od wypisania się ze szpitala i powrotu do domu. W końcu miał do tego prawo, a żadne przekonywania, dokładne opisy, co może się stać, jeśli tak postąpi, go przed tym nie powstrzymają. Bo nie interesowało go, co może się z nim stać, kiedy z każdą minutą, jak nie sekundą, dawał coraz więcej opcji kartelowi, wystawiał Danielle na coraz większe zagrożenie i nawet nie mógł się z nimi skontaktować, błagać, powiedzieć, że zrobi wszystko, byleby nie urzeczywistnili swoich gróźb sprzed ponad miesiąca.
OdpowiedzUsuńTeraz jednak musiał leżeć w szpitalnym łóżku, osłabiony po operacji, zbyt gwałtownej pobudce i wymiotach, które skutecznie wymęczyły podrażnione mięśnie. Nie mógł nic zrobić, a leki przeciwbólowe spowalniały jego ruchy, mimo próby stawienia się ich efektom.
Nie odpowiadał na pytania. W kwestii torby pokręcił jedynie głową niczym małe dziecko, niechcące powiedzieć, co zrobiło nie tak. Przy temacie ojca siedział jedynie w ciszy. To usłyszenie imienia Danielle, przekonanie, że Song już wiedział. Wiedział, że Namgi wystawił jego córkę na niebezpieczeństwo. To sprawiło, że nie dawał rady utrzymać i tak rozbitej maski spokoju i niechęci
— Nie chciałem, żeby tak było — wydukał niezrozumiale, niestabilnym, przez cisnący się na usta szloch, głosem, jakby to miało oczyścić go z jakichkolwiek potencjalnych zarzutów. Zacisnął dłonie mocniej i skulił się na tyle, ile było to możliwe bez nieprzyjemnego, choć uśmierzonego lekami, bólu.
Chciał się zapaść pod ziemię, chciał zniknąć. Nie potrafił się przyznać mężczyźnie do błędu, jaki popełnił w obawach przed jego reakcją, przed krzywym spojrzeniem, odrzuceniem. Bo trzymał się niczym koła ratunkowego obecności Dayoun’a, nieważne jak bardzo rozrywało go od środka przez wspomnienia obiadu wypełniające jego skołowaną głowę. Tylko jego stanowczy, ale spokojny głos pozwalał mu nie utracić resztek rozumu.
Otwarcie drzwi sprawiło, że zacisnął jedynie mocniej palce we włosach i nie podnosił wzroku, nie chcąc widzieć, kto wszedł do środka. W obawach, że już go to wszystko dogoniło. Wyprzedziło. Czemu teraz? Tak dobrze sobie z tym wszystkim radził, mimo wiecznie tlących się obaw i strachu. Zawsze miał to pod kontrolą, jego ojciec nawet nie wiedział, że po pierwszym złapaniu dalej zajmował się dilerką, prowadził oba biznesy równolegle i wszystko szło tak dobrze. Więc dlaczego teraz coś musiało pójść nie tak. Dlaczego pozwolił sobie na tę chwilę nieuwagi, pozwolił im na wypatrzenie Danielle, trafienie w jego nowopowstały, ale jak ogromny, czuły punkt. I teraz wszystko miało legnąć w gruzach.
Spojrzał wystraszony mężczyźnie w oczy, szukając w nich zakłamania, że tak naprawdę będzie go oceniał, zmiesza go z błotem i jedynie zapewni w tym, co zawsze powtarzał jego ojciec. Że powie wszystko Danielle, która, dopóki o niczym nie wiedziała, mogła przynajmniej mieć wrażenie i poczucie bezpieczeństwa.
Pokręcił najpierw rozkojarzony przecząco głową, kiedy mózg rejestrował słowa wolniej, niż jego własne gesty
— Znaczy, tak. Zastanawiałem się — poprawił się szybko, zgodnie z prawdą. Starał się przekonać samą Danielle, że ojciec miał powody do takiego zachowania, ale nie potrafił stwierdzić, dlaczego tak robił. Czemu nie chciał być ze swoją rodziną, czemu wolał, aby dzieliła ich aż taka odległość, skoro sam widział, jak mężczyzna cenił sobie czas spędzany z córką, równie co ze swoją żoną, co ukazywało się przy każdej opowieści z nią związanej.
he’s falling apart
Starał się skupić tylko i wyłącznie na tym, co Dayoun do niego mówił. Starał się nie odbiegać myślami na bok, wyprzedzać jego słowa, myśleć tylko i wyłącznie o tym, co wywoływało u tekściarza paniczny lęk.
OdpowiedzUsuńInformacja, że polityka była częściowo przykrywką, nie zaskoczyła go tak bardzo, jak może powinna. Zakładał, że musiała nieść ze sobą więcej, niż zwykłe wygłaszanie mów przed publiką. Domyślał się, że wiązało się z nią jakieś ryzyko, jak ludzie ze skrajnej, przeciwnej strony, ci, którzy obrali sobie Songa jako wroga numer jeden. Nie spodziewał się jednak, że to nie o to przede wszystkim chodziło.
Interesy na boku? Nie rozumiał, nie nadążał, ale mężczyzna prędko wszystko rozjaśnił, a marna, dziurawa zapora, którą starał się utrzymywać, całkowicie pękła, pozwalając łzom swobodnie spływać po twarzy. Zbolały uśmiech przemknął po jego twarzy na wzmiankę narkotyków, rozpoczęcia od tego swojej przygody. Szybki zarobek, który skusił samego Namgi’ego, niezdającego sobie w liceum sprawy z tego, w jak wielkie bagno się wpakuje, bo chciał tylko mieć jakieś swoje pieniądze, nie te, które były tak ciasno przypisane do nazwiska rodziców i ich pracy, co mogli trzymać nad nim podczas podejmowania nieodpowiedzialnych, młodzieńczych decyzji wydatkowych.
Zdziwił się, że mężczyzna siedzi w tym tak głęboko, że był kimś pokroju ludzi nad nim samym, chociaż biło od niego takie ciepło i poczucie zaufania. Ale to wyjaśniało nieoczekujące zwłoki telefony, odsunięcie rodziny na bok, aby oddalić je od zagrożenia, nieugiętość wobec Danielle, która chciała być przy ojcu.
Podniósł też wzrok na wzmiankę o Minho, dopiero teraz wyłapując rozbudowaną sylwetkę mężczyzny, ale przede wszystkim mordercze spojrzenie, które było wbite prosto w tekściarza. No tak, był jak brat dla Danielle, od zawsze się nią zajmował i był w pobliżu, nie powinien być zdziwiony, ani zły na wrogie nastawienie, które zdołał u niego wywołać.
Silna dłoń na ramieniu skutecznie skierowała zapłakane oczy w kierunku Dayoun’a, a Namgi już nie dał rady. Nie dał rady powstrzymać nieustannie napływających łez, targającego ciałem szlochu, który maltretował wymagające odpoczynku mięśnie i pobudzał mdłości, ale tekściarz nie miał już czego zwrócić do wymienionej przez pielęgniarkę nowej miski
— Nie miało tak być — nie dał rady gryźć się w język — Miała być na mnie zła, zapomnieć i wrócić do swojego życia… — nie był pewien, czy mówił zrozumiale, nie myślał nad tym, co mówi. Nie chciał jej zrobić krzywdy. Chciał wszystkiego, tylko nie tego, chociaż wiedział, że nieraz bezpośrednio dołożył się ostrymi słowami, które miały na celu wzbudzić w niej właśnie złość, obrzydzenie jego osobą i chęć zostawienia tego, co mieli w przeszłości.
— Po powrocie z Korei byłem wybity z rytmu, zapomniałem do nich napisać, że jestem na miejscu — zaczął, nie zwracając uwagi na enigmatyczny wydźwięk słów — Powinienem był od razu pojechać po ten towar, wtedy do niczego by nie doszło — ocierał wiecznie wilgotne oczy, podrażniając je jeszcze bardziej, nim wznowił streszczanie tego, co się wydarzyło — Powiedzieli, że jeśli jeszcze raz nie wywiążę się ze swoich obowiązków, że przynajmniej się trochę spóźnię, szczególnie przez spotkanie z Danielle, to coś jej zrobią — ledwo przebrnął przez zdanie, nim roztrzęsiony głos zastąpił kolejny zrozpaczony szloch, a go przytłoczyła bezsilność — Nie mogłem przecież jej w to wplątać — pokręcił przecząco głową, przy okazji pociągając nieatrakcyjnie nosem. Nie widział innego, lepszego rozwiązania, ani wtedy, ani teraz kiedy Dayoun starał się go w tym przekonać.
— A teraz ktoś mi ukradł część towaru, nie pojechałem na umówioną sprzedaż z ważnym klientem — zgorzkniały uśmiech wykrzywiał jego twarz w połączeniu z grymasem, kiedy czuł, jak traci jakiekolwiek nadzieje — I jechałem zaraz po występie, co też pewnie wykorzystają — dał im okazję niemal na srebrnej tacy, nie uważając, aby cały poślizg był spowodowany czymś innym, niż tylko jego brakiem uwagi. Był przekonany, że wina była tylko po jego stronie, a kartel zauważy szansę na zrujnowanie jego ojca, skrzywdzenie Danielle i zburzenie całego świata tekściarza.
Usuńhopeless gi
Wstępnie pomyślał, że mężczyzna wstał z krzesła po to, aby wyjść. Że jednak zmienił zdanie po wysłuchaniu jego powodów, nie potrafił go nie ocenić i chciał go zostawić samego, nie ryzykować, aby tekściarz kręcił się w okolicy jego rodziny.
OdpowiedzUsuńNie spodziewał się poczucia silnych ramion wokół siebie, które otoczyły go obcym, ale tak przyjemnym i rozbrajającym, ciepłem. W połączeniu ze spokojnie wypowiedzianymi słowami rozpadł się jeszcze bardziej przez ojcowski gest. Rozluźnił się w delikatnym uścisku, oparł głowę na ramieniu mężczyzny, a palce zacisnął na materiale koszuli. Łapał się każdej krzty tej bliskości, szukał gruntu pod nogami, który dawno się rozsunął, co ukazywało się przez niełagodniejące płynięcie łez
— Wiem — wymamrotał niezrozumiale na kwestię upartości Danielle, bo sam miał okazję nieraz widzieć, nawet po imprezie Plotkary, gdzie mimo chłodu, jaki od niego bił, mimo jego dziecinnego zachowania, i tak mu nie odpuściła. Skinął słabo głową na zapewnienia Dayoun’a, zaciskając intensywnie wargi, aby kolejny szloch nie wydostał się spomiędzy jego ust przy kojąco sunącej po jego ramieniu ręce. Starał się też uwierzyć, że faktycznie nie wykonali jeszcze ruchu, że zmienili zdanie i nie zwrócą od razu swojej uwagi w stronę dziewczyny, która nie była niczemu winna. Nie potrafił sobie wybaczyć tego, że ją w to zamieszał, że przez niego nawet nie była świadoma o parach oczu, które obserwowały jej kroki wraz z krokami Namgi’ego, czekając na okazję, aby po raz kolejny zmanipulować podatnym chłopakiem.
— To, co ukradli, spłacę sam — powiedział niemal od razu, nie chcąc przyjmować pomocy, szczególnie pomocy finansowej. Miał pieniądze ze swojego ghostwritingu, niedługo wychodzi album Hyerin, od którego też miał dostać jakiś procent. Pieniądze nie były problemem — Oprócz tego nie mam żadnego długu — przyznał, uśmiechając się na moment krzywo pod nosem, bo znowu przypominał sobie, jak zagmatwana była jego relacja z kartelem, z dilerką. Dług w końcu spłacił już rok temu — Ale powiedzieli, że jeśli chcę się wycofać, to wszystko powiedzą gazetom, wmieszają w to mojego ojca — a kariera była dla mężczyzny najważniejsza. Plotka pokroju tej, mówiąca o młodym Jungu jako ćpunie i dilerze, zakłamująca prawdę i wciągająca w to Wonjoo, mogła całkowicie zrujnować aktora. Na to też nie mógł pozwolić. Nie przeżyłby jeszcze bardziej zdegustowanego wzroku ojca, gorzkich słów, jakie mógłby usłyszeć, gdyby sprawa wyszła na jaw.
Nie widział tego, jak chwiejny był ten argument. Nie widział, że podstawą była czysta manipulacja i wykorzystanie jego obaw. On czuł się wobec nich bezsilny, wolał wypełniać wszystkie obowiązki, skoro w przeciwnym wypadku tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Nie interesowało go ryzyko, jakie brał na samego siebie, jeśli mógł zniwelować to ryzyko u Danielle i ojca.
Poczuł, jak w końcu z zaczerwienionych oczu zaprzestają lać się łzy, dawał radę łapać spokojniejsze oddechy. Może przez ojcowską bliskość Dayoun’a, może przez przepływające przez jego ciało leki, nie był pewien. Ale był wdzięczny nieco nasilającemu się otumanieniu
— Staram, ale to przeze mnie teraz bierze to ścierwo — palnął bezmyślnie, zapominając o tym, że mężczyzna nie wiedział, jak tekściarz tak naprawdę poznał się z Danielle. Przetarł nieznacznie swoją ręką twarz i nos, dalej nie odsuwając się od mężczyzny. Nie zamierzał tego zrobić, dopóki on sam tego nie wykona — I chcę, bardzo chcę. Ale nawet jeśli, to co mam niby powiedzieć… — pociągnął nosem, finalnie mówiąc nieco wyraźniej, ale nie patrząc na twarz polityka — ’Sory, że byłem chujem, ale już jest super’ — wymamrotał nieco teatralnym, umniejszającym tonem. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że miałby jej o wszystkim powiedzieć, była to dla niego niemożliwa opcja. Nie mógłby tego na nią zrzucić, a tym samym bezpośrednio wciągnąć w to bagno, które sam sobie stworzył.
he needs the guidance
Podświadomie wiedział, że Dayoun ma rację. Gdyby kartel pozwolił mu na wycofanie się, po czym rozniósłby plotkę, nic nie trzymało tekściarza w siedzeniu cicho. Oprócz strachu. A ten wzbudzali w nim ogromny, chociaż starał się go im nie ukazywać, zazwyczaj zachowując zimną krew przy odbiorze towaru, przyjazdów do głównej nory, chociaż zawsze było mu tak samo niedobrze i obawiał się najgorszego. Z Isaaciem było prościej, zawsze było prościej, jak miał coś zrobić związanego z dilerką razem z nim, bo chłopak wiedział więcej. Może nie o wiele więcej, ale siedział w tym dłużej. A potem został z tym zupełnie sam, z długiem przyjaciela nad głową, który spłacił, a i tak miał wrażenie, jakby nieustannie się za nim ciągnął
OdpowiedzUsuń— Nie wiem, niby znam imię, ale nie mam pojęcia, czy jest prawdziwe — przyznał szczerze. Nie wiedział wiele o kartelu, w który został wciągnięty. Od tego też był Isaac, a tekściarz i tak planował się z tego wyplątać, nim ta opcja nie została mu odebrana, więc nie przejmował się zapamiętywaniem imion, którymi posługiwali się między sobą. A w stanie, w jakim teraz był, nie potrafił sobie przypomnieć ani jednego.
— Zawsze jeżdżę sam — stwierdził zgodnie z prawdą, a przynajmniej od ponad roku — Jak przyjadę z kimś, to na pewno zauważą, że coś jest nie tak — dopowiedział, bojąc się skutków takiego nagłego wyskoku z jego strony, który zdecydowanie nie obszedłby się bez komentarza, czy działania ze strony kartelu. Bał się, że to jedynie uintensywni groźby z ich strony, a on nie dawał rady nadążyć za presją. Sam pobyt w szpitalu był tego idealnym dowodem. Nigdy nie powinno było do tego dojść, na pewno nie na tyle, że teraz nie mógł nawet wykonać ledwie gwałtowniejszego ruchu, czy nieznacznego skrętu tułowia. Nie mógł nawet wyciągnąć zbytnio prawej dłoni bez dyskomfortu.
Poczuł, jak poczucie winy po raz kolejny wypełnia go od środka, a słowa Songa zdecydowanie nie miały zamierzonego efektu
— Teraz może nie — przyznał, nie panując, ani myśląc nad swoimi słowami — Ale to ja sprzedałem jej pierwszą porcję tabletek — nie miał odwagi podnieść wzroku, a jedynie czekał na ostrą reakcję ze strony mężczyzny, który dotychczas był przekonany, że Namgi spotkał Danielle w okolicach Juilliardu, przy kawie — Parę miesięcy temu. Jakoś mnie wyszukała i przyszła z prośbą o coś pobudzającego i czegoś na głód, bo potrzebowała energii na treningi — to nie był jego sekret do wygadania, powinien siedzieć cicho, a nawet ukrywać fakt, że Danielle już od dłuższego czasu sięgała po prochy w celu nadążenia nad intensywnymi wymaganiami. Ale wypowiedzenie pierwszego sekretu, ciążącego mu na sercu wywołało lawinę, której nie potrafił powstrzymać. Z każdym dniem, kiedy zbliżał się do Danielle, czuł się coraz gorzej z tym, że dokarmiał jej uzależnienie. Coraz gorzej szło mu trzymanie się własnych słów, że to, co dzieje się z klientami, to nie jego problem — Więc to jest moja wina, chociaż gdyby nie ja, to pewnie poszłaby do kogoś innego — mimo jej lekkiego strachu, niepewności przy pierwszym spotkaniu, sprawiała wrażenie zdesperowanej, szukającej tej deski ratunku, którą on tak otwarcie i chętnie jej podsunął, ale gdyby tego nie zrobił, poszukałaby zapewne kogoś innego — Ale nie brała tego, co teraz. Nie dałbym jej czegoś tak mocnego — dodał, jakby to miało go jakkolwiek wybielić
Parsknął krótkim, niemrawym śmiechem na słowa Dayoun’a, potrafiąc sobie wyobrazić tę dwójkę w danej sytuacji
— Chyba cokolwiek powiem, to zareaguje tak samo — przyznał po chwili, nie mogąc jej za to winić. Zasłużyłby sobie na takie potraktowanie po tym wszystkim, co jej zrobił. Za to potem siedział chwilę w ciszy, starając się przetrawić informację, że powinien być z nią szczery — Ale jak jej powiem, to będzie wiedziała — powiedział mało błyskotliwie, lecz to był główny kłopot. Nie chciał, żeby Danielle wiedziała, musiała mieć świadomość tego, co się dzieje, i że wbrew swojej woli do tego należy. Jednak z drugiej strony chciał się jej wyjaśnić, przeprosić za wszystko, co zrobił i powiedział.
UsuńMęczył zębami dolną wargę, podczas gdy słowa Dayoun’a odbijały się w jego głowie niczym mantra. Czas i szczerość. Tylko to mu zostało, jeśli chciał przynajmniej w części naprawić to, co tak pieczołowicie niszczył ponad miesiąc.
Skinął jedynie głową na wydane polecenie, a ciało jak na zawołanie dało się we znaki, błagając tekściarza o danie chwili wytchnienia, położenie się na łóżku i pozwolenie lekom na pełne odurzenie organizmu, aby zniknął również dyskomfort, mięśnie w pełni mogły się rozluźnić
— Przepraszam — powiedział przyciszonym tonem, korzystając z ostatnich chwil cudzej obecności i bliskości — Za te prochy i za to, co się dzieje teraz. Za wszystko — wymamrotał słabo, z rezygnacją walcząc z ponownie cisnącymi się do oczu łzami, ale przynajmniej nie zbierało się na nic więcej, oprócz ich bezwiednego, pojedynczego spływania po twarzy.
he wants it to get better
Nie mógł mężczyźnie powiedzieć nic więcej, czując, jakby w głowie miał pustkę w tym temacie. Nie potrafił przypomnieć sobie żadnego imienia, nawet adresu nie kojarzył, chociaż, gdyby musiał, trafiłby tam na wyczucie. Dlatego skinieniem głowy zgodził się na powrót do rozmowy później, kiedy będzie bardziej świadomy, będzie mógł siedzieć o własnych siłach bez skręcającego bólu.
OdpowiedzUsuńNie miał też w zamiarze wzbudzenia poczucia winy u Dayoun’a, bo mimo że sam nieraz myślał niezbyt pochlebnie o Mitchelle, o jej metodach wychowania i nacisku, jaki nakładała na córkę, to wiedział, czy przynajmniej wierzył w to, że nie chciała, aby córka doprowadziła się do takiego stanu, sięgała po coś, co ją wyniszcza tylko po to, aby dobrnąć do celu. Ale nie znał baletowego towarzystwa, nie wiedział, jakie panowały tam zwyczaje, i że takie rzeczy były na porządku dziennym. Nie miał innych klientów z Juilliardu, a przynajmniej o tym nie wiedział - nie miał w końcu z nikim takiej relacji, jak z Danielle. Nie wypytywał ciekawsko o powody, skoro i tak go nie interesowały
— Rozumiem. I nie zamierzam — pokręcił natychmiastowo głową, nie mając nawet w planach kontynuowania tej rutynowej transakcji. Nie po tym, jak sięgnęła po coś cięższego, jak zdołał się z nią o to pokłócić, bo tak zawzięcie chciała je odzyskać. Już wtedy powinien zauważyć, że coś jest nie tak, że jej stan jest gorszy, niż mu się wydawało, ale odepchnął to od siebie, żyjąc w przekonaniu, że podejmuje dobrą decyzję.
Mogła być wściekła, mogła go wyzywać, ile tylko chciała. Mogła reagować, jak tylko chciała, dopóki on dostanie szansę na zobaczenie jej, porozmawianie, z nadzieją, że nie jest to ich ostatnia rozmowa. Nie oczekiwał nawet zrozumienia, chociaż skrycie go pragnął, liczył, że mu uwierzy i pozwoli ponownie się zbliżyć, stopniowo naprawić to, co się między nimi popsuło. Ale nie wymagał tego od niej, nie zamierzał naciskać i błagać, jeśli powiedziałaby mu, że nie chce mieć z nim już nic wspólnego. Bo nie mógłby jej się wtedy winić, sam nie chciałby mieć nic ze sobą wspólnego, gdyby miał szansę wyboru
— Dziękuję — odparł po zerknięciu na zostawioną wizytówkę, automatycznie zabierając ręce, które kurczowo chwytały się koszuli mężczyzny, byleby chwila mnie przeleciała mu za szybko przez palce, a na pokrzepiający uśmiech i lekkie poczochranie włosów odpowiedział słabym, krzywym uśmiechem oraz przetarciem policzków. Zerknął na zegar w sali, z którego wyczytał tyle, co nic, nie dając rady skupić w pełni wzroku na zaznaczonych liczbach, nie prosząc polityka, aby został dłużej. To Danielle teraz potrzebowała obecności swojego ojca, sam Namgi poczułby większy komfort, wiedząc, że ten jest obok niej. W razie gdyby do czegoś nieszczęśliwie doszło, choć kurczowo trzymał się zapewnienia mężczyzny, że nie powinni wykonać żadnego ruchu.
Posłał jeszcze jeden uśmiech, zdecydowanie niepewny i wątpiący w słowa Dayoun’a, bo w jego chwilowym stanie, po spędzeniu prawie dwóch lat w tym wirze, ciężko było mu uwierzyć, że wszystko się ułoży. Odprowadził go wzrokiem, dopóki znowu nie został sam w sterylnym pokoju, nagle czując przytłoczenie zmęczeniem i rozemocjonowaniem. Zdążył jeszcze zarejestrować przyjście pielęgniarki, która sprawdziła jego opatrunek, czy przypadkiem czegoś nie naruszył przy ranie, zajęła się kroplówką. Ale jego uwagę przykuły przyniesione ubrania z poprzedniej nocy. Ułożone na samej górze równo złożonych ciuchów rzemyki, których nagle zabrakło mu na nadgarstku, który impulsywnie potarł dłonią, ale nie zdążył poprosić kobiety o przyniesienie ich do łóżka. Powieki za bardzo mu ciążyły, dawka leków działała coraz lepiej, a on potrzebował jeszcze trochę, jeszcze tę krótką chwilę, odpocząć.
Nie był pewien, ile w końcu przespał, mogło minąć kilka godzin, a równie dobrze cały dzień, ale po obudzeniu czuł się… lepiej. Może nie fizycznie, dalej nie mógł przyzwyczaić się do ograniczonych ruchów, nieustannej, niekomfortowej sztywności przy boku.
Ale to go nie powstrzymało, tak samo, jak wcześniejsze słowa Dayoun’a. Powinien spędzić więcej czasu w szpitalu, to samo usłyszał od lekarza i pielęgniarki, kiedy wyszedł z prośbą wypisania się. Jednym uchem wysłuchał wszystkich warunków, tego, co może się stać, jeśli wyjdzie wcześniej, aby puścić część w niepamięć, kiedy złożył prośbę w piśmie, przebrał się we wczorajsze ubrania, bo nie miał nic innego i przy pomocy wątpiącej w jego decyzję pielęgniarki przywrócił bransoletki na swoje miejsce. Upomniała go jeszcze raz o zaleconym przez lekarza zakupie leków, o regularnej zmianie opatrunku i dużej ilości odpoczynku, byleby nie nadszarpnął świeżej rany, a tekściarz dopiero wtedy mógł opuścić szpital. Pojechał, przemieszczając się nieszczęśliwie taksówką, posłusznie kupić leki, chowając brudną koszulę pod marynarką, choć i tak prezentował się okropnie, przy okazji nieustannie krzywiąc się na odczuwany ból i uciążliwość przy każdym ruchu. To między innymi zmusiło go do tak prędkiej wyprawy do apteki, jak i zrezygnowaniu z pojechania do studia. Zamiast tego podał adres apartamentowca.
UsuńW mieszkaniu nie mógł robić tyle, co w studiu, ale nie dawał rady siedzieć bezczynnie, a u siebie zawsze mógł sięgnąć po laptopa, zająć się czymś wymagającym mniej wysiłku, tym samym przeciwstawiając się wszystkim surowym nakazom lekarza.
😐
Pierwszym, co zrobił po wejściu do mieszkania, wcześniej ignorując skierowane w jego stronę oczy pojedynczo mijanych osób, to wzięcie leków. Czuł niemałą ironię, trzymając w dłoni przypisane mu opioidy, które sam nielegalnie sprzedawał, potencjalnie posiadał podobne w studiu, a teraz niczym posłuszny obywatel brał zalecaną dawkę, nawet nie zamierzając podjąć ryzyka i sięgnąć po większą ilość. Widział, co potrafią zrobić z człowiekiem, szczęśliwie nigdy nie miał z nimi wcześniej problemu, ale nie zamierzał takowego stworzyć przez nieznośny ból i zdecydowanie intensywniej odczuwane pulsowanie w okolicach brzucha.
OdpowiedzUsuńSięgnął też po służbowy telefon, którego obawiał się najbardziej. Bał się tam zastać masy wiadomości, połączeń, których nie mógł odebrać. I tak jak te drugie się tam znajdowały, tak na samym szczycie górowała wiadomość, sprawiająca, że poczuł zdecydowanie zbyt wiele ulgi, jak na to, co odczytał
Jak spłacisz wszystko, co Ci zabrali i dołożysz trochę od siebie, to przymkniemy na to oko
Dostał jeszcze jedną szansę. Może nie zasłużoną, może powinien zapłacić za swoją bezmyślność, ale prawie po raz kolejny się rozpłakał, kiedy zobaczył na swój sposób ponurą, a pocieszającą, wiadomość. Jak najszybciej będzie musiał zawieźć pieniądze, zapytał, wręcz wybłagał o kilka dni, aby był w stanie samodzielnie wsiąść do samochodu i tam dojechać. Pamiętał słowa Dayoun’a. To, żeby nie jechał sam, ale obawiał się postąpić inaczej. Nie miał pojęcia, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nagle przyjechał w czyimś towarzystwie. I dopóki mężczyzna nie zapyta, nie wróci do tematu, postanowił siedzieć cicho. Co najwyżej naiwnie powiedzieć, że zapomniał i wypadło mu z głowy, ale i tak już jest po sprawie.
Dopiero wtedy mógł zadzwonić do matki, która była w innym stanie niż Nowy Jork. Oboje z rodziców nie zostali o niczym poinformowani, na życzenie tekściarza, chociaż kompletnie nie pamiętał, aby o to prosił. Najwidoczniej nawet pod zagrożeniem śmierci nie chciał, aby cokolwiek się do nich przedostało. Dlatego też przy szybkim telefonie - nie chciał przeszkadzać kobiecie w pracy, a słyszał, że jest zajęta - powiedział jedynie, że miał drobny wypadek, wymyślając jakąś o wiele łagodniejszą bajkę, ale że nic mu nie jest, i żeby się nie przejmowała. Może wyszedłby lepiej na tym, gdyby w ogóle nie dzwonił, ale nie chciał kompletnie przed nią ukrywać, że coś się jednak stało. Białe kłamstwo było lepsze, niż całkowicie zamaskowanie wypadku przy pracy.
Po rozłączeniu się zdążył już poczuć uspokajające działanie leków, nieco otępiające odczuwanie bólu. Wyłapał też przy okazji swoje odbicie, prezentujące się gorzej, niż źle, ale nie miał siły na wzięcie prysznica, czy kąpieli. Chciał jedynie zmienić ubrania, włożyć dresy, coś, co nie będzie równo leżało na jego ciele.
Ale prędko uświadomił sobie, że to była jedna z rzeczy, której nie docenił w szpitalu. Tam pielęgniarka pomogła mu w ubraniu się, nieważne, jak żenujące mu się to wydawało. Teraz musiał to wszystko zrobić sam, stojąc w łazience i wpatrując się zmęczonym wzrokiem w odbicie w lustrze, zaklejoną ranę na skroni i nikle przypominające o wydarzeniach z poprzedniego dnia ubraniach.
Zdjęcie spodni, jak i koszuli poszło mu powoli, ale było możliwe. Tak jak założenie szarych dresów. Inną historią była koszulka, którą dał radę założyć przez głowę, tylko po to, aby utknąć przy przełożeniu prawej ręki. Nie wiedział, jak powinien się wygiąć, aby nie czuć poruszających się mięśni, każde wyciągnięcie reki do góry sprawiało, że na twarzy mimowolnie pojawiał się grymas, chociaż nie odczuwał aż takiego bólu, jak po wejściu do mieszkania. Czuł też, jak prędko się zmęczył, musząc złapać głębszy, również wywołujący drobny dyskomfort, oddech po każdej próbie przeciągnięcia bluzki.
Uporał się z nią w tym samym czasie, kiedy usłyszał dzwonek drzwi - czyli zajęło mu to zdecydowanie za długo. Nie spodziewał się nikogo, co najwyżej pomyślałby, że to jego mama, którą zmartwił nagłym telefonem, ale nie była w mieście. Nie sądził też, aby był to ktoś z kartelu, skoro jeszcze chwilę temu przeprowadził z nimi cywilną, acz równie stresującą, co każda inna, rozmowę. Bez oczekiwań podszedł do drzwi, nie spojrzał, kto pod nimi stał, a jedynie je otworzył, znowu krzywiąc się, kiedy bezmyślnie wykorzystał do tego prawą dłoń i nałożył kolejny wysiłek na tę stronę ciała, zaraz opierając się ramieniem o framugę, aby nieco odciążyć organizm.
UsuńNie oczekiwał nikogo, nie starał się nawet zgadywać, kto mógłby być pod drzwiami, kiedy dopadło go rozluźnienie, lekka ospałość, wywołana wziętymi lekami i uspokoiło, ostatnio niezwykle spłoszony, umysł. Ale przede wszystkim nie spodziewał się zobaczyć tam Danielle. Był przekonany, że znowu rozum płatał mu figle, że tylko ją sobie wyobraził.
Nie był gotowy na to spotkanie. Nie wiedział, co miał jej powiedzieć, jak się wyjaśnić. A mimo to nie był w stanie zamknąć drzwi, ruszyć się ze swojego miejsca i odwrócić od niej wzroku. Nawet jeśli nie był pewien, czy faktycznie tam stała.
😖
Stał cicho, z nogami niemal wrośniętymi w podłogę i niezdolnymi do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nie mógł odwrócić zaskoczonego wzroku, którym obejmował jej całą sylwetkę. Ubrane dresy, koszulkę, która wydawała mu się znajoma, zmęczone spojrzenie, drobność jej ciała, którą potrafił dojrzeć nawet pod luźnymi ubraniami. To przez niego była w takim stanie, słowa jej ojca jedynie mu to potwierdziły i tekściarz nie potrafił wybaczyć sobie samemu, że do tego doprowadził. Ostatnie, czego chciał, to żeby Danielle przepłacała zdrowiem za jego bezmyślne zachowanie i decyzje sprzed lat. Nigdy nie chciał, aby coś doprowadziło ją do takiego stanu.
OdpowiedzUsuńSpanikował przy zauważeniu łez, jak i nagłym podniesieniu głosu oraz wyzwisk, które padły z jej strony. Zasłużył sobie i dalej nic nie odpowiedział, nie potrafiąc nawet odnaleźć odpowiednich słów. Ciało instynktownie lekko się ugięło przy jej przysunięciu się, chroniąc naruszone podbrzusze. Ale dłonie do razu, acz niepewnie, odnalazły jej drobną figurę, jedna z nich trafiła na tył głowy dziewczyny i trzymała blisko siebie, byleby mieć ją blisko siebie jak najdłużej. Poczuć utęsknione ciepło i bliskość, których tak mu brakowało.
Najpierw nic nie powiedział na jej pytanie, zaciskając jedynie wargi i spoglądając na pusty korytarz, który znajdował się za nią. Z jakiegoś powodu tu przyszła. I mimo że fizycznie czuł, jak jego ciało działa wolniej, tak nawet on potrafił dojść do wniosku, że musiała się czegoś dowiedzieć. Inaczej by jej tutaj nie było, nie pytałaby, czemu wszystko przed nią ukrył
— Nie mogłaś wiedzieć — powiedział w końcu przyciszonym głosem, pozwalając jej na zwiększenie przestrzeni między nimi, a on sam zmienił ułożenie dłoni, aby jej nie ograniczać — Nie chciałem Cię w to wciągać — dodał szczerze, przełykając ciężko ślinę, kiedy poczuł opuszki jej palców, nieznacznie muskające jego policzek przy zgarnięciu przydługich włosów. Sam nie spuszczał z niej wzroku, przypatrując się wymęczonej twarzy, śladom po łzach, które ostrożnie, jakby oczekując odepchnięcia, starł spod jej oczu.
Ręce bezwiednie opadły wzdłuż jego ciała, nie zatrzymał jej przy zamykaniu drzwi, przez co w pełni znalazła się w jego mieszkaniu. Tym, które nie prezentowało się wiele inaczej niż miesiąc wcześniej, oprócz bałaganu w łazience, który zrobił chwilę temu, czy też oprócz jeszcze większych pustek w lodówce. Przebywał w nim chyba jeszcze rzadziej, niż przed wyjazdem, przychodząc najczęściej tylko na krótką chwilę, aby umyć się i przebrać
— Mówisz jak twój tata — przyznał otwarcie, bez większego pomyślunku, pamiętając słowa mężczyzny. Że najpierw powinien dojść do siebie, potem będą mogli wrócić do rozmowy, do rozwiązywania problemu, który tak zacięcie chciał trzymać tylko przy sobie.
Ale nie stawiał się jej nakazom, poszedł wraz z Danielle do sypialni, gdzie na twarzy chwilę błądził mu z lekka zgorzkniały uśmiech po zobaczeniu przed oczami znajomego obrazu, a on niesamowicie wolno, nieumiejętnie i koślawo trafił na materac, łapiąc głębszy oddech, który również wymusił u niego lekkie wykrzywienie się przed rozluźnieniem się po wymarzonym usiądnięciu na łóżku. Miał wrażenie, jakby był na nogach kilka dni pod rząd, gdzie tak naprawdę był jedynie w aptece i pokonał drogę z taksówki do mieszkania
— Nie mam czasu na wylegiwanie się w szpitalu — dotknął jedną z dłoni delikatnie, prawie niewyczuwalnie i badawczo prawą stronę podbrzusza, sprawdzając, czy przypadkiem nie naruszył swoimi, jeszcze nieprzyzwyczajonymi, ruchami opatrunku, czy rany samej w sobie, po czym wrócił do wzmianki o jego wczesnym wypisie, który wcześniej niespecjalnie olał — Skąd w ogóle o tym wiesz? — zapytał przy podniesieniu na nią wzroku, mając na myśli tak naprawdę wszystko - szpital, powód jego zachowania. On nic jej dalej nie powiedział, nie mając ani czasu, ani odwagi na skontaktowanie się, przemyślenie, co powie. Teraz też nie był pewien, ile wiedziała, jednak coś musiało do niej dotrzeć.
🤧
Miała rację. Wiedział, że miała rację, ale nie chciał tej myśli dopuścić do siebie. Jej nieświadomość była w pewien sposób ochroną, pozwalała jej na niezamartwianie się tym, czy ktoś jej przypadkiem nie obserwuje, czy nie spotka kogoś na swojej drodze, mającego tylko jedno na celu. Wolał, żeby mogła w tym trwać, a on z boku, z dala od niej będzie robił wszystko, byleby jeszcze bardziej to od niej odsunąć, nie wystawiać jej na ryzyko.
OdpowiedzUsuńZ kolei teraz miał wyrzuty do siebie samego, że znowu musiała widzieć go w takim stanie. Po raz kolejny ją tutaj ściągnął swoją nagłą i niewytłumaczoną ciszą. Zawsze, jak widzieli się w jego mieszkaniu, to tylko przez takie sytuacje. Tak, jak wtedy, kiedy po niego zadzwoniła spod hotelu, jak do niego przyszła, aby oddać ubrania, a on był cały poobijany. I teraz, tym razem znowu przez dilerkę, ale z jeszcze głupszego i bardziej bezmyślnego powodu, przez jego brak uwagi
— Bez przesady, nie jest tak źle — powiedział z krótkim parsknięciem śmiechem, którym skutecznie zaprzeczył sobie samego, bo nawet to nieznaczne rozbawienie wprawiło mięśnie w ruch, wywołując kolejną porcję ukłucia w boku. Ale musiał przekonać siebie samego tymi słowami, spróbować przekonać Danielle, bo naprawdę nie mógł spędzić przesadnej ilości bezczynnie - dostał tydzień, wtedy będzie musiał wyjść z mieszkania i pojechać, najlepiej swoim samochodem, aby przekazać pieniądze opłacające dług wraz z nadwyżką.
Powędrował za nią wzrokiem, nieco żałując zadanego pytania, kiedy tylko zauważył powracającą do jej spojrzenia ponurość. Poczuł lekki ścisk żołądka, jak przyznała, że podsłuchała rozmowę jej ojca z Minho. Liczył, że jak już, to porozmawiała z ochroniarzem lub Dayoun’em, wolałby, żeby było tak, a nie, że dowiedziała się tego czystym przypadkiem, przez co musiało to być jeszcze gorsze do usłyszenia. Krótką chwilę wpatrywał się w zaszklone oczy Danielle, aby odwrócić wzrok na podłogę po jej trafnych, słusznych, ale jakże bolesnych słowach. Bo znowu miała rację. Nie powinna się dowiedzieć w ten sposób, chociaż zdjęło to z jego ramion jakiś ciężar i obowiązek, którego obawiał się wypełnić. Nie powinien zostawiać jej samej, bez jakichkolwiek wyjaśnień, nawet jeśli był przekonany, że to odepchnie ją od niego jeszcze dalej.
Zgryzał nerwowo suchą skórę z ust, co nabrało jedynie intensywności przy kolejnych słowach, na które nie umiał odpowiedzieć. Nie mógł powiedzieć, że nigdy by jej nie okłamał - robił to przez miesiąc, może nawet dłużej, jeśli wliczyłby w to nieustanne skrywanie działań kartelu, pochodzenia siniaków i ran, które zauważyła tamtego dnia. Ale nie okłamywał jej bez powodu, nie robił tego, żeby ją skrzywdzić, mimo że skutki były odwrotne. Może gdyby wiedział, że to do tego doprowadzi, to nie napisałby tego sms’a, a zadzwonił, wszystko wyjaśnił.
Znowu na nią spojrzał, przez moment chcąc coś powiedzieć, zostać przy temacie, bo to było ważne. Musiał się jakoś wytłumaczyć, ale brakowało mu słów, brakowało mu siły. Dlatego pozwolił jej zwrócić uwagę na wskazaną ranę, samemu zerkając w tym kierunku i przywdziewając słaby, zgorzkniały uśmiech. Gdyby tylko bardziej uważał, zebrał rozbiegane myśli, do niczego by nie doszło. Ale może powinien być wdzięczny. Na pewno nie porozmawiałby wtedy z jej ojcem, na pewno nie w takich warunkach. Pewnie znowu by uciekł.
Wbijał lekko nieobecne spojrzenie w czarny materiał, aby zostać z tego stanu wyrwanym przez poczucie szczupłych palców wsuwających się między jego własne. Lekkie drgnięcie od razu zostało zastąpione nieznacznym rozchyleniem, aby móc spleść je zaraz jeszcze ciaśniej
— Przepraszam, Dani — jego słaby, rozedrgany głos przerwał panującą ciszę, unikając spojrzenia dziewczynie w oczy, a kciuk nieświadomie kreślił linie na jej dłoni — Chciałem, żebyś była bezpieczna. Mogła wrócić na uczelnie i do tańca — męczył zębami od środka swój polik, aby powstrzymać dalsze drżenie głosu — A jak powiedzieli, że jeśli przez nasze spotykanie się coś zawalę, to zrobią coś Tobie, nie wiedziałem, co zrobić — przeczyścił gardło, kiedy załamał mu się głos — Nie mogłem Ci powiedzieć. Nie chciałem, żebyś o tym wiedziała — przyznał zgodnie z prawdą, finalnie zwracając na nią przeszklone oczy. Nie chciał zasiewać tej możliwości w jej podświadomości, wymalować tego obrazu przed jej oczami.
Usuń😓
— No co, drobny wypadek przy pracy. Każdemu się zdarza — stwierdził z lekkim wzruszeniem ramion, a na twarzy zagościł łagodny uśmiech, kiedy mógł zauważyć cień rozbawienia u Danielle, niemal niewidoczny promyk w jej oczach, którego tam brakowało. Tęsknił za tym, tęsknił za wywoływaniem u niej uśmiechu. Tęsknił za tym delikatnym dotykiem, który teraz dzielili.
OdpowiedzUsuńNie oczekiwał, wymagał od niej niczego. Ale nie potrafił zniwelować uczucia, jakim ją darzył. Jak bardzo pragnął, żeby faktycznie rozumiała i była w stanie mu wybaczyć, przynajmniej za niektóre z jego czynów. Pragnął wrócić do tego, co było wcześniej, ale zdawał sobie sprawę, że to nigdy nie będzie możliwe. Zrobił za dużo rzeczy, których nie dało się rzucić w niepamięć, odwrócić ich efektów.
Swoje zachowanie w kawiarni, które mimo bycia w dziewięćdziesięciu procentach bolesną grą aktorską, miało to dziesięć procent prawdy - przekonanie, że Danielle ma wokół siebie lepszych ludzi, dla których mogła, a może wręcz powinna, go zostawić.
Pocałunek z Hyerin, którego dalej żałował i do teraz wykręcał mu żołądek na samą myśl, że się zgodził i jej nie odepchnął. Że ta zasiała u Danielle kolejne wątpliwości, kiedy on nie miał okazji od razu im zaprzeczyć, a teraz bał się do tego wrócić.
Nie chciał też na nią naciskać, zasypywać wyjaśnieniami, które równie dobrze mogły brzmieć jak wymówki, gdyby zrzucił na nią wszystko naraz.
Nieco nerwowe spojrzenie nie odwracało się od niej. Poczuł jeszcze więcej nerwów, które ukazywały się słabymi drgnięciami palców, kiedy poruszyła się na materacu, nieznacznie zbliżyła, a on nie wiedział, czego się spodziewać. Czy da mu w twarz, za wszystko, co zrobił, czy zaraz wstanie z materaca i pójdzie, zostawiając go samego. Wstrzymał na moment oddech, nie poruszył się nawet milimetr na swoim miejscu, a pod nieznacznym, ledwie namacalnym poczuciu jej warg, poczuł intensywniejszy ścisk serca wraz ze zbierającymi się ponownie łzami.
Tak za nią tęsknił, a teraz jedynie się w tym uświadamiał. Brakowało mu kojącego dotyku, jej obecności. Delikatnego głosu, który pozwalał mu na rozwianie zaprzątających głowę spraw i zmartwień. Jej bliskości, ciepła, jakie wywoływała.
Czuł, jak jego warga niepokojąco drży, a po usłyszeniu jej słów nie był w stanie zduszać dalej swoich emocji, wstępnie odpowiadając jedynie szlochem, oparciem głowy o jej ramię, którym przy okazji mógł ukryć twarz, na której mieszał się grymas wywołany przez lecące łzy, ale i szczęście. Radość, że mimo wszystkiego, co zrobił, mimo swojego bezczelnego, nieprzemyślanego zachowania, Danielle dalej chciała przy nim być. Że go kochała
— Ja Ciebie też, Dani — przyznał rozemocjonowany, nie podnosząc głowy przez odczuwany wstyd, wywołany swoim zachowaniem, tym jak łatwo się rozkleił, bo nigdy nie chciał, żeby widziała go w takim stanie. Jeden szloch wymieszał się z zażenowanym parsknięciem śmiechem, jak i przetarciem wolną dłonią twarzy. Nie chciał płakać, miał dość płaczu, którym zanosił się każdego wieczora, kiedy nie ślęczał nad muzyką czy zawalony towarem. Ale pociągnęła za wrażliwą, wyniszczoną strunę w jego sercu, mówiąc dokładnie to, co chciał usłyszeć. Był przekonany, że ją stracił. Że jego, wykonywane z trudem, zacięte wysiłki osiągnęły planowany skutek i odepchnął ją od siebie, zniechęcił na tyle, aby stracił całkowicie w jej oczach
— Fuj, przepraszam — wymamrotał ze wstydem, w końcu odsuwając się od jej ramienia, po czym starał się wyprostować i zetrzeć zostawioną na jej koszulce wilgoć, nieskutecznie — Ale też Cię kocham, naprawdę — powtórzył i zacisnął palce splecionej dłoni, podczas gdy podciągniętym lekko ku górze dołem bluzki wycierał swoją twarz z łez, które zdążyły po niej ciężko spłynąć.
— I niczego już nie będę przed Tobą ukrywać — nie mógł. Przy samej myśli, że miał jej o tym wszystkim mówić, powiedzieć, do czego doszło i do czego może dojść, czuł po prostu strach, obawy. Ale nie mógł już tego przed nią ukrywać. Musiał być z nią w pełni szczery, jeśli chciał naprawić to, co między nimi było.
🖤
Ostatnio dużo płakał. Za dużo, jak na swoje upodobania. Zawsze starał się odepchnąć to na drugi plan, będąc przekonanym, że albo nie ma powodów do płaczu, albo zwyczajnie nie powinien płakać. Ale w przeciągu tego miesiąca płakał niemal co wieczór, czy to dając łzom bezdźwięcznie spłynąć po twarzy w trakcie pracy, czy tak jak teraz, zanosząc się niewstrzymanym szlochem. I to jeszcze z tak… wesołego powodu. Powinien się cieszyć, tak też było. Ale nie mógł zahamować tej reakcji, nie potrafił dalej przed Danielle udawać tej silnej osoby, u której mogła zawsze szukać oparcia, tej osoby, która tak dobrze ze wszystkim sobie radzi, nieważne ile miał na głowie, ile deadline’ów dyszało mu na kark wraz z kartelem
OdpowiedzUsuń— Mogę dać Ci świeżą — zaproponował, nie chcąc, żeby musiała siedzieć w pomoczonej, czy nie daj boże, zasmarkanej przez niego bluzce. Przypomniał też sobie, skąd kojarzył bluzkę, czemu wydawała mu się dziwnie znajoma po zobaczeniu dziewczyny przy drzwiach mieszkania. To była jego bluzka. Ta, którą jej dał w trakcie wyjazdu do Korei, aby mogła w niej spać. Ta, która już wtedy była na nią zdecydowanie za duża, sięgając za udo i chowając jej drobne ciało, a teraz sprawiała wrażenie jeszcze większej.
Odsunął na chwilę trzymany materiał od twarzy, aby spojrzeć pierw na Danielle, a potem na odsłoniętą przez niego samego ranę, która nie umożliwiała o sobie zapomnieć. Czuł dziwne napięcie przy każdym, głębszym oddechu, tak samo przy płaczu, który przed chwilą tak wylewnie się zaprezentował
— Nie musisz, Dani — pokręcił lekko głową, kończąc przywracanie twarzy do porządku, przynajmniej na tyle, o ile mógł. Nie chciał, żeby czuła przymus zostania z nim, chociaż pragnął jej bliskości. Pragnął, żeby nie wyszła z mieszkania, a została obok niego, żeby mogli wszystko przegadać na spokojnie. Wiedział też, że potrzebował tej pomocy, miał wystarczający dowód w łazience, kiedy ledwie poradził sobie z ubraniem się, kiedy nie miał siły na zmianę opatrunku, choć miał to zrobić po powrocie ze szpitala i wzięciu leków. Nie chciał nawet myśleć o pójściu pod prysznic, prędzej dając sobie radę w wannie z drugiej łazienki, choć i tam wątpił, że dałby radę sprawnie i umiejętnie się umyć, czy wyjść z niej po zakończonej kąpieli. Potrzebował pomocy i nie mógł już się zgrywać, że było inaczej.
Na moment zamarł na swoim miejscu. Musiała akurat spytać o swojego ojca, o to, co mu powiedział. O to, co też tak zacięcie przed nią ukrywał, aby była bezpieczna. Nie czuł się na miejscu, aby jej o tym mówić, możliwe, że nie wiedział wszystkiego, choć na pewno wiedział wystarczająco dużo. Ale sam przed chwilą zadeklarował, że nie będzie niczego przed nią ukrywał
— Oboje… — przełknął nerwowo ślinę, zbierając w głowie myśli i odpowiedni dobór słów — Oboje są powiązani z ‘tym’ światem — przyznał nieco zawikłanie, ale liczył, że zrozumie, o co mu chodzi — Minho ma zastąpić twojego tatę, jak już przyjdzie na to czas — powiedział, a bardziej wymamrotał pod nosem, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Nie powinien jej tego mówić, a raczej wymyślić jakieś kłamstwo, ale nie dał rady. Skoro i tak już coś usłyszała, tym bardziej nie dałby rady wcisnąć jej jakiegoś kitu, którym tylko bardziej by ją od siebie odsunął. A tego nie chciał, nie teraz, kiedy była tak blisko, kiedy mógł czuć jej palce splecione ze swoimi.
— Dlatego nie możecie mieszkać z nim w Korei — zaczął wyjaśniać, czując poczucie winy za wyjawienie sekretu, ale również wielkie zrozumienie, bo sam - o wiele mniej umiejętnie - zrobił to samo. Trzymał Danielle na dystans, aby dać jej poczucie bezpieczeństwa — Siedzą w tym, są związani z polityką… pewnie jest grono osób, które tylko czekają, aby zadać jakiś cios twojemu ojcu — mówił dalej i przysunął się nieco bliżej na materacu, aby oprzeć wolną dłoń na jej kolanie wraz z zaciśnięciem palców u splecionej dłoni — Na pewno nie wybaczyłby sobie gdyby Tobie albo Mitchelle się coś stało — powiedział ciszej, czując lekki zacisk gardła przy ostatnich słowach, bo to również rozumiał zbyt dobrze — Odsunięcie was od tego jest najbezpieczniejszym wyjściem… — tak w końcu było, szczególnie w tym przypadku, kiedy one były w Stanach, na innym kontynencie i poza zasięgiem kartelu i mafii, które mogły im zagrażać.
UsuńGi
— Nie — wciął jej się niemal desperacko w zdanie, nim zdążyła dokończyć wypowiadanie ostatniej sylaby — Nie chcę, żebyś szła — dodał w pośpiechu, aby nie miała okazji pomyśleć inaczej. Chciał mieć ją tutaj, zaraz obok siebie i na wyciągnięcie ręki. Mieć możliwość na ten delikatny dotyk w postaci trzymających się dłoni. Jednak nie chciał, żeby robiła to z poczucia żalu, że było jej go szkoda, a tak naprawdę wolałaby robić coś innego ze swoim dniem, niż obserwowanie go, aby swoją głupotą nie zrobił sobie jeszcze większej krzywdy.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się słabo, kiedy porównała z nim jego ojca, samemu widząc ilość podobieństw, jaka zdążyła wyjść na wierzch. Te powierzchowne, jak zainteresowanie muzyką i grą na gitarze, oraz te poważniejsze, jak bycie zamieszanym w kryminalny, brutalny świat. Tylko mężczyzna radził sobie z tym lepiej, mimo odsunięcia córki, nie skrzywdził jej tak bardzo, jak zrobił to Namgi. Potrafił połączyć te dwa światy i chronić bliskie sobie osoby, a tekściarz z każdym dniem czuł, że idzie mu coraz gorzej. Czuł, jak wymyka mu się to spod kontroli, nieważne ile starań wkładał w to, aby było inaczej
— Nawet gdybyś była tym synem, to wątpię, że by Ciebie tym obciążył… — przyznał, czując gulę w gardle na widok jej ponurej, zgorzkniałej miny a oparta na kolanie dłoń próbowała dodać otuchy ostrożnymi, powolnymi przesunięciami — Przede wszystkim jesteś jego dzieckiem, Dani. Nie sądzę, że chciałby wmieszać Cię w ten problem — rozmawiając z Dayoun’em widział, że najbardziej zależy mu na bezpieczeństwie córki i tekściarz naprawdę wątpił, żeby jej płeć miała z tym coś związanego. To też było jedno z podobieństw między nim, a jej ojcem. Oboje chcieli, żeby miała normalne, spokojne życie, spełniała się w rozwijającej się karierze i marzeniach, których świat przestępczy nie był częścią. Nikt nie chciałby, aby ich dziecko, ktoś bliski, był w coś takiego wplątany.
Nie potrafił wyobrazić sobie, przez co teraz przechodziła. W przeciągu krótkiej chwili wykrzywił cały obraz jej ojca, Minho, którego nazwała kimś pokroju brata, kiedy po raz pierwszy miał okazję go spotkać. Czuł się źle z tym, że dowiedziała się tego od niego, a nie od własnego taty. Obawiał się też, co Dayoun powie, kiedy okaże się, że Namgi przekazał te informacje Danielle, które zostały mu podane w sekrecie. Ale bardziej liczyła się dla niego ona, bardziej cenił sobie jej zdanie, jej zaufanie, na które musiał od nowa zapracować, jeśli chciał, żeby wróciła do jego życia
— …po powrocie ze szpitala — odparł po chwili ciężkiej ciszy, z niepewnym uśmiechem na ustach, bo zdawał sobie sprawę, że jedynie zapewniał ją w stwierdzeniu, że nie najlepiej radził sobie sam. Powędrował za nią zmartwionym wzrokiem, kiedy wstała z łóżka i odsunęła swoją dłoń. Zostawiona pustka sprawiała wrażenie jeszcze wyraźniejszej, niż wcześniej. Ale mógł odetchnąć z ulgą, kiedy zapytała o koszulki i wskazał lewą dłonią na komodę naprzeciwko łóżka — Druga szuflada od góry — dodał, kompletnie ignorując jej wcześniejsze słowa o tym, aby nie ruszał się ze swojego miejsca, i wstał z łóżka, aby podejść do mebla i go otworzyć — Możesz wziąć, jaką chcesz — wybór i tak nie był wielki, koszulki ograniczały się do sporej ilości tych prostych, białych albo czarnych, zazwyczaj bez nadruku na sobie. Przynajmniej jak chodziło o tej luźne, które mógł jej zaproponować na zamianę.
Gi
Nie powiedział nic więcej, kiedy usłyszał jej ostry ton i po raz kolejny wypowiedziane, słuszne słowa. Ale i tak obawiał się postąpić inaczej, nie był pewien, czy gdyby znowu znalazł się w takiej sytuacji, potrafiłby od razu, otwarcie wszystko jej powiedzieć. Nawet jeśli nie była zrobiona ze szkła, jeśli była gotowa przyjąć takie informacje do siebie, tekściarz nie chciał ją nimi obciążać. Nie chciał, żeby musiała słuchać o jego problemach, których nie potrafił rozwiązać. Pragnął być kimś, przy kim czułaby się bezpieczna, komu mogła powiedzieć wszystko i liczyć, że jest zawsze w pobliżu. Ale nie mógł kimś takim być, skoro zagrożenie ciągnęło się za nim niczym długi ogon. I może jedyną różnicą było to, że wcześniej tego nie wiedziała, ale wtedy mógł okłamywać też siebie samego. Wierzyć, że może zaoferować jej bezpieczeństwo i ochronę.
OdpowiedzUsuńStracił to. Wiedział, że Danielle już mu nie ufa, na pewno nie tak samo, jak wcześniej, gdzie na ślepo wierzyła w to, co mówi. Zaprzepaścił to przy napisaniu sms’a, przy wyrzuceniu nieszczerych słów pod mieszkaniem, jak i w kawiarni. Ale dostał od niej drugą szansę. Nie musiała teraz tutaj być i go słuchać, nie musiała zaproponować, że z nim zostanie, żeby mu pomóc, ale to zrobiła. A tekściarz musiał pokazać, że mu zależy. Stopniowo, z czasem, odbudować ich relacje, zaufanie, które tak doszczętnie naruszył. Mimo obaw zrezygnować z każdego kłamstwa, którym myślał, że ją chroni. Nie mógł już niczego przed nią ukrywać, jeśli chciał znowu wywołać na jej twarzy szczery uśmiech, usłyszeć radość w głosie, której jej brakowało
— Nie umrę od otworzenia szuflady — burknął pod nosem na kolejne stanowcze słowa, jak i karcące spojrzenie, którym go obdarowała, ale posłusznie wrócił do łóżka, gdzie znowu powoli wgramolił się na poprzednio zajmowane miejsce. Zdawał sobie sprawę z tego, że zawsze było mu ciężko siedzieć bezczynnie w jednym miejscu. Zawsze szukał jakiegoś zajęcia, byleby nie czuć, że czas przelatuje mu przez palce, że marnuje go na wylegiwaniu się, skoro mógł pracować, czy nawet po prostu gdzieś wyjść. Teraz było tak samo, szczególnie ze świadomością, że na kanapie w salonie zostawił swojego laptopa, na którym mógłby zająć się przynajmniej odpisaniem na zaległe maile, które zdążyły się nagromadzić podczas współpracy z Hyerin. Tylko teraz, nawet jeśli byłoby to jedyne, czego pragnął, nie mógł zająć się robotą. Nie miał na to siły, poruszał się znacznie ospalej i odpisanie na jedną wiadomość zajęłoby mu tyle, co na trzy w normalnej formie.
— Wiem i mam. Powinno być w szafce pod zlewem — odpowiedział, skubiąc paznokciami materiał dresów, nie wiedząc, co ze sobą zrobić w oczekiwaniu na jej wyjście z łazienki. Skrzywił się na przypomnienie sobie, że nie posprzątał w łazience i zostawił ciuchy na kafelkach. Grymas jeszcze bardziej się uwydatnił, kiedy przypomniał sobie, w jakim złym były stanie i nie nadawały się do niczego innego, niż wyrzucenia. Nie potrzebował w końcu ani zakrwawionej, przeciętej koszuli, czy rozdartego, miejscami ubrudzonego cegłą garnituru, a wszystko miał okazję ubrać tylko raz. Nie spodziewał się jednak, że zamiast zwrócenia, czy wywieszenia ich bezczynnie w garderobie, będzie musiał się ich od razu pozbyć.
— Tylko… — zaczął, kiedy już zmieniła koszulkę i wróciła do sypialni — Nie wiem, czy dam radę z tym — dokończył niechętnie, z trudnością i okrężnie prosząc o jej pomoc bez spojrzenia jej w oczy. Nie chciał jej prosić, nie chciał, żeby musiała to oglądać, czy tym bardziej się tym zajmować, ale sam nie mógł tego zrobić. Potrzebował obu rąk, jednak gdy poruszał nieumiejętnie tą prawą, dalej nie wiedząc, pod jakim kątem ją najlepiej zgiąć i wykręcić, dodatkowo utrudniał sobie ten proces.
Gi
— Okej — uśmiechnął się słabo, bardziej z litości wobec samego siebie niż wdzięczności. Był jej wdzięczny, oczywiście, że był, ale czuł się jak dziecko. Nieporadnie, jako dodatkowe obciążenie, kiedy miała swoje własne kłopoty. Widział starte przedramię, które przypomniało o jej wypadku. Nic nie mówił, chociaż martwił się, czy nie stało jej się coś jeszcze, ale wolał nie zaczynać tematu, nie przypominać jej o tym, przez co musiała przejść, a zapewne wolała tego nie pamiętać. Dlatego też było mu głupio, że zajmowała się nim, kiedy sama potrzebowała opieki, a przede wszystkim odpoczynku. Zamiast tego przyjechała do niego, została i zaraz miała zająć się zmianą opatrunku, bo on nie potrafił na ten czas zrobić tego samodzielnie.
OdpowiedzUsuńPodziękował cicho, kiedy pomogła mu ułożyć się na poduszkach tak, aby nie doskwierał mu brak wygody. Zaciskał nieco zęby, aby nie zareagować na nieprzyjemne wrażenie przy odwinięciu bandażu, usunięciu przyklejonego opatrunku. Ręce, mimo wstępnego pociągnięcia w mięśniach, oparł na swojej szyi, aby przypadkiem nie zahaczyć łokciem czy przedramieniem o Danielle i jej dłonie, nie naruszyć odsłoniętej rany, na którą przelotnie spojrzał i skrzywił się z niesmakiem, bo już potrafił sobie wyobrazić bliznę, jaka zawita na jego skórze po zagojeniu
— Jasne — mogła go pytać o wszystko. Nieważne, jak niewygodne pytanie mogło paść z jej ust, chciał odpowiedzieć, rozwiać wątpliwości, jakie wypełniały jej głowę. Było wiele rzeczy, tematów, które musiał wyjaśnić. I może lepiej, żeby pytała od razu, żeby nie miał czasu myśleć nad odpowiedzią, czy zaczęciem tematu samemu, bo wtedy bałby się jeszcze bardziej. Mógłby nie mieć odwagi nawiązać do poszczególnych, nierozwiązanych spraw, których sam nie chciał pamiętać. Nie chciał pamiętać tego, co jej powiedział i jej miny, która łamała mu serce. Nie potrafił nawet wrócić myślami do kawiarni bez poczucia, jak go skręca od środka na to, jakimi słowami ją pożegnał, wyciągając swój brak pewności siebie, zduszane w sobie wątpliwości, prosto na wierzch
— Rozkojarzyłem się w trakcie sprzedaży — zaczął mówić, odwracając wzrok od pobudzającego mdłości, w połączeniu z odczuwanymi ruchami Danielle, widoku — I jeszcze jak cymbał wziąłem całą torbę ze sobą, dałem mu najpierw prochy i jak chciałem pieniędzy, to mnie dźgnął i zabrał całą resztę towaru — parsknął cierpkim śmiechem, aby zaraz ją przeprosić za dodatkowe poruszenie się i lekko się skrzywić, jak przeszła z okolic rany bezpośrednio na nią, a on poczuł pieczenie wywołane nasiąkniętym gazikiem, jak i zmianę temperatury przez chłód płynu. Dalej miał wyrzuty wobec siebie samego, że nie pomyślał, że jego ciało wraz z rozumem nie zachowało stałej, wytworzonej od samego początku rutyny. Był też zły, że zabrał całą torbę. Gdyby tylko został dźgnięty, przynajmniej nie zabrałby dodatkowych prochów, które teraz musiał spłacić z własnej kieszeni.
— A byłem w garniturze, bo pojechałem w umówione miejsce zaraz po występie — powiedział równie pośpiesznie, co wcześniejsze słowa, byleby zająć sobie głowę czymś innym, niż odczuwaniem gazy na swojej skórze i ranie, tym samym nie myśląc o tym, co mówi — Kupiłem nowy, żeby jakoś wyglądać pośród reszty ludzi z Juilliardu, a teraz jedyne co, to mogę go wyrzucić, wyobrażasz to sobie? — pokręcił z dezaprobatą głową i zacisnął palce na skórze szyi zamiast wydania z siebie cichego syknięcia. I tak nie było tak źle, cały proces był bardziej nieprzyjemny, aniżeli bolesny, a aktywowana wyobraźnia nie pomagała, aby powstrzymać go przed zerkaniem na jej pracujące dłonie tylko po to, aby podnieść wzrok na skupioną na czyszczeniu cięcia twarz Danielle, kiedy trafiła na wrażliwszy punkt rany.
Gi
Dopiero po wypowiedzianych słowach przypomniał sobie, że Danielle nie wiedziała o jego obecności na występie. Nie miała skąd wiedzieć, skoro tak bardzo starał się zostać niezauważonym, a jej nagłe zastygnięcie w miejscu, wraz z pytaniami, upewniło go w tym, że akurat to mu się udało.
OdpowiedzUsuńSkinął jedynie głową z łagodnym spojrzeniem skierowanym na nią. W końcu obiecał, że postara się być na każdym występie, a to była jedyna obietnica, której mógł wtedy dotrzymać. Nawet jeśli był przez to świadkiem pośrednio wspomnianego wypadku na własne oczu. Wypadku, który ścisnął jego serce i wywołał jeszcze większy żal, że nie mógł wtedy być przy niej, przytulić do siebie i zapewnić, że nic się nie stało, że każdemu może się podwinąć noga, nawet niej. Zamiast tego mógł jedynie obserwować z boku, opuścić budynek i odjechać, aby uniknąć pełnego pęknięcia
— Jeszcze nic nie wiadomo… — zauważył, choć wiedział, że było to marne pocieszenie. On w końcu nie wiedział, jak funkcjonuje ten system, Danielle znała go o wiele lepiej — I nawet jeśli, to trudno. Umiesz tańczyć. Lepiej od niejednej osoby, która była wtedy z Tobą na scenie. Gdyby wyrzucili, czy odstawili Cię na bok przez jedną pomyłkę, byliby idiotami — dodał z powagą. Widział ją w szczytowej formie, widział, jak płynnie poruszała się na scenie, oddawała każdemu etapowi układu i emocjom, które chciała przekazać widzom. Nie było innej osoby, która przykuła tak jego uwagę. Nawet teraz kiedy zajmowała drugorzędną rolę, jego wzrok był skupiony tylko na niej. Nie widział głównej pary, osób, które towarzyszyły jej podczas tańca. Nie wierzył, że pozwoliliby sobie na utratę takiego czystego talentu, jaki posiadała Danielle przez to, że doszło do jednego upadku. Upadku, do którego sam się dołożył. Mógł tak wywnioskować ze słów Dayoun’a. Wyrządził jej więcej krzywdy, niż ktokolwiek inny. Przez niego opuściła się w treningach, przez niego sięgnęła po cięższe narkotyki, które mimo szybkiego i intensywnego działania, negatywnie wpływały na jej organizm.
Podniósł się nieco na poduszkach, aby ułatwić proces ponownego owijania bandaży, a wzroku nie spuszczał z Danielle, chcąc jedynie znowu złapać ją za dłoń, mieć ją blisko siebie. Przytulić i przetrzeć zbierające się w kącikach łzy, które tak zażarcie wstrzymywała
— Dziękuję — spojrzał na świeży zestaw bandaży, pewnie leżących na jego skórze, ale nie nieprzyjemnie ją ściskających, po czym opuścił koszulkę, aby je zakryć i móc z odetchnięciem ulgi, w końcu w pełni oprzeć się o zagłówek łóżka. Wykorzystał krótką chwilę, kiedy wstała wyrzucić śmieci na wzięcie kilku oddechów, kojących nikłe mdłości, które zdążyły się pojawić w trakcie zajmowania się raną. Nie były wywołane bólem, ale zrobiło mu się słabo przez ciągły dotyk w tym miejscu, tak samo jak przez niekomfortowe sensacje odczuwane przy nim.
— Nie chciałem ich zgubić — odparł szczerze, bez oporu podając jej swój nadgarstek, kiedy wyciągnęła do niego swoją dłoń. Nie miał serca zdjąć swojej, kiedy była na co dzień obecnym przypomnieniem pozytywnych wspomnień, które go dołowały, ale zarazem trzymały przy zdrowym rozsądku. A kiedy Danielle złożyła mu w ‘prezencie’ swój rzemyk, to nie mógł go zostawić w pudełku, ani luzem, w obawach, że gdzieś przepadnie. Ubranie go pozwalało mu poczuć, jakby była bliżej, również przypomnieć o rozpromienionym uśmiechu na jej twarzy, kiedy go zawiązywał.
— Pytaj, o co chcesz, Dani — zapewnił ją. Nie miał problemu z jej wypytywaniem, miała do niego prawo, a on chciał odpowiadać. Problemem mogło jedynie stać się zmęczenie, powoli wkradające się do tekściarza. Ale prędko zostało rozwiane, kiedy usłyszał imię piosenkarki, a on poczuł wrzącą w sobie irytację na samo przypomnienie o tym, co narobiła. Teraz mógł na własne oczy zauważyć niepewność, jaką zasiała u Danielle, co też ścisnęło jego serce i wywołało poczucie winy za chwilę słabości.
— W życiu — zaprzeczył niemal od razu, podnosząc się przez oparcie na łokciach, dalej z równym brakiem wyczucia, co w szpitalu — Wiem, że nas widziałaś… wtedy w klubie — przeklął pod nosem na swoje bezmyślne nadwyrężenie, nieco uspokajając i uważając na swoje ruchy, ale przeszedł w pełni do siadu, aby móc w pełni odwrócić się w jej stronę i wszystko wyjaśnić — Ale przysięgam Ci, że nie doszło do niczego więcej. Nie pojechałem z nią do studia. W życiu nie zabrałbym jej do studia — przyłożył dłoń do serca z błagalnym spojrzeniem, aby mu uwierzyła. Nie chciał nikogo innego w studiu, oprócz Danielle — Wróciłem sam. Byłem głupi, pozwoliłem jej na to, wiem, ale już wtedy w klubie to do mnie dotarło — dalej się z tym bił, dalej żałował swojego zachowania.
Usuń— Przysięgam — powtórzył ciszej, z nadzieją, że mimo utraconego zaufania, miała go więcej wobec niego, niż Hyerin.
😣
Rozumiał, że nie ma nic za darmo. I rozumiał, że musiała na wszystko zapracować. On sam musiał wytworzyć swoją reputację, nawet kiedy niektóre osoby przychodziły do niego z polecenia ojca, tak wystarczyło, aby spod jego dłoni wyszedł słabszy, źle brzmiący utwór i mógł stracić dobrą opinię pośród swoich i przyszłych klientów. Może i był stronniczy w swojej opinii, nie znał się od strony technicznej, kiedy chodziło o balet, ale nie mógł dopuścić do siebie myśli, że Danielle miałaby się więcej nie zjawić na scenie. Nieważne, ile razy przychodziła do niego wykończona po treningach, nie potrafiła mówić o tańcu źle, zawsze widział w niej to zaangażowanie i pasję. Tylko nie teraz. Teraz wydawała się tym przytłoczona, zawiedziona samą sobą i tym, że musiała polegać na imieniu matki, aby nie utracić swojego miejsca.
OdpowiedzUsuńAle wierzył, że jej się uda. Że wróci do regularnych treningów, że będzie mógł jej pomóc z powrotem do sił i odstawienia używek, które zamierzał trzymać od niej z dala - z własnego wyboru, ale i z nakazu jej ojca.
Wodził wzrokiem za jej palcami, po rzemykach, aby na koniec zatrzymać się na niej samej. Mały uśmiech wkradł się na jego usta, kiedy sama wykrzywiła swoje w podobnym geście. Tęsknił za tym widokiem, za słodkim dźwiękiem jej śmiechu, choć dalej nie był wypełniony równie intensywnym rozbawieniem, co wcześniej. I tak był w nią wpatrzony, jeszcze pewniejszy w swoich uczuciach i z żalem do siebie samego, że to wszystko popsuł, że naruszył jej zaufanie i zniwelował szansę na całkowity powrót do tego, co było wcześniej. Bo nigdy już tak nie będzie.
Zaraz jednak wpatrywał się w nią zmartwionym, zaniepokojonym spojrzeniem. Nie wiedział, czy mu uwierzy. Nie mógł tego wymagać, ani oczekiwać, choć pragnął tego najbardziej na świecie. Widziała swoje, widziała najważniejsze, a zarazem najgorsze, i jego zapewnienia mogły znaczyć tyle, co nic. Poczuł dodatkowe kłucie w sercu, kiedy powiedziała, że nie zrobił nic złego. Że nic ich nie łączy. Taka była prawda, ale i tak towarzyszyły mu wyrzuty sumienia. Cały czas czuł coś do Danielle. Nawet w trakcie pocałunku starał się wmówić sobie, że to ona przed nim stoi, to jej dłonie suną po jego klatce piersiowej, znając każdy skrawek skóry i wrażliwe miejsce
— Nie chcę, żeby tak było… — przyznał cicho, aby zaraz niepewnie i z dozą ostrożności otrzeć łzy spod jej oczu. Pokręcił głową na jej następne słowa, bo nie o to teraz chodziło. W jego oczach to nie było to samo — Byłaś pijana i jeszcze coś wzięłaś — on nie miał nic na wymówkę, oprócz podpitego stanu, w który wprowadziła go Hyerin nieustannym stawianiem drinków i szotów, a on na ślepo wlewał je w siebie i nie zwracał uwagi, że piosenkarka nie robi tego samego.
Poczuł ulgę, kiedy po raz kolejny się odezwała. Niepełną, miał wrażenie, że wyczuł odrobinę zawahania się w jej głosie, ale był wdzięczny, że była w stanie wybaczyć mu w jakimś stopniu. Zamierzał zapracować na pełne zaufanie, zapewnić ją w swoich słowach i zniwelować wątpliwości, jakie mogły jej dalej towarzyszyć
— Stracę przez nią pewnie współpracę z Hit Labem — ostrożnie zaczął rozwiązywać jeden z rzemyków, aby po cichej prośbie o rękę, owinąć go wokół nadgarstka Danielle — Ale myślałem, że mnie szlag trafi podczas tej pracy, więc musiałem jej coś powiedzieć — przyznał otwarcie z lekkim grymasem na samo wspomnienie, przy okazji nieznacznie przechylając głowę na bok, kiedy uważnie zawiązywał bransoletkę na jej ręce. Po upewnieniu się, że supeł dobrze trzyma, przesunął lekko palcami po biżuterii, zsuwając je zaraz na skórę, delikatnie obracając rękę i widząc obity łokieć.
Oboje potrzebowali odpoczynku, widział to po sobie, jak i po niej. Po podkrążonych oczach, bladej cerze i wyrazistości ran, jakich się dorobili w przeciągu jednego dnia
— Coś jeszcze Ci się stało? — spytał, przenosząc wzrok ze zranionego łokcia na jej twarz, dalej nie wiedząc, czy były gorsze skutki zdrowotne po jej upadku. Poruszyli ten temat, czuł więcej pewności co do zadania tego pytania. Nie mógł wiele zrobić, nie był nawet w stanie prędko wstać z łóżka i przynieść jej leków przeciwbólowych, jeśli takich potrzebowała, mając teraz kłopot z czymś tak banalnym, jak utrzymanie równej pozycji siedzącej. Nie mógł jej opatrzyć tak jak ona go przed chwilą. Ale chciał wiedzieć. Być dla niej wsparciem przynajmniej samą obecnością i świadomością, na co powinien uważać.
UsuńGi
— Nie masz za co przepraszać — nawet jeśli nie powinna, jeśli nie mieli kontaktu i trzymali dystans, to nie miał jej tego za złe. — Lepiej, że trafiłaś do mnie, a nie gdzieś z kimś obcym — dodał ciszej, czując lekki ścisk żołądka na samą myśl o tym, że mogła wylądować gdzie indziej. Nie chciał myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie przyjechała do studia, gdyby została w klubie, będąc w takim stanie. A tekściarz mógł skorzystać z danej im pół godziny, poczuć ją obok siebie. Mógł dać jej cząstkę tego, co było wcześniej, wpuścić ją do studia, okryć ciepłym kocykiem i po prostu chwilę odpocząć.
OdpowiedzUsuńZależało mu na współpracy z Hit Labem, równie mocno teraz, jak i na samym początku, ale był gotowy zrezygnować z oferty, z szansy na rozwój kariery - czy raczej zostać od niej odsuniętym - po swojej pracy z Hyerin. Marzył o tym, odkąd wkręcił się w świat muzyczny. Chciał, aby jakaś wytwórnia chciała podpisać z nim umowę i wytworzyć swoje własne imię. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek to osiągnie, tym bardziej z kimś pokroju Hit Labu, który zawsze wydawał mu się niesamowicie odległy, który mógł jedynie podziwiać z tego dystansu. A dzięki Danielle dostał szansę na wkroczenie w ten świat, spełnienie jednego z większych marzeń, które sprawiały wrażenie niemożliwych. Bolało go, że przez kogoś takiego jak Hyerin mógł to wszystko stracić, ale nie chciał z nią dalej pracować. Tym bardziej, kiedy miał szansę na odzyskanie Danielle, kiedy była tuż przed nim, rozmawiała z nim i nie odpychała od siebie
— No nie wiem, Dani — parsknął krótkim śmiechem, kiedy z pogardą w głosie wypowiadała się o piosenkarce — HR-owiec raczej by się z Tobą nie zgodził, jeśli im wszystko przekazała — starał się zachować żartobliwy ton. Nie szczędził sobie języka, i przy pierwszej konfrontacji, jak i przy pozostałych, kiedy pozwalała sobie na za dużo, mimo jasnych znaków, że nie zamierza tego zignorować — A ja się dziwię, naprawdę — przyznał jeszcze, nie mając nawet na myśli siebie samego. Nie potrafił zrozumieć, co ją pchało do tego działania, czy zrobił coś wcześniej, co wysłałoby jej sygnał, że jest chętny, skoro od początku tak nie było — Po tym, jak została dwa razy sama na parkiecie, powinna chyba zrozumieć — burknął z nutą irytacji na skwitowanie. Nawet jeśli uniknie wyrzucenia przez swoje zachowanie, to liczył, że już nigdy nie będzie musiał pracować z Hyerin, która dostatecznie zostawiła po sobie nieprzyjemne wrażenie, w oczach Namgi’ego niemożliwe do zmienienia.
Przyglądał się siniakom i przeniósł wzrok na okryte biodro, jak i na jej twarz, kiedy nieco zmieniła swoją pozycję z cieniem grymasu, który sam w sobie dał radę wzbudzić u niego zmartwienie. Sama była poturbowana, a zamiast dbać o siebie, zajmowała się nim
— Też powinnaś odpoczywać — stwierdził cicho, po raz kolejny odczuwając poczucie winy, bo przez niego nadwyrężała i przedłużała swój powrót do zdrowia, tym samym przeciągając swój powrót do pełnej formy. I nawet nie mógł jej w tym pomóc, na pewno nie teraz.
Poczuł kolejną falę stresu, wstydu i wyrzutów sumienia, kiedy wspomniała kawiarnię, a twarz schował przelotnie w dłoniach, krzywiąc się na wspomnienie własnych, idiotycznych słów. Mógł mieć ślepą nadzieję, że się nimi nie przejęła, ale sam fakt, że prowadzili teraz tę rozmowę, świadczył o tym, że było inaczej
— Nie musisz mi się tłumaczyć — pokręcił głową, podnosząc zaraz wzrok, aby móc na nią spojrzeć — To ja powinienem się wyjaśniać. I przede wszystkim Cię przeprosić — przesadził. Przesadził pod każdym względem, bo nie powinien był wtedy za nią pójść, naruszyć jej osobistą przestrzeń, a tym bardziej nie powinien nic mówić. Wytykać, że spotkała się z Elliotem na kawę, skoro nie znał powodu. Nawet gdyby znał, nawet gdyby spotkali się jako randka, nie miał nic do gadania i nie powinien mieć z tym problemu. Pozwolił swoim obawom wyjść na wierzch, czym jedynie jeszcze bardziej ją zranił.
Usuń— Ja… nie miałem tego na myśli — powiedział, choć nie był pewien, czy sam sobie w pełni wierzy — Nie chodziło o Ciebie — dodał zdecydowanie pewniej i zgodnie z prawdą, chociaż pamiętał, jakich słów użył. Ale to nie ona była problemem, tylko on sam. Cała trójka, Elliot, Murayama, czy Yuri, wydawali mu się od niego lepsi. Kimś, przy kim Danielle byłaby bezpieczniejsza, mogła lepiej spędzać swoje dni.
Gi
Wzruszył jedynie ramionami, bo nie miał pojęcia, czego się spodziewał po wspólnym wyjściu z Hyerin. Powinien z góry założyć, że ta będzie zacięcie brnąć dalej, ale myślał, że już w Korei jasno dał znać, że go nie interesuje. Nie wpadł na to, że mogła zauważyć powstały między nim a Danielle dystans, który umiejętnie wykorzystała, przez co zasiała u brunetki wątpliwości, a on nawet nie miał dowodów na to, że było inaczej. Musiał jedynie liczyć w to, że mu uwierzy, a i o to teraz będzie ciężej, również z jego własnej winy.
OdpowiedzUsuńKiedy padł pomysł, że przyjedzie do Nowego Jorku, już wtedy tekściarz nie był do tego zbyt pozytywnie nastawiony. Czuł, że nie będzie to przyjemna praca, ale były rzeczy, jakie musieli wykończyć twarzą w twarz, a nie zdalnie przez przesyłane wiadomości, czy połączenia online
— I tak powinnaś na siebie uważać — nawet jeśli to nie było pierwsze stłuczenie w jej życiu, tak teraz była jeszcze słabsza. Już wtedy obicia malowały się wyraźnie na naturalnie bladej cerze, a teraz, chociaż nie miał szansy zobaczyć śladu na biodrze, tak widział jej łokieć i jak rażące było tam odbarwienie. I mimo ogromnej hipokryzji w swoim myśleniu i słowach - sam nieustannie nadwyrężał swój organizm, chociaż powinien odpoczywać i pozwolić mu na regenerację - nie chciał, żeby robiła to samo. Przede wszystkim chciał, żeby odzyskała energię, chęć do życia, która z niej uleciała.
Nerwowo sunął palcem po łuku brwiowym, kiedy nie potrafił znaleźć dobrej odpowiedzi na jej słowa. Bo co miał powiedzieć? Powinien wręcz się cieszyć, bo osiągnął to, czego chciał. Wątpiła w niego i jego słowa, nie ufała mu tak samo, jak kiedyś, ale teraz, kiedy miał okazję z nią rozmawiać, żałował każdego słowa jeszcze bardziej. Chodziło o niego, o jego brak pomyślunku przed wypowiedzeniem ostrych słów w temacie jej spotkania z Elliotem, nazwania ją głupią.
— Wszystko w kawiarni było kłamstwem — zdołał jedynie powiedzieć pod nosem, nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy. Zależało mu na niej, a kiedy zobaczył prochy, był przerażony tym, do czego może dojść. Był przerażony, że mogła zrobić sobie nieodwracalną krzywdę. Przez niego. Bo przestał sprzedawać jej regularne tabletki, bo traktował ją, jakby była nic niewarta. Miał w nosie to, że podejrzenia padłyby na niego, gdyby jednak do czegoś doszło. Nie chciał, żeby coś sobie zrobiła. Nie tylko słowa z kawiarni były kłamstwem, sam pierwszy sms był najmniej szczerą rzeczą, jaką powiedział. Bo nie chciał z nią zrywać, chociaż nigdy oficjalnie się nie zeszli. Nie chciał kończyć tego, co tak zastraszająco szybko między nimi powstało. Zamiast tego brutalnie wykrzywił te obrazy, zepsuł całe wspomnienie wyjazdu, które dla dziewczyny też musiało być przekłamane. Wszystkie jego słowa, obietnice. Reakcje, kiedy go dotykała, zasypywała twarz i cało pocałunkami. Wszystko to było szczere, naturalne i niekontrolowane przez niego samego.
— Ale ja bym nie dał rady — przyznał słabo, w końcu podnosząc na nią wzrok. Nie byłby w stanie jej wszystkiego powiedzieć, nie byłby w stanie poprosić jej o to, żeby przestali się spotykać i tak często widywać, wyjaśnić powodu. Gdyby miał jej wszystko powiedzieć prosto w twarz, nie poradziłby sobie. Uległby własnej słabości, braku siły na odsunięcie jej od siebie. Wysłana wiadomość pozwoliła mu postawić pierwszy, brutalny krok, a potem przerazić, że jeśli teraz się wycofa, będzie tylko gorzej.
Nie oponował przerwaniu rozmowy. Nie miał siły na szukanie wyjaśnień, znalezienie odpowiednich słów i przynajmniej wybronienie kilku ze swoich decyzji. Wrócił na swoje miejsce, położył się ociężale na poduszkach, aby z wymęczonym i dalej lekko obolałym westchnięciem oprzeć w końcu o nie głowę i przymknąć oczy. Był wykończony, pod każdym względem i mimo wcześniejszego stawiania oporu, wypominania sobie samemu, że nie powinien marnować czasu na bezczynne leżenie, poczuł niesamowitą ulgę, kiedy w końcu znalazł się na materacu
— Zostaniesz? — poprosił cichym głosem, a dłonią odszukał jej własną, aby spleść ze sobą ich palce. Nie chciał trzymać jej tutaj na siłę, zrobiła wystarczająco dużo. Więcej niż musiała — Proszę — ale bał się, że kiedy wyjdzie z mieszkania, kiedy nawet wyjdzie z pokoju, wszystko znowu się rozsypie. Nikła nadzieja, która zaczęła się w nim tlić, zgaśnie. Że nigdy więcej jej nie zobaczy.
UsuńGi
Nie miał pojęcia, w jakim dokładnie była stanie. Nie wiedział, jak długo i ile brała, wiedział jedynie co i to zdołało go zmartwić. Nie wiedział, jak wyglądały jej dni, czy jadła tyle samo, czy mniej, niż przed wyjazdem i rozłąką. Ale będzie musiał ją o to spytać. A przede wszystkim będzie musiał zadbać, aby dalej się nie wyniszczała. I był gotowy na złość z jej strony, na to, że się wtrąca, a sam do tego doprowadził, ale obiecał i sobie, i Dayoun’owi. Wcześniej sam się przykładał do niezdrowego nawyku, teraz nie zamierzał pozwolić jej na jego wznowienie, nawet jeśli będzie go wyzywać lub błagać, aby dał jej coś zastępczego. Zawsze była szczupła, ale teraz wydawała się chorobliwie wychudzona. Drobniejsza w oczach, jak i dotyku. Kiedy zawiązywał rzemyk, musiał zrobić to nieco ciaśniej, niż poprzednio, widział wyrysowane jeszcze widoczniej obojczyki.
OdpowiedzUsuńWidział jej brak przekonania, wątpliwości, które dalej zaprzątały jej głowę, jak i niemrawo wypowiedziane słowo. W głębi serca wiedział, że nie miał dobrego, słusznego wyjaśnienia na swoje zachowanie. Wszystkiego dało się uniknąć. Nic z tego nie miałoby miejsce, gdyby nie zachciało mu się zwalczyć nudy w liceum przez narkotyki, gdyby nie szukał łatwego i szybkiego pieniądza przez handel. Tak naprawdę uniknąłby tego wszystkiego, gdyby posłuchał swojego ojca, który zmieszał go z błotem po opłaceniu kaucji za wypuszczenie jego syna po przyłapaniu go z prochami w plecaku. Wtedy brnął w młodzieńczą głupotę, a po śmierci Isaaca zmienił się w tchórza, który nie potrafił spojrzeć swoim problemom w twarz, a jedynie od nich uciekać i je ukrywać
— Mogłaś zmienić zdanie — usprawiedliwił się cichym mamrotem, bo wątpił, że naprawdę chciała zostać. Ale jego kąciki ust nieznacznie uniosły się ku górze, kiedy znowu go zapewniła, jak i poczuł pewniej jej palce między swoimi. Łapał się każdej chwili, ceniąc je wszystkie dwa razy mocniej. Nie miał pewności, czy to wróci na stałe. Nie wiedział, czy Danielle po wyjściu się nie rozmyśli i zdecyduje, że nie chce mieć z nim więcej kontaktu. Dlatego chciał zapamiętać ten moment jak najlepiej, wykorzystać go, aby na nowo zapisać w swojej głowie odczuwany dotyk, ciepło rozpływające się po ciele, kiedy się nie odsuwała, a odwzajemniała.
Z oczarowanego stanu wyrwał go nagły dzwonek telefonu, na który zerknął, kiedy wzięła go do ręki i równie prędko wyciszyła, odkładając z powrotem na szafkę bez większej reakcji
— Może to coś ważnego — zakwestionował jej natychmiastowe rozłączenie i zignorowanie telefonu, ale zaraz zamknął usta, kiedy zauważył poruszenie obok siebie, aby chwilę później wstrzymać na moment oddech i zagryźć nieznacznie wargę, jak poczuł ją zaraz przy sobie. Kojące ciepło rozlało się po jego ciele, a on robił wszystko, aby nawet łza nie dała rady wydostać się spod zaciskających się powiek. Nie wierzył, że jeszcze będzie miał na to szansę. Nie wierzył, że jeszcze kiedykolwiek będzie mógł leżeć obok Danielle, czuć jej zapach zaraz przy sobie, jak i drobną dłoń splecioną z jego własną.
— Ja też — odpowiedział przy ostrożnym wpleceniu wolnej ręki w jej krótkie włosy. Za tym również tęsknił. Za kojącym gestem, którym było powolne, kojące przeczesywanie jej włosów, zgarnianie zagubionych kosmyków z jej twarzy, aby nie wpadały jej do oczu, czy nieprzyjemnie drażniły. Mógł tak leżeć w nieskończoność. Wtedy nie interesowała go bezczynność. Wystarczyło, że miał Danielle obok siebie.
— Ładnie Ci w krótkich włosach — mruknął ospałym tonem po wlepieniu w nią sennego, ale rozmarzonego spojrzenia. Powoli doganiał go zmęczony organizm, jak i dalej krążące po ciele leki, ale nieprzerwanie sunął palcami po włosach, parokrotnie delikatnie przesuwając po jej policzku, czy karku, nie będąc jeszcze przyzwyczajonym do nowej długości kosmyków.
Gi
Uśmiechnął się nieznacznie na uzyskany w odpowiedzi komplement, choć sam podchodził do zmiany koloru z drobną niechęcią. Były łatwiejsze do utrzymania, w końcu były jego naturalnym kolorem włosów, ale był przywiązany do blondu. Przede wszystkim do wspomnień, jakie się z nim wiązały. Na wszystkich, wspólnych zdjęciach z Korei miał właśnie ten kolor, pierwszy raz, kiedy rozjaśnił włosy, też dalej przejrzyście widniał w jego wspomnieniach. Jaki ochrzan dostał od ojca, który całkowicie zignorował, bo sam był niesamowicie zadowolony ze zmiany, potem przykrywając je tymczasowo czerwoną farbę, która z czasem się spierała, aby w końcu znowu paradować z jasnymi kosmykami
OdpowiedzUsuń— Zażalenia kieruj do mojego ojca — odparł, lekko i z ostrożnością obracając się na swoim miejscu, aby móc objąć ją swoimi ramionami, przysunąć jeszcze bliżej i na nowo wpleść palce w krótkie pasma. Gdyby nie usłyszane przy odwiedzinach słowa, pewnie dalej chodziłby z blond włosami, tylko z nieestetycznym odrostem, bo nie miałby czasu, aby umówić się do fryzjera i go regularnie poprawiać.
Uwagi ojca zawsze brał do siebie. Nawet jeśli starał się przekonać siebie samego, że nie zależało mu na jego opinii, to wiedział, że jest inaczej. Miał też świadomość, że odbiegał od wymarzonego syna. Od tego, który pójdzie w jego ślady aktorskie, czy przynajmniej stanie się kluczową częścią tego towarzystwa. Że dołoży niesamowitych osiągnięć do rodzinnego nazwiska, a zamiast tego nie robił nic, oprócz bezczeszczenia go. Nie brał jego kariery muzycznej na poważnie, chociaż polecał go zaznajomionym osobom. Sądził, że jego praca była warta tyle, co nic, jeśli nie był pod nią jakkolwiek podpisany. Nie mógł nazwać ich swoimi własnymi, skoro jego imię nigdzie nie widniało.
Ale nie powiedział mu o współpracy z Hit Labem. O albumie, który był bliski wydania. W końcu też mogło być niezadowalające. Nie zapracował na to sam, dostał szansę dzięki Danielle, może nawet dzięki temu, że Hyerin coś sobie ubzdurała i potencjalnie napomknęła kilka pozytywnych słów przed oficjalnym podpisaniem umowy. Nie było czasu na rozmowę o jego wyjeździe, sam tego unikał, ale nawet gdyby usiadł wraz z rodzicami, zapewne nic by nie powiedział. Nawet jeśli chciałby usłyszeć pochwałę, nawet proste “Gratuluję”, bo w końcu coś osiągnął.
Oboje byli równie senni, widział to po jej przymykających się powiekach, jak i jego coraz wolniejszych ruchach. Naprawdę za tym tęsknił. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł taki spokój podczas leżenia w łóżku, czy gdziekolwiek. Dawno nie czuł się tak przyjemnie objęty zmęczeniem, mimo że towarzyszyło mu przy każdej nieprzespanej nocy.
Nie potrafił nawet stwierdzić, kiedy dokładnie zasnął. Miał wrażenie, że zaraz po położeniu się i poczuciu Danielle przy swoim boku, balansował między snem a jawą. Przy niej zawsze spał lepiej, przekonał się tego przy pierwszej wspólnie spędzonej nocy w Korei, kiedy po wyjściu do klubu skończyli razem w łóżku po oddaniu się wzajemnym emocjom. A potem po powrocie, jeszcze przed zaburzeniem ich obrazka, już czuł, że to nie było to samo. Wiercił się z boku na bok, szukał osoby obok siebie i odczuwanego ciepła. A potem było tylko gorzej, przez co zasypiał głównie w studiu, i też na niezbyt wiele godzin. Teraz miał wrażenie, że mógłby przespać, czy przeleżeć całe dwadzieścia cztery godziny, dopóki była przy nim.
Nawet, teraz kiedy się obudził, nie potrafiąc stwierdzić, która była godzina, ani dzień, jedyne co chciał robić, to głaszcząc delikatnie, prawie niewyczuwalnie, byleby jej nie obudzić, dłońmi jej plecy, przesunąć palcami po bladym policzku, zahaczyć opuszkiem palca o pełne, popękane pod wpływem stresu i wymęczenia, usta, nim ponownie owinął ręce wokół jej ciała, aby poczuć, że dalej przy nim jest. Że to naprawdę nie był sen, który zaraz zniknie sprzed jego oczu.
Gi
Nie potrafił i nie chciał odwracać od niej wzroku, jedynie absorbując jak najlepiej wymalowany przed nim widok. Nieznacznie marszczące się brwi, kiedy musiała się powoli wybudzać. Delikatne poruszenie, którym przysunęła się bliżej niego, a potem duże oczy, wpatrujące się w niego z lekkim niedowierzaniem i niepewnością. Poczuł lekkie dreszcze, kiedy przesunęła po jego twarzy palcami, w każdym miejscu zostawiając przyjemne uczucie mrowienia i pobudzenie tęsknoty.
OdpowiedzUsuńOparł ostrożnie dłonie po bokach jej twarzy i uśmiechnął się ciepło na jej pierwsze słowa, bo sam obudził się z taką myślą. Był gotów zobaczyć puste mieszkanie, może nawet szpital, aby przekonać się, że nie rozmawiał ani z Danielle, ani z jej ojcem, a jedyne, co na niego czekał, to kartel odliczający mu nad głową czasu. Ale tak nie było. Dalej leżała obok niego, tak samo jak on obok niej, i nigdzie się nie wybierał.
Zmartwił się jednak, kiedy zauważył lekkie drżenie jej wargi, nieco zeszklone od łez oczy, a po chwili łzy, które spłynęły po jej policzkach i szarpnęły za jego serce, wywołując w nim lekkie ukłucie
— Nie możesz płakać Dani, bo wtedy ja się popłaczę! — zaczął z lekką paniką i otarł je od razu kciukiem, samemu czując, jak szklą mu się oczy, po czym pozwolił jej na mocniejsze wtulenie się, chowając ją w swoich ramionach i kojąco przesuwając dłonią po włosach — A jak się znowu rozpłaczę, to będę rzygać. A nie chcę się zrzygać na Ciebie — pokręcił głową z niesmakiem, przypominając również sobie, jak wyglądała ta sytuacja przy rozmowie z Songiem i ratowała go jedynie podstawiona blisko miska. Oparł ostrożnie dłonie na jej policzkach, lekko odsuwając ją do siebie tylko po to, aby móc spojrzeć jej w oczy po zsunięciu się na ten sam poziom. Nie zamierzał powtórzyć swojego zachowania, nie dawał rady nawet myśleć, że mógłby ją znowu wprowadzić w taki stan swoją bezmyślnością.
— Już nigdy tak nie zrobię — powiedział, nie odwracając wzroku od ciemnych, dużych oczu — Będę mówić Ci o wszystkim — przetarł zgromadzoną u niej pod okiem wilgoć przed niepewnym przysunięciem się bliżej. Nie chciał już nigdy wywołać u niej łez, zbolałego wyrazu twarzy i góry zmartwień, które ją dręczyły.
Przeszedł wzrokiem z jej oczu na usta, męcząc od środka swój policzek zębami, aby zaraz znowu skrzyżować ich spojrzenia niczym w niemym pytaniu, zanim z chwilowym zawahaniem się poprawił dłonie na policzkach, nieustannie gładząc jego powierzchnię kciukiem w kojącym geście, aby finalnie złożyć na jej ustach pocałunek. Delikatny, niepewny i bez krzty nachalności, jedynie pragnący upewnić jego słowa, przekazać to, czego nie mógł wyrazić jasnymi wypowiedziami. Czuł nerwowe motyle w brzuchu, dozę niepokoju, jak i euforii, wywołanych szczęściem, że mógł znowu jej dotknąć, pocałować, a także strachem, że go odepchnie, że obrazek rozpadnie się przed jego oczami, bo tego nie chciała. Tak bardzo za tym tęsknił, nawet jeśli miał wrażenie, że stracił całą wprawę. Nikt nie potrafił tak rozpalić jego serca, jak Danielle. Żaden pocałunek nie trafiał w jego serce, jak te najczulsze, które składali między sobą, nawet teraz czując pojedyncze łzy zbierające się w kącikach oczu pod wpływem radości
— Nigdzie się nie wybieram. Przysięgam — szepnął po równie niepewnym odsunięciu się, zaraz gubiąc się w jej ciemnych oczach, w których szukał odpowiedzi i reakcji. Chciał, żeby to wiedziała. Że już nigdy nie zostawi jej samej.
not going anywhere
Jej niema zgoda, delikatnie rozchylone wargi, którym nigdy nie mógł się oprzeć. Delikatny ruch ust, który potrafił niemal od razu zgrać się z jego własnymi i pobudzić mrowienie w brzuchu, tymczasowo przykrywające promieniujący tam ból. Rozpływał się pod jej leniwym dotykiem, palcami, które zawsze wiedziały, jak zahaczyć o jego kosmyki przy karku, aby wzbudzić samą przyjemność. Dłoń wokół nadgarstka, która jedynie zachęcała go do pewniejszego oparcia swojej na jej policzku.
OdpowiedzUsuńTego wszystkiego brakowało mu przez ten tydzień. Sprawiało, że czuł wszystko na zawyżonym poziomie i błogo się upajał najdrobniejszymi gestami. Nie interesowała go rana, która wymagała uwagi po całej nocy. Wszystko to było teraz odległe, jakby nie istniało. Byli tylko oni i ta bezpieczna, choć naruszona, bańka, którą stworzyli w Korei i nie chcieli z niej wychodzić.
Zaśmiał się krótko na jej słowa oraz krótkiego, czułego całusa, aby zaraz przywdziać na twarz krzywy grymas i oprzeć czoło o jej czoło, kiedy poczuł o wiele intensywniejszy ucisk w boku, niż wcześniej. Od wyjścia ze szpitala nieustannie coś przepływało przez jego organizm, teraz minęło dobre kilka, jak niemal kilkanaście godzin, odkąd wziął przypisane mu leki
— Możesz zmieniać się, w kogo chcesz, Dani. Nawet w zołzę — odpowiedział równie żartobliwym tonem, wciągając powietrze przez nos w próbie uśmierzenia bólu, który chwilę temu był przygaszony rozemocjonowaniem i tęsknotą.
Bezmyślnie zaśmiał się po raz kolejny, kiedy zadała pytanie dotyczące jego samopoczucia, które było wymalowane na jego twarzy, jak i obolałym jęknięciu, kiedy rozbawienie znowu pobudziło mięśnie do ruchu
— Bywało lepiej — przyznał, co nie mijało się z prawdą, a w międzyczasie starał się uspokoić przyspieszony oddech, który zamiast polepszać sytuację, miał odwrotne działanie. Było to dla niego fascynujące, jak łatwo potrafił odsunąć go na bok, kiedy był przejęty Danielle. Kiedy zobaczył gromadzące się u niej łzy, nic innego się nie liczyło. Tak samo przy obejmowaniu jej wzrokiem, rejestrowaniu każdej rysy twarzy i uzupełnianiu luk, czy nowych szczegółów, które powstały przez długi czas niewidzenia się. Dopiero teraz, kiedy poczuł odrobinę ulgi, a przede wszystkim kiedy zadała pytanie, które zmusiło go do pełnego przypomnienia sobie o pulsującej ranie, ból uderzył go z nową siłą, nieuśmierzany adrenaliną, lekami, czy ospałością.
Nie zabrał ze sobą leków z kuchni, zostawiając je na wyspie kuchennej i karcił teraz siebie za to w myślach, chociaż nie planował wcześniej pójścia do sypialni, czy tym bardziej zaśnięcia i przespania całej nocy. Wstępnie zakładał, że poradzi sobie sam - zawsze radził sobie sam, nieważne, w jakim był stanie, ale teraz z każdą próbą wykonania jakiejś czynności, uświadamiał sobie, że nie było to możliwe. Ledwo dawał radę się ubrać w normalnym tempie, nie mówiąc o zmianie opatrunku, a o kąpieli nawet bał się myśleć, chociaż też nie mógł jej odwlekać przez całe wieki. Doceniał teraz, jak proste to wszystko było wcześniej, a jak narzekał, że mu się nie chce. Ale najbardziej doceniał to, że Danielle przy nim została, a on, mimo ogromnego zażenowania, miał się na kim wesprzeć i poprosić o pomoc, jak teraz
— Leki są na blacie w kuchni… — przekazał, nie mając w zamiarze udawać dalej, że nie czuł się tak źle — …przyniosłabyś? — poprosił z mieszającym się z grymasem, ale szczerym, uśmiechem na ustach — Bo zaraz serio na Ciebie zwymiotuję — dołączył jeszcze niepoważną - choć zaczynało być to wątpliwe - groźbę, dla rozwiania potencjalnego zmartwienia w jej głowie.
he’s doing great!
Widział jej zmartwione spojrzenie, które sprawiało, że chciał jednak przywdziać maskę i zapewnić ją, że nic się nie działo. Ale zaprzeczyłby wtedy swoim słowom, że miał mówić jej wszystko. Zakładał, że to też się w to wliczało, nie mógł się zgrywać, bo tylko ujmowałby swojej wiarygodności, nieważne jak bardzo chciał jej oszczędzić widoków, czy dołożyć zmartwień.
OdpowiedzUsuń— Dopóki działa, to będę — rzucił za nią, wodząc wzrokiem za opuszczającą pokój sylwetką. Głupim komentarzem udało mu się załagodzić jej łzy, a teraz możliwie przyśpieszył jej podniesienie się z łóżka, chociaż naprawdę nie chciał jej zmuszać do szybkiego zrywania się. Wolałby, żeby mogli skorzystać z braku pośpiechu, nacieszyć się wspólnym porankiem, którego tak dawno nie mieli okazji przeżyć. Ale wierzył, że to nie był ostatni raz. Wrócą do tego, co było. Stopniowo, dając sobie czas i przestrzeń, jeśli będzie potrzeba, ale wrócą.
Oczekiwanie na Danielle niesamowicie mu się dłużyło, chociaż była to naprawdę krótka chwila. Spędził ją na nieudolnych próbach spokojniejszego oddechu, zamknięcia oczu i próbie odejścia myślami na bok, byleby nie skupiać się na promieniującym bólu, każącym go za tak wczesne opuszczenie szpitala. Była to małorozsądna decyzja z jego strony, w jakimś stopniu zdawał sobie z tego sprawę, ale dalej, nawet jeśli jeszcze niczego nie zrobił, czuł, że goni go praca i obowiązki. Część z nich czekała na ławie przy kanapie, druga część w szafce w studiu, a on lepiej wyszedłby na przysiądnięciu do tego wcześniej, niż później. Zapomniał też zadzwonić na recepcję, aby poinformować, że go nie będzie kilka dni oraz, żeby kobiety przeprowadzały połączenia gdzie indziej, informowały o tym, że na razie jest niedostępny. Jego telefon leżał tuż obok, na stoliku nocnym, ale nie dał rady po niego sięgnąć, nie zaprzątał sobie tym głowy, kiedy był przejęty ściąganiem brwi i głębokimi wdechami przez nos.
Podsunął się ociężale na łóżku, zaciskając intensywnie zęby, byleby nie wydać z siebie kolejnego, obolałego odgłosu. Za to na jej słowa udało mu się wysilić na przelotny, krzywy uśmiech, zanim odebrał od niej leki i popił je sporą ilością wody, odczuwając intensywne odwodnienie przy zetknięciu warg z płynem. Starł kciukiem pojedynczą kroplę, która spłynęła po brodzie przez łapczywie brane łyki i odstawił pustą szklankę na szafkę nocną
— Postaram się — przyznał po złapaniu oddechu, osuwając się nieco na opartym o materac łokciu. Na pewno mieliby więcej przyjemnych schadzek w jego mieszkaniu, gdyby sam bywał w nim częściej bez dodatkowego powodu. Teraz miał powód, żeby to zmienić. Lubił studio, było bliższe jego serca, niż apartament, ale ten był lepszym miejscem na spędzenie czasu z Danielle. Oferowało kuchnię, gdyby chcieli przygotować coś sami, telewizor, jeśli mieliby w planach obejrzenie czegoś, a przede wszystkim łóżko, w którym spało się zdecydowanie lepiej niż na niezbyt szerokiej kanapie w studiu.
— Mam wrażenie, że nie wyszedłbym z tego żywy — powstrzymał się od intensywniejszego, nerwowego śmiechu na jej propozycję. Chętnie zobaczyłby, gdzie i jak mieszka, wszedł do jej pokoju i miał okazję wyłapać kolejne szczegóły i ciekawostki na jej temat. Jednak osoba Mitchelle nie była zachęcająca, teraz wręcz straszna, kiedy mogła się dowiedzieć, kto był powodem pogorszonego stanu jej córki.
Wyciągał dłoń w jej kierunku, aby móc złapać jej własną, ale po pokoju znowu rozległ się dźwięk telefonu, zwracający również uwagę tekściarza. Dźwięk ucichł równie prędko, co się zaczął, a on wbił pytające, a zarazem zmartwione spojrzenie w Danielle, która po raz kolejny zignorowała przychodzące połączenie
— Okej, niech Ci będzie — nie zamierzał się kłócić, ani naciskać, aby odbierała. Trochę z samolubnych powodów, bo dzięki temu miał ją dalej przy sobie, z całą jej uwagą skierowaną na niego, ale nie chciał, aby przysporzyła sobie dodatkowych problemów przez ignorowanie zaciętych telefonów.
— A ty jak się czujesz? — zapytał, tym razem bez przerwania móc sięgnąć ku jej ręce i owinąć palce wokół nadgarstka, przyciągając ją słabo w swoim kierunku, aby mogła usiąść na brzegu łóżka — Jesteś głodna? — dodał jeszcze w trakcie łagodnego przesuwania kciukiem po chudym nadgarstku. Nie miał w domu nic, oprócz pudełek od mamy z jedzeniem, które równie dobrze mogło być już zepsute, ale nie znalazł czasu, aby je opróżnić. Sam jednak pierwszy raz od kilku tygodni poczuł doskwierający głód, niemożliwy do ugaszenia kolejną porcją czegoś z kofeiną i skręta, których przez najbliższe parę dni nie mógł palić, jeśli chciał porządnie zagoić powstałą ranę.
UsuńGi
Krzywy, niemrawy uśmiech zawitał na jego twarzy, kiedy Danielle słusznie wypomniała fakt, że jej matka miała powody do czepiania się. Już wcześniej po prostu nie trafiał w gusta kobiety, teraz dołożył mnóstwo innych faktorów, przez które zapewne wzbudził jeszcze większą niechęć do siebie samego. Jedno było to, że po prostu zadawał się z jej córką, drugie to to, że doprowadził ją do takiego stanu, czym bezpośrednio naruszył jej karierę, o którą Mitchelle dbała równie mocno, co Danielle. I to chyba było najgorsze. Że miała pełne prawo do znienawidzenia go, do prób przekonania młodej Song, żeby dała sobie z nim spokój, a jedynie skupiła na tańcu, najlepiej znajdując sobie kogoś z tamtego grona. Nie mógł być nawet zły, czy oburzony. Sam to na siebie sprowadził.
OdpowiedzUsuńPrzyglądał się jej z uwagą, ściągając podejrzliwe brwi na krótką, treściwą odpowiedź. Może nie widział jej przez miesiąc, a przy tych sporadycznych spotkaniach z własnego wyboru starał się być ślepym na drobne sygnały, jej mowę ciała. Teraz jednak nie musiał odwracać wzroku, wręcz przeciwnie, zamierzał przykuwać jeszcze więcej uwagi, byleby nic mu nie umknęło
— Jeśli ja mam Ci mówić wszystko, to Ciebie tyczy się to samo, Dani — oznajmił twardo. Chciał, żeby tak było. Aby to działało w obie strony, żeby niczego przed nim nie ukrywała, niezależnie, jak błahe jej się wydawało. Cieszył się z tego, że już przy dopiero rozpoczynającej się znajomości ufała mu na tyle, aby się wygadać po ciężkich treningach, ale teraz pragnął, aby czuła tę samą swobodę wobec wszystkiego. Wobec samopoczucia, zdrowia, tego, co czuła. Żeby nic przed nim nie ukrywała. Widział w tym myśleniu hipokryzję, ale nie zamierzał go zmienić. Szczególnie nie teraz, kiedy mieli od nowa odbudować swoją relację i zaufanie, wzajemne wsparcie, było najważniejsze.
Wydął usta, zastanawiając się nad tym, co mogliby zjeść. Nie wiedział, na co ma ochotę, o ile na cokolwiek. Wiedział jedynie, że był głodny i musiał wcisnąć coś do żołądka, jeśli faktycznie chciał mieć szansę na szybkie wykurowanie się z nowopowstałej szramy
— Nic nie obiecuję — mozolnie podniósł się do siadu, zajmując miejsce obok niej i parsknął krótko śmiechem przy lekkim pokręceniu głową, choć nie był do końca pewny, czy był to żart. Na co dzień przez ostatni miesiąc niewiele jadł, w szpitalu miał uzupełniane płyny kroplówką, więc nie wiedział, jak zareaguje na nagłą, poważną porcję jedzenia przed sobą — W razie co postaram się celować obok — przyłożył dłoń do serca, niemal składając te słowa w obietnicy, aby zaraz wrócić do zastanawiania się nad tym, co mogliby zjeść.
Nie zdążył jednak wpaść na pomysł, czy jakiś wypowiedzieć na głos. Proste, niewinne pytanie Danielle zbiło go z tropu, a usta automatycznie wykrzywiły się w skwaszonym uśmiechu, który starał się zniwelować odwróceniem od dziewczyny wzroku
— Nie wiem — zwięzła odpowiedź wybrzmiała spomiędzy jego ust po chwili ciężkiej ciszy, która niespodziewanie go przygniotła. Zwyczajnie nie wiedział, nie poczekał nawet, aż mama otworzyła którykolwiek z przekazanych prezentów, czy zakupionych mochi. Unikał odczytywania od niej wiadomości na tyle skutecznie, aby nie zauważyć podesłanych podziękowań ze zdjęciem magnesów na lodówce — I nie mówiłem im o Hit Labie — dodał równie oszczędnie ze wzruszeniem ramionami przed nieporadnym wstaniem z łóżka, sięgnięciu po zostawiony na stoliku nocnym telefon, aby szukać dalej inspiracji na jedzenie, mimo całego, utraconego apetytu.
— Sandwicze? — zaproponował w próbie zmiany tematu, dalej przesuwając palcem po ekranie i męcząc od środka policzek zębami, a wolną dłoń oparł o stolik w celu przeniesienia ciężaru na zdrowy bok.
Gi
Wysłuchał jej słów, wstępnie nieco niechętnie wypowiadanych, a Namgi dalej delikatnie gładził skórę na nadgarstku w kojącym geście, chociaż nie był pewien, czy dla Danielle, czy dla siebie samego. Czuł się źle z tym, co zrobił, tym bardziej widząc, jak wpłynęło to na nią pod każdym względem. Nie dało się nie zauważyć chorowicie bladej cery, wyrazistszych śladów, jakie na niej widniały przy drobnych uderzeniach, czy przez niewyspanie. Uwydatniony obojczyk, który ledwie ukazywał się pod dekoltem pożyczonej bluzki, a i ta wisiała na niej inaczej. Tak samo nie było dla niego możliwym zignorowanie braku pewności siebie w krótkich śmiechach, blasku w oczach przy zaczepnie kąśliwych uwagach. Mógł sprawiać wrażenie osoby nieprzykuwającej do tego uwagi, ale nie jak chodziło o Danielle. Już w Korei pragnął zapamiętać każdy szczegół, ważne, jak i te mniej istotne, i może dzięki temu teraz wszystko rzucało mu się bardziej w oczy, odbiegało od zapisanej w głowie normy
OdpowiedzUsuń— Kiedy ostatni raz coś wzięłaś? — zapytał delikatnie, nieco badawczo. Nie zamierzał jej jeszcze nic narzucać, ale na tym bardziej nie zamierzał jej czegoś zaoferować. Chciał wiedzieć, ile minęło czasu i jak się czuje.
Z jednej strony nie powinien się odzywać, wciskać w jej nałóg, kiedy sam palił prawie non stop. Ale była w tym różnica. Różnica pod wieloma względami - Namgi był bardziej świadom tego, co pali, mieszał zioło z tytoniem, aby przynajmniej w odrobinie zmniejszyć jego ilość. Ale przede wszystkim wiedział, że trawa w porównaniu do branych przez nią prochów, była zdecydowanie mniej groźna. Mógłby powiedzieć, że nie do porównania
— I co z tego? — odgryzł się, nie dając rady pohamować krzty irytacji w głosie na dotkliwe wypomnienie. Ignorował swoją matkę, bardzo skutecznie, nie licząc krótkich podziękowań za dostarczane jedzenie, którego i tak nie jadł — Zresztą zawsze mało rozmawialiśmy, więc co to za różnica — nie było to kłamstwem. Nie rozmawiał z nią na co dzień, raz na jakiś czas wymieniali wiadomości, gdzie pytali się wzajemnie o samopoczucie, czy robił sobie przerwy, żeby coś zjeść, czy przyjedzie na najbliższe święto, aby spędzić je rodzinnie.
— Powiedziałbym, i co? — odparł ze zgorzkniałym parsknięciem, dodając z menu kanapkę odpowiadającą niezbyt dokładnym wymaganiom Danielle — Tylko po to, żeby słuchać, że nie dałbym sobie rady, gdyby nie Twoje nazwisko i pomoc? Pewnie nawet nie wie, co to Hit Lab. A skoro nie zna, to jest to nic nieznaczące — dla tekściarza Hit Lab był marzeniem, snem, który stał się rzeczywistością. Ale przy słowach ojca zwątpiłby we wszystko, w faktyczną skalę tego, co udało mu się osiągnąć dzięki Danielle.
— Ich to nie obchodzi, więc po co mam coś mówić? — skwitował chłodno. Matkę może obchodziło, bo chociaż nie rozumiała jego zapału, to i tak starała się go wspierać. Zazwyczaj kończyło się to na prostym ’gratuluję’ i zaoferowaniu przyszykowania jego ulubionego jedzenia. Kobieta lubiła wynagradzać sukcesy gotowaniem.
To przez ojca czuł tak ogromną niechęć do chwalenia się sukcesami, tym, co udało mu się osiągnąć, bo zawsze było to sprowadzane do niczego. Co z tego, że napisał utwór na listę top 100, skoro nikt tego nie wie. Co z tego, że zarobił pierwszą, okrągłą sumę, skoro tak naprawdę jego praca nie była czymś branym na poważnie
— Coś do picia? Mam tylko wodę tutaj — starając się wyciszyć nieskierowaną wobec Danielle złość, wrócił do tematu kanapek, wcześniej dodając do zamówienia jedną dla siebie, z samymi warzywami w obawach przed zjedzeniem czegokolwiek cięższego, niż to i dołączony ser.
Nie miał jej za złe rozpoczęcie tematu, ale nie chciał go ciągnąć dalej, kiedy nie miał innego wyjaśnienia na swoje decyzje, niż własne zażenowanie i strach przed reakcją rodziców. Reakcją ojca.
Gi
Jej ojciec wspomniał o narkotykach, sam był świadom, że brała jakieś inne świństwo, niż on jej oferował. Był wdzięczny, że w ogóle coś powiedziała, nawet jeśli z ogromną niechęcią, a nie zostawiła go z samym, niemrawym wzruszeniem ramion, które odebrałby jako jednoznaczny znak na zakończenie rozmowy. Może nawet nie cisnąłby dalej, na pewno nie tego dnia, kiedy większość czasu wbrew swojej woli był przykuty do jednego miejsca, nie w stanie odpowiednio zareagować, gdyby sytuacja tego wymagała.
OdpowiedzUsuńJednak te kilka cicho wypowiedzianych zdań uświadomiło mu, jak prędko została zapędzona w kąt przez prochy, skoro nie potrafiła nawet jasno stwierdzić, kiedy wzięła coś po raz ostatni. Wiedział też, że ojciec zabrał jej tabletki, sam mu o tym powiedział, kiedy zadeklarował, że tekściarz nie ma jej nic więcej sprzedawać.
Ścisnął delikatnie, pokrzepiająco jej nadgarstek, a zarazem w próbie zwalczenia wyrzutów, gromadzących się w głowie. Do tego też się przyłożył, może nie bezpośrednio, ale mógł znaleźć wiele powodów, czemu tak to się skończyło. Jego zachowanie, zaprzestanie sprzedawania tabletek, przez co poszła do kogoś innego. Jakby podszedł do tego wszystkiego inaczej, nie uzależniłaby się. Nie do takiego stopnia i nie do czegoś tak silnego
— Kupisz znowu? — pozwolił sobie na nieco dalszy krok, ale to też musiał wiedzieć. Jeśli planowała je dalej kupować, wiedział, że musi przekazać tę informację jej ojcu, póki był w Stanach, a tekściarz nie był w stanie trzymać na niej uważnego oka. Wiedział też, że będzie musiał liczyć się z tym, że będzie musiał je jej zabierać, wykradać, jeśli nie odda mu ich dobrowolnie. Ale to nie był temat na teraz. Nie, kiedy nie mógł wykonać szybszego ruchu bez zwijania się z bólu i zobaczenia mroczków przed oczami.
Uśmiech wymieszał się ze skwaszonym grymasem na jego twarzy, bo zdawał sobie sprawę ze swojej tendencji do odpychania wszystkich. I wiedział, że mogło się to kończyć źle - tak jak w przypadku jego i Danielle. Ale nie potrafił wybić nawyku z głowy, który w nim zaistniał po śmierci najbliższej osoby. Nigdy więcej nie chciał czuć tego bólu, pustki w sercu, jaką Isaac po sobie zostawił i nie była możliwa do wypełnienia. Wolał odpychać od siebie, nim ktoś zbliżył się na tyle, aby nawiązać relację. Wolał być znany jako ten, co zawsze znika bez słowa z imprez, zbywa spotkania poza wspólnymi nocnymi wyjściami. Przynajmniej wtedy nie ryzykował, że zacznie mu na kimś zależeć. Jak na Danielle. I to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że lepiej wychodził na trzymaniu wszystkich na dystans. Usłyszenie gróźb w jej stronę było bolesne, utrata jej jeszcze bardziej, nawet jeśli była na własne życzenie.
Odpychanie rodziców pozwalało mu na rzadsze słuchanie umniejszających komentarzy. Pozwalało na potencjalne załagodzenie szoku, kiedy jednak coś by mu się stało, nie wyrobiłby ze stąpającym mu po piętach zagrożeniem. Ale to było tylko jego przekonanie, był ślepy na opiekuńczy wzrok matki, kiedy jednak przyjeżdżał w odwiedziny, na mały, ale ciepły uśmiech, jaki kierowała w jego stronę, jak opowiadał o tym, co robił.
Wzrok miał zacięcie wbity w telefon, którego ekran co chwilę groził wyłączeniem przez brak użytkowania, przez co nie zwrócił uwagi na poruszenie się Danielle. Dopiero kiedy poczuł bijące od jej ciała ciepło, nieznaczne muśnięcie dłoni i ust na karku wyrwał się ze swojego zawieszenia, acz nie ruszył się nawet milimetr ze swojego miejsca.
Skubał nerwowo zębami wargę, przy okazji łapiąc pełniejszy oddech, kiedy jej ręce ostrożnie powędrowały na jego klatkę piersiową. Delikatny pocałunek odczuty przez koszulkę, prosty komplement, banalne stwierdzenie, że jest z niego dumna, ścisnęło jego serce, a mu niewiele brakowało do kolejnego rozklejenia się, które hamował jedynie jej czuły dotyk jak i niechęć do ponownego płaczu, bo nie miał na niego siły
— Zobaczę — odparł cicho, nie potrafiąc z przekonaniem przyznać, że powinien tak zrobić. Zwyczajnie się bał. Bał się odrzucenia, niezrozumienia i zmieszania z błotem. Mógł codziennie sobie powtarzać, że ich zdanie nie jest ważne, nie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, ale i tak weźmie je sobie do serca. Nie potrafił inaczej, kiedy chodziło o rodziców, szczególnie o ojca.
Usuń— Okej — mruknął pod nosem i sprawdził jeszcze raz adres, jak i pododawane rzeczy przed finalnym złożeniem zamówienia oraz schowaniu telefonu do kieszeni dresów. Dopiero wtedy obrócił się w jej luźnym objęciu, aby móc ostrożnie oprzeć dłonie na jej talii — Zmieni…my opatrunek i możemy iść do salonu. Wygodniej tam jeść, niż na łóżku — zaproponował, przy okazji znowu dyskretnie prosząc ją o pomoc, dokładając do tego nieznaczne muśnięcie wargami jej czoła.
Gi
Miał cichą nadzieję, że zaprzeczy. Że nie chce mieć z tym nic wspólnego, ale każda sekunda wahania, czy tym bardziej ciche przyznanie, że pewnie dalej będzie je kupować, była zapewnieniem, że nie zamierza tego rzucić. A to było niepokojące. Tym bardziej, kiedy nie był w stanie temu zaradzić, odwieść jej od tego pomysłu. Był ostatnią osobą, która powinna zwracać jej uwagę, patrząc na swoją posadę, na to, co mówił o swojej pracy i podejściu do niej - nawet na imprezie Plotkary. Tylko tu nie chodziło o przypadkowego klienta, który naprawdę obchodził go tyle, co zeszłoroczny śnieg. Chodziło o Danielle. I teraz, widząc na żywo skutki nałogu, w jaki popadła, nie mógł stać przy stwierdzeniu, że to nie jego problem.
OdpowiedzUsuńNie odpowiedział, przełknął jedynie cicho ślinę i dla niepoznaki skinął nieznacznie głową, ale poczuł tylko narastające zmartwienie. Rozumiał, chociaż sam nie polegał na niczym silniejszym. Jednak rozumiał przez to, że już kiedyś słyszał podobne słowa i wtedy je zignorował. Rzucił może pojedynczy komentarz, uwagę, żeby chłopak był ostrożny, ale na pewno nie zrobił wystarczająco, aby zapobiec dalszemu rozwojowi problemu. A ten rozpadł się tuż przed jego oczami. Do samego końca był ślepy na to, co się działo, a kiedy w końcu do niego dotarło, było za późno. Nie wiedział, co ma zrobić.
Nie mógł pozwolić, żeby teraz było tak samo. Nie mógł stracić Danielle. Nie teraz, kiedy mieli szansę na odbudowanie wszystkiego, co zniszczył.
Odwzajemnił delikatny uśmiech, jaki dał radę wyłapać przy stanięciu do niej przodem. Sytuacja w niczym nie była podobna do ich wyjazdu, do beztrosko spędzanych dni, wymienianych uśmiechów i pocałunków. Jednak w chwili, jak ta, czuł się, jakby znowu tam byli. Jakby właśnie oboje wstali, nie musieli się nigdzie spieszyć, bo nie mieli planów na dany dzień. Kiedy mógł bezkarnie się w nią wpatrywać z błądzącym po twarzy uśmiechem. Kiedy mogli wymieniać się uszczypliwymi, nic nieniosącymi za sobą, komentarzami, z których oboje potem się śmiali. Nie interesowało go, ile czasu minie, nim wrócą do tego samego stanu, co przed powrotem z wyjazdu. Dla niego liczyło się tylko to, że dostał tę kolejną, może - na pewno - niezasłużoną, szansę.
— Chyba wszystko, co teraz musiałem, to już wziąłem — zerknął przelotnie na odłożony worek z lekami oraz ich rozpiskom, a dłoniom pozwolił bezwiednie zsunąć się z jej ciała, kiedy poszła po potrzebne do zmiany opatrunku produkty. On sam z kolei nieśpiesznymi ruchami, skierował się do salonu, który sam wyznaczył jako optymalniejsze miejsce do poczekania na dostawę. Nie był też w stanie przeleżeć całego dnia w łóżku. Musiał się przemieścić, nawet jeśli w salonie pod czujnym nadzorem Danielle, miał jedynie leżeć z narzuconym na siebie kocykiem, aby przypadkiem nie było mu za zimno. Czuł się jak nieporadne dziecko. Zachowywał się jak jedno, a sam fakt, że musiała tutaj z nim być, byleby nie wyrządził sobie większej krzywdy, idealnie o tym świadczył.
Powoli, jednak z powoli wyuczoną techniką, usiadł na kanapie, gdzie zastąpił jej dłoń w podwijaniu koszulki, aby miała obie dłonie wolne. Odchylił nieznacznie głowę do tyłu, przymykając oczy w celu zmniejszenia odczuwania dyskomfortu, jaki wywoływały gaziki sunące po skórze i samej ranie, równie nieprzyjemnie, co poprzedniego wieczoru. Starał się siedzieć jak najspokojniej, nie napinać mięśni, które jedynie pogarszały wtedy ból, a przy okazji utrudniały Danielle pracę
— Kiedy, jako naczelna pielęgniarka, wypuścisz mnie z domu? — zapytał półżartem, kiedy na nowo owijała opatrunek bandażem, a tekściarz po skończonej zmianie mógł opuścić koszulkę i wyciągnąć dłoń w jej kierunku, aby pomóc podnieść się z kolan. Nie zamierzał aktywnie stawiać się jej ostrym słowom, ale nie miał w planach też odpuścić. Miał też skrytą nadzieję, że uda mu się ją przekonać do wcześniejszego pozwolenia na wyjście z domu, jeśli poda niekorzystny w jego oczach termin.
Gi
Naprawdę nie powinien narzekać i sam nie zdawał sobie sprawy z tego, ile spotkało go szczęścia. Wystarczyło, aby został ugodzony w nieco innym miejscu, a na pewno nie siedziałby teraz w mieszkaniu z jedynie nieznośnym bólem i brakiem wygody. Byłaby szansa, że nigdy nie wyszedłby ze szpitala, bo wykrwawiłby się na miejscu przez jeden, trafny cios oprawcy.
OdpowiedzUsuńAle nie umiał siedzieć bezczynnie, zdecydowanie, kiedy nie robił tego z wyboru. I ku jego niezadowoleniu, nie zapowiadało się, aby Danielle prędko zamierzała spuścić z niego swój uważny, chwilami karcący, wzrok, przed którym nie potrafił wszystkiego ukryć. Nieważne, jak się starał, potrafiła wyłapać cień skrzywienia na jego twarzy, inaczej stawiany krok. Doceniał to, ale zarazem wolałby potrafić coś zamaskować, sprawić, że nie musiała się przejmować wszystkim, co robił, bo istniało ryzyko, że zrobi sobie krzywdę, szczególnie teraz, kiedy niemal każda czynność wywoływała w jego ciele bezwiedne reakcje
— Tak wykorzystywać to, że jestem cierpiący, wow… — pokręcił z dezaprobatą głową, choć i jego usta wykrzywiły się w niewielkim uśmiechu na żartobliwy wydźwięk słów. Powędrował za nią wzrokiem, kiedy na moment opuściła okolice kanapy, w międzyczasie nieporadnie usiadł lepiej na kanapie, opierając się o nią plecami i biorąc z trudem głębszy oddech, kiedy finalnie mógł się rozluźnić. Nie musiał robić wiele, jedynie siedzieć bez ruchu i w miarę prosto, na tyle, żeby opatrunek stabilnie trzymał się na skórze, ale i tak dało radę go to zmęczyć.
Przynajmniej na tyle, żeby przymknąć na moment oczy i rozkoszować się delikatnym dotykiem, kiedy Danielle wróciła na kanapę i zajęła miejsce obok. Przyjemny dreszcz przeszedł po jego ciele na poczucie palców muskających kark, przy zgarnięciu włosów za ucho. Delikatność, jakiej mu brakowało. Czułość, na jaką miał wrażenie, że nie zasługiwał
— Myślisz? — z lekkim grymasem zaśmiał się krótko, niedokładnie zgarniając dłonią włosy, którym faktycznie niewiele brakowało do spięcia — Ogólnie szybko mi rosną, a teraz nie miałem czasu, żeby pójść do fryzjera i je podciąć — przyznał, wyplątując z nich palce, aby móc odnaleźć dłoń Danielle. Zazwyczaj chodził dość regularnie, aby utrzymać je w dobrym stanie, poprawiać blond, który wymagał wiele uwagi, aby prezentował się jak najlepiej.
Nie zdążył nawet spleść swoich palców z tymi, należącymi do Danielle, nim po mieszkaniu rozniósł się głośny dźwięk domofonu. Drgnął na swoim miejscu, nie spodziewając się jedzenia tak szybko i od razu kreśląc w głowie mnóstwo możliwości, kto mógł przyjechać zamiast dostawy. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby to ktoś z kartelu stał pod drzwiami. Teraz kiedy była u niego Danielle, świadoma tego, z czym tekściarz ma do czynienia i nie mógłby im wciskać, że o niczym nie wie
— Niby jest blisko, ale to i tak szybko… — knajpa znajdowała się na tyle niedaleko, że gdyby był w innym stanie, mogliby pójść po jedzenie samodzielnie. To nie zmieniało faktu, że minęło zaskakująco mało czasu, odkąd złożył zamówienie.
Został posłusznie na kanapie, przynajmniej dopóki nie skupiła swojej uwagi na domofonie i wpuściła, tak myślał, dostawcy, a wtedy powoli, starając się jak najmniej przy tym hałasować, stopniowo zsuwał się z kanapy. Zatrzymał się jednak w trakcie podnoszenia się z siadu, kiedy skierowała kroki z powrotem do salonu. Razem z informacją, której kompletnie się nie spodziewał
— Minho? — zamarł dodatkowo w połowie ruchu, dopiero pod stanowczym spojrzeniem Danielle posłusznie usiadł z powrotem na swoim miejscu. Czemu przyszedł tutaj Minho? To było głupie pytanie - bardzo dobrze wiedział, czemu tutaj przyszedł. Powód stał zaraz przed nim, a dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną z tego powodu. Tylko czemu musiał to być akurat Minho. Czemu nie mógł przyjść Dayoun?
Mimo swojego nie w pełni świadomego stanu w szpitalu, w którymś momencie tekściarz wyczuł na sobie przeszywający wzrok ochroniarza. Wiedział, że ten zdecydowanie teraz za nim nie przepadał, może wręcz nienawidził za to, co zrobił Danielle.
Przez moment wierzył, że może go nie wpuściła. Może była na tyle zła, że postanowiła zostawić go przy zamkniętej furtce, ale kolejny dźwięk, tym razem dzwonka do drzwi, skutecznie ugasił ostatni płomyk nadziei. Zostało mu liczyć, że mężczyzna skupi się na Danielle, a nie na złości, jaką czuł wobec tekściarza i jego poczynaniom.
UsuńGi
— A tobie w tych — przyznał z uśmiechem po uważnym zmierzeniu jej wzrokiem. Wyglądała równie urokliwie w długich, opadających jej na plecy i możliwych do związania, jak i w tych, które miała teraz. Nie potrafił zdecydować, czy wolał którąś z wersji. Może i był przyzwyczajony do długich, w których ją poznał, które zapamiętał podczas wspólnego leżenia i przeczesywania ich w próbach zaśnięcia, jednak i krótkie dodawały uroku, podkreślały rysy i odsłaniały ramiona. Wciąż widział tę samą Danielle, mimo uwydatnionych sińców pod oczami i szczupłości, dalej mógł zauważyć sporadyczne uniesienie się kącików, trafiający w jego serce tak samo, jak wcześniej. Krztę złośliwości w głosie, na którą nie potrafił nie zareagować uśmiechem. Zdecydowanie nie przeszkadzała mu ta zmiana, jedynie uświadamiająca mu, jak bardzo był w nią zapatrzony.
OdpowiedzUsuńCzuł narastający stres, kiedy czekali na przyjście Minho. Tak samo, kiedy usłyszał dzwonek i miał ochotę pójść do innego pokoju, udawać, że go tutaj nie ma, byleby ochroniarz nie miał szansy na zauważenie go.
Szybko jednak się przekonał, że rozmowa nie powędruje w jego kierunku. Samo chłodniejsze otwarcie drzwi przez Danielle wywołało na jego twarzy lekkie zaskoczenie, które starał się opanować ściągnięciem brwi. Szczególnie kiedy zwróciła się w jego stronę i na jego szczęście, spoglądała w jego stronę nieobecnym wzrokiem.
Osunął się nieco na kanapie, jakby próbował się w niej schować, ale nie potrafił spuścić ze stojącej przed nim dwójki ciekawskiego wzroku, kiedy padło pierwsze pytanie oraz pierwsza, zgryźliwa odpowiedź. Zasłonił usta dłonią, nim te zdążyły wykrzywić się w rozbawionym uśmiechu na malujący się przed nim obraz. Minho, dobrze umięśniony, wysoki - choć niższy od tekściarza - mężczyzna, na pozycji ochroniarza, niemal malał w oczach pod ostrym i karcącym tonem Danielle, która musiała nieco odchylać głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
Zdziwił się nieco na wzmiankę o samym sobie, wcześniej nawet nie zastanawiając się, jak odnalazł jego adres. Nie musiał jednak wiele główkować, aby się domyślić i założyć, ile kontaktów oraz metod mieli. Co na swój sposób go stresowało, mógł teraz być czujnie obserwowanych również przez nich, byleby nie miał okazji na ponowne skrzywdzenie Danielle. Kolejna para oczu skierowana w jego kierunku nie była czymś, o czym chwilowo marzył. Chociaż w tej sytuacji był o wiele bardziej zdolny do pełnego wywiązania się z obowiązku, skoro robił coś, co sam chciał. Nie potrzebował nacisku z góry, aby chronić Danielle, czy po prostu z nią być. Nie pozwolić sobie, żeby znowu ją zranić tak jak przez cały miniony miesiąc.
Instynktownie lekko skulił ramiona, kiedy wzrok Minho starał się trafić na tekściarza, który jedynie dyskretnie naciągał na buzię materiał koszulki, byleby jeszcze skuteczniej zakryć błądzący po twarzy uśmieszek. Nie był tylko rozbawiony samym widokiem, jak i cieszył się z faktu, że to nie on właśnie stał przed Danielle. To nie on był mierzony jej ostrym, stanowczym spojrzeniem, jak i besztany szorstkim tonem. Zaczynał widzieć pojedyncze plusy swojego gorszego niż złego stanu. Ale był też zaskoczony, może wręcz czuł podziw, jak umiejętnie potrafiła się postawić ochroniarzowi, skutecznie przygasić jego zażarte próby na powiedzenie czegoś, wyjaśnienie się. Nagle nie wyglądała tak krucho, jak kiedy otworzył poprzedniego dnia drzwi do mieszkania, a raczej emanowała wręcz przytłaczającą postawą, pchaną zapewne przez złość z powodu licznych kłamstw.
Zanim znowu zakrył usta dłonią i niepozornie odwrócił wzrok gdzieś na bok, nie powstrzymał się przed dziecinnym, niemal niezauważalnym, wytknięciem czubka języka w kierunku Minho, kiedy ten zerknął w jego kierunku. Widocznie niezadowolony z taryfy ulgowej, jaką tekściarz został obdarzony, jak i tym, że Danielle wolała- chciała zostać u niego. Z nim.
🤭
Rozbawienie i radość nieco się ulotniła, kiedy ponownie został wciągnięty w rozmowę, tym razem na tej samej płaszczyźnie, co Minho oraz Dayoun. Przeczyścił niezręcznie gardło, po raz kolejny odwracając wzrok na bok i krzyżując ciaśniej, z ostrożnością ręce na klatce piersiowej. Może i mu się upiekło, ale dalej zawinił równo co oni, jeśli nie gorzej, patrząc na to, że to jego kłamstwa wprowadziły ją w taki stan, a nie jej ojciec, czy ochroniarz. Cała ich trójka miała najlepsze w zamyśle, jednym szło lepiej, drugim gorzej, ale żaden z nich nie planował skrzywdzić Danielle, naruszyć zaufania, jakim ich obdarzała. A teraz wszyscy będą musieli na nie na nowo zapracować, byleby odzyskać jego cząstkę.
OdpowiedzUsuńKolejny uśmiech na jego ustach nie był wścibski, złośliwy, jak te wcześniejsze. Był delikatniejszy i mniejszy, wypełniony wdzięcznością. Nie chciał jej zmuszać do zostania przy nim, ale potrzebował jej, czego przekonał się po tym jednym dniu. Chciał, żeby była obok, żeby wydłużył się ten gorzko-słodki moment, bo znowu mogli być razem. Bał się, że jeśli wyjdzie, to zmieni zdanie, że Minho ją przekona o niepoprawności ich relacji, i że lepiej wyjdzie na zostawieniu tekściarza w tyle po tym, przez co ją przeciągnął.
Wstępnie oburzył się na słowa ochroniarza, który wydał głupkowatą radość, jaka towarzyszyła ciemnowłosemu podczas odbywającej się przed nim wymiany zdań, ale zaraz spoważniał i lekko przytaknął
— Wiem — mruknął jedynie pod nosem, pamiętając, gdzie odłożył przekazaną mu wizytówkę Dayoun’a z podanymi opcjami skontaktowania się. Nie zdążył przepisać numeru, a przy Danielle nie zamierzał tego robić. Szczególnie kiedy musiał przekazać wieści o jej niechęci do skończenia z braniem. A oprócz tego musiał jeszcze zadzwonić w temacie przekazania pieniędzy, choć dalej rozważał przypadkowe zapomnienie o nakazie mężczyzny i pojechanie tam samemu. Nie chciał korzystać z ich pomocy, skoro sam wkręcił się w ten problem, ale zdawał sobie sprawę, że teraz, kiedy wszyscy postanowili być ze sobą szczerzy, jego lewe zagranie przedostałoby się do Danielle i dałby jej kolejny powód do złości. Po pierwsze, że znowu czegoś nie powiedział, a po drugie, że aktywnie wystawiał się na niebezpieczeństwo, kiedy miał możliwość na przynajmniej krztę ochrony.
Zacisnął intensywnie usta w wąską linię, aby nie zaśmiać się na komiczny widok Minho składającego buziaka na czubku głowy Danielle, dla której było to zdecydowanie ostatnią rzeczą, jaką chciała, po czym odprowadził mężczyznę wzrokiem do wyjścia, ignorując twarde spojrzenie i migami obiecał, że przy najbliższej okazji zadzwoni. Skoro mieli niedługo wracać, tym lepiej wyjdzie na szybszym kontakcie, nieważne jak bardzo to go stresowało. Ukrywanie tego wszystkiego, w pokrętny sposób, było prostsze. Nie musiał się martwić reakcją z zewnątrz, tym, że ktoś może ocenić jego poczynania, skoro nie mieli o nich pojęcia. Teraz był wystawiony na słowa Dayoun’a, potencjalnie oskarżycielski ton, że musi się tym zająć, skoro był tego głównym katalizatorem. Czego również był bardzo dobrze świadomy. Sam Minho go stresował, chwilami nawet przerażał, bo mimo górowania nad nim wzrostem, zdecydowanie nie był silniejszy i wystarczyłby jeden, zły ruch, a pewnie, zamiast zostać zmiecionym z planszy przez kartel, zrobiłby to sam ochroniarz. Nie potrafił stwierdzić, co byłoby gorsze
— Nie chcesz zadzwonić teraz? Póki jeszcze tutaj są. I będzie szybciej z głowy — zaproponował powściągliwie, kiedy Jeon zniknął za drzwiami mieszkania, a on po niezręcznym potarciu ust zniwelował resztki odczuwanej satysfakcji z jego twarzy, byleby bezpośrednio go nie przyłapała. Nie chciał jej niczego narzucać, do niczego zmuszać, ale i w tej sytuacji była obecna lekka presja czasu. Ich obecność w Stanach zdecydowanie ułatwiałaby przegadanie tematu, czy przynajmniej wstępne wyrzucenie wszystkiego z siebie.
Gi
Liczył, że będzie mógł chwilę odwlec ten temat, porozmawiać z nią o tym, jak pozbiera myśli, porozmawia jeszcze raz z jej tatą, ustalą co i jak. Podświadomie zwyczajnie chciał to odsunąć w czasie, po raz kolejny. Jednak poczuł na nowo nieco gęstszą atmosferę, kiedy Danielle zajęła miejsce obok niego, a on wstrzymał się przed sięgnięciem po jej dłoń, szczególnie po usłyszanym pytaniu, którego jeszcze chwilę chciał uniknąć
OdpowiedzUsuń— Wiem, że nie powinienem — zaczął niemrawo lekką obroną samego siebie, męcząc skórki przy palcach, bo bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie był odpowiednią osobą do wydania tego sekretu. Nie trzymał jednak języka za zębami, kiedy porcja silniejszych leków była wpompowywana w jego organizm, kiedy ledwo powstrzymywał płacz — Wie, jak naprawdę się poznaliśmy — nieco okrężna wymówka na pewno nie była wystarczającym wyjaśnieniem, zignorował również kilka szczegółów, które wspomniał mężczyźnie. Choć wstępnie sam nie pamiętał, że poruszył ten temat prawie z własnej woli, dopiero teraz przypominając sobie, ile tak naprawdę wspomniał — Że ode mnie wzięłaś coś po raz pierwszy, bo potrzebowałaś czegoś na zmęczenie po treningach i czegoś na głód — nie spuszczał wzroku ze swoich dłoni, dalej maltretując własne palce. Nie chciał tego mówić, nie chciał, żeby miała kolejny powód, aby mu nie ufać, skoro wszystko wygadał jej ojcu, chociaż nie zrobił tego w stu procentach świadom.
Pokręcił głową na kolejne pytanie. Rozmowa w szpitalu była pierwszą, jaką odbyli od poznania się na obiedzie, a nawiązanie nici porozumienia było równie szokujące dla tekściarza, jak i Danielle. Nie spodziewał się znaleźć w kimkolwiek oparcia, szczególnie w Dayoun’ie, który, mimo że nie musiał, otoczył go ojcowską troską, przez którą brunet jeszcze bardziej się rozpadł przed oczami mężczyzny
— Gadaliśmy tylko, jak twój tata i Minho przyjechali do szpitala. Nie wiem, dlaczego tak naprawdę — wzruszył niechlujnie ramieniem, bo wcześniej nie zastanawiał się, jaka mogła być przyczyna ich odwiedzin, nie licząc całego zamieszania, jakie wywołał w życiu Danielle — Ale chciał wiedzieć, co się stało, a ja rozbeczałem się jak dzieciak i wygadałem prawie wszystko, kiedy sam powiedział mi o tym, dlaczego trzyma was na dystans — zaśmiał się bezbarwnie, zerkając przelotnie w jej kierunku. W końcu miał jej nic nie mówić, nawet jeśli do kilku spraw doszła sama — I tak nie powiedziałbym, że jesteśmy ‘blisko’. Chyba że oglądanie mnie zasmarkanego i jak rzygam, nas do siebie zbliżyło — dodał półżartem, krzywiąc się na wspomnienie tamtego dnia oraz rozmowy w szpitalu. Był wdzięczny swojemu organizmowi, że chwilowo jedynie go zastraszał, a on zastraszał Danielle, zamiast faktycznie doprowadzając go do tego samego stanu, co wcześniej.
— Okej, rozumiem — nie miał w planach jej dalej przymuszać, chociaż sam zdawał sobie sprawę, że było to nieuniknione. Liczył jednak, że rozmowa przebiegłaby inaczej, niż całkowite skupienie się na niej, na problemach, jakie powstały podczas miesiąca, i że zyskałaby więcej odpowiedzi na pytania, których on sam nie mógł, czy też nie potrafił odnaleźć.
Zawahał się przed poruszeniem kolejnego tematu, o którym sam nie lubił mówić. Nie lubił go wspominać, ani wyciągać na wierzch, bo jedynie pogrążał wtedy siebie samego, zarazem rozdrapując nigdy nie wyleczone, stare rany. W dodatku dla ludzi z zewnątrz widocznym było, jak łatwo mógł tego uniknąć. Bo teoretycznie nie było to niczym innym, niż młodzieńczą głupotą, która poszła za daleko. Uśmiechnął więc się słabo, kiedy nawet nie zdążył otworzyć ust, bo Danielle rozczytała jego niechęć do rozmowy o swoim ‘fachu’
— Właśnie… — nieważne, jak bardzo nie chciał jej tego mówić, ustalili coś między sobą. A teraz, kiedy tak dosadnie poprosiła go, aby nie ukrywał przed nią spotkań, poczuł się wręcz przymuszony do powiedzenia czegoś — Do końca tygodnia mam pojechać, żeby spłacić wszystko, co mi zabrali — chwilami wątpił, czy tydzień starczy, aby wsiadł za kierownicę, ale nie mógł zmienić terminu. Tydzień musiał wystarczyć. Przekonywał też siebie samego, że nie będzie chodziło o nich więcej, niż pieniądze — I też przez to mam zadzwonić do twojego taty, bo nalegał, żebym nie jechał sam — przyznał niemrawo, używając tych samych słów, co Dayoun w szpitalu. Naprawdę nie chciał tego robić, nie chciał ich jeszcze bardziej wciągać w swoje własne bagno, z którym sam powinien sobie poradzić.
UsuńGi
Poczuł nieprzyjemny ścisk w brzuchu, kiedy potwierdziła, że bezprawnie poruszył z jej ojcem temat narkotyków i jej nałogu, po raz kolejny nie mając dobrego wyjaśnienia. Miał wtedy rozwiązły język, skutek stanu, w jakim był oraz leków, ale i tak mógł przynajmniej na chwilę się zatrzymać, pomyśleć, czy na pewno powinien cokolwiek mówić, a zamiast tego wszystko wyśpiewał
OdpowiedzUsuń— Nie jest na Ciebie zły — mógł jedynie przekazać w próbie załagodzenia swojej wpadki, coraz mocniej hacząc o skórki. Pamiętał, że mężczyzna nie miał do niej pretensji, a jak już to do siebie i swojej żony, przynajmniej tak powiedział tekściarzowi. Co też mógł zrobić tylko po to, aby nie wprowadzić go w jeszcze bardziej rozemocjonowany stan. I wiedział, że Danielle czeka poważna, zdecydowanie nieprzyjemna rozmowa, nad którą nie miała kontroli, bo to on się wygadał, zabrał jej wstępną szansę na wyjaśnienia, cokolwiek. Ale ta i tak była potrzebna, liczył, że Mitchelle wraz z Dayoun’em dadzą radę rozpracować z nią ten problem, że on sam da radę naprawić swój błąd, który jeszcze jakiś czas temu tłumaczył po prostu jako część roboty. Wtedy w końcu tak było.
— Dalej nie wiem, czy mnie lubi — przyznał szczerze, niechętnie unosząc jeden kącik ust. Dał sporo powodów, żeby tak nie było, mężczyzna miał pełne prawo, aby za nim nie przepadać, tak jak Minho, co miał okazję widzieć w jego niechętnym spojrzeniu, jakim go obdarował przy przyjściu do mieszkania — Byłem w szpitalu, odklejony przez leki przeciwbólowe i zachowujący się jak dzikie zwierze. Nic dziwnego, że z litości był dla mnie miły, Dani — odkąd wrócił do mieszkania, nie był - na szczęście - w takim samym stanie, co w szpitalu, ale był przekonany, że zgodziłaby się, gdyby miała okazję go wtedy zobaczyć. Cieszył się, że taka nie miała miejsca, w życiu nie chciałby się tak przed nią pokazać, a już teraz było mu ciężko, kiedy popisywał się niezmierną nieporadnością i koślawymi ruchami, bo ledwie mógł się wyprostować.
Zerknął przelotnie w jej kierunku, kiedy ułożyła głowę na jego ramieniu, a dłoń kilkoma przesunięciami zaczęła uspokajać nieznacznie i nerwowo podrygującą nogę. Z każdą, kolejną rozmową uświadamiał sobie, ile bałaganu narobił. Jak bardzo nie zasługiwał na to, żeby teraz tu z nim siedziała, słuchała tego, co ma do powiedzenia, pomagała i zajmowała się raną, bo on sam nie dawał rady. Nie zasługiwał sobie nawet na dłoń kojąco głaszczącą jego udo oraz uziemiający ciężar na ramieniu, który również przypominał mu, że dalej była obok.
Na jej pytanie mógł jedynie wymusić z siebie zgorzkniały, mały uśmiech. Chciałby, żeby to był koniec. Już dawno pragnął, żeby to się skończyło, jednak z każdym miesiącem miał wrażenie, że jeszcze bardziej w to wpada
— Nie wiem, wątpię — nie mógł odpowiedzieć inaczej. Nie mógł mieć pewności, co wydarzy się dalej — To nie przez dług dalej w tym siedzę, tylko ze względu na karierę ojca — może podświadomie zdawał sobie sprawę, że był dla kartelu również łatwym zarobkiem. Wykonywał posłusznie każdą robotę, jaką mu zlecili, bo był tak pchany strachem i pragnieniem, aby nic nie wyszło na jaw, że bał się jakkolwiek postawić, czy pomyśleć, że po odejściu ich groźby straciłyby na wadze.
Wzruszył niechlujnie wolnym ramieniem, dalej nie wiedząc, co zrobi w temacie propozycji jej ojca. Nie chciał dzwonić, wciągać ich w to, a przy okazji pokazać się jako niedojda w oczach kartelu. Bał się też, że przybycie z kimś innym przyniesie więcej złego, niż dobrego, nie mając pojęcia, jak taki wyskok zostanie odebrany. Cały ten czas zdecydowanie przychylał się odpuszczeniu wykonania telefonu i pojechania samemu, jednak ostatnie słowa Danielle wraz ze skierowanym w jego stronę spojrzeniem, wydusiły z niego zrezygnowane westchnienie
— W takim razie zadzwonię… — oznajmił, mimo ogromnej niechęci do urzeczywistnienia swoich słów. Nie planował i tak zrobić tego teraz, najwcześniej, jak będzie w stanie w miarę sprawnie podnieść się z kanapy, czy łóżka.
Gi
Domyślał się, że matka Danielle mogła podejść do tematu nieprzychylnie, chociaż chciał liczyć, że zauważy skalę problemu, jak i powagę. Że przynajmniej na moment odsunie niesamowicie wysokie wymagania wobec córki i zauważy, że ta potrzebuje jej wsparcia, a nie krytycznego spojrzenia. Ten jeden raz, kiedy sam tekściarz widział, że tego potrzebowała. Ale może i dlatego przeprowadzenie tej rozmowy teraz było lepszym pomysłem. Teraz, kiedy był z nimi Dayoun, mógł bezpośrednio zareagować, pokazać sytuacje własnej żonie w innym świetle, nakierować ją na zrozumienie problemu
OdpowiedzUsuń— Przepraszam — odparł cichym głosem, czując kolejną falę wyrzutów sumienia. Nawet jeśli w pewnym stopniu uważał, że tak było lepiej, że jej rodzice powinni się o tym dowiedzieć, tak to nie była jego rola, aby do tego doprowadzić. Nie on powinien był cokolwiek powiedzieć, czy tym bardziej odebrać Danielle kontrolę nad sytuacją, skoro teraz jeszcze przyznała, że wolałaby, aby to nigdy nie wyszło na światło dzienne, choć sądził, że było to nieuniknione. Jego opinia w tym momencie się nie liczyła. Była też częściowo hipokryzją, skoro sam tak sądził, jak chodziło o jego pracę i spór z kartelem. Chciał, żeby zawsze to zostało w ukryciu, nikt nie miał okazji na dowiedzenie się o tym, z czym miał styczność, jednak teraz nie dość, że ojciec Danielle był tego świadom, tak i ona sama. Wolał, żeby wiedziała tylko o handlu, o tym, że posiada prochy i nic więcej. Teraz jednak wiedziała niemal o wszystkim.
W odpowiedzi mógł jedynie po raz kolejny wzruszyć ramieniem i bezsilnie rozłożyć na moment dłonie. Mimo jej słów, mimo wsparcia, jakie czuł w szpitalu, kiedy mężczyzna pozwolił mu na wypłakanie się i przytrzymanie przy sobie, to nie potrafił przekonać siebie samego do tego, że Dayoun faktycznie robił to z własnej woli, bo zależało mu na zdrowiu lub bezpieczeństwie tekściarza, skoro on tak namieszał w życiu jego córki
— Tak — odparł krótko, bo nie mógł tego nazwać inaczej, czy tym bardziej skakać okrężnie wokół tematu. Ojciec był pierwszym, pierwotnie najskuteczniejszym argumentem, jaki mogli wykorzystywać przeciwko mu. Nie chciał, aby ten się o czymś dowiedział, a tym bardziej nie chciał, aby przez jego nierozważne decyzje, kariera aktorska mężczyzny ucierpiała. Nie wybaczyłby sobie, nie potrafiłby spojrzeć ojcu w oczy, o ile ten w ogóle chciałby mieć jeszcze z nim cokolwiek związanego. Wiedział, przy każdej okazji było mu przypominane, jak bardzo go zawiódł i nie spełniał oczekiwań ojca. Nie dałby rady upaść jeszcze niżej.
— Mama wie, że miałem drobny wypadek — przyznał wymijająco, wcześniej przełykając ciężko ślinę. Dalej nie zamierzał mówić więcej. Wystarczyło, że miał przykrywkę - bardzo niestabilną - na swój nagły zastój w mieszkaniu. Blizny, kiedy ta powstanie, zapewne nigdy nie zauważą. Nie musieli więc znać szczegółów, skoro wychodzili na tym lepiej.
Spojrzał kątem oka w jej kierunku, wracając do dyskretnego skubania skórek przy paznokciach. Miał wrażenie, że z każdym wypowiedzianym słowie pogrążał się jeszcze bardziej, rujnował wytworzony, przekłamany obrazek i tracił w jej oczach. Nie obwiniałby jej, gdyby jednak zaczęła wszystko kwestionować, kiedy teraz znała jeszcze więcej szczegółów.
Dlatego wypuścił nieświadomie trzymany oddech, kiedy znowu zabrała głos, kiedy wyszła z propozycją wspólnego wyjścia, a na jego twarz wpełzł mały, łagodny uśmiech
— Chętnie — odpowiedział z niewyjaśnialną ilością odczuwanej nadziei po kilku prostych słowach. Chciał wrócić do ich wcześniejszego rytmu, do tego, co mieli w Korei, nawet jeśli nie miało być tak intensywne i regularne, jak tam. Brakowało mu spotkań, rozmów i głupich żartów, jakimi się wymieniali. Chciał do tego wrócić, nawet jeśli będą potrzebowali do tego więcej czasu, w porównaniu do tego, jak na początku prędko wskoczyli na głęboką wodę.
— Zaplanowane jest, żeby wyszedł za jakoś dwa miesiące, jeśli wyrobimy się z wykończeniem wszystkiego — z rezerwą przysunął się do Danielle, równie ostrożnie sięgając dłonią do jej twarzy, aby zgarnąć klika spadających na twarz kosmyków za jej ucho. Zostało mu naprawdę niewiele, z jego strony niemal wszystko było skończone, oprócz finalnego przesłuchania całości i stwierdzenia, że wszystko brzmi spójnie, czysto. Reszta już zależała od Hit Labu, od wykończenia oprawy graficznej i rozplanowania promocji — Jako “świąteczny/noworoczny prezent” dla fanów — wywrócił teatralnie oczami na dobór słów, na który zdecydowała się Hyerin, nieświadomie, ze starego przyzwyczajenia opierając dłoń na policzku Danielle. Cisnęły mu się na język nieprzychylne komentarze, oburzenie na wybór tak ruchliwego okresu jakim był czas po Nowym Roku, w trakcie którego on będzie musiał wstrzymać pracę w Stanach, ale przerwał mu domofon.
Usuń— Mam nadzieję, że tym razem to serio jedzenie… — wymamrotał pod nosem, aby bezmyślnie, wręcz od razu zapominając o wcześniejszych uwagach, podjąć się wstania z kanapy.
Gi
Zebrał się jedynie na niemrawe skinięcie głową, kiedy powtórzyła jego własne słowa, podkreślając również ich absurd. Kiedy słyszał te słowa z zewnątrz i kiedy czuł nieustanny dyskomfort promieniujący od jego boku, zdawał sobie dobrze sprawę z tego, jak odbiegały od prawdy. Ale nie potrafiłby tego przedstawić swojej matce inaczej, zadzwonić, czy, co gorsza, przyjść ze szramą malującą się na skórze i przyznać, że dorobił się jej, kiedy ktoś pchnął go nożem. Nie widział w tym też sensu, jedynie wzbudziłby dodatkowe, zbędne zmartwienia, może jeszcze wciągnąłby kolejną osobę w swoje kłopoty. Teraz miał też zwyczajnie szczęście, że nie było jej w mieście, nie mogła niespodziewanie go odwiedzić i przyłapać bezpośrednio na kłamstwie
OdpowiedzUsuń— Nawet mi nic nie mów, Dani… — westchnął z przesadną dramaturgią. Sama myśl o wszystkich wydarzeniach, o krótkich, ale częstych wywiadach, nieustannym wychodzeniu na wystawne imprezy tylko po to, aby słuchać i oglądać zapatrzoną w siebie Hyerin — Mam nadzieję, że pozwolą mi przyjść ze swoim ‘plus jeden’… — mruknął niby niezobowiązująco, jednak w międzyczasie rzucił przelotne spojrzenie w kierunku Danielle. Mogliby zażyczyć sobie, aby nie przyprowadzał osoby towarzyszącej, ale wtedy wątpił, że długo pociągnie koleżeńską fasadę przy piosenkarce, która umiejętnie i prędko zaszła mu tak głęboko za skórę, jak niewiele osób dało radę. Musiał też brać pod uwagę, że Dani mogłaby nie chcieć iść razem z nim, a on nie zamierzał jej do tego zmuszać. Miała pełne prawo nieprzychylnie patrzeć na jakiekolwiek wspólne wyjście, tym bardziej na to, które wiązało się z zobaczeniem, rozmawianiem z Hyerin, która nie tylko wpłynęła na niego podczas swojego przylotu, ale i na Danielle.
— Kiedyś muszę zacząć chodzić… — wymamrotał pod nosem, będąc ślepym na fakt, że minęły niecałe trzy dni od wypadku i posłusznie zajął z powrotem swoje miejsce, a rana niemo podziękowała za brak dodatkowego nadwyrężania się. Śledził za nią wzrokiem, ledwo wyciągając się, aby zobaczyć, czy to na pewno dostawca, a nie kolejny, nieproszony gość. Nie miał siły- oboje nie mieli siły na kolejną wizytę, czy to od ojca Danielle, od kartelu, czy może nawet jego rodziców, choć to były najmniej prawdopodobne odwiedziny. Dlatego odetchnął niemo z ulgą, kiedy wróciła z papierową torbą, a zapach pieczonych kanapek zaczął roznosić się po pokoju, umiejętnie ściskając jego pusty żołądek. Nie zamierzał przyznawać się, że sam od wyjścia ze szpitala ledwo co jadł, nie mając na to siły, ani wielkich chęci. Dołączały się do tego również mdłości, które nieustannie, acz z coraz większymi przerwami - dopóki nie testował własnego organizmu i wytrzymałości - nęciły jego ciało.
— Będzie na kolację. W razie co na śniadanie — stwierdził lekko, nie zamierzając naciskać na Danielle, aby zjadła wszystko. Sam, mimo apetycznego zapachu i wyglądu, wiedział, że ledwo przebrnie przez kanapkę, którą wziął do ręki i przyglądał się zapakowanym do środka warzywom.
Dyskretnie przełknął z lekka zestresowany ślinę przed wzięciem pierwszego kęsa, korzystając ze spokojnego, jedynie proszącego się o jedzenie, żołądka. Łagodnie, acz umiejętnie przyprawione warzywa rozbudziły uśpione przez nieustanne spożywanie tego samego kubki smakowe, a tekściarz z zadowoleniem przełknął jedzenie
— I jeśli coś zjemy, to z większą energią możemy obijać się na kanapie, a ty mnie karcić za to, że się wiercę — zauważył żartobliwie, odkładając na moment z powrotem kanapkę. Nieznacznie wyciągając się przez stolik, aby sięgnąć po pilot, przysunął się z prędko wymazanym, obolałym grymasem do Danielle, aby zostawić delikatnego całusa w kąciku jej ust — A teraz wybieraj, co oglądamy, skoro mam cały czas siedzieć bez ruchu — podsunął urządzenie w jej kierunku po włączeniu telewizora i wyświetleniu potencjalnych serwisów — Na przykład coś Disney’a — dodał z małym uśmiechem przed powrotem do jedzenia, przypominając sobie rozwinięty dylemat, kiedy włączali kolejną część Szczęk.
Gi
Miał wrażenie, jakby ta jedna rozmowa wykończyła go bardziej, niż dzień zapchany po brzegi pracą. Może przez to, że do wielu klientów był już przyzwyczajony. Może przez to, że wprowadziło niespodziewaną nowość w jego życiu, na którą skrycie nie czuł się jeszcze gotowy. Ostatnimi czasy nie czuł się gotowy na cokolwiek.
OdpowiedzUsuńWyczekiwał momentu, aż Mingi opuści studio. Już nie tylko ze względu na przesadną ilość energii, jaką prezentował, ale samą potrzebę odetchnięcia, pobytu w samotności, gdzie mógł pozwolić sobie na chwilowe porzucenie każdego frontu. Może i nie powinien, patrząc, że faktycznie czekała na niego praca, niebiorącą pod uwagę dłuższych chwil słabości, chociaż sam ustalał jej tempo.
Był gotów oprzeć głowę na biurku tuż po otwarciu drzwi, złapać oddech mimo braku włożonego i wymaganego od niego wysiłku, bo przecież dosłownie zaraz miał być sam. Zrobiłby to, gdyby nie znajomy, uziemiający głos docierający do niego w akompaniamencie nieznacznego ruchu w wejściu do studia
— Nie przeszkadzasz — stwierdził wręcz odruchowo, z lekkim pokręceniem głową i wzrokiem przeniesionym z pleców Mingi’ego na stojącą w drzwiach Danielle. Nie wiedział, że przyjdzie, ani że miała nawet zamiar zjawić się niedługo w studiu; chorobliwie spoglądał w wyświetlacz telefonu, aby mieć pewność, że coś mu umknęło, więc był pewien, że nie puściła mu nawet sygnału. Lecz czy coś by się zmieniło, gdyby to zrobiła? Raczej nie. Przemyślałby bardziej samego siebie, ubrałby się lepiej, zadbałby o cokolwiek.
Choć to też nie miało dla niego znaczenia, kiedy Dani była jedyną osobą, w której towarzystwie czuł, że mógł pozwolić sobie na odpuszczenie skrywanie odczuwanej ostatnimi dniami bezsilności. Dalej z cieniem trudu i obawą, że ujawnienie tego, jak faktycznie był słaby, przyjdzie z druzgocącymi rezultatami, ale i świadomością, jak ukrywanie tego wyniszczało nie tylko go samego, ale i dzieloną z dziewczyną relację. Tę, która przez niego ledwie trzymała się na delikatnym włosku.
Na drodze zasmakowania choćby odrobiny spokoju nieustannie stał Mingi. Jego promienny, ciekawy głos. Pytania, którymi wydłużał przypadkową rozmowę z Song, a tym samym docierał do niezagojonych, niewypowiadanych ran, a nieprzyjemny ścisk w brzuchu Junga niemo prosił, aby ten w końcu opuścił wyciszone studio.
Starał się ukryć dalej tlącą się w nim niechęć, kiedy machnął niemrawo ręką na odchodne w kierunku chłopaka. Nie dawał rady jednak zdusić jej dłużej, kiedy samoistnie schował twarz w dłoniach zaraz po zamknięciu się drzwi
— Dzięki — mruknął przez ręce, z nieznacznym ociąganiem opuszczając je i rzucając okiem w kierunku przyniesionego jedzenia. Nie był głodny, a może był. Sam nie wiedział. Ssanie w żołądku zlewało się z poczutym wcześniej ściskiem, teraz odnajdującym przyczynę zupełnie gdzie indziej.
W niepewności, jaka zamieszkała w samym jego środku, kiedy zostali sami. Nie spędzali ze sobą tyle czasu, co wcześniej - nie mogli, ze względu na jego pracę. A każda chwila, która mijała im wspólnie, była zakrapiana wszystkim tym, co zdążyło się wydarzyć przez ostatnie miesiące. Grunt, na jakim się znajdowali, wydawał mu się obcy; wypełniony krzywiznami, po których nie potrafił manewrować, chociaż sam je na niego wprowadził. Krzywiznami, których nie zdążyli wspólnie pokonać, czy nawet poruszyć
— Okaże się… — przyznał szczerze, obracając się delikatnie na fotelu, wodząc przy tym wzrokiem za Danielle — Znalazł mnie, powiedzmy, przez Hyerin — ciągnął dalej, pragnąc wypełnić nagle przytłaczającą go ciszę studia, mimo że temat brunetki był ostatnim, jaki chciałby teraz poruszać.
Był z nie najlepszym stanie, wszystko go w tym uświadamiało - własne odbicie w wyłączonym monitorze, tylne lusterko w samochodzie, czy bledsze niż zazwyczaj dłonie, które nieustannie szukały przewiązanych na nadgarstku rzemyków, aby w kojącym geście oplatać wokół palców luźne sznurki. I widział, że z Danielle było tak samo. Markotna mina, malująca się na przybladłej twarzy, brak charakterystycznego blasku, który zazwyczaj witał w jej oczach, a teraz sprawiał wrażenie jeszcze bardziej przygaszonego
Usuń— Wszystko w porządku? — sprawiającego, że zdradzające jego zmartwienie pytanie samoistnie wyślizgnęło się spomiędzy jego ust, wraz z dłonią sięgającą w kierunku tej, należącej do Song.
Gi
Skinął jedynie głową na powtórzone niczym echo imię, nie siląc się na zamaskowanie grymasu, wykrzywiającego jego twarz. Piosenkarka była najgorszym punktem zaczepienia, jakie mógł teraz próbować odnaleźć, a jednak wydawała się jedynym sensownym, które teraz odnalazł. Był jednak niesamowicie wdzięczny, kiedy Danielle nie ciągnęła tematu dalej, tym samym pozwalając mu na przemilczenie dodatkowych szczegółów, choć i tych było niewiele. Sam dowiedział się dopiero dzisiaj, nie przykładając ręki do umówienia spotkania, ani wcześniejszego drążenia, w jaki sposób przypadkowy chłopak go odnalazł, w dodatku nie przez narkotyki.
OdpowiedzUsuńNamgi nie był ślepy.
Mimo własnego zmęczenia, czy czasu, jaki spędzili osobno, dalej dostrzegał większe i drobniejsze zmiany u Danielle; jej zachowania, które wyraźnie odznaczały się na dotychczas znanej normie, jak odwrócenie wzroku, kiedy pozwolił szczeremu pytaniu na ujrzenie światła dziennego. Czuł, jak lekka i drobna była na jego kolanach, jeszcze bardziej, niż zwykle, i mógł się domyślać, co było tego powodem. Mógłby dopytywać, zwrócić łagodnie uwagę i zauważyć, że stawiane przez nich kroki w przód nie wystarczały.
Mimo tego, milczał. Pozwalał jednej z dłoni przeczesywać z ostrożnością ciemne włosy, sporadycznie sunąc opuszkami po skórze głowy w kojącym geście, podczas gdy druga niemalże desperacko zaciskała się na ubraniu dziewczyny. Jakby miała zniknąć, lub wyślizgnąć się spomiędzy jego rąk. I skinął nieznacznie głową na nagły powrót myślami do Korei - miejsca, do którego chorobliwie chciał uciec, choć nie mógł. Do czasu, który łączył jedynie z pozytywami, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, jak ulotne były
— Pamiętam — odparł jedynie, grożącym załamaniu się głosem, a tym samym utrzymanym w przyciszonym tonie. Pamiętał wszystko. Każdy dzień, każde wspólne śniadanie i postawiony na ulicach Seulu krok. Bo były to jedyne wspomnienia, które pozwalały mu przebrnąć przez samotne tygodnie, czy wytrwać w bolesnej decyzji, która wydawała mu się jedyną słuszną. Każdy kąt studia mu o nich przypominał, rozdrapując świeże, nadal niezagojone, rany, a zarazem pozwalając odczuć cień słodkości, jaką wtedy mógł zasmakować.
Sam chciał, żeby Danielle mogła być tą samą osobą, co wtedy. Sam chciałby wrócić do siebie z wyjazdu; nie przejmując się tym, co czekało na niego, na nich, w Nowym Jorku; mogąc zatracać się w błahostkach życia, jak banalne wyjście na obiad, czy spacer bez dokładnego celu, lecz spędzać każdą chwilę ze sobą. Bo więcej nie potrzebował - tego był święcie przekonany.
Milczał więc dalej, nie chcąc spłoszyć Danielle nagłym, zbędnym wtrąceniem lub ruchem. A może przez to, że każde z jej słów pobudzało narośnięcie guli w jego gardle. Bo Namgi nie był głupi. Podejmował może i takie decyzje, nieraz właśnie tak się zachowywał, lecz miał okazję poznać ją zbyt dobrze, aby nie łączyć drobnych elementów w całość. Mimo braku oponowania ciaśniejszemu opleceniu dłoni wokół siebie, nadał nie wydusił z siebie ani słowa, starając się dodać naturalnej rytmiczności sunącej po włosach dłoni i nieznacznie pomrukując przy kolejnej wzmiance co do swojej pracy, przelatującej mu nieplanowanie nad głową.
Korea.
Nieznaczne męczył materiał między palcami, bliźniaczo do zębów zaciskających się na wnętrzu polika.
Powrót do normalności
— Zobaczymy, co wyjdzie — ledwie dodał płynności wyduszonej z siebie odpowiedzi, modląc się, że ta zahaczy o poruszony przed chwilą przez Danielle temat, nim chwila ciszy rozwiązała mu zaciskane wargi — Wyjeżdżasz?
UsuńNie chciał, żeby wyjeżdżała. Nie chciał jej znowu stracić, skoro dopiero co odzyskał możliwość schowania jej w swoich ramionach i wyczucia delikatnego zapachu szamponu, wymieszanego z jej własnym. Potrzebował jej, jak powietrza. Bardziej, niż powietrza.
Jednak nie zasłużył, aby tak myśleć. Nie po tym, co sam jej zrobił, i na jak wielkiego hipokrytę by wyszedł. Nie po tym, do jakiego stanu ją doprowadził, mogąc go wyczuć na własnych kolanach i zauważyć przed sobą, kiedy przy każdej okazji miał wrażenie, jakby marniała w oczach. Wyniszczył ją od środka, kiedy jego celem była całkowita tego odwrotność
— Kiedy? — neutralny, nieporuszony ton natychmiastowo tracił na sile, kiedy wplecione we włosy palce zdradziły go nieopanowanym, słabym drżeniem, które tak desperacko, lecz nieumiejętnie starał się zamaskować.
N.
Wisząca nad nimi cisza z każdą chwilą ciążyła mu coraz bardziej na barkach. Uświadamiała w rzeczywistości pytań, jakie padły z jego strony, i jak trafnymi były. Chciał wierzyć, że się mylił. Że Danielle po prostu… przyszła powspominać, dodać im obu otuchy na brnięcie w odpowiednim kierunku i odnalezienie gruntu, który pozwoli stawiać kolejne, wspólne kroki we właściwym kierunku.
OdpowiedzUsuńAle teraz już wiedział, że miał rację. Danielle miała wyjechać, sama. Kilka tysięcy kilometrów dalej, do innej strefy czasowej, utrudniającej choćby utrzymanie cienia komunikacji. Miała wyjeżdżać zaraz.
Z trudem przełknął ślinę przez duszącą go gulę, kiedy równie kruche spojrzenie, co jego własne, wylądowało na niego niespokojnych oczach. Kiedy usłyszał dokładny termin. Środa, za kilka dni. Za chwilę miała lecieć do Korei z ojcem, któremu obiecał, że się nią zajmie. Nie dał rady
— Okej — krótkim odchrząknięciem wyzbył się nawracającej łamliwości głosu, a ciało nawet nie rejestrowało zazwyczaj tak uspokajającego dotyku. Poczuł jedynie mimowolne, słabe drgnięcie, jakie nim poruszyło, jakby sunące palce były czymś dla niego obcym, a zarazem próbującym utrzymać go przy resztkach nieokrytego emocjami rozumu.
Zawiódł nie tylko siebie, ale Danielle i Dayouna. Miał być dla niej podporą, miał jej pomóc z nałogiem i powrotem do zdrowia, zarazem trzymając ją z dala od niebezpieczeństwa. Chciał jej pomóc, niezależnie od tego, ile sam miałby za to zapłacić. Ale nie potrafił. Nie potrafił skupić się na pracy. Nie potrafił trzymać się z dala od kłopotów, zmuszając tym samym ją do opiekowania się nim, kiedy zbierał się po ataku przy handlu. Nie mógł znaleźć wystarczającej ilości czasu, aby po prosty przy niej być i zapewnić ramię do wypłakania się, jeśli takiego potrzebowała. Nie poradził sobie, mimo obietnicy, że już zawsze tam dla niej będzie.
Lecz nawet z tą myślą zbierał się w sobie do marnego, krzywego uśmiechu i łagodnego przesunięcia kciukiem po nieznacznie zmarszczonych brwiach, jakby chciał tym odjąć kotłujących się na twarzy Danielle zmartwień. Nie chciał, żeby się przejmowała, czy, co gorsza, obwiniała. Cały ten czas nie był w stanie być dla niej wsparciem, więc przynajmniej ten ostatni moment, kruchą chwilę, w jakiej utknęli, mógł przejąć tę rolę. Wynaleźć siły, których nieustannie mu brakowało, aby zatrzymać ją przed kompletnym rozpadem.
Część jego rwała się, aby błagać ją o zmianę decyzji. O zostanie tutaj, z nim w studiu i złożenie kolejnej obietnicy, że wyjdą z tego wspólnie. Że nie musi wyjeżdżać, bo znajdzie, zrobi czas, aby jej pomóc wyjść na prostą. Jednak ta druga, boleśnie rozsądna, wiedziała, że to było niemożliwe. Sam był zbyt słaby i bezsilny; otoczony dokładnie tym, od czego musiała uciec, aby być dla niej ostoją, czy wsparciem. Nieważne ile razy wmawiałby sobie, że jest inaczej, i że jest w stanie z tego wszystkiego zrezygnować.
— Rozumiem, Dani — odpowiedział, sunąc przy tym delikatnie palcem wskazującym po każdej, nieznacznej krzywiźnie na jej twarzy, zdradzającej łamliwość jej stanu. Rozumiał bardzo dobrze, samemu posuwając się do tchórzliwego, żałosnego zagrania, kiedy sam znalazł się pod ścianą; przekonany, że nie istniała dla niego żadna inna ścieżka działania.
— I nie przepraszaj mnie — ’błagam, nie przepraszaj mnie, Danielle’. Nie dałby rady, gdyby powtórzyła to po raz kolejny, a tym samym doprowadziła do ujęcia skuteczności nieustannie przełykanej ślinie i męczonej od środka wardze. Każde, kolejne przeprosiny groziły tym, że pęknie. Załamie się tuż przed nią, kiedy to, czego potrzebowała, było tego kompletną odwrotnością — Nie masz za co.
i don’t want to let you go
Każda oznaka kruchości Danielle brutalnie szarpała nim od środka. Utrudniała mu zachowanie stabilnego frontu, tak niepewnego od samych swoich podstaw i grożącego rozsypaniem się w każdej chwili.
OdpowiedzUsuńMiało być lepiej. Już nawet teraz; przyjście dziewczyny miało się wiązać ze wspólne zjedzonym obiadem, wyżaleniem się sobie nawzajem z trudów dnia, ale i tych wcześniejszych, których nie mieli okazji spędzić wspólnie. Miało być próbą odwrócenia uwagi jakimiś głupotami, mimo klienta, którego przyjazd niemiłosiernie się zbliżał. Ustaliliby co dalej. Gdzie pójdą po pracy, może spotkają się u niego i obejrzą lekki film, podczas którego bieg dnia mógłby powoli ogarnąć ich ciała, przy okazji pozwalając na rozluźnienie się. Zaczną maskować gorzkie wspomnienia tymi słodkimi, wypełnionymi nadzieją.
A jednak zderzał się z szarą, bolesną rzeczywistością. Ze świadomością, że życie nie zawsze było idealne - nigdy nie było idealne. Nie mogło być idealne, kiedy na każdym roku, mimo braku takiego zamysłu, robił wszystko, żeby było odwrotnie.
Miał wrażenie, jakby wszystko prześlizgiwało mu się przez palce. Czas, Danielle, wspomnienia, spokój. Czuł, jakby ktoś niemiłosiernie zaciskał mu dłonie wokół szyi, sprawiając, że ledwie utrzymywał płynność w łapanych oddechach, którym starał się ująć łapczywości. Pokładał zbyt wielkie nadzieje w bezwiednie sunących dłoniach, głaszczących twarz brunetki i poprawiających pojedyncze kosmyki włosów, które groziły zasłonięciem jej twarzy podczas kolejnych, nieumyślnie zadawanych mu ciosów.
Nie wiedziała, czy wróci. To mógł być ostatni raz, kiedy ją widział na żywo; kiedy miał ją na wyciągnięcie ręki, którą mógł z delikatnością otrzeć ściekające strużki łez, cisnące bliźniacze do jego oczu. Dalej tak twardo zduszane, mimo nabierania szklistej tafli. Z każdym muśnięciem czuł, jak zbierało się ich coraz więcej, a walka z nimi stawała się coraz trudniejsza, choć tak potrzebna. Nie mógł pozwolić sobie na pęknięcie, kiedy wiedział, jak wielka waga była przywiązana do jego reakcji.
Nie zdążył zareagować na rozedrgany pocałunek, dalej wywołujący nieznaczne mrowienie na popękanych wargach. Chciał, lecz cichy, łamliwy szept Danielle przyniósł ze sobą nagłe zamarcie całego ciała. Falę mdłości, kiedy waga jej słów, tak mu znajomych, wylądowała prosto na nim i przeraźliwie przypomniała o tym, co sam zrobił. Jednak jej słowa były delikatniejsze; niosące ze sobą smutek i gram niechęci. Niosące ze sobą szczerość.
Bezwiednie wlepił wzrok w wymyślony na suficie punkt, zatracając się w przytłaczającym szumie, jaki słyszał w uszach. Z zapętlonymi w głowie słowami i czułym zdrobnieniem, sprawiającymi, że z opóźnieniem poczuł spływającą po policzku łzę, zbyt pośpiesznie startą nadgarstkiem, aby została niezauważona. I kolejną, zduszoną dociśniętymi do oczu dłońmi, byleby nie zyskały szansy na wyznaczenie na jego policzkach zdradliwych, mokrych śladów. Nie teraz
— Okej — parsknął za chwilę żałośnie łamliwym, krótkim śmiechem, kiedy uderzyła go słabość własnego głosu, nad którym nie odzyskał w pełni kontroli nawet po głęboko złapanym powietrzu. Desperacko łapał się wszystkiego, co mogło mu pozwolić na odzyskanie kontroli nad samym sobą. Na, nawet złudne i bezskuteczne, przekonanie Danielle, że wszystko było w porządku.
— Jeśli ma Ci to pomóc — zaczął po kolejnym, wymownym przełknięciu śliny i wlepieniu spojrzenia w sufit, nim znalazł w sobie siłę, aby zostawić na czubku jej głowy równie niepewny i roztrzęsiony pocałunek, jak ona wcześniej na jego ustach. Zapewne ostatni — to zerwijmy — stracił ją. Na własne życzenie, samemu wyrażając zgodę i nie stawiając choćby grama oporu. Stracił Danielle, mimo przeszywającego go pieczenia przy każdej chwili, podczas której każdy oddech sprawiał wrażenie niewystarczalnego.
😖
Głębokie oczy Danielle niemalże przeszywały go na wskroś, wzbudzając rozejście się nieprzyjemnego dreszczu wzdłuż kręgosłupa i z towarzyszącym temu ściskiem żołądka. Wypowiadane przez nią słowa dodawały poczucie zwężenia gardła, przez które z trudem mógł przełknąć ślinę, czy wstrzymać poprawnie cisnące się do oczu łzy.
OdpowiedzUsuńNie był ślepy, widział ból wykrzywiający jej twarz w nieszczęśliwym grymasie, jak i słyszalny w barwie głosu. Nie mógł jej za to winić, dobrze widząc, z jakim trudem jej to przychodziło. Że ledwie była w stanie na niego spojrzeć, kiedy wyznała, że wyjeżdża, czy kiedy wyszła z propozycją zakończenia ich ledwie nakreślonego związku. Z kolei on na wszystko się zgadzał. Nie oponował pomysłowi, który rozdzierał mu serce na tysiące kawałków i sprawiał, że tracił kontrolę nad własnymi emocjami. Posłusznie zgadzał się na to, co los próbował dla niego przygotować, jakby nie miał żadnego wpływu na podejmowane decyzje.
Bo czuł, że tak było.
Miał wrażenie, że był bezsilny, nienadający się do pomocy Danielle. Czuł, że zasługiwała na kogoś lepszego - kogoś, kto nigdy nie przeciągnąłby jej przez takie piekło, jak on to zrobił. Na kogoś, kto będzie w stanie jej pomóc i pozwoli zapomnieć o wszystkim, co dotychczas ją trapiło. Może jej matka miała rację? Danielle powinna być z kimś z branży, o podobnej pasji i ambicji; z kimś, kto ją w pełni zrozumie, a zarazem z kimś, kto zapewni jej dobre, korzystne życie bez strachu, że na każdym rogu czai się potencjalne niebezpieczeństwo. A tak właśnie wyglądało życie Namgi’ego.
Nawet po wygrzebaniu się z nagle powstałego długu, czy ustaleniu, że handel będzie jego drugorzędną ‘pracą’ pod wpływem presji ze strony Dayouna. Dalej był przekonany, że ktoś dyszy mu na kark i w każdej chwili da radę wszystko zrujnować. Każde spotkanie z kimś nowym wiązało się ze zwiększoną dozą niepewności i wyostrzoną, wręcz męcząco, uwagą i ostrożnością. Nie chciał, żeby Danielle musiała żyć w tym samym strachu; od początku tego nie chciał, a i tak dał radę ją w to zamieszać.
Nie potrafił z pewnością stwierdzić, że właśnie ze względu na to dalej dusił większość łez w sobie, chciał i zamierzał tak myśleć, byleby uchronić siebie, lecz przede wszystkim Danielle, przed własną reakcją, która zbyt jawnie zdradziłaby, jak bardzo rozrywało go to od środka
— Nie chcę, żebyś jechała — przyznał, nie tyle posłusznie, co zgodnie z prawdą. W tym samym momencie czując, jak jego wargi zaczynają zdradliwie drżeć, mimo męczonego od środka policzka — Dani, gdybym mógł, to chciałbym, żebyś była przy mnie. Mieszkała ze mną i siedziała w studiu non-stop — ledwie wykrzywił usta w pokrzepiającym uśmiechu, nim ten powrócił do koślawego grymasu pchanego emocjami.
— Ale wiem, że nie może tak być — każde z własnych słów wbijało się niczym sztylet w jego serce — Każę Ci zostać i co? Zostaniesz bez taty, który chce i może Ci pomóc… — rozedrgane palce z cieniem niepewności przesunęły pod oczami Danielle, by zetrzeć zbierające się tam łzy — Coś, czego ja nie mogę zrobić, chociaż obiecałem — nie zdążył zareagować, kiedy przy kolejnym przeniesieniu wzroku na ciemne tęczówki dziewczyny, wąska strużka zaczęła tworzyć się na jego policzku, bez najmniejszej szansy nad zapanowaniem nad nią. Bo mimo pospiesznego jej przetarcia, czuł, jak jej miejsce zastępuje kolejna, a gardło zaciska się coraz bardziej.
—I… będzie Ci prościej — przyznał, mimo towarzyszącego temu bólu — Będzie Ci prościej, jeśli wyjedziesz będąc na mnie zła, Dani — kolejna próba uśmiechnięcia się została przerwana cichym, żałosnym załamaniem się głosu, który nieudolnie starał się zakryć szybkim odchrząknięciem. W to wierzył, w to chciał wierzyć - że wyjdzie lepiej na rozejściu się w złości, aniżeli smutku. Będzie jej prościej zapomnieć, jeśli już nie wróci.
😣
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKrzywy, acz szczery uśmiech starał się wygiąć jego usta na odpowiedź Danielle. Wiedział to, nieraz miał przykład, że w dziewczynie kryły się nieskończone pokłady… dobroci. Bo prawie nigdy się na niego nie unosiła, zawsze była wyrozumiała. Wybaczyła mu wszystko, co zrobił, choć na to nie zasłużył. Była za dobra, szczególnie dla Junga. Wolałby, żeby potrafiła być na niego zła - krzyknęła i z oburzeniem opuściła studio, zamykając drzwi, od których biło potrzebne mu ciepło i wsparcie. Bo wtedy wszystko byłoby prostsze.
OdpowiedzUsuńJakiekolwiek szanse go opuściły, kiedy poczuł jej delikatny dotyk, a proszące słowa wydusiły nieproszenie z oczu kolejne łzy oraz ścisnęły boleśnie serce świadomością, że nie mógł jej tego obiecać
— Obiecuję — mimo to zrobił dokładnie to, o co go prosiła. Złożył obietnicę, której nie był w stanie dotrzymać, nieważne jak mocno by się starał. Nie chciał teraz niczego innego, niż zamknąć się w studiu. W obecności niczego innego, niż samotności i duszącego załamania, jakie stopniowo rozbijało go od podstaw. Bo jedynym, co mogłoby go przed tym powstrzymać, była sama Danielle. Jej krucha figura zajmująca jego kolana, słaby głos, który przedzierał się z trudem przez zamgloną świadomość i ciężar wiedzy, że mógł to być ostatni raz na długo (na zawsze), zanim znowu będzie mógł spojrzeć z tak bliska w ciemne, wypełnione bólem oczy.
— Mam za niedługo kolejnego klienta… — nie chciał, żeby wychodziła. Chciał ją tutaj - na kanapie, z kocem, który zarzuciłaby sama sobie na ramiona lub on by zrobił, kiedy szmer jeżdżącego po kartkach ołówka z cichym spalaniem się skręta pozwoli jej odpłynąć. Ale nie mógł jej zatrzymać. Oferował w zamian słowa, dodatkowo powiększające jej szansę na wyjście. Wymówka, która miała pokrycie z prawdą, lecz gdyby tylko chciał, wszystko zostałoby przeniesione. Bez przejęcia się konsekwencjami odwlekania spotkania lub oburzenia klienta, na którym powinno mu zależeć.
Pragnął wstać z fotela, zatrzymać ją, nim finalnie opuściłaby progi studia i błagać z desperacją, aby faktycznie zmieniła zdanie. Przekonać w tym, nie tylko ją, ale i samego siebie, że wyjdą na prostą bez zewnętrznej pomocy. Gdyby go poprosiła, rzuciłby pracę; każdą z nich, byleby spędzić z nią każdą godzinę. Pomóc wyjść z bagna, w które ją bez pomyślunku wprowadził, a teraz nie potrafił znaleźć choćby grama możliwości, aby ją z niego wyciągnąć
— Dbaj o siebie, Dani — kochał ją. I nie zależało mu na niczym bardziej, niż na tym, żeby wyszła na prostą. Żeby była szczęśliwa i zdrowa, nawet jeśli miało do tego dojść kosztem obecności tekściarza w jej życiu.
Wymusił u siebie ostatni, niemrawy, acz próbujący być pokrzepiającym, uśmiech, który od razu został zmazany pod presją nierównego oddechu. Idealnie po zamknięciu się drzwi. Idealnie poza zasięgiem Danielle, przed którą nieustannie chciał utrzymywać front kogoś, w kim miała oparcie. Kogoś, kto radził sobie ze wszystkim, choć ostatnio jedyne co widział, to rozpad własnego życia.
Chował się sam w sobie, w rękach położonych na biurku, byleby zablokować łagodne światła od przedarcia się przez jego zaciśnięte powieki. Przez niewyraźny, przysłonięty łzami wzrok, tak samo jak muzyka, która próbowała wyciszyć nieopanowany szloch tekściarza. Przynajmniej był sam. Przynajmniej miał tę godzinę dla siebie.
Tak myślał, dopóki wibracja telefonu nie zmusiła go do spojrzenia w jego ekran. Czy do gwałtownego otarcia z łez oczu i dociśnięcia do nich dłoni wraz z zarejestrowaniem treści
będę trochę wcześniej, ok
Musiał pracować. Tak, jak zwykle. Bo podczas pracy nie miał czasu na użalanie się nad sobą.
Gi..