HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

Imagination is more important than knowledge

EVANDER J. JAVITS
Zawsze ważniejsze było to, co musiał, niż to, co chciał – a musiał wiele, bo przecież życie ułożono mu już na kilka pokoleń wprzód – ale to wcale nie przeszkodziło mu sięgnąć po to czego pragnie. Serce oddał fotografii już jako nastolatek, więc na nic zdały się rodzicielskie starania, bo nie ubrał ani togi ani kitla, choć drzwi do jednego i drugiego stały dla niego otworem. Ukończył prawo, ale wcale nie z wyróżnieniem, bo cholernie trudną sztuką jest zadowolić innych i siebie w tym samym czasie, zwłaszcza, gdy cudze aspiracje diametralnie różnią się od własnych, i nie poszedł w politykę, bo zdecydowanie za dużo w niej rutyny. W żonglowaniu akcjami znalazł trochę więcej szaleństwa, więc za ten jeden ojcowski uśmiech spełnił nieswoje życzenie i przejął po nim udziały, a chociaż w życiu nie musiałby robić już niczego, dalej robi to czego pragnie najbardziej – kradnie sekundy z czyjegoś życia, trwale spisuje ich emocje, a potem cieszy oczy swoje i innych prawdziwym pięknem utrwalonej na matrycy chwili. W obiektywnie obnaża ludzi z warstw, wyciąga z nich autentyczność i z tych zebranych okruchów historii tworzy wyjątkową całość. Fotografia jest jego okiem na świat, jego środkiem wyrazu, terapią, praca i miłością. Fotografia jest jego życiem, bo fotografia jest nim. Ale zdjęcie to wyrażanie wrażeń. Jeżeli piękno nie będzie istnieć w nas samych, to jak w ogóle będziemy mogli je zauważyć?
Evander Jacob Javits — po prostu Evan — fotograf specjalizujący się w fotografii mody oraz w fotografii komercyjnej — wykonuje zlecenia dla światowej sławy magazynów, takich jak Vanity Fair czy Cosmopolitan, a także dla artystów, gwiazd i korporacji — fotografia uliczna odskocznią od rzeczywistości — laureat International Photography Awards 2021 w kategorii fotografia uliczna — po godzinach strażnik mięśni brzucha u instagramowych celebrytów, czyli tak zwany trener personalny — absolwent prawa na Uniwersytecie Columbia oraz Nowojorskiego Instytutu Fotografii — udziałowiec w BlackRock Inc — na łamach magazynu E! oraz People pojawia się częściej niżby chciał — unika skandali, ale skandale wcale nie chcą unikać jego — miał zaszczyt zdobić okładkę Men's Health, gdy udzielił dla nich wywiadu — zamieszkuje apartament na 91 i 92 piętrze przy 432 Park Avenue — syn amerykańskiego polityka i prawnika, członka New York City Council, oraz chirurżki plastycznej, członkini organizacji Lekarze bez Granic — rodzinna rezydencja w nowojorskim Great Neck — urodzony w 1989 roku w Nowym Jorku — brazylijskie korzenie od strony matki
LAUREN DORRANCE
była partnerka — modelka, która wybiła się na jego plecach — projektantka bielizny — kilka niedomkniętych rozdziałów, dotyczących wspólnie prowadzonej działalności — jej butik z bielizną mieści się przy Piątej Alei — zakochana w światłach reflektorów
ELODIE JAVITS
młodsza o trzy lata siostra — lekarz medycyny estetycznej w trakcie specjalizacji z chirurgii plastycznej — z zamiłowania do kwiatów wychodowała sobie kwiaciarnię, którą oficjalnie otworzyła przed rokiem — najspokojniejsza z całej rodziny powierniczka sekretów wszelakich — to na niej Evan intenstywnie szkolił za młodu swój warsztat fotograficzny
JOHN JACOB JAVITS
ojciec — prawnik, adwokat, właściciel kancelarii Javits & Co — polityk, członek New York City Council — inwestor, który ulokował swoje zasoby finansowe w wielu akcjach — konserwatywne poglądy tłumione przez mniej konserwatywną żonę — fanatyk gry w golfa — urodzony w Nowym Jorku
JULIANA SOUSA JAVITS
matka — doktor chirurgii plastycznej w ciągłych rozjazdach — Lekarz bez Granic — uczestniczka wielu misji humanitarnych, z których zasłynęła — wyspecjalizowana w zaawansowanych rekonstrukcjach obrażeń ciała, zwłaszcza twarzy — urodzona w Rio De Janeiro, obywatelstwo amerykańskie uzyskała dopiero po ślubie
bierz co chcesz, bierz jak chcesz, a pisz tu: yourmorningcappuccino@gmail.com <3 br=""> komu jakąś seksi fotkę?

27 komentarzy:

  1. [ Hej, cześć!
    Bardzo ciekawa postać ci wyszła. Fajnie ujęty został opis czym jest dla niego fotografia, rzeczywiście na zdjęciach można pokazać bardzo wiele. Zdaje się też, że Evander znalazł złoty środek pomiędzy tym czego inni od niego oczekują, a czego sam chce.
    Bawcie się dobrze i w razie chęci zapraszam! :D ]

    Maria / Maggie / Jackson

    OdpowiedzUsuń
  2. ( Podejrzewam, że większość pań nie potrafiłaby się skupić na treningu w jego obecności 😈 Część, super jest ten Twój pan, taki trochę tajemniczy mi się wydaje. Myślę, że z Octavia mogliby mieć kilka rzeczy, które mogłyby ich w jakiś sposób połączyć. Jeśli masz ochotę, zapraszam do nas ❤️)
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Przedstawienie postaci z perspektywy jej zainteresowań zawsze wydawało mi się ciekawym pomysłem, pozwalającym opisać bohatera bez zdradzania za wiele, a tutaj zostało jeszcze zgrabnie przeplecione z historią. Evander wydaje się upartą osobą, bo postawienie na swoim w takiej sytuacji wymaga chyba mimo wszystko sporo zawziętości.
    Życzę dobrej zabawy na blogu, a w razie chęci zapraszam do siebie.]

    Alexios

    OdpowiedzUsuń
  4. Spotted: Przykładni synowie, jak już wiecie, mają specjalne miejsce w moim sercu. Bo czy to nie najlepsi kandydaci... no przynajmniej na wieczór? E widziany w niedzielne południe w Central Parku z aparatem w ręce, oddawał się swojej pasji, fotografując ulicznego grajka. Słodziak. Jeszcze później, tego samego dnia, dawał z siebie wszystko, by przypilnować figurę tej wschodzącej gwiazdy muzyki POP. Ułożony, dobry, interesujący i piękny. Swoją drogą, myślicie, że ta przystojna twarz to zasługa jego mamy? I nie chodzi mi o to, o czym z początku pomyśleliście... Hej, E, nie martw się. Drobna ingerencja to żaden powód do wstydu!
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Jak się na tego pana patrzy, to ma się wrażenie, że mógłby zranić… I nie mówię tu o uczuciach, o tym nic nie wiem, ale jak by się przewrócić na tę szczękę czy brzuch, to by się krew polała ;D Odmawiam uwierzenia, że tacy ludzie istnieją. Anyway. To chyba nie byłoby żadnym naciągnięciem, gdyby z moją małolatą łączyła go jakaś relacja biznesowa. Być może już cyknął gwiazdeczce jakieś zdjęcie na pierwszą stronę, a może dopiero by do niego trafiła. Nie wiem, jeśli grafik ma wolny, to możemy coś razem pomyśleć. Wpadajcie, jeśli macie ochotę :) Miłego pisania!

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Maggie pracuje w takim niezbyt popularnym, raczej tańszym barze/klubie więc nie wiem, czy to by się wpasowało w twoje ramy ;) Ale zaciekawiłaś mnie tym "wypożyczeniem", chętnie pójdę w tą stronę i wykorzystam ten aspekt z życia Marii ;D U niej też mam najmniej wątków, więc chętnie ją rozwinę. Więc pisz co chodzi ci dokładnie po głowie, jeśli nic to zrobimy burzę mózgów ;D ]

    Maria

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć! Jejku, jakim Evander jest człowiekiem pełnym pasji, co razem z Izzie bardzo podziwiamy, a jednocześnie jak on potrafi zachowywać balans i równowagę, no niesamowite to jest, tego moja panna też mogłaby się od niego nauczyć ;DD Bardzo ciekawa postać, obyście zostali tutaj jak najdłużej i bawili się jak najlepiej z samymi skandalami na koncie, rzecz jasna ;))
    Żałuję, że nie przychodzę z niczym konkretnym, chociaż ojciec Elizabeth też obraca się w tym prawniczym świecie, więc to zawsze coś. Gdybyście potrzebowali jakiś jeszcze skandali albo dobrej zabawy, to zapraszamy, coś się wymyśli! :D]

    Elizabeth Madden

    OdpowiedzUsuń
  8. [ No straszny ten ojciec. Chętnie damy się wypożyczyć żeby utrzeć komuś nosa :D Z pewnością będą się musieli spotkać, obmyśleć co i jak, ustalić różne szczegóły gdzie się poznali, jak to się stało, że są razem itp. Będą musieli się wypytać o różne szczegóły, co by wiedzieć o sobie w miarę możliwości jak najwięcej. Ale damy radę, Maria może takiej szopki nie odgrywała przed rodziną "ukochanego", ale jakieś tam doświadczenie ma ;D Obiecujemy być idealną kandydatką na przyszłą żonę!
    Od czego chciałabyś zacząć? A raczej jak mieliby rzeczywiście na siebie wpaść? Ktoś by mu ją polecił, dał namiar? Czy idziemy w stronę przypadkowego spotkania i od słowa do słowa to wyjdzie? ]

    Maria

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej, hej, witam serdecznie pana fotografa! :) Jak miło widzieć tutaj kogoś, kto zdrowo podchodzi do swojej pasji, a przy okazji dba o siebie jeszcze na innych polach. Muszę też powiedzieć, że niezwykle rozbawiło mnie to, że ojciec Evandra jest fanatykiem golfa. Idealnie dopasowane. Wygląda, jakby urodził się z tym kijkiem w dłoni.
    Zapraszam do Jolene, choć przyznaję, że niestety tak od razu nie jestem w stanie wymyślić żadnego powiązania. :(( Jeśli jednak u Ciebie jest chęć na wątek, to burza mózgów na pewno zawsze pomoże!]

    Jolene

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Aż się zaśmiałam :D W porządku możemy zacząć od takiego spotkania biznesowego na którym Evander dowie się, że Maria przyszła z jego wspólnikiem na zasadzie chłodnego układu i niczego więcej. Pewnie w tedy sama mu powie, że jeśli by takowej pomocy potrzebował to już wie gdzie szukać ;) A później właśnie mogą się umówić na spotkanie we dwoje w sprawie Evandera.
    Zacząć nam, czy ty wolisz ? Chyba, że masz chce jeszcze wszystko bardziej omówić to zapraszam na maila będzie nam wygodniej: izana.ami00@gmail.com ]

    Maria

    OdpowiedzUsuń
  11. [Pozwoliłam sobie na wysłanie maila.]

    Rim & Nash

    OdpowiedzUsuń
  12. To był prawie niespotykany widok — Elizabeth Madden w nierozsądnie wysokim obcasie i eleganckiej, czarnej sukience z odkrytymi ramionami, w którą kazała wcisnąć się jej matka, stanowiąca perfekcyjny dodatek do jeszcze bardziej doskonałego obrazku jej rodziców; ludzi z pasją i sukcesami, których ona nigdy nie będzie miała, bo nawet nie chciała. Tę niewdzięczną rolę już dawno przejął jeden z jej starszych braci, który powoli stawał się młodszą wersją ojca, bezbłędnie spełniając wszystkie jego oczekiwania. Pech chciał, że tego sobotniego wieczoru, na spędzenie którego Elizabeth miała wiele nieprzyzwoitych planów, wypadło mu coś, przez co pierwszy raz od dawna nie mógł towarzyszyć rodzicom, by na prawo i lewo chwalić się tym, co dzięki nimi osiągnął. Na jego miejsce wskoczyła bardzo niezadowolona i nadąsana jak dziecko Izzie, która zgodziła się na ten cyrk w hotelu Waldorf-Astoria z dwóch powodów. Po pierwsze próbowała w ten sposób przypodobać się własnemu ojcu, żeby czym prędzej zmyć niemiłe wrażenie po swojej ostatniej kilkudniowej ucieczce z domu i oblanym egzaminie z łaciny. A po drugie strasznie kusił ją ten elegancki, drogi i zupełnie darmowy alkohol, który na takich przyjęciach stał prawie w każdym kącie, aż prosząc się o to, by ktoś z niego skorzystał. Miała więc swój niegrzeczny interes w tym, że się tutaj pojawiła, chociaż pożałowała, gdy tylko postawiła nogę na lśniącym parkiecie wielkiej sali bankietowej pełnej obcych, kulturalnych i uprzejmych ludzi z kieliszkami szampana w dłoni, którzy wymieniali się między sobą przepełnionymi kurtuazją uściskami, komplementami i fałszywie wspierającymi klepnięciami w ramiona, od których robiło się niedobrze. Nagle wszyscy stawali się dla siebie długoletnimi przyjaciółmi, umawiali na golfa w sobotę i byli w stanie zrobić wszystko, by się sobie przypodobać i dobić ważnego interesu. Ojciec Elizabeth powtarzał, że powinna się uczyć, ale oprócz tego, że ona nie miała pojęcia, o czym większość z tych mówi, bo co jakiś czas z tłumu wychylał się jakiś straszny nudziarz, który próbował ją beznadziejnie zagadywać, to do perfekcji opanowała prześliczne uśmiechy i ładne oczy, które bez większego problemu zadziałałyby na przynajmniej większość tego przemądrzałego towarzystwa. W takich chwilach uświadamiała sobie, jak bardzo nie chciała być jak swoi rodzice, absolutnie nie pasując do tego świata, po którym oni, a szczególnie jej apodyktyczny i uparty ojciec, poruszali się bezbłędnie. Za to Elizabeth nawet nie starała się ukryć swojego ogromnego znudzenia, które zaczęło objawiać się w tym, jakie bezczelne i przepełnione brakiem zainteresowania spojrzenia posyłała na prawo i lewo, żeby nawet nikomu nie przyszło do głowy, aby znowu wypytywać ją o plany na przyszłość, bo ten temat działał na nią jak płachta na byka.
    Sama nie wiedziała, jak to się stało, że znalazła się przy jednym z bogato zastawionych stołów, ale zdecydowanie dopisało jej jakieś szczęście, dzięki któremu uciekła spod uważnego spojrzenia matki, która pilnowała swojej jedynej córki przed tym, by nie zrobiła nic głupiego i nie narobiła jej wstydu wśród elity. Matka próbowała dopilnować przede wszystkim tego, żeby Izzie niczego nie piła, ale ona znalazła na to sposób i do owocowego ponczu co jakiś czas dolewała sobie coś mocniejszego, bez czego nie przeżyłaby tego zjazdu nudziarzy w przyciasnych garniturach. Zaczęła jednak czuć, że potrzebowała czegoś porządniejszego, a jej brwi marszczyły się w rozczarowaniu, gdy każda butelka, która trafiała pod jej rękę okazywała się albo jakimś słabym winem, albo szampanem, o którym już wszyscy zapomnieli. Z braku innego wyjścia Elizabeth wzięłaby już to wino, któremu zaczęła przyglądać się z mieszanymi uczuciami, ale słysząc znajomy głos, zignorowała etykietę na butelce i uniosła wzrok prosto na Evana. Tego wieczoru to nie był ich pierwszy kontakt, już wcześniej zauważyła go w towarzystwie ojca, w tym nieprzyzwoicie twarzowym garniturze, od którego większość żon zebranych tutaj bogaczy nie mogła oderwać spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawa — zaznaczyła, podkreślając to słowo, które nie miało nic wspólnego z tym, co działo się na tym eleganckim bankiecie i powoli przesunęła się w jego stronę. — Zaczyna się daleko poza tą salą — skwitowała z podstępnym uśmiechem, a chociaż nie kryła się ze swoim zdaniem i nawet nie dbała o to, by ściszyć ton głosu, to jednak pochyliła się w nieco konspiracyjnym stylu w stronę mężczyzny. Wzrok odruchowo przesunęła na szklankę, którą trzymał przy sobie w jednej ręce, a w której mieniła się resztka szkockiej, więc wyciągnęła dłoń po odpowiednią butelkę pełną alkoholu.
      — Zrobiłeś się już nudnym i starym ważniakiem, czy jeszcze dzielnie z tym walczysz? — zapytała żartobliwie, choć całkiem bezczelnie, bo ona i Evan, pomijając kilka grzecznościowych rozmów i wymownych spojrzeń, którymi od czasu do czasu wymieniali się tak, jakby szukali w sobie jakiegoś ratunku, praktycznie się nie znali. Obiło się jej jednak o uszy, jaki był z niego świetny fotograf, a przy okazji szycha w rodzinnej kancelarii, ten od ważnych podpisów, któremu większość gości próbuje się przypodobać i chciała wiedzieć, czy była już z niego przegrana sprawa.

      Elizabeth Madden

      Usuń
  13. Dlatego Elizabeth wolała trzymać się od tego wszystkiego z daleka. Intrygi, sekretne powiązania, interesy mniej albo bardziej legalne, ci wszyscy podejrzani ludzie, gdy jeden próbował być milszy od drugiego, a tak naprawdę planował już to, jak pozbyć się swojej konkurencji, bo przecież dokładnie tym oni wszyscy dla siebie byli — przeciwnikami, tylko czasami zdarzało się im grać do jednej bramki, więc wtedy nawiązywali dłuższe współprace. To była pewnie kwestia czasu aż wszyscy się tutaj pożrą i przetrwają ci, którzy w tej biznesowej przyjaźni trzymali się siebie odpowiednio mocno. Ona oprócz tego, że kompletnie nie miała głowy ani do tego, by zapamiętywać, kto był wrogiem, a kto przyjacielem, to jeszcze nie bardzo lubiła przymilać się do ludzi, którzy kompletnie jej nie obchodzili. Jej ojciec przyjaźnił się z panem Javits, tym poważniejszym, ale na pierwszy rzut oka Evan całkiem do tego towarzystwa pasował. A przynajmniej dla kogoś, kto ignorował to jego gorączkowe zerkanie na drogi zegarek na nadgarstku, unikanie udzielania się w tych niesamowicie ważnych rozmowach i niby to zabawnych dyskusjach, przy których panowie zaczynali rozluźniać swoje kołnierzyki od nadmiaru procentów we krwi. Za to jej uważnemu spojrzeniu to nie umknęło i już wcześniej zwróciła uwagę na to, że Evan pomimo tego, jak doskonale prezentował się w tłumie ludzi, pozostając przy tym odpowiednio wyważonym i kulturalnym, to cieszy się z udziału w tej imprezie tak jak ona. Rozmowa z nim wydawała się więc być wybawieniem. Nic lepszego nie mogło jej tutaj spotkać.
    Elizabeth nie przeszkadzał wzrok mężczyzny, który na niej bezwstydnie wylądował, tym bardziej, że ona sama przyjrzała się mu nieco odważniej, gdy wspomniał coś o tym, jak świetnie się trzyma. Uśmiechnęła się pod nosem z nieskrywaną aprobatą.
    — Tak świetnie, że żona Whitlocka już zdążyła zapisać się do ciebie na... jak to się mówi? Prywatny trening? — zagadnęła Liz, zupełnie niewinnie drocząc się z Evanem. Miała jednak bardzo dużo czasu, żeby znaleźć sobie tutaj rozrywkę i przyglądanie się temu, jakie maślane oczy robiła do niego tamta wypindrzona blondynka, okazało się jedną z większych atrakcji.
    — Moja obecność tu to pomyłka, ale jak już zdążyłeś zauważyć — zaznaczyła, zatrzymując spojrzenie na jego oczach, przyłapując go na tym, że kolejny raz mierzył wzrokiem jej sylwetkę. — Przynajmniej jestem od niego o wiele ładniejsza i zabawniejsza — podsumowała błyskotliwie, a jej kąciki ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Gdyby to od niej zależało, wcale by jej tutaj nie było. Nie wcisnęłaby się również w tę niezbyt wygodną i zdecydowanie przydługą sukienkę, którą wybrała dla niej matka, żeby tylko Elizabeth nie założyła czegoś, co ledwo przykryje jej tyłek. Ale za to w przeciwieństwie do reszty nie pachniała żadnym piżmem, żadną Mademoiselle, niczym, co mogłoby mu przypominać o własnej matce. Uwielbiała zapach wiśni i czarnej porzeczki, wszystkiego, co zmysłowe i słodkie, ale tym nie powinna go udusić.
    — Daleko. Bardzo daleko — odparła podstępnie Elizabeth, a w jej ręce wpadła truskawka w czekoladzie, która całą gromadą leżała na eleganckim talerzu obok alkoholi. — Ale może mogłabym cię tam zaprowadzić — zasugerowała zaczepnie, gryząc truskawkę i wymownie zerkając na pustą szklankę odstawioną przez niego na blat, który wyglądał tak, jakby mógł znieść wszystko, co miałoby na nim wylądować. Sama natomiast zachęcająco podsunęła w jego stronę pełną butelkę, a na jej twarzy wymalował się bardzo niewinny uśmiech. Nie zdradzi mu, gdzie w tej chwili mogliby bawić się znacznie lepiej, ale jeśli urwie się stąd razem z nią, to mogła mu zagwarantować, że nie będzie się nudził. Zresztą, lubiła, gdy ktoś towarzyszył jej w robieniu strasznych głupot.

    partnerka w zbrodni Elizabeth Madden

    OdpowiedzUsuń
  14. Nowy Jork był pełen dobrodziejstw, z których było można dowoli korzystać i czerpać jeśli tylko miało się odpowiednie możliwości, głównie te finansowe. Nie każdy mógł sobie pozwolić na elegancki apartament na Upper East Side, na luksusowy samochód i stołowanie się w najlepszych restauracjach jakie znajdowały się w mieście. Nie każdy mógł sobie pozwolić na naukę w elitarnych szkołach, na dodatkowe zajęcia i przetarcie własnych szlaków. Wszędzie duże znaczenie miały pieniądze i lub znajomości. Maria była boleśnie świadoma, że nie miała, ani jednego, ani drugiego, a przynajmniej nie dostatecznie wiele, by móc pozwalać sobie na to czego chciała, a zawsze pragnęła od życia więcej niż to co podsuwali jej i oferowali bliscy. Nowy Jork był drobnym marzeniem małej dziewczynki, które rosło wraz z nią. Aż w końcu osiągnęła swój cel, a później zabrała się za odhaczanie kolejnych rzeczy na liście, którą stworzyła we własnej głowie. Uwielbiała Nowy Jork, każdą jego stronę w które zagłębiała się co raz bardziej z każdym kolejnym rokiem, zapuszczając tutaj korzenie.
    Przede wszystkim lubiła być samodzielna i z osiągnięciem tego również sprawnie sobie poradziła. Nie krępowała się tego co robiła, czy to pracy w klubie, czy jako osoba towarzysząca za odpowiednią zapłatę. I tu i tu czuła się swobodnie; czuła się w swoim żywiole gdy spojrzenia kierowały się w jej stronę. Tylko przed rodziną musiała ukrywać to co robiła, zdając sobie sprawę, że w jej domu takie rzeczy nie były akceptowane i traktowane z przymrużeniem oka.
    Sprzedawała swój czas i tylko czas. Nigdy nie pozwalała, by między nią, a potencjalnym klientem doszło do czegoś więcej niż spotkanie. Zwykle nim na cokolwiek przystawała, spotykała się z drugą osobą na neutralnym gruncie, przede wszystkim aby się poznać i ustalić szczegóły. Niekiedy dopracowanie ich zajmowało więcej czasu, innym razem nie było zbyt wielkiej potrzeby, aby się nad nimi pochylać. Wszystko zależało od sytuacji... sceny którą mieli odgrywać. Niekiedy było to spotkanie w restauracji i miała po prostu potowarzyszyć komuś przy obiedzie, innym razem wyjście na event, uroczystość rodzinną, czy spotkanie biznesowe jak to miało miejsce dzisiejszego dnia.
    Zwykle te ostatnie należały do kategorii tych najmniej ciekawych; biznesowe rozmowy i kolacje nie były nazbyt ciekawe, zwłaszcza dla laika jakim była Maria. Na co dzień nie obracała się w kręgach wysoko postawionych biznesmenów jednak i do takiego towarzystwa przywykła. Zwykle też byli bogaci mężczyźni po czterdziestce lub pięćdziesiątce, którzy chcieli dowartościować się pokazaniem w towarzystwie młodej, atrakcyjnej kobiety, popisać się przed innymi lub zataić pewne niedogodne fakty. Jak właśnie czynił James Brown. Mieli sztywno ustalone zasady, choć musiała przyznać, że ta współpraca należała do tych trudniejszych. Musiała wznieść się na wyżyny swojej cierpliwości i gry aktorskiej, raczej nie nadawali na podobnych falach i ciężko było stworzyć złudnie prawdziwą fasadę pary. Jednak nie dbała o swoją rozrywkę, byłą to praca jak każda inna i tak do tego podchodziła.
    Wymknęła się do toalety, by złapać nieco oddechu. Nie spodziewała się, że ktokolwiek może rozszyfrować ich układ, a raczej postanowi ją z tą wiedzą skonfrontować. Gdy mężczyzna zbliżył się do niej, wprost mówiąc o jej relacji z Brownem, uniosła lekko brew i przyjrzała mu się uważniej. Wiedziała tyle ile musiała, by nie popełnić gafy, więc wiedziała kto przed nią stoi.
    Ciemnogranatowa sukienka idealnie układała się na jej smukłym ciele, podkreślając kobiece walory tam gdzie trzeba, ale pozostawiając równie wiele dla wyobraźni. Wyprostowane i rozpuszczone włosy odgarnęła gestem ręki na plecy. Jego spojrzenie jej nie peszyło, była zaznajomiona ze znacznie mniej... kulturalną uwagą ze strony mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To zależy od kilku rzeczy. — odparła zgodnie z prawdą. Cena nie była jednakowa dla każdej usługi, jeśli mogła to tak nazwać. — Nie wnikam w to jacy klienci są prywatnie. Nie przyszłam tu dla własnej rozrywki. — Dodała posyłając Evanderowi nieznaczny, uprzejmy uśmiech po czym wyminęła bruneta, by wrócić do swojego towarzysza. W końcu za to jej płacił, za towarzystwo. Przystanęła na chwilę i zwróciła się raz jeszcze w jego stronę. Jej wargi, znaczone czerwienią ułożyły się w kolejnym uśmiechu.
      — Jeśli sam potrzebujesz pomocy, wystarczy zapytać o numer. — dodała i ruszyła dalej przestronnym holem.

      Maria

      Usuń
  15. Ten świat bez rywalizacji mógłby nie istnieć, ona była siłą napędową dla wszystkich i każdy, kto nie potrafił w to grać, mógł sam się poddać i zrezygnować, bo dla takich ludzi nie było tutaj miejsca. Zawsze o to chodziło, to tym żyli wszyscy ci, którzy się tutaj pojawili. Elizabeth także lubiła rywalizację, a właściwie uwielbiała wygrywać, potrzebowała dostarczać sobie wrażeń i była wręcz bezczelnie szczera, co sprawiało jej ogromną frajdę, tylko to, co zdecydowanie różniło ją od Evana to kilka lat doświadczenia, których jej brakowało, chociaż wcale nie próżnowała i starała się jeszcze przed ukończeniem liceum nauczyć się o życiu tak wiele, jak tylko mogła. Dorastanie w tym świecie było trochę inne; dużo bardziej zepsute, pozbawione granic, za to pełne poczucia, że wszystko wolno. I to poczucie, które było głęboko w niej zakorzenione, bo sam Robert Madden nauczył tego swoją jedyną córkę, sprawiało, że te granice przyzwoitości także się zacierały, ale jej to nie przeszkadzało. Przecież nigdy nie próbowała być przyzwoita albo szczególnie grzeczna, jedynie od czasu do czasu łączyła to z jakimiś resztkami subtelności, które jeszcze w sobie miała.
    Nie potrafiła zliczyć na palcach, ile razy powinna ugryźć się w język, ale jednak tego nie zrobiła, dlatego w oczach wielu osób uchodziła za osobę niegrzeczną albo, co gorsze, za rozpuszczoną małolatę, a to przecież tylko była ta pożądana przez wszystkich najprawdziwsza szczerość.
    Nawet nie próbowała ukryć uśmiechu, który tajemniczo błąkał się po jej twarzy, gdy Evan się z nią zgadzał, w ten sposób sprzedając jej komplement. W kwestii poczucia humoru musiał po prostu uwierzyć na słowo — w tym także biła na głowę swojego brata. Podobało się jej to, w co zaczęli brnąć, chociaż jej rozmówca miał w sobie tak dużo uroku osobistego i tak ładne oczy, że gdyby Elizabeth była nastolatką mniej obytą z tym zepsutym światem, zdążyłaby się w nim zakochać. Jakie więc szczęście, że to raczej jej nie groziło.
    Z wielką gracją jadła truskawkę, udając, że to ona interesowała ją w tej chwili najbardziej, a nie to, gdzie lądowało spojrzenie Evana, ale słysząc jego słowa, uniosła jedną brew z uznaniem i patrząc w jego oczy, rzecz jasna, całkiem odruchowo przyłożyła do ust palce, aby oblizać je z czekolady, która zdążyła się roztopić.
    — Wow, jakie to było seksowne — skomentowała bezwstydnie, chociaż najwidoczniej nadal postanowiła się z nim droczyć. Była znacznie młodsza, pewnie w innym życiu Evan niesamowicie by ją onieśmielał, a jej policzki nie potrzebowałyby różu, ale Elizabeth była z kolei świadoma tego, jak niektórych mężczyzn potrafią zaskoczyć bezpośrednie małolaty. — Uwielbiam zdecydowanych facetów — dodała jeszcze niby w sekrecie, ściszając ton głosu i pochylając się w jego stronę, a tak naprawdę dorwała jeszcze jedną truskawkę.
    Podążyła rozbawionym spojrzeniem za Evanem, który żwawym i konkretnym krokiem ruszył w stronę holu, a w swojej dłoni kusząco trzymał butelkę mocnego alkoholu. Elizabeth w przeciwieństwie do niego nie zadbała o to, by pożegnać się z rodzicami, stwierdziła, że potem napisze im wiadomość, która będzie brzmiała mniej więcej musiałam wyjść, kocham was, żeby nie złościli się aż tak. Odczekała chwilę zanim również postanowiła opuścić salę bankietową, ale to nie dlatego, że nie chciała, aby ktokolwiek pomyślał, że ona i Evander wychodzili stąd razem, to akurat uważała za całkiem zabawne, chciała, żeby trochę na nią poczekał, bo jeśli nie może i nie mogłaby, to przynajmniej tyle była w stanie zrobić.
    Uśmiechnęła się, unosząc dumnie podbródek, gdy dostrzegła jego sylwetkę przy windzie i pomachała mu, dość wolnym krokiem pokonując dzielącą ich odległość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nawet nie wiesz, gdzie musiałam schować te truskawki — zasugerowała pół żartem, stając obok niego. Posłała mu wymowne, rozbawione spojrzenie, a kiedy drzwi windy się rozsunęły, pozwoliła sobie na to, by wejść do niej jako pierwsza. Przelotnie zerknęła na numerki, szybko wybierając to piętro, które ich interesowało, bo bardzo nie chciała, żeby do ich podróży dołączył ktoś nieproszony.

      Elizabeth Madden, która obiecuje niezapomnianą noc

      Usuń
  16. W tym świecie istniały jeszcze kobiety, które uwielbiały dobrą zabawę, i to na różne sposoby, dla których przygody z nieznajomymi mężczyznami były na równi z dobrymi zakupami albo porządną wizytą u kosmetyczki, kobiety, które zabawiały się jak mężczyźni i czerpały z tego wielką przyjemność. Nie każda pakowała się do łóżka po to, by zdobyć zaproszenie na porządną imprezę, dostać drogą torebkę albo tyłkiem zapracować sobie na to, by zainteresował się nią jakiś podstarzały milioner, wiele z nich miało do zaoferowania coś więcej i Elizabeth uważała się za właśnie jedną z takich kobiet, które seksem zamierzały zdobywać jedynie samą przyjemność. Nie wierzyła w moc łóżka, chociaż nikogo nie zamierzała za to oceniać. Pakowanie się bogatym mężczyznom do łóżek nie było w jej stylu, zdecydowanie bardziej wolała powolne i zmysłowe zabawy, seksowne podchody, uwielbiała kusić i na tym kończyć, żeby rozpalony umysł podpowiadał same nieprzyzwoitości, a ciało pragnęło, ale nie dostawało, chociaż ona sama nienawidziła, gdy ktoś jej odmawiał. Była nauczona tego, że wiele jej wolno i wszystko może dostać, ale proces zdobywania wydawał się jej znacznie ciekawszy.
    Nie dało się ukryć, że Evan był mężczyzną bardzo intrygującym, co najprawdopodobniej oprócz Elizabeth zauważyła większość kobiet obecnych na tej nudnej imprezie, ale oprócz fizycznej atrakcyjności miał w sobie jeszcze to coś, co sprawiało, że czas, który mieli ze sobą spędzić zapowiadał się bardzo ciekawie. Dopiero się poznawali, to mogły być ich słodkie początki albo jednorazowa zabawa, ale stopniowo przesuwali granice coraz dalej i śmielej, najwidoczniej z fascynacją próbując odkryć, na ile mogli sobie jeszcze pozwolić i na co ich stać. Elizabeth bezwstydnie kokietowała i kusiła Evana, zdobywając się na coraz odważniejsze gesty oraz sugestie, ale nie była naiwna, nie uważała go za kogoś, kto łatwo podda się trzepoczącym rzęsom, zalotnemu spojrzeniu albo kusząco bujającym się biodrom, ale lubiła wyzwania i miała wrażenie, że on również, więc może faktycznie czekało ich coś dużo bardziej zdecydowanego.
    Dla niej przyzwoitość miała naprawdę szerokie pojęcie, a rzeczy niemoralne podobały się jej najbardziej, więc nie mogła za siebie ręczyć.
    — Jeszcze pytasz, co wolę? — rzuciła zaczepnie Lizzie, zerkając przez ramię w jego stronę, a na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech. — I tak nie znajdziesz — dorzuciła pewnie, żeby zamknąć to wyzwanie, które mu podsuwała, chociaż nie miała przy sobie ani jednej truskawki. Ale może po prostu wypadło jej z głowy, aby się do tego przyznać.
    Lubiła kusić i sprawdzać, jak daleko mogła się posunąć albo odkrywać, jak niewiele niektórzy mężczyźni potrzebowali, aby zaraz składać jej wymyślne obietnice i dużo lepiej bawiło się jej w ten sposób z tymi, którzy byli odrobinę starsi, ale niekoniecznie zależało jej tylko na tym zainteresowaniu. Ciężko było nad nią zapanować, potrafiła szaleć, może dlatego jej rówieśnicy za nią nie nadążali, natomiast Evan mógł pochwalić się swoim doświadczeniem, Elizabeth bardzo lubiła się uczyć, czasami tylko była przy tym okropnie nieznośna.
    Zatrzymała się przy poręczy, nieznacznie opierając na niej ciężar ciała, a jej ciekawskie i uważne spojrzenie nie odrywało się od Evana nawet na moment. Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona, przechylając głowę na bok, przez co jej długie włosy opadły na jedną stronę, delikatnie łaskocząc jej skórę.
    — Oprócz mojego towarzystwa? — zagadnęła zupełnie niepoważnie, przekomarzając się. — Zabieram cię na dobrą imprezę, a ty częstujesz mnie alkoholem, to jest ten handel wymienny — zauważyła, przelotnie zerkając w stronę butelki z alkoholem i oderwała swoje ciało od poręczy. Owinęła wokół niej palce, układając swoją dłoń blisko jego dłoni i stanęła przed nim, unosząc podbródek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale możesz powiedzieć, co jeszcze chciałbyś w zamian, a ja zastanowię się, ile z tego dostaniesz… — zaproponowała uczciwie, bo oprócz tego, że była niesamowicie ciekawa, co takiego Evan mógłby od niej chcieć, to przecież nie zamierzała tak od razu zgadzać się na wszystko. Posłała mu niewinny uśmiech, instynktownie przesuwając wolną ręką po jego marynarce, aby ją poprawić i rozprostować pod palcami delikatny materiał.
      I w tej samej chwili, kiedy nie mogła wytrzymać z ciekawości, coś podejrzliwie w tej podobno nowoczesnej windzie zazgrzytało, a ona zatrzymała się tak nagle, że chociaż wcale szybko nie jechali, to i tak Elizabeth zachwiała się na tych swoich niepoważnie wysokich szpilkach, a jej brwi się zmarszczyły, gdy w pierwszej chwili nie dotarło do niej, co takiego się stało.

      Elizabeth Madden

      Usuń
  17. Zatrzymała się, gdy usłyszała kolejne pytanie padające z ust mężczyzny. Nie spodziewała się, że mógł mówić poważnie. Raczej podejrzewała, że mógł chcieć ośmieszyć Browna lub najzwyczajniej w świecie szydzić z mężczyzny, z którym się tutaj pojawiła. Ich niesnaski jej nie obchodziły, wymagał od niej jedynie tego by wyglądała i prezentowała się nienagannie to też właśnie robiła. Nie mogła mu narobić żadnych kłopotów, bo nie miała pojęcia o interesach mężczyzny. Zwykle niewiele jej mówili bojąc się, że może wykorzystać te kilka informacji na własną korzyść, a przeciwko nim. Być może mogła by to zrobić, ale koniec końców nie była tego typu osobą. Nie miała zamiaru robić nikomu pod górkę i zdobywać korzyści poprzez krętactwo i wdawanie się w te wszystkie konflikty, czy skandale śmietanki towarzyskiej. Tego unikała szerokim łukiem.
    Spojrzała na Evana i raz jeszcze do niego podeszła.
    — Zajmuję się tym sama, więc jeśli rzeczywiście będziesz potrzebował takiej usługi, skontaktuj się ze mną. — wyjaśniła nieznacznie się uśmiechając. — Weź telefon, podam ci numer. Nie gwarantuję, że zgodzę się na to co zaproponujesz, ale zawsze możemy się spotkać i wszystko na spokojnie omówić. I jeśli sytuacja będzie tego wymagać, sprawdzimy czy i tobie i mnie odpowiada nasze towarzystwo. W niektórych sytuacjach to wiele ułatwia. — dodała po czym podyktowała mu numer do siebie. — Jeśli chodzi o cenę, wszystko zależy od tego czego będziesz oczekiwać. Wszystko jest do dogadania. — napomknęła. Nie miała jednego stałego cennika, do którego zaglądała i recytowała stałe kwoty. Klienci zwykle mieli różne wymagania, które stawiały ją w różnych sytuacjach, jedne były bardziej wymagające inne, jak ta z Brownem zmuszała ją jedynie do stania z boku.
    Przebiegła spojrzeniem po twarzy bruneta. Zastanawiała się do czego facet taki jak on potrzebuje kogoś takiego jak ona. W przypadku Jamesa sytuacja malowała się całkiem wyraźnie, mężczyzna nie miał za wiele do zaoferowania i gdyby jego potrzeby wymagały większego zaangażowania ze strony Marii, odmówiłaby. Ciężko się z nim rozmawiało i równie ciężko było wykrzesać z siebie coś więcej. Przeczuwała, że właśnie Evander może potrzebować tego więcej, ale na razie mogła jedynie zgadywać.
    — Muszę wracać. Trzymam kciuki żebyś jednak nie potrzebował sięgać po mój numer. — posłała mu nieznaczny uśmiech po czym ruszyła z powrotem do głównej sali.
    Zarabiała na tym bardzo dobrze, ale zwykle jej usługi i towarzystwo było powodowane prywatnymi zawirowaniami innych ludzi, a Maria ostatecznie wszystkim życzyła dobrze i wolała by nikt na świecie nie potrzebował kupować sobie towarzystwa.

    Maria

    OdpowiedzUsuń
  18. W tym ich pokręconym i przesyconym bogactwem świecie już tak było, że ludzie ciągle chcieli więcej. Na oślep biegali za karierami, pieniędzy zawsze było za mało, a każdy próbował pokazać się przed innymi z jak najlepszej strony, nie powstrzymując się przy tym od udowodnienia, że jego było lepsze. To nie był świat sprzyjający zaufaniu, ale zdaniem Elizabeth ludzie spoza niego, ci nie kręcący się koło świecznika, wcale nie byli warci więcej. Może była na to zbyt młoda, albo zbyt nieufna, ale nie szukała trwałych i niesamowicie romantycznych relacji, porywów serca albo ludzi, dla których chciałaby zmienić całe swoje życie i z ostrożności, której nawet nie potrafiła wytłumaczyć, nie ufała ani tym, którzy byli z tym światem zapoznani, ani tym, którzy nie mieli z nim nic wspólnego. Czasami uciekała z domu, miała znajomych w różnych częściach Nowego Jorku i z różnymi bagażami doświadczeń, kręciła się po miejscach, w których nie powinno jej być i poznawała całą masę intrygujących ludzi, z którymi mogła robić mnóstwo głupich albo zwariowanych rzeczy, ale nie dopuszczała ich do siebie na tyle blisko, żeby potem żyć z poczuciem wykorzystania. Była z tych, których interesowało to, co tu i teraz, a teraz był Evander i cała reszta niech dzieje się sama. Razem urwali się z nieludzko nudnego bankietu, wspólnie wylądują na jakiejś porządnej imprezie, na której się zabawią, przy okazji może nie ściągając na siebie zbyt wielu spojrzeń, a potem każde pójdzie w swoją stronę. Elizabeth była młoda, ale nie głupia, te ich śmiałe żarty, flirt i odważne zaczepki do niczego ich nie zaprowadzą, bo Evan miał zbyt poważną pozycję, by pozwalać sobie na wyskoki z małolatami, zresztą, do tego kobiet mu nie brakowało, a choć Lizzie byłoby wszystko jedno, kto i w jaki sposób by ją obsmarował, to jej ojciec podobnie jak ojciec Evana chyba by tego nie wytrzymał, a ona nie była pewna, czy ta branża zniosłaby taki rozłam. Chciała się więc bawić i korzystać z tej nocy na tyle, na ile mogła sobie pozwolić, ale jeśli czegokolwiek miałaby żałować, to przynajmniej tego, co zrobi, a nie jedynie o tym pomyśli.
    — Nie pamiętam takiego dealu — przyznała całkiem bezczelnie, kręcąc głową, bo jeśli już zaczęła, to nie mogła tak łatwo się poddać, nawet jeśli do czynienia miała z synem Javitsa, który po swoim ojcu na pewno przejął pewne talenty. — Ale skoro to ty mnie zabierasz, to nie powinieneś zadbać o moje samopoczucie? — zasugerowała z niewinnym uśmiechem, zerkając wymownie na alkohol. Nie umawiała się na zabawę bez tego, to był jej nieodłączny element, a od tej butelki, którą Evan trzymał w jednej ręce, wszystko się zaczęło.
    O samopoczucie samo w sobie mogło być już teraz coraz ciężej, ponieważ gdy winda niepokojąco zatrzymała się w miejscu, a Elizabeth potrzebowała chwili, by dotarło do niej, co się stało, to przyda się jej zdecydowanie więcej alkoholu. Odruchowo spojrzała kontrolnie w górę, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc albo uspokoić, że raczej stąd nie spadną, chociaż właśnie utknęli między piętrami.
    — Jasny gwint? — powtórzyła po nim, przenosząc spojrzenie na mężczyznę, nie mogąc uwierzyć, że był taki spokojny, podczas gdy ona naprawdę się zdenerwowała. Tylko ciężko powiedzieć dlaczego, może dlatego, że ta winda zepsuła im naprawdę ważną rozmowę i popsuła wyjątkową chwilę. — Powiedziałabym raczej o kurwa — podsumowała, marszcząc delikatnie brwi. Na szczęście nie miała klaustrofobii, a wiele wskazywało na to, że Evan również nie i przynajmniej to było całkiem pocieszające.
    Odetchnęła cicho, przesuwając dłońmi po swojej sukience, gdy usłyszała pytanie o telefon. Nie miała torebki, ale czy ktokolwiek widział w tych czasach nastolatkę bez komórki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pewnie, że mam — zaznaczyła, nie wyobrażając sobie, że mogłaby gdziekolwiek wyjść bez telefonu. Ponownie oparła się plecami o barierkę i podciągnęła sukienkę, pod którą schowany miała specjalny pas na udo w stylu czarnej, koronkowej podwiązki, który z jednej strony miał miejsce na telefon, który Elizabeth wyjęła. Tak właśnie niektóre kobiety sobie radziły, gdy nie nosiły torebek.
      — Wiedziałam, że rozstaniemy się dopiero rano, ale nie sądziłam, że w takich beznadziejnych okolicznościach — dodała jeszcze, zanim oddała w jego ręce swoją komórkę i rozejrzała się po windzie. Robiła dobrą minę i próbowała pozostać w tym swoim zaczepno-kokieteryjnym tonie, ale nie chciała siedzieć tutaj do samego rana, nawet jeśli towarzystwo wyjątkowo jej pasowało. Oprócz tego, że nie zamierzała ominąć imprezy, to trochę się bała, czy to aby na pewno nie spadnie.
      Od ciągłego stania zaczynały boleć ją nogi, dlatego szybko i z wielką ulgą zrzuciła ze swoich stóp szpilki, a następnie znowu wyciągnęła rękę w stronę Evana, ale tym razem nie po swój telefon, tylko tę butelkę alkoholu.
      — Teraz to już naprawdę nie wypada ci się nie podzielić.

      Elizabeth Madden

      Usuń
  19. [Hej! Pomyślałam, że przejdę się po kartach niżej w poszukiwaniu wątków, dlatego jeśli jeszcze jest miejsce i Amelka będzie pasować do jakiegoś pomysłu to serdecznie zapraszam :)]

    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  20. Mimo, że za parę tygodni miała nastąpić druga rocznica jej pobytu w Nowym Jorku, Rim nadal nie potrafiłaby odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie czy czuje się tam lepiej niż w rodzinnym Iranie. Owszem, przeprowadzka do USA dała jej wiele dodatkowych praw, w tym od dawna wymarzoną możliwość spokojnego chodzenia ulicami bez wiecznego towarzystwa męża lub mahrama oraz głośnego wyrażania własnych myśli, czy noszenia niczym niezasłoniętej twarzy, co tam byłoby nie do pomyślenia (najlepszym dowodem niechaj będą ostatnie wydarzenia, w wyniku których śmierć poniosła Mahsa Amini). Wciąż jednak żyła w królestwie dowodzonym przez mężczyzn, a dokładniej jednego – Milo. Jasne, to dzięki jego pomocy mogła pozwolić sobie na tą okropnie drogą podróż, za co była mu ogromnie wdzięczna, ale nawet to nie mogło stanowić gwarancji, że gdyby istniał wehikuł czasu, nie zdecydowałaby się w niego wsiąść i ruszyć w przeszłość. Na całe szczęście jak dotąd nikt nie umiał go skonstruować, więc nie musiała zastanawiać się, czy aby na pewno właśnie tego by chciała. Zamiast tego każdego wieczoru stawała za barem w Moonlight i z szerokim uśmiechem na ustach serwowała przybyłym gościom drogie drinki. Niejednokrotnie również wysłuchiwała ich rzewnych historii, z których część ostatecznie znajdowała swój finał w sporych rozmiarach pokoju urządzonym na styl bliskowschodni na górnym piętrze. To tam bowiem zazwyczaj zaspakajała erotyczne zachcianki tych bogatszych, a przy tym niewykazujących się zbytnią wyobraźnią facetów.
    Zdarzały się również takie dni, w trakcie których Milo wpadał do jej apartamentu z szalonymi iskierkami w oczach, zadowolony niczym małe dziecko, które przed chwilą dostało lizaka. I o ile u większości społeczeństwa podobne podniecenie oznaczałoby jakąś miłą niespodziankę dla dziewczyny, u tyle w jego przypadku mogło zwiastować tylko dodatkowe kłopoty mające spaść na jej głowę. Nie inaczej było i prawie tydzień wcześniej, kiedy to przekroczył próg jej domostwa dokładnie o dziewiątej z rana i nie przejmując się zupełnie, że Arabka właśnie bierze prysznic, wtargnął prosto do łazienki, by podzielić się z nią szczegółami swojego ostatniego genialnego jego zdaniem pomysłu.
    - Tylko nie zapomnij, że przed sesją dla Elle powinnaś poszwendać się trochę po salonach kosmetycznych. I odśwież też trochę swojego kota. Jestem pewien, że będzie wspaniałym dodatkiem do nowej kolekcji. W końcu niedługo przyjdzie zima, a jego jasne futerko zawsze wspaniale prezentuje się na tle tych puchatych fatałaszków. – Dodał jeszcze przed wyjściem.

    Rim [Podrzucam początek.]

    OdpowiedzUsuń
  21. Rzecz w tym, że dla Elizabeth było to mało pocieszające; nie chciała ginąć w kupie żelastwa, tylko dlatego, że próbowała po kryjomu urwać się z nudnego bankietu i nie pomagał jej w tym fakt, że najprawdopodobniej niczego by nie poczuła. Chciała żyć, poznawać, doznawać i doświadczać wszystkiego, czego jeszcze nie zdążyła, ale też od nowa tego, co było jej znane i nie zamierzała godzić się na to, by zepsuta winda pokrzyżowała jej plany. Na szczęście noc była jeszcze młoda, a Lizzie do towarzystwa miała Evana, który oprócz tego, że bohatersko wezwał pomoc, zachowując przy tym wyjątkowo pociągający spokój, to na pewno służył jeszcze pełnym wsparcia ramieniem, gdyby bezbronna kobieta potrzebowałaby pocieszenia. Co prawda udało się jej nie panikować, chociaż w pierwszej chwili trochę się wystraszyła, ale wiele wskazywało na to, że jeszcze tu posiedzą. Jeśli miała utknąć tutaj z kimkolwiek, a tym bardziej z kimś, kto bawił się na tym samym bankiecie, to najprawdopodobniej lepiej trafić nie mogła, bo chociaż dopiero się poznawali, to rozmowy z nim okazywały się zbawienne.
    Wyraźna satysfakcja błysnęła w oczach Elizabeth, gdy podzieliła się z Evanem swoją słodką tajemnicą i tajną skrytką na telefon, o którą jej chyba nie podejrzewał, a na jej twarzy wymalował się zupełnie nieśmiały uśmiech, który kontrastował z całą resztą. Bardzo podobało się jej to, że na tym świecie mogło znaleźć się jeszcze coś, co było w stanie go zaskoczyć i że akurat jej przypadła ta niewątpliwie trudna zasługa, a właściwie zauważając w jego spojrzeniu podziw była z siebie jeszcze bardziej dumna.
    — Mówiłam — rzuciła tylko tajemniczo, wzruszając ramionami i z wyraźnym uśmiechem odebrała od niego butelkę z alkoholem, której może nie udało się jej uczciwie wynegocjować, ale wcale nie narzekała, że sytuacja zmusiła ich do tego, by się nim ze sobą podzielili. Liz kątem oka zerkała na Evana, podsłuchując jego rozmowę z kimś, kto miał ich stąd wyciągnąć, a jednocześnie mało dyskretnie obserwowała to, w jaki sposób zacząć rozluźniać swój elegancki strój. Otworzyła butelkę i pociągnęła porządny łyk alkoholu, trochę się przy tym krzywiąc, by zaraz westchnąć głośno, marszcząc brwi.
    — Trafisz na skarby — przyznała ściszonym głosem, nie spuszczając z Evana swojego spojrzenia i uśmiechnęła się tajemniczo zupełnie tak, jakby zdradzała mu jakiś swój kolejny sekret, którego nikt oprócz nich nie mógł znać. Zauważając wolne miejsce, usiadła obok niego, a chociaż twarda podłoga nie była w tej chwili jej marzeniem, to jednak wszystko było lepsze od ciągłego stania na nogach zmęczonych od szpilek.
    — Ale najpierw muszę się zastanowić, czy się nimi z tobą podzielę — zasugerowała bezwstydnie, raz jeszcze podciągając sukienkę po to, by ukryć telefon w bezpiecznym miejscu. — Może jakoś mnie przekonasz, w końcu mamy dla siebie dwie godziny — dodała po chwili, w pewnym sensie wykorzystując jego wcześniejszą broń, z tym wyjątkiem, że wtedy Elizabeth wiedziała, że chodzi o alkohol, a teraz Evan mógł się jedynie domyślać tego, co jeszcze kryło się pod jej sukienką i liczyć się z ryzykiem, że równie dobrze mogło to być nic. Lubiła tak się z nim droczyć, uwielbiała niejednoznaczne sugestie, zaczepne żarty, lubiła tworzyć wokół ich rozmów taką pozbawioną wstydu atmosferę, choć tak naprawdę cały czas trzymali się pewnych granic.
    Nie była szczęśliwa, że aż tyle musieli czekać na pomoc i najchętniej już dawno skończyłaby z Evanem na jakiejś porządnej imprezie, nie przejmując się tym, czy za chwilę coś nie zawiedzie, a oni nie spadną, a nie na podłodze, ale naprawdę nie wypadało jej narzekać, bo i z tego mogło wyjść coś interesującego. Może prędko stąd nie wyjdą, ale byli tutaj sami, więc w sumie wszystko było im wolno.

    Elizabeth Madden

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ten pan mnie interesuje. Bardzo lubię motyw wyciągania z ludzi najróżniejszych emocji do zdjęcia. Tak więc jak seksi fotka to my, a właściwie Elisa, której na pewno nie spodobałoby się, że ktoś dogrzebał się do tego, co siedzi w jej głowie. I że śmiał to jeszcze uwiecznić!
    Takie rzeczy proponujesz w odautorskim komentarzu, że aż zawstydziła mnie moja własna wyobraźnia. A więc przyznawszy się do tego, stwierdzam również, że mam kilka luźnych pomysłów, więc pozwolę sobie jakoś na dniach napisać maila i liczę na to, że coś z tego wybierzemy :) Jeśli i Ty masz jakieś wątkowe marzenia (pozbyłam się już dawno jakichkolwiek wątkowych hamulców i chętnie pływam w nieznane wody), to też dawaj znać. W wolnej chwili możesz też zajrzeć do Jane, tam mamy trochę inny klimat, ale a "nóż-widelec" coś Cię bardziej porwie!]

    Elisa/Jane

    OdpowiedzUsuń