Luna Myers
13.06.2003 | studentka stosunków międzynarodowych na CU | urodzona w Wielkiej Brytanii | córka byłej amerykańskiej korespondentki wojennej i emerytowanego brytyjskiego generała broni, obecnie ambasadora Wielkiej Brytanii w USA | podwójne obywatelstwo | przyszła pani premier | Panna Idealna
Oślepiający błysk fleszy towarzyszył jej jeszcze zanim wiedziała, czym jest aparat fotograficzny. Nienagannie ubrana, pięknie uczesana, Dziewczynka z Kokardką, tak określały ją media, bo matka nie wypuszczała jej z domu bez wpiętej we włosy różowej kokardki, jakby się obawiała, że bez tego elementu ktoś pomyli jej cudowną córeczkę z chłopcem.
A może chodziło o coś innego? Może Ona miała nadzieję, że ten maleńki rekwizyt sprawi, że jej córka będzie zbyt niewinna, żeby ją skrzywdził? W końcu nic tak nie krzyczy o słodyczy i niewinności jak białe falbaniaste sukieneczki i kokardki wpięte w jasne włoski.
Ale to nie miało znaczenia. Podarte falbanki, wyrwane włosy, siniaki na ciele, płacz do utraty przytomności. On nie zwracał uwagi na niewinność. On nie widział w niej dziecka i własnej córki. Dla świata ciepły i uśmiechnięty, kochający mąż i ojciec. Za drzwiami tyran, który potrafił bić i gwałcić tak, że fizycznie niemal nie zostawiał śladów. Manipulant i psychopata potrafiący obarczyć winą za swoje zbrodnie ofiarę. Wcześniej żonę, później córkę. Ona o wszystkim wiedziała, ale zamiast pomóc, cieszyła się, że jego agresja przestała skupiać się na niej. Odwracała wzrok od krwi i siniaków, udawała, że nie słyszy płaczu i krzyków. Uśmiechała się, stała ramię w ramię ze swoim mężem i czuła się szczęśliwa, bo w końcu to nie Ona cierpiała.
Nowy Jork miał być ucieczką, nowym początkiem. Ale On znalazł sposób. Zawsze go znajduje. Wolna fizycznie, uwięziona psychicznie. Pilna studentka, działaczka charytatywna, uśmiechnięta, pozująca do zdjęć z najznamienitszymi w całych Stanach Zjednoczonych.
Zamknięta, krucha, nieszczęśliwa. Z bliznami, które nigdy się nie zagoją. Z przeszłością, która nieustannie wraca do niej w snach. Zakładniczka własnego strachu, bo przecież wystarczyłoby powiedzieć nie.
Ale wtedy znowu będzie boleć. A ból jest tym, od czego uciekać będzie zawsze.
Isabela Merced, OneRepublic, lukrowane.ciastko@gmail.com
[ Hej! Witamy z kolejną postacią. Nie mogło być inaczej i na Lunę (śliczne imię) również spadła masa cierpienia i życiowych trudów. Oby jednak wyrwała od losu swój kawałek szczęścia ;>
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze! ]
Lian / Danielle
[Przemoc psychiczna czasem potrafi być gorsza od fizycznej a tutaj mamy do czynienia z jedną i drugą. Smutna historia ;-;. Oby przyszłe jej losy były bardziej szczęśliwsze. Powodzenia i w razie chęci zapraszam do wątków ^^]
OdpowiedzUsuń~Lèa & Lucas
[Biedna Luna... A najgorsze jest chyba to jak wiele podobnych przypadków zdarza się także w realnym świecie, bo zwykle ofiara przemocy nie znajduje w sobie wystarczająco dużo odwagi, by zgłosić się o pomoc do odpowiednich służb, a potencjalni świadkowie wydarzeń wolą udawać, że niczego nie widzą, bo tak łatwiej.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia z kolejną postacią, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]
[ Mimo pięknego stylu, historię Luny ciężko mi było czytać z racji tego, jak wiele musiała przejść. Mam nadzieję, że uda jej się uwolnić i jeśli są na to chęci, India bardzo chętnie jej pomoże. Pięści ma może małe, ale raczej celne.
OdpowiedzUsuńDużo weny i udanej zabawy życzymy! ]
Jones
[Po przeczytaniu karty można tylko i wyłącznie ojcu Luny życzyć tego, co najgorsze i mam nadzieję, że dopadnie go sprawiedliwość. Nie dręcz tej dziewczyny zbyt długo, swoje już przeżyła. Oby przed nią były same przyjemne chwile, od których uśmiech będzie cisnął się jej na twarz! ^^ Udanej zabawy życzę i dużo weny!]
OdpowiedzUsuńCornelia Watson, Fabian Cavallaro & Gabriel Salvatore
Spotted: Pamiętacie zdjęcia The Bow Girl, które pojawiły się lata temu we wszystkich europejskich gazetach? Cóż, muszę przyznać, że ja nie, bo budowałam wtedy zamki z piasku na Malediwach... Ale Internet niczego nie zapomina! L wyrosła jednak na naszych oczach na jeszcze ładniejszą młodą kobietę. Zza oceanu docierają do mnie plotki, że podobno w swoim rodzinnym gronie również doceniają jej urodę... jeśli wiecie, co mam na myśli. Mam nadzieję, że to tylko plotki. Bo wiecie, kocham sensację, ale takich rzeczy się nie tykam. Nawet ja mam swoje (wątpliwe) granice!
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Jego cudowna narzeczona interesowała go… w ogóle. Powiedzenie, że był wkurwiony na ojca to jak nie powiedzieć nic. Nie miał jednak wyjścia i musiał się zgodzić na jego propozycję. Świadomość, że nie miał jak się z tego wyplątać była dobijająca. Początkowo podchodził do tego, jak do chwilowej, nowej rozrywki. Niechętnie, bo wolał je sobie wymyślać sam, ale pewne okoliczności… powiedzmy, że był w stanie przymknąć oko. Tak długo, dopóki wierzył, że ojciec odpuści. Pozwoli mu zerwać zaręczyny, wymyślić jakąkolwiek durną historyjkę, dzięki której zerwanie będzie możliwe. Senior Collins szybko jednak sprowadził go na ziemię, uświadamiając mu, że z tej sytuacji nie ma innego wyjścia, jak doprowadzenie do zawarcia związku małżeńskiego. Cała złość została podzielona na dwie (chociaż nawet na trzy, ale ta ostatnia była dla niego tak nieistotna… w końcu chodziło o samą narzeczoną. Dlaczego musiała się na to godzić?). Ojca i Aidena. Kretyn nie potrafił trzymać rąk przy sobie, a raczej przy Rosie i teraz to on musiał płacić za błędy tego skończonego idioty. Doprowadzało go to do białej gorączki. Dlatego postanowił nie ukrywać, jak bardzo jest tym wszystkim zachwycony. Zresztą. Ledger nigdy nie był znany z dobrego zachowania i taktu. Jego komentarze z pewnością nie dziwiły już jego rodziny, ale… czy zamierzał zachowywać się nadzwyczaj paskudnie, aby może rodzice Luny uznali, że lepszy jest skandal z zamężnym mężczyzna niż ślub z kimś takim jak on? Możliwe.
OdpowiedzUsuń— Nie, nie odpowiada ci — odpowiedział, bo w przeciwieństwie do dziewczyny, on uważnie przysłuchiwał się rozmowie, jaka toczyła się przy stoliku. Chwycił w dłoń szklankę z whisky i upił odrobinę, błądząc wzrokiem po twarzach siedzących z nimi ludźmi. Oczywiście, że widział, jak Luna zerkała w stronę jego brata i Rose. Tylko idiota by nie zauważył. Oczywiście, że nikt tego nie komentował. Wszyscy udawali, że nic się nigdy nie stało, chociaż każdy miał świadomość, dlaczego trwała ta cała szopka. Najbardziej w tym wszystkim współczuł Rose. Nie dlatego, że została zdradzona, miała w pewien sposób zostać rodziną z dziewczyną, dla której jej mąż nie był w stanie utrzymać kutasa w spodniach. Współczuł jej, bo skoro wciąż należała do Collinsów i próbowała znosić to wszystko z dumą, oznaczało to, że Senior miał haka i na nią. Nie wierzył, że Rosie nie zostawiłaby Aidena. — Nie odpowiada to nam. Natalie… a może mam już mówić mamusiu? W każdym razie, chcę się dobrze bawić na tej kolacji, a w towarzystwie rodziny i najbliższych, czyli waszych przyjaciół, to z pewnością nie będzie dobra zabawa — odstawił szklankę na stół z nieco większą mocą niż planował, a następnie przeniósł spojrzenie na Aidena i uśmiechnął się złowieszczo, nie robiąc sobie nic z tego, że jego czyny będą bolesne dla innych. Był wkurwiony na Aidena i tylko to go interesowało — tak sobie pomyślałem, że skoro Luna jest jedynaczką, a moim swiadkiem jest Aiden, Rosie powinna być główna druhną przyszedł pani Collins. Wiem, że to zmiany na ostatnio moment, ale… z łatwością potrafię wyobrazić sobie naszą czwórkę w centrum uroczystości. Luno, nie masz nic przeciwko, prawda? — Spytał, chociaż był gotów odpowiedzieć za nią, jak wcześniej. Nie mogła mieć nic przeciwko.
💀
— Wszyscy, którzy dostali zaproszenia na ślub są przyjaciółmi. Nie widzę sensu nagle ograniczać ich liczbę na próbną kolację — odparł spokojnie, spoglądając na Natalie spojrzeniem przepełnionym obojętnością. Nie rozumiał, po co w ogóle ta kobieta się udzielała. Czy nie pełniła dokładnie takiej samej roli u boku swojego męża, jaką miała pełnić u jego boku Luna?
OdpowiedzUsuńNie skupiał się jednak długo na kwestii samego przyjścia. Zmiana druhny była dla niego dużo ciekawsza z prostego powodu. Wiedział, że to nie pozostanie zignorowane. Z pewnością nie przez wszystkich.
Spojrzenie Aidena, które rzucił swojemu bratu jasno wskazywało na to, że ten pomysł zdecydowanie nie przypadł mu do gustu. Nie odezwał się jednak słowem, z oczywistych względów. Ledgera w ogóle to nie zdziwiło. Jego brat był pizdą. Nie potrafił brać odpowiedzialności za własne czyny, a kiedy pojawiało się zagrożenie, był potulny jak baranek i robił wszystko co mu kazano ze spuszczoną głową. Ledger przynajmniej buntował się na swój sposób i utrudniał wszystko, jak tylko się dało.
— Twoją druhną może być Rosie i Amelia, nie widzę problemu — powiedział, strzepując z marynarki niewidzialny okruszek — im nas więcej tym weselej — dodał, a jego usta wykrzywiły się w kolejny złośliwy uśmiech. Ignorując wszystkich poza Luną, nachylił się w jej stronę i ułożył dłoń na jej plecach, a drugą na skaju krzesła i przysunął ją odrobinę bliżej siebie. — Nie mogę? — Powtórzył za nią, udając czuły gest, jakim było przesunięcie dłonią po jej policzku — a kto mi zabroni?
Wyprostował się, spoglądając na swojego przyszłego teścia. Szczerze mówiąc, zaskoczyło go to, że facet się odezwał i w ogóle zgodził się z jego pomysłem. Chciał go wkurzyć, a nie mu się przypodobać.
— Właśnie skarbie, słuchaj mądrzejszych od siebie — mruknął, nawet na nią nie spoglądając. Wbił natomiast spojrzenie pierw w mężczyznę, a następnie w Rosie. Kontrolnie zerkał to na Aidena (zastanawiając się czy w końcu weźmie sprawy w swoje ręce) to na swojego ojca i na powrót na Rose. Kobieta nim odpowiedziała, spojrzała ukradkiem na Seniora.
— Nie mam nic przeciwko — powiedziała, chociaż wyraz jej oczu mówił coś zupełnie innego. Ledger wiedział, że najchętniej wydrapałaby Lunie oczy. I Aidenowi. W zasadzie, to w przypadki brata z chęcią pomógłby jej w uszkodzeniu tego idioty.
— Wiedziałem, że wszyscy będą zachwyceni. Nie wymyślaj skarbie, to świetna okazja do zacieśnienia rodzinnych więzów. Będziecie mogły pogadać o tych wszystkich babskich sprawach, o chłopakach…
— Ledger — Aiden odezwał się niespodziewanie, nie pozwalając mu dokończyć.
— Tak braciszku?
— Skończ już.
W odpowiedzi, brew Ledgera uniosła się wysoko. Oczywiście, że wiedział, o co mu chodziło.
— Po prostu skończ — powtórzył młodszy z rodzeństwa.
— Ale co mam skończyć? Przecież to żadna tajemnica, że dziewczyny rozmawiają o chłopakach podczas takich babskich wyjść. Porównują swoje przeżycia. Lubię gadać z kumplami o laskach, które wszyscy rżnęliśmy — oznajmił bez żadnego zawstydzenia, a następnie spojrzał na Lunę, a kolejne na Rosie — dziewczyny też tak mają, co?
Nim jego słowa zdążyły w pełni wybrzmieć, Senior uderzył otwartą pięścią w stół, celując stalowym spojrzeniem w syna.
— Ledger, kultura wypowiedzi przede wszystkim. Nie jesteśmy w stodole, abyśmy słuchali o twoich szczeniackich zachowaniach, zgodzisz się ze mną Sylvestrze? Drogie panie? — Spojrzał po twarzach siedzących przy stoliku osób, ponownie na koniec mierząc surowym spojrzeniem swojego najstarszego, żyjącego syna.
L.
Nie powinien być w ogóle zaskoczony reakcją pani Mayers. To, że kobieta zareaguje właśnie w taki sposób, było bardziej niż pewne. Przez to miał jeszcze większą ochotę na roześmianie się jej w twarz. Jej mężowi również. Naprawdę nie zależało im na szczęściu ich jedynej córki? Przykrycie skandalu było dużo ważniejsze niż, powtarzam, szczęście jedynej córki? Frustrowało go to. Nie ze względu na Lunę. On był ostatnią osobą, która przejmowałaby się szczęściem laski, która nie potrafi trzymać rąk z daleka od żonatych mężczyzn. Czuł coraz większą frustracje, bo wiedział już, że będzie musiał się naprawdę mocno postarać, aby wywrzeć jakiekolwiek wrażenie na tych ludziach. Gołym okiem było widać, że Natalię zrobi wszystko, czego będzie chciał je mąż, a Sylvester… wyglądał na całkiem niewzruszonego. Jakby żadne słowo Ledgera ani to, jak traktuje jego córkę, nie robiło na nim żadnego wrażenia.
OdpowiedzUsuń— Widzisz co zrobiłeś? — Aiden odezwał się pierwszy, kiedy Luna wstała od stołu. Ledger miał wrażenie, że niewiele brakowało, aby jego brat zerwał się za nie swoją narzeczoną. Jakby mu kiedykolwiek na kimkolwiek naprawdę zależało, zabawne.
— Co niby zrobiłem? — Brunet uniósł wysoko brew — nie wyprowadziłem z równowagi twojej żony… to chyba najważniejsze. Moją nie powinieneś się w ogóle przejmować — przekręcił w dłoni szklankę, wiedząc, że Luna nie zdążyła się jeszcze na tyle oddalić, aby nie usłyszeć jego słów — Luna to mój problem — zaznaczył, wyraźnie akcentując słowo problem.
— Nie rozumiem, co się dzieje z tym chłopakiem. Chyba zbyt długo wiódł beztroskie życie zapominając czym jest kultura — Senior odezwał się, mierząc spojrzeniem syna. Tyle, że Ledger nic sobie nie robił ze słów ojca. Nie zależało mu na aprobacie, uznaniu. Z chęcią oddałby fotel prezesa, który był dla niego szykowany, oddałby Lunę komukolwiek. Rzuciłby to wszystko w cholerę i wrócił do swojego życia, które zostało przerwane przez Aidena i jego głupotę. Co strasznie go wkurwiało.
Reszta kolacji… minęła jak można było się spodziewać. Ledger negował każdy pomysł, rzucał dwuznaczne komentarze i łudził się, że ktoś w końcu nie wytrzyma. Niestety, ze swoich obserwacji jedyne co zauważył to fakt, że niewiele brakowało do wyprowadzenia z równowagi seniora, a nie przyszłego teścia. Taki obrót spraw w ogóle mu się nie podobał. Nie był więc usatysfakcjonowany kolacją w żaden, nawet najmniejszy sposób. Do tego ucieczka Luny… wkurzyła go tym. Na tyle, że miał świadomość, że nie będzie w stanie jej tak po prostu ignorować po powrocie do domu. Powiedzmy sobie szczerze, z reguły starał się traktować ją jak powietrze. Nie wchodzić jej w drogę, a raczej nie dopuszczać do tego, aby to ona za bardzo kręciła się pod jego nogami. Ale dzisiaj… miał ochotę na awanturę, bo liczył, że dojdzie do niej podczas obiadu, tymczasem nie dostał nawet jej namiastki. Był wściekły na wszystkich dookoła. Na nią. To, że zostawiła mu kierowcę nie pomogło w ułożeniu nerwów.
Kiedy dotarł do apartamentu, trzasnął drzwiami na tyle mocno, z taką siłą, aby nawet przez chwile nie miała wątpliwości, co do jego humoru.
— Kochanie, wróciłem! — Wrzasnął, wchodząc w głąb mieszkania i powoli rozpiął guzik marynarki — mam nadzieje, że czujesz się lepiej, bo czas ustalić pewne zasady — warknął nieprzyjemnie. Skoro nie zamierzała w żaden sposób powstrzymać tego ślubu… czas najwyższy uświadomić ją, gdzie znajduje się w hierarchii Collinsów.
L.
To nie tak, że po powrocie do apartamentowca nie widział w jakim była stanie. On nie chciał tego widzieć. Nie był zainteresowany Luną na tyle, aby przejmować się i zwracać uwagę na jej… wybryki. Dlatego nawet nie uniósł ze zdziwieniem brwi, gdy stanęła przed nim, prezentując się w taki, a nie inny sposób. Może i była jego problemem, ale Ledger definiował swoje problemy w zupełnie inny sposób, niż robili to przeciętni ludzie żyjący na tym świecie.
OdpowiedzUsuń— Bardzo mi przykro, ale wcale mnie to nie interesuje — odparł lekko, machając przy tym lekceważąco dłonią, aby miała świadomość tego, jak bardzo go nie interesowały jej problemy. Przeszedł do kuchni, gdzie oparł się biodrami o równolegle szafki od wyspy kuchennej i śledził spojrzeniem sylwetkę młodej kobiety. Sam sięgnął pierw jedną dłonią do mankietu koszuli i go odpiął, następnie robiąc to samo z drugim. Podwinął starannie materiał, a kolejno sięgnął kołnierzyka by i tam rozluźnić ucisk samej koszuli jak i krawatu, który był dopasowany kolorystycznie do sukienki Luny, którą wcześniej na sobie miała.
Uśmiechnął się, sięgając dłonią podbródka i przyjmując minę myśliciela wyrwanego prosto ze starożytnej Grecji.
— Może nie musiałbym tego robić nigdzie, gdybyś zachowywała się w odpowiedni sposób. Nie wpadłaś nigdy na to, co? Geniuszu? — Uniósł wysoko brew, zastanawiając się nad tym, dlaczego właściwie taka była. Dlaczego nie potrafiła otworzyć ust tam i wtedy, kiedy powinna to robić? Dlaczego teraz potrafiła chociaż w minimalny sposób pokazać co myśli, ale podczas kolacji… wolała po prostu uciec? To działało mu na nerwy bardziej, niż sam się spodziewał. Nie chciał tego małżeństwa. Wiedział też dobrze, że dziewczyna miała takie same odczucia. Dlaczego więc, do kurwy nędzy, wolała po prostu być, w żaden sposób nie reagować? Po prostu patrzeć, co rodzice robią z ich życiem… Nie umiał tego pojąć. — Żadne z nas nie chce tego ślubu — przypomniał, jakby któreś z nich było w stanie o tym zapomnieć chociaż na chwilę — dlaczego zatem odnoszę wrażenie, że tylko ja staram się do niego nie dopuścić? Dlaczego wszystkie starania są po mojej stronie? Dlaczego nic nie robisz? — Spytał. Nie o tym chciał z nią rozmawiać, ale w tym momencie ciekawość wzięła nad nim górę. Zasady będą ustalać po tym, gdy w końcu zrozumie, dlaczego nie była łaskawa kiwnąć chociaż palcem jako próbę zrobienia czegokolwiek. Jedyne co widział, że robiła to… godziła się na to wszystko bez mrugnięcia powiekami. Nie muszę mówić, jak bardzo Ledgerowi działało to na nerwy i do jakiego doprowadzało go stanu. — Wytłumacz mi to, bo kompletnie nie rozumiem. Myślisz, że wychodząc za mnie za mąż będziesz bliżej Aidena? Że będziecie romansować? Kurwa, nie pozwolę mu cię tknąć, dla zasady. I żadnemu innemu facetowi, żeby była jasność. Skoro pasuje ci ślub ze mną, pogodzisz się z brakiem życia seksualnego — poinformował — bo ja nie tknę tego, czego dotykał Aiden, żeby była jasność. Czułbym się, jakbym pieprzył się z bratem, a uwierz, nic takiego mnie nie kręci — dodał, nie spuszczając z niej zimnego spojrzenia.
😒
Spoglądał na nią i nie wierzył temu, co docierało do jego uszu. Nie powinien być wcale zaskoczony, bo przecież wyraźnie widział podczas dzisiejszej kolacji, że jej matka była zupełnie taka sama. Uległa swojemu mężowi. To nie była jego sprawa i nie zamierzał poświęcać temu za dużo swojego cennego czasu na rozmyślania o tym. Fakt, że Luna zamierzała zachowywać się tak samo, zaczynał go drażnić. A może bardziej niż zachowanie kobiet, podejście samego Sylvestra. Jak miał sprawić, aby ten rozmyślił się z podjętej decyzji o ślubie, skoro traktował żonę jak traktował i najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że ktoś, a konkretnie Ledger, zamierzał poniżać jego córkę. Medyczna, króremu ja oddawał. To nie mieściło mu się w głowie. Może i małżeństwo jego rodziców również nie było idealne, ojciec miał swoje za uszami, nie zawsze traktował matkę tak jak powinien, ale widział, że nawet jego zaczynało uwierać zachowanie syna względem przyszłej małżonki. Nie rozumiał, jak jej ojciec mógł to ignorować.
OdpowiedzUsuń— Wszystko? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, wcale nie brzmieć przy tym łagodnie — począwszy od tego, że zgadzasz się na ten ślub, skończywszy na tym, że skoro już i tak ci wszystko jedno, masz czelność odzywać się w najmniej ważnych sprawach. Serio, Luna? Druhna jest dla ciebie ważniejsza nikt fakt, że ten ślub w ogóle się odbędzie? — Zmierzył ją zimnym spojrzeniem, kręcąc przy tym bezradnie głową. Nie planował uczepić się tematu ślubu, ale tego wieczoru, fakt ten uwierał go bardziej niż kiedykolwiek. — Nie wspominając o twoim wyjściu. Co to, w ogóle miało, kurwa być — syknął, odpychając się biodrami od szafek. Odwrócił się na chwilę do niej plecami, opierając ręce na blacie. Pochylił się nad nim i wziął głęboki, uspokajający oddech. Nie był typem agresora, ale ten wieczór był ciężki. Na tyle, że gdyby miał w zasięgu ręki coś co mógłby rozbić o ścianę czy podłogę, nawet by się nie zastanawiał dwa razy. Na szczęście blat lśnił czystością i nic się na nim nie znajdowało.
— Nigdy nie przegrywam — powiedział, na nowo odwracając się przodem do blondynki — nigdy — powtórzył, patrząc na nią. Zaśmiał się, widząc jak jego słowa, zatrzymały ją w miejscu. Przejrzał ją — oh, jednak coś cię we własnym życiu obchodzi. Kto by pomyślał, że temat seksu obudzi w tobie sprzeciw — prychnął, a na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech — powiadasz, że jesteś dorosłą kobietą z potrzebami… kto by pomyślał — zmrużył powieki — nie, nie zależy mi na wierności. W zasadzie to na twoim miejscu sam bym zapomniał o potrzebach. Co będzie następne, jak tatuś przyłapie cię na zdradzaniu męża? — Uniósł wysoko brew — na pewno będzie kurewsko zadowolony. Co lepsze? Skandal z powodu romansu z mężatek, czy skandal z powodu niewierności? — Spytał, a następnie zaśmiał się gorzko — naprawdę myślisz, że kogokolwiek to ruszy? Z tego co zauważyłem, to panie Mayers muszą być uległe i posłuszne. Nie widać, aby działało to w dwie strony — prychnął, kręcąc przy tym głową.
😒
Przez cały czas łudził się, że do ślubu nie dojdzie. Zakładał, że tak długo jak nie nadszedł ten dzień, mają jeszcze szansę na unikniecie całej tej szopki. Chciał wierzyć, że Senior Collins w końcu przejrzy na oczy i zrozumie, że zmuszanie go do czegokolwiek, a zwłaszcza zawarcia związku małżeńskiego, nie ma najmniejszego sensu. Liczył, że jeżeli Luna również zacznie okazywać sprzeciw, tym bardziej rodziny w końcu zrozumieją, że całą tę sytuację dało się wyjaśnić prasie w zupełnie inny sposób, nie wywołując przy tym skandalu. Zgodziłby się na zagranie roli zakochanego w Lunie do szaleństwa, aby odwrócić uwagę od Aidena. Ale od razu zaręczyny i ślub? To była przesada.
OdpowiedzUsuń— Jeżeli się nie zgodzisz to, co? — Spytał, wwiercając w nią spojrzenie. Chciał wiedzieć, co myślała, a był pewien, że jakaś konkretna myśl przeszła jej przez głowę — dla mnie to jednak ważne — dodał, licząc na to, że zmieni zdanie i powie jednak, o co chodziło. — Nie wierzę w to całe, źle się poczułam — prychnął, ignorując zupełnie wzmiankę o Amelii. Miał jej przyjaciółkę w głębokim poważaniu. Miał również nadzieje, że nie będzie musiał się przejmować jej obecnością w dzień, który nie nadejdzie… bo dzień ślubu zdecydowanie nie mógł nadejść. Musieli coś wymyślić. Tylko jak, skoro Luna najwyraźniej nie miała nic przeciwko?
Gdyby skupiał się na niej, być może zauważyłby reakcję na swoje zachowanie. Może wówczas zacząłby się bardziej zastanawiać nad tym, dlaczego nie przeciwstawiała się rodzicom. Nie interesował się nią jednak na tyle, aby zawracać sobie głowę takimi rzeczami. Skupiał się jedynie na tym, aby opanować swoją złość i skończyć tę rozmowę. Wyjaśnić, wszystko to, co chciał jej wyjaśnić wchodząc do apartamentu.
—Jak widać, nie jesteś za ostrożna. Nie pozwolę na to, żeby jakieś bzdurne portale i gazety wypisywały na temat romansów mojej żony — warknął — jeżeli tak bardzo potrzebujesz seksu, że porównujesz go do jedzenia, zacznij się zastanawiać nad tym, jak się, kurwa, wyplątać z tego ślubu — odepchnął się dłońmi od blatu kuchennego i cofnął się krok od szafki. Podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy dziewczyny. Słysząc jej kolejne słowa… Zaśmiał się szyderczo. Zaczynał rozumieć, dlaczego odpowiadał jej ślub. Ona naprawdę wierzyła w to, że ślub z nim, będzie idealną przykrywką do rozkwitania jej romansu z jego bratem. Zaśmiał się głośno, kręcąc przy tym z rozbawienia głową. W jego oczach pojawiły się iskierki, a jego śmiech stawał się coraz głośniejszy — dziecko Aidena? — Wydusił z siebie pomiędzy salwami śmiechu, nie mogąc się powstrzymać. Naprawdę go w tej chwili rozbawiła — rozumiem, że to dziecko już znajduje się w twojej macicy? Bo jeżeli nie, możesz zapomnieć o Aidenie, rozwijaniu waszego romansu i urodzeniu jego dziecka. Jesteś naprawdę zabawna, wręcz uroczo naiwna — powiedział, splatając ręce na klatce piersiowej, wciąż kręcąc głową z prawdziwym rozbawieniem, którego nie potrafił powstrzymać. Miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze ze śmiechu! — On cię już nigdy więcej nie dotknie. Nie tylko, dlatego, że mu na to zwyczajnie nie pozwolę. Ojciec mu nie pozwoli. Rosie mu nie pozwoli, bo o ile wcześniej ją zdradzał i przymykała na to oko, teraz, kiedy przyłapała was prasa… Mój brat będzie miał szczęście, jeżeli jeszcze kiedykolwiek zamoczy swojego kutasa w jakiejkolwiek cipce. A zwłaszcza w twojej. Rozumiesz?
😒
Z jakiegoś powodu ciężko było mu uwierzyć w to, że Luna starała się w jakikolwiek sposób przeciwstawić się rodzicom. Obserwował ją, odkąd zostali zmuszeni do zamieszkania w jednym apartamencie i ani razu nie widział, aby zachowywała się tak, jakby miała próbować wybić rodzicom z głowy ten pomysł. Co prawda nie śledził jej, nie chodził za nią krok w krok, jednak mieszkając z kimś pod jednym dachem mimo unikania się wzajemnie, człowiek może dowiedzieć się dużo na temat tej osoby. Tego, co dowiedział się o Lunie… była tak cholernie nijaka, że samo jej egzystowanie doprowadzało go do szału.
OdpowiedzUsuńNie potrafił również zrozumieć, jakim cudem wpakowała się w romans z Aidenem. Wiedział, że jego brat jest nudziarzem, ale… aż takim?
— Jasne — prychnął pod nosem. Mógł się domyślić takich odpowiedzi. Ton jej głosu nie sprawiał, że był w stanie jej uwierzyć. Zastanawiał się, w jaki sposób niby próbowała to zrobić? Prosić słodziutkim głosikiem pięciolatki, aby zmienili zdanie? Pewnie jeszcze wpięła we włosy swoją kokardkę (tak, Ledger może i twierdził, że Luna w żaden sposób go nie interesowała, ale zrobił rozeznanie kim w ogóle jest panna Mayers, to też z łatwością trafił na artykuły, w których określano ją dziewczynką z kokardką) i zrobiła wielkie oczy, a kiedy usłyszała jedno, krótkie nie, schowała się w kącie i pogodziła się z tym wszystkim. Nie mogła sobie wówczas zarzucić, że nie próbowała, prawda? Tak to właśnie widział Ledger. Kimś takim w jego oczach była Luna. Zwłaszcza po dzisiejszej kolacji. Wiedział, że jej nagłe pogorszenie samopoczucia było kłamstwem. Nie trzeba było być detektywem, aby rozwiązać tę zagadkę.
— Masz rację. Jeszcze jeden taki numer — urwał, bo tak w zasadzie sam nie wiedział, co chciał powiedzieć. I pożałuje? I go zapamięta? Nie zamierzał jej grozić, bo może i był dupkiem, ale nie aż takim. Przynajmniej jeszcze nie musiał się uciekać do takich zagrywek.
Wziął głęboki oddech, próbując sobie jakoś to wszystko poukładać w głowie. Ta rozmowa prowadziła donikąd. Nie miała najmniejszego sensu i im dłużej ją ciągnęli tym bardziej miał wrażenie, że niczego nie zmieniała.
— Czyli Aidena? Ten mój braciszek. Co, jeszcze powiedz, że sam zwołał paparazzich — wykrzywił usta w uśmiechu, ponownie kręcąc głową. — Jeszcze nie mam, ale coś wymyślę. Nie zamierzam w tym tkwić — warknął, naprawdę wkurzony całą tą sytuacją. Problem polegał na tym, że Ledger nie miał czym szantażować ojca. Nic na niego nie miał. Nie mógł nawet zagrozić zwolnieniem się z firmy, bo ojciec tak to załatwił, że nie miał jak się z tego wykręcić, do tego małżeństwo… był wkurwiony, że układał mu całe życie, i to w tak krótkim czasie. Słynął z tego, że zawsze robił co chciał, a teraz… nie miał nic do gadania. — Rób co chcesz, tylko nie daj się przyłapać kolejny raz na… albo wiesz, co? Idź. Najlepiej natychmiast, znajdź sobie faceta, który cię zaliczy, tylko nie zapomnij dać znać komu trzeba, żeby było o tym głośno. Może tatuś znajdzie ci nowego mężulka.
😐
— Nie wierzę ci, bo po wysłuchaniu wszystkiego, co miałaś mi do powiedzenia, nie mam żadnej podstawy do zaufania twoim słowom — przyznał, zgodnie z tym, co myślał. Po jej tekstach o urodzeniu dziecka Aidena, z łatwością mógł sobie wyobrazić, że Luna naprawdę wierzyła w to, że wychodząc za niego, Ledgera Collinsa, będzie mogła się bezkarnie pieprzyć z jego bratem, licząc na to, że ich romans będzie cudownie kwitł pod jego i Rosie nosami. Podejrzewał, że Rose nie będzie chciała się rozwieźć z Aidenem, ale wierzenie w to, że mogłaby pozwolić na romansowanie mu z Luną… Myers była idiotką. Chociaż to wiedział od pierwszego spotkania z nią, nie potrzebował dużo czasu, aby dojść do takiego wniosku.
OdpowiedzUsuńPrzechylił głowę, nieco zdziwiony jej reakcją, ale w żaden sposób tego nie skomentował. Wciąż się jej przypatrywał, próbując sobie jakoś to wszystko poukładać w głowie. Chciał zrozumieć, dlaczego musieli wziąć ten pieprzony ślub. Wiedział dobrze, że stało za tym coś grubego i wystarczyło, aby dowiedział się, co dokładnie. Ojciec miał w dupie to, z kim sypiał którykolwiek z jego synów. Gdyby Ledger miał brać za żonę każdą, z która był przyłapany przez media miałby na koncie już sporo rozwodów.
Zmrużył lekko oczy, uważnie słuchając tego, co miała do powiedzenia blondynka. Jakoś nie chciało mu się wierzyć w to, co mówiła. Rosie nie miała żadnego powodu, aby pakować go w to całe gówno.
— Jak dla mnie, to może wejść mu w dupę, jak lubi — wzruszył obojętnie ramionami — nie interesuje mnie, co lubią — mruknął, jakoś nie będąc przekonanym. To, że nie chciała rozwodu, też go nie dziwiło. Próbował odnaleźć za to w pamięci ewentualny powód, dla którego miałaby go w to wmieszać — Rosie nie ma żadnego powodu, dla którego miałaby mnie do tego mieszać — powiedział, patrząc prosto w oczy dziewczyny — ty nic nie rozumiesz, nie? — Uśmiechnął się nieco ironicznie — jak już staniesz się Collinsem, to nie ma odwrotu. Nawet, gdyby zdecydowali się na rozwód, Rosie zawsze będzie częścią rodziny. Nawet, gdybyście jakimś cudem z Aidenem było razem, wzięli ślub, Rosie nie zniknęłaby z waszego życia. I nie zniknie — zaznaczył twardo, kręcąc delikatnie głową — tatuś czy Aiden? Boisz się złamać mu serduszko? — Zakpił, wychodząc zza szafek i zbliżając się do niej — a może powinienem zmienić taktykę, hm? Może powinienem cię zerżnąć i to najlepiej na oczach Aidena — warknął, zbliżając się do niej — może oglądanie jak ktoś cię posuwa będzie mu się równie bardzo podobało? — Zaśmiał się, po chwili zaciskając zęby. Miał jeszcze jeden plan, jak spróbować jeszcze doprowadzić do zniszczenia tego ślubu, ale wolał jej nic nie mówić. Była to zbyt osobista sprawa i nie chciał mieszać w to osób trzecich, jakimi była Luna. Wiedział też, że jeżeli wykorzysta właśnie tę opcję, straci niemal wszystko — Uwierz, robię wszystko, co mogę. Liczyłem, że twój ojciec się wkurwi, że trafiłaś na takiego dupka, ale widocznie nie przejmuje się za bardzo losem córki. Może powinienem posunąć się dalej, co?
😶
Wywrócił tylko oczami na jej słowa, nie wchodząc w te pyskówkę. Nie był małym dzieckiem, aby bawić się w takie zaczepki. Dlatego właśnie uważał, że Luna nie walczyła. Zachowywała się… Jak dziecko, które wymyśliło sobie, że w taki, a nie inny sposób osiągnie swój cel. Jakby odgrywała rolę w jakiejś romantycznej komedii, w której na końcu będzie happy end. Tutaj tego nie było, o czym Ledger dobrze wiedział już teraz.
OdpowiedzUsuńSpojrzenie, jakie kierowała w jego stronę nic mu nie mówiło. Może nie chciał widzieć w nim niewypowiedzianych słów, bo to oznaczałoby, że nadzieja na odwołanie tego cyrku zmniejsza się do minimum. Niepewnego minimum. Nadal nie był pewien czy chciał korzystać z ostatecznej broni. Dlatego wciąż czekał. Jakby z nadzieją, że problem nagle sam się rozwiąże.
— Nie wiem i im dłużej o tym myśle, to tym bardziej utwierdzam się w tym, że nie chcę wiedzieć — stwierdził — skoro wpadłaś na genialny pomysł, że mógłby zapłodnić cię mój brat, nie chcę zaglądać co skrywasz pod tymi blond włosami, bo to może być przerażające — burknął, odsuwając od siebie te myśli.
— Bez poświęcenia, nie ma zwycięstwa — zacytował, chociaż wolałby nie musieć jej dotykać, nie podobała mu się myśl, że Aiden ją miał. Gdyby nie to, na pewno spoglądałby na nią inaczej. Jednak patrząc na nią, momentalnie miał przed oczami sceny z jej udziałem i jego brata. A bardzo nie chciał tego widzieć. — Jedno szybkie rżnięcie. Może powinienem już zadzwonić po niego, co? — Zaśmiał się, oczywiście nie zamierzając tego robić w tej chwili. Przełknął ślinę, robiąc jeszcze jeden krok w jej stronę, wzruszając przy tym obojętnie ramionami. Widział, że się bała. Nie rozumiał dlaczego, ale szczerze? Miał to w dupie. Powinien pewnie pomyśleć, że coś kiedyś musiało się wydarzyć w jej życiu, ale to nie był jego interes. I tej myśli się trzymał — może nie tobie. Może powinienem wybrać się na jakąś dobrą imprezę i pokazać w towarzystwie… koleżanek — zaczął się zastanawiać na głos, co mógłby zrobić. Tylko skoro zachowywanie się jak dupek, traktowanie córki w towarzystwie ojca w taki, a nie inny sposób… skoro to wszystko nie działało na Sylvestra, to czy jawna zdrada, pozowanie może i wręcz z dziwkami, w ogóle go wzruszy? Zaczynał się obawiać, że nie, a szybki pomysł jaki wpadł mu do głowy… cóż, nie był dobry — może z kolegami — rzucił, chociaż akurat na to chętny nie był. Z drugiej strony, jak sam mówił chwile wcześniej… czasami konieczne było poświęcenie. Nawet jeżeli miałby być odebrany za homoseksualistę. W zasadzie, może to właśnie było to? — Twój ojciec jest radykałem, nie pozwoli, żebyś była żoną geja — przygryzł wargę, naprawdę biorąc te opcję do rozwagi. Upije się, zapłaci komu trzeba, aby zrobić kilka fotek. Nie musi się przecież z kimś pieprzyć. Chociaż był pewien, że to byłoby dużo bardziej kontrowersyjne niż zaledwie pocałunki. — Patrząc na to, jak cię zlewa… zrobienie tobie czegokolwiek nie ma sensu, nie przejmie się tym bardziej niż tym, co robię teraz — stwierdził, wzruszając ramionami — powinienem zrobić coś, co wkurwi twojego starego do granic, coś, przez co chciałby mi wpierdolić.
🤔
— Chociażby to, że to ja przejmuję firmę? I jedyną osobą, jakiej kiedyś oddam władzę, będzie miała moje geny. Nie zbliżone, mojego brata, tylko moje — oznajmił i mówił całkiem poważnie. Co prawda nie spieszyło mu się do zostania tatusiem. Nie chciał o tym myśleć. Nie chciał też myśleć o tym, że kiedyś stanie się taki sam jak Senior. W końcu… on wcale nie chciał fotela prezesa. Może jego dziecko też nie będzie chciało? O ile kiedyś takie pojawi się na świecie — więc nie, nie będziemy mieli dzieci. Nie będziemy mieli tego jebanego ślubu, zacznijmy od tego — warknął — nawet nie wiesz, jak mnie wkurwiasz myśleniem o dzieciaku Aidena, zamiast o tym, jak się z tego wykręcić. Tak, stary dziad coś na mnie ma, ale nie zamierzam się poddać rozumiesz? Dlatego, do ślubu nie może dojść w krzyżowej konfiguracji. To ty musisz wkurwić do tego stopnia moich rodziców, albo na twoich — zaczynał powili tworzyć w głowę jakiś plan. A przynajmniej jego zarys.
OdpowiedzUsuńNie podobało mu się to, co słyszał. Że ona już nic nie zrobi, bo coś na nią mają. To było cholernie frustrujące.
— Musisz wyprowadzić z równowagi Rosie — oznajmił nagle — skoro to ona stoi za tym wszystkim, wystarczy ją wkurwić. Na tyle, aby nie chciała, żebyś była tak blisko — pomysły zaczynały zdradzać mu się w głowie, jeden za drugim i w zasadzie w końcu były… jakieś. Na tyle, że może rzeczywiście mogłyby przynieść namacalne efekty, których oboje oczekiwali.
Zdziwił się jej reakcją. Schylił głowę, aby zerknąć na jej palce na jego koszuli, jednocześnie unosząc przy tym w zdziwieniu brwi. Tego zdecydowanie się nie spodziewał.
— Nie boje się twojego ojca — powiedział, powoli sięgając dłońmi jej dłoni, ale tylko po to, aby odsunąć ją od siebie. Nie lubił, kiedy ktoś go dotykał znienacka i to w taki sposób. — Co mi może zrobić taki stary pryk — zakpił — poza tym mają jakiś interes w tym ślubie z moim staruszkiem, a ten nie pozwoli na zrobienie mi czegokolwiek. Zreszta, Luna, twój ojciec nie jest idiotą, aby kogoś mordować — zaśmiał się, bo nie miał pojęcia, jaki naprawdę jest Sylvester Myers. — Ale mamy kilka planów… — powiedział, przechylając głowę w bok — z moim gejostwem możemy zaczekać, aż pierwszy okaże się być beznadziejnym — powiedział i nachylił się nad nią — co powiesz na zorganizowanie… prywatnego spotkania z Aidenem? — Spytał, ale nie czekał na jej odpowiedź — zaaranżuje je. Będziecie mogli ten jeden raz, zrobić ze sobą, co tylko będziecie chcieli. Tutaj. Najlepiej w zasadzie, jakbyśmy z Rose złapali was na bardzo gorącym uczynku. Byleby cię ten skurwiel nie zapłodnił, bo jak dojdzie do ślubu, to przysięgam, to dziecko się nie urodzi albo od razu je wydziedziczam. Tak czy inaczej, Rosie ma się wkurwić na tyle, aby sprawić, że ślub będzie odwołany — oznajmił, splatając ręce na klatce piersiowej — albo wyjdę na drinka z kumplem, a ja się upewnię, że paparazzi będą widzieć, jak się co najmniej całujemy, chociaż z jakiegoś powodu strasznie przeraża cię ten plan.
🤭
Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo nie chciała pozwolić na to, aby to on nadstawił karku jej ojcowi. Według Ledgera, było to dużo bardziej korzystne dla Luny. W końcu to byłoby z jego winy i skoro ona próbowała zrobić wszystko, jeżeli chodziło o kontakt z rodzicami w sprawie małżeństwa… Może jego potencjalny homoseksualizm naprawdę byłby dobrą kartą przetargową.
OdpowiedzUsuńMieli jednak dwie szanse, prawda? Plan z Rosie też był dobry. Tak uważał, bo jeżeli Luna mówiła prawdę, co do całej tej zagrywki z podstawieniem jego zamiast Aidena, powinna była się strasznie wkurwić, że w ten sposób wspomogła romans swojego męża. Dla Ledgera taka reakcja dziewczyny była oczywista. Dlatego, gdy miał pewność, że Luna i Aiden są w apartamencie, zaprosił Rosie na kolację, aby omówić z imieniu swojej przyszłej małżonki szczegóły dotyczące ślubu. A później, gdy rozmowa przeszła na zupełnie inne tematy (Legder naprawdę starał się podczas tego spotkania) zaprosił ją do nich na drinka, aby mogły również z Luną porozmawiać, bo przecież jego narzeczona z pewnością siedziała w domu, nie mogąc mieć innych planów.
Mina Rosie, gdy weszli do apartamentu i zastali tamtą dwójkę w jednoznacznej sytuacji… była satysfakcjonująca. Był wkurwiony, że Rose stała za całą tą szopką, ale cieszyło go, że prawdopodobnie sprawa w ciągu kilku dni zostanie zakończona.
Kiedy ojciec wezwał go do siebie, nie był zaskoczony. Spodziewał się, że coś takiego się stanie. Nie spodziewał się jednak, co usłyszy.
Collins Senior uznał, że Ledger ma jej wybaczyć zdradę, bo Sylvester Myers zapewnia, że po pierwsze załatwi sprawę z Luną, a po drugie, bez ślubu nie dopuści Collins Construction & Co do rynku Wielkiej Brytanii. Powiedzenie, że był wkurwiony to mało. Nie podobało mu się, że skoro to on miał przejąć stery firmy, ojciec cokolwiek planuje za jego plecami (chociaż teraz przynajmniej znał konkretny powód całego pieprzonego ślubu). Nie tylko planował życie firmy, ale i jego. To w szczególny sposób doprowadzało go do szału.
Wpadł do apartamentu zdenerwowany, świeżo po rozmowie z ojcem. Dowiedział się też, że ponoć Luna też miała się spotkać ze swoim.
— Kurwa, nie wierzę — warknął sam do siebie, kiedy przekraczał próg apartamentu. Rozejrzał się po mieszkaniu, ale nie dostrzegł śladów obecności Luny. Dlatego ruszył prosto do swojej sypialni. Zamierzał wziąć szybki prysznic, przebrać się i pomyśleć o tym, jak mogliby się z tego wykręcić. Musiał dowiedzieć się przede wszystkim na jakim etapie była transakcja i wszelkie umowy. Jak dużo kosztowałoby to firmę, gdyby zrezygnowali z wejścia na angielski rynek.
Nie spodziewał się, że zastanie narzeczoną w apartamentowcu, bo nie było widać, aby ktoś był we wnętrzu. Ściągnął marynarkę i rzucił ją na łóżko, zabierając się za rozpięcie koszuli. Ruszył w stronę łazienki i doznał szoku.
Tym bardziej nie spodziewał się jej w swojej łazience, stojącej w jego wannie, owiniętej jego ręcznikiem.
— Rozumiem, że przypominam Aidena, ale możesz się masturbować u siebie — warknął, nie zwracając w pierwszej chwili na całokształt. Był za bardzo wkurwiony i pochłonięty myślami o tym, jak się z tego wszystkiego wyplątać. Zmrużył oczy, przesuwając powoli wzrokiem po jej sylwetce, jego mózg, jakby z opóźnieniem zarejestrował, że człowiek nie może potrzebować wanny, bo łazienka jest bliżej, to nie miało żadnego sensu. — Co ma bliskość łazienki do wanny w jej wnętrzu? — Spytał, nie odrywając od niej oczu. Coś mu nie grało.
🤦
Nie chciał widzieć, że coś jest nie tak. Łatwiej było udawać, że czegoś się nie widzi. Ignorowanie było tym, co wychodziło Ledgerowi wyśmienicie. Całe życie lekceważył słowa rodziców, nie przejmował się tym, co prasa pisała na jego temat. Miał w dupie wszystko i wszystkich, od zawsze. Teraz… teraz też chciał mieć wyrąbane na Lunę. Nie chciał dostrzegać, że jej zachowanie było dziwne, że głos, który roznosił się po łazience był dziwnie słaby, nawet jak na nią. Nie chciał dostrzec oczyma, że znad wody nie unosiła się gorąca para, a usta Luny były nieco sine, prawdopodobnie od siedzenia w zimnej wodzie (tylko mógł się domyślać, chociaż wcale nie chciał tego robić). Chciał wyjść z łazienki, z sypialni, z apartamentu. Chciał wyjść i udawać, że nic nie widział, że nie wydarzyło się nic dziwnego, co powinno otworzyć jego czujność i uwagę. Nie chciał, poświęcać jej swojej uwagi.
OdpowiedzUsuńPrzymknął powieki, sięgając jednocześnie dłonią do skroni i przycisnął sobie mocno do niej palce, już teraz czując nadchodzący ból głowy. Wiedział, że zadawanie pytań właśnie do tego doprowadzi. Do pieprzonego bólu głowy, bo będzie musiał zająć się nie swoimi problemami. Nie lubił zajmować się własnymi, a co dopiero mówić o cudzych.
— Przynajmniej wiem już, o co dokładnie chodzi w tym ślubie — mruknął, gdy wspomniała o tym, że fajnie się ułożyło. Nie był tego taki pewien, po informacjach, jakie uzyskał i po tym, co przed sobą widział. Co słyszał — wiem, że to nie moja sprawa — zaczął, wciąż przytrzymując palce przy głowie, jakby miał nadzieję, że odpowiednio mocny nacisk nadawany z odpowiednim wyprzedzeniem sprawi, że ból głowy nie nadejdzie — co się stało? — Spytał, podchodząc do niej powoli, jakby się jeszcze zastanawiał, czy powinien jej pomagać, jakby dawał jej szansę na rozmyślanie się i wycofanie ze swojej prośby. Jakby czuł, że wszystko może się zaraz zmienić i dawał im jeszcze jedną szansę na wycofanie się, zdecydowanie, że wszystko ma zostać po staremu, jakby chciał pozwolić jej na to, aby go jednak nie dopuściła do tego, co się wydarzyło. Jakby błagał, aby to zrobiła, bo nie chciał się mieszać w nie swoje sprawy. Ale nie mógł zignorować jej prośby, nie mógł po prostu wyjść, kiedy powiedziała mi wprost, że nie da rady sama wyjść z jebanej wanny.
— Luna? — Spojrzał na nią nieco podejrzliwie — czy powinienem zadzwonić na policję? Chcesz złożyć zeznania? — Nie zakładał, że to jej ojciec. Może wypierał tę możliwość ze świadomości. Nie wiedział przecież co dokładnie i z kim robiła. Sama mu mówiła, że ma swoje potrzeby. Może próbowała je zaspokoić, ale trafiła na nieodpowiednią osobę? Po prostu… nie chciał się w to wszystko mieszać i usilnie wypierał z głowy najprostsze wnioski, wskazówki, to, jak bała się, że jej ojciec go zabije. Powinna mu się od razu zapalić czerwona lampka. Ale nie zapaliła. Nie chciał jej zapalać. To nie była przecież jego sprawa.
🙆🏻
— Ja pierdolę — wyszeptał tak cicho, że nie była w stanie tego usłyszeć. Do niego samego, ledwo dotarł dźwięk jego słów. Nie był w stanie jednak inaczej zareagować na widok, który mu zaprezentowała, kiedy odwróciła się plecami, a włosy nie przysłaniały śladów zbrodni, którą została naznaczona. Chciał zamknąć oczy. Odzobaczyć to, co widział. Ale nie mógł tego zrobić. Był dupkiem, ale nie aż takim. Ignorował wszystko i wszystkich, ale tego co zobaczył nie był w stanie. Nie mógł. Miałby żal do samego siebie do końca swoich dni, gdyby tak po prostu wyszedł, szanując jej drugą prośbę.
OdpowiedzUsuń— Luna — powiedział znacznie głośniej niż swoje poprzednie słowa, ale tak… niepodobnie łagodnie do siebie. Jego głos brzmiał, jakby nie należał do niego. W ogóle w jednej chwili zaczął czuć się tak, jakby znajdowali się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Jakby ta łazienka nie istniała na prawdę, jakby ktoś ich tu zamknął i z ukrycia, z zaciekawieniem obserwował, co się teraz wydarzy.
— Kto ci to zrobił? — Spytał, wypowiadając każde słowo wyraźnie i powoli, chcąc mieć pewność, że je usłyszała. Widząc, że coś się jednak stało i przede wszystkim dostrzegając to, musiał zachować się w odpowiedni sposób. Jaki to był sposób? Taki, aby później nie mógł sobie niczego zarzucić. Musiał mieć pewność, że zrobił wystarczająco dużo, że zaproponował i powiedział wszystko, co mógł. — Jeżeli mam ci pomóc, musisz mi powiedzieć — szepnął, stojąc cały czas w tym samym miejscu. Nie miał pojęcia czy może się do niej zbliżyć, czy faktycznie ma jej pomóc z wyjściem z wanny. Mógł sobie jedynie wyobrażać, jak cholernie mocno musiało ją wszystko boleć. — Są świeże — dodał, chociaż nie miał pojęcia, po co to mówił. To nie miało przecież żadnego znaczenia.
Przełknął ślinę, czekając nie tylko na to co powie w odpowiedzi na wszystkie zadane przez niego pytania, ale również na to czy ponownie poprosi go o pomoc, czy jednak miał stać w miejscu w którym stał i się nie ruszać. Może wolała, żeby się jednak w ogóle nie mieszał? Może chciała, aby zaczął udawać, że nic nie widzi?
— Jeżeli to Aiden, załatwię to od ręki — mruknął, chociaż sam do końca nie wiedział jak miałby to załatwić. Jego myśli ruszyły w konkretnym kierunku, ale odepchnął je od siebie z całej siły. Nie mógł pozwolić, aby ta myśl się gdzieś uczepiła, zasiała i zakiełkowała. Nie mógł.
— Jeżeli chcesz to wyjdę, ale jesteś pewna, że sobie poradzisz? — Spytał, odwracając w końcu spojrzenie od jej pleców. Nie był miękki. Nie miał jednak nigdy wcześniej kontaktu z ofiarą jakiejkolwiek przemocy i wolał uważać na to co mówi i co robi.
🫥
— Nikt? Ciekawe — mruknął, bo dobrze wiedzieli, że takie rzeczy wyrządza ktoś i chociaż nie powinno go interesować, kto dokładnie zrobił to jej… Nie mógł tak po prostu się odwrócić i odejść, zignorować tego wszystkiego co zobaczył. — Czyli się pewnie potknęłaś i spadłaś ze schodów, hm? — Mruknął cicho, nieco kpiąco. Szybko zorientował się, że nie powinien był się odzywać w ten sposób, ale pewne zachowania były tak naturalne, że nad nimi nie panował. Taki po prostu był. Samo to, że wciąż był w tej łazience i próbował jej pomóc w jakikolwiek sposób mówiło naprawdę dużo, bo on przecież nie robił normalnie takich rzeczy. Nie przejmował się ludźmi, a zwłaszcza takimi, którzy go jedynie wkurwiali i wyprowadzali z równowagi swoim jestestwem. Luna była taką osobą. Wciąż tu był, chciał jej pomóc. Czuł, że musi to zrobić. Nie mógł tak po prostu się wycofać.
OdpowiedzUsuńKurwa mać. Nie podobało mu się żadne ze słów, które teraz wypowiadała. Bo jego wcześniejsze myśli na nowo zaczęły wpadać do jego głowy, a bronienie się przed nimi było na nic, bo każde kolejne słowo jedynie utwierdzało go w tym, że za stanem Luny stał sam Sylvester Myers. I wolałby tego nie wiedzieć. Naprawdę. Bo… czuł wyrzuty sumienia czy coś takiego. Gdyby nie wpadł na pomysł z przyłapaniem jej na gorącym uczynku z Aidenem, nie wyglądałaby w tej chwili tak, jak wyglądała. Nie stałaby w jego łazience, pobita, poobijana. Płacząca z bólu, który był tak silny, że z trudem mogła wyjść z jebanej wanny.
— Może i mi na tobie nie zależy, jestem dupkiem, ale nie będę patrzył, jak ktoś wyrządza ci krzywdę — powiedział stanowczo, mając nadzieje, że to zrozumie — nie jestem też kretynem, rozumiem. Rozumiem już dlaczego bałaś się pomysłu z pedalstwem. Luna… on nie może cię tak traktować. Nie może się więcej do ciebie zbliżyć — dodał. Nie chciał brać tego ślubu, nie chciał na to wszystko pozwalać, ale przecież nie mógł też z pełną świadomością jej zostawić, wiedząc, co ta kreatura człowieka może jej zrobić. — O nic nie musisz mnie prosić ani błagać, Luna, nie jestem potworem — mruknął, kręcąc delikatnie głową — coś… coś wymyślę — powiedział, chwytając się za głowę — ale pierw zajmijmy się… tym, co jest teraz. Zanieść cię do twojego pokoju? Coś ci podać, przynieść? — Pytał, nie chcąc zrobić nic wbrew jej woli.
L, który jednak ma jakieś zalążki człowieczeństwa, elo
Sam nie wiedział, co miał dokładnie na myśli, mówiąc, że coś wymyśli. Chodziło o samo małżeństwo? O uwolnienie Luny spod rąk ojca-tyrana? Nie wiedział, o czym mówił. Wiedział natomiast, że nie może tego wszystkiego zignorować i zostawić samemu sobie.
OdpowiedzUsuń— Od dzisiaj, nigdy więcej nie spotkasz się z nim sam na sam, jasne? — Spytał surowo, nie oczekując nawet odpowiedzi. Zakładał, że nie będzie próbowała z nim dyskutować. Nie chciał, aby uważała go za drugiego ojca, nigdy w życiu nie podniósłby na nią ręki, ale jednocześnie nie był w stanie zmienić się w łagodnego baranka, który będzie spoglądał na nią teraz jak ma puchatą owieczkę, której nie może skrzywdzić. Zamierzał być niczym pies obronny, chroniący ją przed wilkiem. — Nie ma rzeczy niemożliwych — mruknął, kiedy wspomniała, że z jej ojcem nie da się wygrać. Nie wiedział jeszcze jak, ale zamierzał to zrobić. Skoro już znalazł się w tym bagnie… musiał coś zrobić. Po prostu nie mógł tego zostawić i udawać, że o niczym nie wie, łudzić się, że nagle przestanie. Zmarszczył lekko brwi, chciał zadać jej tak wiele pytań, ale wiedział, że tu i teraz nie było na to najlepszą chwilą.
— Jesteś pewna, że chcesz tylko takiej pomocy? — Spytał, powoli podchodząc bliżej wanny. Nie miał pojęcia, jak ma ją z niej wyciągnąć, aby nie sprawić jej przy tym bólu lub nie wyrządzić jej krzywdy, ale zamierzał się postarać — co mam zrobić? — Spytał cicho, gdy zatrzymał się przy samej wannie i spojrzał na dziewczynę owinięta ręcznikiem — gdzie mogę cię dotknąć, aby nie sprawiać ci bólu? — Spytał, wyciągając dłonie przed siebie. Chciał ją po prostu podnieść i przenieść przez ściankę wanny. Mógł się założyć, że była lekka jak piórko i nie będzie to stanowiło problemu. Przynajmniej nie pod tym względem. Bał się natomiast, że jakiekolwiek mocniejsze chwycenie w jednej chwili spowoduje ból. Tego chciał jej oszczędzić.
— Jak tu w ogóle weszłaś? — Spytał, zastanawiając się, jakim cudem w ogóle udało jej tu dostać, jak pokonała ból — może uda się w ten sam sposób wyjść? — Spytał cicho, chociaż nie był przekonany co do tego, czy ten sposób będzie dobry — mogę chwycić cię za biodra? Czy lepiej wziąć cię w ramiona? Będzie bolało, jeżeli jedną ręką chwycę cię pod kolanami, a drugą pod plecami? — Spytał, myśląc jak zrobić to tak, aby jak najmniej przy tym cierpiała. Wziął głęboki oddech, przymykając delikatnie powieki — owiń się porządnie ręcznikiem i zaczynamy.
Po dokładnym poinstruowaniu przez Lunę, chwycił ją tak, aby nie dodawać jej więcej bólu. Nie skończył jednak na samym wyciągnięciu jej z wanny. Ruszył w stronę wyjścia z łazienki, łapiąc przy tym jeszcze jeden ręcznik, aby okryć ją nim szczelniej, aby nie zmarzła. Gdy ją wziął, czuł, że do tej pory siedziała w zimniej wodzie. — Zrobić ci herbatę, gdy już odstawię cię do sypialni? — Spytał, przechodząc powoli przez swoją sypialnie do przejścia do salonu.
🥺
— Świetnie, że się rozumiemy — powiedział całkiem poważnym tonem, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób może ją uchronić. Wiedział, że teoretycznie to nie powinno być jego zmartwieniem, ale wbrew swojej dupkowatości, miał pewne granice, których przekroczenia sam się nie dopuszczał, i których przekroczeń nie mógł znieść u innych. Przemoc była jedną z tych granic, gdy nie było na niej zgody. Nie był idiotą, aby dłużej odpychać od siebie te przykrą myśl. Musia pogodzić się z faktem, że Luna była maltretowana przez swojego ojca i prawdopodobnie, nie był to jeden z pierwszych razy. Wiedział też, że nie miał prawa zadawać jej więcej pytań. Otworzyła się już przed nim i tak wystarczająco. Wiedział więcej, niżby chciał.
OdpowiedzUsuńI nie mógł już tego zmienić.
Nie podobały mu się odpowiedzi, jakich udzielała. To nie brzmiało dobrze. Brzmiało na tyle źle, że ból głowy stawał się intensywniejszy, bo zdawał sobie sprawę z tego, że problem nie zostanie rozwiązany szybko i sprawnie. Nie mógł jednak skupiać się w tym momencie na myśleniu o tym. Musiał przede wszystkim skoncentrować się na tym, aby wyciągnąć ją z wanny, przenieść do jej sypialni i zająć się nią w odpowiedni sposób. Sprawić, aby poczuła się lepiej na tyle, na ile był w ogóle w stanie coś takiego zrobić dla osoby, której nienawidził.
— Nie musisz udawać twardzielki — mruknął, gdy oznajmiła, że da sobie radę. Nie był ślepy, widział i do tego słyszał, w jakim była stanie — i nie myśl sobie, że to cokolwiek zmieni — westchnął, mając na myśli tę pokręconą relacje pomiędzy nimi, chociaż w zasadzie nie była tak skomplikowana. Ślub miał być interesem, a oni siebie nienawidzili. To miało się nie zmienić. Powstrzymał się jednak przed powiedzeniem, że nadal jest niegodna jego uwagi i zainteresowania, bo biorąc pod uwagę, że jej własny ojciec pobił ją tak dotkliwie, wypowiedzenie takich słów wydawało się być niewłaściwe nawet dla Ledgera.
Kiedy wszedł do sypialni, podszedł do łóżka i zatrzymał się przed nim.
— Nie masz za co — mruknął, bo nie był przyzwyczajony do sytuacji, w których ktokolwiek za cokolwiek dziękowałby mu szczerze. Zawsze zachowywał się w sposób niewart wdzięczności, wszystkich wkurwiał i doprowadzał do skraju cierpliwości — wiedział? — Spytał nagle, chociaż wiedział, że to też nie powinno go interesować. Musiał jednak wiedzieć czy jego brat był takim idiotą, czy był jeszcze gorszy od niego samego. — Muszę wiedzieć — mruknął cicho, chociaż nie był pewien, po co dokładnie było mu potrzebna ta wiedza.
Odłożył ją delikatnie na pościel, wpatrując się niewidzącym wzrokiem gdzieś ponad nią, wdychając jej zapach.
L
Nie był w stanie zaprzeczyć. Prawda była też taka, że gdyby nagle zaczęła mu do tego płakać, nie miałby pojęcia, jak ma się zachować. Nie był przyzwyczajony do łez. Collinsownie nigdy nie płakali. Żaden z nich nie uronił nigdy łzy. Nigdy nie widział łez wśród swoich bliskich, a obcy ryczący w ogóle go nie interesowali, więc nie miał pojęcia, jakby miał w ogóle zareagować, co powiedzieć. Oczekiwałaby czegoś konkretnego? Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiał? To nie miało sensu, bo po pierwsze nie płakała, a po drugie nie miała prawa do żadnych oczekiwań względne niego. Robił w tym momencie i tak dużo więcej niż powinien.
OdpowiedzUsuń— Pewnie masz rację — odchrząknął, spoglądając na nią. Miał ochotę dodać, że Collinsowie nigdy nie płaczą i powinna się do tego przyzwyczajać, ale skoro z jej oczu nie płynęły rzewne łzy… nie musiał tego robić. Była twarda. Może nawet, aż za bardzo skoro tak długo udawało jej się ukrywać przed całym światem to, co robił z nią jej ojciec. — Więc wszystko zostaje po staremu — dodał, aby nie było względem tego żadnych wątpliwości.
Skoro miało zostać po staremu, powinien odłożyć ją na miejsce i od razu wynieść się z jej sypialni, bo nigdy nie wchodził do tego pomieszczenia apartamentu. Był tutaj pierwszy raz i powinien zapomnieć o tej wizycie jak najszybciej. Odłożyć ją, zawrócić i wyjść. Zamiast tego, czekał na kolejne jej słowa, nadal nie wiedząc po co mu to wszystko. Nie potrzebował żadnej z tych informacji do szczęścia. Tym bardziej, że nie mógł podjąć decyzji za Lunę i zrobić cokolwiek, czego by nie chciała lub sobie nie życzyła. Nie mógł zakładać niczego za nią. To było oczywiste. A jednak miał ochotę zadzwonić do Aidena, wyciągnąć za szmaty i przywalić mu porządnie w tę parszywą gębę. Jak mógł być takim chujem? Nawet jeżeli jej nie tknął, to z pewnością wiedział. Skoro ją pieprzył, nie było przecież opcji, aby nigdy niczego nie zauważył, żeby nic nie zwróciło jego uwagi.
Nie rozumiał tylko, dlaczego czuł z tego powodu taką złość. To nie była przecież jego sprawa.
— Sukinsyn — mruknął bardziej do siebie, niż do dziewczyny i nie wiedział, czy miał na myśli Aidena czy ojca dziewczyny. Wziął głębszy oddech i pokręcił lekko głową. Nadal nie potrafił przyjąć do wiadomości, że ślub się odbędzie. Dla niego sprawy Luny… kurwa, nie chciał jej na nic narażać, ale nie mógł przez to nagle przestać walczyć. Musiał tylko podejść do tematu zupełnie inaczej. Tak, żeby wszystko było jego winą. W końcu nie dbał o opinię, a Sylvester nie wzbudzał w nim strachu — chcę się spotkać z twoim ojcem — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu — zorganizuj to — powiedział i odwrócił się do niej plecami, aby wyjść — najszybciej jak dasz radę.
😤
Uniósł wysoko brew, nie rozumiejąc, co miała na myśli. Nie zamierzał jej na nic skazywać. Dlatego odwrócił się z powrotem przodem do dziewczyny i przymknął na krótką chwilę powieki, ponownie uciskając palcami skroń. Otworzył oczy, wziął głęboki oddech i spojrzał na nią.
OdpowiedzUsuń— Nikt cię nie zabije — powiedział. Prawdą było, że, jak wspólnie uzgodnili, jego zainteresowanie jej osobą było minimalne, nadal chciałby się wyplątać z tego ślubu (i nadal zamierzał coś wymyślić, to było oczywiste, ale powiedzmy, że chwilowo spadło z pierwszej pozycji na drugą na jego liście rzeczy do zrobienia pilnie – bo do ślubu było coraz mniej czasu, termin zbliżał się nieubłaganie), ale nie o sam ślub chodziło w tym konkretnym momencie — nie zamierzam do tego dopuścić. Może wydaje ci się, że jestem skończonym dupkiem, ale mam jakieś zahamowania — mruknął. Wkurzyło go, że miała go, aż za takiego drania, który mógłby tak po prostu zgotować jej powtórkę z tego, co dostała dziś od ojca lub co gorsza, właśnie na śmierć. Wiedział, w jaki sposób widzieli go ludzie, co o nim pisała prasa, ale bez przesady. Nie był fanem przemocy.
— Piżama ci wystarczy — mruknął, bo jakoś nie spodobało mu się to, o co dokładnie prosiła. Powinna siedzieć w łóżku i się nie ruszać, dopóki ból nie stanie się lżejszy, a najlepiej do momentu, kiedy ruch przestanie go sprawiać. Spojrzał więc w stronę szafy i zaczął rozglądać się za czymś, co było piżamą lub mogło nią być. Starał się nie otwierać szuflad, bo to w nich z reguły przetrzymywana była bielizna, a z jakiegoś powodu nie chciał oglądać tego, co nosiła pod ubraniami. Dlatego ostatecznie chwycił jakąś bawełnianą koszulkę, która wyglądała na znacznie za dużą dla niej i dresowe spodenki, sportowe. Idealny zestaw odgrywający rolę piżamy — zrozum, że nie zamierzam sprowadzać na ciebie gniewu twojego ojca — poinformował, kiedy podszedł ponownie do łóżka, aby wręczyć jej wybrane ubranie — pomóc ci z tym? — Spytał, bo nie był pewien czy ona w ogóle poradzi sobie z założeniem na siebie czegokolwiek, bez jęków bólu — i od dzisiaj nie widujesz się z nim sam na sam, jasne? — Wbił w nią nieustępliwe spojrzenie, mając nadzieje, że nie będzie taka głupia, aby mu się przeciwstawiać w takiej kwestii. Mogła go nienawidzić, mogła nie zgadzać się z jego postępowaniem, ale jeżeli w tym przypadku miała zamiar go nie posłuchać, równie dobrze mogła sama prosić się o śmierć.
– Rozumiesz, co do ciebie mówię? Odpowiedz — chciał mieć pewność, że wszystko było dla niej jasne — i masz mnie ustawić na szybkim wybieraniu i wysyłać lokalizację gdyby ośmieliłby się do ciebie zbliżyć tutaj, czy gdziekolwiek indziej. Mam nadzieję, że się rozumiemy Luno.
😒
OdpowiedzUsuń— Bo mamy do obgadania kilka tematów — warknął, bo nie podobało mu się to, co słyszał z jej ust — sama mówiłaś, że nada nie wiesz, o co chodzi z tym ślubem. Ja już wiem — chciał spróbować, oczywiście, że chciał spróbować to mimo wszystko odkręcić. Chciał… zapewnić jej bezpieczeństwo, więc wiedział, że musi z kilkoma kwestiami poczekać. Nie mógł jej jednak powiedzieć tego samego. Dlaczego chciał się spotkać teraz z Sylvestrem? Żeby dać mu jasno do zrozumienia, że jeżeli zbliży się jeszcze raz do Luny, pożałuje. Ale tego, nie mógł jej powiedzieć — nie podoba mi się, że nasi ojcowie dobijają targu. Jakby zapomnieli, kto jest prawdziwym prezesem firmy. Więc chcę to ustalić z Sylvestrem. Żeby miał jasność, z kim ma dobijać interesu — powiedział, trzymając się odpowiedniej wymówki — więc możesz być spokojna, to nie ma związku z tobą — powiedział, rzucając jej chłodne spojrzenie — przestań więc odpierdalać i wracaj do łóżka. Nigdzie stąd nie wychodzisz — ponownie użył surowego tonu — łap telefon i umów mnie z twoim ojcem, bo to nie może czekać — dodał, powstrzymując się przed warknięciem na nią.
Czy ona musiała być taka… taka narwana? Nie mogła po prostu mu zaufać? Musiała, robić to wszystko i doprowadzać się sama do dodatkowego bólu? Słuchał jej słów, ale wypuszczał je drugim uchem, zatrzymując w świadomości jedynie strzępki informacji. Nie interesował się tym teraz. Teraz myślał tylko o spotkaniu z jej ojcem.
— Przestań się drzeć! — Nie wytrzymał i krzyknął, bo miał wrażenie, że jej głos zaraz wywierci mu dziurę w głowie — nie musisz mnie lubić ani nawet kurwa tolerować, ale weź po prostu mnie posłuchaj — wycedził przez zaciśnięte zęby — nie tknę cię, bo nie jestem jebanym damskim bokserem, ale jeżeli zaraz sama nie wrócisz do łóżka, sam cię ponownie do niego wsadzę i nie będę taki ostrożny jak z przenoszeniem z łazienki. Po prostu się kładź, łap za telefon i mi zaufaj — wiedział, że zaufanie z pewnością nie jest tym, czym z łatwością obdarza, ale… miał nadzieje, że spróbuje — szybkie wybieranie, lokalizacja, zero spotkań z ojcem beze mnie lub zapewnionej przeze mnie ochrony — powtórzył punktowo, czego od niej oczekiwał — nic więcej ci nie zrobi, rozumiesz? Nie skrzywdzi cię więcej, ale jak stąd wyjdziesz i będziesz próbowała zniknąć, pewnie cię zabije, bo ja nie będę w stanie cię ochronić — miał nadzieje, że jakoś przebije się przez te barierę w jej głowie, która stworzyła — wracaj do łóżka Luno Myers w tej chwili — powtórzył, wskazując ręka na materac.
😤
OdpowiedzUsuń— Póki nie jesteś moją żoną, sprawy firmy to sprawy firmy — dopiero po wypowiedzeniu słów, zrozumiał jak brzmiały. Wcale nie chciał dopuścić do tego ślubu, więc to nie tak, aby kiedykolwiek miała się czegokolwiek o firmie dowiedzieć. A zwłaszcza, gdyby tą żoną w końcu się stała. Jako zaaranżowane i wyręcz zmuszone małżeństwo, nie zamierzał jej nigdy opowiadać o firmie. Żony na pokaz nie interesowały się biznesami, a on wówczas tym bardziej nie zamierzał w nic wtajemniczać — firma to moja sprawa, w każdym razie ojcowie się dogadali w pewnym temacie, a mi się te warunki nie podobają — powiedział, nawet na nią w tej chwili nie patrząc — chciał ze mnie zrobić prezesa, to kurwa, będzie miał prezesa — wymruczał pod nosem bardziej do siebie niż do Luny. On tej firmy przejmować nie chciał, najchętniej trzymałby się jak najdalej od niej. Senior go jednak zmusił, a teraz jeszcze myślał, że będzie kierował firmą z pomocą jego rąk. Czas sprowadzić go na ziemię.
— A czy ty przed chwilą nie mówiłaś, że i tak cię znajdzie? Że cię zabije? Gdzie niby chcesz zniknąć? Gdzie się przed nim ukryjesz, co? Skoro jest tak straszny, tak nieobliczalny… gdzie się przed nim skryjesz i jak się obronisz, kiedy już cię dopadnie? Bo wiemy, że to zrobi. Inaczej zniknęłabyś już dawno — miał świadomość, że zwracanie się w taki sposób do ofiary nie było godne pochlebstwa, ale miał to w tej chwili w dupie. Kiedy ochłonie i nieco przemyśli, pewnie będzie żałował. W tej chwili tego nie robił.
Zacisnął pięści i wziął głęboki oddech. Nie podniesie na niej ręki, bo nie był taki. Nie zamierzał jednak pozwolić na to, aby była taka… taka pyskata.
— Albo wracasz do łóżka, albo możesz zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy ode mnie — miał nadzieje, że te słowa do niej trafią, że się nad nimi zastanowi, nad ewentualnościami. Oboje zdawali się wiedzieć, że kiedy opuści ten apartament, jej ojciec naprawdę będzie mógł ją zabić, gdy już ją znajdzie. A z tego co mówiła, dobrze wiedziała, że tak właśnie się stanie. — Wiesz co? Proszę bardzo, idź. Idź, ale jeżeli sprawi, że tutaj wróci zapomnij, że cokolwiek dla ciebie zrobię — tak, jakby do tej pory nie wiadomo jak wiele dobrego dla niej robił. Wiedział, że zachowywał się jak dupek, że nim był, zwłaszcza względem Luny, ale gdyby tylko go posłuchała, potrafiłaby obdarzyć go kredytem zaufania… mógłby jej pomóc, a na pewno zrobiłby wszystko, co mógł.
— Dlaczego musisz być tak uparta, co? — Spytał, ale nie ruszył za nią. Też był uparty. Chciał tylko jej pomóc, a skoro ona sama w tej chwili nie chciała pomocnej ręki, to niby co miał zrobić? — Tylko pamiętaj, wyjdziesz, tracisz szanse na pomoc w ograniu go — rzucił w jej plecy, gdy opuściła sypialnie i sam tez ruszył do wyjścia z jej pokoju. W końcu nic tu po nim. Ledger nie był typem, który miałby za nią ruszyć o zatrzymać za wszelką cenę. Zwłaszcza, że widział, że ona i tak go nie posłucha.
😶
OdpowiedzUsuń— Nie — oznajmił całkiem poważnie i stanowczo. Potrafił zrozumieć jej myślenie, ba, na jej miejscu na pewno myślałby dokładnie w taki sam sposób. On nie był na jej miejscu. Był na swoim i wiedział (pomimo niechęci do prezesowania), że pewne informacje nie mogły być rozprzestrzenianie. Nie miał pewności czy może jej ufać. Co było w sumie zabawne, bo sam chciał, aby to ona, zaufała jemu. Dlaczego więc nie mógł pierwszy jej tym obdarzyć? Pokazać, że mogą to zrobić, że mogą sobie zaufać w kwestii pomocy i wywinięciu się ze ślubu? — Firma nigdy nie będzie twoją sprawą, intercyza jasno to określa — powiedział, nie biorąc pod uwagę innej opcji.
Nie rozumiał sam, po co chciał ją zatrzymać. Miała przecież rację. Jej ucieczka byłaby mu na rękę. Skoro panna młoda uciekła, nie mogło być ślubu. Dla Seniora Collinsa to byłby jasny sygnał na to, że to małżeństwo nie ma sensu, a zmuszanie ich, jak widać nie przynosi nic dobrego. Tak naprawdę nie powinno go nawet interesować to, co się z nią stanie. Czy Sylvester ją znajdzie. Co z nią zrobi. Czy będzie w stanie powstrzymać się przed najgorszym?
— Nie chce nic w zamian — powiedział — jedynie spokój, tyle jesteś w stanie mi dać — stwierdził, ale po chwili wzruszył ramionami. Nie będzie jej przecież błagać. Zaproponował pomoc, która była realna. Jeżeli nie chciała korzystać, wolała uciec, ukrywać się do końca swojego życia, to był tylko jej problem.
Tyle, że Ledger wiedział, że nie byłby w stanie spokojnie spać. Nie był, aż tak złym człowiekiem. Nie był pozbawiony duszy. Świadomość, co mogło jej grozić zabijałaby go każdej nocy. Myśli o Lunie nawiedzałyby go i wiedział, że nie byłby w stanie wyrzucić ich ze swojej głowy. Dlatego musiał ją jakoś zatrzymać.
Wsunął dłonie do kieszeni spodni, gdy wychodził z jej sypialni tuż za nią. Kącik ust chciał powędrować mu w górę, ale powstrzymał się przed pokazaniem tego.
— Możemy sprawić, aby nam uwierzyli — powiedział — poinformować ich, że chcemy tego ślubu, ale na swoich warunkach, że szopka, którą odstawili nam się nie podoba i po długiej rozmowie uznaliśmy, że chcemy go zorganizować wedle naszych preferencji. To nam kupi trochę czasu, bo ślub zostanie przełożony. Będziemy musieli się zaangażować, pokazać się kilka razy gdzieś razem, udawać, że to naprawdę. A później pokażemy, kto rozdaje karty — oznajmił — w tym czasie będę zbierał… materiał, którym ich zaszantażujemy. Pokaże swojemu ojcu kto jest prezesem, a na twojego coś znajdę. Coś, co nie będzie miało żadnego związku z tobą. Będziesz bezpieczna. Ale nie możesz wyjść stąd Luna. Nigdy więcej nie możesz się spotkać z rodzicami beze mnie. Nawet z matką, bo nie wierzę, że nie wykorzystałby jej jako wabika, gdyby naprawdę chciał cię skrzywdzić — spojrzał na nią — może warunków mam sporo, ale śmiem twierdzić, że dla ciebie nie są żadnym poświęceniem.
🙌
— Pieniądze — odparł bez najmniejszych emocji, najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go w tej chwili stać. Co wcale, wbrew wszelkim pozorom, nie było łatwe. Ledger potrafił zrozumieć naprawdę wiele. Nigdy nie zaznał rodzicielskiej miłości, nie ze strony ojca. Jeżeli zastanawiał się chociaż przez chwilę czy to się kiedyś zmienić, od czasu śmierci najstarszego z rodzeństwa, przestał brać to pod uwagę. Nie potrafił jednak zrozumieć, jak za pieniądze można było sprzedać córkę. Bo tak to widział Ledger. Nie zastanawiał się nad tym czy Sylvester mógł mieć inne korzyści, poza samymi pieniędzmi. Z drugiej strony czy powinien się dziwić, skoro teraz wiedział, jak traktował Lunę? — Zawsze chodzi o kasę, nie wiesz? — Wbił w nią spojrzenie swoich oczu. Oboje powinni się znacznie wcześniej zorientować, że priorytetem z pewnością była kasa, a nie jakieś pierdolenie o religijności, porządku i czystości, czy chuj wie co jeszcze. Chociaż jakby się dłużej nad tym zastanowić, konserwatyści zawsze wydawali mu się popierdoleni. Patrząc na Lunę, utwierdzał się tylko w tym przekonaniu.
OdpowiedzUsuńNie mógł przecież przyznać się, że nie mógłby ze spokojem sypiać, mając świadomość, że groziło jej prawdziwe niebezpieczeństwo. Nie obchodziła go w szczególny sposób, ale… nie miał jej na tyle w poważaniu, aby nie myśleć o tym czy Sylvester ją zabił, czy może darował jej życie. W zasadzie, bardziej zastanawiałby się nad tym, czy oddał ją w ręce mordercy. A tego by nie zniósł.
— Nie, nie dałabyś mi w ten sposób spokoju. Uwierz — nie zamierzał się otwierać i przyznawać do tego, że nie mógłby przestać rozmyślać nad jej losem. Poza tym, podejrzewał, że nie było to coś, co chciałaby usłyszeć. — Powtarzam się, ale po prostu mi zaufaj, okej? — Powiedział, wzdychając przy tym ciężko.
— Tylko przez jakiś czas — pokiwał twierdząco głową — w zasadzie to nawet nie udawać, zawiesić tymczasowo broń pomiędzy nami. Przestanę być, aż takim dupkiem — poinformował, jakby liczył, że taka autoreklama swojej osobowości mogłaby przynieść jakikolwiek, pozytywny efekt — po prostu potrzebuję nieco więcej czasu, aby załatwić to w taki sposób, aby nigdy więcej cię nie skrzywdził — widząc, że się zatrzymała, pozwolił sobie na powolne zbliżenie się do niej — po prostu daj sobie pomóc. Pozwól nam wzajemnie sobie pomóc — sprecyzował, wyciągając w jej stronę dłoń, aby się chwyciła, gdyby potrzebowała większego wsparcia niż przytrzymywanie się ściany. Używając tych słów nie miał na myśli tylko ich sytuacji ze ślubem, myślał również o teraz. O tym, że powinna coś wypić, może zjeść, na pewno zażyć jakieś przeciwbólowe proszki — mogę zadzwonić po lekarza, który cię obejrzy i nikomu, niczego nie powie. Gwarantuje — dodał, a po chwili wlepił kolejny raz spojrzenie w nią i czekał, na jej odpowiedź. Odetchnął, słysząc zgodę. Miał nadzieje, że nie będzie upierać się jak głupi osioł przy swoim planie ucieczki.
— Dopóki będziemy współpracować, nic ci nie grozi. Musisz tylko zrobić to, o czym mówiłem wcześniej. Nie widzisz się z nim beze mnie, muszę mieć możliwość podglądu do twojej lokalizacji, musimy mieć ciągły kontakt, abym był w stanie zareagować. Dostaniesz swojego prywatnego kierowcę i ochroniarza. Zero spotkań z rodziną bez nich lub beze mnie — mówił stanowczo — nie pozwolę, by kiedykolwiek, cokolwiek ci zrobił — wykonał krok w jej stronę — niezależnie od tego czy mój pomysł wypali, czy nie. Nie skrzywdzi cię nigdy więcej. Słowo. — Na znak, że mówi poważnie ułożył dłoń na swoim sercu — traktuje to śmiertelnie poważnie — dodał, bo… naprawdę tak było.
słowo honoru
Spoglądał po prostu na nią, spojrzeniem przepełnionym obojętnością. Nie był przyzwyczajony w swoim życiu do takich sytuacji. Nie miał pojęcia, jak powinien się zachować, poza tym emocjonalność była ostatnim, co mógłby pokazać nie tylko Lunie, ale komukolwiek. Widząc również po jej sposobie skomentowania tej konkretnej sytuacji... Nie wnioskował, aby sam miał się zachować w jakiś szczególny sposób. Zresztą, nie powinien się tym w żaden sposób zdziwić. Może i Luna wydawała mu się kimś zupełnie innym niż była, ale teraz, w sytuacji kiedy znał prawdę o jej życiu (a przynajmniej części), patrzył na nią inaczej, wbrew temu co powiedział jej wcześniej. Tyle, że wcale nie widział w niej ofiary, nie przede wszystkim. Dostrzegał w niej teraz siłę, na którą wcześniej w ogóle nie zwracał uwagi. Której, wręcz, nie był w stanie w niej dostrzec, bo zawsze wydawała się taka... Taka nijaka.
OdpowiedzUsuńZmarszczył lekko brwi, ale czy mógł jej się w jakikolwiek sposób dziwić? Dlatego jedynie zacisnął wargi i lekko skinął głową. Deklaracja, że nie będzie przeszkadzała i robiła problemów była w sumie dla niego równie ważna. Dlatego lekko odetchnął. O samym planie i jego szczegółach będzie myślał później. W tym momencie chciał się skupić na teraźniejszości, bo cóż, Myers nie wyglądała dobrze i teraz, chciał jej po prostu pomóc. Nie miał pojęcia, w jaki niby sposób mógłby to teraz zrobić poza zaproponowaniem, aby obejrzał ją zaufany lekarz, ale przecież nie mógł na nią naciskać, prawda? Nie mógł jej do niczego zmusić, chociaż wydawało mu się to najbardziej rozsądnym wyjściem.
— Jesteś pewna, że przeciwbólowe wystarczą? — Uniósł wysoko brew, przyglądając jej się intensywnie. Osobiście obawiał się, że to może być zdecydowanie za mało — chyba mamy w apteczce jakąś maść na stłuczenia — powiedział, zastanawiając się czy faktycznie coś takiego mogą znaleźć w łazience. Była na to wysoka szansa, bo kazał gosposi pilnować, aby zawsze była wyposażona na każdą możliwą ewentualność i przede wszystkim, aby znajdujące się w niej produkty były wymieniane zgodnie z terminem ważności. Nie drgnął, gdy oznajmiła z jakiego powodu została tym razem pobita. Powinny się w nim obudzić wyrzuty sumienia, prawda? W końcu to on wpadł na ten genialny plan z myślą, że dzięki temu uda im się wyplątać z tego wszystkiego. Nie czuł się jednak winny. Nie wiedział. Gdyby mu powiedziała cokolwiek więcej, nie proponowałby nic takiego. — Po prostu pozwól sobie pomóc — dodał, bo był gotów wysmarować jej plecy o ile sama tego chciała. Przycisnął kolejny raz podczas ich rozmowy palce do skroni, wzdychając przy tym ciężko — cały Aiden — mruknął, bo co więcej miał jej powiedzieć? Znał swojego brata, wiedział jaki jest. Sam nie uważał siebie za chodzący ideał, był świadom własnych wad, ale wiedział, że Aiden był dużo gorszy, bo był zakłamanym złamasem. On sam, Ledger, był po prostu... sobą. Szczerym sobą.
— Nie będziesz się do niego zbliżać więcej — powiedział — i tym razem nie ma to nic wspólnego z moją złośliwością. Jeżeli plan ma działać... zresztą, sama widzisz, jaki jest — wzruszył ramionami od niechcenia, a następnie zmarszczył na krótki moment brwi, pozwalając, aby na jego twarzy pojawił się wyraz emocji na zaledwie ułamek sekundy — musimy odbębnić jeszcze jedną kolację z rodzinką — mruknął, bo sam nie był z tego zadowolony, nie w obecnej sytuacji, ale... musieli to zrobić — dam znać ojcu, żeby też poinformował twoich i wpisali nam w kalendarze, kiedy im pasuje.
😶
Czuł, że unikali się wzajemnie z Luną. Żadne z nich nie chciało wracać do ostatniej rozmowy. Poza tym, to wcale nie było w ich przypadku dziwne. Mieszkali razem, owszem, ale ich kontakt od samego początku ograniczał się jedynie do niezbędnego minimum. Minimum, które ograniczało się do krótkich rozmów przed spotkaniami z rodzicami i innymi wyjściami, które też do tej pory ograniczali do koniecznego minimum. Dlatego ich zachowanie, w ich konkretnym przypadku, wcale nie było dziwne. Wręcz, Ledger powiedziałby, że naturalne.
OdpowiedzUsuńChciał dać jej trochę czasu, bo wiedział, że jeżeli ich plan ma zadziałać, będą musieli wspólnie to zmienić i popracować nad tym, aby ta relacja, przypominała normalną. Nie tylko przed samymi rodzicami i najbliższymi. Musieli udawać przed wszystkimi. W głowie Collinsa już układał się plan, jak powinni się za to zabrać, ale musiał wprowadzić w to Lunę, a raczej poinformować, bo zapewniała go przecież tamtego wieczoru, że nie będzie przeszkadzała i godzi się na jego pomysł.
Jak zawsze ubrał marynarkę i ciemną koszulę. W zasadzie, można powiedzieć, że był to jego strój codzienny, a zobaczenie go w innym wydaniu, graniczyło z cudem. Czekał w kuchni, oparty o wyspę, na Lunę. Wpatrywał się w ekran telefonu, sprawdzając służbowe maile, a kiedy usłyszał jej głos, podniósł spojrzenie z urządzenia na dziewczynę i uśmiechnął się zagadkowo kącikiem ust.
— Świetnie, pójdzie gładko — powiedział, chociaż sam zdawał sobie sprawę z tego, że takie zapewnienia były pozbawione sensu. Oboje doskonale znali swoją sytuację. Ledger wiedział, że nie mogą też dziś przesadzić, bo od razu staruszkowie zwęszą podstęp. Był tego pewien. — Wyglądasz... bardzo ładnie — powiedział, mając ochotę samemu strzelić sobie w łeb, za tak słaby i beznadziejny komplement. Odepchnął się biodrami od szafek i ruszył w jej stronę, posyłając jej słaby uśmiech — muszę przećwiczyć prawienie ci komplementów — stwierdził, jakby było to jego obroną, a co sam odebrał za jeszcze większe dno, kiedy sen wypowiedzianych przez niego słów, dotarł do niego. Z drugiej strony, przecież obiecywał jej tylko tyle, że będzie mniejszym dupkiem niż normalnie, a to... trzymało się tej definicji. Nie musiał czuć się źle z własnymi słowami, poza tym, boże, przecież to była Luna. Którą miał Aiden. Nie musiał się starać ani robić niczego nadzwyczajnego, nie dla niej. — Wolę uprzedzić, chociaż to część planu. Będziemy dzisiaj dla siebie czuli — poinformował, żeby się nie zdziwiła, gdyby zaczął się zachowywać... niepodobnie do siebie, ale przecież od początku była o tym mowa, o udawaniu. Dlatego stając obok niej, objął ją delikatnie ramieniem i poprowadził w stronę wyjścia, jakby chcąc przećwiczyć swoje zachowanie względem blondynki. W korytarzu, pomógł jej założyć płaszcz, sam się ubrał do wyjścia, a następnie wciąż blisko niej poprowadził ją przed wieżowiec, przed którego wejściem czekał już na nich kierowca Ledgera.
🙃
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią z połowicznym uśmiechem, kiedy mu podziękowała. Jego kolejne słowa po tym wydawały się jeszcze bardziej debilne, ale już trudno. Nie zamierzał starać się jakoś specjalnie tego poprawiać. W końcu oboje wiedzieli, że chodziło jedynie o udawanie. Mieli zachowywać się względem siebie normalnie i miło, aby rodzice uwierzyli. Dlatego to, co działo się w apartamencie nie miało znaczenia. Tutaj mógł być po prostu sobą. I tyle. Dlatego po prostu podszedł do niej i poprowadził ją, ignorując jej słowa o tym co musi a czego nie musi. Wiedział, co ma robić. To mu wystarczyło.
— Na początek mogą być ręce — stwierdził. Nie doszukiwał się, dlaczego wywinęła się spod jego objęcia. Może po prostu wciąż była nieco obolała. Właściwie, to w ogóle by go nie dziwiło — w każdym razie, po prostu, postarajmy się. Nie musi być dzisiaj idealnie, to nasze pierwsze spotkanie z nimi po akcji z Aidenem — stwierdził — w zasadzie nagła wielka miłość będzie bardziej podejrzana — podsumował, zastanawiając się nad tym, co i jak. Nie mogą przesadzić ani w jedną, ani w drugą stronę. Wierzył jednak, że uda im się odnaleźć złoty środek, wszystko pójdzie zgodnie z ich założeniami, a później pokażą staruszkom środkowy palec, gdy nadejdzie odpowiedni plan. A Sylvester… na niego miał oddzielny plan, ale wolał się nie dzielić tym jeszcze z Luną, bo podejrzewał, jaka byłaby jej reakcja. Dlatego póki co, wystarczyło tyle ile wiedziała. Nic więcej.
Kiedy siedzieli już w samochodzie, uniósł brew i zerknął na dziewczynę, widząc, że uruchomiła przesłonę. Nie musiała dźgać go palcem, bo samym tym, zwróciła jego uwagę. Uśmiechnął się kącikiem ust i złapał jej dłoń swoimi, a następnie ułożył płasko na swojej nodze, przytrzymując ją w ten sposób.
— Nie bój się mnie dotykać, skarbie — powiedział z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy — możesz to śmiało robić, zwłaszcza przy ludziach — stwierdził z lekkim rozbawieniem, skupiając się na tym, co miała mu do powiedzenia.
Gosposia była opłacana przez niego. Była zaufanym człowiekiem, jego człowiekiem. Obowiązywać ją umowy, ale… Luna miała rację. Musieli stwarzać pozory, tak, aby nic nie wzbudzał niczyich podejrzeń.
— Nie głupie — przyznał — możesz się tym zająć, jeżeli masz ochotę. Albo możesz wynająć kogoś kto się tym zajmie, jak chcesz — poinformował, bo sam nie zamierzał bawić się w projektanta wnętrz. W dodatku nie obchodziło go, jak sypialnia będzie wyglądała. To miały być tylko pozory — byleby łóżko było duże, a materac twardy. Moje jedyne wymagania. Całą resztę zrób, jak chcesz — mówił, trzymając cały czas jej dłoń — i brawo za pomysł. Coś jeszcze wpadło ci do głowy? — Spytał, bo był ciekawy o czym jeszcze mogła myśleć. W końcu fakt, że się angażowała podobał mu się. Ten udawany-związek wymagał zaangażowania dwóch stron. Ludzie musieli widzieć, wkład obu stron — pomyśl, gdzie chciałabyś zjeść kolację w tym tygodniu, co byś chciała robić. Kino, teatr? Może spotkamy się z tą twoją druhną, jak jej było? Emily? Camila? Mila? — Pytał, próbując przypomnieć sobie imię dziewczyny.
😊
Nie rozumiał, co mogło być w tym dla niej dziwne, ale… nie zamierzał dopytywać. Spoglądał tylko na jej dłoń, którą sam ułożył na swojej nodze i słuchał tego, co jeszcze miała do powiedzenia. To nie tak, że w jednej chwili stała się dla niego niesamowicie interesująca, ale był zwyczajnie ciekawy, czy miała jeszcze jakieś pomysły. W końcu dążyli do tego samego, prawda?
OdpowiedzUsuń— Byłoby dobrze — stwierdził na jej słowa o przyzwyczajeniu się. Im bardziej naturalna byłaby pomiędzy nimi interakcja tym lepiej dla całej sprawy. A to o tym głównie myślał Ledger. Nie speszyło go to, że nagle znalazła się jeszcze bliżej, nie przeszkadzała mu jej głowa na swoim barku. Wręcz przeciwnie, cieszył się i miał nadzieje, że nie będzie się bała czy wstydziła robić podobnie podczas kolacji. — Masz moją pełną zgodę na zrobienie tego, jak chcesz — powiedział, bo w zasadzie nie obchodziło go w ogóle, w jaki sposób będzie wyglądać ich wspólna sypialnia. Nie zakładał, że będą z niej często korzystać. Pozory były najważniejsze w tym wszystkim. Zerkał co jakiś czas na nią, chociaż najbardziej interesował go widok zza szyby. Obserwował, gdzie znajduje się samochód i ile mniej więcej zostało do celu.
— Mów śmiało — zachęcił, mimowolnie obejmując ją ramieniem, gładząc bezwiednie palcami po ramieniu okrytym materiałem płaszcza. Zmrużył lekko oczy, przysłuchując się uważnie wszystkiemu, o czym mówiła. Że sam na to nie wpadł! Zdecydowanie pokazywanie się jedynie przed rodzicami nie było tak istotne, jak granie przed obcymi, z pozoru nic nieznaczącymi ludźmi. Tak, tego potrzebowali najbardziej — genialne w swej prostocie — stwierdził, a na jego twarzy zagościł zdawkowy uśmiech — zaplanuj coś na święta, ja zajmę się sylwestrem — rozdzielił podział planowania na wspólne wyjazdy — a do biura… możesz wpaść zawsze — stwierdził, uśmiechając się przy tym nieco łobuzersko, czego sam się po sobie w tym momencie nie spodziewał.
— W takim razie wybierzemy się na coś — wzruszył lekko ramionami — sprawdź co jest w repertuarach i wybierz, co najbardziej cię interesuje — dla niego to była łatwizna, wszystko polegało na zasadzie wyboru, zakupu i odhaczenia. Pare zdjęć, o których sama wspomniała i kolejna sprawa załatwiona — Amelia. W takim razie, możemy się z nią spotkać, jak masz ochotę. Może pogadaj z nią i wybierz ile biletów kupić — podsunął, a po chwili na nią spojrzał i uśmiechnął się — mam, ale to raczej nie jest towarzystwo, jakie mogłoby przypaść ci do gustu — wzruszył ramionami. I jego towarzystwu sama Luna mogłaby średnio przypaść do gustu, a już na pewno nie uwierzyliby w wielką miłość i nagle olśnienie co do ślubu — banda imprezowiczów — wzruszył ramionami od niechcenia, jakby to jedno sformułowanie było w stanie wszystko wyjaśnić. Zdecydowanie Luna nie musiała ich poznawać. To nie było towarzystwo dla niej, poza tym… gdyby faktycznie się kiedyś w kimś zakochał i planowały z tą osobą przyszłość, wolałby trzymać tę kobietę z daleka od bandy tych niewyżytych facetów.
😊
Nie przeszło mu przez myśl, że zgadzając się na zaaranżowanie przez Lunę sypialni, podsunie jej w ten sposób pomysł z wykradaniem się do jego sypialni. Gdyby był w stanie przewidzieć jej tok rozumowania, zdecydowanie nie wychodziłby wówczas z taką ochoczą zgodą na to, aby w pełni sama się tym zajęła. Nie miał jakichś wielkich sekretów, które mogłaby odkryć w jego sypialni, ale, gdyby wiedział co planowała, wolałby tego uniknąć. Tak po prostu.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią zdziwiony, bo nie bardzo rozumiał, za co dziękowała. Dlatego jego brew powędrowała wysoko w górę, w oczekiwaniu na wyjaśnienia, bo naprawdę nie rozumiał.
— W porządku. Najlepiej między dwunastą, a pierwszą. Później jestem zawalony spotkaniami. Wcześniej też — powiedział, bo mimo wszystko nie zamierzał pozwolić na to, aby przez ich plan, firma w jakikolwiek sposób ucierpiała. Nie taki był cel. Mimo niechęci z jaką przejął stanowisko, nie zamierzał pozwolić na to, aby firma została poszkodowana. Nienawidził ojca, ale mimo to doceniał i szanował pracę pokoleń, która została włożona w rozwój tego, czym miał się teraz zajmować on sam. Spojrzał na nią chyba tak samo zdziwiony, jak ona, gdy zadała swoje pytanie — a dlaczego miałbym nie iść? — Odpowiedział pytaniem, bo był ciekawy, co powie. Skoro mieli zacząć się pokazywać ludziom razem, stwarzać pozory szczęśliwej i kochającej się pary, nie powinna się dziwić, że zamierzał wdrożyć jej pomysły do ich planu. O to przecież chodziło. Aby się pokazać, udowodnić, że to prawda — w takim razie, na Amelię przyjdzie czas później — wzruszył lekko ramionami. Przymknął na krótką chwilę powieki, zastanawiając się nad tym, co powiedziała. Miała racje. Musieli kogoś poznać. Z spędzać z kimś czas. Z ludźmi nie całkiem z zewnątrz, ale nie na tyle bliskimi, aby wyczuli kłamstwo — mam kilku… dalekich znajomych, którzy mają ustatkowane życie — stwierdził — możemy się z nimi umówić. Jego żona chyba nawet zajmuje się jakimiś dobroczynnymi akcjami, może mogłaby cię wkręcić w działania czy coś, gdybys chciała — rzucił, wzruszając od niechcenia ramionami. W zasadzie nie miał pojęcia co całymi dniami robiła Luna i czy chciałaby to w jakiś sposób zmieniać.
Obszedł szybko samochód i podszedł do Luny, spoglądając na nią, gdy złapała jego dłoń i zacisnęła palce.
— Wszystko będzie dobrze — uśmiechnął się, całkiem szczerze — idziemy tam razem i razem wyjdziemy. Nie zostaniesz z nim sama nawet na ułamek sekundy. Obiecałem, Luna, a ja dotrzymuję obietnic. Nic ci nie grozi — szepnął, nachylając się do niej, aby tylko ona słyszała jego słowa, a następnie musnął wargami jej policzek.
Kiedy weszli do budynku, a następnie dostali się do apartamentu na ostatnim piętrze, które zamieszkiwali Collinsowie, Ledger pomógł pozbyć się płaszcza Lunie, a następnie poprowadził ją do jadalni, gdzie stał już odświętnie zastawiony stół. Za każdym razem przerost formy nad treścią, ale chyba zdążył się do tego przyzwyczaić.
— Witajcie — pani Collins powitała ich z szeroko rozstawionymi ramionami i z uśmiechem — trochę nas zaskoczyliście tą chęcią spotkania, ale jesteśmy z tatą bardzo ciekawi, o co chodzi — powiedziała, cały czas z uśmiechem — Sylvester jest z tatą w biurze, twoja mama jest w łazience. Czuj się Luno, jak u siebie — powiedziała, wskazując na wnętrze.
☺️
— Ach, no tak — stwierdził, chociaż musiał przyznać, że nie spodziewał się, że akurat o to chodziło. W końcu, taki był właśnie jej pomysł. Genialny. Dlatego tylko się uśmiechnął kącikiem ust i skinął głową, na znak, że rozumie.
OdpowiedzUsuńZajęcia. No tak, Luna przecież studiowała, a on… nawet tego nie pamiętał, bo do tej pory, właśnie tylko go obchodziła i tak bardzo się nią interesował. Miał świadomość, że nie świadczyło to o nim dobrze, jako o człowieku, ale powiedzmy sobie szczerze. Jeszcze do niedawna miał na cały ten ślub po prostu wyjebane. Co prawda dalej chodziło o to, aby do ślubu nie dopuścić, ale Luna zaczęła być dla niego człowiekiem, którego jest w stanie dostrzegać. Bo w końcu zaczęli ze sobą współpracować. Automatycznie stała się z tego powodu warta zainteresowania i po prostu dostrzegalna. Wcale nie chodziło o to, jak traktował ją ojciec.
— Jak się uda, to będzie miło — stwierdził, chociaż nie do końca wiedział, co niby będą robić. Równie dobrze będzie mogła połączyć się zdalnie z uczelnią, jeżeli miała taką opcję.
Wzruszył ramionami w kwestii musicali, fakt, nie był fanem, ale potrafił docenić dobrą grę. Dlatego nie miał nic przeciwko, a do tego wszystkiego, ciągle chodziło o ich wiarygodność, był w stanie się poświęcić.
— Teraz zrobimy coś, co lubisz ty, później coś, co lubię ja. Trochę zaangażowania nie zaszkodzi — puścił jej przy tym oczko. Tak to wszystko widział i wolał się zwyczajnie nie zagłębiać w szczegóły.
Opuścił na nią spojrzenie, wyrywając się z własnych myśli i zamruczał cicho, tak jakby sam niekontrolowanie wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.
— Jeżeli chcesz się tym wszystkim zająć — wzruszył ramionami — dla mnie to… nie problem — stwierdził, chociaż wolałby, aby do ślubu jednak nie doszło. W końcu o to chodziło w ich planie, prawda? — Zresztą, to cześć planu, nie? Zaangażowanie się — stwierdził, wzruszając ramionami.
Też nie był zachwycony myślą spotkania nie tylko swoich rodziców, ale i jej. Prawda była taka, że nie potrafił przewidzieć, czy nie będzie chciał przywalić swojemu niby-przyszłemu-teściowi. Świadomość, że będzie miał przebywać w jednym pomieszczeniu z facetem, który krzywdził Lunę, siedzieć z nim przy jednym stole i jeść posiłek… kurwa, robiło mu się niedobrze i jedyne czego chciał, to mu dowalić. Ale wiedział, że nie może i tu był problem.
Trzymał cały czas dłoń Luny nie będąc pewnym czy robi to po to, aby dodać jej otuchy, czy raczej chciał w ten sposób trzymać się ziemi i nie pozwolić sobie na utracenie kontroli. Bo w końcu jej obiecał, a jak sam mówił chwilę wcześniej, zawsze dotrzymywał złożonych obietnic. Co w tym konkretnym momencie kurewsko go uwierało.
— Pani Myers — skinął głową kobiecie, w głębi zastanawiając się, jakim cudem mogła zachowywać się z takim spokojem. Tym bardziej się nad tym zastanawiał, kiedy w ogóle ośmieliła się wspomnieć o tym wszystkim. Miał ochotę przewrócić oczami, chcąc dać jej do zrozumienia, że może sobie te swoje słowa, spokój i radość wsadzić… ale się powstrzymał. — Wszystko, w porządku, praca, praca — powiedział. Wiedział, że przed wyjściem ustalili, że na początek wystarczy trzymanie się za ręce, ale jakoś słowa jej matki na tyle go wkurzyły, że nie mógł się powstrzymać — wyjaśniliśmy sobie kilka spraw — stwierdził, puszczając dłoń Luny, ale tylko po to, aby objąć ją ramieniem w pasie i przyciągnąć bliżej siebie i musnąć wargami jej skroń — a jak państwo się miewają? — Spytał, chociaż gówno go to obchodziło.
🤭
Zastanawiał się czy sobie słów Luny był przypadkowy, czy użyła akurat słowa wstrząs celowo. Tak czy siak, z wiedzą, którą posiadał w tej chwili, naprawdę ciężko było mu patrzeć na tę całą szopkę. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego rodzina nie była idealna i również przy ludziach grali, chociaż… Senior Collins potrafił zachowywać się jak król i władca nawet przy ludziach spoza rodziny, więc pozostawało kwestią czasu, aż również przy rodzicach Luny i przy niej samej pokaże swoją prawdziwą twarz. Powracając jednak do głównego wątku, Ledger wiedział, że Collinsowie nie są idealni. W porównaniu jednak do rodziców Luny… może nawet się lubili. W specyficzny sposób pokazywali sobie sympatię, ale na pewno było z nimi lepiej niż z Myersami.
OdpowiedzUsuńNawet nie udawał, że jej słuchał. Skupiał się raczej na tym, co mówiła Luna i to tylko przez to, że nie mógł jej ignorować. Większą uwagę poświęcał spoglądaniu co jakiś czas w stronę apartamentu, w której części znajdował się gabinet ojca. Wyczekiwał w napięciu pojawienia się mężczyzn, przypominając sobie ciągle, że musi się kontrolować. Dla niej. Bo jej obiecał.
Można powiedzieć, że ocknął się dopiero, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że ręce Natalie sięgały jego koszuli. Zmarszczył brwi, wykrzywiając przy tym wargi w grymasie i momentalnie poprawił kołnierzyk po swojemu, bo nie zdążył się odsunąć, nim kobieta to zrobiła.
— Z całym szacunkiem, wolałbym, żeby dotykała mnie tylko jedna pani Myers. A już w krótkie Collins — oznajmił, odchylając się nieco barkiem w tył. Wkurwiała go Natalie. Chyba nawet bardziej niż Sylvester, chociaż akurat to ciężko było stwierdzić, bo jeszcze go nie zobaczył. Wiedział też, że o ile traktowanie jej matki w taki sposób, nie odbiegało mocno od normy, bo dotychczas nie traktował ani Luny, ani jej matki w inny sposób, tak udawanie z Sylvestrem będzie… gorsze. Póki nie wiedział, może i czuł w jakiś sposób szacunek do tego faceta, ale to w jednej krótkiej chwili przepadło.
Spojrzał na blondynkę, gdy go objęła i automatycznie sam zrobił to samo. Przyciągnął ją bliżej siebie, jakby był zaprogramowany do takich gestów, gdy pod jego dłońmi znajdowało się ciało kobiety. Sięgnął dłonią jej włosów i wsunął kosmyk włosów za ucho, słuchając, co miała do powiedzenia.
— Moja matka nie będzie tak łatwa — wymruczał, nachylając się nad nią. Dłoń, którą przed chwilą odgarniali jej włosy przełożył na policzek dziewczyny i przytrzymał jej twarz, aby musnąć delikatnie jej wargi swoimi — ale przecież oboje potrafimy być przekonujący, hm? — Wymruczał, sunąc opuszkami palców po kąciku jej ust i uśmiechnął się do niej czarująco. Następnie zerknął w stronę swojej matki, a jego uśmiech zmienił się w przepraszający — może pokażę Lunie mój stary pokój — stwierdził — panowie z pewnością zdążą wówczas dołączyć do stołu — stwierdził i ułożywszy dłoń na jej lędźwiach, pchnął ją delikatnie, aby poprowadzić dziewczynę w odpowiednim kierunku.
😏
Po wypowiedzeniu słów do matki Luny, postanowił już całkiem ignorować tę kobietę. Przynajmniej do czasu, aż zasiądą przy stole. Do tego momentu zamierzał skupiać się jedynie na Lunie. Poświęcać jej w pełni swoją uwagę, wcale nie tylko dlatego, że mieli pokazać wszystkim, że coś do siebie czują naprawdę. Po prostu była jedyną interesującą osobą w promilu kilku najbliższych kilometrów.
OdpowiedzUsuń— Wiem — powiedział cicho, przez to właśnie zdecydował się na kolejny krok, którym był ten krótki pocałunek. Nie miał pojęcia czy Luna będzie na niego za to wkurzona, ale w tym momencie mało się tym przejmował. Zdawał sobie sprawę z tego, że zdecydowanie całowanie nie wchodziło w opcję trzymania się za ręce, ale w takich sytuacjach najlepsza była przecież improwizacja. Uśmiechnął się kącikiem ust, gdy spoglądał po pocałunku w jej oczy. Westchnięcie było dużo lepszą reakcją niż przywalenia na przykład mu w twarz — mam w sobie wiele talentów — wyszeptał w odpowiedzi, skupiając się na tym, aby przekonać swoją matkę, co do prawdziwości swoich uczuć. Kiedy spytała o zdjęcia, uśmiechnął się szeroko.
— Pytasz — zaśmiał się — nie opowiadałem ci, że byłem w samorządzie? Musisz zobaczyć wpisy w moim albumie — stwierdził, szczerząc przy tym zęby w szerokim uśmiechu. Tak naprawdę nie planował jej tego pokazywać, chyba, że faktycznie zacznie się domagać. Nie miał nic do ukrycia. A wpisy… cóż potwierdzały jedynie, że Ledger od zawsze był dupkiem.
Jego pokój wyglądał tak, jakby czas zatrzymał się podczas jego pobytu w szkole średniej. Magazyny sportowe, flaga ulubionej drużyny, książki z dodatkowych zajęć, mapa z zaznaczonymi miejscami, które chciał zobaczyć, kilka zdjęć z imprez z kumplami. Na każdym fragmencie było widać imprezowego nastolatka, zawsze będącego w towarzystwie.
— Przepraszam za ten pocałunek — powiedział cicho, zamykając za sobą drzwi. Spojrzał na Lunę, skinąwszy lekko głową. Też tak uważał, trzymanie się za ręce to było zdecydowanie za mało, ale zgadzał się również z kolejną częścią. Wiedział, że nie powinien był jej całować. Z pewnością nie bez wcześniejszych ustaleń — jasne, powiedz tylko jak je widzisz — wzruszył lekko ramionami, podchodząc do swojego biurka i otworzył jedną z szuflad, a następnie zerknął do środka i uśmiechnął się lekko kącikiem ust. Odwrócił głowę, aby spojrzeć na Lunę — powinnaś się zaśmiać — stwierdził — oglądanie tego albumu zawsze kończy się śmiechem — stwierdził, wzruszając lekko ramionami. Wskazał dłonią na regał po przeciwnej stronie — możesz go zobaczyć jak chcesz — dodał i powróciwszy do szuflady, wyciągnął z niej zdjęcie, do którego się wcześniej uśmiechnął i wsunął je do wewnętrznej kieszeni marynarki — możesz przy kolacji poprosić, żebym opowiedział ci o szkole wojskowej — dodał, odwracając się plecami do mebla i oparł się — ale wróćmy do tych granic. Wyznacz je, a będę się ich trzymał.
😊
Spoglądał prosto w jej oczy, uśmiechając się kącikiem ust. Oczywiście, że dostrzegł jak oblizała wargi. Przez chwilę nawet się zastanawiał czy powinien pocałować ją raz jeszcze, ale wtedy wyszedł temat pokoju, a on wolał nie przeciągać. Zwłaszcza, że ustalenia mieli inne, a pocałunki wychodziły mocno poza trzymanie się jedynie za ręce. Nie mógł przegiąć, nie chciał jej za bardzo denerwować, bo przeć wyjściem… nie zdążyli ustalić w pełni planu, a Ledger po prostu dawał porwać się chwili i to właśnie pod jej wpływem działał. Nie tylko teraz, a niemal przez całe swoje życie.
OdpowiedzUsuń— Mamy przed sobą całe życie, zdążysz je wszystko poznać — szepnął, sięgając dłonią jej policzka, aby delikatnie po nim przesunąć. Przez cały ten czas, patrząc prosto w jej oczy, jakby nie widział w tym momencie świata poza nią.
Uśmiechnął się łobuzersko w odpowiedzi na jej pytanie. Spodziewał się właśnie takiej reakcji.
— Ludzie mnie lubili, nie musiałem się nawet wysilać, żeby się dostać — wyszczerzył zęby — chociaż pozostali członkowie nie byli zachwyceni… życie — oznajmił, przypominając sobie młodzieńcze lata, które w przypadku Ledgera były… obfite w wydarzenia, najróżniejsze. To słowo najlepiej pasowało do jego lat w szkole średniej.
— Którego kochasz ponad życie? — Spytał z krzywym uśmieszkiem, ale jego oczy wyrażały rozbawienie — nie powinienem był, bez ustalania granic — powiedział w nawiązaniu do jej propozycji, bo cóż, dla niego ten pocałunek kompletnie nic nie znaczył, był całkowicie bezwartościowy. Jak mnóstwo innych pocałunków, które składał. Domyślał się jednak, że Luna mogła traktować to inaczej. Prawdopodobnie. Chociaż gdy wracał myślami do ich rozmowy po jednym ze spotkań rodzinnych i oznajmieniu przez nią, że ma swoje potrzeby… może wcale jej to nie przeszkadzało? Może lubiła na tyle bliskość i seks, że podchodziła do tego, jak on sam? Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się intensywnie nad tym. Powrócił do teraźniejszości, słysząc jej pytanie. Podążył wzrokiem do mapy, o której mówiła i uśmiechnął się.
— Kiedy ją tworzyłem, chciałem je dowiedzieć. Teraz trochę tego i trochę tego — przesunął wzrokiem po zaznaczonych miejscach i uśmiechnął się — Meksyk zaliczony. Całkiem szybko po jej stworzeniu — oznajmił. Przekrzywił lekko głowę, przenosząc spojrzenie z mapy na dziewczynę, a jego uśmiech nieznacznie się poszerzył. Potwierdzała właśnie to, co siedziało mu w głowie. Przygryzł wargę, a następnie podszedł bliżej niej i zatrzymał się tuż obok, ale w taki sposób, aby nie blokować jej dostępu do albumu, po który sięgała — chcesz powiedzieć, że gdyby wymagała tego sytuacja, czysto hipotetycznie, mogę zrobić wszystko?
Chciał wiedzieć. Wiedzieć, jak daleko może się posunąć, bo chodziło o to, aby wszystkich przekonać. A Ledger słynął z tego, że się nie krępował. W niczym.
Zaśmiał się cicho.
— Za brak subordynacji — wzruszył lekko ramionami — powiedzmy sobie, że staruszkowi nie podobał się mój styl życia. Problem się zwiększył, kiedy mnie z niej wylali — tak, sprawiało mu to ogromna satysfakcję. Wkurwianie ojca i doprowadzanie go do białej gorączki. Spoglądał na nią z góry, kiedy usiadła na łóżku i sam zerkał na kartki, wzruszając lekko ramionami na jej słowa — pewnie przez jakiś czas ze sobą byliśmy — stwierdził z lekkością — nie byłem stały w uczuciach.
— Nie ma niczego, do czego bym się nie posunął, żeby ich utwierdzić w naszej racji — powiedział — więc dla mnie granice nie istnieją. Mógłbym cię zerżnąć nawet tu i teraz, gdyby to było konieczne i skoro mam twoją pełną zgodę. Co oczywiście w tej chwili byłoby przesadą, ale… nie mam granic, Luno — powiedział, nie odwracając od niej wzroku. Wyciągnął rękę w jej stronę, aby pomóc jej wstać z łóżka — powinnaś po prostu być świadoma, na co się godzisz.
😏
— Nie rozumiem, o co ci chodzi — odparł z szelmowskim uśmiechem. Oczywiście, że rozumiał. A jednocześnie miał to po prostu gdzieś. W szkole go nie interesowało, co mieli do powiedzenia inni na jego temat ani tym bardziej później. Od zawsze po prostu był, jaki był. To najstarszy z braci Collins był… cóż, Ledger uznałby, że najbardziej moralny z nich wszystkich. Tylko dokąd go to doprowadziło? Nad tym też wolał się za długo nie zastanawiać, bo jeszcze doszedłby do jakichś wniosków, które nie daj boże sprawiłyby, że chciałby zacząć coś zmieniać w swoim życiu. A przecież lubił je najbardziej takim właśnie, jakim było. Zmiany nie były mu potrzebne, w żadnym przypadku.
Usuń— Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem, jesteś idealną przyszła panią Collins — zaśmiał się cicho, kręcąc przy tym delikatnie głową, a następnie zerknął na nią pospiesznie, zatrzymując wzrok na krótką chwilę na jej oczach — w porządku, w takim razie całowanie wchodzi w pakiet planu idealnego — podsumował z lekkim uśmiechem. Nie przeszkadzało mu to. W żadnym wypadku. Zdawał sobie sprawę, że skoro naprawdę mieli udawać prawdziwą parę, musiał przystopować ze swoimi wyjściami z kumplami i imprezami, na których bywał. Chyba, że dotyczyły firmy, ale to była inna kwestia.
Skinął tylko głową na jej pytanie, bo nie było nad czym się rozwodzić.
— Wiem, że nie jesteś — powiedział w zamyśleniu — bardziej chodzi o to czy nie będzie ci to przeszkadzać — mruknął, ale nie pozwolił jej na zareagowanie na jego słowa, bo zamierzał kontynuować — albo czy nie zaczniesz myśleć, że coś co nie jest prawdziwe, takim się staje? — Szepnął — jak sama zauważyłaś, jestem dobrym aktorem. I to nie jedyne, co potrafię — zniżył ton, błądząc spojrzeniem po jej twarzy — chcę tylko powiedzieć, aby sprawa była jasna… to tylko plan. Nasz plan. Jestem w stanie dużo dla niego zrobić, ale to plan — chciał mieć pewność, że się w nim nie zakocha, chociaż wiedział, że nikt nie mógł składać takich deklaracji. No, może z wyjątkiem niego samego. On znał siebie wystarczająco mocno, aby wiedzieć, że to się nigdy nie stanie.
— Jak będziesz grzeczna, to opowiem ci całą historię tej szkoły wojskowej — stwierdził z połowicznym uśmiechem i puścił jej oczko.
Kiedy była tak blisko, trzymając na nim swoje dłonie i wypowiadając te słowa, jego spojrzenie stawało się coraz bardziej błyszczące, a jego wyobraźnia podpowiadała mu z łatwością obraz, wypowiadanych przez dziewczynę słów.
— Myślę, że na dzisiaj mogłoby to być za dużo, ale pomysł całkiem nie głupi — zaśmiał się mrukliwie, sięgając dłońmi jej dłoni. Przez chwile patrzył w jej oczy, uśmiechając się cały czas kącikami ust — pytanie, czy nadal byłabyś taka chętna, gdyby miało przyjść co do czego — wymruczał, odsuwając ich dłonie od jego klatki piersiowej, ale tylko po to, aby opuścić je powoli w dół, wciąż trzymając je w swoich. Skinął głową, bo miała rację. Powinni wracać. Ojcowie zapewne też już wyszli z gabinetu.
— Jesteś gotowa? — Spytał jeszcze cicho, nim pociągnął ją w stronę drzwi.
😏
Nie wierzył jej. Nie potrafił w to uwierzyć, chociaż może powinien? W końcu patrząc na to, jak traktował ją ojciec, skąd miała wiedzieć czym są prawdziwe uczucia. Może trafił na kogoś, kto był odrobinę podobny do niego? To by dużo ułatwiało. Mogliby wówczas… nie krępować się w żaden sposób graniem przed rodzicami, przed wszystkimi. Przed paparazzi, znajomymi. Mogliby wyruchać ich wszystkich i zdobyć to, czego chcieli, jednocześnie, jak sama Luna zauważyła, dobrze się przy tym bawiąc. To nie było głupie. Nie zamierzał jednak jej chwalić za taki pomysł. Musiał pierw to sprawdzić. Nie wiedział jeszcze jak, ale musiał mieć pewność, że nagle go nie pokocha.
OdpowiedzUsuń— Świetnie — wymruczał cicho, spoglądając w jej oczy — w takim razie sprawa jest jasna i klarowna — powiedział, skinąwszy przy tym lekko głową. Jeżeli wszystko faktycznie miało tak wyglądać… idealnie. Kiedy się odsunęła od niego, przez chwilę wodził zamyślonym spojrzeniem po jej ciele, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób mógłby ją sprawdzić. Jak się upewnić, że może jej pod tym względem ufać. Musiał coś wymyślić. Nie wiedział jeszcze co i jak, ale… wiedział, że musi. Tak po prostu.
— Miejmy to za sobą — stwierdził jeszcze cicho, nim otworzył drzwi swojego pokoju i wrócili do jadalni, gdzie, faktycznie wszyscy byli już obecni.
Przesunął spojrzeniem po twarzach wszystkich, powtarzając sobie, że musi nad sobą panować, gdy jego wzrok napatoczył się na jej ojca.
— Świetnie, że pała pan takim entuzjazmem — rzucił, nawet nie siląc się na dobry wieczór. Swojemu ojcu jedynie skinął głową. Puścił dłoń Luny i pozwolił jej zająć miejsce, a po chwili zrobił dokładnie to samo. Zacisnął palce i uśmiechnął się do niej kącikiem ust.
— W zasadzie dla was to na pewnie nie, aż tak pilne, jak dla nas — oznajmił z lekkością, posyłając wszystkim szeroki, lekceważący uśmiech — wszystko, co do tej pory zostało ustalone w sprawie ślubu odwołujemy — oznajmił ze spokojem, gotów na pomruk niezadowolenia ze strony rodziców. Nie zawiedli go. Senior uniósł wysoko brew, przechylając głowę w bok.
— Czy coś jest nie zrozumiałe w tej kwestii? — Spytał, wyraźnie zmęczony wałkowaniem tematu próby odwołania ślubu — myślałem, że dałem ci jasno do zrozumienia…
— Ślub się odbędzie — wtrącił się ojcu, nie czekając, aż ten dokończy zdanie — chcemy to jednak zrobić po swojemu. To nasz ślub, nasz dzień. Nasze wspomnienia. Chcemy móc opowiadać dzieciom i wnukom, że wszystko poszło idealnie, zgodnie z naszymi wyobrażeniami — oznajmił i chwycił pod stołem dłoń Luny w obie dłonie i ułożył ich ręce na stole — chcemy tego ślubu, ale na naszych warunkach — oznajmił stanowczo — chyba to nie będzie problemem? — Spytał z uniesioną wysoko brwią — to chyba dobrze, że poczuliśmy coś do siebie i jedyne czego chcemy, to jedynie to, aby było tak, jak zawsze sobie to wyobrażaliśmy? — Spytał, a następnie dodał coś, co według niego wszystko uwiarygodni — Aiden i Rose ze względu na to, że są rodziną mogą pojawić się na samej ceremonii, ale ma resztę nie są zaproszeni — oznajmił lodowato, niemal tak zimnym tonem, jakim ojciec się z reguły zwracał do niego — a jak spróbujecie wplątać ich jeszcze raz w jakieś rodzinne obiadki z nami, powyrywam mu nogi z dupy.
🤭
Uśmiechnął się, bo jej odpowiedź była zadowalająca. Co prawda nie wierzył jej w stu procentach, ale… powiedzmy, że zamierzał uznać, na ten moment, że sprawa pomiędzy nimi jest właśnie jasna jak słoneczko. W końcu wyraził się klarowanie. Ostrzegł ją. Jeżeli nie będzie potrafiła zapanować nad swoimi uczuciami, to będzie tylko jej problem. Nie jego. Był szczery. Postawił sprawę jasno. Na tyle jasno, że nie musiał o tym myśleć, a jednak cały czas gdzieś krążyła myśl, czy na pewno rozumiała w odpowiedni sposób jego słowa. Musiał się ogarnąć.
OdpowiedzUsuńBył zdecydowany w swoich słowach i miał nadzieję, że nie będą musieli tracić więcej siły i energii w to, aby ich przekonać. O ile jego ojciec przez chwilę siedział w milczeniu, jakby zastanawiał się nad każdym słowem, które padło z jego ust, tak Sylvester przerwał ciszę. I to w sposób, jaki nie podobał się Ledgerowi. Brunet nie zamierzał się jednak tak łatwo poddać. Dlatego spojrzał twardo w oczy mężczyzny i uśmiechnął się połowicznie.
— Nie zdziwię się, jeżeli Aiden i Rosie to ukartowali — powiedział — mój brat jest popierdolony, musiał wyczuć, że zaczynam czuć coś poważnego do Luny i chciał to spierdolić — nawet nie mrugnął, wypowiadając te słowa. W końcu tak było, cała sytuacja była ukartowana, ale nie przez te osoby — Rose nie jest lepsza, nie zdziwię się, jakby chcieli wciągnąć Lunę w jakiś pojebany trójkąt. Ta laska jest nieobliczalna — dodał, tutaj wymownie spoglądając na swojego ojca. Zerknął na Lunę i skinął głową na jej słowa. Pełne poparcie. W końcu chcieli razem tego ślubu, w końcu się kochali.
— Luna ma rację. Wcześniej to był odruch. W końcu każde z nas jest wolnym człowiekiem. Nikt z nas nie lubi podlegać rozkazom, bunt jest automatyczną obroną — stwierdził — ale dzięki wam wszystkim… trafiliśmy na siebie i mieliśmy szansę się poznać. A ja jedyne czego chcę w tej chwili to spełnić wszystkie jej marzenia dotyczące ślubu — mówiąc to, puścił jej rękę, ale tylko po to, aby objąć ją ramieniem, mocno do siebie przyciągając i muskając wargami jej skroń — zasługuje na wszystko co najlepsze, zwłaszcza po tym, jak ją do tej pory traktowałem — zaznaczył. Chciał, aby wiedzieli, że dostrzegał swoje błędy w dotychczasowej relacji z Luną — to, że w ogóle była gotowa mi wybaczyć moje szczeniackie zachowanie sprawia, że jest kobietą idealną — dodał, odsuwając się niby niechętnie ustami od jej skóry.
— Mhm — tylko tyle wydał z siebie senior, uważnie przyglądając się to synowi, to dziewczynie.
— Luna, powinnaś się dłużej na niego dąsać, nazywanie jego zachowania szczeniackim to kpina — odezwała się Camille, matka Ledgera, rzucając przy tym synowi surowe spojrzenie — kupiłeś jej na przeprosiny porządną kolię? — Spytała, jakby wystarczająco drogi prezent był tym, od czego powinien w ogóle zacząć.
— Jesteśmy na jutro umówieni z jubilerem, wybierze sobie sama, co jej się podoba — skłamał, wiedząc dobrze, że zakup jakiejkolwiek błyskotki nie będzie żadnym problemem, a skoro to ma utwierdzić jego matkę w ich kłamstwie… mógł wydać kilkaset tysięcy, jeżeli tego właśnie oczekiwano.
😌
Nie miał wyrzutów sumienia, zrzucając winę na Aidena. Jakakolwiek nie miałaby ona być. Nawet gdy Luna powiedziała, że tego nie chciała, co sugerowało, że jego brat wziął siłą to, czego chciał, wciąż nic nie czuł. Wyrzutów sumienia, winy. Nic. Zależało mu tym momencie jedynie na tym, aby rodzice im uwierzyli. A zrobienie z Aidena kozła ofiarnego… nawet mu pasowało.
OdpowiedzUsuń— Hej skarbie, już dobrze — zareagował od razu, gdy tylko dostrzegł jej łzę. Byli, kurwa, perfekcyjnymi aktorami i był z nich cholernie dumny. Przyciągnął ją blisko siebie, otulając czule ramionami i przyciskając jej głowę do swojej klatki piersiowej, nie przestając gładzić dłonią jej włosów — już cię więcej nie dotknie — powiedział stanowczo, z wyraźnie słyszalną groźbą, chociaż jej adresata nie było przy nich. Poniekąd. Ale temat Sylvestra zamierzał załatwić inaczej, później — i mam w dupie, że to mój brat. Gdyby… gdyby to nie było na poważnie, sam wyruchałbym Rosie tak…
— Ledgerze Collinsie, jeszcze słowo — ojciec rzucił mu miażdżące spojrzenie, ukrywając wypowiedź syna.
Brunet tylko zacisnął wolną dłoń w pieść, chcąc pokazać, że zamknięcie się dla niego nie jest łatwe w tym momencie. Zacisnął również wargi, mocno, aż pobielały. Rozluźnił się dopiero po chwili, odnajdując spojrzeniem oczy matki, a następnie skupił się ponownie na Lunie.
— Wiem, ale chcę — powiedział, posyłając jej czarujący uśmiech — zasłużyłaś. Na to i na dużo więcej — dodał, muskając jej czoło — kino i kolację też dostaniesz. Znacznie więcej i częściej, bo zasługujesz na faceta, który o ciebie dba — powiedział niby szeptem, ale wiedząc doskonale, że wszyscy skupiali się na jego słowach i na tym co mówił — a jak już wrócimy z zakupów, kina i kolacji… — chwycił jej podbródek i skierował w swoją stronę, aby wpić się w jej wargi. Powoli i czule, a kiedy skończył pocałunek, tracił jej nos — resztę opowiem ci w samochodzie — wymruczał cicho, muskając jej usta swoimi z każdym padającym z nich słowem.
Senior Collins spojrzał na Sylvestra, a następnie przeniósł spojrzenie na swojego syna i przyszłą synową.
— Też wydaje mi się to… podejrzane — zawyrokował, zwracając się do medyczny. Skinął lekko głową — zgadzam się z tym, żeby mieć ich na oku. To nie podobne do ciebie, Ledger, związek, chęć ślubu… co z wyjściami do klubów z kumplami? Co z uciszanymi dziewczynami, aby nie biegły chętnie do pracy poopowiadać o tym, jak to są traktowane w pracy?
Ledger ponownie zacisnął wargi, bo nie spodziewał się, że ojciec wyleci z takimi tematami przy kimś, spoza rodziny. Jakby ufał im na tyle i bym na tyle pewien umowy pomiędzy nimi, że nie przejmował się tym, co mówił. Jakby nie bał się o postrzeganie firmy.
— Stare dzieje — powiedział, starając się brzmieć przekonująco. W zasadzie nie musiał kłamać, odkąd umówili się z Luną na wspólne działanie, jeszcze z tą sprawą z Aidenem, odpuścił na trochę wyjścia — odkąd zamknąłeś mnie w biurze prezesa mam na głowie inne sprawy niż pracownice — dodał dla jasności. Znowu nie kłamał — jak mówiłem… chcemy tego ślubu, ale na własnych zasadach. Pod tym względem chcemy być jak… normalni ludzie.
🙄
— Ćśś — szepnął, czule dotykając jej policzek. Granie wychodziło im tak doskonale, że w którymś momencie nie musiał się zastanawiać nad tym, co zrobić i jak zrobić, aby wszystko wyglądało naturalnie, tak jak powinno. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, dla Ledgera nie było to wyczynem.
OdpowiedzUsuńNa szczęście wszystko wskazywało na to, że rodzice, chociaż mieli wątpliwości nie zamierzali się sprzeciwiać. Tym bardziej, że Sylvester wyraził aprobatę. Co prawda jasno dając im do zrozumienia, że nie mogą spać spokojnie, ale… najważniejsze było to, że ślub mógł zostać przełożony na czerwiec. To dawało im mnóstwo czasu na dopracowanie szczegółów, jak ich wszystkich wykiwać. Tak, aby firma na tym nie ucierpiała.
— Luna ma rację. Niczego nie udajemy. Możecie wpadać kiedy tylko chcecie — puścił oczko Sylvestrowi — będziemy zachwyceni każdą wizytą — powiedział, a później skupił się już na posiłku i Lunie. Na tym, aby rodzice nie mieli dzisiaj więcej powodów do wątpliwości, co chyba im się udało, bo po słowach Sylvestra reszta wieczoru przebiegła… Ledger mógłby powiedzieć, że jak na ich rodziny, całkiem przyzwoicie. A to zdecydowanie nie było podobne ani do Collinsów, ani Myerów.
Kiedy opuścili apartament, Ledger rozsiadł się wygodnie na tylnej kanapie limuzyny tuż po tym, gdy pomógł wejść Lunie do samochodu.
— Poszło… nadzwyczaj gładko — stwierdził z uśmiechem, naprawdę będąc zadowolonym z przebiegu tęgi spotkania. Wiedział, że będą się starali. Wiedział też, że jedni i drudzy rodzice byli podejrzliwi i z pewnością będą dalej węszyć. Na co również musieli się przygotować. Wiedział, że te niezapowiedziane wizyty nie były pustymi groźbami. — Rozumiem, że będziemy nocować w mojej sypialni dopóki nie powstanie ta wspólna? — Spytał, posyłając delikatny uśmiech dziewczynie. Nie miał pewności w jakim stanie była jej sypialnia, ale z jakiegoś powodu wolał nie dopytywać, więc z góry założył swoją. W końcu jeżeli Sylvester zagroził wizytami, nie mogli czekać, aż to się stanie i przyłapie ich na tym, że sypiają oddzielnie — poproszę gosposię, żeby jutro z samego rana przeniosła twoje ubrania do garderoby przy mojej sypialni — powiedział, mrużąc lekko oczy — jutro wpadasz do firmy? — Spytał — tak, jak ustaliliśmy jadąc tutaj? — Chciał mieć pewność, że wszystko, co do tej pory udało im się ustalić, jest aktualne — musimy wcisnąć tego jubilera — wymruczał cicho — o której kończysz zajęcia? Musimy jakoś to wcisnąć. Załatwię to z samego rana, muszę tylko wiedzieć, o której masz wolne — dodał, kiwając lekko głową do samego siebie.
😌
Słysząc słowa dziewczyny, uniósł pytająco brew i spojrzał na nią, oczekując dalszej części wypowiedzi. Im dalej mówiła, tym bardziej wyraz jego twarzy wydawał się… znudzony? Oczekujący tego zwrotnego punktu, o którym powinien ją niby ostrzec. Kiedy nie powiedziała nic więcej, zaśmiał się cicho, ironicznie. Kręcąc przy tym głową.
OdpowiedzUsuń— Bo uważasz, że będę opowiadał dziewczynie, z którą czysto hipotetycznie miałbym się związać na całe życie o tym, że sypiałem z dziewczynami, których część widuję codziennie w pracy? — Spytał z prawdziwym rozbawieniem — i że będę wciągać ją w firmowe sprawy? — Dodał, przyglądając jej się z uwagą. Ale jego ironiczny uśmieszek szybko wrócił — wiesz, że nie jestem święty? — Kącik jego ust znacząco uniósł się, a jego spojrzenie zabłyszczało — co konkretnie masz na myśli? — Spytał, bo był zwyczajnie ciekawy. Co wiedziała? Ile wiedziała? Coś więcej czy jedynie plotkarskie artykuły? Słyszała o wszystkich? Interesowała się nim? Normalnie miałby to w dupie, ale… zaczynało ją intrygować jej zachowanie. — A nie uważasz, że byłoby lepiej, gdybyś była całkiem nieświadoma? I odpowiadała, że twój narzeczony jest porządnym człowiekiem? — Zmierzył ją uważnym spojrzeniem — czasami łatwiej jest się wypowiadać, kiedy nie zna się prawdy — zauważył, a następnie zmarszczył lekko brwi. Nie rozumiał, po co ojciec w ogóle wyjechał z tą sprawą. Dobrze wiedział, że trzymał ręce przy sobie od dłuższego czasu. Uważał. Zwłaszcza na to z kim chodził do łóżka.
Skinął lekko głową na jej kolejne słowa, przyjmując je i zapamiętując. Od razu do głównej sypialni.
— Zobaczę czy uda się wszystko załatwić — powiedział, na jej propozycję, a następnie spojrzał na nią, a później na pierścionek — nie podoba ci się rodzinny brylant? — Spytał, uśmiechając się pod nosem, bo… to wcale nie był rodzinny brylant, ale był ciekawy jej reakcji — nawet Rose go nie dostała — mruknął, znacząco patrząc na jej dłoń — ale w porządku, skoro chcesz coś mniejszego — wzruszył ramionami — kolię i tak dostaniesz, matka by mnie zabiła, gdybym jej nie kupił. Oddasz ją najwyżej na jakąś licytację charytatywną — wzruszył ramionami, bo doskonale wiedział, co pomyślałaby jego matka gdyby się dowiedziała, że zamiast na przeprosiny kupić jej drogą kolię to jeszcze wymienił pierścionek na coś… mało okazałego. Chociaż szczerze rozumiał samą Lunę. Nie wyglądała na dziewczynę, która lubiła obwieszać się kilogramami biżuterii — czyli jutro wszystko załatwimy. Pamiętaj o tym Broadwayu, wpisz mi to w kalendarz jak tylko znajdziesz spektakl, który cię interesuje. Nie mogę tylko w czwartkowy wieczór. Biznesowe spotkanie — oznajmił, wzruszając przy tym lekko ramionami.
😏
— Gdzie byłaś, kiedy jasno zaznaczyłem, że to skończone? — Spytał, przyglądając jej się z coraz większym zainteresowaniem. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji, tym bardziej wzbudziła w nim ciekawość swoim obecnym zachowaniem — możesz być spokojna, jeżeli chodzi o nasz plan — powiedział, jednak nie zamierzał od razu kończyć tematu. Przekręcił się na fotelu samochodu tak, że siedział teraz nieco po skosie, ale chciał móc lepiej, uważniej przyjrzeć się jej twarzy. Nim się odezwał, na jego usta wkradł się delikatny uśmiech — tylko mi nie mów, że to ma być scena zazdrości godna udawanej narzeczonej, bo… jesteś strasznie mało przekonująca. Zwłaszcza, że nie mamy widowni — wypalił, przesuwając po jej sylwetce wzrokiem.
OdpowiedzUsuń— A może po prostu pozostawiać wszystko bez komentarza i opowiadać o tym, jak bardzo dobry masz na mnie wpływ? — Spytał, wciąż rozbawiony — oni uwielbiają historie i niegrzecznych chłopcach, których grzeczne dziewczynki potrafią sprowadzić na dobrą drogę — zniżył ton, przechylając przy tym głowę w bok. Chciał dodać, że w prawdziwym życiu to jednak niegrzeczni chłopcy sprowadzają grzeczne dziewczynki na złą drogę, ale nie zamierzał tego robić. To był tylko plan. W czerwcu wszystko miało się skończyć. Ich wygraną.
— Świetnie, na pewno będą zachwyceni — wzruszył ramionami, mając w zasadzie w dupie sprawę z pierścionkiem, chociaż musiał przyznać, że zignorowanie wzmianki o rodzinnym brylancie i tak łatwe oddanie go, nie spodobało mu się — pojawi się nowy, skoro dziedzictwo Collinsów jest dla ciebie nieistotne — dodał jeszcze, odwracając od niej spojrzenie.
Przed wyjściem z apartamentu, poprosił gosposie o przeniesienie ubrań Luny do sypialni, która dopiero będzie urządzona, zgodnie z tym, co wczoraj powiedział. A później, gdy wyszedł, nie skupiał się na niczym innym niż firma.
Miał przed sobą cały dzień spotkań, jedyną przerwę jaką miał pomiędzy nimi, miał spędzić z Luną. W krótkich, zaledwie kilkuminutowych przerwach pomiędzy zmianami ludzi w konferencyjnej, dodzwonił się do jubilera i poinformował, że wpadnie z narzeczoną, że mają mieć przygotowane same najdroższe i najładniejsze egzemplarze jakie posiadali w swoim salonie, uwzględniając przy tym jej prośbę o wymienia zaręczynowego pierścionka na nieco skromniejszy. Co nie znaczyło oczywiście, że miał być tani.
Minęła dwunasta, a Luny wciąż nie było, co… wkurzało go. Nie lubił spóźnialskich, zwłaszcza, że to był jego jedyny wolny czas i liczył na to, że zdążą zrobić wszystko, co zaplanowali. Zerkał co jakiś czas na zegarek na nadgarstku, starając się nie kląć pod nosem.
Kiedy weszła do biura, zmierzył ją uważnym, oceniającym spojrzeniem.
— Musisz mieć swojego kierowcę — stwierdził tylko, wywracając przy tym oczami — nienawidzę spóźnień, a zaraz sami spóźnimy się do jubilera — mruknął, chowając do kieszeni spodni swój telefon, a następnie podszedł do Luny. Zdając sobie sprawę z tego, że szyby nie były zasłoniete żaluzjami, a z pewnością wszyscy się przyglądali (nawet, jeżeli robili to ukradkiem) ułożył jedną dłoń na jej biodrze, a drugą na policzku i pocałował ją. Powoli i długo, jakby przez te kilka godzin rozłąki zdążył się niewiadomo, jak bardzo za nią stęsknić — idziemy.
Kiedy opuścili biuro, zerknął na asystentkę i tylko poinformował, że wróci przed rozpoczęciem następnego spotkania i obejmując ramieniem talię Luny, poprowadził ją do wind.
— Jubiler, później lunch — poinformował o tym, jak miał wyglądać ich wspólny czas — jeżeli nie przeciągnie się na zakupach, czyli dość szybko się na coś zdecydujesz, wrócimy jeszcze do mojego biura.
🕰️
Może i zdarzało mu się myśleć głównie kutasem, a nie mózgiem, ale nie był idiotą. Wiedział, kiedy przestać. Nigdy nie był szeregowym pracownikiem, bo był Collinsem, ale kiedy pełnił nic nie znacząca funkcje, łatwiej było się wykręcić w przypadku wycieku informacji. Odkąd zajął przeszklone biuro prezesa na ostatnim piętrze, miał świadomości że musi się pilnować sto razy bardziej, a jeżeli chodziło o seks z dziewczynami pracującymi w firmie… musiał się pilnować tysiąc razy bardziej. I pilnował. I mu to wychodziło. I nie musiał przecież niczego udowadniać blondynce. Zwłaszcza jej. Skoro mu nie wierzyła, to był tylko i wyłącznie jej problem.
OdpowiedzUsuńA mimo to, ta myśl cały czas krążyła mu w głowie, chociaż za każdym razem gdy powracała, powtarzał sobie, że to jej problem. Nie jego. Odkąd został prezesem, nie zerżnął żadnej laski z pracy. I wcale nie musiał jej tego udowadniać. Tak samo jak tego, że nie rżnął nikogo odkąd ustalili swój plan. Nie trwało to co prawda długo, ale… nie tknął żadnej.
— Ostatnie piętro, to takie trudne do zapamiętania? — Mruknął, wykrzywiając nieco wargi w grymasie, ale szybko przybrał pogodną minę, na tyle, na ile był w ogóle w stanie. W końcu odwiedziła go ukochana narzeczona, nie mógł witać jej z grymasem na twarzy. — Już pędzę — powiedział, chwytając swoje rzeczy.
— Dostawcy? — Spytał, bo nie podejrzewał, że aż tak pilnie wzięła się za sypialnie. Zwłaszcza, że przecież miała zajęcia, sama mówiła o studiach, kiedy umawiali się na dzisiaj. Dlatego przyglądał jej się uważnie, a kiedy przyjechała winda i poprowadził ją do jej wnętrza, wszedł za nią, stając tuż obok. Objął ją automatycznie ramieniem i spoglądał na ekran, na którym wyświetlały się kolejne mijane przez nich piętra — świetnie, będzie więcej czasu na jedzenie — stwierdził, spoglądając na nią, gdy zadała swoje pytanie. Uniósł brew, nie odrywając od niej spojrzenia — a co konkretnie chciałabyś wiedzieć? — Spytał, bo w zasadzie, nie miał pojęcia co mógłby jej o sobie opowiedzieć. Nie był typem, który lubił mówić o sobie. Łatwiej było mu odpowiadać po prostu na pytania — możesz po prostu zadawać pytania — wzruszył ramionami — o ile nie będą mieć nic wspólnego z firmą — dodał. Czuł, że zaczyna zachowywać się nieco obsesyjnie ciągle powtarzając i jasno wytyczając granice oddzielającą ją od firmy, ale chciał, aby to było dla niej oczywiste. Aby utkwiło w jej głowie tak bardzo, aby nigdy nie pytała.
😌
— Nie to miałem na myśli — powiedział, zerkając na nią. Nie powinien się przejąć jej słowami, a jednak to się działo. Był na siebie wściekły, bo przecież obiecał sobie, że dowiedzenie się o tym, w jaki sposób traktował ją ojciec nie wpłynie na niego. Na to, jak ją postrzega. Nie powinno tak być, nie był przecież taki, nie przejmował się tym, co dotyczyło innych. Ich życia go nie obchodziły, a z jakiegoś powodu im więcej czasu spędzał z Luną… tym bardziej musiał sobie przypominać, że powinien zachowywać się jak dupek. Nie bał się, że coś do niej poczuje. Tego był pewien. Bał się, że swoim zachowaniem może sprawić, że to ona się zakocha. Dlatego musiał nieustannie pamiętać o tym, jak traktował ją wcześniej i robić to dalej, dokładnie w ten sam sposób. To przecież nie mogło być trudne. A jednak… jak widać, to nie działało dokładnie tak, jak tego od siebie wymagał.
OdpowiedzUsuń— Fakt — zmrużył lekko oczy, przypominając sobie ich rozmowę. Jej ojciec zagroził, że będą ich kontrolować nieustannie, przez co temat sypialni nie mógł czekać — w takim razie… swietnie, że wszystko jest już w trakcie — mruknął, kiedy szli — kolacja brzmi super.
Zawsze mógłby znaleźć sobie coś ciekawszego do robienia, ale całość była na tyle istotna, że mógł spędzić ten wieczór z nią. Nawet dobrze, Dorothy potwierdzi w razie czego, że spędzają czas wspólnie, a nawet nie będą musieli się wielce pokazywać. W zasadzie wpadł mu do głowy pewien pomysł… bo jaką drogą najszybciej rozchodziły się plotki? Tą pantoflową, rozpowiadaną przez pomoc domową. Dlatego na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek — w zasadzie to genialny pomysł — sprostował, wciąż z uśmiechem na twarzy, z dodatkiem jego inwencji, cały Manhattan szybko dowie się o tym, że Lunę i Ledgera naprawdę coś łączy, a nie jedynie ustawiony ślub.
— Jasne, zastanowię się — skinął lekko głową odnośnie jej sugestii o czym powinien jej powiedzieć. Właściwie… chyba nie miał nic z tego, o czym mówiła. Sam przytakiwał na anegdotki matki nawet nie będąc pewnym czy cokolwiek z jej słów pamięta. Ale mógł się zastanowić, coś sobie przypomnieć, żeby przestała go męczyć bezsensownymi pytaniami. — Nie mam nic do ukrycia — burknął jedynie, nawet na nią nie patrząc, dokładnie tak, jakby… miał coś do ukrycia. Dlatego zmusił się do posłania jej jednego, krótkiego spojrzenia, które miało oznaczać tyle, że cokolwiek zaczęła sobie wyobrażać, powinna w tej chwili przestać.
Nie podobało mu się to, że stworzyła miedzy nimi dystans, ale może nawet lepiej, bo chociaż starał się zachowywać pozory w tej konkretnej chwili sam nie miał ochoty na wymuszone czułości. Ścisnął jej dłoń i ruszył w znanym kierunku.
— Dokładnie, wszystko niemal w zasięgu ręki — przytaknął, a kiedy dostrzegł fotografa o którym wspomniała, wygiął usta w wymuszony uśmiech. Tak jak zawsze, gdy ktoś robił mu zdjęcia — świetnie, przynajmniej cały Nowy Jork dowie się o tym, że dostałaś cholernie drogi prezent — powiedział — dałaś im cynk, czy to któryś z ojczulków liczył, że zaraz w pierwszy dzień mnie na czymś przyłapią?
🤭
Zignorował jej słowa. Dyskusja na ten temat nie miała sensu, bo mógłby tylko rozbudzić jej podejrzenia, a przecież niczego nie ukrywał. Kontynuowanie więc rozmowy na ten konkretny temat nie miało sensu. W zasadzie, zaczynał podejrzewać, że żadne ich rozmowy nie miały najmniejszego sensu. Wszystko wydawało się takie same. I dobrze. Przecież nie chciał, aby cokolwiek zaczynało się zmieniać. Chodziło tylko o to, aby wszystkich przekonać w prawdziwość ich relacji. I tyle.
OdpowiedzUsuń— Będziemy ich teraz mieć ciagle na ogonie — mruknął niezadowolony, bo nie podobała mu się ta wizja. Dobrze, że przesunęli ślub jedynie o kilka miesięcy, bo gdyby miało to być odwleczone bardziej w czasie, nie był pewny, czy byłby w stanie wytrzymać. Nie lubił, kiedy ktoś za nim łaził i robił zdjęcia. Wiedział, że to nieuniknione, że tego chcieli, bo wieści w ten sposób tylko miały utwierdzić rodziców, ale myśl, że najbliższe miesiące będą tak wyglądać… Zaskoczyła go tą inicjatywą, ale uśmiechnął się lekko, a następnie przyciągnął do siebie. Wszystko pod publiczkę. Nie myślał o tym. Nie brał w ogóle takiej opcji pod uwagę i nie chciał o tym myśleć, nie chciał wpadać w paranoję. — Twój ojciec jest, aż tak popierdolony? — Spytał, chociaż… mógł się spodziewać, że Senior wynajmie jakiegoś detektywa, który miałby tylko czychać na moment potknięcia Ledgera. W życiu prywatnym z Luną lub w firmie. Nie podobała mu się ta myśl, a fakt, że paparazzi były w pobliżu sprawiał, że nie mógł nawet pozwolić sobie na grymas niezadowolenia.
— Nie możemy… tak się nakręcać, bo szybciej przez nich zwariujemy nim uda nam się ich przekonać — mruknął, próbując przekonać w ten sposób samego siebie, że to byłoby za dużo i byłoby przesadą. Ale… zasiała w nim to ziarenko niepewności, które mu się nie podobało. — To tutaj — poinformował, wskazując na logo z Tiffany&Co — chyba będziesz w stanie coś sobie wybrać? — Spytał, bo odniósł wrażenie, że biżuteria marki była tym, co mogło jej się spodobać — kolię wybierz po prostu najdroższą jaka będzie dostępna, nawet na zamówienie, pierścionek… wybierz wedle gustu — poinformował, nim otworzył przed nią drzwi i wpuścił przed sobą do środka.
— Dzień dobry panie Collins, pani Myers— ekspedientka uśmiechnęła się, gdy tylko weszli do środka. Ledger dzwonił, aby upewnić się, że mają po co w ogóle pojawiać się w salonie, bo nie lubił marnować czasu.
— Dzień dobry — mruknął, spoglądając na dziewczynę — jak podczas rozmowy… szukamy idealnego pierścionka i czegoś na szyję dla tej damy — objął Lunę, prowadząc ją powoli do lady, gdzie pracownica miała już wstępnie przygotowane modele biżuterii, które mogłyby ich zainteresować.
😒
To nie tak, że nie był przyzwyczajony do życia na świeczniku. Problem polegał na tym, że tak jak zawsze do tej pory miał po prostu na nich wszystkich, delikatnie mówiąc, wyjebane, tak teraz będzie musiał się pilnować. Z wszystkim co robił, z kim robił i gdzie robił. Nie, aby planował niecne czyny. Martwiło go bardziej to, że któraś z pracownic nie da się uciszyć, gdy zacznie pojawiać się więcej zdjęć jego i Luny. Nie, aby miał się czym martwić biorąc pod uwagę ślub, to były stare dzieje, ale… kurwa zaczynał się bać tego, jak wpłynie to na firmę. I chociaż był świadomy co robił, jakie może mieć to konsekwencje, nigdy nie zakładał, że zostanie jebanym prezesem.
OdpowiedzUsuń— To nie nowość — mruknął, chociaż przez jego twarz przeszło zmartwienie. Nie samymi zdjęciami, tylko krążącymi mu w głowie myślami — mimo wszystko myślę, że… dość różnią się od siebie — burknął. Cały czas krążyła mu myśl na temat tego czy senior wiedział wszystko o Sylvestrze. Musiał go później jakoś podejść, chociaż nie miał pojęcia jak niby miał to zrobić. Odepchnął to wszystko od siebie i skupił się na Lunie. Na tym co robiła, na paparazzim i tym, że mają wyglądać na szczęśliwą i zakochaną w sobie parę.
— Dobra, pomogę ci, ale bez przesady… to byłoby chore — mruknął, szybko zdając sobie sprawę z tego, że Myers z pewnością nie był zdrowy, skoro znęcał się nad swoją córką — Dorothy dostanie jasny przykaz, że ma nikogo nie wpuszczać podczas naszej nieobecności — mruknął — ojciec nie ma kluczy — a przynajmniej nie wiedział o tym, aby je miał.
Zatrzymał się przed wejściem do sklepu i spojrzał na nią — nigdy w życiu — odparł całkiem poważnie — moja od razu będzie wiedziała, że to ściema. Zresztą, ja sam bym w życiu nic takiego nie zrobił — wyjaśnił — tym się zajmę w swoim czasie. Po swojemu, Myers — poinformował. Może i mieli zadowolić jednych i drugich, ale Collins nie zamierzał przy tym tracić siebie. Chociaż ciężko mówić o tracenie, skoro wszystko było jedną wielką ściemą. W każdym razie nie. Były rzeczy, na które nie mógł się godzić, a na wiele propozycji Luny i tak bez problemu przytakiwał.
Miał w dupie pracownice. Skupiał się jedynie na Lunie, nie przyglądając się dziewczynom pracującym w salonie. Ruszył za Luną, przyglądając się pierścionkom, jednak nie z tak dużym zainteresowaniem, jakie robiła to dziewczyna. Skoncentrował się na tym jednym. Tym, który postanowiła przymierzyć. Uśmiechnął się lekko, całkiem prawdziwie, bo faktycznie musiał przyznać, że pierścionek był ładny. I pasował do niej.
— Jakikolwiek wybierzesz i tak będzie się pięknie prezentował na tych dłoniach — odparł z szarmanckim uśmiechem, złapał jej dłoń i zbliżył do swojej twarzy, przypatrując się biżuterii. Po chwili przysunął jej rękę jeszcze bliżej i musnął wargami smukłe palce — aczkolwiek jako na dłoniach pani Collins, będzie się prezentował najpiękniej — wymruczał, raz jeszcze całując jej dłoń. Spojrzał na ekspedientkę, a następnie zerknął na pierścionek — będziecie mieli pasujące do niego obrączki? — Spytał, a tuż po chwili dodał — oczywiście pierścionek proszę doliczyć do rachunku. Potrzebujemy jeszcze czegoś na te piękną szyję — powiedział, trzymając ją za dłoń, przyciągnął bliżej siebie, aby musnąć delikatnie jej policzek, a dłonią przesunąć po skórze szyi — najlepiej, jakby również pasowało do pierścionka — powiedział, chociaż początkowo chciał aby ociekało brylantami, ale… chciał, aby nosiła prezent od niego. Sam nie wiedział dlaczego.
🤭
Byłby idiotą, gdyby całkowicie zignorował jej słowa. Dlatego zacisnął wargi i… Wiedział, że musi brać to na poważnie. Wolał nie podważać jej słów, w końcu znała swojego ojca najlepiej. Zwłaszcza, że jak widać, potrafił kryć swoje grzechy i ciemną stronę. Gdyby nie widział Luny po pobiciu, nigdy nie oskarżyłby go o przemoc względem rodziny. Owszem, nie wyglądał na przyjemniaczka, ale to akurat nieszczególnie dziwiło Ledgera. Wystarczyło spojrzeć na jego ojca czy samego bruneta. Oni też nie byli przyjemni. Jednak nie do takiego stopnia, jak Myers.
OdpowiedzUsuń— W porządku — powiedział po chwili, skinąwszy jednocześnie głową. Przez swoje własne wyobrażenia nie mógł przecież ryzykować całym planem. Dlatego, choć bardzo niechętnie zamierzał przeszukać starannie wszystkie swoje rzeczy w apartamencie, biuro jak i pomieszczenia w firmie, w których bywał najczęściej. Co prawda nie chciał popadać w paranoję i zapewne wystarczyłoby samo jego biuro, ale… Luna chyba rozbudziła w nim tę niepewną stronę. Musiał mieć pewność, że nie jest na podsłuchu, że może swobodnie rozmawiać z Luną czy prowadzić interesy. Po swojemu. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej zaczynał się przekonywać co do tego, że było to możliwe. Może ojciec chciał mieć go pod ścisłą kontrolą? Nie byłby ani trochę tym zdziwiony, tak ostatecznej — przejrzę biuro też, tak na wszelki wypadek — dodał mimochodem, jakby nie chciał się przyznawać, że zaczęła go ta myśl mocno niepokoić.
— Powinnismy umieścić zawiadomienie o zaręczynach w prasie — powiedział, bo to było bardzo w stylu Collinsów — jak już będziemy mieć ładne fotki — dodał, puszczając do niej oczko.
Uśmiechnął się szarmancko na jej słowa i raz jeszcze musnął wargami jej dłoni. Oddychał głęboko jej zapachem, gdy znajdował się tak blisko, czując przyjemne ciepło bijące od drugiego ciała. Uśmiechał się przez cały czas, niespiesznie się od niej wreszcie odsuwając, kiedy ekspedientka wskazała miejsca z naszyjnikami. Obserwował uważnie na jaki patrzy i uśmiechnął się, patrząc, jak kobieta jej go zakłada. Ruszył od razu za dziewczyną w stronę lustra i stanął tuż za nią, wbijając swoje spojrzenie w jej dekolt, a dokładnie w wybrany przez nią wisiorek. Musiał przyznać, że był ładny. Skromny, ale jasno było widać, że nie był tani (a to dla jego matki było ważne).
— Bardzo ładny — wyszeptał, sięgając nad jej barkiem dłonią wisiorka — podoba ci się? — Nie musiał słyszeć odpowiedzi, aby wiedzieć, ale uśmiechnął się, gdy odwróciła się przodem i przyznała, że uważała go za piękny. Zmierzył jej twarz wraz z szyją i dekoltem, swoim spojrzeniem i uśmiechnął się — potrzebujesz jeszcze idealnej sukienki, która dopełni biżuterię na nasze wyjście do teatru — stwierdził z delikatnym uśmiechem, mówiąc całkiem poważnie. Wiedział, że nie musieli tego robić, ale… chciał ją wziąć na zakupy — jesteś bardzo głośna czy możemy zrezygnować z lunchu? — Spytał, nie biorąc pod uwagę przeczącej odpowiedzi. Chciał, aby prezentowała się odpowiednio na Broadwayu, u jego boku. I chciał jako pierwszy widzieć, co wybierze.
☺️
— Jasne, dlaczego miałoby nie być? — Odpowiedział pytaniem na pytanie z prostej przyczyny. Ledger Collins nie przyznawał się na głos do wątpliwości czy niepewności. Zasiane ziarnko przez Lunę o podsłuchu, zaczęło wzbudzać w nim pewien… nie tyle strach, co raczej niepokój. Miał plan. Chciał pozbyć się całkiem ojca z firmy oraz działań powiązanych z Sylvestrem, bo chociaż sam nie był święty, miał pewne granice, których zwyczajnie się trzymał i myśl, że miałby współpracować z takim człowiekiem, nie pasowała mu. W dodatku, co najważniejsze… jeżeli podsłuch faktycznie istniał? Jeżeli oni już coś widzieli o jego planie? Nie był idiotą, nie gadał sam do siebie, nie planował strategii na głos, ale… jeżeli byliby skłonni zamontować podsłuch, nie powstrzymaliby się z pewnością przy hakowaniu jego komputerów. Służbowych czy prywatnych.
OdpowiedzUsuń— To jest zwyczaj całej manhattańskiej elity, jak nie zrobimy tego sami, matka i tak nas do tego zmusi — powiedział — gdybym nie musiał, darowałbym to nam. Ale po co mamy czekać na jej rozkazy? Będzie miłe zaskoczona, że sami o tym pomyśleliśmy — zdecydowanie w ten sposób byli w stanie mocno zaplusować takim zagraniem, szkoda byłoby więc to zmarnować. Zwłaszcza, że nie wymagało to od żadnego z nich jakiegoś wielkiego poświęcenia — od razu poniesie się wieść, że ostatni Collins nie jest już do wzięcia. To też dobrze zrobi dla sprawy — powiedział, nie myśląc o tym, że to z kolei mogło nie być takie oczywiste, jak mu się wydawało — jasne, będą idealne do ogłoszenia — skinął głową. Podobało mu się to, że dopełniali się wzajemnie w swoich pomysłach. Zaczynam żałować, że tak późno zaczęli ze sobą współpracować, bo może gdyby dali sobie szanse na początku, już dawno temat ślubu byłby za nimi, a cała firma byłaby jego.
— Też mi się podoba — przyznał na głos, wpatrując się uważnie w wisiorek. Mimo skromności, był zwyczajnie ładny i elegancki. Mogło się wydawać, że kształt był banalny. Księżyc. Z drugiej strony sposób wykonania sprawiał, że wyglądał po prostu elegancko i gustownie. Dokładnie tak, jak powinien wyglądać prezent na przeprosiny. Słysząc jej pytanie skinął lekko głową. Takie niespodziewane decyzje w jego wykonaniu zdarzały się rzadko. Kiedy jednak pojawiały się w jego głowie, nie zamierzał ich odkładać na później — gdybym nie chciał, nie pytałbym — powiedział, sięgając dłonią jej policzka, gdy znalazła się tak blisko. Drugą trzymał na jej talii i powoli gładził jej bok — nie obchodzi mnie, jakie sukienki masz w szafie — uśmiechnął się do niej lekko, kącikami ust — chcę, żebyś wyglądała doskonale. Żebyś miała sukienkę, która będzie idealnie pasować do tej biżuterii — poinformował — po zakupach możemy skoczyć na szybki lunch — wzruszył ramionami, a po chwili dodał — odwołam spotkania, jeśli ja mogę, ty swoje sprawy też możesz przełożyć. Sypialnia może poczekać dzień dłużej. I tak mamy gdzie nocować — wymruczał, a następnie odsunął się i podszedł do ekspedientki, która ich obsługiwała, aby ustalić szczegóły transakcji i uregulowania jego rachunku.
— Idziemy, skarbie. Wrócimy do domu, jak znajdziemy idealny strój — oznajmił, jednocześnie kierując się do wyjścia i sięgając po swój telefon, aby zadzwonić się z asystentką.
— Jess? Jestem nieosiągalny — oznajmił, gdy odebrała telefon — jak, kurwa nie rozumiesz? Jak mówię, że jestem nieosiągalny, to kurwa, jestem nieosiągalny — warknął do telefonu — jeżeli będą robić problemu, powiedz im, że ja narobię im problemów, jak wpuszczę w ich chuje miliony jadowitych robaków — nie przejmował się słownictwem i obecnością kobiet dookoła. Tak wyglądało życie — wolałbym cię nie zwalniać, Jess — rzucił jeszcze do słuchawki, a następnie rozłączył się i wcisnął urządzenie z powrotem do kieszeni spodni.
— Jestem już dzisiaj cały twój — oznajmił całkiem spokojnie, otwierając przed nią drzwi.
🫢
Postarał się przybrać lepszą minę po jej słowach. Wysilił się nawet na lekki, oczywiście, że wymuszony, ale uśmiech. Machnął lekceważąco dłonią, bo nie chciał się zagłębiać w temat. To, że mieli udawać parę, wcale nie było jednoznaczne z tym, że musiał jej o wszystkim mówić, a tym bardziej o swoich watpliwościach względem ojca i prowadzenia firmy. Tak, zdecydowanie tego nie musiał robić. Poza tym tylko udawali, a on nie wpuszczał do swojego życia tak naprawdę nikogo. Luna już i tak wiedziała, aż za dużo, chociaż mogłoby się wydawać, że jej wiedza jest złożona ze strzępków, to była bogatsza w wiedzę o Ledgerze niż ktokolwiek poza ojcem czy matką. No, może jeszcze Aiden co nieco wiedział, ale był jego bratem. Sprawa miała się inaczej. Luna była obca.
OdpowiedzUsuń— Cóż, cała moja matka — wzruszył ramionami, na wzmiankę o nadętości — właśnie opisałaś ją idealnie jednym słowem. Całe jej życie — zaśmiał się cicho, ale nie był to śmiech przepełniony wesołością. W zasadzkę teraz nawet potrafił dostrzegać w jego życiu zabawne elementy, ale jako dzieciak wychowujący się w takim środowisku… Miał całe mnóstwo pretensji. Z drugiej strony czy mógł je mieć? Miał zapewnione lepsze życie niż niejeden dzieciak. Nie musiał się nigdy niczym przejmować, zawsze miał wszystko podstawione pod nos. Musiał tylko skończyć konkretną uczelnie i konkretny kierunek. Niczego więcej od niego nie wymagano. Jeszcze miał nie przynosić wstydu, ale… akurat to nie było takie łatwe, jak się okazywało.
— Niby jest się przyzwyczajonym, niby jest się świadomym, a i tak mnie zawsze zaskakujà — odparł spokojnie na jej słowa, również zerkając w stronę paparazzi, których miała na myśli Luna. Zerknął prosto w jej oczy, a następnie sięgnął ponownie dłonią do wisiorka. Niech dostrzegą, ile wydał na nią kasy i, że to dopiero początek. Skinął lekko głową na jej słowa, układając dłoń na jej włosach, które powoli przeczesał. A później odsunął się od niej, aby wykonać swój telefon.
Po schowaniu telefonu do kieszeni spodni, spojrzał na nią, zdziwiony zadanym pytaniem.
— Dlaczego, co zrobiłem? — Spytał, unosząc pytająco brew, a słysząc jej kolejne słowa, po prostu spojrzał na nią tym swoim spojrzeniem, z którego niewiele dało się wyczytać — bo jesteś moją narzeczoną, niedługo udamy się na jakiś spektakl i chciałbym, żebyś wyglądała olśniewająco — powiedział z lekkością, raz jeszcze sięgając po swój telefon, aby pospiesznie napisać Jess, aby przygotowała samochód i kierowcę pod firmą. Nie mieli daleko do podejścia do budynku, ale na udane zakupy powinni przenieść się na inną ulicę, a Collins nie zamierzał paradować spacerkiem po Nowym Jorku.
— Jeżeli masz coś ważniejszego do roboty, to powiedz — oznajmił, chociaż lepiej, żeby zastanowiła się dwa razy nad odpowiedzią, bo on przecież zmienił dla niej plany i to nie byle jakie.
😏
— Może wtedy byłoby łatwiej? — Rzucił, w odpowiedzi na jej słowa — przynajmniej wiesz wtedy dlaczego za tobą chodzą, ludzie cię kochają przez odgrywane role… a nas? Chuj ich w ogóle obchodzimy — mógłby dobierać bardziej odpowiednie słowa, ale, cóż nie trudził sobie tym głowy. Niezależnie czy w pobliżu był ktoś, kto mógłby go usłyszeć czy nie. Zresztą, takiego go właśnie znali. Nigdy nie był wybredny w słowach, nigdy nie zastanawiał się nad tym co wypada, a czego nie. Teraz, biorąc jedynie pod uwagę te drobna zmianę jaką w jego życiu była Luna, nie zamierzał się bardziej zmieniać. Związek to jedno, jego charakter to drugie.
OdpowiedzUsuń— Bo chcę cię na nie zabrać — wzruszył obojętnie ramionami, posyłając jej przy tym nieco zdziwione spojrzenie. Powinna się cieszyć — a robię to, co chcę — dodał, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Taki był właśnie Ledger. Praktycznie w każdej dziedzinie swojego życia. Aż przyszedł moment, w którym ojciec postanowił mu zabrać tę możliwość wyboru. I chyba to najbardziej go w tym wszystkim frustrowało. Pomijając sam fakt zmuszenia do małżeństwa, to jeszcze wybrał mu kobietę. I to przez to, że jego brat był całkowitym idiotą.
Szedł z nią krok w krok, uważnie przysłuchując się temu, ci miała do powiedzenia, ale… im dłużej mówiła, tym bardziej nie rozumiał.
— Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że to… nic? Te wydane pieniądze, to zaledwie kropla w oceanie, nawet tego nie zauważę na koncie — stwierdził — chcesz iść do pracy? — Uniósł brew, zatrzymując się gwałtownie. Żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń złapał jej dłoń i przyciągnął ją do siebie, nachylając się do jej ucha. Niby romantyczny gest, a tak naprawdę, po prostu nie rozumiał po co — i jaką znajdziesz pracę? Jak płatną? Będziesz chciała się dorzucać do czynszu czy co? — Spytał, bo… trochę go rozbawiła. Była w trakcie studiów. Co niby chciała robić? Pójść do gastronomii jako kelnerka? Mógłby ją zatrudnić, ale po pierwsze nie chciał jej w firmie, a po drugie wszyscy przyglądaliby im się z jeszcze większą uwagą. Wystarczyło, że i tak byli pod czujnym obstrzałem — rozumiem, twoje podejście, ale… może skup się na studiach? Nie trać energii na coś, na co nie musisz jej tracić. Niby na co miałaby starczyć pensja studentki? — Spytał, bo znał realia, znał stawki stażystów — zapomnij o tym pomyśle, jest… bez sensowny — odsunął się od jej ucha i pogładził dłonią policzek, dla paparazzich, niech mają, a następnie musnął delikatnie jej wargi swoimi — po prostu traktuj to jak kartę od tatusia — powiedział, po chwili się orientując, że w tym przypadku te słowa mogły być nie do końca trafne.
😉
Spojrzał na nią, wzruszając przy tym lekko ramionami. Ciężko było mu zrozumieć, jak można było się do tego stopnia interesować życiem innych, ale… musiał przyznać, że miała rację, być może na ich miejscu też by się tak zachowywał. Może by zazdrościł. Było czego. Uwielbiał status jaki miał. Fakt, że sięgał po wszystko, czego tylko chciał. Wkurwiali go chodzący za nim fotografowie, wkurwiało go różne plotki, ale nauczył się, że niereagowanie było najlepszym rozwiązaniem, chociaż czasami ludzie od PR podpowiadali, że dobrze byłoby się odnieść… miał to w dupie. Wkurwiało go to, ale nie zamierzał wchodzić w jakieś dyskusje i pyskówki z tymi plotkarskimi portalami.
OdpowiedzUsuń— Urodę — zatrzymał się na dłużej przy tym, co powiedziała i posłał jej przy tym dwuznaczny uśmiech — czyli, uważasz, że jestem przystojny — to było logiczne. Często do z Aidenem brali za bliźniaków, co nie było prawdą, poza tym było nieco różnic pomiędzy nimi, chociaż faktycznie nie były dostrzegalne ba pierwszy, krótki rzut oka. I to go też wkurwiało, bo często go mylono z młodszym bratem — który z nas jest lepszy? — Spytał, puszczając jej przy tym oczko.
Nie miał na celu obrażenia jej czy wyśmiania. Chciał po prostu uświadomić ją, że to było całkiem bez sensu. Mogła poświecić wolny czas na coś zupełnie innego, co dawałoby jej radość i pozwoliło na rozwinięcie zainteresowań. Nie wyobrażał sobie, żeby miała podczas studiów znaleźć prace, która dawałby jej satysfakcję i w dodatku pozwoliła na to, aby faktycznie miała cokolwiek z tych pieniędzy, skoro chciała samodzielności.
Uniósł pytająco brew, kiedy nie odwzajemniła pocałunku, a nawet nie pozwoliła mu na całowanie siebie. Domyślał się, że jego słowa nie były… najdelikatniejsze, ale mówił całkiem szczerze to, ci myślał.
— Poważnie? — Spytał, a następnie pokręcił lekko głową — świetnie, jak chcesz — stwierdził, bo chociaż mu się to nie podobało, nie zamierzał jej do niczego namawiać. Nie był typem, który musiał prosić o towarzystwo — nie zamierzam cię przecież siłą przetrzymywać. Wracaj — wzruszył lekko ramionami, a następnie zerknął w stronę, z której przyszli — twój kierowca na ciebie czeka?
Kiedy rozstali się pod firmą, wrócił do biura i nie rozmyślał długo nad tym, co się stało. Skupił się na pracy. Nie odwołał, odwołania spotkań, bo wyszedłby na skończonego idiotę, ale dzięki temu mógł nadrobić nieco czysto papierkowej roboty, nie musząc się koncentrować na przygotowywaniach do spotkań. Czas w pracy, niezwykle my się dłużył. Nie miał pojęcia również, czego może spodziewać się po powrocie do apartamentu. Mówiła o planowanej kolacji, świecach i zdjęciach, które mogłaby wrzucić na swoje social media, ale… nie był pewien czy po tym, w jaki sposób się pożegnali, czy to badał było aktualne. Mimo tego, wracając do apartamentu zahaczył o kwiaciarnie i kulił duży bukiet czerwonych róż, bo jeżeli niczego nie odwołała, zamierzał… nieco umilić ten wieczór, a Dorothy miała zobaczyć, że skusił się na romantyczny gest. Co przecież normalnie nie było w jego zwyczaju.
Wszedł do apartamentu powolnym krokiem, rozglądając się dookoła. Jakby chciał się upewnić, na czym stoi ich wieczór.
— Wróciłem — powiedział dość głośno, aby Luna go usłyszała i wszedł wgłąb apartamentu.
😁
To był cały Ledger. Myślał przede wszystkim o planie, więc kupując kwiaty, wcale nie robił tego po to, aby przeprosić Lunę. Gosposia miała później zobaczyć pokaźny bukiet, który zdecydowanie jasno mówił swoim wyglądem: kocham tę kobietę i zrobię dla niej wszystko.
OdpowiedzUsuńKończyło się to jednak na momencie pokazówki, bo nawet mu przez myśl nie przeszło, że powinien ją za cokolwiek przepraszać. Zwłaszcza, że każde wypowiedziane przez niego słowo było prawdą. Nie widział sensu w jej pracy. Bo niby i po co, miałaby się czymkolwiek trudzić, skoro on był w stanie zapewnić im godne życie? Miała się pokazywać. Miała działać charytatywnie, miała być jak te wszystkie żony-trofea, nie chciał od niej niczego więcej. Nie chciał też jej jako żony, ale to była kwestia, która była jasna jak słońce dla niej i dla niego.
— Idealnie — powiedział, zaciągając się mocno zapachem, który unosił się po apartamencie. — Mam nadzieję, że lubisz róże? — Spytał, podchodząc do niej i wręczył jej bukiet, posyłając jej swój czarujący uśmiech — jestem pewien, że mówią więcej niż byłbym w stanie wyrazić jakimikolwiek słowami — powiedział tym swoim głosem i wyciągnął rękę z bukietem w stronę dziewczyny, licząc na to, że spodoba jej się na tyle, że i zdjęcie kwiatów wrzuci na swoje social media.
Zerknął na przygotowany przez Dorothy stół i uśmiechnął się kącikiem ust, bo musiał przyznać, że kobieta naprawdę się postarała. Przymrużył jednak brwi i przeniósł spojrzenie na blondynkę, uśmiechając się połowicznie.
— Dorothy jest taka zdolna czy dołożyłaś coś od siebie? — Spytał — swoją drogą, pachnie obłędnie — co do jedzenia, nie wątpił w prace gosposi. Znał już na tyle jej kulinarne umiejętności, że przez myśl mu nie przeszło, że Luna mogłaby cokolwiek zrobić w kuchni. Zresztą, może błędnie, ale podejrzewał, że sama Myers niewiele pewnie potrafiła w kuchni zrobić — kiedy powiedziałaś o planie z kolacją, wpadła mi do głowy pewna, całkiem rozsądna myśl — posłał jej łobuzerski uśmiech i spoglądając na nią intensywnie przemówił — powinniśmy po tej kolacji wylądować w łóżku. To bardziej niż oczywiste — wzruszył lekko ramionami, cały czas nie spuszczając z niej oczy — a przynajmniej rano Dorothy powinna być przekonana, że było namiętnie i ostro. Na tyle ostro, aby nie potrafiła zamknąć swoich ust i szepnęła co nieco swoim koleżankom po fachu — puścił do niej oczko — twoje majtki niedbale rzucone tu. Mój krawat przywiązany do zagłówka, wiesz, niby drobnostki, ale jak istotne dla kogoś takiego jak ona — oznajmił, przyglądając się z zainteresowaniem Lunie. Oboje doskonale wiedzieli, że służba się znała i nierzadko plotkowała o rodzinach, dla których pracowali. Ledger był pewien, że kilka słów Dorothy będzie bardziej przekonujące dla wszystkich dookoła niż ich udawanie za wszelką cenę, zwłaszcza, jeżeli miało kończyć się tak, jak ich dzisiejsze spotkanie. Na myśl o spotkaniu przypomniał sobie temat o szukaniu przez nią pracy. Był ciekaw, czy nadal siedzi jej ten pomysł w głowie, ale wolał nie zaczynać tematu przed jedzeniem, bo naprawdę miał ochotę na to, co przygotowała kobieta. Sam zapach sprawiał, że w jego ustach zbierała się ślina.
🤭
Miał świadomość, że tekst, który palnął wiedzy kartą był w przypadku Luny mocno nietrafiony. Nie zamierzał jednak przepraszać. Nie widział żadnego konkretnego powodu, przez który miałby to niby zrobić. Dobrze wiedziała, że nie był przecież jak jej ojciec, że nigdy w życiu jej nie skrzywdzi. Obiecał jej to, tak samo jak to, że nie dopuści do tego, aby Sylvester Myers kiedykolwiek jeszcze ją kiedyś tknął. Dla Ledgera jasnym więc było, że te słowa zostały przez niego rzucone lekkomyślnie, odruchowo, bez żadnej chwili refleksji. Zresztą, nie miał na celu jej urazić ani nic w ten deseń. Nie miał więc za co przepraszać. Dla niego sprawa była jasna. Na tyle, że nawet przez myśl mu nie przeszło, że Luna może mieć jakiś problem z całą tą sytuacją. Dlatego też, słysząc ton głosu dziewczyny, kiedy odpowiadała, jego brew wystrzeliła w górę. Nie, żeby wymagał od niej właściwie czegokolwiek, kiedy nie ma wokół nich ludzi, ale sama stwierdziła, że mogą być na ciągłym celowniku, powinna się nieco bardziej zaangażować. Niczego więcej przecież nie chciał.
OdpowiedzUsuń— Gdyby nie miało, to bym nie męczył się zadawaniem pytań, nie sądzisz? — Odpowiedział pytaniem na jej pytanie, czując, że jeżeli tak dalej pójdzie, to wieczór będzie mógł się źle skończyć. A tego wolałby uniknąć, sam fakt sprzeczki niemal pod firmą i świadomość, że ktoś mógł to wyłapać, to, że odwołał spotkania dla niej po czym tak go olała było wystarczająco wkurwiające i zapewniło mu podniesione ciśnienie na dłużej. Nie potrzebował kolejnej… niezgody.
— Od początku miałem na myśli upozorowanie, a nie… — spojrzał na nią od góry do dołu, jakby oceniając czy cokolwiek tracił. Wciąż miał w głowie, aż za bardzo, że fiut Aidena w niej był i chociaż była ładna, chociaż mógł ją przytulać, całować, szeptać słodkie lub mniej grzeczne słówka, myśl o jej cipce nie wzbudzała w nim efektu, który powinna — świetnie, to może od razu wyjdę, skoro nie masz ochoty na odrobinę poświęcenia w imię planu? W imię uratowania naszej dwójki z małżeństwa, którego przecież żadne z nas nie chce? W imię swojej własnej wolności? — Spytał, spoglądając na nią ostro — bo ja na przykład, poświęcam nie tylko siebie, ale i firmę, jakbyś nie zauważyła, poświęciłem naprawdę ważne, kurwa, spotkania po to, aby po chwili wrócić i wyjść na kretyna — warknął — jasne, zdjęcie i każde zajmuje się sobą — dodał, wciąż tym samym tonem, a następnie podszedł do stolika — jak wolisz, mam to w dupie — odparł, wzruszając przy tym ramionami. Naprawdę gówno go to wszystko w tym momencie interesowało. Przybrał jednak bez problemu minę, która mogłaby świadczyć o tym, że przed nimi faktycznie romantyczna kolacja, a on miał spojrzenie, jakby świata nie widział poza Luną — daj znać, jak zrobisz — mruknął, czekając tylko na moment, w którym będzie mógł ze spokojem opuścić apartament.
😒
Nie rozumiał kiedy i dlaczego ta rozmowa przybrała taki bieg. Dlatego przybrał obojętną minę i słysząc jej odpowiedź, po prostu przesunął po niej wzrokiem, równie obojętnym co wyraz jego twarzy.
OdpowiedzUsuń— Skoro tak, po co w ogóle ze mną rozmawiasz — żaden mięsień mu nie drgnął. Po prostu stał jak posąg, nie wykazujący żadnego zainteresowania, przejęcia się sytuacją. Po prostu nic. — Ach, czyli to miał być element planu. Świetnie, niesamowicie nie udany — powiedział, nie poświęcając więcej czasu na myślenie o tym konkretnym przypadku. Zwłaszcza, że na nowo zaczął odczuwać narastające wkurwienie tym, że zrobił z siebie idiotę, gdy wrócił jednak do swojego biura tuż po tym, gdy zjebał przez telefon asystentkę, która musiała za niego świecić oczami. Przeszło mu nawet przez myśl, że mógłby ją w nagrodę przelecieć, za tak sumienną pracę, stanąłby mu znacznie szybciej niż przy Lunie, którą bzykał wcześniej Aiden, ale nie był idiotą. Wiedział, że nie może.
Przesunął wzrokiem po jej odsłoniętym ciele, czując jeszcze większe wkurwienie, bo jego penis jednak drgnął, gdy jego wzrok dokładnie zlustrował jej smukłe nogi, szczupłe uda i przerwę pomiędzy nimi. Przesunął spojrzeniem w górę, wyżej, co tylko umocniło jego obecne uczucia wkurwu, bo widok wciąż posiniaczonego ciała sprawił, że całe podniecenie z niego uciekło. Obraz tamtej nocy uderzył w jego pamięć.
— Dobrze wiesz, że gdybyś tylko mi powiedziała, to by się nie stało — warknął, bo ten argument był ciosem poniżej pasa. Nigdy nie kazałby jej się poświecić do tego stopnia. Ale nie wiedział. Wiec wymyślał. Nie martwił się nią, bo sam żył w popierdolonej rodzinie, ale jednak popierdolonej z granicami…
— Świetnie — warknął, kiedy oznajmiła, że zdjęcie jest zrobione — przyjemności — rzucił za nią, wstając z krzesła — bo ja zamierzam się cudownie bawić — krzyknął jeszcze za nią, a następnie sięgnął po telefon. Dał znać Brandonowi, żeby się szykował, bo za pół godziny zamierzał być w ich ulubionym klubie i miał nadzieje, że nie będzie musiał siedzieć sam jak taki kretyn, chociaż i tak szybko znalazłby sobie towarzystwo.
Wiedział, że nie może zrobić niczego głupiego, bo wpadka w tak błyskawicznym czasie od poinformowania rodziców, że ich związek jest poważny, to byłaby największa katastrofa. A do tej nie zamierzał przecież doprowadzić.
UsuńMusiał po prostu odreagować. Wypić kilka głębszych, nacieszyć oczy laskami, które niemal rozebrane kręciły się i wiły w zasięgu jego wzroku. Pogadać z chłopakami, po prostu zapomnieć o Lunie i tej popieprzonej sytuacji, chociaż przez kilka godzin, chciał nie myśleć o niczym. Chciał po prostu pić i bawić się.
To popierdolone bo miał ledwie dwadzieścia kilka lat, a czuł się jak stary dziad, który młodość przeżywał w ubiegłym wieku i strasznie go to wkurwiało.
Odkąd zaczął się ten cały spektakl z Luną i Aidenem nie mógł pozwolić sobie nawet na chwilę prawdziwego luzu i zapomnienia. Klub, w którym się znajdowali cieszył się opinią nie tyle kameralnego co bezpiecznego dla ludzi takich jak on. Wiedział jednak za dobrze, że jest na celowniku zbyt wielu ludzi, aby mógł sobie pozwolić na coś więcej niż wodzenie wzrokiem po wręcz wijących się w pobliżu niego laskach.
— Coś mocniejszego? — Brandon uniósł wysoko brew, a następnie wycelował palcem w dziewczynę, która tańczyła tuż obok ich kanapy — jak będziesz grzecznie się z nami bawić, dostaniesz nagrodę złotko — Brandon był dupkiem, zresztą jak cała ich paczka, ale w porównaniu do Ledgera, który w ostatnim czasie odrobinę nad sobą panował przez Lunę, tak jego kumpel… cóż, nie miał żadnych ograniczeń, toteż pozwalał sobie na dużo — sam dopilnuje, żebyś ją dostała.
😉
Nie myślał nad tym co robi, nie zastanawiał się nad potencjalnymi konsekwencjami. Był tak bardzo wkurwiony na całą sytuację z Luną, na to, że wyszedł w pracy przed sekretarką na idiotę, w zasadzie był wkurwiony na Lunę za wszystko, co w tym momencie przychodziło mu do głowy, że całą swoją złość koncentrował po prostu na dziewczynie.
OdpowiedzUsuńDlatego musiał wyjść z domu, musiał odreagować, nie widzieć jej teraz ani za chwilę, a zamknięcie się w swojej sypialni nie było na to rozwiązaniem. Dlatego nie brał tego nawet pod uwagę.
Bawili się, jak zawsze w swoim towarzystwie. Dobrze. Kumple wypytywali o Lunę, ale urywał temat, ale nie dawał jasno do zrozumienia, że to ściema. Chociaż kiedy namierzył Lexie, a ta nie miała nic przeciwko jego towarzystwu… cóż, kumple wcale nie byli zaskoczeni, że Collins nie był wierni. Nie zadawali więcej pytań, po prostu bawiąc się i korzystając z trwającej chwili. Zresztą, dobrze wiedzieli jaki jest Ledger. Jacy byli oni wszyscy.
Dlatego nikt go nie powstrzymywał, gdy wychodził z klubu w towarzystwie uroczej dziewczyny, która swoim zachowaniem nie wkurwiała go tak bardzo jak panna Myers. W zasadzie to w ogóle nie wzbudzała w nim żadnych emocji poza czystym pożądaniem, a jego kutas w końcu reagował w odpowiedni sposób, więc zamierzał to po prostu wykorzystać. Bo miał ochotę kogoś zerżnąć, a z powodu Aidena, wmówił sobie, że nie może tknąć Luny. Co dodatkowo bardziej go wkurwiało w tym wszystkim.
Kiedy brał dziewczynę do apartamentu, nawet przez chwilę nie myślał o jego lokatorce ani o tym, jak na to wszystko zareaguje. Liczył też chyba, że Lexie po prostu się zwinie nie zauważona, bo cóż, nie potrzebował jej przecież do niczego więcej niż spuszczenia się.
Pierwsze co do niego dotarło to okładanie pięściami, dopiero później poczuł na swoim ciele ciężar innego ciała. Otworzył oczy, marszcząc przy tym brwi i wykrzywiając usta. Nie docierało do niego to, co mówiła. Skupił się na tym, aby złapać jej nadgarstki, żeby przestała w niego uderzać.
— A teraz weź, kurwa, głęboki wdech i powtórz wszystko co mówiłaś, tak, żebym cokolwiek zrozumiał — warknął, nie siląc się na skruchę. Miał to wszystko chwilowo w dupie. Musiała coś słyszeć, inaczej nie wparowałaby teraz do jego sypialni, ale… nie przejmował się tym — nic nie zepsułem, nikt, niczego się nie dowie. Poza tym… wybaczyłem ci Aidena, wybaczysz mi… — zmarszczył lekko brwi, próbując przypomnieć sobie imię dziewczyny, w którą wczoraj rżnął w tym łożku — czekaj, jak jej było… Luna na mnie siedzi, a tamta — zmarszczył brwi, próbując wysilić swoje szare, skacowane komórki. Machnął ręką, uznając to za nieistotne. Miał jej przecież więcej nie spotkać — w każdym razie, wybaczysz mi, prawda, kochanie?
🤭
Pewnie powinien być rozsądniejszy. Powinien kilka razy pomyśleć, zanim postanowił przyprowadzić Lexie do apartamentu, nim w ogóle postanowił ją w ogóle dotknąć i wyprowadzić z klubu, w którym się poznali. Powinien. Jednak, jak było widać, nie był.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się, słysząc jej tłumaczenia, bo jeżeli nie zrozumiała jego sarkazmu, to nie był jego problem. Dlatego też nie był w stanie powstrzymać śmiechu, który wyrwał się z jego ust, gdy tłumaczyła się z tego, że jej związek z Aidenem był skończony.
— Myślisz, że mnie to obchodzi? — Spytał, patrząc swoim zimnym spojrzeniem prosto w jej oczy. Przechylił przy tym lekko głowę w bok. Na jego usta wkradał się ironiczny uśmiech, bo to było tak absurdalne, że nie mieściło mu się w głowie — dobra, zacznijmy do początku. O co tak właściwie jesteś zła? — Spytał, bo akurat to naprawdę go ciekawiło — jak sama wczoraj stwierdziłaś, nie miałaś ochoty nie tylko ze mną rozmawiać, ale nawet ze mną przebywać. W dodatku wyszedłem przed sekretarką na skończonego kretyna. Zrobiłaś ze mnie idiotę, Myers. — Oczywiście, że tekst o imionach był specjalny. To znaczy ten o Lunie. Doskonale pamiętał kogo miał przed sobą i jak się nazywała, nie musiał się nigdy nad tym zastanawiać. Co do tej drugiej… cóż, kojarzył, że jej imię również zaczynało się na L i było krótkie, ale to tyle. Zresztą, nie potrzebował go zapamiętywać. Nie zamierzał nigdy więcej spotykać się z tą laską.
— Z przyjemnością, skarbie — odparł na jej słowa, luzując uścisk swoich dłoni. Spojrzał na pierścionek i naszyjnik, a następnie uniósł wysoko brew, bo cóż, tego się nie spodziewał. Nie rozumiał też, dlaczego była tak wkurwiona. Może faktycznie nie powinien jej przyprowadzać do mieszkania, w którym razem mieszkali.
Jego brew uniosła się jeszcze wyżej, kiedy kobiety w jego sypialni wręcz się wymieniły. Zakładał, że brunetka po prostu wróciła do siebie, ale jak widać… czuła się całkiem swobodnie. Co normalnie z pewnością by mu nie przeszkadzało, ale teraz mógł zrozumieć odrobinę bardziej wkurwienie Luny.
— Nie przypominam sobie, żebyśmy umawiali się również na wspólne śniadanie — powiedział wprost, chociaż jego spojrzenie przesunęło się powoli po sylwetce dziewczyny, zatrzymując się na dłużej na jej udach, tuż pod miejscem, w którym kończyła się jego koszula. Wzruszył jednak ramionami, całkowicie ignorując jej wcześniejsze słowa. Chciał, aby zrozumiała, że sprawy pomiędzy nim a Luną to ostatnie, do czego powinna wtykać nos — ale skoro już tu jesteś — wzruszył ramionami — jak widzę, zdążyłaś się rozgościć. Czeka na mnie śniadanie? — Spytał, chociaż jego wzrok tkwił na wysokości jej podbrzusza, a on sam próbował sobie przypomnieć, czy w nocy zdążył zasmakować jej cipki.
🫢
Wzruszył jedynie ramionami na jej powinno, bo cóż. Jego odpowiedź pozostawała niezmienna. Kolejne jej słowa… z nimi mógłby się nawet zgodzić. W zasadzie, wiedział, dlaczego przyprowadził ją do apartamentu, ale z drugiej strony… wiedział, że gdyby zapłacił dodatkowe stawki pracownikom jakiegoś hotelu, mógłby zminimalizować ryzyko wypłynięcia jego jednonocnej przygody. Tyle, że przyprowadzając ją tutaj nie minimalizował go, sprawiał, że znikało, bo nikt z tych ludzi nie chciałby stracić swojej pracy. A Ledger, mimo chwilowej niechęci do Luny i tak myślał o tym, że mają plan. Lub mieli. Nie był pewien co na to wszystko panna Myers, chociaż patrząc na to jak się zachowywała… plan był czasem przeszłym. Co nie podobało się w szczególny sposób Collinsowi. Tyle, że wciąż był za bardzo wkurzony za wczorajszy dzień i wieczór, aby próbować ją przekonać co do tego, że nie powinni tak po prostu rezygnować z tego, co zdążyli ustalić i osiągnąć, bo wbrew temu, że zaczęli realizację swoich założeń niedawno, udało im się całkiem sporo. Przekonanie rodziców, a przynajmniej wyciągnięcie z nich zgody na przesunięcie ślubu już było czymś niesamowitym. I im się udało. W jeden wieczór. Szkoda było to w zasadzie stracić.
OdpowiedzUsuń— Więc o to chodzi? — Spytał, a na usta mężczyzny wkradł się złowieszczy uśmiech. Wymieszany z zadowoleniem, bo właśnie zrozumiał, co najbardziej zabolało blondynkę w tym, że rżnął kogoś dzisiejszej nocy — że to nie ty, znalazłaś się w mojej sypialni? — Spytał, ale nie czekał na jej odpowiedź — przypomnieć ci, że sama uznałaś, że nie masz ochoty spać ze mną w jednym łóżku, a nawet w jednym pomieszczeniu? — Spytał, podpierając się na łokciach i unosząc częściowo swój tors.
Może nawet by za nią ruszył, ciekaw tego dokąd mogłaby doprowadzić ich ta rozmowa, ale… Lexi była ciekawsza. Mniej wymagająca, a wręcz, mógłby powiedzieć bezobsługowa, gdy sięgnęła po prezerwatywę. Patrzył, jak otwiera folię, a jego penis nie potrzebował więcej, aby stwardnieć i być w gotowości.
— Ta propozycja podoba mi się najbardziej — wymruczał, układając ręce na jej biodrach i mocno ją do siebie docisnął, wchodząc głębiej w jej cipkę. Przytrzymał ją przy sobie, wodząc wzrokiem po jej ciele, rozpoczynając poruszanie biodrami. Może i nie miał wstydu, mając świadomość, że Luna jest za ścianą, że otwarte drzwi jego sypialni sprawiały, że mogła na nich patrzeć, ale miał to w dupie tak długo, dopóki jego kutas znajdował się w mokrej cipce, z którą nie musiał prowadzić żadnych dyskusji.
Przymknął powieki, skupiając się na przyjemności, którą odczuwał. Na pieszczeniu dłońmi piersi Lexi tak długo, dopóki niezidentyfikowany dźwięk go nie wyrwał. I sama reakcja brunetki.
— Kurwa — warknął nieprzyjemnie, wręcz spychając ze swoich bioder dziewczynę. Był dla Luny największym dupkiem, nie chciał się interesować tym, co się stało, ale nie potrafił zignorować hałasu, który przed chwilą rozbrzmiał. Podniósł się z łóżka, wciągnął na siebie pospiesznie dresowe spodnie i ruszył w ślad za Myers.
— Jesteś cała? — Spytał, wychylając się widok gdy dotarł do schodów i zerknął wymownie na walizkę. Nie czekał jednak na odpowiedź, ruszając od razu do dziewczyny i zatrzymując się dopiero przed nią. Unosił brew, uważnie jej się przyglądając, jakby próbował ocenić stan jej zdrowia — dokąd właściwie się wybierasz?
🤨
— Jeżeli nie o to chodzi, to wytłumacz mi o co. Bo o niepowodzenie planu… raczej wątpię po tym, jak mnie wystawiłaś w przerwie na lunch — tak czepiał się tej jednej sytuacji, bo nie był przyzwyczajony do tego, że ludzie, a zwłaszcza kobiety traktowały go w taki sposób, że mu odmawiały, że rezygnowały, jeżeli proponował, że znajdzie dla nich nieco swojego cennego czasu. A jego czas był cholernie cenny, zwłaszcza, że odwołał spotkania. Dla niej. To znaczyło u Ledgera więcej niż seks z przypadkową laską z klubu. Laską, której imienia nawet nie zapamiętał, którą nie zamierzał się w żaden sposób przejmować. Była dla niego tylko w jednym celu. Musiał rozładować napięcie, które gromadziło się od dłuższego czasu, a w dodatku jeszcze wczorajsze wkurwienie, które głównie przelało gorycz. Musiał po prostu zaruchać.
OdpowiedzUsuńI zaruchał. Ale nie spodziewał się, że Luna tak bardzo się tym przejmie. I zrobi z tego taką aferę.
A Lexie… nie potrzebował jej do niczego poza zamoczeniem, a Lunę wbrew pozorom lubił, chociaż dobrze wiedział, że wrażenie sprawiał zupełnie inne. Dlatego słysząc, że coś się stało nie miał oporów przed zrzuceniem z siebie brunetki, nie przejmując się tym czy którekolwiek doszło lub było bliskie orgazmu. Ta laska nie miała dla niego żadnego znaczenia.
Oczywiście, że nie przyznałby się do tego, że Luna miała jakiekolwiek znaczenie, dlatego zachowywał się w taki, a nie inny sposób, nie zastanawiał się nad słowami ani czynami, jak choćby sprowadzenie Lexie do apartamentu.
— Jesteś moją narzeczoną — zauważył — więc to mój interes. Zwłaszcza, że obiecałem ci, że więcej nikt cię nie skrzywdzi — ostatnie zdanie wypowiedział znacznie ciszej, aby tylko oni w dwójkę je usłyszeli — nie możesz tak po prostu się wynieść — powiedział, spoglądając na swoje spodnie i wyraźne wybrzuszenie spowodowane wciąż twardym kutasem — nie pozwolę na to, jasne? Muszę wiedzieć gdzie jesteś, że nic ci nie grozi — mówił cicho, nachylając się nieco, aby być twarzą na wysokości twarzy blondynki. W swoich słowach nie brał pod uwagę, że on sam mógł ją również zranić. Jakoś… nie przejmował się tym a ogóle. Nie myślał w ogóle o tym, że cokolwiek mógłby zrobić, mogłoby ją zranić. W końcu się nienawidzili, prawda? To, że nawiązali rozejm na czas wprowadzenia planu to było coś zupełnie innego. A to, że sam lubił Lunę… spychał to daleka w swojej świadomości i nie brał pod uwagę możliwości, że jakąkolwiek sympatia mogłaby być odwzajemniona. Zwłaszcza, że nie dawała mu żadnego powodu, aby tak myślał. Nie wpadł na jakże genialny i prosty pomysł, że jej złość na niego nie brała się z powietrza… — Nie pozwolę ci tak po prostu wyjść — powiedział stanowczo, kiedy wciąż próbowała — dobrze wiesz, że to nie ma sensu — dodał, bo przecież sama wspominała, że nie jest w stanie ukryć się przed ojcem.
😶
Zacisnął mocno wargi. Nie brał na poważnie tego jej oddania pierścionka i naszyjniku. Nie brał pod uwagę możliwości zerwania zaręczyn na poważnie. Wiedział, w jakiej znajdują się sytuacji. Wiedział, że nie mogli tak po prostu się rozstać. Dlatego zignorował to. Nie zamierzał przyjmować tego do świadomości. Mogli się kłócić, mogła rzucać w niego tym pierścionkiem nawet pierdyliant razy, ale nie zamierzał traktować tego z powagą. To nie miało znaczenia. I dla niego to było jasne. Nawet jeżeli Luna zdecyduje się wyjść, jeżeli potrzebuje czasu na ochłonięcie, opanowanie emocji, potrzebuje przestrzeni… zamierzał jej ją dać, ale zakładał, że ona po prostu wróci. Bo musiała wrócić. Bo nie mogła tak po prostu odejść, zerwać zaręczyn, odwołać ślubu. Oboje przecież o tym wiedzieli, aż za dobrze.
OdpowiedzUsuń— Nie pieprz głupot, Myers — mruknął cicho, nie zdając sobie całkowicie sprawy z powagi sytuacji, w której się znaleźli. Zakładał, że się po prostu wkurzyła, że ochłonie, że… kurwa, przecież pomiędzy nimi nic nie było, nie powinna się tak wkurwiać za to, że przespał się z inną. Był świadom błędu sprowadzenia jej do apartamentu, ale cała reszta? Przesadzała. — Wiesz co? W zasadzie nie rozumiem, o chuj ci chodzi — przyznał, ale jego ton nie był już wykurzony. Brzmiał raczej zrezygnowanie, bo naprawdę nie rozumiał o co cała ta burza. O wspomnienie o karcie tatusia? To przez to się tak wczoraj zachowywała? — Może zamiast się obrażać wystarczyło pogadać, to bym nie musiał wyjść do klubu, żeby nie czuć tej martwej atmosfery — wypalił, mrużąc przy tym powieki i spoglądając na nią gniewnie.
Kiedy Lexie pojawiła się przy nich, obrzucił ją tylko krótkim spojrzeniem, nie komentując żadnych z jej słów. Jej zachowania też nie rozumiał, powinna spieprzać zaraz po obudzeniu się, a nie paradować w jego koszuli po apartamencie. — Posłuchaj — zaczął, ale szybko urwał, kręcąc przy tym głową. Rozłożył bezradnie ręce i zrobił krok w tył — a zresztą, rób co chcesz — warknął, odwracając się plecami do dziewczyny. Nie miał czasu, a zwłaszcza ochoty na te dziwne gierki.
Gdyby wiedział, że Luna naprawdę będzie potrafiła tak po prostu zniknąć, nie dopuściłby do tego, aby wyszła tamtego poranka z apartamentu. A już na pewno nie pozwoliłby na to, wiedząc, że Sylvester o wszystko obwini jego. Czemu w zasadzie się nie dziwił, bo wyciekło kilka zdjęć, jak wychodził z brunetka z klubu [chyba, że to się nie ma stać? XD]. Rozumiał już strach Luny przed ojcem, bo jak się okazało, pan Myers nie był skąpy w słowach i czynach, a Ledger szybko zrozumiał, że Luna po prostu musi wrócić. Zrozumiał również, że wykiwanie ojców nie będzie tak łatwe, jak do tej pory mu się wydawało… co tylko potęgowało wkurwienie na samego siebie, bo wiedząc już, że cały proces będzie cholernie trudny, to spierdolił swoim zachowaniem zaufanie, a raczej jego pozory, które udało im się do tamtego czasu z Luną zbudować. Krótko mówiąc, wszystko zjebał. Problem polegał na tym, że nie wiedział od czego w ogóle ma zacząć poszukiwania blondynki, więc zadanie jakie dostał od Sylvestra wcale nie było tak łatwe… nie mógł się jednak poddać, bo po tym jak oberwał, nie chciał dopuścić do tego, żeby mężczyzna tknął go jeszcze choćby raz.
Aż jednego zimowego ranka, dostał namiar od prywatnego detektywa, że prawdopodobnie ją znalazł. Ledger nie czekał na potwierdzenie tej informacji tylko od razu wymusił adres, pod którym miałby ją zostać.
— No proszę, niby potrafisz się schować, ale jednak nie do końca — powiedział, odpychając się od zimnej ściany, kiedy dostrzegł blondynkę przemierzającą chodnikiem. Z łatwością zagrodził jej drogę i wbił spojrzenie w jej oczy — już myślałem, że cię nie znajdę — powiedział, uważnie przyglądając się jej twarzy, jakby dla upewnienia, że nie zaczepiał właśnie kogoś obcego.
🙃
Nie chciał się od niej odsuwać, nie chciał cofać rąk i poczuć nieprzyjemnego chłodu związanego z odsunięciem się od jej rozgrzanego ciała, ale skoro poprosiła drugi raz, nie mogli tu zostać, musiał ją wziąć do apartamentu, do domu, do ich domu. Chociaż to wydawało się tak cholernie abstrakcyjne. I dlatego musiał to zrobić, mieć ją tej nocy przy sobie w ich wspólnej sypialni, jakby tylko to mogło upewnić go w tym, że to co wydarzyło się podczas podchodów nie było jedynie cholernie realistycznym snem, że wszystko stało się naprawdę.
OdpowiedzUsuńZ trudem powstrzymywał się przed dobieraniem się do niej w samochodzie. Skoro pieprzyli się w szkolnej bibliotece podczas trwania imprezy, gdy w pomieszczeniach dookoła znajdowali się inni ludzie, czym byłoby więc pieprzenie się na tylnych siedzeniach z podniesioną przegrodą jedynie w towarzystwie kierowcy? Nie miałby z tym najmniejszego problemu, coś jednak powstrzymywało go przed zerwaniem z niej spodni. Kurwa, gdyby tylko miała na sobie sukienkę, nie wahałby się, aby pod nią zanurkować.
Kiedy znaleźli się za zamkniętymi drzwiami mieszkania, nie powstrzymywał się już z niczym, odwzajemniał każdy pocałunek z zachłannością, łapiąc zębami jej wargę co jakiś czas i ciągnął w swoją stronę, po to by po chwili ponownie składać na jej ustach gorące pocałunki.
— Najpierw prysznic, później sypialnia i każde inne pomieszczenie, a na sam koniec wanna — oznajmił, a łobuzerski uśmiech wkradł się na jego usta kolejny raz. Nie rozmyślał nad tym czy taki plan jej się spodoba, zresztą nie miał problemu z tym, żeby ewentualnie go zmienić, gdyby zaszła taka potrzeba. Dlatego ugiął delikatnie kolana, aby sięgnąć dłońmi jej ud tuż nad kolanami i chwycić ją mocno, gdy już wyprostował kolana i ruszył z nią w stronę łazienki, kopiąc po drodze drzwi, w celu bezproblemowego przejścia do celu, jakim była łazienka ich głównej sypialni, w której znajdował się i prysznic i wanna. — Chyba, że wolisz inną kolejność? — Spytał, kiedy postawił ją na nogi w kabinie, a tuż po tym sięgnął dłońmi jej swetra i ściągnął go z niej, a następnie odrzucił poza kabinę prysznicową i od razu sięgnął rozporka jej spodni. Nie zamierzał marnować nawet sekundy, chciał znowu jak najszybciej czuć jej ciało na swoim.
😈
Całował ją i dotykał chaotycznie dłońmi jej ciała, rozkoszując się każdym dźwiękiem, jaki wydobywał się z jej ust. Każdy z nich nakręcał go coraz bardziej, a powstrzymanie się przed rozebraniem jej tu i teraz było naprawdę trudne. Miał ochotę posiąść ją tu i teraz i tylko czekał na moment, gdy będzie mógł to swobodnie zrobić.
OdpowiedzUsuńKiedy znaleźli się w łazience, w końcu mógł z pełną swobodą dobrać się do niej. Pozbycie się warstwy ubrań z jej ciała było kwestią zaledwie kilku minut. I gdyby nie sięgała dłońmi guzików jego koszuli, już stałaby całkiem naga, a on pieściłby jej ciało, każdy jego skrawek z największym namaszczeniem.
Słuchał jej słów, a uśmiech na jego ustach jedynie się poszerzał. Pozwolił na to, aby pozbyła się z niego ubrań, a uśmiech na jego twarzy jedynie bardziej się poszerzał.
— Nie spodziewałem się — wyznał, gdy wspomniała o smakowaniu, ale jego mina mówiła, jak bardzo podobał mu się ten pomysł. Dlatego wydostał się ze spodni i bokserek, gdy je opuściła. Odkopał je poza kabinę prysznicową. Wziął głęboki oddech, gdy chwyciła jego kutasa. Nie czekał długo z wykonaniem polecenia, a gdy tylko poczuł jej ciepłe wargi obejmujące jego twardego penisa, z jego ust wyrwał się cichy jęk.
— Kwiatuszku — mruknął, rozchylając wargi, pozwalając sobie na głębokie oddechy, jakby w ten sposób chciał zapanować nad swoimi odruchami. Im bardziej go ssała, nie był w stanie dłużej powstrzymywać się przed odruchami, dlatego w końcu zebrał dłońmi jej włosy i chwycił jedną ręką, drugą układając na jej policzku, chcąc ją w ten sposób przytrzymać przy sobie, gdy rozpoczął poruszać coraz szybciej biodrami, wchodząc głęboko w jej gardło, uderzając koniuszkiem kutasa w jej tylną ścianę, przez cały czas patrząc jej przy tym prosto w oczy i uśmiechając się łobuzersko. Obserwował, czy na pewno wszystko jej odpowiadało, bo nie chciał w żaden sposób zrobić jej krzywdy, chociaż poruszał biodrami coraz szybciej, pieprząc jej usta, cały czas przyciskając jej głowę do swojego krocza, pojękując cicho, gdy czuł, jak jego orgazm się zbliża.
Przez jego ciało przeszedł silny dreszcz, a po chwili jego nasienie znalazło się w jej gardle. Wciąż ją jednak przy sobie przytrzymywał, dopiero po chwili wysuwając się z jej ust. Puścił jej włosy i ułożył obie dłonie na policzkach blondynki, wpatrując się w jej błyszczące oczy.
😈
Gdy tylko czuł, jak się odpycha od niego, kontrolując głębokość jego wejść, z kolejnym pchnięciem zanurzał się bardziej. Jakby chciał ja uświadomić, że to on ustala zasady, to on wyznacza granice i jedynie może przemyśleć ewentualne spowolnienie. Dlatego, że on tego chce, a nie przez wzgląd na nią. Chciał, aby miała tego pełną świadomość. To on rządził. On ustalał zasady. Jeżeli nie mógł robić tego w każdym aspekcie swojego życia, to jeżeli chodziło o seks, nie oddawał kontroli. Jedynie mógł sprawiać złudne wrażenie drugiej stronie, ale to on pociągał za sznurki.
OdpowiedzUsuńDlatego tuż po tym gdy osiągnął spełnienie, wcale się z niej nie wysunął. Chciał czuć jeszcze na kutasie jej miękkie wargi, ciepło jej ust i języka, do momentu, w którym nie uznał, że już czas.
Przez cały czas nie zrywał kontaktu wzrokowego, gdy powili podążała ustami po jego ciele, podnosząc się coraz bardziej na swoich nogach. Kącik ust drgnął mu delikatnie, gdy już wyprostowała się i ściągnęła z siebie to, co na niej pozostało. Błyszczącym od podniecenia spojrzeniem przesunął po całej jej sylwetce, jednocześnie sięgając dłońmi jej lędźwi, gdy oparła się dłońmi o jego tors. Szybko jednak przeniósł jedną rękę na jej włosy. Przeczesał powolnie mokre kosmyki, a następnie ułożył dłoń na jej barku.
— Ciekawe — wymruczał — lubię tego typu niespodzianki — nachylił się nad nią i syknął cicho do jej ucha, gdy poczuł jak wbija mu paznokcie w tors i przesuwa nimi po jego ciele. Nie pozostał jej dłużny. Zacisnął mocno palce na jej skórze i pchnął ją mocno. Musiała uderzyć plecami o wyłożoną gresem ścisnę, ale nie przejął się tym ani trochę. Odwzajemniał pocałunek, który zainicjowała nim naparł na nią.
Ściągnął z siebie jej ręce i uniósł je nad głową dziewczyny, przyszpilając ją do ściany. Był wyższy, więc nachylił się, spoglądając na nią z góry, z diabelskim uśmiechem na twarzy.
— Co by tu z tobą zrobić — wymruczał, ściskając mocniej jej nadgarstki i równie mocno przyciskając je do ściany. Wolną dłoń przeniósł w dół na jej ciało i powili dotarł do piersi. Złapał jedna w dłoń i nie przejmując się delikatnością, ścisnął ją i uniósł nieco w górę, by samemu bardziej się nachylić i złapać zębami stwardniały sutek. Przygryzł go, jednocześnie masując całą pierś. Po chwili odsunął rękę, wciąż przytrzymując zębami sutek, gdy jędrna pierś uwolniona z jego dłoni nieco opadła. Okrążył językiem sterczący koniuszek, a po chwili zacisnął odrobinę mocniej zęby. Chciał słuchać jej jęków i skomleń, tych płynących z rozkoszy, ale również z bólu, dlatego powtórzył całą czynność, a po chwili przeszedł do drugiej piersi.
😈
Słysząc słowa padające z jej ust, uniósł wysoko brew, a do tej pory goszczący na jego ustach uśmiech, znacząco się poszerzył. Jednocześnie, jeszcze mocniej wbijając palce w jej skórę, mocno przygniatając ją do ściany. Chcąc pokazać gestami to, co zamierzał tuż za chwilę powiedzieć na głos.
OdpowiedzUsuń— Ja nie jestem grzeczny, Luna — nachylił się do jej ucha, aby mieć pewność, że szum wody nie zagłuszy żadnego ze słów, a Myers usłyszy każde z nich głośno i wyraźnie. Chciał bowiem, żeby sprawa była jasna — nie jestem małym chłopcem. Dostaję to, czego chcę. Biorę to, czego chcę. Jeżeli chcesz, żeby ten układ działał, bierzesz co ci daję — kłapnął zębami, chwytając koniuszek płatka ucha — nie wymagasz, Myers. Jestem pewien, że wszystko co ci zaoferuję i tak będzie więcej niż to, co przyszło ci do głowy — warknął — więc nie, Luna, ja nie bywam grzeczny, nie jestem grzeczny. Ale ty musisz być posłuszna, jeżeli naprawdę chcesz zobaczyć, jak to jest się naprawdę pieprzyć — oznajmił i nie czekając na nic dłużej, po prostu zaczął pieścić jej piersi, a widząc, że to działało na nią tak kurewsko dobrze, nakręcał się jedynie na coraz większe i ostrzejsze pieszczoty. Przygryzał jej sutki, przyciągając je w swoja stronę. Puścił nawet jej dłonie, aby jednocześnie rolować i podszczypywać drugi sutek. Czuł, jak mokra była jej cipka na swojej nodze, doskonale wiedząc, że ta konkretna wilgoć nie miała żadnego związku ze spadającą z deszczownicy wodą.
Uśmiechał się, trzymając między zębami stwardniały sutek i spoglądał na jej twarz, gdy jęczał głośno w reakcji na jego działania.
— Zrób to, kwiatuszku, dla mnie — wymruczał, dysząc głośno, wciąż nie przestając jej dotykać — długo i głośno, ale pamiętaj, że dopiero zaczynam zabawę — oznajmił mrukliwie — więc zachowaj jeszcze siły — warknął, czując jak jej ciało zaczyna drżeć, zaczął mocniej ją kąsać, mocniej zaciskać palce, mocniej naciągać jędrną skórę, niemal wyczekując, aż zacznie krzyczeć z rozkoszy połączonej z przyjemnym bólem, który jej dawał.
🥵
Słowa, które usłyszał w odpowiedzi od brunetki, skwitował jedynie lekceważącym uśmieszkiem. Mógł słuchać tego, co jej się wydawało, aby później pokazać jej dobitnie, jak miało to wyglądać naprawdę.
OdpowiedzUsuńPatrząc na to, do jakiego doprowadził ją stanu, nie miał wątpliwości co do tego, że wszystko co mógł dla niej zrobić, będzie tak naprawdę tym, czego mogłaby chcieć. Dlatego tym bardziej po prostu zignorował jej słowa skupiając się na jej piersiach i sutkach, którym poświęcał sto procent swojej uwagi.
Nie spodziewał się, że doprowadzenie Luny do takiego stanu, oglądanie jej gdy wiła się pod jego dotykiem i słuchanie każdego jej jęku i westchnienia, będzie doprowadzało go do takiego stanu. Jego kutas stawał się coraz twardszy, wręcz boleśnie twardy i wiedział, że nie może dać jej chwili na wytchnienie. Musiał mieć ją tu i teraz.
— To był dopiero początek — przypomniał, gdy śmiała się zdyszana. Przesunął spojrzeniem po jej zarumienionej twarzy, zatrzymując wzrok na dłużej na jej oczach i uśmiechnął się delikatnie, krótko. Jakby nie chciał, aby w ogóle to zauważyła. Dlatego szybko skupił się na jej ustach, a na jego własnych ponownie pojawił się łobuzerski uśmiech, bo nie mógł usłyszeć bardziej adekwatnego komplementu, który połechtałby jego ego — cudownie — sapnął cicho, nim złączyła ich usta w pocałunku. Pogłębił go, wsuwając język w jej wargi, jednocześnie chwytając ręką jej udo i uniósł jej nogę, zginając ją w kolanie i jednocześnie odchylając na bok, aby zrobić sobie wystarczająco swobodny dostęp do jej cipki. Nie sięgnął jednak od razu po to, czego tak bardzo w tym momencie pragnął. Skupił się na pocałunkach, przesuwając powoli palcami po jej wciąż mokrej cipce. Rozsmarowywał po niej jej wilgoć, badając palcami, jak bardzo była już opuchnięta i nabrzmiała, jakby chciał się upewnić, że może w nią jeszcze wejść tej nocy… uśmiechnął się, widząc, że Luna w żaden sposób nie dawała mu do zrozumienia, że ma dość. Dlatego cofnął dłoń. Chwycił penis u nasady i nakierował go na jej wejście, a następnie patrząc w jej oczy i przygryzając jej dolną wargę, wszedł w nią, jęcząc cicho w reakcji na doznania jakie dawała mu jej mokra, ciasna cipka.
— Kurwa — mruknął, poruszając się w niej, mrucząc przy tym — jakbyś była dla mnie stworzona — stwierdził, rozkoszując się tym, jak jego kutas otoczony był ciasno jej ściankami. Poruszył mocno biodrami, wchodząc w nią głębiej i ponownie jęknął, zwiększając moc swoich pchnięć.
🥵😈
Starał się nie zamykać oczu, aby nacieszyć się widokiem jej miny, za każdym razem, gdy wchodził w nią coraz głębiej. Syknął, gdy poczuł wyraźnie, wbijające się w jego skórę paznokcie dziewczyny. Zareagował, mocniej poruszając biodrami. Przymknął w końcu powieki, rozkoszując się przyjemnym bólem i każdym jękiem, który z siebie wydawała.
OdpowiedzUsuńBył zachwycony tym, że nie była cicho. Każdy dźwięk, sprawiał, że jego żądza narastała, a jego ruchy stawały się coraz bardziej chaotyczne i rozgorączkowane, gdy wchodził w nią raz za razem.
— Ja pierdolę — warknął, kiedy dotarło do niego, że rozdrapywała mu skórę. Ten ból był dopełnieniem, którego mu brakowało, o czym nie zdawał sobie nawet sprawy. Dlatego przycisnął ją mocniej do ściany, wbijając dłonie w jej ciepłą skórę, gdy przytrzymywał jej biodra, aby nie próbowała przypadkiem się od niego odsunąć. Nie zamierzał jej w tym momencie na to pozwolić, bo tak niewiele brakowało mu do spełnienia. Jego ruchy stawały się coraz bardziej nieprzewidzialne, a kiedy osiągnął orgazm, jęknął, czując jak przez jego ciało przechodzi silny dreszcz, a po chwili ciśnienie uszło. Wciąż przytrzymywał przy sobie jej biodra, starając uspokoić drżące ciało i nieregularny oddech.
Oblizał wargi, przymykając powieki, gdy ich czoła się ze sobą stykali, a każde z nich próbowało złapać równy oddech.
Przełożył jedną dłoń na jej policzek i powoli po nim przesunął, nie odsuwając się od jej twarzy. Uśmiechnął się delikatnie, słysząc jej słowa.
— Ostrzegałem, że będziesz potrzebować dużo siły — stwierdził z lekkim rozbawieniem, nieco schrypniętym głosem. Pokiwał jednak głową. Nie zamierzał jej przecież wykończyć, chociaż musiał przyznać, że chętnie jeszcze poruszyłby się w niej, bo cipka Luny była wręcz idealna dla niego. Nie miał ochoty się z niej wysuwać, ale wiedział, że musi. — Zanieść cię do łóżka? — Spytał z lekkim rozbawieniem, ale pytał całkiem poważnie, bo widział, że ledwo trzymała się na nogach. Właściwie, czuł, mając wrażenie, że jeżeli ją puści zaraz osunie mu się na płytki w kabinie, a zdecydowanie nie chciał dopuścić do tego, aby stała jej się jakaś krzywda. Dlatego nie czekając na jej odpowiedź, schylił się i chwycił ją pod kolanami, aby drugą ręką ułożyć pod jej plecami i podnieść ją, a następnie zanieść ją do sypialni. Ich sypialni.
😊
Sam nie wiedział, dlaczego zdecydował się odnieść ją do ich sypialni, ale jeszcze bardziej nie potrafił zrozumieć, dlaczego w tej sypialni został i zdecydował się położyć obok niej.
OdpowiedzUsuńTakie zachowanie zdecydowanie nie było w jego stylu, ale Luna miała w sobie coś… chyba chciał nacieszyć możliwością bycia blisko przez świadomość, że była naćpana? Liczył, że obudzi się przed nią i zdąży się ogarnąć, a ona nie będzie pamiętać za dużo z minionej nocy. Jakby nic poza samym seksem się między nimi nie wydarzyło. W zasadzie, na upartego… nie, te wszystkie rozmowy i kłótnie… padło w nich za dużo słów, które zdradzały zbyt dużo o każdym z nich.
Kiedy obudził się obok chłodnego miejsca, nie był zadowolony. To on miał wstać pierwszy. Miał plan. A przynajmniej wiedział, że nie chciał sprawiać, aby Luna wiedziała o tym, że spędzili noc w łóżku. Nie chciał ukrywać zbliżeń, ale tę senną część… co go kurwa skłoniło do położenia się obok i zostania w tym samym pokoju, w tej samej pościeli…
Podniósł się z łóżka, a następnie wciągnął na siebie bokserki i przeszedł do garderoby. Mieli i tak przenieść tam ubrania, więc zamierzał sprawdzić czy ma w niej jakieś dresy, zamiast wędrować od pokoju do pokoju.
Po wciągnięciu na siebie spodni, zszedł powoli w na niższe piętro, uważnie rozglądając się za Luną. Sam nie wiedział, dlaczego czuł w związku z tym jakieś emocje. Nie powinno go w żaden sposób obchodzić, jak zareaguje na to wszystko brunetka, prawda? To nie był problem. Po prostu zasnęli w jednym łóżku, ot co. Nie potrzebne było żadne roztrząsanie tego. Z tą myślą schodził wciąż po schodach, przysłuchując się Lunie, której głos dobiegał z kuchni. Nic nie wskazywało na to, aby była zachwycona obudzeniem się obok niego, ale… trudno.
Wszedł do kuchni i od razu odnalazł wzrokiem sylwetkę dziewczyny, a następnie powstrzymał się od przesunięcia wzrokiem po jej ciele. Pamiętał dokładnie jak wyglądało jej nagie ciało… a teraz wyglądała równie seksownie, co strasznie go wkurwiało, bo musiał wsunąć dłoń do kieszeni spodni, aby ukryć, że jego kutas twardnieje. Idiota. Co go podkusiło na dresy.
— Cześć — mruknął, zapominając już, jak właściwie do tej pory funkcjonowali w jednym mieszkaniu. Unikali się tak starannie, że spotkania ograniczały się do minimum, a gdy już na siebie wpadali… kłócili się. Ale teraz? Nie miał powodu do wszczynania awantur i było mu aż głupio, bo nie wiedział, jak ma się zachować. Dlatego podszedł do lodówki, otworzył jej drzwi i wyciągnął butelkę soku pomarańczowego, z której napił się bezpośrednio.
🫥
Uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy przeklęła i wylała nieco kawy. Wzruszył lekko ramionami, na jej słowa i ich brzmienie, ale nic sobie z nich nie zrobił. Kontynuował swoje, czyli sięganie po butelkę soku.
OdpowiedzUsuńKiedy usiadła przodem do niego, powolnie przesunął spojrzeniem po kobiecej sylwetce, a następnie przeniósł wzrok na trzymany w dłoni sok.
— Miałem wrażenie, że tylko ja go piję — kolejny raz wzruszył ramionami, jednocześnie przyznając, że nie był to pierwszy raz gdy w ten sposób pił sok. Słysząc jej pytanie, wbił w nią spojrzenie swoich ciemnych oczu i powili odsuwajàc butelkę, uśmiechnął się nieco złowieszczo, przypasowując się do nadanej ksywki. Cóż, odpowiadała mu. — To urocze, że już wymyśliłaś dla mnie pieszczotliwą ksywkę, kwiatuszku — odparł — z lekkim opóźnieniem, bo wolałbym usłyszeć ją w nocy, ale muszę przyznać, że jest całkiem przyjemna — wyszczerzył zęby i zakręcił w końcu butelkę, a następnie odłożył ją na blat i stanął naprzeciwko dziewczyny, opierając się plecami o blat wyspy kuchennej.
Lustrował uważnie jej ciało, dostrzegając ślady po ich wspólnej nocy i mimowolnie kąciki jego ust unosiły się w górę.
— A co do twojego pytania… czuję się zupełnie tak, jakby ledwo co zmrużył oczy — powiedział, przechylając głowę na bok — a ty jak się czujesz? — Spytał — nie boli głowa, nie ma czarnych dziur we wspomnieniach? — Nie był pewien czy chciał naprowadzać ją na trop tego, że wiedział i wydarzyło się coś o czym niekoniecznie chciał, żeby pamiętała? Z drugiej strony wyglądała tak, że chyba wystarczyło spojrzenie w lustro, aby zdała sobie sprawę z tego, że coś musiała wziąć. W zasadzie był ciekaw, jak się czuła z tym wszystkim grzeczna Luna. Dlatego nie żałował zadanych pytań. Przechylił głowę mocniej w boj i wpatrywał się w nią w oczekiwaniu na odpowiedzi. — Bo jak coś, mogę ci co nieco przypomnieć. Teorią lub praktyką — oznajmił, szczerząc się w szerokim uśmiechu, całkiem chętny do, w szczególności, przypomnienia jej fizycznie, co się działo — swoją drogą, ciekawe czy plotkara już cokolwiek wspomniała na temat wczorajszej nocy — zastanowił się na głos, sięgając dłonią do brody i delikatnie nimi o nią pocierając — coś mi mówi, że to będzie cholernie ciekawy wpis. Chyba jedyny jaki przeczytam z wielkim zainteresowaniem.
😏
Uśmiechnął się tylko, szczerze rozbawiony jej słowami, ale nawet tego nie skomentował. Dobrze wiedział, że był jedynym domownikiem tego apartamentu, który lubił i pił owy sok pomarańczowy. Nie zamierzał jednak wchodzić z nią w dyskusję na temat napoju. Czuł, że znajdą dużo przyjemniejszy i ciekawszy temat do prowadzenia rozmowy.
OdpowiedzUsuńUniósł wysoko brew, widząc jak leci w jego kierunku łyżeczka, ale nawet nie drgnął. Nie zamierzał dawać jej satysfakcji. Więc gdy ta się odbiła od jego klatki i upadła na podłogę, jedynie z wciąż uniesioną brwią, podążył spojrzeniem w dół. Co oczywiście wykorzystał, bo powracając spojrzeniem do jej twarzy, raz jeszcze zlustrował jej sylwetkę, zatrzymując wzrok na kilka sekund na jej udach, a później na piersiach, aby w końcu skoncentrować się na twarzy brunetki.
Na kolejne słowa również się uśmiechnął i wcale nie przyjął ich w żaden sposób jako przytyk, bo doskonale wiedział, że z żaden sposób jej w nocy nie zawiódł. Nie był pewien czy próbowała mu w ten sposób dogryźć, ale jeżeli tak, to nie poczuł się w żaden sposób urażony. Nie miał ku temu żadnego, nawet najmniejszego powodu.
— Negocjowałbym — mrugnął do niej, doskonale pamiętając, jak niewiele potrzebowała, aby jej cipka zaciskała się na jego palcach lub kutasie. I wcale nie miał z tym problemu. Lubił czuć na sobie jej mięśnie, zaciśnięte tak mocno wokół niego. Niezależnie od tego, jak akurat jej dotykał. I wystarczyła jedna noc, aby wiedział, że żadna inna nie będzie dla niego tak dobra – cipka, niekoniecznie osoba, bo w tej kwestii miałby dużo do powiedzenia. — Spokojnie kwiatuszku, przed nami całe życie — mruknął, chociaż ten aspekt już był wałkowany tyle razy, że łatwo przechodziło mu to już przez gardło.
Splótł ręce na klatce piersiowej i przyglądał się jej z uśmieszkiem, czekając na odpowiedź. Ta, którą usłyszał nie była tą idealną, ale musiał przyznać, że Luna go zaskakiwała. Był pewien, że gdyby nie noc z Lexie, nie odezwałaby się w taki sposób, nie ośmieliłaby się mieć do niego otwarcie o nic pretensji. Bo owszem, ciągle się kłócili, ale od czasu tamtej brunetki, kłótnie przeszły na zupełnie inny poziom.
— Skąd miałem wiedzieć, że niby jesteś naćpana? — Spytał, mierząc ją spojrzeniem — skąd niby miałem wiedzieć od razu? — Zaznaczył, bo przecież nie mógł mieć pewności — zresztą, nie powiesz mi, że ci się nie podobało, kwiatuszku — powiedział mrukliwie, przechylając głowę i zbliżając się do niej — a dwa… w tych słowach nie tylko ja byłem niewybredny, co nie?
😏
Zamruczał cicho na jej słowa, a łobuzerski uśmiech znacząco się poszerzył.
OdpowiedzUsuń— Z przyjemnością — wymruczał, bezwstydnie przeciągając spojrzeniem kolejny raz, po całej jej sylwetce. Wiedział, że robił to na tyle bezczelnie, że zdawała sobie z tego sprawę, ale przecież o to właśnie mu chodziło. Chciał ją zawstydzić. Zobaczyć czy wróci grzeczna Luna, czy być może na dłużej pozostanie ta nowa, którą mógłby nawet szczerze polubić. — Jesteś za delikatna, kwiatuszku — uśmiechnął się ironicznie, przechylając przy tym głowę w bok — myślisz, że nie wyczułbym, że się zbliżasz? Nie zdążyłbym złapać twoich nadgarstków przed decydującym ruchem? — Spytał, a z każdym słowem uśmiech na jego twarzy się poszerzał — złapałbym twoje nadgarstki i przeturlał ba plecy, znajdując się nad tobą. Bez problemu wyciągnąłbym z twojej ręki nóż i to ja, mógłbym zrobić ci krzywdę — stwierdził, częściowo wyobrażając sobie opowiadaną przez siebie scenę. Z łatwością widział, jak przypiera ją swoim ciężarem do materaca, a następnie przygryza skrawek po skrawku jej ciało. Bywał brutalny w seksie, ale nie kręciła go ostra przemoc, zapomniałby szybko o broni, skupiając się jedynie na tym, aby zerżnąć ją porządnie, aby szybko nie zapomniała o ich zbliżeniu.
Żałował, że jego myśli krążyły w jednym kierunku, bo jego kutas, pomimo nocnych stosunków, z łatwością nabierał gotowości.
Wysunął dłonie do kieszeni spodni, opierając się mocniej o szafkę. Skrzyżował nogi w kostkach i jedynie się uśmiechnął.
— Nic nie musiałem — wzruszył ramionami — nigdy nie widziałem cię pijanej ani pod wpływem. Skąd miałem wiedzieć, że coś zażywałaś? Mój dotyk potrafi działać na kobiety jak narkotyk — stwierdził z uśmiechem — może to była po prostu reakcja na mnie — wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, a następnie wzruszył ramionami — chyba tuż po tym, jak całowałaś się z tymi laskami. Pamiętam jak mówiłaś, co zrobiłby twój ojciec gdy planowałem zabawić się w geja. Trzeźwa nigdy nie pozwoliła byś na to, aby taka wiadomość poszła w świat, więc w życiu nie zabawiałabyś się z dziewczynami na imprezie plotkary. Wiesz, że to na pewno nie zostanie bez komentarza, nie? — Wbił w nią spojrzenie, a słysząc jej kolejne słowa, jedynie się zaśmiał. Niektóre jej słowa naprawdę bolały, ale przecież nie zamierzał mówić tego na głos — a co, tak bardzo cię rozpraszam? — Uniósł brew, specjalnie napinając mięśnie.
😏
— Próbuj , kwiatuszku — uśmiechnął się kącikiem ust, nie odrywając od niej spojrzenia swoich ciemnych oczu — to może być ciekawą grą wstępną. Jeszcze się nie pieprzyłem z kimś, kto chciałby mnie zabić, a jednocześnie nie może przestać się na mnie gapić — zaśmiał się cicho, nisko, chrapliwie. Łapiąc dyskretnie przez kieszeń spodni swojego kutasa w dłoń i próbując go ułożyć tak, aby wzwód nie był na tyle widoczny, bo mimo wsunięcia rąk do kieszeni zdawał sobie sprawę, że sukinsyn jedynie bardziej twardniał przez całą tę rozmowę. Nie wprawiało go to w dyskomfort, raczej chciał, aby Luna skupiła się na jego twarzy i słowach, niż wpatrywaniu się w jego członka. — Wiesz, że widzę, gdzie ucieka twoje spojrzenie, nie? — Spytał, samemu powolnie przesuwając wzrok na jej biodra — jak tak bardzo za nim tęsknisz, nie krępuj się. Bez haju będzie jeszcze lepiej. Doświadczysz tylko odlotu Ledgera — oznajmił, a uśmiech zmienił się w łobuzerski na jego ustach. Podejrzewał, że jedynie ją wkurwi takim gadaniem, ale… Ostatnio, kiedy doprowadził ją do granicy wkurwienia, skończyli pieprząc się w szkolnej bibliotece i jeżeli miał być szczery, nie miałby nic przeciwko, aby tym razem skończyło się tak samo. Jedynie w innym miejscu. W końcu w kabinie nim zdecydowali o przerwie na sen, sama oznajmiła, że jeszcze zaliczą kolejne miejsca ich apartamentu. Collins nie miałby nic przeciwko, aby zaczęli kontynuować to, co przerwali, już teraz.
OdpowiedzUsuńZignorował jej słowa jedynie machnięciem dłonią, bo dobrze wiedział, że mówiła to specjalnie. Zresztą, za dobrze wiedział, jak działał generalnie na kobiety, a nie tylko na samą Myers. Mogła gadać co tylko ślina przyniosłaby jej na język, swoje i tak wiedział.
Widział, jak jej mina się zmienia. Wiedział, że gdyby myślała jasno minionej nocy, w życiu nie zbliżyłaby się do tych dziewczyn.
— No i jeszcze ten cały Gabs — wywrócił oczami, chociaż ten pocałunek naprawdę go wkurwił, więc zacisnął mocno pięść — myślisz, że jak powiem twojemu ojcu, że lubimy bawić się w ten sposób to będzie mniej wkurwiony? Czy raczej wkurwi się na tyle, że pożałuje, że oddał cię w ręce takiego zboczeńca? — Nie śmiał się, bo za dobrze wiedział, że to akurat będzie poważny problem. Obiecał jej, że nie pozwoli jej więcej skrzywdzić i… miał świadomość, że nie będzie mógł jej teraz spuszczać z oczu nawet na chwilę. Nie będzie mógł pozwolić, aby została chociaż na chwilę sama poza domem.
— Ale sama pół naga rozmowy lubisz prowadzić? — Oczywiście, że odbił piłeczkę, nie zamierzając iść się ubrać — załatwię ci ochroniarza — powiedział po chwili — obiecałem, że cię nie dotknie. Opłacanego przeze mnie, twój ojciec nie będzie miał na niego żadnego wpływu. Zaufany człowiek, przeżył ze mną wystarczająco dużo, żebym wiedział, że nie da się przekupić ani zmanipulować — niby oznajmiał, bo i tak nie zamierzał jej posłuchać jeżeli będzie miała coś przeciwko, ale chciał wiedzieć, co o tym myśli.
😏
— A może to po prostu kwestia czasu, skarbie? Skoro już masz świadomość, jak dobrze może ci być… — urwał, aby mrugnąć do niej i uśmiechnąć się kącikiem ust — przyjdziesz do mnie jeszcze sama. Czy próbując poderżnąć mi gardło, czy nie. W obu przypadkach, sprawa skończy się dokładnie w taki sam sposób. Będziesz jęczeć i krzyczeć. I nie mogę się doczekać, kiedy to się stanie — mruknął, przechylając delikatnie głowę w bok — a wiesz dlaczego kiedy, a nie czy kiedykolwiek? Bo sama zaproponowałaś ten cały układ z seksem. Wiem, że ci się podobało — puścił dłonią swojego kutasa i powoli wyciągnął dłoń z kieszeni, jednocześnie robiąc mały, powolny krok w jej stronę. Oczywiście, że chciał ją sprowokować. Słowami i swoją bliskością, bezczelnie chcąc przekroczyć jej strefę komfortu, ale wczoraj zrobił to tyle razy, że nie zamierzał się w tym momencie przejmować tym czy mogłoby to jej faktycznie przeszkadzać — że nigdy wcześniej w swoim życiu najwyraźniej nie przeżyłaś tak kurewsko dobrych orgazmów, bo inaczej, nie pragnęłabyś mnie wciąż tak silnie. Nie myślała byś o tym, aby się jeszcze ze mną pieprzyć, a raczej o tym, jak o tym wszystkim, najszybciej zapomnieć. A wiesz, że nie jesteś w stanie tego zrobić. Bo było ci, kurwa, zajebiście dobrze. I już teraz, chociaż za wszelką cenę będziesz udawać, że tak nie jest, nie możesz się doczekać, aż ponownie cię dotknę — zatrzymał się tuż przed szafką i jej nogami.
OdpowiedzUsuńSpojrzał prosto w oczy dziewczyny, a złowieszczy uśmieszek pojawił się na jego ustach. Wysunął dłonie nad jej nogi, nie przejmując się pełnym wzwodem w swoich spodniach.
— Wystarczy, że poprosisz, wiesz? Jedno słowo i zrobię dokładnie to samo, co minionej nocy. Doprowadzę cię na szczyt i pozwolę ci wykrzykiwać tę nową ksywkę — obniżył nieco dłonie, powoli układając je na jej kolanach. Przesunął palcami, gładząc ciepłą skórę dziewczyny, ale nie przeniósł rąk w górę. Oczywiście, że chciał to zrobić. Chciał zawędrować prosto do jej, jak zakładał, mokrej cipki, ale nie zamierzał tego robić, dopóki to Luna nie będzie w stanie się powstrzymać.
Będąc tak blisko niej, podniósł głowę, aby spojrzeć prosto w jej oczy.
— Wiem, że nie podaje imion. Ale myślisz, że nikt się nie domyśli? Mój staruszek doskonale wie, na czym polega ta strona. Nie będę wspominał ile razy w szkolnych czasach próbował zdjąć z niej jakieś plotki na mój temat — uśmiechnął się kącikiem — na marne, bo plotkara nie da się przekupić, nie da się zdemaskować — wzruszył ramionami — jak sobie chcesz — dodał, gdy oznajmiła, że to ogarnie. Wątpił w to. Bardzo, ale obserwowanie jak będzie próbowała posprzątać swój bałagan może być całkiem ciekawe — gdybyś potrzebowała pomocy… też wystarczy poprosić — mrugnął do niej.
Skinął lekko głową.
— Myślisz, że moi ochroniarze są z pierwszej lepszej łapanki? To profesjonaliści — prychnął i odsunął się od niej — załatwię to od razu, zrób kawę. Mocną — wskazał brodą na ekspres, a sam się wycofał, aby wrócić do sypialni i wykonać kilka istotnych telefonów. Zajęło mu to chwilę, ale kiedy wrócił do kuchni , spojrzał na Lunę.
— Załatwione. Za godzinę będzie już na służbie. Do tego czasu siedzisz w domu.
😏
— Z jakiegoś powodu przyznanie na głos, że było mi z tobą dobrze, nie jest tak straszne, jak mogło się wydawać — odpowiedział na jej słowa. Owszem, wcale nie robił tego z ogromną chęcią. Zwłaszcza, że przez długi czas był pewien, że nigdy jej nie tknie. Zresztą, do wczoraj cały czas tak myślał, ale… trzymanie rąk przy sobie okazało się być znacznie trudniejsze. Powiedzenie na głos, że było mu z nią dobrze… nie spodziewał się, że zrobi to tak szybko. Chyba chciał za wszelką cenę udowodnić jej, że jest ponad nią, że w przeciwieństwie do niej, zaczął mieć, kolokwialnie mówiąc, wyjebane. Sam nie wiedział skąd to dokładnie się w nim wzięło, ale… pojawiło się. I nie umiał tego tak po prostu zignorować. Nie mógł. Wiedział też, co mógłby w tym momencie powiedzieć, żeby zamknąć jej usta. Miał świadomość, że gdyby to zrobił, już nigdy nie pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, a już z pewnością sama by do niego nie przyszła. Zależało mu na tym, żeby to ona się złamała. Bo on uległ jej poprzedniej nocy. Owszem, była naćpana, wykorzystał ją, ale jednocześnie złamał wszystkie swoje zasady, przekonania dotyczące Luny. Swoje zaparte nigdy jej nie dotknę, więc tak, chciał, aby teraz to ona przyszła do niego.
OdpowiedzUsuńWypuścił powoli oddech, gdy Myers zbliżyła się do jego szyi. Pozwolił sobie na przymknięcie powiek i wstrzymanie oddechu, gdy wciąż była blisko. Otworzył oczy, gdy się odsuwała, jednocześnie przybierając obojętną minę. Przez cały ten czas, gdy była tak blisko, musiał walczyć ze sobą, aby nie przyciągnąć jej do swoich bioder.
— Nie liczył bym na to — nie zdziwiłby się ani trochę, gdyby jego ojciec zrobił to specjalnie. Niby zależało mu na interesie firmy, na kasie, ale jednocześnie był po prostu chujem. Jeżeli mógł coś wykorzystać na swoją korzyść, po prostu to robił. Nie przejmując się przy tym innymi, a zmuszanie syna do ślubu było tego świetnym przykładem. Dlaczego więc miałby się przejmować przyszłą synową i jej ojcem? — Pewnie — rzucił, chociaż wiedział, że pewnie skorzysta z jego pomocy. Zresztą, obiecał jej dawno, że będzie jej pomagał. A to, co pomiędzy nimi zaszło, nie miało na to żadnego wpływu. Był dupkiem, ale nie, aż takim.
— Tak trudno zrobić ci dla mnie kawę, kiedy załatwiam ci ochronę? — Odkrzyknął, nim zamknął się w sypialni.
Kiedy zszedł do kuchni, uśmiechnął się na widok kubka z kawą i chwycił go w ręce. Przesunął wzrokiem po Lunie i zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad jej słowami, jakby próbując sobie przypomnieć, czy faktycznie była konieczna. I wtedy w niego uderzyła myśl, że faktycznie po pierwszym razie nie użyli więcej zabezpieczenia. Dlatego nic nie mówiąc, sięgnął ponownie po telefon i wykonał połączenie, jasno przekazując informacje.
— Mówisz, masz. Czegoś jeszcze dusza pragnie? — Spytał — bo nie będę wydzwaniał po dziesięć razy.
😒
— Cóż mogę powiedzieć, nawet nie oróbuję zaprzeczać — kącik jego ust powędrował w górę. Miał świadomość, że swoim zachowaniem na pewno wprowadza ją w dezorientowanie, czemu wcale się nie dziwił, bo sam nie do końca ogarniał to wszystko, co się działo od minionej nocy. Gdyby ktoś dwadzieścia cztery godziny wcześniej powiedział, że to wszystko będzie miało miejsce… wyśmiałby go. Po prostu popukałby się w czoło i kazałby temu komuś spierdalać w podskokach do psychiatry. Tymczasem… to wszystko się stało, a on stał przed Luną z wyraźnym wzwodem i przyznawał na głos, że tak, było mu z nią dobrze, że powtórzyłby to (co prawda zaznaczając, że to ona musiałaby przyjść do niego).
OdpowiedzUsuńWzruszył lekko ramionami na jej pytanie. Prawda była taka, że sam do końca nie potrafił na nie odpowiedzieć. Nie podobał mu się jej widok z Gabsem. Sprawił, że coś się w nim obudziło. Ale przecież już przed tym wylądowali w bibliotece… dlaczego? Dlaczego postanowił złamać swoje własne słowa? Dlaczego nie mógł się powstrzymać? Dlaczego, tak bardzo wkurwiała go myśl, że mogłaby być z innym.
— Przestań, Myers. Ciesz się, że postanowiłem zmienić zdanie i dać ci tę rozkosz, o której nigdy nie zapomnisz — mógłby spróbować się otworzyć, ale… po co? Zresztą nie był emocjonalnym typem. Nie interesowały go zwierzenia i ckliwe opowiastki. Poza tym, nie byłoby w tym nic ckliwego. — Jak to mówią, tylko dupa nie zmienia zdania — mruknął, słysząc jej pytanie. Łatwo było rzucać ogólniki i nic nie znaczące słowa. Mówienie czegoś więcej nie było dla niego. Zwłaszcza, gdy była trzeźwa i nie mógł mieć cienia nadziei, że nie zapamięta nic z jego słów.
— Nie wiem czy to nie pogorszy ewentualnej tragedii — przyznał szczerze — mój ojciec jest gnojem. Może i nigdy żadnego z nas nie dotknął, ale niszczył nas psychicznie z największą satysfakcją. Jak wyczuje, że może czymś takim dowalić, nie zawaha się. Dla niego własne dzieci nie są ważne, myślisz, że obce tak? — Spytał, przez krótką chwilę patrząc prosto w jej oczy swoim przepełnionym bólem spojrzeniem, bo chociaż był twardy, były sytuacje, które i jego dotykały. Szybko jednak się otrząsnął, a jego spojrzenie nabrało obojętności. Nie chciał, by widziała w nim jakiekolwiek słabości — naprawdę postaram się coś zrobić, żeby nie było źle — powiedział.
Uniósł dłonie w geście poddania się, bo w ogóle nie rozumiał ataku. Okej, powinien pamiętać o gumkach, ale to nie tak, że miał jakieś pretensje do niej.
— Może przemyśl jakieś środki anty — rzucił — lubię czuć bezpośrednio na kutasie ciepło cipki — wyszczerzył zęby, wzruszając ramionami — ale spokojnie, dostaniesz czego chcesz — dodał dla załagodzenia sytuacji, bo nie chciał kolejny raz od niej oberwać. Wciąż czuł policzek, w który dostał.
— Cokolwiek planujesz zrobić, też dostanę? Bo nie wiem czy mi się opłaca — powiedział, zaczynając się rozglądać po szafkach, bo cóż, to gosposia gotowała. On nawet nie wiedział gdzie co znajduje się w kuchni poza przygotowanymi wcześniej przez kobietę posiłkami i gotowymi przekąskami.
😉
Wywrócił oczami na jej słowa, bo… tak naprawdę nie widział tego w ten sposób. Łatwiej było jednak gadać takie rzeczy niż próbować jakoś to wszystko tłumaczyć i otwierać się przed nią. Zwłaszcza, że ani jednego, ani drugiego robić nie lubił.
OdpowiedzUsuńZmrużył na chwilę powieki, uciskając kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa, bo zdecydowanie nie chciał, aby rozmowa przybrała taki bieg. Nie spodziewał się, że tymi słowami będzie w stanie tak ją wkurzyć. Co w zasadzie było całkiem interesujące, ale zamiast dopytywać, dlaczego tak bardzo ją to zdenerwowało, mimo wszystko wolałby jakoś załagodzić całą sytuację.
— Z tego co pamiętam, to bzykaliśmy się przed twoim pocałunkiem z Gabrielem i po nim — powiedział, mrużąc oczy i zastanawiając się nad tym czy faktycznie tak było. Niby wszystko działo się zaledwie zeszłej nicy, ale wydarzyło się tak wiele, jakby rozgrywało się to na przestrzeni znacznie dłuższego czasu. Tak czy inaczej nie mógł zaprzeczyć jednemu: on pierwszy jej dotknął. To on złamał swoje własne postanowienia. Wkurzało go to strasznie, ale wiedział, że pretensje może mieć jedynie do siebie. Stąd nie miał problemu z przyznaniem się, że podobał mu się ich seks, że nie miałby nic przeciwko, gdyby to miało się powtórzyć więcej niż raz.
Ale jednocześnie miał problem z wyjaśnieniem dlaczego.
Zrobił kilka kroków w tył, dając jej przestrzeń, gdy go odepchnęła. Nie chciał się wcale odsuwać, ale wiedział, że nie miał wyboru.
Wzruszył ramionami.
— Z miłości na pewno go na mnie nie wymusił — zaśmiał się ironicznie. Temat ślubu go wkurwiał, ale to nie było najgorszym, co mógł zrobić i co robił senior. Nie byli jednak z Luną na tyle blisko, aby mówił jej więcej niż było konieczne. Zresztą. Patrząc na ich relacje, Luna i tak wiedziała o nim za dużo.
— Każdy myśli o sobie, hm? — Mruknął. Nie miał ochoty bronić Rose, ale był w stanie zrozumieć jej postępowanie. Sam nie myślałby dwa razy, gdyby miał szansę kogoś udupić jednocześnie ratując siebie? Nie zastanawiałby się nawet przez sekundę. Od razu zacząłby działać — tak czy siak na pewno nie śpi spokojnie. Wie, że nie odpuszczę i się zemszczę. W swoim czasie. W odpowiedni sposób, nie jest aż tak głupia, aby myśleć, że odpuszczę.
— Jak chcesz, ale wiesz już, co lubię — mrugnął do niej, bo wbrew wszystkiemu zakładał, że prędzej czy później, jeszcze będą się pieprzyć. — A jak tam twoich sześciu? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, nie udzielając jej odpowiedzi na to, co chciała usłyszeć.
Obserwował, jak podchodzi od razu do odpowiedniej szafki i można powiedz, że był pod wrażeniem, bo on sam musiałby bardziej się wysilić w poszukiwaniach…
— I wcale nie chodzi o to, że ciężko ci samej powstrzymać się przed rzuceniem się na mnie, hm? — Spytał, poruszając mięśniami klatki piersiowej, uśmiechając się przy tym — jakieś konkretne wytyczne sobie pani życzy co do spodenek? Albo jakieś wymagania, co do mojej garderoby? — Spytał, z głupawym uśmieszkiem.
😊
Uniósł zainteresowany wysoko brew, bo słowa, którymi przerwała wypowiedź, zdecydowanie bardzo, ale to bardzo go zainteresowały. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że w dalszej wypowiedzi usłyszy coś takiego. Tak w ogóle to nie spodziewał się, że Luna zdecyduje się dokończyć i powiedzieć cokolwiek więcej, więc… Zmrużył lekko powieki, przechylił głowę i uważnie jej się przyglądał, jakby zastanawiając się nad tym czy przypadkiem to, co mówi, to prawda. Może robiła sobie żarty? Chciała zobaczyć jego reakcję, a później wykorzystywać ją przeciwko niemu? Tyle, że akurat to wydawało się nielogiczne, bo przecież przyznał jej, wprost, że było mu z nią dobrze. Na tyle, że wcale nie miałby nic przeciwko kolejnym powtórką i naprawdę brał pod uwagę układ, o którym rozmawiali w nocy.
OdpowiedzUsuń— Może po prostu jestem sobą — odparł z przymrużonymi powiekami — laski niby to lubią — dodał, kręcąc głową. Miał świadomość, że w stosunku do Luny często przesadzał nie tyle ze zgryźliwościami, co ze zwyczajnym chamstwem. Zachowywał się jak dupek i… był tego świadom, ale z drugiej strony nie kłamał. Przynajmniej nie w stu procentach, bo zachowywał się po prostu jak on. W końcu względem każdego był dupkiem. Tylko jeżeli chodziło o firmę potrafił zachować się jak należy, a to i tak tylko w kwestii osób, do których musiał mieć respekt i wiedział, że nie może pozwolić sobie na niektóre słowa i czyny. Cała reszta… traktowana była tak samo. Myers powinna się cieszyć.
— A czego ty właściwie ode mnie oczekujesz, co? Jakiego zachowania? — Spytał, naprawdę zainteresowany — mówię serio, oświeć mnie, bo może otworzysz mi oczy swoimi oczekiwaniami — mruknął, wbijając w nią wyczekujące spojrzenie ciemnych oczu.
— W takim razie do dzieła — skomentował, chociaż nie zamierzał z nią współpracować, jeżeli chodziło o mszczenie się na Rose czy jego bracie. Jak widać, wspólna praca nie wychodziła im najlepiej, a to było coś, czego nie zamierzał zjebać. Każde z nich mogło mścić się oddzielnie, i ten pomysł w zasadzie najbardziej mu się podobał, bo oznaczał, że każde z nich dostanie podwójną karę. Zdecydowanie przecież na to zasłużyli.
— Z Lexy używaliśmy gumek — powiedział, bo przynajmniej nie kojarzył, aby było inaczej. Zresztą, zawsze pamiętał o zabezpieczeniu. Z Luną zdarzyło mu się to po raz pierwszy. I sam nie rozumiał, jakim cudem do tego dopuścił.
Zaśmiał się na jej słowa, bo ta odpowiedź mówiła mu wszystko, co chciał wiedzieć.
— Dlaczego mam coś dla ciebie robić, skoro jesteś dla mnie taka niesympatyczna? — Spytał, z uniesioną brwią — poproś ładnie, to przemyślę tę wędrówkę do sypialni — powiedział, a nim zdążył dodać coś więcej poczuł jak miękki proszek opada na jego twarz i szyję. — Poważnie, Myers? — Spytał, sięgając dłonią do policzka i stał palcem mąkę. Spojrzał na ubrudzony białym proszkiem opuszek palca, a następnie przeniósł spojrzenie na Lunę — wiesz, że tego pożałujesz, prawda? — Spytał i nim zdążyła zareagować, w dwóch dużych krokach zbliżył się do niej i sięgnął dłonią do mąki, aby chwycić jej nieco w garść, a następnie obsypać nią blondynkę — chcesz coś jeszcze dodać? — Spytał, mrużąc powieki, gotów do kolejnego mącznego ataku.
😊
— Zdążyłem się pogodzić, że nic już nas nie rozdzieli, chociaż nawet węzeł małżeński nie zdążył nas jeszcze połączyć — mruknął, spoglądając na nią. Mówił całkiem poważnie. W zasadzie, właściwie nie potrzebny był ten cały ślub (oczywiście rozumiał, dlaczego musiało do niego dojść według ich ojców), bo aż za dobrze dotarło do niego, że nie będą w stanie w żaden sposób wyplątać się z tego związku. Niezależnie właśnie czy na ich dłoniach znajdą się obrączki już dzisiaj czy dopiero za kilka miesięcy. Nie zamierzał jednak nawet sugerować żadnemu z nich, że ślub nie ma znaczenia. Oczami wyobraźni widział ich miny i poziom wkurwienia.
OdpowiedzUsuńPo spotkaniu z Sylwestrem, wolał nie doprowadzać do kolejnego, jeżeli te nie byłoby naprawdę konieczne. I wiedział dobrze, że nie może pozwolić na jakikolwiek spotkanie Luny z jej ojcem, zwłaszcza po tym, co się stało minionej nocy, a już na pewno nie po tym, gdy Plotkara cokolwiek na ten temat napisze. Nie miał pojęcia jeszcze jak to ma niby zrobić, jak ją uchronić przed również swoim ojcem, jeżeli ten postanowiłby pokazać Sylwestrowi stronę, nie daj boże łącząc ze sobą kropki, ale… Wiedział, że jeżeli będzie musiał stanie przed nią i przyjmie na siebie cokolwiek Sylwester będzie chciał zrobić Lunie. Nie mógł pozwolić na to, aby cokolwiek jej się stało.
Zwłaszcza po tym wszystkim… Nie mógł pozwolić, aby ktokolwiek ją ranił i krzywdził. Nawet jeżeli robił to samo… Nie, on wiedział, że to robił, ale miał świadomość, że robi to w zupełnie inny sposób i czuł się przez to w jakiś sposób usprawiedliwiony. Poza tym chyba nie potrafił traktować jej tak całkiem normalnie. W zasadzie to nikogo nie potrafił traktować normalnie, zupełnie jakby się obawiał, że to mogłoby sprawić jakieś zmiany w nim samym.
— W porządku — rzucił, chociaż sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Nie wiedział czy nawet potrafiłby traktować ją jak… Jak nawet nie wiedział kogo. Nie miał w swoim życiu nikogo poza kumplami, do kogo nie podchodził od razu niemal z bojowym nastawieniem. Był wściekły, że rzucił tym cholernym w porządku, bo to oznaczało, że będzie musiał spróbować, a sama myśl o tym mu nie odpowiadała.
Prychnął tylko cicho pod nosem na jej słowa, a następnie wzruszył ramionami na jej pytanie.
— To naprawdę takie dziwne? — Spytał, mrużąc gniewnie oczy. Dobra miał swoje potrzeby, ale potrafił utrzymać kutasa w spodniach. Przynajmniej do momentu, w którym Luna go tak nie wkurwiła jak tamtego wieczoru, kiedy nie do końca wiedział, o co chodzi. Kupił jej jebane kwiaty (czego generalnie nie robił dla nikogo), a skończyło się awanturą, której jego mózg nie potrafił ogarnąć w żaden logiczny sposób. Lexi… wpadła mu w ręce. Była zainteresowana, chętna… A on miał ochotę się zabawić, dobrze i bez myślenia o konsekwencjach. Nadal nie był pewien kto stoi za fotkami, które wyszły na światło dzienne, ale nie podejrzewał samej Lexi. Zwyczajnie… musiał być za mało ostrożny. Wydawało mu się, że nie wypił wtedy tak dużo, ale możliwe, że się przeliczył. Zdarza się.
Wywrócił oczami.
— Jest taka różnica, że mi to nie przeszkadza, dopóki nie prosisz, żebym robił dla ciebie za gosposię — mruknął — czy tam służkę — miał na myśli spacerowanie po jej ubrania czy spełnianie życzeń odnośnie do tego, że sam miał się ubrać. Nie zdążył jednak rozwinąć myśli bardziej, bo zaczęła się ta cała sypanina mąką. Otworzył szeroko oczy widząc, jak wkłada dłoń do miski — nie zrobisz tego — zdołał jedynie tyle z siebie wyrzucić, a po chwili czuł mokrą breję na sobie, co ani trochę mu się nie podobało — sama się o to prosiłaś, pamiętaj — powiedział i gdy Luna zanosiła się śmiechem. Mrużąc oczy pierw chciał ominąć wyspę, ale wiedział, że będą się gonić jak małolaty dookoła. Dlatego w jednej chwili, oparł się dłońmi o blat, a następnie wsunął się na niego i uśmiechnął się złowieszczo, nie dając jej nawet szansy na ucieczkę — będziesz równie piękna jak ja — oznajmił. Nie bawił się w dosięgnięcie miski. Zamierzał ją po prostu ubrudzić całą tym, czym sam był brudny, poprzez złapanie jej sylwetki i przytulenie się do niej, co też od razu uczynił, decydując się na uwięzienie jej w niedźwiedzim uścisku — przyjemnie?
UsuńL
Nie zamierzał się przyznawać, że zdecydował się na odnalezienie jej tylko dlatego, że miał bardzo bliskie spotkanie z jej ojcem. Zresztą widział przecież, że się domyślała. Nie zamierzał jednak niczego prostować ani tym bardziej dokładnie tłumaczyć. Samo to, że cokolwiek podejrzewała, było dla Ledgera za dużo. Nic nie było konieczne do dodania i wyjaśniania. Zresztą. To tak naprawdę nie była jej sprawa.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że Ledger chciał firmy. Chciał przejąć nad nią rządy, a dobrze zrozumiał, że bez Luny i rodziny Myers tego nie zrobi. Łomot od Sylvestra tylko go w tym utwierdził, a raczej uzmysłowił, że po prostu musi przestać bronić się przed zaakceptowaniem Luny jako swojej żony. Tylko tyle i aż tyle. I chyba w końcu zaczęło to do niego docierać. Po długiej przeprawie, jaką we dwójkę stoczyli, on sam nie miał już ani siły, ani ochoty na to, aby odsuwać ślub od siebie. Nie był zachwycony. Oczywiście, że nie, ale… zaakceptował to. Wreszcie.
— Czy coś — wymruczał, spoglądając na nią, zastanawiając się w jaki sposób, ma dać jej do zrozumienia, że naprawdę jest taki jaki jest. Owszem, bywał dla niej ciut bardziej zgryźliwy, ale… wciąż był po prostu sobą. Bo maska, którą nakładał na twarz wręcz przywarła do jego oblicza i nic nie wskazywało na to, aby szybko miała odpaść. Aby… w ogóle miała odpaść. Jakby ilość czasu sprawiła, że po prostu przylgnęła do niego już na zawsze.
— Jak widać, potrafię nad sobą panować kiedy chcę — wzruszył od niechcenia ramionami, spoglądając na nią. Wiedział, że właśnie przyznawał się do tego, że tak w zasadzie podczas imprezy zwyczajnie chciał ją przelecieć. I nadal z chęcią zrobiłby to drugi raz, i kolejny. Ale o tym w tym momencie nie rozmawiali. — Nie musisz, ale jeżeli będziesz się czuła spokojniej, droga wolna — wzruszył ramionami i spojrzał na nią długo. Nie chciało mu się wierzyć, że byłaby gotowa tak po prostu mu zaufać w tej kwestii. Byłby w szoku, gdyby uznała, że jednak badać się nie będzie. Ale to przecież nie jego sprawa.
Zaśmiał się cicho.
— Sama wyszłaś z tym jedzeniem, a w zasadzie to upomniałem się o nie za przyniesienie rzeczy, więc… — wzruszył ramionami — poza tym nie chcesz to nie. Ja naprawdę mogę zostać bez koszulki — wzruszył ramionami.
Kiedy dopadł ją i objął swoimi brudnymi ramionami, starał się jak najbardziej ją przy tym ubrudzić.
— Ciekawe dlaczego jestem takim brudasem — powiedział, za wszelką cenę wycierając się w nią. W każdy fragment jaki tylko był w stanie sięgnąć swoim ubrudzonym ciałem — właśnie o to się prosiłaś kochanie — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Kiedy uwolniła się z jego uścisku, spojrzał na nią, a jego uśmiech i spojrzenie wyrażały znacznie więcej niż jakiekolwiek słowa — ale wiesz, że wcale nie musimy tak zatruwać środowiska prawda? A zjesc nadal możemy… ktoś to posprząta — machnął dłonią — ktoś dokończy śniadanie, a my… — uśmiechnął się łobuzersko — jeżeli tylko masz ochotę, możemy zatroszczyć się wspólnie o dobro naszej planety — dodał, poruszając przy tym sugestywnie brwiami.
☺️
Wiedział, że Sylvester nie uwierzyłby w żadne kłamstwo. Pamiętał też doskonale, jak Luna mówiła, że ojciec wszędzie ją znajdzie. Podejrzewał, że podczas swoich własnych poszukiwań był śledzony przez jakichś ludzi Sylvestra, a Ledger naprawdę nie był idiotą. Wolał nie ryzykować przyłapania na tym, że kręci i nie wywiązuje się z tego, do czego zobowiązała go krótka i bardzo dotkliwa pogawędka z ojcem dziewczyny. Dlatego jej szukał. Naprawdę jej szukał. I ściągnął do apartamentu. Nie zastanawiając się nad tym co ona o tym myślała, czy tego chciała, jakie miała plany. Collins po prostu zaakceptował to, co było nieuniknione. Wiedział, że Luna też to w końcu zrobi. Prędzej czy później, ale zaakceptuje fakt, że nie mieli innego wyjścia.
OdpowiedzUsuń— Jasne — mruknął, bo w zasadzie co innego mu pozostało?
Nie odwrócił spojrzenia, gdy tak mu się przyglądała, bo za dobrze wiedział, że takim zachowaniem jedynie potwierdziłby potencjalne domysły. Zwłaszcza, gdy czuł na sobie te jej spojrzenie. Wiedział, że musi to wytrzymać.
— W porządku — powiedział, chociaż nie wiedział nawet po co. Wyraził się jasno. To co zamierzała zrobić w tym temacie było jedynie jej sprawą, to czy mu ufała… to było w zasadzie całkiem obiecujące. Pocieszające? Że mimo wszystkiego, co było między nimi złe, potrafiła mu ufać. Tak, to było bardzo pocieszające i dające pewną nadzieję. Na to, że być może uda im się jakoś wspólnie funkcjonować. W zasadzie nie mieli przecież innej możliwości, prędzej czy później będą musieli po prostu się tego nauczyć. Im szybciej, tym lepiej, więc… uśmiechnął się nawet kącikiem ust.
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, słuchając dokładnie, co takiego miała do powiedzenia. Z każdym jej słowem, kąciki jego ust sięgały coraz wyżej.
— Mi ich brak nie przeszkadza, to Ciebie rozprasza moja goła klatka piersiowa — zauważył z chytrym uśmieszkiem.
— Ale co mam przestać? — Spytał, przybierając na twarz głupkowaty uśmiech. Nie przestawał przy tym brudzić masą jej ciała. Policzki już bolały go od ciągłego uśmiechania się, ale nie był w stanie przestać. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak beztrosko. — W takim razie kwiatuszek, skoro tak sobie właśnie życzysz — powiedział — więc o to właśnie się prosiłaś, kwiatuszku — wyszczerzył się, łapiąc dłońmi jej nadgarstki, aby móc ubrudzić i jej ręce masą.
— Co, co? — Spytał, patrząc na nią nieco roziskrzonym spojrzeniem, nie mogąc nad tym zapanować. Ułożył dłonie na jej barkach, zamierzając przenieść je niżej, wzdłuż jej tułowia na biodra, ale nie zdążył. Odwrócił się, a widząc w pomieszczeniu znajomą twarz pracownika, szybko przyjął swoją neutralną minę.
— Szybciej niż mówiłeś, Walker, to się chwali — zwrócił się do ochroniarza, udając, że kompletnie nic się właśnie nie działo — Luna, to Will Walker, twój ochroniarz — powiedział, wskazując na mężczyznę, a następnie skierował swoje słowa właśnie do niego — masz nie spuszczać jej z oka w żadnej sytuacji jasne? Jak spadnie jej chociaż włos z głowy… — spojrzał na mężczyznę surowo — liczę, że nie będę musiał ci pokazywać, co się wówczas stanie — dodał całkiem poważnie, a następnie powrócił spojrzeniem do Luny, przypominając sobie, że nie miała przecież na sobie bielizny.
— Powinnaś się ubrać — powiedział — Will, rozumiem, że w torebce jest zamówienie panny Myers? — Wiedział, że tak — połóż je na blacie i daj nam chwilę.
Nie chciał, aby patrzył na Lunę w takim stroju. Nie zamierzał więc pozwolić na to, aby tak bezskarnie mógł obserwować, jak brunetka będzie zmierzać do sypialni, aby się ubrać.
🙄