Caleb Ashby
Ostatnia klasa | St. Jude's | Kapitan drużyny koszykówki | 31.01 | Rodowity Manhattańczyk | Syn gubernatora stanu Nowy Jork w latach 2017-21 oraz jego dawnej sekretarki pisarki
Znacie ten typ. Czytacie o nim w książkach, widujecie go w serialach. Zazwyczaj jest kumplem protagonisty. Nawet nie najlepszym, tym dalszym, z którym główny bohater nieszczególnie się dogaduje. Tacy jak on nie zasługują na pierwszą rolę, chyba że mowa o dziele, które nie kończy się dobrze.
To on patrzy wilkiem na tę nową dziewczynę i wytrąca jej książki z rąk. To on zabiera pierwszakom ubrania z szafek, gdy ci mają w-f. To on dręczy nauczycieli i nie pozwala im prowadzić lekcji według planu. Jeśli wasze ważne notatki zniknęły, bądźcie pewni, że od teraz on jest w ich posiadaniu. A podpalenie ogródka tej biednej staruszki na Brooklynie to z pewnością również jego sprawka, bo on nie ma żadnych zahamowań.
Nigdy nie uśmiecha się szczerze, patrzy swoimi czarnymi oczami na ludzi tak długo i intensywnie, aż uciekają w popłochu, odczuwając zbyt wielki dyskomfort, żeby dalej z nim przebywać. W ustach zazwyczaj trzyma tlącego się papierosa, ale jego ubrania nie śmierdzą. Szkolny mundurek nosi wedle własnego uznania (o ile w ogóle ma go na sobie), nie udziela się na lekcjach, chyba że po to, by dosrać nauczycielowi, na testach nawet się nie podpisuje, a ostatni projekt od początku do końca zrobił w przedszkolu, gdy jeszcze myślał, że ma to jakikolwiek sens. Zdaje jednak z klasy do klasy bez większych problemów. Dlaczego, zapytacie? Bo dyrektor chce się go jak najszybciej pozbyć. Robi zbyt wiele bałaganu, nie zależy mu na niczym, a w dodatku jego ojciec mógłby z łatwością zmienić grono pedagogiczne na takie, które bez słów zrobi z Caleba geniusza na papierze.
Istnieją dwie rzeczy, na których mogłoby mu zależeć, gdyby miał jakiekolwiek uczucia: koszykówka i ta jedna noc w szkole, którą organizuje raz do roku i tajemnicą poliszynela jest, że to on stał się pomysłodawcą. Dzień po rozpoczęciu roku urządza podchody, podczas których zdarzyć może się wszystko.
Bo Calebowi nic się nie przytrafia. To on przytrafia się wszystkim.
Fc Kaden Hammond
Gang of four - Damaged goods
lukrowane.ciastko@gmail.com
Can't wait
OdpowiedzUsuń— M
[A cóż to za interesujący młody człowiek do nas zawitał ?
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się i oby szalone wątki sypały się wam jak z rękawa.
PS. Gdybyście mieli czas i chęci zapraszam w swe skromne progi.]
Saffira, Anael, Dante i Max
Była chodzącą porażką. A jej przeprowadzka z Toronto do Nowego Jorku i spóźnienie się na oficjalne rozpoczęcie roku szkolnego, jasno to potwierdzały. Powinna była wziąć sobie zapas, założyć z góry, że na pewno coś pójdzie nie po jej myśli i w trakcie wyjdą przesunięcia w czasie. Dorośli i odpowiedzialni ludzie tak robili. Brali pod uwagę margines błędu. Mercy uważała natomiast, że na pewno wszystko pójdzie zgodnie z jej planem i nic po drodze się nie wysypie. Życie jednak to zweryfikowało, a ona już pierwszego dnia pokazała głównemu nauczycielowi angielskiego, że nie jest odpowiedzialna. Na szczęście pan Handler nie zrobił z tego powodu awantury, wydawało jej się, że trochę go nawet rozbawiła swoją historią, chociaż poinformował, że przegapiła moment, w którym mógł oficjalnie przedstawić ją uczniom i będą musieli zrobić to później, po prostu każdorazowo podczas zajęć z każdą z klas. Nie był to dla niej w zasadzie problem, więc pozostawało jej się cieszyć, że to miała być jedyna konsekwencja. Jak się okazało, nie jedyna.
OdpowiedzUsuńHandler poinformował ją również, że ma pojawić się w szkole podczas organizowanej zabawy dla uczniów, bo skoro przegapiła rozpoczęcie, niech wykaże się chociaż odpowiedzialnością podczas doglądania nastolatków.
Mercy może i wyglądała na naiwną i głupią, ale błyskawicznie zorientowała się, że była jedyną osobą, która nie należała do grona uczniów. Wszyscy, których mijała mieli na sobie szkolne mundurki i nikt nie wyglądał na starszego od niej. Podejrzewała, że gdyby do pomocy byli wykorzystani inni pomocnicy, tacy jak oni, z pewnością również nie mieliby na sobie mundurków. Zresztą, rozmowy które słyszała zmierzając do auli. Na miejscu jedynie utwierdziła się w tym, że Handler postanowił sobie z niej zażartować. Co oczywiście, nie spodobało jej się, ale wiedziała również, że nic z tym nie zrobi. Nie rozumiała tylko, dlaczego właściwie ją tu wysłał. Wyglądało na to, że dyrekcja była świadoma, co dzieje się tej nocy na terenach szkół, więc… postanowiła zaszyć się po prostu w sali od angielskiego, a kiedy dzieciaki rozejdą się po szkole, ona zwyczajnie opuści budynek i wróci do siebie. To wydawało się rozsądne. Poza tym zostawi notatkę na biurku mężczyzny, aby miał świadomość, że pojawiła się w szkole zgodnie z jego życzeniem, pokazując, że zamierzała nie popełniać więcej błędów, jak ten ze spóźnieniem.
Nie spodziewała się, że ktoś akurat za nią pójdzie, chociaż wspomniane przez zamaskowaną postać polowanie nie brzmiało według Leclerc przyjaźnie. Dlatego drgnęła delikatnie, kiedy dotarło do niej, że właśnie usłyszała nie tylko czyjeś kroki za sobą, ale przede wszystkim również szczęk zamka w drzwiach, a po chwili niski, męski głos. Dlatego gwałtownie odwróciła się na pięcie, aby spojrzeć na nieznajomego. Przesuwając spojrzeniem po białej masce, ciemnych ubraniach. Zauważyła, że na dłoniach miał rękawiczki, a wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz. To… to przecież tylko dzieciaki, bawią się w szkole. To była zabawa, o której wiedziała dyrekcja, a mimo to odczuwała niepokój. Za każdym razem, kiedy postać w masce robiła krok do przodu, Mercy cofała się o krok.
— Ktoś wprowadził mnie w błąd — wyszeptała, czując jak absurdalna była to sytuacja. Mogła po prostu podejść do drzwi, otworzyć je i wyjść. Z sali, z budynku. Wrócić do domu. A jednak coś jej podpowiadało, że gdyby ruszyła w kierunku wyjścia, ten koleś w masce zrobiłby dokładnie to samo, najprawdopodobniej szybciej od niej. Sam nazwał to polowaniem, a ona w tym momencie czuła się jakby była na celowniku.
Mercy
Z każdym kolejnym krokiem, próbowała przemówić do swojego rozsądku. To tylko szkolna zabawa, o której się dyrekcja. Nie mogło się wydarzyć nic niestosownego, nie ukryli by tego, zwłaszcza, że skoro wiedziała dyrekcja, rodzice zobowiązywali się płacić za szkody… Nie mogła się bać. Nie miała powodu do strachu.
OdpowiedzUsuńA jednak cały czas odczuwała niepokój. Zamaskowany koleś wydawał się być znacznie starszy od nastolatków, których zdążyła minąć w drodze na aulę. Może to przez maskę? Przez tę tajemnicę, że nie miała pojęcia kim tak właściwie był? Słowa, które wypowiadał w tej chwili sprawiały, że te wypowiedziane wcześniej, jeszcze przed tłumem nastolatków wydawały jej się bardziej przerażające. Jakby sobie organizowali jakieś igrzyska, w których musi być prawdziwa ofiara, a jej się wcale nie podobało, że tak szybko znalazła się w jej roli, że w ogóle padło na nią.
— Chyba — zaczęła, zastanawiając się nad tym czy mówienie czegokolwiek miało w tej chwili sens. Mogła się przyznać, że należy do grona pedagogicznego, ale intuicja jej podpowiadała, że zesłałaby jedynie na siebie większe kłopoty, bo z tego co zrozumiała wcześniej, była tu jedyną dorosłą osobą, a to, na pewno wkurzyłoby zamaskowanego chłopaka. Musiała myśleć o nim jako o nastolatku, nie potencjalnym mężczyźnie, bo wówczas wydawało jej się, że nie był niebezpieczny. Przynajmniej do czasu, kiedy nie miała już gdzie się wycofać, a bezimienny, zamaskowany koleś znalazł się zdecydowanie za blisko. — Chyba… — powtórzyła, chcąc coś jednak powiedzieć, ale kiedy oparł dłonie o tablicę, a na twarzy poczuła plastik maski, urwała, biorąc głęboki oddech, a następnie wstrzymała powietrze. Przyłożyła dłonie płasko do ściany, mimo świadomości, że nie miała gdzie uciec i tak jej ciało, chciało wciąż się wycofać, jakby chciała się upewnić, że naprawdę nie może już bardziej się wycofać. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w maskę, ale to było bez sensu, bo nie była w stanie dostrzec nic, poza wyraźnie gładką fakturą nakrycia.
Wypuściła drżący oddech, gdy się odsunął, chociaż nie miał on wiele wspólnego z ulgą. Zwłaszcza po kolejnych słowach.
— Żartujesz. Żartujesz, prawda? — Szybko stwierdzenie zmieniło się w pytanie, a ona z niedowierzaniem wpatrywała się w telefon w jego dłoni i chociaż wyświetlacz dawał dodatkowe światło w pomieszczeniu, brunetce nie było to w żaden sposób pomocne. Wciąż widziała jedynie maskę i to, że ustawił na telefonie faktycznie minutnik z podanym przez siebie czasem. Wpatrywała się z napięciem w jego wiszący nad ekranem palec, a kiedy włączył odliczanie, przeniosła przerażone spojrzenie na jego twarz, a raczej maskę.
— To… to niedorzeczne — wydusiła z siebie, ale szok sprawił, że nie ruszyła od razu. Wpatrywała się za to w zmieniające się na ekranie cyferki i dopiero, kiedy uzmysłowiła sobie, że każda z nich oznacza coraz mniej czasu dla niej na ucieczkę, odepchnęła się rękoma od ściany i ruszyła szybko w stronę drzwi. Wypadła z klasy, zatrzymując się na korytarzu i skręciła w prawo. Kurwa, nawet nie miała pojęcia, gdzie ma się schować, bo nie znała rozkładu budynku. W dodatku wiedziała, że długi bieg bez rozgrzewki sprawi jej duży ból, ale nie mogła tak po prostu się zatrzymać i pozwolić na to, żeby ten psychol ją dorwał. Przestała już sobie wmawiać, że to niewinna zabawa. Zatrzymała się przed drzwiami do damskiej toalety, ale to byłby zbyt oczywisty wybór, prawda? Rozejrzała się pospiesznie, nie mając pojęcia czy już za nią ruszył, w poszukiwaniu drzwi do męskiej toalety, a następnie dopadła do nich i weszła pospiesznie do środka. Na jej szczęście była pusta. Weszła do jednej z kabin i stanęła na toalecie, starając uspokoić swój oddech. Musiała wytrzymać chwilę, przeczekać, z nadzieją, że za kilka, może kilkanaście minut będzie mogła spróbować po prostu wrócić do domu.
🤫
Musiała sobie powtarzać, że to nic takiego, bo przecież… to nie mogło być nic poważnego. Co prawda wiedziała, co potrafiło dziać się w prywatnych szkołach dla dzieciaków bogatych rodziców, bo w szkołach baletowych, do których uczęszczała wcale nie było lepiej, ale… ale nikt otwarcie nie urządzał sobie w nich polowań. A tu… tu właśnie odpierdalało się coś takiego i na swoje nieszczęście, padło na nią jako cel. Prawdopodobnie w dodatku stała się celem głównego organizatora, a to ją przerażało mimo powtarzania sobie, że to tylko zabawa stworzona przez dzieciaki dla dzieciaków.
OdpowiedzUsuńGdyby tylko znała budynek, na pewno pomyślałaby o lepszej kryjówce. Gdyby tylko była odpowiedzialna i dopilnowała przeprowadzki, nie spóźniłaby się wczorajszego dnia, a gdyby się nie spóźniła… Handler pewnie nie kazałby jej się tu pojawiać. Jeżeli to miała być nauczka dla niej, aby stała się bardziej odpowiedzialna, jak przystało na dorosłą… zapamięta te lekcje na zawsze.
Wstrzymała oddech, słysząc, że ktoś wchodzi do toalety. Zakryła nawet usta dłońmi, aby przypadkiem nie wydać z siebie przypadkowego dźwięku i po prostu nasłuchiwała. W ciszy, w zdenerwowaniu… starała się nie oddychać, nie ruszać, nie mrugać… po prostu starała się nic nie robić z nadzieją, że to nie zamaskowany chłopak, a nawet jeżeli, to zdecyduje się opuścić toaletę.
Słysząc szum wody, a następnie zamknięcie drzwi, odetchnęła głęboko, z ulgą, że zyskała trochę czasu na przemyślenie, jak ma się wydostać ze szkoły.
Nie zeszła od razu z toalety, chciała przeczekać jeszcze chwilę i dopiero się ruszyć i opuścić kabinę. Nie zdążyła jednak nawet porządnie ochłonąć po chwili stresu związanej z obecnością kogoś jeszcze, bo nagle dostrzegła, jak zamek się przekręca, a po chwili drzwi kabiny się otwierają.
Ponownie przyłożyła dłonie do ust, aby powstrzymać się przed głośnym krzyknięciem, gdy ujrzała zamaskowanego stojącego w wejściu do kabiny. Jej wzrok podążał za dłonią, w której trzymał scyzoryk. Wpatrywała się w nią, słuchając tego co mówił i zastanawiając się nad tym, co ma zrobić.
Chwycenie jego wyciągniętej dłoni i pójście z nim gdziekolwiek po dobroci wydawało się szaleństwem. Głupotą. Największą pomyłką jaką mogła zrobić, ale… a co jeżeli będzie miała szansę się wyrwać, uciec? Co jeżeli jakimś cudem będzie chciał wyprowadzić ją z budynku? Co prawda sam wspominał, że nie mogą opuszczać terenu szkoły, ale skoro to on ustalał zasady…
— Dlaczego ja? — Spytała, błądząc wzrokiem po białej masce, chociaż wiedziała już, że niczego przez nią nie dostrzeże. Złapała jednak jego dłoń, czując jak przez jej plecy kolejny raz przechodzi dreszcz. Albo dawała sobie szansę na ucieczkę, albo właśnie popełniała największy błąd w swoim życiu. Zacisnęła delikatnie palce na jego dłoni i niepewnie zeszła z toalety na podłogę wyłożoną płytkami.
🫣
Starała się oddychać spokojnie, miarowo, ale nie wychodziło jej to dobrze. Strach brał nad nią górę. Zwłaszcza, gdy chłopak trzymał w dłoni scyzoryk. Kiedy ostrze zniknęło w urządzeniu, a całość schował do kieszeni, poczuła się odrobinę bezpieczniej. Rożnica była jednak minimalna, bo miała świadomość, co przy sobie trzymał.
OdpowiedzUsuńMiałaby długą listę, dlaczego nie powinien jej wybierać, ale podświadomie czuła, że wchodzenie z nim w dyskusję, w żaden sposób nie poprawiłoby jej pozycji. Poza tym, kiedy ją do siebie przyciągnął, odruchowo ułożyła wolną dłoń na klatce piersiowej zamaskowanego nieznajomego i zaciągnęła się mocno mieszanką jego zapachu z perfum i w jednej chwili pożałowała, że to zrobiła. Nie potrafiła opisać dlaczego i jak, ale wystarczył jej jeden głębszy oddech, aby mieć pełną świadomość, że jego zapach zostanie w jej pamięci. I jego silny, pewny dotyk, choć trwał krótko, sprawiał, że po jej ciele przebiegły dreszcze. I nie potrafiła odróżnić czym były spowodowane.
Czuła się, jak idiotka. Powinna skupić się na strachu, ale w przerażeniu, jakie w niej wzbudzał i w jaki sposób to robił, było coś podniecającego. Nie na tyle, aby odpuściła próbę ucieczki, gdy nadarzy się okazja, ale wystarczająco, aby jej ciało reagowało. Była na siebie wściekła, na to, że zamiast myśleć jedynie o tym, jak się wyrwać z jego uścisku i wrócić bezpiecznie do mieszkania, jej ciało uznało, że to idealny moment na przypomnienie sobie o tym, od jak długiego czasu czuła pustkę między nogami.
— Nie krzywdź mnie, proszę — zdołała cicho wyszeptać, nim wyprowadził ją z łazienki. Chaos panujący na zewnątrz nie dodawał jej otuchy, chociaż nastolatki wydawały się być… zadowolone. Słowa, które usłyszała, gdy inni zauważyli zamaskowanego w jej towarzystwie, nie dodawały jej otuchy. Ona sama jedynie spuściła głowę w dół, starając się przysłonić długimi włosami, bo zdecydowanie wolałaby, aby nikt jej nie rozpoznał podczas zajęć. Nie powinno jej tu być, o czym dobrze teraz wiedziała.
Fakt, że kierowali się w stronę wyjścia napawał ją nadzieją. Wyszarpnie się z jego uścisku, gdy znajdą się na zewnątrz i po prostu oddali się od budynku szkół. Nie miała innego, lepszego planu. Dlatego póki znajdowali się w szkole, niczego nie próbowała. Nie spodziewała się jednak, że on będzie na tyle przebiegły. Jakby podejrzewał, co takiego będzie próbowała zrobić.
Wydała z siebie ciche westchnięcie, gdy poczuła na szyi jego ramię i jednocześnie za plecami jego twardy tors.
— Nie musisz tego robić — powiedziała, ale było za późno. Jedyne co widziała to ciemność, a po chwili poczuła jak krępuje jej nadgarstki, a to, co zrobił tuż po zakończeniu wiązania drugiego krawatu sprawiło, że z jej ust wyrwało się krótkie syknięcie, jednak nie było przepełnione wyłącznie bólem. Raczej wyrażało zaskoczenie. — Bywało… gorzej — sama też odpowiedziała szeptem, czując się tak, jakby jakiś głośniejszy dźwięk mógł wszystko zakłócić — posłuchaj… zrobię wszystko, co zechcesz, tylko, naprawdę, proszę, nie rób mi krzywdy — wyszeptała zaciskając wargi i powieki, mimo związanych oczu. Nie chciała z nim iść, gdziekolwiek chciał ją zabrać, więc próbowała napierać plecami na jego tors, ale szybko przekonała się, że to na nic.
😣
Spotted: Muszę przyznać, że C przyglądam się od dnia, kiedy w podstawówce odciął kucyka jednej z dziewczynek w klasie. To dopiero była drama! Jak się pewnie spodziewacie, wraz z wiekiem wzrósł apetyt na psoty, a co za tym idzie, poprzeczka została ustawiona naprawdę wysoko. Tylko ktoś taki jak on mógł wpaść na genialny pomysł zamknięcia nas wszystkich w szkole na całą noc, by zabawić się w podchody, i tylko ktoś taki jak ja mógł go skraść, by zaoferować Wam dwa razy więcej rozrywki. C, już się mogę doczekać, by spotkać twą ofiarę… to znaczy walentynkę!
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Wcześniej lubiła tego typu spotkania, ale ostatnio tyle się wydarzyło, że obecność innych osób w domu cholernie ją męczyła. Jej ojciec uwielbiał udawać, że wszystko jest w porządku, ale wcale tak nie było, a ona nie zamierzała kolejny raz tłumaczyć, że była na wymianie uczniowskiej w innym kraju, a nie na oddziale psychiatrycznym w prywatnej klinice w Australii. Rodzina wolała wysłać ją na drugi koniec świata i nie mieć z nią prawie w ogóle kontaktu, byle tylko się nie narazić na ujawnienie prawdy odnośnie jej próby samobójczej i jakiś niepotrzebny skandal medialny.
OdpowiedzUsuń- Cieszę się, że was widzę. Rozgośćcie się, Elizabeth przygotowała właśnie kolację – przywitał się z Calebem i jego ojcem Jack, wymieniając z mężczyznami uścisk dłoni. Ich rodziny spotykały się kilka razy w roku, prowadząc wspólne interesy i czerpiąc wzajemne korzyści ze współpracy. Nie widziała się z Calebem od czasu, kiedy próbowała się zabić i nie miała pojęcia, czego będzie mogła się po nim dzisiaj spodziewać. Bywał wyjątkowo nieprzewidywalny i choć przy tym toksyczny, wiedział co zrobić, aby ją niejako od siebie uzależnień i świetnie grać pozornego przyjaciela. Nie była już taka, jak podczas ich ostatniego spotkania. Stała się bardziej stabilna emocjonalnie, a leki, które w końcu przyjmowała regularnie, wpływały na jej funkcjonowanie na tyle dobrze, że nie miewała już tak wyraźnych epizodów manii czy depresji, jak dawniej. Czasem odnosiła wrażenie, że medykamenty otumaniały ją na tyle, że przestała być sobą, obiecała jednak rodzinie, że będzie stosować się do uwag psychiatry i nie pakować więcej w żadne kłopoty. Zależało jej na wygodnym życiu, dostawała wszystko, na co tylko miała ochotę, wolała nie toczyć wojny z Jackiem czy matką, nawet jeśli wcześniej buntowała się na każdym kroku, ciągle pakując się przy tym w jakieś kłopoty.
- Hej…- uśmiechnęła się blado w jego kierunku, zajmując miejsce przy stole. Zazwyczaj takie kolacje kończyły się dla nich czymś pełnym adrenaliny i dreszczyku emocji, który uwielbiała, będąc niemalże ciągle w manii, dzisiaj jednak nie zamierzała robić żadnych głupot. Już nawet jej elegancki, dostosowany do okazji ubiór wskazywał na to, że nie ‘walczy z system’. ‘
- Co u ciebie młody? Jakieś plany na przyszłość, po skończeniu szkoły? Jak idzie wam na meczach? – zadał mu kilka pytań Jack, upijając łyk ze szklanki wody i obserwując jak gosposia przynosi na stół kolejne dania – Ta kobieta cudownie gotuje, mam nadzieję, że będzie wam smakowało, nie wypuszczę was stąd dzisiaj prędko chłopcy – mrugnął w stronę ojca Caleba i gestem zachęcając gości, aby nałożyli na swoje talerze to, na co mają akurat ochotę.
Bass
Zadrżała na dźwięk jego tonu. Przerażała ją jego zmienność. Kiedy w jednej chwili niemal warczał na nią jak wściekły pies, a po chwili mówił głosem tak spokojnym, pozbawionym złości, że miała ochotę jedynie się do niego przytulać. Niemal dokładnie tak, jak w tej chwili.
OdpowiedzUsuń— Co jeżeli ten… — urwała — co jeżeli zdążył komuś powiedzieć? Przekazać informacje? Coś musiał przecież wiedzieć, inaczej nie kazałby mi zgadywać kim jesteś — powiedziała. Oczywiście, że sama nie zamierzała nikomu o tym wspominać! O tym, że spała ze swoim uczniem, a tym bardziej, że to się stało, kiedy był jeszcze niepełnoletni. Nie zamierzała utrudniać sobie jeszcze bardziej życia, było wystarczająco skomplikowane samo w sobie.
Zastanawiała się nad tym czy to naprawdę było, aż tak dziwne, że się tym przejmowała i martwiła. Ale czymś musiała się martwić, a w porównaniu z wiedzą o trupie w kuchni, łatwiej było mimo wszystko skupić się na stosunku z nieletnim, mimo, że i z tego miałaby poważne kłopoty.
Spoglądała na niego, nie mając pojęcia, co ma zrobić. Wyraził się jasno. Miała nie mówić, nie myśleć o innych przy nim. Jego ręka zaciśnięta na jej szyi jasno informowała ją, że powinna brać jego słowa na poważnie. Na tyle, że naprawdę nie wiedziała czy miała odpowiadać, czy zwyczajnie ją podpuszczał.
— Nie — powiedziała stanowczo, chociaż szczerze mówiąc, nie wiedziała, czego on oczekiwał? Nie chodziło mu jedynie o seks? Bo przecież nawet się nie znali, czym było dla niego to wszystko? — Od wypadku… nic nie czułam. Nic. Jakby… jakby ktoś wyciągnął mnie z życia i zamknął w ciemnym pudle, ale ty… Ty sprawiłeś, że na nowo… mogę czuć. Tak dużo. Tak wiele nowych uczuć, doznań — mówiła, mając jedynie nadzieję, że się na nią nie zdenerwuje bardziej, bo naprawdę nie była pewna czy lepiej było odpowiadać czy zacisnąć usta.
Spojrzała na niego, zastanawiając się czy wsiadanie z nim do jednego samochodu było dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że przecież na dole był trup, a Mercy nie podejrzewała, aby zostawienie go tak po prostu w szkole było dobrym pomysłem.
Spojrzała na ich dłonie, gdy splótł ze sobą ich palce. W szkole byli rownież inni uczniowie. Mogli ich zauważyć, ale Mer nie miała odwagi wyrwać dłoni z jego uścisku. Nie miała odwagi odmówić mu kłopotu z odwożeniem jej.
Szła przez szkołę w milczeniu, dorównując kroku chłopakowi, a następnie wsiadła do samochodu zgodnie z jego poleceniem. Kiedy zajął miejsce kierowcy, spojrzała na niego i podała mu swój adres, nie mając pojęcia, że tak naprawdę go nie potrzebował.
— Jeżeli chcesz… jak już załatwisz sprawy — miała oczywiście na myśli Marcusa — i będziesz miał ochotę, możesz po wszystkim do mnie przyjechać.
🤔
Zacisnęła nerwowo wargi, zdając sobie sprawę, że ta rozmowa trwała… jakby na okrągło. I to z jej winy, bo nie była w stanie zaakceptować tego co mówił, ciągle myślała o konsekwencjach, a kiedy tego nie robiła, jej myśli wracały do kuchni i całkiem świeżego i wyraźnego wspomnienia, jak wiązała worki ze szczątkami. Dlatego w końcu zamilkła.
OdpowiedzUsuńSprawił, że skupiała się na czymś innym. Na rozluźniającym się uścisku jego dłoni na jej szyi i na słowach, które wypowiadał. Przymknęła powieki, kiedy zaczął gładzić jej policzek. Skinęła lekko głową, patrząc prosto w jego oczy, chcąc mu dać znać, że go słucha. Chociaż to, co mówił brzmiało źle. Tak źle, że powinna zapalić jej się w głowie czerwona lampka (jakby tej nocy nie pojawiło się ich wystarczająco dużo), a bynajmniej nie powinna jej ignorować.
— Pomogę ci je poznać — powiedziała, wciąż gładząc jego nadgarstek i wpatrując się w ciemne oczy.
Obserwowała zza okna drogę, którą pędził bez najmniejszego problemu. Sama poruszała się głównie metrem, ale podejrzewała, że nie powinna sprawiać mu takiej łatwości, jeżeli jechałby tam po raz pierwszy. Nie skomentowała tego jednak. Zamiast tego zaprosiła go… i sama już nie wiedziała, co siedzi jej w głowie.
Jej mieszkanie na Brooklynie należało do przeciętnych. Odcinając się od baletu i przeszłości, zdecydowała się również częściowo odciąć od finansowania przez rodziców. Częściowo, bo gdyby miała się całkowicie samodzielnie utrzymać, mogłoby być jej ciężko.
Kiedy znalazła się w mieszkaniu, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zapaliła światło w każdym pomieszczeniu, jakby ktoś mógł się czyhać w ciemnym kącie, a sama poszła do łazienki i stanęła w gorących strumieniach wody, próbując zmyć z siebie wydarzenia tej nocy. Jakby gorąca woda zostawiająca czerwone ślady na jej skórze była w stanie sprawić, że o poranku noc nie będzie miała żadnego znaczenia.
Stojąc w kabinie i czując na sobie gorący strumień, zaczynało do niej docierać wszystko, co się wydarzyło. Nie miała pojęcia, jak długo stała w wodzie, ale kiedy zaczęła odczuwać dyskomfort podobny do poparzenia wyszła, aby spróbować zasnąć.
Słysząc pukanie do drzwi, nie musiała zastanawiać się nad tym, kto tam. Bardziej jej myśli krążyły wokół tego, dokąd ją to wszystko zaprowadzi. Po co mu proponowała zaproszenie? Łatwiej byłoby jej się z tym wszystkim pogodzić, gdyby dziś spędziła sama.
Ubrana w czarne legginsy i czarną, obcisłą bluzkę z długim rękawem z dekoltem w koło, przywitała go ze zmęczonym uśmiechem i wpuściła do środka. Mieszkanie nie było duże. Miało dwa pokoje i salon z aneksem, co dla samotnej Mercy i tak było wystarczającą ilością miejsca. Wnętrze utrzymane było w jasnych, ciepłych kolorach z wyraźną, kobiecą subtelnością.
— Coś cudownie pachnie — powiedziała, wskazując mu, że ma się rozgościć przy stole lub kanapie, gdzie mu wygodniej, chociaż na sam zapach wypieków, czuła mdłości — kawy?
☕️
Spoglądała na niego, gdy wszedł do środka, a słysząc jego odpowiedź, od razu podeszła do małego ekspresu aby go włączyć, a następnie sięgnęła z szafki dwa kubki. Zerkała co jakiś czas na Caleba, który zachowywał się tak, jakby był u niej co najmniej kilka razy i… wzbudzało to w niej niepokój.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, gdy przypomniało jej się, że trafił do niej bez wprowadzenia adresu do nawigacji. A teraz otwierał lodówkę, jakby był u siebie. Nie jednokrotnie miała wrażenie, że ktoś obserwował ją na ulicy. Widziała przecież kogoś w masce… była gotowa uwierzyć w to, że sama to sobie wyobrażała, ale patrząc teraz na niego… nie miała pojęcia, co myśleć.
— Nie jadam z reguły śniadań — powiedziała, odstawiając kubek na blat i podstawiając drugi. Zmieniła ustawienia, aby kawa była dużo mocniejsza niż ta, którą sama pijała — więc jakie wolisz, zdam się na twoje smaki — posłała mu uśmiech, sięgając po talerze z szuflady — ale to bardzo miłe, że pomyślałeś o tym, żeby kupić różności — dodała, zastanawiając się nad tym czy naprawdę nie wiedział na co miałaby ochotę, czy tylko udawał. Nie drążyła jednak, bo nie chciała go denerwować. Ta dziwna namiastka spokoju, która właśnie trwała była kojąca. Niesamowicie kojąca i Mercy chciała z tej chwili korzystać, chociaż przez chwilę, bo może to, pozwoli jej przestać myśleć o martwym ciele w szkolnej kuchni. Chociaż wiedziała, że tam już go nie ma.
— Zostaw to — powiedziała nagle, patrząc na kolejne rzeczy, które wyciągał z lodówki — jesteś na pewno wykończony. Po prostu powiedz na co masz ochotę, to ci przygotuję, a ty siadaj na kanapie i odpocznij — mówiąc, wzięła kubek z kawą dla Caleba i wyciągnęła ręce z naczyniem w jego stronę — napij się i po prostu… posiedź sobie nim cię nakarmię — uśmiechnęła się przy tym lekko, spoglądając na niego w oczekiwaniu na wytyczne w kwestii śniadania.
🥯
— To naprawdę miłe — powiedziała, obawiając się powiedzieć mu wprost, że nie jest głodna i tak naprawdę nie ma ochoty na nic z tego, co znajdowało się w papierowej torbie. Instynkt podpowiadał jej jednak, że to nie było dobrym pomysłem, więc zamierzała się zmusić do zjedzenia chociaż odrobiny.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Próbowała. I chciała. Naprawdę chciałaby jak najszybciej zapomnieć o tym wszystkim, co się wydarzyło, ale to nie było przecież tak proste, jak powiedzenie tego zdania na głos.
— Można powiedzieć, że się staram — uśmiechnęła się lekko — naprawdę, więc… po prostu o tym nie rozmawiajmy. Już ustaliliśmy, że… nic się nie stało — dodała, chcąc brzmieć pewnie.
Nie podobało jej się spojrzenie, jakim ją obdarował. Pierwotnie nie chciała mu tego pokazać, ale zmarszczyła jednak lekko brwi. Wzięła głęboki oddech, gdy oparła się lędźwiami o szafkę, a Caleb zdecydowanie znalazł się w sferze jej przestrzeni.
— Mogę cię w takim razie nakarmić i w taki sposób — szepnęła cicho, czując, jak w ustach zbiera jej się ślina. Wbiła w niego spojrzenie, powili układając dłonie na jego klatce piersiowej, słuchając uważnie tego, co miał do powiedzenia — liczę jedynie na to, że szybko o wszystkim zapomnimy. Pozwolisz mi się sobą zaopiekować i… będziesz wpadał tu częściej — powiedziała, a następnie pokręciła przecząco głową — naprawdę? Myślisz, że chciałabym, żebyś tu był, gdybym planowała uciekać? — Nie była głupia. Nie zamierzała uciekać już teraz, musiała uśpić jego czujność i podejrzliwość. Poza tym… cholera, po tym co jej powiedział nim opuścili szkołę, naprawdę chciała mu pomóc. Pokazać czym są uczucia i emocje, zwłaszcza, że… sam przyznał, że przy niej coś czuje. Dlaczego miałaby być tak egoistyczna i zostawić go z tym samego? Może… może będzie umiała mu pomóc, pokazać mu, że tak naprawdę jest dobrym chłopakiem tylko trochę zbłądził.
— Po prostu nie podejrzewaj mnie o najgorsze, dobrze? Nigdzie się nie wybieram — przeniosła dłonie z jego klatki piersiowej na policzki i wspięła się na palce, aby musnąć delikatnie jego wargi swoimi — to co? Bajgle na słodko czy słono? — Spytała o to samo, o co pytał chwilę wcześniej on sam, a po chwili pogłębiła delikatny pocałunek.
M
Zaskoczył ją swoimi słowami. Szybko zrozumiała, że mógłby skrzywdzić ją na wiele różnych sposobów, ale gwałt był czymś, czego nie ośmieliłby się zrobić. Nie podejrzewała jednak, że gdyby zmusiła samą siebie, nie skorzystałby. Dlatego rozchyliła delikatnie wargi, mocniej napierając dłońmi na jego klatkę piersiową.
OdpowiedzUsuń— Czyli będziesz czekał tak długo, aż poproszę? — Kącik jej ust uniósł się, a ona wbiła spojrzenie w jego ciemne oczy — a może będę musiała cię przekonać, że naprawdę tego chcę? — Spytała, a delikatny uśmiech powoli zmieniał się w zadziorny. Bo… miał rację, nielogicznie wciąż go pragnęła, podniecał ją. Jednocześnie nie chciała zapomnieć o tym, co zrobił, o tym, że będzie musiała uciec. Tylko nie od razu… za jakiś czas. Kiedy? Nie wiedziała dokładnie, ale nie mogła z tego zrezygnować tylko przez dobry seks. Był mordercą. Był mordercą i nie mogła o tym zapomnieć nawet na krótką chwilę. — Nie wiem. Miałeś kilka okazji by to zrobić — powiedziała — mogłeś mnie skrzywdzić za pierwszym razem, wczoraj w nocy… kiedy znalazłam cię u woźnego, mogłeś zrobić ze mną to samo — wyszeptała. Mogła po jego słowach uwierzyć, że naprawdę jest w stanie mu pomóc, że jest w stanie go zmienić na lepszego. Skoro sam czuł, że ona jest w stanie rozbudzić w nim uczucia… nie poddawała tych słów w wątpliwość. Interpretowała je tak, jak chciała, a chciała wierzyć, że właśnie to miał na myśli, że chciał jej w swoim życiu, aby być lepszym.
Uśmiechnęła się, gdy sięgnął jej policzka.
— Chyba wybiegasz odrobinę za daleko, wiesz? — Zaśmiała się melodyjnie na wzmiankę o obrączce, chociaż brzmienie jego głosu nie powinno wywoływać śmiechu, prawda? Powinna zauważyć tę ogromną, czerwoną flagę — po prostu, postaraj się mi zaufać — wyszeptała, nim złączyła ich wargi w pocałunku — a uda nam się przez to wszystko przejść. Doczekać spokojnie momentu, kiedy skończysz szkołę — dodała, trącając jego nos swoim, a później cicho westchnęła, gdy to on wpił się w jej wargi.
— Chcesz wziąć prysznic? Przygotuje w tym czasie śniadanie — zaproponowała, przesuwając dłonie na jego kark. Obrysowała paznokciem kilka kółek na nim, aż przesunęła ręce na jego barki i ramiona, aż powoli sięgnęła dłoni, uważnie słuchając, co takiego miał do powiedzenia — możliwe, że ciężko było mi się zdrzemnąć, kiedy na ciebie czekałam — skinęła głową, ale delikatny uśmiech, szybko zniknął z jej twarzy. Zmarszczyła brwi wraz z czołem i wygięła usta w lekkim grymasie — proszę przestań, Cal, nie chcę do tego wracać. Nie chcę robić sobie na nic nadziei… poza tym straciłam za dużo czasu, to już… taniec to już przeszłość — powiedziała, patrząc prosto w jego oczy, a jej głos przebrzmiewał zrezygnowaniem. Bo nie wierzyła, że cokolwiek mogłoby się zmienić — łazienka jest tam — wskazała brodą odpowiednie drzwi, chcąc zmienić temat — wszystkie kosmetyki są w szafce z lustrem, zaraz ci przyniosę świeży ręcznik.
M
Spoglądała na niego, czując narastającą irytację spowodowaną jego nic nie wyrażającą miną. Nie podobało jej się to, że niby tak bardzo jej chciał, ale jego spojrzenie nie mówiło zbyt wiele. Szczególnie, że ona sama czuła, że go chce, zwłaszcza po tych wszystkich słowach, które wypowiedział. Wiedziała, teoretycznie, że to wszystko było głupotą, że było tak wiele powodów, dla których powinna o nim zapomnieć, zrobić wszystko, aby się od niego oddalić, uciec i nie pozwolić, żeby kiedykolwiek ją znalazł. A jednak stała tuż przed nim, trzymając na nim dłonie i nie myśląc nawet o tym, aby pozbyć się go ze swojego mieszkania.
OdpowiedzUsuń— Podnieca cię to? — Spytała cicho, biorąc drżący oddech, gdy sunął językiem po jej policzku — prośby? Świadomość, że mogłabym pragnąć cię tak bardzo, że zaczęłabym błagać, abyś tylko mnie dotknął?
Gdyby miała komuś logicznie wytłumaczyć, dlaczego to wszystko robiła, dlaczego zgadzała się na warunki Caleba, a raczej jego nakazy… nie umiałaby tego wytłumaczyć. Nie potrafiła jasno wskazać, dlaczego ten chłopak tak na nią działał. Dlaczego go pragnęła, zamiast trząś się ze strachu? Może właśnie przez to, że miał okazję i możliwość do zranienia jej, sprawienia prawdziwej, fizycznej krzywdy, a jednak nie spadł jej nawet jeden włosek z głowy.
Skinęła lekko głową, traktując jego słowa raczej z lekkością, bo przecież nie mógł mówić poważnie. Jakby nie przekonała się o tym, że gdy mówił, że chce ją całą, to naprawdę chciał ją całą. Nie powinna więc poddawać w wątpliwość żadnych jego słów, a jednak to robiła.
Wzięła głęboki oddech, gdy przerwał pocałunek i przywarła do niego biodrami.
— Bo nie mogłam się doczekać, aż przyjdziesz — uśmiechnęła się — przygotuje śniadanie i do ciebie dołączę — wyszeptała, przesuwając nosem po jego żuchwie.
Odsunęła się jednak, aby spojrzeć w jego oczy i cicho westchnąć.
— To nie tak, że nie widzieli mnie specjaliści, Cal. Byłam pod opieką najlepszych kanadyjskich lekarzy — wzruszyła ramionami — i każdy mówił to samo. Powinnam się cieszyć, że nie straciłam nogi. Dlaczego zakładasz, że jesteś w stanie sprawić, że ktoś to naprawi? — Spytała — oczywiście, poświęciłam całe swoje życie, żeby móc tańczyć i co z tego mam? Niesprawną w pełni nogę i posadę asystentki nauczyciela — prychnęła, czując irytację. Przymknęła powieki, gdy musnął jej czoło i wzięła głęboki oddech, pozwalając mu się odsunąć.
Otworzyła drzwi i weszła powoli do łazienki, trzymając w rękach komplet ręczników. Przesunęła powili wzrokiem po jego nagim ciele i zawiesiła spojrzenie na śladach, które na nim pozostawiła.
— Całkiem dobrze na tobie wyglądają — powiedziała, sunąc ponownie wzrokiem po jego ciele. Przygryzła wargę, odkładając ręczniki na szafkę, jednocześnie cały czas na niego zerkając. Śledziła spojrzeniem mięśnie, które były wyraźne gdy poruszał barkiem, swoje ślady jak i ślady krwi, które w tym momencie sprawiały, że wcale nie myślała o tym, co zrobił, a jedynie o tym, jak seksownie wyglądał. I stał w jej łazience, całkiem nagi i… — może jednak śniadanie może zaczekać — szepnęła, przełykając ślinę — pomożesz mi się rozebrać? — Spytała, stając przed nim, powili unosząc ręce do góry.
M
— Może się doczekasz — odpowiedziała cicho, oblizując powoli wargi. Musiała powstrzymać się z całych sił, aby nie jęknąć cicho, gdy poczuła zęby na swojej skórze i wbijające się palce w jej pośladki. Mimowolnie zacisnęła uda, starając się oddychać spokojnie. Musiała przestać myśleć o tym, co zrobił i że wciąż był uczniem, w szkole w której pracowała, bo zaczynała się źle z tym czuć. Z myślą, że tak bardzo go pragnęła. Musiała odepchnąć te myśli od siebie, chociaż na jakiś czas, bo czuła, że inaczej po prostu zeświruje, że zamiast zebrać się w odpowiednim momencie do ucieczki popełni błąd. A może już teraz go popełniała, w ogóle biorąc pod uwagę próbę uśpienia jego czujności? Z drugiej strony wiedziała, że jeżeli zrobiłaby to teraz, Caleb bez problemu by ją znalazł. Jednak kim czyniło ją to, że mimo tego wszystkiego, chciała go?
OdpowiedzUsuńRozchyliła usta pod naciskiem jego warg i zamruczała cicho z przymrużonymi powiekami.
Zacisnęła wargi, słysząc jego prychnięcie. Odsunęła się od niego o pół kroku, przyglądając się uważnie jego twarzy, chcąc odnaleźć w jej wyrazie coś, co podpowie jej, dlaczego to wszystko robił. Dlaczego upierał się przy szukaniu sposobu na naprawienie czegoś, czego nie dało się naprawić. Z jednej strony chciała złapać się tej nadziei, którą miał on, ale jednocześnie tak bardzo bała się jej poddać, bo co, jeżeli to wszystko na nic? Jeżeli znowu usłyszy, że nic więcej nie da się zrobić?
— Nie chcę tego nigdy więcej usłyszeć, nie rozumiesz? — Spytała, spoglądając prosto w jego ciemne oczy. Starała się zachować obojętność ma twarzy, ale balet był dla niej najważniejszy w życiu, nawet teraz, gdy nie mogła sama tańczyć. Zachowanie zimnej krwi było cholernie ciężkie — ani razu. Nie chcę więcej słyszeć, że nie mogę, albo, że czekają mnie kolejne bolesne operacje, które nie dadzą stu procentowej pewności! Nikt mi tego nie zagwarantuje, nikt nie powie, że na pewno to naprawią! — Może gdyby nie miała za sobą tak emocjonalnej i nieprzespanej nocy, łatwiej byłoby jej o tym wszystkim mówić i myśleć, ale w tym konkretnym momencie miała ochotę płakać na samą myśl pokazania jakiemukolwiek lekarzowi historii leczenia jej nogi.
Nim przeszła do łazienki, potrzebowała chwili na uspokojenie się. Czuła się jak nastolatka ze swoim rozchwianiem przy Calebie, który zawsze był tak bardzo opanowany i tak ciężko było z niego cokolwiek wyczytać. Zupełnie, jakby to on był starszy.
Oddychała głęboko, gdy ściągał z niej kolejne elementy garderoby, a gdy stanął wystarczająco blisko, wzięła jeszcze jeden, głęboki oddech i otarła się piersiami o jego nagi tors, a następnie ułożyła dłonie na jego barkach i stanęła na palcach, aby sięgnąć ustami jego ucha.
— Nie chcesz już, żebym prosiła? — Wyszeptała, muskając wargami płatek jego ucha, a następnie naparła na niego tak, aby wszedł do kabiny prysznicowej — a może najpierw powinnam poprosić, żebyś sprawił, abym zapomniała o całym świecie poza tobą, a później powinnam pokazać, jak bardzo, bardzo, bardzo mi zależy? — Szepnęła, czując jak ciepłe krople rozbijały się o ich ciała. Nie czekała na jego odpowiedź, przesunęła dłońmi w dół po jego ciele, powoli opadając przed nim na kolana, jednocześnie wytyczając sobie muśnięciami warg ścieżkę prowadzącą do jego męskości, którą najpierw chwyciła drobnymi dłońmi, pobudzając ją sunięciami przez całą długość, a następnie zerknęła w górę — proszę — wysunęła język i oblizała główkę dookoła, aby następnie wsunąć ją w usta i zassać, dłonią sięgając jego jąder.
🥵
— Taki pewny siebie… — wymruczała cicho w odpowiedzi, ale nic więcej nie dodała. Nie planowała w tej konkretnej chwili tego, co miało się dopiero wydarzyć. Była rozbita, w jej głowie panował prawdziwy chaos i zwyczajnie nie wiedziała, co tak właściwie powinna zrobić, jak się zachować. Którego z głosików słuchać. Któremu z nich się poddać. To było gorsze niż walka serca i rozumu, bo tu nie chodziło o miłość, a jedynie zwykły, seksualny pociąg i ten dreszcz adrenaliny… I całkiem wielki strach i jeszcze te jego wyznanie, że przy niej czuje rzeczy… To wszystko to było po prostu za dużo. Nie umiała tego w tej chwili określić inaczej. Czuła za dużo i za mocno i nie miała pojęcia, na czym ma się skoncentrować, co robić.
OdpowiedzUsuńMiała ochotę zaśmiać mu się w twarz. On niczego nie rozumiał i wszystko było dla niego tak banalnie proste. Strasznie ją to drażniło. I powodowało kolejną mieszankę emocji, z którymi sobie nie radziła. Miała wrażenie, że w ogóle nie radzi sobie z obecnością Caleba i to chyba było najbardziej trafne z postrzeżeń, jakie dzisiaj przyszło jej do głowy.
Pokręciła przecząco głową. Nie mogła marnować szansy, której po prostu nie miała. Nie mogła się łapać zgubnej nadziei… Nie mogła nastawiać się na to, że jeszcze kiedyś zatańczy, że ktoś będzie w stanie poskładać jej nogę. Ale kiedy nazwał ją tchórzem, a później swoją kobietą, coś w niej pękło.
— Nie pozwól, aby ktokolwiek powiedział to przy mnie na głos, proszę… — wyszeptała błagalnie. Może była po prostu tchórzem. Bała się słów, ale jednocześnie chyba chciała spróbować, sprawdzić czy Caleb naprawdę był w stanie doprowadzić do cudu.
— Naprawdę? — Spytała niewinnie — a myślałam, że właśnie tego chcesz — zatrzymała się dopiero, kiedy oboje znaleźli się w kabinie. Mimo, że sama brała wcześniej prysznic, wciąż przyjemnie było czuć na sobie ciepłe krople wody. Jakby oczyszczały umysł i myśli, jakby nic poza tym co właśnie się działo nie miało znaczenia, a cały burdel w jej głowie odchodził w chwilowe zapomnienie. Liczył się on i ona. Nic więcej. — Zrób to, proszę — powiedziała cicho, nie przestając go dotykać — pieprz się ze mną tak długo i mocno — kontynuowała, pieszcząc wciąż jego jądra — chcę znowu poczuć się jak w gabinecie. Jak na haju. Chcę się naćpać tobą — szeptała, z każdym słowem muskała wargami jego penisa, przynajmniej do momentu, w którym nie szarpnął ją za włosy — proszę, Caleb — dodała, czując jak jej wilgoć z niej wypływa — nigdy nikogo nie chciałam tak bardzo — wyszeptała, a następnie wysunęła koniuszek języka, korzystając z tego, że jego kutas znalazł się ponownie przy jej ustach. Rozchyliła wargi i wysunęła mocno język, aby przesunąć po jego kutasie na tyle na ile była w stanie to zrobić, gdy ją trzymał — zobacz, co ze mną robisz — szepnęła — sprawdź, jak bardzo jestem na ciebie gotowa. Dotknij mnie, Caleb, dotknij mojej cipki, błagam.
🥵
Uśmiechnęła się jedynie niewinnie na jego słowa, bo cóż, miał rację. Nie zamierzała kłamać, że jest inaczej, ale jednocześnie nie chciała się przyznawać do tego na głos, bo… nie wypadało. Był jej uczniem. Nawet, jeżeli pracowała jedynie, jako asystentka, on wciąż był uczniem, był od niej sześć lat młodszy i… nie mogła myśleć o jego wieku, gdy spotkali się po raz pierwszy. Nie mogła. Dlatego starała się tego nie robić i starała się nie myśleć o wszystkim innym. Chciała jedynie… chciała móc myśleć o nim wciąż, jako o zamaskowanym nieznajomym, bo wtedy wszystko było łatwiejsze. Co prawda nie była w stanie tego zrobić, ale musiała jakoś się usprawiedliwiać. Musiała znaleźć sobie wymówkę. Porządną. Taką, z którą nie czułaby wyrzutów sumienia. To, że kogoś zamordował było w zasadzie całkiem dobre, prawda? Bo gdyby w jakikolwiek sposób mu podpadła, sprzeciwiłaby mu się, mógłby zrobić z nią dokładnie to samo. Musiała przyjąć w swojej głowie, że to ona jest ofiarą. To usprawiedliwiłoby wszystko… z wyjątkiem tego, że nie musiała się do niczego zmuszać, że naprawdę podobała jej się jego pewność siebie, że podniecał ją mimo wszystko, że… ucieczka wydawała się najgłupszą rzeczą jaką mogłaby zrobić, zwłaszcza, że chciał spróbować naprawić jej nogę i wierzył, że to się da zrobić, że może… należenie do niego nie byłoby tak straszne.
OdpowiedzUsuńNie, mieszało jej się w głowie. Miała mętlik, bo za dużo się stało, a minęło za mało czasu. Nie powinna go zapraszać, nie powinna go wpuszczać. Powinna jedynie ochłonąć, uporządkować myśli i zaplanować swój wyjazd. Zamiast tego, gdy powiedział, że nie pozwoli usłyszeć jej kolejny raz gorzkich słów na temat swojego zdrowia, nie potrafiła się powstrzymać.
— Dziękuję — wyszeptała cicho. Przylgnęła ciasno do jego torsu i objęła go, wtulając policzek w jego klatkę piersiową, mocno zaciskając przy tym powieki. Nawet, jeżeli wciąż uparcie się tego wypierała, prawda była taka, że Caleb już dostał to, czego chciał. Należała już do niego, mimo, że sama jeszcze chciała z tym walczyć.
Zagryzła wargę. Te słowa nie powinny na nią działać. Nie w taki sposób, nie wypowiadane przez nastolatka, a jednak… Czuła, jak ciepło rozchodzi się po jej ciele, jak staje się mokra i jedyne, czego naprawdę pragnie to to, aby wreszcie pozwolił jej się zająć swoim kutasem lub w końcu ją zerżnął.
Kiedy pociągnął ją mocno w górę, uśmiechnęła się łobuzersko, a niewinny wyraz twarzy zupełnie zniknął. Oddychała głęboko, czekając na to, co się stanie. Zamknęła oczy, gdy tylko poczuła jego główkę przy swojej cipce, a następnie otworzyła szeroko i krzyknęła głośno, gdy po prostu wszedł w nią mocnym ruchem i nawet nie dał jej kilku sekund na jakiekolwiek odnalezienie się w sytuacji. To gdy ją chwycił, gdy przyparł ją do zimnej ściany, a następnie poczuła jak wysuwa się i ponownie się w nią wsuwa, wydarzyło się… w sekundach.
— Tak, jezu, tak — wyjęczała, kiedy mocniej objęła jego biodra swoimi nogami, jednocześnie łapiąc jedną dłonią jego kark, a drugą ułożyła płasko na jego plecach, sunąc nią w dół na tyle, ile sięgała w takiej pozycji.
Zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu, próbując odnaleźć jego rytm. Wymruczała tylko ciche mhm, gdy złączył ich usta w pocałunku. Oddawała każdy pocałunek, przyjmowała go w sobie, jęcząc głośno, gdy miała wrażenie, że nie jest w stanie poczuć go bardziej, udowadniał, że się myliła, a wówczas z jej gardła wyrywał się krzyk. Zaciskała się na nim ciasno, rytmicznie, wgryzając się z całej siły w jego bark, gdy sprawił, że jej ciałem wstrząsnął orgazm. Poruszała się jeszcze, pojękując wciąż z wgryzionymi zębami w jego skórę, nie przejmując się tym czy go to boli, wiedziała już, że nie przeszkadzały mu ślady, które pozostawiła na nim wcześniej. Dlatego rozluźniła szczękę dopiero, kiedy poczuła, że jej cipka przestała intensywnie pulsować. Wtedy również wzięła głęboki oddech i wciąż mocno obejmując go nogami i ramionami, nieco odchyliła się od jego torsu.
Usuń— Zrób ze mną, co tylko chcesz i gdzie chcesz — wyszeptała cicho, mając na myśli jego sugestię o pieprzeniu się w łóżku. Mógł ją wziąć w każdym możliwym miejscu tego mieszkania, nie miała nic przeciwko.
M
Pozwoliła sobie na całkowite zatracenie się w trwającej chwili, w nim. Od momentu wstąpienia do kabiny prysznicowej, od roztrzaskania się pierwszych kropel wody o ich ciała, nie liczyło się nic więcej. Caly świat przestał istnieć, a dla Mercy Leclerc liczył się jedynie Caleb Ashby. Po prostu Caleb.
OdpowiedzUsuńJego ciepło, ciężar jego ciała, spojrzenie ciemnych oczu i ten niebezpieczny uśmiech. Jego dłonie na jej ciele, jego wargi i mokre pocałunki… nie liczyło się nic ponad to. Dlatego dawała mu siebie, całą, biorąc wszystko to, co jej dawał. Zachłannie. Jakby cały świat, całe istnienie ograniczało się jedynie do ich dwójki.
Zasypiając w jego ramionach, myślała jedynie o tym, że obudzi się również w nich, a świat wciąż nie będzie miał na znaczeniu.
Spała tak twardym snem, że dopiero dźwięk głosu chłopaka sprawił, że poruszyła się delikatnie, a jego ruch i to, jak przyciągnął do siebie jej ciało spowodowało, że otworzyła w końcu leniwie oczy, cicho przy tym mrucząc. Podobało jej się, że ponownie znalazła się tak blisko niego, że trzymał ją tak mocno, a cała reszta, mogła się nie liczyć. Tyle, że dźwięk pukania na przemian z dzwonkiem nie przestawał cichnąć, sprawiając, że choćby chciała, nie mogła tego ignorować. Zwłaszcza, że Caleb też go słyszał i też go nie ignorował.
— Nie mam pojęcia — wyznała zgodnie z prawdą, wciąż jeszcze zaspanym głosem. Wtuliła się plecami w jego tors i cicho mlasnęła, próbując przymknąć powieki jeszcze na kilka sekund. Co wcale nie było trudne, gdy czuła na sobie jego ciepły oddech — może… jak będziemy udawać, że nikogo nie ma, na pewno w końcu odpuści — powiedziała cicho, chcąc odwrócić się w jego ramionach i złożyć kilka pocałunków na jego rozgrzanej klatce piersiowej, ale zamiast tego, poczuła jedynie jak chłopak unosi się na materacu.
Westchnęła tylko cicho, a następnie sama też zaczęła podnosić się z łóżka. Rozejrzała się dookoła, złapała beżową narzutę, która leżała skopana w nogach łóżka i owinęła się nią szczelnie, ruszając w stronę drzwi wejściowych.
— Już, spokojnie, idę! — Odezwała się głośniej, aby przybysz skończył wreszcie alarmować o swoim przybyciu. Poprawiła jeszcze narzutę, której fragment ciągnął się za nią po podłodze i uchyliła powoli drzwi, spoglądając, kto tak bardzo się niecierpliwił.
— Logan? Co ty tu robisz? — Spytała zaskoczona widokiem wysokiego, postawnego bruneta. Nie otworzyła szerzej drzwi, ale mężczyzna nie czuł się skrępowany, uśmiechnął się szeroko i naparł delikatnie na skrzydło, otwierając je szerzej.
— Cześć, Mercy — uśmiechnął się, wchodząc do mieszkania — nie znalazłaś może mojego nieśmiertelnika? Cholera, nigdy go nie ściągam — sięgnął dłonią głowy i podrapał się — ale gdzieś mi zaginął — dodał z zakłopotaniem.
Brunetka spoglądała na niego z wyraźnym zdziwieniem na twarzy, nie dowierzając, że facet naprawdę tu stoi, teraz. Zaburzając całą iluzję, w której znajdowała się z Calebem. Zerknęła nerwowo przez ramię w stronę sypialni, przełykając ślinę.
— Nie kojarzę — powiedziała, chwytając dłonią mocniej materiał narzuty — ja… zadzwonię jakbym go znalazła, okej? — Spytała licząc, że Logan po prostu sobie pójdzie.
M
— Na pewno nie mogłabyś zerknąć? — Spytał, uśmiechając się przy tym kącikami ust — wylatuję w czwartek — dodał, przechylając głowę w bok, jednocześnie sunąc spojrzeniem po sylwetce Mercy. O ile tamtej nocy nie przeszkadzał jej sposób, w jaki na nią patrzył, tak w tym konkretnym momencie bardzo nie chciała, aby w ogóle znajdował się w pobliżu. Nie chciała też, aby Caleb cokolwiek usłyszał. Nie zapomniała, jak zareagował gdy wspomniała o swoim byłym… nie chciała wiedzieć, co się stanie gdy zobaczy jakiegoś faceta w jej mieszkaniu. Nie chciała też, żeby Logan zobaczył Caleba. W końcu to… to wciąż był dzieciak i Mercy miała wrażenie, że ma wymalowane na twarzy, że spała z nieletnim mordercą, że wszystko to, co wydarzyło się zeszłej nocy jest widoczne w jej oczach.
OdpowiedzUsuńZadrżała słysząc jego pytanie.
— Chirurg urazowy sił zbrojnych — odpowiedział na pytanie chłopaka, przenosząc powoli spojrzenie z brunetki na jej towarzysza. Wytrzymał jego spojrzenie, w zasadzie rozpoczynając grę, który pierwszy odwróci wzrok. Logan nie zamierzał się poddać. Chociaż nie chodziło ściśle o Mercy. Nie w kontekście chęci posiadania jej. Bardziej o sposób w jaki reagowała, jakby coś było bardzo nie w porządku.
— Jasne, to… Caleb, to jest Logan. Logan, Caleb — odchrząknęła, mocniej zaciskając dłoń na narzucie — Logan będzie już szedł. Musi znaleźć swoją zgubę — oblizała wargi, starając się zabrzmieć na pewną siebie. Nie chciała, żeby mężczyzna przypadkiem zorientował się, że coś było na rzeczy. Powtarzała sobie w myślach, że na pewno nic nie jest w stanie zauważyć, że tylko jej się tak wydaje, bo sama przecież o wszystkim doskonale wie, ale… chciała, żeby stąd zniknął jak najszybciej
— Mercy, jesteś pewna, że go nie widziałaś? — Spytał, ale jego głos brzmiał tak… inaczej niż do tej pory, jakby jego pytanie miało drugie dno.
— Jestem pewna — uśmiechnęła się — jak mówiłam, gdybym go znalazła, dam ci znać. Ale jeżeli do tej pory na niego nie trafiłam, mała szansa, że to się zmieni. Uwielbiam porządek, od razu zauważyłabym coś, co nie jest na swoim miejscu — dodała, zerkając na Caleba, a później ponownie poświęciła uwagę Loganowi — może zastanów się, gdzie jeszcze mogłeś go zostawić — podsunęła, licząc na to, że mężczyzna odpuści, a Ashby nie zrobi niczego nieodpowiedzialnego.
M
[🐗🐗, you know why]
OdpowiedzUsuń