HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

She got a bad reputation, nobody gets too close

 Violet Brennan
30.06 | 26 lat
Panna Nietykalna | Posiadaczka sieci salonów piękności Candied Violet, które są pralnią brudnych pieniędzy | Absolwentka zarządzania na Columbia University | Młodsza córka barona narkotykowego i bezwzględnego szefa mafii | Siostra starszego brata, następcy ojca | W liceum bohaterka skandalu związanego z sekstaśmą | Bezskutecznie odsuwana przez rodzinę od brudnych interesów | Uzależniona od adrenaliny w jakiejkolwiek postaci | Instagram

Pchnięcie. Stłumiony jęk i łzy spływające po skroniach.
Pchnięcie. Krzyk i pragnienie, żeby to wszystko już się skończyło.
Pchnięcie. Tak bardzo chciałaby być nieprzytomna.
Pchnięcie. Jak długo jeszcze?
Pchnięcie. Pchnięcie. Pchnięcie.
Na filmiku nie widać cierpienia. Nie widać płaczu, wykrzywionej z bólu twarzy, błyszczących w ciemnych oczach łez. Słychać za to uderzenia ciała o ciało, słychać męski śmiech, jęki i przekleństwa. Słychać jej imię i nazwisko, kiedy chłopak z kamerą opisuje, co dzieje się w pokoju należącym do dziewczyny. W domu nikogo nie ma, więc postanowiła urządzić pierwszą w życiu imprezę. Miało być fantastycznie — morze alkoholu, basen, nieograniczony dostęp do prochów. Skończyło się katastrofą, kiedy po kilku drinkach poczuła się zmęczona, położyła się spać, a potem gwałtownie się obudziła, gdy jej bielizna została rozerwana na kawałki. Krzyczała, prosiła, płakała, ale zagrozili, że nagranie znajdzie się w internecie. Więc przestała krzyczeć i prosić, ale nie przestała płakać. Pamięta twarz każdego z nich, całej piątki, pamięta zapach ich perfum mieszających się z zapachem alkoholu i papierosów. Pamięta, który ściskał mocno jej nadgarstki, żeby się nie wyrwała, pamięta, który wdarł się w nią jako pierwszy. Bezlitośnie, szybko, chociaż wówczas była dziewicą. Pamięta ten strach w oczekiwaniu na wyniki, bo nie zawracali sobie głowy zabezpieczeniem. Pamięta szczęk narzędzi chirurgicznych, gdy lekarz wyjmował z jej łona dziecko, które nie mogło się urodzić. Pamięta wytykanie ją palcami, kiedy filmik trafił do internetu, a każdy uczeń otrzymał link z zastrzeżonego numeru. Pamięta wszystko, chociaż kolejne dni, miesiące do zakończenia roku zlały się w szarą plamę. Córka najgorszego człowieka w Nowym Jorku została rzucona na kolana, ugięła się pod ciężarem cierpienia i upokorzenia, ale musiała udawać, że wszystko jest w porządku, żeby ojciec o niczym się nie dowiedział. Bo pragnęła sama wymierzyć sprawiedliwość, choćby miała przy tym zginąć.
Odnalazła ukojenie w adrenalinie. Jazda motocyklem, skoki na bungee i ze spadochronem, wspinanie się po górach to tylko niektóre z pasji, którym się oddaje, gdy ma na to czas. Za dnia businesswoman, w nocy przeskakuje coraz wyżej w mafijnej hierarchii. Zabija bez mrugnięcia okiem i nie ma wyrzutów sumienia. Z czystego biznesu, który zafundował jej tatuś, zrobiła bezbłędnie funkcjonującą pralnię brudnej kasy z przemytu i sprzedaży prochów. Uśmiecha się do zdjęć, udziela wywiadów, przepuszcza spore sumy na organizacje charytatywne zajmujące się ofiarami gwałtów i samotnymi matkami w trudnej sytuacji. Z wierzchu idealna, wewnątrz zepsuta do szpiku kości.
Można by pomyśleć, że dała spokój ze swoją wendetą. I dała, nie ma na to czasu w codziennym życiu. Tylko w bezsenne noce, kiedy to wszystko do niej wraca, wchodzi do garderoby, w której ukryła jeszcze jedne drzwi; drzwi do pokoju z jej tajemnicami, z wszystkimi informacjami, które tak bardzo chce ukryć przed rodziną. Poluje, niczym najlepszy łowca. I nie spocznie, póki nie dosięgnie ich sprawiedliwość.

W tytule Shawn Mendes, buźki użycza Jenna Ortega. Szukamy wszystkiego, im bardziej skomplikowane i dramopochodne tym lepiej. ✉️ lukrowane.ciastko@gmail.com

200 komentarzy:

  1. Lubił wernisaże. Stawiał pewne siebie kroki na marmurowej posadzce, trzymając w dłoni kieliszek delikatnego trunku, bo miewał w zwyczaju pozostawać trzeźwy tak długo, jak wymagały tego interesy. Przyglądał się uważnie nie tylko dziełom, ale głównie zainteresowanym, tak właściwie bez żadnego, konkretnego powodu. Lubił znajdować się wśród tych wszystkich ludzi, którzy myśleli, że cokolwiek znaczą. Owszem, w ich życiu, w ich wyobrażeniu może i coś znaczyli. Jednak w świecie Theodora Sandersa byli nikim.
    Łechtał w ten sposób swoje ego. Posyłał im uśmiechy, zagadywał, omawiał wystawiane obrazy, fotografie, cokolwiek, co znajdowało się aktualnie na wystawie. Lubił opowiadać swoje wysnute teorie i interpretacje. Satysfakcjonował go widok nadętych policzków, z których w pewnym momencie schodziło zrozumienie, a pojawiała się konsternacja. Oczywiście nie wszyscy byli ignorantami w dziedzinie artystycznej. Czasami wdawał się w ciekawe dyskusje. Czasami.
    Czasami też, pojawiał się na wystawach w konkretnym celu, z zamiarem konkretnego zakupu, bo gdy dostawał informację, że ma zakupić Popołudnie w Santa Monice, to kupował je, odbierał w wyznaczonym terminie, a później działo się wiele mniej lub bardziej przypadkowych rzeczy, które sprawiały, że machina rozpędzała się i pięknie pracowała.
    Podszedł właśnie do obrazu, który miał kupić tego wieczora. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc, że ktoś również mu się przygląda. Uśmiech ten był jednak przesiąknięty ironią. Zmył go z ust, gdy podszedł bezszelestnie do kobiecego ramienia i zatrzymał się tuż obok w równej linii z drobną brunetką.
    — Ciekawa kreska — powiedział, ale nie czekał na odpowiedź — chociaż kreska w ostateczności okazuje się nie być tak istotna, jak cała reszta — kontynuował, przystawiając kieliszek z szampanem do ust. Upił odrobinę, nie odrywając nawet na chwilę spojrzenia od obrazu. Jego obrazu, bo chociaż wciąż wisiał na ścianie galerii, nie miał wątpliwości, że po zakończonej wystawie znajdzie się w jego posiadaniu — obrazy potrafią mówić niczym poezja. Co od niego słyszysz? — Nie przejmował się grzecznościową formą, nie interesowały go tytuły, hierarchia i cała ta gówniana otoczka. Tutaj był artysta i obrazy, cała reszta była nic nie warta. Nie w takich chwilach. Jego wzrok skupiał się na ciepłych barwach plaży i nieba. Z pozoru był to jeden z zachodów słońca, jak każdy inny. Były jednak zawarte na nim rozmazane postacie, niczym duchy lub działający w pospiechu ludzie. Nie byli wyraźnie widoczni na pierwszy rzut oka, trzeba było przyjrzeć się dokładnie, aby wypatrzeć niewiele ciemniejsze zarysy utrzymane w głównej barwie. — Szepta czułym głosem czy podnosi krzyk? — Upił powoli kolejny łyk, a następnie odłożył kieliszek na tacę, przechodzącego obok kelnera. Nawet na sekundę nie odrywając spojrzenia od Popołudnia w Santa Monice.

    MY JUŻ WAM DOSTARCZYMY PORZĄDNYCH DRAM I NIE TYLKO😈

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotted: Ciężko było mówić o girl power, kiedy wszyscy otrzymaliśmy wiadomości z filmikiem z V w głównej roli. Pamiętacie to? Minęło parę dobrych lat, a ja dalej wspominam szok, jaki mnie ogarnął, gdy go oglądałam, zwłaszcza, że główna bohaterka sprawiała wrażenie, jakby szum wokół jej osoby nie robił na niej żadnego wrażenia. Ale ja znam prawdę. V, oglądałaś kiedyś Zabójcze ciało? Myślę, że Megan Fox mogłaby podsunąć Ci parę dobrych pomysłów... Może nie dam sobie pobrudzić moich wypielęgnowanych dłoni, ale jeśli potrzebujesz jakichś informacji, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Z chęcią pomogę. Jak kobieta kobiecie.
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  3. Powstrzymał się przed prychnięciem w reakcji na słowa nieznajomej. Może i wyglądała nienagannie w tej swojej małej czarnej, zgrabnie opinającej biodra i wizualnie sprawiała wrażenie kogoś, z kim może i mógłby porozmawiać, ale wystarczyło jedno zdanie i wiedział, jak bardzo się myli. Ludzie znali go jednak, jako całkiem życzliwego. Nie tworzył dystansu, bo za każdym razem chciał przecież, aby uważnie zapamiętywano jego obecność. Tak, aby przypadkiem nikt nie miał wątpliwości, że być może nie pojawił się na którejś z wystaw. Ukrywał jednak swoją prawdziwą twarz, znudzenie obecnością w towarzystwie, które od zawsze miewał za najgłupsze.
    Nie ruszył się jednak sprzed obrazu, postanowiwszy zignorować jej słowa. Zachwycał wzrok obrazem, którego właścicielem miał się stać już niedługo. Schował ręce za plecy i chwycił swoje własne dłonie, stojąc i podziwiając dzieło.
    — Myślisz, że to obrazy mówią do autorów, a nie odwrotnie? — Musiał przyznać, że była to ciekawa teoria i chociaż wydawało mu się, że nie porozmawia z dziewczyną o niczym ciekawym, mógł zmienić zdanie, jeżeli zaskoczy go czymś jeszcze. I zaskoczyła. Tylko tym razem nie w pozytywny sposób. Uniósł brew słysząc wzmiankę o prezentowaniu się w salonie jej rodziców. O nie, nie. Ten konkretny obraz nie miał prawa trafić gdzie indziej, niż do niego.
    Kiedy ruszyła w stronę miejsca, w którym miała odbyć się aukcja, brunet również się odwrócił i raz jeszcze zmierzył spojrzeniem tył sylwetki dziewczyny. Wyglądała… Dobrze. Mógłby rzec, że jej kołyszące się z każdym kokiem biodra, sprawiały, że był coraz bardziej zaintrygowany. Zmrużył powieki, odczekał chwilę i ruszył wolnym krokiem za nią. Po drodze łapiąc kieliszek z tacy kolejnego kelnera. Nie mógł pozwolić jej zniknąć mu z widoku.
    — Salon rodziców? — Zrównał się z nią i uśmiechnął połowicznie. Jednocześnie wystawił swoje ramię, gotów towarzyszyć nieznajomej do końca wystawy, jeżeli będzie wymagała tego sytuacja. — Wydaje się być zbyt piękny, aby tkwić w zamknięciu. Nie sądzisz? — Zaszczycił ją w końcu spojrzeniem. Uważnie przyglądając się jej twarzy, próbując ocenić jej wiek i zdeterminowanie, co do posiadania tego konkretnego obrazu. — Poza tym… rodziców? Czułe głosy powinno przechowywać się w innym pomieszczeniu, niż salon rodziców — pozwolił sobie na tajemniczy uśmiech, a ton głosu przyjemnie obniżył, cały czas stąpając równo z jej krokami, co wcale nie stanowiło dla niego problemu. Prędko zsynchronizował swoje kroki, nie musząc się nawet starać.
    — Widzę cię po raz pierwszy — zagadnął — a śmiało mogę nazwać się stałym bywalcem wszelkich aukcji i wernisaży. Więc widzę cię pierwszy raz w towarzystwie i w dodatku chcesz kupić obraz, który sam zamierzam zdobyć — kontynuował niskim głosem — masz dobry gust.
    Kiedy zatrzymali się przed wejściem do części bankietowej, wejście sprawdzane było z listą osób zaproszonych do licytacji.
    — Państwa nazwiska? — Mężczyzna w ciemnym garniturze spojrzał na nich, a następnie skupił spojrzenie w trzymanym w dłoni tablecie czy innym ustrojstwie, w którym miał sprawdzić czy mógł im pozwolić wziąć udział w aukcji.
    — Sanders Theodor.
    — Oczywiście, pan Sanders. Miło pana ponownie widzieć, udanych zakupów — wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił, spoglądał nawet łagodnie na brunetkę, oczekując aż odpowiedzi.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  4. Zamruczał cicho w celu okazania zadumy nad jej słowami. Musiał przyznać, że podchodziła do tego w ciekawy sposób i właściwie mógłby się z nią zgodzić, ale nie zrobił tego z jednego powodu. Nie lubił zgadzać się z innymi. Czasami po prostu dla zasady, tak jak było to w tym konkretnym przypadku.
    Słysząc jej słowa, miał ochotę się zaśmiać. Z jakiegoś powodu wyobraził ją sobie w tym momencie jako czarnego, szczekającego ratlerka, a kiedy te wyobrażenia przedstawiły mu się niczym obrazy przed oczami, nie był w stanie powstrzymać tej chęci i zwyczajnie się zaśmiał. Wesoło przy tym na nią spoglądając.
    — Moim zdaniem ciekawie wyglądałby w zimowym ogrodzie. Niby zamknięcie, a jednak trochę nie — wzruszył ramionami, wciąż z pogodnym wyrazem twarzy, co u Sandersa nie zdarzało się szczególnie często. Jednego mógł być pewien, bardziej nie musiał się troszczyć o to, aby został i na tym wernisażu zapamiętany. Przytaknął głową na jej słowa, w temacie rodziców nie zamierzał nawet wchodzić w dyskusje. Rodzina była tym, o czym zwyczajnie nie mówił z prostego powodu: miał tylko siebie. Dawno już wyrzucił z głowy kobietę, która go urodziła i nie zamierzał tego nigdy więcej roztrząsać, nie potrzebował tego w swoim życiu, bo jak widać, świetnie radził sobie i bez rodziny. Jakiejkolwiek.
    — W rzeczy samej — odparł spokojnie, zwracając na nią uwagę. Zmrużył lekko powieki, jakby próbując sobie przypomnieć, czy widział ją wśród klientów. — Nie bywasz chyba u nas często, prawda? Znam wszystkich ważnych klientów — oznajmił spokojnie, przyglądając się dziewczynie. Nie kojarzył jej, a tak jak mówił, istotnych klientów znał. Coś mu podpowiadało, że taka nieistotna wcale nie jest, dlatego zaczął się zastanawiać, dlaczego u niego nie bywa. Mężczyzna wręczył im jeszcze tabliczki z przypisanymi numerami do ich nazwisk i wskazał dłonią głąb pomieszczenia. Słysząc jej nazwisko, skinął lekko głową z uśmiechem — Violet — zwrócił się do niej, ale bardziej smakował jej imię, które powtórzył jeszcze dwa razy, jakby szukając odpowiedniego sposobu jego wymowy i brzmienia. Nie przejmował się tym, że mogłaby go wziąć za jakiegoś idiotę. Wszyscy wkoło nimi byli.
    — Nie — odparł spokojnie — będzie mój — powiedział całkiem poważnie, jakby już miał podpisane dokumenty sprzedaży, a sama aukcja była jedynie formalnością, której nie da się obejść, więc trzeba przez nią przejść — lubię, kiedy licytacja jest zawzięta. Mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz — mrugnął do niej jednym okiem, a następnie wskazał dłonią jeden z rzędów czarnych, eleganckich krzeseł. Przepuścił ją przed sobą, a po chwili zajął miejsce obok, zerkając z uwagą na profil jej twarzy. Był naprawdę ciekawy, jaka kwota padnie finalnie. Nie podejrzewał, że tym razem będzie musiał z kimś rywalizować, ale prawda była taka, że lubił to. Nakręcało go to. Zwłaszcza kiedy przeciwniczka była młoda i seksowna, a Violet taka właśnie była i w dodatku sprawiała wrażenie trudnej do zdobycia. To z kolei sprawiało, że chciał jej jeszcze bardziej.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej obojętna mina zaczynała go intrygować. Zwłaszcza, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w jaki sposób działał na kobiety. Te młodsze i starsze. Nie podejrzewał, że uda mu się trafić w swoim życiu na kogoś trudniejszego, tymczasem, jak już zdążył się dowiedzieć, Violet, wydawała się być niewzruszona na drobne gesty i zachowania, na które inne wyraźnie reagowały. Cóż… Był to kolejny powód do nie odpuszczenia jej tak łatwo swojego towarzystwa.
    Oczywiście głównym powodem był obraz. Musiał wygrać licytację. Obraz musiał trafić do niego. Bo to nie był zwykły obraz, ale o tym musieli wiedzieć tylko główni zainteresowani. Czyli przede wszystkim on sam.
    — Przekaże szefowi kuchni, że pewna młoda dama nie była zadowolona. Jestem pewien, że weźmie to pod uwagę — odparł całkiem poważnie — może nawet powinien zaprosić cię na degustację? Dla sprawdzenia poprawności. Wysublimowane podniebienie do wyzwanie, które uwielbia — spojrzał na nią, chociaż to nie jego szef kuchni uwielbiał wyzwania. Owszem, musiał je lubić, inaczej nie pakowałby się do restauracji z gwiazdką michelin, bo jak wiadomo, to ciągłe dbanie, o jakość i nieustanne jej poprawianie i wyścig za zdobyciem trzeciej. Ostatniej. Oczywiście, że Theodor zamierzał dla swojej restauracji zdobyć ich komplet, bo inaczej nie nazywałby się Theodorem Sandersem, jednak teraz musiał się skupić nie na kuchni. Koncentracja powinna obejmować aukcję i tę małą czarnulkę, która coraz bardziej rozbudzała w nim skrajne emocje.
    — Uwielbiam takie pewne siebie młode kobiety — uśmiechnął się kącikiem usta — a najbardziej, lubię dawać im życiowe lekcje — dodał, nie spuszczając z niej spojrzenia swoich oczu. Musiał wygrać tę aukcję już nie tylko ze względu na interesy. Nie mógł pozwolić sobie na przegraną z kimś, o kim nawet nigdy nie słyszał. A nawet, jeżeli słyszał, to nie było to na tyle interesujące, aby zapaść w jego pamięci, a tę miał niesamowicie dobrą.
    Bezwstydnie obserwował wszystko, co robiła. Począwszy od założenia nogi na nogę (tutaj uważnie zlustrował długie nogi, które dzięki szpilkom wydawały się jeszcze dłuższe), przez zdobienie pończoch, zatrzymując na dłużej spojrzenie na trzymającym je pasie, a następnie powędrował spojrzeniem do odkrytej szyi, która kusiła go tak mocno, jakby nagle wstąpiły w niego jakieś wampirze moce, a delikatna skóra wręcz go do siebie nawoływała. Przez cały ten czas miał jednak tę samą minę, z tym samym uśmiechem.
    — Brzmi… apetycznie. Będziemy jednak musieli pomyśleć, co ciebie zadowoli — odparł, wciąż z utkwionym w nią wzrokiem. Oblizał powoli wargi, raz jeszcze lustrując powoli jej sylwetkę — jestem jednak pewien, że dojdziemy do porozumienia w sprawie… pocieszenia. Potrafię być litościwy — oznajmił. Spoglądałby na nią jeszcze przez długi czas, ale ze sceny dobiegł szmer. Na podium pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna ubrany w elegancki garnitur, a po chwili zapowiedział już pierwszą licytację, która kompletnie go nie interesowała. Nawet nie spoglądał, jak miał to w zwyczaju, kto jeszcze bierze udział w zakupie. Wyczekiwał tylko momentu, w którym padnie nazwa jego obrazu, gotowy od razu do rozpoczęcia walki o swoją własność.
    — A teraz niezwykły obraz Popołudnie w Santa Monica — oznajmił głośno. Theo uśmiechnął się, gdyby nie obecność Violet obok niego, całkowicie zanudziłby się do tego momentu. — Spójrzcie tylko na te barwy. Kto nie chciałby cieszyć nimi oka codziennie? Cena wywoławcza pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
    — To co, Violet. Zaczynamy zabawę? — Spojrzał na siedzącą obok brunetkę i uniósł leniwie tabliczkę ze swoim numerem — sto tysięcy.
    — Kto by się spodziewał, sto tysięcy po raz — nie zdążył nawet dokończyć formułki, bo kolejna tabliczka uniosła się w górę, a Theo z zaczepnie uniesioną brwią czekał, aż z ust jej właścicielki padnie kwota.

    OdpowiedzUsuń
  6. — Zapamiętuję i znam ważnych, ale nie znaczy to, że nie dbam o podniebienia wszystkich klientów — spojrzał na nią surowym wzrokiem. Theodorowi zależało na tym, aby każdy klient był zachwycony daniami serwowanymi przez Thyme. Był świadom, że posiadając prestiżowe gwiazdki, ludzie oczekiwali wybitnych dań. Sanders był typem człowieka, który realizuje swoje cele, ciągle wyznaczając to sobie kolejne. Jednak nie zapominał o tych osiągniętych, dbał o nie. Tak samo, jak dbał (a raczej starał się dbać) o każdego klienta, który zdecydował się na posiłek w jego restauracji. Rozum, ten w jego głowie i ten o imieniu Tom, podpowiadał, że nie jest w stanie dogodzić wszystkim ludziom, bo każdy miał inny gust, a takim ciągłym dogadzaniem mógł przesadzić i doprowadzić do problemów, mniejszych lub większych, które oczywiście odbija się na jego osobie, ale również na całej restauracji. Tego nie chciał. — Tym bardziej zapraszam. Podaj datę i godzinę, jakakolwiek ci pasuje — odparł poważnie. Był zdeterminowany i już nie chodziło o sam fakt, że chciał ponownie ją spotkać poza aukcją. Chciał mieć pewność, że będzie zadowolona z serwowanych posiłków. Chciał patrzeć, jak osiąga gastronomiczny orgazm w jego restauracji. Na jego oczach.
    — Tak sobie mów — uśmiechnął się połowicznie, nie odrywając przy tym spojrzenia od jej ciała. Z łatwością mógł wyobrazić sobie, jak zrywa z niej sukienkę, ciesząc oczy widokiem bielizny. Wyobraźnia Sandersa zaczęła działać na najwyższych obrotach, zwiastując obrazy kolejnych bieliźnianych akcesoriów, które również mogła na sobie mieć. Zastanawiał się czy miała na sobie gorset czy zwyczajny biustonosz. A może w ogóle go nie miała? Wzrokiem automatycznie przesunął po jej biuście, próbując ocenić co kryło się pod materiałem czarnej sukienki.
    Musiał sprowadzić siebie i swoje myśli na ziemie. Aukcja. Obraz. To był cel. A cele osiągał.
    — Dwieście pięćdziesiąt — męski głos rozniósł się po pomieszczeniu, który nie należał do Sandersa.
    — Trzysta — przebił od razu, poszukując spojrzeniem śmiałka, który ośmielił się wtrącić do gry, którą miał prowadzić z panną Brennan. Z nikim więcej. Dlatego zmrużył gniewnie powieki, odnajdując spojrzeniem mężczyznę, wertując w pamięci wizerunku osób, których warto było nie zapominać. — Kurwa — wyszeptał pod nosem, gdy dopasował człowieka do imienia i nazwiska. Sytuacja zmieniła się tak szybko, że mógłby pozwolić na sprzedaż dzieła nawet Violet, byleby obraz nie trafił do rąk Brockovicha. Nie mógł jednak tego powiedzieć swojej rywalce. Zabawa tak naprawdę dopiero się zaczynała. Poważna zabawa, z czego doskonale zdawał sobie sprawę.
    Atmosfera w pomieszczeniu była napięta, musiał przyznać, że rozumiał poruszenie wśród pozostałych uczestników. Wbrew pozorom tak zacięte licytacje nie trafiały się często, zwłaszcza, gdy sprzedawany obraz nie należał do kogoś wielkiego, wybitnego i przede wszystkim martwego. Było coś w powiedzeniu, że sława artysty wzrasta po jego śmierci. Popołudnie w Santa Monice było przyjemne dla oka, ale jego wartość… Sanders dobrze wiedział, że prawdziwa wartość obrazu kryje się pomiędzy płótnem a tylnym obiciem obrazu, w miejscu, o którym nikt nie wiedział. Brockovich był z policji i obraz nie mógł trafić w jego ręce.

    ☠️

    OdpowiedzUsuń
  7. — Aprobata twojego wymagającego podniebienia mogłaby poprawić jakość całości — odparł ze spokojem. Kiedy rozmowy dotyczyły restauracji, zawsze poważniał. Nie trzeba było mieć detektywistycznych zdolności, aby posiąść wiedzę o tym, jak ważne Thyme było dla Sandersa. Był ciekaw, co jej nie odpowiadało w jedzeniu… z drugiej strony, kim była, aby tak bardzo przejął się jej negatywną opinią? To po prostu seksowna laska, która jakimś cudem potrafiła sprawić, aby przez krótką chwile myślał czymś innym niż własnym mózgiem i musiał przed sobą przyznać, że trochę zaczęło go to niepokoić. Nie był takim facetem, potrafił panować nad swoim pożądaniem, ale Violet… Kurwa, z chęcią dobrałby się do niej w tej chwili, a przecież taki właśnie nie był.
    Słysząc jej słowa uniósł lekko brew, zaskoczyła go. Nie był zawstydzony, ale autentycznie zaskoczony. Kobiety, z którymi sypiał były rożnego pokroju, jednak żadna na takim etapie nie odważała się na taką rozmowę.
    — Szkoda — odparł unosząc delikatnie kącik ust. Dostrzegł to spojrzenie, jakim na niego patrzyła i gdyby nie aukcja, zaproponowałby jej, aby przenieśli się w miejsce, w którym można napić się dużo lepszego alkoholu, a później mogliby się wspólnie zastanowić nad tym, jak miałaby wyglądać dalsza cześć nocy. Albo od razu w samochodzie zająłby się nią w odpowiedni sposób. — Z drugiej strony może i lepiej… Z chęcią zobaczyłbym cię w niej, a później się jej pozbył — pozwolił sobie na wypowiedzenie na głos myśli, które chodziły mu po głowie od dłuższego czasu — o ile nie miałabyś nic przeciwko. Taka alternatywa za tego lizaka… mogłaby mnie skusić — uśmiechnął się połowicznie, odrywając od niej w końcu spojrzenie.
    Głos Brockovicha zadziałał na niego jak szklanka lodowatej wody i… dobrze. Musiał oderwać myśli od Violet, skupiając się na pieprzonym interesie, bo po to przecież tutaj przyszedł. Robić interes, a nie wyrywać pannę.
    — Trzysta trzydzieści — przebił policjant.
    Twarz Theodora w jednej chwili zmieniła się w surową i groźną. Nie zamierzał dekoncentrować się siedzącą obok niego Brennan, dopóki nie będzie miał pewności, że obraz nie trafi do nieodpowiednich rąk.
    — Koniec zabawy — oznajmił, rzucając jej krótkie spojrzenie, które mówiło jasno, że zamierzał przestać właśnie brać udział w tej podniecającej gierce, która trwała pomiędzy nimi od kilku chwil. — Pół miliona — podniósł tabliczkę. Nawet jeżeli miała go za chwile przebić, naprawdę wolałby, aby zrobiła to ona, a nie on. Obraz nie mógł trafić do gliny. Gdy brał udział w licytacjach, nigdy nie tracili.
    — Co za emocje, pięćset tysięcy po raz pierwszy, pięćset…
    — Pięćset pięćdziesiąt!
    Brockovich unosząc tabliczkę, odwrócił się w ich stronę i zmierzył spojrzeniem, posyłając przy tym prosto do Sandersa tajemniczy uśmiech. Theodorowi ten uśmiech bardzo się nie spodobał, ale dodatkowo go zaniepokoił. Coś było na rzeczy… Coś przegapił, na coś nie zwrócił uwagi, coś skutecznie go rozproszyło.
    — Cukiereczku — nachylił się delikatnie w jej stronę, czując jednocześnie, że jego wewnętrzna kieszeń marynarki wibruje, ale zignorował chwilowo dzwoniący telefon — koniec żartów. Kto cię wysłał? — Wyszeptał mrożącym krew w żyłach głosem, jednocześnie unosząc tabliczkę — pięćset siedemdziesiąt.

    😠

    OdpowiedzUsuń
  8. Uśmiechnął się połowicznie, dostrzegając jak jej kąciki ust delikatnie drżały. Podobało mu się, dokąd to wszystko zmierzało. Własność obrazu była formalnością, nie zamierzał pozwolić jej wybrać, a do tego odganiała duża szansa, że spędzi bardzo ciekawą noc z ciekawą osobowością. Nie dość, że wyglądała nieziemsko, to jeszcze od razu złapali wspólny język. Musiałby być idiotą i ślepcem, aby zignorować tę nić porozumienia i ciężar atmosfery, jaka pomiędzy nimi panowała.
    — Jeżeli ma mnie to zachęcić, dobrze ci idzie — wymruczał, spoglądając na nią. Cisnęło mu się na usta, że lubi płacić za dobrą jakość, ale zdecydowanie byłoby to za dużo, nawet jak na niego. Dlatego jedynie, raz jeszcze zmierzył ją uważnym spojrzeniem, a uśmiechając się połowicznie, puścił jej oczko.
    Ta noc mogła być taka piękna. Widział już oczyma wyobraźni, dokąd zmierza ich rywalizacja i w jakim miejscu się kończy. Może nie tyle w jakim miejscu, ale w jakiej sytuacji. Wypuścił powoli powietrze przez rozchylone wargi i odetchnął. Zerknął raz jeszcze na dziewczynę, gdy skomentowała smak szampana. Już miał zaproponować, aby po wszystkim przenieśli się w miejsce, w którym alkohol smakuje tak, jak powinien… ale pieprzona glina wszystko zniszczyła.
    Zaczął podejrzliwie spoglądać na Violet. Czyżby była podstawiona? Uważnie miała go rozproszyć, aby do odpowiedniego czasu nie zauważył policji? Zacisnął mocno szczękę, przez co ostra krawędź żuchwy stała się mocno widoczna. Jeżeli ktokolwiek myślał, że jakaś laska go wystarczająco rozproszy, to… wychodziło na to, że wcale się nie mylił. Zamierza jednak wyjść z sytuacji z twarzą.
    Wpatrywał się w nią bez mrugnięcia, analizując czy wcześniej słyszał już jej nazwisko. Nic jednak mu nie świtało w pamięci. Nie mogła być kimś istotnym dla jego interesów, bo inaczej znałby te nazwisko. Dlaczego jednak pojawił się ktoś inny, zamiast właściwej osoby? Dlaczego zainteresowała się właśnie tym konkretnym obrazem?
    — Lepiej, żebyś mówiła prawdę — mruknął nieprzyjemnie, powstrzymując się przed warknięciem. Byli wśród ludzi, a Theo wbrew wszystkiemu dbał o nienaganną reputacje i chwila słabości nie mogła tego zniszczyć.
    Policjant się wycofał. Po pomieszczeniu rozbrzmiał szelest głosów, a pieprzony telefon w kieszeni nie przestawał dzwonić. Rzucił jej surowe spojrzenie i nie komentując jej słów, pospiesznie wyciągnął urządzenie z kieszeni, aby sprawdzić, kto się do niego dobijał.
    Szef.
    Przez chwile wahał się, co zrobić, a nim podjął decyzję usłyszał mowę aukcjonera.
    — Sprzedane numerowi 16 — uderzył młotkiem w podstawkę i płynnie przeszedł do następnego przedmiotu aukcyjnego.
    Theodor gotował się w środku, ale wiedział, że nie może dać tego po sobie poznać. Musiał załatwić sprawę z Brennan poza galerią.
    — Gratulacje, tatuś z pewnością będzie zadowolony z zakupu — uśmiechnął się kącikiem ust. — W pakiecie z gliniarzem. Ale to pewnie nie problem, co? — Uśmiechnął się, tym razem uśmiech ten nie miał w sobie nic z serdeczności, zerkając na trzeciego licytujące, który obecnie przypatrywał się im.

    🙊

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdy ich ramiona się zetknęły, czuł napięcie w swoim ciele. Gdyby tylko nastąpiło to wcześniej, przed pojawieniem się Brockovicha, z pewnością czułby iskry przeskakując pomiędzy ich ciałami. W tej chwili jedyne co czuł, to narastające wkurwienie na całą tę sytuację i niewiedzę. To drugie najbardziej działało mu na nerwy. Nienawidził sytuacji, w których tracił kontrole, a teraz właśnie w takiej się znalazł.
    Dostrzegł nóż, ale tylko cicho prychnął. Jeżeli myślała, że przestraszy go białą bronią, to była w cholernym błędzie. Nie zamierzał jej jednak z niego w tej chwili wyprowadzać. Zastanawiał się natomiast, kim do cholery była Violet Brennan i dlaczego nigdy wcześniej o niej nie słyszał. Kiedy ponownie padło imię jej ojca, wszystko wskoczyło na swoje miejsce, a Sanders.
    Ten Brennan — wyszeptał w podobnym tonie, w jakim padła z jego ust wcześniejsza kurwa, gdy zorientował się kim jest trzeci licytujący pieprzony obraz. Momentalnie spojrzał na nią w inny sposób. Nie zamierzał traktować jej nagle z większym szacunkiem tylko przez to, że była córką szanowanego człowieka w przestępczym półświatku Nowego Jorku. Nie był tym człowiekiem, który podlizywał się każdemu, bo występowały powiązania rodzinne. James i jego syn owszem, zasłużyli sobie na szacunek, ale ona? Do dzisiaj nie miał pojęcia o jej istnieniu, albo wyobrażał ją sobie raczej jako dziecko niż młodą kobietę, która mogłaby go zainteresować.
    Nim odpowiedział na jej pytanie, rozejrzał się powoli po pomieszczeniu, zwracając uwagę na siedzących w pobliżu ludzi.
    — Nie tutaj, skarbie — odparł od razu. Nie zamierzał rozmawiać o interesach, wśród tłumów, wśród których mogły znajdować się podstępne, wyczulone uszy. Uniósł brew, słysząc jej rozkaz. Wkurwiła go tym, bo nie zamierzał wykonywać poleceń jakiejś małolaty. Mógłby zostawić ją z tym gliniarzem samą, bo to właśnie ona stała się właścicielem obrazu. To, co znajdowało się wewnątrz, było jednak jego pieprzonym interesem i nie mógł tak po prostu pozwolić sobie na straty. Z ogromną niechęcią podniósł się z krzesła i ruszył za nią, prostując się i napinając swoje mięśnie, aby jego sylwetka wyglądała nienagannie.
    Zrównał z nią kroku, idąc tuż obok w jednej lini, tak jak uczynił to wcześniej, jeszcze gdy stali przed obrazem całkiem nieświadomi, że ten dzień potoczy się w taki sposób.
    — Dlaczego zastępujesz ojca? — Spytał, nie opuszczając z niej swojego intensywnego spojrzenia — i nie myśl sobie, że boję się tego twojego marnego nożyka — dodał. Nie wyglądał, jakby szedł za nią z powodu strachu. Nie bał się ani o swoje jaja, ani o żadną inną cześć swojego ciała — gdzie chcesz mnie zabrać księżniczko? Bo tutaj nie wyciągniesz ze mnie ani słowa, dopóki nie powiesz mi, dlaczego akurat dzisiaj nie pojawił się tutaj twój ojciec i dlaczego, kurwa, nagle wchodzimy sobie w drogę — wysyczał tak cicho, aby tylko ona go usłyszała.

    ☠️

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaskoczyło. Zdawał sobie sprawę, że było to po nim widać, ale cóż, James Brennan był szanowanym… gentlemanem. Nikt nie chciał wejść mu w drogę. Ich interesy odrobinę się różniły, wiec nigdy nie musiał się martwić o kontakty z nim. Nie wchodzili sobie w drogę. Mógłby powiedzieć, że żyli w neutralnych stosunkach. O ile nagle coś się nie zmieniło, a zajęcie Brennana nie uległo zmianie. Dlatego spoglądał na Violet z pewną nieufnością. Może jej ojciec knuł coś? Chciał przejąć interes, wiec wystawił Sandersa? To nie było w stylu mężczyzny, wiedział o tym. Nie rozumiał tylko, skąd się wziął tu gliniarz.
    Rozmyślał intensywnie nad wszystkim, powoli kierując się za dziewczyną. Robił to dość niechętnie, jednak wyraz jego twarzy niczego nie wyrażał. Musiał dbać o swoją nieskalaną opinię.
    Uniósł kpiąco brew, ale nie skomentował jej słów, a tym bardziej gestu wykonanego dłonią. Na ten moment nie interesowało go nic poza próbą zrozumienia, co się tutaj wydarzyło. I dlaczego, kurwa, stracił obraz.
    Wyszedł za nią z budynku, obserwując jak zwraca się do kierowcy. Był spokojny, jeszcze. Nie zamierzał pozwolić na to, aby emocje wzięły nad nim panowanie. Zresztą, nie był takim człowiekiem. Umiał nad sobą panować, zwłaszcza w kwestii interesów. A teraz myślał tylko o nich, Violet przestała być rozpraszaczem. Wsiadł za brunetka do samochodu i zamknął za sobą drzwi. Rozsiadł się wygodnie na tylnej kanapie, nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia.
    — Dziwna sprawa, że nie pojawia się na wernisażu, zawsze je uwielbiam — stwierdził. Nie był idiotą, aby rzucać oskarżeniami — o ile nagle sytuacja się nie zmieniła, mój interes nie koliduje z jego. Ciekawi mnie natomiast, że ciebie zainteresował właśnie ten konkretny obraz — wysunął jedną nogę przed siebie na tyle, na ile pozwalało na to miejsce w samochodzie, a drugą cofnął odrobinę — lubię sztukę i rozmowy o niej. Tyle — odpowiedział na jej pytanie. Klepnął się delikatnie w udo wysuniętej nogi i spojrzał prosto w jej oczy.
    — Skoro zapoznanie mamy za sobą, ten obraz należy do mnie — oznajmił — odkupię go, a ty grzecznie zapomnisz o tym, że kiedykolwiek istniał. Nie obchodzi mnie, czyją jesteś córką — poprawił się na siedzisku i przybliżył się do dziewczyny.
    Zaciągnął się jej zapachem, wpatrując się w jej ciemne oczy. Zdusił w sobie chęć jeszcze większego zbliżenia się w jej kierunku, bo nie był pewien czy wówczas byłby w stanie się kontrolować na tyle, aby nie przekroczyć jej strefy komfortu. — Nasze biznesy nie wchodzą sobie w drogę i jestem pewien, że wszyscy będą zadowoleni, jeżeli tak właśnie zostanie. Nie jestem natomiast pewien, co się wydarzy, jeżeli go nie oddasz. Ale mogę obiecać, że wówczas osobiście zajmę się tą sprawą — powiedział cicho niskim tonem, nie odrywając od jej oczu swojego spojrzenia.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie spodziewał się, że ten wieczór skończy się w taki sposób. Owszem, nie miałby nic przeciwko gdyby faktycznie spędził go w towarzystwie tej dziewczyny, ale… Zdecydowanie nie brał pod uwagę, że z jej towarzystwa mogą wyniknąć takie komplikacje. Zmrużył powieki, słuchając co miała do powiedzenia. Nie znał jej, nie wiedział na ile może wierzyć w jej prawdomówność, ale Brennan był porządnym facetem.
    Ten jebany pies znalazł się na tej aukcji i był pewien, że to nie stało się przez, kurwa, przypadek. Posłał jej lodowate spojrzenie, przypominając sobie o wcześniej dzwoniący telefonie, który wówczas zignorował i być może to był poważny błąd. Tak czy inaczej było za późno, będzie musiał jednak oddzwonić, gdy znajdzie się już sam w chwili spokoju.
    Wziął głęboki oddech, a następnie powoli wypuścił powietrze przez rozchylone wargi. Musiał się uspokoić, bo chociaż z zewnątrz nie wyglądał, wewnątrz był poddenerwowany. Jeżeli miał ogon w postaci gliniarza, to był to poważny problem, z którym będzie musiał sobie poradzić i załatwić sprawę tak, aby nikt o nic nie pytał.
    — W porządku, koniec tematu — wymruczał. Musiał skupić się na tu i teraz. Zmarszczył brwi, bo z niechęcią jej ustępował. Zrozumiał jednak, że niczego konkretnego się nie dowie, zadając w kółko te same pytania w innej formie.
    Przegrał. Nienawidził przegrywać i nigdy mu się to nie zdarzało, a teraz to się stało i był z tego powodu co najmniej wkurwiony.
    Nie zamierzał jednak tak po prostu się z tym pogodzić. Będzie musiał znaleźć inne rozwiązanie tej sytuacji… I cóż. Wiedział, że będzie musiał się natrudzić. Z drugiej strony nie lubił łatwych zadań.
    — Nie skończyłem z tobą — oznajmił poważnie, dostrzegając zdobienie pończoch. Kurwa, czy musiała wyglądać tak dobrze i pobudzać jego zmysły? W dodatku to, jak malowała usta… Miał ochotę rozmazać kosmetyk swoimi wargami, z jej kształtnych ust. Im dłużej na nią patrzył, tym więcej chciał z nią zrobić. Wiedział też, że jeżeli wciąż będzie tkwił w jej towarzystwie bez możliwości rozładowania emocji, popełni ogromny błąd. Złość na nią, nakręcała go równie mocno, co ich flirt w trakcie wernisażu. Dlatego, właściwie w odpowiednim momencie zdecydowała o pozbyciu się go z samochodu.
    — Przyjdź jutro przed zamknięciem do Thyme, rozwiążemy nasz mały problem — oznajmił, sięgając dłonią klamki samochodu — jestem pewien, że go zakończymy. Tylko wyglądaj ślicznie, tak jak dzisiaj — dodał — kierowca po ciebie przyjdzie. Może pod adres tatusia? Będziesz miała chwile, aby obgadać z nim, jakie jest wasze zdanie — mrugnął do niej i otworzył drzwi, a następnie wysiadł i trzasnął nimi za sobą.
    Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął komórkę. Musiał oddzwonić i obgadać wszystko, co było istotne. Nie lubił mówić o porażce, ale dzisiaj nie miał dobrych wieści dla szefa, co strasznie go wkurwiało. Podczas jego warty nigdy nie było problemów, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz.

    🕴️

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie obchodziło go to czy miała jakiekolwiek plany na kolejny wieczór. Wiedział, że Violet nie ma żadnego interesu w rozwiązaniu jego problemu, bo to, że obraz trafił do jej rąk było tylko i wyłącznie jego problemem, z którym musiał sobie w jakiś sposób poradzić.
    Po wernisażu, gdy znalazł się już w swoim apartamencie, nie musiał oddzwaniać. Telefon ponownie zaczął dzwonić, a tym razem Theo bez problemu odebrał, przeprowadzając rozmowę, w której dostał spóźnioną informację na temat pojawienia się policji. Jakby, kurwa, nie wiedział, kto włączył się do licytacji. Okazało się jednak, że artysta dowiedział się szybciej i obraz, który docelowo ma trafić w ręce Sandersa leży zabezpieczony, spokojnie w prywatnym magazynie malarza i czeka na właściwy moment.
    Odetchnął. Momentalnie poczuł się mniej wkurwiony na cały świat, co nie zmieniało faktu, że sama przegrana z Violet wciąż go drażniła. Przez co nie zamierzał jej odpuścić. Wręcz przeciwnie. Nie mógł się doczekać, kiedy pojawi się w Thyme.
    Dzień przebiegał tak jak zawsze. Po wypiciu mocnej kawy, zrobił sobie krótką przebieżkę po okolicy, później zimny prysznic, lekkie śniadanie, jabłko w rękę i zjechanie do podziemnego garażu, skąd ruszył do Thyme z idealnie czerwonym jabłkiem na miejscu pasażera.
    Nie rozpraszał się na niczym podczas pracy. Co prawda, zerkał, co jakiś czas na zegarek kontrolując godzinę i sprawdzając, ile pozostało do zamknięcia restauracji. Wręcz nie mógł się doczekać, aż w lokalu pojawi się Violet.
    Oczywiście, że zamierzał wykorzystać okazję i kazał przygotować szefowi kuchni paelle, zaznaczając mu, że jeden z gości miał, co do niej niewybredne komentarze i ma stanąć na rzęsach, aby tym razem była idealna, a on sam był w gotowości na wszelkie poprawki i ma się upewnić, że na kuchni nie brakuje mu świeżych produktów, a za nadgodziny zostanie solidnie wynagrodzony. Dodatkowo może liczyć na więcej, jeżeli padnie aprobata z ust wymagającego klienta.
    Kiedy zbliżał się koniec pracy Thyme, udał się do swojego biura, aby ukryć swoje zniecierpliwienie przed pracownikami. Kiedy dostał informację od kierowcy, że panienka Brennan nie pojawiła się, czuł narastającą złość. Wolał nie wyżywać się na pracownikach, chociaż z reguły nie miał z tym problemu, tym razem wolał im oszczędzić, zwłaszcza, że cały dzień pracy przebiegał pomyślnie i… W jakimś stopniu zależało mu na tym, aby byli zadowoleni z pracy. Szczęśliwi pracownicy sprawiali, że miejsce było jeszcze bardziej przyjazne dla klientów, a to na zadowoleniu tych ostatnich zależało mu najbardziej.
    Drgnął, słysząc jakiś harmider dobiegający z głównej sali. Przez chwilę spoczywał w bezruchu, uważnie wytężając zmysły i wsłuchując się w padające słowa. Kiedy usłyszał swoje imię, uśmiechnął się i postanowił wstać. Oczywiście przybrał obojętność, gdy postanowił, że to czas najwyższy opuścić swoje królestwo.
    — Dobry wieczór, Violet — stanął wyprostowany, wsuwając dłonie do kieszeni eleganckich spodni wyprasowanych w kant — już się martwiłem, że będziemy przez ciebie zmuszeni do marnotrawstwa żywności. Nie lubię tego — przeniósł spojrzenie z dziewczyny na kelnerkę i zwrócił się do niej — Rachel, Ryan wie, co podać. Przygotuj stolik, a później masz już wolne — uśmiechnął się całkiem przyjemnie, ale powracając spojrzeniem do Brennan, nie było śladu po uśmiechu — myślałem, że bardziej się postarasz — mruknął, lustrując uważnie jej sylwetkę — jak rozumiem, alkoholu nie proponować, zdaje się, że jesteś swoim własnym kierowcą? Gdybyś zmieniła zdanie, ktoś będzie czekał, aby cię odwieźć — uniósł lekko kącik ust, a następnie wskazał dłonią na salę restauracyjną i stolik, który przygotowywała zdezorientowana Rachel. Faktycznie nie wspominał o żadnych, specjalnym gościu, ale nie musiał dzielić się wszystkim z wszystkimi. Najważniejsze, że Ryan był przygotowany na jej przybycie.

    😎

    OdpowiedzUsuń
  13. — Nadal tak samo wygadana — uśmiechnął się do niej, nie robiąc sobie nic ze sposobu w jaki się odzywała. Musiał przyznać, że jej drapieżność i niechęć do niego, tylko bardziej go zachęcała do działania. Nie zamierzał przekraczać żadnych granic, ale był typowym samcem. Gdy spotykał na swojej drodze ciężki do zdobycia cel, tym bardziej go pragnął i zamierzał probować wszystkich swoich sił. Był tego świadom. Gdyby nagle zaczęła być posłuszną, opanowaną i skórą do rozmowy dziewczyną, odprawiłby ją z kwitkiem, bo nie było już nic do załatwienia pomiędzy nimi. Spokój ducha mu wystarczył. Tymczasem Violet zdecydowanie nie należała do grzecznych dziewczynek. Nie był głupcem, widział wczoraj jak na niego patrzyła i dzisiaj również dostrzegł jej spojrzenie. Powstrzymał wpływający na usta uśmiech, utrzymując wciąż poważną minę.
    — Wiedziałem, że jesteś uparta — powiedział, uważnie jej się przyglądając. Skupił spojrzenie na jej szyi, gdy przekręciła głowę. Delikatność skory na tym fragmencie ciała kolejny raz przyciągała go do siebie, w jakiś niepohamowany sposób. Odwrócił w końcu wzrok i zaśmiał się cicho — czyli mam odwrócić taktykę? Violet, tylko spróbuj tknąć to, co ci podadzą — zakpił — a może powinienem zakaz pojawiania się tutaj? — Zaśmiał się cicho, posyłając jednoczenie kelnerce surowe spojrzenie. Powinno jej już dawno tutaj nie być, ile potrzebowała czasu, aby przygotować stolik? Powinna robić to błyskawicznie i jeszcze szybciej zniknąć z jego oczu.
    Kiedy ruszyła w stronę stolika, powoli ruszył za nią, nie krępując się w przyglądaniu się, jak kołyszą się jej biodra. Pomimo braku eleganckiego i kuszącego stroju i tak wyglądała niesamowicie seksownie, a może i lepiej niż we wczorajszej kiecce. Wyobrażał ją sobie w bardzo nielegalnych sytuacjach i w jednej chwili dotarło do niego, że jeszcze nigdy wcześniej nie spotykał się z nikim z branży. Nawet na jedną noc. Może dlatego tak bardzo go przyciągała?
    — A ty zawsze tak się dąsasz? — Uniósł brew. Nie odrywał od niej spojrzenia nawet na chwilę, wiec nie umknęła mu broń. Zaczekał, aż usiądzie i wówczas dopiero sam zajął miejsce. Nie wytrzymał i słysząc jej słowa, zaśmiał się pod nosem. — Przekaż Ryanowi, że z pewnością sobie poradzi. Nich tyko dostosuje się do moich wcześniejszych wskazówek — rzucił w eter, nie patrząc nawet na Rachel. Chciała, żeby jak najszybciej zniknęła już im z oczu. Kiedy ruszyła w kierunku kuchni, Theo ułożył dłoń na stoliku i postukał w niego palcami.
    — Tatuś zadowolony z obrazu? Idealne miejsce znalezione? — Zapytał, cały czas trzymając wyprostowaną pozycję. Rachel pojawiła się na korytarzu i przeszła do baru, aby podać odpowiednie wino do dania, które w pośpiechu zaczął przygotowywać kucharz. Bez słowa nalała czerwonego wina do kieliszków, pozostawiając butelkę na stoliku i oddaliła się. — Mam nadzieję, że nie było żadnych komplikacji? Szkoda, gdyby te się pojawiły. W końcu cokolwiek kryło się w tym obrazie, nie łączyło się to z waszą rodziną.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  14. Trafiła. Nic nie odpowiedział, nie musiał. Im dłużej przyglądał się jej zaciętej minie, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że oboje czują te same, dziwne przyciąganie. I żadne z nich nie chce być pierwszym, które podda się instynktowi. Jakby miało być to okazaniem słabości. Bo… w zasadzie właśnie tym było, a przecież oboje potrafili perfekcyjnie nad sobą panować. Pytanie, jak długo.
    — Jak dziecko, jak dziecko — pokręcił z rozbawieniem głową, a następnie spojrzał jej prosto w oczy. Nic więcej jednak nie powiedział. Postanowił wstrzymać się z kolejnymi słowami do momentu, aż zasiada przy stoliku i dystans pomiędzy nimi znacznie się zmniejszy. Ograniczając się jedynie do długości stolika, a ten przygotowany przez Rachel dla nich należał do tych krótszych, przeznaczonych dla dwójki. — Może to właśnie dlatego twoje imię nic nie znaczy, a tatuś zamiast wtajemniczać się głębiej w swoje interesy, wysyła cię jedynie na sprzedane wernisaże? — Podejrzewał, że wkurzy ją tymi słowami. Nawet jeżeli ojciec jej ufał, sprawiała wrażenie takiej, dla której ważne jest to, aby ludzie wiedzieli kim jest. Wiedział. Wiedział, że jest córką Brennana. Nikim więcej, a coś mu podpowiadało, że odpowiadałoby jej, gdyby zamiast być kojarzona z męskimi członkami rodziny, każdy trząsł tyłkiem na same jej imię. Nie wiedział ile w tym prawdy. Nie znał jej, po prostu obserwował i analizował, snuł własne wnioski, które nijak mogły się łączyć z prawdą. Wyobrażenie o niej w takiej roli sprawiało jednak, że interesowała go jeszcze bardziej. I liczył na to, ze nie zawiedzie się, na niej, na swojej umiejętności odczytywania ludzi.
    — To zaszczyt — stwierdził całkiem poważnie — a już myślałem, że wyląduje w zamknięciu. No wiesz, przed chwilą sama stwierdziłaś, że lubić robić na złość — uniósł wysoko brew. Obserwował jak sięga po kieliszek, aby nie przegapić żadnej reakcji.
    Uniósł wysoko brew, gdy zatrzymała jego palce. Kurwa mać, najchętniej przyciągnąłby ją za tę dłoń do siebie i wziąłby ją tutaj. Czuł, że mogłaby smakować wybornie. Pasowałaby idealnie do otoczenia.
    — Cóż — wzruszył od niechcenia ramionami — może gdyby nie to, dzisiaj by cię tu nie było? Może miałem ochotę zwabić cię do siebie? Może stwierdziłem, że warto wkurwić kogoś od Brennanów? Za mało adrenaliny w życiu? — Mówił powoli i spokojnie, zastanawiając się nad innymi, możliwymi ewentualnościami — swoją drogą, kto mówił, że miało coś w nim być? Może chodzi o sam obraz? O to, co znajduje się na nim… lub pod nim? — Zagryzł wargę, cicho się śmiejąc — próbowałaś kiedyś sprawdzić co się stanie, gdy rozpuszczalnik zetknie się z farbą? — Wlepił w nią swoje spojrzenie, cały czas z lekkim uśmiechem na ustach. Powinien oderwać od niej spojrzenie, bo im dłużej tak się jej przypatrywał, tym śmielsze stawały się jego wyobrażenia, a to powodowało z kolei, że z chęcią zmieniłby je w rzeczywistość. Lub zdusiłby w sobie całą tę chęć. Obawiając się, że w jego oczach mogłaby zobaczyć znacznie więcej niż chciałby jej pokazać. Potrafił panować nad złością. Umiał zachować powagę i surowe spojrzenie, kiedy coś w szczególny sposób go bawiło, ale gdy pojawiało się tak silne pożądanie, nie potrafił zmusić swoich oczu aby pozostawały bez wyrazu.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  15. [Sekstaśma to coś, co tygryski lubią najbardziej ❤ Zła część Ethana tylko czeka, żeby ją ponac, chodź wspólnie zgrzeszyć 🥰]

    E.W buziaki

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Cześć! Podejrzewam, że plotka z taśmą rozniosła się w zabójczym tempie, a wiadomo jaki wpływ na życie mogą mieć plotki i otoczenie... Oby jednak zawsze szła przez życie z wysoko uniesioną głową :)
    Bawcie się dobrze! ]

    Laurent / Jackson

    OdpowiedzUsuń
  17. Chwycił dłonią swoją brodę i pogładził skórę, przekrzywiając delikatnie głowę. Uśmiechał się przy tym jednym ze swoich firmowych uśmiechów i wpatrywał się intensywnie w brunetkę.
    — Dbam o nią. Bardzo — stwierdził bez chwili wahania — i o to, aby pozostała nietknięta — dodał w gwoli wyjaśnienia. Słuchał tego, co miała do powiedzenia, a na jego ustach wkradali się coraz szerszy uśmiech — wolność słowa? — Odpowiedział pytaniem na pytanie i po chwili zacisnął wargi w wąską linię — albo po prostu świadomość pewnych zachowań — wzruszył od niechcenia ramionami — ale dość o twojej rodzinie, nie po to cię zaprosiłem do siebie.
    Mógłby długo rzucać słowami, które prawdopodobnie działałyby na nią drażniąco, ale prawda była taka, że nie chciał doprowadzić do momentu, w którym faktycznie zdecydowałaby się na sięgniecie po broń. Owszem, nie zamierzał być dla niej milutki, ale wiedział, że są pewne granice, których warto się trzymać. Tak dla ogólnego porządku. Nie chciał, aby nagle zaczęły padać strzały.
    Słuchał jej, mrużąc przy tym oczy, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Obserwował ją, jej ruchy, to jak trzymała kieliszek, jak z niego piła. Po prostu… chłonął wzrokiem cały jej obraz.
    — Marnotrawstwo? — Spytał zaintrygowany doborem słów, cała reszta tak na dobrą sprawę go nieszczególnie interesowała. Wpuszczał jej słowa jednym uchem i wypuszczał drugim, wyłapując jedynie tego, co wydawało mu się istotne.
    Zatrzymał wzrok na jej dłoni sunącej w górę i w dół. To był tylko kieliszek, a jego wyobraźnia podsuwała mu bardzo niegrzeczny obraz i to było poważnym błędem. Chwycił sam szkło i napił się znacznie łapczywiej niż zamierzał to zrobić.
    — Pod obiciem można coś ewentualnie przewieźć, jakby była potrzeba… nierejestrowanego bagażu — uśmiechnął się kącikiem ust — mam ci popsuć zabawę? — Uniósł wysoko brew — jak chcesz. Kiedy wylejesz odpowiedni roztwór rozpuszczalnika na obraz… pozostanie płótno. Czyste, a może coś kryjące. Mapę. Na przykład. Albo interesujące informacje. Różne rzeczy. Wszystko zależy od tego dokąd docelowo ma trafić… — mrugnął jej i zamilkł. Usłyszał bowiem otwierające się drzwi kuchni, a po chwili ciężkie kroki, samego szefa kuchni, Ryana.
    — Coq au vin — położył na stoliki dwa porcelanowe talerze elegancko lecz minimalistycznie udekorowane — smacznego — dodał z lekkim uśmiechem, nieco nerwowo zerkając na Violet. Nie miał pojęcia kim była ta kobieta, ale szef jasno dał mu do zrozumienia, że ma być zachwycona posiłkiem.
    Kiedy Ryan się oddalił, Theo skinął dłonią na talerz.
    — Nie musisz się niczym martwić, nie jest zatrute — oznajmił i chwycił widelec, a następnie nabił na niego marchewkę z jej talerza, dla potwierdzenia swoich słów i ją zjadł.
    Sam jednak nie zabrał się za jedzenie, skupiony na obserwowaniu jej. Wiedział, że kucharz się postarał. Zawsze się starał. Theo jedzenie traktował… jak coś więcej niż samo posilenie się. Wiedział, że działa na zmysły i nie chciał przegapić żadnej reakcji Violet.

    🧐

    OdpowiedzUsuń
  18. Na słowa brunetki zareagował jedynie czarującym uśmiechem. Nie zamierzał pozwolić, aby jego twarz w jakikolwiek sposób ucierpiała.
    — Na pyszną kolację i pogaduszki o sztuce. Wczoraj to nam szło całkiem dobrze, tylko ten ochydnym szampan, a raczej jego imitacja wszystko psuł — stwierdził, wciąż z tym samym uśmiechem na twarzy. Jeżeli liczyła, że z jego ust padnie coś bardziej bezpośredniego tak szybko w tym temacie, to się grubo myliła.
    Czuł na sobie jej spojrzenie. Dlatego też poprawił się na krześle, a rękę oparł w taki sposób na stole, że jego mięśnie napięły się i stały się bardziej widoczne przez materiał koszuli. Dlaczego miałby szczędzić jej widoku? Wiedział, jak wyglądał. Wiedział, że nie była ani pierwszą, ani ostatnią która cieszyła oko jego ciałem. A Theo… nie był zadufanym w sobie narcyzem, ale kto nie lubił czuć na sobie intensywnych spojrzeń? Theodor Sanders lubił.
    — Czyli jestem ładny. Czuję, że to największy komplement jaki usłyszę z twoich słów — uśmiechnął się — chociaż kto wie… — wymruczał cicho pod nosem, spoglądając na nią spod rzęs. Miał tak ogromną ochotę sprawić, aby wykrzykiwała inne pochlebstwa, jednak nie chciał dać jej tej satysfakcji ulegającego. Wystarczy, że sprzątnęła mu sprzed nosa obraz. Co prawda teraz wiedział, że nie musiałby się nawet o niego licytować, ale wczorajszej nocy podczas trwania wernisażu, tego jeszcze nie wiedział. Wciąż czuł w sobie złość za przegraną. Nigdy nie przegrywał, a ona sprawiła… Wziął głęboki oddech, zaciskając jednocześnie mocno pieści. Nie mógł w tej chwili poddać się narastającej w nim złości. To miała być wbrew pozorom całkiem zwyczajna kolacja.
    Uniósł brew, obserwując jak rozmyśla nad jego słowami, a on automatycznie uśmiechał się odrobine mocniej. Widział to. Widział, że zrozumiała.
    — Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to w bardziej kreatywny sposób — stwierdził, a w jego oczach pojawiła się niebezpieczna iskra, ale nic więcej nie zmieniło się w wyrazie jego twarzy — zatrucia są passe — dodał cicho.
    Nie odpowiedział na jej pytanie. Skupiał się na tym, jak jadła. Wyczekiwał. A rozczarowanie, które czuł, gdy zachowała tę samą minę było nie do opisania. Miał ochotę przywołać Ryana i zbesztać go za to, że nie dostosował się do jego zaleceń. Dlaczego, kurwa, tero nie zrobił? Myślał, czując jak nozdrza rozszerzają się ze złości. Będzie musiał się na kim wyładować i nie zdecydował jeszcze, na kogo padnie i w jaki konkretnie sposób.
    — Cóż, całkiem możliwe, że doszło do pewnych komplikacji, które wyniknęły przez starego, dobrego Brockovicha — oznajmił znudzonym głosem, wypowiadając każde słowo niezwykle powoli. Jakby musiał przed każdym dźwiękiem przypominać sobie, że na niej wyzywać się nie może, chociaż to właśnie ona była powodem negatywnych emocji. Chciał wiedzieć dlaczego jej nie smakuje, dlaczego nie zachwyca się winem i samym jedzeniem. — Ryan, jeżeli tylko masz ochotę, przygotuje deser jaki sobie tylko wymarzyłaś. Nawet jeżeli miałby zapierdalać po jakiś składnik na drugi koniec miasta — powiedział, zdradzając się swoją frustracją. Był na siebie za to wkurwiony, ale musiała dostać coś, co sprawi, że nie będzie mogła powstrzymać anielskiego uśmiechu spowodowanego tak wielkim dobrem, które będzie rozpływało się w jej ustach.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  19. — A mogło być tak pięknie — stwierdził ironicznie, jednak wcale nie zamierzał kończyć spotkania przez to szybko. Wręcz przeciwnie. Violet miała w sobie coś niesamowitego. Był świadom, że najbardziej przyciągała go jej niechęć do jego osoby. Zwłaszcza, że nie był przyzwyczajony do takiego zachowania ze strony pięknych niewiast. Nie bronił się przed świadomością tego, nie wmawiał sobie, że najbardziej intryguje go coś innego, ale… No właśnie. Było ale. Miała w sobie coś jeszcze. Pewną hardość ducha, która sprawiała, że chciał po prostu wiedzieć o niej więcej. O Brennanach słyszał. Każdy, kto uczestniczył w przestępczym świecie Nowego Jorku wiedział o ich istnieniu. O jej ojcu i bracie. Ale o niej… O niej nie słyszał. Miał ją wyszukać w internecie, jednak nie zdążył tego zrobić, bo poza restauracją musiał dogadać temat wczorajszego wernisażu.
    — Myślę, że w tym przypadku fakt i opinia idą w parze — uśmiechnął się — nie musisz się wstydzić, nikomu nie powiem, że ci się podobam — puścił do niej zaczepne oczko. Przesunął palcami po swojej szczęce, jakby chciał ją bardziej zaprezentować, a kiedy zapytała o to, co cicho mówił, postanowił, że nie będzie milczał — nie mogę powtórzyć, jeszcze poczułabyś się zgorszona — oznajmił, wzruszając przy tym lekko ramionami. Owszem, właśnie subtelnie dał jej znać, że myśli o niej w niegrzeczny sposób, jednak na ten moment nie zamierzał zrobić niczego więcej.
    — Lubię sztukę — odparł spokojnie, wpatrując się prosto w jej ciemne oczy — o czym zdążyłaś się przekonać — dodał po chwili. Nabił kawałek mięsa na ząbki widelca i nim wsunął kawałek kurczaka do ust, przyglądał mu się przez chwilę spod przymrużonych powiek — nie jestem pewien czy to odpowiedni temat do kolacji — przyznał, decydując się w końcu na zjedzenie nabitego kurczaka. Jemu osobiście to nie przeszkadzało, ale… Nie miał pojęcia, jak bardzo wrażliwa była Violet Brennan. Podejrzewał, że nie należała do delikatnych dziewczyn, które na widok krwi mdlały, ale nie był pewien ile byłaby w stanie znieść. Zwłaszcza przy posiłku. Nie wiedział też na ile może jej ufać, jak dużo może zdradzić. Nawet głowa całej organizacji nie miała panowania nad tym, co dokładnie robił, gdy sam zajmował się ludźmi, którzy mieli zniknąć. Mawiano, że psychika artysty jest zbliżona do psychiki seryjnego mordercy. Theo miał w sobie trochę jednego i drugiego. Mordercza mieszanka, której efekty mógł podziwiać w swojej prywatnej galerii, do której wstęp miał tylko… on.
    — Na aukcje trafił nie ten obraz, który miał trafić. Czyli tak, wydałaś mnóstwo kasy na coś bezwartościowego i pod względem artystycznym i… biznesowym. Jakby to powiedzieć, Violet. Masz szczęście, że nie musisz się na żywo przekonywać o mojej kreatywności — oblizał powoli wargi — tak czy inaczej… Dobrze poinformowana osoba wiedziała, że pojawi się stary pies. Nie zdążyła jednak przekazać tego w odpowiednim ludziom w odpowiednim czasie. Tyle dobrego, że na aukcje trafiła… można powiedzieć, że replika. Nie jest to pierwowzór, ale namalowany przez dokładnie tego samego malarza, więc jakby spojrzeć na to w ten sposób, masz to, co chciałaś — powiedział, a następnie zmrużył oczy. Nie chciał odpowiadać na te słowa, bo… Z reguły taki nie był. To ona budziła w nim niestosowne zachowania i pierwotne instynkty. Chciał ją zadowolić. Nieważne ile przypadkowych osób miałoby na tym ucierpieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciał poczuć tę satysfakcję, widząc na jej twarzy zadowolenie, którego nie będzie potrafiła skryć. — Chcesz, możesz wejść na kuchnię i z nim poplotkować, pewnie z chęcią opowie, jakim jestem szefem — powiedział obojętnym tonem, chociaż utrzymanie go w tej chwili nie było łatwe — przy okazji będziesz mogła złożyć zamówienie na swój deser i upewnić się, że twoja porcja nie zawiera żadnych dodatków — odłożył sztućce i odsunął od siebie odrobinę talerz. W jednej chwili stracił cały apetyt. Westchnął, poprawiwszy się na wygodnym krześle i sięgnął po kieliszek z winem. Upił odrobinę, smakując wybornego napoju. — A teraz… powiedz mi. Skoro wiedziałaś, że obraz niczego w sobie nie skrywa… Jak to sama ujęłaś, nie jesteśmy przyjaciółmi i nie zaplataliśmy w piaskownicy warkoczyków… Co tu właściwie robisz, Violet? — Spytał mrukliwie, jednak jej imię wypowiedział niesamowicie miękkim tonem.

      ☠️

      Usuń
  20. Nie odpowiedział na jej słowa, bo był niemal pewien, że w końcu mu się uda. Zdobędzie nie tylko ją, ale i komplement, przed którym tak bardzo się broniła. Co było w zasadzie zabawne. To, jak otwarcie darzyła go niechęcią, jakby w ogóle nie musiała się starać, aby rzucić jakąś kąśliwą uwagę w jego kierunku i odpyskować. Ich przepychanka była dość dziecinna, ale… Cholera, tak bardzo mu się podobała.
    — Podoba mi się to — powiedział nagle — jak bardzo mnie nienawidzisz — uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym swój idealny uśmiech. — A od nienawiści jeden krok, do… — nie dokończył. Nie chciał wypowiadać na głos tego słowa, mając wrażenie, że spowodowałby ciężar, a atmosfera panująca obecnie pomiędzy nimi i tak nie należała do lekkich. Zresztą, był pewien, że doskonale wiedziała, co miał na myśli.
    Przechylił głowę w bok, uważnie jej się przyglądając. Zdecydowanie znali się za krótko, aby mógł opowiedzieć ze szczegółami, w jaki sposób zajmował się swoimi problemami, które musiały zniknąć raz na zawsze. To było już coś znacznie więcej niż mówienie otwarcie o tym, że w obrazach w taki czy inny sposób coś było przemycane, dostarczane… Bo, chociaż niewiele było osób, które dokładnie wiedziały, czym się zajmowała organizacja, to jednak wiedzą szeroko dostępną była wiadomość, że jest to coś nielegalnego. Zdradzenie się jednak i przyznanie jednocześnie do tego, że pewne rzeczy pociągają go odrobinę za mocno, było przesadą. Zwłaszcza jeżeli zrobiłby to przed dziewczyną, którą zna od doby i która żywi do niego otwartą niechęć.
    — Świetnie — powiedział — w takim razie może kiedyś opowiem ci ze szczegółami, jednak na takie obnażanie się, jest… Co mogę powiedzieć, Violet. Znamy się zdecydowanie za krótko. To nie pora na takie wyznania — uśmiechnął się, puszczając jej przy tym oczko.
    Nie musiał długo czekać na utwierdzenie się w tym, że powiedzenie jej czegokolwiek więcej mogłoby spowodować dużo problemów.
    — Nie nazwałbym tego groźbą. Raczej ostrzeżeniem, ale w zasadzie… Traktuj to jak chcesz — powiedział, cały czas spokojnym głosem. Nie wiedział wcześniej o całej tej podmiance. Inaczej nie trudziłby się z licytacją. Może obserwowałby uważnie kto się skusi na obraz, ale sam nie brałby w niej czynnego udziału. I dlatego tak bardzo wkurzała go przegrana. Można by uznać, że skoro obraz i tak nie miał znaczenia, przegrana nie powinna boleć Theo w jakiś szczególny sposób. A jednak tak było. Wkurzało go, że Brennan w ogóle odważyła się z nim konkurować. Tematy zawsze były proste, a jeżeli dziewczyna wmawia sobie obecnie, że wykiwał ją… Jak będzie wpieprzać mu się w pozostałe aukcje i licytacje, doprowadzi go do szału. Nie mógł na to pozwolić.
    — Nie wiem, jak miałbym ci udowodnić, że nic o tym nie wiedziałem podczas aukcji — powiedział, patrząc na nią. Nie czuł się zobowiązany do jakiegokolwiek tłumaczenia się, ale… Jeżeli zamierzała się mścić, musiał przekonać ją o tym, że naprawdę nic nie wiedział. Co go generalnie wkurzało, bo nie był przyzwyczajony do takich sytuacji.
    Zmarszczył brwi, kiedy go kopnęła. Nie podobało mu się, w jakim kierunku zaczęło to zmierzać. Nie mógł dopuścić do tego, aby opuściła restauracje bez pewności, że nie będzie mu się więcej wcinać w jego interesy.
    — Dobra gołąbeczko, przejdźmy do sedna — mierzyli w siebie spojrzeniami, gdyby tylko było to możliwe, ciskaliby w siebie wzajemnie błyskawicami, czuł to — powiem wprost, chciałbym, żebyś trzymała się w przyszłości z dawka od moich spraw. Nie ograłem cię. O tym, że obraz jest nic niewarty dowiedziałem się po powrocie do siebie. Walczyłbym o niego do upadłego, gdyby nie całe zamieszanie z tym gliną — oznajmił, opierając dłonie na stole — więc ciesz się wygraną, napawaj się nią, bo to pierwsza i ostatnia.

    🙆🏻

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie był zadowolony z przebiegu kolacji. Nie udało mu się jej zachwycić przygotowanym przez Ryana posiłkiem, w dodatku cała reszta poszła zupełnie nie tak, jak miała. Niby powiedziała, że sztuka ją nie interesuje, ale Theo nie ufał jej w pełni. Zresztą ten krótki wspólny czas był wystarczający dla niego, aby aż za dobrze zrozumieć, że uwielbiała robić ludziom na przekór, w dodatku przecież sama przyznała się do tego na głos. Nie miał podstaw, aby wierzyć w jej słowa dotyczące nieprzecinania sobie wzajemnie dróg.
    Ryan… Był wkurzony na szefa kuchni. Miał dać z siebie wszystko, a poległ i to strasznie wkurwiało Theo. Jakim cudem był w stanie zaspokoić podniebienia ludzi z komisji Michelin, a Violet Brennan stanowiła dla niego tak duże wyzwanie? W pierwszym odruchu złości, miał ochotę wylać mężczyznę, ale za dobrze wiedział, że bez niego Thyme nie utrzyma prestiżowej reputacji, a na tym zależało mu najbardziej. Dlatego musiał pogodzić się z tą porażką, chociaż mimo wszystko nie zamierzał tak po prostu mu tego zapomnieć.
    Przez kolejne dni nie słyszał nic o Violet ani ogólnie o jej rodzinie, co napawało go spokojem. Co prawda nie było wiele sposobności w przeciągu tych ostatnich dni, na jakieś spotkania czy kontaktowanie się. Wszystko miało okazać się na zbliżającym się wernisażu.
    Kiedy nadszedł dzień wystawy, Theo jak zawsze był poinformowany, z jakim dokładnie obrazem ma wrócić. Miał nadzieję, że nie będzie powtórki z ubiegłotygodniowej wystawy. I wcale nie chodziło o obecność Violet, chociaż o to również, ale przede wszystkim o obecność gliniarza. Liczył, że tym razem wszystko pójdzie sprawnie i zgodnie z planem.
    Standardowo przeszedł się po całej wystawie, wyjątkowo jednak nie skupiał się tym razem na obrazach. Obserwował ludzi, wyszukiwał w tłumie znajome twarze, szacując potencjalne problemy przy licytacji, jednak nie zwrócił uwagi na nikogo szczególnego. Nie widział ani Violet, ani nikogo z policji. Nie wiedział, kogo nieobecność bardziej go cieszy i napawa spokojem.
    Gdy nadszedł czas licytacji, od razu skierował swoje nogi w odpowiednim kierunku. Zasiadł gdzieś mniej więcej w połowie pomieszczenia i czekał. Czekał z niecierpliwością. Chciał wygrać. W spokoju. Kiedy więc na aukcję wystawiono ten obraz od razu zawyżył wartość, chcąc szybko to zakończyć. Słysząc, że ktoś go przebija, od razu uniósł rękę w górę.
    — Osiemset.
    Wziął głęboki oddech, bo doskonale wiedział, do kogo należał kobiecy głos. Przymknął powieki i tylko nasłuchiwał, jak przebija jego ofertę, a metaforyczny nóż, otwierał mu się w kieszeni. Mógł się domyślić, że jednak się tutaj spotkają. Odwrócił głowę, odnajdując spojrzeniem jej miejsce. Zmrużył spojrzenie oczu i posłał jej niemal mordercze spojrzenie. Lepiej, aby się wycofała. Wolał mimo wszystko nie pakować się w kłopoty z James’em Brennanem ani jego synem, a obawiał się, że jeżeli Violet stałaby się jakakolwiek krzywda, to kłopoty by się zaczęły. Wziął głęboki oddech. Przebił propozycję o sto tysięcy i podniósł się z miejsca, kierując się powoli w jej stronę, cały czas czynnie uczestnicząc w licytacji. Skupiał spojrzenie na docelowym miejscu, a jego wzrok był zimny, pozbawiony jakichkolwiek emocji.

    😐

    OdpowiedzUsuń
  22. Powiedzenie, że był zdenerwowany to mało. Był naprawdę wkurwiony tym, że Violet się tutaj pojawiła, a w zasadzie to był wkurwiony po prostu na nią. Spodziewał się, że dziewczyna nie odpuści tak po prostu po jednym jego słowie, ale… Chyba miał cichą nadzieję na to, że aby nie psuć sobie wzajemnie interesów, po prostu uszanuje to. Nigdy z Brennanami nie wchodzili sobie wzajemnie w drogę, ale… Cóż, wszystko się w życiu zmienia. Nic nie jest stałe i wychodziło na to, że w sprawach biznesowych również w najbliższym czasie miały zajść pewne zmiany.
    Jemu samemu nie robiło to osobiście za dużo. Nie był jednak przekonany, co do tego czy Lebedev będzie szczęśliwy. Musiał przemyśleć całą sprawę i… Niestety nie mógł sam podjąć w tym przypadku decyzji, co robić z Violet. A to wkurwiało go jeszcze bardziej.
    — Dobry wieczór — odparł niskim tonem, chociaż dla kogo był dobry, dla tego był — kto by się spodziewał… — uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając na brunetkę. Oczywiście, że rzucił szybkie spojrzenie w jej dekolt. Nie dał jednak nic po sobie poznać, aby widok zrobił na nim jakiekolwiek wrażenie.
    Zasiadł na miejscu, które mu zrobiła i kontynuował udział w licytacji. Nie zamierzał się poddać, a przede wszystkim nie mógł tego zrobić. Musiał wygrać. Nie pozwoli na drugą przegraną.
    — Jak długo chcesz mnie nawiedzać? — Spytał, uważnie jej się przyglądając — ile chcesz wygranych, aby zająć się własnymi sprawami i nie mieszać się w moje? A może chodzi o coś zupełnie innego? — Spojrzał prosto w jej oczy i nachylił się delikatnie nad nią. Miał w dupie, że przekracza jakąkolwiek strefę komfortu. Zbliżył się na tyle, aby swobodnie móc wyszeptać jej słowa wprost do ucha — może chcesz sobie popatrzeć na tę ładną buźkę, której tak szkoda ci zranić? — Nie odsunął się od razu po wypowiedzeniu słów. Otulił ciepłym oddechem jej skórę i dopiero po tym wrócił na swoje miejsce.
    Przybrał poważną minę i skupił spojrzenie na obrazie. Miał duże fundusze i nie zamierzał przegrać. Nie tym razem, nie z nią. Nie ponownie. Dlatego nie miał w planach opuszczenia budynku bez podpisanej umowy. Cokolwiek będzie musiało się wydarzyć, Violet przegra, a on nie straci przesyłki.
    — Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że zamierzam przebić każdą twoją ofertę. Będziemy tu siedzieć tak długo, aż ci się znudzi, albo prowadzący się wkurwi — powiedział, spoglądając na nią. Zawiesił wzrok na jej oczach, zastanawiając się przez chwilę, co ma z nią zrobić. Lub co by zrobił, gdyby w tym konkretnym przypadku nie musiał skonsultować się z Lebedovem. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wielkim była dla niego kłopotem i powodem do frustracji.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  23. Musiał przyznać, że ostatnia aukcja była dużo bardziej emocjonująca, chociaż wówczas przegrał. Tym razem… Miał wrażenie, że oboje zachowywali się bardzo spokojnie, jak na siebie. Wiedział już, że ich charaktery potrafiły ze sobą nieźle rywalizować i oboje byli uparci na tyle, że żadne nie chciało odpuścić. Dlatego widząc, jak jej dłoń z tabliczką opada był zdziwiony, może nawet nieco zawiedziony. Tak krótko chciała się bawić? Nuda.
    Spojrzał na swoją rękę tkwiącą w jej dłoni i uniósł pytająco brew, chociaż nie mógł bronić się przed iskierkami, które wydawały się pomiędzy nimi skakać. Jego serce zaczęło bić szybciej, gdy się nachyliła. Wstrzymał oddech, gdy poczuł jej miękkie wargi na swojej skórze, jednak dopiero po chwili jego serce miało minąć uderzenie, gdy poczuł wilgotny język.
    Powiedzenie, że był zdezorientowany to za mało. Rozchylił wargi, ułatwiając sobie oddychanie, wpatrując się w jej odchodzącą sylwetkę. Co ona sobie myślała? Podniósł się, momentalnie wsuwając dłoń do kieszeni spodni, bo pożądanie skumulowało się w jednym, jakże oczywistym, miejscu. Przeklął cicho pod nosem i ruszył w stronę wyjścia z sali, samemu nie wiedząc właściwie, po co. Chciał ją dogonić? Pogadać? Niby, o czym? To, że doprowadziła go do erekcji w tak błyskawiczny sposób niczego nie zmieniało. Nie zamierzał nagle stać się milutki i przeprosić, (bo nie miał, za co przepraszać) i zaprosić na kolację (ponownie, bo przecież raz już to zrobił). Nadal nie wiedział, czego chciał, przemierzając przejście prowadzące go wyjścia na główną salę galerii, gdzie znajdowały się w tej chwili eksponaty, które nie brały udziału w licytacji. Obrzucił salę spojrzeniem, jednak nie odnalazł wzrokiem Violet od razu. Zacisnął wargi, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu i wówczas mignęła mu jej sylwetka. Mimo tego, że widział ją zaledwie kilka razy, nie byłby w stanie jej nie rozpoznać. Poświęcił dużo czasu przyglądaniu się jej podczas ich pierwszego spotkania jak i kolejnego w Thyme.
    Zacisnął szczękę i dłoń w kieszeni i ruszył stanowczym, pewnym siebie krokiem w jej stronę, chociaż nadal nie wiedział, po co właściwie to robił. Łatwiej było udawać, że nic się nie dzieje pomiędzy nimi, że jedyne, co się między nimi wydarzyło to tamta aukcja i mała sprzeczka w Thyme, chociaż nie nazwałby tego raczej sprzeczką. Mógłby się odwrócić na pęcie i załatwić wszystkie formalności związane z zakupem obrazu i odpuścić. Uznać temat za zamknięty i po prostu wymazać z pamięci istnienie Violet Brennan, ale… Nie potrafił tego zrobić.
    — Violet.
    — Panie Sanders.
    Głos jego i Russela wybrzmiały razem. Wziął głęboki oddech, wkurzony, że ktokolwiek postanowił mu przerwać. Spojrzał na Violet, jednak szybko odwrócił spojrzenie, a raczej został do tego zmuszony, bo Russel stanął przed nim, skutecznie zasłaniając mu swoją sylwetką panienkę Brennan.
    — Czego? — Spytał, przybierając jedną z surowych min. Spoglądał prosto w oczy swojego rozmówcy, a kącik ust nawet mu nie drgnął.
    — Przepraszam, że przeszkadzam. Szef chciałby jeszcze jeden obraz — powiedział, a następnie ściszył głos i wyszeptał nazwę jeszcze jednego obrazu, który Theo miał wylicytować. Przez zaciśnięte zęby rzucił przekleństwo i odwrócił się, kierując się prosto do pomieszczenia, z którego wyszedł. Cokolwiek chciał zrobić w sprawie Violet, musiało to poczekać, gdyż interesy były najważniejsze.
    — Russel za mną — warknął nieprzyjemnie, gdy nie usłyszał za sobą kroków mężczyzny.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  24. Sanders zmarszczył brwi, słysząc głos Violet skierowany do Russela.
    — Russel — odezwał się ponownie i zwolnił krok, gdy wciąż nie słyszał zbliżających się za sobą odgłosów stawianych kroków. Wrócił do standardowej prędkości, gdy Nick Russel w końcu ruszył swoją szanowną dupę i zaczął za nim iść.
    Jakie było jego zdziwienie, gdy do jego uszu dobiegł stukot obcasów, a po chwili poczuł bardzo wyraźnie obecność Violet. Tuż obok siebie, tuż przy sobie. Spojrzał na nią, niczego nie rozumiejąc. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Uniósł znacząco jedną brew, gdy wspomniała o idącym za nimi mężczyźnie.
    — Chcesz mi coś powiedzieć? — Spytał, układając dłoń na jej ręce. Nie zmienił tempa swoich kroków, idąc do tej części galerii, w które wciąż trwały licytacje. Może nie powinien wkraczać tam z Brennan, może od razu powinien dać jej znać, że ma się trzymać z daleka, ale… Prawda była taka, że nie chciał jej od siebie odsuwać. Sam nie potrafił określić czego dokładnie od niej chce, bo nie był tym typem faceta, który ugania się za laskami, jedyne czego od nich chciał to wspólnej nocy i do widzenia, ale Brennan… Ta jej niechęć, zawziętość i upartość, a do tego chęć odegrania się sprawiały, że nie chodziło tylko o jedną wspólną noc. Nie, żeby rozważał jakiekolwiek spotykanie się, bo to nie było w jego stylu. Seks… nie był pewien czy wchodził w grę, chociaż przyciąganie było tak mocne i intensywne, musiała czuć to samo. Wiedział, że czuła to samo. Przy takiej intensywności to nie mogło być jednostronne. Był tego niemal pewny i zaryzykowałby może nie tyle odcięciem dłoni, ale palca już tak. Tylko czy spędzenie wspólnej nocy było dobrym pomysłem biorąc pod uwagę całą resztę? Interesy zawsze były najważniejsze, a intuicja podpowiadała mu, że jeżeli wylądowaliby w metaforycznym łóżku, te mogłyby się znacząco skomplikować, a ani on, ani Lebedev nie lubili komplikować swoich spraw.
    — A może ty, Russel, chcesz mi o czymś powiedzieć? — Kiedy zwracał się do pracownika, jego ton był władczy i surowy. Chociaż nie traktował Violet Brennan jak kogoś wyjątkowego, zwracał się do niej… można powiedzieć z pewną dawką grzeczności. Czego w zupełności nie robił w kontaktach ze współpracownikami, a zwłaszcza tymi na niższym szczeblu. Zresztą, współpracował od lat z Lebedevem i nawet w rozmowach z nim pozwalał sobie na arogancję. Może to mężczyzna był szefem, ale Sanders doskonale znał swoją wartość i miał świadomość, że bez niego wiele rzeczy mogliby się posypać. To sprawiało, że pozwalał sobie na znacznie więcej.
    — Jak masz coś do powiedzenia na jego temat, lepiej zrób to od razu — mruknął do Violet — nie lubię niedopowiedzeń w takich sytuacjach, gdybym się zdecydował go pozbyć, wolałbym to zrobić z jakiegoś konkretnego powodu, a nie przez to, że Violet Brennan ma jakiekolwiek zdanie na temat moich ludzi — powiedział. Musiał jednak przyznać, że zamierzał bardziej prześwietlić Russela. Nie mogło być tak, że ktoś wiedział na temat jego ludzi więcej niż on sam. I tak, wiedział, że wszyscy byli ludźmi Lebedeva, ale… pozwalał sobie na więcej, wiec czuł się tak, jakby to byli jego ludzie, a szef był jedynie postacią, która oberwie najmocniej, gdyby coś kiedyś poszło nie tak, jak powinno.

    🧐

    OdpowiedzUsuń
  25. Wziął głęboki oddech. Nie podobało mu się to, co słyszał. Wiedział, że Lebedev… Cóż, mógł śmiało przyznać, że nie był najlepszym szefem, jakiego mogli mieć. Starał się panować nad tym, nad czym był w stanie, ale jawne przejmowanie sterów również nie wchodziło w rolę, dlatego starał się robić to dyskretnie. Mógł się jednak domyślić, że szef mógł kogoś niedokładnie prześwietlić. W końcu, cóż, nie miał pojęcia o hobby Theodora. On sam na miejscu Lebedeva sprawdziłby każdego, dokładnie. I tutaj pojawiał się pewien problem, bo przecież doskonale wiedział, że ludzie potrafią skrywać mroczne tajemnice, ale jednocześnie sam potrafił takiej pilnie strzec.
    Tyle, że był na tyle dyskretny, że nikt niczego nie wiedział, niczego nie podejrzewał. A Russel? Skoro Brennan coś wiedziała, oznaczało to tylko tyle, że cokolwiek się wydarzyło, spierdolił po całości, pozwalając na to, aby jego uczynek nie pozostał w tajemnicy przed całym światem.
    — Nie interesują mnie wasze licealne romanse — odparł ze spokojem. Tak, zdecydowanie było to ostatnim, co go interesowało. Miał głęboko w poważaniu to, co robili w szkolnych czasach. Miał za dużo na głowie aktualnych spraw, coś co działo się kilka lat temu… Cóż, miał to w dupie i nie podejrzewał również, aby mogło mieć to wpływ na teraźniejszość.
    Nie zamierzał się tym interesować, poważnie. Dla niego to było po prostu nieistotne, jednak to, co zrobiła Violet, sprawiło, że nie mógł zignorować jej słów.
    — Naprawdę zamierzasz grać w ten sposób? — Spytał, cicho zaciskając odrobinę mocniej dłoń na jej ręce. Powiedzmy sobie szczerze. Strasznie sprzedaniem informacji na temat nielegalnej organizacji nie było rozsądnym posunięciem. Strasznie Theodora Sandera, było bardzo nierozsądnym posunięciem i nic nie było w stanie tego usprawiedliwić. Nawet, jeżeli nazywała się Violet Brennan i była córką James’a Brennana. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że nikt nie lubi sprzedawczyków? — Spytał, mrużąc powieki. — Nie prosiłem o wasze spotkanie — prychnął, przystanąwszy zgodnie z jej zatrzymaniem się. Spojrzał na nią, a gdy Russel się zbliżył, skupił spojrzenie na Violet. Na tym, co właśnie zrobiła i w jaki sposób postąpiła z Russelem.
    Zrozumiał natomiast, że cokolwiek się stało pomiędzy tą dwójką, to nie był zwykły konflikt pomiędzy nastolatkami.
    Uniósł wysoko brew, gdy zwróciła się do niego. Sam nie miał pewności, co powinien w tej chwili zrobić. Pokazanie Violet, że będzie robił wszystko, co tylko powie nie było dobrym posunięciem, ale widział również, co zrobiła z Russelem i nie chciał więcej burd w galerii. Nie zamierzał dopuścić do zszargania swojej reputacji, zwłaszcza w takim miejscu i towarzystwie, w którym był bądź, co bądź szanowanym człowiekiem. Dopuszczenie do tego było ostatnim, na co mógł pozwolić.
    — Spierdalaj — oznajmił ostrym tonem do Russela — i zastanów się, o czym chcesz mi dokładnie odpowiedzieć jutro. I módl się, żeby mnie to nie wkurwiło na tyle, żebym pogadał z szefem — dodał, mierząc go niemal morderczym spojrzeniem — nie słyszałeś? Zabieraj stąd dupę.
    Sprawa miała się jednak tak, że wcale nie podobało mu się spędzenie reszty wieczora w towarzystwie Violet. Nie po tym, co właśnie się stało. Wziął głęboki oddech i spojrzał na brunetkę.
    — Zamierzasz powiedzieć mi, dlaczego właśnie zdecydowałem się odesłać Russela, czy zamierzasz dalej rzucać groźbami? A może naprawdę chcesz mnie wkurwić? — Spytał, wpatrując się w jej zaciśnięte mocno pięści.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  26. Słysząc padającą z jej ust twierdzącą odpowiedź, miał ochotę wyciągnąć ją z galerii i zająć się nią tak jak z każdym innym, kto stanowił zagrożenie dla interesów całej organizacji. I jemu. Violet tymi jednymi słowami stała się wrogiem numer jeden i gdyby nie fakt, że znajdowali się w miejscu publicznym, pełnym ludzi przed którymi musiał przecież zgrywać tego cudownego Theodora, nie mógł sobie pozwolić na nic, co mogłoby wpłynąć na opinię innych o jego osobie. Zemleł w ustach siarczyste przekleństwo i spojrzał na Violet spojrzeniem żądnym mordu.
    Bo tego właśnie pragnął w tym momencie. Pozbyć się zagrożenia, tak jak zawsze to robił, gdy na horyzoncie pojawiał się wróg, a Brennan właśnie nim była. Na własne życzenie. Wkurwiało go, że wciąż była tak blisko, a on nie mógł nic z tym zrobić w tym momencie. Zacisnął wargi i dłonie, aby nie powiedzieć niczego, czego mógłby pożałować i żeby nie zrobić niczego, co mogłoby nieść niekorzystne konsekwencje.
    Wziął głęboki oddech, nie podobało mu się wszystko to, co sprawiło, że znalazł się w takiej sytuacji.
    — Nie wiem, co się miedzy wami wydarzyło, ale mam to kurwa w dupie — szepnął nieprzyjaźnie. Nie mógł pozwolić na to, aby Violet czuła się tak, jakby była nietykalna. I musiał ją uświadomić, że fakt czyją jest córką niczego nie zmienia w momencie, kiedy jawnie mu grozi — nie obchodzi mnie, jakie nosisz nazwisko — oznajmił surowo — kiedy wypowiadasz takie słowa, przeginasz. Szkoda, Brennan. Szkoda. Mogło być całkiem przyjemnie — wkurwiało go to, że musi udać się jeszcze do salki bankietowej i wylicytować obraz. Nie miał w tej chwili głowy do tego.
    Kiedy odsunęła się od Nico, zmierzył ją spojrzeniem. Słuchał, co miała do powiedzenia, ale w tym momencie to niczego nie zmieniało. Nie mogła tak sobie gadać cokolwiek ślina przyniesie jej na język i czuć się nietykalna.
    — Ach, pierw mi grozisz, teraz uważasz, że to nie ma nic wspólnego ze mną… — pokręcił głową, a na jego ustach pojawił się zbłąkany uśmiech. Nie było w nim jednak za grosz wesołości. — Jak mówiłem… Muszę mieć powód — przypomniał — nie podoba mi się to, co robisz — oznajmił całkiem poważnie, trzymając ją i wchodząc do wnętrza przyciemnionej sali — nie podoba mi się też to, że wiesz coś, czego nie wiem ja. Wkurwia mnie twoja pewność siebie… widzę, że to poważna sprawa i nawet, gdyby osobiście mnie wkurwiał, nie wystawie go tak po prostu — skierował się w stronę wolnych miejsc, które wypatrzył w ostatnich rzędach — człowiek… nie potrzebuje twojego człowieka — nie miał zamiaru przyznawać, że Russel faktycznie często działał mu na nerwy i nie zawsze wykonywał swoje obowiązki w taki sposób, w jaki powinien.
    Wziął głęboki oddech. Widział różnicę, jaka w niej zaszła i może by zmiękł, ale przecież nie mógł jej pokazać, że pozwoli sobą dyrygować tak po prostu, pierwszej lepszej lasce, bo cóż… Violet nie była dla niego kimś specjalnym. — Potrzebuję czegoś więcej, jeżeli mam handlować swoim człowiekiem. Czegoś więcej niż zastępstwo. Więcej niż pieniądze… W tych ustaleniach, to ja będę decydował. Jeżeli faktycznie nie chcesz rozpieprzyć tego, nad czym pracuję.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdyby miał w sobie empatię, nie byłby tym kim jest. Prawda była taka, że Sanders miał na sumieniu znacznie więcej niż mogło się wydawać. Działania organizacyjne dla Lebedeva były wierzchołkiem góry lodowej skrytej pod powierzchnią wody. Nie mógł sobie pozwalać na słabości. Gdyby miał się przejmować uczuciami i emocjami innych ludzi, zdecydowanie nie byłby sobą. Nie byłby w stanie robić tego wszystkiego co robił, zwłaszcza, jeżeli chodziło o jego prywatne sprawy.
    Spojrzał na Violet, powolnie przesuwając wzrokiem po całej jej sylwetce. Zmrużył przy tym powieki, zastanawiając się nad tym, co takiego musiało się wydarzyć, że zachowywała się w taki sposób. Dlaczego przez sprawę z liceum była w stanie zagrozić całej organizacji? Owszem, nosiła nazwisko Brennan i to sprawiało, że w pewnym stopniu była pod większą ochroną niż inni ludzie, ale jednocześnie to nie sprawiało, że była nietykalna. Przynajmniej dla Theo to nie był wystarczający powód. Zwłaszcza, gdy otwarcie mu groziła. Mu i całej reszcie, a przecież wstępując w szeregi Lebedev wymusił na nim tę głupią przysięgę, że są dla siebie jak rodzina. Dla Sandersa rodzina nie była świętością ani niczym innym nadzwyczajnym. Może, gdyby jego ojciec żył, a matka bardziej się nim interesowała. Może. Może wówczas byłby zupełnie innym człowiekiem. Ale nie był. Dlatego, jeżeli podałaby mi wystarczający powód, sam mógłby zająć się Russelem, zwłaszcza, że w ostatnim czasie nie miał za wiele możliwości do swojego artystycznego wyżycia się, co z ogromną chęcią by zrobił. Brakowało mu tego, ale wiedział, że musi trzymać się w ryzach, bo nie chciał przecież stać się kimś poszukiwanym. Chociaż kusiło go to. Cholernie mocno. Przez co jeszcze mocniej musiał nad sobą panować. Chociaż czy nie byłoby ciekawie, gdyby jego umiejętności zostały kiedyś dostrzeżone przez dobre oko?
    Jednak nie o tym powinien teraz myśleć. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że w którymś momencie rozchylił wargi, a jego puls przyspieszył.
    — Nie wiem do czego byś się posunęła, bo cię, kurwa, nie znam — powiedział, starając się skupić na niej, na galerii, na teraźniejszości. Zdusić w sobie pragnienie, które nie mogło przejąć nad nim kontroli — wiesz co o tobie wiem? — Spytał szeptem, nie pozwalając jej odpowiedzieć — że zachowujesz się jak rozpieszczona smarkula, która uważa, że wszystko się jej należy. Jak dziecko, które za każdym razem nie dość, że musi robić wszystko na opak, to jeszcze musi postawić na swoim — wysyczał, oddychając ciężko — więc, właściwie to tak, mogę myśleć, że zrobiłabyś coś takiego bez konkretnego powodu — wywrócił oczami. No właśnie. Jej opryskliwość sprawiała, że mógł się tylko utwierdzić w swoich przekonaniach. Do póki w grę nie wchodził interes, mógł grać w jej gierki. Nawet jeżeli nie chciał pokazać, że mu się one podobają i mógłby je kontynuować. Tyle, że to przestały być już gierki. Zaczęło robić się poważnie, a to oznaczało, że i on musiał zacząć się zachowywać w odpowiedni sposób.
    — Lubię, gdy w łóżku kobieta wie, czego chce. Ale jak już ustaliliśmy, daleko ci do tego, więc nie przekonamy się, jakby mogło być — odparł obojętnym tonem. Jeżeli myślała, że takimi tekstami cokolwiek zmieni w obecnej sytuacji, to grubo się myliła.
    Przechylił głowę, unosząc jednocześnie brew, ale cały czas wpatrując się przed siebie w oczekiwaniu na kolejny obraz. Słuchał uważnie jej słów, jednocześnie zastanawiając się nad sytuacjami, które faktycznie mogłyby świadczyć o tym, o czym mówiła. Nachalny? Czasami może… ale on sam również potrafił przekraczać granice. Co prawda nigdy nie posunął się do popełnienia przestępstwa seksualnego, a wszystkie jego partnerki chciały tego samego, czego chciał on. Chociażby sama Violet. Był pewien, że mogła go odebrać jako nachalnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuł jedna, że Brennan mówi o czymś poważniejszym. Nie patrzył na nią. Nie chciał jej pokazać, że bierze pod uwagę jej słowa i doszukuje się odnalezienia ich w rzeczywistości.
      Gliny.
      Powieka mu drgnęła, gdy zaczęła mówić o Nico w ten sposób. Ktoś musiał sprzedać informacje o zeszłotygodniowej akcji. Russel? Wykrzywił usta w grymasie. Nie wydawał się być idiotą, nie aż takim.
      — Na czym najbardziej ci zależy? — Spytał — i nie mam na myśli urwania jak Russelowi ani niczego z nim związanego. Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu? Chcę właśnie tego. I dowiem się, jeżeli skłamiesz. Wtedy zobaczysz jaki potrafię być, kiedy jestem naprawdę wkurwiony.

      🫥

      Usuń
  28. Nie spodziewał się, że przyjmie jego słowa tak potulnie. Podejrzewał, że zacznie się słowna przepychanka i pyskówka, do których zdążył się przyzwyczaić w jej wykonaniu. To nie tak, że był dokładnie pewien wszystkiego, co mogłaby zrobić. Pokazała mu jednak pewien obraz siebie i oceniał to według tego, co już znał. Miał świadomość, że nie zna jej wystarczająco długo i dobrze. Zdanie na jej temat zdążył sobie wyrobić.
    — Jak mam ci wierzyć, co? — Spytał, spoglądając na nią surowo. Nie skupiał się jednak na niej an długo, a przynajmniej nie tak otwarcie. Czekał na ten cholerny obraz, zamierzał szybko załatwić ten temat i skupić się w pełni na Violet i Russelu, bo to było naprawdę ważne. Jedno złe posunięcie i wiele osób mogło ucierpieć.
    Zignorował jej słowa. Trafiła i chociaż nie chciał dać tego po sobie poznać, wiedział, że jest już na to za późno. Wziął głęboki oddech i spojrzał na nią. Nie chciał kontynuować tematu policji. To musiał załatwić w inny sposób, mieszanie Brennan mogło oznaczać tylko większe kłopoty. Nawet jeżeli miała racje, nie zamierzał jej dziękować. Bo nie miał za co.
    — W takim razie co proponujesz? — Spytał — i nie chodzi mi o pieniądze, mam ich pod dostatkiem. Potrzebuje czegoś, co… Będzie bardzo satysfakcjonujące i czego nie dałabyś komuś innemu. Wtedy dostarczę ci go nawet we skazane miejsce, abyśmy oboje mieli pewność, że będziesz mogła się nim odpowiednio zająć — spojrzał prosto w jej ciemne oczy. Wyobrażał sobie w jaki sposób mogłaby mu oddać swoją niezależność, ale na ten moment zamierzał odpuścić. Może później do tego wrócą, gdy atmosfera będzie mniej napięta — tylko chcę mieć pewność, że jeżeli go dostaniesz, nie będę miał czego odbierać — oznajmił — nie toleruję ciągnących się za mną kłopotów. Ma być martwy. Chyba, że boisz się zrobić coś takiego? — Uniósł wysoko brew. Dotychczas groziła mu zaledwie draśnięciami, a Theo… Cóż, jak powiedział, nie lubił mieć otwartych spraw i kłopotów. Wszystko musiało być zakończone w odpowiedni sposób. Tak, aby w tym przypadku Russel nie pisnął nigdy więcej słowa, aby nie nabrał powietrza do płuc. Nie miał tylko pewności, czy Violet była w stanie to zrobić. — Więc do tego co oferujesz potrzebuje również gwarancji jego śmieci. Dasz mi ją? — Spytał, spoglądając na jej twarz, powoli przesuwając po niej swoim spojrzeniem. Musiał mieć pewność, że Brennan nie odwali czegoś, czego to on będzie później żałować. — To jak?
    Poprawił się na krześle, spoglądając na nią wyczekująco. Nie miał pojęcia, co będzie miał z nią zrobić. Wiedział, że po wydaniu jej Russela nie będzie mógł udawać, że nic się nie stało. Nie wiedział, dokąd to ich zaprowadzi i czy w ogóle będzie chciało mu się bawić w te grę, ale na ten moment naprawdę był skłonny wystawić Nico.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  29. On był frustrujący? Violet Brennan nie zdawała sobie sprawy z tego, jak działała na ludzi. Nie potrafił odnaleźć w tej chwili słów, które opisałaby to, co czuł. Z jednej strony złość mieszającą się z wściekłością, a z drugiej strony tak bardzo chciał dowiedzieć się tego, co wydarzyło się z Russelem, że tak bardzo jej zależało na złapaniu tego człowieka w swoje ręce, że przez krótki moment przeszło mu przez myśl, aby nieco złagodnieć. Szybko jednak uzmysłowił sobie, że to byłoby najgorszym z możliwych posunięć. Wolał trzymać dystans, bo tak było znacznie łatwiej. Im dłużej o tym myślał, może i lepiej się stało, że cała atmosfera i napięcie pomiędzy nimi ulotniło się, a raczej rozprysło, gdy uznała, że mu zagrozi. Podejrzewał, że gdyby zdecydowali się brnąc w to dalej, skutki mogłyby być tragiczne.
    — Jesteś strasznie mało kreatywna — powiedział, gdy nie potrafiła sama niczego wymyślić — ja za to jestem. Bardzo, a jak właśnie ustaliliśmy, dostanę to, czego będę chciał — spojrzał na nią z nic nie znaczącym uśmiechem wymalowanym na jego twarzy — chcę twojego czasu — oznajmił — jeszcze nie umiem określić, jak go wykorzystam, ale właśnie tego chcę — powiedział — och i jeszcze jedno. Dostarczę… obraz dla ciebie. Chciałbym, żebyś go u siebie miała — kąciki jego ust zadrżały. Nie wiedział, po co wyskoczył z tym obrazem, ale w jednej chwili zapragnął, by coś jego znalazło się u niej, a to była odpowiednia okazja. Mógł zawołać pieniądze za Russela, oczywiście, że mógł. Ale to było tak nudne… poza tym co miałby niby z nimi zdobić? Swoich własnych miał tyle, że poważnie rozważał rozpoczęcie smarkania w nie, bo drugie tyle wciąż czekało, aż legalnie wejdzie na rynek. Powoli brakowało mu miejsca, w którym mógł je bezpiecznie przechowywać w oczekiwaniu na ich odpowiednie wydanie.
    — Nigdy nie jest chroniony — parsknął, powstrzymując się przed śmiechem — nie jest nikim istotnym — spojrzał na nią, gdy wypowiedziała kolejne słowa. Mógłby rozważyć jej propozycje, jednak w zemstę wolał się nie mieszać, a po drugie… jego rytuał straciłby na uroku, a naprawdę to lubił. Skupiać się na swoich działaniach, rozkoszować się nimi w samotności. Zdecydowanie.
    — Na tym polega twój problem — odezwał się — nikt nie traktuje cię poważnie, bo nie zachowujesz się poważnie — spojrzał na nią, odwracając głowę od sceny na której rozgrywała się kolejna, nieistotna licytacja — nie chciałabyś, aby ludzie traktowali cię… — zawiesił głos, w poszukiwaniu odpowiednich słów — jak Violet Brennan, a nie Violet, córkę Brennana? — Spytał, nie odrywając od niej swojego spojrzenia. Przeniósł je na jej wyciągnięta dłoń i… Kurwa, dlaczego to robisz?, brzmiało w jego głowie, gdy splótł swój palec z jej palcem. — Obym tego nie żałował, Vi.

    🤝

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie wierzył, że się na to wszystko zgodził. Nie rozumiał też, co nim kierowało, że zaproponował jej swój obraz… Chyba upadł na głowę i to całkiem mocno. Nie miał wątpliwości, co do tego, że Violet od razu zorientuje się jakiej użył farby miał wrażenie, że tylko idiota nie zorientowałby się, czym obraz był wykonany. Może mu się tylko tak wydawało, jednak właśnie, dlatego, chociaż niejednokrotnie kusiło go, aby pokazać gdzieś swoje małe dzieła, nie robił tego w obawie, że w idiotyczny sposób sam zwróciłby na siebie nieodpowiednią uwagę. Tego przecież nie chciał. W każdym razie, zdecydowanie musiał spotkać go jakiś uraz głowy, o którym nawet już nie pamiętał. Pewnie właśnie przez wzgląd na jego siłę.
    Miał nadzieję, że znikniecie Russela nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Wątpił, aby tak miało się stać. Jak wspominał Violet, nie był kimś istotnym, wręcz przeciwnie. Dlatego, gdy młody mężczyzna nie pojawił się, on sam oczywiście nie był zaskoczony, bo dokładnie wiedział, co mogło go zatrzymać. Obserwował jednak reakcje innych, które… Nie do końca były takie, jak się spodziewał. Okej. Przehandlował życie Russela za czas Violet i podarowanie jej własnego obrazu bez uzgadniania tego z szefem, szefem. To stwarzało delikatny problem. Dlatego, gdy sytuacja po kolejnym dniu bez Russela i brakiem kontaktu z nim, musiał zareagować i coś zrobić.
    Przede wszystkim zadbać o to, aby Violet zachowała się stosownie i odpowiednio względem interesów, nie mogła przecież pisnąć słowa, że go wystawił.
    Gdy dotarł do Thyme, zamknął się w biurze i przekładał w dłoniach fioletową wizytówkę. Wiedział, że wiedziała o tym, że to nie on ma władzę, ale… Ale on ją bardzo chciał mieć. Myślał, więc, jak to rozegrać, aby nie wypaść w jej oczach jak miernota, które boi się Lebedeva. Nie bał się go. Wyglądał przez okno, zastanawiając się, jak to wszystko w odpowiedni sposób rozegrać. Nie kierował nim strach i miał świadomość, że właśnie to musi również jej pokazać. Kierował się troską o interes.
    — Cześć Violet, przyszedł czas na zapłatę — uśmiechnął się kącikiem ust, gdy usłyszał jej zaspany głos. Automatycznie wyobraził ją sobie w seksownej, koronkowej piżamce na białym tle pościeli. Przełknął ślinę, bo zdecydowanie nie powinien teraz myśleć o niczym innym poza interesem, a jego wyobrażenia względem tej dziewczyny powinny zostać głęboko pogrzebane. — Chciałbym przywieźć ci obraz, o którym wspominałem. Dość długo zeszło mi zastanowienie się nad tym, który będzie najbardziej odpowiedni, ale właśnie podjąłem decyzję. Powiedz mi tylko, gdzie mam być. Podjadę po zamknięciu Thyme — nie pytał o to, czy jej dzisiaj pasuje, czy nie ma żadnych planów na dość późny wieczór czy cokolwiek. O nie. W tym momencie to on był decyzyjną osobą i miał nadzieję, że nie będzie próbowała z nim dyskutować. Bo jeżeli tak, zamierzał to szybko i ostro ukrócić. To zdecydowanie nie był czas na zagrania w rozpieszczonego bachora i Violet musiała być tego świadoma — poproszę o twój adres. Nie zamierzam wozić tego do twojego salonu piękności — dodał dla jasności. Tak… Zorientował się, czym obecnie się zajmowała. Co oznaczało, że poświęcił na jej osobę swój wolny, cenny czas i… Powinna to mieć na uwadze i to docenić.

    👨‍🎨

    OdpowiedzUsuń
  31. Po zakończonej rozmowie z Violet, cała reszta dnia niemiłosiernie mu się nudziła. Ciągle zerkał nie tylko na zegarek, ale wyłaniał się ze swojego biura, aby dopytywać kierownika sali ile mają na dzisiaj rezerwacji i jak podejrzewa, jak długo restauracja będzie otwarta. Rzadko zostawiał Thyme pod opieką menadżera, ale tego dnia naprawdę miał ochotę to zrobić. Opuścić wartę i zjawić się pod wskazanym adresem.
    W którymś momencie zdał sobie sprawę z tego, że jego zniecierpliwienie nie brało się z powodu tematu Russela. Był cholernie ciekawy, jak zareaguje na podarek, który zamierzał jej wręczyć. Gdy podczas rozmowy wspomniała o szkaradztwie miał ochotę powiedzieć coś niewybrednego, ale ugryzł się w język (to akurat trzeba zapisać w kalendarzu, bo często się nie zdarzało!) i wydał z siebie cichy pomruk zrozumienia. Czy sam fakt, że był wykonany krwią sprawiał, że był szkaradny? Wątpił w to. Zaczynał się jednak obawiać, czy abstrakcja była tym, co pasowało do Violet. Przekona się. Trochę się jednak martwił. Posiłki przygotowane przez Ryana jej nie odpowiadały. Swoją drogą, musiał podjąć kolejną próbę udowodnienia jej, że w Thyme było najlepsze jedzenie w całym Nowym Jorku i formalnością było zdobycie trzeciej gwiazdki. Musiało jej w końcu zasmakować.
    Dlatego, gdy w końcu w restauracji pozostał jeden zajęty stolik, Theo poprosił o wykonanie paelli i o zapakowanie na wynos.
    Zjawił się pod wskazanym adresem z papierową torebką w dłoni i obrazem również zawiniętym w szary papier pod pachą. Stresował się, co było idiotyczne. Kurwa, dlaczego tak bardzo zależało mu na jej aprobacie? Sam powiedział, że była jedynie rozpieszczonym dzieciakiem, nie znaczyła nic poza noszeniem nazwiska swojego ojca, a jednak… Sprawiała, że niemal obsesyjnie myślał o tym, że wbrew wszystkiemu musi coś jej się spodobać lub zasmakować. Kurwa, kurwa, kurwa. Powinien być ponad to.
    — Dobry wieczór — uśmiechnął się na jej widok, a następnie pewnym krokiem wszedł do środka, zsuwając buty z nóg. Tak, nie wpadł tu tylko na chwilę. Ściągnięcie butów jasno o tym świadczyło. Wręczył jej pierw papierową torbę — paella — uśmiechnął się trochę ironicznie, a następnie omiótł spojrzeniem wnętrze jej domu. Wówczas kącik ust mu drgnął, a wyraz uśmiechu znacząco się zmienił. Ułożył obraz na ziemi, opierając się o ramę ramieniem i nie musiał się przy tym schylać, obraz był duży, bardzo — coś mi podpowiada, że będzie idealnie pasował do sypialni, jeżeli jest utrzymana w podobnych kolorach — puścił jej oczko, a następnie skinął głową w odpowiedzi na jej pytanie — poproszę. Ale nim nalejesz chciałbym, abyś go rozpakowała — skinął głową na obraz. Musiał panować nad sobą, aby nie zobaczyła w nim jego zdenerwowania. Nie mógł jej tego pokazać. Dlatego przyjął najbardziej obojętny wyraz twarzy, na jaki było go w tej chwili stać i przechylił lekko głowę. Dopiero teraz przyjrzał się jej uważnie. Przesunął spojrzeniem po rozpuszczonych włosach opadających na swetrze, a następnie przeniósł spojrzenie na ubranie, sunąc wzrokiem w dół, natrafiając na nagie nogi. Zawiesił na nich spojrzenie przyzwoicie długo i uśmiechnął się.
    — Znowu będziemy się bawić w zgadywanie czy masz na sobie bieliznę? — Spytał, unosząc wysoko brew. Chciał, kurewsko mocno chciał to sprawdzić i bolało go, że było to na wyciągnięcie ręki a jednocześnie tak odległe.

    🎨

    OdpowiedzUsuń
  32. — Wysoce prawdopodobne — odpowiedział na jej pytanie — a jeżeli teraz będziesz się zachwycać będę wiedział, że robisz to tylko po to, abym się odwalił. Dlatego nie musisz w tej chwili zupełnie nic mówić — stwierdził ze spokojem.
    Obserwował uważnie, jak się poruszała. Czekał jednak na moment, w którym sięgnie w końcu po obraz. W tym momencie, to było dużo bardziej interesujące niż jej reakcja na przyniesiony posiłek. Dlatego wyczekiwał tego momentu z niecierpliwością, zerkając na nią.
    — Mhm — wymruczał — już uzgodniliśmy, że tam na pewno nie skończymy — przypomniał jej z uśmiechem, chociaż… Cóż, nie miałby nic przeciwko. Działała na niego, jak nikt inny, przez co jednocześnie tak cholernie go to wkurwiało. I to, że ewidentnie czuła do niego niechęć. Podejrzewał, że było to spowodowane między innymi tym, że czuła względem niego to samo, co on. Maszyna w ten sposób się nakręcała i czuł, że jeżeli puściliby hamulce, pędząc zniszczyłaby wiele na swojej drodze albo raczej wszystko, co by napotkała.
    — Nie dałaś mi szansy — stwierdził, uważnie obserwując to, co robiła ze swetrem. Jednak zamiast skupiać się na odkrytym ramieniu, skupił spojrzenie na drugiej stronie jej ciała, a konkretnie na udzie, gdzie sweter podsunął się odrobinę w górę, odsłaniając jędrną skórę. Zacisnął wargi, oblizując je pospiesznie, a następnie ponownie je zacisnął, przenosząc wzrok na jej ramię, gdy strzeliła ramiączkiem biustonosza. — Zdecydowanie bardziej. Pokażesz tak samo chętnie? — Odpowiedział pytaniem na pytanie.
    Cholera. Powinien skupić się na czymś zupełnie innym. Na celu, w jakim tu przyjechał. Dlaczego w ogóle zaczął tę gadkę o bieliźnie? Zdecydowanie nie mogli pozwolić na to, aby przekroczyli jakiekolwiek granice. Obawiał się, co wówczas działoby się w jego głowie czy potrafiłby się jeszcze skupić całkowicie na interesie? Nie mógł sobie przecież pozwolić na błędy, nawet te najdrobniejsze. Jak z Russelem. Kurwa.
    Nie odsunął się, gdy podeszła do obrazu. Obserwował, jak trzymała nóż w swojej dłoni i ze spokojem przecinała papier. Przechylił głowę, skupiając spojrzenie na jej twarzy, gdy rozrywała papier, pod którym skrywał się malunek. Czekał. A kiedy przysunęła nos do obrazu na ustach Theo pojawił się delikatny uśmieszek. Wiedziała.
    Na pierwsze pytanie, skinął twierdząco głową. Słysząc kolejne, rozchylił delikatnie usta i wbił w nią spojrzenie swoich oczu.
    — Ty mi powiedz, co to jest — powiedział niskim tonem głosu, nie odrywając od niej spojrzenia. Uśmiechnął się, słysząc następne pytanie padające z jej ust. — A tobie bardzo się to podoba i jesteś ciekawa, co jeszcze robię — odparł ze spokojem, również przechylając głowę w bok. Wziął głęboki oddech, nie podobało mu się to, co czuł w tej chwili. I chociaż był ciekaw, co z tym dołem jej bielizny, nie mógł pozwolić sobie na drążenie tego tematu.
    — Pojawił się pewien problem — oznajmił — możemy to omówić teraz, podczas posiłku lub po tym, gdy zawiesimy obraz. Co, sypialnia? — Spytał, chociaż ostatniego zdania pożałował w chwili, gdy te słowa padły w jego ustach. Nie potrafił się przy niej w ogóle skupić i to zaczynało go coraz bardziej wkurzać.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  33. Wywrócił oczami w reakcji na jej słowa. Wolał się nie zagłębiać w te dyskusje, bo coś mu podpowiadało, że był na prostej do przegranej, a przegrywać przecież nie lubił i nie mógł dopuścić do tego, aby ponownie w starciu z nią był na tej drugiej pozycji, która nie miała nic wspólnego z fanfarami i dumą. Dlatego odpuścił i nic więcej nie dodał.
    — No tak, mogłem się domyślić, że będziesz w tej kwestii bardzo sztywna — stwierdził, co wcale mu się nie podobało. Chciałby ponownie zobaczyć w jej oczach to, co widział podczas ich pierwszego spotkania. Wiedział, że jej się podobał. Problem polegał na tym, że niektóre sprawy wymknęły się spod kontroli i sprawiły, że dobranie się do siebie nawzajem nie było takie łatwe, jak mogłoby być. A Theo zdecydowanie powinien skończyć myśleć o dobieraniu się do niej i skoncentrować na wszystkim tym, po co właściwie się tutaj zjawił. Dlaczego nie potrafił tego zrobić? Co takiego miała w sobie, że ten opanowany, zawsze trzymający na wodzy swoje emocje i myśli człowiek, nagle nie potrafił trzymać w pełni kontroli nad samym sobą? Co oczywiście sprawiało, że miał ochotę sam sobie dać po pysku, bo nie był typem człowieka, który z przyjemnością dawał się omotać kobiecemu urokowi. Bo to musiał być ten kobiecy urok, inaczej potrafiłby zachować się tak, jak zawsze. Tylko, że z tym urokiem i Violet też nie było do końca tak jasno, bo nie miał ochoty przyznawać się nawet sobie samemu, że faktycznie uważa ją za uroczą czy atrakcyjną. W sensie, wiedział to. Widział i teoretycznie miał te świadomość, ale powiedzenie i przyznanie się do tego na głos było jak przystąpienie do kapitulacji – nie w jego stylu.
    — Ah — pokręcił niezadowolony głową. Tutaj był ten moment, w którym przecież robił wszystko, jakby chciał głośno zawołać ją i wskazać na siebie, oznajmiając, że jest zainteresowany, a jednocześnie tak bardzo chciał trzymać dystans. W jego głowie panował większy burdel niż w damskiej torebce i szczerze go to przerażało, bo jedno wykluczało drugie. Co było krokiem do własnego unicestwienia. — Ładne — stwierdził bez większych emocji, chociaż w wyobraźni widział już, jak się ich z niej pozbywa. W bardzo niedelikatny sposób.
    Obserwował jej reakcje bardzo uważnie, nie chcąc przegapić żadnego, najmniejszego szczegółu.
    — Dwie — powiedział spokojnie, a w jego głowie nagle zapanował porządek, nie miał tylko pojęcia, na jak długo. — Cóż, ustaliliśmy już, że za krótko się znamy. Zresztą, wiesz wystarczająco dużo — nie zamierzał podzielić się z nią informacją, że jest jedyną żywą osobą, która właśnie dowiedziała się o jego małym sekrecie.
    — Niestety — przytaknął — bardzo mnie nie chcesz do niej wpuścić. Boisz się, że już w niej zostanę? — Spytał, patrząc prosto w jej oczy, a jego usta drgnęły. I nie tylko usta. Skierował spojrzenie w stronę kuchni i wzruszył ramionami — znasz moje zdanie, ale ty podejmujesz decyzje. Twój dom. Ale nadal uważam, że coś takiego powinno wisieć w szczególnym miejscu. Mógłby wisieć niczym zagłówek — powiedział z łatwością mogąc sobie wyobrazić scenę seksu z obrazem z tle. Cóż, Theo był specyficznym człowiekiem, ale wydawało się, że tego Violet akurat mogła się domyślić.

    🩸

    OdpowiedzUsuń
  34. Z łatwością potrafił wyczytać kretyna z jej bezgłośnego poruszania ustami. Problem polegał na tym, że przy niej naprawdę zachowywał się jak skończony idiota i nie potrafił racjonalnie tego wytłumaczyć. Chaos panujący w jego głowie, gdy była w pobliżu powodował, że pewnych aspektów swojego charakteru nie potrafił zahamować, chociaż powinien.
    Gdyby tylko miała świadomość, co takiego miał w głowie, gdy tylko ujrzał błękitną koronkę… Był pewien, że wówczas przywaliłaby mu porządnie w twarz i nie żałowałaby tego piękna, o którym wspominała podczas kolacji w Thyme. Był tego pewien, chociaż… Gdzieś tlił się płomyczek, podpowiadający, że możliwe, że bardzo by jej się to podobało. Nie, płomyczek został błyskawicznie zgaszony. Niemal czuł, jak bardzo za nim nie przepadała. A mimo to, właśnie byli w jej domu. Co prawda tylko, dlatego, że wynegocjował to sobie w zapłatę za życie człowieka… Cholera, to było trochę żenujące, że zdecydował się właśnie na coś takiego. Czy to wręcz nie krzyczało, jak bardzo chciał ją zdobyć, pomimo wszystkiego? Przełknął ślinę, delikatnie kręcąc głową. Musiał się skupić i przestać sobie zezwalać na to, aby jego myśli tak bardzo błądziły.
    — No proszę, nie spodziewałbym się takich słów — powiedział niskim głosem, nie odrywając w tym momencie spojrzenia od jej z pozoru niewinnej twarzy. To było w zasadzie fascynujące. Nie miała wrednego wyrazu twarzy, nie wyglądała na kogoś, kto mógłby zabić… — Zrobiłaś z nim wszystko to, co chciałaś? — Spytał, przechylając powoli głowę — sama? — Był ciekaw, czy faktycznie zajęła się swoim problemem całkiem sama, nie tylko ze względu na rodzącą się fascynację. Wolał dla własnego spokoju wiedzieć, ile osób brało w tym udział i wiedziało o tym, co spotkało Russela. Był też ciekawy, co w zasadzie z nim zrobiła. Coś jednak powstrzymywało go przed zadaniem pytania wprost. Jakby nie chciał, aby zobaczyła jego zainteresowanie sobą.
    Wziął głęboki oddech, usatysfakcjonowany tym, że tę drobną walkę wygrał. Może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale wprosił się do jej domu z wybranym przez siebie obrazem (który podarował jej również według własnego widzimisię)) i w dodatku zdecydował, gdzie zawiśnie. Cieszyła się z wygranej aukcji? On w tej chwili osiągnął znacznie więcej i ta myśl, cholernie mu się podobała.
    — Z największą przyjemnością — wymruczał cicho, chwycił obraz i śmiało ruszył za dziewczyną. Dojście do schodów nie stanowiło żadnego problemu, jednak wejścia z obrazem po nich na górę, nie było tak łatwe. Mimo wszystko udało mu się dostać na piętro i wprowadzić dużej wielkości płótno do sypialni brunetki. Zatrzymał się na środku, przed łóżkiem i uśmiechnął się kącikiem ust, rozglądając się uważnie dookoła.
    — Nie mogę się doczekać — uśmiechnął się, spoglądając na ścianę, przy której stało łóżko. Zerknął na brunetkę i uśmiechnął się znacznie szerzej, słysząc jej słowa, a tuż po chwili dopowiedzenie — czyżbyś myślała o czymś innym, że musiałaś do podkreślić? — Spytał, zaczepnie unosząc brew. Oparł obraz o łóżko i powolnie obejrzał się, zdecydowanie uznając, że jego pierwsza myśl była najbardziej trafna. Idealnie nadawał się na tę ścianę przy łóżku. — Nie będziesz mieć po nocach koszmarów? — Spytał z lekkim uśmiechem. W zasadzie naprawdę był ciekawy, co obecnie działo się w jej głowie — a może raczej wręcz przeciwnie, twoje sny staną się mokre, hm? — Wyszeptał, odwracając się do niej przodem. Wziął głęboki oddech, starając się w tej sytuacji nie myśleć o jej koronkowych, błękitnych majtkach, które były na wyciągnięcie ręki, i które mógłby z niej zerwać jednym ruchem, a później rzucić ją na łóżko i… Wypuścił powoli powietrze, próbując skupić się na czymś innym, mniej podniecającym, czymś, co nie sprawiałoby twardnienia jego penisa.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  35. — Zbieram informacje na podstawie tego, co mi sama dajesz — powiedział wolno, wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Była trudna, co go irytowało. Nie potrafił jej rozgryźć. To sprawiało, że z jednej strony chciał poświecić jej więcej czasu, dowiedzieć się więcej, ale z drugiej strony momentami doprowadzała go do granic, sprawiając, że naprawdę musiał się skupiać, aby nie zrobić lub nie powiedzieć czegoś, czego mógłby bardzo szybko pożałować. Miał z nią problem, tak można było określić to najprościej. — I tutaj pojawiają się pewne komplikacje, bo z jednej strony wiesz, że mam cię za rozpieszczoną córeczkę tatusia, a z drugiej strony… Masz w sobie coś takiego co sprawia, że mogłabyś dużo osiągnąć. Przynajmniej momentami sprawiasz takie wrażenie, aż szkoda, że przewagę ma te pierwsze — poinformował ją kolejny raz o tym, jak ją postrzegał, ale pierwszy raz zaznaczył, że widzi w niej też coś więcej. Potencjał. Zastanawiał się nad tym czy wykorzystuje go w pełni w odpowiedni sposób, czy jej ojciec i brat dostrzegają w niej to samo, co on? Czują to? A może tylko tak samo spaczeni ludzie jak ich dwoje są w stanie to dostrzec? Wtedy oznaczałoby to, że ona jest w stanie zobaczyć w nim te mroczną część, którą w sumie w pewnym stopniu sam zaprezentował, pokazując jej obraz. Zacisnął wargi, gdy mówiła o Russelu. Nie dlatego, że mu to przeszkadzało. Był pod wrażeniem, że z pozoru ten rozpieszczony dzieciak zajął się czymś całkiem sam – czymś niebezpiecznym i mrocznym. Nie wiedział, dlaczego wyobraźnia podsunęła mu krwawe obrazy z nią i martwym Russelem, a jeszcze bardziej był zaskoczony faktem, że jego penis wówczas drgnął.
    Oblizał wargi, gdy się odwróciła. Jeden zero.
    — W mojej głowie w tej chwili dzieje się bardzo wiele, jak mam być szczery — uśmiechnął się, bez skrępowania patrząc na jej tyłek skryty pod swetrem i żałował, że nie miała na sobie czegoś bardziej opinającego jej krągłości. Podążył za nią spojrzeniem do ściany, ale szybko wrócił do niej. Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa. — Zabawki powiadasz… — szepnął — niech zgadnę, fioletowe? — Spytał, oblizując przy tym wargi i spoglądając prosto w jej oczy — a może czarne, skórzane i zadające ból? — Nie powinien w to brnąć. Powinien wrócić z nią na parter i dokończyć sprawę, w której się zjawił. Z drugiej strony, najważniejsze dla siebie informacje już zdobył. Wiedział, że była sama i chociaż nie znał jej długo, mógł podejrzewać, że w żaden sposób nie wyjawi informacji, że wystawił jej Nico. W zasadzie więc załatwił już wszystko, co chciał załatwić. Kiedy wyszła po narzędzia, nie rzucił się do szafek, nie był dzieckiem. Stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał gdy opuszczała sypialnie. Odebrał od niej skrzynkę z narzędziami i schylając się, otworzył ją, uprzednio układając ją na podłodze.
    — W takim razie działam — uśmiechnął się i puścił jej oczko. Wyciągnął kilka gwoździków i młotek, a następnie podszedł do ściany, przykładając obraz — przesunąć w którąś stronę czy jest idealnie?

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  36. — Naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź na te pytanie? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, uważnie jej się przyglądając. Na dobrą sprawę mógłby wymienić jeszcze sporo wniosków, które zdążył wysnuć podczas ich krótkich spotkań, które do tej pory kończyły się zawsze w dość… bojowych okolicznościach, można by rzec. Uśmiechnął się jednak kącikiem ust, bo widział po jej reakcji, że cóż… Trafił. I z chęcią dodał sobie kolejny punkt na swojej niewidzialnej tablicy, na której prowadził zapiski dotyczące rozgrywek pomiędzy nimi.
    Chyba chciał ją przetestować. Zobaczyć, jak długo faktycznie będzie potrafiła trzymać swoje nerwy na wodzy, bo nie wątpił w to, że momentami podnosił jej ciśnienie. Tylko nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno. A może zdawał tylko wmawiał sobie, że to dopiero początek, bo nie chciał zakładać, że ta dziwna gra mogłaby się tak szybko skończyć? Nieważne. Ważne było natomiast to, że widział, że jego słowa w nią trafiły.
    Westchnął, gdy opuściła pomieszczenie. Dobra, przez naprawdę bardzo krótką chwilę może i przeszło mu przez myśl, aby otworzyć którąś z szuflad, bo… W jakimś stopniu był ciekawy, jakie zabawki by w nich znalazł. Był pewien, że dzięki zerknięciu na nie, sporo dowiedziałby się na temat samej Violet, ale nie był dzieckiem, nie zrobił tego. I było mu wstyd przed samym sobą, że miał w ogóle takie myśli w głowie, aby to zrobić.
    — A dla mnie? — Spytał, zawieszając wzrok na trzymanym przez nią kieliszku. Podążył wzrokiem za nią i uśmiechnął się delikatnie, gdy usiadła. — Sypialnia, dwoje dorosłych, wino… tylko dla jednej? Nieładnie. Słaba z ciebie gospodyni — mruknął, przez chwilę skupiając się na ścianie i narzędziach. Posłusznie przesuwał gwóźdź, aż oznajmiała, że miejsce jest idealne. Wbił go delikatnie młotkiem, a później na tej samej wysokości, w dość sporych odstępach wbił jeszcze dwa. Zignorował jej pytanie, zastanawiając się czy trzy wystarczą na utrzymanie obrazu. Przechylił głowę w bok, aż w końcu odsunął się uznając, że raczej powinny dać radę. Najwyżej, dobije sobie dodatkowe. Była w końcu dużą dziewczynką.
    Słysząc, że się podniosła podążył za nią wzrokiem i westchnął cicho, gdy wróciła całkiem ubrana. W poprzednim stroju podobała mu się dużo bardziej, a myśl, że jej majtki nagle stały się mniej osiągalne, trochę go ugodziła. Nie, żeby uważał, że ubraniem daje mu jakieś znaki, ale… Ty idioto!
    — Chyba jego ojciec jest dość istotny — stwierdził, wzruszając od niechcenia ramionami — nie dla mnie — powiedział, jakby to robiło znaczącą różnicę — może się okazać, że jego zniknięcie nie przejdzie niezauważone. To znaczy, już zostało zauważone — sprecyzował, posyłając jej krzywy uśmiech — rzecz w tym, że zrobiło się delikatne poruszenie. Możesz to potraktować, jako przyjacielskie ostrzeżenie. Podejrzewam jednak, że skoro działałaś sama, nie musisz się martwić o to, że ktoś zostawił jakiś ślad wskazujący na siebie. Coś mi podpowiada, że zadbałaś o to, aby żadne podejrzenia nie padły na ciebie — mówił całkiem poważnie. Odłożył na bok tę ich miłosno nienawistną gierkę i spojrzał na nią, na jej twarz, prosto w jej oczy. Jego własne nie wyrażały niczego konkretnego, ale gdzieś w głębi pojawiła się iskierka… troski? Chyba byłoby mu jej szkoda, gdyby ktoś postanowił się zemścić. — Jeżeli czujesz taką potrzebę, mogę informować cię na bieżąco, na czym stoi sprawa. Chwilowo stary Russel i Lebedev są wkurwieni — zaśmiał się cicho, bo złość przełożonego zawsze go bawiła z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu — rzecz w tym, że jak widać, w którymś momencie pozwoliłem temu staremu prykowi na odrobinę swobody i cóż… wpakowaliśmy się w jakieś śmierdzące bagno z Nicolasem, co mi się nie podoba — odparł ze spokojem, wodząc wzrokiem po jej nogach przykrytych dżinsami — zastanawiam się czy z racji jego problemów, zaraz nie pojawią się inni, którzy będą chcieli załatwić jego sprawy ze mną, bo przecież w jakimś stopniu byliśmy powiązani. Lubię wiedzieć, czego powinienem się spodziewać — dodał, odkładając młotek do skrzynki.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  37. — Myślisz, że odrobina wina tak by na mnie wpłynęła? — Uniósł wysoko brew, uważnie jej się przy tym przyglądając — możesz być spokojna, ale jak sobie chcesz — wzruszył lekko ramionami, skupiając się na swoim zadaniu; czyli powieszeniu obrazu.
    Kiedy gwoździe były już odpowiednio wbite, wziął się za zawieszenie obrazu w odpowiednim miejscu. Co jakiś czas zerkał przy tym na Violet, obserwując czy jej mina w jakikolwiek sposób się zmienia. Nie miał pewności, co właściwie chciał w niej zobaczyć, ale był ciekaw każdej, najmniejszej zmiany, gdy obraz zawiśnie w docelowym miejscu.
    — Mhm— mruknął. Nie był z tego powodu zadowolony. Wolałby, aby martwy skończył szary pracownik (tak jak wcześniej myślał, że jest) a nie syn kogoś, kto miał powiązania. W zasadzie, mógłby się tym w ogóle nie przejmować, bo przecież on krwi na rękach w tym przypadku nie miał, ale… No właśnie, dał zgodę na to, co go spotkało, dał znać Violet, gdzie będzie mogła go spotkać i… Dobra, nie bezpośrednio, ale miał krew na rękach. — Powiedzmy, że mnie też zaskoczyła ta informacja — mruknął. Mogła dostrzec, że faktycznie nie wszystko szło zgodnie z jego założeniami. Był pewien, że Nico Russel to nikt istotny. Okazało się inaczej, a teraz był martwy. Wywrócił oczami. I taka właśnie była Violet Brennan! Starał się wyciągnąć pomocną dłoń, pokazać jej, że w razie, czego może na niego liczyć, a ona odpowiadała w taki sposób. No jak miał patrzeć na nią inaczej niż na rozpieszczonego dzieciaka? — W porządku, będę na przyszłość pamiętać, żeby nie dawać ci żadnego cynka — prychnął, ponownie wywracając oczami. Generalnie go wkurzała, ale w tej chwili wkurzała go do kwadratu. — Lebedev jest idiotą, który myśli, że ma władze — mruknął — nie zdając sobie sprawy, że żadnej poważnej decyzji nie podejmuje sam, a kiedy to robi… Pakujemy się w gówno — uśmiechnął się ironicznie. Nie powinien był wypowiadać się w taki sposób o swoim szefie, nie komuś, komu w pełni nie ufał, ale… Właśnie w pewnym sensie wpakowali się w mały, wspólny problem dzięki Russelowi, co nie do końca mu się uśmiechało, ale wiedział dokładnie to samo, co Violet, byli obecnie od siebie zależni.
    — Myślisz, że gdyby taka opcja wchodziła w grę, to ja pojawiałbym się tutaj, mówiąc ci o tym wszystkim, co właśnie powiedziałem? — Uniósł brew, uważnie śledząc wzrokiem jej nogi. Poważnie myślała, że zamierzał wpakować ją w jakieś kłopoty? — Dokładnie tak, dlatego przyszedłem lojalnie ostrzec, że coś jest na rzeczy — mruknął, mówiąc wprost. Może inaczej do niej nie docierało i naprawdę trzeba było mówić wprost, do tego wyraźnie, głośno i powoli? — Nie przyszedłem tutaj, żeby… Nie wiem, rozpętać jakąś wojnę czy coś. Wręcz przeciwnie — mruknął, spoglądając na nią — w zasadzie to… — rozchylił usta, spoglądając na nią — mógłbym stwierdzić, że broń powinna zostać zawieszona, chociaż fizycznie jeszcze żadna się nie ukazała — uśmiechnął się — moglibyśmy bliżej się poznać — wypalił z nieco łobuzerskim uśmiechem na ustach.

    🏳️ 🤯

    OdpowiedzUsuń
  38. — Jak ujmujesz to w taki sposób, brzmi to strasznie źle — stwierdził. Gdy mówił o tym sam, brzmiało to… Znacznie lepiej. Zdecydowanie. Ona przedstawiała suche fakty, które nie miały… Dobra, miały pokrycie w rzeczywistości, ale nie tak jak widział to sam Theo.
    Upił odrobinę wina z kieliszka, który mu wcześniej podsunęła. Nadal nie podobał mu się sposób w jaki ujęła swoją wcześniejszą wypowiedź. Słysząc jednak kolejną, uniósł wysoko brew. Nie podejrzewał, że tak szybko i chętnie przyzna mu rację. Jego brew powędrowała prędko znacznie wyżej. Jedyną osobą, która mogła tknąć Lebedeva był on sam. Czekał na odpowiedni moment, kiedy sprecyzowała, że chodziło o starego Russela, trochę odetchnął, chociaż nie do końca mu pasowało to, że to ona wzięła się za wychodzenie z inicjatywą. Jakby ją o to ktoś prosił… Pf.
    Obserwował ją. To jak się poruszała, jak unosiła dłonie do skroni. Widział, że się denerwowała. Dostrzegł również, że przez chwilę się nad czymś zastanawiała i był bardzo ciekawy, co takiego działo się właśnie w jej głowie.
    Uniósł dłoń do podbródka i przybrał pozę myśliciela, uważnie słuchając tego, co miała mu właśnie do powiedzenia. Cóż… Nie mógł się praktycznie z niczym nie zgodzić. Kiedy jednak tak wystawiała kolejne palce, jego myśli krążyły już w innym miejscu. Słuchał jej. Słuchał jej naprawdę, ale nie skupiał się z największą uwagą na padających słowach. Zmrużył lekko oczy, przy czwartym palcu, unosząc wysoko brew.
    — Przecież powiedziałem, że masz ładne majtki — wiedział, że to nie była dobra chwila na to, aby ignorować całą resztę i skupiać się wyłącznie na tym, ale… Cóż, taki właśnie był Theodor Sanders, a jego mózg pracował tak, że chyba momentami sam za nim nie nadążał. Przynajmniej w pełni. — Chyba, że czegoś nie zauważyłem… Nie zauważyłem czegoś? Kurczę, a może miałem zajrzeć do tych szuflad i w nich jednak pomyszkować? Tylko nie mów, że liczyłaś, że jak wrócisz do sypialni to będę czekać ze znalezionymi zabawkami rozłożonymi na łóżku — uśmiechnął się lekko. W końcu to po tym, gdy wróciła ze skrzynką postanowiła się ubrać. Musiał coś przegapić. Nie wiedział tylko, co. — Co do piątego palca sama przyznałaś, że nie zrobisz mi krzywdy, bo żal ci tej twarzy. Poza tym… Właśnie się przyznałaś do flirtowania ze mną — dodał, jakby usatysfakcjonowany, że sama pierwsza się do tego przyznała. Nie tylko przed sobą, ale przede wszystkim również przed nim — powiedz mi… Kiedy dałem ci do zrozumienia, że mam gdzieś twoje… odwzajemniony flirty? — Tak. Taki był Sanders, zamierzał się tego uczepić.
    — Co do starego Russela… Jest chroniony od czasu zniknięcia młodego i dobranie się do niego nie będzie łatwe — mruknął, wracając jednak do tematu, który był najważniejszy. I który był problematyczny i o którym najchętniej w tym momencie w ogóle by nie myślał. Ale musiał. Oboje musieli i trochę go to wkurzało. To, że będzie musiał brać pod uwagę jej zdanie. To nie było w jego stylu.

    ale ładne zdjęcie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  39. — Chyba trafiłem z tym w czuły punkt — stwierdził, a jego usta wygięły się w triumfalny łuk, niemal zapominając o wkurzeniu, które czuł na myśl, że wzięła się do planowania rozwiązania ich problemu — przyjacielska rada: jak wróg trafia w czułe miejsce, nie wspominasz o tym — uniósł delikatnie brew, a goszczący na jego twarzy uśmiech, znacznie się poszerzył — chyba, że zyskałem miano przyjaciela wtedy możesz nawet śmiało mówić sama o wszystkich czułych punktach jakie masz — dodał, nie odrywając od niej swojego spojrzenia. Wiedział, że nie są przyjaciółmi i nic nie zapowiadało, aby w tym temacie cokolwiek miało się zmienić. Czuł już, że nawet jeżeli wylądują ze sobą w łóżku ich relacja nie zmieni się w przyjaźń z benefitami. Nazwałby raczej takie momenty zawieszeniem broni i… im dłużej o tym myślał, wychodził z założenia, że to nie byłoby nawet takie złe. Tak długo, dopóki nie miałoby żadnego wpływu na interesy jego lub jej. Zamruczał cicho, zadowolony ze swoich myśli. Tylko niby jak jej miał go powiedzieć? Wiesz, w sumie to możemy się ze sobą przespać? Nie musimy się lubić, po prostu mam ochotę cię zerżnąć, bo wyglądasz tak seksownie w każdej wersji. Biała flaga na czas pieprzenia, a po wracamy do normalności. Wiedział, że gdyby powiedział coś takiego, od razu dostałby po pysku. Był pewien, że wówczas nie byłoby jej żal jego twarzy. Zdecydowanie. — Poza tym, w którym momencie powiedziałem, że to ty masz sprzątać? Lojalnie przyszedłem z ostrzeżeniem i zwiększeniem twojej czujności — wlepił w nią spojrzenie swoich intensywnie niebieskich oczu.
    — Wolałabyś, gdybym je z ciebie zerwał? — Spytał całkiem poważnie, upijając odrobine wina i wyzywająco na nią patrząc. Może faktycznie powinien zdobyć się na coś więcej niż swój mało wyszukany komentarz, ale… Cóż, były ładne. Podobały mu się, ale znowu nie na tyle, aby w jego wyobraźni na niej pozostały. Rzecz w tym, że nie mógł tak po prostu się do niej dobrać — bo nie ukrywam… z chęcią bym to zrobił — uśmiechnął się łobuzersko. Chyba jeszcze nigdy nie był z nią tak szczery, jak w tym momencie.
    Dlaczego czuł narastające podniecenie zamiast złości lub zdenerwowania, gdy ona ewidentnie coraz bardziej się na niego wkurzała? Powinien odpowiedzieć tym samym, prawda? Zamiast tego wsłuchiwał się w jej ciężki oddech, co wcale nie pomagało nad zapanowaniem nad sobą. Nazwała go wrzodem na tyłku, a on jedynie myślał o tym, jak cudownie wyglądałaby tak ciężko oddychając siedząc na nim całkiem naga.
    Kiedy oznajmiła, że ma się wynieść z jej sypialni i sama ruszyła w stronę wyjścia, on zdecydowanie nie mógł tego zrobić. Nie mógł, bo bał się, że in dłużej wlepiałby spojrzenie w jej tyłek, tym trudniej byłoby mu się opanować przed zrobieniem czegoś, czego robić nie powinien. Potrzebował chwili na uspokojenie myśli i przede wszystkim, swojego penisa.
    Stał więc w jej sypialni, oddychając głęboko i starając myśleć się o wszystkim, co mogłoby go zniechęcić do igraszek.
    — Boże, dlaczego nie może wyglądać jak źle albo chociaż mieć na tyle paskudne uosobienie, żeby mnie odpychało od niej — mruknął cicho do siebie. Wziął jeszcze kilka głębokich oddechów, a słysząc jej ponaglenie ruszył w końcu do wyjścia.
    — Już się robi, landryneczko! — Odkrzyknął i biorąc ostatni głęboki wdech, jednocześnie myśląc o gębie Lebedeva ruszył na parter. — Nie jestem przekonany, co do tego, aby pozbycie się starego Russela było dobrym pomysłem. Nie teraz, nie tak szybko po tym, jak zniknął Nico — oznajmił, podchodząc do blatu kuchennego i oparł się o niego biodrem, spoglądając na kieliszki z alkoholem — za bardzo się teraz boi, bo nie wie, co i dlaczego stało się z jego synem. Będzie obstawiony, jak nigdy wcześniej. Chyba, że… — mógł zorganizować coś w Thyme.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musieliby jednak wyręczyć się kimś innym (tylko komu mogliby zaufać w tak delikatnej sprawie, jeżeli sobie nawzajem w pełni nie ufali?), a Theo musiałby częściowo poświecić również siebie i swoją piękną twarz, albo jakąkolwiek inną, ale równie cudowna cześć ciała. — Potrzebujemy kogoś… Kto miałby ochotę obrabować Thyme po godzinach — oznajmił, a jego mina przybrała złowieszczy wyraz.

      🦹‍♂️🦹‍♂️

      Usuń
  40. Wywrócił oczami na wzmiankę o przywiezionym przez niego jedzeniem. Miała racje. Nie potrafił się pogodzić z tym, że nie zachwycała się kuchnia jego szefa kuchni. Wierzył w umiejętności Ryana i wiedział, że facet gotował naprawdę dobrze. Inaczej zwolniłby go tak jak wszystkich go poprzedzających. Bez chwili zawahania, bez mrugnięcia okiem. Ryan był inny. Dlatego nie musiał martwić się o swoją posadę nawet w sytuacjach, w których Theodor był wściekły. On jeden był zawsze bezpieczny z Thyme, cała reszta mogła się martwić, bo nie byli nietykalni.
    — Przyznaje, tu mnie masz. Jeden, jeden — uśmiechnął się kwaśno, spoglądając na nią z pożądaniem w swoich oczach. Wszystko, co robiła sprawiało, że miał ochotę doświadczyć tego na sobie. Jej obnażone zęby sprawiały, że chciał poczuć je zaciśnięte na swojej skórze, chociaż wiedział, że powinien się w końcu skupić na tym co ważne. — Cóż… — w zasadzie to Theo nie myślał o tym, że będzie trzeba się tym zająć od razu. Nie działał bez przemyślenia. Chciał poobserwować Russela, zorientować się co i ile wie. Po prostu, trzymać rękę na pulsie, ale skoro Violet wyjechała już z tym sprzątaniem… Chyba nie miał ochoty jej zatrzymywać, poza tym to był kolejny pretekst do kontaktu z nią, a na tym mu z niewyjaśnionego powodu, bardzo zależało.
    — Nikt nie mówi do mnie Teddy — wymruczał cicho — mogę być dla ciebie misiem, ale potrzebuje czegoś w zamian — uśmiechnął się. Przechylił lekko głowę, zastanawiając się nad tym, na ile mówiła zgodnie z prawdą. Gdyby teraz spróbował przekroczyć granice i sprawdzić czy faktycznie nie dałaby mu się uwieść… Czy naprawdę by go odtrąciła? Wiedział, że tej nocy tego spróbuje. Sprawdzi ją, bo sam dłużej nie wytrzyma.
    Trochę ochłonął nim zdecydował się zejść na dół. I było to pomocne, jednak nie wystarczyło na tak długo, jakby tego chciał. To nie tak, że zszedł na dół i jego penis był twardy na sam jej widok. Aż tak intensywnie na niego jeszcze nie działała, ale czuł, że wcale nie będzie potrzebował dużo, aby czuć podniecenie. To było koszmarne. Nie móc spędzić z nią chwili bez myślenia i niegrzecznych rzeczach, a raczej zajęciach.
    Słuchał uważnie tego, co miała do powiedzenia. Gdy wyciągała talerze, podszedł do blatu wyspy i zaczął wyciągać z torebki pojemniki i je otworzył.
    — Jak bardzo ta informacja może naprowadzić go na ciebie? — Spytał, uważnie jej się przyglądając z największą uwagą. Zamierzał uszanować jej decyzje i nie chciał dopytywać co to dokładnie… ale zamierzał sam trochę powęszyć. Skinął głową — dokładnie tak, tylko musi to być ktoś w stu procentach pewny. Pozwolę nawet poświecić nie tylko swój interes, ale też siebie, a konkretnie jakąś część swojego ciała — powiedział, spoglądając w tym momencie wymownie na nią — taki mały performance można by rzec.

    🎭

    OdpowiedzUsuń
  41. Wywrócił oczami na jej uśmiech i kolejne słowa.
    — Nie wiem landryneczko musiałbym się porządnie zastanowić — odparł ze spokojem, uważnie jej się przyglądając. W zasadzie w momentach, w których nie był zajęty czymś innym, swoją uwagę poświęcał jej. Patrzeniu na nią, obserwowaniu jej i… Cóż, przyznawał to dość niechętnie, ale również myśleniu o niej. Co trochę go dobijało, jakby cały jego świat, odkąd się poznali, miał kręcić się wokół niej. To było bardzo nie w jego stylu. — Teddy brzmi… — zamyślił się, mrużąc odrobinę powieki — może żebyś po prostu pozwoliła mi dać sobie powód, do nazywania mnie w ten sposób — wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, jednocześnie poruszając przy tym sugestywnie brwiami. Przygryzł lekko wargę podczas uśmiechu, patrząc na nią intensywnie.
    Zmarszczył brew, zastanawiając się nad jej słowami.
    — Czekaj, czekaj — powiedział, próbując zrozumieć wszystko, co mówiła — skoro nie doprowadzi to coś do Nico, to, jakim cudem miałoby doprowadzić do ciebie? — Chyba się odrobinę pogubił w tym, co mówiła. Dlatego czekał na wytłumaczenie. Które szybko mu dała. Skinął lekko głową, chociaż jego brwi wciąż pozostawały nieco zmarszczone. — Czuję się trochę zdezorientowany, ale w porządku — powiedział w końcu, a widząc jej reakcję o tym, gdy wspomniał, że poświeci nawet siebie, pokręcił nieco rozbawiony głową — wiesz… — zlustrował uważnie jej sylwetkę, zatrzymując wzrok odrobinę dłużej na jej piersiach — jeżeli bardzo chcesz, możemy tym się zająć w przyjemniejszych okolicznościach — oznajmił, puszczając jej przy tym oczko — nadal obstawiam, że masz wśród tych swoich zabawek, coś bardzo niegrzecznego — uśmiechnął się połowicznie, a następnie przeszedł jak gdyby nigdy nic do głównego tematu ich rozmowy — nie korzystam z darkneta, więc jeżeli ty tak i to ogarniasz… — nie podobało mu się do końca to, że Violet miałaby się zająć czymś sama i to tak czymś dla Sandersa istotnym, bo zlecenie na swoją restaurację było dość… Powiedzmy sobie szczerze, ryzykowane. Jeżeli zleceniobiorca coś źle zrozumie, lub Violet źle przekaże, będzie mogło dojść do prawdziwej jadki. Z drugiej strony czuł potrzebę wyżycia się w swój sposób, a jak już krążyło po jego myślach, dawno nie nadarzyła się okazja… To nie tak, że zamierzał zabić kogoś, kogo sam na siebie w pewien sposób naśle, ale… W sumie, dlaczego, nie? — W sumie, wiesz, co — przechylił głowę — tak, załatw to. Moi ludzie, niestety, jak się okazało nie zawsze są tacy, jak się wydają — mruknął wkurzony całą tą sytuacją z Russelem. Będzie musiał zabrać się do przyjrzenia się wszystkim, którzy ostatnio zostali zwerbowani i upewnić się, że nie będą stanowić żadnych problemów, jak wspomniany wcześniej Nico. — Tylko… Weź to ogarnij tak, żeby nie zrobił za dużej rozróby w samej restauracji. Lubię obecnie panujące tam wnętrze i klimat — dodał, sięgając po kieliszek z winem i upijając z niego kilka łyków.

    🦹‍♂️

    OdpowiedzUsuń
  42. Uniósł wysoko brew, gdy zaczęła mówić. Z jakiej racji miał jej cokolwiek obiecywać? Zresztą, coraz bardziej zaczynało go interesować to, co się wydarzyło. Jakby nie było, to właśnie przez to znaleźli się chwilowo w nienajlepszym położeniu. Co prawda nie miał nic przeciwko częstszym spotkaniom z samą Violet, ale… Wolałby, aby okoliczności tych spotkań były inne, znacznie przyjemniejsze.
    — Mam ci obiecać? — Spytał, uważnie jej się przy tym przyglądając. Zerknął na wyspę kuchenną, na której stały już talerze i wyciągnięte przez niego wcześniej jedzenie. Przez chwilę skupiał się na jedzeniu, chociaż tak naprawdę zastanawiał się, dlaczego miałby zgodzić się na złożenie jej jakiejkolwiek obietnicy.
    Może, dlatego, że mimo niechęci dotrzymała warunków umowy?
    Nie podobał mu się ten pomysł z prostej przyczyny. Chciał wiedzieć, co się wydarzyło.
    — Pod jednym warunkiem, Violet — oznajmił. Ich relacja nie była na tyle dobra, aby mógł zrobić coś dla niej tak po prostu, bez chęci dostania czegoś w zamian. Zresztą, chyba już zdążyła się o tym porządnie przekonać, że od niego, nie mogła dostać nic za darmo — chcę wiedzieć, czy ktoś jeszcze był w to zamieszany. A jeżeli tak, chcę znać nazwiska. Obiecuję, że wówczas nie będę drążyć. Zignoruje ten twój problem, ale chcę wiedzieć, na kogo mam jeszcze uważać. Nie podoba mi się ta sytuacja w ogóle. Uwierz. Lubię cię dręczyć swoim towarzystwem, ale moglibyśmy robić to w znacznie milszych okolicznościach, a nie podczas rozmów o tym, jak załatwić faceta — powiedział. Nie miał pojęcia czy to była sprawa tylko między nią a martwym już Nico. Chciał jednak w razie czego być przygotowany na wszystko, każdą możliwą ewentualność.
    — Brzmi… uroczo — uśmiechnął się krzywo, obserwując jak dopija swoje wino. Kącik jego warg drgnął, a on sam przełożył jedzenie z pojemników na talerze i powoli przesunął się w bok. Sięgnął butelkę wina, a żeby nalać jej do kieliszka Violet, musiał się przybliżyć. Oczywiście, że nie mógł sobie darować takiej sytuacji i nie skorzystać z możliwości stanięcia pomiędzy jej nogami i znacznego ukrócenia dystansu pomiędzy nimi. Kiedy napełnił jej kieliszek, odłożył butelkę po lewej stronie Brennan i uśmiechnął się.
    — Ha — powiedział triumfalnie, całkowicie ignorując wzmiankę o oryginalnych obrazach znajdujących się w darknecie, miał swoje dojścia do tego, co w szczególny sposób go interesowało. — Wiedziałem, że to było niemożliwe, aby ci nie smakowało — uśmiechnął się, oblizując wargi — teraz zdecydowanie powinnaś odrobiny skosztować i przyznać zgodnie z prawdą, jak bardzo ci smakuje — mówiąc to, naparł delikatnie na jej udo, aby się nad nim wychylić i sięgnąć widelca. Nabrał odrobinę Paelli na widelec i z uśmiechem podsunął go do ust Violet. — Wiesz, nie robisz tego teraz dla mnie. Lepiej, żeby twój żołądek nie był pusty przy tym winie — powiedział niskim głosem, czekając, aż spróbuje tego, co przyniósł.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  43. Pokiwał powoli głową, słuchając dokładnie imion i nazwisk padających z jej ust. Skoro dotrzymała swojej części, on zamierzał dotrzymać swojej i nie doszukiwać się, co takiego się wydarzyło. Musiał jednak przyznać, że cholernie go zaintrygowała cała sytuacja. Złożył jednak obietnicę, a tych łamać nie lubił.
    — W porządku — powiedział, skinąwszy lekko głową. Co jeszcze mógł powiedzieć? Chciał znać nazwiska na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że jednak, w jakimś cholernie nieszczęśliwym przypadku, jej problem, zacząłby sprawiać mu problemy. Liczył jednak, że obejdzie się bez tego. Miał na to szczerą nadzieję. — W takim razie, obiecuję, nie będę drążyć tematu. — Ułożył nawet dłoń na miejscu serca, jakby składał właśnie jakąś uroczystą przysięgę. Niech jej będzie.
    Oczywiście, że zamierzał się cieszyć. Ale najpierw chciał usłyszeć, jak bardzo jej smakowało. Cóż, można powiedzieć, że Theo miał lekkiego bzika na punkcie swojej restauracji i podawanego w niej jedzenia. Irytował się, gdy pojawiał się wybredny klient, w tym przypadku Violet, który jawnie oznajmiał, że to nie jest najlepsze, co w życiu jadł.
    — W końcu jesteś tutaj całkiem sama, a wolałbym nie zostawać na noc, aby mieć pewność, że nie upijesz się do nieprzytomności — mruknął, a kącik jego ust drgnął. Tak naprawdę nie miałby nic przeciwko, aby zostać u niej na noc, tylko najpierw zdecydowanie wolałby, aby atmosfera pomiędzy nimi uległa delikatnej zmianie. I… Uśmiechnął się, gdy powiedziała, że jadła, ale i tak zje to, co przywiózł — rozumiem, że to twoje ulubione danie u nas? — Spytał, chociaż nie musiała nic odpowiadać, on już dobrze wszystko wiedział, a kiedy jęknęła i jego penis drgnął, nie musiała już nic więcej robić. Szkoda tylko, że jęczała przez jedzenie, a nie bezpośrednio przez niego. Przyglądał się uważnie jej twarzy, a konkretnie jej wargom, zastanawiając się jak dobrze musiały teraz smakować.
    — Nawet nie próbuj — powiedział cicho, oblizując powoli wargi — mam w dłoni broń, jakbyś nie zauważyła — zaśmiał się cicho, przenosząc spojrzenie na trzymany przez siebie widelec. Szybko jednak powrócił wzrokiem do Violet i uśmiechnął się — też lubię naszą paellę — przyznał, kalkulując jak bardzo go zaboli, gdy przywali mu w twarz, ale… Podejrzewał, że to, co zamierzał zrobić było tego warte. Dlatego spoglądając w jej oczy, nachylił się odrobinę, jednocześnie zmniejszając dystans pomiędzy nimi i uśmiechnął się — ale jestem pewien, że z ciebie, smakowałaby mi dużo bardziej — wyszeptał i nim zdążyła cokolwiek zrobić, złączył ich usta w pocałunku. Dłoń, w której nie trzymał widelca, ułożył z tyłu jej głowy i przycisnął ją do siebie, pogłębiając w ten sposób pocałunek. Kiedy ich usta były połączone, czuł, jak jego puls przyspiesza. Serce waliło jak oszalałe, a on nie myślał o niczym innym, jak o tym, że w końcu to zrobił i jakakolwiek będzie za to cena… Był gotów zapłacić.

    🎯

    OdpowiedzUsuń
  44. Musiał przyznać, że takie jej gadanie zamiast zniechęcać go do zainteresowania się całą tą sprawą Brennan – przeciwko pozostali, tylko podjudzała jego ciekawość, ale… Obiecał jej, że się nie zainteresuje i nie będzie węszył. Musiał dotrzymać słowa, bo nie lubił niehonorowych ludzi, sam, więc nie mógł stać się jednym z nich. Nawet, jeżeli naprawdę był ciekawy, co takiego się wydarzyło w liceum, że do dzisiaj to pamiętała i była żądna zemsty. Zmarszczył lekko brwi, patrząc na nią.
    — Złożyłem obietnicę, nie musisz nic więcej mówić. Dostałaś tego, co chciałaś — mruknął, powtarzając sobie, że to nie jego sprawa i zdecydowanie nie powinien się tym interesować. Zwłaszcza, że dał swoje słowo.
    — Widzisz… Nie taki ze mnie diabeł, jak mówią — zaśmiał się cicho, chociaż było w tym ziarenko prawdy albo nawet więcej ziarenek. Może niekoniecznie liczył na możliwość nocowania u Violet, ale zdecydowanie miał nadzieję, że pomiędzy nimi do czegoś dojdzie i… Wbrew wszystkiemu, co się wydarzyło, nadal liczył, że tak się stanie. Cóż, nie był typem, który szybko się poddawał – co zresztą dało się zauważyć, Violet nie jednokrotnie wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, chociaż on nie dał się zwieść tym słowom. Czytał je bardziej, jako próbuj dalej. Poza tym… Sam traktował to, jako formę pewnej gry. Dość skomplikowanej.
    Nie mógł powstrzymać uśmiechu.
    — W takim razie musisz wpadać częściej… Ryan zna się na rzeczy — powiedział, nie odrywając od niej spojrzenia swoich oczu. — Ba… dla specjalnych gości może stworzyć też coś poza karty — zniżył głos, gdy znajdował się zdecydowanie za blisko niej i wychylał się po tę butelkę wina.
    Był… Zaskoczony, gdy nie przeciwstawiała się jego wargom, a nawet wyszła mu naprzeciw. Pogłębił pocałunek, nie podejrzewając wcześniej, że będzie on, aż tak przyjemny. Nie, żeby zakładał, że nic nie poczuje, wręcz przeciwnie. Była pomiędzy nimi chemia i iskry, ale nie spodziewał się, że odczuje ją tak intensywnie przy samym pocałunku.
    Kiedy przerwała pocałunek, spojrzał na nią gotowy na wszystko. Kiedy więc jej dłoń nie dotknęła z impetem jego twarzy, był szczerze zaskoczony. Nie zamierzał jednak prosić się o zdzielenie w twarz, zwłaszcza, gdy ich usta ponownie się złączyły i tym razem z jej inicjatywy. Puścił mimo uszu jej komentarz, a rozumiejąc, że może pozwolić sobie na więcej, ułożył dłonie na jej udach, powolnie przesuwając nimi w górę, do pośladków, na których zacisnął na chwile ręce, jednak nie na nich zamierzał się skupić, nie teraz.
    Zahaczył palcami o koniec jej swetra, a już po chwili wsunął pod materiał dłonie i pozwolił sobie na ciche westchnienie i uśmiechnięcie się pod pocałunkiem, gdy jego palce sunęły po jej nagiej, ciepłej skórze, czerpiąc przyjemność z tej możliwości.
    — Chcesz zostać tutaj czy jednak wpuścisz mnie do sypialni? — Wychrypiał cicho, z każdym słowem muskając delikatnie jej wargi i jednocześnie podciągając w górę jej sweter, aby w końcu go z niej ściągnąć i odrzucić gdzieś za siebie.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  45. — Owszem, ale jak widzisz… Russela dostałaś. Możesz mi zaufać, kiedy wypowiadam słowo na o. Jestem honorowym człowiekiem, Vi, nie musisz się martwić. Nie będę drążył — powiedział przekonująco. Sam nie wiedział, dlaczego w zasadzie zależało mu na tym, aby miała świadomość, że będzie względem złożonej jej obietnicy wierny. Przecież… Nie musiała mu ufać. On zresztą też nie ufał jej w pełni, chociaż musiał przyznać, że wbrew swojej opinii na temat jej zachowania, budowała sobie porządny fundament, a jeżeli dokończą sprawę ze starym Russelem bezproblemowo, ten fundament będzie naprawdę solidny i być może, będzie skory do wybudowania na nim czegoś więcej. Nie zamierzał jednak jej o tym mówić. Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Poza tym, wolał też za bardzo nie wybiegać w przyszłość i nie myśleć o tym, jak skończy się sprawa. Oczywiście, ze chciał wierzyć w to, że bezproblemowo dla nich, ale… Nie mógł tak beztrosko do tego podchodzić. Musiał skupiać się na teraźniejszości, aby nie popełnić żadnego błędu.
    — Nadal nie wiem jak to możliwe, że o mnie nie słyszałaś — zaśmiał się cicho, chociaż on nie słyszał o niej, więc można powiedzieć, że pod tym względem byli kwita. To znaczy słyszał, tyle, że o Brennanach, tej męskiej części, a nie o niej.
    — Naprawdę? W takim razie nie wiem, co powiesz na dalsze… urocze gesty, skoro samo to za takie uważasz — uśmiechnął się lekko.
    Szybko jednak zapomniał o jakichkolwiek słowach, bo w tym momencie przestały one mieć jakiekolwiek znaczenie. To, że trwali połączeni w pocałunku. Uśmiechnął się kącikami ust, gdy pozbył się z niej swetra, a Violet zdecydowanie nie miała nic przeciwko temu. Westchnął, sunąc dłońmi do zapięcia biustonosza, chociaż z jednej strony chciał się go już pozbyć, z drugiej… Pragnął rozpalić ją, a dopiero później dać wszystko to, czego będzie od niego chciała.
    — Jaka miła odmiana — uśmiechnął się, sięgając wargami jej ucha. Otoczył je swoim ciepłym oddechem, a następnie delikatnie przygryzł płatek. Oddychał głęboko, gdy jej dłonie wodziły po jego nagim torsie, uśmiechając się przy tym delikatnie. Jego dłonie sięgnęły jej ramion, zaczepnie zahaczając palcami o ramiączka stanika. Ściągnąć, czy nie ściągnąć. Słuchał jej słów. Idealnie, niczego innego w tym momencie nie potrzebował. Poza tym nie uważał, aby akurat oni nadawali się do związku. On nie bywał w związkach. — Jasne — przytaknął, sięgając dłonią do jej piersi, która wciąż znajdowała się w biustonoszu. Materiał jednak nie przeszkadzał mu w delikatnym uciskaniu jędrnej piersi. Nie zdążył potwierdzić, że jej warunki mu odpowiadają, bo ich usta ponownie złączyły się w namiętnym pocałunku. Ułożył dłoń na jej pośladku, po chwili dołączając drugą dłonią na drugi pośladek i zacisnął je mocno, gotowy do podniesienia dziewczyny i zawitania ponownie w jej sypialni, jednak nic takiego się nie stało, bo nieznajomy, męski głos, sprawił, że Violet go od siebie odepchnęła, a zdezorientowany on, na to pozwolił.
    Sanders poprawił koszulę, zdążywszy zapiąć zaledwie dwa guziki, kiedy mężczyzna wszedł do pomieszczenia.
    Cóż… Jeszcze nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Miał to szczęście w swoim życiu, że nigdy nikt go nie nakrył na żadnych igraszkach, nawet w młodzieńczych latach.
    — Dobry wieczór — odpowiedział momentalnie, marszcząc lekko brwi. Spojrzał na wyciągniętą dłoń i uścisnął ją. Mocno. — Theodor Sanders — przedstawił się. Zdecydowanie pomiędzy nimi trwała właśnie walka kto ściśnie mocniej, ale Sanders poczuł się sprowokowany tymi napiętymi mięśniami — Violet zdążyła powiedzieć, że ma brata, nie ostrzegła jednak, że planuje ją dzisiaj odwiedzić — oznajmił z uśmiechem, spoglądając na Brennana. Wsunął również dłoń do kieszeni spodni, chociaż ukrywanie erekcji nie miało szczególnego znaczenia, bo jej brat nie był przecież idiotą.

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  46. Nie podobało mu się, że ostatnie spotkanie z Violet zostało przerwane przez jej brata. I to w takim momencie! Był pewien, że gdyby starszy Brennan nie pojawił się w domu siostry, z pewnością skończyliby w jej sypialni. Nie było jednak tego złego… Zdążyli ustalić, że jedyne czego od siebie wzajemnie chcą to seks. Żadnych uczuć, żadnego związku, co brzmiało po prostu idealnie. Zwłaszcza, że ich życia nie nadawały się do związków. Theo nie był typem Ojca Chrzestnego, której dba o swoich najbliższych i rodzinę. Jego szef próbował zgrywać kogoś takiego i powtarzał, że organizacja jest jak rodzina, co w szczególny sposób drażniło Sandersa. Nie mógł jedna nic z tym w tym momencie zrobić, ale… miał w głowie plan jak załatwić dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie miał tylko pewności na ile powinien wtajemniczać Violet i czy w ogóle to robić.
    Kiedy o niej pomyślał, automatycznie zerknął na swoją rękę. Victor Brennan miał mocny ścisk, ale on sam wcale nie był lepszy. Ściskał jego dłoń tak mocno, aby dać mu jasno do zrozumienia, że opiekuńczy brat nie jest dla niego żadnych kłopotem i że się go nie obawia. Pamiętał, jakby to było wczoraj, kiedy Violet powiedziała mu, że ma iść. Nie podobało mu się to. Wolałby zostać. Pokazać nie tylko jej, co Victorowi, że nie czuje się przy nim zagrożony czy przestraszony w żaden sposób.
    — Skoro tego chcesz, Brennan — oznajmił i ubrał się, a następnie opuścił jej dom.
    Minęły trzy dni i się nie odezwała, chociaż zapewniała, że to zrobi. Że to zrobi, jak załatwi co miała załatwić. Tylko, że Theo wolałby, aby odezwała się z innego powodu i łapał się na tym, że zerka tęsknie na telefon za każdym razem gdy ten dzwonił, łudząc się, że to może ona.
    Nie rozumiał, co ona z nim robiła. Powinien to przyjąć bez problemu. Po prostu czekać, aż będzie wiedziała wszystko w związku z ich planem i wówczas się odezwie. Tymczasem on zachowywał się jak dzieciak, który nie może się doczekać obiecanej zabawki.
    I jak taki idiota nie wytrzymał. Sprawdził wizytówkę, która zatrzymał. Zerknął na adres i liczył, że znajdzie tam Violet. Mógłby zadzwonić, ale jakoś wydawało mu się to niestosowne. A odwiedzając ją… mógł przecież przejeżdżać obok. Zgarnął kluczyki od samochodu z biurka i wyszedł z biura, pospiesznie opuszczając restauracje. Ostatnio miał wrażenie, że głównie w niej toczy się jego życie.
    Tak jak szybko wsiadł w samochód, tak samo szybko tego pożałował, bo jazda po tak zatłoczonym mieście była niczym samobójstwo, śle cóż, skoro siedział już w aucie nie zamierzał zmieniać planów. Minęło sporo czasu nim dotarł na miejsce. Znalazł cudem wolne miejsce do zaparkowania i już po chwili stał przed wejściem do jej interesu.
    Kiedy przekroczył próg lokalu, rozejrzał się po wnętrzu w ogóle nie dziwiąc się wystrojem. Odnalazł spojrzeniem kontuar, a widząc uśmiechnięta blondynkę, podszedł do niej uśmiechając się jednym ze swoich uśmiechów, który sprawiał, że kobietom miękły nogi.
    — Dzień dobry, czy zastałem szefową? — Spytał, opierając się łokciem o mebel, zerkając na dziewczynę, nie przestając się uśmiechać nawet ba krótki moment.

    😎

    OdpowiedzUsuń
  47. — Jestem pewien, że znajdzie dla mnie odrobinę swojego cennego czasu — odparł z szelmowskim uśmiechem, uważnie przypatrując się dziewczynie. Przechylił lekko głowę, sunąc wzrokiem po widocznej części jej sylwetki, nie przestając się uśmiechać.
    Słysząc stukot obcasów, odwrócił głowę w stronę, z której dobiegał dźwięk i uśmiechnął się na wisi Violet. Musiał przyznać, że w eleganckim wydaniu wyglądała równie seksownie, jak w każdym innym, w którym ją widział. Zawiesił wzrok na jej twarzy.
    — W zasadzie, dlaczego nie? W dzisiejszych czasach nie powinno nikogo dziwić, że mężczyźni też chcą o siebie zadbać, prawda? — Spytał, spoglądając na blondynkę, z którą rozmawiał nim pojawiła się Brennan — macie jakąś ofertę? — Rzucił pytanie, a kiedy Violet ruszyła w stronę biura, od razu podszył za nią.
    Kiedy znaleźli się już w pomieszczeniu, rozejrzał się dookoła. Pozwolił sobie na swobodne zajęcie krzesła naprzeciwko jej fotela przy biurku i uśmiechnął się, rozsiadając się wygodnie.
    — Przejeżdżałem obok — powiedział, nie odwracając od niej swojego spojrzenia — uznałem, że zajrzę sprawdzić co u ciebie słychać, Brennan — mruknął z uśmiechem. Nie zamierzał wspominać o tym, że liczył na to, że odezwie się do niego znacznie szybciej. Sama. Wyszedłby na desperata, a przecież nie chciał nim być w jej oczach. — Co u ciebie słychać? — Spytał, wystukując palcami rytm o swoje udo. Nie denerwował się. Po prostu musiał odwrócić swoją uwagę od powiedzenia czegoś, czego dość szybko mógłby pożałować. — Jak się domyślam miałaś miły wieczór z bratem — stwierdził z uśmiechem, przypominając sobie wzmiankę Victora o jedzeniu, które przywiózł — powinnaś z nim kiedyś wpaść do Thyme. Wyglądało na to, że paella i jemu smakowała. Macie zbliżone smaki — stwierdził, spoglądając na drzwi. Nie był pewny na ile swobodnie mogą tutaj rozmawiać, więc nie zamierzał wspomnieć nic na temat ich małej, wspólnej sprawy, którą mieli do załatwienia, chociaż nie miałby nic przeciwko, gdyby dowiedział się czegoś już dziś. Bardziej od bycia na bieżąco w związku z Russelem, wolał po prostu… pogadać z Violet i sprawdzić czy ich układ, którego przypieczętowanie tak na dobrą sprawę nie doszło do skutku, jest aktualny. Chciał jednak, aby to ona mu to pokazała. Nie zamierzał bawić się w psa, który lata z wypuszczonym językiem za suczką, chociaż musiał przyznać, że gdyby Violet właśnie tego chciała, dałby sobie założyć pieprzoną obrożę, co go z jednej strony fascynowało, a z drugiej przerażało, bo nie mógł jej pokazać, jak dużą mogłaby mieć nad nim kontrole. Bał się, co mogłoby z tego wyjść, gdyby zdała sobie sprawę z potencjalnej władzy. — Całkiem ładny ten twój salon, landryneczko. Bardzo w twoim stylu — powiedział, a na jego usta wkradł się łobuzerski uśmieszek.

    🧖

    OdpowiedzUsuń
  48. Uśmiech nie schodził z twarzy bruneta, gdy rozmawiał z recepcjonistką. Pokiwał głową, gdy zaczęła mówić, jednak to Violet w tym momencie była dla niego dużo bardziej interesująca.
    — Wrócimy do tej rozmowy — mruknął w stronę młodej dziewczyny i posłał jej jeden ze swoich uśmiechów, a następnie ruszył za Brennan, zerkając na jej tyłek opięty materiałem ołówkowej spodniczki. Musiał przyznać, że te eleganckie ubrania miały w sobie coś niezwykłego. Szkoda, że jej biuro nie znajdowało się dalej, bo z chęcią popatrzyłby jeszcze chwilę na jej kołyszące się biodra z każdym stawianym przez nią krokiem.
    Pokiwał głową na jej słowa, chociaż po minie goszczącej na jej twarzy wiedział już, że to była najgorsza możliwa wymówka, jaką mógł sobie w tej chwili wymyślić. Och jak bardzo się myliła. W ogóle nie chodziło mu przecież o interesy. Można powiedzieć, że był bardzo zawiedziony tym, jak zakończyło się ich poprzednie spotkanie, bo liczył na zdecydowanie inny finisz.
    — Cóż, mogłaś powiedzieć braciszkowi, że jesteśmy dorośli i wiemy, czym jest antykoncepcja — zaśmiał się cicho, trochę rozbawiony. Wyobrażał sobie, jaką musiała mieć zadowoloną minę, gdy rozmawiała z bratem. — Nie zwróciłem uwagi — przyznał całkiem szczerze, co było niepokojące, że umknął mu tak istotny fakt. — Zaproponowałem nawet, abyś dołączyła do tego grona, ale po sposobie, w jaki o tym mówisz mam wrażenie, że odmawiasz? — Uniósł wysoko pytająco brew i nie oderwał od niej spojrzenia swoich niebieskich oczu — moja ostatnia propozycja jest nadal aktualna. — Dodał w gwoli wyjaśnienia.
    Obserwował uważnie uroczą blondynkę, a następnie przeniósł spojrzenie na Violet. Śledził ją wzrokiem, gdy szła do drzwi i kiedy je zamknęła, uśmiechnął się kącikiem ust.
    — Całkiem sympatyczna ta twoja pracownica — powiedział, gdy Brennan oparła się o biurko. Sam sięgnął po swoją kawę, spoglądając na brunetkę. — Jasne rozumiem. Nie pisnę już słowa na temat twoich preferencji — zaśmiał się — chociaż wolałbym poznać te łóżkowe na własnej skórze — mruknął, oblizując usta — landryneczko, gdybym zjawił się tutaj z jedzeniem, nie przejeżdżałbym przypadkiem, ale… Zapamiętam. Zawsze będę pojawiał się z daniem na wynos — puścił jej oczko, a po chwili wrócił do tego, co mówiła wcześniej. — Słowem nie pisnąłem na temat twojego radzenia sobie z naszą sprawą. Zostawiłem to tobie, nie wcinam się — powiedział. Mógł się domyślić, że jego wizytę odbierze w ten sposób, a wcale nie o to chodziło.
    Poprawił się na krześle, prostując plecy i uniósł brew.
    — Ale skoro chcesz pomocy, służę nią. Zwłaszcza, że jak widać… Jestem do dyspozycji — oznajmił, przechylając głowę — następnym razem mam się nie pojawiać w ogóle czy po prostu bez torby z czymś apetycznym mogę zakładać, że na start będziesz wkurzona? — Spytał, czekając aż przedstawi jej dwa wybory. W zasadzie nie musiała mu nic o tym mówić, bo zamierzał jej w tym punkcie zaufać. Podejrzewał, że skoro jest coś, co mogłoby doprowadzić do niej, nie dokona wyboru na odpieprz. Gdyby chodziło tylko o jego interes, obawiałby się. Był, bowiem pewny, że nie darowałaby sobie takiej okazji.

    🤗🤗

    OdpowiedzUsuń
  49. Odpowiedział na jej pytanie, kręcąc przecząco głową. Możliwe, że nie wiedział, jak to jest posiadać rodzeństwo, ale łatwo było mu wyobrazić sobie siebie samego w roli starszego brata ostrzegającego młodszą siostrę o konsekwencjach, jakie może nieść za sobą życie seksualne i… Był rozbawiony, bo z jego punktu widzenia, było to komiczne. Zdawał sobie sprawę, że Violet może na to patrzeć zupełnie inaczej, ale… Nie, to nie miało wpływu na jego rozbawienie nawet w najmniejszym stopniu.
    — Nie wtrącam się, nie mój brat — zaśmiał się cicho. Spoważniał jednak po chwili i pokręcił głową, nie spuszczając z niej spojrzenia swoich ciemnych oczu. — Powiedzmy, że daję ci taką możliwość. Jak nie skorzystasz to trudno. Twoja stara — chociaż uważał, że w tym konkretnym przypadku to byłaby również jego strata, bo zdecydowanie chętnie oglądałby Violet Brennan w swojej restauracji dużo częściej. W ogóle, z chęcią oglądałby ją gdziekolwiek, a najchętniej widziałby siebie w roli towarzysza i za cholerę nie potrafił zrozumieć, jakim cudem ta dziewczyna tak na niego działa. Próbował doszukać się w niej czegoś wyjątkowego, czegoś, czego nie miałaby żadna inna, ale… Na pierwszy rzut oka nie dostrzegał tego. Wizualnie była ładna, jednak nie mógł powiedzieć, aby dziewczyny, z którymi spotykał się do tej pory były brzydkie. Jej charakter… To musiało być to. Tylko jak niejednokrotnie zostało już powiedziane na głos: nie znali się. Nie mógł, więc mieć stu procentowej pewności, że chodzi o to, bo przecież nie znał go w pełni. A jednak miała coś. W sposobie dobierania słów, w sposobie, w jaki na niego patrzyła, jak się do niego odzywała i jak go traktowała. Początkowo myślał, że to ta jej niechęć tak go przyciąga, ale to nie było tylko to. Nie myślałby wówczas o niej tak często, jak to robił do tej pory.
    Słysząc jej słowa dotyczące blondynki, przechylił głowę i poprawił się na krześle. To kolejna dziewczyna, której nie mógł określić mianem brzydkiej, ale… Nie miała w sobie kompletnie nic, co wzbudziłoby w nim zainteresowanie, wyglądała na… Nudną. Violet zdecydowanie nie sprawiała takiego wrażenia i to chyba było właśnie to.
    — Nie lubię obniżać sobie poprzeczki — powiedział. Tak Violet, to był komplement. — Co powiedziałaś? — Spytał, gdy mamrotała cicho pod nosem — że chętnie mi je pokażesz? Wspaniale, tak właśnie sądziłem — powiedział, uśmiechając się łobuzersko — mówisz, że przez żołądek… — zawiesił się, przesuwając powoli wzrokiem po jej ciele, a uśmiech znacząco mu się poszerzył — prosto między twoje nogi? Wspaniale — uśmiechnął się, wcale nie kryjąc, co najbardziej go interesowało. Wychodził z założenia, że skoro poprzednim razem prawie się ze sobą przespali i doszli do porozumienia, że to tylko seks, nie musiał się w żaden sposób krępować — czyli tak… Twój brat nie będzie wpadać w niespodziewane odwiedziny. Mam uznać to za zaproszenie? Koniecznie z jedzeniem. Załapałem. Przywiozę tym razem coś innego niż paellę. Daj mi tylko znać, jakie będziesz miała otwarte wino — oznajmił, licząc, że nie wyleci zaraz z jakimś wykręcaniem się.
    Westchnął ciężko, słysząc jej pytanie. Odpowiedź na nie była w gruncie rzeczy bardzo łatwa. Problem z nią polegał na tym, że przyznanie się do niej, stawiałoby go w nie tyle niezręcznej sytuacji, co raczej udowodniłoby przewagę Violet nad nim.
    — Musisz przestać zakładać z góry, że cokolwiek podważam — powiedział — chciałem cię po prostu zobaczyć — mruknął, co wcale nie przyszło mu łatwo.— Mogę dać więcej kasy. Chcę tylko wiedzieć, że robota będzie dobrze wykonana — powiedział, bo w rzeczywistości ciężko było uznać, który z nich będzie lepszy do zadania, które mają powierzyć nieznajomemu. Starał się koncentrować na laptopie, a nie na jej bliskości, co nie było łatwe. Wziął głęboki oddech i uniósł głowę, zerkając na nią— jeżeli nie chcesz, żebym się do ciebie dobrał, lepiej się odsuń, Violet — oznajmił niskim tonem, oddychając zapachem jej perfum, które w tej pozycji były łatwe do wyczucia.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  50. — Możesz liczyć na milsze traktowanie — wzruszył ramionami — i na zaproszenia, gdy będą organizowane w Thyme eventy, różnej maści — powiedział z lekkim uśmiechem — chociaż nad tym będę musiał się jeszcze zastanowić. Nie potrafię określić czy to ty masz niesamowitą zdolność przyciągania kłopotów, czy to jakieś nasze dziwne połączenie tak je przyciąga — wskazał dłonią na nią, a następnie na siebie — a kłopotów wolałbym wówczas uniknąć. Wiesz… To mają być spokojne, eleganckie spotkania — podejrzewał, że zaraz pewnie na niego naskoczy na te słowa, mimo tego, że wyraźnie zaznaczył, że nie jest pewien, czy to ona czy raczej oni razem. Czasami miał wrażenie, że Violet nie słuchała dalej, kiedy padało coś nieprzychylnego na jej temat z jego ust. — W każdym razie, przyjęcia tylko na twoją cześć nie będzie — mrugnął do niej, uśmiechając się lekko kącikiem ust. Uniósł lekko podbródek, słysząc kolejne jej słowa, jakby chciał je lepiej usłyszeć — potrafię — odpowiedział na jej pytanie, nie zagłębiając się w szczegóły. Nie lubił rozmawiać o szczegółach z prostego powodu: były przeszłością, którą traktował niczym inne życie. Był już obojętny na wszystko, co się wydarzyło. Zbudował wysoki, solidny mur oddzielający go od tego, co było kiedyś. Wtedy nie miało już najmniejszego znaczenia, a Theo nie lubił poświęcać cennego czasu na nieistotne sprawy.
    Słuchał jej słów z największą uwagą, bo w końcu zaczął się jakiś interesujący temat. Musiał jednak panować nad swoją twarzą, aby przypadkiem nie drgnął mu żaden, najmniejszy mięsień. Nie podobało mu się to, co właśnie usłyszał, bo był pewien, że dogadali się. Co prawda układ nie został przypieczętowany, ale dla Sandersa to była kwestia czasu. Coś, co i tak się wydarzy. Jednak to, co mówiła w tej chwili mogło poprowadzić do zupełnie innego zakończenia. Takiego, które w ogóle mu się nie podobało.
    — Gdy byłem bardzo blisko ciebie, wydawało mi się, że ten pomysł bardzo ci się podobał, Violet — pozwolił sobie na połowiczny uśmiech — jeżeli chcesz, możemy doprowadzić do podobnej sytuacji i wtedy ocenisz jeszcze raz, co myślisz o swojej własnej propozycji, skarbie — wymruczał, w jednej chwili całkowicie przestając myśleć o tych chłoptasiach, którzy mieli zająć się Russelem. Zacisnął szczękę, zastanawiając się nad jej słowami. To nie tak, że nikogo do siebie nie sprowadzał, chociaż starał się robić to rzadko. Violet nie była jednak zwykłą dziewczyną, była… Była z jego świata. Nie był pewien czy chciałby widzieć ją w swoim domu. Sprawa była o tyle skomplikowana, że z jednej strony bez problemu już widział ją w swojej sypialni, ale druga… Nie, nie węszyłaby. Wpuściła go do swojego domu, nie zrobiłaby tego, bo wiedziała, że gdyby się zorientował, nie pozostałby dłużny. Znał przecież jej adres i gdyby chciał, mógłby to przecież wykorzystać. — Niech zgadnę i tak to ja mam zająć się jedzeniem — stwierdził nieco rozbawiony — w porządku — zgodził się — przyjadę po Ciebie, może tak być? — W zasadzie te pytanie było z grzeczności. Nie zamierzał prowadzić w tym temacie żadnych negocjacji.
    Nie podobała mu się jej bliskość w tym momencie z jednego powodu, mówił szczerze. Jeżeli się nie odsunie, po prostu położy na niej swoje ręce, nie przeszkadzało mu, że byli w miejscu jej pracy. Podejrzewał jednak, że Violet z pewnością wolałaby tego uniknąć, a on nie był pewien czy tym razem tak łatwo pozwoliłby się jej wyślizgnąć z jego ramion.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mówię poważnie Violet, jeżeli nie chcesz aby twoi pracownicy słyszeli jak dzięki mnie głośno jęczysz, odsuń się — obniżył ton. To co robiła, wcale nie ułatwiało mu panowania nad sobą. Widok jej uwięzionej miedzy zębami wargi sprawił, że jednym ruchem odepchnął się nogą wraz z krzesłem w jej stronę, a dłońmi sięgnął jej tali, nie przejmując się tym, że wprawione przez niego w ruch krzesło mogło sprawić, że jej równowaga się zachwiała – po to ją trzymał, aby się nie przewróciła. Jedną rękę trzymał na jej tali, a druga sięgnął pod kolano, aby podciąć je, dzięki czemu z łatwością mógł usadzić ja na swoich kolanach — jak wolisz, Brennan. Jedno i drugie spełnię — wymruczał cicho, dociskając ją do siebie. Wiedział, że teraz jeszcze będzie mu łatwo się wycofać, ale nie mógł obiecać, że jeżeli ich wspólne prowokowanie się posunie się za daleko, będzie w ogóle próbowała przestać.

      😈

      Usuń
  51. Był pewien, że go prowokowała, używając twierdzenia, że to tylko takie wrażenie. Starał się robić wszystko, aby Thyme było ekskluzywna tak samo, jak wszystkie odbywające się w restauracji wydarzenia. Starał się. Naprawdę mu na tym zależało z jednego, prostego powodu: chciał aby teraźniejszość maksymalnie różniła się od przeszłości i szło mu to całkiem dobrze. Nie skomentował więc jej słów, wychodząc z założenia, że tylko na to właśnie czekała i jeżeli się nie mylił, nie miał ochoty sprawiać jej tego rodzaju satysfakcji.
    Musiał przyznać, że kolejne słowa padające z ust dziewczyny bardzo go zaskoczyły. Pierwszy raz nie zachowała się jak miewał w zwyczaju mawiać, rozpuszczony bachor. Był niemal gotowy jej pogratulować i zaklaskać, ale powstrzymał się przed tym. Zamiast tego uniósł brew, uważnie słuchając co takiego jeszcze miała do powiedzenia.
    — Jak rozumiem — uśmiechnął się, nie mogąc oderwać spojrzenia od jej błyszczących oczu — — wpisać cię na listę — nie miał pojęcia czy chce przeciwstawiać się w tym przypadku wszechświatowi, ale jednocześnie miał świadomość, jak bardzo ciągnęło go do Violet. Co prawda wolał, aby restauracja i generalnie jego interesy nie ucierpiały przez to, że jego penis przejmował nad nim dowodzenie, kiedy panienka Brennan była w pobliżu, ale… Były rzeczy ważne i ważniejsze, a w tym przypadku Theo wolał nie kłócić się z istotną częścią jego samego.
    — Żebyś mogła mnie skrytykować? — Zaśmiał się cicho, ale mógłby to rozważyć, jednak nie od razu. Musiał mieć jakąś kartę przetargową na kolejne spotkanie — może się doczekasz takiej możliwości — dodał po krótkiej chwili zastanowienia.
    Zdecydowanie wolał się skupiać na tym, co obecnie się miedzy nimi działo niż na interesach i gdybaniu. Uśmiechnął się lekko, gdy wspomniała o winie.
    — Nie moja wina, że od razu nie zaproponowałaś mi kieliszka, bo się bałaś o ścianę — wzruszył ramionami — poza tym podejrzewam, że bez wina byłoby dokładnie tak samo — dodał, uśmiechając się łobuzersko — a do tego… przy mnie nie wypiłaś tak dużo, abym uznał cię za pijaną. Chciałaś się upić przed moim przyjazdem? — Przechylił zaciekawiony głowę w bok, ciekawy tego, co odpowie.
    Szczerze mówiąc był zaskoczony łatwością uzgodnienia ich spotkania, bo… Zakładał, że będzie próbowała się wykręcić, a na pewno nie zgodzi się tak od razu bez żadnej dyskusji. Nie mógł wiec ukryć lekkiego uśmiechu, który wkradł się na jego usta.
    — Będę o której tylko chcesz — wyszeptał, gdy znalazła się już na jego kolanach. Uniósł delikatnie głowę, aby zerknąć prosto w jej ciemne oczy — dlatego to decyzja należy do ciebie, co zrobimy z tym dalej — powiedział równie cicho, muskając wargami opuszek jej palca, który trzymała przy jego ustach — ale jeżeli zrobisz teraz krok do przodu, nie obiecuję, że będę umiał się zatrzymać — wyszeptał cicho, obserwując uważnie jej oczy. Pokiwał delikatnie głową, na potwierdzenie, że rozumie i uśmiechnął się — wspaniale — złapał jej dłoń, która miała na jego karku i cofnął nią, a następnie obie ręce ułożył na jej biodrach i zaczął podnosić się z krzesła, tym samym odstawiając ją na ziemię. — Nie lubię spóźnień — wyszeptał, gdy stali nie al. Bez dystansu pomiędzy ich ciałami. Musnął wargami delikatnie jej czoło i odsunął się, kierując się w stronę drzwi — bądź gotowa, Brennan.
    Sięgnął klucza w drzwiach, nim otworzył drzwi i przez nie wyszedł, posłał dziewczynie spojrzenie pełne pożądania.
    Pożegnał się z blondyn recepcjonistką, mrugając do niej i opuścił lokal Violet.
    Dzień kolejny raz się wydłużał, jednak gdy dobiła godzina na którą czekał, od razu wsiadł w samochód i ruszył pod adres brunetki, mając nadzieję, że wzięła sobie do serca jego słowa odnośnie spóźnień. Naprawdę ich nie lubił.

    🕙

    OdpowiedzUsuń
  52. Znalezienie się na specjalnej liście gości tak naprawdę poza zaproszeniami na eventy nie niosło za sobą jakiś specjalnie większych korzyści. Owszem, pracownicy byli bardziej wyczuleni na takich klientów i mieli za zadanie nadskakiwać im, ale w taki sposób, aby nie odczuli tego, jako męczarnię, a przyjemność, że każda ich zachcianka jest spełniona, zawsze są porządnie obsługiwani (chociaż to akurat dotyczyło wszystkich klientów, Theo kładł nacisk na to, aby każdy czuł się u niego po prostu dobrze). I… Jak wspomniane było wcześniej, wcale nie miał nic, przeciwko, aby Violet zjawiała się ze względu na to częściej w jego restauracji. Wolałby jednak uniknąć jakichś (wszystkich) kłopotów, a coś mu podpowiadało, że one mogą się pojawić wraz z Violet Brennan.
    — Trochę się zaczynam obawiać, ale jak to mówią… Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, a ja naprawdę lubię jego smak — zaśmiał się cicho, chyba poważnie uznając, że ryzykowanie z nią miało w sobie coś… Smacznego. Tak, zdecydowanie mógł określić to w ten sposób. Zwłaszcza po tym, gdy już zasmakował jej miękkich warg i wcale nie miał dość. Wręcz przeciwnie. Pragnął znacznie więcej.
    — Sama dałaś się poznać właśnie od tej strony. Nie dziw się, że mam takie zdanie — mruknął — poza tym, nie chciałaś przyznać na głos, że smakuje ci kuchnia Ryana. Jestem pewien, że za sam fakt tego, że to wyjdzie spod moich rąk będzie miało minusowe gwiazdki — zaśmiał się, nieco żartując, chociaż tak naprawdę wcale nie zdziwiłby się, gdyby właśnie taka była prawda. Nie był idiotą, aby nie widzieć, że Violet stara (a na pewno starała w pewnym czasie) się zrobić wszystko, aby go zniechęcić. Co oczywiście miało wręcz odwrotny skutek, bo przez to właśnie chciał jej jeszcze bardziej. — Kiedyś. Kiedyś ci coś przygotuję. I nie musisz się martwić, to nie będzie ludzkie mięso — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu — lubię tylko tak naturalną farbę — dodał dla jasności, posyłając jej odrobinę złowieszczy uśmiech, aby przypadkiem nie zapomniała, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Nie, żeby chciał ją przestraszyć, no dobrze, może odrobinę, ale tylko tyci, tyci.
    — W takim razie upewnię się, abyś następnym razem miała w kieliszku coś słabszego — mrugnął do niej. Nie zamierzał wchodzić w szczegóły i dociekać w tym temacie prawdy. Nie znał jej i nie wiedział, jak faktycznie było, chociaż gdyby miał oceniać ją po tym, co zdążył już zobaczyć… Nie, nie miało to żadnego odniesienia do tolerancji spożytego alkoholu. Uwierzył więc w jej słowa, nie szukając wyjątkowo drugiego dna i powodu do zaczepki.
    Westchnął cicho. Tak naprawdę wcale nie chciał jej odkładać i puszczać jej zgrabnego ciała. Miał ochotę zrobić z nią wiele niegrzecznych rzeczy, ale skoro ustalili, że poczekają z tym do wieczora, nie mógł z tym dyskutować.
    Był zadowolony, że uszanowała jego prośbę i była przygotowana punktualnie. Nie było tak, że ciśnienie podniosłoby się na tyle, aby był zdenerwowany… W zasadzie to właśnie tak by było. Od początku byłby podirytowany. Dlaczego? Lubił, kiedy w jego życiu wszystko miało porządek, a sama Violet była wystarczająco dużym zamieszaniem, wręcz chaosem, który w jakiś sposób musiał wetknąć w swoje harmonijne życie, nawet jeżeli mieli spotykać się tylko ze względu na seks. Nie miał nic przeciwko takiemu układowi, wręcz przeciwnie było mu to na rękę, ale chciałby, aby w tym również panował pewien ład. Miał świadomość, że jego pojawienie się w jej salonie piękności miało mało wspólnego z porządkiem, którego tak chciał, ale o tym właśnie mówił, gdy myślał o Violet jako chaosie.
    — Dobrze zaczyna się ten wieczór — odpowiedział z lekkim uśmiechem. Trochę chyba nie dowierzając w całą tę sytuacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboje dobrze wiedzieli w jaki sposób zakończy się te spotkanie (Theo miał naprawdę ogromną nadzieję, że nic im nie przeszkodzi), a i tak byli dla siebie tak milutcy jak zawsze. — Nie wiem, które znasz powinno się bardziej bać. Może zatrułeś te jedzenie, które tam masz? — Skinął głową na papierową torbę. Od zapachu jedzenia poczuł, jak ślina zbiera się w jego buzi. Był ciekawy, jak bardzo postarała się w temacie posiłku — chociaż muszę przyznać, że chętnie bym założył ci torbę na głowę lub związał oczy, ale skoro ma być remis… — wzruszył lekko ramionami. Violet w zasadzie nie wiedziała, że zabiera ją do miejsca, w którym znajdowały się wszystkie dowody zbrodni, których się dopuścił. Theodor chętnie jednak przywiózłby ją do siebie w taki sposób, aby nie była w stanie zlokalizować miejsca. Wiedział, że gdyby tak zrobił z pewnością toczyłaby walkę. Dlatego też wolał sam po nią przyjechać niż zapisywać czy podawać jej dokładny adres. Istniała jakaś szansa, że nie zapamięta szczegółów. — Skoro to nie jest randka ze szczęśliwym zakończeniem, nie muszę prawic ci komplementów? Czy jednak wolałabyś zachować pewne pozory? — Spytał, uśmiechając się przy tym zaczepnie.

      🫡

      Usuń
  53. — Już wspominałem, że nie lubię obniżać poprzeczki — przypomniał słowa, które wypowiedział już wcześniej tego dnia. Nie mógł jednak wspomnieć słowem o wyglądanie przywołanej blondynki, bo brzydka nie była. Jednak to Violet zdecydowanie była tą bardziej w jego typie, nie tylko ze względu na wygląd, ale i zadziorny charakterek. Chociaż czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Pomiędzy nimi nic nie było i nic nie miało być. Byli dorosłymi ludźmi, dobrze wiedząc, na co się zgodzili i czego wzajemnie od chcieli. Nic więcej nie miało z tego być.
    Pokiwał delikatnie głową, potwierdzając, że chodzi mu o papierową torebkę. Słysząc jej słowa, zaśmiał się cicho, nie mogąc się powstrzymać przed uniesieniem kącików swoich ust.
    — Całkiem możliwe, że masz rację — mruknął — chociaż liczyłem, że własnoręcznie upolowałaś zwierzynę. To byłoby dużo bardziej seksi — stwierdził, ponownie się śmiejąc.
    Pomimo sporej odległości od domu Violet do niego, droga minęła im całkiem szybko i przede wszystkim przyjemnie, czym szczerze mówiąc, był naprawdę zaskoczony. Zakładał, że mała powierzchnia samochodu sprawi, że będą dla siebie jeszcze bardziej uszczypliwi. — Violet, Violet — wymruczał cicho — opowiadasz o tym tak wspaniale, że niewiele brakuje a sam się zgłoszę pod twoje mordercze ręce — mruknął, spoglądając na nią — dzisiaj sam to sprawdzę.
    Kiedy dotarli na miejsce, a duża brama, która była wykonana z dużych płyt, aby nie można było zerknąć do środka się otworzyła, Sanders wjechał na podjazd i zaparkował przed bramą garażową. Chciał wprowadzić ją do domu główną drogą, a nie przejściem pomiędzy garażem a domem.
    Spojrzał na nią, odwracając się przez ramię. Cóż… Najwyraźniej w tym jednym miała rację, chociaż może też tak nie do końca. Lubił minimalizm. Nie był fanem dekoracji i niepotrzebnych ozdób, ale jednocześnie kochał sztukę i niektóre dzieła po prostu kolekcjonował. Jasno szare ściany były idealnym podkładem, na którym obrazy dobrze się prezentowały. Nie było w jego domu pomieszczenia, w którym nie znajdowałby się jakiś obraz. Każdy był oryginalny i oprawiony w odpowiednią, prostą ramę. Malunki nie dopełniały, więc minimalistycznego wrażenia, mogły wręcz tworzyć chaos. Kontrolowany. A taki odpowiadał Theodorowi. Zwłaszcza, kiedy znał jego wartość. Na próżno jednak byłoby szukać w jego mieszkaniu wszelkich innych dekoracji niż obrazy. Meble również były proste i matowe. Bez udziwnień, bez różnych faktur. Płaskie, matowe. Nazywane było to bezpieczne i zachowawcze. Według projektantów tworzyło idealną bazę do dalszych działań, dla Theo stanowiło wykończenie.
    — Częściowo — odparł, otwierając przed nią drzwi. Nie wpuścił jej pierwszej, bo musiał wyłączyć alarm, ale gdy tylko to zrobił, wskazał ręką, aby weszła do środka. Wszędzie było jasno, trochę nawet nudno, bo ściany i meble były niemal w identycznym kolorze. Czarny ubiór Sandersa mocno kontrastował z wnętrzem. On sam i obrazy były tym, co wyróżniało się na tle całej reszty — ale nie mam nic przeciwko temu, abyś mogła przez chwilę triumfować — zaśmiał się i po ściągnięciu butów poprowadził ją do kuchni. — Alexa włącz… jakąś romantyczną playlistę, niech chociaż coś wskazuje na to, że to może być randka — powiedział, a urządzenie po chwili włączyło delikatną, klimatyczną muzykę — podgrzać tego biedaka, który musiał ucierpieć dla nas? — Spytał ze śmiechem, ponownie koncentrując się na papierowej torbie — czerwone czy białe? — Dodał, wchodząc do kuchni. Nim jednak otworzył szafkę z kieliszkami, umył ręce w zlewie i dopiero wówczas gotów był po sięgnięcie odpowiednich naczyń.

    🎶🎶

    OdpowiedzUsuń
  54. — Nie wszyscy tak łatwo zmieniają zdanie, albo… Nie dla każdego warto je zmieniać — powiedział mrukliwie, spoglądając przy tym na nią. Uśmiechnął się przy tym połowicznie, powoli sunąć spojrzeniem po jej sylwetce. Wiedział, że Violet mogłaby wpłynąć na niego, gdyby tylko chciała. Uważał, że będąc tego świadomy, góruje nad nią. Nie wiedział tylko czy sama brunetka zdawała sobie sprawę z mocy, jaką w sobie miała i… Wolał pozostać nieświadomy.
    — Musieli ci mocno zajść za skórę — stwierdził. Zgodnie ze złożoną wcześniej obietnicą, nie wnikał w to, co się wydarzyło w jej życiu. Nie szukał żadnych informacji na ten temat, nikogo nie wypytywał. Wręcz unikał tematu, gdy Lebedev próbował wypytywać innych czy wiedzieli coś na temat jakichś konfliktów młodego Russela. Theodor wtedy niepostrzeżenie się wycofywał, nie chcąc przypadkiem usłyszeć czegoś, przez co złamałby złożoną obietnicę — czyli muszę nadal niesamowicie działać ci na nerwy… zrozumiałem. Wtedy pokażesz swoją prawdziwą twarz, tak? Jak wyprowadzę cię w końcu z równowagi? — Zaśmiał się — nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mnie zachęcasz takimi słowami.
    Violet powinna zorientować się podczas ich krótkiej znajomości, że Sanders zdecydowanie nie należał do normalnych ludzi. Zaprezentował jej przecież, jak podchodzi do sztuki i co go w niej fascynowało. W zasadzie musiał przyznać, że zrobiła na nim dobre wrażenie. Podejrzewał, że nie było wielu ludzi na świecie, którzy po otrzymaniu krwawego obrazu wciąż chcieliby przebywać z kimś takim jak on w jednym pomieszczeniu nawet nie będąc z nim w pojedynkę, a co dopiero mówić o spotkaniu w jego domu, sam na sam. I to mu się w niej podobało. Nie wyglądała na taką, która mogłaby sobie poradzić z nim z łatwością, ale sam chart ducha sprawiał, że zyskiwała w jego oczach. A nie oszukujmy się. Osiągniecie jakiejkolwiek jego aprobaty nie było łatwe, tymczasem Violet żwawo wspinała się po drabince na samą górę. O czym oczywiście jej poinformować nie mógł. Z obawy przed tym, jakby mogła wykorzystać to przeciwko niemu.
    Zerkał na nią co jakiś czas, gdy znaleźli się już we wnętrzu budynku. Słysząc jej słowa, kąciki jego ust drgnęły.
    — Są w innym miejscu — odparł spokojnie — jeżeli będziesz grzeczna, kiedyś ci je pokażę — rzucił, skupiając się na wykonywanych czynnościach. Pokiwał głową, sięgając kieliszki przeznaczone do białego wina, a następnie otworzył wysoką szafkę, w której zabudowana była lodówka na wina. Mrużąc delikatnie powieki przesunął wzrokiem po szklanych półkach i sięgnął wino, które jego zdaniem będzie odpowiednio dopasowane do przywiezionego przez Violet posiłku. — Czyli wolisz, aby wyłączyć muzykę? Jak sobie życzysz — wzruszył ramionami — Alexa, wyłącz muzykę — rzucił do urządzenia, jednocześnie odkładając idealnie schłodzone wino na blat wyspy kuchennej. Nie przeszkadzała mu swoboda, z jaką zachowywała się brunetka. Wręcz przeciwnie, podobało mu się to.
    Pozwolił jej na siedzenie, a sam zajął się otwarciem i rozlaniem do kieliszków wina. Chwycił szklane naczynia za nóżki i odwracając się do Violet, w końcu się na niej skoncentrował, podając jej jedno z naczyń.
    — Proszę — mruknął, uśmiechając się, gdy ich dłonie musnęły się w momencie przekazywania szkła — mam — przytaknął — chcesz, żebym cię oprowadził i pokazał, co jeszcze skrywa w sobie ten dom? — Spytał zaczepnie, przechylając głowę — bo jest w nim kilka… nieoczywistości.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  55. Nawet, jeżeli nie byli sobie nic winni, Theo doskonale wiedział, jak to działa. Jak łatwo byłoby zobaczyć z honorowej ścieżki raz, później kolejny, aż z czasem stałoby się to normalnością. Do tego nie chciał dopuścić i nawet, jeżeli był cholernie ciekawy tego, co się wydarzyło… Złożył obietnicę, a te traktował nadzwyczaj poważnie. Dlatego też, gdy oczekiwał od kogoś obietnicy, liczył, że i ten człowiek traktuje to w odpowiedni sposób. Jeżeli nie, rozmowy zaczynały wyglądać wówczas zupełnie inaczej…
    Gdybyś tylko pozwoliła mi się dowiedzieć przeszło mu przez myśl, jednak nie wypowiedział tych słów na głos. Zostawił je dla siebie. Bo wiedział, że niczego i tak by nie zmieniły.
    — Skłamałbym mówiąc, że nie zauważyłem — wzruszył lekko ramionami. Pamiętał dokładnie, gdy pokazała mu podczas pierwszego spotkania swój nożyk. Nie bał się, ale wiedział wówczas, że gdyby zaszła z jej strony taka potrzeba, nie zawahałaby się. I to mu się podobało. Do czego oczywiście nie zamierzał przyznawać się na głos, ale jak podejrzewał, tego Violet była już świadoma. Uniósł brew, słysząc jej dalsze słowa i cóż… nie zamierzał kryć uśmiechu, który pojawił się na jego ustach. Odwrócił nawet głowę, aby spojrzeć jej na krótką chwilę w oczy — nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo — wymruczał cicho — cieszę się, że tego nie zrobiłem — dodał po chwili, powoli oblizując wargi. Zdecydowanie wolał skosztować jej całej, niżeli jedynie wykorzystać jej krew na kolejny obraz, chociaż… Był pewien, że ten namalowany nią i inspirowany tym, co czuł… Mógłby zyskać miano prawdziwego arcydzieła. To wolał jednak zachować już dla siebie.
    — Czyli ogólnie, to potrafisz? — Spytał, unosząc zaciekawiony brew. Wiedział, że z pewnością nie zachowywała się w stosunku do wszystkich tak, jak względem niego, ale… Coś mu podpowiadało, że ciężko było jej utrzymać język za zębami. — Dobrze wiedzieć — mruknął — w takim razie… Wszystko zależy od ciebie. Skoro już wiesz, że to się nie zmieni — wzruszył od niechcenia ramionami — twoja strata.
    Spojrzał na nią, słysząc jej pytanie. Zmarszczył brwi. Nie, to zdecydowanie nie była randka i nie zamierzał tego sprowadzać na ten kierunek, to ona pierwsza wypowiedziała te słowo, a mu po prostu utkwiło w głowie.
    — Układ między nami jest jasny, prawda? — Uniósł brew, uważnie na nią patrząc, chcąc mieć pewność, że faktycznie się rozumieją. Ona sama to zaproponowała, liczył, więc na to, że wszystko jest jasne w tej kwestii. — Bo dla mnie bardzo. I nie. Nie chciałbym robić z tego randki ani tworzyć niczego, co z randki mogłoby wyniknąć — odparł — spotkania mi nie przeszkadzają w wiadomym celu, ja się nie nadaję do związków i nie zamierzam się w nie pchać — dodał dla jasności sytuacji, aby przypadkiem nie robiła sobie jakichś nadziei — otwarty układ. To wszystko — mruknął, spoglądając na nią. Nie zamierzał już ani razu wypowiedzieć słowa na r, skoro tworzyło takie pytania.
    — Jeżeli tylko masz ochotę — przytaknął — z jacuzzi czy sauny też możemy, jeżeli będziesz miała taki kaprys — dodał. Słysząc o braku bikini jego kąciki ust uniosły się wysoko — ani trochę, śmiem twierdzić, że nie będzie ci potrzebne — dodał i pokiwał głową.
    Nie odpowiedział na jej pytanie, a sam podszedł do odpowiedniej szafki i wyciągnął naczynie.
    — Czegoś jeszcze sobie życzysz? — Spytał, jednocześnie zerkając na jej kieliszek czy przypadkiem nie powinien jej dolać. — Zaraz się przekonamy… — stwierdził z uśmiechem. Musiał jednak przyznać, że sam zapach, który poczuł już w samochodzie sprawiał, że ślina zbierała mu się w ustach.

    😋 😋

    OdpowiedzUsuń
  56. — Cóż… Oglądanie ich i bycie przy ich tworzeniu idą w parze w byciu grzeczną… — urwał, aby sobie sama dopowiedziała, co z tego wyniknie. Słysząc jej kolejne słowa, uderzyło w niego nagłe ciepło, którego się nie spodziewał. Jej propozycja była jednak… Tak idealna, tak bardzo mu się spodobała, że najchętniej już teraz rozebrałby ją i wysmarował odpowiednią farbą. Rozchylił wargi, musząc ułatwić sobie oddychanie, bo widok Violet całej w czerwieni sprawiał, że poczuł napływ podniecenia, którego się nie spodziewał, nie, aż takiego. Kurwa, była idealna. — Do wykorzystania — powiedział, kiwając przy tym głową i mając nadzieję, że nie zdradził, jak bardzo chciał zrealizować rzucony przez nią pomysł.
    — Nie mogę się doczekać — zaśmiał się cicho, bo… Cholera, był naprawdę ciekawy tego, co sobie wyobrażała, aby przekonać go do pokazania swoich obrazów. Miała świadomość, że nie były one normalne i… Były dowodami zbrodni. Powinna wiedzieć, że prędko ich jej nie pokaże, bo ona przecież też nie zamierzała pokazywać mu wszystkiego, jak sądził. Z drugiej strony świadomość, że tak ją ciekawiły była podniecająca i było to całkiem nowe doświadczenie, nie podniecenie, ale ta wiedza, że kokoś tak zainteresowały. Była, co prawda pierwszą, która je widziała i prawdopodobnie zostanie jedyną, ale to było w tym momencie zupełnie nieistotne. — Bo cóż… Rozbudziłaś moją wyobraźnię — mruknął, uśmiechając się przy tym połowicznie. Ciekawe, czy była tego świadoma.
    Pokiwał głową, a po chwili uśmiechnął się słysząc o graniu sobie na nerwach. Tak, to był nierozłączny element ich dwójki. Nie potrafiłby się nawet zachowywać dla niej całkiem milutko i normalnie, to już po prostu nie pasowało. Nie do nich. Przechylił głowę w bok, wyczekując, aż przytaknie, że na wszystko się zgadza i wszystko rozumie. Inaczej nie mogli ruszyć z niczym dalej. Pyknął wargami, wydając przy tym głuchy dźwięk.
    — Mogę się na to zgodzić pod warunkiem, że będziesz mocno dyspozycyjna — odparł ze spokojem, spoglądając na nią — i oczywiście w takim wypadku działa to w obie strony, tak dla jasności — dodał, żeby przypadkiem to ona nie wywinęła jakiegoś numeru, a później będzie zrzucać winę na niego. Miał do czynienia z różnymi typami kobiet i wolał się upewnić, że sprawa jest jasna. — Jeżeli tobie to pasuje, to mi też — powiedział, wyczekując odpowiedzi.
    Następnie, skinął tylko głową. Bo miała rację. Przed nimi był długi wieczór i noc, podczas której mogło wydarzyć się naprawdę wiele i Theodor był naprawdę ciekawy, jak to się potoczy.
    Otworzył szufladę i wyciągnął łyżkę, tak jak chciała. Następnie przygotował talerze i sztućce, obserwując, z jaką swobodą poruszała się po kuchni.
    — Wzajemnie — odparł, mrużąc delikatnie powieki. Przyglądał się przez chwilę parującemu daniu, aż chwycił widelec i skosztował. Powoli skupiając się na smaku, potakując przy tym powoli głową, tym samym oznajmiając, że danie było dobre — musisz mi dać na nich namiar — odparł z lekkim uśmiechem. Może mógłby ich wykupić? — W każdym razie na pewno nie zepsułaś tego wieczoru jedzeniem, tego możesz być pewna — wysilił się na nieco bardziej złożoną opinię, jednak nie chwaląc jej, wprost, bo to zwyczajnie nie było w jego stylu. — Jeszcze wina? — Spytał, sięgając w końcu po swój kieliszek. Upił parę łyków, przegryzając przy tym makaron. Powędrował spojrzeniem do talerza brunetki i uniósł brew — najadłaś się już? — Spytał, bo nie był pewien czy mogli przejść do innych atrakcji tego wieczora.

    🫡

    OdpowiedzUsuń
  57. — Nikt nie wymaga uległości i posłuszności — odparł ze spokojem. Zmierzył ją przy tym uważnie spojrzeniem i uniósł brew — wystarczy minimum kultury — dodał, unosząc usta w uśmiechu. To właśnie podobało mu się najbardziej. Mógł powiedzieć wszystko, co myślał, nie musząc bać się o jakieś typowe babskie fochy. Odpowiadała mu tym samym i to było niesamowite. Nie zdawał sobie sprawy, że może mu się to podobać. Trzeba przyznać, że owszem, nie lubił chodzić łatwymi ścieżkami, jednak większość kobiet, z którymi się spotykał… Po prostu chciała mu wskoczyć do łóżka, a on nie miał nic przeciwko temu. Violet… Violet była na zupełnie innym poziomie i jedyne, czego się obawiał, to, że gdy uznają ich układ za zakończony, nie będzie mu łatwo wrócić do tego, co było przed tym. Wolał jednak nie wybiegać, aż tak daleko myślami w przyszłość, bo przecież nawet jeszcze nie zdążył się z nią przespać. Dlaczego myślał już o zakończeniu? — Całkiem możliwe — mruknął cicho.
    Pokręcił lekko głową, bo… Kurwa, miała rację. Dał się tak łatwo zrobić, że aż sam się nie połapał, dopóki nie wyłożyła mu tego kawą na ławie.
    — Dobra jesteś — westchnął. Miał ochotę dopowiedzieć, że być może wcale nie przeszkadzałoby mu zasyfić jakiekolwiek pierwsze lepsze pomieszczenie w domu, ale wiedział, że wówczas wyszedłby na smarkacza (a przecież to ją o to obwiniał), który za wszelką cenę musi mieć ostatnie zdanie. Nie podobała mu się sytuacja, w której się obecnie znalazł, do której doprowadziła, ale… Musiał się z tym pogodzić i przyjąć to na klatkę, jak przystało na prawdziwego mężczyznę.
    — Oczywiście to zrozumiałe, jednak mam nadzieję, że nagłe sytuacje nie będą ci wypadać… codziennie — co prawda widział, że dość często potrafiła znaleźć dla niego czas, gdy tak naprawdę ich spotkania nie niosły za sobą żadnej większej korzyści, więc w zestawie z orgazmem, nie powinna się wykręcać, ale wolał to wyjaśnić — chcę to na papierze — mruknął — wyniki badań — dodał dla jasności — moje oczywiście też dostaniesz, wtedy możemy rozmawiać o seksie bez gumki. Wiem, że kasa nie ma znaczenia, ale gdybyś poczuła się nagle feministką i uwierałoby ci, że musisz wówczas ponosić wszystkie koszty zabezpieczenia, będziemy mogli podzielić koszt na pół. W końcu to będzie obopólna przyjemność — stwierdził, całkiem poważnie.
    Nie mógł oderwać oczu od jej sylwetki, gdy zsunęła się z wyspy, więc jego skupienie na jedzeniu momentalnie się rozproszyło. Mimo, że była ubrana tak zwyczajnie i tak kusiła swoim wyglądem. Odsunął odrobinę talerz w głąb blatu i skinął głową. Wyciągnął do niej ramię, aby się chwyciła. W drugą dłoń złapał kieliszek z winem i następnie ruszył w stronę, którą już znała. Na korytarz, z którego przeszli na nieco większy hol, na którym znajdowały się schody na piętro oraz do piwnicy, a samo pomieszczenie było otwarte na część salonu.
    — Pokażę ci najpierw basen i ogród zimowy. To jedyne miejsce, w którym zdecydowanie nie jest minimalistycznie i surowo — powiedział i przechodząc przez salon, poprowadził ją do przeszklonej oranżerii, która była ulokowana na tyłach domu, czego od strony wejścia nie było widać. — Ta piękna replika, którą kupiłaś dla tatusia pięknie by tu wyglądała — oznajmił, nie mogąc się powstrzymać przed tym komentarzem — nie jest ci tu za ciepło w tym swetrze?

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdyby to było możliwe, brew Sandersa poszybowałaby jeszcze wyżej. Jej słowa ją rozbawiły, bo jakoś nie zauważył, aby faktycznie starała się być miła. Chyba znali różne definicje tego słowa.
    — Ale mówimy o tym samym, prawda? Bycie miłym, to sprawianie przyjemnego wrażenia… Bycie życzliwym. Czy znasz te słowo w inny sposób? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby miło znaczyło dla ciebie ciągle dogryzanie czy rozjechanie komuś chomika w celu… chuj wie jakim celu — mruknął cicho ostatnie słowa, bo nie wiedział dokąd dokładnie zmierza w swoim wyszukanym porównaniu i chyba wolał po prostu się zamknąć. — W każdym razie, skoro tak to widzisz… Też mam zacząć być miły? Chociaż na dobrą stronę mogę uznać, że jestem. W zasadzie to jestem całkiem miły — zaśmiał się, bo w zasadzie… Faktycznie byli jak na swoje standardy całkiem mili i nikt jeszcze nie groził otwarcie bronią czy śmiercią, a to już był całkiem dobry wynik.
    Zaśmiał się cicho na jej kolejne słowa, jednak nic nie powiedział. Nie wątpił w to, aby miało jej się nie spodobać, nie, aby miał za wysokie mniemanie o sobie, ale jeszcze żadna nigdy nie powiedziała mu, aby nie była usatysfakcjonowana. Z drugiej strony to była Violet i miał świadomość, że będzie musiał postarać się bardziej. Co wcale w żadnym stopniu nie było dla niego problemem, wręcz przeciwnie.
    Uniósł brew, bo szczerze mówiąc nie spodziewał się, że będzie miała przy sobie wyniki, ale skoro tak, nie miał z tym żadnego problemu.
    — Przygotowana, świetnie — mruknął, odbierając od niej telefon i przyglądając się zdjęciu. Pokiwał delikatnie głową, na dłużej zatrzymując wzrok na dacie ich wykonania. — Chcesz mi powiedzieć, że przez ostatnie lata z nikim nie spałaś czy wydaje ci się, że byli zdrowi? — Wbił w nią spojrzenie ciemnych oczu. Wolał mieć pewność, a po drugie… Trochę mu się to nie trzymało całości. Nie miał pewności ile miała lat, ale szybka matematyka sugerowała, że gdy wykonane były badania, była znacznie młodsza (od autorsko, przepraszam, ale muszę; wow Sanders, jakie odkrycie genialne). — Z prawdziwymi feministkami — wzruszył lekko ramionami, a po chwili parsknął śmiechem, bo nie był w stanie wytrzymać z powagą — naprawdę nie wiem, jak na siebie trafiliśmy, ale to było… to były dziwne przeżycia — powiedział, ukazując w uśmiechu zęby. — Gdybyś jednak zmieniła zdanie — dodał, wciąż z lekko wyczuwalnym śmiechem w głowie.
    Gdy przekroczyli próg oranżerii, momentalnie dało się wyczuć, że poziom wilgotności jak i sama temperatura znacząco podskoczyła. Uśmiechnął się, widząc jej minę.
    — Myślałem, że tak właśnie będzie — przytaknął głową, pozwalając jej na odsunięcie się od niego. Powiódł wzrokiem za jej sylwetką i uśmiechnął się, gdy podeszła do jednej z roślin. Rosły w tym klimacie niemal tak dobrze, jak w swoich naturalnych warunkach. Były zadbane, ich liście lśniły i były pokaźnych rozmiarów, co sprawiało w Theo pewną dumę, chociaż sam nimi się nie zajmował. Miał od tego ludzi, jednak to on mógł się nimi szczycić. — Zatrzymaj ją sobie — zaśmiał się — do mnie trafi wreszcie oryginał — puścił jej oczko i wstrzymał oddech, gdy zaczęła się rozbierać. Wiedział, że to się stanie. Wiedział, po co się spotkali. Mimo wszystko zaparło mu dech w piersiach. Czarna bielizna pięknie prezentowała się na jej smukłym ciele.
    Podszedł do krawędzi basenu i sięgnął dłońmi guzików koszuli, powoli rozpoczynając jej rozpinanie od kołnierzyka. Nie spieszył się jednak, bo jej widok w tej aranżacji… Mógłby powiedzieć, że była piękna. Na tyle, aby uwiecznić tę scenę.
    — Obie wersje są tak cholernie kuszące — zaśmiał się pod nosem, zsuwając w końcu materiał ze swoich umięśnionych ramion. Sięgnął do sprzączki paska, a następnie do rozporka, gdy rozpiął już pas. Zsunął spodnie i pozostając w bokserkach, zszedł kilka stopni w głąb basenu. Zatrzymał się jednak i usiadł na jednym z nich tak, że woda sięgała jego bioder, a kolana wystawały mu ponad taflę.
    — Skorzystaj i się przepłyń, bo później nie będzie na to szansy — stwierdził z łobuzerskim uśmiechem, wciąż siedząc na stopniach i uważnie ją obserwując.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  59. Zagryzł wargę, obserwując jej rozbawienie. Musiał przyznać, że nie taki był cel jego wypowiedzi, ale… Wyglądała nader ładnie, gdy się tak uśmiechała beztrosko. Może to głupie, ale gdy patrzył na nią w tym momencie, odniósł wrażenie, że stoi przed nim zupełnie inna kobieta. Nie, aby jej ośmielał się oceniać, co było w niej prawdziwe, a co nie. Zwłaszcza, że jej niewybredne komentarze zdawały się wypływać całkiem naturalnie z jej ust, więc nie… Nie zakładał, że swoją wrednością kogoś gra, jednak usłyszany śmiech był czymś zupełnie nowym. Chyba, dlatego tak bardzo na niego zadziałał, przykuł uwagę i sprawił, że przez chwilę nie myślał o niczym innym, tylko po prostu słuchał tego dźwięku z przyjemnością.
    — Okej. Zwierzątka nietykalne. Zapamiętane — zaśmiał się, ale sądził tak samo. Dużo łatwiej było zabić człowieka niż niewinną istotę. Ludzie nie byli dobrzy, Theo doskonale o tym wiedział. Na każdą swoją ofiarę mógł coś znaleźć, nie wyciągał rąk, bo bezbronnych i jak w przypadku zwierząt, niewinnych. Jednak prawda była taka, że wbrew wszystkiemu nie było dużo takich osób. Nie wśród ludzi, którymi się otaczał. — Czekaj, czekaj. To są nietykalne czy jednak bierzesz pod uwagę zamordowanie mojego chomika? — Spytał, unosząc wysoko brew i uważnie jej się przyglądając.
    Zmrużył lekko powieki. Oddał jej jednak telefon i skinął tylko głową, nie dodając niż więcej. Wolał się nie zagłębiać w jej osobiste sprawy, a te, z kim do tej pory sypiała lub dlaczego tego nie robiła, właśnie taka była. Przed oczami miał dowód na to, że była zdrowa. Kilka lat temu, ale była. Nie miał powodu, aby brać w wątpliwość przedstawiony dokument. Już niejednokrotnie przekonali się wzajemnie o tym, że przecież nie oszukiwali się. Byli wobec siebie honorowi, nie miał żadnego powodu, aby teraz obawiać się kłamstw.
    — Zatem w porządku — skinął głową. — Nie musisz ich powtarzać. Nie mam powodu, aby ci nie wierzyć — wzruszył ramionami — jak sobie pani życzy — dodał w odniesieniu do tabletek.
    — Tak, tak — machnął ręką, bo w istocie… tak było. Był namalowany dokładnie przez te samą osobę, więc na dobrą sprawę… — ale mój był pierwszy — uśmiechnął się. Tak, dla Sandersa miało to ogromne znaczenie. Był świadom, że dla Violet pewnie nie… Dla jej ojca? Tego nie był pewien, ale myślenie o jej ojcu i o tym, co myśli w kwestii obrazu było ostatnim, na co miał w tej chwili ochotę.
    Siedząc na stopniach, uważnie obserwował jej ciało. Przyglądał się jędrnej skórze, swobodzie ruchu, gdy płynęła. Obserwował i uśmiechał się kącikiem ust. Skupił się na twarzy, gdy odwróciła się i zaczęła płynąć w jego stronę. Na ciemnych oczach, równie ciemnej oprawie. Na kształtnych ustach, które już za chwilę będę muskać jego skórę. To nie było trudne do wyobrażenia.
    Spojrzał na nią, śledząc wzrokiem ruch jej dłoni. Uniósł spojrzenie, wbijając je w jej ciemne oczy, a kąciki jego ust uniosły się w łobuzerskim uśmiechu.
    — Zastanawiam się — powiedział powoli — czy wciągnąć cię z powrotem do basenu, zabrać cię już do sypialni, czy pokazać resztę… — oblizał wargi, wyciągając ręce, aby sięgnąć jej bioder i przyciągnąć odrobinę bliżej siebie. Przesunął powoli jedną ręką odrobinę w górę, a następnie w dół, zahaczając z przyjemnością o jej koronkową bieliznę — ładnie się dla mnie wystroiłaś — wymruczał, podziwiając z bliska komplet, który miała na sobie — trochę szkoda będzie go niszczyć. Wiesz, że będziesz wracać bez bielizny, prawda? — Spytał, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi na te pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wziął głęboki oddech, a następnie zacisnął wargi, wodząc wzrokiem po jej ciele, które miał tak blisko, na wyciągnięcie ręki i gdy tak było, sam nie wiedział, od czego chciał zacząć. Jakby znajdował się przed bogato zastawionym stołem i nie mógł się zdecydować, od czego rozpocznie swoją ucztę. Wyciągnął się do niej, zbliżając się na tyle, aby nosem przesunąć po jej dekolcie, wręcz zaciągając się zapachem, zaciskając mocno dłonie na jej biodrach. — Może będę na tyle miły i pozwolę ci wybrać? — Zastanowił się na głos, delikatnie muskając wargami z każdym słowem fragment odkrytej piersi, a częściowo koronkę biustonosza. — Nie, nie będę — mruknął po chwili, lekko marszcząc przy tym brwi. Ponownie wziął głęboki oddech i złożył na jej skórze całkiem delikatny pocałunek, wytężając jednocześnie zmysły by nie przegapić żadnej reakcji.

      🥵

      Usuń
  60. Przechylił tylko głowę w bok, unosząc przy tym jednocześnie brew. Pytanie pozostawił jednak bez odpowiedzi. Miała dopiero się dowiedzieć, że nie wszystkie założenia na jego temat były prawdziwe. Zresztą, w tym momencie mieli wiele ciekawszych rzeczy do zrobienia i rozmowy niż hipotetyczny chomik.
    W tym momencie najbardziej ciekawiło go to czy uda mu się ją ponownie kiedyś doprowadzić do tak naturalnego i beztroskiego śmiechu, bo musiał przed sobą przyznać, że ten wyjątkowo mu się spodobał i z przyjemnością posłuchałby go jeszcze ponownie. Niejeden raz.
    Na ustach mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. Zakładał, że obrazy faktycznie mogły się czymś różnić. Malował je, co prawda ten sam artysta, ale Theo był pewien, że nie był w stanie odwzorować kreska po kresce całości w dokładnie taki sam sposób, zwłaszcza, że z tego, co dotarło do jego uszu, obraz, który trafił wówczas na licytację był malowany dość pospiesznie.
    — Całkiem… Ciekawa propozycja — powiedział nadal z delikatnym uśmiechem na twarzy. To już kolejny pomysł Violet, który przypadł mu do gustu i zaczynało mu się to nie podobać. Dlaczego? Dlatego, że to Brennan. Umowa była jasna, a nawet nie zdążyli zawrzeć jej przez czyny. Może kolejnym razem powinni przejść od razu do seksu, bez żadnych pogaduszek, które ewidentnie sprawiały, że całość mogła stać się trudniejsza. Nie, aby podejrzewał siebie o jakiekolwiek uczucia czy sympatie względem Violet, ale… Lepiej ukracać niektóre rzeczy zawczasu, prawda? Zwłaszcza, jeżeli wykazywała się pomysłowością, która mu się podobała — chociaż nie wiem czy będziemy mieli czas na takie drobnostki, Violet. Spotykamy się w jasnym celu, prawda? — Spytał, unosząc przy tym wysoko brew. Wpatrywał się w nią intensywnie. Miał nadzieję, że brunetka zrozumie, co miał na myśli – nie chciał stwarzać pomiędzy nimi sytuacji, które mogłyby zaprowadzić ich w nieodpowiednim kierunku. Niby oboje jasno wyrazili się, że nie są zainteresowani związkiem (do tego trzeba przecież coś do siebie czuć, a oni nawet siebie nie lubili). Musiał pielęgnować te uczucie niechęci… Chociaż to nie było właściwie słowo. To nie była niechęć, wtedy nie miałby ochoty się z nią przespać. Irytacja? Tak, to pasowało lepiej. Irytowała go. I musiał to w sobie pielęgnować.
    Na ustach Theodora pojawił się delikatny uśmiech, gdy czuł pod dłońmi drżenie jej ciała. Nic tak właściwie jeszcze nie zrobił, a już czuł wyraźną reakcję jej ciała, co niesamowicie mu się podobało. Wpatrywał się w nią, zachłannie i nie ukrywał tego. Nie miało to najmniejszego sensu. Dlatego sunął wzrokiem bezwstydnie po jej ciele i nabrał powietrza do płuc, nim się przybliżył twarzą do jej ciała.
    — Mów sobie, co chcesz — wymruczał cicho, muskając wargami jej ciepłą, acz mokrą od wody skórę. Westchnął cicho, ignorując jej słowa. Pierwotna propozycja szybko przestała być aktualna, a on kierowany własnymi przemyśleniami wiedział już, że przeciąganie może wprowadzić coś niebezpiecznego pomiędzy nimi, coś, czego żadne z nich nie chciało.
    Odchylił głowę pod jej decyzją i uśmiechnął się kącikiem ust, nim o pocałowała. Odwzajemnił pieszczotę, przenosząc dłonie na jej biodra. Jej jęk sprawił, że jego penis zadrżał i tylko utwierdził się w przekonaniu, że zabierze ją prosto do sypialni. Tylko, że ta znajdowała się tak daleko…
    — Jak bardzo będzie ci przeszkadzało, jeżeli nie dotrzemy do sypialni? — Wyszeptał, ale nie czekał na jej odpowiedź. Chwycił ją za pośladki i podniósł się ze stopnia, muskając jednocześnie wargami jej szyje, wyszedł z basenu, trzymając mocno Violet przy sobie, skierował się w stronę najbliższej przeszklonej ściany, jednak zatrzymał się w pół kroku — nie mam najświeższych badań, ale jestem zdrowy — wymruczał, odsuwając usta od jej skóry — jeżeli chcesz je zobaczyć, muszę iść po gumki — dodał dla jasności sytuacji.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  61. Gdyby tylko miał świadomość, tego, co mogą w niej wywołać jego słowa, nie odezwałby się. Ale nie wiedział. Nawet od razu po ich wypowiedzeniu nie twierdził, aby powiedział coś nieodpowiedniego. W końcu oboje doskonale wiedzieli po co się spotykają. Słowa padające z ust Violet go zaskoczyły, bo… Nie spodziewał się takiej reakcji. Raczej potwierdzenia, że zwrócił słuszną uwagę i na tym powinni zakończyć tę rozmowę.
    Jego myśli zatrzymały się jednak na czymś innym. Może ona niczego się nie obawiała? W końcu to on od początku czuł, że coś go do niej przyciąga. Wiedział nawet dokładnie, co, te wyraźne odrzucenie, którym go obdarowała. Sprawiało, że jej chciał. Był pewien, że chodziło jedynie o fizyczność i cielesność, ale… To on uznał, że musi pielęgnować w sobie negatywne odczucia. Może ona nie musiała tego robić, może dla niej sprawa była na tyle klarowna?
    Sanders, dla ciebie też sprawa jest klarowna, przestań pierdolić głupoty, zrugał się w myślach, wbijając spojrzenie w jej ciemne oczy.
    — Żadnych — odparł całkiem poważnie, znosząc te mordercze spojrzenie, którym go obdarowywała. Wszystko podpowiadało mu, że to nie jest dobry kierunek, że to nie tam powinni zmierzać, a jednak właśnie tego pragnął całym sobą. — Chociaż dzień dobry lub dobry wieczór i do widzenia możemy sobie powiedzieć — stwierdził równie poważnie.
    Przez chwilę obawiał się, że mu ucieknie, że kolejny raz da mu posmakować jedynie namiastki i wyparuje, ale została. Wciąż trzymał ją w swoich ramionach, zaciągał się przyjemnym zapachem, który mącił mu w głowie, przez co najchętniej wziąłby ją tu i teraz. Miał jednak w sobie tyle przyzwoitości, aby zapytać, co sądzi o tym ona, a wtedy poczuł pustkę w swoich rękach i nieprzyjemne zimno, kiedy się odsunęła. Westchnął zrezygnowany. Sam tego chciałeś, przeszło mu przez myśl.
    — Jasne. Chcesz żebym był delikatny i do tego zgasił światło?
    Wodził wzrokiem za jej odzianym jedynie w bieliznę ciałem. Patrząc na nią taką, miał świadomość, że zjebał, ale… Nie zamierzał niczego odkręcać. Tak było lepiej.
    Uniósł brew, gdy ruszyła w stronę wyjścia. Sam również się w końcu ruszył, podążając za nią. Dogonił ją w salonie.
    — Tędy — mruknął, kierując się w stronę schodów, na piętro. Wnętrze było urządzone wszędzie w dokładnie taki sam sposób, poza sypialnią. Ta była w jeszcze jaśniejszych barwach i wszystko tak na dobrą sprawę zlewało się w całość. Tylko obraz wiszący po przeciwnej stronie łóżka wyraźnie się odznaczał. Duży, jasny format a na nim plama, która wyglądała dokładnie tak, jakby z wiadra ktoś wylał farbę prosto na płótno i pozwolił jej powolnie spływać, aż w końcu zastygła. Kolor był czerwony, jednak w przeciwieństwie do pozostałych swoich dzieł, ten wykonany był faktycznie po prostu farbą, co dało się od razu zauważyć. Zgodnie z jej wcześniejszymi słowami, nie próbował żadnej rozmowy, opowiadania i pokazywania domu. Zaprowadził ją prosto do sypialni.
    — Mogę cię rozebrać czy wolisz zrobić to sama? — Spytał, kiedy znaleźli się w pokoju. Zatrzymał się tuż przed nią i odwrócił się przodem do niej. Oblizał wargi, doskonale zdając sobie sprawę, że chociaż fizycznie wciąż pragnął jej tak samo, energia pomiędzy nimi diametralnie się zmieniła w oranżerii tuż po wypluci przez niego nieprzemyślanych słów. — Violet… — spojrzał na nią. Może i powinien przeprosić za to co powiedział, przyznać się, że przesadził, ale słowo przepraszam nie było w stanie przejść przez jego gardło i usta. Po prostu nie mógł tego zrobić.

    🙃 🙃

    OdpowiedzUsuń
  62. Gdyby tylko wiedział…, ale nie wiedział, w jaki sposób Violet zareaguje na jego słowa. Przez wyniki badań wiedział, że miała długą przerwę jeżeli chodziło o sypianie z kimś. Później sama to podkreśliła, a on… On pytał poważnie. Z tym światłem żartował, owszem. Jednak nie miał pewności czy powinien traktować ją w delikatny sposób czy nie musiał akurat o tym myśleć. Sytuacja robiła się coraz bardziej skomplikowana. Czuł tę zmianę pomiędzy nimi, która w żaden sposób mu nie odpowiadała, ale nie wiedział, co miałby zrobić, aby doprowadzić do chemii, która była odczuwana jeszcze w oranżerii nim to koncertowo zjebał. Przeproszenie nie wchodziło w grę, to po prostu nie było możliwe, nie z Sandersem. Problem polegał na tym, że z tym ściąganiem bielizny pytał całkiem poważnie, widocznie nie rozumiejąc dokładnie tego, co wcześniej powiedziała brunetka.
    Czuł, jak wszystko wymyka mu się spod kontroli. Jak Violet mu się wymyka. Nie, ona się nie wymykała. Ona po prostu zamierzała wyjść.
    — Hej, zaczekaj — odezwał się, bo nie do końca rozumiał, co dokładnie sprawiło, że zamierzała opuścić jego dom. Jego. Otworzył szeroko oczy, słysząc jej kolejne słowa i aż rozchylił wargi, bo przecież nie zanotował, aby zrobił coś co wskazywałoby na brak szacunku z jego strony. — Co? — Spytał, orientując się, że ma rozchylone wargi. Zamknął usta, zaciskając je i zmarszcz lekko brwi, nie pojmując, co się tak właściwie stało. Podszedł do szafy, która znajdowała się w sypialni i wciągnął na siebie ciemne, materiałowe spodnie, a następnie zszedł na dół. Nie zamierzał gonić jej w samych bokserkach. Gdy zszedł do salonu, Violet już wychodziła ubrana z oranżerii, a on, do kurwy, nic nie rozumiał. Dlatego nie mógł pozwolić jej tak po prostu odejść bez słowa wyjaśnienia, bo to co powiedziała w sypialni, nijak do niego nie przemawiało.
    — Nie wypuszczę cię, dopóki mi nie wyjaśnisz, co się właśnie odpierdoliło — odparł, podchodząc bliżej brunetki. Gdyby nie rzuciła hasła o szacunku, uznałby, że widocznie zmieniał zdanie. Spoko, miała do tego prawo, nie zamierzał jej przecież do niczego zmuszać. Słowa, które wypowiedziała sprawiły jednak, że nie mógł tak po prostu pozwolić jej odejść. Musiał zrozumieć, co się stało. Chociaż nie zamierzał przepraszać, chciał wiedzieć, co źle zrobił, bo przecież w jej mniemaniu, to on zawinił. To on jej nie szanował, chociaż nie miał pojęcia skąd wzięła się w jej głowie taka myśl.
    Wyszła. Po prostu wyszła. Wziął głęboki oddech, powstrzymując się przed zrobieniem czegoś głupiego. Wsunął pospiesznie buty na nogi i narzucił na nagi tors kurtkę.
    — Nie zamierzam cię tu na siłę zatrzymywać, zaraz ci otworze te bramę, ale wytłumacz mi, co się stało, bo za cholerę nie potrafię pojąć jak z tej gorącej atmosfery przeszliśmy na ucieczkę — oznajmił. Sięgnął dłonią do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej pilot od bramy. Zahaczył kółko o palec wskazujący i nim zakręcił, wprowadzając klucz wraz z niepokojem w ruch — kiedy nie okazałem ci szacunku? — Spytał, wsuwając wolną dłoń do kieszeni spodni.

    🧐

    OdpowiedzUsuń
  63. Nie mógł pozwolić jej tak po prostu wyjść z jednego prostego powodu. Chciał wiedzieć, o co tak właściwie jej chodziło, bo enigmatyczny brak szacunku w mniemaniu Sandersa nie wystąpił. Miał świadomość, że głównie traktował ludzi z wyższością, owszem, zdarzało się często, że tego szacunku nie okazywał, ale nie uważał, aby wystąpiło to w przypadku, o którym mówiła Violet, co strasznie go irytowało.
    Oczywiście tylko ze względu na własną osobę. Nie mógł dopuścić do tego, żeby jakaś rozchwiana emocjonalnie małolata zszargała mu w jakiś sposób opinię. Owszem traktował ją często jak dziecko, ale tylko, dlatego, że sama zachowywała się w dokładnie taki sposób. Nie uważał jednak, aby tego konkretnego dnia zrobił cokolwiek, co mogłoby spowodować taką jej reakcję.
    Jej zachowanie tylko coraz bardziej wyprowadzało go z równowagi, chociaż starał się nie denerwować, bo przecież sam sobie nie miał niczego do zarzucenia. Był w porządku względem niej, do niczego jej nie zmuszał, niczego nie wymagał. Był… Był w porządku.
    — Przez cały, jebany czas? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, naprawdę nie wierząc w to, że wyszedł za nią i zamierzał prowadzić tę dyskusję. Dlaczego w ogóle się nią przejmował? Ach tak, wiedział, dlaczego. Nie mógł dopuścić do zszargania swojej opinii, a patrząc na Violet i jej impulsywne zachowanie, nie miał pewności jak to może się dla jego reputacji skończyć. Otworzył szeroko oczy, kiedy krzyknęła, a na jego ustach pojawił się uśmiech. — Wow, wow, powoli księżniczko — uniósł otwarte ręce, trochę nie dowierzając w to, co właśnie słyszał. Wydawało mu się, że pewne pytania były w porządku. — Pytałem, dlatego, że okazywałem ci szacunek. Miałem ochotę zerżnąć cię w tym pieprzonym basenie, więc zdecydowanie wykazałem się byciem miłym w stosunku dla ciebie, biorąc pod uwagę twoje preferencje i wymagania. Z tym światłem może przesadziłem, a bielizna? Kurwa, sama stwierdziłaś, że zrzucamy siebie ubrania i się pieprzymy jak króliki. Nie zaznaczyłaś czy mogę cię rozebrać czy sama chcesz zrzucać z siebie te ubrania — wycedził, mrużąc powieki, uważnie się w nią wpatrując. Nie bał się tego jej spojrzenia, chociaż musiał przyznać, że potrafiła zrobić wrażenie groźnej. Musiał to przyznać. — Skoro ze mnie taki dupek, to, po co w ogóle dałaś się tu przywieźć, co? Taki ze mnie straszny fiut, ale jednak ubrałaś tę koronkową bieliznę i nie wmówisz mi, że to dla siebie — zmienił taktykę. Zamknął pilot w dłoni i zbliżył się w jej stronę — skoro twierdzisz, że to w zasadzie pierwszy raz — warknął, jednak zacisnął usta, skupiając się na słowach, które padły wcześniej z jej ust, a teraz z jego — co to w ogóle kurwa ma znaczyć — mruknął, smakując w ustach padające z nich słowa — albo jesteś dziewicą, albo nią nie jesteś. Licznik się nie kasuje po latach przerwy — oczywiście, że nie zamierzał oddać jej pilota ani tym bardziej otworzyć w tej chwili bramy i pozwolić na to, aby opuściła jego posiadłość. Co to, to nie. Chciał mieć tę całą sprawę wyjaśnioną i zakończoną raz a porządnie. — Zapomnij — powiedział i pokazał jej, jak chowa kluczyk do kieszeni spodni — nie wyjdziesz stąd dopóki nie zrozumiem, co tu się odkurwiło.

    😤

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie czuł się w żaden sposób winny, więc nie odwracał żadnego kota ogonem. Po prostu chciał usłyszeć od niej, wprost, co znowu jej nie pasowało i dlaczego to niby była jego wina. Zwłaszcza, że wiedział, że niczego nieodpowiedniego czy złego nie zrobił. Dla Theo sprawa była jasna. Violet nie była normalna – teoretycznie wiedział to już wcześniej, ale teraz tylko się w tym utwierdził.
    — Pewnie tak — odparł sucho, spoglądając na nią bez mrugnięcia powieką — jedyne córeczka tatusia, prawda? Zawsze chowana przed całym złem świata, pcha się sama prosto w jego ramiona. Zawsze ktoś nad tobą pewnie nadskakiwał, co? Violet nie chce na śniadanie naleśników? Zrobimy gofry. Violet znudziła się samochodem? Kupimy nowy. Oh, Violet jest nieszczęśliwa? Trzeba zrobić wszystko, aby na jej słodkiej twarzyczce pojawił się uśmiech. Violet płacze? Kupmy jej kucyka — prychnął sarkastycznie. Nie miał pojęcia czy w jego słowach było jakiekolwiek ziarenko prawdy. Szczerze mówiąc miał to w tej chwili głęboko w dupie. Od początku zachowywała się jak dzieciak i Theodor podejrzewał, że nie wzięło się to znikąd. Miał jakąś nadzieję, że jednak w sytuacji ich układu, na który zgodzili się oboje, sprawa będzie jasna, a jej szczeniackość gdzieś zniknie.
    Cóż, mylił się.
    — Ale czego ty właściwie chciałaś? Kto wyszedł z propozycją, że to tylko seks? — Otworzył szeroko oczy, spoglądając na nią — sama stwierdziłaś, że nie chcesz niczego więcej, a po chwili wylatujesz z porównaniami obrazów. Kurwa na to się nie pisałem — warknął, wypuszczając głośno powietrze przez nos. Trochę jak wkurzony byk, szykujący na natarcie toreadorowi. Violet nie trzymała w swoich dłoniach czerwonej płachty i nie wymachiwała nią na prawo i lewo, ale Theo miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. — Jak to nie wiesz? Albo jesteś dziewicą, albo nią kurwa nie jesteś — stwierdził, bo dla niego sprawa była jasna. Nie brał pod uwagę możliwości, że Violet mogła być ofiarą napaści. To w ogóle do niej nie pasowało, do tego, kim była, z jakiej pochodziła rodziny, więc jej zatargu z chłopakami z liceum nawet nie wiązał z przestępstwem, którego padła ofiarą. Pokręcił głową — z kim ja się w ogóle zadałem — burknął, ponownie kręcąc nieco zrezygnowany głową, zastanawiając się, po cholerę było mu to wszystko, skoro nawet nie zaliczył. Gdyby odwaliło jej po, mógłby chociaż czerpać satysfakcję, że ją miał. A w tej sytuacji? Marnotrawstwo energii i czasu, a te były niesamowicie cenne dla Sandersa.
    — Poważnie? Pierw mi wylatujesz z takim tekstem, a teraz nie mój interes? — Zacisnął dłoń, którą wcisnął do kieszeni. Powinien jej otworzyć tę bramę i cieszyć się, że laska znajduje się daleko od niego, ale z jakiegoś nieznanego dokładnie sobie powodu, miał ochotę jej dosrać i tak, nie zamierzał zachowywać się jak cywilizowany, dorosły człowiek i otworzyć bramy. Nie.
    Nie zorientował się, co zamierzała, więc kiedy nagle poczuł, że ścina go z nóg a po chwili runął na zimną kostkę, przeklął siarczyście.
    — Chyba cię pojebało — wydyszał, kiedy zacisnęła rękę na jego szyi — dobrze ci radzę złaź albo zapomnę, że jesteś kobietą i ci przywalę — jego honor nie pozwalał mu na skrzywdzenie kobiety, więc wolał pierw zaproponować łagodne i pokojowe rozwiązanie zaistniałej sytuacji, jednak cierpliwość do Violet była cienka niczym uszkodzona nitka. Wystarczyło jedno jej słowo lub ruch, aby uznał, że nie zamierza się z nią cackać w żaden sposób.

    😤

    OdpowiedzUsuń
  65. Wypuścił powoli powietrze przez rozchylone usta, starając się zachować spokój.
    — Bo widzę znaczące różnice pomiędzy nami i możesz sobie wmawiać, że jest inaczej, ale nie Violet. Jesteś córeczką tatusia, której się wydaje, że może wszystkich ustawiać, bo przecież tatuś był na każde skinienie paluszka. Teraz. Teraz możesz mówić, że nie okazuje ci szacunku, ale wcześniej? Dziewczyno, gdzie ty żyłaś — warknął, nie odpowiadając na jej pytanie, bo sam nie wiedział, po co tak właściwie to robił. Taki po prostu był. Obserwował ludzi, wyciągał wnioski, nie zawsze prawidłowe, ale nie mylił się często. Zresztą, był pewien, że w przypadku Brennan też dobrze wszystko przewidział. Zakładał, że gdyby było inaczej Violet po prostu byłaby inna i tyle w temacie. Mogła nazywać go dupkiem, miał to w tej chwili głęboko w dupie. Początkowo nie chciał, aby jej opinia wpłynęła na jego ogólną reputację, ale im dłużej z nią przebywał i obserwował, zaczynał wychodzić z założenia, że przecież mało kto weźmie ją na poważnie. Czy był ktokolwiek, kto to robił? Z drugiej strony wiedział, że Nicolas zniknął i może w swojej złości powinien zachować pewien umiar, chociaż nie podejrzewał, aby nie był w stanie sobie z nią poradzić. Była taka drobna, taka krucha… przynajmniej takie sprawiała pozory. Nie musiał się niczego obawiać.
    — Wpadłem do ciebie dopełnić umowy i powiadomić o komplikacjach, tak jakbyś zapomniała. Celem nie było przespanie się z tobą — powiedział, chociaż druga część była kłamstwem. Liczył, że ich wspólny wieczór zakończy się w jej sypialni. — Zresztą nie będę prowadził tej chorej dyskusji, bo to nigdzie nie prowadzi. Chciałem się dowiedzieć, kiedy cię nie szanowałem, bo zwyczajnie nie mogę sobie niczego takiego przypomnieć — warknął — i nadal nie widzę, aby coś takiego miało miejsce. Widocznie się nie zrozumieliśmy w pewnych kwestiach — dodał, odrobine spokojniej, albo w tym samym tonie, ale nie nakręcając się bardziej.
    — Żebyś wiedziała — powiedział. W złości nie myślał na chłodno, więc niektóre rzeczy ignorował, skupiał się na jednej wiadomości, puszczając pozostałe mimo uszu. Wziął głęboki oddech, gdy rozluźniła swoją dłoń, wpatrując się prosto w jej twarz. Wywrócił oczami na jej słowa, będzie się skupiał na czym będzie chciał, ale… w tym przypadku nie mógł jej zignorować. I poczuł się tak, jakby dostał prosto w twarz. A po chwili dostał prosto w twarz. Mentalnie i fizycznie raz za razem. Zacisnął jednak mocno zęby i nie dał po sobie poznać, że jakkolwiek, cokolwiek go ruszyło.
    — To, że spotkała cię krzywda nie oznacza, że ktokolwiek będzie traktował cię niczym figurkę z porcelany, Brennan. Albo zaznaczasz taki fakt i wymagania przed, albo nie szukasz problemu tam, gdzie go nie ma — gdyby nie powiedziała, że padła ofiarą zbiorowego gwałtu, nie powstrzymałby się przed użyciem przemocy. Teraz jednak nie był w stanie tego zrobić, jednak wykorzystał moment, że nie trzymała go tak jak wcześniej i podcinając kolana, odbił się od podłoża i przeturlał ich tak, że teraz to ona znajdowała się pod nim. Może powinien się wycofać, wziąć pod uwagę jej przeżycia i traktować ją z największą ostrożnością, ale Theo taki nie był — nie będę się nad tobą użalał, Brennan, chociaż powiedzmy, że mogę pewne zachowania w takim przypadku zrozumieć. Jeżeli jednak oczekujesz, że będę się z tobą cackać, to droga wolna — pomachał jej przed twarzą dłonią z pilotem od bramy. Wybór należał do niej. Jeżeli chciała być w jego oczach jedynie ofiarą mogła śmiało sięgnąć po pilot i opuścić jego ziemię.

    🏳️🙃

    OdpowiedzUsuń
  66. — Dobra skończ już pierdolić — mruknął poddenerwowany, bo naprawdę zaczęła go już wkurzać cała ta sytuacja. Żałował, że w ogóle podszedł do niej tamtego wieczoru podczas wernisażu o ile mniej miałby teraz na głowie problemów. Całej tej dziecięcej kłótni, Russel może byłby żywy może nie (w to akurat miał wyjebane), więc problem ze starym Russelem byłby lub może by go nie było, a nawet gdyby był, nie przejmowałby się nim w taki sposób, w jaki robił to teraz. Wówczas próbowałby odnaleźć Violet i… Chciałby ją zabić. Z pewnością chciałby to zrobić, ale wiedział, że w takiej sytuacji musiałby ja oddać Russelowi, co wcale by mu się nie podobało. Zresztą, o czym on myślał. Niestety do niej wtedy podszedł i miał to, co miał z tego. Czyli problem, a ich nie lubił. Bardzo.
    Dobra, jej dalsze gadanie też miał głęboko w dupie. Nie chciało już mu się tego słuchać, bo tak naprawdę donikąd nie zmierzali, co zrozumiał, gdy zaczęła oczywiście sprowadzać wszystko do tego, że on coś może, a ona nie może.
    — Dobra chciałem — odparł z całkiem nowo odnalezionym w sobie spokojem — zadowolona? Chciałem się z tobą przespać, bo wydawałaś się intrygująca, ale wiesz? W sumie dobrze, że się skończyło jak się skończyło. Już nawet nie interesuje mnie twoje zdanie, jesteś tak męczącą osobą, że po prostu… — urwał. Dlaczego w ogóle z nią dyskutował? Przecież widział dobrze, że do żadnego porozumienia nie dojdzie. Czy aż tak zależało mu na opinii, aby męczyć się w tej chwili z Violet? Przez chwilę miał ochotę po prostu jej otworzyć i zapomnieć, że ktoś taki w ogóle istnieje, ale Russel… Kurwa, wciąż mieli wspólną sprawę do załatwienia i zdecydowanie, chociaż potrafił rozdzielić interesy od swojego prywatnego życia, wolał w jakimś sensie załagodzić ten spór, bo nie miał pojęcia, jak jest z Violet. Nie mógł ryzykować, że nagle koleś, który miał załatwić Russela będzie miał też załatwić jego. Zdecydowanie.
    Może i lepiej, że powiedziała mu gwałcie. Nie miał pojęcia, dokąd inaczej poprowadziłaby ta sprzeczka (wiedział jedynie, że żadnego sensownego rozwiązania). A dzięki zrzuconej przez nią wiadomości oboje trochę przystopowali. Nie mógłby powiedzieć, że ochłonęli, bo nadal czuł w sobie złość i wściekłość, tylko o ile wcześniej potrafił ją jasno ukierunkować na Brennan, w tym momencie… Był wkurwiony na tamtych śmieci. Nie dlatego, że tknęli konkretnie Violet, że odważyli się tknąć kogokolwiek. Sanders miał świadomość, że sam nie był świętym człowiekiem. Mordował ludzi, owszem. Czerpał z tego rozrywkę, a później jeszcze wykorzystywał ich krew co z pewnością zostałoby uznane za bezczeszczenie zmarłego, ale nigdy nie tykał niewinnych ludzi. Podejrzewał, że Violet w liceum nie miała nic na sumieniu. Teraz? Jeżeli Nico był jednym z tych gnojów, w jego oczach panienka Brennan wciąż była niewinna. Wymierzyła jedynie słuszną sprawiedliwość. Wiedział, że od tego było prawo, ale… Nie oszukujmy się, Theo je jebał całym swoim byciem.
    — To się tak nie zachowuj — odparł, patrząc prosto w jej oczy. On nie zamierzał traktować jej teraz inaczej. Miał szerszą wiedzę na jej temat, ale nie zamierzał nagle być kimś innym, bo znajdował się w towarzystwie kogoś skrzywdzonego przez życie — jasne — powiedział, bo tak szczerze, nie wiedział, co innego miałby powiedzieć. Właściwie miała rację, chciał odpowiedzi to ją dostał. — O chuj ci chodzi — jęknął, gdy odparła, że go nienawidzi. Przecież tak naprawdę nie zdążył jej nic zrobić, żeby miała ku temu prawdzie powodu. Kiedy jednak złączyła ich usta w pocałunku, zdziwiony, bo był pewien, że otworzy bramę i po prostu odejdzie. Tymczasem odwzajemniał właśnie łapczywy pocałunek, opierając się kolanami o zimną ziemię i łapiąc dłońmi jej ramiona, powoli podniósł ją do siadu. Miał ochotę zapytać czy sypialnia, ale powstrzymał się przed tym. Zamiast tego chwycił jej pośladki i powoli, dość niezdarnie poniósł ich z ziemi i zaprowadził do domu, spoglądając w jej oczy i próbując odnaleźć w nich zgodę lub jej brak.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  67. Prychnął cicho pod nosem, nie wdając się w dalszą, słowną przepychankę. Widział, że oboje byli tak nabuzowani, że mogliby tak bez końca, a Theo uważał swój czas za naprawdę cenny. To, jaką jego ilość poświecił już Violet i tak było dla niego ogromną stratą, pozwolenie na choćby minutę więcej byłoby niemal jak proszenie się o zbankrutowanie.
    Nie był pewien, dokąd ich to wszystko zaprowadzi, ale w chwili, w której złożyła na jego ustach pocałunek, przestał się tym całkowicie przejmować, wychodząc z założenia, że… może jednak warto podjąć te ryzyko. Chwile wcześniej był pewien, że dobrze się stało, że ich schadzka przybrała taki kierunek, ale teraz miał ochotę z żarliwością całować jej wargi. Nic go przed tym nie powstrzymywało, więc to robił. Całował ją zawzięcie, stawiając kolejne kroki przed siebie, prosto do domu, a tam zamierzał zająć się nią w odpowiedni sposób, chcąc jej pokazać, że seks nie jest zły. Nie był głupi, podejrzewał, że to wiedziała, ale jeżeli faktycznie miał być jej pierwszym facetem, którego w ogóle chciała z własnej woli czuł na sobie całkiem sporą wagę odpowiedzialności. Smak jej miękkich warg sprawiał jednak, że nie przejmował się tym za bardzo. Zwłaszcza, gdy z jej ust padły magiczne słowa. Chciała tego.
    Obserwował, jak ściągała z siebie okrycie wierzchnie i po chwili zrobił dokładnie to samo, idąc za nią, lustrując uważnie spojrzeniem jej jędrną pupę, którą opinały ciasne spodnie.
    Wparował pospiesznie do sypialni. Omiótł spojrzeniem jej sylwetkę i uśmiechnął się kącikiem ust na widok jej bielizny. Ułożył dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie, wsunął nogę pomiędzy jej nogi i odwzajemnił namiętnie pocałunek, nie puszczając jej nawet na chwilę, nie odrywając również warg od jej ust. Uśmiechnął się pod pocałunkami słysząc jej słowa, kiedy odpierał jego rozporek poczuł ulgę, bo mocny wzwód do tej pory był uciskany przez materiał, który stał się pod jego wpływem ciasny.
    Zrobił to samo z jej spodniami. Rozpiął je, powoli zsunął w dół, samemu klęcząc, zjeżdżając niżej, aby ściągnąć z niej spodnie. Kiedy została w samej bieliźnie, nie podniósł się od razu. Klęcząc przed nią uniósł spojrzenie w górę i uśmiechnął się na widok jej niemal nagiego ciała. Koronkowa bielizna była tak łatwa do ściągnięcia, a ona wyglądała w niej tak apetycznie, że musiał przełknąć nadmiar śliny w ustach.
    — Jestem pewien, że ci się spodoba, landryneczko — wyszeptał z wargami przyciśniętymi do jej podbrzusza tuż nad linią majtek, z każdym słowem muskając wargami wrażliwą skórę. Składając na niej delikatne pocałunki przeniósł się do boku, a następnie chwycił mocno zębami czarny materiał i pociągnął go, z przyjemnością słysząc charakterystyczny dla rwania materiału dźwięk. Zawtórował cichym pomrukiem, uśmiechając się kącikiem ust. Złapał dłonią strzępek materiału i pomógł mu opaść na ziemie u stop brunetki.
    Ułożył ponownie dłonie na jej biodrach i całując jej podbrzusze przeszedł pocałunkami w dół, jednocześnie napierając na nią tak, aby cofając się, zbliżyła się do łóżka.

    🥵😈

    OdpowiedzUsuń
  68. Może powinien się stresować, może powinien odczuwać jakąś presję związaną z faktem, że był faktycznie niemal jej pierwszym. Theodor Sanders był jednak ponad tym. Nie zamierzał pod żadnym względem traktować jej w jakiś specjalny sposób, z ostrożnością czy delikatnością, które byłyby nad wyraz. Nie uważał, aby spoglądanie na nią przez filtr ofiary było jej potrzebne, w jakikolwiek sposób pomocne i czy cokolwiek by zmieniło. Zakładał, że litość, współczucie i żal były ostatnim, czego Violet mogłaby pragnąć. Wiedział, że jej nie zna, jednak nie był głupcem i niektóre rzeczy po prostu widział, bo był dobrym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości. Nie potrafił wszystkich czytać niczym otwartych ksiąg, bo nie każdy na to pozwalał, jednak Violet pewne rzeczy pozwoliła mu dostrzec. Nieważne czy świadomie, czy nie. Ważne było to, że był w stanie je dostrzec dzięki czemu teraz mógł traktować ją dokładnie w taki sam sposób, w jaki by to zrobił, nim poznał jej sekret. No, może z tym wyjątkiem, że faktycznie uszanował jej prośbę o sypialnie i łóżko. Nie znaczyło to jednak, że nie zamierzał jej później pokazać, jak dobrze może być również w innych miejscach. Mniej lub bardziej oczywistych.
    Na ustach Sandersa zagościł uśmiech, gdy jęknęła, w momencie, w którym naciągnął materiał koronki. Gdy pozbył się całkiem jej dolnej części bielizny, gdy składał kolejne pocałunki na jej skórze, zaciągnął się jej zapachem, mrucząc przy tym z zadowolenia.
    — O skarbie — wymruczał, przesuwając rękę na jej zwilżonej jej własnym podnieceniem udo, nim jeszcze opadła na łóżko. Czując pod palcami lepką ciecz, kąciki jego ust zadrżały. Był zadowolony, że tak intensywnie na nią działał, chociaż tak niewiele zdążył jeszcze zrobić. — Nie musisz brać jej w ogóle. A na pewno nie musisz w niej przychodzić — wymruczał, muskając z każdym słowem jej skore, tak jak robił to do tej pory.
    Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, gdy leżała przed nim. Nacieszył oczy widokiem, który przed sobą miał. Był pewien, że będzie najpyszniejszym, czego w życiu spróbował.
    Uśmiechnął się łobuzersko, gdy sama ściągnęła z siebie biustonosz, a następnie przesunął spojrzeniem po jej jędrnych piersiach, zastanawiając się jednocześnie nad tym, od czego powinien zacząć. Była tak piękna, tak pociągająca, że sam nie był pewien, czego chce najpierw.
    Zrobił krok, jednocześnie opierając się jednym kolanem o materac, nie odrywając spojrzenia swoich ciemnych oczu od jej ciała.
    Na czworaka znalazł się nad nią, składając na jej ustach pocałunek, a następnie wyznaczył sobie nim mokrą ścieżkę w dół, zatrzymując się przy jednej z piersi. Zassał stwardniały sutek, delikatnie przygryzając go zębami, kontrolnie zerkając w górę. Ręką, którą się nie podpierał, powoli zsunął w dół przez jej brzuch, aż do zwieńczenia jej nóg, a gdy poczuł pod palcami jej wilgoć, westchnął cicho wiek pierś. Palcami powolnie przesunął po jej kobiecości, rozkoszując się jej wyczuwalnym podnieceniem, przez co jego penis drgnął mocno, a sam Theo czuł, że chcąc nakręcić ją bardziej, jednocześnie równie intensywnie nakręca samego siebie.
    Kiedy znalazł się dłonią u jej wejścia, wsunął w nią bardzo powoli jeden palec, poruszając początkowo delikatnie dłonią i jednocześnie liżąc językiem kółka wokół jej sutka, zasysając go co jakiś czas.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  69. Uśmiechnął się łobuzersko w reakcji na jej słowa i zamruczał cicho, gdy jej dłoń znalazła się pomiędzy jego włosami. Wciąż się w nią wpatrywał, ciesząc oczy widokiem, który miał przed sobą.
    — Tylko płaszcz i pończochy? — Wymruczał cicho, z łatwością mogąc wyobrazić sobie ich kolejne spotkanie. — Potrafię to sobie wyobrazić. Bez najmniejszego problemu i wiesz co? Nie mogę się doczekać, kiedy to stanie się rzeczywistością.
    Co prawda jeszcze chwilę temu był przekonany, że do kolejnego spotkania nigdy więcej nie dojdzie, a te zakończy się małą bójką na dużym podjeździe przed jego rezydencją, ale jak widać, życie potrafiło być przewrotne i pisać własne scenariusze. Theo musiał przyznać, że scena którą los przygotował dla nich na ten moment, była wprost idealna i on sam, niczego by nie zmieniał.
    Dlatego też skupił się na Violet. Na jej ciele i podarowaniu jej przyjemności, której nie miała okazji jeszcze skosztować. Którą pragnął jej dać.
    Skupiał się na jej piersiach. Chciał przejść z jednej do drugiej, kiedy spięła mięśnie, skutecznie unieruchamiając jego dłoń. Trzymając wciąż miedzy zębami delikatnie naciągnięty sutek, uniósł spojrzenie w górę, aby skontrolować sytuacje. Nie zamierzał jej pospieszać, a tym bardziej nie chciał robić niczego, czego by sobie nie życzyła. Zastygł wiec w bezruchu, wpatrując się w nią.
    — Jeżeli uznasz, że chcesz przerwać, po prostu powiedz — szepnął, uwalniając jej pierś ze swoich ust i powoli przeniósł wargi do drugiej, obdarowując ją dokładnie tymi samymi pieszczotami. Jednoczenie powoli poruszał ręką, nie zamierzając przesadzić z prędkością i siłą. Jego ruchy były płynne, delikatne i powolne. Spojrzenie jego ciemnych oczu przeskakiwało co jakiś czas na jej twarz, dla pewności, że nie zmieniła zdania. Po raz pierwszy, tak często kontrolował reakcje partnerki. Nie, aby w innych przypadkach nie zwracał na nie uwagi, Violet jednak przeżywała, na dobrą sprawę, z nim swój pierwszy raz, a Theo brew temu, że nie będzie traktować jej specjalnie, w tym momencie właśnie to robił. Po raz pierwszy nie zależało mu głównie na tym, aby zaspokoić siebie. Chciał, aby Violet była zadowolona i przede wszystkim, aby nie wiązała z nim negatywnych wspomnień, aby nie miała podstawy do tego, aby i ten stosunek uznała za nieodpowiedni.
    — W porządku? — Spytał po wypuszczeniu z warg sztywnego sutka. Uniósł się delikatnie, nie przestając poruszać dłonią — dołożę drugi palec, okej? — Miał nadzieje, że nie wyskoczy ponownie z pretensjami przez to, że pytał. Wolał ją po prostu przygotować. Jak powiedział, tak też zdobił. Po dołożeniu drugiego palca powoli osunął się w dół, wyznaczając sobie pocałunkami ścieżkę od jej piersi do zwieńczenia jej nóg. Zaciągnął się jej zapachem, a następnie przesunął językiem po łechtaczce, jednocześnie uginając palce w niej i z łatwością odnajdując jej guziczek, na którym skupiał się w tej chwili — smakujesz tak wybornie — wymruczał, odsuwając twarz od jej kobiecości po to, aby rzucić kolejne kontrolne spojrzenie na jej twarz. Szybko powracając jednak do pieszczenia jej językiem.

    🫂

    OdpowiedzUsuń
  70. Uśmiechnął się połowicznie, bo właśnie na taką odpowiedź liczył. Miał nadzieję, że nie będzie musiał przerywać, a to, co zaczęli, ze spokojem będą mogli kontynuować. Oczywiście nie miałby problemu z odsunięciem się i zostawieniem jej w spokoju, gdyby tylko właśnie tego chciała, ale… Prawda była taka, że sam był tak bardzo podniecony, że z pewnością musiałby sobie poradzić sam. Szybko.
    Na całe szczęście nie musiał się tym martwić. Dlatego kontynuował swoje poczynania, a gdy postanowiła go pocałować, musiał przyznać, że był odrobinę zaskoczony. Z jakiegoś powodu, nie spodziewał się pocałunku w tym momencie. Odwzajemnił go żarliwie, nie odsuwając się, gdy wsunął w nią kolejny palec, a westchnienie, które z siebie wydała najchętniej spiłby z jej warg, gdyby to tylko było możliwe.
    Czy mogło być coś piękniejszego od tej jasnej, dobitnej reakcji, którą go poczęstowała? Dlatego też nie zamierzał przestać, a tym bardziej zwalniać. Zwłaszcza, gdy sama poprosiła o nabranie tempa. Zerknął na nią, nie odrywając języka od jej nabrzmiałej łechtaczki, a dłonią i palcami, zgodnie z jej prośbą zaczął poruszać szybciej, z łatwością odnajdując się w takich ruchach. Czuł, jak robi się coraz bardziej mokra, ale kiedy osiągnęła orgazm, wykrzykując jego imię, sam czuł się już boleśnie twardy i był pewien, że na jego bieliźnie również pojawiła się mała plama.
    Odsunął się od jej ust, ciężko dysząc, a zrobił to tylko dlatego, że potrzebował nabrać powietrza do płuc. Czując, jak jej mięśnie zaciskała się na jego palcach, sam wydał z siebie ciche westchnienie. Zwłaszcza, gdy czuł coraz więcej jej podniecenia na swojej dłoni.
    — Kurwa, landryneczko — wyszeptał ciężko, mrucząc cicho gdy sięgnęła jego bokserek i westchnął, z przyjemnością słuchając tego, co miała do powiedzenia — spokojnie, wszystko będzie dobrze, a jeżeli nie będziesz czegoś chciała… wystarczy słowo — odparł z błyskiem w oczach, spoglądając na nią. Najchętniej od razu wszedł by w nią mocno. Myślał jednak jeszcze na tyle jasno, że pamiętał o tym, że chciała użyć prezerwatyw — chwila, gumki — wymruczał cicho, składając na jej ustach namiętny pocałunek, jednak bardzo krótki, bo już się podniósł i przeszedł na bok łóżka, aby się wychylić i wyjąc z szuflady nocnego stolika prezerwatywę w foliowym opakowaniu. Rozerwał je zębami, upewnił się, że nie jest dziurawa i nasunął na swojego penisa. Zsunął z siebie całkowicie bokserki, a następnie klęcząc, nachylił się nad Violet, podpierając się jedną dłonią przy jej głowie, a drugą chwycił swojego członka i naprowadził na wejście dziewczyny, a następnie wszedł w nią, cicho przy tym pozwalając sobie na cichy jęk. Miał ochotę poruszyć mocno biodrami, wchodząc w nią głębiej. Powstrzymał się jednak tylko ze względu na jej komentarz, o rozrywaniu jej. Nie chciał przecież zrobić jej krzywdy.
    — Nadal jesteś pewna, że mam to zrobić mocno? — Spytał z łobuzerskim błyskiem w oku, spoglądając prosto w jej ciemne oczy, jednocześnie powoli poruszając biodrami. Nie miało to jednak nic wspólnego z tym, co zamierzał zrobić, gdy tylko mu da sygnał, że wciąż chce tego samego.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  71. Starał się nie przesadzić z niepotrzebnymi słowami, ale ten irytujący cichy głosik w jego umyśle powtarzał, aby ten jeden raz zainteresował się bardziej Violet, niż robił to dotychczas. Ponoć ten głosik nazywał się sumieniem, chociaż w przypadku Theodora Sandersa, bardzo rzadko udawało mu się przebić przez myśli mężczyzny. Z łatwością nauczył się go zduszać, nim zaczął był słyszalny. Teraz niemal krzyczał, aby zwracał uwagę na brunetkę i jej samopoczucie, bo od jednego razu jemu nie stanie się krzywda, a jej mogło to pomóc w rozluźnieniu się i dostosowaniu do nowej sytuacji. Pojęciu, że przy nim nic jej nie grozi, że z jego rąk nie zazna krzywdy, jaka spotkała ją wcześniej.
    Nie był na siebie zły za to, że dopuścił sumienie do głosu. Wiedział, że z łatwością ponownie je zmiażdży, tak jak robił to zawsze do tej pory, bo bez tego głosiku żyło mu się na co dzień znacznie lepiej i łatwiej.
    Na ustach mężczyzny pojawił się łobuzerski uśmieszek, gdy wyłapał, że wzrok dziewczyny kolejny raz ucieka w kierunku jego przyrodzenia. Przyłapał ją na tym, wpatrując się prosto w jej ciemne oczy i czekał, aż przeniesie wzrok z jego penisa na jego oczy, aby mógł posłać jej łobuzerski, wręcz nieco diaboliczny uśmiech.
    Westchnął, gdy z jej gardła wyrwał się jęk. Ponownie na nią spojrzał kontrolnie, oceniając czy może kontynuować. Przymknął powieki, delektując się jej ciasnotą i tym, jak bardzo obejmowała go sobą. Z chęcią pozbyłby się gumki i pozwolił sobie na doświadczenie tego bez żadnych warstw, jednak zamierzał uszanować jej zdanie. Co nie znaczyło, że nie planował później spróbować raz jeszcze…
    — Ile tylko potrzebujesz — szepnął, wisząc nad nią ostrożnie wsuwając się w niej coraz głębiej, wpatrując się przy tym prosto w jej twarz, obserwując przy tym każdą, najmniejszą zmianę.
    Odwzajemnił pocałunek, a odsunąwszy się od jej ust, kąciki jego własnych, uniosły się w reakcji na jej słowa. W jego oczach pojawiły się diaboliczne iskierki, bo jeżeli właśnie tego chciała… Naprawdę nie zamierzał się hamować. — Żebyś tylko nie żałowała — szepnął, a następnie zamruczał, gdy chwyciła zębami jego wargę.
    Nie zamierzał się zastanawiać dwa razy nad jakimkolwiek swoim ruchem, skoro dostał właśnie potwierdzenie, że się zgadzała na to, aby po prostu ją mocno zerżnął, na co miał ochotę od samego początku, gdy tylko zobaczył ją po raz pierwszy na wernisażu.
    — Czerwony. Czerwony to hasło, skarbie, gdybyś jednak miała dość — wyszeptał z uśmiechem — jak ci się spodoba, pomyślimy nad czymś naszym.
    Sięgnął dłonią jej długich włosów i początkowo powoli je przeczesał, ale przy wznowieniu z pozoru delikatnego ruchu, szarpnął za nie w tej samej chwili poruszając mocno biodrami. Gdy odciągnął jej głowę do tyłu, zmierzył spojrzeniem szyję, która od samego początku ich znajomosci wabiła go do siebie. Wysunął się i ponownie pchnął biodrami, wchodząc w nią głębiej, sięgając wargami jej szyi. Złożył na niej namiętny pocałunek, zostawiajac po sobie mokry ślad, a następnie wbił zęby w delikatną skórę, nie przestając silnych, zdecydowanych ruchów miednicą. Podszczypywał zębami jej szyję, jednocześnie wolną dłonią mocno ugniatając jej pierś, a kiedy odsunął usta od jej ciała, rozchylił je, musząc ułatwić sobie oddychanie w ten sposób. Wiedział, że nie wytrzyma długo, jednak nie oznaczało to, że zamierzał z nią szybko skończyć. Wpił się agresywnie w jej wargi, jednocześnie dociskając się do niej mocno.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  72. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem na tyle, ile był w stanie zrobić to z tak małego dystansu. Podobało mu się jej nastawienie i ta jej pewność. Jeszcze nie był pewien czy będzie chciał za wszelką cenę doprowadzić do tego, aby jednak zdecydowała się na użycie hasła bezpieczeństwa czy przy pierwszym razie da jej tylko namiastkę tego, na co było go stać, aby przypadkiem nie uznała, że ich układ kończy się tuż po pierwszym stosunku.
    W jednej czy w drugiej wersji nie było miejsca na delikatność, jednak widział po brunetce, że wcale na nią nie liczyła, co bardzo mu odpowiadało.
    Ruchy Theo były zdecydowane, konkretne i mocne. Nie myślał nad tym, co robił. Pozwalał, aby to instynkt przejmował kontrolę nad tym, co robił i co jeszcze zrobić zamierzał. Początkowe, delikatne ruchy były niczym wabienie do siebie ofiary, aby później zacisnąć mocno dłonie, szarpnąć, pchnąć, po prostu zaatakować. I tak właśnie czynił. Każdy jego dotyk był silny, a im głębiej w nią wchodził im bliżej był orgazmu, gdy zaciskał na niej mocno dłonie, był świadom, że samo spełnienie nie było wystarczające. Potrzebował więcej bólu, jakby fizyczna błogość wynikająca z samego seksu nie była tym, do czego przede wszystkim zmierzał.
    Jej jęki tylko bardziej go nakręcały, zwłaszcza gdy widział, że zadawany przez niego ból jej nie przeszkadza. Czuł, że w końcu trafił na kogoś, kto mógłby zrozumieć w pełni jego potrzeby, kto nie będzie spoglądał na niego jak na chorego zboczeńca. Dlatego zaciskał mocniej palce na jej piersi, podszczypując sutek i ciągnąć za niego, nie siląc się nawet na namiastkę delikatności. To do nich nie pasowało.
    Metaliczny posmak pocałunku sprawił, że przez jego ciało przeszedł dreszcz. Przymknął powieki, starając się przemówić swojemu nie tak małemu przyjacielowi, że musi jeszcze trochę wytrzymać, bo zamierzał jej dać więcej niż jeden orgazm. Tego danego palcami w ogóle nie liczył.
    Oblizał wargi, gdy zmęczyła je swoją krwią. W tej samej chwili otworzył oczy. Czuł, jak jego mięśnie spinają się na widok krwi na jej twarzy. Rozchylił wargi, zaciskając mocniej dłoń na jej ciemnych włosach i wpatrywał się w to, co robiła. Była tak samo popierdolona jak on.
    — Kurwa… — wyszeptał z trudem oddychając, gdy rozmazywała dalej krew na nim, na sobie… nie spodziewał się tego. Wziął głęboki oddech, oglądając jej ubrudzone krwią ciało, widząc i czując wyraźnie na swoim penisie jej orgazm. Wbił palce w jej biodro, drugą rękę ułożył na plecach dziewczyny i odwrócił ich tak, że to ona znajdowała się teraz na górze. Złapał ją za biodra i docisnął mocno do siebie, jednocześnie łapiąc zębami zakrwawiony sutek. Zacisnął na nim zęby i niedelikatnie pociągnął do siebie, rękoma nadając szybkie tempo, a gdy w ustach wciąż czuł smak jej krwi, zdusił w sobie jęk, czując jak drży osiągając spełnienie. Docisnął ją mocno, wciąż nie odrywając ust od jej piersi. Doszedł, ale wciąż było mu mało. Przez to co zrobiła ze swoją krwią, nie zdążył zrobić jej za wiele, chociaż nie wyglądała, jakby było jej źle.
    — Potrzebujesz chwili? — Spytał, uśmiechając się przy tym połowicznie. Chciał ja wziąć w każdy możliwy sposób, na każdym jebanym centymetrze tej sypialni i miał nadzieję, że Violet była świadoma, że to był ledwie początek.

    😈🔥

    OdpowiedzUsuń
  73. Violet w jednej chwili stała się wszystkim tym, czego pragnął i z czego jednocześnie nie zdawał sobie sprawy. Wiedział jak działała na niego krew, jej widok czy specyficzny zapach, którym z przyjemnością się zaciągał podczas swoich artystycznych chwil.
    W jego seksie krew nie pojawiała się jednak często, a jeżeli już, to wyglądało to zupełnie inaczej, nie tak podniecająco jak z Violet. W jednej chwili, jednym posunięciem sprawiała, że chciał już tylko jej. O czym nie zamierzał oczywiście mówić na głos.
    Na ustach bruneta majaczył uśmiech, który poszerzał się za każdym razem, gdy z ust Brennan wydobywał się głośny jęk, gdy jej mięśnie zaciskała się na jego męskości. Gdy patrzył w jej oczy, w tych momentach, gdy był w stanie wyłapać jej spojrzenie. Kurwa, była taka wspaniała. Tak idealna dla niego. Nie uciekło mu spostrzeżenie, że musiała być tak samo chora jak on, musiało ją fascynować dokładnie to samo i w jednej chwili pragnął, aby jej wcześniejsze groźby stały się prawdą. Z dodatkiem porządnego rżnięcia oczywiście.
    Nie chciał myśleć w tej chwili o Nicu, ale z łatwością potrafił sobie wyobrazić surową, zdeterminowaną Violet. I taką właśnie chciał ją zobaczyć jeszcze tej nocy.
    Sięgnął dłonią jej warg i nadzwyczaj delikatnie przesunął po nich opuszkiem palców, zbierając nimi odrobine czerwonej cieczy, którą następnie rozsmarowała pomiędzy palcem wskazującym, a kciukiem i następnie powoli zlizał, zastanawiając się nad tym, jak smakowałaby osobliwa kompozycja jej podniecenia wraz z krwią. I zamierzał tego spróbować jeszcze tej nocy.
    — To dopiero początek — szepnął z delikatną chrypką, próbując zapanować nad swoim oddechem. Uniósł wysoko brew, bo szczerze mówiąc nie spodziewał się, że tak szybko będzie próbowała przejąć dowodzenie. Skłamałaby, gdyby nie przyznał się do tego, że podobało mu się to. Westchnął, gdy go pchnęła. Upadł na pościel obserwując, jak dziewczyna wysuwa się. Sięgnął po prezerwatywę, która związał i odłożył na bok, później zamierzając uprzątnąć. Wyprostował głowę, skupiając się na powrót tylko na niej. Odwzajemnił krótki pocałunek, a następnie uniósł głowę, zerkając jak wyznacza sobie pocałunkami drogę w dół, zostawiajac po sobie krwiste ślady.
    Czuł, jak jego serce zaczyna szybciej bić, gdy znajdowała się coraz bliżej jego penisa. Odnalazł wzrokiem jej spojrzenie i uśmiechnął się, gdy go chwyciła. Sam członek również zareagował lekkim drgnięciem. Przymknął powieki, ale tylko na krótką chwilę, bo nie mógł przegapić przecież takiego widoku.
    — Idealnie — wychrypiał, gdy dostrzegł jej krew również na swoim członku. Zamruczał cicho, gdy zaczęła pieszczotę, ale dopiero gdy poczuł na sobie jej zęby, otworzył szerzej oczy i nie miało to nic wspólnego z przerażeniem. Kurwa, naprawdę była idealna. Podparł się jedną ręką, wychylając się odrobine, aby sięgnąć jej głowy. Gdy to zrobił, chwycił ją mocno i nadał tempa i kierunku jej ruchom, po chwili mimowolnie również się poruszając, wchodząc głębiej w jej usta. Potrzebował tym razem nieco więcej czasu, aby dojść, ale gdy to zrobił, przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a z ust wyrwał się cichy jęk — o tak — wymruczał — idealnie — dodał, posyłając jej łobuzerski uśmieszek. Jeżeli faktycznie nie robiła tero nigdy wcześniej, nie mógł się doczekać, gdy zrobi to kolejny, wchodząc we wprawę.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  74. Oblizał powoli wargi, uśmiechając się jednocześnie do dziewczyny. Kolejny raz musiał zauważyć, że mu się podobało jej podejście do seksu. To, że chciała więcej, ta popieprzona krew, która sprawiła, że było mu tak dobrze, jak jeszcze nigdy… I to z własnej nieprzymuszonej woli wpadła na coś takiego, słowem nie musiał pisnąć! Podejrzewał, że to przez to, że wiedziała o obrazach. Nie miał zamiaru narzekać, wręcz przeciwnie. Utwierdził się natomiast w przekonaniu, że dobrze zrobił pokazując je jej. Dzięki temu tuż przed chwilą przeżyli tak wspaniałą chwilę, której Theo z pewnością szybko nie zapomni. Uwielbiał ją i miał nadzieję, że ich układ przetrwa. Żal byłoby mu rezygnować z czegoś tak dobrego.
    — Brzydkie słowa? Wspaniale — zaśmiał się mrukliwie.
    Szybko skoncentrował się jednak na kolejnej dawcę przyjemności i tym, jak dobra była w doprowadzaniu go do orgazmu w mimo wszystko szybkim czasie. Był pewien, że to ta krew tak na niego działała.
    Kiedy opadła na łóżko obok niego, nie odwrócił od razu głowy w jej stronę. Przez chwile wpatrywał się w sufit, wsłuchując się jednocześnie w jej oddech, myśląc o krwistych plamach na ich ciałach.
    — Też się cieszę — przyznał, odrywając zamyślone spojrzenie z sufitu i przeniósł je na Violet — jesteś tak samo chora jak ja — zaśmiał się, na znak oczywiście dotykając jej brody, na której wciąż znajdowało się odrobine krwi.— Mówiłem, że możemy je zmienić — mruknął, a po chwili na jego ustach zagościł szeroki uśmiech — Sangre — powtórzył za nią, jakby smakował ten wyraz na swoim języku. Przytaknął, pasowało do nich idealnie — zatem sangre — powiedział słowo raz jeszcze, a uśmiech mu się poszerzył.
    Przesunął wzrokiem za jej dłonią. Ręka sięgnął ciemnych włosów dziewczyny i powolnym ruchem je przeczesał, na koniec zawijając końcówkę na palec wskazujący i delikatnie ją pociągnął.
    — Pobaw się nim, to szybko wrócimy do kontynuowania naszej nocy — wymruczał, łapiąc jej dłoń, gdy znajdowała się na jego penisie i przycisnął do niego. Przytrzymywał jej dłoń przez kilka sekund, a następnie puścił, ewidentnie się nad czymś zastanawiając. — Chciałbym cię tu mieć — wychrypiał, werbalizując swoje myśli. Nie chodziło o jej stałą obecność ciałem w jego domu, nie, zdecydowanie to nie to — ślad po tobie — sprecyzował. Spojrzał znacząco na przeciwległą do okna ścianę. Miał ochotę ją do niej przycisnąć tak, aby jeszcze nie wyschnięta krew odbiła się, tworząc jedyny w swoim rodzaju obraz, pamiątkę. Najlepiej, gdyby siła przyciskania pochodziła z jego mocnych ruchów, gdy weźmie ją brutalnie od tyłu. Na sama myśl, jego członek zaczynał powoli ponownie twardnieć. — Zostaniesz moim pędzlem? — Spytał z delikatnym rozbawieniem, bo to określenie nie do końca mu pasowało, ale nic innego nie przychodziło mu teraz do głowy — będzie bolało, ale jednocześnie będziesz znowu głośno jęczeć, nie tylko z bólu. Mogę to obiecać — powiedział, ponownie patrząc na ścianę, jakby szukał najlepszego miejsca, w którym miałoby powstać ich wspólne dzieło.

    😈🎨

    OdpowiedzUsuń
  75. Nad niektórymi rzeczami wolał się po prostu nie zastanawiać, przyjmując je takimi, jakimi były. To, co było miedzy nim a Violet było właśnie taką sprawą, nad którą wolał się nie rozwodzić w obawie, że wnioski, do których mógłby dojść wcale nie sprawiłyby, że cokolwiek stałoby się lepsze, przyjemniejsze lub łatwiejsze. Wręcz przeciwnie, wszystko mu podpowiadało, że lepiej zostawić to tak, pozwolić się temu samemu rozwinąć i jednocześnie cieszyć się z tego, co dzięki temu oboje mogli zyskać. Według Theo zysk z układu dla niej i dla niego był na tyle dobry, a wręcz wspaniały, że cała reszta nie miała żadnego, nawet najmniejszego znaczenia.
    Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wkradł się na jego usta, gdy delikatnie bo delikatnie, ale zacisnęła zęby na jego palcu. Już miał powiedzieć, aby zaczęła go ssać, ale nie zdążył. Przez chwilę wpatrywał się w nią, cały czas się przy tym uśmiechając. Nie potrafił się przed tym gestem powstrzymać i trochę go to przerażało, bo przecież zawsze potrafił się kontrolować. Dlaczego przy niej, było to takie trudne?
    — Jesteś niesamowita, wiesz? — Mruknął, wbijając w nią spojrzenie ciemnych oczu. Zastanawiał się czy przypadkiem go nie okłamywała z tą swoją przerwą, chociaż jaki miałaby mieć ku temu powód? Patrząc jednak na to, jak było mu z nią dobrze, ciężko było mu uwierzyć, że miała tak małe doświadczenie, a jednocześnie było mu z nią tak dobrze w łóżku. Jakim cudem? — Nigdy bym nie powiedział, że to właściwie twój pierwszy raz — wypowiedział na głos swoje myśli. Nie był pewien czy powinien był to mówić, ale przecież powiedział jej, że nie będzie jej traktował inaczej przez wzgląd na jej przeszłość. Dlatego ostatecznie zdecydował się po prostu powiedzieć to, co myślał.
    Pokiwał głową, jednocześnie uważnie obserwując jej reakcje. Nie miał pojęcia czy jej się spodoba ten pomysł, czy uzna go raczej za skończonego pojeba, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, a Theo uwielbiał jego smak. Tego prawdziwego, a nie marnej podróbki.
    Wyobrażał sobie, odcisk jej ciała na ścianie. Widział już, jak dociska ją mocno do ściany i tak naprawdę nie był w stanie odpuścić tej myśli. Po prostu musiała się na to zgodzić. Chciał tego tak bardzo, że zamierzał ją do tego nakłaniać w razie, gdyby w pierwszym odruchu odnowiła. Słysząc jej pytanie, uniósł brew, wiedząc już, że będzie musiał prośbę powtórzyć, a Theo… Cóż, nie lubił się powtarzać.
    — Inne nie wchodzą do sypialni — stwierdził obojętnie — możesz czuć się podwójnie wyjątkowa — dodał, chociaż ton jego głosu wiele się nie zmienił. Kiedy padła twierdząca odpowiedź, jego oczy zabłysnęły iskierkami podniecenia. Była wspaniała.
    Nie ruszył za nią od razu. Cieszył oczy jej nagim ciałem, obserwując, jak podchodzi do ściany i jej dotyka. Uśmiechnął się, powoli podnosząc się do siadu. Podobała mu się jego nowa ozdoba, a kiedy pomyślał o tym co zobaczy, gdy skończą… Był w pełnej gotowości, do kolejnej rundy. Wstał i podszedł do niej, uklęknął układając powoli dłoń na jej tali. Był to kolejny pozornie delikatny gest, jedyny na jaki mogła liczyć przy tej ścianie. Sięgnął dłonią pomiędzy jej uda i rozsunął je, układając się wygodnie pomiędzy jej nogami. Przesunął penisem po jej pośladkach, a następnie nakierował się na nią, drugą rękę układając na jej karku. W jednym momencie pchnął ją w kierunku ściany tak, aby oparła się o nią policzkiem i wszedł w nią mocno, wzdychając, gdy poczuł ją dokładnie bez gumki, drugą dłonią trzymając na jej biodrze i ustawiając ją tak, aby to jemu przede wszystkim dobrze było ją rżnąć. Mocno i głęboko, nie pozwalając, aby odsunęła się głową od ściany.
    — Jak bardzo ci się podoba? — Spytał, dysząc wprost do jej ucha, do którego miał swobodny dostęp. Zagryzł zęby na płatku, pchając mocno biodrami, czując, jak wchodzi w nią do samego końca. — Chcę usłyszeć to głośno i wyraźnie, Violet — oznajmił — jak bardzo ci się podoba? — Powtórzył pytanie, jednocześnie używając więcej siły, aby docisnąć ją do ściany. Miała zostawić na niej piękny obraz. Orgazm miał być tylko gratisem.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  76. Wywrócił oczami na jej słowa. Wiedział, że zwyczajnie nie chciała mu schlebiać. Był pewien, że po tym wszystkim co zamierzał z nią zrobić tej nocy, nie będzie jej łatwo go zastąpić kimś innym, jeżeli zdecydowałaby się na przerwanie ich układu. Widział przecież wyraźnie, że jej się podobało, że nadawali na tych samych falach i kręciło ich to samo. Wydusi z niej ten komplement, dosłownie, nawet jeżeli miałby dostać później w twarz. W zasadzie nie miałby nic przeciwko, gdyby stali się bardziej agresywni i brutalni. Nie chciał jej jednak od razu obarczać wszystkim. Zerżnął ją i tak mocno, a jeszcze mocniej miał za chwilę.
    — Nie twierdzę, że kłamiesz — wzruszył od niechcenia ramionami — po prostu jestem miły i właśnie cię komplementuje. Potrafię, tak jakbyś nie zauważyła — mruknął, spoglądając na nią. Uśmiechnął się, słuchając jej słów — musiałaś oglądać naprawdę dobre pornosy — zaśmiał się, bo cóż, nie miał na co narzekać, Violet potrafiła go zadowolić. Przynajmniej na tym etapie, ale coś mu podpowiadało, że to nie miało się szybko zmienić. — Całkiem, całkiem — zaśmiał się, również spoglądając na swojego kumpla, który zdecydowanie był gotowy na kolejną rundę i stworzenie, jak czuł w kościach, arcydzieła, które będzie już codziennie cieszyć jego oko, gdy tylko przekroczy próg sypialni. Ciężko było mu stwierdzić, co dokładnie w tym momencie bardziej go podniecało. Violet, krew czy osobliwy alt tworzenia. Jebać farby, gdy mógł wykorzystać jej krew, w dodatku nie zabijając jej przy tym. Kurwa, miał wrażenie, że stał się jeszcze twardszy, a wejście w nią i przyparcie dziewczyny do ściany tylko zwiększyło ten efekt.
    — Cudownie — szepnął mrukliwie, gdy z jej ust padło przekleństwo. Cały czas trzymał dłoń na jej karku i zamierzał to robić do samego końca. Pozwolił jednak na to, aby tułowiem ułożyła się tak, jak tego chciała. Posuwał ją mocnymi ruchami, nie zasłaniając nawet na chwilę. Zamruczał, na jej słowa, jednak w tym momencie, to było za mało dla niego — daję radę? — Spytał, zaciskając mocno palce na jej biodrze. To, że jej ciało będzie nosiło przez najbliższe dni sine ślady było bardziej niż pewno. Czuł, jak doszła. On wciąż jednak był twardy i przede wszystkim ich wspólny obraz tworzył się w jego mniemaniu za krótko, dlatego nie przestał się poruszać mocnymi pchnięciem. Pozwolił, aby przełożyła jego dłoń. Poczuł pod palcami świeżą ciecz, a kiedy spojrzał na swoje palce, odezwał się w nim niemal zwierzęcy instynkt. Odnalazł jej sutek i ścisnął go. Dłoń z karku przesunął powili pomiędzy łopatki i docisnął ją do ściany, chcąc mieć pewność, że świeża krew spocznie na wybranym przez niego ściennym płótnie. Czuł, jak przeszedł przez niego dreszcz. Cofnął dłoń z jej pleców i przełożył na przód. Wyprostował się, zsuwając dłoń do jej krocza i odnalazł palcami nabrzmiałą łechtaczkę, dociskając jej ciałem jego przedramię do ściany. Schylił głowę, językiem zlizując pot z jej szyi, dysząc ciężko z każdym pchnięciem. Cały drżał od podniecenia, do którego go doprowadziła, a następnie doszedł, czując jednocześnie jak całe ciśnienie wręcz zeszło z jego ciała. Nie przestał na nią napierać, nie cofnął dłoni, nie wyszedł w niej. Żuchwa mu drżała, oddech był płytki, a on cały trząsł się, wciąż ją przyciskając do ściany. — Kurwa, Violet — jęknął, masując palcami jej łechtaczkę i oddychał płytko, zastanawiając się, jakim cudem, było im tak dobrze.

    🥵🥵

    OdpowiedzUsuń
  77. — Byłem pewien, że nie docenisz — stwierdził z uniesioną brwią, zerkając na nią — że też wszystko trzeba dosadnie tłumaczyć… a niby kobiety są mistrzyniami czytania między wierszami — mruknął, myślami będąc już znacznie dalej.
    Tak daleko, że myśl o gumce zwyczajnie wyleciała mu z głowy. Violet tą krwią sprawiła, że umysł Theo nie myślał jasno. Nie koncentrował się na niczym, poza stworzeniem nie tyle jej odbicia, co po prostu abstrakcji ich seksu. Dosłownie tak, jakby znalazł się w transie tworzenia, a cała reszta nie miała żadnego, nawet najmniejszego znaczenia. Kto w takim stanie zastanawiałby się nad sięgnięciem po prezerwatywę lub wcześniejszym wyjściem. Zwłaszcza, gdy tak dobrze ją czuł na swoim penisie, gdy zaciskała się, obejmując go. Nie zrobił tego z premedytacją, po prostu doznał niemal oderwania od rzeczywistości, gdy tak rżnął ją, jednocześnie tworząc obraz. Każde jej westchnienie, każdy jęk tylko bardziej go nakręcały. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się w taki sposób. Nie był pewien, czy kiedykolwiek czuł się tak, jak w tej chwili. Dlatego czerpał z tego zbliżenia w tej chwili całym sobą, nie przejmując się niczym, poza mocnymi ruchami.
    Był usatysfakcjonowany, gdy wydała z siebie osobliwy dźwięk. Czuł, jak jej mięśnie reagowały na kolejny orgazm, odsunięta ręka, brak sił… Do takiego właśnie stanu chciał ją doprowadzić od samego początku. Dlatego, na usta Theodora wkradł się łobuzerski uśmiech, gdy urwała w połowie zdania.
    — Wiem — wychrypiał, nadal nie panując w pełni nad swoim znacznie przyspieszonym oddechem. Miał ochotę odwrócić ją całą do siebie, objąć i przytulić mocno, ale to przecież wykraczałby poza to, co mieli ustalone, prawda? Poza tym… atmosfera po krótkiej chwili uległa znacznej zmianie, czego w pierwszym odruchu nie zrozumiał, ale Violet nie pozwoliła mu na długie trwanie w nieświadomości. Zamrugała. Szczerze mówiąc nie miał dosłownie nic na swoją obronę. Zamrugała, gdy go odsunęła, pozwalając jej na to, bo był szczerze zaskoczony i zdecydowanie nie tego się spodziewał. Zamrugała raz jeszcze.
    — Kurwa — szepnął, marszcząc delikatnie brwi w geście zmieszania. Nigdy nie przepraszał, prawda? A jednak to właśnie te słowo cisnęło mu się w tej chwili na usta. Nie chciałem, nie zrobiłem tego specjalnie, nie tego chciałem, wszystko to brzmiało jak marne wymówki o usprawiedliwienia, których owszem, potrzebował, ale nie tak banalnych i dennych jak te, które właśnie przyszły mu do głowy. — Kurwa, Violet po prostu.. — zawiesił się, nie mogąc odnaleźć odpowiednich słów, które faktycznie nadawałyby się na zaistniałą okoliczność. — Tam — wskazał dłonią na drugie drzwi znajdujące się w sypialni — słuchaj, ja po prostu… zerwałem się i nie pomyślałem — użył jednej z tych dennych wymówek, ale chciał coś powiedzieć, aby nie myślała, że zrobił jej to specjalnie. Bo tak przecież nie było. — Jestem zdrowy, ale rozumiem, że chcesz zobaczyć badania — mruknął, czując się naprawdę jak skończony idiota. Nie tak miało to wyglądać. Podniósł się również powoli na nogi, patrząc jak Violet kieruje się do wskazanych przez niego drzwi. On sam natomiast zerknął na obraz, ale przez te jedną chwilę, cała jego magia zniknęła.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  78. Nic nie odpowiedział na jej słowa. Pewnie, że mógłby przeistoczyć to w kolejną słowną przepychankę, ale aż za dobrze zdawał sobie sprawę z powagi błędu, do jakiego jego przyćmiony pożądaniem mózg się posunął. Rozumiał jej złość. Nie był idiotą. Sam też chciał przecież widzieć jej wyniki, mieć pewność, że jest zdrowa. Tymczasem zachował się jak skończony idiota (co najmniej) i aż za dobrze rozumiał popełniony błąd. Wolał, kiedy te błędy były mniejszym kalibrem. Wtedy nie musiał przepraszać, wtedy mógł rzucać niewybrednymi komentarzami. Teraz? Po prostu patrzył na drzwi łazienki, za którymi zniknęła i przez chwilę tak po prostu stał i się gapił, próbując nasłuchać, co się za nimi dzieje.
    Wsunął na siebie czarne dresowe spodnie, nie wiedząc czego może oczekiwać po wyjściu Violet z łazienki. Może powinien spodziewać się ataku? Ta laska była tak samo nienormalna jak on, na dobrą sprawę mogło się wydarzyć wszystko, gdy wróci do sypialni. Stawi czoła temu tak po prostu. Musiał to zrobić, bo to on spierdolił. Miała rację, zjebał. Jego kutas przejął nad nim panowanie i cóż, jak kutas się zachował. Był świadom swojej winy, był świadom swoich błędów, ale mimo wszystko przepraszam to nie były słowa, które tej nocy wyjdą przez jego usta.
    Kiedy drzwi się otworzyły, a po chwili Brennan wróciła do sypialni, czuł, jak momentalnie atmosfera w pomieszczeniu się zmieniła. Słysząc słowo bezpieczeństwa przymknął powieki.
    — Nie tknąłbym cię teraz, nie jestem takim chujem — powiedział, wbijając w nią swoje spojrzenie. Obserwował, jak sięga swoje rzeczy. Nie chciał jej wypuszczać, naprawdę nie chciał tego robić, kiedy wspomniała o pilocie do bramy. Wiedział, że mogło być, to co zdążyli zrobić do tej pory takie właśnie było. Mimowolnie uciekł spojrzeniem do ściany. Kurwa, dlaczego ta propozycja w ogóle padła z jego ust. Wówczas wszystko nadal byłoby w porządku, może właśnie uznaliby, że czas na kolejną rundę w łazience? Kto wie. Tymczasem patrzył, jak wsuwa na swój seksowny tyłek spodnie, a to mu się nie podobało ani trochę. Rozejrzał się, odnajdując spodnie, które miał na sobie wcześniej. Był w kieszeni, a przynajmniej powinien w niej być.
    — Kurtka — mruknął, może jednak tam był? Zapewne. Bez słowa ruszył w stronę wyjścia z pokoju, a następnie skierował się na parter, prosto do korytarza. Podszedł do ubrania, które miał na sobie podczas ich małej przepychanki i mrucząc cicho pod nosem, wsunął rękę do kieszeni. — Ja pierdole — spojrzał na Violet czując, że za chwile zacznie ciskać niego piorunami — chcesz, sprawdź sama. Pewnie leży gdzieś przed domem — powiedział, aby przypadkiem nie myślała, że próbuje ją tu zatrzymać jakimś podstępem. W tej chwili chciał aby znalazła się gdzieś daleko, tak samo mocno, jak ona chciała się znaleźć w domu. — Zerknę, a jak nie, to spokojnie, jest jeszcze zapasowy — oznajmił, nie siląc się na założenie kurtki. Wsunął jedynie buty i wyszedł przed dom w poszukiwaniu pilota od bramy, który się przecież nie mógł kurwa rozpuścić w powietrzu, prawda?

    🙃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NOWE POWIADOMIENIE ZE STRONY plotkara.net

      Spotted: O cholera! Jak coś Wam powiem, nie uwierzycie... Pamiętacie tego seksownego właściciela restauracji, T, o którym Wam już opowiadałam? Wyobraźcie sobie, że po tym spotkaniu w galerii sztuki nasz Le chef hot zabrał swoje nowe dzieło do apartamentu. Co tam robili, możemy tylko zgadywać, ale po około godzinie czy dwóch pod budynek podjechała policja. Z pewnego źródła wiem, że ktoś, do kogo uszu doszły podniesione dźwięki wydobywające się z domu, zadzwonił po służby w obawie, że kobieta jest tam przetrzymywana siłą... Podobno policjanci zastali T bez koszulki w ogrodzie, a V w domu, całą posiniaczoną. Żałuję, że nie mogłam tam być. T bez koszulki śni mi się po nocach!

      buziaki,
      plotkara 💋

      pamiętaj, by uwzględnić tę informacje w swoim wątku

      Usuń
  79. Spojrzał na dziewczynę, jednocześnie zaciskając mocno pieści, które swobodnie zwisały wzdłuż jego ciała. Zasłużył sobie na te słowa, ale wkurwiało go niesamowicie, że w jego własnym domu ktoś śmiał się odzywać do niego w taki sposób. Wziął głęboki oddech, powtarzając sobie w myślach, że zaraz będzie po wszystkim. Violet wyjdzie, on wejdzie pod gorący strumień, spłucze z siebie ślady po ich małej zabawie, a później na spokojnie pomyśli, co zrobić z krwawym obrazem. Może stworzy na jego miejsce coś innego, a może zasłoni go jakimś meblem. Nie był pewien czy chce go codziennie oglądać. Kilkanaście minut temu nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Mógłby go też zmyć wybielaczem, ale wolałby jego uniknąć tego smrodu w swojej sypialni.
    — Tak, bo oboje jesteśmy w nastroju do żartów — stwierdził z uśmiechem, posyłając jej wkurzone spojrzenie nim zdążył wyjść z pomieszczenia. Nie czekał na nią. Chciał jak najszybciej odnaleźć ten pilot i wypuścić ją stąd, żeby zaraz nie zaczęła pieprzyć, że próbuje ją tu siłą zatrzymać. O ile za pierwszym razem faktycznie nie chciał jej tak szybko wypuścić, tak teraz było zupełnie inaczej.
    — Po prostu zaczekaj — burknął, kiedy wyszedł przed dom. Rozejrzał się szybko, jednak krótko skupiał się na poszukiwaniu pilota. Przeniósł spojrzenie na ogrodzenie, zza którego widoczne były policyjne światła. — Kurwa mać — mruknął, nie podobał mu się ten widok. Nie wiedział też, z jakiego powodu policja mogłaby czegoś od niego chcieć. Pierwsza myśl: coś się stało w Thyme., druga myśl: był kurwa umazany krwią. — Ja pierdole — dodał cicho, spoglądając na Violet. — Zamknij się — powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i czekał, co stanie się dalej.
    — Powiedziałem, żebyś się zamknęła — przypomniał. Był czysty. Z pewnością nic na niego nie mieli, o to się z jakiegoś powodu nie martwił. Lebedev by go poinformował, gdyby coś się szykowało ze względu na organizację, jeżeli chodziło o jego… osobiste hobby, był tak ostrożny, tak dbający o szczegóły, że po prostu nie było opcji, aby ktoś wpadł na jego trop. Starał się ignorować gadaninę Violet, skupiając się na tym, co powinien zrobić w tej sytuacji.
    — Wyglądam na kogoś, kto nosi, kurwa, chustki? — Uniósł wysoko brew. Nie miał nic takiego, a na pewno nie na wierzchu, bo zwyczajnie nie był typem, który ubierał się w ten sposób. Nawet zimą. Nie rozumiał dlaczego, ale wszedł za nią do domu i nawet ruszył w stronę schodów, aby wziąć prysznic o którym wspomniała. Dlaczego jej kurwa słuchał?
    — Jeżeli im coś na mnie dasz, zgnijesz w pierdlu razem ze mną — ostrzegł, wchodząc na pierwszy stopień — włącznik do otworzenia furtki jest w korytarzu w szafie, po lewej stronie — dodał, znikając na piętrze.
    Jeżeli ktokolwiek zapytałby go, dlaczego w takiej sytuacji pozwolił przejąć ster Violet, nie potrafiłby odpowiedzieć. No, bo, niby, dlaczego to robił? Nie było na to żadnego uzasadnienia. Żadnego logicznego wytłumaczenia. Chyba zdawał sobie sprawę z gówna, w jakim się znalazł. Nie poszedł jednak prosto do łazienki, aby się umyć. Spojrzał na ścianę i przeklął głośno, musiał to jak najszybciej czymś przysłonić. Ściągnął obraz ze ściany i oparł go w miejscu krwawych plam tak, aby je zasłonić. Nie mógł teraz hałasować, bo tylko wzbudziłby podejrzenia. Plamy na pościeli zakrył pospiesznie narzutą i wówczas przeszedł do łazienki, gdzie od razu skierował się pod prysznic. Nie miał pojęcia czy gdy zejdzie, policja będzie już w środku. Wiedział natomiast, że musi panować nad emocjami. Nie mógł dać nic po sobie poznać.
    — Dzień dobry, nazywam się Noah Cavendish, jestem funkcjonariuszem NYPD — mężczyzna ubrany w służbowy strój wyciągnął odznakę, jednocześnie uważnie przyglądając się Violet — dostaliśmy zgłoszenie — powiedział, a za nim wszedł drugi mężczyzna — czy jest pani sama w domu?

    🚔👮

    OdpowiedzUsuń
  80. Spojrzał na nią z wysoko uniesionymi brwiami. Czy ona sobie kurwa żartowała? Była w jego rezydencji, za bramą migały światła radiowozu, a ta mała suka gadała o interesach i wciąganiu ją w gówno. Wiedział, że byli w radiowozie, ale nie miał pojęcia jak długo będzie to trwało i czy przy policji też nagle nie wyleci z jakimś idiotycznym tekstem. Niby też była zamieszana w szemrane interesy, ale to przed jego bramą stał radiowóz i chociaż wątpił, aby miało to jakikolwiek związek z jego interesami, nie mógł pozwolić na to, aby zestresowana cizia palnęła coś idiotycznego.
    — Jak mówię, że masz się zamknąć to masz się zamknąć. Nie rozumiesz po angielsku? — Uniósł wysoko brew, patrząc na nią z żądzą mordu w oczach — jesteśmy u mnie i to pod moją bramą stoi pierdolony radiowóz — jego ton zmienił barwę. Musiała mieć dosadną świadomość, że to on tutaj rządził, niezależnie od tego, co się uroiło w tej jej uroczej główce. To on był tutaj panem. — I dzidzi się, że mam cię za gówniarę — prychnął w reakcji na jej gest i tylko pokręcił głową.
    I po chwili spierdalał w podskokach, bo mu kazała. Dobry z niego pan. Miała jednak rację, był cały umazany krwią i wiedział, że powiedzenie, że doszło do tego w łóżku nie sprawiłoby, że odeszliby w pokoju. Wróciliby wówczas na pewno z nakazem, a wtedy… Teoretycznie nie mogliby się dostać do części domu, w którym znajdowały się wszystkie jego brudne sprawy, bo był starannie ukryty i niewidoczny na projekcie domu, ale i tak narobiliby mu wokół dupy, a to odstraszyłoby kontrachentów. Nikt nie lubił, gdy policja kręciła się za blisko.
    Wyszedł z łazienki, wciągnął na siebie dresy i ciemną koszulkę. Słysząc głos Violet, zmarszczył brwi. O co tu kurwa chodziło. Jakim cudem, dostali jakiekolwiek zgłoszenie, aby sprawdzać co się dzieje w jego domu. Nie podobało mu się to. Bardzo. Przeczesał wilgotne włosy dłonią i zszedł na dół po schodach.
    — Workiem treningowym? — Spytał, podchodząc do brunetki. Musnął jej policzek wargami i objął ją ramieniem, aby razem zeszli do końca ze schodów. — Theodor Sanders — przedstawił się policjantom, a następnie zerknął na Violet — rozumiem, że panowie się wylegitymowali? — Nim dostał odpowiedź, obaj mężczyźni sięgnęli po swoje legitymacje i odznaki. Theo nie kojarzył nazwiska żadnego z nich. Trochę go to martwiło. Nie podobało mu się, że w jego domu znajdowała się policja z myślą, że jest damskim bokserem. To była rysa na jego nieskazitelnym wizerunku, o który tak bardzo dbał. — Rozumiem, że wytłumaczyłaś panom, że w życiu bym na ciebie nie podniósł ręki — to musi być jakaś pomyłka — powiedział, kierując już słowa do funkcjonariuszy — może panowie słyszeli, ostatnio w mojej restauracji odbył się charytatywny event na walkę z przemocą. Może to numer kogoś z konkurencji — zastanowił się na głos, sięgając dłonią do swoich przydługawych włosów — wyobrażają sobie panowie te nagłówki, właściciel Thyme zatrzymany za pobicie partnerki — zrobił palcami gest cytatu — pożywka dla mediów. I kłamstwo — gestem wskazał im wolną drogę, jeżeli chcieli, mogli się rozejrzeć.
    — Faktycznie coś mi się obiło o uszy — odezwał się funkcjonariusz Cavendish — komendant tam był — zerknął na swojego partnera — dostaliśmy jednak zgłoszenie, musimy się rozejrzeć. Chyba pan rozumie?
    Theo skinął głową, a następnie uśmiechnął się kącikiem ust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Proszę pozdrowić komendanta, gdy będą się panowie z nim widzieli. Ryan, szef kuchni ostatnio wprowadził do menu nową pozycję. Jestem pewien, że przypadnie mu do gustu. Panowie też powinni wpaść — dodał, obserwując, jak mężczyźni ruszyli w stronę oranżerii. Odwrócił się przodem do Violet i uniósł pytająco brew. Jeżeli to był jakiś jej numer, zamierzał sprawić, aby za to zapłaciła.
      — Wezwanie? — Wyszeptał cicho, układając ręce na jej biodrach — ciekawe, jakim, kurwa cudem — wymruczał. Coś mu tutaj nie grało. Odległości pomiędzy posesjami były tak duże, że nawet gdyby w sypialni było otwarte okno, nikt nie słyszalny dokładnie co się dzieje u Sandersa. Nie było takiej opcji. — Ktoś wie, że tutaj jesteś? — Spytał, odsuwając się odrobinę. Przeszedł do kuchni, musiał się napić. Obecność Violet kolejny raz wiązała się z kłopotami z policja i bardzo mu się to nie podobało.

      🫤

      Usuń
  81. Wziął głęboki oddech, jednocześnie zamykając powieki. Musiał się uspokoić, jeżeli nie zamierzał wszcząć kłótni, a szczerze tego wolał uniknąć. Zwłaszcza w tym momencie, bo wiedział, że jeżeli znowu zaczną się kłócić, rękoczyny były wysoce prawdopodobne, a przecież za bramą stał radiowóz. Musiał ten jeden raz po prostu wziąć głęboki oddech i spróbować ją po prostu zignorować. Udawać, że nie wkurwia go, aż tak bardzo, jak było w rzeczywistości. Wypuścił powoli powietrze przez rozchylone wargi i tylko pokręcił głową, jakby mówił sobie w ten sposób, że po prostu musi przetrwać, jak policja wyjdzie, ona zrobi to zaraz za nimi i będzie mógł cieszyć się spokojem w swoim zaciszu.
    Udawanie szczęśliwej pary przed stróżami prawda wcale mu nie odpowiadało, zwłaszcza, że nie rozumiał nadal, jakim cudem się tu znaleźli i kto niby to zgłosił.
    Słysząc słowa Violet, na jego ustach mimowolnie pojawił się łobuzerski uśmiech, bo cóż, musiał przyznać, że faktycznie była bardzo głośna, co oczywiście w żaden sposób mu nie przeszkadzało. Dopóki się pieprzyli w zaciszu jego sypialni, a nie znajdowali się w jednym pomieszczeniu z policją.
    — Fakt, było… głośno — zaśmiał się, ponownie sięgając dłonią do włosów i przeczesał je powolnie, stwarzając jeszcze większy chaos na swojej głowie w ten sposób — panowie, róbcie co musicie i po prostu miejmy to za sobą. Chciałbym kontynuować, co nam przerwano — wyszczerzył się głupkowato, pozwalając sobie na wymierzenie Violet klapsa w pośladek. Wiedział, że pewnie mu później za to przywali, ale nie przejmował się tym. Nie teraz.
    — Ciekawe — szepnął, idąc dalej do kuchni. On też miał swoje podejrzenia i zamierzał się nimi z nią podzielić, jednak dopiero gdy znikną trochę z oczka policjantów. Kuchnia wydawała się do tego miejscem idealnym. — Mhm, mam sąsiadów, ale mamy tak duże tereny, że nie ma opcji, aby cię usłyszeli — powiedział zgodnie z prawdą — ktoś wiedział, że tu jesteś? — Spytał, bo jego podejrzenia kierowały się na jej rodzinę. Z drugiej strony zatroskany braciszek gdyby ją śledził raczej wparowałby na jego teren niż czekałby na wezwany patrol… — Może to faktycznie uber — mruknął, a później przechylił głowę — ciekawe, że myśle dokładnie o tym samym, co mówisz — zmarszczył brwi, sięgając po butelkę i dolewając sobie, jak i jej nieco więcej wina. — Jak to wycieknie, gwarantuje, że nie tylko ja będę miał problemy — westchnął cicho, niejawnie jej grożąc. Wówczas podejrzenia z jakimi przyjechała tu policja znajdą swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości — zadbam o to. Wiec lepiej daj mi wszystkie namiary jakie masz na tego ubera — dodał z uroczym uśmiechem, chociaż jeszcze nie był pewien, co chce z nim zrobić i po co mu to. — Masz tam numer rejestracji czy coś?

    🫤

    OdpowiedzUsuń
  82. Zacisnął palce na jej pośladku i dopiero wówczas cofnął dłoń z tyłka. Zastanawiał się nad czymś, nim odpowiedziała mu na pytanie. Skoro nikt nie wiedział, to chyba faktycznie był kierowca z ubera. Mogło to mieć jakiś sens, chociaż musiał przyznać, że takiego zagrania się nie spodziewał. Zakładał, że kierowcami są same matoły i w sumie… To musiał być prawdziwy idiota, skoro postanowił wezwać policję, nie mając pojęcia co się dzieje w środku rezydencji. Kurwa. Dlaczego odkąd poznał Violet miał same problemy? Obraz, druga licytacja, Russel. Gdzie się nie pojawiła, w czym nie brała udziału, zaraz coś się działo, problemy, konkretnie się działy.
    — Domyślam się, że od razu by tu wparował — westchnął — niczego nie sugeruje, po prostu zastanawiam się nad tym, o co tu, kurwa, może chodzić — mruknął, naprawdę podirytowany całą tą sytuacją. To nie było coś, co działo się codziennie. Unikał kontaktów z policją w sytuacjach, gdy to on był podejrzanym jak ognia. Nie chciał narobić sobie kłopotów. Jego relacje ze stróżami prawa miały się tak, że istniały wtedy, kiedy trzeba było wpłacić jakąś konkretną sumkę na zbiórkę, cel dobroczynny, czy konieczne było sfinansowanie nowych łazienek na komisariacie lub inna inwestycja, w której jasno wychodził jaki ten dobry obywatel Nowego Jorku. To było przecież oczywiste.
    — Nie wiem, może wtedy, kiedy twoja obecność przestanie przynosić kłopoty? — Spojrzał na nią surowym spojrzeniem. Nie wierzył w to, aby specjalnie to robiła, ale chyba faktycznie było coś w tym, że razem działali jak bardzo silny magnes na problemy. I to problemy dużego kalibru. Westchnął, kręcąc głową. Miał w poważaniu to, co mówiła. Wywrócił oczami — czy ja powiedziałem, że cię o cokolwiek podejrzewam? Po prostu chce wiedzieć co to za koleś — powiedział najspokojniej, jak tylko potrafił zrobić to w tej sytuacji. Wziął głęboki oddech. Chyba dobrze się stało, że akurat policjanci skończyli swoje oględziny, bo być może powiedziałby coś nieodpowiedniego w rozmowie z Vi.
    — Świetnie, jak mówiliśmy, to był tylko seks — wzruszył ramionami, kierując się z funkcjonariuszami do korytarza. Wypuścił ich, otworzył im furtkę i nim wrócił do domu, upewnił się, że odjechali i, że nikt podejrzany nie kręci się po okolicy. Wrócił do środka i tylko pokręcił głową, chwytając się dwoma palcami u nasady nosa.
    — Nie prowadzę po alkoholu — oznajmił — mogę ściągnąć apkę i zamówić ci go ode mnie, ale ja za kierownice nie wsiadam — oznajmił stanowczo. Może i był bandziorem, ale miał zasady, których nie łamał. Nie chciał odebrać sobie życia przez wjebanie się w drzewo lub jakąkolwiek inną przeszkodę, nie daj boże jakiegoś niewinnego człowieka. Był zbrodniarzem, ale z jakimś pokręconym kodeksem moralnym, którego się trzymał — albo możesz tu zostać, ale czuję, że nawet po śmierci nie chciałabyś tu zostać — dodał, szczerząc się i na znak, że naprawdę nie zamierza odstawić jej tyłka pod jej dom, chwycił swój kieliszek i jednym haustem dopił jego zawartość na raz — mam pokój gościny i takie tam — rzucił, spoglądając na nią — poza tym jestem zaskoczony. Byłem pewien, że gdy tylko wyjdą, dasz mi w twarz.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  83. Spojrzał na nią z bezczelnym uśmiechem na twarzy. Nie zamierzał prowadzić ten dyskusji. Skoro tak uważała, jej sprawa. Na całe szczęście nie była w stanie czytać mu w myślach i wcale nie zamierzał zachęcać jej do tego, aby próbowała to w ogóle robić. Poziom znajomości jaki w tym momencie prezentowali był wystarczający. Dlatego wzruszył po prostu ramionami na jej słowa, cały czas z uśmieszkiem na twarzy.
    — Odnoszę dokładnie takie same wrażenie, jeżeli chodzi o twoją obecność w moim życiu. Ale czekaj, przecież nie mam prawa nic sugerować, bo zaraz ktoś się tu wkurwi i nie wiadomo, co zrobi — mruknął — tak wiem, jestem tym złym i najgorszym człowiekiem na ziemi. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo łechczesz moje ego tymi słowami — puścił jej oczko, ukazując w uśmiechu zęby — odprowadzę władze skarbie i zaraz do ciebie wracam — powiedział, powstrzymując się przed durnym tekstem.
    — To się nazywa system zrównoważony. Równoważysz wyrządzone zło dobrem, logiczne. Mordujesz? Wpłacasz kasę na jakiś szpitalny oddział. Równowaga zachowana. Mierzysz komuś z broni? Nie prowadzisz po alkoholu — wzruszył ramionami, jakby opowiadał o najbardziej logicznej i oczywistej rzeczy na ziemi — widocznie niektórzy z nas są po prostu źli, hm? — Mruknął i uniósł brew, znacząco na nią patrząc. Oczywiście, że miał na myśli ją. Wzruszył ramionami, jego zainteresowanie Violet w tym momencie wynosiło zero. Był wkurwiony tą kontrolą i zgłoszeniem. Zamierzał znaleźć tego u Wra tak czy siak i załatwić z nim sprawę po swojemu. Nikt nie nasyła policji na Sandersa, niezależnie od tego, co się komuś wydaje.
    Przeszedł na korytarz, obserwując jak się ubiera, po raz kolejny, i wychodzi z jego domu. Tym razem od razu otworzył jej furtkę, a gdy tylko przekroczyła granice jego terenu ruszył na piętro, gdzie znajdowało się jego domowe biuro. Musiał sprawdzić dokładnie monitoring i tego jebanego kierowcę. Miał w dupie jego motyw. Miał też w dupie swoją zasadę nietykania niewinnych, bo w zasadzie w jednej chwili w oczach Theo facet przestał być niewinny. Zadarł z niewłaściwą osobą i musiał zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów.
    Wystarczyło kilkanaście minut przy monitoringu, aby miał jego rejestrację. Pół godziny później wiedział już, gdzie znaleźć tego nieszczęśnika. Wiedział jednak, że nie może tak po prostu wparować mu do mieszkania i nauczyć go co nieco o życiu. Musiał to dobrze zorganizować. Nie zamierzał mieć przez niego dwa razy policji na głowie. Ten jeden raz to i tak było dużo za dużo.
    Kolejne dni minęły mu tak jak zawsze, na załatwianiu bieżących spraw z Thyme, na ogarnianiu spraw związanych z organizacją i tego nieszczęsnego ubera. Był tak pochłonięty codziennymi sprawami, że nie miał za dużo czasu na rozmyślanie o Violet, a raczej nakładał na siebie tyle spraw, aby nie musieć myśleć o brunetce. Tak, tak wyglądała prawda. Która strasznie go wkurzała, tak na marginesie. Wolał, kiedy myśli nie były zaprzątnięte przez jakąkolwiek osobę, która nie wiązała się z interesem, a Brennan nie była przecież tego częścią.
    Kiedy zobaczył ją w restauracji z jakimś typkiem czuł, jak ciśnienie mu się podniosło w jednej chwili. Nieźle. Co w ogóle miała w głowie, aby pojawiać się tutaj z facetem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciała wzbudzić w nim zazdrość? Cóż… Nie podobało mu się to co widział, ale w życiu nie przyznałby się do tego na głos.
      Przechodził miedzy biurem, a zapleczem, starając się pozostać dla niej niewidzialny, samemu bacznie obserwując tę żenadę odgrywająca się przy zajmowanym przez nià i tego faceta stoliku. Nie podobało mu się to, jak się do siebie wdzięczyli. Odwrócił się, nie mogąc dłużej na to patrzeć i zniknął w swoim biurze, chociaż skupienie się na czymkolwiek w tym momencie było nierealne. Zaklął cicho pod nosem, odsunął się od biurka i wyszedł ze swojego biura, chcąc sprawdzić jak miewa się sytuacja. Kiedy zobaczył faceta samego przy stoliku, uniósł wysoko brew i rozejrzał się w poszukiwaniu Brennan. Pokręcił głową, gdy jej nie odnalazł od razu wzrokiem i powtórzył sobie kolejny raz, że nie może się zachowywać jak idiota przez jakąś cizię. I wtedy ją zobaczył, a myśl, żeby dać sobie z nią spokój w jednej chwili zniknęła, jakby nigdy nie istniała w jego głowie.
      — Brennan — wypowiedział miękko jej nazwisko, tuż przed nią, zdecydowanie za blisko, przekraczając wszelkie strefy i granice komfortu — kto by się spodziewał — dodał, unosząc zawadiacko kącik ust — czyżbyś szukała godnego następcy?

      😌

      Usuń
  84. Przyglądał jej się przez chwilę w milczeniu, nie zawracając sobie głowy tym, co mówiła. Nie przejmował się też granicami, które przekroczył stając tak blisko niej. Może powinien się zdystansować, zwłaszcza, że pojawiła się tutaj z mężczyzną z drugiej strony pojawiła się z nim w jegorestauracji. Jeżeli uważała, że to po prostu zignoruje… Grubo się myliła. Jeżeli nie chciała jego obecności, wystarczyło nie pojawiać się w Thyme. To według Sandersa było bardziej niż oczywiste, jaśniejsze niż słońce.
    — Podejrzewam, że właśnie to planujesz osiągnąć — uśmiechnął się kącikiem ust, gdy wspomniała o zazdrości. Oczywiście, że go to dręczyło, ale nie zamierzał mówić o tym na głos. — Już raz siedzieliśmy przy podobnym stoliku, z tego, co pamiętam, nie skończyło się to dobrze — wzruszył ramionami tak samo jak ona, uśmiechając się przy tym cały czas kącikiem ust — zanim coś mi strzeli do głowy? — Zaśmiał się cicho, powtarzając jej słowa — a co według ciebie mogłoby mi strzelić go głowy? Miałbym niby… Coś zrobić temu biednemu facetowi, bo cię tutaj przyprowadził? — Uniósł brew — chociaż… Może powinienem podejść do stolika i się oficjalnie przywitać, przecież trafiłaś na listę specjalnych gości, prawie zapomniałem — oblizał powoli wargi, a na jego twarzy pojawił się diaboliczny wyraz. Oczywiście, że z ogromną chęcią popsułby im randkę. Dla samej zasady. Przecież ani trochę nie chodziło o to, że nie odpowiadał mu fakt, że Violet spotyka się z kimś innym. I to najwyraźniej spotyka, a nie jedynie zawiera układ polegający na seksie. Może jednak nie była pewna, co do tego, czego oczekiwała w związku z… związkiem? Zmrużył lekko powieki, a po chwili odsunął się o pół kroku — chyba zdecydowanie powinienem iść się przywitać. Pewnie ten facet będzie zachwycony rozmową z właścicielem. Może pójdę po Ryana — zastanawiał się na głos, w jaki sposób mógłby trochę uprzykrzyć życie Brennan. Nie chodziło przecież wcale o to, że chciał zepsuć jej randkę ani trochę, nawet mu to przez myśl nie przeszło…
    — Załatw, co masz do załatwienia, a ja pójdę się przywitać, tak — znowu zrobił krok do tyłu, dając jej nieco więcej przestrzeni, a sam skierował się przodem do głównej sali, naprawdę zamierzając iść do stolika. Nie zamierzał czekać na jakąkolwiek jej reakcję. Po prostu odwrócił się i ruszył przed siebie. Zatrzymał się przed zajmowanym przez Violet i kolesia stolikiem i uśmiechnął się szeroko.
    — Dzień dobry, Theodor Sanders — przedstawił się z przyjaznym uśmiechem, który rzadko gościł na jego twarzy — słyszałem od Violet, że to pan wybrał miejsce spotkania — zagaił — jest mi niezmiernie miło, że ciągle przyciągamy nowych klientów. Mam nadzieję, że kolacja przebiegła w odpowiedniej atmosferze? — Wiedział, że Brennan będzie wkurzona samym faktem, że ośmielił się podejść i zagadać i cóż… Strasznie go to satysfakcjonowało.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  85. Kącik jego ust mimowolnie, uniósł się minimalnie. Wypowiedziała na głos jego myśli. Jednocześnie z kącikiem, uniosła się również brew, przez co wyraz jego twarzy nie wyglądał na zadowolony, a raczej zaciekawiony obecną wymianą zdań.
    — Właściwie to nie mam pojęcia, co siedzi w twojej głowie, duszy, sercu, czy czym tam się w życiu kierujesz, ale jak to mówią… Ludzi mierzy się swoją miarą, więc najwyraźniej… tak — wzruszył lekko ramionami, nie spuszczając z niej wzroku swoich ciemnych oczu. Nie mógł jej zabronić się tu pojawiać, sugerowanie, że miałaby się trzymać z daleka również nie wchodziło w grę z przyległe powodu: w ten sposób sam pokazałby, że w jakiś sposób mu zależy. To byłoby słabością, a Sanders nie tylko ich nie lubił, ale przede wszystkim ich nie posiadał. Nie było żadnej, najmniejszej możliwości, aby Violet stała się jego słabością – według jego rozumowania i silnego trzymania się rozumu i tego, co on właśnie podpowiadał, a mówił jasno, że Theo nie ma słabości.
    — A wydawało mi się, że jednak przy stoliku nie byłaś zadowolona — stwierdził z delikatnym rozbawieniem, wracając wspomnieniami do wieczoru podczas którego zaprosił ją do Thyme. W jego mniemaniu to nie był najlepszy wieczór jaki mogliby spędzić. Zresztą, im dłużej się zastanawiał to jedyne dobre spotkanie miało miejsce u niej w domu, bo rozwalił je jej brat, żadne z nich (czytaj on sam) nie zdążył tego spieprzyć. Siedziało mu też cały czas w głowie to, że we dwójkę przyciągają kłopoty i… musiał przyznać, że coś w tym było, bo kilka dni bez kontaktu z Violet równało się tylko sprawie ubera, nic więcej. Żadnych kłopotów, niespodzianek, niezapowiedzianej policji, po prostu spokój do którego był przyzwyczajony, i który bardzo mu odpowiadał. Czy warto było to zaburzać dla jakiegoś seksu? Chociaż musiał przyznać, że on nie był jakiś był… zajebisty.
    Rzucił jej tylko przez ramię złowieszczy uśmiech, a później skoncentrował się na dotarciu do celu. Oczywiście, że stojąc przy stoliku uważnie przyjrzał się mężczyźnie, jakby oceniając faktyczną szansę zagrożenia. Zagrożenia? Jakiego zagrożenia, Sanders? Przecież nie był zazdrosny. Uścisnął mocno, ale krótko jego dłoń. Nie siłował się z nim, jak z jej bratem, nie dał mu na to szansy.
    — Właścicielem — sprostował — świetnie i jak? Zasługujemy na naszą reputacje? — Spytał, chociaż tak naprawdę miał w dupie jego zdanie. Powędrował spojrzeniem do Violet, gdy zrobił to też blondyn i zacisnął usta, starając się jednak nie dać po sobie nic poznać. Nie potrzebował jej satysfakcji.
    Rozchylił delikatnie wargi, nie mogąc powstrzymać wkradającego się na nie uśmiechu.
    — No właśnie, Violet, gdzie twoje maniery? Jesteście… to znaczy są państwo po deserze? Przepraszam, ale Violet jest na naszej liście stałych klientów — posłał im uśmiech — Ryan nasz szef kuchni udoskonalił ostatnio swoją wersje red velvet, jego barwa jest tak intensywna… — uśmiechnął się, posyłając dziewczynie spojrzenie — polecam, na kosz Thyme. Zaraz dopilnuje, aby został państwu przyniesiony — mrugnął do nich — zresztą, nie przyjmuję odmowy. Tego trzeba spróbować.

    😇

    OdpowiedzUsuń
  86. Tylko się uśmiechnął w reakcji na jej słowa, bo uważał, że swoje wie przecież lepiej. Przekrzywił delikatnie głowę w bok, gdy wspomniała, o co konkretnie jej chodziło. Nie mógł się nie zgodzić. Wówczas zdecydowanie było im razem dobrze, nie miał do tego żadnych zastrzeżeń. Mógłby się pokusić nawet o stwierdzenie, że żałował, że to spierdolił, ale… czasu nie był w stanie cofnąć, a przepraszam było za trudne do wypowiedzenia.
    W swoim biurze, w szufladzie biurka miał wydrukowane wyniki badań. Przez jakiś czas nawet przeszło mu przez myśl, aby udać się do jej pracy, pokazać jej, że zgodnie z tym co mówił jest zdrowy, ale… Podejrzewał, że byłaby wkurzona widząc go znowu w miejscu swojej pracy, a druga sprawa… Czy to nie byłoby przyznanie się do błędu? Jakoś nie był w stanie do tego dopuścić, więc leżały w szufladzie, nie mając się doczekać żadnego zastosowania.
    Zmierzył mężczyznę uważnie wzrokiem. Ciekawe, że wiedział o opiniach w internecie, a nawet nie doczytał kim jest właściciel i jak starannie dba o zadowolenie swoich gości, chociażby takim wychodzeniem do nich. Oczywiście nie robił tego zawsze, jednak prawdą było, że dość często przechadzał się po sali doglądając zadowolenia swoich klientów.
    — Cieszę się — uśmiechnął się, chociaż nie skupiał się już na mężczyźnie. Zresztą, oczywistym było, że chodziło tylko o Brennan. Dlatego, kiedy zaprzeczyła odwrócił wzrok w jej stronę i uniósł lekko brew. Zwłaszcza, że ton jej głosu znacząco się różnił od tego, który zdążył już poznać jako ten, którym zwracała się w miejscach publicznych do ludzi. Był szczerze zdziwiony. Jeszcze większe zdziwienie go dopadło, gdy dane przysłuchiwał się tej krótkiej rozmowie miedzy nią a blondynem. Kącik ust uniósł ku się mimo staram zatrzymania go na miejscu, gdy oznajmiła, że to nie była randka. Cóż, od razu poczuł się jakoś tak lżej.
    Spojrzał na jej oddalające się plecy. Odwrócił głowę i uraczył swoim spojrzeniem Andrew a następnie rozejrzał się po lokalu.
    — Co? — Powtórzył za nim i uśmiechnął się szyderczo — to, że jesteś skończonym idiotą — odparł ze spokojem i również machnął na niego dłonią. Nie przejmował się co sobie o nim pomyśli, nie zależało mu na opinii tego konkretnego człowieka. Ruszył jednak w stronę wyjścia, aby dogonić Violet. Nie miał jeszcze pojęcia, co jej powie, bo jakoś nie mógł wyobrazić sobie tego, że ją przeprasza, ale… wyraźnie powiedziała, że to na tym jej zależy
    — Brennan, zaczekaj — powiedział nieco głośniej, odrobinę przyspieszając, aby nie zdążyła wyjść z lokalu. W pierwszych odruchu chciał chwycić ją za nadgarstek i nawet wyciągnął dłoń w jej kierunku, jednak powstrzymał się przed tym. Wolał uniknąć scen w swojej restauracji, a wcale nie byłby zdziwiony, gdyby wybuchła. Zawłaszcza po tym, co powiedziała jeszcze przy stoliku. — Musimy porozmawiać — powiedział — ale wolałbym, gdybyśmy przeszli do mojego biura — zaproponował. Naprawdę zamierzał liczyć się z jej zdaniem — lub w inne bardziej ustronne miejsce — oznajmił, pozwalając na to, aby to ona zdecydowała. Chciał ją przeprosić? Być może. Czy to zrobi? Cóż… Z tym było gorzej, bo Sanders nigdy nikogo nie przepraszał i ciężko było mu nawet i tym myśleć, chociaż w przypadku Brennan i tak było dobrze, bo gdzieś w ogóle taka możliwość krążyła mu w głowie. W odległej części, ale jednak się pojawiła, a to już dużo znaczyło.

    🤔

    OdpowiedzUsuń
  87. Nie wiedział jeszcze, co dokładnie chce jej powiedzieć. Wiedział jednak, że jeżeli teraz pozwoli jej opuścić swoją restaurację, wszystko będzie stracone. Wszystko oznaczało to, do czego nie chciał przyznać się na głos. Wszystko oznaczało, że wspólna noc niesamowicie mu się podobała i chciałby to jeszcze kiedyś powtórzyć, że lubił ich słowne przekomarzanie się i przepychanki, że chociaż nigdy w życiu nie przyznałby się do tego na głos lubił ją. Problem polegał na tym, że gdyby otwarcie powiedział o wszystkim, o czym w tej chwili myślał, przestałby być tym, kim był. Nie mógł mieć słabości, nie mógł przejmować się ludźmi, nie mógł dopuścić do siebie nikogo. Violet… Sytuacja z nią była na tyle skomplikowana, że jednocześnie tak uciążliwa, że zwyczajnie nie potrafił tego ogarnąć ani prawidłowo rozegrać. Co uważny obserwator, zauważyłby od razu. Theo Sanders nie popełniał błędów, a relacja on – Violet była na ten moment jednym wielkim błędem. Łatwo było wskazać szczegół, z którego te błędy wynikały. Violet nie była jak wszystkie, z którymi do tej pory obcował. Nie jadła mu z ręki, nie oczekiwała jego aprobaty, nie potrzebowała jego zainteresowania – wręcz od tego wszystkiego uciekała, a to sprawiało, że on chciał wszystkiego bardziej. I jeszcze ich seks… Kurwa, była taka wspaniała.
    — Naprawdę będziemy udawać i snuć hipotezy na temat tego, co by było gdybyśmy poszli do mojego biura, zamiast tam po prostu iść? — Uniósł wysoko brew, uważnie jej się przy tym przyglądając. Jeżeli mówiła na serio, to… Musiał się ugryźć mocno w język, aby nie powiedzieć czegoś, czego mógłby szybko pożałować. To był kolejny przykład tego, jak bezmyślnie potrafił przy niej popełniać błędy. Obserwował, jak ubiera płaszcz, jak poprawia włosy, a w myślach sięgał po te ciemne kosmyki i szarpał za nie dokładnie tak, jak już miał możliwość zrobić to wcześniej. Ściągał z niej kolejne ubrania, pozwalając na to, aby jego myśli powędrowały w bardzo nie odpowiednim na ten moment kierunku. Wziął głęboki oddech, przywołując się do porządku. Nie mógł sobie pozwolić na to, aby pozwolić jej teraz odejść. Wiedział, że wyjście z restauracji będzie wiązało się z jej wyjściem z jego życia i chociaż z jednej strony właśnie tego chciał: bo wszystko stałoby się jasne, uporządkowane i dokładnie takie, jakie być powinno. Jednocześnie tego nie chciał. Może był już znudzony brakiem dreszczyku emocji, zaskoczenia? Niespodziewanymi zwrotami akcji, które odkąd Violet pojawiła się w jego życiu, znowu zaczęły się pojawiać. Lubił swoje życie, ale… No właśnie. Było ale, chociaż nie powinno się ono w ogóle pojawić.
    Wypuścił powoli powietrze przez rozchylone wargi, jednocześnie sięgając dłonią do swoich przydługawych kosmyków i następnie przeczesał je. Kurwa, czy on zaczynał odczuwać delikatne zdenerwowanie? Przez nią? Przez to, jak to wszystko się potoczy?
    — Chciałbym — zaczął, opuszczając powoli dłoń wzdłuż ciała. Chciał ponownie sięgnąć swoich włosów, ale wiedział, że to nie byłoby rozsądne. Zdradziłby swoje emocje. — Chciałem pojawić się w twoim biurze — powiedział — z wynikami, ale coś mi podpowiadało, że gdybyś mnie zobaczyła, rozszarpałabyś mnie tymi swoimi pięknymi paznokietkami — wydusił z siebie, kontrolnie zerkając czy ktoś znajdował się na tyle blisko, aby usłyszeć ich rozmowę. Na szczęście, nikogo nie było. Nie wątpił jednak, że spora część gości była zaciekawiona tym, co się właśnie działo. Rzadko Theodor wydawał się być czymś przejęty, zmartwiony czy w ogóle zainteresowany na tyle, aby nie pozwolić jakiemuś klientowi na wyjście z lokalu w spokoju. — Załóżmy, że skoro znaleźlibyśmy się w biurze, przeprosiłbym — wydusił z siebie w końcu, chociaż to zdecydowanie nie należało do najłatwiejszych czynności. Śmieszne, że mordowanie ludzi szło mu bez mrugnięcia okiem, a wyduszenie z siebie jednego słowa, było istną katorgą, nawet jeżeli rozmawiali o hipotetycznej sytuacji — i wolałbym zrobić to w odosobnieniu — dodał, mając nadzieję, że się na to w końcu zgodzi.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  88. Odpowiedź, którą usłyszał z jej ust w ogóle go nie zdziwiła. Dostał to, czego dokładnie się spodziewał, musiał przyznać jednak, że sposób w jaki wypowiedziała słowa był zaskakujący. Nie spodziewał się, że jest tak bardzo na niego wściekła. Podejrzewał, że nie pała w tej chwili sympatią, ale… To było po prostu zdumiewające i nawet dał to po sobie poznać, otwierając nieco szerzej powieki.
    Musiał zachować jednak zimną krew, za dobrze wiedział, jak źle może się skończyć ta rozmowa, dlatego ponownie wziął głęboki oddech, wiedząc, że z pewnością nie jest to ostatni raz, gdy musi uciekać do takich technik uspokajających. Nie mógł sobie pozwolić na scenę przy ludziach, więc tak długo jak byli na widoku innych, tak długo musiał się powstrzymywać i panować nad sobą, chociaż pozornie. W końcu zależało mu na załagodzeniu a nie zaognieniu i rozpoczęciu awantury godnej samego szatana, bo był pewien, że z łatwością do właśnie takiej doprowadziłaby Violet. Nie znał jej długo, nie znał jej dobrze, ale były rzeczy, które po prostu wiedział, a do zdobycia tej wiedzy wystarczyło mu zaledwie kilka minut spędzonych w towarzystwie panienki Brennan.
    Co mógł powiedzieć? Niewiele. Na swoją obronę nie miał nic, bo to co mówiła… Było sensowne. Zaczął się nawet zastanawiać nad tym, dlaczego nie wysłał jej ich chociaż wiadomością. Mógł zrobić fotkę i wysłać. Dlaczego nie wpadł na ten pomysł?
    — Dzięki wielka pani — mruknął cicho pod nosem, gdy zgodziła się pójść z nim do jego gabinetu. Z jednej strony był zadowolony, ale z drugiej wiedział, że wiązało się to z przeprosinami i skoro już hipotetycznie przyznał, co chce zrobić, musiał to zrobić naprawdę. Nie chciał nawet myśleć, jakby ją wkurwił, gdyby tego teraz nie zrobił. Uniósł lekko brew, widząc, że dobrze wie dokąd ma się udać. Jednocześnie kącik jego ust delikatnie się podniósł. Obserwował, jak kołysze biodrami z każdym krokiem, niechętnie odrywając spojrzenie od jej seksownego tyłka, gdy odwróciła się do niego przodem. Skupił spojrzenie na jej twarzy i ponownie sięgnął ciemnych kosmyków.
    — Więc, przepraszam — powiedział, chociaż zdawał sobie sprawę, że to za mało. Dlatego uniósł rękę i wykonał gest mówiący o tym, że ma się jeszcze nie odzywać, bo nie skończył. Powiedzmy sobie szczerze, nie lubił przepraszać, nie robił tego, ale wiedział, jak to zrobić. Wiedział, że przeprosiny nie były dla uspokojenia jego wyrzutów tylko dla przepraszanego. Miały być odpowiednie dla Violet. — Przepraszam, że naraziłem cię na stres, którego w dodatku mogłem ci oszczędzić nie tylko trzymaniem kutasa w lateksie, ale podesłaniem wyników swoich badań. Przepraszam, że musiałaś przechodzić przez to raz jeszcze. Że pogwałciłem twoją wolę, chociaż wyraźnie zaznaczyłaś, czego chciałaś, a czego nie chciałaś — powiedział, stojąc w miejscu, bo wolał się nieproszony nie zbliżać, chociaż skoro już miał ją przeprosić (i skoro to zrobił!) nie miałby nic przeciwko nagrodzie, do czego oczywiście nie zamierzał się na głos przyznawać. Nawet z łatwością potrafił sobie taką nagrodę wyobrazić z dawką ogromnej przyjemności dla niej, gdyby tylko rozszerzyła przed nim nogi… — Zjebałem i nic mnie nie usprawiedliwia.

    🙏🏻

    OdpowiedzUsuń
  89. Zamruczał tylko cicho w reakcji na jej uwagę, powtarzając sobie, że przecież nie chce wywoływać w tej chwili awantury. Dlatego zacisnął usta i nie powiedział nic więcej, po prostu podążając za nią do swojego gabinetu.
    Nikogo wcześniej nie przepraszał, nie licząc oczywiście czasów, kiedy jego dzieciństwo było jeszcze szczęśliwe i nie miał żadnych powód do tego, aby być wrednym, zimnym dzieciakiem pozbawionym wszelkich skrupułów. Stał się taki dopiero po śmierci ojca. Od tego czasu nigdy nikogo nie przepraszał i zakładał, że nigdy więcej przepraszać nie będzie musiał. Violet zdecydowanie mogła czuć się dzięki temu wyjątkowa, ale Theo nie zamierzał się jej tym chwalić. Wręcz przeciwnie, nie mogła być tego świadoma. Obawiał się tego, co mogłaby zrobić z wiedzą, jak na niego działała, do jakich zmian w nim doprowadzała. Wiedział, że musi się przy niej pilnować bardziej, niż przy kimkolwiek innym. Była niebezpieczna nie dlatego, że była córką mafii. To nie robiło na nim tak naprawdę wrażenia, nie była przecież pierwszą kobietą z przestępczego świata z jaką miał możliwość obcować. Była natomiast jedyną, która mogłaby go do czegokolwiek zmusić czy nakłonić, dlatego musiał zachowywać przy niej tę cholerną ostrożność, którą tak trudno było przy niej zachować. Kurwa, jakby nie mogła być zwykłą laską, którą zaliczył i o której bez problemu może zapomnieć.
    Wodził wzrokiem po jej sylwetce, gdy pozbyła się swojego płaszcza. Nie mógł się powstrzymać przed zawieszeniem spojrzenia na rozcięciu sukienki. Odkryty fragment ciała przywoływał wspomnienia ich wspólnej nocy, gdy zaciskał mocno na niej swojej palce. Przeszło mu przez myśl, jak wielką było szkodą to, że siniaki nie były już widoczne na jej ciele, a może…? Jej głos przywołał go do biura i rzeczywistości.
    — Cóż — skoncentrował się na jej twarzy, ale powrót do niej trochę mu zajął, bo powolnie, bez grama wstydu powoli błądził po jej sylwetce, a kiedy dotarł w końcu do twarzy, pierw wbił wzrok w jej kształtne usta. — Może zależy mi na więcej niż jednej nocy — odparł wprost — zrozumiałem swoje błędy i to, co przez nie straciłem — oznajmił, pozwalając sobie na zbliżenie się o pół kroku w jej kierunku — niczego więcej nie wezmę bez twojej zgody i więcej nie popełnię tych samych ani żadnych innych błędów. O ile oczywiście będziesz miała ochoty kontynuować to, co zamierzaliśmy robić — powiedział, robiąc kolejne pół kroku w jej kierunku. Obserwując przy tym uważnie mimikę jej twarzy — chyba mi nie powiesz, że ci się nie podobało — powiedział — a nawet jeżeli zdecydujesz się to powiedzieć to i tak ci nie uwierzę… — wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym zawadiacko — poza tym… uważam, że cokolwiek zdecydujesz, w ramach przeprosin należy ci się drobny prezent ode mnie — uśmiech zamienił się w łobuzerski, a Theo… Cóż, w tej chwili jedyne czego się obawiał, to tego, że zdzieli mu ewentualnie w twarz, dlatego zbliżył się jeszcze o krok i ułożył dłonie na jej biodrach — chciałbym ci podarować jeszcze jeden orgazm — oznajmił, przesuwając powoli dłońmi w dół — chyba nie odmówisz prezentu na zgodę, co? — Miał ochotę jednym ruchem podciągnąć jej sukienkę, pozbyć się jej bielizny i klęknąć przed nią, aby zasmakować raz jeszcze jej kobiecości i gotów był to zrobić, ale jak powiedział wcześniej, nie zamierzał robić niczego, na co nie wyrazi zgody.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  90. Wpatrywał się w jej twarz, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi padającej z jej ust. Przechylił głowę, słysząc jej pytanie. Potrafił bez problemu na to odpowiedzieć, w zasadzie dziwił się, że musiała pytać. Przecież sama tak naprawdę mu odpowiedziała. Dlatego na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech, świadczący o jego zadowoleniu z siebie.
    — Ponieważ podobało ci się to, co zdążyliśmy zrobić — powiedział, nie odrywając spojrzenia od jej twarzy — a to był dopiero początek tego, co mógłbym z tobą jeszcze zrobić… — wymruczał. Może i powinien być grzeczny, nie przekraczać żadnych granic, nie pozwalać sobie na dotykanie jej ciała. Może powinien trzymać dystans i czekać na jakikolwiek sygnał z jej strony, że jest już pomiędzy nimi w porządku, ale Theo nie był takim facetem. Znał granice, których nie przekraczał, ale z reguły brał wszystko to, co chciał sobie po prostu wziąć. Dlatego nie próbował ubrać swoich myśli w inne słowa, nie próbował owijać w bawełnę. Mówił wprost czego od niej chciał, z czym wiązały się jego przeprosiny i co dokładnie chciał jej dać z okazji tego, że ją przepraszał. W zasadzie był bardzo hojny, skoro zdecydował się nie tylko na same słowne przeprosiny. Chciał jej do tego zrobić dobrze… Co prawda ten gest był podszyty egoizmem, bo zamierzał dać jej tak mocny i silny orgazm, aby boleśnie uświadomiła sobie co straci, jeżeli nie zdecyduje się na ciągniecie układu, który zawarli. Ale tego przecież nie musiała wiedzieć. Wystarczyło, że wiedziała, że chciał po prostu zrobić coś dla niej.
    — Tak właśnie myślałem — odparł z tym swoim uśmiechem na twarzy, nie odwracając od niej spojrzenia ciemnych oczu, które teraz zdawały się być jeszcze ciemniejsze niż normalnie. Kiedy go dotknęła, przeniósł spojrzenie na jej dłoń. Sunął wzrok zgodnie z ruchem jej ręki, jednocześnie czując przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Czy nie mogła być, jak każda inna kobieta, z którą miał kontakt? O ile byłoby prościej… — Jak chcesz, jak mówiłem… Ty decydujesz — uśmiechnął się. Najważniejsze osiągnął: zgodziła się na jego prezent, a w tym momencie to mu wystarczyło. Rozchylił lekko wargi, czując, jak jego oddech przyspiesza, kiedy brunetka znajdowała się tak blisko niego. Kącik ust drgnął mu delikatnie, na dźwięk jej stanowczego głosu, w zasadzie to nie tylko usta mu drgnęły. Kurwa.
    — Jeszcze jakieś rozkazy? — Zapytał z lekkim uśmiechem, posłusznie klękając, jednocześnie napadając się cudownym widokiem — no proszę, już gotowa — wyszeptał, dostrzegając wilgotną plamę na jej bieliźnie. Westchnął, a następnie z największą przyjemnością sięgnął dłońmi jej majtek, decydując się kolejny raz zniszczyć jej bieliznę. Przysunął się bliżej biurka, przełożył dłonie na jej biodra i przyciągnął ją na skraj mebla, aby z cichym jękiem przesunąć językiem po całej jej kobiecości, zbierając z niej wilgoć — nadal tak samo pyszna — wymruczał, odsuwając się na chwile od jej krocza, aby zrozumiała co mówił. Szybko jednak wrócił do przerwanej czynności. Polizał jej łechtaczkę, skupiając się na tej pieszczocie, palcami jednej ręki wbijał się w jej miękką skórę na biodrze, a drugą zsunął na wewnętrzną stronę uda i powoli sunął nią w górę, prosto do zwieńczenia jej nóg. — Spełnię dzisiaj twoje żądania, w końcu to przeprosiny — wymruczał cicho, wsuwając w nią powoli dwa palce i było to jedyną delikatnością, jaką dzisiaj od niego dostanie.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  91. — Naprawdę chcesz teraz słuchać odpowiedzi na te wszystkie pytania, zamiast pozwolić robić mi to, w czym jestem najlepszy? — Oczywiście, że nie mógł odpowiedzieć tak po prostu na jej pytania. Tak naprawdę nie wiedział nawet, co miałby jej powiedzieć. Nie, nie zaczął się przejmować tym co komuś może się podobać. Miał w dupie wszystkich, którzy nie byli mu do niczego potrzebni. Zwracał uwagę na tych, których mógł do czegoś wykorzystać jednak tuż po tym, gdy osiągał to co chciał, zmieniał się w zimnego drania. Violet… Była zupełnie innym przypadkiem i chociaż wszystko mu podpowiadało, że nie powinien się w to zagłębiać, że dobrze byłoby zapomnieć i trzymać się z daleka, on chciał wiedzieć, a raczej dowiedzieć się i nie zamierzał poprzestać na tym co podpowiadał mu niemal cały wszechświat: odpuść. Co właśnie świetnie prezentował. Nie potrafił sobie jej darować. Niezależnie od tego, jak duże wiązało się z tym niebezpieczeństwo dla niego. Theodor Sanders nie był przecież tchórzliwym człowiekiem, strach dla niego nie istniał. Dlaczego miałby się więc bać jakiejś kobiety? To nie miałoby sensu.
    — Brzmi jak wyzwanie — odparł z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Nie dość, że chętnie ponownie zerwie z niej bieliznę, to jeszcze chętniej ponownie ugości ją w swoim domu. Tym razem w odpowiedni sposób od samego początku do samego końca. Bez błędów, bez zachowywania się jak dupek. — Którego się z chęcią podejmę — dodał nieco zachrypniętym głosem, uważnie nasłuchując jej reakcji na jego działanie. Zamruczał cicho, zadowolony, gdy kulistymi ruchami języka sunął po łechtaczce brunetki. Poprawił odrobinę jej nogę na swoim ramieniu, ale zaraz powrócił ręką do podtrzymywania ją za biodro, gdy twarz wciąż miał pomiędzy jej nogami.
    Syknął cicho, gdy pociągnęła za włosy, ale nie miał nic przeciwko, wręcz mu się podobało, a jego penis w spodniach drgnął niespokojnie. Wystarczyło zbliżyć się do niej, aby stał się od razu twardy i gotowy, chociaż Theo dobrze wiedział, że dzisiaj będzie musiał poradzić sobie w inny sposób.
    — Cudowna — wymruczał nieco niewyraźnie, nie odrywając warg od jej cieplej i wilgotnej kobiecości, gotowy do spełnienia jej prośby. Wysunął palce z jej wnętrza, aby po chwili wbić się nimi w nią ponownie jednak z dużo większą mocą, jeszcze raz, kolejny i następny, z każdym, wkładając w ruch dłoni więcej siły. Dołożył kolejny palec, a następnie zgiął je, bez problemu odnajdując chropowaty guziczek, na którym w tej chwili skupił całą swoją uwagę. — Dojdź skarbie — wyszeptał, nie przestając poruszać dłonią, nie przestając również zwalniać nadanego tempa i mocy, którą cóż, posuwał ją palcami. Drugą rękę zacisnął mocno na biodrze, będąc pewnym, że wyjdą jej w tym miejscu siniaki, ale nawet przez krótką chwile się nie wahał przed silnym ściskiem. — Głośno i porządnie, niech, kurwa wiedzą, jak ci dobrze — wychrypiał stanowczo, podczas krótkiej przerwy na głęboki oddech, po której od razu wrócił do jej nabrzmiałej łechtaczki, której nie zamierzał w najbliższych minutach zostawić w spokoju. Wyczekiwał silnego orgazmu, reagując na jej jęki i westchnienia, powracając do ruchów, dzięki którym z jej gardła wydobywały się jęki i powtarzał je mocniej, chcąc dać jej jak największą przyjemność. O to przecież chodziło, sprawić jej tak silną przyjemność, której nie dostanie od nikogo innego.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  92. [Nie czekając dłużej przychodzę się przywitać z siostrą Victora!
    Plan jest z grubsza taki, że ojciec Zariny od wielu lat jest współpracownikiem(sponsorem) ojca V. Znają się więc wszyscy od dziecka i o ile Zarina i Victor (oficjalnie) za sobą nie przepadają, to nie musi tak być z dziewczynami! Z z chęcią od czasu do czasu zabawi się w starszą siostrę, ale i kumpelę od drinków, za którymi przepada! ]

    Zarina Hayat

    OdpowiedzUsuń
  93. [To szkoda, że wcześniej tej dokładnie kwestii nie uzgodniłaś z "bratem"... Tak czy siak nie chodziło w tym wypadku o żadne legalne interesy, a wręcz przeciwnie, bo Hayat miał tylko w hotelu prać pieniądze, a z ojcem V. robić interesy "wybielające". 🤔]

    OdpowiedzUsuń
  94. Skupiał się wyłącznie na daniu jej przyjemności, jakiej jeszcze nie miała szansy doznać, ignorując całą resztę. Nie przejmował się tym, że ktoś ich nakryje. Po pierwsze, była mała szansa na to, aby ktokolwiek ośmielił się wkroczyć do jego biura słysząc jęki Brennan, a po drugie, nawet jeżeli ktoś ośmieliłby się to zrobić musiałby mieć naprawdę ważny powód, inaczej nie ryzykowałby życia.
    — Właśnie tak — wyszeptał, czując jak jej wnętrze zaciska się wokół jego palców. Usatysfakcjonowany wzmocnił swoje ruchy, wciąż pieszcząc jej łechtaczkę językiem, wsłuchiwał się w głośne jęki i westchnienia wydobywające się z jej ust. Mógłby słuchać jej spełnienia przez całe swoje życie… Była tak cudowna i wyjątkowa. Czego oczywiście nie zamierzał jej mówić. Odsunął głowę spomiędzy jej nóg i patrząc w jej oczy oblizał wargi, a następnie palce, delektując się smakiem. Podniósł się powoli na nogi, spoglądając przez cały czas na nią. Był boleśnie twardy, ale wiedział, że nie ma prawa wymagać od niej niczego w zamian.
    — Naprawdę chcesz już skończyć? — Spytał, spoglądając jak poprawia swoją sukienkę. Chętnie w tej chwili zdarłby ją z niej, zamiast patrzeć jak zsuwa ją w dół, zasłaniając uda przy zwieńczeniu jej nóg. Pozwolił sobie nawet na ciche westchnienie, gdy sięgnęła po płaszcz. Odpowiedzi na pytania też nie były tym, na co miał w tej chwili ochotę. Podszedł do biurka i sięgnął po chusteczkę, która starł z palców resztki jej podniecenia. Zgniótł ją w dłoni i przez chwile patrzył w milczeniu na Brennan.
    — Czy wcześniej nie przejmowałem się tym, żeby ci się podobało? — Odpowiedział pytaniem na pytanie. Pomijając to, że pozwolił sobie na skończenie w niej gdy wyraźnie sobie tego nie życzyła, cały czas miał na uwadze to, aby było jej dobrze. Chciał, aby wiła się pod nim na jego łóżku, by jęczała z rozkoszy. Chciał doprowadzić przede wszystkim ją do szaleństwa i poznania czym jest naprawdę dobre pieprzenie, dopiero później myśląc o własnej przyjemności. — Chyba, że udawałaś wszystkie te orgazmy? — Spytał, unosząc wysoko brew. Wiedział, że nie udawała. To jak bardzo była dla niego mokra, jak jej ciało drżało pod jego dotykiem… — Nie musisz odpowiadać, bo wiem, że nie. Zastanawia mnie, dlaczego więc pojawia się takie pytanie, Brennan? Przecież od początku jedyne czego chciałem to, żeby ci się podobało — mruknął, zaciskając palce na materiale chusteczki, którą wciąż trzymał w dłoni — dlaczego to miałoby się zmienić? — Spytał, mrużąc przy tym delikatnie powieki. Cały czas z wbitym spojrzeniem ciemnych oczu w jej twarz — skąd te pytania, Brennan?

    🧐

    OdpowiedzUsuń
  95. Na ustach mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech, bo cóż, to co właśnie usłyszał, przyjemnie łaskotało jego ego, nawet jeżeli Violet w tej chwili nie chciała dać mu tego, czego od niej oczekiwał. Wiedział natomiast dzięki jej słowom, że prędzej czy później to zdobędzie, bo dziewczyna, chociaż zdawała się być świadoma swoich słabości… Cóż, właśnie się przed nim do nich przyznała na głos, a dla Theodora było to niczym najpiękniejszy prezent.
    — Jak sobie chcesz, skarbie — uśmiechnął się, wypowiadając miękko ostatnie słowo. Tyle, że z tej rozmowy wcale dużo nie wynikało, przynajmniej w odczuciu Theodora. Błądzili. Nie przyznając się na głos do swoich pragnień związanych z tą drugą osobą. Jakby powiedzenie i odkrycie ich miało sprawić, że wydarzy się coś złego. W zasadzie, było to całkiem uzasadnione twierdzenie, biorąc pod uwagę, że jak zgodnie oboje zauważyli, odkąd w ich życiu pojawiło się te drugie, rozpoczęły się też kłopoty. Problemy, które wciąż były otwarte, wciąż niezamknięte tematy, którymi musieli się prędzej czy później zająć. Wspólnie, bo razem jakby nie było nawarzyli tego piwa. — Nie wiesz, a jednak je zadajesz — mruknął, zgniatające dłonią chusteczkę. Przechylił głowę, robiąc powolny krok w jej stronę. Przystanął, uważnie jej się przyglądając. Każdy jej ruch, każdy, nawet najmniejszy gest, śledził uważnie wzrokiem. Uniósł lekko jedna z brwi, gdy przybliżyła się do niego. Kącik ust drgnął mu, a po chwili na jego twarzy pojawił się zalążek uśmiechu, gdy jej dłoń sięgnęła jego ubrania. Pozwolił jej na to, by przyciągnęła go odrobine w dół, słuchając uważnie jej słów. Wyraz jego twarzy się nie zmieniał, ale w głębi cieszył się jak dzieciak. Tego właśnie chciał. Rozchylił lekko wargi, czując jej dłoń przez materiał ubrań.
    — Tak? — Zniżył głos, szeptając cicho odpowiedź — a od kiedy to ty stawiasz jakiekolwiek warunki, Brennan? — Oczywiście, że zamierzał się u niej pojawić, ale przecież nie mógł pozwolić na to, aby czuła się zbyt swobodnie. Nawet, jeżeli podobała mu się jej stanowczość. Musiała sobie zasłużyć na to, aby móc nim dyrygować i zachowywać się w ten sposób. Zmierzył ją uważnie spojrzeniem gdy się odsunęła i zabrała swoje rzeczy. Wlepił swoje spojrzenie w jej plecy, obserwując uważnie, co zrobi.
    Zastanawiał się nad tym, co ma zrobić. W zasadzie nie miał nic przeciwko spędzonej nocy z Brennan, ale nie miał ochoty pokazywać jej, że będzie jej usługiwał, spełniając każde jej słowo. Jednocześnie był na tyle ciekawy, co urodziło się w jej główce, że… Tym razem zamierzał spełnić jej oczekiwania. Wyjątkowo. Dlatego zjawił się kilka minut po wskazanej przez dziewczynę godzinie przed drzwiami jej domu, a następnie zapukał, uśmiechając się kącikiem ust, gdy klamka drgnęła pod naciskiem po drugiej stronie drzwi.

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  96. Uśmiechnął się tylko na jej słowa i wzruszył bezradnie ramionami. Jednocześnie uniósł wysoko jedną brew, gdy dziewczyna sięgnęła po swój płaszcz i zamiast go wpuścić do środka, wyszła i zamknęła drzwi.
    — Już myślałem, że będziesz chciała zedrzeć ze mnie ten garnitur… — powiedział, przechylając głowę lekko w bok, uważnie jej się przypatrując — zabierasz mnie na randkę, Violet? Nie spodziewałem się czegoś takiego — był nieco rozbawiony, ale skinął głową na znak, że wchodzi w to, cokolwiek chciała zrobić. Nie miał co prawda pojęcia, czego może się spodziewać, ale po tym, że kazała założyć mu garnitur i tym, jak sama wyglądała jedno było pewne, miejsce do którego mieli się udać było eleganckie. — A tak poważnie, dokąd mamy się udać? — Spytał, odruchowo kierując dziewczynę do swojego samochodu.
    — Wyglądasz olśniewająco — skomplementował ją, chociaż być może powinien właśnie od tego zacząć. Z drugiej strony, jak już wcześniej do tego doszli, komplementy i bycie wzajemnie dla siebie miłym nie było naturalne. Przesunął spojrzeniem po jej sylwetce i westchnął cicho. To było wręcz niemożliwe, w jaki sposób na niego działała, że nie musiała nic zrobić, poza odpowiednim strojem, a jego myśli już miały problem z koncentracją. To było złe. Cholernie złe, bo powinien potrafić nad sobą panować w każdej sytuacji, a zwłaszcza przy jakiejś lasce…
    — To co? Dokąd jedziemy? — Otworzył przed nią drzwi swojego samochodu i pomógł jej wsiąść, a następnie zamknął za nią drzwi i obszedł samochód dookoła, aby zająć miejsce kierowcy — mogłaś uprzedzić, że chcesz się ze mną pokazać w miejscu publicznym — dodał z delikatnym uśmiechem na wargach, wkładając kluczyki do stacyjki, a w następstwie przekręcił je i odpalił samochód. Zerknąwszy na Violet nieco wyczekująco, aby powiedziała mu dokąd właściwie ma jechać.
    Szczerze mówiąc był zaskoczony, że gdziekolwiek mają się udać, bo zakładał powtórkę z ostatniej jego wizyty u niej, ale z drugiej strony powinien się spodziewać, że to wówczas byłoby za łatwe… wziął głębszy oddech i uśmiechnął się połowicznie.
    — Chcesz, żebym zapracował na nagrodę? — Spytał zaczepnie, układając dłonie na kierownicy. Zacisnął mocniej palce, gotowy do ruszenia w drogę. — A może chcesz mnie przedstawić koleżankom? — Dodał z łobuzerskim uśmiechem, spoglądając na nią kątem oka. Zrozumiał jej wczorajsze słowa, tylko idiota by ich nie pojął, ale… Czy to ona sama nie stwierdziła wcześniej, że ich układ jest nieaktualny? — Chociaż musisz mi chyba pewne sprawy rozjaśnić, bo sam zaczynam się gubić… w naszej relacji — dodał, posyłając jej jeden z tych swoich tajemniczych uśmiechów.

    🧐

    OdpowiedzUsuń
  97. Nie mógł nic poradzić na delikatny uśmiech, który pojawił się na jego ustach po usłyszeniu jej słów. Oczywiście szybko go starł z twarzy, przybierając tę niewzruszoną niczym minę, gdy już minęło zaskoczenie spowodowane tym, że wychodzą do ludzi. Nie potrafił powiedzieć czy był z tego powodu zadowolony. Trochę się obawiał tego, dokąd tak właściwie idą i po co. Nie lubił być ogólnie zaskakiwany, a przez Violet jeszcze bardziej, bo żyła dokładnie w tym samym świecie, co on. Powinna być świadoma, że niespodzianki nie są mile widziane. Lubił mieć nad wszystkim kontrole i znowu pojawiał się problem z Violet, bo miał świadomość, że ona w jego życiu i kontrola z pewnością nie będą szły ze sobą w parze.
    — Już cię zabrałem do Thyme —zauważył z lekkim uśmiechem, a później pokiwał delikatnie głową na wiadomość odnośnie miejsca, do którego mieli się udać. — Cudownie, nie marzyłem o niczym innym jak eleganckie przyjęcie — spojrzał na nią. Uwagę o komplementach potraktował lekkim uśmiechem.
    Oczywiście, że nie zrobiłby tego. Dlatego jeszcze bardziej nie podobało mu się to wyjście. Wiedział, że mógłby zaprotestować. W żaden sposób do niczego go nie zmuszała i chociaż Violet nie należała do bezbronnych, był pewien, że gdyby musiał użyć siły mimo wszystko, sprawnie by sobie z nią poradził. Tak czy inaczej miał możliwość spasowania. Był tego świadomy, a mimo wszystko zerknął na wyświetlacz telefonu i wyłapał adres, który wpisała w niego.
    — Istnieje duża szansa, że odmówiłbym takiego wyjścia — przytaknął i zmrużył lekko powieki. Dostał informację od swoich ludzi, że było kilka informacji na jego temat i Violet w sieci, ale zbył to machnięciem ręki uznając, że to jakaś nic nieznacząca strona dla podlotków, tymczasem to, co mówiła Violet wskazywało, że nie było do końca tak, jak mu się wydawało — słyszałem, ale nie zagłębiałem się w to za bardzo — przyznał, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. Informacje, które właśnie dostał od brunetki nie podobały mu się. Ktoś sprzedawał informację o nich? Kto? — Wiesz cokolwiek o tym człowieku, który może być za to odpowiedzialny? — Spytał, odrywając spojrzenie od drogi. Skupił się w tej chwili tylko na niej, bo chciał mieć pewność, że nic nie umknie jego uwadze. Żadna najmniejsza jej reakcja, zawahanie czy cokolwiek innego — czyli co… według ciebie mamy od tej chwili zacząć udawać parę? — Uniósł wysoko brew, odrywając od niej spojrzenie nie z chęci, a przymusu. Kontrolowanie drogi, którą jechali było istotne. Zwłaszcza, że nie byli jedynym samochodem na ulicy.
    — Ktoś tu jest zazdrosny? — Spytał. W zasadzie to nie musiał usłyszeć od niej odpowiedzi, po tym, co usłyszał poprzedniego wieczoru. Pokiwał głową — w zasadzie nie powiedziałaś wprost czy te przeprosiny zostały przyjęte i pozytywnie rozpatrzone. W każdym razie cieszy mnie, że sprawa jest jasna — włączył kierunkowskaz i zmienił pas, aby wyprzedzić samochód znajdujący się przed nimi. Poza niespodziankami, nie lubił również ślamazarnych kierowców. — Najważniejsze, że znamy zasady — wzruszył ramionami na jej pytanie. Chciał po prostu wiedzieć, co może, skoro układ był aktualny, dla Theodora sprawa była jasna. Cała reszta nie miała większego znaczenia — chociaż to — miał na myśli ich wspólne wyjście — z tego co się orientuję nie wpisuje się w ramy zawartego układu, tak tylko mówię — zauważył, posyłając jej uśmiech.
    Musiał jednak przyznać, że kilka dobrych słów w prasie mniej lub bardziej plotkarskiej przysłużyłoby mu się. Ostatnio było o nim za cicho, a to też nie było dobre dla żadnego z jego interesów.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  98. — Drobny szczegół — uśmiechnął się — jakby jednak nie patrzeć, zabrałem cię na kolację, a ty wzgardziłaś deserem — wzruszył ramionami, doskonale pamiętając, jak bardzo był wtedy na nią wkurzony, że nie zachwycała się daniem, które przygotował specjalnie dla nich Ryan. Wychodziło na to, że był odrobinę przesadnie skoncentrowany na swojej restauracji, bo przecież nie powinien się aż tak wkurzać przez to, że komuś nie smakowało. Problemem było to, że to ona była tym kimś, a nie ktokolwiek inny. Wówczas, przejąłby się znacznie mniej.
    — Wiem, siedzimy w moim aucie. Mogłem cię do niego nie wpuścić — rzucił — musisz tam być, bo? — Uniósł pytająco brew — rozumiem, że ma to związek z bardzo legalnymi interesami, jakie prowadzisz? — Uśmiechnął się kącikiem ust, zerkając na brunetkę.
    Nie przepadał za takimi wyjściami, ale miał świadomość, jak bardzo były potrzebne do tego, aby nikt nie nabierał podejrzeń i nie zaczął przyglądać się jego poczynaniom. Miał świadomość, że wystarczył jeden mały błąd, aby wszystko nad czym pracował przez lata legło w gruzach. I dlatego zamierzał się bardziej zainteresować stroną, o której rozmawiali. Nie podobało mu się to, że jego poczynania były przez kogoś śledzone i to w dodatku w taki sposób, że nikt się nie zorientował, że on sam się nie zorientował. Chociaż musiał przyznać, że jeżeli chodziło o jego przeprosiny w biurze Thyme… To, że ktokolwiek ich usłyszał nie było zaskakujące, w zasadzie to właśnie na to liczył. Nie brał jednak pod uwagę, że ktokolwiek będzie miał ochotę o tym plotkować.
    — O tym wie akurat każdy, kto znajdował się w Thyme — stwierdził, odrobinę rozbawiony jej rumieńcami, bo nijak miały się do tego, czego zdążył z nią doświadczyć — czy ja dobrze widzę, że to rumieńce czy to światło? — Zaśmiał się cicho, ale nie prześmiewczo co było… niepodobne do niego w takiej sytuacji.
    Nie miał pojęcia czy odpowiadało mu pokazanie się u boku Violet, z drugiej strony może to było rozsądne? Może ta strona przestanie, aż tak zwracać na nich uwagę? Mieli jeszcze trochę bałaganu do posprzątania po sobie, wścibskie i czuje oko nie było im potrzebne, jeżeli pokazanie się razem miało w jakimś stopniu pomóc… Tym bardziej, że skoro wrócili do układu, Theodor miał być teraz na wyłączność. Nie musiał szukać zaspokojenia gdzie indziej, nie musiał widnieć jako singiel.
    — Ciekawe czy będziesz taka elastyczna, kiedy to ja zechciałbym na dostawanie układu pod swoje plany — powiedział, zerkając na ekran telefonu, aby sprawdzić dokąd ma dalej jechać — tak czy inaczej w porządku, zobaczymy, jak to się skończy. I ile trupów będzie po drodze, nie podejrzewam, aby udało się bez — wzruszył lekko ramionami, mówiąc całkiem poważnie. Obawiał się, że standardowo tam gdzie oni razem, pojawią się również klopoty. Pytanie tylko jakie.

    T

    OdpowiedzUsuń
  99. — Na czyje zaproszenie? — Uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się nieco rozbawiony uśmiech. Mimo tego, że ich pierwsza wspólna kolacja, która naprawdę z randką nie miała nic wspólnego, skończyła się niezbyt pozytywnie, wspominał ją dobrze. Była… Fascynująca. Jak wszystko, co dotyczyło samej Violet Brennan. Jak cała ona. Co prawda irytowało go to, że nie potrafił nawet sam sobie wytłumaczyć, dlaczego tak na niego działała, ale wbrew temu, te odczucia były przyjemne. Ciekawe, zupełnie inne niż to, co dotychczas odczuwał w jakichkolwiek kontaktach z płcią przeciwną. Wszystkie dotychczasowe kobiety i dziewczyny, z jakimi się spotykał, były mu potrzebne po prostu po to, aby zaspokoić przede wszystkim własne pragnienia. Aby sobie ulżyć. Nie lubił tego określenia, ale były dla niego zwyczajnie narzędziem. Nie lubił uprzedmiatawiać kobiet i wbrew wszystkiemu, starał się tego nie robić. Zawsze jasno określał, że nie szuka związku, że nie chce związku. Tak naprawdę teraz go również nie chciał, nie czuł nic romantycznego względem Violet. Po prostu… Chciał ją mieć tylko dla siebie, ale nie miało to żadnego związku z uczuciami.
    Wracając jednak do głównego tematu. Z Violet było inaczej niż innymi. Nie była tylko po to, aby zaspokoić siebie. Co było zaskakujące, bo przecież nawet jej porządnie nie znał.
    — Nie lubię niejasności w tym temacie — odparł ze spokojem, posyłając jej zdawkowy uśmiech. Oczywiście, że nie męczył się z nagabywaniem innych gości i wyciśnięciem z nich przyznania na głos, że jedzenie w jego restauracji jest smaczne. Ona od początku była wyjątkowa, co poza byciem fascynującym było równie wkurwiające — powiedzmy, że każdy kto ośmieli się powiedzieć na głos, że mu nie smakuje ma drugą szansę… chociaż niekoniecznie na kolację ze mną.
    — Jasne — skinął lekko głową, doskonale rozumiejąc, o co chodzi. Restauracja była świetnym miejscem do prania pieniędzy. Koszty mogły być wysokie, a nikt nie negował zepsutej dostawy, chociaż i z tym musiał uważać. Tak czy inaczej, doskonale rozumiał, co miała na myśli Brennan — moja wina? — Uniósł wysoko brew — ja się chciałem tylko przywitać i upewnić, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. To ty zdecydowałaś, zakończyć waszą kolację — niewzruszony kierował dalej, skupiając się głównie na prowadzeniu pojazdu.
    Zaśmiał się cicho na jej słowa, bo cóż… Zdawał sobie sprawę, że skoro z taką łatwością uległa mu w jego biurze, gdy była na niego wściekła to miał ją w garści.
    — Możemy się umówić, że tak właśnie będzie — powiedział rozbawiony na jej słowa — chociaż możemy też traktować prawdę na poważnie, ale jeżeli wolisz pierwszą opcję… — spojrzał na nią z lekkim uśmiechem — to okej.
    — Nie jestem tego taki pewien — wiedział, że jeżeli ich układ miał działać powinni sobie wzajemnie ufać, i to nie tak, że podejrzewał ją o wszystko, co najgorsze. Po prostu nie doszedł do momentu, w którym faktycznie uwierzyłby w jej każde słowo. Poza tym, to byłą hipotetyczna rozmowa. Nie chciał na razie niczego od niej, poza seksem — zobaczymy, gdy się zorientuję, kto tu w ogóle jest. Może akurat trafię na dobrych znajomych — oznajmił, zatrzymując samochód pod wejściem do hotelu, gotowy do przekazania kluczyków młodemu pracownikowi. Skoro już miał pojawić się na jakiejś imprezie z Violet, mógł to wykorzystać do własnych celów. Przekazał kluczyki, a następnie obszedł samochód, aby otworzyć drzwi kobiecie i pomóc jej wysiąść z auta.
    — Mam nadzieję, że ćwiczyłaś uśmiech — szepnął, łapiąc jej dłoń w swoją rękę. Nie musiał się nawet oglądać za siebie, aby wiedzieć, że aparaty poszły w ruch — lubię gdy zdjęcia, na których już mnie uwiecznili są idealne — dodał, zachowując się jak prawdziwy gentelman.

    T

    OdpowiedzUsuń
  100. — Powiedziałbym, że to było zaproszenie bez możliwości odmowy. Brzmi dużo ładniej niż nakaz — powiedział z uśmiechem. Ściągnął jednak wargi i odwrócił głowę w jej stronę, aby spojrzeć prosto w ciemne oczy brunetki — ale chyba nie żałujesz, że zdecydowałaś się przyjść na tę nie-randkę? — Był naprawdę ciekawy, bo on mimo wszystko nie żałował. Nawet jeżeli nie rozumiał nic z tego, co się pomiędzy nimi działo, nawet jeżeli pakowali się wspólnie w kłopoty, które wcale nie były tak łatwe do rozwiązania… Ale jednocześnie nie stało się jeszcze nic takiego, z czego całkiem nie mogliby się wykaraskać i dopóki nic takiego się nie wydarzy, nie będzie żałował. Bo nie miał, czego. Przynajmniej na ten moment.
    — Czy wyglądam na faceta, który mógłby komukolwiek grozić? — Odpowiedział pytaniem na jej pytanie, a po krótkiej chwili posłał jej szeroki uśmiech — nie wiem. Wszystko zależy od tego, co byś wolała usłyszeć — dodał, wpatrując się w nią intensywnie. Nie mógł jednak robić tego tak długo, jakby chciał, bo prowadził samochód i chciał ich dowieźć na miejsce w jednym kawałku, nie uszkadzając przy tym nawet w najmniejszym stopniu swojego samochodu. Za bardzo go lubił, aby chciał go zmienić.
    — A czy ja ci czegokolwiek zabroniłem? — Spytał. Oczywiście, że nie miał ochoty oglądać, jak flirtowałaby z innym. Dlatego też zdecydował się im poprzeszkadzać i nie miał w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie. Miał świadomość, że gdyby wtedy nie podszedł do zajmowanego przez nią i tego faceta stolika, na pewno nie pojawiłaby się w jego biurze, a dzięki temu, znajdowali się właśnie razem w jego samochodzie i wszystko wskazywało na to, że spędzą bardzo udaną i przyjemną noc. Wspólnie. — Poza tym, tylko mi nie mów, że wcale ci się nie podoba, dokąd cię to zaprowadziło — a po chwili dodał — proszę, proszę, czyżbym miał się bać?
    — Jaka łaskawa, ale zapamiętam — w zasadzie dobrze było mieć taką przysługę w zanadrzu. Nie miał pewności czy kiedyś nie okaże się przydatna. W ogóle lubił je zbierać, przysługi, bo czasami okazywało się, że były jedynym możliwym rozwiązaniem. Raz znalazł się już w takiej sytuacji. Właściwie to dzięki niej był teraz właśnie w tym miejscu, jak jeden z członków organizacji Lebedeva. — Po prostu staram się dostrzegać jasną stronę każdej sytuacji — puścił jej oczko.
    Nie był fanem pozowania, ale czasami trzeba było się poświecić. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o dobry wizerunek. Dlatego bez żadnego sprzeciwu podszedł do ścianki i ułożył dłoń na biodrze Violet, z zainteresowaniem się jej przyglądając. Rozchylił lekko wargi, a w jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk, gdy dotarło do niego, co to znaczyło.
    — I mówisz mi to teraz po to, abym wcale nie myślał o zaciągnięciu cię do hotelowego pokoju, prawda? — Spytał, przesuwając powoli dłonią przez materiał sukienki po jej biodrze, chcąc się upewnić czy wyczuje materiał bielizny. Kurwa. Od wczoraj jej pragnął i prawdę powiedziawszy, zaczynało go irytować to, w jakiej znalazł się pozycji w tym układzie. — Mała, wstrętna zołza z ciebie, wiesz o tym? — Spytał, uznając, że zdążyli zrobić im wystarczająco dużo zdjęć. Wsunął dłoń do garniturowych spodni, drugą objął brunetkę i pchnął ją delikatnie w głąb — drinka?

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  101. — To chyba oczywiste — wzruszył lekko ramionami — słowa mają ogromne znaczenie, wierzę, że jesteś tego świadoma, Violet. O ile ładniej i bezpieczniej brzmi troskliwy sąsiad od obsesyjnego stalkera. A to tylko pierwszy lepszy przykład i to wymyślony na poczekaniu — zerknął na nią. Wiedział, że komu, jak komu, ale jej nie musi tego tłumaczyć. W końcu w ich profesji język wbrew pozorom był niesamowicie ważny. Powiedziałby, że wręcz szczególnie ważny. Nie trzeba było żyć w kłamstwie, gdy ktoś pytał o interesy. Wystarczyło dobierać odpowiednie słowa. — Niemożliwe — stwierdził udając rozczarowanie jej słowami, ale doskonale rozumiał to, co mówiła. Czuł przecież dokładnie to samo i świadomość, że Violet widzi to w ten sam sposób, w pewnym sensie przynosiła ulgę. Nie tylko on czuł się dziwnie z tą znajomością, z jej osobą. Tą prędkością zmiany nastrojów i samopoczucia w pobliżu tej drugiej osoby.
    — Świetnie, że tak szybko się uczysz — kącik jest ust delikatnie drgnął. Oczywiście, że nie zamierzał się wielce przejmować jej opinią, chociaż dobrze wiedział, że były tematy, w których musiał uszanować jej zdanie. Nie chciał powtórki z rozrywki. — Ale tak całkiem poważnie. Chciałbym zauważyć, ze czasami liczę się z twoim zdaniem — zauważył — może nie wtedy, kiedyś byś sobie tego w szczególny sposób życzyła, ale… zdarza się.
    — Z wielką przyjemnością — poruszył sugestywnie brwiami — ale wolałbym nie bawić się sam — dodał niby obojętnym tonem, spoglądając na nią — wiesz, jeżeli tak bardzo chcesz, mogę cię po prostu podstawić pod hotel i zniknąć, skoro obawiasz się, że będziesz mogła czegokolwiek żałować — mruknął, dodając w myślach, aby nie myślała sobie, że wówczas nie uda się gdzie indziej. Jedną noc mógł zaczekać, ale jeżeli zamierzałaby się dłużej z nim drażnić w ten sposób… Nie był pewien czy uznałby to za warte wyrzeczeń.
    Oblizał wargi, gdy stali jeszcze przy ściance, a flesze wciąż błyskały. Podniósł spojrzenie ciemnych oczu wprost na jeden z obiektywów i uśmiechnął się połowicznie, jednocześnie mocniej ściskając dłoń, którą trzymał na Violet. Jasno dając do zrozumienia, wszystkim, którzy obejrzą na plotkarskich portalach zdjęcia, że brunetka należy do niego. Miał cichą nadzieje, że wspomniany przez Brennan Woods zobaczy te zdjęcie. Chciałby zobaczyć wówczas jego minę.
    — Potrafię zachowywać się w odpowiedni sposób — wymruczał — nie potrzebuję krwi, aby sprawić, że odlecisz — nachylił się nad nią, szeptając wprost do jej ucha — przecież dobrze o tym wiesz.
    Kiedy pokonywali odległość dzielącą ich od baru, Theodor rozglądał się po twarzach mijanych ludzi, orientując się czy na bankiecie był ktoś wart jego zainteresowania. Zmrużył lekko powieki, gdy mignęła mu znajoma twarz. Odwrócił się przez ramię, na krótką chwilę tracąc zainteresowanie Violet.
    — Co? — Mruknął, gdy usłyszał jej pytanie — niech będzie stylowo — rzucił, raz jeszcze odwracając się i spoglądając za siebie. — Czekaj. To jest oficjalne otwarcie czy tylko dla osób powiązanych w jakiś sposób z hotelem i ich siecią? — Spytał, kiedy dotarli do baru.

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  102. Przeniósł na nią spojrzenie ciemnych oczu i powoli przesunął wzrokiem po jej twarzy, uśmiechając się przy tym kącikami ust. Czuł się nadal dziwnie z myślą, że Violet zna jego sekret. Zwłaszcza, że dość pochopnie i po krótkim czasie znajomości podzielił się z nią swoim zamiłowaniem do specjalnej farby. Teoretycznie wiedział, że go przed nikim nie wyda, wówczas sama mogłaby być zagrożona wyjawieniem własnych nieczystych interesów, ale jakby zastanowić się nad tym dłużej, ona miała dowód w postaci obrazu. On? Nie miał na nią niczego namacalnego. Mimo wszystko nie trząsł portkami, że go wyda. Nie znał jej dobrze, ale z łatwością mógł stwierdzić, że nie jest taka.
    — Może następnym razem namaluje ciebie — rzucił, zastanawiając się nad tym, jak wiele szczegółów był w stanie przelać na płótno z pamięci. Nie, nie zapraszał jej do pozowania, chociaż musiał przyznać, że to było kuszące. Znali się jednak o wiele za krótko, aby zapraszał ją do takich rozrywek.
    — Bez komentarza — powiedział z lekkim rozbawieniem — skoro według ciebie trochę się już znamy — on sam, cały czas traktował to jako świeżą znajomość, chociaż w jego myślach Violet na dobrą sprawę była nieustannie — zastanawiam się, kiedy zaczniesz mnie traktować jak przyjaciela, a nie zło konieczne. Zwłaszcza, że daję ci tak dużo przyjemności. Bo, jak zgodnie zauważyliśmy, nic nas na siłę nie trzyma przy sobie, ale mimo tego to orgazmów ode mnie pragniesz, Brennan — wymruczał, mając świadomość, że tym konkretnym przypadku się nie mylił. Widział, jak reagowała na niego, a jak wyglądała podczas kolacji z Woodsem. Jeżeli ten facet naprawdę myślał, że brunetka była nim zainteresowana na poważnie, powinni go kiedyś zaprosić na wspólną kolacje, aby zobaczył, jak zachowuje się kobieta, gdy naprawdę pragnie mężczyzny — tyle masz szczęścia, że lubię słuchać jak jęczysz, więc z przyjemnością będę ci je dalej dawał, ale wyobraź sobie, Brennan, że nawet ja mam pewien próg znoszenia niechęci do swojej osoby. Taka ciekawostka — to nie tak, że czuł się teraz tak, jakby zmuszała się do spędzenia z nim czasu. Wiedział, że tak nie jest. Wiedział, czego naprawdę od niego chciała i nie mógł się doczekać, kiedy odbębnią to otwarcie i skupią się na tym, po co właściwie się spotkali. Chciał jednak, aby miała świadomość, że nie będzie zawsze znosił każdego jej humorku.
    — Nie musisz się o mnie martwić — szepnął cicho — w końcu będę w dobrych rękach — uniósł wysoko brew, nie odrywając od niej spojrzenia — miejmy nadzieję, że meble są wytrzymałe. Zamierzam cię pieprzyć na każdym, jaki w nim jest — wyszeptał, odetchnąwszy gdy w końcu odeszli od ścianki. Jego ulga nie trwała tak długo, jakby sobie tego życzył. Stał się nieobecny, próbując odnaleźć te z pozoru znajomą twarz w tłumie raz jeszcze, upewnić się, że się nie przewidział.
    — Ta — mruknął, na krótką chwilę spoglądając na brunetkę — co? Nie — zaśmiał się, starając skupić się tylko na Violet — dla mnie szkocka single malt — skierował słowa do barmana. Jaka istniała szansa na to, aby spotkał właśnie tutaj i właśnie teraz, z Violet u boku, tę szurniętą Caroline? Zupełnie, jakby wszechświat chciał mu przypomnieć, dlaczego traktował kobiety tak, jak traktował, a Violet nie miała stać się żadnym wyjątkiem. — Zastanawiam się po prostu jak dużą szansę mam na spotkanie kogoś, kogo nie lubię. Jak na złość, pewnie dużo za dużą — mrugnął do niej — ty mnie przecież nie znosisz, a musisz się ze mną męczyć przez cały wieczór i noc. A propos… Przewidujesz wspólne śniadanie?

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  103. Spojrzał na dziewczynę swoim intensywnym spojrzeniem, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, której miał jej udzielić.
    — Z zasady — przyznał po chwili. Najchętniej nadal wpatrywałby się w nią, jednak nie mógł sobie pozwolić na zdekoncentrowanie się na prowadzeniu. Nie mógł się więc doczekać momentu, w którym opuszcza samochód. — Ale nie widzę przeszkody, abym spróbował czegoś nowego — zamruczał, a następnie kącik jego warg drgnął niebezpiecznie, gdy spytała o pozowanie. Z jednej strony to byłoby dużo przyjemniejsze od malowania z pamięci i doskonale o tym wiedział, ale jednocześnie to nie było bezpieczne. Dla żadnej ze stron i wolał jej do tego zwyczajnie nie dopuszczać. Chociaż wewnętrznie mógł tego pragnąć. Nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo, dopóki Violet nie wypowiedziała tych słów na głos. Z tego co kojarzył temat był już wcześniej poruszany, ale wtedy nie czuł dokładnie tego samego, co czuł w tej chwili. W dodatku nie miał pewności co do samej znajomości, chociaż prawdę mówiąc w tym momencie akurat w tym temacie niewiele się zmieniło, bo wciąż była to jedna wielka niewiadoma. Niby wiedzieli czego od siebie wzajemnie chcą, ale zdawali sobie sprawę, że nie mieli pojęcia, jak długo to potrwa. W takim układzie. — Bezpieczniej będzie tego nie robić — wymruczał, chociaż błysk w jego oczu jasno mówił, że odpowiedź na jej pytanie nie była całkiem zgodna z jego wolą. Raczej ze świadomością ryzyka.
    — Nie do końca — mruknął, bo nie tyle o samą łatkę mu chodziło, co o prędkość ich znajomości, skoro sama uznała, że trochę się już znają — miałem bardziej na myśli kwestie tolerowania — wzruszył lekko ramionami — po prostu ostrzegam, żebyś nie przesadziła, jeżeli nie chcesz tracić swoich profitów — wymruczał cicho, spoglądając na dziewczynę — naprawdę? Nie zauważyłem — mruknął ironicznie, bo momentami ciężko było uznać, że Brennan nie czuje do niego niechęci — nikt nie mówi o zaplataniu sobie warkoczyków — stwierdził, wzruszając lekko ramionami, uznając, że nie do końca się zrozumieli akurat w tym temacie. Nie chciało mu się jednak tłumaczyć swojej myśli, zwłaszcza.
    Z przyjemnością kontynuowałby rozmowę, którą rozpoczęli przy ściance, gdy fotografowie wykonywali kolejne fotki, jednak widok z pozoru znajomej twarzy tak zbił go z tropu, że przez chwilę naprawdę był nieobecny myślami.
    Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa. Przechylił głowę w bok i autentycznie zaczął się nad tym zastanawiać.
    — Dobra, nie. To byłoby przesadą. Bardziej sztuczne od rzekomej przyjaźni — dodał — a co do wcześniejszego, nic mnie nie uwiera… jeszcze — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, który momentalnie osłabł, przy dalszej rozmowie. Wolał nie poruszać tematu, ale sam miał świadomość, że zaczął, a sam nie lubił, kiedy ktoś o czymś zaczynał mówić, a nie kończył — jeszcze nie postarałaś się wystarczająco mocno, abym nazwał cię najgorszą zmorą z moich sennych koszmarów, Brennan. Jak się okazuje, wcale nie łatwo jest sobie zasłużyć na ten chwalebny tytuł — mruknął, chwytając w dłoń szklankę podaną przez barmana i upił odrobinę, nadal zerkając co kilka sekund na pozostałych gości, jednocześnie chcąc się upewnić czy widział to co widział, czy tylko mu się przewidziało. Miał dużą nadzieję, na te drugie.

    😊

    OdpowiedzUsuń
  104. Nie mógł jej tak po prostu wpuścić do całego swojego życia. Zdrowy rozsądek go przed tym powstrzymywał, chociażby gdyby nie nim się kierował, prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy wpuściliby ją do swojej pracowni. Na szczęście (lub nie), potrafił zachować resztki samokontroli. Nie zastanawiając się przy tym, co o tym pomyśli Violet. W tym temacie nie było miejsca na zastanawianie się nad tym czy jej się coś spodoba, czy też nie. Liczyło się tylko jego zdanie.
    — Pokażę ci, jak skończę — oznajmił, wzruszając lekko ramionami. Nie traktował jej słów poważnie. Dałby sobie odciąć rękę, że gdyby zaproponował jej wprost za jakiś czas możliwość pozowania, nie odmówiłaby. Za bardzo była tym zainteresowana, co pokazała mu na samym początku, gdy dowiedziała się czym malował swoje dzieła.
    — Lojalna przestroga? — Odpowiedział pytaniem na jej pytanie, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Według Theo to nie był szantaż. Jeżeli decydował się na takie formy zmuszania kogoś do zrobienia czegoś, co mu odpowiadało, robił to dużo brutalniej, dosadniej. A to? To można by nazwać wręcz przyjacielską radą, ale obstawiał, że Brennan przyczepiła by się przyjacielskiego i znowu musiałby jej coś tłumaczyć. Wolał tego uniknąć — nic więcej — dodał, wzruszając lekko ramionami. Poza tym uwaga o jego przeprosinach nie była dla niego obojętna. Miała go. Tę świadomość, że to jemu zależało, że był gotów ją przeprosić, bo jej pragnął. Nie tak powinno być.
    Zmrużył lekko oczy, słuchając tego, co miała do powiedzenia. Nie patrzył na to w ten sposób, na jej niechęć. Spoglądał na nią, nie skupiając się na tym, co ją spotkało. Od początku oznajmił, że zamierzał ją traktować normalnie, dlatego nawet o tym nie myślał.
    — Zapomnij — mruknął — skupmy się na tym, co dobre — dodał, uznając, że temat ich rozmowy zdecydowanie uciekł od tego, o czym początkowo rozmawiali. Poza tym wybierali się wspólnie na otwarcie hotelu, mieli się pokazać, uciąć plotkarze plotki na ich temat. Na tym powinni się skupić przede wszystkim. I na tym, na co czekali przede wszystkim, a do czego ta rozmowa mogła nie doprowadzić. Naprawdę chciał spędzić z nią jeszcze jedną noc. Jakaś głupia dyskusja nie mogła tego zniszczyć.
    Odruchowo ułożył dłoń na jej tali, kiedy stanęła przed nim, tak blisko jego ciała. Uniósł kącik ust, zatrzymując szklankę z alkoholem tuż przed nimi.
    — Nie jestem pewien czy chciałabyś nosić ten tytuł — mruknął — na pewno wtedy nie pozwoliłbym na to, abyś znajdowała się tak blisko — mruknął, przyciągając ją bliżej siebie — zaznaczę, że wolałbym jednak nie musieć cię odpychać — zaśmiał się — lubię słuchać twoich jęków, chyba już to uzgodniliśmy — wymruczał i upił w końcu odrobinę alkoholu, smakując go w ustach przez chwile i dopiero wówczas przełknął, czując jak piecze go w gardle. Lubił jednak te uczucie — Caroline Webber — powiedział, a raczej wypluł z siebie imię i nazwisko dziewczyny. Nie wiedział czy Violet o niej kiedykolwiek słyszała. Pan Webber również należał do ich światka, a Theo i Caroline… Można powiedzieć, że miała być jego przepustką. Nie znał wtedy jeszcze Lebedeva. Nie był jeszcze tym Sandersem, którym był teraz, a Caroline go ośmieszyła, przeżyłby, gdyby po prostu go zdradzała, ale sposób w jaki to robiła… Cóż była zwykłą dziwką, ale niechęć i niesmak wciąż pozostał w Theo i nic nie mogło sprawić, aby był w stanie spojrzeć na nią obojętnie.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  105. Spojrzał na nią uśmiechając się i wzruszył ramionami, jakby nie miał pojęcia o czym tak właściwie mówiła. Cieszył się jednak, że wyszła z tego samego założenia, co on. Nie powinni marnować tego wieczoru na rozmowy, które mogłyby zaprowadzić do nieodpowiedniego miejsca. Zwłaszcza, że przeprosiny, które usłyszała z jego ust miały być pierwszymi i ostatnimi. Samo to, że do nich doszło było cudem. Nie chciał sprawdzać, jak byłoby za drugim razem, poza tym, nie oszukujmy się. Nie był typem faceta, któremu za wszelką cenę zależy na konkretnej kobiecie (a przynajmniej wciąż mu się tak wydawało).
    Dlatego nie wracał myślami do ich rozmowy w samochodzie. Problem polegał na tym, że chociaż naprawdę chciał, aby ten wieczór nie był przepełniony komplikacjami te natrętnie zaczęły się pojawiać.
    Kiedy związał się z Caroline, tylko po to, aby jego nazwisko nabrało znaczenia w przestępczym świecie, wierzył, że nie może go przecież spotkać żadna krzywda ze strony młodej paniusi. Zwłaszcza, że to nie była miłość. Sprawa nie wyglądała tak, że ją pokochał, a ona zraniła jego serce przez co nie był w stanie poczuć nic więcej poza chęci zaspokojenia żądzy. Ona go ośmieszyła, doprawiała mu rogi przy każdej możliwej okazji. Wiedziała, że wtedy był nikim i myślała, że może z nim pogrywać, bo siedział w kieszeni tatusia. Theodor jednak ponad wszystko cenił honor. Zwłaszcza swój, a Caroline… Cóż zachowywała się, jak się zachowywała. Chyba nie miała pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje. Poza zdradami, traktowała go na każdym kroku tak, jakby to jej miał być wdzięczny. Nie rozumiała wtedy, a Theo podejrzewał, że jest tak do dzisiaj, że to ona stanowiła problem. Że własny ojciec miał dość jej zachowania. Theo poza względami Webberów, dostępem do rodzinnego interesu i przejęciu go w przyszłości miał utemperować tę dziewczynę, ale wszystko obróciło się przeciwko niemu. Sprawę częściowo załatwili po cichy, zmiatając pod dywan kilka skandalików, aby obaj wyszli na tym dobrze. Nie wspominał tego „związku” dobrze, ale dużo się na nim nauczył. Przede wszystkim tego, aby kobietom nie ufać i nie pozwolić sobie na to, aby weszły na głowę.
    Spojrzał na Violet. Gdyby nie ujrzał twarzy Caroline, nawet nie zastanawiałby się nad propozycją brunetki, zwłaszcza, że jej pragnął od wczorajszego wieczoru. Nie może wejść ci na głowę, a czy to już się nie stało? Czy Violet nie okręciła go sobie wokół palca? Przeprosił ją.
    — Myślę, że powinniśmy z tym jeszcze chwilę zaczekać — odparł z lekkim uśmiechem, powoli sunąc dłonią w górę jej pleców, a następnie powoli zsuwając ją w dół, zatrzymując się dopiero tuż nad pośladkami. Musiał przejąć kontrolę — chciałbym, żebyś z trudem dotrwała do tego, co będzie cię czekało w pokoju — wymruczał wprost do jej ucha, jednocześnie przenosząc dłoń na jej bok — szkoda, że nie masz rozcięcia w tej kiecce — stwierdził nieco zachrypniętym głosem.
    Westchnął ciężko, bo wolałby nie gadać więcej o Caroline. Trochę się bał, że jakaś siła nieczysta przywlokłaby ją do nich.
    — No tak, kto nie słyszał o Caroline nie zna życia — powiedział, upijając łyk alkoholu — w wielkim skrócie miała stać się panią Sanders, ale na naszej drodze pojawiło się rozwidlenie — mruknął, bo ostatnie czego chciał to przyznawania się do tego, że jakaś wówczas małolata myślała, że ma nad nim przewagę — uwierz, żadne z nas nie chce tego słuchać — dodał, mrużąc powieki.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  106. — Nie może być za łatwo, czyż nie? — Spytał, wpatrując się w nią intensywnie, swoimi ciemnymi oczami. Bez trudu mógł sobie wyobrazić, co będzie się działo, gdy już uznają, że to koniec pokazywania się wśród ludzi i zdecydują się na zniknięcie w hotelowym pokoju, ale jednocześnie zamierzał rozpalić ją jeszcze tutaj, wśród innych do granic możliwości. Chciał, aby błagała o to, aby znaleźli się już całkiem sami. Tylko we dwójkę. I zamierzał do tego doprowadzić. Nawet, jeżeli będzie musiał trzymać siebie samego mocno na wodzy. — Podoba mi się myśl, że chcesz się rozbierać tylko przede mną — stwierdził z lekkim uśmiechem, nadal nie odrywając od niej spojrzenia — ale równie mocno podobałoby mi się, gdybym mógł bez problemu sięgnąć tego co moje, już tutaj, już teraz — szepnął, nachylając się do niej, aby ustami musnąć delikatnie płatek jej ucha. Zaciągnął się jej słodkim zapachem i zamruczał cicho z uznaniem.
    Wywrócił lekko oczami, gdy skinęła na barmana. Zdecydowanie wolałby nie przerywać tej chwili i wolałby, aby się od niego nie odsuwała. Wkurzało go to, że miała tak silną osobowość i charakter. Co jednocześnie utwierdzało go w przekonaniu, że to musi być po prostu przygoda, a cokolwiek wydawało mu się, że mógłby do niej poczuć do mylne przeczucie. Tymczasowo było świetnie, ich energia była cudowna, ale w takich chwilach jak ta wiedział dokładnie, że prędzej czy później naprawdę sięgnęliby po broń i się pozabijali. Istniało bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że bez broni też oprowadziliby do śmierci.
    Uniósł wysoko brew, bo nie spodziewał się po Violet takiej reakcji i przyglądał jej się z zainteresowaniem. Przekrzywił głowę, wciąż z uniesioną brwią, słuchając, co miała do powiedzenia. Przymknął powieki i pokręcił lekko głową w myśl nie tyle niedowierzenia, co wręcz przeciwnie… Dlaczego nie dziwiło go to, że Caroline była podsuwana niemal każdemu wolnemu mężczyźnie z półświatka?
    — I nadal jest panną Webber — zaśmiał się cicho, a następnie pokiwał lekko głową. Nie mógł się nie zgodzić. Caroline faktycznie była chodzącą katastrofą i co najgorsze, zdawała się tego zupełnie nie zauważać. Jakby znaki od wszystkich i od całego wszechświata nie dotyczyły jej, a wszystkich innych, bo ona sama nie miała przecież sobie zupełnie nic do zarzucenia. Uniósł kącik ust, gdy wspomniała o przywaleniu Caroline. Sam trzymał się zasad, że jednak kobiet nie dotyka o ile naprawdę sobie same na to nie zasłużą, chociażby celowaniem w niego bronią czy przemocą wymierzoną w niego przez nie. Caroline nic takiego mu nie zrobiła, ale nie miałby nic przeciwko, aby zobaczyć, jak dziewczyna dostaje od kogoś w twarz — tymi słowami tylko zachęcasz mnie do pozostania tutaj. Bijące się laski? Brzmi nieźle, zwłaszcza, że nie miałem jeszcze okazji oglądać takiej walki — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu — chociaż doskonale wiem, kto by wygrał — dodał, puszczając do brunetki oczko, nie podejrzewał, aby miał się tego doczekać. Wiedział jednak, że Violet pewnie nie miałaby nawet jednego zadrapania na sobie. — Swoją drogą… Brennanowie naprawdę chcieli się zgadać z Webberami? Chyba zacznę z chęcią ci częściej towarzyszyć, jak takich smaczków można się nasłuchać — powiedział, odstawiając pustą szklankę na blat baru.

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  107. Uniósł brew, a poza tym jednym gestem jego wyraz twarzy pozostał bez zmian. Wysłuchał, co miała do powiedzenia i powstrzymał się przed uśmiechem. Violet była tak inna od dziewczyn i kobiet, z którymi wcześniej się spotykał… żadna przecież nie powiedziałaby mu nigdy takich słów. I to ponownie obudziło w nim, a raczej przypomniało o fascynacji jej osobą. O tym, że z nią było zupełnie inaczej niż z pozostałymi, że być może, nie musiał za wszelką cenę mieć kontroli, ale… może wręcz musiał? Spoglądał na nią, uważnie jej się przypatrując i jednocześnie próbując przewidzieć konsekwencje. Chciałby być w stanie to zobaczyć. Ich przyszłość. Dla upewnienia siebie czy to bezpieczne dla niego. Jakby się czegoś bardzo obawiał. W końcu wiedział nie od dzisiaj, że kobieta potrafi być zgubą. Czy Violet miała nią być dla niego?
    — Jasne, rozumiem, że ostrzeżenie wynika stąd, że zbliżamy się do jej końca, tak? — W zasadzie to dobrze, przecież tego chciał. Doprowadzić ją na skraj, chociaż liczył, że będzie to wyglądało inaczej.
    Westchnął. W zasadzie podobało mu się to, co słyszał. Nie był pewien, jakby zareagował gdyby uznała, że jednak tej wyłączności nie chce. Nie byłby w stanie znieść myśli, że może ją mieć również ktoś inny i… miałby materiał na kolejne obrazy. Był tego pewien. Każdy, kto tylko by się do niej zbliżył, skończyłby na jego płótnie. Nie było innej opcji.
    — Śmiałe deklaracje — powiedział, nachylając się nad nią, przytrzymując ją przy sobie odrobinę mocniej i dłużej, nie chcąc pozwolić, aby się od niego odsunęła, chociaż wiedział, że dystans wcale nie będzie duży — może chciałabyś dodać coś jeszcze? — Spytał, uśmiechając się kącikiem ust — na przykład, jeżeli ktoś po dzisiaj zapyta mnie o ciebie… mam jasno i stanowczo odpowiadać, że jesteś moja? — Musnął wargami jej policzek. Nie miał problemu z cóż, okazywaniem czułości w miejscu publicznym, chociaż nie nazwałby tego czułością. Dobrze wiedzieli, że chodzi tylko o jedno — i oznajmić, że każdy, który odważy się do ciebie zbliżyć skończy… z delikatnie zranioną twarzą, czy to zbędne? — Zaśmiał się cicho, gardłowo do jej ucha, a następnie przesunął nosem po policzku dziewczyny, zaciągając się jednocześnie jej zapachem.
    — Nie mogę się nie zgodzić — pokiwał powoli głową — nawet pokuszę się o stwierdzenie, że sam lepiej bym tego nie ujął — zaśmiał się cicho, spoglądając to na swoją szklankę, to na Violet — w zasadzie… kto wie, może to byłoby fajne przedstawienie — wzruszył ramionami — lepsze niż kisiel, tego jestem pewien — zaśmiał się, ale po chwili pokręcił przecząco głową — nie patrzyłbym na nią, więc z pewnością to nie jej widok by mnie podniecił, Brennan — szepnął cicho — ale ty, umazana krwią… — niemal wymruczał, czując jak na samo wyobrażenie robi mu się przyjemnie ciepło i jednocześnie ciasno w spodniach. Oblizał powoli wargi, bo krążenie miedzy tematami wcale nie było łatwe. Zwłaszcza, że wolał się skupiać na tych przyjemnych tematach.
    — Wtedy z nim nie pracowałem — zmarszczył lekko brwi, bo znajoma twarz ponownie mignęła mu pomiędzy tłumem i popełnił pieprzony błąd, bo zamiast odwrócić wzrok pozwolił, aby ich spojrzenia się skrzyżowały — kurwa — rzucił, a następnie skierował się do barmana — jeszcze jedną — przesunął szklankę i spojrzał na Violet — idzie tu. Jak dla mnie możesz jej na dzień dobry przywalić — chociaż chętnie zrobiłby to sam, ale mimo wszystko trzymał się jakichś zasad.
    — Theo! — Wysoki głos przebił się przez dźwięki otoczenia — Violet Brennan?! A to ci dopiero! — Caroline podeszła do nich pewnym krokiem — przyszliście razem?

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  108. — Ciekawe… — powiedział cicho, nie odsuwając się od brunetki nawet na krótką chwilę. Przesuwał powoli dłonią wzdłuż jej boku, odnotowując, że naprawdę pod materiałem sukienki nie czuje żadnej bielizny. Nie miał żadnego powodu do wątpienia w jej słowa, ale mimo wszystko, miło było to poczuć — niby brak majtek powinien być ułatwieniem, a jednak wszystko mi utrudniają — zaśmiał się cicho, nie cofając ręki z jej ciała — nie było dłuższych sukienek? — Spytał, ale nie czekał na odpowiedź — z chęcią wsunąłbym dłoń pod nią i odnalazł swoją własność — szepnął, a po chwili pozwolił sobie na ciche westchnienie. Ile by dał, aby zaciągnąć ją już teraz prosto do pokoju… Ale przecież, jeżeli teraz wyszedłby z inicjatywą, sam pokazałby jej, jak wielką ma nad nim przewagę, a tego zrobić przecież nie mógł.
    Nie miał żadnego powodu, aby nie pokazać wszystkim wyraźnych granic, gdyby ktokolwiek spróbował zbliżyć się do Violet. Teoretycznie na ściance podczas pozowania do zdjęć, tylko ślepiec nie zorientowałby się, że coś ich łączy.
    — Wszystko zależy od odległości, jaką pozwolą sobie pokonać. Więcej niż sto metrów, jedynie draśnięcia. Mniej niż metr? Natychmiastowa śmierć — powiedział, na krótką chwilę nawiazując z brunetką kontakt wzrokowy. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili nachylił się i złożył na jej ustach powolny pocałunek — niech wiedzą, że nie mają prawa się zbliżyć — wymruczał, nachylając się bardziej, aby przesunąć nosem po jej szyi. Kurwa, tak bardzo chciał ją stąd zabrać… dlatego, słysząc jej słowa uśmiechnął się kącikiem ust, bo gdy wspomniała o przeniesieniu się do któregoś z nich, stał się tym wygranym. To w końcu ona pierwsza zaproponowała w tym momencie.
    — A nie chcesz przetestować tego pokoju? — Wychrypiał cicho, nie zdążywszy zrobić niczego więcej. Czy Caroline naprawdę musiała zjawić się teraz? Kiedy miał już położyć ręce na Violet i zgodzić się na opuszczenie tej imprezy, na której zabawili już wystarczająco? Musiała? Przymknął powieki na ułamek sekundy, a następnie przybrał obojętną minę, gdy Webber postanowiła do nich podejść i się przywitać. Objął Brennan tak jak tego chciała i przysunął ją bliżej siebie, bo dlaczego nie? Nie musiał niczego udowadniać przed Caroline, ale wewnętrzny głos, był głośniejszy, chociaż z reguły siedział cicho. Przecież miał ją w dupie, tak jak każdy, to była Caroline Webber najmniej rozgarnięta i szanowana w towarzystwie kobieta, a sam fakt, że należała do rodziny Webberów nie sprawiał, że ktokolwiek chciał jej uwagi. Może tu leżał problem? Nim wszedł w pełni do półświatka, chciał tej uwagi?
    Kącik ust drgnął mu, po usłyszeniu tego, co miała do powiedzenia Violet. Nie pozwolił sobie jednak nawet na połowiczny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Violet, myślałem, że twoje złośliwości są tylko dla mnie — odezwał się niskim tembrem głosu, gładząc ciało Brennan.
      — Zmieniłeś mnie na nią? — Dziewczyna wysunęła jedną nogę do przodu, wyginając ciało w powabny (według niej) sposób i zmierzyła spojrzeniem stojąca przed nią brunetkę — poważnie? Na tę małą jędzę?
      Theo przekrzywił głowę, chociaż jego mina wciąż pozostała taka sama. Przesunął spojrzeniem po wygiętym koślawo ciele Caroline, specjalnie robiąc to powolnie, jakby przyglądał się każdemu szczegółowi. Jednocześnie nie przestając trzymać przy sobie Violet.
      — Masz coś jeszcze do powiedzenia o Violet, Caroline? — Spytał znudzony — bo jeżeli liczysz, że w ten sposób cokolwiek ugrasz, to jesteś w błędzie.
      — Po prostu zakładam, że stać cię na coś lepszego — powiedziała, celując palcem w brunetkę — a może potrzebujesz czegoś od jej tatusia, Theo? Lebedev ma dość twojej samowolki?
      Sanders uniósł brew, ale zrobił to w tak bezemocjonalny sposób, że wyraz jego twarzy mimo wszystko niewiele się zmienił.
      — Ktoś podsłuchiwał jak starsi rozmawiają? Od kiedy interesujesz się poważnymi tematami, Caroline?
      Dziewczyna prychnęła i jednocześnie zrobiła krok do przodu.
      — Nieważne skąd wiem, ważne, że mam wiedzę, która widocznie nie dotarła jeszcze do ciebie. Jak będziesz potrzebował pomocy, to wiesz, numer mam ten sam. I adres — wyciągnęła dłoń w kierunku kołnierzyka jego koszuli, ale Theo był szybszy i złapał jej nadgarstek.
      — Nie chcesz mieć we mnie wroga, Webber — oznajmił, ściskając mocno jej nadgarstek, nie przejmując się tym, że mógł zrobić to za mocno, o czym informowała jej mina.
      — Puszczaj — wyszarpnęła rękę, bo Theo rozluźnił uścisk.
      — Masz coś jeszcze do powiedzenia? — Spytał, unosząc brew.

      😏

      Usuń
  109. Przymknął na krótki moment powieki, z łatwością wyobrażając sobie to, jak zaciąga ją w mniej zatłoczone miejsce i bierze to, co należy do niego. Musiał naprawdę ze sobą walczyć, aby nie zmienić wyobrażeń w rzeczywistość. Gdyby się nad tym dłużej zastanowił, może mógłby i wymyślić odpowiednią dla samego siebie wymówkę, że wcale nie okazałby się przegranym, gdyby pierwszy uznał, że czas się przenieść w ustronne miejsce.
    Na całe szczęście dla samego siebie, nie musiał tego robić.
    Czuł, jak po jej słowach męskość w jego spodniach stała się twarda. Zamierzał przenieść dłonie na jej talię i biodra, a następnie po prostu wyprowadzić ją z hotelu, prosto do swojego samochodu. Chciał ją zawieźć prosto do siebie, do swojej sypialni konkretnie i kolejny raz poczuć jej smak. Pozwalając tym razem na spełnienie kilku jej pomysłów, nawet, gdyby miał przy tym upuścić właśnie nieco swojej krwi. Jeżeli właśnie tego pragnęła…
    Był już tak blisko zrealizowania swoich założeń, ale pojawienie się Caroline było niczym wiadro zimnej wody, sprowadzające go na ziemie. Mocno i z upadkiem.
    — O proszę, a jednak sympatia — uśmiechnął się lekko na słowa Violet. Szybko jednak ponownie przybrał obojętny wyraz, słuchając Caroline. Zwłaszcza, że słowa które wylewały się z jej ust mocno mu się nie podobały. Co prawda nie dał po sobie poznać, że cokolwiek go ruszyło, ale… nie podobały mu się one. Oczywiście, że miał nadzieję, że coś posłuchała, poprzekręcała, ale… Nie podobało mu się to.
    Uniósł brew, gdy zorientował się, co zamierza zrobić Brennan. Chciał ją powstrzymać, bo dla Caroline nie warto było wzbudzać sensacji, ale nie zdążył. Jedyne, co mógł zrobić w tej sytuacji to starać się osłonić Violet przed ciekawskimi ludźmi, którzy już sięgali po swoje telefonu komórkowe, aby zrobić ciekawe fotki.
    Musiał jednak przyznać, że widok zakrwawionej Caroline mu się podobał. Sam chętnie doprowadziłby ją do takiego stanu, ale on nie mógł sobie na to pozwolić.
    — Ty idiotko! — Caroline chwyciła się za nos — jebana kretynko! — Dodała jeszcze, jedną dłonią trzymając zakrwawiony nos, a drugą machając na oślep przed sobą, jakby chciała oddać Brennan, ale nie miała pojęcia, jak się za to wziąć.
    — Caroline, nie denerwuj więcej Violet, widzisz czym to grozi — uniósł lekko kącik ust, a następnie skierował swoje słowa do kobiety, której towarzyszył — musisz poćwiczyć cierpliwość — stwierdził, ale nie brzmiał zaczepnie. Mówił poważnie, jeżeli mieli się jeszcze gdzieś razem pokazać, Brennan musiała nad sobą panować. Objął ją ramieniem, odciągając od baru — i poćwiczymy tę cierpliwość, gdy tylko znajdziemy się u mnie — dodał nieco ciszej — nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo cię w tej chwili pragnę — wymruczał, ignorując całkowicie wszystkich gapiów. Nie marzył o niczym więcej, jak znalezieniu się z nią sam na sam. Gdy odsunęli się od baru, Theo przystanął i sięgnął powoli dłonią twarzy Violet, aby zetrzeć z niej pojedyncze krople krwi.
    — Lubię taką wersje Violet — stwierdził z delikatnym uśmiechem — i z chęcią napawałbym się tą chwilą, ale powinnismy się stad szybko zbierać — musnął jej wargi i łapiąc jej dłoń i splatając ze sobą ich palce, ruszył do wyjścia.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  110. — Ja i piórka? Nie do twarzy mi z nimi — mruknął z lekkim uśmiechem. Nie podobała mu się cała ta sytuacja z Caroline, chociaż musiał przyznać, że samo zakończenie i to, że Webber została ze złamanym nosem… Gdyby nie fakt, że popsuła im wyjście, ta świadomość obitej twarzy Caroline cieszyłaby go dużo bardziej. Albo, gdyby przynajmniej nie stało się to w takim miejscu, jak otwarcie hotelu, bo cóż… Nie lubił znajdować się w centrum uwagi w skandaliczny sposób, a zachowanie Violet i Caroline… Wiedział, że będzie o tym głośno, chociaż zdecydowanie wolałby tego uniknąć. Zawsze starał się nie rzucać w oczy, a rozgłos uzyskiwał w odpowiedni, dobry PRowo sposób. Tak, aby śmietanka towarzyska Nowego Jorku go uwielbiała. Będzie musiał się z tym zmierzyć, wiedział, że czasu nie cofną. Nie podobało mu się jednak to, że będzie to kolejny skandal z jego udziałem. Po tym nalocie policji i bzdurom, które opisała ta cała plotkara, nadal patrzono momentami na niego nieprzychylnie.
    Cieszył się, że Violet nie sprzeciwiała się wyjściu. Zresztą, wziąłby ją za prawdziwą wariatkę, gdyby mimo konfrontacji z Caroline, chciała nadal pozostać na imprezie.
    — Czekaj, czekaj — uśmiechnął się kącikiem ust, chociaż początkowo zamierzał pozostać niewzruszony — czy to właśnie przyznania się do tego, że będziesz spełniać każde moje życzenie? — Zaśmiał się, bo cóż… W tej sytuacji właśnie tak to widział i, niespodzianka, wcale nie miałby nic przeciwko. Zdążył jednak poznać Violet Brennan na tyle, aby wiedzieć aż za dobrze, że to pozostanie jego marzeniem.
    — Gdyby nie twoje ciągłe zamawianie uberów, nie pojawiliby się — mruknął, bo ta wzmianka zdecydowanie w tym momencie nie była potrzebna. Zwłaszcza, że ciągle smród tego się za nim ciągnął. Tak czy inaczej, nie miał nic przeciwko przeniesieniu się gdzie indziej — w każdym razie, w porządku. Do ciebie — dodał, pozwalając sobie na odrobinę szerszy uśmiech po jej słowach.
    — Dużo jeszcze skrywasz przede mną tych wersji czy mogę uznać, że jestem już zaznajomiony ze wszystkimi? — Spytał, kiedy kierowali się już do wyjścia.
    Kiedy zasiadł za kierownicą, odpalił samochód i ruszył w dobrze już znanym sobie kierunku. Miał dobrą pamięć, więc do dostania się spod hotelu o domu Violet nie potrzebował już włączonej nawigacji. Zacisnął mocniej palce na kierownicy, kiedy usłyszał pytanie z ust brunetki. Mógł się domyślić, że prędzej czy później będzie chciała poruszyć tematy, o których gadała Caroline. Wolał jednak, aby stało się to dużo później. Przez chwilę milczał, wpatrując się w drogę przed sobą. Wiedział jednak, że nie może jej zostawić tak po prostu bez odpowiedzi.
    —Dopiero zaczynałem — powiedział, ciężko wzdychając — byłem gówniarzem, który wymyślił sobie plan, jak szybko wspiąć się po drabinie — wzruszył ramionami. Później poznał Lebedeva i wymyślił lepszy plan. Znajdował się w tej chwili na dużo lepszej pozycji, niż gdyby wszedł w jakikolwiek układ z Webberami. Nie zamierzał jej jednak opowiadać historii o tym, jak dokładnie to było, że był nikim w gangsterskim świecie, że nie miał żadnych pleców, żadnych znajomości poza małymi zleceniami i byciem chłopcem na posyłki. Gdy teraz o tym myślał, osiągnął znacznie więcej niż zakładał. Był kimś. I osiągnął to samo, bez wżenienia się w Webberów.

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  111. Uniósł wysoko brew, gwałtownie zmieniając wyraz twarzy. Do tej pory pozostawał nieprzenikniony, bez zdradzania konkretnych emocji, ale w tej chwili było w nim coś… Jakby z przerażenia i zaskoczenia, zmieszanymi z determinacją.
    — Nie zmusisz mnie w żaden sposób do założenia tego —oznajmił całkiem poważnie i stanowczo. Nie żartował — będziesz musiała mnie zniewolić, ale uprzedzam, będę się bronił — dodał, dla ostrzeżenia, żeby nie próbowała dla własnego dobra. Owszem miał swoje zasady i nie zrobiłby jej krzywdy, ale jeżeli sama sięgnęłaby po niekonwencjonalne środki, nie zastanawiałby się dwa razy przed samoobroną. Zdecydowanie mógł to wszystko nazwać w taki właśnie sposób. Zakładał jednak, że szybko wybije jej z głowy te piórka, gdy już znajdą się sami i będzie mógł się nią spokojnie zająć, sprawiając, że jej myśli z pewnością nie będą krążyły wokół tak głupich pomysłów.
    Pokiwał lekko głową na znak, że rozumie padające z jej ust słowa, chociaż i tak zamierzał interpretować je po swojemu.
    — To akurat prawda — zaśmiał się cicho — z ogromną przyjemnością byłbym na twoim miejscu, ale… nie wypada, mimo wszystko — stwierdził, przechylając lekko głowę, aby na nią spojrzeć. Wywrócił oczami na jej słowa. — Gdybym cię nie wkurwił, nie bylibyśmy teraz tutaj — wzruszył obojętnie ramionami, a po chwili pozwolił sobie na pełen zadowolenia uśmiech — a gdybyśmy tutaj nie dotarli, Caroline nadal miałaby prosty nos — zaśmiał się cicho, samemu będąc zaskoczonym, że pozwolił sobie na taką reakcję. Myśl, że Webber będzie cierpiała podobała mu się. Wątpił, aby miała wynieść coś z tej lekcji, ale to i tak było warte tego widoku. Miał tylko nadzieję, że nie odbije się to mocno na Violet i jej biznesie. Nie łudził się, że afera nie dosięgnie również jego. Skoro pokazali się tam razem, a Violet skwasiła nos innej kobiecie… Będzie musiał się bardziej postarać wizerunkowo.
    — Musimy udać się na jakąś charytatywną imprezę — rzucił nagle — trzeba sprawić, aby szybko zapomnieli o Caroline. Przynajmniej o łączeniu jej nowego nosa z nami — dodał, chociaż na jego ustach nie było już tej wesołości, na którą pozwolił sobie zaledwie kilka sekund wcześniej.
    — Intrygujące — wymruczał, jednak ten nastrój również się zmienił. Nie podobał mu się temat, który poruszyła, ale mógł się tego spodziewać po tym, co gadała Webber. Słysząc Brennan, skinął tylko lekko głową. Mniej więcej właśnie o to chodziło. Tego chciał. Stać się kimś. Wiedział, że bez niczyjej pomocy to nie będzie łatwe, a Caroline wydawała się łatwa do stłamszenia. W tym konkretnym przypadku okazało się, że tak nie było, a Theo nie mógł pozwolić sobie na to, aby przynosiła mu wstyd i ośmieszenie. Nie spodziewał się jednak takiego pytania. Dlatego oderwał spojrzenie od drogi przed sobą i wbił spojrzenie ciemnych oczu w brunetkę.
    — Nie wiedziałem — powiedział szczerze, nie miał pojęcia kim była — poza tym, co najważniejsze, nie potrzebuję niczyjego wsparcia. Przy Lebedevie osiągnąłem sam to, co chciałem wcześniej dostać — nie wspomniał o tym, że jego długoterminowy plan prowadził do tego, aby ostatecznie pozbyć się przełożonego. Czekał jednak na odpowiedni moment, bo póki co, wygodne było to, że na kogoś innego spadała odpowiedzialność. — Jak mówiłem, byłem gówniarzem.

    T

    OdpowiedzUsuń
  112. — Będziesz musiała mnie zabić — stwierdził całkiem poważnie, spoglądając na nią intensywnie. Przez chwilę wpatrywał się tak w dziewczynę, a po chwili uniósł wysoko jedną brew — a martwy nie dam ci tego, czego tak bardzo ode mnie pragniesz — dodał, a kącik ust delikatnie mu drgnął. Po chwili jednak pozwolił sobie na rozluźnienie, zwłaszcza, gdy dotarł do jego uszu jej śmiech, który był dla niego niczym najpiękniejsza melodia. Zdał sobie z tego sprawę w momencie, w którym zrozumiał, że śmiała się szczerze.
    Spojrzał na jej palec, jednocześnie łapiąc go i zaciskając swoje własne palce na nim, uśmiechając się delikatnie.
    — Jak mówiłem, będziesz musiała mnie zabić — powtórzył, a po chwili rozluźnił uścisk i rozluźnił uścisk — jak sobie życzysz — zaśmiał się cicho — ale to będzie prawdziwa walka, skarbie — szepnął mrukliwie, nie odrywając od niej swojego ciemnego spojrzenia.
    Zamyślił się nad słowami Violet. Nie mógł zaprzeczyć, nie musiał się nawet długo nad tym zastanawiać, bo miała rację. Tacy jak oni byli ostrożniejsi, bo nie chcieli zwracać na siebie uwagi, ale jakby dłużej się nad tym zastanowić to czy swoją nieskazitelnością nie stawali się właśnie zauważalni?
    — Czyli co, masz ochotę popełniać głupstwa? — Spytał, zerkając w jej stronę — brakuje ci tej swobody popełniania błędów? — Dopytał, zastanawiając się nad tym, skąd u niej takie przemyślenia. On sam nie zastanawiał się nigdy nad tym. Po prostu akceptował to, co było. Nie rozmyślał. Zrobił dużo, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym obecnie się znajdował i akceptował to z wszystkimi plusami jak i minusami.
    Przechylił głowę, a następnie powoli skinął głową. Jej pomysł był dobry. Każda okazja do pokazania się w dobrym świetle była dobra, nie widział wiec powodu, dla którego miałby się nie zgodzić.
    — Brzmi idealnie — zaśmiał się cicho, kiwając głową — chcesz się zająć dekoracjami i licytacją? — Spytał, będąc ciekawym jak bardzo chciała się zaangażować.
    — Jedno i drugie?
    Był zaskoczony tym, że wciąż pomimo zmiany atmosfery pomiędzy nimi, było… spokojnie. Co nie było do nich podobne. Musiał przyznać, że było to całkiem… przyjemne. Dlatego nie zdenerwował się na jej pytanie, chociaż wolałby nie tłumaczyć się z tego, co robił i dlaczego. Dlatego zmrużył lekko powieki.
    — Chcesz napisać o mnie książkę? — Uniósł brew — sekret za sekret — dodał, wzruszając lekko ramionami. To nie tak, że jego postępowanie było wielką tajemnicą, ale wolał jednak dawkować tego typu informacje. Wolałby, aby do Lebedeva nie doszło to, co planował. Biorąc pod uwagę słowa Caroline, musiał stać się w tym temacie jeszcze bardziej dyskretny. — Daj mi jeden sensowny powód, dla którego miałbym się przed tobą odsłonić — powiedział — i zastanów się czy naprawdę chcesz wiedzieć, cena może być wysoka.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  113. — Rżnęłabyś mnie? — Spytał wyraźnie rozbawiony, chociaż pewnie ktoś normalny uznałby taką wizję za niepokojącą, jednak dla Theo była ona wręcz intrygująca, chociaż zdecydowanie nie zamierzał doświadczać tego. Bardziej interesowało go to, ile w jej niewinnym żarciki mogło kryć się prawdy. Jak daleko byłaby w stanie się posunąć? Naprawdę go to zastanawiało. Wolał chyba jednak nie dopytywać. — Pamiętaj, że to nie będzie trwało wiecznie. Nie znajdziesz szybko… drugiego, równie wartościowego kochanka, przecież doskonale o tym wiesz — odparł z uśmiechem, wysyłając jej przy tym szelmowski uśmiech. Nie miał problemu ze swoją samooceną i wartościowaniem swojej osoby, umiejętności. Zwłaszcza tych seksualnych. Poza tym miał świadomość, że jest dla Violet jedyny w swoim rodzaju. Wiedział, przecież doskonale, że był jedynym, któremu pozwoliła się do siebie zbliżyć, któremu pozwoliła się dotknąć. Wiedział, że nie będzie chciała go szybko stracić. Konfrontacja z Caroline dodatkowo go w tym utwierdziła, więc nie obawiał się o swoje życie. A przynajmniej nie w tak błahej sprawie jak pióra. — Wiem, jak bardzo będziesz tęskniła za moim kutasem, nie czuje się zagrożony — dodał, parskając cichym śmiechem, spoważniał jednak szybko — nie będę delikatny — powiedział, spoglądając na ich dłonie, a po chwili cofnął swoją rękę, skupiając się całkowicie na drodze i prowadzeniu samochodu.
    Zmarszczył lekko brwi, wsłuchując się uważnie w każde słowo, które padało z ust brunetki. Skinął lekko, powoli głową, wciąż mając przymrużone powieki. Zastanawiał się nad sensem wypowiadanych słów.
    — Myślę, że stary Webber w końcu ją uciszy sam — powiedział z lekkim uśmiechem — to, że ona się nie przejmuje nie oznacza, że on ma to równie głęboko w poważaniu — rzucił. Oboje doskonale wiedzieli jak to jest. Webberowie byli tacy sami jak oni, poza Caroline, ale ktoś za nią odpowiadał — twój ojciec taki nie był? — Spytał nagle — wiesz, nie starał się ciągle cię chronić? Nie odciągał cię od tego świata? Nie bronił przed popełnianiem błędów, które popełnia panienka-nie-mam-mózgu? Pomijając rzecz jasna oczywistą różnicę pomiędzy wami — miał oczywiście na myśli to, że Brennan posiadała mózg i umiała z niego korzystać w odpowiedni sposób w przeciwieństwie do Caroline — ale czy nie próbował cię od tego odciągać? — Uniósł zaciekawiony brew, bo naprawdę był zaintrygowany jej odpowiedzią. Wzruszył ramionami. Sam był przecież kiedyś normalnym człowiekiem. Nie miał nic wspólnego z przestępczym światem, do czasu, gdy pozostał sam. Matka żyła, ale wcale jej nie było w jego życiu, więc traktował ją tak jakby nie istniała. Radził sobie sam od najmłodszych lat, tak właściwie.
    Zmierzył ją wzrokiem, a kąciki ust uniosły mu się wysoko.
    — Tak, wyglądasz jak ktoś, kto może się na tym znać — puścił jej oczko — może być, jestem pewien, że nawet gdyby wszystko miało być czarne i tak zrobiłabyś to ze smakiem.
    Wziął głęboki oddech, jednak nie było w tym przejęcia czy ekscytujących emocji. Nie przewidział, że wyleci w tym momencie ze wspomnieniem ze swojej przeszłości. Nie zmuszał jej do tego, aby mu powiedziała. Co prawda wyjawienie tego wiele miedzy nimi zmieniło, ale… Theo nie widział, aby to miało się łączyć.
    — Moja wiedza na temat twojego sekretu nie zagraża twojemu życiu — odparł ze spokojem — w moim przypadku, sprawa może wyglądać inaczej — słysząc o sojuszniku, zaśmiał się cicho — Violet, czy wyglądam na kogoś, kto chciałby… — zawiesił głos. Wiedział, że jeżeli źle dobierze słowa, Brennan się wkurwi — zawierać sojusze? Z kimkolwiek? — Spytał, patrząc na nią — za to co wiem, mógłbym podzielić się czymś ze swojego prywatnego życia. Nie znam twoich biznesowych planów długoterminowych — spojrzał w jej oczy, a następnie zacisnął usta w wąską linię — naprawdę chcesz to rozegrać w ten sposób? — Spytał, nie odrywając od niej spojrzenia.

    🤔

    OdpowiedzUsuń
  114. — Cóż — zawiesił głos — zapewne masz rację. Kto nie chciałby zostać zerżniętymi ten ostatni raz — zaśmiał się cicho — szkoda tylko, że sam nic z tego już nie będę miał, ale co zrobić. Widocznie taka właśnie jest kolej rzeczy. Zostać na koniec wyruchanym — wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś najzwyczajniejszym na świecie, a nie jakiejś chorej myśli, która miała związek z potencjalną nekrofilią Violet. Tak czy inaczej, nie czuł się w żaden sposób zagrożony, dlatego też uśmiechnął się szeroko na kolejne słowa dziewczyny. — Po pierwsze nie tylko za nim byś tęskniła, po drugie jeżeli chcesz walczyć musisz być przygotowana na to, że będę się bronił, a to oznacza, że będę stosował przemoc i będę brutalny — spojrzał na nią ciemnymi oczami — i nie będę się przejmował, że jesteś kobietą, skoro masz tak wielką ochotę na przywalenia komuś… a w zasadzie mi — puścił jej oczko — to będziesz mogła wyładować swoją złość w każdy możliwy sposób, w jaki tylko zapragniesz. Nie chcę tylko później słyszeć, że mogłem być delikatny. Chociaż… wolałbym po prostu ostro cię pieprzyć, zamiast z tobą walczyć — wzruszył lekko ramionami, spoglądając kolejny raz na brunetkę — wolę brutalny seks niż walkę, ale skoro tego chcesz… Kim jestem, aby cię oceniać?
    Słuchał, co miała do powiedzenia i skinął głową. Miała rację. Z jeszcze większym zainteresowaniem słuchał tego, co miała do powiedzenia o swojej przeszłości, bo zwyczajnie go interesowało to dużo bardziej niż jakakolwiek gadka o Caroline. Violet w przeciwieństwie do wcześniej wspomnianej dziewczyny, naprawdę go interesowała, chociaż powtarzał sobie bardzo często, że nie może pozwolić na to, aby okręciła go sobie wokół palca…
    — Czyli jesteś uparta nie tylko względem mnie, a po prostu względem wszystkich, świetnie, a już czułem się wyjątkowy — zaśmiał się cicho, a później wziął głęboki oddech i wzruszył ramionami — nijak — odparł, patrząc przed siebie — ona zwyczajnie nie istnieje. Ojciec zmarł, kiedy byłem chłopcem, a matka… — wywrócił oczami — wzajemnie udajemy, że nie jesteśmy spokrewnieni — zaśmiał się. W śmiechu tym wcale nie było słychać smutku. Theo przez tyle lat przyzwyczaił się do sytuacji i nie wyobrażał już sobie, aby mogło być inaczej. Gdyby była w jego życiu, z pewnością nie byłby tym, kim obecnie był, a on lubił swoje obecne życie.
    — Jasne, współpraca.
    Przez chwile milczał.
    — To wszystko… jak dla mnie jest dość łagodne — wzruszył ramionami — myślałem, że ten frajer miał być czystym interesem — zauważył, parkując samochód na podjeździe. Wysiadł po chwili z auta i ruszył za Brennan.
    — Naprawdę? — Liczył, że będzie chciała odpuścić temat i uzna, że nie będą się wymieniać tajemnicami, skoro nie dostała od niego tego, czego chciała. Nie podejrzewał, że przez jego głupi tekst o sekrecie za sekret, będą mieli faktycznie to zrobić. Zmrużył powieki, przechylając głowę w bok. — Matka miała mnie w dupie, stąd nie ma jej w moim życiu — powiedział — nie mam nic innego — dodał na wszelki wypadek, gdyby uznała z jakiegoś powodu, że to jej nie wystarcza. — Dokończymy to, co zostało nam ostatnio przerwane w kuchni? — Spytał, gdy zbliżył się do niej i stanął za jej plecami, nachylając się do jej ucha — chciałbym cię pieprzyć na tym blacie…

    😏

    OdpowiedzUsuń
  115. — Zdarzało mi się usłyszeć podobne stwierdzenia — powiedział, kiwając twierdząco głową — chociaż takie, podobają mi się dużo bardziej niż sugerowanie obrośnięcia w piórka. Jak wspominałem… nie pasują mi — mruknął, a następnie uśmiechnął się. Nie miał pojęcia na ile poważnie powinien traktować jej słowa o walce, ale… Skoro kolejny raz potwierdzała, że na to liczy, chyba naprawdę powinien uznać, że to się stanie. Chociaż wydawało mu się absurdalnym pomysłem, bo sam wolał rozładować napięcie w zupełnie inny sposób. Przyjemniejszy. Walka bowiem dla Theo miała sens wtedy, kiedy ktoś kończył martwy, a później mógł… Zatracić się w swoim artystycznym świecie. Wolał jednak nie robić nic takiego z Violet. Nie chciał, aby była martwa. — Uznaję to za obietnicę — powiedział, unosząc wysoko jedną brew. Zamierzał zabrać to, co sama mu przed chwilą zaproponowała, więc… Jeżeli faktycznie chciała się bić, mógł to jakoś przeboleć.
    Zaśmiał się cicho.
    — Zaszczyt. Prawdziwy zaszczyt — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Następnie spojrzał na jej dłoń na swojej nodze, unosząc jednocześnie przy tym wysoko brew. Nie oczekiwał żadnych gestów, żadnego wsparcia ani niczego w tym stylu. Powiedział, bo zapytała. Nic więcej nie było potrzebne przy tej rozmowie. Dlatego utkwił spojrzenie przed sobą, odrywając oczy od jej dłoni.
    Pokręcił przecząco głową.
    — Nie. Jest podejrzanie cicho — powiedział, zastanawiając się nad tym, dlaczego tak się stało. Jeszcze niedawno było wzburzenie i groźby. Panował chaos, bo zniknął młody Russel, a nagle cała sprawa ucichła. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz, zaczął się zastanawiać nad tym, jakie było to podejrzane. Jeżeli coś się działo, dlaczego o tym nie wiedział?
    — Chryste — mruknął, a następnie przymknął powieki, zastanawiając się nad tym, co takiego mógłby powiedzieć. Nie miał wielkich sekretów. Starał się zapomnieć o przeszłości, wymazać z pamięci to, co było nieistotne, w obecnej sytuacji… W zasadzie wszystko takie dla niego było. Wszystko to, co wydarzyło się przed tym, gdy wstąpił na przestępczą drogę życia, nie miało znaczenia. Wszystko po tym, było już sprawą biznesową. — Nie mam nic do powiedzenia, musisz to przyjąć na klatkę — wzruszył ramionami — szybko zacząłem swoje zawodowe życie. Och wiesz o tym, że miałem poślubić Caroline, do czego nie lubię wracać — zauważył.
    Wszedł śmiało do domu dziewczyny, nie spodziewając się tego, że zostanie przez nią zaatakowany. Oczywiście, że mógł się domyślić, gadała cały czas o tym, że jest chętna na walkę, ale mimo wszystko, w jakiś sposób odbierał to, jako zwykłe gadanie. Zaskoczyła go na tyle, że pozwolił jej na przewagę.
    — Bardzo tego chcesz, co? — Spytał, odchylając głowę do tyłu, jednocześnie wsuwając nogę pomiędzy jej nogi, a następnie odbił się od ściany i szybkim ruchem podciął jej nogi, uwalniając się od jej uścisku — przyszykuj się na ostre rżnięcie po wszystkim — wymruczał, sięgając dłonią jej szyi i mocno zaciskając palce na niej, patrząc na nią z góry.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  116. Wywrócił oczami na jej słowa, jednak na jego usta wkradł się subtelny uśmiech.
    — Bo wiem, w czym mi dobrze — mruknął — i nie chodzi o sam kolor, to że będą czarne niczego nie zmienia — mruknął, upierając się przy swoim. Po chwili uniósł wysoko brew, spoglądając na nią z zaciekawieniem wyraźnie wymalowanym na jego twarzy. Czy to było zaproszenie na zostanie na noc? W zasadzie… chyba nie miałby nic przeciwko, chociaż z reguły nie robił takich rzeczy. Wszystko zawsze kończyło się po seksie, ale z Violet było inaczej. Czuł, że chciałby, aby wyglądało to inaczej, ale przecież nie mógł do tego dopuścić. Nie mógł pozwolić na to, aby coś poczuć. Musiał to zdusić. — Będziesz miała taką okazję tylko pod warunkiem, że będę mógł zjeść z ciebie śniadanie — wymruczał. Świetnie, miał zdusić wszystko w zarodku, a zamiast tego mówił, że faktycznie mógłby u niej zostać. Kurwa, wspaniale. Jeżeli potrzebował dowodu na to, aby trzymać się od Violet z daleka, bo jej towarzystwo było dla niego niebezpieczne, lepszego niż to, co się właśnie stało nie będzie miał.
    Uśmiechnął się kącikiem ust, jednak ten lekki gest szybko zniknął z jego ust. Nie podobała mu się cała ta sytuacja. Sprawa z Russelem już dawno powinna być załatwiona, tymczasem trwali w niewiedzy. Najbardziej nie podobało mu się jednak to, że jeżeli został odsunięty, będzie musiał przyspieszyć ze swoim planem pozbycia się Lebedeva. Nie mógł pozwolić sobie na kolejne błędy, odkąd poznał Brennan popełnił ich już za wiele. Zacisnął mocno dłonie na kierownicy, tak, że pobielały mu knykcie.
    — Nie — oznajmił stanowczo i szorstko — od tej chwili nie mieszasz się w sprawę Russela i nie zbliżasz się do Lebedeva — nie pytał, nie prosił. Rozkazywał i miał nadzieję, że nie będzie bawiła się w dzieciaka, który musi postawić na swoim — jeżeli coś znowu się spierdoli, to spierdoli się mój plan — oznajmił, naprawdę licząc na to, że to jej ten jeden raz wystarczy. To nie miało nic wspólnego z nią i wolał, aby tak zostało. Jego sprawa była tylko jego sprawą. — Bo tak właśnie jest. Jestem pracoholikiem — zaśmiał się. Prawda była taka, że w ich dziedzinie nie dało się łatwo rozdzielić pracy od codzienności, dlatego Theo nie miał problemu z tym, że jego codzienność nie istniała, do czasu, bo to co działo się miedzy nimi… to nie była praca.
    — Nie będę delikatny — szepnął, gdy wciąż jeszcze to ona go trzymała. Ostrzegał, a następnie sprawił, że przed nim klęczała. Samo patrzenie na nią z takiej perspektywy sprawiało, że na jego ustach pojawił się uśmiech — każde słowo, jest obietnicą. Zapamiętaj to sobie — wymruczał, cały czas zaciskając palce na jej szyi — po prostu lubię słuchać dźwięku rozrywanej tkaniny — oznajmił, pozwalając na to, aby wyswobodziła się z jego chwytu. Zgiął się odrobinę, gdy go kopnęła. Zaśmiał się cicho na jej słowa, a gdy objęła go nogami, jego penis drgnął — i tak nic z niej nie zostanie. Kupię ci nową, skoro tak bardzo ci na niej zależy — wymruczał, a następnie chwycił ją za pośladki — co, naprawdę chcesz kończyć przez sukienkę? — Spytał — nawet nie poczułem, że zanosi się na walkę — powiedział cicho, patrząc prosto w jej oczy.

    😧

    OdpowiedzUsuń
  117. — Nie muszę czegoś przymierzać, żeby wiedzieć, że mi to nie pasuje — mruknął, niezadowolony z jej toku myślenia. Nie mogła myśleć, że kiedykolwiek to zrobił, bo nigdy tego nie zrobił. Zwłaszcza, że jak zauważył, ta myśl wciśnięcia na niego pieprzonych piór była dla niej niesamowicie istotna. Zdecydowanie nie mógł do tego dopuścić.
    — Nie jadam owsianek na śniadanie — powiedział, mrużąc powieki — wiem, że są pożywne, ale jednocześnie są jedzeniem plebsu. Naprawdę żywisz się czymś takim? — Uniósł wysoko brew, jakby to była w tej chwili najważniejsza z wszystkich kwestii. Wywrócił oczami i westchnął ciężko, jakby właśnie dokonał jakiejś niemożliwej rzeczy — chyba naprawdę będę musiał zostać i przygotować ci prawdziwe, doskonałe śniadanie — oznajmił i… wcale nie miał nic przeciwko — a później je z ciebie zjem, żeby nie było — dodał, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Po takim śniadaniu, zdecydowanie będzie mógł wrócić do siebie z poczuciem, że wyszedł po seksie, tak jakby nigdy nie naruszyli żadnych warunków. — Ustalamy warunki porannego pieprzenia, Violet — stwierdził z rozbawieniem, chociaż fakt, że i ona zdawała sobie sprawę z tego, że zachowywali się nie tak, jak sami się umawiali, powinno być niepokojące. A mimo to… Nie potrafił się powstrzymać i sam nie wiedział, dlaczego. Nic do niej nie czuł, nadal tak naprawdę nie znał jej porządnie. Wiedział kilka rzeczy, domyślał się innych, ale… Czas spędzany z nią nie budził w nim poczucia marnotrawstwa. Nawet, gdy się nie rżnęli.
    Mógł się spodziewa, że zareaguje właśnie w taki sposób, co bardzo mu się nie podobało. Naprawdę wolał jej nie mieszać do swojego planu przejęcia organizacji. Nie tylko dlatego, że to był jego plan, ale przede wszystkim dlatego, że nie zamierzał się tym dzielić. Gdyby w jakikolwiek sposób mu pomogła, czułby się względem niej zobowiązany, a pomijając jedynie same sprawowanie władzy w organizacji, był niemal pewien, że zmiana nastałaby również w tym… układzie. A tego tym bardziej nie chciał.
    — Powiedzmy sobie wprost, Violet. Organizacja Lebedeva będzie moja — jego ton znacząco się obniżył i ochłodził — nie będę sprzątał twojego bałaganu. Po prostu zajmę się swoją sprawą, a ty nie będziesz w to wpieprzać z prostych powodów. Ten układ nie będzie działał, jeżeli wtrącisz się w mój biznes. Nie wpierdalam się w twoje Candied Violet, wiec ty nie wpierdolisz się w moją robotę. Dostaniesz starego Russela, gdy to załatwię. Nie potrzebuje go — wyrzucił z siebie na jednym oddechu. Nie chciał się z nią teraz o nic kłócić. Chciał jedynie jasno postawić granicę. Zaznaczyć, że były pewne rzeczy nie do przeskoczenia i musiała to przyjąć takim, jakim było.
    — Za pierwszym razem — stwierdził, chociaż dobrze pamiętał, że tamte zbliżenie również nie miało w sobie za wiele delikatności. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, nie mogąc powstrzymać połowicznego uśmieszku, który wkradał się na jego usta — nie wiem, jak to przeżyję — puścił jej oczko, chociaż miał ochotę zedrzeć z niej do końca tę sukienkę. Może i dobrze, że zajęła się pozbyciem się z niego koszuli, a później z siebie sukienki, bo naprawdę był gotów zniszczyć ją do końca. Wziął krótki oddech, mierząc zamglonym spojrzeniem jej sylwetkę. Była taka piękna, że mógłby na nią patrzeć godzinami, chociaż zdecydowanie dużo bardziej wolał ją pieprzyć.
    Odwzajemnił pocałunek, od razu układając dłonie na jej pośladkach i mocno je ścisnął, a następnie uniósł ją odrobinę, aby oplotła nogami jego biodra. Przylgnąwszy do jej ust, kierował się na ślepo przed siebie do miejsca, w którym mógłby ją ułożyć. Odsunął się od warg dziewczyny, aby nabrać powietrza i zerknąć, dokąd właściwie się kieruje. Kuchnia. Dokończą w kuchni. Usadził ją na wyspie kuchennej, uprzednio gwałtownym machnięciem zrzucając wszystko z blatu.
    — Zniszczę ci dzisiaj jeszcze dużo rzeczy — wychrypiał w jej usta, a następnie nie przestając trzymać jej bioder, zszedł pocałunkami na szyję, do obojczyków, aż dotarł do jędrnych piersi i sterczących sutków, które od razu zaczął pieścić językiem.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  118. Theodor spojrzał na dziewczynę spod przymrużonych powiek, marszcząc przy tym brwi.
    — Dlaczego? — Spytał, wbijając w nią nieugięte spojrzenie. Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo jej na tym zależało. Zacisnął mocniej palce, zastanawiając się nad tym czy Violet w końcu odpuści. Wolał nie bawić się w przebieranki i zamierzał w temacie być uparty. Zależało mu, aby się z Violet jednak z tego tytułu nie pokłócić, ale naprawdę nie zamierzał jej ulec.
    Prychnął cicho, wywracając przy tym oczami dookoła.
    — Czas najwyższy to zmienić — oznajmił całkiem poważnie, spoglądając na nią. Nie mógł pozwolić na to, aby… aby spotykając się z nim, żywiła się w taki sposób. Tylko, gdy o tym myślał uderzało w niego to, jak niepokojąco szybko, wszystko toczyło się w kierunku związku, a przecież… Wiedział, że najbezpieczniej byłoby to zatrzymać. Zdusić, tak jak chciał to zrobić, a później wyleciał ze śniadaniem i tym wszystkim… miał tak ogromny mętlik w głowie, jakiego jeszcze nigdy nie miał, nawet wtedy, gdy zdał sobie sprawę z tego, że został na tym świecie całkiem sam, a był wówczas gówniarzem, który tak naprawdę nie miał pojęcia na czym polega życie.
    Spojrzał na nią, pozwalając sobie na słaby uśmiech kącikami ust.
    — Na to wychodzi — odparł, zastanawiając się nie nad tym, jak się wykręcić z tego czegoś, a raczej rozważając wszystkie za i przeciw, nie dowierzając samemu sobie, że jego myśli zaczęły podążać w takim kierunku. Jeszcze w hotelu, gdy dostrzegł Webber wmawiał sobie, że nie może pozwolić sobie na kolejną słabość, a teraz na poważnie zamierzał zostać u niej i zrobić jej śniadanie. Kurwa, to szło w bardzo złą stronę. A mimo to… nie chciał się w tej chwili wycofać, jeszcze nie teraz, nie dzisiaj, za mało jej miał, aby pozwolić jej odejść.
    — Nie zamierzam dyskutować. Już prędzej zmusisz mnie do tych piór niż pozwolę ci się do tego zbliżyć — warknął, chociaż wiedział, że nie powinien reagować aż z taką agresją, a jednak nie potrafił się powstrzymać. Temat przejęcia interesu po Lebedevie był dla niego na tyle ważny, że nie mógł pozwolić na to, aby cokolwiek poszło nie po jego myśli, a on wiedział, że jeżeli działaliby razem lub pozwolił jej samej działać… powinni mieć nauczkę po Russelu.
    Odetchnął, kiedy się zgodził. Był… wdzięczny i poczuł prawdziwą ulgę, że w tym temacie nie zamierzała być taka uparta.
    — Składasz jakieś zażalenia? — Spytał cicho, mrukliwie, gdy błądził dłońmi po jej ciele. Ułożył dłonie na jej pośladkach, przyciskając ją do swoich bioder, aby wyraźnie poczuła, jak twardy stał się w zaledwie chwilę. Działała na niego tak intensywnie… że sam nie dowierzał, że za każdym razem czuł się tak samo. Jęknął cicho, gdy pociągnęła go za włosy, po odwzajemnionym pocałunku oderwać się od jej warg i spojrzał prosto w ciemne oczy, uśmiechając się przy tym diabolicznie.
    — Jak sobie życzysz — odparł, sięgając dłońmi do swojego rozporka, aby go odpiąć a następnie zsunąć w dół spodnie wraz z bokserskim, a następnie wszedł w nią mocno, nie dając jej czasu na przyzwyczajenie się do nowych doznań. Od razu zaczął mocno poruszać biodrami, wbijając się w nią z siłą — jakieś jeszcze życzenia?

    😈

    OdpowiedzUsuń
  119. Słuchając jej słów, miał ochotę się roześmiać. Nie zrobił jednak tego. Wygiął jednak wargi w delikatnym łuku i uniósł znacząco jedną z brwi.
    — Nadal nie zmieniłem zdania, ale… nie uważasz, że czas najwyższy, aby ktoś w końcu sprowadził cię na ziemie? — Pytając, oczywiście za kogoś miał na myśli samego siebie. Z chęcią pokazywał jej, że pozostaje niewzruszony na jej prośby czy raczej rozkazy, czy życzenia. W tym przypadku również zamierzał pokazać, jak bardzo chce utrzeć nosa brunetce — czas sprawić, aby księżniczka zrozumiała, że to nie jest disneyowski film, a prawdziwe życie — oznajmił. Miał ochotę zetrzeć z jej twarzy ten zadowolony z siebie wyraz. Widział, jak pewnie się czuła i przy tym, jak dobrze się bawiła. To było oczywiście za mało, aby wyprowadzić go z równowagi, ale wkurzał się. Wkurzał się, bo Violet była aż nadto podobna do niego samego. In dłużej jej się przyglądał i ją obserwował tym bardziej to dostrzegał i nie był pewien czy to dobrze.
    Nie skomentował jej słów, bo nie miał nic do dodania. Chciał zrobić jej śniadanie, chciał zostać na całą noc, chociaż wiedział, że było to nie właściwe. Chciał o tym wszystkim nie myśleć, nie zastanawiać się dokąd to prowadzi. Wiedział bardzo dobrze, dokąd doprowadzić nie może i tego się trzymał przede wszystkim.
    Zaciskając mocno dłonie na kierownicy, przymknął na ułamek sekundy powieki, jednocześnie biorąc głęboki oddech. Następnie zacisnął wargi wraz z zębami tak mocno, że zaczął nimi zgrzytać.
    Co chciałaby zrobić? W głowie miał kilka pomysłów mniej lub bardziej prawdopodobnych.
    — Nie będę wchodził w tę dyskusję — oznajmił, wbijając zaciekle wzrok w drogę. Nie zamierzał się z nią kłócić. Skoro już potwierdziła, że nie będzie się mieszać, to wystarczyło. Powiedzmy sobie szczerze, kłótnia o piórka, a ta o organizacje były skrajnie różne. Obawiał się, że ta druga mogłaby doprowadzić do rękoczynów, a jedyne rękoczyny na jakie miał ochotę Theo, miały związek z seksem. Nie chciał znowu jej wypuścić ze swoich rąk i godzić się z tym, że nie mógłby jej mieć. Poprzednie wydarzenia mu wystarczyły, nie miał zamiaru tego powtarzać. Poza tym wolał uniknąć większej dyskusji na temat jego plany, a podejrzewał, że jeżeli temat nie zostałby zakończony, to by się stało. Co najgorsze, wcale nie zakładał, że Violet wyciągnęliby to z niego siłą. Czasami czuł się przy niej tak, jakby nie był w stanie utrzymać w ryzach samego siebie, jakby… przepadł dla niej. Aż potrząsnął lekko głową, odsuwając od siebie takie myśli.
    Na szczęście, gdy znaleźli się we wnętrz w ogóle nie musiał przejmować się myśleniem o czymkolwiek innym niż to, w jaki sposób sprawić jej przyjemność.
    Zamruczał cicho, gdy otarli się o siebie. Niewielka rzecz, a sprawiała, że jeszcze bardziej jej pragnął, chociaż nie był pewien czy bardziej w ogóle się da. Uśmiechnął się lekko, wpatrując się w jej oczy, gdy w nią wchodził. Ułożył dłonie na jej lędźwiach, gdy usiadła i przycisnął ją bliżej siebie, nie powstrzymując jej przed rozebraniem go. Rozchylił lekko wargi, przez cały czas wpatrując się w nią intensywnie, a gdy zbliżyła się twarzą tak bardzo, gotów był do pocałunku. Zarejestrował jej prośbę, nim jednak poruszył mocniej biodrami, odwzajemnił łapczywy pocałunek i dopiero wówczas jego ruchy nabrały na sile, gdy wysuwał się z niej i wchodził w nią ponownie, do samego końca. Jego oddech stał się ciężki, zaciskał jedną dłoń na jej pośladku, a drugą wplótł miedzy jej ciemne włosy i szarpnął delikatnie do tyły jej głowę, jednocześnie chwycił zębami jej wargę.
    — Kurwa, Violet — wymruczał cicho, nachylając się nad nią, obserwując jak jej ciałem wstrząsa orgazm — mógłbym nieustannie oglądać, jak dochodzisz — stwierdził z połowicznym uśmiechem, a następnie poruszył jeszcze kilka razy biodrami, sapiąc przy tym cicho.

    😈🥵

    OdpowiedzUsuń
  120. Przechylił delikatnie głowę, słuchając uważnie, co takiego miała do powiedzenia. Nie mógł jej nie przyznać racji. Tak właśnie było. Gdy spotykał się z kimś, szybko się nudził. Dlatego często zmieniał partnerki, a ta łatka do niego przylgnęła. Nie, żeby miał z tego powodu jakikolwiek problem. Violet od początku była dla niego czymś nowym i ciekawym, bo nawet jeżeli śliniła się na jego widok, nie okazywała tego w taki sposób, jak pozostałe dziewczyny i młode kobiety. Nie miała problemu z przeciwstawieniem się mu i robieniem po złości, co wcześniej zwyczajnie go nie spotykało, albo jeżeli już, to partnerki zaczynały robić głupstwa przez zazdrość, a to od razu sprawiało, że Theodor je zmieniał. Bez zastanowienia, bez mrugnięcia okiem wychodząc z założenia, że tak wiele na świecie jest innych kobiet, które z pewnością będą nim zainteresowane. Aż natrafił na Violet i wszystko się zmieniło. Na tyle, że nie nadążał sam za tym, co się tak właściwie działo, bo… ewidentnie pomiędzy nimi działo się więcej niż przewidywała umowa.
    — Dobra z ciebie obserwatorka — uśmiechnął się połowicznie. Nie mógł nic z tym zrobić, a zaprzeczanie jej słowom byłoby głupotą. Nie był idiotą, który w zaparte szedł w coś tyle dlatego, aby nie przyznać racji komuś innemu. Chociaż nie było to wcale łatwe. Dlatego wiedział, że będą musieli w którymś momencie porozmawiać o tym, co właściwie pomiędzy nimi było, ale nie chciał robić tego teraz. Może po śniadaniu? Wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa i zdecydowanie wolałby przełożyć ją jak najbardziej w czasie. Wręcz maksymalnie.
    Westchnął ciężko. Nie mogli po prostu zakończyć tej dyskusji? Powiedział przecież jasno, że właśnie tego chce. Skończyć już o tym gadać, bo nie zależało mu na kłótni, a miał wrażenie, że do tego to zmierza. Poza tym naprawdę chciał ją tej nocy zaliczyć, więc nie mógł dopuścić do tego, aby ta szansa spieprzyła mu sprzed nosa.
    — Russel będzie twój — tylko tyle wyciągnął z tej wypowiedzi. Tylko tyle chciał wyciągnąć, bo, jak wcześniej, naprawdę nie zamierzał ciagnąć tej rozmowy. Miał inne plany co do Violet i nie zamierzał ich zmieniać. Zignorował jej jakże dojrzały przytył, tak naprawdę zignorował niemal całą wypowiedź, co było trudniejsze niż przyznanie jej wcześniej racji, co do tego, że szybko by się nią znudził, gdyby robiła wszystko to co chciał i jak chciał.
    Nie przeszkadzała mu fizyczna bliskość z Brennan. Wręcz przeciwnie, sam z siłą dociskał ją do siebie i uśmiechał się pod pocałunkami, gdy próbowała przylgnąć jeszcze bliżej niego.
    Oddech miał szybki i płytki, a gdy dziewczyna wyjęczała swoje spełnienie, przez cały ten czas przyglądał się jej ciału. Próbował złapać równy oddech, co przychodziło mu z trudem. Zadrżał delikatnie od jej dotyku, jednocześnie uśmiechając się kącikiem ust.
    — Tak? — Spytał, zniżając nieco głos. Rozchylił wargi, musząc nabrać powietrza do płuc przez nie. Spojrzał w jej oczy — chcę się pieprzyć w każdym możliwym miejscu w tym domu — odparł, sunąc nosem po jej policzku. Nie miał nic przeciwko, aby zaczęli od sypialni. Dlatego nie zastanawiając się długo, wykorzystując pozycję, w której wciąż byli, złapał jej pośladki i podniósł dziewczynę. Wpil się w jej wargi namiętnym pocałunkiem i ruszył w stronę schodów, bo bardzo dobrze zapamiętał, drogę do jej sypialni. — Pomysł, gdzie chcesz kolejną rundę, o ile nie będziesz miała dość — wymruczał, stawiając pierwsze kroki na stopniach.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  121. Odzwyczaił się na tyle od spania z kimś, że ta noc, chociaż przyjemna, nie była łatwa. Nie mógł znaleźć sobie wygodnego miejsca, chociaż ciepło i ciężar ciała Violet były słodkie. Mimo tego, ciężko było mu zasnąć głębokim snem i dobrze wiedział dlaczego. Przenosząc wzrok z sufitu na śpiącą obok kobietę, ciągle zastanawiał się nad tym, dokąd tak właściwie zmierzają. Chciał odsunąć te rozważania na później, zamknąć oczy i po prostu zasnąć. Pogrążyć się we śnie. Odpocząć. To wydawało się jednak niemal niemożliwe, dlatego w którymś momencie odpuścił. Pozwolił sobie na odpuszczenie, pozwolił myślom napływać do zmęczonej głowy. Zauważył, w którymś momencie, że powolne gładzenie nagiej skory ramienia brunetki pomagało mu się w jakimś stopniu odprężyć. Na tyle, że przymknął w końcu powieki i zasnął. Sen nie był jednak mocny. Gdy tylko przez okno przedostały się pierwsze słoneczne promienie, Theo otworzył oczy. Zaciskał powieki, starając się zasnąć jeszcze na dłużej, ale to na nic. Dlatego bezszelestnie podniósł się z łóżka, wciągnął na siebie bokserki i zszedł do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania, o krótkim wspominał wieczorem.
    Nie przejmował się nieznajomością kuchni, swobodnie przeglądał szafki i lodówkę, w poszukiwaniu produktów, z których będzie mógł przygotować coś co mogłoby zasmakować Violet. Był pewien, że bez wymuszenia nie usłyszy komplementu, ale nie potrzebował tego. Jęki, które z siebie wydawała w nocy wystarczająco połechtało jego ego.
    Quiche z pomidorami były już w piekarniku, a brunet w tym czasie sprzątał po sobie, w międzyczasie przygotowując delikatny sos śmietanowy. Słysząc ciche kroki na schodach, uśmiechnął się pod nosem. Nie odwrócił się jednak w stronę wejścia do kuchni tak długo, dopóki nie usłyszał znajomego głosu. Podparł się dłonią o blat kuchenny, uważnie mierząc wzrokiem jej sylwetkę, gdy stanęła przed ekspresem.
    — Nirvana? — Uniósł wysoko brew, nie odrywając od niej spojrzenia, jednocześnie doprawiając sos ziołami i odrobiną musztardy — gdybyś miała lepiej zaopatrzone szafki z pewnością mogła byś dzisiaj zjeść coś znacznie lepszego — uśmiechnął się kącikiem ust, skupiając się na swoich dłoniach — jeżeli masz ochotę możesz zrobić sobie owsiankę, pytanie, po co — oznajmił, otwierając piekarnik. Przełożył blaszkę na kuchenkę i powachlował nad daniem, aby intensywny zapach dotarł szybciej do nozdrzy — skoro możesz się skusić na gotowe? Nie znalazłem trucizny w żadnej z szafek, więc możesz bezpiecznie jeść tyle na ile tylko będziesz miała ochotę — odłożył na bok ściereczkę, przez którą wyciągnął blaszkę i utkwił spojrzenie w Violet — jak się spało? — Spytał, robiąc krok w jej stronę, aby znaleźć się pomiędzy jej nogami. Przesunął powoli spojrzeniem po odkrytych udach dziewczyny, a następnie pogładził jedną nogę dłonią — śniadanie gotowe, tutaj czy stół?

    👨‍🍳

    OdpowiedzUsuń
  122. — Podoba mi się, jak w niej wyglądasz, nawet jeżeli jest twojego brata — powiedział, mrużąc delikatnie powieki i uważnie jej się przy tym przyglądając, jakby właśnie oceniał czy mogłaby wyglądać lepiej. Nie musiał się tak naprawdę nad tym zastanawiać. Gdyby miała na sobie jego koszulę… z przyjemnością wziąłby ją ponownie na tej kuchennej wyspie — chociaż, gdybyś miała coś mojego — zamruczał, poruszając sugestywnie brwiami. Skupiał się w głównej mierze na przygotowywanym posiłku. Nie mógł przecież pozwolić, aby coś poszło nie tak. Nie mógł dać jej powodu do kpin, poza tym spieprzenie tego oznaczałoby, że naprawdę nie potrafi gotować, a uważał, że jest wręcz odwrotnie.
    Skinął lekko głową. Wiedział dobrze, o czym mówiła. Sam był ciągle w biegu, zawsze miał coś do zrobienia a takie powolne poranki jak ten, zdarzały się od święta. W zasadzie, to wiedział, że będzie spóźniony dzisiaj, ale… nie chciał znikać z jej domu, nie chciał wychodzić bez słowa, nie dotrzymując wcześniej złożonego słowa. Chociaż był pewien, że Violet akurat byłaby w stanie to zrozumieć.
    — Rozsądnie — zaśmiał się — w każdym razie — spojrzał na nią, nie mogąc powstrzymać się przed uśmiechem — nie mogę się doczekać — stwierdził, posyłając jej długie spojrzenie. Ułożył dłoń na jej biodrze i powoli przesunął w górę, bawiąc się materiałem bawełnianej koszulki. Odwzajemnił muśnięcie warg, delikatnie pogłębiając pocałunek — czy przed chwilą nie wspominałaś czego o komplementach? — Zaśmiał się na jej słowa, sięgając dłonią swoich włosów, które powolnie przeczesał — masz strasznie twardy materac — oznajmił, uśmiechając się łobuzersko. To nie tak, że nie chciał. Po prostu gubił się w tym, co się miedzy nimi tworzyło. Potrzebował czasu? Zrozumienia, czego właściwie chce? Nigdy nie nadawał się do związków. Violet miała racje, szybko się nudził, tracił zainteresowanie, szukał czegoś nowego, co obudziliby na nowo emocje. Z Brennan do tej pory było… inaczej. Zupełnie. Nie był jednak przekonany czy to dobrze, zwłaszcza, że jak sami niejednokrotnie zauważyli, gdy pojawiali się gdzieś razem, ściągali na siebie kłopoty. Spotkanie z Caroline też można śmiało do kłopotów zaliczyć, zwłaszcza, że Violet jej przyłożyła.
    — Przy stole. Chociaż raz możemy zachowywać się jak ludzie — zaśmiał się, wiedząc, że nie odpowiedział na jej słowa dotyczące nocowań. Nie wiedział, co miał odpowiedzieć. Chciał, nie chciał? Gadka z materacem wskazywała na to, że powinni kolejny raz zostać u niego, ale dokąd to wszystko będzie zmierzało? — Jeżeli nie boisz się spróbować innego materaca, kolejnym razem możemy zostać u mnie — stwierdził, przenosząc na nią decyzyjność — wybacz, ale musisz mnie uwolnić, muszę dokończyć nasze śniadanie — zaśmiał się, wychodząc spomiędzy jej nóg. Jak zapowiedział, tak zrobił. Udekorował danie sosem, a następnie przeniósł je na stół, układając również talerze i sztućce.
    — Co do porannego pieprzenia — uśmiechnął się łobuzersko — jestem rozczarowany — stwierdził, chociaż w jego oczach kryła się wesołość, co do Theodora nie było w ogóle podobne — będziesz musiała mi to w odpowiedni sposób zrekompensować — mruknął, sięgając po nóż, aby ukrócić kawałek i podać go na talerz brunetki.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  123. Oblizał powoli wargi, obserwując uważnie jak dziewczyna zsuwa się z blatu, a następnie kieruje po resztki tego, co zostało z jego koszuli. Podążał za nią spojrzeniem, przygryzając wargę, gdy ściągnęła z siebie koszulkę. Wziął oddech, zdając sobie sprawę z tego, że jego oddech przyspieszył, gdy sunął spojrzeniem po niemal całkiem nagim ciele dziewczyny, zatrzymując wzrok na odrobinę dłużej na zakrytych materiałem majtek pośladkach. Przełknął ślinę, gdy odwróciła się przodem do niego.
    Kiedy przeszła obok niego, wstrzymał oddech, czując, jak niewiele potrzebował jeżeli chodziło o Violet, aby wyraźnie poczuć, jak bardzo jej pragnie. Cały czas, nieustannie. A mogłoby się wydawać, że po nocy spędzonej na seksualnych aktywnościach, powinien poczuć się nasycony. Prawda? Przysunął się ponownie do niej, nie mogąc skupić się na twarzy dziewczyny, kiedy do niego mówiła. Nie spodziewał się, że jej widok w takim wydaniu, zadziała na niego aż tak rażąco.
    — Zakładam, że to i tak się skończy w ten sposób — mruknął, przywołując się do porządku. Przechylił delikatnie głowę, a na jego usta wkradł się lekki uśmiech — mogłaś zrobić to delikatniej — stwierdził z cichym śmiechem. Sięgnął ręką do swoich włosów, aby chwycić jej rękę gdy skończyła przeczesywać jego włosy i przyciągnął ją do swoich ust, aby delikatnie musnąć ją wargami. Kiedy to robił, uderzyła w niego myśl, że nigdy wcześniej tego nie robił. Podniósł spojrzenie na ciemne oczy Brennan i przez chwilę wpatrywał się w nie, zastanawiając się nad tym, dlaczego właśnie przy niej zaczynał się zachowywać… w tak normalny, zupełnie naturalny sposób dla wszystkich, tylko nie dla niego. Wspólna noc, śniadanie, czułe gesty… co się stało z pieprzeniem i rozejściem?
    — Kto powiedział, że dożyjemy takiego wieku? — Spytał, a w jego oczach pojawił się niezdrowy błysk. Nie wyobrażał sobie starości, nie zastanawiał się nad tym, jak będzie wyglądało jego życie za dwadzieścia czy trzydzieści lat. Żył teraźniejszością i planami, które były do osiągnięcia w miarę szybkim czasie. Zdawał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili mógł stracić życie i wcale nie czuł się przez to w jakikolwiek sposób przytłoczony. Wręcz przeciwnie. Mógł koncentrować się na swoich działaniach tak, aby dawać z siebie sto procent, bo nie miał pewności, kiedy to się skończy.
    Spojrzał na nią krótko, gdy uznała, że mogą spróbować. Chyba… cieszył się, s jakimś stopniu. Nie miał pojęcia czy kolejna wspólna noc będzie dla niego taka sama jak dzisiejsza, ale… chciał się przekonać. Przyglądał się jak wspólnie przygotowali stół do wspólnego posiłku i naprawdę nie miał trudności z wyobrażeniem sobie tego jako codzienności. Kiedy usiadł, spojrzał na Violet i uśmiechając się, uważnie przyglądając się kobiecie, kiedy próbowała przygotowanego przez niego posiłku.
    — Czekaj, czy ktoś nie wspominał o tym, że nie jest pewien tych komplementów? — Spytał, celując w nią widelcem, uśmiechając się przy tym chytrze — a teraz chcesz mnie zatrudni? — Zaśmiał się, nie odrywając od niej spojrzenia ciemnych oczu — ciekawy obrót sprawy — uniósł brew, wbijając wciąż w nią spojrzenie — a to tylko szybkie danie ze znalezionych resztek — stwierdził obojętnie, wzruszając ramionami.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  124. Był niczym zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać od niej swojego spojrzenia. Stał, patrzył się na nią i nie mógł przestać. Śledził uważnie to, jak materiał podciągnął się w górę, gdy tylko uniosła ręce do góry. Obserwował, jak ciemne włosy układają się na białym materiale i czuł, tak bardzo czuł, co chciałby z nią w tej chwili zrobić. Cholera, potrzebował zimnego prysznica i wcale nie chodziło o to, że nie chciał się z nią pieprzyć kolejny raz. Ona działała zbyt intensywnie, co zwyczajnie go przerażało. I fascynowało jednocześnie. Dlatego nadal stał w tym samym miejscu i po prostu gapił się na nią, na całe szczęście panował nad sobą na tyle, że nie otworzył buzi i nie dopuścił do tego, aby ciekła mu po brodzie ślina. Dopiero by było. Chociaż wcale nie byłby zdziwiony, gdyby to się faktycznie stało.
    Uniósł brew, patrząc na nią. Zaśmiał się na jej słowa, ale po chwil przybrał poważną minę.
    — Tak właśnie powinna zachowywać się kobieta — parsknął, kolejny raz wracając do jej słów z wieczora. Nudził się laskami, które bały się stracić jego uwagę. Violet była inna. Nie bała się mówić na głos tego, co myślała, nie martwiła się tym czy jutro ich układ nadal będzie trwał, a to sprawiało, że on bardzo jej chciał. — Swoją drogą potrafisz prawic komplementy jak ci się chce — zauważył — oczy błyszczące blaskiem jaśniejszym od tysiąca słońc — powtórzył z głupkowatym uśmiechem — jak sobie załączysz, to też kiedyś usłyszysz ode mnie coś takiego — stwierdził rozbawiony, bo dobrze wiedział, że to się nigdy nie stanie. Nie, aby zakładał, że nie będzie miał za co jej komplementować, ale cóż, jego komplementy koncentrowały się na innych cechach, o czym Brennan zdążyła się przecież przekonać.
    Przez chwilę po prostu napawał się tym dziwnie słodkim momentem, uśmiechając się do niej kącikami ust.
    — Też lubię, ale jakoś nie wiąże siebie z emeryturą — stwierdził rozbawiony — chociaż myśl, że mógłbym dożyć starości, żeby zobaczyć ciebie jako emerytkę na motocyklu jest cholernie pociągająca, wiesz? Mój niwy, życiowy cel — dodał, nim zasiadł w końcu przy stole.
    Oparł łokieć o blat stołu, drugą ręka trzymając widelec.
    — Wspomnienie o twoich śniadaniowych owsiankach sprawia, że nie jestem pewien czy potrafiłabyś w pleni docenić to, co mógłbym dla ciebie gotować — zaśmiał się — chociaż jeżeli taka okazja się powtórzy, zdecydowanie zrobię coś, co będę mógł zjeść prosto z ciebie — zaznaczył, naprawdę mając w zamiarze zrealizować ten pomysł prędzej czy później. Odsunął się odrobine od stołu, gdy na nim usiadła i odłożył sztućce. Przeniósł ręce na jej uda i biodra, gładząc je powolnymi, spokojnymi ruchami.
    — Musisz się bardziej postarać — wymruczał — mam swoją restaurację, gdybym miał ochotę bawić się w kucharza, robiłbym to tam — stwierdził — ale może gdy opowiesz mi więcej o formie płatności — wyszeptał, cicho pomrukując i przełykając porcje, którą go nakarmiła — to jaka jesteś jako szefowa? Stanowcza, elastyczna, tak?

    😈

    OdpowiedzUsuń
  125. — Szkoda — wzruszył ramionami, nie koncentrując się dłużej na tym konkretnym temacie, bo nie miało to najmniejszego sensu. Pokręcił głową z rozczarowaniem, a następnie delikatnie ją przechylił — a już miałem nadzieje, rozczarowujesz mnie dzisiaj, V — mruknął, aby po chwili się roześmiać — po co mam chwalić coś, co kończy i tak we fragmentach? — Spytał szczerze rozbawiony. Nie mógł powiedzieć złego słowa na temat jej bielizny, ale nie widział również sensu w rozdrabniany się nad tym jaka była, skoro kończyła z reguły w jeden, konkretny sposób. Nie nadając się przy tym już do niczego, poza wyrzuceniem do śmieci. Na twarzy mężczyzny widniało prawdziwe rozbawienie, którego nawet nie próbował kryć. — Ale jeżeli chcesz, żebym to robił… mogę to rozważyć — uniósł przy tym kącik ust, chociaż nie był pewien czy będzie w stanie to robić. Wolał koncentrować się na tym, jak dobra była według niego w łóżku. Jak pragnął jej przez cały czas, mimo tego, że spędzili wspólnie upojną noc.
    — Nie będę wchodził w żadne dyskusje na ten temat — powiedział — chcę to po prostu zobaczyć — mruknął, szczerząc zęby w wesołym uśmiechu. Musiał przestać, bo czuł, że za chwile zaczną boleć go policzki od tego ciągłego wyginania ust. Jego mięśnie nie były przyzwyczajony do takiej ilości uśmiechów czy śmiechu. Dlatego zdecydowanie musiał zrobić coś, aby sytuacja pomiędzy nimi była jak zawsze do tej pory, a przynajmniej samemu przestać się szczerzyć niczym mysz do sera, bo to po pierwsze nie było do niego podobne, a po drugie, naprawdę obawiał się dokąd to wszystko zmierza, ale… było tak przyjemnie, że mógł odwlec to w czasie. Nie musiał przecież od razu psuć śniadania, mógł zrobić to później. Nikt go nie gonił, nie musiał się przecież spieszyć.
    — Z jaką laską — zauważył — i jak musiałaś ze sobą walczyć, aby to zrobić — przypomniał. Pamiętał, jak bardzo był wkurzony, gdy nie chciała tego zrobić. Przechylił głowę — mnie — odpowiedział rozbrajająco — dającą ci orgazm, czego chcieć więcej? — Spytał, poruszając przy tym sugestywnie brwiami.
    Uniósł dłonie wyżej, muskając palcami pośladki przez materiał fig, a na jego ustach gościł lekki uśmiech. Skinął lekko głową na jej słowa.
    — Będę musiał zasięgnąć opinii twoich pracowników, czy na pewno jesteś dobrą szefową — wymruczał. Nabrał powietrza ze świstem, gdy go ugryzła. Kącik ust w tej samej chwili drgnął mu delikatnie. Starał się oddychać spokojnie, gdy zsuwała się coraz niżej. Wstrzymał oddech, kiedy schylił głowę w dół. Spoglądanie na nią w takiej pozycji działało pobudzająco, a gdy poczuł jej dotyk, jego penis drgnął. — Całkiem dobra — wychrypiał, opierając się wygodnie o oparcie krzesła — ale nie wpieprzasz się w menu — stwierdził nadal nieco rozbawiony, chociaż to pożądanie zaczynało stanowić odczuwalną większość — dostałaś dzisiaj śniadanie, pokaż, jak chcesz za nie zapłacić — wymruczał — jak mi się spodoba, zgodzę się na resztę.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  126. Pokręcił z rozczarowaniem głową, chociaż oboje wiedzieli, że mu się to podobało. Była jego osobistym wyzwaniem i chociaż już ją miał i mogłoby się wydawać, że nie potrzebuje od niej niczego więcej, to ta jej przekora, trzymała go wciąż właśnie przy niej. Musiał jednak zaktualizować swoje własne zadanie, aby mieć usprawiedliwienie dla swojego zachowania. Powinien cieszyć się, że udało mu się ją zaliczyć, a następnie powinien o niej zapomnieć z łatwością, dokładnie tak, jak o wszystkich innych. Tymczasem, nadal przy niej był. Spał w jej łóżku, robił dla niej śniadanie… To… to tak, jakby nie był Theo Sandersem. Nie tym, którego znał świat.
    Na usta mężczyzny wkradł się łobuzerski uśmieszek. Oblizał odruchowo wargi, wpatrując się nieustannie w jej twarz.
    — Może przy następnej okazji właśnie to zrobię. Zostawię sobie na pamiątkę — stwierdził, naprawdę biorąc to pod uwagę, a następnie zaśmiał się chrapliwie — ta opcja też mi się podoba, chociaż muszę przyznać, że lubię ją z ciebie ściągać — zniżył głos, mówiąc całkiem poważnie. Lubił ten moment, gdy chwytał w dłonie czy zęby koronkowy materiał, czując już przez niego to, jak bardzo była dzięki niemu podniecona. Czerpał z tej chwili wieloma zmysłami na raz i za każdym razem czuł się tak samo podniesiony tym faktem i zafascynowany, chociaż mogłoby się wydawać, że za każdym razem robił to w pośpiechu.
    — A i tak wyszło na moje — powiedział z uśmiechem, oczywiście, że będąc przy tym bardzo z siebie zadowolonym. Przechylił głowę w bok — czekaj, czekaj — zaśmiał się — czyli, że śniadanie, które będę zjadał z ciebie będzie robione przez ciebie? Bo tak właściwie, to nie jestem pewien czy to jednak będzie dobry interes. Nie jadłem jeszcze nic, co Nys sama przygotowała. Skąd mam mieć pewność, że to się będzie opłacać? — Spytał, unosząc przy tym brew. Szybko jednak przestał myśleć o interesach skupiając się na padających z jej ust słowach.
    — Proszę, proszę — wymruczał, wbijając w nią ciemne spojrzenie — brzmi… intrygująco. Zdecydowanie do rozważenia — oznajmił, schrypniętym głosem, chociaż to nie wizja trójkąta doprowadziła go do takiego stanu, a to, co właśnie robiła Violet. Lubił z nią dyskutować, jednak była pewna hierarchia, więc gdy dotykała jego penisa, nie mógł skupić się na samej rozmowie. Zwłaszcza, że dobrze wiedział, jak to się skończy i, cóż, chciał się już znaleźć w jej ustach. — Mniej gadania, więcej płacenia — zaśmiał się chrapliwie, niemal w tej samej chwili, w której Violet przyjęła go w sobie. Przymknął na kilka sekund powieki, śmiało korzystając z przejęcia kontroli nad zbliżeniem. Kurwa, była idealna. Była po prostu idealna dla niego co jednocześnie mu się podobało i jednocześnie go tak strasznie wkurwiało. Dlatego chwycił pewnie i mocno jej włosy, a następnie oddychając ciężko, poruszył stanowczo jej głową i swoimi biodrami, nie bawiąc się w delikatności. Całą siedząca w nim frustrację i wkurwienie na sytuacje, w której się znalazł przełożył w trwającą chwilę.
    — Jak będziesz miała dość, po prostu klepnij mnie w udo — pomyślał całkiem przytomnie, nim całkowicie poddał się chwili, po prostu rżnąc ją mocno w usta.

    😈👿

    OdpowiedzUsuń
  127. — Czepiasz się szczegółów — stwierdził, a po chwili pokiwał głową — rozumiem, nie masz nic przeciwko, cudownie — zaśmiał się, zdecydowanie wiedząc, że przy kolejnej okazji zachowa dla siebie pamiątkę w postaci jej bielizny. Zwłaszcza, gdy przedstawiła to w ten sposób — obraz jest duży — zauważył, uśmiechając się — wezmę w zamian dużo bielizny — stwierdził, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu — nie będziesz mi mówić, ile mogę jej wziąć czy zniszczyć — powiedział, a następnie, ponownie się szeroko uśmiechnął — w końcu, nie o pieniądze chodzi, kupisz sobie nowe — mrugnął do niej. Przeszło mu już przez myśl, że może powinien kupić jej jakąś bieliznę, ale prezenty… wychodziły poza ich relacje. Z drugiej strony to, co właśnie robili również przekraczał granice zwykłego seks-układu. Może jednak powinien się skusić na drobny podarunek. Tuż po tym, gdy zatrzyma jej majtki dla siebie. Nie popełni błędu co do odpowiedniego rozmiaru. Nie było większej porażki niż podarowanie bielizny w nie pasującym rozmiarze.
    Słysząc kolejne słowa dziewczyny, zaśmiał się cicho, nieco chrapliwie.
    — Coś jeszcze szczególnie ci się podoba? — Spytał, oczywiście posługując się tonem głosu, który jej się podobał, oczywiście, że robił to specjalnie i miał z tego wielką radochę. — Wolałbym jednak nie demolować swojej kuchni. Lubię swoje wnętrza — stwierdził, a następnie skinął tylko głową.
    Nie myślał o wcześniejszych rozmowach, nie rozważał opcji w trójkącie. Skupiał się na Violet i jej ustach, szczelnie obejmujących jego penisa. Na swojej dłoni zaciśniętej na jej włosach i poruszającej silnie jej głową w odpowiednim dla siebie rytmie. Otworzył oczy, patrząc na nią z góry. Wydał z siebie westchnienie, gdy dostrzegł, że sięgnęła ręka własnego krocza. Kurwa, była po prostu idealna. Nie spodziewał się, że spełnienie będzie na tyle intensywne, że wyrwie mu się z ust pojedynczy jęk, a jednak, tak się stało, a fakt, że Violet doszła w tym czasie tylko bardziej go satysfakcjonował.
    Spoglądał na nią z góry, wodząc spojrzeniem po zaczerwienionej twarzy, rozsuniętymi koszuli i, jak się domyślał, wilgotnych majtkach.
    — Brzmi jak wyzwanie — zauważył, oczywiście zniżając ton głosu — uważaj, do czego mnie prowokujesz, Brennan — uniósł kącik ust, jednocześnie wyciągając dłoń, aby zgarnąć pojedynczy kosmyk z jej twarzy. Przez chwilę przyglądał się jej, a później skinął lekko głową — skoro wspominałaś, że nie masz dość — uśmiechnął się łobuzersko na jej słowa. Pozwolił jednak na to, aby wstała i ruszyła w stronę łazienki. Nim wstał z krzesła, wypił kilka dużych łyków kawy, a następnie ruszył w drogę za Violet.
    Schody pokonał pospiesznie, a następnie skierował się w stronę łazienki. Oczywiście, że nie mógł odmówić takiemu zaproszeniu. Dlatego wszedł pewnie do pomieszczenia, pozbył się całkowicie bielizny i z połowicznym uśmiechem, dołączył do kąpieli.
    — Jak rozumiem, wcale nie chodzi jedynie o oszczędzanie wody — wymruczał cicho, od razu przylegając do jej ciepłych pleców i obejmując ją od tylu. Jedną ręka ściągnął piersi, a drugą zatrzymał na brzuchu dziewczyny, gdzie delikatnie gładził jędrną skórę. — A może jednak? Cholera, tak bez ściągania z ciebie koronki będzie dziwnie — zauważył, przygryzając delikatnie płatek jej ucha.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  128. — Znowu? Znowu zaczynasz z tymi piórkami? — Wywrócił oczami, chociaż tym razem delikatnie uśmiechnął się pod nosem, bo jej śmiech był zwyczajnie zaraźliwy. Normalnie nie podjałby tematu, a jeżeli już to zacząłby sprowadzać ją na ziemię, jak robił to wcześniej tego dnia. Tym razem jednak, wciąż utrzymywał się na jego twarzy ten subtelny uśmiech — poza tym, mój tyłek we wszystkim wyglądałby dobrze, nie oszukujmy się — poruszył rozbawiony brwiami, przesuwając dłońmi po jej biodrach, a następnie nachylił się do przodu, aby sięgnąć ustami jej ucha — a może w głębi czujesz, że to jakiś twój fetysz? Dlatego tak bardzo siedzą ci w głowie te piórka, hm? — Wymruczał, przez chwilę jeszcze nachylając się tak nad nią, aby po chwili powoli się odsunąć.
    Słuchał jej, uśmiechając się lekko, patrząc przy tym prosto w jej ciemne oczy. W jednej chwili miał ochotę zacząć mówić do niej tylko w taki sposób, ale jednocześnie nie chciał pokazać, jak bardzo mu zależało na tym, aby robić cokolwiek dla jej uszczęśliwienia poza orgazmami.
    Wiedział, że zachowywał się jak największy hipokryta na świecie, bo za wszelką cenę trzymał się myśli, że to tylko seks i nic więcej, a jednocześnie nadal siedział w jej domu i powiedzmy sobie szczerze, nigdzie mu się nie spieszyło, chociaż zdecydowanie powinno.
    — Nie wiem czy mi ten rodzaj adrenaliny odpowiada — zaśmiał się cicho, przechylając głowę w bok, patrząc na nią intensywnie — wyglądam na kogoś, kto by to robił? — Spytał, a następnie uśmiechnął się — chcesz mi zaproponować coś szalonego czy zastanawiasz się jak duża jest szansa na to, że umrę przed tobą i będziesz mogla zarekwirować wszystkie moje dzieła? — Zapytał nieco rozbawiony, nie odrywając od niej oczu.
    Oddychał głęboko, starając się uspokoić, przez cały ten czas, przyglądając się brunetce z największa uwagą. I jak miał się uspokoić i panować nad sobą, gdy z jej ust padały takie słowa? Jak miał to ignorować i udawać, że jej słowa w ogóle na niego nie działają i nie pobudzają wyobraźni? Zwłaszcza, gdy stała przed nim w takim stroju? Oblizał powoli wargi, starając się zachować niewzruszoną minę, chociaż to nie było łatwe.
    — Uważaj, jakie słowa wypowiadasz na głos — powiedział, używając oczywiście tego niskiego głosu, który tak bardzo jej się podobał.
    Po tych słowach tym bardziej musiał chwilę odczekać nim ruszy do łazienki, żeby się do niej nie dobrać bez zastanowienia. Chociaż, gdy tylko przekroczył próg łazienki i znalazł się z nią w kabinie prysznicowej, cóż, wcale nie miał ochoty nad sobą panować.
    — Coś mi świta — powiedział, nadal szepcząc wprost do jej ucha — musiał to wymyślić ktoś niesamowicie mądry — zaśmiał się chrapliwie, sunąc dłońmi po jej ciele — podoba mi się ten pomysł.
    Pozwolił na to, aby odwróciła się w jego ramionach i ułożył dłonie na jej lędźwiach.
    — Ktoś nie wspominał o przekraczaniu granic? — Spytał, przyciągając ją bliżej siebie. Naparł na nią tak, że musiała zrobić krok do tyłu, a następnie wziął z niej dłoń i wyciągnął rękę do przodu, aby sięgnąć opakowanie z żelem pod prysznic. Wycisnął go na drugą dłoń, odłożył, a następnie roztarł go w dłoniach i ułożył z powrotem na lędźwiach brunetki i przesunął powoli w górę.
    — Nie wiem czy potrafię — wyznał z uniesionymi kącikami ust — ale możemy spróbować.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  129. Zacisnął wargi, wywracając jednocześnie oczami. Wkurwiała go wtedy, naprawdę mocno. W tej samej chwili zdał sobie sprawę z tego, że całkiem długo nie czuł tego względem niej. W ostatnim czasie… był wściekły, kiedy zobaczył ją w swojej restauracji z tamtym dryblasem, ale szybko mu przeszło, bo dobrał się do jej kobiecości, urządzając sobie najlepszą ucztę, jakiej mógł doświadczyć. Od tamtego momentu nie podniosła mu na tyle ciśnienia, aby mógł stwierdzić, że go wkurwia, co prawda nie minęło wiele czasu, ale powiedzmy sobie szczerze. Nawet ponad trzydzieści sześć godzin, to jak na ich dwójkę naprawdę świetny wynik.
    — Mhm — przytaknął mrukliwie, powstrzymując się przed przełożeniem dłoni na jej policzek, chociaż miał na to naprawdę ogromną ochotę. Zwłaszcza, gdy była swoją twarzą tak blisko jego twarzy. Chciał przytrzymać ją na dłużej przy sobie, ale z jakiegoś powodu powstrzymał się przed tym, co było bezsensu, bo przecież przekroczyli już tak wiele granic swojego układu, że jedna czułość więcej niczego przecież by nie zmieniła. — Lubię próbować nowych rzeczy w łóżku, ale do tego żadną siłą mnie nie przekonasz, już to ustaliliśmy.
    — Na to przekonasz mnie szybciej niż na piórka — zaśmiał się cicho — nadal mówimy o skoku ze spadochronem czy wpadło ci coś jeszcze do głowy? — Spojrzał na nią z zaciekawieniem, nie przestając sunąc dłońmi po jej biodrach.
    Kiedy znalazł się już w łazience, w kabinie prysznicowej wraz z nią, uśmiechnął się na jej słowa.
    — To musi być ktoś porządny — stwierdził z rozbawieniem, rozkoszując się bliskością, której mógł w tym momencie doświadczać. Zdecydowanie było to coś nowego. Stać w objęciach z kobietą, gdy woda spływała po ich ciałach, a on nawet nie dotknął jej w pobliżu jej kobiecości palcami. Jego dłonie były zdecydowanie daleko od czułego punktu i… z jednej strony nie miał nic przeciwko temu, chociaż jednocześnie nie obraziłby się, gdyby jednak zmieniła zdanie, co do trzymania rąk przy sobie. — Zrozumiałem — mruknął, wcale nie zamierzając wycofywać się z łazienki. Było… miło. Tak po prostu, było mu miło. I podejrzewał, że jej też. Przez cały ten czas rozsmarowywał żel po jej ciele, uśmiechając się przy tym kącikami ust, aż odezwała się kolejny raz. Jego dłonie momentalnie się zatrzymały, a on spojrzał na nią z miną nie do odgadnięcia.
    — Chcesz mnie w ten sposób wyprosić? — Spytał, jednak nie wziął rąk z jej ciała. Nie był facetem, który natychmiast by się wycofał w takim momencie, chociaż musiał przyznać, że nie podobało mu się to, co zrobiła — naprawdę chcesz psuć taką chwilę — stwierdził, upewniwszy się w jej oczach, że ona powiedziała to naprawdę. — Chcesz ją przeprowadzić od razu? Tutaj? Teraz? — Uniósł brew, cofając w końcu ręce z jej ciała — proszę bardzo, mów, co leży ci na sercu — oznajmił, spoglądając na nią swoimi ciemnymi oczami i zastanawiając się nad tym, po co w ogóle to zrobiła, bo mogło przecież być tak miło, chociaż jeszcze przez chwile.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  130. Wywrócił oczami, a następnie spojrzał na nią surowym spojrzeniem. Słuchał jej kolejnych słów, zastanawiając się nad tym czy uda jej się zapomnieć o piórkach. On sam przyjął nową taktykę w tym temacie. Ignorowanie.
    Dlatego koncentrował się na jej dalszych słowach. Kiedy wspomniała o krwi, w jego oczach pojawił się niezdrowy błysk, ale… nie skomentował tego również. Podciągnęła to pod temat piórek, więc ślą Sandersa w tej chwili było to zupełnie nieistotne. Co nie znaczyło, że mu się nie podobało. Zresztą, błysk w jego oczach jasno mówił o tym, co myślał. Zresztą, nie musiał ukrywać, po tym gdy podzielił się z nią informacją na temat swoich farb, że krew była dla niego… istotna. Lubił z nią obcować na wiele sposobów.
    — Przemyślę to — stwierdził, chętnie popatrzyłby na Violet na motorze, chociaż siebie samego nieszczególnie widział na tym środku transportu. Nie, aby się bał. Sanders przecież niczego się nie bał. Po prostu to nie przemawiało do niego w szczególny sposób. I tyle. — Stwórz jakąś listę czy coś, wypisz zalety, wady… postaraj się do tej prezentach pomysłów, żebym się nie zanudził i wybrał coś faktycznie ciekawego — oznajmił, uśmiechając się przy tym szeroko.
    Mogło być tak pięknie. Mogli po prostu nie gadać i pozwolić sobie na to, aby… wszystko działo się po swojemu, wierząc przy tym, że trwają w swoim własnym układzie, na który oboje się zgodzili. Wkurzyła go tą rozmową, bo Theo nie lubił, gdy wytykano mu błędy, a zwrócenie uwagi na to, że sytuacja pomiędzy nimi nijak ma się do zawartego układu, była takim właśnie wytknięciem.
    — To trzeba było zrobić to od razu? — Uniósł brew. Bronił się przed związkami, bo… nie lubił ich. Nie mógł czuć się wówczas w pełni wolny, a bardzo lubił sobie tę swobodę. Miał świadomość, że niektóre zachowania wychodziły poza schemat, którego chcieli się trzymać, ale póki nie padło to na głos, udawał, a przynajmniej starał się udawać, że to nie ma żadnego, nawet najmniejszego znaczenia. Dla niego.
    Zmrużył lekko powieki, uważnie jej się przy tym przyglądając i zastanawiając się nad tym, do czego właściwie dążyła.
    Rozchylił wargi. Spoglądał tak na nią, cały czas z przymrużonym powiekami, starając zachować obojętność na twarzy, chociaż nie było to łatwe.
    Serce wolało, aby się przyznał, że jemu też jest… dobrze w ten sposób. Jednak rozum krzyczał, że to będzie niczym biała flaga, a Theodor nigdy się nie poddawał. Nie ulegał, chociaż dla Violet mógłby zrobić wyjątek. Brał to pod uwagę.
    — Chcesz mnie? — Powtórzył za nią, unosząc wysoko brew — i co chcesz ze mną robić, skoro nie może być tak jak jest i koniecznie uważasz, że potrzebujemy właśnie tej rozmowy? — nie przeszkadzała mu nagość i fakt, że rozmowa zaczęła się pod prysznicem, chociaż nawet on musiał przyznać, że Brennan wzięła się za coś takiego w najgorszym możliwym momencie. — Chcesz deklaracji, że będziemy w związku? Chcesz sobie pozwolić na wizje jakiejś wspólnej przyszłości? Pierścionek, obrączkę? Może gromadkę dzieci? To nie jest nasze życie, Violet — powiedział, nie zmieniwszy miny.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  131. O ile byłoby przyjemniej, gdyby nadal prowadzili dyskusję na temat piórek Zdecydowanie wolał to, niż rozpoczętą przez Violet rozmowę. Ekstremalnie niebezpieczne rzeczy również były dla Theo o stokroć lepsze niż to, co rozpoczęła Brennan. Problem polegał na tym, że nie dało się przewinąć taśmy do tyłu, wycofać wypowiedzianych przez nią słów i całej tej sytuacji. Kurwa, gdyby tylko wiedział, że to się skończy w ten sposób, w ogóle nie ruszyłby się z kuchni. Posprzątałby całą po śniadaniu, ubrał się i prawdopodobnie wrócił do siebie, a pomiędzy nimi nadal byłoby… tak jak było. Bez żadnego definiowania, bez słów, które nie musiały w ogóle wybrzmieć. Przynajmniej w jego przekonaniu, bo tak właściwie, dla niego… nazwanie czegokolwiek, co pomiędzy nimi było i zamkniecie tego w określone ramy było gorsze niż po prostu trwanie w tym.
    Miał ze sobą problem. Nie chciał się do tego przyznawać i usilnie to ignorował, chociaż gdzieś podświadomie o tym wiedział, aż za dobrze. Tak czy inaczej to właśnie jej słowa zadziałały na niego tak, że miał ochotę po prostu wyjść. Wiedział jednak, że byłaby wówczas usatysfakcjonowana, dlatego nie ruszył się z miejsca. Chciał to kontynuować. Tę rozmowę. Sprawić, aby poczuła się winna, że spieprzyła coś, co mogłoby naprawdę świetne. Bo nie lubił odpowiadać za błędy, a to właśnie tym było. Błędem.
    — I mam uwierzyć, że jakakolwiek deklaracja, określenie tego, co mogłoby być, nie miałoby doprowadzić do tego, o czym mówiłem? — Uniósł pytająco brew, a kącik jego ust mimowolnie uniósł się odrobinę w górę. Może i byli do siebie podobni, może i pasowali do siebie pod wieloma względami, ale Theo wiedział, że… Że to prędzej czy później skończyłoby się dla nich źle. Oboje wiedzieli, że będąc razem pakowali się w kłopoty, nawet na otwarciu hotelu pojawił się problem w postaci Caroline i tego, jak Violet jej przywaliła. Nie byli w stanie pokazać się gdziekolwiek razem nie tworząc przy tym problemów. Nie wspominając o tym, że może i nie nudził się nią, tak życie codzienne… Podejrzewał, że w którymś momencie zaczęliby do siebie strzelać, bo oboje byli uparci jak osły i każde z nich szło w zaparte i… Kurwa, dlaczego on się w ogóle nad tym zastanawiał, dlaczego to rozważał? Dlaczego, kurwa, miał odpowiedź na to, dlaczego nie powinni nazywać tego związkiem? Był na siebie wkurwiony, bo nie tak to powinno się jawić w jego głowie.
    — Masz rację, nie powinnaś — powiedział, obserwując jak wychodzi z kabiny prysznicowej. Nie powinien tego czuć, a jednak pojawiło się nieprzyjemne uciskanie w żołądku. Nie powinien tego czuć, nie powinien czuć czegokolwiek, nie oszukujmy się. Przecież Violet nic dla niego nie znaczyła.
    — Jasne, z przyjemnością — powiedział, gdy wychodziła, a następnie pozwolił sobie na szybki prysznic, ogarnięcie się i odnalezienie swoich ubrań, a przynajmniej tego, co z nich zostało. Schodząc na parter domu, rozejrzał się w poszukiwaniu brunetki, jakby przed opuszczeniem jej posesji chciał się upewnić, na jakich warunkach się właśnie rozstają.
    — Czyli wracamy do pierwowzoru — powiedział, kierując się w stronę korytarza. Mówił dość głośno, bo nie był pewien, gdzie jest Brennan.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  132. Był miękki, bo nie mógł przestać o niej myśleć. O swoich słowach. Analizował na okrągło rozmowę, którą przeprowadzili, poszukując alternatywnych rozwiązań. Co by było, gdyby odezwał się inaczej? Gdyby nie wyleciał z tą gadką o pierścionki, gromadce dzieci? Na pewno teraz nie musiałby o tym myśleć. Ale myślał, co niesamowicie mocno go wkurwiało. Na tyle, że kolejny raz przez Violet Brennan ciężko było mu się skupić na czymkolwiek innym. Dlatego unikał kobiet. Dlatego nie zostawał dłużej przy jednej. Chciał unikać takich sytuacji. Nie chciał się przywiązywać, nie chciał czuć. A czuł. I to tylko potęgowało jego wściekłość na samego siebie. I Violet.
    Chciał złamać zasady układu. Chciał się wyżyć na kimś, tak po prostu. Ale nie mógł. Każda, na która patrzył nie miała czegoś, a Theo szybko zorientował się, o co chodziło. Żadna nie była Violet. Żadna nie dałaby mu tego, czego naprawdę chciał. Kolejne umocnienie wkurwienia. Chciał coś z tym zrobić. Wyszedł nawet z chłopcami na drinka, ale żadna z kręcących się dziewczyn nie potrafiła przykuć jego uwagi na dłużej. Wymalowane soczystą czerwienią usta może i przyciągały wzrok, ale wystarczyło, że zaczynały mówić i po pierwszym zdaniu momentalnie go odrzucało. Jakby narkotykowy głód próbował zaspokoić żuciem gumy.
    Zmarszczył brwi, słysząc, dobiegający z sali raban. Wstał nawet ze swojego fotela, odsuwając się od biurka, aby opuścić biuro i sprawdzić, co u diabła się tam działo. Nim jednak podjął ostateczna decyzję i zdecydował się podnieść, drzwi jego gabinetu się otworzyły, a dosłownie po chwili znalazła się w pomieszczeniu Brennan.
    Wyprostował ręce, odsunąwszy się na ich długość fotelem od biurka i spojrzał na nią. Zlustrował powolnie kobiecą sylwetkę, następnie powracając spojrzeniem do punktu, od którego zaczął.
    — Ciebie też miło widzieć — odparł na jej rozkaz. W zasadzie… dobrze, że się pojawiła. Dobrze, że chciała dokładnie tego samego, czego chciał on. Ale… nie byłby sobą gdyby tak od razu rzucił wszystko i wykonał jej polecenie — czekaj czy w którymś momencie nie było powiedziane, że mamy się nie nachodzić w pracy? — Uniósł brew — czy to tylko tyczyło mojego wpadania do ciebie? Wiesz, wole znać wszystkie zasady, żeby później nie było nieporozumień — od razu po wypowiedzeniu tych słów wiedział, że będzie żałował że będzie analizował tę rozmowę dokładnie tak, jak poprzednią, wymyślając alternatywne rozgrywki. Kurwa. Nic się jeszcze nie stało, a już był na siebie wkurwiony. — Poproś — dodał po krótkiej chwili, a kącik jego ust drgnął delikatnie, chociaż za wszelką cenę utrzymywał niewzruszoną minę — wiesz dobrze, że warto. Poproś, Brennan — powiedział, raz jeszcze przesuwając powoli wzrokiem po jej sylwetce, zatrzymując na dłużej spojrzenie na jej biuście, a następnie na pełnych wargach.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  133. Był ciekawy jej odpowiedzi, dlatego po wypowiedzeniu przez siebie pytania, po prostu spoglądał na nią, spojrzeniem nic nie wyrażającym. Co prawda zerknięcie przez nią na zegarek było dla niego zaskoczeniem, chociaż nie dał tego po sobie w ogóle poznać.
    — Tak właściwie mamy czynne do ostatniego gościa — zauważył — to wyznaczona godzina, po której nie przyjmujemy nowych klientów i zamówień. Jestem w pracy tak długo, dopóki sala nie stanie się pusta — nie miał pojęcia czy obecnie był ktoś jeszcze w restauracji. Był zajęty papierkową robotą tą dotycząca bezpośrednio Thyme jak i tą tylko pobocznie powiązaną z restauracją.
    Przez cały czas nie odrywał od niej spojrzenia swoich ciemnych oczu. Oczywiście, że był zadowolony z tego, że ona pierwsza nie wytrzymała, że wtargnęła do niego, zakłócając jego spokój. To dawało mu ogrom satysfakcji, którą zamierzał się cieszyć w odpowiednim czasie.
    Odchylił się na oparciu fotela, prawdziwie zaskoczony jej zachowaniem. Lekko uniesiona brew jasno świadczyła o tym, że było to ostatnie, czego się spodziewał. Nawet nie wyobrażał sobie czegoś takiego, a jego wyobraźnia… cóż, była generalnie wybujała i całkiem barwna.
    Nie miał podstaw, aby nie wierzyć jej słowom, ale to co zrobiła kolejno, utwierdziło go jedynie w pewności, że nikt inny nie da jej tego, czego tak naprawdę chciała. Sunął wzrokiem za jej palcami, rozpinającymi to dalsze guziczki. Rozchylił lekko wargi, a następnie powoli przesunął koniuszkiem języka po górnej, przenosząc spojrzenie z jej rąk, na jej twarz.
    — I mam uwierzyć w to, że pozwoliłabyś się pociąć komuś innemu? — Spytał, spoglądając na jej nową fryzurę. Jeżeli planowała go w ten sposób zachęcić, to cóż, wiedziała, jak do niego trafić. Nic jeszcze jednak nie zrobił. Siedział, obserwując przedstawienie, które w tej chwili dla niego odgrywała. Był ciekaw, jak daleko się posunie.
    — Kurwa, Brennan — wyszeptał, czując jak jego puls przyspiesza. Chciał się powstrzymać, ale nie był w stanie. Oblizał wargi, zlizując z nich tę odrobinę krwi, która się na nich znalazła, a następnie przełknął głośno ślinę. Nie potrzebował niczego więcej. Był już dla niej gotowy, o czym jasno świadczyła wypukłość w spodniach, których materiał stał się w jednej chwili przyciasny. — Mam nadzieje, że jesteś świadoma, czego chcesz — sapnął, układając dłonie na jej udach. W tej samej chwili podniósł się ze swojego fotela i obrócił ją tyłem do siebie. Rozpiął pasek — rozbieraj się — powiedział, rozpinając swój rozporek i zsuwając spodnie z bioder — pierw dostaniesz orgazmu, a później się zabawimy — oznajmił stanowczo. Pierw musiał się wyżyć, pozwolić na zaspokojenie tak właściwie głodu, który odczuwał, a później pozwoli sobie na popuszczenie wodzy fantazji — zakładam, że nie masz nic przeciwko — nawet jeżeli miałaby, nie zamierzał ustępować.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  134. Nie nazywałby się Theodor Sanders, gdyby tak po prostu przyjął ją do siebie bez żadnego komentarza. Był przekonany, że pokazałby wówczas słabość, a przecież on nie był słaby. Nie mógł pozwolić na to, aby ktokolwiek odbierał go jako słabego, a Violet zwłaszcza, bo… Bo już i tak mogła dostrzec w nim więcej niż inni. I tak pokazał jej wystarczająco, że to ona jest jego słabością. Miał utwierdzić ją w tym już niedługo. Ciężko było mu się do tego przyznać nawet przed samym sobą, ale… Violet Brennan wiedziała, co zrobić, aby nie był w stanie zachować swojego opanowania.
    Zmarszczył lekko brwi, słysząc jej słowa. Nie był co do tego pewien, ale szczerze mówiąc nie miał ochoty wzywać tu teraz nikogo z obsługi.
    — Jeżeli wyjdę i zobaczę kogoś na sali, to co wtedy? — Spytał, chociaż szczerze mówiąc nie miał ochoty i na to. Zwłaszcza po jej kolejnych słowach, gdy padło nazwisko tamtego faceta, z którym ośmieliła się przyjść do jego restauracji. Zacisnął zęby, mierząc ją uważnie swoim zimnym spojrzeniem. Niby wtedy dała mu jasno do zrozumienia, że Woods był dla niej nikim, ale wiedział równie dobrze, jak bardzo tamten facet był na nią napalony. Mógłby zaryzykować, podpuścić ją, ale jeżeli faktycznie zdecydowałaby się na zadzwonienie po tamtego…
    — I złamiesz naszą umowę? — Oblizał powoli wargi — tak po prostu?
    Próbował panować nad sobą, swoim pragnieniem. Nie chciał, aby widziała jak bardzo kręciła go w takim wydaniu, ale… przecież ona to wiedziała, byłby idiotą, gdyby wierzył, że tak nie jest. Dlatego przesunął powolnie spojrzeniem po jej sylwetce, nie myśląc długo nad tym, w jaki sposób powinien ją tym razem wziąć.
    Ułożył dłoń na jej plecach, napierając na nią, aby wychyliła się jeszcze bardziej. Jej reakcja była dla niego najpiękniejszą melodią w tym momencie. Przylgnął do niej, a następnie poruszył biodrami w mocnym, zdecydowanym tempie. Drugą dłoń przesunął na jej brzuch, powolnie sunąc nią w górę, zadowolony z tego, że nie musi bawić się w odpisanie guziczków koszuli, gdyż zdążyła zrobić to sama wcześniej. Dotarł dłonią do koronkowego materiału bielizny, jednocześnie na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech, którego nie była w stanie dostrzec w tej pozycji. Zsunął materiał miseczki z piersi, nie przejmując się tym czy materiał się uszkodzi, czy nie. Satysfakcjonowała go natomiast możliwość pieszczenia jędrnej piersi. Uchwycił w palce stwardniały sutek i zaczął niedelikatnie podszczypywać go, jednocześnie wciąż poruszając biodrami w mocny sposób.
    — Za czym dokładnie? — Spytał cicho do jej ucha, uprzednio nachylając się do niej. Ciepło jej pleców tuż przy jego klatce, nawet przez materiał ubrań było przyjemne — opowiedz mi, za czym, tak bardzo tęskniłaś, skarbie.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  135. Czy miał ochotę podnieść się z krzesła i udowodnić jej, że się myliła? Owszem. Czy nie zrobił tego, bo miał świadomość, że zachowałby się jak dzieciak, który musi komuś cokolwiek udowadniać? Owszem. Czy miał ochotę zerżnąć ostro od razu po tym, jak pojawiła się w jego biurze, nim tak właściwie zdążyła doprowadzić go do podniecenia? Ta sama odpowiedź.
    Dlatego zdecydował się zignorować jej kolejne słowa. Poza tym, przyznając się do tego, że nie złamał ustalonych wcześniej zasad pokazałby, że na nią czekał, a przecież to byłoby kolejnym pokazaniem swojej słabości, a przecież Theo nie mógł tego więcej robić. Limit i tak był już przecież przekroczony, o czym wiedział, aż za dobrze.
    — Mhm — wymruczał jedynie cicho, co nie było potwierdzeniem ani zaprzeczeniem, nim zdążył dobrać się do jej bielizny. Nie skupiał się jednak na słowach, bo jej obecność tak blisko i to w takim stanie, bez możliwości dotknięcia jej była niczym tortura. Nie podejrzewał, aby miała być zaskoczona jego gwałtownością. Nie zależało mu w tej chwili na wyszukanych formach, które zapamięta na zawsze. Zresztą, był pewien, że i tak wspomnienie tego seksu zostanie z nią na długo. Zwłaszcza, że za nim tęskniła. Mogła dopowiadać sobie, co tylko chciała. Sanders wiedział swoje. Zresztą, też mu przecież jej brakowało, ale nie był jeszcze na etapie, na którym przyznawałby się do tego na głos. Teraz chciał ja po prostu wypieprzyć tak, aby nie przyszło jej nigdy więcej w życiu do głowy wypowiadanie nazwiska Woodsa w jego obecności. A później zamierzał ja za to ukarać, chociaż nie miał w głowie jeszcze gotowego pomysłu.
    Nie przestawał poruszać biodrami. Dostosowywał się jednak do zmian ułożenia jej ciała, gdy wypięła mocniej pośladki przez położenie się na biurku. Ułożył dłoń na jednym z nich, a następnie odsunął z niego dłoń, by po chwili wymierzyć w niego klapsa, a tuż po chwili kolejnego. Z ust mężczyzny nie schodził uśmiech, gdy obserwował jej ciało, rozłożone na jego biurku.
    — Już się zmęczyłaś? — Spytał, wciąż się w niej poruszając, nieco przy tym sapiąc — a to dopiero początek — zauważył, unosząc kącik ust w górę. Złapał dłonią za dużo krótsze niż poprzednim razem włosy dziewczyny i pociągnął za nie mocno, zmuszając ją w ten sposób do uniesienia się z biurka — jak mówiłem orgazm, a później zabawa — przypomniał, używając niskiego tonu głosu. Tak, dokładnie tego samego, o którym ostatnio wspominała mu, że mogłaby go słuchać… Lubił wykorzystywać takie szczegóły — mam ochotę zadać ci trochę bólu — dodał równie cicho, nie zmieniając brzmienia głosu, a na znak, że mówił poważnie, ponownie szarpnął za jej ciemne kosmyki włosów — co ty na to, skarbie?— Wychrypiał cicho, bo chociaż chciał tego bardzo, bez jej zgody nie mógłby niczego zrobić. Niezależnie od siły własnego pragnienia.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  136. Zacisnął mocniej palce na jej włosach, jednocześnie przygryzając wargę. Zastanawiał się nad tym, co chciałby z nią jeszcze zrobić, bo nic ledwo co się zaczęła. Liczył, że mają całą przed sobą.
    — Doskonale — wymruczał cicho, wciąż się z niej nie wysuwając. Przesuwał powoli spojrzeniem po jej ciele znajdującym się pod nim. Na sam widok, kąciki jego ust delikatnie uniosły się, tworząc na jego ustach delikatny uśmiech. Fakt, że tego nie widziała z takiej pozycji sprawiał, że pozwolił sobie na to, aby uśmiech ten zagościł na trochę dłużej. — Co mam zrobić? — Spytał niskim, głębokim głosem, cały czas patrząc na nią z góry, poruszając mocno biodrami — powiedz mi, co mam z tobą zrobić, Brennan — sprecyzował, spowalniając ruchy bioder, jednak nie zaprzestając ich. Chciał, ją słodko potorturować. Syknął cicho, gdy wbiła paznokcie w jego skórę. Nie spodziewał się jednak, że będzie próbowała w tej chwili złączyć ich usta w pocałunku. Nie planował tego teraz, ale skoro już się stało, odwzajemnił pocałunek z mocą, pogłębiając z pozoru słodką pieszczotę, która w jego wykonaniu stała się przede wszystkim namiętna i zachłanna. Był jej głodny. Tak cholernie, że musiał wkładać ogromny wysiłek w to, aby nie pokazać jej, że to, cokolwiek pomiędzy nimi było, było czymś znacznie większym niż jedynie układem. Nie, nie mógł o tym myśleć, nie teraz, kiedy miał ją dla siebie.
    — Znam idealne miejsce… — wymruczał. Nie powinien jej zabierać ponownie do swojego domu. Nie powinien w ogóle pomyśleć o tym, że mogliby się pieprzyć w miejscu, w którym zabijał i tworzył. Nie powinien łączyć takiego poziomu brutalności z seksem, ale Violet… to mu się łączyło w całość. Jakby była zagubionym elementem układanki, która w końcu po uzupełnieniu jest w stanie sprawić mu satysfakcję. To, co była w stanie mu dać było czymś znacznie większym niż orgazm. Cała przyjemność związana z seksem była, oczywiście satysfakcjonujaca, ale Brennan miała w sobie coś co sprawiało, że jego najgłębsze pragnienia stawały się być w końcu osiągnięte. — Doprowadź się do porządku — oznajmił stanowczo, wysuwając się wreszcie z niej, wciąż nie doszedł, wciąż był twardy i gotowy, ale perspektywa tego, co ich czekało… był w stanie wytrzymać we wręcz bolesnej erekcji. O ile nic się nie spierdoli po drodze, będzie warto. Odsunął się od niej o krok, aby samemu też doprowadzić się do ładu — wystarczy nam tych durnych plotek, które już są — odchrząknął, mierząc ją pełnym pragnienia spojrzeniem. Zdecydowanie nie mógł pozwolić na to, aby jego opinia została zszargana przez durną stronę, na której głównie publikowane były plotki o nastolatkach. To, że został już raz tam wspomniany i to w niezbyt dobrym wydźwięku wystarczyło. Dlatego starannie wsunął koszulę w spodnie, poprawił materiał, a po założeniu marynarki upewnił się, że wszystko jest nienaganne. Przeniósł wzrok na Violet i zmrużył lekko powieki, robiąc z nią dokładnie to samo: sprawdzał czy wyglada dobrze. — Chodź tu — mruknął, wyciągając dłoń, aby poprawić jej włosy, które wcześniej sam doprowadził do nieładu — teraz znacznie lepiej — wymruczał, sięgając dłonią jej podbródka, a następnie uniósł jej głowę nieco wyżej i okręcił w jedną, zaraz w drugą stronę, upewniając się, że jest dobrze.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  137. Nie lubił słuchać i spełniać poleceń innych, ale w tym przypadku Violet miała rację. Zdecydowanie powinien wyjść tylnym wyjściem, a ona oficjalnie przodem. Nie speszył się, gdy zerknęła znacząco na jego krocze. Nie miał nic do ukrycia jeżeli chodziło o sprawy seksualne, był w tym temacie otwarty, zwłaszcza przed Violet, bo wiedział, że kogo jak kogo, ale przed nią nie miał żadnego powodu do wstydu czy skrępowania z powodu swojego wzwodu, do którego doprowadziła ona.
    — Widzimy się u mnie — szepnął, nachylając się nad nią i pozwalając sobie na muśnięcie jej warg, nim opuściła jego biuro. Przez chwilę stał jeszcze, nie ruszając się z miejsca. Wolał odczekać, aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń i kolejnych plotek, których zdecydowanie powinien unikać. Opierając się biodrem o biurko, poprzekładać nawet nieco papierów z miejsca na miejsce, oddychając przy tym głęboko, aby się uspokoić, nieco ochłonąć i… nie wiedział czy Rachel nasłuchiwała, co robił (powinien mieć to w dupie), a wolał… nie wzbudzać podejrzeć, chociaż jeżeli ktoś miał coś słyszeć to wcześniejsze jęki Violet niż jego wertowanie papierków.

    — Widzę, że się rozgościłaś — uśmiechnął się kącikiem ust, gdy wszedł do kuchni, uważnie obserwując Violet. Pozbył się już swojej marynarki i krawatu. Odpiął guziki przy mankietach koszuli i podwinął je estetycznie, a następnie podciągnął materiał odrobinę na ramionach. Przyglądał się przez cały czas z uwagą brunetce, a w jego głowie już jawiły się wizje, co z nią zrobi, gdy przekroczą próg jego artystycznej pracowni. Kurwa, na samą myśl, że ją tam weźmie jego penis na nowo twardniał, a wyobrażenia sprawiały, że niemal drżał. Nigdy nie podejrzewał, że weźmie tam ze sobą kogoś żywego (chociaż to było do przełknięcia), a już na pewno, że żywego wypuści. — Nie dzięki — odparł jednak, gdy zamierzała poczęstować go jego własnym winem — wolę nie otumaniać zmysłów — wymruczał, łapiąc ją za nadgarstek. Sięgnął dłonią do kieszeni spodni, w której miał swój krawat — bądź grzeczna, to przeżyjesz — wymruczał cicho wprost do jej ucha, a następnie ułożył ciemny materiał na jej oczach — jak wejdziemy do środka, będziesz mogła patrzeć — szepnął, łapiąc zębami płatek jej ucha.

    Jeszcze nigdy nie czuł się tak spełniony. Na jego ustach jawił się wręcz szaleńczy, blogi uśmiech. Violet Brennan była najlepsza na świecie, a po tym, co właśnie z nią przeżył, nie mógł pozwolić na to, aby kiedykolwiek ją stracić. Nikt poza nim nie mógł trzymać na niej dłoni. Była, kurwa, jego. Tylko jego.
    — Okej? — Spytał, gdy jego oddech się uspokoił. Spoglądał na nią z troską w oczach, bo może kilka minut temu nie było tego widać, ale wcale nie zamierzał jej wykończyć…

    😈

    OdpowiedzUsuń
  138. Jeżeli kiedykolwiek przeszło mu przez myśl, że może z nim być coś nie tak, to ostatni stosunek z Violet, powinien rozwiać wszystkiego jego wątpliwości. Nie zamierzał się tym jednak przejmować. Zresztą, nie miał czasu na takie rozmyślania w swoim życiu. Nie potrzebował tej wiedzy. Dużo bardziej liczyło się uczucie ekstazy, które obecnie odczuwał. Nic więcej.
    Spojrzał na brunetkę, przechylając delikatnie głowę w bok. Jakby oceniał na ile jej słowa mogą być prawdziwe, nie aby wątpił w to, że chciała wrócić do siebie. Patrząc jednak na nią nie był pewien czy w ogóle powinna, czy da radę poprowadzić samochód (mocno w to wątpił) i przede wszystkim… nikt nie powinien jej widzieć s takim stanie. Jeżeli ktoś przyłapałby ją jak wymyka się od niego poturbowana… nie, nie mógł pozwolić na to, aby wyszła.
    — Nie musisz — zaczął — wolałbym, żebyś nie wzbudzała… zainteresowania — miał nadzieję, że zrozumie. Nie chciał zapraszać jej na noc, na noc. Nie miało być więcej spania w jednym łóżku, wspólnych śniadań ani niczego w tym stylu. Mieli w końcu tę rozmowę za sobą. Warunki były jasne i chociaż nie chciał nadal się przed sobą do tero przyznać, chętnie ponownie by je złamał. Nie chciał jednak ponownie prowadzić takiej rozmowy, wiec sprawa była jasna. Obserwował jak się podnosi. Chłonął zachłannie widok jej ciała, z krwią, świeżym ranami… jego oczy błyszczały niezdrowo, a w głowie formowała się jedna myśl. Stworzył, kurwa, arcydzieło.
    — Możesz po prostu zostać. Rano powinno być lepiej. Mam pokój gościnny z daleka od mojej sypialni — sam nie wiedział po co mu ten pokój, bo był w ogóle nie używany, ale najwyraźniej miał się przydać — dam ci też trochę leków — góra środkowi przeciwbólowych i maści przyśpieszających gojenie i zmniejszanie blizn, gdy rany się zasklepią — jak ktoś cię zobaczy w takim stanie i powiąże fakty… — uniósł lekko jedną brew, nie odrywając od niej spojrzenia — naprawdę wolałbym, abyś została. Dla bezpieczeństwa. Nie chcemy więcej plotek — on nie chciał. Nie mógł dopuścić do tego, aby ponownie padły w jego stronę jakieś oskarżenia. Musiał się pilnować. Miał jednak niepokojące przeczucie, że szybko zapragnie przeżyć to ponownie, tym bardziej musieli uważać. Nie miał pojęcia czy Violet będzie chciała kiedykolwiek to powtórzyć, ale… zamierzał zrobić wszystko, aby się zgodziła. — Poza tym, bądźmy szczerzy, nie wyglądasz na zdolną do prowadzenia, ja cię nie odwiozę z wiadomych względów, a jak zobaczy cię jakiś kierowca ubera to się przerazi i zawiezie cię do szpitala albo na policję. Nie ma opcji, że cię puszczę do domu. Mogę zaprowadzić cię do łazienki, żaden problem. Mogę dać ci bluzę czy cokolwiek będziesz chciała, ale wolałbym, abyś została tu do rana — miał nadzieje, że zrozumie. Sięgnął po krawat, który był poplamiony krwią, zamierzał wyprowadzić ją w taki sam sposób, w jaki przyprowadził. No, może tym razem wyniesie ją na rękach, bo miał wrażenie, że momentami chyba powinien bardziej nad sobą panować.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  139. Rozumiał, że adrenalina i pożądanie mogły opaść, a najbardziej odczuwalny stał się dla niej ból. Co z kolei mogło powodować zmianę nastroju. Zdecydowanej było to dla niego zrozumiałe. Nie rozumiał jednak, dlaczego zachowywała się tak sukowato, kiedy on po prostu chciał być miły. Sanders nie bywał miły, tym bardziej powinna to docenić. Niczego od niej nie chciał. Jedynymi intencjami jakie miał było to, aby zachować ich schadzkę w sekrecie oraz to, co się działo. Chciał, aby wróciła do swojego domu, kiedy faktycznie będzie w stanie to zrobić i przede wszystkim, poczuje się lepiej.
    Uniósł wysoko brew, nie będąc w stanie tego powstrzymać. Widząc, że ubierała się dalej, sam również sięgnął po swoją bieliznę i spodnie, które szybko na siebie wciągnął.
    — Tak bardzo źle ci było? — Spytał, ale niezależnie od odpowiedzi jaka miała paść z jej ust, wiedział dobrze, jak było. Nawet kłamstwo w tym momencie nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Wpatrywał się w nią przez chwilę w milczeniu, wpatrując się po prostu w materiał swojej koszuli, wbijając spojrzenie, jakby czekał, aż coś się stanie.
    I początkowo wydawało mu się, że nic jednak się nie stanie, ale Violet usta się nie zamykały. Mówiła i mówiła, a jego brwi w reakcji na to co słyszał, zaczynały się marszczyć. Nie podobało mu się to, co właśnie powiedziała.
    W jednej chwili zatrzymał się w pół kroku i przez chwilę wbijał spojrzenie przed siebie.
    — Nie śmieszą mnie twoje żarty, Brennan — nie zamierzał pozwalać jej na odejście z jego domu tym bardziej, skoro w jej głowie pojawiały się tak idiotyczne pomysły jak ten, który przed chwilą zwerbalizowała. Może powinien pozwolić jej właśnie po prostu odejść. Zapomnienie być może byłoby najlepszym rozwiązaniem na ich problemy. Teraz jednak, kiedy poczuł, że naprawdę chce ją mieć w swoim życiu… nie mógł się zgodzić z tym, co mówiła. Nie, nie było możliwości, aby ich układ właśnie teraz przestał funkcjonować — nie podoba mi się to, co mówią twoje piękne usta — dodał, jakby wyrywając się z oszołomienia i powrócił do dalszej drogi — nie po tym, co się właśnie stało — dodał surowym głosem. Nie mogła dać mu zasmakować czegoś tak apetycznego i zaraz po posiłku oznajmić, że więcej tego nie dostanie. Tak się nie robiło . Sanders nie lubił, kiedy się go szczuło. Nie w ten sposób — powinnaś się zastanowić czy to, co powiedziałaś w odniesieniu do naszego układu to faktycznie to, o czym myślałaś. Coś mi podpowiada, że się przejęzyczyłaś — zatrzymał się dopiero, kiedy dotarł do kuchni. Odłożył ją tak, że usiadła na blacie kuchennym. Nie odsunął się od niej. Sięgnął dłońmi krawatu, rozpłatał go i powoli zsunął z jej twarzy, cały czas znajdując się blisko niej — koszula już nie działa w odpowiedni sposób — poinformował. Przez to, w jakiej była pozycji gdy niósł ją do tej części domu, w którym mogła się znaleźć, zadane przez niego rany zaczęły ponownie krwawić. Szkarłatna czerwień na bieli jego koszuli była niemal tak przyjemna dla oka, jak widok jej ciała, którym zdążył nasycić spojrzenie nim się ubrała — moja propozycja nadal jest aktualna.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  140. — W takim razie o co chodzi? — Spytał, unosząc wysoko brew. Był naprawdę zainteresowany tym, co miała do powiedzenia.
    Musiał przestać przed sobą udawać, że mu nie zależy. Nie musiał przecież od razu mówić tego jej, ale… jak długo mógł jeszcze oszukiwać siebie samego i wmawiać sobie, że Violet poza seksem nie ma dla niego żadnego znaczenia? Było wręcz przeciwnie. Zwłaszcza teraz. Nie mógł pozwolić na to, aby została sama z tymi wszystkimi ranami. Chciał mieć pewność, że nic jej się nie stanie. Oczywiście, że wszystko robił z wyczuciem. Nie chciał jej przecież zabić ani trwałe uszkodzić, ale… chciał mieć pewność, że wszystko goi się w prawidłowy sposób. — Nie widzę innego powodu, dla którego w jednej chwili zaczynasz się zachowywać jak jędza — wzruszył lekko ramionami — odpychając moją chęć pomocy i dobroć — powiedział beztrosko, nawet lekko uśmiechając się przy tym kącikami ust.
    Zacisnął wargi. Może i mógłby spróbować namówić inne na to, aby dały mu poharatać swoje ciała, ale prawda była taka, że wcześniej nie czuł takiej potrzeby. Wcześniej… Okej, nigdy nie był łagodny i nudny w łóżku, ale tylko z Violet pozwalał sobie na taki poziom brutalności i… nie chciał nikogo innego. Przyznanie się do tego, byłoby niemal tak upokarzające jak oznajmienie, że coś do niej czuje, chociaż naprawdę wolałby, aby sytuacja wyglądała inaczej. Zdecydowanie.
    — Dbam o swoje dobre imię — odparł ze spokojem, powoli krocząc dalej do części mieszkalnej domu — powiedzmy sobie wprost, nie zabieram do tej części pierwszej lepszej laski z ulicy. I wolałbym nie musieć tego dobić, Brennan — oznajmił całkiem poważnym i chłodnym tonem głosu. Nie podobało mu się, dokąd to zmierzało.
    — Nie, nie mam pojęcia co miałaś na myśli i to mnie strasznie wkurwia — prychnął, kręcąc przy tym głową.
    Nie był zadowolony, kiedy musiał ją odstawić na ziemię. Wpatrywał się w nią, zastanawiając się skąd wzięła się w niej taka zmiana. Bo przez cały czas nie miała żadnego problemu. Aż nastał koniec.
    — Powiedz w takim razie, o co chodzi — splótł ręce na — dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc i za wszelką cenę, chcesz jak najszybciej się stąd zwinąć, nie myśląc o tym, że na motocyklu może być naprawdę ciężko w tym stanie? — Uniósł wysoko brew — może i nie przemieszczam się tym transportem środku, ale wiem jak się prowadzi. Używasz do panowania nad maszyną każdego, pieprzonego mięśnia, a twoje… powiedzmy sobie szczerze, mogą nie być obecnie w najlepszej formie. Chcesz się zabić? Chcesz, rozbudzić we mnie sumienie czy coś takiego? Nie tędy droga — wyjaśnił, patrząc prosto w jej ciemne oczy — dam ci te bluzę i cię stad wyłuszczę, bo nie zamierzam robić z ciebie zamkniętej w wieży księżniczki, ale powiedz mi, o co kurwa chodzi — poprosił całkiem elegancko jak na siebie i posłał jej połowiczny uśmiech.

    😉

    OdpowiedzUsuń
  141. Przymknął powieki i wziął głęboki oddech. Mógł się domyślić, że jakakolwiek próba rozmowy z Violet, po prostu musi się skończyć kłótnią. Naprawdę nie rozumiał, jak poprzednim razem mogli ze sobą wytrzymać tak dużo czasu i nie paść przy tym sobie wzajemnie do gardeł. Z pewnością spore znaczenie miało to, że pierwszą część spędzili wśród ludzi. Zdecydowanie. Nie było innej możliwości, aby żywi przetrwali wspólnie wieczór, noc i nawet poranek… Bo tamta konkretna kłótnia była inna niż wszystkie pozostałe, niż ta nadchodząca. Czuł ją wyraźnie w powietrzu.
    — Jasne, wszystko jasne — odparł najbardziej beznamiętnym tonem, na jaki było go stać. Automatycznie również napiął mięśnie i wyprostował sylwetkę jeszcze bardziej. Skoro chciała bawić się w ten sposób, Theo mógł dołączyć do tego, bez żadnego problemu. Był mistrzem w byciu dupkiem. Dlatego zignorował jej słowa o zabijaniu. Powstrzymał się nawet przed uniesieniem brwi w górę, gdy zadała pytanie, chociaż wciąż miała krawat na oczach i nie zauważyłaby żadnej zmiany na jego twarzy. — Nie mieszam się w twoje sprawy, ty nie mieszasz się w moje — stwierdził, wciąż tym samym beznamiętnym tonem. Mina cały czas wyrażała… nic. Nawet wtedy, kiedy odstawił ją w kuchni. Szybko pozbył się troski i myśli o tym, aby o nią zadbać. Oparł się biodrem o szafkę kuchenną, jedną dłoń wsunął do kieszeni eleganckich spodni i po prostu na nią patrzył, słuchając jej.
    — Przegrałaś — powtórzył, nie skupiając się na wspomnieniu o dzieciach i małżeństwie. Mieli te rozmowę już za sobą, a Theo nie lubił marnować czasu dwa razy na to samo, a tę kwestie już przecież sobie wyjaśnili. Uważał, że nawet całkiem porządnie i jasno — a robiliśmy jakiś konkurs? — Spytał, przechylając przy tym lekko głowę w bok, cały czas przyglądając się jej przenikliwie. W głębi duszy rozumiał, o co jej chodziło, bo sam był szczęśliwy, że to ona przyszła do niego pierwsza, a nie on do niej. — Zaproponowałem nocleg w innym pokoju, co oznaczałoby, że nie spędzilibyśmy tej nocy razem. Chyba, że… Właśnie to cię zabolało? Że zaproponowałem ci gościnne, a nie własne łóżko? — Uśmiechnął się tajemniczo, a jego oczy błyszczały — No przyznaj się — oczywiście, że zniżył głos, bo wiedział dobrze, jak na nią działał. Wyciągnął rękę z kieszeni i splótł je na torsie, a kącik jego ust uniósł się — biorąc pod uwagę, jak dobrze ci ze mną jest, tak swoją drogą, nie nazwałbym tej pozycji przegraną — zauważył jeszcze, a następnie odbił się od szafki i ruszył na korytarz, gdzie trzymał ubrania wyjściowe, w tym również bluzy — chcesz tylko bluzę czy dusza pragnie czegoś więcej, ale boisz się do tego przyznać na głos? — Zapytał jeszcze z korytarza, sięgając po ubranie, które zamierzał jej dać.

    😎

    OdpowiedzUsuń
  142. Spojrzał na nią zupełnie bez wyrazu, gdy uniosła ton. Tak, nadal zamierzał być dupkiem. Sama tego od niego chciała.
    — Nie mówię ci, co masz robić z innymi, czym im grozić i takie tam — powiedział. Nie chciał dać się w tę dyskusję. Jeżeli czegoś nie rozumiała, to był tylko jej problem nie jego. Zresztą. Rozumiał, że ich znajomość właśnie dobiegała końca. Czuł to po jej zachowaniu. Po słowach, których używała i… wkurwiało go to strasznie. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale raniła go w ten sposób, a Theo działał na prostych zasadach. Skoro ona zraniła jego, on nie planował być jej dłużny. Po sposobie w jaki zaczął się do niej odzywać, z pewnością była w stanie to szybko zauważyć. Zresztą. Nieważne. Zauważa czy nie, ważne było to, że celował w nią. I tyle.
    Wyraźne wkurzenie, które malowało się na jej twarzy i było słyszalne w jej głosie było niczym nagroda. Właśnie tego chciał. Chciał widzieć, jak wyprowadza ją z równowagi, chciał ją złamać. Po cichu marzył o tym? Aby zobaczyć jak się rozkleja, jak nie jest w stanie się powstrzymać i pokazuje przed nim wszystkie swoje słabości. Triumfowałby wówczas. A wszystko przez to, że to ona pierwsza dokonała ataku. Nie obchodziło go czy robiła to świadomie (logiczne było, że nieświadomie, bo przecież za wszelką cenę nie chciał pokazać, że może mu na kimkolwiek lub czymkolwiek zależeć) czy nie. Liczył się cios. A ten był cholernie bolesny.
    — Skoro tak uważasz — skomentował, nawet na nią nie patrząc. Theo, który zamierzał okazać zainteresowanie i otoczyć ją opieką, po prostu przepadł — możemy tę znajomość po prostu skończyć, Brennan — powiedział, a następnie przechylił głowę — w zasadzie, to tak będzie najlepiej. Nie mam czasu na rozemocjonowane gówniary, które raz decydują się na jedno, zaraz na drugie, żeby końcem końców mi coś wyrzucać. Chyba skorzystam z twojej rady — mrugnął do niej. Podejrzewał, że sam będzie tego żałował, ale… może tak właśnie będzie najlepiej dla wszystkich? Dusił się przy niej własnymi uczuciami, bo nie był w stanie się do nich przyznać, a zarazem nie mógł tak po prostu och ignorować. Zakończenie tego i odcięcie się będzie idealne. — A ty nadal o tym konkursie — prychnął, łaskawie na nią w końcu spoglądając, kiedy znalazła się w korytarzu. Uśmiechnął się szeroko na jej słowa — z największą przyjemnością, Brennan — rzucił jej krótkie spojrzenie. Dobrze widział, że jej oczy stały się jakieś takie inne? Nie miał pojęcia, o co dokładnie chodziło, ale widział w jej spojrzeniu różnice i… był zadowolony i wkurwiony za jednym razem. Palił most. Wiedział o tym. — Nie fatyguj się takimi drobnostkami. Na pewno wykorzystasz ją lepiej niż ja. A teraz, do widzenia. Było miło, ale się skończyło — uniósł dłoń i pomachał jej na pożegnanie, jakby odprowadzał do wyjścia najlepszą przyjaciółkę, a nie kończył znajomość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie mogło być spokojnie, a ktoś musiał i tak donieść o tym, że w podobnym czasie opuścili kolka dni temu restauracje. Miało obejść się bez plotek, a wyszło jak zawsze. Czyli chujowo. Poza doniesieniem o opuszczeniu restauracji, w brukowcach i portalach zaczęły krążyć zdjęcia z tamtego pieprzonego otwarcia hotelu, jakoby potwierdzające, że Violet Brennan i Theodor Sanders potwierdzili swój związek tym pojawieniem się razem, chociaż żadne z nich tego nie komentowało. Był tym bardziej wkurwiony, bo ostatnim razem ewidentnie ich znajomość została zakończona, a teraz musiał wszędzie oglądać swoje i Violet zdjęcia, co tylko dodatkowo go wkurwiało. Musiał odreagować, bo czuł, że go zwyczajnie nosi i jeżeli nie znajdzie ujścia, wybuchnie i wyładuje się na kimś przypadkowym, a powiedzmy sobie szczerze, Theodor wolał nie uchodzić za pozbawionego kontroli.
      Opuścił restauracje nagle w środku dnia. Zamierzał udać się na siłownie, gdzie najlepiej dałby upust swojej złości. Kiedy przemierzał ulice Nowego Jorku, zauważył, że jest śledzony. Po kilku nieudanych próbach zgubienia ogona, wkurwił się. Ktokolwiek to był, wybrał sobie nieodpowiedni dzień. Bardzo nieodpowiedni. Zajechał w odosobnione magazyny, doskonale wiedząc, że śledzący będzie świadom jego wiedzy. Zatrzymał samochód i zatrzasnął za sobą drzwi po czym skierował się w stronę nadjeżdżającego za nim pojazdu.
      — Naprawdę chcesz się bawić w ten sposób? — Spytał jeszcze nieświadomy tego, co miało się wydarzyć.

      😎

      Usuń
  143. Nie mógł powstrzymać się przed wygięciem ust w delikatnym uśmiechu, kiedy okazało się, że stoi przed nim Victor. Przeniósł spojrzenie na zbliżającego się mężczyznę, a jego mina nie uległa zmianie. Wychodził z założenia, że cokolwiek będzie miało się zaraz wydarzyć, poradzi sobie. W zasadzie, może i dobrze. Potrzebował odreagować złość, która w nim wrzała, kiedy oglądał te denne pismaki. Nie powinien sobie zawracać tym głowy, a jednak, sam się torturował, przeglądając artykuły i zdjęcia.
    Nie drgnął, kiedy Max go uderzył. Sięgnął dłonią do zranionego policzka. Owszem, bolało. Nie zamierzał jednak dać tego po sobie poznać. Przynajmniej nie od razu. Zresztą. Wiedział, że to dopiero początek.
    — Opowiadała ci, jak głośno jęczała i błagała, żebym nie przestawia? — Spytał, a zaraz po tym splunął pod nogi mężczyzny. Wpatrywał się jednak w twarz tego drugiego, Victora — będziesz bronić siostry nie brudząc własnych rączek? Faktycznie niesamowicie troskliwy z ciebie brat — powiedział, oblizując powoli wargi — gdyby to moją siostrę ktoś tak potraktował… — uśmiechnął się połowicznie, nawet nie broniąc się przed kolejnym ciosem. Jedynie uśmiechając się niczym psychol, któremu ból sprawia przyjemność.

    Nie był zdziwiony, że Bictor był na niego wkurwiony. Prawda była jednak taka, że chociaż przyjmował ciosy z godnością (przynajmniej do jakiegoś czasu), to nie spodziewał się, że nie da sobie rady. Nienawidził tego, ale zdecydowanie był w tej sytuacji tym przegranym. W dodatku tak poobijany, że doskonale wiedział, że przez jakiś czas nie będzie mógł się pokazać… nigdzie, dopóki rany się wystarczająco nie zagoją. Nawet nie zamierzał zjawiać się w przynależnej organizacji, bo przecież nie mógł pokazać, że ktoś mógł go tknąć, a co dopiero doprowadzić do takiego stanu. Rozcięta skóra na twarzy, spuchnięte oko całe posiniaczone i całkiem sporo obrażeń poza twarzą. Chociaż ewidentnie przegrał, w którym momencie czerpał siłę z zadanych ciosów. Odreagowywał, chociaż zakładał, że odreagowanie będzie wyglądało w zupełnie inny sposób.
    Wsiadł do samochodu, złapał mocno dłońmi kierownicę i ruszył do domu, musząc sobie poradzić z obrażeniami. Droga zajęła mu znacznie więcej niż normalnie. Nie dość, że czuł się niezdolny do prowadzenia to chciał zrobić to jak najbardziej pokrętną i zarazem mało uczęszczaną drogą, tak, aby nie rzucać się w oczy. Musiał schronić się w domu i… Wymierzenie zemsty Victorowi byłoby bez sensu, bo… powiedzmy sobie szczerze, Theo to rozumiał. Nie rozumiał jednak, po jaką cholerę Violet kłapała jadaczką, skoro przecież oboje mieli na siebie haki. Powinien się zemścić, owszem, ale na niej, a nie jej bratu. Mógłby podłożyć trop staremu Russelowi. Owszem, mogłaby sprzedać i jego udział w tym, ale mógł rozegrać to w odpowiedni sposób. Mógł. Nim jednak weźmie się za planowanie zemsty, będzie musiał odpocząć i zregenerować swoje siły. Zdecydowanie.

    🤕

    OdpowiedzUsuń
  144. Nie przestraszył się groźby Victora i nie zamierzał trzymać się z daleka od Violet. Nawet, jeżeli według mężczyzny, nic mu nie powiedziała. Dzisiejszy wpierdol zniósł z godnością, nawet nie specjalnie się bronił. Powiedzmy, że sam uznał, że zasłużył. Przy ewentualnym kolejnym razem nie będzie powstrzymywał się przed bronieniem i wymierzaniem samemu ciosów.
    Po dotarciu do domu, od razu skierował się do łazienki, zrzucił z siebie ubrania, a następnie wszedł do kabiny prysznicowej, z zamiarem zmycia z siebie brudu i krwi. Wiedział, że chociaż mięśnie pragnęły gorącej, długiej kąpieli dla otwartych ran nie było to najlepsze rozwiązanie.
    Musiał się opatrzyć, a później dać znać w Thyme, że coś mu wypadło. Wystarczyło, aby twarz doszła do siebie, wtedy spokojnie będzie mógł opuścić dom. Z drugiej strony… kiedy już wyszedł z łazienki a krwawe miejsca były opatrzone, zaczął sie zastanawiać jak mógłby to wykorzystać na swoją korzyść.
    Theo Sanders, działający na rzecz zmniejszenia przestępczości, sam został ofiarą… już zastanawiał się nad tym, jak mogłyby brzmieć nagłówki. Nie byłby sobą, gdyby jednocześnie nie zastanawiał się nad tym, jak wykorzystać to dla interesów. Kolejna licytacja? Pokazanie się w takim stanie i udowodnienie, że nikt nie jest bezpieczny? Mógł jeszcze zarobić na tym, ale musiał… Misial pierw chwilę odpocząć.
    Był cały obolały, wiec kiedy w końcu usiadł na kanapie w salonie, nie zamierzał się w najbliższym czasie z niej ruszać. Słysząc przychodzące połączenie, poczuł narastającą frustracje. Jeżeli ktoś już się dowiedział, jeżeli Lebedev zamierzał truć mu w tej chwili dupę, to nie ręczył za siebie. Jak duże było jego zdziwienie, gdy dostrzegł, że to Violet Brennan. Z uniesiona wysoko brwią odebrał połączenie i przełączył na głośnomówiący. Nie miał siły trzymać komórki przy uchu.
    — Próbuj ile sił — odparł. Nie, nie zamierzał jej otwierać. Nie przez groźbę, która rzucił Vic. Nie miał siły podnieść dupy z kanapy i przejść kilka metrów, aby otworzyć bramę — wiesz? — Powiedział, uśmiechając się kącikiem ust, ale szybko tego pożałował, bo zabolało — to domyślasz się, że… — urwał, miał przyznać na głos, że jej brat tak go załatwił, że nie mail siły podnieść się z kanapy? Niedoczekanie — daj mi chwile. Ale ostrzegam, nie mam czasu na kłótnie, wiec nim nie otworze, zastanów się, czego w ogóle chcesz — oznajmił chłodno, a następnie się rozłączył i powoli, z trudem podniósł się do kanapy. Przeszedł do korytarza, jęcząc cicho niemal z każdym krokiem, aż dotarł do celu. Otworzył bramę, a następnie również drzwi i oparł się o framugę. Cieszył się, że nie zdążyła dojść do drzwi, bo przynajmniej nie widziała grymasu an jego twarzy, gdy dotknął ramieniem twardej powierzchni.

    🤨

    OdpowiedzUsuń
  145. Nie wiedział, czego w zasadzie ma się po niej teraz spodziewać. Chciał się zemścić w odpowiednim czasie na Violet, więc tym bardziej był zaskoczony jej obecnością. Powiedzmy sobie szczerze, ich ostatnie spotkanie zakończyło się w taki sposób, że Theodor nie miał żadnych wątpliwości, co do tego, że ich relacja i układ miały status zakończonego.
    Wpierdol jaki dostał od człowieka Victora tylko to potwierdzał.
    Dlaczego wiec stała pod jego domem i do niego wydzwaniała? Po co chciała wejść? Czego chciała? Z jednej strony wiedział, że powinien mieć to w dupie, olać ją, nie ruszać się z kanapy i po prostu mieć wyjebane na Violet Brennan. Ale ciekawość wygrała.
    Odsunął się z przejścia, kiedy stanęła w drzwiach. Uniósł brew z niemym pytaniem no i?, kiedy stwierdziła, że się nie bronił. Zgadła. Zresztą, to nie było ciężkie do odgadnięcia, biorąc pod uwagę, w jakim był stanie. Jego brew powędrowała jeszcze wyżej, a na twarzy malowało się wyraźne zdziwienie, bo przeprosiny były ostatnim czego mógł się spodziewać. Przecież ona nie przepraszała, dobrze o tym wiedział, bo on sam też nigdy tego nie robił (z jednym wyjątkiem dla niej), a byli przecież tacy sami.
    — Przepraszasz — powiedział nieco niewyraźnie przez rozcięte i opuchnięte wargi — za co, tak właściwie? — Przechylił głowę, mrużąc powieki. To był błąd. Zacisnął jednak dłonie, aby nie wydać z siebie jęku spowodowanego bólem. Nie miał czasu, a przede wszystkim ochoty na jakieś durne rozmowy, które nie miały do niczego doprowadzić. Nie rozumiał, co się właśnie działo. Po chuj tu przylazła? Czego od niego chciała?
    — Violet, co ty właściwie robisz? — Spytał, zatrzymując się przed wejściem na schody prowadzące na piętro, gdzie znajdowała się sypialnia. Nie było opcji, aby się tam dostał. Za dużo kroków do przemierzenia — nie odpowiedziałaś na pytanie, czego właściwie chcesz. Bez urazy, ale to, że oberwałem od twojego brata nie oznacza, że masz teraz zgrywać… nawet nie wiem, co ty właściwie próbujesz w tej chwili zrobić — powiedział, co wcale nie było w tym momencie dla niego łatwe, biorąc pod uwagę obrażenia — dlatego, nim pozwolę ci cokolwiek zrobić, co tutaj robisz? Czego chcesz? Jak widać, nie jestem chwilowo w najlepszej formie, więc… prosiłbym o konkrety — powiedział, nie odwracając od niej spojrzenia ciemnych oczu, które w tej chwili nie wyrażały nic więcej poza zniecierpliwieniem.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  146. Powstrzymał się przed parsknięciem, kiedy się odezwała. Mówiąc szczerze, miał w dupie jej przeprosiny. Niczego nie zmieniały. Nic nie wnosiły do jego życia. Zwłaszcza, że to było już i tak wystarczająco skomplikowane. Tak naprawdę, jej pojawienie się w jego domu było tylko jeszcze większym skomplikowaniem wszystkiego, co się wydarzyło i co pomiędzy nimi było. Było kiedyś, bo teraz przecież nic nie było. Kompletnie nic.
    — Skoro to się stało przez ciebie, myślisz, że to, że jesteś w tej chwili tutaj sprawi, że cokolwiek się zmieni? — Spytał — chociaż, kto wie — zaśmiał się gorzko, jednocześnie mrużąc powieki, bo gdy się śmiał, bolało go dosłownie wszystko. Każdy obity mięsień — twój brat zapewnił mnie, że jeżeli się do ciebie zbliżę, skończę martwy — w jego głosie nie było słychać żadnego strachu. Nie bał się, bo przy drugim spotkaniu nie zamierzał stać i czekać na ciosy, jak miało to miejsce teraz — ale lepiej byłoby, gdybys ostrzegła Victora, wiesz? Drugi raz nie będzie dla nich tak łaskawy — wiedziała, że się nie bronił. Nie zamierzał z tym dyskutować. Mogła wiec ostrzec swojego braciszka.
    Słuchał uważnie tego, co miała mu do powiedzenia. Szczerze? Nie spodziewał się takich słów z jej ust. Prawdopodobnie z tego wszystkiego co powiedziała, rozumiał jeszcze mniej niż ona sama i… kurwa, to była tylko kolejna utrudniająca wszystko sytuacja. Bo co miał jej powiedzieć? Mógł spróbować ją wyrzucić z domu, ale za dobrze wiedział, że robiąc to, skrzywdziłby tylko bardziej siebie. Nie miał siły na szarpanie się z nią, wiedział, że zwyczajnie fizycznie teraz nie był w stanie tego zrobić. A poza tym… miał wrażenie, że cokolwiek próbowała mu powiedzieć swoim wywodem, było to szczere. Całkiem niezrozumiałe, ale całkowicie szczere i… ona znowu to robiła. Mieszała w jego sercu, chociaż miał je uciszyć. Sprawić, żeby Violet Brennan znaczyła dla niego tyle, co nic. A tymczasem stała w jego domu i wymagała, żeby pozwolił jej zostać…
    — Rób co chcesz — powiedział, mrużąc lekko oczy. Wypowiedział te słowa obojętnym tonem, jakby nie zamierzał przejmować się jej potrzebami. Pozwalał jej tu zostać, jednocześnie dając do zrozumienia, że równie dobrze mogłaby wyjść i nic by się dla niego nie zmieniło. Powędrował wzrokiem po schodach, w górę, a następnie spojrzał wymownie na Violet. — Nie zamierzam tego sprawdzać, Brennan — oznajmił, a następnie wskazał dłonią za siebie, na dużą kanapę — chwilowo to jest moje centrum dowodzenia — przyznał, chociaż po wypowiedzeniu tego na głos, poczuł, jak bardzo to żałosne, że nie jest w stanie nawet dostać się do własnej sypialni. Może dobrze, że Violet zdecydowała się pojawić w jego domu. Pomoc… nie lubił się o nią prosić, więc dobrze, że sama się napatoczyła.

    🤨

    OdpowiedzUsuń
  147. On po prostu był dupkiem, a w takich sytuacjach jak ta, czerpał z tego dodatkową satysfakcję. Nic nie mógł poradzić na to, że miał w sobie zamiłowanie do męczenia ludzi. Nawet tych, którzy przychodzili z pomocą. Może nawet zwłaszcza tych, bo skoro z jakiegoś powodu uważali, że jest na tyle słaby, że potrzebna jest mu pomoc… sami prosili się o to, aby zachowywał się jak skończony dupek. Nie zamierzał przepraszać.
    Nie zamierzał nic zmieniać.
    Zaciekawiła go jednak swoimi słowami. Gdyby tylko mógł bezbolesnie unieść brwi, z pewnością zrobiłby to. W tej chwili było to niewykonalne, dlatego utkwił w niej spojrzenie. Domyślał się, jak wcześniej wyglądała relacja Violet z Victorem. Dlatego rzucone przez nią słowa odnoszące się do nieodzywanie się do brata, wydały mu się nadmiar interesujące.
    Chyba mu w ten sposób schlebiła. Nie był jeszcze pewny, ale… tak, zdecydowanie.
    Był jednak upartym osłem, który nie zamierzał tak po prostu zmieniać zdania i zachowania, a teraz przybierał pozę pod tytułem siedzenie w samotności jest ciekawsze niż cokolwiek, co ma związek z tobą.
    Nie podobało mu się to, że zamierzała udać się do jego sypialni, że czuła się na tyle swobodnie, aby w ogóle o tym pomyśleć, a co dopiero mówić o wykonaniu. Zamierzał jednak nadal zachowywać się tak, jakby dla niego nie stanowiło to różnicy czy Violet jest, czy jej nie ma. Burknął pod nosem, że nie będzie wykonywał jej rozkazów i rozejrzał się dookoła, jakby szukał publiczności, która zobaczy, że nie robi tego, co kazała. Oczywiście, że nie usiadł. Nie był pewny czy był bardziej wkurwiony na to, że w ogóle pomyślała o tym, że będzie potrzebował pomocy, czy na to, że naprawdę tej pomocy potrzebuje, a ona nie tylko to wiedziała, ale również widziała.
    Kiedy zeszła z piętra, przez chwile jej się przyglądał. Obserwował uważnie co robiła, co zamierzała. Nie wpuszczał z niej oczu, podążając spojrzeniem wszędzie za nią.
    — Tak — odparł. Zrobił tyle ile był w stanie zrobić sam, ale po prysznicu o dokładnym oglądnięciu się w lustrze, nie miał co do tego wątpliwości. Nie położył się od razu. Stał przy kanapie i spoglądał z góry na brunetkę, zastanawiając się nad tym, czego właściwie od niego oczekuje.
    Zdecydował się w końcu na spełnienie jej polecenia (co, powiedzmy szczerze, drażniło go). Powoli usiadł na kanapie, trzymając kołdrę, a następnie z siadu przeszedł ostrożnie do pozycji leżącej. Ułożył głowę na jej nogach i zamrugał, gdy tym razem, mógł patrzeć na nią z dołu. Pierwszy raz znajdował się tak blisko niej, przede wszystkim tak blisko jej krocza, a nawet nie miał siły myśleć o seksie. To było dziwne.
    — Dlaczego to robisz? — Spytał, patrząc na nią — dlaczego tu jesteś, skoro oboje dobrze wiemy, że nie musisz? — Że nie powinno jej ru być… przymknął w końcu powieki, pozwalając na to, aby zrobiła z nim, co chciała.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  148. Zamrugał, słysząc jej pytanie. Wiedział dobrze, dlaczego się nie bronił. Nie musiał się zastanawiać nad odpowiedzią.
    Violet, nie broniłem się, bo miałem świadomość, że sobie zasłużyłem.
    Nie broniłem się, bo świadomie zraniłem cię tamtego wieczoru nie tylko fizycznie. Myślałem dokładnie nad każdym słowem, ważyłem moc bólu, którą mogły ci zadać.
    Nie broniłem się, bo musiałem poczuć, cokolwiek, bo gdy pozwoliłem ci wyjść ze swojego domu, pozwoliłem ci wyjść z mojego życia razem z własnym sercem, chociaż prawdopodobnie nie zdawałaś sobie sprawy, co trzymasz w swoich dłoniach.
    Nie broniłem się, bo jestem skończonym sukinsynem, Violet.

    Byłaby z pewnością zadowolona z takiej odpowiedzi, ale… tego nie mógł powiedzieć na głos, bo odkryłby się przed nią w ten sposób całkowicie, a na to nie mógł pozwoli ani sobie, ani a może przede wszystkim im obojgu. Bo po co, miałby to robić? Obnażać się? Wiedział, że nie wyszłoby z tego nic dobrego.
    — Uznałem, że byłabyś wkurwiona, gdybym skrzywdził twojego brata — wyszeptał, odwracając od niej spojrzenie. Nie chciał, aby zobaczyła w jego oczach coś więcej niż chciał jej powiedzieć, a jego słowa i tak mówiły za dużo. Kiedy zakryła mu oczy wilgotną ścierką, odetchnął. Mógł w końcu przestać na nią patrzeć, nie musząc przy tym odwracać spojrzenia.
    Nawet nie wiedział, w którym dokładnie momencie zasnął. Obecność Violet, chociaż nie chciał się do tego przyznać, działała na niego kojąco. Z łatwością się wyciszył leżąc na jej nogach, nie myślał o pulsującym bólu, który mu doskwierał. Kiedy była obok, kiedy była tak blisko, to przestawało mieć na znaczeniu.

    Kiedy poczuł na sobie dotyk, zerwał się momentalnie i zapomniawszy całkowicie o bólu, ranach, stłuczeniach, gotów był zaatakować, nie myśląc o tym, jak palący ból przedziera się przez każdy skrawek jego ciała.
    — Kurwa, Violet — sapnął, kiedy dotarło do niego, że głos nie należał do napastnika, a w dodatku informował o owsiance — nie możesz mnie tak budzić — wychrypiał. Jego serce waliło w piersi jak oszalałe. Adrenalina podskoczyła i chociaż teraz oddychał głęboko, uspokajająco, ciagle czuł przyspieszony rytm. — W dodatku dla owsianki — dodał, spoglądając na nią, ale kącik jego ust delikatnie drgnął. Nie miał pojęcia ile minęło czasu od jej pojawiania się w jego domu, ale podejrzewał, że znacznie dłużej niż mogłoby się wydawać — wiesz, że nie musiałaś — powiedział, bo zwykłe dziękuję, które powinno w tej chwili paść z jego ust, jakoś nie mogło przez nie przejść. Poczuł przyjemny zapach, unoszący się po wnętrzu domu — z czym ta owsianka? — Spytał, jakby dodane dodatki mogły zmienić jego zdanie na temat tej konkretnej potrawy.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  149. — Po prostu… — burknął, nie dokańczając. Jego ciało samo weszło w tryb obronny po tym, jaki dostał wycisk od Maxa. Jakikolwiek dotyk, którego się nie spodziewał, odbierało jako atak, a o obecności Violet podczas snu zapomniał całkiem szybko. Nie spodziewał się wiec ani niczyjego głosu, ani tym bardziej dotyku. Wbił spojrzenie w jej zaczerwieniony policzek. — Nie chciałem — powiedział, cicho odchrząkując — przepraszam — mruknął. Czy naprawdę była jedyną osobą, która potrafiła sprawić, że w ogóle chciał ją przepraszać? A słowa nie były wypowiadane po to, aby je po prostu wypowiedzieć. Liczył na efekt. Odczuwalny. Zresztą, wiedziała, że nie zrobił tego specjalnie. Mimo to, naprawdę przepraszał.
    Podparł się łokciami o kanapę, a następnie powoli podniósł się do siadu, upychając sobie za plecami poduszkę. Westchnął przy tym ciężko, spoglądając pospiesznie na Brennan.
    — Podziękuję o ile będzie dało się to zjeść… i będzie smakowało inaczej niż wyglada — nawet obolały i zbity na kwaśne jabłko nie był w stanie przełknąć swojego wyimaginowanego honoru i przyznać na głos, że roznoszący się po domu zapach był niesamowicie apetyczny.
    Obecność brunetki w tym momencie w domu nie była tym, czego chciał. Miał świadomość, że jest dość… nieporadny. Niesprawny. Niesamodzielny i… wkurzało go go strasznie. Nie lubił takiego stanu, a świadomość, że Violet mogła obserwować go w takim wydaniu, dodatkowo go drażniła. Nie chciał, aby patrzyła na niego, aby później, gdy wydobrzeje, widziała słabego frajera, który nie był w stanie wejść na jedno piętro po schodach, bo jej brat tak bardzo go załatwił.
    — Dobra, daj to spróbować — odezwał się po krótkiej chwili. Zapach był na tyle apetyczny, że w jego ustach zebrała się ślina, a on sam przypomniał sobie nagle, jak dawno nic nie jadł. Nie pamiętał nawet, co i kiedy zjadł nim opuścił Thyme, a później spotkał na swojej drodze śledzące go auto. Wziął naczynie do rąk, a następnie łyżkę i powoli spróbował, pozostając z obojętną miną, o ile cośkolwiek dało się wyczytać z jego twarzy. Spoglądał raz na miskę, raz na siedząca na kanapie brunetkę — nie musisz mi wypominać, w jakim jestem stanie — mruknął — gdybys tego nie robiła, na pewno czułbym się lepiej — zauważył, naprawdę tak uważając. Chciał wzruszyć ramionami, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu, gdy uzmysłowił sobie, z jakim mogło się to wiązać bólem. — Bywało lepiej, nie będę pierdolił bzdur — wyrzucił z siebie, doskonale wiedząc, że z własnej woli skończył w takim stanie, więc jedyne pretensje jakie mógł mieć, musiał kierować do siebie. To głupie, ale przez to był bardziej wkurzony na nią.
    Chciał się przecież na niej zemścić, gdy wydobrzeje, ale… była tutaj. Nie miał pojęcia, po co, ale była… a on czuł tak wiele, chociaż najbardziej chciał po prostu nie czuć.
    — Może jeszcze jest jakaś nadzieja na ciebie w kuchni — mruknął, gdy zjadł kolejną łyżeczkę i nie do końca wiedział, kiedy to się właściwie stało.

    😋

    OdpowiedzUsuń
  150. — Jak każda owsianka — mruknął. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie każda owsianka wyglądała jak niezidentyfikowana, szara breja, którą można było używać zamiast gipsu to szpachlowania dziur w ścianach, ale za każdym razem gdy słyszał owsianka, przed oczami zawsze miał wyżej opisaną breję. — Nawet jak ją pięknie udekorujesz pod spodem znajduje się to, co w każdej owsiance — mruknął. Nie lubił owsianek, bo kojarzyły mu się z dzieciństwem. Nie zamierzał och wychwalać, bo zdecydowanie nie było czego. Nigdy sam sobie owsianki nie robił i nie zamierzał. Można powiedzieć, że to był jego osobisty rodzaj buntu przeciwko… przeszłości. Bez zagłębiania się w szczegóły.
    Uniósł brew, przyglądając się miseczce z podejrzliwością. Nie skomentował jej wyglądu, bo zdecydowanie różnił się od tego, co utkwiło w jego pamięci, ale jak sam twierdził, pod spodem znajdowało się to samo, co pamiętał.
    Przez chwilę mieszał łyżeczką w miseczce, słuchając jej. Nie chciał zachodzić w szczegóły, skoro widziała jak wyglądał i domyślała się, jak mógł się czuć, po co pytała go o zdanie, jeżeli zamierzała to podważać? Przechylił głowę, wsuwając porcje posiłku na łyżeczce i wzruszył ramionami.
    — Słyszałem już dużo gorsze obelgi — stwierdził. Gdyby tylko mógł, wzruszyłby ramionami, ale wiedział już z jakim wiązało się to bólem. Nie było warto. — Co cię to tak bardzo obchodzi? — Spytał, również odkładając swoją porcje. Nie dlatego, że mu nie smakowała. Nie mógł się skupić na jedzeniu, kiedy była obok i gadała takie rzeczy. Wolał na to wszystko machnąć ręka, uznać już za nieważne. Było, minęło. Stało się. Jest jak jest, niczego nie zmieni. Chociaż gdyby miał ponownie podjąć decyzje, postąpiłby dokładnie w ten sam sposób. Każdy cios wymierzony przez Maxa przynosił mu pewnego rodzaju ulgę, dokładnie to, czego w tamtym momencie potrzebował. Jechał wyładować się na siłowni, a to wymierzenie ciosów jemu, a nie przez niego było tym, czego w tamtym momencie tak cholernie potrzebował — Co to zmieni? — Spytał nagle, obserwując, co robiła — ta wiedza, co ona zmieni w twoim życiu? — Spojrzał na nią, odruchowo chcąc podnieść się jeszcze bardziej, ale zrezygnował. Zamiast tego wbił w nią spojrzenie.
    — Co, jednak nie taka dobra? — rzucił, kiedy wspomniała, że może dojeść po niej. Patrzył na nią, próbując zrozumieć, co się dzieje. Po cholerę przyjechała, czego od niego chciała? Dlaczego patrzył na nią i miał wrażenie, że to ona potrzebuje w tym momencie jakiegoś pocieszenia? Kompletnie nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodziło. — Wszystko z tobą okej? — Spytał cicho, nieco podejrzliwie. A może jej obecność tutaj była częścią jakiegoś podstępu?

    🧐

    OdpowiedzUsuń
  151. — Świetnie — powiedział — jakoś przetrwam, jak widać, znosiłem dużo gorsze rzeczy niż owsianki — mrugnął do niej, chociaż przez wciąż niego opuchnięte oko, prawdopodobnie ledwo dało się to zauważyć. Cóż, nie był typem, który się nad sobą użalał. Zwłaszcza, jeżeli podjął świadomą decyzje, że pozwoli się im sprać na kwaśne jabłko, bo właśnie to, przyniosło mu ulgę.
    Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad tym czy faktycznie mówiła prawdę. Dałby sobie odciąć rękę, że i z jej ust słyszał znacznie gorsze obelgi. Choćby wtedy, gdy nie użył zabezpieczenia, a ona się o tym zorientowała. Zamknął jednak usta i słowem się nie odezwał. Zamiast tego, po prostu się na nią gapił. Gapił się i czekał, aż odpowie na jego pytania, a kiedy zaczęła mówić, po prostu słuchał. Próbując jakoś to wszystko zrozumieć, ale… miał wrażenie, że tego nie dało się tak po prostu przyjąć do wiadomości.
    — Po prostu nie chciałem się bronić — powiedział, jak gdyby to miało wszystko wyjaśnić. Podejrzewał, że to niestety nie zniechęci jej do zadawania kolejnych pytań. Tyle, że nie wiedział, jak miałby to wytłumaczyć w taki sposób, aby jednocześnie nie przyznać się przed nią do tego, że mu zależy, że był wkurwiony na samego siebie, że pozwolił jej wyjść, że zamiast ją zatrzymać, to wypowiadał kolejne słowa, które miały na celu zranienie… — Nie chciałem tego robić — powtórzył, mrużąc delikatnie powieki — więc nie zrobiłem, to… — odetchnął głęboko, szukając najbardziej odpowiednich słów — chciałem poczuć ból. To po prostu… Violet, cokolwiek się dzieje, to nie zadziała — chyba fizyczny ból sprawił, że nie miał ochoty nadwyrężać mózgu w wymyślaniu jakiejś dennej wynikającej historii, która byłaby w stanie wyjaśnić to wszystko — nie nadajemy się do związków, żadne z nas nie nadaje się do tego, a jednak, kiedy twój brat wysiadł z samochodu… nie musiał mówić temu swojemu gniotkowi co ma robić, od razu wiedziałem, że nie obronie się, bo sobie zauważyłem. Nie przez to, co zrobiłem z twoim ciałem — wyjaśnił — powinienem cię zatrzymać u siebie, nie pozwolić ci wyjść… nie mówić tego, co powiedziałem. Ale przecież dobrze wiemy, że cokolwiek spróbujemy stworzyć, to się nie uda. Jesteśmy na to wszystko za bardzo pojebani, Violet. Więc tak, nie broniłem się i pozwoliłem twojemu bratu, a właściwie jego sługusowi na zrobienie ze mną, czego tylko by zapragnęli, bo… Chciałem poczuć ulgę. Chciałem wyciszyć wyrzuty sumienia — wyznał, całkiem szczerze, co zdecydowanie nie było do niego podobne. Może proszki przeciwbólowe, które zdążył wcześniej zażyć spowodowały jakieś stłumienie mózgu, cokolwiek to było, przyznał otwarcie, dlaczego zachował się tak, jak się zachował.
    — Nie wiem — przyznał, bo to co zrobiła z nim znajomość z Violet było czymś zupełnie nowym. Fascynującym i jednocześnie wkurwiającym — wkurwia mnie to wszystko — wyznał.

    🙊

    OdpowiedzUsuń
  152. To co mówiła, mogło wydawać się dla kogoś z zewnątrz niczym bełkot szaleńca, ale Theo doskonale rozumiał, o co chodziło brunetce. Tak naprawdę, czuł dokładnie to samo. Wiedział, że jakikolwiek związek nie wchodził w grę – to zwyczajnie nie miało sensu, nie byli ludźmi, którzy nadawali się do długoterminowych relacji. Tylko skoro nie mogli być razem, a jednocześnie nie mogli z się je zrezygnować… co mieli niby zrobić? Theo nie miał żadnego sensownego pomysłu na to, jak mogłoby wyglądać ich życie, ich relacja. Nie chciał widzieć jej w ramionach innego. Nie chciał nawet o tym myśleć.
    — To sprawia, że to wszystko jest jeszcze bardziej popierdolone — westchnął ciężko, nie potrafiąc znaleźć innych słów. Uważał jednak, że one i tak nie oddawały tego burdelu, który panował właśnie w jego głowie i… sercu. To było najgorsze. Świadomość, że nie potrafił w przypadku Violet kierować się jedynie mózgiem, powodowała, że wszystko stawało się jeszcze trudniejsze.
    — Czego ode mnie w takim razie oczekujesz? — Spytał, nie odwracając od niej zmęczonego, zbolałego spojrzenia — czego ode mnie chcesz? Co mam zrobić? Ja też jestem tym zmęczony, ale jednocześnie… Nie potrafię sobie tego wyobrazić, Violet — czy na pewno? Spędzanie razem czasu wychodziło im nadzwyczaj naturalnie, dopóki nie zaczynali prowadzić dyskusji, nie wspominali o zawartym układzie, generalnie, kiedy za wiele nie mówili. — Cholera — jęknął, patrząc na dziewczynę. Sięgnął dłońmi twarzy i odruchowo przesunął po niej, w tym samym czasie jęcząc cicho z bólu. — Nie chcę, żebyś przeze mnie kiedykolwiek płakała. Nie chcę, żebyś cierpiała… dlatego nie wiem, co z tym wszystkim zrobić — nie lubił okazywać słabości, ale właśnie oglądała go w najgorszym możliwym wydaniu. Gdy pozwolił zlać się Maxowi. Czym było do tego kilka miękkich słów? — To jest bardziej niż skomplikowane — mruknął, słyszał jednak wyraźnie jej słowa. Prosty wybór, a jednak tak trudny do podjęcia. Nie chciał ani jednego, ani drugiego. Nie chciał z niej rezygnować i nie móc nigdy więcej wyciągnąć do niej ręki. Ale… czy alternatywą był związek? Taki z prawdziwego zdarzenia? Lubił spędzać z nią czas, lubił pyskówki z nią. Lubił… ją. Całą. Jak miałby teraz tak po prostu pozwolić jej wyjść? Odejść? Jak miałby to zrobić? Patrzeć jak zamyka za sobą drzwi? Ostatnim razem to bolało wystarczająco mocno, a teraz? Był pewny, że drugim razem nie będzie łatwiejszy czy przyjemniejszy. Wręcz przeciwnie. Nie chciał, aby to się powtórzyło. Nie chciał tego czuć kolejny raz.
    — Nie chcę, żebyś wychodziła — powiedział, również nie odwracając od niej spojrzenia swoich ciemnych oczu. Nie potrafił ubrać tego inaczej w słowa. Powiedzenie, że chce spróbować związku nie przeszłoby mu przez gardło — nie pozwolę ci kolejny raz stad wyjść. Rozumiesz? — Wbił spojrzenie w jej czekoladowe oczy, wyczekując w niej odpowiedzi — nie wiem, jak to będzie wyglądało. Nie mam, kurwa, pojęcia, ale cię stad nie wypuszczę — powtórzył, wyciągając ręce, aby chwycić jej dłoń i zamknąć ją w swoich rękach.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  153. Westchnął ciężko, domyślając się, że to nie będzie prosta rozmowa. Ustalenie czegokolwiek… bo nie wiedział, czego tak właściwie chce. Nie miał pojęcia, jak dużo jest w stanie jej dać, bo przecież nie tego się spodziewał. Może gdyby nie pojawiła się dzisiaj po jego domem, w naturalny sposób udałoby się im trzymać z daleka od siebie? Myślał o zemście na niej. To było pierwsze, co zaprzątało jego głowę, gdy dotarło do niego, że to Victor. Więc i tak chciałby się zbliżyć. I nie miał pojęcia ile z tej zemsty naprawdę by było… ale teraz nie było w ogóle o tym mowy. Nie wchodziło to w grę. Tyle, że nie wiedział, co robić, jak… nagłe przestawienie sobie w głowie, aby spoglądać na Brennan, jako na swoją dziewczynę wydawało mu się wręcz absurdalne.
    Rozumiał jednak to, co mówiła. Sam dobrze wiedział, że lubił spędzać z nią czas. Lubił jej dotykać, czuć ją obok siebie. Gdy spędzili razem noc… to przyszło wszystko naturalnie. Samo.
    — Musimy to nazywać? — Spytał nagle, cicho. Nie miał pojęcia czy Violet go zrozumie, ale spróbować przecież mógł — nie chcę etykietek, nie zamierzam tego szufladkować, nie dam sobie założyć smyczy czy spowiadać się gdzie jestem, co robię — spojrzał na nią twardo — i nie oczekuje tego od ciebie. Po prostu… trzymaj się z daleka od facetów, którzy chcieliby położyć na tobie łapska, jak do tej pory. Od siebie gwarantuje to samo — i tak był jej wierny, chociaż wcześniej nazywali to po prostu wyłącznością. Nie chciał, aby cokolwiek się zmieniało. Dziwnie było mu też z myślą, że musiał się wmieszać w to jej brat, skwasić go, Violet musiała się wepchnąć do jego domu, aby dotarło do nich, czego oboje chcą… Zamrugał. Wolał się nie zastanawiać, co na to wszystko wspomniany braciszek. Nie, aby się przejmował jego groźbą. Nie chciał stanowić konfliktu dla rodzeństwa, bo… sam nigdy takiego nie miał, ale domyślał się, że to wyjątkowa relacja i może nawet nieco zazdrościł im (gdzieś głęboko w środku, nie będąc do końca świadomym, o co właściwie mu chodzi), że mieli siebie, a on w życiu miał tylko siebie, mógł liczyć tylko na siebie i… był sam w tym wielkim świecie, chociaż radził sobie całkiem dobrze.
    — Już? Już zaczynasz? — Spojrzał w jej ciemne oczy, próbując powstrzymać śmiech, z którego wyszło raczej żałosne jęknięcie zmieszane z parsknięciem, a na jego twarzy pojawił się grymas spowodowany bólem — w każdym razie, trzymaj braciszka z daleka, bo któryś z nas ucierpi — stwierdził, gdy już zapanował nad spokojnym oddechem — i tym razem nie będę stał i czekał na ciosy — dodał, aby miała pewność, który z nich konkretnie ucierpi, jeżeli starszy z rodzeństwa Brennan, ponownie się do niego zbliży.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  154. Teoretycznie ją znał. Teoretycznie. Czasami miał wrażenie, że niektóre dziewczyny miały w swoich głowach pewną szufladkę, której zawartość głęboko skrywały przed mężczyznami, dopóki nie zaczynało robić się poważnie. Miedzy nimi… do tej pory zdecydowanie nie było poważnie, a przynajmniej oficjalnie. W każdym razie rzecz w tym, że Theo nauczony doświadczeniem wiedział, że kiedy z niepoważnej znajomosci zaczynało się coś budować, nagle okazywało się, że w ogóle nie znał tej osoby, że nagle wszystko się zmieniało. Wręcz wywracało do góry nogami i nic nie było takie samo jak wcześniej. Liczył, że z Violet tak nie będzie. Ona była wyjątkowa. Niepowtarzalna. Jedyna w swoim rodzaju i wiedział o tym, ale… wciąż była dziewczyną, jej umysł mógł kryć przed nim jeszcze wiele. Dlatego stawiał na zastrzeżenie pewnych kwestii od samego początku.
    — Niby nie — powiedział, mrużąc przy tym delikatnie powieki — ale w tej sytuacji… dopiero zaczynam cię poznawać — nie chciał użyć sformułowania, że zaczyna ją poznawać jako swoją dziewczynę, bo to przeczyłoby temu, o czym sam przed chwila mówił, ale oczywistym było, o co tak właściwie mu w tej chwili chodziło — świetnie, podoba mi się to, co słyszę — powiedział całkiem szczerze i miał nadzieje, że rzeczywistość taka właśnie będzie. Że się nie zmienią, że będzie jak dotychczas tylko bez tych niepotrzebnych sprzeczek, które psuły wszystko, gdy zaczynało się robić zbyt poważnie. Teraz nie mogło stać się zbyt poważnie. Po prostu było już poważnie.
    — Że niby to — odparł, pozwalając sobie na uniesienie kącików ust w górę, bo to nie sprawiało jeszcze, aż tak dużego bólu. Skinął tylko od niechcenia głową, bo nie miał ochoty wdawać się w jakiekolwiek dyskusje na temat jej brata, nie miało to najmniejszego sensu. Skupił się na dalszych słowach. Gdyby nie opuchnięte oczy, wywróciłby właśnie nimi teatralnie, pozwalając sobie przy tym na głośne prychniecie. Nie potrzebował żadnej nauki.
    — Nie — powiedział stanowczo. Wiedział, że zdecydowanie mógłby się znieczulić i łatwiej, a przede wszystkim bezbolesnie powrócić do formy, ale nie chciał tego robić. O jego moralności nie trzeba mówić, był jaki był, Violet doskonale o tym wiedziała, ale były rzeczy, których się trzymał. Własne zasady, które ustalił, bo miał ku temu konkretne powody. Miedzy innymi, nigdy nie zamierzał otępiać swojego mózgu mocniejszymi prochami. Odebrał od niej owsiankę i wrócił do powolnego zjadania jej — zamiast tego, po prostu tu wróć szybko — powiedział — wolałbym, żebyś w ogóle nie wychodziła, jeżeli nie musisz — spojrzał na nią długo, chcąc tym konkretnym spojrzeniem przekazać więcej niż słowami. Wolał, aby go teraz nie zostawiała. W tej chwili ani za godzinę czy dwie. Chciał… jej towarzystwa, jej obecności. Bo to było najlepsze lekarstwo, jakie mogła mu w tej chwili podarować — ewentualnie wjedź do Thyme po coś zjadliwego — wymruczał, nie mogąc się powstrzymać.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  155. — Kto by się spodziewał — mruknął, przyglądając się jej przy tym — w porządku. Cieszy mnie, że podchodzisz do tego w taki właśnie sposób — pokiwał przy tym lekko głową.
    Podpierając się dłońmi o podłoże kanapy, uniósł się delikatnie i poprawił tak, aby siedzieć bardziej wyprostowanym. Uśmiechnął się lekko na jej wzdrygniecie się, ale usta szybko powróciły do neutralne pozycji. Rozcięcia sprawiały, że tak naprawdę każdy ruch ustami był bolesny, jednak nie mógł odpuścić sobie rozmowy z brunetką. Zwłaszcza, że temat był poważny i dotyczył po prostu ich. Wszystko inne byłby w stanie zignorować i powiedzieć jej, że po prostu pogadają kiedy indziej. To jednak byli zbyt ważne. Cieszył się z tego, że cała rozmowa przebiegła w tak dobry sposób, że udało im się ustalić to, co najważniejsze, to, co pomiędzy nimi było. Naprawdę miał nadzieje, że sam fakt tego, że postanowili podejść do siebie nawzajem poważnie, nie zmieni tego, co do tej pory pomiędzy nimi było.
    — Po prostu nie chcę brać niczego, co sprawi, że będę czuł się otumaniony — oznajmił, mrużąc lekko powieki. Nie chodziło o to, że chciał cierpieć. O ile wcześniej, gdy Victor ze swoim chłopcem go dopadli, faktycznie chodziło o poczucie bólu, teraz, nie miało to nic wspólnego z pragnieniem odczuwania czegokolwiek — po prostu to uszanuj — dodał nieco łagodniej. Nie chciał się przecież z nią kłócić, ale jednocześnie nie zamierzał się nagle otwierać przed Violet i opowiadać jej całego swojego życia ze szczegółami, zaznaczając, dlaczego niektóre życiowe sytuacje sprawiły, że teraz postępuje w ten konkretny sposób. Nie był takim typem.
    Zaśmiał się, ponownie nie mogąc się powstrzymać. Zdecydowanie nie powinien mieć problemu z wypuszczeniem jej z domu i pozwoleniem na to, aby od siebie odpoczęli, ale… jej obecność w tych konkretnych chwilach była… pomocna. Chociaż na głos w życiu by tego nie powiedział. Chciał mieć teraz kogoś obok siebie, wiedzieć, że w razie czego nie jest całkiem sam. W razie czego konkretnie? Nie miał pojęcia, ale po prostu świadomość, że Violet była w jego domu sprawiała, że czuł się dużo spokojniejszy.
    — Jeżeli nie masz nic ciekawszego do zrobienia… — odpowiedział, chociaż w głębi duszy skakał z radości, że chciała u niego zostać przez pewien czas.
    Przesunął spojrzeniem po jej sylwetce i uśmiechnął się kącikiem ust.
    — To się jeszcze okaże — stwierdził — poza tym… właśnie tego dupka we mnie lubisz — dodał.
    Kiedy opuściła jego dom… Zastanawiał się, czy to wszystko przypadkiem nie było jakimś pokręconym snem spowodowanym obrażeniami. Może upadł i przywalił porządnie głową, a to co się wydarzyło, było tego skutkiem? Nie chciał wyjść na idiotę i jakiegoś świra. Napisał do Ryana swoje zamówienie, prosząc jednocześnie, aby dał mu znać jak Violet je odbierze, jakby chciał mieć dowód na to, że to naprawdę nie było wybrykiem jego umysłu. Czas do jej powrotu niesamowicie się dłużył, a on sam nie był w stanie się na niczym skupić, wiec wciąż pozostając na kanapie, po prostu za nią czekał.
    — Pod opieką? — Powtórzył za nią, unosząc wysoko brwi — chyba nie powiedziałaś tego poważnie — dodał, czując, że jego ego zostało dotknięte — poza istotnymi osobami, cała reszta miała wierzyć w ważne kwestie interesów do załatwienia… — spojrzał na nią i na to, jak się zachowywała. Podobało mu się, jak szybko poczuła się swobodnie — powiedz, że nie przedstawiłaś tego tak, jak mi się wydaje, że to zrobiłaś — dodał, żałując, że nie może jej równie swobodnie objąć i przyciągnąć do siebie — niech tylko któraś spróbuje… chyba nie sądzisz, że zatrudniam takie prostaczki — uniósł brew, patrząc na nią. Oczywiście, że miał świadomość tego, że większość jego pracownic po prostu na niego leciała, ale zakładał, że są świadome, że nigdy nie przekroczy żadnych granic. Praca to praca. Po podpisaniu umowy, automatycznie stawały się dla niego nieatrakcyjne. Pewne zasady były po to, aby je łamać, ale niektóre były wręcz nietykalne — przysuń się no nieco bliżej — powiedział, chcąc ją przytulić.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  156. Powiedzenie, że był zaskoczony tym, jak szybko przyzwyczaił się do ciągłej obecności Violet, to mało. Z jednej strony nie chciał, aby od niego odchodziła, o czym poinformował ją w jasny sposób tamtego dnia, gdy nieproszona wpakowała się do jego domu. Z drugiej… trochę się tego obawiał. Czas pokazał, że ten dziwny strach miał jedynie duże oczy, bo to co pomiędzy nimi było… było na tyle naturalne, że Theo niespecjalnie musiał się przyzwyczajać do obecności kogoś. Było zupełnie tak, jakby Violet uzupełniła pustkę, o której nawet nie wiedział. Jakby specjalnie odpychał od siebie świadomość tego, że i jemu może brakować jakiejś dłuższej, stałej relacji. Oczywiście nie był na tyle ckliwy, aby jej o tym mówić. Teraz czy kiedykolwiek. Nie byli tacy, oboje zdawali sobie z tego sprawę.
    Musiał też przyznać, że poza kwestia uzupełnienia pustki, obecność Violet była przydatna dopóki dochodził do siebie. Był jej naprawdę wdzięczny za to, że przy nim była. Bo przecież nie musiała w ogóle się tamtego dnia u niego pojawiać, a jednak…
    Leżał w sypialni, delektując się trwającą chwilą, spokojem. Błogą ciszą, planując powoli swój powrót do Thyme, bo jego twarz już nie straszyła. Zostało kilka większych zadrapań, które musiały się zagoić, aby nie wzbudzał niczyich podejrzeń. Wiedział, że będzie musiał wiele nadrobić, ale prawdę mówiąc, powoli zaczynał mieć dość siedzenia w domu i dyrygowania wszystkim przez telefon.
    Uniósł brew, spoglądając na Violet, która wpadła do sypialni. Odwrócił się na bok, aby jej się przyjrzeć z zaciekawieniem. Skinął lekko głową na jej słowa.
    — Pomińmy formalności, lepiej powiedz kiedy mamy lot — uśmiechnął się. W zasadzie… odpowiadało mu wyrwanie się w końcu z domu, którym chwilowo wręcz przesiąkł. Do powrotu do pracy potrzebował jeszcze trochę czasu, więc wycieczka do LA brzmiała, jak plan idealny — i na jak długo? — Dodał, uginając rękę w łokciu i wsunąwszy dłoń pod policzek, z wielka uwagą przyglądał się Brennan — no i powiedz mi jeszcze, komu mam skopać dupę — dodał, a kącik jego ust drgnął. W oczach mężczyzny pojawiły się iskierki, bo w zasadzie nie miałby nic przeciwko skopania czyjegoś tyłka, jeżeli mógłby w ten sposób poprawić humor Violet. Chociaż dobrze wiedział, że gdyby była taka konieczność, Brennan doskonale poradziłaby sobie również sama, ale w tej chwili nie obchodziło go to za dużo. — To co? Mam wstać i zacząć się pałować? — ułożył dłoń na jej barku i powoli przesunął palcami po materiale jej ubrania, spoglądając przez cały ten czas na nią i czekając na jeden sygnał, po którym podniesie się z łóżka, spakuje i przygotuje się do krótkiej wycieczki.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  157. — Mam dość siedzenia w domu — odpowiedział zgodnie z prawdą, przyglądając się jej z zainteresowaniem. Gdy wróci już na dobre do Thyme, zdecydowanie trudniej będzie mu się wyrwać i zajmować nie swoimi sprawami. Był znudzony domem. Lubił go. Nigdy nie miał problemu w przesiadywaniu w swoich wnętrzach, ale nigdy wcześniej nie był zmuszony do tego, by robić to tak długo, nieustannie. Gdyby nie Violet, z pewnością znacznie szybciej dostałby na głowę. Jej obecność sprawiała, że jeszcze pozostawał przy zdrowych zmysłach i zdawało się, że jeszcze przez jakiś czas nie miało się to zmienić — ale może faktycznie za szybko się zgodziłem. Mogłem zaczekać, aż zaczniesz mnie przekonywać ciekawymi argumentami — stwierdził, uśmiechając się przy tym połowicznie. Kiedy teraz o tym myślał, zdecydowanie uważał, że swoją zgodę i gotowość mógł przeciągnąć w czasie. Teraz nie dowie się, jak bardzo zależało jej na tym, aby faktycznie poleciał tam z nią. Z drugiej strony otwarcie powiedziała, że ma lecieć z nią. Ustalili ostatnio, że Violet nie była jak wszystkie kobiety i nie musiał się doszukiwać w jej słowach i gestach ukrytego znaczenia, drugiego dna.
    Obserwował ją uważnie, zastanawiając się nad tym, co takiego się stało. Widział, że była wkurzona. Z jakiegoś dziwnego powodu sam czuł przez to wkurzenie i coś na wzór… troski. To było dziwne. I zupełnie nowe doświadczenie.
    Słuchał tego, co miała do powiedzenia i tylko skinął lekko głową na znak, że jej słucha.
    — Załatwisz to raz dwa — powiedział, z uśmiechem obserwując swoją dłoń w jej dłoniach. Nadal nie docierało do niego, że to wszystko było takie łatwe. Że tak łatwo mogli przejść z kłótni do tego spokojnego stanu, który wciąż pomiędzy nimi pozostawał. — Podoba mi się taka propozycja. W prezencie dostaniesz kolejny budynek — zaśmiał się, z łatwością mogąc wyobrazić sobie ich krwawą współprace. Tak, nie miał problemu z wyobrażeniem sobie ich i w takiej sytuacji. Co gorsza, sama myśl nakręcała go na tyle, że miał ochotę znaleźć biedną ofiarę już teraz, a później zerżnąć porządnie Violet. Co dziwne, bo z reguły nie odczuwał aż takiej chęci na skrzywdzenie kogoś. Odkrywał przy niej swoje kolejne twarze i… odpowiadało mu to. Ścisnął mocniej palce na jej biodrze i uśmiechnął się kącikami ust.
    — Właściwie to nie, ale musi być ten pierwszy raz — wyszczerzył zęby w diabelskim uśmiechu, pozwalając sobie na wsunięcie pod nią drugiej ręki i ściśnięcie mocno jej krągłych bioder — nie musimy czekać na wzbicie się w niebiosa — odparł, przyciągając ją mocnym ruchem do swojego torsu — możemy to przetestować już teraz. Byłoby szkoda, doznać rozczarowania już na takiej wysokości — wymruczał, wyciągając się w jej stronę, aby złożyć na jej ustach żarliwy pocałunek, jednocześnie chwytając mocno dłońmi biodra brunetki — chociaż zakładam, że nigdy nie doznasz rozczarowania ze mną — wyjaśnił, bo co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Wziął głęboki oddech, aby ponownie złączyć ich usta w długim pocałunku.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  158. Spojrzał na brunetkę po tym, gdy zadała swoje pytanie, trochę jak na istotę, którą widział właśnie po raz pierwszy w życiu. Wolne? W ich branży nie było miejsca i czasu na wolne. Zwłaszcza, kiedy jest się kimś takim jak Theo. Bez rodziny. Bez kogoś, komu można powierzyć swoje sprawy. Teoretycznie organizacja do której należał… powinien ufać jej członkom, ale Sanders kierował się w swoim życiu zasadą ograniczonego zaufania… we wszystkim i w stosunku do każdego. Wyjątkiem była Violet, ale już się temu nie dziwił. Panna Brennan była… odzwierciedleniem wszystkiego, czego normalnie nie robił, czym nie kierował się w życiu. Była po prostu jak brakujący element układanki, którego istnienia się wypierał przez tyle lat. Właściwie do czasu, gdy jej nie poznał, wybrakowaniu obrazu w ogóle mu nie przeszkadzało. Nie zwracał na to uwagi. Aż nie pojawiła się w jego życiu.
    — To można brać w ogóle wolne w naszej pracy? — Odpowiedział w końcu na jej pytanie, ale kąciki jego ust delikatnie drgnęły.
    Po chwili uśmiech znacznie mu się poszerzył, bo… miała racje. Z chęcią by to zobaczył, tym bardziej, że miał świadomość, że płaszczenia się i Violet Brennan to coś, czego z pewnością nie doświadczy. Chociaż nie miałby wcale nic przeciwko. — Od razu jak się płaszczysz — powiedział, wciąż z uśmiechem — chciałbym zobaczyć, jak bardzo chcesz, żebym z tobą leciał. I tyle. Nic więcej, nic mniej — odparł, chociaż jak zauważyła wcześniej brunetka, już się zgodził, więc to i tak nie miało znaczenia. Słysząc jej kolejne słowa, roześmiał się wesoło. Przechylił lekko głowę i zmierzył ją uważnym spojrzeniem — mhm, Grenlandia byłaby dużo lepsza dla ciebie, co? Chociaż upał też pasuje do diablicy… w zasadzie bardziej niż mróz. Chyba nie masz tak zlodowaciałego serca — mówił, a w zasadzie zastanawiał się na głos, ciągle ją przy tym obserwując.
    Nie powinien czuć narastającego podniecenia na myśl, że mogliby wspólnie wyrządzić komuś krzywdę. Zdecydowanie nie powinien czuć się w ten sposób, wyobrażając sobie, jak razem pozbawiają kogoś życia…
    — Jesteś diabłem, wiesz o tym? — Spytał z uśmiechem, trącając nosem jej nos, nim złożył na jej ustach pocałunek. Przeciągnął pieszczotę, jednocześnie układając dłonie na jej biodrach i przycisnął ją do siebie.
    Opadł na łóżko, gdy go pchnęła. Kiedy usiadła na nim okrakiem, przymknął powieki, czując przyjemnie bijące od niej ciepło w okolicach swojego krocza. Był tylko facetem. Podnieconym jej bliskością i wyobrażeniami, które sięgały znacznie za daleko.
    — Nie możesz kazać być mi grzecznym — odpowiedział chrapliwie, zaciskając mocno dłonie na jej biodrach — zwłaszcza, kiedy zachowujesz się w taki sposób — dodał, przenosząc jedną dłoń na jej policzek i powoli po nim przesunął, aby chwycić palcami jej brodę. Spojrzał prosto w jej ciemne oczy i odetchnął głęboko. Słysząc jej jęknięcie, sam cicho sapnął. A po chwili poczuł nieprzyjemny chłód. Podniósł się do pozycji siedzącej i wodził za nią wzrokiem.
    — Jeżeli myślisz, że w spokoju weźmiesz prysznic to się grubo mylisz — oznajmił, podnosząc się w końcu całkiem z łóżka i udał się za nią do łazienki. Zostawił za sobą szeroko otwarte drzwi, a następnie oparł się ramieniem o ścianę i uważnie ją obserwował. — Rozbierz się, skarbie, z chęcią popatrzę — wymruczał, wbijając w nią intensywne spojrzenie swoich ciemnych oczu.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  159. Wywrócił oczami na jej słowa. Gdyby nie chciał, nie dałby się zlać. Zakładanie więc, że dostał po mordzie było błędne i niesamowicie rażące. Sam określiłby to w zupełnie inny sposób. Jej śmiech był jednak zaraźliwy, a to sprawiało, że nie miał ochoty w tej konkretnej chwili łapać ją za słówka i toczyć pyskówki.
    — Ah te codzienne sprawy — westchnął, lekceważąco machając dłonią, jakby wszystko to o czym mówiła brzmiało jak dzień jak co dzień.
    Podążył wzrokiem po jej sylwetce, zatrzymując spojrzenie dłużej na jej piersiach, a następnie zatrzymał na wargach.
    — Szybciej niż się spodziewasz, skarbie — wymruczał — będziesz wykrzykiwać to słowo, zapewniam — uśmiechnął się zawadiacko, zwilżając koniuszkiem języka wargi.
    — Cudownie, nie mogę się doczekać, aż tam rozpoczniemy prawdziwy chaos — zaśmiał się, nie mając wątpliwości, że dokądkolwiek razem by trafili, z pewnością nie byłoby tam spokojnie.
    Skinął lekko głową, nie zamierzając zaprzeczać, bo nie miało to najmniejszego sensu. Nie przeoczył momentu, w którym zagryzła wargi. Specjalnie wypchnął biodra, przyciskając się w ten sposób mocniej do niej. Wiedział, że z pewnością nie utrzymają długo z daleka od siebie rąk i wcale mu ta myśl nie przeszkadzała, nawet, jeżeli Violet twierdziła, że będzie czy jest grzeczna. Wiedział, jak sprowadzić ją na złą drogę i zamierzał to uczynić.
    — Spróbuj tylko, a pożałujesz szybciej niż zdążysz o tym pomyśleć — wymruczał, gdy wspomniała o przeniesieniu się do gościnnego pokoju. Czas, kiedy mógłby zostać on jej pokojem już minął. Teraz nie zamierzał wypuszczać jej ze swojej sypialni.
    Gdyby zamknęła drzwi, nie zastanawiałby się długo nad tym, w jaki sposób się ich pozbyć.
    Sunął wzrokiem powoli po każdym, kolejnym odkrytym fragmencie jej ciała. Wpatrywał się w opadające na płytki kolejne elementy garderoby, oddychając przy tym głęboko.
    — A już myślałem, że mnie wygonisz z własnej łazienki — nie wiedział jeszcze, co dokładnie chce z nią zrobić w tym momencie, ale jedno było pewne. Będzie spełniona. Oboje będą.
    Uśmiechnął się kącikiem ust, słysząc jej słowa. Chwycił skrawek materiału swojej koszulki i od razu ściągnął ją z siebie, odrzucając na podłogę, do ubrań Violet.
    — Jesteś pewna, że patrzenie ci wystarczy? — Spytał, nie decydując się jednak na ściągnięcie kolejnych ubrań z siebie. Zamiast rozbierać się, zrobił krok w głąb łazienki. Stanął przed kabiną prysznicową i wręcz zjadał ją spojrzeniem, stojąc po drugiej stronie kabiny prysznicowej. Wbrew widocznemu wzwodowi w jego spodniach, wcale nie spieszyło mu się do dołączenia do brunetki. Utkwił spojrzenie w jej dłoniach znajdujących się na jej podbrzuszu i uśmiechnął się diabelsko.
    — Mówisz, że jesteś grzeczna… — wymruczał, nie odrywając od niej wzroku — nie chcesz dotykać mnie, to będziesz dotykać siebie. Dokładnie tak, jak ci powiem — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu — a jeżeli nie… będę musiał cię ukarać. A tego nie chcesz — jego ton głosu stał się niższy i stanowczy — a teraz skarbie, chwyć swoją prawą pierś i zacznij ją ugniatać. Niedelikatnie — przełknął ślinę, podchodząc jeszcze bliżej szklanych drzwi.

    😈🥵

    OdpowiedzUsuń
  160. — Będziesz błagać — odpowiedział na jej pytanie, z malującym się na jego twarzy łobuzerskim uśmieszkiem. Oboje dobrze wiedzieli, do czego zamierzał doprowadzić. I był pewien, że będzie w stanie osiągnąć swoje założenia, bo… Pragnęła go. Wiedział to. Ona sama też dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Oczywiście odwzajemniał to. W dodatku wszystko pomiędzy nimi było na tyle silne i intensywne, że… tworzyli dość popaprany, z pewnością bardzo nieidealny, związek. Taki w sam raz dla dwójki ludzi, którzy mieli ze sobą problemy. I byli tego świadomi. — Będziesz jęczeć i błagać, mogę cię zapewnić. Nie potrzebuję do tego żadnego zakładu. Dobrze o tym wiesz — wymruczał cicho — więc nie, nie chcę się założyć, żebyś nie musiała później mierzyć się z poczuciem przegranej — puścił jej oczko, unosząc znacznie wyżej jeden kącik ust.
    — Jasne — zaśmiał się, gryząc się w język przed wypowiedzeniem dennej formułki typu, razem do końca świata i jeden dzień dłużej, bo chociaż momentami odbierało mu przy Violet jasność umysłu, jeszcze nie na tyle, by rzucać przesłodzone słówka, a przynajmniej nie do tego stopnia.
    Stał w łazience, sunąc powolnie spojrzeniem po jej nagim ciele. Szyba kabiny prysznicowej nie przeszkadzała mu w podziwianiu jej ciała, chociaż zdecydowanie wolał, aby jej pomiędzy nimi nie było. Wolał móc ją dotknąć. Ale to był element zabawy. Dotyk miał być nagrodą, której już nie mógł się doczekać.
    — Ciekawe, że to właśnie grzeczne dziewczynki są tymi najniegrzeczniejszymi — wymruczał, śledząc spojrzeniem drogę jej ręki. Wiedział, że będzie stawiała opory. Zawiódłby się, gdyby tak po prostu mu uległa. Zdecydowanie wolał przedłużyć wszystko w czasie.
    Uśmiechnął się kącikiem ust, a jego ciemne spojrzenie stało się jeszcze ciemniejsze, gdy uważnie przesuwał oczami wraz z jej dłonią. Czuł zapach żelu poza kabiną i chociaż nie zamierzał wejść do środka, bez trudu mógł sobie wyobrazić, jak to jego dłonie rozprowadzają kosmetyk po jej jędrnym, mokrym ciele.
    — Wszystko zależy od tego, jak bardzo będziesz się przeciwstawiać. Zacznę łagodnie — odpowiedział ze spokojem — wyciągnę cię z kabiny prysznicowej i zwiąże ci nadgarstki — uśmiechnął się, splatając dłonie na klatce piersiowej. Przechylił głowę w bok, ponownie mierząc ją spojrzeniem — nie zdradzę ci kolejnych kroków, jedno jest pewne. Jeżeli tak bardzo nie chcesz mnie o nic prosić, zaczniesz mnie teraz słuchać. Inaczej, wrócimy do samego początku i twoich błagalnych jęków — kolejny raz puścił jej oczko — a przecież tak bardzo nie chcesz mnie o nic prosić… widzisz, jaki jestem dobry? — Oblizał powoli wargi, prostując się nagle i robiąc krok w stronę kabiny prysznicowej. W ten sam sposób, znacząco zmniejszając odległość pomiędzy nimi, a zwłaszcza między sobą a szkłem — a teraz bądź grzeczna, jak sama twierdzisz, że jesteś i zrób to, o czym mówiłem wcześniej — wymruczał, wiedząc dobrze, że pierwszy jak i drugi scenariusz doprowadzi do tego, że będzie prosiła go o to, aby w końcu się nią porządnie zajął. Tak, jak oboje lubili najbardziej.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  161. Najchętniej chwyciłby ją mocno, nie pozwalając na to, aby się od niego w jakikolwiek sposób odsunęła, ale na to było już niestety za późno.
    — Zawsze pozostanę dla ciebie zagadką — odparł cicho, nieco chrapliwie. Tak, zdecydowanie wolałby ją zatrzymać przy sobie, ale jednocześnie perspektywa drażnienia się z nią i udowodnienia, że to on ma rację… rekompensowała mu brak zdobyczy od razu. W końcu sam proces polowania był równie przyjemny, a on… tak, postanowił, że dopnie swego niezależnie od tego, jak długo będzie musiał walczyć z samym sobą, aby nie ulec własnej żądzy, która jednocześnie była jego największą słabością.
    Było mu gorąco od samej atmosfery pomiędzy nimi, to, że w łazience w krótkim czasie zrobiło się gorąco i parno niczego nie ułatwiało. Odnosił bowiem wrażenie, że przez panujący gorąc pragnął jej jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. Nie brał jednak pod uwagi opcji poddania się. Zdecydowanie, nie wchodziło to w grę. Zresztą. Był pewien, że akurat pod tym względem doskonale wiedział, że Violet pragnie go równie mocno, co jego zdaniem powinno sprawić, że ich walka nie będzie trwała w nieskończoność. Ulegnie mu, bo inaczej nie nazywa się Sanders. Nie było mowy, aby dotknął jej bez wyraźnego błagania z jej strony.
    Przechylił lekko głowę w bok, uśmiechając się.
    — Tak? — Spytał rozbawiony — spójrz, jednak mogę — puścił jej przy tym oczko — odpowiedz sobie resztę sama, albo… poproś a może nie będę trzymał cię dłużej w niepewności — chciał z nią zrobić tak wiele rzeczy… — nagroda? Tylko jeżeli lubisz trwać w stanie wiecznego oczekiwana. Związana. Czekająca. Nieświadoma, na co tak właściwie będziesz oczekiwać — mówił ogólnikowo, bo naprawdę nie zamierzał jej w tej chwili zdradzać swoich pomysłów. Jedno było pewne, z przyjemnością wymierzy jej karę, nagrodę, cokolwiek, byleby móc jej zasmakować, móc poczuć jej ciepło.
    Stojąc tak blisko kabiny, wodził powoli spojrzeniem po całym jej ciele, bez trudu wyobrażając sobie, co z nim dokładnie robi. W kabinie prysznicowej, poza nią, przy umywalce, na podłodze, na każdym meblu, w każdym pomieszczeniu. I nawet nie musiał się nad tym zastanawiać. Obrazy same wpadały mu do głowy, jeden za drugim. Raz za razem, ale… wciąż byli w łazience, odgrodzeni szklaną szybą i swoją upartością.
    Obserwował ją uważnie, skupił swoje spojrzenie na jej ustach, gdy je przygryzła. Wpatrywał się w nią, patrząc, jak sięga dłonią do warg. Uśmiechnął się lekko kącikiem ust, wpatrując się w roztartą krew na szybie. Nie ruszył się o krok, ale wychylił się torsem do przodu, chcąc się nieco przybliżyć.
    — Myślisz, że działa na mnie niczym na wygłodniałą bestię? — Wychrypiał cicho, unosząc dłoń i przykładając ją w miejsce, w którym były kreski z krwi. Przesunął powoli palcami po długości smug i uśmiechnął się — tym razem musisz postarać się dużo bardziej, jeżeli liczysz, że nie dam za wygraną — dodał, przechylając głowę — dotknij się — rozkazał, nie odrywając od niej oczu przez cały ten czas.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  162. — Ciekawe — wymruczał cicho, przesuwając powoli spojrzeniem po jęk nagim ciele. Przeniósł wzrok na jej twarz, a następnie powoli przesunął oczy w dół. Rejestrując uważnie każde wgłębienie, każdą krzywość czy krągłość, która się na nim znajdowała. Pochłaniał je wzrokiem, wręcz pożerał. I miał ochotę wsadzić sobie pięść do ust, aby wybić sobie z głowy chęć dotknięcia jej w tej chwili, teraz. Musiał być silny co najmniej tak długo, jak brunetka. Zresztą. Potrafił przecież nad sobą panować. Nie mogła tego w nim, aż tak bardzo zmienić… prawda? — W takim razie… opowiedz mi, czego dokładnie byś ode mnie chciała, skarbie — wymruczał, doskonale wiedząc, że w tej właśnie chwili, byłoby to ostatnim co by zrobił, dopóki nie usłyszałby z jej ust jednego, magicznego słowa. Wówczas nie musiałby sterczeć po tej stronie kabiny prysznicowej, przedłużając cały ten teatrzyk. Doprowadzając na skraj wytrzymałości nie tylko ją, ale również samego siebie. Mimo to… stał, trzymał się swojego postanowienia i na ten moment nie zamierzał kiwnąć choćby palcem, aby sprawić jej jakąkolwiek przyjemność. Jeszcze nie teraz.
    — Nie możesz? — Uniósł wysoko brew, przechylając lekko głowę w bok — to, że mam zamiar doprowadzić cię na skraj wytrzymałości, nie oznacza, że musisz siedzieć zamknięta za tą szybą — wymruczał, zwilżając koniuszkiem języka górną wargę. — Zaufaj mi, będzie jeszcze lepiej — puścił jej oczko, odnosząc się do tego, że nie ma powodów do porównywania obecnej chwili do tego, co planował zrobić z nią później. Gdy już mu ulegnie.
    Widział jej twarz, gdy nie rzucił się na nią tuż po tym, gdy ukazała mu swoją krew. Gdyby atmosfera nie była tak napięta, z pewnością roześmiałby się głośno i wesoło. Tymczasem jedynie się uśmiechnął i cicho, nieco ochryple parsknął, kręcąc lekko przy tym głową.
    Skupił się na swojej dłoni na szkle i jej, po drugiej stronie. Przesunął powoli opuszkami palców, przenosząc wzrok na jej oczy i uśmiechnął się połowicznie.
    — Tego właśnie chcesz? — Spytał, cofając dłoń z szyby i powoli sięgając obiema rękoma do paska swoich spodni. Powoli go rozpiął, a następnie chwycił guzik przy rozporku i odpiął go, zatrzymując się na tym ruchu. Podniósł głowę, jednocześnie przesuwając dłonie odrobine w bok, rozsuwając bardzo delikatnie materiał spodni. Mógł to zrobić. Zwłaszcza, że chciała mu za to dać więcej, a to prowadziło dalej. — Jak chcesz, kochanie — wymruczał nisko, odpinając rozporek do końca, a następnie zsuwając materiał spodni wraz z bokserskim ze swoich bioder. Stał przed nią z potężnym wzwodem, nie czując się w żaden sposób skrępowany swoim stanem, wręcz przeciwnie. Niech widzi, co traci, dopóki nie powie słowa na P — jakieś specjalne życzenia?

    😈

    OdpowiedzUsuń
  163. Uśmiechnął się kącikiem ust na jej słowa, uważnie śledząc wzrokiem jej zgrabne palce, którymi wodziła po swoim ciele. Lubił na nią patrzeć i nie spodziewał się, że samo obserwowanie jej w takiej sytuacji będzie na niego działało, aż tak intensywnie. W przeciwnym razie zastanowiłby się dwa razy czy właśnie w taki konkretny sposób chce to rozegrać. Karty zostały jednak już rzucone, a on był dobrym i wytrwałym graczem. Nie było mowy o przegranej. Dlatego napawał się widokiem jej nagiego ciała i czekał, ciekawy, jak to wszystko się skończy, bo chociaż miał swoje plany… był w pełni świadomy, że w trakcie tej gry może wydarzyć się, aż zbyt dużo, aby wszystko poszło dokładnie zgodnie z jego założeniami. Nie zamierzał jednak kapitulować. Nie było w ogóle takiej opcji.
    — W takim razie… pokaż, czego chcesz — wychrypiał, bo w zasadzie czyny zdecydowanie były lepsze od słów, chociaż i one sprawiały, że pragnął jej coraz bardziej.
    — Bo ja cię nie dotknę, dopóki o to nie poprosisz… Nikt nie powiedział, że ty mnie dotykać nie możesz — zauważył z chytrym uśmieszkiem na twarzy — więc jak najbardziej możesz wyjść, jeżeli tak bardzo chcesz — dodał mrukliwie, skupiając się na wykonaniu czynności, o którą go poprosiła. Skoro właśnie tego chciała… nie zamierzał jej odmawiać. Zwłaszcza, że im dłużej miałby się bezczynnie jedynie przyglądać się jej, tym trudniej byłoby mu wytrzymać. Nie zakładał, że będzie kiedykolwiek się przy niej zaspokajać w ten sposób, ale… w tej chwili nie widział nic, co miałoby go przed tym powstrzymać.
    Przygryzł wargę, patrząc jak dziewczyna upada na kolana. Obserwował uważnie co robiła i słuchał każdego słowa, padającego z jej ust niczym wygłodniały pies, czekający na mięso, na które będzie mógł się wreszcie rzucić. Spoglądał na znikające palce w jej wnętrzu, przymykając powieki, gdy z jj gardła wyrwał się jęk. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że w tym samym momencie, jego ręka przesunęła się do swojego członka, którego chwycił zgodnie z jej życzeniem.
    — Kurwa, skarbie — szepnął, przybliżając się jeszcze bliżej kabiny prysznicowej i wolną dłonią oparł się o szklaną szybę, drugą trzymając swojego stwardniałego penisa. Nie miał problemu z wyobrażeniem sobie, obrazu, w którym Violet przed nim klęczy i trzyma w swoich ustach jego męskość. Naparł mocniej na szkło, opierając całą siłę na jednej dłoni, którą normalnie chwyciłby mocno za jej włosy i nadawał tempa ruchom jej głowy, wchodząc coraz głębiej w jej gardło, chcąc czuć jej pełne, ciepłe i wilgne wargi na całej długości swojego członka. Na samą myśl, penis drgnął mu w dłoni i nie mógł dłużej zwlekać, więc poruszył dłonią, wpatrując się w jej krocze, mając tak kurewsko wielką ochotę wsunąć w nią język, aby posmakować cudownego smaku, za którym, nawet nie zdawał sobie sprawy, tak bardzo się stęsknił. — Jak już się złamiesz i będziesz błagać, żebym cię dotknął — mruknął, uśmiechając się kącikiem ust, wpatrując się prosto w jej oczy — tak cię zerżnę, że będziesz błagać, abym przestał.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  164. — Zachęcaj mnie dalej — spojrzał na nią twardym spojrzeniem, jasno dając jej znać, że nie zamierza odpuścić. Był uparty. Wiedział, że ona również, ale nie zamierzał się wycofać. Jego celem było złamanie Brennan, nie chciał porażki, ale o ile byłby w stanie przeżyć, że tym razem mu się nie udało, nie było możliwości, aby on się złamał. Nawet jeżeli później miałby dogodzić sobie samemu, aby poczuć ulgę po narastającym podnieceniu. Nie mógł jednak przegrać z nià kolejny raz. To zaczynało być sprawą honoru, a w dodatku… chyba chciał udowodnić samemu sobie, że Violet Brennan nie zawładnęła w nim pełni. Musiał upewnić się, że potrafi jeszcze nad sobą panować, nawet w tak trudnych, pełnych żądzy momentach, bo cóż… im dłużej obserwował jej ciało, im dłużej przebywał w gorącej, parnej łazience tym mocniej jej chciał. Nie mógł pozwolić, aby kontrole przejął niemal zwierzęcy instynkt. Chociaż prawdą było, że miał głęboką ochotę rzucić się na nią. Zatopić swojego penisa w jej wilgoci i pieprzyć ją mocno i długo. Czuć jej ciepło, zaciskające się na nim ścianki, każdy skurcz towarzyszący orgazmowi, słyszeć jej głośne jęki, gdy będzie doprowadzać ją do szaleństwa…
    Pozostawało to jednak w jego głowie, bo zamiast znaleźć się w jej wnętrzu, jego penis znajdował się w jego dłoni. Rozchylił wargi, wpatrując się w nią. Oddychał ciężko, obserwując dokładnie, jak poruszała ręką dając sobie przyjemność. Im dłużej się jej przypatrywał, tym bardziej chciał jej dotknąć. Pieścić palcami nabrzmiałą łechtaczkę, wsunąć w nią język, pieszcząc jej wejście i wrażliwy punkt, przyciskając twarz do jej słodkiej cipki…
    Uniósł pytająco brew, gdy z wyobrażeń sprowadziła go do obecnej chwili. Oblizał wargi, pozwalając sobie na głęboki oddech, gdy zbliżyła się do szyby. Wstrzymał powietrze, widząc, jak otwiera kabinę, a później…
    — Kurwa — sapnął, gdy poczuł ciepło jej ust na swoim członku. Powstrzymanie się przed zebraniem jej włosów i szarpnięcie za nie było cholernie ciężkie, ale dał z siebie wszystko. Złapał dłońmi krawędzie szyb drzwi, bo musiał coś chwycić, aby nie zrobić tego z głową brunetki i nie nadać w ten sposób tempa, jakiego oczekiwał. Nie zamierzał być jednak całkiem bierny, bo gdy już wzięła go całego do ust, pozwolił sobie na mocne ruchy bioder, robiąc dokładnie to, co kazała mu sobie wcześniej wyobrażać. Pieprzył ją w usta, chociaż nie do końca dokładnie tak jakby tego chciał.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  165. Zaskoczyła go, gdy postanowiła wziąć go w swoje usta. Tym bardziej, że pozwalała mu również na mocne ruchy, sprawiając, że jego penis znajdował się coraz głębiej. Utrzymanie kontroli nad sobą było już w tym momencie niesamowicie ciężkie, a Theo nadal pozostawał nieświadomy tego, co jeszcze na niego czekało. Całe szczęście, że znajdowali się tuż przy kabinie prysznicowej, bo dzięki temu miał możliwość zrobienia czegokolwiek ze swoimi rękoma. Chociaż w wyobraźni widział, jak przytrzymuje przy sobie jej głowę, wbijając się w nią, po prostu pieprząc ją w usta, nie zastanawiając się nad niczym poza osiągnięciem własnego spełnienia, dzięki niej. Patrząc przy tym prosto w jej oczy, a po wszystkim obserwując, jak z rozkoszą oblizuje usta po zasmakowaniu i przełknięciu jego spermy. Myślenie o tym, jak dochodzi w niej, jak wyraźnie mogłaby dać mu do zrozumienia, że jej smakował… do tego przyjemne ciepło jej warg na długości jego członka, sprawiało razem, że tak niewiele brakowało mu do osiągnięcia szczytu. Zwłaszcza, gdy zaczęła jęczeć. Widział, jak pospiesznie poruszała dłonią, wsuwając w siebie własne palce. Bez trudu wyobraził sobie jej ścianki ciasno zaciśnięte na jego kutasie i wtedy, kurwa, to zrobiła. Wycofała się. Wystarczyłoby, aby pchnął jeszcze raz, może dwa i pozwoliłby sobie na jęk wraz z orgazmem, ale ona, kurwa, wypuściła go ze swoich ust. W jednej chwili poczuł nieprzyjemne zimno, narastającą frustrację i wkurwienie. Zacisnął dłonie na szybie, napierając na nią, ledwo powstrzymując się przed sięgnięciem ramienia Violet i przyciągnięcia jej z powrotem do siebie.
    — Przerwa — mruknął z wyraźnym niezadowoleniem — jasne — uśmiechnął się jednak, chociaż nie zamierzał ukrywać, że temu uśmiechowi dużo brakowało do zadowolonego. Przymknął powieki, biorąc jednocześnie głęboki oddech. Musiał sobie przypomnieć dlaczego właściwie zaczęli tę pieprzoną grę i dlaczego, tak bardzo zależało mu na tym, aby wygrać. Bo raz już przegrał i nie mógł pozwolić sobie na kolejną przegraną. Mógł przewidzieć, że walka z Violet nie będzie należała do łatwych. Oboje było tak samo uparci, każde z nich chciało mieć ostatnie zdanie.
    Mruknął cicho, ponownie czując na swoim penisie jej usta. Chciał dojść. Kurwa, tak bardzo chciał poczuć, jak wylewa się z niego napięcie i frustracja, które towarzyszyły mu w tej chwili, ale Brennan… Brennan robiła wszystko, aby frustracja przerodziła się w prawdziwe wkurwienie. I o ile widok krwi wcześniej nie zadziałał na niego tak, jak tego chciała, tak teraz, niewiele brakowało mu do tego, aby się na nią rzucić i posiąść niczym dzika bestia, bez czekania na proszę, bez słuchania jej pragnień, za to z silną chęcią zemszczenia się za to, co zrobiła. Chciał, aby poczuła się dokładnie w taki sam sposób. Ale wiedział, że gdyby to zrobił, miałby drugą przegraną na koncie.
    — Pokaż, czego się nauczyłaś — wycedził przez zaciśnięte zęby, twardo na nią patrząc — mam nadzieje, że dopiero się rozkręcasz — mruknął, ruszając biodrami, by znaleźć się chociaż o kilka milimetrów głębiej w jej ustach.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  166. Nie mógł odpowiedzieć na jej słowa, bo za dobrze wiedział, że nie skończyłoby się na krótkiej wymianie zdań. Powiedzmy sobie szczerze, Theodor potrafił nad sobą panować, ale do pewnego momentu. Łatwiej wychodziło mu po prostu ignorowanie, niektórych spraw, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której znalazłby się na granicy. Wchodzenie w dyskusje na temat przerwy w obciąganiu czy ogólna rozmowa na temat jej obecnego zachowania, skończyłaby się tak, że wchodziłby w nią teraz mocnymi ruchami, zmuszając do tego, aby z jej gardła wyrywały się głośne krzyki.
    Ale do tego nie mógł doprowadzić. Nie w ten sposób, w jaki doprowadziłaby dyskusja. Dlatego przymknął powieki, wziął głęboki oddech i powtarzał sobie w myślach, że jedno rżnięcie nie jest wargę ujmy na honorze. Bo tak teraz traktował tę sprawę.
    Musiał rozchylić wargi, bo jego oddech stał się ciężki, a każde ułatwienie tak podstawowej czynności życiowej było na wagę złota.
    Był twardy. Dosłownie, jego kutas chyba jeszcze nigdy nie był tak twardy, nabrzmiały i nabuzowany, czekający na możliwość spuszczenia się w nią, oraz pod względem zachowania. Nie zamierzał się ugiąć. Jej usta dotykające jego ciała, sposób, w jaki czuł ba sobie twarde sutki ocierające się o jego tors, jej nogi tuż przy jego nogach, jej ciepłe podbrzusze i przede wszystkim jej mokra cipka, którą tak wyraźnie i dobrze czuł na swoim penisie. Wystarczyło, aby delikatnie ją chwycił, aby zmienili odrobinę ułożenie, a mógłby się znaleźć w niej. Jednym ruchem, wsunąłby się do jej mokrego, ciepłego wnętrza. Jeden ruch. Jeden chwyt, jedno pchniecie bioder, a mógłby dać jej i sobie orgazm życia.
    — Zmuś mnie — warknął, bo jego cierpliwość do porządnego zachowania się skończyła. Nie zamierzał jej dotknąć. Mało tego. Zamiast nachylić się zgodnie z jej nakazem, Theo się wycofał. Rozluźnił spięte dłonie, do tej pory cały czas zaciśnięte na skraju kabiny, a następnie zrobił krok do tyłu, tym samym wysuwając swojego członka spomiędzy jej ściśniętych ud — jesteś przecież dzisiaj grzeczna skarbie, ta zabawa dawno przekroczyła granice grzeczności — powiedział, zjadając wzrokiem jej ciało. Wystarczyło jedno jej słowo, ale oboje doskonale wiedzieli, że nie padnie z jej ust. A to strasznie zaczęło wkurwiać Sandersa — musisz dokończyć sama… Ja i mój kutas jesteśmy już zmęczeni. Miłej kąpieli — uśmiechnął się — w dolnej szufladzie znajdziesz zabawki, gdybyś potrzebowała wsparcia — puścił jej oczko, a następnie sięgnął po swój ręcznik i wycofał się z łazienki.
    Oczywiście, że musiał wziąć długi lodowaty prysznic w gościnnej łazience lub po prostu ulżyć sobie samemu, o czym decyzji jeszcze nie podjął. Najważniejsze było jednak to, aby wycofać się z tego samego pomieszczenia. Bo widok nagiej Brennan, słuchanie jej jęków, nie mogąc jej jednocześnie dotknąć było najgorszą torturą, jaką sam na siebie sprowadził.

    Noc wydawała mu się długa i ciężka, bo chociaż spał, miał wrażenie, że w ogóle się nie wyspał. Jakby jego mózg i penis przez całą noc wołali o jedno, czego ten jeden konkretny raz nie chciał wziąć.
    Po obudzeniu się, od razu wciągnął na siebie szorty kąpielowe i bez śniadania czy kawy, ruszył do oranżerii, gdzie wskoczył prosto do basenu. Wciąż potrzebował rozładowania. Poza tym po długim dochodzeniu do siebie po pobiciu, musiał zacząć myśleć o powrocie do treningów, a basen był dobrym początkiem.

    🏊‍♂️

    OdpowiedzUsuń
  167. Cieszył się, że mógł w spokoju popływać. Zegarek na nadgarstku wskazywał już pięćdziesiąty basen. Wcześniej potrafił przepłynąć ich dwa razy tyle i dopiero wówczas zaczynał czuć się w taki sposób, jak teraz. Odpoczynek po pobiciu wpłynął jednak na jego stan fizyczny, a dokładnie mięśnie. Dlatego, gdy kolejny raz odbił się stopami od ściany i ruszył nurkując w długość basenu, wiedział, że to ostatnie przepłynięcie, jakie dzisiaj zrobi. Wolał się nie przeciążać, zwłaszcza, że chciał szybko wrócić do formy, a to oznaczało stopniowe wracanie do swoich normalnych wyników.
    Wyszedł z basenu, sięgnął dłońmi włosów i przeczesał je, sprawiając, że nadmiar wody wypłynął z nich po jego ciele. Dopiero wtedy odebrał od niej kubek z kawą i z przymkniętymi powiekami, przystawiając kubek do twarzy, zaciągnął się mocno intensywnym zapachem sparzonej kawy, a następnie upił porządny łyk, nie przejmując się temperaturą napoju. Dopiero po dwóch dużych łykach, które poczuł dokładnie w swoim przełyku, otworzy oczy i spojrzał ma Violet.
    — Dzień dobry — uśmiechnął się lekko — dzięki — poruszył dłonią z kubkiem, a następnie rozejrzał się za swoim ręcznikiem. Przechylił delikatnie głowę, spoglądając na nią.
    — Dwie godziny — powtórzył — na ile ostatecznie lecimy? — Już i tak długo był poza Thyme, więc tym się nie przejmował. Dwa dni więcej nieobecności nie robiły większej różnicy, ale musiał w końcu umówić się z członkami organizacji. Dowiedzieć się, na czym stoi sprawa Russella, co z Lebedievem, w końcu miał plan, jak się go pozbyć, a teraz krótka przerwa i wyrwanie z życia… mogły nieco skomplikować jego sprawy — po powrocie z LA muszę wrócić w końcu do pracy — oznajmił, aby była tego świadoma — już i tak zrobiłem sobie wyjątkowo długi urlop.
    Zmrużył lekko oczy, podchodząc do niej nieco bliżej.
    — Ocenię, czy faktycznie takie zjadliwe — powiedział, a następnie wziął głęboki oddech, próbując wyczuć zapach. Oranżeria miała jednak swój system wentylacyjny, więc śniadania nie było czuć, jedynie kawę — wyspana? — Spytał, chociaż domyślał się jaka będzie odpowiedź. Odsunął się od dziewczyny, aby sięgnął ręcznik i zetrzeć z siebie krople wody, które wciąż znajdowały się na jego ciele. Kiedy osuszył się, ruszył w stronę przejścia do salonu — jaki dokładnie jest plan na Los Angeles? Spotkanie, zastraszanie? Jakieś specjalne życzenia? — Zaśmiał się, będąc ciekawy jak właściwie to widzi. On miał swoje sposoby działania, ale był ciekaw jak rozgrywa to panna Brennan.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  168. — Brzmi, jak najlepszy urlop, na jaki mogę sobie pozwolić — powiedział, puszczając do niej oczko. Zdecydowanie przerwa od własnych problemów, aby zająć się cudzymi brzmiała, jak najlepsza forma wypoczynku, na jaką mógł sobie pozwolić. I wcale nie myślał o tym ironicznie. Naprawdę tak uważał. Mógł, oderwać myśli od tego, co ciążyło mu na barkach. Skupić się na czymś, co nie dotykało go bezpośrednio. W końcu ich interesy były całkiem różne, każde z nich zajmowało się czymś zupełnie innym. Należało do tego samego półświatka, ale szczegóły były różne. Na tyle, że zajęcie się jej sprawami, mogło przynieść prawdziwy relaks. — Nie mogę stracić kolejnego tygodnia — powiedział rzeczowo, spoglądając na nią. Miał nadzieje, że będzie rozumiała — musimy zmieścić się w czterech dniach. We dwoje chyba damy radę bez problemu? — Spytał, nie biorąc pod uwagę innej odpowiedzi niż twierdząca.
    Zaśmiał się cicho na jej słowa, chociaż wolałby nie okazywać w obecnej chwili nawet takiej słabości względem Violet Brennan.
    — Na szczęście prowadzę całkiem porządną restaurację — powiedział, unosząc kącik ust, a następnie zerknął na nią — na pewno, któraś z kelnerek z przyjemnością będzie dostarczać jedzenie — specjalnie nie określił, jemu czy im. Puścił jej jednak przy tym oczko. Wiedział, że nie pokaże mu wprost zazdrości, ale miał świadomość, że jego pracownice działały jej na nerwy, gdy uśmiechały się do niego i wzdychały. Nie był ślepy. Widział, że wszystkie na niego leciały, jednak zachowywał profesjonalizm. I wiedział, że ignorując je, wzbudza w nich jeszcze większe zainteresowanie. Klasyka.
    Szedł w stronę kuchni, kiwając co jakiś czas głową na znak, że jej słucha. Zamruczał, bo plan, który ustalili wcześniej zdecydowanie mu odpowiadał.
    — Ktoś na pewno będzie niegrzeczny — powiedział, zerkając na nią — jak sama mówisz, ktoś tworzy problemy — w zasadzie miał w dupie kim będą musieli się zająć w LA. Najważniejsze było to, że czekała tam na nich praca, taka, jaką lubił najbardziej. Zwłaszcza, że mógł pobrudzić swoje rączki nie mieszając w to organizacji w żaden sposób, bo ten interes i LA nie miały nic wspólnego z jego sprawami.
    Kiedy dotarli do kuchni, ponownie upił kilka łyków kawy, wychylając głowę, aby zerknąć na przygotowane przez nią śniadanie. Pokiwał z aprobatą, sięgając ręka po jeden z tostów francuski, chociaż łapał go tak ostrożnie, jakby dotknięcie mogło sprawić, że czymś się zatruje. Wziął głęboki oddech, zaciągając się zapachem, krzywiąc przy tym nos. Oczywiście, że się z nią droczył, ale kim by był, gdyby tak po prostu zjadł i przyznał, że przez czas, w którym razem mieszkali, jej umiejętności kulinarne się poprawiły.
    — Wyglądają na wolne od trucizny — rzucił, dokonując pierwszego kęsa — czym sobie zasłużyłem na tak bogate śniadanie? — Spytał, wymierzając w nią palcem.

    🖤

    OdpowiedzUsuń

  169. — Rzadko korzystam z gotowych ofert — powiedział, jednocześnie puszczając jej oczko. Oboje wiedzieli, jak wyglądały urlopy w ich branży, nawet najbardziej egzotyczne wyjazdy, zawsze były połączone z biznesem. Nie było wolnego, urlopów, świat. Interes kręcił się dwadzieścia cztery na siedem, a przerwa jaką miał teraz i tak była dużo za długa i zbyt dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego cztery dni były ostatecznością. Skinął głową, licząc, że mimo wszystko uda im się całość załatwić w takim czasie. Nie chciał, aby przypadkiem ominęła go jakakolwiek zabawa, to po pierwsze, a po drugie… nie mógł przecież jej zostawić, ze świadomością, że mogłaby się wpakować w kłopoty. Znał już Brennan na tyle, aby wiedzieć, że nie pozwoli na to, aby ktoś ją skrzywdził, ale… chyba przemawiała przez niego troska, bo skoro tworzyli coś na wzór związku, jak nazwaliby to normalni ludzie, nie chciał zostawiać jej samej z takiego typu tematami.
    Nie mógł powstrzymać uśmieszku, który pojawił się na jego twarzy w reakcji na jej spojrzenie, gdy wspomniał, że któraś z pracownic Thyme mogłaby mi dostarczać jedzenie. Satysfakcjonowało go to? Oczywiście. Przechylił głowę i oblizał powoli górną wargę koniuszkiem języka.
    — Mówisz, że masz ochotę na zabawę? — Uniósł brew, nie spuszczając z niej swojego przenikliwego spojrzenia.
    Wrócili jednak szybko do głównego tematu ich rozmowy.
    — Nie. Tylko tutaj — oznajmił spokojnie, tutaj miał idealnie przygotowane miejsce do takich zabawa i chociaż z chęcią pozwoliłby sobie na artystyczne wyżycie się… wiedział, że musi uważać — trochę się pozmieniało, może kiedyś doczekasz się zaproszenia na prywatny pokaz — wymruczał, bo dobrze pamiętał, jak oznajmił, że Violet może zapomnieć, że kiedykolwiek ją wpuści do tamtego pomieszczenia i pozwoli na to, by obserwowała jak tworzył swoje wcale nie tak małe dzieła — dawno nie malowałem — westchnął z wyraźną tęsknotą, bo istotnie, brakowało mu tego procesu — kiedyś wyślę coś do galerii — stwierdził nieco rozbawiony — jak już będę znudzony wygryzaniem Lebedeva — zaśmiał się, bez problemu wyobrażając sobie poruszenie, jakie mógłby wywołać jakikolwiek z jego obrazów, gdyby dotarło do ludzi czym został namalowany. Stał przed wyspą, spoglądając to na Violet, to na tosta, to wracając do własnych myśli — to jest tak kurewsko kuszące — stwierdził rozmarzonym głosem. Czasami życie go… nudziło, a wystawienie się w ten sposób i obserwowanie co by się stało, mogłoby być naprawdę ciekawym doświadczeniem. Przybliżył się do niej, gdy przyciągnęła go uściskiem swoich nóg. Zaśmiał się z jej reakcji, samemu starając się przycisnąć jak najmocniej niej, by poczuła bijące od niego zimno.
    — Takie śniadanie to byłoby zdecydowanie za mało, akurat za bycie takim cudownym — odparł, posyłając jej łobuzerski uśmiech — kto wie, co przywiozłaś ze swoimi rzeczami. Może kilka fiolek przemyciłaś z ubraniami — zastanowił się na głos, a jego uśmiech zszedł mu z twarzy — to akurat całkiem dobroduszne z twojej strony, kiedyś się odwdzięczę za posprzątanie tego burdelu w łazience — mrugnął, mając na myśli wyrzucone zabawki po byłych… zabawkach — z którego startują loty tatusia? — Spytał, aby przypadkiem nie tłukł się przez całe miasto kilka razy, obserwując jak się oddalała.

    Spakowanie się nie zajęło mu dużo czasu. Wziął najpotrzebniejsze rzeczy, standardowo walizkę wypełniały eleganckie koszule i spodnie, bo musiał przecież jak zawsze nienagannie wyglądać. Zwłaszcza, że jego twarz w końcu również zaczęła się prezentować w odpowiedni sposób.
    — Już myślałem, że mnie wystawiłaś, za to wspomnienie o moich pracowniach — zaśmiał się cicho, kiedy dostrzegł w końcu Violet zmierzająca w jego stronę.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  170. Uniósł wysoko brew, słysząc ton jej głosu, chociaż to mina i samo spojrzenie mówiły znacznie więcej, niż cała reszta. 
— Wspominałem, że lubię, kiedy jesteś taka zaborcza? — Spytał, posyłając jej długie, intensywne spojrzenie. Od razu skierował swoje kroki za nią. Kiedy weszła na schodki, przystanął u ich podstawy, uważnie obserwując jej tyłek, które obcisłe spodnie opinały. Mógł mieć ten widok, na co dzień, ale po wczorajszych zabawach, nie mógł sobie darować przeczekania i nacieszenie swoich oczu jej krągłymi biodrami i wypiętymi pośladkami z każdym kolejnym pokonywanym stopniem. Po prostu nie mógł.
Tak samo, jak z całej siły musiał zacisnąć wargi, bo gdy usłyszał, że ma jej nie wkurwiać… Cóż, automatycznie miał ochotę zrobić dokładnie to, czego nie chciała. Od samego początku robili sobie na złość, co nie było tajemnicą. Przypomniawszy sobie jednak jej spojrzenie, gdy pojawiła się na lotnisku, nie spieszyło mu się, aż tak, do wyprowadzania jej z równowagi.
Zajął fotel naprzeciwko jej fotela, gdy sam również wręczył swoją walizkę obsłudze. Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. Byłby kłamcą, gdyby powiedział, że jej zdenerwowanie nie wzbudziło jego zaciekawienia. Jak się okazało, wcale nie musiał czekać specjalnie długo, na dowiedzenie się czegoś więcej.
Słysząc padające z jej ust imię jej brata, brew Sandersa powędrowała wysoko w górę, a on sam delikatnie pochylił się do przodu, odrywając plecy od miękkiego oparcia samolotowego fotela.
— Czyli wie gdzie byłaś i z kim byłaś — wzruszył ramionami — nie powinien być tym jakoś szczególnie zaskoczony, prawda? — W zasadzie on sam nie był. Bardziej go interesowało, jakim musiał być kretynem, jeżeli dał się przyłapać. Brał pod uwagę, że Violet nie była z pewnością łatwym celem do śledzenia i obserwacji, ale Victor też nosił nazwisko Brennan, co samo w sobie sprawiało, że nie mógł być lamusem. Oczywiście jego uwagę przykuła również druga część jej wypowiedzi, ale chciał zakończyć pierw jeden temat. Zwłaszcza, że wciąż wybijali się ku górze — i nie zrobiłaś tego, bo to twój brat, jasne — powiedział, przechylając delikatnie głowę — bardziej mnie interesuje to czy wie, dokąd lecimy i czy będą z nim problemy. Później może nawet pozwolę ci zrobić mi krzywdę, jeżeli mój kutas to za mało na poprawę humoru — mruknął, spoglądając na nią intensywnie. Miał nadzieję, że obiła brata na tyle, że faktycznie nie pojawi się jeszcze tego samego wieczoru, lub nazajutrz w LA. Obawiał się, że wówczas mógłby im nieco pokrzyżować wyjazd i nieco utrudnić sprawy do załatwienia, a Theo nie lubił utrudnień. Nieważne, czy należały do rodziny osoby, z którą się spotykał czy nie. Utrudnienia się likwidowało. I może powinien zrobić to z Brennanem, gdy postanowił go zaatakować.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  171. — Byłby dużo lepszy, gdybys była całkiem naga — odparł bez grama wstydu, gdy dziewczyna ponownie ruszyła w górę schodów. Nie przejmował się tym, że ktoś z załogi mógł usłyszeć jego słowa. Był pewien, że i tak były całkiem łagodne na to, co mogli słyszeć od innych pasażerów tego konkretnego samolotu. Kiedy wchodziła, nie spuszczał z niej spojrzenia swoich wygłodniałych oczu. Mimo, że nie była w stanie tego usłyszeć, zamruczał cicho, obserwując jej kołyszące się na boki biodra. Boże, mógłby się wgryźć w jej pośladki i nie wypuściłby jej ze swoich objęć. Czy jego myśli szybko przeszły do fantazji, w których bierze ją tak po prostu na tych słowach? Błyskawicznie. Co było efektem wczorajszego wieczoru i faktu, że jej nie dostał. Wystarczył widok jej tyłka pojętego spodniami, aby jego penis zaczął reagować. To mówiło samo za siebie.
    — Jeżeli zasugerowałaś swojemu bratu, że miałby przepraszać mnie, to mam nadzieje, że to będzie ostatnie na co się zdecyduje — powiedział przybierając obojętny ton i spojrzał na nią ciemnymi oczami — bo na pewno to będzie ostatnie co zrobi w życiu, trzymaj go ode mnie z daleka, jeżeli chcesz mieć brata — mruknął, nachylając się w jej stronę. Tego akurat wolał nie mówić na tyle głośno, by ktokolwiek z pracowników Brennanów słyszał groźby padające pod adresem jednego z pracodawców. Co z tego, że była to tylko załoga lotnicza — rozumiem, że jesteście rodzeństwem i takie tam, ale poważnie, Vi, jak nie chcesz odwiedzać go na cmentarzu, nie pozwól mu na to — chciał, aby sprawa była jasna. Dał się obić, bo wówczas… wiedział, że zasłużył. Nie chciał przeprosin. Wolał mu po prostu pokazać, że potrafi walczyć, a to co mu zrobił wtedy stało się tylko dlatego, że taka była jego wola. Słuchał jej dalszych słów, czując, że jednak smierć brata nie byłaby dla niej czymś druzgoczącym, co… szczerze go zdziwiło. Wolał jednak nie zagłębiać się w temat. Najważniejsze było to, że zgadzali się co do losu jej brata, jeżeli zacznie przeszkadzać. Co prawda nie miał pojęcia na ile jej słowa są prawdziwe, ale wolał trzymać się właśnie tej myśli.
    Kiedy usiadła na nim, od razu ułożył dłonie na jej pośladkach. Nie zamierzał się hamować, miał ochotę zrobić to już na schodach i znacznie więcej.
    — Dokładnie to mówiłem — przycisnął ją do siebie, gdy się o niego otarła — ale jeżeli masz ochotę mogę to powtórzyć. Mój kutas jest dzisiaj na twoje życzenie — wymruczał cicho, wbijając coraz mocniej palce w jej tyłek — to znaczy, że możesz się nieźle zabawić, jak tylko chcesz, co tylko przyjdzie ci do głowy. Jedyny warunek, mój penis ma być w całości, bo zamierzam się z tobą pieprzyć jeszcze nie jeden raz, Brennan — oznajmił i gwałtownie wpił się w jej wargi, układając jedną rękę na jej głowie i przycisnął ją do siebie, pogłębiając agresywny pocałunek — nawet daruję ci dzisiaj proszenie, wiesz dlaczego? Bo będziesz błagać, żebym przestał, kiedy już dobiorę się do twojej mokrej cipki, skarbie — wymruczał, doskonale wiedząc, że tymi słowami tylko bardziej ją wkurwi, ale czuł, że im bardziej będzie wkurwiona, tym lepszy będzie seks.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  172. — Zabiłbym każdego, kto ośmieliłby się na ciebie spojrzeć, przecież to oczywiste — odparł niby lekko, niby się śmiejąc, ale dało się usłyszeć w jego głosie, że wcale nie żartował. Gdyby tylko ktoś spojrzał na jej nagie ciało, które należało do niego, miałby całkiem sporo materiału do swoich obrazów. Tego był pewien i wiedział, że Violet również była świadoma, że w jego słowach nie było nawet odrobiny przesady. Zrobiłby to. Bez mrugnięcia okiem, bez chwili zawahania. Violet Brennan była zajęta, przez niego. I zamierzał każdego odważnego sprowadzać na ziemię. Mocno i boleśnie.
    — Świetnie, oby nie zrozumiał tego opacznie. Chyba jest na tyle inteligentny, hm? — Mruknął, licząc na to, że nie będą musieli na siebie wpadać. Wolał pozostawić ten rozlew krwi na później. Odkładać daleko w czasie, jako ewentualność, a nie coś, czym będzie musiał zająć się od razu. Miał bowiem sporo swoich spraw na głowie, które zdecydowanie były dla Sandersa dużo ważniejsze i pilniejsze niż brat Violet.
    — To jakaś twoja skryta fantazja? Zapiąć mnie do smyczy? — Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, kręcąc z rozbawieniem głową. Nie obchodziło go w sumie to, co i jak będzie robić. Najważniejsze dla niego było jedno: jeżeli nie chciała śmierci brata, niech trzyma go z daleka od niego. Inaczej pojawią się w ich słodkim czymś na wzór związku kłopoty. Dużo kłopotów. — A myślałem, że nazwisko Brennan do czegoś zobowiązuje — wywrócił oczami, a następnej wzruszył ramionami — zawsze możemy spotykać się u mnie lub gdziekolwiek na mieście — mógłby się pogodzić z brakiem jej domu jako miejscówki, chociaż zdecydowanie wolałby, aby po prostu uświadomiła braciszka.
    — Wyjątkowo mogę nagiąć swoje zasady — wymruczał cicho, nie przestając jej dotykać — chociaż to niesamowite, że przejmujesz się załogą i ich problemami z panowaniem nad porządkami — mruknął, zapierając się stopami o podłogę i wypchnął lekko biodra, gdy p, że się ociera o jego męskość. Oczywiście, że przycisnął ją w tym momencie do siebie, aby poczuć wyraźniej jej ciepło. Widział jej minę, jej oczy mówiły znacznie więcej niż jakiekolwiek słowa. Na jego twarzy pojawił się natomiast diabelski uśmieszek — tylko tyle i aż tyle, że mam nadzieję, że naprawdę wkurwiona, będziesz jeszcze lepsza w łóżku… w tym wypadku w samolocie — wyszczerzył się, sprawnym ruchem przekładając ręce z jej bioder na plecy, aby nie mogła się odsunąć za daleko od niego — no dalej skarbie, nie hamuj się — wymruczał cicho, wychylając się torsem do przodu by sięgnąć jej ucha i szepnąć te słowo wprost do niego — chyba, że wolisz abym to ja przejął inicjatywę — dodał, łapiąc zębami płatek jej ucha i przygryzł go, zdecydowanie nie skupiając się na delikatności tego czynu.

    😈

    OdpowiedzUsuń


  173. — Powiedzmy, że ci wierzę — po swoim spotkaniem z Victorem i jego człowiekiem, zdecydowanie miał o Brennanie swoje zdanie i nie zamierzał go zmieniać tylko dlatego, że spotykał się z jego siostrą. Zresztą, mógł zamknąć po prostu usta i nie mówić więcej o rodzeństwie Violet. W zasadzie, to tak właśnie zamierzał zrobić — w każdym razie, dystans — mruknął, powtarzając główne przesłanie o tym, aby Victor trzymał się od niego z daleka, jeżeli życie jest mu na tyle miłe, że wciąż ma ochotę przebywam na tym świecie. Bo jeżeli nie… wystarczyło, że przyszedłby do niego. Zająłby się dosłownie wszystkim bez chwili zastanowienia. No, może pozwoliłby mu na wypowiedzenie ostatniego życzenia, nie mógł być znowu, aż tak zimnym draniem. Każdy miał prawo do ostatnich życiem, które na zawsze pozostają niespełnione, bo przecież nie było mowy, aby je spełniał. Nie był, aż tak szlachetny.
    Na szczęście nie musiał krążyć myślami wokół Victora Brennana długo. Violet zdecydowanie szybko odwróciła jego uwagę od swojego brata i sprawiła, że długo nie będę myślał o niczym innym, niż o niej samej. Był ciekaw, jakie wizje roiły się w tej ślicznej, z pewnością pełnej brzydkich rzeczy główce.
    — To całkiem kuszące — odpowiedział — dużo bardziej niż druga opcja. Taka nudna i oklepana — wzruszył od niechcenia ramionami.
    Przycisnął ją mocno do swojego krocza, uśmiechając się przy tym połowicznie.
    — Zapomniałem, że jesteś przecież grzeczną córeczką tatusia — wymruczał, poprawiając się nieznacznie na fotelu, chcąc czuć wyraźniej ciepło przebijające od niej przez warstwę ubrań.
    — Komplementy? To rzadkość słyszeć je z twoich ust — wymruczał, pozwalając jej na to, aby przejęła kontrolę. W zasadzie biorąc pod uwagę to, do jakiego stanu pozwoliła mu się doprowadzić ostatnim razem, był jej winien zabawę według jej zasad, brał to pod uwagę — nie mogę się doczekać — wymruczał cicho, odchylając głowę do tyłu i spoglądając na nią z dołu. Wstrzymał oddech, bo był ciekawy co jeszcze planowała, ale stewardessa postanowiła zepsuć zabawę. Wywrócił oczami na dźwięk głosu dziewczyny, obserwując reakcje Violet z zaciekawieniem — tak łagodna? Ciężko uwierzyć, że chcesz rozlewu mojej krwi — uniósł jeden kącik ust, gdy Nelly już się oddaliła. Westchnął tylko, gdy odpięło jego pas, podniósł się, ściskając jej dłoń i dał się zaciągnąć, gdziekolwiek go prowadziła. Widząc sypialniane pomieszczenie, wywrócił oczami, jednak nie odezwał się słowem, dopóki Violet nie znalazła się na nim, a jego dłonie na jej pośladkach, zgodnie z jej życzeniem. W końcu sama je tak ułożyła. Wbił mocno palce w odziany jedynie bielizną tyłek brunetki i uśmiechnął się, mocniej zaciskając dłonie.
    — Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo mnie ciekawi, co wymyślisz — wymruczał cicho, nim złączyła ich usta w pocałunku. Rozchylił koniuszkiem jej wargi, a następnie chwycił zębami dolną z nich i pociągnął całkiem delikatnie jak na siebie, w swoją stronę — chcesz uległości czy mam się stawiać? Wiesz, zdobycie mojej krwi może nie być tak łatwe — przesunął dłoń nieco wyżej, sięgając palcami materiału jej koronkowych majtek, a następnie zacisnął na nich mocno palce — a teraz twoja ulubiona część naszych zabaw — mówiąc to, rozerwał bieliznę, drugą dłonią przyciskając jeszcze wilgotny materiał do jej kobiecości i delikatnie drażniąc — może zabiorę cię w LA w końcu na odpowiednie zakupy? — Mruknął cicho, czekając jednak z dalszymi poczynaniami. Pocałował ją, wdzierając się językiem do jej ust. W końcu to była jej zabawa, nie zamierzał wybiegać za bardzo naprzód.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  174. Leżał z przymkniętymi powiekami, obejmując jej nagie ciało ramieniem i powolnie gładził jednostajnym ruchem jej plecy wzdłuż kręgosłupa. Oddychał głęboko, starając się uspokoić rozszalały rytm swojego serca. Nadal był ciekawy, czego jeszcze chciała i o ile ciekawość strasznie go zżerała od środka, z drugiej strony wcale mu się nie spieszyło. Trwająca chwila była tak rożna od wszystkiego, czego zdążyli wspólnie doświadczyć. Mogło się wydawać, że to nieodpowiednie, ale chciał się nià nacieszyć, mając świadomość, że druga taka okazja może się szybko nie powtórzyć.
    — Mówiłem, że zabiorę cię na zakupy — wymruczał, uśmiechając się kącikiem ust. Przez cały ten czas nie przestając jej dotykać. Uniósł nieco powiekę, aby również zerknąć na nią, leżącą na jego klatce piersiowej, spokojnie oddychającą. Po prostu będącą jego. I chociaż przyzwyczajał się do tej myśli, to wciąż wydawało się odrobinę przerażające. Że człowiekowi, może tak mocno zależeć na drugim człowieku. Bo najgorszym była świadomość, jak wielką jest to słabością. A jednak wychodziło na to, że każdy miał jakąś słabość, nawet, jeżeli nie chciał się do tego przyznawać. Jego zdecydowanie była Violet Brennan i każda kolejna chwila spędzona w jej towarzystwie, tylko go w tym przekonaniu utwierdzała. — Kupię ci wszystkie dostępne koronki w twoim rozmiarze, w każdym możliwym sklepie — wyszczerzył zęby na myśl o zakupach. Z przyjemnością nacieszyłby oko widokiem Brennan przymierzającej kolejne komplety seksownej bielizny, którą miałaby na sobie tylko po to, aby mógł bezkarnie ją z niej zrywać. Na tyle różnych sposobów. Wciągnął powietrze przez rozchylone wargi, uzmysławiając sobie, że mógłby za chwilę ponownie być gotowym na kolejną rundę o ile tylko dałaby mu znać, że sama nie ma jeszcze dość.
    — Nie mam pojęcia — przyznał z uśmiechem, wsuwając dłoń ręki, którą jej nie obejmował pod poduszkę — tak samo, jak zgubiłem się w liczbie twoich orgazmów — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Co mu się bardzo nie podobało, wcale nie usłyszał błagań o zaprzestanie. Co oznaczało, że nadal przy kolejnej okazji będzie próbował doprowadzić ją do stanu, w którym jego dotyk będzie dla niej za intensywny — ale jedno wiem na pewno, ta twoja stewardessa nie będzie miała problemu z poinformowaniem nas o tym, że czas się szykować do lądowania — zaśmiał się przy tym cicho, jednocześnie, mocniej ją obejmując. Uniósł się delikatnie, aby sięgnąć ustami czubka jej głowy, na którym złożył pocałunek, co było… tak bardzo do niego niepodobne — chociaż muszę przyznać, że wcale nie mam ochoty się stąd ruszać. Jesteś przyjemnie cieplutka — wymruczał, przenosząc dłoń z pleców dziewczyny na jej policzek. Przesunął powoli po nim, aż sięgnął palcami jej ust i zaczął obrysowywać ich kontur.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  175. — Przecież nawet się przed tym nie bronię — zauważył z leniwym uśmiechem na twarzy. Już dawno mówił, że ją na takie zakupy zabierze. W zasadzie, w LA zabranie ją na zakupy wydawało się być wygodniejsze. Mogli poczuć większą swobodę (nie żeby się przejmował w jakiś szczególny sposób tym, co sobie pomyślą ludzie), nie zważać przy tym na interesy i ewentualne konflikty. Sprawa Russella wciąż przecież wisiała gdzieś w powietrzu. Zachowanie ostrożności było po prostu rozsądne, dla wszystkich. — Przecież to będzie kara. Płacenie za wszystko i dźwiganie tego — wywrócił dookoła oczami, jakby miała na niego czekać prawdziwa męczarnia, z której ledwo ujdzie z życiem.
    — Na szczęście szybko potrafię być gotowy na powtórkę, o ile miała byś w ogóle jeszcze siłę, skarbie — wymruczał, ale po chwili pokiwał twierdząco głową — chociaż to z pewnością jest ciekawym… doświadczeniem — stwierdził, mrużąc przy tym lekko powieki, jakby próbował sobie wyobrazić doznania, które przeżywała dzięki niemu Violet Brennan — w zasadzie to ciekawe czy byłabyś w stanie mi ich tyle dać — uśmiechnął się, oczywiście, że specjalnie podpuszczając ją w taki sposób.
    Skupił się na jej ustach, uśmiechając się pogodnie, co było do Theodora niepodobne, rzadko gościł na jego twarzy tego typu uśmiech, ale tym razem, jakoś nie mógł się przed nim powstrzymać.
    Powstrzymał się za to przed pewnymi słowami, które same cisnęły mu się ja język. Czuł jednak, że oberwałby wówczas mocno i chociaż nie przeszkadzało mu to w normalnie, wolał nie rujnować pobytu w Los Angeles, bo w zasadzie cieszył się z tego małego urlopu.
    — Świetnie. Szkoda, że na czas lądowania będziemy musieli wrócić do foteli — westchnął z udawanym rozczarowaniem, chociaż może nie tak całkiem udawanym? Było mu dobrze. Tu, z nią. Nie potrzebował w tej chwili niczego więcej, aby czuć się… szczęśliwym?
    Obserwował jej usta, swój palec w nich. Przesunął nim mocno po jej wargach, obserwując jak te poruszając się pod wpływem jego dotyku. Uniósł brew zdziwiony, a jednocześnie zaciekawiony jej słowami, bo coś innego, wydawało się szalenie ekscytujące. Na tyle, że cofnął dość szybko swoją dłoń, oczekując tego, co miało się wydarzyć. Kiedy znalazła się na nim, jego dłonie od razu sięgnęły jędrnych pośladków dziewczyny i zacisnęły się na nich. Wpatrywał się w jej ciemne oczy, unosił brew i słuchał z zaciekawieniem, co ma do powiedzenia.
    Rozchylił wargi do pocałunku, który zainicjowała, a następnie go odwzajemnił. Nieco bardziej chaotycznie, niż robiła to Brennan. Mimowolnie zaciskał mocniej dłonie ja jej pośladkach i czekał. Czekał, aż osunie się na jego członku, a następnie się poruszać. Mocno, jak zawsze. Nie miał nic przeciwko powolnemu rozpoczęciu, ale kiedy nie zaczęła przyspieszać swoich ruchów, odsunął się od jej warg, opierając się czołem o jej czoło i spoglądając na jej oczy, twarz, jakby chciał się upewnić, że wszystko jest w porządku.
    — Czyli jednak się zmęczyłaś, skarbie — wymruczał, sięgając ustami jej ucha — zaraz odzyskasz siły — szepnął, chwytając płatek w zęby i pociągnął go, jednocześnie dociskając ją do siebie, gdy powolnie na nim poruszała.

    🖤

    OdpowiedzUsuń

  176. — Nie wychodzi ci karanie mnie — stwierdził z delikatnym rozbawieniem — bardzo chętnie zobaczę, jak mnie zmuszasz. Może jednak nie jestem taki chętny na te zakupy? — Spytał na głos, jakby zastanawiał się, która z opcji może być dla niego ciekawsza. Mimo wszystko wybieranie dla niej bielizny było kuszące i mogło dać przyjemną rozrywkę, gdy będzie przeglądał kolejne majtki, wyobrażając sobie, jak będzie zdzierał je z jej smukłego ciała — nie potrafię się zdecydować czy bardziej mnie kuszą twoje wysiłki czy koronki w sklepie — zaśmiał się mrukliwie, przesuwając spojrzeniem po jej twarzy. Uśmiechał się przy tym przez cały czas, aż ponownie się nie odezwała — ah tak, w końcu — powtórzył za nią, unosząc brew — mogę przestać ich używać jak chcesz, zobaczysz, czego nie doceniasz w codziennym życiu — odparł, spoglądając na jej dłoń błądzącą po jego mięśniach.
    Śledził wzrokiem jej dłoń, gdy zmierzała niżej. Jego męskość drgnęła delikatnie kolejny raz, dając tym samym znać, że powoli zbiera siły na kolejną rundę.
    — Mały? — Powtórzył za nią, biorąc jednocześnie głęboki oddech, czując wyraźnie jej ostre paznokcie tak blisko penisa — świetnie, będzie okazja do udowodnienia, że słowo mały nie ma nic wspólnego ze mną i nim — mruknął, spoglądając w dół z lekkim uśmiechem — pokażemy ci, jak głęboko w ciebie wejdzie — wymruczał, gdy go całowała. Odchylił głowę, oddychając przez rozchylone wargi, bo w ten sposób, było to w tej chwili dużo łatwiejsze. Nie miał nic przeciwko kolejnej rundzie, nie miał też nic przeciwko jej bliskości tak… bliskiej. Na pewno nie miał też nic przeciwko jej mokrej kobiecości, w którą go wpuściła, chociaż te powolne ruchy były do niej tak niepodobne, tak inne. Nie pasujące. Dlatego pozwolił sobie na przejęcie odrobiny kontroli do czasu, aż Violet nie odnajdzie w sobie wystarczająco siły, bo cóż, Sanders nie zastanawiał się nad tym, skąd mogła się wziąć w niej zmiana. Nie myślał o tym, nawet przez chwilę nie pojawiła się w jego głowie myśl, że coś mogło się zmienić. Bo zwyczajnie o tym nie myślał. O ewentualnościach. Myślał jedynie o jej mokrym, ciepłym wnętrzu, które otulał jego kutasa i sprawiało, że nie był w stanie myśleć o niczym innym niż jej twarz, wykrzywiona w grymasie orgazmu, który zamierzał jej oczywiście dać.
    — Świetnie — odparł, gdy Violet wróciła do rytmu, który znali — nie jestem w nastroju na eksperymenty — wymruczał, podpierając się jednym łokciem o pościel. Dłonią chwycił jedną z podskakujących, pełnych piersi i nakierował sutkiem na swoje usta, a następnie zaczął go podszczypywać zębami — kurwa, Brennan, jesteś idealna — wyszeptał, gdy poruszała się gwałtownie po jego penisie w górę i w dół, wpuszczając go coraz głębiej w siebie. Puścił jej pierś i wsunął dłoń pomiędzy ich ciała, aby odnaleźć palcami nabrzmiałą łechtaczkę, a następnie zacząć pieścić ją kulistymi ruchami, zerknąć na twarz Violet i uśmiechając się coraz szerzej, z każdym jej głośnym jękiem.

    😈

    OdpowiedzUsuń

  177. — Obawiam się, że w takim przypadku nic nie zostałoby ze sklepu. Każdy jeden byłby zdemolowany — powiedział, nie ukrywając diabolicznego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach — bez problemu mogę sobie wyobrazić, co z tobą w nich robię — oznajmił, przechylając lekko głowę w bok. Przesunął dłonią po jej policzku, chwyciwszy jej podbródek, przysunął jej głowę bliżej siebie, aby sięgnąć ustami jej ucha — mogę ci opowiedzieć ze szczegółami — zaproponował, przesuwając wierzchem dłoni po jej nagim ramieniu aż do łokcia, nie odsuwając ust od jej twarzy — krok po kroku, od wejścia do sklepu po sam koniec, kiedy sprzedawczynie zwieją, bo będą zbyt przerażone, żeby nam przeszkadzać — chwycił zębami płatek jej ucha i uśmiechnął się — bo z pewnością, żadnej z tych biednych lasek się nie śniło, że tak w ogóle można — wymruczał, ciągnąć delikatna skórę, aż uwolnił ją spomiędzy zębów. Spojrzał w jej ciemne oczy, swoimi błyszczącymi.
    — Wydaje mi się, czy właśnie mnie prowokujesz? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, skupiając się na jej oczach, gdy dotykała jego mięśni. Przynajmniej do czasu, gdy jej palce nie znalazły się wyjątkowo nisko. Wtedy oderwał w końcu wzrok od ciemnych oczu i spojrzał w dół.
    Przymrużył powieki, słysząc jej jęk. Był muzyką dla jego uszu, a słowa, które wyrzuciła z siebie później, zignorował. Zamiast tego chwycił mocno jej biodra i gdy podniosła się na nim, docisnął ją mocno do siebie w momencie opadania, samemu wypychając biodra w jej kierunku. Oczywiście, że musiał postarać się wejść jeszcze głębiej. Wolał jednak od razu jej to pokazać, niż zapewniać słownie. Wydał z siebie krótki jęk, gdy dosięgnął samego końca.
    Pożerał bezwstydnym spojrzeniem jej ciało, gdy miał możliwość przypatrzenia się jej w całej okazałości, nim go przyciągnęła. Z bliska obserwował jej twarz, zamglone spojrzenie, rozwarte wargi, z których wydobywały się jęki i kosmyki włosów okalające jej policzki w nieładzie.
    — Kurwa — sapnął, czując jej silne skurcze na swojej męskości, a tuż po chwili sam poczuł jak osiąga spełnienie, pozwalając sobie przy tym na zduszony jęk, króremu towarzyszył silny dreszcz przechodzący przez całe jego ciało. Uśmiechnął się kącikiem ust, na jej słowa, obejmując ją i przyciągając do swojego torsu, nie chcąc aby zbyt szybko ostygła i zmarzła — nie zrobię tego, nigdy do tego nie dopuszczę — zaśmiał się mrukliwie do jej ucha — życie bez ciebie było zbyt nudne i mdłe — dodał, co było również pewnego rodzaju wyznaniem. Nie mawiał przecież takich rzeczy. Nie były w jego stylu. Dlatego tuląc ją do siebie, uśmiechnął się połowicznie — ale z przyjemnością się nad tobą poznęcam, nie może być zbyt przyjemnie — szepnął. Znęcanie się zamierzał zostawić jednak na kiedy indziej. Teraz sięgnął pościeli by nakryć ich gołe, rozgrzane ciała. — I chcesz mi powiedzieć, że miałabyś siły na kolejne doprowadzenie mnie do orgazmu? — Spytał, mając oczywiście na myśli ich wcześniejsza rozmowę, nim zaczęli się kolejny raz ze sobą pieprzyć.

    🖤😈

    OdpowiedzUsuń
  178. — Wszystko w swoim czasie — wymruczał, bo zamierzał zrealizować swój plan. Wizja, która z taką łatwością wkradła mu się do głowy, nie mogła zostać zlekceważona. Zwłaszcza, że jak widać, Violet również odpowiadało to, co miał zamiar z nią zrobić podczas zakupów. Syknął cicho w reakcji na wbite paznokcie i uśmiechnął się kącikiem ust.
    Kto by pomyślał, że Theodor Sanders pozwoli sobie na to, aby kierowały nim żądze. Zawsze był opanowany, beznamiętny. Niczego nie dało się wyczuwać z jego twarzy czy oczu. Był jak posąg. Zmieniał partnerki jak rękawiczki, nie trzymał ich w tajemnicy, ale panował nad sobą w miejscach publicznych. Pozwalał na kilka fotek, podczas krótkich pocałunków, ale to co zamierzał zrobić z Brennan. To, co już robił z Brennan, nijak miało się do tego, jaki był do tej pory. Violet wprowadziła do jego życia chaos. Ona sama była chaosem, a Sanders musiał przyznać przed sobą, że… w takiej formie nie przeszkadza mu to ani trochę. Wręcz przeciwnie. Pragnął więcej i więcej. Oczym oczywiście nie powiedziałby wprost.
    Zachwycał się jej krzykiem, każdym jękiem i westchnięciem jakie opuszczały jej usta. Poruszając biodrami mocno i szybko, aby tylko dobyć jeszcze więcej przyjemnych dźwięków. Chcąc poczuć wyraźnie jej przyjemność na sobie, a później pozwolić sobie dokładnie na to samo.
    Zamruczał cicho, gdy spotęgowała jego doznania, a później uśmiechnął się kącikiem ust, gdy największe dreszcze przeszły już przez jego ciało. Nie chciał wypuszczać jej ze swoich ramion. Jeszcze nie teraz.
    — W pewnych formach jest do zniesienia — jego oczy lśniły podnieceniem, jakby spoglądanie na nią i bycie z nią miało mu się nigdy nie znudzić, nigdy miał się nie nasycić nią w pełni. — Oczywiście — zaśmiał się cicho, nieco chrapliwie. Pozwolił sobie na cichy pomruk, gdy nie znajdował się już w niej, bo cóż, było mu przyjemnie, gdy wciąż w niej tkwił. — Płakać? Nigdy — oznajmił, spoglądając na nią z zaciekawieniem — pamiętaj, nigdy nie doprowadzisz do takiego stanu, niezależnie, jak bardzo byś się starała — to nie było podpuszczanie. Tym razem czysta prawda. Podążał wzrokiem w dół, wraz z nią gdy przesuwała się z pocałunkami niżej. Kurwa, potrzebował krótkiej chwili przerwy, aby być w pełni gotowym do dalszego działania, chociaż widok swojego penisa w jej ustach zawsze działał na niego podniecająco. W dodatku z padającymi z jej ust słowami…
    — Świetnie — szepnął, automatycznie podążając dłonią do jej głowy, aby wpleść palce pomiędzy długie, ciemne kosmyki — w takim razie zajmij się nim dobrze — wychrypiał, biorąc głęboki, świszczący oddech, gdy poczuł na swoim członku zęby — liczymy na nie — mruknął, a następnie przycisnął jej głowę do siebie, aby wzięła go więcej w swoje usta. Czuł, jak podniecenie powoli wraca, a wraz z nim jego penis ponownie zaczął twardnieć.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  179. Na ustach bruneta pojawił się uśmieszek, który gościł u niego niezwykle rzadko.
    — Violet Brennan przyznaje, że porządek nie jest zły — powtórzył za nią, wciąż z tą samą miną na twarzy — kto by się spodziewał, że takie słowa, kiedykolwiek opuszczą jej usta — przechylił lekko głowę, a na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech — to lepsze niż zmuszenie cię do błagań — zaśmiał się, nie odwracając od niej spojrzenia — dużo bardziej satysfakcjonujące — dodał mrukliwie, przeczesując powolnie pasemka jej ciemnych włosów. Tym samym odnotowując w pamięci, że było to nie tylko przyjemne, ale działało również w jakiś sposób kojąco. W połączeniu ze słowami, które opuściły jej usta chwilę przed tym, gdy zaczęła na nowo co rozbudzać, wydawało się wręcz… idealne. Na tyle, że mógłby to robić dużo częściej. O ile nie byliby zajęci czymś jeszcze lepszym. Bo w tej chwili, gdy czuł jej usta i język na swoim ciele, nie był w stanie myśleć o niczym innym, niż jej nagie, idealne ciało, niż pełne wargi, muskające jego skórę, aż wieszczów poczuł je wyraźnie na swoim penisie, który rwał się już do niej, gdy wzięła go w swoje usta.
    Pozwolił sobie na kilka głośniejszych jęków, gdy zajmowała się nim w taki sposób, a z reguły pilnował się pod tym względem. Okazywał zadowolenie mocnymi ruchami, ściśniętymi dłońmi, a nie odgłosami, ale dzisiaj, teraz, łamali tak wiele własnych reguł, choćby tymi niepozornymi wyznaniami, że jęki rozkoszy wyrywające się z jego ust nie były czymś szokującym.
    Kiedy ułożyła się obok, objął ją i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, nie zważając na resztki własnego smaku.
    — Jasne — przyciągnął ją do siebie najbliżej, jak tylko mógł i złapał jej nogę pod kolanem, aby zarzucić ją na swoje nogi. Chciał czuć ją wyraźnie przez cały ten czas. A sen przyszedł znacznie szybciej niż się tego spodziewał.

    Nie był zachwycony, kiedy stewardessa zakłóciła spokojny sen, oznajmiając, że powinni się szykować do lądowania. Nie był również zachwycony, kiedy zdał sobie sprawę, że po ich seks maratonie, ma obolałe mięśnie. Był świadom, że dochodząc do siebie po pobiciu nieco osłabł, ale nie zakładał, że seks doprowadzi go do stanu, w którym będzie czuł zakwasy.
    — Jak dobrze spałaś, dopóki nas bezlitośnie nie obudzono? — Spytał, przyciskając wargi do skroni brunetki. Musnął delikatnie skórę, jednocześnie zaciągając się jej zapachem, jakby przez cały ten czas było mu jej mało. Jakby nie zdołał się nasycić, co… wcale go nie dziwiło. Zamierzał być jednak grzeczny. Przynajmniej do wieczora, tak jak zapowiadała Brennan.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  180. Loty chyba same w sobie miały to, że były męczące, a te w towarzystwie Violet Brennan. Cóż, Theodor był zmęczony i mimo możliwości odespania, wcale nie czuł się dużo lepiej, kiedy Nelly ich obudziła, bo dotarli w końcu na docelowe miejsce.
    W zasadzie, wcześniej się nawet nie zastanawiał nad tym, gdzie się zatrzymają. Powierzył to Violet, bo zakładał, że skoro prowadzi i w LA interesu to noclegiem i zakwaterowaniem nie muszą się wielce przejmować. I wcale się nie mylił. Co oczywiście było do przewidzenia.
    Kiedy samochód zatrzymał się na podjeździe przed samym budynkiem, Theo zagwizdał z uznaniem na widok willi nieco żartobliwie. Bo to nie tak, że budynek robił na nim ogromne wrażenie, ale mimo wszystko musiał przyznać, że był imponujący.
    Po wyjściu z samochodu, rzucił spojrzenie na kierowcę, który wyciągał ich bagaże, upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, ruszył powoli za Violet do wnętrza domostwa.
    Musiał przyznać, że zapach rozchodzący się po pomieszczeniu sprawił w jednej chwili, że poczuł się głodny. Dlatego też śmiałym krokiem ruszył dalej za dziewczyną, zaciekawiony nie tylko samym jedzeniem, ale również osobą, do której należał głos, który słyszał niosący się wraz z głosem Brennan. Nie wsłuchiwał się w szczególny sposób w samą rozmowę, zwłaszcza, gdy jak się zorientował nie było to nic szczególnego. Przynajmniej do jednego momentu.
    W jednej chwili zatrzymał się w pół kroku, spoglądając to na Violet, to na towarzyszącą jej kobietę, a po chwili ponownie wrócił spojrzeniem do brunetki. Przesłyszał się prawda?
    Kiedy Rosanne do niego podeszła, nawet na nią nie spojrzał. Jego ciemny wzrok, przedstawiający w tym momencie nic więcej i nic mniej, jak obojętność, wbijał się w Violet, jakby miał w ten sposób zmusić ją do wytłumaczenia, o co tutaj w ogóle chodzi i czy na pewno zrozumiał to co zrozumiał. Czy na pewno, słowa, które padły, znaczyły dokładnie to, co miał w głowie.
    — Violet? — Nawet nie zaszczycił gosposi spojrzeniem. Chciał, aby wszystko mu w jednej chwili wyjaśniła. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czuł tak wiele różnych emocji w jednej sprawie i nie wiedział, której z nich ma się chwycić. Która powinna nim w tym momencie kierować, czego powinien chcieć więcej od Brennan, poza samym wyjaśnieniem, co tak właściwie ta cała Rosanne miała na myśli i dlaczego, do cholery, wiedziała, a on nie. Chyba, że nie było jego? Może dlatego nic mu nie powiedziała? Może liczyła, że nie zauważy, że pozbędzie się problemu niczego nie musząc mu wyjaśniać, nie musząc się tłumaczyć i wyjawiać, że nie dotrzymała warunków umowy, która pomiędzy nimi była zawarta. — Z łaski swojej powiesz mi, o czym mówi ta kobieta?

    😐

    OdpowiedzUsuń

  181. Zaśmiał się cicho na jej słowa, spoglądając na nią z wyraźnie widocznym rozbawieniem goszczącym na jego twarzy.
    — Trochę za dużo w nim kolorów, jak dla mnie. Biorąc pod uwagę twój… za mało w nim czerni — zaśmiał się, doskonale pamiętając wystrój i wnętrze domu Violet. Może nie gościła go u siebie często, ale zapamiętam szczegóły. Zwłaszcza, sypialni. Zapadła mu w szczególny sposób w pamięci, bo pamiętał, w jakich aranżacjach zostawia swoje obrazy. Zwłaszcza, że nie ukrywajmy, nie rozdawał ich wiele. To, że jeden z nich trafił do niej na tak wczesnym etapie ich znajomosci było dość zaskakujące. W tej chwili jednak niczego nie żałował. Wszystko potoczyło się po prostu dobrze…
    Na tyle dobrze, że powinien spodziewać się tego, że coś po prostu musiało się wydarzyć. Nie chciał jednak o tym myśleć. Lubił ten… spokojny stan pomiędzy nimi. Świadomość, że mogą być w jakimś stopniu normalni, jak na siebie oczywiście, bo pełnej normalności nie mogli brać pod uwagę. W życiu gangsterów… cóż, codzienna normalność wyglądała nieco inaczej. Mimo to, nawet ten rodzaj spokoju z Violet w pobliżu naprawdę mu odpowiadał. Zdążył się przyzwyczaić do braku kłótni czy krzyków, jeżeli chodziło o ich relacje. Zdążył się po prostu przyzwyczaić do jej obecności i tego, co próbowali wspólnie tworzyć. Wbrew pozorom ich związek, stawał się coraz bardziej… zwyczajny. Może nie obdarzali się wylewnie wyznaniami, ale czuł, że wszystko kroczy po prostu w dobrym kierunku.
    Nie spodziewał się, że to runie. I to w momencie, gdy znajdowali się z daleka od Nowego Jorku, tak krótko po tym, gdy wszystko zaczynało się układać.
    Nadal nie zaszczycił starszej kobiety spojrzeniem. W tym momencie istniała dla niego tylko Violet, na której skupiał swoje spojrzenie i myśl o tym, że była w ciąży. Nie mogło przecież chodzić o nic innego. Brennan była w ciąży. A on nic o tym nie wiedział i chyba ro najbardziej go wkurwiało w całej tej sytuacji, że jakaś stara kobieta wiedziała więcej niż on, chociaż z pewnością nie widywała się z Violet często. Na pewno nie tak często jak on w ostatnim czasie, a biorąc pod uwagę, że mieszkali u niego i spędzali niemal każdą chwilę razem, tym bardziej nie podobało mu się to, że niczego nie zauważył.
    Uniósł wysoko brew, gdy zaczęła mówić. Słuchał uważnie każdego słowa, bo był zwyczajnie ciekawy, co takiego miała mu do powiedzenia.
    — Cierpiałem? — Powtórzył za nią. To, że pozwolił Victorowi na pobicie nie oznaczało, że cierpiał. Owszem, nie był w najlepszej formie, ale w życiu nie określiłby tego mianem cierpienia. A na pewno nie w tej rozmowie, nie teraz — może trzeba było się dwa razy zastanowić, jak mi powiedzieć, nim powiedziałaś jej, skoro to moje dziecko — powstrzymał się przed powiedzeniem jeśli, bo w sumie… brzmiała jakby mówiła prawdę, a on nie miał ani dowodów, ani podstaw do oskarżania jej o bycie z innymi, prawda? Zmarszczył lekko brwi, słuchając dalszej wypowiedzi, przez cały ten czas zachowując spokój. Wręcz niepokojący spokój.
    — Czyli dowiaduję się przez przypadek i twierdzisz, że mamy razem podjąć decyzje, chociaż to wszystko brzmi tak, jakbyś decyzje podjęła już dawno. Tak?

    😐

    OdpowiedzUsuń
  182. Z punktu widzenia Theodora nie psucie, wyglądało zupełnie inaczej niż to, co właśnie robiła. Nie dość, że usprawiedliwiała swoje decyzje jego stanem, to jeszcze wyolbrzymiała. Nie cierpiał. Nie ma tyle, aby nie mogła mu powiedzieć o czymś tak istotnym. I to w momencie, kiedy uznali, że spróbują stworzyć coś na wzór związku. To wkurwiało go jeszcze bardziej. Świadomość, że wiedziała już wtedy o ciąży i słowem nie pisnęła. Piękny, kurwa, start. Mimo to, starał się zachować spokój. Nie chciał robić awantury, bo… czuł, że kłótnia z prawdziwego zdarzenia w ich wykonaniu nie przyniesie nic dobrego. Starał się być obojętny, mówić w najbardziej beznamiętny sposób i patrzeć na nią po prostu bez wyrazu. Bez uczuć, bez czegokolwiek, co mogłoby świadczyć, że temat ciąży w jakikolwiek sposób go interesuje, że interesuje go cokolwiek związanego z dzieckiem i Violet, jakby… chciał się odciąć. Skoro sama podjęła decyzje o zatajaniu takich rzeczy, niech sobie sama poradzi do końca. Chciała udawać, że nic się nie dzieje? Proszę bardzo. Potrafił to zrobić, jeżeli tego właśnie chciała.
    Ale ona zamiast się zamknąć albo postarać się podejść do tematu jak on… zaczęła działać mu na nerwy.
    — Jeszcze jakieś słowo na temat mojego stanu po tym, jak pozwoliłem na to, co zrobił twój brat i jego chłoptaś? — Spytał, unosząc wysoko brew. — Nie jest proste? Dla mnie sytuacja wyglada tak: przychodzisz do mnie, chuj wie, czego chcesz, a później sprawiasz, że… jesteśmy razem. Wiesz o dzieciaku od samego początku tego działania, ale słowem się, kurwa, nie odzywasz — był zły, chociaż wciąż nad sobą panował — trochę dziwne, nie sądzisz? Skoro przemilczała temat, dlaczego mam w ogóle brać udział w podejmowaniu jakichś decyzji? — Zadał kolejne pytanie, ignorując wzmiankę o tym, że nie wiedziała, skąd staruszka wiedziała. Miał to teraz w dupie.
    Kiedy stała tak blisko, kiedy z łatwością mógł dostrzec lśniące łzy na jej policzkach… mógłby coś poczuć. Coś innego niż wkurwienie, ale na ten moment nie czuł nic innego. Patrzył na nią, zastanawiając się nad tym, na jakiej podstawie ma wierzyć jej słowom. Nawet, na upartego mógłby zignorować gadkę tej całej Rose i to, że jakimś magicznym sposobem wiedziała.
    — A nie przyszło ci do głowy, że przychodząc do mnie, pomieszkując u mnie przez jakiś czas i nic nie mówiąc, najwyraźniej podjęła decyzje? — Spytał — skoro mieliśmy tę całą gadkę o jebanych związkach, nie przyszło ci do głowy, żeby wtedy mi powiedzieć? Skoro już wtedy wiedziałaś? Co jeszcze przede mną ukrywasz, Brennan? O czym jeszcze mi nie mówisz, bo uważasz, że cierpię i jestem za słaby? — Spytał drwiąco — zastanów się, bo drugiej szansy na wyznania nie będziesz miała — dodał. Nie podobało mu się, że go chwyciła. Nie przerwał jednak kontaktu.
    — Co mi po twoim przepraszam? — Spytał, a następnie wzruszył ramionami — nie muszę, nie mam macicy to nie są moje zmartwienia — odparł całkiem spokojnie — ale gdybym próbował z kimś stworzyć związek i wiedział o dziecku, nie czekałbym na zbawienie.

    😠

    OdpowiedzUsuń
  183. Nie myślał o tym, jakich używa słów. Potrafił trzymać emocje na wodzy, zwłaszcza, jeżeli chodziło o sprawy biznesowe, ale przecież dawno ustalili, że między nimi coś jest, a to z kolei sprawiało, że poczuł się… zraniony. Bo jak mogła mu nie powiedzieć? Jak mogła to ukrywać, skoro wiedziała? Jak mogła przyjść do niego tamtego dnia, doprowadzić do całej tej rozmowy o związku, zostać u niego na tak długo i nie pisnąć słowem na temat ciąży? Jak? Czuł się zraniony i oszukany. A Theo Sanders nie czuł się tak często. Nie czuł się tak nigdy, odkąd stał się mężczyzną. I doskonale pamiętał kto ostatnim razem sprawił, że czuł się w ten sam, a na pewno w podobny sposób. I to sprawiało, że czuł przez to jeszcze większą złość. I nie, Caroline nie miała z tym nic wspólnego, tamto to było coś zupełnie innego. Był wkurzony, ale nie zraniony. A teraz… Czuł się tak dziwnie ze świadomością, że ponownie to czuł, że doprowadziła do tego Violet Brennan, jedyna osoba, na której mu zależało, jedyna, po której nie spodziewał się zaznać… akurat tego. Mógł się spodziewać wiele, ale nie podejrzewał, że to skończy się w taki sposób.
    — Nie powiedziałem, że czułem się do czegokolwiek zmuszany — powiedział, mrużąc przy tym groźnie powieki. Okej, nie myślał nad słowami, które padały z jego ust, ale tego nie powiedział — więc nie wciskaj mi w usta czegoś, czego nie mówiłem — niemal warknął, uważnie obserwując jak cofała dłonie z jego twarzy i sama zrobiła kilka kroków w tył. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Bo ostatnie czego chciał to kłótnia z Violet, ale to co wyszło właśnie na jaw… Nie mógł tak po prostu przejść obojętnie obok tego i udawać, że to, że mu nie powiedziała jest bez znaczenia.
    Splótł ręce na klatce piersiowej i przechylił głowę w bok, zamierzając uważnie wysłuchać tego, co miała do powiedzenia. Jego mina kompletnie nic nie wyrażała. Po prostu stał i słuchał, ale jednocześnie zaciskał, z każdym jej słowem coraz mocniej, palce na swoich rękach, czując jak złość narasta w nim jeszcze bardziej. Starał się, aby jego twarz wciąż pozostawała obojętna, ale jego szczęka zaciskała się mocno, a on czuł narastający gniew nie tylko na Brennan, ale również na tych wszystkich skurwieli, którzy ją wtedy skrzywdzili. Miał ochotę ich dopaść i rozerwać, gołymi rękoma. I na siebie też, też czuł gniew w stosunku do samego siebie, bo… wiedział, że zjebał.
    — Violet — zaczął, ale nie zrobił kroku w jej stronę. Po prostu wymówił jej imię, nie wiedząc nawet, co jeszcze mógłby powiedzieć. Że mu przykro, że musiała przejść przez, aż tak wiele? Że przeprasza, bo wybuchnął i nie myślał o tym, co mówi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza wyznaniami, najbardziej utkwiło mu w głowie to, że chciała zostawić ich dziecko. Chciała jego dziecka, ich dziecka. A on… zareagował jak ostatni dupek. Nie został w willi Brennanów, gdy go wywaliła, ale nie wrócił do Nowego Jorku. Czuł, że musi mieć ją na oku. Wiedział, gdzie miała być, z kim miała się spotkać. Wiedział też, że jeżeli chce… naprawić to, co zepsuł nie może zbyt długo czekać. Musiał dać jej czas na ochłonięcie (i sobie również), ale nie mógł dać go jej za dużo. Dlatego został w LA. Chcąc mieć na nią oko, chcąc mieć pewność, że… że nie wszystko jeszcze stracone.
      Tamtego dnia, gdy zameldował się w hotelu wieczór spędził przy barze w towarzystwie butelki whisky, o poranku był jednak rześki, nie zapomniał o tym, że poczuł się zraniony, ale potrafił to w tym momencie zepchnąć na bok. W jej przypadku potrafił. Może przez to, że w głowie miał jedynie myśl, że nosiła w sobie jego dziecko, że chciała tego dziecka. To sprawiało, że nie zamierzał pozwolić na to, aby ta relacja przepadła. Bo… kurwa, kochał ją. Nie był gotowy, aby powiedzieć to na głos, ale wiedział to. Czuł.
      Dlatego musiał to naprawić. Schować do kieszeni maskę obojętnego dupka. Bo Violet to zrobiła nie raz. Otworzyła się przed nim, pokazała mu prawdziwą siebie, opowiedziała nie raz, a dwa razy o najboleśniejszych wydarzeniach ze swojego życia, a on? On przez cały ten czas pozostawał skryty. Nie otwierał się przed nią. Nadszedł czas, aby to zmienić, ale najpierw musiał uzyskać przebaczenie. I wiedział, że to nie będzie łatwe. Dlatego zamierzał poświecić na to nieograniczone środki, nie tylko pieniężne. Obserwował uważnie, gdy zamówiona przez niego dostawa tysięcy czarnych i fioletowych róż została rozpoczęta. Chciał nimi zasypać całą willę, każdą powierzchnię w domostwie. A do każdej z gałązek była przyczepiona karteczka nie tylko z napisem przepraszam, wybacz mi, jestem dupkiem i innymi obelgami, które mogłyby paść z ust Violet w jego kierunku. Przy różach znajdowały się również karteczki z godziną, datą i lokalizacją. Wynajął całą restaurację aby mogli być w niej całkiem sami, którą, jak dowiedział się od pracowników Violet z LA, ta bardzo lubiła. I liczył, że Brennan się pojawi.

      🌹

      Usuń
  184. Mimo tego, że prawdopodobnie nie powinien niczego w restauracji zmieniać, wydał kolejne tysiące, aby i restauracja została wypełniona maksymalną liczbą takich samych bukietów, jakimi została zasypana willa Brennanów. Nie miał pojęcia czy Violet się pojawi. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie postanowi bawić się w ucieranie mu nosa. Nie zdziwiłby się, ale mimo wszystko, liczył, że tym razem tak nie będzie. A przynajmniej, że się pojawi. Nawet jeżeli miałaby przyjść tylko po to, aby nie dopuścić go do słowa, a wylać z siebie złość… uznałby to za małe zwycięstwo, bo pofatygowałaby się, bo oznaczałoby to, że była ciekawa, że wciąż o nim myślała, że wbrew temu co mówiła na temat widzenia go kiedyś jeszcze… chciała go zobaczyć. Nawet jeżeli tylko po to, aby przeprowadzić z nim kłótnie. W końcu od tego wszystko się zaczęło. Od kłótni. Od nieporozumienia. Od prawdziwej walki o obraz. Dlatego… wiedział, że nawet to byłoby sygnałem, że jeszcze nie wszystko zostało stracone.
    Kiedy usłyszał głos managera, ulżyło mu. Naprawdę. Bo to oznaczało, że się pojawiła. A to znaczyło już naprawdę dużo.
    Dlatego, gdy weszła do głównej sali, od razu odsunął się od stolika i wstał. Spoglądał na nią, uśmiechając się kącikiem ust, gdy zarejestrował trampki na jej stopach. Pamiętał, że gdy zjawiła się po raz pierwszy w Thyme, po licytacji też wyglądała tak, jakby nie chciała robić na bim wrażenia, a i tak je robiła. Tym razem nie było inaczej. Przesunął spojrzeniem po jej sylwetce, zatrzymał je na kilka dłuższych sekund na jej podbrzuszu, a następnie na twarzy. Denerwował się z jednego, prostego powodu. Zamierzał nie tylko ją przeprosić, ale również otworzyć się przed nią. Nawet po tym, jak poczuł się zraniony jej zachowaniem i zatajaniem czegoś tak ważnego.
    — Przeprosić — powiedział, poprawiając poły marynarki — ale przecież dobrze o tym wiesz. Wiesz też, w jaki sposób wyglądają moje zwyczajne przeprosiny — miał na myśli tamtą kolację, a raczej to jak zgarnął ją Woodsowi sprzed nosa, a następnie wylizał jej słodką cipkę za drzwiami swojego biura, gdy w restauracji panował ruch jak zawsze. Tym razem… cóż, wiedział, że zawalił za bardzo, aby wystarczyło dać jej orgazm. Zresztą, nie podejrzewał nawet, że pozwoliłaby mu w tym momencie tknąć swojej bielizny, nie zamierzał nawet próbować, bo chciał jeszcze żyć — przepraszam adekwatnie do winy — stwierdził, pozwalając sobie na zrobienie kroku w jej stronę. Oczywiście, że miał nadzieje, że uda im się zjeść wspólnie kolacje i miło spędzić wieczór, gdy już Violet zdecyduje się zasiąść przy stoliku. Wiedział, że nim się to stanie… musi się po prostu postarać i dać z siebie więcej, niż zwykle przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dlatego to robię, Violet. Przepraszam za swoje beznadziejne zachowanie — uniósł dłoń z wyciągniętym palcem, aby nie próbowała mu w tym momencie przerywać, bo dopiero zaczynał — kiedy ta cała Rose powiedziała o ciąży, wkurzyłem się, bo nie powinnaś była nie wspominać o dziecku. O naszym dziecku. Mówienie, że byłam za słaby tylko wszystko potęgowało, bo nie jestem słabym człowiekiem. I dobrze o tym wiesz — nie mógł się jednak rozwodzić nad tym za bardzo, bo nie na tym polegały przeprosiny — byłem wkurzony i poczułem się zraniony, bo nie powiedziałaś mi w zasadzie o najbardziej istotnej rzeczy na świecie, o… najbardziej istotnym człowieku na świecie. Małym. W stadium zarodka, ale nie powiedziałaś k naszym zarodku. Wkurzyło mnie to tak bardzo, bo kiedy straciłem ojca, moja matka też zaczęła się tak zachowywać. Przestała mówić mi o rzeczach ważnych. Najważniejszych. Ty też nie powiedziałaś mi najważniejszego, Violet. Poczułem się zraniony i jedyne czego chciałem, to żebyś poczuła się tak samo, bo jestem… emocjonalnie niedorozwinięty — wywrócił przy tym oczami, bo cóż, mówienie tego na głos, nie było proste, nawet jeżeli dobrze o tym wiedział — kurwa, maluje obrazy krwią, oczywiście, że nie jestem normalny i nie reaguje normalnie, rozpierdalam wszystko na swojej drodze, co mogłoby być dobre. A ty jesteś dobra. My razem, jesteśmy dobrzy. Na swój pojebany sposób. Ale jesteśmy. Dlatego proszę, wybacz mi i dołącz do kolacji ze mną.

      🙏🏻

      Usuń

  185. Nie zakładał, że wystarczy kilka słów i Violet nagle zapomni o wszystkim, co zrobił i powiedział, gdy jej ciąża wyszła na jaw. Podejrzewał, że tym razem przeprosiny nie będą tak łatwe i proste, ale… liczył, że jej reakcja będzie inna. Nie potrafił się co prawda całkiem przed nią otworzyć, ale przecież miał ją przeprosić. Wzbudzanie litości nie było w jego stylu, a już na pewno nie w takiej sytuacji.
    Nie chciał jej współczucia, bo nie o to w tym chodziło. Próbował w ten sposób jedynie wytłumaczyć, dlaczego zareagował w taki, a nie inny sposób. Najważniejsze było to, aby Violet mu po prostu przebaczyła. Usiadła przy stoliku razem z nim, aby mogli porozmawiać, być może kontynuować przeprosinową rozmowę, wytłumaczyć sobie coś jeszcze, ale… nie zakładał, że usłyszy to, co właśnie padało z jej ust.
    Chciał zrobić kolejny krok w jej stronę, ale za bardzo się bał, że znowu się cofnie. Nie chciał na to pozwolić. Dlatego stał w jednym miejscu, słuchając uważnie tego, co miała mu do powiedzenia.
    — Violet, proszę — powiedział, pozwalając sobie na pozbycie się tej obojętnej maski, którą na co dzień nosił na swojej twarzy. W końcu to była Brennan, nie mógł zgrywać przed nią kogoś kim miał być jedynie dla ludzi, ba których mu nie zależało. A ona… ona była jedyną, kto stał się ważny. W zasadzie było już ich dwoje. Ona i dziecko. — Wiem, że spierdoliłem — powiedział — wiem, ale nigdy więcej tego nie zrobię — zapewnił. Chciał jedynie jeszcze jednej szansy, przecież… ledwo co zdążyli spróbować związku. Pierwszy raz opuścili ściany jego domu i już wszystko koncertowo rozpieprzyć. Powiedzieć, że był z tego powodu na siebie wściekły, to jak nie powiedzieć nic. Nie mógł pozwolić na to, aby odeszła. Nie mógł, bo… ona też sprawiała, że mógł zostać zraniony, że mógł cierpieć. Jeżeli naprawdę zamierzała go zostawić, to właśnie to robiła. Krzywdziła go. I rozumiał, że zasłużył, ale jednocześnie wierzył, że oboje zasługiwali na to, aby mieć w tym swoim popieprzonym życiu nieco szczęścia i normalności. Wierzył, że tym właśnie wzajemnie mogą dla siebie być.
    — Co mam zrobić? — Spytał cicho, decydując się pokonać szybkim krokiem odległość miedzy nimi, aby nie zdążyła się wycofać. Złapał dłońmi jej policzki i skierował jej głowę tak, aby spoglądali sobie w oczy — żebyś mi wybaczyła? Mam paść na kolana? Błagać? Oboje wiemy, że to… dla nas nowość, ale… nie chcę cię stracić — powiedział cicho — bo wiem, że to się zdarza tylko raz w życiu. Coś takiego, co jest miedzy nami — sprecyzował. Nie był w stanie powiedzieć jej w tej chwili, że to miłość, że ją kocha, że jest tego pewien, ale właśnie to czuł. Kochał ją. Całym sobą — czyli zamierzasz je urodzić — powiedział cicho, błądząc spojrzeniem po jej twarzy. Nie miał żalu czy pretensji. Wręcz przeciwnie. Czuł ulgę i dało się ją usłyszeć w jego głosie, ale… tym bardziej nie potrafił pojąć, dlaczego nie mogła mu wybaczyć.

    🥺

    OdpowiedzUsuń


  186. Chciał wierzyć w swoje zapewnienia. Właściwie, to w tym momencie w nie wierzył.
    Bo… zaczynał rozumieć. Może nie wszystko dokładnie tak, jak rozumieli to normalni ludzie, którzy po prostu wiedzieli, jak obchodzić się z człowiekiem, którego się kocha, ale… był pewien, że więcej jej nie zrani. A już z pewnością nie zrobi tego specjalnie, z satysfakcją wbijając szpilki w czule punkty, jak to miał w zwyczaju robić do tej pory. Wiedział, że nie może w taki sposób traktować Violet, bo… nie była byle kim. Nie była jedną z wielu. Nie była kimś, z kogo stratą mógłby się z łatwością pogodzić. A już na pewno nie, gdy miał świadomość, że do utraty doszło tylko przez to, że był emocjonalnym zjebem. Dlatego wiedział. Miał pewność. Wierzył w to, co mówił i jedyne, czego pragnął w tej chwili najbardziej na świecie to to, aby i ona potrafiła uwierzyć w jego słowa. Bo gdyby w nie uwierzyła, wiedziałby, że wybaczyłaby mu. Tego pragnął. W tej chwili właśnie do tego ograniczały się wszystkie jego pragnienia.
    — Wiem to — zapewnił, chociaż nie potrafił przelać myśli i odczuć w słowa. I to było w tym wszystkim najgorsze — gdybym tylko był w stanie wpuścić cię do swojej głowy, żebyś mogła to wszystko poczuć — szepnął, nie mogąc odnaleźć nic innego, co bardziej pasowałoby to sytuacji — nie musiałabyś wątpić w to, co mówię — dodał, oddychając spokojnie.
    Stojąc tak blisko niej, trzymając jej twarz w swoich dłoniach jedyne, czego pragnął to móc wpić się w jej wargi, ale powstrzymał się przed tym. Spoglądał po prostu w jej oczy, jakby chciał odnaleźć w nich zrozumienie. Chęć zrozumienia. Zacisnął wargi, spoglądając na jej twarz i kciukami starł łzy z jej policzków. Walczył ze sobą. Walczył, bo chociaż czuł wyraźnie nie chciał tego nazywać. Nie chciał przyznawać tego na głos, bo bał się, że wówczas będzie przed nią całkiem odkryty. Będzie miała broń. Ale… czy nie o to chodziło? Mieli się nie ranić. Miał stanąć przed nią pokazując, jak mu zależy, błagać o wybaczenie i…
    — Kocham cię, Violet Brennan — wyszeptał, spoglądając prosto w jej ciemne oczy, przyciskając czoło do jej czoła — to popierdolone, ale cię kocham — powtórzył, wiedząc doskonale, że kto jak kto, ale ona zrozumie.
    Wziął głęboki oddech na jej słowa. Przyciągnął ja bliżej siebie i ułożył jedna dłoń na jej głowie, przyciskając ją do swojego torsu, jednocześnie muskając wargami czubek jej głowy. Chciał? Nie miał pojęcia, ale czuł, że… to nie zdarzało się często. Takie uczucie. A to dziecko… ono mogło tak dużo zmienić. Był sam. Całkiem sam, a dziecko oznaczało, że nie byłby już całkiem sam. Jego geny były przedłużone.
    — To wszystko jest szalone — wyszeptał cicho, zastanawiając się nad tym wszystkim — proszę, zostań, usiądź, po prostu… zostań.

    🖤

    OdpowiedzUsuń
  187. Tuż po swoim wyznaniu miał ochotę przyciągnąć ją do siebie i pocałować, ale namiętnie i prosto w usta. Wolał się jednak powstrzymać, bo chociaż po tym co padło z jego ust – powinna mu wybaczyć zgodnie z własnymi słowami – wolał mimo wszystko nie ryzykować. Mógł to zrobić. Nie powstrzymałaby go, ale chciał jej przede wszystkim udowodnić, że szanuje jej decyzje, że mimo słów, które padły z jego ust, to ona w tej chwili rozdawała karty. Chciał, aby miała pełną tego świadomość. Dlatego ograniczył się do ucałowania jej głowy, przytulenia jej i wdychania zapachu, przez chwilę tak po prostu. Czekając na jej decyzje.
    A czekając na nią czuł się tak, jakby wszystko stanęło w miejscu. Ostatni raz denerwował się, aż tak bardzo kiedy ważyły się losy jego życia, gdy zaczynał w nowojorskim półświatku. Wziął głęboki oddech i dopiero w momencie, w którym Brennan się odezwała zdał sobie sprawę, że od momentu muśnięcia czubka jej głowy swoimi ustami, wstrzymywał do tej pory oddech. W momencie wypuszczenia powietrza z ust, odetchnął głęboko i dopiero wówczas pozwolił sobie na mocniejsze zgarnięcie dziewczyny w swoje ramiona i objęcie jej.
    — Udam, że nie słyszałem tego dupka — zaśmiał się chrapliwie, chwytając ponownie dłońmi jej policzki. Spojrzał w prosto w jej ciemne oczy i kolejny raz wziął głęboki oddech. Skinął lekko głową na jej słowa i łapiąc w swoje ręce jej dłonie, poprowadził ją powoli w stronę stolika. Odsunął krzesło, zaczekał aż usiądzie, a następnie odsunął je z powrotem, aby po chwili samemu zająć miejsce naprzeciwko niej. Oparł się łokciami o blat stołu i przez chwilę po prostu przyglądał jej się, zastanawiając się nad tym, nad czym pewnie ona w tej chwili również myślała: co dalej? Co teraz? Jak będzie teraz wyglądało ich życie. Wspólne. Bo będzie wspólne, prawda? Chciał tego. Jak jeszcze nigdy niczego. No, może z wyjątkiem dorwanie skurwieli, którzy skrzywdzili Violet w szkole. Chciał ich dorwać prawdopodobnie niemal tak mocno, jak sama Brennan.
    — Od czego chcesz zacząć? — Spytał, spoglądając na nią. Nie, nie miał na myśli jedzenia. Chciał wiedzieć o czym chciała rozmawiać, co chciała mu powiedzieć, czego… czego od niego oczekiwała — nie musimy tracić czasu na wstępy. Po prostu… powiedz mi, jak to widzisz, kochanie — dodał z lekkim uśmiechem na wargach. Nazywanie ją skarbem było czymś zupełnie innym niż zwracanie się do niej w ten sposób. Tuż po tym, gdy oboje wyznali sobie swoje uczucia. Uczucia, do których, jak zapewne oboje myśleli, nie są zdolni. A jednak — nie obiecuję, że się do wszystkiego dostosuje, to co powiedziałem nie zmienia mnie jako człowieka, ale… postaram się.

    🖤

    OdpowiedzUsuń