Alexios Lex Robert Argyropoulos / 27 IX 2002, NY / student architektury / malarz amator
Z głębokiego błękitu cyjanotypii i linii kreślonych czarnym tuszem wzrastało miasto — schemat po schemacie, budynek po budynku. Pięło się ścianami cegły i kamienia, wznosiło swą eklektyczną formę ku górze, aż ta niknęła w szarych chmurach. Umysł mimowolnie oddalał się gdzieś ku dziesiątkom pytań, zrodzonym z ciekawości, z potrzeby zrozumienia. I raz za razem odnajdywał otaczający ich zewsząd absurd. Świat zdawał się tonąć pod reliktami dawnego myślenia, narzuconymi rolami i powtarzanymi od dziesięcioleci półprawdami. Łapał się na postrzeganiu go jako obrazu z krzywego zwierciadła, zniekształconego odbicia wygiętego w przeszklonej fasadzie. Śmiał się z jego niedorzeczności, kpiąco ironizował i wywracał oczami, przez moment nie dopuszczając jednak do siebie wiary, że miałoby to cokolwiek zmienić. Wpleciony w miejską arabeskę, kompozycję łączącą architekturę z ludzkim żywiołem, nazbyt dobrze czuł, że jest kolejnym elementem mechanizmu, związanym nazbyt mocno i ściśle, by potrafił się uwolnić. Znajomość projektu pozwalała dostosować się do jego wymagań, dusząc więc własne poczucie wyobcowania, wciąż powracał do spokoju archetypu idealnego syna i nie próbował narzekać.
the sceptic
syn Kathryn Van Hees, prezeski oraz współwłaścicielki koncernu chemicznego i Konstantinosa Argyropoulosa, profesora historii / student architektury na Columbia University / posługuje się jako ojczystymi angielskim i greckim, klnie (okazjonalnie) tylko w tym drugim / krótka przygoda z mediami społecznościowymi rozpoczęta i oficjalnie zakończona kilka lat temu na zagrzebanym w odmętach Internetu deviantArcie / rekreacyjnie piłka wodna / duże przywiązanie do prywatności / być może zbyt wiele sceptycyzmu i czarnowidztwa / wiecznie podniesiona brew
malarstwo odskocznią, okazją do wyjścia poza linię, przełamania ustalonego schematu / porzucona teczka do RISD / twórczość jeśli upubliczniana to pod pseudonimem celem zachowania tego jednego aspektu życia całkiem dla siebie / farba olejna, gwasz, zamiłowanie do wyrazistych kolorów i awersja do akwareli / zabazgrolone kartki notatek i zeszytów / świat malowany z na wpół abstrakcyjnych wedut i studiów nocnych świateł w postaci nokturnów / dwa komiksy porzucone przed ukończeniem / mieszane wyniki na konkursach / ekscytacja eksperymentem
the artist
Αλέξιος Αργυρόπουλος
Chyba na dobre zapomniałam jak pisać karty postaci, a wątki obyczajowe to nigdy nie były do końca moje klimaty, ale czasem trzeba pozwolić sobie na eksperyment. Powiązania ciągle w budowie, chętnie przyjmę wszelkie relacje i generalnie jestem otwarta na pomysły. Staram się odpisać raz w tygodniu, jak nie będę w stanie wyrobić się do dwóch dam znać.
W tytule Terry Pratchett, na zdjęciu Giove Taioli. Tło.
W tytule Terry Pratchett, na zdjęciu Giove Taioli. Tło.
Kontakt: scotipinum@gmail.com
[❤️]
OdpowiedzUsuń[Nie wiem, czy to ja nie potrafię czegoś przełączyć, czy karta jest naprawdę tak minimalna, ale w każdym razie witam serdecznie nową postać. Jednocześnie życzę samych wspaniałych wątków i nigdy niegasnącego płomyka weny.
OdpowiedzUsuńW razie chęci zapraszam również w swe skromne progi.]
Nash
[ Cześć!
OdpowiedzUsuńBardzo ładna karta i ciekawa kreacja postaci, podoba mi się to połączenie grecko-amerykańskie, które momentami wywoływało uśmiech na twarzy podczas czytania :) Lex wydaje się niezwykle ciekawą i złożoną postacią. Masz fajny styl, przyjemnie czytało się teksty zawarte w karcie i mam nadzieję, że przyjdzie mi poczytać coś jeszcze spod twojego "pióra".
Bawcie się dobrze! ]
Maggie / Jackson
Spotted: Nie wiem, co takiego mają w sobie Europejczycy, że potrafią w mig rozpalić moje, jak możecie się już domyślać, sporych rozmiarów serduszko. A widziany w zeszła sobotę w taksówce, wysiadł pod domem rodzinnym, zapewne zmierzając na jedną z ich uroczystych kolacji, o których co nie co udało mi się posłyszeć… Jak myślicie, co powstaje z połączenia spokojnego (z nutką upartości) greckiego usposobienia z amerykańskim temperamentem rekina biznesu? Sama chciałabym to wiedzieć. A, kiedy mnie do siebie zaprosisz?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Jaka śliczna karta! Może dlatego, że robię kolejny rewatch, ale Alex kojarzy mi się troszkę z Tedem z Jak Poznałem Waszą Matkę. Może błędnie, ale wyobrażam sobie go troszkę właśnie jako takiego zakochanego w Nowym Jorku od tej architektonicznej strony. Może jak Ted, Alex też ubolewa nad każdym zabytkowym budynkiem burzonym na rzecz nowoczesnych biurowców?
OdpowiedzUsuńA i jeszcze osobliwe pytanko mam, bo kojarzy mi się twój nick pewnie z paru miejsc, ale czy kiedyś nie widziałam cię na blogu w tematyce Gry o Tron, może nawet jako admina? Czy już mi pamięć płata figle? ]
Vincent
[To prawda, Evan jest uparty, a może raczej zdeterminowany i to słowo chyba lepiej określa go jako człowieka dążącego do osiągnięcia swoich celów, marzeń, planów. Ale, skupiając się już na Twojej postaci, muszę przyznać, że ta karta została napisana pięknie. Po prostu pięknie. Kreacja jest świetna od bohatera, aż po estetykę. Brawo, chylę czoła! Naprawdę przepadam za greckimi imionami i nazwiskami. Mają coś w sobie. Alexois jest równie tajemniczy, wbrew pozorom, i z tego powodu chciałoby się poznać go lepiej. Myślisz, że jest szansa połączyć naszych bohaterów? Bo powiem szczerze, że mam ochotę dowiedzieć się o nim czegoś więcej. A jeśli ja chcę, to Evan też zechce ;D W razie czego zapraszam może na maila?]
OdpowiedzUsuńEvan Javits
[ Od dłuższego czasu podglądałam kartę Twojego pana i muszę przyznać, że robi wrażenie a sama postać wydaje się szalenie ciekawa, aczkolwiek nieco tajemnicza. Bardzo chętnie skusiła bym się na wątek z Alexem. Gdyby coś, zapraszam do siebie!]
OdpowiedzUsuńOctavia
[Cześć!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za przywitanie i miłe słowa! I tak, Bernie miała zachęcać do tego, żeby ją poznać w wątkach – zresztą, jestem autorką, która uwielbia odkrywać swoją bohaterkę właśnie w ten sposób.
Za to Alexios wydaje się taką rzeźbą tego, co piękne. Sztuka, architektura – tekst w karcie daje mi atmosferę zapachu farb olejnych, nikłego światła i dyskusji dotyczących obrazów, co samo w sobie jest cudowne.
Co do wątku jednak, chętnie damy się z Bernie porwać! Tylko od czego zacząć? Od jakieś wystawy? Od przypadkowego wpadnięcia na siebie w korytarzu i rozsypania kartek? Czy może Ty masz jakiś pomysł?]
Berinella Sinclair
[Nie ma sprawy!
OdpowiedzUsuńCo do wątku, to możemy zacząć od wpadnięcia na siebie i pomieszanie notatek. Wtedy też mogliby się jakoś odnaleźć w uczelnianych murach i właśnie ta żywa dyskusja, do której dołączyłaby Bernie. I jasne, że dałaby się wciągnąć!
I w sumie pomyślałam o tym, że mogliby ze sobą współpracować w związku z projektem związanym z architekturą w książkach (temat totalnie losowy) i wtedy mogliby analizować opisy budynków w danych dziełach i stworzyć coś niecodziennego – Alexios by rysował, a Bernie by pisała, więc tutaj takie połączenie dwóch dziedzin, co może okazać się naprawdę ciekawe.
Daj znać, co myślisz!]
Bernie
[Świetnie, myślę, że taki początek będzie w sumie jak najbardziej idealny!
OdpowiedzUsuńCo do projektu, to możemy uznać, że trochę uczelnia, a trochę oni sami? Bo widzę tutaj chęć Bernie, aby połączyć siły z Alexiosem, więc mogłaby się do niego zwrócić z pytaniem, czy chciałby z nią współpracować, przekupując żelkami, czekoladą i uśmiechem.]
Bernie
[Totalnie się nie przejmuj. Życie to zło i wciąga, odciągając od wątków...
OdpowiedzUsuńW takim razie czekamy z Bernie na zaczęcie!]
Bernie
Gdyby przyszło jej zliczyć każdą niewygodną myśl, poprzedzoną bezsennością i w jakiś sposób marazmem, zapewne doliczyłaby się tysięcy. A być może nie przestałaby liczyć, ciągnięta przez własny emocjonalny chaos, który nie ustępował, a zaczynał nabierać kształtów, zupełnie jakby było to jej przeznaczeniem.
OdpowiedzUsuńPrzeznaczenie – jak mogłaby się do niego odnieść? Co znalazłaby w sobie, gdyby się zatrzymała, wzięła oddech i rozejrzała wokół, odpuszczając sobie pogardę i dystans, który w jakiś sposób definiował wszystko, co się działo. Być może była zbyt zachłanna, zbyt chciwa, po prostu… zbyt. To pasowałoby do tego wszystkiego – do tego, co dałaby sobie wmówić, choć tak naprawdę nigdy nie przyjmowała postronnej prawdy.
Lubiła jednak słuchać plotek – lubiła, gdy słowa płynęły i nabierały kolorów, aby w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Gdyby przejmowała się każdym szeptem, ruchem, zapachem i składaną w rozchylone usta obietnicą bez znaczenia, pękłaby – pękłaby i nawet złoto wtłaczane w rysy nie byłoby dla niej ratunkiem. Zniknęłaby.
Nie dało się jednak określić, czy brak tego, że jest i że czuje jest czymś… niepowołanym. Emocje zdawały się jednak powodem rzeczy najgorszych. Rzeczy niewybaczalnych. Rzeczy tak okrutnych, o których szeptano lub jedynie niemo przekazywano je sobie spojrzeniem. Berinella zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele kryło się w emocjach – jak pociągnąć za nerwy i zburzyć starannie układany domek z kart zaledwie w kilka sekund. Być może w tym wszystkim chodziło o jej oczy – te oczy o dziwnie intrygujących refleksach, skrzących się w świetle i przybierających wtedy barwę zamarzniętego jeziora, a czasem, gdy cień odbijał się od jej jasnych policzków, małego nosa i uciekał w górę, łaskocząc rzęsy delikatnie, oczy zmieniały się – były prawie czarne i bezduszne. Oczy jednak były zdradliwe; rozmywały prawdę i tworzyły iluzję tego, co widziały. Brzydotę ignorując, gloryfikując piękno.
A Berinella już dawno pożegnała się z hymnem do piękna – wyszła naprzeciw Baudelaire’owi, uznając piekielną naturę rzeczy idealnych, nieskazitelnych i cudownych. Było w końcu w tym wszystkim coś diabelskiego – jakieś szatańskie wersety wciśnięte w usta, gdy uśmiecha się, spijając zewsząd uwagę. Akceptuje to, jak drży powietrze i wyciąga dłonie, tak miękkie, łagodne, z pociągniętymi czarnym lakierem paznokciami, a długie, smukłe palce ozdobione są w kilka srebrnych pierścionków, i w ten wyjątkowy jeden, ten z ametystem, wyróżniający się, inny. Czerwona szminka kontrastuje z białym licem, nadaje rys, wyraźnie zarysowując kształt – i widać każdy ruch oraz każde ściśnięcie. Obnaża się w ten sposób, ale kontroluje sytuację.
Zawsze próbuje dopasować się do tego, co dzieje się wokół – zawsze zmienia kształt, staje się giętka, inna, czasem trochę miękka lub twarda, innym razem zdystansowana, gorąca, spragniona, chciwa i zupełnie nieprzewidywalna. Jednak utrzymuje kontrolę – pragnie jej i nie istnieje nic, co zburzyłoby wokół niej mury nieustępliwej rezerwy.
Ubiera zwykłe, ciemne jeansy i wciąga przez głowę bawełniany sweterek z delikatnym wcięciem, który nie pokazuje nic więcej od jasnej szyi. Podciąga nieco jego rękawy. Pochyla się i wiąże wysokie buty – paczkę papierosów chowa w tylną kieszeń.
Uczelniane mury wydają się chłodne i odległe, ale Berinella nie łamie się pod wpływem tego wszystkiego. Przemierza korytarz, przyciska do siebie kilka książek wypożyczonych z biblioteki, stare i grube tomiszcze, noszące ślady użytkowania – w ten sposób Berinella ma wrażenie, że uczestniczy w abstrakcyjnym życiu martwych ksiąg, które ożywają w ludzkich rękach.
UsuńWypuszcza z ust ciche sapnięcie, gdy zderzenie o inne ciało sprawia, że cofa się o krok, a powietrze przez moment zabarwione jest plątaniną kartek i kurzem. Berinella pochyla się, aby zebrać swoje rzeczy i odejść, ale kiedy słyszy męskie przepraszam, zerka w stronę nieznajomego i uśmiecha się krótko.
— Ja też przepraszam — odpowiedziała, a kiedy zadał pytanie, potrząsnęła głową. — Wszystko w porządku. Dziękuję.
Zerka po notatkach, po zapiskach i próbuje szybko sprawdzić, czy nie wzięła niczego, co nie należało do niej.
— Tak… ja… — Odwraca się w jego stronę, gdy zbiera się do odejścia, przyglądając się chłopięcej sylwetce. Spuszcza wzrok do książek, palcami próbując wyprostować niektóre strony i spostrzega wśród kartek, że kilka nie jest naznaczone jej pismem.
Trzyma w rękach nieswoje notatki, rozglądając się po korytarzu – pierwszy wykład minął, a ona za jakieś 15 minut powinna wziąć udział w pierwszych zajęciach, które miały dotyczyć uczelnianego projektu, który obejmował współpracę studentów różnych kierunków. Niby nic niezwykłego, a mimo to Berinella czuła potrzebę, aby się wykazać – być może to przez ambicję obnażającą zęby i chcącą wgryźć się w soczyste zwycięstwo, a może chodziło jedynie o to, aby zrobić coś więcej.
Nie znajduje chłopaka, więc kieruje się w stronę sali wykładowej nr 5 i przez moment trzyma podbródek wysoko, przyglądając się znajomej twarzy. Słyszy rozmowę o architekturze – o tym, jak ta zmieniała się; słyszy wątpliwe stwierdzenie, że projekt może się nie udać; że to może być za mało czasu.
Berinella zbliża się, wbijając spojrzenie w znajomą twarz. Uśmiecha się krótko, a potem wręcza chłopakowi jego szkice.
— To chyba należy do ciebie — odzywa się, zawijając kosmyk włosów za ucho, a potem patrzy po innych, którzy mierzą wzrokiem jej niską sylwetkę. Uśmiecha się więc ponownie, marszcząc przy tym nos, i gestem wskazuje w stronę drzwi. — Wy także bierzecie udział w projekcie? Słyszałam waszą rozmowę i uważam, że powinniście dać nam szansę. Nam, czyli językoznawcom. Jakby to powiedzieć: my jesteśmy od marzeń, a wy od ich realizacji.
Poetyckie stwierdzenie ma w sobie dość prawdy. Dość, aby wywołać nieme zastanowienie się nad danym słowem i dźwiękiem.
— Nazywam się Berinella Sinclair.
Bernie
W metrze można wyczuć delikatny zapach bezdomnego, który jeszcze niedawno najprawdopodobniej siedział na miejscu obok, którego teraz zajmuje Birdie. Miała też nadzieję, że w pośpiechu nie usiadła na nic lepkiego i niezidentyfikowanego. Nie chciała już na wejściu pobrudzić jeansów, w które była ubrana. Siedziała z opartą głową o szybę wagonu metra, a w uszach miała słuchawki, by pomóc sobie nastroić się na zbliżającą się imprezę. Zdecydowali razem z Lexem, że łatwiej i wygodniej będzie spotkać się na miejscu.
OdpowiedzUsuńWiele osób z jej towarzystwa, bądź towarzystwa jej rodziców uważała, że ten rodzaj komunikacji miejskiej jest domeną pospólstwa, jednakże Birdie głównie w ten sposób przemieszczała się po mieście. Mimo szczurów i bezdomnych uwielbiała klimat nowojorskiego metra. Było to miejsce z dużym potencjałem do zdjęć, ponieważ można było tutaj spotkać niepowtarzalnych ludzi, z którymi może Birdie nie miała zamiaru rozmawiać, jednakże miło było na nich patrzeć i obserwować. Analizować ich ubiór i budować na jego podstawie ich historię.
Ponad muzyką, która brzmiała w słuchawkach Birdie, zabrzmiał komunikat o następnym przystanku - docelowym dla dziewczyny i wstała z nagrzanego miejsca, by przy wejściu oczekiwać końca jazdy. Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni i wysłała wiadomość do Lexa z aktualizowanym jej położeniem, by mógł jej oczekiwać w przeciągu kilkunastu minut.
Z początku nie miała zamiaru przychodzić na organizowaną przez ich wspólnego znajomego domówki, jednak z czasem powód jej zorganizowania wydawał się jej odpowiedni. Niedawno zakończyli szaleńczy maraton egzaminów semestralnych i pomimo tego, że Birdie miała ochotę w trakcie ferii odpocząć psychicznie we własnym mieszkaniu, aby naładować baterię i potem dopiero wyjść ze swojej skorupy, by zabawić się - teraz nie mogła doczekać się atmosfery imprezy, rozmów z ludźmi i kontaktu z Lexem. Oraz alkoholu. Nie chciała się urżnąć, ale lekko się znieczulić i nabrać lekkości bytu.
Z oddali wśród kamienic było już słychać, że domówka powoli się rozkręcała, a ilość ludzi zmierzających do konkretnego budynku robił za idealną latarnię dla przybywających. Birdie nie była zwolennikiem przychodzenia na umówioną godzinę, jeśli chodziło o spotkania towarzyskie z dużą ilością osób, które jedynie w małym ułamku kojarzyła. Początki imprez były krępujące, a dziewczyna za każdym razem wybierała wejście do samego środka cyklonu, gdzie towarzystwo jest już w pewnym sensie pobudzone i chętne do imprezy.
Poznała go, mimo tego że stał do niej plecami. Znali się już tyle lat, że przez ten czas poznała strukturę jego ciała i z zamkniętymi oczami byłaby w stanie wskazać chłopaka palcem, że to właśnie Lex. Mimowolnie się uśmiechnęła i przyspieszyła kroku, starając się jednocześnie sprawić, by ten jej nie usłyszał.
-Zgadnij, kto…- szepnęła mu do ucha, choć mimo stania na palcach brakowało jej kilka centymetrów. Jednocześnie zakryła dłońmi oczy bruneta i cierpliwie czekała, aż ten się odwróci.
Birdie A.
Wpatrywała się w Lexa, a na jej usta wypłynął szeroki uśmiech. Dopiero po chwili jej wzrok przesunął się na Arthura.
OdpowiedzUsuń-Oh, Arthurze. - westchnęła, ściskając go lekko za ramię.- Obiecuję Ci, że jeszcze zobaczysz go tańczącego na którymś ze stołów. I na pewno nie będzie udawał. - dodała na jeszcze i znów przeniosła spojrzenie na Lexa.
-Cześć.- uśmiechnęła się i przelotnie pocałowała go w usta na powitanie. Machnęła na pożegnanie znajomemu chłopaka, dając mu znać, że później się znajdą.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Kuchnia była miejscem spotkań każdej imprezy. Może i ludzie szaleli na prowizorycznym parkiecie przy playlistach samozwańczych DJ’ów. Możliwe, że największe wyścigi alkoholowe odbywały się w salonie, a w łazienkach ktoś uprawiał sprośne porno, jednak to w kuchni odbywały się wszystkie poważne rozmowy i wypływały skrzętnie schowane sekrety. Bóg jeden wiedział, ile te blaty i sprzęty słyszały kłótni, słów nienawiści i tych pełnych miłości. Gdyby ściany mogły mówić - nigdy by się nie zamknęły. Potrzebowałyby kilku długich godzin, by zrelacjonować, czego były świadkiem.
- Nie podoba mi się, jak mówisz o moich znajomych. - obruszyła się, słysząc jego propozycje, jak mogliby spędzić czas. - Nie po to się malowałam i siedziałam w śmierdzącym metrze, by teraz grzać miejsce na kanapie i popijać ciepłe piwo. A propos piwa. - przechwyciła butelkę, którą w dalszym ciągu trzymał Lex i upiła łyka, po czym go oddała. Piwo było kojąco schłodzone i zaspokoiło chwilo pragnienie Birdie, jednak chciała czegoś więcej.
-Może przejdziemy się wokół mieszkania i zobaczymy, może wciągniemy kogoś w interesującą rozmowę, by sięgnąć wyżyn intelektu?- zaproponowała, rozglądając się jednocześnie i wychylając się zza blatu, by dojrzeć kogoś znajomego. - Chociaż sądząc po towarzystwie, mało kto tutaj będzie chciał rozmawiać o czymś ciekawszym, niż kto z kim ostatnio to zrobił. O której przyjechałeś?
Birdie A.
Z ich dwojga to Birdie była tą “zabawową” połówką. Ona wyciągała ich na imprezy, bądź wręcz ciągnęła za rękę chłopaka na wyjście, jeśli ten dostał zaproszenie od któregoś ze swoich znajomych. On był tą ostoją spokoju i skałą o którą często Birdie się obijała, bądź trzymała kurczowo, jeśli za bardzo zaczęła wymyślać coraz to bardziej szalone pomysły. Nierzadko żartowała z Lexa, że jemu wystarczyłaby sztaluga i biblioteczka pełna książek, a nie musiałby wychodzić z mieszkania już do końca życia. Chyba że po jakieś zakupy, chociaż i to można byłoby załatwić bez wychodzenia na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńPokręciła żywo głową, aż jej kosmyki włosów, które uciekły spod misternie upiętego koka, wpadły jej na oczy. Odgarnęła je szybkim ruchem dłoni i wyciągnęła ręce w stronę chłopaka.
-To nic trudnego, by zrozumieć studenta prawa. Wystarczy mówić wszystko protekcjonalnym tonem głosu i używać dużo trudnych słów. Najlepiej takich z końca słownika. - Birdie niejednokrotnie, mimo samą bycia studentką prawa, nabijała się ze studentów tego kierunku. Śmiała się, jak ci chodzili wszędzie z aktówkami i garniturami, a także nazywali się prawnikami, choć nawet nie zdali sesji za pierwszym razem. Nie mogła znieść, że w rozmowie ze swoimi znajomymi z roku wtrącali co drugie słowo, że są studentami prawa. Zaśmiewała się z nich, chodząc w przydużych bluzach i bawełnianej torbie na zajęcia, jeśli faktycznie zdecydowała się, by pojawić się na wykładzie.
Przytaknęła w zrozumieniu głową i przyłożyła kciuka do ust, by oderwać zębami odstającą skórkę.
-Może przemyślę twoją propozycję zostania tutaj w kuchni, jak przyniesiesz mi piwo i zatańczysz ze mną chociaż jedną piosenkę.- stanęła między nogami Lexa, by móc położyć opleść go ramionami i spojrzeć mu w oczy. Wzniosła palec wskazujący. - Jedna piosenka i zrobimy, jak zechcesz. Będziemy mieć dostęp do piwa przed wszystkimi.
Birdie A.
[Cześć! Pięknie dziękuję za powitanie! Nie mogłam się powstrzymać i nie spróbować poprowadzenia takiej postaci i pozostaje mi mieć nadzieję, że sprostam! Tym bardziej, że rzeczywiście fabularnie Sophie daje wiele możliwości :)
OdpowiedzUsuńAlexios z kolei jest nieco tajemniczy, ale przede wszystkim napisałaś mu przepiękną kartę, obok której trudno przejść obojętnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mam tylko jedno skojarzenie: cykl Moneta poświęcony katedrze w Rouen. Właśnie z nią kojarzy mi się Alexios niezależnie od tego jak dziwnie to nie brzmi. Chociaż dla mnie samej to bardzo przyjemne skojarzenie.
Tym bardziej jesteśmy wraz z Sophie chętne na wątek! Pozostaje tylko pytanie czy bardziej idziemy w stronę jakiegoś konkretnego powiązania, czy raczej stawiamy na początek znajomosci? Masz jakiś konkretny pomysł, czy urządzamy wspólną burzę mózgów? :)]
Sophie Wellington
[Pozwoliłam sobie pociągnąć naszą burzę mózgów na mailu, więc tam znajdziesz moją odpowiedź :)]
OdpowiedzUsuńSophie Wellington
Idąc za przykładem, udała, że podnosi niewidzialną suknię i dygnęła w kierunku Alexiosa, chętnie przyjmując jego wyciągniętą dłoń i butelkę piwa.
OdpowiedzUsuń-Jesteś okropny. - przyznała z uśmiechem, ściskając pokrzepiająco dłoń chłopaka, unosząc jednocześnie ją ponad swoją głowę i odwróciła się w stronę salonu, w którym większość towarzystwa rytmicznie tuptała w rytm szybszej piosenki.
Upiła łyk piwa i spojrzała w końcu na chłopaka, który zgodził się na jeden taniec. Z jej gardła wyrwał się krótki śmiech, widząc jak nieporadnie i kompletnie nie do rytmu Alexios próbował tańczyć.
-Nie tańcz do słów, tylko do muzyki. - poinstruowała go, patrząc na jego nogi i potem z powrotem na jego twarz.
Atmosfera wokół nich uległa podgrzaniu, kiedy ludzie zaczęli śpiewać refren piosenki. Woń alkoholu, trawki i perfum wymieszał się w mieszkaniu, sprawiając, że zrobiło się gorąco i duszno. Butelka, którą trzymała w dłoni miło chłodziła i mimo tego, że starała się skupić swoją uwagę na Lexie, uważała, by nie wylać piwa na podłogę.
Birdie prychnęła pod nosem w odpowiedzi na komplement, który wypłynął z ust Alexiosa. Wywróciła oczami i mimowolnie uśmiechnęła się do niego.
-Moja prababcia ma lepszy refleks od ciebie, ale z grzeczności podziękuję za te miłe słowa.- jej głos brzmiał nazbyt spokojnie.
Znając chłopaka tyle lat nauczyła się, że on po prostu taki był. Niezbyt wylewny i nierzadko sprawiający wrażenie, jakby okazywanie uczuć było dla niego czymś trudnym. Nie zastanawiała się nad tym zbyt długo i często. Nauczyła się z tym żyć i tkwiła w słodkiej świadomości, że Alexios miał taki charakter i usposobienie. Birdie przyjęła dzielnie na swoją klatę rolę bycia tą uczuciową połówką, która często robiła pierwszy ruch w kierunku jakichkolwiek interakcji między nimi, które upewniały ich, że byli parą, a nie parą przyjaciół. Kompletnie jej to nie przeszkadzało, choć coraz częściej nachodziły ją myśli, że coś może być innego na rzeczy.
-Myślisz, że dasz się namówić jeszcze na jeden taniec? - zapytała niewinnie, tym samym przyznając chłopakowi, że miał rację, że na jednym się nie skończy. Piosenka zmieniła się, sprawiając, że większość osób opuściło prowizoryczny parkiet taneczny, a kilkoro połączyło się w pary, by poprzytulać się w rytm wolniejszej muzyki. Birdie dopiła swoje piwo i odstawiła pustą butelkę na niski stolik obok kanapy. - Ostatni i będziemy mogli wyjść przewietrzyć się, jeśli chcesz.
Odgarnęła ruchem dłoni grzywkę z czoła i chwyciła długą dłoń chłopaka, przyciągając go nieznacznie do siebie. Birdie nie należała do niskich osób, jednak i tak musiała nieco unieść podbródek, by móc spojrzeć na bruneta. Zarzuciła ramiona na szyi chłopaka, zmniejszając jeszcze bardziej odległość między nimi i złożyła na jego usta delikatny pocałunek.
-Albo możemy teraz się wymknąć.- zaproponowała, unosząc brwi i wyginając usta w uśmiechu.
Birdie A.
Sztuka była inwestycją. Tego uczono już małą Sophie w domu, kiedy ojciec ciągnął ją raz za razem do Sotheby’s, gdzie pokazywał jej wystawy przeznaczonych na sprzedaż dzieł sztuki, które później licytował bez cienia entuzjazmu, nigdy nie zdradzając się z tym, na których dziełach naprawdę mu zależało. Jak na starego konserwatystę przystało, cenił sztukę klasyczną, a jednak największe pieniądze inwestował w awangardę, na czele ze znienawidzonym przez siebie Gauguinem, który szczelnie ukryty przed światem znajdował się odseparowany nie tylko od światła i szkodliwych dla niego warunków, ale również od spojrzeń i zachwytów. I chociaż Gerard nic nie mówił, przywdziewając wyłącznie uśmieszek Giocondy, Sophie wiedziała, że poza stricte biznesową decyzją, w działaniach ojca krył się dodatkowy zamysł: czuł władzę nad od wieków nieżyjącym artystą, podziwianym przez cały artystyczny światek, a także czuł zwyczajną satysfakcję za każdym razem, kiedy odmawiał, ilekroć zgłaszali się do niego kuratorzy z całego świata, prosząc o możliwość wystawienia któregoś z dzieł, choćby na kilka pierwszych dni, organizowanych przez nich wystaw. Sophie mogłaby przysiąc, że w działaniu ojca było coś jeszcze. Ukrywając obrazy przez tak długi czas i nigdzie ich nie eksponując, świat powoli o nich zapominał. Z kolei kiedy zapomni już na zawsze, Sophie mogła się założyć, że Gerard przypomni je światu na nowo, nadając tytuł ponownie odnalezionych, a wtedy cena ich poszybuje w górę do tego stopnia, że stary Wellington tym bardziej nie zdecyduje się ich sprzedać.
OdpowiedzUsuńSztuka w końcu oprócz bycia inwestycją, była również oznaką statusu. Tego również Sophie uczono, przypominając jej, że wyłącznie kiedy wyrobi sobie wyrafinowany gust, będzie w stanie odpowiednio się na sztuce wzbogacić. Chcąc, nie chcąc Sophie więc zaznajamiała się ze starymi klasykami i mistrzami kanonu, wielkimi awangardzistami, za których ludzie płacili majątki, a także ze sztuką współczesną, którą zdarzało się jej oglądać zarówno w muzeach, jak i w prywatnej galerii ojca. Gerard bowiem jak przystało na człowieka z równie dużym ego, co portfelem, lubił bawić się w mecenat, choć i w tym Sophie upatrywała się wyłącznie cynicznej kalkulacji, bez trudu odszyfrowując zamiary ojca. Swoimi spekulacjami dokonywał drobnych, niemożliwych do udowodnienia oszustw. Swoim zainteresowaniem i protekcją podbijał wartość tych dzieł, które uprzednio nabywał, w ten sposób ponownie się bogacąc, choć sumy te w przekonaniu Sophie niczego już nie zmieniały w sakli całego jego majątku.
Z biegiem czasu i nabywaniem dojrzałości, Sophie jednak musiała przyznać rodzicom rację. I chociaż nie miała możliwości inwestować w sztukę, tym bardziej teraz, kiedy na dobre została odcięta od rodzinnych funduszy, powoli zaczynała dostrzegać jak silną kartą przetargową jest rozeznanie w arenie artystycznej. Był to czysty snobizm, co do którego nie miała żadnych wątpliwości, ale zamiast się jemu sprzeciwiać, wręcz przeciwnie, pobudzała w sobie gotowość, aby przystać na te reguły gry i co więcej: świetnie się w nich odnaleźć.
Powolnie rozejrzała się po galeryjnej przestrzeni, bardziej w poszukiwaniu osób, niż konkretnych dzieł. Choć galeria zdawała się być na tyle niszowa, że Sophie nie spodziewała się spotkać w niej nikogo znaczącego, nie traciła nadziei, że ten wieczór okaże się być jeszcze ciekawy. Zaproszenie otrzymała od Finna, którego najlepszy przyjaciel był odpowiedzialny za całe to zamieszanie. I chociaż jeszcze przed chwilą za wszelką cenę próbowała powstrzymać ziewnięcie, w myślach wściekając się na mężczyznę, że nie tylko ją tu przyprowadził, ale co więcej kazał jej czekać, tak dostrzegając znaną sobie twarz, Sophie nie powstrzymała uśmiechu. Dłońmi machinalnie wygładziła czarny materiał krótkiej sukienki i bez choćby sekundy zastanowienia, ruszyła w stronę Alexiosa.
Usuń— Oglądam obrazy, Lex. — Odparła spokojnie, głosem tak melodyjnym, że bez trudu zdradzał on jej świeżo poprawiony humor. Jakby na dowód tego, że nie kłamała, odwróciła się w kierunku obrazu przed, którym stał chłopak, na chwilę milknąc, jakby rzeczywiście chciała w pełni skupić się na dziele. — A ten wygląda nawet znajomo. Jestem pewna, że już kiedyś widziałam coś tego artysty. — Nie była głupia. Potrafiła dodać do siebie kilka prostych faktów. Może i nie znała się na sztuce, ale pamięć miała aż nazbyt dobrą. I doskonale pamiętała Arthura, który lubił opowiadać o swoim przyjacielu, wychodząc z założenia, że do utrzymania związku nieważny jest temat, a sam akt rozmowy. W końcu odwróciła się w stronę Alexiosa, dopiero teraz przyglądając się jego twarzy, jakby szukała w niej potwierdzenia dla swoich przypuszczeń. Ciemnymi tęczówkami sunęła po lini jego żuchwy, policzkach, równym nosie, a w końcu z mocno zarysowanych brwi, dotarła do jego oczu, mając już pewność. Może była to kwestia intuicji, może zwyczajnej logiki, a może rzeczywiście zdradził się sam swoim zachowaniem, choć przecież nie znała go na tyle, aby odkryć w nim jakąkolwiek anomalię. Raz jeszcze spojrzała na obraz.
— Nigdy raczej nie znaliśmy się na tyle, abyś mógł wyrobić sobie zdanie na temat mojego zainteresowania sztuką. — Odparła gładko i momentalnie. W jej głosie na próżno było szukać szorstkiej nuty. Wciąż pobrzmiewała w nim jakaś psotna niemal dźwięczność. — Chyba, że Arthur opowiadał ci o mnie równie dużo co mi o tobie. — Dodała, ponownie przenosząc na niego swoje spojrzenie. — Wtedy powinnam się ciebie zapytać, czy moje tajemnice są u ciebie bezpieczne. — A jednak nie zapytała, stwierdziła wyłącznie, choć przecież nie o jej tajemnice się tu rozchodziło.
Sophie Wellington
[Hej,
OdpowiedzUsuńInformuję, że właśnie odezwałam się do Ciebie na Chacie Google z propozycją wspólnego wątku między Gabbym a Alexiosem.]
M.in. Anael
Obowiązki związane z zawodem, który sprawował Anael niejednokrotnie mocno go przytłaczały, czego jednak nigdy nie przyznałby na głos, nazbyt obawiając się, że jego jęki dotarłyby pokrętną drogą do uszu matki, a ta z pewnością chętnie skorzystałaby z okazji, by po raz kolejny przypomnieć mu, że tylko głęboka wiara w Boga uratowała go od całkowitego stoczenia się. Co gorsza byłaby to tylko półprawda, gdyż jakby nie patrząc choć swoje dawne uzależnienie odpokutował kilka lat temu podczas przymusowego detoksu, to po ukończeniu studiów znowu zaczął pozwalać sobie na wciągnięcie tego czy i owego od czasu do czasu. Pragnąc zagłuszyć wyrzuty sumienia z tym związane, powtarzał sobie stale, że tym razem dla odmiany nie dopuszcza do głosu wściekłych narkotykowych psów, dzięki czemu bierze jedynie tyle, by móc w spokoju wysłuchać żali swoich parafian. A te normalnie przyprawiłyby o ból głowy chyba nawet same archanioły, na cześć których rodzice nadali mu te przeklęte biblijne imiona. O tyle dobrego, że przynajmniej drugie z nich dało się skrócić do bardziej przystępnej formy.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, Gem, postaram się, by nasza najnowsza współpraca przebiegła bez żadnych zakłóceń. – Po zakończonej długotrwałej rozmowie telefonicznej z założycielką organizacji charytatywnej zajmującej się walką z głodem w krajach afrykańskich z lekkim westchnięciem odłożył komórkę na blat kuchennego stołu. Następnie sięgnął po stojący na blacie wciąż na w pół pełny kubek kawy, kompletnie zapominając, by uprzednio trochę ją podgrzać. Przeklął z obrzydzeniem po niemiecku, wylewając zawartość naczynia do zlewu. Doprawdy, czy ta kobieta myślała, że skoro kilka razy się z nią przespał, to teraz miała pełne prawo, by nie dawać mu spokoju już od bladego świtu ? Jasne, doskonale wiedział, że sprawy, którymi chciała się z nim podzielić były bardzo ważne, ale, na litość boską, nie był jeszcze aż takim sklerotykiem, by nie pamiętać, że w drodze powrotnej z rodzinnego obiadu musi jeszcze osobiście wstąpić do tej nieszczęsnej galerii sztuki, w której panna Wilkins całkiem niedawno widziała dzieła wykonane przez jakiegoś mało znanego, lecz jej skromnym zdaniem niezwykle utalentowanego młodego malarza. Poprosiła również, by Schubert postarał się z nim skontaktować, bo niestety ona w całym tym natłoku obowiązków związanych z organizacją aukcji zwyczajnie nie znalazłaby na to wystarczająco dużo czasu. A on oczywiście na to przystał, mimo iż kiepsko widziało mu się uganianie za tamtejszym kustoszem ubranemu w sutannę. Nic więc raczej dziwnego, że przez parę minut rozważał, czy czasem nie wciągnąć na siebie zwykłego stroju galowego, lecz na całe szczęście przypomniał sobie w porę, że mãe nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby stawił się tak na rodzinne spotkanie w ocenianej przez nią właśnie restauracji.
Gabby
[Przybyłam tylko poinformować, że poczułam się niezwykle miło zaskoczona widząc Twój odpis u Schuberta, bo prawdę powiedziawszy spisałam ten wątek (jak zresztą kilka innych) na straty. W każdym razie pragnę zapewnić, że wszystko rozumiem oraz zapewnić, że wciąż jestem chętna na jego kontynuację.]
OdpowiedzUsuńGabby
OdpowiedzUsuńSzczerze nienawidził tych cotygodniowych, śmiertelnie wręcz nudnych rodzinnych obiadów, do uczestnictwa w których od wielu lat uparcie zmuszała go mãe, nie chcąc w ogóle słuchać jego wyraźnych sprzeciwów. Ostatecznie skoro mógł tak wiele godzin poświęcać obcym ludziom (do czego zresztą również przynajmniej po części go przymusiła uniemożliwiając mu samodzielne wybranie życiowej drogi), to mógł też poświęcić kilka godzin swoim najbliższym, nieprawdaż ? Wniosek ten może i nie wydawał się Gabbyemu jakoś szczególnie logiczny, lecz nie miał także najmniejszej ochoty tracić nerwów na jałową dyskusję z tą despotyczną kobietą, której jakby nie patrząc zawdzięczał więcej niż komukolwiek innemu. Jasne, nie mogło to z pewnością zmienić faktu jak bardzo miał jej za złe te wszystkie próby ograniczenia jego wolności, za najgorszą z nich uznając całkowite uniemożliwienie mu realizowania jego największej pasji, czyli marzeń o profesjonalnym muzykowaniu. Oczywiście, zdarzały mu się takie dni, podczas których w tajemnicy przed nią nadal wpadał na scenę z kitarą w ręce, lecz nie stanowiło to rzecz jasna nawet nędznego ułamka tego, o co tak głośno krzyczała jego umęczona dusza. Jedynym pocieszającym aspektem w tym całym pokrętnym teatrzyku była świadomość, że nie siedzi w nim przecież sam. Jego młodsza siostrzyczka ostatecznie również nie lubiła tych całych spotkań równie mocno co on, czemu dość dobitnie dawała wyraz swymi regularnymi, minimum kwadransowymi, spóźnieniami, którego doprowadzały mężczyznę niemal na skraj rozpaczy. Nie wiedział bowiem o czym tak właściwie powinien wtedy dyskutować ze swoją drogą rodzicielką, toteż z miną męczennika lawirował li i jedynie po tych najbardziej podstawowych tematach. A gdy Liana wreszcie łaskawie wkraczała do restauracji, modlił się wyłącznie o to, by zostać pilnie wezwanym przez któregoś z parafian. Niestety w zdecydowanej większości przypadków jego prośby do Boga pozostawały bez odzewu, podobnie zresztą jak i dzisiaj.
Nic więc chyba dziwnego, że pod budynkiem mieszczącym w swoim obszernym wnętrzu galerię sztuki, o której wcześniej wspominała mu Gem zjawił się zaledwie z dwuminutową rezerwą. Zatrzasnąwszy drzwi auta, sprawdził jeszcze raz numer gabinetu, do którego został przez nią skierowany, po czym szybko przestąpił próg, żałując, że nie mógł pojawić się tu nieco wcześniej. Jako niespełniony artysta dobitnie przecież zdawał sobie sprawę, iż wiszące tu dzieła zasługują na poświęcenie im o wiele większej uwagi, od tej którą mógł im w tym momencie okazać, toteż obiecał sobie solennie, że nadrobi to okropne niedopatrzenie natychmiast po tym, gdy wyjdzie z tej nieszczęsnej rozmowy.
- Rozumiem, że to Pan jest tym młodym malarzem, którego tworami tak bardzo zainteresowała się moja szanowna koleżanka ? – Z ledwie zauważalną ulgą przeniósł swą uwagę na skrytego w cieniu mężczyznę, który nie odezwał się aż do tej pory ani jednym słowem, tak jakby przez cały ten czas, gdy Schubert męczył się ze wstępnymi formułkami przebywał we własnym świecie.
Gabby
OdpowiedzUsuń- Gabriele Schubert, miło mi poznać. – Z profesjonalnym, acz dla odmiany naprawdę szczerym uśmiechem uścisnął wyciągniętą dłoń Greka z lekkim rozbawieniem obserwując jak stojący nieopodal kurator wznosi nieznacznie brwi, słysząc, że przedstawił się tylko swoim drugim imieniem. Z trudem zdusił w sobie śmiech, lecz jakaś część jego pokrętnej duszy postanowiła podrażnić się z Sallerem jeszcze bardziej. – Proszę mi jednak mówić po prostu Gabby.
Doprawdy fascynowało go obserwowanie wyraźnie niezadowolonej miny tego ubranego w drogi garnitur biznesmena, który chyba jedynie cudem powstrzymywał się, by nie upomnieć go, że najwidoczniej zapomniał w jakim właściwie celu przybył dzisiaj do tego miejsca. Aż żal mu było kończyć tą małą zabawę. Niestety podświadomie wyczuwał, że jeszcze jeden taki wybryk, a facet dosłownie wyjdzie z siebie i odeśle go z kwitkiem. A wtedy droga Gemma rozerwie go na kawałki. Zmusił się więc do powrócenia do swojej poprzedniej roli nudnego petenta, któremu zależało li i jedynie na zawarciu umowy na możliwość wystawienia kilku dzieł Argyropoulosa podczas aukcji charytatywnej.
- W imieniu mojej szanownej koleżanki chciałem zapytać, czy zgodziłby się Pan na przeznaczenie pewnej liczby swoich wspaniałych obrazów na aukcję charytatywną przeprowadzaną przez jej organizację dokładnie w połowie następnego miesiąca we Frick Collection. Pieniądze, które uda się w ten sposób uzyskać zostaną przeznaczone na niesienie pomocy humanitarnej dla dzieci pochodzących z Burkiny Faso. – Wyłożył pokrótce swoją prośbę, niemal przez cały ten czas patrząc głównie na młodego malarza. – Oto jej wizytówka. – Wyciągnął z kieszeni sutanny odpowiedni blankiet, po czym wręczył go wspomnianemu mężczyźnie, co także rzecz jasna stanowiło element jego wcześniejszej gry.
Gabby (który na następne spotkanie przyjdzie już ,,po cywilnemu")