PARK HYUNJIN
Stoi na środku długiej sceny. Sięga do odsłuchów, które wyciąga z uszu. Obraca się wokół własnej osi, rozglądając się po zapełnionych trybunach. Jego twarz rozświetla szeroki uśmiech, gdy dociera do niego potężny głos zebranych razem ludźmi. Śpiewają, wszyscy razem, jednomyślnie, kierując swoje słowa właśnie do ich piątki. Zaciska palce na mikrofonie. Unosi dłonie ponad głowę i podbiega do krawędzi sceny. Macha rękoma bujając się na boki do rytmu, który nadaje masa rozciągająca się przed nim. Śmieje się spostrzegając kilka sloganów i plakatów. Cały stadion drży, a ciemność rozświetlają kolorowe światła, błyskają lasery i barwne fajerwerki. Ogarnia go nieopisana euforia, rozsadza od środka, sięga kończyn i napędza do działania pomimo zmęczenia i potu spływającego po karku. Czuje się szczęśliwy i spełniony, właśnie tutaj tańcząc i dając innym radość, będąc w towarzystwie przyjaciół. Kolejny układ, kolejne głośne oklaski i gwizdy. Dłonie wyciągnięte w ich stronę. Kilka uścisków. Wszystko płonie. Niekiedy zastanawia się co ich wyróżnia, co sprawiło, że tyle oczu zwróciło się w ich stronę. Dlaczego tak wiele ludzi chce ich słuchać i podążać wraz z nimi tą samą ścieżką. Marzenie. Sen, z którego nie chce się budzić.
Wysiada z samolotu. Luźna czarna bluza swobodnie opada na jego szczupłe ciało. Ciemna czapka z daszkiem i kaptur pod którym skrywa twarz. Spuszczona głowa. Dłonie wsunięte do kieszeni. Szybki krok, gdy znajdują się na hali przylotów. Oślepiający błysk fleszy. Krzyk fanów. Otacza go mur ramion ochroniarzy oddzielający go od natrętnych ludzi, telefonów które wpychają mu pod sam nos. Kolejny błysk. Kolejne kliknięcie. Szamotanina z boku. Dłoń smagająca go po ramieniu. Wyznania miłości i nienawiści. W końcu znajduje się na świeżym powietrzu. Bierze głęboki, niemal łapczywy oddech nim znika w samochodzie, bezpieczny za przyciemnianymi szybami. Przymyka powieki i opiera głowę o zagłówek. Zerka gdzieś w bok, na tłum zebrany pod lotniskiem. Wie, że są tu dla niego, jedni by skraść choć jedno zdjęcie, inni by wyrazić swoją wdzięczność. On również jest wdzięczny. Jest dumny. Prycha pod nosem, gdy dopada go zmęczenie po wielogodzinnym locie. Sięga po telefon, czyta kilka wiadomości od przyjaciół i rodziny. Czyta kilka komentarzy. Na jedne reaguje rozbawieniem, inne bardzo szybko pozbawiają go uśmiechu i pewności siebie. Czy dobrze robi? Czy jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu? Zaciska szczęki. Odrzuca telefon na siedzenie obok. Przecież miał się nie przejmować. Ale on też jest tylko człowiekiem.
[ Cześć! Kogo moje oczy widzą! <3
OdpowiedzUsuńBardzo fajny sposób na przedstawienie postaci, poprzez pokazanie dwóch stron jednego medalu. Zdecydowanie sława i rozpoznawalność dają dużo satysfakcji, ale pewnie przynoszą równie dużo bolączek... Ostatnie zdanie idealnie to podsumowuje, ludzie często zapominają, że idol to też tylko i aż człowiek. Odnoszę wrażenie, że Hyunjin pomimo radości i samospełnienia skrywa całkiem wiele przykrości. Trzymam kciuki by uśmiechał się jak najczęściej i oby pobyt w NYC przebiegł zgodnie z planem :D
Bawcie się dobrze! ]
Mila / Jackson / Laurent
[Dobry wieczór. :)
OdpowiedzUsuńChyba każdy swego czasu marzył o sławie, rozpoznawalności i nieskończonej ilości pieniędzy, ale nikt raczej nie myśli o tej drugiej znacznie mroczniejszej stronie, która się za tym wszystkim kryje. Fajny zabieg z pokazaniem właśnie różnych emocji u Hyunijna, a śmiem zakładać, że tak się wszyscy z tych wyższych sfer czasami, o ile nie cały czas, czują. :)
Oby się odnalazł w Nowym Jorku, choć mam podejrzenie, że towarzystwo na Upper East Side prędzej wolałoby mu wbić nóż w plecy niż oprowadzać po mieście, ale my tutaj już tak po prostu mamy...
Dobrej zabawy!]
Cornelia Watson
[Ah, sława nie jest dla wszystkich, nie wszyscy sobie z nią radzą, nie wszyscy potrafią docenić, nie wszyscy kiedykolwiek jej dosięgną. Niektórzy jej łakną jak powietrza, niektórzy się nią zachłystują i sięgają po więcej, niektórzy dławią i nie mogą już znieść... Bardzo jestem ciekawa, która z dwóch pokazanych twarzy tego Pana jest tą prawdziwą. I czy w ogóle któraś z nich jest tą, która przeważa, czy w jego przypadku jest to słodko-gorzki miks?
OdpowiedzUsuńŻyczę udanej zabawy i w razie chęci zapraszam do którejś z swoich postaci, skoro szukacie wszystkiego! <3]
Zuri/ Emily/ Niall
[Cześć, podziwiamy go mocno! Karta świetnie napisana, podoba mi się przedstawienie tych dwóch różnych, skrajnych sytuacji. Z Octavia jesteśmy go bardzo ciekawe, więc zapraszamy do siebie, bo w sumie też szukamy wszystkiego. A nóż podpadają sobie do gustu ❤️]
OdpowiedzUsuńOctavia
[ Dziękuję bardzo za miłe słowa odnośnie notki, cieszę się, że się podobała ❤️
OdpowiedzUsuńCo do samego wątku, to może właśnie jakaś kawiarnia, albo event? Octavia dużo wolnego czasu spędza w jednej kawiarni w Central Parku, która nie jest za bardzo oblegana przez ludzi. Może Twój pan również mógłby tam zajrzeć, mając cichą nadzieję na spokój, aż tu nagle za szybą zobaczyłby jakiegoś paparazzi, ale tym razem nie chodziłoby o niego, a właśnie o Octavię i np mała Ay, której zdjęcia jeszcze nie trafiły do sieci i ludzie są ciekawi, jak ona wygląda? ,🤣]
Octavia
[O, jaki bohaterski gest z jego strony, już go z Octi bardzo lubimy! ❤️ Jeśli chcesz, mogę zacząć, ale nie obiecuję kiedy dokładnie to nastąpi, postaram się jednak jak najszybciej 😂]
OdpowiedzUsuńOctavia
Spotted: Byliście w JFK w tę sobotę, około czternastej? Co za szaleństwo! Wiem, że paparazzi potrafią być nieznośni, ale to, co jest w stanie zrobić grupa dziewcząt w wieku nastoletnim, bije tych marnych, nudnych fotografów na głowę. Biedny H! Sława potrafi tak strasznie przytłoczyć! Jak i morze drinków, które wlewał sobie w gardło już kilka godzin później w najmodniejszym klubie na Manhattanie. Bo wiecie, gwiazdy mają swoje miejscówki, gdzie nie używa się telefonów komórkowych, a po imprezach nikt nie idzie sprzedać najświeższych ploteczek prasie... I na szczęście ja mam do takich wejście. Niech Was nie zwiedzie ten słodki wizerunek H, bo za zamkniętymi drzwiami to zupełnie inna osoba. I chyba takiego wolę go bardziej.
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
[Dziekuję za tak miłe słowa u Emi ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o burzę pomysłów...
- Emily z Bloomme może zorganizować kwiaty na jakiś jego bardziej kameralny koncert, aby ozdobić wynajety hangar, halę, magazyn, czy nawet kawał poletka ziemi na terenie miasta
- mogą utknąć w windzie w hotelu/restauracji/redakcji gdzie Emily miała spotkanie biznesowe a Hyunjin udzielał wywiadu
- Emily może też wpaść pod koła jego limuzyny, bo idąc z/do pracy niosła wysokie zamiokulkasy i w sumie nie widziała nic poza listkami
Na razie tylko tyle mi przychodzi do głowy ^^ może coś się nada? ]
Emilka
[Hej! Niestety jestem zawątkowana po uszy i nie jestem już w stanie wziąć na siebie nic więcej, ale życzę miłej zabawy z Hyunjinem!]
OdpowiedzUsuń[Hejka! Dziękuję za tyle miłych słów pod kartą Sunghoona :) Muszę przyznać, że wizerunek Hyunjina również rozważałam, ale ostatecznie Felix wpasował się idealnie do mojego aniołka/diabełka XD Co do wątku, to chyba jeszcze miejsce na jeden znajdę, ale z pomysłem/powiązaniem już gorzej. Myślałaś już o czymś, masz jakąś wizję, idziemy do Ari, czy Sunghoona? A jak nie, no to burza mózgów XD]
OdpowiedzUsuńMin Ari & Ahn Sunghoon
[Sama się nad tym zastanawiam. A jedyny plus jaki widzę w byciu rozpoznawalnym to ładne kwoty na koncie xDD
OdpowiedzUsuńO, to Hyunjin zdecydowanie nieco odstaje od naszej śmietanki towarzyskiej. Tu większość, jak nie wszyscy, jedziemy na kartach kredytowych tatusiów i mamusiek. :D Powinnam przystopować z wątkami, bo ostatnio nie wyrabiam, ale raz się żyje, prawda? ;D Jeśli chcecie być odważni i wylać nam na sukienkę kawę to proszę bardzo, ale nie obiecuję, że Cornelia będzie milutka. :D Nie dość, że ciuch ubrudzony to jeszcze zdjęcia w takim stroju będą latać po stronach plotkarskich, a ona przecież się musi nienagannie prezentować. :D Można te dwa pomysły połączyć. Najpierw wyleje na nią kawę, mogą się pokłócić (a raczej ona będzie się kłóciła) i w sumie mogłaby go wziąć za zwykłego człowieka, bo może go po prostu nie kojarzyć. A potem się mogą spotkać na imprezie. Tu mogłaby też myśleć, że został zaproszony przez przypadek lub z litości i się nieco może zdziwić, gdy się okaże, że jednak nie. :D]
Cornelia
[Sunghoon spędził całe życie w Ameryce, bo tylko jedno z rodziców jest z Korei, więc musimy postawić na zupełnie nową znajomość. Jesli chodzi o zawrócenie komuś w głowie i zakłady, już mam dwa wątki w podobnej tematyce z Ahnem w roli głównej, więc może postawimy właśnie na jakąś zamkniętą imprezę? XD
OdpowiedzUsuńHyunjin mógłby promować swoją solową karierę, jednocześnie starając się przekonać do siebie część azjatyckiej śmietanki towarzyskiej? Odbył by się jakiś prywatny koncert? Ahn ma młodszą siostrę, która mogłaby idola kojarzyć, uwielbiać jego zespół i bardzo chcieć zobaczyć go na żywo, więc Sunghoon, za namową, czy też nakazem rodziców, mógł ją tam zabrać?
I chyba ustalenia na mejlu będą lepszym pomysłem, bo zaraz się tu zrobi bałagan XD malyrudychomik@gmail.com :)]
Ahn Sunghoon
Od kiedy na świecie pojawiła się Ayla, Octavia miała wrażenie, że prasa mogłaby stanąć na głowie, żeby zrobić zdjęcie jej córki. Nawet gdyby było rozmazane, pismaki i tak rozwodził by się nad tematem Ayli Violet Howard, szczególnie teraz, kiedy jej rodzice w żaden sposób nie potrafili dojść do porozumienia ze sobą. Każdorazowe wyjście z małą, czy to na spacer, czy na zakupy zawsze kończyło się tak samo – Octavia musiała ukrywać córkę, bo w żaden sposób nie chciała, aby cały Nowy Jork wiedział, jak wygląda. Jak najdłużej chciała zachować dla niej anonimowość, wiedząc jak bycie znanym może być w pewnych momentach uporczywe. A to była ledwie dwumiesięczna istotka, którą jeszcze nawet nie wiedziała, jaki ten świat bywa okrutny.
OdpowiedzUsuńW dzisiejszym dniu wybrała się do swojej ulubionej kawiarni w Central Parku. Niezbyt oblegana, gdzieś na uboczu i skryta przed ciekawskimi spojrzeniami. Miała trochę zaległości w różnorakich pracach, a zdecydowanie nie chciała siedzieć w domu. W powietrzu czuć już było powoli wiosnę, było coraz cieplej i nowojorczycy coraz śmielej przesiadywali na dworze, korzystając z ładnej pogody. Oczywiście, Octavia nie była sama. Towarzyszyła jej Ay, która spała sobie w najlepsze w wózku. Octavia postanowiła zostać na dworze, by skorzystać z pogody. Rozsiadła się wygodnie przy jednym ze stolików, twarzą do słońca, które delikatnie je ogrzewało. Wyciągnęła laptopa, otwierając plik z pracą na studia, po czym upiła łyk karmelowej latte. Przez chwilę czuła się dość swobodnie, nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi, dlatego też skupiła się na swoich zajęciach, co jakiś czas sprawdzając czy Ayla aby na pewno się nie obudziła.
Zastukała paznokciem w stolik, ze skupieniem spoglądając na ekran laptopa, kiedy gdzieś obok niej zauważyła czyjś ruch. Oderwała skupione spojrzenie od ekranu, po czym powiodła nim na boki, nawet odwracając się za siebie. Nagle, w oddali zobaczyła go, faceta z aparatem, który bez skrępowania robił jej zdjęcia. Przekonała pod nosem, odruchowo odwracając wózek w przeciwną do niego stronę.
— Nawet, kurwa, przez chwilę nie można mieć spokoju — powiedziała do siebie, pospiesznie dopijając kawę i pakując do torby laptopa. Raz jeszcze spojrzała na paparazzi. Kojarzyła go, zawsze był łasy na zdjęcia znanych nowojorczyków. Niejednokrotnie widywała go przy różnych klubach czy innych imprezach. Niejednokrotnie też przez niego jej zdjęcia trafiały na różne plotkarskie portale.
Momentami żałowała, że jest znana. Zdecydowanie wolałaby być anonimowa w tym mieście, wówczas miałaby spokój. Mogłaby wyjść na miasto, wypić kawę i nie przejmować się tym, że jakiś natręt może robić jej zdjęcia, a potem sprzedać je do prasy. Powinna być przyzwyczajona do tego, powinno być to częścią jej życia. Ale Octavia Blanchard tego nie lubiła. Nie lubiła być kojarzona jedynie jako córka znanej projektantki i prawnika, czy też siostra modela. Westchnęła, odgarniając kosmyki kręconych włosów za ucho. Chyba naprawdę nie było jej dane popracować na mieście w ciszy i spokoju.
[hej, wybacz nam to beznadziejne zaczęcie, porwiemy go potem z Octi na jakąś imprezę w ramach podziękowań ❤️]
Octavia
[Hahaha, ja przepraszam, mam świra na punkcie kwiatków i tak już rzucam nazwami bez opamiętania xD
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za obsuwę w czasie, w ramach zadośćuczynienia podrzucam zaczęcie :)]
Emily należała do grona tych wiecznie zajętych, zabieganych i zapracowanych osób, które wkładają wszystkie swoje siły w realizację planów, marzeń i własnych zamierzeń. Miała firmę, którą samodzielnie założyła i sama prowadziła. Miała wąskie grono przyjaciół, którym ufała i o których dbała najlepiej jak umiała. Miała swoje małe mieszkanko, w którym czuła się znakomicie i gdzie odnajdywała się najlepiej sama. I zawsze brakowało jej czasu.
Manhattan był dla niej łaskawy i aż zdumiewał ją tym, jak miło przywitał ją po parunastu latach przebywania poza stanem. Jeszcze kilka miesięcy temu nie była pewna, co z sobą robić i czy jej plan powrotu do miasta w ogóle ma rację bytu, ale dzisiaj jej mały biznesik kwitł i już wcale nie był mały, a ona czuła się tu po prostu... cóż, dobrze. Na tyle dobrze, że chciała robić więcej, działać dalej i móc powiedzieć, że jest u siebie, bo do LA nie miała zamiaru wracać.
Obejmowała ramionami, tuląc do piersi wielką glinianą donicę, która swoje ważyła, a w niej tkwił mocnie i pewnie zamioculcas klasyczny wymieszany z pędami odmiany raven i przysłaniał Emily widok. Dodam, że i ziemią w której zakopane były bulwy z korzeniami i same kwiaty też do lekkich nie należały i miały też swoje parenaście i paredziesiąt centymetrów, więc to co miała przed oczami to czysta zieleń w kilku odcieniach. Nie należała do kobiet ani niskich ani wysokich, niecałe metr siedemdziesiąt stawiało ją w grupie osób średnich, a nie nosiła często szpilek, więc nie miała jak wyróżnić się z tłumu. A jednak zdecydowanie się wyróżniała, gdy starała się wymijać przechodniów, lawirując w tłumie z donicą w rękach i to na dodatek trzymając ją tak, jakby zaraz miała jej wylecieć z rąk. No cóż, była ciężka, a na dodatek ręce już blondynkę bolały i... zapowiadało sie, że do hotelu, gdzie miała donieść kwiata nie dotrze na czas.
Obiła się o jakiegoś mężczyznę i wbiegła na długie przejście oznaczone pasami w momencie, gdy zielone światło zaczęło już migać. Normalnie przebiegłaby te kilka metrów, ale teraz nie miała ani sił, ani ochoty dodatkowo pożytkować energii na wzmożone tempo, więc gdy była w połowie pasów, światła na skrzyżowaniu po kolei zaczeły się zmieniać - z zielonego na czerwone dla przechodniów, z czerwonego przez żółte do zielonego dla samochodów. Została zaraz strąbiona przez niecierpliwych kierowców i gdy już była na ostatnim odcinku przejścia, zza rogu wyjechało duże czarne auto z zacienionymi szybami. Emily w tym czasie starała się odchylić od siebie kwiatka, aby ponad końcówkami łodyg i liści dostrzec, czy zaraz aby nie wyrżnie o wyższy krawężnik i poczuła, jak coś oderza ją w bok. Krzyknęła krótko i przycisneła do siebie donicę, upadając na ramię. Donica na szczęście się nie zbiła, ale kilka szkód nastąpiło: obiła sobie biodro i bark, na które upadła, ziemia i część kwiatów wysypały się na jezdnię.
- O nie! Nie, nie, nie - jeknęła z bólem podnosząc się do klęczek, aby pozbierać kwiaty i ziemię z powrotem do donicy. - Na prawdę tak się spieszysz?! - krzyknęła do kierowcy i oszołomiona, trochę też wystraszona tego, że została potrącona, odetchnęła głęboko, czując jak z emocji w oczach stają jej łzy. Och ostatnio coś za często płakała, nie lubiła tego, dlatego starała się skupić na ratowaniu kwiatka i panowaniu nad sobą.
wariatka od kwiatków
Octavia była przyzwyczajona do braku prywatności. Ktoś zawsze ja rozpoznał, ktoś zawsze zrobił jej zdjęcie czy zamienił kilka słów. Czasami musiała ostro pokazać, że akurat nie ma czasu na uśmiechanie się czy też krótkie rozmowy. Z czasem też nauczyła się nie zwracać na to wszystko zbytniej uwagi, po prostu przywykła.
OdpowiedzUsuńAle były takie momenty jak ten, kiedy potrzebowała chwili spokoju dla siebie. Czasu, kiedy będzie mogła nadrobić zaległości, dlatego też tak chętnie wyszukiwała mało uczęszczane miejsca, bo tam zawsze ów spokój mogła znaleźć.
Blanchard nie miała ochoty szarpać się z paparazzi, wolała go zostawić samemu sobie i szybko zniknąć z pola widzenia, jednak mocno się zdziwiła, kiedy ze stolika obok podniósł się młody mężczyzna i ruszył w stronę fotografa. Octavia uniosła w zdziwieniu lekko brew w górę, z uwagą obserwując całą sytuację oraz wymianę zdań między nimi. Cóż, to był chyba pierwszy raz, kiedy ktoś postanowił jej pomóc. Zupełnie nie kojarzyła bruneta, który z wprawą wyrwał mężczyźnie aparat, jednak sądząc po tym, jakie poruszenie zaczęło się robić w okoł niego, musiał być kimś znanym. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy brunet spojrzał w jej stronę, puścił oczko a potem całą swoją uwagę skupił na grupce fanek, która nie dawała mu spokoju. Była pod ogromnym wrażeniem, z jaką lekkością podszedł do tego, że w okoł znalazł się tłum piszczących dziewczyn.
Blanchard po chwili zniknęła we wnętrzu kawiarni, regulując rachunek i już miała ruszać w drogę powrotną do domu, jednak znów została zatrzymana tuż przy wyjściu. Uniosła głowę, znów mając przed sobą nieznajomego bruneta, który postanowił zabawić się w bohatera i skupić cała uwagę na swojej osobie. Uśmiechnęła się lekko, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
Spojrzała na trzymana przez niego kartę, długo zastanawiając się, co mogłaby z nią zrobić. Najlepiej to zniszczyć, żeby zdjęcia nie trafiły nigdzie indziej. Wzięła kartę do ręki, po czym schowała ją do kieszeni jasnych dżinsów.
— Dziękuję. Mało kiedy pojawia się taki bohater znikąd jak Ty — odpowiedziała z uśmiechem. Potem machnęła ręką na jego kolejne słowa.
— Są upierdliwi, ale to ich praca. Jestem Octavia — wyciągnęła rękę w jego stronę, a skinieniem głowy wskazała na wózek.
— A tam, jak gdyby nigdy nic śpi sprawczyni całego zamieszania, Ayla — dodała.
— Głupio mi trochę, że zostałeś potem zaatakowany przez te piszczące dziewczyny, więc może w ramach rekompensaty postawie ci kawę, albo herbatę, lub… nie wiem, po prostu chciałabym się jakoś za to wszystko odwdzięczyć — wyjaśniła, po czym rozbawiona podkręciła głową na boki.
— Wybacz, trochę się zakręciłam.
Octavia
[Hej, pozwoliłam sobie napisać maila :)]
OdpowiedzUsuńOctavia
Emily nie znała życia celebrytów, nie wiedziała, jakie tempo narzuca im sława, choć pewnie gdyby poznała szczegóły, współczułaby im. Mieli pieniądze, rozpoznawalność, fanów, ale co poza tym? To było kruche i wymagało wiecznego doskonalenia, pielęgnowania, bo każda osoba sławna, była w pewnym momencie niemodna, albo niewystarczająca. W ich życiu nie było nic stałego. A jednak miała wiele wspólnego z takimi osobami, bo ona również nieustannie pracowała, nie zwalniając tempa.
OdpowiedzUsuńDzisiaj biegła przez miasto właśnie po to, by donieść osobiście donicę z kwiatami, a choć łatwiej byłoby wezwać taksówkę, wolała nie marnować ciężko zarobionych pieniędzy, ani tym bardziej cennego czasu. Korki w Nowym Jorku mogły prędzej zabić niż dowieść człowieka o czasie w docelowe miejsce, ale jak się przekonała przed sekundą, nawet przejścia dla pieszych były niebezpieczne! Wyciągneła rekę, zgarniając ostrożnie łodyżkę zami z korzeniami i wrażliwą bulwą do ziemi i przysypała garścią mieszanki, w której roślina miała mieć wysoką przepuszczalność wody i swobodny rozrost w odpowiednio dobranym podłożu. Skrzywiła sie, gdy poczuła jak bark ją boli przy tym ruchu, a potem poderwała głowę i niosła wysoko brwi. Znała tę twarz!
- Ja... w porządku... tylko kwiaty... w porządku... - wydukała bez ładu i składu, oszołomiona tym, kogo ma przed sobą, oddając mu w ręce donicę i wstając jak zaproponował. Pewnie w innym wypadku, gdyby nie stał przed nią sławny piosenkarz, którego muzykę znała i lubiła, w ogóle nie byłaby skłonna do ustępstw i współpracy i wyrecytowałaby jakieś pouczenie o ostrożnej jeździe, czy coś, ale w takim wypadku... Cóż, zabrakło jej słów!
Spojrzała na jezdnię, gdzie jeszcze trochę rozsypanej ziemi chrzęściło jej pod nogami, a potem zacisnęła mocno usta, słysząc o szpitalu.
- O nie, nie, nie - pokręciła głową, wyciągając dłonie, by odebrać swoją własność. - Ostrożnie z bulwami, błagam, zamioculcasy są wrażliwe i delikatne! - jęknęła, gdy chłopak trzymając donicę dla wygody ujął ją tak, że cała przechyliła się i z ziemii niemal łodyżki wysypały się ponownie na jezdnię.
Otrzepała ubranie, choć ręce miała w ziemi i właściwie bardziej się jeszcze przy tym ruchu ubrudziła i zeszła na chodnik, chcąc odebrać kwiaty i biec dalej. Miała donieść zamioculcasy do południa, wiedziała już chwilę temu, że nie zdąży, a teraz to już całkiem była w tyle z czasem!
- Dziekuję za troskę, proszę douczyć kierowcę porządnego rozglądania się, ja muszę iść w swoją stronę, nie do szpitala - wyciagneła ramiona po kwiata i poruszyła palcami niemal nagląco, jakby domagała się, żeby chłopak oddał jej jej własność. Nie chciała być oczywiście niegrzeczna, ale po prostu to nie był dobry czas na zwiedzanie gabinetów lekarskich i niestety szkoda ogromna, ale nie był też to odpowiedni moment na proszenie o autograf... Prawda?
Czuła, że powinna biec jeszcze szybciej. Tyle że teraz nie miała już siły i była dodatkowo nieco potłuczona. Przystanęła z nogi na nogę i lekko przechyliła się w bok, gdy obite biodro odezwało się i aż wykrzywiła twarz.
- Przepraszam za to... pan też się pewnie spieszy... gdzieś - dodała jeszcze, bo chyba obydwoje przez ten wypadek maleńki musieli na moment zwolnić. - Czy mogę już iść? - spytała, bo niegrzecznie byłoby po prostu obrócić się na pięcie i biec dalej. Cóż, dalej to nie pobiegnie, ale pokuśtyka nieco szybciej.
Zdecydowanie też musiała się ulotnić, bo z chodnika w kierunku chłopaka wystawiono już kilka aparatów, a wśród gapiów zdecydowanie znalazło się paru wiernych fanów! Emily więc schyliła głowę, aby nikt jej nie fotografował i po prostu podeszła do chłopaka, zabierając mu donicę bezpardonowo.
Emily
Prawda była taka, że w ich świecie nie było zbyt wiele osób, które ot tak stawały w obronie innych. Raczej większość trzymała się na uboczu, obserwując wszystko z uwagą, a później najczęściej odchodzili, niewzruszeni całą sytuacją, dlatego też Octavia była tak bardzo zaskoczona postawa bruneta.
OdpowiedzUsuńOctavia uśmiechnęła się delikatnie, nieco rozbawiona jego słowami. Tak, te wszystkie fanki, które nagle wzięły się znikąd, były wręcz szalenie zadowolone z tego, że mogą zobaczyć swojego idola na żywo.
— Muszę przyznać, podziwiać cię. To z jakim spokojem do nich podszedłeś. Niejeden stąd mógłby się od ciebie uczyć cierpliwości — powiedziała zgodnie z prawdą. Sama nie należała do osób, które lubiły, jak ktoś do niej podchodził, zagadywał czy też prosił o zdjęcie. Irytowało ją to, dlatego też rzadko kiedy na to wszystko się zgadzała.
— Miło mi cię poznać, Hyunjin, przyzwyczaj się, że tutaj nie ma powiedzenia wszystko ma swoje granice — powiedziała z nieco smutnym uśmiechem, choć taka był prawda. Paparazzi nie zwracali uwagi na wiele rzeczy, czy coś przystoi czy też nie. Wykonywali po prostu swoją pracę, nie bacząc na to, jak mogą poczuć się ci, którym robili akurat zdjęcia. Nie brali ich za osoby, które mają prawo do prywatności, o czym można było przekonać się jeszcze chwilę temu.
Octavia spojrzała na Aylę, a chwilę później niespiesznie ruszyła e stronę wyjścia z kawiarni. Może miał rację, powinna jakoś pomyśleć o tym, co zrobić, by ludzie tak łatwo jej nie rozpoznawali, jeśli chciała mieć chwilę spokoju dla siebie.
— Bardzo chętnie wysłucham rad, bo moje metody czasami bardzo zawodzą, jak widać — stwierdziła, wychodząc na dwór. Wzięła przykład z Hyunjina, nakładając na nos okulary przeciwsłoneczne. Na jego pytanie, Octavia wzruszyła ramionami, bo w sumie jakoś nie zastanawiała się nad tym, czemu Ayla jest tak ciekawym obiektem dla paparazzich.
— Chyba tylko tym, że ma znanych rodziców, którzy ostatnio nie potrafią dojść do porozumienia i to właśnie ciekawi wszystkich — odparła w końcu. Zarówno ona jak i Jackson, ojciec Ayli, ostatnio byli ciągle na językach Nowego Jorku. Octavia już nawet nie czytała najnowszych artykułów na ich temat, bo po prostu nie miała na to najmniejszej ochoty.
— Można tak powiedzieć, że stąd. Mieszkam tutaj od dziesiątego roku życia, kiedy w końcu rodzice zdecydowali, gdzie on bardziej pasuje życie. Tutaj, czy w Europie. No i padło na Nowy Jork. A Ty, ślad jesteś? I co robisz w życiu, że dziewczyny wręcz mdleją na Twój widok? — zapytała z rozbawieniem.
Octavia
Istniało tak wiele sposobów na spędzenie piątkowego wieczoru i każdy z nich, na swój sposób w mniemaniu Sunghoona bardzo przyjemny. Mógł się udać na kolejną imprezę w gronie młodych i bogatych z Manhattanu, popijając szampana w prywatnej loży jednego z najpopularniejszych klubów, mógł również zaszyć się w bibliotece, gdzie ciszę przeszywały jedynie odgłosy klawiatury, czy przewracanie stron w książce . Przeglądałby notatki z ostatnich zajęć, zagłębiając bardziej w te skomplikowane zagadnienia, bo Ahn miał w zwyczaju zawsze być przygotowanym i do swoich studiów podchodził bardzo poważnie. Kolejną opcją był wypad do jednego z barów obleganych przez studentów, gdzie za zaledwie kilka dolarów popijałeś piwo z plastikowych kubków, a podłoga kleiła się od rozlanego alkoholu, ale nawet to było na swój sposób urokliwe – czas spędzony z kolegami z roku był dość zabawny, a dobre relacje z nimi przydatne. Albo mógł zostać w swoim apartamencie, wyłączyć telefon i spoglądać w sufit, nawet to byłoby lepsze, niż robienie za niańkę.
OdpowiedzUsuńAhn Hyejin. Inteligentna i bystra dziewczyna - zupełnie jak znaczenie nadanego jej imienia. Jedne z najlepszych wyników w szkole, a do tego posłuszna jak aniołek. Zawsze z nosem w książkach, jakby to właśnie tam odnalazła sens swojego małego istnienia i w przeciwieństwie do dzieciaków, które całe życie opływały w luksusach, w jej małym ciele nie było ani krzty zepsucia. Była dobra, w mniemaniu Sunghoona aż za dobra. Naiwna i łatwa do manipulacji, co Ahn lubił wykorzystywać od najmłodszych lat, robiąc sobie z siostry ofiarę. A ona? Nigdy nie pisnęła ani słówka, może w strachu, że będzie gorzej, a może najzwyczajniej w świecie nie potrafiła, wierząc, że w głębi serca jej brat wcale nie jest tak bezduszny. Przecież jego okropne zachowanie nie było codziennością, przecież przy rodzicach był miły, może czasem miał gorsze dni.
Za dziecka niszczył jej zabawki, czy pozbywał się jej małych, futrzanych przyjaciół. Teraz, gdy manipulacje emocji, bez brudzenia sobie rąk było przyjemniejsze, za cel obrał sobie uświadamianie jej, jak słaba była, bezużyteczna, czy naiwna.
I Hyejin musiała w to uwierzyć, bo właśnie oprócz tych swoich książek, z których nie wyściubiała nosa, nie miała wiele więcej. Nie posiadała przyjaciół, nie łamała zasad sięgając po alkohol, czy inne używki jak jej rówieśnicy, nie miała pewności siebie, którą Sunghoon przez lata z niej wyssał. Mimo, że dzieliło ją kilka miesięcy od osiemnastych urodzin, mentalnie była kochaną, piętnastoletnią, puchatą kulką i właśnie dlatego potrzebowała opieki.
Przyprawiała Ahna o mdłości.
— Sunny, to najlepszy dzień w moim życiu. — Dziewczyna wyszeptała podekscytowana, już chyba dziesiąty raz tego wieczoru. Znajdowali się teraz na zamkniętej imprezie, tylko dla tych najbardziej wpływowych Azjatów z Nowego Jorku, a ich nazwisko oczywiście znalazło się na liście, ze względu na ich rodziców. Sunghoon zacisnął szczęki i głośno wypuścił powietrze z ust, starając się ukryć irytację, która narastała w nim z każdą chwilą.
Ostatnią godzinę spędził wsłuchując się w ciche piski swojej siostry, która wpatrzona w jakiegoś typa na scenie, zachowywała się jakby resztki rozumu i zdrowego rozsądku uleciały z jej małego móżdżka. Nie wierzę, że jest prawdziwy! Boże, jaki on ma głos. Nasze imiona są podobne, tak bardzo podobne! Tylko jedna literka różnicy, to przeznaczenie! Te, jak i inne, równie głupie słowa opuszczały jej usta podczas koncertu. Sunghoon, bez pytania wiedział o wokaliście więcej niż by chciał. Znał jego imię, wiek, skąd był, co robił, co jadł, jak nazywali się członkowie zespołu, którego był częścią, typ jego osobowości, a nawet to, jakich perfum używał.
K-pop. Druga rzecz, zaraz obok książek, której Hyejin poświęcała cały swój czas. Wsłuchiwała się w nich z zapartym tchem, śmiała w ekran telefonu i wierzyła w to, kim byli i co mówili, zupełnie jakby nie byli wykreowanymi na potrzeby marketingowe maszynkami do tworzenia pieniędzy.
Sunghoon oczywiście wiedział lepiej, nie był idiotą, czy nastolatką. Zdawał sobie sprawę, że to, do kogo wzdychała jego siostra zapewne nijak pokrywało się z tym, kim tak naprawdę był Hyunjin, czy reszta idoli.
Usuń— Dobra, mam dość. Zabrałem cię na koncert, przyszliśmy tutaj, posiedzieliśmy, czas się zbierać. — Mina dziewczyny od razu zrzedła. Usta, z których nie schodził uśmiech, nagle wykrzywiły się w grymasie, a ona sama wyglądała jakby miała się rozpłakać. Sunghoon prychnął pod nosem, bo widok był wręcz komiczny i chyba lepszy, niż cokolwiek, co widział tego wieczoru. Dopił drinka, którego męczył przez ostatnią godzinę, wstał z krzesła i już miał się kierować do wyjścia, kiedy do jego uszu dostał się przeciągły pisk.
— Sunghoon patrz! Przyszedł, mówiłam ci, że przyjdzie. Proszę, proszę tylko pięć minut, tylko się przywitajmy, proszę! Patrz, on wita się ze wszystkimi, tylko ta jedna rzecz. — I Sunghoon po raz kolejny pokręcił oczami i zacisnął pięści, licząc w głowie do trzech. Wdech i wydech. Odwrócił się na pięcie i z szerokim uśmiechem na ustach spoglądał teraz na swoją siostrę. Dłonie ułożył na udach, ugiął lekko kolana i pochylił tak, że był twarzą w twarz z dziewczyną.
— Oczywiście Jin. Leć, biegnij szybciutko i ukłoń się nisko przed facetem, który po kilku sekundach nawet nie będzie pamiętał o twoim istnieniu. — Jego sarkastycznie przesłodzony ton głosu, był nasączony jadem. — Nie zapomnij wspomnieć, że jego muzyka zmieniła twoje nędzne życie i że gdyby tylko poprosił, to rzuciłabyś się dla niego w ogień, bo tak żałosna jesteś. — Spoglądał w twarz siostry, w to jak wesołe ogniki w jej spojrzeniu przygasły, a tęczówki nagle się zaszkliły. Całe szczęście ulatywało z niej z każdym kolejnym wypowiedzianym przez Sunghoona słowem, a on nie mógł być z siebie bardziej dumny. Wyprostował się nagle i złapał brunetkę za ramię, by chwilę później pociągnąć ją w kierunku gwiazdy wieczoru. Gdy znaleźli się w pobliżu, Sunghoon postawił dziewczynę przed sobą, ułożył dłonie na jej ramionach i odchrząknął głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę bruneta.
— Przepraszam bardzo, nie chcę marnować twojego czasu, ale ktoś tutaj cały wieczór nie mógł się doczekać, aż cię spotka. — Kolejny raz uśmiechnął się szeroko, chociaż nie było to ani szczere, ani autentyczne. — Hyejin, jeszcze chwilę temu miałaś tyle do powiedzenia. — Popchnął siostrę w kierunku chłopaka, ale ta nagle odwróciła się i odbiegła od nich pociągając nosem. Jaka szkoda.
— Wybacz, jest dość nieśmiała. — Sunghoon powiedział z udawaną troską w głosie. W końcu mógł się stąd wydostać i tylko to się dla niego liczyło. — Bardzo… interesujący. Tak, interesujący występ, gratulacje. — Występ nie był w jego opinii interesujący, wręcz przeciwnie, czas jaki tam spędził był torturami, ale tego nie miał zamiaru mówić na głos, w obawie, że w tłumie czaiła się jakaś niepoczytalna psychofanka, gotowa stanąć w obronie swojego idola.
Ahn Sunghoon
[Dobra, trochę mi to zajęło, ale jestem! Mam nadzieję, że takie rozpoczęcie da radę i że pasuje do naszych ustaleń! :D]
Emily zwykle bardziej przejmowała się kwiatami, niż sobą, bo ile uważała że jej zdrowie jest bez zarzutu i w ogóle wszystko da się ładnie połatać, gdyby coś sie posypało, to kwiaty są o wiele delikatniejsze i o nie trzeba dbać ZAWSZE. Można by rzec, że miała małego świra na punkcie zieleni, ale być może to wyjaśniałoby sukces jej firmy i to, że choć wystartowała ledwie kilka miesięcy temu, zyskiwała dzisiaj znaczących klientów. Zacisnęła lekko usta i podniosła wzrok na chłopaka, zaskoczona nieustępliwym podejściem. Uśmiechneła się nawet lekko, bo na prawdę tak zwyczajnego i zarazem miłego gestu się nie spodziewała, a już szczególnie od gwiazdy muzyki i to jeszcze w najbardziej zatłoczonym mieście świata, gdzie każdy ciągle gdzieś biegnie!
OdpowiedzUsuń- No dobrze... to bardzo miłe - zgodziła się już bez sztucznej skromności, zatrzymując jasne spojrzenie nieco dłużej na twarzy... Hyunjina. O rety, nie mogła uwierzyć, że to on!!
Wsiadła do samochodu, układając donice na kolanach, ale żeby wszystko było jak należy, od razu zapięła pas. Potem spojrzała na siadającego w aucie również chłopaka i odwróciła speszona wzrok aby dostrzec zawirowanie na ulicy. Nie dziwiła się zbiegowisku na widok gwiazdy... sama była fanką, ale teraz wolała to przemilczeć, aby nie wyjść na jakąś psycholkę... Jeszcze by pomyślał, że specjalnie wbiegła mu pod koła, aby się z nim spotkać, to byłoby niedorzeczne, ale jednak możliwe. Ludzie wymyślali różne rzeczy przecież.
- Dziękuję, doceniam ten gest - odezwała się miękko, choć nie mówiła o samej podwózce pod adres, który po chwili podała, precyzując, że musi dojechać do hotelu. Mówiła o tym, jak zasłonił ją, aby obiektywy aparatów uchwyciły jego plecy i tył głowy, a nie jej twarz, chociaż... coś czuła i tak nadciągające kłopoty. Jeszcze tego by jej brakowało, aby prasa posądziła ją o romans z dzieciakiem, dla zysku firmy! To byłoby paskudne, ale paparazzi wywlekają najgorsze brudy i zwykle zmyślają, więc wcale by się nie zdziwiła, gdyby nazajutrz jakieś plotkarskie śmiecioszki wypisywały o niej niestworzone historie.
Oparła plecy wygodniej w fotelu i spojrzała na wstrząśniętego zami trzymanego przed sobą. Będzie musiała dobrze go ułożyć, bo hotel go w takim stanie nie przyjmie i nie domkną zlecenia! Westchnęła cicho i powstrzymała się, aby nie zacząć poprawiać łodyg tutaj, bo jeszcze by nabrudziła w aucie.
- Czy mogłabym wysiąść wcześniej skrzyżowanie? - zaproponowała, wiedząc doskonale, że w miejscach jak prestiżowe hotele gwiazdor muzyki byłby bardziej rozpoznawalny niż na przypadkowej ulicy. Chociaż ten akurat piosenkarz pewnie wszędzie będzie rozpoznawalny tak samo. Emily jednak wolała, aby kłopoty same jej nie znajdowały, ani zła sława, ani w sumie żadna sława. Rzuciła baczne spojrzenie na kierowcę, bo może jednak nauczył się nagle prowadzić i nikogo dzisiaj już nie będzie próbował zabić.
Emily
— Czasami mam wrażenie, że to by było chyba najlepiej. Nie mierzyć się z tym wszystkim i być anonimowa. Och, jakie to by było świetne uczucie móc wyjść spokojnie na miasto i niczym się nie przejmować — zaśmiała się, odgarniając za ucho kosmyk ciemnych włosów. Ludzie mieli gdzieś to, że oni mogli czuć się gorzej, mieć zły dzień albo po prostu nie mieć humoru. Że też chcieliby w spokoju usiąść i napić się kawy, poczytać książkę czy robić swoje rzeczy. Nie, to się dla nich nie liczyło. Ważniejszym było to, aby zrobić im zdjęcie, zagadać czy zająć chwilę czasu.
OdpowiedzUsuń— Uwierz, moje życie jest teraz obrzydliwie nudne i w sumie to cholernie mi się to podoba — Octavia na początku myślałam, że będzie jej tego wszystkiego brakować. Imprez, spotkań ze znajomymi, wszystkiego, co robiła przed ciążą. Ale teraz była nawet zadowolona z tego, że jej życie nieco zwolniło, a ona mogła skupić się na czymś zupełnie nowym, choć wychowanie dziecka nie należało do najłatwiejszych rzeczy, szczególnie, kiedy robiło się to w pojedynkę. Jednak, to nie było też tak, że zamknęła się zupełnie na wszystko, co kiedyś robiła. Nadal miała różne współprace, odzywały się do niej nowe firmy, realizowała swoje pomysły.
— Chyba nie umiemy żyć spokojnie. Lubimy szum wokół siebie, lubimy jak coś się dzieje — stwierdziła, uśmiechając się przy tym delikatnie.
— Sama nie wiem, czemu tak się dzieje. Ale każdy, kto już wsiąknie w to życie na Manhattanie, szybko dostosowuje się do panujących tu zasad. Także, jeśli planujesz tu dłuższy pobyt, pewnie też za niedługo połapiesz się w tym, co tu się dzieje i tym podobne — dodała. Jeśli ktoś miał parcie na szkło i potrafił zakręcić się wokół odpowiednich osób, mógł bardzo szybko zaistnieć i wyróżnić się choć na moment w nowojorskiej śmietance towarzyskiej. Octavia nie potrafiła zrozumieć, czemu niektórzy aż tak bardzo chcą być znani. Rozumiała,że sławą przynosiła wiele zysków, ale również potrafiła wykończyć i zniszczyć człowieka do cna. Ona sama wolała trzymać się z dala od jakichkolwiek dramatów, szczególnie teraz, jednak prawda była taka, że ciągle coś się wokół niej działo, co nie za bardzo podobało się Octavii Blanchard.
— Zdecydowanie wolę ją bardziej od Stanów. Ludzie mają tam zupełnie inna mentalność, choć czasami chcą aż za bardzo dorównać Ameryce i to w tym wszystkim jest chyba najgorsze — stwierdziła, by chwilę później spojrzeć na Hyunjina.
— Uwielbiam bibimbap. I kimchi, och mogłabym je jeść ciągle — zaśmiała się. Octavia uwielbiała poznawać nowe dania, ale miała też swoje ulubione kuchnie, do których wracała ciągle. Kuchnia azjatycka była właśnie jedną z takich, które brunetka często wybierała.
— Piosenkarz, mhm. Wybacz ciekawość, ale jak zyskałeś sławę? Słyszałam, że macie tam specjalne szkoły przyszłych idoli, czy coś w tym stylu — powiedziała, szczerze zaciekawiona.
— Sama trochę gram, i czasami uda mi się coś napisać, ale cicho, nikomu o tym nie mów — rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
Octavia
[Nie oglądałaś plotkary?! Boże, odpalaj HBO Max, natychmiast! Na-tych-miast :D Dziękuję pięknie za komplementy, a co do Belli zgadzam się ze wszystkim, jest moją fav od lat, taka piękna dziewucha... W razie co zapraszam do siebie, do Blair czy gdziekolwiek, bo chomik mi poszła na urlop i nagle cierpię na brak wątków echhhhhhhhh XD]
OdpowiedzUsuńHyunjin zadał jej tak dobre pytanie, że Octavia przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Czy potrafiłaby z tego wszystkiego zrezygnować? Na chwilę pewnie tak. Chciałaby poczuć smak bycia anonimową. Jedna z setek tysięcy ludzi. Potem pewnie by zatęskniła.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, znam to wszystko od dziecka. Od kiedy tylko pamiętam, zawsze wokół nas był jakiś szum. Nie mogliśmy z bratem spokojnie wyjść gdziekolwiek, kiedy mama zaczęła być coraz bardziej rozpoznawalna, ta cała spirala jeszcze mocniej się nakręciła. Sława towarzyszy mi ciągle i jest męcząca na dłuższą metę, pewnie sam o tym wiesz — powiedziała, spoglądając w stronę chłopaka, posyłając mu przy tym delikatny uśmiech.
— Niesie ona za sobą wiele dobrego, nie można o tym nie wspomnieć, ale chwilami naprawdę chciałabym być anonimowa. Chyba jednak nie mogłabym tak w stu procentach z tego wszystkiego zrezygnować, jeśli się tak zastanowić — dodała chwilę potem, dokańczając swoją poprzednia wypowiedź.
Niektórzy, tak jak Hyunjin rodzili się z chęcią bycia znanym, niektórzy, tak jak Octavia, rodzili się już będąc sławnymi. Narodziny jej i Laurenta wywołały wielki szum w świecie, to samo stało się z jej córką. Ayla, zanim przyszła na świat, już była wywlekana na łamy prasy, a kiedy Octavia poinformowała o jej przyjściu na świat, ta cała lawina zaczęła się osuwać z niebywałą prędkością. Chyba właśnie tego chciała uniknąć i nie serwować tego całego zamieszania małej, od samego początku. Chciała, aby Ayla miała normalne, spokojne dzieciństwo, choć wiedziała, że to będzie trudne.
— Och, to samo wrażenie miałam, kiedy na stałe przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku. Fajnie było przyjeżdżać tu na wakacje czy ferie, ale pierwszy rok był dla mnie trudny. Wszystko było takie inne od tego, co znałam w Paryżu — odparła, uśmiechając się delikatnie na samo wspomnienie. Cóż, Octavia zdecydowanie trudniej zniosła przeprowadzkę, w przeciwieństwie do brata. Mimo, że ona i Laurent byli bliźniakami, znali się na wylot i potrafili skończyć za siebie rozpoczęte zdanie, to było mimo wszystko tacy różni. Ona była zdecydowanie spokojniejszą duszą niż jej bliźniak.
— Jeśli uda mi się kiedyś zorganizować tam wyjazd, wezmę Cię za przewodnika, żebyś pokazał mi wszystkie smaczki miasta, ale od tej mało znanej strony — powiedziała z uśmiechem, puszczając w jego stronę oczko. Chwilę później zastosowała mu śmiechem, bo Hyunjin miał ogromną rację. Dla Octavii był to również powiew świeżości, coś niespotykanego. Poznawanie kogoś, kto nie wie o tobie wszystkiego było dla niej fascynującym doświadczeniem.
— Muszę przyznać Ci rację. To całkiem miła odmiana od tego, co znamy. Kiedyś wypytam cię o rozmiar buta i tym podobne, żeby za bardzo nie odstawać od fanów — zaśmiała się, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Wysłuchała z uwagą tego, jak znalazł się w zespole, a na sam koniec pokręciła głową, z niedowierzaniem.
— Wariaci z was. Ale, nie mnie oceniać. Jak to lubicie i jesteście w tym dobrzy, to to róbcie. Każdy w życiu ma marzenia i chce coś osiągnąć — powiedziała.
— Na gitarze. Pamiętam, że pierwsza dostałam od dziadka, chyba na piąte urodziny. Nauczył mnie potem grać, śpiewać kilka hiszpańskich piosenek. Chciałam nauczyć się grać też na czymś innym, ale jakoś nie miałam na to czasu. A teraz to już chyba nie mam do tego głowy. A Ty, grasz na czymś? — zapytała, równie zainteresowana.
Octavia
Octavia wychodziła z założenia, że jeśli ktokolwiek poczuł, co mogą dać pieniądze, już nigdy nie chciał z nich zrezygnować. Ludzie bardzo szybko przyzwyczajali się do luksusów, nie mogąc sobie wyobrazić, że mogliby z nich zrezygnować, albo co gorsza, ktoś mógłby im je odebrać. Ona też w sumie nie była w stanie sobie wyobrazić, że nagle nie miałaby w portfelu czarnej karty bez limitu gotówki. Że musiałaby, nie daj Boże, liczyć każdy pieniądz i zastanawiać się nad tym, na co może sobie pozwolić. Była przyzwyczajona, że mogła pozwolić sobie na wszystko, o czym tylko pomyślała. Była tak samo pusta i zblazowana, jak większość jej przyjaciół z wyższych sfer. No i również podobało jej się to, że coś dla ludzi znaczyła. Że śledzili z zapartym tchem jej życie, brali z niej jakiś przykład i po prostu… chyba ją lubili w jakiś sposób. Bez tego też raczej nie umiała by długo wytrzymać.
OdpowiedzUsuń— Moja mama miała okres, że zakupy robiła późnym wieczorem. Dosłownie pół godziny przed zamknięciem sklepu. A to naprawdę jest w jej wykonaniu ogromne poświęcenie, bo ona nie potrafi szybko się decydować — Octavia zaśmiała się na samo wspomnienie tego, jak Eva Blanchard panikowała, kiedy słyszała, że sklep będzie zamykany za dziesięć minut. Nie rozumiała też swojej córki, kiedy Octavia ot tak szła na zwykłe zakupy, kiedy kończyło jej się coś w domu. Owszem, mogła teraz wszystko zamówić z dostawą do domu, ale lubiła to. Było to dla niej odskocznią i zresetowaniem myśli, bo w końcu mogła skupić się na czymś innym.
Dla Octavii nie było rzeczy niemożliwych. Jeśli tylko chciała, potrafiła zorganizować spotkanie ze swoimi przyjaciółmi z Europy, nawet na drugim końcu świata. Podejrzewała więc, że gdyby tylko chciała, to i samego Hyunjina ściągnęła do Seulu, byleby tylko ten pokazał jej swój ukochany kawałek świata.
— Należysz raczej do tych, którzy nie odpuszczają, prawda? — zapytała. Nie wiedziała, ale od razu tak o nim pomyślała. Że jest zaparty i pracowity. Że nie odpuszcza i brnie przed siebie. Jest uparty, tak samo jak ona.
Na ustach Octavii pojawił się lekki uśmiech, kiedy Hyunjin wspominał swoich znajomych.
—- Opowiedz mi o nich. Jacy są? To strasznie ciekawe, że wszyscy potraficie się tak… dotrzeć. Że każdy z was jest inny, a jednak tworzycie całość — powiedziała, szczerze zainteresowana. Później, nieco rozbawiona, pokręciła głową na boki, choć sama wiedziała, jak bardzo irytujące jest to, kiedy ktoś kontrolował to, gdzie jest. To jedna z cen sławy, która była nieodłączna.
—- Och, zatroskane telefony. Skąd ja to tak dobrze znam — powiedziała, wywracając przy tym oczami. Spojrzała na Aylę, która akurat się powoli budziła i przeciągała leniwie w wózku. Poprawiła kocyk, którym była przykryta dziewczynka, po czym spojrzała przed siebie.
—- Podaj mi swój numer, zabiorę Cię na imprezę, poznasz trochę miasto i jakiś ludzi. Obiecuję, że będziemy się dobrze bawić —- powiedziała z łobuzerskim błyskiem w oczach.
O.
Blair Waldorf była wściekła. I zmęczona. I naprawdę nie mogła się już doczekać wyjazdu do Yale na jesieni.
OdpowiedzUsuńCóż, o ile się tam w ogóle dostanie, biorąc pod uwagę to, co odwaliła na rozmowie kwalifikacyjnej — ale to już inna bajka... A zresztą, do czego przydają się dziani rodzice, jeśli nie do załatwiania podobnych tej spraw? To nie jej wina, że w tym czasie przeżywała ciężkie chwile. Zasadniczo to właśnie jej starzy byli winni tej fatalnej sytuacji!
Ale wracając — Blair była wściekła. Głównie na swoją matkę i tego jej obrzydliwego, niskiego krasnala, z którym spotykała się od kilku miesięcy, a który śmierdział potem, nosił obleśne zegarki Cartiera i zawsze klepał ją swoją wielką, spoconą łapą po plecach, gdy z nią rozmawiał. Cyrus, bo tak właśnie miał na imię facet jej matki, właśnie wprowadził się ze swoim synem do ich apartamentu i Blair nie umiała się do tego faktu przyzwyczaić... Jak i do widoku mamy z Cyrusem w samych szlafrokach, karmiących się naleśnikami na śniadaniu o dwunastej. Fuj!
To już przekroczyło jakąś jej wewnętrzną granicę. Zabrała więc matce czarną kartę American Express i jeszcze przed zjedzeniem swojego pierwszego naleśnika wróciła do pokoju, by zarezerwować sobie najbardziej luksusowy hotelowy apartament, jaki udało jej się znaleźć. Potrzebowała wakacji od tego domu wariatów. Zdecydowanie. Dwutygodniowego urlopu, przynajmniej, a potem się zastanowi, co dalej. Może uda jej się namówić ojca, że już jest na tyle dorosła, by móc wynając sama mieszkanie — sama za ich pieniądze, rzecz jasna.
Pierwsze kilka dni utwierdziły ją w przekonaniu, że to był wprost bajeczny pomysł. Sobotę spędziła w łóżku, przeleżała w bieliźnie La Perla cały dzień, zamawiając co jakiś czas kolejne smakołyki przez telefon, jednocześnie racząc się lekturą najnowszych wydań magazynów o modzie i oglądając poprzedni sezon Kardashianek na ogromnym, przynajmniej miliardocalowym telewizorze. W niedzielę skorzystała z uroków hotelowego spa, basenu, masaży, pediciure, manicure... Na poniedziałek po szkole natomiast planowała mają imprezę w hotelowym barze. I zero widoku śmierdzącego krasnala! Żyć, nie umierać!
Niestety, nie udało jej się wynając penthousa, ani innego apartamentu z prawdziwego zdarzenia — te najbardziej luksusowe były już niestety pozajmowane — ale na jej piętrze nie mieściło się aż tak wiele pokoi, niż na tych regularnych niższego standardu. Z niektórymi gośćmi znała się już z widzenia. Na przykład obok niej mieszkał, jak go nazwała, pan Pewien Tajemniczy Azjata, posyłali sobie grzeczne uśmiechy, gdy mijali się na korytarzu. Chłopak zaciekawił ją już pierwszego dnia, bo wyglądał... Cóż, skojarzył jej się z kryminalistą. Cały ubrany na czarno, w czapce z daszkiem, kurtce zapiętej pod brodę, w maseczce, zakryty od stóp do głów. Prawdę mówiąc, odrobinę się go wtedy przestraszyła. Kiedy jednak następnego ranka szli razem w kierunku restauracji, wyglądał już zupełnie inaczej — w koszuli, z idealnie ułożonymi włosami prezentował się jak model z rozkładówki magazynu. I tym sposobem ściągnął na siebie jej zainteresowanie. Musiała wiedzieć, kim on był. A jeśli Blair Waldorf czegoś chciała, musiała to dostać.
Odpowiedzi na jej pytania przyszły bardzo szybko. Już kolejnego dnia po ich spotkaniu w restauracji, dostrzegła grupę rozchichotanych nastolatek, które szły za nim krok w krok, starając się... No właśnie, dobre pytanie. Tylko skończony kretyn nie zorientowałby się, że go śledziły, ale też nie zamierzały do niego bezpośrednio podejść, więc co tak właściwie próbowały zrobić? Przewróciła oczami, przechodząc obok nich na korytarzu, jednak mimowolnie dosłyszała, o czym rozmawiały. "Hyunjin". Hyunjin to, Hyunjin tamto. Nie znała języka koreańskiego, nie wiedziała, jak to powinna zapisać, jednak szybki research po Googlu wystarczył jej, by się dowiedzieć, z kim ma do czynienia. Kim jest jej pan Pewien Tajemniczy Azjata. To H, który od jakiegoś czasu przewijał się w postach plotkary. Koreański artysta, piosenkach z tego głośnego zespołu k-popowego. Ktoś na czasie, ktoś znany, celebryta. Oczy Blair zaświeciły się, gdy wchodziła do pokojowej windy. Nagle poczuła się kimś. Gdy długo przebywasz wśród luksusów, czasem naprawdę udaje ci się w pełni zapomnieć o wartości tego, co cię otacza, a dzięki Hyunjinowi, Blair sobie przypomniała. Spała tuż obok jednego z najgorętszych nazwisk kuluarów, tylko dlatego, że miała fanaberię wynieść się na chwilę od swojej durnej rodziny... Wow!
UsuńBlair nie miała jednak zbyt dużej świadomości o tym, co znaczy być kimś znanym, a w szczególności o tej ciemnej stronie życia na świeczniku. Nie wiedziała, że te fanki, które w głowie określiła mianem przygłupich nastolatek, tak naprawdę nie były wcale tak niewinne i niegroźne, jak mogłoby się wydawać. Dopiero kiedy spotkała je jeszcze kilkukrotnie w różnych sytuacjach doszła do wniosku, że ten młody chłopak miał naprawdę... przesrane. Głównie widziała te dziewczyny w lobby, restauracji i barze, czyli tam, gdzie mieli też dostęp ludzie z zewnątrz, rzadziej na korytarzach, bo do tego potrzebne im były klucze — w tym hotelu na dane piętro można się było dostać tylko wtedy, gdy na nim mieścił się twój pokój, a przynajmniej ci z niższych pięter nie mieli wstępu na te wyższe. Chodziły na Hyunjinem, robiły mu zdjęcia, chichotały, doprowadzały do głupich interakcji. A on był dla nich bardzo miły i grzeczny, bo przecież ryzykował swoją medialną reputacją.
W środę od razu po dodatkowych zajęciach ruszyła do hotelu. Gdy tylko drzwi windy się otworzyły, usłyszała dziewczęce śmiechy i już wiedziała, co to oznaczało. Nie spodziewała się jednak tego, co udało jej się dostrzec — grupa zniknęła w drzwiach pokoju Hyunjina. W jakiś sposób musiały sprawić, że ktoś im dorobił kartę do apartamentu! Zrobiła kilka kroków, zastanawiając się, co powinna zrobić. Co jeśli chłopak jest w środku? Czy tym dziewczynom zależało jedynie na autografie i na zdjęciu, czy raczej Hyunjin leży w tym momencie związany na łóżku... Ach, nie powinna o tym myśleć. Pewnie go tam nie ma. Pewnie jest gdzieś na mieście i...
I nagle ktoś na nią wpadł.
Usuń— Przepraszam — mruknął chłopak, podnosząc wzrok z telefonu na jej oczy.
Blair już miała powiedzieć, że nic się nie stało i zakręcić do swojego pokoju, kiedy dotarło do niej, kto przed nią stał.
— Ty! — Wycelowała palcem w jego stronę. — Ty idziesz ze mną! Szybko, nie ma czasu na wyjaśnienia! — I złapała go za rękaw koszuli, po czym pociągnęła w stronę swojego pokoju, odblokowała dostęp, a potem wpadła do środka. Na koniec obejrzała się za siebie. Chłopak stał w progu, chyba niepewny, co się właśnie stało. — W twoim pokoju jest teraz grupa dziewczyn, które, jak tylko do niego wejdziesz, pewnie rozszarpią cię na strzępy z pożądania. Posłuchaj...
Brodą wskazała w kierunku ściany i zamilkła. Rzeczywiście, można było dosłyszeć przytłumione piski dobiegające z pokoju hotelowego Hyunjina.
— To oferta limitowana, swoją drogą, dobrze płatna — mruknęła złośliwie i uśmiechnęła się, zakładając ręce na piersi. — I drożeje z każdą sekundą twojego zastanawiania się.
Nagle drzwi pokoju obok uchyliły się i na korytarzu rozniósł się dziki pisk którejś z fanek.
[yyymmmm, chyba troszkę mnie poniosło, hihi]
— Eva jest… cóż, jakby to ująć, bardzo zawzięta. Jest pewna siebie, głośna i wybredna, a przy tym niezwykle uprzejma, kochana i ciepła. Tak, jest pełna sprzeczności — powiedziała z uśmiechem, opisując swoją matkę. Kochała Evę całym sercem, ciesząc się, że ma ją przy sobie. Niejednokrotnie słyszała, jak wiele osób zazdrościło jej rodziny, która była ze sobą mimo wszystko. Trzymali się razem, niejednokrotnie stając za sobą murem.
OdpowiedzUsuń— Nie jest taka, jak większość matek od moich znajomych. Zawsze się interesowała mną i moim bratem, Laurentem. Ona i tata nie zrzucili naszego wychowania na niańki, by móc rozwijać swoje kariery, tylko dzielili wspólnie wszystkie rodzicielskie obowiązki, a to tu mało spotykane. Wiesz, rodzi się dziecko i rodziców widzi raz na jakiś czas, oni zarzucają go prezentami, na któreś urodziny wręczają czarna kartę kredytową, a kiedy skończymy liceum, uruchomią wszystkie swoje kontakty, żebyśmy dostali się na najlepsze uczelnie.
Moi znajomi są w ogromnym szoku, że sama zajmuję się Aylą, że nie mam na co dzień niańki do pomocy, mimo, że też mam inne rzeczy na głowie. Wystarczy dobra organizacja dnia i wszystko można zna pogodzić — powiedziała, wzruszając ramionami. Na jego kolejne słowa uśmiechnęła się lekko. Octavia jak nikt inny wiedziała, co to znaczy być pracoholikiem. Sama należała do upartych osób, zawsze musiała mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Wszystko musiało być perfekcyjne, więc nie dziwiła się, że i na nią wołają Perfect O.
— Menadżerowie czasami są okropni, ale dobrze ich mieć. Potrzebne są osoby z głową na karku — odparła. Sama dziękowała, że jakiś czas temu na jej drodze pojawiła się Melisa, która ogarniała praktycznie wszystko w życiu Octavii. Bez niej była jak bez ręki, nie ogarnęłaby tego wszystkiego, szczególnie teraz, z Aylą przy boku.
— Uwierz, czasami warto odpocząć od rodzeństwa — zaśmiała się. Mogła przebywać ze swoim bratem naprawdę długo, ale bywały momenty, że miała Laurenta dość i oboje musieli od siebie odpocząć.
— Ja mam brata bliźniaka, jest modelem. Jak dla mnie, jest do tego stworzony. Ja bym tak nie mogła, choć czasami muszę, bo nie potrafię odmówić mamie. Czasami wkręci mnie w te swoje sesje i pokazy, ignorując moja niechęć do tego. Podoba mi się, jak o nich mówisz. Widać, że naprawdę jesteście ze sobą mocno zżyci — powiedziała, posyłając brunetki uśmiech.
— Serio, serio. Ileż można siedzieć w hotelu i unikać dobrej zabawy? Z tego co kojarzę, w ten weekend jest impreza w Floor 27. Wiesz, klub dla snobów, drogie drinki, masa znanych twarzy m dużo się dzieje, ale obiecuję, że przemycę Cię niezauważone go — podała mu telefon, aby zapisał swój numer, a kiedy Hyunjin już to zrobił, uśmiechnęła się wesoło.
— Nie musisz brać ze sobą tam ochrony, uwierz, będziesz tam chroniony jak nigdzie indziej.
O.
— Jeszcze nie wiem... — Blair przygryzła wargę, a potem zachichotała.
OdpowiedzUsuńChłopak dalej stał w progu otwartych drzwi, choć katastrofa była tak blisko. W każdej chwili przecież któraś z fanek mogła wypaść z pokoju hotelowego Hyunjina i się na niego rzucić, starając się... Cóż, skoro były na tyle popieprzone, by włamać się do jego pokoju, można było je posądzić o naprawdę wszystko, nawet o zrobienie mu krzywdy. Blair nie do końca podobała się sytuacja, w której się znaleźli, choć musiała przyznać, że mała dawka adrenaliny działała na nią zbawiennie — zniknęła na chwilę smętna i wściekła panna Waldorf.
Kolejny pisk dobiegł spod drzwi pokoju Hyunjina, a potem te nagle się otworzyły. Jedna z dziewczyn wyszła na korytarz, krzycząc do swoich znajomych, że "sprawdzi teren", cokolwiek to mogło oznaczać — a prawdopodobnie oznaczało to, czy wokół nie kręci się nikt z zespołu Koreańczyka. Blair nie myślała za długo. Ścisnęła chłopaka za koszulkę, po czym po prostu wciągnęła go w głąb apartamentu, a potem zatrzasnęła drzwi z takim hukiem, że aż sama podskoczyła zlękniona. Jeszcze przez chwilę nasłuchiwała kroków, a potem powoli spojrzała w górę, na Hyunjina. Dopiero wtedy zorientowała się, w jakiej pozycji się znajdowali, jak blisko siebie stali, no i oczywiście z tego, że dalej zaciskała palce na jego koszulce. Spojrzała w jego oczy i na moment zapomniała, gdzie się znajduje.
Blair często wyobrażała sobie, że jej życie to film, a ona była jedną z tych pełnej klasy aktorek w stylu Audrey Hepburn czy Marilyn Monroe. Teraz, gdy zatopiła się w ciemnych tęczówkach chłopaka, wyobraźnia poprowadziła ją daleko, daleko... Cóż, przynajmniej do innego stanu, a konkretniej do Kaliforni. Niemal słyszała, jak fotoreporterzy krzyczą jej imię, a ona odwraca się w ich kierunku, szamocząc z ciężkim materiałem sukienki, a potem posyła im szeroki uśmiech.
Zejdź na ziemię!
Natychmiast zwolniła uścisk., po czym odchrząknęła głośno, robiąc kilka kroków w tył.
— Och, tak, musimy zadzwonić do ochrony — powiedziała.
Zrobiła jeszcze jeden mały kroczek i wpadła tyłkiem na mahoniową szafkę. Uśmiechnęła się zawstydzona, odwracając tyłem od chłopaka. Miała ochotę dać sobie w twarz, bo zachowywała się jak skończona idiotka i kompletna frajerka. Wdech i wydech. Gdy z powrotem na niego spojrzała, na jej twarzy widniała już jej zwyczajowa, pewna siebie mina.
— A może ty zadzwoń do ochrony, a ja je pójdę stamtąd wykurzyć? W końcu jestem gościem, który mógł mieć jakieś podejrzenie...? Mogę być naprawdę okropna — powiedziała z diabelskim uśmiechem w ustach. Wyżycie się na głupich małolatach na pewno zdecydowanie poprawiłoby jej humor. — Ty pewnie nie chcesz sobie zepsuć image'u gwiazdy, ale tak się składa, że do mojego image'u suki to idealnie pasuje.
[tym razem już jestem spokojniejsza!]
Blair przemilczała jego uwagę na temat paskudnych rodzajów fanów, bo tak naprawdę nie miała niczego mądrego na ten temat do powiedzenia. Sama była fanką kilku zespołów i piosenkarzy, i choć często wylewała siódme poty, skacząc pod sceną do swoich ulubionych utworów, sporo dzieliło ją od tych szalonych dziewczyn, które właśnie włamały się do pokoju hotelowego Koreańczyka. Nie wiedziała, jak naprawdę tacy ludzie się zachowują. Liczyła jednak na to, że fanki będą na tyle młode, że widok Waldorf je po prostu onieśmieli, szczególnie w momencie, jak będzie się drzeć na nie wniebogłosy.
OdpowiedzUsuńGdy Hyunjin napomknął coś o zapłacie, uśmiechnęła się delikatnie, bo już jakiś pomysł chodził po tej jej sprytnej głowie, ale postanowiła jeszcze się nie zdradzać — w końcu teraz brunet miałby jeszcze szansę jej odmówić. Nie sądziła jednak, by to, co miała na myśli, było dla niego aż tak ciężkie do zrealizowania.
— Bardzo chętnie — powiedziała, podchodząc do stolika, po czym zabrała kieliszek.
Roześmiała się cicho na myśl o tym, że Hyunjin właśnie poczęstował ją alkoholem, którego znalazł w jej pokoju hotelowym... Wypiła jednak szampana w dwóch łykach, rozkoszując się drapaniem bąbelków w gardło, a potem odstawiła naczynie z lekkim trzaskiem z powrotem blat. Obserwowała, jak brunet siada na jej łóżku z telefonem w ręce i jednocześnie był to dla niej sygnał, by rozpocząć swoje małe przedstawienie. Wypuściła powietrze z ust i wymaszerowała przez drzwi.
Miała szczęście. Okazało się, że dziewczyny, które weszły do pokoju pod nieobecności Hyunjina, były w rzeczywistości całkiem niegroźne, w dodatku miały niespełna czternaście lat. Przestraszyły się nie na żarty, gdy Blair weszła do pokoju — kartę wzięła od Hyunjina — ale poddały się jej instrukcjom bez słowa sprzeciwu. Dziewczyna miała szansę wyrzucić z siebie cały gniew, który skrywała ostatnimi tygodniami. Skonfiskowała też torbę, którą fanki zdążyły zapakować, a którą miały w planach wynieść z apartamentu. Na sam koniec wyrzuciła małolaty za drzwi i pozwoliła im uciec, bo miała pewność, że z hotelu już na pewno nie wyjdą, chyba że do policyjnego samochodu.
Gdy weszła do pokoju, Hyunjin dalej siedział na łóżku.
— Zrobione — powiedziała z zadowoleniem. — Mam też małą niespodziankę. — Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, w której ściskała cztery telefony komórkowe. — Wszystkie twoje sekrety są teraz bezpieczne.
Przechyliła głowę, przyglądając mu się z uśmiechem. Kim był ten chłopak? Czy był taki, jak te wszystkie gwiazdy estradowe... napuszony, z ego tak wielkim, że gdyby spadł z niego na poziom własnych umiejętności, najpewniej by się zabił? A może jeszcze nie zdążył zachłysnąć się sławą, a jego serce było czyste jak łza? Czy był nieuprzejmy, czy może nieufny? Skryty i zimny czy kruchy w środku? W jakiej roli Blair by go obsadziła?
— Jestem Blair — powiedziała po chwili. — Blair Waldorf.
Podeszła kilka kroków, zebrała ze stolika pusty kieliszek i wyciągnęła go w kierunku bruneta. To był jeden z dziwniejszych wieczorów w jej życiu, więc zalanie się było jak najbardziej usprawiedliwione, a Hyunjin przecież nie mógł pić samemu szampana, prawda? Nie wypadało.
— Nie udało mi się jeszcze poznać nikogo w takich okolicznościach. — Uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając na niego z rozbawieniem. — A co do tej zapłaty, o której mówiłam... Wkręć mnie na jakąś imprezę dla VIP'ów. Ale nie dla takich, którzy mają kupę siana i koneksje. Dla ludzi z branży muzycznej. Na imprezę, na którą zostaną się tylko ci, którzy pretendują do Grammy. Na czerwony dywan.
Gdy Hyunjin wyrzucał z siebie kolejne słowa, Blair milczała jak grób, robiąc jedynie słodką, niewinna minkę i maślane oczka. Nauczona przez lata praktyki sztuki manipulacji, wiedziała, że maksyma o milczeniu, które jest złotem, nie była jedynie pustym powiedzonkiem używanym do uciszania dzieciaków. Mnóstwo rzeczy można było załatwić, zamykając jadaczkę.
OdpowiedzUsuńNa przykład wejście na czerwony dywan, jak widać.
— A co ty taki ciekawy? — zapytała, naśladując jego odrobinę naburmuszony ton. Powinna być dla niego bardziej łaskawa, bo w końcu stał się ofiarą napadu trzpiotowatych nastolatek, ale niestety do takich osób — łaskawych — nie należała. Dużo większa przyjemność sprawiało jej bycie złośliwą… chociażby odrobinkę.
Nie mogła jednak ukryć uśmiechu radości, który uparcie wkradał jej się na usta. Pójdzie na ogromna muzyczną imprezę, na czerwony dywan, szczęki jej przyjaciółek opadną z wrażenia i przeturlają się po podłodze, a S…A S zzielenieje z zazdrości!
Odpowiedź na jego pytanie nie była tak naprawdę wielce wyszukana. Blair miała koneksje, pieniądze i rodziców, a suma tego wszystkiego załatwiała jej wejściówkę prawie wszędzie, gdzie tylko chciała, jednak takie wydarzenia były wbrew pozorom zamknięte nawet dla ludzi z elity. Dziewczyna oczywiście mogła dostać się i na Oscary, i na Grammys, siedzieć w pierwszym rzędzie obok gwiazd, ale ona nie chciała tam wejść jako anonimowy gość… Chciała być gwiazdą. Pobawić się w jedną — jak Kopciuszek tylko na jedną noc.
— Dla zabawy — powiedziała zgodnie z prawdą. — Doświadczenia. No powiedz, życie gwiazdy musi być czasami inne od tego, co właśnie się stało. Ekscytujące, ciekawe. — Uśmiechnęła się, opierając policzek o dłoń. — Czy twoje pierwsze rozdanie nagród nie było takie?
Sięgnęła kieliszkiem do ust, jednak zatrzymała się w połowie drogi. Zachichotała trochę łobuzersko, po czym wzniosła kieliszek w górę i kiwnęła powoli głową w stylu wielkiej damy, prostując plecy.
— Chciałabym wznieść toast za Blair Waldorf, przyszłą królową salonów, oraz za Park Hyunjina, który właśnie uniknął bliskiego spotkania z przyszłym asortymentem wariatkowa.
Zdrowie!
[mam włączone powiadomienia pod kartą na maila, a to oznacza, że dostaję kopię każdego jednego komentarza w momencie, w którym coś zostaje pod postem opublikowane — co to za podwójna blogowa tożsamość i rozdwojenie jaźni 👀]
Blair słuchała uważnie opowieści Hyunjina, podpierając się o łóżko na lewej ręce. W prawej dzierżyła dalej kieliszek z szampanem, którego popijała od czasu do czasu, dając jednak chłopakowi się wygadać. Zaśmiała się cicho na uwagę o tym, że prawie zwymiotował z nerwów, ale w sumie było to całkiem zasadne — dla niej to było medialne wydarzenie, rozrywka, niemniej dla niego... Praca. Coś, co decydowało, jakby nie było, o jego być albo nie być w show-biznesie. Nie zgadzała się jednak zupełnie z tym, co powiedział, bo dalej sądziła, że przejście się na czerwonym dywanie wśród innych gwiazd to musiało być coś wspaniałego, a nawet jeśli znalazłby się tylko jeden fotoreporter, który zwróciłby na nią uwagę, byłaby przeszczęśliwa niczym malec w fabryce cukierków.
OdpowiedzUsuńRoześmiała się razem z nim na wzmiankę o śpiewaczce operowej i baletnicy. Wysunęła rękę w przód tak, że opadła na materac bokiem, po czym podparła głowę o dłoń. Zwinęła usta w dziubek, przyglądając się Hyunjinowi, gdy ten mówił, spoglądając dalej w sufit. Zachichotała kolejny raz, kiedy powiedział o jej rychłej przyszłości w Hollywood.
— Na początku chciałabym zauważyć — mruknęła, naśladując swój złośliwy ton, jednak wydźwięk jej słów był już dużo bardziej żartobliwy — że jesteś bardzo... Jakie jest przeciwieństwo słowa "gościnny"? Rozgaszczający się? — Pokręciła głową, udając oburzenie, ale uśmiechnęła się potem delikatnie.
Dopiła resztę szampana, a potem zwinęła usta w cienką linię, zastanawiając się nad jego pytaniem.
— Wiesz, moi rodzice mają kupę forsy. Mam koneksje i władzę, choć nie przepracowałam ani minuty w swoim życiu. — Spojrzała na niego, badając jego reakcję, chyba już z przyzwyczajenia. — Ale z byciem obrzydliwie bogatym to też nie jest do końca tak, jak się wszystkim wydaje... Jak z tymi twoimi rozdaniami nagród, czasem lepiej, jeśli coś pozostaje w sferze wyobraźni, co nie? — Zmarszczyła nosek, jakby nagle poczuła jakiś nieprzyjemny zapach. — W przyszłości nie czekają mnie salony, ale pewnie jakaś cieplutka posada zarządcza w jakiejś wielkiej, dobrze prosperującej firmie. Naszych rodziców nie za bardzo obchodzi, co będziemy studiować, bo ważne jest jedynie to, byśmy się dostali do dobrej uczelni. I to nie tak, że każdy z nas ma miliardy followersów i sypie kasą na prawo i lewo... Podsumowując, nie każdemu z nas jest pisane życie na świeczniku!
Przewróciła oczami. O Blair można było powiedzieć wiele — na przykład to, że jest skończoną suką, zazdrośnicą i zołzą, jeśli chciała nią być — ale wiedziała, jak to jest, gdy się ciężko pracuje na swój sukces. Prawdę mówiąc, Waldorf naprawdę nieźle harowała, by dostać się na wymarzone studia w Yale. Nie dość, że miała najlepsze wyniki w klasie, chodziła na milion zajęć dodatkowych, to jeszcze udzielała się w różnych grupach i co drugi weekend pomagała w domu opieki. Nie robiła tego co prawda z dobroci serca, a raczej dlatego, bo dobrze to wyglądało w papierach, niemniej poświęcała na to swój czas. Nie była typową księżniczką Manhattanu, której wszystko podają na złotej tacy — i właśnie dlatego tak gorąco nienawidziła swojej najbliższej przyjaciółki, Sereny, której zawsze dostawało się najwięcej, mimo że w opinii Blair była najbardziej leniwą osobą na świecie.
— Och, ale ty mnie zapytałeś o to, co bym chciała robić! — powiedziała nagle. Jej pragmatyczny mózg od razu wyfiltrował kwestię marzeń z pytania chłopaka. — To... — Zatrzepotała kilkukrotnie rzęsami, spoglądając w przestrzeń. — Ja chyba... Nigdy się nad tym nie zastanawiałam — mruknęła zdziwiona, wracając spojrzeniem do Hyunjina. — A ty? Gdybyś miał wybór, dalej byłbyś gwiazdą?