Niall Dwight
38 lat / apartament na Upper East Side / prawnik i członek zarządu Constance Billard St. Jude's School
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Ciężko jest strzec prawa, gdy wokół wszystko co człowiecze - gnije.
Niektórzy ludzie nie potrzebują szczęścia, wystarczy im silna ręka i niezłomna wola do osiągnięcia celu. Niektórym nie przeszkadza to, ile zasad trzeba złamać i ile przeszkód pokonać do jego osiągnięcia, bo moralność i etyka zostały dawno wykopane z ich życia. Niektórzy nawet nie zwracają uwagi na to, jaką drogę trzeba obrać do realizacji swoich zamierzeń po prostu idą - po trupach do celu. Niektórzy gotowi są sięgnąć zdecydowanie za daleko, aby osiągnąć to, co sobie upatrzyli.
Są też tacy, którzy muszą się natrudzić, pogłówkować lub prosić o pomoc. Są tacy, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z tego, kto im pomaga, po co i dlaczego i oni właśnie tym bardziej nieświadomi są ceny, jaką przyjdzie im zapłacić za przysługi. Są i naiwni i głupi, ale są też i zdesperowani, ludzie gotowi oddać wszystko co mają, sprzedać się, upodlić, aby osiągnąć to, co konieczne. Znajdą się też tacy, którym wszystko przyjdzie łatwo, albo tacy dostatecznie bystrzy i w czepku urodzeni, by uczciwie zapracować na to, co przynosi im ich własne szczęście. Takich jest mało i takich Niall nie spotkał nigdy, właściwie powątpiewa w ich istnienie. Nie wszyscy, których miał okazję spotkać, są źli, ale na pewno nie są dobrzy. Niektórzy wierzą, że ich działania są szlachetne.
Niektórzy wcale się nie usprawiedliwiają, ale inni potrzebują wylać swoje bóle i wyłuskać z siebie usprawiedliwienie, by dostrzec w cudzych oczach choć namiastkę zrozumienia i przebaczenia. Bo niektórzy nie chcą się zgubić. Chcą się wręcz upewnić, że nadal są ludźmi i nie zgubili własnego człowieczeństwa.
Są i tacy jak on. Tacy, którzy chcą się odciąć. Chcą się odkupić. Nie mają ani szlachetnego, ani paskudnego celu, i nie szukają już żadnego.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Ciężko jest strzec prawa, gdy wokół wszystko co człowiecze - gnije.
Niektórzy ludzie nie potrzebują szczęścia, wystarczy im silna ręka i niezłomna wola do osiągnięcia celu. Niektórym nie przeszkadza to, ile zasad trzeba złamać i ile przeszkód pokonać do jego osiągnięcia, bo moralność i etyka zostały dawno wykopane z ich życia. Niektórzy nawet nie zwracają uwagi na to, jaką drogę trzeba obrać do realizacji swoich zamierzeń po prostu idą - po trupach do celu. Niektórzy gotowi są sięgnąć zdecydowanie za daleko, aby osiągnąć to, co sobie upatrzyli.
Są też tacy, którzy muszą się natrudzić, pogłówkować lub prosić o pomoc. Są tacy, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z tego, kto im pomaga, po co i dlaczego i oni właśnie tym bardziej nieświadomi są ceny, jaką przyjdzie im zapłacić za przysługi. Są i naiwni i głupi, ale są też i zdesperowani, ludzie gotowi oddać wszystko co mają, sprzedać się, upodlić, aby osiągnąć to, co konieczne. Znajdą się też tacy, którym wszystko przyjdzie łatwo, albo tacy dostatecznie bystrzy i w czepku urodzeni, by uczciwie zapracować na to, co przynosi im ich własne szczęście. Takich jest mało i takich Niall nie spotkał nigdy, właściwie powątpiewa w ich istnienie. Nie wszyscy, których miał okazję spotkać, są źli, ale na pewno nie są dobrzy. Niektórzy wierzą, że ich działania są szlachetne.
Niektórzy wcale się nie usprawiedliwiają, ale inni potrzebują wylać swoje bóle i wyłuskać z siebie usprawiedliwienie, by dostrzec w cudzych oczach choć namiastkę zrozumienia i przebaczenia. Bo niektórzy nie chcą się zgubić. Chcą się wręcz upewnić, że nadal są ludźmi i nie zgubili własnego człowieczeństwa.
Są i tacy jak on. Tacy, którzy chcą się odciąć. Chcą się odkupić. Nie mają ani szlachetnego, ani paskudnego celu, i nie szukają już żadnego.
co ma być, to będzie, cześć i czołem :) buzia - Paul Wesley
[Ciekawe co też pan prawnik sobie pije z tej szklaneczki... Jestem pewna, że soczek brzoskwiniowy, co by nie gorszyć pilnych studentów ^^ życzę samych dobrych wątków i czekam na rozpoczęcie :D]
OdpowiedzUsuńAmelka
Ostatnimi czasy mogła narzekać na wszystko i wszystkich, ale nie na swojego brata. Joseph brał jej stronę nawet wtedy, kiedy byli dziećmi. A raczej, kiedy ona była jeszcze dzieckiem, bo Joe doczekał się siostry, kiedy był już całkiem sporym chłopaczkiem. Ale w ostatnich dniach przeszedł samego siebie. Był jej prawdziwą ostoją, wsparciem i nowymi oczami. Był przy niej tak bardzo, że w końcu musiała się postawić i powiedzieć „dość”. Mężczyzna miał przecież swoje życie, nie mógł cały czas niańczyć i chronić swojej młodszej siostry.
OdpowiedzUsuńMusiała więc pokazać bratu, że doskonale radzi sobie sama. Co było totalnym kłamstwem. Nigdy nie czuła się bardziej bezbronna jak po wypadku. Może w czterech ścianach radziła już sobie całkiem nieźle (pod warunkiem, że jej matka nie przestawiała krzeseł w mieszkaniu, kiedy odwiedzała córkę), ale wszelkie inne czynności totalnie ją przerastały. Była jednak ostatnio mistrzem w oszukiwaniu również samej siebie, więc co szkodziło oszukiwać również brata? Wręcz kazała mu zabrać narzeczoną na weekend, zarzekając się, że zablokuje jego numer, by nie mógł dzwonić do niej co pięć minut z pytaniem jak się ma.
Nie zamierzała mu opowiadać jak dostała się do restauracji, bo sama chciałaby o tym szybko zapomnieć. Może dlatego siedziała tutaj kolejną godzinę odwlekając moment, kiedy będzie musiała się jakoś dostać do swojego mieszkania. Ale powoli obmyśliła strategię… Po prostu poprosi kelnerkę, która od czasu do czasu pytała ją czy coś jeszcze podać, żeby zadzwoniła po taksówkę, a potem z jej pomocą wsiądzie do samochodu. Miała w torebce gaz pieprzowy, na wypadek gdyby kierowcy zachciało się wykorzystać niewidomą… A będąc pod swoim adresem już bez problemu trafi do windy. Świetny plan!
Spięła si mimowolnie słysząc, że ktoś stanął przy jej stoliku. Zaraz jednak cała nerwowość zniknęła, kiedy rozpoznała głos. Był to głos, który doskonale pamiętała. Tak samo jak dłoń, którą wtedy przez kilkanaście długich minut ściskała przerażona, że umiera.
- Zdaje się, że to moja wina… Wysłałam go z Mary do spa. Tylko wcześniej chciałam zabrać mu telefon i zdaje się, że wrzuciłam go do muszli klozetowej… Mógł zapomnieć o waszym spotkaniu – przyznała się czując lekkie zażenowanie na samo wspomnienie.
Amelia
[Cześć!
OdpowiedzUsuńKojarzę Twój nick z NYCa, ale chyba nigdy nie miałyśmy okazji pisać, jako że (znowu chyba) w pewnym momencie i Ty, i ja miałyśmy postacie damskie, a u mnie wątki damsko-damskie idą bardzo, bardzo średnio.
Ale, ale – Niall jest naprawdę ciekawą kreacją. Wydaje się dość tajemniczy, a jednocześnie tak bliski temu, co się zwyczajnie zna, więc ten kontrast jest przyciągający. Jestem też pewna, że w wątkach będzie można doświadczyć tego jeszcze lepiej. :D
Od siebie życzę dużo, dużo weny i samych udanych wątków, a gdybyś chciała coś razem napaskudzić, to zapraszam do mojej Nell. Może uda się coś wykombinować!]
Berinella Sinclair
Tym bardziej dobrze zrobiła pozbywają się brata na kilka dni. Jeśli ostatnio nawet wśród znajomych panował tylko jeden temat, w którym grała główną rolę, musiała zmienić to czym prędzej. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, a już szczególnie nie w momencie, kiedy ta uwaga skupiona była z litości.
OdpowiedzUsuńLudzie reagowali w dwojaki sposób. Pierwszy, kiedy patrzyli na nią właśnie ze współczuciem, był całkiem normalną reakcją, chociaż Amelia nie mogła już tego znieść. Drugi był subtelniejszy, ale młoda kobieta potrafiła go wyczuć, kiedy to ludzie myśleli sobie, jak dobrze, że mnie to nie spotkało. I w tym też nie było nic złego.
- Mam się wspaniale. Wyszłam nawet do ludzi. Możesz przekazać kiedyś Josephowi, mnie i tak nie uwierzy – stwierdziła unosząc kąciki ust. Domyślała się, że rozmowa z nią nie była zbyt komfortowa. Sama nie wiedziała, gdzie ma skierować wzrok, żeby wyglądało to najbardziej naturalnie. Dlatego zwykle jej głowa skierowana była do dołu, jakby wpatrywała się w swoje dłonie.
- Siadaj jak masz ochotę. Ja już jadłam, ale mogę ci potowarzyszyć. Nie martw się, nie będę się przyglądać jak jesz – dodała żartobliwie przesuwając dłoń po stole dopóki nie natrafiła na filiżankę z zimną już herbatą.
Dzięki temu, że udawało jej się przenieść swoją sytuację na żart, jeszcze nie zwariowała. Chociaż najchętniej zamykałaby się w sypialni i spędzała tam ciche, długie godziny – wiedziała, że nie jest to najlepsze rozwiązanie.
Nie znała za bardzo przyjaciół swojego brata. Zwykle nie chciał zabierać na imprezy swojej upierdliwej, małej siostry... Wiedziała jednak, że jeśli do kogoś Joe miałby zadzwonić po pomoc w zakopaniu zwłok, to na pewno Niall byłby jednym z pierwszych na liście.
Amelia
[Cześć!:)
OdpowiedzUsuńJa co prawda się urlopuję, bo moja wena postanowiła polecieć na Bahamy, ale chciałam przyjść i się przywitać. :D No i skoro pojawił się pewien Salvatore, to drugi musiał się i powiedzieć dobry wieczór. :D Szczególnie, że to chyba pierwszy raz jak widzę męską postać spod Twojego pióra i muszę przyznać, że naprawdę fajny jest ten Niall. :D
Mam nadzieję, że będziesz się z nim dobrze bawić i napiszesz same fajne wątki! ^^]
Priscilla Marigold & Gabriel Salvatore
Spotted: For over a century I've lived in secret... Nie uwierzycie, ostatnio przez przypadek pomyliłam sale i zamiast na auli, na której zazwyczaj odbywają się próby szkolnego teatru, znalazłam się w samym środku posiedzenia zarządu! Całe szczęście, nikt mnie nie zobaczył... ale za to jakie ja miałam widoki! A mówię tu dokładnie o pewnym, słodkim N, który chyba nie byłby aż tak zadowolony z mojego nastoletniego zachwytu... Chociaż, gdybym już musiała Wam powtórzyć, co udało mi się posłyszeć, nie byłabym tego taka pewna! No cóż mogę z Tobą zrobić, N? Możesz być pewien, że będę Cię mieć na oku!
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Wyszła z założenia, że mężczyzna był na tyle duży, że jeśli nie chciałby jej towarzystw, to nie siadałby jednak przy jej stoliku. Wystarczyło powiedzieć wprost, ładnie się pożegnać i tyle się widzieli. Czy tam słyszeli. Amelia przecież nie miałaby nic przeciwko. Skoro jednak zgodził się do niej dosiąść to może faktycznie nie lubił jeść sam. Nie potrafiła stwierdzić czy mówił prawdę czy próbował po prostu być miły. Skoro umówił się tutaj z jej bratem to może wystarczy mu sam fakt, że miała na nazwisko Harrison.
OdpowiedzUsuń- Herbata to dobry pomysł – odparła, wybierając gorący napój, który będzie smakował lepiej niż ten zimny i odstany.
- Często tu przychodzisz? Muszę przyznać, że jeśli miałabym wybrać miejsce na męskie spotkanie to chyba nie byłaby to taka włoska restauracja. Wiesz, tutaj ludzie przychodzą zrobić zdjęcie talerza i wrzucić na instagram. Jakoś nie mogę sobie was wyobrazić w tej roli.
Zaśmiała się lekko. Oczywiście na pewno znaleźli by się ludzie, którzy przychodzili tutaj po prostu zjeść, chociażby ona sama. Ale nawet dzisiaj, nie mając za wiele do roboty, słyszała młode licealistki i ich telefony. Od dawna podejrzewała, że jest z nią coś nie tak, bo jakoś nie czuła tego światowego, internetowego życia.
- Mają dzisiaj świetne carpaccio – dodała jeszcze, gdyby mężczyzna miał problem z wyborem dania wśród całej masy przepysznych obiadów. Amelia lubiła smakować. Na szczęście nie miała problemów z wagą, chociaż od kiedy mniej się rusza to chyba powinna skupić się na tym, ile jadła. Wcześniej jednak nie liczyła kalorii i nie katowała się jedzeniem sałaty jak inne młode, nowojorskie dziewczyny. Może naprawdę została podrzucona przez jakiegoś ufoludka z innej planety?
Amelia
[Właśnie tak, szansa jest, więc można spróbować. :D
OdpowiedzUsuńI jasne, Niall mógłby być powiązany z jej rodziną i wcześniej mieć u jej ojca staż, co daje nam podwaliny pod to, aby się znali. Nell jest w Nowym Jorku co prawda od nie dawna, więc mogłybyśmy zacząć od tego, że dziewczyna chce się widzieć ze swoim starym znajomym, którego kiedyś męczyła wierszami? Przyozdabianie dokumentów ołówkiem cytatami z wierszy to coś, co Nell byłaby w stanie zrobić. xD
I właśnie wąteczek zacząć od tego, że nasze dzieciaki spotykają się np. w pracy Nialla? Bernie mogłaby przyjść ot tak.]
Berinella Sinclair
[ Ależ przystojny ten pan prawnik! Podejrzewam, że klientki to na początku długo się na niego gapią a dopiero później wyjaśniają w czym jest problem 😂 jeśli chcecie, chodźcie do nas na wątek, bo trochę te nasze postaćki łącza rzeczy 😁]
OdpowiedzUsuńOctavia
[ Też pomyślałam, że może Niall pobierały praktyki u ojca Octavii, kiedy jeszcze się uczył, albo na samym początku pracował właśnie u Blancharda? Ja mógłby pamiętać jako małą dziewczynkę, która plątała się w kancelarii między nogami itp, a teraz to już dorosła babeczka jest. Chociaż, pomysł z zatrzaśnięciem się w windzie też jest dobry 😂]
OdpowiedzUsuńOctavia
Uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy mężczyzna skorzystał z jej polecenia na przystawkę. Chociaż każdy miał swój gust i swoje smaki to jednak kobieta była przekonana, że nie będzie żałował. Nawet jeśli nie do końca wiedziała czy akurat to danie będzie współgrało z winem, które wybrał. Nie znała się na winach, co było wręcz śmieszne, bo sama pomagała w tworzeniu tegoż trunku. Chociaż była niezastąpiona w pracy z rośliną. Późniejszym procesem zajmowali się inni. Mądrzejsi.
OdpowiedzUsuń- Wystarczy herbata, dziękuję – odparła kierując uśmiech w stronę kelnerki, a raczej jej głosu.
- Ja chciałam zanieść wypowiedzenie do Sotheby’s. A że znam tę restaurację i bardzo ją lubię to postanowiłam tutaj świętować fakt, że szef wrzucił to wypowiedzenie do kosza – uśmiechnęła się lekko. Chciała oszczędzić pracodawcy problemu. Co zrobić z osobą, która nie może robić tego co do tej pory, bo w sztuce jednak wzrok się przydaje i poszła sama zrezygnować. Usłyszała jednak, że poczekają. Tyle, ile będzie trzeba. Bo chociaż ona sama zaczęła wątpić, to inni całkowicie wierzyli w jej pełne wyzdrowienie. – No i zdecydowanie nie wrzucam zdjęć na instagrama – dodała śmiejąc się.
Ostatecznie mogłaby to jedzenie namalować, ale też znacznie później, w swojej pracowni. Nie mówiła oczywiście, że było coś złego w znacznym dzieleniu się swoją prywatnością ze światem. Po prostu… to nie było w jej stylu i już. I cieszyła się, że nie było w stylu znajomych jej brata. Bo była pewna, że Niall nie fotografuje posiłków przez zjedzeniem. Była absolutnie pewna. Kobieca intuicja, ot co.
- Ale nie krępuj się. Ragù na pewno zasługuje na kilkanaście lajków – dodała jeszcze.
Amelia
[Kiedyś zapadnę się pod ziemię pod Waszymi miłymi słówkami na temat mojego stylu i będziecie mnie odkopywać. A najśmieszniejsze jest chyba to, że akurat karta Pumpkin należy do tych, które pisałam najkrócej i, w których nadal mi coś nie pasuje.
OdpowiedzUsuńPrzejdźmy jednak do opisu Nialla (którego imię kojarzy mi się nierozerwalnie z Nalą z ,,Króla Lwa"), bo muszę przyznać, że im więcej razy się w niego zagłębiam, tym bardziej ambiwalentny stosunek do naszego gatunku zaczynam odczuwać. Chyba najwyższy czas przestać, bo jeszcze stracę te resztki wiary w ludzkość, które mi pozostały. Oczywiście żartuję, przecież pozostawiłaś nam trochę nadziei na znalezienie kilku dobrych duszyczek pośród diabełków.
A takiego diabełka właśnie Ci podsuwam, bo zaproszeniu do wspólnego wątku jak w zdecydowanej większości przypadków nie potrafię się oprzeć. Nie wiem co prawda czy Dwight będzie zadowolony mając za klientkę osóbkę uparcie powtarzającą (w bardzo niecenzuralnych słowach), że ma się od niej odczepić. Pomyślałam sobie jednak, że po tym, gdy Heidi po raz kolejny została zatrzymana pod zarzutem handlu dragami do jego gabinetu zgłosił się sam dyrektor cyrku, w którym dawniej pracowała, prosząc go, by nie tylko wyciągnął dziewczynę z aresztu, ale także spróbował przemówić jej do rozsądku.
Co Ty na to ?]
M.in. Heidi
[Cześć! Przepraszam za późną odpowiedź, ale porwał mnie długi weekend :) Dziękuję Ci za każde ciepłe słowo i cieszę się, że udało mi się osiągnąć mój zamysł.
OdpowiedzUsuńNiall jest bardzo intrygujący - karta nie mówi zbyt wiele, ale tym bardziej człowiek chciałby uchylić rąbka tajemnicy. Mam nadzieję, że zaprzyjaźnisz się z nim i że eksperyment wypali, bo zapowiada się fenomenalnie!
I ja wątku nie odpuszczę, także zapraszam do nas. Możemy się spiknąć mailowo, albo pod kartami - "biere" jak leci :)]
Jane
[Najpierw zobaczyłam wizerunek, później że to Ty Sol i wszystko stało się jasne, czyli jak zwykle piękna karta, współgrający całokształt oraz świetny tekst w karcie, jak to z Twoim warsztatem bywa, pochłonęłam treść szybciutko i aż chce się odkryć na temat tego pana więcej i więcej. Życzę dużo weny I samych wciągających wątków ❤]
OdpowiedzUsuńEthan W.
Czasami czuła na sobie wzrok innych ludzi, kiedy przypatrywali się jej i czuli się niezręcznie. Ważyli każde słowo, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. A może tylko jej się wydawało? Kiedy traci się jeden ze zmysłów, inne wyostrzają się maksymalnie – teraz mogła to stuprocentowo potwierdzić. Słyszała bulgotanie w rurach, a przecież miała mieszkanie w nowoczesnym miejscu.
OdpowiedzUsuńWiedziała też, kiedy ludziom robi się głupio jeśli powiedzą coś nie tak. Padała wtedy taka niezręczna ciszą, którą starała się zatuszować jakimś lekkim zdaniem. Przecież nie chciała, żeby ludzie tak bardzo ważyli swoje słowa, kiedy są w jej towarzystwie. Chciała być traktowana normalnie. Dlatego lubiła spędzać czas z braćmi. Byli nadopiekuńczy, to prawda. Ale jednocześnie dawali jej znać, że wszystko jest po staremu. Zwracali uwagę na drogę, po której szła. W przeciwieństwie do matki czy kilku znajomych, które ciągnęły ją nieprzyjemnie za ramię albo nie ostrzegały o dziurach w chodniku. Tak, była ostatnio posiadaczką kilka całkiem pokaźnych siniaków.
- Nie mam planów – przyznała wprost. – Jak na razie jestem na zwolnieniu. Ale coś się pewnie w najbliższym czasie wyklaruje. Nawet przyjemnie tak przez chwilę nic nie robić. Chociaż na dłużej sobie tego nie wyobrażam – odparła obejmując nową filiżankę dłońmi. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele.
Wiedziała, że jeśli sytuacja się nie zmieni to będzie musiała jednak to wypowiedzenie zanieść. Nie bardzo będą mieli z niej pożytek, a nie chciała, żeby musieli podejmować jakieś trudne decyzje. Trzeba było przynosić zyski, a z Amelki zysków jak na razie nie mają. Tylko czym się w ostateczności zajmie?
- A co ciekawego w twojej pracy? Jakieś ciekawe walki? – zapytała wiedząc, że akurat Niall to chyba nie mógł narzekać na nudę. Na prywatnych uczelniach to zawsze znajdą się jakieś afery i ludzie, którzy bez nich żyć nie mogą.
Amelia
[ hej, hej! Wątek jak najbardziej aktualny, po prostu ostatnio usunęła mi się połowa odpisu i tworzę odpis w sumie od nowa, ale dzisiaj go dostaniesz ❤️]
OdpowiedzUsuńOctavia
Zaśmiała się mimowolnie słysząc opinię mężczyzny o jej wychowaniu. Cóż, była najmłodszą i jedyną córką w rodzinie, mając starszych braci i rodziców, którzy nie widzieli zbyt dużo poza pieniędzmi. Fakt faktem, nie chodziła naćpana czy pijana, ale robiła inne ciekawe rzeczy.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem co masz na myśli mówiąc o problemach wychowawczych… Raz ukradłam motor nauczyciela muzyki, kiedy wyśmiał moją kompozycję po śmierci Tulipanka… To była prawdziwa oda dla króliczka… Wszystko byłoby okej, gdybym nie miała wtedy dziesięciu lat i nie rozwaliła tego sprzętu jeszcze na podwórku nauczyciela – stwierdziła rozbawiona. – Zostałam zawieszona na dwa tygodnie, wyobrażasz sobie? Ojciec przez miesiąc chodził wściekły. Ale tylko dlatego, że jak twierdzi „tyle kasy wywalam na tą szkołę, a oni zawieszają moją córeczkę za taką głupotę”… - opowiedziała zmieniając pod koniec ton głosu, starając się naśladować swojego tatę.
Cóż, miała jeszcze kilka takich historii w rękawie. Była jednak pewna, że mężczyzna zajmował się nieco poważniejszymi wypadkami i aż żałowała, że nie mógł się nimi podzielić głośno. Całkowicie to jednak rozumiała.
- Zajmowałam się zapleczem – odparła używając jednak czasu przeszłego, jakby pogodziła się z faktem, że nie będzie już tam pracować – Fotografowałam obiekty, które były przeznaczane na aukcje, pilnowałam czy były w komplecie wszystkie ekspertyzy i dokumenty, zakładałam katalogi i pilnowałam im wydruków. Pomagałam trochę w promocji – wzruszyła lekko ramionami. Tak naprawdę zawsze było coś do zrobienia i nie trzymała się ściśle wytyczonego zadania. Właśnie dlatego podobała jej się ta praca. Każdy dzień był inny. Nie musiała siedzieć osiem godzin przed komputerem wklepując tylko jakieś dane.
Jednocześnie była blisko przedmiotów artystycznych. Kochała sztukę i jej różne formy. Prawdopodobnie za tym tęskniła najbardziej. Brakowało jej pędzla w dłoni. Wszystko inne dużo łatwiej oddać.
Amelka
[Cześć! Wydaje mi się, że oksymorony tak czy siak często najtrafniej opisują pewne rzeczy… niby przeciwstawne, a jednak niezupełnie się wykluczające. :D W każdym razie cieszę się, że Ava przypadła Ci do gustu – chęć na wątek jak najbardziej mam, więc możemy nad czymś pomyśleć. :)]
OdpowiedzUsuńAva Norwood
Upper East Side było jej domem od kiedy skońćzyła dziesięć lat. To wtedy na dobre wraz z rodziną przeprowadziła się z Europy do Stanów, i to wtedy tak bardzo czuła się nie na miejscu. octavia nigdy nie przepadała za Nowym Jorkiem. Był zbyt hałaśliwy i tłoczny. Uważała, że nie ma duszy, jest zbyt nowoczesny i pędzący przed siebie. Paryż za to miał duszę. Był kolebką artystów, których spotykało się na każdym kroku. Był pełen uniesień, jęków i wyznań miłości. Pełen różnorodności. Tęsknotę zagłuszała prawie każdymi wakacjami w Paryżu, chłonęła to miasto całą sobą, by później powrócić do Nowego Jorku nieco spokojniejsza, niż zazwyczaj.
OdpowiedzUsuńPiąta Aleja dawała jej wszystko, czego tylko pragnęła. Mogła pochwalić się sporym apartamentem, który podarowali jej rodzice. Zdecydowanie chciała zacząć życie na własną rękę, a państwo Blanchard nigdy nie mieli w zwyczaju ograniczać swoich dzieci. Octavia Blanchard wiodła więc spokojne życie wśród nowojorczyków, nieco odznaczając się na ich tle. Jak na swój wiek dość mocno stąpała po ziemi, choć niejednokrotnie pozwalała sobie zaszaleć. Teraz jednak musiała przystopować i skupić się na czymś zupełnie innym. Jej życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, stając do góry nogami. I choć starała się to wszystko ogarnąć najlepiej jak potrafiła, tak czasami miała wrażenie, że to wszystko dzieje się zbyt szybko.
Budzik zadzwonił tego dnia zbyt późno. Kawa nie smakowała tak jak zawsze i wszystko było w ogóle nie tak jak trzeba. Pospiesznie rozczesała włosy, w międzyczasie z całych sił szorując szczoteczką zęby. Cienie pod oczami mówiły, jak bardzo ostatnio nie potrafi się wyspać, zarywając noce. Studia były chwilami zbyt wymagające, a Octavia mimo wszystko jak zawsze chciała być najlepsza. Przecież miała podstawy takie, o jakich marzyłnie jeden student z jej roku. Nazwisko ojca znaczyło w Nowym Jorku wiele. Każdy wiedział, jak dużo potrafi zdziałać Jaques Blanchard i niejednokrotnie potafił wygrać sprawy z początku wyglądające na beznadziejne.
Przeklnęła po francusku pod nosem, chwytając w pośpiechu wszystkie potrzebne rzeczy. Torba z laptopem, niewielki, skórzany plecak, gdzie był portfel, telefon i inne przydatne rzeczy. Znalazła się nawet teczka z papierami do kancelarii ojca, która jak na złość ukryła się pod wypranymi rzeczami, które aż prosiły się o poskładanie. Wsunęła na nogi wygodne buty, w locie wręcz też chwytając szpilki w dłonie, po czym wybiegła z domu, szybko zamykając drzwi. Widząc zasuwające się drzwi windy ruszyła biegiem w ich stronę, niebezpiecznie wkładając rękę między nie, ale poskutkowało to tym, że metalowe drzwi ponownie się odsunęły, a Octavia weszła do środka.
Posłała delikatny uśmiech mężczyźnie, który niespiesznie oderwał spojrzenie od ekranu telefonu.
— Dzień dobry — odpowiedziała równie grzecznie, opierając się plecami o chłodną ścianę windy. Rzuciła okiem na które piętro jadą. Dziękowała w duchu, że i sąsiad jechał na szczęście na parking. Czas jej uciekał, a to nie przyprawiało Octavii o dobry humor.
Octavia
O tak, była córeczką tatusia. Czy teraz również? Od momentu, kiedy powiedziała kategoryczne „nie” na przejęcie jego firmy, zapewne przestała nią być. Wielogodzinne kłótnie, obrażanie się, na pewno nie pomagało w utrzymywaniu miłej i zdrowej relacji. Nie mogłaby powiedzieć, że przestali utrzymywać ze sobą kontakt, ale na pewno nie mieli tyle ze sobą wspólnego, co wcześniej. Jej urodziny musiały być zaskoczeniem i niespodzianką, szczególnie po dwóch synach. Może dlatego była oczkiem w głowie tatusia, kiedy jeszcze lubiła popylać w różowych sukieneczkach. Ten stan jednak diametralnie się zmienił, odkąd Amelia postanowiła mieć swoje własne zdanie. A to własne zdanie nie zawsze współgrało ze zdaniem pana Harrisona.
OdpowiedzUsuń- Ojej, zdążyłam o tym trochę zapomnieć – wyznała słysząc o jubileuszu. Ojciec zaprosił chyba wszystkich świętych z Nowego Jorku. Była ostatnią osobą, która lubiła tego typy imprezy. – Jak się nie pojawię to chyba rzuciłby na mnie jakąś klątwę – odparła. Obecność była obowiązkowa, o czym zdążyła już kilka raz usłyszeć.
Pozytywem było to, że nie ona jedna będzie musiała tam być. Zawsze mogła liczyć na wsparcie braci, którzy również znaleźliby sobie lepsze zajęcia niż przemieszczanie się po ogromnej sali bankietowej z kieliszkiem szampana w dłoni. O, na jej korzyść przemawiał również fakt, że nie musiała czytać żadnej przemowy, jak czasami się zdarzało na imprezach charytatywnych. Przemawianie przed tłumem bogatych ludzi…. Nie. Stanowczo i nieodwołalnie.
- Jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić. Powinieneś wpaść, nie zastanawiaj się – dodała rozbawiona, co jasno miało oznaczać „uciekaj, póki jeszcze możesz”. Była pewna, że dostał zaproszenie od jej ojca ze względu na swoją posadę i fakt, że kumplował się z Josephem.
Amelka
Jej sytuacji nie polepszał fakt, że miała o kilka lat starszych braci i była jedyną córką Harrisona. Nie miała lekko. Każda jej znajoma była dokładnie prześwietlana, a o znajomych to już nawet nie wspominała. Może dlatego obudził się w niej wyłącznik „moje życie – moja sprawa”, co skończyło się niestety jak się skończyło. Amelia pomimo swoich dwudziestu czterech lat odczuła prawdopodobnie więcej niż kilkanaście osób razem wziętych. A utrata wzroku to jednak był jej najmniejszy problem, chociaż najbardziej czasochłonny. W każdym bądź razie, kłótnie z rodzicami nie robiły na niej największego wrażenia, chociaż jako jedyna z trójki rodzeństwo, prawdopodobnie najgorzej się czuła po każdej wymianie ostrzejszych zdań. William i Joe mieli po prostu wywalone.
OdpowiedzUsuń- Co powiesz na przylepianie karteczek na plecy bogatych inwestorów? – zapytała mimowolnie, jakby obudził się w niej duch małej dziewczynki. Och, ależ byłoby zabawnie wyskoczyć z czymś takim! Ojciec prawdopodobnie dostałby zawału, ale na Sali byłby William, więc może nic poważnego by się nie stało? – Tommy Jonson z karteczką „Jaki jest najlepszy hamulec świata? - Kobieca dłoń. Raz chwyci i już stoi” – dodała, mając na myśli oczywiście prezesa wielkiej firmy, o którym ostatnio rozpisywały się brukowce.
- O Boże, przepraszam – zasłoniła dłońmi usta próbując powstrzymać śmiech. – Nie jestem złośliwa. Powiedz, że nie jestem złośliwa – dodała nadal starając się powstrzymać głośny wybuch śmiechu. Próbowała chichotać, żeby nie zwracać na siebie uwagi innych klientów.
Jeszcze się śmiała, kiedy jeden z klientów wstał gwałtownie ze swojego miejsca i wpadł na kelnerkę niosącą kilka zamówień. Tego oczywiście Amelka nie była w stanie zobaczyć. Usłyszała tylko prawdziwą bombę w postaci tłuczonego szkła i krzyków, co podniosło jej ciśnienie zapewne o trzysta. Zacisnęła mimowolnie dłonie na obrusie. W takich sytuacjach brak wzroku jednak nie pomagał. Nawet nie próbowała rozglądać się wokół, bo wiedziała, że to nic nie da. Mogła liczyć tylko na fakt, że nie zaczęli brać udziału w jakimś napadzie i zaraz wróci z powrotem bezpieczna do domu, z którego nigdy już więcej nie wyjdzie.
Amelia
Spokojnie. Jak często słyszała to słowo przez ostatnie kilka tygodni? Cóż, nie potrafiłaby na pewno zliczyć. Ludzie nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że samo powiedzenie „spokojnie” niewiele zmieniało. Czasami nawet przynosiło wręcz odwrotny skutek.
OdpowiedzUsuńKiedy wokół słyszało się podniesione głosy i jakieś dziwne brzęki, a nie widziało się niestety co jest źródłem zamieszania, wyobraźnia naprawdę podpowiadała niesłychane rzeczy. A już na pewno wyobraźnia artystki, która żyła swoim życiem. Wyobraźnia, nie sama artystka.
Amelia naprawdę starała się uspokoić. I miała nadzieję, że jej twarz nie zdradzała zbyt wielkiego przerażenia. Starała się opuścić ramiona w geście rozluźnienia, by nie było widać jej sztywnego i napiętego ciała, gotowego do ucieczki. Czuła jak mocno i szybko bije jej serce, ale tego chyba drugi człowiek nie mógłby dostrzec gołym okiem? Wzięła kilka głębokich oddechów, kiedy Niall opowiedział jej, co stało się kilka stolików dalej. Faktycznie nie było się czym przejmować. Chyba żadna ze stron (ani kelnerka, ani klient), nie wyciągnie nagle strzelby i nie zacznie strzelać, prawda?
- Dobrze, że nie oberwał krewetkami. Krewetki we włosach wyglądają niesmacznie – odparła cicho, starając si wrócić do swojego dawnego humoru. Nie chciała jednak psuć mężczyźnie dnia, więc zdecydowała się opuścić restaurację i zaszyć się na nowo w swoim mieszkaniu.
- Mógłbyś… mógłbyś zadzwonić po taksówkę? Będę już chyba wracać – dodała po chwili decydując się na poproszenie o pomoc Nialla zamiast kelnerki.
Amelia
[Cześć! Dziękuję za powitanie! Ciebie również miło tutaj widzieć. Oj to prawda, trochę jej dowaliłam 🙈 Co powiesz na wątek? Tyle razy grałyśmy na jednych blogach, ale z tego co pamietam nie było nam po drodze do wspólnego wątkowania. Lojalnie jednak uprzedzam, że mam ośmiomiesięcznego bobasa i raz udaje mi się codziennie przysiąść do odpisów, a innym razem udaje mi się raz na tydzień czy dwa tygodnie. Jak to Ci nie przeszkadza to ustalmy coś!]
OdpowiedzUsuńMinnie
[Cześć!
OdpowiedzUsuńW przypadku Noor nigdy nic nie wiadomo, zawsze wydaje się wiedzieć i widzieć więcej, ale jak to jest naprawdę… ? :D
Brat bliźniak Noor też pojawi się na blogu, przynajmmiej taki mam w tej chwili plan, więc będą mogli siać postrach we dwoje. Zawsze marzyło mi się bliźniacze rodzeństwo…
Pięknie dziękuję za powitanie! :)]
Noor Wilmar
Często chodziła na długie spacery, rozmyślając przy tym o swoim życiu. Czasami zastanawiała się nad tym czy w poprzednim wcieleniu popełniła jakąś straszną rzecz, że została skazana na takie, a nie inne dorastanie? Może była mordercą? Wiedziała, że teoretycznie powinna skończyć wówczas jako robak, ale… Hej, czasami właśnie dokładnie tak się czuła. Jakby była łatwym do zgnieciona robalem.
OdpowiedzUsuńOkolica w której mieszkała nie należała do najlepszych, jednak nie była tak zła jak ta, w której się wychowywała. Mimo wszystko na późne spacery pierw dojeżdżała metrem, łudząc się, że w dobrych dzielnicach nie może spotkać jej nic złego. Los zamierzał dzisiejszego wieczoru niezłe z niej zadrwić. Na ten moment nic jednak nie wskazywało na to, aby miało grozić jej jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Po drodze zajrzała nawet do jednego z tych sklepów czynnych całą dobę. Miała całkiem dobry humor i z tej okazji zamierzała umilić sobie odrobinę te smętne życie, pozwalając samej sobie na zakup ulubionej czekolady, która otworzyła zaraz po wyjściu ze sklepu i zaczęła jeść jak batonik. Idąc dalej przed siebie bez żadnego konkretnego celu, musiała po prostu oczyścić głowę, postarać się pozbyć wszystkich myśli, które natrętnie ją nawiedzały. Kurczowe trzymanie się rodziny sprawiało, że miała kłopoty w pracy, a przecież na jej utratę nie mogła sobie pozwolić! Zamyślona skręciła w odrobinę mniej uczęszczaną ulicę, całkowicie nie zdając sobie sprawy, w którym momencie ktoś zaczął iść za nią. Ocknęła się z rozmyślań, powoli rozglądając się po mijanych budynkach. Chciała ponownie zahaczyć o jakiś sklep, przeczekać w nim i ruszyć do głównej ulicy, której początkowo się trzymała. Pech chciał, że na horyzoncie widziała jedynie restauracje i chociaż mogłaby wejść do jednej z nich, było jej zwyczajnie głupio pokręcić się i wyjść. Na zostanie i zamówienie czegoś nie mogła sobie pozwolić. Dlatego zdecydowała odwrócić głowę, upewniwszy się, że faktycznie ktoś za nią idzie, a kiedy to zrobiła, przyspieszyła kroku. Sporej postury dwóch chłopaków albo mężczyzn (ciężko było jej ocenić ich wiek) również przyspieszyło kroku. Spanikowana skręciła w kolejną ulicę i pospiesznie przeszła przez jezdnie, nie zauważając nadjeżdżającego samochodu, co dwoje typków wykorzystało.
— Na boga, dziewczyno, uważaj — powiedział jeden z nich, łapiąc ją za ramię i ciągnąć w tył.
— Jeszcze stanie ci się krzywda — rzucił rozbawiony drugi z nich. Wyglądali na chłopaków w mniej więcej jej wieku.
— D-dzięki — powiedziała, spoglądając znacząco na dłoń tego, który wciąż ją trzymał. Jakby spojrzeniem chciała sprawić, aby cofnął swoją rękę.
— Trochę strach puszczać cię samą — bardziej wygadany był ten, który jej nie trzymał. Miał na głowie kaptur bluzy spod którego wystawały ciemne kosmyki włosów. — Razem z kolegą odprowadzimy cię w bezpieczne miejsce.
Nim zdążyła zareagować, dłoń zacisnęła się mocniej na jej ramieniu, a po chwile została pchnięta do przodu. Na swoje nieszczęście jej nogi nie spodziewały się takiego ruchu i potknęła się. Gdyby nie była trzymana, z pewnością by się wywaliła, mimo wszystko miała wrażenie, że coś chrupnęło w jej kostce, a ta w jednej chwili zaczęła ją bardzo boleć. Nieprzyjemny prąd przeszedł przez mięśnie.
— Zostawcie mnie! — Krzyknęła, próbując wyrwać się z uścisku nieznajomego.
— Bądź grzeczna, to też będziemy mili — zakapturzony przybliżył się znacząco, również ją popychając. Minnie zaczęła wołać o pomoc, a wtedy tamten przycisnął dłoń do jej ust. Starała się szarpać, ale we dwójkę byli dużo silniejsze od niej, a do ciemnej uliczki było za blisko — pierw wyskakuj z kasy i telefonu, w później się zabawimy, ślicznotko — ciemnowłosy oznajmił, uśmiechając się przy tym w przeraźliwie obrzydliwy sposób.
Usuń— Ratunku! Pomocy! — Próbowała krzyczeć, jednak przez przyłożona dłoń z jej ust wydobywał się stłumiony mało zrozumiały bełkot.
— Zamknij się, kurwa! Mówiłem, że możemy być mili — mówiąc to, sięgnął wolną ręką do kieszeni i wyciągnął z niej nóż, którym wymierzył w Minnie — kasa, telefon i cisza, szmato, bo inaczej pożegnasz się z tą śliczną buźką.
Minnie skamieniała, gdy powolnie przesunął ostrzem po jej policzku. Nie drgnęła i nie pisnęła. Cofnął dłoń z jej ust i przełożył ją na jej udo. — Gdzie masz komórkę? — Spytał, powolnie sunąc dłonią po jej nodze. Wiedziała, że robił to specjalnie. Było widać, że kieszeni spodni ma puste. Nie potrafiła skoncentrować wzroku na jednym punkcie, wiec biegała nim po otoczeniu, próbując odnaleźć dla siebie ratunek.
Minnie
W normalnych warunkach powiedziałaby, żeby się nie wygłupiał. W normalnych warunkach wróciłaby sama, nawet nie pytając co Niall ma na ten temat do powiedzenia. Problem w tym, że już któryś tydzień z kolei nie był normalny, a wyjście do restauracji wyczerpało wszelkie jej siły. Chciała się znaleźć w miejscu, które doskonale znała. W mieszkaniu, gdzie pamiętała każdy zakamarek i potrafiła w nim zrobić większość rzeczy. Gdzie było cicho i spokojnie, a jedynym dźwiękiem był oddalony ruch uliczny nocnego miasta.
OdpowiedzUsuńZa dużo bodźców. Z utratą wzroku szybko zauważyła, jak bardzo głośny jest świat wokół. Nie było żadnych barw, za to kakofonia dźwięków, na które wcześniej totalnie nie zwracała uwagi.
- Dziękuję – odpowiedziała odsuwając się od stołu. Złapała za oparcie swojego krzesła, żeby móc wstać, jednocześnie nie strącając niczego ze stołu. Przerzuciła małą torebkę przez ramię i włożyła na ramiona zamiast kurtki gruby sweter. I stała nasłuchując dźwięków wydawanych przez mężczyznę, trzymając dalej jedną ręką za oparcie krzesła.
Nie chciała powtórzyć akcji z klientem i kelnerką, więc nie ruszała się, póki nie upewniła, że Niall też jest gotowy do wyjścia.
- Mogłabym trzymać cię za ramię? – zapytała, nie chcąc tworzyć niezręcznych sytuacji. Nie lubiła gdy ktoś ciągnął ją za sobą. Miała wyuczony system z braćmi, ale Niall nie miał jeszcze okazji tego przetestować. Jedyne co jej groziło to potknięcie i kolejny siniak, ale była w stanie wszystko przetrwać, jeśli tylko znajdzie się w swoim mieszkaniu.
Amelka
Zdawało się, że Niall w kilka godzin pozna Amelkę bardziej niż przez całą znajomość z Josephem. Bo chociaż wcześniej znali się praktycznie z widzenia i kilkunastu zdań wymienionych bardziej grzecznościowo, tak teraz czuła się w jego towarzystwie naprawdę naturalnie. Czy było to spowodowane wypadkiem czy po prostu tym, że mieli teraz częściej okazję porozmawiać, nie miała pojęcia.
OdpowiedzUsuń- Nie lubię kurtek - odparła, jakby ten fakt w całości wyjaśniał brak odzieży wierzchniej w grudniu. Cóż, póki się dało oczywiście, Amelka naprawdę unikała wszelkich grubych płaszczy i puchówek. Owijała się grubym szalem, który spokojnie mógłby zastąpić koc albo właśnie miękkimi swetrami. Wszystkiemu co tylko krępowało jej ruchy mówiła jedno wielkie stanowcze "nie". Co z boku musiało wyglądać dość śmiesznie. Ale przynajmniej miała wytłumaczenie na wiecznie zmarznięte dłonie.
Przewędrowała dłonią od nadgarstka mężczyzny, by w końcu zatrzymać palce trochę powyżej łokcia. Chwyciła lekko bardziej materiał jego płaszcza niż ramię mężczyzny.
- Dziękuję - odparła, sama w sumie nie wiedząc czy ma na myśli wyprowadzenie z restauracji, odwiezienie do mieszkania czy całokształt zaangażowania w jej przetrwanie.
- Coś za często ratujesz mi życie. Może powinieneś zmienić pracę i zająć się tym na pełen etat? - spytała rozbawiona, kiedy mogli już ruszyć ku wyjściu z budynku. Miała tylko nadzieję, że wyczerpała już dzisiaj wszystkie możliwe niespodzianki na dzień i nie będzie musiała kolejny raz robić z siebie wariatki przy przyjacielu jej brata.
Amelia
Wstrzymała oddech, gdy poczuła zimne ostrze noża powoli sunące po jej policzku. Skrzywiła usta w grymasie, kiedy jeden ze złoczyńców sunął dłonią wzdłuż jej uda. Ten drugi niestety trzymał ją na tyle mocno, że nie była w stanie się wyrwać i uciec. Próbowała, jednak wszystkie podejścia kończyły się niepowodzeniem.
OdpowiedzUsuńOtworzyła szeroko oczy, gdy nagle pojawiła się kolejna postać. W pierwszej chwili wystraszyła się, że to kolejny przestępca, jednak jego słowa odrobinę ją uspokoiły. Odrobinę, bo początkowo chuligani nic sobie nie zrobili z jego słów, dopiero gdy doszło do czynów, zakapturzony opuścił trzymany nóż. Ten został jednak sięgnięto przez tego większego, który chyba w ataku paniki puścił Mims, ale jednocześnie wbił nóż w jej bok. Brunetka syknęła dokładnie w tej samej chwili, a po sekundzie wrzasnęła głośno, kulać się z bólu.
— Jego kurwa! Mogłeś ranić jego! — Wrzasnął wściekłe kaptur, a jego giermek jakby dopiero się ocknął i wymierzył nożem w stronę nieznajomego.
— Puszczaj go, albo oberwiesz jak ta szmata — warknął nieprzyjemnie.
Minnie chwyciła się w zranionym miejscu. Bolało, czuła również jak po jej ciele sączy się krew. Miała jednak wrażenie, że gdyby nie odzienie wierzchnie, rana byłaby znacznie głębsza. Co nie oznaczało, że teraz była nieistotna.
Chłopak, który trzymał broń, pchnął nią w stronę bohatera Minnie, łapiąc za rękę swoje kumpla, chcąc pociągnąć go mocno, wręcz wyszarpnąć z uchwytu trzeciego mężczyzny.
—Cholera — brunetka odezwała się słabym głosem, gdy wyciągnęła rękę spod kurtki. Czuła pod palcami krew, ale dopiero jej widok na palcach sprawił, że momentalnie poczuła się słabo. Świat zawirował jej przed oczami i nim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób, zrobiło jej się ciemno. Poczuła, jak jej ciało staje się bezwładne, a po chwili wyładowała na zimnym, mokrym i brudnym chodniku. Rana po ciosie nie była duża, stres i widok krwi to było dla niej chwilowo dużo za dużo. Zwłaszcza, że od niedawna miała nową pracę, która również nie należała do łatwych i przyjemnych. Jej własny szef ją przerażał, a kiedy sięgając rany poczuła wilgoć, pierw pomyślała o tym, że będzie miał pretekst do wywalenia jej.
Ciemność, która zapanowała przed jej oczami, zagłuszała również dźwięki z dookoła. Nie miała pojęcia ile minęło czasu, ale otworzyła oczy i sięgnęła dłonią do głowy. Bolała. I to jak bardzo! W stanie nieprzytomności znajdowała się jedynie kilka sekund.
— Cholera — wyjęczała cicho, podnosząc się powoli, podpierając się przy tym jedną dłonią, ale dość szybko zrezygnowała z takiej firmy podniesienia się. Przekręciła się na bok i wówczas spróbowała się raz jeszcze podnieść, tym razem z pomocą obu rąk. — Nic ci nie zrobili? — Spytała, kiedy zorientowała się, że jej nieznajomy bohater nadal znajdował się w pobliżu. Nie chciałaby, aby komuś przez nią stała się krzywda. Przecież tak naprawdę nie musiał się zainteresować szamotaniną, ale była wdzięczna, że właśnie to zrobił.
— Dziękuję — dodała po chwili szeptem.
Minnie
Zacisnęła palce mocniej uśmiechając się lekko pod nosem. Nie bała się, że się zgubi, bo jeśli tylko traciłaby kontakt z płaszczem mężczyzny to na pewno zacisnęłaby na nim swoje palce jak imadło. Nie chciała być po prostu nachalna. Sama nie lubiła, gdy obcy ludzie podchodzili do niej z łapami, więc i starała się to ograniczyć w drugą stronę. Bezpośredniość i otwartość Nialla była jednak dla Amelii prawdziwym promieniem światła. Gdyby tylko mogła to światło zobaczyć!
OdpowiedzUsuńSłuchała wskazówek swojego przewodnika, więc wejście do auta nie przysporzyło jej wielu problemów. Usiadła i od razu przesunęła się pod drugie okno, robiąc miejsce dla Nialla. Przywitała się z kierowcą starając się po głosie poznać z jakim człowiekiem mają do czynienia i też podała cicho swój adres, nie będąc pewna czy Niall wiedział, gdzie ma ją odwieźć.
- Domyślam się, a raczej jestem pewna, że nie pozwolisz mi oddać za przejazd. Dlatego zostajesz zaproszony na kawę i deser, którego nie zdążyłeś zjeść. Nie chcę słyszeć wymówek – stwierdziła pewnie, jakby to, że była od niego mniejsza i lżejsza wcale nie powstrzymywało jej przed wtaszczeniem mężczyzny do swojego mieszkania na siłę.
Zresztą, chciała mu jakoś podziękować za dotrzymanie towarzystwa. Chciała sobie poradzić sama, ale skłamałaby mówiąc, że czuła się przed pojawieniem się Nialla swobodnie. To było zapewne jej najgorsze wyjście. Całe szczęście, miała przed sobą perspektywę znajomego miejsca, po którym mogła się swobodnie przemieszczać i gdzie nie czyhały na nią żadne niespodzianki. Chyba, że jej matka wpadła w odwiedziny… Skoro jednak rodzicielka nie dawała jej żadnego znaku, Amelia miała nadzieję, że nikt nie przekraczał progu jej azylu.
Amelia
Zamrugała powiekami, gdy ocknęła się i ujrzała nad sobą twarz nieznajomego. Mimowolnie, skuliła się gdy ten znajdował się tak blisko. Dosłownie przed chwilą na nią napadnięto, w dodatku wciąż znajdowała się z obcym mężczyzną w ciemnej uliczce, a to przede wszystkim nie wzbudzało w niej poczucia bezpieczeństwa. Owszem, uratował ją, ale Minnie była przyzwyczajona do tego, że spod deszczu trafiała na rynnę.
OdpowiedzUsuńKiedyś znalazła się w podobnej sytuacji. Ojciec wieczorem wparował do pokoju, który dzieliła z siostrami. Ściągnął z niej gwałtownie kołdrę i kazał się pospiesznie ubrać. Stał nad nią ze srogą miną, ciągle poganiając i grożąc jej, co z nią zrobi, jeżeli nie przyspieszy.
Łzy na samo wspomnienie tamtego wieczoru pojawiły się w jej oczach, a może w ten sposób dała upust towarzyszącym dzisiejszego wieczoru emocjom? Nie była pewna, zacisnęła jednak mocno powieki, próbując zdusić w sobie kolejne łzy, nim zdążą napłynąć do oczu.
Słysząc o szpitalu, otworzyła oczy i pospiesznie pokręciła głową.
— Tylko nie szpital, Niall, proszę — powiedziała szybko, zwracając się do nieznajomego na ty, po imieniu. Skoro jej się przedstawił, zamierzała z tego skorzystać — ja… nie mam jeszcze wykupionego ubezpieczenia, nie mogę trafić do szpitala — powiedziała szybko, pozwalając mu się chwycić w ramiona, chociaż nie była pewna czy powinna. Nie była przyzwyczajona do tego, aby korzystanie z pomocy było bezpłatne. Nawet w domu z rodzeństwem rozliczali się w jakiś sposób. Nigdy nie byli ze sobą blisko. Zakładała z góry, że nieznajomy też będzie oczekiwał czegoś w zamian.
Wiedziała, że byli jeszcze na tym świecie bezinteresowni ludzie, ale Moore miała pecha i nigdy na takich nie trafiała, albo nie dawała im szansy na pokazanie się z tej strony, bo za bardzo bała się tego, co mogłoby się wydarzyć. Wolała się nie angażować, nie wdawać w głębsze znajomosci i relacje. Uciekała, bo to właśnie ucieczki uczyła się przez całe dotychczasowe swoje życie. A i tak nie szło jej najlepiej, biorąc pod uwagę sytuacje, w jakiej obecnie się znajdowała.
Jeżeli zabierze ją do szpitala, na jej koncie znajdzie się kolejny rachunek, na którego opłacenie zwyczajnie jej w tym momencie nie było jeszcze stać. Miała i tak za dużo długów jak na swój młody wiek i podejrzewała, że i tak będzie miała problem, aby w miarę szybko rozpocząć życie ze świeżą kartą. Rachunek ze szpitala był ostatnim, czego jeszcze potrzebowała.
— Może… Może wystarczy opatrunek z apteki. Coś na odkażenie i jakaś gaza — powiedziała. Owszem bolało ją mocno, owszem na pewno byłoby lepiej, gdyby ranę obejrzał lekarz i ocenił, co należy z nią zrobić, przy okazji zerkając na głowę, którą uderzyła przecież o chodnik, ale Minnie nie mogła do tego dopuścić. Musiała zrobić wszystko, aby nie znaleźć się w szpitalu. Jeszcze nie teraz. Jak dostanie przedłużenie umowy, będzie mogła pozwolić sobie na wykupienie ubezpieczenia, ale póki co była nada na okresie próbnym i nie chciała wydawać pieniędzy na rzeczy wkraczające na listę ponad podstawowych.
Minnie
Odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy przyjął do wiadomości jej prośbę i przy tym nie był nachalnym dopytywaczem.
OdpowiedzUsuńSłysząc jednak propozycję mężczyzny, spojrzała na niego z wielką nieufnością wymalowaną ma twarzy. Wzmianka o sąsiedzie lekarzu, sprawiła jednak, że przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Nialla, zastanawiając się nad swoją odpowiedzią. Gdyby ktoś doświadczony mógł zerknąć na ranę, czułaby się dużo spokojniejsza. Ale… Odwróciła spojrzenie od twarzy mężczyzny i wzięła głęboki oddech, starając się przede wszystkim uspokoić. Na jej własnej twarzy, widniał cały czas delikatny grymas spowodowany nieprzyjemnym bólem nad kolcem biodrowym.
— Minnie — powiedziała przepraszająco — Minnie Moore — przedstawiła się, a następnie przygryzła dolną wargę, wpatrując się w jego jasne oczy. W tych ciemnościach nie była w stanie ocenić czy są bardziej zielone, czy niebieskie. Wyraźnie widziała jednak, że nie są ciemne. — Czy twój sąsiad… To nie będzie dla ciebie problem? I dla niego? Nie chciałabym za bardzo cię wykorzystywać, już i tak zrobiłeś niesamowicie dużo. Tamci chłopacy… — zawiesiła głos, zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów — nie chcę wiedzieć, co by zrobili — wyszeptała niemal bezgłośnie, delikatnie drżąc.
Kiedy znaleźli się w taksówce, przez chwile wpatrywała się w kierowcę przez odbicie w lusterku. Rozchyliła wargi i po krótkiej chwili wahania powtórzyła adres Dwight’a.
— Nie mam pojęcia, jak ci się za to wszystko odwdzięczę — zwróciła się do swojego bohatera i uśmiechnęła się kącikiem ust. Nie zamierzała pozostać dłużna, bo lubiła wszystko spłacać, nawet jeżeli nie chodziło o kwestie finansowe. Po prostu… Czuła się lepiej sama ze sobą wiedząc, że chociaż coś może zrobić bez większych kłopotów. Nawet jeżeli miałaby zabrać go na kawę, była w stanie pozwolić sobie na taki wydatek. — Nie chcę słyszeć, że nie chcesz niczego w zamian — powiedziała, nim Niall zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie wyglądał na kogoś, kto miałby zaraz wystawić jej rachunek. Bardziej obawiała się, że będzie chciał od niej czegoś innego, a Minnie obiecała sobie, że nigdy nie znajdzie się w sytuacji, w której będzie musiała płacić za cokolwiek swoim ciałem. Nie chciała źle oceniać Nialla, więc dobrze, że nikt nie posiadał umiejętności czytania w myślach drugiemu człowiekowi (chociaż to mogłoby wiele ułatwiać, Mims wiedziałaby przynajmniej czy ma się czego obawiać, czy nie). — Uratowałeś mnie — oznajmiła, gdy taksówka jechała już jakiś czas — nigdy nie będę w stanie w pełni spłacić takiego długu — zauważyła, odrywając spojrzenie od okna samochodu — w dodatku oferujesz dalszą pomoc, równie dobrze mogąc mnie tam zostawić lub odstawić przy głównej ulicy — kontynuowała, uśmiechając się przy tym nieśmiało — naprawdę jeszcze raz dziękuję — ułożyła dłoń na boku, w który została ugodzona, sprawdzając, czy materiał przesiąknął już krwią i to, co poczuła pod palcami wcale jej się nie podobało, bowiem nie wróżyło to niczego dobrego.
Mims
Musiała przyznać, że Joseph byłby z przyjaciela bardzo zadowolony, gdyby tylko wiedział jak mężczyzna pięknie go zastępuję. Oczywiście Amelka zamierzała zachować wszystko dla siebie. Po pierwsze, jej bracia wcale nie musieli wiedzieć wszystkiego, a po drugie - nie lubiła gdy ktoś za bardzo wchodził w jej życie. A ostatnio wręcz Joe i Will przepychali się w kolejce na przewrażliwionego starszego brata. Na razie byli na tym samym miejscu, chociaż Josepha było łatwiej się pozbyć - miał narzeczoną. Z Williamem było dużo gorzej, bo najwidoczniej wziął sobie za punkt honoru by oprócz pracy pomagać wszystkiemu co się rusza.
OdpowiedzUsuń- Pewnie zmusił cię do przenoszenia rzeczy z pracowni do piwnicy - stwierdziła rozbawiona. Pamiętała, że prosiła braci o opróżnienie budynku, który przestała wynajmować, ale nie sądziła, że wzięli sobie do tego ludzi... Czy też jednego człowieka. Jeśli Niall został zmuszony przenosić sztalugi, stoły i inne pudła do jednej z piwnic tego budynku, to powinna mu chyba postawić kilka kaw, a nie jedną. Joseph się nie chwalił, że miał niewolnika!
Zapewne sama zajęłaby się przeprowadzką, gdyby nie wypadek, który trochę uniemożliwił jej wszelką działalność.
Podziękowała kierowcy i sama odpięła pas, kiedy znaleźli się na miejscu. Było to znacznie łatwiejsze niż czynność, w której wyręczył ją mężczyzna. Z jego również pomocą dostała się do drzwi, gdzie w końcu jej mięśnie mogły nieco odpocząć. Rozluźniła się, kiedy tylko jej palce znalazły znajome przyciski przywołujące windę. I Niall mógł rozpocząć swój seans obserwacji Amelii.
Weszła do windy, a kiedy wiedziała, że mężczyzna zrobił to samo, odnalazła przycisk szóstego, ostatniego piętra. Chwilę później wyciągnęła klucze, otworzyła drzwi i zaprosiła towarzysza do środka.
- Możesz mi tylko powiedzieć czy gdzieś nie leżą torby z zakupami? - spytała wyswobadzając się ze swetra i wieszając go na pierwszy haczyk. Wolała nie wygrzmocić się na podłodze na jakimś taborecie, więc jeśli Niall niczego takiego nie zauważy to była szansa, że jej matki tutaj dzisiaj nie było. A taką miała nadzieję.
Amelka
Oczywiście, że nie patrzyła na braci w zły sposób. Wręcz przeciwnie. Bała się wyjść z domu, jeśli nie miała chociaż jednego z nich przy sobie. Nie chciała się od nich uzależniać i też wiedziała, że mieli własne życia. Kiedy jednak mogli spędzić z nią trochę czasu, była im naprawdę za to wdzięczna. Szczególnie, że nie latali wokół niej współczując temu, co jej się przytrafiło. Po prostu… Byli. Rozumieli się bez słów, jak to rodzeństwo w czasie ciężkich chwil. I to wystarczało.
OdpowiedzUsuń- Rozgość się – odparła zadowolona, że nikogo tutaj nie było. Nie, żeby nie lubiła odwiedzin… Po prostu, zazwyczaj kończyły się one boleśnie dla Amelki. Czasami ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że przesunięcie jakiejś rzeczy nawet o kilka centymetrów robi różnicę. Sama Amelka nie miała o tym pojęcia, póki te rzeczy nie stawały się dla niej pułapkami.
Wchodząc do kuchni, opuszki jej palców cały czas czegoś dotykały, ale było to na tyle subtelne, że mogło nawet nie rzucać się w oczy. Wiedziała, że powinna zacząć używać laski i częściej samej wybywać w miasto, ale chyba jeszcze nie przywykła do nowej sytuacji aż tak bardzo. Jak na razie jej dłonie zastępowały oczy w mieszkaniu i całkowicie jej to wystarczało. Po co miała wychodzić w świat skoro nie widziała jego kolorów?
- Chyba niezbyt często – przyznała po chwili wyciągając filiżanki i podkładając je pod ekspres do kawy, który chwilę później zaczął cicho buczeć. – Może ci się to wydawać dziwne, ale ja słyszę sąsiada dwa piętra niżej. Kiedy jestem na zewnątrz często boli mnie głowa. Dosłownie. Od hałasu. Nie masz pojęcia jak miasto jest głośne – przyznała z lekkim uśmiechem kładąc na stole talerzyk z dwoma rodzajami ciasta. Tak, obsługiwanie w mieszkaniu miała naprawdę w małym palcu.
- Ale jestem zmuszona wychodzić do Harpuna, bo raczej nie mogę go ściągnąć tutaj – zaśmiała się. – Harpun to mój koń – wyjaśniła, bo Niall nie musiał wiedzieć o kogo jej chodzi. – Ale w takich chwilach moje opiekunki Joe i Will najczęściej mi towarzyszą, więc jest znośnie.
Amelka
Pokiwała tylko głową na jego słowa. Wyglądając za okno taksówki. Zmarszczyła delikatnie brwi, kiedy zorientowała się, w jakiej części Nowego Jorku się znajdują i w jednej chwili poczuła się… onieśmielona. Jej wybawiciel wyglądał na normalnego faceta w tym sportowym stroju. Owszem, wyłapała, gdy wspomniał o tym, że jest prawnikiem, ale z jakiegoś powodu brała go za zwykłego, przeciętnego Kowalskiego. Tymczasem samochód zatrzymał się przed jednym z apartamentowców na UES i Minnie z jakiegoś powodu zrobiło się gorąco.
OdpowiedzUsuńKtoś taki jak on, nie powinien w ogóle zaprzątać sobie głowy kimś takim, jak ona, czyli nikim szczególnym.
Kiedyś, gdy była dużo młodsza marzyła o tym, że uda jej się wyrwać z biedy, coś osiągnie i sama zacznie zamieszkiwać taką okolicę. Albo uda jej się poznać bogatego chłopaka, który diametralnie odmieni jej życie. Cóż, nie wydarzyło się ani jedno, ani drugie. Okolicę znała, bo ze względu na pracę dość często przemierzała Manhattan.
Wspomogła się jego wyciągniętymi dłońmi i wysunęła się z taksówki, a następnie słysząc jego pytanie, rozejrzała się.
— Ja… — zawiesiła głos, zastanawiając się nie tyle nad odpowiedzią na jego pytanie. Zastanawiała się nad tym, co właściwie tutaj robi. Miała wrażenie, że znajduje się w bardzo nieodpowiednim dla siebie miejscu, ale sącząca się krew i świadomość, że jego sąsiad jest lekarzem (czego w tej chwili tym bardziej nie zamierzała negować, bo lekarza było przecież ze spokojem stać na mieszkanie na UES!) i… To było egoistyczne, ale naprawdę martwiła się tą raną i mając możliwość skorzystać z nieoficjalnej pomocy lekarza, chciała to zrobić. — Możesz. Na płaskim sobie poradzę — powiedziała, zastanawiając się, dlaczego to robił. Dlaczego postanowił jej tak bardzo pomóc? Dobra, może i nie musiał jej zostawiać w uliczce, ale brać do siebie i oferować lekarza, również nie musiał. To zdecydowanie wykraczało poza normalną, obywatelską pomoc. — Dlaczego to robisz, Niall? — Nie powstrzymała się przed wypowiedzeniem pytania. Była… Naprawdę była ciekawa, co nim kierowało. Może i nie powinna, z obawy, że zrezygnuje z tej formy pomocy, ale z drugiej strony już prawie u niego byli, więc raczej wątpiła w to, aby teraz nagle się wycofał. — Dlaczego mi pomagasz?
Kiedy chwycił ją w ramiona, przerzuciła jedną rękę przez jego kark, aby przypadkiem nie spaść z jego rąk. Znajdując się w takiej pozycji i w końcu w oświetlonym miejscu, mogła lepiej przyjrzeć się jego twarzy i oczom, których kolor w którymś momencie zaczął ją zastanawiać. Nie wyglądał na złego człowieka, więc chyba faktycznie mogła się czuć bezpiecznie. Kiedy patrzyła na swojego ojca, od razu widziała czyhające w nim zło. Nie potrafiła natomiast rozgryźć swojego szefa. Miała nadzieję, że pierwsza ocena Nialla nie okaże się błędna.
Minnie
Domyślała się, że Niall nie zdawał sobie sprawy jak bardzo ją obserwował. Czuła na sobie jego spojrzenie, chociaż nie mogła tego zobaczyć na własne oczy. A może tylko jej się wydawało? Tak też mogło być – była zdecydowanie przewrażliwiona na punkcie tego, że ludzie się jej przyglądali. Dlatego też wolała siedzieć w domu nic wychodzić w miasto.
OdpowiedzUsuńOdwiedziny Nialla okazały się naprawdę miło spędzonym czasem. Nie wiedziała, kiedy uciekły jej kolejne minuty, kiedy to mogła częstować mężczyznę kolejnym kawałkiem ciasta czy dolewką kawy. Mogła oprowadzić go po skromnym jak na cały budynek mieszkaniu i trochę się pośmiać. A do tego okazji nie było zbyt dużo. Przez chwilę nawet zapominała, że miała w ogóle jakiś wypadek. Może jednak powinna częściej wychodzić do ludzi skoro potrafiła się trochę przy nich wyłączyć?
A potem już zmuszona była żyć przygotowaniami do jubileuszu ojca. A nie było to proste. Joe i Will mieli przynajmniej dobre wymówki w postaci pracy, dlatego to na nią spadło wysłuchiwanie wszelkich narzekań na catering czy firmę sprzątającą. Amelia była jednak dzielna i nawet pomogła matce w wyborze obrusów i zastawy na stoliki. Co z tego, że nie widziała różnicy pomiędzy propozycjami?
Aż w końcu nadszedł ten wielki wieczór. Narzekaniom, tym razem trójki rodzeństwa, nie było końca. Po wciśnięciu się w garnitury i małej pomocy narzeczonej brata, która pomagała w wyborze sukienki, cała czwórka zgłosiła swoją obecność na jubileuszu Johna Harrisona. I Amelka chyba tym razem cieszyła się z braku wzroku – z tego, co zdążył opowiedzieć jej William, oprócz tryliarda pracowników i dziennikarzy byli też inni bogaci biznesmeni.
- Coś się stało? – spytała, kiedy podeszła do niej i Willa jedna z kelnerek prosząc o pomoc lekarską.
- Jakaś pani zasłabła w toalecie.
- Pójdę sprawdzić, co się dzieje. Tylko Joe gdzieś zniknął – odparł Will rozglądając się w poszukiwaniu brata. W końcu jednak zauważył jego kumpla, który też się przecież nada. Zamachnął mu ręką, żeby podszedł. – O, zostaniesz chwilę z Amką?
- Daj spokój, poradzę sobie – odparła mimowolnie, ale poczuła, że jej brat kładzie już jej rękę na ramieniu innego mężczyzny i rzucając „Zaraz wracam” już znika.
- Cześć, Niall – dodała, bo od razu rozpoznała, doskonale już jej znane perfumy.
Amelia
Jane również rzadko pozwala sobie na wybuchy emocjonalności. Podróże w najróżniejsze miejsca, w najróżniejszych warunkach tylko wzmacniają przekonanie, że lepiej zachowywać jest zimną krew. A jednocześnie w bardzo dziwny sposób wygrzebują z człowieka ciepło, uwrażliwiają na krzywdę. Jej felietony, szczególnie ostatnie, z Meksyku, obdzierały z resztek romantyzmu ten kraj, jeśli ktokolwiek darzył go takimi uczuciami. Z resztą, gdzie nie pojechała, tam dłubała w ważnych tematach, ucząc się życia. Często boleśnie.
OdpowiedzUsuńMoże między innymi dlatego zaczęła się cała, udana niegdyś, relacja z Niallem? Jego nieporadność w romantycznych gestach spotkała się z zupełnym brakiem potrzeby owych gestów u Jane. Zostały tylko spojrzenia, iskry i napięcie, które ostatecznie wielokrotnie znajdowało ujście w postaci zupełnie nieromantycznych, acz wyczerpujących spotkań. Gdyby nie fakt, że przed swoim półrocznym wyjazdem, złapała się na tym, że kilkukrotnie życzyła sobie w głębi ducha, by nie rozstawali się tak szybko, tak rzeczowo, tak… praktycznie, pewnie napisałaby mu krótką wiadomość. Wtedy jednak wystraszyła się tego, że swoimi uczuciami może popsuć idealnie działający mechanizm.
I teraz, gdy przemierza korytarze pewnym krokiem, łapie się na tym, że sama nie wie, dlaczego właściwie nie odezwała się do Nialla po powrocie. W końcu Meksyk wiele zmienił, a Jane żyje teraz z pełnym przekonaniem, że jej uczucie wygasło. Tymczasem odwraca głowę do osoby, która właśnie weszła do gabinetu i gdy tylko jej oczy spotykają się z jego spojrzeniem, już wie, że nie można tak po prostu zostawić świata za sobą. Nie można liczyć że na Manhattanie ktoś wciśnie pauzę, a ona wróci, gdy będzie jej wygodnie, oczekując jeszcze, że wszystko będzie tak, jak to zostawiła.
- Cześć, Niall – odwraca się całkowicie, opierając się tyłem o biurko. W dłoni trzyma dość grubą teczkę i przyciska ją odruchowo do siebie, bo póki co, tylko wuj wie, że wzięła się za pisanie książki. Dobrze jednak, że nie zna jeszcze pełnej jej treści, bo Jane byłaby odpowiedzialna za zawał Michaela Bloomberga. W każdym razie kobieta chyba podświadomie liczy na to, że przelanie na papier wszystkich wydarzeń, pomoże jej wypełnić czymś pustkę w sercu.
- Nie wiedziałam, że wuj zaprosił i ciebie – wygina usta w tym ciepłym uśmiechu, którym obdarza się dawno niewidzianego przyjaciela. – Chociaż to do niego podobne…
Przykłada do ust lekko zaciśniętą pięść, zza której wydobywa się cichy śmiech. Miała wrażenie, że ta dowcipna strona jej wuja odzywa się czasem w dość nieprzyzwoity sposób, na przykład w formie „przypadkowych” spotkań osób, które zdaniem Michaela są dla siebie stworzone (choć często nie są lub za sobą nie przepadają). Nie były to dowcipy uciążliwe, miały raczej w sobie coś uroczego, co Jane puszczała zupełnym płazem.
- Jesteś rozczarowany? – Jane poważnieje, patrząc na Nialla z nutą autentycznego zaciekawienia. Nie widać w niej skruchy, chyba że skrzętnie chowa ją pod maską idealnego słuchacza, otwartego na wszelkie przekleństwa i gromy, jakie potencjalnie Niall może cisnąć w jej stronę. Z drugiej strony nie spodziewa się po nim ani smutku, ani tym bardziej wybuchów złości. Wątpiła, by za nią tęsknił. Był jak otchłań, w którą bardzo lubiła patrzeć, ale która ziała pustką – szczególnie, gdy chodziło o język emocji.
Jane
Minnie dobrze wiedziała, że nie zawsze w parze idzie to co należy z tym, co faktycznie się robi. Kiedy dotarł do niej status społeczny Nialla, tym trudniej było jej zrozumieć, dlaczego marnował na nią swój czas. Mogłaby się nad tym wszystkim zastanawiać dłużej, pozwalając na to, aby w jej głowie zrodziły się kolejne pytania. Ból stał się jednak tak silny i nieznośny, że dziewczyna nie była w stanie skupić się na niczym innym. Trzymając dłoń zarzuconą na karku mężczyzny, zaczynała odnosić wrażenie, że z trudem jest w stanie ją utrzymać.
OdpowiedzUsuń— Czy lekarz… to nie twój sąsiad? — Spytała, mrugając zawzięcie powiekami. Chciała w ten sposób zmusić się do tego, aby nie zamknąć oczu na dłużej. Powieki w jednej chwili stały się ciężkie, a jej było trudno nad nimi zapanować — nie powinnismy mu robić kłopotu, jeżeli go nie ma w domu — powiedział cicho, rozchylając usta, aby wziąć głęboki oddech. Zdawała sobie sprawę, że plastry i gaza z pewnością nie poradziłyby sobie z tą raną, bo zwyczajnie mocno ją bolało i do tego czuła, jak stawała się słabsza.
Podała mu klucze, gdy znaleźli się przed odpowiednimi drzwiami.
Syknęła cicho, gdy odłożył ją na narożną kanapę. Nie była pewna czy robi dobrze, ale ściągnęła z siebie powoli kurtkę i podsunęła sweter wraz z cienką bluzką, którą miała założoną pod swetrem. Zsunęła delikatnie legginsy, aby zerknąć na ranę. Wciąż krwawiła, co nie podobało się brunetce. Podłożyła pod siebie kurtkę, aby przypadkiem nie pobrudzić mu krwią wypoczynku.
— Masz może ręczniki papierowe albo chusteczki? — Spytała, nim sam zaczął zadawać pytania — trochę mi słabo, ale ta krew… chyba sporo jej straciłam — chciała się uśmiechnąć, ale jedyne co jej wyszło to grymas bólu. — Chyba nie chcesz powiedzieć, że ściągasz specjalnie dla mnie sąsiada z wyjścia? To bardzo miłe, ale… — pokręciła głową — to za dużo — dało się wyłapać różnice w jej głosie. Zdecydowanie stawała się słabsza.
Powinna się domyślić, że Niall nie ma żadnego sąsiada lekarza, jednak w tej chwili jej myśli krążyły jedynie wokół tego, aby przestało w końcu boleć. Odchyliła głowę do tyły, przytrzymując dłońmi zranione miejsce. Gdyby znajdowała się sama pozwoliłaby sobie na nieco więcej. Przeklinałaby swoich oprawców i jęczałaby z bólu, znajdując się jednak w apartamencie nieznajomego, powstrzymywała się resztkami sił przed głośnymi reakcjami na odczuwamy ból.
Poziom adrenaliny w jej organizmie musiał zacząć spadać, bo miała wrażenie, że niemal z każdą sekundą odczuwa ból coraz bardziej intensywnie. Na tyle, że wydała z siebie cichy jęk, a zaraz po tym złapała łapczywie haust powietrza, przez co ponownie na twarzy brunetki pojawił się grymas.
— Pewnie zwykłe środki przeciwbólowe na nic się nie nadadzą — powiedziała bardziej do siebie niż do Nialla, jakby to właśnie siebie chciała przekonać, że poproszenie o nie, nie ma sensu. Miała nadzieję, że lekarz pojawi się lada moment i zaradzi coś na ból, który odczuwała. W tej chwili to z tym chciała sobie przede wszystkim poradzić.
Mims
Przysunęła się do mężczyzny obejmując jego rękę obiema dłońmi. Ciekawa była jak szybko zauważy ich któryś z dziennikarzy, od razu robiąc jakąś uroczą fotkę na jutrzejszy opis jubileuszu. O dziwo, zupełnie jej to nie przeszkadzało. Może dlatego, że nie była w stanie ich dostrzec? Albo nie mogła zwrócić uwagi na to czy gdzieś nie sterczy jej włos pod dziwnym kątem? Była całkowicie zrelaksowana i trochę obojętna wobec wszystkich ludzi, którzy mogli być dzisiaj zaproszeni na zamkniętą imprezę. Jakby do nich nie pasowała. Albo nikt nie mógł jej zauważyć przez to, że sama nic nie widziała.
OdpowiedzUsuń- Co poradzę, taki już los, że porzucają mnie rodzeni bracia - wyznała udając westchnienie, jakby przyzwyczaiła się już do takiego obrotu spraw. A Williama znała już na tyle, że jeśli ktoś gdzieś potrzebował pomocy, to nie potrafiłby stać obok i udawać, że nic się nie dzieje.
- A poza tym, czekam na moment, kiedy będzie można się ulotnić. To chyba ten czas, kiedy ludzie już są na tyle pijani, że wszystko im jedno czy rozmawiają z kolumną czy z kolegą. Obawiam się, że muszę jeszcze trochę poczekać - dodała. Musiała też przyznać przed samą sobą, że wcale nie było tak źle... Szczególnie teraz, kiedy miała mniej marudzące towarzystwo.
- A jak twój wieczór? Zaczepiał cię ktoś obrzydliwie bogaty? Swoją drogą... zapach whisky bardzo do ciebie pasuje. Współgra z czarnym pieprzem. To tak, jakbyś chciał wiedzieć - stwierdziła śmiejąc się cicho. Była absolutnie trzeźwa, gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości...
Amelia
Nie mogła pohamować cichego śmiechu. Była pewna, że jako jedna z niewielu sprawiła tak nietypowy komplement mężczyźnie, bo z tonu jego głosu dało się wywnioskować, że nie bardzo wiedział jak ma zareagować. A przecież powiedziała prawdę!
OdpowiedzUsuńZaraz jednak skupiła się na znacznie ciekawszym temacie, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego aż tak bardzo trafiło to do jej mózgu.
- Próby swatania mówisz… - powtórzyła powoli i pewnie gdyby z jej wzrokiem było wszystko w porządku to rozejrzałaby się wokół szukając potencjalnej konkurencji. Chwila… Konkurencji? – Czyli uważasz, że obronię cię przed kolejnymi atakami, tak? Nie ma problemu. Tylko pokaż mi która ci się naprzykrza – zażartowała, bo po pierwsze, nie będzie wiedziała kogo wskazałby jej Niall, a po drugie… mogłaby co najmniej rzucić w delikwentkę drinkiem mężczyzny, mając nadzieję, że trafi do celu. W końcu najgorsze, co mogłaby się stać na takiej imprezie to brudna sukienka.
Amelka usłyszała kroki zbliżające się zdecydowanie w ich kierunku. Szybko się jednak okazało, że to tylko jeden z ochroniarzy na polecenie Williama dawał zdać, że jej brat zgrywa bohatera i prawdopodobnie już nie wróci na imprezę.
- Widziałeś go? Uciekł, bałwan jeden – oznajmiła dosadnie. Oczywiście wiedziała, że miał doskonały ku temu powód, ale była wręcz pewna, że Willy w duchu cieszy się jak dziecko. Sama najchętniej opuściłaby to miejsce, gdyby nie pewne sokole oczy, które zaraz wyłapałyby, że opuszcza salę. Jej matka była gorsza od niejednego policjanta.
Amelka
Uśmiechnęła się mimowolnie słysząc, że potencjalne kandydatki na żonę uciekły na jej widok. Cóż, kobiety lubiły takie teksty i niech któraś powie, że nie – kłamie! Co prawda, kiedyś Amelia praktycznie nie miała żadnych kompleksów, bo i skupiała się na innych aspektach życia, ale ostatnimi czasy docierało do niej, że prawdopodobnie jest z nią coś nie tak. Nie chciała się jednak nad tym rozczulać, żyła po prostu dalej. Sama i w pełni samowystarczalna.
OdpowiedzUsuń- No dobrze, jakoś to przeżyję – odparła zaczepnie, żeby Niall czasem nie pomyślał sobie, że bardzo jej się ten stan rzeczy podobał. Doskonale wiedziała, że wizytacja jej matki czy drugiego brata była nieodwracalna, ale nie chciała ich przyzywać myślami, dlatego czym prędzej wyrzuciła swoją rodzinę z głowy. Sorry!
- Dlaczego nie lubię? Rozejrzyj się – uśmiechnęła się nieco melancholijnie. Wiedziała jednak, że przez samo zerknięcie na to, co ich otacza, Niall nie zrozumie co miała na myśli. – Widzisz tych wszystkich ludzi? Sam mówiłeś, że uciekłeś przed rozmowami o giełdzie. Przychodzą tutaj, podlizują się komu trzeba, a jutro sprzedaliby cię za odpowiednią cenę – zauważyła. – Mój tata chwalił się mną na takich spotkaniach, dopóki nie dotarło do niego, że nie chcę pracować w jego firmie, a już na pewno nie chcę jej prowadzić. Teraz nawet nie podejdzie zapytać czy dobrze się bawię – dodała, ale nie pogorszyło jej to humoru. Pogodziła się z prawdą eleganckiego świata.
- Nie pasuję do nich – zauważyła. – Joe, Willy. Nimi może się pochwalić. Ja spędzałam godziny ubrudzony farbą, totalna katastrofa wychowawcza – dodała śmiejąc się cicho. Teraz jej zadanie polegało tylko na tym, żeby ładnie wyglądać i nie narobić wstydu.
Amelka
[Mi to się marzy takie światło, jak na tym zdjęciu. Przywodzi na myśl ciepełko <3]
OdpowiedzUsuńPokiwała głową na słowa mężczyzny i zgodnie z jego poleceniem, zaczęła przyciskać bluzę do swojego ciała, aby zatamować trochę krwawienie. W którymś momencie, niechętnie odsunęła materiał od skóry i z lekką ulgą zauważyła, że krwi wypływa chyba mniej. To musiał być dobry znak, prawda? Oblizała spierzchnięte wargi. Pomyśleć, że chciała na taką ranę użyć szwów w plastrach, licząc na to, że wystarczą.
Musiała również przed sobą przyznać, że miała ogromne szczęście, że natrafiła na Nialla. Nie chciała nawet myśleć o tym, do czego jeszcze mogliby posunąć się napastnicy, gdyby była z nimi całkiem sama, a w pobliżu nie pojawiłby się wybawca. Westchnęła cicho, trochę tak, jakby uchodziło z niej powietrze. Musiała się ogarnąć. Była w bezpiecznym miejscu, niedługo miał się nią zająć lekarz, a później… Później jakoś się za wszystko odwdzięczy. Nawet, jeżeli prawnik nie chciał niczego od niej, nie zamierzała tego tak po prostu zostawić. Czuła, że uratował jej tego wieczoru życie, a zaproszenie go na kawę to i tak było stanowczo za mało. Musiała wymyślić coś więcej, tylko… Tylko nie teraz. Teraz musiała skupić się na krwawiącej ranie.
Zerknęła na twarz mężczyzny, gdy wspomniał o lekach i tym, że będzie dobrze. Opiekę? Nie mogła dostać żadnej opieki, bo nie zamierzała zgłaszać się nigdzie, dopóki jej umowa w firmie nie zostanie przedłużona. Wtedy będzie mogła sobie pozwolić na ubezpieczenie i chociaż będzie miała o jedno zmartwienie w swoim życiu mniej. O ile oczywiście umowa zostanie przedłużona, a ona nie straci dziś za dużo krwi.
— Nie mów niczego, czego nie jesteś pewien — uśmiechnęła się słabo kącikami ust. Minnie… Z jednej strony była marzycielką. Kiedyś nawet wielką, bo naprawdę wierzyła w to, że uda jej się wyrwać z kiepskiej dzielnicy, że będzie jeszcze kimś kimkolwiek miałaby być. Że wyrwie się z życia, jakie prowadziła, jako dziecko, nastolatka i młoda dorosła. Jednocześnie miała bolesną świadomość, że to wszystko to właśnie marzenia… Które prawdopodobnie nigdy się nie spełnią.
Odetchnęła głęboko, gdy w końcu pojawił się lekarz. Zamrugała, gdy stanął nad nią i odsunęła zakrwawioną bluzę Niall’a, pozwalając na to, aby doktor ją zbadał. Była tak bardzo skupiona na działaniu Henry’ego, że nawet nie zarejestrowała, gdy w apartamencie prawnika pojawił się ktoś jeszcze. Dopiero, gdy do jej uszu dotarł dźwięk kroków, nieco wystraszona spojrzała w stronę Dwight’a. Miała pytające i jednocześnie zupełnie nic nierozumiejące spojrzenie. Zerknęła na stojącego nad nią mężczyznę i pokiwała przecząco głową, gdy zapytał czy jest uczulona na jakieś leki lub antybiotyki. Nie miała pojęcia.
Co się dzieje? jej spojrzenie zdawało się wołać do Niall’a, gdy poza usłyszeniem koków, dostrzegła jeszcze jedną sylwetkę.
nieco spanikowana Minnie
Była szalona. Musiała być szalona, skoro zgodziła się na zabranie do domu całkiem obcego sobie mężczyzny. Skąd miała mieć w zasadzie stu procentową pewność, że lekarz, który ją oglądał był lekarzem? Skąd miała wiedzieć czy to nie są jacyś sekciarze, którzy podadzą jej jakieś narkotyki? Albo handlarze ludźmi, narządami? Kiedy w apartamencie pojawił się ktoś jeszcze, do głowy Minnie zaczęły wpadać wszystkie możliwe, czarne scenariusze. Tak długo udawało jej się unikać kłopotów… Dlaczego teraz sama się w nie wpakowała? Dlaczego pozwoliła sobie na taką łatwowierność i głupotę?
OdpowiedzUsuńNiall nie wydawał się złym człowiekiem. Zaufała całkiem obcemu, nieznajomemu sobie mężczyźnie, a teraz wpatrywała swoje duże, niebieskie oczy przepełnione strachem w jego twarz i nie rozumiała, co się dzieje. Czy ktoś jeszcze miał pojawić się w apartamencie? Czy twarz doktora i Nialla miała być ostatnimi, które zobaczy?
Idiotko. Pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy tuż po tym, gdy Niall powiedział, że jest to pomoc domowa, która zajmie się przygotowaniem dla niej pokoju. Odetchnęła odrobinę, a jej spojrzenie się uspokoiło. Wciąż jednak zdawała się być czujna. Niepokój, który się zrodził nie odszedł momentalnie całkiem. Obserwowała go, gdy zasiadł na fotelu na zmianę z lekarzem, który zajmował się raną.
— Jest pani uczulona na jakieś leki?
— Nie wiem… — odpowiedziała — nigdy nic mi po żadnych nie było — dodała po chwili, spoglądając na twarz doktora. Nie bywała nigdy w szpitalach. Rodzice nie ciągnęli jej po lekarzach, mama zawsze leczyła ich przede wszystkim domowymi sposobami, a w najgorszych przypadkach sięgała po aspirynę. Minnie nie miała pojęcia, czy może być na coś uczulona. Lekarz pokiwał delikatnie głową i zrobił jej zastrzyk, a następnie oznajmił, że musi zszyć ranę. Podał coś przeciwbólowego, a następnie zszył ranę, gdy środek zaczął działać.
— Nie może się pani przemęczać. Wszelkie dźwiganie, jakiś sport, przez co najmniej dwa tygodnie zabronione. Konieczna będzie kontrola, aby sprawdzić stan zagojenia i ściągnięcie szwów. W dodatku, gdyby cokolwiek zaczęło się dziać niepokojącego typu zaczerwienienie, opuchlizna, coś zaczęłoby się sączyć z rany, konieczne jest, aby obejrzał to lekarz — mówił patrząc na Minnie, spoglądając, co jakiś czas na Niall’a — rozumie pani?
— Rozumiem — pokiwała głową, zerkając na ranę.
— Przykleję jeszcze opatrunek. Codziennie musi być zmieniany, najlepiej po kąpieli. Przetrzeć do sucha, następnie użyć czegoś odkażającego i nakleić nowy opatrunek — poinstruował jeszcze.
Minnie tylko przytakująco kiwała głową na wszystko, co mówił. Miała szczęście, że jej praca nie wymagała żadnego dźwigania poza ewentualnym papierem do drukarki, ale to nie było przecież nawet ciężkie. Będzie mogła normalnie pracować, co było dla niej najważniejsze. Z ewentualnym schylaniem sobie jakoś poradzi, nie będzie miała wyjścia.
Przymknęła powieki na krótką chwilę, oddychając spokojnie. Była niesamowicie wdzięczna, że Niall wcześniej zaznaczył, że nie ma sensu brać jej do szpitala. Nie mogła tam przecież trafić. Za żadnego skarby, bo miała i tak wystarczającą ilość długu. Więcej nie potrzebowała.
Podejrzewała, że Niall i Henry będą chcieli zamienić ze sobą słowo. Coraz mniej wierzyła w historię, żeby lekarz był jego sąsiadem, ale… Czy to miało jakikolwiek sens? Czy musiała wyciągać od Niall’a prawdę? Powinna się cieszyć, że zaoferował jej pomoc, że przegonił tamtych chłopaków, a ona poza dźgnięciem, nie została w żaden inny sposób skrzywdzona.
— Niall… Dziękuję za wszystko — powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy, gdy Henry opuścił już apartament. Nie miała pojęcia, w jaki sposób się za wszystko odwdzięczy, ale wiedziała, że nie zostawi go z samym dziękuję.
Mims
Pogodziła się z tym, że nie była idealną córką, to fakt. Tylko, co z tego? Miała swój system wartości i wcale jej to nie przeszkadzało. Zresztą, jej rodzice nie byli złymi ludźmi i daleko im było do tych wszystkich bufonów, którzy się dzisiaj zebrali w jednym miejscu. Co nie znaczyło, że nie czuli się lepsi zważywszy na to, ile kart kredytowych posiadali w swoich portfelach.
OdpowiedzUsuń- Niall, daj spokój - zaśmiała się mimowolnie, kiedy pociągnął ją bardziej na środek sali. Wbrew temu, co wcześniej mu mówiła, nie chciała zepsuć tego wieczoru swojemu ojcu. A na pewno by to zrobiła narażając reputację nazwiska na pośmiewisko, gdyby wyleciała z jakimś ciekawym pomysłem rozkręcenia imprezy.
- Dzisiaj możemy odstraszyć wszystkie twoje potencjalne żony, a moimi farbami zajmiemy się następnym razem - stwierdziła rozbawiony i jakby na potwierdzenie swoich słów odrzucił swoje włosy do tyłu. A co, mogła poudawać piękną kobietę, nawet jeśli nie była w połowie tak błyszcząca i na tak wysokich szpilkach jak płeć piękna wodząca teraz za Niallem oczami łowcy.
- Chyba, że... - Gdyby nie fakt, że jej źrenice były już nienaturalnie szerokie i bez żadnego życia to na pewno oczy zaświeciłyby się w tym szatańskim planie. Iskierki chochlika nie było jednak widać, więc musieli ją sobie po prostu wyobrazić.
- Możemy ewentualnie rozruszać towarzystwo. Zechcesz ze mną zatańczyć? - spytała z szerokim uśmiechem mocniej przylegając do mężczyzny. Pomyślała, że skoro sam ją objął to niech teraz ma za swoje! - Pogłośnimy muzykę... Sam chciałeś dać ludziom temat... - przypomniała mu zadziornie.
Amelka
No i to tyle jeśli chodzi o imprezowe szaleństwo! Jej partner (taneczny oczywiście!) odmówił współpracy jasno i dosadnie. Ale Amelka nie była z tych, co to się tak łatwo poddają. A sam fakt przebywania w totalnej ciemności tylko dodawał jej śmiałości. Co innego, gdyby widziała już przelotne spojrzenia rzucane przez Josepha. Znała każdą zmarszczkę na jego czole, więc wiedziałaby, co właśnie działo się w tej prawniczej głowie.- No daj spokój... Jak rozruszamy towarzystwo to gwarantuję ci, że moja rodzicielka już nigdy nie zaprosi cię na swój zakalec - stwierdziła rozbawiona kładąc dłonie na ramionach mężczyzny. - Wystarczy ruszać nogami do przodu... - stwierdziła i zanim przemyślała sprawę, co mogłoby ją powstrzymać, przesunęła śmiało swoją stopę do przodu. Nie tylko popchnęła mężczyznę do tyłu, ale i jej noga znalazła się w idealnie środkowej pozycji, pomiędzy jego... butami. - I do tyłu - dodała zaraz odsuwając się na pół kroku, odnajdując dłoń mężczyzny by zrobić mały obrót. O dziwo nawet nikogo nie staranowała, chociaż była pewna, że gdyby miała to zrobić to Niall skutecznie by ją powstrzymał. Miała do niego pełne zaufanie.
OdpowiedzUsuńA potem stało się coś, czego nie oczekiwała. Muzyka stała się głośniejsza, a chwilę później rozpoznała kolejne perfumy, które docierały do niej zza pleców.
- Chyba potrzebujesz lepszego partnera, Linka - powiedział jej brat, stając obok nich. - Naill to kawał drewna, nawet po sesji u profesora Keiva, będąc pod wpływem nie powiem czego, potrafił tylko podpierać ścianę - oznajmił wspaniałomyślnie Joseph klepiąc swojego kumpla po plecach.- Willy pisał, że się zmył, więc jak będziesz chciała wracać to daj znać, jesteś skazana na mnie i moją piękną przyszłą żonę. A teraz chodź wywinąć kilka piruetów zanim ojciec się kapnie, co robimy - dodał porywając wręcz swoją siostrę z rąk innego faceta i ciągnąć ją w miejsce, gdzie nie było w pobliżu żadnych stolików.
- Twoja strata! - zawołała jeszcze w kierunku, gdzie niedawno stał Niall i zaśmiała się mimowolnie, będąc gotowa w stu procentach na rozkręcenie imprezy.
Amelia
Cóż… Minnie nie należała do najostrożniejszych i najbardziej roztropnych kobiet na tym świecie. Wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że od zawsze pakowała się w kłopoty. Nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, kiedy chciała ich za wszelką cenę unikać. Mama powtarzała, że jest najbardziej nieusłuchanym dzieckiem z całej rodziny i ma szczęście, że ojciec potrafił dostrzec w niej coś, co sprawiało, że owszem, znęcał się nad nią, ale potrafił się w tym opamiętać. Ładna twarz często ją ratowała, ale nie sprawiała, że była nietykalna. Chociaż bardzo by tego chciała.
OdpowiedzUsuńBól trochę zelżał i chyba to sprawiło, że jej myśli zaczęły krążyć wokół innych kierunków. Podsuwając do głowy scenariusze, które lepiej dla niej samej, aby się nie spełniły.
Zamrugała powiekami, słysząc jego propozycję.
— To na pewno nie będzie kłopot? — Spytała cicho. Podejrzewała, że lepiej było zostać w tej sytuacji pod czyimś okiem. W swoim mieszkaniu byłaby całkiem sama i nie zorganizowałaby sobie sprawnie pomocy, gdyby ta okazała się konieczna. Poza tym… Niall naprawdę nie wyglądał na złego człowieka. Wzięła głęboki oddech — dziękuję — powiedziała, spoglądając w jego oczy — za wszystko. Za to, że nie poszedłeś sobie dalej tylko zareagowałeś, za to, że się mną zająłeś, za lekarza… I teraz jeszcze nocleg — powiedziała, nie odrywając od niego spojrzenia swoich oczu. Zawdzięczała mu w tej chwili tak dużo, że nie miała pojęcia, jak ma mu się odwdzięczyć. Będzie miała u niego ogromny dług wdzięczności.
Słysząc jego pytanie, skinęła lekko głową. Mógł, bo sama nie była pewna, czy byłaby w stanie podejść do tego pokoju, o którym mówił. Zachowywała się lekkomyślnie, ale przecież… Gdyby chciał ją skrzywdzić, zrobiłby to już teraz, prawda? Z drugiej strony sama nie raz myślała o tym, że chciałaby skończyć z tym życiem. Może… Może właśnie, dlatego tak łatwo wszystkim ufała? Bo gdzieś, głęboko w podświadomości chciała, żeby to wszystko się skończyło? Co prawda, gdy przychodziła taka chwila (jak sytuacja z zaułka) docierało do niej, że wcale nie jest taka gotowa do pożegnania się z tym światem, jak mogło jej się wcześniej wydawać. Tak… To właśnie chyba sprawiało, że kłopoty tak bardzo ją lubiły.
— Nie wiem, jak ci się odwdzięczę… Może… Może zrobię rano śniadanie? — Zaproponowała, bo to było jedyne, co na szybko wpadło jej do głowy — powiedzmy, że to będzie jedna część z kilku w ramach podziękowań… Niall możliwe, że właśnie uratowałeś mi życie. Nie mogę skończyć tylko na zwykłym dziękuję — mówiąc to, spojrzała prosto w jego oczy — co zazwyczaj jadasz na śniadania?
Minnie
— Ale nie możesz odmówić — powiedziała z delikatnym uśmiechem, gdy oznajmił, że będzie mogła zrobić dla niego obiad, kiedy już dojdzie do siebie i powrócił do sił. — Jesteśmy w takim razie umówieni, chociaż… — zawiesiła spojrzenie przed sobą. Nie chodziło o to, że nie chciała zaprosić Nialla do siebie. Zgodziła się zostać u niego na noc, więc jeżeli miałaby tłumaczyć się strachem, nie powinna również tej nocy spędzać w jego mieszkaniu. Problem polegał na tym, że te należące do Minnie – tylko na czas najmu — było bardzo małe i skromne. Miała jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, które wizualnie niekoniecznie do siebie pasowały. Najemca zapewniał wyposażenie kuchni i łazienki, resztę Minnie musiała sama sobie skombinować, a nie było jej stać na za wiele, to też było one na dobrą sprawę puste i pozbawione jakiegokolwiek wystroju. W sypialni miała jedynie łóżko i metalowy wieszak, na którym znajdowały się jej ubrania, w salonie był mały stolik i rozkłada E, rdzawa kanapa. Ot, o to cały dobytek Minnie Moore. Jak miała zaprosić do siebie Nialla? — Albo wyskoczymy na obiad, ja oczywiście stawiam i nawet nie próbuj się ze mną kłócić. Jestem ranna — przypomniała z delikatnym uśmiechem na twarzy. Tak, zamierzała wykorzystać fakt, że była ofiarą.
OdpowiedzUsuńNie mogła mu po prostu podziękować i zapomnieć. Minnie nie czułaby się w takim układzie dobrze, zaproponowała wiec tyle ile mogła, chociaż wiedziała, że to wszystko to i tak za mało.
Pokiwała lekko głową na jego słowa. Nie zamierzała leżeć przez kilka dni, praca sama się nie zrobi, ale nie musiała mu się tym chwalić. Była na okresie próbnym więc szczerze się bała o to, czy gdyby wzięła teraz kilka dni wolnego, miałaby do czego w ogóle wracać. Wolała nie ryzykować, bo ta posada była dla niej bardzo ważna.
Wstrzymała oddech, gdy Niall się nachylił. Znajdowali się teraz bardzo blisko siebie, co nie było dziwne, biorąc pod uwagę, że ją niósł, kiedy się jednak nachylił, granice zostały jeszcze bardziej przekroczone, a Minnie czuła się z tym dziwnie.
— Dziękuję — powiedziała kolejny raz, gdy odłożył ją na łóżku. Rozejrzała się po pomieszczeniu, uznając, że było w nim więcej rzeczy niż w całym jej mieszkaniu. Ponownie powróciła do niej myśl, że przecież nie będzie mogła go gościć u siebie. — Szczerze mówiąc to niekoniecznie, ale wypisanym herbatę. Zwykłą, najzwyklejszą — powiedziała, kiwając głową na jego kolejne słowa — rozumiem, że mydło czy jakiś żel są na wierzchu? Wolałabym nie grzebać w poszukiwaniu czegokolwiek — powiedziała — och tak, przydałoby się coś… Niall, czy… mogę też poprosić o coś na rano? Moje ubranie jest od krwi — powiedziała — wystarczą mi jakieś dresowe spodnie czy coś takiego — dodała, żeby nie sądził, że wymaga od niego nie wiadomo czego. Poradzi sobie.
Minnie
Wiedziała, że cokolwiek mu zaproponuje w podziękowaniu za ratunek, nie będzie to dla niego nic nadzwyczajnego. Nie była głupia. Powiedział jej, czym zajmował się zawodowo, widziała, gdzie mieszkał i jak wyglądał jego apartament. Miała w sobie jednak ogromną potrzebę dziękczynności. Zwłaszcza w takich sytuacjach. Była zadłużona po uszy w sprawach finansowych, to, chociaż w tych życiowych starała się być wypłacalna, chociaż miała tę bolesną świadomość, że ugotowanie obiadu, zabranie go na kawę czy na cokolwiek indziej nie miało się nijak do uratowania życia.
OdpowiedzUsuń— Świetnie — ucieszyła się, słysząc w końcu zgodę z jego ust. Nawet nie wiedział, jak wielką sprawił jej tym radość.
Nie znała go, ale po tym, co dla niej zrobił i co wciąż robił, nie mogła powiedzieć o mężczyźnie ani jednego, złego słowa. Zwłaszcza, że przez cały ten czas zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen, co sprawiało, że Moore czuła się bezpiecznie, chociaż momentami dość niezręcznie, gdy ze względu na to, że była przez niego niesiona, znajdowali się tak blisko siebie. Minnie nie była przyzwyczajona do bliskości jakiegokolwiek innego mężczyzny niż jej tatuś, a ten zdecydowanie nie był dżentelmenem, nie była nawet porządnym facetem. Był śmieciem, który próbował niejednokrotnie sprzedać ciało swojej córki, na szczęście za każdym razem z nieszczęśliwym zakończeniem dla niego, a z poczuciem ulgi dla Minnie, chociaż każda próba była stertą bolesnych wspomnień, które już zawsze miały z nią pozostać, bo terapia, na którą uczęszczała nie dawała żadnych rezultatów, nie dostrzegała ich.
— Okej — powiedziała cicho, mając wrażenie, że jest dla niego problemem. Powinna wiedzieć, że tak właśnie będzie, byli przecież dla siebie całkiem obcymi ludźmi. Ich znajomość dopiero się zaczynała i to w dość trudnych warunkach, nie ma, co się oszukiwać — dziękuję — dodała, uśmiechając się kącikiem ust, rozbawiona tym, jak wiele razy zdążyła już wypowiedzieć w jego obecności te jedno słowo. Nie powinno jej to bawić, ale jednak, tak właśnie było — chyba muszę wymyślić jakieś inne słowo zamiast tego dziękuję — stwierdziła, spoglądając na Nialla, posyłając mu przy tym nieco rozbawiony uśmiech. Nie miała pojęcia, jakim był człowiekiem, ale chciała go chyba odrobinę odstresować, bo miała wrażenie, że był spięty. Im dłużej byli razem w jednym pomieszczeniu. Sami. Chociaż sama Mims czuła się z kolei swobodniej, kiedy odległość pomiędzy nimi nie była minimalna.
Kiedy mężczyzna opuścił pokój, od razu ściągnęła z siebie sweter pozostając w topie na cienkich ramiączkach. Próbowała się podnieść z myślą o wybraniu się do łazienki i prysznicu, ale chyba faktycznie będzie musiała pozostawić to na rano, bo samodzielna próba podniesienia się z łóżka była bardzo nieudolna. Skończyło się na tym, że ułożyła sobie pod plecami poduszkę, aby znaleźć się w trochę wyżej, w bardziej pół siedzącej pozycji.
Kiedy wszedł do pokoju z herbatą, posłała mu uroczy uśmiech.
— Opowiesz mi coś o sobie? — Spytała nieśmiało, nie odwracając od niego spojrzenia swoich niebieskich oczu — żeby było mi łatwiej wybrać, co wspólnie zjemy, a później będziemy mogli iść spać, pewnie jesteś zmęczony — dodała z uśmiechem niewiniątka
Mims
Minnie nie do końca była w stanie to zrozumieć – pragnienie drugiej osoby. Odkąd ojciec po raz pierwszy wyrwał ją w środku nocy ze snu i oznajmił, że ma dla niej specjalne zadanie, brunetka nie potrafiła spojrzeć na mężczyzn w kontekście seksualnym. Nie było tak, że z góry każdego porównywała do swojego ojca lub bydlaków, którzy byli gotowi zapłacić mu za to, aby ją zerżnąć, jednak wszystko co przeżyła za sprawą tatusia spowodowało, że nie potrafiła w sobie odnaleźć tego pragnienia, które mogłoby spowodować, że chciałaby w końcu spędzić kimś noc. Przez to też, czasami zdarzało jej się nieświadomie flirtować, nieświadomie, bo po pierwsze Minnie była przekonana, że robić tego nie potrafi, a po drugie zapominała, jak jej zachowanie może być odbierane przez innych.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się, gdy podstawił jej herbatę, a następnie zajął miejsce z zachowaniem bezpiecznego dystansu. Słysząc jego pytanie, przymrużyła powieki i zaczęła się zastanawiać nad tym, co właściwie chciałaby o nim wiedzieć.
— Jesteś prawnikiem — powiedziała — zajmujesz się na co dzień prawem? Dużo ćwiczysz, pijesz mało kawy i zdrowo jesz czy raczej jesteś typem zrównoważonym typem, który stosuje system zróżnicowania? No wiesz, jak zjesz dużo niezdrowego jedzenia to później idziesz pobiegać więc wychodzi na zero? Jak robisz nadgodziny w pracy to później wyrównujesz to wolnym dniem? — Właściwie nie chodziło tylko o to, gdzie mogłaby go zabrać w ramach podziękowań. Minnie nie miała wielu okazji do prowadzenia swobodnych rozmów. Owszem chodziła na terapię, ale jej terapeutka ją wkurzała i coraz częściej myślała o rzuceniu tego w cholerę. W pracy nie było miejsca na przyjazne pogaduszki, a z rodziną starała się nie utrzymywać kontaktu, bo to zawsze kończyło się w ten sam sposób, kłótnią, wyzwiskami, przywoływaniem wspomnień, o których wolałaby zapomnieć. Niall poza uratowaniem jej i przenocowaniem, mógłby stać się kompanem do rozmów. Minnie nie miała problemu z wyobrażeniem sobie, jak obiad dziękczynny może poprowadzić ich do pogłębienia znajomości. Można rzec, że Mims była na to otwarta.
— Ustaliliśmy już, że skoro jestem ranna, to nie możesz mi odmówić. Zabiorę cię na obiad i obiecuję, że po nim już ani razu nie podziękuje — uśmiechnęła się znacznie szerzej, przechylając lekko głowę — mam nadzieje, że tak się stanie — dodała, gdy wspomniał, żeby szybko wróciła do zdrowia. Musiała, bo zwyczajnie nie mogła sobie pozwolić na długi powrót do formy.
Rozchyliła wargi, gdy znalazł się znacznie bliżej i spytał o łazienkę.
— Chyba tak — westchnęła, bo szczerze wolałaby uniknąć znalezienia się w takiej sytuacji. Odkąd tylko wyprowadziła się z rodzinnego domu, ze wszystkim zawsze musiała radzić sobie całkiem sama i nigdy nie miała z tym problemu. Nie moc podniesienia się z łóżka bez bólu była frustrująca— wydaje mi się, że jak już stanę na nogi to sobie poradzę, ale mam wrażenie, że… Nie to nie wrażenie. Nie jestem w stanie sama się podnieść. To strasznie boli — wiedziała, że dostała środku przeciwbólowe i że gdyby ich nie miała z pewnością bolałoby dużo bardziej, jednak i tak odczuwała silny ból. Dlatego zdecydowała się chwycić jego pomocną dłoń, posyłając mu przy tym kolejny, delikatny uśmiech.
Minnie
Minnie chciała wierzyć, że ludzie z reguły są dobrzy. Był pewien czas w jej życiu, w którym próbowała odnaleźć powód, przez który jej tatuś stał się tym, kim się stał. Nie potrafiła jednak znaleźć dla niego usprawiedliwienia, bo za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że jest bliska pozwoleniu sobie na to, on jakby to wyczuwał i za wszelką cenę starał się udowodnić, że jest zepsuty do szpiku kości.
OdpowiedzUsuńZamykając ją w pokoju na dwa, trzy dni. Nie pozwalając w tym czasie nic zjeść ani nawet załatwić się jak w cywilizowanym świecie przystało, w toalecie. W rogu pokoju stało stare, metalowe, wiadro, które śniło jej się nadal po nocach.
Każąc jej się rozbierać do naga przy całej rodzinie, tuż przed rozpoczęciem posiłku, gdy wyszło na jaw, że zatrzymała dwudolarową resztę z zakupów dla siebie.
Bijąc ją grubym kablem, nie przejmując się, że na jej plecach pozostaną na zawsze blizny.
Powtarzał wtedy, że dopóki jej buzia jest nietknięta, nie może się na niego złościć, bo tylko ona sprawia, że jest zauważana. Tyle, że nie była zauważana. Nazwisko sprawiało, że wszyscy trzymali się od niej z daleka, bo w okolicy każdy wiedział, jaka jest rodzina Moore.
Nie miała koleżanek ani w szkołach, ani na studiach. Zawsze trzymała się sama. Oczywiście, że wiedziała czym jest seks, na czym polega. Oglądała filmy, czytała książki, ale… nie czuła przy tym nic, nic co mogłoby wiązać się z popędem, podnieceniem, jakąkolwiek jej seksualnością.
Miała pecha, bo trafiała w swoim życiu na wielu złych ludzi, ale skoro Niall ją uratował nie mógł być zły. Jej życie nie mogło być, aż tak złej Po prostu nie mogło. Chciała w to mocno wierzyć. Musiała, bo inaczej… Po co w ogóle żyła? Czasami zadawała sobie to pytanie, dochodziła wtedy do smutnych wniosków, że widocznie swoim tchórzostwem zasłużyła sobie na to, co ją spotykało. Przecież odejście nie było tak trudne, prawda? A mimo to bała się. Tak bardzo się bała tego, co mogłoby być później…
Uśmiechnęła się na jego słowa. Zawsze musiała być czujna, jak zwierze w zasadzce. Niezależnie od tego, jak źle się przy tym czuła.
— Wyłapałam tylko, że jesteś prawnikiem, reszta to domysły — uśmiechnęła się delikatnie. Chyba nie do końca się z Niallem zrozumieli, ale słysząc jego wypowiedź tylko się uśmiechnęła i pokiwała głową, na znak, że słucha i zapamiętuje to, co mówił — czyli dużo pracujesz, trochę biegasz i masz mało wolnego czasu… to cud, że byłeś akurat obok — stwierdziła, spoglądając na niego. Chyba naprawdę powinna zmówić jakąś dziękczynną modlitwę.
Nie mylił się w tym, że była samo wystarczalna. Wiedziała, że w życiu tak naprawdę nie może na nikogo liczyć poza sobą samą. Gdy tylko usłyszała kiedyś przelotnie o czymś takim jak kredyt studencki, nawet się nie zastanawiała. Starała się z całych sił, jeżeli chodziło o naukę i możliwość ucieczki z rodzinnego domu. Wyprowadziła się w dniu swoich osiemnastych urodzin, nie mając pojęcia, gdzie skończy, czy będzie miała co zjeść, gdzie się umyć… Ale tatuś udowodnił jej przecież, że jest w stanie znieść dużo. Teraz mieszkała w jeszcze bardziej nieciekawej okolicy niż gdyby została z rodzinnym domu, ale przynajmniej nie musiała się bać… nie każdego dnia. Tatuś czasami ją odwiedzał, starając się ją zastraszyć, wyłudzić od niej pieniądze czy kolejny raz próbując przekonać ją po dobroci (czyli szarpiąc nią i próbując zaciągnąć siłą), aby w końcu dała mu się sprzedać, bo miał kilku chętnych na jej cipkę. Mims się nie dała. Czasami zastanawiała się nad tym, jakim cudem ciagle była żywa. Udało mu się przecież zabić jedno z dzieci. Dlaczego nie mógł dać jej tej łaski?
— A na co masz z reguły ochotę? — Spytała — jak nie powiesz sam, zabiorę cię na coś na co ja będę miała ochotę — stwierdziła uznając, że to wcale nie był głupi pomysł. Na co dzień nie jadała w restauracjach ani knajpkach. Skoro jemu i tak miało być wszystko jedno, mogła go zabrać gdzieś, gdzie od dawna sama chciała pójść czegoś spróbować — a nie mam pojęcia czy ci zasmakuje. Wolałabym jednak, żeby to ci smakowało. Trochę słabo, gdybys w ramach podziękowań dostał coś, czego nie lubisz.
Dzięki pomocy bruneta, podniosła się. Wstrzymała oddech na moment, w którym jej ciało zmieniało pozycje, a kiedy już stanęła na nogach wzięła głęboki oddech, wykrzywiając przy tym twarz w grymasie bólu.
Usuń— Dam radę tylko przytrzymaj mnie jeszcze chwilę, proszę — powiedziała, spoglądając na drzwi prowadzące na korytarz. Odległość nie była duża, ale w tej chwili wydawała jej się naprawdę ogromna. Wręcz nie do pokonania — jeszcze tylko chwilkę — powiedziała oddychając głęboko. Wiedziała, że musi dać radę. W domu była całkiem sama. Była tylko ona i nikt do pomocy. Musiała dać radę zrobić tych kilka pieprzonych kroków. Zwłaszcza, że zamierzała pojawić się w pracy i niczego nie spierdolić.
— Możesz… Możesz zaczekać gdzieś w pobliżu? — Poprosiła, chociaż miała nadzieje, że nie będzie potrzebowała jego ratunku. Ułożyła dłoń na jego ręce i delikatnie zsunęła ze swojej tali, aby zrobić w końcu samodzielny krok, a po chwili kolejny z ulgą uznając, że najgorzej było się podnieść. Posłała mu pełen zadowolenia uśmiech i ruszyła dalej do wyjścia, a następnie do łazienki, gdzie odnalazła przygotowane rzeczy, odświeżyła się, wciągnęła na siebie dresowe spodnie i koszulkę Nialla stwierdzając przy okazji, że bardzo ładnie pachną, a następnie z lekko wilgotnymi włosami wróciła do gościnnego pokoju, nie mając pojęcia czy mężczyzna nadal w nim będzie.
Minnie
[Hej! Dziękuję za powitanie :) Birdie robi dobre wrażenie, ale zapewniam, że jest małym diabłem.
OdpowiedzUsuńPrzytruchtałam do Nialla, bo urzekł mnie wizerunek, który był moim pierwszym serialowym crushem :D Oboje mają prawnicze powiązania, więc jakbyś miała chęć możemy coś razem napisać. Może jakieś praktyki? ]
Birdie A.
Birdie tkwiła w tym dziwnym wieku, w którym nie miała pojęcia, kim chce być i jaką ścieżką podążyć. Miała niecałe dwadzieścia jeden lat, niedawno skończyła liceum, kiedy przez całą tę edukację każdy oczekiwał, że w ostatniej klasie będzie wiedziała, co chce robić po szkole. Wiadomość z ostatniej chwili - nie wiedziała i mimo studiowania wciąż działała po omacku, wyciągając ręce do przodu, by znaleźć w czymś oparcie, w ostateczności drzwi wyjściowe, które wyprowadziłyby ją z tej mgły niewiedzy i niepewności.
OdpowiedzUsuńStudia prawnicze wybrała ze względu na rodziców i braku innych możliwości. Nie chciała się kłócić i być niewdzięczną córką, która odrzucała pomocną dłoń rodziców. Chciała ich zadowolić i uciszyć, by przestali nagabywać i upierać się, że na innym kierunku zmarnuje swój czas i potencjał. Jednakże ona nie miała potencjału. Artykuły i paragrafy zlewały się w jej jedno. Nie miała wyczulonego zmysłu, który znajdował prawne kruczki. Ciężko wchodziła jej do głowy teoria i nie widziała przyszłości, gdzie kończyłaby aplikację, by ostatecznie codziennie chodzić do sądu i bronić ludzi.
A mimo wszelkich wątpliwości i niepewności była tutaj. Utrzymała się już drugi rok na studiach i teraz stała ubrana w garnitur i koszulą zapiętą pod samą szyję. W oczekiwaniu wyłamywała sobie palce u dłoni i przygryzała dolną wargę, skubiąc wystające suche skórki. Praktyki były obowiązkowe i gdyby nie pomoc rodziców, prawdopodobnie dalej szukałaby praktyk, bądź miała niezdany ten przedmiot. Nie chciała tutaj być. Kołnierzyk wpijał się boleśnie w gardło, a buty przy każdym kroku obcierały ją w piętach.
Wpuszczono ją do gabinetu Nialla Dwighta, by nie musiała siedzieć na korytarzu. Usiadła na fotelu pod ścianą i założyła nogę na nogę, opierając głowę o ścianę. Przymknęła na chwilę oczy, by rozluźnić się. Dodatkowo poruszyła barkami, by ściągnąć z nich napięcie.
Nie miała pojęcia dlaczego tak się denerwuje. Nie miała ambicji wypaść dobrze. Nie zależało jej na tych studiach, więc czemu czuła suchość w gardle i chęć wyjścia z budynku.
Westchnęła, gdy drzwi od gabinetu się otworzyły i do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Chwilę jej zajęło, by wstać z wygodnego fotela.
-Birdie Aldridge.- wyciągnęła dłoń do bruneta. - Słyszałam, że przez miesiąc mam Panu służyć.- uśmiechnęła się kpiąco, czując jednocześnie, że kosmyk ucieka jej z misternie upiętych włosów. - Co mam robić?
Birdie A.
[Wybacz, że tak długo musiałaś czekać]
[Hej i tutaj! ♥ Obie Twoje postacie są barwne, nie ma co ukrywać, ale zawitałam do Nialla, bo PAUL WESLEY! ^^ Tego, jak wielką słabość i sympatię mam wobec tego pana, nie da się chyba nawet ująć w żadną miarę. Zastanawiam się, czy Sissy też będzie taką słabość przejawiać, haha. Chętnie zainstalujemy się u niego na jakiś czas, choćby po to, żeby bezkarnie pooglądać, jak wychodzi bez koszulki spod prysznica... ;) Żart oczywiście! Jesteśmy całkowicie profesjonalne, Niall nie ma się czego obawiać. ^^ Powiedzcie tylko, co mamy robić. Dzięki za powitanie!]
OdpowiedzUsuńSierra Clemente
[Cześć! Fajnie, że jesteś. ^^ Na wątek jestem jak najbardziej wciąż chętna - sama w ostatnim czasie dałam się pożreć życiu i staram się pomału wrócić do pisania. Rozumiem, że Niall będzie miał dla nas jakąś pracę? ;) Bo żeby tak za darmo, to nie bardzo... Chcesz dogadać może jakieś szczegóły, czy ruszamy z tym, co mamy?]
OdpowiedzUsuńSierra Clemente