31.10.2003, Frankfurt nad Menem, Niemcy —— w Nowym Jorku od czerwca 2022 roku —— jedyna córka potentata przemysłu chemicznego i farmaceutycznego, milionera, Briana Sinclaira i Elfriede Krause, niemieckiej pisarki, laureatki Literackiej Nagrody Nobla, której twórczość podejmuje tematy kobiecej seksualność i walki płci —— studentka literaturoznawstwa Uniwersytetu Columbia —— wynajęty pokój – zagracony książkami, notatkami, bawełnianymi swetrami i ukrytą gdzieś paczką papierosów —— instagramerka prowadząca obserwowany przez prawie 250 tys. osób profil, który jest kopalnią jej obszernych i wnikliwych książkowych recenzji, przemyśleń i zdjęć —— początkująca pisarka —— więcej —— powiązania
Berenice (...) zwinna, urocza i obdarzona nadmierem sił żywotnych; jej działem była włóczęga po wzgórzach (...) – ona bez troski szła przez życie, nie myśląc o cieniach tkwiących na drodze i o niemym odlocie kruczo oskrzydlonych godzin. Berenice! Morella posiadała wiedzę głęboką. (...) Potęga jej umysłu była nadludzka...
B e r i n e l l a marszczy nos, gdy ktokolwiek zwraca się do niej pełnym imieniem; zastyga w świszczących głoskach, w określonym ruchu warg kobiecych i męskich, jak cień, który wydłuża się coraz bardziej z każdą sekundą. W i e, że jest Berenice, zgadką i trwogą. W i e, że też Morellą – tojadem i cyprysem. Wolałaby jednak być... sobą. Bernie, Nella, Ella – jest każdą z nich, tylko trochę i n a c z e j. Jest unoszącym się w mocnym świetle tańczącym niczym mistyczna wróżka kurzem; jest zarówno najgorszą wersją siebie, kłócącą się z tą najlepszą – jest bólem w skroniach, zimnem prostującym palce; jest też snem, koszmarem – wdechem i wydechem, tlenem wypełniającym płuca. Przede wszystkim jednak jest sobą. Próbuje składać rzeczywistość z własnych słów, które zdobią papier – próbuje złapać ideę, uchwycić motyw, którym odznacza się jej życie, znaleźć punkt zwrotny. I w tym wszystkim próbuje być sobą w byciu niesobą. W byciu fałszywym, w egzystencji splamionej niemyśleniem i beznadzieją. Czytając, chłonie, podziwia, płacze, zaciska zęby i gryzie wargę – przeżywa, dokonując przeobrażenia duszy z każdym słowem, szeptem, spojrzeniem i dziecięcą naiwnością. I jest tu, tu i teraz, łapczywie wyciągając dłonie w stronę tego, co nieuchwytne, a co wydaje się tak blisko – i tym jest dla niej życie: diabelskim łapaniem momentów, które umykają. Które przepadają.ODAUTORSKO: CODE ►W tytule: Wilk stepowy; fc: akyuliychlen.Duża inspiracja twórczością Edgara Allana Poe'go i Hermana Hessego, reszta to już ja. Bernie jest maniaczką książek, dla której świat wydaje się zbiorem wyrazów – wciąż więc szuka odpowiednich, aby określić swoje życie. W karcie nie zdradzam o niej zbyt wiele, ale mam nadzieję, że uda mi się to zrobić w wątkach. :D Co do wątków: przyjmiemy wszystko to, co skomplikowane, trudne i emocjonalne. ► vicious1411@gmail.comwątki:
[Karta może nie zdradza wiele, za to zdecydowanie przyciąga do postaci i intryguje — na pewno chce się po jej przeczytaniu poznać Bernie lepiej, więc jeśli taki był cel, to zdecydowanie został osiągnięty. Podoba mi się też ten motyw poszukiwania słów dla określenia własnego życia i to jak został wpleciony w tekst. W każdym razie witam na blogu i życzę dobrej zabawy oraz weny do pisania, a w razie chęci zapraszam do Alexiosa.]
OdpowiedzUsuńAlexios Argyropoulos
[A któż z nas nie składa się z wielu, wydawałoby się kompletnie do siebie niepasujących elementów ? Odpowiedź jest prosta - nikt. Świat nie jest przecież jedynie czarny lub biały, a co najwyżej szary z przebłyskami innych kolorów (brawo, znowu włączył mi się tryb filozofującego naukowca).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziecie się tu dobrze bawić, a weny i czasu na jej wykorzystanie nigdy Wam nie zabraknie. Gdybyście miały chęci, zapraszam w swe skromne progi.]
Rim, Aurel i Nash
Spotted: Niedzielnym porankiem B widziana w Central Parku. Wracając z imprezy, zgarnia kubek gorącej, czarnej kawy z budki przy wejściu i zasiada na mokrej trawie, wyszarpując z torby gruby notes. Siedzi tam godzinę, albo próbując wytrzeźwieć, albo rozdzierając swoją duszę na kawałeczki, by jej części zostawić w dzienniku: tego nie wiem. Potem wstaje, wyrzuca pusty kubek do kosza na śmieci i wchodzi do metra. Zagadkowa dziewczyna. Podobno w zeszłym tygodniu wdała się w bójkę na środku korytarza i jakiś profesor musiał ją od kogoś odciągnąć... Ale czy to była ona? B, czy jesteś tak groźna, na jaką wyglądasz?
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋
Czy wiedziałaś, że gruszki smakują nawet wilkom?
OdpowiedzUsuń[Hej! Dziękuję pięknie za powitanie ;)
OdpowiedzUsuńTak, masz rację, nie pisałyśmy (chyba) nigdy wcześniej z sobą, ale może teraz mamy dobry czas do nadrobienia zaległości? Niall to postać bardzo testowa, rzadko prowadzę męskich bohaterów, bo się w nich nie czuję zbyt pewnie i nie jestem przekonana, czy w ogóle potrafię ich prowadzić hah.
Gdybyś miała chęci i miejsce na wątek z nami, możemy pogłówkować, jak powiązać dwie tak różne postacie. ;) Na ten moment nie widzę żadnego punktu zaczepienia, może przez znajomość z rodzicami dziewczyny...? Może Niall był jakiś czas na stażu w firmie jej ojca parenaście lat temu, gdy zaczynał praktykować?
Kartę napisałaś tak poetycko, że Twoja panienka wydaje się lśnieniem odbijanym w jeziorze - nieuchwytna, zachwycająca! Trochę jakby jej istnienie było psikusem dla srogiej elity wokół. ;)
Tobie również życzę dobrej zabawy tutaj i wielu ciekawych wątków!]
Niall
[Hmmm, ok, czyli jak dobrze rozumiem, Twoja panna wpadłaby do szkoły, w której z powodów zawodowych przebywa Niall, tak? On chyba by jej nie rozpoznał, skoro staż u jej ojca robił parenaście lat temu - ona wtedy to pewnie w kołysce była!
OdpowiedzUsuńProponuje, aby dziewczyna wpadła w jakieś tarapaty, albo nabroiła z tym swoim dawno nie widzianym przyjacielem i Niall byłby zmuszony jej pomóc ;) Bo inaczej to się skończy, że minie ją na korytarzu i tyle xD
Podeślę coś jutro, a jak masz jeszcze jakieś pomysły, to rzucaj śmiało, wykorzystamy wszystko! :D]
Niall
[łap! :)]
OdpowiedzUsuńPrzemierzał korytarze spokojnym, miarowym krokiem, a choć wzrok miał skupiony na teczce z dokumentami, doskonale orientował się w tym, co dzieje się wokół. Znał mury prywatnej placówki bardzo dobrze, bo choć w zarządzie zasiadał od paru lat, to praktykę zawodową w tym miejscu rozpoczął zdecydowanie wcześniej, przed objęciem decydującego stołka. Niall zresztą nie gonił za tytułami i wpływami, jako że jego rodzinie fortuna sprzyjała i nie mogli narzekać na uszczuplone fundusze, ale też się z tym nie obnosił, bo nie widział w tym sensu. Praca w prywatnej placówce jako jej stróż była momentami na prawde wyczerpująca, szczególnie że bogate dzieciaki były tak rozkapryszone i rozwydrzone, że niekiedy musiał rozwiązywać i tuszować występki idiotyczne i debilne. Sam nie był młodym szczylem, ale nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek coś podpalił dla zabawy, albo zepchnął koleżankę z schodów, bo miała taką samą bluzkę... Co prawda robił inne rzeczy, rownież podejrzane, jeśli chodzi o poprawności, ale czasami nie mógł wyjść ze zdumienia, jak okrutni potrafią być ci młodzi dorośli. I to przez nich najczęściej miał ochotę rzucić pracę w imieniu prawa, bo miał dość tego gówna, w jakim się czasami musiał zanurzyć.
Usłyszał przy wejściu krzątanine i spojrzał na zegarek - o tej porze odbywały się zajęcia i nikt poza portierem nie powinien się tu kręcić. Nie była to jego sprawa, ale posiedzenie zarządu zaczynało się w ciągu godziny, więc skoro miał spory zapas czasu, skierował się do wejścia, chcąc skontrolować co się dzieje.
Niall Dwight był sztywniakiem i nudziarzem i doskonale wiedział, że tak widzą go inni. Od zawsze zresztą taki chyba był, bo poza paroma wyskokami za młodu, nie wychylał się i nie wyróżniał, a tak przynajmniej sam myślał.
Zatrzymał się u szczytu szerokich schodów i spojrzał w dół, ale nikogo nie ujrzał. Usłyszał z kolei jakiś cichy chichot z bocznego korytarza i tam się skierował, tym razem na prawdę zaciekawiony. Czy to znowu jakaś parka uciekła z zajęć i obmacuje się po kątach...?
Niall
[Na wstępie przepraszam za zwłokę, miałam trochę do zrobienia w tym tygodniu, a nie chciałam tak wracać zupełnie z niczym i jakoś tak wyszło. O ile wydaje mi się, że przypadkowe spotkanie nie jest złym pomysłem, myślę, że mimo wszystko trzeba będzie to jakoś rozwinąć, więc może przydać się nam mała burza mózgów, bo na tę chwilę mam jakieś niepołączone w całość luźne pomysły. Z jednej strony podoba mi się opcja z wystawą, z drugiej wspólna uczelnia daje nam w sumie niezły punkt wyjścia. Myślałam, czy nie pójść w te rozsypane notatki, których właściciela potem trzeba by odnaleźć w tłumie studentów. W ten sposób Twoja pani mogłaby natrafić na pochłonięty żywą dyskusją nieoficjalny klub architektów. Stąd można by już iść w stronę jakiejś wyprawy po mieście, w którą zostałaby wciągnięta (o ile dałaby się wciągnąć w takie dosyć osobliwe zwiedzanie)? Może ostatecznie znalazłoby się miejsce i na jakieś wystawy. Zastanawiałam się też, czy nie spróbować wciągnąć ich w jakąś literacko-artystyczną współpracę studencką, jakiś projekt o Nowym Jorku? Nie wiem jednak jeszcze jaki mógłby być tego cel, ani dlaczego akurat ta dwójka miałaby go realizować. Ostatecznie nie mam więc za dużo konkretów, ale może uda się z tego coś wyciągnąć.]
OdpowiedzUsuńAlexios
[Wizerunek od razu przyciąga wzrok, świetne ma włosy ❤ bardzo lubię takie poetycie opisy kart, zwłaszcza, że sama nigdy nie potrafię takich stworzyć i pozostaje mi tylko pozazdrościć Twojego warsztatu pisarskiego. Karta nie zdradza zbyt wielu szczegółów, co sprawia, że tylko jeszcze bardziej chce się poznać Beri bliżej i dowiedzieć o niej jak najwięcej, mam nadzieje, że będzie nam to dane. Życzę duuużo weny ❤]
OdpowiedzUsuńEthan Watson
[ Cześć! Dziękuję Ci za powitanie i miłe słowa pod kartą. Choć Manu ma wiele przepięknych zdjęć, moje spojrzenie również przyciągnęło właśnie to. Coś w nim jest...
OdpowiedzUsuńLau jest pełen sprzeczności i zdecydowanie sam jeszcze nie do końca wie czego od życia oczekuje. Szuka własnej, indywidualnej ścieżki, raz z lepszym, a raz z gorszym rezultatem. Na pewno, na wielu płaszczyznach, stara się być lepszy ;D
A co do wątku to bardzo chętnie, twoja Bernie jest cudowna i przepraszam, że wcześniej nie zajrzałam. Jestem zakochana w jej włosach, zwłaszcza, że sama mam ostatnio fazę na kolorowe :D Biję brawo również karcie i sposobie przedstawienia postaci - przyjemnie się ją czytało i niejedno zdanie zmusiło do pewnego zastanowienia.
Przechodząc do pomysłu to raczej niczym szczególnym nie zaskoczę, mam pustkę w głowie. Oni wydają mi się tak różni w swojej codzienności, że nie bardzo wiem od której strony to ugryźć... Jedyne co przychodzi mi do głowy to to, że Laurent mógłby ją wypatrzeć pochylającą się nad notesem i zagadnąć, bo to taka ciekawska i nieco wścibska dusza jest; może kojarzyłby ją z jakiejś imprezy, na której mieli okazję się minąć?
O, albo musiałby pozbyć się ogona w postaci natrętnych fanek i padłoby na upatrzoną Bernie?
Daj znać co myślisz, a może tobie coś lepszego przychodzi do głowy :) ]
Laurent
[W takim razie przynajmniej początek mamy względnie zaplanowany. Co prawda trzeba jeszcze pewnie wymyślić, gdzie dokładnie wybraliby się w ramach tego zwiedzania, ale powiedzmy, że to już może nam się samo rozwinąć wraz z pisaniem.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten pomysł na projekt, bo w sumie nieźle wpisuje się w to wszystko, więc jak najbardziej możemy zostać przy takim literacko-artystycznym przedsięwzięciu. W zasadzie możemy nawet założyć, że wyniknąłby on z tej dyskusji/późniejszej wyprawy, gdzie być może ktoś rzuciłby coś na ten temat i ostatecznie zdecydowaliby się wziąć udział. Chyba że bardziej interesowałaby Cię współpraca narzucona trochę przez uczelnię, w której trochę przypadkiem znaleźli by się wspólnie albo coś jeszcze innego.]
Alexios
[Cześć, my już zetknęłyśmy się w blogosferze, ale niestety brzydko Ci zniknęłam, tym samym skazując nasz mailowy wątek na porażkę. Bardzo Cię za to przepraszam. :( Jeżeli chcesz dać mi drugą szansę, to ja z chęcią coś wspólnie napiszę. Tutaj na blogu (Bernie i Keith są w tym samym wieku, a połączenie dwóch tak skrajnie różnych charakterów może być bardzo ciekawe), czy na mailu, może z reaktywacją wątku Niclasa i Violet? Jeżeli masz chęci, odezwij się do mnie pod kartą Keitha albo na mailu. Baw się tu dobrze z wielkim zapasem weny i dobrych wątków.]
OdpowiedzUsuńKeith
[Misz masz jak najbardziej nam odpowiada!
OdpowiedzUsuńCzy mogłabym się uśmiechnąć do ciebie o zaczęcie ? 😁 ]
Laurent
[Hej! Bardzo dziękuję za powitanie Killa i cieszę się, że właśnie w taki sposób go odbierasz, bo zgadza się z moim zamysłem. A niestety wiadomo, jak to czasami jest na polu zamysł-rzeczywistość :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej jestem chętna na wątek, problem w tym, że nie do końca wiem, jak moglibyśmy połączyć Bernie i Cilliana :c Jest młodziutka, obraca się w zupełnie innej tematyce... Chyba, że ty masz jakiś pomysł, w takim wypadku chętnie wysłucham i nawet mogę obiecać w zamian rozpoczęcie :)]
Kill M.
[Cześć! Dzięki wielkie za powitanie i miłe słowa.
OdpowiedzUsuńMyślę, że możemy coś wspólnie stworzyć. Devon ma niemieckie korzenie, podobnie jak Berinella. Co ty na to, żeby poznali się właśnie tam? :D
PS. Bernie publikuje gdzieś swoją pisarską twórczość? Tak sobie myślę, czy to też dałoby się jakoś wykorzystać w wątku.]
[Aż głupio to pisać raz jeszcze, ale przepraszam za zwłokę. Jeśli nadal jesteś zainteresowana wątkiem, to mogę zaoferować podrzucenie początku, bo wydaje mi się, że na tę chwilę to co najważniejsze jest już zaplanowane.]
OdpowiedzUsuńAlexios
[Hej! Mason jest mi całkiem bliski jako postać i od dłuższego czasu myślałam o stworzeniu bohatera mierzącego się z podobnymi rozterkami, więc mam nadzieję, że długo tu zabawię i chętnych do wspólnej rozgrywki nie zabraknie <3
OdpowiedzUsuńJasne, że chętnie skuszę się na wątek. Nie wiem czy Bernie jest otwarta na zawieranie romantycznych relacji, ale tak sobie pomyślałam, że może ktoś z kimś pisała na instagramie lub na jakiejś aplikacji randkowej? posługiwałby się zdjęciami Masona bez jego wiedzy i wyniknąłby z tego jakiś kwas, jakby nasze postacie przypadkowo spotkały się na żywo? Taka pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy, jeśli masz jakąś ciekawszą propozycję, to oczywiście zamieniam się w słuch! :D]
Mason
[Jeśli masz ochotę zacząć, to jak najbardziej! Pomysł brzmi super. Będę bardzo wdzięczna ❤️]
OdpowiedzUsuńMason
Ostatnie trzy miesiące spędzone w ośrodku leczenia zaburzeń odżywiania były dla niego bardzo trudne. Nie tylko musiał udawać, że jego stan ulega poprawie, by się stamtąd wydostać. Stracił też kontakt ze swoimi znajomymi, bo odebrano mu telefon i dostęp do internetu. To rzekomo miało zapobiec negatywnemu wpływowi osób z zewnątrz, zamawianiu rzeczy, których zabraniał regulamin placówki i tak dalej, ale dla Masona to był stek bzdur. Czuł się przez to osamotniony i przytłoczony. Nie chciał nikomu mówić gdzie jest, ponieważ ukrywał problem z jakim się mierzył, ale przynajmniej mógłby porozmawiać z kimś bliskim, a to już poprawiłoby mu choć trochę humor.
OdpowiedzUsuńKiedy w końcu wypuścili go z ośrodka, towarzyszyło mu takie uczucie, jakby co najmniej wyrwał się zza więziennych krat. Wiedział, że rodzice umieścili go tam wbrew jego woli, ponieważ chcieli, by wyzdrowiał, ale to tak nie działało. Cierpiał z powodu zaburzeń odżywiania od około trzynastego, czternastego roku życia, to było w nim bardzo głęboko zakorzenione. Trzy miesiące terapii i pilnowania by jadł przynajmniej minimalne zapotrzebowanie kaloryczne, które było niezbędne do podtrzymania podstawowych funkcji życiowych. Zwykle jadł mniej, niż potrzebował, miał przez to zawroty głowy, ciągle było mu zimno, ale mimo tego patrząc w lustro wziął widział zakrzywiony obraz siebie. Przez lata nauczył się z tym jednak dobrze kryć.
Gdy ogłosił w social mediach, że wrócił z Bali (rodzice zadbali o to, by jego prawdziwe miejsce pobytu nie wyszło na jaw), grupka przyjaciół od razu wyciągnęła go na spotkanie do kawiarni. Choć czy naprawdę mógł nazwać ich przyjaciółmi, skoro nie dostrzegali z czym się mierzył? Zastanawiał się nad tą kwestią, siedząc przy jednym z podłużnych stolików. Poruszał łyżeczką w kawie, która prawie na pewno już wystygła. Zrobił dwa łyki i musiał powstrzymać się przed wykrzywieniem ust w wyrazie zdegustowania. Najwyraźniej kelnerka źle przekazała zamówienie i dostał podwójnie posłodzony napój zamiast gorzkiego, ale nie chciał robić z tego powodu zamieszania. Dziewczyna i tak wyglądała na zestresowaną. Zauważył, że kiedy niosła tacę, trzęsły się jej ręce. Nie chciał, żeby dostała reprymendę od szefowej, więc po prostu zrobił dobrą minę do złej gry. To przecież nic wielkiego, po prostu nie wypije zamówionego napoju.
Mason ubrał obszerną bluzę o oversizowym kroju i szare dresowe spodnie, do tego włożył markowe adidasy. Wyglądał, jakby wyszedł po parę drobiazgów do marketu. Nie stroił się na wyjścia ze znajomymi. Zwykle zakładał to, co pierwsze wpadło mu w ręce po otworzeniu szafy. W przeciwieństwie do bliźniaka nie lubił ubierać koszul ani tym bardziej ich prasować. Mieli kompletnie inny styl i charakter. Arthur był przebojową, gadatliwą osobą, która z łatwością nawiązywała kontakty. Masonowi zajmowało to więcej czasu, rzadziej zabierał głos w towarzystwie, zwykle tylko potakiwał i uśmiechał się na znak, że aktywnie słucha. Nie lubił zanudzać innych swoimi problemami. Powiedział zmyśloną historyjkę o wielkiej przygodzie życia, małpim lesie, tarasach ryżowych, złocistych plażach i imponujących wodospadach, choć czuł się źle z tym, że ich okłamywał. Przebywał na Bali jakieś dwa lata temu przez parę dni na wakacjach, więc miał parę zdjęć na dowód, ale mimo wszystko nadal dopuszczał się kłamstwa.
Grupka przyjaciół była skupiona się na przeglądaniu fotografii z podróży, kiedy do ich stolika podeszła jakaś nieznajoma dziewczyna. Kompletnie zaskoczyła wszystkich, gdy ni stąd ni zowąd objęła ramionami Masona. Chłopak odruchowo uniósł brwi i zamrugał oczami, nie do końca rozumiejąc co się właśnie wydarzyło. Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu. Wyglądał na zdumionego i zakłopotanego jednocześnie.
Usuń— Przykro mi, ale musiałaś mnie z kimś pomylić — wydukał. — Jestem Mason, nie Harry — powiedział, nerwowym gestem naciągając rękawy bluzy na dłonie tak, że teraz spoza ściągaczy wystawały tylko jego palce. — Mam brata bliźniaka, ale on ma na imię Arthur — dodał. Czasami ich ze sobą mylono, ponieważ wyglądali na pierwszy rzut oka identycznie, ale nie przypominał sobie, by wzięto go za kompletnie inną osobę.
— Przepraszam was na chwilę, chciałbym wyjaśnić tę sytuację — wymamrotał, po czym odszedł od stolika i zbliżył się do nieznajomej. Przesunął palcami po włosach, przeczesując je do tyłu. Na zdjęciach prawdopodobnie wydawał się wyższy, a przynajmniej tak mówiło sporo ludzi, widząc go pierwszy raz na żywo. — Możesz powiedzieć skąd mnie kojarzysz? — zapytał, starając się dociec skąd mogą się znać.
[Nie wiem tylko na ile Mason jest wyższy, bo ogółem mały z niego gremlin, cały metr sześćdziesiąt osiem wzrostu. Może powinnam to w sumie gdzieś dopisać w karcie :P]
Mason
[Uporałam się wreszcie z inżynierką, więc przychodzę z rozpoczęciem. Mam nadzieję, że da się to jakoś czytać — bo w sumie nie byłam pewna jak to najlepiej rozegrać — i nie zniechęcę Cię kompletnie do pisania.]
OdpowiedzUsuń— Mówiłem ci już, że to pytanie nie do tego Argyropoulosa — odparł, poprawiając przerzuconą przez ramię teczkę. W zapełnionym studentami korytarzu głos kolegi mieszał się z setką innych w dźwięcznej, brzęczącej kakofonii, która potrafiła przyprawić o pulsujący ból głowy. Zaczynał myśleć, że musiał mieć niebywały talent do komplikowania sobie życia. Ze wszystkich dni, gdy wśród tych samych ścian spotkać można było kilka rozrzuconych między różnymi ławkami osób, a ciszę zakłócało jedynie echo własnych kroków, na oddanie pracy zdecydował się wybrać właśnie ten. Objuczony plecakiem i naręczem książek, z wielką czarną teczką na ramieniu, musiał prezentować się raczej komicznie i po części tak właśnie się czuł za każdym razem, gdy przychodziło mu ominąć kolejną grupę, rzucając po drodze ciche przepraszam.
— Nie wmówisz mi, że nie masz absolutnie pojęcia, o co może zapytać — rzucił Steven, krocząc tuż za nim. Po prawdzie pewnie mógłby domyślić się kilku pytań — jego ojciec nie należał do najbardziej nieprzewidywalnych osób i zdecydowanie miał kilka tematów, które uwielbiał wałkować do znudzenia. Mógłby się założyć, że istniała gdzieś skrupulatnie przygotowana lista poszerzana co roku o nowe pozycje. Problem nie leżał w zwyczajach Konstantinosa, a raczej w tym, że pojęcie Lexa o tematyce wykładu i historii imperium osmańskiego było co najwyżej powierzchowne. I ten stan rzeczy niespecjalnie mu przeszkadzał. W przeszłych wiekach pasjonowały go obrazy, struktury i kanony, a język imion i dat, którym posługiwała się historia siłą rzeczy spadł gdzieś na dalszy plan. Nie znaczyło to jeszcze, że nie był istotny, jedynie że słowo pisane nigdy nie władało jego wyobraźnią.
— Nie mam, ale pamiętam dobrze jak radziłem nie brać tego kursu. I chciałbym wiedzieć, czemu postanowiłeś mnie zignorować…
Głuchy gruchot książek o płytki przerwał mu w pół zdania. Skupiony na rozmowie, nie był pewny czy winna była jego nieuwaga i powiększona o dodatkowy balast niezdarność, czy też próba przejścia przez zawężające korytarz drzwi nie miała prawa się powieść. Rozrzucone między nogami i frunące w kartki szybko skutecznie zablokowały i tak ciasne przejście, w pierwszym odruchu zagarnął więc je na jedną stronę, nie myśląc za bardzo o mieszających się notatkach, czy mnących stronach. Dopiero po chwili, gdy odłożył już własne podręczniki na bok zdał sobie sprawę z obecności drugiej osoby.
— Przepraszam — powiedział w końcu, wciąż kolekcjonując własne kartki i szybko, jakby wyuczonym ruchem zamykając otwarty przy upadku szkicownik, z którego wychyliły się szkice ludzkich figur. Nie miał się już czego wstydzić, wszyscy byli w końcu dorośli, jednak stare nawyki i chęć szybkiego zakończenia i tak niezręcznej sytuacji wzięły górę. — Nic ci nie jest?
Przeleciał wzrokiem słowa spisane na jednej z trzymanych stron, szybko przenosząc ją do drugiej dłoni i odławiając ze stosu te wyraźnie różniące się krojem pisma i pozbawione rysunków, przystąpił do dalszego sortowania.
— Mam nadzieję, że niczego nie pominąłem.
Wręczył dziewczynie plik zagubionych kartek, składając je przy okazji równo i otrzepując ze zgromadzonego na posadzce kurzu.
— Raz jeszcze przepraszam — dodał jeszcze, już zbierając się do odejścia.
Ustawienie stołów zdawało się dziwnie celowe, pomimo chaosu w którym powstawało raz za razem. Przyszedł spóźniony i zajmując miejsce pośrodku niejako określił też własną pozycję — i tak został stronę neutralną w kolejnej z dyskusji o brutalizmie, usiłując przekonać jednych, że nie odrzuca całego stylu, a drugich, że nie jest bezkrytyczny.
Usuń— To co naprawdę miałem na myśli, to że sztuką jest odpowiednie wywarzenie. Przechylisz się w jedną stronę, skończysz z ciężkim, betonowym bunkrem, kontrastującym z otoczeniem, ale nie w ten dobry sposób. Z drugiej strony, zbyt skomplikowana tekstura zdaje się przeczyć głównym założeniom.
Nigdy nie przepadał za pozycją centrum w debacie.
Alexios
Dyskusja ciągnęła się dalej — kolejne argumenty wykładane były na stół jak karty do im tylko znanej gry, w której ktoś w końcu musiał wziąć górę. Zaangażowanie jednej strony pociągało za sobą tym większy zapał drugiej, przemieniając zimny akademicki ton w żywą wymianę zdań miedzy przyjaciółmi. Słowa ważone przeciwko słowom, odmierzane raz dokładnie a raz w przypływie emocji w pewnym momencie zaczęły prowadzić ich na nowe tory, rozchodząc się z pierwotnym tematem, odchodząc powoli, krok za krokiem od tej pierwszej myśli. Aż wśród głębokich głosów i szelestu śmiechu pojawiło się nowe brzmienie, przerywając schemat rozmowy, wyrywając myśli z ustalonego rytmu.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na kartki tępym wzrokiem, szybko dostrzegając jednak linie, które wyszły spod jego ręki. Sztywne i niewzruszone pociągnięcia tuszem, wznoszące ściany z kamienia, rozedrgane krawędzie pędzących ulicami samochodów, tysiące drobnych znaczeń, przecinających się i tworzących niewyraźne tło. Wszystko co sprawiało, że uwielbiał rysować z natury, odnajdywać kompozycję, zamieniać przestrzeń w płaskie odbicie a czas w zapis chwili. Wymagało to wysiłku, nierównego temu, gdy próbowało się odwzorowywać fotografie, przenosić jedno medium w drugie, ale przynosiło dalece ciekawsze rezultaty. A szkice, niepozorne i niedopracowane, mogły służyć za podstawę dla czegoś większego.
— Dziękuję — odparł w odpowiedzi. — Tak, najwyraźniej nie udało nam się zupełnie ich oddzielić na korytarzu.
Naraz całe towarzystwo skupiło swoją uwagę na sylwetce dziewczyny. Steve jeszcze przed chwilą argumentował przeciwko skomplikowanej formie i odejściu od funkcji, szukając przykładów, skrzętnie wplatanych w długi wywód. Wsparta o blat stołu po przeciwnej stronie Cat, zbierała myśli i przekonywała, raz za razem tak samo spokojnie acz stanowczo, że beton i odsłonięta konstrukcja nie musiały same w sobie stanowić o dehumanizacji i brzydocie. Spajając jej argument z własnym, Imani mówiła językiem idealizmu stojącego za prekursorami stylu, odgrzebując pierwotne cele i wciąż wracając do nich w odpowiedzi na krytykę. Żartobliwie nazywali się czasem nieformalnym klubem architektów, jakby próbując wykpić ideę grupy studentów przerzucających się opiniami na korytarzu. Nie miał zamiaru zaprzeczać, było w niej coś śmiesznego, a jednak trwali tak niemal od początku studiów i nic nie wskazywało, by w najbliższym czasie mieli przestać spotykać się przy tych samych stołach, między tymi samymi ścianami.
— Konstruktorzy mogliby się nie zgodzić — dodał w końcu Steven, przerywając krótką ciszę, która zdołała jednak rozbić formułujące się odpowiedzi i rozmazać sens toczonej dyskusji. — Ich zdaniem, to my jesteśmy od marzeń i wielkich projektów, które oni muszą potem sprowadzać na ziemię. — Rozległ się śmiech. Było to znaczące uproszczenie i jako takie mijało się z prawdą na długim odcinku, a jednak nie na tyle fałszywe, by nie mogło stanowić udanego żartu. — Steven Falkner.
— Alexios Argyropoulos, ale nie musisz pamiętać tego drugiego — stwierdził, gdy nastąpiła jego kolej, wyciągając w stronę Berinelli dłoń. Spotkał się już z wieloma wariantami własnego nazwiska, tworzonymi omyłkowo lub z przekonania, że wymowa musi być skomplikowana. Czasem go one śmieszyły, czasem irytowały, na ogół po prostu się do nich przyzwyczajał. — Mieliśmy rozmawiać o projekcie, ale jak to często bywa, dyskusja powiodła nas w innym kierunku. Takie jej prawo.
Sam nie był wciąż pewien swojego udziału, nieprzekonany, czy mieszanie architektury i literatury, rysunku i słów może rzeczywiście stać się przestrzenią dla niego. Zauważał jednak, że być może wyzwanie było tym, czego w tamtym momencie naprawdę mu brakowało, że może projekt mógł mu pomóc odkryć coś czego gonienie za zaliczeniami i dłubanie przy malunkach nie pozwalało na co dzień. I choćby z tego powodu jakaś jego cześć chciała spróbować, nie dla rywalizacji a z tej dziwnej, rodzącej się powoli ciekawości.
Usuń— Zanim rozmowa potoczyła się ku brutalizmowi, zastanawialiśmy się nad inspiracjami — zaczął tłumaczyć, odtwarzając tok konwersacji. — Potem wspominane zostało Guggenheim i w ten sposób znaleźliśmy się tutaj, to jest zagrzebani w niekończącym się argumencie o brutalizmie.
Alexios