HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

머리 아프다 Maybe it hurts more because I thought it'd be easy

CHOI EUNWOO

LAT 19 — URODZONY 27.04.2005 — NIKT — INSTAGRAM

you can call me One

Wskazówki zegara ściennego przesuwają się powoli, Eunwoo mógłby przysiąc, że znacznie wolniej niż zwykle, a pięć uśmiechniętych twarzy zerkających na niego przez sklepową szybę jeszcze mu to wszystko utrudnia. Słyszy ich śmiech, okrutne żarty, za które najchętniej kopnąłby ich w tyłki, ale teraz nie może zrobić nic — z głupim, sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy musi obsłużyć klientów stojących w kolejce na stacji benzynowej i wszystkich tych, którzy mogą się zjawić w ciągu ostatnich piętnastu minut jego zmiany. 
Gdy potem wydmuchuje dym papierosowy w stronę ciemnego nieba, siedząc na dachu wysokiego budynku w centrum miasta, chłodny, wieczorny wiatr rozwiewa mu ciemne włosy z czoła, a któryś z przyjaciół klepie go po plecach, opowiadając wyjątkowo sprośny i idiotyczny żart, musi się powstrzymać, by nie zacząć chichotać sam do siebie. W każdy poniedziałek wyczekuje tego piątkowego wieczoru.
Była ich szóstka, już od paru dobrych lat. Szóstka małoletnich kłopotów from the wrong side of the tracks. Znaleźli się przypadkiem — albo przeznaczeniem — i już chyba miało tak zostać na zawsze, a przynajmniej tego z całego serca Eunwoo pragnął. Lekko w życiu nie było, żadnemu z nich, ale w jakiś dziwny sposób udawało im się o tym zapomnieć, gdy przebywali w swoim towarzystwie. Gdyby zdjął różowe okulary, dostrzegłby, że jeden z nich zaczyna nieprzyjemne w skutkach znajomości z grupą dilerów na Hunts Point, drugiego od miesiąca nie widział bez puszki piwa w ręce, a trzeci jest jeszcze chudszy niż zwykle, choć do najgrubszych ludzi nigdy nie należał. Ale nie chciał ich ściągać i nie mógł, bo to było jego oderwanie od rzeczywistości, eskapizm w najczystszej postaci i jedyny powód, dla którego miał siłę wstawać z łóżka.
Jakoś to będzie. Nie ma tak źle. Ej, stary, w porządku? Jeszcze dwie zmiany i weekend.
O tym, co działo się w domu, nikt nie słyszał, ale każdy wiedział. Trudno byłoby przecież nie dostrzec podbitego oka i ust we krwi, ale skoro słowa były tak samo cięte jak zwykle, nie należało się zbytnio interesować — taki układ i takie reguły, jeśli będę potrzebował pomocy, to o nią poproszę. Zresztą siniaki to nie było nic niezwykłego, bardziej niezwykłe było, gdy przez dłuższy czas nie padła opowieść o ostatniej potyczce, ostatniej ucieczce przed policją, ostatniej imprezie dotkliwej w skutkach. Zresztą po co o tym mówić na głos? Mówienie niczego nie zmienia.
Śmieszek grupy. Mood booster. Zawsze uśmiechnięty, zawsze gotowy do żartów, zawsze na straży, by nie brać wszystkiego na poważnie, nie najstarszy i nie najmłodszy, niedelikatny, ale nie oschły. Zadowala się miłością na pięć minut, zazwyczaj podczas imprez, bo na prawdziwą nie ma czasu, życie jest przecież zbyt zajmujące.
Jeszcze nie wie, że jest o krok od upadku. Well, well... Oni wszyscy są.

48 komentarzy:

  1. [Zachwycałam się prywatnie, ale przychodzę też już oficjalnie powtórzyć, że cudnie nam się zaczyna tu tworzyć coś nowego. Wypatrujcie nas <3 ]

    Yosoo&Sunoo

    OdpowiedzUsuń
  2. [będziemy próbować T_T]


    — Ale obiecujesz, że opowiesz mi coś jutro? — dyskretny, wypełniony nadzieją głos, rozgonił ciszę panującą w niewielkim pokoju, a Sunoo pierwszy raz tego dnia nie mógł powstrzymać się przed tym, by po prostu się nie roześmiać. Równie łagodnie i może zbyt niepewnie, ale szczerze. To liczyło się teraz najbardziej. — Mama nie opowiada takich bajek, jak ty.
    Minju, czy Minnie Mouse, jak zwykł ją nazywać, miała już dziesięć lat i być może istnieli tacy, którzy stwierdziliby z całą stanowczością, że czas składania wizyt w krainie baśni powinien minąć już jakiś czas temu, ale tak naprawdę nie miało to dla niego większego znaczenia. Na pewno nie wtedy, gdy iskrzące spojrzenie siostrzyczki, wynagradzało mu wszystko, w czym tonął w ciągu ostatnich kilku godzin. Każde niepowodzenie, opóźnienie w dostawie skutkujące potrąceniem z - i tak marnej - wypłaty, czy zdarte kolano. Wszystko to traciło na znaczeniu, ustępując miejsca dla spokoju, płynącego z tej niewymuszonej bliskości. Spokoju i poczuciu posiadania tego jedynego miejsca w świecie, w którym zawsze, niezależnie od okoliczności, czuł się… mile widziany.
    — Lepiej, żeby tego nie słyszała, księżniczko. Byłoby jej naprawdę przykro — mruknął w odpowiedzi i nakrył ją ostrożnie kolorowym, nieco wypłowiałym już, kocem. Dociągnął jego brzeg niemal po samą szyję dziewczynki, jakby chciał upewnić się, że tej nocy nie przemarznie choćby odrobinę. — Jutro opowiemy sobie coś naprawdę niezwykłego, czasem warto wytrzymać. A teraz śpij dobrze. Kiedy się obudzisz, będę już na miejscu.
    Snucie wieczornych opowieści stało się dla nich rutyną porównywalną do potrzeby dokładnego umycia zębów, czy corocznej, kontrolnej wizyty u lekarza, ale były takie dni, w których Sunoo pozwalał sobie na te drobne odstępstwa. Nie działo się to zbyt często, ale gdy już miało miejsce, narastające powoli wyrzuty sumienia, zdawały się palić go od środka. Sam również lubił te chwile. Niewymuszone, owiane tajemnicą, znaną tylko ich dwojgu. Umożliwiające zatopienie się bez reszty w czymś zupełnie niewinnym i odprężającym. Minnie kochała słuchać, a Sunoo kochał opowiadać, choć jego życie nie przypominało przecież żadnej ze znanych mu bajek. Nie było w nim czasu na wzniesienie okazałych zamków ani szansy dla wróżek, czyniących cuda. Nie było pięknych księżniczek, wyczekujących z utęsknieniem momentu, w którym zjawiał się ten, dający początek zupełnej odmianie, tak przez nie upragnionej. Raz, że brakowało dla nich miejsca, dwa… serce Sunwoo nie chciało żadnej księżniczki. Pragnęło księcia, rycerza albo smoka. Kogoś, kto przyjąłby go takim, jakim był. Z każdą z setek wad i nielicznych zalet, którymi pragnął się podzielić. Tego konkretnego, od którego powinien trzymać się z daleka.


    Wyszedł z mieszkania najciszej, jak tylko potrafił, nie chcąc wybudzać ze snu matki, która przysnęła w wysłużonym fotelu, ustawionym w niewielkim salonie. Zasnęła w ubraniach, jak zwykle, nie trudząc się nawet przygaszeniem starego telewizora, odgrywającego kolejny z odcinków żenującego serialu. Mógł się domyślać, że kierowało nią zwyczajowe zmęczenie, ale mimo tego nie potrafił zmusić się do powstrzymania przelotnego grymasu, który zagościł na jego twarzy, nim na dobre zdał sobie z tego sprawę.


    Było kilka takich miejsc w Nowym Jorku, w których czuł… czuli się naprawdę wolni. Ta jedna alejka w parku, stary sklep z płytami winylowymi, schody na stacji metra, bar szybkiej obsługi na 167th St. Szukali jej wszędzie. Mogło uchodzić to za coś niezwykłego, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że na co dzień z ową wolnością mieli tak naprawdę niewiele wspólnego. Wyłamując się ze schematów, wymykając z trzymających ich kurczowo macek codzienności, starali się wykradać światu tyle, ile mogli, spychając na sam skraj świadomości, myśli o ewentualnych konsekwencjach lub zasadach, których przecież nigdy się nie trzymali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bramą do jednej z ich najcenniejszych kryjówek, okazały się stare drzwi z wyłamanym zamkiem; te prowadzące na dach budynku, z którego urządzili swój prywatny skrawek miasta.
      Sunoo nie potrafiłby wyjaśnić, co rządziło nim, gdy ruszył właśnie w tymże kierunku, ignorując swoje wcześniejsze plany. Czuł, że powinien. Że musi znaleźć się tam właśnie teraz, niezależnie od tego, czy odpowiadało mu to, czy nie. Nie wierzył w bóstwa ani przeznaczenie; nie pokładał wiary w żaden z rzekomo spisanych odgórnie planów. Ale tym razem nie potrafił wyzbyć się wrażenia, że oto znalazł się we właściwym miejscu dokładnie wtedy - ani nie za wcześnie, ani nie za późno - kiedy znaleźć się w nim powinien. Utwierdził się w tym, gdy po postawieniu pierwszego kroku na otwartej przestrzeni, zorientował się, że nie był tam sam.
      Nie potrzebował zbyt wiele czasu, by domyślić się, czyja sylwetka majaczyła mu niewyraźnie, kilkanaście kroków przed nim. Bez słowa pokonał dzielącą ich odległość, zatrzymując się nagle, gdy zawiesił spojrzenie na plecach przyjaciela, a trudna do wyjaśnienia niepewność, zdecydowała się rozgościć na jego barkach.
      Nigdy nie pytał. Nie było sensu. A może był, ale milczenie stało się po prostu tym wygodnym rozwiązaniem, z którego trudno było już zrezygnować, gdy choć raz skorzystało się z jego słodkiego komfortu? Może było tym niepisanym porozumieniem; tym, które nigdy nie zostało nazwane, określone, przywołane w porę, by nadać mu należyte znaczenie? Może tak było im po prostu wygodniej? Pozostałej piątce, rzecz jasna. Na pewno nie jemu. A może tak? Sunwoo zaplątał się w tysiącu pytań i setce niewystarczających odpowiedzi. Szczególnie teraz, gdy, nawet w tej zaślepiającej ciemności, dostrzegł niepokojące ślady, przyspieszające bieg jego serca.
      Znów go uderzył. Chyba mocniej niż zwykle.

      Otworzył usta, jedynie po to, by zamknąć je ponownie już po upływie jednej sekundy. Może dwóch. Nie był pewien. Niczego już nie wiedział.
      Zamiast tego poderwał się ponownie z miejsca i ostrożnie, tak jak gdyby zbliżał się właśnie do spłoszonego zwierzęcia, przysiadł na skraju dachu, tuż obok Eunwoo.
      Mógłby wypowiedzieć teraz wiele słów. Kilka zdań, trafnych obserwacji, wyuczonych lub zasłyszanych gdzieś twierdzeń, z których połowa celowała w to, by uznać je za te wielkie i znaczące. Właściwe. Takie, których nie powstydziłby się żaden ze studentów Juilliard School, których szeregi pragnął skrycie zasilić. Ale zrobił coś innego; coś, co potrafił czynić tak dobrze, jak nikt inny. Po prostu był. I pozwalał im płynąć dokładnie tam, gdzie chcieli i potrzebowali.
      — Szkoda, że w mieście nie widać dobrze gwiazd — szepnął, wyciągając w stronę Eunwoo dłoń z pomiętą, znalezioną w kieszeni, chusteczką. Tylko taką miał. — Byłoby o wiele przyjemniej, gdyby można było się teraz czemuś poprzyglądać.

      Usuń
  3. Słuchał go, znacznie bardziej uważnie niż zazwyczaj. Czuł, że powinien analizować każde z padających słów, choć nie do końca rozumiał jeszcze, dlaczego. Skinął więc jedynie w milczeniu, przenosząc wzrok z ciemnego nieba na panoramę miasta, które - mimo późnej pory - wciąż wydawało się irytująco żywe.
    Problem z patrzeniem w dół polegał na tym, że jeśli spoglądało się tam zbyt długo, zapominało się o istnieniu tego, co kryło się wyżej. Nie był do końca pewny, ale wyczytał to chyba w jednej ze śmiesznych gazet matki, ewentualnie na pudełku płatków śniadaniowych, kupionych dla Minju. Nie miało to teraz większego znaczenia. Choć przecież Sunoo chciał celować w to, co wysoko, ignorując zupełnie to, że nie miał ku temu żadnych predyspozycji. Najmniejszych nawet szans. Zabawne, że inni wciąż wierzyli w niego bardziej niż on sam w siebie.
    Chciał się odezwać, podsumować to jakimś wybitnie nieudanym żartem, ale nie zdążył. Zaskoczyła - choć pewnie nie powinna - go nagła zmiana tonu, tak wyraźnie wybrzmiewająca teraz w wyrzuconej naprędce wypowiedzi Eunwoo.
    Wciąż nie rozumiał co się dzieje, ale potraktował to jak dodatkowe utwierdzenie w myśli, z którą i tak pogodził się już wcześniej. By nigdzie się stąd nie ruszać.
    I nie chodziło o to, co czuł, a z czym tak sprytnie się ukrywał. Z jakimi emocjami i myślami przychodziło mu mierzyć się, gdy po wspólnie spędzonym czasie, zostawał zupełnie sam. Gdy kładł się na materacu w niewielkim, dzielonym z siostrą, pokoju i wlepiał spojrzenie w sufit, tak, jakby spodziewał się dojrzeć tam jakiekolwiek, tak rozpaczliwie potrzebnych mu, odpowiedzi. Zupełnie tak, jak teraz, gdy zawiesił spojrzenie na twarzy Eunwoo, próbując wyczytać z niego cokolwiek. Drobną choćby wskazówkę, jak powinien się teraz zachować, czego ten potrzebował, a co Sunoo gotowy był dać. I w ostatniej chwili zdołał przygryźć czubek języka, powstrzymując się przed tym, by po prostu go o to nie zapytać.
    Niezła próba, Eunwoo.
    Postanowił zrobić coś, co po czasie spędzonym w ich towarzystwie, przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Coś, co stanowiło niezawodną bramkę awaryjną; Po prostu go zignorował.
    — Wiesz, musimy skombinować dla ciebie butelkę wody. Może dwie — podsumował, przyglądając mu się w sposób tak wymowny, by mieć pewność, że nie umknie to jego uwadze. By zrozumiał, że choć Sunoo nie zamierzał zalewać go setką niewygodnych pytań i zmuszać do dzielenia się czymś, na co najwyraźniej nie był jeszcze gotowy, to… wiedział. Zawsze wiedział; rozumiał. I, że nie zamierzał ruszyć stąd tyłka, dopóki sam nie uzna, że byłoby to absolutnie konieczne. — Nie mam nic przy sobie, Minnie dobrała mi się wcześniej do plecaka. Ale zwinąłem z domu pięć dolarów, więc może starczy nawet na kanapkę. Jesteś głodny? Jeśli tak, to możemy zjeść coś na pół.
    Ostrożnie podniósł się z miejsca i wsunął dłonie do kieszeni. Stał wciąż w niedalekiej odległości od starszego chłopaka i nie spuszczał z niego bacznego spojrzenia, gotów na reakcję, obronę lub wymuszony atak. Cokolwiek, do czego musiałby się posunąć.
    Sunoo, nauczony doświadczeniem, wiedział, jak może skończyć się ta polemika. Potrzeba forsowania własnego zdania, zwłaszcza wtedy gdy to było któremukolwiek z nich wyraźnie nie na rękę, zwykle kończyła się jego klęską. Żenującą próbą przekonania innych, że miał cokolwiek do powiedzenia.
    — Zahaczymy o 7-Eleven. Razem — kontynuował, podkreślając znacząco ostatnie ze słów. — Bo chyba, serio, nie wierzysz, że cię posłucham i tak po prostu sam się stąd zwinę? — dodał po chwili, zmuszając samego siebie do cienia nietypowej wesołości. Tak niewłaściwej dla sytuacji, w której się teraz znaleźli. — U starego Garry’ego byłoby taniej, ale to przecież spory kawałek stąd.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ jak znowu zapomnisz odebrać dzieci, to gotujesz obiad! za chwilę tu wrócę, give me like 45 minutes ]

    hania

    OdpowiedzUsuń
  5. — Na pewno tutaj cię wysadzić, to nie problem, mogę podjechać bliżej, wiesz… — Haneul ułożyła dłoń na ramieniu blondyna, gdy ten wzrokiem zaczął wędrować po otaczających ich budynkach. Alejka była dość ciemna, jedyna lampa znajdowała się kilka metrów od nich, a grymas na jego twarzy mógł sugerować wyraźne zmartwienie. Nie znajdowali się w najprzyjemniejszej dzielnicy miasta, a już z pewnością nie w takiej, po której ulicach ktokolwiek, kto do nich nie przynależał, powinien plątać się po zmroku. Ale ona znała to miejsce i jego zakamarki lepiej, niż zawartość własnych kieszeni – coś, o czym Jonghyun nie miał pojęcia.
    — Moja znajoma mieszka dosłownie za rogiem, ślepa ulica, musiałbyś zawracać, zresztą i tak jej już późno, nie chcesz nikogo obudzić warknięciem silnika. — Machnęła ręką, uśmiechając się przy tym delikatnie, cichy chichot wyrwał się z jej krtani, bagatelizując niepokój wymalowany na jego rysach. Gdy ten ponownie odwrócił wzrok, dłoń spoczywająca na ramieniu powędrowała wyżej, gładzą teraz jego twarz. Pochylając się do przodu, musnęła wargami policzek chłopaka, i trwało to zaledwie sekundę, wystarczająco długo, by rozproszyć jego uwagę, bo już w kolejnej chwili wyprostowana sięgała dłonią klamki.
    — Ryujin…
    — Odezwę się jak będę w domu, zadzwonię po kierowcę.
    Nie czekała na odpowiedź, wiedziała, że każda minuta spędzona z Jonghynem była niczym stąpanie po cienkiej tafli lodu, która powoli zaczynała pękać pod ciężarem jej kłamstw i ukrywaniem tego, kim naprawdę była. Niewinna gra, stała się o wiele bardziej skomplikowana, a powiedzenie prawdy ryzykowne, bo o ile jeszcze kilka tygodni temu miała wielką nadzieję, że chłopak zniknie z jej życia, tak szybko jak się w nim pojawił, tak teraz chciała go przy sobie zatrzymać i udawać, że mogłaby być kimś idealnym dla niego, kimś wartym jego uwagi.
    Uważnie stawiając kolejne kroki, przedostała się na drugą stronę ulicy, a jej wyprostowana sylwetka zrelaksowała się dopiero wtedy, gdy zerkając za ramię, zauważyła oddalający się sportowy samochód.
    Przygryzając dolną wargę pokiwała głową i szepcząc sama do siebie, sięgnęła do mikroskopijnej torebki, wartej więcej, niż roczna pensja jej rodziców, po klucze.
    — Co ty robisz Haneul, idiotka, skończona z ciebie… Jezu! Woonie, chcesz żebym dostała zawału?! — pisnęła, kiedy tylko uniosła spojrzenie, bo jej rozszerzone źrenice wpatrywały się właśnie w ciemną sylwetkę chłopaka usadowionego na schodkach prowadzących do jej mieszkania.
    Jego wygląd nie różnił się od tego, do czego przywykła. Siniec pod okiem niczym znamię, dekorujące bladą twarz stał się nieodłączną częścią jego wizerunku. Przydługie kosmyki włosów wchodziły mu do przymrużonych oczu, które właśnie bacznie się jej przyglądały, usta wykrzywione w grymasie, z którego łatwo było wyczytać niezadowolenie i malującą się w jego rysach irytację. Ubrany na czarno, z kapturem zarzuconym na głowę i papierosem pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym, wyglądał dokładnie jak ktoś, od kogo powinna trzymać się z daleka i zazwyczaj tak się też zachowywał, jednak ona znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie znalazłby się tutaj i o tej godzinie bez powodu.
    — Wszystko w porządku? — Unosząc jedną z brwi ku górze podeszła krok bliżej, zmniejszając nieco dystans.

    Han

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej ciało zareagowało mimowolnie, krok postawiony do tyłu i ramiona skrzyżowane na piersi były postawą obronną, jednak brunetka nie miała zamiaru pokazywać chłopakowi, jak bardzo zraniły ją słowa wycedzone w jej kierunku. Ukłucie w klatce piersiowej i nieprzyjemne pieczenie twarzy, mimo, że Eunwoo nawet nie drgnął palcem. Zaśmiała się sucho, wpychając język w policzek, a kiedy była pewna, że ani jedna łza skrywana właśnie za zaszklonymi powiekami nie spłynęła po jej policzku, spojrzała mu prosto w twarz.
    — Oh, wybacz, zapomniałam, że mam obowiązek spowiadać się z kim i gdzie jestem. Bo przecież ty zawsze to robisz, czyż nie? — Słowa przesączone ironią melodyjnie wypłynęły spomiędzy cienko zaciśniętych warg, a ona zatrzepotała rzęsami.
    Nie był to pierwszy, ani zapewne ostatni raz, kiedy to Haneul stawała się ujściem frustracji bruneta, ale ten zazwyczaj miał ku temu powód. Bo chciała pomóc, bo zadawała za dużo pytań, bo przejmowała się, a przecież nie powinna. Wiem co robię Haneul, a ty powinnaś wiedzieć, kiedy odpuścić.
    Mimo, że wiedziała, jakim człowiekiem był Eunwoo, ciężko jej było przyglądać się z boku, jak chłopak spisał swoje życie na straty, z jaką łatwością przychodziło mu zaakceptowanie najgorszego ze scenariuszy, jak z premedytacją odpychał od siebie tych, którym zależało, jak potrafił ranić.
    — Bystre oko do szczegółów — Uniosła dłoń, by pomachać torebką przed nosem chłopaka. — Powinnam oddać dobrowolnie, czy masz zamiar przystawić mi scyzoryk do gardła? Może to, ile dostaniesz za nią w lombardzie, wystarczy na jedną noc ze mną.
    Jej słowa miały trafi dokładnie tam, gdzie bruneta powinno zaboleć najbardziej, w jego ego. Haneul nigdy nie oceniała jego czynów, chociaż często się z nimi nie zgadzała, ale wiedziała, dlaczego posuwał się do pewnych zachowani i co znaczyło dla niego rodzeństwo czy mama i jak ważne były pieniądze, których w ich życiu brakowało. Znała prawdę, nawet jeśli usłyszała o niej od kogoś innego niż samego Eunwoo.

    OdpowiedzUsuń
  7. W jego reakcjach rzadko chodziło o strach. Sunoo nie bał się znaczenia ostrych słów. W zaciszu własnego domu, gdy gasły wszystkie światła, a do głowy ułożonej na poduszce uparcie nie przychodził spokój, potrafił karać się znacznie gorszymi od tych, które słyszał z ust innych osób. Również tych, które uważał za ważne i bliskie sercu. Nie bał się też nagłych, często tak nieprzemyślanych ruchów. Bolesnych, zawstydzających, pozostawiających ślady na umyśle lub ciele. Czasem na obu z nich. Niejednokrotnie leczył skutki tych, wymierzonych w niego z określonych powodów lub też zupełnie bezpodstawnie, niezależnie od tego, jakich starań nie podjęto, by go od tego uchronić.
    Tym, co przerażało go najgłębiej; co wyciskało z płuc resztki powietrza, zatrzymywało bieg serca, mroziło krew, była… niewiedza. Bezsilność, którą czuł za każdym razem, ilekroć tylko którakolwiek z piątki osób niezmiennie nazywanych przez niegoprzyjaciółmi, upierała się, by odciąć go od tego, w czym brali w danej chwili udział. Wykraść z jego rąk błogi komfort posiadania informacji; samej świadomości tego, co się działo lub mogło dopiero wydarzyć. Dostał coś, co miało być darem, szansą… choć wcale o to nie prosił. Bał się, że prędzej czy później, stanie się to jego prywatnym przekleństwem. Wagonikiem-pułapką. I nic nie potwierdzało tych obaw bardziej niż to, co działo się teraz. Miał wrażenie, że żołądek podszedł mu do gardła, a na języku zagościł kwaśny posmak stresu i zbliżających się mdłości. Potrzebował kilku sekund, by połączyć nagłe pociągnięcie za ręce z dźwiękiem wydawanym przez nadjeżdżający radiowóz i jeszcze kolejnych, by w pełni zrozumieć znaczenie słów, boleśnie świszczących mu teraz w uszach.
    — Okej — zaczął cicho i ostrożnie, jakby ważył każde z, cisnących mu się na usta, słów. Choć… przecież tak dokładnie było. — Eunwoo…
    Szukał. Gorączkowo szukał w głowie odpowiednich słów, ale te uparcie nie wybijały się ponad płaską, żenującą masę twierdzeń, z których każde kolejne okazywało się dużo gorsze od poprzedniego. Bo co miałby mu teraz powiedzieć? Że będzie dobrze? Przecież nie miał tej pewności, nie mógł mieć. Że dadzą sobie radę? A co, jeśli nie? Że nic się nie stało, gdy stało się to, co miało zmienić wszystko?
    Być może ktoś, kto znalazłby się na jego miejscu, wiedziałby lepiej, co należało teraz powiedzieć. Co zrobić, a czego absolutnie się wystrzegać. Ktokolwiek, ale nie Sunoo.
    — Ty skończony idioto… tym bardziej nigdzie teraz nie pójdę — szepnął jedynie, nie będąc pewnym, czy głos nie odmówiłby mu teraz posłuszeństwa. Wolał nie pokazywać tego, jak bardzo zdenerwowany był. Nie to się teraz liczyło. — Będę… będę cicho, obiecuję.
    Miałby pytać o szczegóły? O to, gdzie, kiedy, kogo, w jaki sposób, gdy nie miało to teraz żadnego znaczenia? Nie potrafił zatrzymać biegu wydarzeń ani cofnąć tego, co zdążyło mieć już miejsce. Mógł tylko zostać i słuchać. I ratować to, co dało się jeszcze ocalić. Właśnie tego zamierzał się teraz trzymać.
    — Powiedz mi tylko, czy coś ci się stało? — dodał jeszcze, wykorzystując w pełni moment mógł jeszcze coś powiedzieć — I nie pytam o to, co już widzę. — Dla potwierdzenia, wyswobodził z uścisku jeden z nadgarstków, naciągnął na palce rękaw bluzy i bezmyślnie przetarł nim zabrudzoną skórę, tuż pod wargą chłopaka. — Resztą zajmiemy się za chwilę.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  8. — A ty? Sprawiło ci satysfakcję zmieszanie mnie z błotem, bo przyszło ci to z ogromną łatwością. Pod pretekstem mojego bezpieczeństwa oczywiście, bo z jakiego innego powodu mógłbyś mieć o mnie taką, a nie inną opinię. — prychnęła pod nosem, palcami tworząc w powietrzu cudzysłów, chcąc zaakcentować jego rzekome zmartwienie.
    Nie tak traktowało się ludzi, na których powinno komuś zależeć, ona z pewnością nie posunęła się nigdy do wyciągania takich wniosków na jego temat. Nie kiedy pakował się w kolejne kłopoty, czy skłuty w kajdanki został wpychany na tył radiowozu. Nie kiedy jeszcze w fazie nastoletnie zauroczenia, które dla Haneul miało potencjał bycia tą wielką miłością, wpakował swój język do gardła innej dziewczynie, bo tak było łatwiej wydostać się z niezręcznej dla niego sytuacji. Nie teraz, kiedy spoglądał na nią jak na śmieć przyklejony do podeszwy. Nawet teraz chciała znaleźć wytłumaczenie, chciała wierzyć, że to była tylko złość, chwilowe nieporozumienie, a nie jego prawdziwe odczucia.
    Ze zrezygnowaniem podeszła bliżej schodków, a chwilę po tym jak usiadła na jednym z betonowych stopni, schowała twarz w dłonie. Nie lubiła pokazywać słabości, ale zmęczenie nie pozwalało jej na kolejną ciętą ripostę, mimo, że nasycone złością słowa same cisnęły się na język.
    — Odbiorę ich w poniedziałek — odpowiedziała pewnie, zerkając na niego. — ale nie w środę. Mam plany. — dodała nieco ciszej, zupełnie jakby w głowie już wymalowała sobie obraz jego reakcji, bo przecież tak łatwo potrafił wyciągać wnioski i dopisywać sobie scenariusze. Czternasty lutego w każdym kalendarzu był wydrukowany na czerwono, w tym należącym do Haneul, biały kwadracik zawsze pozostawał pusty. Aż do teraz. Nie chciała dawać mu wytłumaczenia, chciała zobaczyć, czy odpuści, czy wręcz przeciwnie, postanowi wbić sztylet jeszcze głębiej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Starał się powstrzymać grymas ulgi, który próbował wymalować się teraz na jego pobladłej twarzy. Nie wiedział, czy wyszło mu to choć trochę przekonująco, ale, doprawdy, mieli znacznie poważniejsze sprawy na głowie niż ocena jego umiejętności aktorskich. Kiedy Eunwoo zaczął mówić, w głowie Sunoo wybrzmiewało jedynie to, że jego wątpliwy plan podarowania mu przestrzeni zaczynał najwyraźniej działać. Przynajmniej na razie. Nie chciał go osaczać, nie miał do tego prawa. Wątpił także, by w ogólnym rozrachunku, przyniosło im to więcej korzyści niż strat. Na te nie chciał sobie pozwolić. Znał go przecież wystarczająco długo i dobrze, by wiedzieć, jak niewiele czasem brakowało, by wszystko wymykało się spod jakiejkolwiek kontroli. Także to, co na pierwszy rzut oka, mogło wydawać się starannie poukładane.
    Cierpliwie wstrzymywał więc słowa, które w tym momencie gromadziły się już na samym skraju jego warg, wyczekując tego jednego momentu, w którym dane im będzie spłynąć z nich swobodnie i wyjaśnić to, co tego wyjaśnienia wymagało. Jednak jeszcze nie teraz. Nie, kiedy jedno, niewłaściwe, wypowiedziane zbyt pochopnie, mogło ponownie zamknąć im drogę do wydostania Eunwoo z tego pieprzonego bagna, w które został właśnie wciągnięty. Bo Sunoo nigdy nie odważyłby się stwierdzić, że wciągnął się w nie sam. Tkwił też w niemal całkowitym bezruchu, dopóki ucisk na drugim nadgarstku nie zniknął, pozostawiając po sobie mieszankę zupełnie sprzecznych doznań. Ulgi i nieznośnej, chłodnej pustki. Dopiero wtedy splótł ze sobą palce obu dłoni i wcisnął je sobie między kolana, próbując w ten sposób ukryć to, że te zaczynały nieznacznie drżeć. Tym razem nie z zimna, a pod wpływem zasłyszanych słów. Eunwoo zawsze wiedział, co robić. Dysponował dziesiątką planów awaryjnych, z których korzystał swobodnie wtedy, gdy zawodziły inne rozwiązania. Żonglował mnogością możliwości, pokazując złośliwemu losowi środkowy palec. Teraz nie wiedział. I Sunoo również nie, ale było to ostatnim, do czego chciałby się przyznać. Wlepił spojrzenie w ziemię, próbując rozpaczliwie odnaleźć się w tym bałaganie i zignorować narastający ból brzucha, który utrudniał mu powoli racjonalne myślenie.
    Gdyby znalazł się teraz w domu, z dużą pewnością zamykałby się właśnie w łazience, pochylał nad toaletą i wyrzucał z siebie to, co jakimś cudem pozostało jeszcze w jego żołądku. Aktualnie robił jednak wszystko, by ukryć przed chłopakiem to, że każda kolejna sekunda, spędzona na tym przeklętym dachu, pozostawiała w nim po sobie trwały ślad, napędzany paniką. Lękiem o to, co stanie z się z Eunwoo, jeśli w porę czegoś nie zrobią. Czy gdyby kierowali się rozsądkiem, wszystko okazałoby się znacznie łatwiejsze? Zdaniem niektórych, pewnie tak. Ale logika podpowiadała rozwiązanie, którego Sunoo nie chciał brać pod uwagę. Być może nie targałyby nim podobne wątpliwości, gdyby traktował chłopaka dokładnie tak jak pozostałą czwórkę. Ale teraz nic nie było już tak oczywiste.
    — Prawdę? — powtórzył bez zastanowienia, dopiero teraz ponownie podnosząc wzrok. — Którą?
    Zadziałał automatycznie, bez planu. Bez wahania.
    — O tym, że znalazłem cię tu pobitego i to nie pierwszy raz? — wyrzucił z siebie trochę głośniej, niż początkowo zamierzał. Policja? Nie, na pewno nie będzie z nimi rozmawiać. Nie o tym; nie o nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A może o tym, że połowę dnia i całą noc spędziłeś ze mną, szwendając się po mieście i wdając potem w niezbyt udaną bójkę? Mam w końcu twoją krew na rękawie, nie? — Zapewne jakaś część Sunoo zdawała sobie sprawę, że stworzony naprędce plan miał więcej dziur niż treści, ale uparcie spychał tę myśl na daleki plan. — O której prawdzie mówisz? Bo jeśli myślisz, że powiem cokolwiek przeciwko tobie, to… możesz od razu o tym zapomnieć.
      Kolejny podmuch chłodnego wiatru, rozbijający się nagle na jego twarzy, zdołał go zatrzymać. Przywołać do porządku, nawet jeśli tylko na krótką chwilę. Sunoo prześlizgnął wzrokiem po siedzącym naprzeciw chłopaku i bez przemyślenia zdjął z siebie bluzę, wyciągając ją w stronę Eunwoo.
      — Załóż to, proszę. Zmarzłeś — odezwał się znowu, ale znacznie spokojniej niż przed momentem. — Poza tym, nie możemy tutaj zostać. Zabiorę cię do siebie.

      S.

      Usuń
  10. [ A bardziej smutno/tragicznie/problematycznie to już się nie dało? I do pakietu kłopotów dorzuciłaś taki wizerunek? Co to za devil combination?! 🤭
    Lubimy go już od pierwszych linijek :D
    Link piosenki przypomniał mi jak się przez wasi przez te linki wkręciłam w to kpopowe szaleństwo ❤️ ]

    (na razie) Dani / Mingi

    OdpowiedzUsuń
  11. Dygotał. Jeszcze mocniej niż dotychczas, z tą różnicą, że teraz nie próbował już tego ukrywać. Może nie miał siły? Może jej ostatnie pokłady ulatywały z niego wraz z każdym kolejnym słowem, które sączyło się z ust Eunwoo, przeradzając się przy tym w ciężar nie do udźwignięcia? A może po prostu nie widział w tym sensu, zdając sobie sprawę, że nie tylko twarz, ale przede wszystkim nienaturalnie przyspieszony oddech, wydostający się teraz przez jego lekko rozchylone wargi, zdradzał więcej, niż chciał pokazać? Odruchowo złapał za nadgarstek chłopaka, gdy ten zdecydował się wykonać pierwszy, mocny i niespodziewany ruch. Palce zaciskające się na jego karku, zdawały się wypalać skórę, z którą miały teraz kontakt, a zawieszone na nim spojrzenie przygniatało bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. I Sunoo rzeczywiście złapał się na tej jednej - na szczęście ulotnej; łatwej do strącenia - myśli, że może faktycznie powinien stąd pójść. Posłuchać go, tak jak czynił to przecież tyle razy, że nie sposób było już to zliczyć. Zawsze, gdy coś szło nie po ich myśli; gdy naiwne założenia rozsypywały się jak budowle, które, w latach wczesnego dzieciństwa, wznosił w niewielkiej piaskownicy, po środku zapuszczonego podwórka. Gdy nakazywano mu trzymać język za zębami, chować dumę do kieszeni i pójść we wskazanym kierunku. Buntował się, oczywiście, że tak. Bardziej jednak dla samej zasady; chęci wypowiedzenia w dyskusji tego ostatniego słowa, niż dla rzeczywistej potrzeby przeciwstawienia się zdaniu ludzi, których uważał za przyjaciół. Którym ufał bardziej niż samemu sobie. Trudno było dyskutować z czymś, co w oczach pozostałych urosło do miana reguły niezmiennej już u podstaw jej założenia. Z czymś, co na stałe dopisano do jego imienia, choć przecież nigdy o to nie poprosił. Do bezpieczeństwa, za które nie musiał płacić, bo jego cena rozkładała się na barki pięciu innych osób. Tym razem coś się jednak zmieniło.
    — N-no przecież… wiem — odpowiedział w końcu, kiedy zyskał pewność, że z jego ust wydostanie się coś poza niezrozumiałym i żałosnym bełkotem. Starał się nie podnosić teraz głosu, nie chciał krzyczeć. Nie powinien, ktoś mógł ich przecież usłyszeć. — Myślisz, że co? Że nie zdaję sobie z tego, sprawy? Że nie zrozumiałem? A może istnieje jakiś pieprzony spis rzeczy, w których możemy się tak po prostu zostawić?
    Kilkanaście, a może kilkadziesiąt, kolejnych sekund dłużyło mu się okrutnie, ale z jakiegoś trudnego do zrozumienia powodu, chwilowo nie potrafił zrobić już nic więcej. Nie do końca kontrolował to, co mówił. Bał się, czuł to w całym swoim ciele i był więcej niż pewny, że Eunwoo także. Jednak wierzył naiwnie, że póki żadne z nich nie wypowie tego głośno, będzie tak, jakby uczucie to nigdy do nich nie przyszło. Jakby nigdy nie pochwyciło ich w swoje macki, odbierając trzeźwość myślenia - resztki czegoś, co mogło uchodzić kiedyś za zdrowy rozsądek.
    — Pójdziesz, Eunwoo. — Przymuszenie samego siebie, by w końcu przerwać zastaną ciszę, okazało się dużo prostsze, niż mógłby przypuszczać. — Pójdziesz teraz ze mną albo… — Albo co? Nie wiedział. Ale postanowił zawierzyć szczęściu; jak na ironię, temu, które do tej pory niezbyt sprzyjało któremukolwiek z nich. — Albo ja pójdę teraz do was. Z tobą, bez ciebie, nieważne.
    Marny szantaż. Nie miał planu B. Co pozostałoby mu, gdyby napotkał kolejną ze ścian? Chyba tylko uparte trwanie w miejscu.
    — Proszę. — Przymknął oczy i czekał. Tylko tyle mógł. To jedno, krótkie słowo wydawało się nagle najtrudniejszym do wypowiedzenia. Odmowa oznaczałaby, że zawiódł. I to w momencie, w którym powinien dać z siebie wszystko. — Przecież to tak działa, nie? Powinno tak działać. Zrobiłbyś to samo.

    trochę dramatyczny S.

    OdpowiedzUsuń
  12. Już nie ratujesz kotów?
    Cholerna sprawa sprzed lat, kiedy niemal doprowadził do katastrofy, nie wywiązując się z jednego, prostego zadania. Kiedy mimo złożonej obietnicy, nie dotrzymał słowa. Zachowanie, które mogło kosztować go tak wiele, że już samo myślenie o potencjalnej cenie, wywoływało niekontrolowany skręt żołądka, a jednocześnie to, którego nie potrafił szczerze żałować. Nie całkowicie i na pewno nie wtedy, kiedy przyciskał do piersi małego, wystraszonego kota, cudem ściągniętego z drzewa. Choć było to trudne, starał się przyjąć więc gniew przyjaciół i ból poobdzieranych łokci. Bo dokonał wyboru. Swojego. Pierwszy raz. Teraz za to… planował się odgryźć. Chciał to zrobić, jak za każdym poprzednim razem, gdy ktoś wyciągał te wspomnienia przy okazji kolejnej akcji albo wtedy, gdy jedno ze spotkań okazywało się zbyt nudne. Coś sprawiło jednak, że żadne ze złośliwych słów, nie chciało przejść mu jeszcze przez gardło.
    — Ratuję — zapewnił więc spokojnie, unosząc niepewnie jedną z powiek i marszcząc przy tym nos w typowym dla siebie wyrazie. — Tylko ostatnio gorzej mi idzie, bo stały się jakoś… bardziej uparte.
    Może odpowiedzialnym za to był wciąż strach o Eunwoo, o to, co stanie się, gdy jutro obudzi ich słońce, wdzierające się do pokoju. A może ta nagła zmiana, gdy nacisk palców przerodził się w delikatny, kojący ruch. Głos chłopaka okazał się nieoczekiwanie najpiękniejszą z melodii, która przedzierała się teraz do uszu Sunoo, zagłuszając inne, tak nieproszone dźwięki, przypominające mu brutalnie o tym, że znajdował się w nieprzyjaznych okolicznościach, gdzieś na dachu w środku miasta, a nie w zaciszu swojego pokoju. Nie słyszał szumu wiatru, klaksonów aut przejeżdżających pobliskimi ulicami ani dźwięków muzyki rozbrzmiewającej w którymś z mieszkań. W istocie… do pełni szczęścia brakowało mu jedynie spokoju i miękkości własnego, wysłużonego materaca. Bo resztę miał na wyciągnięcie ręki.
    Dostawał dokładnie to, czego niewinnie pragnął, ale właśnie wtedy, kiedy nie powinien nawet o tym myśleć. Los machał mu Eunwoo przed nosem w najgorszym z możliwych momentów, a on… mógł jedynie stać i patrzeć. Z jego palcami we własnych włosach i spojrzeniem mówiącym więcej niż którekolwiek ze słów. Wykluczające się, zupełnie nieadekwatne do sytuacji, emocje, uderzyły w niego z mocą, której nie potrafił tak łatwo zatrzymać.
    — Okej. — Otrząsnął się dopiero po chwili, próbując skupić się na jego pozostałych słowach. Nie wiedział, że kłamstwo przyjdzie mu tak łatwo. Jeśli on nie chciał wybrać, Sunoo zamierzał zrobić to za niego. Ten jeden raz; może najważniejszy w całej ich dotychczasowej relacji. Chwycił go delikatnie za nadgarstek i wysunął jego dłoń ze swoich włosów, choć była to ostatnia z rzeczy, na jaką miał teraz ochotę. Bez tego nie myślał jednak trzeźwo; nie mógł się rozpraszać.— Powiem prawdę.
    Dokładnie tę, której będziesz potrzebował, One.


    — A jemu co się stało? — Pytanie zaprzyjaźnionego sprzedawcy z osiedlówki, zmusiło Sunoo do odwrócenia się w stronę okna, za którym majaczyła niewyraźna sylwetka Eunwoo. — Znowu pakujecie się w kłopoty?
    Garry miał pewnie siedemdziesiąt lat i znał ich już wtedy, gdy musieli stanąć na palcach, by dosięgać lady w jego sklepie. Sunoo, pierwszy raz od bardzo dawna, był mu wdzięczny za tę wrodzoną ciekawość, nakazującą wtykanie nosa dokładnie tam, gdzie absolutnie nie powinien.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczył właśnie na to, gdy chwilę wcześniej prosił Eunwoo, by poczekał przed wejściem, gdy sam wejdzie kupić w końcu tę cholerną wodę. Nie potrzebował jej, oczywiście; chciał czegoś zupełnie innego - naturalnego pytania i szybkiej odpowiedzi, która była w stanie zapisać się w pamięci ciekawskiego rozmówcy.
      — A kiedy on nie miał obitej gęby? To po wczorajszym, trochę nas poniosło — odparł z uśmiechem, maskującym stres, wynikający z tego, że Sunoo zaczął wprowadzać swój dziurawy plan w życie. Czuł, że mogło mu się udać. Musiał tylko… odwrócić czas. Zmusić kogoś do myśli, że stanowił jeden z ostatnich elementów układanki, choć było zupełnie odwrotnie.
      — Dziś jesteśmy grzeczni. Wyszliśmy tylko na chwilę i wracamy do mnie — zapewnił, łapiąc za butelkę i opuszczając sklep szybciej niż zwykle.


      — Kiedy będziemy w domu, idź od razu do łazienki — zwrócił się do przyjaciela, ruszając w stronę pobliskich drzwi. Pięćdziesiąt kroków; może trochę więcej. Tyle dzieliło ich od miejsca, w którym - miał nadzieję - będą mogli w końcu odetchnąć. Wcześniej musiał zadbać tylko o kolejny element łańcuszka. — Przyjdę do ciebie, tylko wcześniej przeniosę Minju do mamy, do salonu, żebyś miał gdzie spać. Spróbujemy ogarnąć twoją twarz, a potem… zastanowimy się, co dalej.

      S.

      Usuń
  13. Nie tracił czasu i gdy tylko upewnił się, że drzwi do łazienki zamknęły się za Eunwoo, ruszył do pokoju, by postawić kolejną kropkę w tej przeklętej, niezmiennie przerażającej go, historii. Były takie chwile w jego życiu, kiedy naprawdę zadawał sobie to banalne pytanie: co by było, gdyby? Gdyby rodzice nie przylecieli do Stanów, gdyby nie osiedlili się w Nowym Jorku, gdyby ojciec nie zniknął z dnia na dzień, a matka nie popadła w długi, próbując nieudolnie wiązać koniec z końcem. Gdyby ich nie spotkał, gdyby był inny, gdyby potrafił zawalczyć o to, na czym mu tak naprawdę zależało. Pytania piętrzyły się nieprzerwanie, a odpowiedzi wcale nie nadchodziły. Choć może Sunoo nigdy nie szukał ich wystarczająco wytrwale. Teraz jednak, stojąc nad łóżkiem młodszej siostry i przyglądając jej się przez dłuższą chwilę, nie potrafił pozbyć się tej jednej, osaczającej go myśli. Co by było, gdyby poznał go w innych okolicznościach? Nie chciał wiedzieć, a mimo tego, nie potrafił zatrzymać naporu nieproszonych wizji.
    Bo być może wtedy nigdy nie postanowiłby zrobić w końcu tego, do czego obiecał sobie nigdy nie doprowadzić. Nie wciągnąłby siostry w sieć własnych porażek. Potencjalnych niepowodzeń. Nie mógł być przecież pewnym, że jego plan nie przyniesie ze sobą większej szkody. Takiej, której nie dadzą rady już naprawić.
    — Hej, Myszko — szepnął, przeczesując delikatnie jej splątane włosy, w oczekiwaniu na to, aż dziewczynka otworzy oczy.
    — Już rano? — Niewinne pytanie, wypowiedziane zaspanym i ledwo słyszalnym tonem, sprawiło, że coś zakuło go nagle w klatce piersiowej, ale nie miał zamiaru się wycofać. Nie teraz, kiedy zabrnął tak daleko. Najważniejszy element układanki, odkryty jako ostatni, postawiony tuż na starcie. Potrzebował jej. Przedmiotowo, ale rozpaczliwie. Choć ta nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
    — Nie, nie było mnie tylko chwilę, ale zdążyłaś już zasnąć — skłamał, automatycznie odwracając wzrok. Nie chciał patrzeć jej w oczy. — Przepraszam, że cię budzę, ale potrzebuję twojego łóżka. Eunwoo będzie dziś u nas spał, spotkałem go na dole. Zaniosę cię do mamy, dobrze?
    Kiwnięcie. Krótkie, ulotne. Tyle musiało mu wystarczyć; to, ile zapamiętała stanie się dla niego jasne dopiero rano.
    Chwilę później, kiedy drobna dziewczynka leżała już na rozkładanej kanapie w salonie, Sunoo gromadził w dłoniach wszystkie niezbędne mu rzeczy, które jakimś cudem znalazł jeszcze w domu. Dwa świeże ręczniki, płyn odkażający, który kupił dwa tygodnie wcześniej, by pomóc Minnie uporać się ze zdartym kolanem. Zużyli wtedy ostatni plaster, ale i tak wątpił, by Eunwoo pozwolił przykleić do swojej twarzy cokolwiek. Opatrunek z kolorowymi wróżkami na pewno nie wchodził w grę.


    Uchylił ostrożnie drzwi do łazienki i… zamarł na widok rozległego zasinienia, malującego się na lewym boku przyjaciela. Nie chciał wyobrażać sobie siły, której użyto do jego stworzenia, ale myśli wymknęły mu się spod kontroli i same podsuwały dziesiątki nieproszonych obrazów. Musiał zagryźć dolną wargę, pewnie nieco bardziej niż wypadało, by powstrzymać jęk niezadowolenia, który cisnął mu się teraz na usta. Z tym nie był w stanie pomóc. Pozostawało więc mieć nadzieję, że żebra jakimś cudem nie okażą się jednak złamane.
    Sunoo starał się odepchnąć od siebie tę wizję, choć wiedział, że wydawała się tą najbardziej prawdopodobną. Zamiast dalszego marnowania czasu, podszedł więc bliżej i przeciągnął delikatnie palcami wzdłuż podbródka Eunwoo, zmuszając go przy tym, by odwrócił się w końcu w jego stronę.
    — Chcesz to zrobić sam, czy… — zawahał się przez moment, ściskając między palcami brzeg ręcznika — …mogę?

    Sunoo, taki (nie)troszkę) idiota

    OdpowiedzUsuń
  14. — Zrób cokolwiek z tego, co powiedziałeś, a ci oddam — zagroził, choć, wbrew swoim zamiarom, nie zdołał przemycić w tej wypowiedzi nawet odrobiny szczerej wesołości. — Nie oberwałeś już na dachu tylko dlatego, że bałem się o twoje żebra.
    Zarówno Eunwoo, jak i sam Sunoo musieli zdawać sobie sprawę, że wizja ta miała tyle wspólnego z rzeczywistością, co rewelacje o rzekomych obserwacjach potwora z jeziora Loch Ness. I to nie dlatego, że Hong miał w tym zakresie jakieś ogólne, wyraźne braki, a przez to, że… nie podniósłby na niego ręki. Nie bez wyraźnego powodu. Zadrapanie lub ugryzienie - i tak pozostawione przecież w sferze żartu - nie zajmowało żadnego z miejsc na tej, wątpliwie zaszczytnej, liście. Mieli na koncie sprzeczki i bójki; także te wewnątrz ich grupy, oczywiście, że tak. Nie daliby rady tego uniknąć, na pewno nie z ich charakterami i wyuczonymi, choć nie do końca właściwymi, sposobami radzenia sobie z tym, co okazywało się czasem zbyt przytłaczające. Zdarzyło mu się szarpnąć i także zostać szarpniętym. Niejednokrotnie. Ale z Eunwoo nie starł się nigdy; nie na poważnie lub nie na tyle mocno, że pozostawałoby w nim to na dłużej niż dwa dni.
    — Też potrafię gryźć i drapać, One.
    Emocje stanowiły dla niego obszar, po którym nie potrafił się jeszcze sprawnie poruszać. Okazywały się często tak miażdżące, tak wzajemnie wykluczające, że Sunoo zaczynał wątpić, by kiedykolwiek zrozumiał to wszystko w wystarczającym stopniu. Jak mógłby, gdy nadal nie pojmował już samych ich podstaw? Zupełnie tak, jak teraz, gdy stojąc między nogami, siedzącego przed nim, Eunwoo i pochylając się nad jego poranioną twarzą, czuł, że z jednej strony żołądek wciąż podchodził mu do gardła, a z drugiej… ogarniała go ta dziwna, trudna do wyjaśnienia i opisania przyjemność, kumulująca się gdzieś w jego klatce piersiowej. Dokładnie wtedy, gdy bez skrępowania i ograniczeń mógł sunąć po jego twarzy palcami i brzegiem odkażonego ręcznika. I było mu dobrze. Właściwie. Robił to wszystko tak ostrożnie, na ile pozwalało mu nieznaczne drżenie dłoni, zupełnie tak, jakby bał się, że wystarczył jeden nieprzemyślany ruch, by Eunwoo po prostu się rozpadł.
    Problem z powolnym zatapianiem się w przyjemności polegał jednak na tym, że prędzej czy później, trzeba było ponownie wypłynąć na powierzchnię. Porzucić wizję stworzenia dla siebie tajemnego miejsca, skrytego przed wzrokiem innych, nieprzychylnych osób. Bezpiecznego, dostępnego tylko dla siebie i dla tych kilku wybranych osób, o które chciało się zadbać. Które chciało się ratować niezależnie od poczynionych przez nie win i ceny koniecznej do poniesienia. Sunoo i tak zaciągał właśnie dług nie do spłaty, wchodząc w pakt z samym diabłem. Dokładnie tak się czuł, prowadząc swoją cichą i samotną bitwę, która może już od samego początku nie miała na celu tego, by wyłaniać wygranych i przegranych. Miała pozwolić przetrwać, zatrzymać ułudę zwyczajnej codzienności. Choćby na te kilka, dodatkowych dni, z których mógłby wydrzeć tyle, na ile wystarczyłoby mu odwagi.
    Sunoo ostatni raz namoczył brzeg ręcznika i przetarł nim uszkodzoną skórę pod wargą chłopaka, zatrzymując się tam - i to zarówno dotykiem, jak i wzrokiem - nieco dłużej niż powinien. A może dokładnie na tyle, na ile chciał? Zmusił się do tego, by ponownie przenieść spojrzenie nieco wyżej, napotykając w końcu na parę ciemnych oczu.
    — Nic więcej nie dam już rady zrobić — podsumował cicho, zwijając ręcznik w dłoniach i z rozmysłem odrzucając go tak, by ten wpadł gdzieś między ścianę, a starą pralkę. — Ale nie ma wielkiej szkody. Wyglądasz tylko trochę gorzej niż zwykle.
    I był to pewnie ten moment, w którym zaliczyłby cios w ramię, gdyby tylko znaleźli się tu w innych okolicznościach.
    Pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech. Schował dłonie za plecami i szybko wycofał się pod same drzwi do łazienki, nawet na moment nie spuszczając z Eunwoo uważnego spojrzenia.
    — Potrzebujesz czegoś jeszcze? — I miał wrażenie, że ukrywał w tym pytaniu coś więcej, niż początkowo zamierzał.

    OdpowiedzUsuń
  15. Spróbuj mnie pogryźć i podrapać.
    Naprawdę nie zamierzał. Nie lubił kusić losu i wystawiać samego siebie w roli pionka z góry skazanego na rychłe strącenie z planszy. Chciał wytrwać na niej jak najdłużej, a nic nie gwarantowało tego tak mocno, jak uparte trzymanie się z tyłu; w cieniu pozornie silniejszych figur. Tych skupiających na sobie całą, zupełnie niepotrzebną mu, uwagę. Choć Sunoo musiał przyznać, że notował w pamięci kilka tych momentów, w których ręce zdawały same rwać się do przodu jedynie po to, by szarpnąć za materiał bluzy Eunwoo; by potrząsnąć nim tak mocno, na ile tylko wystarczyłoby mu sił, w tym rozpaczliwym, choć nigdy niewypowiedzianym komunikacie: spójrz, kurwa, na mnie; teraz, natychmiast. Kiedy nieświadomie zaczynał łaknąć tego jedynego rodzaju uwagi, na którym mu tak naprawdę zależało i gdy później zalewała go fala duszącej paniki - zaraz po uświadomieniu sobie, po jak cienkim lodzie stąpał. Gasił więc to pragnienie, skutecznie, raz za razem, świadomy tego, jak wiele by ryzykował, gdyby nie zdołał opanować się w porę; gdyby pozwolił wybrzmieć słowom, dla których nie było między nimi miejsca. Ani teraz, ani za miesiąc, ani za pieprzone sto lat. Gdyby, gdyby, gdyby. Miał wrażenie, że zaczyna mu się kręcić w głowie.
    Był na siebie wściekły. Za wszystko. Za to, że nie przemyślał tego lepiej, za to, że nie potrafił panować nad odruchami i słowami, za to, że podejmowane przez niego działania przeważnie okazywały się tymi, wymagającymi łatania. Zbierania do kupy tego, co skutecznie rozpieprzył, choć przecież robił wszystko, by tak nie było. Ale rzeczą, której nienawidził w sobie najbardziej, było to, że nie potrafił odciąć się od emocji. Zbyt często osiadały mu na umyśle, wzorem najpodlejszego smogu, okalającego Nowy Jork. Uniemożliwiającego dojrzenie spoza niego czegokolwiek. Zupełnie tak, jak teraz.
    — Raz czegoś nie schrzań — warknął do siebie, kiedy w końcu znalazł się w pokoju.— raz, jeden, Sunoo.
    Powoli kończyły mu się pomysły. A może chodziło o upór? Często wmawiał sobie, że tego rzadko mu brakowało, ale każdy musiał dotrzeć w końcu do własnej granicy. Do punktu, w którym nie pozostawało już nic.
    Sunoo usiadł na łóżku Minju i uderzył kilkakrotnie plecami o ścianę, w chęci wyzbycia się tej dławiącej, a wciąż narastającej frustracji, cudem tylko powstrzymując się przed tym, by nie zacząć krzyczeć. Czuł, że gdyby nie cienka ściana, dzieląca go od najważniejszych osób w jego życiu, wrzeszczałby tak głośno i tak długo, dopóki gardło nie odmówiłoby mu posłuszeństwa.
    Choć pewnie wtedy i tak nie miałby dość.
    Tkwiłby w tym dziwnym stanie zapewne jeszcze jakiś czas, gdyby nie ugięcie materaca, które zmusiło go do natychmiastowego przywołania samego siebie do względnego porządku. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, kto zajął miejsce tuż obok niego. Zawsze by wiedział.
    — Zapalę — zgodził się po chwili milczenia, zbyt wymownej i długiej, by wpisać ją na listę typowych, dla niego, zachowań. Zamiast tego, podniósł się z miejsca, nadal unikając spoglądania w kierunku Eunwoo i bez słowa uchylił okno, z którego dało się wyjść na metalowe, przerdzewiałe schodki przeciwpożarowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłód nocy, tak wyraźnie kontrastujący z ciepłem niewielkiego pokoju, rozbił mu się na twarzy, pozwalając na chwilowe uzyskanie kontroli nad plątaniną nieproszonych myśli.
      — Tylko schowaj tę koszulkę do szafy, okej? — Miał nadzieję, że ta prośba nie wyda mu się nagle podejrzana. Nie miał pojęcia, czyja krew była na koszulce: czy należała do Eunwoo, czy do jego ojca. Wiedział tylko, że chciał, by ta została tutaj. Bezpieczna. — Nie chcę, żeby rano znalazła ją mama. Albo, co gorsza, Minnie. Później dam ci świeżą.
      Nie zwlekał już dłużej, tylko przerzucił niezdarnie nogi na drugą stronę parapetu, robiąc przy tym trochę hałasu i wydostał się na zewnątrz. Pożałował od razu dwóch rzeczy: tego, że nie wziął ze sobą czegoś do okrycia i faktu, że te cholerne schody wydawały z siebie to irytujące skrzypienie.
      — Możesz też wybrać, gdzie wolisz spać, ale… — szepnął jeszcze, siadając na pierwszym ze stopni, w oczekiwaniu aż Eunwoo do niego dołączy. — …łóżko Minju jest wygodniejsze. Byłoby lepsze, dla… — ruszył wymownie dłonią w powietrzu. Dla czego? Nie chciał wypominać mu dłużej stanu, w którym się znalazł, więc po prostu urwał to zdanie w połowie, wierząc, że nie musiał wypowiadać na głos tego, co wydawało się przecież tak oczywiste.


      S., któremu powoli kończą się siły

      Usuń
  16. Sunoo miał ten nieznośny nawyk dokładania. Głównie samemu sobie. Kiedy coś szło nie po jego myśli (a najczęściej zupełnie odwrotnie), dokładał do tego niezliczone scenariusze, w ramach których spotykały go kolejne przeciwności. Choć tak naprawdę te przeważnie nie miały okazji opuścić granic jego wyobraźni. Gdy słyszał na swój temat nieprzychylne uwagi; bolesne zarzuty, słowa zawodudokładał do nich kolejne, najczęściej dużo gorsze, skupiające się na tych pozostawionych bez ochrony - bo dostępnych tylko jemu, kawałkach samego siebie. Gdy pochłaniał go ból, niezależnie od tego czy fizyczny, czy psychiczny, dokładał bezmyślnie kolejną jego dawkę. Dokładanie stało się jego zbawieniem i pułapką jednocześnie. Czymś na wzór narkotycznej huśtawki, która wyniszczała organizm krok po kroku, a jednak w pewnym momencie była czymś tak niezbędnym, że rozpoczęcie bez niej kolejnego dnia, wydawało się zupełnie niemożliwe. Sunoo widział takie sytuacje na własne oczy i choć obiecał sobie, że tej granicy nigdy nie przekroczy, trudno mu było wyrzucić z umysłu tę jedną myśl, że przecież sam truł się dobrowolnie w niemal bliźniaczy sposób. Może niewidoczny na pierwszy rzut oka, ale co z tego? Czy to naprawdę miało jeszcze jakieś znaczenie? Teraz, gdy utknął na cholernie niewygodnych schodkach, miał wrażenie, że płuca powoli odmawiały wykonywania przypisanej im roli. Próbował spokojnie oddychać, wypełniać je powietrzem, ale oddech zatrzymywał mu się gdzieś w połowie drogi, odbierając mu możliwość panowania nad tym ostatnim, tak naturalnym i podstawowym odruchem. Panikował.
    Więc znów sobie dołożył. Śmieszną używką.
    Wypełnił płuca i gardło drażniącą, gorącą falą, licząc na to, że fizyczny dyskomfort pozwoli mu uciec od tego, co działo się teraz w jego głowie. Chociaż na chwilę, jedną, króciutką. Potrzebował kilku sekund wytchnienia, odcięcia; kilku sekund, w trakcie których nie analizowałby tego, co zdążył zrobić, a co trzeba było jeszcze wprowadzić w życie. Kilku sekund bez strachu i zadręczania samego siebie o to, co stanie się jutro. Kilku sekund bez ciemnych tęczówek Eunwoo, wpatrujących się w niego w ten dziwny sposób, którego nie znał. Którego nie potrafił rozszyfrować.
    Ciekawe, co Yongnam by powiedział w tej chwili
    Być może było to winą narastającego zmęczenia, a może toksycznej mieszanki wszystkich emocji, ale Sunoo nie był w stanie dobrze czytać płynących do niego sygnałów. Umykała mu największa oczywistość, więc w wyniku frustracji przestał po prostu słuchać przyjaciela. To jedno zdanie wystarczyło, by ostatecznie się poddał.
    — Pieprzyć Yongnama — warknął, chyba zbyt szorstko; na pewno zbyt głośno. Nie zdołał tego powstrzymać. Nie był nawet pewny, czy w ogóle próbował. Złość, choć tak trudna do wyjaśnienia, przejęła kontrolę nad jego ciałem i sama posłała te słowa w przestrzeń, nie licząc się z tym, co mogły za sobą przynieść. To nie tak, że nie rozumiał do końca swojej reakcji. Z jej podstaw, zdawał sobie sprawę aż za dobrze. W jego słowach nie kryła się racjonalna (nawet nie do końca szczera) niechęć. Yongnam miał po prostu pecha. Był za blisko kogoś, kogo Sunoo chciał mieć przy sobie. Egoistycznie i dziecinnie. Nie było w tym niczego więcej, poza czystym, choć tak ujmującym, uczuciem zazdrości.
    Pochylił się do przodu i wbił spojrzenie we własne buty. Odsłonił się. Zbyt mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie ma go tutaj, to fakt — dodał już nieco ciszej, wiercąc się niespokojnie. Nagła, wymuszona okolicznościami, bliskość zdawała się docierać do niego dopiero teraz, wdzierając się brutalnie do każdego skrawka jego ciała i umysłu, a Sunoo pierwszy raz od bardzo dawna zdał sobie sprawę, że może wcale nie był na nią aż tak dobrze przygotowany. Zrobiło mu się nagle nienaturalnie gorąco, a on sam odruchowo odciągnął wolną dłonią brzeg koszulki, przylegający do jego szyi. — Pewnie miałby jakiś plan. Zawsze ma. A tym razem jestem tylko ja. Ale wiesz co?
      Ostrożnie przeniósł spojrzenie na twarz Eunwoo. Wpatrywał się w jego oczy o kilka sekund za długo, ale postanowił nie odmawiać sobie tej przyjemności.
      — Jeśli będę musiał zaangażować połowę Nowego Jorku, żeby wyciągnąć cię z tego gówna, to to, kurwa, zrobię.


      trochę zdenerwowany S.

      Usuń
  17. Punkt, do którego właśnie dotarli zdawał się być idealnym przykładem tego, jak doskonale i dogłębnie Sunoo opanował umiejętność sabotowania własnych planów. Od kiedy tylko zeszli z tego pieprzonego dachu, był gotów przekonać cały świat, że wydarzenia ostatnich godzin, były tylko nieśmieszną pomyłką. Nieudanym żartem, omamem nękającym umęczone umysły. Wmawiałby to innym tak długo, krzyczał tak głośno, dopóki nie zniknęłaby ostatnia z wątpliwości; nawet ta najdrobniejsza. Był gotów na to, by zaryzykować własnym bezpieczeństwem, nie mając nawet świadomości, czy to, co robił miało jakikolwiek sens. Wciąż nie znał przecież wszystkich szczegółów, nie wiedział, w jakim stanie Eunwoo pozostawił ich mieszkanie, co dokładnie się wydarzyło, gdzie byli jego bracia i mama. Nie wiedział nic, a mimo tego przyciągnął go tutaj, okłamał dwie osoby i chował zakrwawione rzeczy po kątach, naiwnie licząc na to, że mogło to jakkolwiek pomóc. Przekroczył własne granice, jedynie po to, by zdradzić się krótkim, niepowstrzymanym w porę, wybuchem. Litości. Potrafił podjąć próbę oszukiwania najtrudniejszego z przeciwników, by już dziesięć minut później przyznać się do tego, wyjawiając nieporadnie połowę swoich planów.
    Na co dzień nie przywykł do szukania winnych, ale tym razem nie mógł oprzeć się wrażeniu, że sedno jego małego problemu tkwiło w tej ogłupiającej bliskości; w narzuconym zetknięciu ramion i kolan, w spojrzeniach pozbawionych zwyczajowej odległości. Bo łatwiej było kontrolować uczucia, dopóki ciało trzymało się na dystans.
    — W nic mnie nie wciągasz, nie pytam cię o zdanie. — Nadpalony do połowy papieros wylądował pół metra przed nimi, gdy Sunoo odruchowo wystrzelił go spomiędzy swoich palców. Ukrył twarz w dłoniach, czując, że pozorna kontrola nad sytuacją, wymykała mu się z rąk. — Zresztą… kurwa.
    Z całą, zebraną w sobie złością, kopnął w schodek przed sobą, ale już pierwszy, ostry dźwięk poruszonej, stalowej konstrukcji otrzeźwił go lepiej niż zimny prysznic.
    — Mam w dupie to, co sobie wybaczysz, a czego nie, rozumiesz? — syknął, bezmyślnie sięgając dłonią do przodu i zaciskając palce na materiale czarnej bluzy. Spoglądał w twarz siedzącego - zbyt blisko - Eunwoo w nadziei na to, że twarde spojrzenie potwierdzi słuszność podejmowanych działań, ale to… łagodniało mu z każdą sekundą i Sunoo nie mógłby tego powstrzymać, nawet gdyby próbował. — Nie obchodzi mnie to, co zrobiłeś. Ja… nie mogę… — cię stracić, pozostawało wciąż niewypowiedziane; tkwiło bezpieczne w sferze domysłów; bo Sunoo bał się smaku porażki, który wypełniłby jego usta zaraz po tym, gdy, pierwszy raz w życiu, odważyłby się nadać uczuciom znaczenie. Nie do końca wiedziałby nawet, jakie. Nie zdołał przecież w porę zorientować się w burzy własnych emocji, gdy te, w zupełnie niekontrolowany sposób, wdarły się do jego głowy i zasiały tam prawdziwe spustoszenie. Nie wyłapał chwili, w której ulotne spoglądanie w ciemne oczy stało się bardziej zajmujące niż dotychczas, potajemne wsłuchiwanie się w dźwięczny śmiech zaczęło uchodzić za jedno z ulubionych zajęć, a słowa utożsamiane ze spokojem, przybrały twarz Eunwoo. Był w jego życiu prawie od zawsze i choć pełnione przez niego role - przynajmniej w postrzeganiu Sunoo - zmieniały się już niejednokrotnie - jedno pozostało trwałe. Eunwoo był stałym, ale nieosiągalnym elementem jego codzienności. Sunoo mógł na niego patrzeć, słuchać go, czerpać z tego, co od niego wypływało, ale… zawsze z pewnej odległości. I naprawdę wierzył, że zdążył pogodzić się z tą brutalną prawdą. Nie pierwszy raz zależało mu na czymś, czego nie mógł mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak teraz, kiedy stanął przed wizją tej przejmującej straty, nie zamierzał pozwolić na to, by odebrano mu coś, kogoś, do kogo i tak nie miał żadnych praw.
      Rozluźnił ucisk palców, niespiesznie przenosząc dłoń z koszulki Eunwoo, na swoje kolano i wbijał paznokcie w materiał dresowych spodni, dopóki nie zdał sobie sprawy, że przecież nie mógł przeciągać tego milczenia do świtu. Tym bardziej, że ten, który na nich czekał, mógł okazać się początkiem nieuchronnie zbliżającego się końca. Cholera, jeśli tak, był gotów zatrzymać samo słońce. Oczy zapiekły go zdradliwie i wiedział już, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, przekroczy granicę, zza której nie będzie już powrotu.
      — Nie zrozumiesz — szepnął jednak w końcu, pochylając się do przodu i ukrywając twarz w, opartych o kolana, ramionach. Ostatnia z możliwych prób ponownego oddalenia się od prawdy; żałosna, ale jedyna, na jaką było go jeszcze stać. — Niczego nie zrozumiesz. Żaden z was nie zrozumie. — Potarł dłońmi oczy, nim zdecydował się na to, by ponownie na niego spojrzeć. I pękł. — Nie chcę, żeby cię tu nie było.


      S., trochę w rozsypce

      Usuń
  18. Czasem pozwalał samemu sobie zawędrować myślami w rejony tak odległe, że na co dzień pozostawały jedynie czymś na wzór bajek, tak kochanych przez Minju. Było to jednym z jego ulubionych zajęć, gdy noc okazywała się zbyt długa, a upragniony sen nie chciał jeszcze nadejść. Obrazy, zapraszane wówczas do jego głowy, układały się w te rozkoszne, ale nazbyt odważne historie, z których każda kolejna wydawała się bardziej nęcąca od poprzedniej. Kusiły go wszystkie, bez wyjątku. Przyciągały mnogością doznań i możliwości, po które wystarczyło jedynie sięgnąć w tym właściwym momencie. Cokolwiek miałoby to oznaczać. Widział więc samego siebie, nie tylko patrzącego prawdzie w oczy, ale i wprowadzającego ją, bez lęku, do każdej sfery swojego życia. Realizującego pragnienia najbliższe jego sercu, z osobami, które chciał do niego w końcu zaprosić. Obiecywał sobie, trochę naiwnie, a trochę z przekory, że znajdzie w sobie siłę, by zakończyć bajkę, a skupić się na działaniu. Tu i teraz. Brawurowo, jak mieli przecież w zwyczaju.
    Za każdym razem, gdy nadchodziła ta godzina, łącząca noc z dniem, Sunoo orientował się, że pragnienia pozostaną jednak na zawsze tylko tym. Śmiesznym majakiem, ukrytym w ciemnościach; ułudą dzieciaka, który nie potrafił podjąć niezbędnego ryzyka. Zawalczyć o to, na czym podobno tak bardzo mu zależało.
    Mógłby zrobić to właśnie teraz i pewnie w innym, tym idealnym świecie, tak by się stało. Odpowiedziałby Eunwoo na zadane pytanie, spojrzał w jego oczy, odnajdując tam szczerą reakcję i w końcu poczułby ten zalążek wolności, której odmawiał sobie za każdym razem, gdy z jego ust padało kolejne kłamstwo. Ewentualnie obrzydliwa półprawda.
    Ale to nie był idealny świat.
    Mnie, Eunwoo, chciał mu teraz powiedzieć, nie zrozumiesz mnie.
    Zamiast tego zacisnął powieki i pokręcił gorączkowo głową, przywodząc na myśl rozkapryszone dziecko, odmawiające zjedzenia posiłku lub przeproszenia za wyrządzone krzywdy. Dłoń, sunąca najpierw po jego plecach, ostatecznie wplatająca się w jego ciemne włosy, wydała mu się nagle niewiarygodnie zimna. A może gorąca? Nie był już pewny. Wiedział jedynie, że odbierała mu trzeźwość myślenia. Jeszcze wczoraj, taki gest wydałby mu się czymś na miarę wygranej na loterii. Dziś jednak, dokładnie tutaj, na niewygodnych schodkach, był jedynie tym, co boleśnie przypominało Sunoo o całej niesprawiedliwości tego cholernego świata. Jabłkiem rosnącym zbyt wysoko, by je teraz dosięgnąć.
    Był prawdziwie rozdarty; z jednej strony nie chciał postawić pierwszego kroku na ścieżce do definitywnego przekreślenia ich przyjaźni, z drugiej bał się, że mogła to być ostatnia okazja, by powiedzieć mu prawdę. W jego rozważaniach nie było trzeciej opcji. Być może ta rzeczywiście nie istniała, a może jedynie Sunoo, kierowany irracjonalnych strachem, nie potrafił jej sobie jeszcze wyobrazić. Zresztą, nawet gdyby próbował, Eunwoo skutecznie mu to teraz utrudniał. Sam mógł myśleć, że nie miał już nic do stracenia, ale Sunoo wiedział, że było zupełnie odwrotnie. Obaj grali teraz o maksymalną stawkę, niezależnie od tego, co mogli sobie wmawiać. Lub tego, co miało się dopiero wydarzyć.
    — Eunwoo. — Nie rozumiał, jakim cudem znalazł w sobie wystarczająco dużo siły, by w ogóle się odezwać. Ponownie otworzył oczy i oparł jedną z dłoni na jego klatce piersiowej, chcąc zapewnić - głównie samego siebie - w tym, że ten niewielki dystans nie zmniejszy się już choćby odrobinę. Choć skrycie chciał przecież czegoś zupełnie odmiennego. — Proszę, nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drażnił go? Kpił? Sprawdzał? Podpuszczał, by zrobił coś, z czego nie mógłby się już wycofać; jakkolwiek wybronić? W myślach błagał, by tak nie było. By żadna z duszących obaw, nie odnalazła odzwierciedlenia w tych realnych motywacjach, którymi kierował się teraz Choi. Nie zniósłby tego, bo choć serce - w całym jego dotychczasowym życiu - zdążyło pęknąć mu już niezliczoną ilość razy, to nigdy jeszcze nie musiało poradzić sobie z odrzuceniem osoby, która była dla niego tak ważna. W ten czysty i niewymuszony sposób. Ale czy istniało inne wyjaśnienie? Dlaczego decydował się na to teraz, w warunkach kompletnie ku temu niewłaściwych?
      Każdy z możliwych sygnałów ostrzegawczych, rozbrzmiewał w głowie Sunoo niewiarygodnie głośno, ale nie potrafił chwycić się żadnego z nich.
      — Jeżeli to ma być żart… — Bo miał go przecież tak blisko, wystarczyło tylko wyciągnąć dłoń ku jego twarzy; pochylić się ostrożnie, wypychając spomiędzy nich ostatnie, dzielące milimetry. Zrobić to, co tak długo znajdowało się na samym szczycie listy rzeczy upragnionych, a niemożliwych do uzyskania. Teraz, zaraz. Sunoo ślizgał wzrokiem po całej twarzy bruneta, zapominając nagle o tym, co chciał mu właściwie powiedzieć. I nagle zdał sobie sprawę, że chyba zdradził się wcześniej zbyt mocno i Eunwoo po prostu musiał już wiedzieć. Jego palce ponownie zacisnęły się na materiale bluzy, ale inaczej niż poprzednio; nie ostrzegawczo, a rozpaczliwie. Tak, jakby nigdy nie chciały jej już puszczać. — Kurwa. Nie rób mi tego.

      S.

      Usuń
  19. Sunoo tak długo poddawał się woli innych osób, że gdy nadszedł dla niego w końcu moment, wymagający podjęcia samodzielnej decyzji, okazało się, że… nie potrafił wydusić z siebie słowa czy choćby skinienia, rozwiewającego ostatnie z wątpliwości. Nienawidził siebie za to tak bardzo, że gdyby miał określić to teraz słowami, próba ta najpewniej skończyłaby się jego szybkim niepowodzeniem. I to właśnie teraz, gdy zależało mu na tym, by zostać usłyszanym; wyraźnie, bez ryzyka wyciągnięcia z jego słów czegoś, czego nigdy nie chciałby w nich ukryć. Bezsilność i bierność okazywały się jego największym przekleństwem, a mimo tego… mimo wielokrotnych zaprzeczeń, wyrazu sprzeciwu w innych, znacznie mniej obciążających go, sytuacjach, teraz poczuł jedynie ulgę. Niezrozumiałą, zawstydzającą.
    Zamknij się, Sunoo.
    Bo ktoś znów podjął tę decyzję za niego. I Hong nie sprzeciwiłby się już temu, nawet mimo strachu przed konsekwencjami tej milczącej zgody.
    Przez chwilę naprawdę dane mu było zapomnieć o tym, gdzie się znaleźli. Nie liczył się chłód, niewygoda ani paraliżujący strach, zepchnięty nagle daleko poza granice świadomości. Jeśli miał czegoś żałować, to chciał pożałować tego jutro. Nie dziś, nie w tej minucie, którą właśnie dla siebie wykradał; gdy jedynym, o czym chciał myśleć, były palce Eunwoo, zaciskające mu się nieznacznie na włosach, powolne, być może odrobinę niepewne, ruchy warg. I to kłujące, ale tak przyjemne uczucie w żołądku, którego nie doświadczył chyba nigdy wcześniej. Czysta euforia. Może niewłaściwa. Chciał więcej.
    Zajęło mu chwilę, by zorientować się, że przerwali, a całe jego życie zwęziło się nagle do, wpatrujacej się w niego, ciemnej pary oczu i… dziesięciu sekund. Przez pierwsze cztery naprawdę rozważał to, by po prostu go od siebie odsunąć. By uznać to za żart, umożliwić im dwojgu powrót do sfery braku pytań; bezpiecznych niedomówień. Miejsca, w którym rozgościli się na dobre, pozwalając trwać sobie w znajomej bliskości, nacechowanej niczym więcej niż poczuciem wzajemnej odpowiedzialności i przywiązania z wyboru. Tak byłoby lepiej, wierzył w to. Nawet mimo duszącego poczucia niewytłumaczalnej tęsknoty za czymś, czego nigdy nie mógłby przecież mieć. Kolejne trzy poświęcił na powstrzymywanie samego siebie przed tym, by nie wykrzyczeć mu teraz prosto w twarz tego, jak bardzo wszystko skomplikował. By nie pytać, co, do cholery, wyprawiał i dlaczego, ze wszystkich, wspólnie spędzonych dni, wybierał właśnie ten najgorszy. Był tego naprawdę bliski; zorientował się nawet, że mimowolnie rozchylił usta, ale zamiast słów, wypuścił z nich jedynie, wstrzymywany dotąd, oddech. Osiem, dziewięć - potrzebował jeszcze dwóch następnych, by zdać sobie sprawę, że ujmujące uczucie na jego wargach, nie było jedynie wytworem umysłu człowieka, doprowadzonego na skraj wytrzymałości. Sprawdzonego w możliwie najokrutniejszy sposób. Że serce rzeczywiście biło szybciej niż zwykle, a ciało zdradliwie wychylało się do przodu, byle tylko wykraść dla siebie jeszcze trochę ciepła i bliskości. Że jedna z dłoni, zupełnie bez udziału świadomości, ruszyła do przodu by wplątać się w kosmyki Eunwoo, zaczesując je delikatnie do tyłu, a potem ześlizgnąć się niżej i zatrzymać gdzieś na jego szyi. I może mógłby skłamać, że miał to być jedynie kolejny gest, niosący za sobą niewinną próbę ukojenia, ale chodziło o coś więcej. Zawsze chodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie mogło jednak równać się z ostatnią, uciekającą mu, sekundą. Dziesięć
      Bo właśnie wtedy Sunoo zrezygnował ze wszystkiego, co racjonalne i bezpieczne.
      — Chcę — wydusił krótko, po fakcie, bo tylko na tyle, było go teraz stać. Zawsze chciałem. — Po prostu nie rozumiem.
      Zareagował, bo wiedział, że musi. Powinien. Głos ledwo przechodził mu przez gardło, gdy Sunoo próbował wyczytać z twarzy, siedzącego naprzeciw, chłopaka cokolwiek. Dostrzec najdrobniejszy grymas; zmarszczkę na czole, wygięcie ust - coś, dzięki czemu wiedziałby, czego spodziewać się po kolejnych, dłużących się teraz, chwilach. Patrzył więc uważnie, z nieustającym przestrachem, ale miał wrażenie, że widzi przed sobą jedynie niewyraźny, zamglony obraz. A może pytanie, które nigdy nie padło, choć było tak wyczekiwane? Bezmyślnie zrobił więc coś, co na zawsze pozbawiało go drogi ucieczki; wycofania, ale wyjawiło jego myśli lepiej niż którekolwiek ze słów.
      Pochylił się do przodu i oddał pocałunek sprzed chwili. Niepewnie i z niespotykaną dotąd delikatnością, ale tak, jak potrafił najlepiej. Pozwolił sobie jedynie na mocniejsze zaciśnięcie tej dłoni, która nadal opierała się na bluzie Eunwoo i nieznaczne pociągnięcie go w swoim kierunku.


      S. 💜

      Usuń
  20. Przestawać? To jedno słowo wydało mu się nagle tak niezrozumiałe, że równie dobrze Eunwoo mógłby mówić do niego właśnie w obcym języku. Miałby teraz przerwać? Zatrzymać siebie i jego? Nie, mógłby go prosić… błagać, byleby tego nie robił. Sam też przecież nie zamierzał. Tak naprawdę Sunoo nie chciał robić niczego poza tym, co wiązało się z trwaniem w ich, wzniesionym przypadkowo, niewielkim i niestabilnym zamku. Chciał chować się w nim tak długo, ile byłoby im dane. Na ile godziłby się Eunwoo. I może ich chwilowa ostoja rzeczywiście nie mogła poszczycić się ogromem udogodnień, wygód i ciepła; może nie gwarantowała bezpieczeństwa, któremu nie zagroziłyby żadne przeciwności, ale była najlepszym, na co mogli sobie teraz pozwolić. Ich kryjówkę stanowiła wilgotna, ceglana ściana kamienicy, kłujący chłód nocy i przerdzewiały metal, ale z jakiegoś powodu wydawało mu się, że nie potrzebowali niczego więcej. Nie teraz, kiedy całe jego ciało zdawało się samo lgnąć do oferowanego mu dotyku; gdy bezmyślnie odchylał głowę tak, by znaleźć się jeszcze bliżej głaszczącej go dłoni, a jego palce zaciskały się mocno, nie zważając na to, czy łapały właśnie za skrawek materiału, czy może za ciemne, splątane niedbale, kosmyki. Nie teraz, gdy garnął się do Eunwoo w taki sposób, że gdyby nie to wyraźnie niesprzyjające miejsce, siedziałby już pewnie na jego kolanach. Bez słowa sprzeciwu, przyjmował proponowane mu reguły tej ich nieoczekiwanej gry, by do końca wyrzucić z głowy to, czym nie chciał się teraz - dłużej - przejmować; by tonąć w głębokich i pełnych desperacji pocałunkach, jakby miały być ostatnimi, które składał i przyjmował. Pozwalał na to, by każdy ruch warg czy języka, dawał początek fali przyjemnych, tak wyczekiwanych dreszczy i jednemu uczuciu pomylonemu z doskonałością.
    Kiedyś wyobrażał to sobie zupełnie inaczej. Sunoo nie lubił określania tego marzeniami, bo marzenia oznaczały niedostępność; przynajmniej dla takich jak on. Kojarzyły się z zimnym uczuciem pustki, pojawiającym się zawsze wtedy, kiedy docierało do niego, że tworzone naiwnie plany, mimo wyciągniętych ku nich dłoni, znajdowały się dokładnie o dwa kroki za daleko. Uparcie nazywał to więc opcjami, bezpieczniejszym wariantem życzeń, bo pozwalało mu to wierzyć, że miał na nie jeszcze jakikolwiek wpływ. Mimo faktu, że owe opcje niewiele wspólnego miały z tym, czego doświadczał teraz, a pocałunek, na który czekał, smakował niepewnością i wypalonym niedawno papierosem, Sunoo nie żałował. Było w tym coś rozpaczliwego, ale nie zawahałby się przypisać temu miana stanu idealnego. Pieprzonej perfekcji, dla której zamierzał zignorować wszystko, co mogłoby zagrozić tym ujmującym wrażeniom. Tego, że może poddawał się zbyt łatwo i w jakim świetle go to stawiało; tego czy Eunwoo czerpał z tego jakąkolwiek satysfakcję albo faktu, że mogło to kiedyś zadziałać na jego niekorzyść. A także obawy - pytania, którego nigdy nie odważyłby się zadać - czy te pocałunki cokolwiek znaczyły. Chciał, by tak było, nie był jednak idiotą. Mogły oznaczać wszystko albo kompletnie nic; początek lub definitywny koniec. I chyba dopiero zestawienie tych dwóch bolesnych skrajności, zdołało przypomnieć mu o tym, że bańka, w którą weszli, mogła pęknąć w każdej chwili.
    Kolejna przerwa przyszła mu dużo trudniej niż poprzednia. Zmuszenie się do zaprzestania jedynego działania, na którym mu teraz zależało, przywodziło na myśl najgorszą z kar. Ale może na taką właśnie zasługiwał?
    — Potrzebuję cię tutaj — szepnął, bezmyślnie przesuwając czubkami palców po wargach Eunwoo. I choć była to najszczersza z rzeczy, które padły z jego ust w ostatnim czasie, zamiast spokoju, przywiodła ze sobą jedynie znajomy ucisk w żołądku i nową falę strachu. Wyrzucił to z siebie na długo, nim sam zrozumiał znaczenie tych słów, a gdy świadomość tego, co robił i mówił, uderzyła w niego z kilkusekundowym opóźnieniem, gwałtownie cofnął swoją dłoń i nie mógł powstrzymać lęku przed jawnym zaistnieniem w jego spojrzeniu. — Przepraszam.

    💜

    OdpowiedzUsuń
  21. Zdarzały się już w życiu takie momenty, w których Sunoo czuł, że… ląduje na kolanach. Twardo, bez ostrzeżenia, uderzając o posadzkę całym ciężarem, pozbawionego sił, ciała. Ranił przy tym skórę na nogach i dłoniach, nawet jeśli czysto metaforycznie, to ból zdawał się być prawdziwy. Prawdziwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Za każdym jednym razem, przesuwanie tej niewidocznej granicy przychodziło mu z niechcianą łatwością, ale nie potrafił zrobić czegokolwiek, co pozwoliłoby mu to zatrzymać. Nigdy nie w porę. Klęczał już więc przed losem wielokrotnie, pokornie przyjmując to, co lądowało na jego barkach, bo walka przynosiła ze sobą jedynie więcej cierpienia. Kolejne rozczarowania, których był oczywiście świadom; które, ostatkiem marnych sił, uparcie od siebie odganiał.
    (...)w żadnym z planów nie przewiduję, aby tu zostać.
    Mógł się domyślić. Powinien wiedzieć, zauważyć, wyczytać to z oczu Eunwoo, nawet jeśli w ciągu ostatnich minut to nie one, a jego usta wygrywały walkę o skupienie na sobie całej, należnej im, uwagi.
    Gdy chciało się sprawić ból, można było łapać się niezliczonych rozwiązań. Sunoo długo sądził, że ten najdotkliwszy, pozostawiający wyraźne, zawstydzające ślady, potrafiły zadać jedynie ręce. Otwarte lub zaciśnięte w pięści; Dłonie, które w innych okolicznościach przynosiły ze sobą ukojenie, wsparcie i przyjemność. Dziś zrozumiał jednak, że słowa potrafiły czynić to z równą, o ile nie lepszą, wprawą. Nawet jeśli nie z rozmysłem.
    Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ja przecież nie…
    Oczywiście. Coś ścisnęło mu żołądek. A może to było serce? Nie wiedział, czuł jedynie, że bolało. Cholernie, a Sunoo nigdy wcześniej nie pomyślałby, że przyjdzie mu w udziale znosić aż tak wiele. Nawet w tych najgorszych scenariuszach, które nawiedzały jego głowę zawsze wtedy, gdy był już o krok od przekonania samego siebie, by zrobić coś w kierunku pochwycenia własnego szczęścia. Zamierał w bezruchu, bezbronnie, bo choć ukradł w życiu wiele rzeczy, tej jednej nie potrafił.
    — Jasne… rozumiem. Ja. Ja też nie… — przerwał, bo obrzydliwie tanie kłamstwo nie chciało przejść mu przez gardło. Ostatnia z prób zagaszania rozszalałego pożaru, była z góry skazana na porażkę, a mimo tego Sunoo nie zawahałby się wbiec prosto w płomienie, by powstrzymać je swoimi stopami. Był gotów łgać, zaprzeczyć własnym potrzebom; utajonym pragnieniom byle tylko wydrzeć dla nich jeszcze jeden moment spokoju i błogości. Jeden, krótki. Ostatni. Chciał tylko tyle.
    Teraz miał wrażenie, że czuje za dużo. Że smak porażki przysłonił wszystko inne, a duszący wstyd oplótł jego gardło i wciskał się do płuc, wypychając z nich resztki powietrza. Ciało spięło mu się do granic możliwości, a wzrok przeskakiwał w popłochu po wszystkim, co tylko znalazło się w jego zasięgu.
    I Sunoo umierał, chyba siódmy raz w ciągu miesiąca, równie boleśnie i żałośnie co wcześniej.
    Z mocno zagryzioną wargą i z oczami piekącymi od strachu i zbierających się w nich łez. Z fałszywymi przeprosinami za coś, za co przepraszać nie chciał. Samotnie.
    — Jaki plan? — zapytał nagle, gdy pojął sens kolejnych, padających słów. Nie z troski jednak, czy potrzeby poznania powodu, dla którego Eunwoo zdecydował się otworzyć te drzwi, które dla ich dobra powinny pozostać zamknięte. Sunoo trwał w tym wewnętrznym chaosie, wiedząc, że jeśli nie spróbuje wyjść w tej rozgrywce na prowadzenie, spadnie w otchłań tak głęboko; stoczy się tak nisko; że nie będzie już dla niego ratunku. — O czym do mnie mówisz, One?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie mogło przynieść niczego dobrego; nie teraz, gdy przyjmując kolejną dawkę dłużącego się milczenia, zawiesił puste spojrzenie na dłoniach Eunwoo. Tych kurczowo ściskających jego własną. Sunoo nie rozumiał dlaczego, ale - choć wcześniej nie nie sprzeciwiał się, gdy poczuł na dłoni znajome ciepło - nagle wyprowadziło go to z równowagi. Bo znów poczuł się nie na miejscu. Znów marzył o tym, by zniknąć, schować się przed spojrzeniem drugiej osoby w swoich bezpiecznych niedopowiedzeniach.
      W porę dotarło jednak do niego, że w tej rozgrywce od początku chodziło przecież o kogoś innego.
      — Ej — bez zastanowienia wyswobodził swoją dłoń i chwycił za jego nadgarstki, byle tylko zatrzymać ten gest, uchodzący nagle za tak… niewłaściwy. — Chcę wiedzieć. O czym teraz mówisz?

      💔

      Usuń
  22. Ostatnie minuty przyniosły ze sobą pewną nową obawę, która majaczyła teraz w głowie Sunoo zaskakująco wyraźnie. Od chwili, w której znalazł Eunwoo na dachu, starał się zmusić samego siebie do konkretnego działania. Do analizowania, wybiegania w przyszłość, oszukiwania i wykorzystywania ludzi, których jedyną winą okazało się to, że po prostu znaleźli się na jego drodze. To zadanie wydawało się przyjemnie proste, lecz kiedy w grę zaczynały wchodzić emocje, robiło się niebezpiecznie. Ból, który zaatakował go zaraz po pierwszych słowach Eunwoo, zdołał na moment przyćmić wszystko inne, a Sunoo przyłapał samego siebie na tym, że…utracił czujność. Pozwolił na to, by jego potrzeby wysunęły się na pierwszy plan, zostawiając w tyle to, na czym przecież najbardziej mu zależało. Miał skupić się tylko na jednym. Miał pomóc Eunwoo - wyciągnąć go z bagna, niezależnie od tego, do czego musiałby się posunąć. W tym nieskomplikowanym zamyśle nie było miejsca na żadne odstępstwa. Sunoo nie mógł pozwolić sobie na błąd, a było nim już samo myślenie o tym, że jego uczucia miały teraz jakiekolwiek znaczenie. Nie dziś. Nie w tej godzinie. Jeśli potrzebował jakiegokolwiek utwierdzenia w słuszności tego założenia, to już trzy sekundy i dwa, płytkie oddechy później, przekonał się boleśnie, po jak kruchym lodzie stąpał.
    W pierwszej chwili myślał, że coś źle zrozumiał, że te słowa nigdy nie padły albo, że Eunwoo po prostu sobie żartował. Ale im dłużej czekał, tym mocniej docierało do niego, jak śmiertelnie poważny był. Zmusiło go to do szybkiego poderwania się z miejsca i poddania się łańcuchowi następujących po sobie reakcji. Dokładnie tych, o które nigdy by się nie podejrzewał.
    — Chyba sobie, kurwa, kpisz. — Nie były to pewnie słowa, których powinien się teraz złapać, ale chyba pierwszy raz tej nocy Sunoo nie myślał o tym, co mogło okazać się dla nich pomocne. Zamiast tego, w towarzystwie toksycznej mieszanki: wściekłości i narastającej paniki, pozwolił sobie sięgnąć po coś znacznie mniej skomplikowanego. Niewłaściwego, ale prawdziwego. Po szczerość.
    Bezwiednie zacisnął obie dłonie na bluzie Eunwoo, szarpnął za nią gwałtownie i pochylił się do przodu tak, że ich twarze ponownie znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Tym razem, nagromadzone w nim wcześniej emocje, ustąpiły miejsca innym; o wiele mniej urokliwym. — Popieprzyło cię? Patrz teraz na mnie!
    Spojrzał, nie miał przecież wyboru, a Sunoo poczuł, jak pęka mu serce. Było coś boleśnie prawdziwego w stwierdzeniu, że nie dało się kłamać oczami. Wiedział, że wszystko, co widzi: cały ten ból, przejmujący smutek, może nawet strach, były najczystszym rodzajem emocji, które mógł ostatnio obserwować. A mimo tego… nie potrafił żałować żadnej z jego łez. Nie po tym, co się między nimi wydarzyło.
    — Nie pójdziesz siedzieć — próbował go uspokoić, choć przecież zdawał sobie sprawę, że nie byli w posiadaniu nawet ułamka pewności, co do prawdziwości tego twierdzenia. Nie przeszkodziło mu to jednak w tym, by brnąć dalej, bez cienia wahania w głosie ani postawie ciała. Nie w tej minucie, którą zamierzał wykorzystać najlepiej, jak potrafił. — Nigdzie nie pójdziesz, słyszysz? Nie dam cię wsadzić, nie pozwolę, tylko mi tego, kurwa, nie utrudniaj i przestań kręcić się ze mną w kółko.
    Słowa wylewały się z niego z niewiarygodną szybkością, nieprzemyślane, zdawały się spadać z jego ust bez jakiejkolwiek kontroli i być może, przez krótką chwilę, rzeczywiście tak właśnie było.
    Każda fala musiała jednak w końcu ustąpić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy ogrom złości zaczynał tracić powoli na intensywności, Sunoo miał wrażenie, że wraz z nim, opuszcza go reszta siły, dzięki której trzymał się nadal na nogach. I zaledwie chwilę później poczuł, jak te drżą mu żałośnie, odmawiając wykonywania jedynego zadania, któremu miały jeszcze sprostać. Opadł na kolana, tuż przed Eunwoo i był taki moment, gdy zastanawiał się, czy to wszystko miało rzeczywiście jeszcze jakiś sens. Czy może nie dotarli właśnie do końca ślepej uliczki, gdzie, przyparci do muru, mogli jedynie oczekiwać na to, co od samego początku było czymś zupełnie nieuchronnym. Może złośliwy los postanowił podarować im tę godzinę, w której wiara przysłaniała zdrowy rozsądek, a potem upomnieć się o podwójną zapłatę? Tak, by… bolało mocniej. Nie byłoby to nowością; nie dla któregokolwiek z nich.
      Sunoo bezmyślnie oparł łokcie na kolanach Eunwoo i skulił się, chowając twarz w ramionach. Przed nim, przed światem, przed emocjami, nad którymi nie potrafił zapanować.
      — Nigdy więcej nie waż się myśleć o tym, żeby robić sobie jakąś krzywdę. — Nie odważył się unieść teraz głowy, ale mimo tego, że wypowiadane przez niego słowa, rozbijały się na metalowej konstrukcji, a nie na twarzy Eunwoo, Sunoo był pewny, że docierały dokładnie tam, gdzie powinny były trafić. Wiedział, że go słyszy. — Błagam cię, Eunwoo, nigdy więcej.

      ❤️‍🩹S.

      Usuń
  23. Trzy niewielkie, ciemne plamki na szarych spodniach. Sunoo przyglądał się im bez zrozumienia, z nienaturalną uwagą. Długo - chyba dłużej niż powinien. Możliwe, że starał się pojąć, na co właściwie patrzył, a może czynił to z braku lepszych możliwości, bo przecież były jedynym, co znajdowało się teraz w zasięgu jego wzroku; niezrozumiale rozmazanego. Trzy maleńkie cętki o irytująco nieregularnych granicach. Dopiero, gdy spostrzegł czwartą, na początku niewielką, rozlewającą się później bardziej i bardziej, zdał sobie sprawę, że płakał. Że moczył żałośnie własne spodnie, zapominając o tym, że przecież sobie obiecał - miał wszystkiego dopilnować, o wszystko zadbać. Nie pozwolić na to, by cokolwiek wymknęło się z jego rozpaczliwego planu ratowania Eunwoo. Ratowania tego skrawka wszechświata, który tak bardzo chciał przy sobie zatrzymać. Mógłby oddać wszystko inne, świadomie zrezygnować z pozostałych, drogich jego sercu, kawałków znajomej codzienności, byle tylko wykraść dla nich to cholerne rozwiązanie. Bezpieczne zakończenie najtrudniejszej rozgrywki, w której przyszło im się właśnie sprawdzić.
    Wszystko zdawało się zatrzymać na krótki moment, gdy Sunoo zrozumiał, w jakiej pozycji się znalazł. Nie zdążył zareagować w porę - uczynić czegokolwiek, co pozwoliłoby zamrozić ciało w połowie kolejnego kroku i nie dopuścić do tego, by odkryć się z własną słabością w tak znaczącym stopniu. I naprawdę obawiał się teraz, że przegrał. Że swoim zachowaniem przekreślił ostatnią szansę na przekonanie Eunwoo do tego, by go posłuchał, by zawierzył w jego propozycje, nawet jeśli te miały okazać się zupełnie nietrafione. Był gotów to usłyszeć, pogodzić się z wizją zakończenia tej rozmowy, być może ostatniej w ich życiu. Szykował się na ten cios i na ból z nim związany.
    A mimo tego…
    Zrobię wszystko zgodnie z twoim planem.
    Kilka krótkich dźwięków układających się w słowa, których tak bardzo teraz potrzebował. Za którymi był w stanie gonić tak długo, dopóki wystarczyłoby mu sił.
    Wygrał? Jeśli tak, to dlaczego zwycięstwo nie smakowało tak jak zwykle? Dlaczego pozostawało zimne i gorzkie, choć Sunoo pragnął przecież, całym swoim sercem, by było inaczej? Dlaczego nie osłodziło go nawet ciepło dłoni, która ponownie odnalazła drogę do jego włosów?
    — To dobrze — szepnął jedynie, bo głos drżał mu teraz okrutnie, utrudniając wypowiadanie kolejnych słów. — Dobrze, że się zgadzasz, bo… zrobiłem coś, o czym musisz wiedzieć.
    Był świadomy, że ten moment nadejdzie; że prędzej czy później stanie oko w oko z koniecznością nazwania głośno każdego z podjętych przez niego kroków, ale chyba pierwszy raz zdał sobie sprawę, z czym to się tak naprawdę wiązało. Czy był w stanie przewidzieć reakcję Eunwoo? Nie. Czy mógł ją jakkolwiek kontrolować? Absolutnie. Pozostawało zawierzyć ślepemu losowi, że rzucone przed momentem słowa, rzeczywiście niosły za sobą coś więcej niż jedynie próbę wyciągania go z ramion słabości, której żałośnie się poddał.
    — Obiecaj, że się nie wściekniesz. Wszystko ci opowiem, ale teraz chodź do środka, co?
    Może chciał jedynie pewności, że Eunwoo nie zmieni nagle zdania, nie podniesie się z miejsca i nie postanowi zejść schodami w dół; że nie zostawi go tu samego, by pójść w sobie tylko znanym kierunku? Ściany małego pokoju nie gwarantowały mu tego, że owy scenariusz przestanie majaczyć nagle na samym szczycie listy jego największych obaw, ale zawężenie przestrzeni mogło choć trochę ukoić, napędzane stresem, serce. A przynajmniej to starał się sobie teraz wmówić.
    Jednak wciąż nie znajdował w sobie wystarczających pokładów odwagi, by ruszyć się choćby minimalnie. Chowanie się przed czujnym spojrzeniem Eunwoo okazało się nagle najlepszym z jego pomysłów i Sunoo nie chciał zbyt szybko odbierać sobie komfortu odzyskania umiejętności panowania nad własnymi myślami. Teraz, w odcięciu od pary ciemnych oczu, nie wydawały się już tak chaotyczne i nieposkromione jak wcześniej.
    — Mogę ci nawet skombinować coś do jedzenia.

    S. znowu pełen nadziei

    OdpowiedzUsuń
  24. Sunoo lubił wierzyć, że miał pewne rzeczy pod kontrolą. Czasem te zupełnie błahe, skupiające na sobie jego uwagę na znacznie dłuższy czas niż było to wskazane. Niekiedy te istotne, kluczowe, pozwalające budować na ich bazie najbardziej skomplikowane plany i założenia, od powodzenia których zależało przecież tak wiele. Nigdy nie pokusił się o to, by sprawdzić, ile jego wrażenia miały wspólnego z rzeczywistością, jednakże sama wiara w ich zasadność, okazywała się do tej pory wystarczająco słodka, by zajmować go bez reszty. Tak było również teraz, gdy przeciągał nieznośnie tę chwilę, dzieloną we dwoje; moment pozornie niewinnej, bliskości, w której ukryli się nie tylko przed brutalną prawdą, ale chyba również przed sobą nawzajem. Wszystko zmieniło się jednak, gdy Sunoo zdał sobie sprawę z gorzkiego posmaku słów, wydostających się nagle z ust Eunwoo. Kilka prostych, zupełnie nieskomplikowanych, a wywołujących chaos nieporównywalny do niczego, czego mógł doświadczyć wcześniej. Podniósł głowę i przez chwilę przyglądał się chłopakowi spod półprzymkniętych powiek, zupełnie tak, jak gdyby starał się zrozumieć, co ten właściwie próbował mu teraz powiedzieć. I nie był na to chyba gotowy. Zaczerwienione - podrażnione po niedawnym płaczu - oczy, śledziły uważnie to, co znajdowało się w ich zasięgu, nie chcąc utracić choćby jednego sygnału, tak potrzebnego teraz do tego, by rozumieć to, w czym brał właśnie udział.
    — Nie — przerwał mu odruchowo, nie do końca zdając sobie jeszcze sprawę z konsekwencji tego postępku. Nie potrafił się powstrzymać, nie dałby rady zatrzymać ruchu warg, drgania języka, gdy to krótkie, ale tak wymowne słowo, wydostało się na zewnątrz, definitywnie zdradzając to, co kłębiło się teraz w jego głowie. To, co czuł, z czym się męczył, a co usilnie ukrywał przez tak długi czas. Stracił wszystko.
    Nie, nie mów tego, błagam, proszę cię — chciał wykrzyczeć. A może szeptać? Czy miało to jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Liczyło się tylko to, by uczepić się tej krótkiej chwili tak, jakby od tego zależało jego życie. Trzymać kurczowo w dłoniach te ulotne sekundy i nie pozwolić, by choćby jedna przemknęła mu przez palce. Zagarnąć je wszystkie. Co do ostatniej. — Nie mów nic, ani słowa. Pozwól mi w tym jeszcze trochę zostać, Eunwoo. Godzinę, minutę, może ten ułamek dnia, zatrzymany między zamknięciem, a ponownym uniesieniem powiek.
    Było to chyba ostatnie, co tak naprawdę posiadał. Może życie w zakłamaniu nie mogło przynieść mu zbyt wielu korzyści - przynajmniej nie takich, na których mu teraz zależało - ale Sunoo nie potrafił zmusić samego siebie, by ostatecznie położyć im kres. Nie oficjalnie, nie głośno. Nie w ten nieodwracalny i zatrzymujący serce sposób. Miał do stracenia zbyt wiele. Nadal.
    — Masz rację, już się… zbieram — przyznał więc szybko, podnosząc się z miejsca, choć tak naprawdę mógłby trwać w przyjętej pozycji jeszcze wiele godzin. Zrobił to tak gwałtownie, że zakręciło mu się w głowie, ale miał nadzieję, że jego chwilowa utrata równowagi pozostała niezauważona. — Po prostu chodźmy, proszę.
    Nie tracił ani sekundy, resztkami silnej woli zmusił się do odwrócenia od chłopaka i w kilku, niezbyt płynnych, ruchach pokonał przeszkodę w postaci wysokiego parapetu, by ponownie znaleźć się w środku mieszkania.
    — Potrzebuję chwili — wyrzucił z siebie nagle, pewnie nieco zbyt głośno, biorąc pod uwagę późną porę. Złapał w ręce pościel i przerzucił ją z materaca na łóżko, na którym, miał nadzieję, położy się Eunwoo. Miotał się. Działał chaotycznie, bez planu, byle tylko uciec od konieczności ciągnięcia tej przytłaczającej i stanowczo zbyt bolesnej, rozmowy. Nie chciał, nie mógł. Chyba nie potrafił.
    Nie oglądał się za siebie, nie był świadom tego, czy chłopak zdążył już podnieść się ze schodków i choćby podejść do okna, ale Sunoo nie chciał się teraz odwracać. — Nie odpowiedziałeś mi wtedy na pytanie. Na pewno nie szczerze. Czego potrzebujesz? Bo nie bardzo wierzę, że rzeczywiście “niczego”.

    🩶S.

    OdpowiedzUsuń
  25. Potrzebował zawiesić na czymś spojrzenie i uwagę, kolejny raz przekierować niechciane myśli na inny, mniej wyboisty i ryzykowny tor, byle tylko wydostać się z tego niepewnego gruntu, po którym właśnie stąpał. Sunoo miał wrażenie, że każdy kolejny krok wiódł go głębiej i głębiej na pole minowe i nie był już pewny, czy dalby radę przebrnąć przez nie bez odniesionych ran. Chwilowym ratunkiem okazały się… przedmioty. Kołdra, poduszka, koszulka pospiesznie wyciągnięta z szafy, świeże dresowe spodnie. Butelka z wodą ze sklepu Garry’ego. Ciąg następujących po sobie rzeczy, pojawiających się w jego dłoniach jedna po drugiej. Eunwoo coś mówił, o coś pytał, ale Sunoo uparcie nie słuchał. Albo… starał się nie słyszeć. Wmówić sobie, że słowa znikną tak samo szybko, jak zdołały się między nimi pojawić, jeśli tylko będzie puszczał je mimo uszu wystarczająco zaciekle. Udawał więc, że chaotyczne krzątanie się po pokoju zajmowało go w tak dużym stopniu, że całkowicie odpłynął. To było wygodne. Wystarczyło jednak tylko krótkie spojrzenie, posłane w kierunku Eunwoo, by zrozumieć, że był to jedynie kolejny, dziecinny i żenujący ruch. Tak, ignorował go. Znowu. Pewnie zbyt długo i wymownie, ale nie potrafił jeszcze zmusić się do tego, by utrzymać emocje na uwięzi. Milczał więc w obawie przed tym, że gdyby tylko zdecydował się otworzyć usta, zapoczątkowałby kolejną, zupełnie niepotrzebną im teraz kłótnię. Bezmyślnie złapał się rozwiązania, które wydawało mu się tym najbezpieczniejszym, ale nie przewidział tego, że wszystko, co odkładał na bok, postanowi przygnieść go w jednym momencie, zrzucając mu na głowę nie tylko tłumione wcześniej emocje, ale także konieczność pospiesznego łatania każdej z powstałych dziur. Tłumaczenia się z tego, co zagościło w jego głowie, ale nie zdążyło wybrzmieć w słowach. Bo przecież nie chciał udawać, że nic się nie stało. Myślał, że to Eunwoo chce. Dał mu to wyraźnie do zrozumienia a teraz…
    Co “nie”?
    Teraz wywracał stolik z kartami, powodując, że dalsza gra nie miała sensu. Przestała, gdy zasady zaczęły obowiązywać tylko jedną ze stron.
    Wybuch Eunwoo zaskoczył go pewnie bardziej niż powinien, jeśli wziąć pod uwagę fakt, jak dobrze się znali. A jednak coś w tej nagłej reakcji nie pozwoliło na to, by Sunoo przyjął ją z należytym spokojem. Zatrzymało jego ruchy; zmusiło ciało do ponownego zastygnięcia w miejscu i wysłuchania w milczeniu wyrzutów, ulatujących w jego stronę, niczym sprawnie wymierzone pociski. I nim na dobre zorientował się, co miało przed chwilą miejsce, znów tkwił w tym sam. Dosłownie i w przenośni.
    — Nie to miałem przecież na myśli. — Cicho wypowiedziane słowa odbijały się teraz jedynie między pustymi ścianami i choć wypowiadanie ich nie niosło tym razem żadnego sensu, Sunoo nie potrafił ich sobie odmówić. Może to ta irracjonalna potrzeba domknięcia dyskusji była zbyt silna, a może pragnął po prostu utwierdzić w tym przekonaniu samego siebie. Bo Eunwoo już chyba nie musiał, prawda? Wszystko wskazywało przecież na to, że ten sam stworzył dla siebie najwygodniejszy scenariusz. A Sunoo… Sunoo czuł się zdezorientowany jak nigdy wcześniej, bo pierwszy raz w życiu, dostosowanie się do tego, na czym zależało drugiej osobie, doprowadziło do wybuchu złości, której nie potrafił i chyba też nie chciał zrozumieć. Wiedział, że nie będzie w stanie, jeśli Eunwoo sam mu tego nie wyjaśni. Nie był pewny, czy mógł tego jednak wymagać, zwłaszcza teraz, tej konkretnej nocy. Próbował to sobie tłumaczyć, hamować własne zapędy, a mimo tego złość narastała w nim z każdym oddechem i kolejną łzą, spływającą po jego policzku.
    Odkręcił butelkę, którą cały czas ściskał w dłoniach i próbował napić się wody, ale każde uchylenie ust skutkowało jedynie tym, że te od razu zajmowały się zachłannym wyłapywaniem drobnych porcji powietrza. Miał wrażenie, że tonie; że nie nadąża za tym, co działo się dookoła niego. Gdy niedawna euforia zmieniła się w strach, a uczucie przejmującego smutku zastąpiła ogłupiająca złość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biegł przed siebie, ale nie wiedział już, czy gonił, czy uciekał. Czy rzeczywiście ratował kota, a może jedynie pozwalał na to, by to dzikie i wystraszone zwierze bawiło się nim, dając upust swoim okrutnym instynktom. Wszystko to doprowadziło w końcu do tego, że gdy drzwi do jego pokoju otworzyły się, a potem zamknęły ponownie, tym razem z drugą osobą w środku, Sunoo odwrócił się gwałtownie w ich stronę i mocnym szarpnięciem dłoni, pozbył się co najmniej połowy wody, mocząc wszystko, co znalazło się w jej zasięgu.
      — Nie możesz tak, nie możesz mi tego zabronić — zaczął, ściskając butelkę tak mocno, że już chwilę później dotarło do niego to irytujące trzaśnięcie gniecionego plastiku. — Nie możesz sugerować mi kierunku, w którym mam iść, a potem wściekać się i wychodzić, kiedy robię dokładnie to, co ty sam chciałeś zrobić. To nie jest, kurwa, fair! Sam przecież mówiłeś, że… sam nie chciałeś…

      he's so confused 👀

      Usuń
  26. Był gotowy chyba na wszystko. Mógłby przysiąc, że dźwięk otwieranych drzwi wyzwolił w nim pokłady odwagi, o które nigdy wcześniej by siebie nie posądził. Miał w głowie sto różnych scenariuszy i dziesiątki tysięcy odpowiedzi, które miały gwarantować mu wyjście z tej sytuacji z twarzą. Przebierał między niezliczonymi wariantami przebiegu tej katastrofy, którą sami na siebie ściągnęli i kiedy myślał, że nic; żadne słowo, gest, reakcja; nie byłoby go w stanie zaskoczyć, Eunwoo znów wyprzedził go o krok. Sprawił, że Sunoo wypuścił z rąk ostatni ze sznurków, który utrzymywał go stabilnie w miejscu. Powinien to przewidzieć. Nie pierwszy raz przecież uświadamiał sobie, że mimo całego podjętego wysiłku, do odniesienia sukcesu brakowało mu ostatniego elementu złożonej układanki.
    — Najgorsze? — powtórzył po nim cicho, czując, że słowo ledwo przeszło mu teraz przez gardło. Znów, kolejny już raz tej nocy, był wdzięczny za to, że okoliczności wymuszały na nich zniżenie głosu do szeptu, bo ten pomagał ukryć słabość jak nic innego. Stanowił najlepszą z masek. W przeciwnym razie już samo otwarcie ust zdradzałoby tak wiele, że wyłapanie sensu z rzucanych pospiesznie słów, okazałoby się zupełnie niepotrzebne. Najgorsze? Bolało, cholernie mocno, pewnie mocniej niż powinno. Ale Sunoo nie potrafił zatrzymać tej przeklętej fali, która zalewała go teraz całego, od czubka głowy aż po palce u stóp. — Nie, Eunwoo, to nie jest najgorsze.
    Ręce, mimowolnie przygotowane wcześniej do obrony… chyba również ataku, rozluźniły się nagle w geście zupełnej niemocy. Może rezygnacji. Ramiona opadały, kolana zadrżały niebezpiecznie i tylko cud sprawił, że Sunoo utrzymał się jeszcze na nogach.
    Najgorszym byłoby usłyszeć od ciebie to, czego bałem się za każdym razem, gdy znalazłem się zbyt blisko.
    Sunoo nie planował dzielić się z przyjaciółmi własnymi bolączkami, nie tymi, które dotyczyły - jak sądził naiwnie - jedynie jego samego. Tą jedną szczególnie. Nie wiedział, jak zareagowaliby, gdyby tylko znalazł w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, by przyznać się do tego, co od tak dawna stanowiło jedną z jego największych tajemnic. Najtrudniejszą do udźwignięcia, bo niesioną samotnie. Był pewny - zdołał już przekonać do tego samego siebie - że tak było lepiej. Bezpieczniej, dla każdej ze stron. Czasem zastanawiał się, jak to możliwe, że udawało mu się to tak długo. Zbywanie złośliwych pytań czy niezbyt wyszukanych zaczepek, przychodziło mu z zaskakującą łatwością. Wystarczyło nie dać się sprowokować, przynajmniej nie za często. Teraz chciał zadziałać podobnie; sądził tak jeszcze kilka minut wcześniej. Chciał iść w zaparte, trzymać się narracji narzuconej przez Eunwoo i nie zdradzić się choćby drgnięciem ust. Chciał.
    Ale postanowił zrobić coś, po co obiecał sobie nigdy nie sięgać. Powiedział prawdę.
    — Nie brzydzi mnie to, bo… — zaczął, choć z każdym wypowiedzianym słowem, przekonanie o tym, że był to dobry pomysł, zdawało się zanikać. — Bo zdążyłem… — Co? Poznać samego siebie? Zrozumieć? Przywyknąć? Co chciał, do cholery, powiedzieć? Nie było dobrych słów, wiedział o tym. Nie takich, które mogłyby sprawnie wyjaśnić to, co starał mu się przekazać. Nie teraz, gdy emocje były ich największym wrogiem, a przyspieszone oddechy obrazowały bitwy, jakie obaj toczyli. — Ja…
    Może w innych okolicznościach, może innego dnia? Może gdyby Eunwoo przyszedł tutaj tydzień wcześniej, usiadł na materacu i podzielił się podobnymi wątpliwościami, Sunoo potrafiłby mu pomóc. Bez ciężaru na ramionach, który dzisiaj zdawał się przysłaniać każdy inny problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo rozpaczliwej potrzeby cofnięcia czasu, wiedział, że tego komfortu nigdy nie otrzyma. Miał tylko tę noc, tę minutę i jeśli chciał zrobić z tym cokolwiek, to właśnie teraz.
      Coś znów trzasnęło i Sunoo potrzebował kilku sekund, by zdać sobie sprawę, że zgniatał doszczętnie, wciąż ściskaną w dłoniach, butelkę. Ta okazała się nagle sygnałem, ściągającym go z powrotem do rzeczywistości. Gdziekolwiek by się przed chwilą nie znajdował.
      Nie miał odwagi, by pytać o powody, dla których podobno cokolwiek teraz utrudniał. Chyba nie chciał po prostu poznać odpowiedzi, bo ta mogłaby przynieść ze sobą coś, na co nie był gotowy. Znów wrócił do tej obawy, która nawiedziła go jakiś czas wcześniej - że Eunwoo chyba wiedział. Czy był więc sens, by cokolwiek dłużej ukrywać?
      — Jeśli naprawdę chcesz, to tego tak po prostu nie zamkniesz, wiesz? — Postanowił złapać się jedynego słowa, które dawało mu jakąś nadzieję. Choć nie był do końca pewny, czy dobrze rozumiał jego znaczenie. — Tak się nie da, Eunwoo. — Oddech. Jeden. Drugi. I spojrzenie zatrzymane na czubkach własnych butów, bo utrzymanie go dłużej na twarzy przyjaciela, okazało się zbyt trudne. — Wiem bo… kilka razy sam też próbowałem. I nie wyszło.

      💔S.

      Usuń
  27. Milczenie ze strony Eunwoo okazało się chyba najtrudniejsze do zniesienia. Trwanie w ciszy, mogącej skrywać w sobie wszystko, począwszy od nienazwanych pragnień po najboleśniejsze z obelg, było jak nieznośnie przedłużające się oczekiwanie na wyrok, którego treści domyślał się już wcześniej. Czy Sunoo chciał cofnąć czas? Zatrzymać słowa na czubku języka? Nie, już chyba nie. Mimo narastającego lęku, co do czekających go skutków ubiegłych minut, nie potrafiłby powiedzieć, że żałował. Nie prawdziwie i nie na tyle, by dłużej zaprzeczać czemuś, co powinno wybrzmieć już znacznie wcześniej, odejmując im konieczności brodzenia w coraz większej ilości niedomówień i fałszywości. Może okoliczności rzeczywiście nie były tymi, które mógł sobie wymarzyć, ale… chyba ostatnimi, jakie mu jeszcze podarowano. Nie pozostawało mu już nic innego, jak tylko poddać się pokornie temu, co miało się za moment wydarzyć; przyjąć - ze względną choćby - godnością następstwa własnej wylewności i osadzić samego siebie w nowej, tworzonej właśnie, rutynie. Jakąkolwiek by nie była.
    Ja… nie wiedziałem, że ty…. A jednak. Jednak każdy z drobnych sygnałów, które docierały do niego w ciągu tej nocy, okazały się na tyle mylące, by przyćmić resztki zdrowego rozsądku. Zmieszanie, malujące się na twarzy bruneta, było teraz tak naturalne - Sunoo rozumiał je aż za dobrze. Kolejne, wyrzucane pospiesznie słowa, nie były w stanie go już więc zaskoczyć. Pamiętał doskonale, gdy sam wmawiał sobie podobne twierdzenia, przekonywał uparcie, że jeśli tylko uwierzy w coś wystarczająco mocno, zaprzeczy dostatecznie wyraźnie i głośno, zdoła oszukać to, co było przecież tak oczywiste. Nie zamierzał go przekonywać. Nie teraz, nie wtedy, gdy Eunwoo z taką ledwością dzielił się tym, co dręczyło jego serce. Od jak dawna? Tego Sunoo mógł się jedynie domyślać.
    Przykucnął przy nim bez słowa, na tyle blisko na ile pozwolił mu gromadzący się w jego ciele stres. Odruchowo wyciągnął przed siebie rękę, ale ta zatrzymała się nagle, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu, zupełnie tak jakby przestała należeć do Sunoo. Chciał dotknąć jego pleców, może włosów, zrobić cokolwiek, co byłoby naturalne jeszcze kilka minut wcześniej - co uczyniłby bez wahania w podobnej sytuacji, gdyby tylko słowa, wypowiedziane przez nich przed momentem, nigdy nie padły. Teraz się bał. W jednej sekundzie przygniótł go ogrom reakcji, których nie był w stanie przewidzieć, a które okazałyby się tymi nie do zniesienia. Wydarł z niego resztki pewności siebie, o ile te w ogóle się w nim jeszcze tliły; zaczynał w to szczerze wątpić. Właśnie dlatego nie chciał mu mówić. Właśnie dlatego wolał dusić to w sobie, choć tak wiele razy był dosłownie o krok, by po prostu tego z siebie nie wyrzucić. By przy okazji kolejnej z durnych zaczepek, nie pozwolić sobie na ostateczny krok, który zamknąłby ten temat raz na zawsze. A wraz z nim wszystko, co uważał za niezmienne i swoje, choć tego wiedzieć przecież nie mógł.
    — Nie przepraszaj mnie, nie masz za co. Chciałbym… — odezwał się w końcu, gdy kolejne sekundy ciszy odbierały mu powoli poczytalność. — Chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak.
    Kiedyś sądził, że łatwiej byłoby mu, gdyby nie miał nic do stracenia, ale zdążył zrozumieć, że pogląd ten nijak sprawdzał się w rzeczywistości. Nie posiadając niczego, ryzykowałby dużo chętniej. Mając tak niewiele jak on, każdego dnia przychodziło mu grać o najwyższą ze stawek. Nie chciał tracić jedynej rzeczy, na jakiej mu tak naprawdę zależało. Nie był na to gotowy.


    — Jeśli chcesz zostać sam, to mi powiedz. — Propozycja nie była tą najprostszą i na pewno nie taką, która opuściła jego usta z wyrazem szczerości, ale wiedział, że jeśli to miałoby teraz jakkolwiek pomóc, nie powinien wahać się przed wcieleniem tego działania w życie. Nie chciał go zostawiać; byłaby to ostatnia rzecz, jaką zrobiłby dobrowolnie. Jeśli jednak taka była wola Eunwoo, Sunoo nie zamierzał mu tego odbierać. — Zrozumiem, mogę pójść spać gdzie indziej.

    💔S.

    OdpowiedzUsuń
  28. Samego. Głęboki wdech. Na.. Wydech. Dachu. Mimowolne przymknięcie oczu. ...szkoda, że wtedy tego nie zrobiłeś.
    I ból; niewidzialna pętla oplatająca gardło; umożliwiająca zrobienie czegokolwiek: wypowiedzenia krótkiego słowa, westchnienia choćby… ostatniego dowodu na to, że tu jeszcze był, że go słuchał, że trwał, gotowy na to by pomóc dokładnie w taki sposób, którego by od niego teraz wymagano. Bez słowa sprzeciwu, grymasu niezadowolenia, planu awaryjnego. Tym razem to on poddał się potrzebie przemilczenia zasłyszanych słów, pozwalając na to, by cisza na nowo wypełniła każdy cal wolnej przestrzeni - tej pomiędzy nimi i tej dookoła, osadzając się chyba zbyt wygodnie w ich nowej codzienności. Sunoo powinien zrozumieć intencje Eunwoo, domyślić się, bez cienia wahania nawet, co ten miał na myśli; jakie naprawdę znaczenie ukrył w tych kilku słowach, ale - być może wciąż obecny w nim lęk, a może coś innego, czego nie potrafił jeszcze nazwać - uparcie kierowało jego myśli ku tym mniej oczekiwanym rozwiązaniom. Doszukiwało się w tym wszystkiego, co najgorsze, próbowało przekonać Sunoo, że może rzeczywiście popełnił ogromny błąd, sprzeciwiając się woli przyjaciela, usiłując pomóc mu z cierpieniem, które ten próbował unieść samodzielnie. Ale przecież nie potrafiłby inaczej. Mimo miliona masek przywdziewanych każdego dnia; mimo zachowań, które w oczach innych ludzi, nie mogły uchodzić za te, którym warto przyklaskiwać, Sunoo… nie chciał źle. Nigdy. Dla nikogo, a na pewno nie dla kucającego przed nim chłopaka.
    Bo może rzeczywiście wtargnął mu w plany zupełnie nieproszony, ale… Eunwoo wdarł się przecież do jego serca w taki sam sposób. Choć w pełni nieświadomie, skutek był taki sam.
    I kiedy myślał już, że wszystko zostało na dobre zakończone, poczuł na swojej dłoni ciepło. Nieoczekiwane, a tak znaczące, że odruchowo skierował swój wzrok w dół, by upewnić się, że to nie było jedynie wytworem jego skrytych pragnień. Nigdy nie przypuszczałby, że coś tak błahego, jak splecione razem palce, wywoła w nim salwę wrażeń tak mocnych, że ciężko byłoby mu przyrównać je do czegokolwiek, czego zdołał już doświadczyć. Nie chodziło o sam dotyk - ten nie byłby go w stanie chyba już zaskoczyć. W działaniu Eunwoo odnalazł coś zupełnie innego - dobrowolne przerwanie niewidzialnej bariery, którą narzucił samemu sobie w obawie, że ryzykowna szczerość zmieniła wszystko - naruszyła niepisane zasady, na dobre zamykając mu drogę do fizycznej bliskości. Nawet, a może zwłaszcza takiej, która miała przynieść ze sobą jedynie… ukojenie.
    — Zostanę — Tak długo, jak będzie trzeba; tak długo jak będziesz chciał. Ciche i krótkie zapewnienie musiało im teraz wystarczyć, bo Sunoo, mimo szczerych chęci i prób, nie był w stanie wydusić z siebie niczego więcej poza tymi kilkoma słowami, obrazującymi wszystko i nic jednocześnie. — Zostanę z tobą. Przecież tak naprawdę nie mógłbym nie…
    A potem zrobił coś, przed czym jeszcze minutę wcześniej próbował stanowczo się powstrzymać. Przyciągnął Eunwoo do siebie; szybko i mocno, nie dając mu czasu na reakcję, której przecież nadal panicznie się bał. Objął go tak, jakby lękał się, że ten mógłby mu za chwile zniknąć; rozmyć się w przestrzeni jak poranna mgła albo resztki snu przegonione nagle przez dźwięk przeklętego budzika. Jakby chciał go schować przed całym cholernym światem i tym, co stało tuż za drzwiami, czekając tylko na sygnał do ataku.
    Sunoo zderzył się w końcu z tym, co od samego początku powinno być dla niego jasne; co od początku próbował przekazać mu Eunwoo. Nie było już pytania jeśli. Pozostało tylko kiedy. Hong bezwolnie zacisnął mocniej dłonie; jedną wplecioną w ciemne włosy przyjaciela, drugą ułożoną gdzieś na jego plecach i chyba pierwszy raz od momentu, gdy Eunwoo wrócił do pokoju, dał radę swobodnie nabrać powietrza do płuc.
    — Popieprzyło się — szepnął słabo, opierając brodę na jego głowie. — Bardziej niż planowałem. Ale damy sobie radę, One. Tylko… naprawdę muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  29. Ufne oddanie swojego losu w cudze ręce, zwłaszcza po latach upartego odmawiania sobie tego komfortu, mogło okazać się nie tylko tym najbardziej kuszącym ze wszystkich rozwiązań, ale także czymś niebezpiecznie uzależniającym. Zdejmowanie z barków ciężaru, dźwiganego dotychczas samotnie, przelanie do serca, obcego dotąd, uczucia ulgi, potrafiło wybijać się ponad wszystko inne, byle tylko nie tracić na swojej słodkiej intensywności. Często przysłaniało więc pozostałe, równie - o ile nie bardziej - istotne szczegóły, których pominięcie mogło okazać się katastrofalne w skutkach. A mimo niebezpieczeństwa, które za sobą niosło, pozostawało wciąż na samym szczycie listy największych pragnień. Nie było to też czymś trudnym do osiągnięcia, tak naprawdę wystarczyło jedynie… znaleźć te ręce, którym można było bez przeszkód w pełni zaufać. Sunoo, choć za nic by się do tego nie przyznał, zaczynał wątpić jednak, by jego dłonie były teraz tymi właściwymi. Jak mogłoby, skoro jedynym, czym chciały się teraz zajmować, było powolne błądzenie po ciele wtulonego w nie Eunwoo; wyznaczanie niewidzialnych ścieżek na jego plecach i włosach w powolnym, niby to kojącym tempie. Czy było to naprawdę coś, czego najbardziej teraz potrzebowali?
    Mimo niepewności, Sunoo przez jakiś czas pozwolił sobie skupić się jedynie na Eunwoo. Na dzielonej z nim bliskości, jego ciepłym oddechu łaskoczącym mu skórę na szyi. Na wszystkim tym, czego skrycie pragnął a czego - napędzany strachem - tak długo sobie zabraniał. Ich chwila nie mogła trwać jednak wiecznie i Sunoo był tego świadom bardziej niż największych oczywistości budujących ich świat. A mimo tej wiedzy, gdy jego własne słowa przerwały ten ulotny, a tak potrzebny im obu moment wytchnienia, poczuł, rozdzierający jego serce, ból. Ból tak silny, jak tylko mógł być ten zadany przez rzeczy nienamacalne. Chciał być wsparciem, choć raz stanowić niezachwiany filar, który trwałby w miejscu niezależnie od targających nim burz, ale prawda, skutecznie przez niego na razie odpychana, malowała w jego oczach obraz ograbiony z tych pozytywnych ułud.
    To było zbyt okrutne. Trzymać w ramionach swoje wszystko i nie móc zrobić niczego, by zachować ten moment na dłużej.
    — Z-zacząłem… — wydusił w końcu, choć głos odmówił mu w pierwszej chwili posłuszeństwa. Zupełnie tak, jakby jego własne ciało próbowało powstrzymać go teraz przed przekreśleniem wszystkiego, na czym mu tak naprawdę zależało. — Pomyślałem, że będziesz…nie. Że my będziemy potrzebować jakiegoś zaplecza. Planu B, nie? Zawsze to robicie, zwykle dla mnie. Więc tym razem to ja zacząłem tworzyć taki dla ciebie.
    Musiał to zrobić, musiał mu to wyjaśnić nim coś znów pokrzyżuje jego plany i doprowadzi do chaosu, którego nie będzie potrafił już opanować.
    — Od kiedy tylko zeszliśmy z dachu, wszystko co zrobiliśmy i gdzie byliśmy… — Zatrzymał się, kolejny raz słowa nagromadziły mu się w gardle, chcąc wydostać się na zewnątrz wszystkie w jednym momencie, a jednocześnie zostać tam już na zawsze. Wyjawienie prawdy oznaczało pożegnanie tej namiastki spokoju, który zdołał wkraść się teraz do ich głów i serc. Nie potrafił zdobyć się na pełną szczerość. Nie potrafił powiedzieć mu jeszcze całej prawdy, wyliczyć bez emocji każdego z podjętych działań, rozpaczliwie stawianych wcześniej kroków, bo rządziła nim jedynie egoistyczna potrzeba zachowania wszystkiego pod kontrolą. Niezdrowe pragnienie posiadania tej chwili na wyłączność, nie mogła zaprowadzić go zbyt daleko, wiedział o tym. Czuł to całym sobą. Ale mimo tego Sunoo chciał być samolubny. Właśnie dziś, w tej jednej godzinie łączącej mijającą powoli noc z nadchodzącym dniem. — Chciałem, żeby ludzie uwierzyli, że byłeś ze mną, a nie w domu. Nie wtedy, kiedy to się stało. Gdyby ktoś pytał, będziesz mógł powiedzieć, że… byłeś tutaj. Bo znajdzie się ktoś, kto to potwierdzi.

    zakochany idiota

    OdpowiedzUsuń
  30. Zawsze wydawało mu się, że przeżyli w swoim życiu już tyle, że naprawdę niewiele byłoby ich w stanie jeszcze zaskoczyć. Przez ostatnie lata, i to począwszy od okresu wczesnego dzieciństwa, nie czuli się wyraźnie rozpieszczani ani przez los, ani przez członków najbliższej rodziny. Sunoo pamiętał doskonale ogrom zaskoczenia, które ogarniało go raz za razem, gdy zestawiał naiwnie własne doświadczenia z tymi, którymi dzielili się niektórzy z klasowych kolegów. Lubił słuchać o codzienności skąpanej w spokoju, przewidywalności i dostępie do rzeczy, z którymi sam miewał kontakt jedynie przy okazji ważniejszych świąt. O czekoladowych ciastkach, o wycieczce nad Lake Tahoe, ogromie zabawek i najnowszym filmie obejrzanym przy okazji wizyty w kinie. O czymś tak prostym, a jednocześnie pozostającym wciąż poza jego zasięgiem. Codzienność Sunoo malowała się zupełnie inaczej; przynajmniej od czasu zniknięcia ojca. Wiele się wówczas zmieniło - uśmiech na twarzy mamy wydawał się już mniej wyrazisty, a z domu znikały przedmioty, które do tej pory stanowiły jego stałe wyposażenie. Nie było też miejsca dla świeżych kwiatów, które kobieta przynosiła do domu w każdy piątek - wazon, ustawiony dotychczas na stole w niewielkim saloniku, stłukł się niespełna trzy tygodnie po odejściu taty, gdy jedenastoletni Sunoo próbował zetrzeć z niego osiadły kurz. Nigdy nie kupili nowego. Popołudnia pachniały nadpaloną patelnią, na której, pogrążająca się w niemocy, Jieun próbowała smażyć czarny ryż i słodką fasolę. Smakowały rozczarowaniem, zepsutym jogurtem i zrobioną pospiesznie kanapką bez masła. Nigdy nie było mu łatwo, choć rzadko decydował się na to, by jawnie na cokolwiek narzekać. By wyrzucać z siebie ogrom żalu, z którym dziecięce serce nie potrafiło poradzić sobie zbyt dobrze. Z biegiem czasu wszelkie niedogodności zmieniły swoją wagę, stały się dużo poważniejsze, momentami przytłaczające, a mimo tego Sunoo nadal nie umiałby wyobrazić sobie gorszej tortury niż ta, którą ściągał na siebie właśnie w tym momencie - teraz gdy tkwił uwięziony między ścianami własnego pokoju. a spojrzeniem Eunwoo. Tym samym, w którym dostrzegał jedynie zwątpienie. W niego. Bolało, bardziej niż mógłby się tego spodziewać, ale czy miał prawo oczekiwać czegokolwiek innego? Po tym, jak wiele razy zdarzało mu się działać zupełnie odwrotnie do planu przedstawionego mu przez resztę przyjaciół?
    Błagał w myślach wszechświat, by ten jeden raz, jedyny, tylko teraz, okazał się być dla nich nawet nie przychylnym, ale… po prostu nieutrudniającym. Wątpił jednak, by ten wysłuchał go i tym razem.
    Jego własne, prywatne piekło nie kryło w sobie ognia i wizji straszliwej, trwającej latami, cielesnej udręki. Wiązało się tylko z jednym… Z dławiącym strachem przed utratą Eunwoo i świadomością, że go zawiódł. Właśnie wtedy, gdy był gotów zrobić wszystko, by go ochronić. Miał jedno zadanie; swój moment. I nie potrafił się wystarczająco skupić, by przekonać go do tego, że dadzą sobie radę.
    — Już ci mówiłem, powiemy, że byłeś ze mną. Cały wieczór — szepnął, czując, że mimo cicho wypowiadanych słów, głos i tak zdołał zadrżeć mu wystarczająco zdradliwie, by wyjawić ogrom lęku, który gromadził się właśnie w jego ciele. — Wiesz przecież, że się nie wysypię. Nie skopię tego, Eunwoo, przysięgam. — Zacisnął dłonie w pięści z taką mocą, że brzegi paznokci zostawiały właśnie na skórze ślady w postaci wyraźnych półksiężyców. Nie dbał o ból ani o to, czy zaczynał ukazywać to, jak gładko przyszło mu popaść w ramiona bezwstydnej słabości. — Wiem, że kiedyś… kilka razy… Ale teraz niczego nie spieprzę. Nie będzie żadnych kotów, zgubionych kluczy ani spóźnień. Nie zagapię się, o niczym nie zapomnę i nigdzie sobie nie pójdę, nawet na chwilę. Obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudem powstrzymał odruch, by ponownie nie przyciągnąć go do siebie; by nie zminimalizować dystansu między ich ciałami - tego, który wydawał się nagle większy niż kiedykolwiek wcześniej. Oddzielający ich mocniej, niż mógłby sobie to wyobrazić. Wiedział jednak, że nie powinien, rozumiał, że był to właśnie ten moment, w którym utrzymanie własnych pragnień na wodzy, było ostatnią szansą na ratunek. Choć nie wiedział czy dla Eunwoo, czy dla siebie samego. Jedyne, czego pragnął, znajdowało się teraz na wyciągnięcie ręki, a wydawało się bardziej niedostępne, niż jeszcze miesiąc wcześniej, gdy podobne okoliczności były czymś zupełnie nierealnym.
      — Wiesz… Jiung też tak myśli. — Sunoo wolał na razie nie skupiać uwagi na tym, co stanie się, kiedy jego najlepszy przyjaciel zrozumie, że dał się wmanewrować w plan młodszego z taką łatwością. — Że byłeś dziś u mnie. Kiedy schodziliśmy z dachu wysłałem mu wiadomość. Zapytałem, czy to prawda, że pod koniec Fight Clubu okazuje się, że Narrator i Tyler to ta sama osoba, bo oglądamy to od godziny i właśnie sprzedałeś mi zakończenie. Kazał przekazać, że straszny z ciebie dupek.
      Cień uśmiechu. Lekkie drgnięcie lewego kącika ust - coś co na krótki moment, ułamek sekundy, zdjęło z jego barków niewidzialny ciężar. Niewiele, a jednocześnie tak dużo
      — Jest jeszcze Garry. Powiedziałem mu, wtedy w sklepie, że przed przyjściem, byliśmy u mnie. Zresztą… on potwierdziłby wszystko, o co tylko byś poprosił. — Sunoo bezmyślnie zagryzł dolną wargę, pilnując, by przypadkiem nie zdradzić jednego szczegółu, który musiał pozostać na razie w tajemnicy. Dla dobra wszystkich. — I zostawisz u mnie ubrania. Tutaj nikt ich nie znajdzie.


      💔 S. w desperacji

      Usuń
  31. Sunoo, przez wszystkie minione lata, nie potrafił pojąć, czym dokładnie zasłużył sobie na to, by w oczach swoich najlepszych przyjaciół uchodzić kogoś wartego… ocalenia. Niezrozumiałej ochrony, której ceną tak często okazywało się przecież narażenie przez pozostałych ich własnego bezpieczeństwa. Wystawienie się na zranienie, podczas gdy pierwszą i naturalną myślą było to, by ukryć się przed potencjalnym atakiem jak najgłębiej.
    Nigdy tego od nich nie oczekiwał, nie śmiałby prosić o tak dużo. A otrzymał to i jeszcze wiele więcej, jedynie przez wzgląd na to, że przyszło mu urodzić się o dwa miesiące później niż Seungminowi. Przynajmniej w tym właśnie upatrywał powodu takiego traktowania; inne wyjaśnienie nie chciało przebić się ponad to najbardziej oczywiste, a sam Sunoo niespecjalnie próbował mu w tym jakkolwiek pomagać. Niekiedy zdarzało mu się wracać myślami do tego dnia, kiedy Jiung, po wielokrotnie powtarzanych namowach, uległ w końcu i pozwolił mu pójść ze sobą na spotkanie paczki, z którą trzymał się już wówczas od dłuższego czasu. Pamiętał mieszankę emocji, która zagościła w jego dziecięcym ciele: lęku, zrodzonego z myśli, że mógłby okazać się niewystarczający i ekscytacji powodowanej tym, że pierwszy raz mógł poczuć się częścią czegoś większego. Pragnienie przynależności okazało się tak silną pokusą, że przysłaniało wszystko inne. Nie chciał wypuścić z dłoni słodkiej możliwości wybicia się ponad bezpieczną, ale szarą zwykłość, osiadającą na wszystkim, co znał - na wąskich, wilgotnych korytarzach starych kamienic, na metalowej zjeżdżalni, odrapanej drabince na placu zabaw i boisku do koszykówki, na którym nigdy nie udało mu się pojawić wystarczająco wcześnie, by zarezerwować go dla siebie. Potrzebował czegoś… kogoś, kto powiedziałby mu, że było takie miejsce, w którym - niezależnie od tego, co miał lub kim był - pozostawał mile widzianym. Pięcioro chłopców okazało się dla niego bramą do czegoś, co nieznane, jednocześnie stając się czymś cenniejszym od znajomej codzienności. I Sunoo wiedział, od samego początku - od pierwszych tygodni po tę dzisiejszą noc - że nie było na świecie niczego, czego nie broniłby z równą mocą, stawiając na szali wszystko inne, nawet samego siebie. Bo byli przecież rodziną. Nie potrzebował do tego więzów krwi. Dlatego odetchnął z ulgą, gdy pierwsze słowa Eunwoo przebiły się przez ciszę i pozwoliły na to, by uwierzył, że ruszyli w końcu do przodu. Że Choi pozwolił mu na to, by mógł spłacić zaciągnięty u nich dług.
    Chłonął każdy z elementów ich planu, starając się zapamiętać to, co padało i analizować w myślach, czy nie potrzebowali czegoś jeszcze, aż w końcu rosnące ożywienie, nie pozwoliło mu usiedzieć spokojnie.
    — Nie wiem, czy ktokolwiek uwierzy we włamanie — odpowiedział, nim ten zdołał dokończyć swoją myśl. — Już prędzej w to, że twój tata wpakował się w jakieś gówniane sprawy i....
    Pewnie mówiłby dalej, nie bardzo przejmując się faktem, że słowa wylewały się z jego ust dokładnie w tym samym momencie, gdy inne, opuszczały te należące do Eunwoo. Że ich brzmienie zlewało się ze sobą, tworząc wciąż cichą, ale jednocześnie coraz mniej zrozumiałą plątaninę dźwięków, które w innych okolicznościach, napędzane emocjami, wybrzmiewałyby głośno w całej przestrzeni niewielkiego mieszkania Hongów. Ale zatrzymał się. Zamarł w jednej sekundzie, nie potrafiąc przymusić języka do kontynuowania przypisanego mu zadania. Wytrąciło go z równowagi to nagłe pytanie - takie, które nie pasowało do chwili, właśnie przez nich dzielonej, do wagi minionych wydarzeń ani przyniesionych przez nie konsekwencji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milczał przez kilka sekund, które teraz wydawały się wiecznością, nie mogąc pojąć, czy naprawdę usłyszał to, co wciąż dźwięczało mu teraz w głowie, czy może umysł postanowił spłatać mu właśnie niewybredny żart.
      — O Boże — jęknął, odruchowo przykładając pięść do warg i przygryzając jeden z palców.
      — Ty… nie. Nie oglądałeś Fight Clubu? — Gdyby chwilę wcześniej poproszono go o wskazanie jednego zdania lub tematu, którego nie spodziewał się poruszyć dzisiejszej nocy, z całą pewnością uznałby, że jedną z najpewniejszych opcji było przywołanie czegoś z granic szeroko pojmowanej rozrywki. A czuł się tak, jak gdyby ten jeden szczegół wydał się nagle niezwykle istotny i wymagał od niego natychmiastowego wyjaśnienia. Nie za godzinę i nie rano. Teraz. I naprawdę nie rozumiał własnych odruchów ani kierunku, w którym powędrowały jego myśli, ale… cała ta sytuacja wydała mu się niewiarygodnie zabawna. — Żartujesz sobie? Jak… Jak to w ogóle możliwe, przecież widział to dosłownie każdy?!

      S. głupolek

      Usuń
  32. Zdążyła zapomnieć o sytuacji z Eunwoo, bo przecież była do tylko sytuacja, niewielki epizod, raptem nieporozumienie, które nijak wypływało na ich dotychczasową relację. Nie była to kłótnia, żadne z nich nie musiało przepraszać, i chociaż Haneul nie lubiła zamiatać niczego pod dywan, a dosadne słowa po części ją zraniły, tak z brunetem z czasem musiała się nauczyć, że zbędnym było drążenie tematu, a tym bardziej oczekiwać od niego wyznań, czy jakiegokolwiek przejawu pozytywnych uczuć czy emocji.
    Niczego nie był jej winien, a tym bardziej ona jemu. Zresztą nawet jeśli chciałaby się wytłumaczyć nie wiedziała jak, więc po prostu postanowiła o tym zapomnieć, nie było sensu tego rozpamiętywać, przy kolejnym spotkaniu każde z nich poruszy inny temat, zupełnie jakby zdarzenia z minionego tygodnia nigdy nie miały miejsca.
    Pech chciał, że kolejne spotkanie nadeszło szybciej, niż się tego spodziewała i w okolicznościach dla niej niekorzystnych, bo kolejny raz dający Eunwoo pole do snucia sugestii, a to, że takowe pojawiły się w jego głowie, zdążyła wywnioskować, gdy tylko skrzyżowali ze sobą spojrzenia, a wyraz twarzy chłopaka mówił sam za siebie, każde słowa była w tym momencie zbędne, a i czas był na jej niekorzyść. Jonghyun czekał na Ryujin w samochodzie, a Ryujin kolejny raz stanęła twarzą w twarz z kimś, kto bez większego wysiłku, mógł wyjawić prawdę.
    To nie był czas na wymianę zdań ani licytacje, w tej chwili mogła jedynie schować dumę w kieszeń i nie powiedzieć nic, co rozjuszyłoby bruneta.
    — Hej — odpowiedziała ciepło, z przyjaznym uśmiechem na ustach, godnym przyjaciela, a nie nieznajomego. Położyła jeszcze na ladzie paczkę gum i batonika, i wyciągnęła w kierunku chłopaka czarną kartę kredytową, by uregulować rachunek. Chciała zapłacić i wyjść i dopiero gdy Eunwoo wziął od niej kawałek plastiku, przyjrzał się imieniu i prychnął pod nosem, zorientowała się, że nic tak naprawdę nie miało pójść po jej myśli.

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie potrafił uwierzyć w to, że ze wszystkich filmowych zakończeń, które mógł wykorzystać do tej szybkiej wymówki, trafił akurat na to, które pozostawało dla Eunwoo zagadką. Przynajmniej jeszcze dwie minuty wcześniej, bo teraz, z każdym trąceniem ramienia, Sunoo uświadamiał sobie, że chłopak wcale nie żartował, a on dołożył właśnie kolejną cegiełkę do tej swoistej katastrofy. Trzy razy zbierał się więc do tego, by otworzyć usta i wypuścić z nich cokolwiek, co mogłoby przypominać przeprosiny, ale gdy tylko sekunda dzieliła go od wypowiedzenia na głos tego prostego słowa, zamierał w bezruchu, jakby przygotowywał się właśnie do najtrudniejszego działania, jakiego przyszło mu się kiedykolwiek podjąć. Nie wiedział, czy to wina stresu czy może zmęczenia, które powoli, choć sukcesywnie opanowywało całe jego ciało, ale potraktował tę sprawę zaskakująco poważnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miał przed sobą Eunwoo - kogoś z kim przeżył tak wiele, że zdradzanie fabuły filmu wydawało się przy tym jedynie drobną ryską na tej i tak znacząco już zarysowanej powierzchni. W innych okolicznościach trudno byłoby uwierzyć, że którykolwiek z nich, nie obróciłby takiej sytuacji w żart lub nie wykorzystał jej do odegrania się w wyjątkowo irytujący, choć na pewno nieszkodliwy (przynajmniej nie za bardzo), sposób. Charakter tej nocy sprawił jednak, że Sunoo zatracił najwyraźniej umiejętności trzeźwego myślenia i wszystko to, co wydawało się przecież tak oczywiste, teraz pozostawało gdzieś daleko poza zasięgiem zrozumienia. Siedział więc jedynie i patrzył na Eunwoo z przesadnym przestrachem i żalem wymalowanym na twarzy i pewnie trwałby w tym stanie jeszcze długo, gdyby nie śmiech, który nagle wytrącił go z tego dziwnego odrętwienia. Śmiech, który wydawał się przez moment tak nierzeczywisty, choć był przecież dokładnie tym, czego Sunoo pragnął słuchać każdego dnia. Dźwięk przywołujący normalność i spokój. Chichot mieszający się nagle - w pełni nieoczekiwanie - z jego własnym, wybrzmiewającym teraz bez udziału woli. I przez krótki moment znów był bliski tego, by zapomnieć. By czerpać z tej krótkiej chwili tyle, ile potrafił wyciągnąć z wielu jej bliźniaczych, gdy zanosili się wspólnie podobnym rodzajem radości; gdy dzielili się setką opowieści lub absurdalnych, komicznych zarzutów; gdy powstrzymywał ich dopiero nieznośny ból brzucha, spowodowany nie stresem, a właśnie jedną z najszerszych reakcji, na jakie mogli sobie pozwolić. Bo było prawie normalnie; prawie tak jak zazwyczaj, gdyby nie kilka drobnych rzeczy, raz wybijających się na pierwszy plan, a to znów chowających się pod stosem innych, znacznie bardziej zajmujących: chwilowe grymasy, wykrzywiające twarz Eunwoo, gdy ból żeber postanawiał o sobie przypomnieć, siniak na jego twarzy i ślady krwi na koszulce, leżącej teraz na podłodze. Te drobne, ale tak wyniszczające elementy, uniemożliwiające mu to, by popaść w ten ulotny błogostan bez reszty. Oddałby wiele, by zamknąć ich w tej chwili na stałe. W ich kłamliwej bańce, w której byli tak bezpieczni; w której gdzie nie musieli martwić się o to, jak kolejny raz wygrać z przewrotnym losem.
    — Nie. Słuchaj, nie możesz spać na materacu — zadecydował w końcu, gdy po zmuszeniu samego siebie do zaczerpnięcia kilku głębszych oddechów, udało mu się opanować. Starał się brzmieć wystarczająco pewnie, by Eunwoo potraktował go teraz poważnie, ale nie wiedział, czy założenie to miało jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości. — Mi to już nie zaszkodzi, a tobie może.
    Nie mijał się z prawdą. Po tak długim czasie sypiania w podobnych warunkach, ciało było w stanie przyzwyczaić się do niezbyt dużej wygody i ograniczonego miejsca, a poranny ból pleców czy ramion stawał się coraz rzadszym zmartwieniem. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, by ograniczyć spory do minimum, ale nie mógł tak po prostu zgodzić się na to, by poobijany Eunwoo narażał się na kolejne bolączki. Nawet jeśli tylko te fizyczne.
    — Nie kłóć się ze mną i śpij w łóżku Minnie — szepnął jeszcze, odruchowo układając mu dłoń na ramieniu. — Jest dużo wygodniejsze.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  34. Był to ten jeden raz, gdy Eunwoo zamknął za sobą drzwi, a Sunoo zamiast niepokoju, poczuł jedynie ulgę. Upragnioną, tak długo wyczekiwaną. Nie chciał, by wychodził, ale chwila, w której mógł pozostać jedynie w towarzystwie własnych myśli, była mu teraz rozpaczliwie potrzebna. Pozwalała poukładać to, co od kilku godzin pozostawało w nieposkromionym chaosie. Bałaganie, którego naprawdę teraz nie potrzebowali.
    Mimo ogromu niepewności i braku stabilności, co do przyszłych poczynań Eunwoo, Sunoo wierzył, że ten… wróci. Miał zniknąć na chwilę. Ufał mu. Nie czuł więc potrzeby, by uchylać drzwi ani upewniać się, że przyjaciel wciąż znajdował się w granicach jego mieszkania. Zamiast tego pozwolił sobie na chwilę wytchnienia, chyba pierwszy raz w trakcie tej, nieznośnie dłużącej się, nocy. Położył się na materacu, pod kocem, licząc na to, że upragniony sen powita go szybciej niż miało to miejsce zazwyczaj. Że osiądzie na zmęczonych powiekach, przynosząc ze sobą szansę na to, by zapomnieć. Choćby na krótką chwilę.
    Pozwolił porwać się tym myślom tak skutecznie, że wyrwało go z nich dopiero brzmienie jego imienia, przecinające ciszę sprawniej, niż jakikolwiek inny dźwięk. Odwrócił się więc odruchowo, spodziewając się… chyba wszystkiego poza tym, co po chwili usłyszał.
    Na początku sądził, że One po prostu żartował; że wzorem wielu podobnych sytuacji, znajdował dla siebie coś, co dał radę okryć płaszczem niewinnej kpiny.
    I Sunoo już otwierał usta, by posłać w jego kierunku jedną z typowych zaczepek; by wspomnieć o tym, że w najlepszym wypadku obudziliby się rano z nieznośnym bólem pleców, a w najgorszym tłumaczyli wściekłej (lub - co gorsza - zapłakanej) Minnie to, dlaczego zarwali jej łóżko, ale coś go przed tym powstrzymało. Co? Może było to coś, co - mimo gęstego półmroku - tak wyraźnie dostrzegał teraz w oczach Eunwoo? A może kierowały nim własne, egoistyczne pobudki; zupełnie błahe, niskie? Te, które wstydziłbyś się nawet nazwać? Niezależnie jednak od powodów; od tego, co napędzało teraz jego działania; Sunoo utrzymał słowa za boleśnie zaciskanymi wargami i bez chwili zwłoki ruszył się z miejsca. Nie chciał tracić czasu na to, by zastanawiać się nad tym, czy było to właściwie… ani tym bardziej podarować Eunwoo pola na podobne rozważania.
    Wystarczyła mu niecała minuta, by zorientować się w tym, że chłopak był śmiertelnie poważny i kilka prostych ruchów, by pokonać dzielącą ich odległość.
    Pokój był przecież tak niewielki, że gdy Sunoo kładł materac na podłodze, ten leżał tuż obok brzegu łóżka Minju.
    — Przesuń swój tyłek bliżej ściany, bo nie chcę stąd potem zlecieć — rzucił tylko, siląc się na ten słaby żart. Wiedział, że nie brzmiał teraz przekonująco, ale nie przejmował się tym bardziej niż było to konieczne. Jak miałby wypaść wiarygodnie, skoro wiedział, że tak naprawdę Eunwoo wcale nie musiał się przesuwać. Po pierwsze, miejsca rzeczywiście wystarczyło dla ich dwojga, po drugie… Sunoo skłamałby twierdząc, że ponowne znalezienie się blisko Eunwoo nie było czymś, co zawsze chętnie by powitał.
    Przysiadł na skraju łóżka, sięgając po koc, którym zamierzał się zaraz okryć.
    — Jeśli jest coś, co mógłbym jeszcze zrobić to… — zawahał się. Nie chciał brzmieć tak, jakby od niego czegokolwiek oczekiwał, ale powstrzymanie akurat tych słów wydawało mu się nagle niewykonalne. — To mi po prostu teraz powiedz.

    S.

    OdpowiedzUsuń