HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

La parfaite copine à papa est de retour


Léa Louise Chevalier

Urodzona 19 maja 2006r (wygląda na znacznie starsza, niż jest). Uczennica Constance Billard. Od niedawna zamieszkuje luksusowy apartament na Financial District w NY. 175 cm wzrostu. Najstarsza córka największej paryskiej projektantki Adèle Chevalier oraz właściciela sklepów jubilerskich “La Chevalier”, Nicodème Chevalier. W młodym wieku rozpoczęła karierę jako modelka na pokazach kolekcji swojej rodzicielki, jednak nie trwała długo, jakieś pół roku, i nikt nie wie, co stało za rezygnacją.


____________________________________________


Nieoczekiwanie dostrzegasz w tłumie blondwłosą kobietę ubraną w piękne czerwone koronkowe body, krótkie spodenki z czarnego jeansu oraz czarne sneakersy ze złotymi zdobieniami. Wprawione oko dostrzeże, że jej szyję zdobi piękny naszyjnik z niebieskim kamieniem, na którym widnieje wizerunek ptaka przypominającego z wyglądu feniksa. Znawca paryskiej mody od razu rozpozna, że każdy element jej ubioru należy do projektantki mody Adèle Chevalier, a biżuteria pochodzi od Nicodème Chevalier, właściciela największej sieci jubilerskiej we Francji. Sama blondynka wydaje się spokojna i opanowana, co zdecydowanie wyróżnia ją na tle wiecznie goniących przechodniów. Co jakiś czas widzisz, jak przystaje, by przyjrzeć się kolejnej witrynie sklepowej. Wydaje się pochłonięta widokiem pięknych kreacji tego sezonu, jednak po chwili wzdychając, odwraca wzrok, by ruszyć dalej w sobie znanym tylko kierunku.

Wydaje się taka cicha i spokojna, gdy po raz kolejny spotykasz ją w małej kawiarni “Laughing Man Cafe” na ulicy Duane. Jej wzrok skupiony na niewielkim notatniku, w którym co chwila zapisuje kolejne wyrazy. Dostrzegasz grymas niezadowolenia, gdy gwałtownie wykreśla to, co przed chwilą sama zapisała, po czym z westchnieniem upija ulubione karmelowe latte. Wydaje się tak pochłonięta czynnością którą wykonuje, że nawet nie zauważa kelnerki, która zwraca się w jej stronę. Obserwując ją dostatecznie długo jesteś w stanie zauważyć, że nie rozmawia praktycznie z nikim jakby zamknęła swój umysł w własnym świecie. Jej szmaragdowe oczy wciąż wpatrują się w notes przed sobą. Czy zdaje sobie sprawę, że pozostaje w tej pozycji już od trzech godzin? Nie masz pojęcia, ale to, co zwraca twoją uwagę, to dźwięk powiadomienia w jej telefonie. Widzisz, jak odczytuje wiadomość i nagle ta spokojna osoba staje się niezwykle nerwowa, gdy w pośpiechu pakuje swoje rzeczy do torebki, a następnie opuszcza lokal.

Ponownie spotykasz ją na imprezie organizowanej przez matkę Blair. Ubrana w piękną kreację w kolorze krwistej czerwieni, zaprojektowaną oczywiście przez Adèle Chevalier, uśmiecha się delikatnie podczas rozmowy z innym gościem. W dłoni trzyma kieliszek szampana, z którego co jakiś czas popija. Skromna, miła, ułożona, pełna gracji. Z pewnością ojciec musi być dumny, posiadając tak cudowny skarb. A jednak pomimo tych wszystkich uśmiechów wydaje się być smutna, nieszczęśliwa, jakby nie tego oczekiwała od swojego życia. Co kryje się za tą fasadą fałszywych uśmiechów?

Słyszysz, jak rozmawia z kimś przez telefon. Z tonu głosu i zdawkowych odpowiedzi, jakich udziela jesteś w stanie stwierdzić, że musi być to jej ojciec. Jej lodowaty ton, gdy wypowiada po raz kolejny to samo zdanie, “będzie jak sobie życzysz”, udowadnia ci, że zdecydowanie coś jest nie tak. Z westchnieniem kończy połączenie i dostrzegasz, jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Co dzieje się w jej życiu? Jakie relacje łączą ją z rodziną? To wszystko spowite jest tajemnicą.

Podczas wypadu do jednego z tutejszych klubów, zauważasz jej postać przy barze, gdy w towarzystwie na oko trzydziestoletniego faceta sączy drinka. Wydaje się zupełnie inną osobą. Zazwyczaj rozpuszczone włosy spięła w wysoki kucyk, delikatny makijaż zastąpiła nieco bardziej ostrzejszym, a stonowany ubiór zdecydowanie stał się bardziej wyzywający. Co jakiś czas możesz usłyszeć jej słodki śmiech, gdy zabawiający ją mężczyzna szepcze coś wprost do jej ucha. Kobieta po chwili wstaje z miejsca i wyciąga towarzysza na parkiet, gdzie w rytmach dyskotekowych utworów rozpoczyna taniec. Dostrzegasz wiele par męskich oczu zwróconych w jej kierunku. Widzisz pożądanie, jakie budzi w nich ta piękna kobieta i wiesz, że gdyby tylko chciała, mogłaby mieć każdego z nich. Patrząc na nią, widząc jej spojrzenie i uśmiech jaki pojawia się po chwili masz już pewność. Ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego jakie wrażenie sprawia i zdecydowanie kocha to. Uwielbia widzieć jak faceci do niej lgną i z jaką łatwością łykają jej kłamstewka, zwłaszcza w sprawach wieku, a jednak, ku twojemu zaskoczeniu, wychodzi z baru zupełnie sama.

Kim właściwie jest? Ułożoną córeczką tatusia, a może wyrachowaną suką? Jest tylko jeden sposób, by się przekonać. Pytanie tylko, czy się odważysz?

INSTAGRAM | POWIĄZANIA


___

Jest to moja pierwsza postać na tym blogu. Mam nadzieję, ze spodoba mi się tu na tyle by wprowadzić pozostałe postacie które mam wykreowane. Oczywiście zapraszam do wątków wszelkiej maści. Jeśli się postarasz być może uda ci się odkryć którąś z tajemnic jakie posiada cudowna L.

Kama05104@gmail.com - tutaj możecie pisać w sprawie wątków.

137 komentarzy:

  1. [Przyznaję się bez bicia, że podglądałam kartę, gdy była jeszcze w roboczych (cóż, po plotkach na sb nie potrafiłam już sobie tego odpuścić) i już wtedy zaczęłam zastanawiać się, czy te dwie z pozoru niepasujące do siebie części składające się na prawdziwą osobistość Lei nie są swego rodzaju niemym wołaniem o pomoc.
    W każdym razie życzę wielu interesujących wątków sypiących się jak z rękawa i nieprzerwanego zefirku weny, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]


    Trójka muszkieterów (tj. Lean, Anael oraz Max)

    OdpowiedzUsuń
  2. [A ja już powiedziałam, że my z Octavią już ją kochamy, wiec mamy nadzieje, ze i Léa i nas pokocha 😏 chodźcie koniecznie na wątek! ❤️]
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie wiem czemu, ale od razu pomyślałam, żeby Léa była kuzynką Octavii od strony ojca. Taką najbliższą, co ty na to? Dziewczyny zawsze mogły się trzymać razem jak Octavia przyjeżdżała do Francji na wakacje do dziadków itp. Chyba, ze masz inny pomysł jak je połączyć , to pisz śmiało 😏]
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! W końcu świeża krew się pojawiła wśród nowojorskiej elity. Léa idealnie pasuje do tego świata i chyba naprawdę lubi kolor czerwony, który przewija się w karcie dosyć często. Ciekawa jestem co tak namiętnie wypisuje w notatniku oraz jakie sekrety skrywa, bo z pewnością coś za uszami musi mieć. Ale na UES nic długo sekretem nie pozostaje, więc z pewnością nieco więcej z czasem się dowiemy. ;)
    Jeśli jest chęć to zapraszam na wątek, ale nie wiem kogo podsunąć. Nel niby bliżej do wieku, byłaby opcja na rywalizację lub może koleżeństwo, a Fabian... cóż, nie wiem, ale co dwie głowy to niejedna, prawda? Udanej zabawy!]

    Cornelia Watson & Fabian Cavallaro

    OdpowiedzUsuń
  5. [Przybyłam poinformować, że odezwałam się na Google Chacie w sprawie ewentualnego wspólnego wątku.]

    Max

    OdpowiedzUsuń
  6. Sam nie wiedział do końca czemu znowu siedział tak długo w Wielkim Jabłku. Przecież miał wpaść tu tylko na krótką chwilę, by nieco odkurzyć letnią rezydencję swojej rodziny i podreperować budżet, który z pewnością tego potrzebował po tym, gdy ostatnio znowu łatwą ręką rozpieprzył całkiem sporą sumkę na zwiększenie możliwości swego ukochanego motoru i trochę odpocząć, po czym zwyczajnie wrzucić kilka rzeczy do plecaka i razem ze zwierzętami ruszyć w dalszą trasę. A jednak jakaś silna siła, której nie potrafił nazwać kazała mu tu funkcjonować już przez kilka dobrych miesięcy. Czyżby doszedł wreszcie do tego wieku, gdy człowiek zaczyna myśleć o osiedleniu się gdzieś na stałe ? Mało prawdopodobne, ostatecznie miał dopiero dwadzieścia siedem wiosen i zdecydowanie za duże pstro w głowie, by choćby marzyć o założeniu własnej rodziny, o czym zdecydowanie świadczyły robione przez niego głupoty. Jego zachowaniom często było prędzej do tych wykazywanych przez żądnego przygód nastolatka niż dorosłego mężczyzny. Mimo największych chęci ku zgrozie rodzicieli nie potrafił także utrzymać dłużej żadnego stałego związku, woląc raczej skakać z kwiatka na kwiatek. W takim razie musiał to być chwilowy objaw braku pomysłu na kolejny etap zagranicznych wędrówek. Kiedy bowiem każdego dnia zaraz po wstaniu patrzył na wiszącą na ścianie sypialni mapę, ze smutkiem dochodził do wniosku, że odwiedził już zdecydowaną większość ciekawych miejsc na tym globie. Może powinien zatem wyznaczyć sobie nowy cel swoich wycieczek ? Ostatecznie wielu ludzi przemieszczało się z miejsca na miejsce nie tylko z pobudek czysto duchowych, lecz wykorzystywało je ponadto do pomagania potrzebującym. Może powinien do nich dołączyć i na przykład głębiej zaangażować się w jakąś akcję charytatywną lub też przejść podstawowe szkolenie wojskowe i zaciągnąć się do armii jako najemnik ? Choć ten ostatni pomysł wydawał się mocno hardcorowy nawet jemu, Max po dłuższym zastanowieniu musiał przyznać, że bardzo prawdopodobnym jest, iż dopiero wtedy czułby się całkowicie spełniony. Póki co jednak był tylko skromnym ochroniarzem w New Moon, nowojorskim klubie nocnym położonym na Uptown, gdzie co wieczór pilnował bezpieczeństwa przebywających w środku gości. Być może nie była to praca jego marzeń, ale przynajmniej co jakiś czas zapewniała mu zastrzyk adrenaliny, której potrzebował do życia niemal tak samo jak tlenu. Żałował jedynie, że tak rzadko dochodziło tam do prawdziwych burd. Zdecydowanie częściej do jego jedynych obowiązków należało ratowanie z opresji młodych dam, które miły tego wyjątkowego pecha, że trochę za mocno wpadły w oko jakiemuś podchmielonemu lub znarkotyzowanemu (a niejednokrotnie także i to i to) facetowi. Nie inaczej było i dzisiaj. Właśnie, gdy miał udać się na krótką przerwę na papierosa, dostrzegł iż w pobliżu jednego ze stolików doszło do szarpaniny między piękną blondynką a górującym nad nią, wyraźnie chętnym na szybki numerek, brunetem. Cmoknąwszy lekko z dezaprobatą ruszył sprężystym krokiem w ich kierunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Przepraszam bardzo, ale nie wydaje mi się, by dobrze wychowanemu dżentelmenowi przystało takie zachowanie względem damy. – Stanąwszy bezpośrednio przed mężczyzną, położył mu ciężko rękę na ramieniu, by zwrócić na siebie jego uwagę.
      - Nie widzisz rycerzyku, że chciałem tylko się z nią trochę zabawić ? – Zaskoczony facet odwrócił się w stronę Rivery, tym samym puszczając nadgarstek dziewczyny, po czym zlustrował go od stóp do głów wściekłym spojrzeniem.
      - To akurat widzę, lecz nie wydaje mi się, by ta urocza señorita również tego pragnęła. – Odparł, zerkając na zdenerwowaną pannę stojącą obok. – Proszę więc natychmiast się od niej odczepić lub będę zmuszony wyrzucić Pana za drzwi.
      - Ty chyba koleś nie zdajesz sobie sprawy… - Maximiliano zbyt wiele razy słyszał już tego typu teksty, by nie potrafić przewidzieć co zwykle następuje tuż po nich, toteż nie pozwalając mu nawet dokończyć, wsunął się pomiędzy niego a jasnowłosą, by następnie wykręcić niepokornemu gościowi prawą rękę w sposób, którego wiele lat temu nauczyła go matka. – I nie radzę się szarpać, bo może się to naprawdę kiepsko skończyć. – Dodał, ciesząc się w duchu, że trafił mu się ten typ buntownika, który w przeciwieństwie do niego samego był mocny jedynie w gębie.
      Przynajmniej zebrał o wiele więcej obelg niż sińców zanim mógł ponownie zająć się kobietą.
      - Przepraszam serdecznie za ten nieprzyjemny incydent i mam nadzieję, że nic się Pani nie stało. – Zwrócił się do niej z uprzejmym uśmiechem.


      Max

      Usuń
  7. Czasami relacje Octavii z rodziną były… zawiłe, jeśli można to tak było nazwać. Przeważnie wszyscy trzymali się razem, tworząc jedną wielką jedność, będąc w stanie stanąć za sobą murem, nie ważąc na to, co mogłoby się dalej stać. Niejednokrotnie słyszała słowa zachwytu ze strony znajomych; że ma tak fajnych rodziców, którzy nie widzą poza sobą świata. Że jej babcia od strony mamy, to i dla nich jest jak kochająca babcia, bo Isabella zawsze uwielbiała znajomych swojej wnuczki. Że dziadek, ten z Meksyku, to musiał być kiedyś niezły macho, a wydaje się taki spokojny. Zachwyceni byli też dziadkami z Francji, którzy wyróżniali się klasą i spokojem.
    Tylko, że jej rodzina nie kończyła się na tych najbliższych osobach, które tak często można było spotkać w pobliżu Octavii.
    Upiła łyk wody, kątem oka spoglądając na swojego ojca, który z uśmiechem zabawiał Aylę. Jego wnuczka, od kiedy tylko przyszła na świat stała się jego oczkiem w głowie, co oczywiście bardzo cieszyło Octavię. Bała się, że to właśnie szczególnie jej ojciec będzie zły o jej ciążę i zagmatwaną sytuację z Jacksonem, ale było zupełnie inaczej. No dobra, Jaques nie pochwalał tego, że jego córka po raz kolejny dała szansę Jacksonowi Howardowi, ale nie miał zamiaru wtrącać się w jej sprawy sercowe. Najwyżej znowu da się zranić.
    — A słyszałaś, że Lea przyleciała do Nowego Jorku? — głos ojca wyrwał ją z zamyślenia, Octavia skierowała na mężczyznę spojrzenie, unosząc w górę jedną brew. Kuzynkę pamiętała jak przez mgłę, jako małą dziewczynkę, która czasami denerwowała ją i Laurenta, gdy widywali się od czasu do czasu w Paryżu. Nigdy jakoś nie miały bliższego kontaktu, bo tak naprawdę dzieliło je kilka lat różnicy, a gdy Octavia wraz z całą rodziną przebywali w Europie, Lea jak i jej rodzina niechętnie się z nimi widywali, pewnie przez tą wielką kłótnię między ich matkami.
    — Lea? Ta mała Lea? — zapytała dla pewności, choć już taka mała na pewno nie była. Jack pokiwał głową na pytanie córki, i w sumie na tym zakończyła się ich rozmowa.
    Ciekawość zawsze była jedną z cech Octavii, która nie odstępowała jej na krok, dlatego też, kiedy wieczorem znalazła się w swoim mieszkaniu i kiedy udało jej się położyć Aylę spać po dość długiej walce ze strony małej, pierwsze co zrobiła, to odpaliła instagrama, wyszukując na nim swoją kuzynkę. Z uwagą przejrzała wszystkie jej zdjęcia, przyznając sama przed sobą, że Lea wyrosła na bardzo urodziwą dziewczynę, która zapewne zwracała na siebie niemałą uwagę.
    Blanchard nie zastanawiała się długo. Zaobserwowała Leę Chavalier na instagramie, a chwilę później już wystukiwała do niej wiadomość. Było to zwykłe i chyba najprostsze zdanie, w stylu Hej kuzyneczko, pamiętasz mnie jeszcze?, po czym wysłała wiadomość, zastanawiając się, czy Lea jej w ogóle odpisze. Bo w sumie, czemu by miała? Przecież nigdy jakoś nie miały ze sobą większego kontaktu. Ale, podejrzewała, że Lea była tu zupełnie sama, więc czemu Octavia nie miałaby pokazać jej miasta i spędzić wspólnie trochę czasu?
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć! Witam z opóźnieniem, ale w końcu znalazłam chwilę na przeczytanie karty! Jaka Lea jest cuuuudowna! Czekamy na skandale z nią w roli głównej! Jakbyście miały ochotę na wątek to zapraszam! :D]

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  9. Spotted: Mimo, że L widzimy najczęściej roześmianą, mam wrażenie, że tą maska szczęśliwej nastolatki skrywa prawdziwą tragedię. Przyjrzyjcie jej się kiedyś uważnie, jej oczy ją zawsze smutne i odrobinę zaszklone, jakby w każdym momencie miała się rozpłakać. Podobno tatuś wcale jej nie oszczędza. Wszyscy znamy historię o bogatych i uciśnionych, zamkniętych w złotych klatkach wolnych duchach, którzy chcieliby poczuć coś prawdziwego. Ale, Ma Chérie, nie bądź niewdzięczna. Gdyby nie ojciec, o tym limitowym Birkinie wydanym na francuski rynek mogłabyś tylko pomarzyć, a sądząc po tym, z jaką lubością gładziłaś delikatną skórę torebki, patrząc na prezent, jakbyś nigdy nie widziała czegoś piękniejszego, chyba Ci się podobał... We all saw you brag about it too. Coś Ci poradzę, L. Gra w socjetę można jest męcząca, ale staje się o niebo ciekawsza, gdy zaczynać sama rozdawać karty.
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  10. Dostając wiadomość o kolacji w towarzystwie znajomych rodziców Fabian wcale nie był zaskoczony. Często miał okazję uczestniczyć w takich wydarzeniach, tak samo, jak jego młodsze siostry. Hazel i Harper pojawiły się razem z rodzicami, miały dopiero siedemnaście lat i wciąż mieszkały z rodzicami, więc na każde wydarzenia ta czwórka pojawiała się zawsze razem. Fabian dołączał zwykle później, jednak tego wieczoru było inaczej. Spędzał popołudnie w rodzinnym apartamencie, gdzie mieszkał aż do ukończenia studiów i dopiero wyprowadził się, gdy zakończył studia. Takie kolacje były dla niego codziennością, często musiał w nich uczestniczyć. Zazwyczaj rozmawiał z potencjalnymi inwestorami czy współudziałowcami w firmie, a jako, że w przyszłości chciał odziedziczyć posadę CEO musiał znać tak naprawdę z kim przyjdzie mu pracować. Obecnie pozycja Fabiana w firmie nie była może na najwyższym szczeblu, ale to mu kompletnie nie przeszkadzało, a nawet był wdzięczny, że mógł dojść do wszystkiego sam, a Tommaso nie wręczył mu wysokiego stołka tylko dlatego, że był jego synem.
    Eleven Madison Park była jedną z jego ulubionych restauracji. Mieli tu świetne jedzenie, równie świetną obsługę i prawdę mówiąc wystrój również był ciekawy. Bardzo elegancki. Fabian w takich miejscach czasami niedowierzał, że jego życie tak się pozmieniało, że teraz mógł jadać w najdroższych miejscach w Nowym Jorku, kiedy jeszcze dwadzieścia lat wcześniej nie był nawet pewien, czy cokolwiek w ciągu dnia uda mu się zjeść. Myślał o tym jedynie przez chwilę, aby skupić się zaraz na prowadzonej rozmowie przy stole. Z jego lewej strony siedziała Hazel, a po prawej ojciec, Harper siedziała obok Hazel, a naprzeciwko nich była dwójka dorosłych, których nie kojarzyli oraz puste miejsce naprzeciwko Fabiana. Rozmowa była spokojna, nie poruszano poważnych tematów, a raczej luźne dopytujące o codzienność, naukę oraz pracę. Nie musiał patrzeć na siostry, aby wiedzieć, że są nieco znudzone i wolałyby robić w tej chwili coś zupełnie innego. Jednak po pewnym czasie rozmowy zostały przerwane, gdy dołączyła do nich ostatnia osoba, z którą mieli dziś zjeść posiłek.
    Jego wzrok spoczął na blondynce, która wyraźnie się wyróżniała wzrostem. Bez szpilek była wysoka, jednak obcasy dodawały jej znacznie więcej centymetrów.
    — Niezwykle miło nam cię poznać, Léa — odezwała się Celeste — proszę, usiądź. To są nasze dzieci, Harper, Hazel i Fabian — przedstawiła ich w kolejności w jakiej siedzieli. Dziewczyny przywitały się z nowo przybyłą młodą dziewczyną, najwyraźniej zachwycone, że dołączyła do nich osoba w ich wieku.
    — Miło poznać — odezwał się Fabian i skinął głową. Na jego twarzy widniał ciepły uśmiech. Niemal wyuczony na pamięć. Nikt nic nie musiał mówić, gdy pojawił się kelner, aby wypełnić kieliszki winem. — Co sprowadza cię do Nowego Jorku?
    — Też uczęszczasz do Constance? — wtrąciła Harper. Bliźniaczki były identyczne. Obie miały długie, brązowe włosy, które sięgały niemal pasa. Jednak po bliższym poznaniu można było dostrzec różnice. Hazel miała więcej piegów od Harper, która również miała pełniejsze i bardziej zarumieniona usta. Często ubierały się identycznie, aby ciężko było je odróżnić. Teraz obie miały na sobie ten sam komplet od Chanel, jednak w różnych kolorach, ale pasujących do siebie.

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hej hej! Dziękuję bardzo za powitanie i ja jak najbardziej byłabym chętna na jakiś wąteczek między naszymi dwoma paniami<3]

    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  12. — Och, tak. Wszyscy u nas uczyli się w Constance. Z pewnością szybko dostosujesz się do nowego otoczenia. Dzieciaki tam są naprawdę cudowne — pochwaliła Celeste, nim sięgnęła po swój kieliszek wina. Sądząc po reakcji Fabiana oraz bliźniaczek jej słowa były raczej dalekie od prawdy, ale rodzice nie interesowali się plotkarską stroną, która niszczyła przyjaźnie i kreowała wrogów. Dzieciaki były równie wredne w prywatnej szkole, co i w tych publicznych. Fabian sam się o tym przekonał, gdy zaczął uczęszczać do prywatnych szkół. Nigdzie nie było spokoju, a z czarną kartą ojców łatwiej było być wrednymi gnojkami. Spodziewał się, że kończąc liceum będzie miał plotkarę z głowy, a wcale tak nie było. Po części ją ignorował, a jednocześnie czasami z nudów czytał o czym piszą i przyłapał się na tym, że o nim również ostatnio zrobiło się głośno. Nikt go wcześniej nie obserwował na każdym kroku. Teraz okazywało się, że niewinne wyjście do baru stało się gorącym tematem na pewnej stronie.
    — Fabian opuścił Constance już kilka lat temu, ale chyba dobrze wspominasz naukę tam? — Wyczuł spojrzenie matki na sobie. Podniósł na nią wzrok i obdarzył ciepłym uśmiechem. W porównaniu do wielu innych osób w tym towarzystwie jego rodzice interesowali się swoimi dziećmi, choć może niekoniecznie w stu procentach, a pewne rzeczy również ignorowali.
    — Mam lepsze i gorsze wspomnienia, ale to chyba uniwersalne doświadczenie. W Constance jest pełno świetnych nauczycieli. Nie wiem czy profesor Chambers wciąż uczy tam historii, ale był świetny i zawsze potrafił dobrze wytłumaczyć temat — odpowiedział.
    Nim rozmowa mogła pójść dalej pojawił się kelner, który zebrał zamówienie od każdego. Fabian tym razem zdecydował się na kaczkę w winie. Po minach sióstr zauważył, że obie wolałyby być w innym miejscu, ale byli do tego w końcu przyzwyczajeni. Godzina lub dwie i będą wszyscy mogli stąd iść. Dalej nie wiedział, jaki cel był tego spotkania, a skoro chcieli nadrobić czas ze starymi znajomymi to czy nie mogli tego robić w samotności?
    — Z pewnością ci się tam spodoba — powiedział młody mężczyzna, gdy wyczuł spojrzenie blondynki na sobie. Odwdzięczył się jej tym samym. Obecność jego sióstr byłaby wystarczająca. Obie tam chodziły i z pewnością mogłyby wziąć pod skrzydła nową koleżankę. Jednak dobrze wiedział, że to tak nie działa, a żeby wkupić się w łaski królowej szkoły trzeba było się narobić.

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy jej telefon zawibrował, Octavia uniosła w górę jedna brew. Nie spodziewała się, że to odpowiedź od kuzynki, dlatego też zdziwiła się, gdy zobaczyła krótka, acz zwięzła odpowiedź w folderze. Uśmiechnęła się nawet lekko, przez chwile zastanawiając się, co takiego mogłaby odpisać blondynce. Głupim wydawało się Octavii napisać po prostu krótkie co u Ciebie słychać?, bo wiedziała, że na tym ich rozmowa by się bardzo szybko skończyła. A poza tym, przecież były w jednym mieście, zapewne niedaleko siebie, więc czemu miałyby się nie spotkać.
    Byłam zaskoczona wiadomością, że jesteś w NY. Utknęłam w domu z małą, więc nie mam opcji ruszyć się na miasto, ale jak napiszesz mi swój adres, wyślę po Ciebie szofera. Zapraszam do siebie na pogaduchy i dobre wino, po co masz spędzać czas sama 😏
    Octavia była zazwyczaj szczera i bezpośrednia, więc też nie widziała większego sensu w tym, żeby wymieniać z kuzynka wiadomości, jak mogły się przecież zobaczyć twarzą w twarz. Nie zastanowiła się tez, czy w sumie Léa chciała się z nią widzieć, ale gdyby ona była na miejscu blondynki, skorzystałaby z zaproszenia z wielka chęcią. Wiedziała, jak ciężko bywa samemu w tak wielkim mieście jak Nowy Jork. Sama przecież to przeżyła, gdy się tu przeprowadzili. Nie znała nikogo, była zagubiona dziesięciolatką, z której przez jakiś czas się śmiali, bo mówiła z charakterystycznym, francuskim akcentem.
    Léa jednak była już starsza, i zapewne nie zwracała zbyt wielkiej uwagi na to, jak postrzegają ją rówieśnicy. Ludzie w wieku blondynki już przecież też nie byli małymi dziećmi, choć niektórzy nadal mieli pstro w głowie.
    Tak naprawdę Octavia nie przejmowała się tym, co może powiedzieć jej matka na to, że postanowiła nawiązać jakikolwiek kontakt z kuzynką. Ta cała afera była między Evą a Adéle, ich dzieci nie powinny w ogóle ucierpieć na tym w jakikolwiek sposób. Nie rozumiała więc, czemu na tym wszystkim ucierpiały obie rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Hejo, dzięki za powitanie! Czy to przypadkiem nie ta roznegliżowana pani ze Spotted (myśle, ze Henry mógł zapisać to zdjęcie)? 🤭 A tak serio, to jasne, możemy coś pomyśleć! Henry w NY póki co raczej udaje, że nie jest dziany i stara się żyć totalnie incognito, wiec ważne by było, jaki stosunek Twoja pani ma do takich nonamów jak on :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. Faktycznie, nie był to pierwszy raz, gdy musiał ratować czyjąś godność. Zwykle jednak chodziło wyłącznie o jego własną, a bójki, w których uczestniczył odbywały się na ulicach mniejszych lub tych trochę większych miast i miasteczek. Przez krótką chwilę, gdy mógł jeszcze poszczycić się statusem studenta ASU zdarzało się mu także stawać w nielegalnie zorganizowanym ringu, lecz potem praktycznie to porzucił. Jedynym wyjątkiem była sytuacja, gdy chciał zaimponować swej potencjalnej chwilowej miłostce, a i wtedy stawka, którą miał otrzymać po ewentualnej wygranej walce musiała być odpowiednio wysoka. Ostatecznie obicie gnatów nigdy nie było czymś przyjemnym, ale świadomość możliwości dodatkowego zarobku i dobrze spędzonej nocy mogła łatwo zrekompensować wszelkie fizyczne niedogodności o ile te tylko nie dotyczyły tak zwanych miejsc intymnych.
    - Miło mi to słyszeć, a na przyszłość radzę Pani rozważniej wybierać partnerów do rozmowy. – Odparł, odnosząc głębokie wrażenie, iż gdzieś już słyszał tę barwę głosu.
    Uroda dziewczyny też wydawała mu się dziwnie wręcz znajoma. Czyżby ich drogi kiedyś się już skrzyżowały ? Być może, w końcu odkąd tylko ukończył szesnaście lat niemal nieprzerwanie podróżował po rozmaitych zakątkach kuli ziemskiej, a i wcześniej korzystał praktycznie z każdej okazji do zagranicznego wyjazdu. Niestety póki co mimo największych chęci nie potrafił połączył jej twarzy z żadnym imieniem czy nazwiskiem. I nic dziwnego, ostatecznie podczas całego swego dotychczasowego życia zdążył poznać naprawdę wiele osób, toteż trudno byłoby mu mieć za złe, że nie pamięta każdej z nich. Mimo to widząc wyraźne zmieszanie blondynki wywołane ciekawskimi spojrzeniami i cichymi poszeptywaniami pozostałych klientów klubu postanowił pomóc się jej nieco rozluźnić.
    - Tak przy okazji, jestem Max. – Przedstawił się, instynktownie poprawiając swój służbowy uniform i wyciągając do niej rękę. – Nie chciałbym wyjść na kolejnego nachalnego faceta, ale czy w ramach rekompensaty mógłbym postawić Pani drinka ? A może woli Pani, bym jednak zamówił Pani taksówkę ?


    Max

    OdpowiedzUsuń
  16. Próbował rozgryźć o co chodziło w tym wspólnym obiedzie, jednak żadna sensowna odpowiedź nie pojawiała mu się w głowie. Nie licząc oczywiście typowego dotrzymywania towarzystwa rodzicom. Cóż, najwyraźniej chodziło właśnie o to, a Fabian uznał, że nie ma sensu wchodzić w szczegóły. Zapewne niedługo spotkanie dobiegnie końca i każdy będzie mógł wrócić do swoich zajęć. Młody mężczyzna dziś może nie miał nic wyjątkowego do robienia, ale na pewno potrafiłby zorganizować sobie czas. Szczególnie, że świerzbiło go, aby wybrać pewien konkretny numer. Może nie powinien odpływać myślami, kiedy znajdował się w towarzystwie, ale rozmowa w zasadzie nie dotyczyła jego, a sióstr.
    — Wciąż jesteśmy urocze — odpowiedziała Hazel z łagodnym uśmiechem na twarzy, a ten komentarz rozbawił siedzących przy stole dorosłych. Tomasso i Celeste nie mogli być bardziej dumni z córek oraz z syna. Starali się ich wychować dobrze, a sądząc po osiąganych sukcesach to im się to udało. — Dlaczego wcześniej się nie poznałyśmy? Skoro państwo nas odwiedzali, to czemu dopiero teraz poznajemy Leę? — zapytała wyraźnie zaciekawiona. Fabian nie mógł przypomnieć sobie tej konkretnej pary, ale w jego życiu pojawiło się tyle osób, że nie sposób byłoby pamiętać każdego jednego znajomego rodziców. Obecnie zapamiętywał tych, którzy mogli mu w znaczący sposób pomóc oraz takich, których szczerze lubił oraz sobie cenił. Jednak państwo Chevalier nie zapisali się w jego pamięci. Być może nie był obecny podczas ich wizyty? Ciężko było spamiętać wszystkie wydarzenia z życia.
    — Kłóciłbym się z tym czy wciąż jesteście urocze — rzucił kąśliwie w stronę młodszych sióstr. Zaśmiał się z własnego żartu, gdy usłyszał znajomy, perlisty śmiech matki.
    — Sam chciałbyś, aby ktoś tak o tobie powiedział lub chociaż pomyślał — odparła Hazel i wywróciła oczami — może gdybyś faktycznie wyszedł z biura i się zabawił to ktoś by tak pomyślał.
    — Kto mówi, że siedzę cały czas w biurze? — odparł. Wypił do końca swoje wino, nie musiał długo też czekać na to, aż zostanie mu dolane. — Ale może prywatne rozmowy zostawmy na nasz wspólny czas, Hazel. — Zaproponował. Puścił siostrze oczko, nim wzrok z powrotem przeniósł na siedzącą naprzeciwko blondynkę. — To twój pierwszy raz w Nowym Jorku?

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Cześć!
    Miło widzieć nowe twarze w świecie nowojorskiej śmietanki. No i kto nie ma słabości do francuskich dziewcząt? Zdecydowanie Lea może zawojować w mieście ;D
    Karta bardzo ciekawa pozostawiająca po sobie sporo pytań, jakie tak naprawdę ma relacje z ojcem, co tak pieczołowicie zapisuje w notatniku, dlaczego tak nerwowo reaguje na pewne sytuacje?
    Baw ile się dobrze, a w razie chęci zapraszamy :) ]

    Jackson i wychylający się z roboczych Lian

    OdpowiedzUsuń
  18. Fabian nie skomentował w żaden sposób niechęci do podróży. Jako człowiek, którego ciągnęło w najbardziej oddalone zakątki świata, nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś miałby marudzić, gdy pojawiała się okazja odwiedzenia innych miejsc. Oczywiście rozumiał, że nie każdy miał chęć do podróżowania.
    — Fabiana natomiast ciężko utrzymać w Nowym Jorku na długo — zaczął Tommaso, który spojrzał na syna i skinął w jego stronę lekko głową. Przekręcił się nieznacznie na krześle, aby lepiej spoglądać na Leę oraz jej rodziców. — Kilka dni po osiemnastych urodzinach wyjechał po raz pierwszy w samotną wyprawę. Gdzie to było…
    — Wielki Kanion. Widziałem go już wcześniej i uznałem, że to będzie dobra okazja, aby zobaczyć go po raz kolejny, ale tym razem samemu. Potem były dwa tygodnie spędzone na Alasce i łowienie łososi — podpowiedział mężczyźnie. Jeśli chodziło o podróże, Fabian mógł o nich mówić cały czas. Właściwie to był jeden z jego ulubionych tematów i jeden z tych, w których czuł się niezwykle komfortowo.
    Rozmowa faktycznie się kleiła i była przyjemna. Każdy mógł dodać coś od siebie, podzielić się spostrzeżeniami. Fabian nie przypuszczał, że coś innego mogło za tym wszystkim stać. Zresztą, podobnie, jak i reszta nie myśleli, że zamysł tego obiadu oraz poznania Lei może kryć za sobą coś znacznie innego. Słyszał wiele pochwał w swoim kierunku, gdy ludzie dowiadywali się, że Fabian pracuje w firmie ojca, że ukończył studia magisterskie na jednej z uczelni z ligi bluszczowej, że radzi sobie świetnie w życiu. I to wszystko była szczerze zasługa Tommaso oraz Celeste, gdyby nie wyciągnęli w jego stronę pomocnej dłoni, gdy miał osiem lat z pewnością nie byłoby go teraz właśnie w tym miejscu. Równie dobrze wcale mogło go już na świecie nie być.
    — Staram się, aby rodzice mogli być z moich osiągnięć dumni — wyznał i uśmiechnął się lekko. Nie spodziewał się, że rozmowa przybierze nieco inne tory. Natomiast kolejne słowa mężczyzny sprawiały, że Fabian, który właśnie upijał wino z kieliszka niemal się nim nie zakrztusił. — Nic mi na ten temat nie wiadomo, a nieskromnie stwierdzę, że już się ustatkowałem z pracą i mieszkaniem — odpowiedział. Wolał nie myśleć, dokąd ta rozmowa zmierza. Zaskoczeni byli również jego rodzice, którzy nie planowali, aby w najbliższym czasie urządzać przyjęcia weselne.
    Fabian odprowadził wzrokiem blondynkę, gdy ta się zerwała z miejsca. Przy stole zapadła cisza, którą przerwał jedynie kelner z jedzeniem. Rozmowa rozpoczęła się po dłuższej chwili, gdy najstarsze przy stole kobiety zaczęły dyskutować na temat sztuki oraz nowych przedstawień w teatrze. Fabian oraz bliźniaczki zsunęli się na dalszy plan. Nie mogli swobodnie tu ze sobą porozmawiać, jednak spojrzenia wiele mówiły. W tej samej chwili telefony rodzeństwa rozbrzmiały tym samym znajomym dźwiękiem. Fabian nie wyciągnął swojego, a zerknął w komórkę Hazel, która siedziała obok niego. Wystarczyło mu krótkie zerknięcie w telefon.
    — Coś ciekawego wam przyszło?
    Fabian nawet nie był pewien, kto właściwie się odezwał.
    — Nic — odpowiedzieli jednogłośnie całą trójką, co mogło się wydawać nieco podejrzane. Fabian zaśmiał się krótko pod nosem i pokręcił głową.
    — To nic takiego, może więcej wina? Może nam się wszystkim przydać.

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  19. Mimo braku większego pośpiechu Mijoo była poza domem już przed godziną dziewiątą. Był wtorek, nie miała dzisiaj wymogu stawienia się w klubie, więc mogła skupić się przede wszystkim na sobie. Na zrobieniu zakupów spożywczych, bo w lodówce wiało pustkami, na nieangażującym spacerze po sklepach, w poszukiwaniu ubrań, czy też pierdół do mieszkania. Jednak poranek zawsze rozpoczynała od rozciągania się w salonie, przy puszczonej muzyce, pozwalającej skupić się jedynie na melodii i wykonywanych ćwiczeniach.
    Dopiero potem szła do pobliskiego sklepu, gdzie kupowała warzywa i produkty bezimiennej marki, z których robiła dania, nauczonych z kanałów kulinarnych na Youtubie. Tym razem jednak padło na zwyczajne jajko sadzone i tostem na boku, ze szklanką wody z cytryną. W planach również miała wypicie kawy, lecz przy uruchomieniu ekspresu, komunikat na niebieskim wyświetlaczu zburzył jej marzenia. Uzupełnij ziarna. Nie miała ani jednej paczki z kawą, a nie pomyślała o sprawdzeniu przed wyjściem do sklepu. I tak preferowała tylko jedną, z kawiarni w pobliżu centrum, a teraz przynajmniej miała wymówkę, żeby się do niej wybrać. Zazwyczaj chodziła tam maksymalnie raz na dwa tygodnie, w celu oszczędzania, ale jak sytuacja sama pchała jej się do rąk, to nie miała jak odmówić. Jeszcze w dodatku wtorek, dzień wolny między pracą, który nie zawsze dawała radę w pełni wykorzystać, jako dzień na relaks
    — Chyba sobie żartujecie… — wyjmowała właśnie słuchawki, kiedy zobaczyła zgromadzone w środku tłumy. Miała w planach zająć miejsce przy oknie, gdzie z muzyką w uszach szkicowałaby pokracznie plan na nowe paznokcie, bo jej powoli zbliżały się do bycia w strefie wyrośniętych i zagrażających szarpaniu o każdą, luźną nitkę, czy włos.
    Mimo początkowej niechęci wepchnęła się do środka i stanęła w przerażająco długiej kolejce. Jej ciche nadzieje o szybkim przesuwaniu się do przodu zostały zmiażdżone w momencie, kiedy słuchała wykłócania się o ostatnie kawałki ciasta, czy o brak akurat tej jednej kanapki, której życzył sobie obecny klient. W tym momencie była niesamowicie wdzięczna, że nie jest w pośpiechu i niczego nie traci, oczekując swojej chwili przy kasie, która nastąpiła dopiero po kilkunastu minutach
    — Nie mamy ciasta dnia, ani połowy dań lunchowych - będą gotowe dopiero za czterdzieści minut — brak miłych słów nie powinien jej zdziwić w trakcie trwania tabaki, lecz i tak chciała unieść defensywnie ręce, kiedy nie usłyszała znajomej regułki.
    — Jedno cappuccino poproszę — zepchnęła tę chwilową niechęć w głąb siebie, aby przekazać swoje typowe zamówienie, zapłacić i skierować się do jakiegokolwiek wolnego miejsca.
    Nie spodziewała się, że nie zobaczy ani jednego pustego stolika. Nieważne ile razy przeskanowała wzrokiem salę, żadne miejsce magicznie nie stawało się wolne, żeby mogła przysiąść i zrobić to, co miała w planach. Większości osobom również nie było spieszno, z rozłożonymi książkami lub laptopem, a większość, która faktycznie była w pośpiechu, brała zwyczajnie danie na wynos i jak najprędzej wychodziła za drzwi.
    Jej jedyną opcją było dosiąść się do któregoś z dostępnych miejsc. Przeciskała się przez torujące drogę kliki, które były w podobnej sytuacji, co Mijoo, kiedy jej oczy wylądowały na dwuosobowym stoliku, przy którym siedziała niby znajomo blondwłosa dziewczyna. Na dany moment wyglądała najmniej groźnie, z tych, które minęła wcześniej, a nie zamierzała ryzykować utraty tej szansy na wygodne miejsce
    — Przepraszam, ale czy to miejsce jest wolne? — zagaiła z cieniem uśmiechu, opierając luźno dłoń o wolne krzesło — Nie ma dostępnych pojedynczych, więc jesteś moją ostatnią linią ratunku — nie miała w planach stania z porcelanowym kubkiem, po brzegi wypełnionym gorącym napojem, na środku, czy w rogu sali, i ryzykować, że przez jedno szturchnięcie cała jego zawartość skończyłaby na jej białym topie i szerokich jeansach, które dopiero co wyciągnęła z pralki.
    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  20. Margaret nie była złym człowiekiem. Po prostu nie lubiła się nudzić w swoim życiu i jednocześnie starała się… W zasadzie sama nie wiedziała, ale bycie wredną dla wszystkich przychodziło jej tak naturalnie, że po prostu nie zamierzała tego zmieniać. Nawet jeżeli zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że gdyby zdjęła stworzy tę sukowatą maskę, może wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej niż wyglądało w tej chwili? Prawdopodobnie pomimo tego, nie zamierzała niczego zmieniać. Zwłaszcza, że tak było łatwiej. Odpychać od siebie ludzi. Sprawiać, aby trzymali się z daleka i wiedzieli, że zbliżenie się może zakończyć się źle. Poza tym… powiedzmy sobie szczerze, Margaret chyba po prostu nie lubiła ludzi, przebywać z nimi, ciągnąć na siłę wymuszonych rozmów. Lubiła rozmawiać, ale tylko na ciekawe tematy. Nie lubiła dowiadywać się o tym, co u kogo słychać, co kto ostatnio kupił, kto był na jakim pokazie, a rodzice tego czy tamtego kupili nową posiadłość. Lubiła po prostu inne rzeczy. Ewentualnie gdyby rozmowa tyczyła się jej, byłoby inaczej. Lepiej i zdecydowanie przyjemniej.
    Jej zniknięcie z Jake’m pod koniec roku szkolnego było… nieplanowane. Ale… cholera nie powinna tego była mówić na głos, ale cieszyła się pomimo wszystkich konsekwencji, że wyszło jak wyszło. Tak po prostu. Nawet jeżeli ominął ją końcowy bal, nie udało jej się uzyskać tylu dodatkowych punktów, ile chciała, ale nadal studia stały przed nią otworem. Relacje w domu były, jakie były… w tym temacie chyba nic nie miało się już nigdy zmienić. Trudno.
    Pędziła właśnie na spotkanie z koleżanką mamy, która zajmowała się rekrutacją w Yale. Ominęła ją przez swój wybryk oficjalna rozmowa, ale na szczęście znajomosci mamusi zawsze okazywały się przydatne, a że Evelyn lubiła chwalić się swoją córeczką, załatwiła jej rozmowę.
    Nie spodziewała się, że w drodze natknie na problemy w postaci nierozgarniętej dziewuchy, który zniszczy jej ubranie. Jak niby miała się tak pokazać?
    — Cholera!? — Powtórzyła za blondynką, mierząc ją surowym spojrzeniem i bezradnie wyrzucając dłonie ku niebu — cholera? — Powtórzyła raz jeszcze, a w jej oczach pojawiła się niemal rządzą mordu. Poza plamą, z jej rąk wysunęła się teczka z dokumentami, które trzymała i którymi miała się przypadkiem pochwalić — chyba sobie robisz żarty! — Uniosła ton, nie przejmując się tym, że nie zna tej dziewczyny — jak ja niby mam iść na spotkanie rekrutacyjne w takim stanie!? Wiesz w ogóle ile kosztuje ta sukienka!? — Warknęła przez zaciśnięte usta, ciskając spojrzeniem pioruny w stronę dziewczyny — to najnowsza prada — oznajmiła, wpatrując się wściekle w dziewczynę. Schyliła się po swoją teczkę z dokumentami, zbierając wszystko, co znalazło się na ziemi — numer — oznajmiła nagle — podaj mi swój numer, dostaniesz rachunek za nową — odparła całkiem poważnie. Im dłużej wpatrywała się w blondynkę, tym dłużej miała wrażenie, że skądś ją przecież kojarzy. Nie mogła tylko wkleić skąd.

    Meg

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Hej! Odezwałam się na maila :) ]

    Jackson & Lian

    OdpowiedzUsuń
  22. Blanchard nie sądziła, że tak szybko dostanie odpowiedź od Lei, więc gdy ta tylko wysłała jej swój adres, Octavia chwilę później zadzwoniła do szofera i poprosiła, by podjechał po jej kuzynkę. Wyjrzała za okno, na panoramę Nowego Jorku. Mimo, że był już wieczór, na ulicach nadal widać było pełno samochodów i żółtych taksówek. Ulice też były pełne ludzi, bo przecież Nowy Jork nigdy nie spał, zawsze był na najwyższych obrotach, żył swoim życiem, które pędziło do przodu czasami w zastraszającym dla Octavii, tempie.
    Dla siebie miała jeszcze pełną godzinę, no może jakieś czterdzieści minut, znając styl jazdy Michaela. Kierowca miał swoje drogi, którymi potrafił ominąć najgorsze korki, żeby zaoszczędzić kilka cennych minut w tym mieście. Nie miała jednak ochoty na jakieś szczególne szykowanie się, biorąc pod uwagę, że nie miały zamiaru nigdzie wychodzić. Postawiła więc jedynie na szybkie odświeżenie się, oraz przebranie z dresów, w których chodziła po domu, gdy nikt nie widział. Octavia po szybkim prysznicu przebrała się w jasne, potargane jeansy oraz biały top. Wchodząc ponownie do salonu, otworzyła okno na taras, wpuszczając do środka nieco ciepłego, wieczornego powietrza. Lubiła ciepło, ale ostatnimi czasy zaczęło jej oni doskwierać, nie wiedzieć dlaczego.
    Opierając się ramieniem o framugę okna, wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek. Michael właśnie napisał, że on i Léa są już w drodze i za niecałe dwadzieścia minut powinni być na miejscu. Wykorzystując pozostały jej czas, zrobiła sobie mrożona herbatę, którą niespiesznie popijała, siedząc na tarasie.
    — Dwudzieste drugie piętro, panno Chavalier. Portier wie o pani wizycie, nie musi się więc Pani o nic martwić. Miłego wieczoru — Michael uśmiechnął się delikatnie w stronę Lei, kiedy zaparkował samochód tuż obok wejścia do apartamentowca, gdzie mieszkała Octavia. Ta natomiast cierpliwie czekała na kuzynkę, ciekawa tego, jaka naprawdę jest. Czy żałowała, że przez te wszystkie lata widziały się jedynie kilka razy? Może troszkę, w końcu jakby nie patrząc, były dla siebie najbliższa rodzina.
    Poderwała się z miejsca w momencie, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Szybkim krokiem ruszyła w ich stronę, po chwili już stała twarzą w twarz z Leą, posyłając w stronę blondynki szeroki uśmiech.
    — Cześć, mam nadzieję, że Mike jechał z Tobą w miarę przepisowo — zaśmiała się, odsuwając się na bok i gestem zapraszając blondynkę do środka.
    — Wyrosłaś. Pamiętam Cię jako małą dziewczynkę. No i muszę przyznać, geny to nasza rodzina ma jednak dobre — powiedziała, przyglądając jej się uważnie.
    — Napijesz się czegoś? Kawa, herbata czy może jakiś drink? — zapytała, odgarniając kosmyk ciemnych włosów za ucho.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń

  23. Jedno szybkie ukradkowe spojrzenie na miejsce, które gładziła dziewczyna, wystarczyło Maxowi, by dla odmiany zamiast podziwiać jej lekko wystające spoza dość skąpego topu piersi skupił się na wisiorku wiszącym na jej szyi. Zdawało mu się bowiem, że gdzieś już miał okazję widzieć podobną, jeśli nie dokładnie taką samą błyskotkę. Dobrą chwilę zajęło mu połączenie odpowiednich faktów. Najpierw przypomniał sobie od jakiego producenta może ona pochodzić, a potem przez głowę prawie z automatu przeskoczyło mu pytanie, czy aby przypadkiem nie ma przed sobą jednej z bogatych francuskich panienek, które całkiem niedawno miał zaszczyt lub raczej pecha, zależy od punktu widzenia, fotografować. To z kolei sprawiło, iż po odprowadzeniu jej z powrotem do baru nim zamówił jakikolwiek drink wahał się przez kilka sekund, usiłując wydostać na światło dzienne uczucia, które prawdopodobnie wtedy mu towarzyszyły. Zdecydowana część modelek, z którymi wówczas współpracował, potrafiła z łatwością przyprawić go niemal o chęć natychmiastowego rzucenia kilku niewybrednych meksykańskich przekleństw pod ich adresem i mocnego trzaśnięcia drzwiami. Pieprzone rozpieszczone małolaty, którym wydawało się, że skoro odznaczają się na tyle olśniewającą urodą, że każdy zdrowy psychicznie młody facet ma szczerą ochotę zaciągnąć je do łóżka, a grube portfele ich rodziców aż pękają w szwach, to wszystko im wolno. Coś mu jednak mówiło, że akurat ta konkretna dama nie należała do tego grona, więc ostatecznie zdecydował się na najzwyklejsze whisky z lodem, doskonale zdając sobie sprawę, że alkohol ten nigdy nie smakował mu na tyle, by potrafił się nim porządnie schlać, a był niemal pewny, że gdyby to zrobił będąc w pracy, to nawet nazwisko matki nie byłoby go w stanie uratować przed wyrzuceniem na bruk. Jasne, już samo to, że w ogóle mógł bez skrępowania pozwalać sobie na picie podczas służby nie należało do standardów, lecz tutejszemu właścicielowi zależało przede wszystkim na tym, by jego podwładni zwyczajnie należycie wykonywali swe obowiązki. Dopóki właśnie tak się działo, nie miał nic przeciwko, by i oni trochę się zabawili.
    - Pewnie nie powinienem o to pytać, ale czy czasem nie spotkaliśmy się już kiedyś podczas jakiegoś europejskiego pokazu modowego ? – Zaindagował, po tym, gdy Roksana także zamówiła swój trunek. – Przypominasz mi jedną z dziewczyn, które kiedyś fotografowałem. – Dodał, znów lustrując z uwagą jej naszyjnik.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  24. Obracając się w takim towarzystwie ciężko było nie wiedzieć o Plotkarze. Szczególnie, że właściwie niemal każdy padał jej ofiarą. A na pewno ci, którzy w jakiś sposób zwrócili na siebie jej lub jego uwagę. Chwilami się zastanawiał, skąd ta osoba na to wszystko bierze czas. W końcu nie można było być wszędzie, a jednocześnie była możliwość podsyłania informacji o tym kto, gdzie, co i z kim robi, więc czy to było takie dziwne, że plotkara wiedziała wszystko o wszystkich i to bez względu na porę dnia czy status? Raczej na nikim nie robiło to już większego wrażenia, a na tej stronie można było znaleźć naprawdę wiele bzdur, które nijak miały się do rzeczywistości. Potrafiło to jednak wywołać naprawdę sporo problemów i dlatego Fabian wolał trzymać się od tej strony z daleka. Szczególnie, że ludzie od razu wierzyli w to co zobaczyli czy przeczytali i nie pozwalali na to, aby wytłumaczyć zaistniałą sytuację.
    Na całe szczęście rodzeństwo bez słów zgodziło się na to, aby nie komentować tego zajścia w żaden sposób. Nie było sensu, a gdyby to były ich zdjęcia również nie chcieliby, aby rodzice je zauważyli. Fabian miał cichą nadzieję, że jego siostry nie mają podobnych zdjęć. Ale chyba wolał nie znać prawdy. Tak z pewnością będzie lepiej dla niego i jego własnego zdrowia.
    — Och, właściwie wylatujemy w niedzielę na Kajmany na dwa tygodnie. Ale Fabian jest wolny — odpowiedziała Hazel spoglądając na brata i wzruszyła ramionami. — Też może ci opowiedzieć o szkole.
    — Haz, ja pracuję — powiedział, ale nie chciał być niemiły. Wyjazd dziewczyn dość niefortunnie się złożył z przyjazdem Lei do Nowego Jorku. — Ale powinienem znaleźć czas na lunch. Na zakupach ci towarzyszyć nie będę mógł, ale znam dobre restauracje — dodał, gdy spojrzał na dziewczynę. Była nowa w mieście i z pewnością zagubiona, o ile w ogóle ludzie z ich sfer potrafili być zagubieni. — Możemy się wymienić numerami i dogadać odpowiedni dzień.

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  25. — Henry, gdzie są wiaderka do szampana?
    — Do szampana? Czyżby odwiedził nas król Anglii? Nie widziałem wiaderek do szampana dokąd tu pracuję.
    Ramona, współpracownica Henry’ego o ognistych włosach i o równie ognistym charakterze, przewróciła oczami i warknęła wściekle, a potem odwróciła się na pięcie i zniknęła w korytarzyku prowadzącym do magazynu. Henry skrzyżował spojrzenie z chłopakiem stojącym kilka metrów dalej, również barmanem, i wymienili porozumiewawcze uśmiechy. Ulubionym zajęciem wszystkich pracowników ich baru było wkurwianie Ramony.
    Byli dzisiaj w trójkę w pracy, ale ruch był tak lichy, że spokojnie oboje mogliby pójść do domu. Zajęte było zaledwie parę stolików z dwóch dosyć sporej wielkości sali. Winę za to wszystko najpewniej ponosiła pogoda — nie dość, że panował upał nie do zniesienia, to jeszcze cały dzień lał deszcz, a w ogóle była środa, czyli najmniej atrakcyjny dzień wśród środowiska imprezowiczów.
    — Urwałbym się do domu — mruknął Tom, jakby czytając Henry’emu w myślach. — Moi znajomi urządzają dzisiaj małą imprezkę z okazji urodzin kumpla, maraton MCU na projektorze, ech… Wziąłem zmianę do końca, bo liczyłem na jakieś dobre napiwki, a tu dupa.
    — To idź. — Brunet wzruszył ramionami. — Ja zamknę.
    — Serio?
    — Tak.
    — Ale, ale… Ale na pewno?
    — Ta-a — powiedział Henry, przewracając oczami i jednocześnie zarzucając sobie szmatkę do wycierania kufli na ramię. — Ale zapytaj jeszcze raz, buło, to sam, kurwa, wyjdę. — Miał kamienny wyraz twarzy.
    — Dzięki! — krzyknął Tom i…
    I tyle go było widać. Carrington wybuchnął śmiechem i obejrzał się dopiero, gdy chłopak zniknął w wyjściu na zaplecze. W tej samej minucie ktoś zajął miejsce tuż przy barze i Henry uniósł głowę, wdzięczny, że będzie miał coś do roboty. W głowie wertował wszystkie rzeczy, którymi mógłby się zająć i biedna Ramona miałaby przechlapane, gdyby blondynka właśnie nie zechciała zamówić sobie drinka.
    — Ciężki dzień, eh? — zagadnął zwyczajowo, mrugając w stronę dziewczyny jednym okiem, po czym wyciągnął shaker i miarki, żeby przygotować jej słodki koktajl.

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  26. Odwzajemniła z ulgą uśmiech i zajęła udostępnione miejsce, torbę stawiając pod stolikiem. Nie chciała ryzykować kradzieży, o co bez opieki postawione rzeczy się prosiły w takim tłumie. Przeżyła to w metrze i od tego czasu trzymała torby, czy plecaki, w żelaznym uścisku, kiedy przebywała w miejscach publicznych. Miała wtedy szesnaście lat, teraz zbyt wiele informacji znajdowało się w środku, żeby mogła ryzykować, aby ktoś ukradł jej portfel lub telefon.
    — To ja tak samo. Nie wiem, może pozamykali wszystkie pozostałe kawiarnie — zażartowała niezgrabnie, lecz naprawdę nie była w stanie wpaść na powód nagłego napływu klientów. To, co wydawało jej się najbardziej prawdopodobne, to nagłe polecenie w gronie influencerskim i mediów społecznościowych. Te najczęściej powodowały nagłe rozpoznanie danego lokalu i robiło burzę w jego okolicy — Mam nadzieję, że to nie na długo, bo jak nagle zaczną wszystko wykupywać… — stwierdziła z nutą niezadowolenia. Nie była typem osoby do ukrywania znalezionych perełek, kawiarnia też nie była czymś nieznanym, ale nie wyobrażała sobie nagłej utraty dostępu do najlepszych ziaren kawowych w okolicy. Mentalnie zrobiła notkę, żeby przed wyjściem poprosić o jeden worek.
    Dłonie miała luźno położone na porcelanowym kubku, czekając, aż kawa nieco ostygnie, jedynie spijając odrobinę gęstej pianki. W międzyczasie pozwoliła sobie na subtelne przyjrzenie się kobiecie, czując, że skądś kojarzy jej twarz.
    — Nie przeszkadzaj sobie, jak coś — powiedziała, kiedy przypomniała sobie, że dziewczyna miała rozłożone na stoliku papiery — Trochę Ci przerwałam i się wprosiłam w końcu — zaśmiała się delikatnie. Sama miała w torbie oczekujący notatnik, w którym miała rozpisane najbliższe plany, jak i szkice potencjalnych wzorów na paznokcie.
    — Mijoo Seo — wyciągnęła w pewnym momencie dłoń w stronę dziewczyny, w przyjaznym geście — Za miejsce mogę Ci jedynie zaoferować swoje imię — krzywy, acz szczery uśmiech wpłynął na jej twarz, który krył nadzieję, że blondynka nie ma jej za złe wproszenia się do porannego wypadu na kawę. Wiedziała po samej sobie, że chwilami lubiła spędzać tę chwilę w całkowitym spokoju i samotności, nie licząc nieuniknionego kontaktu z baristami.

    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  27. U Octavii nie można było narzekać na brak alkoholi. Miała ich wiele rodzajów, ale największym uznaniem u Blanchard cieszyły się francuskie wina oraz różne trunki z Meksyku. Dlatego też, kiedy Lea poprosiła o gin, Octavia kiwnęła jedynie głową, ruszając w stronę kuchni, która otwierała się na spory salon. Przestrzeń oddzielała spora wyspa kuchenna z ciemnym, marmurowym blatem. Ogólnie rzecz biorąc, Octavia uwielbiała ciemne kolory, które łamała jasnymi dodatkami. Jedynymi, dość krzykliwymi i wyróżniającymi się rzeczami w pomieszczeniach, były obrazy, które sama namalowała.
    Tak jak poprosiła kuzynka, Octavia po chwili pojawiła się tuż koło niej z kieliszkiem ginu, który dopełniła odrobiną tonicu, by przełamać nieco cierpki smak alkoholu.
    — Mike jeździ czasami jak wariat. Ale to głównie on pokazał mi, że można szybko ominąć korki w mieście – powiedziała z uśmiechem, po czym wręczyła dziewczynie kieliszek, a sama wróciła się po swoje napoczęte, różn\owe wino. Również spojrzała na obra, po czym uśmiechnęła się delikatnie, przyjmując z jej ust komplement.
    — Dziękuję. Trochę długo zajęło mi wprowadzenie się tu i poczucie jak w domu, ale teraz nie jest tak źle — powiedziała, upijając łyk wina. Było musujące, lekko słodkie i z wyraźnie wyczuwalną nutą truskawki. Jedno z ulubionych, bez którego Octavia nie potrafiła się obejść.
    Octavia charakterem zdecydowanie przypominała swojego ojca. Była opanowana i zazwyczaj do wszystkich spraw podchodziła na chłodno, choć zdarzały się momenty, że górę brał jej temperament rodem z Meksyku, który w genach przekazała jej Eva. Zdarzało się to rzadko, ale bywały momenty, jak i osoby, które potrafiły wyprowadzić Octavię z równowagi. Starała się jednak, żeby zawsze być pozytywna. Dlatego też wielu mówiło, że jest miłą dziewczyną, a nie zepsutą pieniędzmi panną, dla której liczy się jedynie czubek własnego nosa.
    — Laurent? Och, aktualnie intensywnie wypoczywa na Karaibach ze znajomymi. Właśnie zamknął jedną z większych kampanii, chyba dla Dolce & Gabbana i postanowił odpocząć — powiedziała, spoglądając na Leę, a na samo jej wspomnienie z dzieciństwa, zaśmiała się, przypominając sobie te sytuacje.
    — Wiem, był wrednym dzieciakiem. Ale daję Ci moje słowo, że potem dostawał ode mnie po głowie za to, co Ci mówił — dodała po chwili, ręką wskazując w stronę salonu. — Usiądźmy — zaproponowała, po czym ruszyła niespiesznie przed siebie, by chwilę później usiąść na kremowej, miękkiej kanapie.
    — Jak podoba Ci się Nowy Jork? W ogóle, co się stało, że wyjechaliście z Paryża? — zapytała, spoglądając na kuzynkę. Zamieszała alkohol w kieliszku, który odbił się od ścianek.
    — I gdzie chodzisz do szkoły ? — dodała.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  28. Dziewczyny nie odmówiłyby zapewne spotkania, gdyby nie zaplanowane od kilku tygodni wakacje. Miały być one nagrodą w zamian za dobre wyniki w nauce, dodatkowe zajęcia i całą inną masę rzeczy. Rodzina Cavallaro miała co prawda dość pieniędzy, aby polecieć bez okazji w najdalszy zakątek świata, ale starali się nie rozpieszczać dzieci za bardzo. Dlatego w większości na wszystko musieli sobie zapracować. Odcięci od pieniędzy nigdy nie byli, mieli własne karty kredytowe z odpowiednią gotówką. Fabian dopiero, gdy sam zaczął pracować zrozumiał, że to był dobry pomysł. Miał nadzieję, że jego siostry też wyciągają z tego taką samą lekcję, jak on, choć zdawał sobie sprawę, że potrafiły się dąsać, bo nie kupiły najnowszej torebki z Chanel. Czasami to naprawdę było zabawne.
    — Super, napiszę do ciebie na tygodniu — zapewnił, gdy numery zagrzały już miejsce w pamięci telefonów. Był pewien, że znajdą datę, która będzie im odpowiadała. Właściwie teraz z jakiegoś powodu nie mógł doczekać się tego spotkania, choć nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Ot, będzie jedno z wielu, które miał w swoim życiu. A może to był fakt, że Lea była nowa w mieście i zwyczajnie potrzebowała jakiegoś sojusznika w swoim kącie? Sądząc po tym, co wstawiła Plotkara to z całą pewnością ktoś się jej przyda.
    Hazel i Harper zaraz wyciągnęły swoje telefony, aby podać blondynce Instagrama. Fabian nie zwrócił uwagi na to, że jego konto również zostało przekazane. Nie robił z niego tajemnicy, ale nie dało się ukryć, że rzadko kiedy coś tam wrzucał i ostatni post był sprzed kilku miesięcy, gdy wyjechał na małe wakacje.
    Rozmowa przez resztę obiadu była przyjemna i dość miła. Rodzice z obu stron zdawali się być zadowoleni, że mogli się spotkać po latach i nadrobić trochę zaległości. Na koniec, Celeste zaprosiła ich w przyszłym tygodniu na małe przyjęcie, które organizowała co jakiś czas w ich rodzinnym penthousie. Miało być wiele wpływowych osób, z którymi z pewnością warto będzie się zapoznać, a przede wszystkim miała być do okazja do kolejnego spotkania obu rodzin.

    [Hej, może można byłoby przejść już do spotkania Fabiana i Lei?^^]
    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  29. W pełni popierała zdanie dziewczyny, taka sama myśl przebrnęła jej przez głowę, kiedy stała dobrą chwilę w kolejce. Jak już tu przyszła, to bez sensu był powrót z pustymi rękoma. A poszczęściło jej się, że trafiła akurat na kogoś na tyle uprzejmego, żeby użyczył jej towarzystwa w zapchanej kawiarence.
    Uśmiechnęła się przyjaźnie na odwzajemnione przywitanie. Miała wrażenie, że nazwisko brzmi znajomo, że coś dzwoni jej w głowie, ale z góry założyła, że mogła je usłyszeć, czy też podobnie brzmiące, na zawodach łyżwiarskich. Mijało się tam grono przeróżnych ludzi, z każdego zakątka świata
    — Od zawsze mieszkasz w Stanach? — zagaiła z czystej ciekawości. Miała okazję odwiedzić kilka krajów w Europie - może i jedynie noc w hotelu, zawody i powrót, ale wciąż odhaczała je mentalnie - i zdawało jej się, że były nieco bardziej urokliwe, niż Stany Zjednoczone. A na pewno mniej ruchliwe i zapchane niż Nowy Jork, trafnie zwany betonową dżunglą.
    Zdziwiła sama siebie swobodą, jaką poczuła w towarzystwie Lèi. Nie była pewna skąd się wzięła - przez ciasnotę, która je do siebie przyprowadziła, czy może przez jej uprzejmość, która nie była codziennością w otoczeniu klubowym, jak i młodocianych latach Mijoo.
    W trakcie luźnej rozmowy zerknęła na dłonie dziewczyny, kiedy wciąż podświadomie główkowała nad sposobem odwzajemnienia miłego gestu. I ten naturalny nawyk prędko zapalił w jej głowę pomysłową lampkę
    — Może za miejsce interesowałby Cię darmowy set paznokci? — pobierała opłaty za losowych klientów, choć były one niskie, ale nie czuła się na tyle wyszkolona i utalentowana, żeby oczekiwać w tej sytuacji zapłaty. Chciała też zwyczajnie zrobić coś miłego, jedna płatność mniej nie bolała tak bardzo, żeby walczyć o nią z moralnością.

    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  30. Alkohol zawsze rozluźniał, może dlatego tak bardzo ludzie z wyższych sfer go lubili i tak często po niego sięgali. Tutaj rzadko kiedy mówiło się o tym, że ktoś jest uzależniony, a każdy od czegoś był. Jednak, ich bogatych i wysoko postawionych praktycznie nigdy nie nazywało się alkoholikami czy narkomanami.
    Na słowa kuzynki, Octavia kiwnęła delikatnie głową. Musiała zgodzić się z jej słowami, bo sama uważała Nowy Jork za miasto, które szybko pędzi do przodu. Nadawało się do osób, które lubiły taki pęd i były zdolne za nim nadążyć. Tutaj ciągle odbywał się wieczny wyścig szczurów, który nigdy nie zwalniał. Jej samej ciężko było na samym początku wdrożyć się w miasto, przyzwyczaić do niego. O wiele bardziej lubiła Paryż, gdzie życie wydawało się bardziej prostsze i spokojniejsze. Tam nie było zbytniego tempa, każdy podążał tak, jak mu się podobało.
    — Mi zajęło to kilka lat. Zanim przywykłam i przyzwyczaiłam się do tego, jak to miasto funkcjonuje — powiedziała. Gdy się tu przeprowadziła, miała dziesięć lat. Laurent zdecydowanie szybciej się przyzwyczaił, Octavia dłuższy czas była wycofana i jakby przestraszona tym, co tu się dzieje i co może zaoferować Nowy Jork. Zdecydowanie pewniej poczuła się, jak miała piętnaście lat, wówczas zmieniło się wszystko, w tym ona sama.
    — Przywykniesz, a może i nawet pokochasz to miasto. Bo je się właśnie kocha albo nienawidzi, raczej nie ma nic po środku — dodała, wzruszając przy tym ramionami, po czym upiła łyk wina.
    — Ach, Constance — mruknęła z uśmiechem na wspomnienie swojej byłej szkoły. Wiele się tam działo, a sama placówka mimo wszystko słynęła jako jedna z najlepszych w mieście, a dostanie się tam, jeśli nie miało się wystarczających środków na koncie i wpływowych rodziców, wręcz graniczyło z cudem.
    — Coś mi się wydaje, że możesz tam zyskać mocną pozycję, Lea — powiedziała z uśmiechem, lustrując blondynkę uważnym spojrzeniem. Pamiętała, jak sama wraz z przyjaciółkami była tymi dziewczynami, z którymi każdy chciał się zadawać i bywać w ich pobliżu, choć one miały hermetyczne grono znajomych. — Constance może wiele zaoferować. A co potem chcesz robić? Wiesz już, jaką uczelnię chcesz wybrać? — prawda była taka, że jeśli Lea uzyska dobre referencję z liceum, o wiele łatwiej dostanie się na studia. Albo jeśli rodzice przeznaczą odpowiednio duży czek, żeby ich córka bez problemu dostała się na listę studentów. Tym miastem rządziły okropnie brudne pieniądze.
    Octavia jednak nie dopytywała o tak nagłe pojawienie jej się w mieście, choć podejrzewała, że mogło stać za tym coś jeszcze. Gdyby Lea chciała, zapewne by się o wszystkim wygadała.
    — Chloe? — zamyśliła się na chwilę, szukając we wspomnieniach obrazu jej młodszej siostry. Coś kojarzyła, że były dwie, ale tą drugą widziała tak dawno temu, że zapewne teraz nie była małym dzieckiem, które pozostało we wspomnieniach Blanchard.
    — Ach, tak. Mała, urocza Chloe — dodała po chwili, uśmiechając się lekko.
    — W weekend moi znajomi organizują małą imprezę, przyjdź, poznasz trochę ludzi. Będzie fajnie — powiedziała. Ich imprezy zawsze były fajne, choć czasami wymykały się spod kontroli.
    — Rodzice się nie dowiedzą, a ja się Tobą zaopiekuję. Jeśli chcesz, pokażę Ci miasto i tym podobne — dodała, puszczając w stronę dziewczyny oczko. Podejrzewała, że jej kuzynka nie była tak spokojną osobą, na jaką wyglądała.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  31. Słowa dziewczyny nieco zbiły go z tropu. Nie był już taki pewny jak jeszcze przed paroma sekundami, czy aby zwyczajnie nie pomylił jej z jakąś inną młodą Francuzeczka, którą miał okazję fotografować na przestrzeni kilku ostatnich lat. Ostatecznie w pewnym momencie było ich na tyle sporo, że aż przestał w ogóle próbować zapamiętywać ich imiona. Zwłaszcza, gdy przez blisko półtora miesiąca pracował dla jednego z tamtejszych większych magazynów modowych w ramach zastępstwa za ich stałego dziennikarza. Nie żeby uważał, iż równie dobrze włada piórem jak aparatem, lecz z jakiś pobudek postanowił jednak wprosić się na wolny wakat. Od tak, dla zabawy. Doprawdy, sam nie wiedział jakim cudem nie wyleciał na zbity pysk po tym, gdy odkryto jego romans z jedną z modelek. Czyżby redakcji aż tak bardzo brakowało rozgłosu, że zdecydowała się przymknąć na to oko w zamian za kilka wykonanych z ukrycia fotek przedstawiających na wpół roznegliżowaną niepokorną parę ? Być może. Grunt, że w zamian za tą nieplanowaną sesję dostał dodatkowo pewną sumę pieniędzy, więc jego sumienie poczuło się spokojnie mimo faktu, iż gdy tylko pismo okrężną drogą dotarło do rąk jego matki, ta znowu zadzwoniła do niego zza oceanu tylko po to, by następnie przez pół nocy trajkotać mu o tym jak to niby wielki wstyd przynosi rodzinie. Całe szczęście już dawno zdołał wypracować metodę, dzięki której przestawał jej słuchać jeszcze zanim minęło pięć minut, bo w innym wypadku najpewniej zwyczajnie zaspałby na następną zmianę.
    - A jednak odnoszę wrażenie, że skądś znam ten wisiorek, który masz na szyi. – Chwilowo zignorował uwagę dziewczyny. – To jedna z tych drogocennych błyskotek z letniej kolekcji Chevalier pochodzących bodajże z zeszłego sezonu, nieprawdaż ? – Zaryzykował pytanie, które za nic nie chciało dać mu spokoju, a które mógłby postawić nawet, gdyby faktycznie nigdy wcześniej się nie spotkali. Ostatecznie w swoim życiu zdążył już naoglądać się wystarczająco wiele podobnych dzieł sztuki, by uznawać się w tej kwestii za swego rodzaju znawcę.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  32. — Mam nadzieję, że Nowy Jork będzie dla Ciebie uprzejmy — zaśmiała się przyjaźnie. Dopóki dziewczynie szczerze podobało się w mieście, nie była odpowiednią osobą, aby bez powodu zrzucić na nią realia mieszkania w nim. Nie wiedziała też, jak układało się jej życie we Francji, równie dobrze faktycznie jej stan życia mógł diametralnie się podnieść po przeprowadzce do Stanów. Tak to już było, że zazwyczaj o swoim własnym myślało się najgorzej.
    Była pozytywnie zaskoczona tym, jak rozwinął się jej dzień wolny. Z samotnej wyprawy po kawę, żeby w takim samym, nieistniejącym towarzystwie, zaplanować resztę dnia, jak i potencjalny set, skończyła z nieznaną jej wcześniej, uprzejmą dziewczyną. Była szansa, że po tym spotkaniu nigdy więcej się nie zobaczą, może wymienią numerami lub nazwą na Instagramie i tyle, bez dalszej znajomości. Wiedziała jednak jedno, na pewno będzie pozytywnie spoglądać na ten dzień. Nie licząc wysoko jakościowej kawy, zawdzięczała kawiarni tę szansę na poznanie kogoś, przynajmniej na pozór, normalnego, niepochłoniętego wirem szaleństwa i ciągłego pośpiechu, jaki Mijoo odczuwała na co dzień
    — Jasne! Daj mi sekundę — odstawiła kawę na stolik, aby wyjąć z kieszeni telefon i szybko przełączyć się na odpowiednie konto instagramowe. Odszukała czegoś, co pasowało estetyką do Lèi, jak i do jej tymczasowych paznokci — O, proszę. Tutaj masz większość tego, czym mogę się pochwalić — przekazała blondynce swój telefon, na którym prezentowały się zdjęcia - od prostych, jednolitych paznokci, przez te z małymi wzorkami, aż do tych mniej licznych, z użytymi ozdobami.

    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  33. Z ekscytacją, ale i niepokojem przyglądała się blondynce, jak ta przeglądała jej wyselekcjonowanemu instagramowi. Komplementy nieco ją zaskoczyły, czego nie dała rady ukryć na swojej twarzy. Jej zdaniem, w porównaniu do innych ofert w mieście, nie miała czym za bardzo się popisać na tle reszty. Nie uważała, że jej prace są brzydkie, złe, lecz nie oferowały niczego specjalnego. Tak jak niektóre wręcz magicznie władały kryształkami i ozdobami, z których potrafiły zrobić wręcz dzieła sztuki, tak Mijoo zostawała przy podstawach, decydując się na ograniczenie kombinowania, bo jedynie robiłaby krzywdę klientowi, jak i swojej własnej kieszeni. Produkty nie zawsze chodziły po kuszącej cenie, czasami wręcz miały działanie odstraszające. Mimo to było z nich zadowolona, tym bardziej, kiedy spotykały się z pozytywnym odzewem.
    — Szkolenie nie poszło na marne — odparła niezręcznie na komplement. Gdyby nie pomoc bardziej doświadczonych manikiurzystek i ich czujnego oka nad sobą, szanse na dotarcie do tego, dość zadowalającego, poziomu były marne, jeśli nie nieistniejące.
    Przyjrzała się wybranemu setowi, nie powstrzymując delikatnego uśmiechu. Akurat te były jednymi z jej ulubionych, ze względu na to, ile dawały swobody. Układ zawsze wychodził nieco inny, ale dalej pasował do zamysłu. Uwielbiała też używać chromowych pyłków, które dodawały uroku paznokciom.
    — Klasyk zawsze jest dobrym wyjściem — stwierdziła błyskotliwie, ale taka była prawda. Cieliste kolory, czy delikatny róż pasowały wręcz każdemu, a dłoń zyskiwała w prezentacji, od razu wyglądając na zadbaną — Przeszło dwa i pół roku — schowała telefon z powrotem do torby — Jakoś po liceum znalazłam dostępny kurs, a że już wcześniej nad tym myślałam, to decyzja była prosta — To i nie miała co ze sobą zrobić, kiedy jej łyżwiarska kariera legła w gruzach.

    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  34. - Cóż, właściwie odkąd pamiętam dość dużo szwendam się po świecie, więc nic chyba dziwnego, że i o Francję kiedyś zawinąłem, a wiadomo, że podróże kształcą w wielu aspektach, zwłaszcza, gdy przy okazji tak jak ja chwyta się różnorakich prac. – Odparł, szczęśliwy niczym dziecko, że nie pomylił się zbytnio w ocenie pochodzenia wisiorka. Tylko o jeden sezon, więc wyglądało na to, że nadal nie wyszedł z prawy, mimo że na co dzień nie interesował się zbytnio damską biżuterią. – Zresztą fotografie, które wykonuję też pomagają mi z pewnością na dłużej zapamiętywać przynajmniej część wspaniałych wspomnień, które normalnie już dawno opuściłyby moją głowę. – Dodał, odrywając na chwilę oczy od ozdoby na szyi blondynki i przemieszczając spojrzenie na jej twarz.
    Lustrował ją następnie uważnie przez cały czas, gdy ta wyjaśniała mu, czemu ten konkretny medalion jest dla niej aż tak ważny. Dziwnym trafem historia, którą właśnie mu przedstawiała, wydawała mu się aż nazbyt znajoma. On również wielokrotnie był już zmuszony do odsyłania cennych błyskotek roztrzepanym właścicielkom oraz właścicielom i miał w zwyczaju dołączać do nich jedną z wykonanych specjalnie dla nich fotek. Zwykle także na ich odwrocie załączał jakąś krótką dedykację i swój aktualny adres, podpisując się przy tym za pomocą artystycznego pseudonimu brzmiącego Mi. Czyżby możliwy był aż taki zbieg okoliczności, by ktoś jeszcze robił podobnie ? Może, ale Max i tak szczerze wątpił, by kilka takich osób mogło spotkać się dokładnie o tej samej godzinie w tym samym miejscu. Postanowił więc zaryzykować kolejne pytanie:
    - Zapewniam, że nie masz za co przepraszać. – Uśmiechnął się do niej lekko, sięgając po swoją szklankę. – Lubię słuchać podobnych opowiadań, szczególnie gdy te mniej lub bardziej dotyczą sztuki. Zastanawiam się jednak, czy przypadkiem nie masz przy sobie tej fotki. Może udałoby mi się wtedy rozpoznać kunszt któregoś z zagranicznych kolegów po fachu, co pozwoliłoby nam wspólnie dotrzeć do jego nazwiska. – Miał nadzieję, że powoli nie zaczynał pozwalać sobie na za małą dyskrecję. Nie chciał przecież, by Roksana znowu się przestraszyła i opuściła klub.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  35. Margaret obdarowała blondynkę znaczącym spojrzeniem, a następnie zmrużyła wargi. W tej samej chwili wykrzywiła wargi w grymasie zniesmaczenia.
    — Muszę, niech wszyscy wiedzą, że mają nieszczęście spotkania ofermy na swojej drodze. Lepiej być przygotowanym — prychnęła, chociaż musiała przyznać, że nie podobało jej się to, co usłyszała z ust nieznajomej. Powiedzmy sobie szczerze, Margo lubiła być wredna dla innych, oficjalnie nie przejmowała się zgryźliwym uwagami, ale czasami, niektóre (oczywiście tylko nieliczne) wewnętrznie przeżywała. Tej konkretnej blondynki nie znała, więc… miała jej zdanie w poważaniu. Co nie znaczyło, że nie poczuła jeszcze większej chęci dowalenia jej.
    — Chyba sobie żartujesz — odparła, splatając ręce pod biustem, trzymając mocno teczkę z dokumentami. Miała ubranie od mamy, a mama doskonale wiedziała, co jest na topie, w kogo projekty się ubierać. Była w końcu redaktorką naczelną magazynu modowego. Nie kupiłaby Meg niczego, co byłoby passe lub zwyczajnie słabe. — Widać, że nie masz pojęcia o czym mówisz — zmierzyła uważnie ubranie dziewczyny i prychnęła lekceważąco. Gdyby miała więcej czasu i nie spieszyła się na spotkanie, wdałaby się w dyskusję. Miała jednak na głowie ważniejsze rzeczy niż kłótnia z obcą dziewczyna. Nim ruszyła swoją drogą, zerknęła jeszcze pod nogi, czy wszystko zebrała. Nie mogła pozwolić sobie na to, aby pojawić się bez kompletu dokumentów.
    — A co to — schyliła się, aby sięgnąć po leżące na ziemi zdjęcie. Kiedy tylko zorientowała się, co ma przed oczami, uśmiechnęła się złowieszczo. Oczywiście, że nie zamierzała tak po prostu oddać tej fotki. Albo zostawić w spokoju… ale pierw spotkanie.

    Kiedy spotkanie się zakończyło, Meg od razu przesłała zdjęcie do plotkary. Niech blond suka nauczy się, z kim nie można zadzierać. Zaraz później odnalazła wyrwaną kartkę z numerem Chevalier i utworzyła nową wiadomość.

    Całkiem zdzirowata fotka, ciekawe czy spodoba się nowojorczykom

    Kliknęła wyślij i wyszczerzyła się do telefonu. Od razu jej humor się poprawił. Po chwili ponownie otworzyła okienko tekstowe.

    Zapomniałaś jeszcze podać numeru karty, zamierzam zrobić porządne zakupy, skoro Muuci twoim zdaniem się nie postarała.

    Nie przeszkadzało jej, że w ten sposób Lea miała wiedzieć, że to Ruda jest w posiadaniu pewnego zdjęcia.

    Mackenzie

    OdpowiedzUsuń
  36. Środowe poranki nie należały zwykle do tych najbardziej zabieganych w życiu Gabbyego, więc zaczynał je zazwyczaj od trwającego przynajmniej godzinę spaceru z psami, przy okazji którego niemal zawsze wpadał do pobliskiej piekarni po świeże pieczywo. Nie skracał ich nawet za bardzo, gdy padało, co właśnie obecnie miało miejsce. Należał bowiem do tego wąskiego grona osób, które mając już grubo ponad dwadzieścia lat na karku nadal uwielbiały skakać przez kałuże, a wynalazek parasola traktowały jako zło konieczne, toteż rzadko można było je z nim spotkać. Co z tego, że wracał wtedy do swego, zdecydowanie zbyt dużego, apartamentu całkowicie przemoczony od stóp do głów, skoro podobnie jak towarzyszące mu zwierzęta czuł się niemal w pełni szczęśliwy ? Do całkowitego zadowolenia brakowało mu tylko ciepłej herbaty, której rozliczne opakowania szczelnie zapełniały dwie kuchenne szafki. Sam preferował wyłącznie te stworzone z owoców cytrusowych, lecz jako dobry gospodarz musiał być pewien, iż będzie w stanie zaspokoić rozmaite gusta ewentualnych niespodziewanych gości. Tego właśnie wiele lat temu nauczyła go jego droga mãe i tego też oczekiwano po nim jako po pastorze. Staroświeckie powiedzenie jakoby nigdy nie znało się dnia ani godziny zaczynało nabierać w tym kontekście zupełnie innego znaczenia, choć on osobiście dodałby do niego także miejsce. Spełnianie obowiązków związanych z pracą, którą wykonywał zdarzało mu się często mianowicie w naprawdę różnego rodzaju lokalizacjach. Na całe szczęście żadne znaki na niebie i ziemi nie zdawały się wskazywać, że dzisiaj będzie sprawował je poza swym zwykłym środowiskiem, czyli kościołem, a i tam nie zgromadziło się ich jakoś szczególnie dużo. Na dobry początek przeprowadził ceremonię zaślubin pary homoseksualnych kobiet, a potem chrzciny, podczas których mało brakowało, a całkowicie by ogłuchł, bo biedny dzieciak darł się prawdopodobnie aż tak bardzo, że słyszano go także za oceanem. Choć Schubert żartował sobie, że maluch w przyszłości z pewnością zostanie świetnym śpiewakiem operowym, to w głębi ducha odetchnął z ulgą, gdy wreszcie było po wszystkim. Doprawdy, chyba powinien rozpatrzyć jakieś zatyczki do uszu, skoro po upływie kwadransa nadal odczuwał lekkie szumy w uszach, przechodząc się powoli pomiędzy ławkami w celu ponownego upewnienia się, czy aby żaden z jego parafian nie pozostawił czegoś cennego, co w cale nie zdarzało się aż tak rzadko jak można by to było przypuszczać. Dopiero po paru sekundach z niejakim zaskoczeniem zauważył, iż w jednej z pierwszych naw wciąż siedzi młodziutka blondynka, która wręcz emanuje przestrachem oraz niepewnością. Zupełnie jakby zdecydowała się wkroczyć na trap dokładnie w momencie, gdy statek zaczął odpływać z portu. Wiedziony wrodzoną potrzebą niesienia otuchy i pocieszenia, ruszył prosto w jej kierunku, lecz zanim w ogóle zdążył dać jej znać o swojej obecności, dziewczyna odezwała się pierwsza, patrząc na niego tak jakby właśnie ujrzała ducha.
    - Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru. – Odparł, starając się nadać swemu głosowi jak najłagodniejszą barwę. – I proszę nie mówić do mnie ojcze, bo przynajmniej z tego, co mi wiadomo jeszcze nie doczekałem się własnych dzieci. Gabby lub w najgorszym razie Gabriele czy pastorze wystarczy w zupełności. – Sprostował ją, czując się niczym posiwiały staruszek jak zresztą zwykle, gdy ktoś użył w stosunku do niego omyłkowo zwrotu ojcze. – Chyba, że przypadkiem przyszła Pani wyprowadzić mnie z tego jakże okropnego błędu. – Dodał ze śmiechem, mimo iż właśnie instynktownie w tempie ekstremalnym przetrząsał w głowie wszystkie spotkania z jasnowłosymi pięknościami, które zakończyły się dla niego przelotnym seksem.


    Pełen obaw Gabby

    OdpowiedzUsuń
  37. Długo zastanawiał się, jakie miejsce będzie najlepsze na to, aby wyjść z Leą na lunch. Uznał ostatecznie, że poważne restauracje mają już za sobą, a choć Fabian za nimi naprawdę przepadał tak raczej będzie o wiele lepiej, jeśli będą mogli przejść się w nieco inne miejsce. Przeszukiwał fajne miejscówki, aż przypomniał sobie o restauracji Da Claudio. Chyba nie było osoby na świecie, która mogłaby nie lubić włoskiego, prawda? Dzięki ojcu miał możliwość również poznać tę kulturę, liznąć trochę języka i dowiedzieć się więcej, tak samo było z Francją, z której pochodziła jego matka, choć ten język zdecydowanie przychodził mu z trudem i nie udało mu się go opanować do perfekcji, ale znał zarówno włoski, jak i francuski na tyle, aby w razie potrzeby się z kimś dogadać. Mimo, że rodzice od wielu lat mieszkali w Nowym Jorku to nie pozwolili sobie zapomnieć o europejskich korzeniach. Chcieli wychować całą trójkę, aby wiedzieli skąd pochodzą i jakie są ich korzenie, choć w zasadzie tak naprawdę włoskie i francuskie korzenie należały do dziewczyn. Fabian… Fabian sam nie do końca wiedział skąd pochodzi. Urodził się w Nowym Jorku, był tu od zawsze i miał obywatelstwo amerykańskie, ale z tego co było w jego dokumentach jego biologiczni rodzice pochodzili z Hiszpanii. Nie interesował się tematem na tyle, aby ich odszukać czy poszukać pozostałej rodziny, bo nie widział ku temu powodów. Radził sobie świetnie, miał tu wszystko czego mógłby potrzebować, ale mimo odcięcia się od biologicznej rodziny, Tommaso i Celeste starali się, aby również znał kulturę i historię Hiszpanii, aby poznał język. Chwilami, gdy był o wiele młodszy miał dosyć tego, że ciągle każą mu się uczyć języków, a teraz był im za to bardzo wdzięczny i cieszył się, że byłby w stanie poradzić sobie niemal w każdej sytuacji.
    Podrzucił adres firmy dziewczynie, a także wysłał stronę restauracji, do której chciał ją zabrać. W zasadzie chyba nie był do końca pewien, czy jest dla niej odpowiednim towarzystwem. Jakby nie patrzeć, ale sporo ich różniło. Nie mieli też okazji do tego, aby zamienić ze sobą więcej słów podczas obiadu, więc być może Fabian zbyt szybko ocenił sytuację? To było jak najbardziej możliwe.
    Większość dnia miał zajęte rozmowami, spotkaniami, ale akurat na kilka minut przed umówionym spotkaniem udało mu się wrócić do gabinetu. Układał akurat dokumenty, aby je włożyć w odpowiednie arkusze i posłać dalej. Miał do załatwienia cholernie ważnego klienta i liczył, że tego nie spieprzy w żaden sposób. Nie pierwszy raz to robił, ale denerwował się dokładnie tak samo. Podniósł głowę, gdy usłyszał pukanie do drzwi i uśmiechnął się lekko.
    — Nie, jesteś na czas — odparł, krótko zerkając jeszcze na zegarek — nie jestem zajęty. Znaczy, za chwilę przestanę być. Muszę to tylko poukładać, a poza tym umieram z głodu. Od rana nie miałem nic w ustach, ten lunch spada mi, jak z nieba — odpowiedział. Pewnie, gdyby nie to, to wciąż siedziałby tutaj i całkiem zapomniałby o jedzeniu, które było mu jednak niezbędne. Posegregowanie dokumentów zajęło mu chwilę. Chwycił jeszcze marynarkę, którą narzucił na białą koszulkę. Upewnił się, że ma portfel, kluczyki od samochodu i w zasadzie był gotów do drogi.
    — Wolisz podjechać autem czy nie przeszkadza ci spacer? — zapytał. Krótko zmierzył dziewczynę wzrokiem, a gdy dostrzegł szpilki uśmiechnął się nieco szerzej. — Może auto? Nie znam się na szpilkach, ale podejrzewam, że spacery w nich i to po Nowym Jorku nie mogą należeć do najprzyjemniejszych.

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  38. Uśmiechnęła się po raz kolejny tego dnia, tym razem jednak z nutą smutku. Najwidoczniej miała coś wspólnego z Lèą, czyli niewspierających rodziców. Może w wypadku Mijoo głównie ojciec, ale macocha nie robiła wiele, żeby powstrzymać jego demotywujące zachowanie, wręcz umniejszające
    — Nawet nie wiem, jaka jest najbardziej odpowiednia reakcja — zaśmiała się subtelnie, czując, jak wcześniejsza niezręczność z niej ulatuje — A rodzice mają talent w zabijaniu pasji swoich dzieci — Nasłuchała się przeróżnych historii w klubie, gdzie nieraz główną rolę odgrywała rodzina, która dawała z siebie wszystko, żeby tylko zanegować pasję swoich podopiecznych.
    — Mogę Ci podać Instagram albo numer telefonu — zaproponowała, sięgając po swój telefon, aby zaproponować wymianę danych — Będziemy mogły tam dogadać szczegóły, datę i w ogóle — zatrzymała swoje przeglądanie komórki, mając w planach przejęcie telefonu blondynki, kiedy ta zatrzymała się w swoich ruchach. Już miała pytać, czy coś się stało, kiedy dziewczyna wyskoczyła z pomysłem. Nie była zajęta, nawet lepiej, nie miała co robić, nie licząc paznokci, które przed wieczorem na pewno zdążyłaby przygotować. O klubie z kolei nie słyszała, nie żeby uczęszczała do innych oprócz swojego na tyle często, aby być osłuchaną w tym temacie.
    — Czemu nie — odparła finalnie, z ciepłym uśmiechem. W towarzystwie jest zdecydowanie przyjemniej, niż wybierać się tam w pełni samodzielnie, bez większego celu — Jutro pracę zaczynam dopiero późnym popołudniem, więc tym bardziej nie ma przeszkód — dodała zadowolona. Poszczęściło jej się, że akurat spotkała dziewczynę we wtorek - swój dzień wolny — Powiedz mi tylko o której i przy okazji swoje namiary — tym razem ona przekazała swój telefon, aby mieć sposób kontaktu z blondynką.

    Mijoo

    OdpowiedzUsuń
  39. Z pewnością o wiele łatwiej było rozpoznać autora dzieła, jeśli miało się do czynienia z rzeźbą, obrazem czy innym wytworem ludzkich rąk, lecz i niektórzy fotografowie odznaczali się charakterystycznym stylem, na który składał się m.in. używany przez nich sprzęt, światłocienie, w których najczęściej wykonywali zdjęcia, ulubione motywy, czy ozdoby. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze rozmaite programy wykorzystywane do retuszu. Mimo to Max nie był stuprocentowo pewien, czy faktycznie uda mu się rozpoznać twórcę tego konkretnego obrazka nim nie odebrał go z rąk dziewczyny. To, co na nim ujrzał, sprawiło, że aż zakrztusił się swoim drinkiem. Po jej słowach spodziewał się bowiem praktycznie wszystkiego, lecz z pewnością nie tego, że wystarczy mu jedno szybkie spojrzenie, by zdążył dojść do wniosku, że blondynka, która właśnie siedziała tuż obok niego faktycznie była jedną z tych młodych, bogatych francuskich modelek, z którymi miał okazję ostatnimi czasy współpracować. A może wręcz przeciwnie, właśnie tego się spodziewał, lecz jakaś część jego umysłu usilnie nie chciała wracać do tamtego popołudnia, które na początku zapowiadało się na wyjątkowo upojne, lecz zakończyło się dla niego nie dość, że gorzkim rozczarowaniem, to jeszcze hańbą ? Doskonale pamiętał, że właśnie gdy po odłożeniu aparatu i odprawieniu tradycyjnej gry wstępnej miał już zająć się ostatnimi elementami jej stroju do pokoju, który zajmowali wparadował bez pukania jego ówczesny kochanek i nie czekając nawet aż jasnowłosa się ubierze, zaczął odprawiać mu scenę dzikiej zazdrości. Nic dziwnego, że biedulka się speszyła i uciekła, na odchodnym obrzucając go kilkoma kąśliwymi uwagami. Doprawdy, los chyba rzeczywiście lubił z niego kpić, skoro sprawił, że teraz po raz kolejny ich drogi się skrzyżowały. I to jeszcze gdzie, znowu w miejscu, w którym pracował.
    - Wydaje mi się, że wiem aż za dobrze, kto wykonał tę fotkę. – Odparł, kładąc ją na blacie dedykacją do góry. – Jest to bowiem ktoś, kogo dobrze znam, lecz nie sądzę, by chciał jeszcze raz przechodzić przez to, co stało się tamtego dnia. – Dodał, nie wiedząc gdzie ma podziać oczy. Jego ręce też najchętniej żyłyby własnym życiem, toteż aby choć trochę ukryć przed nią swe dogłębne poruszenie, zaczął raz po raz obracać w nich puste już szkło.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  40. Natychmiast domyślił się, że specyficzny żart, który przed chwilą opowiedział tym razem nie trafił na żyzny grunt. Doprawdy, powinien wreszcie nauczyć się rozpoznawać kiedy może pozwolić sobie na tego typu kawały. Z drugiej jednak strony wypadłby naprawdę głupio, gdyby okazał się on prawdą, a on by o to nie zapytał.
    - Przepraszam, nie powinienem gadać takich głupot. – Rzucił szybko, kucając tuż koło dziewczyny i kładąc jej lekko rękę na kolanie, tym drobnym gestem pragnąc dodać jej choć odrobinę otuchy. – Zapewniam, że to się więcej nie powtórzy. – Dodał, mimo odczuwanego zażenowania usiłując zajrzeć jej w oczy. – Przypuszczam jednak, że skoro zdecydowałaś się tu przyjść, miałaś ku temu jakiś ważny duchowy powód. – Przeszedł na bardziej bezpośrednią formę, mając nadzieję, że dzięki temu piękna nieznajoma szybciej się przed nim otworzy. – Jeśli jest coś, co Cię gnębi lub potrzebujesz pomocy czy wsparcia, chętnie Cię wysłucham. Pamiętaj, że wszystko, co mi powiesz, zostanie wyłącznie pomiędzy nami i Panem. – Zerknął na chwilę ku ołtarzowi, by następnie znów skupić się na blondynce. – To jak będzie, zaufasz mi ? – Niewiele myśląc, poprawił jeden z kosmyków opadających jej na twarz.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  41. [Hej, dziękuję bardzo za powitanie Gabsa. :) Tak, byłam z nim tutaj na samym początku, ale coś nie mogliśmy się wtedy dogadać i postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Zobaczymy co teraz z tego wyjdzie. ^^ A na dowiedzenie się prawdy jest tylko jeden sposób, ale męczę Cię już Fabianem i przyznaję, że nie mam pomysłu na połączenie Lei z Gabsem. Ale może w przyszłości się coś zmieni i zalążek pomysłu się pojawi. ;D]

    Gabs

    OdpowiedzUsuń
  42. Prychnęła ze zgorzkniałym rozbawieniem na powiedzenie o zdjęciach, bo była to w jej przypadku czysta prawda. Zdjęcia z zawodów to były jedyne chwile, kiedy jej ojciec był w stanie położyć dłoń na jej ramieniu z przerysowanym uśmiechem, który miał pokazać dumę, jaką czuł wobec swojej wyrodnej córki
    — Zdjęcia jak zdjęcia, ale dzięki — zaśmiała się delikatnie, zaraz odwzajemniając obserwację na Instagramie i również pozwoliła sobie na szybkie przejrzenie tego, co się na nim znajdowało. Od razu jej serce chwyciły ubrania, jakie Lèa miała na sobie na niektórych zdjęciach — Śliczne ciuchy — Prezentowały się na niej niesamowicie, idealnie pasując do jej urody, w oczach Mijoo. Niczym profesjonalnie dobrane przez stylistę.
    — 18 jest idealna — odparła z uśmiechem i odebrała swój telefon, na wszelki wypadek robiąc zrzut ekranu wbitego adresu, aby mieć pewność, że go nie zgubi, czy ten po prostu sam z siebie jej nie zniknie po wyjściu z aplikacji — Napiszę w takim razie, jak będę się zbierać — zapewniła, po czym również dokończyła swój napój. 29 piętro - zanotowała tym razem mentalnie, mając nadzieję, że informacja nie wypadnie jej z głowy przez ten czas.
    — Dzięki za przyjęcie mnie do stolika i do zobaczenia wieczorem — Podniosła się ze swojego krzesła, kiedy upewniła się, że ma wszystko w torbie i z uśmiechem pożegnała Lèę. Pamiętała o tym, aby podejść jeszcze do kasy i zapytać o worek ziaren, gdzie, ku jej zadowoleniu, kolejka nieco się rozluźniła i czekała o wiele krócej, niż na swoje pierwsze zamówienie.

    od: mijoo
    do: lèa [café]
    sprawdzam tylko, czy wszystko się zgadza 🤞 tu mijoo ofc x

    Schowała telefon po wysłaniu testowego SMS’a i z muzyką w uszach zmierzyła do swojego mieszkania, gdzie miała do przyszykowania strój, jak i samą siebie do klubowego wyjścia. Jej ekscytacja zadziwiła ją samą, nie była pewna, czy to przez samo wyjście, czy poznanie nowej osoby. Mimo to na jej twarzy ukazywał się skryty uśmiech, towarzyszący jej aż do końca drogi do mieszkania.

    Joo

    OdpowiedzUsuń
  43. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  44. — A ja, też ładny? Wiesz, przez chwilę miałem nadzieję, że mówisz o mnie — odparł ze sporym zawodem w głosie, ale w jego spojrzeniu czaił się uśmiech. — Dzięki — dodał po chwili, wycierając dłonie w szmatkę, którą potem rzucił gdzieś na barową półkę. Następnie podwinął lekko rękawy białej koszuli, chwycił ścierkę, którą uprzednio wycierał szkło i zaczął znowu polerować kieliszki.
    Bar jakby zasypiał. Leciała spokojna, rockowa muzyka, a Ramona musiała przyciemnić światła, bo w barze panował półmrok. Henry miał niemal stuprocentową pewność, że była to taktyka na pozbycie się reszty klientów, choć nie wiedział, dlaczego jej na tym tak bardzo zależy, skoro to on miał dzisiaj zamykać.
    — A co do tej wolności, to co… Jesteś na przepustce? — zapytał, przechylając głowę w bok, jakby oceniał jej możliwości, jednocześnie nie przestając czyścić kieliszka. — Nie wyglądasz mi na kryminalistkę. Bez obrazy, oczywiście. A skoro nie zbiegłaś z więzienia i nie jesteś na przepustce, twój brak wolności musi być jakiegoś innego rodzaju… Hm, zagadka. Lubię zagadki.
    Nagle pochylił się i oparł łokcie o blat baru, a brodę ułożył na dłoniach. Patrzył dziewczynie prosto w oczy z lekkim uśmiechem na ustach.
    — Zgaduję… Powiedziałbym, że może w nieszczęśliwym małżeństwie, ale jest młoda — wsunął mały palec do ust, miał zaaferowane spojrzenie — tak, stanowczo za młoda… No to może… wyrwała się skądś, z jakiegoś miejsca, gdzie czuje się zamknięta? Jest gwiazdą? Jakąś amerykańską celebrytką, uciekła przez paparazzi? — Znowu przechylił głowę, tym razem w drugą stronę. — Albo ucieka od życia, które ją przytłacza? Zbyt duża presja, tak wiele chcą, tak wiele wymagają? Urodzenie się w dobrym domu to najgorsze, co mogło jej się przytrafić.
    Poczuł jej obrzydliwie drogie perfumy, gdy tylko usiadła przy barze.

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  45. Margaret przeczytała odpowiedź, zupełnie ignorując przytyk. Właściwie nie znała w ogóle tej dziewczyny i powiedzmy sobie wprost, mogłaby darować sobie te wymianę zdań i cała sytuacje, która miała miejsce pomiędzy nimi. Była niemal pewna, że nigdy więcej się nie spotkają. Nie kojarzyła jej. Nawet, kiedy przyglądała się zdjęciu, ta twarz tak naprawdę nic jej nie mówiła. I mogło tak zostać.
    Widząc jednak kolejną wiadomość, zmarszczyła lekko brwi.
    Może i nie miała takiego wyczucia jak jej matka (która na każdym kroku jej to wytykała, podsuwając jej swoje propozycje ubrań, w które powinna się ubierać – na co Margo zawsze się buntowała i specjalnie zaczęła nosić wszystko, co było zaprzeczeniem wyborów matki), ale jeżeli nie chciała zrobić jej na złość, ubierała się dobrze i nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
    Widząc w treści wspomniany magazyn, który prowadziła jej matka, Margaret zmarszczyła brwi jeszcze bardziej. To oznaczało, że mogły wpadać na siebie znacznie częściej niż jej się początkowo wydawało, a to… nie podobało jej się, powiedzmy sobie szczerze.

    Będę miała je w rękach szybciej, niż ci się wydaje. Starannie sobie zanotuję, czego nigdy na siebie nie wkładać.
    Mamusia nie będzie zadowolona, jakby trafiło prosto w jej ręce, prawda? Jaka byłaby szkoda, gdyby przypadkiem do niej trafiło podczas prezentowania nowych projektów…


    Nie lubiła wykazywać zainteresowania pracą matki, jednak zamierzała to zmienić. Dobrze byłoby zobaczyć minę tej blondynki, a jeszcze bardziej minę jej marki, gdy będzie oglądać gorąca fotkę córki.

    Spróbuj mnie przekonać, abym tego nie zrobiła… może to przemyśle, jeżeli mnie czymś zainteresujesz wystarczająco mocno

    Mackenzie

    OdpowiedzUsuń
  46. Był całkiem dobry w odczytywaniu emocji innych osób. Teraz miał z tym mały problem, bo choć Lea wyglądała na zadowoloną to miał wrażenie, że wytwarzała między sobą mur. Fabian nie był w stanie powiedzieć skąd właściwie on się wziął i jaki był tego powód. Wstydziła się, bo był starszy? Wolałaby spędzać czas z jego siostrami? Cóż, wcale się nie dziwił, bo gdyby sam był siedemnastoletnią dziewczyną zapewne również wolałby towarzystwo innych dziewczyn, z którymi na pewno miałby więcej wspólnych tematów. Przywołał w głowie wspomnienia z obiadu, ale nic się wtedy nie wydarzyło. Przynajmniej żadna szczególna sytuacja nie wpadała mu do głowy. Zrobiło się może niekomfortowo na moment, kiedy jej ojciec zapytał się o ustatkowanie się, ale to by było na tyle. A może aż tyle? Fabian jakoś nieszczególnie o tym myślał. W zasadzie zapomniał tak szybko, jak tylko pojawił się kolejny temat, którym zajęli się wszyscy siedzący przy stole. Może miała jakieś uprzedzenia? Ale jakie? Nie znali się wcześniej, nie zamienili nawet między sobą zbyt wielu słów prawdę mówiąc. Może wytłumaczenie było o wiele prostsze niż się Fabianowi wydawało, a on szukał dziury w całym? Tak w końcu również mogło być i wcale nie byłby zdziwiony, gdyby po prostu nakręcał się na własne myśli, które nijak miały się do rzeczywistości. Czasami się zdarzało, że tak robił i cóż, nie miał na to żadnego wpływu. One się po prostu pojawiały i uparcie nie chciały znikać.
    — W takim razie spacer. To nie jest daleko — zapewnił. Fabian również wolał spacery, a od czasu do czasu korzystał nawet z metra, choć raczej nikt nie spodziewał się tego, że mając możliwość korzystania z usług szofera czy własnego auta młodego mężczyznę będzie można dostrzec w podziemnym pociągu. Prawda była taka, że Fabian nawet to lubił, a ten sposób przemieszczania się był zdecydowanie szybszy i sprawniejszy od stania w korkach, których czasami nie udało się ominąć.
    Przymrużył nieco oczy, kiedy zmieniła zdanie. Cóż, kobiety faktycznie były nieprzewidywalne. Zaśmiał się krótko pod nosem.
    — Zapracowany człowiek, który umiera z głodu zna całkiem dobre skróty — odpowiedział z uśmiechem. Upewnił się, że ma swoje klucze od auta w kieszeni. Zanim ruszył wbił wzrok w sylwetkę blondynki, która już szła w stronę windy. Pokręcił głową na boki i ruszył za nią. — Wychodzę na lunch, jeśli ktoś będzie dzwonił daj znać, że oddzwonię, gdy będę miał chwilę — rzucił jeszcze do siedzącej za biurkiem kobiety, która była jego asystentką i zajmowała się podobnymi rzeczami.
    Chwilę później był już przy Lei.
    — Jak ci się podoba nowy Jork? — zapytał, kiedy znaleźli się w windzie i jechali na dół do podziemnego parkingu, gdzie znajdował się jego samochód. Korki korkami, ciekaw był, jak będzie z miejscem parkingowym, ale z tym sobie w razie czego przecież poradzi. — Zdążyłaś się już zadomowić?

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  47. Uśmiechnęła się na zwrotnego SMS’a i schowała telefon do torby, niedługo później trafiając do mieszkania. Nie miała pojęcia co ubrać, co wziąć ze sobą do Lèi, jak i samego klubu. Dobrze, że miała tą małą, czarną torebkę, która może i nie mieściła wiele, ale była poręczna i stylowa.
    Przeglądała swoją szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na wieczorne wyjście do klubu. Przed tym przyszykowała jeszcze jedzenie z wcześniej zakupionych składników i uzupełniła ekspres kawą zaraz po powrocie, inaczej wypadłoby jej z głowy i poirytowałaby się jakiegoś wczesnego poranka.
    — Zazwyczaj nie jestem w klubie jako gość… — mruknęła do siebie, podnosząc to kolejne spodnie. Odzwyczaiła się od strojenia jako klubowicz, aniżeli tancerka dla publiki, ale finalnie zostało jej parę możliwości, które stopniowo wykluczała i zatrzymała się na dopasowanej, czarnej sukience, chwilowo dalej wiszącą na wieszaku. Klasyk, którego nie dało się zepsuć. Dobrała jeszcze srebrną biżuterię, którą na razie schowała do niewielkiego plecaka, wraz z kosmetyczką wypełnioną makijażem. Miała nadzieję, że Lèa nie będzie miała problemu o przechowanie na jeden wieczór jej bagażu, którego nie chciała targać po klubie.
    Dokończyła jeść kurczaka z ryżem, a widząc, że zostało jej jeszcze sporo czasu - zerknęła już, ile droga do mieszkania blondynki powinna zająć - postanowiła uzupełnić hybrydy, które od razu dodały uroku jej dłoniom. Dodała kilka cyrkonii dla fajnego blasku i zadowolona odłożyła sprzęt na swoje miejsce.
    Sukienkę zapakowała w pokrowiec, który zabrała jeszcze z domu rodzinnego i z całym bagażem stwierdziła, że jest gotowa na wyjście ze swojego mieszkania. Spojrzała na zegar, który ukazał godzinę siedemnastą trzydzieści. Mogła więc na spokojnie wychodzić i przejechać się metrem. Przejazd powinien zająć około 6 minut, więc zamierzała jeszcze zajść do niewielkiego sklepu spożywczego po picie i małą przekąskę, aby nie wejść do dziewczyny z pustymi rękoma.
    Piętnaście minut później siedziała już na peronie, oczekując przyjazdu metra, a w międzyczasie posłała Lèi SMS’a z informacją, że już jedzie, a po założonych 6 minutach znalazła się w odpowiednim dystrykcie, czujnie obserwując mapę i śledząc wyznaczoną trasę, dopóki nie trafiła pod budynek, gdzie spotkały ją otwarte drzwi i wspomniana przez blondynkę winda
    — 29. piętro… — przebadała wzrokiem wszystkie numerki, znajdując ten odpowiedni i podjechała na odpowiednie miejsce, przy okazji podziwiając wielkość budynku. Myślała, że jej loft prezentuje się dość niezłymi rozmiarami, lecz ten budynek pobił jej oczekiwania.
    Po charakterystycznym dzwonku wyszła z windy i stanęła pod drzwiami apartamentu, a po upewnieniu się, że jest w dobrym miejscu, zadzwoniła dzwonkiem.

    Joo

    OdpowiedzUsuń
  48. Nadzwyczaj rzadko zdarzały mu się chwile, podczas których miał szczerą ochotę dosłownie spłonąć ze wstydu i zażenowania, lecz im dłużej słuchał wypowiedzi dziewczyny, tym bardziej umacniał się w przekonaniu, że najlepszym rozwiązaniem tego cholernego impasu byłaby zwyczajna ucieczka. Jasne, zachowałby się jak kompletny pacan i tchórz, ale przynajmniej nie musiałby raz po raz odtwarzać tamtych scen od początku niczym zaciętej kasety tak jak to było teraz. Tylko gdzie miałby tak właściwie uciec ? Przecież był w pracy, więc nie mógł od tak wsiąść na swój ukochany motor i odjechać gdzie go oczy poniosą lub gdzie pozwoli mu jedynie w jednej czwartej wypełniony bak. Musiał więc siedzieć dalej na tym przeklętym stołku, niemal czując jak ten pali go żywym ogniem, którego płomienie sięgają tym wyżej, im więcej słów ona z siebie wylewa. Kiedy była już blisko końca, nie umiał dłużej zapanować nad drżeniem rąk, w wyniku czego szklanka, którą trzymał wymsknęła mu się z nich i roztrzaskała o podłogę z głośnym brzdękiem.
    - Cholera, Max, co z Tobą ? – Stojący za kontuarem barman obrzucił go karcącym spojrzeniem, lecz szybko się zreflektował. – Nie wiem, o czym dokładnie gadaliście przed chwilą, ale wyglądasz jakbyś właśnie zobaczył jakąś zjawę. Wszystko dobrze, chłopie ? – Nie doczekawszy się odpowiedzi, zamachał mu ścierką przed twarzą. – Słyszysz, co do Ciebie mówię, czy jesteś na innej planecie ?
    - Co ? A tak. Sorry, po prostu się zamyśliłem. Zaraz to ogarnę. – Z rumieńcem na twarzy schylił się po odłamki, mając szczerą nadzieję, że blondynka nie zauważy jego zmieszania. Dopiero, gdy ostatni z nich wylądował bezpiecznie na blacie, skupił się na niej ponownie. – Tak się składa, że nie muszę mu nawet niczego przekazywać. – Wziął kilka głębokich oddechów, po raz kolejny spuszczając wzrok. – Ten fotograf to bowiem…. – Zawiesił się na dobre dziesięć sekund, nie mając odwagi, by dokończyć. - … ja sam. – Dorzucił w końcu ledwie dosłyszalnie, nadal ze spojrzeniem utkwionym w kafelkach.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  49. Wysłuchując słów wypowiadanych przez dziewczynę, poczuł się zupełnie tak jakby ktoś właśnie podsumowywał niemal całe jego dotychczasowe życie. Jasne, jego praktycznie stale zapracowany ojciec nie miał zbyt dużego wkładu w wychowanie swoich pociech, ponieważ zdecydowaną większość roku spędzał w zagranicznych muzycznych tournée, lecz odkąd sięgał pamięcią jego matka stale starała się kontrolować każdy ruch swoich dzieci. Nawet gdy Gabby wszedł w okres młodzieńczego buntu, który nawiasem mówiąc nie przeszedł mu aż do dnia dzisiejszego, starała się robić dosłownie wszystko, byle tylko ograniczyć jego ekscesy. Najczęściej jednak wywoływało to zupełnie odwrotny skutek od zamierzonego. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że mimo ogromnych wpływów związanych zarówno z noszeniem sławnego w całym świecie nazwiska, jaki i ogromnym majątkiem nie była już w stanie zamiatać wszystkich jego występków pod przysłowiowy dywan. A trzeba tu dodać, że stało się to niedługo po tym, gdy po raz pierwszy wdział sutannę, co jeszcze bardziej pogłębiło przepaść pomiędzy nim a rodzicami.
    - Nie sądzę, by w tym, co mi przed chwilą opowiedziałaś było cokolwiek głupiego. – Odparł po paru sekundach zastanowienia, ciężko wzdychając. – Mogę nawet śmiało założyć, że swego czasu borykałem się z bardzo podobnymi problemami, czego konsekwencje prześladują mnie zresztą także i obecnie. Możesz mi wierzyć lub nie, ale to, że w ogóle teraz rozmawiamy jest właśnie jedną z nich. Jako nastolatek chciałem bowiem pójść w ślady swoich przodków i zarabiać na tworzeniu muzyki. Pech jednak chciał, że dałem się nieco za bardzo ponieść swojej pasji i najpierw wylądowałem na przymusowym detoksie, a później za silną zachętą matki za amboną. – Nieświadomie sięgnął prawą ręką do lewego ramienia, na którym wciąż widoczne były wyraźne ślady po dawnych złych wkłuciach. – Ale i to nie wyleczyło mnie do końca z dawnych szaleństw. Nadal chodzę na imprezy i korzystam z życia pełną piersią, choć doskonale wiem, że tym samym z pewnością ściągnę na siebie jej gniew. To dopiero jest szalone, nieprawdaż ? – Roześmiał się szczerze, zerkając na nią z łobuzerskim uśmiechem na ustach. – Co innego moja młodsza siostrzyczka, ta zawsze potrafiła się dostosować.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  50. Dopiero, gdy dziewczyna opuściła lokal, odważył się podnieść wzrok. Błądził nim dłuższą chwilę po pomieszczeniu, zastanawiając się jak wiele ze słów, które przed chwilą z nią wymienił zostało podsłyszane przez pozostałych przedstawicieli obsługi New Moon kręcących się jak zwykle wokół od czasu do czasu. Jeśli do końca wieczoru zdołają poskładać wszystkie usłyszane fragmenty do kupy tak, by razem tworzyły w miarę logiczną całość, jutro z pewnością stanie się głównym obiektem ich żartów i docinek. Doprawdy, do jasnej cholery, zajebiście ! Z drugiej natomiast strony być może któraś z dziewczyn pozazdrości Francuzce na tyle, by skorzystać w przyszłości z jego fotograficznych usług, choć w to akurat szczerze wątpił.
    Póki co jednak przede wszystkim czuł, że jeśli za chwilę czegoś ze sobą nie zrobi, szalejąca mu w żyłach adrenalina zaraz dosłownie rozsadzi go od środka, a z doświadczenia wiedział, że to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Zresztą i tak nie mógł przecież pozwolić, by blondynka sama wracała w takim stanie po nocy do domu. Ignorując swą urażoną męską dumę zmusił się więc najpierw do zapłacenia za wypitego drinka, by następnie ruszyć żwawym krokiem w kierunku drzwi, zahaczając przy okazji po drodze o kantorek przeznaczony dla obsługi, skąd zgarnął jeszcze kurtkę i kask. Tam w razie czego, gdyby miał ją odwozić swoim motorem.
    - Jedna z naszych klientek zażyczyła sobie, bym odtransportował ją bezpiecznie do mieszkania. – Rzucił w stronę kompletnie zaskoczonego bramkarza, który rzecz jasna próbował go jeszcze przez moment zatrzymać, by w końcu ograniczyć się tylko do ciężkiego westchnięcia i wzruszeniami ramionami połączonego z pełnym dezaprobaty cmoknięciem.
    Nie żeby Rivera zbytnio się tym przejmował. Nie po raz pierwszy w swoim życiu decydował się ostatecznie na popełnienie jakiejś głupoty wyłącznie pod wpływem nagłego, całkowicie nieprzemyślanego impulsu. Nie przeszkadzała mu także perspektywa przymusowej wizyty na dywaniku u szefa, która po tak niestandardowym występku z całą pewnością nie miała go w przyszłości ominąć. W tym momencie liczyło się dla niego wyłącznie złapanie swej dawnej znajomej zanim ta zniknie w którymś z najbliższych zaułków i zapewnienie jej, że tak właściwie już dawno zdążył jej przebaczyć tamtą scenę sprzed dwóch lat. Miał szczęście, gdyż jasnowłosa zdążyła w międzyczasie przejść zaledwie kilka metrów, więc wystarczyło, że trochę podbiegł, by znalazł się tuż przy niej.
    - Hej, poczekaj. – Zagrodził kobiecie drogę i bez jakiegokolwiek zastanowienia złapał ją lekko za ramiona. – Wybacz mi proszę, jeśli moje zachowanie Cię uraziło. – Dodał szybko, bojąc się, że zostanie przez nią uznany za groźnego wariata. – Mogłem jakoś łagodniej wyłożyć Ci całą prawdę zamiast od razu wykładać Ci ją prosto z mostu. Niech to szlag, zdaje się, że znowu wyszedłem na totalnego kretyna, zadowolona ? – Odsunął się trochę, by zajrzeć jej prosto w oczy, pragnąc odczytać z nich, czy czasem zanadto nie przesadził.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  51. Wygłaszając swoje pierwsze w życiu kazanie, Gabby nigdy by nie pomyślał, że w niedalekiej przyszłości stanie się powiernikiem tak wielu ludzkich historii oraz męczących sekretów. A jednak obecnie często był jednocześnie kimś w rodzaju spowiednika i psychologa, co z jednej strony miło go łechtało, lecz z drugiej nie raz sprawiało, iż czuł olbrzymi ciężar skrywający się gdzieś na samym dnie duszy. Co gorsza w przeciwieństwie do tych wszystkich owieczek, które przychodziły do niego po radę lub zwyczajne wsparcie nie mógł się nim z nikim podzielić, ponieważ zdradziłby tym samym ich jakże cenne zaufanie. Nic więc chyba dziwnego, że czasem zdarzały mu się takie dni, podczas których nie mogąc już dłużej wytrzymać tego stałego napięcia, udawał się do różnej maści barów, by się trochę rozluźnić, popijając alkohol i flirtując z panienkami, a niejednokrotnie też wciągając lub wstrzykując sobie to i owo. Ostatecznie był tylko zwykłym śmiertelnikiem.
    - Choć nigdy nie miałem myśli samobójczych, ja również parę razy omal nie straciłem życia przez dragi. – Przyznał, uciekając speszonym wzrokiem od ołtarza. Pod martwymi spojrzeniami wszystkich wyrzeźbionych na nim świętych osobistości czuł się bowiem w tej chwili prawie jak skazaniec patrzący w oczy kata chwilę przed egzekucją. Być może nie była to zdroworozsądkowa reakcja, lecz i tak nie potrafił nad nią zapanować. – Tyle, że w moim przypadku ta zabawa trwała prawie przez połowę liceum. Dopiero wtedy bowiem mój drogi ojczulek wrócił wreszcie z kolejnego zagranicznego tournée, w które wybrał się tuż po tym, gdy przeprowadziliśmy się do Ameryki i po raz pierwszy od wielu miesięcy zdecydował się faktycznie ze mną porozmawiać, choć moja kochana matka już wielokrotnie wcześniej zwracała mu uwagę na moje nietypowe zachowanie. – Zawiesił głos na dłuższy moment, po czym kontynuował swoją wypowiedź. – Kiedy tak patrzę na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że wszystkie te moje ówczesne eksperymenty były właśnie usilnym wołaniem, by wreszcie zaczął zwracać na mnie większą uwagę. – Podsumował, wstając z kucków i obchodząc nawę w takim sposób, by następnie móc usiąść obok wciąż płaczącej dziewczyny. Niewiele myśląc, przyciągnął ją łagodnie do siebie, powalając, by jej łzy spływały mu wartkim strumyczkiem po sutannie.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  52. Nie musiała długo czekać na otwarcie drzwi i z przyjaznym uśmiechem przywitała Lèę. Nagły uścisk był z kolei dużym zaskoczeniem, stąd przez chwilę zawahała się, nim położyła dłonie na plecach blondynki. W jej rodzinie, ani między bliskimi, nie panował zwyczaj przytulania, czy innych czułości, stąd była od nich odzwyczajona, wręcz za tym nie przepadała. Nie miała jednak serca odepchnąć Lèi, więc została chwilę w obcym jej terenie
    — Mam nadzieję, że w czymś Ci nie przeszkodziłam — W końcu była nieco wcześniej, niż planowała. Może i tylko kilka minut, ale na ten czas blondynka mogła sobie coś zaplanować. Z zadumieniem rozglądała się po ogromnym apartamencie, przy którym jej wynajmowane mieszkanie wydawało się drobnostką. Poszła do wskazanego jej salonu, gdzie ostrożnie odłożyła swój plecak obok jednego z foteli — Może być wino — uśmiechnęła się i pozwoliła sobie na pójście w stronę kuchni, gdzie właśnie krzątała się właścicielka apartamentu.
    — Przyniosłam trochę swoich rzeczy i chciałam spytać od razu, czy mogę zostawić plecak u Ciebie? — Wolała się upewnić, aniżeli założyć tak z góry, a przy wyjściu okazałoby się, że musi latać z bagażem po całym mieście.
    Wróciła na chwilę do salonu i wygrzebała z plecaka niewielkie, przezroczyste pudełko. Nie mogła zabrać ze sobą lampy, przede wszystkim nie było jej to opłacalne, lecz przypomniała sobie swoje zrobione w wolnej chwili paznokcie press on
    — Uznałam, że skoro nie ma czasu na cały zestaw, to mogę zaoferować Ci te. Oczywiście są Twoje — wyciągnęła w jej stronę dłoń, w której trzymała pudełko z zestawem kolorystycznie przypominającym ten, który Lèa wskazała wtedy w kawiarni. Różnił się jedynie ozdobnikami, nie mając na sobie drobnych perełek.

    Joo

    OdpowiedzUsuń
  53. [Dziękuję mocno. za miłe słówka dla Namgi'ego a jego asortyment jest jak najbardziej otwarty dla Lèi 😏]

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  54. - Co było a nie jest ponoć nie pisze się w rejestr. – Zaśmiał się, zastanawiając się, które z nich tak naprawdę wyszło przed chwilą na większego idiotę. – A o moją pracę, to już się lepiej nie martw. Gdybyś jeszcze tego nie zauważyła, jestem jak kot. Zawsze spadnę na cztery łapy, za to Ty nie powinnaś wracać sama do domu w takim stanie i to w dodatku w środku nocy. – Dodał, mierząc rzekomą Roksanę krytycznym spojrzeniem. Im dłużej rozmawiali, tym bardziej bowiem coś mu zaczynało świtać, że w rzeczywistości jej imię brzmiało jakoś inaczej, z pewnością krócej, lecz za cholerę nie mógł sobie przypomnieć jak dokładnie. – Jeszcze ktoś Cię napadnie, a ja będę miał Cię na sumieniu. – Rzucił, mimo wszystko pozwalając jej trochę odejść.
    Nie chciał przecież znowu ograniczyć jej wolności, o którą tak wyraźnie walczyła. Zwłaszcza, że doskonale rozumiał jak zła i zarazem sfrustrowana musiała się teraz czuć. Co gorsza dałby sobie nawet rękę uciąć, że gdyby nie wciąż buzująca mu w żyłach adrenalina, byłby dokładnie w takim samym stanie. Ta jednak sprawiała, że nie tylko był w tej chwili zdolny do popełniania o wiele gorszych głupot niż nagłe wybiegnięcie z miejsca pracy, ale także zupełnego ignorowania pozostałych emocji. Przez kilkanaście następnych sekund stał więc tylko z założonymi na piersiach rękoma, obserwując jak uparta dziewoja powoli brnie do przodu, raz po raz lekko się przy tym zataczając. Zareagował dopiero, gdy w końcu potknęła się na całkowicie prostym chodniku. Zrobił to jednak nieco za późno, gdyż zdążyła już runąć na ziemię i uszkodzić jeden z pantofli. A przynajmniej tak mu się wtedy wydawało, ponieważ gdy tylko się do niej zbliżył, dostrzegł, że przydarzyło jej się coś znacznie więcej. Najwidoczniej jej noga, która wcześniej tkwiła w owym bucie również doznała kontuzji.
    - No dobra, moja mała samodzielna księżniczko, starczy tego dobrego. Teraz to ja przejmuję inicjatywę, więc jedziemy do najbliższej całodobowej przychodni, bo ktoś musi spojrzeć na to fachowym okiem, czy to się Tobie podoba, czy nie. – Oświadczył nieznoszącym sprzeciwu tonem, sięgając po torebkę blondynki i bezceremonialnie podnosząc jej właścicielkę z ziemi. – Motor raczej odpada, więc będziemy musieli wezwać taksówkę. – Stwierdził, ponownie się jej przyglądając. – No i po co Ci to było ? – Westchnął, umieszczając ją na jednym z pustych krzeseł ustawionych przed lokalem i grzebiąc po kieszeniach w poszukiwaniu komórki. Nawiązując połączenie, ściągnął jeszcze kurtkę, po czym starannie okrył nią drżące ciało blondynki.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  55. Gabby nie zawsze był tak dobrym słuchaczem jak obecnie. Tak właściwie stał się nim dopiero, gdy młodsza od niego o siedem lat Liana zaczęła sama wstępować w okres młodzieńczego buntu, nazbyt obawiając się, że jeśli i w jej życiu zabraknie męskiego pierwiastka, dziewczyna obierze dokładnie tą samą niebezpieczną ścieżkę, która wiele wiosen wcześniej stała się jego udziałem. Krótko mówiąc, przez zdecydowaną część roku starał się jak tylko mógł zastępować jej wiecznie nieobecnego w ich życiu ojca, co oczywiście wychodziło mu raz z lepszym raz z gorszym skutkiem. Ostatecznie jednak mógł chyba mówić o sukcesie, skoro jego ukochana siostrzyczka jak do tej pory trzymała się raczej daleko od dragów, a i w stanie upojenia alkoholowego też jej nigdy nie widział. Przynajmniej nie oficjalnie, bo prawda była zupełnie inna. Dopóki jednak ta wiadomość nie przeciekła do plotkarskiej prasy, śmiało mógł uznać, że wszystko grało dokładnie na takim poziomie jak powinno.
    - Daj spokój, patrząc na tę sprawę zdroworozsądkowo, czemu niby ten konkretny budynek miałby być w jakiś sposób bardziej święty niż reszta świata ? – Zaśmiał się, odruchowo czochrając jej długie włosy podobnie jak to wcześniej czynił wielokrotnie w stosunku do Elliany, gdy ta tak bardzo chciała wyjść na dorosłą, że aż doprowadzała go do szczerego rozbawienia. – Przecież Pismo głosi, że Bóg jest wszędzie. – Dodał z chochlikami w oczach. – Zresztą, gdyby Pan faktycznie zwracał uwagę na tego typu kwestie, ja sam powinienem zostać dawno ekskomunikowany.
    Jasne, zdawał sobie w pełni sprawę, że słowa, które właśnie wypowiedział kompletnie nie pasowały do funkcji jaką sprawował, lecz nie zamierzał się tym przejmować. Szczególnie teraz, gdy byli tylko we dwoje, więc nie musiał się przejmować, że podsłucha ich jakaś podstarzała dewotka.
    - Cóż, chyba nie do końca jest tak, jak myślisz. – Zaprzeczył niemal odruchowo, słysząc jej uwagę na temat własnych rodziców. – Odkąd pamiętam mojego ojca praktycznie nie ma w domu, bo albo akurat jest w kolejnej trasie albo ma próby. To, że wtedy do nas zajrzał było raczej podyktowane głównie tym jak bardzo moja droga mãe suszyła mu wcześniej o to głowę. A i wtedy, gdyby decyzja o moich dalszych losach należała tylko do niego, wysłałby mnie najchętniej natychmiast do szkoły wojskowej z internatem, dzięki czemu już nigdy więcej nie musiałby się martwić moim zachowaniem. Moja matka też nie była dużo lepsza, ponieważ od samego początku nalegała, bym został księdzem katolickim, dzięki czemu mogłaby być w stu procentach pewna, że moje życie towarzyskie spadnie praktycznie do zera. Teraz natomiast co chwila organizuje mi spotkania z pannami pochodzącymi z tak zwanych dobrych domów w obawie, że jeśli w końcu rzeczywiście doczeka się mojej strony wnuka, to albo będzie on pochodził z nieprawego łoża albo jego matką będzie jakaś mało odpowiedzialna damulka.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  56. Im dłużej wsłuchiwał się w słowa wypowiadane przez dziewczynę, tym szerzej się uśmiechał, a w jego oczach pojawiały się coraz większe iskierki rozbawienia. Doprawdy, ten podstępny kuglarz zwany powszechnie losem najwidoczniej tej nocy znowu postanowił zabawić się z nim w ciuciubabkę, skoro to właśnie na jego barki spadła opieka nad tą konkretną małolatą. Czyżby to była kara wyznaczona mu za te wszystkie razy, gdy sam w przeszłości prowokował podobne sytuacje ? W pewnym momencie jednak nie potrafił już dłużej utrzymać swej poważnej, a zarazem opiekuńczej maski, więc wybuchnął szczerym, niepohamowanym śmiechem. Odłożył komórkę na blat najbliższego stołu i ukucnął przed blondynką, by móc łatwiej unieść lekko jej podbródek, a ty samym zajrzeć w głębie jej jasnych źrenic jakby starając się zgłębić co tak właściwie siedzi teraz w jej duszy.
    - Nie mogłaś tak od razu zanim zacząłem robić z siebie totalnego idiotę ? – Spytał, gdy wreszcie udało mu się uspokoić na tyle, że odzyskał władzę nad głosem. – Gdybym wiedział, że jesteś tu nielegalnie, nie odstawiałbym tego całego przedstawienia. Swoją drogą niezła z Ciebie aktoreczka, skoro udało Ci się oszukać tego sztywniaka stojącego dzisiaj przed drzwiami. – Zerknął przelotnie we wspominanym kierunku, po czym skupił się ponownie na twarzy nastolatki. – No ale mniejsza, sam będąc w Twoim wieku wielokrotnie wkradałem się potajemnie do różnej maści klubów i barów. Pomijając już fakt, że miałem zaledwie piętnaście lat, gdy po raz pierwszy zasiadłem za kierownicą motoru. – Odpłynął na parę sekund, dając się całkowicie ponieść wspaniałym wspomnieniom. – Jak więc widzisz, jestem ostatnią osobą, która mogłaby Cię w tej kwestii pouczać. Strach przed konsekwencjami, które z pewnością by mnie dotknęły, gdyby rodzice dowiedzieli się o moich ówczesnych występkach również nie jest mi obcy. – Przyznał. – Z tą małą różnicą, że ja nie jestem synem projektantów modowych, a prawnika i agentki FBI, więc chyba sama się domyślasz, że i tak mało co uchodziło mi na sucho. Musiałem więc wymyślić sobie jakąś miejscówkę, by przeczekać ich największy gniew. – Wyznał, wciąż raz po raz kręcąc głową niedowierzając, że oto ma przed sobą podobną istotę.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  57. Podziękowała z uśmiechem za kieliszek, od razu czując intensywną woń wina po przyłożeniu go do nosa. Wzięła łyka i zadowolona mogła stwierdzić, że wino było naprawdę dobre. Dało się wyczuć, że jego jakość była wyższa niż tego podstawowego, sklepowego. Francuskie nazwisko widocznie zobowiązywało do znania się w tym rejonie i Mijoo nie zamierzała z tego względu narzekać
    — Naprawdę dobre — powiedziała z podziwem, biorąc następnego łyka. Nie była ogromną fanką, czy znawczynią win, ale to rozjaśniało jej, czemu niektórzy tak się nim zachwycali.
    Informacja o sushi była równie radująca, co o winie. Dawno nie miała okazji go jeść, głównie przez wysokie ceny i brak czasu.
    — Jeny dziękuję Lèa… — nie spodziewała się takich dóbr, kiedy przyjedzie teoretycznie jedynie na wspólne przyszykowanie się do wyjścia. Sięgnęła po jeden kawałek, aby skorzystać z jej oferty, ale wolała nie rzucić się na wszystko naraz, aby potem tego nie żałować. Byłaby też ospała, a czekało je pomalowanie się, musiała też się przebrać, a wolała robić to w pełnych możliwościach, aniżeli ograniczona zmęczeniem i pełnym brzuchem.
    — No co ty. Teraz tym bardziej cieszę się, że je przyniosłam, skoro ty zaoferowałaś mi wino i jedzenie — uśmiechnęła się szczerze i z zadowoleniem, że prezent spodobał się blondynce. Chwilę później pokręciła prędko głową, kiedy Lèa wyznała swoje obawy co do ich spotkania — Na pewno bym Ciebie nie wystawiła. A tym bardziej bez słowa, więc nie masz czym się obawiać. Naprawdę — zapewniła ją, dalej mając na twarzy przyjazny uśmiech.
    Usłyszenie jej historii o znajomościach wywołało lekki ścisk w jej sercu. Widziała w tym trochę siebie, ale jej sytuacja i tak malowała się inaczej. Ona przynajmniej znała to miasto i miała wsparcie we współpracownikach z klubu. I jej rodzice pod tym względem akurat dali jej spokój…
    — Mam nadzieję, że po naszym wyjściu będziesz chciała dalej mieć mnie jako swoją prawdziwą znajomą — odwzajemniła uśmiech, delikatnie stuknęła ich kieliszki o siebie nawzajem i nieco z niego upiła — A teraz chodź. Za paznokcie możesz spojrzeć na moją sukienkę i pomóc zdecydować, jaki makijaż najlepiej do niej zrobić — dodała, czekając na blondynkę, aby skierować się z powrotem do salonu.

    Joo

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdyby siedząca przy nim nastolatka opisała mu swe obecne odczucia, Gabby zapewne z lekkim uśmiechem uświadomiłby jej natychmiast, że właśnie o taki efekt zawsze mu chodziło. Swoimi niestandardowymi metodami chciał przede wszystkim jeszcze bardziej zbliżyć się do swoich wiernych tak by ci nie widzieli w nim jedynie często niedostępnego pasterza, od którego odgradza ich gruby mur rzekomej świętości. Uznawał bowiem, że tylko w ten sposób łatwiej przeniknie do ich grona, a tym samym stanie się im na tyle bliski, by chętniej dzielili się z nim swoimi życiowymi sekretami i problemami. Bardziej konserwatywna część nowojorskiej społeczności uznawała go przez to rzecz jasna za kompletnego pomyleńca, który w przyszłości z pewnością trafi prosto do piekła, lecz w żadnym wypadku nie zamierzał się tym przejmować przynajmniej do czasu, gdy osiągał swój upragniony cel.
    - Jak do niemal wszystkiego w życiu i do tego typu randek wbrew pozorom da się dość łatwo przyzwyczaić. – Odparł na jej uwagę. – A czasami nawet bywają one doprawdy zabawne. Na przykład wtedy, gdy moja matka jako rzekomo dobrą kandydatkę na żonę prezentuje mi którąś z kobiet, które wcześniej poznałem w barze i zdaję sobie dokładnie sprawę, że raczej nie grzeszy ona zbytnią inteligencją. – Zaśmiał się szczerze. – Gorzej, że podczas takich spotkań nigdy nie mogę być do końca pewien, czy panna, która akurat siedzi naprzeciwko mnie leci faktycznie na moją osobę, czy też po prostu na pastora lub moje nieszczęsne nazwisko. – Dodał, ciężko wzdychając.
    Skończywszy swą wypowiedź zamilkł na dłuższą chwilę ze wzrokiem utkwionym w jednym z obrazów wymalowanych na naprzeciwległej ścianie. Tam też miał go zresztą zawieszony również i wtedy, gdy do jego uszu dotarło kolejne pytanie blondynki. To okazało się na tyle zaskakujące, że aż doszczętnie wybiło go z rytmu na dobre pół minuty.
    - No cóż, ja również raz dałem się ponieść temu wspaniałemu doznaniu. – Odrzekł w końcu melancholijnie. - Raufa była nielegalną imigrantka pochodzącą z Arabii Saudyjskiej, która musiała uciekać ze swego rodzinnego kraju po tym, gdy któraś z sąsiadek przyłapała ją na tym jak całuje się z jakimś obcym mężczyzną, za co w najlepszym razie groziło jej długotrwałe więzienie. Jej droga rodzinka uważała jednak, że to zdecydowanie za mała kara za tak haniebny występek, więc postanowiła wymierzyć jej najbardziej okrutną pokutę na świecie – śmierć przez ukamieniowanie. Nic więc dziwnego, że biedna dziewczyna mimo ryzyka postanowiła uciec za ocean. Co prawda po wielu tygodniach nieprzerwanej walki udało jej się wreszcie uzyskać zgodę na roczny pobyt w USA, lecz pewnego pięknego dnia jakimś cudem została namierzona przez brata, toteż chcąc nie chcąc musiałem się z nią jak najszybciej rozstać, by nie mieć jej krwi na rękach. Niestety nigdy nie dowiedziałem się, gdzie ją przerzucono, ponieważ organizacja, która pomagała jej w dalszej ucieczce uznała, że przekazanie mi tej informacji wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem dla obu stron. – Skończywszy swą opowieść, znowu uciekł spojrzeniem w kierunku ołtarza, tak jakby to tam właśnie szukał niezbędnego mu w tej chwili wsparcia.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  59. Im dłużej słuchał wypowiedzi blondynki, tym trudniej było mu walczyć z cudownymi wspomnieniami tamtych nielicznych chwil, gdy jako dobrze opłacany fotograf zatrudniony na umowę zlecenie przez jej rodziców zostawał z nią sam na sam. Choć spędził z nią tylko niecałe dwa miesiące, wciąż doskonale pamiętał te wszystkie wspaniałe uczucia, które ogarniały go za każdym razem, gdy przypadkiem ich dłonie dotknęły się w trakcie sesji. A teraz miał ją ponownie na wyciągnięcie ręki. Mógł rozkoszować się jej słodkim zapachem, zastanawiając się jak zareagowałaby, gdyby znów próbował zamknąć ją w swoich objęciach. Żałował jedynie, że nie zdążył zrealizować tego pragnienia zanim się od niego odsunęła. Kompletnie nad sobą nie panując, rzucił jej spojrzenie zbitego szczeniaka. Jasne w związku z jej niedawnym wyznaniem, wiedział doskonale, że nie powinien jej nawet tknąć palcem, lecz czy i tak nie było już na to o wiele za późno, biorąc pod uwagę wydarzenia tamtego pamiętnego popołudnia sprzed dwóch lat ?
    - Oj, znowu się ze mną droczysz moja panno. – Stwierdził, po czym niewiele myśląc przesunął się do niej nieco bliżej i złożył czuły pocałunek na jej czole. – Doskonały plan sobie ułożyłaś w tej swojej pięknej główce, jeśli chciałaś uzyskać stuprocentową gwarancję, że nie zawiozę Cię do żadnego lekarza. - Mruknął, zachodząc ją nagle od tyłu. Następnie odsunął lekko materiał kurtki spoczywający do tej pory na barkach Francuski tak, by jego oczom ukazały się jej piękne, nagie ramiona, po czym zaczął muskać je delikatnie opuszkami. – Co powiesz na powtórzenie tamtego popołudnia ? – Spytał ni stąd ni zowąd, nieświadomie przechodząc do trybu profesjonalnego masażu.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  60. Na jej uwagę uniósł odrobinę jeden kącik ust w górę, dalej nie przestając lustrować jej spojrzeniem.
    — Nie jest to ten “ładny”, na którego miałem nadzieję, ale, no, niech będzie — mruknął przekornie i postukał niecierpliwie palcem o policzek. — Cóż, wydaje mi się, że mamy tylko jeden pasujący scenariusz. Oddaję swój głos na panienkę z dobrego domu, choć nie mam pomysłu na to, co dokładnie ją trzyma w klatce. — Nagle wyprostował się równie szybko, jak wcześniej pochylił, po czym złapał ostatni kufel, wytarł go szybkim ruchem i odłożył za sobą na drewnianą półkę. — Będziesz mi w takim razie musiała zdradzić swój sekret. Jestem zbyt zainteresowany i ostrzegam, nie odpuszczam.
    Roześmiał się, ale ten śmiech ugrzązł mu w gardle, bo poczuł, jak ktoś klepie go po plecach, więc momentalnie się odwrócił. Zobaczył Ramonę, jak zawsze wkurwioną — bo jakżeby inaczej — która wpatrywała się w niego świdrującym spojrzeniem. Patrzyła na niego, kompletnie nic nie mówiąc, o te kilka sekund za długo.
    — Co ty tu robisz? — warknęła w końcu. Omiotła wściekłym spojrzeniem również Leę, a potem oparła dłonie na obu biodrach.
    La chica loca.
    — Pracuję? — zapytał Henry. Nawet, gdy bardzo się starał, nie potrafił pozbyć się tej ironicznej nuty w rozmowach z Ramoną. To po prostu się działo. — A co ci się nie podoba?
    — Co mi się nie podoba? Co mi się nie podoba. On mi powie… co mi się nie podoba! Ja ci powiem! — wyrzucała z siebie, szamocząc się po barze. Tu zajrzała, tam coś przestawiła, zatrzasnęła jakieś drzwiczki, jednocześnie mrucząc coś pod nosem do siebie po hiszpańsku. — Wiesz, mogłeś chociaż zrobić mi tę przyjemność i dać mi zmianę do końca.
    — C-co? — Zaczynało mu się kręcić w głowie.
    — No tak. Proszę się o zmianę do końca już od tygodni. Wszyscy o mnie zapominają.
    — Ale… Ramona, przecież dosłownie wczoraj mówiłaś…
    — Mówiłam, mówiłam! Może mi się tak powiedziało, i co? Wiele rzeczy się czasem mówi. To jak, będziesz tu siedział do końca czy dasz mi zamknąć?
    Henry w końcu zerknął na swoją towarzyszkę przy barze, a jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech.
    — Masz ochotę znaleźć jakiś inny bar, z którego nas nie wyrzucą? — zapytał. — Muszę się przecież w końcu dowiedzieć, za co poszłaś siedzieć.

    Henry M. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  61. Słuchając kolejnych, tym razem pełnych współczucia, słów blondynki, Gabby zaczął się dogłębnie zastanawiać kiedy i przy jakiej okazji ostatnio odkrył przed kimś historię swego wciąż obficie krwawiącego serca. Ostatecznie doszedł do wniosku, że chyba tylko członkowie jego najbliższej rodziny zdawali sobie sprawę kim w rzeczywistości była owa tajemnicza uciekinierka, o której wielokrotnie później wyśpiewywał, czy to będąc pod wpływem alkoholu czy narkotyków. Okrutna prawda była bowiem taka, że choć niemal codziennie wysłuchiwał żalów innych osób, to sam najczęściej zwyczajnie nie miał się z kim podzielić swoimi troskami. I z całą pewnością nie spodziewał się, że wspomnienia związane z tamtymi wspaniałymi dniami, które spędził razem z ukochaną kiedykolwiek ujrzą światło dzienne pod tym konkretnym dachem.
    - Faktycznie, jedyne, co mogę w tej chwili dla niej zrobić, to każdego ranka modlić się do Boga, by nie pozwolił, by ktoś z rodziny wreszcie ją dopadł… - Oświadczył ze smutkiem w głosie. – I właśnie to robię. – Dodał, czując jak pod wpływem nagłego dotyku palców jasnowłosej na swej dłoni wzbiera w nim nie tylko nowa nadzieja, ale także zwyczajne męskie pożądanie.
    Żeby było jasne, nie miał najmniejszego zamiaru jej przelecieć. A już za żadne skarby we własnej świątyni, lecz przecież nie mógł też nic poradzić na to, że jego organizm reagował zgodnie z wielowiekowymi zasadami matki natury. Niechętnie więc zmusił się do cofnięcia ręki, nie zdając sobie kompletnie sprawy z faktu, że już za parę sekund czeka go następna próba charakteru, a okaże się ona jeszcze cięższa od poprzedniej. Wszystko wskazywało na to, że okrutny los nie miał chyba dzisiaj nic lepszego do roboty niż się z nim drażnić, skoro dopuścił do tego, że nastolatka niespodziewanie ułożyła mu głowę na ramieniu sprawiając, że zalazła go nowa fala trudnej do zwalczenia pożądliwości. Cholera, przecież ta pannica mogła być mniej więcej w wieku Liany, więc o czym tu w ogóle było fantazjować ?! A jednak po głowie chodziły mu same mało święte myśli. Usiłując je za wszelką cenę odpędzić, instynktownie wzniósł oczy do sufitu, błagając Chrystusa o zesłanie mu dodatkowych sił na walkę z szatanem.
    - Kwestia doświadczenia. – Mruknął w odpowiedzi, obawiając się, że jeśli doda coś jeszcze, zdradzi go ton jego własnego głosu.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  62. Niemal z każdym mięśniem dziewczyny, który pod wpływem jego ruchów nieco się rozluźniał, Max coraz bardziej się nakręcał, przez co omal nie puścił płazem jej pierwszej uwagi. Jasne, wiedział, że to, co właśnie robił z całą pewnością było wysoce niestosowne, biorąc pod uwagę, że wciąż była zaledwie nastolatką, podczas gdy on już dawno wszedł w dorosłość, lecz do jego mózgu zdążyła się już dostać o wiele zbyt wielka fala endorfin, by w ogóle był w stanie myśleć o czymś tak prozaicznym jak okropne i co gorsza natychmiastowe konsekwencje, które z pewnością spadłyby na jego barki, gdyby nakrył ich ktoś wychodzący z klubu.
    - Wyłącznie za tymi najbardziej nieznośnymi. – Wymruczał prosto do jej ucha, po czym przygryzł lekko jego płatek, co tylko dobitnie świadczyło, że właśnie przeszedł w ten dziwny stan, podczas którego kompletnie nad sobą nie panował.
    Jedynym, co obecnie się dla niego liczyło było jak najszybsze zaspokojenie swego narastającego pożądania. Gdyby nie znajdowali się w miejscu publicznym, zapewne już dawno wylądowaliby razem na blacie stołu, lecz nawet on nie był na tyle głupi, by posunąć się do czegoś tak szalonego będąc w samym środku wielkiego miasta.
    Pokrętny los najwidoczniej jednak znowu postanowił uniemożliwić mu należyte podgrzanie blondynki przed przeniesieniem się w bardziej ustronne miejsce, ponieważ akurat wtedy, gdy miał już zamiar zjechać dłońmi na wysokość łopatek Francuzki, ta musiała nagle przypomnieć sobie o swojej nieszczęsnej kostce. Niech wszystkie demony piekła pochłoną jego pierdolone szczęście ! Z ogromnym wręcz trudem zmusił się do tego, by przestać śnić na jawie i wrócić do rzeczywistości.
    - Cudownie, normalnie, kurwa mać lepiej być nie mogło. – Nie potrafił powstrzymać się od wyrzucenia z siebie kilku niezbyt cenzuralnych słów, wściekły, że znowu nie udało mu się zyskać niczego więcej poza zdecydowanie zbyt krótkim zadowoleniem. Nawet to nie mogło jednak w pełni ukoić jego poczucia niesprawiedliwości, toteż dołożył jeszcze istną wiązankę przekleństw topowych wyłącznie dla faceta, który na wczesnym etapie swego życia wielokrotnie błądził po meksykańskich uliczkach. Dopiero wtedy uspokoił się wystarczająco, by móc przystąpić do układania w miarę sensownego planu. – Wybacz, że musiałaś tego słuchać. – Rzucił, kucając z powrotem koło jej nóg. – Trochę mnie poniosło. – Dodał, łagodnie ujmując jej chorą nogę tak, by móc się jej lepiej przyjrzeć. Faktycznie, nie wyglądała najlepiej, a co gorsza najwyraźniej zaczynała puchnąć. – Nie chciałbym Cię za bardzo martwić, ale moim zdaniem w tym przypadku nie unikniemy raczej wizyty u specjalisty. – Stwierdził, podnosząc się. – Mam jednak pewną propozycję, ale zanim Ci ją przedstawię, musisz mi obiecać, że nie polecisz później z jęzorem na najbliższy komisariat ani nie powiesz o niczym rodzicom. To ma być wyłącznie nasza tajemnica, jasne ? – Zajrzał jej prosto w oczy.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  63. Bez oporu dała się zaciągnąć dziewczynie w nieznanym jej początkowo kierunku, aby jedynie w szoku otworzyć usta, jak ujrzała za rozsuniętymi drzwiami ściany wypełnione ubraniami. Była to po prostu jedna, wielka garderoba. Nic więcej, oprócz ubrań, akcesoriów i butów, Mijoo nie wiedziała na czym najpierw zawiesić oczy
    — Ciężko by było, żeby nic nie przypadło — stwierdziła z niedowierzaniem w głosie, kiedy przyglądała się sukienkom, które pewnie kosztowały więcej, niż jej cała kariera burleskowa łącznie z uzbieranymi napiwkami. Przynajmniej dziewczyna zawsze miała z czego wybierać, choć to też wydawało się czymś przygniatającym. Na przykład kiedy człowiek był w pośpiechu? Znalezienie czegoś w tej górze ubrań w trakcie zabieganego poranka wydawało się koszmarem.
    — Jesteś córką Paryskiej projektantki? — zapytała zdziwiona. Faktycznie nazwisko coś jej mówiło, ale kompletnie nie przypisała go do kobiety ze świata mody. Nie była też osobą chodzącą w ubraniach wyższej klasy, niewiele z tych, które miała w czasach licealnych teraz na nią pasowało, więc musiała zostać z tym, co było dostępne w galeriach.
    Wino w jej kieliszku powoli robiło kółka, kiedy nieznacznie nim kręciła, ale nie zbliżała go do ust przez nieustanny podziw ilością ubrań i ich jakością. Przeniosła w końcu oczy na Lèę, która pokazywała potencjalne wybory dla siebie. Zastanawiała się nad każdą z opcji, dopóki dziewczyna z ekscytacją nie wyjęła czerwonej halter sukienki
    — Zdecydowanie ta — potwierdziła jej wybór, patrząc na wyciągnięte ubranie. Bardzo pasowało do blondynki, a jej szczęście po wynalezieniu jej w garderobie jedynie potwierdziło, że jest to najlepszy wybór.
    — Naprawdę? — niedowierzanie po raz kolejny do niej wróciło, kiedy Lèa powiedziała, że mogą znaleźć też coś dla niej. Zazwyczaj do klubów chodziła w spodniach i skąpych topach, o ile w ogóle się do nich wybierała. Ale uznała, że ten wieczór to idealna okazja, aby ubrać coś bardziej kobiecego, nie tylko na scenie klubu.
    — Może ta? — ostrożnie wyciągnęła z całego rzędu sukienek, krótką czarną, z kokardkami przy ramiączkach i dolnym szwie — Daje dużą swobodę makijażową — zauważyła, kiedy przypomniała sobie o paletkach, które spakowała do swojej torby — Co sądzisz? — odwróciła się w jej stronę, przykładając sukienkę do swojego ciała.
    — Wybierzemy, zaczniemy się malować i musisz opowiedzieć mi więcej o swoim życiu we Francji — wręcz zażądała, zaintrygowana samym faktem, że matką dziewczyny była sławna projektantka.

    Joo

    OdpowiedzUsuń
  64. Gdy czasem zdarzało mu się patrzyć na konsekwencje swoich przeszłych zachowań z pespektywy czasu, wielokrotnie śmiał się potem przez wiele godzin jak opętany. Teraz też ni z tego ni z owego wybuchnął szczerym chichotem, wyobrażając sobie wkurwienie drogiego ojczulka, gdyby ten tylko przypadkiem dowiedział się, że rzekomo olbrzymia kara w postaci podrzucenia go niczym nic nieznaczącej paczki do rodzinki mieszkającej w Monterrey po tym, gdy jego małżonka przypadkiem odkryła w jakim to też okropnym towarzystwie kręci się ich jedyny synek sprawiła, iż ten zamiast opuścić trochę gardę i nabrać należytej pokory, zrobił coś zupełnie odwrotnego. To właśnie wielomiesięczny pobyt w Meksyku uczynił z Maxa takiego mężczyznę jakim był teraz – często nadzwyczaj szalonego, skaczącego na główkę bez najmniejszego nawet zastanowienia oraz niemal zawsze gotowego iść choćby po trupach do wyznaczonego sobie celu, ale jednocześnie też takiego, który w razie czego w jednej chwili jest w stanie ogarnąć się na tyle, by przejąć niemal pełną kontrolę w tych wszystkich kryzysowych sytuacjach, w których zdecydowana większość znanych mu ludzi kompletnie traciła zdolność trzeźwego myślenia. Zresztą w przeciwnym wypadku z pewnością już dawno leżałby martwy w jakimś ciemnym zaułku. Ostatecznie w przeciągu całego swojego, w cale nie tak znowu długiego, żywota zdołał już porządnie wyprowadzić z równowagi nie jednego typa spod ciemnej gwiazdy. Oczywiście nazwisko odziedziczone po rodzicach też zapewniało mu dodatkowe punkty na skali bezpieczeństwa, lecz wątpił, by mogły się one równać jego własnym umiejętnościom manipulacji i chłodnego kalkulowania posiadanych sił. Choć bowiem w wielu kręgach uchodził za kompletnego idiotę, tak naprawdę był doskonałym strategiem, który zwyczajnie najczęściej nie pokazywał od razu wszystkich posiadanych kart, woląc raczej wykorzystać je w najmniej spodziewanym dla potencjalnego wroga momencie. Tak było o wiele zabawniej.
    - Mogę Cię zapewnić, że ostatnim o czym teraz z pewnością marzę jest wykonanie telefonu do Twoich starych. – Odparł, kręcąc lekko głową nad jej jakże przewidywalnym zachowaniem. – Sama pomyśl jakby to się mogło skończyć dla nas obojga. Z tego, co mówisz wnioskuję, że zostałabyś przez nich znowu zamknięta pod kloszem albo coś jeszcze gorszego, a gdyby jeszcze przyszło im przypadkiem do głowy powiadomienie moich własnych rodziców o tym, co tu właśnie zaszło, nie miałbym raczej czego u nich dłużej szukać. Wyraźnie dali mi ostatnim razem do zrozumienia, że jeśli jeszcze choć raz dam się przyłapać na jakimś głupim zachowaniu, już nigdy więcej nie użyją swoich wpływów, by wyciągnąć mnie zza krat. Chyba mają już serdecznie dość tego jak często szargam ich nazwisko. – Westchnął ciężko, biorąc znowu komórkę do ręki. – No ale mniejsza, jakoś sobie poradzę. – Wzruszył ostentacyjnie ramionami. – A teraz do sedna. Mam pewnego znajomego ortopedę, który już niejednokrotnie składał mnie do kupy po tym, gdy trochę za bardzo przegiąłem czy to podczas nie do końca legalnego sparingu, czy wyścigów motorowych. – Uśmiechnął się zawadiacko. – Jest niemal cudotwórcą, a w dodatku będzie trzymał język za zębami przynajmniej tak długo, dopóki dostaje należytą zapłatę. Zwykle są to jakieś mocniejsze dragi, ale z racji naszej paroletniej znajomości zadowoli się zapewne czymś lżejszym. Tylko błagam Cię serdecznie jeszcze o jedną rzecz: masz być cicho jak mysz pod miotłą przynajmniej dopóki nie dojdzie do transakcji, bo jeszcze nabierze jakichś niepotrzebnych podejrzeń, a wtedy zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. – Ostrzegł ją instynktownie, przewidując, że jeszcze nigdy nie miała kontaktu z tego typu osobnikami.


    Diabełek zwany Maxem

    OdpowiedzUsuń
  65. Nim zdążył w ogóle w jakikolwiek sposób zareagować na ostatnie słowa dziewczyny, ta podniosła się gwałtownie, rzucając się niemal biegiem w kierunku wyjścia. Po raz kolejny w życiu został więc kompletnie sam ze swoimi myślami. Cóż, przez ostatnie cztery lata doświadczał tego na tyle często, że zaczął się do tego przyzwyczajać. Jeszcze gdy był studentem, wielokrotnie mu przecież powtarzano, że jest to jedna z wielu wysokich cen jakie musi płacić duchowny za obcowanie z kobietami. Z drugiej jednak strony jako stale buntujący się przeciwko sztywnym religijnym zasadom pastor mógł przecież żywić nadzieję na to, że spotka ją ponownie i to niekoniecznie pod tym dachem.
    ***
    Faktycznie, miał ją ujrzeć już za cztery dni, gdy korzystając z wolniejszego piątkowego wieczoru po odwiezieniu Liany na pidżama party organizowane przez jedną z jej koleżanek ze studiów, postanowił ulec wpływowi nagłego impulsu i zostawiwszy uprzednio samochód pod apartamentem, udał się do klubu muzycznego Lazarus położonego w zachodniej części Williamsburga. Jasne, zdawał sobie sprawę, że jeśli jego twarz trafi znowu przypadkiem na strony jakiegoś magazynu plotkarskiego lub jego matka w inny pokrętny sposób dowie się, że po raz kolejny złamał zasady umowy, którą zawarł z rodzicami lata temu zobowiązującej go wyraźnie do obchodzenia wszelkich miejsc związanych aż tak ściśle z nowojorskim światem artystycznej bohemy, ta nie tylko z pewnością przy następnym wspólnym obiedzie zrobi mu dziką awanturę, ale także wpakuje mu się w pewnym momencie do mieszkania bez najmniejszego uprzedzenia (tak, zdarzało jej się podbierać dodatkowy komplet kluczy, który jakiś czas temu w razie czego podarował siostrze) i przetrząśnie je do góry nogami w poszukiwaniu nowych paczuszek z dragami. Cholera, ile on był dał, by ta kobieta wreszcie przestała wtykać nosa w jego życie ! Z drugiej jednak strony musiał otwarcie przyznać, że choć od chwili, gdy opuścił mury oddziału detoksykacyjnego minęło już ponad dziesięć wiosen, kilka razy dzięki tej metodzie o mało co nie zdołała go złapać na paleniu zioła. I tak powinien się cieszyć, że jego charakterystyczny zapach roznoszący się w powietrzu jak do tej pory zawsze udawało mu się wytłumaczyć obecnością chwilowych lokatorów. Gdyby miała nieco silniejsze dowody na jego oczywiste kłamstwo, zapewne dołożyłaby wszelkich starań, by po raz drugi trafił do zamkniętego ośrodka leczenia uzależnień. Nawet ta niewesoła myśl nie była go jednak w stanie dzisiaj powstrzymać od wciągnięcia rozluźniającej kreski koki przed wyjściem z domu. Ostatecznie jak szaleć, to na całego.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  66. Słysząc pełną pasji odpowiedź dziewczyny, automatycznie wzniósł ręce w obronnym geście. Najwidoczniej rzeczywiście zbyt często obracał się wśród różnej maści niebezpiecznych typków, skoro paroma z pozoru niewinnymi słowami był w stanie doprowadzić cywilizowanych ludzi do takiego stanu. Może stosował zbyt wiele wysokiej klasy metod asekuracyjnych, by zabezpieczyć sobie ewentualny szybki odwrót, ale, do cholery ciężkiej, z pewnością nie zamierzał narażać własnego życia z powodu fochów jakiejś małolaty, która niby to chciała wyrwać się spod klosza rodziców, ale tak naprawdę za bardzo obawiała się ich zemsty, by zdecydować się postawić ten jeden duży krok naprzód, który faktycznie by jej na to pozwolił.
    - Miło wiedzieć, że po tylu latach nadal masz mnie za stuprocentowego idiotę i seksoholika, który nie potrafi utrzymać swoich rządzy na wodzy nawet wtedy, gdy zagrożone jest czyjeś zdrowie lub życie. – Prychnął, tylko z ogromnym trudem powstrzymując się, by nie walnąć pięścią w blat stolika i zwyczajnie nie wrócić do klubu, gdzie zresztą i tak zapewne oczekiwano go lada chwila. – Jeśli wciąż aż tak bardzo zależy Ci na udawadnianiu, że… - Przerwał w środku zdania, ponieważ właśnie zauważył jakiś ruch nieopodal drzwi prowadzących do wnętrza New Moon.
    Pech jednak chciał, że zrobił to najwidoczniej odrobinę za późno, bo stojący wcześniej na straży porządku Leo zdążył już usłyszeć ich małą kłótnię, ponieważ właśnie zmierzał w ich stronę. Max instynktownie przeanalizował swoje szanse na ucieczkę, by ostatecznie dojść do wniosku, że wynoszą one dokładne zero procent, więc tylko westchnął ciężko, szykując się wewnętrznie na małe spięcie.
    - Wy dalej tutaj ? – Mężczyzna zerknął na niego z ukosa. – Czyżby zamówienie taksówki i odstawienie do domu tej młodej damy było dla Ciebie aż tak skomplikowane ? – Rzucił przelotnym spojrzeniem na siedzącą na krześle blondynkę. – A może potrzebujesz książki telefonicznej ? Jeśli tak, to myślę, że jakaś jeszcze kurzy się gdzieś na zapleczu. – Prychnął śmiechem.
    - Dzięki, ale nie sądzę, by była mi potrzebna. Po prostu planowałem zabrać ją tam motorem, ale niestety odmówił mi posłuszeństwa. Nie musisz się martwić, lada chwila z pewnością go uruchomię. – Uśmiechnął się z udawanym spokojem, kucając koło zaparkowanej w pobliżu Yamahy.
    - Niech Ci będzie, ale jeśli nie uda Ci się tego zrobić w przeciągu dwóch minut, dzwoń po taksówkę. Jutro zamówisz mechanika i wszystko będzie Ok, a do tego czasu któryś z chłopaków z pewnością popilnuje Ci tego Twojego cacka. – Ku niesamowitej uldze Rivery facet oddalił się z powrotem na swój poprzedni posterunek.
    - Dobra, możesz się na mnie boczyć ile Ci się tylko żywnie podoba, ale i tak nie mam najmniejszej ochoty przechodzić przez to po raz drugi. – Warknął, zostawszy sam na sam z Francuzką. Następnie ponownie wybrał odpowiedni numer i przyłożył telefon do ucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samuel odebrał dopiero po kilkunastu sygnałach i już na początku poinformował go zaspanym głosem, że może spierdalać do diabła czy gdzie go tam wszystkie licha tej ziemi wypędzą, bo on nie zamierza zwlekać się z łóżka tylko po to, by znowu składać do kupy jego przeklęte szczątki jedynie po to, by zaraz znowu je rozwalił. Dopiero, gdy usłyszał, że tym razem dla odmiany jego pacjentką będzie piękna, młoda laska, wyluzował na tyle, by zdecydować się na wstępną wycenę swojej usługi, jednocześnie jak zwykle informując, że jeśli damulka ściągnie mu do gabinetu gliny, to zarówno Lalo jaki i ona będą mogli szukać sobie miejsca na cmentarzu. Standard.
      - Sam trochę ponarzekał, ale przyjmie nas za jakieś dwie godziny. – Oświadczył, chowając komórkę do kieszeni. – Mniej więcej tyle powinno nam bowiem zabrać dostanie się taksówką do mojego mieszkania, bym mógł stamtąd zgarnąć odpowiednie proszki oraz kluczyki do własnego auta i przebicie się do wynajmowanego przez niego loftu. – Na tym etapie wolał zachować dla siebie wiadomość, że na spotkanie ze znajomym ortopedą będzie musiał zabrać ze sobą także pistolet. Nie chciał jej przecież dodatkowo straszyć. Tym bardziej, że i tak planował to zrobić wyłącznie w razie czego.


      Max

      Usuń
  67. Constance dawała wiele możliwości. Octavia przekonała się o tym na własnej skórze. Wystarczyło odpowiednio na początku się zakręcić, wybić i juz było się na świeczników i językach każdego. Każdy też chciał być blisko takiej znanej osoby w szkole, chciał się z nią przyjaźnić i być blisko. Lea jeśli tylko by chciała, mogłaby to wszystko zyskać skinieniem ręki. Była ładna, na pewno też nie głupia, a znani i wpływowi rodzice to było też coś, co liczyło sie w Constance.
    Octavia taka już była. Nauczona tego, żeby zawsze w jakiś sposób zaopiekować się nową osobą, która była tu bez nikogo bliskiego. Dlatego też właśnie wyszła z inicjatywą, żeby Lea poszła z nią na imprezę, a nie siedziała zamknięta w apartamencie i samotnie spędzała najbliższy weekend. Octavia nie miała nic złego na myśli, nawet nie pomyślała o tym, żeby w jakiś sposób Leę skompromitować.
    — Robię co? — zapytała szczerze zdziwiona, unosząc w górę jedną brew, kiedy blondynka się odezwała.
    — To nasze matki się nienawidzą, Lea, nie my. Nas ta cała rodzinna drama w ogóle nie powinna dotyczyć — odpowiedziała, opierając głowę na ręce, po czym spojrzała na kuzynkę uważnie.
    — Posłuchaj. Jesteś tu sama, nikogo nie znasz. Wiem, jak to jest, bo przechodziłam przez to samo jeszcze kilkanaście lat temu, ale mi wtedy nikt nie pomógł, sama musiałam się wkupić w towarzystwo. Daję Ci możliwość, ale jeśli nie chcesz, nie będę Cię do niczego zmuszać. Słuchaj, nie wiem co stało się w Twoim życiu, że tak bardzo boisz się ludzi i myślisz, że każdy chce Cię skrzywdzić, ale ja nie mam złych intencji, serio — dodała po chwili, dopijając do końca wino z kieliszka. Z uwagą spojrzała jak blondynka jakby intuicyjnie rusza w stronę łazienki.
    — Pierwsze drzwi na prawo w korytarzu — rzuciła jeszcze, tak dla pewności.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  68. Blisko godziny przejazd przez wiecznie zatłoczone uliczki Wielkiego Jabłka wystarczył Gabbyemu do niemal całkowitego rozluźnienia. Jasne, w związku z zażytą wcześniej maryśką świat nieco wirował mu przed oczami, ale nie miał najmniejszego zamiaru się tym przejmować. Najważniejsze, że przynajmniej chwilowo mógł całkowicie zapomnieć o swojej codziennej walce z diabelskim pokusami oraz związanymi z nią niejednokrotnie nad wyraz przytłaczającymi myślami i zabawić się jak każdy normlany młody człowiek. To nic, że jutro najprawdopodobniej będzie narzekał na poimprezowy ból głowy, ostatecznie nie takie rzeczy już się nieraz przeżywało. Ważne, że tego wieczoru nie będzie musiał roztrząsać niczyich problemów. Miła odmiana po tym ciągłym udawaniu świętoszka przed starymi babami, z których zdecydowana większość kompletnie nie była w stanie pojąc zasad współczesnego świata.
    - Mojito poproszę. – Rzucił do barmana, gdy wreszcie udało mu się dopchnąć do odpowiedniego blatu.
    Czekając na realizację zamówienia, zlustrował z zaciekawieniem najbliższe otoczenie. Z całą pewnością nie chciał przecież spędzać tego wieczoru samotnie. Kto wie, może nawet pokrętny los uśmiechnie się do niego wystarczająco, by mógł wrócić do siebie w objęciach jakiejś skorej do psot damulki ? Ostatecznie był tylko zwykłym facetem i żadna noszona zwykle szata nie mogła tego zmienić, więc nic chyba dziwnego, że miał do zaspokojenia typowo męskie potrzeby, a kto jak kto, ale Chrystus jako przedstawiciel tej samej płci powinien to raczej dokładnie zrozumieć, nieprawdaż ? Chociaż z drugiej strony ten jedyny prawdziwie święty człowiek pił ponoć wyłącznie wino, ale nie czepiajmy się już lepiej szczegółów.
    - Hej, przystojniaku, pozwolisz, że się dosiądę ? – Poczuł lekki szturchnięcie w ramię, a odwróciwszy się instynktownie w odpowiednią stronę, ujrzał wysoką Portorykankę, której zgrabnej figury oraz długich nóg mogłaby jej pozazdrościć niejedna profesjonalna modelka. Jeśli tylko uda mu się wszystko dobrze rozegrać, będzie miał naprawdę miłą nockę.
    - Jasne, zapraszam. – Odparł z lekkim uśmiechem, lustrując uważnie każdy centymetr ciała kobiety, by ostatecznie z trudem zawiesić wzrok mniej więcej na wysokości jej twarzy. – Jesteś tu sama ? – Zainteresował się, odbierając swoją szklankę.
    - Właściwie to czekam na kuzyna, ale nieco się spóźnia, więc jeśli chcesz, możemy się trochę zabawić. – Odparł, filuternie przerzucając swe długie włosy przez ramię i jednocześnie przeglądając zawieszoną na ścianie listę. – Ech, a ja akurat zapomniałam portfela. – Westchnęła ciężko, patrząc na niego z miną Kota w butach.
    - Chcesz, żebym Ci coś zamówił ? – Spytał, choć potrafił doskonale przewidzieć odpowiedź pięknej nieznajomej.
    - Och, naprawdę, mógłbyś ? – Zaklaskała w ręce niczym małe dziecko. – W takim razie, skoro już i tak postanowiłeś zdobyć się na takie miłosierdzie, myślę, że najlepszym wyborem będzie Mudslide. Uwielbiam słodkie napoje, zwłaszcza przed ruszeniem do tańca. – Dodała, posyłając mu pełen wdzięczności uśmiech. – I przykro mi, że stawiam Cię w takiej sytuacji. – Spuściła nieco wzrok, udając zażenowanie. – Tak w ogóle jestem Dorothe. – Wyciągnęła do niego dłoń.
    - Gabby. – Przedstawił się, odwzajemniając jej gest.
    Podobna standardowa gadanina trwała jeszcze około kwadransa, po czym para faktycznie przeniosła się na parkiet, gdzie wywijała aż do momentu, gdy nie rozdzielił ich wspomniany wcześniej przez szatynkę kuzyn.
    - Dzięki za miły wieczór. – Cmoknęła Anaela w policzek, a następnie ulotniła się niczym kamfora, pozostawiając go samemu sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, póki co miał pecha, lecz dzień był wciąż jeszcze młody, więc wiele zaskakujących rzeczy mogło mu się jeszcze przytrafić. Najlepszym dowodem na słuszność tego stwierdzenia była siła z jaką nagle wpadł na znajdującą się nieopodal blondynkę.
      - To raczej moja wina. – Odparł niemal automatycznie. – Trochę się zamyśliłem i chyba niezbyt uważałem, co się wokół mnie dzieje. – Wyjaśnił, usiłując dostosować jej dziwnie znajomy ton głosu do odpowiedniego imienia lub przynajmniej sytuacji, w której mogli się wcześniej spotkać. Na całe szczęście miał wyjątkowo dobrą pamięć do opowieści serwowanych mu przez wszystkie te zbłąkane owieczki, które kiedykolwiek szukały u niego pomocy lub duchowego wsparcia, więc po niecałych dwudziestu sekundach zapaliła mu się odpowiednia lampka. – Kto by pomyślał, że spotkamy się po raz drugi aż tak szybko i to w dodatku w takim miejscu. – Przekrzywił na bok głowę, próbując oszacować czy panna trzymająca właśnie dłonie na jego torsie mogła już legalnie przebywać w takich miejscach jak to. Nie żeby w przeciwnym wypadku miał zamiar wygłaszać jej jakiś nudny, moralizatorski wykład, co to to z pewnością nie. Był po prostu ciekawy, czy gdyby odważył się zrealizować swoje marzenia sprzed kilku dni, uszłoby mu to płazem. Pech chciał, że nie był tego do końca pewien. Na oko mogła mieć około osiemnastu – dwudziestu lat, ale jako starszy brat doskonale wiedział, że dziewczyny w tym wieku potrafią dodać sobie te kilka wiosen za pomocą odpowiedniej dawki makijażu czy bardziej wyzywającego stroju, toteż nic dziwnego, że w końcu zdecydował się nie ryzykować.


      Gabby

      Usuń

  69. Napięcie panujące w powietrzu zaczęło przybierać niemal wyczuwalny kształt, więc gdy wreszcie nadjechała taksówka, wzniósł oczy do nieba, odruchowo dziękując temu komuś, kto strzegł ludzkich losów za ratunek, który właśnie mu zesłał. Czuł bowiem wyraźnie, że gdyby postali pod klubem jeszcze chociaż kilka sekund dłużej, mogłyby mu wreszcie puścić nerwy. A to prawie nigdy nie kończyło się dobrze dla najbliższego otoczenia. Nawet, gdy zmierzali do jego mieszkania, potrafił myśleć niemal wyłącznie o tym kiedy będzie mógł wreszcie wyładować całą zgromadzoną w organizmie złość oraz frustrację na worku treningowym wiszącym w najdalszym zakątku garażu. Cholera, naprawdę nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak skołowany. Swoimi słowami blondynka co rusz sprawiła, że przechodził ze stanu, w którym miał szczerą ochotę, by z całej siły przywalić czemuś lub komuś do takiego, w którym najchętniej wybuchnąłby gromkim śmiechem, a następnie zdjął z niej ubrania i rzucił ją na stół. Normalnie istny rollercoaster z jazdą bez trzymanki. Jak to dobrze, że jego rodzice nie zafundowali mu młodszej siostrzyczki, bo chyba by oszalał, gdyby miał częściej przechodzić przez coś takiego.
    - Jesteśmy na miejscu. – Oświadczył, gdy dotarli wreszcie pod odpowiedni adres, jednocześnie płacąc kierowcy za przejazd i życząc mu po hiszpańsku dobrej nocy. Robił tak zresztą zawsze, gdy chciał zaimponować jakiejś lasce, doskonale zdając sobie sprawę, że zdecydowana większość z nich uznawała ten język za tylko trochę mniej elegancki od francuskiego. Sam co prawda nie rozumiał do końca co za tym stało, lecz jeśli użycie dialektu z okolic meksykańskiego Monterrey miało mu dodać parę punktów na skali damskiego zainteresowania, nie widział powodu, by z tego nie skorzystać.
    Już pomagając wydostać się blondynce z auta i prowadząc ją do drzwi, instynktownie zaczął się zastanawiać jaki obraz ta za nimi zastanie. Czy aby na pewno zdążył wystarczająco ogarnąć syf panujący we wnętrzu po ostatniej imprezie ? Z tego, co pamiętał, to chyba tak. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby w zlewie zostały jeszcze jakieś nieumyte naczynia, a w jego głównym królestwie jak zwykle panował pewien chaos, który on sam wolał nazywać raczej artystyczną aranżacją. A jeśli w dodatku pośród wszystkie pozostawione na wierzchu rzeczy podczas jego nieobecności wwaliły się jeszcze zwierzaki, zapewne mogło ono teraz przypominać istny zamek grozy. Cóż, pewnych rzeczy się nie zatuszuje, jeśli nie spodziewało się gości, szczególnie płci przeciwnej. Zresztą zawsze był o wiele lepszym komikiem i kucharzem niż zarządcą przestrzeni.
    - Dalej może panować pewien rozgardiasz, więc lepiej się nie przestrasz. – Oświadczył, otwierając przed nią drzwi letniej rezydencji swojej rodziny. – A oto moi mali strażnicy: Ike i Kyle. – Wskazał na dwa owczarki toczące zażartą walkę o to, który z nich dopadnie pierwszy do nieznajomej. – Ta księżniczka leżąca pod ścianą ma natomiast na imię Aletta. – Oswobodziwszy się z ubrania, wziął w ramiona wyraźnie wystraszonego kociaka. – Biedaczka, nadal nie za bardzo ufa obcym, ale wystarczy, że dasz jej coś do jedzenia, a natychmiast będzie sprzedana. – Zaśmiał się, czochrając futrzaka za uszami. – Chcesz może jakiejś herbaty albo kawy ? – Spytał, prowadząc Francuzkę do kuchni, gdzie pomógł jej usadowić się na jednym z krzeseł. – Obawiam się, że spakowanie się może mi trochę zająć. – Dodał celem wytłumaczenia.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  70. Hiee. ♡

    Dziękuję za powitanie i jak najbardziej podzielam to niecodzienne hobby, haha. Skoro obie jesteśmy into dark stuff, może spróbujemy pogłówkować nad wątkiem z motywem stalkowania oraz niezdrowej obsesji?

    Murayama

    OdpowiedzUsuń
  71. Gdyby nie był teraz lekko naćpany, zapewne dołożyłby wszelkich starań, by odsunąć się od atrakcyjnej blondynki zanim ta zdecydowanie bardziej pierwotna część jego natury przejmie całkowitą kontrolę nad umysłem. Zażyta wcześniej maryśka sprawiła jednak, że niemal całkowicie przestał myśleć o przyszłych konsekwencjach swoich aktualnych zachowań. Nic więc chyba dziwnego, że w ogóle się nie opierał, gdy ta pokierowała go nagle w kierunku baru. Ani przez chwilę nie czuł wyrzutów sumienia, że oto postanowił zabawić się z dziewczyną będącą mniej więcej w wieku jego własnej siostry. Te ulotniły się jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki tuż po tym, gdy jej zgrabne palce chwyciły go lekko za nadgarstek. Nie potrafił myśleć o niczym innym niż czysta, ludzka przyjemność wypływająca z obcowania z wyjątkowo zgrabną przedstawicielką płci przeciwnej. A trzeba tu podkreślić, że naprawdę było na czym zawiesić oko, tym bardziej, że zawsze ciągnęło go w kierunku kobiet charakteryzujących się romańskim typem urody.
    - Zdradził Ci ktoś kiedyś jak Twoje zachowanie wpływa na mężczyzn ? – Spytał, gdy tylko zajęli swoje miejsca, przyglądając się jej z uwagą.
    W idealnie przylegającej do ciała sukience odsłaniającej jasne ramiona oraz z puszczonymi luzem, długimi włosami opadającymi uroczymi kaskadami aż na plecy wyglądała niczym porcelanowa lalka, którą może przewrócić lada zefirek. A przecież jednocześnie tak łatwo potrafiła omamić jego zmysły. Doprawdy zaskakujące, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt nad czym zastanawiał się zaledwie przed kilkoma minutami.
    - Caipirinhę, poproszę. - Przerwał na chwilę swoją wypowiedź, by zamówić ten spośród serwowanych tu drinków, który najbardziej kojarzył mu się z wakacjami spędzanymi w rodzinnym kraju matki. Ostatecznie to właśnie w Foz do Iguaçu najpierw spędził swoje najwcześniejsze lata, a potem zaliczył swój pierwszy raz, więc nic dziwnego, że większość rzeczy związanych z Brazylią stanowiło dla niego synonim najlepszej zabawy pod słońcem. A skoro spotkał Francuzkę już po raz drugi w przeciągu tak krótkiego okresu czasu, to chyba mógł liczyć na naprawdę miły wieczór. Może nie taki zakończony przelotnym seksem, w końcu nie był jeszcze aż tak bardzo najarany, by rzucać się prosto w ramiona nastolatek, ale zawsze ciekawszy od tego spędzonego we własnych czterech ścianach. – Właściwie to sądzę, że jest to chyba jedyna kwestia, co do której udało mi się niemal w pełni wykiwać moją drogą mãe. – Zaśmiał się, skupiając się z powrotem na jasnowłosej. – No chyba, że w końcu nieco spasowała i pogodziła się z oczywistymi skutkami płodzenia dzieci ze świeżo poznaną na żywo gwiazdą rocka w jego prywatnej garderobie. – Dopiero po wypowiedzeniu tych słów na głos zdał sobie sprawę jak tragicznie one zabrzmiały. Niestety nie był ich już w stanie cofnąć. – Sorry, chyba zaczynam pleść bzdury. Najwidoczniej niepotrzebnie przed wyjściem z mieszkania znowu wciągałem dragi. Lepiej mnie już nie słuchaj. – Sięgnął po postawioną przed nim chwilę wcześniej szklankę i uchylił z niej spory łyk.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  72. Cóż, Max z pewnością należał do tego szerokiego grona ludzi, których nie rozszyfrowałby chyba nawet sam diabeł. Z jednej strony jak każdy człowiek miał swoje za uszami, lecz z drugiej wśród swoich znajomych był powszechnie znany z tego, że za zdecydowaną większość z nich skoczyłby w ogień niemal bez choćby jednej chwili zawahania. Miał wiele tajemnic, o których milczał uparcie nawet przed najbliższymi. Niektóre z nich na bank nie miały nigdy ujrzeć światła dziennego, ponieważ ich zdradzenie szybko przypłaciłby życiem. Składał się z mieszaniny w pełni zdroworozsądkowych amerykańskich genów swojej matki oraz zdecydowanie bardziej wybuchowych i żywiołowych meksykańskich genów ojca, a także cech charakterystycznych dla wielu wcześniejszych pokoleń jego krewnych przyprawionych dodatkowo jego własnymi doświadczeniami. Krótko mówiąc najczęściej przypominał dawno zastygły wulkan, który jednak w każdej chwili może znowu odżyć i wyrzucić z siebie istną masę lawy, która pochłonie wszystko, co tylko stanie jej na drodze, po czym po prostu zastygnie na kolejne wiele wieków. Jedni widzieli w nim zwyczajnego lekkoducha, drudzy kompletnego szaleńca, jeszcze inni bohatera, czy doskonałego logistyka, zdarzali się też tacy, którzy postrzegali go jako niebezpiecznego wariata, któremu nie wiadomo co w danej chwili chodzi po głowie. Prawda zaś najprawdopodobniej była jednak o wiele bardziej skomplikowana i leżała gdzieś pośrodku.
    - Chyba nie mówiłaś tego dosłownie ? – Zaśmiał się, widząc jak Kyle bezceremonialnie pakuje się dziewczynie prosto na kolana za pomocą całego swojego ciężaru, kompletnie nie przejmując się trzymanym przez nią kubkiem zawierającym gorący, zielony napar. Dobrze, że Lea zdążyła w porę odstawić go na bezpieczną odległość. – Właściwie od jak dawna nie widziałaś tego chłopaka ? – Zainteresował się, widząc jak bardzo blondynka musiała być z nim wciąż związana emocjonalnie. – Może powinnaś do niego zadzwonić ? – Spytał, stawiając na stole kakaowe herbatniki trzymane w jednej z szafek na czarną godzinę. – Częstuj się. – Rzucił z lekkim uśmiechem.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  73. Im dłużej słuchał smutnej historii dziewczyny, tym głupiej się czuł. Cholera, już dawno powinien nauczyć się trzymać język za zębami. Kim on właściwie był, by wtykać nos w miłosne przygody innych ludzi ? Co on ksiądz albo inny klecha czy państwowy urzędnik ? Czasem zachowywał się zupełnie jak jego wiecznie przynudzający rodzice, a przecież tak bardzo chciał się od nich rzekomo uwolnić. Cóż z tego, skoro z niektórymi cechami, które po nich odziedziczył, w tym olbrzymią ciekawością, nie był w stanie walczyć.
    - Przepraszam, nie powinienem Cię o to wypytywać. – Stwierdził, podchodząc do blondynki i zamykając ją na chwilę w czułych objęciach, by okazać jej swoje dogłębne współczucie. Jak nagle to zrobił, tak nagle się od niej odsunął, domyślając się, że akurat teraz wolałaby raczej zostać sama ze swoimi myślami. – Idę się spakować. Gdybyś jednak czegoś jeszcze w tym czasie potrzebowała, nie wahaj się krzyczeć. – Dodał jeszcze, po czym wyszedł z pomieszczenia.
    ***
    Wrócił dopiero po jakiejś pół godzinie z niewielkim plecakiem przewieszonym niedbale przez ramię oraz ubraniem przesiąkniętym charakterystycznym zapachem dymu papierosowego. Od kilku godzin jego umysł przepełniała istna burza emocjonalna, więc niestety nie potrafił sobie odpuścić małego dymka. A i tak dobrze, że w ostatnim momencie powstrzymał się od szybkiego zastrzyku z LSD, bo w przeciwnym wypadku zapewne fruwałby teraz po ścianach. A przecież musiał dowieść Leę w miarę bezpiecznie na miejsce. Zresztą tam zapewne i tak nie ominie go przymusowe rajanie.
    - Gotowa ? Jeśli tak, możemy ruszać. – Oświadczył, pomagając jej wstać.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  74. Klub “Lux” był rzadziej odwiedzanym przez Namgi’ego miejscem. Ze względu na jego ekskluzywność, wielu z uczestników nocnych imprez miało własny towar albo było stałymi klientami związanych z klubem dilerów - nawet niektórych z tego samego grona, co on. Była ta niepisana zasada, aby nie podkradać sobie klienteli, czysto z szacunku dla swojego “współpracownika”. Chociaż nie łączyło ich nic więcej, niż wspólne źródło sprzedawanych prochów.
    Preferował włóczyć się po szalonych imprezach w otwarcie dostępnych lokalach Manhattanu, gdzie wielu ludzi nie interesowała jakość albo zdążyła do nich dotrzeć wyprzedzająca go sława jako tego młodego, co nie ma pohamowania przed obsłużeniem licealistów.
    Jednak to był jeden z tych wieczorów, który chciał wykorzystać głównie dla siebie, przy okazji spotykając potencjalnych klientów, nie wiedzących, gdzie i w co się zaopatrzyć. Słodka gadka, że jeden wieczór nie zrobi krzywdy, i że jego produkt jest najlepszej jakości i na pewno nie zaszkodzi, była idealna na przekonanie niewinnej duszy na spróbowanie ekstazy.
    Większość swojego czasu i tak spędzał przy barze, aniżeli na parkiecie, zostawiając swój image podprogowego lowelasa w liceum. Zdecydowanie preferował tworzyć puszczaną w klubach muzykę, niż bezmyślnie, pod wpływem alkoholu i prochów, bujać się do jej rytmu z nachalnymi ludźmi wokół.
    Planował wejść na parkiet na chwilę, a raczej przebić się przez środek, kiedy wracał z łazienki i niewinnego dorobku, ale prędko został wrzucony w tłum i czyjeś dłonie znalazły się na jego, odzianej w luźną koszulę Versace, klatce piersiowej
    — Schlebiasz mi, ale nie — powiedział brutalnie, po przysunięciu się do ucha dziewczyny z nierówno pofarbowanymi włosami, zdecydowanie zbyt upojonej, aby wiedzieć, kogo tak naprawdę obmacuje. Delikatnie, acz stanowczo odsunął ją od siebie, aby w tym samym momencie zderzyć się z brnącą przez parkiet niską blondynką.
    — Wow, spokojnie — z lekkim uśmiechem uniósł w geście obronnym ręce ku górze po wzburzonych przeprosinach dziewczyny — Widzę, że komuś nie najlepiej mija wieczór — stwierdził błyskotliwie po jej postawie, jak i po tym, co miał usłyszeć w tłumie, po czym wskazał znajdujący się niedaleko bar — Może drink na ochłonięcie?

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  75. Im dłużej obcował z niedawno poznaną dziewczyną, tym bardziej zastanawiał się jak zachowywała się Liana, gdy tylko znikała z oczu całej tej rzekomo szczęśliwiej rodzince o nazwisku sławnym prawdopodobnie w całym świecie, której częścią chcąc nie chcąc był również on sam. Czy ona także zrzucała z siebie maskę wiecznie uśmiechniętej oraz odpowiedzialnej młodej kobiety (powoli faktycznie zaczynał ją tak traktować, choć nigdy nie przyznałby tego na głos) i bawiła się tak jakby jutra miało nigdy nie być ? Czy tak jak on nie była zadowolona z funkcjonowania pod tym szczelnym kloszem, którzy fundowali im rodzice, a zwłaszcza matka ? Nawet jeżeli faktycznie nadal tak było (a czuł się prawie stuprocentowo o tym przekonany), to nauczyła się to świetnie ukrywać. Cóż, prawdę powiedziawszy miał w tym swój pewien wkład. W końcu to on przemycał ją do różnej maści klubów aż do chwili, gdy ukończyła osiemnastkę. To on uczył ją jak funkcjonować w tym szalonym, głośnym świecie pełnym różnorakich używek i nachalnych mężczyzn, pragnących jedynie zaciągnąć ją jak najszybciej do łóżka. To on pilnował, by zanadto nie oberwała ani nie straciła za wcześnie dziedzictwa, doskonale zdając sobie sprawę, ze gdyby zaszła wtedy w ciążę, zdjęcia w plotkarskiej prasie byłyby dopiero nędznym preludium do znacznie poważniejszych problemów. Największe piekło zgotowaliby jej właśni najbliżsi, o czym sam co rusz przekonywał się na własnej skórze. Droga mãe na przykład stale straszyła go, że jeśli kiedyś popełni jakiś naprawdę poważny życiowy błąd albo wróci do nałogowego ćpania, już nigdy nie pozwoli mu spotykać się z siostrą. Jak można było być aż tak okrutnym dla własnych dzieci ? I to w imię czego, ratowania własnego honoru ?! Nic więc chyba dziwnego, że tak często przeklinał Boga za to, że umieścił go wśród tak samolubnej zgrai ludzi. Z drugiej jednak strony zawsze mogłoby być znacznie gorzej, nieprawdaż ?
    - Gdybym wylądował w wojsku, tak jak chciał tego mój Váter, mógłbym faktycznie mówić, że jestem w cywilu. – Stwierdził smutno, upijając kolejny łyk alkoholu. – Ze służbą w Kościele sytuacja przedstawia się jednak znacznie bardziej skomplikowanie. – Zamyślił się. – Chrystus jest chyba gorszy niż niejedna zazdrosna kochanka, bo od niej przynajmniej można choć na chwilę uciec, podczas gdy On obserwuje Cię przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Dokończył swojego drinka, kompletnie nie przejmując się, że słowa które właśnie wypowiedział zahaczają mocno o karygodne bluźnierstwo, zwłaszcza w ustach duchownego. Miał dorzucić coś jeszcze o tym, że on musi myśleć o jutrze, ponieważ będzie musiał wtedy odebrać z imprezy swoją siostrę, ale nim zdążył w ogóle po raz kolejny odetchnąć, blondynka już wciągnęła go z powrotem na parkiet, a on dał się ponieść wspaniałej muzyce dopływającej od strony sceny.
    - Ach, ile ja bym dał, żeby móc żyć tak jak oni… - Rozmarzył się, zerkając melancholijnie na artystów. – Niestety to wykraczałoby stanowczo poza warunki umowy, którą po detoksie wymusili na mnie rodzice i zaszkodziłoby także Lianie. – Zacisnął mocno powieki, by opanować pierwsze symptomy nadchodzącej złości zmieszanej ze zrezygnowaniem.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  76. Max należał do tego naprawdę wąskiego grona mężczyzn, którzy kupując dany model sportowej fury rzadko kiedy zastanawiali się nad tym, jak jej wygląd wpłynie na płeć przeciwną. Zależało mu przede wszystkim na komforcie samej jazdy. Co innego, jeśli chodziło o motory. Wyborowi tych ostatnich był w stanie poświęcić nawet całe długie dnie, byle tylko upewnić, się że będą on spełniać zarówno jego dość wysublimowane wymagania w kwestii łatwego, często mocno ryzykownego prowadzenia, jak i dostatecznie pięknie prezentować się na drodze ku zachwytowi tych wszystkich ludzi, którym będzie pragnął zaimponować. I bynajmniej nie chodziło tu tylko o młode laski, ostatecznie był biseksualny.
    - Mustang Mach-E. – Z widoczną dumą poklepał maskę. – Mój pierwszy elektryk, który zakupiłem półtora roku temu dzięki sporej sumce pieniędzy zapisanej mi przez świętej pamięci dziadków, gdy akurat przebywałem w Meksyku. Istna bestyjka, 3,7 sekundy do setki. – Obszedł pojazd z drugiej strony, uchylając szeroko drzwi od strony pasażera i pomagając dziewczynie wsiąść. – Jedynym minusem jest brak tego charakterystycznego dźwięku pracującego silnika, ale cóż… ekologia pcha się teraz niemal wszędzie. – Wywrócił oczami, przekręcając kluczyk w stacyjce tuż po tym, gdy brama wjazdowa podniosła się automatycznie do góry. – No i nie za bardzo jest gdzie poszaleć, jeśli zrezygnowało się niemal całkowicie z uczestnictwa w wyścigach. – Dorzucił, rozglądając się uważnie w obie strony zanim wyjechał na główną ulicę. – Kiedyś to były czasy… - Rozmarzył się. – Obecnie muszą mi już starczyć jedynie te motorowe. Może to i zabawne, ale ryzyko znacznie większe. – Stwierdził tak jakby nagle wrócił mu na krótką chwilę zdrowy rozsądek. – Swoją drogą, prowadziłaś kiedyś ? – Spojrzał na nią z zaciekawieniem, a w jego ciemnych tęczówkach wyraźnie dało się zauważyć szalone chochliki.


    Meksykański diabełek

    OdpowiedzUsuń
  77. Gdyby tylko Fabian wiedział, jaki plan wymyślił ojciec blondynki to zapewne zaśmiałby mu się w twarz. Szczególnie, że nie wyobrażał sobie, aby w tym wieku i w takich czasach ktokolwiek myślał o tym, aby aranżować zaręczyny. Cavallaro może i bywał człowiekiem starej daty, wychowywał się według pewnych zasad, ale wszystko miało swoje granice. Nie było szans na to, że zgodziłby się na związek, aby jedna ze stron miała z tego korzyści. Rozumiał, dlaczego ludzie to robili, niektórzy po prostu nie mieli większego wyjścia i to było jedyne wyjście. Związki PR również istniały, przynosiły zyski i sprawiały, że ludzie częściej mówili o danej parze. On jednak nie chciałby i nie potrafiłby tkwić w związku, który nie byłby prawdziwy. Dlatego też więc ta myśl nie zagościła w jego umyśle nawet na chwilę. Fabian sądził, że Lea zwyczajnie potrzebuje towarzystwa, aby oprowadzić ją po mieście, pokazać nowe miejscówki i aby miała tu znajomych, nic więcej w tym nie widział.
    — Tak, to prawda. Właściwie mało kto decyduje się w Stanach na spacery. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do wsiadania w auto i jechania. Nawet jeśli cel znajduje się pięć minut drogi spacerkiem od miejsca A — powiedział i wzruszył lekko ramionami. Urodził się i wychował w Stanach, więc niejako to była część jego życia. Odwiedzając Europę czy też inne kraje zauważył, że ludzie lubią chodzić, a nie wszędzie da się wjechać autem i prawdę mówiąc mu to odpowiadało. W takim mieście, jakim był Nowy Jork łatwiej było dostać się gdzieś na piechotę czy też metrem, które w przeciwieństwie do aut na powierzchni nie stało wiecznie w korku. Spacer docenią jednak następnym razem, skoro na dzisiaj Lea wybrała przejażdżkę autem.
    — Nowojorczycy zawsze się spieszą i wszędzie. Cóż, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie biegali spóźnieni na każde jedno spotkanie. — Zaśmiał się. Był chwilami jednym z tych spieszących się wszędzie nowojorczyków. Lubił ten pęd, bycie wiecznie w pospiechu. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale czasami to naprawdę go napędzało do dalszego działania.
    Przytaknął jej, gdy opowiedziała o samotnych początkach. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że Fabian nie wiedział, czy samotność jest, ale było zupełnie inaczej. Znał to uczucie bardzo dobrze, jednak nie chciał się tym dzielić na ten moment. Było to coś niezwykle prywatnego, coś do czego też nie lubił i nie chciał wracać.
    — Masz mój numer i wiesz, gdzie pracuję, gdyby przytłoczyła cię samotność to zawsze możesz napisać. Albo do Hazel i Harper, chyba złapałyście wspólny język. — Fabian mimo znaczącej różnicy wieku nie chciał w żaden sposób jej odrzucać, bo mogli spędzić dobrze czas, a póki co rozmawiało im się naprawdę przyjemnie.
    Wyłapał to, że nie chciała podzielić się tym, co robiła, a Fabian nie zamierzał naciskać. W końcu, gdyby chciała to podzieliłaby się tą informacją niemal od razu. Tym czasem musiał zadowolić się zdawkowymi informacjami.
    Uśmiechnął się lekko pod nosem, kiedy ruszyła pewnym krokiem przed siebie.
    — Ten — powiedział jednocześnie wciskając guzik na kluczyku. Rozbłysły światła czarnego Bentleya Continental GT. Samochód stał niecałe trzy metry od nich. Oboje podeszli do samochodu, a Fabian otworzył drzwi od strony pasażera dla Lei. Na szczęście miejsca było tu wystarczająco wiele, aby nie musieli się przy sobie przeciskać. — Zapraszam.

    [Wybacz, że tyle mi zeszło z odpisem. Coś mi wena umknęła na Fabiana, ale już wracamy! ^^]
    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  78. Pomyśleć tylko, że gdyby tylko ta konkretna dziewczyna przechodząc kolejne załamanie nerwowe parę dni temu nie zawitała do jego kościoła, Gabby zapewne nigdy nie dowiedziałby się, że na tym świecie istnieje ktoś, kto mógłby zechcieć wysłuchać jego prywatnych problemów nie dlatego, że ich późniejsze wpuszczenie do szeroko pojętych mediów mogłoby łatwo wynieść go w stosunkowo krótkim czasie prosto na podium sławy, lecz kierując się zwyczajnym ludzkim współczuciem. Jako pastor stał zwykle po zupełnie przeciwnej stronie barykady, więc nic chyba dziwnego, że nagła propozycja blondynki na dłuższą chwilę całkowicie zbiła go z rytmu.
    - Ty tak na poważnie ? – Spytał, otwierając gwałtownie oczy i nie próbując nawet kryć wręcz dziecięcego zdziwienia. – To znaczy… - Zaczął, lecz przerwał już po kilku sekundach, czując, że z powodu niespodziewanego, zdecydowanie zbyt wielkiego jak na jeden raz wyrzutu dawno nieodczuwanej nadziei, zwyczajnie zaczyna brakować mu słów. - … bardzo to miłe, ale widzisz, ja chyba nawet nie wiedziałbym od czego powinienem w ogóle zacząć. – Niczym nastolatek wkraczający dopiero w skomplikowany świat relacji damsko-męskich oblał się krwawym rumieńcem zawstydzenia. – Jeśli mam być z Tobą całkowicie szczery, to aż do tej pory nie rozmawiałem o tym z nikim innym niż siostra. A i ona odkąd zaczęła częściej spotykać się z chłopakami przychodzi do mnie ze swoimi kłopotami znacznie rzadziej niż wcześniej. – Westchnął ciężko. – Normalnie, aż czasami nie mogę uwierzyć, że moja mała Liana ma już ponad dwadzieścia lat… - Roześmiał się. – Chyba zaczyna mnie już łapać syndrom zazdrosnego starszego braciszka… - Dodał z rozrzewnieniem, wspominając jak wiele wojen zdążył już z nią o to stoczyć.
    Ileż to razy w ostrych, niecenzuralnych słowach kazała mu się odczepić i spadać na drzewo. A on po prostu wciąż starał się jak mógł zastępować jej stale przebywającego w trasach koncertowych ojca. Dupek, nawet nie wiedział jak wiele tracił nie obserwując dorastania swoich własnych dzieci… Te jeśli siedziały dostatecznie cicho i nie sprawiały zbytnich problemów przez zdecydowaną część roku interesowały go prawdopodobnie jeszcze mniej niż zeszłoroczny śnieg. Równie dobrze mógłby w ogóle dla nich nie istnieć.
    - Z takim genami jak moje chyba zwyczajnie nie da się nie pałać głęboką miłością do muzyki… - Stwierdził z wyraźnie wyczuwalną w głosie melancholią. – W końcu jeden z moich dawno nieżyjących krewnych to sam Franz Schubert. W przeciwieństwie do niego zdecydowanie wyżej cenię sobie jednak muzykę country czy blues. Z tego zresztą powodu niedługo po przeprowadzce do Stanów wstąpiłem zresztą do jednego z początkujących zespołów specjalizujących się w tym pierwszym stylu jako kitarzysta. Cała ta wspaniała zabawa skończyła się jednak dla mnie w momencie, gdy po raz pierwszy w życiu wylądowałem na detoksie. – Spuścił wzrok, by ukryć przed nią małe łezki, które jak zwykle, gdy tylko wspominał tamte wspaniałe lata, zebrały mu się w kącikach oczu, a które jego matkę zawsze doprowadzały dosłownie do białej furii. – Ale i tak uważam, że było warto. Wcześniej bowiem tylko dziadkowie od strony ojca w tajemnicy przed swoim synem i synową pozwalali mi bez krępowania rozwijać moją pasję, a niestety widziałem się z nimi raz na ruski rok, bo mieszkali w Niemczech. – Dodał szybko. – Niestety oboje odeszli już do Królestwa Niebieskiego.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  79. O ile od tej z pozoru kruchej, niemal całkowicie zastraszonej przez własnych rodziców dziewczyny nie spodziewał się tak otwartego zainteresowania nielegalnymi, czy w gruncie rzeczy nawet żadnymi innymi, wyścigami (no może z wyjątkiem tych konnych, uważanych przez zdecydowaną większość społeczeństwa za najbardziej dostojne i eleganckie, a przy tym względnie bezpieczne), to już ta część jej wypowiedzi dotycząca umiejętności prowadzenia pojazdów mechanicznych w cale go nie zaskoczyła. Jak zdecydowana większość panienek wywodzących się z tak zwanych dobrych rodzin nie musiała zapewne nigdzie jeździć sama, bo do wyznaczonego celu zawsze podwoził ją szofer, więc nic dziwnego, że nauka tak pospolitych czynności nie była jej zwyczajnie potrzebna do szczęścia. I tak dobrze, że w przeciwieństwie do zdecydowanej większości lasek, które widziały go wcześniej w takim stanie, nie zaczęła mu od razu histeryzować, bo jakoś nie widziało mu się w tej chwili za bardzo uspakajanie jakiejś nadwrażliwej pannicy.
    - W takim razie chyba najwyższa pora nadrobić stracony czas. – Zaśmiał się, skręcając dość gwałtownie w jedną z bocznych dróg, w wyniku czego omal nie zahaczył tyłem swojego samochodu o maskę kierowcy poruszającego się z tyłu. Wściekłe trąbienie jedynie wywołało na jego twarzy jeszcze większy uśmiech. Ach, gdyby ten facet widział kiedykolwiek jak agresywnie niektórzy ludzie jeżdżą po meksykańskich drogach… - Dobra, a teraz najważniejsze pytanie. – Rzucił zatrzymując auto tuż koło dawno opuszczonej fabryki. - Czy Ty w ogóle masz na to ochotę ? – Spojrzał na nią uważnie, próbując wyłapać jakiekolwiek zachowania świadczące o tym, że blondynka wreszcie uznała go za kompletnego szaleńca i zamierza uciec w szczere pole mimo uszkodzonej kostki. - Bo widzisz, tak się składa, że w drodze powrotnej najprawdopodobniej nie będę mógł prowadzić. – Szybko zaczął wyjaśniać, obawiając się, że jeśli zrobi to choć trochę wolniej, to w końcu sam dojdzie do wniosku, że tym razem faktycznie zdecydowanie przegiął. – Sam zapewne jak zwykle będzie chciał sprawdzić, czy towar, który dostarczyłem mu w ramach zapłaty jest czysty. A nie ma na to chyba lepszego sposobu niż zapalić go czy wstrzyknąć sobie razem z… - Zawiesił się na dłuższy moment, nerwowo bawiąc się breloczkiem od kluczy. Cholera, naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatnio przyznawał się na głos do czarnej strony swojej działalności. Teraz jednak, postawiony pod ścianą przez całą tą zwariowaną sytuację, nie widział już zwyczajnie innego wyjścia, toteż ostatecznie parę razy zacisnął i rozprostował pięści, po czym lekko niepewnym wzrokiem spojrzał prosto na Leę, niczym małe dziecko postanawiając oddać się całkowicie pod jej osąd. - … dealerem. – Dokończył, niemal natychmiastowo uciekając wzrokiem gdzieś w bok i czując jak serce przyśpiesza mu wręcz do niebotycznego tempa.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  80. Za to Fabian był kompletnie nieświadomy. Nie wiedział, że rodzice Lei mogliby chociaż pomyśleć o tym, że będzie dobrym materiałem na męża. Jasne, miał dobrą pracę, rodzinę oraz spory majątek czekał na niego i bliźniaczki, ale to jeszcze nie oznaczało, że Cavallaro nadawał się do tego, aby brać ślub. Był świadom tego, że jest dobrą partią i w dodatku wygląda dobrze. Nie był może zafiksowany na punkcie swojego wyglądu, ale nie należał też do tej mniej atrakcyjnej części ludzi. Choć akurat to kto i co było dla ludzi atrakcyjne było kwestią sporną. W końcu każdy uważał coś innego za ładne, prawda? W każdym razie, dla niego to spotkanie miało być tylko przyjacielskim wyjściem. Niczym więcej. Gdyby tylko wiedział o co chodziło jej ojcu z pewnością szybko wybiłby mu ten pomysł z głowy. Póki co był błogo nieświadomy plany i po prostu dobrze się bawił.
    Jako osoba wychowana i urodzona w Nowym Jorku wolał zawsze wskoczyć w metro, autobus czy własne auto. Długie spacery były przyjemne, ale tutaj nawet chodniki były zapełnione ludźmi oraz turystami. Zwłaszcza w tych popularniejszych miejscach. Czasami miał wrażenie, że mieszka w cyrku, a ludzie fotografują każdy jeden dom. Nie mógł im się dziwić, bo jednak jakby nie patrzeć Nowy Jork był piękny i dla wielu osób był spełnieniem marzeń. Zachowywał się podobnie, kiedy gdzieś wyjeżdżał i bawił się przy tym świetnie, ale gdy spieszył się do pracy to czasami bywało to irytujące.
    — Jestem zapracowany, ale lubię też czasami się od pracy odciąć, Lea. I jak wszyscy potrzebuję od czasu do czasu zjeść lunch — zaśmiał się. Faktycznie, pracował naprawdę sporo i częściej nie miał czasu niż go miał. Po prostu był zarobiony. — Umawiam się z potencjalnymi klientami na współpracę, pracuję z obecnymi klientami. Decyduję, który pojazd czy samolot, gdzie ma się znaleźć. I w międzyczasie wyrabiam licencję pilota. Siedzenie za biurkiem jest fajne i wracam do domu zawsze o piątej, ale chcę zobaczyć świat z niego innej perspektywy — odpowiedział. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł latać. Lubił to robić jako pasażer, ale prawdziwa frajda zaczynała się za sterami.
    Wyjechał z podziemnego garażu na główną ulicę. Przez pierwsze kilka minut faktycznie stali w korku, ale w końcu skręcił w mniej uczęszczaną uliczkę. Wciąż było tu sporo aut, ale zatrzymywali się jedynie na czerwonym świetle. Miał tylko nadzieję, że ze znalezieniem parkingu nie będzie problemu.
    — A poza uczeniem się coś robisz? — zapytał.

    Fabian

    OdpowiedzUsuń
  81. Pierwsze pytanie dziewczyny skwitował jedyne lekkim kiwnięciem głową, odpowiedź na nie uznając za zbyt oczywistą, by w ogóle marnować na nią energię.
    - Nie sądzę, że tego właśnie byś tak naprawdę chciała. – Odparł ze śmiechem, widząc jak Lea praktycznie lewituje, próbując sobie wyobrazić jak wyglądałoby jej życie, gdyby znajdowała się na miejscu jego młodszej siostrzyczki. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak często Liana wytyka mi, że najpierw sam pokazałem jej jak wspaniały może być ten cały szeroki świat poza naszym rodzinnym domem, a teraz niemal na każdym kroku zabraniam jej cieszyć się jego urokami. Kompletnie nie rozumie, że po prostu boję się o jej zdrowie nawet, gdy wiem, że jest przy niej któryś z jej aktualnych ukochanych. Bo co będzie, jeśli w końcu w całym tym szaleństwie zagubi gdzieś swój zwykły rozsądek i ściągnie na siebie kłopoty ? Przecież oczywistym jest, że nie zawsze mogę mieć możliwość, by odpowiednio wcześnie ją z tego wyciągnąć.
    Jasne, zdawał sobie sprawę, że właśnie brzmi jak zdecydowana większość rodziców, lecz niestety nie potrafił nic na to poradzić. Z drugiej jednak strony czy on faktycznie miał w tej kwestii jakiekolwiek doświadczenie ? Ostatecznie droga mãe przez zdecydowaną większość życia rodzeństwa Schubert dokładała wszelkich starań, by miało ono kontakt wyłącznie z dzieciakami pochodzącymi z tak zwanych dobrych domów, w których często za największy grzech uznawano zaledwie podniesiony głos, a w których wszelkie większe problemy starannie zamiatano pod przysłowiowy dywan w ciągłej obawie, iż ich wypłynięcie na światło dzienne mogłoby raz na zawsze pogrążyć sławę oraz cześć danego rodu. Może to dziwne zachowanie stało również za tym jego dziwnym lękiem przed założeniem własnej familii ? Może podświadomie nie chciał kiedyś popełnić jej błędu, toteż wolał po prostu aż tak bardzo nie ryzykować ?
    - Nie, gitara w swojej obecnej formie… - Ledwo choćby zdążył przystąpić go wykładania jasnowłosej subtelnych różnic między oboma instrumentami, a już poczuł jak ktoś stanowczo szturcha go w plecy. Pełen złości obrócił się w stronę bezczelnego impertynenta z zamiarem wysłania go na Księżyc albo jeszcze dalej, lecz szybko zamknął usta, widząc, że ma do czynienia z dawno niewidzianym przyjacielem.
    - Gabby, to naprawdę Ty ?! – Rozpromieniony Luke omal nie rzucił mu się na szyję, dosłownie w ostatniej chwili orientując się, że na karku Austriaka znajdują się już ręce kogoś innego. – Wybacz, nie wiedziałem, że jesteś tu z jakąś kobietą. – Brunet posłał nastolatce szeroki uśmiech, po cym znów skupił się na Anaelu. – Zresztą nie ważne. Przepraszam Was serdecznie, ale nasza kapela ma poważny problem. Ten nasz pojebany Elvis znowu poszedł w tango tuż przed koncertem i zostaliśmy bez drugiego wokalisty, więc, gdy tylko Cię tu zobaczyłem, pomyślałem sobie… No wiesz… Może w imię uczczenia starych czasów mógłbyś… To znaczy, nie chciałbym Wam w żaden sposób przeszkadzać, czy coś…
    - Oj, dałbyś już wreszcie spokój. – Gabriele oswobodził się z czułych objęć blondynki, by następnie lekko klepnąć swojego kumpla w prawy bark. – Przecież wiem jaki potrafi być David. Pewnie znowu schlał się w trupa i teraz leży gdzieś pod sceną alb co grosza pod jakimś stołem. – Zachichotał radośnie, nie mogąc wprost uwierzyć nie tylko w to dziwaczne spotkanie, ale także w to, że po tylu latach będzie mógł znowu popisać się swoim wokalnym talentem przed szerszą publicznością. – Dawaj mi tu zaraz ten mikrofon. – Rzucił, zapominając o całym bożym świecie.


    Gabby [A co tam, spełniamy marzenia.]

    OdpowiedzUsuń

  82. Cholera ciężka, chyba już dawno nie najadł się aż wielkiego stresu jak przez te kilka krótkich sekund, podczas których przyszło mu czekać na jakże ważną dla niego odpowiedź dziewczyny. Ostatecznie, gdyby chciała teraz po prostu otworzyć drzwi i uciec w siną dal, dzwoniąc przy okazji po gliny, z całą pewnością po raz kolejny w życiu wylądowałby za kratkami, bo ewidentne dowody na to, że znowu powrócił do handlowania zakazanymi substancjami również na terenie Nowego Jorku spoczywały sobie spokojniej ukryte w jednej z kieszeni plecaka znajdującego się aktualnie na tylnym siedzeniu jego wozu. A coś mu mówiło, że tym razem jego rodzice nie zrobiliby dosłownie nic, by choćby spróbować go stamtąd wyciągnąć.
    - Kurwa, nie zdajesz sobie sprawy jak mi właśnie ulżyło. – Odetchnął głęboko parę razy, czując jak istna lawina kamieni spada mu prosto z serca. – A już zastanawiałem się w jaki sposób Cię tu zatrzymać, żebyś czasem nie sprowadziła mi na głowę psów. – Roześmiał się z wyraźną ulgą. – Wiem, jestem idiotą, nie musisz już tak na mnie patrzeć. – Dorzucił, widząc jak blondynce zaczyna zbierać się na foch. – A teraz do rzeczy, po pierwsze nie waż mi się rozpowiadać o tym komukolwiek innemu, bo przysięgam, że znajdę Cię nawet w mysiej dziurze i sprawię, że Twoim największym marzeniem będzie spierdolenie z powrotem do Francji. Nie żartuję. – Spojrzał na nią z mieszaniną śmiertelnej powagi, jaki i wyraźnej groźby. - I bez tego mam wystarczająco dużo problemów ze spławianiem tych wszystkich gości, którzy pamiętają mnie jeszcze z dawnych czasów i za nic chcą uwierzyć, że już nie bawię się w handlowanie tym badziewiem na obszarze Stanów. Jak widać, mają rację, ale na całe szczęście zdecydowana większość z nich jest zbyt naiwna, by nie łyknąć gładko tej uroczej bajeczki o synu marnotrawnym. Nadal pozostaje jednak kilku takich jak Sam, którzy nie dość, że nie dali się mi omamić, to jeszcze mają na mnie pewną ilość zbyt mocnych haków, bym mógł im się otwarcie przeciwstawić. – Wyłożył jej pokrótce motywy swojej działalności. – Po drugie natomiast, jeśli rzeczywiście chcesz nauczyć się prowadzić, przesiadaj się na moje miejsce i ciesz się, że Twój nauczyciel nie jest przynajmniej naćpany jak jakaś, za przeproszeniem, chodząca komora gazowa, bo ja właśnie na takiego trafiłem.- Mówiąc to, wyszedł z samochodu i okrążył go ponownie dookoła, by pomóc Francuzce przedostać się na odpowiedni fotel. – Mam nadzieję, że znasz chociaż podstawowe zasady ruchy drogowego albo najbardziej rozpoznawalne znaki. – Jasne, zdawał sobie doskonale sprawę, że to, do czego ma zamiar ją wykorzystać zakrawa na czyste szaleństwo, ale cóż z tego, skoro nie widział lepszego wyjścia z tej całej pokręconej sytuacji…


    Max

    OdpowiedzUsuń
  83. Irytacja była wręcz wymalowana na blondynce. W jej postawie, mimice, czy też głosie, a Namgi nie potrafił w pełni ukryć swojego nieznacznego rozbawienia i zaintrygowania. Przyczyn mogło być wiele, nie znał żadnego i liczył, że przyjacielskimi drinkami, kilkoma, ciekawskimi pytaniami, dowie się czegoś, co zaspokoi jego zainteresowanie. I tak zapewne po tym jednym wieczorze nigdy więcej jej nie spotka - chyba że będzie czegoś potrzebowała z jego jakże barwnego asortymentu, wtedy sytuacja malowałaby się inaczej
    — Nie ma problemu — przyznał szczerze. Koszt paru drinków w żaden sposób nie zraniłby jego kieszeni, a przynajmniej nie będzie siedział samotnie przy barze, pijąc chwilami napoje o wątpliwie intensywnym kolorze, byleby uniknąć czujnego spojrzenia ochroniarzy. Był dla nich obcą twarzą, więc zapewne automatycznie patrzyli na niego podejrzliwie. Czy ich winił? Nie, ale było to męczące, kiedy tak naprawdę nie robił nic gorszego, niż niektórzy ze stałych klientów lub “współpracowników”.
    — Wypraszam sobie, ja idealnie kontroluję mojego przyjaciela — stwierdził defensywnie, acz z wyczuwalną, żartobliwą intonacją. Mimo to musiałby się z nią zgodzić, nieraz słuchając o dziwnych, chwilami wręcz odpychających historiach swoich kumpli, którzy wręcz szczycili się swoimi podbojami - nawet, jeśli nie było czym — I jedno whiskey sour — poprosił, nim barman zabrał się za szykowanie enigmatycznego zamówienia blondynki. Nie miał w planach wstawienia się do nieprzytomności, więc preferował pójść w prostego, acz smacznego drinka, którego nie wyzeruje za jednym razem, z powodu nieprzyjemnego smaku. A “najmocniejsze, co macie” nie prezentowało się jako rarytas.
    — Namgi — odparł z luźnym uśmiechem, opierając się o bar, szczęśliwie nie ubrudzony rozlanymi przez podpitych klientów drinkami. Czuł na sobie jej czujne, niemal badawcze spojrzenie. Nie mógł jej nawet winić - w porównaniu do pozostałych zgromadzonych, wyróżniał się bardziej codziennym, bardziej wyzywającym, aniżeli wyjściowym ubiorem, jak i swoim krążeniem po kątach, przy łazienkach, czy barze. Czujniejsze oko od razu wyłapałoby, że nie jest tutaj, aby niezobowiązująco imprezować — Tak samo. Też się swoje nasłuchałem, a nigdy nie byłem — była to w końcu prawda - nigdy nie był w Lux, kiedy padło hasło, że tylko kilka, ustalonych osób ma wtyki z właścicielem i niechętnie przyjmują innych dilerów, którzy mogli kraść potencjalnych klientów. Nie był też osobą, która w takim gronie mogła mieć dobrą siłę przebicia. Wielu obrzydliwie bogatych wolało korzystać z usług “doświadczonego sprzedawcy”, niż świeżo co dorosłego chłopaka.
    — W Nowym Jorku? Niemożliwe — parsknął krótkim śmiechem. Miał wrażenie, że wiele z osób pałętających się po tej okolicy mogłoby zyskać taki tytuł. Zwyczajnie przez swoje nieczyste, niemoralne zagrania.
    Podziękował, kiedy przed nimi znalazły się dwa, zamówione drinki i uniósł swój lekko ku górze, jako niemy toast
    — Zakładam, że wkurwił Cię jakiś napaleniec z tłumu? — zapytał przed upiciem łyka swojego zamówienia, nawiązując do jej pierwszych słów po podejściu do baru.

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  84. Powoli sączył swojego drinka, przy czym kiwnął lekko głową ze zrozumieniem, choć nie umiał ani się do tego odnieść, ani postawić w jej sytuacji. On z rodzicami miał dość… neutralną relację, nie wchodzili sobie wzajemnie na głowę. Przynajmniej dopóki nie zachował się bezczelnie wobec klienta zwerbowanego przez jego ojca - to jest, syn któregoś z zaznajomionych aktorów, który chciał rozpocząć swoją karierę muzyczną. Najczęściej bez krzty talentu.
    A z napalonymi mężczyznami szczęśliwie zmagać się nie musiał.
    Rozejrzał się po klubie i zgromadzonych osobach, kiedy Lea wystąpiła z propozycją opuszczenia miejsca. Przyszedł tutaj czysto biznesowo, a i to nie rozwijało się najlepiej, więc tak naprawdę nic go nie trzymało, aby tam pozostać. Dopił do końca zamówione whiskey i odstawił pustą szklankę przed podniesieniem się ze swojego miejsca
    — Nic mnie tu nie trzyma, więc jasne — przyznał otwarcie i z luźnym uśmiechem w oczekiwaniu, aż i ona wstanie ze swojego miejsca. W klubie i tak uderzała znajoma, acz nieprzyjemna, duchota, a zdecydowanie był zbyt trzeźwy - nie powiedziałby nawet, że jest z lekka podpity - aby czerpać z niej tę chorą przyjemność.

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  85. Dopiero gdzieś pomiędzy drugim a trzecim utworem zorientował się, że znajdując się pod wpływem nagłego wyrzutu endorfin zapomniał o czymś, a właściwie to o kimś bardzo ważnym i nagle poczuł się niczym kompletny palant. Doprawdy, czy tak trudnym zadaniem było uwzględnienie w swoich rachunkach tak wspaniałej istoty jak ta urocza dziewczyna, która właśnie wpatrywała się wprost w jego nędzną osobę ? A on co gorsza nie mógł przecież natychmiast zejść ze sceny, by przeprosić ją za swoje niedopuszczalne zachowanie. Zawiódłby wtedy bowiem nie tylko Luka, ale także cały zespół, który tak bardzo liczył przecież teraz na jego wsparcie. Musiał więc dociągnąć sprawę do końca tak jakby nic takiego się nie stało. Tak jakby przed chwilą nie popełnił prawdopodobnie jednej z najgorszych wpadek w całym swoim dotychczasowym życiu. Kiedy jednak zobaczył, jak do Lei przystawia się jakiś wyraźnie napastliwy facet, wykonał mały piruet, omal nie zaplątując się przy tym w pokrywające scenę kable, by kiwnąć głową w stronę czającego się za kurtyną menadżera i wykonać charakterystyczny gest ręką, którą publika brała zwykle za swego rodzaju zachętę do wspólnego śpiewu, a który świadczył jedynie o tym, że jedna z dam, z którą przybyli muzycy potrzebuje ratunku. Na całe szczęście nieco przypominający swoją fizjonomią wytatuowanego niedźwiadka Emiliano również współpracował z Gabbym wcześniej już kilka razy, więc natychmiast załapał o co chodzi i kiwnąwszy mu nieznacznie głową, oddalił się niechętnie w odpowiednim kierunku, wzdychając ciężko nad tym, że on, sławny impresario, musi robić za byle chłopca na posyłki na zlecenie jakiegoś tam utalentowanego, bo utalentowanego, ale wciąż niezwykle mało znanego śpiewaka. Gdyby tak jeszcze chodziło o jakąś wschodzącą gwiazdkę… Szczerze jednak wątpił, by Anael kiedykolwiek wyrwał się spod rodzinnego klosza na tyle, by na stałe zastąpić miejsce coraz bardziej staczającego się Davida. A jednak i on czasem się mylił, o czym miał się zresztą całkiem niedługo przekonać po raz kolejny…


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  86. Niestety już dawno zdążył się przyzwyczaić, że zdecydowana większość znajomych rzadko kiedy traktuje jego groźby poważnie. Przecież był ich starym, drogim Maxiem. Być może lekko szalonym i zagubionym chłopakiem, który najwidoczniej z niejednego pieca chleb już jadł, skoro zdawał się często kompletnie nie przejmować tym, co myślą o nim inni, a kłopoty najwidoczniej wręcz go uwielbiały. Mało który z nich był w stanie postrzegać go w kategoriach człowieka potrafiącego świadomie zagrozić życiu innych. Gdzieżby, przecież wielokrotnie stawał w ich obronie, więc na pewno nie mógłby okazać się na tyle nienormalny, by w pewnym momencie posłać ich prosto do kostnicy. Nie, aż tak powalony to ten klaun z pewnością nie mógłby być, nieprawdaż ? A jednak, ci wszyscy durnie nie zdawali sobie sprawy z jednej nadzwyczaj ważnej kwestii, a mianowicie tej dotyczącej środowiska, w którym spędził praktycznie całe swoje nastoletnie życie, a które uczyniło go takim człowiekiem jakim był obecnie. Faktycznie umiejącego być doskonałym przyjacielem, ale zdolnego również w sekundę przemienić się w krwiożerczą bestię tylko dlatego, że wydawało mu się akurat, że ktoś zanadto na niego nastawał. Na całe szczęście tą drugą część jego osobowości poznawała jedynie garstka wybrańców, mających tego pecha, że razem z nim taplała się w bagnie zwanym przestępczym półświatkiem. A Lea dołączyła do tej kategorii już w momencie, gdy zgodziła się pojechać z nim do Sama, nawet jeżeli nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy.
    - Nie chcę się czepiać, ale skoro już przy tym jesteśmy, to Twoja matka sama jest trochę sobie winna. – Prychnął z rozbawieniem, przypominając sobie te wszystkie chwile, które jako fotograf spędził w jednym pomieszczeniu z jakże uroczą Panią Chevalier. – Mogła zrobić lepsze rozeznanie zanim wpuściła mnie do Waszego zamkniętego świata. Jak widać szanowane nazwisko i dobra opinia zawodowa to jeszcze nie gwarancja zdrowego umysłu. – Podsumował krótko, rozsiadając się na miejscu pasażera i wyciągając paczkę papierosów oraz zapalniczkę. – Coś na rozluźnienie ? – Spytał, podsuwając ją dziewczynie. – Spokojnie, tym razem to tylko zwykłe pety, bez żadnej domieszki, gwarantuję. – Dodał, widząc jej niezbyt pewną minę. – Nie chcemy tu przecież powtórki z mojej własnej pierwszej lekcji jazdy. Tym bardziej, że to nie Meksyk, a Ty jesteś już prawie dorosła, podczas gdy ja wtedy byłem jeszcze zwykłym szczylem. – Otworzywszy okno, zaciągnął się dymem. – Dopiero po wielu latach dowiedziałem się, że przy okazji była to moja pierwsza przygoda z przewożeniem dragów, bo przecież piętnastolatka jeszcze za to nie zamkną, więc można go ze spokojem wykorzystać. – Rzucił, usiłując ukryć swoją złość i rozgoryczenie pod płaszczykiem zwykłego kaszlu. W dodatku czuł, że w związku z niespodziewaną reakcją jasnowłosej tym razem to jemu zaczyna zbierać się na lekki foch. Cóż niby aż tak zabawnego mogło być w tej jakże absurdalnej historii, którą właśnie się z nią podzielił ?


    Max

    OdpowiedzUsuń
  87. [Hej, hej! Zrozumiem, jeżeli chcesz odpuścić wątek. Ja ostatnio ledwo żyję, pierw przerwa z powodu urlopu, później zawirowania życiowe, a teraz zdycham od trzech tygodni przez jakieś paskudne choróbsko i coś próbuję ogarniać, ale idzie mi to mocno średnio niestety. Jeżeli nie przeszkadza ci, że jeszcze chwilę potrzebuję na zebranie sił, to możemy jak najbardziej kontynuować]]

    Margo

    OdpowiedzUsuń
  88. Gabby zdawał sobie doskonale sprawę, że charakterystyczny wygląd Emiliano w połączeniu z jego ciętym językiem oraz chropowatym rosyjskim akcentem sprawia, że zdecydowana większość obcych ludzi instynktownie nabiera do niego odpowiedniego respektu. Nie zdziwiło go więc zanadto, iż niecałe trzy minuty po tym, gdy poprosił go o uratowanie Lei, ten zjawił się wraz z nią z powrotem za kurtyną. Kompletnie ignorując wyraźne mordercze spojrzenie jakim został przez niego obdarzony, Schubert odwiesił na chwilę mikrofon, po czym jak gdyby nigdy nic podszedł do głównego wokalisty, by szepnąć mu na ucho, że oto zamierza wykonać solową piosenkę dedykowaną specjalnie dla tej uroczej damy, którą niechcący pozostawił wcześniej w tłumie, a która teraz obserwowała ich z ukrycia. Żywił bowiem szczerą nadzieję, że pozwoli mu to zmniejszenie skutków jej niewątpliwego focha mające zapewne dosięgnąć go niedługo po tym, gdy wreszcie zejdzie z podwyższenia.
    - Czyżby ktoś tu miał motyle w brzuchu i jeszcze o tym nie wiedział ? – Milo roześmiał się konspiracyjnym szeptem, zerkając szybko na blondynkę. – No stary, powiem Ci, że w cale się Tobie nawet nie dziwię. Bierz ją tygrysie zanim ucieknie Ci do innego króla dżungli, a ja chętnie zrobię sobie w tym czasie krótką przerwę.
    - Ej, to tylko… - Zaczął, oblewając się krwawym rumieńcem, lecz przerwał widząc jak jego kumpel dosłownie zeskakuje z podwyższenia prosto w ramiona swoich wiernych fanów. Trochę go irytowało, że nie dał mu ani chwili na usprawiedliwienie. Z drugiej jednak strony co, jeśli facet miał rację ? Jeśli rzeczywiście zaczynał czuć do tej nastolatki coś więcej, lecz bał się do tego przyznać ? Na całe szczęście nie był to zbyt dobry moment do roztrząsania tego typu kwestii, toteż sięgnął ponownie po wzmacniacz i uśmiechając się promiennie wyszedł na środek podestu.
    - Ten utwór przeznaczony będzie dla pewnego zagubionego aniołka. – Oświadczył, po czym odczekawszy aż publiczność uspokoi się przynajmniej na tyle, by przestać głośno gwizdać, zaczerpnął głęboko powietrza i zaintonował autorską piosenkę, której głównym tematem była walka o spełnienie dziecięcych marzeń. – Kolejna niespodzianka: jako pierwsi mieliście zaszczyt słyszeć go w wersji anglojęzycznej. – Dodał. – A teraz wybaczcie kochani, ale mam coś pilnego do załatwienia. – Oświadczył, by następnie odejść w kierunku zaplecza, gdzie niewiele myśląc przyciągnął do siebie Francuzkę. – Wybacz, że o Tobie zapomniałem. – Wymruczał prosto w jej włosy.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń

  89. Słysząc gniewne słowa, które dziewczyna wypowiedziała przeciwko własnej matce, aż gwizdnął z zaskoczeniem. Naprawdę nie spodziewał się, że jej relacje z rodzicami również nie układały się tak jak powinny. A jednak nadal szczerze zazdrościł jej tej bliskości jaką najwidoczniej przynajmniej do niedawna ją otaczali. On sam z łatwością mógł przecież policzyć te nieliczne chwile, które faktycznie spędził z własnymi rodzicielami. Cynthia niemal stale przebywała w podróżach służbowych, podczas gdy Diego miał na głowie masę ważnych spraw związanych z prowadzeniem kancelarii, toteż nic chyba dziwnego, że mały Max, zwłaszcza w okresie największego buntu, niemal stale podrzucany był coraz to innym krewnym niczym najzwyklejsza w świecie paczka, której owszem, każdy chciałby się pozbyć, ale jej zawartość jest jednak na to zbyt cenna.
    - W takim razie mamy chyba jedną cechę wspólną. – Zaśmiał się smutno, instynktownie uciekając spojrzeniem gdzieś w bok.
    Nie chciał bowiem, by Lea dostrzegła w nim żal jakim od wieków darzył swoich krewnych za to jak bardzo koncertowo spieprzyli mu dzieciństwo i jak to wpłynęło na jego obecne losy. Choć postępowanie normalnych rodzin znał tylko z książek, filmów oraz podglądactwa związanego z niektórymi zawodami jakie do tej pory wykonywał, i tak potrafił zorientować się, że z powodu idealna familia Rivera tak naprawdę w cale do nich nie należała.
    – Moi cudowni padres również olewali mnie praktycznie od samego początku. Zwyczajnie byli zbyt pochłonięci codziennymi obowiązkami, by jeszcze znaleźć czas dla dorastającego syna. To głównie z tego powodu stale podsyłali mnie różnej maści wujkom, babkom, ciotkom, czy kto tam był jeszcze akurat wolny. A tak się dziwnie złożyło, że brat mojego ojca dość szybko stał się moim głównym opiekunem. Przynajmniej w teorii, bo bliższym prawdy byłoby się, gdyby za takowego uznało się właśnie ulice Monterrey i okolic. – Prychnął z nieukrywaną irytacją, raz po raz rozprostowując dłonie, by choć trochę sobie ulżyć. – Krótko mówiąc, nie masz mi w cale czego zazdrościć. Jeśli mam być szczery, to nie jestem nawet pewien, czy powinienem pozwolić Ci na tą nieszczęsną wizytę u Sama… - Zamyślił się, jednocześnie dając jej znać, by skręciła w stronę znajdującej się na lewo zatoczki i postarała się zaparkować. – Jeśli tam pojedziemy, nie będzie już odwrotu, a ja naprawdę nie chciałbym by coś Ci się stało. – Wyjaśnił, otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz. – Jeśli jednak nadal rzeczywiście jesteś na to w pełni gotowa, to sądzę, że dobrym pomysłem byłoby, gdybyś na początek pokazała mi jak poradzisz sobie z małym torem przeszkód, a potem sprawdzimy Twoją praktyczną znajomość znaków oraz przepisów ruchu drogowego. Nie zdziwię Cię chyba, jeśli powiem, że wolałbym później nie musieć tłumaczyć się przed Twoimi rodzicami, czemu jedna z ich córek wylądowała dwa metry pod ziemią. – Dodał, rozglądając się uważnie wokół w poszukiwaniu jakichś odpadów mogących imitować realne zagrożenia na jezdni.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  90. Poczekał, aż dziewczyna będzie gotowa do opuszczenia lokalu, po czym zsunął się z wysokiego taboretu i wspólnie skierowali się do wyjścia z zapchanego ludźmi klubu. Lubił w takich przebywać, nie miał nic przeciwko, jednak ten miał w sobie coś… innego. Nie sprawiał wrażenia miejsca, w którym ludzie przychodzili się wyszaleć, może spróbować przekabacić barmanów i ochroniarzy fałszywymi dowodami. Zastraszająca większość wyglądała na takich, co posiadała pieniądze, miała dodatkowy powód pobytu w lokalu oprócz bezmyślnej zabawy w swój dzień wolny.
    No i niewiele miał korzyści pod względem finansów, które między innymi go tutaj przyprowadziły. A im dłużej siedział w środku z umiejętnie schowanymi prochami, tym bardziej wystawiał się na podejrzenia, ryzyko, że ktoś zostanie sprowadzony do klubu i stwierdzi, że trzeba przetrzepać każdą osobę, która wyglądała, choć w odrobinie, poza normą klienteli.
    Chłód świeżego powietrza przyjemnie kontrastował z duchotą i ciężkością tego, które otaczało go w klubie. To drugie miało swoje uroki, szczególnie po wlaniu w siebie kilku porcji alkoholu, zajaraniu, czy wzięciu czegoś rozluźniającego. Jednak na trzeźwy umysł, jakim dalej władał, sprawiał wrażenie nieco przygniatającego
    — Ja tak naprawdę to jestem stąd — zaczął, choć dobrze zdawał sobie sprawę, że nie o to jej chodziło. Mimo to urodził się w Stanach, spędził tutaj całe swoje życie i nie miał kontaktu z dalszą rodziną, która dalej mieszkała w Korei — Ale rodzice są z Korei, przyjechali w poszukiwaniu the american dream — utworzył w powietrzu palcami cudzysłów, choć tak naprawdę byli tą grupą szczęściarzy, którym się udało. Oboje znaleźli dobrą, stabilną pracę. Ojciec nawet sprowadził na ich nazwisko sławę — Ty też chyba nie stąd, co? — zagaił zaintrygowany, mając szansę usłyszeć w jej głosie odrobinę obcego akcentu przy niektórych głoskach.
    Zerkał sporadycznie w stronę blondynki, która wydawała się zdecydowanie bardziej rozluźniona, niż chwilę temu, w ciasnym klubie, a na jej słowa o obserwowaniu miejskiej panoramy skinął lekko, ze zrozumieniem głową. Miasto prezentowało się równie okazale, jeśli nie bardziej, w nocy, jak w ciągu dnia. Mnóstwo kolorowych świateł, które mógł obserwować z własnego apartamentu, kiedy akurat postanowił tam zajść
    — Nowy Jork nie oszczędza? — zapytał, nie chcąc bezpośrednio naciskać na więcej informacji. Ale Namgi był ciekawską osobą, lubił słuchać o życiu innych, o ich dramatach i problemach, a szczególnie, kiedy nie miały z nim żadnego związku.

    Namgi

    OdpowiedzUsuń
  91. Przez te wszystkie śmiertelnie długie minuty, podczas których dziewczyna wylewała gorzkie żale dotyczące własnych rodziców, siedział tylko w milczeniu raz po raz oddychając głęboko i bawiąc się zamkiem kurtki, by nie wybuchnąć. Czuł bowiem wyraźnie, że im bardziej Lea się nakręca, tym trudniej jemu samemu zapanować nad olbrzymimi pokładami złości wymieszanej z frustracją. Prawdę powiedziawszy miał nawet szczerą ochotę, by zwyczajnie rozpłakać się pod ciężarem tych wszystkich spraw, które tak długo już zalegały mu gdzieś na dnie duszy. Niestety doświadczenia, które nabył jeszcze za dzieciaka kategorycznie mu tego zabraniały, przez co z sekundy na sekundę stawał się jeszcze bardziej poirytowany. Nie mógł przecież wyjść przy niej na pierdolonego mięczaka. Ale wciąż mógł zagrać w taki sposób, by jednocześnie samemu trochę się oczyścić i nie odkryć przed nią tej zdecydowanie bardziej poranionej części swego jestestwa, która teraz tak bardzo pragnęła przejąć nad nim kontrolę. Wystarczyło, że odczekał cierpliwie aż blondynka dotarła do końca swej relacji i, upewniwszy się uprzednio, że na sto procent nie ma już nic więcej do dodania, szybko przyciągnął ją mocno do swojej piersi.
    - Może to głupie, ale Ty naprawdę nie wiesz o czym mówisz… - Zniżył głos do szeptu, obawiając się, że Francuzka wyczuje jak bardzo mu on drży. Nie chciał w końcu, by zamartwiała się tym na tyle, by zadawać mu jakieś dodatkowe pytania, na których część wolałby zapewne póki co nie odpowiadać. – A teraz wybacz, muszę przygotować tor. – Dodał, niemal wyskakując na zewnątrz i ginąc gdzieś przy dawnych magazynach, skąd wrócił następnie z kilkoma workami zawierającymi odpowiednim ekwipunek i standardowym lekko zawadiackim uśmieszkiem przyczepionym do twarzy.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  92. Ach kobiety, któż jest w stanie przewidzieć dobrze ich reakcję… Nawet on, mężczyzna, który praktycznie wszystkie dotychczasowe lata swego życia spędził pod jednym dachem z matką i młodszą siostrzyczką miał z tym jak widać czasem niezwykle duże problemy. Spodziewał się ogromnego focha, a otrzymał zrozumienie. Zakładał, że dziewczyna rzuci mu kilka kąśliwych uwag natychmiast po tym, gdy zejdzie ze sceny, a ta stwierdziła, że chętnie zobaczyłaby jak wydurnia się tak po raz drugi, a może nawet i kolejny. Ba, okazało się także, że całkowicie niepotrzebnie zamykał ją w ramionach, bo ona i tak nigdzie się nie wybierała.
    - Wybacz, chyba trochę mnie poniosło. – Stwierdził, gdy się od niego gwałtownie odsunęła, spuszczając nieco wzrok i oblewając się krwistym rumieńcem zażenowania. – Miło mi, że tak bardzo Ci się podobało.
    - Fakt, doskonała robota. – Poklepał go lekko po plecach stojący obok Emiliano. – Szkoda tylko, że nie mogę Ci zaproponować poważniejszej współpracy… - Pokręcił głową, wzdychając ciężko. – Marnujesz się jako pastor, ale chyba nie muszę Ci tego mówić.
    - Daj spokój, moja kościelna misja też jest ważna. – Zaśmiał się cicho Gabby, choć w jego oczach wyraźnie dało się wyczytać ogromny smutek i niemal całkowity brak wiary we własne słowa. – A ta młoda dama może to z pewnością potwierdzić, nieprawdaż ? – Spojrzał na blondynkę, szukając u niej ratunku.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  93. Octavia od ostatnich wydarzeń, które miały miejsce na urodzinach Plotkary, żyła jakby w zawieszeniu. Próbowała za wszelką cenę wrócić do dawnego rytmu życia; zajmowaniem się Aylą, powrotem na studia, czy po prostu życiem towarzyskim, które odpuściła, bo nie miała po prostu do tego sił. Pierwsze tygodnie były najtrudniejsze, aby odnaleźć się w nowej, bolesnej rzeczywistości. Nie wiedziała, jak ma funkcjonować, czując się tak, jakby ktoś dosłownie wyrwał jej duszę, rwąc ją na malutkie kawałki. Dlatego też chyba najłatwiejszy wyjściem było po prostu zamknięcie się w domu i odcięcie od tego wszystkiego.
    Nie wracała myślami do pogrzebu Jacksona. Zajmowała myśli wszystkim, by nie wracać wspomnieniami do tamtych wydarzeń. Pomagały też tabletki na uspokojenie, z którymi Blanchard nie rozstawała się od dnia jego śmierci.
    Oderwała spojrzenie od laptopa, gdzie znajdowały się notatki z zajęć z poprzedniego roku, w momencie, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Zwrócił on również uwagę Ayli, która zajęta była zabawą na podłodze. Dziewczynka uniosła główkę w górę, by chwilę później znaleźć się w ramionach Octavii. Z zaciekawieniem spojrzała na brunetkę, a później znów odwróciła głowę w stronę drzwi.
    — Chodź, idziemy zobaczyć kto to — Octavia uśmiechnęła się mimo wszystko w stronę Ayli i w raz z nią podążyła w stronę wejścia, by następnie otworzyć drzwi i spojrzeń na Leę, która stała tuż przed nią.
    — Hej. Wchodź — powiedziała, wpuszczając blondynkę do mieszkania. Spojrzała na nią też z uwagą. Gdzieś w głowie Blachard pojawiła się myśl, że jej kuzynka nie wygląda za dobrze.
    Wysłuchała monologu Lei, po czym machnęła ręką na jej słowa. Nigdy nie przeszłoby jej przez myśl, żeby być na nią zła o to, że pojawia się dopiero teraz.
    — Spokojnie, L. Nie jestem na Ciebie zła, przecież każdy ma swoje życie — odpowiedziała zgodnie z prawdą, po czym poprowadziła dziewczynę w stronę kuchni.
    — Napijesz się czegoś? — zapytała, skutecznie ignorując pytanie o tym, jak czuje się Octavia. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, bo sama nie umiała określić, jak się czuje. Była smutna, zła, spanikowana. W jej umyśle kłębiło się tyle emocji, że ciężko było je opisać.
    — Przyzwyczajam się do myśli, że już nigdy go nie zobaczę — odpowiedziała w końcu, otwierając lodówkę i wyciągając z niej świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy, a chwilę później dwie szklanki z szafki tuż obok lodówki. Ayla pisnęła, wyciągając rączki przed sobą, chcąc chwycić szkło, które Octavia szybko odsunęła od córki.
    — O nie, to nie dla Ciebie — rzuciła, po czym spojrzała na Chevalier.
    — Po prostu… mogłybyśmy o tym nie rozmawiać? Jeszcze chyba nie jestem na to gotowa. Zdecydowanie, wolałabym chyba porozmawiać o pierdołach, które odciągną mnie od myślenia o śmierci Jacksona — powiedziała, odkładając szklanki na kuchenną wyspę. Podsunęła jedną w stronę kuzynki, chwilę później zapełniając ją sokiem.
    — Wszystko z Tobą w porządku, Lea? Dobrze się czujesz? — zapytała.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  94. — Nie, zdecydowanie zrobię Ci herbaty. Wyglądasz jak z krzyża zdjęta — stwierdziła Octavia, znów spoglądając na blondynkę. Nie wnikała, co mogło wywołać jej aktualny stan. Mogło to być wszystko, nawet stres, jak powiedziała Lea. Sama Octavia bardzo dobrze wiedziała, jak on na nią wpływa, i wówczas czuła się dokładnie tak samo jak jej kuzynka. przysunęła krzesełko do karmienia dla Ayli, którą po chwili wsadziła do środka, a do tego podała dziewczynce jedną z ulubionych, pluszowych zabawek, żeby przypadkiem nie nudziła się i nie marudziła, choć wiedziała, że to i tak zajmie jej córkę jedynie na kilka minut. Ayla miała prawie siedem miesięcy i coraz więcej rzeczy zaczynało ją interesować. A od kiedy nauczyła się chwytać wszystko w swoje malutkie rączki, nic nie mogło się przed nią uchronić. Dziewczynka pisnęła wesoło, kiedy wylądowała przed nią zabawką, po czym chwyciła ją w rączki, i pierwsze co, to wsadziła ją sobie do buzi. Octavia uśmiechnęła się delikatnie, stwierdzając, że za chwilę chyba będzie musiała podać jej zimną łyżeczkę. Ząbkowanie było czymś okropnym.
    Chwilę potem odwróciła się, aby zagotować wodę na herbatę. Kiedy wyciągała z szafek wszystkie potrzebne rzeczy, Lea zniknęła z kuchni, ruszając do łazienki. Gdzieś w głowie Octavii zapaliła się czerwona lampka, że to może nie jest żadne zatrucie pokarmowe, czy też stres. Że mogła być jeszcze inna przyczyna jej stanu. Sama dokładnie pamiętała, jak czuła się źle na początku ciąży z Aylą, a jeszcze o niej nie wiedziała. Nie chciała jednak stresować Lei jeszcze bardziej, bo to przecież nie musiało być to.
    Gdy po dłuższej chwili Lea nie pojawiła się ponownie w kuchni, Octavia zalała jej herbatę a później wzięła na ręce Aylę i wraz z nią ruszyła w stronę łazienki, gdzie ciągle przebywała jej kuzynka. Zapukała po chwili kilka razy do drzwi, a potem niewiele myśląc, otworzyła je, w obawie, że może dziewczyna mogła tam zemdleć, bo różnie bywało.
    — Lea, wchodzę — powiedziała jeszcze sekundę przed wejściem do środka, a później stanęła w progu pomieszczenia, spoglądając na blondynkę. — Och, kochanie — westchnęła na jej widok, po czym weszła głębiej, siadając następnie na skraju wanny i sadzając sobie Ay na kolanie.
    — Wiesz co, pomyślałam że… Lea, czy to może być coś innego, niż zatrucie pokarmowe czy stres? — zapytała.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  95. Będąc w wieku Lei, Octavia zapewne nie brałaby pod uwagę ciążę. W sumie, jeszcze jakiś czas temu też o tym nie myślała, a jednak, stało się. Życie bywało przewrotne i pełne niespodzianek, które potrafiły niebywale zaskoczyć. brunetka spojrzała z uwagą na kuzynkę, widziała najpierw niezrozumienie malujące się na jej twarzy, by po chwili zostało one zastąpione strachem. Nie dziwiła jej się, sama zareagowała dokładnie tak samo, jak w szpitalu powiedzieli jej o ciąży.
    — Cóż, no ja zawsze też się zabezpieczałam, ale jak widać po Ay, że nie zawsze to działa — odparła spokojnie, bo chciała, aby i również Lea się nieco uspokoiła. W końcu, przecież to nie musiała być ciąża. To mogło być zwykłe zatrucie czy też stres. Mimo wszystko Octavia po chwili podniosła się ze swojego miejsca i zniknęła na kilka dłuższych minut z łazienki. W tym czasie zniknęła w swojej sypialni, a następnie w przynależącej do niej łazienki, skąd wyciągnęła paczkę z dwoma testami ciążowymi. Ot, trzymała je na wszelki wypadek, gdyby coś znowu mogłoby nie pójść po jej myśli. Na razie nie planowała kolejnego dziecka, ba, nawet nie wyobrażała sobie, że miałaby dwójkę pod opieką, bo już Ayla bywała momentami mocno wymagającym dzieckiem.
    Wróciła do łazienki, gdzie nadal przebywała Lea, po czym podała jej nie otwarte pudełko.
    — Słuchaj, nawet jeśli wyjdzie pozytywny, to zawsze masz wybór. Masz siedemnaście lat, teoretycznie jesteś jeszcze dzieckiem. A on… nawet nie musi się o tym dowiedzieć — powiedziała. Słyszała o tym, co niegdyś zaszło w życiu jej kuzynki, ale naprawdę, pakowanie się w macierzyństwo w tak młodym wieku nie było dobrym wyjściem, z punktu widzenia Octavii.
    — Zrób dla pewności. W opakowaniu są dwa testy. Zrób oba, bo czasami różnie wychodzi — poradziła, po czym spojrzała na nią, by następnie pogładzić ją delikatnie po ramieniu, jakby w dodaniu otuchy, choć wiedziała, ile myśli teraz szaleje w głowie blondynki.
    — To może być zwykłe zatrucie. Ale może też to być ciąża, Lea. Niezależnie od wszystkiego, jak będzie wynik, zawsze możesz na mnie liczyć — powiedziała. Lea była niczym młodsza siostra, którą musiała się zaopiekować. Octavia ruszyła w stronę wyjścia z łazienki, poprawiając przy okazji Aylę, którą trzymała na rękach.
    — Zrób te testy, a potem mnie zawołaj. Nie chcę żebyś mi tu zemdlała, czy coś — dodała, wychodząc z łazienki i zamykając drzwi za sobą. Później, dla pewności, stanęła tuż obok w korytarzu.
    Octavia

    OdpowiedzUsuń
  96. [Dziękuję pięknie za powitanie <3 Podoba mi się ta aura tajemnicy, jaką zbudowałaś wokół postaci, świetnie napisana karta, od razu ma się ochotę porwać tą niesforną pannę do wątku, po co też właśnie przybywam :) Jeśli bywa często w barach, to może Nicolas uratuje ją tam z jakiejś nieprzyjemnej sytuacji? Ktoś jej czegoś dosypie do drinka, albo sama przesadzi z alkoholem i księciunio zabierze ją w jakieś bezpieczne miejsce, aby nie narobiła sobie problemów? :)]

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  97. Nabrawszy pewności, iż dziewczyna ze swojej aktualnej pozycji nie może go już ujrzeć, Max ukucnął na parę chwil, by ukrywszy twarz w dłoniach, wypuścić z siebie istną gammę łez oraz hiszpańskich przekleństw, których najprawdopodobniej nie powstydziłby się i sam Król Piekieł. Niech to jasna cholera, ilu jeszcze istniało na tym świecie tak bardzo popierdolonych rodziców ?! Ile dzieciaków musiało niemal od początku samodzielnie zmagać się ze swoimi coraz większymi problemami, zdając sobie w pełni sprawę, że jeden niewłaściwy ruch czy nieprzemyślane słowo może wystarczyć, by ruszyć w swój ostatni taniec trzymając chłodną dłoń śmierci ? I dlaczego, do kurwy nędzy, on musiał mieć tak bardzo pieprzonego pecha, by do nich należeć ? Dlaczego nie mógł urodzić się gdzieś indziej, w jakiejś mniej wariackiej rodzinie, która zamiast stale rozwiązywać skutki konfliktów zupełnie obcych ludzi poświęcałaby mu choć trochę tak cennej w okresie rozwoju uwagi ? Czy on wymagał aż tak wiele, marząc o normalnym życiu jakie przypadło w udziale zdecydowanej większości młodych ludzi ? Być może, ale przecież i tak nie potrafił nic z tym zrobić. A w dodatku Lea zapewne wkrótce zacznie się o niego martwić i jeszcze mimo bolącej kostki zechce sprawdzić co się z nim właściwie dzieje, więc najwyższa pora, by przestać zachowywać się jak rozhisteryzowany bachor i wziąć się w garść.
    - Co ? – Zmusił się, by zerknąć na nią spod kaptura kurtki, który wcześniej zaciągnął prawie aż na oczy w obawie, że blondynka zauważy w nich te uparte kropelki, które jakoś wciąż nie chciały mu stamtąd zniknąć mimo, iż dosłownie przed paroma sekundami otarł je starannie rękawem. - A tak, jasne. – Starając się desperacko odpędzić ciemne myśli, które dosłownie zalewały mu teraz umysł, wstrząsnął gwałtownie głową, po czym umościł się na fotelu pasażera. – Na początek spróbuj przejechać między tymi beczkami. – Poinstruował, nadal nie mając dość odwagi, by zwracać się do niej normlanym tonem. – Hej, princeso, nie tak gwałtownie, bo jeszcze zajedziesz mi hamulce ! - Zaśmiał się, gdy w pewnym momencie Francuzka usiłując wyminąć jedną z leżących, ukrytych nieco w mroku, przeszkód wcisnęła hamulec na tyle gwałtownie, że niemal usłyszał jak zadziałały ABS-y. – Na przyszłość lepiej po prostu postaraj się skręcić trochę kierownicą. – Poradził, chwytając za kółko i wykonując odpowiedni manewr. – Tylko powoli, bo w tych sportowych modelach można aż za łatwo wylecieć z drogi.


    Pan (nie) zawsze samodzielny

    OdpowiedzUsuń
  98. Prawdę powiedziawszy nie wiedział do końca czemu rozkleił się właśnie przy tej dziewczynie. Podejrzewał jednak, że mogło mieć to coś wspólnego z tym jak bardzo krucha wydała mu się podczas ich pierwszego spotkania. Nawet teraz, gdy trochę dorosła traktował ją jak kogoś w stylu młodszej kuzynki, którą owszem, chętnie by przeleciał, gdyby tylko wspólnie zniknęli z oczu pozostałym członkom rodziny, ale jednocześnie nie pozwoliłby, by ktokolwiek inny zdmuchnął jej choćby jeden włos z głowy. Czasem go rzecz jasna wręcz niesamowicie irytowała, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczynał chyba czuć, że faktycznie może pozwolić sobie na trochę większe poluzowanie przysłowiowych lejcy swoim prawdziwym emocjom. Z tym, że nie oznaczało to jeszcze, że był gotów zwierzyć jej się ze wszystkich swoich problemów, zwyczajnie uznając, że ta wychowana w niemal wszelkich możliwych luksusach pannica po prostu ich nie zrozumie. Nic więc chyba dziwnego, że gdy tylko ściągnęła mu z głowy kaptur, czego nawiasem mówiąc kompletnie się po niej nie spodziewał, instynktownie się spiął, obdarzając Leę wręcz morderczym spojrzeniem, po czym niewiele myśląc, odpiął szybko pasy i wyskoczył gwałtownie na zewnątrz. Kurwa, co ta okropna małolata sobie właściwie wyobrażała ?! Że od tak otworzy przed nią swoje serce ?! Jasny szlag, mało brakowało a z tego wszystkiego by jej przywalił ! Całe szczęście w porę się pohamował, bo chyba nigdy by sobie tego nie wybaczył. A teraz krążył niczym idiota po ulicy ze wszystkich sił starając się uspokoić nerwy i wściekle kopiąc każdy element krajobrazu, który miał pecha leżeć mu na drodze.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  99. Nagły krzyk dziewczyny sprawił, że Max natychmiast zatrzymał się w miejscu, zdjęty czymś w rodzaju paniki. Kurwa, jak wielkim idiotą trzeba było być, żeby od tak, zostawić samotnie tak zagubioną istotkę jak Lea pośrodku słabo oświetlanego zaułka i to w dodatku wtedy, gdy ta borykała się z problemami związanymi ze zwichniętą kostką, więc nie miałaby nawet najmniejszych szansa na ucieczkę w razie, gdyby ktoś na nią napadł ! A przecież osobiście właśnie w tym miejscu kilka razy o mało co nie otarł się o śmierć, więc doskonale wiedział jak bardzo może być ono niebezpieczne. Zresztą nie bez powodu do jej pierwszej lekcji nauki jazdy wybrał akurat ten plac. Jakby nie patrząc zależało mu przecież przede wszystkim na takiej lokalizacji, która znajdowała się w miarę blisko domostwa Sama, a jednocześnie była jak najrzadziej patrolowana przez gliniarzy. Jakoś mało widziało mu się bowiem ewentualne tłumaczenie, czemu pozwolił siedzieć za kółkiem małolacie bez prawka. Pierdolony idiota, troszczący się wiecznie tylko o własne cztery litery !
    Nie zastanawiając się ani przez sekundę i wyzywając się od najgorszych sukinsynów, instynktownie wyszarpnął z kieszeni scyzoryk, który nosił tam zawsze w razie czego na czarną godzinę, po czym odwrócił się szybko w stronę blondynki. Chwilę później prychnął szczerym śmiechem, uświadamiając sobie, że właśnie znowu zrobił z siebie kompletnego pajaca, bo jaśnie pani wbrew jego założeniom w cale nie została zaatakowana, a po prostu zebrało jej się na spacer. Mając nadzieję, że blondynka nie zdążyła zauważyć ostrza w jego ręce, szybko je złożył i umieścił z powrotem. Nie no, spodziewał się chyba wszystkiego, ale z pewnością nie tego, że nastoletnia dama w opałach znacznie większych niż to zakładał na początku ich znajomości będzie mu tu teraz skakać na jednej nodze. Doprawdy, to nawet brzmiało absurdalnie, a wyglądało jeszcze dziwniej.
    - Powiedział ci ktoś jak łatwo możesz doprowadzić faceta do zawału ? – Spytał, podbiegając do Francuzki i biorąc ją ponownie na ręce, by ostatecznie umieścić delikatnie z powrotem na fotelu kierowcy. – Cholera jasna, kobieto, czy ty choć przez chwilę zastanawiałaś się jak świetnymi pułapkami mogą być pozostałości po takich opuszczonych budynkach ?! – Rozbawienie mieszało się w nim teraz ze wściekłością i uczuciem ogromnej wręcz ulgi związanej z faktem, że tym razem obyło się bez żadnych strat w ludziach, czy kończynach, co nie było w cale aż takie oczywiste, jak zapewne nadal jej się zdawało. – Obiecaj mi, proszę, jedno: nigdy więcej nie będziesz starała się wychodzić z samochodu, gdy cię w nim zostawię, jeśli nie będzie to faktycznie niezbędne, dobrze ? – Spojrzał na nią łagodnie, ale zarazem śmiertelnie poważnie. – Mam pewne tajemnice, których lepiej, żebyś nigdy nie poznała, więc zrób przynajmniej to, moja perełko. – Zwrócił się do niej dokładnie tym samym określeniem, którego wielokrotnie używał podczas sesji, po czym całkowicie bez zastanowienia złożył jej na czole czuły pocałunek, pragnąc ją w ten sposób zapewnić, że mówi to wszystko wyłącznie dla jej dobra.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  100. Gdy Octavia usłyszała słowa blondynki, uniosła w zdziwieniu brwi w górę, posyłając równie zdziwione spojrzenie. Sama nie wiedziała, skąd u niej taka reakcja, chyba same słowa, które skierowała do niej Lea to wywołały. Gdt blondynka usiadła na ziemi, Octavia zrobiła dokładnie to samo, by chwilę później puścić małą Aylę, która z ochotą zaczęła raczkować przed siebie. Nie spodziewała się, że usłyszy coś takiego na temat najbliższej rodziny, jakby nie patrząc.
    — Oh, Lea — Octavia położyła dłoń na ramieniu kuzynki, ściskając je delikatnie. Cóż, sytuacja w której się znalazła, nie była łatwa. Była wręcz tragiczna i jakby od razu skazana na porażkę, choć tego Octavia nie powiedziała na głos. Nie chciała się też rozwodzić nad tematem jej rodziny, bo trochę wiedziała, że ich relacje nie należą do najłatwiejszych,.
    — Żadna rodzina chyba nie jest taka, na jaką się kreuje. Ale nie o tym powinnaś teraz myśleć, L. Słuchaj, musisz iść do lekarza, to jest teraz najważniejsze. Musisz się dowiedzieć który tydzień. I obiecuję, nie powiem nikomu, ale wydaje mi się, że to na dłuższą metę nie utrzyma się długo w tajemnicy, sama wiesz jak jest. To cholerny Nowy Jork z cholerną Plotkarą na czele. Ta pizda ma oczy wszędzie, sama wielokrotnie się o tym przekonałam — powiedziała zgodnie z prawdą, po czym usiadła obok kuzynki i objęła ją ramieniem. Octavia tak naprawdę nie miała pojęcia, jak ma się zachować. Sama była w podobnej sytuacji jakiś czas temu, ale miała zdecydowanie łatwiej. Jej rodzina może i na początku była zła, że w tak młodym wieku zaszła w ciążę, ale nigdy nie przyszło im na myśl, aby zachować się tak, jak mogli zrobić to rodzice Lei.
    — Jest jeszcze jeden problem. W świetle tutejszego prawa jesteś nieletnia. Opiekę nad Tobą sprawują rodzice i oni… oni będą musieli się o tym dowiedzieć. Odpowiadają za Ciebie i Twoje zdrowie. Wszystko co związane z Tobą, jest też związane z nimi, więc ta ciąża również — powiedziała, odgarniając kosmyk włosów za ucho, po czym westchnęła ze zrezygnowaniem. — Pojebana sytuacja, chyba pierwszy raz mam z taką do czynienia. Spojrzała na Aylę, która z zaciekawieniem spoglądała na zamknięte drzwi do jej sypialni.
    — Jedyne co przychodzi mi na myśl, to to, że jakbyś chciała urodzić to dziecko, to aby do momentu osiągnięcia przez ciebie pełnoletności całą opiekę nad nim sprawował ojciec dziecka. Ale to wszystko nadal kręci się wokół Twoich rodziców — westchnęła. Spojrzenie Octavii znów powędrowało w stronę jej córki, która teraz mozolnie raczkowała w stronę dwóch kobiet. — To patowa sytuacja, Lea. Nie będę ukrywać, że wyjść z niej jest bardzo mało. I wszystkie, jakby nie patrząc, nie są w żaden sposób najlepsze. Ale, o to będziemy martwić się potem. Zadzwonię i umówię Cię do mojego ginekologa, nie musisz się o nic martwić, o niczym nikogo nie powiadomi. A potem będziemy zastanawiać się co dalej. Teraz chodź, napijesz się herbaty i opowiesz mi o tym swoim chłopaku, bo niewiele słyszałam — powiedziała, podnosząc się z miejsca i wyciągając dłoń w stronę kuzynki.
    Tay

    OdpowiedzUsuń
  101. Porzucony praktycznie na pastwę losu przez własnych krewnych Max już jako nastolatek musiał nauczyć się, że otwarte okazywanie uczuć takich jak strach jest dla niego surowo zabronione. Jako chłopak spędzający zdecydowaną większość czasu na ulicy musiał stale nosić maskę niewzruszonej istoty z kamienia, której obce są jakiekolwiek wyrzuty sumienia, czy żałość. Tak charakterystyczna dla wszystkich dzieci na tej ziemi ufność wyparowała z niego wraz z chwilą, w której musiał bezwolnie obserwować śmierć Belli, jedynej osóbki, która faktycznie interesowała się jego losami. Ba, można wręcz powiedzieć, że zastępowała mu wiecznie nieobecną matkę, choć była od niego zaledwie o cztery lata starsza. Do dziś, choć od tych tragicznych w skutkach wydarzeń minęło już dobre trzynaście wiosen, nie potrafił sobie wybaczyć, że uciekł jej wtedy do tego pieprzonego wesołego miasteczka, w którym akurat wtedy rozpoczęła się ta jebana strzelanina. Nie umiał sobie wybaczyć, że ją tam wtedy zostawił, zwłaszcza, że wuj i tak omal go po tym wszystkim nie zamordował własnymi rękoma. W sumie to nawet nie do końca umiał wytłumaczyć jakim pieprzonym cudem nie dołączył wtedy do swojej drogiej kuzynki.
    - Nie mówiłabyś tak, gdybyś znała prawdę… - Usiłował się zaśmiać, gdy dziewczyna niespodziewanie złapała go za nadgarstek, zapewniając po raz kolejny jakim to niby był dżentelmenem.
    Zamiast smutnego śmiechu z gardła Maxa wydobył się jednak znowu cichy szloch. I to co gorsza szloch z rodzaju tych, nad którymi człowiek nawet nie stara się zapanować. Powoli docierała do niego bowiem myśl, że oto po wielu latach znalazł znowu kogoś, przed kim nie musiał stale udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie był. Owszem, instynktownie chwycił za klamkę, lecz ta natychmiast wymsknęła mu się z dłoni, a on, nie wiedzieć czemu, nie złapał jej już po raz drugi. Nie uciekł także wzrokiem w stronę podłogi. Zamiast tego najzwyczajniej w świecie skrzyżował go z tą kruchą blondyneczką, która za pomocą kilku z pozoru całkowicie niewinnych słów zdołała skutecznie zniszczyć mur, którym tak długo otaczał swoją porozrywaną duszę.
    - Nie wiesz jak to jest oglądać śmierć bliskiej ci osoby i żyć ze świadomością, że zginęła wyłącznie przez twoją własną głupotę. – Mówił wciąż przez łzy. – Nie masz zielonego pojęcia jak to jest stać się z tego powodu wrogiem numer jeden twojego własnego wujka. – Zamierzał brnąć dalej w to szokujące wyznanie, lecz głos w końcu uwiązł mu w gardle.



    Kompletnie rozklejony Max

    OdpowiedzUsuń
  102. Nie był przyzwyczajony do tak otwartego okazywania emocji, więc poczuł się naprawdę dziwnie, gdy nagle Lea go objęła. Jego mięśnie instynktownie się napięły, przewidując nadchodzące zagrożenie. Doprawdy głupie, nieprawdaż ? Przecież, gdyby dziewczyna faktycznie próbowała go zaatakować w sposób fizyczny, z pewnością łatwo by sobie z nią poradził. A jednak, jego dotychczasowe doświadczenia sprawiły, że dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie jej faktycznych intencji. Dopiero wtedy adrenalina przestała krążyć mu w żyłach, a napięty niemal do granic możliwości układ nerwowy zaczął się powoli, wręcz bardzo powoli, rozluźniać. Ostatecznie pozwolił sobie na coś, czego nie robił od… No właśnie, jak długo ? Sam nie potrafił tego dokładnie określić, ale na sto procent bardzo długo. Wtulił się w jej tors w poszukiwaniu dawno zapomnianej drogi prowadzącej do ukojenia. Przynajmniej chwilowego, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że ta dziwna błogość w jego wypadku nie mogła trwać wiecznie. Już jako dzieciak zaplątał się zdecydowanie zbyt mocno w sieć ciągłych kłamstw, zdrad, śmierci, poczucia zagrożenia i tego wszystkiego, co się z tym wiązało, by potrafić z niej wybrnąć. A już na pewno nie całkowicie, bo wspomnienia z przeszłości, nawet jeżeli w formie szczątkowej, będą mu towarzyszyć do ostatniego dnia życia. Ba, przeklęta rzeczywistość postanowiła wyraźnie o sobie przypomnieć już po niespełna dwóch minutach bowiem w samochodzie rozniosła się nagle charakterystyczna wściekła haevy metalowa muzyczka informująca o tym, że właśnie ktoś postanowił się do niego dodzwonić. Niechętnie wyplątał się więc z objęć blondynki i wyciągnąwszy cholerne urządzenie z kieszeni kurtki, zerknął na wyświetlacz. Kurwa, w całym tym chaosie całkowicie zapomniał o prawdziwym celu ich przejażdżki i zaraz przyjdzie mu za to odpokutować.
    - Wybacz, muszę odebrać. – Rzucił, odblokowując ekran. – To Sam. – Dodał jeszcze nim przyłożył komórkę do ucha. Zgodnie ze swoimi założeniami natychmiast usłyszał istny potok wulgaryzmów zmieszany z wyrzutami o to jak to nieprofesjonalnie go potraktował. A co chyba najgorsze w tej całej pogrzanej akcji, zwyczajnie nie umiał postawić się do wystarczająco dużego pionu, by potrafić mu się choć odrobinę odwdzięczyć. Przez prawie trzydzieści sekund siedział w całkowitym milczeniu wysłuchując słów człowieka, który swego czasu tak cierpliwie wprowadzał go w zagmatwane zasady rządzące nowojorskim czarnym rynkiem, usiłując wykombinować jakiś cudowny sposób na jego spławienie. Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że nie może tego zrobić choćby ze względu na stan zdrowia Francuzki, więc zdecydował się prawdopodobnie na jedną z najbardziej zaskakujących rzeczy jakich do tej pory dokonał, a mianowicie odsunął trochę telefon od ucha i wskazał najpierw na niego a potem na jasnowłosą, wpatrując się w nią błagalnym spojrzeniem. – Spróbuj go trochę ugłaskać, błagam. – Wyszeptał na tyle cicho, by jego znajomy wiszący na drugiej stronie linii nie mógł go za nic usłyszeć. – Powiedz mu, że będziemy za jakieś dwadzieścia minut.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  103. Prawdę powiedziawszy obstawiał, że dziewczyna nazwie go pieprzonym idiotą i wystrzeli z samochodu niczym z procy, znowu kompletnie zapominając o swojej bolącej kostce, a on będzie musiał za nią gonić. Tymczasem jednak ku jego niewątpliwemu zdziwieniu, Lea nie tylko przezwyciężyła niewątpliwy strach jaki musiała odczuwać przed swoją pierwszą rozmową z facetem rządzącym pewną częścią podziemnego świata Nowego Jorku, ale także najwidoczniej stanęła na wysokości zadania, skoro wydawała się z siebie aż tak zadowolona.
    - No proszę, nie sądziłem, że jesteś na tyle odważna. – Oświadczył z łatwo wyczuwalną nutką podziwu w głosie, co nie zdarzało mu się nazbyt często. – Jednego możemy być pewni: zyskałaś jego szacunek, a to już duży krok na przód. – Stwierdził, uśmiechając się lekko. – Na przyszłość radziłbym ci jednak, abyś w takich sytuacjach nie określała się moją przyjaciółką. – Poinstruował blondynkę, wbijając w nią poważne spojrzenie. – Pamiętaj, że ludzie mający powiązania z przestępczym światem potrafią być niezwykle niebezpieczni i często są skłonni do tego, aby dążyć do swoich celów nawet po trupach. I to dosłownie. – Uciekł wzrokiem gdzieś w bok, świadomy tego, że sam również nie raz został zmuszony do pozbawienia kogoś życia. Jasne, w przeciwieństwie do większości tych typków nie robił tego z wyjątkowo niskich pobudek i za każdym razem odczuwał okropne wyrzuty sumienia, a wielokrotnie jeszcze długo po tym miewał problemy ze snem, ale nie mogło zmienić to faktu, że był pierdolonym mordercą. – Jeśli więc zamierzasz teraz zrezygnować i zostawić mnie z tym całym bagnem samego, powiedz, a odwiozę cię gdziekolwiek zechcesz. – Podkreślił, starając się opanować drżenie strun głosowych. – Jeśli jednak nadal nie masz takiego zamiaru, pokaż mi co potrafisz. – Rzucił, usiłując brzmieć tak jakby faktycznie nic go to nie obchodziło, choć w rzeczywistości cholernie obawiał się, że Francuzka wybierze tą pierwszą opcję.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  104. Milczał przez niemal całą drogę do apartamentu Sama, rzucając jedynie od czasu do czasu jakimś komentarzem dotyczącym stylu jazdy dziewczyny lub samodzielnie chwytając za kółko, gdy zaczynał zauważać, że sytuacja stawała się nieco za bardzo niebezpieczna. Na całe szczęście odpowiednio wcześnie pomyślał o tym, by kierować się do celu ulicami jak najmniej uczęszczanymi i jak najrzadziej patrolowanymi przez gliny, bo przynajmniej skończyło się to bez jakiejkolwiek większej katastrofy czy niepotrzebnego mandatu i kolejnych punktów karnych, które w normalnych warunkach z całą pewnością musiałyby zasilić jego konto. A te nieliczne wgięcia w karoserii i zbity tylny reflektor dało się przecież łatwo naprawić, choć zapewne i tak trochę sobie pohisteryzuje, gdy jeszcze raz obejrzy wszystkie szkody w świetle dnia i podliczy ogólny koszt ich zniwelowania. Grunt, że nikomu nic się nie stało. Przynajmniej na razie, bo właśnie miał wkroczyć do jaskini lwa w towarzystwie laski, która nie dość, że całe życie spędziła w luksusach, to jeszcze raz po raz dawała mu wyraźnie znać, że zdecydowaną większość jego ostrzeżeń ma dalej niż w głębokim poważaniu. I co on miał niby z nią teraz począć ? Przecież i tak nie mógł już się od niej zwyczajnie odwrócić i udawać, że cała ich relacja w ogóle nie miała miejsca. Najprawdopodobniej, gdyby zdawał sobie sprawę, że Lea miała już na swoim koncie nieudaną próbę samobójczą, spojrzałby na jej decyzje nieco inaczej, ale przecież jako zwykły śmiertelnik nie miał aż takich mocy, by móc grzebać w historiach innych, gdy ci starannie je przed nim skrywali.
    - Obiecaj mi proszę, że nie będziesz próbować grać przed nim żadnej femme fatale. – Zwrócił się jeszcze do Francuzki, pomagając jej wysiąść z samochodu. – Postaraj się też, by nie spostrzegł jak bardzo się go boisz. – Instruował ją dalej. – Chociaż poczekaj, może zanim tam wejdziemy opowiem ci w jakich okolicznościach spotkałem go po raz pierwszy, to może sama będzie w stanie wymyślić najlepszą taktykę. – Chwycił się ostatniej deski ratunku, mając nadzieję, że przynajmniej część z jego obecnych słów wreszcie pozwoli jej na wyciągnięcie odpowiednich wniosków. – Cóż, miałem wtedy jakieś dwanaście, może trzynaście lat. – Zaczął, trochę się przy tym zacinając. – I powiedzmy to sobie szczerze, już wtedy nie należałem raczej do grzecznych chłopców. – Zaśmiał się. – A tacy zawsze prędzej czy później wplątują się w naprawdę poważne kłopoty…- Przymknął na chwilę oczy, by choć trochę opanować sprzeczne emocje, które właśnie znowu zalały jego serce. – W moim przypadku skończyło się na tym, że pozwoliłem sobie na trochę głębszą dyskusję z pewnym o wiele od siebie starszym mężczyzną. Nie pamiętam nawet o co dokładnie chodziło, ale nie to jest teraz najważniejsze. Ważne jest to, że podpadłem mu na tyle mocno, że omal nie straciłem przez to życia. I wiesz, kto mnie wtedy uratował ? – Zamilkł na moment, by spojrzeć na blondynkę. – Właśnie Sam, twierdząc, że szkoda by było tracić takiego nieułożonego młodego wojownika. Co się jednak musiał namęczyć zanim choć trochę mu zaufałem, to wie tylko on, zwłaszcza, że niedługo później dowiedziałem się również, że ten facet, z którym zadarłem był jednym z jego przybocznych goryli. – Podsumował z lekko zaszklonymi oczami.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  105. Za parę dni miało minąć dokładnie półtora roku odkąd zmarła jego matka. Osiemnaście piekielnie długich miesięcy, których poszczególne dni zlały się dla Dantego niemal w ciągłą linię nieprzerwanych cierpień i upokorzeń. I to za sprawą kogo właściwie ? Dokładnie tego samego człowieka, który dosłownie przed paroma minutami zasnął wreszcie przed telewizorem w otoczeniu niezliczonych ilości kufli po piwie i z otwartą teczką pod pachą, która jeszcze niedawno zawierała w swoim wnętrzu stosy papierów, które jako tłumacz przysięgły jego wuj powinien dostarczyć do sądu najpóźniej do końca tego tygodnia, a które pewnie ciśnie jak zwykle na biurko prokuratora zaledwie parę godzin przed rozprawą. Chłopak już dawno zastanawiał się jakim cudem ten chłop jeszcze w ogóle nie stracił pracy, ale nie zamierzał tego w żaden sposób komentować, aż nazbyt dobrze zdając sobie sprawę z okropnych konsekwencji, które z pewnością musiałoby to ze sobą natychmiast przynieść. W końcu jego znienawidzony do granic możliwości opiekun miał doprawdy ciężką rękę, o czym on sam przekonał się już wielokrotnie na własnej skórze. Tak jak na przykład dzisiaj, gdy wrócił wreszcie z kolejnego przesłuchania do młodzieżowego musicalu. Może była to mała undergroundowa produkcja, ale na początek i tak całkiem nieźle, nieprawdaż ? Gorzej, że znów nic z tego nie wyszło, a on w związku z tym nadal musiał siedzieć w tym bagnie. No cóż, będą kolejne szanse…. A tymczasem musi znowu otrzepać się z kurzu jaki pozostawiła na nim ta porażka i jak zawsze, gdy jego krewny rozpuścił całą forsę niezbędną do zapłacenia rachunków, poszukać szczęścia na ulicy. Gdyby ktoś zagadnął go jakim cudem udało mu się w tak młodym wieku zepchnąć dumę do - no właśnie jakiego pierdolonego poziomu, skoro nawet słowa bruk czy kloaka nie wydawały się w tym wypadku odpowiednie – z pewnością nie potrafiłby odpowiedzieć inaczej niż, że zwyczajnie nie miał innego wyjścia. A potem na sto procent wybuchnąłby niepohamowanym potokiem łez, bo wciąż nie mógł za cholerę uwierzyć, że te wszystkie nieszczęścia spadły akurat na jego głowę.
    - Hej, piękny. – Z głębokich rozmyślań wyrwał go lekko chropowaty głos należący do wysokiego, na oko jakoś trzy razy starszego od niego faceta, którego szerokie bary świadczyły z pewnością o tym, że dużą część swojego wolnego czasu spędzał na podnoszeniu ciężarów. – Masz ochotę trochę zarobić ? – Zaśmiał się, podchodząc do nastolatka i delikatnie strzepując mu z twarzy mokry od śniegu kosmyk jeszcze zanim ten zdążył udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi.
    - Standardowa usługa, czy masz jakieś specjalne życzenia ? – Kubańczyk już dawno nauczył się, że zdecydowana większość jego klientów lepiej się czuje, gdy zwraca się do nich mniej formalnie, a przy tym wykorzystując zamorski akcent.
    - Cóż, może zacznijmy od zwykłej laski, a potem się zobaczy. Mam ci pomóc z rozporkiem, czy sam sobie poradzisz ?
    - Dzięki, dam sobie radę. – Zapewnił szatyna, rzucając mu tak długo ćwiczone zalotne spojrzenie.
    Kurwa, nie zdążył nawet dokończyć swojego zdania, bo nagle poczuł, że ktoś odtrąca go na bok. I to bynajmniej nie łagodnie, więc omal nie zaliczył bliskiego kontaktu z mokrym chodnikiem. Tylko prawdziwym cudem w ostatnim momencie zdołał złapać równowagę. Niestety zrobił to najwidoczniej odrobinę za późno, skoro jakaś głupia blondynka zdążyła w międzyczasie zaalarmować swoimi wrzaskami chyba całą dzielnicę i okolice. Na domiar złego kompletnie nie wiedział jak powinien zareagować na takie dziwo. Co tu się właśnie, do chuja ciężkiego, odgrywało ?!


    Dante, któremu chyba coś umknęło

    OdpowiedzUsuń
  106. Szczerze powiedziawszy doskonale rozumiał powód, dla którego dziewczyna wyraźnie się nadąsała, gdy po raz kolejny z rzędu przypomniał jej o niebezpieczeństwach związanych z wykonywaniem z pozoru zwykłych gestów podczas obcowania z Samem. Osobiście również szczerze nie lubił, gdy ktoś aż tak usilnie starał się mu matkować, dając tym samym znać jak mało to niby wie o trudach prawdziwego, brutalnego życia. Cóż jednak zrobić, skoro tak cholernie obawiał się, że jego najbliższa znajoma, którą, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, powoli zaczynał chyba traktować jako kogoś w rodzaju dalszej części rodziny powie o jedno słowo za dużo w wyniku czego podpadnie Nowojorczykowi na tyle, że on sam będzie musiał wejść z nim w otwarty zatarg, by ratować jej piękną skórę.
    - Nie wstyd ci polować na tak młode laski ? – Właściciel apartamentu zmierzył blondynkę uważnym spojrzeniem, gdy tylko jego goście przekroczyli próg.
    - Daj spokój, przecież wiesz, że ja nawet nie muszę tego robić. Same do mnie przychodzą. – Zaśmiał się Max, jednocześnie oblewając się lekkim rumieńcem zażenowania.
    - No tak, nie ma to jak Latynoski czar… - Westchnął mężczyzna. – A teraz, skoro już raczyliście się tu wreszcie zjawić, zapraszam do gabinetu, zobaczymy co da się zrobić z tą kostką i ocenimy ile będziesz mi dłużny za ten swój południowoamerykański seksapil. – Poprowadził ich w głąb mieszkania prosto do dużego pokoju, którego część ścian była wyburzona w taki sposób, by dało się w nim ustawić jak najwięcej podstawowego sprzętu medycznego. – Panienka usiądzie sobie wygodnie na tym fotelu i zdejmie but, a ja spróbuję ocenić, czy potrzebne będą prześwietlenie i gips, czy też w tym wypadku wystarczy zwykły bandaż lub opaska uciskowa. – Wskazał na odpowiedni mebel. – A ty w tym czasie spróbuj ogarnąć jakieś drinki na później. Przyda nam się coś mocniejszego, podczas omawiania interesów, tym bardziej, że mam dla ciebie pewną niecodzienną propozycję. – Rzucił w stronę Lalo, który jednak nie miał najmniejszego zamiaru wykonywać jego polecenia. – Słyszałeś kiedyś o tajemnicy lekarskiej ? Tak ? To już, spierdalaj, do kuchni zanim postanowię przypomnieć sobie, że najpierw ściągnąłeś mnie w środku nocy z łóżka po kilkunastogodzinnej operacji, a potem nie byłeś na tyle miły, by poinformować mnie, że planujesz się tak haniebnie spóźnić.
    Meksykanin jeszcze przez kilka sekund wpatrywał się w swego dawnego mentora z wyraźną nieufnością zmieszaną z łatwo wyczuwalną groźbą czającymi się na dnie ciemnych tęczówek, po czym niechętnie powlókł się, by wykonać powierzone mu zadanie.


    Lekko poirytowany Max

    OdpowiedzUsuń

  107. Ostatnią rzeczą, której spodziewał się, gdy przed jakimiś trzema godzinami wychodził z tej piekielnej namiastki domu, którą fundował mu wuj był z całą pewnością bieg za jakąś zupełnie obcą panikarą. Całe szczęście równie gwałtownie jak przerwała mu transakcję z tamtym fanem papierosów i siłowni, tak również gwałtownie stanęła, bo czuł doskonale, że jeszcze chwila, a się jej wyrwie i zacznie jej prawić gorzkie wyrzutu prosto na samym środku ulicy, używając przy tym wszystkich tych pięknych arabskich epitetów, które słyszał wielokrotnie, gdy wypływały z ust nachlanego do granic możliwości krewnego. Gdy tylko przyjrzał jej się trochę bliżej, natychmiast zauważył, że niepoprawna dziewczyna jest w stanie błogosławionym, o czym dobitnie świadczył chociażby sposób w jaki gładziła swój nieco już powiększony brzuch oraz o wiele głębszy oddech od tego, który w normalnych warunkach powinien ją charakteryzować po przebyciu tak krótkiego dystansu. Nie żeby stwierdzenie to choć trochę ostudziło temperaturę krwi buzującej mu w żyłach, gdy tylko pomyślał, iż właśnie stracił doskonałą okazję do całkiem sporego zarobku i to w tak haniebny sposób, że najprawdopodobniej będzie musiał zmienić lokalizację swoich łowów. Dalej miał szczerą ochotę rzucić w nią kilka ostrych wiązanek, lecz nawet jego mocno nadwyrężony ostatnimi wydarzeniami kodeks moralny stanowczo zakazywał mu zachowywania się w taki sposób w stosunku do kobiet w stanie błogosławionym. Pragnąc choć trochę uspokoić nerwy, zacisnął pięści na tyle mocno, że gdyby nie materiał rękawiczek na sto procent musiałby poczuć jak paznokcie wbijają mu się prosto w skórę dłoni i wziął kilka głębokich oddechów, jednocześnie usiłując przypomnieć sobie ostatnie chwile spędzone z matką. Dni te były tak bardzo wspaniałe, że szybko pozwoliły mu przywołać na twarz jeden z tych wielokrotnie ćwiczonych leciutkich uśmiechów. W ciemnych tęczówkach chłopaka wciąż jednak dało się zauważyć wkurwione ogniki, nad którymi po prostu nie umiał zapanować na zawołanie.
    - I kto to mówi ? – Prychnął, obdarzając blondynkę krytycznym spojrzeniem. – Małolata w ciąży, która szwenda się po zmroku po tak niebezpiecznych ulicach. I to jeszcze bez obstawy. Tak, takie postępowanie jest naprawdę godne podziwu. – Podsumował kpiącym tonem. – Ja przynajmniej w ten sposób zarabiam, a ty właśnie swoimi durnymi wrzaskami przepłoszyłaś mi klienta. Co ty natomiast tu robisz, pozostaje dla mnie zagadką. – Dorzucił, mając szczerą nadzieję, że nieznajoma nie będzie w stanie wyłapać tego jak wiele wstydu i cierpienia stara się ukryć pod pozornie hardym tonem głosu.


    Bliski płaczu Dante

    OdpowiedzUsuń
  108. Kurwa, gdyby stan Lei nie był przynajmniej po części jego winą i, gdyby Sam te kilkanaście wiosen temu nie uratował mu życia, Max z całą pewnością nie dałby mu tak łatwo sobą pomiatać. Każdy inny facet w takiej sytuacji natychmiast zarobiłby od niego w pysk na tyle mocno, że z dużą dozą prawdopodobieństwa musiałby później szukać sobie wygodnego miejsca w szpitalu. W trakcie tych niewielu dni, które spędził wraz z dziewczyną, stała się mu ona bowiem na tyle bliska, że zaczął nabierać pewności, iż skoczyłby za nią nawet w ogień, gdyby tylko miało to jej uratować życie. A teraz ? Cóż, tkwił w tej pojebanej obszernej kuchni niczym jakiś pierdolony chłopiec na posyłki, przetrząsając lodówkę w poszukiwaniu schłodzonych trunków, soków oraz owoców niezbędnych mu do przyrządzenia zamówionych drinków, zastanawiając się, czy aby na pewno postąpił słusznie ściągając ją właśnie w to miejsce. Z drugiej strony czy miał jakiekolwiek lepsze wyjście, skoro tak wyraźnie dała mu znać jak bardzo tragicznie skończyłaby się dla niej wizyta w normalnym ośrodku zdrowia ? Zresztą tam także zostałby szybko spławiony przez lekarzy, bo przecież nie był dla niej nikim więcej niż przyjacielem. A tak przynajmniej miał jakieś zajęcie dla rąk. Nie wiedział ile czasu dokładnie spędził w tym nieszczęsnym pomieszczeniu zanim w progu stanął wreszcie jego znajomy, ale alkohol był już wtedy gotowy.
    - Młoda ma skręconą kostkę. – Poinformował go Nowojorczyk swym zwykłym rzeczowym tonem. – Póki co założyłem jej ortezę. Powinna wystarczyć, ale gdyby coś się pogorszyło, przyjedźcie do mnie ponownie, bo będzie to oznaczać, że potrzebny jest gips.
    - Dzięki, a tu jest obiecana zapłata. – Meksykanin podszedł do plecaka zawieszonego na oparciu jednego z krzeseł i wydobył z niego woreczek zawierający LSD, który następie położył na blacie stołu i popchnął w kierunku mężczyzny.
    - Zaraz jak zwykle sprawdzimy, czy nie próbujesz mnie oszukać, ale zanim to, tak jak wspomniałem mam dla ciebie jeszcze jedną ofertę. Proponuję jednak, żebyśmy przenieśli się najpierw do pokoju konferencyjnego, gdzie też zresztą czeka na nas ta twoja pannica. Coś mi bowiem mówi, że chciałbyś się osobiście przekonać, że jest cała i zdrowa. – Amerykanin rzucił swemu byłemu podopiecznemu porozumiewawcze spojrzenie, chowając narkotyk do kieszeni. Następnie chwycił swój kufel i nie czekając nawet na jego reakcję, ruszył w odpowiednim kierunku, zdając sobie doskonale sprawę z faktu, że Rivera pokornie podąży za nim.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  109. Prawdę powiedziawszy podczas tych wszystkich dziwnych wydarzeń, które sprawiły, że wylądowali w tym konkretnym mieszkaniu Meksykanin nawet przez moment nie zastanawiał się jakie konsekwencje mogłyby spaść na jego głowę, gdyby rodzice blondynki dowiedzieli się, że stan kostki ich córki jest przynajmniej po części jego winą. A nawet, gdyby choć przez krótką chwilę nawiedziły go faktycznie takie myśli najprawdopodobniej i tak by się nimi nie przejął. W końcu, hej, od dzieciaka obracał się w świecie pełnym najgorszych zbirów, więc czy rzeczywiście powinien przejmować się jakąś nawiedzoną parą francuskich biznesmenów ? No chyba żart.
    - Nie może panienka tak nagle się podrywać, bo w innym wypadku cała moja praca pójdzie na marne. – Rzucił chłodno Sam, spod przymrużonych powiek obserwując jak dziewczyna opiera się na blacie stołu, by uchronić się przed upadkiem na dywan. – Chyba nie chce panienka skończyć w gipsie i być niańczona przez tego tam. – Z lekko oskarżycielską miną spojrzał na Maxa, który właśnie odstawił swój drink na powierzchnię mebla, by pomóc Lei dostać się z powrotem na sofę.
    - Wspominałeś, że zerwałem cię z łóżka po jakiejś operacji, więc pewnie jesteś zmęczony. – Rivera szybko zmienił temat rozmowy, obawiając się, że nastolatka zaraz obdarzy właściciela lokalu jakimś uszczypliwym komentarzem, w wyniku czego on sam znowu będzie musiał grać rolę jej osobistego szlachetnego księcia na białym koniu. – Może więc przejdziemy już do interesów ? – Zaproponował, jednocześnie sięgając ponownie po szkło.
    - Niech ci będzie, ale na przyszłość pilnuj lepiej tej swojej księżniczki. – Odburknął mężczyzna, zasiadając naprzeciwko dwójki z nogą na nogę. – Domyślam się, że aż korci cię, by zapytać, cóż też dokładnie za specjalną ofertę dla ciebie dzisiaj przygotowałem. – Zaczął, a dostrzegłszy jak Latynos kiwa nieznacznie głową, zdecydował się kontynuować. – Pamiętasz może córkę mojej siostrzenicy Alexę ?
    - Tą małą złośnicę, która omal kiedyś nie rozzłościła Zacharego do tego stopnia, że miał szczerą ochotę utopić ją w twoim prywatnym basenie ? – Zaśmiał się, przypominając sobie wściekłą minę rudowłosego szofera.
    - Dokładnie tą samą. – Potwierdzi Amerykanin. – Otóż tak się składa, że niedawno zerwała z chłopakiem i, jakby to powiedzieć, dość mocno to przeżywa, więc pomyślałem, że mógłbyś skorzystać ze swojego ponoć dość szerokiego doświadczenia jako żigolak i… - Nim zdążył dokończyć zdanie, Lalo z głośnym hukiem odstawił szklankę z powrotem, przeczuwając, że gdyby nacisnął na jej ścianki odrobinę mocniej, ta rozsypałaby się w drobny mak.
    - Kto jak kto, ale jestem przeświadczony, że akurat ty doskonale zdajesz sobie sprawę dlaczego dawno zamknąłem ten pierdolony rozdział. – Odburknął, tylko z ogromnym trudem powstrzymując się od gwałtownego poderwania się i zaserwowania mu kilku ciosów. Niestety jego instynkt samozachowawczy wyraźnie podpowiadał mu, że byłaby to ostatnia czynność, którą zdołałby zrobić w życiu, więc skupił się przede wszystkim na tym, by za bardzo nie hiperwentylować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Właśnie nie do końca, bo za każdym razem, gdy próbowałem zapytać cię o przyczynę tego, co masz na klacie, zachowywałeś się jak mały dzieciak i zbywałeś mnie pierdolonymi kłamstwami. – Warknął w odpowiedzi Sam. – Do ciężkiego chuja, Astlan, jak długo zamierzasz traktować mnie jak pieprzonego idiotę ?! – Facet wstał powoli i żwawym krokiem przeszedł przez pokój, by ostatecznie stanąć dokładnie nad swym dawnym podopiecznym.
      - A kto ci dał chujowe prawo do wtrącana się w moje prywatne sprawy ?! – Wkurwiony Maximiliano również się wyprostował, by znaleźć się mniej więcej w oko w oko ze swoim rozmówcą.
      - Ty sam ciężki pieprzony idioto, w dniu, w którym cię uratowałem. A teraz chyba najwyższa pora, byś dowiedział się, że damy nie mają nic przeciwko takim bliznom. – Szanowny Pan Doktor wyciągnął ręce w kierunku koszuli bruneta z zamiarem jej zerwania, lecz ten najpierw instynktownie odsunął się na tyle, na ile pozwalała mu sofa, po czym najzwyczajniej w świecie uskoczył nieco w bok i nim ktokolwiek zdążył zareagować, dał w długą.


      Wyprowadzony z równowagi Max

      Usuń
  110. Ostatnie półtora roku sprawiło, iż Dante stał się wyjątkowo słaby w pocieszaniu innych osób. Okrutne sceny, które rozgrywały się w mieszkaniu jego wuja sprawiły, że jego wciąż przecież młodzieńczy umysł nie potrafił już bowiem znaleźć wystarczająco dużo sił, by nadal prawić komukolwiek morały o rzekomych radosnych słonecznych promieniach mających ponoć raz na jakiś czas rozświetlać drogę każdego śmiertelnika. Prawdę powiedziawszy coraz bliżej było mu do tego przeklętego stanu, kiedy to człowiek rzeczywiście usiłuje targnąć się na własne życie, czując że tylko w ten sposób zdoła wreszcie uwolnić od tych wszystkich ciężkich kłód, które stale rzuca mu pod nogi ten po tysiąckroć pierdolony kuglarz zwany powszechnie losem. Nic więc dziwnego, że nie skomentował ani jednym słowem tego jak bardzo pogrzani musieli być rodzice oraz teściowe dziewczyny, skoro najwidoczniej chętnie widzieliby ją w trumnie. Potrafił jedynie przypatrywać się jej spod lekko przymrużonych powiek, czując jak wręcz olbrzymia fala wściekłości zalewająca jego ciało powoli się zmniejsza, by w końcu zniknąć niemal całkowicie, w wyniku czego on sam zaczął znowu myśleć w miarę logicznie. Mimo to nie potrafił powstrzymać się od nagłego wybuchu uczuć, gdy blondynka poruszyła temat sposobu, w jaki przyszło mu zarabiać.
    - Śmiało, dokończ ! – Warknął, czując jak łzy zaczynają podchodzić mu do oczu. – Upadlającego ? Pozbawionego choćby odrobiny honoru ? A może po prostu haram ? – Spytał, podświadomie używając arabskiego określenia olbrzymiego wręcz zbioru czynności zakazanych ponoć przez samego Allaha. Zamierzał jeszcze dodać, że żadna praca ponoć nie hańbi, lecz w tym samym momencie słone krople popłynęły mu wartkim strumieniem po policzkach, zmuszając go do natychmiastowego ukucnięcia i schowania twarzy w ramionach, w wyniku czego nawet nie zauważył jak jasnowłosa odchodzi trochę na bok, by zwymiotować. Nie zwrócił też najmniejszej uwagi na jej kolejne słowa, których sensu i tak by zresztą nie zrozumiał. Ostatecznie nie raz widział już o wiele gorsze rzeczy.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  111. Czy wiedział, że siedzenie na środku ulicy podczas chłodnego grudniowego wieczora z całą pewnością nie należy do najmądrzejszych posunięć ? Oczywiście, tyle że w tym momencie nie była go w stanie przerazić ani wizja zapalenia płuc, ani nawet samej śmierci. Ostatecznie i tak mógł być prawie pewny, że wujek w końcu zorientuje się, że oszukuje go chociażby w kwestii wiary i postanowi usunąć go ze swojego życia raz na zawsze, więc czy naprawdę cokolwiek by się zmieniło, gdyby wyręczyła go zima ? Ponoć śmierć z wychłodzenia miała w dodatku tę zaletę, że człowiek po prostu zasypiał i nigdy więcej nie odzyskiwał świadomości, co z całą pewnością dawało jej olbrzymią przewagę nad tą, którą zgotowałby mu własny krewny lub, na którą on sam najprawdopodobniej będzie musiał się w końcu zdecydować, chcąc uniknąć niepotrzebnych tortur ze strony tego potwora. Jakby nie patrząc był tylko zwykłą sierotą, co oznaczało oczywiście, że nie miał najmniejszych szans w otwartym starciu z dorosłym przecież opiekunem. Jedynym, co mógł zrobić w tej sytuacji było więc wybranie w miarę bezbolesnej drogi pożegnania się z tym światem i żadne słowa pocieszenia rzucane mu od czasu do czasu przez obcych ludzi nie mogły niestety tego zmienić. Gesty zresztą też nie, lecz nawet on musiał przyznać, że nagłe objęcie przez dziewczynę, choć początkowo zarejestrowane przez jego wycieńczony organizm jako zagrożenie, zdołało sprawić, iż zrobiło mu się trochę lżej. Nie na tyle co prawda, by całkowicie przestał rozważać samobójstwo, bo i tak zdawał sobie doskonale sprawę, że ta chwila nie może trwać wiecznie, że niedługo będzie musiał wrócić grzecznie pod dach Syryjczyka, ale jednak. Szukając choćby parominutowego ukojenia, zdecydował się złożyć głowę na piersi blondynki i zwyczajnie wypłakać w nią cały swój żal.
    - Wybacz, nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. – Mruknął, gdy tylko udało mu się uspokoić na tyle, że odzyskał jako taką władzę nad strunami głosowymi. – Miałem ciężki dzień. – Nie była to do końca prawda, bo całe ostatnie półtora roku było dla niego śmiertelnie wręcz chujowe, ale nie miał najmniejszego zamiaru zwierzać się z tego pierwszej lepszej napotkanej lasce. – Tak na marginesie jestem Dante. – Oświadczył, zmuszając się do bladego uśmiechu.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  112. Każdy śmiertelnik ma na tym świecie kilka demonów z przeszłości, o których istnieniu usilnie stara się zapomnieć, lecz te dopadają do jego tętnicy szyjnej w najmniej spodziewanym momencie, by rozszarpać ją na kawałki. Jednym z takich właśnie demonów był z pewnością dla Maxa temat blizny, którą zafundował mu wuj w dniu, w którym została zastrzelona Bella, a drugim lata, które spędził dorabiając jako żigolak. Normalnie aż nie mógł uwierzyć, że jego dawny mentor może okazać się aż tak złośliwy, by wyciągać te okropnie fakty z jego życia na światło dzienne akurat, gdy tuż koło nich siedziała Lea ! Kurwa, naprawdę miał nadzieję, że Sam widzi w nim coś więcej niż zwykłe popychadło, więc teraz było mu niezwykle przykro. Uczucie to nie tylko sprawiło, że w jednej chwili przestał całkowicie przejmować się dziewczyną, ale także szwendał się bez większego celu po ulicach aż do momentu, gdy na niebie pojawiła się charakterystyczna łuna zapowiadająca nadejście nowego dnia. Dopiero wtedy dotarło bowiem do niego, że przecież w domu czekały na niego stęsknione zwierzaki, więc czym prędzej zawrócił w kierunku Staten Island. Następnie w towarzystwie psiaków udał się z powrotem pod apartament Nowojorczyka, by odebrać wóz.
    - Zdaje się, że znowu wyszedłem na kompletnego bęcwała. – Mruknął, gdy wreszcie zaparkował go w swoim garażu.
    ***
    Kilka następnych dni upłynęło mu natomiast między pracą, a samotnym paradowaniem po najróżniejszych zakamarkach Wielkiego Jabłka, co rzecz jasna nie miało prawa skończyć się dobrze dla żadnego człowieka, który będąc tak bardzo zatopionym w myślach jak Rivera był obecnie, od czasu do czasu nieświadomie zaglądał również do najgorszych dzielnic tej wielkiej metropolii. Nic więc chyba dziwnego, że w końcu i on wparadował prosto na terytorium jakiegoś azjatyckiego kartelu i to w dodatku w momencie, gdy jego członkowie kłócili się o jakąś zaginioną paczkę. Być może, gdyby jego instynkt samozachowawczy obudził się o te parę sekund wcześniej, nie musiałby przeleżeć paru następnych dób w łóżku na OIOM-ie, walcząc o życie. Z drugiej jednak strony, gdyby w odpowiedniej chwili zdążył sięgnąć po broń, najprawdopodobniej skończyłby na zwykłym oddziale, a wtedy zwiałby z niego jeszcze wcześniej niż odważył się to zrobić tym razem.


    Uciekinier

    OdpowiedzUsuń
  113. Obecna ucieczka ze szpitala nie należała do pierwszych w życiu Maxa. Właściwie już dawno przestał liczyć ile to dokładnie razy pozwalał sobie na sprawdzenie jak wiele trudów będzie w stanie znieść jego wycieńczony ostatnim ekscesami organizm zanim całkowicie wykituje. Jasne, zdawał sobie doskonale sprawę, że tym samym igra z samą śmiercią, lecz nie za bardzo się tym przejmował. W końcu, hej, wszystko, co żywe musi kiedyś umrzeć, więc czemu niby nie spróbować najpierw zachłysnąć się szczyptą szaleństwa ? Filozofia ta już nie raz przyprawiła znajomych, przyjaciół oraz rodzinę mężczyzny niemal o zawał serca, lecz on sam w wieku dwudziestu siedmiu lat miał na ten fakt dokładnie tak samo wywalone jak wtedy, gdy jako dzieciak szwendał się po meksykańskich czy amerykańskich ulicach. Wyznawał bowiem zasadę głoszącą, że to w jakim jest się wieku nie powinno ograniczać wyobraźni. Na przekór wszystkiemu praktycznie codziennie stawał sobie coraz to nowe wyzwania, z których część mogła spokojnie dać mu spore szanse w wyścigu do Nagrody Darwina.
    Wycieńczająca wędrówka, na którą zdecydował się tego ranka z całą pewnością należała właśnie do takich niepoprawnych zadań, lecz Rivera i tak ubzdurał sobie, że warto zaryzykować. Do cholery jasnej, przecież nie będzie marnował kilku następnych tygodni na spokojne leżenia w łóżku ! Nie jest już przecież jakimś przeklętym małym bachorem, więc jego kondycja fizyczna powinna mu spokojnie pozwolić na w miarę spokojne przedostanie się do domu. A tam już niech się dzieje, co chce. Wystarczy, że będzie sobie co jakiś czas robił krótkie przystanki i wszystko pójdzie jak po maśle. A przynajmniej tak zakładał, bo gdy po kilku godzinach niestrudzonej walki doczłapał się wreszcie mniej więcej w okolice Grand Central, poczuł na tyle mocny ból w klatce piersiowej, że aż syknął. Mimo to postanowił brnąć dalej przed siebie. Pech jednak chciał, że chwilę potem zamroczyło go wreszcie całkowicie i padł jak długi prosto na chodnik.
    ***
    Nie wiedział jak długo był nieprzytomny. W każdym razie chwila, w której wreszcie się ocknął, w żadnym wypadku nie należała dla niego do kategorii najprzyjemniejszych. Znajdował się bowiem dokładnie w tej samej sali, co wcześniej, a gdyby tego wszystkiego było mało, to tym razem ktoś z personelu okazał się na tyle miły, by przywiązać mu ręce do ramy łóżka, zapewne pragnąc mu tym samym uniemożliwić następną ucieczkę. Odkrywszy ten upokarzający fakt, szarpnął się instynktownie z całej siły, lecz natychmiast z ogromnym zdziwieniem odkrył, że ktokolwiek nie potraktował go w ten irytujący sposób, musiał znać się na swoim fachu, bo krępujące go pasy nie rozszerzyły się choćby o milimetr.
    - Doprawdy, kurwa, przepięknie. – Warknął, nie zauważając nawet, że ma gościa. – Niech no ja tylko dorwę tego pacana.


    Pan (nie)śmiertelny

    OdpowiedzUsuń
  114. Podczas takich scen jak ta, która rozgrywała się obecnie tuż przed jego oczami, Dante nie tylko tracił poczucie jakiejkolwiek kontroli nad własnymi losami, ale także te nieliczne drobinki wrodzonej dumy, które mu jeszcze pozostały. Niech to szlag, czy on miał wypisane na czole, że potrzebuje litości zupełnie obcych mu ludzi ?! Raczej nie, ostatecznie jakoś sobie radził. Może i nie było najlepiej, a nawet, ba, z dnia na dzień zdawało się być prawdę powiedziawszy coraz trudniej, ale przecież wciąż jeszcze nie osiągnął kompletnego dna. Z całą pewnością można było zwiedzić gorsze rynsztoki, nieprawdaż ? Ostatecznie wciąż chadzał po tym świecie we względnie jednym kawałku. A teraz co gorsza dawał sobą komenderować jakiejś upartej nastolatce w ciąży. No tego to jeszcze, kurwa, nie grali ! Ale raczej nie będzie się z nią szarpał na środku ulicy, bo jakby to wyglądało ? Od biedy mógł dać się jej przecież zaciągnąć do tej nieszczęsnej kawiarenki, o której wspominała i uciec dopiero stamtąd. To znaczy tak mu się przez chwilę wydawało, bo wspaniała rozmaitość aromatów, która ogarnęła go niemal od wejścia, dosłownie w parę sekund zdołała sprawić, że organizm Kubańczyka przypomniał sobie, że tak właściwie w ostatnich dniach nie zjadł żadnego naprawdę porządnego posiłku. I choć za wszelką cenę próbował udawać, że wszystkie te zapachy w ogóle go nie ruszają, bo ostatecznie całe jego życie jest dokładnie tak samo poukładane jak powinno, w końcu i tak zdradziło go zwyczajne burczenie w brzuchu.
    - Wybacz, zdaje się, że muszę nieco bardziej przestrzegać odpowiednich pór posiłków. – Zaśmiał się jednym z tych swoich typowo scenicznych chichotów, jednocześnie spuszczając speszone spojrzenie w stronę rozłożonej przed nim karty i nerwowo obciągając rękawy kurtki tym jakże charakterystycznym dla wszystkich ofiar przemocy fizycznej gestem.


    Pragnący zapaść się pod ziemię Dante

    OdpowiedzUsuń
  115. Gdyby zdawał sobie sprawę, że jednak nie jest w tej okropnej sali kompletnie sam, zapewne odpuściłby sobie przynajmniej ostatni tekst, a z całą pewnością wypowiedziałby go w swoim rodzimym języku, nie chcąc by ktokolwiek usłyszał jego podburzone zarówno przez wydarzenia ostatnich dni, jaki i tą przeklętą niespodziankę w postaci krępujących mu ruchy pasów, którą sprezentował mu tutejszych personel, kiedy jego własny umysł toczył upartą walkę o utrzymanie swego właściciela przy życiu, słowa.
    - Lea ?! – Jeśli tylko byłoby to możliwe, najprawdopodobniej wylądowałby teraz na suficie. – A co ty tutaj właściwie… - Zaczął, lecz przerwał mu ostry kaszel, stanowiący dobitne potwierdzenie w jak bardzo kiepskim stanie wciąż się znajdował. Gdyby miał wyrokować wyłącznie na podstawie tych okropnych bóli przeszywających niemal każdy element ciała, obstawiałby, że tylko prawdziwym cudem jego narządy wewnętrzne nadal funkcjonowały w miarę sprawnie. Swoją drogą ciekawe, czy i tym razem nie uratowało go to głupie pochodzenie ? Ostatecznie nawet członkowie azjatyckiej mafii, uznawanej powszechnie za jedną z najbardziej okrutnych na całej kuli ziemskiej, nie chcieli za bardzo zadzierać z jedynym synem agentki FBI i cieszącego się ogromną estymą prawnika. – Zresztą nieważne. – Stwierdził krótko, mimo wszystko przyglądając się jej badawczo. – Przykro mi, że cię tak wystraszyłem. – Zniżył głos praktycznie do szeptu, pragnąc uniknąć kolejnych nagłych kłopotów z oddychaniem. – Naprawdę nie myślałem, że po tamtym tragicznym dniu sprzed kilkunastu lat, w którym zginęła moja kuzynka kogokolwiek jeszcze faktycznie interesuje mój stan. – Dodał, szybko odwracając twarz, by ukryć przed Francuzką, jak bardzo to wspomnienie wciąż go bolało.
    Zresztą, czy naprawdę można było mieć mu to za złe ? Był wtedy zaledwie małym chłopcem, a własny wuj wpoił mu przed chwilą świadomość, że zachował się niczym niehonorowy mięczak. Nagły wybuch gniewu mężczyzny sprawił, że jego bratanek raz na zawsze zakodował sobie nie tylko świadomość, że rodziny i przyjaciół należy bronić za wszelką cenę, ale także zasadę głoszącą, iż prawdziwym facetom nie przystoi okazywać takich emocji jak strach czy żałość. Skutecznie zepchnął je w głąb duszy na wiele następnych wiosen, lecz ta z pozoru krucha blondyneczka o bohaterskim sercu niemal na każdym kroku udowadniała mu, że w cale nie musi stale grać roli niewzruszonego głazu, bo uczucia te są czymś całkiem normalnym.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  116. Pomyśleć tylko, że dał się tak łatwo podejść… I to jeszcze komu ? Swojej rówieśniczce ! Dodajmy, w ciąży ! Doprawdy zabawne, biorąc pod uwagę fakt jak wielu dorosłych udawało mu się do tej pory zbałamucić przynajmniej na tyle, że w zaledwie parę sekund całkowicie tracili zainteresowanie jego skromną osobą. A tu proszę, siedział naprzeciwko świeżo poznanej laski i nie potrafił wymyślić jebanego sposobu, by się od niej uwolnić. Co się z nim, do cholery jasnej, działo ?! Czyżby jedno spojrzenie na jej lekko powiększony brzuch wystarczyło, by z automatu powrócił myślami do tych wspaniałych chwil, które spędził u boku własnej matki ? Ostatecznie nie byłoby w tym nic nowego, w końcu tak bardzo za nią tęsknił, a co gorsza uczucie to zdawało się pogłębiać niemal z dnia na dzień. Ach, gdyby wreszcie znalazł kogoś, z kim będzie mógł bezpiecznie podzielić się swoim bólem… Niestety w chwili obecnej realizacja tego pięknego marzenia wydawała się równie realna, co skonstruowanie wehikułu czasu. Musiał więc pogodzić się z faktem, że już prawdopodobnie do końca życia będzie kompletnie sam. Cóż, i takie przypadki się zdarzały się na tym pełnym chaosu świecie i raczej nikt nie mógł nic na to poradzić…
    - Hmm ? – Gdy przyszło do złożenia zamówienia, uniósł lekko zamglone spojrzenie na stojącego obok kelnera, po czym instynktownie przeczytał nazwę pierwszej pozycji z brzegu. – Mogę spytać dlaczego właściwie to robisz ? – Gdy tylko mężczyzna się oddalił, Dante przeniósł wzrok na dziewczynę, zupełnie ignorując jej pytanie. Ostatnim tematem, na który pragnął rozprawiać w tej chwili było na sto procent jego pochodzenie. Bo co miał jej niby powiedzieć ? Chyba nie prawdę, bo wtedy musiałby wspomnieć o okrucieństwie doznawanym z ręki wuja, a tego na sto procent nie chciał.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  117. Czy wiedział, że rozmawianie o własnym pochodzeniu należy do zachowań zupełnie normalnych dla większości ludzi stąpających codziennie po tym okrutnym globie ? Jasne, po prostu osobiście nie wiedział za bardzo jak powinien się do tego zabrać. Nie chciał przecież wyjść na mięczaka niepotrafiącego nawet ogarnąć własnych małych spraw. Z drugiej jednak strony, czy naprawdę powinien aż tak bardzo obawiać się odkrycia przynajmniej części ze swojej wyjątkowo brutalnej, szczególnie jak na nastolatka, historii przed dziewczyną, która nie dość, że była mniej więcej w jego wieku, to jakby nie patrząc niedawno próbowała uratować mu skórę ? Oczywiście, tym razem w cale tego nie potrzebował, ale przecież nie mógł też wymagać, by blondynka zdawała sobie z tego sprawę. Ostatecznie tylko mała liczba mężczyzn pracowała w najstarszym zawodzie świata, a jeszcze mniejsza garstka trudniła się nim już jako dziecko, którym jakby nie patrząc on sam był wciąż w świetle prawa. Kto wie, może taka mała wyprawa w przeszłość nawet trochę mu pomoże ? Nie musi przecież w cale wspominać o torturach, które niemal codziennie funduje mu wuj.
    - Wybacz, to w cale nie tak, że mnie uraziłaś. – Odparł cicho, widząc, że swoją zbyt wielką skrytością, ewidentnie sprawił jej niepotrzebny ból. – Ja… - Zaciął się, jak zwykle, gdy ktoś usiłował wyciągnąć z niego choć skrawek życiowej historii. - … zwyczajnie nie wiem od czego powinien zacząć. – Zaśmiał się nerwowo, ściągając kurtkę, w wyniku czego przez krótką chwilę rękawy bluzy, którą miał tego wieczora nałożoną pod spodem, nieco się podciągnęły, ukazując zarówno nadal mocno zaczerwienione szramy, jaki i nieco starsze blizny, które dobitnie świadczyły o jego ciężkich losach. Obciągnął je natychmiast, mając szczerą nadzieję, że Lea nie zdążyła niczego zauważyć, bo wtedy z całą pewnością musiałby wysłuchać całej sterty śmiertelnie niewygodnych pytań. – W każdym razie urodziłem się na Kubie. – Rzucił szybko, pragnąc odwieźć jej myśli jak najdalej od niedoskonałości własnej skóry. – Niestety nic z tego okresu nie pamiętam, bo moja świętej pamięci matka przeniosła się tu zaledwie dwa lata później. – Kontynuację tej smutnej opowieści uniemożliwiła mu kolejna fala łez.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  118. Pełne wściekłości, a zarazem troski słowa Lei sprawiły, że nagle poczuł olbrzymią wręcz chęć zapadnięcia się pod ziemię. Przynajmniej w jednym aspekcie musiał jej bowiem przyznać całkowitą rację – uciekając z tego przeklętego szpitala naraził się na pewną śmierć, a tym samym wyszedł na bezrozumnego egoistę, lubującego się nie tylko w ciągłym drażnieniu tej dostojnej czarnej damy, ale także graniu na nerwach najbliższych osób. Bo czy tego chciał, czy nie, musiał w końcu nauczyć się z myślą, że olbrzymią, przypominającą niezgłębioną otchłań, dziurę w jego sercu jaką pozostawiła po sobie nieżyjąca Bella powoli zaczyna zapełniać właśnie ta konkretna nastolatka.
    - Przyznaję, zachowałem się jak nieznośny bachor. – Wyszeptał blondynce prosto do ucha, wykorzystując ten krótki moment, podczas którego i tak przytrzymywała jego twarz.
    Jasne, teoretycznie na pewno nawet w tak kiepskim stanie zdołałby wykrzesać z siebie wystarczająco dużo siły, by uwolnić ją samemu, lecz z jakiegoś cholernego powodu, którego istoty prawdę powiedziawszy sam do końca nie pojmował, postanowił jednak tego nie robić. Być może po prostu jego podświadomość zdążyła już w międzyczasie zarejestrować to charakterystyczne napięcie, które zawsze zawisa w pomieszczeniu, do którego przed chwilą wtargnęło wyprowadzone z równowagi zwierzę. Tyle, że w tym wypadku owym zwierzęciem był nie kto inny tylko jego własny długo niewidziany ojciec. Odczekał on kulturalnie aż młodzi skończą swoją wymianę zdań, po czym wreszcie oderwał plecy od ściany i ukazał się w pełnej krasie. Wyraźnie niezadowolona mina mężczyzny w połączeniu z ciskającym gromy spojrzeniem i charakterystycznym spięciem mięśni aż nazbyt dobrze sugerowały jak wielką ma obecnie ochotę rozszarpać każdego, kto tylko okaże się na tyle głupi, by odważyć się wkroczyć między niego a jego szalonego synalka, który gdy tylko w końcu go zarejestrował, instynktownie powiódł zrozpaczonym spojrzeniem po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu drogi natychmiastowej ewakuacji. Oczywiście, ręce Maxa nadal były mocno przywiązane do łóżka, ale jego przerażony umysł zdawał się ani trochę nie przejmować tym drobnym szczegółem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Witaj Maximiliano. – Rzucił na wstępie Pan Rivera, mierząc swego pierworodnego wzrokiem chłodnym niczym syberyjskie wieczne zmarzliny, a widząc, że ten zaczyna otwierać usta, by coś odpowiedzieć, czym prędzej podniósł dłoń, dając mu tym samym znać, żeby dla własnego dobra siedział cicho. – Doprawdy nie mam najmniejszego pojęcia co ci tym razem strzeliło do tego pierdolonego łba, by nawiewać ze szpitala zaledwie niecały tydzień po tym, gdy chińska mafia omal nie przerobiła cię na mielone, ale wiedz, że przez te twoje cudowne pomysły musiałem w trybie natychmiastowym opuścić spotkanie z klientem siedzącym w areszcie ! – Adrenalina w żyłach Pana Rivery pulsowała na tyle gwałtownie, że przestał zupełnie panować nad tonem swojego głosu. – Przysięgam, że jeśli ten facet dostanie dożywocie, osobiście sprawię, że tym sam wylądujesz za kratkami. I to tym razem nie na dwa tygodnie, a na pełny wyrok, który należy ci się za te wszystkie wyskoki. Jasny szlag, Lalo, czy ty chociaż przez chwilę zastanawiałeś się ile bólu sprawi nam twoje ewentualne odejście ?! – Spytał, starając się opanować drżenie głosu. – Aha, i co ja widzę, pierwsza harpia już nadleciała. – Prychnął, odwracając się nagle w stronę stojącej z boku Francuzki i przy okazji przechodząc płynnie na angielski, by reszta jego słów stała się zrozumiała także dla niej. – Przykro mi pannę uświadamiać, ale kram straceńców został dzisiaj zamknięty wcześniej. Ba, wydaje mi się, że nigdy… - Zaczął się rozpędzać, lecz jego potomek przerwał mu wymuszonym napadem kaszlu.
      - Querido padre, wybacz, ale jesteś w błędzie. – Oświadczył czym prędzej w obawie, by jego ojciec nie zechciał czasem przystąpić od słów do czynów jak to miało zresztą miejsce wiele razy wcześniej. – Lea nie jest żadną harpią, a moją przyjaciółką. Prawdę powiedziawszy to właśnie ona zadzwoniła po karetkę, gdy… - Urwał, oblewając się krwawym rumieńcem wstydu.
      - Uciekłeś ze szpitala. – Dokończył za niego Diego. – W takim razie muszę prosić señoritę o wybaczenie. – Powolnym krokiem podszedł do jasnowłosej, a następnie zerknął na nią łagodnie. – Myślałem, że señorita jest jedną z tych niewdzięcznic, które stale się koło niego kręcą. – Wyjaśnił, uśmiechając się do niej lekko. – Jestem ogromnie wdzięczny, że uratowała señorita tego niedoszłego samobójcę. Gdybym mógł się jakoś w przyszłości odwdzięczyć, chętnie służę. – Ukłonił się jej nieznacznie.


      Max

      Usuń
  119. Przez ostatnie półtora roku w jego życiu przewaliło się tylu nieuczciwych, szalonych, czy też po prostu złych ludzi, że omal nie zapomniał, iż tuż obok niego, niemal na wyciągnięcie ręki, funkcjonują jeszcze jednostki może nie tyle skore do bezinteresownej pomocy, co zwyczajne naprawdę emocjonalne, chętne do spokojnego wysłuchania jego żalów. Krótko mówiąc, persony, przed którymi mógłby się otworzyć bez ciągłego obawiania się, że te w mniej lub bardziej dalekiej przyszłości zechcą wykorzystać jego słabe punkty do własnych niegodziwych celów. Nic więc chyba dziwnego, że nie był za bardzo skłonny, by dzielić się intymnymi szczegółami swojej pokrętnej historii z dopiero co poznaną panną. Jasne, jakby nie patrząc owa dziewczyna właśnie fundowała mu wczesną kolację, więc dzisiejszego wieczoru choć raz nie będzie musiał zamartwiać się jakim pieprzonym cudem ma wytworzyć jakiś posiłek z tych niezwykle lichych szczątków, które jeszcze wegetowały na samym dnie zamrażalnika (bo w lodówce wuja już od wczoraj jadalny był tylko szron, ponieważ facet ewidentnie znowu zapomniał uzupełnić zapasy, a on sam nie zdążył do niej zerknąć odpowiednio wcześnie), lecz nie musiało to przecież jeszcze oznaczać, że ma wobec niego wyłącznie szczere intencje. Kto wie, może po prostu przez cały ten czas odgrywała przed nim grzeczną damulkę, by najpierw zyskać jego sympatię, a potem niespodziewanie zaatakować ? Dopóki nie udało mu się uzyskać stuprocentowej pewności co do faktycznych motywów jej postępowania, dla bezpieczeństwa wolał zachować pewne bardziej istotne kwestie wyłącznie dla siebie. Tym bardziej, że słowa, które przed chwilą wypowiedziała, wydały mu się nieco podejrzane. Bo kto normalny zadaje komuś tego typu pytania na temat jednego z rodziców ? Kochanki, żony, a od biedy nawet siostry, ale matki ? Coś mu tu wyraźnie nie pasowało, więc ograniczył się wyłącznie do lekkiego wzruszenia ramionami i krótkiego stwierdzenia, że kobieta ta z całą pewnością podczas swojego ziemskiego życia zaskarbiła sobie miejsce w raju.


    Królewicz podejrzeń

    OdpowiedzUsuń

  120. Sześć miesięcy. Dokładnie tyle czasu minęło od dnia, w którym pozwolono mu wreszcie wyjść poza szpitalne mury. Połowę tego okresu spędził prawie w całości w jednym z prywatnych ośrodków detoksykacyjnych kontrolowanych przez Bureau of Alcohol, Tobacco, Firearms and Explosives, którego zarząd zainteresował się nim niedługo po tym, gdy pod czujnym okiem Państwa Riverów opuścił Wielkie Jabłko i, pragnąc raz na zawsze wyplątać się z sideł związanych ze swoimi wieloletnimi nielegalnymi interesami zaczął spowiadać się przed różnej maści przedstawicielami amerykańskich oraz meksykańskich służb mundurowych. Owszem, w tamtym okresie zaliczył małą wpadkę związaną z krótkotrwałą ucieczką w celu przeprowadzenia jeszcze jednej transakcji narkotykowej, po której mocno nieudanym finale trafił ostatecznie wściekły prosto na bal Plotkary, ale przecież z pewnością nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby przegapił taką okazję do dobrej zabawy. Gorzej, że jego radość nie potrwała wtedy nawet tygodnia, by wydała go własna kuzynka, która później twierdziła, że posunęła się do tego haniebnego czynu wyłącznie dla jego dobra, bo w innym wypadku na sto procent dość szybko wpakowałby się w następne poważne kłopoty, usiłując zemścić się na Leo za postrzelenie i kradzież towaru. Cóż, czy mu się to podobało, czy też wręcz przeciwnie, musiał oddać jej rację. W tamtym okresie rzeczywiście nie rozumiał, że teraz, gdy zdecydował się na współpracę z organami ścigania, nic nie pozostanie już takie samo jak dawniej. Aby dojść do tego zaskakującego wniosku musiał nie tylko stale odstawić zdecydowaną większość używek (papierosy niestety towarzyszyły mu nawet obecnie), ale także zaliczyć równo dwunastotygodniowy kurs stanowiący zaledwie pierwszą część jego szkolenia na przyszłego agenta ATF. Jak dość szybko zdołała się zorientować, samo pomyślne zakończenie Criminal Investigators Training Program zwykle nie dawało świeżo przyjętemu kandydatowi możliwości samodzielnej pracy w terenie, więc niczym dziwnym nie było chyba jego ogromne zaskoczenie, gdy zaledwie trzy dni temu on i jego partner otrzymali rozkaz natychmiastowego wyjazdu do Nowego Jorku w celu złapania wyjątkowo niebezpiecznego przestępcy, który niedawno uciekł z więzienia Stanowego San Quentin, a potem podobno chwalił się w darknecie, że dokładnie piętnastego stycznia zostawi małą niespodziankę pod Grand Central, by w ten chory sposób godnie uczcić urodziny Martina Luthera Kinga.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  121. Słowa dziewczyny, choć składające się zaledwie na dwa krótkie zdania, sprawiły że chłopak aż się wzdrygnął, zastanawiając się jak wielkich krzywd musiała ona doznać ze strony własnej rodziny, by tak otwarcie posyłać ją prosto do mitologicznego Hadesu. Owszem, on sam od tego okropnego dnia, w którym niespodziewanie zmarła jego matka, przebywał pod dachem wyzbytego niemal ze wszystkich typowo ludzkich odruchów wuja, ale przecież ani przez chwilę nie przyszło mu do głowy, by życzyć mu śmierci. Prawdę powiedziawszy czuł nawet, że gdyby tak się stało, z automatu zniżyłby się praktycznie do poziomu tego okrutnika, a tego z całą pewnością nie chciał.
    - Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie ma nic gorszego od straty obojga rodziców, jakikolwiek by oni nie byli. – Mruknął ledwie dosłyszalnie, wpatrując się ze smutkiem w lekko hipnotyzujący obłoczek pary unoszący się znad jego filiżanki wypełnionej po brzegi brązową cieczą o charakterystycznej gorzkiej woni, w której dało się dodatkowo wyczuć nieznaczną nutkę brzoskwini. – Ostatecznie to właśnie w chwili ich śmierci stajesz się prawdziwym wyrzutkiem, a wtedy jesteś już skazany wyłącznie na siebie. – Zamrugał szybko powiekami, by powstrzymać kolejną falę łez cisnących się mu do oczu.


    .Dante

    OdpowiedzUsuń

  122. Nieświadomy faktu, że w chwili, gdy on sam po raz kolejny stara się namierzyć obecne miejsce przebywania przyszłego zamachowca, biedna Lea zmuszona jest znosić niesamowite katusze z ręki jego dawnego mentora, Max początkowo nie zadał sobie nawet trudu, by przez krótką chwilę rzucić okiem na wyświetlacz leżącej nieopodal komórki. Uznał bowiem, że ten okropny natręt, który tak uparcie stara się dobić do niego od ładnego kwadransa, może spokojnie zaczekać aż obiekt, który śledzi, dotrze wreszcie do miejsca, w którym, jak podejrzewał człowiek, który poinformował ATF o całej tej pieprzonej akcji, miał przechwycić ostatnie materiały niezbędne mu do skonstruowania bomby. Niestety w całym tym podekscytowaniu całkowicie zapomniał o wyciszeniu tego przeklętego urządzenia, co w pewnym momencie sprawiło, że siedzący tuż koło Latynosa partner, szturchnął go lekko w ramię, warcząc, że w takich warunkach nie da się pracować, więc ma natychmiast odebrać, a potem jak najszybciej wracać do roboty.
    - Będę za pięć minut. – Oświadczył Rivera, po czym szybko poderwał się z krzesła i zarzuciwszy na plecy kurtkę, wyszedł przed budynek.
    Dopiero wtedy, omiatany zewsząd istnymi strugami zimnego deszczu, wcisnął wreszcie zieloną słuchawkę i przystawił aparat do ucha z zamiarem opieprzenia tego przeklętego szaleńca, dla którego najwidoczniej zbyt wielki wysiłek umysłowy stanowiło domyślenie się, że skoro nie odbiera w danym momencie, to najwidoczniej jest zajęty jakimś poważnym zadaniem i najzwyczajniej w świecie oddzwoni nieco później. Nim jednak zdążył wypowiedzieć choćby jedno słowo, doszedł do niego zduszony damski płacz. I to nie byle kogo, bo dziewczyny, która niedawno dosłownie uratowała mu życie.
    - Lea, skarbie, bardzo cię proszę, postaraj się minimalnie uspokoić, bo nie rozumiem, co próbujesz mi właściwie przekazać. – Rzucił łagodnie, mimo że w rzeczywistości już teraz dosłownie nosiło go od nadmiaru adrenaliny pulsującej mu w żyłach. – Tak, teraz o wiele lepiej. – Pochwalił blondynkę, gdy ta wreszcie trochę zwolniła, mając nadzieję, że ta nieszczęsna dama w opałach nie wyczuje jak wielką ma teraz ochotę, by dosłownie rozerwać na kawałki tego pierdolonego psychopatę, który wykorzystał jej czystą osobę do tak niecnych celów jakim było ściągnięcie go do własnego mieszkania. – Nie bój się, przyjadę tam najpóźniej za trzy godziny. – Zapewnił ją, zastanawiając się jakie zaplecze osobowo-techniczne zdoła sobie zapewnić w tak krótkim okresie czasu. Cóż, raczej nie wciągnie w to zbyt głęboko Rafaela, bo facet jeszcze będzie gotów ściągnąć im tu zaraz na głowę całe biuro, więc będzie mu musiał wcisnąć jakiś zgrabny kit. Rodziców również przynajmniej póki co nie miał zamiaru informować o swoich najbliższych poczynaniach. Chcąc nie chcąc musiał więc przeprosić Aarona, którego tak ostentacyjnie posłał do diabła po tym, gdy ten zaczął się nieco za chamsko przystawiać do jego kuzynki i liczyć na to, że chłop będzie w stanie mu to przebaczyć w ramach dawnej przyjaźni. - Przekaż Samowi, że jeśli wyrządzi ci jakąkolwiek krzywdę, osobiście zgotuję mu taki kipisz, że będzie mnie wspominał jeszcze w następnym wcieleniu. – Dodał na zakończenie, nie próbując dłużej kryć swego niesamowitego wręcz wkurwienia.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  123. Gdyby ktoś jeszcze w sierpniu oświadczył Gabbyemu, że w najbliższym miesiącu jego świat wywróci się po raz kolejny do góry nogami, czego przyczyną będzie piękna, młoda dziewczyna również pochodząca zza oceanu, zapewne uznałby takiego kogoś za kompletnego szaleńca. On i panna, na widok której serce naprawdę za każdym razem będzie bić mu szybciej ? Nie, wtedy jeszcze nie wchodziło to w ogóle w rachubę.
    Tymczasem od blisko trzech tygodni wizja ta była całkowicie rzeczywista, choć niestety musiał pogodzić się z okrutnym faktem, że przynajmniej dopóki nie poradzi sobie całkowicie ze skutkami swojego wieloletniego uzależnienia od narkotyków i nie znajdzie nowego lokum, droga siostrzyczka będzie stale patrzyła mu na ręce. Bowiem nawet teraz, gdy wreszcie zaczęła pozwalać mu na coraz dłuższe wyrywanie się na miasto chociażby w celu koncertowania, zawsze pilnowała, by towarzyszył mu Matt. Tak jakby temperament jego przyszłego szwagra sprawiał, że chłopak nadawał się idealnie do roli prywatnego strażnika wszelkich cnót dla kogoś, kto po raz kolejny stara się odstawić narkotyki. Jasne, tym razem Austriak faktycznie miał ku temu o wiele lepszy powód niż strach przed zesłaniem do jakiejś wojskowej jednostki, a mianowicie chęć udowodnienia sobie oraz ukochanej, że dla dobra ich obojga, jest w stanie przejść nawet przed najgorsze udręki, ale nie oznaczało to jeszcze, że motywacja ta choć w minimalnym stopniu umniejszała jego rozdrażnienie, o czym biedny facet przekonał się tego wieczora na własnej skórze. I to niemal dosłownie, bo pod wpływem jednego z jego wyjątkowo głupawych żartów, Anael nie dopadł go tylko dlatego, że jego rywal jako kaskader wykazywał się o wiele lepszą sprawnością ruchową od niego. Nie wiedział tylko, że jeszcze tego samego dnia para po długiej i wyjątkowo burzliwej naradzie postanowi wreszcie złamać przysięgę daną mu jeszcze na imprezie, którą zorganizował z okazji wyrwania się z kościelnych karmanów i poinformować o jego aktualnych kłopotach Leę.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  124. Faktycznie, miał ogromne szczęście mogąc spędzić pierwsze piętnaście lat swojego życia pod skrzydłami tak wspaniałej matki jaką była Romaise. Jasne, zdarzały mu się takie dni, podczas których próbował odgadnąć, czy czasem to nie on stanowił przeszkodę do jej kolejnego szczęśliwego zamążpójścia, lecz ciepły uśmiech, z którym cierpliwie mu wtedy powtarzała, że żaden z potencjalnych kandydatów, którzy przetoczyli się przed te wszystkie wiosny przez ich dom po prostu nie dorósł do tej zaszczytnej roli, za każdym razem sprawiał, że chłopak od razu spychał te głupie myśli na samo dno umysłu. Nawet teraz nie zdawał sobie bowiem sprawy, że facet, z którego nasienia on sam został poczęty, również zaliczał się do tej jakże szerokiej kategorii, a krótkotrwały romans, który kobieta z nim odbyła, sprawił, że do końca swego zbyt krótkiego żywota nie była już zwyczajnie w stanie zaufać aż tak głęboko żadnemu mężczyźnie, nazbyt obawiając się kolejnego odrzucenia.
    - Cóż, gdy tylko mój khal dowie się w jaki sposób zarabiam na spłatę jego długów, też zapewne będzie starał się dołożyć wszelkich starań, by posłać mnie do piekła. – Odparł ledwie dosłyszalnie po dokładnym przeanalizowaniu słów dziewczyny, znów odruchowo obciągając rękawy bluzy.


    Dante

    OdpowiedzUsuń
  125. - Skoro już koniecznie upierasz się, by pójść na to cholerne spotkanie sam, błagam cię, nie odpinaj przynajmniej tej błyskotki, bo inaczej nie będę mógł ani cię namierzyć, ani słyszeć jakie wieści ma nam do przekazania tym razem nasz informator. – Rafael wyraźnie nie był zachwycony, gdy Max oświadczył mu, że właśnie został poproszony o rozmowę w cztery oczy w jednym z podrzędnych barów, a on sam ma trzymać gębę na kłódkę i dalej gapić się w monitor.
    - Jasne, będę pamiętał. – Prychnął z lekką irytacją na odchodnym, doskonale zdając sobie sprawę, że pozbędzie się jej dokładnie w tej samej chwili, w której odstawi motor pod jedną z knajpek znajdujących się najbliżej mieszkania Aarona.
    Jeszcze tego by mu brakowało, żeby po rewizji jego ciuchów oraz wszystkich zakamarków ciała, jaką zapewne zgotuje mu Sam chwilę po tym, gdy przestąpi próg jego apartamentu, facet odkrył jeden z tych eleganckich breloczków do kluczy w charakterystycznych barwach ATF. W takiej sytuacji mógłby mieć już stuprocentową pewność, że nie wypuści stamtąd żywego ani jego samego, ani Lei. A i tak przecież nie miał obecnie żadnej gwarancji, że ten pierdolony psychopata podczas jego nieobecności nie doprowadzi biednej dziewczyny do takiego stanu, przez który jej ciąża, o której tak szeroko rozpisywały się ostatnio plotkarskie brukowce, stanie się zagrożona. Cóż, czegoś takiego z całą pewnością nie potrafiłby sobie wybaczyć. Ostatecznie to on po tej całej awanturze w New Moon wciągnął ją prosto w sidła tego szaleńca, więc nic chyba dziwnego, że obecnie tak bardzo wyrzucał sobie, że mógł wtedy wpaść na jakiś lepszy pomysł.
    - Wyglądasz jakbyś właśnie zaliczył bliskie spotkanie z czołgiem. – Kumpel z dzieciństwa tuż po tym, gdy wyburczał się, że ma spierdalać do diabła, bo po tym, gdy ostatnio tak bardzo mu wpieprzył, że wylądował w szpitalu, nie ma czego u niego szukać i wysłuchaniu jego przeprosin, obdarzył Riverę krytycznym spojrzeniem.
    - Ciekawe jak ty byś się czuł, gdybyś był na moim miejscu. – Westchnął ciężko w odpowiedzi, zastanawiając się przy okazji jakim cudem mógł nagle czuć się aż tak bardzo odpowiedzialny nie tylko za życie swojej przyjaciółki, ale także jej nienarodzonego bachora. Gdyby to był przynajmniej jego dzieciak, ale tak…
    - Fakt. – Przyznał szatyn, wyrywając tym samym Meksykanina z głębokich rozmyślań. – Dobra, przeprosiny przyjęte, więc ruszajmy jak najszybciej ocalić tą twoją księżniczkę. – Zaśmiał się. – Mam tylko dwa warunki: bierzemy moje auto, bo nie mam zamiaru tracić teraz czasu na przebijanie się aż na Staten Island po ten twój księżyc w pełni i to ja prowadzę, bo ty jesteś zbyt roztrzęsiony.
    - Zgoda.
    - Poważnie chłopie, weź się lepiej jak najszybciej w garść, bo będąc w takim stanie, spieprzysz całą sprawę już na wstępie. – Klepnął go na tyle zamaszyście w plecy, że Latynos ledwo utrzymał się na nogach.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  126. Naprawdę nie spodziewał się, że tego popołudnia zostanie sam w należącym do siostrzyczki apartamencie za jedyne towarzystwo mając swoje wierne zwierzaki oraz rozpieszczonego królika dziewczyny, więc nic chyba dziwnego, że ten z pozoru najzwyklejszy w świecie fakt wprawił go w niemal niebiański nastrój. Wreszcie, po długich trzech tygodniach całodobowej kontroli, mógł robić dokładnie wszystko to, co mu grało w duszy. Mógł wyrwać się samotnie na miasto i błądzić po najbardziej zakazanych uliczkach, w których zakamarki kryły podejrzane kluby znane powszechnie z gromadzenia w swoim wnętrzu niejednokrotnie dość mrocznych przedstawicieli niedocenionych artystów, wokół których nieodmiennie kręciły się piękne, a przy tym niezwykle łatwe laski. I żeby nikt mu nie zamierzał teraz od razu ucinać głowy, nie miał zamiaru korzystać z ich wdzięków ! Dla niewprawnego oka mogło to niestety rzeczywiście tak wyglądać zwłaszcza po tym, gdy tak bezczelnie wyciągnął z jednego z nich swoją dawną łóżkową miłość, kompletnie przy tym zapominając, że przecież z takim nazwiskiem, zwłaszcza teraz, gdy oficjalnie zbuntował się przeciwko rodzicom, wybierając walkę o własne uczucia, najpóźniej do wieczora znowu wyląduje na rozkładówce jakiegoś magazynu. A on po prostu potrzebował kobiecej pomocy przy zakupie pierścionka zaręczynowego dla Lei, bo choć wstyd się przyznać, dziwnym trafem wcześniej wyleciało mu to z głowy. Jasne, teoretycznie mógłby poprosić o podobną przysługę Lianę, ale intuicyjnie wyczuwał, że ta w tej jednej kwestii nie potrafiłaby zbyt długo trzymać języka za zębami, a on chciał być pewny sukcesu swojej małej niespodzianki.

    Diabełek

    OdpowiedzUsuń

  127. Tuż po tym, gdy wsiadł wreszcie do samochodu kumpla, sięgnął po komórkę używaną jedynie w nagłych wypadkach składających się na jego życie osobiste, po czym przestawił ją na zastrzeżoną kartę i wybrał numer narzeczonego Lei, pragnąc go poinformować, a może, bardziej dosadnie, rozkazać mu, żeby dla dobra zarówno własnego, jak i swojej ukochanej siedział grzecznie na dupie i nie wpadł przypadkiem na genialny pomysł poszukiwania jej na własną rękę, bo nad jej bezpieczeństwem pracują aktualnie odpowiednie służby. No cóż, trochę naciągnął prawdę, ostatecznie miał zamiar wyciągnąć ją z łap sama posiłkując się jedynie własnymi umiejętnościami i minimalnym wsparciem Aarona, ale nie sądził, by taka wiadomość mogłaby być w jakikolwiek potrzebna facetowi do szczęścia. Wręcz przeciwnie – zapewne tylko dodatkowo napędziłaby go do działania, a przecież i tak nie mógł mieć stuprocentowej pewności, że Schubert dobrze zrozumie jego przekaz, a co za tym idzie potraktuje go z należytą powagą. Prawdę powiedziawszy, gdyby on sam znalazł się na jego miejscu, prawdopodobnie nie umiałby od tak sobie odpuścić, więc nie zdziwiłby się zanadto, gdyby i ten nieszczęsny Austriak najzwyczajniej w świecie zlał jego zalecenia. Cóż, Max nie mógł się obecnie rozpraszać tego typu błahostkami, tym bardziej, że i tak nie miał na nie najmniejszego wpływu. Musiał skupić się w pełni na uratowaniu nastolatki, której jedyną winą było to, że trochę zanadto się do niego zbliżyła.
    - Pamiętasz, co masz robić ? – Upewnił się jeszcze raz, wyskakując na chodnik, gdy tylko znaleźli się pod odpowiednim budynkiem.
    - Jasne, jeśli nie dasz żadnego znaku życia w przeciągu kwadransa, mam zadzwonić najpierw do tego twojego popierzonego partnera, a potem po psy. Kurwa, nie prościej by było wykorzystać już na wstępie wpływy twojej matki i zakończyć ten cały cyrk raz a dobrze ? – Spytał już chyba milionowy Nowojorczyk.
    - Nie, a teraz się gdzieś schowaj i wypatruj tej damy. – Podał mu fotkę Francuzki. – Jeżeli wyjdzie sama…
    - Wiem, wiem, zgarnę ją. – Kiwnął głową, zerkając na zdjęcie i uśmiechając się przy tym łobuzersko.
    - Dobra, no to na razie. – Latynos odwrócił się napięcie, by parę sekund później zniknąć w jaskini lwa.


    Książę na Cerberze

    OdpowiedzUsuń

  128. Słysząc podsumowanie dziewczyny, oparł się łokciami o blat stołu, po czym ułożył na nich podbródek, niby to się w nią wpatrując, a tak naprawdę jej nie widząc. W tej chwili był bowiem zbyt zatopiony we własnych myślach, by zwracać jakąkolwiek uwagę na otaczającą go rzeczywistość. Czy, gdyby znał resztę swojej rodziny, mógłby powiedzieć o nich to samo ? A może, podobnie jak jego świętej pamięci matka, okazaliby się zupełnie inni ? Nie potrafiąc udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie, potrząsnął mocno głową, by je choć trochę odpędzić, a tym samym skupić się na następnych słowach blondynki. Cóż, tych też nie umiał skomentować w żaden rozsądny sposób, więc wzruszył tylko nieznacznie ramionami i, czując że rozmowa ta zaczyna mu coraz bardziej ciążyć, podziękował za pomoc jaką mu udzieliła, a następnie zniknął w szybko nadchodzącym o tej porze roku mroku miasta. Nie wiedział jeszcze wówczas, że spotkają się ponownie za niecały miesiąc w jeszcze bardziej nieprzyjemnych dla niego okolicznościach.


    Dante

    OdpowiedzUsuń

  129. - Jesteś pewien, że Twoja narzeczona nie będzie zazdrosna ? – Przez naćpany umysł Nicole po kilku metrach przeszła wreszcie jedna trzeźwa myśl, powodując, że nie tylko natychmiast wyrwała się jak poparzona z objęć Gabbyego, który wcześniej podtrzymywał ją w pasie na wypadek, gdyby podziałała na nią jednak siła grawitacji, ale także przystanęła gwałtownie na środku ulicy.
    - A ty byś była ? – Odparł pytaniem na pytanie, chwytając ją ponownie, ponieważ zaczęła się już lekko chwiać. Najwidoczniej nie tylko przesadziła dzisiaj z dragami, ale także z alkoholem, więc w pewien sposób mogła mówić o dużym szczęściu, że ją stamtąd wyciągnął. Przynajmniej raz dla odmiany nie skończyła na tyłach łazienki z kimś zupełnie obcym.
    Zamiast potwierdzenia lub zaprzeczenia otrzymał od niej jedynie wymowne spojrzenie, które spokojnie można by było opatrzyć jednym, jakże charakterystycznym dla przedstawicielek płci pięknej, słowem, a mianowicie: ,,faceci…”
    - A kto powiedział, że musi się dowiedzieć o naszym małym dealu ? – Instynktownie odgarnął jej z twarzy niesforny lok.
    - Czasami zachowujesz się tak jakbyś niedawno przyleciał z Marsa. – Odburknęła, prowadząc go w stronę postoju taksówek, skąd wyruszyli do jednego z salonów jubilerskich położonych bliżej centrum.
    Podczas trwania całej przejażdżki brunetka próbowała wypytać Schuberta o jak największą liczbę detali dotyczących jego przyszłego zakupu oraz biżuterii noszonej przez jego ukochaną, by dzięki temu móc łatwiej doradzić mu coś w jej guście. Choć mogło na to obecnie nie wyglądać, dziewczyna przepracowała wiele lat w firmie zajmującej się organizacją imprez okolicznościowych, w tym ślubów, więc siłą rzeczy musiała się dobrze znać na różnych błyskotkach, również tych wyszukanych. Nawet ona jednak zagryzła mocno wargę, usłyszawszy, że serce jej dawnego kochanka należy teraz do laski z rodu Chevalier. Uświadomiła sobie bowiem z całą mocą, że nieświadomie podjęła się ekstremalnie trudnego zadania. Jakim cudem miała pomóc mu zaskoczyć pannę, która wychowała się wśród takich ludzi ?
    - To się nie ma prawa udać… - Stwierdziła w końcu, gdy wreszcie zaczęli razem przedzierać się przez kolejne regały. – Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wystarczą jej twoje chęci, bo w przeciwnym wypadku stoimy na bardzo kruchym lodzie. A skoro zapomniałeś już ofiarować jej pierścionek w odpowiednim dniu, to na twoim miejscu pomyślałabym jednak o komplecie i jakimś wspólnym romantycznym wypadzie. Co powiesz na to ? – Zatrzymała się ostatecznie przed zestawem wykonanym z czerwonego koralu morskiego, w którego skład wychodził naszyjnik z wisiorkiem w kształcie dwóch złączonych szyjami łabędzi, takaż sama bransoletka i kolczyki oraz delikatny, złoty pierścionek. Łabędź to między innymi symbol piękna, czystości i wdzięku. – Dodała, widząc niepewną minę mężczyzny.
    - Oby i z kwiatami poszło mi tak łatwo. – Zaśmiał się, gdy wspólnie opuszczali sklep, by, zgodnie z wcześniejszą umową, mógł jej sfinansować zakup jakichś wyjątkowo drogich perfum, które zamierzała ofiarować na urodziny swojemu chrześniakowi.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  130. Przekraczając próg mieszkania Sama nieświadomie wrócił wspomnieniami do tego pamiętnego pochmurnego dnia, w którym zrobił to po raz pierwszy. Podobnie jak wtedy myśli przelatywały mu przez głowę z siłą lawiny śnieżnej, zaś bicie serca przyśpieszyło niemal do niebotycznej prędkości, tak jakby miało zamiar zaraz wyskoczyć mu z piersi i potoczyć po grafitowych kafelkach w pokoju wstępnym jak właściciel apartamentu nazywał pomieszczenie, w którym jego najbardziej niebezpieczni lub po prostu uparci goście byli przeszukiwani zanim uznał, że nie powinni stanowić dla niego większego zagrożenia. Jeśli Max musiał coś mu oddać, to z całą pewnością był to fakt, że facet doskonale wiedział komu powinien zlecić tym razem to niechlubne zadanie. Z trzydziestoparoletnim Dexterem Rivera przeżył naprawdę wiele przyjemnych chwil, więc nic dziwnego, że nawet teraz, gdy brunet obmacywał mu dokładnie każdy zakamarek ciała, jego organizm zareagował prawdopodobnie w najgorszy możliwy sposób. Jasny szlag, że też akurat musiał trafić na swojego byłego kochanka, z którym być może rozstali się już lata temu, ale którego dotyk nadal wywoływał u niego stan wręcz niebezpiecznie bliski całkowitej błogości ! Kurwa, musiał natychmiast nad tym zapanować, bo jeszcze moment a Sam będzie mógł mówić o nadzwyczaj łatwym zwycięstwie, gdyż on sam dojdzie do orgazmu ! No jeszcze czego !
    - Skończ się wreszcie certolić, to nie czas na takie zabawy. – Burknął, przywołując w głowie scenę śmierci Belli, co jak zwykle w sekundę sprowadziło go z hukiem na ziemię.
    - Myślałem, że chcesz zaznać trochę rozkoszy zanim rozpęta się piekło, ale skoro tak… - Chwycił nieszczęsnego Meksykanina za kark i popchnął w stronę rozsuwanych drzwi, za którymi skryci byli pozostali członkowie gangu. – Jest czysty. – Oznajmił lodowato, a następnie zniknął.
    - A ty się tak martwiłaś, że nasz szanowny agent nie dotrze na czas. – Nowojorczyk uśmiechnął się lekko do wyraźnie przerażonej Lei. – Jak zwykle skory do ratowania pięknych dam… - Zaśmiał się, wskazując Latynosowi miejsce koło Francuzki, co ten od razu instynktownie wykorzystał, by upewnić się, że wciąż jest cała. Przynajmniej na ciele, bo, choć nie był psychologiem ani psychiatrą, wiedział, że to porwanie wyciśnie trwały znak na jej psychice.


    Max

    OdpowiedzUsuń
  131. Wracając do apartamentu mógł spodziewać się naprawdę wielu rzeczy, ale z pewnością nie widoku wyraźnie naburmuszonego przyszłego szwagra siedzącego na kanapie w salonie skąpanym w tej chwili jedynie w nikłej poświacie rzucanej przez stojący w rogu pomieszczenia fioletowy lampion i przeglądającego coś zawzięcie na ekranie leżącego mu na kolanach laptopa. Dostrzegłszy Gabbyego, zatrzasnął zamaszyście klapę urządzenia, które następnie odstawił z trzaskiem na parapet.
    - No proszę, proszę. – Choć na ustach chłopaka można było ujrzeć lekki uśmiech, w jego tonie dało się wyczuć irytację. – Wrócił nasz pieprzony Don Juan. – Mruknął, podchodząc do niczego niespodziewającego się mężczyzny, którego natychmiast złapał za poły bluzy, po czym nie dając mu nawet czasu na reakcję, posłał mu lewego sierpowego prosto w żebra. – Jeśli następnym razem znowu przejdzie ci przez ten durnowaty łeb jakiś genialny pomysł na rozbicie własnego związku, to bardzo cię proszę, ale nie rozpierdalaj przy okazji mojego. Mam w dupie, co robisz ze swoim życiem, ale nie pozwolę ci skrzywdzić Liany. – Miał zamiar kontynuować tę tyradę, lecz chwilowo zabrakło mu oddechu, co Schubert natychmiast wykorzystał.
    - Kurwa, chłopie, odpierdol się ode mnie. – Szarpnął się, wyprowadzając kontratak skierowany w bark Matta, zdając sobie aż nadto sprawę, że jeśli tylko trafi dostatecznie celnie, ten będzie musiał go puścić, czy będzie mu się to podobać, czy też wręcz przeciwnie. Bo w ten właśnie sposób funkcjonował ludzki organizm. – Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz. – Dodał, uskakując przed następnym ciosem i przy okazji nadziewając się skronią na kant otwartej szafki na ubrania, co rzecz jasna mogło skończyć się tylko w jeden sposób. – Cholera. – Skwitował, czując krew ściekającą mu po głowie.
    - Pokarało cię wreszcie za to wieczne szwendanie się za babami. – Brunet podsunął mu pod nos komórkę z wyświetloną fotką przedstawiającą Anaela w towarzystwie Nicole. – Możesz mi to łaskawie wyjaśnić ? – Pchnął wciąż nieznacznie zamroczonego faceta w stronę kuchni, by mimo wszystko opatrzyć mu ranę. Nie chciał przecież, by ten mu się przypadkiem wykrwawił.
    - Jesteś prawdziwym palantem. – Syknął w odpowiedzi, czując na swojej skórze antyseptyki. – Ta dziewczyna tylko pomagała mi wybrać prezent zaręczynowy dla Lei, bo… - W tej samej sekundzie rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości, a on instynktownie zerknął na wyświetlacz leżącego obok telefonu. – Jeśli nasze kochane panie są choć po części w takim humorze jak ty, chyba faktycznie nie zaszkodzi wstąpić jeszcze po jakieś zielsko i coś słodkiego… - Stwierdził, zapewniając biedną Francuzkę, że wyjaśni jej to małe nieporozumienie za około godzinę, kiedy to pojawi się osobiście w jej mieszkaniu razem z niespodzianką.


    Gabby

    OdpowiedzUsuń