HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Mr Sunshine
Looks like we might just be on the brink of the season's juiciest event. The endless saga between S and S has been the talk of the town for… well, who can even keep track anymore? Years, darlings. And every time it seems like this exhausting drama is finally wrapping up, they either start another fight or end up in the wrong bed. But wait! Word on the street is that after receiving a mysterious text, S flew across Manhattan to reach their lover's apartment. Could this be the beginning of the end for their epic romance? A happily ever after? Stay tuned, Upper East Siders, I'm sure we'll find out soon.

You can't hide from me.
xoxo

I remember I was hoping for a change



    Nie zawidniał na nagłówkach gazet wraz z dniem swojego urodzenia. Ten zaszczyt przypadł raczej jego matce jako pierworodnej córce lidera rockowego zespołu, który wówczas przeżywał swój największy rozkwit. Zapewne wasze matki czy nawet babcie znalazły by jeszcze w starych kartonach plakaty z jego dziadkiem, wspominając jak kiedyś kłóciły się z przyjaciółką, która z nich bardziej nadawała by się na żonę Marca Prestona. Dziadek ostatecznie na przestrzeni lat żon miał aż trzy, nie wliczając w to kochanek, których ilości nie sposób się nawet domyślać. Jednak jego kariera z pewnością pozwoliła na przepchnięcie dzieci, a nawet wnucząt przez serię prywatnych szkół i dobre studia. 
    Obecnie zamieszkuje niewielkie mieszkanie na Manhattanie, prezent od rodziców na zakończenie szkoły, które prawie okazało się jego największym utrapieniem, gdy już niecały rok później, przy świątecznym obiedzie rozpętała się mała wojna, która doprowadziła go do odcięcia rodzicielskich środków. Kto by pomyślał, że gaża początkującego zespołu, grającego raz w tygodniu w małych klubach, mogłaby nie wystarczyć na nowojorski czynsz i nocne życie. Nie planował jednak niczego sobie żałować, zwłaszcza gdy z pomocą przychodzili koledzy, chętnie stawiając kolejne drinki w vipowskich lożach najlepszych klubów. Aż nagle, zrobiło się głośno. Może nie do końca w sposób, w jaki by chciał, ale gdy nagle zaczęli osiągać około miliona wyświetleń na Spotify, bookować lepsze występy, a przede wszystkim, udało się zapłacić ten cholerny czynsz. Czy to ważne, że wszystko zaczęło się za sprawą jednego gównianego filmiku? 

8 października 1998 • najstarszy syn pani koroner i głównego partnera w kancelarii Hendrix-Madden • wnuk znanego rockowego muzyka Marca Prestona • pół roku studiów prawniczych • współzałożyciel, wokalista i gitarzysta zespołu Fire Newts  • niecałe dwa metry wzrostu • wiecznie zmęczone oczy i kilka uzależnień • Toby & Bernadette                                                             INSTAGRAM • CONTACTS 
 Szukamy kolegów, którzy częstowali drinkami w trudnych czasach i kolegów do zespołu. fc: Tamino Amir

41 komentarzy:

  1. Spotted: V zauważony na ściance ze swoją uroczą aktoreczką, czułościom nie było końca. Może lubili wsadzać sobie publicznie języki do gardeł, ale gdy tylko czas imprezy dobiegł końca, para ruszyła w przeciwnych kierunkach. Czyżby kłopoty w raju? A może na uczuciach ten niedobry chłopiec gra równie dobrze, co na strunach swej gitary? V, pamiętaj proszę o swojej największej fance. Jeśli ten romans nie wypali, wiesz dobrze, gdzie mnie szukać.
    Witam na blogu!

    buziaki,
    plotkara 💋

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć!
    Ależ on ciekawy! Niby niewiele powiedziane, a przyciąga ;) i halo, ten wzrost! I, cóż, podobno nie liczy się, co o tobie mówią, ale ważne, że w ogóle mówią... a że zespół V ma z tego profity... xD ja tu nie mam niczego złego na myśli - żeby była jasność :)
    Tak sobie myślę, że jeśli miałabyś ochotę na wątek, to nasze postaci mógłby połączyć śpiew w jakiś sposób. Może Heather zna zespół pana dziadka i usłyszy o zespole jego wnuka i wybierze się na koncert? Tak wstępnie rozmyślam ;)
    No nic, baw się dobrze! :D]

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam!
    Fajny ten Twój pan, chociaż jak już zostało wspomniane, za dużo o nim nie wiemy. Coś mi sie wydaje, że on nam tutaj nieźle namiesza nie tylko na scenie rockowej, ale również w świecie pięknych, młodych i bogatych :D
    Życzę miłej zabawy, no i jeśli masz pomysł/ochotę na wątek z Ari, to oczywiście zapraszam!]

    Min Ari

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Uprzedziłaś mnie i nie zdążyłam właściwie powitać, więc teraz nadrabiam. Hej, cześć i czołem!
    Fajny ten twój Pan, a do muzyków chyba każdy ma jakąś taką słabość :D Wizerunek idealnie pasuje, nie potrafiłabym już sobie wyobrazić go z inną buzią. Co do pomysłu na wątek to jestem jak najbardziej na tak :)
    Możemy zrobić tak, że przyjaźń ojców przeszła na naszych chłopaków.
    Poprosimy darmowe wejściówki na koncert!
    Jackson to z reguły kłopotliwy i nieco zadufany w sobie typ, ale na pewno nie wzgardzi szczerym kumplem :D Pewnie nie raz i nie dwa wpakuje mu się do mieszkania chcąc odpocząć od matki, ale! Odwdzięczymy się :D Może nawet on mu pomagał na początku płacić ten nieszczęsny czynsz?
    Tak sobie myślę od czego zacząć... może wspólna impreza? Albo Jackson zataczając się zapuka do drzwi Vincenta ?
    A jeśli tobie coś konkretnego chodzi po głowie to dawaj znać :) ]

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  5. [Pewnie, V mógł też prowadzić jakieś koło. Może był takim asystentem nauczycielki, która zajmowała się kółkiem teatralnym? Mógł pomagać uczniom z wokalem i przez to poznali się już z Heather. Mogli ze sobą dużo rozmawiać w międzyczasie właśnie o muzyce, V mógł jej powiedzieć o zespole i H już wcześniej mogła ich słuchać. A co pomyśli Plotkara... to już jej sprawa... ;> H potem sobie poczyta xd
    No dobrze, a teraz? V wpada sprawdzić jak sobie radzi kółko teatralne? A może zaproszony na jakiś konkurs talentów, zakładając, że w prywatnej szkole dla bogatych dzieciaków takie rzeczy się dzieją xD]

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Mi wszystko co napisałaś jak najbardziej odpowiada :)
    Będziemy was męczyć póki nam ten cichociemny Pan nie zdradzi prawdy :D Oczywiście o koleżankę, z która spędzi noc też wypytamy. Obiecujemy zachowywać się najciszej na tyle na ile obecny stan pozwoli :D I zakradniemy się na kanapę bez pukania i używania dzwonków.
    Jackson, choć zwykle zachowuje się jak rozpieszczony dzieciak, który myśli wyłącznie o czubku własnego nosa to dla przyjaciół jednak jest szczery i całkiem miły, tak więc też ma dwa oblicza. Po prostu to jedno pokazuje bardzo rzadko i nielicznym ;D
    W takim razie, skoro mamy wszystko ustalone możemy zaczynać. Czy mogłabym początek pozostawić w twoich rękach? ]

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hejka! ^^
    Ale ja bym chciała, żeby mój dziadek był gwiazdą rocka. :D Właściwie to ktokolwiek mógłby z mojej rodzinki nią być, życie byłoby wtedy ciekawsze. Ciekawa jestem czy Vincent też ma takie podejście, ale jakby nie patrzeć to otwiera sporo drzwi. :D No i musze przyznać, że poleciałabym na jego wzrost... Natura mnie obdarzyła wysokim i każdy zawsze jest ode mnie minimum 10cm niższy. Miło byłoby stanąć obok kogoś większego. xD życzę samych udanych wątków i udanej zabawy. Nie wiem czy z naszymi panami coś udałoby się nam wykombinować, ale w razie czego zapraszam!^^]

    Gabriel Salvatore

    OdpowiedzUsuń
  8. Jackson na pierwszy rzut oka wiódł zupełnie beztroskie życie, a przynajmniej starał się zgrabnie udawać, że tak właśnie jest, a wszelkie błędy i poważne życiowe zakręty skrzętnie ukrywał przed światłem dziennym i portalami plotkarskimi, które potrafiły przeinaczyć prawdę. Niekiedy czytał o swoich znajomych i innych osobach z najbliższego otoczenia, głupoty które wypisywano były dziwnymi tworami czyjejś fantazji i wybujałej wyobraźni. Jednak we wszystkim można było doszukać się prawdy, Jacksonowi daleko było do ideału i miał wiele za przysłowiowymi uszami. Był kapryśnym i przyzwyczajonym do wygód młodym człowiekiem dla którego w życiu prym wiodły rozrywka i spełnianie własnych zachcianek. I nie bał się po to wyciągać rąk i czerpać z życia garściami. Brylował na hucznych imprezach, których nierzadko był organizatorem, sięgał po używki i bawił się.
    To była jedna strona Jacksona Howarda, syna miliardera i niespełnionej życiowo gwiazdy. Ci, którzy mieli okazję bądź szansę poznać go lepiej i z daleka od błysku reflektorów, wiedzieli że całkiem poukładany z niego chłopak, co całkiem polubił się z nauką i większą część czasu oraz swojej uwagi poświęcał licznym hobby i sportu. I choć na pozór mógł zdawać się osoba, która nie szanowała niczego i nikogo prócz samego siebie, miał zaufane grono dla których starał się nie być takim gnojkiem jak dla reszty świata.
    Jedną z tych wyjątkowych osób był Vincent, któremu nie raz i nie dwa ratował tyłek, gdy kwoty na koncie niekoniecznie się zgadzały. Jackson wydawał kolejne sumy na ich wspólnych imprezach oraz na mieszkanie chłopaka, ale dzięki temu zyskał wiernego towarzysza niedoli, któremu wielokrotnie okupował kanapę.
    Być może Vincent powinien lepiej przemyśleć w czyich dłoniach pozostawiał klucze do własnego lokum, ale tej nocy było już za późno.
    Jackson całkiem dobrze bawił się w jednym z nowojorskich klubów umiejscowionych na czubku hotelu należącego do ojca jego znajomego. Nie obyło się bez wypicia sporej ilości kolorowych drinków, czy szotów nad czym stracił w pewnym momencie kontrolę. Był to jeden z tych pechowych dni kiedy jego matka była w domu i za nic nie miał ochoty wracać w tym stanie do domu. Nie miał siły na jej wyrzuty, których by mu nie oszczędziła.
    Dlatego po kilku nieudanych próbach trafienia kluczem do drzwi, wtoczył się do mieszkania Vincenta, potykając się o buty stojące w przejściu. Jego instynkt prowadził go w stronę salonu. Po drodze zaczął ściągać z siebie ciemne jeansy, które jak na złość, niczym węże boa, oplatały jego łydki i nie chciały z niego zejść.
    Wyrwało mu się krótkie przekleństwo, które w jego uszach brzmiało niezwykle cicho, bo ostatecznie starał się zachowywać bezszelestnie, a pod wpływem spożytych procentów właśnie tak to się przedstawiało w jego głowie.
    Nie spostrzegł Vincenta w pierwszej chwili, dopiero jego głos przykuł uwagę młodego Howarda, któremu wreszcie udało się wygrać nierówną walkę ze spodniami. Cisnął ubranie na oparcie kanapy. Powędrował posłusznie za swoim towarzyszem i usadowił się na kuchennym krześle, w między czasie niezgrabnie rozpinając guziki koszuli.
    Sięgnął po szklankę i gdy upił łyk chłodnego napoju, nieco się skrzywił.
    — Wiesz, że to woda? — zagadnął obracając szklankę w dłoniach. — Uciszasz mnie... twoja słodka i równie tajemnicza dziewczyna tu jest? — zagadnął popijając wodę i jakby nieco trzeźwiejąc. Życie miłosne... generalnie życie, Vincent starał się zatrzymywać tylko dla siebie. Jackson natomiast nie ukrywał, że znajomości z kobietami traktuje przelotnie i bez większego zastanowienia.
    Oparł łokieć o blat niedużego stołu, a palcami drugiej ręki przeczesał blond czuprynę. Zaśmiał się pod nosem. Uśmiechnął się szeroko i kopnął chłopaka niezbyt mocno pod stołem, trafiając w jego piszczel... a może nogę od stołu.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  9. Być może, gdyby jego głowa była trzeźwa i potrafiła spojrzeć racjonalnie na zaistniałą sytuację, to rzuciłby lepszy komentarz. Jednak teraz powieki zaczynały mu ciążyć, a myśli nieco wirowały i nie potrafił skupić się bardziej na słowach wydobywających się z ust. Jackson mógł być oddanym przyjacielem, tym który nigdy nie odmawia pomocy, zarówno tej dotyczącej problemów finansowych jak i tej natury rozrywkowej. Jednak rzeczywiście, lubił chwalić się swoim życiem i niekiedy jego stories wyprzedzało zamiary, informując świat o tym co w danym momencie wyprawiał. Dlatego zwykle przed imprezami wyłączał telefon lub magicznie go gubił. Wszędobylska plotkara ostatnim czasem stała się niemałym utrapieniem z czego Howard wychodził obronną ręką. Na razie...
    Jego przyjaciel był nieco inny, odznaczał się większym opanowaniem i powściągliwością. Przynajmniej do czasu kiedy nie dawał się porwać fantazjom Jacksona, a w żyłach nie hulały mu procenty. Dlatego całkiem nieźle się uzupełniali, a przynajmniej to sobie wmawiał Jackson, który w chwilach jak ta szukał ratunku u Vincenta.
    — I tak i nie. Wiesz zaliczyłem udany wypad do klubowego kibla. — Przyznał bez cienia zawahania wiedząc, że cokolwiek mu opowie zostanie to między nimi. — Iiii wypraszam sobie, jeszcze niczego nie zarzygałem, aż tak źle nie jest. — Zauważył prostując się na krześle jakby tym drobnym gestem chciał mu udowodnić jak świetnie się trzymał.
    – Weź się odwal. To nie ja zastawiłem pułapkę w drzwiach w formie porozrzucanych butów, które z pewnością nie należą do ciebie. To już Bernie jest bardziej litościwa. — wytknął, choć do każdego słowa zakradało się rozbawienie. — Więc przyjdzie mi poznać słynną aktoreczkę rano, czy jednak padło na kogoś innego? — Nie miał zamiaru mu odpuścić i dać się zwieść na inny temat. Poza tym Jackson nie oceniał, nie miał ku temu powodów i chęci. Sam zmieniał dziewczyny jak przysłowiowe rękawiczki.
    Z wyraźną ulgą i radością w zamglonych tęczówkach przyjął skręta od Vincenta.
    — Dzięki. – mruknął opanowując rozbawienie. Odpalił przygotowaną mieszankę i zaciągnął się gęstym dymem wygodniej rozsiadając na kuchennym krześle.
    — Taa, nigdzie nie wywiało tej wrednej małpy. — Przyznał wzruszając ramionami. Wypuścił szarawy obłok z płuc, przyglądając się brunetowi. Jako jednej z nielicznych wiedział co kryje się za drzwiami domostwa Howardów; jak bardzo obiegali od ideału. Jackson przywykł do funkcjonowania własnej rodziny, do tego że każdy żył obok siebie nie, aniżeli razem. Ojciec praktycznie nigdy nie bywał w domu, wiecznie zajęty biznesami i kochankami, a matka... matka była ciężkim orzechem do zgryzienia. Dystans, który wisiał między nimi nawarstwiał się i zwiększał z każdym kolejnym rokiem. Camilla nie potrafiła okazać ciepła synowi, a on nie potrafił wybaczyć matce wszystkich słów, które bez skrępowania rzucała w jego stronę. Na co dzień mijali się i nie wchodzili sobie w drogę, jednak tym razem ich prosta komunikacja zawiodła.
    Zaciągnął się po raz kolejny, głęboko delektując przyjemnie znajomym świądem w gardle.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  10. — Jak zwykle usta ci się nie zamykają. — odparł z przekąsem odchylając się bardziej na krześle, testując granice jego wytrzymałości. Mieszkanie Vincenta miało swój klimat, w którym wyjątkowo dobrze się odnajdywał nawet nawet jeśli różniło się diametralnie od tego co niemal codziennie oglądał w domu. Willa Howardów była projektowana i urządzana pod dyktando matki przez architektów wnętrz. Niekiedy szczyciła się, że jest to jej perła. Rzeczywiście miała bzika na punkcie tych zimnych ścian i marmurowych podłóg. Wszystko było wymuskane i zbyt idealne jak na gust Jacksona, a może po prostu przywykł być na nie jeśli chodziło o wybory rodzicielki.
    Jackson podchodził bardzo luźno do jakichkolwiek relacji, a te damsko męskie sprowadzał praktycznie do jednego - zaspokajania własnych potrzeb. Budził się to tu to tam w towarzystwie dziewcząt, których imienia niekiedy nawet nie pamiętał. Było tylko kilka jednostek, które traktował z należytym szacunkiem. To ich różniło, Vincent potrafił się zaangażować i wtedy stawał się rozsądniejszy, a przynajmniej można było dostrzec jego starania w zachowaniu się poprawnie. Dlatego też Jackson szerokim łukiem omijał poważne relacje budowane na wzajemnej wierności i byciu fair. W jego oczach było to bardziej niż kłopotliwe, ale też poniekąd nie wierzył w siłę uczuć. Na przelotne zauroczenia spoglądał pobłażliwe, a w miłość raczej nie wierzył. Ale niby jak miał skoro nie zaznał w życiu tej najważniejszej miłości - matczynej. Zarówno Robert jak i Camilla nie byli przykładnym małżeństwem. Jackson wielokrotnie zachodził w głowę jakim cudem i z jakich powodów tak właściwe stanęli na ślubnym kobiercu. Gdy zadawał podobne pytanie zbywali go wzruszeniem ramion i nieskładnymi odpowiedziami, być może sami nie potrafili odpowiedzieć na te pytania. Tych ludzi nie łączyło nic prócz romans, którym zapoczątkowali swoją znajomość i którego on był owocem. Nie był planowany i nie był chciany, po prostu tak wyszło, że był. Rozumiał, że był błędem, głupotą i wynikiem namiętności, która poniosła dwójkę ludzi. Sam miał w sobie jej wiele, ale pilnował się nie chcąc popełnić tych samych głupstw co starsi Howardowie. Mimo wszystko czasem zatrzymywał się i przyglądał się ich dwójce, temu jak z każdym dniem byli od siebie jeszcze dalej. Może gdyby na to sobie pozwolił to zrobiłoby mu się przykro, że nie urodził się w kochającej się rodzinie. Jackson jednak nie dawał sobie wejść myślą na głowę. Tłamsił je w środku, deptał i zapominał oddając się w objęcia kolejnych imprez, losowych ramion i ust. Skupiał się na innych rzeczach, być może ulotnych, ale dających wiele przyjemności, łechtajacych wybujałe ego chłopaka.
    — Ta twoja tajemniczość doprowadzi mnie kiedyś do obłędu. — stwierdził przeczesując palcami blond czuprynę, która przez wakacje urosła na tyle, że teraz pojedyncze kosmyki opadały mu swobodnie na czoło i oczy.
    — Ale skoro ci tak bardzo zależy to będę zaciekle trzymał kciuki i dziób na kłódkę. — zapewnił wykonując nieco teatralny gest zamykania ust na klucz i wyrzucenia klucza za siebie. Może i nie podchodził poważnie do własnych relacji, ale nie miał zamiaru wyśmiewać uczuć przyjaciół. Ostatecznie mogli robić co chcieli, a Jackson mógł być obok w razie potrzeby. No i mógł trzymać pewne informacje z daleka od swoich social mediów, a zwłaszcza Instagrama, na którym przewijało się sporo rzeczy z jego życia. Ci którzy go nie znali za dobrze mogli brać każde zdjęcie i każdą relację za pewnik, to nawet Jackson udostępniał tylko to co chciał i kreował swój wizerunek tak jak mu się podobało. A raczej nie dementował plotek krążących na swój temat.
    — Niestety, chociaż wnętrze jest ogrzewane. — zastanowił się przez chwilę. Wielokrotnie o tym myślał, by wynieść się z domu, żyć na swoim. Przecież mógł. Nikt na siłę nie trzymał go w domu, mógł wynieść się do apartamentowca, czy nawet na ten jacht, ale to oznaczałoby odcięcie się od kilku znaczących wygód, a Jackson koniec końców był rozpieszczony i młody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jestem zbyt leniwy i wygodny na przeprowadzkę. Wolę od czasu do czasu okupować twoją kanapę. — przyznał wzruszając ramionami. Gdyby się wyniósł musiałby zacząć żyć na własną rękę, a skoro nie musiał to po co? Był młodym studentem, chłopakiem który wolał się zabawiać niż skupiać się na obowiązkach. Przynajmniej póki nie musiał, bo lubił się uczyć, być w czymś dobry i za kilka lat chciał móc godnie i przemyślanie współpracować z ojcem i kiedyś przejąć od niego pałeczkę.
      Wyciągnął dłoń i zabrał mu skręta. Znów mocno się zaciągnął przytrzymując dym w płucach delektując się jego smakiem i ciężarem w trzewiach.

      Jackson

      Usuń
  11. Gdy dziewczyna stanęła w progu kuchni, na usta Jacksona, w którego żyłach toczyły się procenty alkoholu, cisnęło się wiele rzeczy. Jednak widząc spojrzenie kolegi po prostu siedział cicho obdarowując nieznajomą lekkim uśmiechem, przekrzywiając głowę na bok, by obserwować jej sylwetkę.
    — Paa. — Machnął ręką na pożegnanie wlepiając zamglony wzrok w długie nogi blondynki. Zaczął powoli łączyć fakty, czyżby to był powód dla którego nie chciał mu niczego mówić? Bo namieszał? Z pewnością ta dziewczyna nie była aktorką, o której słyszał i o której grzmiały ostatnie plotki. No chyba, że potrafiła zmieniać wygląd niczym kameleon.
    — Mogłeś zatrzymać koleżankę, zawsze mogłaby się przespać na kanapie. — odparł z chytrym uśmiechem, ale ostatecznie uniósł dłonie w poddańczym geście.
    — Już nic nie mówię, jestem ostatnią osobą, która mogłaby komentować… — zawiesił się zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów — przygodni seks. — dodał. Nawet jeśli w obecnym stanie ta sytuacja go nieco bawiła, nie miał zamiaru być złośliwym i czegokolwiek mówić, bo nigdy nawet nie był w podobnym położeniu. Nigdy nie musiał się martwić o to, czy nie robi niczego złego sypiając z kolejną dziewczyną. Nie musiał przejmować się żadnymi przykrościami, czy ewentualnymi konsekwencjami swoich uczynków. To było wygodne rozwiązanie. Swoboda mu odpowiadała. Nie musiał się tłumaczyć, a dlaczego, a po co, a czemu nie wrócił na noc do domu. Żył sam dla siebie i póki co nie widział żadnego sensownego powodu, by to zmienić.
    Spojrzał na Vincenta uważniej, gdy zaczął się śmiać.
    — Co cię tak bawi? — Podniósł się z krzesła i nieco chwiejnym krokiem cofnął się do salonu. Sięgnął po swoje jeansy i zaczął je przetrząsać. W końcu wyciągnął z jednej z kieszeni nieco pomiętą paczkę papierosów i wrócił do kuchni. Odpalił go, zaciągnął się i przymknął powieki rozsiadając się wygodniej na krześle.
    — Łeb zaczyna mi pękać. — Zaciągnął się po raz kolejny ciężkim, smolistym dymem. — Niech mnie tylko Bernie obudzi rano, to przysięgam zrobię sobie z niej milutką czapkę. — stęknął masując palcami kąciki oczu. O tak liczył, że zdoła się wyspać i być jutro w formie na resztę weekendu. Dawały się we znaki shoty, które wychylił tuż przed opuszczeniem imprezy, a których zdecydowanie nie powinien już pić. Mądry człowiek po szkodzie…
    Lubił tego małego zwierzaka, sam jako dziecko marudził, że chciałby jakieś zwierzątko do towarzystwa, ale ostatecznie cieszył się, że i tego obowiązku nie posiadał.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  12. [Mnie przy dodawaniu komentarza wyrzuciło na inną kp, więc wiesz xD
    Spoko, możemy iść w takim kierunku jak najbardziej xd Heather raczej nie będzie shipowała tego związku, ponieważ nie interesuje się takimi sprawami. Owszem, zaciekawi ją, po co V szuka jej koleżanki, ale to wyniknie raczej z faktu poproszenia jej o to. Nie zacznie mu cisnąć ani rzucać nachalnymi pytaniami. To będą takie pytania na luzie ;)
    I nie wiem, co jeszcze pisałam, może mi się później przypomni xD
    Co do losów Izzie - to nie siostra mojej postaci, więc jakby... no to nie moja sprawa xD
    Chcesz zacząć czy ja mam to zrobić? :)]

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy się obudziła, od razu poczuła, że była to najgorsza decyzja w jej życiu. I nie chodziło tu o wyjście do klubu czy wypicie o jednego drinka za dużo, ale o tą prostą czynność, którą było otworzenie oczu tamtego poranka. Wolałaby, aby to nigdy nie miało miejsca. Czuła się, jakby coś przejechało jej po głowie, prawdopodobnie dwukrotnie, a gardło paliło ją tak, jakby zwymiotowała wszystko, co zjadła przez ostatni miesiąc i może wcale nie mijało się to aż tak z prawdą.
    Dopiero gdy udało jej się unieść na łokciach, zaczęło do niej docierać jej otoczenie i wzdrygnęła się nagle, kiedy zdała sobie sprawę, że nie była sama. Zmierzyła chłopaka czujnym wzrokiem; na szczęście wydawał się być wciąż pogrążony we śnie, gdy instynktownie odsunęła się minimalnie do tyłu. Może to dodatkowe dziesięć centymetrów to nie było dużo, ale dało jej odrobinę komfortu w tym jej wciąż ospałym stanie delirium. Leżała na chłodnej kafelkowej podłodze, ale ku jej zaskoczeniu, była okryta kocem, a pod głową miała zwinięty ręcznik. Cóż za luksusy.
    Spojrzała w dół, pomagając swojej zaspanej wizji dotykiem dłoni po swoim ciele. Częściowa nagość chłopaka przez moment ją zaalarmowała. Na całe szczęście ona nie zgubiła żadnego artykułu garderoby, chociaż outfit, który zakładała wczorajszej nocy na wyjście do klubu, zdecydowanie nie był stworzony do oglądania w świetle poranka. Workowate dżinsy i skąpy top były całkowicie adekwatne, kiedy nosiła je z intencją; teraz przypominały jej jedynie o tym, że będzie musiała wrócić do domu upokorzona przebiegiem ubiegłej nocy.
    Wzdychając, podniosła się w końcu z podłogi i oparła się o umywalkę. Choć spojrzenie, które napotkała w lustrze, było jej własnym, sama nie potrafiła odczytać z niego prawdziwych emocji. Być może było to współczucie, rozżalenie, bądź obojętne zrezygnowanie. Na sucho spróbowała odgarnąć z twarzy brokat, który obsypał jej się z powiek. Poddawszy się, odkręciła w końcu kran, aby napić się prosto z niego kilku obfitych łyków zimnej wody. W tym momencie nowojorska kranówka była niczym źródło w jedynej oazie na środku pustyni. Zregenerowana tym napojem bogów, odwróciła się, aby z powrotem spojrzeć na swojego towarzysza w niedoli. Przez moment rozważała, czy aby lepiej nie było wymknąć się po cichu i nie patrzeć za siebie, ale ostatecznie zdecydowała się zostać i spróbować uzyskać odpowiedzi na kilka nurtujących ją pytań. Opierając się tyłem o umywalkę, kopnęła go lekko w nogę.
    — Hej, śpiąca królewno — odezwała się, kiedy po powtórzeniu szturchnięcia, zaczął przejawiać oznaki życia — to twoje mieszkanie? — zapytała, uznawszy, że dobrze byłoby poznać swoją obecną lokalizację, zanim zacznie uciekać.
    Nie miała, co prawda, jeszcze pojęcia, co kryło się za drzwiami łazienki. Być może było tam więcej ludzi, a on był tylko przypadkową ofiarą.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  14. — Nie bądź taki rozczarowany — odpowiedziała, przewracając lekko oczami.
    Była bardzo pokorna, dopóki była jedyną osobą, która wypominała jej błędy. Chociaż na ten moment z ich dwójki, to chyba ona była bardziej rozczarowana tym obrotem spraw. Jeśli tylko nie był seryjnym mordercą, raczej na rękę było mu, że jednak nie zeszła mu w jego mieszkaniu zeszłej nocy.
    Schyliła się po koc, pod którym spędziłam ostatnią noc; ruch, który wywołał u niej falę zawrotów głowy, i owinęła się nim szczelnie, zakładając ramiona na brzuchu.
    — Nigdy lepiej — mruknęła z zamkniętymi oczami, zaciskając palce na nasadzie nosa. — Przepraszam, normalnie raczej mi się to nie zdarza. Chyba miałam wczoraj gorszą noc… — westchnęła, kręcąc głową z wypierającym się rozbawieniem, Nie powinna go tak od razu ostrzeliwać sarkazmem, po tym jak on spędził z nią noc na podłodze.
    Chwilowy zastrzyk adrenaliny wywołany pobudką w obcym miejscu w końcu ustąpił miejsca ponownemu ciężarowi zmęczenia, dlatego opuściła deskę toaletową, aby móc sobie przysiąść. Najchętniej wróciłaby do spania, gdyby nie to, że jej łóżkiem była łazienkowa podłoga. Z pewnością za drzwiami znajdowała się reszta mieszkania, w której znalazłaby się jakaś kanapa. Morderca czy zboczeniec, to nie było teraz istotne; ta kwestia będzie musiała poczekać do czasu, kiedy nabierze sił, aby udać się samodzielnie do domu.
    Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek z wydarzeń poprzedniej nocy, ale w głowie pojawiały jej się tylko urywki, który mogły równie dobrze być wybiórczymi wspomnieniami z każdej lepszej imprezy. Pregame z przyjaciółmi, wyjście do klubu, głośna muzyka i mało światła. Zazwyczaj jednak film nie urywał jej się aż tak gwałtownie. Wiedziała, że musiała być świadoma swojego otoczenia, kiedy imprezowała na mieście; pozwalała sobie paść nieprzytomnie, dopiero gdy była w bezpiecznym miejscu. Tym razem jednak nawet nie pamiętała, jak się tam znalazła. Ostatecznie przyjrzała się jeszcze raz chłopakowi. Twarze miały to do siebie, że w świetle poranka wyglądały tak… zwyczajnie. W jej pamięci był ktoś, kto tylko wyglądał trochę jak on. Chociaż nie sądziła, aby za dużo mu się przyglądała. W takie noce jej dłonie były znacznie bardziej spostrzegawcze niż oczy.
    — Znamy się…? — odezwała się zamyślona, przekręcając opartą na dłoni głowę na bok. Jedno z najlepszych pytań, jakie może paść po wspólnie spędzonej nocy. Miała wątłe wrażenie, że nie był jej tak do końca obcy, ale to może znowu przez to poranne światło, które sprawiało, że wyglądał bardziej jak miły chłopak z sąsiedztwa niż tajemniczy nieznajomy zza baru. — W gwoli ścisłości, zazwyczaj też pytam o imię — dodała z powracającym humorem. — Spytałam cię?

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  15. To “normalnie mi się to nie zdarza” tyczyło się raczej agresywnego pozbywania się z siebie wnętrzności przed kulminacyjnym finałem wieczoru, niż obrony jej cnoty. Niewiele miała na to czasu, ale zdążyła się już przyzwyczaić, że ludzie i tak wyciągną na ten temat swoje własne wnioski, poprawne czy też kompletnie mijające się z prawdą. Poza tym, broń Boże, jeszcze poczułby się wyjątkowy. Pamiętaj, chłopaku: póki miała na sobie pasujący komplet bielizny i ogolone nogi, to ona kontrolowała sytuacją, a ty byłeś po prostu w dobrym miejscu o dobrym czasie.
    — Oriana — odpowiedziała, podając mu dłoń z odrobinę zaczepnym uśmiechem. Sprytny sposób. Chociaż skłamałaby, gdyby zaprzeczyła, iż przez głowę nie przeszło jej, że przecież musiał wiedzieć, kim była. To nie do końca ego, ale doświadczenie. Ludzie często magicznie przypominali sobie, że przecież faktycznie ją kojarzą zaraz po tym, jak się przedstawiła. Wydawało im się, że wyjdą wtedy na bardziej wartościowych. A może po prostu trafiła na jednego z tych hipsterskich typów, którzy używali telefonów z klapką. Boże, miej ją w swojej opiece. — Chociaż jesteś dość dobry z imionami… Cathy. Znała tego chłopaka… — Wykonała jakiś nieokreślony gest ręką, zbierając myśli. — Blondyn, jeden z tych ładnych. — Nie pamiętała imienia nabytku, z którym to ona wróciła do domu, nie siliła się więc na przypominanie sobie imienia chłopaka, z którym prawdopodobnie wyszła jej koleżanka.
    Ale mniejsza o to. Wniosek był taki, że ten moment nocy jeszcze nawet pamiętała, kiedy Cathy nalegała, aby poznali się z ekipą jej nowego obiektu zainteresowania. Vincent siłą rzeczy musiał napatoczyć się gdzieś po drodze.
    — O ile nie będzie miało zapachu… ani smaku — westchnęła, podnosząc się na nogi. Uważała, aby nie robić żadnych gwałtownych ruchów; jej żołądek i tak już wykonał fikołka na samo wspomnienie jedzenia. Zamierzała jednak spróbować, aby choć trochę nadrobić straty poniesione tej nocy.
    Gdy chłopak również podniósł się z miejsca, w końcu stanęli ze sobą twarzą w twarz… chociaż poprawniej chyba będzie powiedzieć twarzą w tors. Nie pamiętała wielu szczegółów poprzedniej nocy, a już zwłaszcza tego, jak był wysoki. Jej buty na platformach musiały zostać gdzieś za drzwiami.
    — Trochę chłodno, nie? — Uśmiechnęła się lekko ciut zmieszana, podciągając na ramionach koc.
    Po otworzeniu drzwi, prysła jej bezpieczna iluzja tego, że jego mieszkanie składało się z samej łazienki. Rozejrzała się badawczo po wnętrzu. Tak jak się spodziewała: zero wspomnień na temat tego miejsca.
    — Prawie tak samo czarujące jak łazienka — odezwała się po chwili, odwracając się do niego przez ramię z żartobliwym uśmiechem. — Mieszkasz tu sam? — zagaiła, przechadzając się powoli i wchłaniając po kolei każdy element wystroju, który mógł jej powiedzieć coś o domowniku. Nie porzuciła jeszcze do końca możliwości, że wciąż mógł okazać się psychopatą, nawet jeśli zaproponował jej śniadanie. Mieszkanie było trochę przykurzone, ale w taki “drogi” sposób. Nic też dziwnego; każde lokum, które rzeczywiście było większe od łazienki, w Nowym Jorku można było uznać za drogie. Ludzie tutaj zabiliby za taki metraż, choćby sufit sypał im się na głowę. — Jesteś muzykiem? — zapytała, zwracając uwagę na sporą ilość muzycznych memorabilii i oczywistą gitarę, która tak dobrze współgrała z otoczeniem, że na pewno nie stanowiła jedynie przypadkowego elementu dekoracyjnego.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  16. Konkurs talentów był idealną okazją do zdobywania doświadczenia pracy na scenie. Heather zgłosiła się prawie od razu. Postanowiła, że będzie śpiewała i tańczyła. Kondycyjnie powinna dać radę, w końcu ćwiczyła już od wielu lat. I właściwie nie mogła się doczekać tego dnia. Podobno jacyś ważni ludzie też się mieli tam zjawić, obserwować i możliwe wyszukiwać tych talentów. Kto wie, może ktoś by zauważył Heather i zaproponowałby jej pracę w jakimś zespole tanecznym na występ lub dwa? I tak najbardziej zależało jej na studiach na Julliardzie i później na karierze na Broadway’u (swoją drogą, mogła pewnie już teraz próbować swoich siół do jakichś mniejszych ról, do chórków czy do tła), ale ćwiczenie na deskach sceny przed ludźmi było jak najbardziej na tak.
    Przygotowała sobie włosy i makijaż. Ubrała się w sukienkę z luźnym, zwiewnym dołem dla lepszego efektu podczas poruszania się. Oczywiście, że się denerwowała. Niby to nie będzie jej pierwszy raz na scenie przed publicznością, ale przed pokazem zawsze ją łapała trema. Tak było i tym razem.
    Miała jeszcze pół godziny do swojego występu, dlatego postanowiła, że się przejdzie po szkole dla uspokojenia nerwów. Ruch jej pomoże się ich pozbyć.
    Korytarze były puste; wszyscy siedzieli w sali teatralnej i oglądali pokazy lub – w przypadku uczniów – siedzieli w garderobie. Dlatego Heather się zdziwiła, widząc starszego chłopaka, który zdecydowanie nie był już uczniem ich szkoły, kręcącego się i najwyraźniej czegoś szukającego. Frye ruszyła w jego kierunku, chcąc mu pomóc. Jak sądziła – pewnie szukał sali teatralnej.
    – Cześć – zaczęła z lekkim uśmiechem. – Jeśli szukasz miejsca, gdzie odbywa się konkurs, to musisz iść tam – wskazała mu dłonią korytarz za sobą – do końca i w prawo. Ogromne drzwi na pewno cię nie zmylą – dodała jeszcze.
    Może przyszedł komuś kibicować… Nagle zrozumiała, że go znała. No, nie tyle, co znała, ale wiedziała kim jest. Czytała o nim na Plotkarze, ale również słuchała jego muzyki. Podobała jej się, trafiała w jej gust i często leciała w jej słuchawkach. Dziwnie było ot tak w szkole wpaść na kogoś takiego! Heather uśmiechnęła się szerzej. Właściwie ciekawie by było, gdyby usiadł na widowni i ją oglądał podczas występu. Ona swojego zespołu nie miała i zastanawiała się, co ktoś, kto go miał, myślałby o jej wokalu.

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  17. — Bardzo zabawne, to raczej widok na trzeźwo jej nie usatysfakcjonował. — odparł ze złośliwym uśmieszkiem błąkającym się po twarzy. Fakt faktem, że wyczucie miał całkiem dobre. Ostatnio nie wpadał z odwiedzinami do Vincenta, raczej spotykali się na mieście i nie było potrzeby nocowania na kanapie chłopaka. Z dwojga złego lepiej, że wparował nad ranem, a nie w trakcie wspólnych igraszek. Podejrzewał, że będąc wstawionym nie byłby w stanie tego nie skomentować.
    Sam zaśmiał się pod nosem wyobrażając sobie ich uradowane miny gdyby rzeczywiście do tego doszło. Jackson za pewne i tak po prostu zaniemógłby na kanapie.
    Jackson uchylił ciężkie powieki i spojrzał na kotkę. Bernie to była Bernie, kilkukrotnie zostawiła mu na dłoniach głębokie ślady po swoich pazurkach, gdy wyciągnął do niej dłoń w momencie, w którym sobie tego nie życzyła. Złośliwy, charakterny futrzak, który robił tylko na to co miał ochotę i kiedy miał ochotę. Mała niewdzięcznica, która prychała na niego pogardliwie, gdy Vincent wybywał na kilka dni, a Jackson wpadał dać jej coś do jedzenia. Być może była bardziej związana z Maddenem niż wyglądało to na pierwszy rzut oka.
    — Śniadanie? — spojrzał nieco zamglonymi oczyma na Vincenta, jakby ten urwał się z choinki. — Tak właściwie to która jest godzina? — zapytał zdając sobie sprawę, że tej nocy stracił poczucie czasu. Jego telefon błąkał się gdzieś w materiale spodni o ile nie zapodział go w drodze powrotnej.
    — Idę się wykąpać i tak herbata będzie cudowna, taka z trzema łyżeczkami cukru. — poprosił podnosząc się z krzesła gasząc papierosa w popielniczce.
    Wsunął się pod strumień gorącej wody, która zmywała z niego resztki dzisiejszej nocy, rozluźniała mięśnie i na moment pozwalała nie myśleć, ale to mogła być również zasługa wypalone wcześniej skręta. Namydlił porządnie całe ciało i włosy zaciągając się świeżym zapachem szamponu.
    Czysty i pachnący wyłonił się z łazienki.
    W drodze do kuchni znów przeszukał swoje spodnie z ulgą stwierdzając, że miał przy sobie telefon. Jeszcze tego brakowało żeby wpadł w niepowołane ręce. Choć i tak dzielił się ze światem swoim życiem, a po sieci krążyło sporo jego zdjęć przedstawiających go podczas imprez i w objęciach co rusz innych panien, tak wolał by prywatne rzeczy takimi pozostały.
    Zaczął przeglądać własne instastory w poszukiwaniu czegoś nieodpowiedniego, ale niczego szczególnego się nie dopatrzył. Kilka boomerangów z parkietu, kilka zdjęć butelek i znajomych, z którymi spędził wieczór. Nic co mogło zainteresować i zwrócić uwagę złośliwych portali doszukujących się pikantnych plotek.
    — Poratowałbyś koszulką? — zagadnął zaglądając do kuchni i do krzątającego się po niej Vincenta. Jackson zwykle decydował się na jedzenie poza domem. Miał dwie lewe ręce do gotowania, ale nie było powodów by musiał zmieniać swoje nawyki żywieniowe.

    J.

    OdpowiedzUsuń
  18. — Uuu… zagrasz mi coś? — rzuciła ze sztucznym entuzjazmem, co szybko zwieńczyła wyraźnym prychnięciem i przewróceniem oczami, aby nie pozostawiać wątpliwości, że tylko sobie z niego żartowała. Chłopak z gitarą z pewnością słyszał ten tekst nie od jednej. Serenadę po pijaku może by jeszcze zniosła, ale nie było mowy, aby dobrowolnie przesiedziała prywatny występ na trzeźwo.
    — O…? — zająknęła się zaskoczona na wieść o tajemniczej Bernadette. Imię równie pretensjonalne co jego własne. Szybko nawet przekonała się, że pasowało do właścicielki jak znalazł, kiedy przywitała ją spojrzeniem, które powaliło armie. — Przyjęłabym coś cieplejszego, jeśli to nie problem — odpowiedziała ponownie odrobinę speszona, przechadzając się dalej po kuchni, być może pod pretekstem wyjrzenia przez okno, być może, aby nie dostać po głowie kocią łapką.
    Prawie czuła się źle z tym, że sprawiała mu taki kłopot. Zabierała ubrania, herbatę, ale przede wszystkim czas i dobrą zabawę. Do usług. Podziękowała jednak w kwestii zapalenia; w obecnym stanie jej żołądka chyba znowu wszystko by z siebie zwróciła, gdyby jeszcze miała co.
    W czasie gdy Vincent zostawił ją na moment w kuchni, jego natrętnie podświetlający się telefon przypomniał jej o jej własnym. Wypadałoby upewnić się, że udostępniła znajomym lokalizację na wypadek, gdyby gospodarz wciąż skrywał przed nią jakieś mroczne zamiary. Wysłać na groupchat selfie z podpisem “żyję, nie mam pojęcia, gdzie jestem”, ale może najpierw przejrzeć w spokoju instagrama. Na damage control było już pewnie co prawda za późno; miała nadzieję, że stories z poprzedniego wieczoru ograniczyły się do obowiązkowego zdjęcia outfitu i kilku trzęsących się filmików upamiętniających wyjście. Z ulgą odkryła, że przez cały ten czas telefon bezpiecznie znajdował się w jej kieszeni i nie zgubiła go gdzieś w wirze zabawy. Powitał ją jednak martwy czarny ekran. Typowo. Jak na zbawienie, szybko odnalazła wzrokiem leżącą na blacie ładowarkę, do której pozwoliła sobie podłączyć swój telefon. Czekając, aż się z powrotem włączy, usiadła sobie na krześle, przyciągając nogi do klatki piersiowej i popatrzyła na kotkę, która czujnie obserwowała ją z lodówki.
    — Ktoś tu jest popularny — odezwała się cicho, jakby do swojej puszystej towarzyszki. Zerknęła na telefon na tyle długo, aby zauważyć, że rzeczywiście ktoś celowo próbował zyskać jego uwagę, ale podejrzewała, że po takiej nocy na jej własnym będzie czekać podobna reakcja.
    Kiedy wrócił, uśmiechem podziękowała mu za sweter, w którym utopiła się po założeniu, ale i tak była to wygodniejsza alternatywa od koca, który do tej pory na sobie miała.
    — Zaraz zadzwonię po samochód i nie będę ci zawracać głowy dłużej, niż to konieczne — oznajmiła szybko, bo pewnie już zaczynał się zastanawiać, kiedy w końcu będzie mógł się jej pozbyć. Może i nie pamiętała wiele, ale była pewna, że wróciła z nim do domu z pełnym entuzjazmem i obiecała noc pełną wrażeń z dala od muszli klozetowej; musiał być nie lada rozczarowany. — Ostatnie, co mogę dla ciebie zrobić, to nigdy więcej nie pokazać ci się na oczy — zażartowała, chociaż skrywała za tym niezręczność, którą czuła. Chyba że chłopak zdecyduje się włączyć telewizję; jej widok na ekranie może wywołać u niego PTSD. — Byłam okropna? Bądź szczery. O nie. Chyba nie obrzygałam ci butów lub coś w tym stylu? Odkupię, jeśli o to chodzi.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  19. “Na spokojnie” było kodem na “jestem zbyt uprzejmy, aby kazać ci spadać”. Napiszcie to na kominie: trafił jej się jeden z tych dobrych. Odebrała od niego kubek z herbatą, z ulgą przyjmując to, że jej żołądek nie próbował od razu odrzucić gorącego napoju, który na razie stanowił dobrą alternatywę dla pożywnego śniadania. Z początku kontynuowała rozglądanie się po pomieszczeniu, szykując się na do niczego nieprowadzącą pogawędkę, jednak zaraz spojrzała na niego z uwagą, unosząc z zainteresowaniem brew. Przez moment próbowała zrozumieć ton, jakim zadał to pytanie. Zastanawiała się, czy było prześmiewcze, czy szczere. Ludzie rzadko chcieli nazywać ją tym tytułem, ponieważ ich zdaniem jeszcze sobie na niego nie zasłużyła. Tak bardzo zaaferowała się tą myślą, że nie od razu zdała sobie sprawę z tego, dlaczego w ogóle ją o to pytał i że miało to związek z tym, co tak bardzo poruszyło go na ekranie jego telefonu.
    — Co…? — wydusiła z siebie zdezorientowana, zanim szybko spadła na nią waga sytuacji.
    Przekręciła się na krześle na kolana i wyciągnęła się przez stół, aby zabrać mu z ręki telefon, aby szybciej dotrzeć do źródła informacji. Prześledziła szybko wzrokiem tekst postu, po czym obejrzała załączony filmik, dwa razy dla pewności. Nie było aż tak źle, prawda? Poruszała się jeszcze z resztką godności i nie świeciła żadną częścią ciała, która według przyjętych norm społecznych powinna zostać zakryta w miejscu publicznym.
    — Nie jest jakoś strasznie źle… prawda? — odezwała się optymistycznie, chociaż niepewność w jej głosie zdecydowanie wybrzmiała bardziej, niż tego chciała. — Byliśmy w klubie, potańczyliśmy trochę. Ludzie tak robią w klubach — dodała, oddając mu telefon i natychmiast podniosła się od stołu, dopadając swojej własnej komórki, która po włączeniu zaczęła wydawać z siebie nieboską kakofonię napływających powiadomień. Dziewczyna szybko ją wyciszyła.
    To była dobra logika, nie? To żaden skandal, co najwyżej update z jej życia. Może nie musieli od razu widzieć, jak bardzo lepkie miała tej nocy rączki, ale właśnie to dostali. Oparła się tyłem o kuchenny blat i bez problemu odnajdując post na własnym telefonie, przejrzała go jeszcze raz z większą uwagą. Zauważyła, że Vincent nie został wspomniany bezpośrednio, ale wiecznie czujni detektywi odnaleźli tajemniczą postać z video, a jego profile zaczęły być zasypywane nowonabytą uwagą. A przecież nie ma czegoś takiego jak zły rozgłos.
    Marc Preston to twój dziadek? Wow.— Zerknęła na niego krótko znad telefonu, ale nie przerywała scrollowania na długo; to tam znalazła w jakimś pomocnym komentarzu tę informację. Przez tą jego skromność pomyślała, że być może grał w jakimś garażu z kolegami, a tym czasem był muzykiem muzykiem. U góry ekranu bez przerwy wyświetlały jej się chaotyczne wiadomości od znajomych, których nawet nie próbowała teraz rozszyfrować. — Nie masz chyba dziewczyny czy coś, nie? — dodała, gdy przyszło jej do głowy, dlaczego mógłby nie chcieć, aby ta sprawa wyszła na jaw. Zauważyła też parę nieodebranych połączeń od swojego menadżera i jedną bardzo stanowczą wiadomość. Zablokowała telefon. — Jest w porządku — oznajmiła, jakby próbowała przekonać jego, chociaż chyba sama tego potrzebowała.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  20. Podniosła na niego wzrok z lekkim poirytowaniem, myśląc, że będą ponownie musieli odbyć rozmowę “zazwyczaj mi się to nie zdarza”. Zanim jednak zdążyła na niego naskoczyć, zdała sobie sprawę, co tym razem miał tak naprawdę na myśli. Nie obchodziła go jej rzekoma rozwiązłość, ale to, że najwyraźniej obchodziła całą resztę. Nikt co prawda nie próbował przypisać jej imidżu family-friendly. Była raczej Miley Cyrus, gdyby Hannah Montana nigdy nie istniała. Jednak pojawiając się publicznie obcesowo pijana było rzadziej widziane jako edgy, a bardziej nieodpowiedzialne. Sęk polegał na tym, że nie odpowiadała za samą siebie, ale reprezentowała nazwisko. Ludzie byli szybcy do krytyki, a nastoletnia córka bez ogłady i wstydu nie wyglądała dobrze dla kariery jej ojca. Nie żyła w wiecznym stanie świadomości, że każdy jej krok jest obserwowany i poddawany krytyce. Może ciężko w to uwierzyć, ale tak właściwie łatwo było o tym zapomnieć. Już od jakiegoś czasu nie zdarzało się, aby wyszła na ulicę i nie została rozpozna przez choćby jedną osobę, ale wtedy kontynuowała swój normalny dzień ze świadomością tego, że właśnie uszczęśliwiła jednego fana więcej szybkim selfie na ulicy. Dopiero gdy późnym wieczorem otwierała Twittera i widziała swoje zdjęcie zrobione pod dziwnym kątem przedstawiające ją w kolejce po kawę lub wybierającą chipsy w sklepie całodobowym, czuła się, jakby coś jej odebrano.
    — Taki koszt bycia sławnym i pięknym — odpowiedziała z sarkazmem, za którym dało się dosłyszeć ukrywane rozgoryczenie. Nie lubiła na to narzekać; ludzie twierdzili, że wybór zawsze tam był i zawsze będzie. — Już nikogo nie szokuje to, że bywam w klubach, jeśli tylko nie wyszarpię kogoś za włosy i będę miała na sobie wszystkie ubrania. Dopóki jestem z tym transparentna, jest to do uniknięcia — wyjaśniła, z powrotem przysiadając przy stole i biorąc do rąk kubek herbaty. — Chyba od dawna nie zrobiłam niczego interesującego. Najwyraźniej ty jesteś interesujący. Nie wychodziłam z nikim od… już jakiegoś czasu. Publika kupuje publiczne mizianie jak świeże bułeczki. — Uśmiechnęła się do niego zaczepnie. Taka drobna sugestia, jeśli kiedyś chciał narobić wokół siebie szumu. W jej przypadku zazwyczaj wystarczyło dotknąć ramienia jakiegoś przypadkowego chłopaka pod odpowiednim kątem kamery i internet już zastanawiał się, czy to ten jedyny. — Wybrałeś złą dziewczynę, jeśli chciałeś pozostać anonimowy — wytknęła mu żartobliwie. Nie dość, że zarzygała kibel, to jeszcze pociągnęła za sobą na nagłówki. — Naprawdę nie wiedziałeś, kim jestem? — zapytała podpuszczającym tonem. Nie to, aby szukała komplementów, ale jak ciężki był ten kamień, pod którym żył?

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  21. Minął tydzień od ich pierwszego spotkania. Tydzień, w ciągu którego, udało jej się udobruchać swojego menadżera, że rockman, z którym została przyłapana, był bardzo dobrym znajomym, o którego nie trzeba było się martwić, a nie żadnym przypadkowym kaprysem. Tydzień znoszenia pytań i dogryzek jej przyjaciół, którzy byli równie skonfundowani, co rozbawieni faktem, że nic między nimi nie zaszło, mimo że spędziła tamtą noc w jego domu. Tydzień udawania, że nie irytował jej nowy wewnętrzny żart w jej gronie znajomych, którym stało się puszczanie piosenek Fire Newts przy każdej możliwej okazji. Ale co najważniejsze, tydzień obmyślania największego przekrętu, którego miała dopuścić się w swojej karierze.
    Jak się okazało, wcale nie było tak łatwo dostać biletów na najbliższy koncert tej rzekomo niedocenianej grupy. Podobno po raz pierwszy odkąd zaczęli grać, zostały całkowicie wyprzedane. Nie po to jednak całe życie znosiła oskarżenia o nepotyzm i uprzywilejowanie, aby teraz nie mogła zdobyć głupich biletów, które sama sprzedała. Och, tak. To było już coś personalnego.
    Tego wieczoru z poczuciem osiągnięcia wprowadziła grupkę swoich najbliższych znajomych na koncert Fire Newts, dołączając tym razem do żartu, który tak bardzo sobie upodobali. Jeśli nie możesz z nimi wygrać, to do nich dołącz. Musiała nawet przyznać, że całkiem nieźle się bawiła, kiedy akurat jej myśli nie zaprzątała dalsza część jej planu, który miała zrealizować po koncercie. Sprośnym dowcipom rzecz jasna nie było końca, kiedy oznajmiła swoim towarzyszom, że zamierzała odwiedzić pewnego przystojnego wokalistę na backstagu. Z tego co wiedzieli, próbowała go uwieść. Z tego co mieli wiedzieć, miało jej się to właśnie udać. Tylko że nie w taki sposób, jakiego by się spodziewali.
    Może i była odrobinę zbyt pewna siebie, ale taka postawa doprowadziła ją aż do tego momentu, nie zamierzała więc zmieniać taktyki. Nawet ochrona okazała się bardzo pomocna; wystarczyło kilka słodkich kłamstewek z ust pięknej dziewczyny, a już stała pod drzwiami głównej garderoby. Na tym etapie wszystko mogło się posypać, dlatego odrzuciła włosy, wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi. Ze środka dobiegło ją krótkie zaproszenie, weszła więc do środka i z ręką na klamce przywitała się swoim popisowym uśmiechem. Stęskniony?
    — Całkiem niezłe tam tłumy. Wiecie jak ciężko dostać na was bilety? — odezwała się, zamykając za sobą drzwi, po czym oparła się o nie plecami, uśmiechając się jednocześnie niewinnie, jak i przebiegle. — Pomyślałam, że podrzucę przy okazji — dodała, odwiązując z tali znajomy sweter. Tym razem przyszła przygotowana; ubrana w adekwatną do okoliczności ilość skóry i czerni. Mówią, aby ubierać się jak na stanowisko, o które się ubiegasz, a ona miało jedno bardzo konkretne na myśli.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  22. Uwielbiała mieć taki wpływ na pomieszczenie pełne ludzi. Cichnące rozmowy i wszystkie pary oczu na jej osobie pewnie dla niektórych były najgorszym koszmarem; dla niej był to znak, że wywarła dokładnie takie wrażenie, o jakie jej chodziło. Jej plan co prawda wymagał pozostania z Vincentem w cztery oczy, ale kilku świadków było jak najbardziej wskazanych. Brak dyskrecji w stosunku do jej własnych znajomych nie był żadną omyłką z jej strony. Kochała ich ponad życie, ale nie ufała im nawet w najmniejszym stopniu. To środowisko plotkarskie było samonapędzającą się maszyną, a ona będzie potrzebowała, aby działała jak nigdy przedtem.
    — Przy okazji — powtórzyła. Tak, panowie, czyżby była tu pod pretekstem, aby zwrócić mu ubranie? Nacieszcie oczy i głoście nowinę. — Jeśli myślisz, że jestem tu dla ciebie, prawdziwy artysta postawiłby muzykę ponad własną pychą. — Podtrzymując jego spojrzenie, włożyła mu do ręki sweter, w którym tamtego dnia wróciła do domu.
    Wyczuła od niego zupełnie inną atmosferę niż tamtego poranka. Żegnał się z nią raczej słowami, które wskazywały jasno na to, że miał już nadzieję nigdzie w najbliższym czasie się z nią nie zobaczyć i wcale nie miała do niego o to żalu. Nastawiła się nawet na bardziej negatywną reakcję z jego strony, tymczasem ponownie próbował z nią flirtować. Nawet gdyby sama przegapiła tą subtelność, entuzjastyczne reakcje jego kolegów by ją w tym upewniły. Być może to, co sobie zamierzyła, będzie łatwiejsze, niż jej się wydawało.
    — Lubię zaskakiwać — odpowiedziała, wczuwając się w rolę. Potrzebowała tylko jeszcze pozbyć się statystów… — Przy okazji jednak pomyślałam, czy mogłabym z tobą zamienić parę słów? Na osobności — dodała wymownie, przesuwając spojrzeniem po pomieszczeniu. No dalej, nie zawiedźcie brata w potrzebie.
    Po kilku sekundach ciszy z towarzyszącymi pomrukami i wymienianymi zaczepnymi spojrzeniami garderoba zaczęła się powoli przerzedzać.
    — Dobry koncert, chłopcy. Świetnie graliście — rzuciła do mijających członków zespołu z wdzięcznym uśmiechem, zadowolona z takiego przebiegu sytuacji.
    Poczekała, aż za ostatnią osobą zamkną się drzwi i porzuciła przesłodzoną fasadę, odsuwając się od Vincenta, aby rozejrzeć się lepiej po wnętrzu.
    — Jak cię traktuje sława? — zapytała z wyraźną aluzją w głosie. — Teraz możecie chyba sobie pozwolić na więcej niż to — dodała krytycznym tonem, opierając się na przestarzałym krześle, jakby testowała jego wytrzymałość. Nie była to aż taka najgorsza speluna, ale też nie miejsce na miarę prawdziwych gwiazd.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  23. Może szukali nowego menadżera dla swojego zespołu? Miała jakieś pojęcie o zarządzaniu ludźmi poprzez aluzje dotyczące wyświadczania przysług seksualnych. Witamy w Hollywood.
    — To raczej nie będzie konieczne — odparła zdawkowo na ofertę biletu na kolejny koncert. Udawanie grupie było tylko chwilowym upokorzeniem; mierzyła znacznie wyżej. Tam, gdzie zabierał ją jej plan, liczyła na pełen VIP serwis, a biletem miała być sama jej twarz.
    Odwróciła wzrok od własnego odbicia w lustrze i podniosła się z miejsca, ponownie skupiając uwagę na chłopaku. Stanęła przed nim i złapała go delikatnie za kołnierz koszuli.
    — Może w ogóle nie przyszłam tu, aby rozmawiać — mruknęła cicho, zawieszając spojrzenie na jego ustach. Ten pokoncertowy look służył mu znacznie bardziej niż skacowany obraz nędzy i rozpaczy, w jakim go zapamiętała. — Nie… — Uśmiechnęła się szerzej i z klepnięciem w klatkę piersiową zostawiła go ponownie. Pokażcie to wszystkim tym, którzy nadal mieli wątpliwości co do jej umiejętności aktorskich. Dziewczyna zmieniała ekspresje szybciej, niż ludzki umysł był to w stanie zarejestrować.
    Odsunęła sobie krzesło i usiadła przed Vincentem, profesjonalnie zakładając nogę na nogę.
    — Jestem tu w interesach, można by powiedzieć. — Nie miała jeszcze przy sobie dokumentów, więc jeśli chodziło o pozew, to na razie byli na etapie szantażu. Taki żarcik. Uważała, że była to obustronnie bardzo korzystna oferta, nad którą zastanowi się dwa razy, zanim odmówi. — Proponuję, żebyś został moim chłopakiem — powiedziała bez zbędnych ozdobników.
    Bardzo staromodny, szlachecki sposób odbywania zalotów. Kto teraz jeszcze tak robi? Ludzie spotykają się po pijaku w klubach i idą ze sobą do łóżka bez pytania o imię. Żałosne.
    — Och, nie w ten sposób. — Uniosła ostrzegawczo dłoń, uprzedzając jego reakcję. Niech sobie nie robi nadziei. Nie przyszła tu, aby po katolicku naprawiać ich pijackie błędy. — Myślałam o naszym ostatnim publicznym wystąpieniu i zadaje mi się, że ty też… — Znacząco uniosła na niego brew. Nie tylko on przez ostatni tydzień był zajęty internetowym researchem. Jego numery od tamtego feralnego poranka tylko rosły i nie dało się ukryć, że było to zasługą nagłego rozgłosu. Cóż, on cieszył się wyprzedanym koncertem, ona cieszyła się z kolejnego komentarza nazywającego ją dziwką. Witamy w show-biznesie. Jej pomysł miał podtrzymać jego dobrą passę i naprawić jej opinię publiczną, między innymi. — Ludzie chcą wiedzieć, co tu się dzieje — dodała, wskazując między nimi palcem — Dlaczego nie dać im czegoś, o czym będą mogli mówić?

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  24. Prychnęła i przekręciła oczami, sfrustrowana brakiem jego kompetencji słuchania ze zrozumieniem. Może jednak powinna była założyć dłuższą spódnicę, bo najwyraźniej był czymś rozproszony, skoro nie nadążał za jej tokiem myśli. Tak, tak, niech się ponabija przez moment. Spodziewała się takiej reakcji. Nikt tu poza nią nie brał na serio poważnych kroków mających na celu popchnięcie do przodu karier ich obojga. Widziała, jak z jego perspektywy mogło to wyglądać podejrzanie; na próbę zdobycia drugiej szansy po żenującej wpadce. Doprawdy to byłoby bardzo sprytne zagranie; takie udawanie udawania, aby zdobyć serce mężczyzny swoich marzeń. Za to podziękuje. Jej plan był równie sprytny, ale zdecydowanie bardziej chłodny i wykalkulowany. Bez mieszania w to prawdziwych uczuć. Na chwilę obecną nie szukała kolejnego balastu emocjonalnego. Poza tym miała kolejkę chętnych kandydatów na to stanowisko, gdyby miała na to ochotę. Nie musiała się przed nikim płaszczyć i uciekać do podstępów.
    — Ale nikt poza nami o tym nie wie — odpowiedziała zdeterminowana, pochylając się na krześle w jego stronę. Opanowany profesjonalizm opuścił budynek; teraz to już było personalne wyzwanie.
    Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Gdyby chciała się z nim umówić, nawet by nie wiedział, w co w niego uderzyło.
    — Och, chcę zrobić dokładnie to… — Uśmiechnęła się ironicznie. — Chcę się umówić z tobą na kawę i chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli — wyjaśniła, z intencją wypowiadając każde słowo, aby nie miał już wątpliwości, co takiego miała na myśli.
    Wstała i oparła się biodrem o blat obok niego.
    — Słuchaj, nie wiem, czy twoje wrażliwe serce artysty to zniesie — powiedziała, kręcąc głową ze sztucznie współczującym uśmiechem — ale oni wcale nie są zainteresowani tym, co robimy. Oglądają mnie i słuchają ciebie, bo lubią być zaangażowani. Bo jesteśmy pierwszym, co widzą, gdy spojrzą na ekran. I to nie potrwa długo.
    Minął cały tydzień od ich ostatniego pojawienia się na głównej stronie; news o ich nocnej eskapadzie już dawno zdążył zostać przykryty przez dziesiątki nowszych i ciekawszych plotek. Ludzie wkrótce zapomną o intrygującym muzyku, który został przyłapany na obściskiwaniu się z młodą aktorką, bo pojawi się następna taka gwiazdka. — Tego chcesz? Grać ze swoim małym indie zespołem po małych alternatywnych klubach dla małego grona lojalnych fanów autentycznej muzyki? — dodała sarkastycznie, przechadzając się po małym pokoiku, który ledwo można było nazwać garderobą. — Ile jeszcze rodzice będą płacić za twoje hobby? Och, nie patrz tak na mnie — zaśmiała się, kręcąc głową — Będę pierwszą osobą, która przyzna, że cholerne powietrze, którym oddycham należy do mojego ojca.
    Ponownie stanęła za krzesłem, na którym siedziała i złapała za jego oparcie.
    — Moja propozycja jest taka: udajemy, że jest między nami coś więcej niż jedna przypadkowa noc; dajemy im coś do spekulacji; coś, o czym mogą gadać — wymieniła z taką precyzją, jak gdyby znajdowała się za nią gotowa prezentacja w Power Poincie. Naprawdę myślała o tym przez kilka ostatnich dni. — O mnie wciąż mówią; twój zespół ma stabilny przypływ atencji. Jesteśmy nową najgorętszą parą w tym biznesie. — Rozłożyła ręce z zadowolonym uśmiechem. Czego chcieć więcej?

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  25. Uśmiechnęła się kwaśno na jego wtrącenie o rodzicach. Oby w takim razie busking dalej szedł mu tak dobrze jak teraz, bo to śliczne mieszkanko na Manhattanie samo się nie opłaci. Zrobiła wystarczający research na temat jego osoby, aby wiedzieć, że jego rodzice mieli wystarczająco pieniędzy, aby sfinansować nie jeden kaprys syna. Gdzież więc pojawiły się te problemy w raju? Zmierzyła go jeszcze raz badawczym spojrzeniem, próbując rozstrzygnąć, czy był umęczoną czy zbuntowaną artystyczną duszą. Najpewniej jedno i drugie. Trafił jej się najgorszy przypadek do skorumpowania.
    — Ty też byś mógł… — Udostępnić coś płaczliwego? — Na przykład napisać rozgoryczony kawałek o podstępnej dziewczynie, która cię wykorzystała i porzuciła — podsunęła mu trochę sarkastycznie, ale czemu by nie? — Zawsze taki dla siebie chciałam — dodała entuzjastycznie. Nagle jej własny pomysł zaczął jej się bardziej podobać. Co tam ckliwe ballady miłosne; mieć zadedykowany dla siebie gniewny utwór o tym, jaką się jest wredną suką… to dopiero szczyt kariery. Jake Gyllenhaal, watch out. “All Too Well” (Vincent’s Version) coming out next year. — Och, nie wiem… I tak może mnie już nie być w Nowym Jorku za kilka miesięcy. To jest do rozwiązania — dodała, chcąc jak najszybciej porzucić ten temat końca ich fałszywego związku, kiedy jeszcze nie omówili jego początku. Była w mieście ze względu na obecny projekt; jeśli jej kariera nabierze tempa, na jakie liczyła, i tak nie zostanie na długo w jednym miejscu. Powiedzą, że są młodzi i obrali inne kierunki w życiu lub coś ckliwego w tym stylu.
    Ale jego dociekliwość zasygnalizowała jej już przynajmniej, że zaczął rozważać ten pomysł.
    — Parę miesięcy… Kilka może, góra. — Nawet fabrykowanej miłości nie można było sprzedawać zbyt długo, bo traciła na wartości. — Ja dostanę, czego chcę; ty dostaniesz, czego chcesz; ludzie, dostaną to, czego chcą — dodała dobitnie z podekscytowanym uśmiechem.
    Dalej, przecież musiał się już łamać.
    — To nie tak, że słuchają cię tylko dlatego, że widzą cię ze mną. Oni cię lubią, lubią twoją muzykę… Po prostu o tobie nie wiedzą — dodała już mniej marketingowym tonem… A może to tylko manipulacyjna strategia, aha! Naprawdę naczytała się o nim wielu pozytywnych opinii przez ten tydzień; więcej niż na swój temat, to na pewno. Ludzie potrafili być naprawdę mili, kiedy już wyrzucili z siebie to, jak puszczalska była. — W tym biznesie sprzedajesz się najlepiej, kiedy pokażesz ludziom, że nie jesteś tylko artystą, ale człowiekiem. Musisz uchylić swojej prywatności, aby ich do siebie przyciągnąć i zatrzymać. To jest niekomfortowe… kiedy jest prawdziwe. Ale to nie będzie prawdziwe. — Mieli odegrać role, napisać fikcję. Nie wpuszczali świata do swojego łóżka, jeśli to łóżko było tylko rekwizytem. — Jak na to tak popatrzysz, to może być z tego nawet niezła zabawa — dodała zachęcająco, uśmiechając się nieśmiało. — To… co ty na to?

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  26. — Tak, cokolwiek. — Mimo, iż dbał o swój wizerunek i wygląd to zwykle nie patrzył na znaczki i kupował po prostu to co akurat wpadło mu w oko lub było potrzebne. Chociaż matka za dzieciaka starała się mu wbić do głowy kilka podstawowych zasad dress codeu co by się nie musiała za niego wstydzić przy znajomych. Przez to spędził wiele długich godzin łażąc po wszystkich popularnych sklepach.
    Jackson był rozrzutny i zwykle długo nie zastanawiał się nad kolejnymi wydatkami, ale został wychowany w przekonaniu, że może wszystko, a pieniądze są ostatnim o czym powinien się martwić, jeśli w ogóle. I nie miał skrupułów w korzystaniu z czarnej karty, którą dostał na któreś urodziny od ojca. Oczywiście miał pojęcie, że pieniądze nie rosną na drzewach i kiedyś przyjdzie mu zmierzyć się z odpowiedzialnością prowadzenia firmy, gdzie starty mogły być milionowe i katastrofalne w skutkach. Zero presji... Jednak na co dzień nie odmawiał sobie niczego i jeśli mógł to nawet dzielił się tym co miał nie rzadko zapominając o długach, które u niego zaciągano. Vincent nie raz i nie dwa potrzebował drobnej pomocy finansowej, ale w tym przypadku Jacksonowi starczała spłata w formie udostępniania kanapy. I wielokrotnie mu to mówił.
    — Wiesz, że nie musisz. — Przypomniał. Nie był, aż takim kretynem by po czasie wypominać zadłużenia, ale skoro lepiej się czuł oddając pożyczone kwoty, nie miał zamiaru się wykłócać. Schował pieniądze do portfela po czym zasiadł przy stole na kubkiem herbaty.
    Sięgnął po telefon, który znów brzęczał w przypływie powiadomień. Kilka kolejnych polubień, kilka zdjęć z imprezy, kilka wiadomości z zaproszeniem na kolejne...
    — Ja pierdole, szybka jest. — westchnął ciężko i pokręcił głową. — Patrz, już twoją blondyneczkę wyhaczyli. Serio co ty kombinujesz? Po co ta wielka tajemnica? — skupił się na tej jednej plotce licząc, że może jednak dowie się czegoś ciekawego z życia przyjaciela. Zignorował przy okazji wpis o sobie i swojej koleżance, ale to akurat nie było nic nowego, że Jacksona z kimś przyłapano. Gdyby zechciał utrzymać swoje schadzki w tajemnicy musiałby chyba zacząć nosić przebranie i nagiąć rzeczywistość do własnych potrzeb. Na szczęście nikomu niczego nie obiecywał.
    Przesunął telefon na środek stołu obserwując Vincenta, który niekiedy naprawdę był ciężki w przejrzeniu. Podmuchał w kubek po czym upił łyk wciąż gorącej herbaty.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  27. Prawda była taka, że Fire Newts mogliby grać koncert w najbardziej podłym miejscu w Nowym Jorku, w największej spelunie, do której nikt o zdrowych zmysłach by nie wszedł, w najmniejszym barze, które to miasto znało, festiwalu albo cholernym festynie, mogliby grać gdziekolwiek i nic nie powstrzymałoby Izzie przed przyjściem. Zniosłaby każdą kolejkę, wszędzie przeciskałaby się przez tłum szalejących, spoconych ludzi z identycznym zaangażowaniem, chcąc dostać się jak najbliżej sceny, by w dzikiej radości i przykrótkiej spódniczce machać włosami na prawo i lewo, przeżywając występ brata. Wszędzie przyszłaby z tą samą ekscytacją i ciekawością, tak samo wielką dumą, która wypełniała ją za każdym razem, gdy patrzyła na Vincenta. I chociaż czasami czuła w sobie to niejasne ukłucie zazdrości, obserwując, co takiego wielkiego działo się w jego życiu, to kibicowała mu najmocniej ze wszystkich, bo jego uśmiech i ten znajomy błysk w zmęczonych oczach, który pojawiał się za każdym razem, gdy robił to, co kochał, to był jeden z jej ulubionych widoków. Elizabeth wiedziała, że nie miał łatwo, nie liczyła, ile większych i mniejszych kłótni przeszła z rodzicami, gdy uprzejmie postanowiła im przypomnieć, że mieli jeszcze jednego syna, który nie zasługiwał na to, jak został potraktowany i nie liczyła również, ile razy usłyszała, że ma się w to nie wtrącać. Rodzice załamywali ręce, bo dla Izzie wzorem był nie ten brat, który powinien, a ona czerpała ogromną satysfakcję z przechodzenia przez swój młodzieńczy bunt krokami starszego brata.
    Nie planowała się jednak wyprowadzać, przynajmniej nie teraz i nie w takim stylu jak Vini, lubiła za to od czasu do czasu wyrwać się z domu na jakiś czas, szczególnie wtedy, gdy po kolejnej kłótni, wrzaskach i płaczu rodzice kazali jej siedzieć w pokoju, próbując wymyślić dla niej porządniejszą karę. Wiedziała, że jej zachowanie nie jest sprawiedliwe, że ucieczka z domu i nieodzywanie się przez dwa dni to zwykłe świństwo, ale nie o sprawiedliwość tu chodziło, tylko udowodnienie czegoś sobie oraz im, pokazanie, że tak naprawdę niewiele trzeba, by zniknęła z ich życia tak jak Vincent, a może nawet jeszcze bardziej, bo potrafiła zapaść się pod ziemię.
    Teraz jednak nigdzie się nie zapadała, wręcz postanowiła dać o sobie znać i na koncert przytargała ze sobą uroczy, różowy transparent z prawdziwego zdarzenia, który wykleiła głupimi zdjęciami swoimi oraz Viniego i ozdobiła napisem tutaj jestem, bo doszły ją pewne słuchy, że brat jej szukał. Poza tym, Izzie potrzebowała czegoś, co mogło pomóc jej nie zgubić się w tym czarnym i wielkim tłumie, a ludzi było naprawdę całkiem sporo, i zwrócić na siebie uwagę brata, który właśnie podbijał ze swoimi zespołem scenę. Mniej więcej w połowie koncertu Elizabeth dumnie uniosła transparent, który swoim wyglądem kompletnie tutaj nie pasował i pomachała nim radośnie, a nawet podskoczyła kilka razy, by mieć pewność, że nikt jej nie zasłoni.
    Potrzebowała więcej czasu, niż przypuszczała, by to machanie cokolwiek dało, ale postarała się, by różowego transparentu nie dało się zignorować i gdy tylko z satysfakcją zdobyła uwagę Vincenta, dumnie uniosła podbródek, ciesząc się z całej tej akcji jak dziecko i posłała mu buziaka, zaraz po tym radośnie machając do niego z podstępnym uśmiechem na twarzy. Niespodzianka. Była tu cała i zdrowa, a do tego wyglądała naprawdę nieźle i wszystko wskazywało na to, że równie dobrze się bawi, a to był naprawdę udany koncert.

    hello brother <3

    OdpowiedzUsuń
  28. Jej tak łatwo nie udało się zapomnieć. Jeśli wcześniej uważała, że ten tydzień przed koncertem zbyt stresowała się obmyślaniem tego planu i zbieraniem się na odwagę, aby go zrealizować, to kolejne dni po były jeszcze gorsze. Nie była zestresowana, ale bardziej zniecierpliwiona. I nawet nie miała pojęcia, czy to oczekiwanie kiedyś się skończy. Przecież powiedział tylko, że to przemyśli, ale nic nie obiecywał. Mógł ją po prostu zignorować i rzeczywiście mieć nadzieję, że już nigdy na siebie nie wpadną. Dziewczyny zazwyczaj wyczekiwały telefonu z trochę inną nadzieją. Nie wiedziała, czy powinna się czuć jak większa, czy mniejsza idiotka, licząc na to, że ten akurat zgodzi się na to, aby udawać jej chłopaka. Ale zadzwonił. Z opanowanym entuzjazmem ustaliła z nim kolejne spotkanie i podskoczyła kilka razy w miejscu, dopiero gdy odłożyła telefon.
    Wchodząc do kawiarni, włożyła na głowę okulary przeciwsłoneczne, obowiązkowy mundurek celebryty na wolności. Czapka z daszkiem mogłaby być w tym przypadku trochę przedobrzeniem, została więc w domu.
    — Hej — przywitała go, ciesząc się, że przejął kontrolę nad formą powitania, bo sama szczerze nie wiedziała, do czego nawoływała sytuacja, a nie chciała, aby skończyli w niezręcznej plątaninie kończyn, która często miała miejsce z nowopoznanymi osobami.
    Siadając, zauważyła co prawda ołówek, ale gdyby nie pospieszył z wyjaśnieniem, pewnie pomyślałaby, że został porzucony przez jakiegoś poprzedniego klienta. Spojrzała na niego jeszcze raz, nie dziękując, zamiast tego uśmiechając się pewnie odrobinę szerzej, niż sama by tego chciała. Nigdy wcześniej nie dostała na żadnej randce, a co dopiero na pierwszej oraz sztucznej, tak symbolicznego upominku.
    Utkwiła w chłopaku wyczekujące spojrzenie. Nie naraziłby chyba obu ich kalendarzy tylko po to, aby osobiście odrzucić jej propozycję. Poza tym sam nazwał to randką. Sztuczną, ale to tym bardziej świadczyłoby o tym, że brał to pod uwagę.
    — Brzmi obiecująco — odpowiedziała powściągliwie, wskazując na chłopaka ołówkiem. Zaintrygowana podniosła kwiatek do swojego nosa. Nie był to świeży krzew róży ani perfumy Channel, ale z pewnością miał w sobie słodką różano-plastikową woń. — Pachnie. Wiedziałeś? — dodała rozproszona, aby zaraz szybko powrócić do ich głównej tematu rozmowy: — Okej, więc jak to widzisz? Zamiast afiszować się z tym przy każdej możliwej okazji, chcesz udawać, że w ogóle nie chcesz się z tym afiszować? — Pochyliła się ku niemu nad stolikiem, aby nie musieć oznajmiać ich niecnego planu na cały lokal.
    Tak jak mówiła: ludzie lubili być zaangażowani. A jak zaangażować ich bardziej, niż pozwolić uwierzyć, że sami coś odkryli. Nikt nie naprawdę nie chciał wglądu w personalne życie publicznych osobowości, jeśli one same go udostępniały w każdej wolnej chwili. Woleli naruszyć prywatność kogoś, kto uchodził za skrytego; to było znacznie bardziej atrakcyjne i satysfakcjonujące. Jeśli będą udawać, że nie chcą, aby ludzie poznali prawdę, będzie ona jeszcze większą nagrodą. Uśmiechnęła się w końcu zadowolona. Uczeń przerósł mistrza, cóż za pamiętna chwila.
    — Naprawdę o tym myślałeś, co? — Posłała mu konspiracyjny uśmiech.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  29. — Nie zdradzaj wszystkich sekretów swojego gatunku — mruknęła sarkastycznie.
    Chowała za tym oczywiście chęć przyznania, że naprawdę nieźle to sobie obmyślił, ale nie dałaby mu tej satysfakcji. Jej plan był dobry, ale to, co on zaproponował miało w sobie tę nutę subtelności, która spinała wszystko w całość. W jakimś sensie przenosiło się to na ich charaktery. Po trzech spotkaniach już dało się zauważyć, że to on był tym bardziej stonowanym. Ona skakała pierwsza; może potrzebowała kogoś, kto by ją w tym szalonym pomyśle zbalansował, złapał za rękę i zmusił, aby zastanowiła się dwa razy.
    — Nie chcesz się widywać? — zapytała, robiąc do niego słodkie oczy… aby zaraz szybko uśmiechnąć się przedrzeźniająco. Push. Pull. — Cóż, wciąż powinniśmy pojawić się chociaż raz na jakiś czas w jednym miejscu, jeśli ma być to wiarygodne. Znudzą się, jeżeli wszystko wyjdzie od nas; muszą dostać jakąś zachętę. — Takie podchody z nagrodami za każdy przebyty etap. Checkpoint pierwszy: wspólne wyjście na kawę. Checkpoint drugi: pocałunek skradnięty w miejscu publicznym. Checkpoint trzeci: domowe nagranie. Nie, to taki żarcik. Sekstaśma to co najmniej świąteczny specjał.
    Upiła kilka łyków swojej kawy, rozważając jeszcze to wszystko. Nie znali się tak naprawdę. Z jakiegoś dziwnego powodu po prostu miała dobre przeczucie co do tego przypadkowego muzyka, w którego łazience obudziła się pewnego ranka. A teraz miała mu ufać z takim sekretem? Tak po prostu zrobić z niego swojego partnera w zbrodni?
    — To gdzie mam podpisać? — odpowiedziała w końcu żartobliwie, unosząc w gotowości swój nowy ulubiony przedmiot piśmienniczy. — Co robisz w ten weekend? Moglibyśmy zaplanować stare, dobre przypadkowe wpadnięcie na siebie na mieście? Zabrać kilku znajomych dla przykrywki, zniknąć razem pod koniec nocy i tak dalej… — ciągnęła hipotetycznie, mieszając słomką lód w swoim kubku. Stare nawyki nie umierają; mentalnie nadal była w L.A., pijąc swoją mrożoną kawę, podczas gdy cała reszta przerzucała się na sezonowe pumpkin spice. — Och, i oboje się zgadzamy, że wyłącznie my o tym wiemy? Nie rodzina, nie najlepsi przyjaciele. Jeśli ktoś zapyta, szalejesz za mną… Albo nie. — Mrugnęła do niego w teatralny sposób.
    Jeśli naprawdę mieli razem ciągnąć tę farsę udawania sekretnego randkowania. Serio pokrętna logika, ale w jakiś sposób działała. Kontrakt to zabawny dowcip, ale musieli być na jednej stronie, ustalić jakieś reguły, żeby wszystko nie runęło, zanim dobrze się nie zaczęło.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  30. — Wiesz jak to jest, wymyślą sobie co im pasuje, chociaż teraz mają sporo racji z tymi plotkami. — westchnął cicho po czym zamoczył usta w herbacie. Plotkara mogła być typową stroną plotkarską lecz w tych plotkach kryło się wiele prawdy. Nawet jeśli informacje niekiedy były nieco przeinaczone i dostosowane do robienia większe szumu wokół nich. Plotki na jego temat, choć nieco pikantne to nie były groźne. Jackson nie był wobec nikogo zobowiązany, więc mógł robić co mu się żywnie podoba, jednak jeśli Vini miał kogoś to kochanka na boku mogła okazać się niemałym utrapieniem. Zwłaszcza jeśli umawiał się z gwiazdką, która miała zagorzałe grono fanów.
    — Nie tak jak myślę? — zaśmiał się i pokręcił głową. Jackson pomimo stwarzanych pozorów nie wiele zdradzał ze swojego życia, a przynajmniej tej prywatnej części, której nie kreował pod publikę i social media. Jednak Vincent stukrotnie go w tym prześcigał i zwykle wyciąganie z niego czegokolwiek wyglądało właśnie w taki sposób, Jackson siedział i próbował się czegoś dowiedzieć, a chłopak i tak uchylał rąbka tajemnicy kiedy mu się zachciało.
    Uniósł lekko brwi na jego prośbę i z rozbawieniem pokręcił głową. Tak, zdecydowanie znajomość z kimś takim jak Howard była niekiedy przydatna. Nie spodziewał się takiej prośby ze strony Maddena, ale przecież czego nie robi się dla przyjaciół.
    — W porządku... — odparł wciąż z rozbawieniem, które sam nie wiedział, czy wynikało z komizmu tej sytuacji, czy wciąż był tak pijany, że wszystko mieniło się w bardziej kolorowych barwach. — Ale masz powiedzieć o co tak na prawdę chodzi. — dodał. Oczywiście tak, czy siak miał zamiar podpisać się pod sprawą z blondynką, ale mógł go odrobinę podręczyć i w reszcie czegokolwiek się dowiedzieć, a w tym momencie był żywo zaciekawiony tym co ukrywa przed nim Vincent. Przed nim i prawdopodobnie przed całym światem. Zaczął nawet brać pod uwagę, że być może jest coś nie tak z tą aktorką i ich domniemanym związkiem. Jackson jednak był ostatni do oceniania relacji między dwójką ludzi, bo sam żadnych relacji nie stwarzał, co najwyżej wygodne układy, jak ten ostatni z Octavią. Chociaż to był beznadziejny przykład, bo układ zdecydowanie wymknął mu się spod kontroli, o czym chciał z kimś pogadać, ale nie wiedział za bardzo jak ubrać to w słowa.
    Sięgnął po telefon, by napisać odpowiedni komentarz odnośnie insynuacji na temat Vincenta i blondynki, by uwagę przekierować na własną osobę. Dobrze wiedział, że wszyscy w to uwierzą, Howard nie szczędził sobie kolejnych przelotnych przygód i nie krępował się pokazywać na każdej imprezie z kimś innym.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  31. — Kto mówi o spijan- — przerwała nagle, kiedy poczuła dotyk na swoim nadgarstku.
    Uśmiechnęła się delikatnie, zupełnie jakby oczekiwano od niej w tej sytuacji. Tak naprawdę ciężko było jej zachować pokerową twarz, gdy po prostu chciało jej się śmiać. Na planie romantyczne sceny były zazwyczaj tymi, podczas których najłatwiej było jej wyjść z roli. Było coś w tych napisanych przez kogoś na papierze czułościach, czego nie mogła wziąć do końca na poważnie. Ale tym razem nie miała scenariusza, nie było reżysera, który mógł krzyknąć “cięcie!”, musiała to zrobić w jednym ujęciu. A już na pewno nie mogła pozwolić, aby jakiś amator pouczał ją, jak się powinno to robić.
    Podniosła wzrok z miejsca, gdzie jego palce bawiły się jej bransoletką i skorzystała z okazji, że akurat na nią nie patrzył, aby przez ten ulotny moment lepiej mu się przyjrzeć.
    Nie była do końca pewna, czy miał naturalny talent do aktorstwa, czy po prostu do flirtowania. Nie mogła zaprzeczyć, że po tamtej nie-pamiętnej nocy, zastanawiała się, jak też udało jej się skończyć w jego domu. Nie należało to do jej typowego schematu. Zazwyczaj udawało jej się utrzymywać te rzeczy krótko i słodko. Cokolwiek działo się na tych nocnych wyjściach, tam też zostawało. Nigdy nie zabierała ze sobą tego problemu do łóżka. A mimo że zbieg okoliczności tak chciał, że i tym razem do tego nie doszło, to zdecydowanie w tym kierunku zmierzało. Może siedzący przed nią chłopak rzeczywiście odnalazł sposób, jak trafić w jej czuły punkt i być może wpakowała się właśnie w większe kłopoty, niż na jakie się pisała.
    Zebrała całą swoją siłę woli, aby nie spojrzeć w tamtą stronę. Dlatego również skupiła całą swoją uwagę na jego oczach. Mógł spokojnie podwoić tę liczbę. Była całkiem pewna, że mieli tam co najmniej paru wolnych strzelców.
    — Chciałbyś podejść i poprosić o dołączenie? — droczyła się, chociaż za jego przykładem ton jej głosu również nie pasował do treści.
    Patrząc mu w oczy, podobnie nachyliła się do niego trochę bliżej, jednak jej usta szybko odnalazły słomkę z jej kawy, aby napić się bez użycia dłoni.
    — To nie za bardzo zagadkowe okruchy z twojej strony — upomniała go, zabierając ostatecznie swoją dłoń, aby zerknąć na telefon. — Cóż, jeśli uważasz, że nasz związek jest już za poważny na przypadkowe spotkania, oczekuję, że ten gentleman, z którym spijałam sobie z ust słówka w kawiarence zaprosi mnie gdzieś w ten weekend — zasugerowała, pakując cały swój dobytek do torebki. — Ludzie mówią, że nie może beze mnie żyć. — Uśmiechnęła się do niego sarkastycznie. — Muszę iść, ale jesteśmy w kontakcie. Możemy się spotkać niedługo, może gdzieś mniej na widoku, zaplanować coś bardziej do przodu — dodała, wracając do dyrygowania planem i zsuwając się z krzesła, aby dać mu buziaka w policzek na pożegnanie. Aparaty wyciągnięte?

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  32. Heather przypatrywała się chłopakowi z lekkim uśmiechem. To naprawdę było dziwne spotkać kogoś, do kogo należał głos, którego słuchała nieraz w słuchawkach. I teraz brzmiał tak… inaczej. I nie chodziło jej o ton, który był średni, ale nie zamierzała go oceniać, że był niemiły czy coś. Może i miał powód?
    Aha, nie pomyliła się. Szukał kogoś i ten ktoś był jej koleżanką. Z czego wynikało to zaniepokojenie, które wyczuła później? Niby nie było ono tak wyczuwalne, ale… a może jej się wydawało?
    – Chodzi ci o Elizabeth Madden? – zapytała w końcu, lekko marszcząc brwi. Nie skojarzyła nazwiska z prostej przyczyny; na Plotkarze tego nie podawano, a sama Heather nie googlowała zespołu chłopaka przed nią – nie było jej to potrzebne do niczego. – Nie widziałam jej, przykro mi. Ale może gdzieś się tu kręci? Może jest w łazience albo złapał ją stres i wyszła na zewnątrz? – zasugerowała.
    Izzie raczej nie należała do tych, co poddają się nerwom. Ale kto wie, może faktycznie potrzebowała wyjść poza mury szkoły i odetchnąć? Albo musiała coś jeszcze na szybko załatwić?
    Chciała mu pomóc, ale naprawdę nie miała pojęcia, gdzie dziewczyna mogła się podziewać. A może totalnie zrezygnowała z występu i siedziała u siebie albo u kogoś. Albo gdzieś na mieście.
    – Pomóc ci jej szukać? – zagadnęła w końcu. – A właściwie… po co jej szukasz?
    Jasne, to niby nie była jej sprawa, a jednak chłopak był starszy od niej i od Izzie. Wolałaby wiedzieć, dlaczego ten chłopak chciał odnaleźć jej koleżankę, w dodatku w szkole. No, właściwie skoro szukał w szkole… to może nie miał niecnych zamiarów. Ach, Heather naoglądała się za dużo kryminałów i nasłuchała zbyt wielu podcastów na podobne tematy. I z drugiej strony, ten nieznajomy-znajomy nie wyglądał podejrzanie. Hm…

    [O, nowe zdjęcie! :D]

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  33. Jackson wysłuchał go z zaskakującym spokojem, chociaż gdy przyjaciel wreszcie skończył się tłumaczyć, kąciki jego ust drgnęły nieco do góry. Pokręcił wolno głową.
    — Układ? — powtórzył przyglądając się Vincentowi. Tym go nieco zaskoczył, bo zwykle to Howard był tym, który lubił robić wokół siebie dużo szumu i ściągać na swoją osobę beznadziejne w rezultatach komplikacje. Vincent trzymał się od tego typu rzeczy z daleka. Przynajmniej do tej pory. — Grzecznego chłopca? To chyba pomyliła adresy. — Sięgnął po kolejnego papierosa tego poranka i odpalił go zaciągając się nieco. Czuł się już nieco lepiej, prysznic ocucił i rozjaśnił myślenie, ale wciąż alkohol krążył po jego organizmie i zakrzywiał nieco racjonalne myślenie. Może i Vincent na pierwszy rzut oka był tym spokojniejszym to na imprezach zdecydowanie to opanowanie ustępowało.
    — I na prawdę o tym nie chciałeś mi powiedzieć? Myślałeś, że co? Wyśmieję cię i zacznę poczuć? Czuję się urażony. — zastukał palcami w stół. — Zaczynasz się do mnie upodabniać, Vini, chociaż ja preferuję nieco inne układy i korzyści z nich płynące. — przyznał wypuszczając z ust obłok szarego dymu. W ich świecie układy, z których obie strony czerpią korzyści są normą. Niejednokrotnie był tego świadkiem, transakcji wiązanych, związków dla pieniędzy, układów i innych ważnych rzeczy. Ciężko było o szczere znajomości, o prawdziwych przyjaciół, relacje budowane na wzajemnym szacunku, oparte na szczerości i sympatii. Jackson był najlepszym przykładem, że nawet więzy rodzinne nie gwarantowały niczego szczególnego. Układ... sam się w nie wielokrotnie pakował, choć rzeczywiście położenie Vincenta było nieco bardziej skomplikowane.
    — Jestem ostatnią osobą, która może komukolwiek prawić morały. Zwłaszcza, że ostatnio sam wpakowałem się w układ, który wymyka mi się spod kontroli, ale to teraz nie ważne. — Machnął ręką. Prócz tego, że był rozpuszczony i nie przywiązywał zbyt dużej uwagi do konsekwencji własnych uczynków, był najzwyczajniej w świcie wyrachowany i działał dla własnej przyjemności. Miał na koncie kilka znajomości, w których zachował się jak rasowy idiota. Jego moralność była na całkiem niskim poziomie, być może dlatego układ, dzięki któremu Vincent miał się wybić, nie zrobił na niego piorunującego wrażenia. Przyjął to raczej jak coś... normalnego.
    — Wiesz, że jak to wyjdzie na jaw to media was zjedzą? Nie zostawia na was suchej nitki. — Media i ludzie potrafili być bezlitośni w swoich opiniach, a w sieci każdy czuł się bezkarnie. — I tak kompletnie nic po za tym was nie łączy? — dopytał przyglądając się brunetowi. Ciężko było mu wierzyć, że ładna aktoreczka i Vincent nie mieli ze sobą nic wspólnego tylko nagle wpadli na siebie i stwierdzili, że to całkiem dobry pomysł zrobić wszystkich w konia.

    [O jakie ładne zdjęcie! ]
    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dziękuję za powitanie, cieszę się, że karta się podoba. Architektura Nowego Jorku to dla Lexa zdecydowanie najlepsza część tego miasta, także nie byłaś pod tym względem wcale daleko. Podoba mi się koncept za postacią Vincenta, i historią rodzinną, dużo dodaje to do samego bohatera i wydaje się dawać też sporo możliwości w wątkach. Gdybyś miała chęć i czas to zapraszam do siebie, jakiś pomysł na pewno się znajdzie.
    A odnośnie pytania, tak tworzyłam i administrowałam trzy odsłony, chyba ostatnie, bo nie kojarzę już blogów o tej tematyce później. ]

    Alexios

    OdpowiedzUsuń
  35. Mogli się zgodzić w tym, że ich ostatnie spotkanie, choć krótkie i skromne, okazało się sporym sukcesem. Zarówno w tym, że ich dwójka ostatecznie doszła do jednogłośnego porozumienia, jak i wśród ogólnej publiki, która nie później, niż tego samego popołudnia, już zajęta była skrupulatnym analizowaniem tej sytuacji. Zwykli internauci na przewijające się w komentarzach pytania dostali w odpowiedzi oczywiście radiową ciszę; dziewczyna kontynuowała ze swoim regularnym programem udostępniania mało fascynujących kadrów ze swojego codziennego życia. Przed bliższymi znajomymi, którzy domagali się prawdy, zgrywała nieudolnie tajemniczą i zawstydzoną nagłym zainteresowaniem jej życiem miłosnym. Oriana obserwowała to z satysfakcją i rosnącym podekscytowaniem; tak to teraz wyglądało, a miało być tylko lepiej.
    Odbyła więc zupełnie obcą jej drogę w górę schodów do jego mieszkania, z którego pamiętała jedynie wyjście.
    — Muszę przyznać… — odpowiedziała na powitanie, odwracając się przez ramię na hol — jestem zaskoczona, że trafiłam. Drzwi wyglądają zupełnie inaczej od tej strony. — Uśmiechnęła się sarkastycznie.
    Z większym zdecydowaniem niż za pierwszym razem skierowała się do salonu, pozwalając sobie jedynie na powierzchowną ocenę otoczenia. Nic nie uległo zmianie, oprócz położenia kota i gitary… no i może panował tam trochę większy porządek, jako że tym razem z intencją zapraszał ją jako gościa.
    Spojrzała na kotkę z dystansem. Oczywiście uwielbiała zwierzęta, ale dużo łatwiej było nawiązać relację z hiperaktywnym psiakiem, który cieszył się na twój widok, jakbyś był jego najulubieńszym człowiekiem pod słońcem, mimo że nigdy w życiu cię nie widział.
    — Ciebie też miło widzieć ponownie, Bernadette — rzuciła z dystyngowanym akcentem, usadawiając się po drugiej stronie gitary, która stanowiła idealny bufor między dwiema paniami. — Nie spodziewałaś się, że zobaczysz mnie tu z powrotem tak szybko, prawda? — dodała zadowolonym z siebie głosem jakby dalej zwracała się do swojej czworonożnej rozmówczyni, chociaż pod koniec podniosła wzrok na Vincenta.
    Cóż, ona w ogóle nie spodziewała się, że tam wróci, a jednak. I jeśli wszystko miało pójść zgodnie z założeniami, prawdopodobnie wcale nie po raz ostatni.
    Rzuciła mu dezaprobujące spojrzenie. Nie była pewna, czy w żarcie chodziło o to, że jej wiek nie był adekwatny do picia alkoholu, czy o to, że mimo tego już go sobie nadużywała, czego skutki sam dobrze poznał. W każdym razie obie wersje jej się nie podobały.
    — Podobno po alkoholu robię się milsza. Sam powinieneś zauważyć. — Posłała mu ten sztucznie niewinny uśmiech, wyczekująco wyciągając rękę po butelkę. — Jeszcze nie jest za późno, żeby się wycofać, wiesz? — powiedziała podpuszczająco, jakby rzucała mu wyzwanie. Tak naprawdę pewnie nigdy nie będzie za późno, trzeba będzie tylko zorkiestrować zerwanie, które zwróci uwagę publiki, ale nie ukaże żadnego z nich w złym świetle.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  36. Przez moment przyjrzała mu się w zastanowieniu, nieprzekonana, jak do końca zinterpretować to niepozorne wyznanie. Bał się zobowiązań? Ile czasu to trochę czasu? Ile dziewczyn w takim razie dotrwało do tego momentu i doznało zaszczytu oficjalnego poznania jego przyjaciół? Trzymał je w sekrecie i otrzymywały miano takiej tam jednej? Zdała sobie sprawę, że było wiele rzeczy, które nagle chciała o nim wiedzieć, ale też, że wcale nie miało to teraz znaczenia. Udawali i mieli sobie napisać tę historię w taki sposób, jak im to teraz pasowało.
    — Cóż, a ja nie jestem twoją normalną dziewczyną, więc będziesz sobie musiał jakoś z tym poradzić — odpowiedziała w końcu. Może sobie udawać, że tak bardzo zmienił się jako człowiek, od kiedy ją poznał, tak się biedny zakochał. — Ja ciebie chyba nie muszę nikomu przedstawiać — dodała, po wzięciu dużego łyka piwa. — Moi znajomi już pytają o datę ślubu. Nie żartuję! Bez przerwy puszczają wasze piosenki od czasów tamtego pierwszego postu. Twój głos powoli staje się naprawdę irytujący. Sorry, ale taka prawda — zaśmiała się, unosząc kapitulacyjnie dłonie.
    W odróżnieniu od całej reszty internetu jej znajomych nie dało się tak łatwo znudzić tym tematem, zwyczajnie odmawiając komentarza i ignorując sytuację. Na razie miała tylko farta, że tak długo udawało jej się zbywać ich dociekające pytania śmiechem. To tylko kwestia czasu, zanim poddadzą ją torturom, aby w końcu powiedziała im prawdę, co do jej rzekomego nowego obiektu westchnień.
    — Mogłam wziąć ubrania na zmianę. Mielibyśmy gotowe całe tygodnie kontentu — odpowiedziała początkowo żartobliwie na jego inicjatywę, chociaż sekundę później już miała w głowie milion rzeczywistych pomysłów. — Mogłabym wziąć jakąś twoją koszulę. To jest zwycięski kadr — dodała, czujnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu inspiracji. Jednego dnia on jest widziany w koszuli, w której ona następnego poranka wstawia rozleniwione ujęcia w lustrze. Ludzie będą to jeść łyżkami.
    Hamując swoje nowe podekscytowanie, odwróciła się do niego bokiem i podciągnęła pod siebie nogę, aby rozsiąść się wygodniej do dalszej burzy mózgów.
    — Musimy tu ustalić narrację, bo jeśli wejdę tam z tobą pod ramię, to nie zostawimy wiele miejsca na spekulacje — zaczęła stanowczym tonem. — Możemy dalej zgrywać niezdarnie tajemniczych i powtarzać, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. — Ludzie uwielbiają analizować takie wypowiedzi celebrytów, tylko podsycają plotki. “Widzieliście jak się przy tym uśmiechnęła? Na sto procent ze sobą sypiają!”. — O, mogę nawet pójść krok dalej i być jak: “Kto? On? Och, nie. W ogóle nie jest w moim typie” — powiedziała, naśladując ten niezręcznie przesadny śmiech, którym ludzie próbują przekonać, że coś wcale nie jest prawdą. To zawsze te dziewczyny, które utrzymują, że marzy im się niebieskooki blondyn, kończą z wytatuowanym brunetem o oczach ciemnych jak dwa węgielki.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
  37. — Zabiorę twój... wasz sekret do grobu. Chociaż podryw na kumpla gitarzystę działa. — przyznał niby poważnie zastanawiając się nad jego obawą i za razem pomysłem, który sam podsunął Jacksonowi pod nos. Niekiedy rzeczywiście, po kilku głębszych, język mu się rozwiązywał, ale na szczęście jego oraz jego znajomych nie opowiadał o istotnych sprawach i sekretach najwyższej wagi, a po prostu stawał się jeszcze bardziej gadatliwy i mówił o różnych głupotach, mniej i bardziej zabawnych wyskokach. Chociaż kilkukrotnie wykorzystał swoje znajomości żeby zaimponować dziewczynom, ale przecież odwdzięczał się tym samym.
    — Gdzieś na trzecim planie mojego story ty i Oriana na tle zachodzącego Słońca? — parsknął śmiechem, zdecydowanie jeszcze alkohol buzował w jego żyłach. Cała ta sytuacja, choć delikatna i miała przynieść obu stronom tylko i wyłącznie korzyści, bawiła go. — Do usług. — dodał teatralnie kłaniając się wciąż siedząc na krześle. Nie miał nic przeciwko, by nieco im w tym wszystkim pomóc. Zresztą chcąc nie chcąc będą musieli pokazywać się wspólnie nie tylko na eventach związanych z koncertami, czy jej pracą. Nawet jeśli starali by się zachowywać wszystko z dala od paparazzich, to muszą się razem pokazywać. I wyglądać jak zakochana para.
    — Parę miesięcy to całkiem sporo, wiesz ile może się przez ten czas wydarzyć? — wyszczerzył się w złośliwym uśmieszku. — Ale smutne kawałki dobrze się sprzedają. — stwierdził po chwili gasząc peta w popielniczce. — Wy artyści macie na prawdę ciężkie życie. — pokręcił nieco głową. Cieszył się, że mógł wieść sobie beztroskie życie na koszt swoich bogatych rodziców. Wiedział jednak, że i to nie potrwa wiecznie, kiedyś będzie musiał przejąć stery w firmie, a w tedy zabawa którą prowadził niemal bez przerwy, dobiegnie końca. Nie zależało mu na opinii innych, a tym bardziej na poklasku ze strony ojca, jednak to było coś w czym dobrze się czuł i odnajdywał, a choć Pearl Yachts było znane i ceniona na całym świecie, Jackson chciał dać firmie coś od siebie, chciał zapracować na własne nazwisko oraz szacunek, a nie żerować bez końca na tym co osiągnął jego ojciec. Miał głowę pełną pomysłów, potrafił być bezwzględny i podejmować decyzje na chłodno, racjonalnie, prąc do przodu bez zastanowienia i oglądania się na innych. Dlatego też ojciec wróżył mu świetlaną przyszłość w świecie biznesu. Nie żeby zależało mu na jego opinii i wróżeniu z fusów. Świat pieniądza był nieprzewidywalny i zwykle bywało tak, że raz jedni, raz drudzy byli na szczycie. Może to była jedna z niewielu rzeczy, która łączyła oba ich światy. O artystach również raz było głośniej, a raz ciszej. Raz byli na pierwszych stronach, innym razem świat o nich zapominał.

    Jackson

    OdpowiedzUsuń
  38. Prawdę mówiąc, Elizabeth nie planowała wślizgnąć się za barierki, zabawa w jeszcze lepiej bawiącym się tłumie sprawiała jej ogromną frajdę i nawet w pierwszej chwili próbowała udawać, że wcale nie widzi ochroniarza, który miał ją z tego tłumu wyciągnąć. Ignorowanie i skupianie się na muzyce niewiele jej dało, bo polecenie Vincenta najwidoczniej było dla tych ochroniarzy świętością, a wtedy ludzie zaczęli szaleć jeszcze bardziej, podekscytowani tym, że komukolwiek udało się dostać za barierki i to na życzenie gwiazdy sceny. Znikanie było w jej stylu, ale nie zamierzała urwać się wraz z ostatnim dźwiękiem gitary i wzruszającym podziękowaniem dla fanów, przyszła tutaj specjalnie po to, by zobaczyć się z Vincentem, bo jej zdarzało się tęsknić za swoim starszym bratem. Resztę koncertu spędziła w towarzystwie ochroniarzy, jednak to zupełnie jej nie przeszkadzało, a już na pewno nie w tym, by wykrzywiać teksty piosenek, które dobrze znała, śmiało tańczyć w rytm muzyki i na sam koniec razem z tłumem nagrodzić wielkimi oklaskami i okrzykami uznania cały zespół, choć Izzie nie spuszczała wzroku z Vincenta, któremu posyłała całkiem niewinne uśmiechy.
    — Dzięki, Mike — rzuciła radośnie na koniec, zerkając przez ramię na ochroniarza, którzy najpierw wyłowił ją z tłumu, potem przypilnował i słuchał przy tym w kółko o tym, że Vincent to jej brat, a teraz wpuścił za kulisy. Uśmiechnęła się, wracając spojrzeniem na brata i nawet nie zdążyła rozłożyć rąk, a już znalazła się w jego ramionach.
    — Wiesz, jaki jesteś uroczy, gdy się dziwisz? — wyznała rozbawiona, bo to, jak ucieszył się na jej widok, było absolutnie najsłodsze na całym świecie. Ona też bardzo się cieszyła.
    — Zabierasz mnie na after party? — spytała, obejmując go z całych sił, chociaż to było nic w porównaniu z tym, jak on ją do siebie przycisnął. — Tylko najpierw prysznic — wymamrotała żartobliwie w jego klatkę piersiową, czując jak szybko bije jego serce, co pewnie było wynikiem tego, co dosłownie przed chwilą działo się na scenie.
    — Tak? A myślałam, że ty ją zahartowałeś — rzuciła nieco kąśliwie Izzie, postanawiając wyswobodzić się z uścisku brata i wywróciła oczami na jego uwagę, która w jego ustach brzmiała trochę śmiesznie. Elizabeth nie przyszła tutaj, żeby rozmawiać z Vincentem o tym, co takiego zrobiła, jak bardzo było to nieodpowiedzialne, niegrzeczne i niesprawiedliwie w stosunku do rodziców, przyszła tutaj, żeby go zobaczyć, pobawić się, spędzić świetny czas ze starszym bratem, a on swoim gadaniem już zaczynał to wszystko psuć.
    — Nie rób tego, Vini.

    Izzie

    OdpowiedzUsuń
  39. Miał rację, z nią nie dostawał okresu próbnego; musiał brać w ciemno to, co mu oferowano. Był to dość ryzykowny układ dla nich obojga, to prawda, nad czym Oriana debatowała zanim zgłosiła się z tym szalonym pomysłem do zupełnie obcego chłopaka, którego w gruncie rzeczy poznała w łazience. Co jeśli okazałoby się, że bez alkoholu już nie tak łatwo im się dogadać? Jakby nie byli nawet na tyle kompatybilni, aby choćby zostać w tym procesie dobrymi przyjaciółmi? Do tej pory jednak te obawy do niej nie powróciły. Po tych kilku spotkaniach z Vincentem wydawało się, że odnaleźli już jakiś wspólny język i, kto wie, być może nawet będą przy tym mieli trochę dobrej zabawy.
    — Naprawdę. Ta jedna, która idzie jak… — tu zanuciła kawałek jednego z jego refrenów, pomrukując tekst najlepiej jak pamiętała i kiwając do tego rytmicznie głową. —Uwielbiają tą. Ja mam już chyba wczesne stadium PTSD. Nawet nie wiem, czy lepiej znosiłabym to, gdybyś był moim prawdziwym chłopakiem. — Ick. Żeby nie zrozumiał jej źle, to była zupełnie dobra piosenka, tak jak cała ich reszta, ale pewne żarty po prostu posuwają się za daleko. — Mógłbyś mi się oświadczyć na scenie… — dodała, rozmarzonym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. — Albo chociaż moglibyśmy wziąć ślub w Vegas. Podobno te śluby wcale nie są prawdziwe, nawet nie musielibyśmy nic unieważniać. — I tyle by było z tego “parę miesięcy i będzie po wszystkim”. Jak to planowanie dalej będzie im tak dobrze szło, to skończą z całą udawaną rodzinką i udawanym psem w udawanym domu z białym udawanym płotkiem. Love story for the ages. Pokręciła głową z rozbawieniem. Chyba nie miała aż takiego parcia na sensację, aby zostawać nastoletnią panną młodą.
    Jej żartobliwe nastawienie momentalnie złagodniało pod wpływem jego wzroku. Już postanowiła, że przecież nie okaże się gorszą aktorką od niego. To forma jakiejś próby przed wielkim publicznym debiutem? Co jeszcze powinni przećwiczyć? Może pierwszy namiętny pocałunek, żeby nikogo nie złapała trema? To zabawne, bo w jakimś sensie przypominała sobie całowanie go tamtej nocy, ale w ogóle nie pamiętała, jak to było. Szybko podniosła wzrok z jego ust.
    — Patrzyła jak? Tak? — zareagowała szybko, aby przerwać ten przedłużający się moment, robiąc zeza i przewracając oczami na powrót.
    Zaśmiała się, instynktownie poprawiając sobie włosy w tym samym miejscu, w którym przed chwilą znajdowała się jego dłoń.
    — Och, tak. Podobno lubuje się w niebieskookich blondynach, z zerem talentu muzycznego, koniecznie niskich, bo ciągłe patrzenie w górę jest męczące. Też nie wiem, co takiego w nim zobaczyła — odpowiedziała zadziornie.
    Popatrzyła na kotkę, która wydawała się skonfundowana, jeśli nie urażona tym, że została tak bezczelnie wykluczona z tej uroczej interakcji. Dziewczyna delikatnie podsunęła jej swoją dłoń, aby dać jej przetestować wody, zanim ośmieli się na większe czułości.

    Oriana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NOWE POWIADOMIENIE ZE STRONY plotkara.net

      Spotted: Kojarzycie tę gorącą parę, tę najgorętszą w tym sezonie? Mam nadzieję, że zobaczymy ich na buziaku w usteczka. I nie chodzi mi tylko o to, że lubię zerkać z przyjemnością na świeżo zakochanych... V, Twoi przyjaciele z zespołu widzą więcej, niż Ci się wydaje. Może te niewinne komentarze o Waszej relacji to prawda? W każdym razie, nie mogę się doczekać imprezy! Bo teraz już musicie się pojawić. O i V, moim małym okiem widzę kolejny cel... Zestrzelić czy nie zestrzelić? Spróbujcie mnie oszukać i zróbcie to dobrze. Bo jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe, trzymam w rękach całkiem niezły kaliber.

      buziaki,
      plotkara 💋

      pamiętaj, by uwzględnić tę informacje w swoim wątku

      Usuń