

Octavia Madeleine Blanchard
urodzona 28 października 2002 roku | studia o kierunku prawniczym na Uniwersytecie Columbia | apartament na Upper East Side, ale blisko rodziców by mogli mieć na nią oko| od dziecka choruje na cukrzycę typu pierwszego | powiązania | instagram |
Świat powitała jako pierwsza, wydając z siebie głośny krzyk. Niecałe pięć minut później pojawił się jej brat bliźniak, zdecydowanie spokojniejszy od swojej siostry. Jest córką Jacka Blancharda, prawnika francuskiego pochodzenia, który niejednokrotnie został okrzyknięty najlepszym prawnikiem wysoko postawionych nowojorczyków, oraz jego żony - Evy Blanchard, która jest rozchwytywaną projektantką ubrań. Nigdy nie mogła narzekać na brak czegokolwiek, pieniądze rodziców zapewniały i nadal zapewniają wszystko, czego tylko zapragnie. Wychowała się między Stanami Zjednoczonymi a Francją, dopiero kiedy skończyła dziesięć lat, jej rodzina na stałe osiadła w Nowym Jorku, zajmując jeden z apartamentów na Piątej alei. Od zawsze uczęszczała do najlepszych szkół oraz na liczne zajęcia pozalekcyjne, które rozwijały jej pasje. Każdą szkołę kończyła z najlepszymi wynikami, rokrocznie będąc nagradzaną za swoje naukowe osiągnięcia. Dzisiaj jest studentką prawa na Uniwersytecie Columbia, z ambitnymi planami przejęcia kiedyś rodzinnej kancelarii oraz osiągnięcia takich samych, a może i nawet większych sukcesów jak jej ojciec. | Charakter Octavii ciężko określić, bo lubi być ona jednostką indywidualną, która rzadko kiedy słucha rad innych. Działa instynktownie, zazwyczaj nie wychodząc na tym źle. Mówią, że jest jak kot, który chadza własnymi ścieżkami. Lubi stabilność w życiu, choć nierzadko pakuje się w relacje, które tą stabilność jej burzą Stąpa twardo po ziemi, choć zdarza jej się wybrać krótszą ścieżkę prowadzącą do celu. Lubi walczyć o swoje racje, a wygrana jest dla niej bardzo ważna. Dość mocno przywiązuje się do osób, oddając im praktycznie całą siebie. Mimo, że wydaje się być osobą rozsądną, jest w niej dziecięca łatwowierność, która niejednokrotnie została wykorzystana przez innych. Lubi francuskie filmy romantyczne, dobre, musujące wino i mentolowe papierosy. W wolnych chwilach przesiaduje w ulubionej kawiarni w Central Parku, czytając wszystko, co tylko wyda jej się interesujące. Gra na gitarze i czasami pisze piosenki, które chowa na dnie szuflady, by nikt ich nie znalazł. Gdy w jej życiu wszystko zaczyna się walić, najczęściej ucieka bez słowa do rodzinnej posiadłości w Hamptons, by uciszyć myśli i znaleźć jakieś inne wyjście z trudnej sytuacji. Uwielbia noce, rozgwieżdżone niebo i w sumie ten Nowy Jork, który czasami tak bardzo daje jej się we znaki. |
Hej, witam się po dłuższej przerwie od blogów. Mam nadzieję, że Octavia przypadnie wam do gustu. Szukamy dla niej wszystkiego - prawdziwych przyjaźni, fałszywych również. Relacji love-hate, Zapraszamy do kontaktu na maila: pandaczerwona0@gmail.com
Karta postaci: [1]
Jackson najchętniej pominął by matkę w powiadamianiu o zaistniałej sytuacji. Generalnie póki nie musiał i nie został do tego zmuszony, Camilla o niczym nie wiedziała. Sama nie była zbytnio zainteresowana życiem syna, a Jackson nie miał zamiaru nikogo na siłę uszczęśliwiać. Nie mieli dobrych relacji, a już jakiś czas temu przestało mu zależeć na ich naprawianiu. Może z ojcem widział minimalną poprawę odkąd zaczął spędzać więcej czasu firmie, ale głównie ich rozmowy krążyły wokół spraw związanych z pracą. Dlatego nie był przekonany co do wspólnej kolacji, nie chciał by Camilla palnęła jakąś głupotę przy Octavii, a raczej nigdy nie gryzła się w język i nie szczędziła sobie słów.
OdpowiedzUsuń— Jeśli chcesz możemy razem porozmawiać z twoim ojcem. — zaproponował. Nieco mu ulżyło, że oboje nie wiedzieli wszystkiego co się między nimi działo. Za pewne gdyby tak było, całkowicie straciłby w ich oczach.
— Moich możemy zaprosić, chociaż nie obiecuję, że matka zachowa się… miło. — przyznał wzruszając ramionami. Było mu wszystko jedno co pomyślą i co powiedzą, ale nie chciał by Octavia musiała słuchać wywodów na temat zmarnowanego życia i zrujnowanej kariery. — Nie wiedzą o nas, coś napomknąłem ojcu, ale podejrzewam, że porządnie ich zaskoczymy. — dodał wiedząc, że żadne z jego rodziców nie spodziewali się po Jacksonie ciąży i chęci wychowywania dzieci. Zawsze trzymał się od tego z daleka i powtarzał, że nigdy nie zdecyduje się na rodzicielstwo.
— W porządku. — Może to i lepiej, że porozmawia z ojcem sam na sam, na pewno miała swoje sposoby, by nieco go uspokoić i udobruchać, choć z pewnością taka informacja była szokująca. W normalnych okolicznościach pewnie by się ucieszyli jednak zarówno Jackson jak i Octavia byli młodzi i mieli do tej pory zupełnie inne priorytety w życiu; naukę, w niedalekiej przyszłości pracę i zabawę, choć to ostatnie wypełniało głównie grafik Jacksona. Wiedział jednak, że rodzice będą niepokoić się, czy to nie stanie na przeszkodzie ich rozwoju, a w szczególności Octavii, która była w ciąży.
OdpowiedzUsuń— Już to widzę: Cześć mamo, chciałem ci tylko dać znać, że u mnie wszystko ok. A, i tak poza tym mam dziewczynę... która jest w ciąży. Paa! — zaśmiał się lekko wyobrażając sobie minę Camilli gdyby rzeczywiście otrzymała tak krótką i zwięzłą wiadomość. — Kusi mnie żeby ją solidnie rozzłościć, ale nie będę zniżał się do jej poziomu. — Jeszcze parę lat wstecz uwielbiał grać kobiecie na nerwach i robił wiele głupot właśnie po to, aby zwrócić jej uwagę. Robił coraz pokaźniejsze wybryki zarówno poza szkołą jak i w niej sprawdzając, w którym momencie doczeka się Camilli, jak daleko może się posunąć i nie mieć z tego tytułu konsekwencji. Zwykle zjawiał się ojciec, od którego otrzymywał surowe reprymendy i szlabany. Później Jacksonowi przestało na tym zależeć i spostrzegł, że lepiej się bawi, gdy ma od nich święty spokój.
— Zaproszę ich w naszym imieniu. I tak miałem rozmawiać z ojcem, a przez to zamieszanie nie było okazji. — stwierdził po chwili. Istniała spora szansa, że nie zgra ich kalendarzy i najzwyczajniej w świecie się nie zjawią. Robert Howard lawirował od spotkania do spotkania, a w krótkiej przerwie od nich, wypełniał czas licznymi wyjazdami. Zawsze zasłaniał się podróżami służbowymi, czy zaproszeniami od przyjaciół, ale Jackson doskonale wiedział gdzie i z kim wybywa. Camilla nie pozostawała mu dłużna, miała znacznie więcej za uszami i lubiła wyciągać ręce po to co było poza jej zasięgiem. Lubiła się pokazać i czuć się ważną. Swój kapryśny charakter, Jackson zawdzięczał właśnie jej.
— Jakieś plany na dzisiaj? — zagadnął starając się zejść na mniej stresujące tematy. Bo nie był jeszcze gotowy swobodnie rozmawiać o różnych pierdołach związanych z dzieckiem, cieszyć się z wyboru koloru ścian w pokoju, czy wyborem imienia.
Sam wielokrotnie nie był w porządku w stosunku do swoich rodziców i obrzucał ich różnymi oskarżeniami, robił im na złość i nie ułatwiał wielu spraw, ale był w tedy tylko dzieciakiem, który poprzez głupie żarty chciał wzbudzić zainteresowanie rodziców. Niekiedy miał szczęście, że nie odesłali go do żadnej z prywatnych szkół, choć matka kilkukrotnie przebąkiwała ten temat. Kończyło się to zwykle cichymi dniami i wręcz wzorowym zachowaniem z jego strony.
OdpowiedzUsuńPatrząc wstecz na swoje dzieciństwo i siebie samego, zastanawiał się jak to będzie samemu stanąć po tej drugiej stronie, podołać wychowaniu dziecka, pokierować nim tak by powkładać mu same dobre wartości do głowy. Domyślał się, że nie będzie to łatwe zadanie, ale mógł jedynie liczyć na taryfę ulgową jeśli dziecko byłoby podobne do Octavii, przynajmniej z charakteru.
— Dobrze. Chyba był zadowolony. Wspomniał coś o tym, że wreszcie zmądrzałem i dobrze, że znalazłem sobie kogoś porządnego. — Rober wielokrotnie milczał i nie komentował wybryków syna. Musiał jednak dbać o dobre imię firmy, by nie podsuwać łatwych kąsków stroną plotkarskim i gazetom. Dlatego trzymał rękę na pulsie choć nie mówił o tym głośno. Jackson miał wiele za uszami i niejednokrotnie starszy Howard miał ochotę załamać ręce nad ty jaki tryb życia prowadzi jego syn. Nie wtrącał się w jego życie i wybory, póki Jack nie przeginał, wiedział że każda ingerencja wiązała się z buntem syna i jego niezadowoleniem. Blanchardów szanował i wielokrotnie korzystał z usług Jacquesa. Octavia wydawała się rozsądną dziewczyną, więc miała nadzieję, że Jackson nieco się przy niej opamięta. — Zresztą ciebie nie da się nie lubić, więc nie masz się czym przejmować. — Podejrzewał nawet, że gdy przełknie pierwszy szok, nie będzie kręcił nosem na zaistniałą sytuację. Jackson szybko wdrażał się w pracę firmy, pracował przy pierwszych projektach, zarabiał pierwsze własne pieniądze i nie był już dzieciakiem jakkolwiek lekkomyślnie niekiedy się zachowywał.
— Zakupy? Mogę dać się zaciągnąć na zakupy i solidny obiad. Możemy też rozejrzeć się za jakimś wyjazdem. Myślę, że teraz tym bardziej przyda ci się nie co odpoczynku.
— Genów nie oszukasz. — odparł z lekkim uśmiechem. — Poza tym jesteś najcudowniejszą i najpiękniejszą kobietą na świecie i wcale nie mówię tego żeby się podlizać. — dodał z nutą rozbawienia. Odwzajemnił delikatny pocałunek; jej wargi zdawały się jeszcze słodsze i delikatniejsze niż wcześniej. Uświadomił sobie jak bardzo stęsknił się za jej bliskością i towarzystwem przez ten tydzień.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, nie bardzo się na tym znam, ale chyba nie powinnaś dźwigać. Zresztą może nie wyglądam, ale jestem w tym całkiem zahartowany. — przyznał odprowadzając ją spojrzeniem. Fakt faktem, spędzanie wielu godzin w sklepach nie należało do jego ulubionych zajęć i zdecydowanie wolał wejść, dopaść co potrzebne i się ulotnić z galerii. Jednak dobrze pamiętał wypady na które ciągała go matka, gdy nie miała co zrobić z małym Jacksonem. Dość szybko przywykł do tej formy spędzania czasu z rodzicielką. Sam również lubił dobrze wyglądać i dbał o siebie, choć nie przywiązywał uwagi do znaczków i marek ubrań. Natomiast większe sumy potrafił wydać na gadżety, biżuterię i przede wszystkim motoryzację. Garaż w domu był wypełniony zarówno pojazdami jego jak i ojca, niektóre były modelami kolekcjonerskimi, inne użytkowali na co dzień. Tak więc oboje powinni się pilnować jeśli chodzi o wydawanie pokaźnych sum na własne przyjemności, choć o fundusze nie musieli się martwić.
— Nie, nie miałem do tego głowy ostatnio, ale zdecydowanie gdzieś gdzie jest ciepło i można nacieszyć się słońcem. — odparł kierując się w stronę sypialni. Oparł się ramieniem o framugę drzwi. — Bali brzmi świetnie, albo Madagaskar, Bora Bora? — wzruszył ramionami. Znów jednak się uśmiechnął, odwzajemniając zaczepny gest Octavii. — Tak domek, zdecydowanie. — przytaknął przyglądając się dziewczynie. Trochę prywatności i spokoju im się należy.
Lubił Nowy Jork, ale zdecydowanie w chłodniejszych miesiącach brakowało mu Słońca i wody. Na wyjeździe miał zamiar nadrobić i jedno i drugie.
— Ah tak? To może kupię ci jakąś willę pod miastem i tam cię zamknę. Żeby tylko ten jeden facet mógł cię nachodzić. — odaprł z łobuzerskim uśmieszkiem. Był świadom jak wielu facetów się za nią oglądało, zarówno tych młodszych jak i starszych. Octavia była piękna, zresztą sam na początku ich znajomości nie mógł oderwać od niej wzroku i wielokrotnie pozwalał sobie na obserwowanie jej. Widział też spojrzenia, które się za nią ciągnęły, jedne bardziej sprośne od drugich. Nie musiał zgadywać jakie były ich myśli, bo sam je wielokrotnie posiadał. Choć w większości go to drażniło i mial ochotę trzymać ją z daleka od nich, czuł też dumę; spośród ich wszystkich to właśnie z nim chciała być. Cenił ją jednak nie tylko za wygląd i dbałość o siebie, a przede wszystkim za charakter. Uwielbiał jej stanowczość i upór, choć niekiedy doprowadzała go tym do szaleństwa. Uwielbiał jej szczery uśmiech, którym obdarzała niemal wszystkich; pogodę ducha i to jak twardo potrafi stąpać po ziemi.
OdpowiedzUsuń— Jakoś to zniosę. Najwyżej kupię sobie przekąski. — stwierdził całkiem pewny swych słów, mając jednak z tyłu głowy skłonności Octavii. Nie miał zamiaru jej niczego wypominać, ale wiedział, że lubiła sobie zaszaleć będąc w sklepach. Pokaźna garderoba i jej zawartość mówiły same za siebie, ale skłaniał się bardziej ku rozbawieniu niż martwieniu.
— Zaczniemy od tygodnia. Jak będzie ci mało, przedłużymy. — zgodził się. Ten wyjazd dobrze im zrobi i nie miał zamiaru się spieszyć z powrotem do Nowego Jorku. Mogli wziąć ze sobą komputery, Jackson lubił pracować w otoczeniu natury i pięknych widoków. Zawsze go to dobrze nastrajało i sprawiało, że wpadał na lepsze rozwiązania. Mogli połączyć przyjemne z pożytecznym.
— Oczywiście, że tak. Będę się zabawiać w przerwach od podziwiania... ciekawych widoków. — odpowiedział lustrując ją spojrzeniem niemal od stóp po sam czubek głowy.
Zjechali na dół na parking gdzie już jakiś czas temu zostawił swój samochód.
— Okej, która galeria? — W Nowym Jorku nie brakowało sklepów o jakich niektórzy nie śnili, co rusz były galerie, mniejsze i większe, sklepy od projektantów. Zdawał sobie sprawę, że to będzie całkiem długi dzień, ale chciał jej wynagrodzić ten okropny tydzień.
— Cały rok? Kusząca propozycja, tak samo jak i zamknięcie się z tobą w willi. — Może i było to tylko gdybanie, mogliby to zrobić, choć wiedział, że oboje mają w Nowym Jorku sporo swoich zobowiązań. On niedługo miał skończyć licencjat, przed Octavią było jeszcze sporo czasu nim opuści mury Columbii. W firmie również musiał pojawiać się regularnie.
OdpowiedzUsuń— Nawet tak nie myśl, ranisz jego uczucia. — odparł niby to że smutną miną, pieszczotliwie gładząc deskę rozdzielczą samochodu. Samochody, motocykle jak i jachty były jego ulubionymi zabawkami i hobby, któremu z chęcią często się oddawał i na które nie szczędził środków. Nie było na świecie rzeczy, która zmusiłaby go do zaprzestania. — Poza tym na pewno nie mam zamiaru przesiadać się w jakiś obciachowy tatusiowy samochód jak zrobił to Brian z Szybkich i Wściekłych. Kupię większe Bugatti. — stwierdził wzruszając ramionami i uśmiechając się słodko niczym zadowolone dziecko, któremu wręczono cukierka. — Trzeba dbać o swoją reputację, zresztą jeśli już się to dzieje, ten mały berbeć musi od początku wiedzieć co dobre, a czego nie ruszać. — oznajmił odpalając silnik. — Posłuchaj tego, jak mogłabyś z tego zrezygnować? To najpiękniejsza melodia. — Nacisnął pedał gazu, a silnik głośno zamruczał wydając z siebie niskie, donośne dźwięki. Oczywiście, że było za wcześnie, by mógł powiedzieć, że cieszy się z takiego obrotu spraw, ale wizja zarażania kogoś swoimi pasjami i zaszczepienie w kimś ciekawości świata, nie była taka zła, chociaż wolałby, aby nie wiązało się to z tak ogromną odpowiedzialnością. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i w końcu ruszył, wyjeżdżając z parkingu i kierując się w stronę wybranego przez Octavię sklepu.
— Dziś na mój koszt, więc szalej i nie znaj litości. — Może i nie powinien jej namawiać, ale nie musieli sobie niczego odmawiać.
Jackson parsknął śmiechem i pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń— Na szczęście będę tam z tobą. — odparł. Ciężko było mieć zahamowania, gdy tak naprawdę nie było trzeba martwić się stanem konta. Jackson miał dostęp zarówno do swojego konta, a od niedawna do tego rodzinnego. Sumy, które tam widniały mógłby być dla szarego obywatela niebotyczne, dla niego były to normalne kwoty. Duże firmy operowały milionowymi dochodami, a niekiedy nawet większymi. Pearl Yachts celowało swoimi produktami w najbogatszych ludzi, którzy mogli pozwolić sobie na wszystko. Starał się pilnować, choć niekiedy i on tracił głowę, gdy sięgał po kartę.
— Muszę cię zmartwić, ale chyba będziesz musiała wymienić rzeczy na większe. — odgryzł się używając słów, których wcześniej użyła Octavia. Uśmiechnął się łobuzersko i zerknął na nią przelotnie. Jeszcze trochę i rzeczywiście po Octavii będzie widać w jakim jest stanie. Na razie mogli zachować to dla siebie, jednak nie na długo. Był ciekawe jak zareagują wszyscy wokół nich, jego znajomi na pewno będą w szoku i będą się z niego naśmiewać, sam by pewnie się tak zachował, ale mało go obchodziło jak wiele przytyków usłyszy. To były ich sprawy i ich problemy, w które nikt nie powinien się mieszać. Wiedział jednak, że pewną nieograniczoną swobodą będzie musiał się nacieszyć póki mógł. Nie znał się na ojcostwie i wychowaniu dziecka, ale domyślał się, że to całkiem czasochłonne zajęcie i jego życie zacznie kręcić się wokół dziecka. Ciężko było mu wyobrazić siebie oddanego komuś tak bezinteresownie, rezygnując po części z siebie. Dla matki skończyło się to rezygnacją z kariery i marzeń, Jackson nie miał zamiaru dopuścić, by i im się to przytrafiło, to oznaczało, że będzie musiał się we wszystko jeszcze bardziej zaangażować.
Po przebiciu się przez korki, dotarli pod wybrane sklepy. Po kilku rundach znalazł wolne miejsce, w którym zaparkował. Wysiadł z samochodu po czym otworzył drzwi od strony pasażera.
— Okej, czas się zrujnować. Może uszczknę coś dla siebie.
— Będziesz najsłodszym wielorybem jakiego można spotkać. — odparł z udawaną powagą. Po chwili jednak parsknął śmiechem i objął ją ramieniem przyciągając do swojego boku. Ucałował ją w skroń i posłał lekki uśmiech. — Spokojnie, przecież to tylko tymczasowe. Nie wywieraj na siebie presji, mi i tak zawsze będziesz się podobała. Poza tym to będzie całkiem urocze, jak nie będziesz mogła zawiązać butów i podnieść się z kanapy. — Raz jeszcze ją ucałował. Nie powinna przejmować się takimi rzeczami, chociaż zdawał sobie sprawę jak bardzo dbała o siebie Octavia i tak szybka zmiana mogła ją nieco... zniechęcać. Jego martwiło to najmniej, chociaż bezpośrednio takie zmiany go nie dotyczyły. Cały tydzień wypierał ze świadomości co się takiego wydarzyło, z czym przyjdzie mu się zmierzyć; wypierał się tej ciąży. Odcinał się od Octavii i odpowiedzialności. Robił to co potrafił najlepiej, zamiatał problemy pod dywan, udawał, że nie istnieją. Odwracał się na pięcie i uciekał. Przez własną głupotę prawie stracił to na czym zależało mu najbardziej. Dopiero teraz zaczynał dopuszczać do siebie zupełnie inne, nowe myśli. Chciał, by Octavia dobrze się czuła i łagodnie przeszła przez te dziewięć miesięcy, by oboje byli zdrowi i nic więcej ich nie zaskoczyło.
OdpowiedzUsuń— Bez przesady. Może nie sprawia mi to takiej przyjemności jak tobie, to nie jestem jednym z tych gości co okupują ławki w galeriach. — Tak jak się tego spodziewał, w galerii panował spory ruch typowy dla tej pory dnia. — Przymierzalnie są zdecydowanie ciekawsze, zresztą muszę mieć pewność, że te twoje sukienki nie są za krótkie. — dodał z błyskiem w oczach.
Ostatni raz kręcił się po sklepach, gdy wybrał się po prezent dla Octavii, którego nie miał jeszcze okazji jej dać. Wciąż czekał na odpowiedni moment i nawet chyba wiedział kiedy on nadejdzie. Jednak zakupy z Seojunem zdecydowanie należały do tych szybszych i sprawniejszych. Przynajmniej w ten drobny sposób mógł jej wynagrodzić ten beznadziejny tydzień, spędzając z nią wolne chwile.
— I będziesz wysyłała mnie w środku nocy do sklepu po zachcianki? — zapytał, choć wiedział, że istnieje szansa, że tak to się skończy. Na pewno by jej nie odmówił, o ile dałaby radę go obudzić. Teraz się tego śmiali, choć niedługo te wszystkie głupoty miały stać sie ich rzeczywistością. Wydawało mu się to nierealne, jakby śmiali się ze swoich znajomych, a nie z samych siebie. Jackson jednak wolał zepchnąć wszystko do poziomu drobnego żartu, rozładować atmosferę śmiechem i zasłonić wątpliwości, czy niechęć uśmiechem.
OdpowiedzUsuńSpodziewał się, że po cichym tygodniu pełnym napięć i wyzwisk z jego strony, Octavia nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego, a jednak byli teraz razem, całkiem swobodnie rozmawiając i ciesząc się swoim towarzystwem. Za każdym razem, gdy sądził, że przegiął, że w końcu stanie się to co wróżył im od początku znajomości, Octavia mu wybaczała i chowała własną dumę do kieszeni. Tym razem nie mógł pozwolić sobie na popełnienie tych samych błędów.
Gdy Octavia prychnęła przeniósł na moment spojrzenie z niej na grupkę dziewczyn, które ich minęły. Parsknął śmiechem i pokręcił głową.
— Nie umywają się do ciebie, kochanie. — zapewnił puszczając jej oczko. Octavia miała ciekawą urodę, była piękna i jedyna w swoim rodzaju. Kochał ją... Uśmiechnął się do własnych myśli. Małolaty mogły się do niego ślinić i próbować zwrócić jego uwagę, ale nie miały czym konkurować. Może jeszcze nie tak dawno temu, zwróciłby na nie uwagę, zagadną i namówił na wspólną zabawę samemu korzystając na tym najwięcej, tak teraz był odrobinę dojrzalszy niż jeszcze w wakacje.
— Owszem lubię cię w nich. To czego nie lubie to te wszystkie wygłodniałe spojrzenia, które posyłają ci faceci nawet jak jesteś ubrana w dres. Dobrze wiem co chodzi im po głowach. — odparł i tym razem on wywrócił oczami. Zazdrość nie była dobra, ani zdrowa. Dlatego zwykle zaciskał zęby i ignorował wszystkich wokół. Pod tym względem byli siebie warci.
— Okej, zgarnę cię po zajęciach. Co ty na to? — skinął w stronęekspedienki i grzecznei podreptał za Octavią w kierunku tych wszystkich mniej i bardziej dziwnych ubrań. Wiedział, że moda jest bliska jej sercu i dopatrywała się różncyh rzeczy, na które inni nie zwróciliby swojej uwagi.
Kąciki jego ust zadrżały i uniosły się do góry na jej słowa oraz znaczące spojrzenie, które z wolna się po nim przesunęło. Działała na niego w taki sposób... zacisnął szczęki i odwrócił wzrok przebiegając nim po wieszakach, na których wisiały kolorowe materiały.
OdpowiedzUsuń— Mówisz? Aż żal, że nie miałem w rodzinie brzdąca, którego mógłbym pożyczyć. — Nie rozumiał dlaczego tak jest, ale raczej z kobietą nie miał zamiaru się kłócić na ten temat. — Tak właściwie dlaczego tak jest? Dlaczego facet z dzieckiem podoba się wam bardziej? Na nas to raczej działa zupełnie odwrotnie. — Dla każdego mężczyzny, który się kimś interesował, potencjalne dziecko z innego związku było wielką, soczyście czerwoną flagą. Jackson raczej o tym nie myślał, do tej pory zaliczał tylko przelotne znajomości, więc takie szczegóły nie miały dla niego znaczenia. Wiedział co najwyżej o tym, że są mężatkami. To akurat go nie odstraszało, a ci wszyscy mężowie nie mieli o niczym pojęcia.
— O której kończysz wykłady?
Oczywiście osobiste, własne dziecko to było zupełnie co innego. Ponoć. Cóż, dowie się za dziewięć miesięcy co tak na prawdę to wszystko dla niego oznaczało. Ostatnie dwa miesiące przyniosły wiele niespodziewanych zmian na które świat nie był gotowy. Dobrze pamiętał reakcję najbliższych kumpli, gdy obwieścił, że jest w związku. Po fali sozku i niedowierzania, żałowania go gratulowali mu, choć nikt tak na prawde nie wierzył, że to potrawa długo. Sam Jackson był z początku sceptycznie nastawiony, teraz... teraz wszystko się zmieniło, a on tak na prawdę nie chciał wyobrażać sobie siebie bez Octavii.
— Ładna. — stwierdził, gdy sięgnęła po jedną z sukienek. — Chętnie pomogę ci ją przymierzyć i ocenić, czy dobrze leży. Tu i tam. — dodał uśmiechając się niewinnie w jej stronę i niby to poważanie analizując, czy ta keicka będzie na niej dobrze wygladać. W jego skormnej opini, wszystko dobrze na niej leżało. Ładnemu we wszystkim ładnie.
Zerknął przelotnie na ekspedientkę, która odprowadzała ich wymownym spojrzeniem w stronę przymierzalni. Po chwili już znaleźli się w mniejszym pomieszczeniu, w którym wydzielone były cztery, przestronne przymierzalnie. Za grubymi kotarami standardowo była miękka pufa i duże podświetlane lustro. Octavia zniknęła w środku, dał jej chwilę by mogła się przebrać w wybraną przez siebie sukienkę.
OdpowiedzUsuńNajpierw wsunął do środka głowę przyglądając się jak cienki materiał satyny opada na jej zgrabną, wysportowaną sylwetkę. Wszedł do środka i wolno, niemal leniwie zapiął suwak od sukienki, niby przypadkiem muskając jej ciepłą skórę palcami. Zrobił krok w tył, by móc lepiej się jej przyjrzeć. Przygryzł lekko wargę lustrując ją uważnym spojrzeniem, sukienka leżała dobrze, nawet bardzo dobrze podkreślając jej walory, a butelkowa zieleń idealnie komponowała się z jej karnacją. Skrzyżował z nią spojrzenie w odbiciu lustra.
— Weźmiemy. — stwierdził z lekkim uśmiechem i znów się do niej przysunął i nachylił się do niej. — Chociaż i tak nie ma mowy, że cię gdzieś w niej wypuszczę. — stwierdził muskając płatek jej ucha swoim oddechem i wargami.
— Nie masz pojęcia jak seksowna jesteś. — wymruczał odgarniając jej włosy na jedno ramię, by po chwili opaść ustami na jej szyję. Wyglądała pięknie, cholernie kusząco w sukience, która niewiele zasłaniała, a jednak pozostawiała pole do popisu dla wybujałej, męskiej wyobraźni. A może właśnie wiedziała jak działa na facetów i specjalnie się z nim bawiła? Wodziła go na pokuszenie. Miał jej dać trochę przestrzeni i czasu, ale nie potrafił trzymać rąk przy sobie, gdy posyłała mu te złośliwe uśmieszki i wyglądała w ten sposób. Jackson miał zbyt słabą wolę, a nawet jeśli byłaby silniejsza, to nie miał najmniejszej ochoty walczyć sam ze sobą.
— I jak sukienka? Wszystko w porządku? — Jackson wywrócił nieco oczami i odsunął się od Octavii, gdy za plecami usłyszał głos ekspedientki. — Może są potrzebne jakieś dodatki? — Kontynuowała, a Jackson opadł na pufę.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy Octavia wysunęła kolejne prośby do kobiety z obsługi. Nie mogli przecież wyjść z pustymi rękoma, a ekspedientka z pewnością wyczuła już klienta, który może pozwolić sobie na nieco więcej szaleństwa. Butiki z odzieżą wprost od projektantów cieszyły się raczej małą popularnością i niewiele osób mogło pozwolić sobie na zakupy w nich. Oni jednak należeli do wąskiego grona szczęśliwców posiadających karty bez narzuconych limitów.
OdpowiedzUsuń— Należy mi się jakaś przyjemność za wierne towarzystwo i nie marudzenie. — odparł i wyciągnął do niej rękę. Ułożył dłoń na jej udzie, którą przesunął w górę podważając krawędź sukienki i nieco podwijając jej materiał.
— Ciężko nie myśleć o jednym jak wyglądasz w ten sposób. — stwierdził przyciągając ja nieco do siebie. Lubiła kusić i była w tym niezwykle skuteczna. Octavia działała na niego jak żadna inna dziewczyna. Przed jej poznaniem oglądał się za wieloma z nich, jednak Octavia była wyjątkowa na ich tle i niekiedy było mu ciężko po prostu się opanować. Nie bardzo go obchodziło, czy znajdowali się w przymierzalni pod nosem wścibskiej ekspedientki, czy gdziekolwiek indziej. Jackson niekoniecznie przejmował się tym co pomyślą sobie inni o nie tracił czasu na ich opinię. Wszyscy wokół z ich środowiska wiedzieli jaki jest Jackson Howard, a raczej wiedzieli to co pokazywał pojawiając się na kolejnych imprezach. Nieliczne osoby, znały go tak dobrze jak Octavia, ale nie miał potrzeby udowadniania światu, że jest kimś więcej niż tylko rozkapryszony dupkiem o przystojnej twarzy.
Podwinął materiał, krótkiej sukienki i nachylił się nieco, by móc złożyć kilka drobnych pocałunków na jej udzie. Ona lubiła kusić, a on się droczyć. Odsunął się i poprawił materiał, gdy usłyszał na zewnątrz przymierzalni kroki.
— Mamy zarówno złote jak i czarne w Pani rozmiarze. Dobrałam również do nich kilka torebek, by miała Pani z czego wybierać. — Jackson odchylił kotarę, by kobieta mogła podać wszystko to co przyniosła.
— Wybieraj. — skinął na dodatki i uśmiechnął się lekko. Coś czuł, że prędko stąd nie wyjdą, a to był dopiero pierwszy sklep. — Czy dla mężczyzn też coś macie? — zagadnął kobietę, gdy Octavia wysuwała na stopy sandały.
— Dodatki, wspaniale. Chętnie się przyjrzę. Może Pani pójść po coś ekstra. — Posłał jej szeroki uśmiech po czym zwrócił się znów w stronę Octavii. — Podejrzewam, że wyrobimy premię nie tylko w tym sklepie. — stwierdził odrobinę rozbawiony, wiedząc że sprzedawcy cieszyli się z takich klientów jakimi byli oni najbardziej; z takich którzy nie patrzyli na niebotyczne sumy ubrań oraz dodatków, a tym bardziej na poprzednie rachunki, analizując na ile mogą sobie jeszcze pozwolić. Jackson uwielbiał świadomość, że stać go na praktycznie wszystko. Dlatego też, aż tak przykładał się do własnego rozwoju i stażu pod okiem ojca, nie potrafiłby przestawić się na normalne życie jakim żyją wszyscy wokół. Lubił fakt, że mógł na tak wiele sobie pozwolić i żyć wygodnie korzystając z wielu atrakcji jakie czekały na świecie.
OdpowiedzUsuń— Na czym my to skończyliśmy... — wymruczał przyglądając się jej długim nogom i drugiej parze sandałów, które wsuwała na stopy. Kucnął koło niej i zapiął sprzączkę po czym zaczął się prostować sunąc palcami po wewnętrznej stronie jej nogi, uda, aż znów stał wyprostowany tuż za nią.
— I co które wpadły ci w oko? — zagadnął zerkając na nią nieco z góry. Nawet w obcasach była uroczo niska i drobna, co od zawsze pociągało go w kobietach.
W sklepach spędzili kilka godzin, które Jacksonowi wydawały się neizwykle długie i nużące, choć nie dawał tego po sobie poznać. Głównie skupiał się na droczeniu z Octavią i przedłużaniu jej każdej jednej decyzji, twierdząc, że ładnemu we wszystkim ładnie. Więkoszoć wybranych przez nią rzeczy zaklasyfikował do chodzenia jedynie po domu i sprawiało mu to niemałą przyjemność. Wychodzili z galerii, Octavia w pełni zadowolona i usatysfakcjonowana, Jackson niosąc kilkanaście torebt.
— Ciekawe kiedy znowu usłyszę, że nie masz w co się ubrać. — rzucił z dozą przekory i rozbawienia, wkładając wszystkie torby do niedużego bagaznika jaki posiadało bugatti. — Zmiana auta na większe chyba nie jest takim głupim pomysłem. — stwierdził po czym otworzył jej drzwi i sam po chwili zasiadł za kierownicą.
— Muszę się ogolić. — stwierdził zerkając przelotnie w lusterko, drapiąc się po brodzie na której pojawił się już kilkudniowy zarost.
— Do domu, czy coś zjeść? — zapytał przenosząc wzrok na Octavię.
[Hej! Ja właśnie też nie wiem, coś nie mogę Amelki rozkręcić :D Ale jak zaprosiłaś to jestem, więc jak tylko masz chęć, żeby powiązać jakoś nasze dziewczyny to można coś pokombinować :)]
OdpowiedzUsuńAmelia
— Ramen brzmi dobrze. — odparł odpalając auto i po chwili włączając się do ruchu. Miska z solidną porcją makaronu i mięsa dobrze mu zrobił, zdążył zgłodnieć po kilku godzinach krążenia po sklepach. Przynajmniej Octavia była zadowolona z zakupów, których zrobili całkiem sporo. Kuchnia japońska była jego jedną z ulubionych, więc znał kilka miłych knajpek w Nowym Jorku, do których było warto udać się właśnie na ramen lub inne dania tamtejszej kuchni.
OdpowiedzUsuńUniósł lekko brew i spojrzał pytająco na Octavię, gdy zaczęła mówić o ślubie, o którym zdążyła zapomnieć. Nie dziwiło go to, w natłoku ostatnich wydarzeń ciężko było pamiętać o wszystkich istotnych sprawach. Sam przez ostatni tydzień zauważył, że miał problem ze skupieniem, czy to na zajęciach, czy też będąc w firmie. Myśli, chcąc nie chcąc, uciekały mu i wędrowały w konkretnym kierunku, omijając wszystkie inne, bieżące. Łapał się niekiedy na niesłuchaniu wykładowców lub popełnianiu błahych błędów, które nigdy wcześniej mu się nie zdarzały. Kilka osób zwróciło na to uwagę, dostrzegając też rozdrażnienie młodszego Howarda, ale nie dopytywali, gdy zbywał ich krótkim wszystko w porządku. Gdyby podpisał dokumenty, które przygotowała dla niego Octavia, nie musiałby mierzyć się z ciężarem nie tylko ojcostwa, ale poinformowania wszystkich wokół o tym co zaszło. Wiedział, że nie każdy ucieszy się na te wieści, on sam się nie cieszył. Miał jednak nadzieję, że jeśli teraz sprawy zaczną się na powrót między nimi układać, jego rozbiegane myśli nieco się uspokoją.
— Ktoś organizuje imprezę przed ślubną? To już nie wystarczają kawalerskie i panieńskie? — zagadnął nie bardzo orientując się w zwyczajach około ślubnych. Natomiast jeśli ktoś chciał świętować przed i po, nic mu do tego.
— Podejrzewam, że nic mnie bardziej nie zaskoczy jak wiadomość o tym, że jesteś... że jesteś w ciąży. — stwierdził wzruszając ramionami. Tak na prawdę sytuacja, której obawiał się najbardziej w życiu właśnie stała się jego nową rzeczywistością. Gorącokrwistej rodziny Tay niezbyt się obawiał. — Poza tym wiesz, że jestem duszą towarzystwa. — dodał posyłając jej pokrzepiający uśmiech. — To rodzina od strony matki?
Może powinien nieco się tym zmartwić, poznaniem całej rodziny, potrzebą wypadnięcia jak najlepiej przed tymy wszystkimi ludźmi, ale prawda była taka, że mało go obchodziła opinia innych. Bardziej zastanawiało go, czy aby na pewno chce żeby już wszyscy o nim wiedziali i o tym co się wydarzyło. Przed chwilą nikt nie wiedział, że się umawiają, a teraz? Wszystko nabrało takiego rozpędu, że miał wrażenie, że ktoś steruje jego życiem i podejmuje pewne decyzje bez jego wiedzy. Łapał się tych ostatnich beztroskich momentów z Octavią, jakby w ramach pocieszenia, bo przy niej czuł się najlepiej. Jedynie cała reszta odbiegła od jego oczekiwań.
— Och chyba ktoś tu kogoś nie lubi. — odparł z cieniem rozbawienia. Mogła nie mówić tego wprost, ale od razu wyczuł i spostrzegł, że imię Monica nie wzbudziło w Octavii żadnych ciepłych uczuć. Potrafił to doskonale zrozumieć. Jego rodzina była... cóż może nie posiadali wielkich tajemnic, do których należało się dokopać tak ich relacje były skomplikowane, a zaczęły się komplikować już kilka pokoleń wstecz, więc teraz to wszystko wyglądało jak jeden wielki supeł, którego nikt nie potrafił rozplątać i dotrzeć do początku. Rodzice ojca nie żyli, a z tymi od strony matki nie utrzymywali zbyt częstych kontaktów. Cóż, po kimś Camilla musiała być wredną jędzą, a skoro jego matka był a po prostu jędzą, to babcia była prawdziwą wiedźmą. Doskonale pamiętał, gdy za dzieciaka ciągle go pouczała i wszystko było nie tak jak należy. Kierowała do wszystkich krótkie i ostre polecenia; nie garb się, wyprostuj się, nie jedz, nie dotykaj, nie odzywaj się, mów więcej... Wzdrygnął się na samo wspomnienie kobiety. Jackson wolał obecny stan rzeczy, gdy wszyscy trzymali się od siebie na odpowiednio duży dystans.
OdpowiedzUsuń— Ciekawa z ciebie mieszanka, pół Francuzka, pół Meksykanka. Nie będzie z tobą nudno. — Octavia może i była całkiem spokojna i lubiła wszystko dogłębnie analizować, tak doskonale wiedział, że za tym słodkim uśmiechem skrywa się prawdziwa charakterna Balnchard, jego mała złośnica. Potrafiła dać popalić jak mało kto i chyba cieszył się taryfą ulgową, że tak szybko odpuszczała mu wszelkie przewinienia, choć niekiedy nie powinna.
— W porządku, pójdziemy razem. — stwierdził lekko się do niej uśmiechając. Ostatnio wiele się działo i choć Jackson nigdy nie był kimś kto lubił spełniać oczekiwania innych, czy choćby społeczeństwa tak Octavia była tym jednym wyjątkiem, dla którego naginał tak wiele swoich dotychczasowych zasad, postanowień i powoli się zmieniał. Był z nią szczęśliwy, bez dwóch zdań. Jednak te wszystkie zmiany, było ich dużo i musiał uważać, by się nie pogubić. Octavia miała w sobie coś, co bez względu na wydarzenia, zatrzymywało Jackosna w miejscu, u jej boku. Gdyby wpadł z kimkolwiek innym, nie odpuścił by tak łatwo i pewnie zmusił kolejną dziewczynę do decyzji o usunięciu lub podpisałby podobne dokumenty uciekając. Octavii nie potrafił odmówić, nie chciał jej odmawiać, rozczarowywać. Zastanawiał się, czy istniało cokolwiek co sprawiłoby, że wycofałby się z tej relacji, czy byłoby coś co kosztowałoby go zbyt wiele. Wiedział jednak, że w rzeczywistości to ona nie ma z nim łatwo.
— Będzie trzeba wygrzebać z szafy porządny garniak. — stwierdził uderzając palcami w kierownicę do rytmu piosenki, która leciała akurat w radiu. — Czas oczarować seniorkę rodu. — dodał z nutą rozbawienia.
— Trzeba zbierać sojuszników. Poza tym nic na to nie poradzę, to wrodzony talent. — odparł skromnie, wzruszając ramionami i posyłając Octavii niewinny uśmiech. Od zawsze był duszą towarzystwa i nie miał problemu odnaleźć się w obcym otoczeniu, wśród nieznajomych twarzy. I potrafił oczarować kobietę jeśli tylko chciał i się postarał, to praktykował odkąd tylko zaczął się nimi interesować. Chociaż wiele ułatwiał status społeczny i suma na koncie, to uroku mu nie brakowało.
OdpowiedzUsuń— Ale nie martw się, tylko jedno tak naprawdę się liczy. — zapewnił kładąc dłoń na jej udzie. Nie sądził by na świecie była druga osoba zdolna do tego, by go usidlić i zachęcić do ustatkowania. Choć jeszcze nie tak dawno temu sądził ,że to słowo nie istnieje w jego słowniku.
— A skoro nie przepadasz za Monicą, przekonajmy się kto jest większym atencjiuszem. — dodał z łobuzerskim uśmiechem, choć jego ton głosu nie wskazywał by miał coś złego na myśli. Jackson był wychowany w blasku reflektorów u w centrum uwagi wszystkich wokół. Lubił to, lubił gdy o nim mówiono, gdy się za nim oglądano. Był nieco próżny i zdecydowanie rozpuszczony, ale kto w ich świecie taki nie był? Znalezienie się w centrum uwagi przychodziło mu łatwo, gdy zaczynał rozmawiać, śmiać się i flirtować. Jackson wykazywał niezwykły talent w graniu grzecznego i sympatycznego chłopca, którego nie dało się nie lubić. Z pełnego złośliwości chłopaka potrafił momentalnie przeobrazić się w ciepłego i serdecznego. Nauczył się być takim jakim od niego wymagano w danej sytuacji, a w świecie biznesu gra pozorów była na porządku dziennym. Niekiedy tylko przenosiło się nawyki z pracy do życia prywatnego.
Rozbrzmiał dźwięk telefonu, który podłączony był do samochodu. Jackson zerknął na wyświetlacz i nieco niechętnie odebrał od ojca.
— Jackson, cześć. Jesteś może wolny i mógłbyś podjechać do firmy? Chciałem o czymś z tobą porozmawiać. — Rzeczywiście, ojciec miał jakąś sprawę, o której mieli porozmawiać, ale ostatnio nie miał do tego głowy. Zerknął na Octavię.
— Teraz nie bardzo. O co chodzi? — zagadnął.
— To nie na telefon, Jack. — Jak zwykle nie mógł powiedzieć mu o co chodziło, tylko owijał w bawełnę.
— Ok, może zajrzę wieczorem. Cześć. — rozłączył połączenie. — Jak zawsze wybiera idealny moment. — mruknął bardziej do siebie niż do Octavii.
Uśmiechnął się pod nosem, nawet on niekiedy musiał zabiegać o względy niektórych panien, jednak niektóre same pchały się facetom do łóżek. Łapał się na myślach jak wiele rzeczy zmieniło się w ostatnim czasie, jak jeszcze nie tak dawno wyglądało jego życie towarzyskie, na jak wiele pozwalał sobie na niektórych imprezach. Wiedział, że musiał przystopować, nie mógł doprowadzać się do stanu, w którym kompletnie nad sobą nie panował. Nie nie chciał być kolejnym gościem, który zalicza inne na boku, zwłaszcza że Octavia doświadczyła czegoś takiego. Czasem miał ochotę wyśmiać samego siebie jak bardzo starał się nie popełnić dużych błędów. Kiedyś nie zwróciłby na to uwagi, a może nie zwracał na to uwagi, bo było mu wszystko jedno. Wciąż nie rozumiał jak Octavia i uczucia, którymi go otoczyła, działały na niego jak nic innego. Octavia miała na niego duży wpływ i tylko duma nie pozwalały mu się przyznać jak bardzo. Sprawiała, że od raz wyglądał jakby stracił rozum.
OdpowiedzUsuńUjął jej dłoń w swoją i uniósł ją do swoich ust po czym złożył na wierzchu jej ręki krótki pocałunek. Posłał jej jedynie delikatny uśmiech, wprost nie odpowiadając na zadane pytanie. Ostatnim czasem na prawdę wszystko kręciło się wokół niej i nawet mu to nie przeszkadzało.
— Między innymi dlatego mnie kochasz. — odparł dumnie. Potrafił być miłym i grzecznym chłopakiem, jednak potrafił również zajść za skórę i pokazać rogi, gdy ktoś mu podpadł lub gdy najzwyczajniej w świecie za kimś nie przepadał. Niekiedy też wybujałe ego sprawiało, że robił się wredny i nieprzyjemny, ale zwykle dało się z nim dojść do porozumienia.
Wywrócił oczami na jej polecenie. Ciekawiło go o co mogło też chodzić, ale nie specjalnie chciał teraz zrywać się i lecieć na pierwszy lepszy telefon.
— Mógł chociaż powiedzieć, czy chodzi o coś pilnego, czy coś się stało z firmą, a może to jakaś pierdoła, która może poczekać. — mruknął, jego mięśnie rozluźniły się pod wpływem dotyku Octavii. Na kolejne jej pytanie, utkwił wzrok w drodze i mijanych samochodach. Wzruszył ramionami.
— Kiedyś może i brakowało. Jednak przywykłem do tego, że matka nie chce mieć ze mną zbyt wiele wspólnego, a ojca nie ma. Wielokrotnie starałem się zwrócić na siebie ich uwagę, różnymi rzeczami, ale kończyło się to podobnie. Teraz wolę mieć święty spokój, jest dobrze póki się nie mieszają. — wytłumaczył krótko, bo nie miał zamiaru wdawać się w ckliwe opowiastki ze swojego dzieciństwa. — Ale teraz... — wziął głębszy oddech. — Zawsze byłem na nią wściekły za to co mówiła, a teraz poniekąd rozumiem jej niechęć. Ojciec poświęcił się pracy, uciekł od problemów, zresztą wiem, że jest potrzebny w firmie. Wiem, że ja też będę tam potrzebny. Jedyne czego nie mam zamiaru robić to latać z kurwami na wakacje, gdy wy będziecie w domu. — dodał niechętnie zaciskając dłonie na kierownicy. Miał wiele żalu do rodziców, który było po nim widać i którego światło dzienne nigdy nie ujrzało. Był świadkiem różnych sytuacji, których miał zamiar oszczędzić własnemu dziecku. Jakkolwiek nie chciał tej ciąży, dziecko nie było niczemu winne.
— Dzięki, ale wiem, że nie jest łatwo uniknąć powielania schematów.
Lubił widzieć uśmiech na jej twarzy, słyszeć jak się śmieje i jest szczęśliwa. Gdy widział ją w takim stanie, przyjemne ciepło rozlewało się po jego wnętrzu. To była ta jego połowa, która do tej pory nie miała zbyt wielu szans, by wyjść na wierzch i zaprezentować się światu. Przy Octavii mógł być w pełni sobą i cieszył się, że akceptowała go ze wszystkimi wadami, których nie było mało.
OdpowiedzUsuń— W porządku, podjadę do niego, ale to może chwilę poczekać. Nie chcę cię niepotrzebnie ciągać. — Rzeczywiście mogło chodzić o coś niezbyt ważnego, nie chciał więc zabierać jej czasu. Mogło tez chodzić o coś poważniejszego, nad czym będzie musiał się na dłużej pochylić lub mogło chodzić o sprawy prywatne, a te rozmowy zwykle nie toczyły się po właściwych torach, a tego Octavia nie musiała być świadkiem. Liczył jednak, że to nie będzie nic nadzwyczajnego i szybko się z tym upora.
— Nie musisz mnie żałować. — wzruszył ramionami. — Po prostu nie mam z nimi żadnej specjalnej więzi jak ty ze swoimi. — dodał i nieco się do niej uśmiechnął. Nie lubił, gdy ktoś mu współczuł i stawiał na pozycji pokrzywdzonego. Był do tego wszystkiego przyzwyczajony i zdążył się zdystansować do braku uwagi z ich strony i spędzania wspólnie czasu. Lubił jednak uciekać od problemów i niewygody dlatego wiedział, że w niektórych momentach może odruchowo chcieć się wycofać. Miał jednak nadzieję, że słowa Octavii okażą się prawdziwe i nie zawiedzie jej zaufania.
Pokiwał wolno głową i zerknął krótko na Octavię. Momentami go przeceniała, stawiała wysoko poprzeczkę, do której starał się doskoczyć.
— Zjemy, odstawię cię do domu i podjadę do firmy. — dodał zmieniając nieco temat.
Skręcił w kolejną uliczkę i po kilku następnych minutach zatrzymał się w pobliżu jednej z lepszych azjatyckich knajpek. Wyciągnął portfel ze schowka i wysiadł z samochodu.
[Hej, dzieki za wizytę pod KP Niall'a :)
OdpowiedzUsuńAh, ja sama jako klientka takiego prawnika bym się GAPIŁA xD on na szczęście nie obsługuje indywidualnych przypadków, a broni interesów prywatnej uczelni, chociaż... zapewne zdecydowanie zbyt często w kłopoty trafiają (nie)grzeczne i diabelnie bogate dziewczynki :P
Jakie wspólne punkty zaczepienia tu widzisz? Mnie na mysl przychodzi tylko: a) wspólne sąsiedztwo - tu można ich zatrzasnąć w windzie i b) kierunek prawa jako obrana ścieżka kariery, ale tu nie wiem, jak możemy ich spiknąć, bo przebywają na innych obiektach.
Możemy ich również usadzić w kawiarni omyłkowo przy jednym stoliku, ale Niall raczej nie jest gadułą i nie będzie zagadywał obcej dziewczyny, więc może wyjść nieco niezręcznie xDD
Masz jakieś pomysły? :)]
Niall
Pojechał do firmy z myślą, że pojawiła się pilna sprawa związana z firmą i projektami do których został zaangażowany. Było późno, więc z budynku niemal nie było nikogo prócz ostatnich pracowników, ekipy sprzątającej oraz Roberta, który czekał na syna w swoim gabinecie. Od progu Jackson zorientował się, że rozmowa nie będzie należała do tych łatwych oraz przyjemnych. Kolejne słowa, które ojciec wypowiadał szokowały go co raz bardziej i żałował, że jednak Octavia nie przyjechała tu razem z nim. Wiedziałaby jak się zachować, jak opanować Jacksona, który zwyczajowo reagował zbyt gwałtownie i emocjonalnie. Nie gryzł się w język i chyba pierwszy raz zarzucił ojcu tak wiele popełnionych błędów. Octavia na pewno doszukałaby się w tym racjonalnego wytłumaczenia i sensownych powodów dla których Robert Howard ukrywał prawdę o swoim drugim życiu, poniekąd drugiej rodzinie, która trzymał z daleka od świateł reflektorów i społecznego świecznika.
OdpowiedzUsuń— Masz brata... — te dwa słowa odbijały się echem po jego głowie na długo po tym jak opuścił budynek Pearl Yachts. Targały nim skrajnie różne emocje, zazdrość, złość, rozczarowanie i szok... Było tego tak wiele, że nie potrafił od tak przetrawić tego co usłyszał. Jego ojciec miał drugą rodzinę... Jackson miał brata... brata którego przypadkiem, nieumyślnie poznał. Robert zatrząsł tym co Jackson wiedział i ten poczuł się jakby całego jego życie było jedną wielką niewiadomą, kłamstwem.
Chciał uciec do tego co znane. Jadąc w stronę domu odruchowo zatrzymywał się pod barami chąc do nich wstąpić i najzwyczajniej w świecie odpłynąć od problemów, chociaż na krótka chwilę. Jednak bardziej potrzebował czegoś bardziej znajomego, kogoś kto go spróbuje zrozumieć.
Wszedł do mieszkania, zamyślony i podirytowany.
Zignorował słowa Octavii i wyminął ją przechodząc do kuchni. Z lodówki wyciągnął butelkę otwartej szkockiej i nalał sobie pełną szklankę, która od razu przechylił. Nalał kolejną porcję i chwycił za szklankę. Oparł się o blat i wpatrywał w Octavię zastanawiając się jak przekazać jej to co usłyszał. To ona zawsze kibicowała relacji Roberta z synem wierząc, że może ona ulec poprawie.
— Robert... Ten chuj ma drugą rodzinę. — mruknął po czym przytknął szklankę do ust. — Pamiętasz tamtego chłopaka co był niby do mnie podobny? To jego syn. — znów sięgnął po butelkę zapełniając szkło.
Gdy oplotła go ramionami, zarobił to samo mocno się do niej przytulając, a twarz chowając w jej bujnych, ciemnych włosach. Zaciągał się jej zapachem i napawał bliskością drobnego ciała starając się uspokoić. Miał ochotę zniknąć w jej uścisku, nigdy więcej jej nie puszczać. Jego życie co rusz wywracali się do góry nogami, zaskakując go kolejną wiedzą. Jackson zwykle chował wszelkie emocje, oprócz złości, głęboko w sobie nie pokazując bólu, rozczarowania, czy zagubienia. Teraz czuł się jakby po raz kolejny dostał w twarz od własnego ojca. Tak naprawdę poczuł się teraz jak zbędne ogniwo, które nie pasowało do całości. Pierwszy raz poczuł się tak… tak jakby osoba, której powinien udać bezgranicznie wbiła mu nóż prosto w plecy.
OdpowiedzUsuńW końcu jednak odsunął się od Octavii, pogłaskał ją po policzku, to ona wierzyła, że Jackson naprawi relacje przynajmniej z ojcem. Teraz to nie było możliwe, Jackson nie chciał mieć z nimi nic wspólnego.
— Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Wyjaśnił wszystko dobitnie. — odparł kręcąc głową. — Robert nigdy nie kochał mojej matki, nie planował mnie. Jednak, gdy wpadli postanowił wziąć odpowiedzialność za to co się stało, zwłaszcza że kariera Camilli stanęła pod znakiem zapytania, a i ona raczej nastawiała się na to by usunąć. Nie zgodził się i niedługo później wzięli ślub. To wiedziałem. — zaczął tłumaczyć nieco niechętnie. — Ojciec na jednym ze swoich wyjazdów do Europy poznał kobietę, w której się zakochał, rozumiesz? — zaśmiał się kpiąco, bo cała ta historia była dla niego absurdalna. — To do niej ciągle tak latał i dlatego znikał. Zaszła w ciążę z nim, a gdy urodziła latał tam częściej, by być obecnym w życiu ich dziecka. — zaśmiał starając się ukryć żal i zazdrość. — Lucas jest rok starszy od ciebie. Przyleciał do Nowego Jorku na wymianę studencką, którą przepchnął mój oj… Robert. Zrobił to żeby pokazać mu swoje rodzinne strony i ambitniej wdrożyć w życie firmy. Miał czelność poprosić mnie żebym mu wszystko pokazał. — Był wściekły, zraniony i cholernie zazdrosny choć tego ostatniego nie chciał czuć. — Ten chłopak miał wszystko to co ja powinienem mieć, nie oddam mu Pearl Yachts. — warknął. Był kompletnie rozbity, wszystko co do tej pory wiedział stanęło pod znakiem zapytania, łącznie z jego pozycja w firmie. Był tym synem, którego ojciec kochał mniej o ile w ogóle, był tym którego miał przez całe życie gdzieś. Nie byłby zaskoczony, gdyby któregoś dnia dostał wiadomość, że może pracować w firmie, ale to Lucas ją przejmie.
Sięgnął po butelkę i ruszył w stronę tarasu. Usiadł na zimnej podłodze pod ścianą i wyciągnął papierosa, którym głęboko się zaciągnął. Pociągnął spory łyk whisky, która zapiekła go w gardle. Spoglądał na miasto i kolorowe światła, pierwszy raz w życiu walcząc ze łzami bezsilności, które napływały mu do oczu.
[jak tak dalej pójdzie, to połowa NY to będą jego byli pracodawcy xDD ale pasuje mi, aby zaczynał wczesną karierę zawodową u jej ojca, dobrej praktyki nigdy dość :)
OdpowiedzUsuńnie sądze, aby Niall był tak sentymentalny, że wpadłby do jej rodziców na jakiś obiadek, albo zagadał do dziewczyny, skoro jej nie rozpozna po parunastu latach, więc pozwolę sobie zarzucić mniej zobowiązującym wstepem :) szalej śmiało, jak Cię wena poniesie!]
Na Upper East Side mieszkało mu się dobrze, choć oczywiście było to zbyt skromne i niedojrzałe niedopowiedzenie. Opływał w luksusy, którymi nie potrafił wzgardzić, a które często uważał za zbędne. Jego rodzina dorobiła się niemałej fortuny i ojciec dumny był, że wszystko to osiągnął sam, pracą uczciwą i rzetelną, a Niall to uznanie podzielał. Sam jednak czuł pewnego rodzaju obojętność do rzeczy o wysokiej wartości materialnej, bo doskonale zdawał sobie sprawę, jak zakłamany jest rynek i wartość pieniądza, jakie to złudne i powierzchowne. Niemniej jednak nie przeprowadził się do nocy na Bronxie, nie odrzucił wełnianych garniturów i skórzanej aktówki a tkwił w rzeczywistości, w jakiej wypadało mu być. Bo w gruncie rzeczy lubił woje wygodne życie i choć z wielu rzeczy potrafiłby zrezygnować bez trudu, to najzwyczajniej w świecie nie musiał. Martwił się chwilami o matkę, miał wrażenie, że fortuna i otaczający luksus ją przytłacza, ale ta prawie sześćdziesięcioletnia kobieta wydawała się silniejsza od niego, bo nawet nie grymasiła, gdy w gazetach pojawiały się o niej krytyczne wstawki (tylko wstawki, bo całe strony poświęcano młodym i pieknym pokoleniom).
Opuścił apartament, zamykając drzwi bez należytej uwagi, bo nigdy nie dochodziło do kradzieży na tej dzielnicy i zatopiony w treści maila wyświetlanego w telefonie skierował się do windy. Miał dziś w planach trzy spotkania, w tym jedno z zarządem Constance Billard St. Jude's School, której był członkiem i wymagało to od niego szczegółowego przygotowania ze względu na kilka incydentów, które troszkę mogły nabruździć dobrej opinii szkole. Miał momentami wrażenie, że młodzi dorośli, którzy uczyli się w placówce, są gorsi od pasożytów, od przestepców przebywających w rygorystycznych więzieniach, potrafili być tak okrutni i bezwzględni wobec siebie. Miał czasami dość tego gówniarstwa, ale lubił wyzwania i cenił pieniądz, który pozwalał na wygodne życie, wciąż więc nie podejmował rozmów z potencjalnymi nowymi pracodawcami. Może chciał pomóc tym uczniom? Może w głebi serca wierzył, że stać ich na więcej? Sam w to nie wierzył, ale temu również nie zaprzeczał.
Zatrzymał się w windzie, odruchowo nacisnął na panelu oznaczenie parkingu podziemnego, nie podnosząc wzroku i odsunął się do tyłu, słysząc, że z korytarza nadbiega jeszcze ktoś. Nie trudził się przytrzymaniem zasuwających się drzwi, bo to co widział na wyświetlaczu, pochłoneło niemal całą jego uwagę. Dopiero gdy przed nosem śmignęły mu ciemne i długie - ewidentnie kobiece kosmyki, oderwał się na chwilę od telefonu, by spojrzeć na sąsiadkę (której nie kojarzył, jak i reszty mieszkańców spod tego numeru budynku).
- Dzień dobry - przywitał sie kulturalnie, nie do końca pewny, czy z ust dziewczyny padły podobne słowa i znów zatopił się w treści maila, chcąc go wreszcie dokończyć. Był dziś spóźniony, co powodowało lekką irytację.
Niall
Oparł głowę na ramieniu Octavii, gdy znalazła się obok. Dodawała mu tak wiele otuchy, choć tak na prawdę z każdej możliwej strony pojawiały się przeróżne komplikacje oraz problemy. Miał wrażenie jakby od beztroskich wakacji minęły całe wieki, a nie dwa miesiące. Zmieniło się tak wiele i nie wiedział, czy w niektórych sytuacjach był po prostu ślepy, czy może rzeczywiście ojciec, aż tak dobrze krył się ze swoimi tajemnicami. Zastanawiał się co takiego zrobił, że jego własna rodzina tak bardzo go nienawidziła.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią z lekkim niezrozumieniem. Co miała na myśli? Co takiego mogła załatwić? Wiedział, że jej rodzina ma spore wpływy i znając prawo można było sprawnie nim manipulować na własną korzyść i w razie potrzeby Jackson miał silne zaplecze, tak co mogli zrobić więcej? Skoro Lucas był jego synem i to do ojca należała decyzja komu przekaże firmę.
— Cokolwiek możesz zrobić, nic na razie nie rób. Nie powinnaś teraz mieszać się w żadne problemy. Poza tym muszę najpierw sam porozmawiać z tym Lucasem i zobaczyć jakie ma plany. — W tej chwili potrafił założyć najgorsze scenariusze, jednak co nie co pamiętał z ich przypadkowego spotkania w klubie. Chłopak wydawał się w porządku. To mogła być jedynie gra z jego strony, mógł udawać jednak Jackson musiał wpierw dowiedzieć się jakie są zamiary Lucasa. Istniał cień szansy, że posiadł inne aspiracje i Pearl Yachts go nie obchodziło.
Pochylił się nad nią i sięgnął po butelkę, którą mu zabrała. Chwilę obracał ją w dłoniach po czym upił kolejny łyk. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego wnętrzu. Miał jednak świadomość, że nie mógł po prostu odciąć się od kłopotów. Musiał się pilnować, bo w tym przypadku miał za wiele do stracenia. Firma była dla niego bardzo ważna. Zresztą teraz rozchodziło się nie tylko o jego przyszłość, ale także tej małej istotki.
Pociągnął nieco nosem i wziął głębszy oddech. Spojrzał na Octavię i posłał jej lekki uśmiech, rozchmurzając się. Nie mógł pokazać jak bardzo go to wszystko ubodło, a tym bardziej nie miał zamiaru dać żadnej satysfakcji ojcu.
— W porządku. To nic takiego. Mogłem się tego spodziewać. Mamy za to z głowy rodzinną kolację, zdaje się, że powiedziałem mu o ciąży. — Posłał jej kolejny uśmiech, który zszedł z jego twarzy, gdy spojrzał ponownie na miasto. Sięgnął po telefon i odszukał na Instagramie Lucasa. — Ale zaproszę jego tutaj, lepiej żeby w pobliżu był ktoś... bardziej opanowany.
Słuchał jej uważnie, z nieco zmarszczonymi brwiami. Z początku nie do końca rozumiał co chciała mu przekazać, ale gdy tylko zaczęła mówić o rodzinie od strony matki, zrozumiał. Balnchardowie zawsze zdawali się tacy poukładani i prawi, a jednak prawda była inna. Chociaż w świecie pieniądza znajomości i nieczyste układy nie były czymś niespotykanym. Tu było trzeba się liczyć, że jeśli nie miało się wpływów lub nie było się ważnym pionem na planszy, nie mogło się zdziałać nic szczególnego. Zastanawiał się tylko jak bardzo jej rodzina działała ponad prawem, jak wiele rzeczywiście byli w stanie zaaranżować. Jednak w końcu jej matka wywodziła się z Meksyku, a tam działo się bardzo wiele. Nie chciał jednak naciskać i zmuszać jej do mówienia więcej niż chciała, czy mogła.
OdpowiedzUsuń— Rozumiem, dziękuję. — uniósł dłoń i pogłaskał ją po policzku. Octavia zaskakiwała go niemal każdego dnia. Cieszył się jednak, że się otwierała i chciała wpuścić go wpuścić w głąb swojego świata. — Zero presji, rozumiem, że na rodzinnych imprezach muszę prezentować się idealnie, nie tylko przez wzgląd na babcię. — dodał z nutą rozbawienia chcąc rozluźnić odrobinę napiętą atmosferę. Jackson nie do końca poprawnie radził sobie ze skomplikowanymi relacjami i problemami we własnym życiu, zwykle uciekał od nich i uciekał w huczne imprezy, towarzystwo znajomych, toksyczne zabawy. Czuł wewnętrzną potrzebę, by dać się temu znowu porwać, by poczuć na karku oddech adrenaliny i ekscytacji. Octavia wielu z jego zachowań by nie pochwaliła, wielu jego znajomych, by nie zaakceptowała. Ale to z tymi mało porządnymi kumplami potrafił oderwać się od tego co tu i teraz. Siedzenie tutaj wymagało od niego pewnego wysiłku, ale nie mógł od tak zaszyć się w mieście i znów ją zostawić.
— Mogę ci kupić wino zero procent. — odparł pociągając za koc i owijając nim lepiej Octavię. Lepiej rzeczy ona nie nabawiła się żadnego przeziębienia. On czuł się dobrze, a przyjemnie chłodny wiatr nieco ocucał jego rozbiegane myśli.
— Zdziwił się i powiedział, że dobrze, że trafiłem na ciebie. Chciał pogratulować, ale nie wiedział, czy się z tego cieszę. — wzruszył ramionami i utkwił wzrok w etykiecie naklejonej na butelkę. — Dalej wolałbym żeby to się nie wydarzyło, ale nie chcę by jakiekolwiek dziecko czuło się przeze mnie tak jak ja przez swoich rodziców. Może i nie jest chciane, ale na pewno będzie kochane. — odparł podnosząc spojrzenie na Octavię.
W tak krótkim czasie spadło na ich barki tak wiele różnych, niełatwych spraw. Jackson choć czuł się tym wszystkim przytłoczony, nie należał do osób, które tak łatwo się poddawały i załamywały nad własnym losem. Napisał krótką wiadomość do Lucasa, że muszą się spotkać. Chłopak po chwili odpisał twierdząco, dopytując gdzie i kiedy.
— Cieszę się, że mi o tym mówisz, chociaż nie spodziewałem się, że akurat twoja rodzina jest zamieszana w różne inne... interesy. — odparł otaczając ją ramieniem. — Ale chyba każdy ma swoje tajemnice. — dodał całując ją w czubek głowy. Przesunął spojrzeniem po Nowym Jorku i migoczących wokół kolorowych światłach. Miał tylko nadzieję, że Octavii nigdy bezpośrednio nie będą dotyczyły koligacje i ciemne interesy jej rodziny. Nie chciał, by w jakikolwiek sposób mieszała się w coś co może być dla niej niekoniecznie bezpieczne. Mógł się tylko domyślać jaką dziedziną zajmuje się jej rodzina, ale nie wnikał. Nie chciał wywierać na niej presji, a skoro tak mówiła sama również o wszystkim nie miała pojęcia.
OdpowiedzUsuń— Nie przepraszaj, miałaś prawo tak postąpić i wysunąć pewne wnioski po moim zachowaniu. Cieszę się jednak, że ich nie podpisałem. Podejrzewam, że za kilka lat, bym sobie tego nie wybaczył, gdybym widział ciebie... was szczęśliwych z kimś innym. — przyznał. W tedy, gdy do niej przyszedł był gotowy zrobić wszystko czego od niego chciała. Tamtego wieczora byli blisko, by ich drogi rozeszły się raz na zawsze. — Tak na prawdę to ja powinienem cię przepraszać każdego dnia. — przyznał z grymasem. Miał wiele powodów za które mógłby ją wciąż przepraszać i starać się jej wynagrodzić własną głupotę.
— Okej, lepiej tego nie odkładać. — przytaknął i odpisał chłopakowi, że jeśli ma czas może przyjechać jeszcze dzisiaj do nich. Niemal od razu dostał odpowiedź. — Będzie za półgodziny. — Nie wiedział jak ta rozmowa się potoczy, od czego powinien zacząć, czy chłopak miał o czymkolwiek pojęcie, czy i przed nim Robert zataił prawdę. Wiedział jednak, że musi wziąć głęboki oddech, by podczas rozmowy z Lucasem nie przejęły nad nim kontroli emocje, które wciąż w nim wrzały.
Pokiwał wolno głową. Rozumiał, że niekiedy najwyżej postawieni i ci dzierżący najwięcej wpływów w swoich dłoniach balansują na cienkiej granicy prawa, raz przechylając się bardziej w jedną, a raz drugą stronę. Nie miał z tym żadnego problemu, kochał Octavię i nie miało dla niego większego znaczenia czym zajmuje się jej rodzina.
OdpowiedzUsuń— Kocham cię. — powiedział cicho po czym nachylił się i musnął jej usta swoimi. Była dla niego zbyt dobra, zbyt idealna, ale cieszył się, że ma ją przy sobie, najlepsze co mu się przytrafiło. — Chodźmy do środka, robi się zimno. — Podniósł się z podłogi pociągając Octavię za sobą. Choć było mu nieco lżej po ich rozmowie, wciąż ciężko było mu zaakceptować to czego się dzisiaj dowiedział.
Po około półgodzinie, tak jak się umówili, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Jackson zerknął krótko na Octavię po czym podniósł się z kanapy i poszedł otworzyć. Chwytając za klamkę wziął głęboki oddech, po czym otworzył drzwi. W progu stał Lucas z równie nietęgą miną co oznaczało, że musiał rozmawiać z ich ojcem. Ich... niemal go to bawiło.
— Wejdź. — Odsunął się i wpuścił chłopaka do środka. Ten ściągnął kurtkę i przelotnie rozejrzał się po wnętrzu. Czuł się nieco niezręcznie wiedząc o czym chciał z nim rozmawiać Jackson.
— Niezły apartament. — mruknął przerywając ciężką cisze. Jackson poprowadził go w głąb.
— Dzięki. Chcesz coś do picia? — Miał zamiar zastosować się do wskazówek Octavii; zachowac spokój i po prstu z nim pogadać, poznać się. Do tej pory miał go za w porządku kolesia z baru i nie sądził, że znajdą się w takiej sytuacji. Poniekąd spełniły się wątpliwości Octavii, gdy pierwszy raz zobaczyła zdjęcie i stwierdziła, że są do siebie podobni. Teraz wiadomo było, że to podobieństwo nie było czystym przypadkiem.
W salonie zastali Octavię, która powoli ulatniała się do drugiego pokoju.
— Coś mocniejszego się przyda. — odparł po czym posłał uśmiech brunetce i wyciągnął w jej stronę dłoń. — Cześć, Lucas. — przedstawił się.
Obaj odprowadzili ją spojrzeniem, a gdy Octavia zniknęła za drzwiami do sypialni, Jackson sięgnął po dwie szklanki. Nalał alkoholu do nich po czym jedna wręczył Lucasowi.
OdpowiedzUsuń— Słyszałem, że przyjechałeś na wymianę? Jaki kierunek? — Jacksona interesowały inne sprawy, ale rzeczywiście nie chciał zaczynać od tego co nieprzyjemne. Liczył, że jeśli choć odrobinę się poznają, Lucas chętniej opowie mu o swoich planach oraz planach ojca. Chłopak z pewnością musiał wiedzieć więcej niż Jackson, który tak naprawdę teraz sądził, że w ogóle nie zna własnych rodziców i nie ma pojęcia jak wyglądają ich życia.
Jackson zamieszał alkoholem w szklance i podniósł wzrok na chłopaka.
— Tak. Medycyna, po mamie. — przyznał z lekkim, ciepłym uśmiechem, gdy wspomniał rodzicielkę. Jackson pokiwał głową i upił łyk whisky po czym poprawił się w fotelu siadając wygodniej. — Ojciec to zaaranżował żebym mógł zacząć pojawiać się w jego firmie. — Lucas wywrócił oczami i sam pociągnął łyk alkoholu.
— Wtedy w barze wiedziałeś, że ja to ja? — ciekawiło go ile przypadku było w tamtym spotkaniu, a ile celowego działania.
— Nie śledziłem cię, wpadliśmy na siebie przypadkiem, ale wiedziałem już, że mam brata. — wyjaśnił.
Jak zwykle Jackson dowiadywał się o wszystkim na samym końcu. Mógł tylko gdybać l ilu rzeczach jeszcze mu ojciec nie powiedział, o rodzinie, czy firmie. Nie rozumiał jednak jednego, skoro tak bardzo chciał widzieć w niej Lucasa, dlaczego do tak wielu istotnych rzeczy angażował starszego syna? Jackson jednak odepchnął od siebie te myśli nie chcąc podjudzać samego siebie.
Mam brata... te dwa słowa odbijały się echem w jego głowie. Czuł się dziwnie z tą świadomością, nigdy jakoś szczególnie nie żałował, że jest jedynakiem i znając nastawienie matki oraz relacje między rodzicami, nigdy nie nastawiał się na powiększenie ich rodziny. A tu taka niespodzianka…
Odetchnął z ulgą słysząc wyjaśnienia Lucasa. Skoro nie był zainteresowany firmą, ojciec będzie musiał przekazać ją starszemu Howardowi lub sprzedać, a wiedział, że na to drugie rozwiązanie nigdy by sie nie zdecydował. Firma od lat była w rodzinie.
OdpowiedzUsuńJackson wzruszył ramionami i pociągnął łyk drinka.
— Robert ma swoje powody i plany. Chce zabezpieczyć waszą rodzinę, a Pearl Yachts jest obecnie warta miliardy. — odparł kręcąc głowa. Jackson nie musiał znać dokładnych planów ojca, widział, że bardziej zależało mu na jego europejskiej rodzinie niż tej, którą miał tutaj. Żałosne jednak było, że wszystkich wodził za nos i grał na dwa fronty. Dobrze wiedział o układach, które miał z matką, Camilla by go pogrążyła, gdyby chciał się z nią rozwieść i zostawić bez pieniędzy. — Nigdy raczej nie interesował się tym czego chcą inni. — dodał wspierając łokcie o uda.
Jackson uniósł lekko brwi i spojrzał na chłopaka nieco zaskoczony. Jak na to, że przebywał w Nowym Jorku od niedawna to wiedział całkiem sporo o życiu w tym mieście. Powinien jednak mieć się na baczności, bo dla Plotkary z pewnością będzie łakomym kąskiem.
— Prawdziwy wrzód na tyłku, lepiej uważaj. — Podniósł wzrok na drzwi od sypialni. Zamieszał alkohol w szklance i skinął głową. Skoro on wiedział, cała reszta ich znajomych również otrzymała plotkę. Dziwił się, że jeszcze nikt do nich nie wydzwaniał i nie wypytywał o prawdę u źródła. — Prawda. Mogę ci pogratulować, jednego dnia zostałeś młodszym bratem i wujkiem. — odparł z nutą złośliwości w głosie, której nie mógł sobie darować. Kąciki jego ust nieznacznie drgnęły do góry. — Octavia trzyma mnie na ziemi, gdyby nie ona dawno rzuciłbym to w cholerę. — przyznał. Sam powoli zaczynał tracić orientację w tym co się działo, ale starał się dodatkowo nie mieszać, choć nie szło mu to najlepiej.
— Nigdy o tobie nie słyszałem, ale Robert nigdy nie zwierzał się ze swoich... podróży biznesowych i schadzek z kurwami. Nigdy go nie było, teraz przynajmniej wiem gdzie i z kim się chował. — mruknął. — Sorry. — dodał zdając sobie sprawę, że zabrzmiał zbyt ostro i oskarżycielsko. To jaki Robert był nie było winą, ani Lucasa, ani jego matki. — Powinieneś jednak powiedzieć swojej matce, że Robert Howard ma tu w Stanach żonę. — Miał ochotę dopiec ojcu, wywlec na wierz jego brudy przynajmniej przed bliskimi.
— Na długo zostajesz w Nowym Jorku?
— Na pewno kilka miesięcy. — odparł Lucas. Zawsze chciał zobaczyć Stany od podszewki, poznać miasta i ludzi, choć nigdy nie sadził, że stanie się to właśnie w takich okolicznością. Ojciec jednak się uparł, a on nie miał zamiaru wojować z wiatrakami. Uniósł nieco brwi na kolejne słowa Jacksona, rozumiał jego wzburzenie. Nim również te wieści wstrząsnęły jednak nie sądził, że ojciec mącił, aż tak. Sam nie wiedział, czy powinien o czymkolwiek informować matkę. Miał świadomość jak bardzo postawa ojca i jego zdrady, by ją zraniły, a ostatnio zdawała się szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńNim zdążył odpowiedzieć w kuchni pojawił się Octavia i czwarty głos dobiegający z jej telefonu. Wymienił spojrzenie z Jacksonem, który w tym samym momencie wywracał oczami i wzdychał nieco zirytowany.
— Brat Octavii. Wkurwia jak mało kto. — mruknął cicho i porozumiewawczo do Lucasa. Jackson poruszył się w fotelu i po chwili podniósł się zgarniając puste szklanki. — Ciebie też jak zawsze miło usłyszeć Laurent! — odparł na tyle głośno, by chłopak mógł go usłyszeć. Lucas natomiast parsknął śmiechem. Już po tak krótkim czasie zrozumiał jak wiele emocji było między nimi wszystkimi. Podobało mu się to, a Jackson choć zdawał się wzburzony całą sytuacją i nieco przybity, to chciał go lepiej poznać. Zawsze chciał mieć rodzeństwo.
— Nie ładnie to tak plotkować po francusku w towarzystwie. — Uśmiechnął się lekko do Octavii i musnął ją w usta. Sięgnął po butelkę i nalał kolejną porcję do szklanek, gdy się od niej odsunął. Powoli procenty rozchodzące się po jego organizmie, rozluźniały jego ciało.
Laurent jak mało kto działał mu na nerwy, ale głównie go to bawiło, ich przedrzeźnianie się i złośliwości, które do siebie kierowali. Tak na prawdę mógłby go polubić, gdyby Blanchard nie zadzierał tak nosa. Zresztą był bratem Octavii, chciał by go zaakceptował i chciał mieć z nim choćby znośne relacje.
— Żeglujesz może? Ciekawią cię w ogóle jachty? — zagadną brata, gdy wrócił do niego do salonu.
Jackson przysłuchiwał się wymienia zdań Octavii z Laurentem. Widział, że podniósł ciśnienie siostrze, upierdliwy kretyn... Co się stało to się nie odstanie, mógł przynajmniej na spokojnie zadzwonić do Octavii, którą to wszystko też mocno przerażało. Ale nie jak zwykle nie mógł trzymać języka za zębami i trajkotał jak nakręcony. Jackson niekiedy miał ochotę mu przyłożyć.
OdpowiedzUsuń— Sama uwielbiasz Jackie. — odparł z czymś na wzór dumnego uśmiechu. Jacht był jego oczkiem w głowie, dbał o niego najlepiej jak potrafił. Był miejscem, do którego uciekał przed miejskim zgiełkiem, gdzie mógł odciąć się od problemów i dobrze się bawić. Jackie była czymś na kształt drugiego domu. — Tak możemy ci pokazać to i owo. Nowy Jork ma wiele ciekawych miejsc. Chociaż Octavia musi teraz ograniczyć niektóre rozrywki.
— Chętnie, na razie nie znam zbyt wielu miejsc prócz uczelni i mieszkania. — przyznał Lucas posyłając Octavii wdzięczny uśmiech. Nie znał tu nikogo prócz ojca i paru osób, z którymi wymienił kilka rozmów, gdy stawiał pierwsze kroki w nowojorskiej uczelni. Gdy poznali się przypadkiem w barze, miał wrażenie, że złapali całkiem niezły kontakt, choć wcale by się nie zdziwił gdyby Jackson teraz trzymał się na dystans. Co nie co o nim słyszał, choć nie wiedział ile w tym prawdy.
Jacskon zaśmiał się pod nosem, gdy Octavia zadała im to pytanie, na które oczywiście obaj nie znali odpowiedzi i nie byli w stanie sensownie jej pomóc.
— Wiesz niektóre prochy i grzybki potrafią zwiększyć możliwości naszych mózgów. — odparł z nutą przekory wiedząc, że Octavia wcale nie przepada za jego drobnym nawykiem, choć sama taka niewinna i grzeczna nie była. Lucas roześmiał głośno, a Jackson uśmiechnął się w duchu.
Jackson parsknął śmiechem, którego nie zdołał powstrzymać na jej słowa. Rozumiał co miała na myśli, jemu również nasunęło się kilka przyjemnych wspomnień związanych z ich wspólnym czasie na jachcie. Teraz miał wrażenie jakby minęło strasznie dużo czasu od tamtych momentów, a były to raptem dwa miesiące...
OdpowiedzUsuń— Przyda się nam. Kupimy szampany zero procent i kadzidełka łagodzące stres. — odparł wiedząc, że nie będą mogli... a raczej Octavia nie będzie mogła pozwolić sobie na zabawę jak niegdyś. Ale towarzystwo zdecydowanie dobrze im zrobi, choć potrafił sobie wyobrazić te wszystkie pytania i współczujące spojrzenia ze strony znajomych, którzy dzięki Plotkarze na pewno już o wszystkim wiedzieli.
— Ja nie narzekam, moja głowa ma się całkiem dobrze. — odparł wyruszając ramionami. Gdy Octavia zniknęła za drzwiami, Jackson znów skupił swoją uwagę na Lucasie.
— Wydaje się bardzo miła. — zauważył młodszy chłopak. Jackson pokiwał głową. Na własnej skórze przekonał się jak cudowną osobą jest Octavia, jak duże serce posiada i jak wiele cierpliwości ma w stosunku do innych ludzi. Wiedział jednak, że potrafiła również twardo stąpać po ziemi i postawić na swoim. Jej spokój mógł człowieka wyprowadzić na manowce.
— To prawda, ale nie daj się zwieść, ma więcej charakterku niż my dwaj razem wzięci. — odparł z nutą rozbawienia. Wielokrotnie przekonał, że lepiej z panną Blanchard nie zadzierać. Spoważniał nieco, chcąc nie chcąc jego myśli pokierowały się w stronę tego czego się dowiedział dzisiejszego dnia. — Wiem już, że nie jesteś zbytnio zainteresowany firmą, ale ojciec nie da nam spokoju póki ci jej nie pokaże. Mogę cię oprowadzić, jeśli chcesz. — zaproponował wzruszając ramionami. Nie chciał mu niczego narzucać, ale dzięki temu będą mieli jeden problem z głowy. Poza ty chciał się przekonać, że rzeczywiście chłopak nie ma o niczym pojęcia i nie chce się angażować w rozwój i prowadzenie Pearl Yachts.
Pobyt we Włoszech był intensywnym czasem, skupiającym się głównie wokół pracy i imprez odbywających się wieczorową porą, która skupiała największe modowe nazwiska. Fashion Week trwał zdecydowanie krócej, jednak przygotowania do niego były długie i wyczerpujące dla każdego. Laurent jednak uwielbiał czas, w którym niemal nie schodził z wybiegów, a pokaz gonił pokaz. Wszędzie roiło się od modeli, projektantów i najlepszych ubrań. Kochał ten świat całym sercem i odnajdywał się w nim jak ryba w wodzie. Był też zahartowany dzięki matce, która od najmłodszych lat zarażała syna swoją pasją i przyzwyczaiła go do tempa, które jest wręcz mordercze. Nie każdy wytrzymywał presję, Laurent natomiast uwielbiał brylować w towarzystwie, a błysk flesza nigdy go nie krępował. Prócz pracy, dzięki której na jego koncie pojawiały się kolejne przyjemne dla oka sumy, ważne były też imprezy odbywające się po zakończonych pokazach gdzie każdy miał możliwość porozmawiania z każdym. Pokazywanie się w tym półświatku było równie istotne co talent.
OdpowiedzUsuńKontrakt jednak w końcu dobiegał ku końcowi, więc i on mógł wrócić do Nowego Jorku, by złapać oddech, a przynajmniej z początku wierzył, że zdoła odpocząć i przewietrzyć nieco głowę. Bardzo szybko dotarły do niego plotki płynące z Wielkiego Jabłka, które niewiele wcześniej uprzedziła Eva informując co słychać u nich oraz u Octavii. Te rewelacje ścięły go z nóg i cholernie mocno wzburzyły. Miał ochotę powyrywać nogi z tyłka temu przeklętemu Howardowi. Nigdy za nim nie przepadał, a teraz namieszał jak nigdy i to na tyle mocno, że nie zdoła się tak łatwo pozbyć tego kretyna. Nie rozumiał dlaczego jego siostra tkwiła w związki z kimś takim; z kimś kto w jego oczach nie zasługiwał na Octavię Blanchard.
Tym bardziej cieszył się, że wracał. Musiał nadrobić zaległości, być przy siostrze bo spodziewał się, że najbliższy czas okaże się dla niej ciężki. Jego powrót idealnie nałożył się z rodzinnym zjazdem, na którym pojawił się bez uprzedniej zapowiedzi. Tak jak się tego spodziewał, zrobił bliskim niemałą niespodziankę i po kilkunastominutowym ściskaniu i wymianie czułości, w końcu został puszczony przez dziadków oraz matkę.
— Twój przydupas wreszcie cię zostawił? — rzucił z nutą złośliwości i przekory. Wcale nie miał zamiaru ukrywać, że za Jacksonem Cholernym Howardem nie przepada. — Chodź. Czas na dywanik siostrzyczko. — Chwycił Octavię za dłoń i poprowadził ją w głąb domu dziadków, długim korytarzem wprost do pokoju, który kiedyś zawsze zajmowali. I choć teraz panował w nim nienaganny porządek, wciąż na łózkach leżało kilka pluszaków, a na ścianach wisiało pełno ich zdjęć, gdy byli mali, słodcy i uroczy. Zatrzasnął za nimi drzwi co by żadna wścibska dusza ich nie znalazła.
— Patrz, ten był zawsze moim ulubionym. — stwierdził chwytając w dłonie misia z obciętym jednym uchem. Chyba on za tym stał... Rzucił się na materac łóżka, kładąc misia na piersi po czym poklepał miejsce koło siebie. — Więc jak się czujesz? Tylko bez ściemy, ją możesz wciskać blondaskowi. — poprosił przyglądając się siostrze.
Braciak
Uśmiechnął się nieznacznie na jej krótkie wyjaśnienie, znał ją nie od dziś i miał świadomość, że Octavia dzielnie stawi temu czoła. Cokolwiek miało się wydarzyć, nie podda się bez walki i choć będzie ją to kosztowało zbyt wiele wysiłku oraz wyrzeczeń, okaże się świetną matką i zrobi dobrą minę do złej gry. Była silna, bystra i zwykle znajdowała rozwiązania z najbardziej beznadziejnych sytuacji. Nie mogła jednak zapomnieć, że w całym tym bałaganie nie była sama, miała rodzinę która kochała ją ponad wszystko. Laurent sam był tym wszystkim niezwykle zaskoczony i wolał, by życie Octavii potoczyło się w innym kierunku, tak nie miał zamiaru robić jej wyrzutów z powodu ciąży. Poniekąd ta mała istotka będzie po części Octavią.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem, chyba chciałem żeby był bardziej oryginalny. — odparł przekręcając się na bok. Wsparł łokieć na materacu, a głowę oparł na dłoni.
Miała rację, Laurent nie znał za dobrze Jacksona, ale nie musiał. Znał plotki, które krążyły na jego temat, widział zdjęcie, filmiki z klubów i przede wszystkim poznał kilka dziewczyn, z którymi Howard obszedł się... mało subtelnie. Laurent również nie był aniołkiem, ale nie był tak skończonym kretynem, który myśli jedynie o sobie. Nie wierzył w tą całą jego przemianę, a zachwyt Evy załamywał Laurenta.
— Będziesz najsłodszym maluchem i mam nadzieję, że nie dasz nam za bardzo w kość, a zwłaszcza swojej super mamie. — powiedział nieco wyższym i zmienionym głosem, machając pluszakiem przy brzuchu Tay. Wcale nie było dobrze, że wpadła, ale chciał ją podnieść na duchu, dziecko nie oznaczało końca świata, a miał wrażenie, że solidnie ją to trapi.
— Bo mu nie wierzę. Nie kupuję tej jego nagłej przemiany, ktoś taki się nie zmienia. Zresztą ty też wielokrotnie przez niego płakałaś i w moich oczach Howard na ciebie nie zasługuje. Jest samolubny, traktuje dziewczyny jak zabawki i chodzi napuszony jak paw. I przysięgam, że jeśli ucieknie od odpowiedzialności to go znajdę i zostawię na pustyni. — odparł zgodnie z tym co myślał. Nigdy nie cofał swoich słów i nie gryzł się w język. Uważał, że lepiej grać w otwarte karty.
— Jak rodzice zareagowali? — zagadnął znów opadając na poduszkę. Domyślał się, że byli w równie niemałym szoku. Oboje byli młodzi, mieli żyć pełną piersią, a Octavia dodatkowo miało studia na głowie.
Lau <3
To miejsce było pełne różnorakich wspomnień, tych wesołych gdy do utraty tchu ganiali się wokół domu, gdy pałętali się pod nogami babci, w kuchni, gdy pichciła swoje słynne dania i desery, do których miał tak wielką słabość. Było pełne ich śmiechu i dziecięcej beztroski; pełne ich płaczu i krzyków, gdy pociągnął Octavię za włosy lub, gdy zdarł kolano, gdy go popchnęła... Uwielbiał tu przyjeżdżać, z dala od ciągłej gonitwy oraz pracy, oceny innych ludzi. Oboje mogli tu być po prostu sobą. I mogli nie wiedzieć się bardzo długo, nie mieć na co dzień dla siebie tyle czasu co kiedyś, tak nic nie zmieniało faktu, że Octavia była jego ukochaną siostrzyczką. Niekiedy też czuł się jak ten starszy brat, który powinien ją ochronić przed całym światem. Teraz w pewnym sensie czuł, że ją zawiódł, choć miał świadomość, że nie miał wpływu na decyzje podjęte przez dziewczynę oraz to co się stało.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się lekko, świadomość że za parę miesięcy będzie wujkiem napawała go pewnego rodzaju ekscytacją i radością.
— Wiesz, że jesteś za dobra? — odparł kręcąc głową i nieco wywracając oczami. Octavia zawsze dawała drugą szansę, trzecią i pięćdziesiątą piątą. W parze z solidnym kawałkiem charakteru i chłodnego spojrzenia na świat, szła niemal dziecięca ufność. W każdą relację w pełni się zaangażowała. Natomiast Laurent nie miał na to czasu, znał wiele osób, a jego skrzynka na Instagramie większą część czasu pękała w szwach jednak nie przywiązywał do tego zbyt dużej uwagi. Może to przez tryb życia jaki prowadził, każdy kontrakt rzucał go winny zakątek świata.
— Widzę, że jesteś w nim beznadziejnie zakochana, ślepy by to dostrzegł. Dlatego nie jesteś obiektywna, a on mi po prostu działa na nerwy jak mało co. Ten jego uśmieszek... — mruknął. — Serio teraz musisz wziąć go w obroty, a ja czekam, aż go ojciec z dziadkiem wezmą na pogadankę. Normalnie chyba się dołączę. — dodał z szerszym uśmiechem.
— Musisz mu powiedzieć, lepiej żeby dowiedział się od ciebie niż gdzieś to przeczytał. — zaśmiał się lekko na jej pomysł. — Może lepiej żeby nie miał w tedy broni w ręku, jakkolwiek mocno chciałbym zobaczyć postrzelonego Howarda, to nie chcę żeby było ci przykro. Nie wiem, weź go na spacer albo kup mu ulubioną szkocką z etykietą najlepszy dziadek i już. Pokręci trochę nosem i mu przejdzie. — zaproponował wiedząc, że ich ojciec niekiedy się na nich złościł i w tedy bywał całkiem przerażający, choć nie tak bardzo jak Eva.
Lau <3
— Wiesz tajemnice są wtedy kiedy druga osoba o nich nie wie. Ty też możesz wszystkiego nie wiedzieć, tak jak on nie powinien wiedzieć wszystkiego o nas. — odparł już nieco poważniej. Ich rodzina z pozoru mogła wydawać się nieskazitelna, prawa i poukładana. I taka była na pierwszy rzut oka, idealna. Oni również starali się zachować wszelkie pozory bycia normalną rodziną, zwłaszcza Laurent, który przywdziewał maskę idealnego, choć wielu wiedziało, że wcale tak nie jest. Laurent również miał świadomość, że pewnego dnia skończy się zabawa w modela i będzie musiał poważniej pochylić się ku rodzinnym interesom. Aczkolwiek niespecjalnie mu to przeszkadzało, wychowywał się w takim, a nie innym środowisku i przekonaniu. Mimo wszystko lubił swoją obecną swobodę.
OdpowiedzUsuń— Ale w porządku, niech ci będzie. Postaram się spojrzeć na niego łaskawiej, ale niech się gnojek pilnuje. — obiecał niechętnie wiedząc, że ciężko będzie mu ugryźć się w język i porzucić stare przyzwyczajenia. Zresztą Howard miał w sobie to coś co go drażniło i prowokowało, niekiedy odnosił wrażenie, że robił to celowo. A może po prostu był, aż tak zadufany w sobie. — Najważniejsze żebyś była szczęśliwa. — dodał z lekkim uśmiechem. Koniec końców to było dla niego najistotniejsze, by Octavia w tym wszystkim znalazła swoje miejsce i kogoś kto był dla niej idealny. Sam raczej się za nikim nie rozglądał, trafiały się przelotne znajomości i krótkotrwałe relacje, ale zdecydowanie nie mógł o nikim powiedzieć tego co Octavia mówiła o Jacksonie.
— Po prostu mu powiedz, pokręci nosem i mu przejdzie. Jak zawsze zresztą. Poza tym na ciebie nikt nie potrafi długo się złościć. — zachęcił. Ojciec jak to ojciec, martwił się o swoją córkę, więc nic dziwnego, że taka wiadomość go nie ucieszy. Chociaż z drugiej strony mieli wszystkie warunki, by sobie poradzić. — Głowa do góry, będzie dobrze. — posłał jej szczery, ciepły uśmiech. — Stęskniłem się za kuchnią babci. Na kontrakcie musiałem się pilnować z jedzeniem i mieszczeniem się w ubrania na wybieg, ale teraz czas nadrobić. Idziemy? — zrobił maślane oczy na samą myśl o daniach spod ręki seniorki rodu.
Modeling wiązał się z wieloma rzeczami, które uwielbiał, ale także z wieloma, które potrafiły być niezłym utrapieniem. Wciąż z tyłu głowy musiał pamiętać o wymogach, które musiał spełniać, by agencje chciały z nim współpracować.
Lau
Sam niekiedy zastanawiał się dlaczego lubi to co robi. Ta roboty była kontrowersyjna i wielu modeli, czy modelek zwłaszcza, nie wytrzymywało presji i narzuconych reguł i bardzo szybko wypadali z obiegu. Ten świat mógł wydawać się pociągający i niesamowity i taki w rzeczywistości był, jednak wiązał się również z rygorystycznymi przepisami, których oni musieli się trzymać. Nie mogłeś mieć więcej, czy mniej w pasie, nie mogłeś być zbyt niski… było tego tak wiele, a zwykle każdy z nich, tak jak Laurent zaczynali pracować w modelingu będąc dziećmi, czy nastolatkami. I on niekiedy miewał tego wszystkiego dość i dawał się porwać w wir imprez lub wręcz przeciwnie zaszywał się gdzieś sam. Wolał jednak niekiedy coś zajarać i wypić niż odreagowywać stres chorobami.
OdpowiedzUsuńLaurent powędrował spojrzeniem w stronę rozmawiającej grupki, również wywrócił oczami i skrzyżował ręce na piersi.
— No no, Howard już się podlizuje. Serio, nie wiem co wy kobiety w nim widzicie. — stwierdził kręcąc głową na widok uśmiechu własnej matki i babki. Ojciec również wydawał się zadowolony, a Jackson porywał ich kolejną opowieścią. — Aż dziwne, że z takim zamiłowaniem do uwagi robienia wokół siebie szumu nie poszedł w show biznes. — mruknął odrobinę zaczepnie, ale po chwili dał się pociągnąć Octavii w stronę stołu.
— Ha, empanadas zawsze wygrają. — wiedział, że się naje jak dawno i później będzie umierał od nadmiaru ciężkiego i ostrego jedzenia, ale nie mógł sobie podarować.
— Oo są jeszcze taco… — sięgnął po talerz i nałożył sobie po dwie sztuki.
W tym samym czasie Jackson spostrzegł dwójkę, która wróciła na salony. Przeprosił bliskich Octavii, z którymi bardzo dobrze rozmawiało mu się od kilkunastu minut. Podszedł do Octavii od tyłu obejmując ją w pasie i składając krótki pocałunek na policzku.
— Gdzie mi zniknęłaś? — wymruczał zerkając, krótko na Laurenta, którego nikt się dzisiaj nie spodziewał.
— Bo się porzygam. — mruknął pod nosem Laurent, ale szybko zamilkł przypominając sobie, że przecież miał się pilnować ze słowami.
— Ciebie też jak zawsze miło widzieć Ren. Wróciłeś bo się stęskniłeś, czy już się znudziłeś im? — Jackson również nie miał w naturze gryzienia się w język i bycia nad wyraz miłym dla kogoś za kim nie przepadał. Laurent wyprostował się znad stołu i spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.
— To pierwsze, ale uważaj Howard, ponoć w mieście pojawiła się twoja przystojniejsza, młodsza wersja. Może to ty niedługo odejdziesz do lamusa. — odgryzł się przybierając najmilszy i najcieplejszy ton głosu na jaki było go stać. Jackson jedynie zacisnął szczęki i zignorował słowa bruneta, skupiając uwagę na Octavii.
Ren i Jacuś
Laurent posłał siostrze niewinny uśmiech i skomentował to jedynie wzruszeniem ramion. Nie powinna oczekiwać, że od razu wszystko między nimi zacznie grać i hulać. Laurent miał zbyt wiele uprzedzeń i niekiedy przyłapywał się na oczekiwaniu, aż Howard spieprzy coś na tyle mocno, że jego siostra już mu nie wybaczy. Z drugiej zaś strony chciał, by była szczęśliwa, aby wszystko szło zgodnie z jej pragnieniami.
OdpowiedzUsuńJackson natomiast był zbyt dumny, by czasem po prostu odpuścić i nie reagować na zaczepki Laurenta. W jego oczach młodszy Blanchard zachowywał się jak piesek obronny, a przecież Octavia miała pełne prawo do podejmowania własnych decyzji. Zresztą Jackson starał się i zależało mu na dziewczynie, nie mógł jednak zmienić plotek, które o nim krążyły, a które tak łatwo wyłapywał Laurent.
Goście zaczęli zbierać się powoli przy stole, a babcia Romero podeszła do wnuka.
— Dobrze, że już wróciłeś. Mizernie wyglądasz, nie powinieneś głodzić się tylko dlatego, że biegasz po wybiegach. — zmierzyła chłopaka z nutą dezaprobaty i opiekuńczości. — Powinniście lepiej o siebie dbać, zwłaszcza ty Octavio, w twoim stanie szczególnie. — poleciła przenosząc spojrzenie na wnuczkę. Jackson niemal zachłysnął się piwem, które sączył i szybko rozejrzał się, czy ktoś jeszcze ich słyszał. Laurent przeniósł wzrok na ojca, który stał na tyle blisko by ich słyszeć. Widział jak na jego twarz wstępuje niezrozumienie, a na czole pojawia się delikatna zmarszczka mówiąca, że nad czymś intensywnie się zastanawia.
— A niby w jakim stanie jest Octavia? — zagadnął ojciec. Laurent wiedział, że to wszystko potoczyło się nie tak jak powinno, jednak wiadomym było, że prędzej, czy później ktoś nieumyślnie coś powie.
— No jak to w jakim? — Isabel zaśmiała się i pokręciła głową. — No przecież musi dbać o siebie w ciąży. — Jackson położył dłoń na ramieniu Octavii i lekko ją uścisnął. Miał świadomość, że Octavia denerwowała się rozmową z ojcem i nie wiedziała jak ją zacząć. Teraz było już za późno na wyjaśnienia i próby udobruchania.
Jackson zdawał sobie sprawę, że Jacques Balnchard zareaguje teraz ze zdwojoną złością i siłą, bo był zaskoczony. Przy wszystkich gościach okazało się, że ojciec nie miał pojęcia co dzieje się z jego córką, że najzwyczajniej w świecie pominęli go. Mogło to tak wyglądać na pierwszy rzut oka i Jackson będąc na jego miejscu pewnie zareagowałby w podobny sposób... nie zareagowałby gorzej. I choć nie chciał się z tym mierzyć, nie miał zamiaru zostawiać Octavii z tym samej, choć to ona odwlekała tą rozmowę w czasie. Mimo wszystko brodzili w tym bagnie razem, a Jack miał zamiar stać murem za dziewczyną. Przewidywał jednak, że wzburzenie mężczyzny będzie jedynie czasowe i gdy ochłonie, wszystko na powrót będzie między nimi w porządku.
OdpowiedzUsuń— Praktycznie nikt nie wie, pańska żona dowiedziała się przypadkiem, bo była w szpitalu, gdy Octavia zasłabła na uczelni. Później wici niekontrolowanie zaczęły się rozchodzić. Czekaliśmy na dogodny moment, by móc porozmawiać w cztery oczy. Zresztą sami dopiero co się dowiedzieliśmy i musieliśmy to... przetrawić. — wyjaśnił starając się zachować względny spokój. Widział, że Octavia nie bardzo wiedziała jak teraz uspokoić ojca, więc jakkolwiek chciał jej pomóc.
— Octavia dokończy studia, będę ją odciążał na tyle ile będę mógł, by mogła się rozwijać. Ja już się wdrażam w pracę w firmie ojca, więc nie musimy martwić się o utrzymanie na własną rękę. — zerknął na Octavię i posłał jej nieznaczny uśmiech. Sam nie wierzył, że to nie jest nie oznacza końca świata, ale musiał teraz udobruchać ojca Tay. Rozumiał jednak jego wzburzenie i poniekąd rozczarowanie. Domyślał się też, że oczekuje od niego jako faceta, że stanie na wysokości zadania i nie zrzuci całej odpowiedzialności na Octavię. Samo to, że tu był poświadczało, że się od tego nie miga.
— Zdaję sobie sprawę, że to nie jest informacja na jaką czekaliśmy, ale... — urwał na chwilę i przeniósł spojrzenie z Octavii na Jacquesa. — We dwójkę sobie poradzimy. — dodał. Poradzą sobie... Jackson nigdy nie chciał sobie radzić, chciał żyć, ale nie mógł cofnąć czasu. Wziął głębszy oddech i spróbował ugryźć temat z innej strony. — Poza tym nie zrobiliśmy niczego nieodpowiedzialnego. Sam lekarz powiedział, że to przypadek jeden na milion biorąc pod uwagę, że Octavia brała hormony.
Laurent stał przed drzwiami od gabinetu, sączył powoli drinka i z odrobiną zdenerwowania wyczekiwał jakiejkolwiek gwałtownej reakcji. Tak na prawdę nie wiedział czego spodziewać się po ojcu, który zwykle był oazą spokoju. Miał jednak nadzieję, że Howard sięgnie po rozmów do głowy i jakoś z tego wybrną.
— Wiem, że nie jestem idealnym kandydatem na przyszłego ojca i z początku byłem tym przerażony, ale Octavia jest... jest najlepszym co mi się przytrafiło i nie mam zamiaru zostawić jej z tym samej. — zapewnił, choć każdy normalny człowiek brałby jego słowa z wielkim dystansem. Jackson Howard z pozoru nie był typem, który zechce osiąść i bawić się w rodzinę. Nie był typem, po którym można było spodziewać się szczerych wyznań.
OdpowiedzUsuńZerknął uważnie na Octavię, która niespodziewanie wzburzyła się słowami ojca. Jackson przyjął to wszystko zdecydowanie spokojniej, bo nie koniecznie interesowała go opinia innych ludzi. Sam był na siebie dostatecznie wściekły, że to wszystko się w ogóle wydarzyło. Ale pojął, że na pewne rzeczy po prostu nie miało się wpływu.
Spojrzał nieco zaskoczony, gdy zwróciła się w stronę drzwi.
— Nie będę owijał w bawełnę, nie jestem z tego powodu zadowolony, ale to samo powiedziałem Octavii, nie chcę żeby to dziecko kiedykolwiek czuło się przeze mnie tak jak ja przez własnych rodziców. Dlatego damy radę i już. — wypalił po czym podążył za Octavią. Zmarszczył nieco brwi dostrzegając w progu gabinetu Laurenta, który na słowa siostry uniósł dłonie w geście poddańczym.
— Raczej nie mówicie o niczym, czego bym nie mógł się domyśleć. — odparł kąśliwie. Po czym przeniósł wzrok na Jacksona. — Lepiej żebyś nie rzucał słów na wiatr, Howard. — dodał nieco poważniej, choć może odrobinę zyskał w jego oczach jeśli rzeczywiście zdołał uspokoić ich ojca. Koniec końców wciąż tutaj był, wystawiony na wszystkich członków rodziny Octavii. Był przy niej... I chociaż Laurent zdecydowanie widziałby u jej boku kogoś bardziej odpowiedniego, to musiał przełknąć niewygodne fakty. Octavia była dorosła, podejmowała własne decyzje, za które weźmie odpowiedzialność.
Spojrzał w ciemne tęczówki Octavii, puścił jej oczko i posłał lekki uśmiech, po czym wyminął ją i stanął przed ojcem.
— Panie Blanchard, pan wyluzuje! Przecież to nie koniec świata. — rzucił nieco żartobliwie, by odwrócić uwagę ojca od powagi zaistniałej sytuacji. Popierał ojca, ale Octavia była jego siostrą i musiał ją wspierać nawet w tak beznadziejnych okolicznościach. — Chodźcie, wszyscy czekają. — dodał.
Laurent zmarszczył nieco brwi i odprowadził ich spojrzeniem. Zdecydowanie nie chodziło o zazdrość, a jedynie o to, że Laurent się martwił. Widział co przechodziła i jak zareagowała po burzliwym związku z Gabrielem, a przecież on przyjaźnił się z Jacksonem. To był ten sam poziom, tacy sami ludzie w jego oczach… A może rzeczywiście jakaś jego cząstka nie mogła pogodzić się z tym, że dorastają i ich drogi nieco się rozchodzą.
OdpowiedzUsuń— Powinieneś spróbować się porozumieć z Jacksonem, to nie jest zły chłopak. — zerknął na ojca z powątpiewaniem. — Dla dobra twojej siostry. — dodał wiedząc gdzie powinien uderzyć żeby dotrzeć do upartego syna, choć rozumiał co nim kierowało.
— W porządku, ale jeśli będzie przez niego płakać, nie mówcie, że nie ostrzegałem. — Rodzice o wielu sprawach nie wiedzieli, domyślał się, że i on o wielu nie miał pojęcia. Taka była kolej rzeczy, jednak martwił się.
W końcu wziął głębszy oddech i wrócił z ojcem do przestronnego salonu, każdy jakby na swój sposób trawił nowe wieści, chcąc gratulować przyszłym rodzicom. Jacques dołączył do Evy, z którą również musiał zamienić słowo odnośnie tego typu sekretów.
— Tak, wybaczcie to zamieszanie. — zawtórował Jackson popierając Octavię, gdy do niej dołączył. Przecież niespecjalnie w ten sposób odwracali zainteresowanie od przyszłej pary młodej.
— Przewietrzymy się? — zaproponował Jackson wyciągając w jej stronę dłoń. Chciał z nią zamienić słowo w spokoju, odetchnąć od tego zamieszania i gratulacji, z których nie potrafił się jeszcze w pełni cieszyć. I od Laurenta, który traktował go jak wroga, który dostał się do okopów. Jack nieco z niego drwił, stroił sobie żarty, ale nie był wrogo nastawiony. Laurent natomiast uparcie obstawał przy swoim nie. Howard nie miał zamiaru na siłę zmieniać jego zdania, skoro jego czyny nie mówiły wystarczająco dużo.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, Jackson objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
— Nie poszło zgodnie z planem, ale przynajmniej mamy to za sobą. — stwierdził ujmując jej twarz w swoje dłonie. Uśmiechnął się lekko po czym musnął usta Octavii swoimi.
— To Twój ojciec, normalne, że się martwi. Może rzeczywiście mogliśmy powiedzieć mu od razu. — Jackson nieznacznie się uśmiechnął i objął ją ramionami zamykając w szczelnym uścisku. Tak naprawdę jakaś jego cząstka zazdrościła dziewczynie, że ma wokół siebie tyle osób, które są gotowe wskoczyć za nią w ogień; rodziców których martwiła przyszłość córki, nadopiekuńczego, irytującego brata… Zdawało mu się to nieco dziwne, wręcz egzotyczne, sam nigdy nie był świadkiem czegoś podobnego. Nawet to rodzinne spotkanie. Octavia całą sobą dawała mu rodzinę i dom. Byłby skończonym kretynem, gdyby pozwolił się temu rozpaść. Nie chciał też nigdy widzieć jej w podobnym stanie, jak wtedy gdy się poznawali. To co zrobił jej Gabe mocno nią wstrząsnęło i pamiętał jak próbowała odreagowywać. Doprowadzało go to do szaleństwa w tamtym momencie. Ale na przestrzeni czasu cieszy się, że był przy niej i mógł ją poniekąd wyciągnąć z tego dołka.
OdpowiedzUsuńDlatego też rozumiał dlaczego ojciec mógł poczuć się urażony brakiem zaufania i otwartości ze strony córki. Przecież wszyscy byli tutaj ze sobą zżyci. A z Laurentem jakoś sobie będzie musiał poradzić, chociaż może rzeczywiście powinien jako pierwszy wyciągnąć do niego rękę i przełknąć dumę.
— Isabel jest cudowna. Chyba jesteśmy oboje sobą zachwyceni. — odparł z zadowolonym uśmiechem. Może to była zasługa Evy, a może rzeczywiście przypadli sobie, aż tak do gustu.
— Miałem ci to dać wcześniej, ale nie było dobrej okazji, a później tyle się działo… — zaczął sięgając pod marynarkę, gdy nieco się od niej odsunął. Podsunął jej długie pudełeczko obszyte miękkim, czarnym welurem. — Chyba teraz jest dobry moment. Otwórz. — Jackson już jakiś czas temu kupił jej prezent w postaci łańcuszka z rubinem. Uśmiechnął się na wspominki wspólnych zakupów z Seojunem i miny menadżera sklepu jubilerskiego, gdy chcieli oglądać wszystko co najlepsze i najdroższe.
Przyglądał się Octavii i jej relacji, miał nadzieję, że jej się spodoba.
— Babcia chyba cieszy się z tego wszystkiego najbardziej, wiesz doczeka się prawnuka. — zauważył. Nie miał nic przeciwko, jej rodzina była naprawdę bardzo fajną grupą ludzi i cieszył się, że przyjęli go tak ciepło. I o dziwo nie musiał udawać przed nimi kogoś kim nie był, szczere uśmiechy, żarty i rozmowy wystarczały by dogadać się ze wszystkimi. Niemal ze wszystkimi bo czuł baczne spojrzenie Laurenta na swoich plecach, ale i to nie do końca go dziwiło. Można powiedzieć, że Jackson sam zapracował sobie na podejrzenia i brak zaufania. Skoro ojciec Octavii wiedział o jego zachowaniu sprzed związku z dziewczyną, Laurent tym bardziej.
OdpowiedzUsuń— Spokojnie, nie klęknął bym w takich okolicznościach. — przyznał widząc cień obaw, który przemknął przez jej twarz. Nie planował robić tego w najbliższym czasie, jeśli w ogóle. Nie potrzebował papierka, by być szczęśliwym. Zresztą to byłoby zbyt szybko, jeszcze nie oswoili się z wpadką w postaci ciąży, a nie chciał by jakiekolwiek kroki z jego strony wyglądały na przymus wynikający z zaistniałej sytuacji.
Przejął od Octavii łańcuszek i zapiął go na jej szyi.
— Szukałem czegoś co wpadnie mi w oko, coś co by do ciebie pasowało i co będziesz mogła mieć przy sobie. — wyjaśnił przesuwając spojrzeniem po jej dekolcie i rubinie spoczywającym na skórze. Był delikatny, ale charaktery, przykuwał spojrzenie jak Octavia.
— Pierwsza pamiątka rodzinna do przekazania następnym pokoleniom. — dodał z cieniem rozbawienia. Mógł się złościć, mógł kręcić na to wszystko nosem i być niezadowolonym z tego co się stało, a raczej z tego co ich czeka za niespełna rok, ale nie chciał marnować na to więcej czasu. Chciał się nacieszyć tymi chwilami kiedy są jeszcze tylko we dwoje i ich życie wygląda względnie normalnie.
— Pogadam z Laurentem, na spokojnie. Widzę, że nasze… ciepłe stosunki cię drażnią. — podejrzewał, że gdyby był na miejscu Laurenta zachowywałby się podobnie. Jackson zdecydowanie nie chciałby, aby ktoś taki jak on kręcił się wokół jego siostry, gdyby jakąś posiadał.
Uniósł dłoń i przesunął palcami po łańcuszku, muskając delikatnie jej ciepłą skórę. Uśmiechnął się łobuzersko.
— Nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię tylko w tym.
— Chętnie się brzdącem podzielę jeśli to ma oznaczać trochę czasu sam na sam. — odparł całkiem zadowolony z takiej wizji. Pierwszy wnuk i zapewne jedyny będzie cieszył się ogromnymi przywilejami i będzie rozchwytywany przez dziadków od strony Octavii. Podejrzewał, że będą niesamowicie wdzięczni za tego typu wsparcie. Nie znał się na dzieciach, ale domyślał się, że dostaną w kość zwłaszcza na samym początku. Chociaż do braku snu i zarwanych nocy był przyzwyczajony. Nie potrafił sobie tego wszystkiego wyobrazić.
OdpowiedzUsuńNie potrafił powiedzieć, czy kiedykolwiek zdecyduje się na tak poważny krok. W jego oczach małżeństwo niczego nie zmieniało, ani w sferze uczuć, ani pod kątem lojalności i walczenia o trwałość relacji. Choć nie chciał brać przykładów że swoich rodziców, to właśnie oni byli najbliższym mu wzorem, w ich przypadku małżeństwo i związek widniały jedynie na papierze. Zwłaszcza dla ojca, który bawił się w rodzinę na dwa fronty. Jackson jednak nie chciał niczego zakładać, niczego odrzucać. Ostatni czas pokazał mu wyraźnie żeby spodziewać się tego co niespodziewane.
— Nie mam nic do twojego brata, może jest nieco irytujący momentami, ale rozumiem jego wątpliwości. Czasem po prostu ciężko mi jest się ugryźć w język. — przyznał wzruszając ramionami. Laurent w jego oczach był właśnie typowym młodszym bratem, który lubił wtykać nos wszędzie tam gdzie nie powinien, choć tu poniekąd był usprawiedliwiony.
Z uśmiechem odwzajemnił jej pocałunek nieco nachylając się w jej stronę. Cieszył się sporym wzrostem za to Octavia była uroczo niska, ale pociągało go w niej nawet to.
— Nie musisz mnie namawiać. — wymruczał wprost do jej ucha lekko muskając jego płatek ustami. — Ale będziemy musieli być cicho żeby nas nikt nie podsłuchał. — dodał, choć opcja przyłapania wydała mu się niezwykle podniecająca.
Powędrował za spojrzeniem Octavii i dostrzegłszy Laurenta, skinął krótko głową.
Laurent wyszedł zapalić i przemyśleć słowa ojca. Może rzeczywiście miał rację i zachowywał się zbyt troskliwie wobec siostry. Zerknął w stronę zakochanej parki, pomachał do Octavii. Okej… nie musiał go lubić, miał go tylko tolerować. Wywrócił w duchu oczami po czym zgasił papierosa i ruszył w ich stronę. Octavia była dorosła, miała prawo do własnych decyzji i własnych błędów. Laurent również rościł sobie do tego prawo i mocno wyznaczał granicę własnej prywatności, nie powinno więc go dziwić, że Tay robiła dokładnie to samo.
— Co tu knujecie na boku? — rzucił po czym zatrzymał wzrok na Howardzie. — Skoro ona jest szczęśliwa to nie będę robił wam więcej problemów. — stwierdził nieco niechętnie, nieco wymuszenie, ale starał się. Wyciągnął dłoń w stronę Jacksona. Blondyn uniósł lekko brwi i zerknął na wyciągniętą rękę. Po chwili jednak uśmiechnął się nieznacznie i uścisnął dłoń bruneta.
— To dobrze, chcemy tego samego. — odpowiedział otaczając wolnym ramieniem Octavię i przyciągając do swojego boku.
— Ok, tylko nie przeginajcie na moich oczach. — Jackson parsknął śmiechem, a Ren krótko mu zawtórował.
Laurent uniósł jedną brew do góry i pokręcił nieco głową.
OdpowiedzUsuń— Aha, zniknąć. — powtórzył, teatralnie się wzdrygają na samo wyobrażenie tego. Dobrze wiedział co kryje się za słowem zniknąć i wcale nie chciał znać szczegółów.
— Poczekaj, aż ty sobie kogoś znajdziesz. — Jackson jeszcze nie tak dawno temu zapierał się rękami i nogami przed poważnymi związkami i jakąkolwiek formą ustatkowania się. Nie uśmiechało mu się zmienianie nawyków i zamiana zabawy w licznym gronie na jedną partnerkę. Nie sądził, by był w stanie dochować wierności, podejrzewając że bardzo szybko zagościła by w jego życiu monotonia. Będąc jednak z Octavią w ogóle nie myślał o innych dziewczynach i straconych przygodach. Zyskał coś znacznie lepszego, a za samą Blanchard szalał i ciężko było mu trzymać ręce przy sobie.
— W tym zawodzie to nie takie proste, raz jesteś tu, raz gdzieś zupełnie indziej. — Laurent był w kilku mało ważnych związkach, zwykle wiązał się z kimś z branży. Praca w różnych zakątkach świata i dystans bardzo szybko weryfikowały niedojrzałe uczucia i brak zaangażowania. Było fajnie, ale nic więcej, zwykle nawet jego znajomości kończyły się krótką wiadomością przez telefon, bo nie było innej możliwości. Nie mając zbyt wiele wolnego czasu, niezbyt się tym przejmował.
— W końcu jakaś się skusi na ten wredny charakterek. Albo jakiś. — odparł zaczepnie Jack, nie mogąc sobie darować nuty żartu, choć tym razem nie miał nic złego na myśli.
— Weź się przymknij Howard. — Laurent prychnął choć kąciki jego ust drgnęły do góry. Sięgnął po paczkę fajek i podsunął ją Jacksonowi. — A ty niestety masz szlaban Tay. — uśmiechnął się złośliwie do Octavii wiedząc, że jego siostrzyczka miała taką samą słabość do niektórych używek co i on. Doskonale pamiętał smak pierwszego papierosa, którego podkradali dziadkowi i próbowali go spalić na spółkę niemal się przy tym dusząc.
To była całkiem kusząca perspektywa, wymknięcie się stąd i spędzenie reszty wolnego czasu tylko i wyłącznie z Octavią. Podejrzewał jednak, że tak łatwo się stąd nie wyrwą, nawet używając złego samopoczucia jako wymówki. Pewnie zarówno Eva jak i Isabel zarzuciły by Octavię domowymi sposobami na ciążowe dolegliwości. Ale wieczór na pewno planował mieć tylko i wyłącznie dla nich.
OdpowiedzUsuń— Może kiedyś, wtedy ty siostrzyczko będziesz musiała się gryźć w język ze swoimi uwagami. — Octavia zawsze posiadała jakieś ale, gdy Laurent zaczynał się z kimś spotykać. Ostatecznie i tak nie były to trwałe związki, ale nie zawsze kończyły się one z winy tej drugiej strony. Laurentowi daleko było do ideału, a w dodatku posiadał bolesną szczerość i nie szczędził słów, gdy coś mu nie pasowało. Nie każdy dobrze znosi słowa krytyki.
— Troszeczkę. — odparł zaczepnie, a gdy odpalili obaj nieco odsunęli się od Octavii, by nie musiała wciągać dymu. Jackson widział, że ostatnio robiła się drażliwa na niektóre zapachy, a i nie chciał szkodzić ich zdrowiu własnymi nałogami.
— Octavia za każdym razem robi z siebie bohaterkę. Szkoda tylko, że jak dziadek się zorientował to robiłaś maślane oczy i to ja zgarnąłem największy ochrzan, bo przecież mała Octavia napewno, by nie wpadła na taki pomysł. — zaśmiał się lekko na to wspomnienie. Miał wrażenie, że było to wieki temu. — Góra czternaście. A niedużo później namówiłem cię na pierwsze szoty tequili, którą znalazłem u ojca w barku. — przypomniał sobie. Mieli wiele głupich pomysłów i niekiedy jedno podpuszczał drugie, by coś zrobiło. Przez to bardzo często wpadali w kłopoty, ale i bardzo często kryli sobie wzajemnie plecy. Laurent widział same zalety w posiadaniu rodzeństwa.
— Zajrzę do was, dajcie znać kiedy dokładnie. I tak mam teraz sporo wolnego. — wiedział, że wolny czas nie potrwa długo, ale urlop należy się każdemu. Musiał nadrobić zaległości w spotkaniach ze znajomymi i tym co dzieje się na mieście.
— No proszę, nie spodziewałem się, że ty też tak szybko zaczęłaś podkradać ojcowskie zapasy. — Jackson bardzo szybko zaczął wykradać ojcu różne rzeczy, choć ten nie od razu zorientował się tracąc butelki drogich trunków. Dostał reprymendę, która działała przez jakiś czas, a później dalej robił swoje. Było to łatwiejsze niż kupienie alkoholu w sklepie będąc nieletnim. — Poznasz się z Lucasem, może drugi Howard lepiej ci podpasuje. — Stwierdził Jackson, choć mieli w planie zaprosić jeszcze inne osoby.
— Dwóch Howardów? No nie wiem, czy to jest do wytrzymania, ale patrz jak ci jeden znudzi Tay, to masz drugiego. — odparł przekornie Ren.
[Hej, czy nasz wątek aktualny?]
OdpowiedzUsuńNiall
[Aaah, już się bałam, że Niall przepadł :) nie spiesz się, poczekamy ;)]
Usuń— Nie mogę się doczekać, aż będę powoli odkrywał wszystkie twoje karty. — przyznał z lekkim uśmiechem. Tak na prawdę jeszcze wiele o sobie nie wiedzieli, zarówno on o Octavii, jak i ona o Jacksonie. Niektórych rzeczy nie chciał przed nią ujawniać, za to innymi nie mógł się doczekać, aż się podzieli. Nie znali się zbyt długo, choć Jackson doskonale pamiętał pierwszy raz, gdy ją zobaczył jeszcze jako dziewczynę kumpla. Już w tedy wydawała mu się piękna i był jej ciekaw, choć nie pakował się z butami w relację przyjaciela, a Octavię z początku traktował jak zwykłą koleżankę. Dopiero później wszystko nabrało zaskakująco szybkiego tempa.
OdpowiedzUsuń— Chyba i raczej? — mruknął unosząc brwi. — Okej wykreślamy Lucasa z listy gości. — stwierdził z rozbawieniem, dobrze wiedząc, że jego brat był oczarowany Octavią. Kto nie był? Oczywiście ze strony młodszego Howarda było to kompletnie niewinne, a Jackson wolał dogadać się z chłopakiem i uniknąć jakichkolwiek zgrzytów. Tak na prawdę patrząc na Octavię i Laurenta, niekiedy zazdrościł im tej bliskości i tak silnej relacji jaką mieli. Może gdyby i jego ojciec nie chciał trzymać wszystkiego w tajemnicy, sprawy mogłyby wyglądać inaczej i on również miałby od najmłodszych lat brata.
Laurent roześmiał się pod nosem. Jackson był na prawdę skończonym kretynem i to jeszcze chorobliwie zazdrosnym. Ale powinno go cieszyć, że nie widział świata poza Octavią. A przynajmniej liczył, że to wszystko jest z jego strony szczere i nie gra teraz w jakąś pokręconą grę dla własnej przyjemności. Zaciągnął się dymem i odprowadził siostrę spojrzeniem. Po krótkiej chwili obrócił się i wsparł ramiona na barierce tarasu.
— Rozmowa z moim ojcem na temat waszej wpadki nie jest jedyną, na którą powinieneś się nastawić. — Laurent nie miał zamiaru mówić Jacksonowi zbyt wiele, nie mógł sam decydować o rodzinnych sprawach, jednak wolał, by Howard był nastawiony, że to nie wszystko. Wchodząc do tej rodziny należało się liczyć z pewnym sprawami i tajemnicami.
— Co masz na myśli? — Octavia za wiele mu nie mówiła, głównie wiedział tyle, że jej matka zajmuje się modą, a ojciec prawem. Nie podejrzewał, że mogłoby się za tym kryć coś innego.
— Jeśli faktycznie nie stchórzysz, to wejdziesz do rodziny. No wiesz, męska rozmowa z głową rodziny i takie tam gadki o interesach. — wyjaśnił pobieżnie. Jackson zmarszczył nieco brwi i potaknął. Cokolwiek, by to nie było wiedział, że i tak to nie zmieni jego zdania o Octavii i tego co do niej czuł.
Jackson przeniósł spojrzenie na Octavię, gdy do nich wróciła. Uniósł lekko brew, oboje z Laurentem krążyli wokół tematu widocznie nie chcąc lub nie mogąc mówić o tym czego tak naprawdę dotyczą interesy ich rodziny od strony matki. Ta tajemniczość nasuwała pewne wnioski, ale Jackson nie dopytywał. Nie chciał wyjść na wścibskiego, zresztą z jakiej racji mieli dzielić się z nim prywatnymi tajemnicami skoro był kimś z zewnątrz, obojętnie ile łączyło go na tą chwilę z Octavią.
OdpowiedzUsuń— Jeśli twój dziadek będzie chciał rozmawiać o interesach, mam zamiar go wysłuchać i podjąć najlepsze decyzji dla Pearl Yachts. Jeśli miałbym w cokolwiek się mieszać, muszę też wiedzieć o co dokładnie chodzi. — odparł pociągając łyk piwa. — Jednak na razie nie ja decyduję, a z moim ojcem lepiej żeby nikt od was nie mieszał się w interesy. Nie jest zbyt... wiarygodny. — dodał wzruszając ramionami. Miał zamiar podejmować decyzje dzięki, którym firma będzie się rozwijać i przynosić zyski, jednak nie mógł kombinować za plecami ojca nie mając niemal żadnej mocy sprawczej i ostatecznego głosu w firmie. Nie chciał też, by ojciec mieszał własne sprawy i priorytety z Blanchardami. W tej chwili mu nie ufał, nie wiedział ile prawdy jest w jego słowach, a ile kłamstw. Miał jednak świadomość, że ojciec zawsze chciał ugrać jak najwięcej dla siebie.
Nie mógł na razie nic powiedzieć, wiedział za mało, by móc stwierdzić, czy na cokolwiek chce się godzić, czy też nie. Cokolwiek jednak to nie było, wolał by Octavia trzymała się od tego z daleka, choć teraz ciekawiła go rola bliźniaków w tym wszystkim.
— I tak niedługo nasze rodziny będą kojarzone jedna z drugą. Ja z Blanchardami, a ty z Howardami. — Ich związek mógł narobić odrobinę zamieszania wśród ich znajomych, jednak ciąża i dalekosiężne plany były czymś znacznie poważniejszym i chcąc, czy nie, nie ominą ich plotki i szepty za plecami, że to wszystko mogło być zaplanowane. Nie takich rzeczy był świadkiem.
— Nie wiem kto wyjdzie na tym lepiej. — stwierdził Laurent na co Jackson posłał mu jedynie krótkie spojrzenie. Dobrze wiedział co brunet miał na myśli.
— Obie rodziny cieszą się dobrym zdaniem wśród śmietanki, to się nie zmieni. — Stało za tym zbyt wiele wpływów, które ich rodziny trzymały w dłoniach. Wiedział jednak, że jego rodzina była znacznie mniej krystaliczna na pierwszy rzut oka.
Ułożył dłoń między łopatkami Octavii po czym przesunął nią lekko w dół jej pleców. Posłał jej lekki uśmiech.
— Ciotki męczą? — zagadną zmieniając temat na nieco lżejszy.
— Mój ojciec może i zna się na swojej branży, ale to idiota. Na każdym kroku to udowadnia. Dlatego wolę żeby nie mieszał się w żadne interesy tego typu. Narobi sobie więcej kłopotów niż pożytku. — stwierdził marszcząc nieco brwi. Dlatego wolał by jego ojciec o niczym nie miał pojęcia i to na jego barki spłynęła odpowiedzialność za jakiekolwiek rozmowy z jej dziadkiem, jeśli do takowych dojdzie, choć nie sądził, by mogło to nastąpić w najbliższym czasie. Ciąża ciążą, ale Jackson z pewnością w ich oczach nie był jeszcze pewny. Może też i nie siedział w tym wszystkim długo i nie miał doświadczenia to domyślał się o jakich interesach była mowa w przypadku rodziny Romero. Oczywiście zgadywał, ale potrafił się domyśleć, że konsekwencje zadarcia z tą rodziną mogły przerosnąć bardzo wiele osób. Rozumiał też, że to nie zabawa i o jak dużych kwotach niekiedy mówiło się za zamkniętymi drzwiami. Był przecież tego świadkiem towarzysząc ojcu w spotkaniach.
OdpowiedzUsuń— Lucas jasno wyraził się, że nie chce mieszać się w sprawy z Pearl Yachts, ma własne plany. Ale ojciec swoje. — mruknął kręcąc głową zdając sobie sprawę, że ten temat jeszcze długo będzie spędzał mu sen z powiek. — Nie będę wykorzystywał ciebie i ciąży, by odwracać uwagę tych sępów z prasy od gówna w jakie wszedł mój ojciec. — Octavia jednak miała rację, byli teraz łakomym kąskiem dla portali plotkarskich, które żyły tego typu nowinkami ze świata śmietanki towarzyskiej. Nie planował też wykonywać żadnych ruchów pod publikę i na życzenie kogokolwiek. I tak ciąża była czymś zbyt dużym i poważnym jak na nich.
— Twój ojciec jest naprawdę popieprzony, Howard, a myślałem, że głupoty nie da się odziedziczyć w genach. — wtrącił Laurent, który raczej uważał samego Jacksoan i jego rodzinę za typowych snobów z forsą i brakiem jakichkolwiek problemów prawdziwego kalibru. A może jednak Howard nie był takim za jakiego go od początku brał?
— Co ty nie powiesz mądralo. — wywrócił oczami i westchnął ciężko.
Obaj parsknęli śmiechem na wzmiankę o ciotkach.
— Musicie się teraz przyzwyczaić, że każdy wie od was wszystko lepiej. — dodał rozbawiony miną siostry. — A ciotki staną się pewnie codziennym wiodkiem. — dodał marszcząc nos. Nie zazdrościł im, ani trochę.
Mógł się zapierać rękoma i nogami, ale niestety odziedziczył najgorsze z cech swoich rodziców i nie dało się temu zaprzeczyć. Niekiedy sam przyłapywał się na tych podobieństwach, irytując się na rodziców i samego siebie. Nie chciał być jak oni i przede wszystkim nie chciał popełniać ich błędów, choć już wiele miał na sumieniu.
OdpowiedzUsuń— Już zaczynasz mówić jak prawnik. — stwierdził uśmiechając się do Octavii. Miała rację, powinien się tym zająć i zabezpieczyć własną przyszłość zwłaszcza, że nie mógł w pełni polegać na działaniach Roberta. — I nie wiem czemu, bo nigdy ich nie lubiłem, ale w twoim wydaniu to cholernie seksowne. — Uśmiechnął się szerzej, łobuzersko i ignorując obecność Laurenta i jego baczne spojrzenie, przyciągnął ją do siebie całując. Oderwał się od niej po dłuższej chwili, gdy zbrakło mu powietrza. Chwycił jednak jej wargę w zęby i delikatnie za nią pociągnął.
— Nie chciałbyś sprawdzić, czy nie ma cię gdzie indziej? — wymruczał do Laurenta nie odwracając spojrzenia od Octavii i jej ponętnych ust. Doskonale wiedział, że cała jej rodzina go obserwuje i analizuje najdrobniejszy ruch, zwłaszcza ojciec, czy dziadek. Tacy ludzie potrafili wiele wyciągnąć z pozornie nieniszczących gestów, czy spojrzeń. I pilnował się, starał pokazać się z jak najlepszej strony jednocześnie zachowując przy tym siebie.
Pogłaskał Octavię po policzkach i odgarnął z jej twarzy zbłąkane kosmyki włosów.
— To moja siostra. — Laurent uśmiechnął się w duchu widząc ich razem, takich zakochanych. Mimo wszystko nie miał zamiaru odpuścić Howardowi. Laurent potrafił grać i udawać niezwykle miłego i sympatycznego, młodego chłopaka jednak jego natura była zgoła odmienna; był zawzięty, złośliwy i niekiedy wredny. Potrafił nawet w ten sposób okazywać zainteresowanie i zmartwienie, co niewiele osób potrafiło rozpoznać.
— Nie widzę żeby narzekała. — odparł raz jeszcze sięgając ust Octavii, by za chwilę cmoknąć ją w policzek, czoło i czubek nosa. — Już ty nie udawaj takiej cnotki, Lulu. Musiałbyś nas zobaczyć jak jesteśmy sami. — dodał zaczepnie, odsuwając na bok poważne rozmyślania. Na nich skupi sie po powrocie do domu.
— Myślę nawet, że zaraz. Chyba muszę dziś popracować nad pewnym projektem. — stwierdził niby nagle przypominając sobie o czymś ważnym. Przeszedł go przyjemny dreszcz na samą myśl tego co mogli by właśnie robić, gdyby tylko obyli sam na sam. Wystarczył krótki pocałunek, jedno figlarne spojrzenie, dotyk jej dłoni by zapomniał o reszcie świata i tracił dla niej głowę po raz kolejny. Nigdy jednak nie potrafił trzymać od niej dłoni z daleka. Pamiętał pierwszą imprezę na której pojawiła się z Gabrielem, pierwszą chwilę gdy ich spojrzenia się spotkały... Już w tamtej chwili zwróciła na siebie uwagę Jacksona i już na tamtej imprezie miał problem, by trzymać się od niej z daleka. Jedyne co go powstrzymywało to obecność Salvatore i Lexi, która pakowała mu się na kolana odwracając uwagę od Blanchard. Mimo to wodził za nią spojrzeniem cały wieczór, obserwował jej ruchy gdzieś w środku czując palącą zazdrość, gdy to jego przyjaciel z nią tańczył, obejmował...
OdpowiedzUsuń— Powodzenia, dziadkowie tak łatwo i tak szybko was nie wypuszczą. — odparł Luarent zerkając na nich z chytrym uśmiechem. Ciekawiło go, czy i on kiedyś dla kogoś straci głowe tak bardzo jak Octavia dla Jacksona. Chociaż może i lepiej było myśleć trzeźwo i rozsądnie. — Też będę niedługo spadał. Mam kilka miejsc, które muszę odwiedzić. — dodał z tajemniczym uśmieszkiem, odpychając się od barierki. Dopiero co przyjechał i był umówiony z kilkorgiem znajomych. Miał wiele do nadrobienia po wyjeździe do Włoch, a Nowy Jork nigdy nie próżnował i zawsze potrafił czymś zaskoczyć. Poza tym chciał korzystać z wolnego czasu nim znów zostanie rzucony w wir pracy, sesji i kampanii, a to nastąpi szybciej niż późno. Czas wolny zawsze umykał niezwykle szybko. Niekiedy czas między jedną, a drugą sesją zlewał się w jedną większą plamę.
Laurent wywrócił oczami, nie lubił gdy ktoś się o niego martwił. Nie chciał być powodem do zmartwienia nawet jeśli te powody były tak błahe jak te babci. Zawsze świetnie sobie radził; był wzorowym uczniem, modelem, który nie narzekał na niewygody i pracował tak ciężko jak tego oczekiwano. Wciąż niewiele się zmieniło, na sesjach i wybiegu tracił poczucie czasu oraz zmęczenia zatracając się w pracy i nie potrafiąc przestać. To był nieoderwalną częścią Laurenta i nie sądził, aby był w stanie odnaleźć się bez tej pracy, która niekiedy była prawdziwym utrapieniem.
OdpowiedzUsuń— Gdybym był na diecie babci musiałbym zamieszkać na siłowni. — odparł z lekkim rozbawieniem. Uwielbiał rodzimą kuchnię, a zwłaszcza dania wychodzące spod dłoni Isabel Romero, jednak na co dzień, gdy był związany restrykcyjnymi kontraktami, pilnował się z jedzeniem, niekiedy obsesyjnie starając się zachować nienaganną formę, ale tego nie wiedział nikt prócz jego samego. Czasem spędzało mu to sen z powiek, że nie będzie dość dobry, że w końcu się znudzi, że na jego miejsce pojawi się setka lepszych kandydatów. To był wymagający świat nieznoszący słabości. Ale uwielbiał rywalizację, choć czasem była męcząca.
— Nie musisz się martwić, poza tym jesteś starsza tylko o pięć minut i sama niekiedy nie znasz umiaru. — uśmiechnął się do niej ciepło, zawsze się o siebie troszczyli i choć Luarent potrafił niekiedy być wredny i dogryzać również Octavii, od zawsze grał do tej samej bramki i trzymał stronę siostry. — Muszę się nieco rozerwać, odwiedzić znajomych... — przysunął się do Octavii, ujął jej twarz w dłonie po czym pocałował krótko w czoło. — Nie zaprzątaj sobie tym głowy. — dodał i puścił jej oczko. Laurent spędzał wolne korzystając z tego czasu pełną piersią, łapał oddech i ładował baterie na kolejne miesiące pracy.
— Nic mu nie będzie. — Jackson ułożył dłonie na ramionach Octavii przelotnie na nią zerkając. Dobrze wiedział co mogło się dziać na imprezach, na których pojawi się Laurent, ale kto z nich nigdy nie przekroczył granicy i nie bawił się bez opamiętania?
[No proszę, misiaczek idealny! Taka mądra, przyszła prawniczka! Ja bardzo chętnie przygarniam, szczególnie że dziewczyny studiują na jednej uczelni. A Elisa woli trzymać takie misiaczki blisko siebie. Tym lepszy pretekst do spotkań przy ploteczkach. Mało tego, chyba szykuje nam się tutaj relacja "from love to hate" z bratem Octavii, więc na pewno będzie gorąco!
OdpowiedzUsuńWspółczuję jej... mediować między bratem a jedną z przyjaciółeczek. Ciekawe jak nam się to potoczy? Nie mogę się doczekać, aż sprawdzę jakimi uczuciami Octavia będzie ostatecznie darzyć Elisę? Może będzie odradzać związek z bratem? A może nie zauważy, że Lauder ukradkiem przysypia z nudów przy tych francuskich filmach? ;)]
Elisa
[Dzięki za powitanie!
OdpowiedzUsuńMyślę, że możemy coś wspólnie stworzyć. Trzeba tylko pogłówkować nad pomysłem. Pierwsze co mi przyszło do głowy to coś związanego z chorobą Octavii. Pytanie czy to by ci odpowiadało i czy chcesz, żeby nasi bohaterowie się znali, czy to ma być dopiero początek ich znajomości?]
Pamięta doskonale, jak poznała Octavię. Dziewczyna przyciągała spojrzenia, więc i Elisa w naturalny sposób zwróciła na nią uwagę. Miała egzotyczną urodę, pełne usta, długie, ciemne włosy i zabójczą figurę. A w dodatku miała głowę na karku – a przynajmniej na to wskazywałyby studia prawnicze.
OdpowiedzUsuńNa jednej z imprez zaproponowała wspólne obejrzenie jakiegoś musicalu w reżyserii Jacquesa Demy’ego. Ostatecznie większość dziewcząt się pochorowała lub wypadły im rozjazdy i egzaminy, więc wieczór spędziły w małym gronie. Do dzisiaj nie wie, jak to się stało, że na kolejną kawę umówiły się już tylko we dwie.
Jakby tego było mało, pewnego pięknego dnia minęła się po spotkaniu z Octavią z jej bratem. Z prędkością światła Elisa miała w garści dwa misiaczki-bliźniaki. Odpowiadała jej taka sytuacja. Od zawsze wydawało się jej że fraza „przysługa za przysługę” rządzi światem. A im więcej misiaczków, tym szersze kontakty, prawda?
Tym razem, niepocieszona wyjazdem Laurenta na kontrakt, pojawia się w drzwiach Octavii. Wcześniej w windzie odpisywała serduszkami na przychylne komentarze pod jej nowym zdjęciem na Instagramie. Gdy tylko drzwi się otwierają, wystawia ku dziewczynie szereg śnieżnobiałych zębów w uśmiechu.
– Niniejszym zarządzam babski wieczór – stwierdza rzeczowo, chowając telefon do torebki. Chwilę przygląda się Octavii, taksując ją wzrokiem od góry do dołu. Nie podoba się jej mina koleżanki. Elisa ma wrażenie, że uśmiechem dziewczyna chce zamaskować jakąś negatywną nutę.
– Misiaczku… czy coś się stało? – zakłada ręce na wysokości mostka, jakby swoją postawą już mentalnie wybijała profilaktycznie Jacksonowi wszystkie zęby. – Jeśli tak, to opowiesz mi wszystko i to zaraz – władczy ton, połączony z niemalże wpakowaniem się bez zaproszenia do apartamentu ma dziwnie troskliwy wymiar. Elisa wchodzi, jak do siebie, zostawia torebkę na blacie i rozsiada się w salonie. Szczupłą dłonią klepie siedzisko obok siebie, zapraszając Octavię na jej własną kanapę.
Elisa
Po przyjęciu u dziadków Romero, wrócili do domu spędzając wieczór tylko we dwoje. Chociaż kolacja nie do końca potoczyła się zgodnie z ich planem, koniec końców Jackson nie mógł zbytnio narzekać na taki rozwój wydarzeń. Choć zwykle to on zamiatał wszystko pod dywan i odwlekał w czasie dojrzałe decyzje i poważne rozmowy, wolał by rodzice Octavii jej bliscy wiedzieli co się dzieje w życiu Blanchard. To co najgorsze mieli już z głowy, Jackson był przekonany, że wkrótce wszyscy pogodzą się z nowymi wieściami i temat nieco ucichnie. To samo tyczyło się wszelkich portali społecznościowych, choć Plotkara z pewnością nie odpuści im tak łatwo.
OdpowiedzUsuńJackson już kolejnego dnia przysiadł do komputera w celu wyszukania najlepszych wakacyjnych ofert. Rozmawiali o wyjeździe już od dłuższego czasu, czuł że teraz tym bardziej przyda im się chwila wytchnienia. Zwłaszcza on potrzebował spędzić trochę czasu tylko w towarzystwie Octavii, z dala od oceniających spojrzeń, plotek i wszystkiego co w ostatnim czasie przynosił im Nowy Jork.
Szukał czegoś wyjątkowego w miejscach, o których rozmawiali. Chciał, by miejsce było kameralne, miało wszelkie udogodnienia i było odcięte od świata, a przy okazji zapewniało rozrywki podczas pobytu. Jackson również potrzebował odpoczynku, ale nie dla niego było leżenie całymi dniami na leżaku. Cena nie grała roli, więc wybór najlepszych hoteli był całkiem spory, ale robił wszystko za plecami Octavii. Chciał jej zrobić niespodziankę i zaskoczyć ją wyjazdem w najbliższym czasie. Może i powinni martwić się o uczelnię, zajęcia i wszelkie zaliczenia, ale tym razem machnął na to ręką. Dwa tygodnie nie zrobią im ogromnej różnicy, a Jackson mógł brać udział w części wykładów zdalnie.
Wszedł do apartamentu, zostawił kurtkę w korytarzu i uśmiechnął się na widok Octavii ślęczącej nad komputerem w salonie.
— Mam mały prezent dla ciebie... dla nas. — sprostował zachodząc ją od tyłu. Pochylił się nad zagłówkiem kanapy i złożył krótki pocałunek na jej policzku. Wyminął kanapę i podszedł do niej z jej ulubionymi kwiatami i granatową kopertą, w której znajdowały się bilety lotnicze i opłacona rezerwacja hotelu. Ostatecznie zdecydował się na Madagaskar, który był piękny miejscem, ale nie tak obleganym przez turystów, a na tym mu zależało.
Jacek
Jackson zaśmiał się lekko na jej słowa i pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń— Jak nie chcesz to mogę oddać je sąsiadce. Z pewnością się ucieszy. — odparł zaczepnie po czym odwzajemnił jej pocałunek. Tak na prawdę sam siebie nie poznawał. Nieco go te zmiany przerażały, ale nie miał zamiaru się przed nimi bronić. Octavia sprawiała, że był szczęśliwy, że chciał robić te wszystkie romantyczne głupoty, na które nigdy wcześniej się nie decydował. Chciał przeżywać to wszystko z Octavią i może w jakimś małym stopniu wynagradzać Octavii własne błędy i niedoskonałości. Ciąża była tym jednym szkopułem, z którego nie był zadowolony i na tą chwilę nie dostrzegał jej pozytywów. Jednak nawet to nie potrafiło odwrócić jego uwagi od tego co miał. Może też chciał w pełni wykorzystać czas, w którym są tylko we dwoje. Nie wiedział jak to wszystko ułoży się, gdy na świecie pojawi się ich dziecko... wciąż nie potrafił oswoić się z tą myślą i póki mógł omijał temat porodu, wychowania, wyboru imienia i wszystkiego co było z dzieckiem związane. Wolał skupiać się na innych sprawach.
— Też. — odparł z lekkim uśmiechem. Wyspa oferowała wiele różnych atrakcji, od kąpieli w oceanie, surfingu dla bardziej aktywnych, zwiedzania, a skończywszy na relaksie w spa w pięknych okolicznościach. — Właśnie tak, na wyspie tak łatwo nas nie znajdą, a ja nie mam zamiaru z nikim dzielić się szczegółami. — Ostatnio ciągle się coś działo, ktoś się pojawiał, nawarstwiały się kolejne problemy oraz obowiązki, których im nie brakowało. Znajdowali czas na wszystko i dla każdego tylko nie dla siebie, więc wyjazd we dwoje był w jego opinii świetnym wyborem. A przy okazji złapią trochę słońca. Nowy Jork może i oferował wiele tak listopadowa, jesienna aura nie należała do jego ulubionych.
— Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu za nim ten mały osobnik zgarnie całą uwagę. — Przyznał z nieznacznym uśmiechem, przytykając palec do jej brzucha, który jeszcze nie zdradzał żadnych oznak ciąży. — Mam nadzieję, że masz wszystko co trzeba, bo wylatujemy za kilka dni. — Sam nie potrzebował wybierać się na zakupy, ale Octavia to zupełnie co innego. — Aaaa za nim zaciągniesz mnie do galerii podsunę ci wspaniały pomysł spędzenia tego czasu z przyjaciółkami lub bratem. Lub z przyjaciółkami i bratem, bo chyba Lau jedną ci podkrada, co nie? — dodał szybko.
Jack <3
— Naładujemy trochę baterie. — Na horyzoncie przed nimi rysował się niezwykle ciężki czas. Pogodzenie wymagających studiów, pracy i rodzicielstwa zdawało się czymś niemal nierealnym dla Jacksona. Obawiał się, że w tym wszystkim zapętlą się tak mocno, że nie będą czerpali takiej radości z bycia ze sobą jak wcześniej. Jackson najbardziej bał się rozczarowania, chciał by jego życie było pełne wrażeń, szalonych imprez, zabawy w towarzystwie przyjaciół, pełne podróży i poznawania świata... Będzie musiał to rozgryźć na nowo i znaleźć złoty środek w tym całym bałaganie, choć to nie należało do jego mocnych strony. Jackson Howard miał tendencję do popadania ze skrajności w skrajność.
OdpowiedzUsuń— Nie myślę, ja to wiem. Skończy się czas tylko we dwoje. — Rozumiał, że mieli pod ręką rodziców Octavii i resztę jej rodziny, która chętnie im pomoże w opiece nad maluchem, jednak będą musieli przeorganizować priorytety. Zwłaszcza on, Octavia zawsze zdawała mu się dojrzalsza, rozsądniejsza.
— Związek na odległość musi być niezłym wyzwaniem. No chyba, że oboje pocieszają się z kim innym. — On z pewnością nie wytrwałby w takim układzie na dłuższą metę. Nie miał na myśli tylko uczuć, ale najzwyczajniejszych potrzeb.
Sięgnął po butelkę z wodą, upił łyk i wzruszył ramionami, gdy zapytała o Camillę.
— Nie ma jej w Nowym Jorku, ale rozmawiałem z nią. — przyznał, niechętnie wracając myślami do rozmowy z matką. Jej reakcja była taka jak przewidywał, złośliwa choć dzwoniąc miał naiwny cień nadziei, że Camilla go wysłucha i przede wszystkim zrozumie. Jakkolwiek mocno była zła i rozczarowana tym jak potoczyło się jej życie, Jackson właśnie znalazł się w niemal tej samej sytuacji.
— Roześmiała się i życzyła powodzenia, uprzednio twierdząc, że jestem taki sam jak ojciec, cytując obaj rujnujecie życia kobietom, z którymi jesteśmy. — Pominął szczegóły dotyczące Octavii, którą nazwała naiwną i głupią, skoro pozwoliła doprowadzić do takiej sytuacji. Mogło mu się też wydać, ale miał wrażenie, że usłyszał współczucie w głosie kobiety, gdy mówiła o Blanchard. — Nic nowego, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. — dodał wzruszając ramionami. Uśmiechnął się do Octavii. — Lepiej skupmy się na wyjeździe, to już za kilka dni.
Jack
Uśmiechnął się lekko na jej słowa i pokiwał głową. Wierzył w nich, a przynajmniej chciał wierzyć, że dziecko faktycznie nie zmieni, aż tak wiele. Jackson obawiał się wielu rzeczy, w tym odpowiedzialności. Nie potrafił sobie wyobrazić statecznego życia, bezwarunkowego oddania dla drugiego człowieka. Kochał Octavię i był w stanie wiele dla niej zrobić, ale to była zupełnie odmienna sytuacja. Miał liczne wątpliwości, nie tylko względem tego jak zmieni się ich relacja. Octavia mogła go zapewniać, że będzie w porządku, że on się w tym wszystkim sprawdzi. Nie wiedziała jednak o tak wielu rzeczach, które robił byleby tylko przebiegł go dreszcz adrenaliny, byleby poczuć coś więcej... Mógł składać wiele obietnic, mógł od wielu rzeczy trzymać się z daleka, ale pytanie na jak długo. Jak dużo czasu zajmie mu nim znów coś spieprzy.
OdpowiedzUsuńJego również irytowała postawa matki, choć może on po czasie był już bardziej przyzwyczajony do postawy Camilli Howard, która zawsze myślała tylko i wyłącznie o sobie i własnych wygodach, wytykając światu jak niesprawiedliwie potraktował ją los, zapominając o własnej głupocie. Odbicie tych cech było można dostrzec w Jacksonie. Jednak pomimo tej złości i wzajemnej niechęci, musiał przyznać że koniec końców stanął na drodze jej kariery. Wolał jednak by trzymała się na dystans tak jak robiła to do tej pory.
Usiadł obok Octavii opierając się wygodnie o wezgłowie kanapy, a dłonią sunąc wzdłuż jej pleców.
— Zastanawiam się jak ty to robisz, nie narzekasz na nic, wierzysz że to rozgryziemy. — przyznał z uznaniem. Octavia byłą w jego oczach jedną z najsilniejszych osób na świecie. — Obiecuję, że nie ucieknę w pracę, ani w nic innego. — zapewnił zdając sobie sprawę z wagi tych słów. Nie chciał rozczarować Octavii i w jakiś sposób nie chciał też zawieść tego dziecka, które przecież nie mogło odpowiadać za ich decyzje i błędy.
— Jednej atrakcji z pewnością ci nie odpuszczę. — Uśmiechnął się łobuzersko i wsunął ręce pod głowę. — Ale ty ją ponoć też bardzo lubisz. Zwłaszcza ze mną. — dodał. Cieszył się na ten wyjazd i nie mógł się już doczekać, aż znajdą się z daleka od zachmurzonego i chłodnego Nowego Jorku.
Jack
[Hej! Dziękuję za powitanie i cieszę się, że mimo wszystko Kill aż tak bardzo nie odstrasza, chociaż każdy, kto ma trochę instynktu samozachowawczego chyba powinien uciekać gdzie pieprz rośnie :D. Niemniej w przeciwieństwie do niego, ja bardzo chętnie wszystkich przyjmę i, cholerka, jeśli chciałabyś wątek, to ja mam nawet na niego pomysł :) W końcu studiuje prawo, Kill je (dawno temu) skończył... Coś tu można zadziałać, bo towarzyskich klimatów w jego przypadku raczej, niestety, nie widzę...
OdpowiedzUsuńPS Charlie for the king!]
Kill M.
Laurent po powrocie do Nowego Jorku starał się wykorzystać czas na nadrobienie zaległości wśród znajomych i przede wszystkim z Elisą. Dręczyły go ogromne wyrzuty sumienia, które z pewnością nie były spowodowane długą rozłąką. Poniekąd był do nich przyzwyczajony, ciągle gdzieś wyjeżdżał i więcej go nie było jak był. Oboje jednak byli dwójką młodych i zapracowanych ludzi świadomych na co się decydują. Laurenta jednak co raz częściej nawiedzały wątpliwości, a ostatni wyjazd do Włoch uświadomił mu, że ich relacja zaczyna toczyć się w nieodpowiednim kierunku. Elisa jednak zdawała się być niczego nieświadoma i niekiedy Laurent wykorzystywał jej ślepe zaufanie, którym go darzyła.
OdpowiedzUsuńPotrzebował również złapać trochę oddechu i naładować baterie. Kochał swoją pracę i po równo miał jej niekiedy dość. Jednak za każdym razem, gdy wracał i zbyt długo siedział w jednym miejscu, działo się to samo, zaczynał kręcić się niespokojnie i tęsknić za pędem, który towarzyszył kontraktom i pracy. Potrzebował tej uwagi męczącej uwagi, błysku reflektorów i kamer, bycia zauważonym. Spełniał się na stając na wybiegu jak i przed obiektywem.
Tym razem nieco zatracił się w różnych spotkaniach kompletnie zapominając, że obiecał Octavii wspólne zakupy przedświąteczne. W tym roku musieli wyjątkowo się postarać skoro dołączyć do nich mieli również dziadkowie z Francji, a Ci zawsze na wszystko spoglądali krytycznie. Każde święta były powodem spotkania tak wielu członków rodziny, co oznaczało pełne ręce roboty.
Głos Octavii oraz natarczywe pukanie do drzwi wyrwały go z zamyślenia. Rzucił szybkie spojrzenie do sypialni i na kanapę, na której był rozłożony dodatkowy komplet pościeli. Szybko go zgarnął i nim pomknął do drzwi, wrzucił wszystko do sypialni, zatrzaskując do niej drzwi.
- Już idę! - krzyknął, by siostra się nie niecierpliwiła. Otworzył drzwi i wpuścił Octavię do środka. - Ciebie również miło widzieć, siostrzyczko. - odparł. Miał na sobie raptem spodnie od dresu i włosy w kompletnym nieładzie. - Byłem zajęty. - wyjaśnił krótko, bo w sumie nie mijało się to z prawdą.
Przeszedł za nią w głąb mieszkania i dopiero teraz zorientował się, że na kuchennym blacie stoją dwa kubki po porannej herbacie. Liczył, że Tay tego nie zauważy lub nie zwróci uwagi.
- Sorry, trochę przyimprezowałem, a telefon... chyba się rozładował i jest... gdzieś. - dodał wzruszając ramionami. -Daj mi pięć minut i będę gotowy. Chcesz coś do picia to wiesz gdzie co stoi.
Miał wielkie szczęście, że Octavia nie postanowiła pojawić się u niego z półgodziny wcześniej. Potrzebował z kimś szczerze porozmawiać, Octavia zawsze służyła mu radą jako ta bardziej rozsądna i obeznana. Mógł też liczyć, że zachowa wszystko tylko i wyłącznie dla siebie, a teraz tego właśnie było mu trzeba. Choć jej przyjaźń z Elisą nie była mu na rękę. Dziewczyny przyjaźniły się już od dłuższego czasu i miały dobre relacje pomiędzy które wpakował się on.
Lau
Gdyby nie Octavia i jej przekonanie, że jakoś to będzie prawdopodobnie już dawno, by go nie było. Może by żałował, a może zepchnąłby wyrzuty sumienia na tyle głęboko, by na co dzień o tym nie myślał. Była jedną z niewielu osób, które mogły nim potrząsnąć na tyle porządnie, by postawić go do pionu i wpłynąć na podejmowane decyzje, a przy tym nie wymuszać zmian w jego charakterze. Za to również ją kochał, obojętnie czy robiła to świadomie, czy też wychodziło to od niej zupełnie naturalnie. Akceptowała go z każdą jedną wadą.
OdpowiedzUsuńPrzygryzł lekko wargę, gdy usiadła mu na udach, na których ułożył dłonie. Spojrzał w jej ciemne tęczówki i uśmiechnął się pod nosem. Powędrował spojrzeniem za jej dłońmi, które zaczepnie sunęły po jego torsie. Nie miała pojęcia jak bardzo najmniejszy jej dotyk oddziaływał na niego. Tracił resztki silnej woli będąc niemal bezbronnym wobec niej, co z pewnością mogła czuć siedząc nim. Przesunął dłonie na jej pośladki i lekko za nie ścisnął.
— Mmm dobrze wiedzieć, że aż tak za mną szalejesz. — wymruczał. — Jakie? Hmm... pomyślmy dobrze. — Musnął jej wargi swoimi. — Na przykład takie. — Odgarnął z dekoltu pukle ciemnych włosów, po czym pochylił się do niej składając kilka drobniejszych pocałunków na jej szyi. — I takie. — Zsunął się dalej na dekolt, a jego dłonie zakradły się pod koszulkę, którą miała na sobie Octavia. Niby przypadkiem zahaczył o zapięcie stanika.
— Przychodzi mi jeszcze kilka innych rzeczy do głowy. — Mruknął nie odrywając się od jej ciepłej, miękkiej skóry. Dopiero po chwili wrócił do jej ust ujmując policzek w jedną dłoń. — Zobaczysz jak się przyjemnie razem leżakuje pod palmami. — dodał z niewinnym uśmieszkiem błąkającym się po twarzy.
Jacuś <3
— Kurwa. — zaklął siarczyście, gdy w sypialni potknął się o leżące na podłodze buty. Zdecydowanie musiał tu ogarnąć i przywrócić porządek, albo znów ściągnąć kogoś kto pomyśli o tym za niego. Chociaż zdecydowanie wolał, gdy obcy nie kręcili mu się po domu i nie nakrywali na dziwacznych sytuacjach.
OdpowiedzUsuńOczywiście, Octavia znała go najlepiej na świecie i jakiekolwiek kłamstwo by jej podsunął, od razu by je zwęszyła. Uwielbiał fakt, że znali się na wylot i to właśnie przy niej Laurent nie musiał się z niczym kryć. Nie o wszystkim zawsze od razu jej mówił i niekiedy miewał wątpliwości, ale w pełni ufał siostrze i polegał na jej zdaniu. Widział jej połączenia, a raczej słyszał brzęczący gdzieś telefon tylko go ignorował mając lepsze rzeczy do roboty, a raczej poważniejsze rzeczy do przemyślenia… Ledwo wrócił do Nowego Jorku, a sprawy już się komplikowały i nawarstwiły przez brak zainteresowania.
— Sorry, pogadamy na spokojnie przy kawie. Tak właściwie będziesz musiała mi poradzić co robić. — przyznał wychylając głowę z sypialni. Szybko wciągnął na siebie parę przetartych jeansów i luźny sweter, przeczesał włosy, które tak czy siak układały się jak chciały i dołączył do Octavii.
— No tak. Tak właściwie to jeszcze nie zdążyłem o tym pomyśleć. — wzruszył ramionami i przyglądał się brunetce wypijającej zachłannie pomarańczowy sok. Zdawał sobie sprawę, że nie mógł tego odwlekać w nieskończoność i zawiść bliskich. Matka by mu nie darowała, ale dopiero co wrócił i nie miał jeszcze głowy do świątecznego szału.
— Poczekaj, aż będziesz miała inne zachcianki. — zaśmiał się pod nosem i lekko pokręcił głową. Wciąż nie oswoił się z myślą, że jego siostra zostanie niedługo mamą. Tak wiele rzeczy się ostatnio zmieniało.
— Dla Howarda proponuję ruzgę. Na pewno za coś sobie zasłużył. Problem z głowy, odhaczone, możemy przejść dalej. — Klasnął w dłonie i skierował kroki w stronę wyjścia. Z dużej szafy wyciągnął ciepłą kurtkę podszytą misiem. Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do tej paskudnej pogody, która panowała w Nowym Jorku. Włochy o tej porze roku również nie szczyciły się wysokimi temperaturami, ale przynajmniej mógł nacieszyć się Słońcem oraz ładną pogodą.
— Ja nawet nie wiem kto będzie na święta w tym roku. — Wciągnął na nogi buty i szybko cofnął się do salonu. Przerzucił wszystkie poduszki leżące na szerokiej kanapie i w końcu znalazł telefon. Rzeczywiście było na nim pełno nieodebranych połączeń i innych powiadomień nie tylko od Octavii.
— Kurde. — burknął sam do siebie widząc liczne wiadomości od Elisy. Dziewczyna nie lubiła być ignorowana, a właśnie to robił od wczorajszego wieczora i z pewnością nie omieszka mu tego wypomnieć. Wsunął telefon do tylnej kieszeni spodni.
Podszedł do Octavii układając dłonie na jej ramionach.
— Obiecuję. I postaram się rzucić coś gorszego, co odwróci ich uwagę przynajmniej, na krótką chwilę. — zapewnił. Przeczuwał, że robiła dobrą minę do złej gry, a tak naprawdę bała się tego co będzie. Była jednak twarda, jak wszyscy Blanchardowie, choć może i znacznie twardsza od niego samego. — Nie przejmuj się nimi, pogadają i przestaną. — Ujął jej twarz w dłonie i złożył na czole brunetki krótki pocałunek po czym dał jej lekkiego pstryczka w nos. — Idziemy. — zarządził otwierając przed nią drzwi.
Braciak
— Wiedziałem, że od samego początku miałaś do mnie słabość tylko grałaś niedostępną żeby zagrać mi na nerwach. Ja za to byłem bardzo, bardzo otwarty od samego początku. — podsumował z łobuzerskim uśmiechem. Pamiętał jak dziś te wszystkie razy, gdy go ignorowała i udawała, że znajomość z Jacksonem jej nie interesuje. Momentami było to frustrujące, gdy jednego wieczoru płakała mu w rękaw, a on z całych sił starał się poprawić jej humor, a innym razem zbywała jego wiadomości. Wielokrotnie miał tego dość i pluł sobie w brodę, że przecież ma pod nosem pełno dziewczyn, które chętnie spędzą z nim czas. Jednak za każdym razem nie potrafił sobie jej odpuścić i wielokrotnie robił z siebie przed nią idiotę.
OdpowiedzUsuńGdy zsunęła się z jego ud, przez chwilę przypatrywał się jej z nieco głupawym wyrazem twarzy nie rozumiejąc tej nagłej zmiany jakby był otumaniony. Po chwili jednak dotarł do niego sens jej słów, więc uśmiechnął się szeroko i podniósł się z miejsca.
— Mmm niespodzianka, robi się ciekawie. — Lubił takie spontaniczne chwile, prezenty i wszelkie niespodzianki z działu tych przyjemnych. — Chyba zamiast kwiatów zadowolę się tobą w jednej z twoich seksi sukienek. — stwierdził przyglądając się jej pożądliwie. Od samego początku nie umiał oderwać od niej wzroku i gdy Octavia pojawiała się w pomieszczeniu, nie mógł darować sobie ukradkowych spojrzeń.
— Gdzie mnie zabierasz? — Był ciekaw co też wymyśliła skoro mieli się ładnie i należycie ubrać. Objął ją ramieniem w pasie i przyciągnął do siebie. Ucałował ją w policzek po czym z łatwością podniósł jakby nic nie ważyła i ruszył z nią w stronę sypialni i garderoby.
Jackson
— To było niemałe wyzwanie, ale im bardziej się upierałaś, tym bardziej byłem pewny, że cię nie odpuszczę. — Każdą jedną odmowę traktował jak swego rodzaju wyzwanie. Stawiała mu wysoko poprzeczki, niejednokrotnie testując zarówno jego charakter jak i dumę. Wielokrotnie musiał przełknąć gorzki smak odmowy z jej strony co godziło w wybujałe ego Jacksona. W pewnym momencie uparł się, że Octavia będzie jego i ostatecznie znajomość skończy się na jego warunkach. Być może z początku nie miał zupełnie czystych intencji i nie kierowały nim dobre pobudki tak z czasem rzeczywiście stracił dla niej głowę, a uczucia wymknęły mu się spod kontroli. Niczego jednak nie żałował. Jackson ostatecznie zawsze dostawał to czego chciał, a teraz chciał przede wszystkim mieć Octavię w swoim życiu. Wnosiła do niego tak wiele barw, tak wiele nieoczywistych rzeczy, na które wcześniej nie zwracał uwagi.
OdpowiedzUsuń— Tak to te i tak dokładnie. Niech sobie patrzą i zazdroszczą. A skoro będzie tam ciemno… — wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko. Oczywiście, że zżerała go zazdrość na samą myśl, że mogłaby bawić się z kimś innym, że ktoś inny mógłby ją dotknąć… nienawidził nawet sobie tego wyobrażać. Jednak, gdy był obok te wszystkie spojrzenia napawały go pewnego rodzaju dumą.
— Ładnie i ciemno? Ciekawie się zapowiada. — stwierdził główkując o co może chodzić.
Odwzajemnił krótki pocałunek po czym odstawił ją na podłogę w sypialni. Ściągnął z siebie koszulkę i przeszedł do garderoby, by wybrać coś lepszego na wspólne wyjście.
W tym samym momencie poczuł jak w kieszeni jeansów telefon wydał z siebie krótką wibracje. Wyciągnął go i zerknął na wyświetlacz. Lexi. Już od dłuższego czasu nie mieli ze sobą kontaktu, działo się tak wiele, że Jackson zignorował wiele osób. Wszedł w wiadomość, a widząc zdjęcie półnagiej dziewczyny i z dopiskiemczekam, uniósł nieco brwi i pokręcił głową. Była równie uparta co on, to musiał jej przyznać. Lexi nigdy nie rozumiała słowa "nie".
Zignorował jednak próbę zaczepki i odłożył telefon na szafkę.
— Wyglądałabyś nieziemsko podana na złotej tacy, nago. — odparł z łatwością wyobrażając sobie taką scenę. Octavia była piękna, w jego oczach niczym bogini i obojętnie co na siebie włożyła wyglądała dobrze lub jeszcze lepiej. Wciąż nie rozumiał jak można było stracić dla kogoś tak bardzo głowę. Długo z tym walczył, choć powziął sobie za cel, że Octavia będzie jego, długo zwalczał uczucia, które w nim kiełkowały, starając się wszystko zepchnąć do rangi romansu jakich miał wiele i później przyjaźni, gdy coraz częściej się przed sobą otwierali, wpuszczając do swoich światów. Walkę, którą tak zaciekle toczył sam ze sobą bardzo szybko przegrał, a Octavia stała się najważniejsza, pomimo błędów które popełniał po drodze. Każda poprzednia relacja, którą miał zdawała się teraz nieważna, nijaka, choć jeszcze nie tak dawno temu nie umiał wyobrazić sobie związku i wierności jednej osobie. Kojarzyło mu się to z tak wieloma ograniczeniami, a teraz miał zupełnie na odwrót. Octavia go zmieniła, ale na lepsze.
OdpowiedzUsuń— We wszystkim będzie ci dobrze. — stwierdził przyglądając się zarówno zielonej sukience jak i Octavii. — To nie fair, że niektórzy są, aż tak niedorzecznie ładni. — przesunął spojrzeniem po jej gładkiej skórze i pokręcił głową. Miała w sobie to coś co nie pozwalało odwrócić spojrzenia.
Ściągnął z siebie jeszcze spodnie po czym sięgnął po koszulę i drugą, bardziej elegancką parę. Nie mógł przecież przy niej odstawać.
Jego telefon znów zaczął dzwonić, Jackson jednak tylko sięgnął go po to, by całkowicie wyciszyć. Ta dziewczyna naprawdę nie znała słowa nie. I choć ostatnio była cisza ewidentnie teraz musiała sobie o nim przypomnieć.
❤️
— Pójdę z tobą. Chyba powinienem wiedzieć co i jak. — stwierdził po chwili zastanowienia. Nie miał pojęcia co się robiło na tego typu badaniach, nigdy nie miał powodów by się tym interesować. Nie chciał jednak zrzucać całej odpowiedzialności na Octavię i zostawiać jej z tym samej. Chciał wiedzieć, czy wszystko jest w porządku zarówno z samą Octavia jak i z dzieckiem, które się w niej rozwijało. Chcąc nie chcąc musiało go to zacząć obchodzić.
OdpowiedzUsuńUniósł rękę i złapał suwak pomiędzy palce. Zapiął powoli sukienkę muskając jej skórę niby przypadkiem. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Rzeczywiście sukienka leżała nienagannie choć w opinajacym ciało materiale, lepiej widać było zaokrąglone kształty. Wciąż nie można było od razu stwierdzić, że to ciąża, ale jednak coś powoli się pojawiało.
— Bo to nic ważnego. — Wzruszył ramionami. Taka była prawda, zaczepki Lexi nie robiły na nim żadnego wrażenia. — Znajomi imprezują i próbują mnie wyciągnąć. — skłamał gładko, nie chciał by się niepotrzebnie martwiła lub była zazdrosna bo nie było o co. Lexi próbowała mieszać, ale za jakiś czas odpuści, gdy znajdzie sobie nową ofiarę. Zresztą w jego oczach Lexi przegrywała z Octavią na każdym polu, a jednak przelotnie zerknął w stronę telefonu.
— Poza tym, to wieczór dla nas i tylko nas skoro coś specjalnie zaplanowałaś. — dodał po czym przelotnie musnął jej usta. Uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic i sięgnął po koszulę, która zarzucił na ramiona i zaczął niespiesznie zapinać rząd guzików. Przeczesał palcami włosy poprawiając coraz dłuższe kosmyki, zaczesujac je do tyłu.
❤️
[Boże jaki ze mnie cham i prostak! zgubiłam Twój odpis i tak czekam, czekam, szukam Twojego komentarza... a to ja paskudnie sie nie wyrobiłam :/ proszę wybacz!
OdpowiedzUsuńBTW- nowe zdjęcie BOSKIE! *_*]
Niall nie lubił się spieszyć i nie lubił być spóźniony. Gdy gonił go czas, zdarzało mu się o czymś zapomnieć, a w jego pracy mogło to doprowadzić do niewybaczalnych błędów i tragicznych w skutki pomyłek czy przeoczeń. Nie lubił presji, której sam na sobie nie wywierał dla trzymania się w sztywnych ramach czasowych i wyrobienia z terminami. A zewnetrzne ciśnienie go irytowało i psuło mu nastrój. Nie był kapryśnym mężczyzną, ale miał swoje nawyki (jak na starego człowieka przystało).
Ten dzień zapowiadał się na pracowity, lecz nie z rodzaju tych przyjemnie pełnych, pozostawiających satysfakcję, a nawet niedosyt, gdy człowiek czuje, że mógł jeszcze coś zrobić, na coś więcej go jeszcze stać. Nie, dzisiaj czuł, że będzie ciężko, a szczególnie spotkanie z zarządem tak się zapowiadało... Sponsorzy szkoły, to często rodzice uczniów, a oni bywali gorsi od młodzieży, która momentami przechodziła ludzkie pojęcie w popisach istnego idiotyzmu. Niall więc już bojowo nastrajał się do tego, by dzisiejsze kilka godzin po prostu jakoś przetrwać. Rosnące ryzyko spóźnienia coraz bardziej go irytowało.
Rozmach z jakim sąsiadka wleciała do windy, obładowana butami, plecakiem, torbą i papierzyskami (nie schowanymi ani w torbe, ani plecak) trochę rozproszyły jego uwagę. Spojrzał na to wszystko, co dziewczyna trzymała w rękach i rzucił kontrolnie okiem na panel windy. Nic nie wcisnęła, - jadą zatem razem na parking. Na moment utkwił spojrzenie w szpilkach trzymanych w kobiecych dłoniach i tylko kontrolnie spojrzał na jej stopy, by upewnić sie, że w taką porę ma na sobie jakiekolwiek inne buty, czy że w ogóle je ma, bo przecież i łażenie boso i w takich obcasach mogłoby wiązać się z odmrożeniem. Chyba... Specem oczywiście nie był i sam nigdy w szpilkach nie chodził, więc wiedzieć tego na pewno nie mógł, ale miał podejrzenie, że przy zerowych i niższych temperaturach nie są to zbyt komfortowe buty.
Winda jechała w dół i gdy mijali kolejne pietro, raz jeszcze spojrzał w swój telefon. Wtedy winda lekko szarpnęła, nie za mocno, ale wyczuwalnie, a światła zgasły. Nie to było najgorsze, skądże... Winda stanęła. Jakby nagle odcięli zasilanie w budynku i to nawet takie awaryjne, jak w przypadku pożaru, gdzie unieruchamiają dosłownie wszystko. I w tym właśnie momencie Niall zaklął w myślach, wyłączył telefon i uruchomiwszy latarkę, spojrzał na panel, szukając numeru do serwisu technicznego.
- Zaraz zadzwonię po kogoś z obsługi technicznej, myślę, że to chwilowa przerwa w dostawie prądu - powiedział spokojnie, już nie wspominając o tym, że się spieszy i nie pytając, czy spieszy się również sąsiadce. Pamietając jak kilkanaście sekund temu wleciała niczym huragan do windy, było to pewne, więc nie chciał wzniecać i podsycać negatywnych emocji ani z jej strony, ani własnej.
Miał także cichą nadzieję, że kobieta nie ma klaustrofobii, ani innych lęków, które mogłyby się uaktywnić w takiej sytuacji, w jakiej znaleźli się w tym momencie.
Niall
[Oho, czyli to Ciebie mam ochotę pożreć na śniadanie! Okej, dobrze wiedzieć. :D Myślę, że zdecydowanie nasze dziewczyny się nie polubią – nie dość, że Octavia ukradła Ivy coś bardzo cennego, to jeszcze ośmieliła się żyć w miłej rodzinie i mieć w życiu raczej dobrze… Nie wiem jeszcze, jak daleko Ivy się posunie, ale jednego jestem pewna – nie będziemy się nudzić!]
OdpowiedzUsuńIvy Almond
Uniósł lekko brwi, zaskoczony niepokojem siostry. Laurent miał świadomość jak barwne życie prowadził jeszcze do nie dawna Howard, kazdy to wiedział. Był niestały w uczuciach jak pięcioletnie dziecko, albo i gorzej. To nie było nic dziwnego, ale przez to właśnie Laurent miał wiele wątpliwości co do związku tej dwójki. Obawiał się, że traktował Octavię jak jedno z wielu swoich wyznań i tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknie z jej życia pozostawiając w nim głębokie ślady. Octavia była twarda, ale i wrażliwa.
OdpowiedzUsuń— Chyba? Przyłapałaś go na czymś? — zapytał. Jeśli Jackson skrzywdziłby jego siostrę, narobił by sobie powaznych kłopotów. Cała rodzina Blanchard stała za sobą murem i wzajemnie się wspierała w razie potrzeby. — Ivy to jędza, nie znam jej osobiście, ale nie ma ciekawiej opinii na mieście. Jackson... nie wierzę, że doszło do tego, że go bronię, ale Jack nie widzi poza tobą świata. Dobrze wiesz jaki kiedyś był, a teraz zrobił się strasznie... poukładany. — stwierdził niechętnie. Nie chciał tu brać niczyjej strony, sam dobrze wiedział jak związki z pozoru dobre, a wręcz idealne mogą w tajemnicy się sypać. Octavia jednak wyglądala na zmartwioną, a on chciał ją w jakikolwike spokój uspokoić.
— Porozmawiaj z nim, zobacz co on na to. — zasugerował. Tak, był mądry jeśli chodziło o innych, sam popełniał tak wiele błędów, że głowa mała. Pluł sobie w brodę za każdym razem, za kazde kłamstwo i tajemnice tkane za plecami Elisy, jednak nic prócz tego. Obsypywał dziewczynę prezentami jakby chciał uciszyć własne sumienie, które co raz częściej dobijało się do głosu i nie dawało mu spokoju.
Z pozoru mogło się wydawać, że niecierpi Howarda i poniekąd tak było, jednak w głębi duszy zazdrościł tej dwócje tak silnej relacji. Mieli wiele kłopotów, podejrzewał, że o wszystkich problemach nie wiedział, a jednak wciąż parli do przodu i byli ze sobą. Może sam powienien wziąć z nich przykład i tak łatwo nie przekreślać relacji z Elisą?
Wziął głębszy oddech i na krótką chwilę odwrócił wzrok od Octavii.
— Ale nie musisz mnie słuchać, jestem ostatnią osoba, która mogłaby się uważać za eksperta. — przyznał wzruszając ramionami.
Braciak
Obserwował ją, jak powoli wsuwa na nogi pończochy, jak wkłada na stopy czarne szpilki. Od samego początku tak było, obserwował ją nie mogąc odwrócić spojrzenia. Miała w sobie to coś, tą wyjątkowość stworzoną jakby specjalnie dla niego i gdy zjawiała się w pomieszczeniu, wszystko inne zdawało się blaknąć. Mógł się nazwać cholernym szczęściarzem, dzięki Octavii wszystko nabierało większego znaczenia. Znalazł swoją bezpieczną przystań, do której chciał już zawsze wracać, choć wciąż nie mógł pozbyć się niewygodnej myśli na jak długo to mu wystarczy? Choć miał o sobie wysokie mniemanie i zawsze chodził z wysoko uniesioną głową, niekiedy zastanawiał się jak daleko sięga jego zepsucie. Jak bardzo był rozpieszczony i zepsuty pieniądzem. Jak bardzo ten świat w niego wsiąknął sprawiając, że na wiele rzeczy przestał lub nigdy nie zwracał uwagi.
OdpowiedzUsuńOctavia również miała swoje grzeszki za uszami, własne tajemnice o których wiedziała tylko ona. Nikt nie był święty i nieskazitelny, jednak zawsze w jego oczach wydawała się taka dobra, idealna. Na samym początku patrzył na nią przez pryzmat ładnej buzi, jednak z każdą kolejną rozmową, chcąc czy też nie, zmieniał o niej zdanie. Na swój sposób od początku mu imponowała, a im częściej z jej ust padało słowo nie tym bardziej nie potrafił odpuścić. Niekiedy miał wrażenie, że robiła to specjalnie jakby chciała sprawdzić jak daleko Jackson się posunie, by ją zdobyć.
— Może? Myślę, że na pewno oboje skusimy się na solidny deser. — odparł wyciągając do niej ręce. Przyciągnął ją bliżej i posłał jej równie zaczepny uśmiech. — Chętnie, nim brak snu odetnie nam chęć do życia. — dodał odrobinę żartobliwie. Czekało ich niemałe wyzwanie i jakaś jego cząstka złośliwe szeptała mu na ucho, że to nie jest nic czego pragnie, że bardzo szybko zacznie mu brakować bycia na językach, zabawy i nieograniczonej swobody. Walczył z tym i tłamsił w sobie, dla Octavii i poniekąd dla samego siebie. Nie chciał jej skrzywdzić i stracić, jego samolubny charakter nigdy by tego nie zaakceptował.
— Gotowa? — zagadnął odsuwając się i mierząc ją pożądliwym spojrzeniem.
Jackson
Laurent słuchał jej uważnie i choć starała się zachować pozory spokoju, dostrzegał jak wiele ją to wszystko kosztuje. Ostatnio ciągle się czymś zamartwiała, tym związkiem, Howardem i ostatnio również ciążą i własnym stanem. Laurent widział, że Jacksonowi zależy, a przynajmniej dostrzegł jak bardzo zapatrzony jest w Octavię, ale przecież sam dobrze wiedział, że to nie zawsze wystarcza, a żeby jakakolwiek relacja miała sens, obie strony musiały się o to starać. Niekiedy odnosił wrażenie, że w przypadku tej dwójki to Octavia jest głównym spoiwem i gdyby odpuściła to wszystko bardzo szybko, by się rozpadło. Howard na prawdę był idiotą, ale każdy był jakiś i tak na prawdę Laurent sam nie wiedział jakby odnalazł się w podobnej sytuacji.
OdpowiedzUsuń— Może rzeczywiście nie masz czymś się martwić, a Ivy po prostu próbuje zwrócić na siebie jego uwagę. Nie jego wina, że dziewczyna nie daje mu spokoju. — zauważył, dostawania natrętnych wiadomości to nie była jeszcze zbrodnia. Sam niekiedy musiał blokować natrętne fanki. — Ale sama znasz go najlepiej. Nie możesz jednak wiecznie martwić się tym co Jackson zrobi jak wyjdzie z domu, a jeśli rzeczywiście jakiejś udałoby się wskoczyć mu do łóżka, to znaczy tylko tyle, że jest skończonym kretynem i nie jest wart twojego czasu. Tay, nie możesz wiecznie go niańczyć. Powinnaś być spokojna, czuć się bezpiecznie. — dodał i posłał jej ciepły uśmiech. Przysunął się do siostry i ułożył dłonie na jej ramionach po czym przyciągnął ją do siebie i przytulił. Może powinien uciąć sobie pogawędkę z Howardem...
— Słuchając ciebie mam wrażenie, że tak na prawdę nie mam żadnych problemów. — stwierdził odsuwając się od brunetki. — Chodzi o mnie i o Elisę. Wiem, że się przyjaźnicie, ale... — wziął głębszy oddech. — Chyba z nią zerwę. Nie wiedzę sensu żeby to dalej ciągnąć. — dodał wzruszając ramionami.
Winda zjechała w końcu na sam dół, a oni wyszli na zewnątrz.
— Zwłaszcza wyjazd do Włoch uświadomił mi, że to raczej nie jest to. — przyznał otwierając drzwi od mercedesa Octavii.
Braciszek
Kolacja w kompletnych ciemnościach wyostrzała apetyt. Smaki były różne, a jedzenie przepyszne i mógł jedynie zgadywać jakie pyszności lądowały na ich talerzach. Dopiero, gdy zapalono delikatne światło, uśmiechnął się do Octavii.
OdpowiedzUsuń— Z pewnością tu wrócimy. — stwierdził i powędrował spojrzeniem w tą samą stronę co brunetka. Również lekko skinął głową w stronę właściciela lokalu. Wszystko było dopieszczone i dopięte na ostatni guzik. To była zaleta mieszkania w tak dużym i zróżnicowanym mieście, Nowy Jork pełen był niespodzianek i lokali, który zaskakiwały zarówno smakami jak i proponowanymi rozrywkami, które miały umilać klientom pobyt.
— Nie mogę się doczekać. Desery to moja ulubiona część. Chociaż z tego co mi wiadomo nie tylko moją — przyznał, a łobuzerski uśmieszek przeciął jego twarz. Chwycił drobną dłoń Octavii w swoją, uniósł ją do góry i musnął ustami jej wierzch. — Wiem jak dobrze się ustawić. — dodał z rozbawieniem i skierował się wraz z nią do wyjścia. — Ale wiem też jak się odwdzięczać. — wymruczał otaczając ją ramieniem i przyciągając bliżej siebie. Nachylił się nieco i przelotnie pocałował ją w usta.
— Musimy zacząć się powoli pakować. Już nie mogę się doczekać, aż się stąd wyrwiemy. I będą mógł podziwiać cię w bikini przez cały dzień. — przyznał z szerokim uśmiechem. Wakacje dobrze im zrobią, odetną się od złej pogody i nieprzychylnej aury, która ostatnio nad nimi wisiała. Liczył, że zostawią problemy za sobą, wszystkie plotki i zmartwienia; wszystkie obowiązki i ludzi, choć zwykle od tych ostatnich nie stronił, to ostatnio miał ochotę przewietrzyć głowę i odciąć kilka kuponów.
Jacek <3
Jackson przed wylotem starał się dopiąć na ostatni guzik najważniejsze rzeczy związane z uczelnią jak i z pracą w firmie ojca. Miał na szczęście ten komfort, że nie musieli spieszyć się na wyjeździe, więc mógł na spokojnie zabrać część obowiązków ze sobą. Choć miał zamiar w pełni korzystać z wolnego czasu. Chciał by oboje przewietrzyli głowy i mogli skupić się przede wszystkim na sobie. Był przez to wszystko zabiegany jednak obiecał zarówno Octavii jak i samemu sobie, że tym razem nie nawali i pojawi się na badaniu w klinice razem z nią. Odkąd podjął decyzję, że tkwią w tym razem, starał się uczestniczyć w całym tym pokręconym dla niego procesie.
OdpowiedzUsuńZaparkował samochód i zerkając w pośpiechu na zegarek, wszedł do środka kliniki. Przywitał się krótko z rejestratorką i łapiąc oddech odnalazł w poczekalni Octavię. Uśmiechnął się lekko i również musnął jej policzek ustami.
— Można tak powiedzieć. Nie chciałem się spóźnić. — odparł. Rozejrzał się nieco wokół, choć z reguły był pewną siebie osobą, teraz czuł się nieswojo. Nie wiedział czego się spodziewać, a widok innych zadowolonych par nieco go krępował. Sam nie potrafił jeszcze okazać takiego zadowolenia, choć z każdym kolejnym dniem, powoli oswajał się z myślą, że zostanie ojcem. Jakkolwiek dziwnie brzmiało to w jego myślach. Otoczenie radosnych par, fotografie przyszłych mam, czy maluchów sprawiały, że czuł się jakby znalazł się na innej planecie...
— Jak się czujesz? — zapytał siadając na kanapie. Nie wiedział dlaczego, ale cholernie się tym denerwował, co najmniej jakby wpływało to wszystko... ciąża na niego tak jak na samą Octavię. Jednak obojętnie jak mocno sceptycznie podchodził do zaistniałej sytuacji, chciał by wszystko potoczyło się książkowo i zarówno z dzieckiem jak i z Octavią było wszystko w porządku.
Nie minęło dużo czasu, a z jednego gabinetu wyłoniła się dość młoda kobieta.
— Octavia Blanchard? Zapraszam. — Jackson bez słowa podniósł się i pokierował za Tay. — O państwo dzisiaj w komplecie? Dobrze. — Kobieta z uśmiechem zaprosiła ich do gabinetu i skinęła na miękkie krzesła. — Jak samopoczucie? Coś się zmieniło od naszej ostatniej wizyty? — zagadnęła kierując słowa do Octavii.
Tatuś <3
On też się tego po sobie nie spodziewał. Jeszcze parę miesięcy wstecz taka sytuacja byłaby nie do wyobrażenia. Wciąż miewał wrażenie, że to nieśmieszny żart, sen z którego lada chwila się wybudzi. Jackson Howard będący w stałym związku, spodziewający się dziecka... brzmiało to w jego głowie niedorzecznie i chyba przez strach przed nieznanym nie pozwalał sobie na zbyt wiele radości w tej kwestii.
OdpowiedzUsuń— Przytłoczony? — Sam do końca nie wiedział co czuł. Życie wymknęło mu się spod kontroli i miał wrażenie, że emocje które codziennie odczuwał są niczym kolejka górska. Raz był szczęśliwy i wszystko układało się dobrze, innym razem miał ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Tak na prawdę gdyby nie był zakochany jak wariat w Octavii, dawno temu odciąłby się od tak dużej odpowiedzialności. Być może nawet podpisał by dokumenty, które na początku mu podsunęła. — Szok chyba jeszcze długo będzie nam towarzyszył. — dodał z lekkim uśmiechem po czym posłusznie zajął miejsce obok kozetki, na której kładła się Octavia.
Jackson przeniósł wzrok z lekarki na ekran komputera USG. Kompletnie się w tym wszystkim nie orientował, a czarno białe plamy i niewyraźny kształt malucha, które powoli dopiero zaczynało wyglądać jak dziecko, były dla niego zagadką. Jednak z każdym słowem lekarki stało się jaśniejsze gdzie co jest i co to przypomina.
— A ten mały punkcik, to co to? — zapytał wskazują małą pulsującą kropeczkę po środku.
— Serduszko. Wszystkie parametry są w porządku. Maluch dobrze się rozwija. — zapewnił. Kobieta wcisnęła kolejny guzik, a po chwili po pomieszczeniu rozniósł się rytmiczny dźwięk uderzeń małego serduszka. Jackson nawet nie był świadom tego, że na jego twarzy pojawił się lekkim uśmiech. Jakkolwiek mocno tego nie chciał, cieszył się, że wszystko było dobrze i nie było czym się dodatkowo martwić.
— Oczywiście, że chcemy! — odparł z entuzjazmem. — To znaczy jeśli ty też chcesz. — dodał przenosząc spojrzenie na Octavię. Chwycił ją za dłoń i uścisnął.
Sam nie wiedział czego chciał. W tym całym zamieszaniu płeć nie miała dla niego znaczenia. Teraz jednak miał przeświadczenie, że chłopcy są łatwiejsi w wychowaniu, choć z drugiej strony o tym też nie miał pojęcia, bo niby skąd?
Zaciekawiony Jacuś
Podejrzewał, że zaskoczenie nie opuści go przez bardzo długi, długi okres czasu. Nie znał się na rodzicielstwie. Sam wychowywał się z opiekunkami zabawiając kartą bez limitu należącą do ojca. Nie miał też rodzeństwa, którym musiał się opiekować. Rodzicielstwo rysowało się na kształt czegoś strasznego, a jednocześnie wiedział, że będzie go zaskakiwało na każdym kroku.
OdpowiedzUsuńJemu nawet przez myśl nie przeszło, że lot i ciąża to niekoniecznie najlepsze połączenie, a przynajmniej w niektórych przypadkach. Wziął za pewnik, ze Octavia będzie mogła lecieć razem z nim. Jednak skoro lekarka mówiła, że wszystko jest w porządku to tak właśnie musiało być. Sam nie przepadał za lekarzami i omijał ich szerokim łukiem, choć nie powinien, jednak w tym przypadku ufał, że nie ma czym się martwić. Zresztą Octavia czułą się dobrze.
Uniósł lekko brwi w górę i gapił się na ekran maszyny jakby ujrzał tam coś niespotykanego.
— Tak, cieszę się, że wszystko w porządku. Ale wyobrażam sobie dwie kobiety i siebie pod jednym dachem. — odparł z nieco głupkowatym uśmiechem. Sam nie potrafił powiedzieć dla kogo byłby lepszym ojcem, dla chłopca, czy dziewczynki, ale znając męski punkt widzenia to raczej chłopca byłoby łatwiej wychować. A przynajmniej nie byłoby trzeba uważać na wszystko, a raczej wszystkich wokół.
Lekarka po krótkiej chwili wręczyła im receptę i puściła wolno. Jackson chwycił Octavię za rękę i skierował kroki do wyjścia. Zatrzymał się przy samochodzie brunetki.
— Zadowolona? Będziesz miała małą księżniczkę w domu. — Objął Octavię i przyciągnął do siebie. — Dobrze, że wszystko jest okej. — dodał z uśmiechem majaczącym po twarzy. Musnął usta Octavii. — Widzimy się w domu?
Pożegnał się z Octavią i również skierował samochód w stronę domu. Jej słowa odrobinę dawały mu do myślenia. Wciąż skupiał się na własnych wątpliwościach i lękach. Miał tak wiele obaw i niechęci, że nie zauważał, że to samo może skrywać Octavia. Jackson od zawsze był samolubny, patrzył na czubek własnego nosa, a ona odkąd sięgał pamięcią była silna i dla niepoznaki robiła dobrą minę do złej gry. Nie brał pod uwagę, że w całym tym zamieszaniu, Octavia może czuć się podobnie jak on. Być przerażoną, zarówno macierzyństwem jak i tym, czy jej partner stanie na wysokości zadania. Miał świadomość, że w tym związku to on był słabszym ogniwem, jakkolwiek mocno ją kochał.
OdpowiedzUsuńPo powrocie do domu zdziwiła go cisza, jednak szybko spostrzegł Octavię w progu pustego pokoju, który do tej pory służył za składzik na różne mniej potrzebne rzeczy. Zbliżył się do niej po czym objął ją ramionami i ucałował w czubek głowy. Sam rozejrzał się po wnętrzu pokoju, który niedługo wypełni się dziecięcymi meblami, zabawkami; płaczem i w przyszłości śmiechem.
— Jak wrócimy to zajmiemy się urządzaniem pokoju skoro znamy już płeć. — Do tej pory nie skupiali się na tym, aż tak bardzo. Nie myśleli o kupnie potrzebnych rzeczy, zarówno mebli, ubrań i innych drobiazgów. Nie do końca wiedział czego będą potrzebowali, a tak na prawdę lada moment upłynie dziewięć miesięcy. Sam nie dowierzał, że już minęła ponad połowa.
— Musimy się zastanowić co jeszcze będzie nam potrzebne. I może... okej nie potrafię sobie siebie tam wyobrazić, ale chyba przydałoby się pójść gdzieś... no wiesz, do jakieś szkoły rodzenia, czy jak to się nazywa. — Zostali rzuceni na głęboką wodę, a Jackson nie lubił nie mieć kontroli nad własnym życiem, dlatego wolał jakkolwiek się przygotować na to co ich czeka w niedalekiej przyszłości. Chociaż zajęcia w gronie zadowolonych mamusiek wydawały mu się abstrakcją.
❤
Starał się być odpowiednio dobry dla Octavii, doceniał ją i wiedział, że z nikim innym budowanie trwałej relacji nie byłoby możliwe. Do niedawna traktował dziewczyny jak przelotne przygody i bardzo często trafiła na takie, które nie oczekiwały niczego więcej jak dobrej zabawy, czy kilku prezentów i kolacji na mieście. Nie angażował się. Jednak dla Octavii chciał się się starać, a wszystkie drobne zmiany do których on nie przywiązywał uwagi, same w nim zachodziły. To był naturalny proces, a jak się okazało lubił to wszystko co do jego życia wniosła Octavia.
OdpowiedzUsuń— To prawda, mam wrażenie, że wieki minęły odkąd powiedziałaś mi o ciąży. — Skrzywił się nieco na samo wspomnienie tamtego momentu, na wszystkie słowa które do niej wypowiedział. Wyryły się głęboko w jego pamięci i żałował każdego z nich równie mocno. Wiedział, że nie odbuduje tamtego momentu, nie wniesie do niego kolorów i pozytywnych emocji. Mógł jedynie ją przeprosić i teraz liczyć się ze słowami.
Dla niego to wszystko również było szaleństwem, czymś nieprawdopodobnym. Nie tylko nieoczekiwanie wpadli, ale ciąża zmusiła go do zmiany podejścia, a jeszcze kilka miesięcy wstecz twierdził, że nigdy nie zostanie ojcem, a dzieci są mu niepotrzebne. Całe życie to powtarzał. Od zawsze wszystko szło zgodnie z jego wolą, nawet jeśli nie mógł czegoś zdziałać słowami, czy czynami, pieniądze pozwalały na każdą zachciankę. Wiódł wygodne życie dopasowane do swoich potrzeb. Rodzicielstwo było wszystkim tylko nie egoizmem i wygodą.
— Wiem. — przyznał i pogładził ją po plecach. — Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. W końcu wytrzymujesz ze mną. — zażartował i lekko się zaśmiał. — Będziesz najlepszą mamą na świecie, najlepszą jakie to dziecko mogło sobie wymarzyć. — dodał poważniej. Odsunął się odrobinę by móc spojrzeć w jej ciemne tęczówki. Jeśli ktoś miał temu podołać to właśnie Octavia.
Pogłaskał ją po policzku i posłała dziewczynie ciepły uśmiech.
— A ja się nigdzie nie wybieram, więc razem damy jakoś radę. — Siedzieli w tym razem, a Jackson nie miał zamiaru się wymiksować z odpowiedzialności. Mógł zrobić to dawno temu, ale wciąż trwał przy jej boku.
- Zobaczymy jak to będzie. Obawiam się, że w tym jednym będę miał dwie lewe ręce. - odparł. Zależało mu jedynie na tym by nie odstawać zbytnio od Octavii i nie namieszać jak jego właśni rodzice, choć ich ciężko byłoby przebić w wyścigu o miano najdziwniejszych rodziców. - Od razu ostrzegam, że będę ją rozpieszczał. Sam sobie, czy tobie nie potrafię odmówić, więc ona nie będzie wyjątkiem od reguły. - przyznał z lekkim rozbawieniem.
OdpowiedzUsuńMiał to szczęście, że mógł pozwolić sobie na wiele; na każdą zachciankę i przyjemność. NIe musiał odmawiać sobie wygód, prezentów, czy wyjazdów. Mógł spełniać marzenia i dbać o potrzeby zarówno swoje jak i Octavii. Zdarzało się, że marnował pieniądze na głupoty i rzeczy, które nie były rozsądne, ale właśnie przez wpływ pieniądza nie zawsze rozróżniał co jest właściwe, a co niekoniecznie. Dlatego w tym świecie było tak łatwo się pogubić i ściągnąć na siebie sporo kłopotów, czy też plotek, które również mogą być niemałym utrapieniem. Z pewnością Jackson będzie chciał uchronić w przyszłości córkę przed pewnymi wyborami, choć wiedział, że każdy ma prawo do swoich błędów.
- Ja nie potrzebuję tylu rzeczy co ty, ale możemy ogarnąć to już teraz. - stwierdził z zaczepnym uśmiechem. - Głównie to dla ciebie wykupiłem duże bagaże. - dodał muskając jej usta swoimi. Odsunął się od niej po czym przymknął drzwi do jeszcze pustego pokoju. Skierował kroki do garderoby, z której sięgnął największą walizkę.
- Nie mamy biletu powrotnego, więc nie musimy się spieszyć na miejscu. Lepiej weź spory zapas wszystkiego. - Nie mógł się doczekać wolnego, Słońca i czasu tylko we dwoje. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której musiałby zrezygnować z tego typu przyjemności. Były to też ostatnie wakacje, a przynajmniej ostatnie na dłuższy okres czasu. Wiedział, że rodziny podróżują w komplecie, ale nikt nie mógł mu wmówić, że podróż z dzieckiem wygląda tak samo jak podróż bez niego.
Jackson wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko jakby to był najmniejszy z drobiazgów dotyczących wyjazdu.
OdpowiedzUsuń— Tak to. Nie musimy się nigdzie spieszyć, a powrotny możemy kupić w każdej chwili. Możemy wrócić do Stanów lub polecieć gdzieś indziej. Zobaczymy. — odparł przelotnie na nią spoglądając. Może i powinien z nią porozmawiać, wybadać dokładniej czy musi wrócić konkretnego dnia, czy ma jakiś plany lub inne zobowiązania, ale w tamtym momencie o tym nie pomyślał. Sam poukładał grafik tak, by nic nie kolidowało mu z wyjazdem. Pozostawał jeszcze temat uczelni, ale z zaległościami oboje jakoś sobie poradzą, a część rzeczy mogą robić zdalnie.
— Uważaj bo w to uwierzę. — Może jakby nie mieli wyjścia to by się tak stało, choć prędzej uwierzyłby, że musiałby oddać miejsce w swoim bagażu. Jemu za wiele nie było trzeba, a ostatecznie można było dokupić potrzebne rzeczy w lokalnych sklepach.
Jackson nie miał w zwyczaju odmawiać sobie niczego na co w danym momencie miał ochotę. Teraz chciał wyjechać, rozerwać się na tyle ile mogli i spędzić czas tylko we dwoje. Z daleka od Nowego Jorku, jego problemów i rosnącej kupki plotek, których nie było już sensu dementować. Choć nigdy się niemi nie przejmował, a niekiedy sam wiele z nich podsycał i dawał powody do kolejnych wpisów, tym razem czuł dziwną potrzebę odcięcia się od wszelkich portali plotkarskich. Nie chciał, by ktoś wchodził z butami w ich życie i dodawał swoich brudów do ich kłopotów, z którymi na razie udawało im się uporać. Drażniła go ta bezradność na czyjeś złośliwe docinki, a musiał przywyknąć, że w przyszłości ktoś będzie żartował nie tylko z ich dwójki.
Wysiadł z samochodu, z którego już wypakowywał walizki jego kierowca. Był wczesny ranek, a pogoda w Nowym Jorku nie rozpieszczała. Nie mógł się doczekać, aż znajdą się na miejscu i będą mogli cieszyć się Słońcem, zrzucić ciepłe rzeczy i kurtki na rzecz strojów kąpielowych i kremów z filtrem.
— Mamy jeszcze sporo czasu. — stwierdził zerkając na wyświetlacz telefonu. Szybko przejrzał otrzymane powiadomienia. — Oo plotkara nie może się powstrzymać. — wywrócił oczami i pokręcił głową czytając kolejny głupawy wpis na stronce. Ktoś na prawdę nudził się w swoim życiu.
— Chodźmy. — wsunął telefon do kieszeni dresów i chwycił dwie duże walizki.
[Pozwoliłam sobie na wysłanie maila z propozycją wątku.]
OdpowiedzUsuńNiekiedy sam zastanawiał się co w głowie miała Plotkara, kimkolwiek była, a zwłaszcza ciekawiło go skąd bierze niektóre informacje. Jakby czaiła się za każdym rogiem i pod każdym łóżkiem. Wiedziała wszystko. Jednak nikogo to nie dziwiło, ich świat przesiąknięty był plotkami, szeptami za plecami innych i złośliwościami, które nie były mu obce. Sam święty nie był i niekiedy wykorzystywał swoją pozycję przeciwko innym. Było to tak popularne, że od plotki do plotki każdy przechodził do porządku dziennego nie zastanawiając się, czy kolejne zdjęcia i artykuły mogą zrujnować komuś reputację.
OdpowiedzUsuń— Przyznam się, że nie przyszło mi do głowy, że może ci nie być najwygodniej. Jednak na swoją obronę dodam, że lecimy klasą biznesową. Podejrzewam, że jeszcze się zmieścicie. — odparł z przekorą, lekko skinąwszy w stronę jej co raz wyraźniej zaokrąglonego brzucha. Choć to wszystko wydarzyło się niespodziewanie, a czas pędził z zawrotną prędkością, zaczynał się powoli oswajać z tym, że niedługo jego życie wywróci się do góry nogami jeszcze bardziej, jednak nie wciąż wolał, aby do ciąży nigdy nie doszło. Pogodził się jednak z tym, że nic nie wskóra na to, a dalsze użalanie się nad sobą i załamywanie rąk niczego nie przyniosą.
— Jak będziesz chciała to kupię ci całe stadko małpek. — zapewnił z lekkim rozbawieniem. Ponownie zerknął na telefon, gdy zaatakowała go kolejna fala powiadomień od różnych znajomych. Niektórzy nie zwracali uwagi na jego wyjazd i wciąż podsyłali zaproszenia na organizowane przez siebie imprezy, inni dopytywali dokąd się wybierają i kiedy wracają, a jeszcze kolejni domagali się szczegółowej relacji z wyjazdu. Natomiast jedna wiadomość przykuła jego uwagę, choć wolałby jej nie otrzymać.
A pamiętasz nasze wspólne wakacje? Ciekawe która z nas teraz lepiej wygląda w bikini? 😈
Przemknął spojrzeniem po dołączonym zdjęciu Ivy w stroju kąpielowym, prężącej się do zdjęcia na leżaku obok niego. Oczywiście, że pamiętał ten wyjazd, jednak nie były to tylko ich wakacje, a wyjazd większą grupą, który zorganizował całkiem dawno temu. Miał wrażenie, że od tamtej pory minęły wieki, był w tedy zupełnie inną osobą.
Odkąd przypadkiem spotkali się na mieście w jednym z klubów, nie dawała mu spokoju, choć nie miał zamiaru jej oceniać. Sam nigdy się nie poddawał póki nie dostał to czego chciał. Cóż, gdyby nie był tak uparty nie byłoby go tutaj , teraz z Octavią.
Zablokował telefon i wsunął go do kieszeni. Spojrzał na Octavię i lekko się do niej uśmiechnął.
— Nie mogę się doczekać, będziesz miała spokój, bo nie wyjdę z wody przez pierwsze kilka dni.
Jacek
Spojrzał na nią posyłając przepraszający uśmiech. Jeszcze nie tak dawno żył tylko tym co działo się na portalach społecznościowych i kolejnych imprezach, na które nie szczędził czasu. Niekiedy brakowało mu czasu, by porządnie się wyspać, by zjeść porządnie wytrzeźwieć. Teraz zastanawiał się jak dawał radę połączyć nocne życie z intensywnymi studiami, które z każdym kolejnym rokiem stawały się co raz bardziej wymagające. Ale taki był urok ich życia, a przynajmniej do niedawna tak było. Dlatego czasem ciężko było mu kompletnie się od tego odciąż i zmienić nawyki, które miał tak głęboko zakorzenione.
OdpowiedzUsuńNie zgadzał się z Plotkarą, w ich wyjeździe nie chodziło o żadną ucieczkę, chciał odetchnąć, dać im obojgu czas i kilka beztroskich chwil. Starał się, trzymał się Octavii i swoich postanowień z godnym podziwu uporem, a może zaskakiwał tylko samego siebie? Nie popełnianie błędów było równie męczące co mierzenie się z ich konsekwencjami. Nie oczekiwał oklasków i ukłonów, ale w krótkim czasie z króla imprez zmienił się w przykładnego chłopaka... Ostatnio nie poświęcał nikomu tyle czasu co jej i ich związkowi. Nie chciał, więc zaprzątać jej głowy czymś takim jak nieustępliwa znajoma, bo ex było nadmiernym określeniem. Sądził, że ignorowanie większości wiadomości daje wszystkim wścibskim jasno do zrozumienia, że nie jest zainteresowany.
Zepchnął te myśli daleko w głąb siebie, by o nich nie myśleć. Tak było najprościej, nie myśleć o tym wszystkim i żyć z dnia na dzień licząc, że jakoś to będzie, a razem poradzą sobie ze wszystkimi przeciwnościami.
— Masz moje słowo. — Wyciszył telefon i schował go do wewnętrznej kieszeni kurtki. Uśmiechnął się raz jeszcze i ruszył za Octavią. W kilku krokach dogonił brunetkę. Wsunął dłoń do kieszeni jej kurtki i splótł ich palce razem. Wyciągnął ich dłonie na zewnątrz i złożył na jej wierzchu krótki pocałunek.
— Kawa brzmi świetnie, mamy jeszcze mnóstwo czasu do odprawy. Chociaż myślałem, że teraz kawa to jeden z niedozwolonych napojów, w twoim stanie. — zastanowił się na głos. Dla niego wiele rzeczy wciąż było czarną magią i nie nadążał za niektórymi z nich. Cieszył się, że wszystkie nowe zakazy i nakazy bezpośrednio go nie dotyczyły. Podejrzewał, że w większości nie potrafiłby się do nich stosować.
Jacek
Odpowiedział swobodnym rozbawieniem na jej słowa. Nie znał się na tym w ogóle, choć te parę miesięcy w towarzystwie ciężarnej Octavii z pewnością czegoś go nauczyły.
OdpowiedzUsuń— Może i nie umierasz, ale z pewnością nie czujesz się jak stuprocentowo zdrowa osoba. Poza tym nie ogarnąłem jeszcze tego co można, a co nie, ale obiecuję będę ci pod palmą przynosił drinki bezalkoholowe. — uśmiechnął się łobuzersko. Zdawał sobie sprawę, że Octavia odczuwała ciążę co raz bardziej i niekiedy różne rzeczy jej doskwierały. I tak jak i jemu, jej również brakowało kilku rzeczy. Musiała zmienić niektóre nawyki, ćwiczenia. Był jednak pełen podziwu jak radziła sobie z tym wszystkim i jak odnalazła się w tej sytuacji. Dla nich obojga był to spory szok, jednak z drugiej strony wiedział, że Octavia miała nieco inne podejście do życia niż Jackson. Była jego kotwicą, która sprowadzała go na ziemię i sprawiała, że za bardzo nie odpływał. Choć byli zupełnie inni i mieli inne charaktery, chyba całkiem dobrze się uzupełniali i w jakiś pokraczny sposób dopełniali. Octavia zresztą była jedyną stałą rzeczą w jego życiu, jedynym pewnym uczuciem, była ta osobą która dawała mu poczucie normalności, namiastkę rodziny, z którą miał nieciekawe relacje. Była tym brakującym elementem, który wskoczył na odpowiednie miejsce. Dlatego tak się starał, wiedział, że nie zniósłby sam siebie i swojego życia bez niej. W całym szaleństwie, od którego był uzależniony, Octavia była powiewem normalności, była prawdziwa jak nic innego.
Skierowali się do jednej z kawiarni. Przy okazji zerknął na tablicę z rozporządzeniami.
— Za półgodziny otworzą bramki. — Chciał się już znaleźć w samolocie, najchętniej przespać cały lot tak by obudzić się już na miejscu. Często wybywał na wakacje, bywał w różnych miejscach tych bardziej egzotycznych i mniej, zwiedział kawałek świata, ale i tak za każdym razem odczuwał tą samą ekscytację i ciekawość danego miejsca. Nie mógł się też doczekać wodnego szaleństwa, którego z pewnością nie odpuści. Zimą ubolewał, że nie mógł tak często wypuszczać się nad wodę, a jego jacht głównie stał i kurzył się oczekując na kolejne otwarcie sezonu.
Jacek
Dwa lata wcześniej
OdpowiedzUsuńPrzeniósł spojrzenie z laptopa na wyświetlacz telefonu, gdy zaczął dzwonić. Przesunął palcem po ekranie odblokowując go i skupiając się po chwili, na krótkiej wiadomości, którą otrzymał. Odtworzył filmik, z którego zaatakowały go ostre dźwięki muzyki, kolorowe światła i krótkie nagranie butelek ustawionych w równe rządki na kuchennym blacie. Przesunął wzrokiem niżej na wiadomość:
Od: Lexi
Punkt dwudziesta! Wbijasz?
Odpisał krótkie będę, po czym odrzucił telefon na materac łóżka. Ślęczał nad prezentacją już od ponad godziny starając się stworzyć coś sensownego na poniedziałkowe zajęcia. Zostało mu jeszcze sporo materiału do przerobienia, ale nie uśmiechało mu się spędzać sobotniego wieczoru nad podręcznikami. Zresztą zawsze się wyrabiał pomimo swojego codziennego zabiegania. Nie odmawiał sobie imprez i spotkań ze znajomymi. Jackson nigdy nie odmawiał; kolejnego drinka, kolejnego papierosa w przerwie od zajęć, kolejnych dolarów wydanych na woreczki białych proszków dzięki którym czuł i nie czuł więcej jednocześnie. Pokusa haju była zbyt silna, by móc się jej oprzeć i zostać w pustych czterech ścianach, w których nie działo się kompletnie nic. Może niekiedy ciszę rozbijały krzyki i wyzwiska, gdy nie planowanie ścieżki jego rodzicieli skrzyżowały się w niewłaściwym momencie. Były to rzadkie przypadki, gdy zjawiali się w domu. Czasem zdarzało mu się zapomnieć, że tak naprawdę nie mieszka sam, chociaż zdecydowanie wolał święty spokój; ogłuszającą ciszę, do której przywykł, a którą nauczył się zagłuszać na inne sposoby.
Podniósł się z łóżka przeciągając i przeszedł do łazienki, by się odświeżyć i ogarnąć przed wyjściem. Odkręcił ciepłą wodę po czym wsunął się pod gorący strumień, który przyjemnie szczypał skórę, palił i rozluźniał mięśnie. Niekiedy głowił się, czy to kiedykolwiek mu się znudzi. Żył w ten sposób już od długiego czasu i każdy kto się z nim zetknął miał świadomość, że młody Howard czerpie z życia garściami, przy tym niewiele dając od siebie. Żadne słowa kierowane pod jego adresem nie dziwiły go, nie wzbudzały już złości, żalu, rozczarowania i strachu. Plotki były nieoderwalną częścią życia w tym miejscu i na takim pułapie jak on i jego wszyscy znajomi. Ignorował je, komentował śmiechem i dobrą miną do złej gry. Jackson nie zastanawiał się nad konsekwencjami, one nigdy nie miały dla niego żadnej wartości; nie zwracał uwagi na złamane serce, na wypite litry alkoholu, na ilości wciągniętych kresek, które wżerały się w jego organizm i umysł uzależniając od buzującej w żyłach adrenaliny. Wtedy jego życie kręciło się wokół wrażeń, zamglonych nocy, niewyraźnych twarzy i poranków w obcych ramionach. Było mu z tym dobrze, samotnie, ale cholernie wygodnie. Nie planował zmieniać tego porządku rzeczy, bo jak i po co?
Stanął przed dużym lustrem rozciągającym się nad dwiema umywalkami i blatem szafek. Przez krótką chwilę spoglądał na własne odbicie, nim zabrał się za pozbycie kilkudniowego zarostu i wysuszenie włosów. Owinięty ręcznikiem przeszedł do garderoby. Obrzucił spojrzeniem niemal monochromatyczną kolekcję swoich rzeczy. Czerń nigdy nie wychodzi z mody, ponoć. Przypomniał sobie jeden z wielu uszczypliwych komentarzy matki, która kazała ubierać mu się bardziej kolorowo, a nie jak na pogrzeb. Już nie przejmował się jej komentarzami i więcej nie starał się przypodobać kobiecie, która ledwo go tolerowała, i i tak na wszystko miała swoje ale. To właśnie po Camilli Howard odziedziczył humorzasty charakter.
Wsiadł do samochodu i wskazał kierowcy adres, pod który miał go zawieźć. W międzyczasie sprawdził kto ze znajomych miał pojawić się na domówce u Lexi. Zapowiadało się dobre towarzystwo, a więc i całkiem (nie)przyzwoita zabawa, na którą już zacierał ręce. Na miejsce dojechał pół godziny po wyznaczonym czasie wiedząc, że i tak połowa z zaproszonych osób się spóźni, a on nie przepadał za drętwymi początkami. Nim wysiadł z samochodu, wygrzebał z krótki woreczek z amfetaminą, której odrobinę wysypał na kartę płatniczą.
Przytknął ją do nosa i zaciągnął się przez chwilę rozkoszując nieznośnym pieczeniem nosa i dusznością w piersi.
Usuń— Nie patrz tak na mnie, Carl. Jesteś tu tylko od wożenia, nie komentowania. — mruknął dostrzegając w spojrzeniu swojego kierowcy dezaprobatę. Carl był facetem po pięćdziesiątce i niekiedy zachowywał się jakby chciał zostać jego przybranym ojcem. Zwykle uważał go za w porządku gościa, innym razem cholernie go irytował. Mężczyzna mruknął pod nosem coś o zdrowiu i odpowiedzialności, ale Jackson jedną nogą był już poza samochodem, już go nie słuchając.
Wjechał na ostatnie piętro, na którym znajdował się apartament, w którym mieszkała Lexi. Cieszyła się posiadaniem ogromnego tarasu z jacuzzi i widokiem na resztę Manhattanu. Drzwi otworzył nie kto inny jak blondynka.
— Howard! Jak dobrze cię widzieć! — Rzuciła mu się z uśmiechem na szyję. Objął ją jednym ramieniem i z lekkim uśmiechem przekroczył z nią próg, gdzie odstawił dziewczynę na ziemię. Lexi przelotnie musnęła jego policzek ustami na powitanie.
— Widzę, że nie próżnowałaś ostatnie pół godziny. — skomentował widząc jej nieco zamglone spojrzenie i uśmiech od ucha do ucha. Z głębi mieszkania dosięgły go głosy ożywionych rozmów i głośna muzyka, stukot szkła przeplatany stukotem obcasów.
— Trochę już nas jest. — odparła posyłając mu niewinny uśmiech. — Coś do pici? — Skinął głową, nie musiała pytać. Jackson nigdy nie opuszczał imprezy trzeźwy i tym razem nie miał zamiaru robić wyjątku od tej reguły. Przeszli do przestronnej kuchni utrzymanej w jasnych barwach. Lexi dobrze wiedziała czego mu trzeba, więc bez zbędnych pytań sięgnęła po butelkę z whisky i nalała mu solidną porcję do jednej z czystych szklanek dorzucając kilka kostek lodu do środka.
— Jak dobrze mnie znasz. — odparł przyglądając się krzątającej po kuchni blondynce, która na jego słowa przystanęła przed nim. Przygryzła lekko wargę, a Jackson przyglądał się jej twarzy bez większego poruszenia. Mało, które uśmiechy, mało które twarze robiły na nim jeszcze wrażenie.
— Myślę, że lepiej niż dobrze. — Jackson prychnął na jej słowa, a jego twarz przeciął odrobinę kpiący uśmiech, czego ona oczywiście nie rozpoznał będąc już nieco wstawioną. Przesunęła dłonią wzdłuż guzików jego czarnej koszuli. Zmrużył nieco oczy i uniósł szklankę upijając łyk bursztynowego alkoholu, który przyjemnie zapiekł w gardło. Nigdy nikogo nie wyprowadzał z mylnego wrażenia, że go znają. Dostrzegali tylko pozory, widzieli to co chcieli – rozrywkowego chłopaka, który nie szczędził sobie przyjemności. Mało jednak osób wiedziało jaki był na co dzień, poza imprezami i towarzystwem; co lubił robić, co sprawiało mu przyjemność, a z czym miał trudność.
Jego uwagę z łatwością odwrócił dzwonek do drzwi i pojawienie się kolejnych gości. Jackson odsunął się od lexi i przeszedł do dużego salonu gdzie tłoczyła się cała reszta osób. Jedni siedzieli na szerokich kanapach rozmawiając, niektórzy stali na tarasie popalając różne rzeczy. Przywitał się z kilkorgiem znajomych przenosząc wzrok w stronę wejścia.
Gromadkę, która właśnie się pojawiła kojarzył, a zwłaszcza Blanchard, która przewijała się na niektórych zdjęciach jego przyjaciela. Utkwił spojrzenie w ciemnych oczach dziewczyny i posłał jej lekki uśmiech. Odprowadził ją wzrokiem, a gdy go mijała przesunął nim po jej zgrabnej sylwetce, którą podkreślała czerwona sukienka. Otulił go zapach jej perfum, a gdy go wyminęła delikatnie ocierając się o niego ramieniem, obrócił się, by dalej bez skrępowania móc się jej przyglądać. Mógł tylko zgadywać gdzie zgubiła Gabriela. Jackson zwykle trzymał się z daleka od dziewczyn swoich przyjaciół, ale skoro jego tu nie było… przez myśl przemknęła mu złośliwa myśl, że mógł się nią bardzo dobrze zająć. Coś w jej wzroku podpowiadało mu, że jest złakniona uwagi, że czegoś szukała. Jackson dobrze wiedział o wybrykach Salvatore, nie był ideałem, ale nie jemu było oceniać czyjeś zachowanie skoro sam nie był święty i miał wiele za uszami. Również wiele złamanych serc.
OdpowiedzUsuńUpił łyk whisky jednak nim zdążył postąpić krok w stronę roześmianej gromadki, jego szyję oplotły ramiona Lexi. Z Lexi nie łączyło go nic nadzwyczajnego, choć blondynka niekiedy zachowywała się tak jakby rościła sobie do niego jakieś prawa. Pozwalał jej żyć w tym złudnym przekonaniu samemu korzystając na naiwności dziewczyny. Między nimi był tylko seks, dużo dobrego seksu, ale Jackson nie angażował się w nic ponad to. Nigdy tego nie robił i obserwując teraz Blanchard sączącą drinka, wiedział że tak jest lepiej, prościej. Nie potrzebował dodatkowego bagażu w postaci zazdrosnej dziewczyny.
— Czekałam na ciebie cały wieczór. — wymruczała blondynka przylegając do jego ciała swoim znacznie drobniejszym. Jackson w końcu na nią spojrzał, a wtedy poczuł jej zachłanne usta na swoich. Odwzajemnił pocałunek otaczając dziewczynę ramieniem, jednak jego spojrzenie i uwaga uciekły przed siebie, na brunetkę bawiącą się z koleżankami. Oderwał się od Lexi obserwując grymas niezadowolenia na jej twarzy. Kompletnie zignorował jej poprzednie słowa.
— Zrobiłabyś nam po jeszcze jednym drinku? — Uśmiechnął się do niej najlepiej jak potrafił i zgodnie z przewidywaniami, dziewczyna posłusznie skierowała się do kuchni wcześniej odbierając od Howarda szklankę. Jackson natomiast nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie, dołączył do bawiących się dziewczyn. Ułożył dłoń na butelce, którą trzymała Blanchard, przykrywając jej drobną dłoń swoją. Znów ich spojrzenia się skrzyżowały, a przez jego ciało przemknął przyjemny dreszcz, gdy świdrowała go dużymi, brązowawymi oczami. Nie wiedział, czy przemawiał przez niego alkohol, a może narkotyki, ale wydała mu się wtedy niemożliwie piękna. Gabriel był kretynem zabawiając się teraz z kimś innym, a on był jeszcze większym dupkiem kryjąc go za każdym razem. Ale przecież robili to od lat.
— My się chyba wszyscy jeszcze nie znamy? — Przejął szampana i stuknął się butelka o butelkę z pozostałymi dziewczętami. Pociągnął łyk bąbelków po czym oddał butelkę właścicielce. Przedstawił się z nimi po kolei. — Gabriel do nas dołączy? — zagadnął niby to luźno, choć miał świadomość, że tak się nie stanie. Jedna z nich posłała mu mordercze spojrzenie na co Jackson roześmiał się. — Okej, nie ważne. — Uniósł dłonie w poddańczym geście i uśmiechnął się łobuzersko. Sięgnął do kieszeni jeansów i wyciągnął z niej pudełeczko jak na wizytówki, a z niego gotowego skręta oraz zapalniczkę. — Mam nadzieję, że mi nie odmówicie. — Jego usta ułożyły się w niewinnym wyrazie, a wzrok ponownie zastygł na Octavii. Nie powinien tego robić, zachęcać jej do wspólnej zabawy. Kumpelski kodeks wyraźnie i surowo tego zabraniał, ale Jackson Howard jak zwykle nie umiał sobie odmówić, a wytyczanie granic nigdy nie należało do jego mocnych stron. Poniekąd też nigdy nie chciał ich nakreślach, ciesząc się swobodą i możliwością łamania wszelakich zasad.
UsuńWsunął skręta pomiędzy wargi. Zapalił go i pociągnął kilka razy pozwalając trawce na złapanie ognia. Gdy końcówka wyraźnie się żarzyła, chwycił go w palce i podsunął dłoń pod usta Blanchard. Przytrzymał gęsty dym w płucach delektując się jego ciężarem w trzewiach i pieczeniem drażniącym gardło; delektując się nowym towarzystwem. Przyglądał się brunetce czekając na to co zrobi, z uśmiechem czającym się w kącikach ust.
Uśmiechnął się widząc jak szary obłok wydostaje się spomiędzy jej pełnych, nieco rozchylonych warg. Wyglądała teraz niezwykle kusząco, seksownie, a jego wyobraźnia podsuwała mu zbyt wiele możliwości na to jak mogą smakować jej usta. Odruchowo przygryzł nieznacznie własną dolną wargę. Powinien przywitać się i po wymianie kilku miłych zdaniach zostawić dziewczęta same, a przynajmniej Blanchard, jednak rozsądek został zepchnięty w najciemniejsze czeluści jego umysłu. Co nie co o niej zasłyszał, Gabriel swego czasu nie szczędził mu bogatych opisów dotyczących dziewczyny, jednak nie przywiązywał do tego zbyt dużej uwagi. Nigdy tego nie robił nie nawiązując zbyt bliskiej relacji ze zbyt wieloma osobami.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem, czy coś ciekawego to nie za delikatne określenie na to co właśnie widzę. — odparł wzruszając ramionami, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego z brunetką. Nagle wianuszek jej koleżanek zdawał mu się niepotrzebny, wręcz irytujący. Dobrze wiedział jakby mógł spędzić czas sam na sam z Octavią... Gabriel tak wiele tracił, że go tu nie było, ale przecież nigdy wprost nie powiedział mu, że ma trzymać ręce przy sobie... A może wciągnięte prochy powoli zaczynały odcinać go od tego co powinien i zakrzywiały jego osąd.
Dopiero głośne ja pierdole Kiki sprowadziło go, na krótką chwilę, z powrotem na ziemię.
— Prawda, przecież tylko gadamy. — odpowiedział posyłając dziewczynie oczko. — Zresztą podkradanie dziewczyn innym nie leży w mojej naturze. — Kłamstwo, jedno z wielu, które z taką łatwością wychodziło z jego ust. Jackson nie miał w zwyczaju przejmować się, czy jakaś dziewczyna miała chłopaka, męża, czy narzeczonego. On nikogo do niczego nie zmuszał, a sam nie musiał przejmować się konsekwencjami zdrady. Lubił ten wygodny układ, obojętnie jak wiele krzywych spojrzeń otrzymywał po drodze. A skoro ktoś lądował z nim w łóżku, na kolacji, czy imprezie to znaczy, że komuś czegoś w życiu brakowało. Niezależnie, czy dotyczyło to bliskości, czy dreszczyku emocji, Jackson bawił się świetnie, a niekiedy inicjatywa wychodziła z jego strony nieświadomie, bo od tak dawna prowadził tego typu styl życia.
W tym samym momencie co Octavia, sięgnął po butelkę. Ich dłonie przypadkiem zetknęły się. Od koniuszków palców po kręgosłup przeszedł go przyjemny dreszcz szarpiący za wnętrzności.
Co też takiego miała w sobie Octavia Blanchard, że nie miał ochoty spuścić z niej spojrzenia? Nie była pierwszą ładną dziewczyną, z którą miał styczność, a jednak... może to ta niechęć, może coś w jej oczach podpowiadało mu, że to byłoby ciekawe wyzwanie.
— Panie mają pierwszeństwo. — Mruknął cofając rękę i zaciągając się po raz kolejny skrętem, który tak przyjemnie rozluźniał jego ciało.
Jack <3
Jackson nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć zarówno przyjaciółki Octavia jak i ona sama rozeszły się w różne strony. Spojrzeniem powędrował za Blanchard, której mroki skierowały się w stronę łazienki. Zaśmiał się w duchu i pokręcił lekko głową na zachowanie dziewczyny. Nie spodziewał się, że taka z niej zaczepna kokietka, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, dał się złapać na haczyk i nim zdążył przemyśleć swoje postępowanie, nogi same niosły go w stronę łazienki. Jackson Howard nie odmawiał, ani sobie możliwości zabawy, potencjalnej przyjemności i przelotnych znajomości, ani innym tego samego. Octavia Blanchard miała wiele uroku, który roztaczała wokół siebie i tylko przez moment przemknęła mu myśl, kto tu w czyje sidła dał się złapać.
OdpowiedzUsuńNiektóre dziewczyny omijały go szerokim łukiem przyklejając łatkę zarozumiałego daupka. Może po części tak było, jednak Jackson nigdy nie zatajał swoich prawdziwych intencji… prawie nigdy. Otwarcie mówił, że nic z tego nie będzie, że to tylko jedna noc. Niczego nie obiecywał, a jeśli komuś złamał kiedykolwiek serce, wina nie leżała po jego stronie. Uważał, że to zdecydowanie lepszy układ niż bawienie się w związki i skoki w bok tak jak robił to Gabriel i wielu wielu innych jego znajomych, czy nawet najbliższa rodzina. Nie rozumiał dlaczego ludzie na siłę narzucali na siebie ograniczenia.
Zignorował Lexi, która zakręciła się wokół niego, zdążył jedynie zarejestrować wściekły grymas wykrzywiający jej twarz, gdy śmiał ją zignorować. Końcówkę skręta wrzucił do szklaneczki stojącej na stoliku, nie zwracając uwagi, czy komuś popsuł drinka, czy też nie.
Wszedł do środka łazienki, wzrok zatrzymując na leniwie przeciągającej się Octavii i woreczku, którym przed nim pomachała.
— Widzę, że komuś dziś dopisuje humor. — stwierdził zamykając za sobą drzwi i przekręcając zamek, by nikt im nie przeszkodził.
Usiadł na krawędzi wanny obok dziewczyny niby przypadkiem szturchając ją ramieniem.
— A mówiąc, że słowo ciekawe jest za słabe miałem na myśli, że widzę coś, a raczej kogoś intrygującego, znudzonego, wyglądającego cholernie seksownie w tej kiecce. — dodał wracając do jej poprzedniego pytania, sunąc wzrokiem po jej długich nogach.
— Co to za cukierki? — zagadnął przenosząc wzrok na dzierżony przez nią woreczek.
Jackson bardzo często sięgał po przeróżne używki, miał na swoim koncie zarówno te lżejsze prochy jak i twarde. Nigdy zbytnio nie przejmował się tym jak źle mogą one działać na jego organizm. Niekiedy wciągał coś, by się rozluźnić, by wrócił mu dobry humor, a niekiedy po to by przesuwać kolejne granice. Miał kilku znajomych, z którymi doskonale rozumiał potrzebę oderwania się od tego co tu i teraz; dzikiego szumu krwi w uszach, serca tłoczącego się w piersi; podkręconej odwagi. Nie sądził, by miał z tym problem. Mając pieniądze i mogąc sobie w kółko dostarczać bodźców, ciężko było upaść na samo dno. A on przecież tylko dobrze się bawił.
— Mniejsza o to. — Chwycił woreczek po czym wysypał na dłoń jedną kolorową tabletkę. Ułożył ją na języku i pochylił się w jej stronę z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
Jack ❤️
Gdyby chciało jej się usiąść i porządnie nad sobą zastanowić, Ivy Almond miałaby sobie sporo do zarzucenia. Nigdy nie była dobrym człowiekiem o miękkim sercu (chyba, że dawno temu, w dzieciństwie) i nigdy nawet nie starała się temu zaprzeczyć – każdym czynem, każdym słowem udowadniała otoczeniu i sobie samej, że nie ma w sobie ludzkich odruchów. Nie miała ani jednej przyjaciółki, bo wszystkie przyjaźnie urywały się po pierwszych napotkanych trudnościach, a z biegiem czasu Ivy polubiła nawet swoją samotność, czas poświęcany innym tylko wtedy, kiedy miała na to ochotę; zakochała się w tej samotności, rozgościła się w niej i rozpieszczała ją do granic możliwości. Nie potrzebując ludzi mogła uniknąć porzucenia – prosty fakt.
OdpowiedzUsuńIvy Almond nienawidziła być porzucana. Ivy Almond nienawidziła nie mieć kontroli nad własnym życiem.
Była typem dziewczyny twardo stąpającej po ziemi, której nie cechowała typowa dziewczęcość – gdyby ktoś złapał ją podczas upadku, raczej by go pogryzła, niż dostrzegła romantyczny aspekt sytuacji – do tego miała cięty język i mnóstwo cynizmu w zanadrzu, co z pewnością nie czyniło z niej dobrego materiału na osobę, w towarzystwie której chce się przebywać. Była jak tornado, biegnące przed siebie bez względu na wszystko, co stanie jej na drodze. Była chaosem, wirującym dookoła i wyrzucającym z siebie przypadkowe rzeczy w przypadkowych miejscach. Była twarda jak stal, zimna jak stal, a nikt przecież nie lubi stalowych konstrukcji.
To był dzień pełen wrażeń, których lubiła sobie dostarczać. Po krótkiej sprzeczce z młodszą siostrą (poszło o jej nowego chłopaka, który był dupkiem) wciąż czuła się przyjemnie pobudzona i wyjątkowo ożywiona. Miała wrażenie, że świat wokół niej ma bardziej nasycone barwy, a kontury były jakby ostrzejsze. Nigdzie się nie spieszyła. Wchodząc do kawiarni, w której była umówiona ze starszą siostrą, czuła, że świat stoi przed nią otworem. Usiadła przy swoim ulubionym stoliku i w oczekiwaniu na gorącą czekoladę z chilli zaczęła leniwie przeglądać telefon.
[Wybacz długość, rozkręcę się!]
Ivy Almond
Potrafił domyślić się co takiego musiała odreagować. Krótko przed imprezą wymienił kilka wiadomości z Gabrielem, który otwarcie o wszystkim mu opowiadał, również o swoich planach na wieczór i potencjalnej potrzebie krycia mu pleców. Wielokrotnie to robił, choć nie wymagał tego samego w zamian. Jackson raczej nigdy nie krył się ze swoimi zamiarami i tym co wyprawiał. Fora plotkarskie pełne były zdjęć z różnych wydarzeń oraz eventów, czy nawet wyjść na miasto kiedy to towarzyszyła mu kolejno inna dziewczyna. Dlatego też nie specjalnie potrafił współczuć Octavii tego jak traktował ją Gabe o ile dziewczyna miała pojęcie o jego wszystkich numerach. Jackson sam nie zachowywał się lepiej i być może powinna znaleźć sobie inne towarzystwo na spędzenie tego wieczoru.
OdpowiedzUsuń— Nie powinnaś się tym przejmować. Jesteś na to za dobra. — odparł. Nie miał zamiaru pogrążać przyjaciela, bądź co bądź jego znał o wiele dłużej niż Octavię i wobec niektórych nie był, aż tak kiepskim kumplem na jakiego wyglądał. Jednak Octavia zdawała się nieco inna na tle wszystkich ładnych panien, które przewijały się przez mieszkanie Lexi. Nie wiedział jeszcze dlaczego odnosił takie wrażenie i skąd brała się ta inność brunetki, ale był jej pewien.
Przesunął spojrzeniem po jej ładnej twarzy, pełnych ustach, ciemnych oczach i rzęsach, które rzucały delikatny cień na zaróżowione policzki. Zaśmiał się lekko na jej słowa. Oczywiście, że chciał wiele. Wyciągał dłonie po to na co akurat miał ochotę i nie uznawał słowa nie. Wychowywał się w przekonaniu, że pieniądze i nazwisko załatwią mu wszystko, korzystał więc z tych przywilejów.
— Zbyt wiele? — powtórzył unosząc lekko brew. Zaśmiał się pod nosem, nie miała pojęcia jak daleko mógł się posunąć, by pójść dalej, by poczuć więcej. — No nie wiem... Zależy co ty sobie wyobrażasz, Tay. — wymruczał pochylając się ku niej jeszcze bardziej, aż musnął ustami płatek jej ucha.
Z kolejnym uśmiechem czającym się w kącikach ust, odsunął się nieznacznie, by ponownie spojrzeć w ciemne tęczówki Octavii Blanchard.
Lubił tego typu gry; droczenie się i przeciąganie, aż któreś w końcu nie wytrzyma i odpuści ulegając tej drugiej stronie. Zwykle to Jackson wychodził zwycięsko z tego rodzaju rozgrywki, nie pozwalając sobie, by ktokolwiek zawrócił mu w głowie.
Jacek
Musiał, nie musiał. Tak na prawdę Gabriel nie krył się zbytnio ze swoimi działaniami. Co bystrzejsza dziewczyna mogła się zorientować co też jej chłopak wyrabia, a nie wątpił w bystrość Octavi. I choć to nie była jego sprawa, a tym bardziej nie jego problem, zachodził w głowę dlaczego tak kurczowo trzyma się Salvatore i relacji, którą kiedyś mieli, a która pomału odchodziła w niepamięć. Sam nigdy nie pozwoliłby się tak potraktować, ale może przemawiało przez niego męskie ego i wybujała duma, która nigdy nie pozwalała mu na grymas niezadowolenia, okazanie przykrości, czy poczucia winy.
OdpowiedzUsuń— Nie kryję, jak sama widzisz nie wymyślam kłamstw w jego obronie, nie tłumaczę jego zachowania. Po porostu siedzę cicho. Zresztą zdaje mi się, że ty doskonale zdajesz sobie sprawę z prawdy. — odparł od niechcenia tłumacząc samego siebie, choć i tego nie musiał robił.
— Poza tym odnoszę wrażenie, że ty pomału też zaczynasz się dobrze bawić. Bez niego. — dodał obserwując jak Octavia przygryza wargę. Na chwilę oddał się w ręce zamyślenia odrywając wzrok od dziewczyny. Co on sobie wyobrażał? Och, każde jedno wyobrażenie, które teraz go nawiedzało powodowało, że krew gęstniała mu w żyłach, a on sam miał ochotę wyciągnąć ręce po coś, co nie należało do niego.
Po krótkiej chwili odgonił od siebie zwodnicze podszepty i zmyślnie obrazy. Znów na nią spojrzał, z lekkim uśmiechem i nieco zamglonym spojrzeniem, z niezbyt jasnym umysłem i przemożną chęcią złapania jej wargi pomiędzy własne zęby.
Ogarnął ciemne pukle włosów Octavii, na jedno ramię.
— Wyobrażam sobie jak dobrze muszą smakować twoje usta i nie tylko usta. Wyobrażam sobie jak kurwsko drogą i seksowną bieliznę masz pod tą kiecką i jak słodko brzmiały by teraz twoje jęki. — wymruczał nieco zachrypniętym głosem. Wciągnęła ich w ta grę, więc teraz sama musiała się wybronić kolejnym ruchem lub dać mu wygrać i zdobyć to czego chciał.
Uniósł dłoń, którą ułożył na jej policzku i przesunął delikatnie kciukiem po jej ustach.
— Czy to niedobrze? — dodał czekając na ruch Octavii. Chciał, by to ona go wykonała, by to ona nie mogła wytrzymać, tak samo jak on powoli tracił resztki samozaparcia. Po przekroczeniu progu łazienki zapomniał, że nie byli tu sami, a za drzwiami szalała w najlepsze impreza. Gdzieś tam kręciła się wściekła Lexi, ale przecież niczego jej nie obiecał.
Był zaskoczony nagłym wycofaniem się Octavii. Nie spodziewał się takiego ruchu z jej strony, nie spodziewał się odmowy. Jemu się nie odmawiało. Dłuższą chwilę spędził w łazience trawiąc to jak dziewczyna go zostawiła samego sobie. Towarzyszyła mu dziwaczna mieszanka nieznajomych uczuć, którą zagłuszył garścią kolejnych tabletek, które nieumyślnie zostawiła. Wrócił na imprezę, dopytując przy okazji koleżanki Octavii gdzie się podziewa, jednak bezskutecznie. Żadna z nich nie potrafiła mu powiedzieć gdzie czmychnęła brunetka, więc niedługo później zaprzestał poszukiwań. Może gdyby był trzeźwiejszy i mniej otumaniony narkotykami, zrozumiał by o co jej chodziło z byciem lepszą. Jemu nigdy na tym nie zależało, nie potrzebował być lepszym od nikogo. Doskonale też wiedział, że ich świat jest zepsuty do szpiku kości i niewiele w nim prawdziwych wartości.
OdpowiedzUsuńGdy doszedł do siebie po hucznej i długiej imprezie, kilkukrotnie powracał myślami do Blanchard, która niczym natarczywy owad kręciła się wokół jego myśli. Niewiele dziewczyn śmiało mu odmówić... niewiele z nich chciało mu odmówić. I może tylko to go zastanawiało, czy mógł zrobić coś więcej, by przed nim nie uciekła. A może przez to wydała mu się jeszcze ciekawsza niż dotychczas przypuszczał. Wbiła szpilkę w jego wybujałe ego i choć chciał o tym zapomnieć i przejść do porządku dziennego, nie mógł. Chciał raz jeszcze spotkać się z Octavią, spojrzeć w jej ciemne tęczówki i przekonać się na własnej skórze, czy drugi raz również będzie w stanie mu odmówić. I w tym momencie miał gdzieś, że był dziewczyną przyjaciela i nie powinien posuwać się do flirtu.
Zakręcił wodę pod prysznicem i sięgnął po puchaty ręcznik, którym przetarł twarz i wilgotne włosy po czym owinął się nim w pasie. Po skończonych zajęciach i treningu na siłowni nie spodziewał się żadnych gości, nie był z nikim umówiony. Tym bardziej zdziwił się widząc Octavię Blanchard siedzącą na łóżku w jego sypialni. Przystanął w progu łazienki i uniósł lekko brwi przyglądając się dziewczynie. Już chciał rzucić coś żartobliwego jednak ta nie dała mu dojść do słowa. Dopiero teraz spostrzegł, że nie wygląda najlepiej. Miała zaczerwienione i spuchnięte od płaczu oczy, w których lśniły kolejne łzy.
No tak... Jako jednej z niewielu wiedział co działo się teraz u Gabriela i w jakie bagno tak na prawdę wdepnął. Jego ojciec powziął stanowcze działania, w mniemaniu ich obu zbyt stanowcze, ale Gabs nie miał szans w starciu z ojcem i jego argumentami. Jackson nie komentował tego zbyt głośno, obiecał jedynie milczeć i nie rozsiewać niepotrzebnych plotek, czasem go odwiedzić i nic więcej. Octavia natomiast nie wiedziała za wiele. Podrapał się nieco po karku wiedząc, że znalazł się między młotem, a kowadłem i choć zwykle nie przejmował się zbyt wieloma rzeczami, teraz znalazł się w nieco niewygodnym położeniu, między kumplem i jego ex.
— Wiem. — zaczął podchodząc bliżej Octavii. — To znaczy wiem, że go nie ma w Nowym Jorku. — dodał. Tak na prawdę niewiele rozmawiali o pozostałych sprawach. Usiadł obok dziewczyny, nie wiedział jak zabrać się za pocieszanie i czy w ogóle sobie tego życzy. Raczej nie był typem osoby, do której udawano się po poradę lub wsparcie. Mimo wszystko drgnęło w nim coś nieznajomego na widok jej łez i ogólnej rozsypki.
— Nie przejmuj się takimi kretynami jak my. — mruknął kładąc dłoń na jej ramieniu. Był zdziwiony, że przyszła do niego, ze wszystkich osób które zapewne znała i które były jej bliższe. Zmarszczył nieco brwi po czym delikatnie starł łzy, które popłynęły po jej policzkach. Posłał jej lekki uśmiech. — Szkoda twoich łez. — dodał.
Nie dziwił go taki obrót spraw, nie była pierwszą i zapewne ostatnią dziewczyną, która miała złamane serce przez Gabriela.
Jackson <3
Nie tyle nie było osobą, która nie posiadała żadnego doświadczenia, by móc udzielić rady i pocieszyć, co wielokrotnie sam był powodem takiego stanu dziewczyn. Często łamał niewieście serca nie zostając na dłużej niż jedna noc. Sam miała wiele grzeszków za uszami, romansów i zaciągania mężatek do łóżka... Do tego popełniał wiele innych błędów i porywał się na głupoty chcąc żyć pełną piersią. Dlatego też nie koniecznie czuł się odpowiednio, by cokolwiek mówić. Nie miał też zamiaru potępiać Gabriela, nie mógł wyjść na hipokrytę. Ponad to byli dorosłymi ludźmi, wiedzieli jakie są konsekwencje konkretnego zachowanie. Druga rzecz, że nie zawsze się nimi przejmowali.
OdpowiedzUsuńObrzucił ją szybkim i nieco uważniejszym spojrzeniem, gdy poprosiła o coś co pomoże jej oderwać myśli od teraźniejszych problemów. Nie miał zamiaru jej pouczać, sam sięgał zbyt często po różne używki, by poczuć się lekko.
— Nie jestem odpowiednią osobą do tego, by mówić Ci, że tak nie jest. — przyznał po czym podniósł się z łóżka. Z szafki nocnej wyciągnął w pierwszej kolejności chusteczki, które jej podał po czym zniknął w garderobie. Ręcznik zastąpił ciemnymi dresami, po czym zaczął grzebać w jednej z szafek. Zaczął przeglądać zawartość niewielkiego pudełka zastanawiając się co mógłby jej dać. Zrezygnował z mocniejszych prochów nie wiedząc jak dziewczyna mogłaby na nie zareagować i sięgnął po lekkie ecstazy, które pomogą Octavii nieco się rozluźnić.
Cofnął się do sypialni i pomachał woreczkiem w powietrzu. Jackson zawsze był dobrze zaopatrzony, w razie własnych potrzeb lub odwiedzin znajomych.
— To powinno ci wystarczyć. Poza tym, coś do picia, przegryzienia? Lody na otarcie łez? — zaproponował stając przed nią. — I nie przepraszaj, możesz wpadać kiedy chcesz. — dodał zatrzymując spojrzenie na jej ciemnych tęczówkach. Drzwi jego domu były zawsze otwarte, takie zasady mieli jego nieszczęśni rodzice i taki nawyk przejął on sam, niekiedy samemu również wpadając do znajomych bez zapowiedzi.
Nim odpowiedziała, rozchylił woreczek i sięgnął po jedną z tabletek. Ułożył ją na języku po czym nachylił się ku Octavii dłonie opierając o łóżko po bokach jej drobnego ciała. Przysunął się bliżej muskając jej wargi swoimi na zachętę. Teraz nikt nie oceniał jej zachowania, nie musiała rozliczać się z popełnianych błędów. Nikomu nie przyprawiała przysłowiowych rogów za plecami.
Jack
Uśmiechnął się w duchu czując jak łapczywie wpiła się w jego usta. Podejrzewał, że dziś mu nie odmówi. Była w rozsypce, być może potrzebowała by uwaga skupiła się tylko i włącznie na niej, a on nie miał problemu, by ją Octavii okazać. Wręcz przeciwnie, już w tedy na domówce u Lexi był wstanie posunąć się znacznie dalej niż niewinna rozmowa. Odpychał od siebie myśli o dziewczynie, to z jaką na pozór łatwością mu odmówiła i zostawiła samego sobie... Zdecydowanie imię Octavii nawiedzało go zbyt często w ostatnim tygodniu, liczył że gdy dostanie to czego chce, jego ciekawość zostanie zaspokojona, a on jak zwykle będzie mógł ruszyć do przodu i skupić się na czymś innym. Zawsze działało to w ten sam sposób, nie podejrzewał, więc że ten jeden raz będzie wyjątkiem i odstąpi od dobrze znanej, bezpiecznej reguły. Jego strefa komfortu leżała w niezobowiązujących, często przelotnych relacjach. Nie widział potrzeby by to zmieniać i wychodzić na przeciw temu co zdawało mu się niewygodne. Związki w jego wyobrażeniu były zbędnym elementem, czymś co niestałym. Od dziecka był światkiem jak silne relacje rozpadały się pod wpływem błahych przewinień. Nie miał zamiaru się w to pakować.
OdpowiedzUsuńOdwzajemnił pocałunek z równym zaangażowaniem i natarczywością. Pchnął ją lekko na materac, o który wsparł się kolanem. Zawisł nad nią wciąż nie odrywając się od jej ust. Smakowały dokładnie tak jak to sobie wyobraził tamtego dnia, słodkie ze słonawym posmakiem łez, które jeszcze przed chwilą spływały po jej policzkach.
Przesunął dłońmi po jej ciele badając jego kształty przez materiał ubrań, które miała na sobie. Przygryzł lekko dolną wargę Octavii i z błąkającym się po twarzy uśmiechem zsunął się z pocałunkami niżej. Całował ciepłą skórę na szyi i dekolcie, muskał ją ustami i językiem, gdzie nie gdzie przygryzając. Narastające pragnienie rozchodziło się po jego własnym ciele, sięgało najdalszych zakamarków i czubków palców. Miał cholerną ochotę pokazać jej jak dobrze może się przy nim poczuć, jak dobrze mogą razem się bawić. Miał chęć namieszać jej w głowie równie mocno, co ona jemu w ostatnim tygodniu, a gdy zechciał się postarać Jackson potrafił pozostawić w pamięci dziewczyn niezapomniane chwile, które wielokrotnie później wspominały.
Niespiesznie zsunął się niżej. Złapał za krawędź jej bluzki. Prześlizgnął się palcami po skórze na brzuchu po czym złożył tam kilka leniwych, nieznośnie powolnych pocałunków. Uniósł nieco spojrzenie, by obserwować każdą najmniejszą reakcję wstępującą na twarz brunetki.
Jack😈
Spojrzała na miejsce naprzeciw siebie, dostrzegając tam osobę, której obecność niweczyła jej dobry humor wyłącznie przebywaniem w tym samym pomieszczeniu. Miała ochotę warczeć jak dziki pies, obnażyć zęby i wgryźć się jej w szyję, gdy tak beztrosko postanowiła zakłócić jej spokój i podnieść ciśnienie. Ośmieliła się odezwać, dobrze wiedząc, że Ivy serdecznie jej nie znosi, że ma ochotę ją zetrzeć z powierzchni ziemi; a może właśnie dlatego – sama ta myśl zadziałała Ivy Almond na nerwy. Czuła się tak, jakby stała na skraju wulkanu przed samym jego wybuchem; jakby stała na krawędzi klifu i patrzyła na pędzące w jej stronę tornado; jakby każdym nerwem w ciele wyczuwała nadciągającą katastrofę, lecz fascynacja i adrenalina nie pozwalały jej stamtąd uciec.
OdpowiedzUsuńPowoli uniosła wzrok, przybierając pokerową minę i barwiąc swoje oczy na lekko kpiący wyraz.
– Daleko mi do romantyzmu, Blanchard – odparła, nadając słowom uprzejmy i lodowato chłodny ton. – Chociaż, pewnie zdajesz sobie z tego sprawę, skoro bezpardonowo pakujesz się do mojego stolika i szczycisz się wiedzą na mój temat.
Posłała jej spojrzenie pełne umiarkowanego zainteresowania, mniej więcej takie, jakim obdarza się średnio ciekawą scenę w galerii handlowej, po czym upiła łyk gorącej czekolady. Chilli przyjemnie rozgrzało jej przełyk, a fakt, że Octavia nadal nie ruszyła się z miejsca i wciąż miała na twarzy uśmiech, sprawiał, że Ivy czuła, jak robi się jej gorąco z irytacji. Mimo to, nie pozwoliła, by na jej twarzy rozkwitły jakiekolwiek uczucia. Westchnęła ciężko, przyglądając się swoim pomalowanym na głęboką czerń paznokciom.
– Zatem mów, Blanchard, mów. Czego chcesz? – spytała znużonym tonem, nie poświęcając swojej niechcianej towarzyszce większej uwagi.
Och, jakżeby jej ulżyło, gdyby mogła wykrzyczeć jej w twarz najgorsze obelgi, dziewczynie, która śmiała sięgnąć po to, czego Ivy pragnęła pragnieniem wręcz pierwotnym, dzikim i nieokiełznanym. Nie poszła jednak na studia aktorskie tylko przez wzgląd na własną fanaberię – nie, miała do tego prawdziwy, naturalny talent, zakorzeniony w samych fundamentach swojej osobowości. Cały świat był jej sceną, jakby grała w sztuce pełnej improwizacji, nakładając odpowiednie maski i zmieniając je na inne, gdy wymagała tego sytuacja.
– Byle szybko i zwięźle. Wiesz, że nie znoszę niepotrzebnego rozwlekania spraw. Szybkie, czyste cięcie jest najodpowiedniejsze. Poza tym – dodała, rzucając jej trudne do odgadnięcia spojrzenie – czekam tu na kogoś. Ale o tym zapewne także wiesz – uśmiechnęła się złośliwie, małym uśmiechem, prawie nie-uśmiechem.
Ivy Almond
Oparła się wygodniej, wyciągając przed siebie długie, chude nogi w obcisłych skórzanych spodniach i przyjrzała się Octavii z uwagą i skupieniem, które mogły zostać odebrane dwojako. Zachodziła w głowę, jakim cudem ktoś, kogo pociągała ona sama, mógł ostatecznie skończyć z taką dziewczyną, jak ta siedząca naprzeciwko – wbrew pozorom wcale nie uważała, że jej rywalka była brzydactwem; co najwyżej uważała, że powinna tak uważać. Niemniej jej nienawiść nie sięgała aż tak daleko, a może po prostu nie była tak zaślepiona agresją, by uciekać się do pseudo-obiektywizmu godnego piętnastoletniej smarkuli; Ivy Almond wszakże była dorosłą kobietą, i mimo wielu paskudnych wad, miała również pewne zalety. (Na przykład: była lodowato opanowana. W tej sytuacji ta cecha zdecydowanie uchodziła za zaletę.) Nie; zastanawiało ją, jak można lecieć na dwie tak różne istoty, a była to ciekawość nieco kliniczna, niemalże naukowa. Gdyby miała użyć słów na opisanie tych różnic, powiedziałaby, że są jak zima i lato (z tym, że, oczywiście, ona była tą zimą), jak Grenlandia i Grenada, jak lód i ogień – zarówno pod względem fizycznym, jak i pod względem charakterów.
OdpowiedzUsuń– Nie sądzę – prychnęła, upijając niewielki łyk i odstawiając kubek z powrotem na podstawkę. – Łączy nas raczej niewiele, o ile w ogóle coś. Skąd ci przyszło do głowy, że się przed tobą wyspowiadam? – spytała, autentycznie zdumiona pewnością siebie tej dziewczyny, dziewczyny, która odebrała jej wszystko. Nie było to miłe zdumienie, podszyte szczerym podziwem, raczej wybrzmiewające szczerą obrazą, niby szczelnie przykrytą, lecz nie na tyle, by nie dało się jej wyczuć.
Roześmiała się krótko, cynicznym, zachrypniętym śmiechem, który brzmiał, jakby od paru dni nie wypowiedziała ani słowa, albo jakby wypaliła kilka papierosów pod rząd. Spojrzała na swoją towarzyszkę autentycznie rozbawiona.
– Ty próbujesz mi grozić? A podobno to miała być prośba.
Oparła się dziecinnej pokusie pokazania jej języka, poprzestawszy na pełnym pobłażliwości wzroku. Cynizm i sarkazm, dzielące wspólną końcówkę, były lądem, na którym mogła walczyć z zamkniętymi oczami. Nigdy nie twierdziła, że jest dobrą dziewczynką – grzeczną, miłą, uprzejmą, która nade wszystko ceni sobie moralność. Moralność Ivy Almond była bowiem wątpliwej jakości, połatana byle jak milionem decyzji, które przyszło jej kiedykolwiek podjąć i usprawiedliwieniami, jeżeli coś poszło bardzo nie tak. Myślała sobie czasami: Jestem wątpliwej jakości, tak samo, jak moja moralność, bawiła się tą myślą, obracając ją w różne strony i oglądając pod każdym kątem, a koniec końców zawsze przyjmowała ją z powrotem do swojego serca – była z tą prawdą absolutnie i nieodwołalnie pogodzona.
– Skarbie, nie boję się ciebie. Jesteś za miła na czyjąkolwiek zmorę. – A potem dodała jeszcze: – Zresztą, ja także nie staram się być żadnym twoim koszmarem. Ty po prostu… pechowo znalazłaś się na tej samej orbicie.
Ivy Almond
— To nie twoja wina. To niczyja wina. Tak się po prostu stało. — Zdawał sobie sprawę, że mówienie o tym było proste, a mierzenie się z daną sytuacją to zupełnie co innego. Nie potrafił postawić się na jej miejscu i chyba nawet nie chciał. Dzieci uważał za małe i słodkie istotki i poniekąd cieszył się na świadomość zostanie wujkiem, jednak wszystko wyglądało dobrze póki stało się z boku. Na ten moment mógł powiedzieć, że sam nie chciał posiadać dzieci, nie chciał i nie mógłby się z tym zmierzyć, nie gdy prowadził taki tryb życia będąc większość czasu na walizkach.
OdpowiedzUsuńZmarszczył nieco brwi i pokręcił głową.
— Mówiłem już, że to dupek? Dobrze, że sięgnął po rozum do głowy. — Wychowanie dzieci nie było proste, jednak wychowanie dziecka z Jacksonem Howardem zdawało się pracą niemal katorżniczą. Ten człowiek nie miał pojęcia o odpowiedzialności, nie miał pojęcia o rodzinie... Jakkolwiek by się nie postarał, Laurent nie potrafił spojrzeć na niego przychylniej. Nie dodał jednak nic więcej nie chcąc denerwować Octavii. Była zaślepiona Howardem, obojętnie jak mocno zarzekała by się, że twardo stąpa po ziemi i wie co robi, Jackson namieszał jej w głowie. Niekiedy zastanawiał się jak daleko musiałby się posunąć blondyn, by jego siostra powiedziała dość.
— Oh no tak, tęcza i życie jak ze snów. — mruknął z cieniem rozbawienia. Wywrócił oczami. To była jedna strona medalu, ta w której dobrze się bawił, pracował na siebie i swój własny rozgłos, był marką sam w sobie. Jednak modeling miał także tą drugą stronę, a przekroczenie granicy było bardzo proste, niekiedy przechylało się w niewłaściwą stronę niemal niezauważenie. Laurent jednak nie często narzekał i zwykle szeroko się uśmiechał będąc tym chłopcem, który spełniał wszystkie oczekiwania. Miał jednak swoje problemy i przewinienia, z którymi musiał się mierzyć. Samą pracę zaczął bardzo wcześnie, ale każdy model, który chciał się liczyć zaczynał jako dzieciak.
— Sam nie wiem. — wzruszył ramionami. — Ale... we Włoszech przespałem się z jedną dziewczyną, a niedawno... poznałem chłopaka. Czasem mijamy się w sklepie muzycznym, ale ostatnio spotkałem go w klubie i omijając wszystkie szczegóły, pocałował mnie. I chyba mi się podobało? — opowiedział w wielkim skrócie sam siebie pytając co tak właściwie czuł odnośnie tamtego wieczora. Mocno mu to namieszało w głowie.
— Bo ja jestem chodzącym ideałem. — zaśmiał się i przesunął spojrzeniem po mijanych przechodniach. — Sam nie wiem, ale Keith jest... uroczy. — dodał wzruszając ramionami jakby mówił o czymś kompletnie nudnym i zwyczajnym. Miał świadomość, że Octavia zawsze stanie po jego stronie, jednak tym razem Laurent sam nie wiedział co powinien zrobić, jak się zachować i czy to co czuł jest właściwe. Nigdy wcześniej nie ciągnęło go do mężczyzn.
Braciak
Jego usta wygięły się w uśmiechu pełnym zadowolenia. Jej słowa, to w jaki sposób wypowiedziała jego imię... głos w którym pobrzmiewała prośba i pragnienie, to samo które on sam właśnie odczuwał. Skoro już teraz reagowała na niego w ten sposób, co będzie dalej. Był tego ciekaw, chciał się przekonać jak daleko mógł się posunąć, aczkolwiek nie sądził by Octavia zechciała mu teraz odmówić, a nawet jeśli chciała, to nie będzie w stanie. W tym momencie nie miał nawet ochoty na słodkie pocałunki i delikatne muśnięcia dłoni. Nie chciał bawić się w podchody, które najwidoczniej do niczego nie były teraz potrzebne. Zastanawiał się, czy przyszła tu właśnie w tym celu, czy to on dawał się tak łatwo zwieść na słodkie manowce. Jeśli tak, nie miał nic przeciwko temu.
OdpowiedzUsuńPrzylgnął wargami do jej ust, gdy pociągnęła go do góry, tak pewna swoich ruchów i złakniona bliskości. Nakręcało go to, to jak bardzo była tego spragniona. Nie udawała tego dla własnego widzimisię, jej ciało delikatnie drżało, widział gęsią skórę, która pojawiła się pod wpływem jego pocałunków... Odsunął się po krótkiej chwili, przyglądał się jej z zaciekawieniem, a wręcz z rosnącą fascynacją. Jak dawno ktoś ją dotykał w ten sposób, jak dawno temu była spełniona... Wielokrotnie jego relacje były jednostronne, brał i nie dawał za wiele w zamian, jednak tym razem chciał... co tak właściwie chciał? Chciał jej zaimponować? Namieszać w głowie i sprawić, by nie mogła spać spokojnie? A może chciał zdobyć coś po jeszcze nie tak dawno temu nie mógł wyciągać dłoni. Odepchnął jednak od siebie wszelkie myśli skupiając całą swoją uwagę na Octavii. Nie chciał myśleć o niczym innym, nie chciał myśleć o nikim innym. Nie tym razem.
Powędrował dłonią do jej krocza wślizgując się pod koronkową bieliznę. Przesunął palcami po łechtaczce, by po chwili droczenia się wsunąć w nią palce. Poruszał nimi powoli obserwując jej reakcję, każde zaciśnięcie się palców, każde drgnięcie powieki i grymas wykrzywiający usta. Pocałował ją nie przymykając oczu, dalej przypatrując się brunetce.
— Skoro tak ładnie prosisz. — wymruczał obserwując jej rumieńce z figlarnym uśmiechem. Nie spodziewał się po dzisiejszym wieczorze niczego specjalnego, Octavia Blanchard właśnie zaskoczyła go po raz drugi w przeciągu tygodnia.
Ostrożnie dołożył do pierwszego palca drugi, nieco przyspieszając swoje ruchy. Opadł wargami na dekolt brunetki znów drażniąc się z jej ciepłą skórą.
Jackson <3
— Mogliście to prawda, ale przecież to się zdarza. Ryzyko zawodowe. — odparł z cieniem rozbawienia. Nie chciał, by się niepotrzebnie zamartwiała. Owszem to była pewna niedogodność, coś co nie powinno się wydarzyć. Ale się zdarzyło i musieli stawić temu czoła. Dlatego starał się ją podnieść na duchu, bo potrafił sobie wyobrazić, że jako facet Jackson panikował dziesięciokrotnie mocno jak Octavia, choć pewnie po pierwszym kryzysie duma nie pozwala mu okazywanie słabości. Mógł tylko zgadywać jak bardzo Howard przeklinał w myślach tę ciążę. Nie do końca dowierzał szczerości jego uśmiechów, Jackson nie był typem, który w wyobrażeniu Laurenta, mógłby się odnaleźć w tego typu sytuacji. Wieczny imprezowicz, wieczny babiarz... Być może nie powinien go oceniać, sam nie był święty, ale jednak gdy chodziło o Octavię nie do końca potrafił być obiektywny w swym osądzie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko odrobinę mu zaimponował tym, że nie uciekł. Nie schował głowy w piasek jak to miał w zwyczaju, został i był przy Octavii gwarantując, że będą w tym razem. Laurent nie znał go tak dobrze jak Octavia, nie wiedział za pewne o połowie rzeczy związanych z chłopakiem. Wiedział jednak, że nie widział świata poza jego siostrą i to sprawiało, że starał się zaakceptować swojego szwagra. Choć krzywił się na samą myśl. Zasłyszał jedynie, że Howard nie miał najlepszych relacji ze swoimi rodzicami, więc może to sprawi, że dorośnie i weźmie odpowiedzialność za swoje czyny?
Może też za dużo o tym myślał, chciał jednak by Octavia była szczęśliwa bez względu na to co się jej przytrafiło. Laurent nigdy nie owijał w bawełnę i mówił wprost co leży mu na sercu. Dlatego tez nie czuł się komfortowo w sytuacji, w której sam się znalazł. Z jednej strony była Elisa, z drugiej zaś chęć swobodnego działania... Keith, który nie opuszczał jego myśli. Może to było głupie zauroczenie, ale chciał za nim podążyć.
— Wcale tak nie uważam. Po prostu jesteś za dobra... — wzruszył ramionami. Biorąc pod uwagę własne występki, mógł tylko zgadywać co takiego wyczyniał Howard. Oczywiście nie miał zamiaru podsuwać siostrze żadnych zdrad, żadnych pomysłów z nadmierną uwagą, jednak... wiedział, że zaufanie powinno mieć swój koniec. I choć Plotkara lubiła rozsiewać bezsensowne plotki i wywoływać nimi chaos, w każdej plotce było ziarenko prawdy. A skoro plotkowała o Ivy i Howardzie... Laurent nie chciał brać pod uwagę, że ktoś znów mógłby zranić jego Tay.
— Podejrzewam, że na to już za późno. — stwierdził wzdychając ciężko. – Ktoś chyba nas widział, mnie i Keitha. Chyba, że Plotkara czyta w myślach. — zaśmiał się. Mimo wszystko nie potrafił się tym poważnie przejąć. Być może, gdyby zależało mu bardziej na dziewczynie, martwiłoby go to wszystko znacznie mocniej.
— Już tak nie prychaj, bo przypomnę ci jak bardzo potrafisz zachwycać się Jacksonem. Zwłaszcza przez telefon z koleżankami, po parku drinkach. — wytknął ze złośliwym uśmieszkiem. Oczywiście, że wielokrotnie podsłuchał jej rozmowy, zresztą nie musiał specjalnie nadstawiać ucha, by dosłyszeć pełne zachwytu westchnięcia Octavii. — To ty tutaj jesteś wariacko zakochana. — dodał zerkając na siostrę.
Braciak :D
[Pewnie, że chcemy! Są z tego samego roku, więc można zrobić z nich przyjaciółki od kołyski? W tych wszystkich nieszczególnie prawdziwych relacjach nasze dziewczyny mogą do siebie żywić prawdziwe uczucia i nie kopać pod sobą dołków. Ewentualnie czasami, co by za nudno nie było. Ale ale! Skoro Octavia jest w ciąży to można to wykorzystać i tak pomyślałam, że Cornelia mogłaby chcieć stworzyć linię specjalnie dla mam. W końcu takie rzeczy się sprzedają. Co prawda interesów i przyjaciół nie powinno się łączyć, ale ciii. :D
OdpowiedzUsuńA drugie zdjęcie jest przeurocze! <3]
Cornelia
[O proszę, jak się fajnie złożyło. :D W moim zamyśle Corneli trochę w NYC nie było, tak max tydzień/dwa i nie dawała żadnego znaku życia, lubi sobie dziewczyna znikać i wnerwiać wszystkich dookoła przy tym. Mogłaby złożyć Octavii niezapowiedzianą wizytę i objaśnić swój genialny pomysł. Normalnie przyniosłaby winko, ale jej nie można to się zadowolą czymś zastępczym. Jak myślisz?]
OdpowiedzUsuńNel
[Nel może się do niej dołączyć w cierpieniu i pić bezalkoholowe. Przyjaciół się nie zostawia w potrzebie. Będę w takim razie wyczekiwała początku!❤️]
OdpowiedzUsuńNel
— W ten sposób, Panno Blanchard, możesz zaskakiwać mnie codziennie. Nie będę narzekał na takie niespodziewane wizyty. — wymruczał opadając na poduszki koło Octavii. Uśmiechnął się figlarnie, gdy przyglądał się brunetce, jej nagiemu ciału i ciemnym puklom rozsypanym na poduszce wokół jej twarzy. Była cholernie atrakcyjna i nie mógł zaprzeczy, że dał się skusić tej uroczej i seksownej dziewczynie.
OdpowiedzUsuńMiło go zaskoczyła, choć myśląc o Octavii i kreując w głowie pewien obraz dziewczyny spodziewał się, że jeszcze parokrotnie usłyszy słowo nie padające z jej ust, nim dziewczyna chętnie wpadnie w jego ramiona. Nie miał jednak nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Nie miał też nic przeciwko byciu pocieszaczem po ciężkich rozstaniach, choć raczej nie był dobrym materiałem na składanie złamanego serca. Pozornie mógł kogoś uszczęśliwić, ale tylko po to by roztrzaskać czyjeś oczekiwania jeszcze bardziej. Wielokrotnie sprawiało mu to frajdę, patrzenie jak te wszystkie naiwne, zranione duszyczki dają się nabrać raz jeszcze na te same sztuczki. A on sam w sobie był chodzącą czerwoną flagą. Miał jednak wrażenie, że to sprawiało, że stawał się jeszcze atrakcyjniejszy w oczach dziewczyn i kobiet.
— Może teraz się czegoś napijesz? — zaproponował przekręcając się na plecy. Przeciągnął się leniwie po czym podniósł się z łóżka. Odnalazł dresy, które wciągnął niespiesznie na tyłek. Przed mniam może i mógł paradować nago jednak Adela, ich gosposia, mogłaby paść na przedwczesny zawał. I tak wielokrotnie przeklinała go za nieodpowiedzialne i wulgarne zachowanie, mamrocząc pod nosem stek niezrozumiałych słów w swoim ojczystym języku. Bawiło go to jak bardzo mógł wyprowadzić kobietę z równowagi tym co robił, kogo zapraszał i jak często. Pamiętał też jedną z poważnych rozmów, które przeprowadzili na temat alkoholu i innych używek. Cóż, chciała dobrze jednak on nie miał zamiaru pozwalać nikomu grzebać w swoich rzeczach. Zresztą jej mały donos do ojca skończył się równie małym pouczeniem i lekceważącym machnięciem ręki Roberta. Tak, więc od tamtej pory miał święty spokój.
Podszedł do łóżka od strony po której leżała Octavia. Wsparł dłonie o materac i nachylił się ku dziewczynie by złożyć krótki pocałunek na jej ustach.
Jacek
Jackson nie pozwalał się sobą bawić, to on się bawił, okręcał dziewczęta wokół własnego palca i wykorzystywał do własnych uciech. Nie dawał się zbywać, jego się nie ignorowało. To on ignorował i spławiał innych, gdy tracił zainteresowanie. Nigdy nie prosił się o uwagę, dostawał jej wystarczająco dużo ze strony znajomych i ludzi, którzy chcieli go poznać, dostawał to bez zbędnego wysiłku. Dziewczyny lgnęły do niego jak ćmy do światła. Dlatego więc nie mógł tolerować ignorancji Octavii, która z uporem ignorowała każdą jedną zaczepkę oraz inicjatywę, z którą wychodził. Miał ochotę na to co zawsze, na zabawę, na skupienie się na czubku własnego nosa. Zachowanie Octavii wprawiało go nie tyle w zdumienie co w lekką irytację. Jego dumą i wybujałe ego, które nie przywykły do odmowy wprawiły całą maszynę w ruch. Jackson nie mógł od tak odpuścić, ostatnie słowo zawsze należało do niego dlatego też miał zamiar zdobyć Octavię niczym trofeum, które po pewnym czasie odstawi na półkę.
OdpowiedzUsuńNie znał jej zwyczajów, tak naprawdę nie znał jej w ogóle. Ciężko, więc było nawiązać kontakt skoro dziewczyna jawnie go ignorowała, nie odpowiadała na wiadomości i różnego rodzaju zaproszenia. Zabawa w kotka i myszkę trwała jakiś czas, aż w końcu dowiedział się od jednej z koleżanek, w którym miejscu może ją spotkać. Niby przypadkiem znalazł się w tej samej kawiarni co dziewczyna. Teraz nie miała jak uciec, a on nie miał zamiaru dać się spławić.
Kąciki jego ust drgnęły do góry, gdy tak niechętnie go przywitała. Choć działała na niego tak jak ofiarą działa na myśliwego, był też ciekaw dlaczego tamtego dnia przyleciała do niego zapłakana szukając pocieszenia, a teraz udawała, że to się nie wydarzyło. Nie wierzył, że należała do tych dziewczyn, które wskakują od tak każdemu do łóżka. Może się mylił, ale to jak bardzo płakała po Gabrielu mówiło samo za siebie.
— Nie ładnie tak ignorować innych, Blanchard. Poza tym to kawiarnia, nie tylko ty możesz tu przesiadywać. — odparł wzruszając ramionami. Na jego twarzy wykwitł szerszy uśmiech.
— Jak się trzymasz? Ostatnio nie było najlepiej. — dodał z nutą złośliwości i zaczepki w głosie, ale tego nie mógł sobie darować. Bardzo mu odpowiadało, że była wtedy tak roztrzęsiona i z takim utęsknieniem rzuciła mu się w ramiona.
Po chwili kelnerka przyniosła zamówioną wcześniej przez Jacksona kawę. Dziewczyna posłała mu uśmiech jednak wyjątkowo zignorował jej zaczepkę skupiając spojrzenie i uwagę na Octavii.
Jeszcze niezakochany Jacek
Co było w niej takiego innego, że nie zachowywała się względem niego jak cała reszta? Być może go zaintrygowała swoim zachowaniem, pierwszy raz od dawna znalazł się w takiej sytuacji gdzie niekoniecznie rozdawał karty.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się lekko na jej słowa po czym upił łyk ciepłej kawy.
— Wciąż to tylko kawiarnia. A może rzeczywiście powinnaś lepiej dobierać koleżanki, całkiem łatwo było skłonić je do… mówienia. — odparł z przekorą. Oczywiście nie posunął się do niczego więcej, krótka rozmowa, odrobina zmartwienia i oczy szczeniaka, a jedna z nich powiedziała mu to czego akurat potrzebował.
Bawiła go ta krótka wymiana zdań, te docinki, których nie bała mu się posyłać. Odwzajemniał jej nieustępliwe, twarde, niemal protekcjonalne spojrzenie. Nie brała go na poważnie, oczywiście że nie. Miała z tyłu głowy tak wiele plotek na jego temat, plotek którym nie zaprzeczał sam, a którym dawał dobre świadectwo zachowaniem. Mimo wszystko niewiele osób dobrze go znało i nie wielu było na tyle wytrwałych, by przebić się przez twardą skorupę, którą się otaczał.
— Potrafię docenić dobre towarzystwo. — zapewnił przyglądając się uważnie jej ładnej twarzy. — Nie schlebiaj sobie za bardzo Blanchard. Po prostu byłem ciekaw, czy nie chcesz rozerwać się raz jeszcze. Lub pogadać. — wytłumaczył. — Nie mam złowieszczych zamiarów. — dodał unosząc ręce w poddańczym geście. Posłał jej lekki, niemal uroczy uśmiech jeden z tych, którym tak dobrze czarował.
Jacek ❤️
Roześmiał się znad filiżanki kawy.
OdpowiedzUsuń— Jak na to, że próbujesz tak twardo stąpać po ziemi bardzo łatwo chwytasz wszystkie plotki. — odparł odrobinę poważniejąc. Choć mówił to, by zagrać od innej strony i spróbować podejść ją nieco inaczej, taka była prawda. Jackson nie był święty, a za uszami miał wiele, tak wiele, że o niektórych sprawach wiedział tylko on i to grono znajomych, które wielokrotnie sam nazywał nieciekawym. Był zepsuty, zarówno wychowaniem, które zaserwowali mu rodzice jak i własnymi wyborami, które podejmował. Zepsuty, rozpieszczony i przekonany o własnej wspaniałomyślności i wyższości pieniądza nad całą resztą. Plotki na forach dotyczyły głównie jego podejścia do związków o tego, że na kolejnej kiczowatej imprezie pojawił się w towarzystwie innej panny. Zaglądali mu do łóżka, którego nie starał się w żaden sposób ukryć przed światem. Jednak wszystko inne zostawało w cieniu. Niektórzy nie potrafili przejrzeć jego masek, przez co naprawdę niewiele osób znało prawdziwego Jacksona Howarda. I choć ten prawdziwy nie był dużo lepszy, potrafił zdobyć się na wiele dla swoich przyjaciół.
Kąciki jego ust nieznacznie drgnęły. Oczywiście, że nie była mu obojętna, ale zdecydowanie nie miał na myśli zostawania księciem z bajki. Interesowała go z wielu powodów, ale nie z powodu uczuć.
— Oh daj spokój. Mogłabyś chociaż spróbować mnie poznać skoro już przybiegłaś do mnie zapłakana. Tak właściwie… dlaczego zapukałaś do moich drzwi? Koleżanki były niedostępne? Nie żebym miał coś przeciwko. — podejrzewał, że nie każdy przypadkowy facet mógł widzieć ją w takim stanie, by zaraz móc obserwować rozkosz wstępującą na jej twarz. Wyglądała wtedy cholernie seksownie, nawet ze spuchniętymi i zaczerwienionymi od płaczu oczami.
Jack 😎
Patrzył na nią z tym samym spokojem, z którym tutaj przyszedł, z tym samym lekkim uśmiechem i niewzruszeniem w oczach. Oczywiście, że jej słowa go nie zniechęciły, wręcz przeciwnie. Im bardziej Octavia była na nie tym gorzej dla niej, Jackson nie rozumiał słowa nie i nie potrafił odpuszczać. Dążył do upragnionego celu po trupach, był samolubny i chciał zagarnąć dla siebie jak najwięcej. W tamtym momencie nie liczyło się dla niego to czego ona oczekiwała od relacji z drugą osobą. Jedynie falujące płatki nosa i nieco zaciśnięta szczęka mogły zdradzić jego niecierpliwość i ewentualne podenerwowanie tym co mówiła Octavia.
OdpowiedzUsuń— Owszem jestem. — przyznał wzruszając ramionami. — Kto nie jest w naszym świecie? Hmm? Każdy bogaty dzieciak jest w jakiś sposób zepsuty. Ty również. — Zastanawiał się, czy tatuś prawnik wiedział, że jego idealna córeczka bierze tabletki i wskakuje do łóżka nieznajomym. Ciekawe co by na to powiedzieli, a jednak miała czelność wytykać mu to w jaki sposób sam żył. On nie przywiązywał do takich rzeczy uwagi, każdy miał swój rozum i mógł robić co tylko chciał ze swoim życiem.
— Da się, choć nie każdy jest tego wart. — odparł szczerze, również nie miał zamiaru owijać w bawełnę. Nigdy nie gryzł się w język i niezbyt przejmował się, czy komuś zrobi się przykro po tym co mówi, czy ktoś weźmie sobie do serca jego słowa, czy też nie. — Ale jak nie spróbujesz to się nie dowiesz. — dodał znów przybierając zadowolony wyraz twarzy i uśmiechając się szeroko.
Dopił kawę po czym odstawił filiżankę na stolik.
— Dzięki za kawę. — podniósł się z miejsca. — W weekend robię imprezę, wpadnij. Albo dalej mnie ignoruj. — dodał rzucając na stolik kilka banknotów.
Gdy ją mijał zatrzymał się na moment i nachylił ku niej opierając dłoń o oparcie krzesła.
— To całkiem seksowne gdy próbujesz się tak boczyć i udawać, że nie robi to na tobie wrażenia. — wymruczał po czym odsunął się niby przypadkiem trącając dłonią jej plecy. — Do zobaczenia, Tay.
Jack
Obecnie
OdpowiedzUsuńCzas spędzony na Madagaskarze był wyjątkowy. Trochę jak podczas miesiąca miodowego, o którym z tak wielkim zachwytem opowiadały świeżo upieczone małżeństwa. Cieszył się z tych niemalże trzech tygodni beztroski, które sobie zafundowali. Poniekąd było jak dawniej. Bawili się w najlepsze, spędzali ze sobą mnóstwo czasu, delektując wzajemnym towarzystwem. Jackson kompletnie odciął się na ten czas od Nowego Jorku, od plotek, od ludzi i wszelkich problemów. Odciął się nawet od ciąży, choć na nią ciężko nie było zwracać uwagi, ale po prostu udawał, że wszystko wyglądało tak jak kilka miesięcy temu. Słońce, rozmowy do późna i otoczenie dobrze na niego wpływały, ale także uświadamiały jak bardzo nie był gotowy na tak poważne zmiany w życiu, które chcąc nie chcąc nadchodziły wielkimi krokami. Octavia również zdawała się być zadowolona. Oboje wzięli głębszy oddech jednak po powrocie ten oddech bardzo szybko został wyrwany z ich trzewi, jakby czas co raz ciaśniej owijał się wokół szyi Jacksona pozbawiając oddechu.
Po powrocie starał się, by wszystko pozostawało bez zmian. Starał się spełniać w nowej roli, doszukiwać się radości, chciał się tym cieszyć jednak to co sobie wmawiał mijało się z rzeczywistością tak bardzo, że dłużej nie potrafił oszukiwać nawet samego siebie. Tak więc z każdym kolejnym dniem, gdy termin porodu rysował się co raz wyraźniej na horyzoncie, Jackson zaczynał uciekać. To w pracę, to w zajęcia lub spotkania ze znajomymi. Odcinał się od Octavii, choć było to ostanie czego tak na prawdę chciał i potrzebował.
Kolejnego wieczora umówił się ze znajomymi na mieście, oczywiście spotkanie skierowało się na zupełnie niespodziewane tory, gdy wpadł na starą znajomą. Nie planował przesiadywać na mieście do późnej nocy, jednak tak po prostu wyszło. Stracił poczucie czasu. Starał się zakraść do apartamentu po cichu. W jego wyobrażeniu tak właśnie było choć podłoga wirowała, a on znajdował się raz bliżej, raz dalej od ściany. Chwiejnym krokiem wszedł do środka, klnąc pod nosem, gdy potknął się o sznurówki butów. Rzucił klucze na komodę i skierował niepewne kroki w stronę salonu. Liczył, że pójdzie spać, a cała reszta dopadnie go dopiero z rana jednak nie... skrzywił się nieco, gdy dopadł go głos Octavii.
— Ah tak. Chyba padł mi telefon. — odparł wzruszając ramionami. Zaczął niedbale rozpinać guziki koszuli. Skierował się w stronę sypialni marząc, by rzucić się na miękki materac. — Na mieście. — odparł nieco zachrypniętym głosem. Uśmiechnął się pod nosem i zwrócił w stronę brunetki, która szła krok w krok za nim. Nachylił się ku niej. — Na prawdę szkoda, że nie mogłaś pójść z nami. — dodał odchylając się w tył i ściągając w końcu koszulę.
Jack
— Oo to dzisiaj? Wyleciało mi z głowy. — Kompletnie zapomniał, że byli umówieni dzisiejszego dnia na jakikolwiek zakupy, ale może inni mieli rację i rozmowy o wyborze śpioszków, mebli i koloru farb nie były dla niego i go przerastały? Nikt nie mógł być idealny, a on zdecydowanie sprawdzał się w innych kwestiach.
OdpowiedzUsuńZmarszczył nieco brwi i pokręcił głową na jej komentarz. Oczywiście, że sobie nie szczędził ostatnio oszczędzał się, aż nad to. Kilka wyjść na miasto, kilka niewinnych z pozoru imprez sprawiło, że z łatwością przypomniał sobie dawny dreszczyk emocji, nutę adrenaliny i podekscytowania. Ostatnim czasem zdążył zapomnieć jak bardzo mu tego wszystkiego brakowało. Owszem, Octavia była wyrozumiała, dawała mu swobodę jednak to nie było to. Nie potrzebował jej zgody, problem jednak leżał w sytuacji, w której oboje się znaleźli. Jackson miał poczucie obowiązku, czuł spoczywający na barkach ciężar odpowiedzialności nie tyle za siebie co za nią i dziecko, które nosiła pod sercem. Ostatnie miesiące starał się, robił wszystko tak jak sobie tego życzyła, próbował się zmienić, być inny, lepszy. Madagaskar był idealny i ostatnie poranki po powrocie zastanawiał się jak bardzo wszystko mogło się zmienić w przeciągu tak krótkiego czasu, choć może do tego powinien już przywyknąć. Spychał i zamykał w najciemniejszym kącie czarne myśli, wątpliwości i wszelką niechęć, one jednak zaczynały uparcie wypełzać na powierzchnię, przypominając mu, że zabawa w dom i rodzinę odbiegają od jego standardów. To nie był on, udawał bo kochał Octavię. Był cholernie w niej zakochany jednak nie wiedział, czy mógł dalej kochać ją tak samo jak przedtem. Nie wiedział, czy on sam był teraz tym kim potrzebowała. To był istny rollercoaster emocji, raz chciał, a raz nie chciał tego wszystkiego.
— Dobrze. — odparł. Przeszedł do łazienki. Opłukał twarz chłodną wodą, przebrał się i usadowił w łóżku. Nie chciał za wiele jej mówić, bo wiedział jakiej reakcji mógł się spodziewać.
Opadł na poduszki czując, że znużenie zaczyna go dopadać jak i procenty, które w siebie wlał dzisiejszego wieczora. Przekręcił się na brzuch przymykając zmęczone, przekrwione oczy.
— Sporo znajomych twarzy. —dodał na wpół sennym głosem. — Ivy... — wymruczał przekręcając się tak, by móc objąć dziewczynę ramieniem. Po jego organizmie krążyło zbyt wiele różnorakich substancji, by mógł pociągnąć rozmowę z Octavią.
Jack
Jackson nie chciał oddalać się od Octavii i nigdy specjalnie nie planował robienia jej przykrości. Ciąża była tylko ciążą jednak poród zbliżał się wielkimi krokami. Wizja zostania ojcem… wizja małej istotki, która będzie zależna tylko od nich i od ich wyborów była… nie do końca potrafił sobie to wszystko wyobrazić. Z dnia na dzień zacznie wracać z uczelni do domu, z firmy by siedzieć z maluchem? Pieluchy, butelki… Do tej pory o tym nie myślał, nie chciał o tym myśleć. Jednak teraz robił to co potrafił najlepiej, uciekał od odpowiedzialności i konsekwencji własnych czynów. Wymykał się nawet jeśli oznaczało to pozostawienie wszystkich innych w tyle. Miał świadomość, że nie powinien zachowywać się w ten sposób, że dla Octavii ta sytuacja również była trudna, jednak to była jej decyzja o pozostawieniu tego problemu. Jackson nie miał nic do powiedzenia, musiał się dostosować. Wychodziło mu to raz lepiej, a raz gorzej.
OdpowiedzUsuńPrzekręcił się na bok i nieco przeciągnął. Uśmiechnął się lekko do Octavii jednak nim zdążył przyciągnąć ją do siebie, dziewczyna już zniknęła z sypialni. Westchnął leniwie i w końcu podniósł się z miejsca.
Wszedł do kuchni przeczesując włosy palcami. Głowę miał ciężką po wczorajszej nocy, ale nie czuł się najgorzej. Niewiele pamiętał z powrotu do domu, wiedział, że wracał taksówką, że o własnych siłach znalazł się w łóżku, chyba o czymś rozmawiali, ale nie kojarzył teraz o czym. Być może czymś nieistotnym lub o imprezie na której się znalazł. Liczył jednak, że nie palnął niczego głupiego, ale tak miły poranek świadczył chyba, że wszystko było w porządku.
— Dzień dobry. — przywitał się raz jeszcze podchodząc do brunetki i obejmując ją od tyłu. Odgarnął kosmyki jej włosów na bok i złożył kilka pocałunków na jej policzku oraz szyi. — Jak się spało? — zagadnął odsuwając się. Zerknął na przyszykowane śniadanie. — Wygląda pysznie.
Jack 😇
Gdy Octavia tylko zaczęła wywód na temat swoich podejrzeń, Jackson spojrzał na nią z nieco uniesionymi brwiami. Czyli jednak jego niewyparzona buzia musiała powiedzieć coś co ściągnie na niego niepotrzebne kłopoty. Miała rację, niewygodne tematy nie leżały w kręgu jego zainteresowań, tak samo jak tłumaczenia się z pewnych zachowań. Wziął więc głębszy oddech i przez krótką chwilę milczał ignorując pytania, które padły z ust dziewczyny. Przez chwilę skupił uwagę na stole i jedzeniu na nim ustawionym, na kubku z herbatą po który sięgnął i z którego upił łyk gorącego napoju. Jakby nie odpowiadanie miało sprawić, że Octavia zmieni zdanie i odpuści. Z drugiej zaś strony nie rozumiał z czego chciała go rozliczać, z dobrej zabawy?
OdpowiedzUsuń— Nie zachowuj się tak Tay. — mruknął odstawiając kubek na blat. — Okej, przepraszam. Nie mam jednak wpływu na to kogo spotkam na mieście. — odparł przelotnie zerkając na brunetkę. Przecież nie spotkał się z Almond specjalnie. To było przypadkowe spotkanie, a nie inicjatywa Howarda. Nie miał jednak zamiaru zagłębiać się w to co działo się tamtego wieczora.
— Nawet jeśli to co z tego? Nie ufasz mi? — Nie powinna. Jackson dostając palec brał całą rękę. Ta sytuacja, w której się znaleźli byłą trudna dla nich obojga, jednak Octavia dawała z siebie znacznie więcej, dawała z siebie tyle by nadrobić jego braki. Od początku powtarzał jej jak bardzo nie nadaje się do tego typu rzeczy. Wszystko bardzo łatwo mogło potwierdzić jego słowa, choć z takim uporem starał się zmienić w przeciągu paru miesięcy. Ludzie jednak się nie zmieniali, mógł zamaskować pewne wady, ale koniec końców wychodziły one na wierzch.
— Czego mi brakuje? — Jackson zaśmiał się ironicznie, bez większej wesołości i pokręcił głową. Jak mogła zadawać takie pytanie, jakiej odpowiedzi się po nim spodziewała. — Po prostu nigdy nie spodziewałem się, że będę miał taki problem, że nie będę w stanie rozwiązać go po swojemu bo ktoś powiedział mi nie. To wszystko. Ostatnie miesiące były dobre, nawet bardzo, ale... — urwał i skinął w stronę jej wyraźnie zarysowanego brzucha. — Nie jesteśmy w stanie bez końca udawać, że nic się nie stało, że to tylko taka mała niedogodność. To dziecko zaraz się pojawi na świecie, a ja... — urwał i odwrócił od niej spojrzenie. A on co? Nie chciał tego wszystkiego, po prostu nie.
Zacisnął usta w wąską linijkę i wziął głębszy oddech.
— Staram się okej, mówiłem ci już wielokrotnie, że nie zostawię cię z tym samej, że nie zostawię tego dziecka, ale nie mogę zmienić wszystkiego. A z Ivy nic takiego mnie nie łączy. To było zwykłe spotkanie, więc nie musisz nikogo za mną wysyłać żeby mnie pilnowali. — dodał.
Troszkę podirytowany Jacek
Zmarszczył brwi i prychnął pod nosem.
OdpowiedzUsuń— Czegokolwiek bym nie zrobił tobie to i tak za mało w całej tej zabawie w dom i kochającą się rodzinkę! — warknął nie potrafiąc dłużej gryźć się w język. Ostatnie miesiące spotulniał, siedział przy niej i robił wszystko byle nie popełnić błędu, wszystko byleby ją uszczęśliwić. Niekiedy na siłę próbował zmienić samego siebie, by być jej wartym, by móc z nią być. Kurwa... kochał ją jak wariat, ale pewnych rzeczy nie dało się zmienić, ludzie od tak się nie zmieniali. Mógł udawać, ale jak długo?
Zacisnął szczęki i odsunął się od niej starając się nie reagować na jej łzy, choć po równo irytowały go i zmiękczały. Nienawidził, gdy płakała, gdy on był powodem jej frustracji i przykrości. Nie mógł jednak po raz kolejny ugiąć się i przepraszać tylko i wyłącznie dlatego, że było mu przykro i miał ochotę zagarnąć ją w ramiona. Nie mógł w kółko zapewniać jej, że wszystko jakoś się ułoży. Samo się nie ułoży i zaczynał to dostrzegać.
— Oczywiście, że nie chce. A ty chcesz? — zapytał, choć nie miał pojęcia, czy nie zmieniła zdania, czy ta ciąża nie zaczynała jej się podobać. Octavia była zupełnie inna, wychowywała się w innym środowisku, w otoczeniu kochającej się rodziny i w poszanowaniu pewnych wartości. On nie.
— Jaki dałaś mi wybór? Mogłem z tobą zostać lub podpisać papiery i spierdalać. To żaden wybór, Tay. Liczyło się tylko to, że ty nie potrafiłabyś posunąć się do... — urwał, choć oboje z pewnością wiedzieli do czego dążył.
Oparł się o kuchenny blat i założył ręce na kark.
— Co naprawimy? Nas? Mnie? — pokręcił głową. Otworzył lodówkę i wygrzebał z niej butelkę pierwszej lepszej whisky. — Przykro mi, ale nie wiem, czy to możliwe. Poza tym nigdy nie mydliłem ci oczu jaki jestem. Tak właściwie jesteś zła bo zapomniałem o tych cholernych zakupach, czy dlatego, że spędziłem miły wieczór z kimś innym? — zapytał nie zważając na to, czy brzmi zbyt ostro i jak mogły zabrzmieć jego słowa.
Odkręcił nakrętkę i przytknął butelkę do ust pociągając z niej spory łyk.
— To jestem ja. Wybacz, że cię rozczarowuję. — dodał wzruszając ramionami.
Gupi Jacek
Drgnął, gdy wyrwała mu butelkę i chwyciła go za rękę. Odwrócił na moment spojrzenie od brzucha, zignorował ruch który poczuł pod palcami. Przymknął na chwilę powieki, tak rozumiał to wszystko. I na prawdę nie chciał być chujowym rodzicem, takim jakim byli jego rodzice dlatego też był tutaj, a nie na drugim końcu świata gdzie nie zasłyszałby choćby szeptu na temat tej ciąży i tego dziecka.
OdpowiedzUsuńZabrał dłoń i pomimo całego spokoju, który starał się utrzymać, nie mógł powstrzymać grymasu wściekłości jaki cisnął mu się uparcie na twarz.
— Sama w tedy podjęłaś decyzję. Sama zdecydowałaś, że na nas to ściągniesz. I owszem, mogłem odwrócić się na pięcie i zapomnieć, że istniejesz. Mógłbym. — odparł chłodno nie chcąc wciągać to jeszcze więcej emocji. — Ale nie chcę, by to dziecko w przyszłości zastanawiało się co zrobiło nie tak, że tatuś podkulił ogon. Do tego mnie zmusiłaś swoją decyzją, do odpowiedzialności. I owszem, kocham cię, ale to — wskazał jej brzuch – to jest całkiem wysoka cena za bycie z tobą. — dodał odsuwając się od brunetki. Sięgnął po raz kolejny po butelkę ignorując rozczarowanie malujące się w jej spojrzeniu.
— Nie, nie wiesz. Nie wiesz o wielu rzeczach i wiem, że wielu byś nie zrozumiała. — przyznał spoglądając w ciemne tęczówki Octavii. Widział jak zaczerwienione są od łez. — Może ten związek to była pomyłka... z nią podjąłbym tą samą decyzję. — mruknął cicho. Zabrał z blatu paczkę fajek po czym wyminął Octavię i skierował się na taras. Nie miał ochoty ciągnąć tej rozmowy, która tak na prawdę do niczego nie prowadziła. Oboje musieli ochłonąć i przemyśleć kilka spraw.
Wyszedł na dwór ignorując nieprzyjemnie chłodny podmuch wiatru, który prześlizgnął się po skórze. Oparł się o poręcz i odpalił fajkę. Przymknął powieki i zaciągnął się gęstym dymem. Nie podejrzewałby, że to wszystko będzie takie skomplikowane. Pamiętam moment, w którym poszli pierwszy raz wspólnie na usg, może poczuł odrobinę ekscytacji, może przez chwilę ten słodki obrazek przysłonił mu rzeczywistość. Może za bardzo zaczynał wierzyć we własne zapewnienia, we własne kłamstwa. Nie wiedział dlaczego tak to w niego uderzyło. Madagaskar był cudowny, liczyli się tylko oni i to poniekąd uzmysłowiło mu jak bardzo będzie tęsknił za tym, że są sami, że mogą robić co chcą.
Jack
— Żaden problem. — odparł najobojętniej jak tylko potrafił.
OdpowiedzUsuńJackson odprowadził ją spojrzeniem, ale nic więcej nie dodał. Cokolwiek, by powiedział nic nie zdawało się właściwie. Może wyjazd był dobrym rozwiązaniem, może odpoczną od siebie i jakoś to będzie, zawsze jakoś to było. Tylko, czy tym razem to jakoś mogło wystarczyć? Czy jakoś mogło naprawić ich relację i cofnąć to co sobie powiedzieli?
Miał świadomość, że jeśli się spakuje i wyniesie to istniało duże prawdopodobieństwo, że nie wróci. W tym był mistrzem, w chowaniu głowy w piasek i zamiataniu własnych problemów pod dywan. Ostatnim razem, gdy mu uciekła jechał za nią jak wariat. Gonił za nią i za jej wartościami byleby była jego. Teraz jednak nie miał takiego zamiaru, musiał przełknąć gorzki smak, który pozostał na języku.
Dopalił papierosa po czym również skierował się do sypialni. Wyciągnął walizkę i zaczął wrzucać do niej niedbale ubrania. Ignorował wszystkie ramki ze zdjęciami, które stały na komodzie. Zepchnął poczucie winy w najciemniejszy zakamarek jestestwa. Upchnął tyle rzeczy ile się dało, napisał sms’a do kierowcy nie chcąc zafundować sobie mandatu do kompletu.
Wsiadając do samochodu z jednej strony czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, z drugiej zaś strony czuł się niesamowicie lekko. Być może te kilka miesięcy udawał i gryzł się w język obawiając się tego co krążyło mu po głowie. Być może starał się, ale to było za wiele. Nie potrafił przejąć się jakoś szczególnie, że nie potrafił trzymać się swoich wcześniejszych postanowień. Miał w dupie, że wyszedł na tego złego. Chyba nikt nie spodziewał się po nim niczego innego.
Klucze do apartamentu Octavii zostawił portierowi. Musiał jeszcze wykonać kilka kursów po pozostałe rzeczy, ale mógł to zrobić innym razem. Na razie miał to co najpotrzebniejsze. W drodze sięgnął po telefon. Przejrzał listę kontaktów zastanawiając się kto najlepiej sprawdziłby się w roli odwracacza uwagi.
Jacek
Jackson nie był typem osoby, która zaszyje się w domu i będzie dogłębnie analizować to co się wydarzyło. Bardzo szybko zapełnił swój grafik kolejnymi spotkaniami ze znajomymi i nadrabianiem imprez, na których ostatnimi czasem nie pojawiał się zbyt często. Tak naprawdę nie miał czasu myśleć o ich ostatniej kłótni, funkcjonował tak jakby nic takiego się nie wydarzyło czekając na ewentualny rozwój wydarzeń. Dobrze mu to zrobiło, lądował baterie będąc wśród ludzi. Zdawał sobie sprawę, że Octavia prędzej, czy później odezwie się od niego. Zawsze tak było, a teraz mieli tą jedną rzecz, o której zawsze będą musieli rozmawiać.
OdpowiedzUsuńZatrzymał samochód pod apartamentowcem Octavii. Wysiadł z samochodu i w drodze do drzwi zapalił. Nie miał pojęcia, czy zastanie dziewczynę w środku, czy też nie. Wjechał na górę dzierżąc kilka pudeł i walizkę na kolejne niezbędne rzeczy, które musiał zabrać do siebie. Octavia dała mu jasno do zrozumienia, że ma się wynieść, więc tak też zrobił. Wziął klucze od portiera i wjechał na odpowiednie piętro.
Wszedł do środka i nim przeszedł do sypialni z drugiego pokoju wychyliła się Octavia w akompaniamencie nieznanego mu głosu.
— Przyjechałem po resztę rzeczy. — wyjaśnił krótko. Przyjrzał się brunetce z lekko ściągniętymi brwiami jednak niemal od razu zniknął w sypialni. Zajął się składaniem swoich rzeczy, książek i innych przedmiotów licząc, że szybko się z tym upora. Pod skórą jednak czuł cień irytacji, sam fakt, że Octavia z kimś przesiadywała drażnił go. Zawsze był o nią zazdrosny, nawet długo przed tym jak zaczęli być razem. Jednak jego duma nie pozwalała mu robić scen i zachowywać się jak zazdrosny szczeniak. Mogła siedzieć z kim chciała, mogła skręcać te cholerne meble z kim chciała. A skoro tak łatwo znalazła sobie zastępczego tatusia, nie czuł potrzeby, by tu zostawać.
— Wszystko w porządku? — Kai wyłonił się z pokoju odrywając na moment od pracy. Zerknął na Octavię z troską zastanawiając jakim cudem ta dziewczyna miała w sobie tyle spokoju. Przyjaźnili się od lat, a to co udało mu się zaslyszeć lub to co sama Octavia mu opowiadała, sprawiało, że złość się w nim gotowała. Nie rozumiał jak mogła być tak pobłażliwa w stosunku do Howarda.
Problemem Jacksona nie był jedynie brak odpowiedzialności, był uparty, zbyt dumny i przyzwyczajony, że zwykle wszystko układa się zgodnie z jego oczekiwaniami. Choć miał problemy w domu, wychował się w przeświadczeniu, że wszystko mu wolno, że wszystko dostanie na skinienie palca. Octavia była wyzwaniem pod wieloma względami, wielu rzeczy musiał się nauczyć lub zaakceptować, by móc z nią być. Chciał tego, jednak w przypadku ciąży wciąż gdzieś głęboko w środku odczuwał złość, że go nie posłuchała. A może też był zły na samego siebie, że wybuchł tamtego dnia i nie nakłonił jej do zmiany decyzji w inny sposób.
OdpowiedzUsuń— Spełniam tylko twoje życzenie. — odparł odstawiając na bok pudło, które właśnie zapełnił. Być może za jakiś czas zacznie tego żałować, ale to był jeszcze ten dzień. Potrafił skutecznie odwracać uwagę od problemów, na tyle długo, aż problem znika lub przestaje on być istotny dla niego.
Zniknął na moment w garderobie, by po chwili wrócił z naręczem wieszaków. Na moment się zatrzymał i zaszczycił ją w końcu spojrzeniem.
— Tak jak powiedziałem, nie zostawię cię z tym samej. Gdybyś czegoś potrzebowała dla was, napisz. Chociaż widzę, że znalazłaś awaryjnego tatusia. — powiedział możliwie jak najspokojniej. I tylko dłoń zaciśnięta w pięść, która wsunął do kieszeni, mogła zdradzać prawdziwe emocje jakie odczuwał.
— Skończyło się podczas tamtej rozmowy. — mruknął, choć te słowa niechętnie przeszły mu przez gardło. Zaczynał wierzyć, że ma talent do niszczenia tego co dla niego ważne. — Awantury ci nie służą, stres który ją wywołuje również, więc rozwiązuje ten problem. — dodał po czym wrócił do pakowania.
Pamiętał doskonale, gdy za dzieciaka był świadkiem awantur własnych rodziców. Wielokrotnie próbował je przerywać, innym razem zamykał się w pokoju zasłaniając rękoma uszy, starając się przeczekać to co słyszał. Wielu rzeczy starał się również nie pamiętać, choć bezskutecznie. Ich dziecko nie musiało być tego świadkiem.
Jack
Wrzucił niedbale wszystkie ubrania do walizki i zatrzasnął ją. Chwycił pudła w jedną rękę, walizkę w drugą i wyszedł z sypialni wymijając Octavię.
OdpowiedzUsuń— Powiedz mi jak to jest, że jak ty spotykasz się ze swoim znajomym, w domu, sam na sam to jest to tylko Kai, ale jeśli ja robię to samo na mieście to nie można mi ufać? — wytknął zerkając na nią przez ramię. Oboje byli charakterni, oboje w emocjach używali zbyt wielu słów i teraz być może lepiej by było gdyby przestał się odzywać.
— Powinieneś się chyba uspokoić Howard. — Jackson podniósł wzrok ponad Octavię, za którą pojawił się ciemnowłosy chłopak. Zaśmiał się i uśmiechnął półgębkiem.
— To chyba nie twoja sprawa, Kai. — odparł akcentując jego imię. Posłał chłopakowi kpiące spojrzenie. Jeśli myślał, że teraz tak łatwo wkupi się w łaski Octavii, to był w błądzie. Nawet jeśli wynosił się z mieszkania Blanchard, miał świadomość, że dziewczyna nie widziała poza nim świata. Wybaczała mu tak wiele błędów, których on sam by nie potrafił tolerować.
— Skręcanie tych mebli to też nie powinna być moja sprawa, a jednak. — Brunet nie był wzruszony cynizmem Howarda, znał takich jak on i szczerze nie rozumiał co takiego widziała w nim Octavia. Oczywiście, uczucia uczuciami... sam rozumiał jak to jest być beznadziejnie zakochanym, ale Jackson zachowywał się jakby miał ją za nic. Jak mogła tego nie widzieć? Kai podszedł zbliżył się do Octavii stając tuż za nią. Skoro sama nie mogła postawić się chłopakowi i pokazać jak wiele mógł stracić, mógł ją nieco wesprzeć.
Jackson prychnął pod nosem. Wściekłość zatańczyła w jego oczach, ale nie miał zamiaru w żaden szczególny sposób jej okazać. Zmierzył ich krótkim spojrzeniem na moment zatrzymując wzrok na Octavii. Podszedł do dziewczyny układając dłoń na jej policzku, złożył krótki pocałunek na jej czole.
— Przerwa dobrze nam zrobi. — mruknął przelotnie zerkając na bruneta, by zaraz odwrócić się i skierować w stronę drzwi.
Jackson
W Nowym Jorku zwyczajnie w świecie się nudziła. Może tylko trochę wyolbrzymiała, ale prawdę mówiąc powoli to miasto zaczynało ją drażnić. Całą winę zwalała na rodziców i starszego brata, którzy niemal ciągle siedzieli jej na ogonie. Zupełnie, jakby była dzieckiem, którego trzeba doglądać dwadzieścia cztery na dobę. Brakowało jeszcze tylko tego, aby poszukali dla niej prywatnego ochroniarza. Wtedy całkowicie zwracałaby na siebie uwagę i nie czułaby się ani trochę swobodnie. Zdecydowała ostatecznie, że potrzebuje odpoczynku od całego miasta oraz rodzinki. W gronie koleżanek miała tak naprawdę tylko jedną bliską przyjaciółkę, której mogła zaufać, ale nie mogła porwać jej prawie na dwa tygodnie i wymusić, aby nie dawała znaku życia. Była w ciąży, więc nawet nie wiedziała czy Octavia mogła w ogóle latać. Ostatecznie jednak nie zaproponowała jej wyjazdu, a uciekła z miasta razem z Ophelią. Spędziły dziewięć dni w luksusowym resorcie na Seszelach, opalając się, nurkując i obserwując wodną faunę. Przez cały ten czas z telefony miały włączone na tryb samolotowy, nie korzystały też z social mediów, po prostu zniknęły z powierzchni ziemi nie dając nikomu znać, że planują jakąkolwiek wycieczkę. Dla samej Corneli ponad tydzień bez telefonu okazał się wyzwaniem. Była do niego przyklejona niemal cały czas, na nim pracowała i robiła wszystkie ważne oraz mniej ważne rzeczy. Reset okazał się jednak potrzebny i bardzo przyjemny.
OdpowiedzUsuńMinęły dwa dni od jej powrotu do Nowego Jorku. Wyleczyła się z jet laga i mogła wrócić do codziennego życia, za którym nieco zdążyła się stęsknić. Jeszcze przed wyjściem do Octavii do mieszkania blondynki zostało doręczone bezalkoholowe wino, idealne dla kobiet w ciąży i niepijących. Miała nadzieję, że chociaż w połowie smakuje tak dobrze, jak to zwykłe. Ciężko było jej uwierzyć, że jej przyjaciółka jest w ciąży. Teoretycznie to był dobry wiek, a z drugiej strony… Och, jak bardzo nie chciałaby znaleźć się na jej miejscu. Nie potrafiła sobie nawet tego wyobrazić.
— Przyniosłam ze sobą wino — powiedziała na wstępie — spokojnie, pomyślałam o tobie i jest bezalkoholowe. Kazałam wybrać dobre i mam nadzieję, że takie będzie.
Przeszła do znajomego już sobie salonu, aby usiąść. Niewielką torebkę na ramię z Chanel położyła obok siebie, a butelkę z winem na stojący przed nią stolik. Prezentowało się całkiem ładnie. Oby dobrze smakowało.
— Na Seszelach, było cudownie. Wybrałam się razem z Ophelią, ale znudziło mi się jej towarzystwo. Nic tylko w kółko rozmawia o tej deszczowej Anglii. Jakby jeszcze było tam coś ciekawego — mruknęła wywracając oczami — ale przyszłam w pewnej sprawie. Masz czas? To może być dość długa rozmowa. I jak się czujesz? Dowiedzieliście się już czy to dziewczynka? — spytała. Nawet nie ukrywała, że wolała, aby jej przyjaciółka miała córkę. Nie zamierzała dyskryminować, gdyby to był chłopiec, ale wszyscy wiedzieli, że dziewczynki są po prostu fajniejsze.
Nel
Jackson roześmiał się, ale w jego głosie nie pobrzmiewał nawet cień zadowolenia. Wręcz przeciwnie, w jego zachrypniętym głosie dało się wyczuć całą masę negatywnych emocji, a prym wiodło rozzłoszczenie, irytacja, frustracja. Był wkuriwony bo nad niczym ostatnio nie panował. Wszystko wymknęło mu się spod kontroli włącznie z całym życiem i planami na nie. Oczywiście, rodzicielstwo to nie był koniec świata, ale do niedawna właśnie w ten sposób o tym myślał. Do tej pory sądził, że w razie tego typu komplikacji po prostu się ich pozbędzie. Koniec.
OdpowiedzUsuń— Och to teraz wiesz jak na nią patrzę? Ignorowałem jej wiadomości, telefony, zaproszenia przez kilka miesięcy! Robiłem co chciałaś i kiedy chciałaś. Wybacz, że jednak zabawa w dom i szczęśliwą rodzinkę nie okazała się spełnieniem moich marzeń. Dla nikogo innego nawet bym nie spróbował... ja pierdole każdą inną, która odmówiła by usunięcia tej cholernej ciąży, zmusiłbym do tego, albo zepchnął ze schodów. Cokolwiek! Zapierdalałem z tobą na cholerne badania i cały czas byłem, więc nie mów, że mnie nie interesowałaś... — zamilkł, gdy wytknęła mu postępowanie zbliżone do jego własnych rodziców. Zacisnął szczęki i pokręcił głową. Wiedziała, że to jest punkt, w który uderzy i Jackson to odczuje. Wszystko inne spływało po nim jak po kaczce, ale nie ten jeden komentarz.
— W porządku. Możesz przekazać mu mój numer. — odparł po czym wcisnął w jej dłonie klucze od mieszkania. — Raczej nie będą mi potrzebne. — dodał spoglądając krótko na dłoń Kaia, która zatrzymała się na ramieniu Octavii.
Wiele się zmieniło w krótkim okresie czasu, ale to było u nich tak normalne. Ciągle coś się działo, ciągle przez ich życia przechodziła jakaś gwałtowana burza. Nie sądził jednak, że po tej cokolwiek z nich pozostanie.
Jacek :<
Niemal wybiegł na zewnątrz ignorując pytające spojrzenie portiera, gdy wytoczył się gwałtownie z windy w otoczeniu tych wszystkich rzeczy. Wrzucił pudła do samochodu i chwilę krążył wokół auta. Złość w nim wrzała, czuł jak powoli dosięga granic i wylewa się na zewnątrz. Nie mógł już tego znieść. Tego, że ciągle coś się komplikowało i psuło między nimi.
OdpowiedzUsuńPrzeczesał palcami włosy ciągnąć za ich końcówki. Po głowie echem odbijały mu się słowa, które padły z ust Octavii. Sam zachowywał się jak rasowy dupek, miał tego pełną świadomość. Jego słowa były równie ostre i niesprawiedliwe. Jednak do tej pory miał wrażenie, że jego starania były widoczne, że faktycznie robił dla dziewczyny coś dobrego. Mylił się. Wszystko zaczynało kierować się w kierunku, którego nigdy nie chciał. Wszystko zaczynało uświadamiać mu jak bardzo miał rację na samym początku ich znajomości, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Octavia miała rację... a skoro jej zdanie na jego temat było tak niskie, nie miał zamiaru nikogo na siłę wyprowadzać z błędu. Był popieprzony i to był kolejny dowód na to jak bardzo nie nadawał się do tego szczęśliwego obrazka.
Wsunął się na miejsca za kierownicą samochodu. Sięgnął jeszcze po telefon i stworzył sms’a z zaproszeniem na imprezę. Musiał odreagować, musiał o tym wszystkim zapomnieć.
— Hej... Tay. Nie powinnaś się, aż tak denerwować. — Kai gładził dziewczynę po plecach. Czuł się nieco niezręcznie będąc świadkiem kłótni tej dwójki, z drugiej zaś strony wolał być teraz przy dziewczynie. Jackson przegiął, a Kai zastanawiał się jak bardzo można było być zapatrzonym w samego siebie i własne życie. Kai odsunął się nieco od dziewczyny i spojrzał w jej zaszklone tęczówki. — Spokojnie, poradzisz sobie bez niego i zdecydowanie nie masz za co go przepraszać. — Szczerze wierzył, ze dziewczynie będzie lepiej bez Howarda, który wnosił tak wiele chaosu i niepotrzebnego stresu do jej życia.
Jackson
Zmarszczyła nieco czoło, gdy Octavia się odezwała. Coś jej tu nie pasowało, a mianowicie chodziło o ton jej wypowiedzi. Nie było jej dwa tygodnie, ale czy przez tyle czasu może się aż tak wiele pozmieniać? Właściwie nawet nie wiedziała co i czy w ogóle coś się pozmieniało. Octavia po prostu nie brzmiała tak, jak była do tego przyzwyczajona Nel. I to zaczynało ją martwić, ale nauczyła się nie naciskać na przyjaciółkę. Wiedziała, że ta powie jej wszystko w swoim czasie lub tyle, ile uzna za słuszne. Sama też nieczęsto o wszystkim jej opowiadała. Nie dlatego, że chciała mieć sekrety, a po prostu zwyczajnie nie było warto strzępić dalej języka nad jednym i tym samym.
OdpowiedzUsuń— Och, jak cudownie. Przypomnij mi na kiedy masz termin? Muszę mieć wtedy wolne. Co prawda wolałabym nie trzymać cię za rękę na porodówce, mogę tego psychicznie nie wytrzymać, ale po dniu czy dwóch wpadłabym z kwiatami, gratulacjami i takie tam.
Zdecydowanie nie nadawała się jako towarzyszka porodu. Co prawda pewnie zacisnęłaby zęby, gdyby zaszła taka potrzeba i wspierałaby Tay, jak tylko się da, ale wewnątrz miała nadzieję, że nie będzie musiała tego robić. Cornelia była… pasowała na ciotkę, która rozdaje drogie prezenty, aby dzieciak się nimi zajął. Nie chciała żadnej innej roli.
— Blisko jesteś, ale nie. Nie zamierzam cię zarzucić ciuszkami. Podejrzewam, że tych już i tak masz całą masę, a marki się pewnie zabijają i ciągle wysyłają swoje oferty? — spytała. Podejrzewała, że tak jest. Asystentka Cornelii niemal każdego dnia odrzucała dziesiątki różnych ofert. W zależności od produktu brała różne kwoty, ale nigdy nie schodziła poniżej dwudziestu tysięcy i podejrzewała, że Octavia na promowaniu dziecięcych rzeczy pewnie mogła sporo zarobić.
— Przyszłam z biznesową propozycją dla ciebie — powiedziała. Nie było sensu ukrywać czy krążyć wokół tematu. Podziękowała za wino i lekko przechyliła kieliszek w stronę przyjaciółki, taki niemy toast. — Chcę stworzyć limitowaną serię z ubraniami dla kobiet w ciąży. I chcę, żebyś miała w tym swój udział. Zatwierdzałybyśmy razem projekty, ty byłabyś moją modelką. Stawka jest do dogadania, ale wiesz, że lubię rozpieszczać swoich przyjaciół. Będę bardzo hojna i nie pozwolę, abyś się przepracowała.
Czekała teraz na jej odpowiedź. Cornelia miała nadzieję, że Octavia się zgodzi i to będzie piękny początek ich współpracy. Nie pierwszej, bo to właśnie panna Blanchard była pierwszą osobą, która w internecie pokazała kolekcję ubrań od Cornelii, gdy już oficjalnie ruszyła z marką. Niby przyjaciół i biznesu nie powinno się łączyć, ale obecnie nie miała wyjścia. Nie chciała do promocji przypadkowej ciężarnej kobiety czy używania sztucznego brzucha. Zależało jej na tym, aby było realistycznie.
Nel
Nie przywiązywał większej uwagi do tego jak szybko płynął mu czas. Rzucił się w wir zajęć, przedpołudnia spędzał na uczelni, popołudnia w firmie ojca, a późne wieczory i noce na mieście. Był zmęczony, ale dzięki temu nie miał czasu na niepotrzebne rozmyślanie i roztrząsanie spraw, które chciał pozostawić w tyle. Udawał, że nic takiego się nie wydarzyło, od jakby wrócił do swojej rutyny sprzed kilku miesięcy i choć niekiedy dopadała go myśl, że czegoś mu brakuje, spychał wszelkie wątpliwości w głąb siebie i najzwyczajniej w świecie dobrze się bawił. Z dna garderoby wygrzebał nawet pudełko z zapasem różnorakich proszków i środków po które równie długo nie sięgał. Teraz spoglądając na pudełko i kilka paczuszek w środku miał ochotę roześmiać się z własnej głupoty. Tak wiele rzeczy porzucił na rzecz kogoś innego, zaprzeczał samemu sobie i udawał, że nie brakowało mu dreszczyku emocji, ludzi i słodkiego haju.
OdpowiedzUsuń— No w końcu! Ileż można do ciebie wydzwaniać. — zarzucił Ollie, gdy dopiero po kilku kolejnych próbach dodzwonił się do Howarda. Jackson zaśmiał się w słuchawkę i podniósł się z kanapy, gdy skończył mu się drink, którego powoli sączył.
— Co do niektórych ustawia się kolejka. — odparł wyciągając kolejną butelkę z barku. Zlustrował spojrzeniem etykiety i wybrał jedną z nich. Przytrzymał butelkę i zębami odkręcił korek, który wypluł gdzieś na podłogę.
— Dobra dobra. Zapraszamy z Michelle do nas. — Jack upił łyk ze szklaneczki delektując się przyjemnym pieczeniem w gardle.
— Kiedy? — zapytał zerkając na wyświetlacz telefonu.
— Dziś wieczorem. Wiedziałbyś wcześniej gdybyś łaskawie odebrał telefon, Howard. — Jackson zaśmiał się po raz kolejny, zapewnił że na pewno będzie, bo ktoś musi im rozruszać towarzystwo po czym rozłączył się.
Na imprezie pojawił się już na lekkim haju, wiedząc że różnie może się ona potoczyć skoro mowa była o czymś przyzwoitym i kulturalnym. Siedział na wysokim stołku przy kuchennym blacie rozmawiając z Olliem. Wyciągnęli wszystkie butelki whisky jakie udało im się znaleźć i urządzili sobie mini degustację. Szklanki zapełniali zdecydowanie zbyt szybko i zbyt mocno, więc po paru kolejkach, świat nieco wirował Jacksonowi. Dlatego lubił pojawiać się wszędzie wcześniej, bo już od samego początku imprez miał dobry humor. Teraz również dobry nastrój go nie opuszczał. Jackson sięgnął po paczkę papierosów i odpalił jednego.
— Mówiłam, że macie palić tylko na tarasie! — niemal podskoczył słysząc za plecami głos Michelle. Kompletnie zapomniał o tej durnej zasadzie nie rozumiejąc po jaką cholerę ma się fatygować na taras. Dopiero, gdy się obrócił spostrzegł Octavię. I wszystko stało się jasne.
— Ja pierdole. — mruknął tak cicho, że był pewien, że nikt z pozostałej trójki nie mógł go usłyszeć. Spojrzał na Olliego posyłając mu spojrzenie pod tytułem jeśli to ukartowałeś, to cię zamorduję. Ten jednak wzruszył tylko ramionami. — Cześć. — dodał po krótkiej chwili.
— Ta jest najlepsza moim zdaniem. Poproszę ją w prezencie. — stwierdził skupiając uwagę na powrót na butelkach. Dopił od razu zawartość szklaneczki, która stała przed nim, a za chwilę sięgnął po drugą. — A ta zdecydowanie gorsza, co za syf. — zmarszczył nieco nos.
Jack
— Ktoś zaniża tabelę to ktoś musi wyrównać średnią. — odparł kątem oka zerkając na Octavię, która podszyła do Olliego i przywitała się z chłopakiem. Mógł przecież się domyśleć, że u ich wspólnych znajomych mogą na siebie wpaść. Musiał jednak zacząć się do tego przyzwyczajać, że mogą na siebie wpadać w losowych miejscach. Po chwili zgasił papierosa, gdy Michelle posłała mu karcące spojrzenie. Uśmiechnął się jednak łobuzersko i wyciągnął z kieszeni woreczek strunowy wypełniony białym proszkiem. Pomachał nim przed nosem Olliego, który na tą chwilę był jego jedynym towarzyszem. Chłopak natomiast spojrzał przelotnie na Michelle jakby sprawdzając jej reakcję. Jackson prychnął pod nosem i podniósł się miejsca. Kuchni nieco mu wirowała, ale daleko mu było do stanu, w którym potykałby się o własne nogi lub stracił panowanie nad językiem.
OdpowiedzUsuń— Nie daj się prosić.
— Zapomnij o tym. — Jackson wywrócił oczami, gdy Michelle wtrąciła się. Jack bezgłośnie poruszył ustami układając je w jeden wyraz pantofel. Nie spodziewał się, że spotka tutaj Octavię, tym bardziej teraz potrzebował czegoś co wprawi go w nieziemsko dobry nastrój. Jakby na przekór chciał pokazać jak dobrze się bawi i jak dobrze radzi sobie po ostatnich zawirowaniach. W jego oczach mocniejsze używki nie były oznaką słabości, Jackson mając nieograniczone możliwości i dostęp do najlepszego towaru nigdy nie stoczył się na sam dół.
— Nie to nie. — wzruszył ramionami. — Zaraz wracam. — Sięgnął po ostatnią pełną szklankę niemal wyrywając ją z dłoni Olliego. Przytknął ją do ust i wychylił całą zawartość na raz po czym skierował się do łazienki znajdującej się na końcu korytarza.
Jacek
Oparł się plecami o zamknięte drzwi i wziął głębszy oddech. Po chwili jednak nachylał się nad krawędzią umywalki i wciągał po kolei dwie równo usypane kreseczki. Resztki starł kciukiem i wtarł je w dziąsła. Dłuższą chwilę pociągał nosem czując wyraźne pieczenie zarówno w nosie jak i w gardle. Mimo wszystko szczypanie, które odczuł było przyjemnie znajome, czuł się jakby po długiej wycieczce w nieznane wracał w rodzinne strony.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i z tym pewnym wyrazem, który miał zamaskować wszystko inne, wyłonił się z łazienki. Wiedział, że minie trochę czasu za nim to co zażył zadziała, ale na samą myśl zapowiadającego się haju, czuł przyjemny dreszcz przebiegający pod skórą.
Wrócił do kuchni, gdzie znajdowała się pozostała trójka. Nim jednak zdążył się odezwać, rozległ się dzwonek do drzwi, zza których dobiegały wyraźne głosy przybyłych gości. Michelle z Olliem poszli otworzyć zostawiając Jacka sam na sam z Octavią. Czyli to czego Howard chciał uniknąć.
Spoważniał nieco i sięgnął po butelkę stojącą na kuchennej wyspie.
— Jak się czujesz? — zagadnął nalewając sobie porcję alkoholu, którą bez zastanowienia wlał w siebie.
Głosy stały się wyraźniejsze. Słyszał powitania i wesoło śmiechy dobiegające z korytarza. Jackson zerknął w tamtą stronę licząc, że na domówce pojawi się ktoś z kim będzie mógł się porządnie zabawić. Uwielbiał Olliego, ale ten zdecydowanie za mocno słuchał się Michelle, a przez to omijała go najlepsza cześć imprezy.
Jackson
Zdecydowanie to nie było miejsce i czas na rozmowy, ale chciał udawać, nawet przed samym sobą, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jackson uwielbiał sprawiać wrażenie, że małe co go obchodzi i może poruszyć. Octavia była jedną z niewielu osób, które sięgały głębiej i szarpały za struny, których on sam nie używał.
OdpowiedzUsuń— Też, w porządku. — odparł. Czuł, że oboje chętnie by się ulotnili. Chciał coś jeszcze dodać, jednak gdy Octavia kontynuowała, informując go o potencjalnym spotkaniu z prawnikiem, zamilkł. Odwrócił od niej spojrzenie i zaśmiał się pod nosem. Sam nie wiedział, co w tej chwili bawi go bardziej. To jak bardzo mają ochotę uciec sprzed swoich oczu, czy fakt, że za chwilę będą rozmawiać przez pośrednika jakby sami nie mieli języków.
— Skoro tak. Będę czekał na informacje. — odparł siląc się na spokój i brak jakichkolwiek emocji w głosie. — Udanej zabawy. — dodał unosząc szklankę w jej stronę w geście toastu.
Bańka napięcia została przebita w momencie, w którym głosy stały się wyraźniejsze, a z głośników popłynęły głośniejsze dźwięki. Do kuchni wtoczyli się kilka kolejnych osób, z którymi się przywitał i których równie ochoczo poczęstował drinkiem.
— Howard! Wieki cię nie wiedzieliśmy! — Jackson uśmiechnął się na widok dwóch dziewczyn, które wpadły do pomieszczenia zaraz za Olliem. Roześmiał się lekko i przywitał, krótkim pocałunkiem w policzek. Skoro Ray chciała rozmawiać przez prawnika i zrobić z niego tego złego, proszę bardzo. Jak za dawnych czasów, gdy oboje robili sobie na złość, pojawiając się u boku kogoś innego, wzbudzając wzajemną zazdrość. Nie powinien jej denerwować, ale nie potrafił teraz o tym pamiętać.
— Obiecuję poprawę. Ktoś idzie zapalić? — Jack objął ramionami dziewczyny i skierował się z nimi w stronę tarasu.
Jack
Dobrze się bawił. Niedługo później wszystko co w siebie wlał i wszystko to co wciągnął zaczęło na niego wyraźnie działać. Świat wokół niego wirował, rozmywał się w niewyraźną smugę. Ktoś do niego podchodził, czuł ciężar czyjegoś ramienia, które go otaczało. Ten sam ktoś próbował z nim porozmawiać, ale słowa dochodziły do niego jakby zza grubej szyby. Nie był już wstanie skupić wzroku na niczym szczególnym, ani na Octavii, ani na światłach miasta, gdy znajdował się na tarasie, choć Nowy Jork zdawał się niezwykle piękny o tej porze. Śmiał się. Wspierał plecami o ścianę, opadał na fotel. Później znów był na tarasie zaciągając się papierosem. W toalecie sięgając ponownie po woreczek, wciągając kolejną kreskę w czyimś towarzystwie, słyszał głosy, dziewczęcy śmiech i męski pomruk. Było mu błogo, choć miał wrażenie, że dzieje się na raz tak wiele rzeczy. Tańczył, a gdy zamrugał znajdował się w zupełnie innym pomieszczeniu.
OdpowiedzUsuńZnów był w salonie siedząc na podłodze przy niskim stoliku, wyginając usta w chyba uśmiechu i chyba coś komuś opowiadając. Otaczały go śmiechy, a w uszach dzwoniło mu od płynącej z głośników muzyki. Szumiało mu w głowie, ale był to niesamowicie przyjemny szum. Czuł gorąco na policzkach, serce które obijało się o żebra.
Słyszy kolejny głos, bardzo znajomy głos, który przebija się do otumanionych myśli i uśpionego rozsądku. Podniósł zamglone spojrzenie na brunetkę i Olliego, który zacisnął palce na jego ramieniu. Szarpnięcie w górę i nagle stał na równych nogach. Wziął kurtkę i pokręcił głową.
— Nie potrzebuję niańki… lub dwóch. — mruknął zachrypniętym głosem, przesiąkniętym alkoholem i dymem papierosowym. Poczuł dłoń, która owinęła się wokół jego nadgarstka. Ucisk zdawał się żelazny co skomentował krótkim śmiechem. Taka drobna dłoń, a tak silna. No proszę.
Kolejny głębszy oddech i znajdował się w progu mieszkania żegnając z Michelle i Olliem. Kilka kroków i był w windzie. Głową zaczęła mu niemiłosiernie ciążyć, więc oparł się o ścianę i przymknął powieki.
— Nie możesz odpuścić? — wymruczał spoglądając na swoją towarzyszkę spod przymrużonych powiek. — Trafiłbym do domu… albo nie. Nie chce do domu… — przyznał wyginając usta w podkówkę. — Spokojnie prawnik się tego nie dowie. Oo, a może powinien? Napiłbym się negroni. — ciągnął swój nieskładny monolog całkiem losowo dobierając słowa.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znalazła się w samochodzie i miękkim fotelu. Gdy tylko samochód ruszył do przodu, Jackson zrobił się senny, a powieki zbyt ciężkie. Mimo wszystko nie mógł odpłyną , serce kołatało mu niespokojnie w piersi, a krew szumiała nieznośnie w uszach. Miał nieco płytszy i nierówny oddech. Gdyby był bardziej rozsądny może i przyznałby, że po tak długiej przerwie przesadził. Ale nie był i nigdy nie przytaknąłby stwierdzeniu, że przegiął. Przecież lubił przekraczać granice, posuwać się dalej… za daleko. Wielokrotnie bywało gorzej, ale Octavia nie wiedziała. Może się domyślała, ale nie mogła wiedzieć. Nie pokazywał się jej od najgorszej strony, kiedy rzeczywiście nie kontaktował i nie był wstanie się ruszyć, gdy zgonował u któregoś z kumpli ledwo łapiąc oddech. Nie była świadkiem jego głupich i ryzykownych wyskoków… Przypomniał sobie o Kiethcie, z którym potrafili bez końca się nakręcać, z którym namawiali się na różnorakie głupstwa. Dawno się nie widzieli, ale nie sądził by teraz zdołał się wymknąć.
OdpowiedzUsuń— Bywało gorzej. — wzruszył ramionami i oparł głowę o chłodną szybę.
Wziął butelkę od Octavii, pociągnął łyk i od razu zmarszczył nos jakby podała mu najgorsze okropieństwo.
— To nie negroni. — zauważył inteligentnie z pobrzmiewającym w głosie wyrzutem.
Jak miał z tego wszystkiego zrezygnować? Jakim niby on miał być rodzicem, przykładem? Czego mógł nauczyć? Jak najlepiej wciągać i gdzie znaleźć najlepszego dealera? A może to nie takie głupie, może wychowa sobie kompana do zabawy. Przez jego głowę przemykał ciąg nieskładnych myśli, przy żadnej nie był w stanie zatrzymać się na dłużej.
Wyjrzał przez okno i uśmiechnął się pod nosem. Miasto o tej porze dnia wyglądało pięknie. Nigdy wcześniej nie przywiązywał do tego tak dużej uwagi. Szybko jednak stracił zainteresowanie widokami za oknem. Przekręcił się nieco i utkwił spojrzenie w Octavii choć rysy jej twarzy zdawały się niewyraźne.
— Ayla. — wymruczał. — Howard. — dodał nieco niewyraźne przez dreszcz, który wstrząsnął jego ciałem. Znów przekręcił się na siedzeniu i przymknął powieki.
Ledwo kontaktował o ile kontaktowaniem było można to nazwać. Przed oczami miał jedną wielką plamę kolorów i świateł, w głowie mu wirowało, a w uszach szumiało. Na policzkach czuł gorąco, a w klatce piersiowej nieprzyjemny ucisk. Rozmawiali, ale mówił to co akurat wpadło mu do głowy.
OdpowiedzUsuńJackson niekoniecznie przejmował się stanem swojego zdrowia i tym jak bardzo szkodził sobie w ten sposób. Zdążył nawet zapomnieć o kiepskich wynikach, które wręczył mu lekarz, gdy wylądował w szpitalu po wypadku. To się dla niego nie liczyło. Był młody i korzystał z życia garściami zapominając o istnieniu hamulców.
Mruknął tylko coś niewyraźnego w odpowiedzi. Jeśli chciała teraz prawić mu morały to nie był to najlepszy moment. Istniała mała szansa, że cokolwiek zapamięta z tej rozmowy.
Gdy zatrzymali się na światłach, Jackson uchylił okno, zaciągnął się zimnym powietrzem na tyle ile pozwalał mu nieprzyjemny ucisk w piersi.
— Mhmm. — wymruczał opierając ramiona na drzwiach, a brodę na rękach. Było mu teraz wszystko jedno, chociaż gdyby został na imprezie dłużej doprowadziłby się do znacznie gorszego stanu. Uratowała Olliego i Michelle przed niańczeniem zwłok.
Wyprostował się po chwili i zaczął nieco nieudolnie przeszukiwać mieszczenie. Sięgnął po paczkę papierosów i zapalniczkę, ale ta spadła mu gdzieś na podłogę. Znów mruknął coś bez sensu pod nosem.
Ocknął się w momencie, w którym Octavia nachylała się ku niemu. Niezbyt zgrabnie wygrzebał się z samochodu i posłusznie ruszył w kierunku wejścia do budynku. Tak na prawdę mogłaby go teraz wszędzie zaprowadzić, a on by nie oponował. Nie był już świadom tego co się wokół niego dzieje, ani tym bardziej gdzie się znajdował. Uśmiechnął się półgębkiem.
OdpowiedzUsuń— Trafię. — wybełkotał wyciągając do niej dłoń, choć nie miał bladego pojęcia po co. Nim jednak uzyskał odpowiedź znalazł się w windzie. Miał wrażenie, że jej ruch nieznośnie ściska go za żołądek i płuca. Było mu niedobrze, a wszystko wokół wirowało tak mocno, że nie mógł znieść widoku eleganckiego wnętrza windy i śwaiteł migotających mu nad głową. Kaszlnął kilkukrotnie, może jednak wychodzenie na taras bez czegoś ciepłego na sobie nie było najrozsądniejsze. Potem nagle znalazł się pod drzwiami i w przed pokoju, a za chwilę jego ciało lądowało na miękki materac w sypialni. A przynajmniej tak mu się zdawało, bo nie mógł teraz niczego brać za pewnik. Równie dobrze to wyobraźnia mogła płatać mu figle, a on nie dotarł nawet do windy.
Jak zaprogramowany robot, który nieco szwankuje ściągnął z siebie kurtkę, buty. Zabrał się za rozpinanie koszuli, ale bardzo szybko przegrał walkę z rzędem guzików. Wydobył tylko z siebie pomruk niezadowolenia, by opaść resztą ciała na pościel. Wszystko nieprzyjemnie wirowało, jednak bardzo szybko zaczął odpływać, nie mogąc wykrzesać z siebie więcej energii.
Jacek
Jackson smacznie spał do późna. Obudził się na krótką chwilę tylko po to by zawisnąć na jakiś czas nad toaletą. Może same drinki przetrawiłby znacznie lepiej, jednak organizm musiał w jakiś sposób poradzić sobie z całą resztą świństwa, które zaserwował mu Jackson. Niby za każdym razem w jego głowie rodził sie pomysł, że nigdy więcej nie będzie pił, a tym bardziej ćpał jednak były to czcze życzenia. Nigdy nie wychodził z imprez trzeźwy bądź czysty.
OdpowiedzUsuńZastanawiał się jak znalazł się u siebie. Miał pustkę w głowie, ledwie przebłyski z początków imprezy, później całkowity odlot, pare urwanych i niewyraźnych momentów. Zastanawiał się, czy ktoś go odstawił do domu, czy podświadomie sam się tutaj dostał. Obstawiał jednak przy pierwszym rozwiązaniu, nie sądził, że był w stanie przyszykować sobie leki i wodę na rano.
Zmarszczył nieco brwi, gdy usłyszał hałas przy drzwiach. Podniósł głowę znad poduszki i wychylił się nieco z kołdry, którą szczelnie się owinął. Miał to szczęście, że wyposażył apartament w ciemne rolety, więc światło miał z głowy. Tabletki działały jednak wciąż czuł pulsujący ból głowy przy najmniejszym ruchu. Oczy go piekły i mógł się założyć, że były przekrwione i solidnie podkrążone.
— Tay? — miał zachrypnięty głos, przepalony i zmęczony wczorajszymi wojarzami. Dopadł go kac morderca, ale musiał to po prstu przeżyć i odespać. Nie pierwszy i nie ostatni raz. — Co ty tutaj robisz? — dodał podnosząc się powolutku do siadu. Zarzucił kołdrę na ramiona i czubek głowy i objął się ramionami. Wciąż było mu niedobrze i nie gwarantował, że zaraz nie pobiegnie do łazienki. Nie chciał jednak niczego dać po sobie poznać.
Każde z nich sięgało po różnego rodzaju używki, nikt nie był święty. Elita nigdy niczego sobie nie żałowała, Octavia również jednak zdecydowanie jej granice zaczynały się wcześniej niż te Jacksona. Nie miał teraz ochoty i siły na poważne rozmowy, czy też wywody na temat swojego wczorajszego zachowania. Miał zbyt ciężką głowę, a jego myśli działały jakby w spowolnionym tempie.
Odgarnął z czoła potargane kosmyki włosów i utkwił w dziewczynie pytające spojrzenie.
Jack
— Nie musiałaś. — Odparł przyglądając się Octavii. Na prawdę nie musiała, poradziłby sobie sam i przynajmniej nie musiałaby go oglądać w takim stanie. Nie żeby czegokolwiek się wstydził, w słowniku Jacksona nie było czegoś takiego jak wstyd, jednak pewnie w swoim czasie mu to dosadnie wypomni. Octavia zdecydowanie nie była zwolenniczką przekraczania granic w takim stopniu co Howard. On natomiast robił coś idąc na całość lub w ogóle nie zabierał się za daną rzecz, czy też czynność. — Poradziłbym sobie. — dodał, choć nie mógł być tego pewien. Podejrzewał, że gdyby nikogo z nim nie było zaginąłby na kolejne godziny na mieście i wrócił do domu późnym rankiem, o ile w ogóle. Niekiedy miewał momenty, w których kompletnie się zatracał i znikał bez słowa. Jedynie głośne stories na Instagramie świadczyły o tym, że żyje i że jest gdzieś w Nowym Jorku. Jednak odkąd był z Octavią zdarzało mu się to bardzo rzadko.
OdpowiedzUsuń— Dzięki. — dodał zerkając w stronę torby z piekarni, choć zawartość z pewnością była pyszna, miał ściśnięty żołądek. Może i na kaca dobrze, by mu zrobił jakikolwiek posiłek tak na mdłości po prochach niekoniecznie. — Nie jest tak źle. — Kłamstwo. Miał jednak gdzieś, czy brzmiało ono przekonywująco, czy też puści to mimo uszu. Nie miał zamiaru przyznać się do swojego faktycznego stanu, nie teraz, nie przy niej.
Uniósł nieznacznie brew, gdy posłała mu delikatny uśmiech i wyciągnęła w jego stronę dłoń.
— To chyba dobry pomysł. — stwierdził wygrzebując się z łóżka. Wzdrygnął się tracąc ciepłą otoczkę kołdry. Przetarł kąciki oczu palcami po czym podniósł się na nogi. Niemal od razu poczuł jak robi mu się niedobrze, ale powstrzymał wszelkie odruchy, które chciały wziąć górę nad jego ciałem.
— Jeśli jesteś zajęta, nie musisz mnie pilnować. Będę żył. — powiedział posyłając brunetce nieznaczny uśmiech. Na prawdę wiele razy bywało gorzej i zwykle musiał radzić sobie z konsekwencjami sam.
Tak na prawdę Laurent podziwiał Octavię, zawsze zdawała mu się taka idealna i poukładana. Miała wszystko zaplanowane, choć potrafiła również znaleźć czas na zabawę i wszelkie rozrywki. Daleko było jej do grzecznej dziewczynki jednak potrafiła odnaleźć balans pomiędzy jednym, a drugim. Teraz na jego oczach stawała się odważna i dorosła. Sam nie wiedział co zrobiłby na jej miejscu, a raczej nie wiedziałby co myśleć, bo tylko tyle by mógł. Decyzja nigdy nie należała do faceta, gdyby tak było Jackson i Octavia nie mieli by tego problemu co teraz. Tay mogła bronić tego gnojka, zawsze była po jego stronie jednak Laurent nie był naiwny, Jack nigdy w życiu nie podjąłby się rodzicielstwa, gdyby nie stanowczość jego siostry.
OdpowiedzUsuńUniósł lekko brwi i wolno pokiwał głową.
— Howard jest ostatnią osobą, z którą mógłbym obgadywać twoje sekrety. — odparł zerkając na siostrę. Laurent na jej miejscu nie pomyślał by o połowie rzeczy, o które Tay zdążyła zadbać. Ten kretyn miał ogromne szczęście, że trafił na kogoś takiego jak Octavia. A wciąż tego nie doceniał. I to go cholernie wkurzało, choć starał się zaakceptować go. Poniekąd nie miał teraz żadnego innego wyjścia, tą dwójkę związało coś nierozerwalnego. Nie wiedział, czy rzeczywiście spędzą ze sobą całe życie i stworzą obrzydliwie szczęśliwą rodzinkę, życzył tego Octavii, ale w porównaniu do niej nie ufał w pełni Jacksonowi. Tay mogła być ślepa i głucha na wszelkie plotki, ale w każdej z nich kryło się ziarenko prawdy.
Wzruszył ramionami.
— Raczej nie. — przyznał szczerze. Nie żałował. — Nie patrz tak na mnie. Nigdy nie twierdziłem, że jestem świętą cnotką niewydymką. Zresztą dobrze wiesz jak długo mnie nie było. Te tygodnie serio się dłużyły. — Laurent raczej starał się nie być ni to zły, ni to dobry. Rysował się raczej odcieniami szarości stojąc gdzieś po środku tego wszystkiego co wolno i czego nie wolno. Miał swoje za uszami, a niekiedy miewał niewyparzony język jednak nie uważał się za skończonego dupka.
— Jasne. Potrafisz usprawiedliwić każdy jeden jego wybryk. — Pokręcił głową, bo taka była prawda. Octavia powinna być bardziej krytyczna w stosunku do Jacksona, może w tedy doceniłby to jak dobrze miał. Ale przecież to była jej sprawa. On mógł się tylko martwić stojąc z boku.
— Mogę ci postawić virgin mohito. Na podwójnej mięcie co najwyżej. — uśmiechnął się lekko, może odrobinę złośliwie. Laurent prychnął i machnął ręką. — Nie przesadzajmy. To jeszcze nic, poza tym nie wiem... to dziwne. — wzruszył ramionami. Tak na prawdę nie znał jeszcze za dobrze Keitha. Nie wiedział o nim za wiele, choć chłopak dość mocno zaintrygował go swoją osobą.
Ren
Ciepła woda przyjemnie rozluźniała jego mięśnie i całe ciało. Działała również kojąco na żołądek, który przechodził niemałą rewolucję.
OdpowiedzUsuńGłupoty były nieodzownym elementem jego życia i tak na prawdę to co jej mogło zdawać się głupie dla niego było czymś najnormalniejszym w życiu. I chyba tego typu sytuacje pokazywały jak bardzo są od siebie różni, jak bardzo on jest jeszcze niedojrzały, a ona rozsądna. W głównej mierze przemawiała przez niego wygoda i narcyzm, gdy nalegał by usunęła ciążę. To była ta jego połowa, która nie baczyła na nic, a ani na nikogo. Jednak to właśnie Jackson znał siebie najlepiej, znał swoje mocne i słabe strony, znał swoje uzależnienia i grzeszki. Jakie wartości miał przekazać dalej? Tak na prawdę mógł dać dostęp do czarnej karty, kilka traum i ładne geny. Gdyby miał jeszcze mniej skrupułów wszystko byłoby prostsze, dla niego i za pewne dla Octavi również, bo nie musiała by się z nim użerać. Zwykle schlebiało mu to, że dziewczyny uganiały się za nim i tak łatwo traciły dla niego głowę. Jednak nie rozumiał dlaczego Octavia, aż tak się zaangażowała. Co takiego jej oferował?
Podniósł na nią spojrzenie, gdy oboje znaleźli się na powrót w sypialni.
— Na prawdę nie musiałaś. — Usiadł na krawędzi łóżka i sięgnął po parujący kubek. Uniósł lekko brwi, gdy wspomniała co takiego wygadywał. Świetnie, więc pewnie zrobił z siebie kretyna. Pokręcił powoli głową. — Nie, ale jeśli nie zacząłem wygadywać jakiś głupot to pewnie... Ayla. — odparł po czym pociągnął łyk herbaty. Że też nie mógł się po prostu przymknąć i odlecieć w tym samochodzie.
Jack
Pokiwał powoli głową. To chyba dobrze, że nie zaczął znowu rzucać po pijaku jakiś podejrzliwych imion, które znów wywołały by burzę.
OdpowiedzUsuń— To już półmetek. — skwitował odwracając od niej spojrzenie. Obracał w dłoniach ciepły kubek. Jeśli nawet istniałby teraz powód do wszczęcia awantury, on nie miał na to siły. Oczywiście wciąż czuł drzazgę, którą wzajemnie sobie wbili, ale nie chciało mu się o tym myśleć. Marzyło mu się jedynie łóżko albo chłodne piwo, które zniwelowałoby kaca. To były największe zmartwienia jakie chciał posiadać w tym wieku.
— Tay… — urwał sam nie wiedząc co chciał tak właściwie powiedzieć lub od czego w ogóle zacząć. Pociągnął łyk herbaty. Miał wrażenie, że cokolwiek jej teraz nie powie skieruje rozmowę na niewłaściwy tor. O czym mogli porozmawiać, o kłótni, o prawniku, o tym jak się wczoraj zachował, o tym co sobie wyrzucili podczas, gdy się pakował? Poza tym był lekkoduchem i niekoniecznie przejmował się swoim postępowaniem, miał jednak wrażenie, że jest dla siebie znacznie krtyczniejszy niż Octavia powinna być. Pociągało go naginanie zasad i przekraczanie granic i miał w głowie ten paskudny podszept ciekawości jak daleko musiałby się posunąć żeby dziewczyna powiedziała dość.
— Więc będzie Ayla Violet. — stwierdził przerywając w końcu ciszę. To była naprawdę przytłaczająca myśl jeśli rzeczywiście się na niej skupił. Wciąż jednak nie potrafił przełamać pewnej barykady, która utworzyła się w jego głowie. Nie potrafił, a może nie chciał.
— Ja też nie. — przyznał szczerze. Tak naprawdę ostatnie miesiące spędził na próbie zaakceptowania tego wszystko, jednak koniec końców skończyło się na tym, że starał się o tym wszystkim nie myśleć i zachowywał się tak jakby nic się nie stało korzystając z faktu, że byli sami. Teraz, gdy kończył się czas, świadomość, że na świecie pojawi się jego dziecko napawało go po równo strachem i niedowierzaniem. Nigdy nie miał styczności z dziećmi, nigdy też nie chciał jej mieć. W tym całym bałaganie dochodził do niewielu wniosków, jednak po części zaczynał rozumieć niechęć jego matki i to jak bardzo nie mogła pogodzić się z pewnymi rzeczami. On również tego nie potrafił.
OdpowiedzUsuńKącik jego ust minimalnie drgnął ku górze, gdy Octavia przysunęła się i przytuliła.
— Nie przepraszaj. Masz rację. — Złościł się o jej słowa, bo zdawał sobie sprawę z ich prawdziwości. Octavia nie miała pojęcia jak bardzo trafiła nimi w punkt. — Zaczynam nawet rozumieć swoją matkę. — przyznał kwaśno. — Zawsze powtarzałem, że nie chcę być jak oni, ale jest jak jest. — Nawet nie było mu z tym źle.
— Zobaczymy. — odparł, nie mógł jej niczego zagwarantować. Nie do końca też wierzył, że nagle go olśni i zmieni się całe jego podejście. Po prostu… nie. Tak byłoby prościej, ale jakoś tego nie widział. — Tu nie chodzi o to, czy będzie nudno, czy nie, Tay. Nie zrezygnuję z tego, nie chcę z tego rezygnować. — przyznał otwarcie. Nie chciał jej okłamywać, w tym jednym sądził, że potrafiła go zrozumieć, resztą każdy dobrze go znał. — Widziałaś mnie wczoraj, stwierdziłam, że było źle. — zaśmiał się lekko i pokręcił głową. W pewnych kręgach Octavia nie bywała. Nie znała wszystkich osób, które on znał. — Nie było. Na niektórych imprezach, w pewnym towarzystwie jest… intensywniej. Nie mogę ci zagwarantować, że ona mnie takiego nie zobaczy. — dodał lekko jakby wiedział, że tak właśnie będzie. Bo będzie. To było nie do uniknięcia, a on nie chciał wchodzić do swojego domu lub go unikać jakby wracał tu na ścięcie.
Oczywiście, że co nie co o niej wiedział, ale nie był głupi. Skoro jej rodzina prowadziła pewne interesy, które wymagały odpowiednich pleców po stronie prawa, nie było to nic przyjemnego. Zresztą nie raz o tym wspominali, że gdy przyjdzie odpowiedni czas, dowie się więcej. Zresztą plotki krążyły w wyższych sferach, choć nikt nie chciał otwarcie przyznać się, że cokolwiek wie. No i ich ojcowie również współpracowali, choć Jackson nie był jeszcze na tyle wtajemniczony w podejmowane przez ojca decyzje, by być świadomym ewentualnych przekrętów i wykroczeń, które należałoby zatuszować. Mimo wszystko cieszył się, że Octavia chciała wejść w buty ojca i przejąć od niego pałeczkę, a to na Laurenta potencjalnie spadną pozostałe rodzinne obowiązki. Nie chciał, by mieszała się w coś co nie jest bezpieczne, pod wieloma względami. Zwłaszcza teraz. Octavia miała stwarzać pewne pozory, budować wizerunek. Szło jej to wyśmienicie.
OdpowiedzUsuń— Kto nie ćpa na górnym Manhattanie? — dodał retorycznie. Taka była prawda, bogaci nie wiedzieli co robić ze swoim czasem i pieniędzmi. Każdy miał większe i mniejsze przewinienia, słabości o których nie mówiło się na głos.
Jednak na kolejne jej słowa uniósł lekko brwi.
— Nie mówisz poważnie. Gdybyś była jednym z wielu szarych Nowojorczyków, nie otworzyłabyś galerii sztuki. Nie mogłabyś wyskoczyć sobie na weekend na Seszele i zostawić kilku tysięcy w galerii. Zapieprzałabyś w jakiejś beznadziejnej robocie, była zmęczona i w końcu sfrustrowana. Może niektórym niekiedy się poszczęści i wyjdą na tym wszystkim lepiej. — odparł kręcąc głową. On za nic w świecie nie oddałby swojego nazwiska, możliwości, firmy i dochodów jakie przynosiła, tylko po to by wieść nieznośnie nudne życie. Nieee... nigdy w życiu nie chciałby dostać łatki zwyczajnego biedaka z Nowego Jorku, jednego z wielu, z którego wielokrotnie stroił sobie żarty wraz ze znajomymi. Octavia nie wiedziała co oznaczało takie życie, dlatego nie mogła mówić poważnie.
— Co? — spojrzał na nią zaskoczony i kompletnie zbity z tropu. Zaśmiał się lekko maskując wszystkie inne emocje, które wymalowane miał na twarzy. — Co to za pytanie? — odparł.
Brzmiał jak większość osób, z ich otoczenia. Nie było tajemnicą, że wielu z nich czuło się lepszymi od zwykłych i gorzej sytuowanych mieszkańców Nowego Jorku i nie tylko tego jednego miasta. To oni mieli wpływ na otoczenie, to oni mogli dyktować warunki i spełniać swoje zachcianki na skinienie palca, niekiedy dosłownie. Jackson nie potrafiłby odnaleźć się w innym świecie i nie rozumiał jak ktoś mógł tęsknić za zwyczajnością, która wiała nudą i wszystkim tym czego nie chciał w swoim życiu, utartymi schematami. Wiedział jak bogacze traktują maluczkich i nie chciałby, aby role się odwróciły. Nie wspominając, że gdyby pochodzili z dwóch skrajnie różnych światów, ich ścieżki nigdy by się nie przecięły, a nawet jeśli... było to brutalne, ale nie byli ligą dla zwykłych ludzi.
OdpowiedzUsuń— Octavia — ignorował bardzo wiele sygnałów i uczuć, bez których żyło mu się prościej. Jednak nie był ślepy i spostrzegł rozczarowanie, które malowało się na twarzy Octavii. Jak bardzo musiała być w nim zakochana, że była w stanie znosić jego zachowanie. Był tego szczerze ciekawy, tego oszałamiającego uczucia, które odbiera rozum, bo jej zdecydowanie odebrał skoro dalej była skłonna wyciągać do niego rękę.
Z drugiej zaś strony wiedziała jaki był, a mimo wszystko to te dwa słowa padały z jego ust. Niezbyt często, ale gdy je mówił, mówił szczerze. Dlatego dla niego miały dużą wartość. Nie potrafił i nie chciał od kłótni i morza wyrzutów przechodzić do kocham cię jakby nic takiego się nie stało. Stało się bardzo wiele, ale on nie chciał o wszystkim mówić. Nie mógł jej stracić.
— Na prawdę w to wątpisz? — zapytał spuszczając podnosząc wzrok. Spoglądał prosto w jej tęczówki. Mógł powiedzieć co tylko chciała jeśli to było dla niej takie ważne. Ale Jackson jak nikt inny wiedział jak łatwo było można manipulować słowem i prawdą. Nie mógł jej kochać w ten sam sposób co na początku. — Musisz to usłyszeć żeby o tym wiedzieć?
Oczywiście, że ją kochał, na swój własny i nieco pokrętny sposób, ale kochał ją. Nigdy nie wyobrażał sobie siebie zakochanego, ale jeśli to właśnie było to. Musiało być tym, bo nigdy tak bardzo nie chciał zatrzymać kogoś przy sobie, w swoim życiu. Na nikim mu tak nie zależało jak na Octavii nawet jeśli nie zawsze to okazywał w taki sposób jaki dziewczyna sobie życzy. Był znacznie ułomniejszy jeśli chodzi o uczucia, o bliskość jakiej potrzebowali. Pod tym względem była między nimi przepaść, choć miał wrażenie, że nauczyła go bardzo wiele w tej kwestii. Przecież nikt go nie podejrzewał o związek, każdy wróżył im co najwyżej kilka tygodni, a jednak wciąż o siebie zabiegali i nie potrafili odpuścić.
OdpowiedzUsuńA może Octavia miała rację i gdyby nie ona, to wszystko rozpadłoby się niczym domek z kart? Może miał zbyt wiele racji co do samego siebie i rzeczywiście nie nadawał się do zabawy w związki i poważne relacje. Przecież widział, że ranił ją swoim brakiem zaangażowania. A może za dużo myślał?
Odstawił kubek na szafkę nocną i przetarł twarz dłońmi. Był zmęczony, myśli przebiegały przez jego głowę jakby w spowolnionym tempie. To nie był dobry moment na tego typu rozmowy. Nie dowierzał, że jeszcze nie tak dawno temu jedynymi jego zmartwieniami były imprezy i to jak dobrze zabawi się danego wieczora.
— Może nie powinnaś? — wypalił nim zdążył ugryźć się w język.
Wziął głębszy oddech po czym podniósł się z miejsca.
— Dobrze wiesz, że cię kocham. Po prostu... wybacz, że nie potrafię się tym cieszyć i tego okazać, gdy dzieje się to co się dzieje. — dodał podchodząc do niej. Mógł ją z łatwością udobruchać, sprawić, że przestanie wątpić i zadawać jakiekolwiek pytania. Owijał sobie dziewczyny wokół palca i czerpał z tego profity. Teraz było podobnie tylko gdzieś po drodze on również stracił głowę, jak pierwszy lepszy małolat.
Tęsknił za tymi momentami gdzie nie było niczego pomiędzy nimi, nic więcej się nie liczyło tylko ten wspólny czas, zabawa. Nie było ciąży, problemów. Nie było zmartwienia co dalej, jak sobie poradzić, jakie decyzje podjąć. Tęsknił za czasem, w którym mógł ją zagarnąć w ramiona i być z nią. Tak po prostu. Niby wiedział, że życie to nie bajka, w której narysowana jest tęcza i wesoło podskakujące jednorożce, jednak nie był oswojony z radzeniem sobie z komplikacjami. Te zwykle rozwiązywał przy pomocy czarnej karty, zbywał machnięciem ręki i odwracał uwagę wieloma przyjemnościami.
OdpowiedzUsuńBył rozdarty pomiędzy starym życiem, w którym z łatwością się odnajdywał i które było tak słodko otumaniające, łatwe, a tym co czekało na niego za rogiem. Nie podobało mu się to jakimi barwami malowała się przyszłość, zarówno ta niedaleka jak i odległa.
Wpił się gwałtownie w jej usta. To był impuls. Tylko w ten sposób chciał to tłumaczyć, bo w jego zachowaniu brakowało racjonalnego myślenia i rozwagi. Czuł pożądanie, zawsze go przyciągała, głód i pragnienie, z którym wielokrotnie przegrywał.
Ujął jej twarz w dłonie i przyciągnął na tyle blisko na ile pozwalały mu jej nowe... kształty. W głowie odtwarzał obrazy tego jak dobrze potrafiło im być, chciał to teraz poczuć. Chciał by było jak dawniej. Pogłębił pocałunek. Całował ją mocno, a jego dłonie biegły chaotycznie, niemal nieporadnie, bez zastanowienia po jej ciele...
Przerwał pieszczotę równie gwałtownie co ją zaczął. Przymknął powieki i oparł czoło o drzwi, o które opierała plecy. Ułożył usta w krótkim, bezgłośnym wulgaryzmie. Cofnął dłonie. Cofnął się cały o krok unikając jej spojrzenia.
— Wybacz, że niepotrzebnie zająłem ci twój czas. Mam trening na siłowni, muszę się zbierać. — mruknął wsuwając dłonie w spodnie od dresu.
Odprowadził ją spojrzeniem, a gdy drzwi od apartamentu zatrzasnęły się za Octavią, wypuścił z płuc oddech, który wstrzymywał. Patrząc wstecz zastanawiał się jak to wszystko mogło mu nie przeszkadzać. Może im bliżej rozwiązania, tym wszystko stawało się bardziej rzeczywiste, ciąża której nie dało się już nie zauważyć i świadomość zostania rodzicem. Jego stosunek do całej tej sytuacji był niejednoznaczny, ambiwalentny. I niestety rykoszetem obrywała Octavia.
OdpowiedzUsuńWestchnął z rezygnacją. Był sfrustrowany, a w jego ciele kłębiło się zbyt wiele emocji, napięć i pochmurnych myśli. Miał ochotę zalec w łóżku na resztę dnia i odchorować wczorajszą imprezę, której resztki na pewno wciąż krążyły po jego organizmie. Wciąż miał ściśnięty żołądek i było mu niedobrze, ale musiał zrobić coś z natłokiem myśli kotłującym się w głowie. Tay nie mogła mu z tym pomóc i nic na to zaradzić, nie teraz, nie tak jak by tego chciał.
Przebrał się w dres w między czasie wybierając dobrze znany numer i wysyłając krótką wiadomość z propozycją spotkania po czym wyszedł z domu i tak jak powiedział skierował się na siłownię, która była cholernie słabą wymówką, ale przynajmniej skuteczną. Na miejscu odciął się od wszelkich myśli skupiając się na wysiłku i dudniącej w uszach muzyce. Może o organizm w środku nie dbał i nie myślał o destrukcyjnym wpływie stosowania używek, tak na zewnątrz prezentował się niezmiennie nienagannie. Jej ktoś miał mu coś wytykać to na pewno nie brak formy.
Przez te kilka dni milczał i zajmował się swoimi sprawami, a dokładniej mówiąc odwracaniem uwagi od problemów, jakby zamknięcie oczu miało sprawić, że wszystkie niedogodności znikną. Wychodził na miasto albo siedział w domu opróżniając znaczną część swoich zapasów. Puste pudełko, w którym trzymał wszelkie prochy i tabletki, zrobiło się takie niespodziewanie co spotkało się z jego zaskoczeniem i siarczystymi kurwa<, które padło z ust Jacksona. Nie bardzo orientował się kiedy opróżnił to wszystko, ale widocznie miał mniej zapasów niż się spodziewał. Za nic w świecie nie przyznałby się, że ostatnie tygodnie, kiedy to wrócił do siebie, odreagowywał w jedyny znany sobie sposób.
OdpowiedzUsuńWybrał dobrze znany sobie numer i umówił transakcje u siebie, bo tak było mu najwygodniej. Tu też żadne wścibskie spojrzenia nie sięgały go.
Gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi, pomyślał, że Meg czegoś zapomniała lub pomylili się w rozliczeniu. Podniósł się z kanapy, odrywając się od posegregowanie strunowych woreczków i poszedł otworzyć.
— Już się stęskniłaś Meg? — rzucił uchylając drzwi z lekkim uśmiechem. Momentalnie nieco spoważniał, gdy w progu zastał nie blondynkę, a brunetkę i to w dodatku Octavię. — Cześć. — przesunął się w progu, odrobinę zaskoczony jej wizytą. — Wejdź. To… coś załatwiałem. — wyjaśnił nieco zmieszany wcześniejszymi słowami. Podrapał się po karku i zamknął drzwi za Octavią.
— Myślałem, że mam czekać na telefon od niego. — odparł wsuwając dłonie do kieszeni jeansów. Ostatnio porozumienie się nie było ich mocną stroną i szczerze wierzył, że Octavia wytoczy ciężkie działa i odpuści sobie próby dogadania.
Zerknął na torby z jedzeniem, uniósł lekko brwi i posłał dziewczynie uśmiech.
— Pachnie smakowicie. — przyznał, gdy rzeczywiście po przedpokoju rozniosła się przyjemna woń tajskiego jedzenia. Przeszedł do salonu i niemal od razu zaczął zgarniać wszystko co stało na stoliku, woreczki zgarnął do pudełka, a je przymknął wieczkiem.
— Co za dokumenty masz? — zagadnął zerkając na Octavię przez ramię nigdy wrzucał pojemnik do szuflady jednej z komód.
— Na wstępie, Meg to dilerka. Nic więcej. — wyjaśnił nie chcąc być prowodyrem kwaśnej atmosfery między nimi. Poszedł do kuchni i wygrzebał z jednej z szuflad sztućce po czym wrócił do salonu.
OdpowiedzUsuńNie do końca zastanawiał się, czy Octavia powzięła jakiekolwiek kroki i wybiegała myślami w przyszłość. Nie oczekiwał, że w całym tym zamieszaniu zajmie się tego typu sprawami, jednak czego innego mógł się po niej spodziewać. Choć była emocjonalna i uczuciowa, Jackson miał świadomość jak twardo potrafi stąpać po świecie. On wiecznie za czymś gonił i bujał w obłokach, Octavia miała głowę na karku. Mimo wszystko tym razem, w drodze wyjątku i on pomyślał o pewnych kwestiach.
— Nie. — odparł szczerze siadając po drugiej stronie stolika na jednym z foteli. Sięgnął do torby i wyciągnął z niej pojemniki z jedzeniem. — Nie mówię tego tylko i wyłącznie dla własnej wygody, to też, ale przede wszystkim dla niej. — mówił spokojnie spoglądając na Octavię. Nie brał jej czynów za atak, rozumiał dlaczego powzięła takie, a nie inne kroki. Była rozsądna. — Wiem, że nie zdołałbym jej wychować. Nie chciałbym być za to odpowiedzialny. — wziął głębszy oddech. — Znam siebie, nie będę perfekcyjnym ojcem, tak samo jak nie jestem wystarczająco dobry dla ciebie. — kontynuował wspierając łokcie na kolanach. — Ja również mam prawników Tay, którzy ciągle myślą za mnie o tym co wypadałoby zrobić żebym wyszedł na tym najlepiej. Ja i firma. — podniósł się z miejsca i na moment zniknął w sypialni. Gdy wrócił w ręku trzymał teczkę. Położył ją na stoliku i skinął głową, by śmiało do niej zajrzała. — To są spisane dwa akty, wszystko z moim podpisem zgodne w świetle prawa. Pierwszy to testament. — również przyglądał się reakcji Octavii, samemu będąc w pełni spokojnym. Musieli przejść przez tą rozmowę na chłodno nawet jeśli nie była najprostsza. — Nie jestem głupi, wiem ile rzeczy może mnie zabić. Prędzej czy później. Przepisuję wszystko co mam, udziały i rzeczy na Aylę, a póki nie będzie pełnoletnia, ty będziesz miała nad wszystkim pieczę. — Oczywiście nie planował opuszczać tego padołu prędko, ale miał tą ewentualność w głowie. Podejmował się różnych ekstremalnych rzeczy, brał prochy na potęgę, zdawał sobie sprawę, że w którymś momencie może mu się nie poszczęścić.— Drugi dokument to podpisane zrzeczenie się praw rodzicielskich w razie twojej śmierci. — dodał czekając na ewentualną reakcję brunetki.
— Co do nas… nie wiem. Nie wiem co będzie dla nas najlepsze i dla każdego z osobna.
Może i ją to nie obchodziło, ale chciał to powiedzieć. Mogła mu wiele rzeczy zarzucić, ale nie tym razem.
OdpowiedzUsuńJackson sam o wielu rzeczach nie myślał lub wolał unikać niewygodnych tematów. Był przyzwyczajony, że czarna karta załatwi sprawę za niego, że jeśli przemilczy problemy one znikną lub staną się nieistotne. Jedynym momentem kiedy miał świadomość swoich decyzji i liczył się z tym co robi, to moment kiedy znajdował się w formie. Nigdy dogłębniej nie zastanawiał się dlaczego tak jest, życie traktował z przymrużeniem oka jednak do pracy podchodził poważnie i z zaangażowaniem. Nie obchodziło go co nim kierowało, ambicja czy chęć przypodobania się ojcu. Natomiast jego prawnicy przewidywali dosłownie wszystko tak samo osoby od PR. Wiedzieli jak należy się zabezpieczyć, gdzie pokazać, co zrobić i jak zażegnać niewygodne plotki lub załagodzić kolejny skandal. W tym przypadku to on musiał podjąć działanie, musiał wiedzieć czego chce.
— Cóż, ja mam przygotowany testament od dawna. Wiesz, trzeba wiedzieć co się stanie z kilkudziesięcioma milionami, gdy kopniesz w kalendarz. A przynajmniej wszyscy wokół chcą to wiedzieć. — odparł nieco się uśmiechając i próbując nieco złagodzić ciężką atmosferę. — Ale było trzeba go nieco zmodyfikować. — Jackson chciał żyć i czerpać od życia jak najdłużej, ale nie był idiotą, prowadzą taki, a nie inny tryb życia rozumiał jakie ryzyko podejmuje. Nawet ostatni wypadek na motocyklu pokazywał jak wiele nie trzeba, by wszystko się zmieniło.
Przesunął spojrzeniem po twarzy Octavii rejestrując każdy szczegół, nawet to jak jej wargi układały się, gdy odkaszlnęła. Wziął głębszy oddech, dla obojga było to trudne, jednak to on był tym elementem, który wprowadzał zamęt i odbierał Octavii radość z tych chwil. Nie musiała tego mówić, po prostu to wiedział. Gdyby sam się cieszył lub gdyby potrafił się z tym pogodzić, pewnie wszystko wyglądałoby inaczej.
Sięgnął długopis i bez cienia zawahania podpisał podsunięty dokument. Wypuścił powietrze z płuc czując ulgę.
Podążył za nią spojrzeniem, gdy wstała, a gdy podeszła pozwolił jej usiąść na kolanach. Objął ją ramieniem i pogładził po plecach wplatając palce w końcówki jej włosów.
— Wiem. Wierz mi, że to wszystko miało być inaczej. — odparł podnosząc na nią wzrok. Uśmiechnął się nieznacznie po czym musnął dłonią jej policzek. Złożył na jej ustach lekko pocałunek. — Powinniśmy zjeść, wszystko ostygnie, a ja naprawdę lubię to żarcie. — dodał. Nie potrafił jej zapewnić, że wszystko będzie wspaniałe od tego momentu, nie umiał też powiedzieć jak bardzo go to męczy i jak bardzo tęskni za tym co jeszcze nie tak dawno temu mieli. Chciał żeby było normalnie.
— Pani mądralińska się znalazła. — odparł prychając rozbawiony. Nie chciał już rozmawiać o tych wszystkich poważnych sprawach i kłopotach, które zarówno jego jak i Octavii nie opuszczały. W porównaniu do niej spisanie testamentu nie przerażało go tak bardzo jak to w jakiej roli musi się odnaleźć. To było gorsze od wszystkiego… ale na razie znów zepchnął te myśli w głąb siebie skupiając uwagę na Blanchard.
OdpowiedzUsuń— Bardzo — wymruczał odchylając nieco głowę. To było przyjemne. — Bardzo, bardzo. — dodał z lekkim, nieco zaczepnym uśmiechem. — Ale… to głupie… — mruknął nieco zmierzamy tym co krążyło mu po głowie. — Odkąd ciąża jest wyraźnie widoczna… — urwał zastanawiając się jak dobrać odpowiednio słowa, by nie urazić dziewczyny, bo zupełnie nie o to mu teraz chodziło. — Mam wrażenie jakbyśmy nigdy nie byli sami. Mówiłem to głupie, ale po prostu, sam nie wiem. To dziwne. — wyjaśnił na tyle składnie na ile potrafił. Oczywiście, że wiedział, że kobiety w ciąży mogą w pewnych, a raczej w większości kwestii funkcjonować tak samo to jednak dla niego nie było tak samo. Spojrzał na nią posyłając przepraszający uśmiech. Był kretynem, był dupkiem i mógł tak wymieniać w nieskończoność, aż zabrakło by epitetów, ale jednemu podobało się to, a innemu tamto. Jego pociągała tamta Octavia i to na tamtą Octavię czekał. To też w niczym mu nie pomagało, bo od środka czuł jak rozsadza go napięcie, której ostatnio nie mógł rozładować. Dlatego nawet nie analizował tego jak ten stan długo potrwa.
— Czuje się jak idiota mówiąc to tobie. — przyznał. Czuł się głupio, bo Octavia była piękna, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Miał ochotę walnąć się dłonią w twarz, jednak jedynie pochylił się i oparł czoło o Octavię.
Podrapał się po karku i uśmiechnął do Octavii wdzięcznie, że nie miała mu za złe tego wyznania i gładko zmieniła temat. Nie wiedział, czy z kimś mogła swobodnie porozmawiać na ten temat, on dusił to wszystko w sobie. Nigdy w życiu nie poprosiłby o poradę ojca, czy tym bardziej matki, a znajomi kompletnie go nie rozumieli, dziwiąc się, że nie podkulił jeszcze ogona. Nie dziwiło go ich zaskoczenie, sam wielokrotnie brał to pod uwagę, nie umiejąc postawić się na miejscu Octavii i zrozumieć co nią kierowało, gdy zdecydowała się urodzić i wychować dziecko. Zwłaszcza, że sama powtarzała, że to nie najlepszy czas.
OdpowiedzUsuńSięgnął po sztućce i jedno z pudełek.
— Pachnie i wygląda obłędnie. — stwierdził biorąc pierwszy kęs do ust. — Co zrobisz jako pierwsze zaraz po? No wiesz, zaraz po porodzie? Czego ci najbardziej brakuje? — zagadnął przyglądając się z zaciekawieniem Octavii. Jej również musiało brakować mnóstwa rzeczy, tak naprawdę to Octavia nie miała wyjścia jak zrezygnować z nich, zmienić nawyki. Nigdy się nad tym nie zastanawiał skupiając jedynie na własnych odczuciach i swoim niezadowoleniu.
Przełknął kolejny kęs i na chwilę oderwał się od jedzenia.
— Coś do picia? Sok pomarańczowy? — zaproponował z cieniem rozbawienia przypominając sobie jak na początku ciągle po niego sięgała. Zresztą chyba nic innego co nie zawierało procentów nie posiadał.
Westchnęła przeciągle, zastanawiając się, czym zasłużyła sobie na tę męczącą wymianę zdań. Ivy uwielbiała słowne gierki, szermierkę, manipulowanie zdaniami i oscylowanie wokół kluczowego tematu. Tutaj miała tylko przepychankę, która i tak do niczego nie doprowadzi. Ivy, w rzeczy samej, gardziła ludźmi, którzy mówili takie rzeczy wprost; doprawdy, śmiechu warte było założenie, że posłucha się tylko dlatego, że ktoś tego od niej oczekiwał. Zdecydowanie wolała bazować na niedopowiedzeniach.
OdpowiedzUsuń– Niech ci będzie – znudziła się, wyciągając telefon i pisząc szybkiego SMSa do siostry, żeby spotkały się w innym miejscu. Rozejrzała się wokół, szukając wzrokiem kelnerki, by móc zapłacić i po prostu się stąd wynieść, ale dziewczyna była chwilowo zajęta wyjątkowo nieobeznaną parką dzieciaków, które usiłowały wybrać coś dla siebie z obszernej karty.
Prawdę mówiąc, Ivy Almond nie wierzyła w ani jedno słowo Octavii. Z góry założyła, że ta usiłuje ją zastraszyć, a Ivy Almond nie dało się zastraszyć tak łatwo. Gdyby jednak się pomyliła – cóż z tego? Kiedy nie ma się w życiu nic, nie ma się również nic do stracenia. Była gotowa przyjąć na siebie dowolne ciosy z zimną obojętnością, otrzepać się i iść dalej. Życie już dawno dało jej tę lekcję – nie warto było płakać nad czymś, czego nie można zmienić. Choć może ta lekcja brzmiała: nie warto płakać, koniec, kropka.
– Powiedz mi – odezwała się równym, spokojnym głosem, osunięta na samo dno wewnętrznego chłodu, gdzie nikt i nic nie mogło jej dopaść ani wzruszyć. – Powiedz, czemu to ja miałabym odpuścić? Czemu miałabym zrobić cokolwiek, czego akurat chcesz? Czemu uważasz, że jestem w jakikolwiek sposób, na jakimkolwiek gruncie gorsza od ciebie? Przecież nawet mnie nie znasz – powtórzyła jej własne słowa, choć teraz aż ociekały drwiną i kpiną. – Przy mnie przynajmniej nie był zniewolony, nawet, jeśli jego więzieniem jest jego własny umysł i jego własne uczucia. Biedny – użaliła się fałszywie, ponownie rozglądając się za kelnerką.
Drzwi kawiarni otworzyły się, wpuszczając do środka uśmiechniętą blondynkę w błękitnej czapce nasuniętej prawie na oczy. Zauważywszy Ivy, od razu ruszyła w jej stronę i bezceremonialnie rozsiadła się na wolnym miejscu przy stoliku.
– Cześć, Ivs. Za późno przeczytałam wiadomość. Masz już towarzystwo? – spojrzała na Octavię z zainteresowaniem. – To miło.
– Nie, niespecjalnie – odparła Ivy, patrząc na siostrę bez śladu jakichkolwiek emocji. – Ale skoro tego chcesz, proszę bardzo. Octavio – zwróciła się uprzejmie do dziewczyny – to moja siostra, Daisy. Daisy, to moja zmora, Octavia Blanchard.
[Przepraszam najmocniej za zwłokę! Strasznie wypadłam z obiegu życiowego.]
Ivy Almond
Nie miała zbyt wielu przyjaciół. Takich od serca. Jej najdłuższą relacją była znajomość z Lexem i znali się od podszewki, jednak oprócz niego małą ilość osób mogła nazwać swoimi przyjaciółmi. Szczerze powiedziawszy nie lubiła tego określenia i nie cierpiała, kiedy ktoś go nadużywał. Znasz się z kimś od kilku tygodni i już ten ktoś nazywa cię przyjacielem? Nie, przyjaciółmi stajesz się z czasem i potrzeba dużej ilości wspólnych doświadczeń, by móc siebie nawzajem tak określić. Oprócz Lexa drugą osobą, którą Birdie mogła nazwać bez wątpienia swoim przyjacielem była Octavia. Nie pamięta, w którym momencie ją tak określiła, jednak na pewno było to w trakcie studiów. Automatycznie wpadły w sobie oko w platoniczny sposób i Birdie mogła z nią porozmawiać o tematach, których nie potrafi poruszyć nawet z Lexem. A to dużo mówi o relacji tych dwóch dziewczyn.
OdpowiedzUsuńJeszcze parę miesięcy wcześniej większość imprez spędzały razem, spotykały się na przemian we własnych mieszkaniach, wiele wspomnień zostało utrwalonych, jednak od czasu, kiedy Octavia zaszła w ciąże ich spotkania stały się bardziej spokojne i ograniczały się do pogaduch przy cynamonowych bułeczkach i soku.
Tym razem nie było inaczej. Birdie aktualnie znalazła się w niepewnym okresie swojego życia, które pochłania jej myśli i perspektywa zmiany pewnych rzeczy napawa ją strachem i niepewnością.
Wystarczyła jedna wiadomość, a Birdie już siedziała w metrze z torbą pełną dobrych rzeczy i winem dla siebie i bezalkoholowym słodkim napojem dla Octavii.
-O mama. - przywitała się z uśmiechem na ustach, gdy tylko stanęła przed drzwiami do mieszkania przyjaciółki i wprosiła się do środka.- Jeszcze miesiąc i wybuchniesz. A i łatwiej cię przeskoczyć niż obejść.- zaśmiała się, kierując się do kuchni i rozpakować płócienną torbę.- Przychodzę z darami.
Birdie.A
Uśmiechnął się pod nosem zajadając się makaronem i słuchając rozmarzonego głosu Octavii. Jeśli ktoś myślał, że ta dziewczyna była aniołkiem i z pokorą przyjęła siedzenie w domu, to był w błędzie. Potrafiła zawsze i wszędzie zaprezentować się idealnie, wręcz nieskazitelnie bo przecież tego się od niej oczekiwało, jednak z równie wielką ochotą pokazywała się wśród ludzi na różnych imprezach. W jego głowie wspomnienia wspólnych wypadów bądź imprez na jego jachcie były ciągle żywe. Sam odczuwał tęsknotę za wspólną zabawą, więc nie dziwiła go jej odpowiedź.
OdpowiedzUsuń— Dobrze wiemy, że to nie będzie pierwszy i ostatni raz. — odparł z lekkim rozbawieniem. Nie potrafiłby z tego zrezygnować, dla nikogo. Imprezy i dobra zabawa były nieodzownym elementem jego życia. Lubił pokazywać się wśród ludzi, lubił gdy na niego patrzyli i mówili, obojętnie czy w ten przychylny sposób, czy też nie. Cieszył się z bycia na językach, choć zdecydowanie tatusiowanie nie było czymś, czym chciał się szczycić. Gdy pierwszy raz znalazł się w podobnej sytuacji, szybko się nią zajął, a po problemie było szybciej niż plotki zdążyły rozejść się po nowojorczykach. Choć zwykle nie robił sobie zbyt wiele od nieprzychylnych spojrzeń, tym razem widząc cień kpiny i rozbawienia w oczach znajomych, coś w nim niespokojnie drgało. Zbywał wszelkie komentarze machnięciem ręki i wzruszeniem ramion, ale coś się zmieniło.
— Niemożliwe, wino bezalkoholowe ci nie smakuje? — zagadnął przyglądając się Octavii z błąkającym się po twarzy uśmiechem. Na wielu płaszczyznach nie potrafili się zrozumieć i dojść do porozumienia, stawiając jedno przed faktem dokonanym, ale tak na prawdę w tym wszystkim Octavia była jedyną osobą, z którą mógł swobodnie rozmawiać nie spodziewając się oceny.
Rozlał soku do szklanek i jedną podsunął dziewczynie.
— Nie chcę wszczynać kolejnej awantury, po prostu chciałbym cię zrozumieć. Dlaczego nie zdecydowałaś się usunąć? Nie biorąc mnie pod uwagę, jesteś młoda, lubisz się bawić i otaczać ludźmi, podróżować... Masz tyle na głowie. Przecież nikt by cię nie oceniał, nikt by nawet nie musiał wiedzieć. — zapytał grzebiąc widelcem w pudełku. — Myślałem sobie później, że skoro tego nie mogłaś zrobić, to... czy nie myślałaś o tym, by ją oddać? Wiesz, jest tyle par, które nie mogą, a chcą mieć dzieci... — dodał spokojnie. Naprawdę nie chciał się kłócić, ale nigdy o tym nie rozmawiali.
Jack
NOWE POWIADOMIENIE ZE STRONY plotkara.net
UsuńSpotted: Możecie wyzwać mnie od głuptasa, ale ja dalej wierzę, że O i J są sobie przeznaczeni. Wiem, że odwalił jej klasycznego faceta uciekającego przed brzuchem, ale... Romance is not dead. Koniec kropka! Jeśli jednak słodki J myśli, że jest taki niedobry i niegrzeczny, radzę mu podpytać Perfect O, czy aby na pewno wybrała odpowiednią osobę do tułania się po sądach. Ostatnio pewne ptaszki zaćwierkały mi coś o tym, że to niekoniecznie on może być ojcem... Pamiętacie jeszcze tego łobuza na motorze, który uciekł z Nowego Jorku? O, J... Może jesteście do siebie bardziej podobni, niż Wam się wydaje!
buziaki,
plotkara 💋
pamiętaj, by uwzględnić tę informacje w swoim wątku
Słuchał Octavii uważnie starając się ją zrozumieć, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafił, a może też i nie chciał. Gdy w jego życiu pojawiały się komplikacje, pozbywał się ich lub zaczynał je ignorować, aż w końcu traciły na znaczeniu. Ciąża była czymś co go frustrowało, tak jak nagły instynkt macierzyński, który poczuła Octavia. Ale może rzeczywiście on jako facet nie umiałby tego pojąć. Jego matka przecież nienawidziła rodzicielstwa, nienawidziła wszystkiego co związane z dziećmi i nim samym, a jednak wspólnie z ojcem podjęli decyzję o tym, by urodziła. Więc skoro Camilla nie targnęła się na usunięcie, czego mógł spodziewać się po Octavii? Z drugiej strony pamiętał wybryk w liceum, to jak łatwo nakłonił tamtą dziewczynę na wszystko co tylko wymyślał... Brak tak pełnej kontroli bywał irytujący, ale Octavia nigdy nie była pierwszą lepszą dziewczyną.
OdpowiedzUsuńJackson również nie chciał, by to dziecko miało podobną relację z nim jaką on miał z matką, czy z ojcem jednak nie był na tyle bezinteresownym, by móc zrezygnować z życia jakie dotąd wiódł. To dziecko miało okropnego pecha trafiając na takiego ojca jakim był on. Octavia wierzyła w niego, on sam podjął pewne postanowienia jednak nie zawsze potrafił się ich trzymać. Koniec końców zwykle podejmował decyzje, które były najlepsze dla niego nie dla osób, które znajdowały się w jego otoczeniu.
— Na prawdę chciałem dla nas czegoś innego niż dawanie rady — przyznał wędrując spojrzeniem za dłonią Octavii, którą ułożyła na brzuchu. Chciał żeby im się udało, spróbował związku i o dziwo podobało mu się bycie tylko z Octavią, jednak to było zbyt wiele. Wziął głębszy oddech jednak nim cokolwiek dodał, oba ich telefony wydały z siebie krótkie dźwięki informujące o nowym powiadomieniu. Sięgnął po telefon jako pierwszy. Nowe powiadomienie z Plotkary rzuciło się w oczy jako pierwsze. Chciał je z początku zignorować jednak gdy spostrzegł, że jest kierowane do nich zatopił się, w krótkiej wiadomości.
Przełknął powoli makaron, który miał w ustach. Ściągnął nieco brwi i raz jeszcze przesunął spojrzeniem po tekście. Miał świadomość, że Plotkara rozsiewała głównie nieprawdziwe plotki wszczynając zamieszanie, ale w wielu z tych plotek kryło się ziarenko prawdy. Nie raz i nie dwa jego znajomi musieli się zmagać z konsekwencjami wyciągnięcia na światło dzienne brudów, na których położyła łapska Plotkara.
Nim Octavia zdążyła sięgnąć po swoją komórkę, Jackson położył na niej dłoń uniemożliwiając dziewczynie dostęp do telefonu.
— Czy spałaś z kimś prócz Gaba, w tedy gdy sypiałaś ze mną? — zapytał czekając na to co mu odpowie. Przyglądał się uważnie jej twarzy rejestrując najmniejszą oznakę zawahania z jej strony.
Jack
Jackson nie podjął żadnej decyzji, nie chciał dzieci. Mówił o tym od początku, nie chciał przekonywać się na własnej skórze, czy mu to odpowiada, czy też nie. Nie każdy musiał mieć dzieci, nie każdy musiał chcieć tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńUniósł lekko brew, a kąciki jego ust wygiął się w nieznacznym grymasie, ni to uśmiechu, ni to w zaskoczeniu. Był nieco zdziwiony, nieco zaskoczony. To ona zawsze wytykała mu, że nie potrafiła skupić się tylko na niej, że spotyka się z innymi. Pokręcił lekko głową po czym cofnął rękę.
— Z tego co mówiłaś musieliśmy wpaść w tedy na jachcie... w tedy jeszcze ze sobą nie byliśmy. — Przypomniał sobie. — No tak... diler jako ojciec wyglądałby nieco kiepsko na pierwszych stronach i z pewnością nie mógłby płacić odpowiednio dużych alimentów, prawda? Przeczytaj. — polecił podsuwając jej telefon. Jackson jaki był każdy wiedział jednak jeśli chodziło o jego relację z Octavią, jego stosunek do niej zawsze we wszystko jej wierzył, ufał jej bezgranicznie. Tay w jego oczach była... chodzącym ideałem przez to jak go traktowała, jak bardzo go kochała. Może w tej relacji to on okazał się tym naiwnym? Może tym razem to ktoś jego owinął sobie z łatwością wokół palca?
Zawsze był jej pewny, zawsze sądził, że prócz niego nie ma nikogo innego w jej życiu.
Zacisnął szczęki po czym podniósł się z miejsca. Podszedł do przeszklonej części salonu i wyjrzał przez okno na zachmurzony Nowy Jork. Przetarł twarz dłońmi po czym skrzyżował je na piersi dłonie zwijając w ciasne pięści. Nie rozumiał co się ostatnio zmieniło, ale coś z pewnością uległo zmianie i to na gorsze. Miał wrażenie, że ziemia postanowiła pęknąć pomiędzy nimi, a powstała wyrwa rosła z każdym kolejnym dniem. Na wierzch wypełzało co raz więcej niedomówień, różnic i rzeczy, których o sobie nie wiedzieli.
Złość prześlizgnęła się pod jego skórą wprawiając myśli w szaleńczy pęd. Serce zabiło mu mocniej. Był zły, że to mogła być opcja, że istniała możliwość, że Octavia go wrabiała. Jednak nie mógł też oprzeć się nadziei, że istniał cień szans, że to nie było jego dziecko, nie był jego problem. Nie chciał łapać się tej naiwnej sposobności na wymknięcie się przed kłopotem, jednak... jak wiele rzeczy by mu to ułatwiło.
Zerknął na Octavię, która pochylała się nad telefonem.
Jack
— Tylko, że ja się z tym nie kryję. Każdy w Nowym Jorku wie jak wiele dziewczyn przewinęło mi się przez łóżko. Nie robię z tego wielkiej tajemnicy, która nadszarpnie moją reputację grzecznej dziewczynki. — odparł pod wpływem narastającej irytacji. — Proszę cię. — zaśmiał i nieco odsunął od niej. — Wpadłaś na pieprzonych tabletkach, więc myślisz, że uwierzę w kalendarzyk i cholerne dni niepłodne?! — warknął. Przecież to było niedorzeczne. Kiedyś za pewnik i najwyższe możliwe zabezpieczanie brała tabletki, a jednak i tu wydarzył się cud. Nie miał zamiaru, więc od tak kupić wymówki jakim było liczenie dni. Zresztą to też nie był w pełni skuteczny sposób. Nie był głupi i tyle wiedział.
OdpowiedzUsuń— A może jesteś? Tylko dobrze to przed wszystkimi ukrywasz. — wytknął. — Jakie ja mam przed tobą tajemnice? Wiesz wszystko o mnie, o mojej rodzinie, o dziewczynach, z którymi sypiałem... Nie wiesz tylko tego jak bardzo potrafię się niekiedy naćpać i jakie głupoty w tedy wyrabiam. Za to ty... twoja rodzina... — wzruszył ramionami i roześmiał się nerwowo.
— Zresztą nie ważne Tay, chcę testów na potwierdzenie ojcostwa. Zrobimy je dwa razy, tak na wszelki wypadek. Do tego momentu... to nie jest moje dziecko. — zażądał. — Nie obchodzi mnie komu dawałaś zanim ze sobą byliśmy, ale jeśli istnieje cień szansy, że wpadłaś z kimś innym, nie mam zamiaru marnować sobie życia na nieswojego dzieciaka. Nie zrobisz ze mnie takiego frajera. — Oczywiście, że go obchodziło, ale nie teraz, nie gdy wszystko w co wierzył przez kilka miesięcy mogło okazać się nieśmieszną farsą. Był w nią tak zapatrzony, że spijał z jej ust każde słowo i brał za pewnik.
— Dzięki za obiad, ale straciłem apetyt. — mruknął po czym uchylił drzwi od tarasu i sięgnął po papierosa, choć czuł narastającą potrzebę sięgnięcia po coś znacznie mocniejszego i odpłynięcie do świata błogiej nieświadomości. Czuł, że narasta w nim potrzeba wyjścia z domu i stanięcia na krawędzi, zachwiania się i być może rzucenia w dół.
Zaciągnął się ciężkim dymem uparcie zerkając przed siebie, na wysokie wieżowce, a nie na Octavię.
Troszku rozzłoszczony Jacek
Jackson zacisnął szczęki przyjmując każde kolejne słowo, a każde z nich, te które padały z jego ust jak i z ust Octavi powodowało, że wyrwa między nimi robiła się jeszcze większa. Ich kłótnie tak wyglądały, rzucali dużo słów pod wpływem emocji, a przynajmniej on nigdy nie potrafił ugryźć się w język i choć wielu z nich nie miał na myśli, nie mógł cofnąć tego co powiedział. Nigdy nie przyznałby się, że czegokolwiek żałował, nigdy nie przyznałby się, nawet, a może przede wszystkim przed sobą, że to wszystko go boli i obchodzi. A tak właśnie było, bo wszystko czym kiedykolwiek byli i wszystko co razem mieli stawało się niesamowicie odległe.
OdpowiedzUsuń— No tak, bo tobie nie można niczego zarzucić. Perfect O. — Prychnął wypuszczając dym z płuc. Pokręcił głową. Ona mogła robić mu wyrzuty o prochy, o dziewczyny, które przypadkiem spotkał na mieście, ale Jackson nie mógł zwrócić uwagi na rzeczy, które mu przeszkadzały. No przecież...
— Nigdy się z tym nie pogodzę, ale jeśli okaże się, że to nie moje dziecko... — zacisnął usta w wąską linijkę. Jeśli rzeczywiście okazałoby się, że starała się go w to wrobić nie darowałby jej tego, tych miesięcy które stracił, tych wszystkich plotek i nerwów, za które wzajemnie szarpali.
Jego twarz przeciął grymas, gdy dotarł do niego sens jej słów.
— Skoro jestem taki nieidealny idź wmawiać komuś innemu te bzdury. — Nigdy nie dawał Plotkarze satysfakcji i nie reagował na plotki, które pojawiały się na jej platformie. Zbywał je machnięciem ręki, kamuflował niezadowolenie szerokim uśmiechem. Lubił szum, który wzbudzała wokół niego, jednak ten jeden raz nie potrafił zlekceważyć plotki i od tak przejść do porządku dziennego.
Rozumiał, że pewnych rzeczy związanych z rodziną po prostu nie mogła mu powiedzieć. Nikomu nie przekazałby jej tajemnic, ale nie mogli ryzykować jeśli dotyczyło to spraw rodziny, czy interesów, którymi się zajmowali. Zawsze istniało pewne ryzyko, że ktoś coś zasłyszy. Mimo wszystko to w jakiś sposób również tworzyło podziały, może nie dostrzegali ich na co dzień, ale właśnie w takich momentach były one wyraźne.
— Jasne, nazwij mnie jeszcze ćpunem. — zaśmiał się marszcząc brwi. Nie miał problemu z narkotykami, brał kiedy miał na to ochotę i nie miał kłopotów, gdy był czysty. Nie myślał o tym jak często po nie sięgał, bo pojawiał się bardzo często na imprezach. Problem jednak pojawiał się w tedy, gdy wpadał w towarzystwo, które nie potrafiło się zatrzymać, w to, które rzeczywiście miało problem z prochami i ze sobą. Jednak i tego zdawał się nie zauważać dając się porwać własnemu pragnieniu przekraczania granic i możliwości. — Bo jak ty brałaś to przecież to były tylko pieprzone cukierki. — dodał zerkając na brunetkę.
Jack
— Mam prawo nie chcieć się z tym pogodzić. Tak jak ty chciałaś zachowac pewne rzeczy w tajemnicy i od początku to powtarzałaś, ja także mówiłem co mogę zaoferować, a na co nigdy się nie zdecyduję. — odpyskował. Skoro sądziła, że Jackson zaakceptuje ciążę i stanie się ojcem tylko i wyłącznie dlatego, że dążył ją jakimiś uczuciami, była w błędzie, a przecież starał się, był obok, angażował się jednak to nic nie dało, nie czuł żadnej więzi z tym dzieckiem, nie chciał go. Kropka.
OdpowiedzUsuń— Trochę za dużo tu zbiegów okoliczności, nie uważasz? Gdyby sytuacja była odwrotna i napisali by o mnie i o Ivy na przykład, to również miała byś wątpliwości. — Mogła zarzekać się, że ufała mu, ale przecież tak właśnie by było. Oboje byli zazdrosnymi jednostkami. Pod tym względem nic się nie zmienili.
Podszedł do balustrady i wsparł się o nią ramionami. Zwiesił głowę i spojrzał w dół wieżowca zerkając na samochody poruszające się w dole i ludzi wielkości malutkich mrówek. Zaciągnął się głęboko i przytrzymał ciężki dym w płucach delektując się jego ciężarem i nieprzyjemnym pieczeniem. Ile razy stał na krawędzi takich wieżowców, na ich dachach śmiejąc się niczym obłąkaniec przechylając się niebezpiecznie w jedną stronę. Ile razy stawał na środku jezdni sprawdzając, czy ma w sobie tyle odwagi, by nie zejść z drogi rozpędzonemu autu... Ile raz był tak naćpany, że nie wiedział co się z nim dzieje. Lubił ten dreszcz emocji, strach przebiegający pod skórą. Przymknął powieki i potarł palcami kąciki oczu.
— Mam wrażenie, że w zbyt wielu kwestiach nie możemy się porozumieć żeby to mogło się udać, Tay. — przyznał odrobinę spokojniej. Kłótnie i ostatnie problemy, które między nimi się pojawiły odbijały się zarówno na nim jak i na niej. Jackson uciekał w co raz to intensywniejsze doznania byleby zapomnieć o tym co na niego czekało, raniąc przy tym Octavię i odsuwając się od niej. Tay przez to nie brakowało zmartwień, a przecież nie powinna teraz mieć tego typu rzeczy na głowie. Oboje mieli uczelnię, pracę... Wszystkiego było w ostatnim czasie za wiele.
— A może i masz rację, może jestem uzależniony od tego gówna, ale po równo nie jestem w stanie zrezygnować z tamtego życia, które miałem. Próbowałem cieszyć się z tego tak jak ty, ale to dla mnie nie działa. — przyznał w końcu, starając się jakkolwiek załagodzić wybuch emocji i nieco się przed nią otworzyć.
Zgasił papierosa na poręczy i wrzucił peta do metalowej puszki.
— Wróć do siebie, oboje musimy ochłonąć. — on miał zamiar zrobić to co wychodziło mu najlepiej, ale nie musiała tego wiedzieć.
Jack
[Octavia wydaje się tak urocza i łagodna, a zarazem skrywająca jakąś taką ostrą stroną swojej osobowości. Bardzo mi się podoba jej postać, jest taka do tańca i do różańca, choć z Jolene to zdecydowanie bardziej do tańca. <3
OdpowiedzUsuńChęć jest, a nawet bardzo duża! Chodź na maila, to na pewno coś razem wymyślimy.]
Jolene
Gdyby nie był wściekły, stanąłby z rozdziawioną buzią i z wyraźnym zaskoczeniem przyglądał się Octavii, chyba nigdy wcześniej nie widział jej rozzłoszczonej w ten sposób, tak bardzo nie panującej nad sobą. Jednak teraz i z niego kipiała złość, a Jackson nie należał do osób, które z łatwością panują nad huraganem, który panował w jego głowie. Natomiast bez trudu dał się wciągnąć w dalszą część awantury, która cały czas eskalowała, a żadne z nich nie umiało tego powstrzymać. Oboje nie byli fair wobec siebie, oboje powiedzieli zdecydowanie za dużo. Jackson gdyby nie był tak dumny i zapatrzony w samego siebie, mógłby jej przytaknąć. Jednak taki właśnie był i przez myśl nie przeszło mu jak wiele błędów popełniał.
OdpowiedzUsuń— Bo mi na tobie zależało! — warknął unosząc głos. Miał gdzieś, czy sąsiedzi ich usłyszą i to co sobie mogą o nich pomyśleć. Podejrzewał, żę większość z nich była przyzwyczajona do głośnych dźwięków wydobywających się z apartamentu Howarda. Spojrzał na nią ze ściągniętymi brwiami i wyraźnym napięciem malującym się na twarzy. Miał zaciśnięte usta i szczęki, które delikatnie pulsowały pod wpływem nacisku.
— Za swoje czyny?! Przespałem się z tobą, ale nie chciałem robić sobie z tobą dzieciaka. Skoro wpadliśmy powinniśmy je usunąć. To jest moje wzięcie odpowiedzialności! Za to ty chcesz się bawić w rodzinkę, no popatrz coś nam kurwa nie idzie! Kto by się spodziewał! — Dotarł do takiego punktu, z którego nie potrafił zawrócić, jeśli kiedykolwiek chciał spróbować, teraz miał już tego po dziurki w nosie i nie miał ochoty brnąć w tą sytuację dalej.
Gdy Octavia zaczęła wycofywać się z tarasu, Jackson obrócił się podążając za nią spojrzeniem.
— Co ty kurwa robisz?! — syknął szybkim krokiem wchodząc do środka. Przez chwilę z niedowierzaniem patrzył jak Octavia rozrywa woreczki i wysypuje z nich całą zawartość, jak zgniata w dłoniach tabletki. Podszedł do niej i niewiele myśląc chwycił ją za nadgarstek niezbyt kontrolując to co robi. Wyszarpnął z jej dłoni woreczki i wsunął je do kieszeni jeansów. — Nie dotykaj tego. — warknął puszczając jej rękę, odsunął się nieco i kucnął zbierając rozsypane tabletki. — Masz cholerne szczęście, że stać mnie na następne. — syknął po czym przeniósł spojrzenie na Octavię.
— Wynoś się stąd. — polecił, twardo spoglądając w brązowe tęczówki dziewczyny. — Wynoś się stąd! — ryknął prostując się. — Wynoś się i lepiej zajmij się sobą. Ooo i może zapytaj się braciszka z kim tak na prawdę się obściskuje. — zaśmiał się jednak w jego głosie nie było krzty radości. — Ja przy nim to nic. — oczywiście, że był to cios poniżej pasa i jakikolwiek godności, ale w tym momencie nie myślał jasno i chciał wbić jeszcze większą szpilkę Octavii.
Jack
Życie w Nowym Jorku pędziło w niepokojąco szybkim tempie. Co prawda osoby takie, jak Octavia i Cordelia były do tego przyzwyczajone. Co chwilę coś działo się w ich życiu, co jakiś czas ktoś się pojawiał i odchodził, problemy goniły problemy, paparazzi pojawiali się dosłownie wszędzie i tylko czekali na najmniejsze potknięcie. Wystarczyło źle sformułować zdanie podczas nagrywania filmików na Instagrama, a ludzie byli już gotowi do tego, aby urządzić cancel party na Twitterze czy gdziekolwiek indziej. Dlatego też nie była zaskoczona tym, że coś w życiu jej przyjaciółki się wydarzyło. Była oczywiście ciekawa, ale nie zamierzała naciskać. Jeśli będzie chciała to jej powie, a jeśli nie… Cóż, nauczyła się, że sekrety wychodzą prędzej czy później, więc jeśli nie Octavia jej to powie to bardzo możliwe, że zrobi to Plotkara.
OdpowiedzUsuń— Mam nadzieję, że trzymają dla ciebie w szpitalu cały zapas znieczulenia — odpowiedziała, gdy usłyszała, jak niewiele czasu zostało do porodu. Uśmiechnęła się za chwilę po jej kolejnych słowach. — Masz rację, a moja terapeutka i tak już ma mnie dość. Wyobrażasz sobie jej minę, gdybym jeszcze zrzuciła na nią traumę związaną z nieswoim porodem? Kocham cię, ale pewnych rzeczy po prostu dla ciebie nie zrobię. Mamy swoje granice — zastrzegła. Dobrze, że były na tej samej stronie i Octavia nie obrażała się za to, że Cordelia po prostu nie chciała być przy porodzie. Jasne, w kryzysowej sytuacji by to zrobiła, ale naprawdę miała nadzieję, że nie będzie dane doświadczać jej cudu narodzin. O wiele bardziej pasowała jej opcja wpadnięcia po paru dniach z prezentem niż słuchać krzyków wijącej się z bólu Octavii i patrzeć na jej krzywdę. Wolała sobie tego oszczędzić.
Wino nie należało do najlepszych i Cornelia obstawiała, że to po prostu brak procentów robi swoje, a była zapewniana, że to będzie najlepsze wino bezalkoholowe na rynku. Cóż, ktoś się najwyraźniej pomylił, ale nie zamierzała się tym teraz przejmować. Zirytować się na swoich pracowników może później.
— Od kiedy zrobiła się z ciebie taka matka Teresa? — Wcale nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią. To był dobry PR, którego nigdy tak naprawdę nie będzie za dużo. Nie musiała wcale przeznaczać ogromnego procentu, aby ludzie dostrzegli jej działanie. — W porządku, możemy tak zrobić. Niech stracę — powiedziała. Dobrze wiedziała, że pieniędzy zbyt wiele na tym nie straci, a to był dobry ruch.
— Jeśli nie masz jutro planów to chciałabym, żebyś wpadła jutro popołudniu do biura. Po dwunastej będzie ci pasowało? Przejrzeć umowę i ją podpisać. Mam już wstępne projekty, ale chcę je przejrzeć z tobą. Mamy parę też prototypów ubrań, więc dobrze byłoby porobić parę fotek i zobaczyć, jak się prezentują i co trzeba byłoby pozmieniać. Wiesz, takie bzdury. A potem mogłybyśmy pójść na obiad, co ty na to?
Nel
Odprowadził ją spojrzeniem, z którego ciskał pioruny. Był wściekł. Nie, to było o wiele za słabe określenie na to co właśnie czuł. Miał wrażenie, że wieki nie czuł tak silnej złości, która zalewała mu cały organizm. Ramiona mu drżały, szczęki zaciskały się, aż bolały go stawy, a w piersi czuł nieprzyjemny ucisk od serca, które nagle dziko zaczłęo galopować. Octavia działała na niego jak nikt inny, choć zawsze twierdził, że działała na niego kojoąco z równą mocą potrafiła wytrącić go z równowagi. A dziś przesadziła. On również, jednak nie powinna wytykać mu wątpliwości i błędów, które popełniał, a które mogły zranićjedynie jego samego. Nie chciał tego wszystkiego, obawiał się niedalekiej przyszłości, a ona nie potrafiła zrozumieć, że nie mógł zaakceptować nowej rzeczywistości. Oboje byli na to za młodzi.
OdpowiedzUsuńNiewiele myśląc, w nagłej potrzebie ulżenia sobie i oderwania umysłu od natłoku niepokojących myśli, sięgnął po woreczki, które ocalały przed dziewczyną. Klęknął koło stolika kawowego i rozsypał dwie kreski, które wyrównał oalcami na tyle na ile mógł. Pochylił się zaciągając białą substancją, jeden raz i drugi. Poczuł nieznośne pieczenie w nosie, palące uczucie ściskające płuca. Kaszlnął kilka razy garbiąc ramiona w konwulsjach. Potarł nos i kąciki oczu, w kórych zebrały się łzy. Poderwał się na nogi tylko po to by sięgnąć po znajomą butelkę whisky, przyjaciółkę, która nigdy go nei oceniała. Rozsiadł się na podłodze opierając plecy o kanapę. Pociągnął głęboki łyk złotawego trunku napawając się ostrym samkiem na języku i pieczeniem w gardle.
— Kurwa. — mruknął pod nosem. Nie radził sobie z natłokiem myśli, wewnętrznych lęków i odpowiedzialności. Nie radził sobie z nie ranieniem Octavii. Wszystko wymykało mu się spod kontroli i nie miał pojęcia jak zatrzymać rozpędzoną maszynę. A może nie chciał? Może właśnie na to czekał, aż napotka ścianę, na której isę rozbije i pogruchota wszystkie kości.
Raz jeszcze sięgnął po palastikowy woreczek i powtórzył wcześniejsze czynności. Czuł jak powoli zaczynają dosięgać go upragnione zawroty głowy.
Mateo kierował samochód w stronę jednego z hoteli, nie planował żadnych ekscesów tego wieczora. Był zmęczony wielogodzinną podróżą i marzył mu sięgorący prysznic, który rozlóźniłby zesztywniałe mięśnie. Może zmęczenie uśpiło jego refleks, może drugi samochód rzeczywiście pojawił się na skrzyżowaniu znikąd. Wcisnął hamulec, ale było już za późno, by mógł zdążyć wychamować. Uderzył w bok mercedesa, którego zepchnął na pobocze, sam w końcu zdołał zatrzymać pojazd. W lekkim szoku wyskoczył z auta i skierował się do drugiego pojazdu. Spostrzegł wysiadającą brunetkę, w pierwszej chwili nie rozpoznając jej twarzy. Dopiero, gdy stanął przed nią rozpoznał Octavię Blanchard, powód dla którego zjawił się w Nowym Jorku. Ściągnął nieco brwi i obrzucił ją spojrzeniem dobrze wiedząc w jakim stanie jest.
— W porządku. — odparł podchodząc bliżej. Obrzucił spojrzeniem auto dziewczyny, które prezentowało się znacznie gorzej niż jego własne. — Zamówię lawetę i zawiozę panią do szpitala. — zasugerował. — W tym stanie powinna pani sprawdzić, czy wszystko w porządku. — dodał niby to zatroskany.
Jack i tajemniczy nieznajomy ;>
— Proszę się tym nie martwić, to na prawdę nic wielkiego. — zerknął na swój samochód Suv był niemal w nienaruszonym stanie, miał wybitą jedną lampę i nieco wygięty przedni zderzak, to nic wielkiego w porównaniu z mercedesem brunetki. Dlatego między innymi preferował duże i masywne auta, były bezpieczniejsze pod wieloma względami. — Zresztą to mercedes bardziej ucierpiał. — dodał z nieznacznym uśmiechem, a obcy akcent zakradł się do jego angielskiego. Choć wykazywał dużą swobodę w posługiwaniu się drugim językiem, nie mógł wyzbyć się charakterystycznego, latynoskiego akcentu.
OdpowiedzUsuńGdy się pochyliła i zaczerpnęła głębszego oddechu przysunął się jeszcze bardziej układając dłoń na jej plecach. Jakby w każdej chwili gotowy był podtrzymać ją, gdyby jednak zachwiała się na własnych nogach. Z tego co wiedział była już w mocno zaawansowanej ciąży i choć nie przyjechał tu by dbać o jej stan zdrowia to jednak nie powinna teraz machać na to ręką, do tego zdawała się zdenerwowana.
— Jednak nalegam na tego lekarza. Lepiej tego nie bagatelizować, wiele objawów może maskować szok lub adrenalina. — wyjaśnił rzeczowo, ale spokojnie. On jedynie poczuł mocne szarpnięcie, nie uderzył się w głowę, ani nic innego. — Rozgość się, a ja przepchnę drugie auto na bok, by nie przeszkadzało. — skinął w stronę swojego samochodu i otwartych drzwi. Nie umknęło jego uwadze, że cała się trzęsła i zapięła kurtkę pod samą brodę. Choć wiosna zbliżała się wielkimi krokami, pogoda w Nowym Jorku wciąż nie rozpieszczała. Sam dość mocno odczuwał zimny wiatr prześlizgujący się po skórze. Nie był przyzwyczajony do tego typu pogody, klimat słonecznego Meksyku zdecydowanie bardziej mu odpowiadał.
Odsunął się od dziewczyny o podszedł do mercedesa. Zwolnił hamulec ręczny i na tyle na ile mógł przepchnął samochód jeszcze bardziej na pobocze. Samochód nie był mocno uszkodzony, ale podejrzewał, że w przypadku kogoś takiego łatwiej było zafundować sobie nowy niż bawić się w naprawy. Mimo wszystko w między czasie zadzwonił do zaufanego mechanika, który miał zabrać samochód i zająć się wymianą uszkodzonych elementów.
Cofnął się z powrotem do suva. Obrzucił Balnchard szybkim spojrzeniem.
— Wszystko w porządku? — dopytał podając jej torebkę, którą zabrał z jej samochodu. To była dobra okazja, by móc zamienić z nią kilka słów, spędzić odrobinę czasu. Przecież po to się tu właśnie znalazł, choć nie planował by ich pierwsze spotkanie wyglądało właśnie w taki sposób. Ale może to i lepiej.
— Może mam kogoś powiadomić?
— Lekarzem może i nie i choć nie traktuję ciężarnych kobiet jak tych obłożenie chorych, lepiej to sprawdzić. Zwłaszcza jeśli miałaś dziś ciężki dzień. — wytłumaczył się z nieznacznym uśmiechem przecinającym twarz. Gdyby wpadł na kogoś innego, a raczej kto inny wjechał by w niego na czerwonym nie omieszkałby załatwić tej sprawy w zupełnie inny sposób, choć pewnie pominąłby interwencję policji. Tej lepiej było nie mieszać w swoje sprawy nawet jeśli chodziło tylko o głupią stłuczkę.
OdpowiedzUsuńSkinął głową, gdy dziewczyna wyciągnęła z torebki zestaw do pomiaru poziomu cukru. Zerknął z ukosa na Octavię, gdy mierzyła sobie cukier i gdy następnie napisała krótką wiadomość. Może odrobinę był zaskoczony, że nie postanowiła poinformować ojca dziecka o zdarzeniu, ale nie miał zamiaru się wtrącać w nieswoje sprawy, choć komplikacje między nią, a młodym Howardem wiele, by mu ułatwiły, a z tego co zasłyszał, Howardowie nie należeli do... najrozsądniejszych osób w Nowym Jorku. Nie mógł jednak bagatelizować chłopaka obojętnie jak wielkim dzieciakiem by nie był.
— Nie ma problemu. — odpalił silnik i włączył się do ruchu kierując w stronę najbliższego szpitala. — Nie szkodzi. To tylko zbita lampa i trochę wygiętego plastiku. — odparł wzruszając ramionami. Nie przywiązywał się zbytnio do swoich samochodów, tych miał sporo w swoim garażu zresztą niekiedy było trzeba się ich pozbyć, w ten czy inny sposób.
— Masz mnie, już szykowałem niewybredny komentarz na ten temat. — odparł zatrzymując się na światłach. — Przynajmniej nie jesteś blondynką za kierownicą. — dodał z lekkim rozbawieniem. Nie miał nic do kobiet za kierownicą póki skupiały całą swoją uwagę na drodze, a nie poprawie makijażu we wstecznym lusterku, a i na takie przypadki napatoczył się.
— Więc, co tak bardzo wytrąciło cię z równowagi? Jeśli mogę spytać. — zagadnął ruszając dalej. Spojrzał przelotnie na dziewczynę, a by nieco złagodzić atmosferę sięgnął do radia i odpalił je wyłapując jedną z rodzimych stacji.
— Tak w ogóle, Mateo. — przedstawił się używając jedynie imienia. Nie musiała wiedzieć wszystkiego, a choć siedziała w Nowym Jorku z daleka od rodzinnych interesów, co nie co na pewno wiedziała i nie była w pełni odsunięta od biznesu, z którego żyli jej bliscy, a który tak dobrze ukrywali przed wścibskimi spojrzeniami prasy.
Jackson siedział w apartamencie czując jak ogarnia go błoga nieświadomość tego co dzieje się wokół. Odpalił jedynie muzykę. Nagrał kilka relacji jak to niby świetnie się bawi i zaprosił kilkoro znajomych, którzy mogliby mu potowarzyszyć po czym odrzucił telefon gdzieś na kanapę. Niby słyszał dźwięk dzwonka, ale nie sięgał po niego. Mało go obchodziło co działo się w wielkim świecie.
Cornelia była stworzona do szybkiego tempa. Nie radziła sobie w momentach, kiedy nie robiła absolutnie nic. Oczywiście to się nie tyczyło momentów, kiedy na rajskiej wyspie przechadzała się po plaży bez sandałów i pozwalała, aby ciepły piasek muskał ją w stopy. Potrafiła nic nie robić, ale nie umiała tego robić, kiedy wiedziała, że ma coś do zrobienia. W Nowym Jorku zawsze coś się działo, ciągle gdzieś musiała być. Od razu po powrocie pojawiła się na Fashion Weeku, potem miała sesję do marcowej okładki Harper’s Baazar czy teraz pracowała nad ulepszaniem swojej marki. Poza nową kolekcją miała do przeglądu to, co było już zatwierdzone parę tygodni temu. Nowy drop miał się pojawić w przyszłym tygodniu. Jej pobyt na Seszelach wcale nie był taki nieowocny, bo wraz z Ophelią porobiły masę zdjęć w strojach kąpielowych, które jeszcze nie były nawet do podglądu na stronie. To wcale nie był taki leniwy wyjazd, jak mogłoby się wydawać.
OdpowiedzUsuńStarała się robić też dobrą minę do złej gry, ale wino było paskudne. I chyba obie wyszłyby lepiej na tym, gdyby po prostu napiły się wody z limonką. Przynajmniej nie musiałyby udawać, że im to smakuje.
— Wiesz co, wylejmy to — powiedziała odstawiając kieliszek — nigdy w życiu nie piłam nic tak paskudnego. Nie krzywdź tego dziecka, jak już ma posmakować wina to niech chociaż będzie to najlepsze z możliwych, a nie jakaś marna podróbka.
Odstawiła kieliszek na stolik i nie zamierzała już nawet patrzeć w stronę butelki czy kieliszków. To naprawdę był kiepski pomysł. Powinna sama coś wybrać albo zjawić się z butelką wody mineralnej. Przynajmniej ona by im smakowała i nie krzywiłyby się przy każdym łyku. Istne tortury. Cornelia nie zamierzała dyskutować dalej na temat przeznaczenia procentu ze sprzedaży na dzieciaki. Była gotowa na to pójść, bo to przede wszystkim dobrze wpływało na ich wizerunki, a podejrzewała, że cała kolekcja rozejdzie się jak świeże bułeczki i ludzie będą się dobijać o kolejne dropy.
— Jestem bardzo zorganizowaną osobą, Tay. Wszystko sobie przemyślałam przed wyjazdem na Seszele. Jak mnie nie było moja asystentka rządziła wszystkim i bogom niech będą dzięki za Emilię, bo nie wiem co bym bez niej zrobiła. Ta dziewczyna to złoto — odpowiedziała. Sama nigdy by nie ogarnęła wszystkiego, a Emilia po prostu to robiła wraz z masą innych obowiązków. Właściwie to nie tak, że nie ogarnęłaby, a po prostu… nie chciało się jej robić pewnych rzeczy. — Świetnie. Jesteśmy w takim razie umówione. Wysłać po ciebie kierowcę, ktoś cię podwiezie czy sama się dostarczysz?
— Och — krótkie westchniecie wyrwało się spomiędzy jej ust, gdy powiedziała, że się rozstali. — Czyli prawda. Widziałam się z nim parę dni temu, ale nie mówił mi o wszystkim. Pewnie to chwilowe i zaraz do siebie wrócicie, przecież młoda jest w drodze. Nie zostawiłby cię tak samej ze wszystkim.
A prawdę mówiąc Cornelia nie była taka pewna swoich słów. Jackson i ona byli do siebie podobni pod pewnymi względami. Ona będąc na jego miejscu uciekłaby od takich obowiązków i nie chciałaby brać na siebie nic co miałoby związek z bawieniem się w dom. Wolała imprezy, przypadkowe znajomości i swobodę.
— Albo to tylko gorszy tydzień i raz dwa znów nie będziecie widzieć poza sobą świata.
Nel
— Ładnemu we wszystkim do twarzy. — podsumował. Jakikolwiek był jego stosunek oraz powód dla, którego się tutaj znalazł, nie mógł odmówić dziewczynie wdzięku oraz urody. Nawet jeśli była w ciąży.
OdpowiedzUsuńPokiwał nieco głową na jej wyjaśnienie. A więc problemu w raju nie były jedynie zasłyszanymi plotkami. Nic dziwnego, gdyby przypomniał sobie siebie w ich wieku, nie zareagowałby radośnie na wieści o rodzicielstwie, był okres kiedy kompletnie nie nadawałby się na materiał na ojca. Z czasem jednak dojrzał i zrozumiał ogromną wartość rodziny. Ojciec wraz z matką wpajali mu, że ich ludzie są najważniejsi, że trzeba brać za nich odpowiedzialność. To właśnie starał się robić. Nigdy też nie zostawiłby na lodzie kobiety, która nosiła jego dziecko pod sercem. Może też był już w takim wieku, że taka wiadomość po prostu by go ucieszyła. Zawsze, gdy myślał o przyszłości wyobrażał sobie duży dom wypełniony śmiechem dzieciaków.
— Nawet jeśli ojciec się zmył, dasz sobie radę. — obdarował ją lekkim uśmiechem, krótko zerkając w jej stronę.
— Okolice Tijuany. — odparł. Było to niedaleko granicy ze Stanami, ale miasto pomimo dużego zaludnienia nie cieszyło się dobrą sławą. W dużej mierze przyczyniły się do tego rodziny takie jak jego, ich działania poza marginesem i granicami prawa.
Mógł podać jej kilka faktów, tak naprawdę nie mogłaby wpaść na to kim jest, a raczej z której rodziny pochodzi. Być może jej brat, ale przy Octavii mógł czuć się swobodnie
— Masz rodzinę w Meksyku? — zagadnął niby zaciekawiony jej spostrzeżeniami na temat akcentu.
Mateo nie miał zbyt wiele czasu na uczucia, a i nie zawsze w jego życiu był odpowiedni moment na nie. Jednak nigdy nie bronił się rękoma i nogami przed związkami, a tym bardziej przed ewentualną odpowiedzialnością. Jego krzywa wartości była bardzo różna, niektóre cechy cenił sobie bardzo mocno, inne aspekty życia nie miały dla niego większego znaczenia. Choć jego rodzina cieszyła się wpływami od pokoleń i mieli pieniądze, wychowały go ulice Meksyku, twarde zasady. Niektóre widoki zapadły mu głęboko w pamięć i nie robiły na nim wrażenia. Wiedział, że dzieciaki z bogatych rodzin wychowywane są zupełnie inaczej. Nawet Blanchard, ale nie oceniał dziewczyny i jej wyborów, nie po to się tutaj znalazł.
OdpowiedzUsuń— Piękne miejsce. — przytaknął. Znał ich rodzinne strony od podszewki, wielokrotnie mieszkając to w jednym to w drugim miejscu.
— Można tak powiedzieć. Mam kilka spraw do załatwienia w Nowym Jorku, pewnie trochę tu zabawię. Moja rodzina od lat siedzi w handlu, można powiedzieć że staramy się wygryźć konkurencję. — odparł uśmiechając się nieznacznie. Poniekąd mówił jej prawdę. Ciekawiło go jakby zareagowała gdyby wiedziała co było jego prawdziwym interesem i powodem pojawienia się w Stanach.
— Dziewczynka, czy chłopiec? — zagadnął skinąwszy w stronę jej zaokrąglonego brzucha. Sam nie wiedział z jakiej pociechy cieszyłby się bardziej, chociaż chyba nie miało to dla niego większego znaczenia.
Skręcił w kolejną ulicę, a w oddali rysował się już szyld szpitala.
Spojrzał na nią. Dobrze wiedział co wywołało ten ściszony głos i nutkę niepewności. Handel im obojgu był bliski, może jej niekoniecznie. Z tego co się orientował nie była mocno zaangażowana w biznes, który prowadziła rodzina od strony matki dziewczyny. Lepiej dla niej, zwłaszcza teraz.
OdpowiedzUsuńRodzina Mateo zajmowała się głównie przemytem, w zależności od zapotrzebowania były to głównie prochy i broń. Na tym właśnie się dorobili, a w drodze na sam szczyt zostawiali za sobą wiele innych rodzin, karteli. Teraz na ich drodze stała rodzina Octavii. To był konflikt interesów, a jego rolą było wywołanie zamieszania. Czego ona oczywiście nie mogła wiedzieć. Różniło ich bardzo wiele, a jeszcze więcej łączyło.
— Owszem ma. Możesz to dowolnie zinterpretować. Na tą chwilę nie będę zawracał ci tym głowy. — wytłumaczył opierając ramiona o kierownicę, gdy zatrzymali się przed szpitalem. Przeniósł wzrok z wejścia do placówki na brunetkę siedzącą jeszcze obok. Przyglądał się rysom jej twarzy, zmęczeniu które zakradało się do jej ciemnych tęczówek. Uniósł nieznacznie kącik ust i skinął głową.
— Dziewczynka. — powtórzył spoglądając gdzieś przed siebie. — Oby wdała się w ciebie. — dodał znów spoglądając na brunetkę i w ciszy przysłuchując się jak próbuje gdzieś się dodzwonić, jednak z widocznym rozczarowaniem odpowiadała jej poczta głosowa. — Powodzenia i może do zobaczenia. — Mateo doskonale wiedział, że ich drogi z pewnością się skrzyżują. Miał zamiar tego dopilnować.
— Zapomniałbym, odstawię ci samochód. Wyślij mi w wolnej chwili adres. — Poprosił zapisując na małej karteczce swój numer. Wsunął go do torebki dziewczyny. Skoro miał się wkupić w łaski, naprawa samochodu była całkiem dobrym pierwszym krokiem w tym kierunku. — Lub gdybyś potrzebowała czegokolwiek innego. — dodał po chwili zastanowienia. Posłał jej uśmiech, gdy wysiadała z samochodu. Odprowadził ją spojrzeniem, a gdy zniknęła za drzwiami szpitala, uśmiech zniknął z jego twarz. W końcu wrzucił bieg i ruszył w stronę hotelu.
Cornelia lubiła być zajęta, czego na pierwszy rzut oka nie można było o niej powiedzieć. Była próżna, lubiła drogie ubrania, dodatki i luksusowy styl życia, który jeszcze na długo przed narodzeniem zaoferowali jej rodzice. Urodziła się wśród elity, wychowywała wśród nich i była typowym dzieckiem, które zawsze dostaje to, czego tylko by chciała. Nie musiała tak naprawdę robić nic w życiu i zapewne dla większości nic nie robiła. Miała możliwość pójścia na najlepsze uczelnie w kraju, ale również i poza nim. Uczyła się dobrze, nawet to lubiła, ale prawda była taka, że nie do końca chciała i też nie wiedziała co mogłaby robić. Medycyna ją odrzucała. Mimo, że jej matka była lekarzem i starszy brat to na samą myśl o babraniu się w kimś robiło się jej niedobrze. Nie widziała się w takim zawodzie. Jako prawnik czy adwokat również się nie widziała, choć do wykłócania się była zawsze pierwsza, a ze swoim charakterkiem na pewno poradziłaby sobie wśród cwaniaków, którzy twierdziliby, że kompletnie się do tego nie nadaje i próbowaliby ją zmiażdżyć. Chciała wykorzystać to, co dawało jej życie. Wyrabiała obecnie własną markę i zamierzała się zapisać na swój sposób w historii mody. Pracowała jako modelka, młoda bizneswoman, która już miała w głowie kolejne pomysły na rozszerzenie marki i bardzo chciała mieć własną linię kosmetyków, ale to był pomysł na później. W dodatku przy obecnych już kultowych markach mogłaby mieć mały problem, aby się wybić. Czas po prostu do tego typu zagrywek nie był dobry i musiała zaczekać na lepszy, co nie oznaczało, że nic nie robiła w tym kierunku. Robiła, ale po cichu i bez gadania o tym, kiedy popadnie. Po co zapeszać?
OdpowiedzUsuń— Cudownie. Nie mogę się doczekać, będzie świetnie. Obiecuję — odpowiedziała i klasnęła w ręce zachwycona. Była pewna, że ta współpraca okaże się świetnym pomysłem, a one obie będą bardzo zadowolone. Gdyby nie to, że Octavia była w ciąży to Cornelia już w pierwszy weekend zaciągnęłaby ją na imprezę, aby świętować. Cóż, w praktyce nic nie stało im na przeszkodzie i wciąż mogła ją zabrać, ale nie wiedziała czy jej przyjaciółka miałaby na to ochotę.
Może jednak nie powinna zaczynać tego tematu. Zdecydowanie lepiej było się zamknąć, bo jeszcze powiedziałaby coś, czego powiedzieć nie powinna.
— Rozumiem. Szkoda, że wam nie wyszło. Byliście… cóż, chyba na językach wszystkich — stwierdziła i posłała brunetce delikatny uśmiech. — Dogadacie się co do opieki nad nią? Wybacz, jeśli nie masz ochoty o tym rozmawiać to możemy zmienić temat. Albo wybrać się na zakupy. Co ty na to? Może do Saksy? Weszła nowa kolekcja Valentino i mają nieziemskie hologramowe platformy, które koniecznie muszę mieć. Dla przyszłego MILFA i bąbelka też coś znajdziemy. Na mój koszt.
Nel
[ Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńDziękuję za powitanie i tak miłe słowa, cieszę się, że karta spotkała się z tak ciepłym odbiorem <3 Ja za to pochwalę opowiadanie, które przysłoniłam. Bardzo fajnie i lekko napisane i choć nie znam losów wspomnianej tam dwójki to mocno trzymam kciuki za Octavię, by poradziła sobie w nowej rzeczywistości. Ah ci faceci ;D
Na wątek chętnie się skusimy, choć nie wiem od której strony ich ugryźć... Ten mój gość to głównie przesiaduje szczelnie zamknięty w wynajętym hotelowym apartamencie, niekiedy wymyka się po kawę i kieruje się do studia nagraniowego. No ewentualnie pojawi się na eventach i innych kampaniach. ]
Hyunjin
[ Możemy pójść w tym kierunku. Hyunjin niemal do perfekcji opanował sztukę kamuflażu i tylko wprawne oko może go od tak wypatrzeć pomiędzy ludźmi. Może jednak jak zobaczy, że paparazzi czai się na niemowlaka i młodą dziewczynę to odsłoni twarz, by odwrócić od niej uwagę? Ewentualnie może wyrwać natrętowi aparat i wyrzucić go do śmietnika, bo dobrze wie jak nieznosi mogą być paparazzi :D No i pewnie będzie ciekawy co to za wyjątkowe dziecko co już wzbudza tyle zainteresowania xD ]
OdpowiedzUsuńHyunjin
Jackson natomiast nie poczuł nagłego przypływu ojcowskiego instynktu. Cała ta sytuacja chodziła mu po głowie, choć starał się ją zepchnąć w najciemniejsze czeluści swoich myśli. Odwracał uwagę tym co zawsze, innym towarzystwem, czy wyjściem na miasto. To skutecznie zagłuszało wyrzuty sumienia, z których dzięki temu nie zdawał sobie sprawy. Całe zamieszanie z dzieckiem dosięgło go tylko w momencie, w którym sięgał po telefon i odpalał social media. Te huczały od plotek na temat porodu, ich domniemanego rozstania i tego jak mała Ayla wygląda. Oczywiście dorabiali sobie do wszystkiego własną ideologię, ale ignorował wszystko co do niego docierało, komentując wszystkie bzdury krótkim prychnieciem. Media potrafiły stworzyć historię z niczego.
OdpowiedzUsuńZerknął na telefon, gdy ten poinformował go o otrzymaniu kolejnej wiadomości. Oderwał się na moment od komputera i przeczytał wiadomość od Octavii. Poniekąd spodziewał się wiadomości od dziewczyny, w końcu wielu powiedziałby, że teraz łączy ich całkiem sporo. Jednak po tym jak wypłynęły zdjęcia jego i Nel nie wiedział czego może się spodziewać. Octavia zapominała o wielu jego wybrykach jednak to… nie mógł przewidzieć jej reakcji, choć SMS o spakowanych rzeczach całkiem dobitnie pokazywał jej stanowisko. Sam o nich kompletnie zapomniał.
Podjadę niedługo. Odpisał krótko.
W przeciągu godziny był już na miejscu. Wjechał na odpowiednie piętro i stanął przed drzwiami lekko pukając. Nie chciał wchodzić jak do siebie, a zresztą zostawił ostatnim razem klucze.
— Cześć. — przywitał się wchodząc do środka, gdy Tay mu otworzyła. — Dobrze wyglądasz. — dodał przyglądając się brunetce. Pogubił się w rachubie i sam nie pamiętał ile dni minęło od jego wizyty w szpitalu, ale rzeczywiście wyglądała dobrze.
Jack
[Odezwałam się na HG;D]
OdpowiedzUsuńNel
Dostrzegł nikły uśmiech wstępujący na twarz Octavii, słyszał spokój w jej głosie i nawet jeśli to wszystko były pozory, to miał zamiar się ich trzymać. Zwłaszcza, że we własnej głowie nie zrobił niczego szczególnie złego. Może i przespał się z jej bliską przyjaciółką, ale tak naprawdę, czy wciąż byli w związku? Mieszkali osobno, a ostatni czas pokazał jedynie, że nie potrafili dojść do porozumienia. Tamtego dnia, gdy wyszła od niego pozostawiając po sobie echo zatrzaśniętych drzwi i rozsypane na podłodze prochy, wziął to za koniec. Nie trzymał się kurczowo tych dobrych chwil, które przeżyli bo i po co skoro nie potrafili do tego wrócić? Z różnych powodów. Jackson wolał się otrząsnąć, pójść na przód, wrócić do tego co znane i bezpieczne. Odreagować.
OdpowiedzUsuńWszedł w głąb mieszkania utrzymując spojrzenie na Octavii. Uniósł lekko brew i nieco się rozluźnił, gdy zaproponowała whisky.
— Proponujesz mi drinka? — Spodziewał się, że wciśnie mu w ręce kartony i każe znikać, a tu proszę taka miła niespodzianka. Octavia zawsze wydawała mu się stanowczą dziewczyną, która nie da sobą manipulować, a jednak jemu wszystko uchodziło na sucho i jeszcze witała go uśmiechem. Zaczynał wierzyć, że nie było granic, które by mu postawiła.
— Niech będzie, najwyżej odbiorę auto jutro. — przytaknął. Nie biorąc pod uwagę całego zamieszania z dzieckiem i epizodu w szpitalu, miał całkiem dobry humor, powrót do dawnych zwyczajów zdawał się mu służyć. Jednak wciąż musiał zagłuszać ten cichy głosik, który szeptał mu do ucha jak bardzo tęskni za samą Octavią. Wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby nie ciąża, wiedział to. Nigdy nie pakował się w stałe relacje, a jednak Octavia wciąż nie dawała mu spokoju i nie mógł od tak o niej zapomnieć. Obojętnie ile nie wlał w siebie alkoholu i ile kresek by nie wciągnął.
Uśmiechnął się nieznacznie i sięgnął po szklankę, którą napełniła Tay.
— A ty? Pijesz, czy karmisz? — zapytał przyglądając się jej uważniej. Jakkolwiek mocno zaangażowała się w to wszystko i nie chciała zrzucać odpowiedzialności na dziadków, czy niańki, musiała tęsknić za całą resztą. Aż tak bardzo nie różniła się od wszystkich w ich wieku. Od wszystkich tych rozpieszczonych dzieciaków, którymi ostatecznie byli.
Parsknął śmiechem i pokiwał lekko głową na jej odpowiedź i jak ochoczo sięgnęła po wino, normalne wino. Jackson wiedział, że nie mogło być tak jak dawniej, nie odkąd między nimi pojawił się ten mały człowiek śpiący za ścianą obok. To zmieniło wszystko. I nawet teraz, choć chcieli zwyczajnie porozmawiać i Jackson nie stawiał sobie za punkt honoru wywołania kolejnej kłótni, czuł że między nimi również wiele rzeczy uległo zmianie. Może nie uczucia, ale najzwyczajniej w świecie czuł się… dziwnie. Było tyle tematów i spraw, których oboje nie chcieli poruszyć lub z różnych względów nie mogli, tajemnice i wysoki które ujawniała przed nimi Plotkara, a nie oni sami. O pewnych rzeczach nie musieli mówić, Jackson nie miał problemu z zamiataniem spraw pod dywan i udawaniem, że one nie istnieją. I nie żeby był ekspertem od zdrowych relacji międzyludzkich, ale czy na takich podstawach dało się zbudować związek? A jemu znów spodobało się życie singla.
OdpowiedzUsuń— Buzia na kłódkę. — obiecał wykonując gest przekręcania kluczyka na ustach i wyrzucenia go za siebie.
Wzruszył ramionami.
— Dobrze. W firmie sporo się dzieje, ojciec podpisuje nowy przetarg na spore zamówienie. Spotkałem się z kilkoma osobami, z którymi dość długo się nie widziałem… — urwał i raz jeszcze wzruszył ramionami. W to nie chciała się zagłębiać, on chyba również nie. Wszystko jasno przedstawiła Plotkara nie pozostawiając miejsca na niedomówienia. — Nic specjalnego w sumie. — dodał sącząc powoli drinka. — U ciebie? Jak minął pierwszy tydzień? — domyślał się, że nie było lekko, że może i powinien zaproponować pomoc, sęk w tym, że nie chciał się w to wszystko za bardzo angażować. Gdy sam za wiele się nie interesował dzieckiem, media i złośliwi znajomi również zostawili go w spokoju skupiając się głównie na Octavii. Miał po dziurki w nosie komentarzy, że dał się wrobić w dzieciaka, że nic z tym nie zrobił, że został tatusiem. Przynajmniej niektórzy mieli ubaw po pachy. — Ayla daje ci w kość?
Gdyby miał przed sobą kogoś innego niż Octavia, inną nawiną dziewczynę wykorzystałby to ślepe zauroczenie jeszcze bardziej nie zważając na złamane serce i morze łez, które mogłaby wypłakać z jego powodu. Zwykle takie sytuacje go bawiły, jak ktoś tak bardzo mógł dać owinąć się wokół palca, dać się złamać z powodu jakiejś miłostki. Bawił się świetnie wykorzystując naiwność dziewcząt. Dostarczało mu to wiele rozrywki, ale nie tylko jemu. Wielu z nich zabawiało się kosztem innych, nie bacząc jak to może wpłynąć na czyjeś życie. Liczyła się tylko dobra zabawa.
OdpowiedzUsuńJednak Octavia była tym jednym nieznośnym wyjątkiem od reguły. Niekiedy śmiał się z samego siebie. Jak to mówią ogień zwalczaj ogniem. Nie był święty w tej relacji, daleko mu było do chodzącego ideału, a jednak wciąż wracał po więcej, wciąż mu się nie nudziła, wciąż go pociągała. To było nieznośne, że nie mógł się otrząsnąć jak wiele razów wcześniej.
— To dobrze. — że miała kogoś kto ją wspiera. On schował głowę w piasek, jednak nie czuł się nadto winny. Przecież otwarcie mówił jaki ma do tego stosunek. Nie znał się na dzieciach, nie miał tego samego instynktu rodzicielskiego, który przebudził się u Octavii. A Ayla... w tedy w szpitalu wydała mu się tak krucha i delikatna, a ona nie był ani ostrożny, ani delikatny w obchodzeniu się z innymi, a co dopiero z takim maluchem.
— Z tymi genami to raczej wkrótce się zmieni. — zaśmiał się pod nosem wiedząc, że żadne dziecko nie jest wiecznym aniołkiem. Weźmy jego na przykład, był okropnym dzieckiem, tym który wiecznie robił na przekór dorosłym, ciągle płakał i ciągnął koleżanki za włosy. Nie mógł usiedzieć w miejscu i ponoć odkąd tylko nauczył się czołgać próbował znikać opiekunkom z oczu. On niezbyt to pamiętał, ale do dziś samodzielność i niemożność usiedzenia w jednym miejscu się go trzymały. Nie lubił nudy. Aylę przed wpływem jego najgorszych cech chroniła Octavia, wiedział że sprawdzi się dobrze w roli matki. Z pewnością będzie taką matką, której on nigdy nie miał... szybko jednak odgonił od siebie te posępne myśli.
— Byle nie jakieś ckliwe romansidło. — zgodził się z lekkim uśmiechem. Miła odmiana od ciągłych awantur.
Złapał szklankę i ruszył w stronę salonu, jednak przystanął w połowie drogi do kanapy. Zastukał palcem o szklankę zerknął na przymknięte drzwi w głębi korytarza. Trzeci pokój, który jeszcze nie tak dawno temu był składzikiem na niepotrzebne graty. W duchu wywrócił oczami na własne zachowanie, otrząsnął się i przeszedł do salonu popijając whisky.
[ W porządku, w takim razie czekamy cierpliwie na początek <3 ]
OdpowiedzUsuńHyunjin
— Szybcy i Wściekli to arcydzieło zwłaszcza pierwsze części. — odparł z udawaną powagą. — Ale skoro tego nie dostrzegasz to musimy obejrzeć wszystkie części po kolei. Te wszystkie samochody... — przyłożył dłoń do serca po czym opadł na kanapę obok Octavii z szerokim uśmiechem. Mógł sobie kupić nawet kilka takich samochodów i to bez większego uszczerbku finansowego, jednak to nie było to samo co te konkretne sztuki w filmie. Miał sentyment do niego, a za dzieciaka Szybcy i Wściekli lecieli w domu na okrągło do znudzenia wszystkich, którzy znajdowali się pod dachem. Później doszedł jeszcze Harry Potter, którego z równą chęcią katował.
OdpowiedzUsuń— Następnym razem dam się skazać na jakieś romansidło. — obiecał wyszukując film. Potrafił docenić filmy z różnych kategorii jednak nie było co ukrywać, właśnie na tych ckliwych, mdłych i przesłodzonych filmach zasypiał najszybciej. Nie rozumiał fenomenu niektórych filmów, ale może to dlatego, że nigdy nie próbował zrozumieć dziewczyn i ich wyssanych z palca oczekiwań.
Już po chwili film zaczął lecieć. Jackson raz jeszcze zerknął w stronę trzeciego pokoju. Zaśmiał się pod nosem.
— Rzeczywiście ma kamienny sen. — stwierdził kręcąc lekko głową. Cóż jego również ciężko było obudzić i postawić na nogi zwłaszcza o poranku, a nim doszedł do siebie mijało sporo czasu. Dlatego zwykle pierwsze wykłady na uczelni spędzał na drzemce, a później musiał brać notatki od kogoś lepiej ogarniętego. Zwykle też za tym stała nieprzespana noc, ale nie zawsze. To Octavia była rannym ptaszkiem i potrafiła ogarnąć wiele rzeczy, gdy on spał w najlepsze. Później w pośpiechu musiał się ogarniać, by wyrobić się na ustaloną godzinę i choć nie lubił ludzi, którzy się spóźniają jemu zdarza się to nagminnie.
— Prosze bardzo, następnym razem będzie maraton horrorów. — To była miła odmiana, swobodna rozmowa o niczym, planowanie zwykłego popołudnia. Jakby nic złego się nie wydarzyło. To bardziej mu odpowiadało, było bardziej w jego stylu. Swobodne życie, zatrzymanie się na krótką chwilę, by po chwili gnać dalej do przodu. To było samolubne, ale czy kiedykolwiek się tym przejmował? Nie.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się lekko.
— Spektakularne wybuchy? — powtórzył zerkając na Octavię. — Trochę, z każdą kolejną częścią jest ich coraz więcej. — wyjaśnił krótko z uśmiechem błąkającym się po twarzy. Objął ją ramieniem przygarniając bliżej siebie. Ostatni raz, gdy wszystko było względnie dobrze, było na ich wspólnym wypadzie na Madagaskar. Jackson wtedy zapomniał o calutkim świecie, Nowy Jork przestał dla niego istnieć tak jak i wszelkie problemy. To były ponad dwa tygodnie życia w bezpiecznej bańce, którą stworzył, dlatego tak ciężko i niechętnie wracał. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko w przeciwnym kierunku do tego co chciał.
Oglądali w spokoju film, a Jackson co jakiś czas wtrącał bardzo istotne uwagi na temat danego samochodu, czy wątku rozwiewając wszelkie wątpliwości, które mogłaby mieć Tay. Znał ten film na pamięć. Gdzieś w połowie filmu Ay dała o sobie znać głośnym płaczem.
— Oho, chyba jednak wychodzi z niej mały gremlin. — stwierdził zerkając przez ramię na drzwi od pokoju. Przecież dla niego nie było czymś oczywistym, że to całkiem normalne, że dzieci co parę godzin budzą się i komunikują ze światem w ten sposób. Okej, i tak spędzili w spokoju względnie dużo czasu jak na ich ostatnie możliwości. Wyraźny płacz sprawił, że miał ochotę szybko się ewakuować, ale uparcie trzymał tyłek na kanapie nie dając po sobie poznać, że robi to na nim jakiekolwiek wrażenie.
Przyszło mu na myśl kilka różnych miejsc, w których mógłby się znaleźć i bez przeszkód bawić się w najlepsze. Przeszło mu przez myśl towarzystwo, w którym mógłby się bawić. Kluby, czy nawet adresy mieszkań pod które bez cienia zwahania mógłby zawitać, jednak nie ruszył się z miejsca, z kanapy u Octavii wpatrując się w ekran telewizora i zastopowany film. Wziął głębszy oddech, dopił do końca zawartość szklanki i podniósł się z miejsca. Płacz po krótkiej chwili ustąpił, a gdy stanął w progu spostrzegł Octavię z Aylą, którą starała się z powrotem uśpić. Oparł się ramieniem o framugę drzwi i przypatrywał się im w ciszy, wsłuchiwał się w głos Tay, która nuciła małej nieznaną mu kołysankę. Kąciki jego ust nieznacznie drgnęły układając się w uśmiechu. Przypomniał sobie melodie, które nuciły mu nianie... Niańki... Dlaczego nie chciała odciążyć się pomocą kogoś z zewnątrz?
OdpowiedzUsuń— Nie chcesz żeby ktoś ci pomógł? Każde z nas miało wianuszek opiekunek. — zagadnął cicho, by niepotrzebnie nie zwrócić uwagi Ayli. Octavia miała przy sobie rodziców, dziadków i z pewnością brata, który pewnie teraz obmyślał plan jak się go pozbyć z życia Octavii na dobre, ale wciąż mogła mieć przy sobie kogoś kto będzie na każde skinienie. Kogoś kto weźmie na siebie nieprzespane noce, kolki i każdy płacz dziecka... Octavia nie musiała zgrywać bohatera. Nie potrafił tego pojąć, tej bezinteresowności, której nie znali. Mogli by dalej pochylać się nad kieliszkiem wina, skupiać na filmie i swoim towarzystwie, a mała Ayla byłaby w świetnych rękach.
Przygryzł nieco wargę po czym odepchnął się od ściany i podszedł bliżej, stając tuż za Octavią. Spojrzał ponad jej ramieniem na Ay, która wpatrywała się swoimi dużymi oczami wprost w Tay. Sam nie potrafił stwierdzić do kogo była bardziej podobna, a może nie chciał dostrzegać tych podobieństwa... To było całkiem dziwne i obce doświadczenie, spoglądanie na własne dziecko.
Zamilkł i nie odpowiedział na jej pytanie. Nie wiedział co odpowiedzieć, bo tak naprawdę miała sporo racji w tym co powiedziała. Jej poglądy wyróżniały się na tle ich znajomych, na tle jego własnych przekonań, nie była jedyną, ale niewielu z nich znało domowe ciepło i miało kochających rodziców, którzy mieli chęci i przede wszystkim czas na zajęcie się dzieckiem. Jackson wychowywał się sam mając do swojej dyspozycji opiekunki i kolegów. Nie był chcianym dzieckiem, więc czego mógł się spodziewać? Nie był nawet tym dzieckiem, które przyszło na ten świat by przejąć schedę po rodzicach. Owszem zdarzało mu się chodzić na przyjęcia i spotkania w ich imieniu, ale równie dobrze mogli poradzić sobie z tym bez niego. Octavia dorastała w przekonaniu, że jest chciana i kochana. Miała w sobie dużo tej miłości, wielokrotnie jego nią obdarzała, czuł to promieniujące od niej dobro. Była lepsza od wielu z nich. Dlatego też chyba nie potrafili dojść do porozumienia, on nie rozumiał jej natomiast Octavia nie była w stanie postawić się na jego miejscu. Jackson nie tylko nie chciał dziecka, nie wiedział jak to wszystko powinno wyglądać, jakim być w stosunku do własnej córki. Nie chciał rezygnować z dotychczasowego życia, ale i nie chciał popełniać błędu przy Ayli. Trzymanie się na dystans zdawało się prostsze i znajome.
OdpowiedzUsuńGdyby wyjechała z Nowego Jorku dobrze wiedział co by zrobił. Został tu gdzie był. Miał tutaj wszystko, pracę, uczelnie, znajomych. Świat, w którym był jak ryba w wodzie. Był zbyt samolubny, by zrezygnować z tego nawet dla Octavii. Ale może coś w tym było, że jej byłoby lepiej z daleka od tego bałaganu i wścibskich spojrzeń, a ostatecznie także i od niego. Jackson też nie chciał już więcej obiecywać jej idealnego związku, stabilizacji, wierności… tych wszystkich rzeczy, których i tak nie mógł jej dać.
— Poproszenie o pomoc to nic złego. — Nie musiała robić wszystkiego sama, chociaż to on był tym, który powinien jej pomagać.
Pokiwał głową i dał się zaciągnąć z powrotem przed telewizor. Objął ją ramieniem, gdy oboje znów siedzieli na kanapie. Skupił się na filmie, choć jego myśli dryfowały wokół innych rzeczy.
Przymknął na krótką chwilę powieki, gdy poczuł jej delikatny dotyk na policzku. Poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele, tęsknił za bliskością Octavii, po prostu większą część czasu nie dawał tej tęsknocie dojść do głosu lub był tak zajęty innymi rzeczami, że nie zauważał tego czego mu brakuj. Kącik jego ust drgnął, gdy poczuł usta Octavii na swojej skórze.
OdpowiedzUsuń— Co? — Zmarszczył brwi i nieco odsunął się od Octavii spoglądając na nią z góry. Nie rozumiał tej nagłej zmiany w zachowaniu dziewczyny. Przecież było miło... A może. Pokręcił głową na własne myśli. Gdyby chciała mu cokolwiek wypominać zrobiła by to od progu, prawda? Mozę w ten sposób chciała się odegrać? Przecież nigdy sama z własnej woli nie chciała kończyć ich relacji, wymykać mu się.
— O czym ty mówisz? Chodzi o mnie i o... — urwał zaciskając szczęki, nie chciał wywoływać tego tematu, nie po to tutaj przyszedł, ale skoro sama zaczęła. — To nic nie znaczyło. — Nigdy nic nie znaczyło, tak jak w przypadku wszystkich innych dziewczyn, z którymi kiedykolwiek spędził czas. To nie miało żadnej wartości dla niego. To wszystko były chwilowe słabości, chwilowe przyjemności, błędy których nie potrafił uniknąć. Oblizał nieco usta i przełknął ślinę czując, że zrobiło mu się sucho w ustach. Jego się nie zostawia. Poczuł dziwną mieszankę złości i strachu, która go gwałtownie zalała i usnęła wszelkie inne myśli.
Jackson sam nie potrafił określić na czym ich związek stanął, i czy w ogóle można nazywać tą relację związkiem, ale Octavia zawsze była obok, zawsze mógł do niej wrócić... To się nie mogło zmienić. Była jego i tylko jego. Był w stosunku do niej cholernie samolubny, ale Jackson zawsze dostawał to czego chciał. Chciał ją mieć w swoim życiu, może nieco inaczej niż Octavia to sobie wyobrażała, ale chciał.
— Więc, chcesz to skończyć w taki sposób, tak? — Odwrócił od niej wzrok wspierając łokcie o uda. Sięgnął po szklankę z resztką whisky i dopił ją do końca. Nie wierzył jej, a może nie chciał uwierzyć.
Wywrócił oczami. To wydało mu się śmieszne, nie wytykała mu tego, że przespał się z Cornelią, nie krzyczała, nie wyzywała go, nie zrobiła kompletnie nic. Nic... A teraz nagle chodziło o nią, o bycie drugą. Zaśmiał się pod nosem tuszując w ten sposób zdenerwowanie, które go ogarnęło.
OdpowiedzUsuń— Nie jesteś druga, nie bądź śmieszna. — mruknął w końcu podnosząc wzrok na Octavię. — Z nikim nie byłem w ten sposób co z tobą, po prostu... — Po prostu miał swoje potrzeby, swoje zachcianki, a niekiedy po prostu nie myślał. Dawał ponieść się chwili nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich czynów, to była wolność, z której nie chciał rezygnować. — Nie mogą ciągle zaciągać hamulca. Nie potrafię tak, Tay. Nie robię tego dlatego, że mi się znudziłaś, tu nie chodzi o ciebie tylko o mnie. — Nie wiedział jak miał to lepiej ująć. Ułożył dłoń na jej policzku, uśmiechnął się nieznacznie, choć jego błękitne tęczówki pociemniały od nadmiaru emocji. Gotował się w środku, ale tym razem nie miał zamiaru wybuchać. Nie miał zamiaru pokazać jak bardzo go to dotyka, jak bardzo nie chce wypuścić jej ze swoich rąk. Skoro chciała to zakończyć, to proszę bardzo. Jackson nie miał zamiaru się płaszczyć i prosić się.
— Nie Tay. Jeśli to koniec, to koniec. Jeśli się rozejdziemy to nie po to, by rozdrapywać to wszystko. — Cofnął rękę i wzruszył ramionami. Jeśli ktoś miał czegokolwiek żałować, on nie był tą osobą. — Chcę ciebie, ale od samego początku mówiłem ci, że zwyczajny związek nie wypali. — dodał po czym podniósł się z kanapy. Wciąż chciała od niego więcej, więcej uwagi, zaangażowania, wierności, obecności w domu, by zajął się dzieckiem. To nie był on.
— Dałem ci całego siebie, taki jestem, taki byłem gdy mnie poznałaś. Skoro ci się to nie podoba, w porządku. — Łaski bez dodał w myślach. Pochylił się i musnął ustami jej czoło. — Dobranoc, Tay. Dzięki za drinka. — mruknął z lekkim uśmiechem. Jackson bronił się przechodząc do ataku, jeśli chciała wywołać w nim jakąkolwiek refleksję musiała być gotowa, że się odgryzie.
Nie spojrzał na nią po raz kolejny tylko ruszył prosto do drzwi. Nie zerknął nawet w stronę dziecięcego pokoju.
Niby czego oczekiwała, że z dnia na dzień stanie się grzecznym aniołkiem? Że porzuci swoje dawne przyzwyczajenia, przestanie się bawić i jak za pstryknięciem palców zmieni się w miłego domatora? Jeśli tak to naprawdę go nie znała i przeliczyła siły na zamiary. Mogła być dla niego ważna, te wszystkie radosne wspomnienia były w nim żywe, trzymał się kurczowo tego co mogli by mieć gdyby... no właśnie gdyby. Chyba za dużo rzeczy starało się pokrzyżować jego plany, by to wszystko mogło wypalić. Czuł do niej więcej niż do kogokolwiek innego i chociaż nigdy nie zatrzymał się na tak długo, nie sądził, by było mu to niezbędne do przeżycia. A przynajmniej nie chciał wierzyć w tak beznadziejną rzecz. Według niego otwarte związki nie były złe... najlepiej takie, w których on mógł robić co mu się podoba, a druga strona nie miała takiej potrzeby. Był zazdrosny, Octavia była jego i nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek mógł położyć na niej swoje łapska.
OdpowiedzUsuńNie wdawał się jednak w dalsze dyskusje, ostatnie sytuacje pokazały mu dobitnie, że nie dojdą do porozumienia na pewnych płaszczyznach. Octavia była gotowa porzucić beztroskę i osiąść, on potrzebował partnerki do wspólnej zbrodni, do zabawy. Nel tak nie miała z tym nic wspólnego, równie dobrze to mogła być każda inna dziewczyna, dla niego. Cornelia natomiast podejmowała własne decyzje, to były ich problemy. Zresztą kto z kim nie spał na Manhattanie?
Mimo wszystko nie czuł ulgi, której się spodziewał. Wsiadł do windy z gorzko słodką mieszanką uczuć, z gęstą plątaniną emocji, której sam do końca nie rozumiał. Miał tak skrajnie różne potrzeby, że sam niekiedy za sobą nie nadążał. Spojrzał na własne odbicie w lustrze. Sunął spojrzeniem po błękitnych tęczówkach, zaciśniętych wargach i pulsujących szczekach, jasnych włosach i ściągniętych brwiach. Wypuścił ze świstem powietrze z płuc.
— Kurwa. — mruknął do tego drugiego w lustrze. Zamachnął się i uderzył pięścią w szklaną taflę, na której pojawiły się pęknięcia. Zaklął kolejny raz, gdy winda zatrzymała się na parterze z cichym ding. Wysiadł szybkim krokiem jednak zatrzymał się przy ladzie, za którą siedział mężczyzna w średnim wieku. Jackson rzucił na ladę kilkanaście banknotów. — Za lustro. — warknął po czym wyszedł z apartamentowca. Niby wypił tego cholernego drinka, ale wsiadł za kierownicę. Nie miał zamiaru następnego dnia pokazywać się w tym miejscu.
Jackson rzucił się w wir zajęć, przesiadywał w biurze ojca nawet jeśli nie było tam dla niego zajęcia, skupiał się na wykładach i zaległych pracach, a wieczory spędzał pośród znajomych, którzy skutecznie odwracali jego uwagę od tego co się wydarzyło między nim, a Octavią. Ze wszystkich sił unikał jej tematu jak ognia, spychał wszelkie wątpliwości w najciemniejszy kąt swojej świadomości wmawiając sobie, że przecież to nic dla niego nie znaczy. Bo przecież właśnie w siebie kolejnych drinków, zapalenie kolejnego papierosa i wciągnięcie następnej kreski magicznie rozwiąże wszelkie problemy. Był też zbyt dumny i uparty, by przyznać się do popełnianych błędów. Jackson nie przepraszał, nie miał też zamiaru przed nikim się płaszczyć, ostatecznie przecież nikogo do szczęścia nie potrzebował. A przynajmniej w to wolał wierzyć. Był na tyle zadufany w sobie, że każdemu na pytanie co się stało odpowiadał lekkim uśmiechem i stwierdzeniem, że Octavia mu się znudziła, więc pora na następną ofiarę. Mało kto znał go na tyle, by doszukiwać się w tym nieprawdy, a i dla wszystkich wokół tak właśnie było wygodniej. Nie mógł przecież przyznać się, że tak naprawdę to Tay postawiła pewną granicę.
OdpowiedzUsuńSiedział w wynajętej loży w gronie kilku kumpli, sącząc kolejnego drinka.
— Jackson, czy to nie czasem twoja była panna? — Jackson z zaciekawieniem spojrzał w stronę bawiącego się tłumu. Domyślił się o kogo mogło chodzić, ale do ostatniej sekundy wolał wierzyć, że może chodzi o inną pannę.
— Całkiem hot ta twoja mamuśka. — stwierdził Ben, który na koniec zagwizdał pod nosem. Jackson zacisnął mocniej palce na szklance, a jego spojrzenie nieco pociemniałe, gdy wypatrzył brunetkę na parkiecie. Chodź gęsty tłum pozwala dostrzec niewiele, widział nieznajomego faceta tuż koło niej.
— Zamknij się. — warknął chłodno. Jego wyobraźnia momentalnie zaczęła pracować podsuwając mu różne obrazy, gdzie mogły wylądować dłonie tego typa i wiele wiele innych.
— Uu Howard jest zazdrosny. Chyba jednak nie do końca ci się znudziła, co? Widać, że dziewczyna chce się zabawić, może jej w tym pomogę, co ty na to? — Jackson spojrzał na Bena. Jego twarz nie wyrażała przejawów żadnej emocji, jednak z oczu cisnął gniew. Miał ochotę mu przyłożyć, ale powściągnął się od rzucenia się na chłopaka.
— Powiedziałem zamknij się lub wypierdalaj. — mruknął odstawiając pustą szklankę z impetem na stolik. Znów zerknął w dół na parkiet, na Octavię wijącą się w objęciach bruneta. Skoro tak chciała pogrywać proszę bardzo.
Jackson podniósł się z miejsca kierując w stronę parkietu. Po chwili miał już w ramionach jakąś urocza blondynkę, która lgnęła do niego jak ćma do światła. Pokierował ich na sam środek zatrzymując się tuż koło Blanchard. Skupił swoją uwagę na nieznajomej, jego dłonie zachłannie biegły po jej drobnym ciele. Niby przypadkiem trącił ramieniem Octavię zwracając jej uwagę na otoczenie i siebie. Sam jednak wpił się w usta blondynki jakby nie zdawał sobie sprawy kogo ma tuż pod nosem.
Również nie zamierzał pojawiać się w tych samych miejscach co Blanchard, to oznaczało koniec jego spokojnej, beztroskiej zabawy. Gdy dziewczyna pojawiała się w pobliżu nigdy nie mógł skupić się w pełni na innych. Nie miał też zamiaru jej pilnować, do tej pory nie musiał przejmować się, że Tay zwróci uwagę na kogoś innego. Dlatego też widząc jak oddala się z brunetem w ustronne miejsce, coś nieprzyjemnie ścisnęło go za żołądek. Pomruk niezadowolenia wyrwał się spomiędzy jego warg, gdy chłopak zacisnął dłoń na pośladku Octavii.
OdpowiedzUsuń— W porządku? — oprzytomniał nieco i zerknął na blondynkę, która wciąż wiła się koło niego. Gdy uniosła dłoń, by dotknąć jego policzka, uchylił się przed dotykiem chwytając ją za nadgarstek. Spojrzał w bok na swoich kumpli, którzy przyglądali się temu przedstawieniu z niemałym rozbawieniem, bo zachowanie Howarda takie właśnie było, śmieszne. Do tej pory nie uganiał się specjalnie za żadną dziewczyną chyba, że miał w tym jakiś konkretny i przemyślany cel. Teraz jego zachowanie było chaotyczne i nie miało większego sensu. Bawili się wyśmienicie.
Jackson wyminął dziewczynę i ruszył do baru gdzie zamówił dwa drinki i szybkie dwie kolejki szotów, które od razu wypił. Szumiało mu w głowie, bawili się od dobrych kilku godzin nie szczędząc sobie alkoholu. Dlatego też zamiast wyjść i olać całą sytuację, nie potrafił odpuścić. Chwycił zamówione drinki i pokierował się w stronę loży skrytych z daleka od wścibskich spojrzeń, ale nie z daleka od zazdrosnego Howarda.
— Octavia, dawno się nie widzieliśmy. Co za spotkanie! — wymruczał radośnie, niemal uprzejmie z szerokim i złudnie sympatycznym uśmiechem. Opadł na miękką kanapę tuż obok brunetki. — Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło. Twój ulubiony. — Postawił przed nią drinka przesuwając spojrzeniem po jej twarzy. Po chwili jednak przeniósł spojrzenie na jej towarzysza. Bezczelnie zmierzył go spojrzeniem niemal od stóp po czubek głowy. Kącik jego ust drgnął w złośliwym grymasie, a w oczach pojawiły się ogniki.
— A my się chyba nie znamy. Jackson. — wyciągnął w jego stronę dłoń. — Chyba nieco obniżyli poziom w tym miejscu, a na pewno nie przywiązują już tak dużej uwagi do selekcji. Pełno tu nieznanych, nic nieznaczących twarzy. — stwierdził niby od niechcenia. — Może skoczyłbyś sobie po drinka, Jeff? — specjalnie przekręcił jego imię spoglądając w ciemne tęczówki chłopaka z cieniem wyzwania.
— No właśnie, Jeff, przydaj się na coś. — rzucił za brunetem, którego odprowadził wzrokiem wpalając na jego plecach głęboką dziurę. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Jackson byłby seryjnym mordercą. Dorzucił jeszcze nazwę ulubionej tequili Octavii, która była obrzydliwie bogata i rzeczywiście niezwykle smaczna. Po krótkiej chwili znów przybrał ten sam zadowolony i bezczelny wyraz twarzy skupiając uwagę na Octavii.
OdpowiedzUsuń— Skądże znowu. — Właśnie tak, ale zostawił to dla siebie nie chcąc przyznawać jej racji, która i tak niczego by nie wniosła. Była jego, obojętnie, czy dzieliło ich kilka przepaści, czy byli tuż koło siebie. Wiedział to i tej świadomości, że jest chciany łaknął najbardziej na świecie. Dlatego też miał zamiar pociągnąć tą zabawę, bo choć od środka wypalała go frustracja i tłumiona wściekłość, podobało mu się to wszystko i miał zamiar podsycać napięcie panujące pomiędzy nimi, napięcie które tylko oni mogli rozładować, a chyba właśnie za tym tęsknił. Wolał kłótnie, wolał by się na niego wydzierała, rwała włosy z głowy i nawet go spoliczkowała niż obściskiwała się z byle kim tuż pod jego nosem.
— Zauważyłem was i postanowiłem się przywitać, to wszystko. — dodał wzruszając nieco ramionami, a gdy Octavia poderwała się z miejsca, Jackson rozłożył się na kanapie wygodnie, rozciągając ramię na oparciu, zakładając nogę na nogę. Był bezczelny do granic możliwości, zuchwały i wiedział jak tego wszystkiego użyć, zwłaszcza przeciwko Octavii. Odwzajemnił jej spojrzenie chłonąc całą złość Octavii.
Poderwał się jednak z miejsca stając tuż przed nią. Owiał go jej rozgrzany oddech. Jackson jednak pochylił się do stolika sięgając po szklankę z drinkiem, nieznacznie ocierając się o jej ramię.
— Może już znalazłem? — odparł unosząc lekko brew. Brakowało mu tych emocji między nimi, przez chwilę było tak jak dawniej. Dopił do końca drinka, by zaraz odstawić szklankę na stolik. Chwycił ją za łokieć. — Chodźmy pogadać w bardziej ustronne miejsce. — stwierdził pociągając ją za sobą w głąb klubu gdzie na uboczu znajdowały się toalety.
Albo była tak pijana, albo rzeczywiście tak bardzo ją irytował. Tak, czy inaczej bawiła go jej złość, podsycała go do dalszej zabawy. Nie potrafił odpuścić i się wycofać, to nie leżało w jego naturze.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się lekko przechadzając się po toalecie. Otwierał po kolei drzwi do każdej z kabin sprawdzając, czy są sami. Zerknął też w stronę wejścia do łazienek, gdy jakaś dziewczyna pojawiła się w progum spojrzała na nich pytająco.
— Wypad. — polecił obdarzając ją krótkim spojrzeniem. Octavia nieco temperowała jego charakter i zapędy, jednak bez niej, gdy bawił się sam w najlepsze inni ludzie go nie obchodzili i nie miał zamiaru udawać miłego chłoptasia z sąsiedztwa. — No już. — ponaglił nieco ostrzej, gdy ta się zawahała. Dziewczyna mruknął coś pod nosem i wyszła szybko z toalety. Po chwili zostali sam na sam z Octavią.
— Jako twój długoletni znajomy martwię się o to w jakim towarzystwie się obracasz. Jeff nie wydaje się najlepszą partią. Poza tym na dziś chyba starczy ci tequili. — Chłopak już na zawsze miał pozostać Jeffem dla Jacksona. Ciekawe, czy rzeczywiście czekał grzecznie w kolejce przy barze, czy znalazł sobie lepsze zajęcie.
— Jeśli nie chcesz rozmawiać, nie musimy. — przyznał podchodząc bliżej Octavii. Krok po kroku zbliżał się, aż za plecami brunetki znalazł się blat ze zlewami i nie miała dokąd mu uciec. Uśmiechnął się po raz kolejny po czym nieco nachylił układając dłonie po bokach jej ciała. Spoglądał w jej ciemne tęczówki.
— Stać cię na więcej niż jakiś byle biedak. — Przysunął się jeszcze bliżej niemal czując na twarzy jej oddech. Przyjrzał się jej gniewnym oczom, zaróżowionym od alkoholu policzków, pełnym wargom, których dotyk był mu tak dobrze znany.
Czuł jak przyjemny dreszcz przebiega mu wzdłuż kręgosłupa, ekscytacja której nie chciał tak łatwo się poddać. Jackson bawił się i próbował wywołać ze strony Octavii jakąkolwiek reakcję jednak sam bardzo łatwo wpadał w jej sidła. Mógł się zapierać rękami i nogami, Octavia nie była mu obojętna, a widok dziewczyny w objęciach kogoś innego odbierał mu resztki zdrowych zmysłów.
Mógł ją posłuchać, odsunąć się i pozostawić niedosyt na jej ustach. Mógł, ale czy sam potrafił sobie odmówić czegoś na co akurat miał ochotę? Nigdy, a świadomość, że tak naprawdę Octavii się to podoba pobudzała go jeszcze bardziej do działania i ciągnięcia tej gry. Postawił sobie za cel odciągnięcie jej uwagi od parkietu i pieprzonego Chucka.
OdpowiedzUsuń— Czyżby? A kto tu teraz tupie nóżką i chce wrócić, by się pobawić. Chociaż faktycznie, nie jesteśmy w gimnazjum. To raczej piaskownica. — przytaknął rozbawiony jej zachowaniem, tym jak harda i nieustępliwa próbowała być. Podobało mu się to, a gdy przesunęła językiem po wargach podkreślonych czerwienią, przeszedł go dreszcz od którego zadrżał. Własne ciało go zdradzało, ale on też był zbyt pijany, by w pełni się kontrolować. A może nie chciał? Jackson zaczął wariować co raz bardziej, gdy tylko wypatrzył ją w tłumie, tracił kontrolę i nie wiedział co ze sobą zrobić, więc grał w znajomą grę, w której potrafił się odnaleźć nawet na ślepo. Ale skąd miał wiedzieć skoro w jego głowie panował chaos wywołany przez tą tutaj brunetkę.
Do tej pory zachodził w głowę co takiego miała w sobie, że nie dawała mu spokoju. Co ja wyróżniało, dlaczego ona, a nie którąś z poprzednich? Nie mógł wierzyć w taki banał typu miłość nie wybiera. Przecież to śmieszne.
Jak miał wiedzieć skoro raz miał ochotę to wszystko pieprzyć i spalić za sobą wszelkie mosty, a innym razem nie umiał się opanować i zaprzeczał sam sobie? Dlatego też przeszedł do ataku, wciągał ją w swoją zasadzkę, bawił się i grał bo nie miał zamiaru przyznać wprost, że zżera go zazdrość i tęskni za nią i jej bliskością. Nie chciał jednak dłużej się nad tym zastanawiać, wytężać myśli i siły, by to rozwikłać. Wolał oddać się w ręce pożądania, które teraz czuł i które wywołała fala złości oraz frustracji.
Chciał je rozładować, teraz z nią.
— Możemy zabawić się razem. — wymruczał słodką obietnicę na wpół z żądaniem. Niewiele myśląc wplótł palce w jej włosy i przyciągnął do siebie, bliżej, zachłannie i wpił się w jej usta.
Przez jego twarz przebiegł cień satysfakcji, gdy nie próbowała go odepchnąć od siebie, gdy nie poczuł jej otwartej dłoni na policzku, a wręcz przeciwnie. Oddawała mu się, ulegała, a on z łatwością rozruszał mur, którym próbowała się od niego odgrodzić. Znow była jego i tylko jego.
OdpowiedzUsuńZamruczał cicho pod wpływem jej słów i palców, które ciągnęły za pół długie kosmyki. Objął ją ramieniem w talii i z lekkością posadził na blacie obok umywalki. Lubił widzieć ją taką, gdy nie panowała nad własnym pożądaniem, gdy była równie spontaniczna co on. To była ta iskra, która pojawiała się między nimi od samego początku, wystarczyła tylko chwila nieuwagi by przerodziła się w coś znacznie większego i bardziej gwałtownego. Tęsknił za tym i oddałby wiele, by móc zatrzymać te chwilę na zawsze.
Sunął ustami i językiem po jej wargach, schodził niżej na żuchwę i torował sobie drogę niżej na dekolt brunetki. Zacisnął dłonie na jej udach i przylgnął jeszcze bliżej jej drobnego ciała. Kolejne pocałunki, kolejne muśnięcie dłoni, które wprawiało go w przyjemny stan. Euforia i gorąco zalewały go od środka, a on nie myślał już więcej o tym, że przecież mieli trzymać się od siebie z daleka.
Jackson odchylił na krótką chwilę głowę, by spojrzeć w ciemne tęczówki Octavii i starał się że wszelkich sił, by ona nie dostrzegła emocji kotłujących się w nim. Błądził dłońmi po ciele Octavii sprawnie zakradając się pod materiał jej sukienki, przyciągał ją jeszcze bliżej, by znów zatracić się w słodkich pocałunkach. Zamruczał głośno napawając się dźwiękami jakie wydobywały się z ust Octavii, ani na chwilę nie myśląc o tym by przerwać czego i tak prawdopodobnie nie potrafiłby zrobić.
Jest jego tylko to teraz dźwięczało mu w głowie i tylko na tym mógł się skupić, będąc zadowolonym i przyjemnie połechtanym po ego.
— Jesteś moja i wybije ci każdego innego z głowy. — To była słodko gorzka obietnica, bo choć mieli się od siebie uwolnić nie mogli. Jackson nie potrafił odpuścić.
Ostatni czas był… dziwny.
OdpowiedzUsuńCornelia sama do końca nie wiedziała, co najlepszego właściwie zrobiła i co ją do tego podkusiło. Nie chciała przecież w żaden sposób dokopać Octavii czy popsuć ich przyjaźń. To po prostu się stało, chwila słabości? Tak to mogła nazwać. Nic, poza tym. Czuła się z tym źle, ale też nie wiedziała za bardzo, jak mogła ugryźć ten temat z dziewczyną. Szczególnie, że dopiero co urodziła i nie potrzebowała tego, aby Cornelia dokładała jej problemów. Uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie poczekanie, aż sytuacja do rozmowy sama się nawinie, a tych z pewnością będzie trochę. Gdy tylko na Plotkarze pojawiła się o niej wzmianka zdążyła przeczytać o sobie parę niepochlebnych komentarzy, wyciąganie brudów i całą inną masę rzeczy. Nie przejmowała się tym zbytnio, a w dodatku jej asystentka włączyła filtrowanie komentarzy, aby było tego jak najmniej. Wolała, aby sprawa przycichła. Wiedziała, że nie zrobiła najlepszej rzeczy na świecie i nie popisała się jako przyjaciółka, ale nie mogła przecież cofnąć czasu, choć naprawdę chciałaby to zrobić. Musiała ten czas po prostu jakoś przetrwać i iść do przodu z uniesioną głową. Nawet nie chodziło o nią, ale taki news źle wpływał na jej wizerunek, który zawsze starała się mieć nieskazitelny. Z tego co widziała żadne z nich nie odniosło się online do sytuacji, więc i ona milczała. Nie było sensu rozpychać tego bagna jeszcze bardziej, a prędzej czy później znajdą sobie nową dramę, na której się skupią, a im, jej, dadzą spokój.
Rzadko kiedy się denerwowała. Zupełnie nie wiedziała czego mogłaby się spodziewać po spotkaniu z Octavią, czego od niej chciała i jak to będzie wyglądało. Zwykle nie dawała po sobie poznać tego, jakie nią emocje kierują. Teraz było podobnie. Wypiła latte na kokosowym mleku, zjadła okrągłego pączka z dziurą o smaku toffi, był niskokaloryczny, a przynajmniej na to miała nadzieję. Marka radziła sobie naprawdę źle, strzałem w dziesiątkę była sesja z Octavią, a wszystkie oczekujące mamy były zachwycone. Czekały już na to, aż ruszy oficjalna sprzedaż i Cornelia czuła w kościach, że będą kolejne dropy. O ile wszystko się nie posypie, a prawda była taka, że gdyby Octavia się teraz wycofała to byłaby nieco w dupie z tym wszystkim i miała ogromną nadzieję, że to nie było celem tego spotkania.
Siedziała za biurkiem, stukając w klawiaturę. Odpisywała na zaległe e-maile, które czekały na odpowiedź już od paru dni. Mogła to zrzucić na kogoś innego, ale musiała się czymś zająć. Spodziewała się, że Octavia wejdzie lada moment. Recepcjonistka do niej przedzwoniła informując o jej przybyciu. Nie podniosła wzroku znad laptopa do momentu, aż drzwi się nie otworzyły.
— Cześć — odpowiedziała i delikatnie się uśmiechnęła — wyglądasz ładnie, na pewno niedawno urodziłaś? — spytała. Mogły tu siedzieć i rywalizować o to, która się zachowa bardziej chłodniej czy wynioślej, ale to nie był cel Nel.
— Chcesz coś do picia? Kawę, herbatę, wodę, cokolwiek? — Mówiła, jakby chciała odciągnąć temat współpracy.
Oparła się o fotel i cicho westchnęła. Każdemu mogła zrobić świństwo, ale Octavia zawsze była poza kręgiem osób, które Nel chciała skrzywdzić. Lubiła ją, tak szczerze i po prostu. W przeszłości nigdy o nic nie rywalizowały, przyjaźniły się, ale to chyba właśnie się skończyło.
— Cieszę się, że nie chcesz tego rezygnować. Dużo papierkowej roboty, która żadnej z nas nie jest potrzebna — powiedziała w końcu — tylko współpraca się na tym zakończy?
Dobrze wiedziała, że za tym słowem kryje się coś jeszcze, ale chyba nie chciała tego słyszeć.
— Trzeba będzie zrobić trochę dodatkowych materiałów promocyjnych. Wyślę ci wszystko wieczorem na e-maila, abyś mogła przejrzeć. Chciałam z tym ruszyć w przyszłym tygodniu maksymalnie za dwa.
Nel
Usadowił się przy jednym ze stolików na uboczu kawiarnianego ogródka. Mimo ładnej pogody nie wystawiał twarzy ku Słońcu. Na głowie miał czapkę z daszkiem i głęboki kaptur, niekiedy lubił być anonimowym i nie otaczać się zewsząd ochroną. Był przyzwyczajony do fanów, którzy potrafili wypatrzeć go dosłownie wszędzie i rozpoznać w każdej sytuacji, dlatego był ostrożny, ale niektórzy miał wrażenie, że cierpią na manię prześladowczą i nie respektują czyjejś przestrzeni osobistej, a tym bardziej prawa do prywatności. Dlatego będąc samemu wolał nie rzucać się w oczy. Na uszach miał słuchawki, a przed nosem telefon na którym oglądał kolejny układ, który musiał przyswoić w przeciągu kilku najbliższych dni.
OdpowiedzUsuńNowy, solowy projekt był intensywny. Miał w planach sporo nagrywek do nowych teledysków i kawałków, które stworzył wraz z zebranym zespołem. Treningi przygotowawcze do koncertów również dawały w kość. To był dla niego chleb powszedni, ciężka praca i zajęcia, które wyciskają z człowieka siódme poty, grafik wypełniony po brzegi. Mimo wszystko był sam i ta samotność mu doskwierała. To był pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna kiedy nie miał obok swojego zespołu, znajomej czwórki z którą rozumieli się bez słów i tak dobrze dopełniali. Każdy z nich wnosił do ich wspólnej pracy coś wyjątkowego, drobną i niezastąpioną cząstkę. Brakowało mu żartów, śmiechu i wsparcia lidera. Nawet rozmowy przez telefon i videochat nie mogły równać się z rozmową na żywo. Każdy z nich był jednak rzucony w wir pracy oraz nowych wyzwań, więc nie często miał okazję zatęsknić za rodzinnymi stronami, za przyjaciółmi, czy tym bardziej pozwolić sobie na spacer samemu ze sobą. Chociaż tam byli jeszcze bardziej rozpoznawalni i każde wyjście poza dom było sporym przedsięwzięciem.
Upił kolejny łyk gorącej kawy i na moment podniósł spojrzenie znad telefonu. Wyciągnął słuchawkę z ucha, by złapać oddech. Rozejrzał się spokojnie wokół, a jego uwagę po chwili przykuła młoda brunetka i siarczyste kurwa, które się jej wyrwało. Uniósł lekko brwi, a jego wzrok skierował się nieco dalej, by napotkać na swojej drodze mężczyznę z pokaźnym aparatem w rękach. Raz jeszcze zerknął na nieznajomą uzmysławiając sobie, że nie jest sama i co, a raczej kto w rzeczywistości jest celem fotografa. Przez chwilę trwał w bezruchu zastanawiając się, czy skądś kojarzy dziewczynę jednak nic szczególnego sobie nie przypominał. Starał się nie śledzić portali plotkarskich oszczędzając sobie bezsensownego hejtu, który niekiedy zbyt mocnym echem odbijał się w jego głowie. Celebryci byli rozchwytywani na równi z nimi, z artystami oraz idolami. On jednak nie był biegły w ich świecie.
Dziewczyna zaczęła pakować rzeczy do torby co wywołało w nim falę irytacji. On przywykł do nieustających paparazzi deptających mu po piętach, ale młodej matce mogliby odpuścić.
Wepchnął telefon do kieszeni spodni, poderwał się z miejsca ściągając z głowy kaptur. Kilka kroków i wyminął stolik dziewczyny. Trzask i błysk flesza. Ktoś za plecami zawołał go po imieniu wyraźnie rozpoznając. Kolejny oślepiający błysk, który na krótką chwilę oślepił go. Zmrużył oczy i wyciągnął rękę po aparat. Wyrwał go z rąk mężczyzny.
— Ej! Oddaj to! To przecież nie zbrodnia! — warknął w geście sprzeciwu.
— Całkiem obleśne, robienie zdjęć takim małym dzieciom. — Rzucił pogardliwe spojrzenie mężczyźnie, który starał się bezskutecznie odebrać swoją własność. Gdy Hyunjin cofnął się w tył wyciągając z aparatu kartę pamięci, tłumek dziewcząt odgrodził go od natrętnego fotografa. Piszczały podekscytowane i machały mu przed nosem wszystkim na czym tylko mógłby zostawić autograf. Momentalnie rysy jego twarzy złagodniały, a usta ułożyły się w sympatycznym uśmiechu. Był miły, idealny, jak wyciągnięty z okładek czasopism. Taki jak powinien być, by wywoływać same dobre skojarzenia.
Aparat wrzucił do śmietnika stojącego nieopodal, zerknął przez ramię na brunetkę, której puścił oczko po czym skupił się na podekscytowanych fanach. O nich musiał przede wszystkim zadbać, bo byli sensem jego pracy.
Usuń— No już, nie róbmy zamieszania. — Przyłożył palec do ust i posłał roześmiane spojrzenie paru osobom.
Kilka podpisów i zdjęć później udało mu się wyrwać z rąk fanów. Pomachał im na pożegnanie i znów skrył się w bezpiecznym cieniu kaptura.
Całe zamieszanie nie trwało długo, więc udało mu się w progu kawiarni dorwać brunetkę, która była sprawczynią całego poruszenia.
— Poczekaj! — zawołał starając się tym razem nie zwracać na nich zbyt wiele uwagi. — Możesz zrobić z tym co chcesz. — stwierdził unosząc rękę, a pomiędzy palcami znajdowała się malutka karta wyciągniętą z aparatu fotograficznego. — Wiem jak bardzo paparazzi mogą być upierdliwi. — dodał i wzruszył lekko ramionami. Choć mówił z delikatnym akcentem, jego angielski był płynny i poprawny.
Hyunjin
Nie chciała jej na siłę przekonywać do tego, że to naprawdę był przypadek i nie przespała się z jej chłopakiem specjalnie. A może z byłym? Szczerze nie była pewna, bo Jackson nie wyrażał się jasno, a Cornelia miała odczucie, że sprawy między nimi były skończone. Takie samo odczucie miała po rozmowie wcześniej z Octavią, co jej i tak nie usprawiedliwiało. Nawet nie liczyła, że to załagodziłoby sprawę chociaż trochę. Nie, na pewno nie. Lepiej chyba było trzymać język za zębami i nie drażnić jej jeszcze bardziej. Nie była też typem, który się chowa po dramach i unika ludzi, choć teraz może faktycznie powinna zniknąć z oka publiczności, aż sytuacja nieco się nie załagodzi. Prawda była też taka, że nie za bardzo chciała znikać. Komentarze, filmiki czy zdjęcia będą latać po internecie przez jeszcze bardzo długi czas. Ludzie nie zapomną, będą pewnie to jeszcze im długo wytykać, ale co mogła zrobić? Napisać długi post na Instagramie z przeprosinami? Ale po co? Jeśli ktoś musiał słyszeć przeprosiny to była to Octavia, a nie cały świat. Co prawda Nel nie była typem osoby, która przeprasza. Nauczona tego, że zawsze dostaje to, czego chce nie przywykła do słowa przepraszam, które z jej ust praktycznie nigdy nie padało.
OdpowiedzUsuńCzego właściwie się spodziewała? Że Octavia się o niczym nie dowie, będą dalej się przyjaźnić, jak gdyby nigdy nic się nie stało? To był bardzo optymistyczny scenariusz, który może i mógłby wypalić, gdyby nie to, że ich życie było niczym cholerne reality show i ludzie oglądali każdy ich jeden krok.
Spojrzała na dokumenty, które przed nią wylądowały. W pierwszej chwili nie chciała się na to zgodzić, ale czy miała inne wyjście? Pogorszyłaby tylko sytuację, a dla niej wciąż zostanie spory procent. Może mniejszy niż się spodziewała początkowo, ale to nie było teraz ważne.
— W porządku, podpiszę je później. Chcę, żeby ktoś na nie jeszcze spojrzał i będę mogła ci odesłać kopię przed końcem dnia — powiedziała. Nie było sensu negocjować. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie było między nimi tak źle, jak obecnie. Kłótnie się zdarzały przecież w każdej relacji, ale zwykle po dniu czy dwóch im przechodziło, a problemy zawsze okazywały się błahostkami, które nie miały większego znaczenia i potem się z nich śmiały. Śmiała wątpić, że teraz będą się z tego śmiać.
Przez moment się nie odzywała. Szukała odpowiednich słów, choć te obecnie nie istniały. Cokolwiek nie powie i tak będzie źle odebrane, ale wiedziała jedno – nie chciała, aby Octavia zniknęła z jej życia i była tylko kimś z kim się kiedyś przyjaźniła. Jakkolwiek to mogło zabrzmieć, ale naprawdę zależało jej na tej przyjaźni.
— A poczułabyś się lepiej, gdybym ci powiedziała, że to coś znaczyło? Nie wiem, że się w nim zakochałam i miałam nadzieję, że po tym będzie jak w bajce? Wiesz, że tak nie było. — To nie było żadne wytłumaczenie, ale miała małą nadzieję, że Octavia chociaż trochę ją zrozumie, czego też od niej nie oczekiwała. — To się nigdy nie powinno zdarzyć, wiem to. Myślisz, że nie jest mi z tym źle? Że nie wolałabym cofnąć czasu i nie dopuścić do tego?
Starała się zachować spokój, aby nie ściągnąć do gabinetu ochroniarza czy tej cholernej recepcjonistki, która chyba tylko czekała na to, aż zaczną się awanturować.
— Nie chciałam cię skrzywdzić. On po prostu był na miejscu i to wszystko. Możesz mi nie wierzyć, rozumiem, ale powinnaś wiedzieć, że ze wszystkich osób na świecie ciebie nigdy celowo skrzywdzić bym nie chciała. Nie planowałam tego, Tay. Nie czekałam na odpowiedni moment, pod wpływem chwili podjęłam decyzje, których żałuję i nie mogę cofnąć.
Nel
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo te trzy słowa na niego działamy, jak bardzo go tym pobudzała do dalszego działania.
OdpowiedzUsuńZawsze byłam Twoją małą dziewczynką... Głos Octavii odbił się echem w jego myślach. Pamiętał kiedy pierwszy raz tak ją nazwał, gdy wszystko jeszcze malowało się w beztroskich barwach, a oni nie było niczym więcej jak beztroskimi znajomymi z benefitami. Ile by dał, by cofnąć się do tamtego okresu gdzie jedynym jego zmartwieniem były fotki z jacuzzi i widniejące na nich nagie ciała. Wszystko wtedy zdawało się takie proste, nieważne. Zastanawiał się w którym momencie popełnił błąd i dopuścił Octavię zbyt blisko, może gdyby nie to do niczego by nie doszło i oboje dalej wiedliby te same życia co wtedy. Wszystko byłoby prostsze…
Zgodnie z jej zachłanną prośba, podwinął materiał jej sukienki i po krótkiej chwili pomieszczenie wypełniły ich splecione oddechy i głośne jęki, których nawet nie starali się specjalnie tłumić. Bo i po co? Na zewnątrz panował hałas tworzony przez bawiących się gości i głośna muzykę, a w toaletach nie było nikogo prócz nich. Zresztą Jackson niezbyt przejmował się możliwością przyłapania, tak naprawdę to go nakręcało jeszcze bardziej. Nie takie zdjęcia trafiały na fora plotkarskie, a każda sprawę dało się zamieść pod dywan.
Odsunął się od Octavii tylko po to by obrócić dziewczynę plecami do siebie. Pchnął ją na blat wplatając palce w je ciemne włosy, a drugą dłoń zaciskając na jej biodrze. Sunął ustami wzdłuż jej kręgosłupa, dłońmi badając jej ciało jakby przez ten ostatni czas mogła się zmienić. Przypominał sobie każde zagłębienie, każdą krzywiznę ciała Octavii. Była idealna. Była wręcz stworzona dla niego, ich ciała idealnie do siebie pasowały.
— Jesteś idealna. — wymruczał. Przemawiała przez niego zachłanności i zazdrość, która zawsze odczuwał względem Blanchard lub zbyt wiele drinków, które wlał w siebie tego wieczora. A może po trochu jednego i drugiego.
Warknął wprost do jej ucha, gdy zaczęła poruszać się w odpowiedzi na jego ruchy. Owinął palce wokół jej szyi przyciągając ją bliżej siebie. Nie miał zamiaru teraz odrywać się od niej i przenosić zabawę gdziekolwiek indziej. Łazienka w klubie zdawała się odpowiednia do tego typu zabaw.
Jack
Hyunjin wzruszył ramionami i machnął ręką lekceważąco na jej słowa. Nie uważał się za żadnego bohatera. Tak naprawdę sam nie wiedział co w niego wstąpiło, zwykle nie reagował i nie wychylał się w tego typu sytuacjach, czy nawet innych bardziej prozaicznych momentach. To ile kłopotu mogła wywołać mu uwaga w miejscu publicznym było nieznośne. Może przez wzgląd na dziecko zareagował inaczej, choć nie był szczególnym fanem tych małych, głośnych istotek.
OdpowiedzUsuń— To nic takiego. Prawdę powiedziawszy to tobie powinny dziękować tamte dziewczyny. — odparł z lekkim rozbawieniem. W końcu zdobyły upragnione podpisy swojego idola. Hyunjin nie był nadzwyczaj wylewną i otwarto jednostką o czym niewielu miało okazję się przekonać. Chłopcy z zespołu znali go na wylot i zwykle nie musiał udawać, że tłumy ludzi są czymś co go kręci. Mimo wszystko wśród fanów, na ściankach i innych imprezach przybierał postawę pewnego siebie. Uśmiechał się i z lekkością odnajdywał wśród swoich fanów. Poniekąd lubił tą interakcje na linii idol fan, nawet jeśli rozdawanie autografów i fanmeetingi bywały wyczerpujące.
— Hyunjin. I fakt, to ich praca, ale wszystko ma swoje granice. — uścisnął jej dłoń i zerknął w stronę wózka, w którym rzeczywiście smacznie spała dziewczynka. Odczuł na własnej skórze jak bardzo paparazzi mogą przegiąć, by zdobyć upragnione zdjęcie. — Kto by się spodziewał, że taki mały szkrab narobi tyle zamieszania. Jeśli chcesz zdradzę ci kilka sztuczek na wtopienie się w tłum. — zasugerował wsuwając dłonie do kieszeni obszernej bluzy. Jego twarz znów schowana była pod czapką i głębokim kapturem. Tutaj przynajmniej mógł odpuścić sobie noszenie maseczki, choć i to niekiedy bywało niezbędne, zwłaszcza w zatłoczonych miejscach.
— Spokojnie, nie trzeba. — posłał jej lekki uśmiech po czym przytrzymał drzwi, by mogła swobodnie wyjść z kawiarni. — Pozwólcie się odprowadzić. To wystarczy. — Dodał wsuwając na nos okulary przeciwsłoneczne, by stać się jeszcze mniej rozpoznawalnym.
— Nie szkodzi. — uśmiechnął się pod nosem i ruszył powoli za dziewczyną. — Więc, czym ta mała celebrytka zasłynęła, że aż tak polują na nią paparazzi? — zagadnął szczerze zaciekawiony. Zdążył się zorientować, że w tym mieście czajono się na znane osobistości z powodu znacznie mniejszych błahostek niż w jego rodzinnych stronach. A może to on już nie zwracał uwagi na błyskający w tle flesz, gdy po prostu przechadzał się ulicami miasta?
— Jesteś stąd? — zagaił zerkając kątem oka na brunetkę, z którą szedł ramię w ramię. W Korei łatwo było stwierdzić, czy ktoś był stąd, czy też nie. W Nowym Jorku panowała taka różnorodność, że równie dobrze on mógł pochodzić właśnie z tego miejsca.
Hyunjin
W swoich myślach sprowadzał tą sytuację do poziomu przelotnego seksu, jednak prawda była taka, że nie ona pociągała go w sposób w jaki żadna inna go nie pociągała. Dlatego tak uporczywie za nią latał, bo gdy jednego dnia miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę, kolejnego nie potrafił przestać o niej myśleć. Wywoływała w nim skrajnie różne emocje począwszy od tych ciepłych na złości i irytacji skończywszy. Nie chciał być w żaden sposób kontrolowany dlatego też tak się miotał, a myśl, że ktoś mógłby położyć na niej ręce, namącić jej w głowie i sprawić, że zapomni o nim doprowadzała go do istnego szaleństwa przez co Jackson zachowywał się jak skończony idiota, ale nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji na inny sposób. Doszedł jednak do wniosku, że nawet gdyby byli bardziej do siebie podobni, w niczym by to nie pomogło, a może i pogłębiłoby problemy, które już między nimi występowały.
OdpowiedzUsuńSapnął, gdy naparła na niego biodrami. Utkwił wzrok w jej lustrzanym odbiciu, a to co widział bardzo mu się podobało, nieco potargane włosy, rozchylone wargi spomiędzy których wydobywały się rozpalające go jęki. Miał to gdzieś, czy ktokolwiek ich usłyszy, czy nawet nakryje. Seks w klubowych łazienkach nie był czymś niespotykanym, więc nie powinien nikogo zdziwić.
Zgodnie z jej poleceniem, zwiększył intensywność swoich ruchów wbijając się w dziewczynę jeszcze mocniej. Zsunął dłonie niżej, na jej biodra na których zacisnął mocno palce. Pochylił się tuż nad nią, a jego wargi spoczęły na jej skórze muskając kark Octavii, wyraźnie zarysowane łopatki oraz linię kręgosłupa. Całował jej skórę, przygryzał i pozostawiał po sobie wyraźne ślady tak na wypadek, gdyby ktoś inny zechciał wyciągnąć ręce po coś nieswojego.
Czuł uderzenie gorąca na policzkach, pot wstępujący na kark i skronie, przyjemny ucisk w podbrzuszu i napięcie w mięśniach. Oplótł ją ramionami wciąż wyznaczając ścieżkę wilgotnych pocałunków na jej skórze.
Gdy się od niej odsunął, przekręcił się i oparł biodrem o zlew. Uśmiechnął się zawadiacko pod nosem, gdy Octavia tak ostentacyjnie doprowadzała się do porządku nie szczędząc mu przy tym złośliwych uwag, na które on w odpowiedzi jedynie uniósł nieco brew. Chyba był zbyt zaskoczony jej gwałtownością, by móc w odpowiedni sposób się odgryźć. Za pewne gdyby nie był sobą, jej pewne siebie zachowanie nieco by go onieśmieliło. Jednak Jackson wciąż był tylko i aż Jacksonem. Utkwił w plecach Octavii wciąż iskrzące się spojrzenie, którym odprowadził ją do samiutkiego wyjścia.
OdpowiedzUsuń— Pozdrów koleżanki. — rzucił na odchodne, po chwili zostając samemu w toalecie w towarzystwie nieco rozbieganych myśli. Zastanawiał się co też w nią wstąpiło, ale niezaprzeczalnie odpowiadała mu ta drobna zmiana. Ta pewność siebie była cholernie seksowna i na swój sposób zabawna. Cieszył się, że nie próbowała zaciągnąć go do domu, skończyć zabawy wykładem na temat zachowania.
Uśmiechnął się sam do siebie po czym obrócił się raz jeszcze. Zerknął na własne odbicie po czym opłukał twarz zimną wodą, która w żaden sposób nie ostudziła jego obecnego nastroju. Doprowadził się do względnego porządku poprawiając spodnie i zapinając pasek po czym również wrócił na główną salę. Odnalazł swoich kumpli, którzy w tym czasie zdążyli dość mocno się wstawić. On natomiast miał wrażenie, że zbyt łatwo wytrzeźwiał w te kilkanaście gorących minut. Zamówił więc kilka szotów i drinka by nadrobić kolejki. Humor znacznie mu się polepszył i choć miał zamiar wrócić do dobrej zabawy w towarzystwie znajomych, bardzo szybko odnalazł spojrzeniem Blanchard otoczoną wianuszkiem koleżanek. Uśmiechnął się półgębkiem i pokręcił głową do własnych myśli.
Wzniósł kilka toastów. Wypił kolejnego drinka i kilkukrotnie wylądował na parkiecie, jednak nie zabawiał się już w żaden sprośny sposób po prostu tańcząc i ciesząc się dźwiękami płynącymi z głośników. Frustracja uleciała z jego ciała, więc nie miał potrzeby zabawiać się byle kim. To było całkiem w ich stylu, załatwianie spraw w łóżku.
Bawił się na prawdę dobrze i o dziwo jego głowa go tym razem nie zawodziła pomimo wlania w siebie sporej już ilości alkoholi wyskokowych. Donosił kolejne szoty i kolejne drinki otwierając rachunek. Kolejna zaleta nie posiadania limitów na karcie kredytowej, mogli bawić się do woli póki nie padną i nie będą w stanie się ruszać. Niekiedy dziwił się sam sobie, że jeszcze nie zdołał zgubić portfela, czy oddać go w niepowołane ręce. Jedynie raz, gdy udał się do klubu ze striptizem okroili go na ładnych kilka tysięcy, ale ostatecznie machnął ręką zganiając winę na swoją głupotę.
OdpowiedzUsuńZasiadł w loży łapiąc oddech po kolejnej rundzie na parkiecie. Sięgnął po drinka i wychylił go łapczywie zwilżając suche gardło, które intensywnie tego wieczora drażnił papierosowym dymem. Z głośników popłynęła dobrze mu znana piosenka, która nieco go ocuciła. Usłyszał gwizdy dobiegające z baru, ale i nie tylko. Dwóch jego kumpli wychylało głowy ponad kanapą loży. Wgapiali się intensywnie w jeden punkt, więc Jackson powiódł wzrokiem za ich spojrzeniem.
— Kurwa. — mruknął widząc Octavię w towarzystwie Kiki prężących się w pijańskim tańcu. Bardzo szybko skupił się na tej pierwszej, sunąc spojrzeniem po jej kształtnym ciele, które jeszcze chwilę temu wiło się pod nim. Zacisnął szczęki uświadamiając sobie z gapiów pod barem. Rządek facetów ślinił się na widok dwóch dziewczyn, które niezaprzeczalnie stały się atrakcją tego momentu.
Jackson poderwał się z miejsca nie mogąc powstrzymać się od interwencji. Miał gdzieś, czy Octavia zarobi kilka sprośnych zdjęć majtek, nie mógł jednak znieść tych wszystkich wygłodniałych spojrzeń, które otrzymywała od wszystkich wokół.
— Jack, siadaj i daj popatrzeć innym. — Poczuł dłoń jednego z kumpli, która owinęła się ciasno na jego ramieniu w próbie zatrzymania blondyna. Howard posłał mu ostrzegawcze warknięcie i po krótkiej szamotaninie wyrwał się z uścisku chłopaka. Pewnym krokiem ruszył w stronę baru i po chwili stał tuż przed Octavią.
— Złaź! — Powiedział na tyle głośno, by mogła go usłyszeć. Nie chciał wyjść na nudziarza, ale widok z tego miejsca nie pozostawiał zbyt wiele dla wyobraźni, a nie uśmiechało mu się, by połowa nowojorczyków wiedziała jak wygląda tyłek Blanchard na żywo. — Albo sam cię stamtąd ściągnę, Tay! — warknął na nowo rozzłoszczony.