Jeong Yosoo
if you feel like you're going to crash then accelerate more, you idiot.
To takie proste. Obudzi膰 si臋 w ciep艂ym mieszkaniu, wype艂nionym zapachem ja艣minu i wi艣ni; przesadnie s艂odkim, nudnym. Poczu膰 ci臋偶ar mi臋kkiej po艣cieli, o 艣wie偶o艣膰 kt贸rej nigdy nie musia艂e艣 si臋 martwi膰. Miesza膰 herbat臋 idealnie wypolerowan膮 艂y偶eczk膮, siedz膮c naprzeciw ojca, kt贸rego wzrok cz臋艣ciej ni偶 na ciebie, pada艂 na ekran s艂u偶bowego laptopa. Dzieli膰 dom z matk膮 z chorym zami艂owaniem do przesadnego porz膮dku. Z drako艅skimi zasadami w niemal ka偶dej dziedzinie 偶ycia.
Pojemniki z przyprawami musia艂y sta膰 na blacie w r贸wnych odst臋pach, ksi膮偶ki na p贸艂kach nie mog艂y wykroczy膰 poza wyznaczon膮 dla nich, niewidzialn膮 lini臋, a wszystkie zas艂ony zatrzymywa艂y si臋 dok艂adnie 膰wier膰 cala nad ziemi膮. Te same kolory 艣cian, ta sama zastawa sto艂owa, ten sam schemat dnia i wizja na reszt臋 偶ycia. I wsp贸lny obiad w restauracji na 52nd street - dok艂adnie o pi膮tej po po艂udniu w drugi wtorek ka偶dego miesi膮ca. Tak samo, nie inaczej. Od zawsze. Niezmiennie.
Niezmienno艣膰 by艂a najbezpieczniejszym i najbardziej po偶膮danym uczuciem w 偶yciu rodziny Jeong. Podobno koi艂a nerwy, na pewno usypia艂a czujno艣膰.
Nic wi臋c dziwnego, 偶e w ca艂ej tej nu偶膮cej monotonni, nikt - a mo偶e to tylko kolejna z u艂ud - nie dopatrzy艂 si臋 pierwszej skazy, daj膮cej pocz膮tek czemu艣, czego nie da艂o si臋 tak po prostu zatrzyma膰. My艣li, kt贸ra kie艂kuj膮c w g艂owie Yosoo, pozwoli艂a mu obudzi膰 si臋 pewnego dnia, stan膮膰 przed stanowczo zbyt du偶ym lustrem i podj膮膰 decyzj臋, 偶e oto nadszed艂 czas zmiany. W 艣rodowisku nudy i niezmienno艣ci, pod p艂aszczem ochronnym, 艂atwiej o bunt. Nie trudno podejmowa膰 b艂臋dne decyzje, je艣li ewentualne konsekwencje nie s膮 czym艣, czym musia艂 si臋 przejmowa膰. Ryzyko nie by艂o ju偶 tak niebezpieczne, je艣li niezale偶nie od wszystkiego, mia艂by gdzie wraca膰. Ale lubi艂 wierzy膰, 偶e mia艂 nad tym jak膮kolwiek kontrol臋. Przynajmniej do czasu.
Nie wiedzia艂, 偶e ta podr贸偶 oka偶e si臋 tak kusz膮ca; sk膮d by m贸g艂? 呕e wizyty w klubach stan膮 si臋 cz臋stsze, nieobecno艣ci na salach wyk艂adowych zbyt znacz膮ce, a przypadkowa, cho膰 niw膮tpliwie niezapomniana, noc sp臋dzona z bliskim znajomym, przyniesie ze sob膮 decyzj臋 o zerwaniu zar臋czyn z c贸rk膮 wieloletnich przyjaci贸艂 jego rodzic贸w.
Tak. Dotarcie do punktu, w kt贸rym przysz艂o mu sp艂aca膰 zaci膮gni臋ty u losu d艂ug, zaj臋艂o mniej czasu, ni偶 pocz膮tkowo zak艂ada艂.
23 lata | Busan, Korea Po艂udniowa | w NY od pi臋tnastu lat | jedyne dziecko pary finansist贸w | jeszcze student ekonomii na Columbia University | rap w nowojorskim podziemiu | mieszkanie w Lenox Hill | zerwane zar臋czyny | relacje | instagram
good morning, my everything...
To takie proste. Obudzi膰 si臋 w ciep艂ym mieszkaniu, wype艂nionym zapachem ja艣minu i wi艣ni; przesadnie s艂odkim, nudnym. Poczu膰 ci臋偶ar mi臋kkiej po艣cieli, o 艣wie偶o艣膰 kt贸rej nigdy nie musia艂e艣 si臋 martwi膰. Miesza膰 herbat臋 idealnie wypolerowan膮 艂y偶eczk膮, siedz膮c naprzeciw ojca, kt贸rego wzrok cz臋艣ciej ni偶 na ciebie, pada艂 na ekran s艂u偶bowego laptopa. Dzieli膰 dom z matk膮 z chorym zami艂owaniem do przesadnego porz膮dku. Z drako艅skimi zasadami w niemal ka偶dej dziedzinie 偶ycia.
Pojemniki z przyprawami musia艂y sta膰 na blacie w r贸wnych odst臋pach, ksi膮偶ki na p贸艂kach nie mog艂y wykroczy膰 poza wyznaczon膮 dla nich, niewidzialn膮 lini臋, a wszystkie zas艂ony zatrzymywa艂y si臋 dok艂adnie 膰wier膰 cala nad ziemi膮. Te same kolory 艣cian, ta sama zastawa sto艂owa, ten sam schemat dnia i wizja na reszt臋 偶ycia. I wsp贸lny obiad w restauracji na 52nd street - dok艂adnie o pi膮tej po po艂udniu w drugi wtorek ka偶dego miesi膮ca. Tak samo, nie inaczej. Od zawsze. Niezmiennie.
Niezmienno艣膰 by艂a najbezpieczniejszym i najbardziej po偶膮danym uczuciem w 偶yciu rodziny Jeong. Podobno koi艂a nerwy, na pewno usypia艂a czujno艣膰.
Nic wi臋c dziwnego, 偶e w ca艂ej tej nu偶膮cej monotonni, nikt - a mo偶e to tylko kolejna z u艂ud - nie dopatrzy艂 si臋 pierwszej skazy, daj膮cej pocz膮tek czemu艣, czego nie da艂o si臋 tak po prostu zatrzyma膰. My艣li, kt贸ra kie艂kuj膮c w g艂owie Yosoo, pozwoli艂a mu obudzi膰 si臋 pewnego dnia, stan膮膰 przed stanowczo zbyt du偶ym lustrem i podj膮膰 decyzj臋, 偶e oto nadszed艂 czas zmiany. W 艣rodowisku nudy i niezmienno艣ci, pod p艂aszczem ochronnym, 艂atwiej o bunt. Nie trudno podejmowa膰 b艂臋dne decyzje, je艣li ewentualne konsekwencje nie s膮 czym艣, czym musia艂 si臋 przejmowa膰. Ryzyko nie by艂o ju偶 tak niebezpieczne, je艣li niezale偶nie od wszystkiego, mia艂by gdzie wraca膰. Ale lubi艂 wierzy膰, 偶e mia艂 nad tym jak膮kolwiek kontrol臋. Przynajmniej do czasu.
Nie wiedzia艂, 偶e ta podr贸偶 oka偶e si臋 tak kusz膮ca; sk膮d by m贸g艂? 呕e wizyty w klubach stan膮 si臋 cz臋stsze, nieobecno艣ci na salach wyk艂adowych zbyt znacz膮ce, a przypadkowa, cho膰 niw膮tpliwie niezapomniana, noc sp臋dzona z bliskim znajomym, przyniesie ze sob膮 decyzj臋 o zerwaniu zar臋czyn z c贸rk膮 wieloletnich przyjaci贸艂 jego rodzic贸w.
Tak. Dotarcie do punktu, w kt贸rym przysz艂o mu sp艂aca膰 zaci膮gni臋ty u losu d艂ug, zaj臋艂o mniej czasu, ni偶 pocz膮tkowo zak艂ada艂.
...and good night, my nothing.
Cze艣膰, hej!
Bu藕k臋 po偶yczy艂 mi Min Yoongi, w karcie znajdzicie fragment utworu Nevermind - BTS. Yosoo troch臋 si臋 pogubi艂, ale to dobry ch艂opak i mam nadziej臋, 偶e z drobn膮 pomoc膮 uda mi si臋 go jako艣 posk艂ada膰 (albo rozbi膰 jeszcze bardziej ^^). Jeste艣my otwarci chyba na wszystko. I...
to tyle ode mnie, przynajmniej na razie. Tw贸rzmy ^^
POPRZEDNIA KARTA
Wymowne, skierowane na Yosoo spojrzenie, odpowiada艂o samo za siebie po us艂yszanym pytaniu
OdpowiedzUsu艅— Jeszcze wczoraj bardzo si臋 stara艂e艣, abym na pewno wiedzia艂, 偶e wszystko, co robi臋, jest nudne — wytkn膮艂 bez szczerej z艂o艣liwo艣ci, czy urazy. W ko艅cu nie by艂o to k艂amstwem, jego codzienne 偶ycie nie odbiega艂o od typowej, nieszczeg贸lnej normy. Wiedzia艂 te偶, 偶e uwagi przyjaciela zazwyczaj mia艂y na celu bycia tylko tym - z艂o艣liw膮 uwag膮. Dlatego nie bra艂 ich do siebie; stara艂 si臋 nie bra膰 ich do siebie i niecz臋sto stara艂 si臋 co艣 zmieni膰. Jedynym problemem by艂o to, 偶e pami臋ta艂 niemal ka偶d膮 z nich. A na pewno wszystkie te dotkliwsze, powiedziane bez zaczepnej nuty, a niesione emocjami, bo za nimi mog艂o kry膰 si臋 co艣 wi臋cej.
Tak samo, jak te, kt贸re us艂ysza艂 po powrocie z komisariatu. Te, kt贸re stara艂 si臋 wyprze膰 z pami臋ci, bo przecie偶 od momentu us艂yszenia ich, nie mia艂 podstawy, aby w nie uwierzy膰. Wr臋cz przeciwnie, dostawa艂 jedynie sygna艂y temu zaprzeczaj膮ce, a mimo to, w chwilach, jak te, kiedy wkrada艂o si臋 zw膮tpienie, zaczyna艂y wybrzmiewa膰 z ty艂u jego g艂owy i przypomina膰 o sobie. Nakr臋ca膰 niemaj膮ce pokrycia w rzeczywisto艣ci teorie i przekonywa膰, 偶e Yosoo tak o nim my艣la艂.
Skin膮艂 w milczeniu g艂ow膮, nie spogl膮daj膮c w kierunku przyjaciela, kt贸ry nie spuszcza艂 z niego przeszywaj膮cego go, prawie 偶e na wylot, wzroku, a jedynie przy艂o偶y艂 po raz kolejny szklank臋 do ust, bior膮c z niej marnego 艂yka wody.
Czu膰 si臋 bezpiecznym. Nie my艣la艂 o tym tak wcze艣niej, a by艂o wr臋cz idealnym tego okre艣leniem. Czu艂 si臋 bezpieczny w swojej sypialni, z wyciszonym telefonem na samym kra艅cu biurka i w艂膮czon膮 muzyk膮 lub serialem w tle, ale czasami nawet w ciszy. I nie by艂o niczego opr贸cz Yechana, dla niekt贸rych monotonnego, wycinania element贸w, sk艂adania ich razem i obserwowania, jak powoli tworz膮 wsp贸ln膮 ca艂o艣膰. Co艣 tak banalnego, a pozwalaj膮ce zaszy膰 si臋 w wyciszonym, bezpiecznym i w艂asnym k膮cie, z daleka od wszystkiego, co go trapi艂o i grozi艂o wyniszczeniem. Basen mia艂 podobn膮 funkcj臋, ale mia艂 r贸wnie偶 przypisan膮 fal臋 z艂ych wspomnie艅, wi膮za艂 si臋 ze zdruzgotaniem, kiedy nie osi膮gn膮艂 tego, co chcia艂. Proste sk艂adanie figurek nie wi膮za艂o si臋 z niczym, na samym ko艅cu nie czeka艂y na niego oczekiwania, a jedynie wyko艅czony model, kt贸ry m贸g艂 do艂膮czy膰 ze st艂umionym u艣miechem do swojej kolekcji.
Drgn膮艂 i chwilowo spi膮艂 si臋 na nag艂e zbli偶enie, cho膰 to mog艂o by膰 teraz na porz膮dku dziennym. Chcia艂, 偶eby tak by艂o. I r贸wnie pr臋dko rozlu藕ni艂 si臋 w ramionach ch艂opaka, skupiaj膮c si臋 na promieniuj膮cym przy jego plecach cieple. Na d艂oniach, kt贸re widzia艂 przy nieznacznym zerkni臋ciu w d贸艂; na przyjemnym ci臋偶arze na ramieniu. Na delikatnie 艂askocz膮cych jego szyj臋 w艂osach, a wszystko 艂膮czy艂o si臋 we wsp贸ln膮, upragnion膮 ca艂o艣膰. W blisko艣膰 od osoby, kt贸rej nieustannie pragn膮艂, a sp臋dza艂 ostatnie dni na ci膮g艂ym odpychaniu
— Pami臋tam — powiedzia艂 na tyle cicho, 偶e mog艂oby by膰 to zr贸wnane do szeptu. Nie chcia艂 mu przerwa膰, ani zaryzykowa膰, 偶e jakakolwiek reakcja b臋dzie r贸wna doprowadzeniu do wycofania si臋. Pami臋ta艂 prawie idealnie przedstawiony mu opis wioski; plan, jaki Yosoo wi膮za艂 z owym miejscem ju偶 od ma艂ego i z niepowodzeniem, z jakim si臋 wtedy spotka艂. Pami臋ta艂 ciep艂o, podobne do tego teraz. Pami臋ta艂 u艣miech, kt贸ry przez zakryte oczy, m贸g艂 jedynie wyczyta膰 z nieznacznej zmiany barwy g艂osu.
Samo wywo艂anie imienia by艂ej narzeczonej Jeonga wzbudza艂o u Yechana s艂abe wykrzywienie si臋, a tym bardziej, kiedy kontrastowa艂o z opisem urokliwego miejsca. Tego samego miejsca, kt贸re dziewczyna mia艂a okazj臋 zobaczy膰. Zobaczy膰 po czym艣 tak, dla wielu, kluczowym jak zar臋czyny. Znale藕膰 si臋 w miejscu tak wa偶nym dla Yosoo, a jedyne, co by艂a w stanie zrobi膰, to je skrytykowa膰. Odstawi艂 ostro偶nie trzyman膮 szklank臋 i zacisn膮艂 z臋by, nim z jego ust wyp艂yn臋艂y nieprzemy艣lane s艂owa, nie tylko wkraczaj膮ce na w膮tpliwy teren, ale i przerywaj膮ce r贸wnie偶 przyjacielowi.
Ja bym Ciebie nie wy艣mia艂.
Usu艅Znowu mia艂 racj臋, co w pewien spos贸b uderza艂o w Yechana jeszcze mocniej, z wi臋kszym zaskoczeniem. Zawsze m贸g艂 si臋 wygada膰 Yosoo, mia艂 tego 艣wiadomo艣膰 i z tego korzysta艂, lecz zazwyczaj w… ‘l偶ejszych’ tematach, ni偶 ten. Czy raczej nie tak dla niego emocjonalnie osobistych. By艂 przyzwyczajony do tego, 偶e zazwyczaj dostawa艂 porad臋 o pr贸bie rozlu藕nienia si臋, dania sobie spokoju ze sztywnym rygorem, jaki utrzymywa艂 - co zreszt膮 by艂o s艂uszn膮 uwag膮. To to otwarcie si臋, pokazanie cz臋艣ci 偶ycia, zazwyczaj prezentowanej jedynie jako ta uci膮偶liwa i nakre艣lona przez rodzic贸w, trafia艂o do niego dosadniej i wywo艂ywa艂o 艣cisk 偶o艂膮dka albo serca. A mo偶e obu. Bo chcia艂 poznawa膰 takich wi臋cej, pokaza膰 Yosoo, 偶e mia艂 w nim wsparcie, i 偶e nigdy nie zrobi艂by mu tego, co Ava, czy jego rodzice.
Bezwiednie wsun膮艂 r臋ce pod r臋kawy bluzy, aby m贸c pokrzepiaj膮co ople艣膰 d艂o艅mi przedramiona bruneta. Z kolei na jego twarzy zawita艂 drobny, a jak偶e uradowany, u艣miech po us艂yszanej propozycji i jeszcze dotkliwszym zmniejszeniu dystansu. Nawet gdyby chcia艂, nie m贸g艂 trzyma膰 go w niepewno艣ci, niemal偶e automatycznie skin膮wszy g艂ow膮, przy czym obr贸ci艂 si臋 w u艣cisku, nie pozwalaj膮c Yosoo na odsuni臋cie si臋 poprzez oparcie swoich d艂oni po bokach jego szyi
— O ile mo偶na p艂ywa膰 w jeziorze. Chocia偶 w膮tpi臋, 偶eby jaki艣 zakaz by艂 przeszkod膮.
Channie
W przypadku Yosoo, Yechan popada艂 w skrajno艣ci. Pod prawie ka偶dym wzgl臋dem. Tak jak przed chwil膮 z trudem przychodzi艂o mu nawet przelotne spojrzenie w jego kierunku, tak teraz nie potrafi艂 oderwa膰 od niego wzroku. Maluj膮cy si臋 u niego u艣miech automatycznie wywo艂ywa艂 bli藕niaczy u blondyna, a w oczach tli艂a si臋 iskra… zauroczenia. Co艣, co dalej z trudem m贸g艂 przyj膮膰; co dalej ba艂 si臋 zrobi膰, a nie potrafi艂 tego ukry膰. Najdrobniejsze zmiany pr臋dko go urzeka艂y i przykuwa艂y ca艂膮 uwag臋, zostaj膮c zapisywanymi wraz z pozosta艂ymi nawykami bruneta, kt贸re musia艂 zapami臋ta膰
OdpowiedzUsu艅— Mi w sumie te偶 — przyzna艂 po myl膮cym milczeniu, jakby faktycznie potrzebowa艂 chwili na zastanowienie si臋, gdzie by艂 jedynie zaabsorbowany 艣ledzeniem z lekka rozbieganego, acz dalej na nim skupionego, spojrzenia — Chocia偶 wiem, 偶e palpitacje serca m贸wi膮 co艣 innego — doda艂 偶artobliwie, bo bardzo dobrze zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jak sprzeczny obraz prezentowa艂 w nocy. Okre艣lenie, 偶e mu si臋 podoba艂o, mog艂o wydawa膰 si臋 niesamowicie odleg艂e, ale jednak tak by艂o. Niewa偶ne, czy chodzi艂o o wkradni臋cie si臋 do zoo, o nieprzemy艣lany moment w 艂azience, czy mo偶e o wszystko inne, z czym wi膮za艂y si臋 te s艂owa.
Pos艂usznie rozchyli艂 nieco palce d艂oni, przesuwaj膮c j膮 niespiesznie po zajmowanym miejscu i rozkoszuj膮c si臋 stopniowo rosn膮cym rozgrzaniem sk贸ry. R贸wnie bezwiednie zrobi艂 krok bli偶ej, kiedy poczu艂 w臋druj膮ce po jego plecach d艂onie, tym samym zmniejszaj膮c mo偶liwie istniej膮cy nimi dystans jeszcze bardziej. Z kolei na jego twarz wst臋powa艂a szczera fascynacja, w nieznacznym stopniu wymieszana z rozbawieniem.
Zna艂 Yosoo jako tego wygadanego, czasami m贸wi膮cego czysto dla zasady, ch艂opaka. Kogo艣, komu czasami wr臋cz chcia艂o si臋 zamkn膮膰 buzi臋, aby mie膰 chwil臋 ciszy - chocia偶 dla Powella g艂os bruneta z czasem sta艂 si臋 po prostu nieod艂膮czn膮, potrzebn膮 cz臋艣ci膮 dnia. By艂 kim艣 cwanym, dzia艂aj膮cym czasami, a mo偶e nawet cz臋sto, szybciej, ni偶 m贸g艂 to przemy艣le膰.
St膮d prezentuj膮cy si臋 przed nim widok by艂 tak urokliwy, a zarazem zach臋ca艂 do niewinnego sprawdzania, ju偶 i tak niesamowicie rozmytych, granic. Cichym pomrukiem zasygnalizowa艂, 偶e go dalej s艂ucha, w mi臋dzyczasie hacz膮c jedn膮 z d艂oni o ciemne w艂osy na karku. Druga niepozornie sun臋艂a po ciep艂ej sk贸rze przed zacz臋ciem nieznacznego rozmasowywania skrywanych pod ni膮 mi臋艣ni, kt贸rego skutki by艂y tak wyra藕nie zanotowane w jego pami臋ci
— Nie mam poj臋cia — wzruszy艂 bez wi臋kszego przej臋cia ramionami z wlepionym spojrzeniem w ciemne oczy, potrafi膮ce natychmiast zmusi膰 jego kolana do ugi臋cia si臋, jak i nap臋dzaj膮ce, mo偶e i nieczyste, zagrania z jego strony — Mo偶e w ko艅cu, 偶e ju偶 wiesz, co chcesz na 艣niadanie — wypomnia艂, nie mog膮c te偶 znale藕膰 innej kwestii, kt贸ra zosta艂a poruszona, ale nie domkni臋ta. Jednak sam rzuci艂 t臋 kwesti臋 troch臋 w zapomnienie, kiedy ca艂a jego uwaga by艂a zwr贸cona na stoj膮cego przed nim Yosoo. Yosoo bez nieustannej, defensywnej k膮艣liwo艣ci w ka偶dym wypowiadanym s艂owie; bez wysoko postawionych 艣cian, za kt贸rymi m贸g艂 ukrywa膰 siebie i swoje odczucia - teraz tak idealnie na widoku, zdradzane przez nerwowe odruchy. Yosoo, kt贸remu zamiast nieod艂膮cznego stanu czuwania, towarzyszy艂a teraz swoboda, mimo obecnej i mo偶liwej do wyczytania w spojrzeniu niepewno艣ci.
— No, chyba 偶e jednak chcesz wy艣mia膰 moj膮 kolekcj臋 — pozwoli艂 sobie na niewinnie zaczepny komentarz, nienios膮cy za sob膮 jakiejkolwiek wagi, opr贸cz teatralnego wykrzywienia ust i samorzutnego pog艂臋bienia prowizorycznego, acz dziwnie wyuczonego, masowania — Tylko wtedy na pewno nie sp臋dzisz ju偶 nocy w mojej sypialni — 艂apa艂 dwuznaczno艣膰 swoich s艂贸w prawie zawsze o te kilka sekund za p贸藕no, kiedy ju偶 nie m贸g艂 ich odwo艂a膰, czy zatrzyma膰 dla siebie samego. Tylko czy teraz musia艂? Nie ryzykowa艂 wej艣cia na zakazany teren, kt贸ry i tak testowali ju偶 wcze艣niej. A jednak teraz przychodzi艂 z dodatkow膮 dawk膮 nerwowo艣ci, potrzeb膮 przeproszenia czy wycofania si臋. Szczeg贸lnie, kiedy widzia艂 podobne odczucia maluj膮ce si臋, ju偶 wcze艣niej, na twarzy Jeonga.
Ten jeden, charakterystyczny tik zawsze zwraca艂 jego uwag臋. Przykuwa艂 wzrok do ust, zawsze szczeg贸lnie zaczerwienionych po mocniejszym, czy s艂abszym zagryzieniu. Przykuwa艂 przede wszystkim wzrok do dra偶nionej z臋bami wargi i, dla ka偶dego, kto nawet w najmniejszym stopniu zapami臋tywa艂 te drobne sygna艂y, ods艂ania艂 to, co dzia艂o si臋 z ch艂opakiem w 艣rodku. Informowa艂 o jakiej艣, nie zawsze nazwanej, walce, jak膮 toczy艂 ze sob膮 w 艣rodku. O zaprz膮taj膮cych mu g艂ow臋 nerwach, kt贸re blondyn pragn膮艂 rozwia膰 lub rozja艣ni膰, po raz kolejny, jak na zawo艂anie, obrysowuj膮c kszta艂t ust nie tylko wzrokiem, ale i kciukiem
Usu艅— Nie musisz si臋 przy mnie denerwowa膰, Soo.
Yechan
Mimo spowolnionego wybrzmienia tych s艂贸w, i lekkiej niepewno艣ci, czy na pewno by艂y szczere, Yechan poczu艂 przyjemne ciep艂o na sercu, kiedy skrywane zainteresowanie spotka艂o si臋 z pozytywnym odbiorem, ani偶eli potencjalnym wy艣mianiem.
OdpowiedzUsu艅Ale r贸wnie szybko, jak zosta艂o przywo艂ane, tak r贸wnie szybko opu艣ci艂o w danym momencie jego my艣li. Te by艂y zaj臋te jedynie Yosoo.
Od miesi膮ca by艂 na samym szczycie listy jego obowi膮zk贸w, nawet je艣li tego nie chcia艂. Walczy艂 sam ze sob膮, aby nie odp艂ywa膰 my艣lami do tego, co mia艂o mi臋dzy nimi miejsce. Rozwa偶a膰 g艂臋biej nad tym, na czym stoj膮, i 偶e tak naprawd臋 rozmowa w kawiarni by艂a dla niego marn膮 przykrywk膮. Pr贸b膮 ochronienia siebie przed dalszym popadni臋ciem w nieodwracaln膮 pu艂apk臋, kt贸ra zosta艂a nie艣wiadomie na niego postawiona. Bo udawanie, 偶e to wszystko nic nie znaczy艂o, by艂oby tak proste, idealnym wyj艣ciem i powrotem do tego, co by艂o wcze艣niej. Najlepiej puszczaj膮c wszystko w niepami臋膰. Stara艂 si臋, naprawd臋. Zale偶a艂o mu na brunecie tak bardzo, jak chyba na niczym innym. I zapewne to go zgubi艂o, prowadz膮c do niejednej pochopnej decyzji, przez kt贸r膮 chcia艂 plu膰 sobie w brod臋.
Tylko czy znalaz艂by si臋 tu, gdzie teraz, gdyby nie te g艂upie wyskoki? Gdyby zignorowa艂 Av臋 i nie zaci膮gn膮艂 ich do gry, to czy wr贸ciliby razem z imprezy? Raczej nie, chocia偶 nie m贸g艂 by膰 tego pewien. Wiele kwestii mog艂o by膰 jedynie domys艂ami. A r贸wnie wiele mog艂o zosta膰 unikni臋te, gdyby od pocz膮tku podeszli do tego w inny spos贸b, zamiast wzajemnego ok艂amywania si臋, byleby zachowa膰 pozorny spok贸j i zadowoli膰 siebie nawzajem. Gdzie jedyne co robili, to pogarszali swoj膮 sytuacj臋 i zagra偶ali temu, co jeszcze mia艂o szans臋 mi臋dzy nimi istnie膰.
Ale nie musia艂 si臋 nad tym rozdrabnia膰, skoro tutaj by艂. Sta艂 blisko Yosoo, z zadowoleniem mog膮c odczu膰, jak ka偶dy z jego rozplanowanych, a zarazem testuj膮cych, gest贸w oddzia艂uje na bruneta. Us艂ysze膰 nieco ci臋偶ej brany oddech, b臋d膮cy teraz jednym z najbardziej czaruj膮cych d藕wi臋k贸w, jakie mog艂y do niego dotrze膰, czy poczu膰, jak cia艂o przyjaciela lgnie do niego bardziej z ka偶d膮 chwil膮, mimo niepewnie i, szczerze z trudem, zachowywanej granicy
— Nie? — powt贸rzy艂 jedynie, staraj膮c si臋 zamaskowa膰 lekkie rozbawienie, kiedy s艂owa Jeonga sprzeciwia艂y si臋 ca艂ej reszcie wysy艂anych sygna艂贸w. Niecz臋sto widzia艂 go prawdziwie poddenerwowanego, jednak kiedy ju偶 mia艂 tak膮 okazj臋, nie by艂o to trudne do rozpoznania. Przynajmniej nie dla niego, kiedy sp臋dza艂 wiele czasu na zwyczajnym obserwowaniu ch艂opaka. A teraz musia艂by by膰 艣lepy, 偶eby nie zauwa偶y膰 tak klarownie wymalowanych u niego nerw贸w.
— To chyba dobrze — zauwa偶y艂 niewiele p贸藕niej, przechylaj膮c nieznacznie g艂ow臋 podczas nieprzerwanego przygl膮dania si臋 Yosoo. Z ka偶d膮, przeci膮gan膮 przez niego chwil膮 czu艂 roznosz膮ce si臋 od czubk贸w palc贸w mrowienie, kt贸re z w艂asnej woli wodzi艂y po rysach Soo — 呕e chcesz, i 偶e ci臋 zaskakuj臋. Mia艂em robi膰 wi臋cej… zaskakuj膮cych rzeczy — przywo艂a艂 jego s艂owa z poprzedniego wieczora, korzystaj膮c z kolejnego nieczystego zagrania, przy czym bezmy艣lnie, ledwie namacalnie przesun膮艂 opuszkami po poci膮gaj膮co ods艂oni臋tej szyi, r贸wnie偶 wizualnie zdradzaj膮c brane szybciej przez ch艂opaka oddechy.
Niespodziewana, kontrastuj膮ca temperatura d艂oni Yosoo na jego sk贸rze zmusi艂a go do instynktownego spi臋cia mi臋艣ni i wyrwa艂a niekontrolowane westchni臋cie. Tak niewiele by艂o potrzeba, aby zachowywany przez niego spok贸j zmarnia艂 na sile. Mia艂 wra偶enie, 偶e jeszcze mniej, ni偶 kiedy by艂 wodzony rozlu藕niaj膮c膮 otoczk膮 alkoholu, kt贸ra przecie偶 z 艂atwo艣ci膮 艣ci膮ga艂a nog臋 z hamulca. Teraz ju偶 ten ulotny dotyk by艂 w stanie wywo艂a膰 nag艂膮 sucho艣膰 w ustach i natychmiastowe przy艣pieszenie bicia serca i t臋 przyjemn膮 niepewno艣膰 przed tym, co dalej.
I czeka艂. Cierpliwie czeka艂, a偶 spomi臋dzy warg Soo wybrzmi膮 zbawcze w tym momencie s艂owa, opieraj膮c jedn膮 z r膮k w jego pasie. Wpl膮ta艂 jedynie w mi臋dzyczasie drug膮 d艂o艅 w ciemne w艂osy, s艂abo przy tym sun膮c paznokciami po wra偶liwej sk贸rze, aby po us艂yszeniu s艂abej pro艣by, bez s艂owa przysun膮膰 si臋 bli偶ej.
Zawaha艂 si臋 na moment. Znowu zbyt kr贸tki, aby m贸g艂 zmieni膰 jego decyzj臋, czy przebi膰 si臋 przez og艂upiaj膮ce wra偶enie 艂膮cz膮cych si臋 oddech贸w. Uczucie b臋d膮ce tak zgubnym, 偶e od razu m贸g艂 mie膰 pewno艣膰 o braku istnieniu drogi powrotnej.
Usu艅Najpierw zostawi艂 na jego wargach r贸wnie lekki poca艂unek, co kilka godzin wcze艣niej, ledwie daj膮c sobie szans臋 na przypomnienie mi臋kko艣ci tych ust. Przelotnie pow臋drowa艂 wzrokiem do tych, od jakiego艣 czasu, przymkni臋tych oczu Yosoo. Poczu艂 strach, nieznacznie 艣ciskaj膮cy jego 偶o艂膮dek i gro偶膮cy wybudzeniem w膮tpliwo艣ci, niedaj膮cy jednak rady przebi膰 si臋 przez us艂yszane wcze艣niej s艂owa, czy nieznacznie, kusz膮co rozchylone wargi. Nie by艂o dla niego odwrotu i ka偶da, mijaj膮ca sekunda go w tym zapewnia艂a.
Zacz膮艂 zaskakuj膮co niepewny poca艂unek tak samo; z delikatno艣ci膮 i ulotno艣ci膮, dop贸ki nie poruszy艂 nie艣mia艂o ustami, tym samym wyduszaj膮c z niego bezwdzi臋czny pomruk wraz ze s艂abym zaci艣ni臋ciem palc贸w na trzymanym biodrze.
I przepad艂. R贸wnie, o ile nie bardziej, gwa艂townie, jak za pierwszym razem.
Channie
U艣miechn膮艂 si臋 jedynie pod nosem na us艂yszan膮 odpowied藕, definitywnie szukaj膮c膮 bardziej z艂o艣liwego tonu, kt贸rego jednak nie da艂 rady jakkolwiek wyczu膰. Bardziej m贸g艂 je przyj膮膰 jako szczer膮 pochwa艂臋, cho膰 tak naprawd臋 nie robi艂 nic odkrywczego. Jego zaskakuj膮ce zachowanie, patrz膮c na szerszy obraz, nie by艂o niczym specjalnym. Mo偶na by je wr臋cz okre艣li膰, jako przewidywalne - wiadome by艂o, 偶e najs艂absza pro艣ba, czy skrycie przes艂any sygna艂 zostanie przez niego pos艂usznie, a przede wszystkim ch臋tnie, wype艂niony. Za ka偶dym razem wystarczy艂o tylko rzucone w jego kierunku spojrzenie, aby pchn膮膰 go w odpowiednim kierunku, czy przesun膮膰 granic臋 jeszcze dalej.
OdpowiedzUsu艅Ale nie zamierza艂 r贸wnie偶 sobie zbytnio ujmowa膰, kiedy jego dzia艂ania spotyka艂y si臋 z po偶膮danymi reakcjami. Kiedy faktycznie bra艂y Yosoo z zaskoczenia; nie pozwala艂y mu na rozplanowanie swojego zachowania, czy przej臋cie kontroli. By艂 to chyba jedyny teren, kiedy bez w膮tpliwo艣ci m贸g艂 stwierdzi膰, 偶e ma przewag臋. Nawet je艣li sam ledwie kontrolowa艂 swoje ruchy, a na pocz膮tku jego d艂onie grozi艂y zdradliwym zadr偶eniem, tak ta obca, niemal nieistniej膮ca w osobie bruneta… uleg艂o艣膰, dodawa艂a mu wr臋cz niezno艣n膮 ilo艣膰 pewno艣ci siebie.
Nie tylko pod wzgl臋dem samozadowolenia; 艣wiadomo艣ci, 偶e to przez niego, ale ze wzgl臋du na to, 偶e by艂a mu potrzebna, aby przeprowadza膰 Soo przez to ze sob膮. Gdyby sam w膮tpi艂 w niemal ka偶dy sw贸j ruch, ba艂 si臋 oprze膰 d艂o艅 na biodrze, nieznacznie wsuwaj膮c j膮 pod bluz臋, aby by膰 nieco bli偶ej, namno偶y艂by jedynie obaw, kt贸re i tak prawdopodobnie m膮ci艂y przyjacielowi w g艂owie.
Mia艂y one racj臋 bytu, sam m贸g艂 odczuwa膰 niejedn膮, kt贸ra gro藕nie kr膮偶y艂a wraz z reszt膮 my艣li, ale stara艂 si臋 je wyciszy膰. Mia艂 do tego lepsz膮 podstaw臋, ni偶 poprzedniego dnia, czy ka偶dej, innej okazji, jaka bra艂a ich z zaskoczenia.
Ten poca艂unek, zbli偶enie si臋, mia艂o w sobie co艣… organicznego. Dziwne naturalnego, mimo zawy偶onej niezr臋czno艣ci po obu stronach. Nie ni贸s艂 za sob膮 tej samej porywczo艣ci, ani intensywnie 艣ciskaj膮cego 偶o艂膮dek strachu, prosz膮cego o to, aby przesta膰, nim b臋dzie za p贸藕no. Nie czu艂 po艣piechu, mimo nieustannie tl膮cego si臋 w nim i co chwil臋 pobudzanego, po偶膮dania. Pragn膮艂 wr臋cz wyd艂u偶y膰 ka偶d膮 z powolnych sekund, w kt贸rej tkwili blisko siebie, nadawa艂 niespieszne tempo i wstrzymywa艂 si臋 przed u艣miechni臋ciem w usta Yosoo, kiedy m贸g艂 odczu膰 jego mimowolne oddanie si臋 chwili.
Nie da艂 rady jednak zahamowa膰 cichego, kr贸tkiego 艣miechu, kiedy - gdyby nie wystarczaj膮co szybka reakcja przyjaciela - prawie 偶e dosz艂o drobnej katastrofy w blado okrytej s艂o艅cem kuchni. Opar艂 si臋 w pe艂ni l臋d藕wiami o znajduj膮cy si臋 za nim blat, a palce instynktownie przeczesa艂y ciemne w艂osy, nim opar艂 obie r臋ce na jego barkach, lu藕no splataj膮c d艂onie ze sob膮 na karku. I z jednej strony stara艂 si臋 wykorzysta膰 ten moment na ponowne pozbieranie si臋 w sobie, uspokojenie oddechu, kt贸ry przychodzi艂 mu z trudem nawet po tak b艂ahej czu艂o艣ci, stosowne wyciszenie si臋, co by艂o jeszcze ci臋偶sze, kiedy jedyne, na czym m贸g艂 si臋 skupi膰, to g艂osie bruneta i ustach, jakie po chwili poczu艂 na swojej szyi
— Nie masz za co przeprasza膰. Schlebiasz mi — zaprzeczy艂 niemal od razu, pozwalaj膮c sobie na kolejny, 艂agodny chichot przy zaczepnej uwadze, nim przymkn膮艂 oczy i bezwiednie odchyli艂 g艂ow臋, aby pozwoli膰 sobie na dog艂臋bniejsze poczucie drobnej pieszczoty — Nie powiedzia艂bym, 偶e 偶enuj膮ce — mrukn膮艂 przy nieznacznym przysuni臋ciu go do siebie, w niemej namowie, aby nie przestawa艂 — Mog艂oby nie — przyzna艂 jeszcze p贸艂偶artem, z leniwym u艣miechem na ustach, cho膰 w jego s艂owach kry艂o si臋 wi臋cej szczero艣ci, ni偶 偶artobliwo艣ci.
Bo tak w ko艅cu by艂o. By艂o co艣 urzekaj膮cego w tej podatno艣ci Yosoo na najmniejszy dotyk. W nieporadno艣ci, o kt贸rej gdyby nie przekona艂 si臋 z pierwszej r臋ki, w 偶yciu by go nie podejrzewa艂. Kontrastowa艂o z r贸wnie urokliw膮, codzienn膮 wersj膮 przyjaciela - w艣bisko z艂o艣liw膮 i prowokuj膮c膮, nie zawsze my艣l膮c膮 o tym, z jakimi skutkami mo偶e si臋 spotka膰.
艢niadanie. Drobna my艣l stara艂a si臋 przebi膰 do jego rozs膮dku i przypomnie膰, po co przyszli do kuchni tylko po to, aby zosta膰 uciszon膮 przez zaabsorbowanie blisko艣ci膮 i rozlewaj膮cym si臋 po jego sk贸rze cieple z ka偶d膮 chwil膮, kiedy nawet najmniejsze mu艣ni臋cie wzbudza艂o dreszcze wzd艂u偶 jego kr臋gos艂upa.
Usu艅Zamiast odsun膮膰 go od siebie, czy nawet marnie wspomnie膰, 偶e dalej nie zdecydowali, co zjedz膮, przeni贸s艂 jedn膮 z r膮k na podbr贸dek Yosoo, wymownie zmuszaj膮c go do ponownego spojrzenia mu w oczy, hacz膮c przy tym bezwolnie kciukiem o doln膮 warg臋, walcz膮c膮 z poch艂aniaj膮cymi go, ciemnymi t臋cz贸wkami o uwag臋 blondyna, aby m贸g艂 bezceremonialnie i wi臋kszego pomy艣lunku skwitowa膰 wahania przyjaciela swoim w艂asnym zdaniem, wypowiedzianym z b艂膮dz膮cym po ustach u艣miechem
— Lubi臋 Ci臋 takiego.
Channie
— Nie nabijam si臋 — obroni艂 swoje zaczepne uwagi, kt贸re nie mia艂y na celu jakkolwiek ocenia膰 Yosoo. A przynajmniej nie negatywnie. Nie m贸g艂 udawa膰, 偶e nie jest 艣wiadomy ich brzmienia, szczeg贸lnie podpierane zdradliwymi sygna艂ami, jakie wysy艂a艂o cia艂o przyjaciela. Wiele z nich, gdyby oboje byli wystarczaj膮co uparci, mo偶na by zrzuci膰 na inne bod藕ce - ch艂贸d, kt贸rego 偶aden z nich raczej teraz nie odczuwa艂; zm臋czenie, chocia偶 oboje nie narzekali na z艂y sen. Ale by艂y r贸wnie偶 te o wiele bardziej zdradliwe, jak uciekaj膮cy wzrok, czy wkradaj膮cy si臋 na twarz bruneta rumieniec.
OdpowiedzUsu艅Zdecydowanie nie chcia艂 przerywa膰, 偶a艂o艣nie my艣l膮c tylko o tym, aby trwa膰 w blisko siebie jak najd艂u偶ej i zapomnie膰 o wszystkim dooko艂a. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e wieloma zagrywkami, jak i zadziornymi s艂owami st膮pa艂 po cienkim lodzie, nim Yosoo faktycznie si臋 obrazi. Nim nadszarpnie jego, miejscami wybuja艂膮, dum臋 i ca艂kowicie zrujnuje zaskakuj膮cy, ale jak偶e komfortowy spok贸j, kt贸ry mi臋dzy nimi nasta艂. Podobny, do tego co by艂o wcze艣niej - pozwalaj膮cy na wzajemne komentarze, przebywanie obok siebie, ale z tym dodatkowym, desperacko wcze艣niej przygaszanym, elementem bezpo艣redniej blisko艣ci. Drobnych czu艂o艣ci, nawet jak przelotne przesuni臋cie d艂oni膮 po ramieniu, kiedy wymija艂 go na swojej drodze, czy przypadkowe wplecenie palc贸w we w艂osy, kiedy kt贸ry艣 z kosmyk贸w komicznie si臋 spl膮ta艂.
I powinien zauwa偶y膰, jak niebezpiecznie blisko by艂 przekroczenia tej w膮skiej granicy. Widzia艂, 偶e jest tego bliski, ale nie potrafi艂 przesta膰. Z nieznikaj膮cym u艣miechem pozwoli艂 swobodnie swoim r臋kom opa艣膰 wzd艂u偶 cia艂a, opieraj膮c je na blacie i ze skryt膮 fascynacj膮 pociera艂 palcem o przygryziony wcze艣niej kciuk. S艂abe mrowienie, kt贸re powinno go raczej irytowa膰, zaj艣膰 za sk贸r臋 i mo偶e troch臋 bole膰, mia艂o zupe艂nie odwrotny efekt i podkre艣la艂o odczuwany dyskomfort przez nagle powsta艂y mi臋dzy nimi dystans. Dyskomfort, kt贸rego jednak nie zamierza艂 jawnie pokaza膰, opr贸cz zdradliwego, przenikliwego spojrzenia, kt贸re bezwstydnie i niekontrolowanie wlepia艂 w Yosoo
— O to nie musisz si臋 martwi膰, Soo — zapewni艂 bez grama obra藕liwej nuty, bo by艂y to ostatnie s艂owa, kt贸rymi by go okre艣li艂 — Akurat opinia bogatego dupka zawsze b臋dzie od ciebie nieroz艂膮czna — nie m贸g艂 w ko艅cu ukrywa膰, 偶e wiele os贸b zna艂o bruneta akurat w tym wydaniu. Tego rozrabiaj膮cego dziecka wrodzonego w pieni膮dze i mog膮cego z nich korzysta膰, jak mu si臋 zamarzy. Nie oszcz臋dzaj膮cego r贸wnie偶 swojego ci臋tego j臋zyka, kt贸rego ofiar膮 Yechan pad艂 niejeden raz. I to nie zawsze w spos贸b, kt贸ry m贸g艂 zaw臋zi膰 do zwyk艂ej z艂o艣liwo艣ci.
Podjudza艂 go i sprowadza艂 w艂a艣nie na t臋 艣cie偶k臋 z ka偶dym swoim s艂owem i gestem, ale zamiast pos艂usznego, mo偶e wr臋cz wyuczonego, wycofania si臋, robi艂 niewiele, aby zboczy膰 z tej trasy. Bra艂 raczej s艂owa Yosoo, jak na z艂o艣膰, dos艂ownie. Nie zmniejsza艂 wst臋pnie stworzonego mi臋dzy nimi dystansu, nie ugina艂 si臋 wygodnicko pod wp艂ywem uwag przyjaciela, a jedynie sta艂 oparty o blat, wpatruj膮c si臋 w stoj膮cego przed nim ch艂opaka i s艂uchaj膮c tego, co m贸wi, acz nie bior膮c wiele z tego pod uwag臋
— Je艣li chcesz, mog臋 przesta膰 — oznajmi艂 przy przeniesieniu ci臋偶aru na jedn膮 z r膮k, dodaj膮c autentyczno艣ci swoim s艂owom, cho膰 diametralnie odbiega艂y od tego, co naprawd臋 chcia艂 robi膰. Znowu wkracza艂 na niebezpieczny teren, na kt贸rym jeden krok m贸g艂 doprowadzi膰 do rozsypu i przerwania wszystkiego. Mia艂 wra偶enie, 偶e kiedy by艂 z Yosoo, wiele rzeczy do tego si臋 sprowadza艂o. Do niesamowitego ryzyka, kt贸rego na co dzie艅 pragn膮艂 unika膰; zazwyczaj to robi艂, a jednak w chwilach, jak te, kiedy by艂 zbyt pewny siebie, podejmowa艂 si臋 go z nieopisan膮 przyjemno艣ci膮. Lecz przy ka偶dej okazji m贸g艂 wzi膮膰 pod uwag臋 poprzedni膮 nauczk臋, zapami臋ta膰, w kt贸rym momencie trzyma膰 j臋zyk za z臋bami, a kt贸rym s艂owom pozwoli膰 wybrzmie膰, bo pozwala艂y na przechylenie szali na jego korzy艣膰. Nawet je艣li na pierwszy rzut oka tak si臋 to nie prezentowa艂o.
— Bo faktycznie zachowuj臋 si臋 nie fair — przyzna艂 wi臋c z pokor膮 brunetowi racj臋, opieraj膮c przy tym nieobci膮偶on膮 d艂o艅 na zakrytym przedramieniu. Wi贸d艂 wzrokiem wzd艂u偶 trzymaj膮cych go na dystans r臋kach, kiedy jego palce niepozornie haczy艂y o kraniec r臋kawa bluzy — Ale to przez Ciebie… mo偶e bardziej dzi臋ki Tobie, dodajesz mi pewno艣ci siebie — ci膮gn膮艂 dalej, mozolnie wsuwaj膮c najpierw nieca艂膮 d艂o艅 pod ciep艂y materia艂, a spojrzenie wymownie unika艂o skupienia si臋 na oczach Yosoo, walcz膮c z potrzeb膮 wy艂apania ciemnych t臋cz贸wek — Ale je艣li tego chcesz, to przestan臋. B臋d臋 cicho i b臋d臋 trzyma膰 r臋ce przy sobie — taka te偶 by艂a prawda; gdyby brunet go o to poprosi艂, czy mu tak nakaza艂, zostawi艂by go w spokoju. Dopiero wtedy skrzy偶owa艂 z nim swoje spojrzenie, podczas gdy jego paznokcie, powolnie i ledwo spotykaj膮c si臋 ze sk贸r膮, w臋drowa艂y po ciep艂ym przedramieniu — Wszystko zale偶y od Ciebie, Soo.
Usu艅pan bajera
Nieprzerwanie kre艣li艂 przypadkowe wzory na sk贸rze, sun膮c d艂oni膮 na tyle wysoko, jak bardzo pozwala艂 mu ograniczaj膮cy go r臋kaw. Zwil偶y艂 nieznacznie wargi, niby w ostudzaj膮cym ge艣cie, cho膰 ju偶 dawno nieodwracalnie oddali艂 si臋 od tej mo偶liwo艣ci.
OdpowiedzUsu艅Czerpa艂 z tego zbyt wiele przyjemno艣ci, kt贸rej nie pozwala艂 sobie pokaza膰. Ze s艂yszanego, 艂apanego przez Yosoo oddechu, widocznie przychodz膮cego mu z wi臋kszym trudem, ni偶 chwil臋 temu. Ze wkradaj膮cej si臋 nie tylko do jego gest贸w, ale i barwy g艂osu, rezygnacji, z kt贸r膮 tak zawzi臋cie walczy艂, a tym samym jeszcze bardziej nakr臋ca艂 Powella.
Samo zdrobnienie wystarczy艂o, aby z trudem pohamowa艂 zadowolony u艣miech z wp艂yni臋cia na jego usta, ale rozwijaj膮ce si臋 zagmatwanie, ma艂o umiej臋tnie sklejane g艂oski w zdania, utrudnia艂y zachowanie pozor贸w jeszcze bardziej. Ale nie m贸g艂 jeszcze p臋kn膮膰. Nie, kiedy widzia艂, czu艂, 偶e tak dobrze mu idzie balansowanie po w膮skiej linie wraz z Yosoo, dyskretnie nakierowuj膮c go w wybranym przez siebie kierunku
— Nawet je艣li nie, to masz racj臋 — przyzna艂 po raz kolejny, kiedy przyjaciel pr贸bowa艂 wycofa膰 swoje s艂owa, czy to z faktycznie 藕le odebranego przekazu, czy czystej potrzeby odwo艂ania ich, aby poprawi膰 swoj膮 pozycj臋 — Nie powinienem si臋 odzywa膰, skoro sam nie jestem lepszy — i tym razem, kto艣 z zewn膮trz, m贸g艂by zauwa偶y膰 s艂uszno艣膰 tych s艂贸w.
Yechan ze swobod膮, acz brakiem wrednej z艂o艣liwo艣ci, wytyka艂 Yosoo niekontrolowane reakcje, czy jawnie je podjudza艂, jednak mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e nie by艂by lepszy, gdyby spotka艂 si臋 z tym samym. Kolana ugina艂y si臋 pod nim nawet przy przypadkowym, ale nacechowanym dotykiem. Wystarczy艂o kilka s艂贸w od przyjaciela, aby zrobi艂 wszystko, o co go prosi艂 - tak jak chwil臋 wcze艣niej. Nie musia艂 go nawet prosi膰, 偶eby go poca艂owa艂, ale jego s艂owa odgrywa艂y wr臋cz rol臋 zakl臋cia, kt贸re po wypowiedzeniu, mia艂o natychmiastowy efekt. Wi臋c mimo tego, 偶e w jego sytuacji nie przedstawia艂o si臋 to jako odmowa pos艂usze艅stwa w艂asnego cia艂a, tak m贸g艂by zosta膰 przyr贸wnany do pos艂usznego psa, gotowego zareagowa膰 na najmniejsze skinienie palcem.
Chyba 偶e w gr臋 wchodzi艂a sytuacja, jak ta. Kiedy pr贸by stawiania si臋 w wykonaniu Yosoo, skutkowa艂y marnymi, nieskutecznymi efektami. Dalej wystarczy艂o jedno s艂owo; jedno, m贸wi膮ce wi臋cej, ni偶 jakakolwiek wypowied藕, spojrzenie, aby da艂 mu tego, co chcia艂. Ale po co mia艂 mu to u艂atwia膰, skoro jednostronna gra jedynie podsyca艂a gotuj膮ce si臋 w nim odczucia i sprawia艂a, 偶e to, co tak odwleka艂, mog艂o smakowa膰 jeszcze lepiej. Pogrywa艂 g艂贸wnie z Yosoo, prawda. I to z jakim zadowoleniem, ale z samym sob膮 te偶.
Ostro偶nie zacz膮艂 wysuwa膰 d艂o艅 spod r臋kawa, pozwalaj膮c przy tym sobie na g艂臋bsze z艂apanie wdechu, kiedy poczu艂 narastaj膮ce napi臋cie jego koszulki wraz z kolejnym, porywczym obrazem przed nim wymalowanym. To by艂 ten jeden z niewielu minus贸w, jakie m贸g艂 odnale藕膰 w tej sytuacji - nakr臋ca艂 samego siebie i pozwala艂 my艣lom niebezpiecznie w臋drowa膰, przez co nawet te niezamierzone przez bruneta gesty, nagle stawa艂y si臋 zasadnicze.
Wypu艣ci艂 cicho powietrze z p艂uc, kiedy przelotne odczucie dotyku u swojego boku, zostawi艂o po sobie pal膮ce, wywo艂uj膮ce dreszcze, wra偶enie. Jego cia艂o zd膮偶y艂o zat臋skni膰 za sun膮cych po jego sk贸rze palcach, chocia偶 dos艂ownie chwil臋 temu znajdowa艂y si臋 pod materia艂em jego koszulki.
Nie艣wiadomie utrudnia艂 blondynowi niewinn膮 gr臋, kt贸r膮 zacz膮艂, i mimo to, mimo wszystkiego, co na trze藕wy umys艂 zmusi艂oby go do wycofania si臋, brn膮艂 ze zduszan膮 ekscytacj膮 dalej. Zatrzyma艂 potrzeb臋 doko艅czenia pierwszego zdania za przyjaciela dla siebie, skupiaj膮c si臋 bardziej na drugiej cz臋艣ci wypowiedzi
— Nic nie kombinuje, Soo — stwierdzi艂 ze skruch膮, przy czym okry艂 d艂oni膮 t膮, kt贸ra dalej tkwi艂a oparta na jego bluzce, aby mozolnie, bardziej niezno艣nie dla siebie, ni偶 dla Soo, zsun膮膰 j膮 po swojej klatce piersiowej — Nie zamierzam po prostu na Ciebie naciska膰 — przyzna艂, 艂api膮c si臋 na tym, 偶e wiele z jego s艂贸w by艂o zgodne z prawd膮. Nigdy nie naciska艂by na niego i namawia艂, czy zmusza艂 do zrobienia czego艣, z czym nie czu艂 si臋 komfortowo, nawet je艣li wykorzystywa艂 teraz te s艂owa, aby przepchn膮膰 ch艂opaka w wypatrzonym kierunku — Mog臋 Ci臋 jedynie zapewni膰 w tym, 偶e ja chc臋 — bez po艣piechu wsun膮艂 jego d艂o艅 wraz ze swoj膮 pod materia艂 koszulki, co od razu skutkowa艂o bezwolnym spinaniem si臋 mu艣ni臋tych mi臋艣ni i p艂ycej branym oddechem. Co艣, czego, nawet gdyby chcia艂, nie m贸g艂 kontrolowa膰; co艣, co tak intensywnie miesza艂o mu w g艂owie, a teraz m贸g艂 tym podeprze膰 w艂asne argumenty — I 偶e nie chc臋 przestawa膰, ale wystarczy s艂owo, a dam Ci spok贸j.
Usu艅Channie
Ze spokojem, zaskakuj膮cym go samego, przyj膮艂 nag艂y wysyp zapewnie艅 i wyja艣nie艅. Odpowiedzia艂 cichym na nie jedynie cichym, sprzyjaj膮cym pomrukiem, nie przerywaj膮c mu, a jedynie pozwalaj膮c na to, aby rozemocjonowanie Yosoo by艂o dalej trzymane w pozornej niepewno艣ci
OdpowiedzUsu艅— S艂ucham. Zawsze Ci臋 s艂ucham — odpar艂 po cz臋艣ci w swojej obronie, a po cz臋艣ci jako kolejne ukazanie pokory, przy czym odda艂 si臋 艂agodnemu dotykowi, chc膮c zamkn膮膰 oczy i zatopi膰 si臋 w przes艂anym wzd艂u偶 karku dreszczach, ale potrzeba utrzymania, coraz to g艂臋bszego, kontaktu wzrokowego, by艂a jeszcze silniejsza — Lepiej, ni偶 Ci si臋 wydaje.
Przynajmniej zazwyczaj tak by艂o. Tylko mo偶e nie teraz, kiedy potrzebowa艂 ca艂ej si艂y woli, aby skupi膰 si臋 na wypowiadanych s艂owach, a nie zgubi膰 przy tym ich sensu; nie zakr臋ci膰 si臋 w ich znaczeniu, przez szalej膮ce w jego g艂owie my艣li. Jednak na co dzie艅 faktycznie uwa偶nie s艂ucha艂 Yosoo, nawet tych wymamrotanych pod nosem komentarzy, na kt贸re czasami si臋 odgryza艂, ale zdecydowanie cz臋艣ciej puszcza艂 je ko艂o uszu, dla w艂asnego dobra i spokoju. Pami臋ta艂 sprzeczno艣ci, jakie potrafi艂y mie膰 miejsce w przeci膮gu tygodnia, ale r贸wnie偶 tego samego dnia, pami臋ta艂 te偶 te najs艂absze i najmniejsze ukazy tego, co Yosoo stara艂 si臋 ukry膰 pod jedn膮 z masek, ale jednak si臋 spod niej wydosta艂o. I ceni艂 te chwile, zachowuj膮c je tylko dla siebie, nie m贸wi膮co nich nawet samemu brunetowi.
Dzi臋ki temu, dzi臋ki nawet poprzedniemu wieczorowi, wiedzia艂, aby nie odzywa膰 si臋, kiedy by艂o to niepotrzebne; pozwoli膰 mu na widocznie prowadzon膮 w 艣rodku ze sob膮 walk臋, kt贸ra by艂a poza kontrol膮 Powella.
Dzi臋ki temu wiedzia艂, 偶eby oszcz臋dzi膰 si臋 do rozkosznego westchni臋cia i s艂abego zaci艣ni臋cia palc贸w na d艂oni Yosoo, kiedy poczu艂 jego usta na swoich. Bo dopi膮艂 swego, w swoich oczach wygra艂 i musia艂 zostawi膰 t臋 dum臋 g艂臋boko w sobie skryt膮, je艣li nie chcia艂, po raz kolejny, utraci膰 tej triumfalnej pozycji.
Pog艂臋bienie pieszczoty przysz艂o naturalnie, ale i tak wybi艂o jego oddech z r贸wnego rytmu, 艂膮cz膮c si臋 w tym jeszcze z wyczuwan膮 czu艂o艣ci膮. I tym razem pozwoli艂, aby to ruchy warg przyjaciela nadawa艂y im tempa i nasilenia, pos艂usznie mu dor贸wnuj膮c. By艂 w stanie niemal od razu, w pe艂ni si臋 w tym zatraci膰, niekontrolowanie dr偶膮c przy odczuwalnym dotyku na jego ciele, nawet je艣li by艂 on nieznaczny. Sam zaciska艂 palce jednej z r膮k na blacie, dodaj膮c sobie gro藕nie od niego uciekaj膮cej, stabilno艣ci, a druga bezwiednie zsun臋艂a si臋 z okrywanej dotychczas d艂oni.
Z nieplanowan膮 desperacj膮 powi贸d艂 za ustami Yosoo, zatrzymuj膮c si臋 jednak kiedy dotar艂 do niego jego cichy g艂os. A raczej ledwie przebi艂 si臋 przed odurzaj膮ce wra偶enie wywo艂ywane owiewaj膮cym go oddechem, wywo艂uj膮cym to samo utracenie rytmiczno艣ci w jego w艂asnym.
Pragn膮艂 go czu膰 jak najbli偶ej siebie, ca艂ym sob膮. W sobie. Bezmy艣lnie nie liczy艂 si臋 z niepoprawno艣ci膮 mgl膮cych mu zdrowy rozs膮dek obraz贸w. Potrzebowa艂 jego d艂oni w臋druj膮cych po przewra偶liwionej teraz sk贸rze, jak i ustach zostawiaj膮cych mokre poca艂unki na ka偶dym jej skrawku. To, jak pr臋dko spycha艂 w膮tpliwo艣ci na bok, powinno go niepokoi膰 - zmusi膰 do tego, aby przemy艣la艂 to jeszcze raz, ale zwyczajnie nie chcia艂. Bo skoro by艂o im tak dobrze, to czy by艂o to co艣 z艂ego?
— Wiem, Soo. Sam mam m臋tlik w g艂owie — przyzna艂 szczerze z koj膮c膮 nut膮, a oparta chwil臋 temu na klatce piersiowej d艂o艅 niespiesznie w臋drowa艂a po bluzie, aby zacisn膮膰 si臋 na jej materiale i przysun膮膰 Yosoo delikatnie bli偶ej siebie, o ile by艂o mu to dane. By艂 na lepszej, teoretycznie z g贸ry wygranej, pozycji, jednak nie chroni艂o go to przed zagubieniem, jakie odczuwa艂. Przy bior膮cym go z zaskoczenia po偶膮daniu, odczuwanym nagle przy ka偶dym dotyku przyjaciela, a wcze艣niej b臋d膮cym ostatnim odczuciem, o jakie by si臋 podejrzewa艂 w jego towarzystwie. Rozumia艂 jednak wi臋cej od niego, nawet kiedy chodzi艂o o sam膮 postaw臋, odbiegaj膮c膮 od og贸lnie przyj臋tej normy. M贸g艂 wi臋c by膰 dla niego oparciem, ukojeniem i wyciszeniem nap臋dzaj膮cych si臋 samoczynnie przemy艣le艅 — Nigdzie nam si臋 nie spieszy… i mo偶emy przerwa膰 w ka偶dym momencie — zapewni艂 r贸wnie spokojnym, acz owianym rozbudzanym po偶膮daniem, g艂osem, opuszczaj膮c d艂o艅 jeszcze ni偶ej, nim nie wyczu艂 pod ni膮 brzegu po偶yczonych przyjacielowi spodni, wsuwaj膮c za niego same czubki palc贸w, muskaj膮ce skrywan膮 pod materia艂em sk贸r臋.
Usu艅— Ale je艣li mi pozwolisz, to Ci臋 poprowadz臋 — mrukn膮艂, przyk艂adaj膮c rozchylone wargi do szyi Yosoo, zostawiaj膮c powoli po sobie 艣cie偶k臋 motylich, mokrych poca艂unk贸w — Poprowadz臋 Ci臋, 偶eby by艂o Ci tak dobrze, jak ostatnio — zdusi艂 cisn膮ce si臋 znowu na usta westchni臋cie, kiedy g艂臋biej wzi臋ty oddech skutkowa艂 spotkaniem si臋 jego cia艂a z opart膮 na spodniach d艂oni膮, a tym samym zmusi艂 do ponownego odsuni臋cia si臋, zostawiaj膮c ich w uzale偶niaj膮cej miksturze 艂膮cz膮cych si臋 oddech贸w — Lepiej, ni偶 ostatnio.
Channie
Mia艂 ochot臋 wzruszy膰, nieco zbywaj膮co, ramionami na jedno z wielu oskar偶e艅, kt贸re w艂a艣nie pada艂y w jego kierunku. Czy robi艂 to specjalnie? Nie. Chyba nie, chocia偶 po cz臋艣ci jednak tak. W ko艅cu mia艂 dok艂adny cel w swoim zachowaniu, celowo posuwa艂 si臋 do bardziej wyzywaj膮cych gest贸w, balansowania mi臋dzy zachowaniem odpowiedniego dystansu a rzuceniem wszystkiego w zapomniane, byleby poczu膰 i wzbudzi膰 u Yosoo jak najwi臋cej wra偶e艅. Wi臋c jakby si臋 d艂u偶ej na tym zastanowi膰, ci臋偶ko by艂oby mu zaprzeczy膰, 偶e robi艂 to wszystko z premedytacj膮. Jedyne co go broni艂o to to, 偶e nie mia艂 w tym ‘z艂ych’ zamiar贸w - nie chcia艂 wzbudza膰 w nim za偶enowania, czy wstydu. Chcia艂 tylko miesza膰 mu w g艂owie, wywo艂ywa膰 tyle dozna艅, 偶e ledwie da rad臋 usta膰 na nogach, nad膮偶y膰 za tym, co si臋 dzieje, a jedyne co b臋dzie odczuwa膰, to przyjemno艣膰
OdpowiedzUsu艅— Nie pogrywa艂bym sobie z Tob膮, Soo — odpar艂 z ukrytym przez zagryzienie wargi u艣miechem, szczerze wierz膮c we w艂asne s艂owa, cho膰 nieustanne im zaprzecza艂. Bo dok艂adnie to teraz robi艂. Bawi艂 si臋, przynajmniej w swoich oczach, niewinnie z zaskakiwanym co krok Yosoo. Nawet gdyby chcia艂 przesta膰, ta rzadko spotykana ust臋pliwo艣膰 wymieszana z p艂ytko 艂apanym przez niego oddechem, niesamowicie mu to utrudnia艂a. A przywo艂ana ‘gra’ nie musia艂a przecie偶 by膰 czym艣 z艂ym, prawda? Oboje na tym korzystali, w pe艂ni 艣wiadomie, czy te偶 nie. Co krok upewnia艂 si臋, czy nie przesadza艂 - albo bezpo艣rednim stwierdzeniem, 偶e mo偶e przesta膰, albo przelotnym, g艂臋bszym spojrzeniem w ciemne oczy, w kt贸rych mog艂a kry膰 si臋 szczera i niemo偶liwa do wyzbycia si臋, w膮tpliwo艣膰. Wiedzia艂, 偶e z ni膮, je艣li zd膮偶y艂a odnale藕膰 swoje miejsce i zapu艣ci膰 tam korzenie, nie mia艂 szans na wygran膮.
By艂 wniebowzi臋ty, 偶e widzia艂 j膮 jedynie ulotnie. 呕e potrafi艂 j膮 u艣mierzy膰 dotykiem, id膮cym w parze z koj膮cymi s艂owami. Wr臋cz bezwolnie do艂膮cza艂 je do tych odwa偶niejszych ruch贸w, wsuwaj膮c ostro偶nie d艂o艅 we w艂osy Yosoo, kiedy ten odchyli艂 g艂ow臋, aby m贸c zatrzyma膰 go w tym miejscu, jak i pozwoli膰 na dodatkowe rozlu藕nienie si臋. Znowu daj膮c szans臋, aby oboje na czym艣 korzystali.
A odczu艂 jeszcze wi臋ksz膮 eufori臋, kiedy do jego uszu dotar艂 pierwsze, s艂odkie westchnienie przesy艂aj膮ce dreszcz wzd艂u偶 kr臋gos艂upa, a zarazem dyskretnie wykrzywiaj膮ce usta w zadowoleniu, nie odsuwaj膮c si臋 jeszcze od jego szyi. Pami臋ta艂 dobrze, 偶e u偶y艂 niemal tych samych s艂贸w poprzedniego wieczora i r贸wnie dobrze pami臋ta艂, 偶e m贸wi艂 wtedy powa偶nie. Dalej przy nich sta艂, got贸w zgodzi膰 si臋 na cokolwiek, z czym wyst膮pi艂by teraz Soo. Nie musia艂 mu jednak o tym przypomina膰. Jeszcze nie teraz.
Potrzebowa艂 i tak chwili, aby samemu pozbiera膰 si臋 po niechcianym odsuni臋ciu si臋, kt贸re zaraz zosta艂o zast膮pione ponownym zbli偶eniem si臋, r贸wnie po艣piesznie wybijaj膮cym go z rytmu. Z ka偶d膮 zmian膮 tempa by艂 coraz bli偶ej spotkania si臋 z odurzaj膮cymi zawrotami g艂owy, pojawiaj膮cymi si臋, kiedy przymyka艂 na d艂u偶ej oczy i oddawa艂 si臋 nawet najdelikatniejszemu dotykowi. O p贸艂 sekundy za p贸藕no zahamowa艂 nerwowy ruch n贸g przy powierzchownym zetkni臋ciem si臋 ich cia艂, czuj膮c, jak cierpliwo艣膰 niebezpiecznie z niego ulatuje. Nie oznacza艂o to, 偶e nie zamierza艂 zmusi膰 si臋 do odnalezienia w sobie jej ostatniej kropli, wykorzysta膰 j膮 ca艂kowicie, dop贸ki ca艂kowicie nie odejdzie od zmys艂贸w.
Nag艂e spowolnienie tempa powinno by膰 czym艣 zbawiennym, pozwalaj膮cym mu na odbudowanie nerw贸w i wspomnianej cierpliwo艣ci. Stara艂 si臋 tego dosi臋gn膮膰, acz przychodzi艂o mu to z zastraszaj膮cym trudem. Zdradza艂o go coraz bardziej zamglone spojrzenie w po艂膮czeniu z niekontrolowanym zwil偶eniem warg czubkiem j臋zyka. Mimo to opar艂 obie d艂onie w jego talii, z wyczuciem zaciskaj膮c je na bluzie i u艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie, bez, wcze艣niej i tak skrywanej, dumy, kt贸re towarzyszy艂a mu od pierwszych, udanie wypowiedzianych s艂贸w
— Jeszcze moment i przypadkiem powiesz za du偶o, Soo — zauwa偶y艂, przy kolejnej pr贸bie zabrania g艂osu przez przyjaciela, nawi膮zuj膮c po艣rednio do wypowiedzianego, zapewne bez wi臋kszego pomy艣lunku, wyznania sprzed chwili. Szczerze, wola艂 tego unikn膮膰, w pewnym stopniu oczekuj膮c, 偶e magicznym sposobem wina padnie wtedy na niego - po cz臋艣ci zapewne i tak s艂usznie.
Usu艅Bez po艣piechu zamieni艂 si臋 z nim miejscem, pozwalaj膮c ch艂opakowi na znalezienie oparcia jeszcze na ch艂odnym blacie, podczas gdy jego d艂onie wr贸ci艂y do zaczepnego badania okrytej materia艂em sk贸ry, nim ca艂kowicie wsun臋艂y si臋 pod bluz臋
— Nawet je艣li zgodzi艂by艣 si臋 teraz na wszystko — mrukn膮艂 z niewielkim u艣miechem, nie pozwalaj膮c sobie na ugi臋cie si臋 pod przenikliwym spojrzeniem Yosoo — To i tak wol臋, 偶eby艣 mi powiedzia艂, kiedy chcesz, 偶ebym przesta艂 — przesun膮艂 mozolnie czubkami palc贸w wzd艂u偶 kr臋gos艂upa bruneta, a w swoim g艂osie stara艂 si臋 przekaza膰 prawdziw膮 powag臋, z jak膮 je wypowiada艂 — Nie musimy… i艣膰 po ca艂o艣ci — mia艂 ochot臋 parskn膮膰 艣miechem na nieporadny dob贸r s艂贸w, lecz zosta艂 jedynie przy dalej widniej膮cym na jego twarzy u艣miechu i zbli偶y艂 si臋 na tyle, aby m贸c marnie musn膮膰 wargi ch艂opaka swoimi, podczas gdy jedna z d艂oni powr贸ci艂a na wcze艣niej opuszczone miejsce przy brzegu spodni, ledwie ruszaj膮c go ze swojego miejsca przy niewinnym zsuni臋ciu o kilka milimetr贸w, a zarazem tak wymownym, jedynie podkre艣lonym wymieszanymi z urwanym oddechem, s艂owami — Zrobi臋, co tylko chcesz, Yosoo.
Channie
— Nie zawracaj sobie tym g艂owy, Soo — stwierdzi艂, kr臋c膮c przy tym nieznacznie swoj膮, jakby mia艂o to pom贸c w odsuni臋ciu wypowiedzianych przed chwil膮 s艂贸w. Zdawa艂 sobie r贸wnie偶 po cz臋艣ci spraw臋 z tego, 偶e nie nale偶a艂y do tych, z pomocnego sortu. Wypowiadanie tego, co 艣lina przynosi艂a na j臋zyk, miejscami by艂o zwyczajnie nie do powstrzymania - szczeg贸lnie w momencie, w kt贸rym spodziewano si臋 tego najmniej. M贸g艂 zauwa偶y膰, 偶e Yosoo, z coraz mniejsz膮 skuteczno艣ci膮, walczy艂 ze swoj膮 uparto艣ci膮, a w艂a艣nie ta ‘wpadka’ by艂a tego idealnym potwierdzeniem — I skup si臋 po prostu na sobie.
OdpowiedzUsu艅Tylko tyle chcia艂. Postawi艂 to sobie za g艂贸wny cel - z pop臋d贸w samolubnych, maj膮cych po艂echta膰 jego ego, jak i z czystej potrzeby sprawienia brunetowi jak najwi臋cej przyjemno艣ci. Nie oczekiwa艂 wiele, o ile czegokolwiek, w zamian, nawet je艣li jego cia艂o wysy艂a艂o sprzeczne sygna艂y. Nie mia艂 nad nimi kontroli, czy chcia艂, czy nie, lecz nie wyra偶a艂y jego podej艣cia. By艂by bardziej ni偶 zachwycony, gdyby dosta艂 mo偶liwo艣膰; us艂ysza艂 werbalne potwierdzenie na to, aby wype艂ni膰 rzucon膮 chwil臋 wcze艣niej obietnic臋.
Chcia艂, 偶eby by艂o mu lepiej.
A zarazem czu艂 presj臋 i obawy o to, co wydarzy si臋 p贸藕niej. Co b臋dzie, kiedy emocje i niemal instynktowny ruch cia艂a oraz d艂oni wraz z okrywaj膮cym rozs膮dek po偶膮daniem ugasn膮 i b臋dzie m贸g艂 przyswoi膰, co si臋 sta艂o. Czy b臋dzie 偶a艂owa艂? Czy b臋dzie plu艂 sobie w brod臋 za uniesienie si臋 i nieprzemy艣lenie tego dok艂adniej? Co zrobi, je艣li Yosoo powie mu, 偶e to by艂 jednak g艂upi pomys艂, a ten moment w艂a艣nie go w tym zapewni艂. W艂a艣nie teraz ryzykowa艂 nieodwracalnym zmienieniem ich relacji, o ile ju偶 tego nie robi艂. Bo nawet gdyby chcia艂, nie mia艂 czym obroni膰 swojego zachowania.
Nie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e go ponios艂o przez alkohol, ani 偶e by艂 to jednorazowy wyskok, skoro ju偶 tyle ich zaliczyli. Yosoo nie by艂 te偶 kim艣, kogo m贸g艂by po prostu zacz膮膰 ignorowa膰 - mimo tego, 偶e brunet sam tak post膮pi艂, lecz wtedy i tak sytuacja prezentowa艂a si臋 inaczej.
Ale Yechan nie chcia艂 偶a艂owa膰. Nie chcia艂 wycofywa膰 偶adnych ze swoich s艂贸w, czy gest贸w, kiedy - mimo dodanej im pewno艣ci przez ekscytacj臋 - wychodzi艂y z niego 艣wiadomie. Jawnie ujawnia艂y jego stan, kt贸rego szczerze nawet nie pr贸bowa艂 maskowa膰.
Reakcje Yosoo jedynie wynosi艂y to jeszcze bardziej na wierzch, zapewniaj膮c, 偶e u艣miech nie m贸g艂 ze艣lizgn膮膰 si臋 z jego twarzy. Raz mniejszy, z nut膮 pokory i pr贸by ukojenia. Z drugiej strony wype艂niony zadowoleniem i chowany zagryzieniem wargi, aby nie ryzykowa膰 przesadnym ujawnieniem jego fascynacji rozwijaj膮cego si臋 przed nim… rozpadu. Inaczej nie m贸g艂 tego nazwa膰, kiedy mia艂 wra偶enie, 偶e Soo zwyczajnie rozpada艂 si臋 przed jego oczami - w najlepszym tego s艂owa znaczeniu
— B臋dziesz my艣la艂 ja艣niej, jak b臋dzie Ci wygodniej? — zapyta艂 z marnym, przekornym zabarwieniem, lecz nie oczekiwa艂 odpowiedzi. A na pewno nie klarownej, kiedy ka偶dy z jego gest贸w doprowadza艂 bruneta do jeszcze gorszego stanu, ku niemoralnemu zachwytowi Yechana.
Zatrzyma艂 pos艂usznie d艂o艅, odsuwaj膮c r贸wnie偶 od spodni, aby oprze膰 j膮 przyzwoicie na jego biodrze. Mimo wielu jasnych, zrozumia艂ych sygna艂贸w, wola艂 nie ryzykowa膰 nieodpowiednim ruchem w momencie, kiedy brakowa艂o mu tej pewno艣ci. Obj膮艂 zamiast tego bezwstydnie Yosoo wzrokiem, aby w艂a艣nie odnale藕膰 zagubione zapewnienia. Nawet najdrobniejszy jego 艣lad, kt贸ry pozwoli艂by mu na p贸j艣cie dalej. A takowy widzia艂 niemal na ka偶dym fragmencie jego cia艂a. Od kurczowo zamkni臋tych oczu, przez zarumienione poliki i zaciskaj膮ce si臋 na blacie d艂onie, po niekontrolowany oddech, kt贸ry i go przyprawia艂 o coraz wi臋ksze zawroty g艂owy. Zagryzana warga z kolei podkre艣la艂a m臋tlik, kt贸ry musia艂 trwa膰 w jego g艂owie, a Yechan dalej nie pragn膮艂 niczego bardziej, ni偶 kompletnie go rozproszy膰.
Wcze艣niej nie zwraca艂 uwagi na ten jeden, charakterystyczny tik. Mo偶e czasami, kiedy tylko siedz膮c obok, m贸g艂 stwierdzi膰, 偶e przyjaciel by艂 bliski zrobienia sobie krzywdy. Teraz jednak skupia艂 si臋 na nim o wiele bardziej - szczeg贸lnie teraz, kiedy zostawia艂 pojedynczy, czu艂y poca艂unek, przed bezmy艣lnym, acz s艂abym zagryzieniem, niesamowicie ju偶 podra偶nionej, wargi, podczas gdy jego r臋ce odnalaz艂y te oparte o zimny blat, splataj膮c mozolnie ze sob膮 ich palce
Usu艅— Skoro Ci niewygodnie, to chod藕 — westchn膮艂 z rozanieleniem, przesuwaj膮c ustami wzd艂u偶 jego policzka, nim niech臋tnie zebra艂 si臋, aby odklei膰 ich od zajmowanego miejsca, podtrzymuj膮c nieznacznie Yosoo - czysto na wszelki wypadek, przed powrotem do, jeszcze nie tak dawno opuszczonej, sypialni.
Dawa艂 z siebie wszystko, aby nie ukaza膰, jak bardzo urzeka艂a go tak uleg艂a postawa przyjaciela. Tak rzadka, niemal nigdy niewidziana, a teraz b臋d膮ca wywo艂ana jego zachowaniem i pozwalaj膮ca na to, aby s艂abe pchni臋cie usadzi艂o go na kra艅cu 艂贸偶ka. Niemi艂osiernie, ale tak przyjemnie miesza艂 mu teraz w g艂owie, sprawiaj膮c, 偶e dzia艂a艂 pr臋dzej, ni偶 m贸g艂 pomy艣le膰 nad swoimi ruchami. Szybki oddech odurza艂 go przy nachyleniu si臋 i oparciu d艂oni po bokach bruneta, aby m贸c ponownie przy艂o偶y膰 rozchylone usta do rozgrzanej sk贸ry i z rezerw膮 drasn膮膰 j膮 z臋bami. Ci膮gn臋艂o, pali艂o go, aby ca艂kowicie i bez pohamowa艅 odda膰 si臋 pokusom, jednak jaka艣 jego cz臋艣膰 dalej, irracjonalnie, obawia艂a si臋 odrzucenia. Pozwala艂a mu jedynie na przeniesienie jednej z d艂oni na udo, bezwiednie w臋druj膮c ni膮 ku g贸rze, by r贸wnie powoli podwin膮膰 kraniec tak teraz mu wadz膮cej bluzy.
I pragn膮艂 jeszcze wi臋cej, hamowany jednak tymi g艂upimi, a zarazem dzielonymi przez nich, nerwami, mog膮c jedynie zebra膰 si臋 na 艂agodne, wypowiedziane na niepewnym wydechu, s艂owa
— A wiesz mo偶e przynajmniej, czy nie jest Ci w tym… za gor膮co?
Channie
Nie potrafi艂 poj膮膰, 偶e zwyk艂e, pok艂adanie w nim zaufanie z czyje艣 strony, mo偶e by膰 czym艣 tak przyjemnym. Bezpo艣rednie poczucie, jak cia艂o Yosoo oddaje si臋 jego gestom, 艣wiadomie, a mo偶e nie. Nie widzia艂 jednak oparcia, nie s艂ysza艂 sprzeciwu, a wr臋cz przeciwnie. Jedyne, co m贸g艂 dojrze膰 przez za艣lepiaj膮c膮 go warstw臋 pobudzenia, to t膮 rozkoszn膮 ust臋pliwo艣膰. Po cz臋艣ci mo偶e wymieszan膮 z… zaskoczeniem? Co go nie powinno z kolei dziwi膰, skoro zna艂 bruneta lepiej ni偶 niejedna osoba - tak przynajmniej s膮dzi艂 - i ten brak sprzeciwu by艂 wyj膮tkowo nietypow膮 dla niego reakcj膮. Ju偶 na podstawie poprzedniego wieczoru m贸g艂 zak艂ada膰, 偶e spotka si臋 z uszczypliwo艣ci膮 i zatrzymaniem rozwoju r贸wno z chwil膮, kiedy kontrola swobodnie prze艣lizgn臋艂a si臋 z d艂oni Yosoo, do tych zwinnie sun膮cych po jego ciele.
OdpowiedzUsu艅Na pocz膮tku mo偶e jeszcze pr贸bowa艂, jednak teraz Powell m贸g艂 odczu膰, chyba pierwszy raz, odk膮d tylko si臋 znali, 偶e brunet oddawa艂 si臋 drobnym przesuni臋ciom palc贸w; muskaj膮cych sk贸r臋 ustom i z coraz wi臋kszym trudem wypowiadanym s艂owom, maj膮ce na celu jak najlepiej trafi膰 w czu艂e punkty. Aby udobrucha膰 miejscami wybuja艂e ego, mog膮c jednak coraz mniej zachowywa膰 pozory, 偶e znajdowali si臋 na tej samej pozycji.
Bo tak nie by艂o, a Yechan czu艂 elektryzuj膮cy 艣cisk 偶o艂膮dka z ka偶d膮 chwil膮, kiedy krzy偶owa艂 przelotnie z nim swoje spojrzenie, czy podnosi艂 wzrok, aby zauwa偶y膰 ciasno zaciskane powieki id膮ce w parze z nerwowym oddechem, jako jasne oznaki, 偶e, przynajmniej jeszcze, sta艂 p贸艂 stopnia wy偶ej i m贸g艂 skupia膰 si臋 na tym, aby doprowadza膰 go jeszcze bli偶ej kusz膮cej granicy.
Sam jednak niebezpiecznie przy niej balansowa艂, ryzykuj膮c zepchni臋ciem wraz z us艂yszeniem chaotycznej wypowiedzi Yosoo. Nie艣wiadomie powt贸rzy艂 szybki odruch zwil偶enia warg przed nieznacznym, niemal niezauwa偶alnym, odsuni臋ciem si臋, kiedy palce przyjaciela chwyci艂y bluz臋. R贸wnie bezwiednie chwyci艂 niewielki skrawek, jakby w biernej pr贸bie przyspieszenia pozbycia si臋 zb臋dnej odzie偶y.
Ca艂y ten czas, cho膰 zaj臋艂o to zapewne kilka sekund, wlepia艂 spojrzenie w bruneta. W s艂abe dr偶enie palc贸w, w ukazuj膮c膮 si臋 jego oczom blad膮 sk贸r臋, przyozdobion膮 paroma niegro藕nymi zadrapania i ma艂ymi siniakami, opr贸cz tego, co prezentowa艂o si臋 na jego ramieniu. Przygl膮da艂 si臋 jeszcze bardziej teraz zmierzwionym w艂osom, odstaj膮cym w poci膮gaj膮cy teraz spos贸b. Nie zwr贸ci艂 uwagi na bluz臋, kt贸ra w ka偶dej, innej sytuacji, razem z dalej niepo艣cielonym w pe艂ni 艂贸偶kiem, by艂aby idealnym powodem, aby rozbudzi膰 w nim niewyja艣nialn膮, ale jak偶e intensywn膮, irytacj臋. By艂o to na szarym ko艅cu listy jego chwilowych priorytet贸w. Nawet gdyby chcia艂, nie m贸g艂 si臋 na nich skupi膰, kiedy jego wzrok, z towarzysz膮cym po艣piesznym prze艂kni臋ciem 艣liny, by艂 przej臋ty bezwstydnym obrysowywaniem linii cia艂a Yosoo. Tej samej, kt贸r膮 mia艂 okazj臋 ju偶 widzie膰 - nawet w podobnych, cho膰 jednak tak rozbie偶nych, warunkach, jak te - a teraz wygl膮da艂 jeszcze bardziej rozbrajaj膮co w jego oczach.
Przez szybkie zaci艣ni臋cie warg powstrzyma艂 przesadny pomruk z wydostania si臋 z jego gard艂a, kiedy poczu艂 wplecione w jego w艂osy palce, przyjemnie wzbudzaj膮ce dreszcze w ka偶dym miejscu, na kt贸rym si臋 zatrzyma艂y
— Chyba… ju偶 偶adnych nie mam — wyzna艂, przyznaj膮c si臋 tym samym do tego, 偶e takowe wcze艣niej, do艣膰 skutecznie, zaprz膮ta艂y mu my艣li. Nie mia艂 czasu; ochoty my艣le膰 o tym, co m贸wi, kiedy coraz wi臋cej bod藕c贸w za艣lepia艂o, a zarazem wyostrza艂o na tylko jedno, jego zmys艂y. Nakierowywa艂o po raz kolejny do kusz膮cych warg, rozchylanych z coraz s艂abiej opanowanym po艣piechem. Wplecenie delikatno艣ci stawa艂o si臋 trudniejsze z ka偶dym pog艂臋bieniem i cisn膮cym si臋 na usta westchni臋ciem; z wyczuwan膮 pod palcami sk贸r膮, kiedy opar艂 jedn膮 z d艂oni na ods艂oni臋tej teraz talii Yosoo.
Zsuni臋cie warg na szyj臋 jedynie pozornie mia艂o by膰 sposobem, aby zyska膰 chwil臋 wytchnienia. Poz贸r, kt贸ry znikn膮艂 wraz z momentem, kiedy pow臋drowa艂 ustami na jeden z obojczyk贸w, niegro藕nie zaciskaj膮c na cienkiej sk贸rze z臋by, nim kontynuowa艂 jasno sprzedaj膮ce jego pobudzenie, suni臋cie nimi coraz ni偶ej. Niesamowicie mozolne, bole艣nie spowalniane, ale pozwalaj膮ce mu na ca艂kowite rozkoszowanie si臋 chwil膮. Tak samo jak jego stopniowe przej艣cie na w艂asne kolana, kt贸remu towarzyszy艂y oparte na udach d艂onie, pozwalaj膮ce na wymowne podsuni臋cie bruneta jeszcze bli偶ej brzegu 艂贸偶ka
Usu艅— Soo — zacz膮艂, owiewaj膮c przy tym jego brzuch oddechem i nie przerywaj膮c zasypywania tego miejsca leniwymi poca艂unkami, a jego d艂onie bezmy艣lnie podsun臋艂y si臋 nieco wy偶ej i zacisn臋艂y si臋 na udach przyjaciela. Jego w艂asne s艂owa ju偶 dawno zacz臋艂y wymyka膰 mu si臋 spod kontroli, a jego brak przej臋cia tym faktem by艂 jedynie podkre艣lony leniwym u艣miechem, z oci膮ganiem wsuwaj膮cymi si臋 pod brzeg spodni d艂oniami i nieprzyzwoicie niewinnym spojrzeniem z do艂u na Yosoo, pozwalaj膮c kolejnej, bezwstydnej pro艣bie na wybrzmienie — Je te偶 mo偶esz zdj膮膰? B艂agam.
Channie
Yechan z jednej strony czerpa艂 niezmierzon膮 satysfakcj臋 z tego, jak brunetowi pl膮ta艂 si臋 j臋zyk. Z jakim trudem przychodzi艂o mu podj臋cie si臋 zabrania g艂osu, tylko po to, aby wydusi膰 z siebie kilka, kr贸tkich s艂贸w, czy te偶 zasypa膰 go bez pomy艣lunku ich niezrozumia艂ym zlepkiem. Z drugiej, mimo masy innych, tak przejrzystych i bezpo艣rednich sygna艂贸w, utrudnia艂y mu ca艂kowite rozczytanie Yosoo. By艂o to po prostu czym艣, do czego kompletnie nie by艂 przyzwyczajony - zazwyczaj s艂ysz膮c g艂os przyjaciela non-stop. Na tyle cz臋sto, 偶e nawet przy odbiorze sms贸w w jego g艂owie by艂y odczytywane w艂a艣nie jego g艂osem.
OdpowiedzUsu艅Teraz, dok艂adnie w tym momencie, trud rozczytania ca艂kowicie zanik艂. Potrzebowa艂 tylko tego, us艂yszanego wcze艣niej, zapewnienia o nies艂uszno艣ci jego w膮tpliwo艣ci, aby w pe艂ni kierowa膰 si臋 przyspieszonym oddechem, czy odczuwanymi pod palcami drgni臋cia. Aby zacisn膮膰 nieco mocniej z臋by, kiedy w pokoju wybrzmia艂 st艂umiony, s艂odki j臋k. Co艣, przez co Yechan g艂upia艂 chyba najbardziej.
Jego g艂owa bezmy艣lnie goni艂a za dotykiem, chc膮c czu膰 go jak najwyra藕niej, jak najbli偶ej i jak najd艂u偶ej, zarazem staraj膮c trzyma膰 si臋 tu偶 przy jego sk贸rze, kt贸rej sam widok, jak i promieniuj膮cy, przypisany wy艂膮cznie Yosoo, zapach, wydawa艂 si臋 najbardziej po偶膮danym bod藕cem na ziemi.
I wyczekiwa艂, chcia艂by m贸c stwierdzi膰 偶e spokojnie, ale sam czu艂 rosn膮ce w nim z ka偶d膮 chwil膮, zniecierpliwienie, na ruch ze strony przyjaciela. Na s艂owo, na gest, na cokolwiek, co b臋dzie odpowiedz膮 na jego prost膮, ale bezpo艣redni膮 i z艂aknion膮 pro艣b臋. Nie spuszcza艂 z niego wyczekuj膮cego spojrzenia, kt贸remu towarzyszy艂o pojedyncze, bezwolne zwil偶enie warg czubkiem j臋zyka. Opu艣ci艂 wzrok jedynie na moment, aby zwr贸ci膰 uwag臋 na nieporadn膮 pr贸b臋 zsuni臋cia spodni przynajmniej o kilka milimetr贸w, uniemo偶liwione przez wzmo偶one dr偶enie palc贸w. Urzekaj膮ce go r贸wno mocno, co ca艂a reszta bruneta, zarazem wzbudzaj膮ce zdziwienie, 偶e jeszcze ten miesi膮c wcze艣niej w 偶yciu nie postawi艂by siebie w tej sytuacji.
A teraz czu艂 si臋 na miejscu. Mi臋dzy nogami Yosoo, ze 艣ciskaj膮c膮 偶o艂膮dek sensacj膮 i wykruszaj膮c膮 si臋 cierpliwo艣ci膮, pragn膮c膮 poczu膰 go jeszcze bardziej. Ze wzrokiem ponownie uniesionym na przyjaciela, kiedy us艂ysza艂 jego s艂aby g艂os. Tym, kt贸ry zostawi艂 go chwil臋 w niepewno艣ci, aby zaraz wybrzmie膰 ponownie, tym razem w formie jasnej, cho膰 oszcz臋dnej, pro艣by. Pro艣by, kt贸ra sama nakierowa艂a jego, zdradliwie teraz dr偶膮ce, d艂onie do brzegu spodni, zaciskaj膮c je na nim
— …podnie艣 si臋 troch臋 — nakaza艂 niespodziewanie zachrypni臋tym g艂osem, za p贸藕no prze艂ykaj膮c 艣lin臋, aby wyzby膰 si臋 drobnej maniery, podczas gdy jego palce pewniej chwyci艂y za materia艂, tak teraz nieprzyjemny w por贸wnaniu do odczuwanej niedawno mi臋kko艣ci sk贸ry.
Chcia艂; by艂 pewien, 偶e potrzebowa艂, aby poczu膰 Yosoo bli偶ej. Chcia艂 go jeszcze wi臋cej, a jedynym, co go od tego oddziela艂y, by艂y z nut膮 nerwowo艣ci, zsuwane z bioder bruneta spodnie.
Zdradzili si臋 ju偶 niemal wszystkim - wyszeptanymi s艂owami, lgn膮cymi do siebie nawzajem cia艂ami i niekontrolowanymi drgni臋ciami przy najmniejszym dotyku. Ju偶 wtedy nie istnia艂a droga powrotu, lecz teraz wprowadza艂 go jeszcze g艂臋biej na obcy mu teren. Taki, kt贸rego nie zasmakowali pod wp艂ywem ot臋piaj膮cego alkoholu. Ani tej nocy, kt贸ra miejscami si臋 rozmywa艂a, ani tej, kt贸ra widnia艂a w jego pami臋ci zastraszaj膮co wyra藕nie.
Powinno go to obchodzi膰, czy te偶 powinien si臋 tym przej膮膰, lecz tak naprawd臋 nie zawraca艂 sobie tym g艂owy. Nie widzia艂 w tym sensu, skoro oboje tak szale艅czo, acz bez widocznego sygna艂u na ch臋膰 zatrzymania si臋, popadali coraz g艂臋biej w uzale偶niaj膮cy p臋d. Czu艂 si臋 kierowany i namawiany miejscami automatycznymi odruchami przyjaciela, oraz urywanymi s艂owami, kt贸re ledwo przechodzi艂y przez gard艂o, a i tak dawa艂y rad臋 wypowiedzie膰 tak wiele. Sam raczy艂 go coraz mniej sk艂adnymi zdaniami, decyduj膮c si臋 na milczenie i wypowiedzenie si臋 gestami, kt贸re m贸wi艂y zdecydowanie wi臋cej.
Nie skupia艂 si臋 na niczym innym, opr贸cz na pozbyciu si臋 wadz膮cych spodni, wstrzymuj膮c nie艣wiadomie oddech i jawnie wyra偶aj膮c swoj膮 ekscytacj臋. Zajmowa艂o go jedynie przysuni臋cie ust do kolejnych, niezbadanych nimi skrawk贸w sk贸ry - zasypuj膮c wn臋trze ud powolnymi poca艂unkami, podczas gdy jego d艂o艅 pow臋drowa艂a ku g贸rze, najpierw opieraj膮c si臋 na brzuchu Yosoo, nim owin膮艂 z wyczuciem palce wok贸艂 jego d艂ugo艣ci, bezwiednie wykonuj膮c wr臋cz bole艣nie powolny ruch r臋ki.
Usu艅Spojrza艂 przelotnie na bruneta spod rz臋s, jakby dla ostatniego upewnienia si臋 o poprawno艣ci, a mo偶e w艂a艣nie jej braku, tego, co robili; dla przyuwa偶enia reakcji po zostawieniu poca艂unku w pobli偶u zaj臋tej d艂oni, pozwalaj膮ce ciep艂emu oddechowi na owianie sk贸ry, nim nieznacznie si臋 odsun膮艂. Mo偶e na moment za d艂ugo, z zawahaniem, kt贸rego tak naprawd臋 tam nie by艂o, przed ostro偶nym obj臋ciem go ustami, mimowolnym przymkni臋ciem oczu i r贸wnie bezwolnym, rozkosznym wbiciem palc贸w w udo.
Nie chcia艂 by膰 teraz nigdzie indziej. Nie chcia艂 by膰 teraz z nikim innym, kiedy ju偶 przy pierwszym, wr臋cz badawczym, ruchu g艂ow膮, ledwo trzyma艂 siebie samego w ryzach.
Channie
To by艂 chyba pierwszy moment, odk膮d wkroczyli na t臋 niepewn膮, ale wzajemnie po偶膮dan膮 艣cie偶k臋, kiedy Yechan zdradza艂 obecne w nim nerwy. Dr偶enie d艂oni zakrywa艂 odruchowym zaciskaniem ich na udach, a on sam nie zdawa艂, ani nie przejmowa艂 si臋 tym, jak bardzo mog艂y zostawa膰 one wyczuwalne czy te偶 rozczytane. Po co mia艂 si臋 tym przejmowa膰, kiedy jedynym, co go teraz obchodzi艂o, by艂 Yosoo.
OdpowiedzUsu艅Skupia艂 si臋 na ka偶dej jego reakcji, kt贸re przychodzi艂y z dawk膮 pewno艣ci siebie. Na ka偶dym oddechu, wype艂niaj膮cym sypialni臋. Na pierwszym, wybrzmiewaj膮cym wyra藕nie j臋ku, kt贸ry wydusi艂 niemal ten sam z jego gard艂a, mimo braku mo偶liwo艣ci pe艂nego wydostania si臋 na wierzch. Na d艂oni, kt贸ra, ku jego niezadowoleniu, wypl膮ta艂a si臋 z jego kosmyk贸w i pozostawi艂a po sobie ch艂odn膮, niemo偶liw膮 do zast膮pienia pustk臋. U偶ywane w jego kierunku zdrobnienie brzmia艂o nagle niesamowicie wulgarnie i poci膮gaj膮co, zostawiaj膮c po sobie trwa艂y 艣lad w jego pami臋ci. Zostawiaj膮c potrzeb臋, aby us艂ysze膰 je jeszcze raz. I kolejny. Najlepiej nieprzerwanie, z bli藕niacz膮 otoczk膮, jak w艂a艣nie to teraz. Wymieszanym z m贸wi膮cym jeszcze wi臋cej j臋kiem, cho膰 te, nawet w swoim przej臋ciu, Powell sam m贸g艂 stwierdzi膰, by艂y nieudolnie wstrzymywane przez bruneta.
Sporadycznie unosi艂 wzrok, a raczej same powieki, zdecydowanie rzadziej, ni偶 cz臋艣ciej przez zbyt intensywne poch艂oni臋cie wykonywanymi ruchami; charakterystyczny, a zarazem uzale偶niaj膮cy smak wype艂niaj膮cy jego zmys艂y, jak ca艂a reszta bod藕c贸w wysy艂anych w jego stron臋. Chcia艂 m贸c zobaczy膰 przyjaciela w ‘pe艂nej okaza艂o艣ci’. M贸c nie tylko us艂ysze膰, ale wyra藕nie dojrze膰 efekty swojego dzia艂ania, tak teraz wyra藕nie podkre艣lone, kiedy cia艂u Yosoo brakowa艂o si艂y na utrzymanie pozycji siedz膮cej.
Sam ledwie hamowa艂, o ile w og贸le, ciche pomruki, czy drobne, acz znacz膮ce wiercenie si臋 na swoim miejscu; niezale偶nie od chwilowego braku oddechu, czy od us艂yszenia po raz kolejny s艂abego g艂osu przyjaciela.
Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e jego ruchom zapewne brakowa艂o wymarzonej p艂ynno艣ci i sprawno艣ci, ale nie potrafi艂 nawet przypisa膰 daty, kiedy ostatnio znajdowa艂 si臋 w艂a艣nie na tym miejscu. Nie m贸g艂 zrzuca膰 tego tylko na to, kiedy przede wszystkim ujmowa艂a mu potrzeba, ta tak 偶enuj膮ca, a zarazem niesamowicie szczera, zadowolenia; zachwycenia Yosoo. Bo to by艂o dla niego najwa偶niejsze - wypa艣膰 w jego oczach jak najlepiej; sprawi膰, 偶e b臋dzie my艣la艂 tylko o nim i o tym, jak jest mu teraz dobrze. Byciu dla niego najlepszym. Co艣, co zazwyczaj by艂o jego ostatnim zmartwieniem.
Nawet podczas seksu Yechan pok艂ada艂 niezno艣n膮 wag臋 co do czysto艣ci i rutyny; zachowania procesu w jak najmniej inwazyjny spos贸b, pr贸bie zachowania prostoty i szybkiego rozwi膮zania problemu. Przynajmniej zazwyczaj. Bo zazwyczaj, z przypadkow膮 osob膮, nie zachowywa艂 si臋 tak, jak teraz. Ale po co mia艂 wraca膰 do ustalonej sobie z g贸ry normy, skoro nigdy nie czu艂 si臋 lepiej, ni偶 teraz, przy tak diametralnym i rozkosznie og艂upiaj膮cym, odbiegni臋ciu od niej.
Nikt nie doprowadza艂 go do takiego stanu, jak Yosoo. Nie sprawia艂, 偶e zostawia艂 wszystkie zwyczaje za sob膮 i wzbudza艂 pragnienie p贸j艣cia dalej, z艂amania regu艂, kt贸re sam sobie ustali艂.
Za pierwszym razem delikatny dotyk na ramieniu zwyczajnie mu umkn膮艂, jednak te kolejne zosta艂y przez niego celowo, zadziwiaj膮co wymownie, zignorowane, a jedynie nam贸wi艂y do pog艂臋bienia ruch贸w. Wyciszenia b艂agaj膮cego szeptu, kt贸ry jedynie podkre艣la艂 to, co by艂o zdradzane przez niekontrolowane odruchy cia艂a.
Nie zamierza艂 przesta膰. Nie, kiedy by艂 tak blisko. Nie, kiedy mia艂 wra偶enie, 偶e kr臋ci mu si臋 w g艂owie z ka偶dym ruchem, niezale偶nie od sporadycznego trudu, z jakim si臋 spotyka艂. Nie obchodzi艂y go wymowne wypieki na jego policzkach, kt贸re prawdopodobnie si臋 tam zjawi艂y, skoro 艣wiszcz膮cy w inaczej cichym pokoju, oddech, doprowadza艂 go do szale艅stwa. By艂by idiot膮, gdyby pos艂ucha艂 si臋 marnej pro艣by, skoro by艂 kilka krok贸w od ujrzenia kompletnego spe艂nienia, kt贸re by艂o jego zas艂ug膮. Od ujrzenia, jak cia艂o bruneta, wygl膮daj膮ce teraz tak poci膮gaj膮co i prosz膮ce si臋 o bycie poch艂anianym wyg艂odnia艂ym spojrzeniem, odmawia mu pos艂usze艅stwa pod wp艂ywem dzia艂a艅 Powella.
Usu艅Byli zbyt blisko.
Zamiast tego okry艂 jego d艂o艅 swoj膮, aby przywr贸ci膰 j膮 na, przynajmniej jego zdaniem, odpowiednie miejsce. Rzuci艂 mu jedynie przelotne, wyzywaj膮ce spojrzenie z do艂u, nie odsuwaj膮c swoich ust nawet na moment, nim wymownie przy艂o偶y艂 wi臋cej si艂y do r臋ki opartej na blond w艂osach, tym samym dociskaj膮c swoj膮 g艂ow臋. Ignorowa艂 trud, z jakim przychodzi艂o mu 艂apanie oddechu; lekkie zaszklenie oczu, kt贸re dodatkowo okrywa艂o jego spojrzenie, jak i niekontrolowanie, mocno wbijane paznokcie w udo Yosoo. Bo mimo tego, by艂o mu tak dobrze.
Channie
Odnajdywa艂 si臋 na swojej pozycji niesamowicie dobrze. W mieszance rozmazuj膮cych si臋, kompletnie dla niego teraz nieistniej膮cych, pohamowa艅, z przyt艂aczaj膮cymi go reakcjami i odruchami Yosoo, kt贸re jednocze艣nie pcha艂y go do przodu, jak i, dos艂ownie czy te偶 nie, odbiera艂y dech w piersi. Maj膮c kontrol臋, a jednocze艣nie odczuwaj膮c, jak ta przelatuje mu pr臋dko przez palce, kiedy potrzeby by艂y intensywniejsze, ni偶 podsuwane wcze艣niej przez rozum pomys艂y albo plany. Oddawa艂 si臋 prostym instynktom, dzi臋ki kt贸rym m贸g艂 si臋 skupia膰 wy艂膮cznie na 艣ciskaj膮cym jego podbrzusze doznaniu.
OdpowiedzUsu艅Yechan, samemu wychodz膮c z propozycj膮 powrotu do tego, co by艂o, ju偶 wtedy wiedzia艂, 偶e przysz艂oby mu z trudem, cho膰 stara艂 si臋 przekona膰 siebie, 偶e by艂o inaczej. Nie by艂 nawet pewien, czy chcia艂 do tego wraca膰 - teraz mia艂 t臋 pewno艣膰. Nie by艂by w stanie o tym zapomnie膰, ukr贸ci膰 ich relacj臋 do platonicznej przyja藕ni, do wydzielonych, acz niewypowiedzianych regu艂 mi臋dzy nimi, skoro zasmakowa艂, jak wygl膮da艂oby 偶ycie bez ich istnienia. A smakowa艂o uzale偶niaj膮co s艂odko.
By艂 w tym przekonywany w ka偶dym momencie - przy niewinnie wymienianych chwil臋 wcze艣niej poca艂unkach i ostro偶nie wplataj膮cych si臋 we w艂osy palcach, jak teraz, przy nawet tych najwulgarniejszych i bezwstydnych ruchach, pozwalaj膮cych mu na ca艂kowite uj臋cie Yosoo rozumu. Przekonywa艂y go w tym ostrzegawcze sygna艂y; og艂upiaj膮ce j臋ki, kt贸re chcia艂 s艂ysze膰 jeszcze wyra藕niej i wi臋cej czy bezwolne ruchy, r贸wnie intensywnie mieszaj膮ce mu w g艂owie. A finalnie zaciskaj膮ce si臋 nieznacznie wok贸艂 niego nogi, pobudzaj膮ce przyjemn膮, atakuj膮c膮 niemal ka偶dy nerw, fal臋 dreszczy.
Dopiero po chwili da艂 rad臋 rozlu藕ni膰 dalej wbijane palce, jak i odsun膮膰 si臋 z kr贸tkim kaszlni臋ciem i po艣piesznie 艂apanym oddechem. Nie pohamowa艂 z kolei przy przelotnym przetarciem ich kciukiem, witaj膮cego na jego ustach u艣miechu po us艂yszanych s艂owach - mo偶e powinien wzi膮膰 je bardziej do siebie, przeprosi膰 Yosoo za niepos艂uchanie go, ale nie potrafi艂 nawet udawa膰, 偶e czego艣 偶a艂owa艂, czy 偶e by艂o mu g艂upio. Bo by艂o ca艂kowicie odwrotnie.
— Wybacz, nie s艂ysza艂em — sk艂ama艂 bezwstydnie, przy czym bezwiednie sun膮艂, 艂agodnie, d艂oni膮 po jego udzie. W niemej pr贸bie za艂agodzenia spowodowanego tam 艣ladu po w艂asnych palcach, zostawiaj膮c przy tym na nich r贸wnie delikatne, drobne ca艂usy. Z lekkim oci膮ganiem podni贸s艂 si臋 nieznacznie a, ku jego w艂asnemu zaskoczeniu, jego kolana postanowi艂y odm贸wi膰 mu pos艂usze艅stwa i zmusi艂y do po艣piesznego oparcia si臋 o materac, zanim mia艂by szans臋 wyl膮dowa膰 nimi z powrotem na panelach. Z nieustannie obecnym na jego twarzy u艣miechem przywr贸ci艂 samemu sobie cho膰by odrobin臋 balansu, nim usiad艂 na 艂贸偶ku, nieco si臋 na nim osuwaj膮c, aby by膰 przynajmniej po cz臋艣ci na r贸wni z przyjacielem.
My艣l, 偶e m贸g艂by patrze膰 na niego bez ko艅ca, podczas gdy jego d艂o艅 samoistnie rysowa艂a nieokre艣lone wzory po ods艂oni臋tym brzuchu i klatce piersiowej, powinna go przera偶a膰. Ale by艂a jedn膮 teraz obecn膮 w jego g艂owie. Co gorsza, brzmia艂a gro藕nie kusz膮co, sprawiaj膮c, 偶e robi艂 w艂a艣nie to. Przygl膮da艂 si臋 zarumienionej twarzy, szalenie 艂apanym oddechom i rozrzuconym na po艣cieli w艂osom, samemu prezentuj膮c si臋 w podobnym chaosie. I kompletnie go to nie obchodzi艂o - z niepoprawn膮 dum膮 odczuwa艂 rozlewaj膮ce si臋 po jego policzkach ciep艂o, obecne w k膮cikach oczu i tu偶 pod nimi 艂zy i s艂abe podra偶nienie ust, nie wspominaj膮c o drobnym dr偶eniu d艂oni, n贸g oraz zalewaj膮cym go od 艣rodka, wymieszanym z zadowoleniem i spe艂nieniem, podnieceniu
— Wcale nie musisz jeszcze ko艅czy膰 — przyzna艂 p贸艂偶artem, cho膰 tak naprawd臋 nie mia艂by raczej serca testowa膰 dalej, teraz intensywnie przewra偶liwionego, cia艂a bruneta. Wystarczy艂o, 偶e robi艂 to s艂ownie, wykorzystuj膮c poniek膮d s艂abo艣膰, a zarazem mocn膮 stron臋 przyjaciela - to, 偶e rzadko kiedy postanawia艂 siedzie膰 cicho, a przez to, w chwilach, jak ta, m贸wi艂 to, co 艣lina przynosi艂a mu na j臋zyk. Jak tak ods艂aniaj膮ce go wyznanie, niebezpiecznie 艂echtaj膮ce ego blondyna
Usu艅— Co, mo偶e mi jeszcze powiesz, 偶e by艂o Ci 藕le? — spyta艂 r贸wnie 偶artobliwie, i tak znaj膮c prawdziw膮 odpowied藕; cho膰 nie m贸g艂 by膰 jej w stu procentach pewien. Sun膮艂 nieprzerwanie palcami po porz膮dnie rozgrzanej sk贸rze, samemu nie b臋d膮c w pe艂ni pewnym swojego zamiaru. Upiera艂by si臋, 偶e mia艂 by膰 to koj膮cy gest, ale to, jak by艂o naprawd臋, mo偶na by艂o kwestionowa膰, kiedy towarzyszy艂y temu przyspieszony oddech, niekontrolowane zwil偶enie warg czubkiem j臋zyka, jak i nieustannie zalewaj膮ca jego cia艂o, acz usilnie teraz trzymana na wodzy, 偶膮dza. Jedyne, co utwierdza艂o jego wersj臋 wydarze艅, by艂o zainteresowane, a zarazem opieku艅cze, pytanie, jakie wybrzmia艂o z jego strony, przerywaj膮c chwilowo wisz膮c膮 mi臋dzy nimi cisz臋
— Jak si臋 czujesz?
Channie
Ju偶 pierwsze s艂owa wyrwa艂y z Yechana kr贸tki i lekki, ale szczery 艣miech. Nag艂e us艂yszenie uszczypliwych s艂贸w ze strony przyjaciela przysz艂o jako zaskoczenie, kiedy jeszcze chwil臋 wcze艣niej ten ledwo skleja艂 ze sob膮 pojedyncze sylaby. Ale by艂o to pozytywne zaskoczenie - pozwala艂o utwierdzi膰 si臋 w tym, 偶e nie zapanowa艂a mi臋dzy nimi niezr臋czno艣膰; przynajmniej jeszcze nie
OdpowiedzUsu艅— Na pewno nie ma jakiej艣 milszej metody, ni偶 od razu kopanie? — zapyta艂 z wymuszonym i nieszczerze brzmi膮cym niepokojem. Niezbyt wierzy艂 w to, 偶e faktycznie si臋gn膮艂by takich metod albo w ich skuteczno艣膰. Niezale偶nie czy chodzi o sam fakt, 偶e zwr贸ci艂by wtedy na nie uwag臋, czy mo偶e o to, 偶e Yosoo da艂by rad臋 w艂o偶y膰 w to wystarczaj膮co skupienia, si艂y i celno艣ci. I szczerze w膮tpi艂, czy zmusi艂oby go to do przestania.
Niewiele interesowa艂y go w艂asne odczucia, kiedy chodzi艂o o Yosoo. Tyczy艂o si臋 to chwili, jak te, gdzie jedyne, co zajmowa艂o jego my艣li, by艂o sprawienie mu jak najwi臋cej przyjemno艣ci; pozwolenie na ca艂kowite odp艂yni臋cie, a tym samym ignorowanie swoich potrzeb, kt贸re miejscami niezno艣nie stara艂y o sobie przypomnie膰. Ale dzia艂a艂o to r贸wnie偶 w tych mniej przyjemnych. Kiedy Yosoo zarzuca艂 go niezliczon膮 ilo艣ci膮 oskar偶e艅, nieraz przekoloryzowanych, ale dalej maj膮ce w sobie cz膮stk臋 prawdy. Wtedy ignorowa艂 i je, i uporczywy 艣cisk serca, bo wiedzia艂, 偶e wyjdzie lepiej na zostawieniu wszystkiego bez s艂owa, co najwy偶ej z r贸wnie uszczypliwym, pojedynczym komentarzem i tyle.
Cho膰 teraz nie by艂 pewien, czy m贸g艂 z pewno艣ci膮 przyzna膰, 偶e kierowa艂 si臋 wy艂膮cznie potrzebami Yosoo. W ko艅cu z samolubnych pop臋d贸w doprowadzi艂 go do obecnego stanu; dobranymi s艂owami nakierowa艂 w stron臋, kt贸ra mu wydawa艂a si臋 najkorzystniejsza i najprzyjemniejsza.
Nawet teraz stara艂 si臋 zwraca膰 uwag臋 na to, co m贸wi, ale wiele z jego zachowa艅 wychodzi艂o samo z siebie. Jak nieco s艂abiej, acz dalej, zamglone spojrzenie, kt贸rym nieprzerwanie mu si臋 przygl膮da艂. Jak drobny u艣miech nieustannie b艂膮dz膮cy po jego twarzy, jedynie umacniany przelotnym zerkni臋ciem ze strony bruneta oraz zauwa偶onym u艣miechem, wywo艂anym bezwiednie sun膮cymi po sk贸rze palcami. Obrysowywa艂y ka偶d膮 krzywizn臋, skupiaj膮c si臋 miejscami na tych, kt贸re wywo艂ywa艂y nieco szybszy oddech, czy jego momentalne stani臋cie w gardle.
On sam z kolei pozwala艂 sobie na kolejny, lekki 艣miech, kiedy us艂ysza艂 pierw jedynie mrukni臋cie, a chwil臋 p贸藕niej odpowied藕, w kt贸r膮 ci臋偶ko by艂o mu faktycznie uwierzy膰. Opu艣ci艂 wzrok na zaciskaj膮ce si臋 na koszulce palce, z ka偶dym wymierzonym lepiej ruchem jego w艂asnych, zaciskaj膮cych si臋 na niej mocniej
— Okej, nie wiesz - niech b臋dzie — nie postanowi艂 jednak dr膮偶y膰 dalej, szczeg贸lnie, kiedy wzrok bruneta znowu mu uciek艂. By艂o to czym艣, co przychodzi艂o ch艂opakowi z trudem, a Yechan tak bardzo tego pragn膮艂 - 偶eby patrzy艂 i skupia艂 si臋 dalej tylko na nim. Nie na jednej z nudnych 艣cian, czy r贸wnie nieinteresuj膮cym suficie. Wiedzia艂, 偶e nie by艂o nic na tyle ciekawego w jego sypialni czy mieszkaniu, aby szczerze przyku艂o uwag臋 Yosoo na tak d艂ugo.
— Nie podoba Ci si臋? — powt贸rzy艂 z przygaszon膮 nut膮 rozbawienia, zanim odsun膮艂 d艂o艅 od cia艂a przyjaciela, by m贸c pos艂usznie obiema z艂apa膰 za kraniec koszulki i w miar臋 p艂ynnie zdj膮膰 j膮 z siebie. Zatrzyma艂 si臋 jednak przy si臋gni臋ciu do lu藕no zwi膮zanych spodni pi偶amowych, decyduj膮c si臋 na zostawienie ich - przynajmniej na razie. Mia艂 wra偶enie, 偶e by艂oby dziwnie za 艂atwo, gdyby poszed艂 mu a偶 tak na r臋k臋; zbyt nudno. A zaciekle pracowa艂 na to, aby przynajmniej teraz nie mog艂a mu zosta膰 przypisana w艂a艣nie ta 艂atka, z kt贸r膮 na co dzie艅 by艂 tak blisko. Niemal 偶y艂 z ni膮 w zgodzie.
Zamiast tego chwyci艂 z wyczuciem brod臋 Yosoo, by m贸c stanowczo skierowa膰 jego twarz w swoim kierunku, kiedy pozby艂 si臋 lu藕nej koszulki;. Zarazem by艂o to pr贸b膮, czy nam贸wieniem go, do utrzymania na blondynie wzroku. Najlepiej r贸wnie przenikliwego, co jego w艂asne
Usu艅— Jak masz mi rozkazywa膰, to przynajmniej na mnie patrz, Soo — stwierdzi艂 mimo braku padni臋cia faktycznego, bezpo艣redniego rozkazu ze strony bruneta. Nie za bardzo go to interesowa艂o, skoro skutecznie podpiera艂o jego wymy艣lny punkt. Punkt, kt贸rego rozw贸j tak bardzo pragn膮艂 zobaczy膰, mimo wielu sygna艂贸w jasno 艣wiadcz膮cych o tym, 偶e m贸g艂 si臋 spotka膰 jedynie z ogromnym niepowodzeniem. Testowanie granic przychodzi艂o im przecie偶 z tak膮 naturalno艣ci膮 i 艂atwo艣ci膮, cho膰 to m贸g艂 kwestionowa膰. Nie widzia艂 sensu, aby powstrzymywa膰 si臋 teraz, kiedy tak mocno go kusi艂y, a jego oddech mimowolnego si臋 sp艂yca艂 wraz z nap臋dzanymi sam膮 ide膮 my艣lami.
Zmusza艂 wi臋c go wytrwale do utrzymania na sobie wzroku, a przynajmniej po cz臋艣ci, samemu skacz膮c nim po twarzy Yosoo, nim pozwoli艂 wymownemu, a zarazem zostawiaj膮cym niejedne, szeroko otwarte, drzwi, pytaniu pa艣膰 spomi臋dzy zwil偶anych j臋zykiem ust
— Co dalej?
Channie
Podni贸s艂 osuwaj膮cy si臋 po twarzy, jak i zaraz po ciele wzrok, z powrotem na ciemne oczy Yosoo, kiedy po艣pieszna wypowied藕 skutecznie zwr贸ci艂a jego uwag臋. Mimo wszystko, nie takiej si臋 spodziewa艂 - bardziej zak艂ada艂, 偶e Yosoo mu si臋 postawi. Mo偶e, ryzykownie, obrazi i postanowi, 偶e nie chce siedzie膰 z nim d艂u偶ej, je艣li ma to tak wygl膮da膰. Strach nie by艂 czym艣, co zamierza艂, ani chcia艂, w nim wzbudzi膰. Chcia艂 co najwy偶ej pom贸c mu si臋 go wyzby膰 i wyciszy膰 jakikolwiek g艂os, kt贸ry m贸g艂 szepta膰 niepotrzebne obawy prosto do ucha, tym samym niepotrzebnie stresuj膮c bruneta.
OdpowiedzUsu艅By艂 w ko艅cu przyzwyczajony do tej, tak przeciwnej temu, co teraz widzia艂, postawy Yosoo. To on zawsze m贸wi艂 pierwsze, jak i ostatnie s艂owo. Kontrolowa艂 przebieg wszystkich, r贸wnie偶 tych nieplanowanych wydarze艅. Wytyka艂 Yechanowi cokolwiek tylko zrobi艂, nieraz zachodz膮c blondynowi tym niezno艣nie za sk贸r臋. Zazwyczaj zatrzymywa艂 to dla siebie, mo偶e miejscami pozwala艂 sobie na k膮艣liwe uwagi, ale pozwala艂 na to, aby prowadzi艂 go ten ci膮g wydarze艅 przez ich znajomo艣膰. Nauczy艂 tego, jak funkcjonowa膰 z Yosoo, aby ten by艂 zadowolony; aby oboje byli zadowoleni. Czego nie robi膰 i nie m贸wi膰, a zarazem co przyjaciel m贸g艂 chcie膰 us艂ysze膰.
Nag艂e, tak intensywne i bezkompromisowe, przeprowadzanie go - mimo tego, 偶e sam przecie偶 wyszed艂 z propozycj膮 - by艂o czym艣 niesamowicie obcym. Obcym, ale przyjemnym. 艁echta艂o w pewien spos贸b jego ego, a zarazem rozlewa艂o ciep艂o w sercu, poniewa偶 Yosoo mu ufa艂. Ufa艂, 偶e poprowadzi go dobrze, 偶e nie zrobi mu krzywdy i chce dla niego jak najlepiej. M贸g艂 jako pierwszy zapozna膰 go z czym艣 nieznanym, z panuj膮cym mi臋dzy nimi spokojem i swobod膮; prawie 偶e brakiem zb臋dnego wstydu, trwaj膮cego co najwy偶ej kilka sekund.
Cie艅 niepokoju, kt贸ry przemyka艂 przez jego oczy, znikn膮艂 wraz z ruchem ze strony przyjaciela, a zamiast tego wywo艂a艂 drobny, 艂agodny u艣miech. M贸g艂 powr贸ci膰 do swobodnego, ciekawskiego, przygl膮dania si臋 cia艂u przed nim; drobnym falom dreszczy, kiedy rozlu藕nia艂 i nieznacznie, nieinwazyjnie zaciska艂 palce trzymaj膮ce jego twarz. S艂ucha艂 jego nast臋pnych s艂贸w, acz mo偶e mniej uwa偶nie, ni偶 powinien. Po raz kolejny dociera艂y do niego z lekkim op贸藕nieniem, przede wszystkim pod wzgl臋dem ich sensu. Wyczuwa艂 jednak, tak zaskakuj膮co, prawie 偶e bez przerwy, obecne w nich zak艂opotanie; r贸wnie nienaturalne, co uleg艂o艣膰. I tak samo jak ona, bezwiednie mi臋kczy艂o to miejscami jego wzrok.
— Chc臋. Bardzo chc臋, Soo — potencjalnie nieprzemy艣lane przez przyjaciela s艂owa poszerza艂y nieznacznie u艣miech na jego twarzy, kiedy pozwala艂y wybrzmie膰 jego pragnieniom g艂o艣no; z zaskakuj膮c膮 艂atwo艣ci膮. Powodowa艂o to, 偶e palce niebezpiecznie pragn臋艂y w臋drowa膰 do kusz膮cych warg, obrysowuj膮c ich kszta艂t przed pohamowaniem ch臋ci do wsuni臋cia jednego z nich do 艣rodka. Ci臋偶ar d艂oni przelotnie zwr贸ci艂 jego uwag臋, przy okazji wywo艂uj膮c bezwolne poruszenie si臋 bioder, niemo prosz膮cych si臋 o wi臋cej.
Przy samych pr贸bach skupienia si臋 na tym, co m贸wi艂, by艂o ci臋偶ko zachowa膰 mu pe艂n膮, trudn膮 do podwa偶enia kontrol臋 nad sob膮, jednak radzi艂 sobie na tyle, aby wodzi膰 za odbiegaj膮cym od niego spojrzeniem. Do czasu.
Wystarczy艂o, 偶e palce Yosoo zaw臋drowa艂y nieznacznie, naprawd臋 nieznacznie, ni偶ej, aby wydoby膰 z niego zduszone westchni臋cie i naruszenie rytmu oddechu, kt贸ry stara艂 si臋 odzyska膰 przy przelotnym przymkni臋ciu oczu. Spotka艂 si臋 jednak z ca艂kowicie odwrotnym efektem, kiedy jedna z jego d艂oni pow臋drowa艂a do tej skradaj膮cej si臋 wg艂膮b spodni. Nakierowa艂 j膮 wymownie nieco ni偶ej, czuj膮c zarazem, jak jego oddech automatycznie si臋 sp艂yca wraz z delikatnymi mu艣ni臋ciami wcze艣niej nieporuszonej sk贸ry
— Ale mam je zdj膮膰 za chwil臋, czy ju偶 teraz? — zadziorne s艂owa nie mia艂y a偶 tak intensywnego wyd藕wi臋ku, kiedy towarzyszy艂y im niekontrolowane dr偶enia cia艂a oraz zabranie trzymaj膮cej Yosoo r臋ki, aby m贸c zsun膮膰 spodnie najpierw nieznacznie z samych bioder. Zaraz kiedy zosta艂 uderzony ot臋piaj膮c膮 mieszank膮 powietrza z pokoju, jak i kontrastuj膮cego ciep艂a d艂oni, w po艣piechu pozby艂 si臋 ich w ca艂o艣ci.
OdpowiedzUsu艅Chwilowa 艣wiadomo艣膰 kompletnego ods艂oni臋cia, wraz w towarzystwie w艣lizguj膮cego si臋 przez okno s艂o艅ca, znikn臋艂a wraz z kolejnym ruchem d艂oni, namawiaj膮cym Yosoo do kontynuowania mozolnej 艣cie偶ki w d贸艂 jego niecierpliwie napinaj膮cego si臋 brzucha.
Traci艂 cierpliwo艣膰. G艂贸wnie do samego siebie. Chyba tylko do samego siebie, jednak z drugiej strony sprawia艂o mu to tyle przyjemno艣ci - odchodzenie od zmys艂贸w przy najprostszym dotyku, niemoc w wypowiedzeniu kolejnej serii uszczypliwszych komentarzy, bo te prosi艂y si臋 o wymieszanie z cisn膮cymi si臋 na usta westchnieniami. Te z kolei nieustannie by艂y wykrzywione w b艂ogim u艣miechu, a zamglone spojrzenie, kiedy nie by艂o zakryte pod przymkni臋tymi powiekami, wlepia艂 wyczekuj膮co, jak i z rozanieleniem, w Yosoo. By艂 got贸w przyj膮膰 od niego wszystko. Pokierowa膰 go w jakimkolwiek tylko kierunku sobie wymarzy, byleby nie przestawa艂; byleby by艂 dalej na nim skupiony.
Z wr臋cz przera偶aj膮c膮 艂atwo艣ci膮, przy bezwolnym lgni臋ciu do cia艂a i dotyku Yosoo, szukaj膮c przy dotychczas zajmowanej przez nich pozycji, mo偶liwo艣ci do dotkni臋cia nagiej sk贸ry swoj膮 w艂asn膮, przysz艂o mu ponowne otwarcie ust, z kolejnymi, rozochoconymi i jawnie wypowiedzianymi, potrzebami
— Nie przestawaj. I poca艂uj mnie, Soo.
Channie
Yosoo zapewnia艂 go niemal pod ka偶dym wzgl臋dem, 偶e chcia艂 brn膮膰 dalej; mimo wymalowanych na twarzy, jak i w ruchach, nerw贸w. Yechan sam chcia艂 brn膮膰 dalej, jednak ka偶de, nawet to najkr贸tsze zawieszenie ze strony bruneta sprawia艂o, 偶e sam zatrzymywa艂 si臋 lub spowalnia艂 w swoich ruchach - bo potrzebowa艂 tej stuprocentowej pewno艣ci. Ostatnie, co powinno mie膰 teraz miejsce, by艂o przymusowe, nawet przypadkiem, prowadzenie go przez kompletnie mu obcy teren. 艁apa艂 si臋 wi臋c na swoich wypowiedziach, kt贸re mog艂y by膰 w danym momencie nie na miejscu, lecz nie wycofywa艂 nich. Czeka艂 na reakcj臋, na ich odbi贸r i na to, czy powinien doda膰 mu jakkolwiek pewno艣ci co do swojej pozycji.
OdpowiedzUsu艅Przychodzi艂o mu to nie tyle, 偶e z trudem, ale… z prostym zdziwieniem. Nie by艂 do tego przyzwyczajony - to on zazwyczaj potrzebowa艂 wr臋cz niezno艣nej ilo艣ci zapewnienia, co do podejmowanych decyzji. To on kwestionowa艂 to, co Yosoo robi i musia艂 by膰 przez niego prowadzony; cz臋艣ciej ni偶 rzadziej i tak si臋 wycofuj膮c, poniewa偶 co艣 zbytnio wykracza艂o poza jego stref臋 komfortu. Teraz mo偶e dalej odkrywa艂 t臋 rol臋, dalej pozwalaj膮c swoim w膮tpliwo艣ciom na zaistnienie, pos艂anie przyjacielowi delikatniejszego spojrzenia, kiedy nie by艂 pewien podejmowanych wybor贸w, jednak to w艂a艣nie Soo teraz bardziej go potrzebowa艂, ni偶, tak jak na co dzie艅, on jego.
Delikatny u艣miech wykrzywi艂 nieznacznie rozchylone usta, kiedy us艂ysza艂 z艂o艣liw膮 uwag臋, kt贸ra chwilowo pr臋dzej mia艂a wyd藕wi臋k niewinnego pytania, ani偶eli typowej, tak dobrze mu znanej, docinki. Cisn膮ce si臋 na usta, r贸wnie zadziorne s艂owa nie dosta艂y okazji na zostanie wypowiedzianymi, kiedy z p艂uc wydar艂 si臋 dr偶膮cy oddech, wywo艂any pierwszymi, niepewnymi ruchami Yosoo. Wykonanymi mo偶e lekko nieporadnie, bez narzuconego sobie rytmu, a jednak dra偶ni膮cymi dok艂adnie te struny, kt贸re powinny. Wydzieraj膮ce z niego p艂ytszy oddech i 艂agodne dreszcze, wzmo偶one poczuciem palc贸w w swoich w艂osach. Samoistnie rozchylaj膮ce nogi w niemym sygnale pro艣by o wi臋cej, a w po艂膮czeniu z nag艂ym, odurzaj膮cym poca艂unkiem pozwoli艂y na wybrzmienie rozemocjonowanemu westchnieniu.
Dopiero chwilowe milczenie, m贸wi膮ce jednak tak wiele, zmusi艂o go do przynajmniej chwilowego powrotu do siebie, od razu wywo艂uj膮c w nim potrzeb臋 dogodzenia Yosoo; wys艂uchania go i dania z siebie wszystkiego, aby zniwelowa膰 u niego dyskomfort
— Czym? — spyta艂 niemal instynktownie, nim po raz kolejny straci艂 z艂udnie r贸wne tempo oddechu przy poczuciu sun膮cych po swoich plecach palc贸w. Bezwiednie przysun膮艂 si臋 jeszcze bli偶ej bruneta, szukaj膮c u niego nawet najs艂abszego oparcia, opieraj膮c jedn膮 z d艂oni na jego karku — Bo je艣li mn膮, to naprawd臋 nie masz czym, Soo — westchn膮艂 po raz kolejny, lgn膮c, a zarazem niekontrolowanie wyginaj膮c si臋 pod wp艂ywem odczuwanego dotyku; tak teraz uziemiaj膮cego, a zarazem doprowadzaj膮cego do tego, 偶e odchodzi艂 od zmys艂贸w. Coraz ci臋偶ej przychodzi艂o mu zachowanie wzgl臋dnego spokoju i kontroli nad samym sob膮; jego wzrok poch艂ania艂 posta膰 Yosoo; lekki odcie艅 br膮zu w艂os贸w, kiedy spotyka艂y si臋 ze 艣wiat艂em, s艂abe zarumienienie sk贸ry i nieznacznie rozchylone wargi, kt贸re pr贸bowa艂y wyr贸wna膰 oddech.
Powinien si臋 kontrolowa膰, wzi膮膰 pod uwag臋, 偶e wszystko mog艂o graniczy膰 z przesad膮, 偶e Yosoo nie m贸g艂 by膰 jeszcze gotowy, nawet je艣li wy艂膮cznie pod tym wzgl臋dem fizycznym. Te my艣li jednak coraz bardziej mu umyka艂y i pozwoli艂y, aby kierowa艂 si臋 wy艂膮cznie dzielonym przez nich po偶膮daniem i niewypowiedzianymi potrzebami
— Nie pozwol臋 na to, 偶eby by艂o Ci 藕le — przyzna艂 z coraz bardziej rozwi膮z艂ym j臋zykiem, kiedy pod wp艂ywem zamglonego my艣lenia przerzuca艂 jedn膮 z n贸g, by m贸c usi膮艣膰 na kolanach przyjaciela. Sam kontakt sk贸ry ze sk贸r膮 sprawi艂, 偶e oparte na barkach d艂onie wbi艂y si臋 w nie, a nogi bezwolnie zacisn臋艂y si臋 po jego bokach, ci膮gn膮c za sob膮 bezmy艣lne poruszenie biodrami.
Sama, jeszcze kompletnie niewiele znacz膮ca, zmiana pozycji da艂a rad臋 wytr膮ci膰 go z ledwie utrzymywanej r贸wnowagi i Yechan nieustannie chcia艂 wi臋cej. Chcia艂 przypomnie膰 sobie tamten przekl臋ty wiecz贸r, ale w lepszym 艣wietle. Z lepszym zako艅czeniem, z umys艂em odurzonym jedynie wra偶eniami i otaczaj膮cym go teraz zapachem Yosoo, a nie prowadz膮cym ich wtedy alkoholem - a mo偶e jedynie daj膮cym upust temu, co skrywa艂o si臋 w nich nie艣wiadomie wcze艣niej
Usu艅— Wi臋c mo偶emy przerwa膰 w ka偶dym momencie, kiedy chcesz — na p艂ytkim oddechu podkre艣li艂 to po raz kolejny, mo偶liwe 偶e niezno艣nie, tego wieczora, ale wola艂 przesadzi膰 w t臋 stron臋, ani偶eli na odwr贸t. Nic nie liczy艂o si臋 dla niego bardziej, ni偶 swoboda przyjaciela — Ale nie b臋d臋 ukrywa膰… — w jego s艂owa wkrad艂 si臋 cichy, niemal zdesperowany j臋k, id膮cy w parze z kolejnym nieprzemy艣lanym otarciem bioder o biodra, niemal od razu, w samej swej prostocie, wywo艂uj膮cym dr偶enie jego coraz wra偶liwszego cia艂a — zaraz oszalej臋, Soo.
Channie
Momentami pr贸bowa艂 skupi膰 si臋 na czym艣 innym. Ten marny, wr臋cz teraz nieistniej膮cy, zdrowy rozs膮dek stara艂 si臋 u艣wiadomi膰 go o zastraszaj膮cym tempie, o tym, czym mieli si臋 zaj膮膰 i o tym, 偶e powinni wszystko pewnie cho膰by jeszcze raz dok艂adnie przemy艣le膰. O postanowieniu, na czym stoj膮, czy mo偶e bardziej na czym chc膮 sta膰; ustaleniu nawet samego zarysu granic. Porozmawia膰 o wszystkim, co mia艂o miejsce i o tym, co na nich czeka艂o. Ale w jego panowa艂a w艂a艣nie tylko ta jedna my艣l. Co na nich czeka艂o. 呕e cokolwiek mia艂o si臋 wydarzy膰, dotyczy艂o ich obu i wsp贸lnie mieli przez to przebrn膮膰. 呕e teraz w jego przysz艂o艣ci nakre艣la艂 si臋 wsp贸lny, dzielony z Yosoo, obraz. Zajmowa艂 miejsce tych ponurych, samotnych i kompletnie niepewnych, kt贸re jeszcze nie tak dawno mu towarzyszy艂y.
OdpowiedzUsu艅Jego uwaga by艂a oczywi艣cie zwr贸cona ca艂kowicie na bruneta. Na wpatruj膮ce si臋 w niego ciemne oczy, na zaciskaj膮ce si臋 na po艣cieli d艂onie, na przyspieszony oddech, niemo偶liwy do zamaskowania wym贸wk膮 czy ukrycia pod ubraniami, odrzuconymi teraz na bok. Nigdy nie s膮dzi艂, 偶e tylko to, jeszcze w po艂膮czeniu z, w teorii, banalnymi s艂owami, spowoduje utrat臋 r贸wnowagi. A jednak ta prosta propozycja, mo偶e pro艣ba - nie wiedzia艂, o zignorowanie zahamowa艅, sprawi艂a, 偶e oddech blondyna zdradliwie zadr偶a艂. Nie musia艂 mu nawet odpowiada膰, kiedy jego cia艂o robi艂o to tak bezpo艣rednio. D艂onie niemal desperacko szuka艂y oparcia na barkach czy karku, co chwil臋 osuwaj膮c si臋, aby poczu膰 ciep艂膮 sk贸r臋 pod palcami. Spomi臋dzy rozchylonych ust wybrzmiewa艂y coraz ci臋偶sze, granicz膮ce z j臋kni臋ciem westchnienia, kiedy wargi Yosoo na przemian z jego z臋bami, dra偶ni艂y jego szyj臋 i zmusza艂y do intensywniejszego przylegni臋cia, prosz膮c si臋 zniecierpliwionym wierceniem o jeszcze wi臋cej.
Nawet nie pr贸bowa艂 zamaskowa膰 swojego niezadowolenia, kiedy Soo si臋 odsun膮艂, a tym samym wydoby艂 z niego pomruk z grupy tych za艂amanych, wr臋cz 偶enuj膮cych. Nie obchodzi艂a go rosn膮ca potrzeba na z艂apanie oddechu, zawy偶one roztrz臋sienie d艂oni, kt贸re nieprzerwanie zaciska艂 jako pr贸ba odnalezienia balansu. Czu艂 na sobie t臋 niesamowicie zdradliw膮, s艂ab膮 warstw臋 potu, zazwyczaj b臋d膮ca czym艣 dla niego niesmacznym, a teraz wzmacniaj膮ca w niezrozumia艂y spos贸b doznania i prosz膮ca si臋 o pogorszenie jego stanu.
Z jednej strony przez to chcia艂 ukry膰 si臋 przed przypadkowym, acz wnikliwym spojrzeniem przyjaciela, zamaskowa膰 to, w jak jednoznacznej i spragnionej pozycji w艂a艣nie by艂, a z drugiej rozpala艂 go jeszcze bardziej. Sam przyspiesza艂 jego oddech i pobudza艂 my艣li przy ka偶dym skrzy偶owaniu si臋 z g艂臋bokimi t臋cz贸wkami, widz膮c w nich to, czego jaki艣 czas temu m贸g艂 dojrze膰 co najwy偶ej zal膮偶ek.
S艂owa Yosoo w og贸le mu nie pomaga艂y, umiej臋tnie nakr臋caj膮c go jeszcze bardziej, a kiedy do艂膮czy艂o si臋 do nich poczucie delikatnego dotyku na udzie, przez moment pomy艣la艂, 偶e d艂u偶ej nie da rady. Nogi po raz kolejny pragn臋艂y si臋 zacisn膮膰, a niemo偶liwy do uspokojenia oddech nie u艂atwia艂 zebrania si臋 w sobie. Skierowane teraz na niego w pe艂ni spojrzenie rozpala艂o go od 艣rodka i mimo sprzecznych sygna艂贸w w sobie, nie potrafi艂 odwr贸ci膰 od niego wzroku. Skupia艂 si臋 tylko na brunecie; na wra偶eniu, 偶e odsuni臋cie si臋 od niego cho膰by na moment wi膮za艂oby si臋 z druzgoc膮cymi skutkami i zwyczajnie by sobie z nimi nie poradzi艂.
Nie wiedzia艂, czy to tak wymowne s艂owa, czy bli藕niaczy im u艣miech sprawi艂y, 偶e rzeczywi艣cie zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie i musia艂 przymkn膮膰 na moment oczy, aby z艂udnie znale藕膰 kr贸tk膮 chwil臋 ucieczki, jak przy utrudnionym prze艂kni臋ciu 艣liny
— Nie m贸w mi teraz takich rzeczy… — westchn膮艂 rozemocjonowany, przyjemnie przyt艂oczony niespodziewan膮 szczero艣ci膮 i ci臋偶arem wlepionego w siebie spojrzenia, zsuwaj膮c przy tym d艂onie wzd艂u偶 klatki piersiowej przyjaciela.
Na jego kanapie, kiedy post膮pili tak bezmy艣lnie, a jednak dalej by艂a to jedna z lepszych, jak nie najlepszych, nocy w jego 偶yciu. Mimo wszystkiego, co posz艂o zaraz za ni膮; jego wczesne wyj艣cie z mieszkania, spotkanie si臋 po pracy i poni偶aj膮ce rozklejenie si臋 pod blokiem, kiedy Yosoo podni贸s艂 na niego g艂os. Bo przecie偶 dzi臋ki niej, czy mo偶e po cz臋艣ci, znale藕li si臋 teraz tutaj - r贸wnie odchodz膮c od zmys艂贸w i zatracaj膮c si臋 w sobie nawzajem bez opami臋tania.
Usu艅Wzi膮艂 o oddech za ma艂o, szalej膮ce w jego piersi serce wyg艂usza艂o wszystko, co mog艂o spr贸bowa膰 sprowadzi膰 go na ziemi臋, nim nieprzemy艣lanie uni贸s艂 si臋 lekko z n贸g Soo, aby m贸c w ko艅cu dopi膮膰 swego. M贸c wyciszy膰 偶膮dz臋 tak targaj膮c膮 nim od 艣rodka niemal偶e od pocz膮tku, teraz wodzon膮 wcze艣niejszymi s艂owami ch艂opaka. 呕eby mia艂 to gdzie艣.
Dopiero nieprzyjemny b贸l, kt贸ry rozszed艂 si臋 po jego ciele mia艂 cie艅 szansy, aby przywr贸ci膰 mu rozs膮dek. Ulotny cie艅, kt贸ry znikn膮艂 wraz z przekierowaniem dyskomfortu poprzez wplataj膮ce si臋 bez wyczucia palce w ciemne w艂osy, szczelnie oplataj膮ce bruneta nogi i mimowolny j臋k, uparcie zduszany zaci艣ni臋ciem warg
— Najlepiej to w og贸le przesta艅 gada膰. Albo m贸w wi臋cej- nie wiem — z trudem kolejne, zagmatwane s艂owa przesz艂y przez jego usta, tkwi膮c w tej samej pozycji dla mo偶liwo艣ci przyzwyczajenia, jak i uspokojenia si臋. By艂o to wyj膮tkowo trudne dla niego zadanie, kiedy nie chcia艂 niczego bardziej, ni偶 zatraci膰 si臋 w tej chwili; we wst臋pnie niepewnym, zapoznawczym ruchu bioder oraz wargach Yosoo, kt贸re po wypowiedzianych na ci臋偶kim oddechu s艂owach, zakrywa艂 w艂asnymi w g艂臋bokim i zdesperowanym poca艂unku — Po prostu skup si臋 na mnie, Soo.
Channie
Yechan musia艂by by膰 duchem i cia艂em gdzie indziej, 偶eby nie zauwa偶y膰 tej zakradaj膮cej si臋 na wierzch zmiany w Yosoo. Cho膰 prawd臋 m贸wi膮c, r贸wnie dobrze mog艂o tak by膰 - balanoswa艂 na pograniczu zachowania trze藕wego my艣lenia, a odp艂yni臋ciu. By艂o co艣 w tej nieporadno艣ci, a zarazem przemy艣leniu w jego ruchach; w s艂owach, kt贸re tak g艂adko trafi艂y do pod艣wiadomo艣ci Yechana i wybudzi艂y dreszcz wzd艂u偶 jego kr臋gos艂upa oraz jeszcze bardziej pobudzi艂y go samego. Mo偶e powinien to przewidzie膰, zauwa偶y膰, 偶e by艂o to jedno z tych zagra艅 Jeonga, ale szczerze go to teraz nie obchodzi艂o.
OdpowiedzUsu艅Nie obchodzi艂a go stopniowa utrata kontroli nad sytuacj膮 czy w艂asnymi ruchami. Nie obchodzi艂o go to, jak 偶a艂o艣nie m贸g艂 si臋 malowa膰 teraz w jego oczach, kiedy oddawa艂 si臋 potrzebie bycia jak najbli偶ej niego, lgn膮c na ka偶dy spos贸b i zostawiaj膮c widoczny odcisk swoich palc贸w na barkach, kiedy uporczywie szuka艂 w nich podparcia. Nawet u艣miech i s艂aby 艣miech, kt贸re zjawi艂y si臋 wraz ze s艂owami Yosoo, pr臋dko zosta艂y zast膮pione niewielkim grymasem przyjemno艣ci. Pal膮cy ci臋偶ar d艂oni w po艂膮czeniu ze zgrywaj膮cym si臋 ruchem bioder niesamowicie, wr臋cz irytuj膮co, skutecznie odbiera艂 mu mo偶liwo艣ci my艣lenia. I Yechan nawet z tym nie walczy艂
— A nie mo偶esz zdecydowa膰 za mnie? — lekka, 艣miesznie 艂agodna, odpowied藕 by艂a jedynym, co da艂 rad臋 powiedzie膰 z krzt膮 samokontroli. By艂 zbyt przej臋ty pilnowaniem, aby spomi臋dzy rozchylonych warg nie wysypywa艂y si臋 zdradliwe odg艂osy, co i tak sz艂o mu 偶a艂o艣nie nieumiej臋tnie.
Ka偶dy z rytmicznych ruch贸w przechyla艂 niekorzystnie dla niego szal臋 i zmusza艂 do wr臋cz bolesnego zaciskania warg, aby sp艂yci膰 reakcj臋 do co najwy偶ej zadowolonych pomruk贸w. Fakt, 偶e Yosoo nie przestawa艂 m贸wi膰, wcale mu nie pomaga艂 - skupia艂 si臋 przez to na jego g艂osie, a nie panowaniu nad w艂asnym. Na wci膮偶 zawieszonym na sobie spojrzeniu, kt贸re intensywnie si臋 w niego wwierca艂o, rozpala艂o. 艁echta艂o w dziwny spos贸b ego, a zarazem… peszy艂o. U艣wiadamia艂o, jak desperacko musia艂 wygl膮da膰, i 偶e nie m贸g艂- nie zamierza艂, nic z tym robi膰.
Z艂o艣liwo艣膰 przyjaciela zazwyczaj by艂a dla niego czym艣 irytuj膮cym, acz potrzebnym. Jej brak by艂 czym艣 nienaturalnym, 艣wiadczy艂 nieraz o tym, 偶e co艣 by艂o nie tak. Wykrzywia艂 obraz Yosoo w spos贸b, kt贸rego si臋 obawia艂, bo nie wiedzia艂, jak sobie z nim radzi膰. Nie wiedzia艂, jak wiele brakuje, aby postawi膰 krok po jeszcze gorszej stronie - doprowadzi膰 do tego, aby ta przyjacielska z艂o艣liwo艣膰 zmieni艂a si臋 w bezczelno艣膰 i zaci臋t膮 pr贸b臋 zranienia. Nawet je艣li go irytowa艂a, to lubi艂, jak mi臋dzy nimi panowa艂a - jak by艂 zasypywany zadziornymi uwagami, nienios膮cymi za sob膮 szczerych, z艂ych intencji, ani powa偶nej wagi. Nie lubi艂, jak by艂a przykrywk膮 co do jego uczu膰, czy tego, z czym walczy艂 w 艣rodku. Nie lubi艂, jak u偶ywa艂 jej jako g艂臋bokorani膮ca bro艅.
Jednak w niepoprawny spos贸b uwielbia艂, jak droczy艂 si臋 z nim teraz. Kiedy ka偶dy ruch m贸g艂 powodowa膰, 偶e kt贸ry艣 z nich spadnie znowu na przegran膮 pozycj臋, cho膰 czy taka w og贸le istnia艂a? 艁apa艂 si臋 na tym, 偶e znalezienie si臋 na kt贸rejkolwiek mu odpowiada艂o.
M贸g艂 odczu膰, 偶e powraca mu ta, miejscami niezno艣na, pewno艣膰 siebie, jeszcze chwil臋 wcze艣niej sprawiaj膮c膮 wra偶enie jego odleg艂ego wymys艂u. Uderzy艂a go r贸wnie mocno, co nag艂e wzmocnienie chwytu i zmiana pozycji wybijaj膮ca z jego p艂uc powietrze. Nie spodziewa艂 si臋, a mo偶e powinien. Nie powstrzyma艂o go to przed skierowaniem r贸wnie wyczekuj膮cego, prosz膮cego spojrzenia na Yosoo. Na pojedyncze, ciemne kosmyki przylegaj膮ce do karku i otaczaj膮ce urzekaj膮co twarz. Na wpatruj膮ce si臋 w niego ciemne oczy, niebezpiecznie pozwalaj膮ce mu si臋 w sobie zatopi膰, a zarazem skrywaj膮ce w sobie w艂a艣nie t臋 z艂o艣liwo艣膰, kt贸ra teraz dla Yechana trwa艂a mi臋dzy szczerymi s艂owami a znanymi mu zagrywkami. Zdawa艂 sobie spraw臋 z gry, jak膮 teraz prowadzi艂, nawet je艣li by艂a rozmyta w jego oczach i umy艣le; nie do ko艅ca jasna, a przede wszystkim niele偶膮ca nigdzie blisko czego艣, czym zamierza艂 si臋 teraz martwi膰.
Usu艅Zamiast tego m贸g艂 gra膰 razem z nim. Pokr臋ci艂 g艂ow膮 z mimowolnym u艣miechem, przed oparciem d艂oni na jego twarzy. Bez pomy艣lunku przysun膮艂 go jeszcze bli偶ej siebie poprzez mocniejsze zaci艣ni臋cie n贸g na jego ciele, zostawiaj膮c mi臋dzy nimi zaledwie kilka milimetr贸w i niemal偶e g艂upiej膮c przy tym szybkim ruchu.
O kilka sekund za p贸藕no zwr贸ci艂 uwag臋 na wyrwane z niego wulgarne j臋kni臋cie, wymieszane z bezwstydn膮 pro艣b膮, wypowiedzian膮, prawie 偶e w usta Yosoo
— Nie przestawaj, Soo. Prosz臋.
Channie
[ Hej! Ja ci臋 najmocniej przepraszam za ten brak odzewu... I dzi臋kuj臋 za powitanie Mingiego na blogu! Oraz propozycj臋 w膮tku, bardzo ch臋tnie si臋 skusimy na co艣 wsp贸lnego zw艂aszcza, 偶e obaj maj膮 muzyczne zaci臋cie, cho膰 Mingi raczej sk艂ania si臋 ku innym gatunkom jak rap, ale gdyby kiedykolwiek przypa艂臋ta艂 si臋 (nawet czystko przez przypadek) w miejsce, w kt贸rym nowojorscy raperzy si臋 spotykaj膮 to by艂by pod ogromnym wra偶eniem ca艂ej otoczki i ich umiej臋tno艣ci. I mo偶e w艂a艣nie posz艂yby艣my w takim kierunku? Chyba, 偶e masz inne pomys艂y to zamieniam si臋 w s艂uch :D ]
OdpowiedzUsu艅Mingi
Jaka艣 jego cz臋艣膰, wr臋cz mikroskopijna, stara艂a si臋 wybudzi膰 w nim w膮tpliwo艣ci. Przekona膰 w tym, 偶e nie mog艂o by膰 idealnie; 偶e znowu kt贸ry艣 z nich zakwestionuje to, co mia艂o miejsce i znowu wszystko si臋 posypie. Ale Yechan nie chcia艂 o tym my艣le膰. Jak m贸g艂by. Od tamtego dnia - dnia, kiedy by艂 bli偶ej z Yosoo, ni偶 kiedykolwiek m贸g艂by sobie zamarzy膰, kiedy nie by艂o miejsca na zrodzenie si臋 zw膮tpienia, b臋d膮c przykrytym fal膮 przyjemno艣ci i ciep艂a, bo to wszystko by艂o tak prawdziwe - mia艂 wra偶enie, 偶e nigdy nie czu艂 si臋 lepiej.
OdpowiedzUsu艅Wszystko znowu si臋 uk艂ada艂o, a zarazem odbiega艂o od jego sta艂ej, chwilami nu偶膮cej rutyny. Na pierwszy rzut oka by艂a to niezauwa偶alna zmiana - dalej chodzi艂 punktualnie na zaj臋cia, do pracy i na basen. Sp臋dza艂 wieczory na nauce, a popo艂udnia na wyskokach do kawiarni. I nawet jak nie byli akurat obok siebie, to i tak dzieli艂 te chwile z Yosoo. Znowu. Znowu mogli rozmawia膰 regularnie - mo偶e jeszcze cz臋艣ciej. Siedzie膰 bezczynnie, kiedy by艂o im to dane, z tym dodatkowym elementem. Ciep艂a blisko艣膰, kt贸ra mimo bycia czym艣 cz臋艣ciej teraz spotykanym, dalej oddzia艂ywa艂a na niego tak samo, niezale偶nie czy by艂y to stykaj膮ce si臋 ze sob膮 swobodnie kolana, czy niewinnie dzielony we w艂asnych, czterech 艣cianach, lekki poca艂unek. Mimo panuj膮cej w tym wszystkim prostoty, mia艂 wra偶enie, 偶e wi臋cej teraz nie potrzebowa艂.
Przez dwa tygodnie ju偶 zd膮偶y艂 si臋 przyzwyczai膰 do ledwie naruszonego rytmu, a zarazem czu膰 si臋 w nim jak 艣wie偶o upieczony licealista, kt贸ry stawia艂 pierwsze kroki w pierwszej, bli偶szej relacji. Ekscytowa艂 si臋 w duchu przy s艂yszanych powiadomieniach. Na jego ustach widnia艂 ma艂y u艣miech, kiedy na uczelni, skrycie i przelotnie, niby przypadkiem, m贸g艂 zahaczy膰 o d艂o艅 przyjaciela.
Maluj膮ca si臋 na twarzy uprzejmo艣膰, kiedy obs艂ugiwa艂 klient贸w w restauracji, nios艂a za sob膮 wi臋cej szczero艣ci, ni偶 poprzednio, kiedy akurat po sko艅czonej zmianie mieli sp臋dza膰 ze sob膮 czas. Przychodzi艂a mu z wi臋ksz膮 艂atwo艣ci膮, niezale偶nie od tego, kto akurat zasiada艂 przy stoliku.
Tego popo艂udnia by艂o tak samo - mia艂o by膰 tak samo, dop贸ki nie zwr贸ci艂 uwagi na list臋 rezerwacji. Dojrzane tam, znajome nazwisko wzbudzi艂o zarazem jego ciekawo艣膰, jak i nut臋 niepokoju. Obie z tego samego powodu - po co i czemu o tym nie wiedzia艂? Wybrzmiewa艂y gdzie艣 w tyle jego g艂owy, b臋d膮c wyciszonymi faktem, 偶e r贸wnie dobrze mog艂o by膰 to spotkanie biznesowe, niewliczaj膮ce obecno艣ci Yosoo. Nie mia艂 nawet czasu, aby wi臋cej nad tym my艣le膰, kiedy czeka艂a go obs艂uga serii innych stolik贸w. Zreszt膮, nie musieli nawet zosta膰 przydzieleni akurat jemu.
呕y艂 w takim przekonaniu nawet z obecno艣ci膮 plakietki, 艣wiadcz膮cej o rezerwacji na jednym ze stolik贸w, przy kt贸rym szykowa艂 z dok艂adno艣ci膮 sze艣膰 miejsc. 呕y艂 w nim, kiedy obs艂ugiwa艂 pozosta艂ych klient贸w z wy膰wiczonym u艣miechem i godn膮 pochwa艂y uprzejmo艣ci膮. Z idealnie wyprasowan膮 koszul膮 i starannie u艂o偶onymi w艂osami, daj膮c jak najmniej mo偶liwo艣ci do przyczepienia si臋 przez tych najbardziej upartych go艣ci. Recytuj膮c wypracowane formu艂ki, czy te偶 napr臋dce tworz膮c nowe w g艂owie, aby trafi膰 w cudze gusta p艂ynnie wypowiedzianymi zaleceniami. 呕y艂 w nim, kiedy dosta艂 informacj臋 od hostessy o przybyciu przypisanej mu rezerwacji, a w r臋ce trzyma艂 schludne menu, wpasowuj膮ce si臋 do, miejscami przesadnej nawet dla niego, elegancji restauracji.
Dzi臋ki pracowaniu w ‘fine dining’, w knajpie o wy偶szym zakresie cenowym, tym samym zak艂adaj膮cym bogatszych klient贸w, Powell m贸g艂 liczy膰 na te hojniejsze napiwki. Jednak by艂y dni, kiedy w膮tpi艂 w ich warto艣膰, skoro przep艂aca艂 za to wszechobecn膮 tam sztywno艣ci膮 - przyt艂aczaj膮c膮 nawet jego. Snobizmem pod postaci膮 drogich win, sztu膰c贸w i jeszcze dro偶szych da艅, posiadaj膮cych marn膮 wielko艣膰 porcji, wyja艣nian膮 jako艣ci膮 i rzadko艣ci膮 obecnych tam sk艂adnik贸w. Mimo to wiedzia艂, 偶e ze swoim zachowaniem; tym miejscami wycofanym, ale wyszkolonym i potrafi膮cym si臋 dostosowa膰, pasowa艂 tam niemal偶e idealnie. Po艣r贸d zbyt wysoko my艣l膮cych o sobie biznesmen贸w i odgrywanej szarady, przychodz膮cej mu naturalnie.
Tej samej szarady, kt贸ra nieomal wymkn臋艂a mu si臋 spod kontroli, kiedy z niezmiennym, powierzchownie naturalnym, u艣miechem znalaz艂 si臋 przy przyszykowanym wcze艣niej stoliku, teraz zaj臋tym przez ca艂膮 rodzin臋 Jeong贸w. I Jenkins贸w - wraz z Av膮.
Usu艅Z, liczy艂 niezauwa偶onym, op贸藕nieniem o nieca艂膮 sekund臋, rozda艂 ksi膮偶kowo trzymane karty, jak i, mimo chc膮cej wybrzmie膰 niezr臋czno艣ci, przedstawi艂 si臋 p艂ynnie jako zajmuj膮cy si臋 nimi kelner. Nie pozwoli艂 sobie; nie m贸g艂 sobie pozwoli膰 na cho膰by milisekundowe zakrzywienie tworzonego przez siebie obrazu. Nie liczy艂 si臋 nag艂y, nieproszony 艣cisk 偶o艂膮dka, krzta irytacji przez sam膮 obecno艣膰 Avy - dot膮d wr臋cz podejrzanie skutecznie przez niego unikanej, jak i spojrzenie, kt贸re chcia艂o skupi膰 si臋 d艂u偶ej ni偶 przelotne zerkni臋cie, na siedz膮cym dos艂ownie kilka krok贸w od niego, Yosoo. Yosoo, kt贸ry faktycznie zmieni艂 kolor w艂os贸w, o czym ju偶 mu wspomina艂, ale nie mia艂 okazji go jeszcze zobaczy膰. Zamiast tego dba艂 o utrzymanie nienagannego u艣miechu, nim kontynuowa艂 z tradycyjnym, niepisanym scenariuszem
— W czym mog臋 wam dzisiaj pom贸c?
i don’t know if i’m ready…
Z艂udnie liczy艂, 偶e obecno艣膰 ich akurat w takim gronie, by艂a czystym przypadkiem. Brakiem miejsc w innej restauracji, wi臋c trafili akurat do tej. 呕e by艂o to typowe, to z rodzaju nudnych, spotka艅, kt贸re odgrywa艂y jedynie rol臋 zachowania dobrych stosunk贸w mi臋dzy powi膮zanymi biznesowo rodzinami. Nic wi臋cej. Bo przecie偶, po co mia艂oby za tym sta膰 co艣 wi臋cej?
OdpowiedzUsu艅Takie wyj艣cia by艂y na porz膮dku dziennym r贸wnie偶 w jego rodzinie, cho膰 mo偶e rzadziej przy obecno艣ci dzieci, z kt贸rych 偶adne, zaskakuj膮co, nie posz艂o w 艣lady rodzicieli. Nie licz膮c Yechana, tkwi膮cego wytrwale w nakierowanych studiach bez okre艣lonej przysz艂o艣ci, bo do teraz ojcowi marzy艂o si臋, aby firma zosta艂a przej臋ta przez Gyuvina, cho膰 ten stanowczo brn膮艂 w medycyn臋 i nie zamierza艂 zmienia膰 zdania. Argumentowa艂 nawet swoj膮 decyzj臋 tym, 偶e przecie偶 drugie dziecko Powell贸w studiowa艂o ekonomi臋, tylko po to, aby spotka膰 si臋 z neutralnym ’no tak’ w odpowiedzi. Sam Yechan nie wiedzia艂, czy chcia艂 wzi膮膰 ten ci臋偶ar na swoje barki - raczej nie. To w艂a艣nie to wykluczenie, trzymaj膮ce si臋 go niczym wysysaj膮ce 偶ycie pijawka, bola艂o najbardziej.
Taka sama pijawka, jak膮 by艂a Ava. Wysysaj膮ca rado艣膰, psuj膮ca mu krew nawet najdrobniejszym ruchem, czy w tym wypadku, s艂owami. A Yechan m贸g艂 na nie jedynie odpowiedzie膰 r贸wnie aktorskim u艣miechem, z pogard膮 ukryt膮 w oczach, jak i nieprzyjemnie, acz jedynymi, teraz mu dost臋pnymi, s艂owami na j臋zyku
— Nie na miejscu mi na to odpowiada膰 — wiele cisn臋艂o mu si臋 na usta. Te uszczypliwe, nawet je艣li niezbyt g贸rnolotne, docinki; nieprzyjemne komentarze, kt贸re mia艂y na celu tylko i wy艂膮cznie dogryzienie brunetce. Ale nie m贸g艂 sobie na nie pozwoli膰, niewa偶ne jak bardzo by tego chcia艂. M贸g艂 pok艂ada膰 nadzieje w Yosoo i tym, 偶e pod jego wp艂ywem Ava zwyczajnie odpu艣ci, ale nie by艂 g艂upi. Nie zna艂 jej jeden dzie艅, i nawet je艣li nie zna艂 jej tak dobrze, jak reszta zebranych os贸b, tak wiedzia艂, jak膮 jest osob膮.
Zosta艂 w tym dodatkowo u艣wiadomiony, kiedy dziewczyna uparcie brn臋艂a dalej, zarazem utrzymuj膮c niewinn膮 fasad臋; t臋, kt贸ra dra偶ni艂a go jeszcze bardziej. Zmusza艂a do kurczowego zaciskania z臋b贸w, aby nie da膰 po sobie zna膰 o szczerym wstr臋cie, jaki si臋 w nim tli艂.
Chwil臋 porozmawia膰. To by艂o ostatnim, czego teraz chcia艂. Czego kiedykolwiek chcia艂, tak naprawd臋. Nie widzia艂 sensu w rozmowie, ani teraz, ani przy ich pierwszym spotkaniu, kiedy ju偶 od pocz膮tku dochodzi艂o do nieprzyjemnych, acz maskowanych przek艂aman膮 uprzejmo艣ci膮, star膰. Cho膰 najpierw stara艂 si臋 z ni膮, chocia偶by, polubi膰, ze wzgl臋du na Yosoo i 艂膮cz膮c膮 ich relacj臋. Ta, kt贸ra zak艂ada艂a, 偶e do ko艅ca b臋d膮 razem i ta, kt贸r膮 nieplanowane, acz nieodwracalnie, da艂 rad臋 zrujnowa膰. I nie potrafi艂 ju偶 odnale藕膰 w sobie wobec tego 偶alu
— Zazwyczaj widujemy si臋 niezbyt cz臋sto — podkre艣li艂, nie mijaj膮c si臋 zbytnio z prawd膮. Nie zalicza艂 mijania si臋 na terenie uczelni, kt贸re by艂o wr臋cz przymusowe i nieraz celowo przez niego ignorowane. Jego uwaga nie odgrywa艂a wy艂膮cznie roli wybielenia si臋, ale i odwr贸cenia swojej uwagi od dalszej, niebezpiecznej, cz臋艣ci jej wypowiedzi. O przekl臋tej dom贸wce, za kt贸r膮 sz艂a niesko艅czona ilo艣膰 wspomnie艅, tych przyjemniejszych, ale i tych, kt贸re w 艣wietle chwilowej sytuacji, jeszcze mocniej wykr臋ca艂y jego 偶o艂膮dek. Nie by艂oby tak, gdyby zosta艂a przy uszczypliwym ci膮gni臋ciem go w d贸艂 - umniejszaniu jego pracy, kwestionowaniu tego, co si臋 wydarzy艂o w trakcie, jak i po spotkaniu. Dop贸ki dotyczy艂o to tylko jego, skoro nie mia艂 nic do stracenia - przynajmniej w tej kwestii. Ale tymi dwoma s艂owami wci膮gn臋艂a to te偶 Yosoo.
Powstrzyma艂 si臋 przed spojrzeniem w jego kierunku, trwaj膮c w swojej roli, kt贸ra rozpad艂aby si臋 na milion kawa艂k贸w przy jednym zerkni臋ciu w ciemne oczy ch艂opaka. Powstrzyma艂 si臋 przed zdradliwym drgni臋ciem na pytanie ze strony ojca przyjaciela, nawet nieskierowanym w jego kierunku. Powstrzymywa艂 si臋 przed niechcianym zastygni臋ciem jego cia艂a pod wp艂ywem nag艂ego zrodzenia si臋 w nim paniki, b臋d膮c z niej wyrwanym, nim mia艂a okazj臋 go dopa艣膰, s艂owami Jiwoo.
Usu艅Yechan zna艂 rodzic贸w Yosoo - nie by艂 pewien, czy m贸g艂 powiedzie膰 to samo w drug膮 stron臋. Mijali si臋 w ko艅cu na r贸偶nych, s艂u偶bowych imprezach, s艂ysza艂 o nich od samego Soo, ale nie mia艂 pewno艣ci, czy oni pami臋tali jego. Czy mieli jakkolwiek wyrobione zdanie na jego temat - i mo偶e wychodzi艂 na tym lepiej. Dalej mia艂by czyst膮 kart臋, r贸wnie dobrze zni偶ony do roli przypadkowego znajomego ze studi贸w, zapomniany jako syn Powell贸w. Nigdy o tym nie my艣la艂. Przynajmniej do teraz.
Pos艂a艂 kobiecie r贸wne 艂agodny u艣miech, odbieraj膮c od niej menu i pilnuj膮c si臋, aby maska uprzejmego kelnera twardo trzyma艂a si臋 swojego miejsca. Bo przecie偶 tylko tym teraz by艂 - przypadkowym kelnerem. Na pewno chcia艂by nim by膰
— Postaram si臋 nie zawie艣膰.
bezsilny channie
Nawet po znikni臋ciu w tej bezpiecznej, wydzielonej od klient贸w, cz臋艣ci restauracji, Yechan mia艂 wra偶enie, 偶e co艣 nieprzyjemnie naciska na jego 偶o艂膮dek. Niepok贸j; niepewno艣膰 co do tego, w co pogrywa艂a sobie Ava. Wcze艣niej m贸g艂 to zrzuci膰 na samego siebie i niech臋膰, jak膮 czu艂 wobec niemal ka偶dej osoby siedz膮cej przy tamtym stoliku. Mimo 偶e ani rodzice Avy, ani rodzice Yosoo, wprost nic mu nie zrobili. Wystarczy艂o mu wszystko to, czego si臋 nas艂ucha艂; co widzia艂 za ka偶dym razem, jak przyjaciel musia艂 si臋 z nimi zmaga膰. A cokolwiek otacza艂o by艂膮 narzeczon膮 Jeonga, niestety natychmiastowo traci艂o w oczach Powella. Nawet je艣li Jenkinsowie nie byli z zasady z艂ymi lud藕mi, tak nie potrafi艂 mie膰 innego nastawienia, wiedz膮c, jak膮 c贸rk臋 wychowywali.
OdpowiedzUsu艅Stara艂 si臋 nabra膰 wi臋kszej ilo艣ci powietrza w p艂uca podczas szykowania tacy z kieliszkami, jak i wyborem wyszukanego trunku, kt贸ry wpasowywa艂 si臋 i w gusta i w wybrane dania. Pr贸bowa艂 na marne, ko艅cz膮c z nieznacznie rozdygotanymi d艂o艅mi, nad kt贸rymi musia艂 zapanowa膰 od razu, je艣li nie chcia艂 pogr膮偶y膰 si臋 jeszcze bardziej, a tym samym pod艂o偶y膰 Avie niczym na srebrnej tacy. Bo w ko艅cu wiedzia艂, 偶e dziewczyna wykorzysta艂aby ka偶d膮 sytuacj臋, byleby go o艣mieszy膰. Jednak nie wiedzia艂, jak daleko by艂o w stanie si臋 posun膮膰.
Bez oznaki gotuj膮cych si臋 w nim niepewno艣ci, zakrywaj膮c je umiej臋tnie tym samym, niezmiennym, a jak偶e go艣cinnym, wyrazem twarzy, zawita艂 ponownie przy stoliku. Wyczu艂 nagle narastaj膮ce napi臋cie, pobudzaj膮ce nieprzyjemny, ch艂odny dreszcz wzd艂u偶 jego kr臋gos艂upa, kiedy jeszcze nie zd膮偶y艂 zatrzyma膰 si臋 przy kra艅cu stolika. Wyczu艂 skierowanego w jego stron臋, przenikliwe, a wr臋cz przeszywaj膮ce, spojrzenie Avy, kt贸rej mia艂 ochot臋 odpowiedzie膰 tym samym. Ale nie m贸g艂. Nie tylko ze wzgl臋du na prac臋, ale na sam fakt, 偶e wypowiedziane przezwisko skutecznie i 偶a艂o艣nie wybi艂o go z rytmu. Sprawi艂o, 偶e d艂o艅 z trzymanym kieliszkiem zdradliwe drgn臋艂a i odstawi艂a go na b艂yszcz膮cy blat g艂o艣niej, ni偶 wypada艂o. Prezentowany u艣miech grozi艂 zbladni臋ciem, kiedy odruchowo zacisn膮艂 z臋by i prze艂kn膮艂 艣lin臋 w koj膮cym ge艣cie, a przynajmniej marnej pr贸bie bycia czym艣 uspokajaj膮cym
— Nie wypada zwraca膰 si臋 tak do obs艂ugi — po raz kolejny wyci膮gn膮艂 s艂ab膮, biern膮 kart臋 pracownika, b臋d膮c膮 tak naprawd臋 jedynym, co mog艂oby chocia偶 pr贸bowa膰 go teraz obroni膰 przed nacieraniem ze strony Jenkins.
Powstrzymywa艂 si臋 przed zwr贸ceniem wzroku na Yosoo, wiedz膮c, 偶e st膮pa艂by wtedy po niebezpiecznie cienkim lodzie. Zaj膮艂 si臋 pos艂usznie swoj膮 prac膮, rozstawia艂 kieliszki tylko po to, aby z艂ama膰 stawione samemu sobie postanowienie wraz z us艂yszeniem kuj膮cego w uszy trzaskiem t艂uk膮cego si臋 szk艂a.
Nie zwr贸ci艂 nawet uwagi, kiedy na jego twarzy wyst膮pi艂o przej臋cie, a aktorski u艣miech by艂 zast膮piony w膮sko 艣ciskanymi wargami w pr贸bie powstrzymania si臋 przed jak膮kolwiek reakcj膮. Nie potrafi艂 dalej gra膰, kiedy s艂aby g艂os Yosoo wydawa艂 mu si臋 jeszcze bardziej bolesny, ni偶 us艂yszany przed chwil膮, nieprzyjemny upadek kieliszka. Szybkie odwr贸cenie wzroku w kierunku rozbitego szk艂a nic nie da艂o, tak samo jak schylenie si臋 do niego po odstawieniu wszystkich na stoliku, ostro偶nie, a zarazem tak bezmy艣lnie, podnosz膮c wi臋ksze kawa艂ki z pod艂ogi, aby pozby膰 si臋 ich jak najpr臋dzej i niweluj膮c potencjalne zagro偶enie.
G艂os Jongho ledwie przebija艂 si臋 do jego 艣wiadomo艣ci, brzmia艂 niczym oddalony o kilkadziesi膮t metr贸w, mieszaj膮c si臋 w niezrozumia艂膮 ca艂o艣膰. W przeciwie艅stwie do tego Avy, kt贸ry s艂ysza艂 a偶 za dobrze.
Przecie偶 nieraz widzia艂 czy s艂ysza艂, jak przebieg艂a potrafi艂a by膰. Do czego si臋 posuwa艂a, byleby zdoby膰 to, czego chce. Z jak膮 precyzj膮, dor贸wnuj膮c膮 tej, kt贸r膮 w艂ada艂 nas膮czony przyt艂aczaj膮cymi emocjami Yosoo, celowa艂a w najczulsze punkty i ci臋艂a tak g艂臋boko, aby b贸l nigdy nie zosta艂 zapomniany.
Yechan czu艂, jak robi艂o mu si臋 niedobrze z jej ka偶dym, kolejnym s艂owem. Z ostatnim, tak bezczelnie wymownym, a zarazem obna偶aj膮cym go, ich, zdaniem, kt贸re jeszcze mocniej 艣cisn臋艂o jego 偶o艂膮dek. Brak mo偶liwo艣ci przekierowania jej s艂贸w, obr贸cenia ich w jakikolwiek, nawet ten nieporadny, 偶art przyt艂acza艂 go r贸wnie mocno, co przera偶aj膮ce pytanie, dzwoni膮ce teraz w jego g艂owie - sk膮d o tym wiedzia艂a?
Usu艅Zauwa偶y艂 to o te kilka chwil za p贸藕no, po艂膮czy艂 przekl臋te kropki, teraz uk艂adaj膮ce si臋 w przera藕liw膮 ca艂o艣膰. W ich wsp贸lne opuszczenie gry po g艂upim wyzwaniu, stworzonym przez ni膮 sam膮, w niedomkni臋te drzwi, kt贸re zostawi艂 w takim stanie, kiedy zmartwiony szuka艂 Yosoo po g艂upim wyzwaniu. Ten jeden poca艂unek, kt贸ry nieodwracalnie namiesza艂 mu g艂owie, wywo艂any niczym innym, ni偶 g艂upim wyzwaniem Avy Jenkins.
Nie mia艂 serca, a mo偶e odwagi, 偶eby spojrze膰 kt贸remukolwiek z go艣ci w oczy. Nie, kiedy czu艂, jak ka偶dy brany oddech m贸g艂 sko艅czy膰 si臋 niekontrolowanym, a s艂yszalnym, jego zadr偶eniem, por贸wnywalnym do pod艣wiadomie zaciskanych palc贸w d艂oni, mimo dra偶ni膮cego k艂ucia pokruszonego kieliszka owini臋tego niedok艂adnie w serwetk臋. Nie m贸g艂 nic zrobi膰; nie m贸g艂 nic powiedzie膰, czy mo偶e nie mia艂 w sobie tyle si艂y, aby si臋 na to zebra膰. Dawa艂 rad臋 jedynie brn膮膰 w ustalone kwestie, marnej, niemo偶liwej pr贸by przekierowania tematu, mimo potrzeby ci膮g艂ego nawil偶ania gard艂a jako marna pr贸ba wyciszenia md艂o艣ci, sucho艣ci i rozdygotanego g艂osu
— Dania powinny by膰 za chwil臋 gotowe. I donios臋 nowy kieliszek.
Channie
Yechan chcia艂 m贸c co艣 zrobi膰. Odgry藕膰 si臋 Avie nawet tymi niskolotnymi komentarzami, byleby zdenerwowa膰 j膮 na tyle, aby zacz臋艂a gubi膰 si臋 we w艂asnych s艂owach. Albo postanowi艂a si臋 podda膰, pod wp艂ywem absurdalnych, niemaj膮cych prawa zadzia艂a膰, a jednak, argument贸w. Zazwyczaj wychodzi艂 na zwyci臋skiej pozycji, nawet je艣li nie popisa艂 si臋 ogromem sprytu, opr贸cz czystej zaci臋to艣ci, aby jak najbardziej j膮 zirytowa膰.
OdpowiedzUsu艅Teraz nie m贸g艂. Nie pozwala艂y mu proste, a jednak wiecznie powtarzane zasady, dotycz膮ce szanowania klient贸w. Nie pozwala艂 mu strach, 艣ciskaj膮cy jego gard艂o i z nieumiej臋tnie st艂umionym l臋kiem kierowa艂 skacz膮ce spojrzenie na Yosoo. Na tyle kr贸tko, aby w nim nie utkwi膰, lecz na tyle d艂ugo, aby zauwa偶y膰 maluj膮c膮 si臋 w jego oczach panik臋.
I 艂apa艂 si臋 na tym, 偶e chcia艂 go stamt膮d zabra膰. Wyskoczy膰 z marn膮 wym贸wk膮, zaci膮gn膮膰 go na zaplecze tylko po to, aby nigdy wi臋cej nie wr贸ci膰 do stolika - znikn膮膰 z restauracji i zostawi膰 g臋stniej膮c膮 atmosfer臋 za sob膮, je艣li oszcz臋dzi艂oby to Soo przed kolejnymi, oczerniaj膮cymi go oskar偶eniami.
Ale nie potrafi艂 ruszy膰 si臋 ze swojego miejsca. Mimo formu艂ki, kt贸ra mu to umo偶liwia艂a; mimo samej pozycji, kt贸ra pozwala艂a mu na usuni臋cie si臋 z sytuacji, nim ta by si臋 rozwin臋艂a - nie m贸g艂. Tkwi艂 przy stoliku, niedaleko miejsca zajmowanego przez przyjaciela, i zaciska艂 bole艣nie d艂onie, jak i wargi, byleby nie przekaza膰 nie艣wiadomie sygna艂贸w o tym, co targa艂o nim od 艣rodka. Ledwo pohamowa艂 sw贸j nieobecny wzrok od gwa艂townego skupienia si臋 na Yosoo, kiedy z lekkim op贸藕nieniem us艂ysza艂 jego g艂os. Wypowiedziane s艂owa, kt贸re stawia艂y jego pozycj臋 w jednoznacznym 艣wietle; niemo偶liwe do przek艂amania, czy odwr贸cenia, cho膰 nawet w przeci膮gu nied艂ugiego popo艂udnia m贸g艂 dos艂ysze膰 niejedn膮 pr贸b臋 dokonania w艂a艣nie tego. Powracaj膮cy temat zerwanych zar臋czyn, kt贸re ju偶 dawno, gdyby faktycznie kt贸regokolwiek z rodzic贸w interesowa艂o dobro swojego dziecka, zosta艂yby w przesz艂o艣ci. Wygl膮da艂o jednak na to, 偶e z ca艂ej zebranej teraz przy stoliku si贸demki, tylko dwie osoby widzia艂y to w艂a艣nie pod t膮 postaci膮. Dwie, kt贸rych nikt nie chcia艂 i nie zamierza艂 s艂ucha膰.
G艂os Avy wzbudza艂 kolejn膮 fal臋 ch艂odnego potu, od razu zwiastuj膮c co艣 niechcianego. Kolejne nieczyste zagranie, kt贸rego skali nawet nie m贸g艂 si臋 spodziewa膰. Sama wyci膮gni臋ta torebka nasila艂a panik臋, lecz to wyci膮gni臋ty i u艂o偶ony z rozja艣nionym ekranem na 艣rodku stolika telefon by艂 tym, co rozbi艂o, pr贸buj膮c膮 si臋 utrzyma膰, skorup臋 wok贸艂 strachu Yechana.
Przyt艂aczaj膮ce go md艂o艣ci nasili艂y si臋 niebezpiecznie po przelotnym, dos艂ownie chwilowym, zerkni臋ciu na wy艣wietlacz. Nie musia艂 d艂u偶ej patrze膰, 偶eby wiedzie膰, co si臋 na nim znalaz艂o. To kr贸tkie zerkni臋cie wystarczy艂o, aby u艣wiadomi膰 go, 偶e to by艂a jego wina. To on nie zamkn膮艂 drzwi, zignorowa艂 podejrzany szmer, wybijaj膮cy si臋 na tle dom贸wkowego harmidru i tak bezmy艣lnie oddawa艂 si臋 nawet najdrobniejszemu gestowi ze strony Yosoo, pot臋guj膮c je co najwy偶ej jeszcze bardziej.
Jego wzrok utkwi艂 w nieokre艣lonym mu punkcie - mo偶e na r贸wno u艂o偶onej, ozdobnej serwetce przyszykowanej dla go艣ci, mo偶e na nieskazitelnym blacie, a mo偶e na drobinkach szk艂a, zdradliwe po艂yskuj膮cych pod wp艂ywem nastrojowego o艣wietlenia. Tak urzekaj膮cych, a jednak wi膮偶膮cych si臋 jedynie z b贸lem, gdyby kto艣 pr贸bowa艂 je pozbiera膰 i sklei膰 w ca艂o艣膰; ca艂o艣膰, kt贸rej nie da艂o si臋 przywr贸ci膰, niewa偶ne, jak wielkie by艂yby w艂o偶one w to starania.
艢lina ledwie przechodzi艂a mu przez gard艂o, kiedy k膮tem oka zauwa偶y艂 podniesiony ze sto艂u telefon. To, 偶e trafi艂 w r臋ce ojca Yosoo, zaraz podkre艣lony ostrym g艂osem, na kt贸ry odruchowo mia艂 ochot臋 drgn膮膰 i skuli膰 si臋 w sobie, daj膮c rad臋 pohamowa膰 jedynie ten drugi odruch i przekierowa膰 go do zaciskaj膮cej si臋 nieprzerwanie d艂oni, zast臋puj膮cej nier贸wn膮 faktur膮 szmaty i kieliszka nerwowy tik zdzierania sk贸rek
— To nie tak… — 艂ami膮cy si臋 g艂os ledwie przeszed艂 mu przez gard艂o, kiedy bezmy艣lnie i w po艣piechu wypali艂 z odpowiedzi膮, nieproszonym, ani nie b臋d膮c na miejscu, aby co艣 teraz m贸wi膰. L臋k ca艂kowicie go obezw艂adnia艂, a zarazem powstrzymywa艂 przed rozs膮dnym my艣leniem. Przed postanowieniem, 偶e wyszed艂by po prostu lepiej na opuszczeniu stolika, bo przecie偶 by艂 teraz w pracy - mia艂 do wype艂nienia obowi膮zki; pozosta艂ych klient贸w, jak i obs艂ug臋 w艂a艣nie tej rezerwacji - rujnuj膮cej ledwo nadbudowany, wsp贸lnymi si艂ami grunt. Zamiast tego sta艂 dalej w tym samym miejscu, z trudem utrzymuj膮c wyprostowan膮 postur臋, jak i spojrzenie unikaj膮ce skupienia si臋 na kimkolwiek przy stole.
Usu艅Tylko je艣li nie by艂o tak, to jak? Jak chcia艂 to wyja艣ni膰, skoro sam zg艂upia艂 pod wp艂ywem wszystkich, nieplanowanych zbli偶e艅, nieraz ko艅cz膮cych si臋 dla nich tak wyniszczaj膮co. Skoro faktycznie mu odbi艂o, a najgorsze by艂o to, 偶e ju偶 nie zamierza艂 i nie chcia艂 z tym walczy膰.
Nie potrafi艂 zlepi膰 s艂贸w w sp贸jn膮 ca艂o艣膰; w argument, kt贸ry przynajmniej w jakim艣 stopniu przekona艂by m臋偶czyzn臋 do zej艣cia z tonu. Zrobi艂 jedynie to, w czym by艂 najlepszy; najcz臋艣ciej w zaciszu w艂asnego pokoju, podczas bicia si臋 z w艂asnymi my艣lami i nie daj膮c temu upustu, a jedynie 偶yj膮c cicho w takim przekonaniu - uwierzy膰 w to i obwini膰 siebie samego
— To przeze mnie.
panicznie zdesperowany Channie
Nie odwzajemni艂 wyczuwalnego na sobie spojrzenia, twardo trzymaj膮c je albo przed sob膮, albo w pobli偶u ojca Yosoo, kt贸remu te偶 nie potrafi艂 spojrze膰 w oczy. Mo偶e by艂a to si艂a, kt贸r膮 za sob膮 nios艂y - jego pozycja, charakter i sama postura, jak膮 zawsze si臋 prezentowa艂 przy wystawnych okoliczno艣ciach. Mo偶e l臋k przed ujrzeniem tam obrzydzenia, przeszywaj膮cego ch艂odu, kt贸ry nie powinien mu w og贸le przeszkadza膰, bo zdanie m臋偶czyzny nie powinno si臋 dla niego jakkolwiek liczy膰.
OdpowiedzUsu艅To, co si臋 dla niego liczy艂o, to wsp贸艂praca ze strony przyjaciela - pozwolenie na to, aby wzi膮艂 to na siebie; odkr臋ci艂, zapewne bardzo pokracznie, to, co mia艂o okazj臋 tego wieczoru wybrzmie膰, tak, aby ch艂opak zosta艂 jak najbielszy w oczach swoich rodzic贸w. Lecz jej nie dosta艂. Zamiast tego spotka艂 si臋 z kolejnym, nieprzyjemnym szarpni臋ciem w 偶o艂膮dku, kiedy Yosoo umiej臋tnie, kilkoma s艂owami, pokrzy偶owa艂 jego plany.
Powinien to zapewne doceni膰 - cieszy膰 si臋, 偶e nie pozwoli艂 mu na brni臋cie w艂a艣nie w t臋 wersj臋 wydarze艅, ale jak m贸g艂by czu膰 rado艣膰, kiedy na w艂asne oczy widzia艂 kolejno pal膮ce si臋 mi臋dzy przyjacielem a pozosta艂ymi lud藕mi przy stole, mosty. Jak m贸g艂by cieszy膰 si臋 z podj臋tej przez Soo decyzji, skoro wi膮za艂a si臋 z tak przykrymi dla niego skutkami. Wystarczy艂o, 偶e da艂by mu powiedzie膰 co艣 jeszcze; przej膮膰 ca艂膮 win臋 na siebie, mo偶e na alkohol, cho膰 akurat tamtego wieczoru oboje nic nie pili; stwierdzi膰, 偶e to go ponios艂o, a Yosoo po prostu szed艂 za nim, nast臋pnego dnia wszystko odwo艂uj膮c - wyszed艂by na tym lepiej. Oczernienie siebie zdj臋艂oby uwag臋 z przyjaciela, oszcz臋dzi艂oby go, a Yechan nie chcia艂 teraz niczego bardziej, ni偶 umo偶liwienie tego, aby ten m贸g艂 cho膰 przez moment odetchn膮膰. Nawet je艣li jego s艂owa skutecznie zniszczy艂yby wszystko, co zd膮偶y艂o mi臋dzy nimi zaistnie膰 przez ostatni czas - wszystkie te, nawet najdrobniejsze gesty, kt贸re dzielili, a blondyn notowa艂 je wiernie w pami臋ci, ka偶d膮 reakcj臋 i krzywy, 艂agodny u艣miech, jaki m贸g艂 dojrze膰 na twarzy ch艂opaka. Wszystkie wersje, kt贸rych wcze艣niej nie mia艂 okazji ujrze膰, a teraz by艂y zarezerwowane wy艂膮cznie dla niego; bez ci臋tego j臋zyka, czy grubych, wy膰wiczonych masek
— A Ciebie kto艣 o co艣 pyta艂? — zbyt p贸藕no z艂apa艂 si臋 na wylatuj膮cym z niego komentarzu, jak i jawnie zniesmaczonym spojrzeniu skierowanym w kierunku brunetki. Zacisn膮艂 usta w w膮sk膮 lini臋, 偶a艂uj膮c tego, 偶e si臋 odezwa艂 niemal od razu. Jakakolwiek jego gadka nie wi膮za艂a si臋 tylko z mo偶liw膮 utrat膮 pracy - wystarczy艂a w ko艅cu jedna, opisana wystarczaj膮co niekorzystnie, skarga od Avy, aby przywita艂 si臋 z tym ryzykiem. Jednak jego gadania wi膮za艂o si臋 r贸wnie偶 z niepotrzebnym, gwa艂townym pogorszeniem sytuacji. Wiedzia艂 o tym, przecie偶 z tego powodu tak wytrwale nic nie m贸wi艂, a jedynie nieudolnie pr贸bowa艂 odbiec od tematu, a wystarczy艂o tylko to, aby Jenkins otworzy艂a usta o ten jeden raz za du偶o, aby straci艂 kontrol臋 nad w艂asnym j臋zykiem.
Nie da艂 jednak rady powiedzie膰 czego艣 jeszcze, kiedy dziewczyna wyst膮pi艂a z kolejnym, tak jawnym w jego g艂owie, argumentem z tamtego wieczora. Kolejne s艂owa, do kt贸rych bezpo艣rednio si臋 przyczyni艂 bezwstydn膮 pro艣b膮.
Mia艂 wra偶enie, 偶e z zastraszaj膮c膮 pr臋dko艣ci膮 zrobi艂o mu si臋 s艂abo. Jego p艂uca nie chcia艂y si臋 wype艂ni膰 potrzebnym powietrzem nawet w po艂owie, a d艂onie nawet przy nieustannym ich zaciskaniu, nie przestawa艂y dr偶e膰. Czu艂, jak to samo grozi艂o jego nogom, zakrywaj膮c ich nag艂e ugi臋cie si臋 przest膮pieniem z jednej na drug膮 w marnej pr贸bie odzyskania r贸wnowagi.
艁ami膮cy si臋 g艂os Yosoo i g艂uche milczenie ze strony jego ojca wypala艂y w nim bole艣nie dziur臋, kt贸ra zaraz 艂膮czy艂a si臋 z przygniataj膮cym szokiem po us艂yszeniu niespodziewanego komentarza ze strony Suwoo. Nie wiedzia艂, jak powinien zareagowa膰 - ani ciche podzi臋kowania, czy nawet nieznaczne schylenie si臋 nie mog艂y zosta膰 przez niego wykonane. Nie zrobi艂 nic, opr贸cz skupienia swojego wzroku na kobiecie, kt贸rej ch艂贸d - lepiej maskowany ni偶 m臋偶a, a jednak r贸wnie bolesny - trafi艂 w niego wraz z wypowiedzianymi, a nawet nieskierowanymi do niego, s艂owami.
Us艂ysza艂, czy mo偶e odebra艂 tylko takie wra偶enie przez poczucie niezno艣nego pieczenia na d艂oni, przyt艂umiony, cichy trzask szk艂a, kiedy niezliczony raz zaciska艂 spanikowany r臋k臋 na trzymanej serwetce, zapominaj膮c o tym, dlaczego w og贸le znalaz艂a si臋 w艂a艣nie tam. Teraz, niczym odczuwany ch艂贸d i masa s艂贸w, kt贸re zd膮偶y艂y pa艣膰 w przeci膮gu kilku minut, nie pozwoli艂o o sobie zapomnie膰, roznosz膮c szczypi膮cy b贸l przy najmniejszym poruszeniu palc贸w.
Usu艅Rzuci艂 jedynie na d艂o艅 okiem, przelotnie, ledwie rejestruj膮c, czy pieczenie by艂o jedynie jego wymys艂em - podkre艣leniem tego, jak przera藕liwie teraz rozgrywa艂a si臋 scena przed nim - czy mia艂o prawdziw膮 przyczyn臋. Dalej jednak nie spogl膮da艂 w kierunku Yosoo. Nie m贸g艂, je艣li chcia艂 utrzyma膰 ju偶 rozmyte pozory spokoju. Zosta艂o mu odbi膰 pi艂eczk臋 od kobiety; z trudem, ledwo przechodz膮cymi przez usta s艂owami, kt贸rym brakowa艂o jakiejkolwiek pewno艣ci i si艂y. Ju偶 i tak nic nie m贸g艂 zdzia艂a膰, skoro decyzja zosta艂a podj臋ta bez nich. Ju偶 i tak wystarczaj膮co napsu艂
— Dobrane specjalnie do przyszykowanych da艅.
Channie
Czemu zgodzi艂 si臋 akurat na t臋 zmian臋? M贸g艂 zosta膰 w domu, mo偶e przyj艣膰 jedynie na wiecz贸r i do niczego by nie dosz艂o. Chocia偶, czy to w og贸le odgrywa艂o jak膮艣 rol臋, skoro Ava widocznie zapar艂a si臋, aby przyj艣膰 tutaj akurat w dniu i o porze, kiedy Powell pracowa艂. Dok艂adnie to zaplanowa艂a, byleby zyska膰 to, czego pragn臋艂a. I w艂a艣nie to dosta艂a.
OdpowiedzUsu艅Nie by艂 pewien, kiedy zosta艂 w tym fakcie u艣wiadomiony - czy to ju偶 przy jej pierwszych, niby niewinnych, a zarazem wymownych s艂owach skierowanych w jego stron臋, przy wyci膮gni臋ciu telefonu, czy w艂a艣nie teraz. Kiedy wszystko rozpada艂o si臋 tu偶 przed jego oczami, kiedy nie by艂 nawet w stanie przelotnie spojrze膰 w kierunku Yosoo, bo grozi艂o to jego w艂asnym rozpadem.
Dopiero nag艂e poruszenie ujrzane k膮tem oka zmusi艂o go, aby w ko艅cu to zrobi膰. Czy mo偶e nag艂a, niespodziewana i uziemiaj膮ca zdecydowanie zbyt mocnym chwytem, obecno艣膰 owini臋tych wok贸艂 jego nadgarstka palc贸w. Zazwyczaj promieniuj膮cych koj膮cym, a zawsze nowym, ciep艂em, jednak teraz nie da艂o rady si臋 przebi膰 przez ogrom negatywnych, dusz膮cych go od 艣rodka, emocji
— Soo, daj spok贸j — jego g艂os r贸wnie dobrze m贸g艂 nie wydosta膰 si臋 spoza jego w艂asnej g艂owy, kiedy nie da艂 rady przebi膰 si臋 przez w艂asn膮 艂amliwo艣膰 i s艂abo艣膰. Nie pomog艂o mu nieznaczne, nienios膮ce za sob膮 faktycznego starania, pr贸bowanie wyrwania nadgarstka z u艣cisku, ale nie k艂ama艂. Nie chcia艂, 偶eby Yosoo teraz zajmowa艂 si臋 czym艣 tak b艂ahym, jak pokruszone i niechlujnie zawini臋te szk艂o w r臋ce blondyna. Nie, kiedy powietrze przeszywa艂y ch艂odne s艂owa ojca przyjaciela, wzbudzaj膮ce w samym Yechanie ch臋膰 do opuszczenia g艂owy; 偶enuj膮cego podkulenia ogona i opuszczenia okolic stolika, byleby nie narazi膰 siebie i Soo na umiej臋tnie ukrywane emocje - przez to b臋d膮ce jeszcze straszniejszymi.
Za p贸藕no zacisn膮艂 palce na serwetce, zamiast tego zamykaj膮c d艂o艅 i spotykaj膮c si臋 w ten spos贸b z pustym powietrzem i poczuciem naruszonej sk贸ry; dopiero teraz w pe艂ni dociera艂o do niego, co si臋 sta艂o, cho膰 cia艂o reagowa艂o z dziwnym op贸藕nieniem, opuszczaj膮c jedynie r臋ce wzd艂u偶 cia艂a. Zbyt przej臋te burz膮 pozosta艂ych uczu膰, kt贸re nieprzyjemnie si臋 w nim kot艂owa艂y i w ka偶dym momencie grozi艂y wypuszczeniem ich na zewn膮trz.
Teraz i tak trwa艂y w lekkim zastoju, kiedy kontrol臋 nad nim przej臋艂o zdziwienia, wymieszane z l臋kiem. Przez sprzeciw przyjaciela, jego stanowcze, niespodziewane s艂owa. W pewien spos贸b trafiaj膮ce w ten wyciszony, odstawiony na najdalszy plan, czu艂y punkt Yechana, kt贸ry docenia艂 to, co w艂a艣nie robi艂. Przewa偶a艂 jednak szok i obawa. Bo wiedzia艂, z czym mog艂o si臋 to wi膮za膰, jak wiele Yosoo ryzykowa艂 tak otwartemu postawieniu si臋 rodzinie, wcze艣niej, pos艂usznie czy te偶 mniej, podpasowuj膮c si臋 pod ich wymagania i oczekiwania, nawet je艣li za ich plecami robi艂 ca艂kowit膮 odwrotno艣膰. Teraz tkwi艂 w tym, 偶e nie m贸g艂 odwr贸ci膰 od niego wzroku, coraz mniej zamaskowanego neutralno艣ci膮, kt贸r膮 powinien si臋 teraz wykaza膰.
Przecie偶 to uwa偶a艂 za sw贸j najwi臋kszy plus - podchodzenie do wszystkiego z zimn膮 krwi膮, niemal zawsze skutecznym utrzymaniu rozm贸w na cywilnym poziomie i pr臋dkim przywo艂aniu potrzebnych sobie argument贸w. Teraz nie potrafi艂 niczego z tego; nie tylko teraz. Ju偶 od jakiego艣 czasu straci艂 t臋 umiej臋tno艣膰, gubi膮c si臋 we w艂asnych s艂owach i przemy艣leniach, kiedy co艣 dotyczy艂o Yosoo. Kiedy prowadzi艂 w 艣rodku konflikt sam ze sob膮, zderzaj膮c zdrowy rozs膮dek z tym, co samolubnie pragn臋艂o serce, byleby wybroni膰 przyjaciela.
Albo zastyga艂 w miejscu, tak jak w艂a艣nie przy stoliku, walcz膮c z w艂asnym oddechem i nieprzerwanymi, acz nieudolnymi, pr贸bami zachowania nieistniej膮cych ju偶 pozor贸w. Poczu艂 kolejny z rz臋du 艣cisk 偶o艂膮dka, kt贸remu towarzyszy艂a fala md艂o艣ci. I ch臋膰 p贸j艣cia za nim. Chwycenia za r臋k臋 i wsp贸lnego wyj艣cia z restauracji, zostawiaj膮c ca艂y ten syf za sob膮; zapominaj膮c o tym, co si臋 wydarzy艂o i pozwoli膰 sobie na dalsze w 偶ycie w b艂ogiej nie艣wiadomo艣ci.
Usu艅Tkwi艂 jednak t臋po w miejscu, chwil臋 zwyczajnie milcz膮c, dop贸ki jego wzrok nie pad艂 na poruszon膮 matk臋 by艂ej narzeczonej. Na zdecydowanie mniej tkni臋t膮 Av臋. Na jej nieporuszon膮 min臋, na torebk臋, kt贸ra nios艂a w sobie oczerniaj膮ce - czy raczej obna偶aj膮ce - ich ‘dowody’, kt贸rych tak naprawd臋 nie powinna w og贸le posiada膰. Nie posiada艂aby, gdyby nie bezmy艣lno艣膰 Powella
— Nie wystarczy艂o Ci, 偶e i tak ju偶 wszyscy skacz膮 dooko艂a Ciebie? — zacz膮艂, nie spuszczaj膮c z niej w膮skiego spojrzenia i nie my艣l膮c o tym, co w艂a艣nie robi艂 i m贸wi艂, kiedy wypowiada艂 zb臋dne, ale dr臋cz膮ce go i, przynajmniej w jego oczach, zgodne z prawd膮 s艂owa — A偶 tak Ci臋 boli, 偶e nawet kto艣, kogo znasz od dziecka, Ciebie nienawidzi?
spiteful Channie
Powinien by艂 trzyma膰 j臋zyk za z臋bami; nie tylko teraz, kiedy na usta cisn臋艂o mu si臋 wi臋cej dotkliwych, 艣wiadomie bolesnych, s艂贸w w stron臋 Avy, ale od samego momentu, kiedy Jenkinsi i Jeongowie weszli do restauracji. Mo偶e powinien spr贸bowa膰 wymieni膰 si臋 z kim艣 sekcjami, chocia偶by tym jednym stolikiem, a je艣li nie, to przynajmniej m贸g艂 siedzie膰 cicho, opr贸cz wyuczonych formu艂ek. Ignorowa膰 sygna艂y Avy, ale i te Yosoo; usun膮膰 si臋 z miejsca zdarzenia jak najszybciej i unikn膮膰 konsekwencji.
OdpowiedzUsu艅Tych, z kt贸rymi spotyka艂 si臋 dos艂ownie chwil臋 po odej艣ciu od stolika. Zd膮偶y艂 jedynie wej艣膰 do pokoju socjalnego, wsadzi膰 pod kran nieznacznie, powierzchownie, krwawi膮c膮 d艂o艅, nim spotka艂 si臋 ze wzburzonym, w艣ciek艂ym g艂osem menad偶era. Nie mia艂 czasu nawet wymy艣li膰 czego艣 na swoj膮 obron臋, od razu b臋d膮c zasypywanym niemal偶e wykrzyczynami - s艂usznymi - uwagami. 呕e jest w pracy; reprezentuje nie tylko t臋 restauracj臋, ale i wszystkich w nich pracuj膮cych, samego szefa. 呕e powinien w艂asne problemy zostawia膰 za drzwiami i zajmowa膰 si臋 nieskaziteln膮 obs艂ug膮. 呕e wszystko, co chcia艂by komu艣 powiedzie膰, musia艂o zosta膰 tylko z nim. Wypomniano mu ilo艣膰 os贸b, kt贸re by艂y 艣wiadkiem niespodziewanej k艂贸tni, s艂yszanej przez stoliki obok, jak i obserwowane przez oddalonych klient贸w wraz z upadkiem kieliszka.
Nie odezwa艂 si臋, skupiaj膮c si臋 na szumie p艂yn膮cej do zlewu wody, na pocieraniu d艂oni o siebie nawzajem, cho膰 jedynie podra偶nia艂 pozosta艂e tam naci臋cia, byleby nie pozwoli膰 dr偶膮cej wardze na przebicie si臋 przez bolesne ich zaciskanie
— Id藕 do domu, Powell — wyprany z emocji g艂os przebi艂 si臋 do jego 艣wiadomo艣ci, b臋d膮c pierwszym czynnikiem, kt贸ry zmusi艂 go do nag艂ego odwr贸cenia g艂owy w kierunku menad偶era. Nie m贸g艂 przecie偶 wr贸ci膰, nie wyrobi艂 nawet po艂owy wyznaczonych mu tego dnia godzin, nie sko艅czy艂 obs艂ugiwa膰 po艂owy z przydzielonych mu teraz stolik贸w; nie m贸g艂 wr贸ci膰 do domu, gdzie b臋dzie kompletnie sam. Sam ze sob膮 i swoimi my艣lami oraz obawami — I daj zna膰, jak si臋 uspokoisz.
Nie zd膮偶y艂 zaprotestowa膰, cho膰 mimo otwarcia ust, i tak nie wiedzia艂, co powinien powiedzie膰. 呕e nie musia艂 si臋 uspokoi膰? Dr偶膮ce d艂onie, nieustannie powracaj膮ce md艂o艣ci i chorobliwa blado艣膰 艣wiadczy艂y o czym艣 innym. Tak samo lito艣ciwe spojrzenia od zgromadzonych akurat w pokoju kelner贸w, czy te偶 tych, kt贸rych mia艂 nieprzyjemno艣膰 min膮膰 przy korzystaniu z wyj艣cia s艂u偶bowego.
Uda艂o jej si臋. Dosta艂a tego, co chcia艂a, sprawnie wyganiaj膮c Yosoo z restauracji, jak i umniejszaj膮c Yechanowi w oczach postawionych wy偶ej od niego ludzi. Wykorzysta艂a skutecznie wszystkie s艂abo艣ci, a blondyn mia艂 wra偶enie, 偶e idiotycznie wpad艂 w sam 艣rodek postawionej pu艂apki. Tak jak ostatnio. Mimo ostrze偶e艅 ze strony przyjaciela, kt贸rych wtedy tak ochoczo zamierza艂 si臋 s艂ucha膰. Tylko po to, aby znowu da膰 jej przewag臋.
Nie pami臋ta艂 w pe艂ni drogi powrotnej do domu - gdyby kto艣 go zapyta艂, nie m贸g艂by z pewno艣ci膮 odpowiedzie膰, 偶e nie przejecha艂 偶adnego czerwonego 艣wiat艂a, ani nie rozproszy艂 si臋 w艂asnymi my艣lami. Niepewno艣ci膮 co do tego, gdzie i co robi艂 Yosoo.
Przez moment my艣la艂, 偶eby do niego pojecha膰. Zala膰 go szczerymi przeprosinami, 偶e by艂 tak nierozs膮dny i podsun膮艂 Avie wr臋cz pod nos wszystkie jej argumenty - najpierw zgod膮 w gr臋, wykonaniem g艂upiego zadania, a ko艅cowo nie zamykaj膮c tych przekl臋tych drzwi. Bo bez tego jeszcze daliby rad臋. Wiedzia艂 to. Bez pewnego, podpartego dowodami, uzasadnienia, nie mog艂a niczego udowodni膰. K艂ama艂by jak z nut, z 艂agodnym u艣miechem na ustach i pob艂a偶liwym spojrzeniem, kt贸re nieraz pozwoli艂o mu wyj艣膰 ca艂o z niewygodnej sytuacji. Ale tak nie by艂o.
Zrezygnowa艂 z, prawdopodobnie nieproszonych, odwiedzin, jasno odbieraj膮c jego wyj艣cie jako niem膮 pro艣b臋 o zostawienie go w spokoju. Zamierza艂 si臋 go us艂ucha膰, mimo dudni膮cego w klatce piersiowej serca, nieprzerwanego nawet po wyj艣ciu z samochodu i oci膮gaj膮cym si臋 doj艣ciu do windy. A przynajmniej chcia艂 go us艂ucha膰, staraj膮c si臋 znale藕膰 jakiekolwiek inne zaj臋cie, ni偶 t臋pe spogl膮danie w kierunku telefonu, raz b臋d膮cego w jego kieszeni, potem le偶膮cego na 艂awie, kiedy trz臋s膮cymi si臋 palcami zakleja艂 najstaranniej jak m贸g艂 (czyli niemal wcale), rany po szkle.
Usu艅I nie da艂 rady. Zadzwoni艂 oko艂o godziny p贸藕niej, spotykaj膮c si臋 z poczt膮 g艂osow膮. Tak samo drugi raz, kilka minut p贸藕niej, cho膰 i tak zdecydowanie zbyt szybko, z ka偶dym nios膮cym si臋 echem w jego g艂owie sygna艂em panikuj膮c jeszcze bardziej. M贸g艂 by膰 na niego z艂y - zrozumia艂by to. M贸g艂 go po prostu ignorowa膰 - tego te偶 by艂 艣wiadom, lecz mimo to, z pal膮cym go od 艣rodka oddechem, wystuka艂 jeszcze wiadomo艣膰, poprawiaj膮c j膮 setki razy. Nie wybaczy艂by sobie, gdyby z jego winy, sta艂a mu si臋 jaka艣 krzywda.
wszystko w porz膮dku?
przepraszam, soo
Channie
Dalej tkwi艂 w niewiedzy. Yosoo nie oddzwoni艂, nie odpisa艂, a nawet nie odczyta艂 zostawionej wiadomo艣ci, przez co tl膮cy si臋 u Powella l臋k jedynie r贸s艂 na sile. Sprawia艂, 偶e niespokojnym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 w zostawiony na 艂awie telefon, samemu tkwi膮c w tej samej pozycji na kanapie. Oczekiwa艂 cho膰by jednego powiadomienia, wzdrygaj膮c si臋 za ka偶dym razem, kiedy szk艂o pot臋gowa艂o d藕wi臋k kr贸tkiej wibracji, lecz za ka偶dym razem nie 艣wiadczy艂a o tym, na co tak czeka艂.
OdpowiedzUsu艅Powinien zaj膮膰 si臋 czym艣 innym, spr贸bowa膰 odwr贸ci膰 swoj膮 uwag臋 od zmartwie艅 i pogodzi膰 si臋 z faktem, 偶e wracaj膮 do punktu wyj艣cia. Nie m贸g艂by go za to wini膰; nie potrafi艂 by膰 nawet na niego z艂y, je艣li tak si臋 stanie, cho膰 sama my艣l wywo艂ywa艂a w nim dusz膮ce k艂ucie serca. Nie chcia艂 go straci膰; nie po raz kolejny, tym razem z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮, co by艂o powodem, jak i tym, 偶e by艂aby to s艂uszna, rozs膮dna decyzja. Taka, na kt贸rej Yosoo m贸g艂 wyj艣膰 lepiej, bo nie straci艂by w oczach rodzic贸w; mo偶e nawet odzyska艂 ich zaufanie i da艂by rad臋 bez k艂opot贸w u艂o偶y膰 sobie 偶ycie. Teraz Yechan nawet nie mia艂 poj臋cia, co czeka jego przyjaciela, mog膮c jedynie zak艂ada膰 najgorsze.
Bezczynne siedzenie nie pomaga艂o w rozpraszaniu tych my艣li, jednak nie m贸g艂 zebra膰 si臋, aby co艣 zje艣膰, kiedy nieustannie 艣ciska艂o mu 偶o艂膮dek. Nie potrafi艂 w艂膮czy膰 telewizora i skupi膰 si臋 na tym, co lecia艂o bez uciekni臋cia my艣lami do tworz膮cych si臋 scenariuszy. Da艂 rad臋 jedynie si臋 przebra膰 i wrzuci膰 ubrania z pracy do pralki, cho膰 nie mia艂 stuprocentowej pewno艣ci, czy zrobi艂 to odpowiednio. Jego zast贸j nie m贸g艂 by膰 wyt艂umaczony brakiem zaj臋cia, bo by艂o wr臋cz przeciwnie - mia艂 do dopieszczenia notatki z zaj臋膰; otwarcie jednego z pude艂ek pod biurkiem, aby z艂o偶y膰 wyczekiwany przez siebie model; wspomniane przyszykowanie jedzenia, bo od rana ci膮gn膮艂 jedynie na 艣niadaniu. Pami臋ta艂 o tym wszystkim, odtwarza艂 zaplanowane sobie zadania w g艂owie, lecz nie powinien zacz膮膰 kt贸regokolwiek z nich. By艂 w stanie wy艂膮cznie siedzie膰 na kanapie. I czeka膰. Czeka膰 na cokolwiek.
Zd膮偶y艂 pozby膰 si臋 kilku ze 艣wie偶o przyklejonych plastr贸w przez irytuj膮cy, nerwowy odruch skubania sk贸ry, zanim g艂ucha cisza w mieszkaniu zosta艂a wype艂niona niespodziewanym d藕wi臋kiem. Zak艂ada艂, 偶e us艂yszy znajomy dzwonek telefonu, 艣wiadcz膮cy o wracaj膮cym po艂膮czeniu, mo偶e pojedyncz膮 wibracj臋, kt贸ra pozwoli艂aby mu na spotkanie si臋 z pojedyncz膮 wiadomo艣ci膮. Nie spodziewa艂 si臋 nag艂ego pukania do drzwi, cho膰 i tak niemal偶e od razu zerwa艂 si臋 ze swojego miejsca i bez chwili przemy艣lenia je otworzy艂. A mo偶e powinien moment si臋 zastanowi膰; za drzwiami m贸g艂 czeka膰 tak naprawd臋 ktokolwiek, nawet Ava, kt贸ra chcia艂aby upoi膰 si臋 swoim zwyci臋stwem.
Ale to nie by艂a ona, ani Jeongowie. Tylko Yosoo.
Obna偶ony z tak mu bliskich form obronnych, kruchy i z przeszklonymi oczami, kt贸re teraz szarpa艂y za serce Yechana. Cho膰 nie tak mocno, jak przeprosiny, na kt贸re kompletnie nie zas艂ugiwa艂
— Co ty w og贸le m贸wisz, Soo — wypali艂 bez okazji zapanowania nad przej臋tym g艂osem, obejmuj膮c ch艂opaka ramieniem, aby m贸c wprowadzi膰 go do 艣rodka i zamkn膮膰 za nimi drzwi, dla zniwelowania szansy spotkania si臋 ze wzrokiem w艣cibskich s膮siad贸w, ale i z samej potrzeby, aby m贸c faktycznie mie膰 go tutaj. U siebie, poza tym dzielonym z reszt膮 mieszka艅c贸w Nowego Jorku, 艣wiatem.
Dopiero wtedy dojrza艂 niesion膮 przez niego, wype艂nion膮 torb臋. Nigdy nie przychodzi艂 do niego z rzeczami, prawie zawsze zwyczajnie po偶yczaj膮c co艣 od niego, czy korzystaj膮c ze specjalnie dokupionych produkt贸w.
Zauwa偶y艂 te偶 zdradliwie zaciskaj膮ce si臋 na bluzie d艂onie, cho膰 chyba po raz pierwszy nie widzia艂 w nim cho膰by krzty walki z poch艂aniaj膮cymi go emocjami. Yosoo, kt贸rego zna艂, nigdy nie pozwala艂 sobie nawet na cie艅 ukazania smutku, przegranej z samym sob膮 i dosy膰 cz臋sto zwyczajnie tego nie lubi艂. Utrudnia艂o to doj艣cie do sedna sprawy, sprawia艂o, 偶e rozmowy polega艂y na bezcelowym kr膮偶eniu wok贸艂 tematu i setce rani膮cych s艂贸w. Jednak teraz wiedzia艂, jak bolesny by艂 to widok. Jak bolesne by艂o zauwa偶enie, 偶e dzia艂o si臋 co艣, co doprowadza艂o go do tak druzgoc膮cego za艂amania
Usu艅— Nie masz mnie za co przeprasza膰, to ja powinienem Ci臋 przeprasza膰, bo to przeze mnie — pokr臋ci艂 gor膮czkowo g艂ow膮 w trakcie nag艂ego s艂owotoku, instynktownie, mo偶liwe, 偶e bezmy艣lnie, oplataj膮c r臋ce wok贸艂 przyjaciela i trzymaj膮c go jak najbli偶ej siebie. Nie odczuwa艂 zwyczajowego ciep艂a, a raczej ch艂贸d z zewn膮trz, kt贸ry zd膮偶y艂 osi膮艣膰 na jego ubraniach, wraz z typowym dla wczesnej wiosny zapachem, przyciemniaj膮cym ten charakterystyczny dla przyjaciela.
Przesun膮艂 jedn膮 z lekko rozdygotanych d艂oni po teraz jasnych w艂osach, nie zauwa偶aj膮c, 偶e by艂 to pierwszy raz, kiedy by艂 w stanie wypu艣ci膰 dr偶膮cy, nieustannie wstrzymywany od powrotu do mieszkania, oddech
— Martwi艂em si臋.
Channie
Yosoo nie p艂aka艂. Chyba nigdy. Przez te kilka lat, Yechan nie widzia艂 go ani razu ze 艂zami niepohamowanie p艂yn膮cymi po twarzy, a na pewno nie tymi, kt贸re wywo艂a艂 smutek. Zak艂ada艂 za to jedn膮 z wielu masek - zbywaj膮c膮; wredn膮, zabawn膮, czy mo偶e wype艂nion膮 z艂o艣ci膮. Przekszta艂ca艂 problem, czy emocje w co艣 innego, zostaj膮c niezupe艂nie rozczytanym, czasami prowokuj膮c jeszcze wi臋cej pyta艅. Trzyma艂 sedno sprawy w sobie, rzadko kiedy pozwala艂 komu艣 na zajrzenie do 艣rodka.
OdpowiedzUsu艅Z ich dw贸jki to w艂a艣nie Yechan p艂aka艂 cz臋艣ciej, cho膰 i on twardo wzbrania艂 si臋 przed pozwoleniem na uwolnienie tego, co kot艂owa艂o si臋 w 艣rodku. Jego 艂zy cz臋艣ciej by艂y wywo艂ane jednak frustracj膮, mo偶e bezsilno艣ci膮. Kiedy uczyli si臋, czy mo偶e pr贸bowali, wsp贸lnie, a kt贸ry艣 raz z rz臋du co艣 mu nie wychodzi艂o. Kiedy w pracy trafia艂 na wyj膮tkowo uci膮偶liwych klient贸w, a pok贸j socjalny by艂 idealnym miejscem na kr贸tki, emocjonalny upust. Pierwszy raz prawdziwie, 偶a艂o艣nie si臋 przed nim rozp艂aka艂 wtedy pod jego blokiem. Jak uderzy艂o go wra偶enie, 偶e ca艂a ich relacja stoi na kraw臋dzi przed kompletnym jej zniszczeniem oraz utraceniem. 呕e straci艂 to, co by艂o dla niego najwa偶niejsze.
Ju偶 pierwsze drgni臋cie, kt贸re poczu艂 w swoich ramionach, wywo艂a艂o u niego obawy. Powt贸rzone przeprosiny nasili艂y niepok贸j, a towarzysz膮ce im, miejscami przyg艂uszone szlochem s艂owa, 艣ciska艂y brutalnie ca艂e jego cia艂o. Zaciska艂y gard艂o i zmusza艂y do wzi臋cia g艂臋bszego oddechu wraz z wyja艣nieniami, kt贸rych przecie偶 nie potrzebowa艂. Nie oczekiwa艂
— Soo, przesta艅 — jego g艂os wybrzmia艂 z drobn膮 nut膮 desperacji. Nie chcia艂 jego przeprosin; nie chcia艂, 偶eby mu si臋 t艂umaczy艂 z czego艣, co nie by艂o jego win膮 — Wiem, 偶e nie chcia艂e艣. I nie zrobi艂e艣 nic z艂ego — nie by艂 pewien, czy brzmia艂 przekonuj膮co, ale ca艂ym sob膮 pragn膮艂 w to, aby Yosoo mu uwierzy艂. M贸wi艂 to, co my艣la艂. Rozumia艂 jego wyj艣cie, cho膰 bola艂o, kiedy do niego dosz艂o, a sam nie m贸g艂 zareagowa膰. Nie oczekiwa艂by, 偶eby wiedzia艂, co Ava mia艂a w planach, czy tym bardziej spodziewa艂by si臋 reakcji swojego ojca, mimo 偶e nie odbiega艂a od tego, co mia艂 w zwyczaju s艂ysze膰 w historiach od przyjaciela.
Oplata艂 go jeszcze cia艣niej r臋koma, jakby pr贸bowa艂 w ten spos贸b zakry膰 go przed wszystkim tym, co teraz okrutnie si臋 na niego zsypywa艂o. Wyrywa艂o wszystko z r膮k, rozwala艂o grunt w ka偶dej sferze 偶ycia i wybija艂o pal膮co powietrze z p艂uc przy ka偶dym, 艂apanym przez p艂acz oddechu.
Mia艂 wra偶enie, 偶e fizycznie odczuwa艂, jak jego serce roztrzaskuje si臋 na milion kawa艂k贸w, a jego organizm obejmuje bezsilno艣膰. Brak wiedzy, czy pewno艣ci, jak m贸g艂 mu teraz pom贸c. Gadanie, 偶e wszystko b臋dzie dobrze, by艂o bez sensu - tyle wiedzia艂. Sam nienawidzi艂 s艂ucha膰 tych kwestii, szczeg贸lnie od os贸b, kt贸re nigdy nie znalaz艂y si臋 na jego pozycji. Tylko czy jego rola odbiega艂a a偶 tak bardzo? By艂 przecie偶 kluczow膮 cz臋艣ci膮 ca艂ego konfliktu. Tym, co odpali艂o lont wybuchowego 艂adunku i samym istnieniem podjudza艂o problem. Nie by艂 nawet 艣wiadom, jak bardzo by艂o to prawd膮. Nie wiedzia艂, 偶e to jego telefon doprowadzi艂 do ostatniej wymiany s艂贸w mi臋dzy synem a ojcem.
艢ci膮gn膮艂 brwi po us艂yszeniu kolejnych s艂贸w Yosoo, kt贸re wyja艣ni艂y obecno艣膰 torby. Nie m贸g艂 wr贸ci膰? M贸g艂 ok艂amywa膰 samego siebie, 偶e chodzi艂o o dum臋, ale podsk贸rnie wiedzia艂 lepiej. Nie sta艂by teraz z dziwnie drobnym cia艂em przyjaciela szukaj膮cym oparcie u niego, je艣li chodzi艂oby wy艂膮cznie o kwesti臋 dumy
— Kto? Tw贸j ojciec? — spyta艂, lecz zna艂 odpowied藕. O kogo innego mog艂oby chodzi膰, jak nie o Jeong Jongho. M臋偶czyzn臋, kt贸ry r贸wnie dobrze m贸g艂by obra膰 sobie zniszczenie 偶ycia swojego syna jako 偶yciowy cel. Pokr臋ci艂 zaraz g艂ow膮, cho膰 bardziej dla samego siebie, ni偶 dla Yosoo, pozwalaj膮c sobie na kolejne, delikatne przeczesanie w艂os贸w palcami — Nie musisz odpowiada膰. Chyba, 偶e chcesz. Jak wolisz — zakr臋ci艂 si臋 we w艂asnych zapewnianiach, ale jedyne czego chcia艂, to 偶eby ch艂opak nie czu艂 偶adnej presji na kolejne t艂umaczenie si臋. Nie musia艂 mu nic m贸wi膰 — Ale mam w nosie co o mnie my艣li — to by艂y tak naprawd臋 pierwsze, w膮tpliwe s艂owa przez niego teraz wypowiedziane. Nie liczy艂 si臋 ze zdaniem Jongho, a przynajmniej nie chcia艂 si臋 z nim liczy膰. Jednak pod艣wiadomie pragn膮艂 tego, 偶eby m臋偶czyzna my艣la艂 o nim dobrze; o kim艣 godnym nawet samej znajomo艣ci z Yosoo. Ale teraz zapewne by艂 w jego oczach tym, co zniszczy艂o mu nieodwracalnie dziecko.
Usu艅Jego opinia traci艂a w jego oczach, kiedy z lekkim op贸藕nieniem dotar艂a do niego kwestia domu. Tego, 偶e Soo nie m贸g艂 tam wr贸ci膰. 呕e przyszed艂 do niego z obficie zapakowan膮, ci臋偶k膮 torb膮, o czym 艣wiadczy艂 wydany przez ni膮, g艂uchy huk. Nie potrafi艂 wynale藕膰 idealnych s艂贸w, aby zapewni膰 go w tym, 偶e jeszcze wszystko by艂o do naprawienia. Jak m贸g艂by, samemu jeszcze chwil臋 wcze艣niej obawiaj膮c si臋, 偶e faktycznie go straci艂. M贸g艂 mu jednak zaoferowa膰 przynajmniej bezpieczne, ich w艂asne, miejsce. Z dala od nienawi艣ci rodziny, jak i zawi艣ci Avy
— Mo偶esz zosta膰 tutaj.
rozbity Channie
Liczy艂, 偶e wszystko b臋dzie si臋 uk艂ada膰. Powoli wracali na prost膮, acz now膮 dla nich obu, 艣cie偶k臋 i radzili sobie z tym, co wcze艣niej wzbudza艂o parali偶uj膮cy strach. Nadal nie wiedzia艂, czym by艂a ta nowa sytuacja; jak m贸g艂by j膮 nazwa膰 i okre艣li膰 to, w co powolnymi krokami brn臋li. Ale odpowiada艂o mu takie tempo. Odpowiada艂o mu poznawanie tego razem, nie narzucaj膮c na siebie wzajemnie wymaga艅, czy oczekiwa艅. Nie oczekiwa艂, 偶e nie napotka na swojej drodze z艂o艣liwo艣ci i utrudnie艅; zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e by艂o to niemo偶liwe, jednak chcia艂 wierzy膰, 偶e najgorsze by艂o za nimi. Tygodnie sp臋dzone na niezr臋czno艣ci, czy bez wymienianych ze sob膮 co najmniej spojrze艅, jak i te kilka dni albo wieczor贸w, w kt贸rych nie szcz臋dzili ostrych s艂贸w, b臋d膮c straszliwie zagubionym w tym, co pr贸bowa艂o zaistnie膰.
OdpowiedzUsu艅Powinien zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e by艂a to z艂udna nadzieja. Zna艂 przecie偶 sytuacj臋 Yosoo; zna艂 swoj膮 w艂asn膮 sytuacj臋 i ogrom problem贸w, jakie mog艂y za sob膮 nie艣膰. Lecz nigdy nie spodziewa艂 si臋, 偶e uderz膮 tak szybko. Jeszcze przed tym, jak zd膮偶y poczu膰 si臋 w pe艂ni swobodnie w nowej, nieokre艣lonej relacji. Nie by艂 na to gotowy, cho膰 tak naprawd臋 on niewiele na tym ucierpia艂. M贸g艂by stwierdzi膰, 偶e wyszed艂 bez szwanku, przez co poczucie winy jedynie ros艂o na sile. Bo m贸g艂 zrobi膰 wi臋cej, powiedzie膰 co艣 jeszcze. Zignorowa膰 narzucone mu zasady w pracy i stan膮膰 w obronie przyjaciela. A jedyne co zrobi艂, to pogorszy艂 sytuacj臋.
Wini艂 siebie samego nieprzerwanie, do teraz. Musia艂 zepchn膮膰 dr臋cz膮ce go sumienie na bok, kiedy skupiony na nim, tylko par臋 sekund, wzrok, u艣wiadamia艂 go o marnym stanie Yosoo. Wzbudza艂 poczucie potrzeb臋 bycia dla niego ostoj膮, kt贸rej teraz potrzebowa艂. Cho膰by chwilowym, bezpiecznym zak膮tkiem, w kt贸rym m贸g艂 bez wstydu zrzuci膰 ca艂膮, naruszon膮 zbroj臋 i pozwoli膰 sobie na moment wytchnienia.
Wys艂uchiwa艂 go, nie otwieraj膮c ust nawet na moment w obawie, 偶e przerwie lub wystraszy go nawet najdrobniejszym odg艂osem. Pozwoli艂 jednak k膮cikom ust na s艂abe drgni臋cie ku g贸rze przy us艂yszanych podzi臋kowaniach. 艢cisn臋艂y mu, zreszt膮 jak wszystko, serce, bo cho膰 s膮dzi艂, 偶e na te r贸wnie偶 nie zas艂u偶y艂, wydawa艂y mu si臋 czym艣 niesamowicie rzadkim i potrzebnym zapami臋tania. Zauwa偶enia i docenienia wra偶liwo艣ci, na kt贸r膮 si臋 zebra艂, zarazem zasypuj膮c go po raz kolejny zb臋dnymi kwestiami, na kt贸re znowu pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮
— Daj spok贸j, nie b臋dziesz spa膰 na kanapie — zaprotestowa艂 niemal偶e od razu, podnosz膮c przy tym zrzucon膮 chwil臋 wcze艣niej torb臋, jak i odczuwaj膮c wst臋pnie niespodziewan膮 wag臋, jedynie 艣wiadcz膮c膮 o tym, ile musia艂 do niej wpakowa膰 — Ja b臋d臋 tutaj spa膰, ty u mnie — cho膰 najch臋tniej nie odst臋powa艂by go na krok — i mo偶esz rozpakowa膰 torb臋, na pewno znajdzie si臋 miejsce na twoje rzeczy — zapewni艂, zdaj膮c sobie spraw臋 z tego, ile szuflad czy szafek mog艂oby pos艂u偶y膰 za bezpieczne miejsce do przechowywania, gdyby zrezygnowa艂 z przesadnego sortowania rzeczy.
Mo偶e kierowa艂y nim emocje, a za kilka dni, czy nawet wcze艣niej, uderzy go charakterystyczna irytacja co do nag艂ej zmiany sta艂ych zwyczaj贸w, ale nie my艣la艂 teraz o tym. By艂 to przez niego zapomniany warunek, puszczony niepami臋膰 wraz z 艂ami膮cymi serce i ducha s艂owami Yosoo. Nawet gdyby chcia艂, to nie potrafi艂by go st膮d wyprosi膰, tym samym dorzucaj膮c kolejny problem do przelewaj膮cego si臋 kub艂a, kiedy jedyne, czego przyjaciel teraz potrzebowa艂, by艂o wsparcie
— I nie obci膮偶asz mnie, Soo — podkre艣li艂, poprawiaj膮c baga偶 na ramieniu i delikatnie opieraj膮c d艂onie na jego twarzy, by m贸c ledwie namacalnym dotykiem 艣ciera膰 艣cie偶ki wyznaczone przez 艂zy, czy te, kt贸re dalej gromadzi艂y si臋 przy jego oczach, osadzaj膮c i zlepiaj膮c nieznacznie ze sob膮 rz臋sy — Nie jestem tutaj, 偶eby oczekiwa膰, 偶e… spe艂nisz jakie艣 z moich kaprys贸w, czy je Ci narzuca膰 — przyzna艂, odruchowo nie zaprzestaj膮c suni臋cia palcami po mi臋kkiej sk贸rze. 艁agodnie, z doz膮 ostro偶no艣ci, jakby kt贸ry艣 z ruch贸w m贸g艂by naruszy膰 delikatn膮 faktur臋 i ponownie wywo艂a膰 nadmierne przeszklenie ciemnych oczu, nigdy nie wygl膮daj膮c na smutniejsze, ni偶 w艂a艣nie teraz — Niczego od Ciebie nie oczekuj臋, tak naprawd臋 — taka by艂a prawda. Nie mia艂 wobec niego 偶adnych oczekiwa艅, czy wymaga艅. Opr贸cz jednego — Tylko tego, 偶eby艣 m贸g艂 mi zaufa膰. 呕eby艣 nie musia艂 wi臋cej m臋czy膰 si臋 z czym艣 sam.
Usu艅Channie
Ka偶dy ruch ze strony przyjaciela by艂 czujnie obserwowany przez Yechana. Unosz膮ca si臋 wraz z branym oddechem klatka piersiowa, lekko zaczerwienione oczy od maj膮cego niedawno moment p臋kni臋cia emocjonalnego, czy te偶 sporadyczne drgni臋cie palc贸w u d艂oni; najpierw odczuwalne na trzymanej przez nie koszulce, potem na swoich w艂asnych.
OdpowiedzUsu艅Bezwiednie mi臋k艂 pod ka偶dym dotykiem, posy艂aj膮c mu kolejny, niewielki u艣miech, jak poczu艂 na jednej z r膮k drobny poca艂unek. Id膮c w parze z wypowiadanymi przez niego s艂owami, czu艂, jak sam balansuje na pograniczu wytrzyma艂o艣ci. Kumulacja wydarze艅 z tego dnia by艂aby wystarczaj膮ca, aby doprowadzi膰 go do za艂amania, ale kiedy towarzyszy艂 temu jeszcze s艂aby wzrok Yosoo, jak i jego wdzi臋czno艣膰, kt贸r膮 dalej akceptowa艂 z wielkim trudem, oddzielaj膮ca go od tego linia robi艂a si臋 coraz cie艅sza. Nie zamierza艂 jednak pozwoli膰 na jej zanik. Na pewno nie teraz, kiedy dawa艂 z siebie tyle, ile m贸g艂, aby chocia偶 w odrobinie podnie艣膰 przyjaciela na duchu
— Zrobi艂by艣 dla mnie to samo — stwierdzi艂 po odruchowym prze艂kni臋ciu 艣liny, ignoruj膮c przy tym dalej stoj膮c膮 w jego gardle gule. Tak by艂o, a na pewno w to wierzy艂. Nawet je艣li zna艂 Soo z tej bardziej samolubnej strony, tak kiedy czu艂, 偶e jest na samym dnie, m贸g艂 liczy膰 na wsparcie z jego strony. Nawet to ciche, pozwalaj膮ce mu na przyj艣cie do siebie i sp臋dzenie kilku godzin na kanapie w g艂uchym milczeniu ze strony Powella. Nie w膮tpi艂 wi臋c, 偶e gdyby on by艂 na miejscu Soo, ten te偶 by艂by w pobli偶u, jako zwyk艂e, a tak potrzebne, oparcie w ci臋偶kich chwilach.
Z nut膮 zrezygnowania pozwoli艂 swoim d艂oniom opa艣膰 wzd艂u偶 cia艂a, kiedy, my艣la艂, 偶e wystarczaj膮co stanowcze, s艂owa spotka艂y si臋 z kolejnym sprzeciwem, a dodatkowo odsuni臋ciem si臋 ch艂opaka. Niemal od razu z wyczuwaln膮 zmian膮 temperatury. Niech臋tnie odda艂 trzyman膮 torb臋, czy raczej da艂 jej zsun膮膰 si臋 z ramienia, a wzrokiem w臋drowa艂 za Yosoo, wymownie zmierzaj膮cym w stron臋 salonu. Z bezmy艣lnie zostawionym telefonem, jak i nie艣wiadomie zdj臋tymi opatrunkami, na szklanej 艂awie, co i teraz zosta艂o przez blondyna zignorowane.
Ruszy艂 w 艣lad za Soo, zaj膮艂 miejsce obok niego i przeskoczy艂 przelotnie wzrokiem z torby na ch艂opaka, dalej przez niego trzymanej, co utrudnia艂o mu nawet sam膮, jeszcze niepodj臋t膮, pr贸b臋 jej przej臋cia. Przygl膮da艂 si臋 defensywnej postawie, samoistnie wywo艂uj膮cej u niego nieznaczne rozbawienie, wymieszane z krzt膮 niedowierzania. Nie powinien dziwi膰 go fakt, 偶e nawet teraz mia艂 si艂y na wyk艂贸canie si臋 o co艣 tak b艂ahego, jak miejsce do spania. Sam bra艂 w tym udzia艂, twardo stoj膮c przy tym, 偶e zwyczajnie nie pozwoli mu na zaj臋cie kanapy. Ostatnie, czego potrzebowa艂 to zepsuty sen przez zbyt twardy mebel albo panuj膮c膮 nieznacznie ni偶sz膮 w salonie temperatur臋
— Soo — zacz膮艂 spokojnym tonem, opieraj膮c przy tym zdrow膮 d艂o艅 na jego kolanie — Sp臋dzenie na niej kilka nocy mnie nie zabije. A nie zamierzam wyrzuca膰 Ci臋 na zimn膮 kanapie, kiedy mo偶esz spa膰 na moim 艂贸偶ku, kt贸re z w艂asnej woli Ci oddaje — uzna艂, 偶e podkre艣lenie tego faktu mog艂o by膰 jego przepustk膮 do wygrania tego nieszkodliwego konfliktu. I nie przewidywa艂, 偶e zajmie inn膮 pozycj臋, ni偶 w艂a艣nie t臋 zwyci臋sk膮. Nawet je艣li mia艂 w zwyczaj ulega膰 przyjacielowi i jego zachciankom. Zreszt膮, ju偶 i tak raz go do niego wpu艣ci艂, prze艂amuj膮c r贸偶ne bariery wygodnej swobody i tym samym nie wyobra偶aj膮c sobie, 偶eby teraz mog艂oby by膰 inaczej.
Tamten dzie艅, na sw贸j spos贸b, by艂 dziwnie podobny do tego. Wtedy Yosoo tak偶e znalaz艂 si臋 u niego zaraz po niepo偶膮danych wydarzeniach, z nieprzyjemnym napi臋ciem wisz膮cym w powietrzu, cho膰 wtedy by艂o wywo艂ane czym艣 innym. I tak偶e wtedy m贸g艂 zobaczy膰 kilka p臋kni臋膰 na wy膰wiczonej masce, czuj膮c ten sam 艣cisk serca wraz z ka偶dym, wypowiadanym przez Jeonga, jak i siebie samego, s艂owie. I te偶 odbyli rozmow臋 podobn膮 do tej, kt贸rej rozwi膮zanie sta艂o zaraz przed nim, a jednak ba艂 si臋 po nie si臋gn膮膰. Bo mimo panuj膮cych podobie艅stw, r贸偶ni艂y si臋 od siebie. Mimo tego, 偶e obie zaistnia艂y przez co艣, co mia艂o zwi膮zek z nimi i nabieraj膮c膮 niepewnie kszta艂tu relacj膮, tak poprzednio zostawia艂a wi臋cej miejsca na swobod臋, ni偶 teraz, kiedy tkwili w brutalnym zderzeniu si臋 z rzeczywisto艣ci膮.
Usu艅Channie
Kolejne, poddane westchni臋cie wyrwa艂o si臋 spomi臋dzy jego ust, kiedy Yosoo zostawa艂 r贸wnie nieugi臋ty, co on sam, w tym samym czasie przyznaj膮c idiotyzm prowadzonego sporu. Bo by艂 idiotyczny - k艂贸cili si臋 teraz tak naprawd臋 o nic, a zarazem ryzykowali, 偶e utrac膮 prowizoryczny azyl, jakim sta艂y si臋 ich mieszkania. W tym przypadku akurat jego, nawet je艣li nieraz mia艂 wypomniane, jak tak naprawd臋 niezach臋caj膮ce by艂o.
OdpowiedzUsu艅Ale mimo tej 艣wiadomo艣ci, nie potrafi艂 ot, tak odpu艣ci膰. Czu艂 skrycie rosn膮ce nerwy, 偶e ch艂opak zwyczajnie nie chcia艂 si臋 zgodzi膰 na taki uk艂ad. 呕e nie s艂ucha艂 go, ani argument贸w, kt贸re jego zdaniem by艂y sensowne i jasno wyja艣nia艂y, czemu jego pomys艂 by艂 dobry.
Zdecydowa艂 si臋 wi臋c na milczenie. Dopowiedzenie czegokolwiek by艂o zbyt ryzykowne, zbyt bliskie przewa偶enia szali na ich niekorzy艣膰, a zarazem cisza pozwala艂a mu na zachowanie wra偶enia, 偶e nie wycofa艂 si臋 z dyskusji. Zauwa偶y艂, 偶e Yosoo obra艂 podobn膮 strategi臋, czuj膮c przy tym jego, zawieszony na sobie, wzrok, jak i wr臋cz namacalno艣膰 wymownego milczenia. Przez moment nawet chcia艂 zabra膰 d艂o艅 z jego kolana, cho膰 by艂o to dla niego dziwnie uziemiaj膮cym gestem, lecz finalnie zostawi艂 j膮 na swoim miejscu. Przynajmniej tak d艂ugo, jak by艂o mu dane.
Musia艂 zmieni膰 jej miejsce wraz z nieoczekiwanym zbli偶eniem. Wybudzi艂o w nim odrobin臋 strachu, kiedy torba zosta艂a odstawiona, Yosoo dalej nic nie m贸wi艂, a Yechan mia艂 coraz wi臋ksze trudno艣ci z racjonalnym rozczytaniem tego, co dzia艂o si臋 w g艂owie przyjaciela, ale i swojej w艂asnej. Ci臋偶ar na kolanach dotar艂 do niego z lekkim op贸藕nieniem, lecz kiedy go zarejestrowa艂, paradoksalnie pozwoli艂 na odczucie odrobiny lekko艣ci. Ulgi, 偶e jego uparto艣膰 nie sko艅czy艂a si臋 katastrofalnie, bo w og贸le nie mia艂 tego w zamy艣le.
Jego wzrok mimowolnie pow臋drowa艂 do n贸g ch艂opaka, jak i dalej obecnych na nich but贸w, aby zaraz pow臋drowa膰 do le偶膮cej na jego kolanach g艂owy. Bezwiednie jego d艂o艅 znalaz艂a na niej oparcie, ostro偶nie przeczesuj膮c rozja艣nione kosmyki. Koj膮cym nie tylko dla Yosoo, ale mo偶e przede wszystkim dla Yechana, po raz kolejny odnajduj膮cego uziemienie i spok贸j w najprostszym, drobnym ge艣cie.
Mo偶e przez to kolejne wyznanie wzi臋艂o go kompletnie z zaskoczenia. Zmusi艂o do zatrzymania sun膮cej po w艂osach d艂oni, zacie艣ni艂o sw贸j chwyt na jego sercu, kt贸re powoli zaczyna艂o p臋ka膰 pod naporem wydarze艅, ale i samych, s艂yszanych od momentu spotkania w restauracji, s艂贸w Yosoo. Ich bezpo艣rednio艣ci, a zarazem otwarto艣ci, jakiej wcze艣niej nie mia艂 okazji zazna膰. Tego, ile za sob膮 nios艂y i ile znaczy艂y dla ich obu.
Chcia艂 by膰 dla niego ostoj膮 i oparciem. Kim艣, kto da rad臋 podnie艣膰 go na duchu nawet sam膮 swoj膮 obecno艣ci膮, ale ba艂 si臋, 偶e nie potrafi艂 tego zrobi膰. 呕e sam by艂 za s艂aby, aby pom贸c mu ud藕wign膮膰 to, co 偶ycie w艂a艣nie tak brutalnie na niego zrzuci艂o. 呕e jedynie pogorszy spraw臋 jeszcze bardziej, kiedy by艂 g艂贸wnym czynnikiem we wszystkich, trapi膮cych go teraz problemach. Mimo to, nie zamierza艂 go zostawi膰. Nie m贸g艂 go zostawi膰, kiedy sam widok doprowadza艂 go do fizycznego odczucia b贸lu, a mia艂 go zaraz przy sobie, dalej mog膮c go dotkn膮膰; przesun膮膰 d艂oni膮 po jasnych w艂osach i bladej sk贸rze, kiedy zgarnia艂 pojedyncze kosmyki.
Zaciska艂 odruchowo z臋by na wn臋trzu policzka, 艂api膮c si臋 na tym, 偶e oczy niebezpiecznie zachodz膮 mu szklist膮 mg艂膮. Nieproszon膮, 偶a艂osn膮, jak nigdy i niemal od razu start膮 po艣piesznym przetarciem oczu, kt贸re, mia艂 nadzieje, zosta艂o wykonane na tyle szybko, aby zosta膰 niezauwa偶onym, r贸wnie偶 dzi臋ki korzystnej dla niego pozycji.
Nie da艂 rady mu odpowiedzie膰, w obawie, 偶e cokolwiek wydostanie si臋 z jego ust, b臋dzie nieodpowiednie. Liczy艂, 偶e czu艂y, wznowiony dotyk przeka偶e to, czego nie potrafi艂 teraz wyrazi膰 s艂owami, a zarazem pozwoli mu na powr贸t do wcze艣niejszego, porz膮dnego i faktycznie b臋d膮cego oparciem, stanu. Musia艂 wystarczy膰, kiedy brakowa艂o mu odwagi na odezwanie si臋, czy nawet wydanie drobnego, zgodnego odg艂osu. Nie chcia艂 ryzykowa膰 nawet niechcianym zanegowaniem jego s艂贸w, cho膰 w艂asne my艣li nap臋dza艂y go w艂a艣nie w tym kierunku - 偶e Soo potrzebowa艂 kogo艣 lepszego; kogo艣, kto faktycznie b臋dzie w stanie mu pom贸c, a nie jedynie, sam膮 swoj膮 osob膮, dok艂ada膰 k艂opot贸w. Jednak samolubnie nawet i to nie by艂oby w stanie przej艣膰 mu przez gard艂o. Wola艂 nic nie m贸wi膰, je艣li dzi臋ki temu nie ryzykowa艂 utrat膮 przyjaciela
Usu艅— Je艣li zgodz臋 si臋 spa膰 w 艂贸偶ku… — zacz膮艂 po kolejnej, panuj膮cej mi臋dzy nimi, chwili ciszy, kiedy uda艂o mu si臋 zapewni膰, 偶e s艂abo艣膰 g艂osu zosta艂a przez niego opanowana, ostatecznie wracaj膮c do zostawionego tematu. Tym razem jednak poruszaj膮c ten, wisz膮cy dla niego tu偶 przed nosem temat; dziwnie wra偶liwy pomimo postawienia ju偶 w jego rejonie kilku krok贸w — to p贸jdziesz ze mn膮?
Channie
Na jego usta wst膮pi艂 ma艂y u艣miech, kiedy chc膮ce rozbudzi膰 si臋 obawy, zosta艂y przygaszone jednym s艂owem. Znowu g艂upio zaryzykowa艂, potencjalnie przekraczaj膮c granic臋, wcze艣niej ju偶 tkni臋t膮, lecz tym razem mia艂a zosta膰 poza jego zasi臋giem. Ba艂 si臋 my艣le膰, co by by艂o, gdyby spotka艂 si臋 z inn膮 odpowiedzi膮; z tym, jak bardzo zburzy艂oby to plecion膮 i piel臋gnowan膮 mi臋dzy nimi ni膰 porozumienia i wzajemnego zaufania, za kt贸re by艂by w stanie odda膰 niemal wszystko.
OdpowiedzUsu艅Ale nie musia艂 zawraca膰 sobie tym g艂owy, skoro Yosoo si臋 zgodzi艂. Cicho, troch臋 niewyra藕nie i mo偶e niepewnie, ale zgodzi艂 si臋, tym samym pozwalaj膮c Yechanowi na poczucie marnej ilo艣ci ulgi.
Obchodzi艂 si臋 z nim teraz niczym z porcelanow膮 lalk膮; zdawa艂 sobie z tego spraw臋, jak i z tego, 偶e Jeong m贸g艂 tego nie chcie膰. Podkre艣la艂 tym tylko to, na jak kruchego wygl膮da艂 w jego oczach, lecz nie potrafi艂 podchodzi膰 do niego tak samo, jak zazwyczaj. Nie, kiedy ka偶de spotkanie dalej podra偶nionych od 艂ez oczy, czy samo spojrzenie na skulon膮 posta膰, odnajduj膮c膮 miejsce na jego kolanach, wywo艂ywa艂o potrzeb臋 zaj臋cia si臋 nim. Nie, kiedy mimo wszystko nie oponowa艂 drobnym, wyczulonym gestom i 艂agodnie wypowiadanym s艂owom, kt贸re mia艂y doda膰 mu otuchy. M贸g艂 spotka膰 si臋 z konsekwencjami przesadnej ostro偶no艣ci p贸藕niej, nie zdziwi艂by si臋, gdyby takowe powsta艂y nast臋pnego dnia; po wyspaniu si臋, przetrawieniu wszystkiego, co mia艂o miejsce. Teraz by艂y w odleg艂ej mu przysz艂o艣ci, teraz chcia艂 jedynie by膰 dla niego. Tak jak tego potrzebowa艂
— Okej — odpowiedzia艂 jedynie, z dalej s艂abym, pob艂a偶liwym u艣miechem na twarzy. Nie zamierza艂 testowa膰 swojego szcz臋艣cia, czy pr贸b przekonania go, 偶eby zgodzi艂 si臋 na jego pierwsz膮 propozycj臋. Nie zamierza艂 go oszukiwa膰, zostawi膰 w sypialni i samemu wr贸ci膰 na kanap臋. Ostatnie, czego potrzebowa艂, to zasianie w Yosoo braku zaufania takim idiotycznym k艂amstwem, jak niedotrzymanie powiedzianej przed chwil膮 obietnicy. Nawet je艣li nie zosta艂a tak okre艣lona.
Yechan zazwyczaj stara艂 si臋 nie rzuca膰 s艂贸w na wiatr; mo偶e dlatego tak rzadko oznajmia艂, 偶e co艣 zrobi bez grama w膮tpliwo艣ci. Mo偶e dlatego w og贸le wypowiada艂 si臋 raczej oszcz臋dnie, czy mo偶e zero-jedynkowo i z nadmiarem przemy艣lenia, w obawie, 偶e to, co powie, b臋dzie wykorzystane przeciwko niemu. Zreszt膮 widzia艂, jakie mia艂o to skutki, kiedy by艂 w pobli偶u Yosoo. Od pewnego momentu traci艂 t臋 umiej臋tno艣膰 w艂a艣nie w jego towarzystwie, m贸wi膮c wiele bez ruszenia g艂ow膮, pozwalaj膮c, aby jego w艂asne ch臋ci wybrzmiewa艂y na g艂os, gdzie powinien je pewnie zachowa膰 dla siebie; 偶eby nie zwraca膰 uwagi na samego siebie, czy da膰 szans臋 na to, aby odbi艂y mu si臋 w przysz艂o艣ci. Niewa偶ne, jak bardzo si臋 jednak stara艂, w jego obecno艣ci trudno by艂o mu trzyma膰 j臋zyk a偶 tak za z臋bami, jak zazwyczaj. Zaj臋艂o mu to kilka, tych mniej oraz bardziej, przekornych potyczek s艂ownych, aby zauwa偶y膰, jakie mia艂 wtedy z tego korzy艣ci.
Teraz by艂o mu 艂atwiej milcze膰, kiedy ka偶da wypowied藕 mog艂a si臋 wi膮za膰 z nieproszonym spuszczeniem emocjonalnych w贸dz, ok艂amuj膮c samego siebie, 偶e odzyskiwa艂 nad nimi kontrol臋. Dopiero ponowne odezwanie si臋 Yosoo pozwoli艂o na rozlu藕nienie tworz膮cego si臋 w gardle sup艂a. Najpierw przy cichym, zach臋caj膮cym do dalszego m贸wienia, pomruku, kt贸remu towarzyszy艂a koj膮co sun膮ca po w艂osach d艂o艅. P贸藕niej przy nieplanowanym, 艂agodnym i kr贸tkim 艣miechu, jaki da艂 rad臋 wyrwa膰 z jego gard艂a przy pretensjonalnych, niespodziewanych s艂owach
— Kiedy mia艂em Ci co艣 powiedzie膰, co? — spyta艂 bez z艂o艣liwo艣ci. Naprawd臋 nie by艂o dobrej okazji na to, 偶eby skomentowa艂 jego wygl膮d. Cho膰 cisn臋艂y mu si臋 pochlebne s艂owa wraz z ich przyj艣ciem do restauracji, wraz z ka偶dym, kolejnym pociskiem wymierzonym prosto w nich wiedzia艂 lepiej, ni偶 pozwolenie sobie na dolanie oliwy do ognia. Co i tak zrobi艂, ju偶 pod nieobecno艣膰 przyjaciela, nie b臋d膮c pewnym, czy jego nieprzemy艣lana, acz szczera opinia, zd膮偶y艂a do niego dotrze膰.
Usu艅— 艁adnie wygl膮dasz, Soo — przyzna艂 w ko艅cu, owijaj膮c nieinwazyjnie jeden kosmyk wok贸艂 palca, mog膮c przyjrze膰 si臋 przy tym wybranemu kolorowi, jak i pozwoli膰 na inny, r贸wnie 艂agodny co poprzednie, gest, podczas nieprzerwanego g艂askania — Do twarzy Ci w takich… — zastanowi艂 si臋 chwil臋, sun膮c koj膮co palcami po jego g艂owie, podczas rozczesywania nimi w艂os贸w, kontempluj膮c, co by艂oby najlepszym opisem prezentuj膮cej si臋 barwy, aby znowu nieznacznie si臋 u艣miechn膮膰 przy 艂atwym podj臋ciu decyzji — 艂ososiowych.
Channie
Wywr贸ci艂 nieznacznie oczami na odpowied藕 Yosoo, kt贸rej w teorii nie m贸g艂 nawet zaprzeczy膰.
OdpowiedzUsu艅By艂 etap w jego 偶yciu, gdzie eksperymentowa艂 nieco wi臋cej ze stylem ubioru, cho膰 nawet wtedy nie wykracza艂o to poza og贸lnie przyj臋te ramy. Po wyj艣ciu z liceum ostatecznie zdecydowa艂 na pozostaniu przy stonowanych barwach, a szczeg贸lnie w tych tak nielubianych przez przyjaciela czerniach i bielach. Jednak lubi艂 mod臋; lubi艂 raz na jaki艣 czas spojrze膰, co akurat “si臋 nosi”, na pojedyncze urywki z pokaz贸w marek, kt贸re chwyta艂y jego oko najmocniej. Pozwala艂 sobie r贸wnie偶 na odrobin臋 koloru w postaci uk艂adanych model贸w, tak kontrastuj膮cych z pozosta艂ym wystrojem mieszkania. Tak jak Yosoo.
Odgrywa艂 w jego codziennym 偶yciu niemal偶e tak膮 sam膮 rol臋 - by艂 barwnym wyj膮tkiem w jego otoczeniu; kim艣, kto pozwala艂 mu zapomnie膰, czy przynajmniej nieco oddali膰 si臋 od profesjonalnego, pouk艂adanego frontu, kt贸ry prezentowa艂 na uczelni. Przyjemn膮, potrzebn膮 odskoczni膮 od presji, jak膮 sam sobie narzuca艂, a zarazem 藕r贸d艂em innych stres贸w. Stres贸w, kt贸rych nie potrafi艂 tak naprawd臋 偶a艂owa膰, czy nienawidzi膰. W trakcie uk艂adania nieraz odchodzi艂 od zmys艂贸w, kiedy z trudem przychodzi艂o mu precyzyjne doklejenie czego艣 albo odnalezienie odpowiedniej cz臋艣ci. W trakcie wyj艣膰 z Yosoo wpada艂 w bli偶ej nieopisany stan, kiedy ten wpada艂 na kolejny pomys艂 z serii tych nieprzemy艣lanych i wi膮偶膮cych si臋 z potencjalnymi, przera藕liwymi konsekwencjami.
W jego 偶yciu nie by艂o wiele koloru, jednak ten, kt贸ry znalaz艂 w nim swoje miejsce, tkwi艂 tam na sta艂e. I znaczy艂 o wiele wi臋cej, ni偶 setka r贸wno wywieszonych, wyprostowanych ubra艅 w szafie
— Nie wiem, o czym m贸wisz. Od dziecka widz臋 na czarno-bia艂o — pozwoli艂 sobie na dalsze poci膮gni臋cie niegro藕nego komentarza ze strony przyjaciela, brn膮c w narracj臋 jego kompletnego braku zaznajomienia z kolorami. Bo z zewn膮trz faktycznie kto艣 m贸g艂by tak pomy艣le膰 — I 艂adnemu we wszystkim 艂adnie, wi臋c nie wiem, czy to kwestia gustu, Soo — dopowiedzia艂 z niewielkim u艣miechem, bez wi臋kszego pomy艣lunku, a zarazem z niezmierzon膮 potrzeb膮 zasypania przyjaciela komplementami. Co艣, co potencjalnie robi艂 zbyt rzadko. Nie by艂 do tego przyzwyczajony, ani zbyt wylewny - na pewno nie w spos贸b szczery. Korzysta艂 z tego w pracy, mo偶e kiedy chcia艂 co艣 za艂atwi膰, a uleg艂y u艣miech nie by艂 wystarczaj膮cy, aby kogo艣 przekona膰. Sam nie by艂 przyzwyczajony do przyjmowania komplement贸w, czy raczej tych zwi膮zanych z wygl膮dem. Nieraz s艂ysza艂 te, dotycz膮ce jego ci臋偶kiej pracy akademickiej, czy sprawowania si臋 jako czyi艣 kelner. Zreszt膮, czy naprawd臋 mu na nich zale偶a艂o? Cieszy艂 si臋, gdy je s艂ysza艂; pochlebia艂y mu i pozwala艂y na minut臋 rado艣ci z tego, co zrobi艂, ale nigdy nie by艂o to czym艣 d艂ugotrwa艂ym. Jednak, nawet je艣li zosta艂y wypowiedziane bez pomy艣lunku, sk艂adu i komicznie chaotycznie, to s艂owa Yosoo z kawiarni dalej pami臋ta艂;
Nie oponowa艂, kiedy postanowi艂 si臋 podnie艣膰, chocia偶 natychmiast poczu艂 dziwn膮 pustk臋 na swoich nogach, a r臋ce nie wiedzia艂y, co ze sob膮 zrobi膰, opieraj膮c si臋 w zamian na kanapie. Oczy z kolei skupi艂y si臋 na tych w nie wpatrzonych, zbieraj膮c si臋 dalej na 艂agodny, pob艂a偶liwy u艣miech oraz jeszcze bardziej zmi臋kczone spojrzenie, kiedy nie mia艂 poj臋cia, co m贸g艂 us艂ysze膰 po ponownym wybrzmieniu tak dla niego cennego zdrobnienia. Poraniona d艂o艅, jeszcze chwil臋 wcze艣niej pozbawiona zaj臋cia, jak na zawo艂anie pow臋drowa艂a do tej nale偶膮cej do Soo, delikatnie j膮 okrywaj膮c i pozwalaj膮c sobie na delikatne suni臋cie po niej kciukiem, kiedy wy艂apa艂 charakterystyczny dla przyjaciela, nerwowy tik
— Nawet gdyby艣 niesamowicie si臋 stara艂 — zacz膮艂 po jednoznacznym, przecz膮cym pokr臋ceniu g艂ow膮 — To nigdy Ci臋 nie zostawi臋, Yosoo.
Nie wiedzia艂, co musia艂oby si臋 wydarzy膰, aby do tego dosz艂o. Bo nieraz mia艂 “okazj臋”, aby to zrobi膰 - odej艣膰 i zostawi膰 go w tyle; wykorzysta膰 najdrobniejsze, wymierzone jednak precyzyjnie, s艂owo jako argument do zostawienia go. Ale nie chcia艂. Nie liczy艂o si臋 dla niego, jak bardzo na tym ucierpia艂, czy te偶 m贸g艂 ucierpie膰, bo za bardzo mu na nim zale偶a艂o. Za wiele dla niego zrobi艂, 偶eby teraz zostawi膰 go na przys艂owiowym lodzie; z 偶yciem rozpadaj膮cym si臋 tu偶 przed jego oczami.
Usu艅— Chocia偶, mog艂aby by膰 jedna taka sytuacja… — przyzna艂, niby gro藕nie, cho膰 lekki ton, dalej przyjazny wyraz twarzy, czy zdradliwie, delikatnie zaciskaj膮ce si臋 palce na d艂oni Yosoo nie pomaga艂y mu w utrzymaniu tajemniczo艣ci wypowiedzi. Bo tak naprawd臋 i to nie by艂o realnym k艂opotem, czy przeszkod膮 — mo偶e jakbym szed艂 pod prysznic.
Channie
Nie by艂 pewien, czy to sama tre艣膰 odpowiedzi Yosoo, czy mo偶e jej chaotyczno艣膰, wywo艂a艂a u niego s艂aby 艣miech. Prawdopodobnie oba czynniki odgrywa艂y kluczow膮 rol臋, gdzie tak naprawd臋, nie by艂o to nawet czym艣 wa偶nym. Wystarczy艂o mu, 偶e mia艂 okazj臋 ujrze膰 cho膰by zal膮偶ek przyjaciela sprzed tego dnia. Tego przyjaciela, kt贸ry zawsze mia艂 w gotowo艣ci jaki艣 偶art, mniej lub bardziej zabawny. Je艣li samo jego przyj艣cie, w takim stanie, w jakim by艂, nie 艣wiadczy艂o o kompletnie innym, obcym nacechowaniu tej rozmowy, jak i samego spotkania, tak robi艂o to jego mniej umiej臋tne w艂adanie s艂owami. Co艣, co by艂o nieod艂膮czn膮 cz臋艣ci膮 Soo, teraz ledwie istnia艂o. U艣wiadamia艂o nie tylko powag臋 sytuacji, ale i przekroczenie kolejnej granicy; zburzenie 艣ciany, stoj膮cej na drodze ca艂kowitego zaufania i otwarcia si臋 przed sob膮 nawzajem. Co艣, od czego nie by艂o ju偶 odwrotu i dodatkowo przekszta艂ca艂o relacj臋, kt贸rej dalej nie dawali rady jasno okre艣li膰.
OdpowiedzUsu艅Mo偶e ze strachu, mo偶e z czystej niewiedzy. Gdyby kto艣 go spyta艂, tu te偶 nie zna艂by odpowiedzi. Nadanie temu konkretnej nazwy r贸wna艂o si臋 z wieloma konsekwencjami; z oczekiwaniami. Z podj臋ciem nieodwracalnej decyzji, kt贸ra wp艂ywa艂a nie tylko na nich, ale i na wszystko, co ich otacza艂o - czy tego chcieli, czy nie. Dzisiejszy wiecz贸r, cho膰 偶adna, dok艂adna decyzja jeszcze mi臋dzy nimi nie pad艂a, by艂 tego wystarczaj膮cym przyk艂adem, z kt贸rym zderzyli si臋 zbyt mocno, zbyt szybko i zbyt nieoczekiwanie
— Te偶 nie wiem — przyzna艂 z lekkim, jakby zrezygnowanym, wzruszeniem ramion — Zaskocz mnie — nie spuszcza艂 z niego ciep艂ego spojrzenia wcze艣niej, ani przy tej niewiele znacz膮cej propozycji, kt贸rej g艂贸wnym celem by艂o dalsze wspomaganie rozlu藕niaj膮cej si臋 atmosfery. Bo tylko na tym mu teraz zale偶a艂o, niewa偶ne, jak trudne mog艂o mu si臋 to wydawa膰.
Istnia艂a rozmazana granica mi臋dzy przesadno艣ci膮 a zwyk艂膮 czu艂o艣ci膮 w tym, co robi艂. Ka偶dym gestem ryzykowa艂, 偶e j膮 przekroczy. Postawi jeden, nieodpowiedni krok, a Yosoo poczuje si臋 przyt艂oczony nie tylko nowo narodzonymi problemami, ale i sam膮 osob膮 Yechana, kiedy przyszed艂 do niego z zupe艂nie innego powodu. A sam Powell dawa艂 z siebie wszystko, z rozp臋dzonymi my艣lami, kt贸re ledwie trzyma艂 w ryzach, aby do tego nie dosz艂o. Szuka艂 wyczucia, obserwowa艂 przyjaciela uwa偶nie, aby wy艂apa膰 nawet najmniejszy sygna艂, 偶e co艣 by艂o, albo 偶e co艣 robi艂, nie tak.
Nawet nie drgn膮艂 przy poczuciu mocniej zaciskaj膮cych si臋 palc贸w, cho膰 poczu艂 grono niemal偶e wbijanych igie艂 w swoj膮 d艂o艅, kiedy znajduj膮ce si臋 na niej rany zosta艂y nieumy艣lnie naruszone przez Yosoo. Zacisn膮艂 jedynie z臋by, pos艂a艂 kolejny, pokrzepiaj膮cy u艣miech i skupia艂 swoj膮 uwag臋 tylko i wy艂膮cznie na przyjacielu. Na poczuciu ci臋偶aru, kt贸ry dodatkowo pozwoli艂 mu skupi膰 si臋 na czym艣 innym, ni偶 zdecydowanie, odruchowo, zbyt mocno i zbyt nieregularnie zaciskaj膮ce si臋 palce jego d艂oni. Opar艂 drug膮 na tyle jego g艂owy, wracaj膮c do koj膮cego, z natury usypiaj膮cego g艂askania jasnych w艂os贸w, r贸wnie偶 do艂膮czaj膮cego do umiej臋tnie rozpraszaj膮cego go grona czynno艣ci
— Wiem — przyzna艂 cicho, zdaj膮c sobie spraw臋 o jego zm臋czeniu jeszcze przed wsp贸lnym zaj臋ciem miejsca na kanapie. Nie dziwi艂 mu si臋; nie oczekiwa艂 nawet, 偶eby by艂o inaczej, kiedy teraz samo stanie na nogach mog艂o wydawa膰 si臋 zbyt wielkim wyczynem. Sam by艂 zm臋czony; mo偶e nawet wym臋czony, chocia偶 nie sp臋dzi艂 pe艂nego dnia w pracy, ani nie zrobi艂 nic wysi艂kowego w mieszkaniu. Tak naprawd臋 nic nie zrobi艂, opr贸cz nieustannej walki z zaciskaj膮cymi serce emocjami i wcze艣niejszego poddania si臋 stresowi. A jednak same powolne ruchy d艂oni, wraz z lekkim, przyjemnym ci臋偶arem wystarcza艂y, aby samo przymkni臋cie oczu wprawia艂o go w przysypiaj膮cy stan. By艂by w stanie zasn膮膰 teraz, na kanapie, w niewygodnej, siedz膮cej pozycji, byleby nie ujmowa膰 wygodzie - cho膰 w膮tpi艂, 偶e takow膮 odczuwa艂 - ch艂opakowi.
— Mo偶emy — stwierdzi艂 prawie 偶e od razu, niech臋tnie odsuwaj膮c si臋 przy tym od Yosoo i przelotnie zerkaj膮c w kierunku przyniesionej torby — Je艣li nie masz nic swojego, to mo偶esz wzi膮膰 to, co ostatnio mia艂e艣. Powinno by膰 wyprane w szafie najbardziej z lewej strony — zaproponowa艂, przesuwaj膮c jeszcze raz po ramieniu przyjaciela, nim wsta艂 z kanapy i zacz膮艂 i艣膰 w kierunku 艂azienki, w pr贸bie zebrania si臋 w sobie, kiedy odsuni臋cie si臋, w po艂膮czeniu z krzt膮 ulgi, jak膮 poczu艂, niebezpiecznie grozi艂a utrat膮 spokojnego i stabilnego frontu, jaki tak umiej臋tnie dotychczas utrzymywa艂 — A ja p贸jd臋 si臋 szybko umy膰.
Usu艅Channie
Zd膮偶y艂 mu pos艂a膰 jeszcze jeden u艣miech, nim znikn膮艂 w 艂azience wraz z pr臋dko zgarni臋t膮 pi偶am膮 w r臋ce. Dopiero kiedy zamkn膮艂 drzwi, przekr臋caj膮c na wszelki wypadek blokad臋, wypu艣ci艂 piek膮cy go w p艂ucach oddech.
OdpowiedzUsu艅Nie wiedzia艂, czemu go wstrzymywa艂. Nie wiedzia艂, czemu ogarniaj膮ca go, pozorna ulga, przychodzi艂a mu z takim… b贸lem. K艂uj膮cym, natr臋tnym i niewyja艣nionym. D艂onie zdradliwie dr偶a艂y przy ka偶dej, zdejmowanej cz臋艣ci ubioru, jak i p贸藕niejszym zak艂adaniu pi偶amy. Z trudem przep艂ukiwa艂 twarz po umyciu z臋b贸w, tylko po to, aby utkn膮膰 w miejscu, jak spotka艂 sw贸j w艂asny wzrok w lustrze. Dopiero ten widok w pe艂ni u艣wiadomi艂 go o dalej stoj膮cej w gardle guli; niezno艣nym, acz niewystarczaj膮co mocnym, b贸lu policzka, kt贸ry m臋czy艂 co rusz z臋bami; czy mo偶e g艂贸wnie o niebezpiecznie zaszklonych oczach.
Nie my艣la艂 o sobie; nie chcia艂 my艣le膰 teraz o sobie, kiedy w pokoju obok by艂 Yosoo, potrzebuj膮cy jego pomocy, czy samej obecno艣ci, czego nawet nie musia艂 si臋 domy艣la膰, skoro chwil臋 wcze艣niej dosta艂 t臋 informacj臋 od niego samego. Nie bra艂 nawet pod uwag臋 tego, 偶e sytuacja mo偶e nie tyle, 偶e powsta艂a z jego winy, ile mia艂a na niego wp艂yw. Stara艂 si臋 odepchn膮膰 od siebie to, jak bardzo prze偶ywa艂 stan Yosoo i odczuwan膮 bezsilno艣膰 przy ka偶dym niedoborze s艂贸w. Nie m贸g艂 my艣le膰 o sobie, je艣li chcia艂 mie膰 wystarczaj膮co si艂y, aby by膰 tym, potrzebnym przyjacielowi, wsparciem.
Nie potrafi艂 wi臋c tak naprawd臋 okre艣li膰, sk膮d bra艂y si臋 gromadz膮ce si臋 w k膮cikach oczu, niechciane 艂zy. Jedyne, co potrafi艂 zrobi膰 to docisn膮膰 do nich d艂onie, wzi膮膰 kilka g艂臋bszych wdech贸w i liczy膰, 偶e w po艂膮czeniu z lekkim odchyleniem g艂owy da rad臋 si臋 ich pozby膰. Tak samo jak nieproszonego dr偶enia wargi poprzez intensywne zaci艣ni臋cie ust. Sama potrzeba, aby nie naruszy膰 na艂o偶onych p贸藕niej, dobranych lata temu, krem贸w, hamowa艂a zduszan膮 potrzeb臋 jeszcze bardziej. A Yechan jeszcze nigdy nie by艂 tak wdzi臋czny panuj膮cemu p贸艂mrokowi, jak podczas powrotu do pokoju pomaga艂 mu w zamaskowaniu nieznacznie zaczerwienionych oczu, kt贸re r贸wnie dobrze m贸g艂by wyt艂umaczy膰 podra偶nieniem oczyszczaj膮cym p艂ynem do twarzy. Ale nie musia艂, zapadaj膮c w sen wraz ze spotkaniem si臋 g艂owy z poduszk膮, jak i 艣wiadomo艣ci膮 o obecno艣ci Yosoo w tym samym pokoju.
Spa艂… w porz膮dku. Mia艂 wra偶enie, 偶e wybudza艂 si臋 przy najmniejszym ruchu ze strony przyjaciela, cho膰 ka偶dy raz pami臋ta艂 jak przez mg艂臋. Marna pr贸ba upewnienia si臋, 偶e wszystko by艂o okej; 偶e Soo dalej tam by艂 i r贸wnie niemrawe podej艣cie do za艣ni臋cia z powrotem. Z jednej strony by艂 to twardy sen, trzymaj膮cy si臋 go nieugi臋cie i niepozwalaj膮cy na pe艂ne wybudzenie, jednak z drugiej nie dawa艂 cho膰by grama poczucia wypocz臋cia.
Szczeg贸lnie, kiedy faktyczna pobudka sz艂a w parze ze 艣lepym szukaniem drugiej osoby na 艂贸偶ku, co spotka艂o si臋 z pora偶k膮. Jak i niemal偶e natychmiastowym podniesieniem si臋 do siadu, z nieprzyjemnym, ch艂odnym dreszcze wzd艂u偶 kr臋gos艂upa, pogorszonym zapachem spalenizny nios膮cym si臋 przez mieszkanie.
Ledwie zdo艂a艂 w pe艂ni otworzy膰 oczy, przecieraj膮c je dalej bezmy艣lnie niezadban膮 ponownie r臋k膮, nim ca艂kowicie wsta艂 z 艂贸偶ka i ruszy艂 za zapachem, spodziewaj膮c si臋, prawd臋 m贸wi膮c, wszystkiego. 呕e mo偶e w biegu zapomnia艂 zgasi膰 jak膮艣 艣wieczk臋, chocia偶 da艂by sobie r臋k臋 uci膮膰, 偶e 偶adnej nie zapala艂, a mo偶e co艣 dzia艂o si臋 zaraz przed jego apartamentem. Nie wiedzia艂 w dodatku, gdzie jest Yosoo, co chyba wzbudzi艂o w nim najwi臋ksze obawy.
Jednak nie na d艂ugo, bo kiedy tylko stan膮艂 w progu kuchni, znalaz艂 i 藕r贸d艂o dra偶ni膮cego zapachu, i przyjaciela - g艂贸wnego sprawc臋 tej nag艂ej pobudki. I mimo tego, 偶e spodziewa艂 si臋 wszystkiego, widok i tak zdo艂a艂 zbi膰 go z tropu. Panuj膮cy na blacie, jak i w pobli偶u p艂yty indukcyjnej, a偶 niemo偶liwy w swym rozmiarze, ba艂agan. Ale to chyba le偶膮ca obok metalowa 艂y偶ka, od razu zdradzaj膮ca pow贸d swojej obecno艣ci widniej膮cymi na niej resztkami jajek, wybudzi艂a go najbardziej i zmusi艂a do wstrzymania niezadowolonego, mo偶e a偶 obola艂ego, j臋kni臋cia. Pierwszym, niemal偶e wykonanym, przez niego odruchem by艂o odebranie Yosoo wszystkiego z d艂oni i pe艂ne przej臋cie kontroli nad sytuacj膮, cho膰 nie by艂 pewien, czy ta by艂a do odratowania. Palni臋cie kilku nieprzyjemnych, poirytowanych s艂贸w i wyrzucenie go do salonu, aby niczego wi臋cej nie dotyka艂. Zacisn膮艂 jednak nie tylko z臋by, ale i na kr贸tk膮 chwil臋 oczy, zakrywaj膮c przy tym twarz d艂o艅mi, spokojnym krokiem podszed艂 i wy艂膮czy艂 grzanie p艂yty, nim, spogl膮daj膮c jedynie w przypalon膮 zawarto艣膰 patelni, zebra艂 si臋 na najmo偶liwiej neutralne s艂owa, na jakie by艂o go teraz sta膰
Usu艅— Je艣li by艂e艣 g艂odny, to mog艂e艣 mnie obudzi膰, Soo.
Channie
Odpowied藕 Yosoo wywo艂a艂a jeszcze wi臋cej pyta艅, ani偶eli wyja艣nie艅, w g艂owie Powella. Nie widzia艂 innego powodu, dla kt贸rego wsta艂by wcze艣niej, poszed艂 do kuchni i postanowi艂 narobi膰 w niej kompletnego rozgardiaszu, je艣li nawet nie by艂 g艂odny. Zreszt膮, ju偶 to powinno by膰 dla niego podejrzane, skoro rzadko kiedy widywa艂, aby przyjaciel z w艂asnej woli jad艂 艣niadanie, a na pewno tak ‘ambitne’ jak przygotowana z kilku jajek jajecznica. Chyba 偶e w艂a艣nie byli u Yechana w mieszkaniu, gdzie on sam nie potrafi艂 zacz膮膰 dnia bez zjedzenia czego艣, nawet je艣li z trudem przechodzi艂o mu o poranku przez gard艂o.
OdpowiedzUsu艅W ciszy zsun膮艂 patelni臋 z pr臋dko stygn膮cej cz臋艣ci p艂yty, aby nie ryzykowa膰 dodatkowym przypaleniem wyj膮tkowo suchych jajek; nie tylko, 偶eby wys艂ucha膰, co Yosoo mia艂 do powiedzenia, ale i ze wzgl臋du na to, 偶e zbyt po艣pieszne otwarcie ust mog艂o wi膮za膰 si臋 z nieprzemy艣lanymi, zbyt ostrymi s艂owami, wywo艂anymi tl膮cym si臋, niekontrolowanym przez niego poirytowaniem. Sam nie by艂 w stanie tego w pe艂ni zrozumie膰; nie wiedzia艂, czemu co艣 takiego, jak ba艂agan oddzia艂ywa艂o na niego tak szybko i skutecznie, ale tak by艂o. Czu艂 dyskomfort, kiedy co艣 le偶a艂o nie na swoim miejscu; kiedy w kuchni znajdowa艂a si臋 cho膰by odrobina, przyk艂adowo, rozsypanej m膮ki i nie zosta艂a posprz膮tana przy najbli偶szej okazji; nie cierpia艂, kiedy kto艣, ubrany w co艣 innego, ni偶 pi偶ama, siada艂 na jego 艂贸偶ku - mo偶e jeszcze dlatego nikogo tam nie wpuszcza艂. Dla zachowania wytyczonych sobie samemu regu艂, czysto艣ci. Wr臋cz przesadnej.
Wi臋c dalej milcza艂, kiedy z ust Yosoo nie wybrzmia艂o jeszcze wyja艣nienie, nie ruszaj膮c si臋 zbytnio z miejsca, ale i tak zabieraj膮c si臋 za cho膰by rozpocz臋cie sprz膮tania, jak zgarni臋cie rozsypanej soli w niewielki stosik, czy te偶 u偶ycie 艣cierki do przetarcia nieznacznie pobrudzonej p艂yty i blatu. Mru偶y艂 lekko oczy pod wp艂ywem wpadaj膮cego do kuchni 艣wiat艂a, czuj膮c tylko, 偶e by艂o dodatkowym bod藕cem do naruszenia jego nerw贸w. Czego nie chcia艂. Nie chcia艂 si臋 z艂o艣ci膰 z tak… b艂ahego powodu, chocia偶 i tak robi艂 to prawie 偶e zawsze.
Teraz jednak wyrzuty sumienia, kt贸re i tak zdarza艂o mu si臋 odczuwa膰, nabra艂y jeszcze bardziej na sile, kiedy przyczyna doprowadzenia do chaosu ujrza艂a 艣wiat艂o dzienne. Zatrzyma艂 sun膮c膮 nieobecnie d艂o艅 z trzyman膮 szmat膮, odwracaj膮c z lekkim ot臋pieniem g艂ow臋 w kierunku odwr贸conego, odchodz膮cego Yosoo.
Chcia艂 zrobi膰 艣niadanie, ale nie dla siebie. Dla niego. Ca艂y, panuj膮cy w kuchni ba艂agan by艂 dowodem jego, nieszcz臋艣liwie nieudanych, pr贸b przygotowania jajecznicy na w艂asn膮 r臋k臋, a Yechan jedyne co zrobi艂, to zdo艂a艂 si臋 zirytowa膰. Nie pomy艣la艂 nad tym bardziej, nie zwr贸ci艂 uwag臋 na to, 偶e szykowanie samemu sobie jajecznicy zwyczajnie nie pasowa艂o do Soo i musia艂o sta膰 za tym co艣 innego. Zamiast tego pozwoli艂, aby pedantyzm tradycyjnie wzi膮艂 g贸r臋, poruszy艂 czu艂y nerw i zmusi艂 do twardego trzymania j臋zyka za z臋bami, bo powiedzenie czego艣 innego, ni偶 drobne, uszczypliwe uwagi, przychodzi艂o mu z trudem.
Nie zauwa偶y艂, kiedy jego nogi samoistnie zaprowadzi艂y go za niego, a d艂onie wyci膮gn臋艂y i od艂o偶y艂y obok dzier偶on膮 przez niego, pobrudzon膮 艂y偶k臋, by zatrzyma膰 go w nagle zaistnia艂ym p臋dzie do zaj臋cia si臋 panuj膮cym w kuchni chaosem i zaj膮膰 jej miejsce, owijaj膮c palce wok贸艂 przedramienia ch艂opaka
— Soo, skarbie, to mi艂e, ale… — zacz膮艂 tylko po to, aby si臋 zaraz zatrzyma膰, przy okazji czuj膮c z nieznanego mu powodu troch臋 ulgi. Dziwny, urzekaj膮cy element w tym, 偶e zamieszanie nie by艂o wywo艂ane jedn膮 z setek zachcianek przyjaciela, kt贸re przesta艂 pr贸bowa膰 kontrolowa膰, czy przynajmniej pilnowa膰, bo wiedzia艂, 偶e by艂y poza jego zasi臋giem, ale czym艣 tak niewinnym i prostym; czym艣, czego nie oczekiwa艂, a i tak teraz docenia艂.
— Ja… — zamilk艂 po raz kolejny, szukaj膮c odpowiednich s艂贸w w obawie, 偶e nie uda mu si臋 przekaza膰 skrywanej w nich szczero艣ci. Szczeg贸lnie, kiedy jeszcze chwil臋 temu ledwo ukrywa艂 obudzon膮 w nim irytacj臋, hamowan膮 bezwiednym zaciskaniem z臋b贸w na policzku.
Usu艅Zrezygnowa艂 z szukania, co powinien powiedzie膰, kiedy wszystko w jego g艂owie mia艂o uw艂aszczaj膮cy wyd藕wi臋k. A nie to mia艂 w zamiarze, mimo 偶e wcze艣niejsza reakcja mog艂a, b艂臋dnie, 艣wiadczy膰 o czym艣 innym. Zamiast tego jego wzrok ponownie uciek艂 w kierunku przypalonej jajecznicy i pustego, umytego talerza, kt贸ry wr臋cz wyzywa艂 go, aby doceni艂 sam膮 pr贸b臋 przyjaciela, wywo艂uj膮c przy tym ma艂y, szczery, cho膰 niepewny, u艣miech na twarzy, jak i kilka, prostych, id膮cych z serca, s艂贸w
— Dzi臋kuj臋. Nie musia艂e艣.
Channie
Wybudzenie w Yosoo nerw贸w, czy niepewno艣ci by艂o ostatnim, czego Yechan teraz pragn膮艂. Przyszed艂 tutaj, 偶eby w艂a艣nie od tego uciec; znale藕膰 chwil臋 wytchnienia i spokoju, wyciszonego zak膮tka, kt贸ry ochroni艂by go przynajmniej przed cz臋艣ci膮 dr臋cz膮cych pyta艅, w艣cibskich spojrze艅 i tych oceniaj膮cych. Zamiast tego efekt by艂 kompletnie odwrotny.
OdpowiedzUsu艅Zdradza艂y to nie tylko znane, charakterystyczne dla chwil, jak ta, tiki, ale jeszcze s艂owa, kt贸re wyp艂ywa艂y z niego szybko, ale by艂y nie do ko艅ca nieprzemy艣lane i bez sp贸jnego 艂adu.
Zamiast tego nabiera艂y maniery typowej dla samego Powella. Umniejsza艂y mo偶e nie tyle temu, co si臋 dzia艂o, ile sobie samemu. Przedstawia艂y mas臋 wyja艣nie艅, kt贸rych nie nazwa艂by wym贸wkami, a jedynie dodatkowymi pociskami kierowanymi w siebie, zamiast w drug膮 osob臋 obecn膮 przy rozmowie
— To nie by艂o g艂upie — zaprzeczy艂 stanowczo, znajduj膮c w sobie mo偶e jedynie niewielk膮, teraz nieistotn膮 cz臋艣膰, kt贸ra mog艂aby si臋 zgodzi膰 ze s艂owami Soo. Bo mo偶e faktycznie jego decyzja nie by艂a do ko艅ca przemy艣lana, a sam proces m贸g艂 przebiec 艂atwiej. Jednak nie o to teraz chodzi艂o. Nie o logik臋 podj臋tej decyzji, a to, co za ni膮 tak naprawd臋 sta艂o. Ch臋膰 przyjaciela do zrobienia czego艣 dla Yechana, kt贸ry dalej tak naprawd臋 nie wiedzia艂, czym sobie zas艂u偶y艂 na taki niespodziewany, troch臋 nieudany, gest.
— Gdybym ja chcia艂 co艣 dla Ciebie zrobi膰, to te偶 stwierdzi艂by艣, 偶e to g艂upie? — mo偶e i takie zagrywki nie by艂y tymi nale偶膮cymi do grona ‘fair’, ale by艂y skuteczne. A tak膮 mia艂 przynajmniej nadziej臋, bo przez moment z trudem by艂o mu wpa艣膰 na co艣 innego. Nie uwa偶a艂, 偶eby to, co zrobi艂, by艂o g艂upie, tego by艂 pewien. Mo偶e nie do ko艅ca przemy艣lane, mo偶e, w samej swej prezencji, wykraczaj膮ce kompletnie poza ramy tego, co Yechan uwa偶a艂 za przyjemne, ale to w艂a艣nie chodzi艂o o to drugie, znajduj膮ce si臋 g艂臋biej, dno. To, kt贸re tak naprawd臋 dodawa艂o temu wszystkiemu znaczenia i niwelowa艂o si艂臋 ba艂aganu.
Pokr臋ci艂 znowu g艂ow膮, kiedy z ust Yosoo wyp艂ywa艂y nieprzerwanie s艂owa, kt贸re by艂y tak naprawd臋 ostatnimi, jakie chcia艂 us艂ysze膰. By艂y, mo偶e po cz臋艣ci, szczere, tego m贸g艂 by膰 pewien. Obna偶one od tego obra偶alskiego, wypominaj膮cego tonu, kt贸rym zazwyczaj by go potraktowa艂 w podobnej sytuacji. Za kt贸rym tak nie przepada艂, i kt贸ry tak umiej臋tnie zachodzi艂 mu za sk贸r臋, prowokuj膮c do r贸wnie wrednej odpowiedzi i eskalacji g艂upiej dyskusji. Tylko teraz nie by艂a to nawet dyskusja, a dziwna, niebezpieczna spirala, kt贸ra by艂a mu bardziej ni偶 znajoma. Kt贸ra by艂a tak膮, w jak膮 nie m贸g艂 pozwoli膰 przyjacielowi ca艂kowicie przepa艣膰
— Od kiedy wa偶ne jest dla Ciebie, to, co Ci ‘powinno’, Soo? I przecie偶 spa艂em, wi臋c jakby艣 mnie w og贸le spyta艂 — spyta艂 bez krzty z艂o艣liwo艣ci, a jedynie z 艂agodnym wyd藕wi臋kiem tych s艂贸w, podczas gdy, ju偶 kompletnie samoistnie, jego kciuk rysowa艂 nier贸wne wzory po przedramieniu ch艂opaka.
— Zreszt膮 daj spok贸j, troch臋 syfu w kuchni nikogo jeszcze nie zabi艂o — akurat tym s艂owom brakowa艂o pe艂nej naturalno艣ci, niewa偶ne jak bardzo by z tym walczy艂, ale zwyczajnie by艂o to co艣 silniejszego od niego. Zosta艂o mu zaufa膰 w lekkim, zapewniaj膮cym zacisku palc贸w i zgarni臋ciu kilku z opadaj膮cych na czo艂o Yosoo kosmyk贸w, w zapewnieniu go w ich szczero艣ci, czy raczej pr贸bie pokrzepienia go — Zawsze mo偶na posprz膮ta膰.
Taka akurat by艂a prawda. Ba艂agan by艂 czym艣, co niemal偶e zawsze da艂o si臋 opanowa膰. Zajmowa艂o czasami wi臋cej, czasami mniej czasu, jednak nie by艂o czym艣, co wychodzi艂o poza jego zdolno艣ci. By艂 w pe艂ni do kontrolowania, w przeciwie艅stwie do czego艣 niewinnego, jak zwyk艂a ch臋膰 przygotowania 艣niadania. Bezinteresowna, znacz膮ca jeszcze wi臋cej przez swoj膮 nietypowo艣膰 i przychodz膮ca znik膮d. Nie oczekiwa艂 od Yosoo niczego w zamian, 偶yj膮c w przekonaniu, 偶e nie zrobi艂 czego艣, co zas艂ugiwa艂oby na podzi臋kowania, nawet te w formie przyszykowanego 艣niadania. Ale to, znowu, musia艂 zatrzyma膰 dla siebie, je艣li chcia艂, aby jego s艂owa nie straci艂y na wadze. Nie m贸g艂 teraz ujmowa膰 samemu sobie, kiedy w艂a艣nie stara艂 si臋 przekona膰 Soo, 偶e nie powinien tak robi膰, i 偶e by艂o to bezmy艣lnym ruchem z jego strony.
Usu艅Z艂apa艂 si臋 na tym, 偶e jego wzrok po raz kolejny uciek艂 w kierunku patelni z jajecznic膮, co zmusi艂o go do podej艣cia do niej, wyci膮gni臋cia czystego talerza i przerzucenia na niego przyszykowanych jajek, hamuj膮c cisn膮ce si臋 na gard艂o odchrz膮kni臋cie, kiedy cz臋艣膰 z nich z trudem odchodzi艂a od specjalne dobranej nie tylko wizualnie, ale i u偶ytkowo艣ci膮, patelni.
— I na pewno nie jest tak 藕le, jak Ci si臋 wydaje.
zdeterminowany Channie
Jego spojrzenie by艂o wype艂nione w膮tpliwo艣ci膮, kt贸rej nawet nie pr贸bowa艂 zamaskowa膰. Nie zgadza艂 si臋, nawet je艣li stoj膮c po drugiej stronie, powiedzia艂by dok艂adnie to samo; zawsze tak przecie偶 robi艂. On - Yechan, zawsze tak robi艂. Nie Yosoo, kt贸ry zawsze nie ukrywa艂 si臋 ze swoj膮 z艂o艣ci膮, kiedy blondyn wchodzi艂 w tryb brania ca艂ej winy na siebie, czy ujmowania wszystkiemu, co zrobi艂. To Soo zawsze sta艂 po tej stronie, kt贸ra u艣wiadamia艂a, jak g艂upie i bezsensowne by艂o to podej艣cie, w do艣膰 ostry i nieprzyjemny spos贸b, ale skuteczny. A przynajmniej na tyle skuteczny, aby zamkn膮膰 buzi臋 Powella i sprawi膰, 偶e nie m贸wi艂 wtedy po prostu nic, byleby nie podpa艣膰 przyjacielowi po raz kolejny
OdpowiedzUsu艅— W jaki spos贸b niby jest inna, Soo? Bo mam wra偶enie, 偶e widzisz co艣, czego ja nie — twardo sta艂 przy swoim zdaniu, nie zamierzaj膮c ulec pod, niezbyt siln膮, presj膮 s艂贸w Yosoo, jasno 艣wiadcz膮cych o tym, 偶e by艂 艣wiadom jego zagrania. Nic to nie zmienia艂o w jego oczach, skoro zgadza艂 si臋 z tym, co m贸wi艂; nawet je艣li wykorzystywa艂o drobn膮, nieszkodliw膮, gr臋 na emocjach. Zale偶a艂o mu na tym, 偶eby zrozumia艂 bezcelowo艣膰 tego stawiania si臋, kt贸remu sam tak cz臋sto i bezgranicznie si臋 oddawa艂.
By艂o zazwyczaj zwyczajnie… prostsze. Je艣li bra艂 win臋 na siebie, rezygnowa艂 ze stawiania si臋 i upartego twierdzenia, 偶e to, co robi艂, by艂o s艂uszne, nie ryzykowa艂 dalsz膮 k艂贸tni膮; nie ryzykowa艂 wi臋kszymi, zazwyczaj gorszymi, konsekwencjami, bo po prostu nie brn膮艂 dalej w to, co robi艂. Wiele wr臋cz uwielbia艂o, kiedy kto艣 im ulega艂 i przyznawa艂 racj臋, nawet kiedy jej nie mieli, a Yechan by艂 skory da膰 wszystko, byleby kogo艣 zadowoli膰 i na tym nie straci膰. Przynajmniej w cudzych oczach, samemu trac膮c prawdopodobnie niejedn膮 okazj臋, czy cz臋艣膰 siebie, w艂a艣nie przez takie zagrywki. Jedyn膮 osob膮, kt贸ra mu to nieustannie wypomina艂a, by艂 w艂a艣nie Yosoo. Bo i on lubi艂 mie膰 racj臋, kontrol臋 nad wszystkim, a jednak kiedy Powell posuwa艂 si臋 do tak mu bliskiego zagrania, nie spotyka艂 si臋 z zadowoleniem z jego strony. Nigdy tego nie rozumia艂.
Dopiero teraz, kiedy zamienili si臋 miejscami, m贸g艂 dojrze膰, jak b艂臋dne by艂o to podej艣cie. Mimo to wiedzia艂; czu艂, 偶e wystarczy艂a taka sama sytuacja, gdzie on znowu zajmie swoj膮 typow膮 pozycj臋, aby post膮pi艂 tak, jak mia艂 to w zwyczaju
— Zabieram si臋 za swoje 艣niadanie — stwierdzi艂, jakby jego poczynania by艂y oczywisto艣ci膮, cho膰 lekkie zmarszczenie brwi przy potrzebnych, mocniejszych ruchach drewnianej 艂y偶ki, mog艂o 艣wiadczy膰 o niespodziewanym trudzie, jaki spotka艂 go przy przerzucaniu jajecznicy na talerz. Dawa艂 z siebie wszystko, byleby nie pokaza膰 szczerego zdziwienia, mo偶e nawet odrobiny niepokoju, kiedy przypalone jajka nie zostawi艂y nawet 艣ladu na bia艂ej powierzchni naczynia, daj膮c mu tym samym zna膰, 偶e na pewno nie powinien oczekiwa膰 czego艣 wi臋cej ni偶… sucho艣ci w ustach. Nie by艂o to co艣, z czym nie da艂by sobie rady. Dalej s膮dzi艂, 偶e nie mog艂o by膰 tak 藕le, jak Yosoo to prezentowa艂, nawet je艣li obecne na talerzu 艣niadanie nie wygl膮da艂o zbytnio zach臋caj膮co.
— Zrobi艂e艣, to zjem — pokr臋ci艂 po艣piesznie g艂ow膮, nie zamierzaj膮c przyj膮膰 innej mo偶liwo艣ci, ni偶 zjedzenie tego, co by艂o przyszykowane z my艣l膮 o nim — Troch臋 spalenizny jeszcze nikogo nie zabi艂o — doda艂, pilnuj膮c, aby ruchy jego r臋ki nie by艂y zbyt przesadne, kiedy wyczu艂 na swoim ramieniu s艂odki ci臋偶ar brody przyjaciela — Ale je艣li ty masz ochot臋 na granol臋, to mog臋 za chwil臋 Ci j膮 przygotowa膰 — zaproponowa艂 przy wyjmowaniu widelca z pobliskiej szuflady. Stara艂 si臋 zamaskowa膰 lekkie zawahanie, kiedy po nabiciu troch臋 jajecznicy na sztuciec, ten zatrzyma艂 si臋 zaraz przy jego ustach. Nie mog艂o by膰 tak 藕le.
S膮dzi艂 tak do samego momentu wzi臋cia k臋sa 艣niadania i kilku, pierwszych prze偶u膰. Najpierw by艂y zwyczajnie suche, nic, czego dodanie, przyk艂adowo pomidora, by nie poprawi艂o. Problemem okaza艂a si臋… s贸l. S贸l, kt贸rej, mia艂 wra偶enie, by艂 wi臋cej, ni偶 samych jajek, i kt贸ra z wr臋cz przera藕liw膮 艂atwo艣ci膮 zmusi艂a go do przerwania prze偶uwania w obawie, 偶e uderzy go kolejna, przyt艂aczaj膮ca fala s艂onego posmaku. A mimo to, nie mia艂 serca zrobi膰 czego艣 innego, ni偶 trzyma膰 jedzenie w ustach i zebra膰 si臋 na powiedzenie cho膰by jednego, mi艂ego s艂owa w podzi臋ce
Usu艅— …dobre. Tylko chyba troch臋 przesadzi艂e艣 z sol膮.
Channie
Wiedzia艂, czemu Yosoo nawet nie ukrywa艂 swojego braku zadowolenia z zaistnia艂ej sytuacji. Rozumia艂, sk膮d si臋 bra艂o, ale ten jeden raz nie zamierza艂 si臋 podda膰, a na pewno nie bez podj臋cia si臋 walki. Nie mia艂 pewno艣ci, jak d艂ugo poci膮gnie - wst臋pnie kierowa艂 nim po prostu instynkt, potrzeba zapewnienia Soo, 偶e nie zrobi艂 nic z艂ego. Teraz by艂a to kwestia udowodnienia czego艣… sobie samemu. Mo偶e ukaranie samego siebie za to, 偶e pierwsz膮 reakcj膮 na przygotowywane 艣niadanie i towarzysz膮cy temu ba艂agan, by艂a z艂o艣膰 i irytacja, na kt贸r膮 ch艂opak w og贸le nie zas艂u偶y艂. By艂a ostatnim, czego potrzebowa艂; szczeg贸lnie od Powella, kt贸ry mia艂 by膰 przecie偶 tylko i wy艂膮czne wsparciem, bezpieczn膮 ostoj膮. Nie kim艣, kto b臋dzie si臋 na niego denerwowa膰 z tak b艂ahego powodu.
OdpowiedzUsu艅Zerkn膮艂 jedynie przelotnie w jego kierunku, kiedy wyst膮pi艂 z argumentem zatrucia. Bo by艂o mo偶liwe; co艣 w nim krzycza艂o, 偶e wpychanie tego jedzenia w siebie nie mog艂o si臋 dobrze dla niego sko艅czy膰. Jednak ta druga, g艂o艣niejsza cz臋艣膰 zmusza艂a go do nabrania kolejnej porcji przesolonych jajek na widelec. Nie chodzi艂o ju偶 o jego niech臋膰 do marnowania 偶ywno艣ci, przez co zjada艂 nawet to, co kupi艂, a nie trafia艂o w jego gusta. Bo nawet kiedy to sam Yosoo prosi艂 go o to, 偶eby przesta艂, tak nie chcia艂 dopu艣ci膰 do tego, 偶e jakkolwiek zrani jego uczucia.
Na co dzie艅 nie by艂o to czym艣, czym a偶 tak gor膮czkowo si臋 przejmowa艂. Nie w sprawach, jak ta, czy tych, gdzie nietrudno by艂o zachowa膰 obiektywno艣膰. Jak m贸g艂, wyra偶a艂 swoj膮 opini臋, je艣li by艂a s艂uszna i mia艂a naprowadzi膰 w dobrym kierunku. Nie naciska艂, czasami mo偶e zwyczajnie hamowa艂 si臋 od komentowania, ale rzadko kiedy brn膮艂 wbrew sobie tak daleko, jak teraz. Sama kwestia jedzenia, kt贸re mog艂o mu zaszkodzi膰, a zazwyczaj pilnowa艂 si臋, 偶eby je艣膰 zdrowo; o czym 艣wiadczy艂a wspomniana wcze艣niej granola. Ale i te偶 ta potrzeba udowodnienia czego艣, kiedy nie by艂o na to potrzeby i powoli przybiera艂o form臋 jedynie skrzywdzenia samego siebie za brak pomy艣lunku te kilka minut wcze艣niej.
— Wcale si臋 nie m臋cz臋 — odruchowo zacisn膮艂 palce na talerzu, kiedy poczu艂 nieznaczny, prawie 偶e nieistniej膮cy nap贸r z drugiej strony, walcz膮c przy okazji z samym sob膮, kiedy mieli艂 jajecznic臋 w buzi, a rzucony przez Yosoo komentarz wcale nie pomaga艂 mu w pohamowaniu wkradaj膮cego si臋 na twarz grymasu. Liczy艂, 偶e z ka偶dym k臋sem b臋dzie lepiej, ale mia艂 wra偶enie, 偶e by艂o ca艂kowicie odwrotnie. Wbrew w艂asnej woli i oporowi, jaki stawia艂a jego d艂o艅, si臋ga艂 po kolejn膮 porcj臋, dop贸ki ju偶 zwyczajnie nie m贸g艂.
Od艂o偶y艂 pos艂usznie talerz na blat i przymykaj膮c oczy, prze艂kn膮艂 to, co jeszcze mia艂 w buzi. Dalej podejmowa艂 si臋 upartych pr贸b zamaskowania tego, z jakim trudem mu to przychodzi艂o, dobrze wiedz膮c, 偶e sam nie chcia艂by widzie膰, jak kto艣 nie potrafi pohamowa膰 wykrzywienia si臋 podczas jedzenia czego艣, co sam zrobi艂. Szczeg贸lnie, kiedy by艂a to szczera pr贸ba w terenie, kt贸ry by艂 mu obcy. A tak by艂o w przypadku Yosoo i gotowania; wiedzia艂 przecie偶, jak rzadko ten funkcjonowa艂 w kuchni, a szczeg贸lnie sam. A teraz by艂 przekonany, 偶e jedynie zjedzenie 艣niadania by艂o prawdziwym zaakceptowaniem tego bezinteresownego gestu, za kt贸ry i tak chcia艂 si臋 jako艣 odwdzi臋czy膰
— Soo — zacz膮艂, kiedy charakterystyczny dyskomfort opu艣ci艂 jego cia艂o, w przeciwie艅stwie do s艂onego posmaku, kt贸ry mia艂 chyba zapami臋ta膰 ju偶 na zawsze — Ja naprawd臋 doceniam — musia艂 podkre艣li膰 w艂a艣nie to, bo ostatnie, czego chcia艂 to pozwoli膰 ch艂opakowi 偶y膰 w przekonaniu, 偶e jego starania by艂y w pe艂ni na marne — I naprawd臋 nie by艂o… tak 藕le — sam stara艂 przekona膰 si臋 w fakcie, 偶e gdyby nie s贸l, wszystko by艂oby dobrze; po cz臋艣ci w ko艅cu mia艂 racj臋, a na pewno stara艂 si臋 w to uwierzy膰. Zamilk艂 po raz kolejny, wa偶膮c ka偶de s艂owo, jakie m贸g艂by teraz wypowiedzie膰 i z jakimi skutkami mog艂o si臋 spotka膰. Nie umkn臋艂o jego uwadze, jak bardzo Yosoo sprzeciwia艂 si臋 dalszemu jedzeniu, ale zarazem dostrzega艂 poszczeg贸lne, nerwowe odruchy, kt贸re mog艂y by膰 kierowane czym艣 jeszcze.
Usu艅— Ja- po prostu… — znowu si臋 zawiesi艂, rezygnuj膮c w ko艅cu ze sklejenia z艂o偶onej, sensownej odpowiedzi, kt贸ra i tak nie przekaza艂by tego, co chcia艂, a najwy偶ej doprowadzi艂by do niepotrzebnej sprzeczki. Zastanowi艂 si臋 jedynie jeszcze kr贸tki moment, nim spl贸t艂 palce zdrowej d艂oni z jedn膮 Yosoo, aby m贸c przysun膮膰 go do siebie, swobodnie owin膮膰 wok贸艂 niego r臋k臋 i wykorzysta膰 t臋 chwil臋 na zostawienie delikatnego poca艂unku na czole przyjaciela — Mo偶e ja co艣 dla Ciebie przygotuj臋?
Channie
Z ulg膮 odebra艂 to, 偶e Yosoo nie stawia艂 oporu, kiedy postanowi艂 si臋 nieco zbli偶y膰. A m贸g艂by, nie wini艂by go za to r贸wnie偶 teraz. Tak naprawd臋 nigdy by go za to nie wini艂, niezale偶nie od sytuacji. Bo mimo tego, 偶e sam lgn膮艂 do przyjaciela niczym 膰ma do 艣wiat艂a, tak rozumia艂 potrzeb臋 posiadania w艂asnej przestrzeni. Zwyk艂膮 niech臋膰 do dzielenia jej z kim艣 innym, nawet je艣li robili to nieraz w bardziej, czy mniej platoniczny spos贸b.
OdpowiedzUsu艅Obawa, kt贸ra towarzyszy艂a mu jeszcze tydzie艅 temu, po odbytej, rozja艣niaj膮cej jedynie w niewielkim procencie to, na czym stali, rozmowie, nie by艂a ju偶 tak silna. Ale dalej istnia艂a, chocia偶 tego nie chcia艂. Pragn膮艂 m贸c w pe艂ni odda膰 si臋 tej swobodzie, zaufaniu sobie samemu, 偶e to, co robi, spotka si臋 z pozytywnym odbiorem i b臋dzie akurat tym, czego Yosoo potrzebowa艂 albo oczekiwa艂. A jednak dalej tkwi艂 w tym przekonaniu, 偶e na ka偶dym kroku mog艂o czeka膰 go odrzucenie - nie zna艂 powodu. Nie uwa偶a艂, 偶eby by艂a to wina Soo; by艂 przekonany, 偶e przepracowa艂 to, co zd膮偶y艂o si臋 wydarzy膰 przez poprzednie miesi膮ce; by艂 zapewniany przez samego ch艂opaka, 偶e wi臋cej do tego nie dojdzie.
Problem znajdowa艂 si臋 g艂臋biej; w tych tak umiej臋tnie wypieranych przez 艣wiadomo艣膰 blondyna wspomnieniach. O ch艂odnej reakcji i odrzuceniu, kiedy po narodzinach siostry szuka艂 cho膰by grama czu艂o艣ci u rodzic贸w; o zbywaj膮cych komentarzach, kiedy stara艂 si臋 przywo艂a膰 potrzeb臋 us艂yszenia przynajmniej jednego, czu艂ego s艂owa z ich strony, poddaj膮c si臋 w ostatniej klasie podstaw贸wki. Akceptuj膮c to, 偶e czu艂o艣膰 nie by艂a czym艣, czego powinien oczekiwa膰, czy w og贸le pragn膮膰.
A teraz, gdy mia艂 okazj臋 jej zazna膰, trzyma艂 si臋 tego jak ko艂a ratunkowego. Bez umiaru, a zarazem hamuj膮c samego siebie w obawie, 偶e w ka偶dej chwili mo偶e zosta膰 odepchni臋ty. Szuka艂 ka偶dej okazji i lgn膮艂 do nich, jakby od tego zale偶a艂o jego 偶ycie. Czu艂 nieopisane ciep艂o rozlewaj膮ce si臋 po jego ciele, kiedy Yosoo sam inicjowa艂 nawet najmniejsze zbli偶enie, jak to przed chwil膮, pod postaci膮 oparcia brody na jego ramieniu. Czy tak jak teraz, kiedy do samego wra偶enia splecionych ze sob膮 palc贸w do艂膮czy艂a jeszcze oparta na jego klatce piersiowej d艂o艅, od kt贸rej promieniowa艂o przyjemne rozgrzanie, prawdopodobnie zdolne do przepalenia cienkiej bluzki na wylot
— Kurde, masz mnie… — nie艣wiadomie na jego twarzy pojawi艂 si臋 bli藕niaczy u艣miech, kiedy dojrza艂 jeden, wykrzywiaj膮cy usta Yosoo, skutecznie rozmi臋kczaj膮cy jego serce. Szczeg贸lnie teraz, kiedy by艂 jeszcze cenniejszy. Zd膮偶y艂 zatraci膰 si臋 w tej przyt艂aczaj膮cej potrzebie udowodnienia czego艣, nadrobienia za co艣, co z szerszej perspektywy nawet nic nie znaczy艂o, aby zapomnie膰 o tym, na czym zale偶a艂o mu teraz najbardziej. Na czym艣 tak prostym, a kluczowym, jak szcz臋艣cie Yosoo. Odwr贸cenie jego uwagi od wisz膮cych nad nim problem贸w, kt贸re zamierza艂 pom贸c mu rozwi膮za膰.
Zaraz po ponownym poczuciu ci臋偶aru na ramieniu, jego d艂o艅, jak na zawo艂anie, pow臋drowa艂a do jasnych w艂os贸w i parokrotnie po nich przesun臋艂a. W mi臋dzyczasie wys艂ucha艂 cichej, szczerej propozycji, kt贸ra r贸wnie mocno, jak zauwa偶ony wcze艣niej u艣miech, 艣cisn臋艂a pozytywnie jego serce.
By艂o co艣 niewinnego, szczeg贸lnego w czym艣 tak banalnym, jak dzielenie wsp贸lnie poranka. Mo偶liwo艣膰 ujrzenia Soo po raz kolejny w tym wydaniu, w lekkim nie艂adzie wywo艂anym wcze艣niejszym zwleczeniem si臋 z 艂贸偶ka i brakiem przej臋cia si臋 tym, aby w艂o偶y膰 na siebie co艣 innego, ni偶 pi偶ama. We wsp贸lnym staniu w kuchni, z na nowo powracaj膮c膮 otoczk膮 beztroski i lenistwa, mimo maj膮cej miejsce dos艂ownie chwil臋 wcze艣niej potyczki s艂ownej, gro偶膮cej ca艂kowitym wybiciem ich z tego 艂agodnego rytmu.
Nie by艂 do tego przyzwyczajony, w 偶adnym stopniu. I nie lubi艂 odbiega膰 od rutyny, a jednak ta zmiana wydawa艂a mu si臋… idealna. Wpasowuj膮ca si臋 w jego pocz膮tek dnia, mimo 偶e tak odbiega艂a od tego, co by艂o mu znane. Narusza艂a ca艂y, ustalony porz膮dek, nawet ten weekendowy, ale nie potrafi艂 znale藕膰 w sobie nawet cz膮stki siebie, kt贸ra by艂a poirytowana zmienionym przebiegiem
Usu艅— Mo偶emy — zgodzi艂 si臋 niemal偶e od razu, podczas gdy d艂onie bezwiednie pow臋drowa艂y do materia艂u bluzy, z nieplanowan膮 delikatno艣ci膮 go wyg艂adzaj膮c i poprawiaj膮c, podczas gdy kolejne s艂owa wychodzi艂y spomi臋dzy jego, dalej wykrzywionych w 艂agodnym u艣miechu, warg — Tylko na co masz ochot臋? Bo domy艣lam si臋, 偶e granola by艂a czyst膮 desperacj膮 z Twojej strony.
Channie
— Ona naprawd臋 nie jest taka z艂a, jak Ci si臋 wydaje, Soo — stan膮艂 w obronie nieod艂膮cznej cz臋艣ci swojego typowego 艣niadania, cho膰 ten zabieg mia艂 jedynie na celu dalej brn膮膰 w rozlu藕niaj膮c膮 narracj臋, jaka mia艂a okazj臋 nasta膰 mi臋dzy nimi. Znowu, pozwalaj膮ca spokojnie zaczerpn膮膰 powietrza w p艂uca i pozwoli膰 d艂oniom na bezcelowe w臋drowanie po materiale bluzy, czy to dla wyprostowania go, czy samej ch臋ci wyczucia obecno艣ci Yosoo zaraz przy sobie — Ale skoro tak jej nie lubisz, to niech b臋dzie.
OdpowiedzUsu艅Nie potrafi艂by wyja艣ni膰, co by艂o w tym koj膮cego. Dlaczego to akurat on pomaga艂 mu wyciszy膰 wiecznie nap臋dzone czym艣 serce i my艣li, kiedy tylko sta艂 obok i odnajdywa艂 miejsce do zawieruszenia si臋 dla swoich d艂oni. Mo偶e to w艂a艣nie ich ci臋偶ar i zacisk palc贸w, mo偶e 艂agodny, ale charakterystyczny zapach, kt贸ry przebija艂 si臋 nawet przez dalej obecn膮 wo艅 przypalenia, a mo偶e g艂os, szczeg贸lnie z t膮 lekko zaczepn膮, ale s艂odk膮 barw膮, kt贸ry jeszcze na d艂ugo p贸藕niej dzwoni艂 mu przyjemnie w uszach niczym ulubiona piosenka.
A teraz, dok艂adnie w tym momencie, czu艂 jeszcze wi臋ksz膮 lekko艣膰 serca, a zarazem, jak co艣 je 艣ciska, kiedy m贸g艂 dojrze膰, czy raczej us艂ysze膰, ten stopniowy powr贸t o tego, co by艂o. Ponownie by膰 艣wiadkiem dawnego Soo, z tym nowym, obcym mu dodatkiem, kt贸ry zamierza艂 ceni膰 bardziej, ni偶 najdro偶sz膮 rzecz w swoim mieszkaniu. Z elementem, kt贸rego r贸wnie dobrze m贸g艂 nigdy nie dojrze膰, lecz teraz popada艂 coraz g艂臋biej, chwytaj膮c si臋 ka偶dego tego momentu i okazji do poznania go jeszcze lepiej. Z tej drugiej, wiecznie maskowanej strony, wype艂nionej szczero艣ci膮 i niezaprzeczaln膮 otwarto艣ci膮. Nie zdawa艂 sobie jeszcze sprawy z tego, jak bardzo mia艂o to na nich wp艂yn膮膰, zmieni膰 dynamik臋, jaka mia艂a dotychczas miejsce. Nie my艣la艂 o tym, 偶e on te偶 musia艂 si臋 tego podj膮膰 - ca艂kowitego ods艂oni臋cia tak jak tamtego wieczoru w zesz艂ym tygodniu, kt贸rym tak wiele w ko艅cu ryzykowa艂. By艂o mu wygodnie, nie my艣l膮c o sobie o tym, jak powinien si臋 zachowa膰. I zamierza艂, 艣wiadomie lub nie, z tego korzysta膰.
M贸g艂 si臋 przyzwyczai膰 do takiego leniwego rozpoczynania dnia. Do otwierania oczu, aby zobaczy膰 le偶膮cego obok Yosoo, ze zmierzwionymi od nocy w艂osami i jego bluz膮 na sobie, przydu偶膮, i przesi膮kaj膮c膮 zapachem przyjaciela, mieszaj膮c go ze swoim w艂asnym oraz p艂ynem do prania we wsp贸ln膮 ca艂o艣膰. Do nie艣piesznego mycia z臋b贸w i twarzy, aby usi膮艣膰 jeszcze w pi偶amie do 艣niadania, czasami poka藕nemu, a czasami sk艂adaj膮cemu si臋 jedynie ze wspomnianej granoli i mleka
— Tak? — nie oczekiwa艂 dodatkowego zapewnienia, wykorzystuj膮c to kr贸tkie s艂owo dla kilku, dodatkowych sekund sp臋dzonych w dzielonej przez nich przestrzeni, nim ch臋膰 zaj臋cia si臋 艣niadaniem zmusi艂a go do niech臋tnego odsuni臋cia si臋. I tak przed艂u偶y艂 t臋 chwil臋 jeszcze bardziej, poprawiaj膮c kilka z odstaj膮cych kosmyk贸w, mozolnie zsuwaj膮c d艂o艅 wzd艂u偶 jego plec贸w i 艣ciskaj膮c ciep艂o jedn膮 z d艂oni, rozkoszuj膮c si臋 ka偶d膮, dodan膮 w ten spos贸b sekund膮 obok niego
— W takim razie zrobimy tak… — przeci膮gn膮艂 nieznacznie ostatni膮 g艂osk臋 i otworzy艂 lod贸wk臋, aby wyj膮膰 wymienione przez Yosoo sk艂adniki, dodaj膮c do nich jednak jeszcze kilka warzyw — We藕 zostaw w og贸le moje mas艂o w spokoju — wtr膮ci艂 si臋 samemu sobie, dopiero teraz, z zauwa偶alnym op贸藕nieniem, rejestruj膮c z艂o艣liw膮 uwag臋 co do w艂a艣nie tego sk艂adniku, kt贸rego faktycznie mia艂 sporo. I nawet nie potrafi艂 sensownie tego wybroni膰. Mo偶e przez to, 偶e raz u偶ywa艂 go sporo, prawie 偶e do wszystkiego, a potem trafia艂y si臋 tygodnie, kiedy nie rusza艂 go nawet raz
— Ty zosta艅 tutaj — zaproponowa艂, odk艂adaj膮c wszystko na blat, aby m贸c wyj膮膰 czyst膮, nienaruszon膮 patelni臋 oraz ustawi膰 Yosoo ponownie tu偶 przed na razie wy艂膮czon膮 p艂yt膮. Obj膮艂 wszystko przelotnie wzrokiem, dla upewnienia si臋, 偶e to, co potrzebne, znajduje si臋 na wyci膮gni臋cie r臋ki, dopiero wtedy decyduj膮c si臋 na nieznacznie odsuni臋cie si臋 i zaj臋cie miejsca u boku przyjaciela. Cz臋艣膰, ta g艂o艣niejsza, obecna na co dzie艅, szczeg贸lnie w kuchni, krzycza艂a, 偶eby jednak zrezygnowa艂 z pomys艂u Soo i sam zaj膮艂 si臋 艣niadaniem; posz艂oby szybciej i bez potencjalnych k艂opot贸w. Tylko 偶e nie o to teraz chodzi艂o. Teraz jedyne czego chcia艂, to sp臋dzi膰 z nim czas. Sp臋dzi膰 go wsp贸lnie na czym艣 tak przyziemnym, jak przyszykowanie jajecznicy, pozwalaj膮c przyjacielowi na podj臋cie kolejnej pr贸by bez zb臋dnej presji, kt贸ra mog艂a mu wcze艣niej towarzyszy膰, jak i pozwalaj膮c na to, aby dalej mia艂 w艂asn膮 przestrze艅, do kt贸rej m贸g艂 wkroczy膰, gdyby go potrzebowa艂, na razie jednak pozostaj膮c z biodrem opartym o kant blatu i zach臋caj膮cym, 艂agodnym wzrokiem wlepionym w ch艂opaka — A ja Ci pomog臋, st膮d.
Usu艅Channie
Miejscami brakowa艂o mu cierpliwo艣ci, jak i otwarto艣ci do przyjmowania kogo艣 nowego w swojej przestrzeni. Nie funkcjonowa艂 w ko艅cu jak Yosoo, kt贸ry cz臋sto wita艂 ludzi w swoim mieszkaniu; kt贸re by艂o pod ka偶dym wzgl臋dem dla wszystkich otwarte, w przeciwie艅stwie do jego w艂asnego apartamentu. Niemal偶e ka偶dy k膮t, z jakiej艣 przyczyny, mia艂 by膰 niedost臋pny, czy mo偶e jedynie cz臋艣ciowo. Niewiele os贸b wpuszcza艂 do 艣rodka, a zdecydowanie nie tak dog艂臋bnie, jak pozwoli艂 sobie tamtej nocy. Kiedy sam zaprosi艂 Soo do swojej sypialni, kiedy z dziwnym za偶enowaniem przyznawa艂 si臋 do swojej kolekcji, robi膮c dok艂adnie to, co ch艂opak przed chwil膮 - umniejszaj膮c sobie, w niezrozumia艂ym, nieskutecznym, ge艣cie obronnym.
OdpowiedzUsu艅Tak jak by艂 przekonany, 偶e ta samotno艣膰 mu odpowiada艂a, tak teraz mia艂 wra偶enie, 偶e w momencie opuszczenia przez Yosoo mieszkania, wyczu艂by nie tylko tutaj, ale i w swoim sercu niemo偶liw膮 do wype艂nienia pustk臋. By艂o mu dobrze z tym, 偶e mia艂 go na wyci膮gni臋cie r臋ki; zaraz obok siebie, gdzie mogli dzieli膰 prawie 偶e ka偶d膮 chwil臋 razem, nawet w milczeniu lub z przelotnie wymienianymi spojrzeniami. Odbiega艂o to kompletnie od jego rutyny i sztywno utrzymywanej codzienno艣ci, kt贸ra, jego zdaniem, mu wystarcza艂a. Dopiero teraz u艣wiadamia艂 sobie, 偶e by艂 w b艂臋dzie - jak wiele czerpa艂 z bana艂贸w, typu s艂yszenie cudzych st贸p sun膮cych po pod艂odze.
Cierpliwie czeka艂 na ruch ze strony Yosoo. Jakikolwiek, prawd臋 m贸wi膮c; nawet je艣li mia艂by by膰 tym b艂臋dnym, podj臋ciem si臋 gotowania kompletnie nie z tej strony, co powinien. Nie zamierza艂 go pop臋dza膰, czy narzuca膰 mu czego艣, co jedynie wprowadzi艂oby niepotrzebne p臋d i presj臋, wi臋c jedyne, co by艂o mu dane zrobi膰, to czeka膰. I po cz臋艣ci spodziewa艂 si臋, 偶e pierw us艂yszy znowu naturalnie wybrzmiewaj膮ce zdrobnienie, na kt贸re odpowiedzia艂 cichym, wyczekuj膮cym pomrukiem. Sam odwr贸ci艂 spojrzenie od nietkni臋tych jeszcze, 艣wie偶ych sk艂adnik贸w i zwr贸ci艂 je na sylwetk臋 ch艂opaka, widocznie walcz膮cego znowu z samym sob膮. Mimowolnie wywo艂ywa艂 tym u Powella lekki u艣miech, nie tyle rozbawionego, a urzeczonego zaistnia艂膮 niezr臋czno艣ci膮, wyst臋puj膮c膮 ostatnio cz臋艣ciej, ni偶 rzadziej u przyjaciela. Sporadycznie, cz臋sto jedynie kr贸tkimi momentami, zaraz zast膮pionymi nowo odzyskan膮 zadziorno艣ci膮, jednak zdecydowanie cz臋艣ciej, ni偶 wtedy, kiedy przywdziewa艂 mask臋 pewno艣ci siebie i wszystkiego, co robi艂. Przez to ceni艂 je sobie jeszcze bardziej; 艂apa艂 si臋 ka偶dej chwili, kiedy tak bezsprzecznie opuszcza艂 przed nim gard臋, nie ukrywaj膮c jednak trudu i niech臋ci, jaka mu przy tym towarzyszy艂a
Nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, czy nawet zareagowa膰 na niemrawo wypowiedzian膮 pro艣b臋, nim zosta艂 sprawnym i nieoczekiwanym ruchem przysuni臋ty bli偶ej. Znacz膮co bli偶ej, wywo艂uj膮c odruchowe prze艂kni臋cie 艣liny, drgni臋cie palc贸w i skakanie zaskoczonym wzrokiem po znajduj膮cej si臋 zaraz przy nim, urokliwej twarzy Yosoo
— Jasne, okej — s艂owa bez udzia艂u rozs膮dku wyp艂yn臋艂y spomi臋dzy jego ust, nie przyjmuj膮c nawet innej mo偶liwo艣ci, ni偶 zostanie w tak bliskiej od siebie odleg艂o艣ci — Mog臋 by膰 blisko — doda艂 jeszcze, mo偶liwe, 偶e niepotrzebnie, acz bez kontroli nad tym, czy wypowiada艂 to, co 艣lina przynosi艂a mu na j臋zyk, czy nie. Chcia艂 by膰 blisko, mimo sprzecznego zachowania sprzed chwili, kt贸re by艂o marn膮 pr贸b膮 pohamowania w艂asnej potrzeby nieodst臋powania go na krok.
Wyrwa艂 si臋 z chwilowego zawieszenia; dzi臋ki odwr贸ceniu si臋 Yosoo, ani偶eli w艂asnej sile woli, i stan膮艂 zaraz za nim, zostawiaj膮c asekuracyjne mi臋dzy nimi jedynie kilka centymetr贸w. I tak by艂y zbyteczne, kiedy bezwiednie opar艂 jedn膮 z d艂oni na biodrze przyjaciela, przysuwaj膮c si臋 jeszcze bli偶ej, aby m贸c swobodnie obserwowa膰 ca艂o艣膰 zza jego plec贸w
— Og贸lnie jak chodzi o jajecznic臋, to nie potrzeba wiele — mimo wcze艣niejszego planu, kt贸ry zak艂ada艂 ca艂kowite oddanie wodzy, nag艂a blisko艣膰, jak i dojrzenie s艂abo dr偶膮cych d艂oni, zosta艂 on przekre艣lony niemal od razu. Bo m贸g艂 przecie偶 go przeprowadzi膰 przez ca艂y proces, stoj膮c w艂a艣nie za nim; maj膮c mo偶liwo艣膰 czujniejszego i dok艂adniejszego obserwowania ka偶dego ruchu. Mog膮c zatraci膰 si臋 w promieniuj膮cym od niego cieple, kt贸re dalej potrafi艂o wybija膰 z niego r贸wny rytm oddechu, niewa偶ne jak cz臋sto mia艂 okazj臋 je poczu膰. Wykorzysta艂 woln膮 d艂o艅, aby w艂膮czy膰 ponownie p艂yt臋 i podsun膮膰 na jedno z pul przyszykowan膮 patelni臋, zaraz zmniejszaj膮c si艂臋 grzania — Lepiej, jak nie jest w pe艂ni nagrzana — wymamrota艂 kolejn膮, mo偶e pomocn膮, uwag臋 przy wskazaniu na wyci膮gni臋te mas艂o, aby Soo na艂o偶y艂 troch臋 na podgrzewan膮 patelni臋, samemu si臋gaj膮c po jedno z le偶膮cych na blacie jajek — Bo wtedy masz po prostu… wi臋cej czasu. I mniejsz膮 szans臋, 偶e co艣 zd膮偶y Ci si臋 przypali膰.
Usu艅Channie
Zrobienie czegokolwiek wi膮za艂o si臋 z niewielkim, nieznacznym dyskomfortem. Potrzeb膮 wygi臋cia r臋ki w odpowiedni spos贸b, aby na pewno si臋gn膮艂 tam, gdzie chcia艂 i przy okazji niczego przypadkiem nie str膮ci艂, czy nie d藕gn膮艂 Yosoo. Ale nie przeszkadza艂o mu to; wr臋cz przeciwnie, korzysta艂 skrycie z tego, 偶e ka偶dy ruch wymaga艂 od niego nieznacznego otarcia r臋ki o r臋k臋, delikatnego mu艣ni臋cia plec贸w klatk膮 piersiow膮, kiedy musia艂 si臋 bardziej wyci膮gn膮膰 nawet dla samego upewnienia si臋, czy na pewno nie b臋dzie musia艂 si臋 zaraz odsun膮膰, aby co艣 donie艣膰
OdpowiedzUsu艅— Daj spok贸j, Soo. Nie b臋dziesz mi nic odkupowa膰 — z ma艂ym, bezwiednym u艣miechem pokr臋ci艂 g艂ow膮 na s艂owa przyjaciela, rzucaj膮c przy okazji okiem na odstawion膮 na bok patelni臋, wr臋cz zaskakuj膮co mocno przypalon膮 i porysowan膮 przez metalow膮 艂y偶k臋 — To tylko patelnia.
Jedna, zniszczona patelnia by艂a wr臋cz zadowalaj膮c膮 cen膮, jak膮 mia艂 zap艂aci膰 za mo偶liwo艣膰 bycia teraz tutaj z nim. W kuchni, blisko siebie i z towarzysz膮cym zapachem topi膮cego si臋 mas艂a. Bez potrzeby prezentowania wy膰wiczonego frontu, czy przywdziewania odpowiednich masek, kt贸re sami sobie narzucali lub czuli, 偶e kto艣 ich od nich oczekuje. Bo teraz byli tylko we dw贸jk臋 - w jego kuchni, dalej w pi偶amach i wpadaj膮cym przez okno do pomieszczenia s艂o艅cem, przyjemnie grzej膮cym muskan膮 sk贸r臋. W swojej, bezpiecznej ba艅ce, gdzie m贸g艂 zapomnie膰 o poprzednim wieczorze; o us艂yszanych s艂owach ze strony rodziny przyjaciela, o przenikliwym, che艂pi膮cym wzroku Avy, o kompletnym braku pewno艣ci co do pracy, opr贸cz informacji, 偶e ma przyj艣膰 dopiero, jak si臋 opanuje i podleczy d艂o艅, aby ‘nie wypa艣膰 藕le w oczach klient贸w’. Nie wiedzia艂, czy by艂 w stanie wypa艣膰 teraz inaczej, kiedy cz臋艣膰 z tych sta艂ych i tak by艂a 艣wiadkiem przekl臋tego obiadu Jenkins贸w i Jeong贸w.
Jednak teraz o tym nie my艣la艂. By艂o to dziwnie odleg艂e, rzucone chwilowo w niepami臋膰, a jedynym, co zajmowa艂o jego my艣li, by艂 stoj膮cy przed nim Yosoo. Ostro偶nie wbijane przez niego na patelni臋 jajka, odk艂adane na bok skorupki, kiedy nawet najmniejszy kawa艂ek nie mia艂 okazji na oderwanie si臋 i popsucie powoli tworz膮cego si臋 艣niadania. Czu艂 niewielki, zadowolony, a mo偶e nawet dumny, u艣miech, wykrzywiaj膮cy jego usta, kt贸ry zaraz ust膮pi艂 miejsca lekkiemu rozproszeniu, jak m贸g艂 pozwoli膰 plecom Soo na ca艂kowite przylgni臋cie do siebie, odruchowo zaciskaj膮c u艂o偶one na biodrze palce
— Ja te偶 — odpar艂 z drobnym op贸藕nieniem, maj膮c na my艣li tak naprawd臋 wszystko. M贸g艂 polubi膰 te wsp贸lne poranki, cho膰 to zapewne ju偶 zrobi艂; m贸g艂 polubi膰 wsp贸lne gotowanie, zajmuj膮ce nieco wi臋cej czasu, ale pozwalaj膮ce na trwanie przy sobie; m贸g艂 polubi膰 przeprowadzanie Yosoo nawet przez te prostsze elementy 偶ycia. Bycie dla niego kim艣, kto pozwoli mu pope艂nia膰 b艂臋dy i pomo偶e mu je naprawi膰. Kim艣, kto go nie ocenia, niezale偶nie od sytuacji i podj臋tej decyzji. Doszed艂 do tego wniosku zapewne o wiele wcze艣niej, jednak nie potrafi艂 go w pe艂ni do siebie dopu艣ci膰; zaufa膰 sobie i 偶yciu, 偶e by艂o to co艣, do czego by艂 zdolny i co na niego czeka艂o. Dalej nie by艂 tego pewny, ale… by艂 got贸w zaryzykowa膰. By艂 got贸w zaryzykowa膰 wszystko, je艣li oznacza艂o to zyskanie szansy na sp臋dzanie tak czasu niemal ka偶dego dnia. Nie obchodzi艂o go wszystko, co na nich czeka艂o, kiedy b臋d膮 zmuszeni wyj艣膰 z dzielonej, bezpiecznej strefy. Kiedy b臋dzie musia艂 wr贸ci膰 na uczelnie, czy do pracy, gdzie b臋dzie musia艂 zderzy膰 si臋 po raz kolejny z konsekwencjami podj臋tych poprzedniego wieczora decyzji. Z konsekwencjami s艂贸w, na jakie bezmy艣lnie sobie pozwoli艂, pogarszaj膮c jedynie nie tyle swoj膮 sytuacj臋, ile Yosoo, dok艂adaj膮c t臋 zb臋dn膮, przekl臋t膮 ceg艂臋 do ca艂ej, przyt艂aczaj膮cej sterty, jaka spad艂a na jego barki
— Soo, skarbie — z nie艣wiadomie dorzuconym po raz kolejny przezwiskiem, po艣piesznie okry艂 d艂o艅 ch艂opaka swoj膮 w艂asn膮, aby powstrzyma膰 go przed kolejnymi, r贸wnie agresywnymi ruchami 艂y偶k膮, nie tylko rozrywaj膮cej robi膮ce si臋 jajka, ale i niebezpiecznie mocno sun膮cej po patelni. Przynajmniej tym razem by艂a to ta odpowiednia, drewniana — Ja wiem, 偶e chcia艂by艣 to wszystko zrobi膰 jak najszybciej, ale to niestety tak nie dzia艂a w gotowaniu — spowolni艂 nieco ruchy jego d艂oni, namawiaj膮c przy okazji do u偶ycia mniejszej ilo艣ci si艂y. Nie oderwa艂 si臋 cho膰by na moment od jego plec贸w, maj膮c wra偶enie, 偶e co najwy偶ej przylega艂 do nich jeszcze bardziej, wraz z d艂oni膮, kt贸ra w przerwach od bezczynnego le偶enia na jego biodrze i rysowania drobnych k贸艂ek kciukiem, upewnia艂a si臋, 偶e Soo dalej tkwi艂 przy nim, a drobny u艣miech nie potrafi艂 zej艣膰 z jego twarzy — Nigdzie nam si臋 nie spieszy.
Usu艅Channie
Bez po艣piechu porusza艂 trzyman膮 wsp贸lnie 艂y偶k膮, z ka偶dym ruchem odczuwaj膮c coraz wi臋ksz膮 kontrol臋, a zarazem dodatkowy sygna艂 o mniejszym zaanga偶owaniu Yosoo. Czy mo偶e o jego odwr贸conej uwadze, gdzie wst臋pnie, niewinnie nie po艂膮czy艂 ze sob膮 potencjalnych do tego powod贸w. I tak odebra艂 z cich膮 rado艣ci膮 dodatkowy ci臋偶ar na sobie, spowalniaj膮c nieco swoje ruchy i rozkoszuj膮c si臋, pog艂臋bian膮 z ka偶d膮 minut膮, blisko艣ci膮.
OdpowiedzUsu艅Mo偶e niebezpiecznie, mo偶e powinien zwr贸ci膰 mu uwag臋, 偶e chcia艂 przygotowa膰 to 艣niadanie, a teraz ledwo co si臋 na nim skupia艂, tym samym sprawiaj膮c, 偶e blondyn r贸wnie偶 by艂 bliski rozkojarzenia si臋. Sam, nieustannie b艂膮dz膮cy po twarzy u艣miech, zdradza艂 to, na czym tak naprawd臋 si臋 teraz skupia艂, wymuszaj膮c dodatkowe drgni臋cie k膮cik贸w ku g贸rze, kiedy jego s艂owa spotyka艂y si臋 nawet z niewerbalnymi odpowiedziami ze strony Yosoo
— Jutro te偶 nie — rozja艣ni艂 jeszcze po kr贸tkim pokr臋ceniu g艂ow膮. Powinno mu by膰 z tego powodu przykro, niewielka cz臋艣膰 rozumu by艂a podburzona t膮 艣wiadomo艣ci膮, lecz by艂a niewystarczaj膮co znacz膮ca, aby przebi艂a si臋 przez przyjemne mrowienie w brzuchu na sam膮 my艣l, 偶e m贸g艂 sp臋dzi膰 ten czas z Soo. Jedyne, czego teraz chcia艂, to by膰 przy nim i dla niego. Nieplanowany ‘urlop’ w pracy, mimo bycia czym艣, co powinno go niesamowicie teraz bole膰, a przede wszystkim stresowa膰, okaza艂 si臋 zbawienny. Idealnie wpasowany, cho膰 nieokre艣lony w swoim trwaniu, na razie obejmuj膮c w艂a艣nie te dwa dni.
— Chcia艂em co najwy偶ej i艣膰 dzisiaj na basen, ale… — oparte na 艂y偶ce palce samoistnie, jak na zawo艂anie, drgn臋艂y i doko艅czy艂 w艂asn膮 wypowied藕 niechlujnym wzruszeniem ramieniem, acz na tyle ostro偶nym, aby nie zrzuci膰 przypadkiem z niego opartej g艂owy. Nie mia艂 okre艣lonej pory, o kt贸rej mia艂by i艣膰. Co najwy偶ej na jak d艂ugo, staraj膮c si臋 trzyma膰 limit co najmniej godzinny, lecz nic wi臋cej. To by艂a kolejna, sta艂a cz臋艣膰 jego rutyny, wybijana jedynie przez problemy zdrowotne, o kt贸rych akurat teraz kompletnie nie my艣la艂. Powinien; logicznie by艂 to g艂贸wny pow贸d, dla kt贸rego nie powinien rusza膰 si臋 z mieszkania, czy pakowa膰 do basenu. Teraz by艂 w stanie z niej zrezygnowa膰 w艂a艣nie ze wzgl臋du na Yosoo. Z cichego zak膮tka, jaki nieustannie tworzyli i piel臋gnowali, sprawiaj膮c, 偶e nie chcia艂 go opuszcza膰, je艣li nie musia艂. Jego w艂asne, typowe potrzeby spada艂y niesamowicie w hierarchii, kiedy stoj膮ca na samym szczycie osoba, wchodzi艂a w gr臋.
— O czym ty m贸wisz, Soo. Ja Ci tylko pomagam, tak jak prosi艂e艣 — chwilowo bladszy u艣miech ponownie zyska艂 na sile, kiedy spotka艂 si臋 z oskar偶eniami, jedynie po cz臋艣ci przez niego niezrozumianymi — Jak ju偶, to sam sobie teraz utrudniasz, wiesz? — skierowa艂 na niego sw贸j wzrok, wymownie obejmuj膮c wzrokiem zajmowan膮 pozycj臋. Nie zamierza艂 go jednak namawia膰 do zmieniania czego艣, ulegaj膮c jeszcze bardziej pod przyjemnym ciep艂em i nieznacznym ci臋偶arem, kt贸ry chcia艂 odczuwa膰 bez przerwy.
Dobrze si臋 bawi艂. I bardzo prawdopodobne by艂o to, 偶e bawi艂 si臋 a偶 za dobrze, ale nie chcia艂 niczego teraz zmienia膰. Nawet je艣li uwa偶nie przygotowywana jajecznica mia艂a na tym ucierpie膰; by艂 to dla niego drugorz臋dny problem. Zreszt膮, b臋d膮c tu偶 przy p艂ycie, w膮tpi艂, 偶e dopu艣ci do tego, aby dosz艂o do r贸wnie wielkiego kryzysu, jak te kilkana艣cie minut wcze艣niej, kiedy zosta艂 wybudzony dra偶ni膮cym nos zapachem
— Zamiast patrze膰 si臋 na mnie, patrz na patelni臋 — zwr贸ci艂 mu zaczepnie uwag臋, cho膰 zamiast wyczekiwania, a偶 ponownie przejmie stery, sam si臋gn膮艂 po s贸l, aby z wyczuciem dosypa膰 jej do jajek, delikatnie je mieszaj膮c, aby po艂膮czy艂y si臋 z dodanym elementem — Bo naprawd臋 zaraz, nawet na takim ma艂ym ogniu, co艣 si臋 przypali.
Niezbyt wierzy艂 we w艂asne s艂owa, jak i ich mo偶liwo艣ci na przekierowanie uwagi Soo, kiedy sam powoli, coraz bardziej, zatraca艂 si臋 w odczuwanej blisko艣ci. Wymownie zwalniaj膮ce ruchy opartej na 艂y偶ce d艂oni by艂y wywo艂ane nie tylko brakiem zapotrzebowania na wi臋ksze tempo, ale i uciekaj膮cym w kierunku stoj膮cego tak blisko przyjaciela, wzrokiem, u kt贸rego m贸g艂 dojrze膰 raz po raz wracaj膮cy blask w oku; k膮艣liwo艣膰 w tonie, cho膰 nie nios艂a ona za sob膮 tak wiele. Ta kr贸tka, a mo偶e d艂u偶sza - nie by艂 pewien - chwila wystarczy艂a, aby podj膮艂 decyzj臋 co do swoich plan贸w; na ten dzie艅, mo偶liwe, 偶e na kilka nast臋pnych r贸wnie偶. Nie wybiega艂 a偶 tak daleko my艣lami, chc膮c korzysta膰 jedynie z tego, co dzia艂o si臋 teraz
Usu艅— Ale jak chodzi o dzisiaj, to nie musisz si臋 tym przejmowa膰 — wr贸ci艂 do poruszonego wcze艣niej tematu, po zdecydowanie zbyt kr贸tkiej chwili zawahania obr贸ci膰 nieznacznie g艂ow臋, aby zostawi膰 ledwie wyczuwalny poca艂unek na szyi Soo, czemu towarzyszy艂o lekkie zaci艣ni臋cie d艂oni opartej na tej nale偶膮cej do niego — Nigdzie si臋 nie wybieram.
Channie
Za ka偶dym razem by艂 r贸wnie zafascynowany, co zauroczony zachowaniem Yosoo, kiedy pozwala艂 sobie na nawet te niewinne, czu艂e gesty. Lekkie mu艣ni臋cia d艂oni, czu艂y dotyk, kt贸ry przychodzi艂 mu naturalnie i nieraz bez wi臋kszego pomy艣lunku. Nieustannie wywo艂ywa艂o przys艂owiowe motyle w jego brzuchu, kiedy widzia艂, jak na niego oddzia艂uj膮, cho膰 nie zawsze nios艂y za sob膮 co艣 wi臋cej, ni偶 zwyk艂a ch臋膰 zbli偶enia si臋.
OdpowiedzUsu艅Tak jak teraz, gdzie jego cia艂o samoistnie lgn臋艂o coraz bli偶ej niego, nawet po nag艂ym wyprostowaniu si臋, z g贸ry narzucaj膮cym mu potrzeb臋 nieznacznego odsuni臋cia si臋, aby da膰 mu wi臋cej miejsca. I tak tkwi艂 na tyle blisko, o ile m贸g艂, odruchowo poprawiaj膮c d艂o艅 na okrywanym biodrze, kiedy zosta艂 uderzony ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e cz臋艣膰 jego s艂贸w zosta艂a ca艂kowicie zignorowane, celowo lub nie
— Co ty nie powiesz, nie zauwa偶y艂em — przyzna艂 z nut膮 niewinnego sarkazmu, spogl膮daj膮c przelotnie na nagle przyspieszaj膮c膮 swoje ruchy d艂o艅. Ch臋膰 dopowiedzenia jeszcze czego艣 zamar艂a w nim przy kolejnych s艂owach; znowu tak wr臋cz przera藕liwie szczerych, trafiaj膮cych w jego czu艂e punkty z niesamowit膮 precyzj膮. Rozwiewaj膮ce samoistnie, wbrew jego woli, rodz膮ce si臋 obawy, a zarazem na sw贸j spos贸b onie艣mielaj膮ce go. Szczero艣膰 Yosoo w艂a艣nie w tych chwilach by艂a niczym miecz obosieczny. I 偶adna ze stron nie sprawia艂a mu b贸lu, nawet je艣li si臋 jej nie spodziewa艂. Wybija艂a go z rytmu, wymusza艂a nag艂e zamilkni臋cie i ot臋pienie, kierowane szokiem. Ale tym pozytywnym, tym, kt贸ry wybudza艂 przyjemne przewroty 偶o艂膮dka czy 艣cisk serca, kiedy us艂ysza艂 co艣 tak szczerego i jawnie 艣wiadcz膮cego o pozycji Soo.
— Nie planuj臋 — oszcz臋dna odpowied藕 by艂a jedynym, co da艂 rad臋 teraz wypowiedzie膰, kiedy tak prosta informacja zdo艂a艂a namiesza膰 mu w g艂owie. Z trudem skupia艂 si臋 znowu na jajecznicy, ledwo stawiaj膮c op贸r przesadnym ruchom przyjaciela, kt贸re da艂y rad臋 podzieli膰 j膮 na nieco mniejsze kawa艂ki, ni偶 wcze艣niej zak艂ada艂.
— Okej — nie oponowa艂 decyzji Yosoo, racz膮c go z kolei ci膮gle tym samym, 艂agodnym u艣miechem, acz z coraz wi臋kszym, uporczywie skrywanym, rozmarzeniem stoj膮cym zaraz za nim. Niech臋膰 wyst膮pi艂a wtedy, kiedy ch艂opak wy艣lizgn膮艂 si臋 spomi臋dzy jego r膮k, zostawiaj膮c po sobie jedynie nieprzyjemnie ch艂odn膮 pustk臋. Nie odszed艂 daleko, jedynie kilka krok贸w, aby przerzuci膰 obie porcje na przyszykowane talerze, a jednak blondyn nie potrafi艂 ust膮pi膰 mu nawet o krok, z lekkim op贸藕nieniem opieraj膮c si臋 obok, bokiem o blat.
Skaka艂 wzrokiem mi臋dzy jedzeniem, a Soo, zawieszaj膮c wzrok nie艣wiadomie o te kilka sekund d艂u偶ej na ch艂opaku, ni偶 tym, nad czym sp臋dzili bite kilka, czy mo偶e bior膮c pod uwag臋 ca艂o艣膰, kilkana艣cie minut.
Cisza, jaka chwilowo mi臋dzy nimi zapanowa艂a, wystarczy艂a, aby pozwoli膰 mu na popadni臋cie w nieplanowany wir my艣li. W spojrzenie na ten obraz z zewn膮trz, na to, co ze sob膮 ni贸s艂 i jak bardzo pragn膮艂 mie膰 to na co dzie艅. Spojrze膰 na samego siebie i to, jak pr臋dko zatraca艂 si臋 w tym, co mi臋dzy nimi panowa艂o, niezale偶nie od sytuacji i swojej prostoty. I widzia艂, niemal z przera偶eniem, 偶e nie pr贸bowa艂 i nie chcia艂 z tym walczy膰. Mimo zmian, jakie to wprowadza艂o i mia艂o wprowadzi膰. Mimo efekt贸w, jakich jeszcze nie by艂 艣wiadom i tego, jak mog艂y sprzecza膰 si臋 z jego tymczasowymi przyzwyczajeniami. Powinno wywo艂ywa膰 wi臋cej strachu, poczucie potrzeby zatrzymania nabieranego tempa, lecz zamiast tego oddawa艂 mu si臋. Bo nic z tego nie mia艂o teraz dla niego znaczenia.
Dopiero zdrobnienie; to wybrzmiewaj膮ce tak cz臋sto, z r贸偶nym nacechowaniem, a zawsze trafiaj膮ce dok艂adnie tam, gdzie mia艂o, wyrwa艂o go z w艂asnego zamy艣lenia. Zmusi艂o do skupienia wzroku na Yosoo, co zreszt膮 ju偶 robi艂, tylko bez pe艂nej 艣wiadomo艣ci
— Jak? — zapyta艂, najpierw szczerze przez chwilowe rozproszenie, nie wiedz膮c, co mia艂 na my艣li. Nie pomaga艂a mu w tym kwestia, 偶e oba przypadki nie by艂y przez niego przemy艣lane. Potrzebowa艂 kr贸tkiej, kilkusekundowej chwili, aby jego w艂asne s艂owa do niego wr贸ci艂y, po艂膮czone teraz z nieznacznym speszeniem, niezr臋czno艣ci膮, widoczn膮 w postacie przyjaciela, nadaj膮c sensu cichemu, s艂odkiemu wyznaniu.
Usu艅— Skarbie? — nie pr贸bowa艂 tym razem pohamowa膰 uniesienia si臋 k膮cik贸w ku g贸rze, przy okazji podchodz膮c bli偶ej. By艂 to chyba pierwszy raz w przeci膮gu tego poranka, kiedy przesuni臋cie d艂oni膮 wzd艂u偶 jego pasa nie by艂o wy艂膮cznie bezwiednym odruchem, wywo艂anym potrzeb膮 wymini臋cia go, aby wyci膮gn膮膰 dwa zestawy sztu膰c贸w, ale i tym bezwstydnym, jawnym sposobem na ponowne zbli偶enie si臋 — To dobrze — przyzna艂 nagle bezceremonialnie, wyci膮gaj膮c w jego kierunku po sztuce widelca i potencjalnie u偶ytecznego no偶a, zanim z dalej szczerym u艣miechem i wlepionym w ch艂opaka wzrokiem, doda艂 jeszcze par臋, r贸wnie obna偶aj膮cych, s艂贸w — Bo ja lubi臋 tak do Ciebie m贸wi膰.
Channie
By艂o co艣 wyj膮tkowego w akurat tej wersji Yosoo. Tak drastycznie r贸偶ni膮cej si臋 od tego, do czego by艂 przyzwyczajony. Odbiega艂a od, w teorii, ustalonych norm i m贸g艂 dojrze膰 setki pr贸b zamaskowania si臋, acz tak naprawd臋 by艂 jeszcze bardziej obna偶ony. Wybudza艂 u Yechana, t膮 zazwyczaj trzyman膮 na wodzy, ch臋膰 do dra偶nienia si臋 i niegro藕nego testowania granic przyjaciela, skoro tak 艂atwo ulega艂 najmniejszej presji. Nie chcia艂 jej wywiera膰 i nigdy nie by艂a jego g艂贸wnym za艂o偶eniem; jego, za ka偶dym razem odwa偶niejsze gesty, by艂y jedynie otwarciem kolejnych drzwi. Zaproszeniem Yosoo do wsp贸lnego przej艣cia i zapoznania z czym艣 nowym, w wygodnym dla niego tempie
OdpowiedzUsu艅— Przepraszam… ale naprawd臋 nie wiedzia艂em, o co chodzi — przyzna艂 otwarcie, cho膰 niesforny, nieumiej臋tnie 艂agodzony u艣miech na jego ustach jawnie podkre艣la艂 brak stuprocentowego 偶alu. By艂o co艣 takiego w tym niewinnym droczeniu si臋, dzi臋ki czemu rozumia艂, dlaczego przyjaciel tak cz臋sto posuwa艂 si臋 do tych trafnie z艂o艣liwych s艂贸w. Mimo 偶e stara艂 si臋 nie reagowa膰, teraz widzia艂, 偶e nawet najmniejsze drgni臋cie dawa艂o satysfakcj臋. To, co ich odr贸偶nia艂o, by艂 fakt, 偶e Yechan nie mia艂 za celu zdenerwowa膰 Yosoo, gdzie w jego przypadku to by艂o g艂贸wnym za艂o偶eniem. Dobrze o tym wiedzia艂, dlatego - zazwyczaj z niesamowitym trudem - stara艂 si臋 trzyma膰 j臋zyk za z臋bami, byleby nie da膰 mu rado艣ci z przesadnej, podburzonej reakcji o co艣 tak drobnego, jak oparcie n贸g o 艂aw臋, czy lu藕no zrozumiane, przypadkowe zrzucenie kurtki z oparcia jego krzes艂a.
Sam spr贸bowa艂 skupi膰 si臋 na otrzymanej jajecznicy, prezentuj膮cej si臋 o niebo lepiej, ni偶 ta, kt贸ra mia艂a okazj臋 powita膰 go w kuchni. Da艂 rad臋 zebra膰 si臋 na nabicie porcji na widelec i, z lekkim zawahaniem, mimo bycia 艣wiadkiem ca艂ego procesu, wzi膮艂 pierwszego gryza. I nawet je艣li nie by艂a niczym specjalnym, to nie potrafi艂 zignorowa膰 poczucia dumy w nim wybudzonego, ukradkiem zerkaj膮c w kierunku speszonego Soo.
Nie by艂 pewien, czy to ten widok, jego marnie wypowiadane s艂owa, czy udana jajecznica wzmacnia艂y u艣miech na jego twarzy, ale nie zamierza艂 kwestionowa膰 偶adnego z tych powod贸w. Jedyne, czego nie potrafi艂 zrozumie膰 to co sprawia艂o, 偶e a偶 tak na niego oddzia艂ywa艂. Czerpa艂 z tego przyjemno艣膰, nawet nie kry艂 si臋 z tym faktem. Wy艂apywa艂 umiej臋tnie, co najbardziej na niego wp艂ywa艂o i pozwala艂 sobie to wykorzysta膰
— Chyba dobrze, prawda — skin膮艂 lekko g艂ow膮, odstawiaj膮c przy tym sw贸j talerz z powrotem na bok. By艂a ta drobna cz臋艣膰, kt贸ra sprzeciwia艂a si臋 jego poczynaniom i prosi艂a go o zaprzestanie; zatrzymanie si臋 w swoich krokach, przez kt贸re znowu znalaz艂 si臋 obok Yosoo, wykorzystuj膮c jedn膮 d艂o艅 do oparcia si臋 o blat — te偶 tak my艣l臋 — Krzycza艂a o danie mu spokoju, kt贸rego potrzebowa艂, a przede wszystkim, na kt贸ry zas艂ugiwa艂.
A jednak, jakby bez udzia艂u woli, si臋gn膮艂 do d艂oni, kt贸rej kciuk znajdowa艂 si臋 lu藕no mi臋dzy z臋bami ch艂opaka, okrywaj膮c j膮 po cz臋艣ci swoj膮 w艂asn膮. To by艂a kolejna rzecz, kt贸r膮 m贸g艂 si臋 che艂pi膰, cho膰 jedynie przed sob膮 samym; by艂o niewiele kwestii, kt贸re potrafi艂y mu umkn膮膰, jak chodzi艂o w艂a艣nie o Jeong Yosoo. Rejestrowa艂 ka偶dy nerwowy odruch, przypisuj膮c mu najcz臋stszy pow贸d; wy艂apywa艂 zmian臋 intonacji, czy doboru s艂贸w, r贸wnie zdradzaj膮cych to, co kot艂owa艂o si臋 w jego g艂owie, czy to, co chcia艂 osi膮gn膮膰.
Nie zawsze wiedzia艂, co z tym zrobi膰, mo偶e nawet cz臋艣ciej, ni偶 rzadziej, tkwi艂 w tej niemocy i polega艂 na samodzielno艣ci Soo, potrzebie odreagowania, kt贸ra nieraz polega艂a na spotkaniu si臋 z kilkoma k膮艣liwymi s艂owami z jego strony. To w艂a艣nie w chwilach takich, jak teraz, czu艂 niewyja艣nialn膮 swobod臋 i pewno艣膰 co do stawianych kolejno krok贸w, nawet jak wi膮za艂y si臋 z ryzykiem
Usu艅— Ta wysz艂a Ci o wiele lepiej, Soo — stwierdzi艂, przysuwaj膮c jego wierzch d艂oni do swoich ust, aby zostawi膰 tam drobny poca艂unek — Wiedzia艂em, 偶e sobie poradzisz — ci膮gn膮艂 dalej po odsuni臋ciu warg a przed mozolnym uca艂owaniem zagryzanego przed chwil膮 kciuka, pozwalaj膮c sobie w mi臋dzyczasie na ci膮g艂e utrzymywanie wzroku na twarzy przyjaciela — P贸jdzie tak dalej, to b臋d臋 je艣膰 tylko twoje 艣niadania — skwitowa艂 z przeb艂yskiem u艣miechu, aby pu艣ci膰 za chwil臋 jego d艂o艅 i wr贸ci膰 do swojego talerza, zast臋puj膮cego jej miejsce w r臋kach blondyna, kt贸ry z niepoprawnym rozpromienieniem na ustach i pojedynczym, prostym s艂owie, po oparciu si臋 kawa艂ek dalej o blat, wr贸ci艂 do jedzenia — Smacznego.
Channie
By艂y dnie, kiedy Yechan budzi艂 si臋 z u艣miechem w swoim pokoju, w obszernym apartamencie jego rodzic贸w. Kiedy z rado艣ci膮 wychodzi艂 ze zdecydowanie za du偶ego, jak dla czterolatka, 艂贸偶ka, ale przyzdobionego mas膮 zaprezentowanych mu pluszak贸w, kt贸re z dum膮 zajmowa艂y swoje miejsce. Bieg艂 wzd艂u偶 korytarza, aby dogoni膰 zapach sma偶onych nale艣nik贸w; jego ulubionych, chocia偶 zdecydowanie za s艂odkich, jak na 艣niadanie. Wita艂 go ciep艂y u艣miech matki, sk艂adaj膮cej czu艂y poca艂unek na czubku jego g艂owy, kiedy przykleja艂 si臋 do niej w pr贸bie dojrzenia tego, co dzia艂o si臋 na za wysokim blacie. Z niecierpliwo艣ci膮 zajmowa艂 miejsce przy d艂ugim stole, wyczekuj膮c kolejnego dzie艂a swojej mamy, kt贸re malowa艂o si臋 na talerzu w formie poka藕nych wzor贸w postaci kresk贸wek ogl膮danych w telewizji, czy tych prostszych, ale wywo艂uj膮cych jeszcze szerszy, krzywy u艣miech na twarzy czteroletniego Powella. Jak zwyk艂e serce, czy cztery, trzymaj膮ce si臋 za r臋ce i r贸偶ne wzrostem, patyczaki. Potrzebowa艂 kr贸tkiej chwili, aby wyzby膰 si臋 wyrzut贸w sumienia i zje艣膰 ca艂膮 porcj臋. A wystarczy艂o jedno, prosz膮ce spojrzenie, aby obok znalaz艂 si臋 kubek z ulubionym, multiwitaminowym sokiem, o kt贸ry sprzecza艂 si臋 z bratem.
OdpowiedzUsu艅Wystarczy艂 rok, aby przyozdobiony owocami, syropem lub bit膮 艣mietan膮 talerz zamieni艂 si臋 w niski, nier贸wny stos nale艣nik贸w z dodatkami z boku. P贸艂tora roku, aby zosta艂y zast膮pione niedbale z艂o偶onymi kanapkami i pust膮 szklank膮. Trzy lata, aby na stole nie czeka艂o nic, jego - odk膮d tylko pami臋ta艂, nale偶膮cego do niego, miejsce zosta艂o zaj臋te przez m艂odsz膮 siostr臋, a przyozdobiony kresk贸wkowymi postaciami talerz trafi艂 do kosza. Bo przecie偶 nikt go ju偶 nie u偶ywa艂. Mia艂 osiem lat, kiedy musia艂 zacz膮膰 pakowa膰 samodzielnie 艣niadanie do szko艂y, przez pierwsze miesi膮ce sk艂adaj膮ce si臋 z wynalezionych w lod贸wce jogurt贸w i suchego chleba.
Wtedy by艂 pewien, 偶e nienawidzi艂 艣niada艅.
Ca艂e liceum skraca艂 je do minimum. Nie jad艂 nic w domu, szykuj膮c jedynie co艣 wiecz贸r wcze艣niej, aby zabra膰 ze sob膮. Nie liczy艂 na przyszykowane dla niego miejsce, kiedy kilka razy z rz臋du spotka艂 si臋 z udawan膮 skruch膮, bo na stole znalaz艂y si臋 jedynie cztery talerze, a po wyje藕dzie brata - trzy. Sporadycznie wstawa艂 wcze艣niej od reszty, by m贸c ten jeden raz zaj膮膰 swoje krzes艂o, nawet je艣li na po艣pieszne pi臋膰 minut. A zazwyczaj wychodzi艂 zaraz po ubraniu si臋, jedz膮c dopiero w szkole.
Na studiach dostrzeg艂 towarzysz膮c膮 temu, tylko i wy艂膮cznie, cisz臋. Mo偶liwo艣膰 zaj臋cia kt贸regokolwiek z miejsc, a jednak i tak skraca艂 proces jak tylko m贸g艂. Nie czerpa艂 przyjemno艣ci z braku po艣piechu i szansy na przygotowanie czego艣 wi臋cej, ni偶 dosypane do jogurtu p艂atki, czy granola. Tkwi艂 w setce wyuczonych nawyk贸w, co najwy偶ej miejscami zwalniaj膮cych tempa. Nie sma偶y艂 weekendami nale艣nik贸w. Nie pi艂 banalnego soku multiwitaminowego. Bo to dziecinne; bo przecie偶 nikt ich nie lubi.
艢niadanie by艂o monotonn膮 cz臋艣ci膮 przyj臋tej przez niego rutyny, nacechowanej gar艣ci膮 przyzwyczaje艅, kt贸re wyci膮gn膮艂 z dzieci艅stwa. Nie zak艂ada艂, 偶e odnajdzie w nich t膮 banaln膮, niewinn膮 rado艣膰, kt贸ra kiedy艣 mu towarzyszy艂a my pierwszym otworzeniu b艂yszcz膮cych oczu.
Nie zak艂ada艂, 偶e b臋dzie z u艣miechem sta膰 w kuchni, z kim艣, kto swoimi nieudolnymi pr贸bami przygotowania dla niego jajecznicy, kompletnie zmi臋kczy jego serce. Z kim艣, przy kim m贸g艂 pu艣ci膰 wszystko w niepami臋膰 i odda膰 si臋 porannemu lenistwu i b艂ogo艣ci, tak charakterystycznych dla tej pory dnia. Przy Yosoo nacechowanej jeszcze t膮, intryguj膮c膮 i poch艂aniaj膮c膮, potrzeb膮 blisko艣ci. Mieszaj膮c膮 mu w g艂owie z ka偶d膮 sekund膮, a on by艂 got贸w ca艂kowicie si臋 w niej zatraci膰.
Niemal偶e tak w艂a艣nie post膮pi艂, kiedy dotar艂 do niego cichy szept, kt贸ry, dla w艂asnego dobra, stara艂 si臋 zignorowa膰. Zacisn膮艂 nieznacznie palce na ponownie trzymanym talerzu oraz pracuj膮cym widelcu, pozwalaj膮cym mu na niespieszne doko艅czenie swojej porcji, a w mi臋dzyczasie pilnowa艂 swojego wzroku, skorego do uciekni臋cia w kierunku stoj膮cego niedaleko Yosoo, kt贸ry ka偶dym gestem potwierdza艂 ciche domys艂y blondyna
— Po takiej jajecznicy, trzymam Ci臋 za s艂owo, Soo — odpar艂 zaczepnie, kiedy m贸g艂 ju偶 odstawi膰 pusty talerz na blat. Stara艂 si臋 zignorowa膰 艂agodny dreszcz i 艣cisk 偶o艂膮dka na sam膮, kusz膮c膮 my艣l, 偶e ka偶dy poranek sp臋dzaliby w taki spos贸b. W jego kuchni, z nieokre艣lonym planem nauki, cho膰 sam nie by艂 mistrzem kuchni, a jedynie kierowa艂 si臋 znanymi mu podstawami i przepisami w internecie. Zamiast tego, ponownie odepchn膮艂 si臋 od blatu, by m贸c tym razem stan膮膰 naprzeciwko, a nie u boku, przyjaciela. Naprzeciw czaruj膮co mniej pr臋偶膮cej si臋, ni偶 zwykle, sylwetki. Ze wzrokiem wlepionym w nieokre艣lony punkt na nudnej, kuchennej pod艂odze, odkurzonej nieca艂e dwa dni temu, zamiast w niego, kiedy mia艂 wra偶enie, 偶e potrzebowa艂 go bardziej, ni偶 tlenu. Wpl贸t艂 ostro偶nie palce obu d艂oni w jego w艂osy, aby r贸wnie z rozwag膮 zaczesa膰 je do ty艂u, ods艂aniaj膮c jego czo艂o
Usu艅— Ale musisz co艣 zje艣膰. Nie zgadzam si臋 na wym贸wk臋, 偶e nie jeste艣 g艂odny — pokr臋ci艂 z dezaprobat膮 g艂ow膮 i szczero艣ci膮 w g艂osie. Nie planowa艂 pozwoli膰 na to, aby pod jego okiem, opiek膮, chodzi艂 z pustym 偶o艂膮dkiem; szczeg贸lnie, kiedy sta艂a porcja jadalnego, dobrego 艣niadania. Mimo ch臋ci zwr贸cenia jego uwagi wy艂膮cznie na siebie, a nie, powoli stygn膮c膮, jajecznic臋, bezwiednie i sprzecznie z w艂asnymi s艂owami, oddaj膮c si臋 wykonywanym przez siebie gestom — Wi臋c jak ty b臋dziesz jad艂… — mrukn膮艂, przysuwaj膮c si臋 bli偶ej tylko po to, aby zostawi膰 kolejny, motyli poca艂unek, tym razem na czole ch艂opaka — ja id臋 wzi膮膰 prysznic.
Channie
Nieznane zawsze by艂o poza jego zasi臋giem. Robi艂 wiele, aby trzyma膰 si臋 znanych mu granic i teren贸w; szykowa艂 si臋 wr臋cz z przesadn膮 dok艂adno艣ci膮, aby szansa na zostanie zaskoczonym by艂a o tyle mniejsza. Nie wpakowywa艂 si臋 ca艂kowicie na 艣lepo w sytuacje, o kt贸rych nie mia艂 poj臋cia. Zawsze stara艂 si臋 by膰 chocia偶by cz臋艣ciowo przygotowanym na to, co mo偶e tam na niego czeka膰. Przed p贸j艣ciem na studia sp臋dzi艂 kilka wieczor贸w na dok艂adnym przeszukiwaniu Internetu pod wzgl臋dem opinii i tego, co mo偶e tam na niego czeka膰. Przed rozmow膮 o prac臋 wypatrywa艂 wszystkiego, co mog艂o mu si臋 przyda膰, aby wypa艣膰 lepiej w ich oczach; zaprezentowa膰 si臋 jako idealny pracownik, obeznany w ka偶dej dziedzinie, chocia偶 nie mia艂 wcze艣niej bliskiej styczno艣ci z kuchni膮 tak wysokiej klasy.
OdpowiedzUsu艅To przez (a mo偶e dzi臋ki?) Yosoo zacz膮艂 podejmowa膰 te pochopne, nieprzemy艣lane decyzje. Najpierw rzadko, jedynie na imprezach i pod wp艂ywem przesadnej ilo艣ci alkoholu, kt贸ra pcha艂a ich w przer贸偶ne kierunki, a na sam koniec do siebie nawzajem. Po tej nocy nie potrzebowa艂 p艂yn膮cych w krwi procent贸w, aby idiotycznie g艂upie膰 w jego towarzystwie; bezmy艣lnie zgodzi艂 si臋 na wyj艣cie na imprez臋, na gr臋 w butelk臋 i rzucone mu wyzwanie, co nawet nie by艂o win膮 przyjaciela. Tylko i wy艂膮cznie jego w艂asn膮, wtedy wyja艣nian膮 potrzeb膮 utarcia nosa Avie, teraz nabieraj膮cego sensu, 偶e nawet gdyby zadanie pad艂o z ust kogokolwiek innego, i tak by je wykona艂. Z r贸wn膮 doz膮 zawahania si臋, lecz wywo艂anego strachem wobec odrzucenia, ani偶eli niech臋ci膮. R贸wnie bez pomy艣lunku zgodzi艂 si臋 na nielegaln膮 wypraw臋 do zoo, kt贸ra sko艅czy艂a si臋 obci膮偶eniem jego konta, o kt贸rym zd膮偶y艂 zapomnie膰 wraz z ujrzeniem otartej buzi Yosoo.
I nawet gdyby chcia艂, nawet kiedy i tak to robi艂, czyli narzeka艂 i pozwala艂 panice ogarn膮膰 jego cia艂o, nie potrafi艂 po偶a艂owa膰 偶adnej z tych decyzji. Ani tych, kt贸re nast臋puj膮co podj膮艂 wczoraj, czy teraz.
Mo偶e powinien zastanowi膰 si臋 nad nimi chwil臋 d艂u偶ej, przemy艣le膰 to, co robi, tak jak mia艂 w zwyczaju i pozwoli膰, aby spisana w my艣lach lista zmusi艂a go do rozs膮dnego, a偶 przesadnie, wycofania si臋. Tylko, 偶e nie chcia艂. Nie wyobra偶a艂 sobie odmawia膰 tej prostej przyjemno艣ci, kiedy obejmowa艂a go tak szczelnie i pozwala艂a ci膮gn膮膰 za sob膮 Soo.
M贸g艂 dojrze膰 j膮 w samym wzroku ch艂opaka, kiedy ponownie poczu艂 go na sobie. Poczu膰 w odpowiadaj膮cych ulegle ruchach jego cia艂a, oddaj膮cych si臋 ka偶demu zbli偶eniu, nawet w postaci przeczesywania w艂os贸w palcami. Namawia艂y go do kontynuowania, wsuni臋cia ich troch臋 g艂臋biej i zaczesania pojedynczych kosmyk贸w za ucho, nim wr贸ci艂 do s艂abego masowania sk贸ry g艂owy przy ka偶dym ruchu d艂oni
— Wiem, Soo. Zawsze, wszystko jest moj膮 win膮 — przyzna艂 r贸wnie 艂agodnym tonem, przytakuj膮c w艂asnym s艂owom, nim, nie zatrzymuj膮c swoich d艂oni, kt贸re pos艂usznie kierowa艂y si臋 wysy艂anymi przez Yosoo sygna艂ami, z leniwym u艣miechem si臋gn膮艂 po kolejne, tak im obu znajome — To nie fair, prawda?
Z trudem wynajdowa艂 w sobie si艂臋, aby przerwa膰. Aby odsun膮膰 d艂onie i faktycznie zostawi膰 go samego w kuchni, kiedy w mi臋dzyczasie sam poszed艂by do 艂azienki i przygotowa艂 si臋 na reszt臋, potencjalnie leniwego, dnia. Ju偶 teraz nie czu艂 偶adnego po艣piechu, pozwalaj膮c sobie na dalsze tkwienie przed nim i utrzymanie bezpiecznego dystansu, niezale偶nie od tego, jak bardzo chcia艂 go zmniejszy膰. M贸g艂 tak sp臋dzi膰 ca艂y dzie艅; zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e by艂o to mo偶liwe, i 偶e ka偶dy, podobny moment, by艂by r贸wnie cenny, co ten. A jednak stara艂 si臋 czerpa膰 z tego jak najwi臋cej. Z b艂ogo艣ci ich otaczaj膮cej; z mozolno艣ci wszystkich ich ruch贸w; z wydzielonej tylko dla nich przestrzeni, kt贸rej nie musieli z nikim dzieli膰. Ze zwracania uwagi, jak ka偶de, umiej臋tnie dobrane s艂owo oddzia艂ywa艂o na przyjaciela, a tym samym pcha艂o go dalej w niewinnej zabawie, kt贸ra przy ka偶dej reakcji zmienia艂a odpowiednio sw贸j tor i cel.
Mia艂 wra偶enie, 偶e zebra艂 si臋 na tyle, aby przesta膰 i pozosta膰 wiernym swoim s艂owom, a jednak wystarczy艂 ten delikatny ci臋偶ar na nadgarstkach, aby d艂onie bezwiednie rozlu藕ni艂y palce i wsun臋艂y je po raz kolejny w burz臋 jasnor贸偶owych, zwracaj膮cych nieustannie jego uwag臋, kosmyk贸w. Na leniwym u艣miechu, przez przelotny moment osiad艂o rozbawienie wraz z fascynacj膮. Fascynacj膮 tym, jak za ka偶dym razem Yosoo dawa艂 rad臋 go zaskoczy膰 coraz wi臋kszym ods艂oni臋ciem si臋, ukazaniem mu dodatkowego ‘pola do popisu’, maj膮c przy tym wymalowan膮 wr臋cz niepoprawnie niewinn膮 min臋. Zastanowi艂 si臋 chwil臋 przed odpowiedzeniem na zadane mu pytanie, nie musz膮c nawet walczy膰 z rozs膮dkiem, kt贸ry dawno zrezygnowa艂 ze stawiania si臋 mimowolnie przyp艂ywaj膮cym na jego j臋zyk, zadziornym, jak i zapraszaj膮cym, s艂owom, kt贸re wybrzmia艂y wraz z oparciem d艂oni na jego karku i mo偶liwo艣ci nie艣piesznego owijania rozja艣nianych w艂os贸w wok贸艂 palc贸w
Usu艅— Mo偶esz i艣膰 ze mn膮.
Channie
Mrukn膮艂 z aprobat膮 na przesadzone s艂owa przyjaciela, dramatycznie podkre艣laj膮ce, jak bardzo nie fair si臋 teraz zachowywa艂, czy mo偶e bardziej, jak to 艣wiat mu si臋 przeciwstawia艂. Cho膰 to te偶 zapewne by艂o z winy Powella, czemu nie zamierza艂 si臋 nawet w odrobinie stawia膰
OdpowiedzUsu艅— A偶 tak bardzo? — zagai艂 jedynie z nieznacznym przechyleniem g艂owy, nie doszukuj膮c si臋 w s艂owach ani prawdy, ani drugiego dna. M贸g艂, po tych wszystkich przypadkach, podczas kt贸rych us艂ysza艂 dok艂adnie to samo, dojrze膰, 偶e zazwyczaj nios艂y ze sob膮 wy艂膮cznie pr贸b臋 zamaskowania potencjalnie rodz膮cych si臋 nerw贸w. Nieraz by艂 te偶 przecie偶 przez niego obwiniany, cho膰 i wtedy nie mia艂 stuprocentowej pewno艣ci, jak szczere by艂y to s艂owa. Gdy nie dotyczy艂y chwil, jak ta, potrafi艂 w nie uwierzy膰. Wyszuka膰 w sobie win臋 i przyj膮膰 jego s艂owa bez wi臋kszego oporu, skoro w nie wierzy艂; co najwy偶ej z kr贸tkim ich zbyciem, byleby zostawi膰 temat za sob膮.
Czasami zazdro艣ci艂 mu tej umiej臋tno艣ci. Tego sprawnego umycia r膮k i wyj艣cia z sytuacji z twarz膮. Zdawa艂 sobie spraw臋 jak niepoprawne i rani膮ce dla innych to by艂o, ale mia艂 wra偶enie, 偶e by艂o w tym co艣… uwalniaj膮cego. Pozwalaj膮cego zapomnie膰 o winie, kt贸r膮 zosta艂o si臋 obarczonym, czy robi艂o si臋 to samemu, co szczeg贸lnie mia艂 w zwyczaju po przyznaniu si臋 do czego艣, czego r贸wnie dobrze nie zrobi艂. Czy mo偶e przynajmniej nie sam.
Wiedzia艂 jednak, 偶e to dla niego. Wyjadaj膮ce go od 艣rodka wyrzuty sumienia, kiedy uda艂o mu si臋 uciec z zoo, a Yosoo nie; te, odczute w restauracji, kiedy ten nie pozwoli艂 mu zwyczajowo wzi膮膰 winy na siebie - to mu wystarczy艂o jako dow贸d na to, 偶e zwyczajnie nie potrafi艂by si臋 z czego艣 wykr臋ci膰. Nie, kiedy chodzi艂o o Soo, kt贸ry z ka偶dym dniem, z ka偶dym momentem, w kt贸rym z doz膮 zaufania obna偶a艂 si臋 coraz bardziej, 艣ciska艂 jego serce jeszcze mocniej i wybudza艂 potrzeb臋 uchronienia go przed ludzk膮 nienawi艣ci膮 lub bolesn膮 przegran膮.
Przynajmniej w wi臋kszo艣ci przypadk贸w. Ten do tych nie nale偶a艂.
By艂 to jeden z tych nielicznych, dotycz膮cych ich obu, gdzie uwielbia艂 ko艅czy膰 jako zwyci臋zca. Gdzie obserwowanie, jak ch艂opak ulega presji, sprawia艂o mu wi臋cej przyjemno艣ci, ni偶 zazwyczaj. Wybudza艂o ch臋膰 ci膮gni臋cia go dalej, dojrzenia jak bardzo i w jaki spos贸b na niego oddzia艂uje; zauwa偶enia tego samego szoku u niego, kiedy oboje poznawali now膮 cz臋艣膰 siebie
— Prawda. I chyba nawet wiesz kiedy — oznajmi艂 bezwstydnie, przywo艂uj膮c poranek sprzed tygodnia znajomym, acz zdecydowanie 艂agodniejszym, mi臋dzy innymi przez dziel膮cy ich materia艂 bluzy, wbiciem palc贸w w blad膮 sk贸r臋 Yosoo. B艂膮dz膮cy u艣miech dalej nie ust臋powa艂 nawet na moment, nabieraj膮c jedynie raz za razem troch臋 innego nacechowania; zadziorniejszego, obracaj膮cego si臋 w nieprzekonuj膮co niewinny, kiedy krzy偶owali swoje spojrzenia.
Oszala艂 zapewne ju偶 wcze艣niej; dopiero jawnie wyg艂aszaj膮c to w艂a艣nie tamtego dnia po wpuszczeniu go na noc do swojego pokoju. Oszala艂 przy pierwszym, napotkanym spojrzeniu tamtej przekl臋tej, a mo偶e ca艂kowicie odwrotnej, imprezy, kiedy oboje wypili za du偶o i sko艅czyli w jego mieszkaniu, na przemian wype艂niaj膮c zimne 艣ciany mieszank膮 chichot贸w i 艂apczywie 艂apanych oddech贸w. Oszala艂 jeszcze bardziej, kiedy odprowadzaj膮c Yosoo do jego mieszkania, czu艂 bij膮cego od niego ciep艂o w zbyt wype艂nionym metrze, zmuszaj膮cym ich do stania zdecydowanie za blisko siebie. Nie liczy艂o si臋 wtedy dla niego setka niewyja艣nionych spraw; z艂o艣ci, jak膮 wobec niego czu艂, bo traktowa艂 go jak powietrze, czy jeszcze gorzej. Mo偶e ju偶 wtedy zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e chcia艂by sp臋dza膰 tak swoje wieczory; z nim w swoich ramionach, z g艂upim u艣miechem na twarzy i s艂uchaj膮c jego koncertowych plan贸w, kt贸re chcia艂 kiedy艣 spe艂ni膰. 呕e chcia艂by sp臋dza膰 z nim ka偶dy wiecz贸r, cho膰 wtedy nawet nie mia艂 pewno艣ci, czy kiedykolwiek jeszcze wymieni膮 ze sob膮 cho膰by jedno s艂owo.
I je艣li by艂o to mo偶liwe, popada艂 w to szale艅stwo z ka偶d膮 chwil膮 jeszcze bardziej, odruchowo, s艂abo, zaciskaj膮c owini臋te wok贸艂 palc贸w kosmyki przy karku i wr臋cz niezno艣nie s艂uchaj膮c si臋 wydzielonego przez r臋ce Yosoo dystansu
— Nie robi臋 sobie 偶art贸w — wyja艣ni艂, zachowuj膮c spokojn膮 barw臋 g艂osu, cho膰 po jego kr臋gos艂upie przebieg艂 wystraszony dreszcz, 偶e da艂 rad臋 zrodzi膰 w jego g艂owie tak膮 my艣l. Mo偶e jednak przesadza艂 ze swoim droczeniem si臋, cho膰 zawsze, gdyby tylko dosta艂 zgod臋, by艂 gotowy na nim zadzia艂a膰. Ostatnie, co mia艂 w zamiarze, to nabija膰 si臋 z Yosoo w tak bezczelny i potencjalnie krzywdz膮cy spos贸b. W og贸le nie zamierza艂 si臋 z niego nabija膰, kiedy jego 艂agodna zaczepno艣膰 wynika艂a wy艂膮cznie z bycia tak banalnie i nieodwracalnie zauroczonym ka偶d膮 jego reakcj膮 i ruchem.
Usu艅— I przypominam, 偶e ju偶 sam to zaproponowa艂e艣. Wczoraj — podkre艣li艂 po kilku sekundowej chwili milczenia z uciekaj膮cym sporadycznie wzrokiem na uparcie u艂o偶one na nim d艂onie, kiedy sam wr贸ci艂 my艣lami do poprzedniego wieczoru, gdzie, znowu, prysznic by艂 sposobem na zmienienie tematu — Mo偶esz mi udowodni膰, 偶e faktycznie pomie艣ci nas obu.
Channie
Sam miejscami gubi艂 si臋 w wypowiadanych przez siebie s艂owach albo podejmowanych ruchach. Tak mu obcych w relacji z Yosoo, a zarazem wychodz膮cych z niego naturalnie; sprawiaj膮ce wra偶enie dok艂adnie tych, jakie powinny teraz zaistnie膰. Nie by艂y tanimi zagrywkami, jak te, do kt贸rych dopuszcza艂 si臋 w chwilach prawdziwej desperacji, czy dotarcia do granic swojej wytrzyma艂o艣ci z presj膮, jak膮 sam na siebie nak艂ada艂 i szuka艂 tego, mylnego uwolnienia na imprezie, w cudzych r臋kach. U przypadkowej osoby, b臋d膮c jeszcze zach臋canym przez Soo, czego teraz, sama my艣l, przyprawia艂a go o nieprzyjemny skr臋t 偶o艂膮dka.
OdpowiedzUsu艅Rzadko do tego dochodzi艂o; wr臋cz bardzo rzadko i zazwyczaj, jak trzyma艂 si臋 na ostatkach si艂 po m臋cz膮cym tygodniu, mo偶e bardziej miesi膮cu, w pracy lub na studiach. Czy kiedy dochodzi艂o do tych niesamowicie rzadkich moment贸w, 偶e wychodzi艂 gdzie艣 sam. Kiedy nie m贸g艂 odnale藕膰 tego rozproszenia u najbli偶szej mu osoby, potrafi膮cej odwr贸ci膰 jego uwag臋 paroma g艂upimi tekstami, czy rozmow膮, kt贸ra nie wychodzi艂a poza ich dw贸jk臋, nie wystawia艂a na ryzyko niepotrzebnego oceniania, kiedy jedyne, czego potrzebowa艂, to zosta膰 wys艂uchanym. W艂a艣nie wtedy si臋ga艂 po powierzchowny kontakt, daj膮cy co najwy偶ej chwilow膮 ulg臋, miejscami poczucie zawiedzenia; obrzydzenia, 偶e si臋 do tego posun膮艂. Tak jak na tamtej imprezie, z Aaronem, kt贸rego dawno zd膮偶y艂 zapomnie膰, a nawet nie fatygowa艂 si臋, aby go zapami臋ta膰. Nie zdawa艂 dotychczas sobie sprawy, jak bardzo by艂 zale偶ny od obecno艣ci Yosoo, jak i od czego艣 tak banalnego, jak mo偶liwo艣膰 zamienienia z nim cho膰by jednego s艂owa.
Teraz by艂 tego wr臋cz przera藕liwie 艣wiadomy. Nie wyobra偶a艂 sobie tego, aby znowu dosz艂o do czego艣 podobnego. Nie m贸g艂 zapewni膰 nikomu, a szczeg贸lnie samemu sobie, 偶e da艂by rad臋 pozbiera膰 si臋 po ponownym, brutalnym zerwaniu kontaktu. Nie m贸g艂 zapewni膰, czy by mu wybaczy艂, cho膰 skrycie; zdawa艂 sobie spraw臋, jak idiotyczne to by艂o, czu艂, 偶e tak. Wybaczy艂by. Bo potrzebowa艂 Yosoo w swoim 偶yciu; polega艂 na nim niemal w ka偶dej kwestii, chocia偶 nie zawsze si臋 z tym obnosi艂. Nieraz podejmowa艂 decyzj臋 z my艣l膮 o tym, jaka by艂aby jego reakcja - nie oznacza艂o to, 偶e bra艂 pod uwag臋 akurat t臋 pozytywn膮.
Zamierza艂 piel臋gnowa膰 ka偶d膮 chwil臋, jak ten poranek. Zamierza艂 wierzy膰, 偶e by艂y sta艂膮 cz臋艣ci膮 jego 偶ycia, i 偶e nigdy wi臋cej go nie straci; cho膰by na tydzie艅
— To, 偶e si臋 dobrze bawi臋… — odpar艂, jednoznacznie odpowiadaj膮c na postawiony mu zarzut — nie znaczy, 偶e si臋 z Ciebie nabijam.
Nie zamierza艂 nawet si臋 sprzeciwia膰. Bawi艂 si臋 bardzo dobrze. Czerpa艂 przyjemno艣膰 z ka偶dej, sp臋dzonej razem sekundy. Z ka偶dego drgni臋cia g艂osu przyjaciela, czy g艂o艣niej z艂apanego przez niego oddechu. Nie by艂o w tym jednak krzty szczerej, wrednej z艂o艣liwo艣ci. Okre艣li艂by to… fascynacj膮. Prawdziwym zauroczeniem, bo nie potrafi艂 odwr贸ci膰 od niego wzroku, ani przesta膰. Chocia偶 zwyczajnie nie chcia艂 tego robi膰, mo偶e samolubnie i niepoprawnie, ale nie chcia艂, skoro bycie blisko odurza艂o go tak dosadnie i uzale偶nia艂o od siebie
— No nie wiem, Soo — przyzna艂 ze zrezygnowanym westchnieniem, kolejn膮 cz臋艣ci膮 kompletnie nieukrywanej przez niego gry aktorskiej. K膮ciki jego ust drgn臋艂y nieznacznie ku g贸rze, kiedy us艂ysza艂 kolejne s艂owa od ch艂opaka, zarazem daj膮ce mu 艣lep膮 nadziej臋 na ich dalszy kierunek. 艢lep膮, acz trafn膮.
Spodziewa艂 si臋? Troch臋 tak, powinien tak naprawd臋 si臋 spodziewa膰, maj膮c ju偶 kolejny raz styczno艣膰 z uleg艂o艣ci膮 Yosoo. Miejscami wzbudza艂a u niego wyrzuty sumienia i my艣l, 偶e przesadza艂 albo powinien przesta膰. Lecz wtedy pojawia艂 si臋 ten poruszaj膮cy go wzrok, mo偶e bezwiednie zaci艣ni臋cie palc贸w, jak pr贸bowa艂 si臋 odsun膮膰; zapewniaj膮ce s艂owa przy pr贸bie wycofania si臋 czy upewnienia, 偶e wszystko by艂o w porz膮dku.
I by艂y w艂a艣nie sytuacje jak ta, kiedy czasami nie potrafi艂 uwierzy膰 w prawdopodobie艅stwo, 偶e Soo sam nie widzia艂 tego, jak samodzielnie podsuwa艂 mu si臋 pod nos, kusz膮c jeszcze bardziej i przyg艂uszaj膮c tak mu teraz odleg艂e zdrowe, ch艂odne my艣lenie. G艂upia艂 i zapomina艂 o pow艣ci膮gliwo艣ciach, jakimi kierowa艂 si臋 na co dzie艅; kt贸re sam sobie narzuca艂 i twardo si臋 ich trzyma艂, byleby nie odbiec od wymy艣lonej normy. A zamiast typowej paniki, jaka zazwyczaj w nim w takich sytuacjach osiada艂a, odczuwa艂 jedynie przyjemne mrowienie rozchodz膮ce si臋 po ca艂ym jego ciele, namawiaj膮ce, aby nie przestawa艂. Aby stawia艂 kolejne kroki na obcym i niepewnym terenie, pozwalaj膮cym mu zbli偶y膰 si臋 do Yosoo jeszcze bardziej
Usu艅— W og贸le Ci nie wierz臋… — przesun膮艂 d艂o艅mi wzd艂u偶 ramion przyjaciela, by powolnym przejechaniu nimi po jego r臋kach, zatrzyma膰 je na nadgarstkach opartych o niego d艂oni, owijaj膮c wok贸艂 nich swoje palce — I zawsze by艂em wzrokowcem.
Channie
Nie by艂 przyzwyczajony do otwierania si臋 przed kim艣. Trzyma艂 wiele w sobie, ogranicza艂 si臋 do wypowiadania tylko na te bezpieczne tematy, unikaj膮c ryzyka, 偶e obna偶y si臋 za bardzo. Pilnowa艂 si臋, aby z jego ust nie pad艂o co艣, co rzuci艂oby na niego jednoznacznie 艣wiat艂o. Skaka艂 nieraz dooko艂a tematu, u偶ywa艂, o ile to by艂o mo偶liwe, neutralnych okre艣le艅, byleby zachowa膰 r贸wnie neutraln膮 pozycj臋 czy te偶 unikn膮膰 wpuszczenia kogo艣 g艂臋biej i pozwolenia na ujrzenie jego s艂abo艣ci. Wola艂 s艂ucha膰; sta膰 z boku i obserwowa膰 innych, ich pozycj臋 i zwr贸ci膰 uwag臋 na to, co chc膮 us艂ysze膰. Doszukiwa膰 si臋 ich s艂abo艣ci, czy zdradzaj膮cych ich odruch贸w. Nie wykorzystywa艂 ich; co najwy偶ej bardzo rzadko. Zazwyczaj i to zachowywa艂 dla siebie, aby m贸c okre艣li膰, czy kierowa艂 si臋 w dobrym kierunku. Robi艂 wszystko, aby utrzyma膰 fasad臋 kogo艣 obiektywnego, kalkulacyjnego i kieruj膮cego si臋 logik膮. Zdrowym rozs膮dkiem i zimn膮 krwi膮. Kogo艣, kto przywdziewa艂 niezbyt w膮ski, ani niezbyt szeroki - idealny, neutralny u艣miech. Kogo艣, z kim nie rozmawia艂o si臋 na co dzie艅, ale bez problemu da艂o si臋 zacz膮膰 powierzchown膮 rozmow臋 przed sal膮 wyk艂adow膮, czy przy stole, pytaj膮c o rekomendacje szefa kuchni.
OdpowiedzUsu艅Trzyma艂 swoje trudno艣ci, 偶ale i smutki dla siebie. Cieszy艂 si臋 z pow艣ci膮gliwo艣ci膮, a z艂o艣膰 ukazywa艂a si臋 w kr贸tkotrwa艂ym zaci艣ni臋ciu z臋b贸w. Przynajmniej zazwyczaj. Nie w towarzystwie Yosoo.
Yosoo potrafi艂 pot臋gowa膰 wszystkie z tych emocji. Sam膮 swoj膮 obecno艣ci膮 wyci膮ga艂 z niego poszczeg贸lne informacje i zach臋ca艂 do podzielenia si臋 czym艣, co go trapi艂o. Czasami wytyka艂 mu przesadne owijanie w bawe艂n臋, bo nie chcia艂 powiedzie膰 tego, co faktycznie le偶y mu na sercu. Czasami nie dopytywa艂, kiedy Powell za bardzo si臋 stawia艂, czy mo偶e raczej zbyt s艂abo wsp贸艂pracowa艂. Sprawia艂, 偶e nie potrafi艂 ukry膰 swojego poirytowania, kiedy Soo celowo robi艂 co艣, byleby zaj艣膰 mu za sk贸r臋. Przy nim pozwala艂 sobie na szerszy, bardziej szczery u艣miech, jak dzieli艂 si臋 czy us艂ysza艂 jakie艣 dobre wie艣ci. Obdarowywali si臋 tak膮 sam膮 doz膮 zaufania, nie oczekuj膮c niczego w zamian. Zawsze by艂o jednak to nieodkryte przez nich nawzajem pole. To, na kt贸re wkraczali teraz i z tak膮 艂atwo艣ci膮 obna偶a艂o ich przed sob膮.
Nie by艂 przyzwyczajony do takiej bezpo艣rednio艣ci ze strony przyjaciela. Zapiera艂a mu dech w piersiach, chocia偶 pierwszym odruchem powinno by膰 potencjalnie obra偶enie si臋, kiedy wytkni臋to mu jego irytuj膮ce zachowanie. A jednak w jego g艂owie jedynie odbija艂y si臋 ostatnie s艂owa, kt贸re precyzyjnie trafia艂y w czu艂e, potrzebuj膮ce uwagi, punkty. Tak jawne przyznanie, 偶e miesza艂 mu w g艂owie, i 偶e nie by艂 temu przeciwny. 呕e by艂 w takiej samej sytuacji, co on. Mia艂 ju偶 sta艂e, wygrzane miejsce w jego g艂owie. Co rusz zajmowa艂 g艂贸wn膮 rol臋, nawet przy czym艣 b艂ahym, jak ko艅czeniu pracy, bo przecie偶 wraz z wyj艣ciem z budynku musia艂 do niego napisa膰 lub zadzwoni膰
— I tak i tak my艣lisz o mnie — stwierdzi艂 z dalej trzymaj膮c膮 si臋 go, zaczepn膮 nut膮, cho膰 i ta my艣l wr臋cz przesadnie wywo艂ywa艂a w nim zadowolenie. Oczywi艣cie, 偶e wola艂by zaprz膮ta膰 mu my艣li w ten pozytywny, wywo艂uj膮cy potrzeb臋 poczucia wi臋cej, spos贸b, ale wiedzia艂, 偶e by艂o to czym艣 niemo偶liwym. Nie, kiedy zdawa艂 sobie spraw臋 z grona cech, jakie posiada艂, i jakie tak bardzo gryz艂y si臋 z natur膮 przyjaciela — Wi臋c dla mnie bez r贸偶nicy.
Dla wielu mogli by膰 dziwnym i niezrozumia艂ym po艂膮czeniem. Wzbudzaj膮cym zdziwienie, 偶e przez te lata dalej si臋 dogadywali i tkwili przy sobie, cho膰 na pierwszy rzut oka, opr贸cz kierunku studi贸w, nie mieli nic wsp贸lnego. A gdyby nie one, zapewne nigdy by na siebie nie wpadli. Zapewne relacje rodzinne r贸wnie偶 odgrywa艂y rol臋, cho膰 by艂a masa dzieci z bogatego grona, kt贸rego Powellowie byli cz臋艣ci膮, kt贸rych w og贸le nie zna艂. Nie potrafi艂by pewnie przypisa膰 tych mniej istotnych twarzy do imienia.
Ale Yechan tak tego nie widzia艂. Nie widzia艂 ich jako dwie, kompletnie sprzeczne ze sob膮 osoby. Widzia艂 Yosoo jako kogo艣, kto przedstawia艂 mu kompletnie obcy 艣wiat. Wprowadza艂 go, stopniowo i mo偶e niezno艣nie powolnie, ze wzgl臋du na oporno艣膰 blondyna. I nie opiera艂 si臋 w chwilach jak te. I potrafi艂 go zaskoczy膰, kiedy z艂udnie my艣la艂, 偶e nie by艂o to mo偶liwe.
Usu艅U艣miechn膮艂 si臋 krzywo na lekkie pchni臋cie, oddaj膮c mu si臋 w pe艂ni, trac膮c z kolei wr臋cz odruchowo kontrol臋 nad oddechem, kiedy utrzymywany dotychczas dystans, zanik艂. Jak na zawo艂anie poczu艂 potrzeb臋 skupienia si臋 na nabieranym powietrzu, aby nie trzyma膰 go zbyt d艂ugo w p艂ucach, ani nie zostawi膰 ich zbyt d艂ugo pustymi. Zmusza艂 do wysilenia si臋, aby wys艂ucha膰 jego s艂贸w, kiedy by艂 zaabsorbowany wpatrywaniem si臋 w jego oczy, na ten ulotny moment skupione na sobie
— Okej — wypowiedzia艂 si臋 najpierw niezbyt b艂yskotliwie, nie znajduj膮c w sobie si艂y, aby si臋 tym naprawd臋 przej膮膰. Bezwiednie skierowa艂 si臋 razem z nim w kierunku 艂azienki, dalej oplataj膮c jeden z nadgarstk贸w swoj膮 d艂oni膮. Zwi臋kszaj膮c, jak na z艂o艣膰 samemu sobie, dziel膮c膮 ich odleg艂o艣膰, zachowuj膮c j膮 przy domkni臋ciu za nimi drzwi, dopiero wtedy opieraj膮c d艂onie na biodrach ch艂opaka
— Wi臋c? — wsun膮艂 niby przypadkiem palce pod materia艂 bluzy z wyczekuj膮cym pytaniem na ustach, przy okazji goni膮c wzrokiem za tym Yosoo, byleby wy艂apa膰 go na kr贸tk膮 chwil臋. By艂o co艣 w tych, cz臋sto niesamowicie kr贸tkich i mo偶e przypadkowych, zmianach, co wywo艂ywa艂o potrzeb臋 ci膮gni臋cia tego dalej. Pozornego powrotu na swoje, przypisane na pocz膮tku znajomo艣ci miejsca, dobrze im znane, a zarazem prezentuj膮ce si臋 tak nadzwyczajnie obco — Co dalej, Soo.
Channie
Odczuwa艂 intensywno艣膰 tego, co mia艂o okazj臋 mi臋dzy nimi zaistnie膰. Ci膮g艂e, nie do ko艅ca wyja艣nione, napi臋cie; nigdy dok艂adnie nienazwane, a jedynie zdradzane przez gesty. Te, kt贸re m贸wi艂y wi臋cej ni偶 niejedne s艂owa, a dalej dawa艂y rad臋 przekaza膰 r贸wnie偶 ten, z ka偶dym razem malej膮cy, element niepewno艣ci. Niema, nieokre艣lona, ale doskonale zrozumiana, potrzeba bycia coraz bli偶ej, zdradzana lekkim dr偶eniem palc贸w czy wymuszanym wstrzymywaniem si臋, jedynie zwi臋kszaj膮c wspomniane napi臋cie, pobudzaj膮ce wszystkie zmys艂y prawie 偶e parokrotnie.
OdpowiedzUsu艅A jednak towarzyszy艂a temu wszystkiemu zbawienna lekko艣膰. Napi臋cie nie wywo艂ywa艂o dusz膮cego, mro偶膮cego stresu, a jedynie ch臋膰 brni臋cia dalej. Przy ka偶dym s艂owie, tym bardziej zaczepnym, z艂o艣liwszym, ale i tym neutralnym, po twarzy b艂膮dzi艂 zdradliwy u艣miech, niemo偶liwy do zlikwidowania. Jedynie poszerzaj膮cy si臋 bardziej, kiedy m贸g艂 dojrze膰 wkradaj膮cy si臋, podobny do jego w艂asnego, na twarz Yosoo, zast臋puj膮cy wcze艣niej widniej膮ce tam speszenie, czy mo偶e lekkie zagubienie
— W takim razie musz臋 si臋 postara膰, 偶eby by艂o wi臋cej tych… pozytyw贸w — przyzna艂 z nieznacznym skinieniem g艂owy, aby po kr贸tkiej, zdecydowanie zbyt kr贸tkiej, chwili doda膰 i skwitowa膰 rozmow臋 czym艣 jeszcze, z dalej b艂膮dz膮cym na ustach, leniwym u艣miechem — Chocia偶 teraz kusi przekona膰 si臋, jakby to si臋 sko艅czy艂o.
Nie do ko艅ca k艂ama艂, cho膰 nigdy nie planowa艂by celowo, nieodwracalnie zdenerwowa膰 Yosoo. By艂a jednak cz臋艣膰 w nim, kt贸ra z niepoprawn膮 ekscytacj膮 malowa艂a mo偶liwy obraz w jego g艂owie. Tym bardziej, kiedy posiada艂 potrzebn膮 mu wiedz臋, dzi臋ki kt贸rej m贸g艂by doprowadzi膰 w艂a艣nie do tego. Do zirytowania go za bardzo, przechylenia szali na swoj膮 niekorzy艣膰 z czystej fascynacji.
Lecz mimo tego; mimo tych sporadycznych pobudek, kt贸re sprawia艂y, 偶e chcia艂 go wkurzy膰, pragn膮艂 by膰 zapami臋tany dobrze. Pozytywnie. Jako kto艣, kto wzbudza艂 nie艣wiadomy u艣miech na ustach i to przyjemne mrowienie w brzuchu. Jako kto艣, o kim mia艂 do powiedzenia pochlebstwa, mo偶e miejscami przerywane pojedynczymi wadami, na kt贸re i tak patrzy艂o si臋 z… przymru偶eniem oka. Pod nieco innym k膮tem, ni偶 u kogo艣 przypadkowego. Sam w ko艅cu nieraz potrafi艂 narzeka膰 na przyzwyczajenia Yosoo - na jego ba艂aganiarstwo, tak kontrastuj膮ce z jego pedantyzmem, a jednak, wbrew samemu sobie, doszukiwa艂 si臋 w tym pozytyw贸w, b臋d膮c gotowym wybroni膰 go przed kim艣 z zewn膮trz. Sam m贸g艂 narzeka膰, prawie 偶e ca艂odobowo, lecz wystarczy艂 jedna krzywa uwaga kogo艣 przypadkowego; znajomego, ale nic wi臋cej, aby wynalaz艂 w sobie nawet te bardziej wymy艣lne wym贸wki. Jak reprezentowanie jego duszy artysty; urok, jaki panowa艂 w kompletnym braku sp贸jno艣ci mebli czy ozd贸b, bo by艂y idealnym odzwierciedleniem Yosoo. Nawet je艣li sam nieraz uraczy艂 go z艂o艣liwym komentarzem o tym, 偶e od samego patrzenia na wystr贸j mieszkania kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie.
Tak jak teraz, kiedy jedyne, co go otacza艂o to ch艂贸d kafelk贸w i minimalistyczny design 艂azienki, a ka偶dy, najdrobniejszy ruch ze strony przyjaciela potrafi艂 rozgrza膰 jego cia艂o wr臋cz do niezno艣nego stopnia. Samo, wykonane przez niego, przesuni臋cie palcami po nagiej sk贸rze, acz dalej zakrytej pod bluz膮, wywo艂a艂o potrzeb臋 nieznacznie g艂臋bszego, jakby asekuracyjnego, oddechu. Nie wiedzia艂, czy kiedy艣 si臋 do tego przyzwyczai. Nie by艂 pewien, czy nadejdzie, i czy chcia艂, aby nadszed艂, moment, 偶e sama osoba Yosoo przestanie go tak intensywnie poch艂ania膰 i hipnotyzowa膰. A mimo tego, potrafi艂 znale藕膰 w sobie to zaskakuj膮ce poczucie swobody; to samo, kt贸re utrzymywa艂o delikatne wykrzywienie ust w u艣miechu, jak i nam贸wi艂o do niewinnego wzruszenia ramionami po spotkaniu si臋 z ponowionym zarzutem
— To by艂o szczere pytanie — przyzna艂, cho膰 niemal od razu zapomnia艂 o tym, 偶e cokolwiek odpowiedzia艂, jak tylko spotka艂 si臋 z nieoczekiwanymi, porywaj膮cymi s艂owami. Jak i id膮cym w parze pchni臋ciem, przy kt贸rym poczu艂 r贸wnie niespodziewany, pobudzaj膮cy dreszcz wzd艂u偶 kr臋gos艂upa; pog艂臋biony jeszcze bardziej zetkni臋ciem si臋 z jego d艂o艅mi, wdzieraj膮cymi si臋 pod materia艂 lekkiej koszulki. Balansowa艂 na granicy odzyskania pe艂nej kontroli, a ca艂kowitym jej utraceniem. Wiedzia艂, 偶e wystarczy艂o kilka s艂贸w lub pewniejszych krok贸w, aby nowopowsta艂a, pewna siebie fasada Soo leg艂a w gruzach. Jednak r贸wnie niewiele by艂o potrzebne, aby sam, bez pomy艣lunku, odda艂 si臋 w jego r臋ce. W ka偶dy gest i s艂owo, kt贸re r贸wnie dobrze mog艂o by膰 zwyczajn膮 zaczepk膮. Nie wiedzia艂, czy kt贸ra艣 z opcji by艂aby lepsza. Niewiele go to interesowa艂o, kiedy by艂 got贸w bezmy艣lnie zatraci膰 si臋 w ka偶dej z nich
Usu艅Bezwiednie uni贸s艂 r臋ce do g贸ry, aby pos艂usznie zezwoli膰 na pozbycie si臋 nagle uwieraj膮cego go materia艂u i zahamowa艂 si臋 przed widocznym drgni臋ciem po zetkni臋ciu si臋 pr臋dko rozgrzanej sk贸ry z niewiele ch艂odniejszym powietrzem w toalecie. Opar艂 samoistnie jedn膮 z d艂oni z powrotem na jego biodrze, wsuwaj膮c j膮 tym razem pewniej pod materia艂 bluzy, podczas gdy druga by艂a zaj臋ta zaczepianiem wr臋cz irytuj膮co r贸wno zwi膮zanego sznurka od swoich spodni pi偶amowych, a sam Powell by艂 poch艂oni臋ty bezwstydnym rozbieraniem przyjaciela wzrokiem. Wystarczy艂o jedno s艂owo z jego strony, czy te偶 ze strony Yosoo; zdawa艂 sobie z tego spraw臋 i to lepiej, ni偶 mog艂oby mu si臋 wydawa膰, a jednak 艣wiadomie brn膮艂 w tworzone przez nich pozory komicznej, niby niewinnej i niepozornej, gry, jak膮 rozpocz臋li. Po co mia艂 przestawa膰, skoro ka偶da chwila sp臋dzona w ten spos贸b, m膮ci艂a mu jeszcze bardziej w g艂owie i namawia艂a do wypowiadania nieprzemy艣lanych, zale偶nych s艂贸w, kt贸rym towarzyszy艂 wyczekuj膮cy wzrok
— Nie wiem, chyba jednak b臋dziesz musia艂 mi pokaza膰 jak.
Channie
Yechan stara艂 si臋 patrze膰 na wszystko czujnym okiem. Nie pozwoli膰, aby cokolwiek lub ktokolwiek u艣pi艂 jego uwag臋, zdo艂a艂 wedrze膰 si臋 w te zakamarki, kt贸re by艂y ca艂kowicie za艣lepione i nieobecne. Pilnowa艂 si臋 i tych kusz膮cych aspekt贸w, aby trzyma膰 je jak najdalej siebie, bo wiedzia艂, jak na niego oddzia艂ywa艂y. I zazwyczaj spisywa艂 si臋 wr臋cz ksi膮偶kowo - podchodzi艂 do rzeczy z niezno艣nym spokojem i kalkulacyjnym nastawieniem. Zdusza艂 zbyt wielkie ambicje innych, czy nie wyra偶a艂 tyle zaanga偶owania, kiedy nie widzia艂 w tym sensu, ani celu. Zaciska艂 z臋by, kiedy co艣 trafia艂o w czu艂y punkt, acz nie na tyle celnie, aby doprowadzi膰 do p臋kni臋cia.
OdpowiedzUsu艅Zazwyczaj traci艂 ten spok贸j i logik臋, kiedy chodzi艂o o utrzymany porz膮dek - naj艂atwiejszy spos贸b, aby zaj艣膰 mu za sk贸r臋. I spos贸b niezno艣nie cz臋sto oraz skutecznie wykorzystywany przez Yosoo, czego dobrym przyk艂adem by艂 tamten wiecz贸r. Wystarczy艂a zostawiona na pod艂odze kurtka i nieporadno艣膰 z kanap膮, aby straci艂 wiecznie piel臋gnowany i zachowywany spok贸j. My艣la艂 jednak, 偶e to by艂o tyle - 偶e inaczej zawsze ma wszystko pod kontrol膮. Nawet wtedy by艂 w stanie dojrze膰 te kluczowe sygna艂y, nie pozwala艂 sobie na kompletne wy艂膮czenie zdrowego rozs膮dku. Zostawia艂 sobie, nawet ten najmniejszym procent skupienia, aby nie dosz艂o do sytuacji, w kt贸rej co艣, przez jego nieuwag臋, posz艂o nie tak. Bo zazwyczaj nie chodzi艂o tylko o niego, ale i o ca艂okszta艂t.
Teraz przepada艂 ca艂kowicie, nie potrafi膮c nawet wynale藕膰 w sobie cho膰by cz膮stki siebie, kt贸ra by tego 偶a艂owa艂a. Oddawa艂 si臋 jego s艂owom i nagle powracaj膮cej pewno艣ci siebie, kt贸ra ju偶 powinna zapali膰 jedn膮 z wielu lampek w jego g艂owie. Zamiast tego rozsypywa艂a g臋si膮 sk贸rk臋 po sk贸rze, wykrzywia艂a usta w bli藕niaczym u艣miechu i utrudnia艂a kontrolowanie d艂oni, pragn膮cych pow臋drowa膰 dalej pod materia艂 bluzy. Resztkami si艂 wstrzyma艂 ciche westchni臋cie, kiedy zosta艂 wepchni臋ty do kabiny, nie podejmuj膮c si臋 spr贸bowania odwr贸ci膰 od przyjaciela wzroku. Po co, kiedy ten widok by艂 tak hipnotyzuj膮cy.
Zazwyczaj zwraca艂 uwag臋 na wszystko; zna艂 znacz膮c膮 cz臋艣膰 z jego odruch贸w i tego, co za nimi sz艂o. Powinien by艂 dostrzec ten zdradliwy b艂ysk w oku; nieco inne zabarwienie u艣miechu. Nag艂膮 pewno艣膰 w ruchach, kt贸re wcze艣niej by艂y okryte nieprzerwanym dygotaniem. Przecie偶 na co dzie艅, z minimalnym b艂臋dem, widzia艂 wszystko. Tworzy艂 mentalne notki, aby nic nie zapomnie膰. Czasami wr臋cz na z艂o艣膰 rozgryza艂 go po kilku, zdradliwych odruchach, czy mu je wytyka艂, tylko po to, aby dodatkowo go zirytowa膰. U偶ywa艂 ich, aby okre艣li膰 to, co mog艂o mu zawraca膰 g艂ow臋, i jak sam powinien do tego podej艣膰, aby przypadkiem nie pogorszy膰 sytuacji.
A jednak z ka偶dym ruchem Yosoo, przekonywa艂 si臋, jak niewiele by艂o potrzebne, aby to wszystko zosta艂o przez niego zignorowane. Z wr臋cz komiczn膮 艂atwo艣ci膮 zapomina艂 o tym wszystkim, kiedy tylko poczu艂 upragniony dotyk na swojej sk贸rze. Zdradza艂 stopie艅 swojego zatracenia za p贸藕no wstrzymanym westchni臋ciem, kiedy poczu艂 na szyi wilgo膰 warg przyjaciela. 艁apa艂 oddech nieco, a jednak wyra藕nie, szybciej, kiedy odczuwa艂 sun膮ce po jego ciele d艂onie i namawiaj膮ce do tego, aby jego w艂asne zrobi艂y to samo. Dop贸ki nie zosta艂y tak kusz膮co chwycone i unieruchomione nad jego g艂ow膮. Wyczekuj膮cy pomruk wyrwa艂 si臋 bez jego kontroli, kiedy w ko艅cu poczu艂 usta Yosoo na swoich. Skupi艂y ca艂膮 jego uwag臋 na sobie, sprawiaj膮c, 偶e kompletnie nie poczu艂 uwolnienia jednej z d艂oni. Jedyne, co teraz go zajmowa艂o, to upajaj膮cy ruch warg, trwaj膮cy zdecydowanie za kr贸tko, zbyt p艂ytko. Przerwany o wiele za wcze艣nie.
Nie zd膮偶y艂 zareagowa膰 na enigmatyczne, wst臋pnie w og贸le niepotrzebne, przeprosiny. Nie zd膮偶y艂 nawet wyda膰 z siebie pierwszej sylaby pytania, nim jego sk贸ra, czy raczej on ca艂y, spotka艂 si臋 z lodowat膮 wod膮. Wod膮 wr臋cz otrze藕wiaj膮co zimn膮.
I otrze藕wia艂. Od razu, brutalnie. 呕a艂o艣nie i z przyt艂aczaj膮c膮 go doz膮… zawstydzenia. Oderwa艂 instynktownie plecy od kafelek, jak i wyrwa艂 instynktownie d艂onie, aby m贸c wy艂膮czy膰 mro偶膮cy strumie艅 wody.
A potem milcza艂. Mo偶e wymownie, mo偶e przez przywracanie spokojnego oddechu, teraz podra偶nionego ci膮偶膮cym ch艂odem wody. Usuni臋cie wpadaj膮cych do oczu w艂os贸w by艂o okropnym pomys艂em, pozwalaj膮cym kolejnym, zimnym kroplom na spotkanie si臋 ze sk贸r膮 i dopiero po wzi臋ciu kilku, g艂臋bszych oddech贸w; zatrzymaniu wzroku na przemoczone spodnie, spojrza艂 spomi臋dzy wilgotnych kosmyk贸w na Yosoo
Usu艅— Wal si臋, Soo — przyzna艂, dalej zszokowany, kiedy jednak m贸g艂 swobodniej u偶y膰 w艂asnego g艂osu przy bezcelowym wycieraniu d艂o艅mi mokrego torsu. Mimo szczerego zdziwienia, wmurowania, nie potrafi艂 zagwarantowa膰 szczero艣ci w艂asnych s艂贸w. By艂o to trudne, kiedy jaka艣 jego cz臋艣膰 by艂a… zafascynowana. Nie spodziewa艂 si臋, cho膰 pewnie powinien. Zamiast tego tkwi艂 teraz przemoczony w kabinie, nie umiej膮c zdecydowa膰 si臋 na to, czy przewa偶a艂a w nim irytacja, wstyd, czy powoli wkradaj膮ce si臋 rozbawienie — Ju偶 nigdy nie p贸jd臋 z Tob膮 pod prysznic.
Channie
Nie potrafi艂 okre艣li膰, co mu teraz m膮ci艂o najbardziej w g艂owie. Z艂o艣膰 i irytacja, wywo艂ane czystym niespodziewaniem si臋 takiego zaj艣cia, jak i otaczaj膮cym go, rozsypuj膮cym po sk贸rze dreszcze, ch艂odzie, przez kt贸re jego cia艂o, sporadycznie, umykaj膮c jego kontroli, zdradliwie dr偶a艂o. Czyste zaskoczenie, przez przebieg wszystkiego i to, 偶e w Yosoo nadal tli艂a si臋 ta zadziorna, mo偶e a偶 przesadnie, cz膮stka i ujrza艂a 艣wiat艂o w najgorszym, czy mo偶e dla niego najlepszym, momencie. A mo偶e zwyk艂e skupienie na 艂apanym oddechu, dalej powracaj膮cym do normy po nieproszonym utraceniu go, kiedy tylko zostali zalani tafl膮 wody.
OdpowiedzUsu艅Jego pierwsz膮 reakcj膮 by艂o ciche, niedowierzaj膮ce parskni臋cie, kt贸remu wt贸rowa艂o niedba艂e przetarcie mokrych brwi, w kolejnej pr贸bie nieudolnego przesuszenia ich. Mo偶e faktycznie, i to nieraz, przekroczy艂 granic臋 smaku, nie艣wiadomie i niespecjalnie, zbyt intensywnie oddzia艂uj膮c na przyjaciela
— To Ci臋 wkurza? — spyta艂, cho膰 nie oczekiwa艂 powt贸rzenia s艂贸w, czy nawet samego ich potwierdzenia. Wiedzia艂, co us艂ysza艂. Wiedzia艂 te偶, co Soo tak naprawd臋 mia艂 na my艣li. Jednak pokazano mu, 偶e si臋ganie po nieczyste zagrania dalej le偶y w repertuarze; nie jest gdzie艣 poza zasi臋giem jego d艂oni i wystarczy艂o co艣 takiego, jak zbyt og贸lnie dobrane s艂owa, aby zosta艂 do tego przekonany — Okej, w takim razie ju偶 nie b臋d臋 nic robi艂 — stwierdzi艂, staraj膮c si臋 zamaskowa膰 nut臋 irytacji, komicznie charakterystyczn膮 dla naburmuszonego dziecka.
Kolejne przerwanie ciszy nast膮pi艂o znowu, gdy ch艂opak si臋 odezwa艂. Powell m贸g艂 przerwa膰 j膮 wcze艣niej. Spr贸bowa膰 deeskalowa膰 sytuacj臋 i zwyczajnie opu艣ci膰 prysznic, poprosi膰 Yosoo o wyj艣cie, bo naprawd臋 mia艂 w planach si臋 umy膰, albo pali膰 g艂upa i udawa膰, 偶e nic przecie偶 si臋 nie wydarzy艂o. Ale nie zrobi艂 nic; tkwi艂 w wyznaczonym mu miejscu, odruchowo opieraj膮c plecy o dalej ch艂odne, acz tym razem bez por贸wnania do dra偶ni膮cego kontrastu z ciep艂膮 sk贸r膮, kafle.
To chyba ostatnia cz臋艣膰 wypowiedzi zmusi艂a go do zatrzymania wzroku na Yosoo. Wymownie, a zarazem z dalej nierozczytan膮 za oczami intencj膮. Nieumy艣lnie utrudnia艂 ten proces jeszcze bardziej, kiedy dalej walczy艂 z mas膮 gryz膮cych si臋 emocji. A mo偶e nap臋dzaj膮cych si臋 nawzajem. By艂 z艂y, poirytowany oraz zszokowany jego czelno艣ci膮 na zaprezentowanie sytuacji w艂a艣nie tak, dalej tkwi膮c w tak bezkompromisowym negowaniu przegranej; tej samej, kt贸ra znaczy艂a niemal偶e ca艂e nic. I, co chyba najgorsze, mimo tego otrze藕wienia, nieskutecznej pr贸by uspokojenia si臋, w ciemnych oczach dalej skaka艂a iskra podniecenia.
Podniecenia wywo艂anego nag艂膮 zmian膮 r贸l, cho膰 to, do czego doprowadzi艂y, zachodzi艂o mu niemi艂osiernie za sk贸r臋. Wywo艂anego maluj膮cym si臋 przed nim obrazem, stoj膮cym zbyt blisko, aby trzymanie r膮k przychodzi艂o mu z 艂atwo艣ci膮. Jego bluza, klej膮ca si臋 do cia艂a Yosoo i nieznacznie zapewne ci膮偶膮ca. Odkryte nogi, wzd艂u偶 kt贸rych sp艂ywa艂y, powsta艂e z osadzonej wody, krople. Rozja艣nione w艂osy, przyklejaj膮ce si臋 do czo艂a i karku.
Pragn膮艂 by膰 tylko i wy艂膮cznie; mo偶e przynajmniej g艂贸wnie, z艂y. To by艂aby ta odpowiednia i poprawna reakcja. Mo偶e wyja艣niona, tego nie potrafi艂 by膰 pewien, ale wola艂 si臋 nad tym zbytnio nie skupia膰. Nie by艂o po co, kiedy z ka偶dym s艂owem przyjaciela mo偶e i ros艂a na sile, ale wraz z tym pobudzaj膮cym, na sw贸j spos贸b enigmatycznym, 艣ciskiem 偶o艂膮dka, nad kt贸rym nie mia艂 cho膰by odrobiny kontroli; tym samym trac膮c na sile. Niemal偶e przetwarza艂a si臋 w艂a艣nie w to. W pobudzenie, mrowienie w palcach tymczasowo zaj臋tych pozbywaniem si臋 pojedynczych kropel, kt贸re osiada艂y na jego twarzy
— Sk膮d ta pewno艣膰? — zagai艂 z dziwnie neutraln膮 barw膮 g艂osu, odbieraj膮cej mo偶liwego, jawnego zdradzenia tego, 偶e zwyczajnie gada艂 teraz od rzeczy — W ko艅cu nie chcia艂bym Ci臋 znowu za bardzo wkurzy膰.
Wystarczy艂a prosta, niewinna propozycja z jego strony, aby Yechan bez sprzeciwu wyrazi艂 zgod臋 i wpakowa艂 si臋 jako nieplanowany wcze艣niej towarzysz do kabiny. Tym razem jednak tak niewinnie, b艂aho, a zarazem z dosadn膮 szczero艣ci膮, prezentowa艂… brak zainteresowania. Czy mo偶e tak bezsprzeczne wycofanie si臋 po puszczonym mu sygnale, kt贸ry prawdopodobnie znaczy艂 co艣 zupe艂nie innego. Ugaszenie po cz臋艣ci pewno艣ci, cho膰 ju偶 mniej obecnej, w s艂owach ch艂opaka.
Usu艅Z艂o艣膰 mia艂a dodatkow膮 przeszkod臋 na swej drodze, by m贸c w pe艂ni zaw艂adn膮膰 blondynem. Po raz kolejny przeszkadza艂 jej stoj膮cy przed nim przyjaciel, kt贸rego cia艂o z ka偶d膮 chwil膮 dopuszcza艂o do siebie niewiele mocniejsze dr偶enie. Chwyci艂 przemoczony materia艂 mi臋dzy palce, z艂o艣liwie tym razem unikaj膮c cho膰by mu艣ni臋cia najmniejszego skrawka sk贸ry swoim palcem
— Zdejmij bluz臋, przebierz si臋 w moj膮 koszulk臋 i st膮d wy艂a藕, Soo — ten dalej gotuj膮cy si臋 w nim konflikt z samym sob膮 bez problemu nam贸wi艂 go do wypowiedzenia kolejnych s艂贸w. Zbyt bezpo艣rednich, jasno przecz膮cych temu, co m贸wi艂 chwil臋 wcze艣niej; zbyt bezceremonialnie wypowiedzianych, kiedy towarzyszy艂o im dalej to samo, przeszywaj膮ce spojrzenie spomi臋dzy wilgotnych kosmyk贸w i niezno艣nie zdystansowany dotyk osadzony na nieznacznie, ledwie wyczuwalnie, a zarazem tak wymownie, unoszonym kra艅cu bluzy — Albo przesta艅 pieprzy膰 g艂upoty i si臋 rozbierz.
Channie
Wzruszy艂 jedynie, niby od niechcenia, ramionami w odpowiedzi, wiedz膮c, 偶e podj臋cie si臋 werbalnego odpowiedzenia prawdopodobnie posz艂oby nie po jego my艣li. Jego w艂asne s艂owa zdradzi艂by go tak samo, jak nie艣wiadome odruchy i sygna艂y, kt贸rych nie potrafi艂 powstrzyma膰. Nie mia艂 kontroli nad nacechowanym spojrzeniem, ani pos艂usznym, wyczekuj膮cym tkwieniu w miejscu, jakie wyznaczy艂y mu moment wcze艣niej r臋ce przyjaciela.
OdpowiedzUsu艅Dalej by艂 przekonany, 偶e Yosoo zwyczajnie go testuje, kiedy ka偶de z jego s艂贸w jednoznacznie zmierza艂o w kierunku zako艅czenia wzajemnej, niepoprawnej rozgrywki, w kt贸rej potrafi艂 zatraci膰 si臋 bez opami臋tania. Mia艂 wr臋cz ochot臋 wywr贸ci膰 oczami przy zrezygnowanej zgodzie na opuszczenie 艂azienki, czego tak naprawd臋 nie chcia艂. Z jednej strony chcia艂 wybudzi膰 cho膰by krzt臋, nieszczerych, wyrzut贸w sumienia, a z drugiej po prostu chcia艂 go zatrzyma膰.
Ale nie zd膮偶y艂. Nie by艂 nawet pewien, w kt贸rym momencie sta艂 ju偶 sam z nieprzyjemnie lepi膮cymi si臋 do jego mokrymi n贸g spodniami, z imieniem przyjaciela na ko艅cu j臋zyka, niemaj膮cym okazji wybrzmie膰 przed ponownym zamkni臋ciem drzwi. Z lekkim op贸藕nieniem dociera艂o do niego, do czego dosz艂o; a mo偶e, do czego sam doprowadzi艂, zbyt przesadnym testowaniem prezentowanych mu mo偶liwo艣ci.
Potrafi艂 teraz przy艂o偶y膰 jedynie d艂onie do twarzy, przecieraj膮c j膮 parokrotnie w marnej pr贸bie uspokojenia si臋. Pod prawie 偶e ka偶dym wzgl臋dem; ka偶d膮 emocj膮 i odczuciem, jakie dalej w nim panowa艂o. M贸g艂by wyj艣膰 za nim, pewnie nawet powinien, lecz sta艂 pod prysznicem, z grymasem pozbywaj膮c si臋 przemoczonych, zimnych spodni, aby podj膮膰 si臋 tego, po co faktycznie znalaz艂 si臋 w 艂azience, niewiele zmieniaj膮c w ustawionej temperaturze, kt贸ra teraz by艂a niczym zbawienie na buzuj膮ce w ciele wra偶enia.
Powinien by艂 wyj艣膰, jaka艣 jego cz臋艣膰 by艂a tego bardziej ni偶 艣wiadoma, lecz ta druga u艣wiadamia艂a, zbyt dosadnie i zbyt wielkim smakiem goryczy, na jakiego desperata by wtedy wyszed艂. Jak faktycznie, w艂asn膮 r臋k膮 podpisa艂by si臋 przy potwierdzeniu swojej pora偶ki. I mimo przyzwyczajenia, mimo 艣wiadomo艣ci, 偶e odnalaz艂 si臋 na tej pozycji, nie potrafi艂 opu艣ci膰 艂azienki. T艂umaczy艂 sobie siebie samego, 偶e przecie偶 i tak mia艂 si臋 umy膰; 偶e wyj艣cie Yosoo by艂o mu na r臋k臋 i pozwoli艂o na umycie w艂os贸w i siebie ca艂ego, ch艂odn膮 wod膮, ostudzaj膮c膮 my艣li. Pozwoli艂o przywr贸ci膰 do przynajmniej zno艣nego stanu i wyzbycia si臋 przyt艂aczaj膮cej cz臋艣ci irytacji. Nie ca艂ej, niewa偶ne jak bardzo by tego chcia艂. Nie potrafi艂 wyciszy膰 cichego, utkwionego w tyle g艂owy g艂osiku zdenerwowanego na uparto艣膰 Yosoo i jego wieczn膮 potrzeb臋 wychodzenia z czego艣 zwyci臋sko. Ujawniaj膮c膮 si臋 tym razem w najgorszym, w jego oczach, momencie. A sam j膮 r贸wnie dobrze m贸g艂 do tego podjudzi膰. Zadziornymi s艂owami, wymownym namawianiem go do przej臋cia kontroli, bo przez wi臋kszo艣膰 czasu zwyczajnie czu艂, 偶e tak i tak by艂a w jego r臋kach. Ale si臋 przeliczy艂.
Kolejn膮 z rz臋du powinno艣ci膮, kt贸rej nie zrobi艂, by艂o odnalezienie Soo zaraz po wyj艣ciu spod prysznica. Powinien jak najszybciej opu艣ci膰 艂azienk臋, a jednak g贸rowa艂a w nim potrzeba ukazania, jak nie wzruszy艂 go tak przebieg wydarze艅. Owin膮艂 r臋cznik wok贸艂 bioder, pozwalaj膮c g臋siej sk贸rce rozsypa膰 si臋 po ciele, podczas gdy; mimo wszystko po艣piesznie; korzysta艂 z r贸wno rozstawionych krem贸w piel臋gnuj膮cych. R贸wnie, niby nonszalancko, a jednak z nietypow膮 niechlujno艣ci膮 i pr臋dko艣ci膮 wyci膮ga艂 czyst膮 par臋 spodni dresowych i wygodny T-shirt, aby cokolwiek na siebie za艂o偶y膰, kwituj膮c wszystko niechlujnym przetarciem mokrych, umytych w艂os贸w r臋cznikiem.
Tak naprawd臋 na to wszystko nie mog艂o mu zej艣膰 wi臋cej, ni偶 kilkana艣cie minut. Temperatura wody w po艂膮czeniu z niemo偶liw膮 do ugaszenia potrzeb膮, tak banaln膮, a tak nim przewodni膮, bycia przy Yosoo, zmusi艂a go do nie艣wiadomego zwi臋kszenia swojego tempa. Od艂o偶y艂 niedbale mokry r臋cznik na swoje miejsce, a brane przez niego kroki by艂y o te kilka milimetr贸w wi臋ksze, aby pozwoli膰 mu na szybsze dotarcie do salonu.
Salonu, w kt贸rym na nowo poczu艂 wybudzenie irytacji, cho膰 pragn膮艂 si臋 jej wyzby膰
Usu艅— Soo, jak Boga kocham… — zawiesi艂 si臋 w swoich, o stopie艅 zbyt intensywnych, s艂owach, kiedy po przelotnym os艂oni臋ciu w za艂amaniu oczu d艂o艅mi, spojrza艂 jeszcze raz na przemoczon膮 kanap臋; czy mo偶e raczej tego 藕r贸d艂o. Na usadzonego tam Yosoo, tkwi膮cego w martwi膮cym bezruchu. Z telefonem w r臋kach, wst臋pnie wysy艂aj膮cym pierwsz膮 fal臋 niepokoju przez mo偶liwo艣膰, 偶e kto艣 pr贸bowa艂, czy skontaktowa艂 si臋 z nim. Dopiero po kolejnej, zbyt d艂ugiej, sekundzie dojrza艂 sie膰 p臋kni臋膰 rozsypan膮 po szkle; zbyt du偶膮, aby by艂a powodem zwyk艂ego przypadku.
Wystarczy艂a chwila, w kt贸rej pozwoli艂 sobie na zaabsorbowanie si臋 w egoistycznych pobudkach, maj膮cych na celu… tak naprawd臋 nie wiadomo co. Wystarczy艂 jednak ten moment, aby ucisk 偶o艂膮dka na nowo do niego powr贸ci艂; wyrzuty sumienia, 偶e przez celowe oci膮ganie si臋, zostawi艂 go samego, dopiero teraz dosiadaj膮c si臋 na kanapie i ignoruj膮c bij膮cy ch艂贸d od wilgotnego fragmentu, kt贸ry nieznacznie, pod wp艂ywem doszcz臋tnie przeszytej wod膮 bluzy, powi臋ksza艂 si臋. Si臋gn膮艂 po czarny, r贸wno u艂o偶ony na kanapie rzadko kiedy u偶ywany, koc z cich膮 pro艣b膮, id膮c膮 w parze z lekkim chwyceniem mokrego materia艂u, o pomoc przy zdj臋ciu przemoczonej bluzy, po tym, jak m贸g艂 dojrze膰 delikatne, acz nieprzerwane, dr偶enie wych艂adzaj膮cego si臋 cia艂a przyjaciela. Narzuci艂 na jego ramiona kocyk, ignoruj膮c fakt, 偶e i on teraz poch艂ania艂 niepotrzebnie wod臋, nim z jego ust pad艂o szczere, acz mo偶e niepotrzebne; niechciane pytanie, przejmuj膮ce jego g艂ow臋 zaraz po ujrzeniu zbitego telefonu w lekko trz臋s膮cych si臋 d艂oniach Yosoo
— Co si臋 sta艂o?
Channie
Prze艂kn膮艂 odruchowo 艣lin臋, kiedy spotka艂 si臋 z tak pr臋dk膮, kr贸tk膮 odmow膮. Odmow膮 podzielenia si臋 informacjami; odrzuceniem wyci膮gni臋tej w kierunku przyjaciela r臋ki. Tylko czy na pewno? Czy naprawd臋 m贸g艂 to tak nazwa膰, kiedy zna艂 Yosoo na tyle, aby zna膰 pow贸d tego odruchu, z ka偶dym dniem zacie艣niania relacji bol膮cym go jeszcze bardziej
OdpowiedzUsu艅— Okej — tyle by艂 w stanie odpowiedzie膰, nie maj膮c zamiaru na niego naciska膰. Wyci膮ganie si艂膮 z niego informacji by艂o najgorszym, co m贸g艂by pewnie zrobi膰, chocia偶 nieraz w trakcie ich znajomo艣ci, bezmy艣lnie si臋 tego podejmowa艂. Kiedy kierowa艂o nim co艣 wi臋cej; co艣 innego, ni偶 艣ciskaj膮cy serce b贸l. Chwilami z艂o艣膰, innymi momentami zm臋czenie. Jednak w sytuacjach, jak ta, jak nawet najdrobniejsze sygna艂y wywo艂ywa艂y w nim 偶al i poczucie bezsilno艣ci.
Milcza艂, ale nie w ten, wymowny, wywo艂uj膮cy niepotrzebne poczucie presji, spos贸b. Na jego miejscu wyst臋powa艂a zwyk艂a cisza, kt贸rej towarzyszy艂a d艂o艅 z uwag膮 i ostro偶no艣ci膮 poprawiaj膮ca le偶膮cy teraz na barkach ch艂opaka koc; prostowa艂a go przy karku, aby os艂oni膰 ka偶dy fragment nagiej sk贸ry, wystawionej na przewiew powietrza w mieszkaniu. Poprawia艂a ciemny materia艂, aby w zakrywa艂 przynajmniej po cz臋艣ci odkryte nogi, byleby wytworzy膰 wi臋cej ciep艂a, dzia艂aj膮cego w kontrze obecnym s艂abym dreszczom wywo艂anych zimnem.
Podni贸s艂 skupiony na kocyku wzrok wraz z ponownym us艂yszeniem g艂osu Yosoo, napr臋dce 艂膮cz膮c ze sob膮 oszcz臋dnie rzucane mu podpowiedzi. Wystarczy艂y, aby i on przypomnia艂 sobie, czemu tak naprawd臋 sp臋dzali weekend wsp贸lnie. Te偶 zapomnia艂. Zatraci艂 si臋 w prostej, ale i samolubnej przyjemno艣ci z tego, 偶e mia艂 go zaraz obok. 呕e m贸g艂 zasn膮膰 z nim u boku i obudzi膰 si臋, w teorii tak dra偶ni膮cego i niepokoj膮cego zapachu spalenizny, a jednak tego dnia owianego doz膮 uroku.
Zebra艂 si臋 na s艂aby u艣miech, maskuj膮cy trudno艣膰, z jakim mu to przysz艂o. By艂o to czym艣 dobrym? Nie wiedzia艂, chcia艂by za艂o偶y膰, 偶e tak. Tego w ko艅cu chcia艂 - aby Yosoo znalaz艂 szans臋 na wytchnienie, puszczenie zadr臋czaj膮cych go s艂贸w i wspomnie艅 w niepami臋膰, aby odnale藕膰 spok贸j w prostocie dnia, od samego jego podstaw. I dopi膮艂 swego, cho膰 mo偶e nie w taki spos贸b, jaki planowa艂. Tylko teraz musia艂 spotka膰 si臋 ze skutkami tego dzia艂ania. Z tym, 偶e szansa na odci臋cie si臋 od tego, co otacza艂o przyjaciela tak ciasno, wr臋cz zaciskaj膮c na nim swoje macki, wzmog艂o ich si艂臋 parokrotnie, kiedy niespodziewanie ponownie go dorwa艂y.
Zreszt膮, sam stosowa艂 t臋 metod臋 na sobie. Robi艂 wszystko, byleby zapomnie膰. Odepchn膮膰 to, co nieprzyjemne, utrudniaj膮ce normalne funkcjonowanie, na bok, aby m贸c dalej realizowa膰 swoj膮 przekl臋t膮 rutyn臋. Ale wystarczy艂 moment nieuwagi, chwila, w kt贸rej zrobi艂 co艣 le偶膮cego mu w zwyczaju, a bezpo艣rednio prowadz膮cego do zderzenia si臋 z tym, czego tak zaci臋cie unika艂. I bola艂o. Bola艂o bardziej, szybciej i niespodziewanie. Brutalniej wybija艂o z rytmu, a zarazem zradza艂o my艣li, 偶e by艂y to bezpodstawne odczucia. Bo przecie偶 to ju偶 si臋 wydarzy艂o, przecie偶 powinien si臋 z tym pogodzi膰, wi臋c dlaczego odreagowywa艂 dopiero teraz. Zmusza艂o do jeszcze mocniejszego zduszania tego w sobie, dop贸ki nie przekona艂 samego siebie o irracjonalno艣ci wydarzenia, czy w艂asnych odczu膰. Albo kompletnie nie p臋k艂, w zaciszu w艂asnego mieszkania. W艂asnej 艂azienki, na te kilka wyzwalaj膮cych, a zarazem obj臋tych bezpodstawnym wstydem, minut.
By艂 zaj臋ty, cho膰 jedynie pozornie, delikatnym suni臋ciem d艂oni膮 po opartej na kanapie cz臋艣ci kocyka, kiedy s艂owa Yosoo kompletnie skupi艂y na sobie jego uwag臋. Kiwn膮艂 s艂abo, zach臋caj膮co g艂ow膮, dalej jednak trzymaj膮c si臋 towarzysz膮cego mu milczenia, byleby mu przypadkiem nie przerwa膰. A mo偶e wyszed艂by na tym lepiej.
Zamiast tego zderzy艂 si臋 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e po raz kolejny Yosoo, czy raczej co艣 do niego nale偶膮ce, ucierpia艂o z jego winy. Przez g艂upi膮 decyzj臋 do przesadnego dobijania si臋 do przyjaciela, kiedy nie zyska艂 odpowiedzi za pierwszym razem.
Kurwa. Zatrzyma艂 cisn膮ce si臋 na j臋zyk przekle艅stwo w艂a艣nie tam. Na samym jego czubku, aby mog艂o wybrzmiewa膰 echem w jego g艂owie, kiedy chowa艂 cz臋艣膰 w twarzy w r贸wnie po艣piesznie, co jego wcze艣niejsze mycie si臋, opatrzonej d艂oni. Nie potrafi艂 si臋 skupi膰 na l偶ejszym, czy samej pr贸bie nadania im takiego wyd藕wi臋ku, s艂owom, czy te偶 zauwa偶eniu, gdzie niekt贸re z podejmowanych przez przyjaciela decyzji, mia艂y swoje 藕r贸d艂o. By艂 w stanie oferowa膰 jedynie krzywy, bardziej prezentuj膮cy si臋 jak grymas, u艣miech, trwaj膮cy tam jedynie kilka sekund, aby zaraz zosta膰 zast膮pionym odruchowym marszczeniem brwi i zaciskaniem z臋b贸w
Usu艅— Przepraszam, Soo. Mog艂em da膰 spok贸j, a nie dzwoni膰 — przyzna艂. Bezmy艣lnie, niepotrzebnie, skoro wiedzia艂, nawet lepiej ni偶 m贸g艂by chcie膰, jak ch艂opak do tego podchodzi艂. Nie dawa艂 rady jednak zwalczy膰 kolejnych wyrzut贸w sumienia, jakie si臋 w nim gromadzi艂y, wyduszaj膮c z niego trzy s艂owa. Trzy, kt贸rych wiedzia艂, 偶e nie powinien m贸wi膰, a jednak wybrzmia艂y z przekonaniem, wydanym przez szarpi膮ce za sk贸rki i fragmenty plastr贸w paznokcie — To moja wina.
Channie
Pierwsze pytanie przysz艂o z chwilow膮, zbawienn膮 ulg膮. Nadziej膮, aby ten kr贸tki moment uwierzy膰, 偶e Yosoo pu艣ci jego s艂owa mimo uszu. By艂a to z艂udna nadzieja - wiedzia艂 to lepiej od kogokolwiek innego, ale pozwoli艂 sobie na trzymanie si臋 jej niczym ko艂a ratunkowego. Dziurawego, ca艂kowicie wyniszczonego i ci膮gn膮cego go jeszcze bardziej na dno.
OdpowiedzUsu艅Nie by艂 wi臋c zdziwiony, gdy po tej chwili wype艂nionej cisz膮, us艂ysza艂 zdrobnienie swojego imienia, jak i o wiele jawniej wyra偶on膮 irytacj臋. Czu艂 na sobie nieprzyjemnie wr臋cz przenikliwe spojrzenie, tym bardziej rezygnuj膮c z podniesienia skierowanego ku w艂asnym, m臋czonym i opartym na kolanach d艂oniom wzroku i skupienie go na Yosoo. Nie by艂a to kwestia strachu. A mo偶e by艂a - sam nie wiedzia艂. Nie potrafi艂 tego sprecyzowa膰, skupiaj膮c si臋 jedynie na nieprzyjemnym wykr臋cie 偶o艂膮dka i walce z samym sob膮, aby opr贸cz nerwowych odruch贸w i m臋cz膮cych go od 艣rodka odczu膰, poczucie winy nie mia艂o okazji jawnie si臋 ukaza膰. Wystarczy艂o, 偶e wyda艂 je w艂asnymi s艂owami, zrobienie z siebie jeszcze wi臋kszej ofiary by艂o ostatnim, czego chcia艂.
Jego obwinianie si臋 nie mia艂o w ko艅cu tego na celu. Mia艂o by膰 pokazaniem, 偶e widzia艂, jak bardzo zawali艂. 呕e by艂 艣wiadom pope艂nionego b艂臋du i nie zamierza艂 od niego ucieka膰. Miejscami by艂 to zabieg zwyczajnej potrzeby przyznania si臋 do winy, a czasami pr贸b膮 ucieczki od jeszcze ci臋偶szych konsekwencji. Teraz nie by艂 pewien, co chcia艂 tym osi膮gn膮膰, skoro wiedzia艂, z jakimi skutkami si臋 spotka. Zawsze go tym irytowa艂; nigdy jednak nie z premedytacj膮. Za ka偶dym razem widzia艂, jak rozjusza tym przyjaciela, chocia偶 jedyne, co chcia艂, to przyzna膰 mu racj臋, a mo偶e pozwoli膰 mu zdj膮膰 z siebie cz臋艣膰 winy. Nieraz i w nim wtedy rodzi艂a si臋 irytacja, bazuj膮ca jednak na czym艣 zupe艂nie innym. Tak jak w tym wypadku, kiedy jego s艂owa zosta艂y 藕le odebrane
— Nie chodzi o telefon, Soo — wci膮艂 mu si臋 jedynie raz; ostro, a zarazem bez prawdziwej si艂y za swoimi s艂owami, kt贸r膮 stara艂 si臋 wyrazi膰, bardziej dla samego siebie, mocniejszym podra偶nianiem swoich d艂oni. Kwestia telefonu, jako samego sprz臋tu, by艂a dla niego najmniejszym problemem. Dalej jego cz臋艣ci膮, zapewne przez r贸偶nic臋 w zwyczajach jak chodzi艂o o wydatki, Yechan nigdy nie nale偶a艂 do os贸b rozrzutnych, b臋d膮c z kolei tym, kt贸ry dba艂 o swoje produkty mo偶e a偶 za bardzo i wstrzymywa艂 si臋 z zakupem nowego modelu, dop贸ki bie偶膮cy nie traci艂 na mocy.
Chodzi艂o o to, 偶e to by艂a kolejna do艂o偶ona przez niego ceg艂a, pogarszaj膮ca ju偶 druzgocz膮c膮 spraw臋. Zrobi艂 to w restauracji, zrobi艂 to pewnie nieraz, kiedy pozwala艂 sobie na uszczypliwe komentarze wobec Avy. Zrobi艂 to na imprezie i za ka偶dym razem, kiedy zamiast i艣膰 艣cie偶k膮 wyznaczon膮 przez rozum, zbacza艂 z niej na rzecz serca i w艂asnych potrzeb. Ka偶da z tych decyzji doprowadza艂a do spalenia kolejnych most贸w mi臋dzy Yosoo a bliskimi mu osobami. I tak jak nie potrafi艂 ca艂ym sob膮 ich 偶a艂owa膰; jak wiedzia艂, 偶e zrobi艂by wszystko jeszcze raz, gdyby mia艂 tak膮 okazj臋, tak nie potrafi艂 wyzby膰 si臋 m臋cz膮cych go wyrzut贸w sumienia, 偶e wszystko musia艂o rozegra膰 si臋 akurat tak. 呕e gdyby cho膰 raz ruszy艂 g艂ow膮, to wszystko mog艂oby wygl膮da膰 inaczej - lepiej dla nich, ale przede wszystkim lepiej dla Yosoo.
Us艂yszany, brany g艂臋biej oddech powinien pozwoli膰 mu na rozlu藕nienie si臋. A jednak dalej nie by艂 w stanie zwr贸ci膰 spojrzenia w kierunku przyjaciela, wbijaj膮c go w swoje palce, jak z臋by w policzek. By艂 got贸w na kolejn膮 salw臋 wyrzuconych po艣piesznie s艂贸w; mo偶liwe, 偶e s艂usznych i takich, jakie powinien us艂ysze膰, ale nie by艂 w stanie, kiedy by艂 za艣lepiony owijaj膮c膮 si臋 wok贸艂 jego szyi p臋tl膮. Ka偶da, sp臋dzona w ciszy minuta, zaciska艂a mu gard艂o coraz bardziej, zmuszaj膮c go do kolejnej, mistrzowskiej gry w celu zamaskowania utraconej stabilno艣ci branych oddech贸w.
Doka艅cza艂 sobie jego wypowied藕 na wiele sposob贸w. 呕e gdyby nie zadzwoni艂, to mo偶e Yosoo nie musia艂by opuszcza膰 swojego mieszkania. Gdyby nie zadzwoni艂, to rozmowa z ojcem przebieg艂aby inaczej, chocia偶 nawet teraz nie wiedzia艂, jak wygl膮da艂a. Spodziewa艂 si臋 wszystkiego; ka偶dego, najczarniejszego teraz w jego oczach, scenariusza.
Usu艅Nie spodziewa艂 si臋 jedynie tego, co naprawd臋 us艂ysza艂. Zacisn膮艂 mocniej z臋by na wn臋trzu polika, czuj膮c niepotrzebnie formuj膮c膮 si臋 w gardle gul臋, jako marna pr贸ba pozbycia si臋 jej. Przewa偶y艂o szal臋 konfliktu, prowadzonego w 艣rodku Powella, cho膰 nie by艂 pewien, czy kt贸rakolwiek z nich by艂a na jego korzy艣膰. Stara艂 si臋 zepchn膮膰 j膮 na bok, skupi膰 si臋 na prawdziwej dumie, jak膮 odczuwa艂 po us艂yszanych s艂owach i tym, co Yosoo da艂 rad臋 zrobi膰, mimo tego, ile by艂o od tego zale偶ne.
Zrezygnowa艂 ze s艂贸w, znowu. Przekona艂 si臋 zbyt wiele razy, jak nieumiej臋tnie z nich korzysta艂, pogarszaj膮c niemal偶e ka偶d膮 dyskusj臋, w jakich si臋 znajdowali. I co gorsza, nie raz pewnie pope艂ni ten sam b艂膮d. Postawi艂 wi臋c na gesty, w kt贸re pok艂ada艂 mo偶e zbyt wiele zaufania, lecz by艂y jego ostatni膮 lini膮 ratunku. Chwycenie za koc i ponowne okrywanie nim cia艂a przyjaciela, upewniaj膮c si臋, czy na pewno okrywa prawie 偶e ka偶dy skrawek nagiej sk贸ry, sz艂o w parze z drobnym, czu艂ym poca艂unku zostawionym na jego policzku, pragn膮cym wyrazi膰 wszystko, czego nie potrafi艂 s艂owami. Jedyne, do czego mu si臋 nadawa艂y, to do pr贸by wynalezienia kr贸tkiej chwili ucieczki, wypowiedzianej po kr贸tkim, cichym odchrz膮kni臋ciu i przywdzianiu ma艂ego u艣miechu, kiedy powoli ko艅czy艂 prostowanie okrywaj膮cego Yosoo kocyka
— Przesusz臋 w艂osy i 艂azienka b臋dzie wolna. I 艣wie偶y r臋cznik wisi jak zwykle na trzecim haczyku.
channie - najwi臋ksza oferma
Zepsu艂. Nie. Zjeba艂, i to po ca艂o艣ci. Przekona艂 si臋 o tym wraz z momentem, jak s艂owa opu艣ci艂y jego usta, a ca艂a postawa Yosoo zosta艂a owiana ch艂odem. Przybra艂a wr臋cz lodowat膮 form臋, najpierw w oszcz臋dnych, oboj臋tnych s艂owach, kt贸re by艂y pierwszym, s艂abym znakiem ostrzegawczym. Maluj膮cy si臋 grymas by艂 kolejnym, dok艂adaj膮cym si臋 do zaistnia艂ego ju偶 zacisku 偶o艂膮dka. Ale to wybrzmienie pe艂nego imienia; nagle, niemal przeszywaj膮c bole艣nie jego uszy, by艂o dla niego sygna艂em, 偶e zwyczajnie wszystko zepsu艂.
OdpowiedzUsu艅Spojrza艂 w ko艅cu w jego kierunku. Za p贸藕no. Dojrza艂 b贸l, jaki zdo艂a艂 mu sprawi膰 藕le dobranymi s艂owami. 殴le podj臋t膮 decyzj膮, chocia偶 w teorii chcia艂 dobrze. Mo偶e i chcia艂 dobrze, ale czy to mia艂o znaczenie, kiedy to w艂a艣nie ta ch臋膰 doprowadzi艂a do gwa艂townego pogorszenia sprawy, ale i stanu przyjaciela. Ta przekl臋ta, zwyczajowa dla niego pr贸ba wymigania si臋 ze spotkania z w艂asnymi, gromadz膮cymi si臋 emocjami; z wdzi臋czno艣ci膮, 偶e m贸g艂 odegra膰 w jego 偶yciu, w tak trudnej chwili, kluczow膮 rol臋
— Soo, czekaj… — s艂owa nie zd膮偶y艂y nawet dotrze膰 do ch艂opaka, kt贸ry wyni贸s艂 si臋 z salonu szybciej, ni偶 Powell mia艂 okazj臋 zareagowa膰. Odepchni臋cie zmusi艂o go do spotkania si臋 z nagle ci膮偶膮cym ch艂odem i pustk膮, wywo艂uj膮c tym samym nag艂膮 fal臋 nieprzyjemnego dreszczu.
Zastyg艂 na swoim miejscu, czuj膮c gwa艂town膮 fal臋 bezsilno艣ci. Dojrzenie idiotyzmu w艂asnej decyzji, kt贸rej efekt przera偶aj膮co min膮艂 si臋 z tym zamierzonym, doprowadzaj膮c do jawnie maluj膮cego si臋 przed jego oczami rozpadu. Rozpadu tego, o co dba艂 poprzedniego dnia; w czym stara艂 si臋 zapewni膰 ch艂opaka od pierwszej, powa偶nej rozmowy, jak膮 wsp贸lnie przeprowadzili. W przeci膮gu kilku chwil zd膮偶y艂 zepsu膰 dos艂ownie wszystko - wspomnienie s艂odkiego poranka, sp臋dzonego wsp贸lnie i wype艂nionego za艣lepionym zaufaniem. Nawet s艂odko-gorzki ci臋偶ar poprzedniego wieczoru, kt贸ry wywo艂ywa艂 w nim wir gryz膮cych si臋 ze sob膮 wra偶e艅 i emocji. Da艂 rad臋.
Tkwi艂 na kanapie ze 艂zami gro藕nie gromadz膮cymi si臋 w jego oczach, wyg艂uszaj膮c nie艣wiadomie harmider ze swojej sypialni, mieszaj膮cy si臋 z przyt艂aczaj膮cym szumem, b臋d膮cym jedynym, co s艂ysza艂 w swoich uszach. To dopiero ponowne otworzenie drzwi i pierwsze z krok贸w - zbyt szybkich, zbyt nieregularnych, zbyt obcych automatycznie zmusi艂o go do wstania z kanapy. Przewieszona przez rami臋 torba bole艣nie zawi膮za艂a p臋tle wok贸艂 jego 偶o艂膮dka. Fala md艂o艣ci przysz艂a w po艂膮czeniu z charakterystycznym pieczeniem w p艂ucach, a zaj臋te nerwowym tikiem d艂onie nie potrafi艂y zapanowa膰 nad wyst臋puj膮cym u nich rozdygotaniem
— Soo, prosz臋, nie id藕 — zignorowa艂 desperacj臋, jaka wybrzmiewa艂a w jego g艂osie. Zignorowa艂 to, 偶e ledwie unikn膮艂 wywr贸cenia si臋 po zahaczeniu o kant kanapy, kiedy roztrz臋sione nogi zaprowadzi艂y go w kierunku przedpokoju.
Zazwyczaj 偶y艂 znan膮 zasad膮 ‘dania komu艣 spokoju’. Nieraz stosowa艂 j膮 i wobec Yosoo, decyduj膮c si臋 w pewnych chwilach na danie mu przestrzeni; zrezygnowanie z dalszego naciskania, kiedy co艣 posz艂o nie tak, bo wiedzia艂, 偶e wi臋cej namiesza, ni偶 naprawi.
Ale teraz nie potrafi艂. Nie, kiedy przez jego cia艂o przechodzi艂 przeszywaj膮cy na wskro艣 strach
— Nie mo偶esz wyj艣膰. B艂agam Ci臋, Soo. Nie o to mi chodzi艂o — wyrzuca艂 z niego niekontrolowanie s艂owa, zalane rozedrganiem, 偶a艂osn膮 desperacj膮 i szczer膮 ch臋ci膮 wyt艂umaczenia si臋. Ten sam strach bez opami臋tania zmusi艂 go do zablokowania jego drogi; uporczywego chwycenia za klamk臋, dop贸ki sk贸ra okrywaj膮ca kostki d艂oni nie zmieni艂a barwy na bia艂膮. Nie poczu艂 momentu, w kt贸rym wystraszony wzrok zaszed艂 niepo偶膮dan膮 warstw膮 艂ez, niebezpiecznie znajduj膮cych si臋 na granicy sp艂yni臋cia po jego twarzy — Jestem dupkiem, to prawda. Nie musisz mi tego m贸wi膰, ale nie o to mi chodzi艂o. Daj mi si臋 wyja艣ni膰.
Setki cisn膮cych si臋 na jego usta s艂贸w zostawa艂y wst臋pnie w艂a艣nie tam; przykryte b艂agalnym tonem, rozszala艂ym wzrokiem skupionym jednak na twarzy przyjaciela. Nieprzyjemnie dusz膮cym powietrzem, kiedy nie potrafi艂 wype艂ni膰 nim p艂uc. Nagle dziwnie ciasnych, malej膮cych z ka偶d膮 chwil膮 i przyspieszaj膮cych p艂ytko 艂apany oddech
— Wiem, 偶e to teraz nic nie znaczy, ale jestem dumny, 偶e mu si臋 postawi艂e艣. Jestem dumny z tego, 偶e nie ugi膮艂e艣 si臋 w restauracji. Przepraszam, 偶e nie powiedzia艂em Ci tego wcze艣niej. Nie potrafi臋. S艂owa mi staj膮 w gardle, bo nie potrafi臋 powiedzie膰 tego, co chc臋. Gubi臋 si臋 sam w tym, co m贸wi臋, dlatego robi臋. Wiem, 偶e to nie wystarcza. Wiem, jak trudno jest Ci si臋 otworzy膰. Popracuj臋 nad tym, obiecuj臋. Wi臋c b艂agam… — nie podejmowa艂 si臋 pr贸b kontrolowania dr偶膮cego g艂osu, ledwie daj膮cego rad臋 przebi膰 si臋 przez ci膮g艂y szum w jego uszach. Nie panowa艂 nad pr臋dko艣ci膮 i ilo艣ci膮 tego, co m贸wi艂, rejestruj膮c jedynie og贸lny sens chaotycznych s艂贸w. Prze艂yka艂 jedynie co rusz 艣lin臋 w dalszej walce z cisn膮cymi si臋 do oczu 艂zami, kt贸re by艂y ostatnim, czego teraz potrzebowa艂. Czym艣, z czym ci膮gle walczy艂 i by艂o powodem podj臋tej przez niego, idiotycznej decyzji, kt贸ra sprowadzi艂a ich tutaj. Przy drzwiach apartamentu, 偶a艂o艣nie blokowanych przez trzymaj膮cego si臋 na ostatnim w艂osku Yechana. W momencie, w kt贸rym od samego ju偶 pocz膮tku, powinien by膰 t膮 wymy艣lon膮 przez siebie ostoj膮. Miejscem, gdzie Yosoo m贸g艂 powiedzie膰 wszystko i spotka膰 si臋 potrzebnym mu wsparciem i zrozumieniem. Zamiast tego by艂 tego kompletnym przeciwie艅stwem - rozpada艂 si臋 tu偶 przed jego oczami; z trudem 艂apa艂 oddech, wypowiadaj膮c 艂amliwym g艂osem kolejn膮, b艂agan膮 pro艣b臋 — Nie wychod藕, Soo.
Usu艅idiota
Yechan wr臋cz szczyci艂 si臋, cho膰 jedynie przed samym sob膮, tym, 偶e nigdy nie szuka艂 u innych oparcia. Docenienia i podziwu? Owszem. Lecz zawsze stara艂 si臋 trzyma膰 wszystko dla siebie. Nie ukazywa膰 cho膰by grama poruszenia; tych negatywnych, a miejscami i pozytywnych, emocji. W jego oczach - s艂abo艣ci. Co zabawne, s膮dzi艂 tak tylko i wy艂膮cznie, jak chodzi艂o o niego. Zaprzecza艂 sam sobie, kiedy odczuwa艂 podziw po dojrzeniu, jak kto艣 prosi o pomoc; mo偶e odrobin臋 zazdro艣ci. Nie potrafi艂 wynale藕膰 w sobie wi臋cej, ni偶 naparstek poczucia wy偶szo艣ci, cho膰 nie by艂by w stanie tego tak nazwa膰. Bo rzadko, o ile w og贸le, czu艂 si臋 lepszy, kiedy przebrn膮艂 przez co艣 samemu. Zbyt cz臋sto towarzyszy艂a mu przy tym ci膮偶膮ca samotno艣膰. Zbyt cz臋sto tkwi艂 w momencie, przyt艂oczony danym problemem, nie daj膮c sobie nawet mo偶liwo艣ci na odwr贸cenie od niego uwagi. Dop贸ki nie spotka艂 na studiach Yosoo.
OdpowiedzUsu艅Dalej brn膮艂 w sw贸j stary, sta艂y zwyczaj; nie umia艂, ani, tak naprawd臋, nie pr贸bowa艂 go zmieni膰. Jednak w towarzystwie Yosoo zwyczajnie… lgn膮艂 do niego. Do jego porad, nawet je艣li nie zawsze by艂y pomocne i odgrywa艂y odwrotn膮 rol臋 upewnienia si臋, 偶e nie powinien czego艣 robi膰. Z zastraszaj膮c膮 艂atwo艣ci膮 potrafi艂 odwr贸ci膰 uwag臋 Powella od trapi膮cych go my艣li, niezale偶nie czy to na kilka minut, czy na ca艂y dzie艅. Nie zawsze by艂 z tego zadowolony; nieraz pewnie oschle na to narzeka艂 i wytyka艂 przyjacielowi, 偶e zmusza艂 go do skupienia si臋 na rzeczach b艂ahych. Na pocz膮tku nie potrafi艂 ukaza膰 tego, jak naprawd臋 to docenia艂, mo偶e sam nie by艂 wtedy jeszcze tego 艣wiadom. Dopiero za kt贸rym艣 razem, po kt贸rym艣, ca艂kowitym oddaniu si臋 chwili i d艂oniom zaci膮gaj膮cych go na imprez臋, sp臋dzon膮 w swoim towarzystwie, zbyt du偶ej ilo艣ci alkoholu, a potem czym艣 tak prostym, jak zalegiwanie wsp贸lnie na kanapie, u艣wiadomi艂o go w tym fakcie. Jak bardzo pragn膮艂 wynale藕膰 mo偶liwo艣膰 opuszczenia nap臋dzanego p臋du. Stani臋cia w miejscu i wbicia si臋 w inny rytm; ten, kt贸ry zasmakowa艂 jedynie przez chwil臋 w liceum. Mo偶e i z艂o偶y艂o si臋 na to wi臋cej czynnik贸w - kolejne odrzucenie, czy raczej brak jakiejkolwiek reakcji ze strony rodzic贸w, wygasaj膮ca pasja do p艂ywania, kt贸re by艂o tak bliskie jego sercu. To r贸wnie偶 sprawia艂o ciche, zduszane poczucie wyrwania si臋 ze swojego dusz膮cego rytmu, cho膰 by艂 jedynym, co zna艂 i czemu ufa艂. Wi臋kszo艣膰 czasu nawet nie odczuwa艂 tego, jak mu ci膮偶y艂.
Tak samo jak s艂贸w, wbijaj膮cych si臋 w jego serce niczym najostrzejsze no偶e. S艂ysza艂 je, dociera艂y do niego, lecz nie potrafi艂 na nie nale偶ycie zareagowa膰. Straci艂 umiej臋tno艣膰 odnalezienia w sobie tego uporczywie wszechobecnego, zdrowego rozs膮dku, kt贸rym tak dawno ju偶 si臋 nie kierowa艂, jak o nich chodzi艂o. A powinien. Zamiast tego, bezwiednie stawia艂 si臋 nakazom przyjaciela. Zaciska艂 mocniej d艂o艅 na klamce, ignoruj膮c powoli rozchodz膮cy si臋 po niej b贸l przez u偶ycie przesadnej si艂y. Wci膮ga艂 intensywniej powietrze przez nos, kiedy krzyk przeszywa艂 jego uszy i wymalowywa艂 si臋 permanentnie w pami臋ci. Zaciska艂 wargi r贸wnie mocno co palce, hamuj膮c w ten spos贸b ich zdradliwe dr偶enie i wszystko, co pragn臋艂y za sob膮 przynie艣膰.
Post膮pi艂by m膮drzej, gdyby go wypu艣ci艂? Nie wiedzia艂; nie chcia艂 wiedzie膰, bo nie zamierza艂 do tego dopu艣ci膰. Nie, dop贸ki dawa艂 rad臋 sta膰 o w艂asnych si艂ach przed drzwiami; kiedy nie pozwala艂 mu na cho膰by nieznacznie ich uchylenie. Nie chcia艂 go znowu straci膰, cho膰 tak umiej臋tnie do tego doprowadza艂. Nie m贸g艂 mu pozwoli膰 na opuszczenie mieszkania w takim stanie; kiedy nie mia艂 pewno艣ci, 偶e ma si臋 gdzie zatrzyma膰. Kiedy widzia艂, do jakiego stanu go doprowadzi艂.
Walka z szarpanin膮 by艂a jednym. Nie sprawia艂a mu problem贸w, kiedy tak twardo tkwi艂 w swoim postanowieniu, kiedy zna艂 ka偶dy element swojego mieszkania i wiedzia艂, gdzie i o co chwyci膰, aby mie膰 jak najwi臋cej zaparcia, chocia偶 kompletnie o tym nie my艣la艂. To wzrok tkn膮艂 go najbardziej.
Wzrok wlepiony prosto w niego, sp艂oszony i tak bolesny, bo nigdy nie chcia艂 by膰 jego powodem. Zachodz膮cy stopniowo 艂zami i zmuszaj膮cym zgromadzenie si臋 ich w oczach Yechana, kt贸ry pr贸bowa艂 si臋 ich pozby膰 ulotnym, niezauwa偶alnym zwr贸ceniem spojrzenia na sufit. Towarzysz膮ce temu roztrz臋sienie cia艂a, kt贸re m贸g艂 odczu膰 wraz z zaciskiem d艂oni na jego koszulce - nieprzyjemnie teraz pal膮ce, ci膮gn膮ce go w g艂臋biny dusz膮cego strachu. Nag艂e szarpni臋cie, kt贸re nieomal wyrwa艂o z niego co艣 na wz贸r szlochu, w ostatniej chwili wstrzymanego bolesnym zaci艣ni臋ciem z臋b贸w na policzku
Usu艅— Soo- — zatrzyma艂 si臋 zaraz po wypowiedzeniu zdrobnienia, nie tylko przez niepewno艣膰, ale i wkradni臋cie si臋 tak jawnego i 偶a艂osnego za艂amania g艂osu, kt贸rego stara艂 si臋 pozby膰 niedok艂adnym z艂apaniem oddechu — Nie musisz mnie s艂ucha膰 i mog臋 nic nie m贸wi膰. Sam mog臋 st膮d p贸j艣膰, Yosoo — 艂apa艂 si臋 ka偶dej mo偶liwo艣ci, nawet je艣li rozdziera艂a jego serce na p贸艂, kiedy przelotnie zradza艂a si臋 w jego g艂owie. Nie spuszcza艂 z niego spojrzenia, mimo uporczywego pieczenia oczu i z trudem 艂apanego oddechu. Nie 艣ci膮ga艂 d艂oni z klamki, cho膰 palce gro藕nie na niej dr偶a艂y, s艂abn膮c pod wp艂ywem zbyt mocnego ucisku. By艂 got贸w zrobi膰 wszystko, byleby go tutaj zatrzyma膰 - w bezpiecznym, znanym mu miejscu. Niezale偶nie od tego, ile mia艂o go to kosztowa膰, p艂ac膮c ju偶 pierwsz膮 cen臋 coraz to bardziej 艂ami膮cym si臋 i przesi膮kaj膮cym desperacj膮 g艂osem — Ale prosz臋, zosta艅.
Yechan
Powinien go wypu艣ci膰. Powinien kierowa膰 si臋 tym, co zazwyczaj; pos艂usznie wys艂ucha膰 jego pro艣by, chocia偶 nie wydawa艂a mu si臋 na miejscu. Nawet tego nie by艂 w 偶adnym stopniu pewien, trac膮c zdolno艣膰 do spojrzenia na cokolwiek obiektywnie, nie przez pryzmat dusz膮cej go paniki. Nie potrafi艂 stwierdzi膰, czy ch臋膰 opuszczenia mieszkania by艂a t膮 s艂uszn膮, i kt贸rej powinien si臋 pos艂ucha膰, czy mo偶e to on dobrze post臋powa艂, naciskaj膮c uporczywie, aby Yosoo zosta艂. Mimo to, ta wyg艂uszona, chwilowo mu obca, rozs膮dna cz臋艣膰 stara艂a si臋 przebi膰 - przekona膰, 偶e to by艂a walka z wiatrakami. 呕e zna艂 up贸r przyjaciela i to, jak niewiele m贸g艂 faktycznie zdzia艂a膰, aby zmusi膰 go do zmiany zdania. 呕e czasami nie by艂o dla niego takiej mo偶liwo艣ci. M贸wi艂a do niego z daleka, ze zbyt wielkiej odleg艂o艣ci od 艣wiadomo艣ci, kt贸ra i tak stopniowo zachodzi艂a rozemocjonowan膮 mg艂膮, aby j膮 us艂ysza艂
OdpowiedzUsu艅— Wiem — odpar艂, niemal偶e instynktownie. Wiedzia艂, 偶e nie m贸wi艂 prawdy, ten stoicki Yechan by艂 tego pewien po szybkiej analizie ca艂ej reszty sygna艂贸w. Jednak ta wersja by艂a teraz zbyt oddalona. Przys艂oni臋ta silniejszymi, niekontrolowanymi przez niego czynnikami. By艂 w stanie rozgry藕膰 jeszcze te dwa s艂owa. Nie ulec pod ich naporem, tkwi膮c jedynie pewniej przy trzymanej klamce i naprzeciw Yosoo. Z r贸wnie przek艂amanym, a mo偶e nie, przyznaniem racji. Bo mo偶e faktycznie wiedzia艂, 偶e jaka艣 cz臋艣膰 ch艂opaka go nienawidzi艂a. I nie dziwi艂o go to. W ko艅cu sam siebie nienawidzi艂.
Salwa kolejnych, przera偶aj膮co wymierzonych s艂贸w, zala艂a go z zaskoczenia. Wmurowa艂a w miejsce i z ka偶d膮 sylab膮 przesy艂a艂a rozdzieraj膮cy b贸l przez ca艂e cia艂o. Wszystkie cechy, kt贸rych by艂 艣wiadom. Wszystkie wady, z kt贸rych zdawa艂 sobie spraw臋, ale nie potrafi艂 sobie z nimi poradzi膰. Niewa偶na ju偶 by艂a cz臋艣膰 jego rozs膮dku, kt贸ra by艂a 艣wiadoma celu tych wszystkich s艂贸w; tego, 偶e by艂y wypowiadane jako taktyka obronna i niewiele za sob膮 nios艂y. Bo brzmia艂y tak szczerze, mimo s艂abn膮cego co rusz g艂osu. Wytyka艂y mu wszystko, nad czym ci臋偶ko by艂o mu zachowa膰 kontrol臋. Wszystko, do czego przyzwyczai艂 si臋 od najm艂odszych lat i by艂 pewien, 偶e by艂o tym, czego inni od niego oczekiwali. Nie potrafi艂; nie zna艂 innego sposobu.
Poczu艂 wywo艂uj膮ce dyskomfort pieczenie d艂oni, kt贸ra nie zd膮偶y艂a si臋 rozlu藕ni膰 przed nag艂ym szarpni臋ciem. Poczu艂 ten fizyczny, prawdziwy i maj膮cy rzeczywist膮 przyczyn臋, b贸l zalewaj膮cy jego cia艂o, lecz nie by艂 nawet w stanie zareagowa膰 opr贸cz pojedynczego bezwiednego, wycofuj膮cego si臋 kroku.
Owin膮艂 si臋 jedynie w艂asnymi r臋koma w niemym, obronnym ge艣cie. Niczym karcone dziecko; niczym stoj膮cy w salonie pi臋ciolatek, spotykaj膮cy si臋 ze z艂o艣ci膮 najwa偶niejszych w jego 偶yciu os贸b, bo zrobi艂 co艣 nie tak. Przypadkiem. Niezamierzenie, chc膮c zrobi膰 ca艂kowit膮 tego odwrotno艣膰.
Nie poczu艂 nawet, kiedy cisn膮ce si臋 od dawna do oczu 艂zy pojedynczo sp艂yn臋艂y po jego twarzy. Nie zwraca艂 uwagi na coraz to mocniejsze pieczenie oczu i rozedrganie warg z ka偶dym, kolejnym wyrzutem. Z ka偶d膮 niepewno艣ci膮, jak膮 zadr臋cza艂 si臋 ka偶dego dnia, cho膰 wmawia艂 sobie i innym, 偶e tak nie by艂o. Odczuwa艂 tylko rosn膮c膮 w nim pustk臋. Jak po kolei, niekontrolowanie wyrywanego z niego ka偶dy skrawek, kt贸ry stara艂 si臋 nadbudowa膰 przez te wszystkie lata.
Nie my艣lisz tak. Trzy, kr贸tkie s艂owa cisn臋艂y mu si臋 na usta, ale nie by艂 w stanie ich wypowiedzie膰. Nie wierzy艂 w nie, kiedy wszystko, mimo tej dog艂臋bnej, zbieranej latami wiedzy, trafia艂o tak dosadnie i nie wybrzmiewa艂o w jego uszach, jak zwyk艂a pr贸ba wybronienia si臋. Yosoo dostawa艂 dok艂adnie tego, czego chcia艂; rani艂 go tak g艂臋boko, nieodwracalnie, a zarazem otwiera艂 te stare, kt贸re Powell my艣la艂, 偶e zd膮偶y艂y wydobrze膰.
Odwr贸ci艂 wzrok na bok, zacisn膮艂 obola艂e i podra偶nione palce na w艂asnych, oplataj膮cych go r臋kach, coraz mocniej z ka偶dym g艂uchym, trac膮cym na sile, uderzeniem. Jego m贸zg straci艂 na umiej臋tno艣ci rozr贸偶nienia tego, co s艂ysza艂; na tym, co sz艂o za wypowiadanymi przez przyjaciela s艂owami, mieszaj膮c prawd臋 z zak艂amaniem, wykorzystywanym jako bro艅. Bro艅, kt贸r膮 ch艂opak pos艂ugiwa艂 si臋 wy艣mienicie, a Yechan po raz pierwszy stan膮艂 prosto na jej linii ognia, obrywaj膮c w ka偶dy najczulszy i obna偶any w trakcie ich ca艂ej znajomo艣ci punkt. W czu艂e punkty, kt贸re zosta艂y mu tak bezpo艣rednio, brutalnie wytkni臋te, a i tak popada艂 w nie coraz g艂臋biej. W swoj膮 nijako艣膰, w brak zdolno艣ci to postawienia na swoim. W wycofywanie si臋 z w艂asnych s艂贸w, chwilami nawet tych jeszcze niewypowiedzianych. I robi艂 teraz dok艂adnie to samo, zbyt ot臋piony promieniuj膮cym, nie tylko z cia艂a, ale i tym psychicznym, b贸lem; bezwiednie mocz膮cymi jego twarz 艂zami, kt贸re poczu艂 dopiero po ich skapni臋ciu na zaciskane r臋ce, aby zatrzyma膰 to jedno, przekl臋te s艂owo, wyp艂ywaj膮ce spomi臋dzy jego warg. To, kt贸re powinien zachowa膰 dla siebie tak wiele razy, a jednak zawsze znalaz艂o uj艣cie
Usu艅— Przepraszam.
Chan
Mimo ci膮g艂ego bronienia si臋, Yechan zwyczajnie wiedzia艂, 偶e zastraszaj膮co 艂atwo dawa艂 wci膮gn膮膰 si臋 b艂臋dnym spiralom w jego 偶yciu. Wystarczy艂a jedna, wystarczaj膮co precyzyjna wypowied藕, czy zachowanie, aby jego w膮tpliwo艣ci znalaz艂y uj艣cie. Zala艂y jego umys艂 i zmusi艂y do podwa偶enia wszystkiego, czego dotychczas by艂 pewien, nawet je艣li tylko pozornie.
OdpowiedzUsu艅Walczy艂 z tym d艂ugo; stawia艂 si臋, ile tylko m贸g艂, ale zawsze istnia艂o miejsce dla tego jednego czynnika, kt贸ry ca艂kowicie rozsuwa艂 grunt pod jego nogami. Dotychczas s艂owa Yosoo dawa艂y rad臋 go lekko musn膮膰 - wybi膰 blondyna chwilowo z rytmu, jednak nie na tyle, aby wzi膮艂 je do siebie, i 偶eby zmusi艂y go do popadni臋cia we wspomniany, irracjonalny p臋d. Par臋 razy by艂y dosadniejsze, trafia艂y bli偶ej samego 艣rodka, jednak ten zawsze by艂 unikany. Mo偶e specjalnie, mo偶e nie - nie wiedzia艂, ale dotychczas nie musia艂 si臋 nawet nad tym zastanawia膰. M贸g艂 tkwi膰 w przekonaniu, 偶e po prostu kilka z kwestii w ich 偶yciu by艂o poza zasi臋giem; niemal nietykalnymi kwestiami, kt贸rych oboje byli 艣wiadomi.
Teraz ju偶 wiedzia艂, 偶e tak nie by艂o. Sta艂, osaczony ka偶dym, pojedynczym s艂owem, jakie pad艂o z ust Yosoo i odtwarza艂o si臋 bez ko艅ca w jego g艂owie. Wybrzmiewa艂o w jego uszach, coraz mocniej zaciska艂o serce wraz z gard艂em i napiera艂o na oczy 艂zami. 艁zami, kt贸re my艣la艂, 偶e dawa艂 rad臋 trzyma膰 w sobie, lecz te sp艂ywa艂y nieprzerwanie po jego policzkach - pojedynczo, w niespiesznym tempie, acz nie pozwala艂y, aby tworzone na policzkach 艣cie偶ki ca艂kowicie wysch艂y. Zaciska艂 niemi艂osiernie wargi, a polce od zaci艣ni臋tych po bokach d艂oni odnajdywa艂y siebie nawzajem, aby niemi艂osiernie zdziera膰 sk贸r臋 przy paznokciach, wywo艂uj膮c dodatkow膮 dawk臋 b贸lu. B贸lu, na kt贸rym m贸g艂 si臋 skupi膰 zamiast na tym, kt贸re rozdziera艂o doszcz臋tnie jego serce i wywo艂ywa艂o dusz膮cy 艣cisk w klatce piersiowej.
By艂o go sta膰 jedynie na kolejn膮 porcj臋 milczenia. Coraz mocniej zaciska艂 d艂onie i wbija艂 w podra偶nion膮 sk贸r臋 paznokcie, przy ka偶dym podniesieniu g艂osu, kt贸rego nie potrafi艂 przyj膮膰 oboj臋tnie. Bola艂o, niezale偶nie od tego co s艂ysza艂. Nie potrafi艂 ju偶 na niego spojrze膰, wbijaj膮c wzrok w odleg艂y, nieokre艣lony punkt, byle nie skupia膰 si臋 na stoj膮cym niedaleko przyjacielu. Nie musia艂, skoro ca艂ym sob膮 i tak to robi艂; opuszczenie wzroku by艂o jedynym, co potrafi艂 teraz wykona膰 w swojej marnej obronie.
Nie wiedzia艂, czemu si臋 nie w艣cieka艂. Nie mia艂 wyja艣nienia dla nieustanne wyp艂ywaj膮cych z niego przeprosin, kt贸rych nie potrafi艂 opanowa膰. Po prostu nie umia艂 inaczej - za bardzo zale偶a艂o mu na Yosoo, aby go zaatakowa膰. Brakowa艂o mu cho膰by grama pewno艣ci siebie, aby odgry藕膰 si臋 r贸wnie ostrymi s艂owami. Nie m贸g艂 kaza膰 mu wychodzi膰, kiedy tak bardzo tego nie chcia艂. Mimo b贸lu, jaki teraz odczuwa艂, bo zdo艂a艂 w tak szybkim tempie przekona膰 siebie samego, 偶e na niego zas艂u偶y艂. W ko艅cu znale藕li si臋 w tej sytuacji przez niego; wywo艂a艂 mu o wiele wi臋cej cierpienia swoimi s艂owami, aby to, co teraz prze偶ywa艂, mia艂o jakiekolwiek znaczenie. Przekonywa艂 siebie w tym wszystkim, a jednak nie potrafi艂o to u艣mierzy膰 zacie艣niaj膮cej si臋 wok贸艂 jego brzucha p臋tli.
To d藕wi臋k otwieranych drzwi wyrwa艂 go z ot臋pienia i zmusi艂 do podniesienia wzroku na Yosoo. A raczej zatrzaskuj膮ce si臋 w艂a艣nie drzwi i straszliw膮 pustk臋, jaka teraz przed nimi istnia艂a.
Zamar艂 ze zdrobnieniem na ustach, niemaj膮cym nawet okazji wybrzmie膰. Z d艂oni膮 zawieszon膮 w po艂owie drogi, kt贸ra pr贸bowa艂a powstrzyma膰 ch艂opaka przed wyj艣ciem, teraz mog膮ca jedynie z dr偶eniem opa艣膰 na klamk臋.
Ch艂贸d, do kt贸rego by艂 tak przyzwyczajony. Porz膮dek wiecznie panuj膮cy w ka偶dym pokoju i zakamarku. Zachowana niemal偶e perfekcyjna symetria pod ka偶dym aspektem. Wszystko nagle sprawia艂o wra偶enie zbyt przyt艂aczaj膮cego. Dziwnie go osaczaj膮cego, a zarazem zostawiaj膮cego po sobie poch艂aniaj膮c膮 go pustk臋, w kt贸rej nie potrafi艂 si臋 zaszy膰. Wystarczy艂a chwila ciszy, aby w pe艂ni do niego dotar艂o, 偶e zosta艂 sam. Sam w pustym, tak mu znanym, a teraz dziwnie obcym, apartamencie. Z nieposprz膮tan膮 kuchni膮 przypominaj膮c膮 o porannym, b艂ogim 艣niadaniu. Z niepo艣cielonym 艂贸偶kiem, na kt贸rym dalej osiada艂 zapach Yosoo, wybijaj膮cy si臋 ponad wszystko. Przemoczona bluza dalej le偶a艂a niedbale na pod艂odze, a koc przesi膮ka艂 wod膮 osadzon膮 na kanapie, dop贸ki roztrz臋sione d艂onie Powella, nagle z przeszywaj膮cym, promieniuj膮cym z ka偶dego rozci臋cia, g艂臋bszej rany i podra偶nienia sk贸ry, b贸lem, nie podnios艂y okrycia i ubrania. Nie zdo艂a艂 zrobi膰 z nimi kroku, nim trac膮ce na sile nogi zmusi艂y go do zaj臋cia miejsca na kanapie. Nie interesowa艂 go ch艂贸d bij膮cy od obu materia艂贸w, teraz bezwiednie u艂o偶onych na jego kolanach. Nie interesowa艂 si臋 niczym, kiedy chowa艂 twarz w r臋kach, wplataj膮c d艂onie w dalej mokre w艂osy i zaciskaj膮c na nich palce.
Usu艅Mia艂 zrobi膰 tylko jedno - by膰 dla Yosoo, kiedy go potrzebowa艂. Zaoferowa膰 mu bezinteresowne wsparcie; rami臋, kt贸re zawsze by艂o dost臋pne, je艣li potrzebowa艂 si臋 wy偶ali膰. Wyrozumia艂o艣膰, niezale偶n膮 od absurdu, kt贸ry miejscami potrafi艂 zaistnie膰 w ich rozmowach. Tylko tyle. Mia艂 po prostu by膰 przy nim.
Zamiast tego zachowa艂 si臋 jak najwi臋kszy dra艅. Zrani艂 go, kiedy otworzy艂 si臋 przed nim, jak nigdy; opu艣ci艂 wiecznie trzyman膮 gard臋. Naplu艂 na niego i jego w艂asne uczucia, kt贸rymi odwa偶y艂 si臋 z nim podzieli膰. Cho膰 kompletnie nie o to mu chodzi艂o, o czym i tak zd膮偶y艂 ju偶 zapomnie膰.
W przeci膮gu kilku minut zdo艂a艂 straci膰 wszystko, co ostatnie lata trzyma艂o go przy 偶yciu. I to na w艂asne 偶yczenie.
Yechan
Sp臋dzi艂 na kanapie… tak naprawd臋 nie wiedzia艂 ile czasu. Mog艂a min膮膰 minuta, mo偶e dwie, ale r贸wnie dobrze godzina. By艂 zbyt przej臋ty zaciskaj膮cymi si臋 na w艂osach i sk贸rze g艂owy palcami, z trudem 艂apanym oddechem, kt贸rego nie potrafi艂 unormowa膰. Z ch艂odem, kt贸ry owiewa艂 jego cia艂o, cho膰 siedzia艂 w mieszkaniu. Bo brakowa艂o tego jednego, dok艂adnego ciep艂a. Ciep艂a bij膮cego od cudzego cia艂a, pod艣wiadomie r贸wnie偶 wyczuwalnego, kiedy sta艂o kilka metr贸w dalej. Wype艂nienia pustki w ten niby nieznaczny, a jednak kluczowy dla niego teraz moment.
OdpowiedzUsu艅Stara艂 si臋 wyg艂uszy膰 wszystkie wyrzuty w g艂owie - swoje w艂asne co do podj臋tej decyzji, jak i te, kt贸re mia艂 okazj臋 us艂ysze膰 bezpo艣rednio. Z ust najbli偶szej mu osoby, kt贸rej ufa艂 bezgranicznie, mimo tego, 偶e zdawa艂 sobie spraw臋, jak idiotyczne to by艂o. Nie powinien by艂 pok艂ada膰 w nim tyle zaufania; nie powinien zrzuca膰 na Soo takiego ci臋偶aru. Wzbudzi膰 potencjalnego poczucia powinno艣ci. Mo偶e nigdy w og贸le nie powinien by艂 pozwoli膰 sobie na to prze艂amanie si臋 - odnalezienie w kim艣 miejsca na otworzenie si臋 i danie uj艣cia trapi膮cym go my艣l膮. Wyszliby lepiej na tym, gdyby dalej trzyma艂 si臋 swoich, surowych wobec siebie, regu艂.
Stara艂 si臋 wyrwa膰 z amoku sprz膮taniem, lecz ka偶da pr贸ba spotka艂a si臋 z niepowodzeniem. Nie da艂 rady od艂o偶y膰 mokrych rzeczy gdzie艣 w 艂azience. Przy samym podniesieniu brudnych talerzy jego d艂onie dr偶a艂y jeszcze mocniej, a 偶o艂膮dek skr臋ca艂 si臋 i wywo艂ywa艂 przyt艂aczaj膮ce go md艂o艣ci. Nie m贸g艂 po艣cieli膰 艂贸偶ka, zamieraj膮c przy granicy materaca i ledwo muskaj膮c czubkami palc贸w wymi臋t膮 poduszk臋, na kt贸rej spa艂 Yosoo. Mo偶e by艂by nawet w stanie dojrze膰 na bia艂ej poszewce najbledszy, ledwie widoczny 艣lad po r贸偶owej farbie - co艣, co r贸wnie偶 mia艂 w zwyczaju mu wypomina膰, cho膰 zawsze skrupulatnie je pra艂 i szykowa艂 na jego kolejne przyj艣cie.
Z ka偶d膮 godzin膮 by艂o mu coraz ci臋偶ej. Skr臋t 偶o艂膮dka nie pozwala艂 mu cho膰by na ulotn膮 my艣l o jedzeniu, od razu 艣ciskaj膮c si臋 jeszcze bardziej, wraz z gard艂em. Nie potrafi艂 zaj膮膰 si臋 czymkolwiek innym, ni偶 zatracaniem si臋 we w艂asnych my艣lach. Spotyka艂 si臋 z coraz wi臋kszymi wyrzutami sumienia, z my艣l膮 o tym, 偶e pozwoli艂 mu wyj艣膰 w chwili egoistycznej s艂abo艣ci, a teraz nawet nie wiedzia艂, dok膮d poszed艂. Co si臋 z nim dzia艂o. Czy wszystko by艂o w porz膮dku.
Chcia艂 zadzwoni膰. Trzyma艂 telefon dobre kilka minut - mo偶e d艂u偶ej, czas przelatywa艂 mu przez palce, a zarazem niemi艂osiernie si臋 d艂u偶y艂. Lecz nigdy nie wykr臋ci艂 zapami臋tanego numeru. Bo wiedzia艂, 偶e Yosoo nie odbierze. I wiedzia艂, 偶e by艂o to ostatnim, czego chcia艂 lub oczekiwa艂. Ale nie potrafi艂 siedzie膰 bezczynnie.
Po raz kolejny p臋k艂. Si臋gn膮艂 po jedn膮 z linii ratunkowych, aby wykluczy膰 grono potencjalnych opcji. Napisa艂 pod niewinnym, nic nieznacz膮cym pretekstem do kilku z dzielonych znajomych. 艁agodnie, oboj臋tnie wypyta艂, czy rozmawiali ostatnio z ch艂opakiem, za ka偶dym razem u偶ywaj膮c innej, zwodniczej wym贸wki. Podczas gdy tak naprawd臋, z ka偶d膮 odpowiedzi膮 nie umia艂 stwierdzi膰, czy czu艂 ulg臋, czy jeszcze wi臋ksz膮 panik臋.
Doprowadzi艂y jednak do czego艣 dobrego. Ka偶dy, negatywny odzew u艣wiadamia艂 go w jednym; przypomina艂 o us艂yszanych tydzie艅 temu s艂owach. Niedos艂owne, owiane nut膮 tajemnicy, a zarazem zdradzane pozytywn膮 i ciep艂膮 barw膮 g艂osu, kiedy opowiada艂 mu histori臋. Dziwny spok贸j i wyj膮tkowo艣膰 miejsca, nigdzie indziej spotykana w Nowym Jorku.
Przekl臋te, a zarazem urzekaj膮ce, zoo, w kt贸rym Yosoo zaryzykowa艂 w艂asnym bezpiecze艅stwem, byleby on m贸g艂 wyj艣膰 z tego bez szwanku. Miejsce, gdzie gwa艂townie dociera艂o do niego wszystko z dwojon膮 si艂膮; gdzie przekonywa艂 si臋, jak bardzo pragn膮艂 sp臋dza膰 z nim tak ka偶d膮 chwil臋, niezale偶nie od tego, co ich otacza艂o.
I po raz kolejny sta艂 przed ogrodzeniem po godzinach otwarcia plac贸wki. Z pozostawion膮 przez przyjaciela kurtk膮, kurczowo zaciskaj膮c na niej jedn膮 z d艂oni. Z przyspieszonym oddechem, bo nie da艂 rady nawet podnie艣膰 kluczyk贸w od samochodu i zdecydowa艂 si臋 przyj艣膰 bezmy艣lnie piechot膮. Z dygocz膮cymi ramionami, bo w mi臋dzyczasie zapomnia艂 zabra膰 czego艣 na wierzch dla siebie samego opr贸cz naci膮gni臋tej na siebie podczas dnia bluzy.
Chwyceniu barierki brakowa艂o pewno艣ci, a dr偶膮ce palce z trudem owija艂y si臋 wok贸艂 ch艂odnego metalu. Nie艣wiadomie unosi艂 sw贸j ci臋偶ar, aby przerzuci膰 go wraz z kurtk膮 na drug膮 stron臋. Zbyt pochopnie, bez pomy艣lunku i dodatkowego planu. Z uginaj膮c膮 si臋 pod nim nog膮, kiedy krzywo stan膮艂 i z kolejn膮 dawk膮 piek膮cego b贸lu, kiedy podpiera艂 si臋 d艂o艅mi o nier贸wn膮 艣cie偶k臋, aby unikn膮膰 ca艂kowitego, 偶enuj膮cego upadku. Z nieurokliwym przetarciem na dresach w miejscu, gdzie jego kolano spotka艂o si臋 z ziemi膮. Nie zwr贸ci艂 jednak na to wszystko uwagi, kiedy wydarzy艂o si臋 przesz艂o w przeci膮gu kilku sekund. By艂 zbyt przej臋ty gwa艂townym podniesieniem si臋 i upewnieniem, 偶e kurtka na tym nie ucierpia艂a. Ignorowa艂 niezno艣ny dyskomfort, kt贸rego po raz kolejny dorobi艂 si臋 przez swoj膮 nieuwag臋, teraz id膮cy od d艂oni i zapewne obitego kolana. Przyspieszy艂 jedynie kroku, staraj膮c si臋 przypomnie膰 sobie drog臋, kt贸r膮 prowadzi艂 go Yosoo. Zgubi艂 si臋, nawet kilka razy i za ka偶dym razem cudem unika艂 wej艣cia prosto pod o艣wietlaj膮c膮 otoczenie lamp臋, czy pod nos kt贸remu艣 z oddalonych ochroniarzy.
Usu艅W ko艅cu us艂ysza艂 ciche piski. Zapami臋tane tak wyra藕nie, dziwnie ut臋sknione, ptasie odg艂osy, za kt贸rymi samoistnie pow臋drowa艂, czuj膮c jedynie, jak gula w gardle na nowo narasta, wraz ze strachem i stresem.
Ca艂y ten czas nie przemy艣la艂 tego, co planowa艂 tak naprawd臋 zrobi膰. Nie wiedzia艂, co powie. Nie wiedzia艂, czy w og贸le powinien co艣 powiedzie膰. Nie zd膮偶y艂 nad tym pomy艣le膰, kiedy widok siedz膮cego na 艂awce Yosoo przyni贸s艂 ze sob膮 kuj膮cy miks emocji, z kt贸rym nie potrafi艂 sobie poradzi膰. I kt贸ry zaprowadzi艂 go obok, zmusi艂 do wyci膮gni臋cia zdradliwie dr偶膮cej d艂oni, kurczowo trzymaj膮cej kurtk臋 w jego kierunku, a zarazem nie potrafi艂 nam贸wi膰 go do przerwania milczenia.
Wiedzia艂, 偶e gdy tylko rozchyli wargi, nie powstrzyma tkwi膮cych mu w gardle przeprosin i 艂ez, ponownie cisn膮cych mu si臋 do oczu.
Chan
Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e jego obecno艣膰 nie by艂a czym艣 chcianym. Spotka艂 si臋 z t膮 my艣l膮 jeszcze przed wyj艣ciem z mieszkania, przed doj艣ciem do wniosku, 偶e ch艂opak znajdowa艂 si臋 w艂a艣nie tutaj. Dosta艂 jasny sygna艂, 偶e Yosoo nie chcia艂 go widzie膰. Mo偶liwe, 偶e nawet nie chcia艂 mie膰 z nim nic wi臋cej wsp贸lnego, swoim wyj艣ciem i trza艣ni臋ciem drzwi zamykaj膮c r贸wnie偶 te prowadz膮ce do ich przyja藕ni, czy mo偶e coraz bardziej komplikuj膮cej si臋 relacji. Tej, kt贸rej dalej jasno nie okre艣lili.
OdpowiedzUsu艅Us艂yszane s艂owa jedynie potwierdzi艂y jego przekonanie, i zmusi艂y do dalszego trzymania w艂asnej odpowiedzi na czubku j臋zyka. Bo wiedzia艂. Zdawa艂 sobie spraw臋, jak namiesza艂 wcze艣niej, jak i z tego, do czego doprowadzi艂 teraz, utrudniaj膮c im niemal偶e wszystko. Doprowadzaj膮c do zrujnowania tego, co budowali - mo偶e miejscami za szybko i nieuwa偶nie. A i tak nic innego nie da艂oby rady przej艣膰 przez jego usta, kiedy straci艂 zaufanie wobec w艂asnego g艂osu i tego, czy potrafi艂by nad nim zapanowa膰 w tak kluczowej chwili, jak ta. Gdzie pojedynczy, g艂o艣niejszy szmer m贸g艂 doprowadzi膰 do zlecenia si臋 ochrony.
Zacisn膮艂 wi臋c jedynie palce na kurtce, nie bior膮c pod uwag臋 tego, 偶e m贸g艂 j膮 teraz brudzi膰 ziemi膮 i niezaschni臋tym jeszcze zadrapaniem, jakiego si臋 dorobi艂 chwil臋 wcze艣niej. Odnajdywa艂 w tym marny punkt zaczepienia. Mo偶liwo艣膰 wytrwania w swoim miejscu, cho膰 ostatkami si艂. Pozwala艂o mu to zaj膮膰 czym艣 d艂onie, a tym samym samego siebie, nawet je艣li tylko na kr贸tki moment i nie艣wiadomie.
Stara艂 si臋 zignorowa膰 kolejny, tym razem mo偶e i niezamierzony, cios, trafiaj膮cy w wyniszczony, a zarazem obna偶ony z masy wybudowanych wok贸艂 siebie mur贸w, czu艂y punkt. Bo przecie偶 chcia艂 by膰 dla niego ca艂kowit膮 tego odwrotno艣ci膮 - szans膮 na ustabilizowanie 偶ycia, znalezienie w nim tego pewnego elementu, kt贸ry pozwala艂 poczu膰 wybawienie od niechcianego p臋du i codzienno艣ci. A zamiast tego wprowadzi艂 jeszcze wi臋cej zamieszania. Naruszy艂 wyznaczon膮 mu przez rodzic贸w 艣cie偶k臋, wyrz膮dzaj膮c przy tym wi臋cej krzywd, ni偶 potrafi艂 w danym momencie zliczy膰.
Z trudem przysz艂o mu utrzymanie wzroku na przyjacielu. Ju偶 po dw贸ch sekundach musia艂 go odwr贸ci膰, kiedy przenikliwe spojrzenie zbyt bardzo wdziera艂o si臋 do 艣rodka i obdziera艂o z rozszarpanych, ochronnych warstw, kt贸re r贸wnie dobrze mog艂y teraz nie istnie膰. Odbieg艂 w艂asnym gdzie艣 na bok; zwr贸ci艂 go na jednego z wielu, obecnych w klatkach, ptak贸w, acz kompletnie si臋 na nim nie skupia艂. Nie przywo艂a艂by, jakiego by艂 koloru, czy nale偶a艂 do tych wi臋kszych, poka藕niejszych, czy mo偶e tych skromniejszych, dla niekt贸rych nijakich, a dla Yechana dziwnie znajomych. Musia艂 jednak utkwi膰 wzrok gdzie indziej, ni偶 w kruchej postaci Yosoo. Tylko tym razem b臋d膮cej w takim stanie z jego winy. Przez jego s艂owa i nieprzemy艣lane decyzje. Prezentowa艂 si臋 niemal identycznie, jak poprzedniego dnia, gdy stan膮艂 w drzwiach jego mieszkania. Bliski p臋kni臋cia, zdruzgotany po rodzinnej k艂贸tni, do kt贸rej r贸wnie偶 bezpo艣rednio si臋 przy艂o偶y艂.
Z ka偶d膮 my艣l膮, jaka przebiega艂a mu przez g艂ow臋, zapewnia艂 samego siebie, jak bardzo niepotrzebny by艂 w 偶yciu przyjaciela. Jak wiele szk贸d mu wyrz膮dzi艂, nieraz bez udzia艂u 艣wiadomo艣ci. Bez kierowania si臋 takim zamiarem.
I mimo tej 艣wiadomo艣ci, znowu sta艂 przed nim. Wprasza艂 si臋 w jego 偶ycie i podejmowane decyzje, cho膰 dosta艂 jasny sygna艂, 偶e by艂 niechciany. Czemu ten jeden raz nie m贸g艂 wr贸ci膰 do starych przyzwyczaje艅. Do tego wszystkiego, co zosta艂o mu wytkni臋te i usun膮膰 si臋 z 偶ycia przyjaciela po pierwszej, nawet tej po艣redniej, pro艣bie o wykonanie tego.
Dopiero po kolejnych, cichych s艂owach spr贸bowa艂 ponownie na niego spojrze膰. Na marniej膮cego ch艂opaka, z zaczerwienionymi oczami, jak i d艂o艅mi od ch艂odu. Z nieznacznie wywijaj膮cymi si臋 w poszczeg贸lnych miejscach w艂osami przez wcze艣niejsze niewysuszenie ich. Z lekko dr偶膮cymi ramionami od ch艂odu, co jedynie wywo艂a艂o kolejny zacisk palc贸w i nieznaczne, zdystansowane, podsuni臋cie kurtki po raz kolejny w kierunku Yosoo. Jego chwilowe zamkni臋cie oczu wydawa艂o si臋 czym艣 zbawiennym, chwil膮, aby otar艂 r臋kawem bluzy oczy i naci膮gn膮艂 go na rozedrgan膮 d艂o艅, aby zakry膰 jej op艂akany stan
Usu艅— We藕 j膮 — poprosi艂 ze wst臋pnym zawahaniem si臋, mo偶e przera偶eniem po us艂yszeniu w艂asnego s艂abego i zrozpaczonego g艂osu, ledwie przebijaj膮cego si臋 przez cichy 艣wiergot poszczeg贸lnych ptak贸w, kiedy z jego ust pad艂a kolejna, r贸wnie mizerna, pro艣ba, 艂amliwie przechodz膮ca przez jego usta — I wr贸膰 do mieszkania, prosz臋.
Yechan
Odruchowo, nieelegancko poci膮ga艂 sporadycznie nosem podczas dalszej walki z napi臋ciem i 艂zami, kt贸re napiera艂y na oczy jeszcze bardziej z ka偶dym s艂owem przyjaciela, jak i przez ch艂贸d coraz agresywniej obejmuj膮cy jego cia艂o, wybudzaj膮ce niekontrolowanie, s艂abe dr偶enie przy kolejnych podmuchach wiatru
OdpowiedzUsu艅— Ty te偶 — odpowiedzia艂 niezbyt b艂yskotliwie, acz zgodnie z prawd膮. Yosoo musia艂 marzn膮膰, a Yechan musia艂by by膰 g艂upi lub 艣lepy, 偶eby tego nie zauwa偶y膰. Nie wiedzia艂, ile sp臋dzi艂 w zoo czasu, lecz wystarczy艂a sama 艣wiadomo艣膰, 偶e ju偶 od jakiego艣 czasu znajdowa艂 si臋 na dworze. Ba艂 si臋 pomy艣le膰, 偶e od samego momentu opuszczenia mieszkania, od kt贸rego min臋艂o kilka, prawdopodobnie blisko kilkunastu godzin.
Chcia艂 mu j膮 odda膰, nie czu艂 potrzeby, aby okrywa膰 trz臋s膮ce si臋 ramiona kolejn膮 warstw膮, a mimo to pos艂usznie, cho膰 niedbale i z bli藕niaczym roztrz臋sieniem naci膮gn膮艂 kolorow膮 kurtk臋 na siebie. Wr臋cz odurzaj膮co pachn膮c膮 siedz膮cym na 艂awce ch艂opakiem. Zbyt bole艣nie przedzieraj膮c膮 si臋 do jego nosa i wzmagaj膮c膮 ka偶dy z odczuwanych dyskomfort贸w. Nie potrafi艂 stwierdzi膰, czy faktycznie z tego powodu - przez brak komfortu i niech臋膰, czy mo偶e przez b贸l i dosypywanie soli do rozdrapanych doszcz臋tnie ran, kt贸re teraz si臋 na nim prezentowa艂y. Otwarcie, bez mo偶liwo艣ci ich zakrycia lub zamaskowania marn膮 wym贸wk膮. Za bardzo ujawni艂, jak bardzo wzi膮艂 to wszystko do siebie. Cho膰 wiedzia艂, 偶e nie powinien. 呕e gdzie艣 w odm臋tach rozs膮dku zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e prawdopodobnie by艂y ciosem poni偶ej pasa i niedozwolon膮 zagrywk膮, byleby wyj艣膰 z sytuacji zwyci臋sko, czy mo偶e zdoby膰 kilka chwil dla siebie
— Za pi臋膰 minut ty masz j膮 ubra膰 — mrukn膮艂 jedynie niewyra藕nie, rozlu藕niaj膮c instynktownie zaciskaj膮ce si臋 na r臋kawach d艂onie, kt贸re mimo to, zd膮偶y艂y ju偶 ubrudzi膰 okrycie mieszank膮 piachu i zaschni臋tej krwi. Wyrwa艂 si臋 na moment z p臋du my艣li tylko po to, aby zaraz do niego wr贸ci膰.
Do sytuacji z rana i tego, jak ka偶de ze s艂贸w idealnie wiedzia艂o, gdzie trafi膰. Do tego, 偶e sam si臋 o to tak naprawd臋 prosi艂 przez sw贸j kompletny brak talentu co do wyra偶ania siebie, czy do bycia tym potrzebnym Yosoo filarem. Do stresu, kt贸ry niebezpiecznie szybko do niego wraca艂, kiedy dociera艂o do niego, gdzie by艂 i co zrobi艂. Znowu w艂ama艂 si臋 na teren zoo, tym razem sam, o wiele mniej umiej臋tnie i z setkami dowod贸w na to, 偶e nie by艂 przypadkowym go艣ciem plac贸wki, kt贸ry si臋 zgubi艂 i nie wyszed艂 o czasie. Dziura w spodniach, przedarte d艂onie, jak i ca艂y jego wygl膮d, prezentuj膮cy si臋 o wiele mniej, ni偶 korzystnie, mog艂y 艣wiadczy膰 tylko o jednym. Z trudem jednak potrafi艂 skupi膰 si臋 na tym czynniku, wywo艂uj膮cym stres. By艂 obecny, przypomina艂 o sobie, lecz Yechan my艣la艂 tylko o tym drugim. O panice, jaka na nim osiada艂a z my艣l膮, 偶e to mog艂a by膰 jego ostatnia szansa na rozmow臋 z Yosoo. Ostatnia szansa na zobaczenie go, nim postanowi zerwa膰 ich znajomo艣膰 po zostaniu zdradzonym.
Chwila milczenia, obejmuj膮ca tylko trzy minuty, sprawia艂a wra偶enie kilku godzin. Tkwi艂 w zajmowanym przez siebie miejscu, hamuj膮c si臋 przed odruchowym skubaniem materia艂u kurtki, zast臋puj膮c j膮 odruchowo sk贸r膮 d艂oni, tak bez pohamowania oddaj膮c si臋 niezno艣nemu tikowi. I czeka艂. Czeka艂 na reakcj臋 ze strony Soo - jak膮kolwiek. Z艂o艣膰, oboj臋tno艣膰, cokolwiek. Po prostu chcia艂, aby co艣 powiedzia艂, nawet je艣li mia艂o by膰 to kolejnym odrzuceniem i przerwaniem jednej z nici podtrzymuj膮cych ich relacj臋. Kiedy艣 sprawiaj膮cych wra偶enie wykonanych ze stali, a teraz wygl膮daj膮cych na niesamowicie kruche.
I mimo gotowo艣ci na us艂yszenie czegokolwiek, poczu艂 zacisk gard艂a, kiedy spomi臋dzy warg Yosoo pad艂a kolejna odmowa, czy raczej co艣 na jej wz贸r. Zaciska艂 z臋by, aby zmusi膰 si臋 jakkolwiek do wzi臋cia stabilniejszego oddechu, a zarazem powstrzyma膰 dr偶enie ust, z艂udnie licz膮c na to, 偶e dalej mia艂 szans臋 prezentowania opanowanego frontu
— Nie mo偶esz tutaj spa膰. Albo na komisariacie — zaprzeczy艂, mimo strachu, jaki odczuwa艂 przy tej pr贸bie postawienia si臋. 艁apa艂 si臋 teraz na tym, cho膰 pod艣wiadomie, 偶e zwyczajnie ba艂 si臋 powiedzie膰 cokolwiek. 呕e powie co艣 nie tak; nie w tym kierunku; zbyt poprawnego, a mo偶e zbyt wycofanego i niepewnego. Wyuczonego i dopasowanego sytuacji, a mo偶e za bardzo nakierowanego chwil膮 sytuacj膮. 呕e je艣li powie co艣, co z serca cisn臋艂o mu si臋 na j臋zyk, nie da rady przy tym wytrwa膰, zaraz si臋 wycofuj膮c. Ka偶da opcja wydawa艂a mu si臋 teraz t膮 b艂臋dn膮.
Usu艅— Wr贸膰 przynajmniej na t臋 jedn膮 noc, potem… — zawaha艂 si臋, nie wiedz膮c, jak chcia艂 sko艅czy膰 zdanie. Potem da mu spok贸j? Spodziewa艂 si臋 po tych s艂owach z艂o艣ci. Potem mo偶e i艣膰? Nie chcia艂 sprawi膰 wra偶enia, 偶e chcia艂 si臋 go pozby膰. Wi臋c potem co? Sam ju偶 nie wiedzia艂, przez co panikowa艂 z ka偶d膮 sekund膮 coraz bardziej, staraj膮c si臋 przy tym tego po sobie nie pokaza膰 — potem zobaczysz.
Tych te偶 偶a艂owa艂. 呕a艂owa艂by chyba wszystkiego, co teraz powie. Doszuka艂by si臋 w ka偶dym s艂owie czego艣, co nie powinno by艂o teraz wybrzmie膰. Nakr臋ca艂 siebie samego, zmuszaj膮c nogi do wi臋kszego dr偶enia tak jak d艂oni, w ka偶dym momencie b臋d膮c gotowym zrzuci膰 to na panuj膮cy ch艂贸d.
Brn膮艂by w to dalej, gdyby nie niespodziewane, wybijaj膮ce go tak umiej臋tnie z krzywego, narzuconego niespodziewanie, rytmu, wyznanie Yosoo. B艂臋dne, kompletnie niepokrywaj膮ce si臋 z tym, co Powell odczuwa艂 od jego wyj艣cia. By艂 mo偶e kr贸tki, niewa偶ny moment, podczas kt贸rego chcia艂, 偶eby znikn膮艂 mu z oczu. Czy mo偶e raczej, podczas kt贸rego to on chcia艂 znikn膮膰 mu z oczu. Ukry膰 si臋 przed tym rozemocjonowanym, zbola艂ym spojrzeniem, w kt贸rym potrafi艂 doszuka膰 si臋 jedynie szczero艣ci, kiedy potrzebowa艂 zapewnienia, 偶e wszystko, co us艂ysza艂, nic nie znaczy艂o
— Nie m贸w g艂upot — zacz膮艂, zbieraj膮c si臋 jedynie na grymas marnie udaj膮cy cie艅 u艣miechu, nieprzebijaj膮cy si臋 przed rozedrgane wargi, a zarazem pozwalaj膮cy pojedynczym, nieobj臋tych rozp臋dzonymi my艣lami s艂owom na ujrzenie 艣wiat艂a dziennego — Potrzebuj臋 Ci臋.
chan:/
Jak to nie? Sk膮d Yosoo m贸g艂 wiedzie膰, czego Yechan potrzebowa艂, a czego nie, skoro on sam nie by艂 tego pewien. Cho膰 mimo tego, chwilami by艂 przekonany, 偶e to nie woda, powietrze i forma jedzenia by艂y potrzebne mu do 偶ycia, ale w艂a艣nie Soo. Jego blisko艣膰, wsparcie, nawet samym byciem na wyci膮gni臋cie r臋ki. Ukojenie w tym, 偶e kto艣 go potrzebowa艂. A teraz dowiadywa艂 si臋, po raz kolejny, 偶e nie by艂o to prawd膮.
OdpowiedzUsu艅Nie o to chodzi艂o przyjacielowi. Nie taki mia艂 zamiar w swoich s艂owach i po raz kolejny, ch艂odno my艣l膮ca cz臋艣膰, ta ju偶 dawno wyciszona i wy艂膮czona z pod艣wiadomo艣ci, wiedzia艂a o tym. Rozumia艂a przekaz dok艂adnie tak, jak powinna. Widzia艂a to, 偶e pod czysto logicznym, biologicznym i rzeczywistym wzgl臋dem, nie potrzebowali siebie wzajemnie do 偶ycia. Ich znikni臋cie nie doprowadzi艂oby do wyniszczenia cykl贸w biologicznych w organizmie, nie sprawi艂oby, 偶e Yechan straci艂by mo偶liwo艣膰… po prostu 偶ycia. Jednak dla niego tak by艂o.
Czu艂, z ka偶dym dniem coraz bardziej, 偶e robi艂 si臋 zale偶ny od Yosoo. Zbyt zale偶ny, lecz nie umia艂 nic na to poradzi膰. Przy ka偶dej z ich k艂贸tni, nawet tej pierwszej, kt贸ra zaogni艂a dalszy ci膮g wydarze艅, widzia艂, jak trudno funkcjonowa艂o mu si臋 bez niego. Popada艂 o wiele szybciej i gro藕niej w b艂臋dne ko艂a, jakim sam dawa艂 pocz膮tek. W膮tpi艂 jeszcze bardziej w ka偶d膮 z podejmowanych decyzji, chwilami nie b臋d膮c nawet w stanie, aby podj膮膰 jak膮kolwiek. Wrzuca艂 si臋 w wir zdradliwych mechanizm贸w, tylko po to, aby chwil臋 p贸藕niej wszystkiego 偶a艂owa膰. Czy wr臋cz przeciwnie, wraca艂 do zwyczaj贸w z pocz膮tku studi贸w, tych, kt贸re dalej piel臋gnowa艂, lecz na zawy偶onym nasileniu. Studiowa艂, dop贸ki przez pieczenie oczu nie dorobi艂 si臋 b贸lu g艂owy. Sp臋dza艂 na basenie kilka bitych godzin, nie bior膮c pod uwag臋 swojego zdrowia i zm臋czenia, jakie ogarnia艂o jego cia艂o przy ka偶dej, kolejnej d艂ugo艣ci. Zajmowa艂o to jego g艂ow臋, pozwala艂o skupi膰 si臋 na czym艣 innym, a w dodatku co艣 na tym zyskiwa艂.
Ale Yechan nie chcia艂 tak 偶y膰. 呕ycie by艂o ostatnim, o czym wtedy my艣la艂, skoro w chwilach, kiedy nie m贸g艂 zaj膮膰 si臋 czymkolwiek innym, ni偶 zatapianie si臋 w wirze wspomnie艅 i “co by by艂o gdyby”, nie czu艂 niczego wi臋cej, opr贸cz bezsilno艣ci i zrezygnowania. Jasnej decyzji, 偶e to wszystko by艂o tak naprawd臋 bez sensu.
Potrzebowa艂 Yosoo, niezale偶nie od tego, co ten pr贸bowa艂 mu teraz wm贸wi膰, czy mo偶e pr臋dzej wyja艣ni膰. A jednak nie by艂 w stanie si臋 postawi膰, zaciska艂 jedynie mocniej wargi i wbija艂 palce w d艂o艅, s艂uchaj膮c kolejnych s艂贸w. R贸wnie dotkliwych, cho膰 zaznaczaj膮cych prawdziw膮 enigmatyczno艣膰 tego, co pr贸bowa艂 mu przekaza膰. Nie podoba艂o mu si臋. Nienawidzi艂 tego nag艂ego, ponownego, odwr贸cenia r贸l, kiedy to Yosoo podchodzi艂 do wszystkiego racjonalnie, logicznie, kiedy emocje odgrywa艂y pierwsze skrzypce. Stara艂 si臋 podzieli膰 jego tok my艣lenia, teraz tak mu mieszaj膮cy w g艂owie, utrudniaj膮cy zrozumienie czegokolwiek, a jedynie komplikuj膮cy wszystko jeszcze bardziej. W tym jednym jednak m贸g艂, nawet teraz, si臋 zgodzi膰 - cokolwiek by艂o mi臋dzy nimi, by艂o cholernie skomplikowane.
Instynktownie wykona艂 sp艂oszony krok w ty艂, lekkie spi臋cie i drgni臋cie cia艂a, kiedy przyjaciel podni贸s艂 si臋 z 艂awki i stan膮艂 zaraz przed nim, nagle niweluj膮c obecny od dobrych kilku minut dystans, a tak naprawd臋 od kilkunastu godzin. Zorientowa艂 si臋 za p贸藕no, z wbitym ju偶, r贸wnie wystraszonym spojrzeniem, po raz pierwszy w twarz Yosoo, dopiero po tych kilku sekundach wracaj膮c na zajmowane wcze艣niej miejsce, z kolejnymi przeprosinami cisn膮cymi si臋 na usta. Nie chcia艂 si臋 go ba膰, a nie wiedzia艂, co czu艂, je艣li mia艂 by膰 ze soba szczery. Nie chcia艂 robi膰 czegokolwiek, co mog艂oby wzbudzi膰 w przyjacielu poczucie winy, kolejn膮 fal臋, zrozumia艂ej i s艂usznej, z艂o艣ci.
Prze艂kn膮艂 odruchowo 艣lin臋, kiedy Yosoo powr贸ci艂 s艂owami do chwili przed jego wyj艣ciem, zastygaj膮c jednak dalej w bezruchu. Nie skin膮艂 nawet g艂ow膮, nie potrafi艂 przyzna膰 mu racji, cho膰 cz臋艣膰 jego zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e tak by艂o. Przecie偶 zna艂 te przekl臋te zagrywki Soo, ale przede wszystkim to, jak skuteczne by艂y. W膮tpi艂 jednak za bardzo w siebie samego, aby uwierzy膰, 偶e na to nie zas艂u偶y艂. By艂o odwrotnie. By艂 przekonany, 偶e ka偶de z celnie wymierzonych s艂贸w by艂o czym艣, co powinien by艂 us艂ysze膰.
Usu艅Mnie te偶 boli. Cisn臋艂o mu si臋 na usta, nie tylko pod wzgl臋dem wybuchu z艂o艣ci, kt贸rego by艂 odbiorc膮, ale i o ca艂okszta艂t. O wszystko, co mia艂o miejsce i odciska艂o si臋 na nim nieprzerwanie od pierwszego uniesienia si臋 Yosoo. Ale nie m贸g艂 mu tego powiedzie膰. Nie, kiedy by艂 艣wiadomy, jaki mia艂o to wyd藕wi臋k. Oskar偶ycielskie, wytykaj膮ce win臋, kt贸rej nie powinien si臋 w nim teraz doszukiwa膰, bo jedyne co chcia艂 zrobi膰 to podkre艣li膰, 偶e da艂 rad臋 osi膮gn膮膰 to, czego chcia艂. Niewa偶ne, jak pokr臋tnie i krzywo to brzmia艂o, w dobrym tego znaczeniu
— Te偶 nie potrafi臋 tego nazwa膰 — pokr臋ci艂 marnie g艂ow膮, zsuwaj膮c ostro偶nie, czy raczej z trudem, kurtk臋 z ramion, co rusz odbiegaj膮c wzrokiem w ka偶dym innym, ni偶 przed siebie, kierunku — I te偶 tego… nie rozumiem. Ale nie obchodzi mnie, 偶e to nie jest potrzeba — przyjrza艂 si臋 z drobnym grymasem pobrudzonym z jego winy r臋kawom, nim wyci膮gn膮艂 okrycie w kierunku przyjaciela. Po pi臋ciu minutach, tak jak ustali艂, dopiero wtedy spogl膮daj膮c mu w oczy — Bo nie chc臋- nie mog臋 Ci臋 straci膰, Soo.
channers
Walczy艂 z samym sob膮. Z pragnieniem przyci膮gni臋cia Yosoo do siebie, owini臋cia wok贸艂 niego swoich r膮k i zapewnienia, 偶e nigdy wi臋cej go tak nie zrani. 呕e b臋dzie uwa偶a艂 na swoje s艂owa, 偶e nie pope艂ni b艂臋du i zawsze b臋dzie gotowy pom贸c, kiedy tylko tego potrzebuje. I z przyt艂aczaj膮cym strachem. Setk膮 w膮tpliwo艣ci, jakie na nowo zrodzi艂y si臋 w jego umy艣le - niepewno艣膰 co do samego siebie. Tego, co robi艂, nawet je艣li chodzi艂o o b艂ahostk臋 jak przywdzianie sztucznego u艣miechu, zamiast zachowanie neutralnej miny, ale i o ten odpowiedni dob贸r s艂贸w, z kt贸rym zawsze sobie nie radzi艂. Potrafi艂 nim w艂ada膰 tylko, kiedy ok艂amywa艂 r贸wnie偶 samego siebie - kiedy prezentowa艂 wybrany front, a bardziej posta膰. Tak膮, co mia艂a wyznaczone cechy i cele, w kt贸rej nie musia艂 przejmowa膰 si臋 tym, 偶e samym sob膮, swoj膮 najszczersz膮 wersj膮, kogo艣 zrani lub zniech臋ci do siebie. By艂o 艂atwiej, kiedy udawa艂 kogo艣 innego, cho膰 nieraz by艂a to po prostu jego przerysowana wersja. Posiadaj膮ca te same cechy, zwyczaje i zamiary. Ale m贸g艂, jakim艣 najmniejszym szczeg贸艂em, oddzieli膰 siebie od niej.
OdpowiedzUsu艅Cz臋艣膰 jego chcia艂a r贸wnie偶 parskn膮膰 艣miechem. Dojrze膰 absurd sytuacji, swojego w艂asnego zachowania i toku my艣lenia, kt贸ry tak bardzo odbiega艂 od rzeczywisto艣ci. Jednak zbyt bardzo wierzy艂 we w艂asne s艂owa, mimo uporu ze strony Yosoo. Bo sk膮d mia艂 wiedzie膰, 偶e go nie traci? Tak naprawd臋 by艂 przekonany, 偶e ju偶 go straci艂, wraz z wyj艣ciem przyjaciela z mieszkania. Wraz z trza艣ni臋ciem drzwi, tak jawnie symbolizuj膮cym zamkni臋ciem tych, kt贸re istnia艂y w ich relacji. Nie dociera艂 do niego brak sensu, a przede wszystkim 偶a艂osna dramaturgia tego podej艣cia. Zap臋dzi艂 samego siebie w przys艂owiowy kozi r贸g, z kt贸rego nie potrafi艂 wyj艣膰. Na pewno nie samodzielnie.
By艂 gotowy go znowu przeprosi膰; co艣, co zazwyczaj przychodzi艂o mu z takim trudem, a ostatnio wylewa艂o si臋 z niego przy ka偶dym, najmniejszym przewinieniu. By艂 got贸w zrobi膰 wszystko, byleby Yosoo si臋 nie obwinia艂, a zarazem mu wybaczy艂 za bezmy艣lne dzia艂anie, kt贸re by艂o katalizatorem okropnej burzy i b贸lu, jaki mu sprawi艂.
Finalnie wzruszy艂 niemrawo ramionami, nie maj膮c si艂y na t艂umaczenie si臋. Wszystko, co cisn臋艂o mu si臋 na usta sprawia艂o wra偶enie nieadekwatnego. Potencjalnie wywo艂uj膮cego kolejn膮 salw臋 z艂o艣ci i niepotrzebnego napi臋cia mi臋dzy nimi, kt贸rego starali si臋 w艂a艣nie wyzby膰. Nie chcia艂 te偶 jednak k艂ama膰. Tak naprawd臋 nigdy nie chcia艂 ok艂amywa膰 Yosoo, cho膰 nie艣wiadomie robi艂 to na ka偶dym kroku. Zatajaniem fragment贸w swojego 偶ycia, ujawniaj膮c je dopiero po tylu latach. Ukrywaj膮c targaj膮ce nim emocje. K艂ama艂 w jego imieniu, jak w restauracji, chocia偶 widzia艂, 偶e ch艂opak tego nie chcia艂. I nigdy nie robi艂 tego z艂o艣liwie, wywo艂anego niech臋ci膮, czy brakiem zaufania. By艂 przekonany, 偶e robi to dla jego dobra, nieraz b臋d膮c gotowym brn膮膰 w k艂amstwo a偶 do samego ko艅ca. Jednak zawsze p臋ka艂. P臋ka艂 albo zamiast obrony, jedynie go rani艂. Jak dzisiaj, jak w restauracji, kiedy podj膮艂 si臋 pr贸by wykrzywienia przebiegu historii, a jedynie nara偶aj膮c ich na wi臋ksze niebezpiecze艅stwo. I znalaz艂by jeszcze tysi膮ce innych przyk艂ad贸w, kiedy nieudolna pr贸ba pomocy, ko艅czy艂a si臋 druzgocz膮cymi skutkami.
Panuj膮ca mi臋dzy nimi cisza by艂a najkr贸tsz膮 dotychczas. Mia艂 wra偶enie, 偶e nie zd膮偶y艂 podj膮膰 si臋 kilku pr贸b panicznego, acz st艂umionego, wype艂nienia p艂uc powietrzem, nim Yosoo ponownie si臋 odezwa艂. Zwr贸ci艂 na siebie uwag臋, acz Powell dalej z trudem utrzymywa艂 spojrzenie w艂a艣nie na nim. Na maluj膮cym si臋 w oczach b贸lu, trz臋s膮cej si臋 sylwetce i zbyt lekkim ubiorze, jak na otaczaj膮c膮 ich pogod臋. Preferowa艂 zawiesi膰 go na wyci膮gni臋tej jeszcze kurtce, na odstawionej na 艂awce torbie, czy zarysie klatki, widzianej k膮tem oka. A zarazem nie potrafi艂 odwr贸ci膰 go na d艂u偶sz膮 chwil臋, obawiaj膮c si臋, 偶e doprowadzi tym do jego znikni臋cia.
Przeprosiny.
Usu艅Przeprosiny by艂y ostatnim, czego Yechan oczekiwa艂 od Yosoo. W 偶yciu codziennym, podczas k艂贸tni, czy tym bardziej teraz. Przeprosiny, na kt贸re my艣la艂, 偶e nie zas艂u偶y艂, lecz nie m贸g艂 zignorowa膰 uk艂ucia w sercu, kiedy pad艂y po raz pierwszy. I po raz drugi, wraz z delikatnym ci臋偶arem kurtki ponownie na jego ramionach, ku jego zaskoczeniu. I jeszcze raz, z towarzysz膮cym im zdrobnieniem, mimowolnie wywo艂uj膮cym blady u艣miech na jego twarzy, zaraz przej臋ty niespodziewanym grymasem ze wzruszenia. Szklist膮 otoczk膮 oczu, kt贸r膮 wstrzyma艂 sobie po艣piesznym z艂apaniem oddechu przez nos i zaci艣ni臋ciem zdradliwie dr偶膮cych warg.
Podniesienie wzroku nie pomog艂o mu w zachowaniu pozornego spokoju. Nie, kiedy dojrza艂 b艂yszcz膮ce od 艂ez oczy przyjaciela, jak i pojedyncz膮, znajduj膮c膮 uj艣cie, ani偶eli tkwi膮c膮 na powierzchni. Wszystko po艂膮czone ostatnimi s艂owami, 艣ciskaj膮cymi jego 偶o艂膮dek, bo to nie on powinien s艂ucha膰 teraz takich s艂贸w.
Wiedzia艂 lepiej, ni偶 wszczyna膰 k艂贸tni臋. Nie tutaj. Najlepiej ju偶 nigdy, cho膰 wiedzia艂, 偶e by艂a to nieunikniona cz臋艣膰 偶ycia i tej relacji. Zamiast tego; zamiast si臋gn膮膰 po porcj臋 argument贸w, 偶e nie musia艂 mu nic udowadnia膰, 偶e nie musia艂 go przeprasza膰, wyci膮gn膮艂 w jego kierunku d艂o艅. Powoli, z ostro偶no艣ci膮 i doz膮 niepewno艣ci. Niemal jak za pierwszym razem; przy ich pierwszej, powa偶niejszej rozmowie i braku stabilnego gruntu co do tego, co na nich czeka艂o. Co do jego reakcji na dotyk, czulszy od tych dotychczas im wtedy znanych. Z podobnym, niemal偶e identycznym, zawahaniem przysun膮艂 d艂o艅 do jego twarzy, aby z wystraszon膮 delikatno艣ci膮 zetrze膰 sp艂ywaj膮c膮 wzd艂u偶 policzka 艂z臋
— W takim razie wr贸膰 ze mn膮, prosz臋.
r贸wnie broken chan
T臋skni艂. Nawet za czym艣 tak drobnym, jak mo偶liwo艣膰 poczucia sk贸ry Yosoo pod palcami, na ulotny moment i w drobnym, niewinnym ge艣cie. Nawet mimo tego, 偶e nie zd膮偶y艂a min膮膰 ca艂a doba, odk膮d robi艂 to ostatnio. Zwyczajnie za nim t臋skni艂; do tego stopnia, 偶e za jego serce szarpn臋艂a kolejna fala emocji, kiedy w ko艅cu m贸g艂 sobie na to pozwoli膰.
OdpowiedzUsu艅Z gorzkim posmakiem w ustach, kiedy wyczu艂 pod palcami wilgo膰. Z kolejn膮 fal膮 strachu, kiedy nagle poczu艂 co艣 owijaj膮ce si臋 wok贸艂 jego nadgarstka, uniemo偶liwiaj膮c odsuni臋cie. Z kolejnym bolesnym uciskiem serca, kiedy us艂ysza艂 i zauwa偶y艂 zdobi膮cy twarz Yosoo p艂acz, kt贸ry sam wywo艂a艂.
Liczy艂, 偶e drgni臋cie palc贸w nie wystarczy艂o, aby zdradzi膰 ten niepo偶膮dany odruch, teraz niepotrzebnie wryty w jego pami臋膰. Rozlu藕ni艂 je po艣piesznie, odda艂 si臋 niemej pro艣bie z jego strony, za chwil臋 b臋d膮c w stanie rozpocz膮膰 znane, r贸wnie ut臋sknione, suni臋cie palcem po mi臋kkiej sk贸rze; w dziwnie koj膮cym r贸wnie偶 dla siebie, ge艣cie. Zaciska艂 dalej coraz mocniej z臋by z ka偶d膮, kolejn膮 艂z膮, jak膮 widzia艂 sp艂ywaj膮c膮 po jego twarzy, czy towarzysz膮ce temu dr偶enie cia艂a.
Nieustannie wraca艂 my艣lami do tego, 偶e nigdy nie chcia艂 by膰 powodem takiego stanu, a jedynie jego ko艅cem. Kim艣, kto potrafi艂 wyci膮gn膮膰 Yosoo z trudnej chwili. Karci艂 samego siebie, dop贸ki nie zatraci艂 si臋 po raz kolejny we wlepionym w siebie spojrzeniem, wyra偶aj膮cym teraz tak wiele. Odpowiadaj膮cym na mas臋 pyta艅, cho膰 nawet nie by艂 tego do ko艅ca 艣wiadom.
Zapomnia艂 przez moment, 偶e czeka艂 na odpowied藕, jak i o tym, 偶e stali dalej w zoo. Zoo, w kt贸rym znajdowali si臋, po raz kolejny, nielegalnie i ryzykowali kolejnym starciem ze stra偶nikami. By艂 to dla niego problem zbyt odleg艂y, uciszony wcze艣niejszymi zmartwieniami, tymi, kt贸re na niego czeka艂y, ale i… ulg膮, jak膮 teraz poczu艂. Szcz臋艣ciem, 偶e faktycznie go nie traci艂, a mia艂 ponownie przy sobie, na wyci膮gni臋cie r臋ki. Tak blisko, lecz jeszcze chwil臋 temu dawa艂 opanowa膰 si臋 zw膮tpieniom, przekonuj膮cym go w tym, 偶e nie zobaczy go ju偶 nigdy wi臋cej.
M贸g艂 zaprzecza膰 samemu sobie. Wiedzia艂 o tym, lecz liczy艂, 偶e nie zostanie to nieodpowiednio odebrane przez przyjaciela. Pragn膮艂 odda膰 si臋 potrzebie blisko艣ci, poczuciu bij膮cego od niego ciep艂a zaraz przy sobie. A jednak nie potrafi艂 wyzby膰 si臋 uporczywych, niechcianych obaw, jakie znalaz艂y mo偶liwo艣膰 wykie艂kowania i utkwienia w jego pod艣wiadomo艣ci, sprawiaj膮c, 偶e dzia艂a艂 bez wi臋kszego pomy艣lunku.
Dopiero po艣piesznie przytakni臋cia przypomnia艂y mu o wypowiedzianej chwil臋 temu pro艣bie, dopiero teraz zdaj膮c sobie spraw臋 z tego, 偶e m贸g艂 oczekiwa膰 za du偶o. Ale… czy powinien dalej tak my艣le膰, skoro si臋 zgodzi艂? Skoro tak mu na tym zale偶a艂o, a Yosoo nie zaprzeczy艂, a raczej kompletnie odwrotnie. Zapewni艂 w tym, 偶e chcia艂 z nim wr贸ci膰, po raz kolejny przypominaj膮cym o czaj膮cym si臋 wsz臋dzie wsp贸艂czuciu, zmuszaj膮cym go do przywdziewania grymasu w pr贸bach pohamowania kompletnego zeszklenia si臋 oczu.
Spi膮艂 si臋 po raz kolejny, kiedy poczu艂 Yosoo tak blisko. Jego cia艂o doklejonego do swojego; zapach, wype艂niaj膮cy ka偶d膮 kom贸rk臋 i r贸wnie przyt艂aczaj膮co, co teraz potrzebny. Rozlu藕ni艂 si臋 r贸wnie pr臋dko, co spi膮艂, bezwiednie oplataj膮c wok贸艂 niego r臋ce. Chcia艂 wple艣膰 jedn膮 z d艂oni we w艂osy, pr臋dko jednak zostaj膮c u艣wiadomionym, 偶e nie by艂by to najlepszy pomys艂. Zosta艂 przez to przy niekontrolowanym zaciskaniem ich na materiale koszuli. Trzymaniu go jak najbli偶ej siebie, dop贸ki by艂o mu to dane. Niepozwoleniu na to, aby jego posta膰 okaza艂a si臋 nie艣miesznym widmem, kt贸re przy zel偶eniu chwytu rozmyje si臋 tu偶 przed jego oczami.
Chcia艂 go zapewni膰, 偶e nie musia艂 go przeprasza膰, a 偶e przede wszystkim nie mia艂 za co. Pozwoli艂 mu jednak m贸wi膰, milcz膮c i wstrzymuj膮c si臋 od gwa艂towniejszych ruch贸w, aby przypadkiem nie zag艂uszy膰 sobie st艂umionego przez bluz臋, g艂osu przyjaciela.
M贸g艂 spodziewa膰 si臋 wszystkiego, cho膰 nie my艣la艂 od dobrego czasu jasno. Poruszenia ka偶dego, mo偶liwego tematu. Opr贸cz tego, kt贸ry zbi艂 go z tropu, ale przede wszystkim zmusi艂 do nieznacznego, nieodczuwalnego odsuni臋cia si臋, aby obj膮膰 w艂asne cia艂o wzrokiem
Usu艅— …dobrze wiedzie膰 — odezwa艂 si臋 po chwili, bardziej zaskoczony, ani偶eli z艂y. Szczerze w膮tpi艂, 偶e jeszcze si臋 tutaj kiedy艣 znajdzie, a szczeg贸lnie sam. Nie zdziwi艂by si臋 wi臋c, gdyby Yosoo nigdy mu o tym nie powiedzia艂. Ale to zrobi艂, a Yechan po raz kolejny poczu艂 艣ciskaj膮c膮 serce dum臋 i poruszenie, bo przecie偶 nie musia艂 tego robi膰. Mog艂 go ok艂ama膰, czy przekoloryzowa膰. Zostawi膰 temat w tyle, skoro nie mia艂 nigdy wr贸ci膰. A jednak si臋 przyzna艂, zmuszaj膮c teraz Powella do poczucia dodatkowego stresu przez pora偶k臋, jak膮 po艣piesznie zaliczy艂, przypominaj膮cej o sobie przez zostawione pami膮tki. Zdo艂a艂 si臋 na s艂aby, blady u艣miech, a bardziej grymas, kiedy potencjalny obraz nakre艣li艂 si臋 w jego oczach, koniec ko艅c贸w decyduj膮c, 偶e nie by艂 czym艣, co powinno ujrze膰 艣wiat艂o dzienne. A jedynie odgrywa艂o rol臋 wracaj膮cej do niego karmy, i tak o sobie przypominaj膮c, jak i rzucaj膮c si臋 w oczy w innym, bardziej o艣wietlonym miejscu.
Nie zamierza艂 si臋 nad tym rozdrabnia膰, skoro trzyma艂 w d艂oniach to, na czym mu zale偶a艂o. Trzyma艂 w nich Soo. Soo, ch臋tnego do wsp贸lnego powrotu, kt贸rego nie m贸g艂 teraz straci膰, je艣li chcia艂 przetrwa膰 noc.
— W takim razie prowad藕 — zaproponowa艂 艂agodnie, sygnalizuj膮c lekkim rozlu藕nieniem swoich palc贸w i ucisku, 偶e powinni pewnie nied艂ugo wraca膰, cho膰 mia艂o g艂贸wnie na celu zdobycie szansy do przetarcia w艂asnej twarzy. Dociera艂o te偶 do niego z ka偶d膮 chwil膮 ledwie trze藕wiej膮cego umys艂u, gdzie, jak i dlaczego by艂. Tym samym daj膮c dodatkowe 藕r贸d艂o stresu — A jak wyjdziemy, to ogarn臋 jak膮艣 taks贸wk臋.
Channie
Ten komentarz zosta艂 usuni臋ty przez autora.
Usu艅Da艂 si臋 po prostu poci膮gn膮膰. Nie stawia艂 oporu, opr贸cz ponownego, nieproszonego drgni臋cia d艂oni, powoli dochodz膮c do wniosku, 偶e na nowo zaistniej膮 jako cz臋艣膰 jego reakcji. Nie chcia艂 tego. Ba艂 si臋, do czego mog膮 doprowadzi膰, chocia偶 nie wyra偶a艂y nic wi臋cej, opr贸cz na nowo obudzonego strachu. Strachu, z kt贸rym zamierza艂 walczy膰 ju偶 teraz, lecz nadal nie czu艂 nad nim cho膰by grama kontroli. Strachu, kt贸ry mo偶e i by艂 wzmocniony bolesnymi s艂owami, lecz o kt贸re sam si臋 prosi艂, przez co jeszcze bardziej go denerwowa艂. Bo czemu ba艂 si臋 czego艣, do czego sam doprowadzi艂?
OdpowiedzUsu艅Wystarczy艂a jednak ta, wyczuwalna w pewnym chwycie, czu艂o艣膰 ze strony Yosoo. Koj膮ca na nowo rodz膮ce si臋 nerwy dotycz膮ce ich pobytu w zoo, kt贸ry z ka偶d膮 minut膮 przypomina艂 o tym, 偶e by艂 przest臋pczym wykroczeniem. Szli w ciszy, kt贸r膮 sporadycznie wype艂nia艂y zdeptane przez nich li艣cie i patyki, ale przede wszystkim odg艂osy zwierz膮t - tych bardziej i mniej aktywnych. Nie zwraca艂 na nie uwagi, wlepiaj膮c jedynie wzrok w id膮cego o krok przed nim Soo, prowadz膮cego go z pewnym krokiem do wcze艣niej nieznanego mu wyj艣cia.
Mo偶e powinien by膰 z艂y o to, 偶e ostatnio zosta艂 przeci膮gni臋ty przez niesamowity jak na niego wyczyn, tym samym doprowadzaj膮c do nieprzyjemnego upadku tym razem. Ale nie by艂, nie wynalaz艂 w sobie nawet odrobiny w艣ciek艂o艣ci czy oburzenia, czuj膮c jedynie stopniowe rozlanie ciep艂a, kiedy czu艂 tak b艂ahe, a tak mu teraz potrzebne, bezpiecze艅stwo przy Yosoo. To, kt贸re chwilowo ca艂kowicie znikn臋艂o mu sprzed oczu; spotka艂o si臋 z nieproszon膮 rys膮 na swojej powierzchni, kiedy pok艂adane w siebie nawzajem zaufanie zosta艂o naruszone. Bezpiecze艅stwo, jakiego nie potrafi艂 mu da膰 nikt inny, ni偶 on i w膮tpi艂, 偶e da艂by rad臋, gdyby po raz kolejny je utraci艂.
Po wyj艣ciu pozwoli艂 sobie na przys艂owiowe przej臋cie ster贸w. Wyci膮gni臋cie telefon贸w i zam贸wienie taks贸wki, kt贸ra mia艂a zabra膰 ich do mieszkania. Zaj臋cie miejsca w poje藕dzie i kolejne, s艂abe zesztywnienie na nag艂膮 blisko艣膰 tylko po to, aby za chwil臋 si臋 rozlu藕ni膰 i opu艣ci膰 nieznacznie rami臋 dla dodania wygody. Nieznaczny u艣miech przy cichym pomruku i ostro偶ne oparcie g艂owy o zag艂贸wek, kiedy ruszyli spod zoo, utrzymuj膮c przy tym g艂osy w takiej g艂o艣no艣ci, aby nie wydosta艂y si臋 poza bezpieczn膮 stref臋 tylnych siedze艅
— Ja mam nadziej臋, 偶e ju偶 nie b臋dziesz musia艂 si臋 przede mn膮 chowa膰, Soo.
___
Chcia艂by powiedzie膰, 偶e po wsp贸lnym wej艣ciu do mieszkania, poczu艂 ulg臋. Tylko o tym tak naprawd臋 marzy艂, jednak pierwsz膮 emocj膮, jak膮 spotka艂 na swojej drodze, by艂 wstyd. Wstyd ze wzgl臋du na zostawiony ba艂agan, jego podstawow膮 form臋, ale i to, co ze sob膮 ni贸s艂. Dow贸d tego, w jak okropnym by艂 stanie. Jak przera藕liwie pozwoli艂 sytuacji wp艂yn膮膰 na jego cia艂o. Jak niewiele by艂o potrzeba, aby rozsun膮膰 pod jego nogami grunt i odebra膰 nawet te podstawowe funkcje do 偶ycia. Wstyd, 偶e pomy艣la艂 w og贸le, aby przyj膮膰 Yosoo w takich warunkach, kt贸re, dla przyt艂aczaj膮cego pedantyzmu Yechana, nie nadawa艂y si臋 do normalnego funkcjonowania
— Jasne, mo偶emy rano gdzie艣 podjecha膰 — przyzna艂, nim jeszcze uzna艂 pow贸d dla wybrania pieni臋dzy. Wi臋kszo艣膰 jego uwagi skupia艂a si臋 na pozostawionej bluzie i rozrzuconym niechlujnie kocu, kt贸re zapewnie zd膮偶y艂y wyschn膮膰. W przeciwie艅stwie do kanapy, kt贸r膮 dalej przyzdabia艂a mokra plama. Dopiero przy kolejnych s艂owach odwr贸ci艂 od niej wzrok, skupiaj膮c si臋 z kolei na nim. Na, tak naprawd臋, absurdzie, jaki us艂ysza艂, i kt贸ry zd膮偶y艂 wybi膰 go z i tak ju偶 utraconego rytmu.
Ten komentarz zosta艂 usuni臋ty przez autora.
Usu艅Rachunki. Yosoo pyta艂 go o rachunki, przekazuj膮c Powellowi tylko jedn膮 informacj臋. Wiedzia艂 w ko艅cu, 偶e nie pyta艂by czysto z ciekawo艣ci, a z ka偶d膮, kolejn膮 wypowiedzi膮 jedynie go w tym upewnia艂. Rachunki, kt贸re p艂aci艂 ju偶 z przyzwyczajenia, a teraz sprawia艂y, 偶e na ko艅cu j臋zyka utkwi艂a mu nieco zgry藕liwa wypowied藕. Co go to obchodzi艂o
Usu艅— Soo, znasz odpowied藕 na to pytanie… — zacz膮艂 po cichym westchni臋ciu. Pokr臋ci艂 jeszcze g艂ow膮, kiedy zacz膮艂 go zapewnia膰 o swoim jak najszybszym opuszczeniu mieszkania. Bo tego nie chcia艂. Cicho pragn膮艂, aby zosta艂 z nim tutaj na d艂u偶ej, nie zdaj膮c sobie jeszcze sprawy z tego, ile za tym sz艂o.
Zdecydowanie nie by艂 to dobry moment na t臋 rozmow臋. Nie, kiedy oboje mieli za sob膮 tak m臋cz膮cy dzie艅, jak ten. Kiedy Yechan bi艂 si臋 z my艣lami i samym sob膮, aby nie pozwoli膰 wybrzmie膰 zwyczajowym przeprosinom ze wzgl臋du na panuj膮cy w mieszkaniu ba艂agan. Ale nie zamierza艂 odk艂ada膰 tego na p贸藕niej. Zd膮偶y艂 przekona膰 si臋, jak krzywdz膮ce by艂o to podej艣cie; jak pr臋dko m贸g艂 wszystko popsu膰, kiedy oddawa艂 si臋 potrzebie ucieczki, czy oddalenia problemu.
Zamiast tego podszed艂 do niego, aby podnie艣膰 porzucon膮 torb臋 z ziemi i zatrzyma膰 si臋 te nieznaczne kilka krok贸w przed nim. Z potrzeb膮 stani臋cia bli偶ej, acz dalej b臋d膮c trzymanym na uwi臋zi przez ciche obawy
— Nie musisz si臋 wynosi膰, Soo. A na pewno nie w takim po艣piechu, 偶e sko艅czy艂by艣 z niekorzystnym dla siebie miejscem — delikatnie zaprzeczy艂, poprawiaj膮c przy tym z ostro偶no艣ci膮 pasek od baga偶u na swoim ramieniu. Nie chcia艂 jego pieni臋dzy, jeszcze w tak kryzysowej sytuacji, w jakiej znajdowa艂 si臋 teraz. I pierwszy raz od dawna zebra艂 w sobie si艂臋, aby dopu艣ci膰 t臋 bardziej racjonaln膮 i rozs膮dn膮 cz臋艣膰 do siebie; pozwoli膰, aby nie unios艂y go emocje i zbyt przesadne wyznania czy decyzje, kt贸re jedynie mog艂yby wp臋dzi膰 ich w kolejny wir niedopowiedze艅 i sprzeczek.
— I rozumiem, 偶e chcia艂by艣 si臋 dok艂ada膰 do rachunk贸w — cho膰 w og贸le tego nie oczekiwa艂 i po prostu nie chcia艂 — Wiem nawet, jak m贸g艂by艣 to zrobi膰 — podszed艂 jeden, drobny krok bli偶ej, krzy偶uj膮c przy tym r臋ce na klatce piersiowej z delikatnym, ciep艂ym u艣miechem w艣lizguj膮cym si臋 na jego usta — Bo nie pogardzi艂bym codziennymi, wsp贸lnymi 艣niadaniami na ich miejsce.
chan
To nie by艂o takie proste. Zdawa艂 sobie z tego spraw臋 a偶 za dobrze, chocia偶 chcia艂by, 偶eby w艂a艣nie tak by艂o. Banalnie 艂atwe, mo偶liwe do rozwi膮zania w r贸wnie banalny spos贸b, kt贸ry nie zostawia艂 miejsca na nieporozumienie lub b艂膮d. Ale tak nie by艂o. Na niemal偶e ka偶dym kroku by艂o prawdopodobie艅stwo, 偶e co艣 lub kto艣 czeka艂 na ich pomy艂k臋. Na drobne potkni臋cie, kt贸re pod wp艂ywem emocji czy innych czynnik贸w, sta艂oby si臋 powa偶nym wypadkiem. Niewa偶ne jak bardzo pragn膮艂 zostawa膰 niezauwa偶onym; w cieniu innych i swoich osi膮gni臋膰, by艂o to ju偶 niemo偶liwe. Nie zdawa艂 sobie nawet sprawy z tego, jak wiele mia艂o si臋 zmieni膰, chocia偶 ju偶 odczuwa艂 r贸偶nic臋.
OdpowiedzUsu艅Zdradza艂o go zdradliwe, przej臋te od Yosoo, m臋czenie wargi mi臋dzy z臋bami, kiedy przez moment nie wiedzia艂, co m贸g艂by odpowiedzie膰. Nie chcia艂 jego pieni臋dzy - tego by艂 pewien i m贸g艂by mie膰 je wciskane prosto do r膮k, a i tak by ich nie przyj膮艂. Lecz potrafi艂 go zrozumie膰. Gdyby sam znalaz艂 si臋 na jego miejscu, zrobi艂by wszystko, byleby jakkolwiek si臋 odwdzi臋czy膰, czy te偶 mu ul偶y膰. 艢ci膮gn膮膰 jeden z ci臋偶ar贸w, w takim przypadku pieni臋偶ny. Nie lubi艂 mie膰 u kogo艣 d艂ug贸w, czy przesadnie na kim艣 polega膰. Zdawa艂 sobie te偶 spraw臋, 偶e by艂a to jedna z nielicznych cech, jak膮 dzielili, cho膰 nie zawsze mog艂o to tak wygl膮da膰. To nie zmienia艂o jednak jego podej艣cia teraz - kiedy sta艂 na swoim miejscu, a Yosoo na swoim. Kiedy ostatnim, czego od niego oczekiwa艂, by艂o do艂o偶enie si臋 do rachunk贸w, o kt贸rych kompletnie teraz nie my艣la艂
— Soo, daj spok贸j… — nie by艂 pewien, czy s艂owa wybrzmia艂y na tyle g艂o艣no, aby dotar艂y do oddalaj膮cego si臋 ju偶 ch艂opaka. Nie chcia艂, 偶eby sprz膮ta艂. Jedn膮 kwesti膮 by艂oby, gdyby robi艂 to za siebie - w swoim mieszkaniu. Nie w jego mieszkaniu, w kt贸rym to Powell powinien go przyj膮膰 jak go艣cia. Zadba膰 o to, aby dobrze si臋 prezentowa艂o bez zb臋dnie walaj膮cych si臋 po apartamencie 艣mieci, czy nawet zwyczajnie nieod艂o偶onych na swoje miejsce rzeczy.
Zacisn膮艂 mocniej palce na pasku torby po cicho rzuconej propozycji, czy raczej niedoko艅czonej wypowiedzi. By艂 zm臋czony. W膮tpi艂, aby kt贸rykolwiek z nich teraz by艂 pe艂en si艂 i nie odczuwa艂 na sobie ca艂ego dnia, jaki prze偶yli. Dzie艅, kt贸ry zapowiada艂 si臋 wr臋cz zdradliwie spokojny, wype艂niony leniwymi, wsp贸lnie sp臋dzonymi godzinami na robieniu kompletnie niczego, czy jedynie tych przewy偶szaj膮cych wymog贸w. Zamiast tego po kilku, 藕le dobranych s艂owach, przybra艂 kompletnie odwrotny obraz. Wym臋czy艂 ich obu, co by艂o zdradzane przez wszystko. Ich wygl膮d, zachowanie. Godzin臋, o kt贸rej dopiero postawili nog臋 w mieszkaniu. Nut臋 napi臋cia, jaka panowa艂a w powietrzu, cho膰 oboje jej tutaj nie chcieli
— Ju偶 wiem, czemu zawsze si臋 tak na mnie denerwujesz — s艂aby u艣miech wst膮pi艂 na jego twarz jedynie przelotnie, b臋d膮c marn膮 pr贸b膮 zakrycia uk艂ucia w sercu, 艣ciskaj膮cego r贸wnie偶 jego 偶o艂膮dek — Przesta艅 mnie przeprasza膰, Soo.
Przeprosiny, na kt贸re przecie偶 nie zas艂u偶y艂. Kolejne z rz臋du, zawsze wypowiadane r贸wnie szczerze i z b贸lem w g艂osie. Wywo艂ywa艂y u niego nieprzyjemne skr臋cenie 偶o艂膮dka, bo by艂y tak rzadk膮 cz臋艣ci膮 Yosoo. Prawie nigdy nies艂yszan膮, a teraz przeszywaj膮co wybijaj膮c膮 si臋 w jego uszach. Miejscami mo偶e wr臋cz irytuj膮co, kiedy szczerze wierzy艂, 偶e nie by艂y potrzebne. A tak naprawd臋 nie mia艂 prawa si臋 na niego z艂o艣ci膰, bo przecie偶 sam to robi艂. Przeprosiny potrafi艂y wyp艂ywa膰 z niego bez pohamowania, zawsze nios膮c za sob膮 tylko i wy艂膮cznie szczero艣膰. Pragnienie wybaczenia. Wiedzia艂, 偶e nie by艂y marnym, wykonanym od niechcenia, sposobem na rozwi膮zanie problemu. Wiedzia艂, 偶e 艣wiadczy艂y o tym, jak bardzo co艣 ci膮偶y艂o ch艂opakowi na sercu.
I by艂 to kolejny przyk艂ad, jak zastraszaj膮co szybko potrafili zamienia膰 si臋 rolami. I jak bardzo mu si臋 to nie podoba艂o.
Usu艅— Wiem, 偶e to nie jest takie proste. Ale zdaj臋 sobie r贸wnie偶 spraw臋 z tego, 偶e sam nie przyj膮艂by艣 ode mnie pieni臋dzy, gdybym by艂 na Twoim miejscu — stwierdzi艂 spokojnie, po czym pozwoli艂 sobie na wykonanie kilku, spokojnych, ostro偶nych krok贸w, dop贸ki nie znalaz艂 si臋 za Yosoo. I ostro偶nie, z wr臋cz niepokoj膮c膮 niepewno艣ci膮 opl贸t艂 wok贸艂 niego r臋ce. Odnalaz艂y miejsce pod kocem, drgn臋艂y nieznacznie przy poczuciu jego sylwetki, a oczy Powella niebezpiecznie zacz臋艂y piec, kiedy po raz kolejny dotar艂 do niego zapach przyjaciela. Najpierw po ubiorze kurtki, teraz wisz膮cej na swoim miejscu, i w tym momencie, kiedy sta艂 tu偶 za nim, a ta znajoma, bezpieczna wo艅 mimowolnie zmusi艂a go do wzmocnienia u艣cisku. Lgn膮艂 do niego bez udzia艂u woli. Szuka艂 jakiejkolwiek mo偶liwo艣ci zakotwiczenia si臋, jak i upewnienia, 偶e dalej przed nim by艂. 呕e nie wyjdzie z mieszkania. Nie wyjdzie po raz kolejny z jego 偶ycia.
— Naprawd臋 jestem z Ciebie dumny — zacz膮艂 cicho, bezwiednie oplataj膮c go jeszcze mocniej r臋koma, dalej umiej臋tnie ignoruj膮c ich stan i szukaj膮c mo偶liwo艣ci na schowanie swojej twarzy — 呕e mia艂e艣 odwag臋 si臋 postawi膰. I ju偶 wcze艣niej, 偶e by艂e艣 w stanie zerwa膰 zar臋czyny — co艣, czego wcze艣niej nie zauwa偶y艂, a dopiero teraz go uderzy艂o. To, 偶e ju偶 wtedy stara艂 si臋 przej膮膰 kontrol臋 nad swoim 偶yciem, sprzeciwi膰 si臋 ograniczaj膮cym go planom rodzic贸w — I dzi臋kuj臋. Za teraz. I za kurtk臋. I 偶e nie pozwoli艂e艣 mi wzi膮膰 winy na siebie w restauracji — mimo 偶e by艂 pewien, 偶e Soo wyszed艂by na tym lepiej, a on m贸g艂by odj膮膰 ci膮偶膮c膮 mu porcj臋 problem贸w — Dzi臋kuj臋 za wszystko.
channie
Yechan zawsze podziwia艂 Yosoo. Mo偶e si臋 do tego nie przyznawa艂, mo偶e nie zawsze nawet dawa艂 po sobie zna膰, jednak prawie ka偶dego dnia by艂 pe艂en podziwu. Wobec tego, z jak膮 swobod膮 podejmowa艂 setki decyzji, niekt贸rych tych bardziej znacz膮cych, jak i tych bardziej b艂ahych. Jak dobrze wiedzia艂, czego potrzebuje w 偶yciu i co mu si臋 marzy - do czego chcia艂by d膮偶y膰, mimo kontroli rodzic贸w i braku mo偶liwo艣ci przeciwstawienia si臋. Podziwia艂 go te偶 od podstaw. Podziwia艂 jego talent muzyczny, kt贸ry zawsze go zachwyca艂, nawet je艣li nie by艂 czym艣 wymy艣lnym. Oddanie zakazanej mu pasji. Podziwia艂, jak twardo sta艂 przy swoim, nawet je艣li mija艂o si臋 z prawd膮 lub by艂o mniej korzystne.
OdpowiedzUsu艅Teraz r贸wnie偶 go podziwia艂. 呕e prze艂ama艂 si臋 w sobie i wr贸ci艂 z nim do mieszkania. 呕e sta艂 teraz tu偶 przed nim, nie odpycha艂 i, przynajmniej chwilowo, pu艣ci艂 w niepami臋膰 kompletny nietakt blondyna. Bo m贸g艂 przecie偶 tradycyjnie tkwi膰 przy swoim. Pokaza膰, co naprawd臋 o nim my艣li i zosta膰 w zoo, czy te偶 zostawi膰 tam Powella, niezdolnego do samotnego powrotu. M贸g艂 zrobi膰 wiele rzeczy, za kt贸re by go nie ocenia艂, a jednak wybra艂 akurat t臋. Wsp贸lny powr贸t, zostawienie konfliktu za nimi i jeszcze podj臋cie si臋 przeprosin, chocia偶 nie musia艂.
Ka偶dego dnia podziwia艂 go za co艣 jeszcze.
A tym samym stopniowo kruszy艂 si臋 coraz bardziej, kiedy dostawa艂 wgl膮d pod ka偶d膮 z dok艂adnie stworzonych masek. M贸g艂 poznawa膰 Yosoo jeszcze bardziej; odkry膰 wiele z powod贸w jego zwyczaj贸w i zachowa艅, kt贸re wcze艣niej by艂y dla niego niezrozumia艂e. M贸g艂 pozna膰 tego r贸wnie kruchego i wra偶liwego Soo, kt贸rego trzyma艂 blisko swojego serca i nigdy nie chcia艂 wypu艣ci膰. Kt贸ry za ka偶dym razem skutecznie budzi艂 w nim potrzeb臋 zaopiekowania si臋.
Nie oczekiwa艂 odpowiedzi. Zrozumia艂by, gdyby spotka艂 si臋 z cisz膮, jak i ze zbywaj膮cymi s艂owami, kiedy sam uraczy艂 go rano takimi samymi. Zas艂u偶y艂by na nie. Dlatego tkwi艂 tu偶 za nim, ch艂on膮c jak najwi臋cej ciep艂a, kt贸re sprawia艂o wra偶enie bardziej potrzebnego do 偶ycia ni偶 powietrze z trudem przedostaj膮ce si臋 do p艂uc. Sun膮艂 instynktownie palcami po niewielkim fragmencie sk贸ry, kiedy czu艂, jak trzymane cia艂o si臋 napina. Jak zdradliwie dr偶y przy towarzysz膮cym temu milczeniu, zmuszaj膮c tym samym go do zapobiegawczego zaci艣ni臋cia z臋b贸w, aby samemu trzyma膰 si臋 w ryzach. Tak dawno tego dnia utraconych.
Mia艂 wra偶enie, 偶e co艣 w nim p臋k艂o, kiedy dotar艂 do niego g艂os Yosoo. 艁amliwy, r贸wnie rozedrgany co jego cia艂o i wyra偶aj膮cy kolejn膮 porcj臋 szczero艣ci, kt贸ra cz臋艣ciowo przyt艂acza艂a Powella, a cz臋艣ciowo wywo艂ywa艂a kolejn膮 fal臋 dumy. Wiedzia艂, jak cenne by艂y chwile, jak ta. Jak wiele znaczy艂o to, 偶e otwiera艂 si臋 przed nim i pozwala艂 na momenty s艂abo艣ci, zazwyczaj utajniane przez nich obu. Ka偶de, kolejne zdanie przedziera艂o si臋 bezlito艣nie do samego 艣rodka jego serca i zmusza艂o do kolejnych pr贸b ukojenia roztrz臋sionego cia艂a przyjaciela, wyra偶aj膮cego tyle samo, jak nie wi臋cej, co wypowiadane s艂owa. Stara艂 si臋 tkwi膰 przy nim jeszcze bli偶ej, pchany nag艂ym ci臋偶arem na nadgarstkach, samemu przy tym szukaj膮c zapewnienia, 偶e nie odnajdzie si臋 mi臋dzy nimi miejsce na pustk臋. Ulotna szansa na znikni臋cie i przerwanie blisko艣ci, w kt贸rej mogli si臋 odnale藕膰 i kt贸rej oboje teraz potrzebowali, byleby tylko usta膰 na nogach
— Ja zawsze b臋d臋, Soo — przyzna艂, pozwalaj膮c sobie na przelotne uca艂owanie okrytego ramienia przyjaciela, mimo tej nieznacznej chwili zawahania si臋, jaka mu przy tym towarzyszy艂a. Musia艂 j膮 przezwyci臋偶a膰, kiedy potrzeba blisko艣ci, czu艂o艣ci i otoczenia go ciep艂em by艂a drastycznie wi臋ksza.
Mia艂 na my艣li tak naprawd臋 wszystko. 呕e zawsze b臋dzie z niego dumny; z podejmowanych przez niego decyzji, jak i samych pr贸b. I 偶e zawsze przy nim b臋dzie. Bo wiedzia艂, 偶e niewa偶ne jak bardzo Yosoo stara艂by si臋 go od siebie odepchn膮膰, zrobi艂by wszystko, aby m贸c by膰 znowu obok. Chcia艂 po prostu by膰 obok
Usu艅— I to ja przepraszam, 偶e nie potrafi艂em powiedzie膰 Ci tego wcze艣niej — bo od zawsze tak czu艂. Brakowa艂o mu umiej臋tno艣ci ubrania tego w s艂owa. Tak proste i bezpo艣rednie, a jednak zawsze stawa艂y mu na czubku j臋zyka. Przychodzi艂y z mas膮 w膮tpliwo艣ci i strachu przed odrzuceniem, przez co wywo艂a艂 jeszcze wi臋cej b贸lu nie tylko sobie, ale przede wszystkim samemu Yosoo. Us艂ysza艂 od niego samego, nawet je艣li jedynie pod wp艂ywem chwili i intensywnych emocji, jak rani膮ce by艂o jego zachowanie. Dlatego wiedzia艂, 偶e nie mo偶e ju偶 wi臋cej milcze膰. Musi pogodzi膰 si臋 z potencjalnymi skutkami i konsekwencjami, cho膰 nieraz unika艂 ich jak ognia, co zreszt膮 te偶 zosta艂o mu wypomniane — Obiecuj臋, 偶e nad tym popracuj臋. Nad wszystkim.
channie
Mimo nieustannie towarzysz膮cego mu k艂ucia w sercu, w p艂ucach; w ca艂ym ciele, czu艂 r贸wnie偶… ulg臋. Szans臋 na uspokojenie samego siebie, niekontrolowanego odruchu i stanu gotowo艣ci na ucieczk臋, czy atak, chocia偶 wiedzia艂, 偶e by艂 w bezpiecznym miejscu. Bo w ko艅cu dali rad臋 wyj艣膰 z otaczaj膮cej ich, przyt艂aczaj膮cej niewiadomej. Mo偶e i nie na pewny teren, dalej ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e co艣 mo偶e p贸j艣膰 nie tak. Jednak w ko艅cu rozwiali przynajmniej cz臋艣膰 tego, co im obu niemi艂osiernie ci膮偶y艂o.
OdpowiedzUsu艅Zawsze mia艂 wra偶enie, 偶e przy Yosoo mo偶e otworzy膰 si臋 bardziej, ni偶 przed kimkolwiek innym. Lecz i tak zazwyczaj trzyma艂 si臋 na wodzy. Pilnowa艂 doboru s艂贸w, uwa偶a艂, aby wszystko wybrzmia艂o na tyle mocno, jak bardzo chcia艂, czy w艂a艣nie wystarczaj膮co enigmatycznie. Pozwala艂 na wymijanie tematu, zbywanie, kiedy wdr膮偶ali si臋 za daleko, a on traci艂 poczucie pewno艣ci, czy odbiera艂 wra偶enie, 偶e za wiele zrzuca na barki przyjaciela.
Nie spodziewa艂 si臋, 偶e to w jego mieszkaniu. W jego salonie, prezentuj膮cym si臋 w, dla niego, gorszym, ni偶 z艂ym stanie, dojdzie do ca艂kowitego p臋kni臋cie bariery. Tej podziurawionej, stopniowo opadaj膮cej, a偶 ca艂kowicie nie run臋艂a, daj膮c upust wszystkim emocjom i skrywanym odczuciom. Nie liczy艂o si臋, czy tego chcia艂, czy nie. Nie mia艂 ju偶 nad tym kontroli. M贸g艂 si臋 stawia膰, pr贸bowa膰 wycofa膰, ale nie by艂o na to mo偶liwo艣ci. I tak zapewne by艂o lepiej. Musia艂o by膰, skoro spok贸j, jaki da艂 rad臋 wedrze膰 si臋 do jego serca, by艂 tak koj膮cy. Pozwoli艂 zaczerpn膮膰 wi臋cej powietrza, mimo towarzysz膮cemu temu dr偶enia. Da艂 okazj臋 zapomnie膰 o stoj膮cej w gardle guli, obecnej, prawie 偶e od samego ranka
— Wiem — przyzna艂 szczerze. Ale nie potrafi艂 obieca膰, 偶e nie o to mu chodzi艂o. By艂o wi臋cej powod贸w, nawet ta czysta ch臋膰 wprowadzenia zmiany. Jednak nie m贸g艂 ukrywa膰 przed samym sob膮, 偶e Yosoo by艂 g艂贸wnym faktorem. Tym, kt贸ry najbardziej namawia艂 go do zrobienia kroku w t臋 stron臋, niewa偶ne jak niewygodne i przera偶aj膮ce to by艂o. Miejscami zwyczajnie nie zdawa艂 sobie nawet sprawy z tego, 偶e on sam bardziej potrzebowa艂 tej zmiany, ni偶 ludzie z jego otoczenia. Nie zawsze chcia艂 dopu艣ci膰 do siebie tak膮 my艣l. Bo bez niej by艂o mu wygodniej. Bez niej m贸g艂 brn膮膰 w sw贸j przek艂amany obraz.
Na podzi臋kowania da艂 rad臋 odpowiedzie膰 jedynie delikatnym wodzeniem palcami dalej owini臋tych wok贸艂 niego r膮k po materiale ubranej przez przyjaciela koszuli. Na nie te偶 nie zas艂ugiwa艂, a przynajmniej szczerze w to w膮tpi艂. Nie oczekiwa艂 w ko艅cu, 偶e Yosoo b臋dzie dzi臋kowa膰 za co艣, co powinien zrobi膰 ju偶 wcze艣niej. Co by艂o od niego wymagane. Za co艣, czego i tak jeszcze nie m贸g艂 gwarantowa膰. To, 偶e by艂y ch臋ci; 偶e pragn膮艂 si臋 dla niego zmieni膰, by艂o jedynie jednym z wielu krok贸w, kt贸re musia艂 teraz wykona膰. A ka偶dy sprawia艂 wra偶enie stawionego niebezpiecznie blisko kraw臋dzi, z kt贸rej spadni臋cie r贸wna艂o si臋 ze zrujnowaniem wszystkiego.
S艂aby u艣miech przyw臋drowa艂 na jego usta, kiedy poczu艂 odwzajemniony dotyk, walcz膮c tym samym ze sob膮, aby grymas na twarzy nie da艂 rady przeobrazi膰 si臋 w cokolwiek innego. Nie m贸g艂 ulec napieraj膮cym na niego emocjom, cho膰 na walk臋 z nimi by艂o ju偶 za p贸藕no. Czego bardzo nie chcia艂 i zapewne b臋dzie nad tym ubolewa膰 kolejnego dnia, jak wszystkie wspomnienia uderz膮 w niego z op贸藕nieniem, ze zdwojon膮 si艂膮. Na razie jednak nie chcia艂 o tym my艣le膰. Jedyne, na czym mu zale偶a艂o, to czerpaniu jak najwi臋cej z drobnych, ale cennych chwil, jak ta. Kiedy m贸g艂 sta膰 blisko Soo, da膰 mu j膮, a zarazem dosta膰 to samo w zamian i niczego wi臋cej nie potrzebowa艂
— Chc臋. I mam czas. Mam ca艂y dzie艅, Soo — odpar艂 cicho, z wyczuwaln膮 nadziej膮 w g艂osie. Bo tak naprawd臋 nie chcia艂 niczego wi臋cej, opr贸cz zast膮pienia trudnych wspomnie艅 z tego dnia tymi pozytywnymi. Tymi, kt贸re mia艂y zaistnie膰 w t臋 sobot臋, lecz nie dosta艂y na to okazji. A powtarzanie czego艣 by艂o mu a偶 zbyt znajome. Potrafi艂o wp臋dza膰 w kolejne, b艂臋dne ko艂o, dop贸ki nie dosi臋gn膮艂 perfekcji, lecz tylko w kwestii jego samego. I wierzy艂, 偶e wsp贸lnymi si艂ami b臋dzie wygl膮da膰 to inaczej. 呕e dosi臋gn膮 powodzenia, nie przejmuj膮c si臋 pozosta艂ymi, mniejszymi i niegro藕nymi pora偶kami, jakie mog艂y ich w trakcie tego czeka膰.
Usu艅— Posprz膮tam… — zawiesi艂 si臋 na moment, debatuj膮c nad doborem s艂贸w, aby zaraz skarci膰 mentalnie siebie samego — …y. Posprz膮tamy rano — zaproponowa艂 po poprawieniu si臋, niech臋tnie rozlu藕niaj膮c przy tym r臋ce wok贸艂 Soo, aby m贸c zach臋ci膰 go lekkim ruchem d艂oni do obr贸cenia si臋 w jego stron臋 — A teraz id藕 si臋 po艂o偶y膰, ja ogarn臋 siebie po popisie, kt贸rego na szcz臋艣cie nie widzia艂e艣 — 艂agodny u艣miech, wraz ze s艂ab膮, 偶artobliw膮 nut膮 w g艂osie by艂 jedn膮 z pierwszych pr贸b wprowadzenia lekko艣ci w ich rozmow臋 — i do Ciebie do艂膮cz臋, okej?
chan
Z nieznanego mu pozornie powodu czu艂, jak jego nogi powoli wysiadaj膮 pod wp艂ywem jego ci臋偶aru, ale i wszystkiego, co mia艂o miejsce. Pod wp艂ywem wlepionego w siebie spojrzenia, w kt贸rym m贸g艂 dojrze膰 niemal偶e wszystko. Nie by艂o to wra偶enie wzbudzaj膮ce w nim strach, czy panik臋, cho膰 prawdopodobnie powinno. By艂o czym艣 tak obcym, a jednak spotykanym przez niego prawie codziennie, kiedy tylko by艂 w pobli偶u Soo; kiedy tkwili w chwilach, jak te. Blisko siebie, ods艂oni臋ci i bez mo偶liwo艣ci ukrycia si臋 przek艂amanymi fasadami. Co艣, co kiedy艣 by艂o norm膮 nawet w swoim towarzystwie, a teraz ostatnim stanem, w jakim chcia艂by trwa膰.
OdpowiedzUsu艅Ta cz臋艣膰 go przera偶a艂a. To, jak pr臋dko by艂 w stanie porzuci膰 ca艂e, wykurowane dla siebie 偶ycie, pod wp艂ywem spojrzenia Yosoo. Pod wp艂ywem jego g艂osu i przenikliwych uwag, kt贸re nieraz potrafi艂y go rozgry藕膰 zdecydowanie zbyt szybko. Wierzy艂, szczyci艂 si臋 tym, 偶e ukrywanie problem贸w sz艂o mu bezb艂臋dnie. Przez jaki艣 czas sz艂o mu to r贸wnie dobrze w towarzystwie przyjaciela. Dawa艂 rad臋 zachowa膰 w艂asne bol膮czki w sobie, zakry膰 je zbywaj膮cym tonem i zapewnieniem, 偶e nic si臋 nie dzia艂o. Cho膰 mo偶e tu ju偶 nie kwestia jego pr贸b przekonania gra艂a rol臋, a pozycja Yosoo, kt贸ry zwyczajnie brn膮艂 z nim w t臋 gr臋, skoro dodawa艂a im troch臋 bezpiecze艅stwa i przek艂amanej swobody. Nie wiedzia艂, lecz teraz nie chcia艂 do niej wraca膰. Nie m贸g艂, kiedy postawili kolejny krok, od kt贸rego nie by艂o szansy na odwr贸t.
Pr臋dko jednak zamarzy艂, aby ta ulotna, nawet chwilowa, 艣cie偶ka znowu ukaza艂a si臋 jego oczom. Zamarzy艂 o tym wraz z us艂yszeniem powt贸rzonych, swoich s艂贸w. Jednoznacznie sygnalizuj膮cych, 偶e pr贸ba obr贸cenia tego w lekki, umniejszony 偶art, raczej minie si臋 z sukcesem
— Soo, spokojnie — przybra艂 zaskakuj膮co wr臋cz spokojn膮 barw臋 tonu, kiedy zosta艂 zasypany pytaniami. I to nie tak, 偶e nie zd膮偶y艂 na nie odpowiedzie膰 tylko zwyczajnie… nie chcia艂. By艂a to cz臋艣膰 siebie, kt贸rej nie potrafi艂 si臋 wyzby膰. A na pewno nie tak szybko. Zawsze pr贸bowa艂 trzyma膰 wszystko w sobie. Ukry膰 problemy przed innymi, aby nie zawraca膰 im g艂owy, nawet je艣li od 艣rodka rozrywa艂a go potrzeba podzielenia si臋 nimi. Znalezienia wsparcia nie w logicznym w rozwi膮zaniu, ale prostym wsp贸艂czuciu.
— Nic takiego si臋 nie sta艂o — tym razem jednak z trudem przychodzi艂o mu stawianie si臋. Trwanie przy tym, 偶e wszystko by艂o w porz膮dku, zdradzaj膮c si臋 nie tylko zbyt og贸lnym doborem s艂贸w, ale i skacz膮cym po twarzy przyjaciela spojrzeniu. Wiedzia艂, 偶e jest coraz bli偶ej prze艂amania si臋, kiedy nieco ostrzejsze, powt贸rzone s艂owa wybrzmia艂y w pokoju, przy kt贸rych Soo zdecydowa艂 si臋 na u偶ycie jednej z efektowniejszych metod. 艢wiadomie, czy te偶 nie. Powell zawsze wymi臋ka艂, kiedy decyzja mia艂a wp艂yn膮膰 na jeszcze kogo艣, a szczeg贸lnie, jak chodzi艂o o stoj膮cego przed nim ch艂opaka.
Zrezygnowane westchnienie stan臋艂o w po艂owie drogi, kiedy dojrza艂 wyci膮gni臋t膮 w jego kierunku d艂o艅. Powoli, dla niekt贸rych z przesadn膮 ostro偶no艣ci膮, teraz tak docenian膮 przez blondyna. Docenian膮, a zarazem wybudzaj膮c膮 lekki 艣cisk serca, bo wiedzia艂, czym by艂a spowodowana. Jego zachowaniem. P艂ochliwo艣ci膮, jak膮 ukazywa艂 przy nawet nieznacznie szybszym, czy mniej spodziewanym ruchu. I nie chcia艂 tego robi膰; nie chcia艂 wzbudza膰 u Yosoo poczucia, 偶e musia艂 na niego uwa偶a膰, niczym na sp艂oszone, zranione zwierz臋. Serce zaku艂o go po raz kolejny, kiedy s艂odki ci臋偶ar d艂oni na policzku po raz kolejny przypomnia艂 mu o tym, jak pragn膮艂 tego ciep艂a. Tego jednego, konkretnego; wyr贸偶niaj膮cego si臋 na tle pozosta艂ych, kt贸rego ba艂 si臋 samoczynnie szuka膰, a jednak lgn膮艂 do niego jak 膰ma do 艣wiat艂a. Nawet teraz, bezwiednie obracaj膮c lekko g艂ow臋, by m贸c wtuli膰 si臋 w obejmuj膮c膮 go d艂o艅, koj膮c膮 lekk膮 nerwowo艣膰, teraz wydan膮 przez m臋czenie policzka z臋bami.
Znane mu, ut臋sknione przezwisko by艂o ostatnim gwo藕dziem do jego trumny. Sprawi艂o, 偶e mimo w膮tpliwo艣ci, nie da艂by rady wycofa膰 si臋 i zostawi膰 tematu niedoko艅czonym, owianym zbywaj膮cym pretekstem, kt贸ry pozwoli艂by mu samemu zepchn膮膰 go na dalszy plan. Zapomnie膰, 偶e co艣 mia艂o miejsce. Zamkn膮膰 si臋 na chwil臋 w 艂azience, aby odzyska膰 nad wszystkim kontrol臋 i zdusi膰 w samym zarodku, byleby nie wzbudza膰 niepotrzebnych zmartwie艅. Ale d艂u偶ej tak nie m贸g艂. Czemu mia艂by, kiedy jedyne, czego teraz chcia艂, to wsparcie i ciep艂o Yosoo, koj膮ce nerwy i u艣mierzaj膮ce niezno艣ne szczypanie rozprowadzaj膮ce si臋 od zdobytych poranie艅
Usu艅— To naprawd臋 nic wielkiego — mimo to zacz膮艂 w艂a艣nie tak, szczerze wierz膮c w te s艂owa, cho膰 do tego momentu nie dociera艂a do niego skala nieprzemy艣lanego wtedy, przed zoo, zachowania. Przelotnie, dos艂ownie na par臋 sekund, acz o te zdradliwe, kilka chwil za d艂ugo, spojrza艂 na swoje, dalej oparte w pasie przyjaciela, d艂onie i jedno z kolan, kt贸re prezentowa艂y na sobie pozosta艂o艣ci jego bezmy艣lno艣ci, jak i te na nowo podra偶nione po obiedzie w restauracji, kt贸rego nawet nie powinien by膰 cz臋艣ci膮 — Po prostu nie posz艂o tak g艂adko tym razem przez ten p艂ot w zoo. To tyle, Soo.
chan
Z艂apa艂 si臋 na 艣wiadomo艣ci, 偶e jego dob贸r s艂贸w po raz kolejny nie by艂 najtrafniejszy, zaraz po ich wypowiedzeniu. Ich zbywaj膮ca barwa przybra艂a jeszcze jedn膮, dodatkow膮. Umniejszaj膮c膮, kt贸rej nie chcia艂 stosowa膰, ani nie mia艂 na my艣li. Sam przy pierwszym impulsie odbiera艂 to negatywnie, tym samym zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e Yosoo musia艂y tyka膰 jeszcze bardziej. Nie musia艂 nawet zdawa膰 sobie z tego sprawy, kiedy sam nieraz by艂 艣wiadkiem, czy te偶 powodem naruszenia dok艂adnie tej struny. I mo偶e w niekt贸rych przypadkach chodzi艂o mu o bycie przebod藕cowanym, o przesadn膮 energi臋 w艂o偶on膮 przez ch艂opaka do sytuacji, lecz jeszcze cz臋艣ciej tylko i wy艂膮cznie o to, aby sam nie popada艂 w ten p臋d. Aby powstrzyma膰 go przed wyrzuceniem z siebie masy s艂贸w, nad kt贸rymi nie do ko艅ca panowa艂. Tak jak teraz, zasypuj膮c go ich niezliczon膮 ilo艣ci膮, nakr臋caj膮c siebie, nim Powell mia艂 okazj臋 rozja艣ni膰 nieco spraw臋. Nie, 偶eby chcia艂 to robi膰; co te偶 mog艂o by膰 jednym z wielu powod贸w, dla kt贸rych spotyka艂 si臋 w艂a艣nie z tak膮 reakcj膮.
OdpowiedzUsu艅Nie m贸g艂 jednak ich teraz wycofa膰. Potrafi艂 jedynie zebra膰 si臋 na ugryzienie si臋 w j臋zyk, na dopowiedzenie tych dodatkowych, paru kwestii, jak i finalne ulegni臋cie pod presj膮 pyta艅, a mo偶e bardziej nakaz贸w ze strony przyjaciela. Nawet p贸藕niej, gdyby zebra艂 si臋 w sobie na r贸wnie irytuj膮ce i znienawidzone przez niego przepraszanie, nie zyska艂 na to okazji, zaraz b臋d膮c zmuszonym do doprecyzowania swoich okr臋偶nych s艂贸w. Mia艂 szczer膮 nadziej臋, 偶e by艂yby wystarczaj膮ce, niewa偶ne jak spora jego cz臋艣膰 by艂a 艣wiadoma, 偶e by艂a to nadzieja z艂udna.
Zapragn膮艂 znowu zosta膰 przy wymownym milczeniu, tej kolejnej, nieistniej膮cej wr臋cz szansie na to, 偶e na tym sko艅czy si臋 ta rozmowa. 呕e Soo zrezygnuje z dalszego dr膮偶enia tematu, kt贸ry Yechan bez pomy艣lunku sam zacz膮艂. M贸g艂 tak naprawd臋 nic nie m贸wi膰, zosta膰 przy r贸wnie og贸lnym stwierdzeniu “ogarni臋cia si臋” przed snem i tyle - wtedy m贸g艂by wierzy膰, 偶e zm臋czenie i rozemocjonowanie stanie po jego stronie, dzi臋ki czemu jakikolwiek z sygna艂贸w i istniej膮cych 艣lad贸w umknie przyjacielowi. Zamiast tego nakierowa艂 go prosto na samo sedno, nie mog膮c teraz si臋 wycofa膰. Zamiast tego postawi艂 siebie w sytuacji, w kt贸rej nie m贸g艂 wi臋cej pozwoli膰 sobie na ucieczk臋, a jedynie na niewygodn膮 szczero艣膰
— …po prostu pad艂em, jak d艂ugi — z trudem przysz艂o mu przyznanie si臋 do tego tak prostego powodu zaistnia艂ych narusze艅 na sk贸rze. Nie tylko z trudem, ale i wstydem, 偶e nie poradzi艂 sobie z t膮 czynno艣ci膮. Bo nie powinna by艂a si臋 tak sko艅czy膰, skoro wcze艣niej ju偶 raz mu wysz艂o, 艣mia艂by rzec, 偶e nienagannie. Nie chcia艂 te偶, dalej idiotycznie pr贸buj膮c zachowa膰 nienaruszony obraz siebie w g艂owie przyjaciela - cho膰 dawno ju偶 tam nie istnia艂 - o艣mieszy膰 si臋 przed nim, skoro nie poradzi艂 sobie z czym艣, co on mia艂 wr臋cz we krwi.
Przymkn膮艂 na moment oczy, kiedy pierw poczu艂 z niech臋ci膮 odsuwaj膮c膮 si臋 d艂o艅 od jego twarzy, zaraz odnajduj膮c膮 miejsce na tych, nale偶膮cych do niego. Modli艂 si臋 w duchu, aby umkn膮艂 mu ten w臋druj膮cy wzrok, tylko po to, aby zaraz skarci膰 siebie samego za utrzymanie go w tych paru miejscach o par臋 chwil za d艂ugo. Nie oponowa艂 jednak, rozlu藕niaj膮c pos艂usznie palce i pozwalaj膮c mu na 艣ci膮gni臋cie d艂oni z bioder, tym samym otwarcie ukazuj膮c zadrapania i przeci臋cia zdobi膮ce jego r臋ce.
Bez udzia艂u woli skrzywi艂 si臋 na ten widok. Ka偶da rana, mimo wi臋kszo艣ci z nich spowodowanych tym samym, odprowadza艂a od siebie specyficzny rodzaj b贸lu. Nie tego ci臋偶kiego do prze偶ycia, przeszywaj膮cego go na wskro艣, lecz ten niesamowicie niezno艣ny. Uparty i ci膮gle o sobie przypominaj膮cy, mimo 艣redniego nasilenia. Przypominaj膮cy o emocjach, jakie mu towarzyszy艂y podczas ich zdobycia, cz臋艣ciowo 艣wiadomego. Dodatkowo przyozdabiaj膮cymi wra偶liw膮 sk贸r臋, kt贸r膮 i tak mia艂 w zwyczaju m臋czy膰 w艂asnymi palcami, paznokciami lub z臋bami
— Bo to by艂o ostatnie, o czym my艣la艂em, Soo — przyzna艂 szczerze. Jakikolwiek odczuwany b贸l czy dyskomfort by艂 mu zbyt odleg艂y. Nie m贸g艂 r贸wna膰 si臋 z tym, kt贸ry rozdziera艂 jego serce podczas przebiegu dnia; ka偶dego us艂yszanego i wypowiedzianego s艂owa, jak i dusz膮cego strachu, jaki nieustannie w nim r贸s艂, dop贸ki ponownie si臋 nie spotkali — I nie chcia艂em, 偶eby艣 ty zawraca艂 sobie tym g艂ow臋 — kolejny b艂膮d, kt贸ry pope艂ni艂 艣wiadomie. Taka w ko艅cu by艂a prawda. Wzbudzenie w nim zmartwie艅 i niepokoju by艂o ostatnim, czego teraz potrzebowali; szczeg贸lnie, je艣li powodem mia艂a by膰 taka b艂ahostka, jak efekty jego nieporadno艣ci.
Usu艅— Tylko troch臋, serio. Przemyj臋 wod膮 utlenion膮, przyklej臋 jaki艣 plaster i wszystko b臋dzie w porz膮dku — stwierdzi艂, pozwalaj膮c sobie na okrycie d艂oni Yosoo, bezwiednie splataj膮c ich palce, dodaj膮c samemu sobie otuchy drobnym gestem. I po raz kolejny si臋 zawaha艂. Na kr贸tki moment, ulotny i wr臋cz niezauwa偶alny, zdradzony jedynie wznowionym m臋czeniem polika z臋bami, nim znowu si臋 odezwa艂, z ma艂ym, 艂agodnym u艣miechem na ustach — Je艣li mi pomo偶esz, p贸jdzie troch臋 szybciej.
channie
Przesun膮艂 koj膮co kciukiem po wierzchu d艂oni ch艂opaka, kiedy spotka艂 si臋 z, zaskakuj膮co spodziewan膮, reakcj膮. Zazwyczaj zak艂ada艂by, 偶e wina padnie na niego. Kilka k膮艣liwych uwag, 偶e bez sensu si臋 tam pakowa艂; 偶e powinien by膰 ostro偶niejszy, czy te偶 popracowa膰 nad koordynacj膮. Teraz jednak zd膮偶y艂 zauwa偶y膰 t臋 zastraszaj膮c膮, ponown膮, zamian臋 r贸l, do kt贸rej powinien zacz膮膰 si臋 przyzwyczaja膰. Yosoo znowu bra艂 na siebie win臋, na pewno jak膮艣 jej cz臋艣膰, chocia偶 w og贸le do niego nie nale偶a艂a
OdpowiedzUsu艅— Jedynym idiot膮 tutaj, to co najwy偶ej jestem ja, skarbie. Sk膮d mia艂e艣 w og贸le wiedzie膰 lub zak艂ada膰, 偶e ja postanowi臋 ot tak, odwiedzi膰 zoo w 艣rodku nocy? — przyzna艂 z lekko wprowadzan膮 nut膮 rozbawienia, staraj膮c si臋 przy tym odci膮gn膮膰 go od dalej maluj膮cych si臋 na jego twarzy zmartwie艅 — Zreszt膮, sam si臋 tego nie spodziewa艂em. I wida膰 efekty.
Nie mia艂 mu niczego za z艂e. Ostatnie, o czym my艣la艂, to obwinianie Yosoo za decyzj臋, jak膮 sam podj膮艂. Nawet gdyby chcia艂, nie potrafi艂by odnale藕膰 w tym najs艂abszego punktu zaczepienia, aby zrzuci膰 na niego win臋. Jedynie wi臋cej powod贸w, aby postawi膰 w tym 艣wietle samego siebie. Wiedzia艂 w ko艅cu, 偶e zoo by艂o t膮 prawdziw膮, bezpieczn膮 ostoj膮 ch艂opaka. Ostoj膮, do kt贸rej wtargn膮艂 nieproszony, w dodatku nieumiej臋tnie i przysparzaj膮c wi臋cej problem贸w. Nie pomy艣la艂 nawet wcze艣niej o tym, do czego mog艂oby doj艣膰, gdyby akurat w pobli偶u kr臋ci艂 si臋 kt贸ry艣 z ochroniarzy. Nie chcia艂 teraz w og贸le o tym my艣le膰, co najwy偶ej z 偶alem cieszy膰 si臋, 偶e sko艅czy艂o si臋 tylko na skutkach cielesnych. A nawet one zd膮偶y艂y przynie艣膰 ze sob膮 wi臋cej problem贸w, ni偶 by chcia艂. Mia艂y zosta膰 gdzie艣 na boku; mia艂 zaj膮膰 si臋 nimi sam, zadba膰 o to, aby nie rzuca艂y si臋 w oczy, zagoi艂y jak najszybciej i pozosta艂y tym nieporuszonym tematem, bo jeden z nich nawet nie by艂 艣wiadomy ich istnienia. Zamiast tego przybra艂y niepo偶膮dan膮 form臋. Kolejny, nieproszony spos贸b na wywo艂anie poczucia winy u Yosoo. Nie chcia艂, 偶eby bra艂 cokolwiek jeszcze na siebie, a na pewno nie to. Widzia艂 jednak, 偶e wszystko, po raz kolejny, wymyka艂o si臋 spod kontroli. Sz艂o dok艂adnie w tym kierunku, od kt贸rego pr贸bowa艂 to odci膮gn膮膰. U艣wiadamia艂o, 偶e mia艂 o wiele mniej wp艂ywu, ni偶 by chcia艂, na w艂asne 偶ycie; to, jak by艂 postrzegany.
Nieprzerwanie kontynuowa艂 艂agodny ruch kciuka, dalej maj膮cy to samo za艂o偶enie - ukojenie nerw贸w, zdradliwie przelatuj膮cych przez twarz przyjaciela. Ulotnie, najmniejszymi znakami, czy odruchami, kt贸re jednak odznacza艂y si臋 teraz w tak wyrazistych, rozemocjonowanych oczach. W niepewnym g艂osie, kt贸ry s艂ysza艂 o wiele cz臋艣ciej, za ka偶dym razem doceniaj膮c go jeszcze bardziej. Bo zd膮偶y艂 zrozumie膰, do czego zmierza艂. Nieraz pokr臋tnie, wymijaj膮co, czy te偶 z wielk膮 doz膮 zawahania si臋, lecz zawsze d膮偶y艂o do tego samego celu. Dobrowolnego uchylenia kolejnych drzwi. Zrzucenia kolejnej maski i wpuszczenia go do 艣rodka, wystawiaj膮c si臋 na ryzyko odrzucenia, czy nieplanowanego ciosu. Co艣, w czym Powell mia艂 talent, ku w艂asnemu przera偶eniu.
S艂aby u艣miech na jego ustach mimowolnie, nieznacznie si臋 poszerzy艂, kiedy m贸g艂 dojrze膰 r贸偶ow膮 barw臋 stopniowo zalewaj膮c膮 policzki przyjaciela. Kolor dodaj膮cy na nowo 偶ycia jego twarzy, pozwalaj膮cy skupi膰 si臋 na wiecznie tam obecnym, lecz przykrytym b贸lem, uroku. Dodaj膮cy niewinno艣ci wszechobecnej mi臋dzy nimi niepewno艣ci, ani偶eli tego rani膮cego nacechowania, kt贸re zaprowadzi艂o ich w 艣lepy zau艂ek, prowadz膮cy do przepa艣ci.
Nie skomentowa艂 tego, zapisuj膮c jedynie delikatny, tak ulotny, moment w pami臋ci, nim pozwoli艂 mu na zaci膮gni臋cie si臋 w kierunku 艂azienki. Kolejnego miejsca owianego przecz膮cymi sobie nawzajem emocjami, teraz gor膮czkowo spychanymi na drugi plan. Z nadziej膮, 偶e zostan膮 zast膮pione czym艣 innym. Czy mo偶e z nadziej膮, 偶e dadz膮 rad臋 przypisa膰 jej wi臋cej pozytyw贸w, zapami臋tuj膮c jednak i te mniej przyjemniejsze, wymagane do tak potrzebnego im brni臋cia dalej
— Poka偶臋. Tyle razy, ile b臋dziesz potrzebowa艂 — zapewni艂 i zacisn膮艂 nieznacznie palce na jego d艂oni, pozwalaj膮c sobie na nieznaczne przyspieszenie kroku, aby go wyprzedzi膰 przed wsp贸lnym wej艣ciem do 艂azienki. Dopiero tam z pow艣ci膮gliwo艣ci膮 wypu艣ci艂 jego r臋k臋, aby m贸c si臋gn膮膰 po regularnie, jak tylko by艂a potrzeba, uzupe艂nian膮 apteczk臋, r贸wnie denerwuj膮co, co wszystko, z u艂o偶onymi produktami niemal jak od linijki. Upewni艂 si臋, mimo pe艂nej 艣wiadomo艣ci, 偶e nikt, opr贸cz niego jej nie rusza艂, czy na pewno wszystko by艂o na swoim miejscu, przed kr贸tkim zasygnalizowaniem, aby poszed艂 wraz z nim do sypialni.
Usu艅Odstawi艂 tam jego torb臋 na dok艂adnie to samo miejsce, z kt贸rego znikn臋艂a. Wymamrota艂 niewyra藕ne, szcz臋艣liwie, prawie 偶e nies艂yszalne przeprosiny na panuj膮cy ba艂agan pod postaci膮 niepo艣cielonego 艂贸偶ka. Po艂o偶y艂 na nim zabran膮 apteczk臋, zajmuj膮c miejsce obok, kiedy tylko ostro偶nie przyci膮gn膮艂 przyjaciela w swoim kierunku
Skrzywi艂 si臋 pod nosem bardziej dla samego siebie, ni偶 Soo, kiedy podczas ostro偶nego, powolnego podwijania nogawki nad kolano, aby w pe艂ni odkry膰 maluj膮ce si臋 tam zdarcie, dojrza艂 op艂akany stan nie tylko sk贸ry, ale samych dres贸w, kt贸re nie nadawa艂y si臋 do niczego innego, ni偶 wyrzucenia
— Przede wszystkim nie musisz si臋 spieszy膰, Soo. Najpierw trzeba j膮 oczy艣ci膰, a potem mo偶na przyklei膰 opatrunek lub plaster. Zale偶y, co pasuje. Wi臋c nie spiesz si臋 i… to tyle. — wyja艣ni艂 spokojnie, kiedy upewni艂 si臋, 偶e materia艂 nieproszony nie zsunie si臋 wzd艂u偶 nogi, utrudniaj膮c prac臋, maj膮c wtedy mo偶liwo艣膰 na si臋gni臋cie po wod臋 utlenion膮, jak i gazik, ostro偶nie nas膮czaj膮c go p艂ynem. Zatrzyma艂 si臋 przed przy艂o偶eniem go do rany, spogl膮daj膮c w kierunku Yosoo i nie maj膮c pewno艣ci, czy dodawa艂 tym otuchy sobie, czy mu przed spodziewanym poczuciem tego typowego dla dezynfekcji pieczenia — Je艣li b臋dziesz chcia艂 tego robi膰, to nie musisz. I je艣li mam co艣 powt贸rzy膰, lub robi膰 wolniej, to powiedz, okej?
channie
Ka偶da z dzielonych przez nich chwil sprawia艂a wra偶enie jeszcze bardziej obna偶aj膮cej. Nie mia艂o znaczenia, jak膮 mia艂a skal臋; do czego w trakcie niej si臋 posuwali. Mog艂o by膰 to wsp贸lne szykowanie 艣niadania, cicho rozpocz臋ty poranek, czy narastaj膮ce napi臋cie, kiedy krzy偶owali si臋 wymownymi spojrzeniami, a nie dzielili s艂owami. Kiedy pragn膮艂 czu膰 na sobie jego dotyk, odkrywaj膮cy go jeszcze bardziej lub sprawiaj膮cy poczucie bezpiecze艅stwa, zdaj膮c sobie spraw臋, jak bardzo potrzebowa艂 go w swoim 偶yciu. Za ka偶dym razem jego oczom ukazywa艂o si臋 co艣 nowego, a tym samym on ujawnia艂 co艣 od siebie, specjalnie czy te偶 bez udzia艂u kontroli. Ale nie chcia艂 nad tym panowa膰. Bo najwidoczniej musia艂o tak by膰. Bo po prostu chcia艂 pokaza膰 Yosoo ka偶dy zakamarek siebie, nawet te mniej urokliwe, i kt贸re przychodzi艂y mu z niezmierzonym trudem.
OdpowiedzUsu艅Chcia艂 uwierzy膰, 偶e ostoja, jak膮 tworzyli dla siebie wzajemnie, by艂a rzeczywist膮 przestrzeni膮, a nie jedynie z艂udnym wymys艂em.
Naruszyli j膮, i to nieraz. Raz z jego winy, innym razem mo偶e przez Soo, acz nie by艂 w stanie tego teraz przywo艂a膰. Nie by艂, a mo偶e nie dopuszcza艂 do siebie my艣li, 偶e i on m贸g艂 jakkolwiek zawini膰, bior膮c wszystko na siebie. Ryzykowali jednak wtedy utrat膮 tego, co piel臋gnowali, acz wskoczyli zapewne zbyt gwa艂townie i agresywnie. Niejednokrotnie odbiera艂 wra偶enie, 偶e ca艂kowicie prze艣lizgn臋艂a mu si臋 przez palce i nigdy nie mia艂a powr贸ci膰. Lecz zawsze, przynajmniej dotychczas, wracali do tego, co by艂o. Do komfortu odczuwanego, kiedy zwyczajnie siedzieli obok siebie. Do mo偶liwo艣ci zdradzenia kolejnego, szczerego wyznania, nawet je艣li nie by艂o dla nich korzystne, czy te偶 ukazywa艂o co艣, co mia艂o na zawsze pozosta膰 w ukryciu.
Nie spuszcza艂 z niego spojrzenia; zaciekawionego, mo偶e w odrobinie zmartwionego, lecz przede wszystkim niemal偶e ociekaj膮cego 艂agodno艣ci膮. Wdzi臋czno艣ci膮, kt贸r膮 czu艂, 偶e m贸g艂 go widzie膰 w艂a艣nie tutaj. W swoim pokoju, w kt贸rym panowa艂 obcy rozgardiasz; w kt贸rym by艂 w艂a艣nie otoczony najbli偶szym mu barwom. Czerni i bieli, obecnej na co dzie艅, jak i tym wyr贸偶niaj膮cym si臋 na ich tle. Jaskrawo艣ci wielu kolor贸w z艂o偶onych, prezentowanych figurek; ka偶da nios膮ca ze sob膮 osi膮gni臋cie czy wspomnienie, nie tylko te pozytywne. Odgrywa艂y w jego 偶yciu rol臋 zapami臋tania ka偶dego z nich, dodania cho膰by odrobiny dobra w tym, co najgorsze. Par臋 z nich reprezentowa艂o zdobyte medale sportowe, dawno pochowane w czelu艣ciach pud艂a w szafie. Niekt贸re przypomina艂y o niezdanych kolokwiach, zdarzaj膮cych si臋 tak rzadko, acz zapami臋tanych do teraz.
Tak jak jasnor贸偶owa, 艂ososiowa burza w艂os贸w, kt贸ra przy zmienianiu swej barwy niczym kameleon, pozwala艂a zapisa膰 w sobie setki wspomnie艅; umiejscowienie ich w czasie i przywi膮zanie do ka偶dej z nich tego konkretnego, mo偶e kluczowego. Wyr贸偶niaj膮ca si臋 intensywnie na tle jego stonowanych ubra艅 i zachowanych w naturalnym kolorze w艂os贸w, jak porozstawiane w gablocie figurki w odr贸偶nieniu od jasnych paneli i ciemnych mebli.
Pow臋drowa艂 za nimi wzrokiem, kiedy ich w艂a艣ciciel zaj膮艂 miejsce na pod艂odze. Przeni贸s艂 z nich spojrzenie na g艂臋bokie, poch艂aniaj膮ce go i wype艂nione tymczasowo w膮tpliwo艣ci膮 oczy, kt贸re bezwiednie wyci膮ga艂y z niego s艂aby u艣miech. Tak samo jak us艂yszane s艂owa wprawi艂y w ruch woln膮 d艂o艅, delikatnie zaczesuj膮c膮 kilka z blador贸偶owych kosmyk贸w za ucho, nim obj臋艂a czule jeden z policzk贸w
— Nie zrobisz mi krzywdy, obiecuj臋 — zapewni艂 go, wodz膮c ledwie namacalnie kciukiem po sk贸rze. Potrzebowa艂 jedynie kilku sekund zastanowienia si臋, nim zsun膮艂 si臋 z materaca i usiad艂 zaraz naprzeciwko przyjaciela, opuszczaj膮c przy tym bezwiednie d艂o艅 wzd艂u偶 jego cia艂a. Zgi膮艂 z cieniem grymasu poranion膮 nog臋, jako jedyn膮 wydzielaj膮c膮 mi臋dzy nimi teraz pozosta艂o艣ci przestrzeni, by by艂a na widoku, skoro, mimo wszystko, by艂a g艂贸wnym powodem wsp贸lnego znalezienia si臋 w sypialni.
— I zawsze piecze. Mniej lub wi臋cej, ale zawsze — przyzna艂, si臋gaj膮c jeszcze raz po p艂yn, aby upewni膰 si臋, 偶e trzymany gazik dalej by艂 nas膮czony i nienaruszony — Wi臋c jakbym si臋 krzywi艂, to nie przez Ciebie, serio — ci膮gn膮艂 dalej, zaczynaj膮c ostro偶ne czyszczenie rany z odruchowym zaci艣ni臋ciem ust, pragn膮cych wykr臋ci膰 si臋 w grymasie.
Usu艅— Najlepiej zacz膮膰 od wyczyszczenia wszystkiego dooko艂a, ale… nie chce mi si臋 — postawi艂 na szczero艣膰, kiedy z ka偶dym swoim ruchem brn膮艂 dalej w powolne, nieco uog贸lnione t艂umaczenie tego, co robi艂, a raczej co wypada艂oby zrobi膰 — Dopiero potem sam膮 ran臋. I… wystarczy delikatnie, takim wacikiem czy czym艣 j膮 przemy膰, a nie zala膰. Chocia偶 kusi, to Ci oddam — u艣miechn膮艂 si臋 lekko, podnosz膮c na moment wzrok znad rany na siedz膮cego naprzeciw ch艂opaka, zanim kolejne przy艂o偶enie gazika do nietkni臋tego wcze艣niej miejsca obdartego ze sk贸ry przynios艂o ze sob膮 niezno艣ne pieczenie, a tym samym automatyczne 艣ci膮gni臋cie brwi. Zamilk艂, dop贸ki nie doko艅czy艂 oczyszczania, co pozwoli艂o mu na ponowne si臋gni臋cie do domowej apteczki i wyj臋cie ma艣ci. Po mini臋ciu kr贸tkiej, ulotnej chwili si臋gn膮艂 po d艂o艅 przyjaciela, a bardziej jeden z palc贸w, by m贸c wycisn膮膰 na sam czubek niewielk膮 ilo艣膰 produktu, po czym powoli nakierowa艂 go w odpowiednie miejsce; wyznaczy艂 si艂臋, z jak膮 krem powinien zosta膰 rozprowadzony i do艂膮czy艂 do tego ciche, szczere i pr贸buj膮ce ukoi膰 nerwowo艣膰 i w膮tpliwo艣ci, s艂owa
— Obiecuj臋 Ci, 偶e nie zrobisz mi krzywdy, Soo.
channie
— No tak, wybacz — kr贸tki, cichy; ledwie roznosz膮cy si臋 po o艣wietlonym jedynie niewielk膮 lamp膮 w k膮cie pokoju, 艣miech wyrwa艂 si臋 spomi臋dzy jego ust na odpowied藕 Soo. Szczery, mo偶liwe, 偶e rozczulony i wdzi臋czny za to, 偶e po raz kolejny m贸g艂 dojrze膰 zal膮偶ek tych nieco bardziej k膮艣liwych, acz dalej niewinnych, odpowiedzi z jego strony.
OdpowiedzUsu艅Nie planowa艂 dr膮偶y膰 tematu dalej, tym samym nie chc膮c testowa膰 swojego szcz臋艣cia. A mo偶e bardziej nie chcia艂 ryzykowa膰, 偶e trafi nie w ten punkt, mimo narastaj膮cej w nim ciekawo艣ci po tej og贸lnej wypowiedzi.
Ju偶 wcze艣niej 偶y艂y w nim obawy co do tego, czy wypowie si臋 odpowiednio. Czy powie to, co trzeba. Oboje o tym wiedzieli, Powell zdawa艂 sobie z tego spraw臋 a偶 za dobrze, lecz nie potrafi艂 nic na to zdzia艂a膰. Teraz powinien odszuka膰 w sobie si艂臋, aby wybra膰 kt贸r膮艣 ze stron - milcze膰 i zwyczajnie odci膮膰 si臋 od wymogu kombinowania nawet przy tych najprostszych wypowiedziach, czy te偶 z drugiej strony, postanowi膰, 偶e b臋dzie mia艂 to gdzie艣 i w ko艅cu zdecyduje si臋 m贸wi膰 to, co le偶y mu na sercu. W teorii wyb贸r powinien by膰 prosty, takie te偶 sprawia艂 wra偶enie. A jednak za ka偶dym razem dawa艂 rad臋 utkn膮膰 albo spotka膰 si臋 z w膮tpliwo艣ciami, kiedy ju偶 zdecydowa艂, co powie.
Dopiero teraz odczuwa艂, 偶e dzia艂a bardziej… instynktownie. Oddawa艂 si臋 nawracaj膮cej swobodzie; powoli i ostro偶nie. Dalej z ostro偶no艣ci膮, lecz coraz pro艣ciej by艂o mu zebra膰 si臋 na lekki u艣miech. Na dopowiedzenia czego艣 zadziorniejszego, cho膰 nie r贸wna艂o si臋 z wyd藕wi臋kiem ich wcze艣niejszych, niegro藕nych potyczek s艂ownych. To decyzja o zatrzymaniu j臋zyka mi臋dzy z臋bami by艂a t膮, podj臋t膮 艣wiadomie. Jak si臋 okaza艂o, mo偶e i wyszed艂 tym na lepsze.
Podni贸s艂 wzrok na Yosoo, kiedy sam z siebie powr贸ci艂 do tematu, naprawd臋 zaciekawiony tym, co si臋 wydarzy艂o. Zaciekawiony i skrycie odczuwaj膮c lekkie przyspieszenie serca przy ponownym otwarciu si臋 przyjaciela. S艂ysza艂 w ko艅cu wiele historii z jego wyj艣膰, wydarze艅, jak i wypadk贸w, lecz wiedzia艂, 偶e nie o wszystkich. I od razu m贸g艂 dojrze膰; czy to w lekkim zawahaniu si臋, czy spojrzeniu, kt贸re skupia艂o si臋 przede wszystkim na poranionym kolanie, gdzie jego w艂asne by艂o wlepione w Soo, s艂uchaj膮c z uwag膮 ka偶dego s艂owa. Ka偶dej przerwy postawionej mi臋dzy nimi, lekkiej zmiany tonacji, nawet tej zazwyczaj niewyczuwalnej. Wyczucia tego, 偶e skrywa艂y co艣 za sob膮, z艂o艣liwie kusz膮c go do dopytania si臋 o wi臋cej. Kiwa艂 przy tym delikatnie g艂ow膮, nie tylko na znak, aby kontynuowa艂, ale r贸wnie偶, aby, z ciep艂ym u艣miechem, zapewni膰 go o poprawno艣ci ostro偶nych ruch贸w palc贸w, wyciszonym g艂osem jedynie nakierowuj膮c na miejsca, kt贸re pomin膮艂
— Na pewno nie by艂 g艂upi. Tym bardziej je艣li dalej uwa偶asz, 偶e by艂 powa偶ny. I zadzia艂a膰 na pewno zadzia艂a艂o… a o to g艂贸wnie chodzi艂o — stwierdzi艂, zwracaj膮c ponownie na niego swoje spojrzenie i nawi膮zuj膮c do wspomnianego, a zarazem omini臋tego, powodu ca艂ego zaj艣cia — Ale na pewno bola艂o, wi臋c mo偶e nawet lepiej, 偶e nie my艣la艂e艣 wtedy trze藕wo… troch臋 Ci臋 oszcz臋dzi艂o. Zreszt膮… omijaj膮c to, 偶e nigdy bym Ciebie nie oceni艂 za co艣 takiego, to teraz nawet bym nie m贸g艂, skoro sam odstawi艂em podobny cyrk, tylko 偶e w艂a艣nie na trze藕wo — zacz膮艂 po chwili milczenia, si臋gaj膮c przy tym do apteczki, aby wyj膮膰 kolejn膮 cz臋艣膰 potrzebnych im teraz produkt贸w.
Mia艂 na swoim koncie niejedn膮 bezmy艣ln膮 akcj臋, lecz zazwyczaj trzyma艂 je dla siebie. Nie tylko ze wzgl臋du na to, 偶e ujmowa艂y tworzonemu przez niego wizerunkowi, ale i sam chwilami wola艂 o nich nie my艣le膰. By艂y zwyczajnie g艂upie, a zdecydowanie, w wielu przypadkach, po spojrzeniu na nie chwil臋 p贸藕niej
Usu艅— W liceum po treningu, wychodz膮c z basenu. Na prostej drodze, tylko do szatni musia艂em doj艣膰, ale nie wiem, nogi mi si臋 same zapl膮ta艂y i uderzy艂em kolanem — wskaza艂 na to, akurat w tym momencie, zdrowe — prosto o kafelki. Tak po prostu. Potkn膮艂em si臋 o nic i rozdar艂em sobie ca艂e kolano, robi膮c wyst臋p na ca艂膮 hal臋. I jeszcze przeczy艣ci艂em to spirytusem, a nie 艂agodniejszym 艣rodkiem jakim艣, bo na 艣lepo 艂apa艂em cokolwiek — zerkn膮艂 przelotnie, acz wymownie w kierunku Yosoo, podczas gdy poprawia艂 nog臋 po wyj臋ciu opatrunku i banda偶u, kt贸re wyci膮gn膮艂 w jego kierunku, nim z ust pad艂o kolejne, otwarte pytanie
— To teraz wolisz przykleja膰, czy zawija膰?
channie
Mimowolnie, niemal w odpowiedzi na ten zduszany i ledwie widoczny, jego usta wykrzywia艂y si臋 w drobnym u艣miechu zakrywanym nieznacznym zagryzieniem wargi. Nawet gdyby chcia艂, nie da艂by rady powstrzyma膰 go przed pojawieniem si臋, kiedy dostawa艂 kolejny zal膮偶ek znanej mu wcze艣niej regularno艣ci. Tak podobnej do tego, co mia艂o mi臋dzy nimi miejsce na co dzie艅, a jednak podkre艣lone czym艣 jeszcze; nadaj膮ce wszystkiemu z lekka inny wyd藕wi臋k
OdpowiedzUsu艅— Od razu, 偶e czego艣 chc臋. Nie mog臋 z w艂asnej, dobrej woli podzieli膰 si臋 z Tob膮 histori膮? — odpar艂 niewinnie, przyk艂adaj膮c przy tym delikatnie d艂o艅 do serca, kt贸ra mia艂a jedynie podkre艣li膰 brak drugiego dna w jego zachowaniu, cho膰 zdecydowanie takowe istnia艂o. Nie m贸g艂 ukry膰 przed samym sob膮 ciekawo艣ci, jaka si臋 w nim wzbudzi艂a, kiedy Yosoo skusi艂 go w艂asn膮 opowie艣ci膮 tylko po to, aby zostawi膰 go teraz w kompletnej niewiadomej. M贸g艂by zgadywa膰, domy艣la膰 si臋 na w艂asn膮 r臋k臋, ale by艂 pewien, 偶e wyszed艂by, czy nawet wyszliby, na tym gorzej, ni偶 na zwyczajnym odpuszczeniu dr膮偶enia tematu dalej.
Mo偶e nie by艂o tak lepiej, lecz zdecydowanie wygodniej. Pozwala艂o zostawi膰 par臋 kwestii w powietrzu; niedopowiedzianymi, a nawet niewypowiedzianymi. W strefie, kt贸rej oboje wiedzieli, 偶e nie powinni rusza膰, dop贸ki druga strona nie zrobi tego jako pierwsza. Niezale偶nie od z偶eraj膮cej od 艣rodka ciekawo艣ci, czy nawet zmartwienia. Miejscami przychodzi艂o to 艂atwiej, innym razem walka by艂a bezcelowa, doprowadzaj膮c do kolejnej sprzeczki, mniej lub bardziej powa偶nej.
I kolejne s艂owa Yosoo mo偶e powinny go zmartwi膰. Zapali膰 lampk臋 w g艂owie, 偶e mia艂 jakiekolwiek w膮tpliwo艣ci; podkre艣li膰 zagubienie, jakie dalej odczuwa艂, po艣pieszne odbiegni臋cie od poruszonego chwil臋 temu tematu. Lecz zamiast tego, poczu艂 jedynie kolejne ciep艂o rozlewaj膮ce si臋 po sercu. Zmi臋kczenie b艂膮dz膮cego po twarzy u艣miechu, jak i przenikliwego spojrzenia, kt贸rego nie potrafi艂 od niego odwr贸ci膰. Z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂 dostrzec, jak ch艂opak ucieka w艂asnym w innym kierunku. Gdzie艣 poza niego, mo偶e obok. Widzia艂 to za ka偶dym razem i przy ka偶dej okazji mia艂 ochot臋 mu to wytkn膮膰. Zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e nie wytrzymywa艂 pod presj膮 czego艣 tak w teorii niewinnego, jak spojrzenie. Lecz gdyby to zrobi艂, by艂by zwyczajnym hipokryt膮. Zbyt dobrze zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jak przyt艂aczaj膮ca by艂a waga ods艂oni臋tego spojrzenia. Jak oczy wype艂nione niezak艂amanymi emocjami i zamiarami potrafi艂y wwierca膰 si臋 do samego 艣rodka, m贸wi膮c tak wiele bez u偶ycia s艂贸w. Jak trudne by艂o poradzenie sobie z tym, nawet je艣li 偶adna ze stron nie mia艂a z艂ych zamiar贸w. Sam nieraz, acz rzadziej, ni偶 Yosoo, ucieka艂 od jego spojrzenia. Chowa艂 je pod przymkni臋tymi powiekami; skupia艂 na panelach, w艂asnych palcach lub innym punkcie na twarzy przyjaciela, aby sprawia膰 iluzj臋 utrzymywania kontaktu wzrokowego
— Nie musisz mi m贸wi膰, je艣li nie chcesz — podkre艣li艂 nieco 艂agodniejszym tonem, wracaj膮c jedynie na kr贸tk膮 chwil臋 do wcze艣niejszej rozmowy, bo chcia艂 upewni膰 si臋, 偶e by艂 tego 艣wiadom. Nie zamierza艂 wyci膮ga膰 z niego czego艣 na si艂臋 lub inwazyjnie wkracza膰 na teren, kt贸ry tak jawnie by艂 dla niego niedost臋pny. Nie liczy艂o si臋 jego w艂asne zaintrygowanie, ani zostawienie rozmowy niedoko艅czon膮. Wola艂 偶y膰 w przekonaniu, 偶e kiedy艣 poczuje si臋 gotowy, aby si臋 z nim tym podzieli膰. Mo偶e za kilka godzin, mo偶e kilka dni, a mo偶e nawet za kilka miesi臋cy. By艂 got贸w poczeka膰.
Kiwn膮艂 nieznacznie g艂ow膮 na wyb贸r przyjaciela, samemu zabieraj膮c si臋 za uwa偶ne przyklejenie opatrunku i tym samym pozwalaj膮c ciszy na wype艂nienie pokoju. Tej swobodniejszej, pozwalaj膮cej odetchn膮膰, a zarazem wyczulaj膮cej wszystkie zmys艂y na nawet najmniejszy ruch. Na dok艂adniejsze odczucie muskaj膮cych, wr臋cz z przesadn膮 delikatno艣ci膮, sk贸r臋 palc贸w podczas owijania kolana. Mimowolny dreszcz, kt贸ry przebiega艂 po jego ciele przy ka偶dej takiej okazji, jakby nigdy wcze艣niej nie mia艂 z nim tak bliskiego kontaktu
— I w og贸le nie jeste艣 艂atw膮 osob膮, Soo — zacz膮艂 niespodziewanie, po chwili tkwienia w przybranej, nieco odsuni臋tej pozycji, aby u艂atwi膰 owijanie rany. Tym razem sam skupia艂 wzrok gdzie indziej; na coraz dok艂adniej obanda偶owanym kolanie, zgodnie z jego wskaz贸wkami i drobnymi poprawkami — Jeste艣 za bardzo… skomplikowany — ci膮gn膮艂 dalej, po raz kolejny czuj膮c nieznaczne uniesienie si臋 k膮cik贸w ust ku g贸rze.
Usu艅Taka by艂a prawda - nie zna艂 osoby bardziej skomplikowanej, ni偶 Soo. Z wi臋ksz膮 ilo艣ci膮 obcych mu zakamark贸w, niepoj臋tych zwyczaj贸w i regu艂, kt贸rych przestrzega艂; cz臋sto po to, aby z艂ama膰 te, jakie by艂y mu narzucone. Wszystko, co, mimo sprzeczno艣ci z w艂asnym charakterem, uwielbia艂. Wszystko, co sprawia艂o, 偶e ka偶dego dnia potrafi艂 ton膮膰 w urzeczeniu coraz bardziej, bez opami臋tania i zatrzymania si臋 cho膰by na moment, aby spojrze膰 na wszystko zewn膮trz. I dok艂adnie to samo, co bezwiednie, po upewnieniu si臋, 偶e banda偶 trzyma艂 si臋 swojego miejsca i podzi臋kowaniu, zmusi艂o go do przysuni臋cia si臋 jeszcze bli偶ej, doprowadzaj膮c do mimowolnego zetkni臋cia si臋 nienaruszonych kolan. Wyczucia nieznacznie utrudnionego, 艂apanego oddechu we w艂asnych p艂ucach po zniwelowaniu kolejnej porcji dziel膮cego ich dystansu
— I to wcale nie jest co艣 z艂ego, wiesz?
channie
Skin膮艂 jedynie g艂ow膮. Ze zrozumieniem, a mo偶e bardziej wyrozumia艂o艣ci膮. Dalej doskwiera艂a mu ciekawo艣膰, nap臋dzana ka偶dym, kolejnym s艂owem, lecz zaj臋艂a miejsce gdzie艣 z ty艂u, straci艂a na wadze, bo mimo jej istnienia, potrafi艂 zrozumie膰, 偶e komplikacje by艂y ostatnim, czego potrzebowali. Na pewno teraz, kiedy zdo艂ali wr贸ci膰 do wyciszonego, koj膮cego rytmu. Chcia艂by do tego wr贸ci膰; dowiedzie膰 si臋, co zawraca艂o mu g艂ow臋, co by艂o tym g艂贸wnym czynnikiem w oszcz臋dnie opowiedzianej mu historii, ale to mog艂o poczeka膰. Spok贸j, jaki mi臋dzy nimi zapanowa艂 - nie.
OdpowiedzUsu艅Yechan lubi艂, jak wszystko by艂o jasne. Niemal偶e zero jedynkowe, przedstawione w formie jednoznacznego algorytmu, z kt贸rego m贸g艂 wyczyta膰 wszystko, co potrzebowa艂. Niewiadome wzbudza艂y nieprzyjemny dreszcz wzd艂u偶 kr臋gos艂upa, jak i ci臋偶ar w 偶o艂膮dku, kt贸rego nie potrafi艂 si臋 pozby膰. Niewa偶na by艂a ich skala, skoro zawsze oddzia艂ywa艂y na niego tak samo. A mimo to m臋czy艂 si臋 z nimi codziennie. Pod艣wiadomie towarzyszy艂y mu na ka偶dym kroku, chocia偶 stara艂 si臋 je wyciszy膰, czy zanegowa膰. Wzbudza艂y w膮tpliwo艣ci co do bana艂贸w, jak zdanie kolokwium, na kt贸re uczy艂 si臋 kilka dni i nocy pod rz膮d. Jak upewnienie si臋, czy wstawi艂 pranie, chocia偶 sprawdzi艂 to kilkakrotnie przed opuszczeniem na chwil臋 mieszkania. By艂y to kwestie, na kt贸re mia艂 wp艂yw. Kt贸re, przy wystarczaj膮cym skupieniu si臋, m贸g艂 w pe艂ni kontrolowa膰.
Najwi臋ksz膮 niewiadom膮, jaka pojawi艂a si臋 w jego 偶yciu, by艂 Yosoo. Najwi臋ksza, wzbudzaj膮ca najwi臋kszy wachlarz emocji i kompletnie poza jego kontrol膮. A jednak mimo bycia tym, co potrafi艂o zazwyczaj sp臋dza膰 mu sen z oczu, przyci膮ga艂 go do siebie jak najsilniejszy magnes. Sprawia艂, 偶e 艣cisk 偶o艂膮dka przybiera艂 form臋 przyjemnego mrowienia, podekscytowania okrytego nerwami. Zmusza艂 do wyrwania si臋 ze znanych sobie norm i rutyn, bez opami臋tania i przesadnego zwracania uwagi na to, czy faktycznie chcia艂 to robi膰. Przyzwyczaja艂 do komplikacji, do kogo艣 tak skomplikowanego, jak Yosoo i tego, co ich relacja, ju偶 od samych podstaw, nios艂a za sob膮.
I chyba czu艂 si臋 gotowy, aby pozwoli膰 kolejnym na zaistnienie.
Zd膮偶y艂 si臋 nauczy膰 wielu znacze艅 uciekaj膮cego spojrzenia przyjaciela. Chwilami kierowany by艂 wstydem. Do艂膮czy艂y do tego niekontrolowane, nerwowe gesty, kt贸re r贸wnie偶 zna艂 na wylot. Innym razem brakiem si艂y, kt贸remu towarzyszy艂y 艂agodniejsze ruchy, niewiele r贸偶ni膮ce si臋 od tych wykonywanych naturalnie, lecz brakowa艂o tego bezpo艣redniego kontaktu. A czasami by艂o desperack膮, ostatni膮 pr贸b膮 ukrycia tego, co zaprz膮ta艂o mu my艣li. Sam tak robi艂, kiedy przekona艂 si臋, jak wiele m贸g艂 zdradzi膰 nawet tym najkr贸tszym, ulotnym spotkaniem si臋 wzrokiem z ch艂opakiem. Jak niewiele by艂o potrzeba, aby jedna z piel臋gnowanych fasad ukaza艂a swoje p臋kni臋cia i zagrozi艂a ca艂kowitym zrujnowaniem.
Ale jak to on sta艂 na miejscu tego, kt贸ry pr贸bowa艂 wy艂apa膰 ten kr贸tki kontakt, traci艂 mo偶liwo艣膰 wst臋pnego odwr贸cenia wzroku. Wpatrywa艂 si臋 w niego dalej; odruchowo poprawia艂 jedn膮 z r膮k, aby doda膰 wygody ramieniu, na kt贸rym odczu艂 uspokajaj膮cy ci臋偶ar. Obserwowa艂 blade kosmyki opadaj膮ce na twarz przyjaciela, jak i kontrastuj膮ce z za艂o偶on膮 koszulk膮. Bezwiednie odda艂 swoj膮 d艂o艅, kiedy poczu艂 na niej ju偶 pierwsze mu艣ni臋cie palc贸w. I dopiero po kolejnej serii nieprzyjemnego pieczenia, po lekkim drgni臋ciu oczyszczanej d艂oni, odwr贸ci艂 wzrok przed siebie, przez kr贸tk膮 chwil臋 obserwuj膮c sun膮cy po sk贸rze wacik. To us艂yszane pytanie nam贸wi艂o go do skupienia oczu na nieokre艣lonym bli偶ej punkcie i chwilowym zastanowieniu si臋, nim na jego ustach zawita艂 delikatny, nieplanowany, u艣miech
— Te偶 tak my艣l臋 — przyzna艂, rozlu藕niaj膮c d艂o艅 coraz bardziej przy powtarzanych ruchach na jego d艂oni — I mam nadziej臋, bo nie wiem, czy mia艂bym odwag臋 samemu do Ciebie podej艣膰 — doda艂 moment p贸藕niej z przyciszonym 艣miechem. Sam pocz膮tek ich relacji mo偶e zaistnia艂 przez to, 偶e wybra艂 miejsce akurat obok niego. Mimo kilku wolnych, rozrzuconych po sali, zaj膮艂 akurat te. Jednak gdyby nie rozpocz臋ta rozmowa, potencjalnie na banalny temat, jak s艂uchany - nie zawsze - wyk艂ad, zapewne nie posun膮艂by si臋 do tego, aby si臋 odezwa膰. Lecz i tak dawa艂by siebie wszystko, 偶eby by膰 gdzie艣 w pobli偶u. Ju偶 przy pierwszym s艂owie, pierwszym, wymienionym spojrzeniu m贸g艂 wyczu膰 wcze艣niej mu obc膮 ni膰 porozumienia. Platoniczn膮. Dzielon膮 przez prze偶ycia, kt贸re mimo swojej r贸偶norodno艣ci, by艂y tym, co ich po艂膮czy艂o i zbli偶y艂o do siebie.
Usu艅Si臋gn膮艂 odruchowo po ma艣膰, b臋d膮c gotowym zaoferowa膰 j膮 dok艂adnie w momencie, kiedy by艂aby potrzebna, a w mi臋dzyczasie p贸艂 obecnie obserwowa艂 ruchy wacika. A potem opartego dalej o niego Soo, co rusz przypominaj膮c sobie to, co musia艂 dzisiaj przej艣膰. Jak d艂ugi dzie艅 prze偶y艂, na zewn膮trz, we wczesnowiosennej, niesprzyjaj膮cej takim posiedzeniom, pogodzie
— Nie chcesz si臋 po艂o偶y膰? — okry艂 delikatnie zaj臋t膮 prac膮 d艂o艅, aby j膮 nieco spowolni膰, jak i zwr贸ci膰 na siebie uwag臋 przyjaciela. Pozosta艂e na r臋kach rany dalej by艂y ostatnim, co go teraz interesowa艂o; mimo tego jak skutecznie i dosadnie ich do siebie zbli偶y艂y. Nie chcia艂, 偶eby przez nie wyka艅cza艂 siebie jeszcze bardziej, nieplanowanie stosuj膮c te same s艂owa, kt贸re sam od niego us艂ysza艂 — Musisz by膰 zm臋czony.
channie
Najpierw chwil臋 milcza艂. Zastanawia艂 si臋 nad podj臋ciem si臋 odpowiedzi na szybkie, rzucone w jego stron臋, pytanie, przez moment my艣l膮c, 偶e wyszed艂by lepiej na siedzeniu cicho; odej艣ciu od tematu. Tylko po co? Szczero艣膰 mia艂a by膰 sta艂ym elementem ich relacji, a na pewno tym piel臋gnowanym. Nie mia艂 te偶 nic do ukrycia. Wr臋cz przeciwnie; by艂 przekonany, 偶e cokolwiek mu si臋 cisn臋艂o teraz na j臋zyk, nie by艂oby dla Yosoo zaskoczeniem, nawet je艣li samo padni臋cie pytania mog艂o 艣wiadczy膰 o czym艣 innym
OdpowiedzUsu艅— Bo tak jak wszyscy by艂em przekonany, 偶e jeste艣my z dw贸ch r贸偶nych 艣wiat贸w — przyzna艂 w ko艅cu po nieco d艂u偶szej chwili milczenia. W ko艅cu w oczach wszystkich, tak w艂a艣nie si臋 prezentowali. Osoby le偶膮ce na skrajnych ko艅cach wsp贸lnego spektrum, niezrozumiale dla innych odnajduj膮ce ni膰 porozumienia. Niemal偶e absurdaln膮. Na pocz膮tku te偶 nie zak艂ada艂, 偶e mog艂aby taka zaistnie膰 — Ju偶 od pocz膮tku by艂e艣 taki… cool — ledwie zahamowa艂 si臋 przed d藕wi臋cznym parskni臋ciem na dob贸r s艂贸w, acz wr臋cz niezno艣nie odpowiedni do tego, co chcia艂 przekaza膰 — Taki wyj膮tkowy, ciekawy. A ja nie. Ju偶 to, jak oboje byli艣my ubrani m贸wi艂o za siebie — dalej m贸wi, gdyby mia艂 by膰 ze sob膮 szczery. Znalaz艂o si臋 w jego szafie par臋 zakup贸w pokierowanych pomys艂ami, czy gustem Soo. Takich, kt贸re ubra艂 raz, a r贸wnie dobrze nigdy, bo nie mia艂 odwagi. Kilka ubra艅, kt贸rych nie widzia艂a nawet sama inspiracja, bo pr贸ba zaimponowania mu spotka艂a si臋 z przyt艂aczaj膮cymi w膮tpliwo艣ciami i odwieszeniem bardziej wyzywaj膮cych ciuch贸w wg艂膮b szafy. I tak by艂o mu dobrze w tych stonowanych barwach; r贸wnych ubraniach, zachowanych w prostym, ale schludnym szyku — By艂em pewien, 偶e nie mieliby艣my o czym rozmawia膰, o ile w og贸le by艣 tego chcia艂 — zamkn膮艂 swoje wyja艣nienie, mia艂 wra偶enie, 偶e zrozumiale. Bo g艂贸wnie o to mu chodzi艂o; o ten strach co do niepewno艣ci, kt贸ry zawsze odnajdywa艂 dla siebie miejsce w jego sercu i nie dawa艂 spokoju.
Strach, kt贸ry teraz nie mia艂 powodu do istnienia, lecz i tak zosta艂 rozwiany s艂owami przyjaciela. Koj膮cymi, potrzebnymi do us艂yszenia, cho膰 by艂a to czysto hipotetyczna sytuacja. Nie m贸g艂 zapewni膰, 偶e by tak post膮pi艂; 偶e podszed艂by, zebra艂 si臋 na wypowiedzenie czego艣 i danie pocz膮tku ich relacji, lecz wiedzia艂, 偶e czu艂 tak samo. Pod艣wiadomie, wtedy nie zdaj膮c sobie jeszcze z tego sprawy. Nie potrafi艂 wyobrazi膰 sobie swoich lat na studiach inaczej, sama my艣l potrafi艂a go przerazi膰 i otworzy膰 oczy na to, jak wiele mog艂oby go wtedy omin膮膰 i jak wiele m贸g艂by straci膰
— Trudne, na serio. Sam nie wiem, na co wtedy liczy艂em, ale… ciesz臋 si臋, 偶e sko艅czy艂o si臋 tak, jak si臋 sko艅czy艂o — stwierdzi艂 finalnie, ca艂kowicie szczerze. 呕e wyl膮dowali w tej samej 艂awce. Wymienili pierwsze zdania, najpierw odgrywaj膮ce rol臋 niezobowi膮zuj膮cej rozmowy, po艣piesznie przemieniaj膮cej si臋 w co艣 nie do opisania.
Delikatny u艣miech dalej odnajdywa艂 dla siebie miejsce na jego ustach, wraz z ka偶d膮 rozpocz臋t膮 rozmow膮 i cichym g艂osem wype艂niaj膮cym sypialnie. Bezpo艣redniejszymi wyznaniami, kt贸re nie zostawia艂y miejsca na niedopowiedzenia. Sun膮艂 delikatnie palcem po wierzchu d艂oni i zastanawia艂 si臋 nad ponownym otwarciem ust; dodaniu jeszcze czego艣, dop贸ki nie poczu艂 zaniku s艂odkiego ci臋偶aru, ku swojemu niezadowoleniu. Skupi艂 si臋 na skierowanych w jego kierunku oczach, niemal偶e natychmiastowo gubi膮c si臋 w ich g艂臋bi i drobnemu blaskowi, jaki m贸g艂 w nich odnale藕膰. Mimo malej膮cej obecno艣ci w nich obecnych, zast臋powanej zm臋czeniem. Nie zd膮偶y艂 nawet zareagowa膰, kiedy jedynie oczyszczona, d艂o艅 pow臋drowa艂a do policzka przyjaciela i pozwoli艂a palcom na zachowawcze przesuni臋cie koniuszkami po delikatnej sk贸rze
— My艣l臋, 偶e sobie poradz臋 — zapewni艂 z drobnym, kryj膮cym si臋 w k膮cikach ust, u艣miechem. Z d艂o艅mi mog艂o by膰 troch臋 ci臋偶ej, szczeg贸lnie z praw膮, ale nie by艂o to nic niemo偶liwego. Szczeg贸lnie, je艣li takim zapewnieniem sta艂 ten krok bli偶ej do przekonania Yosoo, aby przesta艂 si臋 przem臋cza膰 ze wzgl臋du na rzucon膮 obietnic臋. R贸wnie dobrze nawet nieokre艣lon膮 takowym mianem.
— Powiniene艣 si臋 przede wszystkim wyspa膰. Ubra膰 kt贸r膮艣 z bluzek z drugiej szuflady na lewo, po艂o偶y膰 si臋 i zasn膮膰 — wymieni艂 p艂ynnie, z r贸wnie naturalnym przekonaniem w g艂osie — To jest te kilka rzeczy — doda艂, przeczesuj膮c nieznacznie d艂oni膮 jasnor贸偶owe w艂osy z uwag膮, aby o nic nie zahaczy膰, b艂膮dz膮c przy tym wzrokiem po ca艂ej twarzy przyjaciela. Po zaspanych oczach, policzkach stopniowo nabieraj膮cych barwy po wyzi臋bieniu. R贸偶owych ustach, w najmniejszym stopniu teraz rozchylonych, jakby mia艂 spomi臋dzy nich us艂ysze膰 kolejne s艂owa. Bezwiednie obrysowywa艂 pojedyncze linie palcem, dop贸ki nie zamar艂 kilka milimetr贸w przed nim. Kilka kluczowych, wywo艂uj膮cych nieproszone zahamowanie. Wym贸g zastanowienia si臋 nad tym co wypada艂o przez co zwie艅czy艂 swoje s艂owa jedynie delikatnym, zachowawczym i ledwie namacalnym poca艂unkiem na policzku, wr臋cz bole艣nie, po raz kolejny, przypominaj膮cym o tak potrzebnej mu blisko艣ci
Usu艅— A ja zajm臋 si臋 tym do ko艅ca i do Ciebie do艂膮cz臋, okej?
channie
Mi臋k艂 coraz bardziej. S艂yszane s艂owa powodowa艂y rozkoszny 艣cisk serca, jak i jego lekkie przyspieszenie. A wszystko idealnie domyka艂 drobny u艣miech ledwie rozci膮gaj膮cy usta Yosoo; ut臋skniony, za ka偶dym razem potrafi膮cy wywo艂a膰 podobny na jego twarzy. Rozpraszaj膮cy gro偶膮ce wybudzeniem zmartwienia i zmusza艂 do skupienia si臋 wy艂膮cznie na nim; na tl膮cym si臋 szcz臋艣ciu, kt贸re chcia艂 widzie膰 tam codziennie.
OdpowiedzUsu艅— Powt贸rzy艂bym wszystko, 偶eby by膰 tutaj teraz z Tob膮 — skin膮艂 jeszcze nieznacznie g艂ow膮 w wyrazie zgody, bezsprzecznie podzielaj膮c zdanie przyjaciela. Niezale偶nie od tego, jak bardzo bola艂o go wiele z podj臋tych przez nich, czy te偶 przez siebie samego, decyzji; je艣li mia艂by pewno艣膰, 偶e zaprowadz膮 go dok艂adnie do miejsca, w kt贸rym znajdowa艂 si臋 teraz, zrobi艂by wszystko tak samo. Po艣wi臋ci艂by nawet ten czas, je艣li i on odgrywa艂 kluczow膮 rol臋 w ca艂o艣ci. Lecz sama my艣l, 偶e mogliby znale藕膰 si臋 w tym miejscu - wsp贸lnym, wype艂nionym upragnion膮 blisko艣ci膮 i zrozumieniem, szybciej, niemal偶e rozrywa艂a jego serce, a zarazem sprawia艂a, 偶e by艂 jeszcze bardziej wdzi臋czny zyskaniu samej szansy na odnalezienie tego miejsca. 呕e mimo wszystkiego, co si臋 wydarzy艂o, m贸g艂 dalej bezkarnie, bez strachu, czu膰 mi臋kk膮 sk贸r臋 pod palcami. Przeczesa膰 blador贸偶owe kosmyki w czu艂ym ge艣cie, pragn膮cym zapewni膰 o zaistnia艂ym bezpiecze艅stwie.
Przera偶a艂o go, jak szybko zapomina艂 o tym, co mia艂o miejsce chwil臋 wcze艣niej. Przeszywaj膮cy b贸l, jaki rozchodzi艂 si臋 po jego ciele nagle traci艂 na znaczeniu. Mia艂 by膰 czym艣, o czym przypomni sobie nast臋pnego ranka, mo偶e nigdy; a ukazywa膰 b臋dzie si臋 jedynie niezrozumia艂ymi i mimowolnymi odruchami. Tylko czy faktycznie go to przera偶a艂o? Powinno - z tego zdawa艂 sobie pod艣wiadomie spraw臋, lecz nie potrafi艂 wynale藕膰 cho膰by strz臋pka siebie, kt贸ry by o to zawalczy艂. Nawet zdrowy rozs膮dek, ca艂e 偶ycie broni膮cy go przed popadni臋cie w co艣 tak g艂臋boko, a zarazem cicho do tego d膮偶膮cy, nie mia艂 si艂y przebicia.
Jak mia艂by mie膰, kiedy nawet s艂aby grymas, ka偶dy gest, 艣wiadcz膮cy o wkradaj膮cym si臋 zm臋czeniu u Yosoo, tak go rozczula艂. Poczu艂 s艂ab膮 dum臋 z samego siebie, kiedy ch艂opak nie stawia艂 dalej oporu. Przesun膮艂 odruchowo kciukiem po jego policzku, nim zabra艂 stamt膮d d艂o艅 i pozwoli艂 sobie na ciep艂y 艣miech po przedstawionym mu argumencie, kt贸ry by艂 tym ostatecznie przekonuj膮cym, cho膰 wst臋pnie nie do ko艅ca istniej膮cym
— Obiecuj臋 si臋 po艣pieszy膰 — powt贸rzy艂, acz tak naprawd臋 wybrzmia艂y mi臋dzy nimi te s艂owa po raz pierwszy. Przynajmniej w kontek艣cie tej chwili. Obietnica, jak膮 z艂o偶y艂 te kilkana艣cie godzin wcze艣niej; nawet kilkana艣cie minut wcze艣niej, roznosi艂a si臋 echem po jego g艂owie. Przypomina艂a o wadze tych s艂贸w, i 偶e musia艂 si臋 z nich wywi膮za膰, je艣li chcia艂 go odzyska膰. Je艣li nie chcia艂 go znowu tak przera藕liwie zrani膰.
Z r贸wn膮 niech臋ci膮 odsun膮艂 si臋 od niego, aby skupi膰 si臋 na porzuconej przez moment apteczce. Musia艂, je艣li faktycznie chcia艂 jak najszybciej do niego do艂膮czy膰. Zniwelowa膰 ka偶dy milimetr, teraz z nieustannie rosn膮c膮 ich liczb膮, do zera — Daj mi chwil臋.
I mo偶e posmarowanie, jak i owini臋cie prawej d艂oni sz艂o mu ko艣lawo. Mo偶e miejscami m贸g艂 doklei膰 opatrunek lepiej, jednak stara艂 si臋 skupi膰 na poleconym mu, przez siebie samego, zadaniu, aby m贸c mie膰 p贸藕niej spok贸j. Przyk艂ada艂 opatrunek tak d艂ugo, dop贸ki nie okrywa艂 istniej膮cych tam poranie艅 niemal偶e idealnie. A zarazem by艂 w lekkim po艣piechu, chc膮c jak najszybciej sko艅czy膰 i r贸wnie偶 po艂o偶y膰 si臋 na 艂贸偶ku. Zaraz obok niego
— Chc臋, 偶eby艣 by艂 blisko. Jak najbli偶ej — odpar艂 wr臋cz z automatu, bez zatrzymania si臋 na moment, aby przemy艣le膰 wypowiadane s艂owa, ociekaj膮ce szczero艣ci膮, mo偶e miejscami z desperacj膮. Nie podni贸s艂 wzroku z prawej d艂oni, zbyt zaabsorbowany pr贸bami zachowania dok艂adno艣ci — Jeszcze moment — szepn膮艂, zaciskaj膮c z臋by na policzku przy pierwszym przy艂o偶eniu nas膮czonego wacika do poranie艅 obecnych na lewej d艂oni. Do tych po nieudanym przeskoku, jak i tych zostawionych przez szk艂o, dalej r贸wnie piek膮cych, co dzie艅 wcze艣niej. Stara艂 si臋 by膰 szybki, chc膮c mie膰 to po prostu z g艂owy. Zostawi膰 nieprzyjemne uczucie waty, g臋stego kremu, jak i nieustannie przyk艂adanych opatrunk贸w do d艂oni, lecz towarzysz膮cy temu dyskomfort niezno艣nie spowalnia艂 niekt贸re z jego ruch贸w.
Usu艅Dopiero po kilku minutach walki z niekontrolowanymi drgni臋ciami d艂oni, na艂o偶eniem r贸wnej warstwy kremu i okryciu ka偶dej z ran, by艂 w stanie podnie艣膰 si臋 z pod艂ogi. O s艂abych nogach, z lekkim grymasem na twarzy i niech臋tnym zapakowaniem wszystkiego na swoje miejsce, by m贸c od艂o偶y膰 apteczk臋 na biurko. Nie mia艂 si艂y, ani ochoty, aby odnie艣膰 j膮 do 艂azienki. Nie chcia艂 ju偶 wychodzi膰 z sypialni. Z ostro偶no艣ci膮 wi臋c zsun膮艂 pobrudzone, zniszczone dresy z n贸g, zrzuci艂 koszulk臋 i zast膮pi艂 j膮 t膮, kt贸r膮 co noc nosi艂 do snu, czekaj膮c tylko, a偶 b臋dzie m贸g艂 znale藕膰 si臋 w upragnionym 艂贸偶ku. Razem z Yosoo. Trzymaj膮c go blisko siebie, b臋d膮c szczelnie otoczonym jego zapachem, ostatnio b臋d膮cym jedynym, co potrafi艂o rozproszy膰 w nim niepok贸j.
channie
Odwr贸ci艂 na moment wzrok od w艂asnych r膮k, kiedy do jego uszu dotar艂 drobny, niewinny 偶art ze strony Soo. Chyba pierwszy, kt贸ry mia艂 okazj臋 us艂ysze膰 od kilku godzin, i kt贸ry umiej臋tnie wype艂ni艂 go przyjemnym ciep艂em. By艂 kolejnym sygna艂em, 偶e mi臋dzy nimi dalej istnia艂 zal膮偶ek tego, co by艂o. 呕e cz臋艣膰 prezentowanych fasad by艂a tymi szczerymi; uwielbianymi i tak charakterystycznymi. Nie potrafi艂 wyobrazi膰 sobie przyjaciela bez tego aspektu - lekkich docinek, z艂o艣liwych, a zarazem niewinnych s艂贸w, kt贸rymi by艂 w stanie zaszczyca膰 go codziennie. Je艣li akurat trafi艂 na taki dzie艅, to i co chwil臋
OdpowiedzUsu艅— To dobrze — powt贸rzy艂 jego s艂owa z lekkim zaci艣ni臋ciem warg, aby nie zosta艂y przesadnie wykrzywione przez kolejny u艣miech. Chcia艂by, 偶eby nie odpuszcza艂. Nawet je艣li zareagowa艂by inaczej; gdyby powiedzia艂, 偶e potrzebowa艂 kilku minut w samotno艣ci, czy mo偶e gdyby przyzna艂, 偶e chce sp臋dzi膰 noc we w艂asnym towarzystwie. Chcia艂by, 偶eby Yosoo naciska艂 dalej; przejrza艂 go na wylot i to, jak s艂abe by艂y to wym贸wki.
Tkwi艂 jakby w amoku, kiedy zajmowa艂 si臋 piel臋gnacj膮 ran. Niekt贸re z ruch贸w wychodzi艂y mu automatycznie, na innych musia艂 wr臋cz z przesad膮 si臋 zgubi膰. Nie zdo艂a艂 zwr贸ci膰 uwagi na panuj膮c膮 cisz臋, przez chwil臋 b臋d膮c膮 czym艣 odleg艂ym i poza jego 艣wiadomo艣ci膮. Us艂ysza艂 jedynie drobne poruszenie na 艂贸偶ku, kt贸remu zaraz ponownie towarzyszy艂o milczenie. Jednak nie min臋艂o d艂ugo, nim znowu dotar艂 do niego g艂os Soo. Wybijaj膮cy go z rytmu, a zarazem niepozwalaj膮cy na poirytowanie si臋 przez ten fakt. Zamiast tego wywo艂a艂 nieplanowane parskni臋cie 艣miechem i kr贸tkie potakni臋cie
— Pami臋tam. Chyba nigdy nie mia艂em wi臋kszej ochoty Ciebie udusi膰, ni偶 wtedy, Soo — przyzna艂 偶artobliwie, cho膰 irytacja, jaka przej臋艂a jego cia艂o tamtego dnia, dalej by艂a wyra藕nie nakre艣lona w jego wspomnieniach — Wtedy to chyba mia艂a by膰 gro藕ba, ale… teraz mam nadziej臋, 偶e to obietnica.
Da艂 rad臋 przekona膰 si臋, jak tak naprawd臋 omylne by艂y te s艂owa. Jak niewiele musia艂 zrobi膰, aby wr臋cz zmusi膰 go do odej艣cia. Z jak膮 艂atwo艣ci膮 przysz艂o mu nieplanowane wygonienie go z mieszkania, a tym samym niemal偶e ze swojego 偶ycia. Uderzy艂a go 艣wiadomo艣膰, 偶e wcale nie musia艂o to by膰 takie trudne zadanie - i w艂a艣nie to go przerazi艂o. Jak bliski by艂 do pozbycia si臋 Soo ze swojego 偶ycia, i jak bardzo nim to wstrz膮sn臋艂o; doprowadzi艂o do kompletnego zdruzgotania i jeszcze wi臋kszego stracenia samego siebie, bo nie m贸g艂 pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e ju偶 go nie zobaczy. Nie zastanie u siebie w salonie, czy w sypialni; nie sp臋dz膮 wsp贸lnie leniwego dnia, skoro nic ich nie goni艂o. Zawdzi臋cza艂 mu chyba wszystko, 偶e mimo krzywdy, jak膮 mu zrobi艂, i tak mu wybaczy艂. Wr贸ci艂 do jego 偶ycia i le偶a艂 teraz na jego 艂贸偶ku, wracaj膮c wspomnieniami do ich pierwszych spotka艅. Znowu przywo艂ywa艂 te s艂owa, kt贸re teraz brzmia艂y niczym najs艂odsza i najcenniejsza obietnica.
Podkre艣lona dodatkowo, kiedy m贸g艂 do niego do艂膮czy膰, odruchowo obejmuj膮c jedn膮 z r膮k i przysuwaj膮c jeszcze bli偶ej siebie, na ile by艂o to mo偶liwe; przy poczuciu pojedynczych kosmyk贸w na swojej sk贸rze, delikatnie j膮 艂askocz膮cych. Przesun膮艂 parokrotnie d艂oni膮 po okrytych plecach w marnej pr贸bie ocieplenia go jeszcze bardziej, kiedy dalej wyczuwa艂 wyzi臋biony stan jego cia艂a. Powinien by艂 zaoferowa膰 mu co艣 cieplejszego, ju偶 na samym wej艣ciu do mieszkania. Mimo, chc膮cych narosn膮膰 jeszcze bardziej, zmartwie艅, to charakterystyczny zapach, dok艂adnie ta blisko艣膰; wyczuwany pod r臋k膮 oddech, tak niesamowicie go uspokaja艂. Sprawia艂, 偶e niepokoje mia艂y wr贸ci膰 do niego kolejnego dnia, kiedy teraz by艂y przy膰mione innymi bod藕cami, r贸wnie偶 przypominaj膮cymi o zm臋czeniu, jakie nad nim ci膮偶y艂o ju偶 od kilku godzin.
Nie wyobra偶a艂 sobie, 偶e ten wiecz贸r m贸g艂 sko艅czy膰 si臋 inaczej. Nie chcia艂 sobie tego wyobra偶a膰, nawet w najmniejszym stopniu. Nawet dalej delikatny b贸l, jaki roznosi艂 si臋 po jego ciele, pozostawia艂 po sobie mi艂y posmak, zamiast tego cierpkiego. Bo 艣wiadczy艂 o tym, 偶e nie by艂 po nic. By艂 niczym wyczekiwana kara za to, jak si臋 zachowa艂; kara, kt贸r膮 rozumia艂 i potrafi艂 w pe艂ni zaakceptowa膰, je艣li w zamian za ni膮 m贸g艂 le偶e膰 w swojej sypialni z Yosoo w swoich ramionach
Usu艅— Dobrze — najch臋tniej wsta艂by wcze艣niej od niego, aby zamaskowa膰 pozostawiony tam dalej ba艂agan — Jak tylko si臋 obudzisz, to mnie te偶 — jednak za bardzo ceni艂 sobie ka偶d膮 z upragnionych sekund, jakie m贸g艂 sp臋dzi膰 z nim w艂a艣nie w takim stanie. Mo偶e dlatego zalega艂 w 艂贸偶ku zdecydowanie d艂u偶ej, ni偶 jak sypia艂 sam; nieraz wstaj膮c wtedy zaraz o 艣wicie.
Ju偶 p贸艂przytomny, z zamkni臋tymi oczami, otoczy艂 go sob膮 jeszcze bardziej, wyszukuj膮c jak najwi臋cej blisko艣ci i ciep艂a. Pod艣wiadomie chc膮c zapewni膰 siebie w tym, 偶e rano nie zniknie. 呕e dalej b臋dzie obok niego; tu偶 obok, z wyczuwalnym oddechem i zapachem usypiaj膮cym go jeszcze bardziej
— Dobranoc, Soo.
Channie
Yechan nie mia艂 w zwyczaju spa膰 d艂ugo. Budzi艂 si臋 r贸wno o tej samej godzinie, sz贸stej rano. O sz贸stej pi臋tna艣cie ko艅czy艂 szybki prysznic wraz z umyciem z臋b贸w, a kwadrans p贸藕niej by艂 ju偶 po 艣niadaniu. Niewa偶ne by艂o, na kt贸r膮 tego dnia mia艂 do pracy, czy kiedy zaczyna艂 zaj臋cia. Zawsze utrzymywa艂 t臋 sam膮 rutyn臋, b臋d膮c w stanie podej艣膰 do niej z zamkni臋tymi oczami. Nawet w wi臋kszo艣膰 weekend贸w, kt贸re i tak zazwyczaj nie by艂y w pe艂ni wolne ze wzgl臋du na dob贸r zmian. Pozwala艂o mu to poczu膰 si臋 bezpiecznie, skoro tkwi艂 w znanych sobie zwyczajach i pewno艣ci, 偶e wsz臋dzie b臋dzie na czas. Nie liczy艂o si臋 zm臋czenie, jakie mog艂o mu towarzyszy膰 przy p贸藕niejszym za艣ni臋ciu, czy przez niespokojny sen, kt贸ry potrafi艂 mu doskwiera膰.
OdpowiedzUsu艅A jednak teraz, kolejn膮 noc z rz臋du i wpasowuj膮c膮 si臋 idealnie do tych jej podobnych, m贸g艂by tkwi膰 w tym stanie bez ko艅ca. Jakikolwiek odruch organizmu, aby ruszy膰 si臋 z 艂贸偶ka o sz贸stej, by艂 kompletnie u艣piony. Pobudki w ci膮gu nocy by艂y sporadyczne; wykonane niemal w p贸艂艣nie dla mo偶liwo艣ci upewnienia si臋, 偶e dalej nie by艂 sam; 偶e tu偶 przy jego boku rozsypywa艂y si臋 jasne w艂osy Yosoo, dalej czu艂 jego palce na swojej koszulce, a jedna z n贸g bezwiednie i ze swobod膮 mog艂a sple艣膰 si臋 z tymi jego. Nie wyczuwa艂 nawet poranka wpadaj膮cego przez okno, mimo bezpo艣redniej obecno艣ci promieni na swojej twarzy. Chowa艂 jedynie twarz w poduszk臋 i zwyczajnie spa艂 dalej, bez przejawu spr贸bowania podnie艣膰 si臋 na nogi.
Cichy g艂os przyjaciela nie przedosta艂 si臋 dalej, ni偶 powierzchowna warstwa dalej nieobecnej 艣wiadomo艣ci, wybrzmiewaj膮c jedynie s艂odko i jeszcze bardziej relaksuj膮co w jej odm臋tach. Zach臋ca艂 do przelotnego wzmocnienia u艣cisku, najpierw na cudzym ciele, aby chwil臋 p贸藕niej zrobi膰 to samo wok贸艂 siebie, kiedy nagle zapanowa艂a tam pustka.
Trwa艂 w tym stanie jeszcze dobre kilkana艣cie minut. O kilkana艣cie minut za d艂ugo, patrz膮c na to, co mia艂 zrobi膰. Na to, 偶e mimo panuj膮cej elastyczno艣ci, mieli plan na ten dzie艅, a raczej jego pocz膮tek. Dopiero ha艂as poza sypialni膮 zdo艂a艂 zdj膮膰 z niego warstwy senno艣ci; nie艣piesznie, dalej spowalniaj膮c jego ruchy i reakcje. Nie zarejestrowa艂 藕r贸d艂a, ani powodu roznosz膮cego si臋 po mieszkaniu, uniesionego g艂osu. Jedyne co zarejestrowa艂, to to, 偶e faktycznie by艂 w 艂贸偶ku sam, a miejsce, na kt贸re odstawi艂 kilka godzin temu torb臋, po raz kolejny by艂o przera藕liwie puste. Przecie偶 mieli zje艣膰- przyszykowa膰 wsp贸lnie 艣niadanie.
Wsta艂 jak pora偶ony z 艂贸偶ka, zaraz 偶a艂uj膮c gwa艂towno艣ci swoich ruch贸w, kiedy tak pr臋dkie poruszenie kolanem spotka艂o si臋 z odzewem od 艣wie偶ego, obecnego tam starcia. Nie skupia艂 si臋 jednak na nim bardziej, ni偶 pozwolenie cichemu sykni臋ciu na wydostanie si臋 spomi臋dzy wykrzywionych w grymasie warg. By艂 bardziej przej臋ty po艣piesznym wyj艣ciem z sypialni, nie fatyguj膮c si臋, aby za艂o偶y膰 na siebie co艣 jeszcze, opr贸cz oszcz臋dniejszej ni偶 zwykle pi偶amy.
Zasiana w nim niespodziewanie panika nie mia艂a okazji urosn膮膰 do przyt艂aczaj膮cych rozmiar贸w, kiedy zaraz po przekroczeniu progu kuchni, m贸g艂 dojrze膰 nie tylko torb臋, ale i siedz膮cego przy stole Yosoo. Z ulg膮 i przygasaj膮cym rozemocjonowaniem przejecha艂 d艂o艅mi po twarzy i podszed艂 do odwr贸conego do niego plecami ch艂opaka, aby po kr贸tkiej chwili zastanowienia pozwoli膰 sobie na wymierzenie s艂abego, acz zwracaj膮cego uwag臋, kopni臋cia w 艂ydk臋
— Nie strasz mnie tak — wymamrota艂 prawdopodobnie bardziej do samego siebie, kiedy dopiero po tych s艂owach pozwoli艂 sobie na ostro偶ne zdj臋cie jednej ze s艂uchawek, aby spr贸bowa膰 odwr贸ci膰 jego skupienie od lec膮cej w nich muzyki, jak i tego, co prezentowa艂o si臋 na monitorze laptopa. Sam nieznacznie si臋 pochyli艂, opieraj膮c d艂onie o krzes艂o i zawisaj膮c w po艂owie nad ch艂opakiem, dop贸ki nie dotar艂o do niego, co tak naprawd臋 robi艂. Szuka艂 mieszka艅 - tak jak obieca艂 poprzedniego dnia, chocia偶 Yechan cicho pragn膮艂, aby zosta艂 z nim jak najd艂u偶ej
— Soo, ja wiem, 偶e chcia艂by艣 pewnie mie膰 co艣 w艂asnego — zacz膮艂 po ledwie wstrzymanym ziewni臋ciu i automatycznie przeni贸s艂 d艂onie na jego barki — i szczeg贸lnie co艣, co nie wygl膮da jak muzeum — r贸wnie bezwiednie, ju偶 prawie 偶e zwyczajowo, zacz膮艂 艂agodne masowanie odnalezionych mi臋艣ni przy przywo艂aniu dobrze zapami臋tanego komentarza — Ale naprawd臋 nie ma 偶adnego po艣piechu… mo偶esz tutaj mieszka膰 tak d艂ugo, jak tego potrzebujesz — zapewni艂 go po raz kolejny, licz膮c, 偶e w jego s艂owach by艂a zachowana wystarczaj膮ca ilo艣膰 przekonania, dodatkowo podkre艣lona powolnymi, dok艂adnymi ruchami palc贸w — Wi臋c daj sobie na razie spok贸j, bo tylko szarpiesz sobie nerwy… i przy okazji pobudzisz p贸艂 bloku.
Usu艅Nie zamierza艂 mu tego wytyka膰; w jego g艂osie nie da艂o si臋 odnale藕膰 cho膰by grama z艂o艣liwo艣ci. Co najwy偶ej delikatnego 偶artu, chwil臋 p贸藕niej zast膮pionego nieznacznie zmartwionym spojrzeniem po doj艣ciu do wniosku, 偶e Soo musia艂 by膰 wystarczaj膮co d艂ugo na nogach, aby nie do艣膰, 偶e ogarn膮膰 samego siebie, lecz r贸wnie偶 kuchnie.
— Posprz膮ta艂bym… — zacz膮艂 cicho, niemrawo z nadziej膮, 偶e obecny tam wstyd umknie uwadze przyjaciela, jak i nieznacznie spowolnienie ruch贸w d艂oni, maj膮cych na celu przecie偶 jedynie wprowadzenie rozlu藕nienia, lecz zamiast tego wypowiedzia艂 te tak nielubiane, lecz tym razem mia艂 wra偶enie, 偶e potrzebne, s艂owa — I przepraszam, zazwyczaj nie 艣pi臋 tak d艂ugo.
Channie
— No, w艂a艣nie widz臋 — pozwoli艂 sobie na kolejny, niegro藕ny cios tym razem w rami臋 — I co si臋 tak u艣miechasz, co. Jak g艂upi do sera — nawet te s艂owa, kierowane porann膮 zrz臋dliwo艣ci膮, nie nios艂y za sob膮 z艂o艣ci i irytacji, b臋d膮c jeszcze bardziej przygaszonymi bezwiednie odwzajemnionym wygi臋ciem ust. Wiedzia艂 w ko艅cu, 偶e faktycznie nie zrobi艂 tego specjalnie; uwa偶a艂, 偶e zna艂 przyjaciela na tyle dobrze, aby dojrze膰 t臋, nawet nieznaczn膮, zmian臋 w postawie, kt贸ra 艣wiadczy艂aby o premedytacji jego zachowania, czy kompletnym braku skruchy. Chocia偶 i mo偶e teraz jej tutaj nie by艂o, a zamiast niej przeprosiny, w najprostszej, najl偶ejszej swojej postaci.
OdpowiedzUsu艅By艂a seria tych wymownych, dobrze mu znanych odruch贸w, gest贸w i po prostu zachowa艅, kt贸re same w sobie potrafi艂y mu okre艣li膰, co w tym momencie gnie藕dzi艂o si臋 w Yosoo. Nie zawsze; nieraz nawet ta wiedza nie by艂a w stanie uchroni膰 go przed zrobieniem czego艣 nie tak, a czasami pod艣wiadomie w艂a艣nie do tego namawia艂a. Aby zaj艣膰 mu bardziej za sk贸r臋, dogry藕膰 trafniejszym i ostrzejszym komentarzem, kiedy by艂 nie w humorze albo przesadnie rozemocjonowany czynnikami poza jego kontrol膮. I zapami臋tywa艂 ka偶dy z sygna艂贸w - stara艂 si臋 podpisa膰 ka偶dy odpowiednio, zanotowa膰 powody ich wyst臋powania; jak膮 by艂y reakcj膮 i kiedy powinien ich wypatrywa膰. Zapami臋tywa艂 rzeczy, kt贸re na niego oddzia艂ywa艂y. Zapami臋tywa艂 to, co lubi艂, a czego nienawidzi艂, nieraz maj膮c ochot臋 za艣mia膰 mu si臋 w twarz, kiedy wiele pokrywa艂o si臋 z sam膮 osob膮 Yechana. Zmusza艂o go do zastanowienia si臋 nad samym sob膮; nad tym, czy nie powinien si臋 zmieni膰, podchodz膮c do tego parokrotnie i zawsze spotykaj膮c si臋 z pora偶k膮. Acz nieprzerwanie pr贸bowa艂 dalej - z trudem, przyt艂aczaj膮cym stresem i po偶a艂owaniem zaraz przy zacz臋ciu. Ale pr贸bowa艂
— A co je艣li chc臋, 偶eby艣 siedzia艂 mi na g艂owie? — odpowiedzia艂 niemal偶e od razu, pog艂臋biaj膮c nieznacznie swoje ruchy, kiedy dosta艂 bezb艂臋dnie przedstawion膮 pro艣b臋 o kontynuowanie. Dla wielu, dla samego Soo, jego s艂owa mog艂y brzmie膰 na bezmy艣lne, palni臋te czysto pod wp艂ywem chwili. I mo偶e po cz臋艣ci tak by艂o, kiedy przewa偶a艂a w nim odczuwana b艂ogo艣膰 przy spokojnym poranku i wyczuwanymi pod palcami mi臋艣niami. Ale naprawd臋 marzy艂 o tym, aby te chwile trwa艂y jak najd艂u偶ej. Pragn膮艂 budzi膰 si臋 codziennie obok niego, czy z sam膮 艣wiadomo艣ci膮, 偶e zaraz go zobaczy. Us艂ysze膰 cudz膮 obecno艣膰 w mieszkaniu, miejscami bardziej zgrabn膮, miejscami zdecydowanie mniej.
— Je艣li chcesz znale藕膰 co艣 dobrego i sprawdzonego, to nie zrobisz tego jak najszybciej, bo sko艅czy膰 w czym艣… takim — rzuci艂 okiem na jedno z wy艣wietlonych mieszka艅. By艂o do prze偶ycia, zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Istnia艂y gorsze - tego te偶 by艂 艣wiadomy. Jednak r贸wnie dobrze zna艂 te podstawowe standardy 偶ycia przyjaciela. Jak i z cen, jakimi szczyci艂 si臋 Nowy Jork. Przera偶aj膮co wysokim czynszem, w zamian za… ca艂e nic. Nie chcia艂, aby Soo m臋czy艂 si臋 w takich, niekorzystnych mu, warunkach. Ale przede wszystkim nie chcia艂, 偶eby bra艂 na siebie taki ci臋偶ar finansowy, kiedy podsk贸rnie domy艣la艂 si臋, 偶e teraz m贸g艂 by膰 zwyczajnie zbyt wielki. Samo zostanie wyrzuconym u艣wiadamia艂o Yechana w tym, jak drastyczne kroki postanowi艂 podj膮膰 starszy Jeong, innych kwestii m贸g艂 domy艣li膰 si臋 samodzielnie.
Zatrzyma艂 na moment swoje ruchy, kiedy na jednej z d艂oni odnalaz艂 si臋 ciep艂y ci臋偶ar, kt贸remu wt贸rowa艂y wyszeptane s艂owa, nie艣wiadomie wbijaj膮ce si臋 w serce blondyna. Sam fakt, 偶e taka my艣l istnia艂a w g艂owie Yosoo; miesza艂a mu w niej na tyle, aby postanowi艂 si臋 ni膮, po raz kolejny, podzieli膰, wywo艂ywa艂a zaistnienie nieproszonego ci臋偶aru w 偶o艂膮dku
— I ja te偶 dalej stoj臋 przy tym, co powiedzia艂em - nie jeste艣 ci臋偶arem, Soo — oznajmi艂 zaskakuj膮co stanowczym tonem. Nie chcia艂, 偶eby tak o sobie m贸wi艂, skoro by艂o to tak odleg艂e od prawdy. Nigdy nie mia艂 go za ci臋偶ar, nawet w tych kryzysowych momentach, czy te偶 tych b艂ahych, jak wsp贸lna nauka, podczas kt贸rej nie pozwala艂 mu skupi膰 si臋 na podr臋cznikach. Nie wiedzia艂, co musia艂by zrobi膰, aby odebra艂 go jako przys艂owiow膮 kul臋 u nogi.
— Z tob膮 艣pi臋 lepiej — kolejne s艂owa wychodzi艂y z niego prawie automatycznie. Przelotnie przechodzi艂y przez spanikowany rozs膮dek, kt贸ry pragn膮艂 dalej trzyma膰 wszystko w 艣rodku. Zaprzesta膰 ods艂oni臋cia prawdy, kt贸ra pokazywa艂a, jak s艂aby i tak naprawd臋 okropnie zebrany w sobie by艂 — Z tob膮 znowu mam ochot臋 i ciesz臋 si臋 na 艣niadanie — tkwi艂 dalej w lekkim bezruchu, nagle obawiaj膮c si臋, 偶e dalszy upragniony i koj膮cy ruch d艂oni oka偶e si臋 tym, co wszystko popsuje. Sprawi, 偶e si臋 wycofa, po raz kolejny przybieraj膮c nieprzej臋ty front, kt贸ry leg艂 ju偶 poprzedniego wieczora, rozpadaj膮c si臋 na setki, niemo偶liwych do pozbierania, kawa艂k贸w. Nie 艣mia艂 jednak zdj膮膰 ich z jego bark贸w, odnajduj膮c niezrozumia艂e oparcie w kontakcie, jak i wpatrywaniu si臋 w zamkni臋te oczy — Wi臋c przesta艅 tak m贸wi膰 — sam 艣ciszy艂 sw贸j g艂os o kilka stopni, schodz膮c do bli藕niaczego, kruchego, szeptu — skoro z tob膮 jest mi lepiej.
Usu艅Channie
Dopiero po wypowiedzeniu tego, co samoistnie odnalaz艂o si臋 na ko艅cu jego j臋zyka, zauwa偶y艂 wag臋, jak膮 za sob膮 nios艂y; jak bardzo by艂y bezpo艣rednie i jak, nieodwracalnie, obna偶y艂y go przed tym wszystkim, co mog艂o go teraz spotka膰. Wystawi艂 si臋 na atak, kompletnie bezbronny, zmuszony do zaakceptowania skutk贸w, jakie sam m贸g艂 na siebie 艣ci膮gn膮膰. Ale mimo strachu wymieszanego z niepewno艣ci膮, kt贸ry nagle w nim osiad艂, nie potrafi艂 zmusi膰 si臋 do po偶a艂owania tych s艂贸w. Po co, skoro powiedzia艂 sam膮 prawd臋; skoro nie zmieni艂by zdania, ani swojego nastawienia. Pomog艂y mu jasno si臋 okre艣li膰, nawet je艣li zbyt pochopnie, ze zbyt wielkim naciskiem, kt贸ry m贸g艂 by膰 dla Yosoo czym艣 kompletnie teraz niepotrzebnym.
OdpowiedzUsu艅W ko艅cu to nie od Powella zale偶a艂o, jaka b臋dzie jego fina艂owa decyzja. Nie wiedzia艂 nawet, czy Yosoo w og贸le chcia艂 zosta膰 tutaj z nim, a poszukiwania mia艂y by膰 dyskretnym znakiem na to, 偶e wola艂 mie膰 swoje w艂asne miejsce; samotne zacisze, w kt贸rym nie by艂o miejsca na prawie 偶e nieustann膮 obecno艣膰 blondyna.
M贸g艂by popa艣膰 w ten scenariusz jeszcze g艂臋biej i szybciej, gdyby nie odpowied藕, us艂yszana kilka chwil po tym, jak zd膮偶y艂 zamkn膮膰 buzi臋. Mog艂y by膰 wypowiedziane tylko po to, aby nie zrobi膰 mu przykro艣ci; za艂agodzenie sytuacji, kryj膮c za sob膮 jednak co艣 innego. Lecz nie potrafi艂 w to uwierzy膰, kiedy ich pr臋dko艣膰, jak i pozosta艂e, towarzysz膮ce im zachowania, przekonywa艂y go o innym stanie rzeczy. Pozwala艂y wierzy膰 w to, 偶e s艂ysza艂 prawd臋. Nieprzek艂aman膮, acz z trudem opuszczaj膮c膮 usta ch艂opaka.
Rozlu藕ni艂 dodatkowo chwyt na barkach, odruchowo i z lekkim wystraszeniem momentalnie odrywaj膮c od nich swoje d艂onie, lecz dalej jednak nie mia艂 odwagi, czy tym bardziej ch臋ci, aby w pe艂ni przerwa膰 ten drobny, niewinny kontakt, zaraz przywracaj膮c je na swoje miejsce. Niewinny, a zarazem tak wiele dla niego znacz膮cy; powtarzany w wielu sytuacjach, czasami z r贸偶nymi zamiarami, lecz zawsze maj膮cy na celu t臋 jedn膮 rzecz - zapewnienie siebie samego o blisko艣ci i obecno艣ci Yosoo, kt贸ra ostatnimi czasy by艂a tym, co go uziemia艂o, zarazem zwalaj膮c z n贸g. Dlatego ten marny ruch przy nag艂ym pochyleniu, kt贸ry mia艂 by膰 form膮 dania mu wi臋cej przestrzeni, m贸g艂 spotka膰 si臋 z niepowodzeniem, skoro przez niego dalej tkwi艂 tu偶 za nim. Z ciep艂em sporadycznie muskanej sk贸ry wystaj膮cej spod po偶yczonej koszulki. A tl膮ce si臋 zmartwienie zosta艂o na nowo ugaszone, kiedy z lekka niepokoj膮cemu odruchowi ponownie wt贸rowa艂 g艂os przyjaciela, trafiaj膮c w ka偶dy, czu艂y punkt; jeszcze wra偶liwszy po poprzednim dniu, podczas kt贸rego zd膮偶y艂 zw膮tpi膰 niemal we wszystko.
Pewnie dlatego co艣 nieustannie majaczy艂o z ty艂u jego g艂owy, aby si臋 otrz膮sn膮艂. Wybi艂 z lekkiego transu, w jaki wprawia艂o go to, co s艂ysza艂 i widzia艂. Przypomina艂 o b贸lu, dalej obecnym i daj膮cym si臋 we znaki drgni臋ciami przy gwa艂towniejszych zachowaniach, za co natychmiastowo karci艂 si臋 w g艂owie. Lecz nawet to nie by艂o w stanie sprawi膰, aby jego z艂udna, wr臋cz g艂upia nadzieja, zosta艂a ugaszona. 呕e on przestanie wierzy膰 w to, 偶e wyjd膮 na prost膮, razem. Zamiast tego pozwala艂 sobie na 艣lep膮 wiar臋 we wszystko, co s艂ysza艂 i ignorowa艂 strach wzbudzany tempem, jakie nabierali i niepewno艣膰 drogi, na jak膮 trafili; na delikatny u艣miech, kiedy us艂yszane przed chwil膮, odwzajemnione wyznanie, dalej d藕wi臋cza艂o mu w uszach i rozgrzewa艂o ca艂e cia艂o
— Wiem, Soo — przyzna艂 mu racj臋, mimo pe艂nej 艣wiadomo艣ci, jak nierealnym by艂o to nastawienie. Lecz zgadza艂 si臋 z nim; sam nieraz my艣la艂 o tym, jak 艂atwiej by by艂o, gdyby m贸g艂 sprawowa膰 ca艂kowit膮 kontrol臋 nad swoim 偶yciem. I wiedzia艂, 偶e w kwestii przyjaciela, by艂o to jeszcze bardziej znacz膮ce. Jak bardzo pragn膮艂 nad nim panowa膰, skoro niemal ca艂a dotychczas przebyta 艣cie偶ka, by艂a wyznaczona przez kogo艣 innego. M贸g艂by mu to u艂atwi膰; m贸g艂by pos艂usznie stosowa膰 si臋 do wszystkich 偶ycze艅 i zamiar贸w, jakie z nim dzieli艂. I tak to robi艂, kiedy by艂 艣wiadom, 偶e odbij膮 si臋 pozytywnie na Yosoo. Nie potrafi艂 jednak wyrazi膰 zgody, kiedy sprawia艂y wra偶enie wypowiedzianych jedynie z obowi膮zku. Potrzeby postawienia na swoim, chocia偶 jedynie sprowadzi艂yby na niego wi臋cej b贸lu i trudu. Zamierza艂 wi臋c trzyma膰 wyci膮gni臋t膮 r臋k臋 tak d艂ugo, a偶 nie poczuje tych dobrze mu znanych palc贸w, owijaj膮cych si臋 wok贸艂 niej.
Usu艅Mrukn膮艂 cicho w odpowiedzi, kiedy z ust ch艂opaka pad艂o kolejne wyznanie. Jego d艂onie samoistnie wr贸ci艂y do delikatnego masowania bark贸w, lecz… 艂agodniej. Nios膮c za sob膮 wi臋cej pr贸by pokrzepienia, delikatnego suni臋cia palcami po materiale bluzki i miejscami sk贸rze, aby doda膰 mu wi臋cej swobody. Nawet je艣li by艂 艣wiadom, 偶e nieraz ten gest mia艂 ca艂kowicie odwrotny efekt.
Za ka偶dym razem ceni艂 te chwile, kiedy Yosoo dawa艂 rad臋 si臋 przed nim otworzy膰. Wyzna膰 co艣 nowego, miejscami wychodz膮cego znik膮d i powierzchownie nijak nawi膮zuj膮c do sytuacji. Uwielbia艂 s艂ucha膰 o tym, co my艣la艂 i co go trapi艂o. O jego dzieci艅stwie, kt贸re zapewne jedynie sprawia艂o wra偶enie beztroskiego i pobudza艂o poczucie nostalgii, chocia偶 nie dzieli艂 偶adnego z prze偶y膰
— Tak? — zapyta艂 ze szczero艣ci膮 w g艂osie; z niewinn膮 ciekawo艣ci膮 i wyczuwaln膮 mi臋kko艣ci膮, kt贸ra pozwala艂a zachowa膰 delikatno艣膰 chwili — Cz臋sto j膮 odwiedza艂e艣?
channie
Wiedzia艂, 偶e wytworzona przez nich ba艅ka, by艂a niesamowicie delikatna. Nara偶ona na najdrobniejszy podmuch wiatru czy dotkni臋cie, kt贸re doprowadzi艂oby do jej p臋kni臋cia. Wiedzia艂 wi臋c, jak cenne by艂y momenty, kiedy udawa艂o im si臋 w niej odnale藕膰 na d艂u偶ej; kiedy czuli si臋 na tyle bezpiecznie, aby podzieli膰 si臋 kolejn膮 cz臋艣ci膮 swojego 偶ycia. Miejscami 艂apa艂 si臋 na tym, 偶e mo偶e m贸wi艂 za ma艂o; czy, dok艂adniej, za ma艂o o sobie samym.
OdpowiedzUsu艅Problem tkwi艂 w tym, 偶e by艂 przekonany, raz za razem upewniany, 偶e nie mia艂 o czym opowiada膰. Nie wykazywa艂 si臋 kreatywno艣ci膮 jako ma艂e dziecko; nie mia艂 wielu niesamowitych wspomnie艅, kt贸re by艂y warte opowiedzenia. Nawet modele, z kt贸rych w g艂臋bi duszy by艂 dumny, wydawa艂y mu si臋 ma艂o interesuj膮c膮 cz臋艣ci膮 swojego 偶ycia. Od pocz膮tku, odk膮d sko艅czy艂 te pi臋膰 lat i zacz膮艂 zapami臋tywa膰 dok艂adniej to, co dzia艂o si臋 dooko艂a, sta艂 si臋 nijaki. Nie by艂 dzieckiem, o kt贸rym rodzice opowiadali z dum膮 innym. Nie by艂 znajomym, o kt贸rym mo偶na by艂o opowiada膰 mn贸stwo wymy艣lnych historii. Nie by艂 partnerem, kt贸rego wychwala艂o si臋 ludziom ze swojego otoczenia. Po prostu by艂. Bezbarwny, jak jego ubrania. Md艂y, jak jedzone co rano 艣niadanie. Nudny, jak zapami臋tywany materia艂 na uczelni.
Nie mia艂 czym si臋 dzieli膰, w przeciwie艅stwie do Yosoo. Ka偶da z historii z jego dzieci艅stwa potrafi艂a poruszy膰 t臋 jedn膮, dok艂adn膮 strun臋 w jego sercu. Wzbudzi膰 poczucie nostalgii, smutku i zgorzknia艂ego szcz臋艣cia. Chcia艂 s艂ucha膰 ich bez przerwy, dowiedzie膰 si臋 jeszcze wi臋cej o tym, co zalega艂o mu na sercu, nawet je艣li istnia艂o jedynie w przesz艂o艣ci. Pozna膰 dok艂adnie przebieg jego dzieci艅stwa, ka偶dy zakamarek, kt贸ry wszystkim innym pozostawa艂 obcy. Chwyta艂 si臋 ich, jakby sam je prze偶ywa艂. Z艂udnie wierzy艂, 偶e tam by艂 i m贸g艂 w pe艂ni rozumie膰, przez co przechodzi艂 Soo. A tak naprawd臋 u艣wiadamia艂 sobie tylko o cz臋艣ci, jakiej brakowa艂o w jego 偶yciu. Tej, i tak kulej膮cej u nich obu, dziecinnej niewinno艣ci
— Jak zwykle — s艂owa nieplanowanie da艂y rad臋 wydosta膰 spomi臋dzy jego ust, kiedy Soo podkre艣li艂 brak aprobaty ze strony matki. Nie m贸g艂 jednak ich cofn膮膰, w pe艂ni si臋 z nimi zgadzaj膮c. Rodzice zawsze mieli co艣 do powiedzenia, par臋 razy zapewne s艂usznie. Jednak nie w tym wypadku; nie, kiedy chodzi艂o o tak b艂ahe rzeczy, jak wynalezienie dla siebie chwili spokoju. Jak chodzi艂o o dzieci臋ce b艂臋dy i zachcianki, kt贸re by艂y tylko tym - zachciankami i b艂臋dami, wykonanymi przez niewinn膮 ciekawo艣膰 czy brak wiedzy.
I mo偶e Yechan mia艂 pole do takiego poznania 艣wiata. Nikt go w ko艅cu nie pilnowa艂; nie zwraca艂 uwagi na to, co robi艂. Lecz nawet si臋 tego nie podj膮艂, chc膮c zosta膰 tym wychwalanym dzieckiem. Dzieckiem, kt贸re wzbudza艂o w rodzicach dum臋, kt贸rego imi臋 pada艂o podczas bogatych kolacji, chwal膮c jego osi膮gni臋cia. Nie pr贸bowa艂 robi膰 k艂opot贸w, skoro sporadyczne przypadki spotyka艂y si臋 jedynie z karc膮cym spojrzeniem, lecz brakiem przej臋cia. M贸g艂 wystawia膰 si臋 na ryzyko, zdrowotnie czy inaczej, a to nie mia艂o znaczenia, by艂oby co najwy偶ej kr贸tkotrwa艂e. Dlatego nie chcia艂 robi膰 zb臋dnych k艂opot贸w; dlatego nieustannie d膮偶y艂 do tych osi膮gni臋膰 pasuj膮cych do oczekiwa艅 rodzic贸w. Bezskutecznie. Czas liceum, sama jego ko艅c贸wka by艂a tym kr贸tkim prze艂omem; wy艂amaniem si臋 od regu艂y przez pofarbowanie w艂os贸w, ucz臋szczanie na imprezy i eksperymentowanie, tylko po to, aby zrezygnowa膰 z tego wraz z pojawieniem si臋 cienia nadziei, kiedy dosta艂 si臋 na studia ekonomiczne. Co艣, co przecie偶 tak bezpo艣rednio wi膮za艂o si臋 z jego w艂asnym ojcem, a jednak spotka艂o si臋 bez odzewu. I utkn膮艂 w tych przyzwyczajeniach; w gonieniu tego, co by艂o nieosi膮galne.
Dopiero teraz, b臋d膮c kilka lat na studiach; wkraczaj膮c w doros艂o艣膰, wynalaz艂 zal膮偶ek tego, co by艂o cicho upragnione. Pod postaci膮 rubasznego ch艂opaka, zmuszaj膮cego go do zostawienia zwyczaj贸w w tyle, poznania 艣wiata, ale czasami nawet samego siebie pod innym k膮tem.
Przesun膮艂 koj膮co d艂oni膮 po jego barkach i plecach, czuj膮c, jak podnosz膮 si臋 nieco mocniej przy g艂臋biej wzi臋tym oddechu. Kontynuowa艂 powolny gest, dop贸ki nie zosta艂 on przerwany nag艂ym odwr贸ceniem si臋. Skrzy偶owaniem spojrze艅, jeszcze bardziej zmi臋kczaj膮c to w艂asne. Z lekkim skinieniem g艂owy, kiedy m贸wi艂 dalej i doprowadza艂 do mocniejszego zacisku cienkiego sznurka wok贸艂 jego serca
Usu艅— Chyba nawet teraz chcia艂oby si臋 inaczej — przyzna艂 cicho, przesuwaj膮c bezwiednie kciukiem po wierzchu jego d艂oni. Nawet w ich relacji. By艂oby wygodniej, gdyby od samego pocz膮tku prezentowa艂a si臋 na nietkni臋t膮 i niemo偶liw膮 do zburzenia. W przeciwie艅stwie do tej, kt贸ra nieraz rozpada艂a si臋 i wymaga艂a ponownego odbudowania, za ka偶dym razem z wi臋ksz膮 stabilno艣ci膮, czy pr贸b膮 jej dodania. By艂oby zwyczajnie pro艣ciej — Ale… to budowanie te偶 jest wa偶n膮 cz臋艣ci膮. Szczeg贸lnie, jak nie trzeba robi膰 tego samemu.
channie
Zacisn膮艂 nieznacznie usta, odwzajemniaj膮c zaraz blady cie艅 u艣miechu, kt贸ry dojrza艂 na twarzy Yosoo. Albo mu si臋 wydawa艂o - nie by艂 pewien, lecz waga kolejnych s艂贸w nagle opad艂a na jego barki. M贸g艂 si臋 jedynie niemo zgodzi膰, przyj膮膰 ich znaczenie i to, co za sob膮 nios艂y.
OdpowiedzUsu艅Czy m贸g艂 mie膰 stuprocentow膮 pewno艣膰, 偶e zrozumia艂 go dok艂adnie tak, jak powinien? Nie. Nigdy nie mia艂 tej pewno艣ci, kiedy analizowa艂 wszystko z przesad膮, czasami zbyt powierzchownie i logistycznie, a czasami na si艂臋 doszukuj膮c si臋 w czym艣 g艂臋bi. Ale wiedzia艂 jedno - musia艂o to by膰 co艣, co ci膮偶y艂o Yosoo od dawna, mo偶e od zawsze. Co艣, z czym m臋czy艂 si臋 bez przerwy, a Powell czu艂 si臋 bezsilny; miejscami maj膮c wra偶enie, 偶e jedynie si臋 do tego dok艂ada艂.
Sam wspomnia艂 wsp贸lne podejmowanie si臋 odbudowywania tego, co zdo艂a艂o legn膮膰 w gruzach. A jednak tak cz臋sto by艂 w艂a艣nie czynnikiem, kt贸ry do tego doprowadza艂. Niepotrzebnie naciska艂, m贸wi艂 za ma艂o, albo co艣 z艂ego. Przypomina艂 ch艂opakowi o wszystkim tym, co chcia艂 zapomnie膰. Nie艣wiadomie utrudnia艂 mu w臋dr贸wk臋 艣cie偶k膮, kt贸r膮 sam sobie nakre艣li艂; miejscami mo偶e nawet bezczelnie si臋 na ni膮 wpychaj膮c. Yosoo m贸g艂 twierdzi膰, 偶e 偶y艂 spontanicznie, na w艂asnych zasadach, czy mo偶e nawet ich braku, lecz i nawet w tym nie艂adzie mieszka艂a jaka艣 rutyna. Co艣, w czym czu艂 si臋 komfortowo, a, jak na z艂o艣膰, kontrastuj膮cego ze zwyczajami blondyna. I wtedy nie liczy艂o si臋 to, 偶e chcia艂 dobrze. Sam przecie偶 wiedzia艂, jak reagowa艂 na wymuszone zmiany w czym艣, co dawa艂o mu poczucie stabilno艣ci. Powinien to zmieni膰; zamierza艂 to zmieni膰, lecz sama ta kwestia go przera偶a艂a. Ba艂 si臋 tego, z jak膮 艂atwo艣ci膮 mog艂o doj艣膰 do tego, 偶e co艣 zepsuje. Znowu, tak jak robi艂 to notorycznie, a nie艣wiadomie.
Drgn膮艂 wi臋c nieznacznie, staraj膮c si臋 zdusi膰 strach, jaki przem贸wi艂 przez niego w tym odruchu, kiedy poczu艂 nag艂y, acz nie艣pieszny, ruch r臋ki Yosoo. Niemal偶e od razu wzbudzi艂 w nim, zasmakowany poprzedniego dnia, konflikt. Potrzeb臋 bycia blisko, jak i strach, 偶e cokolwiek teraz zrobi, zrobi to 藕le. Pojawia艂o si臋 to w nim gwa艂townie i niespodziewanie, znikaj膮c r贸wnie szybko. Wraz z pierwszym odczuciem ciep艂a sk贸ry, kt贸re chcia艂, aby na niego oddzia艂ywa艂o bez przerwy. I za ka偶dym, przekl臋tym razem, zaciska艂 nieznacznie z臋by. Denerwowa艂 si臋 na siebie samego i przedstawia艂 w g艂owie sytuacj臋 najlogiczniej, jak potrafi艂. Kompletny brak powod贸w, aby przechodzi艂a przez niego niepewno艣膰. Wytyka艂a jawne pragnienie blisko艣ci, kt贸r膮 dawano mu dobrowolnie. O kt贸r膮 nie musia艂 prosi膰 bardziej, ni偶 lekkim szturchni臋ciem lub przelotnym spojrzeniem w ciemne oczy.
Ogarnia艂 go wstyd. Powoli skrada艂 si臋 coraz wy偶ej pod wp艂ywem drobnej, potencjalnie nawet niezauwa偶onej i nieodczutej reakcji, ale i wlepionego w siebie spojrzenia, od kt贸rego nie potrafi艂 odwr贸ci膰 wzroku. Pewniejszego od tych, z kt贸rymi spotyka艂 si臋 ostatnio - sprawiaj膮cym wra偶enie takiego, kt贸re by艂o w stanie wyczyta膰 z niego wszystko, wraz z tym, co stara艂 si臋 tak dok艂adnie ukry膰.
Wyrwa艂o go z tego s艂odko brzmi膮ce zdrobnienie. Zdrobnienie, kt贸rego u偶ywa艂 tylko Yosoo, i chcia艂, 偶eby tak zosta艂o. Dopasowywa艂o si臋 do jego emocji; potrafi艂o jasno przekaza膰 mu zadowolenie, szcz臋艣cie, smutek, ale i w艣ciek艂o艣膰, jaka by艂a skierowana w jego stron臋. Sama intonacja pozwala艂a mu przygotowa膰 si臋 na to, co m贸g艂 us艂ysze膰. I niezale偶nie od niej, zawsze wzbudza艂o dreszcz wzd艂u偶 kr臋gos艂upa; przyjemny i dziwnie relaksuj膮cy, nawet wtedy, kiedy nie powinien. Pozwala艂o mu trwa膰 w przekonaniu, 偶e cokolwiek zrobi艂, nie zabrn膮艂 w tym wystarczaj膮co daleko, aby go straci膰. Nie r贸wna艂o si臋 z jego pe艂nym imieniem, brzmi膮cym w ustach przyjaciela zbyt formalnie. Nie m贸g艂 go nawet por贸wna膰 do zwyk艂ego Chan, kt贸rego u偶ywa艂o wi臋cej z ‘bli偶szych’ mu os贸b, zostaj膮c zazwyczaj bezbarwn膮 ksywk膮, dopasowuj膮c膮 si臋 do jego w艂asnego braku koloru.
Skupi艂 na nowo ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na nim. Nie na zaprz膮taj膮cych mu g艂ow臋 my艣lach, a na s艂yszanych s艂owach. Na delikatnym dotyku, pog艂臋biaj膮cym blisko艣膰; na ciemnych oczach, kt贸re rozpozna艂by po艣r贸d miliona innych
Usu艅— Mia艂bym ochot臋 — przyzna艂, nie wyczuwaj膮c przy tym delikatnego, wkradaj膮cego si臋 u艣miechu, jak i bezwolnego ruchu d艂oni, kt贸ra ostro偶nie, uwa偶aj膮c na opatrunki, mog膮ce niepotrzebnie sprawi膰 jedynie dyskomfort, przeczesa艂a blade kosmyki — Jasne, 偶e mia艂bym ochot臋, Soo — podkre艣li艂, mimowolnie prze艂ykaj膮c 艣lin臋, kiedy poczu艂 emocje oplataj膮ce si臋 niebezpiecznie wok贸艂 niego. By艂 w stanie zgodzi膰 si臋 na ka偶d膮 por臋 - zignorowa膰 sw贸j w艂asny stan, co i tak ju偶 robi艂. Opu艣ci膰 mieszkanie po jednym, prostym poleceniu Yosoo, na kt贸re zareagowa艂by automatycznie — Mo偶emy kiedykolwiek, mo偶e po po艂udniu… tylko nie zaraz — zaprzeczy艂 jednak w艂asnym pobudkom, wprowadzaj膮c delikatn膮 przekorno艣膰, dalej przyciemnion膮 czu艂o艣ci膮, do swojego u艣miechu — bo najpierw obieca艂e艣 mi wsp贸lne 艣niadanie, skarbie.
channie
By艂o wiele s艂贸w, kt贸rych Yechan by艂 przekonany, 偶e nigdy nie wypowie. Wiele z nich wydawa艂o mu si臋 偶enuj膮ce, mo偶e nie na miejscu, czy te偶 po prostu czym艣, co by do niego nigdy nie pasowa艂o. Kiedy艣 z艂udnie my艣la艂, 偶e to samo tyczy艂o si臋 przezwisk. Tych komicznych, kt贸rych nigdy nie mia艂, a mo偶e nie by艂 o nich 艣wiadomy, przez co odgrywa艂y pasywn膮 rol臋 w jego 偶yciu. Czy te偶 tych s艂odkich, kt贸rymi wymienia艂y si臋 pary, z zewn膮trz prezentuj膮c si臋 jako co艣 przesadnego. S膮dzi艂 tak, dop贸ki nie us艂ysza艂 tego jednego, wyj膮tkowego, z ust Yosoo. Skierowanego w jego stron臋 i ju偶 przy pierwszej okazji sprawiaj膮cego, 偶e mi臋k艂 w kolanach. Chcia艂 je s艂ysze膰 cz臋艣ciej, mimo nieprzyzwoito艣ci chwili, podczas kt贸rej pad艂o po raz pierwszy. By艂 wr臋cz irracjonalnie zirytowany, kiedy us艂ysza艂 zdrobnion膮 wersj臋 z ust Avy, bole艣nie k艂uj膮c膮 go w uszy, aby zosta膰 zast膮pion膮 upragnion膮 obietnic膮 ze strony przyjaciela. Dotrzyman膮, kiedy nieplanowanie znale藕li si臋 w jego mieszkaniu; w tak niewygodnej i niepewnej, a zarazem po偶膮danej pozycji. Zawsze trafia艂o w to miejsce, kt贸re mia艂o - nie wiedzia艂, czy specjalnie, czy te偶 z czystego przypadku. Ale nie przejmowa艂 si臋 tym, skoro sprawia艂o mu to tyle przyjemno艣ci. Skoro nie chcia艂 s艂ysze膰 niczego innego.
OdpowiedzUsu艅Reakcje Yosoo wydawa艂y mu si臋 wr臋cz zdradliwie znajome. Potrafi艂 si臋 postawi膰 na jego miejscu i mo偶e dlatego z 艂atwo艣ci膮 przychodzi艂o mu stosowanie tej zagrywki, czy raczej w艂asnej zachcianki. Bo wiedzia艂, 偶e sam by艂 r贸wnie podatny na tak膮 sam膮. Zreszt膮, przezwisko nieraz pada艂o z jego ust nieplanowanie; samego poprzedniego ranka bezmy艣lnie mu si臋 wymskn臋艂o, teraz staj膮c si臋 kluczow膮 cz臋艣ci膮 ich relacji. Okre艣leniem, kt贸re idealnie pasowa艂o do Soo i ju偶 nigdy nie mia艂o go opu艣ci膰
— W takim razie p贸藕niej — powt贸rzy艂 z kryj膮cym si臋 w k膮cikach u艣miechem, dla zapewnienia siebie, jak i siedz膮cego przed nim ch艂opaka. By艂 w stanie zosta膰 w takiej pozycji reszt臋 poranka. M贸g艂 bez przerwy wpatrywa膰 si臋 w ciemne, nieznacznie po艂yskuj膮ce oczy; odda膰 si臋 d艂oni, kt贸ra zwinnie splot艂a ich palce ze sob膮 i by艂a potrzebnym, uziemiaj膮cym ci臋偶arem. Mi臋kko艣ci w艂os贸w, kt贸re mia艂 okazje sporadycznie przeczesa膰 czy zgarn膮膰 z jego oczu.
Nie opiera艂 si臋 jednak, kiedy finalnie opu艣ci艂 krzes艂o, pozwalaj膮c swoim d艂oniom na swobodne opadni臋cie wzd艂u偶 cia艂a. Przez moment zastanawia艂 si臋 nad dopowiedzeniem czego艣, jego usta drgn臋艂y w ch臋ci otworzenia si臋, aby zaraz zosta膰 uciszonym ulotnym, ledwie namacalnym mu艣ni臋ciem w okolicach policzka. Niesamowicie delikatnym, a skutecznie rozsy艂aj膮cym dreszcze po ciele w towarzystwie lekkiego, potencjalnie zdradliwego ciep艂a po sk贸rze. Tak przelotnym, a niesamowicie potrzebnym, aby zapewni膰 go w poprawno艣ci wszystkiego, do czego si臋 posuwa艂, a mo偶e posuwali
— Mo偶esz sprawdzi膰 — paln膮艂 najpierw idiotycznie, chwil臋 tkwi膮c na swoim miejscu, nim postanowi艂 podej艣膰 do lod贸wki i samemu przekona膰 si臋, co skrywa艂a w 艣rodku. Faktycznie dojrza艂 tam wr臋cz zaskakuj膮co ma艂膮 ilo艣膰 jajek, acz opr贸cz niej wszystko zdawa艂o si臋 zgadza膰 - mleko migda艂owe i owsiane dalej by艂y na swoim miejscu. Jogurty wraz z gronem owoc贸w i warzyw, jak i asortyment innych, podstawowych sk艂adnik贸w do przygotowania typowych 艣niada艅. Kiwn膮艂 za to bezmy艣lnie g艂ow膮, kiedy pad艂a pro艣ba o pomoc, skutecznie, najpierw, przykrywaj膮c膮 drug膮 propozycj臋 Yosoo. T臋, kt贸ra kilka sekund p贸藕niej zmusi艂a blondyna do przelotnego zerkni臋cia w jego kierunku. Jak i do odsuni臋cia si臋 od lod贸wki z 艂agodnym, aktorsko niewinnym u艣miechem, maluj膮cym si臋 na jego twarzy, kiedy paroma krokami zmniejsza艂 dziel膮c膮 ich odleg艂o艣膰, a偶 nazbyt. Dalej tam trwaj膮cym, kiedy obejmowa艂 twarz przyjaciela d艂o艅mi, skupiaj膮c wzrok i ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na nim przed przysuni臋ciem si臋 jeszcze bli偶ej, zostawiaj膮c ledwie par臋 centymetr贸w mi臋dzy nimi.
Ten komentarz zosta艂 usuni臋ty przez autora.
Usu艅— Nie ma szans — stanowczo艣膰 barwi膮ca trzy, kr贸tkie s艂owa, kontrastowa艂a z dalej widniej膮cym na jego ustach u艣miechem, acz idealnie zgrywa艂a si臋 z ostrym spojrzeniem, kt贸re pozostawa艂o wlepionym w Yosoo — Nie b臋dziesz pod moim dachem pi艂 kawy, jako 艣niadanie — nie po poprzednim dniu, kiedy nie zd膮偶y艂 nawet ruszy膰 przygotowanej jajecznicy. Przeskoczy艂 szybko wzrokiem po ca艂ej twarzy ch艂opaka, zanim powr贸ci艂 niepostrze偶enie do swojego wcze艣niejszego miejsca - przed lod贸wk膮, ponownie otwart膮 i eksponuj膮c膮 to, co kry艂a w 艣rodku
Usu艅— Mo偶na zrobi膰 tosty, kanapki… granol臋 — ostatnia propozycja niemal nie opu艣ci艂a jego ust, wybrzmiewaj膮c jedynie niczym naburmuszony mamrot — Zale偶y, na co masz ochot臋 — zauwa偶y艂 jeszcze, rozwa偶aj膮c mo偶liwe dla nich opcje, kt贸re wymaga艂y od nich czego艣 innego, w zale偶no艣ci od tego, na co by si臋 zdecydowali — W razie co, zawsze mo偶na co艣 dokupi膰.
Channie
— Na tosty powinienem wszystko mie膰 — stwierdzi艂, cho膰 by艂a to bardziej pr贸ba utwierdzenia samego siebie w tym fakcie, ani偶eli zapewnienia Yosoo. M贸g艂by podpyta膰 dalej, dok艂adnie, z czym chcia艂 tosty; jakie chcia艂 tosty, kt贸re nawet b臋d膮c tak prostym daniem, mia艂y milion mo偶liwo艣ci zaserwowania i przygotowania. Pr臋dko jednak z tego zrezygnowa艂, kiedy najpierw dotar艂a do niego pr臋dko艣膰 wypowiedzianych s艂贸w. Nieco nienaturalna, acz b臋d膮ca w stanie umkn膮膰 uwadze. Tym, czego nie potrafi艂 jednak zignorowa膰, by艂a nag艂a ostro偶no艣膰, jaka zawita艂a w zachowaniu przyjaciela. Ten, mo偶e i niewielki, dystans, jaki panowa艂, kiedy oboje stali przed lod贸wk膮, zauwa偶ony przez niego nawet wtedy, kiedy szuka艂 wzrokiem potencjalnych sk艂adnik贸w do tost贸w, opr贸cz sera. Sera, kt贸ry r贸wnie pr臋dko znikn膮艂 z jednej z p贸艂ek, jak i sam Soo z okolic otworzonego sprz臋tu.
OdpowiedzUsu艅Wyst膮pi艂a w nim ta, mylna, acz teraz jasno daj膮ca o sobie zna膰, my艣l, 偶e przesadzi艂. Nie powinien by艂 naciska膰, to po pierwsze - w ko艅cu wiedzia艂, jak rzadko Yosoo podejmowa艂 si臋 zjedzenia 艣niadania, o ile w og贸le. By艂o prawdopodobie艅stwo, 偶e by艂 tego 艣wiadkiem tylko po imprezach; gdzie i tak wtedy zabierali si臋 za jedzenie o porze obiadowej. Drug膮 obaw膮 by艂a my艣l, 偶e jednak przekroczy艂 jak膮艣 z granic, kt贸re co chwile si臋 zaciera艂y i powstawa艂y na nowo; nie by艂y jakkolwiek nazwane, zostaj膮c przy tym elastycznymi. Wyciszony, s艂aby g艂os z ty艂u g艂owy stara艂 si臋 podpowiedzie膰, 偶e gdyby do tego dosz艂o, spotka艂by si臋 z inn膮 reakcj膮. Yosoo rzadko reagowa艂… milczeniem. Cisz膮 i pow艣ci膮gliwo艣ci膮. O wiele cz臋艣ciej by艂 艣wiadkiem jego wybuch贸w i nag艂ej defensywno艣ci, i tak prezentuj膮cej si臋 jako ostra ofensywa. M贸g艂 wi臋c za艂o偶y膰, 偶e w tym wypadku by艂oby tak samo. Nawet to milczenie, kt贸re zapanowa艂o po zasianiu pierwszych w膮tpliwo艣ci co do warunk贸w ich relacji, by艂o nacechowane agresywniej. Nie dopuszcza艂o do konfrontacji, ale owiewa艂o go ch艂odem. Nie pozwala艂o wymieni膰 cho膰by zdania, lecz spotyka艂 si臋 z oboj臋tno艣ci膮 lub zignorowaniem, ani偶eli skruch膮, zak艂opotaniem czy wstydem.
Powi贸d艂 za nim wzrokiem, marszcz膮c przy tym lekko brwi, kiedy zmartwienie ust膮pi艂o miejsca zwyczajnemu zdezorientowaniu. Zna艂 wiele z jego nawyk贸w, zachowa艅, kt贸re stosowa艂 w r贸偶nych sytuacjach, a nagle poczu艂 si臋, jakby zobaczy艂 co艣 niespotykanego. Dodatkowo podkre艣laj膮cego panuj膮c膮 w tym nienaturalno艣膰. Spotyka艂 si臋 z takimi reakcjami przy odwa偶niejszych ruchach ze swojej strony, ale nie mog艂o chodzi膰 o to - tak przynajmniej nie艣wiadomy zak艂ada艂. I chyba w艂a艣nie to gubi艂o go najbardziej. Brak 艣wiadomo艣ci, cho膰by grama pewno艣ci co do dok艂adnego rozczytania Yosoo, zazwyczaj przychodz膮cego mu z niesamowit膮 艂atwo艣ci膮. Potencjalne, b艂臋dne za艂o偶enie, kt贸re wybija艂o go z odnalezionego rytmu i 艂adu w uk艂adaniu my艣li, teraz dziwacznie rozproszonych i z trudem szukaj膮cych zaczepienia.
Dopiero kolejne, us艂yszane s艂owa, da艂y rad臋 mu bardziej nakre艣li膰 problem. Czy przynajmniej rozja艣ni膰 mo偶liwo艣ci. Nie chcia艂 za艂o偶y膰 czego艣 b艂臋dnie, doprowadzi膰 do zb臋dnego napi臋cia, czemu i tak ju偶 nada艂 pocz膮tek, przez co, mimo coraz wi臋kszej pewno艣ci, wola艂 zostawi膰 sobie bezpieczne pole manewru. Kilka otwartych drzwi, przez kt贸re m贸g艂by zerkn膮膰 przed wycofaniem si臋 lub pewnym postawieniem kolejnego kroku.
— Jak na kogo艣, kto sam zaproponowa艂 przyszykowanie 艣niadania, to nie wygl膮dasz na zbytnio ch臋tnego — przyzna艂, staraj膮c si臋 utrzyma膰 偶artobliwy ton, co u艂atwi艂o mu pieczo艂owite szukanie pieczywa przez Yosoo, mimo parokrotnego omini臋cia miejsca, w kt贸rym faktycznie by艂o. I gdyby nie szczere przej臋cie, jakie si臋 w nim zatli艂o, pozwoli艂by sobie na dalsze przygl膮danie si臋. Zamiast tego podszed艂 z cieniem u艣miechu do dopasowanego do ca艂o艣ci kuchni chlebaka, stoj膮cego nieco z boku na blacie i wyci膮gn膮艂 z niego pieczywo, odk艂adaj膮c je niedaleko odnalezionego przez Soo w lod贸wce sera.
— Je艣li nie chcesz, to nie musisz je艣膰 — stwierdzi艂, cho膰 z trudem ukry艂 niech臋膰, z jak膮 wypowiedzia艂 te s艂owa, a zarazem z艂apa艂 si臋 na swoim braku wytrwa艂o艣ci. Cho膰 w tej sytuacji - chwilowym. Nie potrafi艂 si臋 wyzby膰 swojego nastawienia co do 艣niada艅, nawet je艣li wi臋kszo艣膰 czasu pa艂a艂 do nich niewyja艣nialnym wstr臋tem. Wyszuka艂 przy tym bezwiednie r臋k膮 jego d艂oni, by m贸c ostro偶nie sple艣膰 ich palce, tym samym pr贸buj膮c wywalczy膰 cho膰by przelotne spojrzenie w swoim kierunku. Umkn臋艂o mu, 偶e tym samym sprzeciwia艂 si臋 wcze艣niejszej pro艣bie o przebrni臋cie przez to jak najszybciej — Chocia偶 wola艂bym, 偶eby艣 zjad艂 cokolwiek — otwarcie wtr膮ci艂 si臋 samemu sobie, nie umiej膮c zbyt d艂ugo trwa膰 przy oboj臋tno艣ci, jak膮 stara艂 si臋 zaprezentowa膰 chwil臋 wcze艣niej.
Usu艅Najch臋tniej wypyta艂by go o wszystkie mo偶liwo艣ci. O obawy, kt贸re wcze艣niej odnalaz艂y w nim miejsce. Cofn膮艂 to, co powiedzia艂 i zrobi艂, je艣li mia艂oby przywr贸ci膰 atmosfer臋 sprzed chwili. Trzyma艂 jednak j臋zyk za z臋bami, z ka偶dym dniem b臋d膮c u艣wiadamianym, 偶e mia艂o to jedynie odwrotny efekt. W zamian odruchowo spl贸t艂 ich palce cia艣niej, wlepiaj膮c przy tym spojrzenie w przyjaciela. Po cz臋艣ci z nadziej膮, 偶e si臋 przekona; po cz臋艣ci ze wzgl臋du na to, 偶e nie chcia艂 patrze膰 na cokolwiek innego. Bo niezale偶nie od sytuacji (przynajmniej wi臋kszo艣膰 czasu) potrafi艂 go urzec wszystkim. Sprawi膰, 偶e nie by艂 w stanie odwr贸ci膰 od niego wzroku i cicho prosi膰 si臋 o to, aby go odwzajemni艂
— Po prostu… nie chc臋, 偶eby przez to ca艂y ten proces przebieg艂 w ten spos贸b, Soo.
channie
Kolejny, bezwiedny u艣miech zawita艂 na jego twarzy. I po raz kolejny przez co艣, patrz膮c z zewn膮trz, tak powierzchownego. Us艂yszane przezwisko, kt贸re za ka偶dym razem dawa艂o rad臋 ugasi膰, a zarazem podsyci膰 w nim pragnienie. Brzmi膮ce tak s艂odko; sprawiaj膮ce wra偶enie nies艂yszanego kilka lat, cho膰 mog艂oby min膮膰 kilka godzin, a i tak odbiera艂by takie samo wra偶enie
OdpowiedzUsu艅— Okej — odpowiedzia艂 wi臋c, niczym pod wp艂ywem zakl臋cia odpuszczaj膮c dalsz膮, potencjaln膮 dyskusj臋 w tym temacie. Spieranie si臋 o co艣, co tak naprawd臋 mog艂o mie膰 zerowe znaczenie na wi臋kszej skali. Szczeg贸lnie, kiedy prawd臋 m贸wi膮c osi膮gn膮艂 to, czego chcia艂 - Yosoo zje 艣niadanie. Przynajmniej na ten moment wsp贸lnie wychodzili z takiego za艂o偶enia.
Ta momentalna, niezwykle ulotna chwila przygas艂a wraz z odwzajemnionym u艣ciskiem palc贸w. Tym, kt贸re u艣wiadomi艂o go w tym, 偶e faktycznie by艂 jaki艣 problem; 偶e co艣 si臋 sta艂o i zdo艂a艂o mu umkn膮膰 na tyle, 偶e postawi艂 teraz przyjaciela w sytuacji, gdzie musia艂 mu to rozja艣ni膰. A nie tak przecie偶 mia艂o by膰 - mia艂 by膰 tym, co wie wszystko; rozumie bez s艂贸w, mo偶e czasami wcze艣niej od niego. Nie liczy艂o si臋 to, jak bardzo niemo偶liwe i niezdrowe to by艂o.
Teraz jednak, kiedy wprowadzi艂 ich w ten zau艂ek, nie zosta艂o mu nic innego, ni偶 s艂ucha膰. Przechyli艂 nieznacznie g艂ow臋 po lekko przeci膮gni臋tej wypowiedzi. Cierpliwie wyczekiwa艂 jej kontynuacji, do艂膮czaj膮c do tego kolejny, bezwiedny odruch suni臋cia kciukiem po drobnym skrawku sk贸ry mu dost臋pnym. Zatrzyma艂 si臋 na moment, os艂ab艂 przy tym pierwszym wyja艣nieniu, kt贸re skutecznie wbi艂o pierwsz膮 pinezk臋 na tworzonej mapie my艣li, ale i w serce. Szczeg贸lnie w serce, odzywaj膮ce si臋 teraz g艂o艣niej ni偶 zdrowy rozs膮dek.
Rozumia艂. Z ka偶dym, kolejnym s艂owem rozumia艂 coraz wi臋cej, a zarazem upewnia艂 si臋, 偶e faktycznie chodzi艂o o jego pierwsze za艂o偶enie. Tylko w najgorszy, mo偶liwy spos贸b. Chodzi艂o o dotyk, jego rodzaj i miejscami nieumy艣lno艣膰. A raczej wszystko z nim zwi膮zane; grunt, kt贸ry naruszy艂 poprzedniego wieczora. Co艣, co by艂o niekontrolowan膮 przez niego reakcj膮, ale ju偶 przy pierwszej okazji wiedzia艂, jak krzywdz膮c膮. I teraz mia艂 jasny tego dow贸d.
Walczy艂 z potrzeb膮 zawstydzonego odwr贸cenia wzroku, trzymaj膮c go dalej wwierconego w Yosoo. Bo mimo tej potrzeby, nie potrafi艂 spojrze膰 gdzie indziej; ba艂 si臋, 偶e wszystko tym zepsuje, znowu. Z kolei jego kciuk samoistnie kontynuowa艂 suni臋cie po jego d艂oni, koj膮co dla nich obu, przy nerwowym zaci艣ni臋ciu ust po wypowiedzianym, kluczowym zdaniu. 呕e reagowa艂 inaczej, 偶e by艂o to zauwa偶one, a ch艂opak bra艂 na siebie win臋. A tak nie by艂o - w takim przekonaniu przynajmniej stara艂 si臋 偶y膰; tym samym, kt贸re cisn臋艂o teraz na jego usta przeprosiny. Zatrzyma艂y si臋 jednak w艂a艣nie tam. Nie ulecia艂y spomi臋dzy warg, mimo bolesnego 艣cisku serca, bo Yechan wiedzia艂, jak g艂upim by艂o to pomys艂em.
Zamiast tego skupi艂 wzrok w pe艂ni na finalnie zwr贸conych w jego kierunku ciemnych oczach, nie potrafi膮c ukaza膰 niczego innego, ni偶 skruchy. Poczucia winy, kt贸re ukrywa艂 pod 艂agodnym spojrzeniem i przelotnym zaci艣ni臋ciem warg. Kt贸re rozsadza艂o go od 艣rodka, utrudniaj膮c zachowanie rytmicznego oddechu i zdradliwego pieczenia oczu, zaraz przez niego pohamowanego.
Odruchowo skin膮艂 lekko g艂ow膮, jak m贸wi艂 dalej; jako ten niewerbalny sygna艂, 偶e go s艂ucha艂. I dalej rozumia艂, mimo nieprzyjemnego uk艂ucia, jakie towarzyszy艂o mu przy ka偶dym s艂owie. Wyrzuty sumienia, jakie zrodzi艂y si臋 w nim ju偶 wczoraj, a teraz znalaz艂y rzeczywisty punkt zaczepienia, jak i pow贸d dla samego zaistnienia.
Po, kilku sekundowej, chwili milczenia, poci膮gn膮艂 po raz kolejny za jego d艂o艅. Przysun膮艂 do siebie, dop贸ki nie m贸g艂 owin膮膰 wolnej wok贸艂 jego cia艂a, trzymaj膮c jak najbli偶ej siebie. Odnajduj膮c w tym stabilizacje, kt贸rej brak zdradliwie chcia艂 si臋 ukaza膰 przy pierwszym zabraniu g艂osu
— Chc臋, 偶eby艣 by艂 blisko — powt贸rzy艂 s艂owa z wieczoru, niemal偶e szeptem, kiedy schowa艂 twarz w zag艂臋bieniu jego szyi i bez pomy艣lunku ponownie zacisn膮艂 palce na jego d艂oni, odnajduj膮c w tym kolejne 藕r贸d艂o pewno艣ci siebie, pewno艣ci samego g艂osu. Pragn膮艂 powiedzie膰, 偶e potrzebuje go blisko - nie wyobra偶a艂 sobie, aby panowa艂 mi臋dzy nimi dystans, a na pewno nie ten przesadny, wymierzony. Pragn膮艂 zasypa膰 go zapewnieniami, kt贸re jednak mog艂y mie膰 odwrotny efekt; tak jak poprzednio. Nie m贸g艂 do tego doprowadzi膰.
Usu艅— I reagowa艂em inaczej, wiem, ale… — niech臋tnie, acz z poczuciem potrzeby, wyprostowa艂 si臋, aby m贸c spojrze膰 znowu na niego. Z lekkim trudem, z dalej tl膮cym si臋 za偶enowaniem i 偶alem, 偶e zrodzi艂 w nim takie my艣li czym艣, czego sam miejscami nie da艂 rady dojrze膰 — Nie chodzi艂o o Ciebie. Znaczy, tak - chodzi艂o, ale to nie przez Ciebie. W sensie… — sam zacz膮艂 gubi膰 si臋 w tym, co chcia艂 przekaza膰. Bo szczerze wierzy艂 w to, 偶e jego zachowanie nie by艂o wywo艂ane przez Yosoo — … ba艂em si臋 — przyzna艂, mo偶e zbyt otwarcie, lecz by艂o to jedynym, co m贸g艂 mu teraz zaoferowa膰. Odwzajemnion膮, pe艂n膮 szczero艣膰, w pewnym stopniu wr臋cz si臋 pokrywaj膮c膮 — My艣la艂em, 偶e nie b臋dziesz chcia艂 ju偶 mie膰 ze mn膮 nic wsp贸lnego… — ba艂 si臋 kolejnego wybuchu, odtr膮cenia, kt贸rego wola艂 unikn膮膰. Yechan tak naprawd臋 ba艂 si臋 wielu rzeczy, o kt贸rych nie 艣mia艂 powiedzie膰 nikomu. Nie potrafi艂 powiedzie膰, maj膮c z tym tak samo sporo problem贸w, jak z m贸wieniem o tym, czego chcia艂.
Lecz teraz dosz艂o do p臋kni臋cia zapory, pewnie trzymaj膮cej wszystko w 艣rodku; bez jakiejkolwiek skazy na sobie run臋艂a w d贸艂. Przekierowa艂a jego d艂onie po raz kolejny na twarz przyjaciela, obejmuj膮c ja ostro偶nie i poprawiaj膮c kilka z wilgotnych kosmyk贸w przed wlepieniem w niego swojego spojrzenia
— Chc臋 sp臋dza膰 z Tob膮 czas w ten spos贸b, Soo. I chc臋, 偶eby艣 mnie dotyka艂.
channie
Odruchowo przesun膮艂 parokrotnie po, nabieraj膮cej po prysznicu ciep艂a, sk贸rze policzk贸w. Koi艂 swoje w艂asne nerwy i obawy wobec nag艂ego powiedzenia tak du偶o. Mo偶liwe, 偶e za du偶o. Nie by艂 pewien, nie mia艂 nawet drogi odwrotu, a jedyne co mu zosta艂o to tkwienie w tej uziemiaj膮cej pozycji. Z Yosoo tu偶 obok niego, wyczuwaj膮c go pod swoimi palcami i upewniaj膮c si臋, 偶e dalej przed nim stoi. I by艂o to jedynym, czego teraz tak naprawd臋 potrzebowa艂.
OdpowiedzUsu艅Poczu艂 kolejn膮 fal臋 ulgi, kiedy m贸g艂 dostrzec ledwie istniej膮cy u艣miech, kryj膮cy si臋 w k膮cikach ust przyjaciela. Co艣, co, obawia艂 si臋, 偶e nie zostanie przez niego wi臋cej zauwa偶one. 呕e nie da rady go wywo艂a膰 na jego twarzy, bo w艂a艣nie za bardzo si臋 otworzy艂. Znowu powiedzia艂 nie to, co trzeba, chocia偶 m贸wi艂 szczerze i prosto z serca
— Prawda — przyzna艂 z r贸wnie bladym 艣ladem rado艣ci na twarzy, cho膰 dalej odczuwa艂 lekkie rozedrganie swojego cia艂a, jako pozosta艂o艣膰 k艂opot贸w przysporzonych przez potrzeb臋 pe艂nej szczero艣ci. Bo samo podj臋cie si臋 prawdy i wypowiedzenia tego, co naprawd臋 my艣la艂 by艂o dla niego niesamowicie trudne. Jednak kiedy tylko pozwoli艂 s艂owom p艂yn膮膰, niezale偶nie od tego, jak pl膮ta艂y mu j臋zyk, by艂y niemo偶liwe do zatrzymania. I by艂 temu wdzi臋czny. Mimo tego, jak obna偶ony si臋 teraz czu艂; jak jego nogi lekko dr偶a艂y w obawie, 偶e nie m贸g艂 si臋 wycofa膰, ani ukry膰 za mask膮 pe艂nego pos艂usze艅stwa, kt贸re by艂o marn膮 pr贸b膮 przekszta艂cenia potrzeby przypodobania si臋. By艂 zwyczajnie wdzi臋czny, 偶e mogli si臋 przed sob膮 otworzy膰, i 偶e m贸g艂 dojrze膰, poczu膰 i us艂ysze膰 wyra藕n膮 ulg臋, jaka obj臋艂a cia艂o Yosoo.
Kompletnie odda艂 si臋 kolejnym ruchom przyjaciela. Wr臋cz natychmiast przymkn膮艂 powieki, kiedy zmniejszy艂 dziel膮cy ich dystans; poprawi艂 ostro偶nie palce obejmuj膮ce jego twarz, nim wraz z ci臋偶arem warg Yosoo na swoich, wst膮pi艂o w niego b艂ogie rozlu藕nienie. Ugaszenie pragnienia, kt贸rego nie by艂 艣wiadom, a ros艂o w nim od poprzedniego dnia. Ledwie wstrzyma艂 w sobie mimowolne westchni臋cie przy tej kr贸tkiej pieszczocie, wystarczaj膮co zdradzaj膮c si臋 ca艂膮 reszt膮.
Yechan potrzebowa艂 jego blisko艣ci. Przelotnego mu艣ni臋cia d艂oni, oplataj膮cych si臋 wok贸艂 niego r膮k, czy naporu ust na swoich w艂asnych. Potrzebowa艂 ich bardziej, ni偶 wody pitej po 艣niadaniu; samego 艣niadania, na si艂臋 i dla zasady wciskanego w siebie z rana. Bardziej ni偶 powietrza, kt贸re nawet po tak chwilowym zbli偶eniu musia艂 z艂apa膰 wi臋cej do p艂uc, aby zapanowa膰 nad tempem oddechu. Potrzebowa艂 czu膰 na sobie jego wzroku, kt贸ry sam zapiera艂 mu dech w piersiach i nie pozwala艂 na uciekni臋cie spojrzeniem gdzie艣 na bok. Tak jak teraz, kiedy s艂owa dotar艂y do niego z lekkim op贸藕nieniem, wywo艂uj膮c ma艂y, g艂upawy u艣miech na ustach
— Nie powiem tak, wi臋c nie przestawaj… prosz臋 — cicha, wypowiedziana bez pomy艣lunku i po艣pieszona dalej wyczuwalnym mrowieniem na ustach, pro艣ba wybrzmia艂a niemal jak 偶膮danie, podczas gdy jego d艂onie dalej sun臋艂y po jego sk贸rze, lokuj膮c si臋 zaraz po bokach szyi, a Powell dalej czu艂 efekty wypowiedzianych przez ch艂opaka s艂贸w, echem dzwoni膮cych mu w g艂owie i przyjemnie 艣ciskaj膮cych serce. Chyba nic nie cieszy艂o go bardziej, ni偶 ten banalny obraz, maluj膮cy si臋 teraz w jego g艂owie. Proste, wsp贸lne 艣niadania. Codziennie. Tylko z nim.
— A granola… — zacz膮艂 po wymownym przeskoczeniu wzrokiem po ca艂ej twarzy Yosoo. Mo偶e sposobie na zyskanie kilku chwil dla siebie, mo偶e zwyk艂a potrzeba zapami臋tania ka偶dego skrawka - a mo偶e chodzi艂o o obie kwestie. Nie przejmowa艂 si臋 tym, kiedy niewielka odleg艂o艣膰, rozlewaj膮ce si臋 po twarzy ciep艂o i dalej obecna ulga, miejscami wr臋cz mieszaj膮ca si臋 z pierwszymi odczuciami euforii, by艂o na sw贸j spos贸b osza艂amiaj膮ce. Zmusi艂o do zbli偶enia si臋 jeszcze bardziej, ponowienia ulotnego mu艣ni臋cia ust przed z艂o偶eniem na nich kolejnego, upragnionego poca艂unku, jednocze艣nie przywracaj膮cego grunt pod nogami, jak i gro偶膮cego doprowadzeniem ich do ugi臋cia si臋.
By艂 w stanie tkwi膰 w tym stanie bez przerwy. Na zawsze zawiesi膰 si臋 w tej kruchej ba艅ce, jaka ich poch艂ania艂a w艂a艣nie porankami. Kiedy towarzyszy艂o im wpadaj膮ce przez okna 艣wiat艂o s艂o艅ca, kiedy nic ich nie goni艂o i jedynym, czym m贸g艂 si臋 przejmowa膰, by艂 Yosoo. Kto艣, kto jak nikt inny, poch艂ania艂 ca艂膮 jego uwag臋. Oddzia艂ywa艂 przera藕liwie intensywnie, a Yechan nie chcia艂 przestawa膰. I bez pohamowania, bez krzty 偶alu, czy niepewno艣ci, zatraca艂 si臋 jeszcze bardziej; oddawa艂 si臋 niemal w ca艂o艣ci
Usu艅— …serio nie jest taka z艂a — doko艅czy艂 t臋 wieczn膮, bezcelow膮, acz niewinn膮, dyskusj臋 cichym, szczerym szeptem, podsumowanym tworzonymi na sk贸rze, prostymi i niewidzialnymi 艣cie偶kami jak i lekkim, dalej zdradzaj膮cym odczuwan膮 ulg臋, u艣miechem — Szczeg贸lnie z kim艣.
channie
— Szczeg贸lnie przesolonymi jajkami — odpar艂 z jasn膮 nut膮 偶artu w swoim g艂osie, nie potrafi膮c po prostu wypowiedzie膰 ich jakkolwiek z艂o艣liwie. Nie by艂o to mo偶liwe, kiedy faktycznie je docenia艂; kiedy mimo trudu z ich prze艂kni臋ciem, dalej by艂 got贸w je zje艣膰, bo zosta艂y przygotowane przez Yosoo. Tylko dla niego, z w艂asnej inicjatywy i niemym ge艣cie, za kt贸ry wci膮偶 by艂 wdzi臋czny.
OdpowiedzUsu艅Dzi臋ki niemu 艣niadania faktycznie nabiera艂y smaku. Tego metaforycznego, oddzia艂uj膮cego na jego serce i zakrywaj膮ce wszystkie te md艂e, nieprzyjemne wspomnienia, jakie by艂y zaszczepione w艂a艣nie w ten posi艂ek. Mo偶e nie towarzyszy艂 temu s艂odki, charakterystyczny zapach nale艣nik贸w i owoc贸w, czy te偶 wybrane od pocz膮tku miejsce. Lecz by艂o zast膮pione lekkim harmidrem w kuchni, 艂agodnie wypowiadanymi podpowiedziami i rozkosznym dotykiem, z kt贸rego nie potrafi艂 zrezygnowa膰.
Mo偶e niepr臋dko dadz膮 rad臋 ca艂kowicie zakry膰, wykurzy膰 te negatywne; te, wzbudzaj膮ce gorzkawy posmak w ustach na samo ich wspomnienie, lecz teraz nie by艂o to wa偶ne. Nie, kiedy by艂 w pe艂ni skupiony na chwili. Na panuj膮cej blisko艣ci i powracaj膮cej, delikatnej rado艣ci do g艂osu przyjaciela, kt贸rej mu tak brakowa艂o. Na swoim w艂asnym zadowoleniu i cieple, jakie roznosi艂o si臋 po jego ciele pod wp艂ywem blisko艣ci i niemal przyt艂aczaj膮cych emocji. By艂o ich tak wiele, a jednak nie pozby艂by si臋 偶adnej z nich. Szcz臋艣cia, 艣ciskaj膮cego serce. Ulgi, pozwalaj膮cej z艂apa膰 g艂臋bszy oddech. Nerwowo艣ci, sprawiaj膮cej, 偶e jedynie oparcie d艂oni na ciele Yosoo powstrzymywa艂o je przed dr偶eniem. Pod艣wiadomego strachu o to, co dalej.
Yosoo sam potrafi艂 wybudzi膰 w nim szereg emocji. Cz臋sto tych niechcianych, kt贸re mia艂y zosta膰 pod grub膮 warstw膮 niewzruszenia i oboj臋tno艣ci. Tych, na kt贸re sobie nie pozwala艂, bo by艂y nie na miejscu albo od niego nieoczekiwane. Chwilami mo偶e dalej pragn膮艂, aby tak by艂o. By m贸g艂 prezentowa膰 si臋 jako ten twardo st膮paj膮cy po ziemi, kieruj膮cy si臋 logik膮 i obiektywnym rozumiem, czego nie zrobi艂 ju偶 od dawna. A jednak przy ka偶dej okazji p臋ka艂. Pokazywa艂 wi臋cej, dobrego i r贸wnie偶 tego z艂ego. Pozwala艂 sobie na z艂o艣liwe zaczepki i brni臋cie w g艂upawe gry, kt贸re prowadzi艂y ich czasami donik膮d. Nie m贸g艂 zahamowa膰 z kolei 艂ez czy rozedrgania g艂osu, kiedy co艣 przekraja艂o jego serce na wskro艣. Stara艂 si臋. Dawa艂 rad臋, dop贸ki nie spotka艂 si臋 z szar膮 rzeczywisto艣ci膮; dop贸ki nie u艣wiadomiono go w tym, jak wiele robi艂 tym krzywdy. I obieca艂, 偶e nad tym popracuje. Zmieni si臋 i zostawi te wryte w pami臋ci zwyczaje, kt贸ry dotychczas uwa偶a艂 za niezniszczaln膮 barier臋 obronn膮. Tylko 偶e na razie by艂o mu 艂atwo m贸wi膰, kiedy sta艂 tu偶 przed Yosoo, kiedy nie by艂o dooko艂a nich nikogo innego, a wszystko negatywnego, co mog艂o mu zaprz膮ta膰 my艣li, wtopi艂o si臋 w jaki艣 odleg艂y plan.
Mimowolnie uciek艂 wzrokiem do jego ust, kiedy dostrzeg艂 tam najmniejsze poruszenie, r贸wnie kusz膮ce, co ich samo wykrzywienie si臋 we wszelakich grymasach. R贸wnie pr臋dko jednak wr贸ci艂 do jego oczu, dalej w niego wlepionych i rozsy艂aj膮cych bez przerwy przyjemny dreszcz po ciele. W po艂膮czeniu z opartymi na twarzy d艂o艅mi, by艂y najs艂odszym ci臋偶arem, jaki w艂a艣nie odczuwa艂. Sam nie potrafi艂 go nie odwzajemni膰, odczuwaj膮c potrzeb臋 wyczuwania ciep艂ej sk贸ry pod palcami, jak i dok艂adnym zapami臋taniu widoku przed sob膮, jakby mia艂 by膰 rzadko艣ci膮. Jakby w ka偶dym momencie m贸g艂 ulec zniszczeniu, czy rozmy膰 si臋 tu偶 przed jego oczami, zostawiaj膮c jedynie dusz膮c膮 pustk臋.
Dopiero po us艂yszanym pytaniu przymkn膮艂 oczy na kr贸tki moment, kiedy 艂agodny, odruchowy 艣miech uni贸s艂 k膮ciki jego ust ku g贸rze
— No wiesz, nie jest 藕le… —r贸wnie bezwiednie odsun膮艂 jedn膮 ze swoich r膮k i obr贸ci艂 swoj膮 g艂ow臋, by m贸c wtuli膰 si臋 bardziej w obecn膮 na niej d艂o艅, okrywaj膮c j膮 swoj膮 w艂asn膮 i delikatnie muskaj膮c sk贸r臋 ustami. Wzrok jednak dalej trwa艂 wpatrzony w Yosoo, w lekki po艂ysk oczu podkre艣lany wpadaj膮cym do 艣rodka 艣wiat艂em i coraz to l偶ej wilgotnych w艂os贸w, okalaj膮cych miejscami jego twarz i kark — Ale chyba mo偶emy si臋 troch臋 bardziej postara膰 — lecz mimo w艂asnych s艂贸w, nie ruszy艂 si臋 ze swojego miejsca. Czerpa艂 z dotyku, do kt贸rego automatycznie lgn膮艂 i stara艂 si臋 poczu膰 jak najwi臋cej. Wmawia艂 sobie, 偶e maj膮 czas, lekkie ssanie w 偶o艂膮dku pokrywa艂o si臋 z przyjemnym mrowieniem, kt贸rego nie m贸g艂 sobie odm贸wi膰, a jedynie preferowa艂 je podsyca膰; szczeg贸lnie drobniejszymi, niewinnymi gestami, kt贸re znaczy艂y tak wiele.
Usu艅— Czy ty w og贸le pr贸bujesz si臋 wymiga膰 tym od jedzenia? Bo je艣li tak to… — dopiero ta jedna, majacz膮ca mu w g艂owie my艣l da艂a rad臋 wyci膮gn膮膰 z niego wi臋cej uwagi, pozwoli膰 tym s艂owom na wybrzmienie. Tylko po to, aby kolejne przesuni臋cie ustami po d艂oni Jeonga, w po艂膮czeniu z samoistnym drgni臋ciem palc贸w opartych na szyi, wyprosi艂o z niego ca艂膮 uwag臋 czy potencjalne, acz i tak nieznaczne, oburzenie — …to dobrze Ci idzie.
channers
— No tak, co ja w og贸le gadam — wywr贸ci艂 jeszcze pokr贸tce oczami, kiedy temat poprzedniego 艣niadania zosta艂 sprawnie zamkni臋ty przez Yosoo, ledwie zyskuj膮c drobne okno na dorzucenie w艂asnych, niegro藕nych paru groszy. Podkre艣lony szerokim, szczerym u艣miechem, od kt贸rego nie potrafi艂 oderwa膰 wzroku i sam czu艂, jak wygina jego w艂asne usta w tym mniejszym, skrycie ca艂kowicie rozczulonym, a zarazem zalanym fal膮 ciep艂a, kt贸ra mimo swej intensywno艣ci, by艂a tym, czego Yechan coraz bardziej potrzebowa艂. Szczeg贸lnie teraz, kiedy powoli m贸g艂 przekonywa膰 si臋 w powrocie do normalno艣ci. Niewa偶ne jak trwa艂ym, mo偶e nawet z艂udnym. Liczy艂o si臋, 偶e teraz m贸g艂 mu si臋 w pe艂ni odda膰.
OdpowiedzUsu艅Gdyby kto艣 go spyta艂 kilka miesi臋cy wcze艣niej o to, kiedy czu艂 si臋 najlepiej, odpowiedzia艂by pewnie, 偶e w samotno艣ci. W mieszkaniu, w swojej sypialni, przy biurku i ca艂kowicie odci臋ty od 艣wiata zewn臋trznego, a poch艂oni臋ty 艂agodn膮 muzyk膮 lec膮c膮 w tle podczas pracy nad modelem. Na basenie, zag艂uszaj膮c my艣li szumem wody przy ka偶dym, precyzyjnym ruchu i wymierzonym 艂apaniu oddechu. Wsz臋dzie, gdzie m贸g艂 wy艂apa膰 chwil臋 dla siebie, wype艂nion膮 koj膮c膮 cisz膮, jedynie jego w艂asnym towarzystwem i nawet tym powierzchownym spokojem.
Samotno艣膰 jednak straci艂a dla niego na wadze, kiedy zacz膮艂 z kim艣 dzieli膰 podobne chwile. Kiedy cisz臋 wype艂nia艂 cudzy g艂os i kroki. Kiedy na jego twarzy bezwiednie widnia艂 u艣miech przy najprostszych czynno艣ciach, jak my艣l o po艂o偶eniu si臋 do spania czy wsp贸lnym krz膮taniu si臋 po kuchni. Niewa偶ne by艂o dla niego, co mia艂 robi膰, dop贸ki m贸g艂 to robi膰 z Soo. Dop贸ki m贸g艂 dojrze膰 ten promienny u艣miech na jego twarzy, jak i ten kryj膮cy si臋 w k膮cikach ust. Dop贸ki m贸g艂 odczuwa膰 jego obecno艣膰 pod ka偶d膮 postaci膮. Dalej by艂 odci臋ty od szarych problem贸w, lecz z nim. Dalej m贸g艂 zrezygnowa膰, a przynajmniej w wi臋kszo艣ci, z utrzymywanego non-stop frontu, dziel膮c si臋 prawdziw膮 wersj膮 siebie z kim艣 innym. T膮 miejscami dziecinn膮, zaanga偶owan膮 w b艂ahe pasje i dalej irytuj膮co dok艂adnie odk艂adaj膮cej wszystko na swoje miejsce. Zaskakuj膮c膮 nawet jego samego zbyt d艂ugim zaleganiem w 艂贸偶ku i przyt艂aczaj膮c膮 potrzeb膮 blisko艣ci prawie 偶e na ka偶dym kroku.
Z trudem przychodzi艂o mu odmawianie jej, w wielu sytuacjach poddaj膮c si臋 tej b艂ahej potrzebie. W chwilach jak te, kiedy przy pierwszym mu艣ni臋ciu w jego brzuchu wybudzi艂a si臋 chmara motyli, pchaj膮ca go dalej. 艁akn膮ca wi臋cej, nawet tych najdrobniejszych pieszczot.
Nie przesta艂 wi臋c przy zadanym pytaniu, ani przy lekkim wzruszeniu ramion, nawet przy nieistniej膮cej ch臋ci, nie b臋d膮c w stanie odwr贸ci膰 od niego swojego wzroku, ani oderwa膰 zalegaj膮cych gdzieniegdzie d艂oni
— Na pewno si臋 da. Ju偶 i tak odbiegamy troch臋 od scenariusza… — zauwa偶y艂, acz w jego g艂osie nie da艂o si臋 wyczu膰 cho膰by nuty rzeczywistego przej臋cia si臋 takim stanem rzeczy — nie, 偶ebym na to narzeka艂 — nawet nie 艣mia艂by narzeka膰, zbyt intensywnie poddaj膮c si臋 oddzia艂ywaj膮cym teraz impulsom i b艂ogo艣ci, jaka zd膮偶y艂a wkra艣膰 si臋 do kuchni.
Dla niego nie liczy艂a si臋 ju偶 kwestia, czy da si臋 bardziej, kiedy wystarczy艂y kolejne ruchy ze strony Yosoo, aby odebra艂 wra偶enie, 偶e samoistnie popada jeszcze g艂臋biej w odm臋ty przyjemno艣ci poranka, nacechowanego tak samo niemal ka偶dego dnia. Sam cichy szept wystarczy艂, aby po jego plecach przebieg艂 kolejny dreszcz. Nag艂e, a zarazem wyczekiwane przysuni臋cie samoistnie nakierowa艂o jego r臋ce na tali臋 ch艂opaka, swobodnie splataj膮c tam swoje palce
— Ty nie potrzebujesz mojej pomocy, skoro si臋 tak znasz — rzuci艂 po raz kolejny bez wi臋kszej wagi za swoimi s艂owami, b臋d膮c zdradzanym przez zaczepny, drobny u艣miech nieustannie kryj膮cy si臋 w k膮cikach ust — Chocia偶 na razie ledwo co znalaz艂e艣 tutaj chleb, Soo — wytkn膮艂 r贸wnie niewinnie, zaraz rozkoszuj膮c si臋 lekkim mu艣ni臋ciem na ustach, jak i tym za uchem. Tym, kt贸re doprowadza艂o jego kolana do ca艂kowitego zmi臋kni臋cia i pos艂usznego odchylenia g艂owy w niemej pro艣bie o wi臋cej.
Usu艅Swoboda, jak膮 odczuwa艂 przy Yosoo dalej by艂a dla niego miejscami niezrozumia艂a. Tak jak 艣mia艂o艣膰, z jak膮 przychodzi艂o mu wiele z reakcji i podejmowanych ruch贸w, lecz nawet nie pr贸bowa艂 z tym walczy膰. Przyjemnie rozpl膮tywa艂y mu j臋zyk. Wydusza艂y z niego bezwstydny, cichy pomruk, kt贸ry przyj膮艂 rol臋 odpowiedzi na zarzut oraz wyra偶enia nieskrywanego zadowolenia z delikatnego dotyku na jego sk贸rze
— Ja? Nic Ci nie wmawiam, skarbie — przyzna艂 mo偶e nieco za szybko, ze zdradliwym po艣piechem, podkre艣lanym wsuwaj膮cymi si臋 pod koszulk臋 splecionymi d艂o艅mi, aby m贸c poczu膰 go o ten stopie艅 bli偶ej — Bo faktycznie mamy mn贸stwo czasu — doda艂, uchylaj膮c przymkni臋te dot膮d oczy i ponownie wwiercaj膮c si臋 w Yosoo wzrokiem. Wzrokiem z serii lekko po艂yskuj膮cych, przekonuj膮co uginaj膮cych si臋 i wyra偶aj膮cych pro艣b臋 przy delikatnym ruchu d艂oni na talii przyjaciela — wi臋c nie zamierzam Ci w tym przeszkadza膰.
channers
— My艣lisz? — mrukn膮艂, nie si艂uj膮c si臋 nawet na wynalezienie cho膰by grama szczerego przej臋cia, jak i kontemplowania podj臋cia takiej decyzji. Nie widzia艂 do tego powod贸w, kiedy u艣miech Yosoo automatycznie wywo艂ywa艂 nieco mniejszy u niego, wraz z coraz mocniej tl膮cym si臋 w nim zadowoleniem. Nie potrafi艂, i nie pr贸bowa艂, ukry膰 tego, ile czerpa艂 z rado艣ci przyjaciela. Jak wiele przyjemno艣ci mu sprawia艂a w swojej prostocie; odwraca艂a uwag臋 od ca艂ej reszty. Sprawia艂a, 偶e zapomina艂 o tych przyziemnych, jak i dysz膮cych im na kark problemach. O trudno艣ciach, z jakimi m臋czyli si臋 jeszcze nie tak dawno temu, jak i tymi, kt贸re na niego czeka艂y, mimo jego braku 艣wiadomo艣ci. A powinien si臋 ich spodziewa膰, wystarczy艂a chwila zastanowienia; chwila samotno艣ci, podczas kt贸rej jego m贸zg m贸g艂by samoistnie si臋 nap臋dzi膰 i przewidzie膰 to, co le偶a艂o w przysz艂o艣ci.
OdpowiedzUsu艅Zamiast tego zatraca艂 si臋 w tych drobnych, ale potrzebnych mu do 偶ycia przyjemno艣ciach. W lekkim dotyku i g艂osie Yosoo, cieple wyczuwanym pod palcami, cho膰 jeszcze chwil臋 wcze艣niej spotyka艂y si臋 z niedawno sch艂odzon膮 sk贸r膮
— Ja tam lubi臋 nasze wsp贸lne… gotowanie — doko艅czy艂 chwil臋 p贸藕niej, nieco poszerzaj膮c sw贸j w艂asny u艣miech z dalej zawieszonym wzrokiem na przyjacielu. Wpatrywa艂 si臋 nieprzerwanie w poch艂aniaj膮cego go oczy, czerpi膮c z ka偶dej, oferowanej mu sekundy. Nie wiedzia艂, co musia艂oby si臋 wydarzy膰, aby zmusi艂 si臋 do zwr贸cenia go gdzie indziej. Chwilami mia艂 wra偶enie, jakby ca艂e jego pole widzenia zw臋偶a艂o si臋 tylko do niego; do jasnych, wilgotnych kosmyk贸w okalaj膮cych jego twarz i podkre艣laj膮cych charakterystyczne, urzekaj膮ce rysy. Do wykrzywienia ust w tym u艣miechu, kt贸ry chcia艂 widzie膰 ca艂y czas, i kt贸ry wybudza艂 mrowienie w jego 偶o艂膮dku — Nie chcia艂bym z tego rezygnowa膰… — doda艂 r贸wnie pokornie, jakby jego s艂owa by艂y niczym innym, ni偶 pro艣b膮 i kolejnym ugi臋ciem si臋 pod wp艂ywem ch艂opaka. Niewa偶na by艂a 偶artobliwo艣膰 tego, co s艂ysza艂; zdawa艂 sobie z niej spraw臋, brn膮艂 w ni膮 ochoczo dalej, jak i w malowanie uleg艂ego obrazu. Obrazu, kt贸ry i tak by艂 rzeczywisto艣ci膮.
By艂 w stanie w mgnieniu oka przyjmowa膰 inn膮 pozycj臋, z obu czerpi膮c r贸wno wiele przyjemno艣ci. Oddawa艂 si臋 ka偶dej z nich, leniwie nakre艣la艂 bez 偶adnego planu przebieg wydarze艅, r贸wnie elastyczny, co odgrywana przez niego jego rola. Uwielbia艂 obserwowa膰 i zapami臋tywa膰 ka偶d膮 z reakcji Yosoo. Uwielbia艂 wypatrywa膰 moment贸w, w kt贸rych zyskiwa艂 wi臋cej pewno艣ci siebie, nawet tej, kiedy bezkompromisowo, acz nieraz z艂udnie oddawa艂 mu do r膮k kontrol臋. Nawet przy najdrobniejszych sytuacjach, niemaj膮cych jakkolwiek wa偶nego, czy nawet symbolicznego, znaczenia.
Ze swobod膮 dopuszcza艂 swoje cia艂o do lekkiego drgni臋cia i przelotnego spi臋cia si臋, kiedy poczu艂 pod koszulk膮 w臋druj膮ce d艂onie. Z trudem zahamowa艂 westchni臋cie cisn膮ce si臋 na wargi, kiedy ten drobny ruch u艣wiadomi艂 go o niespodziewanie zawy偶onej wra偶liwo艣ci cia艂a na blisko艣膰. W mieszance nag艂ych, osobno mo偶e i niewiele znacz膮cych, wra偶e艅, zd膮偶y艂 jedynie uchyli膰 usta w pr贸bie odpowiedzi, zaraz skutecznie zamkni臋tych kr贸tkim poca艂unkiem
— Jest nas dw贸ch — przyzna艂 bezceremonialnie, instynktownie przesuwaj膮c czubkiem j臋zyka po wargach, niemal偶e od razu wyczuwaj膮c pustk臋 po odsuni臋ciu si臋 Yosoo.
Sam zg艂upia艂 przy nag艂ym, a rozlewaj膮cym dreszcze po jego ciele, wyznaniu. Tak prostym, bezpo艣rednim, a b臋d膮cym czym艣, co nawet nie wiedzia艂, 偶e pragn膮艂 us艂ysze膰. Czym艣, co odwzajemnia艂 i udowadnia艂 na prawie ka偶dym kroku, nawet wtedy, kiedy nie chcia艂. Kiedy wiedzia艂, 偶e mog艂o to by膰 nie na miejscu lub idiotycznym wyj艣ciem z sytuacji. A i tak brn膮艂 w to dalej; na 艣lepo i bez zahamowania.
Zatraca艂 si臋 w relacji, kt贸rej nie potrafi艂 okre艣li膰, i kt贸ra sprawia艂a, 偶e co rusz brakowa艂o mu stabilno艣ci. Zapomina艂 pod jej wp艂ywem o codzienno艣ci i tym, co mieli zaplanowane. O chlebie, kt贸ry sam przed chwil膮 wyci膮gn膮艂; o idei 艣niadania, przy kt贸rej tak twardo sta艂 i dalej majaczy艂a z ty艂u jego g艂owy, b臋d膮c przy膰mion膮 potrzeb膮 blisko艣ci. 呕y艂 dotychczas w b艂ogo艣ci i wytworzonym obrazie, ignoruj膮c jakiekolwiek, mo偶liwe komplikacje w takim uk艂adzie. Nawet je艣li zd膮偶y艂 ich zasmakowa膰, przestawa艂y dla niego istnie膰 w momentach, jak te. Traci艂y na wadze, niezale偶nie od b贸lu, czy z艂o艣ci, jakie wcze艣niej wywo艂ywa艂y. Wystarczy艂o kr贸tkie mu艣ni臋cie warg czy palc贸w na sk贸rze, aby stwierdzi艂, 偶e by艂 to problem na p贸藕niej; najlepiej czyi艣, a nie jego w艂asny. Aby po prostu zapomnia艂.
Usu艅Tak jak teraz, kiedy kolejne s艂owa, mimo urwanego kontaktu wzrokowego, zmusi艂y go do wzi臋cia g艂臋bszego oddechu i przymkni臋cia oczu. Mo偶e pod wp艂ywem ich wagi, tego, o czym 艣wiadczy艂y; mo偶e pod wp艂ywem czystego zachwytu, jaki w nim wywo艂ywa艂y ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e by艂y w pe艂ni odwzajemnione
— Wszystko? — zamaskowa艂 niespodziewan膮 s艂abo艣膰 g艂osu po艣piesznym odchrz膮kni臋ciem, zaraz uchylaj膮c przymru偶one powieki i przywdziewaj膮c zaczepny u艣miech, podczas bezwiednego suni臋cia opuszkami palc贸w po mi臋kkiej sk贸rze — To do艣膰 odwa偶ne stwierdzenie, Soo… ale zapami臋tam je sobie. — wytkn膮艂, acz w jego s艂owach trudno by艂o doszuka膰 si臋 krzty z艂o艣liwo艣ci. Wysun膮艂 z kolei jedn膮 z d艂oni, by m贸c zaw臋drowa膰 ni膮 ku g贸rze, obejmuj膮c delikatnie brod臋 przyjaciela przed zmuszeniem go do ponownego podniesienia g艂owy. Przed bezwstydnym, acz niewinnie rozmarzonym, obj臋ciem go wzrokiem i wypowiedzeniem odwzajemnionego wyznania, prawie 偶e w, nieznacznie zar贸偶owione, usta — I mo偶esz by膰 pewien, 偶e te偶 zrobi艂bym dla Ciebie wszystko.
chan
Ponowne, niekontrolowane drgni臋cie k膮cik贸w zosta艂o wywo艂ane s艂owami Yosoo. Tak prostymi, po cz臋艣ci wyzywaj膮cymi, a przy tym tak obna偶onymi. Nietypowymi dla przyjaciela, kt贸ry zazwyczaj wola艂 zosta膰 zagadk膮 i niedost臋pnym dla innych - poza czyj膮艣 kontrol膮, nawet tak drobn膮, jak wykonanie czego艣 po pro艣bie czy propozycji. I dociera艂o to do niego z wr臋cz zastraszaj膮c膮 pr臋dko艣ci膮 - 艣wiadomo艣膰 tego, 偶e, czy chcia艂 to dojrze膰, czy nie, odgrywa艂 inn膮 rol臋 w 偶yciu ch艂opaka. Mo偶e tak膮, na jak膮 sobie nie zas艂u偶y艂; mo偶e my si臋 wydawa艂o, a tak naprawd臋 to, co s艂ysza艂, by艂o nie wi臋cej, ni偶 k膮艣liwym 偶artem, kt贸ry mia艂 mu narobi膰 nadziei lub zosta膰 przejrzanym na wylot i doprowadzi膰 do r贸wnie wrednej odpowiedzi.
OdpowiedzUsu艅A jednak zatraci艂 si臋 w tej roli bez opami臋tania. Wczepi艂a si臋 w jego serce, przera偶aj膮c i ciesz膮c naraz. Przyt艂aczaj膮c swoj膮 wag膮, a zarazem przyjemnie okalaj膮c ca艂e jego cia艂o. 艢lepo wierzy艂 w wypowiedziane s艂owa, pchane rozemocjonowaniem, mimo wiedzy, 偶e mog艂y by膰 przedramatyzowane, mijaj膮ce si臋 z prawd膮 i czym艣, co ba艂by si臋 wykorzysta膰.
Sam je odwzajemnia艂; by艂 got贸w zrobi膰 dla Yosoo wszystko. Z trudem, zapewne z niezadowoleniem i przeciwstawiaj膮c si臋 sobie samemu, lecz by艂 got贸w do zrobi膰 dla niego. Wystarczy艂o s艂owo; ba, wystarczy艂o spojrzenie lub zdradzaj膮cy go odruch cia艂a, aby zareagowa艂. Nieraz nieporz膮danie, doprowadzaj膮c do pogorszenia sytuacji. Chwilami w膮tpi膮c we w艂asne decyzje, przez co pr贸ba pomocy ko艅czy艂a si臋 pora偶k膮. I za ka偶dym razem dostawa艂 nauczk臋; ostrzejsz膮 lub l偶ejsz膮, to nie mia艂o dla niego znaczenia, kiedy z ka偶dej stara艂 si臋 co艣 wyci膮gn膮膰. Miejscami swoim kosztem, cho膰 to by艂o ostatnim, co go interesowa艂o. By艂a to niewielka, nic nieznacz膮ca cena, jak膮 musia艂 zap艂aci膰, aby przy nim zosta膰
— No… mo偶na tak powiedzie膰 — przyzna艂, tak naprawd臋 dla samego udzielenia odpowiedzi. Dla niego dawno straci艂o to na wadze; nie potrzebowa艂o jej, kiedy przy ka偶dej okazji mia艂 wra偶enie, jakby znajdowa艂 si臋 w艂a艣nie na tej pozycji - wygranej. Wystarczy艂o mu to, 偶e m贸g艂 by膰 obok. M贸g艂 go bezkarnie dotyka膰 i wpatrywa膰 si臋 w ciemne oczy. Poch艂ania膰 jego ciep艂o i zapach wype艂niaj膮cy ka偶dy zmys艂. S艂ucha膰 jego g艂osu i, miejscami wr臋cz intryguj膮co wymy艣lnych, gadek, rozdzielanych zadziornymi komentarzami. Ale i tych 艂agodnych, cichych s艂贸w, kt贸re przy braku skupienia mog艂y z 艂atwo艣ci膮 umkn膮膰 i pozosta膰 nieus艂yszanymi. Zdrobnieniu, kt贸re wyp艂ywa艂o tak cz臋sto spomi臋dzy jego ust, a za ka偶dym razem 艣ciska艂o serce Yechana, kt贸re od razu prosi艂o si臋 o wi臋cej.
Brn膮艂by dalej w niewinn膮, prowadzon膮 przez nich gr臋. Gubi艂by si臋 jeszcze bardziej w ciemnych t臋cz贸wkach, delikatnych drgni臋ciach ust przy ka偶dym grymasie, jaki je wykrzywia艂. Wy艂apywa艂 najdrobniejsze sygna艂y, aby przekona膰 si臋 o skuteczno艣ci swojego w艂asnego zachowania, jak i tych nieplanowanych krok贸w, jakich si臋 podejmowali.
I mo偶e w艂a艣nie przez to postanowi艂 przerwa膰. Z艂agodzi膰 dotyk osuni臋ciem palc贸w, aby jeszcze delikatniej obejmowa艂y jego twarz. Zmi臋kczy膰 przenikliwe spojrzenie, kiedy wymieniane zerkni臋cia i drobne czu艂o艣ci przybra艂y posta膰 ledwie s艂yszalnego zadr偶enia g艂osu i uciekaj膮cego wzroku. I tak dobrze znanego, m贸wi膮cego wi臋cej, ni偶 dok艂adnie dobrane s艂owa, m臋czenia wargi
— Zjemy, tak — zgodzi艂 si臋 przy tej zaczepnej, 艂agodnej poprawce, z zamiarem ponownego zabrania g艂osu. Z pytaniem, cisn膮cym mu si臋 na usta, cho膰 potencjalnie b臋d膮cym tym, czego Yosoo w艂a艣nie nie chcia艂 s艂ysze膰. Pytanie, na kt贸re tak naprawd臋 zna艂 odpowied藕, acz ta znienawidzona pr贸ba powiedzenia odpowiedniej rzeczy nie pozwala艂a w pe艂ni uwierzy膰.
Stan臋艂o jednak na czubku jego j臋zyka. Nie zyska艂o szansy na przedarcie si臋 przez marnie uchylone usta, bo zosta艂o wyprzedzone propozycj膮 ponownie uginaj膮c膮 jego kolana i zostawiaj膮c膮 wargi w nieznacznym rozchyleniu, nim ich k膮ciki bezwiednie pow臋drowa艂y ku g贸rze
Usu艅— Na pewno m贸g艂 p贸j艣膰 nam lepiej — przyzna艂, utrzymuj膮c wyciszony ton, acz dok艂adaj膮c do niego wi臋cej lekko艣ci; pr贸by przywr贸cenia ch艂opakowi swobody, tak pr臋dko wy艣lizguj膮cej mu si臋 z r膮k.
Sam swoje, z oci膮ganiem, zsun膮艂 na jego biodra, by m贸c obr贸ci膰 go w kierunku blatu, r贸wnie nie艣piesznie, nie odrywaj膮c od niego swoich d艂oni, niemal tak, jakby nie by艂 do tego zdolny. Takie odbiera艂 wra偶enie - nie chcia艂 przesta膰 go dotyka膰 nawet na moment, czuj膮c niewyja艣nialn膮 potrzeb臋 nieustannej blisko艣ci. Podkre艣la艂 j膮 ka偶dym ruchem - stani臋ciem zaraz za nim, niemal偶e przylegaj膮c do jego plec贸w, poprawieniem uk艂adu palc贸w jednej r臋ki na jego talii, podczas gdy druga zaj臋艂a si臋 odnalezionym wcze艣niej pieczywem. Zostawieniem delikatnego poca艂unku na karku przed powrotem do tematu sprzed chwili; zaskakuj膮co naturalnie i niepozornie, kontrastuj膮c z b艂膮dz膮cym po twarzy u艣miechem, wy艂膮cznie dla niego podkre艣lonym kolejnym wybudzeniem motyli w brzuchu
— Wi臋c ch臋tnie spr贸bowa艂bym jeszcze raz.
channie
Milczenie Yosoo zazwyczaj by艂o czym艣 zaskakuj膮cym, nawet martwi膮cym. Sprawia艂o, 偶e Yechan nagle odczuwa艂 potrzeb臋 chodzenia jak na szpilkach, w obawie, 偶e sam co艣 zrobi艂, czy te偶, 偶e nawet nieodpowiednim ruchem cia艂a doprowadzi do wybuchu. Popada艂 w wir my艣li i niemaj膮cych podstaw w rzeczywisto艣ci, za艂o偶e艅 co do tego, co mog艂o zawraca膰 teraz ch艂opakowi g艂ow臋. Doszukiwa艂 si臋 wtedy odpowiedzi w reakcjach i odruchowych zachowaniach, nieraz naprowadzaj膮cych go w dobrym kierunku, a innym razem podkre艣laj膮cymi tylko to, co sam chcia艂 widzie膰.
OdpowiedzUsu艅By艂a jednak r贸偶nica w milczeniu, kt贸re panowa艂o teraz. Mimo lekkiej wagi, jaka mu towarzyszy艂a; mimo bicia w艂asnego serca, kt贸re m贸g艂 dalej s艂ysze膰 w swoich uszach, cho膰 nie robili nic wyj膮tkowego - by艂a czym艣 urzekaj膮cym. Pozwala艂a cichym szmerom wype艂ni膰 przestrze艅 - przesuni臋ciom opakowanego pieczywa, przypadkowym poruszeniem koszulki Yosoo przy ci膮g艂ym poruszaniu r臋kom, ruchem szuflad, kiedy kt贸ra艣 z nich skrywa艂a potrzebny przedmiot do przyszykowania prostych tost贸w. Dalej zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e by艂a wywo艂ana tym, co miesza艂o przyjacielowi w g艂owie i zmusza艂o do trwania w niej. Lecz towarzyszy艂o temu co艣 jeszcze; by艂a przerywana pojedynczymi, lu藕nymi komentarzami, w kt贸rych nie m贸g艂 wyczu膰 cho膰by grama szczerej k膮艣liwo艣ci. Towarzyszy艂a im nienaruszona blisko艣膰, ciche zezwolenie na to, aby tkwi艂 w swojej pozycji tu偶 obok niego, automatycznie koj膮c niepok贸j, wiecznie pragn膮cy skumulowa膰 si臋 w centrum serca. Pozwala艂a mu na odpowiadanie tym samym; wybranie lekkiego, zadziornego u艣miechu zamiast kolejnego zlepku s艂贸w, kt贸rym nie da艂by rady wyrazi膰 tego samego, co jawnym grymasem.
Zmarnia艂 tylko na moment, przy nag艂ym zamarciu ch艂opaka, wst臋pnie zaistnia艂ego bez jasnej przyczyny. Sprawia艂o, 偶e na jego usta cisn臋艂a si臋 kolejna seria pyta艅, lepiej pozostaj膮cych niewypowiedzianymi. Zmusi艂o do spowolnienia swoich ruch贸w w obawie, 偶e to kt贸ry艣 z nich do tego doprowadzi艂. Nie przerywa艂 jednak; szykowa艂 odpowiedni膮 ilo艣膰 chleba, czy te偶 wyci膮ga艂 potrzebne na sam koniec talerze.
Te same talerze, kt贸re przy mniejszej ostro偶no艣ci wy艣lizgn臋艂yby mu si臋 z r膮k wraz z cichym, us艂yszanym szeptem, tak g艂o艣no wybrzmiewaj膮cym w jego g艂owie. Odbijaj膮cym si臋 echem i ledwie zostawiaj膮cym miejsce na reszt臋 jego wypowiedzi, przez co niemal nie zosta艂a ona przez niego zarejestrowana.
Kochanie. Sama my艣l o, prostym, mo偶e dla wielu nieistotnym, okre艣leniu sprawia艂a, 偶e co艣 niezno艣nie, a tak piekielnie przyjemnie, 艣ciska艂o jego serce i 偶o艂膮dek. Doprowadzi艂o do rozniesienia si臋 偶a艂osnego ciep艂a i s艂abego zarumienienia po uszach, zatrzymuj膮c wszystkie s艂owa w zaci艣ni臋tym nagle gardle. Te zabawne, pragn膮ce upewni膰 si臋, 偶e dobrze go zrozumia艂, a zarazem pr贸buj膮ce unikn膮膰 potencjalnej, szarej rzeczywisto艣ci, jak i te wype艂nione nadziej膮; pragnieniem us艂yszenia tego jeszcze raz. A wszystkie, prezentuj膮ce si臋 przed nimi sk艂adniki, jak i naczynia przesta艂y dla niego istnie膰, wraz z od艂o偶eniem, szcz臋艣liwie nienaruszonych, talerzy na blat.
I mo偶e tym razem milcza艂 o kilka zb臋dnych sekund za d艂ugo, acz po raz kolejny; ostatnio robi膮c to nieustannie; pozwoli艂 w艂asnym gestom na bezkompromisowe wype艂nienie pro艣by; czego艣, co ostatnimi czasy s艂ysza艂 coraz cz臋艣ciej, a jednak dalej ceni艂 r贸wnie mocno, odczuwaj膮c przy tym nieokre艣lone, targaj膮ce nim od 艣rodka, poruszenie. Najpierw bezwiednym oparciem d艂oni na biodrach, zapewniaj膮cych go samego w dalszej obecno艣ci ch艂opaka, jak i w tym, 偶e nie rozp艂ynie si臋 przed jego oczami, aby pos艂usznie, z przygaszan膮, acz i tak jawn膮, potrzeb膮, musn膮膰 kark Yosoo. Raz, delikatnie i z niespodziewan膮 roztropno艣ci膮. I przerwa艂, tylko po to, aby zaraz przysun膮膰 usta kilka milimetr贸w ni偶ej. Powoli i z czu艂o艣ci膮. Z ch臋ci膮 wyd艂u偶enia zachwytu czym艣 tak b艂ahym, jak zostawienie poca艂unku na odkrytym karku. Drobnej pieszczocie, kt贸ra samoistnie wywo艂ywa艂a s艂abe zaci艣ni臋cie palc贸w i rozprasza艂a, i tak marnie pozbierane, skupienie na 艣niadaniu, dla kt贸rego w og贸le znajdowali si臋 w kuchni.
By艂 got贸w wype艂ni膰 ka偶d膮 z jego pr贸艣b. Bez zastanowienia, oddaj膮c im si臋 w ca艂o艣ci, jak teraz. Nawet je艣li mog艂o to trwa膰 zaledwie kilka sekund, tak Yechan mia艂 wra偶enie, jakby zatrzyma艂 czas. Utkwi艂 w kolejnej, jeszcze mniejszej i wra偶liwszej ba艅ce, blisko艣ci, kt贸ra pcha艂a go do nie艣mia艂ego w臋drowania ustami wy偶ej, zachowuj膮c t臋 sam膮 delikatno艣膰 i brak po艣piechu. Roztropno艣膰, a zarazem wr臋cz przyt艂aczaj膮c膮 w swojej prostocie, intymno艣膰. Zatrzyma艂 si臋 dopiero chwil臋 p贸藕niej, przy uchu, gdzie zostawi艂 pod nim kolejne, s艂abe mu艣ni臋cie, odczuwaj膮c przy tym jak drobny u艣miech po raz kolejny wkrada si臋 na jego usta
Usu艅— Nie musisz mnie prosi膰 o takie rzeczy… — wyzna艂, acz nigdy nie zamierza艂by ukrywa膰 rado艣ci, jak膮 sprawia艂y mu te s艂owa; poczucia, 偶e Yosoo chcia艂 jego uwagi. I na moment, zapewne zbyt kr贸tki, ale nie potrafi艂 znale藕膰 w sobie pok艂ad贸w, aby si臋 tym przej膮膰, bi艂 si臋 z w艂asnymi my艣lami, nim przy艂o偶y艂 wargi do tego samego miejsca, co przy pierwszym, delikatnym poca艂unku — …kochanie.
channie
By艂o co艣, w tak banalny spos贸b, wyj膮tkowego, kiedy m贸g艂 dodatkowo odczu膰 zaufanie Yosoo. Dojrze膰 niewerbalne sygna艂y pod postaci膮 lekko rozlu藕nionego cia艂a; oddaj膮cego si臋 jego dzia艂aniom, mimo drobnej nerwowo艣ci, jak膮 m贸g艂by wyczu膰 w drgni臋ciach lub szybszym oddechu. Z przera偶aj膮c膮 艂atwo艣ci膮 przychodzi艂o mu zatracanie si臋 w ka偶dej z reakcji. Czu艂 przep艂ywaj膮cy przez cia艂o dreszcz, kiedy w jego w艂osy wpl膮ta艂y si臋 jedyne palce, kt贸re mia艂y prawo odnale藕膰 tam swoje miejsce, a usta samoistnie wodzi艂y dalej po sk贸rze, pragn膮c zosta膰 w takiej pozycji jak najd艂u偶ej. Wyd艂u偶y膰 ka偶d膮 z sekund do maksimum i rozkoszowa膰 si臋 ka偶d膮 z nich bez skrupu艂贸w.
OdpowiedzUsu艅Nie przepada艂 za ‘marnowaniem’ czasu. Lubi艂 po偶ytkowa膰 ka偶d膮 minut臋, nawet je艣li mia艂o to by膰 wykonane w bierny spos贸b. Gdyby kilka miesi臋cy wcze艣niej zosta艂 spytany, co s膮dzi o takich porankach - przeci膮ganych, leniwych i wype艂nionych przys艂owiowym niczym, zapewne uzna艂by, 偶e s膮 bez sensu. 呕e s膮 strat膮 czasu, kt贸ry mo偶na by艂o spo偶ytkowa膰 na nauk臋, prac臋, czy cokolwiek, co mia艂oby efekty d艂ugotrwa艂e lub przysz艂o艣ciowe. Co najwy偶ej na pasje, lecz tymi nie dzieli艂 si臋 z nikim. Dop贸ki Yosoo nie wtargn膮艂 do jego 偶ycia tak gwa艂townie i intensywnie. Wzbudzaj膮c gram niepokoju przykryty setkami nowych wra偶e艅, jakie mia艂 okazj臋 z nim pozna膰. Nawet te w teorii spokojniejsze, jak rozci膮gni臋te, powolne pobudki i 艣niadania, kt贸re nios艂y ze sob膮 zazwyczaj o wiele wi臋cej, ni偶 proste przygotowanie jedzenia
— Kto艣 odwr贸ci艂 moj膮 uwag臋, wiesz? — by艂 wi臋c bliski zignorowania kr贸tkiego przypomnienia, po cz臋艣ci skutecznie przywracaj膮cego go do porz膮dku.
Zdecydowanie wi臋ksz膮, skuteczniejsz膮 cz臋艣ci膮 by艂a sama postawa przyjaciela. Wszystkie szczeg贸艂y, kt贸re przy zmniejszonej uwadze mog艂yby mu umkn膮膰; zosta膰 zepchni臋te na bok, czy przyj臋te jedynie w formie pozor贸w, jakie mia艂y sprawia膰. Co艣, czemu zazwyczaj by zaufa艂 - stwierdzi艂, 偶e stawianie si臋 by艂o niepotrzebne; zbyt inwazyjne i nara偶aj膮ce ich relacj臋, kt贸ra sta艂a na niestabilnym gruncie. Zbytnio napieraj膮cego na Yosoo, kt贸ry, mimo wyj膮tkowo marnych pr贸b przekonania go, m贸g艂 faktycznie chcie膰 samotno艣ci
— Nie b臋d臋 robi艂 czegokolwiek bez Ciebie, Soo — stwierdzi艂 otwarcie, dalej tkwi膮c na swoim miejscu. Tu偶 za jego plecami, z d艂o艅mi opartymi na biodrach i lekko, acz z wyczuwaln膮 pewno艣ci膮 utrzymuj膮cych go przed sob膮 — mieli艣my je robi膰 razem.
Mo偶e by艂o to g艂upie, i mo偶e nie powinien trzyma膰 si臋 tego postanowienia tak twardo. By艂o w ko艅cu, na sw贸j spos贸b dziecinne i b艂ahe - tak 艂atwe do zanegowania i zrobienia czego艣 po swojemu, bo by艂oby 艂atwiej. Jeszcze przy ka偶dej okazji ko艅czy艂o si臋 przynajmniej w odrobinie niepowodzeniem. A jednak nie chcia艂 z tego rezygnowa膰, nawet w tak nieistotnym stopniu, jak przygotowanie jednej z porcji samemu. Nie teraz, kiedy widzia艂, s艂ysza艂 i czu艂, 偶e nie chodzi艂o o czyst膮 zmian臋 zdania. M贸g艂 wytkn膮膰 wiele ze zdradzaj膮cych sygna艂贸w - zaciskane na blacie d艂onie, kt贸re 艂膮czy艂y si臋 z wlepionym w siebie wzrokiem przed pokr臋ceniem g艂ow膮. Zawy偶ony g艂os, zazwyczaj wybrzmiewaj膮cy przy obcej fali emocji i nerw贸w, wymykaj膮cych si臋 spod kontroli. Unikanie go samego, a zarazem kompletny brak ruchu, mimo wypowiedzianej deklaracji. Wszystko, co symbolizowa艂o p臋dz膮ce, wr臋cz przyt艂aczaj膮ce, my艣li
— I je艣li my艣lisz, 偶e uwierz臋 w t臋 wym贸wk臋, to musz臋 Ci臋 zawie艣膰 — przyzna艂 szczerze, acz 艂agodno艣膰 w jego g艂osie w pe艂ni zdusi艂a nieistniej膮c膮 z艂o艣liwo艣膰, jaka mog艂aby wkra艣膰 si臋 do jego s艂贸w. Nigdy by w ni膮 nie uwierzy艂, by艂y na to co najwy偶ej niewielkie szanse. Inn膮 kwesti膮 by艂o to, czy brn膮艂by w ni膮 dalej, gdzie zazwyczaj tak - zwyczajnie zgodzi艂by si臋, pu艣ci艂by go i pozwoli艂 wszystkiemu rozwin膮膰 si臋 na sw贸j spos贸b, przyk艂adaj膮c do tego jak najmniej swojej r臋ki. Post膮pi艂by tak, jak my艣la艂, 偶e by艂o od niego oczekiwane.
Ale nie m贸g艂 tak wi臋cej dzia艂a膰. Nie tylko ze wzgl臋du na wytkni臋cie mu tego zachowania, kt贸re uwa偶a艂 za bezpieczne, skuteczne, a zarazem oczekiwane wyj艣cie. Ale i ze wzgl臋du na samego siebie; z艂udn膮 nadziej臋, kt贸ra podpowiada艂a mu, 偶e tym razem wyjdzie na tym lepiej. 呕e dzi臋ki temu zaufanie, kt贸re zd膮偶y艂 zniszczy膰, ma szans臋 zosta膰 odbudowanym. Nie liczy艂o si臋, z jakim trudem mu to przychodzi艂o. Zd膮偶y艂 si臋 przekona膰, 偶e to nie by艂o 艂atwe; 偶e musi zmusza膰 samego siebie do stawiania krok贸w, nawet tych teoretycznie nic nieznacz膮cych, do przodu, je艣li faktycznie chcia艂 si臋 zmieni膰. Dla Yosoo.
Usu艅Zsun膮艂 wi臋c r臋ce z jego bioder, aby m贸c okry膰 d艂onie przyjaciela. Z ostro偶no艣ci膮 opieraj膮c palce na tych jego, przesuwaj膮c ledwie namacalnie opuszkami po tych spi臋tych, zaciskaj膮cych si臋 na blacie. Dalej sta艂 blisko, staraj膮c si臋 jednak nie przyt艂oczy膰 ch艂opaka swoj膮 obecno艣ci膮. I zostawi艂 pojedynczy, jeszcze delikatniejszy od poprzednich, poca艂unek ods艂oni臋tej sk贸rze
— O czym my艣lisz?
chan
Wywr贸ci艂 s艂abo oczami przy szybkim zapewnieniu, w kt贸re kompletnie nie potrafi艂 uwierzy膰; nie, 偶eby si臋 jakkolwiek stara艂. Nie musia艂, kiedy ca艂a, panuj膮ca otoczka zdradza艂a nieszczero艣膰 tej wypowiedzi, nawet je艣li Yosoo stara艂 si臋 udowodni膰 samemu sobie prawdziwo艣膰 tych s艂贸w. Zbyt wiele zaprzecza艂o sobie nawzajem, aby da艂o rad臋 by膰 wiarygodnym
OdpowiedzUsu艅— Jasne. Uwa偶aj, bo Ci uwierz臋, Soo — wymamrota艂 cicho, bez obecno艣ci k膮艣liwo艣ci w swoich s艂owach. By艂a czym艣 zb臋dnym w chwilach, jak ta. Zbyt ryzykowna, chocia偶 w swej niewinno艣ci cisn膮ca si臋 na j臋zyk dla rozlu藕nienia atmosfery. Jednak za bardzo pcha艂a go w stron臋 utracenia tego, co teraz mieli; siebie nawzajem, chwili spokoju i samotno艣ci, podczas kt贸rej mogli po raz kolejny si臋 otworzy膰. Ukaza膰 kolejn膮 stron臋, kt贸ra dotychczas nie widzia艂a 艣wiat艂a dziennego, czy te偶 by艂a starannie ukrywana przed wszystkimi innymi.
Tego, co wybrzmiewa艂o teraz nawet w tych cichych oddechach; westchnieniu, kt贸re niemal wyrwa艂o podobne z blondyna walcz膮cego ze sob膮, aby ponownie nie przy艂o偶y膰 ust do bladej sk贸ry. Za chwil臋 poczu艂 si臋 wspomo偶ony wypowiedzi膮 ch艂opaka. T膮, kt贸ra wyrwa艂a z niego lekki 艣miech, bo jedzenie szczerze by艂o ostatnim, co teraz tworzy艂o mu m臋tlik w g艂owie. Widnia艂o na samym dole listy chwilowych zainteresowa艅 i potrzeb, cho膰 jego 偶o艂膮dek zapewne by si臋 z tym nie zgodzi艂. Przesta艂 go jednak s艂ucha膰 od momentu wyj臋cia sk艂adnik贸w na przekl臋te tosty, kt贸re mi臋dzy innymi sprowadzi艂y ich do tego momentu
— I rozumiem, 偶e to moja wina, 偶e dalej nic nie zjad艂em, tak? — spyta艂 niewinnie, zdaj膮c sobie z tego spraw臋, 偶e nie by艂 kompletnie bez winy. Nie oczekiwa艂 jednak odpowiedzi; nie oczekiwa艂 nawet reakcji, pozwalaj膮c s艂owom na opuszczenie jego ust czysto z ch臋ci na wype艂nienie kr贸tkiej ciszy, jaka zapanowa艂a. 艁agodne zapewnienie przyjaciela, 偶e s艂ucha艂 go; uwa偶nie wszystkiego, co mia艂 mu do powiedzenia.
S艂ucha艂 sygna艂贸w, kt贸re mimowolnie i mo偶e wbrew samemu sobie, wysy艂a艂 w jego kierunku. Pozwoli艂 swoim r臋kom na nieznacznie zaci艣ni臋cie si臋 przed wznowieniem kre艣lenia drobnych, bli偶ej nieokre艣lonych, 艣cie偶ek na jego d艂oniach, nieznacznie pobielaj膮cych wraz z mocniejszym chwytem na blacie. Zahamowa艂 usta oparciem brody na jego barku, a tym samym opieraj膮c si臋 bardziej na jego plecach; odczuwaj膮c jego ciep艂o wraz ze sporadycznym dr偶eniem cia艂a, kt贸re pragn膮艂 u艣mierzy膰. I czeka艂. W milczeniu i prostej blisko艣ci czeka艂 na s艂owa, kt贸rych m贸g艂 oczekiwa膰 si臋 po lekko wypuszczonym oddechu.
A kiedy je us艂ysza艂, poczu艂 bezwiedne wykrzywienie si臋 k膮cik贸w ust ku g贸rze. 艁agodne, mo偶liwe do umkni臋cia mniej czujnemu oku, kiedy jego my艣li zm膮ci艂y nag艂e obawy. Strach przed tym, 偶e mo偶e to w艂a艣nie prezentowana teraz blisko艣膰 by艂a przyt艂aczaj膮ca i wzbudza艂a w nim dyskomfort lub strach. Przyp艂yw zmartwie艅, 偶e nieraz i mu towarzyszy艂y w艂a艣nie te odczucia - niewyja艣nialny ci臋偶ar, kt贸rego nie potrafi艂 nazwa膰 w pe艂ni negatywnym, ani pozytywnym. Takim, kt贸ry miesza艂 niebezpiecznie w g艂owie i sprawia艂, 偶e wszystko zlewa艂o si臋 ze sob膮, a zarazem wywo艂ywa艂o charakterystyczne, wyraziste odczucia.
Zamiesza艂y w jego g艂owie tylko po to, aby zaraz zosta膰 przygaszonymi kolejnymi wyznaniami, sprawiaj膮cymi, 偶e pragn膮艂 przylgn膮膰 jeszcze bli偶ej. Owin膮膰 r臋ce wok贸艂 cia艂a Yosoo, schowa膰 go w swoich ramionach i mie膰 go przy sobie. Spojrze膰 mu w oczy i doprowadzi膰 do tego, czego si臋 obawia艂; zapewni膰 go, 偶e nawet je艣li nie m贸g艂 ufa膰 w艂asnym nogom, to m贸g艂 ufa膰 mu. Samoistnie przyspieszy艂y nieznacznie bicie jego serca i oddech, chocia偶 stara艂 si臋 prezentowa膰 jako niewzruszony. Jednak jak m贸g艂by, kiedy ka偶de ze s艂贸w przyjaciela wr臋cz przera藕liwie na niego oddzia艂ywa艂y. Wywo艂ywa艂y wra偶enia, o kt贸rych chyba nie zdawa艂 sobie wcze艣niej sprawy i intensywnie targa艂y nim od 艣rodka.
I chyba ju偶 przy samym pocz膮tku wypowiedzi wiedzia艂, 偶e by艂 kompletnie stracony, tak ostatnie; wyszeptane i przy chwili nieuwagi mo偶liwe do omini臋cia, s艂owa ostatecznie go w tym zapewni艂y. Przynios艂y ze sob膮 przyp艂yw nieopisanych odczu膰, wywo艂uj膮cych na przemian rozlanie si臋 ciep艂a po jego ciele z niepotrzebnym, wywo艂uj膮cym nieznaczne md艂o艣ci, 艣ciskiem 偶o艂膮dka. Tym dziwnie raduj膮cym, odgrywaj膮cym kompletnie odwrotn膮 rol臋 do tego, kt贸re znane by艂o z tych nieprzyjemnych do艣wiadcze艅 z 偶ycia.
Usu艅Nie ingerowa艂, kiedy jego r臋ce samoistnie zadzia艂a艂y na skrywanej potrzebie; oplot艂y cia艂o ch艂opaka, a Powell wyda艂 z siebie westchnienie… ulgi. Niewyja艣nialnej, wytrzymanej z setk膮 innych, teraz towarzysz膮cych mu emocji, acz na czele z ni膮. Ulg膮, kiedy nagle wszystko sprawi艂o wra偶enie rzeczywisto艣ci; u艣wiadomi艂o mu o istnieniu chwiejnego gruntu, kt贸ry miejscami wydawa艂 si臋 jedynie jego wymys艂em. Rozwia艂o, przynajmniej na ten moment, w膮tpliwo艣ci wobec utraty relacji, kt贸r膮 wielokrotnie wystawi艂 na ryzyko w艂asnym idiotyzmem
— Nie odsun臋 si臋, dop贸ki mnie o to nie poprosisz — zacz膮艂, chowaj膮c z lekka twarz w zag艂臋bieniu szyi Yosoo w marnej pr贸bie ca艂kowitego ustabilizowania si臋, acz wystarczaj膮co zdradza艂 si臋 nies艂abn膮cym u艣ciskiem, jak i nieznacznie przy艣pieszonym oddechem — I b臋d臋 m贸wi膰 na Ciebie, jak chcesz, Soo — przy艂o偶y艂 ulotnie usta do sk贸ry — skarbie — znowu, kilka milimetr贸w w bok — kochanie — kolejny, rozci膮gni臋ty nieznacznie w czasie i nasileniu, nie przekraczaj膮c jednak granicy delikatno艣ci. By艂 w stanie zrobi膰 dla niego wszystko - upewnia艂 si臋 w tym z ka偶d膮 chwil膮, podczas kt贸rej zatracanie si臋 nawet w tych najdrobniejszych gestach i s艂owach przychodzi艂o mu z zastraszaj膮c膮 艂atwo艣ci膮. Tak膮, z kt贸r膮 nie zamierza艂 nawet walczy膰
— I… chc臋, 偶eby艣 czu艂 si臋 i by艂 m贸j — dopiero te s艂owa wydosta艂y si臋 z mniejsz膮 pewno艣ci膮, lekkim zachwianiem g艂osu, acz nietrac膮cym na szczero艣ci, czemu towarzyszy艂o przelotne drgni臋cie palc贸w, coraz mocniej zaciskaj膮cych si臋 na materiale ubrania Yosoo — Tak jak ja jestem tw贸j.
channers
Nie potrafi艂 wyja艣ni膰, czy mo偶e bardziej usprawiedliwi膰 samego siebie w tym, jak wiele przyjemno艣ci sprawia艂y mu chwile, jak ta. Proste, wype艂nione jedynie ich wzajemn膮 obecno艣ci膮 i niczym wi臋cej. Polegaj膮ce jedynie na wymienianiu si臋 s艂owami, miejscami bardziej przemy艣lanymi ni偶 inne, gdzie jednak wi臋kszo艣膰 z nich by艂a czysto odruchow膮 reakcj膮. Bezmy艣ln膮, pchni臋t膮 tym, co si臋 dzia艂o.
OdpowiedzUsu艅Bo nie musieli udawa膰. Co艣 tak obcego, zazwyczaj sprawiaj膮ce wra偶enie niemal niemo偶liwego, bo na ka偶dym kroku zjawia艂y si臋 oczekiwania - te, kt贸re Yechan sam na siebie nak艂ada艂 i wmawia艂, 偶e inni r贸wnie偶, jak i te, kt贸re wisia艂y ci臋偶ko zaraz nad Yosoo, kt贸rym na bie偶膮co stara艂 si臋 przeciwstawi膰. A jednak w ko艅cu mogli pozwoli膰 sobie na zrzucenie grubych zbroi, zdj臋cie wytworzonych ostro偶nie masek. Nawet je艣li tylko na chwil臋; nawet je艣li dalej towarzyszy艂o ryzyko zranienia i ponownego zamkni臋cia si臋 w sobie. Nie potrafi艂 o tym my艣le膰, kiedy pozwala艂 tym najmniejszym przyjemno艣ciom nabra膰 wr臋cz przyt艂aczaj膮cej wielko艣ci i ca艂kowicie im si臋 odda膰.
M贸g艂 je znale藕膰 we wszystkim - w powolnym poranku, kt贸ry jedynie miejscami grozi艂 nag艂ym przyspieszeniem tylko po to, aby wr贸ci膰 na niespieszne tory. W produktach na tosty, kt贸re dawno zagrza艂y sobie odleg艂e miejsce w jego pod艣wiadomo艣ci i przez jeszcze d艂ugi czas nie planowa艂y zaj膮膰 g贸ruj膮cego miejsca. Przede wszystkim jednak doszukiwa艂 si臋 tych przyjemno艣ci w Yosoo. W drobnych, miejscami prawie 偶e niedostrzegalnych odruchach, powoli nabieraj膮cym tempa oddechu, kt贸ry m贸g艂 us艂ysze膰 dopiero przy wi臋kszym skupieniu. Blisko艣ci, kt贸ra otacza艂a go w pe艂ni i jednocze艣nie zmniejsza艂a kuchni臋 tylko do ich dw贸jki, a zarazem wszystko poszerza艂a. W s艂owach urokliwie staj膮cych mu sporadycznie w gardle, ale 艂echtaj膮cych niemi艂osiernie kruche ego Powella. Wszystko sprawia艂o, 偶e nieustannie popada艂 w skrajno艣ci, kt贸rych nawet nie stara艂 si臋 kontrolowa膰. Nie widzia艂 w tym sensu, kiedy ka偶d膮 z nich odbiera艂 jeszcze pozytywniej i ch臋tniej, ni偶 poprzedni膮.
S艂owa Yosoo jedynie wszystko wzmacnia艂y. Pro艣ba, tak jednoznaczna i niezostawiaj膮ca pola na w膮tpliwo艣ci trafia艂a w ostatki niepewno艣ci blondyna. Prezentowa艂y si臋 mo偶e jak co艣 niespecjalnego; dla kogo艣 z zewn膮trz brzmi膮c jak nic nieznacz膮cego, a jednak dla Powella mia艂y wi臋ksz膮 wag臋, ni偶 sam m贸g艂by si臋 spodziewa膰. U艣wiadamia艂y go o kolejnej, 艂agodnie zdartej warstwie z przyjaciela. Tej, kt贸ra wcze艣niej powstrzymywa艂a ich przed kolejnym krokiem, acz niemal偶e bli藕niaczego do kilkunastu postawionych wcze艣niej. Bo ka偶dy z nich by艂 potwierdzeniem, kt贸rego oboje potrzebowali. Tym, czego Yechan szuka艂, aby m贸c samemu si臋 prze艂ama膰. Faktycznie zaoferowa膰 ch艂opakowi to, o co go teraz prosi艂. O niewzruszon膮 blisko艣膰, kt贸rej nie chcia艂 przerywa膰, a teraz mia艂 pewno艣膰, 偶e by艂o to odwzajemnione. Dodatkow膮, mo偶e dla kogo艣 innego uznan膮 za zb臋dn膮, a jednak dla niego kluczow膮
— Zale偶y — mrukn膮艂 w zapewnieniu, na tyle cicho, aby nie przerwa膰 ci膮gu s艂贸w, jaki w艂a艣nie ulatnia艂 si臋 spomi臋dzy ust Yosoo, obserwuj膮c go spod lekko przymru偶onych oczu. Tak w ko艅cu uwa偶a艂 - by艂 zale偶ny od jego reakcji i s艂贸w, nie zamierzaj膮c dzia艂a膰 bez jego zgody, czy wyra偶onej ch臋ci. Tak jak teraz, bior膮c sobie do serca us艂yszan膮 pro艣b臋, balansuj膮c膮 na pograniczu b艂agania, umiej臋tnie wp艂ywaj膮cego na blondyna, wraz z odchyleniem g艂owy, dodatkowo uniemo偶liwiaj膮cym mu odwr贸cenie wzroku. Gdyby naprawd臋 m贸g艂, by艂by przy nim ca艂y czas - dok艂adnie tak jak teraz, z r臋koma wyczuwaj膮cymi jego sylwetk臋, b臋d膮c bez trudu otoczonym jego zapachem i s艂ysz膮c tylko i wy艂膮cznie go. Fakt, 偶e zwyczajnie nie by艂o to mo偶liwe, by艂 teraz zbyt odleg艂y. By艂 czym艣, o czym mia艂 sobie u艣wiadomi膰 dopiero za chwil臋, wtedy, kiedy zderzy si臋 z t膮 rzeczywisto艣ci膮. Byle nie teraz, kiedy nie jedynym, co go zajmowa艂o, szept Yosoo. Pl膮cz膮ce mu si臋 na j臋zyku s艂owa, z kt贸rych jednak m贸g艂 wyci膮gn膮膰 dok艂adnie to, co mia艂y przekaza膰.
I mo偶e jaka艣 jego cz臋艣膰 chcia艂a si臋 podroczy膰; zrobi膰 ch艂opakowi na przek贸r i odsun膮膰 si臋, przerwa膰. Wr贸ci膰 do zapomnianego 艣niadania i zwi臋kszy膰 marny dystans. Wymaga艂oby to jednak od niego zbyt wiele; sam za bardzo potrzebowa艂 blisko艣ci i brni臋cia dalej, aby zrezygnowa膰. Nie chcia艂 przerywa膰 i nie zamierza艂 tego robi膰, zapewniaj膮c samego siebie w tym poprzez obj臋cie jedn膮 z d艂oni twarzy Yosoo, dodaj膮c mu oparcia. Jak i samemu sobie mo偶liwo艣膰 nieznacznego, mocniejszego odchylenia jego g艂owy
Usu艅— Skoro prosisz — ciche, wypowiedziane na zdradliwym wydechu, s艂owa by艂y jedynym, co mog艂o przybra膰 form臋 niegro藕nej z艂o艣liwo艣ci, zaraz zanegowanej kolejnym poca艂unkiem na szyi, czy te偶 bezwiednym wsuni臋ciem jednej z d艂oni pod materia艂 podejrzliwie dra偶ni膮cej go bluzki. Samo przelotne, momentalne poczucie ciep艂ej sk贸ry pod palcami przesy艂a艂o przez nie przyjemne mrowienie; dokleja艂o go jeszcze bardziej do plec贸w przyjaciela — I wiesz — jedynie prze艂kni臋cie 艣liny pozwoli艂o mu utrzymanie w miar臋 neutralnej barwy g艂osu, podczas gdy palce badawczo sun臋艂y przez sk贸r臋 brzucha, niespiesznie w臋druj膮c coraz wy偶ej — zazwyczaj wol臋 najpierw wzi膮膰 prysznic… — przyjemno艣ci膮 balansowa艂 na jednej z wielu granic zdrowego rozs膮dku, a oddania si臋 kusz膮cym rozkoszom, pozwalaj膮c sobie na jedynie nieinwazyjne, sporadyczne podra偶nienie szyi z臋bami mi臋dzy pos艂usznym kontynuowaniem za偶膮danej pieszczoty — Dopiero potem co艣 zje艣膰.
chan
S艂yszenie s艂贸w, kt贸re niemal偶e nigdy nie pada艂y z ust Yosoo umiej臋tnie wywo艂ywa艂o fal臋 dreszczy przez cia艂o Powella. Z satysfakcji, 偶e to w艂a艣nie przez niego mia艂 okazje je us艂ysze膰. Z dziwnej dumy, kiedy nie wyczuwa艂 w nich cho膰by grama zawahania si臋 lub za偶enowania, kt贸re zazwyczaj przodowa艂y w chwilach jak te. Pcha艂y go jeszcze dalej, ze 艣lep膮 pewno艣ci膮 w samego siebie, mimo sporadycznego dr偶enia palc贸w, zdradzaj膮cym nerwowo艣膰, kt贸ra, mimo wielu innych, sprzecznych sygna艂贸w, dalej by艂a g艂臋boko w nim zagnie偶d偶ona. Jednak sam j膮 ignorowa艂; pozwala艂 przedstawia膰 si臋 tylko w tej formie, byleby nie ujmowa艂a pewno艣ci jego ruch贸w. Inaczej zamar艂by w miejscu; zabroni艂 samemu sobie brn膮膰 dalej, a tym samym tworz膮c b艂臋dne ko艂o, kt贸re prowadzi艂o ich donik膮d. Inaczej da艂by Yosoo wyczu膰, 偶e wcale nie towarzyszy艂o mu tyle pewno艣ci i ‘do艣wiadczenia’, jak mog艂o si臋 wydawa膰 przez sprawiane pozory. Zreszt膮, ta pewno艣膰 istnia艂a - musia艂a, skoro jednak stawia艂 te kroki dalej. Bezmy艣lnie i jedynie miejscami z lekkim zawahaniem si臋. Wyolbrzymia艂 j膮 wi臋c jeszcze bardziej - dla siebie samego. 呕eby by膰 tym oparciem, kt贸rego i w przeno艣ni, jak i dos艂ownie, stoj膮cy przed nim ch艂opak potrzebowa艂. I nie potrafi艂 nawet d艂u偶ej si臋 tym zamartwia膰, skoro ta rola sprawia艂a mu, im tyle przyjemno艣ci.
OdpowiedzUsu艅Sama pro艣ba by艂a jasnym sygna艂em, 偶e by艂 chciany, wraz z tym, co mia艂 do zaoferowania. Delikatnymi mu艣ni臋ciami, stopniowo jednak zapominaj膮cymi o zachowaniu s艂abego nacechowania pod postaci膮 ledwie wyczuwalnego spotkania si臋 ze sk贸r膮; miejscami przeobra偶aj膮cymi si臋 w d艂u偶sze zatrzymanie przy wybranym miejscu, zapewnieniu o swojej obecno艣ci pewniejszym poca艂unkiem. Wpleciona w jego w艂osy d艂o艅 jedynie dodatkowo upewni艂a go w tej roli, pozycji, jak膮 zajmowa艂. Doprowadzi艂a do niespodziewanego rozlu藕nienia si臋, po raz kolejny wype艂niaj膮c go 艂agodnymi dreszczami i zach臋ci艂a do przysuni臋cia si臋 jeszcze bli偶ej, o ile by艂o to w og贸le mo偶liwe. Drobne czu艂o艣ci coraz cz臋艣ciej przybiera艂y posta膰 mniej niewinnych, a zast膮pi艂y je rozchylone wargi mozolnie sun膮ce po wyeksponowanej szyi, od kt贸rej nie chcia艂, lecz r贸wnie dobrze m贸g艂 nie potrafi膰, si臋 odsun膮膰.
Tak samo, jak nie potrafi艂 powstrzyma膰 wykrzywienia ust w u艣miechu, kiedy Soo zosta艂 umiej臋tnie zdradzony przez w艂asny g艂os. To kr贸tkie, ledwie wychwycone, zaj膮kni臋cie si臋 przy samym rozpocz臋ciu m贸wienia, niby niewielkie, a jednak m贸wi膮ce samo za siebie, niepotrzebnie nakr臋caj膮c blondyna jeszcze bardziej
— My艣la艂em, 偶e nie chcesz, 偶ebym przestawa艂 — wytkn膮艂 zaistnia艂膮 zbie偶no艣膰, acz dobrze zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e nie o to chodzi艂o. Nawet je艣li, sam niewiele robi艂, aby wykaza膰 inicjatyw臋 wobec przerwania tego, co si臋 dzia艂o. Wr臋cz przeciwnie, kiedy usta dalej by艂y zbyt przej臋te blad膮 sk贸r膮, nap臋dzaj膮c膮 jego my艣li w zastraszaj膮cym tempie. My艣li pobudzone jeszcze bardziej przy nag艂ym poci膮gni臋ciu za w艂osy. Tam samym, kt贸re zmusi艂o go do odsuni臋cia si臋 i sprawi艂o, 偶e bezmy艣lnie i przelotnie zacisn膮艂 d艂o艅 przy jego 偶ebrach, jak przez wszystkie nerwy przebieg艂o niespodziewane, og艂upiaj膮ce mrowienie. Tym samym, przez kt贸re spomi臋dzy ust wyrwa艂 si臋 niekontrolowany i tak bezwstydny j臋k, bo nie w por臋 zacisn膮艂 usta, niemal偶e od razu czuj膮c nap艂yw wy偶szej temperatury i ciche b艂aganie do samego siebie, 偶e zosta艂 niezauwa偶ony. Nadaremnie, by艂 tego 艣wiadom; z ka偶d膮 chwil膮 coraz bardziej, kiedy wt贸rowa艂o mu ledwie wyczuwalne, ulotne zamarcie w miejscu. Jak i pr贸ba powrotu do us艂yszanych w mi臋dzyczasie s艂贸w, daj膮cych mu szans臋 na wybicie si臋 z nag艂ego os艂upienia. Gro偶膮cych padni臋ciem idiotyzmu z jego strony, je艣li nie w czas ugryz艂by si臋 w j臋zyk i zostawi艂 zb臋dne komentarze dla siebie samego.
— No wiesz — zwil偶y艂 odruchowo usta czubkiem j臋zyka, kiedy powr贸ci艂 na tyle do siebie, by m贸c ze swobod膮 si臋 odezwa膰. Swobod膮 i g艂upim u艣miechem, kt贸ry grozi艂 ponownym wykrzywieniem jego ust, mimo cienia za偶enowania, jaki obejmowa艂 jego cia艂o — ten, kt贸ry sam chcia艂e艣 poprawi膰 po wczoraj — jednak w danym momencie sam z trudem odbiega艂 my艣lami do wspomnianego prysznica. Nie odgrywa艂 na tyle istotnej, o ile w og贸le, roli, aby faktycznie zamierza艂 si臋 o niego wyk艂贸ca膰. R贸wnie dobrze m贸g艂 dla niego teraz znaczy膰 ca艂e nic, kiedy by艂 zbytnio zaabsorbowany samym Yosoo. Nag艂ym, nowym wra偶eniem, jakie zdo艂a艂 w nim pobudzi膰 i nieugaszonej potrzebie gonienia za nim; za kolejnym, cho膰by po cz臋艣ci mu dor贸wnuj膮cym.
Usu艅— Soo… — zacz膮艂 znowu, niewiele skupiaj膮c si臋 na w艂asnych s艂owach, kiedy ca艂膮 uwag臋 przenosi艂 gdzie indziej. Na ponowne doci艣ni臋cie ust do jego sk贸ry, nieumy艣lnie przyjmuj膮c kolejn膮, drobn膮 porcj臋 niedba艂o艣ci do swoich ruch贸w, pchan膮 przez nieodst臋puj膮ce go teraz ciep艂o, zarumieniony kolor wymownie barwi膮cy jego twarz. Oderwa艂 si臋 jedynie na moment; na kr贸tk膮 chwil臋, by spojrze膰 coraz to bardziej zamglonym spojrzeniem na ch艂opaka, na widoczny dla niego jedynie profil, zostawiaj膮c przy tym kolejny poca艂unek tu偶 przy uchu, nim wypowiedzia艂 kolejne, kompletnie nieprzemy艣lane, acz pchane emocjami, s艂owa w skrycie b艂agalnym tonie — Mo偶esz robi膰 tak cz臋艣ciej… prosz臋.
channie