Nie wszystkie decyzje podjęte w chwilach głębokiego wzburzenia należą do tych najrozsądniejszych. Prawdę powiedziawszy jest ich zdecydowana mniejszość. Cóż z tego, skoro najczęściej dowiadujemy się o tym zdecydowanie za późno. Nie inaczej było w przypadku Lean, która już od niemal półtora roku starała się udawać, że te wszystkie gwałtowne zmiany będące konsekwencją jej nagłej przeprowadzki do Wielkiego Jabłka wyszły jej wyłącznie na plus. Od wielu miesięcy brylowała przed kamerami, odgrywając w pełni szczęśliwą młodą bizneswoman, podczas gdy okrutna prawda była zgoła inna. Nadal nie mogła uwierzyć, że jej własne wujostwo oszukiwało ją przez tak wiele lat w kwestii śmierci jej prawdziwych rodziców oraz ukochanego brata. Jak mogli być tak perfidni, by udawać, że to oni są jej biologicznymi rodzicami, a drogi Axel tylko dlatego nie przebywa w domu, ponieważ podróżuje po świecie razem z rówieśnikami ? Pieprzeni hipokryci ! Jak dobrze, że wreszcie się od nich uwolniła. Gorzej, że dość szybko zorientowała się, że trafiła z jednego piekła do drugiego. I nie miała tu rzecz jasna na myśli tylko długotrwałych, często śmiertelnie męczących sesji, na które zapraszali ją liczni nowojorscy projektanci zachwyceni jej wciąż rzekomą dziecięcą niewinnością, czy niemal codziennych, wielogodzinnych prób do nowych filmów lub przedstawień teatralnych. Do tego wszystkiego zdążyła już się przecież dawno przyzwyczaić, nawet jeżeli zdarzały jej się takie dni, podczas których skryta bezpiecznie w zaciszu swego mieszkania, sięgała po butelkę wina, zastanawiając się, czy aby czasem to na co wielokrotnie się zgadzała, by dostać następną rolę nie jest już praktycznie równoznaczne z prostytucją. Bo czym tak naprawdę różniło się to ciągłe udawanie głupiej, niczego nieświadomej przybyłej niedawno zza oceanu laski przed tymi wszystkimi światowej klasy reżyserami, dla których stanowiła najczęściej synonim szybkiego zarobku od tego, czym trudniły się te nieszczęśnice ? W jednym i drugim przypadku chodziło dokładnie o to samo - o dobre samopoczucie drugiej strony i zgarnięcie dużej liczby forsy. A ona w dodatku miała na głowie jeszcze prowadzenie całego tego ogromnego interesu związanego z należytym funkcjonowaniem czterogwiazdkowego hotelu. Normalnie paranoja, w której coraz trudniej było jej znaleźć choć parę minut dla siebie. Nic więc chyba dziwnego, że mimo iż od pewnego czasu eksperymentowała trochę z różnej maści dragami mającymi ponoć sztucznie podnieść jej wytrzymałość, wciąż czuła się jak przekłuty balonik, z którego właśnie powoli uciekało powietrze. Całej sytuacji z pewnością nie poprawiał również fakt, jak wiele godzin spędzała usiłując odnaleźć jakiekolwiek informacje dotyczące brudnych interesów, których jej świętej pamięci ojciec miał ponoć dokonywać za młodu. Zapewne już dawno odpuściłaby sobie to śledztwo, gdyby nie przeczuwała, że brutalne morderstwo Axela dokonane ponad pięć lat temu na jednej z ulic Lucerny mogło mieć także z tym coś wspólnego. Czyżby jej biedny braciszek na pewnym etapie życia postanowił pójść w jego ślady ? Bardzo możliwe, ostatecznie takie rzeczy nigdy nie dzieją się bez wyraźnego powodu.
Podobnie zresztą jak nagłe porwania nastoletnich kobiet wracających z uczelni dokonywane przez jakiś zamaskowanych typków w samym środku dnia. A jej właśnie coś takiego przydarzyło się zaledwie tydzień temu. Gdy wreszcie otrząsnęła się po silnym ciosie w tył głowy, była już w jakimś eleganckim apartamencie, na którego środku stała dużych rozmiarów ciemnofioletowa sofa zajmowana aktualnie przez trzech zupełnie nieznanych jej mężczyzn.
- Widzę, że się w końcu obudziłaś. - Zwrócił się do niej najstarszy z nich. - Musisz mi wybaczyć to brutalne zachowanie, ale nie chciałem ryzykować Twojej ucieczki. Tym bardziej, że naprawdę nie spodziewałem się, że jedyna córeczka mojego wroga kiedykolwiek przyjedzie do tego miasta, by przejąć rodziny interes. Najwidoczniej popełniłem ogromny błąd, nie zabijając Cię, gdy jako mały brzdąc paradowałaś razem ze swoim bratem po szwajcarskich uliczkach. - Westchnął ciężko, sięgając po butelkę stojącą na niewielkim stoliku. - Szampana ? - Spytał jak gdyby nigdy nic, rozlewając trunek do wysokich kieliszków. - Nie ? W takim razie sam wzniosę toast za nasze nagłe spotkanie po latach. - Przechylił szkło, jednym haustem wypijając niemal całą jego zawartość.
- Może mi Pan łaskawie wyjaśnić, co tu się właściwie, do cholery, odprawia ?! - Rzuciła, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
- Oj, przestań już udawać taką cnotkę... - Ukucnął przed dziewczyną, po czym wzniósł jej podbródek w taki sposób, by ich spojrzenia się skrzyżowały. - Czy tego chcesz czy nie, jesteś jedynym ocalałym dzieckiem Abrahama Rymilla, jednego z moich najgorszych wrogów. - Poklepał ją czule po policzku, w wyniku czego jej mięśnie instynktowne się napięły.
- Zdaję sobie sprawę, że zabrzmi to durno, ale ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia o czym Pan właściwie mówi. - Odsunęła się od niego na tyle, na ile tylko pozwoliły jej ustawione pod ścianą meble. - Wiem tylko tyle, że mój świętej pamięci ojciec handlował jakimś nielegalnym towarem, ale nie mam najmniejszego pojęcia o szczegółach. Co więcej pragnę zauważyć, że istnieją o wiele lepsze sposoby ściągania ludzi na pogaduszki o interesach sprzed lat. - Założyła ręce na piersi, czując, że jeszcze moment, a zacznie kompletnie nie panować nad językiem.
- Och, przepraszam serdecznie. - Wzniósł ręce w geście poddania. - Jakoś jednak nie wierzę, byś zechciała tu kiedykolwiek przyjść po dobroci, więc dobrze Ci radzę, przestań już pieprzyć, bo zaczynasz grać mi na nerwach. Postawię sprawę jasno: albo będziesz grzeczną dziewczynką i pozwolisz mi ciągnąć pewne profity z tego ogromnego spadku, który odziedziczyłaś niedawno po swoich drogich rodzicach, albo zapewniam, że już długo nie pożyjesz. I ani mi się waż myśleć o informowaniu kogokolwiek o naszym małym układzie, bo skończysz jak Twoi krewni.
- Jednym słowem nie daje mi Pan wyboru. - Szybko przeanalizowała swoją sytuację i doszła do prawdopodobnie jedynego słusznego w tej sytuacji wniosku - z wariatem mierzącym do Ciebie przez cały czas z broni palnej się nie dyskutuje. Przynajmniej do chwili, gdy znajduje się w zasięgu jego potencjalnego strzału.
- Owszem, cieszę się, że tak szybko doszliśmy w tej sprawie do porozumienia. Mądra pannica. - Nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, pocałował ją prosto w usta. - Panowie, odstawcie naszego drogiego gościa do mieszkania. - Skinął na swoich podwładnych, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że w głowie Australijki zaczynał już kiełkować istnie szatański plan na ponowne przejęcie sterów własnych losów. Nie docenił jej już po raz drugi i miał niedługo tego pożałować.
***
Cytat przytoczony w nagłówku pochodzi z kryminału pt. Florystka autorstwa Huberta Meyera.
Spotted: Powiem Wam, wydarzyła się dość dziwna sytuacja... Zapewne wiele z Was wciąż trudzi się pytaniem, jakim sposobem mam pod kontrolą to, co się dzieje w życiu tak wielu mieszkańców Manhattanu. Nie, nie, nie! Nie zamierzam Wam zdradzić moich sekretów! Chodzi tylko o to, że moje zwykle niezawodne sposoby... Zawodzą. Widzieliście gdzieś ostatnio The Heiress? Zapadła się pod ziemię... Jeśli tylko będziecie coś wiedzieć, dajcie mi znać i najlepiej wyślijcie zdjęcie! Wygląda to wszystko coś podejrzanie. L, kochana, mam nadzieję, że wszystko gra!
OdpowiedzUsuńWitam na blogu!
buziaki,
plotkara 💋