HELLO, FOLLOWERS!

Gossip Girl here.

Your one and only source for the truth behind the scandalous lives of New York's elite. Been a minute. Did you miss me? I know I've missed you. Though you're probably going to wish I'd stayed away when I'm done. Because I can see you. The real you. The one hiding just outside the edge of frame. Well, it's time to reframe that picture. And who am I? That's one secret I'll never tell.

You know you love me.
xoxo


. . .

MOST FOLLOWED

now
spotted:
Cinderella
Well, well, well! Looks like our H is getting more comfortable in the role of her life... Flashing smiles left and right, as if she didn’t just show up on the red carpet as the plus-one of a certain handsome, disgustingly rich guy we’ve all been crushing on since he recited French poems in first grade. I think this fairytale fits her perfectly, but... Word on the street is that her real self is catching up to her. Will the secret finally come out? And how will her Prince Charming react to it all? After all, she’s a sweet, hardworking girl, always there to offer a shoulder to cry on over coffee... Maybe this story really will have a fairytale ending. Well, we’ll see. Whether it’s “happily ever after” or not, you know I’ll be here to spill all the tea... or coffee!

You can't hide from me.
xoxo

Hare and hounds
1st page

https://www.gossipgirl.net/podchody

WYDARZENIE AKTYWNE: 

21.01-03.02 & 03.02-02.03


1 ETAP: 20.01-02.03 (zapisy)


Zapisy służą Plotkarze do ustalenia zasad wydarzenia oraz sprawdzenia, czy jest wystarczająco wielu chętnych, by mogło się ono odbyć. Autorzy mogą jednak dołączać do wątku w trakcie jego trwania, wypełniając poniższą ankietę! A nawet... Muszą!


2 ETAP: 03.02-02.03 (wątek grupowy)


Chyba nie muszę Wam opowiadać o podchodach, które rok w rok od czasów dziewiątej klasy C organizuje w budynku Constance Billard i St. Jude's z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Każdy wie, każdy widział, każdy doświadczył. Jedna grupa goni drugą, łapiący może zażądać czegokolwiek od osoby złapanej (im goręcej, tym lepiej), a o dwunastej grupy się zmieniają i zabawa zaczyna się na nowo! Pamiętacie ten rok, w którym ktoś zadzwonił po policję? Przyzwolenie grona pedagogicznego na nic się zda, jeśli będziemy robić hałas... A kolejnej nocy w areszcie chyba nie chcemy.

Jako, że pomysł C od zawsze bardzo mi się podobał, a niestety spora część moich ulubionych mieszkańców, których miałam wielką ochotę zobaczyć w akcji, skończyła już liceum, pozwoliłam sobie jego święto troszkę... Zapożyczyć. Chyba się nie obrazi? A nie ma chyba lepszej okazji niż Walentynki, by wywalczyć parę buziaków! Ale, C, też musisz się pojawić!

Nie sądziłam, że organizacja będzie tak prosta... Wystarczyło pociągnąć za parę magicznych sznureczków i zwabić wszystkich pod mury naszej ukochanej szkoły w odpowiednim czasie. Liścik, telefon, przekupienie asystenta... Ugh, easy peasy lemon squeezy!

Zabawa rozpoczyna się po zmroku i kończy o wschodzie słońca. Korzystajcie ze złapanych do braku tchu... Ma być tak nieprzyzwoicie jak nigdy dotąd!


RUNDA PIERWSZA 03.02-17.02


HARE

KAŻDY KOMENTARZ = 25 FOLLOWERSÓW

197 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hello, Upper East Siders! Gossip Girl here.
      Somewhere around 6 p.m., right in front of our beloved high school building, things got quite... crowded. Taxis, limos, and the flashiest cars were pulling up to the curbs, and out stepped our favorite residents of Manhattan. As soon as one group assembled at the main entrance of the school, they received a message. That message, exactly! Hello, darlings! I've gathered you here to have a little fun! But don't worry, I also plan to entertain you! Let's play a marvelous game of Hare and Hounds together! The rules are quite simple: one group runs and hides, while the other group seeks. Every Hound can ask for anything from the Hare they catch. I suggest you all scatter again at midnight, because we're starting the game anew in different groups! Unfortunately, it's your lot to run and hide, my beloved Hares... Ready to start? Let the games begin!
      xoxo, Gossip Girl


      Każda z postaci musi rozpocząć zabawę z grupą, do której została przypisana, lecz w trakcie pisania wątku może się swobodnie przemieszczać. Wejdźcie w interakcje z autorami, z którymi na co dzień nie macie styczności!

      Usuń
    2. Oh shit, here we go again.
      Już gdy wychodził z taksówki, wiedział, że szykuje się coś… Niedobrego? Ciekawego? To drugie słowo dużo bardziej pasowało do charakteru Seojuna, którego uśmiech powiększał się z każdym kolejnym krokiem dzielącym go od budynku szkoły. Wątpił w prawdziwość notatki z adresem, którą otrzymał dzisiejszego ranka — a przynajmniej w prawdziwość nadawcy owego liściku — ale nie omieszkał sprawdzić, po co ktokolwiek chciałby go tutaj zaciągnąć. Niemniej kiedy przekroczył wejście, a jego spojrzenie padło na grupę bardziej lub mniej obcych ludzi, już wiedział, co ich czeka. Uśmiech z rozbawionego nabrał ironiczny wyraz.
      — Dobry wieczór — powiedział cicho w stronę zebranych z diabelskim błyskiem w oku, powoli przesuwając wzrokiem po wszystkich twarzach: niektórych dobrze mu znanych, niektórych wcale, a niektórych… takich, których nie miał życzenia już więcej w swoim życiu oglądać.
      Psuć wieczoru sobie jednak nie zamierzał, więc prezencję Min Ari postanowił zwyczajnie zignorować. Przestąpił parę kroków dzielących go od stojących obok siebie Octavii i Cornelii, po czym ułożył dłonie na ich ramionach, obejmując je i wciskając się w środek.
      — Moje drogie panie, jak miło was widzieć — powiedział, dalej w dobrym humorze, choć uśmiech trochę mu zbladł, gdy tylko jego myśli pobiegły w stronę ostatnich okoliczności ich spotkania w podobnym składzie. Potrząsnął głową, koncentrując się na tym, co tu i teraz. — A was co tu sprowadza?
      Odpowiedzi nie usłyszał, bo naraz wszystkie telefony rozdzwoniły się powiadomieniami. Seojun nie musiał sprawdzać, kto był autorem wiadomości, bo — jak i chyba wszyscy obecni — nie podejrzewał, że znaleźli się tu tego wieczoru przypadkiem. Parsknął pod nosem, śledząc treść, a gdy dotarł do zasad gry, westchnął… No właśnie jak?
      Chyba trochę z nadzieją.
      — Czas wybrać jakąś kryjówkę. — Roześmiał się sucho. — Coś mi się wydaje, że już w naszą stronę nadbiega przeciwna drużyna. A co do was, moje panie — dodał, wyciągając z wewnętrznej części marynarki piersiówkę oraz portfel, w którym trzymał cukierki na podobne tej, niespodziewane okazje. — Musimy się jakoś przygotować na to, co nadciąga.

      Usuń
    3. — Przysięgam, jeśli znów coś się odjebie i ktoś padnie trupem to nigdy więcej nie pójdę już na żadną imprezę organizowaną przez Plotkarę — mruknęła w stronę swojej towarzyszki. Ostatnia wspólna impreza nie zakończyła się zbyt dobrze, a chociaż Cornelia opuściła ją zanim doszło do tych wydarzeń to usłyszała o nich stosunkowo szybko. Początkowo nawet trochę wahała się przed tym, czy tu przyjeżdżać, ale ostatecznie uznała, że przyda się im trochę zabawy. Poza tym, miło było wrócić w szkolne mury, które opuściła już parę lat temu. Nie miała powodu, aby pojawiać się tutaj po zakończeniu edukacji.
      Zaciągnęła się elektrycznym papierosem, wypuszczając po chwili dym z płuc. Szybko rozejrzała się po otoczeniu, w oddali dostrzegła parę znajomych twarzy, a w pobliżu poza Ari i Octavią nie było nikogo kogo Nel by kojarzyła. Nie była, jeszcze, przekonana do tego całego wieczoru, ale kto wie, może skończy się ciekawie? Najpierw potrzebowała czegoś na rozgrzewkę i nawet wiedziała co mogłoby jej pomóc, ale zanim otworzyła torebkę ktoś był tuż obok niej i Octavii. I niemal pisnęła, niczym mała dziewczynka, bo dawno po prostu Seojuna nie widziała.
      Zanim jednak mogła mu odpowiedzieć przerwała im nadchodząca wiadomość. Och, jak już dawno nie słyszała dziesiątki osób, które dostały wiadomość w tym samym czasie. Budziło to w blondynce sporo różnych uczuć. Przeczytała sprawnie tekst, aby po chwili telefon zablokować. Trzeba było uciekać, ha.
      — I wieczór od razu robi się milszy — powiedziała z uśmiechem, który rozciągał się na całą jej twarz, kiedy zobaczyła co wyciągnął. — Wiesz co, czytasz mi w myślach. Miałam zrobić dokładnie to samo — zaśmiała się i na potwierdzenie z torebki wyjęła różową, obsypaną brokatem piersiówkę. — Któraś z was jeszcze ma ochotę? — rzuciła do pozostałych dziewczyn, których właściwie nie rozpoznała.

      Nel

      Usuń

    4. Przygnieciona nawałem zajęć związanych z prowadzeniem Rainbow Feather omal nie przegapiła cichego, parosekundowego dzwoneczka informującego o nowym powiadomieniu otrzymanym jakiś czas temu na skrzynkę mailową. Nic dziwnego, ostatecznie jakby nie patrząc stanowił on jedynie nędzne tło do tych wszystkich głośnych dźwięków wypełniających całe studio. Nie, żeby te hałasy jej przeszkadzały, co to to nie. Prawdę powiedziawszy to właśnie one napędzały ją zwykle do działania. Każdy, kto miał niewątpliwy zaszczyt przetrwać spotkanie z tym wulkanem energii i zdołał dotrwać do jego końca w jednym kawałku zdawał sobie doskonale sprawę, że ta konkretna kobieta nie była wręcz w stanie funkcjonować bez choćby odrobiny wyczuwalnego w powietrzu zamętu.
      Mając jednak w ciąż w pamięci tą jakże nieprzyjemną sytuację z Salonik, w wyniku której przedwczesną (acz w pełni zasłużoną) śmierć poniósł jej ówczesny manager, a ona sama została w trybie natychmiastowym ściągnięta przez ojca do Nowego Jorku, początkowo nie miała nawet zamiaru brać udziału w tym całym tajemniczym wydarzeniu. Tym bardziej zresztą, że miała olbrzymią świadomość faktu, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż musi być ono mniej lub bardziej ściśle powiązane z nadchodzącymi Walentynkami, a to oznaczało ni mniej ni więcej, że pojawi się na nim przynajmniej część tych wszystkich szaleńców, którzy lata temu przekonali się na własnej skórze z czym wiąże się podejmowanie jakichkolwiek prób trwałego skrępowania jej serca.
      W ostatniej chwili doszła jednak do wniosku, że warto będzie przekonać się czy ich miny, które, jak sobie wyobrażała, zrobią, gdy wpadną na nią teraz, gdy przestała być tylko małą córeczką wpływowego tatusia i stała się sławną artystką, okażą się faktycznie tak bardzo zabawne. Jasne, nie było to z jej strony zbyt empatyczne podejście, ale Naturelle taka już po prostu była i żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, by kiedykolwiek miało się to zmienić.


      Nathy

      Usuń
    5. Okres licealny musiał być ostatnim, kiedy Ari czuła, że posiada pełną kontrolę nad własnym życiem, bo prawdą było, że miała wtedy wszystko. Każda jej zachcianka była spełniana, zawsze otoczona gronem wiernych znajomych czy ludzi, za których była gotowa skoczyć w ogień. Drzwi najlepszych uczelni stały otworem, a szkolne korytarze przemierzała z wysoko uniesioną głową, szczególnie, gdy inni rzucali w jej kierunku spojrzenia. Niektóre były pełne zachwytu czy podziwu, inne przepełnione zawiścią, zazdrością, jednak to nie zmieniało faktu, że była widziana, że w murach Constance była kimś, posiadała status, o jakim wielu mogła pomarzyć, przynależała i przez ten krótki okres naprawdę mogła wszystko.
      Tak było kiedyś, a teraz? Teraz posiadała zaledwie namiastkę dawnego życia.
      Może właśnie dlatego stawiła się pod budynkiem na długo przed resztą, długo zanim słońce zaszło za horyzont. By kolejny raz odwiedzić dobrze jej znane kąty, zamknąć się w czterech ścianach ulubionej klasy, by usiąść w ostatniej ławce, pod którą dalej widniały wypisane czarnym markerem inicjały. Może miała nadzieją, że ta ambitna cząstka dawnej Ari, dalej skrywała się w murach szkoły, a może w taki sposób chciała pogodzić się ze świadomością, że jej życie skończyło się, nim tak naprawdę się zaczęło.
      I teraz, ubrana od stóp do głów na czarno, z włosami przysłaniającymi połowę jej twarzy, gdy przyglądała się reszcie imprezowiczów, Min wyglądała i czuła się jak cień dawnej siebie. Maszerując z jednego końca sali na drugi, sunęła spojrzeniem po mniej, czy bardziej znajomych twarzach, w końcu zatrzymując się na dwóch. Słaby uśmiech wyginający kącik ust ku górze, zniknął równie szybko, jak się pojawił, gdy kolejna osoba dołączyła do towarzystwa.
      Prawdą było, że Seojun nie zmienił się ani trochę. Dalej był tak samo perfidny, tym samym kryjąc swoją naturę za udawaną życzliwością, kiedy w jakże przyjacielskim geście przywitał się z Cornelią i Octavią. Jednak Ari widziała przed sobą niekwestionowanego zwycięzcę w kategorii hipokryty roku. Szczególnie po tym, co zaprezentował sobą miesiąc temu.
      — Uważałabym z akceptowaniem czegokolwiek — powiedziała kpiącym tonem, zjawiając się obok Cornelii — Jeszcze zdąży wam to wypomnieć, a na koniec nocy zwyzywa od najgorszych. — Prychnęła pod nosem, rzucając Seojunowi wyzywające spojrzenie, zupełnie jakby chciała pokazać, że wcale się nie boi. Już nie.
      Bardzo prawdopodobnym było, że wielka odwaga przyszła w parze z tabletkami, jakie zdołała połknąć w przeciągu ostatnich kilku godzin oraz pustą już piersiówką, wciśniętą teraz w jedną z donic w rogu pomieszczenia.
      — Ja czuję się bardzo spragniona. — I korzystając z oferty blondynki, poczęstowała się alkoholem, jaki dziewczyna ze sobą przyniosła.
      — Octavia, Cornelia — kolejno wskazała na nie dłonią, w której dalej trzymała różową piersiówkę. — Przed kim dzisiaj uciekacie?
      Kiedy kątem oka zauważyła, że do pomieszczenia weszła kolejna osoba, bez zastanowienia pomachała w kierunku brunetki, mimo, że tak naprawdę nie miała pojęcia kim była.

      Ari

      Usuń
    6. — To jest naprawdę popierdolone. My jesteśmy popierdoleni — odpowiedziała wręcz że znudzeniem w głosie, rzucając Cornelii spojrzenie. Później, Octavia niespiesznie przeniosła wzrok na budynek ich dawnej szkoły, wzdychając przy tym. Cóż, większego wyboru nie miały, jak ruszyć się w stronę wejścia — i tak też zrobiły. Blanchard również wzięła przykład ze swojej przyjaciółki, kilkukrotnie zaciągając się swoim smakowy, elektrycznym papierosem. Smakował jak połączenie lodowych cukierków i tony cukru, a ona nagle zapragnęła zapalić zwyczajnego, śmierdzącego papierosa. Problem był tylko jeden, od tych zwyczajnych odrzuciło ją już prawie dwa lata temu i mimo prób powrotu, zawsze kończyła w ten sam sposób, z uczuciem kapcia w ustach i chęcią zwrócenia wszystkiego, co zalegało w jej żołądku, więc te elektryczne dziadostwa były jakimkolwiek wyjściem.
      W sumie sama nie wiedziała, czemu przystała na tą chorą propozycję wzięcia udziału w tej imprezie, bo ostatnia nie skończyła się najlepiej. Prawdę mówiąc, zakończyła się w najgorszy możliwy sposób, jaki można było sobie wyobrazić.
      — Już, kurwa, przestań, kto miałby umrzeć? Chyba, że w końcu ta suka ujawni się kim jest i ktoś ją po prostu zabije, powiedzmy w geście zemsty — odparła na słowa Nel, ruszając wraz z nią do wejścia budynku.
      Cała ta zabawa była jakaś dziwna. Octavia czuła, że to będzie najważniejsza impreza, w jakiej brała kiedykolwiek udział. Już miała się odezwać, kiedy nagle poczuła na swym ramieniu czując rękę, a później usłyszała głos Seojuna.
      — Część, kimchi miłośniku — przywitała się, uśmiechając przy tym lekko. Miała nadzieję, że nie będzie jej miał za złe takiej ksywki.
      — Jesteśmy z Nel masochistkami chyba. Bo zamiast iść na jakąś imprezę na miasto, to jesteśmy tutaj — odpowiedziała w momencie, kiedy każdy przeczytał już zasady gry. Westchnęła, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
      —Z chęcią przyjmę wszystko, co mi dzisiaj ktoś zaoferuje — w głowie Octavii te słowa zabrzmiały nieco autodestrukcyjnie, ale ostatnimi czasy jakoś przecierała granicę i pozwalała sobie na o wiele więcej. Robiła dobrą minę do złej gry.
      Spojrzała na Ari Min, gdy ta pojawiła się tuż koło nich i poczęstowała się piersiówką, która wyciągnęła Cornelia. Gdy brunetka upiła łyk, a później wskazała to na Octavie, to na Cornelie, Blanchard bez skrępowania wzięła z jej rąk różową piersiówkę i pociągnęła porządny łyk.
      — Chciałabym chyba uciec sama przed sobą — stwierdziła, uśmiechając się przy tym. Później, spojrzenie Francuzki spoczęło na Seojunie.
      — Poczęstujesz mnie swoimi cukierkami? — zapytała.
      Octavia

      Usuń
    7. — Chyba wszyscy tutaj to taki zbiór fatalnych masochistów — zaśmiał się cicho, ponownie przesuwając wzrokiem po innych towarzyszach, których nie poznawał. Po dłuższej analizie stwierdził, że część z nich chyba jednak kojarzył z kolumny plotkarskiej szanownej P. Zresztą, to by tłumaczyło, czemu się tu wszyscy znaleźli.
      — Wielkie umysły myślą podobnie — dodał po chwili, trącają piersiówkę Cornelii swoją, po czym upił sporego łyka szkockiej, krzywiąc się lekko w momencie, gdy gorzki płyn przepłynął mu przez gardło. Chociaż z racji tego, że zgrało się to czasowo z pojawieniem się u ich boku brunetki, ciężko było stwierdzić, co tak naprawdę było przyczyną tego grymasu.
      Seojun zmrużył wściekle oczy na kpiące słowa Ari, myśląc o tym, jak wyjątkowo bezczelną potrafiła się stać, gdy wszyscy wokół kopnęli ją w tyłek. Po tym, gdy na ich imprezie zaręczynowej całowała się z Minsoo, a potem przyłapał ją w klubie z własnym bratem, ona miała czelność cokolwiek jeszcze mu wypominać?
      — Miło cię widzieć, Min Ari — powiedział ze sztuczną uprzejmością, niemniej nie był w stanie się zdobyć na uśmiech. — Udało ci się wcisnąć czas na imprezę w swój napięty grafik? Gdzieś między randką z moim drugim bratem i starym?
      Odwrócił głowę w stronę wejścia, gdy kolejna osoba pojawiła się, by wziąć z nimi udział w grze. Pamiętał Naturelle jako niezrównoważoną wariatkę — bo dokładnie tak wypisywały o niej media — ale nigdy nie poznał jej twarzą w twarz i nie wyrobił sobie o niej opinii. Wiedział tylko, że po dłuższej nieobecności wróciła do Nowego Jorku. Kiwnął jej głową na powitanie i w tym samym momencie dobiegł do jego uszu głos Octavii.
      Odwrócił się w jej stronę z szelmowskim uśmiechem. Wsunął piersiówkę na powrót do wewnętrznej kieszeni marynarki, a z małej kieszonki w portfelu wyciągnął dwie różowe tabletki, ostrożnie ściskając je między palcami. Ludzie tacy jak oni mieli opanowane do perfekcji sposoby na dobrą zabawę, gdy wszyscy — a szczególnie kamery — na nich patrzyli. Wyciągnięcie tabletek równało się sprawdzeniu, czy na pewno wzięli ze sobą dowód, a po przeczekaniu umownych kilkunastu sekund nic nie stało na przeszkodzie, by przetrzeć dłonią twarz ze zmęczenia — i owe tabletki połknąć.
      — Coś za coś — mruknął zaczepnie, wsuwając dłoń na talię brunetki, po czym przyciągnął ją do siebie i… pocałował namiętnie? Przekazał jej tabletki? A może i to, i to? W końcu to nie był pierwszy raz, kiedy w ich grupie pojawiały się przyjacielskie całusy. — Nie wiem, jak wy — powiedział, kiedy już się odsunął, patrząc dalej w oczy Octavii, a jego usta mimowolnie rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Zaraz potem zerknął w bok na Nel, a w końcu i na Ari. — Ale mi się wydaje, że szykuje się całkiem miły wieczór.

      Usuń
    8. Podsunęła Ari z uśmieszkiem różową piersiówkę wypełnioną tequilą. O dziwo, poza alkoholem, nic więcej w siebie, jeszcze, blondynka nie zdążyła wcisnąć. W zasadzie nie była pewna, czy powinna, skoro była ofiarą. Chryste, jak ona nienawidziła tego słowa. Ale tym przecież właśnie byli w tej grupie, prawda? Ofiarami, na które planowano polowanie. Małe zajączki, które będą się chować po każdych zakamarkach szkoły i liczyć na to, że nie zostaną znalezieni. Chociaż nie, wróć. Wszyscy chcieli być złapani, a na pewno jakaś ich część liczyła na to.
      — Octavia na pewno ucieka przed swoim… hm, ekologicznym kolegą — mruknęła i zaśmiała się pod nosem. Jak tylko piersiówka znalazła się z powrotem w jej rękach pociągnęła większy łyk. Gdyby tylko miała w torebce miejsce na większą to z pewnością by taką spakowała. Taka malutka mogła okazać się niewystarczająca, a nie sądziła, że na szkolnych korytarzach będą mogli znaleźć barmanów, którzy będą podsuwać im drinki. Prędzej w szafkach uczniów coś mogli znaleźć albo w gabinetach nauczycieli. Ci z pewnością coś mieli. W końcu jakoś musieli przetrwać z bandą dzieciaków, prawda? Mogła się nawet założyć, że niektórzy z nauczycieli przed rozpoczęciem zajęć sobie popijali, bo nie mogli wytrwać na trzeźwo.
      Zmarszczyła lekko nos.
      — Chwila, chwila — zaoponowała gubiąc się w tym, co się działo — czy ja ominęłam z pięćset rozdziałów waszego życia? Mam chęć teraz na ploteczki, a nie na ucieczkę — mruknęła. Cokolwiek się działo, była zainteresowana.
      Mogli chyba wejść już do szkoły, zamiast sterczeć tutaj i czekać. Właściwie to na co czekali? Na jakieś oficjalne pozwolenie, aby przekroczyć próg szkoły czy coś jeszcze innego?
      — Chyba właśnie znalazł się kandydat do kopnięcia w kalendarz — zaśmiała się. Przyjacielskie całusy czy nie, z daleka mogło to wyglądać zupełnie inaczej i wcale by się nie zdziwiła, gdyby ktoś na celowniku miał teraz nie tylko Octavię, ale i Seojuna. — Sorry — mruknęła krótko w stroję przyjaciółki, bo zdecydowanie za często ostatnio wspominała o śmierci. Ale czy to jej wina, że ta najwyraźniej krążyła nad ich towarzystwem?
      — Jak się postaramy, to na pewno będzie to bardzo miły wieczór. I ekscytująca noc.
      Byli w starym składzie, który mimo dram zawsze się sprawdzał. Co mogłoby pójść nie tak?

      Nel

      Usuń
    9. Musiała po prostu wydostać się z mieszkania i jakimś cudem znalazła się tutaj. Nogi właściwie same ją poniosły. Nie dlatego, że miała ochotę na zabawę, raczej na ucieczkę przed Ledgerem, choć kiedy stanęła pod szkołą jeszcze nie wiedziała, że dosłownie będzie musiała to robić, bo na tym polegała ta cała gra.
      Bo miała go dość i chciała się z tego pieprzonego związku jak najszybciej wyplątać, ale on jakimś cudem ją znalazł i nie pozwalał odejść. Gdyby był choć trochę przyzwoitym człowiekiem, nie zmuszałby jej do tego. W końcu przeleciał kogoś innego, gdy Luna przebywała w tym samym mieszkaniu, zaledwie dwa pokoje dalej i nawet jeśli nie byli tak naprawdę razem, to było bardzo chujowe zagranie z jego strony. A sama Myers nie chciała mieć nic wspólnego z tym człowiekiem, tym bardziej teraz, kiedy był po prostu opryskliwym kutasem.
      Także tak, właśnie w ten sposób znalazła się tutaj. Po odczytaniu jakiegoś dziwnego smsa, przed budynkiem, który widziała na oczy pierwszy raz, bo nie chodziła do tej szkoły, obok ludzi, którzy zajmowali się sobą. Wodziła wzrokiem po ich twarzach, ale kompletnie ich nie kojarzyła, a była zbyt nieśmiała, żeby podejść bliżej i z kimkolwiek się przywitać.
      Stała więc lekko na uboczu, przysłuchując się rozmowom i czekając, aż wszystko się zacznie. O ile miał być jakiś sygnał do rozpoczęcia. Z smsa wynikało, jakby zabawa się rozpoczęła, ale biorąc pod uwagę, że ludzie wciąż stali na zewnątrz, nie miała stuprocentowej pewności. Zresztą po co czekała na cokolwiek? To przecież nie tak, że miała kogoś, przed kim mogłaby się chować, bo o obecności Ledgera jeszcze nie wiedziała. Chciała po prostu… Gdzieś się ukryć. W tłumie, w którym nikt jej nie znajdzie. Nie wiedziała po co. Po prostu miała taką potrzebę.
      Skrzywiła się, słysząc coś o kopnięciu w kalendarz. Okej, to nie brzmiało zbyt optymistycznie.
      — Znaczy ktoś tu zginął? — wymamrotała cicho, nieśmiało, niepewna, czy w ogóle ktoś ją usłyszy.

      Luna

      Usuń

    10. Przez kilka sekund stała tylko niepewnie w progu, zastanawiając się, czy aby na pewno nie jest to najlepszy moment, by odkopać te resztki zdrowego rozsądku, które jej jeszcze pozostały i wrócić grzecznie do siebie. Szybko jednak ochrzaniła się w myślach za ten karkołomny pomysł, przypominając sobie, że przecież akurat dzisiejszego wieczoru zjawiła się tutaj wiedziona nie tylko zwykłą ciekawością, czy też chęcią oderwania się od codziennych obowiązków, które ojciec nałożył na jej barki kilka miesięcy temu. Przede wszystkim bowiem usilnie pragnęła udowodnić zarówno sobie jaki i światu (lecz chyba jednak głównie sobie), że oto wreszcie zdołała osiągnąć na tyle dużą stabilność psychiczną, by raz na zawsze przełamać tą niezwykłą pieczęć, która krępowała jej uczucia od dnia gwałtu. Dodajmy, gwałtu, o którym obecnie wiedziała tylko ona i Luc, bo przecież Pan Tavernier osobiście zadbał o to, by plotkarskie media łyknęły jego wersję wydarzeń. Ta z kolei była niemal całkowicie wyssana z palca, ale przynajmniej pomogła uchronić pierdoloną reputację jego nazwiska.
      W końcu jednak, zdając sobie sprawę z faktu, że jeśli zostanie tam jeszcze choćby odrobinę dłużej, jej szanse zdobycia akceptacji pozostałej części towarzystwa spadną praktycznie do zera, zdjęła z siebie śmiertelnie drogie futerko zdobione w lamparcie cętki i, upewniwszy się, że jej błyszcząca szafirowa sukienka sięgająca zaledwie do kolana zbytnio się przy tym nie pogięła (a mogła, bo przecież, wiedząc, że owa impreza będzie odbywać się w zwykłym budynku szkolnym, zamiast postawić na coś naprawdę eleganckiego, zdecydowała się na o wiele wygodniejszą wersję dresową zaopatrzoną w dodatku w kaptur), przywołała na twarz jeden z tych swoich uroczych uśmieszków, który zawsze skutecznie rozbrajał naiwne serca facetów i ruszyła prostko w kierunku kilku najbliżej stojących osób. Część z nich kojarzyła z całą pewnością z mediów, lecz o reszcie nie miała nawet zielonego pojęcia. Nie zamierzała się tym jednak przejmować, tym bardziej, gdy okazało się, że nie tylko ona nie miała dzisiaj najmniejszego zamiaru bawić się na trzeźwo. A skro starożytna zasada głosiła, że alkohol w połączeniu z innymi używkami pomagają najskuteczniej przełamywać lody, zaś ona miała pewną awersję do zwykłych sikaczy, jak zwykła nazywać te typowo amerykańskie świństwa, bez dużego zastanowienia cisnęła nakrycie wierzchnie na pierwsze lepsze krzesło, po czym z torebki wyciągnęła niewielką zdobioną buteleczkę, która z powodzeniem mogłaby uchodzić za jakiś zwykły antyczny artefakt i, uchyliwszy z niej jedynie niewielki łyczek, odstawiła ją na pobliski regał, niemal w całości zastawiony jakimiś typowo szkolnymi pamiątkami sprzed lat, skąd mógł ją spokojnie zgarnąć rzecz jasna każdy chętny. Być może, gdy spędziła w tych murach więcej niż ten nędzny ostatni rok liceum, poświęciłaby im chociaż odrobinę uwagi, lecz jako dziewczyna, która większą część tego okresu spędziła u francuskiej części rodziny, nie widziała najmniejszego powodu do tego typu sentymentów.
      - Attends un peu, to by musiało oznaczać, że ta cała afera z co najmniej dwójką młodych ludzi, których śmierć została później jakoś połączona z ostatnią imprezą tej dziewuchy, nie jest tylko kolejnym wymysłem pismaków… – Aż zagwizdała, nie mogąc uwierzyć, że w trakcie tych kilku lat, podczas których ona sama przebywała praktycznie nieprzerwanie w licznych trasach koncertowych, na nowojorskim rynku pojawił się ktoś aż tak bezduszny, by prowokować tego typu sytuacje.


      Nathy

      Usuń
    11. Po Seojunie mogła spodziewać się wszystkiego. Nawet nie czuła cienia krępacji, gdy brunet zjawił się obok niej i jak gdyby nigdy nic ułożył dłoń na jej talii. Przyszło mu to tak naturalnie i delikatnie, jakby robił to już tysiące razy, a Octavia była wręcz pewna, że tak właśnie było. Był cholernie dobrym aktorem. Pieprzonym mistrzem w swoim fachu, nie mogła temu zaprzeczyć. Obserwowała z uwagą każdy ruch mężczyzny, rejestrując najmniejszy i najdrobniejszy gest. Wiedziała, że to przedstawienie mogło się źle skończyć z każdej strony, ale hej, mieli się bawić, prawda?
      Więc kiedy Seojun się do niej zbliżył, Octavia prawie parsknęła śmiechem, jednak jakimś cudem udało jej się powstrzymać. Z łatwością odebrała od niego magiczne tabletki, zdając sobie sprawę z tego, jak to wszystko z boku mogło wyglądać. Jednak, o to właśnie chodziło tej pieprzonej Plotkarze, o show. Więc proszę, początek wyszedł im chyba nie najgorszy.
      Połknęła tabletki, by chwilę później zaśmiać się cicho, gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Cornelii, która ewidentnie nie wiedziała co się dzieje.
      — No co Ty, Nel, nic nie wiesz? — zapytała.
      — Ja i Seojun jesteśmy tylko dobrymi kumplami, nic więcej — powiedziała po chwili, wzruszając ramionami, uśmiechając się przy tym. Na kolejne słowa Cornelii, Octavia machnęła tylko ręką. To, co stało się na ostatniej imprezie było cóż… bolesne, owszem, ale jakoś się chyba pogodziła z całą sytuacją, a zdecydowanie na pewno bardzo dobrze udawała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
      — Nie wiem jak wy, ale ja za chwilę uciekam gdzieś się ukryć i poszukać jakiegoś alkoholu. Myślę, że dyrektor ma go gdzieś cały zapas, a już na pewno będzie on gdzieś w składziku różnego — odparła, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Tak, to był według Blanchard najlepszy plan na dzisiejszą noc.
      — Chyba, że chcecie się później spotkać na basenie — rzuciła zaczepnie, a chwilę później jej wzrok pobiegł w stronę nieznanej dziewczyny, stojącej nieopodal nich.
      — Och, nie tu kochanie. Na poprzedniej imprezie. Mój dupkowaty chłopak stwierdził, że fajnie będzie zmieszać wszystkie możliwe dragi i zejść z tego świata — wyjaśniła z ironią w głosie. Teraz zdecydowanie była na etapie nienawiści do Jacksona i tego, co odjebał jakiś czas temu. Dobrze, może zabrzmiało to źle, ale wiedziała, że reszta towarzystwa ją zrozumie.
      — Chcesz się z nami zabrać? Wyglądasz na nieco… zagubioną— dodała, posyłając uśmiech w stronę Luny.
      Octavia

      Usuń
    12. Nie podobało jej się, że kolejny raz miała spędzić późny wieczór w szkole. Za dobrze pamiętała, jak to się skończyło za pierwszym razem i wolałaby nie doświadczać powtórki.
      Od podchodów zorganizowanych na początku roku szkolnego, miała wrażenie, że coś jest z nią nie tak. Miała wrażenie, że wszędzie widzi tamtą białą maskę.
      Zaczynała nawet myśleć o tym, że powinna poprosić kogoś o pomoc, skorzystać z usług jakiejś wróżki, poddać się hipnozie lub… cokolwiek, co mogłoby sprawić, że przestałaby wypatrywać plastikowej maski już niemal wszędzie, gdzie tylko się znalazła. Teraz, znowu będąc w szkole późną porą, była pewna, że gdzieś zaraz się pojawi.
      Było z nią źle. Najgorsze było to, że sama nie wiedziała, po co szukała go wzrokiem. Bo chciała, spotkać go raz jeszcze czy może chciała trzymać się najdalej, jak tylko było to możliwe? Zwłaszcza, że krótko po tamtej nocy dostała wiadomość od plotkary, która nie sprawiała, że jej pobyt w Nowym Jorku był łatwiejszy. Rozmyślała nad tym, jakim cudem zdobyła tak szybko informację o tym, co zostawiła w Kanadzie i o tym… skąd wiedziała, co się stało tamtej nocy, podczas podchodów. Skąd wiedziała, kim był tamten facet, bo z treści wiadomości wynikało, że ta cała plotkara, musiała coś wiedzieć. To sprawiało, że jej myśli były jeszcze bardziej niespokojnie za każdym razem, kiedy widziała w losowych miejscach zamaskowaną postać.
      Nie mogła dać się zwariować, prawda? Nie mogła żyć w Nowym Jorku i myśleć tylko o tej białej masce, a raczej o tym, kto się pod nią skrywał. Nie mogła. Musiała… skupić się na czymkolwiek innym. Jak choćby teraz, zamiast myśleć o nieznajomym, mogła skupić się na ludziach, którzy znajdowali się tutaj razem z nią i wydawali się dobrze ze sobą znać. Szybko zauważyła, że nikt z nich nie uczęszczał do szkoły, a na pewno nie na zajęcia, w których ona brała udział. I to było dziwne. Poprzednim razem roiło się od uczniów, od dzieciaków. Teraz… większość wyglądała raczej na jej rówieśników. I nie była do końca przekonana czy to dobrze. Ciekawe, czy byli absolwentami. To mogło by oznaczać, że… może mogli coś wiedzieć o zamaskowanym? Chociaż tutaj sama plotkara dała jej trop… C. Tylko kim on był… I znowu to samo, zamiast skupiać się na rzeczywistych rzeczach i ludziach, ona myślała tylko o masce. Masce, której może wcale nie widziała więcej poza tamtą nocą? Gdy ją widziała, lub wydawało jej się, że ją widzi, po chwili znikała. Może naprawdę powinna skorzystać z pomocy psychiatrycznej.
      — Uczyliście się tutaj? — Spytała, zastanawiając się nad tym czy powinna tu stać z nimi wszystkimi i czekać nie wiadomo na co, czy faktycznie zacząć myśleć o tym, gdzie się schować, bo wiedziała już dobrze, jak kończy się bycie złapaną. O ile on tu był. Tylko czy naprawdę chciała się przed nim chować?

      Mercy

      Usuń
    13. Drgnęła lekko, czując na sobie spojrzenie jakiejś dziewczyny. Nie spodziewała się, że ktokolwiek ją usłyszał, a tym bardziej, że jej odpowie. Luna przywykła do bycia ignorowaną. Choć może to złe słowo. Po prostu nikt nie liczył się z jej zdaniem, a rodzice zazwyczaj traktowali ją jak laleczkę na pokaz. I dobrze, bo ostatnim, czego chciała Myers, było zwracanie na siebie ich uwagi; wówczas nie działo się nic dobrego.
      Ledger nie odwrócił tego trendu, też ją olewał. Nie liczył się z nią, z jej uczuciami, z niczym, co sobą reprezentowała. Fakt, że tak przyciągnęła do siebie czyjeś spojrzenie i nawet uzyskała odpowiedź był naprawdę cholernie zaskakujący.
      Tak samo jak jej słowa. Luna zmarszczyła czoło i skrzywiła się, bo to nie brzmiało, jakby brunetka żałowała swojego dupkowatego chłopaka. Jezu, co to byli za ludzie? Czy wszyscy w Nowym Jorku byli tak… Zimni i bezuczuciowi?
      — To tak czy inaczej nie brzmi zbyt zachęcająco — przyznała, podchodząc odrobinę bliżej do grupki. Zatrzymała się jednak w połowie kroku i zagryzła dolną wargę, rumieniąc się lekko na policzkach. Zdecydowanie nie nadawała się jako towarzyszka tych ludzi. Wyglądali na zżytych. I cieszących się perspektywą imprezy, tak przynajmniej mniemała po krążącej między nimi piersiówce. Choć oczywiście mogła się mylić.
      — Och, ja… To miłe, ale nie chciałabym przeszkadzać. Nie wiem nawet co tu robię — roześmiała się nerwowo i rozejrzała po wciąż zbierających się ludziach. — Nie chodziłam do tej szkoły, nie mam pojęcia, dlaczego dostałam tego dziwnego smsa — dodała, wracając wzrokiem do dziewczyny, a potem do jej znajomych. — Jestem Luna — przedstawiła się, bo chyba tak wypadało, a potem natychmiast spojrzała na kolejną osobę, która stanęła w pobliżu i zadała pytanie. Pokręciła przecząco głową. — Na czym to wszystko w ogóle polega? O co chodzi w tej zabawie? — zapytała, zwracając się do… Właściwie nikogo konkretnego, po prostu rzuciła słowa w przestrzeń, zastanawiając się, czy i tym razem ktoś jej odpowie.

      Luna

      Usuń
    14. Nel jakoś nie była pewna, czy już teraz chce wchodzić do środka. Mogła sobie tam zagrzać dobrą miejscówkę i się ukryć, ale wciąż jakoś tak wyglądała czy nie przyszedł ktoś, kto ją interesował. Inaczej by jej tutaj nie było, ale póki co nie zapowiadało się na to, aby czyjąś ofiarą miała paść. Trudno, jeśli wieczór nie pójdzie po jej myśli wróci do swojego apartamentu. Nikt jej tutaj przecież siłą nie trzymał.
      — Mi nie musisz tego mówić, martw się raczej o tego kto na ciebie dziś zapoluje — odpowiedziała. Ostatnie czego by się po Octavii spodziewała to skakanie od jednego do drugiego, ale z drugiej strony – wszyscy przecież tutaj to robili. Jakby wpisanie sobie wymiany partnerów miało poprawić jakość CV.
      Cornelia spojrzała w stronę dwóch dziewczyn, których nie rozpoznawała. Obie wyglądały na niego zagubione, jakby nie wiedziały co do końca tutaj robią. Witam w klubie. Trochę im zazdrościła, a jednocześnie współczuła. Nie była pewna, czy też wcześniej chodziły do tej szkoły. Nel znała wszystkie jej zakamarki, a wątpiła, że w przeciągu tych kilku lat, odkąd skończyła naukę wiele się pozmieniało. Wiedziała, dokąd się udać, aby przeczekać najgorsze, o ile nikt jej wcześniej kryjówki nie zajmie.
      — Bierz więcej to nie będzie miał żadnego problemu z tym, aby cię znaleźć. — Wywróciła oczami. Sama zwykle nie stroniła od używek, nawet miała poprosić Seojuna o kolorową tabletkę, ale z jakiegoś powodu chciała mieć trzeźwy umysł i trzymała się jedynie skrytej w torebce tequili. — Większość z nas, tak. Aż dziwnie wracać do tego miejsca i nie mieć na sobie mundurku. Pierwszy raz tutaj jesteście? — spytała. — Och, poza tym jestem Cornelia.

      Nel

      Usuń

    15. Prawdę powiedziawszy, sama nie do końca potrafiła zdefiniować czego dokładnie oczekuje po tej konkretnej imprezie, a wiadomość od organizatorki, która wciąż jeszcze obijała się niczym nieprzyjemna mantra o ściany jej nadal zdecydowanie zbyt czystego umysłu, raczej nie ułatwiała jej odnalezienia na to pytanie odpowiedzi. Jedno było jednak w stu procentach pewne – kimkolwiek była owa dziewczyna (zakładając oczywiście, że faktycznie była to dziewczyna, a nie jakiś znudzony nastolatek, który, nie mając nic ciekawszego do roboty, wpychał swój długi nos w prywatne życie innych), musiała nie zdawać sobie sprawy, że nazwanie panny Tavernier pieprzonym zajączkiem, czy po prostu czyjąś ofiarą było okropnie daleko od prawdy. To znaczy jasne, tamtego pamiętnego wieczoru jej względnie ustabilizowany do tej pory świat, legł w gruzach, ale czyż fakt ten mógł rzeczywiście definiować ją z automatu jako całkowicie bezbronną istotkę, która będzie chować się po kątach tylko dlatego, że ktoś miał akurat taką wizję ? Raczej nie, ostatecznie tamtej gnojek, który ją wtedy tak bezczelnie przeleciał, obecnie był już pewnie pożerany przez owady rozkładające ludzkie szczątki, a ona nie czuła w związku z tym najmniejszych wyrzutów sumienia. Miała jedynie nadzieję, że jej kolejne próby flirtu nie zakończą się w ten sam sposób. Ostatecznie nie miała najmniejszej ochoty zachowywać się niczym mniszka tylko dlatego, że raz popełniła błąd, który omal nie kosztował jej życia.
      - Och, to po prostu taka ulepszona wersja zabawy w chowanego. – Zaśmiała się w odpowiedzi na pytanie jasnowłosej. – Tyle tylko, że karą, czy może raczej nagrodą, jak kto woli, za bycie złapanym, jest w tym wypadku stanie się bezwolnym obiektem zachcianek dla jakiegoś napalonego łowcy. – Dodała z szalonym iskierkami w oczach, świadczącymi o tym, że ona sama zdecydowanie przechylała się do tej drugiej wersji. Im dłużej się bowiem zastanawiała się nad powodem, dla którego się tu stawiła, tym bardziej umacniała się w przekonaniu, że po blisko roku spędzonym w celibacie jej ciało po prostu zaczyna wręcz domagać się jakiegoś szybkiego numerku. A może nawet kilku, bo przecież czemu miałaby nagle omamiać tylko jednego nieboraka na raz ? – Przynajmniej dopóki komuś nie zechce się porwać na zmianę zasad. – Mrugnęła porozumiewawczo w stronę pozostałych, nagle tracąc zainteresowanie tą cichutką osóbką. – Ostatecznie to już nie te czasy, kiedy to za każdy tego typu wybryk można było wylądować na przysłowiowym dywaniku. Ale czy nawet wtedy ktokolwiek z nas się tym na serio przejmował ? – Rzuciła zaczepnie, z dobrze udawaną melancholią. – Tak w ogóle, jestem Naturelle. – Przedstawiła się na wypadek, gdyby ktoś z zebranych nie kojarzył jej jednak z mediów, czy muzycznych forów internetowych.


      Nathy

      Usuń
    16. Na słowa Seojuna, Min zachichotała uroczo, zakrywając usta dłonią, jak niewinne dziewczę, do którego tak daleko jej było. Nie istniały już żadne słowa ani obelgi z ust Kima, które mogłyby ją zranić. Jej własna opinia na swój temat, nie różniła się bardzo od tego, co wielu mawiało za jej plecami, a akcje dziewczyny z ostatnich miesięcy, tylko mogły utwierdzić wszystkich w przekonaniu, że tak, używanie własnego ciała, jako karty przetargowej, stało się jej codziennością.
      — Oh Seojun, co w rodzinie, to nie zginie. — odpowiedziała wesoło, uśmiechając się półgębkiem, ani na sekundę nie przerywając kontaktu wzrokowego z brunetem. — Seojin nie miał nic przeciwko. ¬— zachichotała ponownie, kiwając głową na boki, jakby tematem ich rozmowy nie był fakt, że Min zabawiła się z jego bratem. — Zresztą, jesteś ostatnią osobą, którą posądzałabym o slutshaming, w końcu miałam najlepszego nauczyciela.
      Puściła oczko w kierunku chłopaka, po czym odgarnęła swoje długie włosy za ramię i odwróciła się w kierunku Nel i kilku stojących obok niej dziewczyn. Nie kojarzyła żadnej z nich nawet z plotkarskiego bloga, który był publicznym miejscem prania ich brudów, jednak w żadnym stopniu nie przeszkadzało jej większe grono ludzi wokół.
      — Nel, kochana, ploteczki z tobą to sama przyjemność, a ja — ułożyła swoją dłoń na piersi, by nadać swym słowom powagi — Jak pewnie wiesz, nie mam już nic do ukrycia.
      Ponownie przesunęła wzrokiem po każdej z twarzy, posyłając uśmiech wszystkim dziewczyną, kilka z nich wyglądało na dość zagubione, jakby ciężko było im odnaleźć się w towarzystwie, w którym się znalazły. Swoje spojrzenie zatrzymała dopiero na Seojunie.
      Jego zachowanie zdziwiłoby ją o wiele bardziej, gdyby ten nagle zaczął stronić od używek czy zabawiania się z każdym, kto nawinął się pod rękę, więc jego mały pokaz z Octavią w roli głównej, nie wywołał na Ari najmniejszego wrażenia. Podsunął jej jednak kilka pomysłów, jak wykorzystać jego gierki i obrócić przeciwko chłopakowi, bo nic innego nie mogło sprawić jej tego wieczoru większej frajdy, niż rozjuszenie bruneta.
      — Ah tak, kilka miesięcy temu na jednej z tych imprez niestety pożegnaliśmy jednego z nas. RIP Jackson, nigdy o tobie nie zapomnimy! — Min uniosła jedną z dłoni ku twarzy, by w teatralnym geście otrzeć nieistniejącą łzę z policzka — Co poniektórzy bardzo cierpią po twoim odejściu i wzięli sobie do serca opiekę nad tymi, których pozostawiłeś po sobie. Tak, byłbyś bardzo dumny z Seojuna, taki dobry z niego przyjaciel.
      Układając dłoń na biodrze, obróciła się w kierunku Luny – bo właśnie tak przedstawiła się nieznajoma – i uśmiechnęła szeroko, tym samym wyciągając przed siebie rękę.
      — Ja jestem Ari, i tak, absolwenta Constance. A o co chodzi? Jeśli nie masz przed kim uciekać, to nie powinnaś się przejmować, w przeciwnym wypadku… — Brunetka nachyliła się nieco do przodu, przybierając poważny wyraz twarzy, by wyszeptać kolejne słowa — Lepiej znajdź dobrą kryjówkę.

      Ari

      Usuń
    17. — Dobrymi kumplami? — powiedział z teatralnym zaskoczeniem, odwracając się w stronę Octavii, którą dalej obejmował w talii, a potem, nie zmieniając mimiki, spojrzał na Cornelię i prawie na Ari. W końcu, czy mu się to podobało, czy nie, była niezaprzeczalną częścią ich grupy. — Nie, nie, to musimy sobie wyjaśnić, moje drogie. Jesteśmy pierdolonymi najlepszymi przyjaciółmi. Najlepszymi i najgorszymi, jakich można znaleźć na Upper East Side.
      Na Manhattanie ciężko było znaleźć prawdziwą przyjaźń, prawdziwą miłość i w zasadzie jakąkolwiek czystą i bezinteresowną relację. Ale oni mieli być ze sobą związani już zawsze, nawet jeśli nie widzieliby się następne parę lat. Byli dziećmi znanych, bogatych, potężnych — w różnych konfiguracjach — ludzi i widywali swoje twarze jeszcze w czasach, gdy nianie zabierały ich na spacer do pobliskiego placu zabaw. Pili, ćpali i imprezowali ze sobą na tych wszystkich bankietach, na które siłą zaciągali ich rodzice, trzymając się tylko jednej zasady — by robić to tak, by nikt nie wiedział. Nienawidzili się, całowali, zdradzali, plotkowali i sypiali ze sobą… Dla zabawy.
      To była więź szczególna i nierozerwalna.
      — A jeśli chodzi o pominięte rozdziały, to nie ma tego dużo. Ari po prostu stwierdziła, że prześpi się z moim bratem po tym, jak zerwaliśmy zaręczyny. Wiecie, totalnie normalna sprawa.
      Wzruszył ramionami, siląc się na obojętność, po czym roześmiał się na uwagę Neli co do kopnięcia w kalendarz. Bywały takie noce, w których działy się jeszcze bardziej pojebane rzeczy, ale przecież… nic nie stracą, jeśli dodadzą sobie trochę pikanterii, prawda?
      Szczęka mu się zacisnęła, gdy poruszyli temat śmierci Jacksona, ale postanowił się nie odzywać. Zamiast tego skupił swoją uwagę na trzech dziewczynach, które przystanęły przy ich grupie. Jedna z nich wydawała się kompletnie zbita z tropu, druga wyglądała, jakby na coś czekała, zaś trzecia zdawała się zbyt delikatna na tego typu imprezy. Chłopak stwierdził w głowie, że musiały to być nowe nabytki w plotkarowej kolekcji, które szanowna P tego wieczoru na swój sposób planowała… rozdziewiczyć. Może uda się im złapać na kolejnej imprezie, na której największa pizda Manhattanu będzie próbowała im utrudnić życie?
      Wielce prawdopodobne.
      — Seojun — przedstawił się z lekkim uśmiechem, trochę bezczelnie taksując je wzrokiem. — Tak, jakiś czas temu — dodał, pijąc do pytania jednej z nich. Zaraz potem zmrużył oczy, jakby sobie o czymś przypomniał. — Ale ty nie jesteś stąd, prawda? Skądś cię kojarzę. — Gdy inna brunetka się odezwała, kiwnął głową z kpiącym wyrazem twarzy: — Dokładnie, to taka gra w chowanego dla napalonych. Ale kto wie, czego sobie od nas zażyczą.
      Na słowa Cornelii nie powstrzymał pełnego niedowierzania śmiechu.
      — Nel, od kiedy to masz cokolwiek przeciwko używkom?
      Zsunął w końcu dłoń z talii Octavii, a potem przysunął się do blondynki, która stała do niego tyłem, w międzyczasie powtarzając poprzedni scenariusz, tym razem odrobinę go jednak skracając. Kiedy już dwie żarówiasto-różowe tabletki znalazły się na jego języku, schylił głowę, zerkając na profil Nel, jednocześnie bezczelnie układając dłoń na jej biodrze. Chyba zmieniła zdanie, bo zamiast go odepchnąć, uśmiechnęła się jedynie zachęcająco. Seojun się nie wahał. Z szelmowskim uśmiechem nachylił się, by znaleźć tabletkom nową właścicielkę, nie pozbawiając się przy tym wcale przyjemności, jakie rozciągały przed nim pełne, słodkie usta Cornelii Watson.
      Boże, jak on kochał mieć przyjaciółki.

      Usuń
    18. — Wiedziałem, że cię przekonam — wymruczał cicho i zaśmiał się.
      Śmiech ten jednak ugrzązł mu w gardle, gdy dotarły do jego uszu słowa Ari na temat śmierci Jacksona. Palce niemal automatycznie zacisnęły się na biodrze Cornelii, więc natychmiast odskoczył od dziewczyny, by przypadkiem nie zrobić jej krzywdy. Poczuł nieznością gulę w gardle i kiedy odwrócił wzrok w stronę brunetki, która patrzyła na niego z tym głupim i bezczelnym uśmiechem, pierwszy raz z premedytacją miał ochotę zrobić jej krzywdę. Tylko sekundy i kilka płytkich oddechów dzieliło go od tego, by sprawdzić, jak jej piękna cera poradzi sobie z bliskim spotkaniem z wybrukowaną ścieżką.
      — 썩 꺼져 — powiedział po koreańsku. Gniew tak nim zawładnął, że jakiekolwiek emocje spłynęły z jego twarzy, pozostawiając jedynie furię. Nawet jeśli ktoś nie znał jego ojczystego języka, mógł się domyśleć, że znaczy to nic innego, jak bardzo niegrzeczna propozycja oddalenia się. — Nie wkurwiaj mnie, Min Ari.

      Erotoman-gawędziarz

      Usuń
    19. Okej, wydawali się w sumie mili… Dlaczego więc miałaby nie zostać? Pomijając brak jakiejkolwiek empatii względem zmarłego, bo to ani trochę jej się nie podobało.
      Z drugiej jednak strony Luna nie była tak naiwna, żeby wierzyć, że na świecie znajdują się sami dobrzy ludzie. Może sobie na to zasłużył? Może miał w sobie coś, co odepchnęło od niego znajomych? Chyba musiała nadrobić tę głupią stronkę, bo ewidentnie jakimś cudem sama się na niej znalazła, skoro miała wziąć udział w tej zabawie.
      — Miło was poznać — uśmiechnęła się szeroko, nieco śmielej, ale uśmiech szybko zniknął, a dziewczyna odchyliła się lekko do tyłu, gdy Ari się nieco zbliżyła. Przez chwilę po prostu jej się przyglądała z poważnym wyrazem twarzy, a potem parsknęła cichym śmiechem. — W takim razie raczej nie mam się czym przejmować — przyznała i rozejrzała się po twarzach, starając się je zapamiętać. — A na was? Ktoś będzie polował? — zapytała i zamrugała, obserwując uważnie zachowanie Seojuna. O boże, co ona tu robiła? Dlaczego podeszła akurat do nich? I dlaczego to co robili wydawało jej się tak kurewsko kuszące? Nigdy nie bawiła się w ten sposób. Zawsze musiała się pilnować, być idealna w obawie, że ojciec dorwie ją w swoje ręce i będzie żałowała każdego występku.
      Ale tatusia tu nie było. Byli nowo poznani ludzie, którzy najwyraźniej wiedzieli, jak wyluzować.
      Dlatego gdy Seojun odsunął się od Cornelii, Luna zrobiła krok do przodu, patrząc na niego twardo.
      — Ja też chcę się zabawić — oznajmiła pewnym siebie głosem. Jak nie ona. — Mogę? — zapytała nieco mniej hardo, nagle czerwieniejąc na twarzy, bo poczuła się skrajnie głupio, że tak wyskoczyła. Nie znała ich przecież, a oni nie znali jej. To że się sobie przedstawili wcale nie znaczyło, że będą chcieli mieć z nią dalej do czynienia, prawda?

      poproszę do tego haremu

      Usuń
    20. Cóż, ze słowami Seojuna musiała się zgodzić. Byli popierdoleni, łączyła ich dziwna, zawiła przyjaźń, której sami nie do końca rozumieli, ale też rozumieli się bez słów. Nawet jeśli nie widzieliby się lata, to i tak nic by specjalnie nie zmieniło.
      — Zerwaliście zaręczyny? — Octavia w zdziwieniu uniosła w górę jedną brew. No cóż, zdarza się, jednak sądziła, że Min Ari i Seojun to nierozerwalna część. Mogli się nienawidzić, chcieć zabić i co tam jeszcze przyszło im na myśl, ale zawsze mieli być razem. Na wzmiankę o jego bracie, chcąc nie chcąc, na ustach octavii pojawił się delikatny uśmiech. W tym były do siebie podobne i spokojnie mogły sobie przybić piątkę.
      — Czasami bracia są lepsi od pierwszego wyboru — powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Z resztą, i tak cały Nowy Jork wiedział, że kiedyś zdradziła Jacksona z jego bratem. A ten, biedny, zaczął się w niej zakochiwać. Westchnęła cicho na wspomnienie Lucasa, bo musiała przyznać, że było wtedy miło. I był on zupełnym przeciwieństwem Jacka, totalnie dwa różne światy.
      Na wzmiankę o śmierci Jacksona, Octavia pozostała niewzruszona, choć tak naprawdę ten temat nadal był dla niej cholernie bolesny. Dlatego też radziła sobie na różne sposoby, by o nim nie myśleć i jak na razie dawało radę.
      — Octavia — przedstawiła się z uśmiechem. Powoli zaczynało być fajnie, więc tabletki Seojuna zaczęły działać. Cholera, chyba będzie musiała zapytać, od kogo on je bierze, bo ten towar zdecydowanie spodobałby się jej rodzince.
      — Wszystkie skończyłyśmy tu szkołę, tyle, że każda w różnych latach — wyjaśniła. Czy miała dobre wspomnienia z tym miejscem? Jakoś nie przywiązywała do tego wagi. Była to po prostu szkoła, przejściowe miejsce, które potem otworzyło jej drzwi na studia. Ot, cała sprawa. Plusem było to, że znalazła tu znajomości, które jak widać trzymały się nadal, mimo tego, że po drodze miały kilka zawirowań.
      Przeskoczyła spojrzeniem na Seojuna, który podszedł do Cornelii, i ją również, bez większego skrępowania poczęstował swoimicukiereczkami. Później, na dłuższą chwilę jej spojrzenie skupiło się na Ari, która w równie ironiczny dla Octavii sposób, wyraziła się o śmierci Jacksona. Czy powinna coś powiedzieć? Może, ale nie chciała, zdecydowanie wolała to przemilczeć.
      — Och, dajcie spokój z tą swoją nienawiścią. I tak za niedługo znów skoczycie sobie w ramiona — wywróciła oczami. Octavia wyciągnęła z kieszeni kurtki elektrycznego papierosa, zaciągając się nim kilkukrotnie. Jej wzrok spoczął na drugiej drużynie, a ona z łatwością wyłapała postać Gabriela. I już wiedziała, że pewnie będzie miała przejebane, bo widział co zrobiła z Seojunem. Ale dzięki temu chyba będą się lepiej bawić, taką miała nadzieję.
      — Ekologiczny kolega. Podoba mi się to porównanie — stwierdziła nagle, kiwając głową, wypuszczając dym z płuc.
      — Kurwa, Seojun, jak Ty szybko sprowadzasz na złą drogę grzeczne dziewczynki — zaśmiała się, spoglądając na Lunę.
      Octavia

      Usuń
    21. Seojun dalej wpatrywał się w brunetkę z grymasem wściekłości, gdy nowopoznana dziewczyna stanęła przed nim, wytrącając go na moment z tropu. I chyba właśnie to powstrzymało go od tego, na co miał w tym momencie największą ochotę — ustawić do pionu Ari tak, jak tylko on potrafił — i sprawiło, że na jego twarzy ponownie wykwitł mały, szelmowski uśmiech. Ten wieczór faktycznie coraz bardziej zaczynał mu się podobać i, jak już wcześniej przewidywał, był wyjątkowo miły. Tak miły, że nie miał najmniejszej ochoty jeszcze rozbiegać się po pomieszczeniach, szukając kryjówki.
      Może łowcy też mogliby zorganizować swoją własną imprezę?
      Rudowłosa Luna była tak delikatna, że Seojun nabrał ochoty, by zmiażdżyć tą jej niewinność i rozdmuchać ją w proch. Zmarszczył lekko brwi, gdy po chwili się wycofała, ale dalej nie przestawał się uśmiechać i przyglądać jej się z nieco pochyloną głową, zupełnie jak drapieżnik oceniający swoją zdobycz.
      Ktoś mu powinien przypomnieć, w jakiej grupie się znajduje.
      Kurwa, Seojun, jak Ty szybko sprowadzasz na złą drogę grzeczne dziewczynki.
      Było w tym sporo prawdy. Lubił podporządkowywać sobie bezbronne istoty, szczególnie te mało samoświadome, i formować je tak, jakby sobie tego życzył. Lubił, gdy tańczyły, jak im zagrał, i bardzo nie lubił, kiedy mu się wymykały. Dlatego Min Ari tak bardzo działała mu na nerwy.
      — Możesz — szepnął, zbliżając się do dziewczyny o krok i stając tuż przed nią.
      Gniew odebrał mu już wcześniej trzeźwą ocenę sytuacji, więc mógłby darować sobie całą szopkę, którą odstawiał z tabletkami, ale przecież to była dużo bardziej kusząca zabawa. Tym razem jednak nie był rozbawiony, a wściekły. Więc gdy przyciągnął do siebie Lunę, wsuwając dłoń w jej włosy, brakowało mu już tej przyjacielskiej delikatności, co poprzednio. Wpił się w jej usta zachłannie, jakby zupełnie zapomniał, co tak naprawdę było celem tego pocałunku, i niemal namacalnie poczuł, jak złość ściskająca jego klatkę piersiową lekko puszcza. Gdy w końcu odsunął się od dziewczyny, odchylił się jedynie na kilka centymetrów, a kpiący uśmiech wrócił z powrotem na jego wargi.
      — Chyba się jednak polubimy. — Zabrzmiało to bardziej jak pytanie, niż stwierdzenie. Dopiero po wyplątaniu dłoni z jej włosów, zorientował się, jak mocno ją trzymał. Ciężko było mu to oceniać, ale wydawało mu się, że Luna nie miała nic przeciwko.
      — Czasami bracia są lepsi od pierwszego wyboru — powtórzył słowa, które padły z ust Octavii, odwracając się ponownie w stronę Ari. Wyładowanie gniewu przyniosło mu kolejne pokłady energii. Już nie patrzył na nią zraniony i oszołomiony chłopak, a ten zimny Seojun, którego dobrze znała. Który chciał bić słowami tam, gdzie bolało najbardziej. — Ciekawe, Ari. Może był lepszy. Ale chciałbym wiedzieć, co cię w jego stronę skłoniło… — Roześmiał się kpiąco. — Bo po kilku kieliszkach i tabletkach wyglądał jak ja? Bo w jego głosie słyszałaś mój? — Przekroczył dzielącą ich odległość. — Bo od zapachu jego perfum kręciło ci się w głowie? Proszę, powiedz.

      Zdzirosław

      Usuń
    22. Nie było chyba imprezy, na której Nel zachowałaby trzeźwy umysł. Może ewentualnie, jak miała dziesięć lat i jeszcze nie wiedziała czy w ogóle narkotyki są, a jedyne czego wtedy chciała to czekoladowego tortu i kucyka. Odkąd na dobre weszła w znajome sobie już towarzystwo brała jakieś kolorowe tabletki nieznanego pochodzenia, wlewała w siebie sporą ilość alkoholu, a dziś sądziła, że uda się jej pobyć trzeźwą, bo nie chciała przegrać tej cholernej gry, chociaż nawet nie wiedziała, czy ktoś miałby chęć na nią zapolować. Bawiła się wybitnie w tym towarzystwie i nie miałaby nic przeciwko temu, aby w nim zostać już na stałe. Czy naprawdę musieli się rozchodzić? W końcu było tak miło i rozmawiało się również niezwykle przyjemnie. Co za problem zostać?
      — Oboje jesteście zdrowo pierdolnięci — stwierdziła z migającym jej na ustach uśmieszkiem. Wszyscy z nich byli, a wydarzenia, o których właśnie usłyszała jakoś jej nie szokowały. Może, gdyby ich nie znała i sama nie należała do osób, które nie postępują zgodnie z akceptowanymi przez społeczeństwo zasadami to trochę ją to wszystko by ruszyło. Może. Nic w końcu nie było pewne. Parsknęła pod nosem na komentarz Ari, jak wiele by ją ominęło, gdyby jednak się nie pojawiła na tych podchodach. Zdecydowanie warto było przyjść, a to przecież dopiero był początek. W dodatku bardzo intrygujący początek.
      Łatwiej było z pewnych wydarzeń żartować. Nawet jeśli w środku na myśl o nich wciąż skręcały się wnętrzności. Ot, taki mechanizm obronny, który w przypadku blondynki całkiem nieźle działał.
      Skupiła się za chwilę jednak na Seojunie, który kierował w jej stronę pytanie. Nie od razu odpowiedziała, bo jedynie się uśmiechnęła. Ona i używki się przecież bardzo lubiły. I to od długiego już czasu. I właśnie w tym momencie szlag wziął jej postanowienie o tym, aby zostać trzeźwą. Niech się dzieje wola Seojuna i jego kolorowych tabletek.
      — Od nigdy, przecież wiesz. Najlepiej ze wszystkich — odparła zadowolona. Ile imprez razem zaliczyli? Ilu osobom podłożyli nogi dla czystego śmiechu? Dalej pamiętała i bardzo miło wspominała akcję z bransoletką i tamą rudą dziewczyną, która wręcz piszczała na ich widok. Tak bardzo chciała się wtedy zaprzyjaźnić, a ostatecznie dostrzegła ich prawdziwe twarze. Nawet nie wiedziała, co właściwie się z nią stało później.
      Nie opierała się, kiedy dłonie Seojuna znalazły się na jej biodrach, a usta zbliżyły ku jej. Bo i dlaczego miałaby go odpychać, skoro właśnie gwarantował jej dobrą zabawę? Każdy ruch przyszedł jej niezwykle naturalnie i był tak bardzo znajomy, a pewnych rzeczy się w końcu nie zapomina.
      — A czy ja ci się kiedykolwiek opierałam? — odpowiedziała uśmiechając się wesoło. Tak, wieczór zdecydowanie robił się coraz ciekawszy. Uniosła lekko brew w zaskoczeniu, gdy poczuła, jak jego palce mocniej się zaciskają, trwało to zaledwie chwilę i nie skomentowała tego w żaden sposób. Sprawiając raczej wrażenie, jakby nic nie zauważyła.
      Rozchyliła lekko usta, kiedy Luna się odezwała. Wyglądała na taką cichą myszkę, zagubioną w dodatku i nie spodziewała się po niej takiej odważnej propozycji. Nawet jej nie znała, pozwoliła sobie ją ocenić po tym, co widziała.
      Przysunęła się bliżej Luny. Nachyliła się lekko w jej stronę, aby mogła ją głównie tylko ona usłyszeć.
      — Coraz bardziej mi się podobasz, słodka jesteś. Jak taki cukiereczek. Uważaj, aby nie połkną cię w całości — szepnęła uśmiechając się niejednoznacznie, po czym odsunęła się na bok, ale wciąż pozostając blisko, aby obserwować to, co miało się tu wydarzyć.
      Zdecydowanie Seojun miał zamiar ją połknąć w całości i nie zostawić po sobie okruszka. Z ciekawością patrzyła, czy Luna się wystraszy czy może jednak zostanie zaciekawiona bardziej.
      Podebrała Octavii elektrycznego papierosa, dalej obserwując to, co się działo. Jednak już między Seojunem i Ari. Prawie parsknęła słysząc Bo po kilku kieliszkach i tabletkach wyglądał jak ja? Dla Cornelii pewnie tak właśnie by wyglądali, ale postanowiła tę myśl zostawić dla siebie.

      bijcie się w kisielu pls

      Usuń
    23. Do trzech razy sztuka.
      Bo wymiana śliny z Octavią nawet nią nie drgnęła, wiedząc, że na tym skończyłaby się jakakolwiek cielesność między dwójką. Ta sama teoria tyczyła się również Nel, bo Min doskonale zdawała sobie sprawę, jak wyglądała znajomość Seojuna i blondynki i że to nie był pierwszy raz, bo od czego są przyjaciele. Zapał z jakim Seojun wpił się w Lunę, obejmując ją nieco zbyt zachłannie? Przyciągając ją do siebie, stapiając ich ciała w jedno i uśmiech na jego twarzy chwilę po, gdy skrzyżował spojrzenia z Ari, zupełnie tak, jakby oczekiwał reakcji, podsuwając pod jej nos najgorszą wersję siebie – tę, której powinna się obawiać.
      Tak, to zdecydowanie nie przypadło jej do gustu, powodując niekontrolowane zaciśnięcie szczęk, kiedy kolejne kroki Seojuna stawiały go coraz bliżej niej. Min odruchowo odsunęła się do tyłu, chcąc zachować jak największy dystans, bo Kim zdolny był do wszystkiego, szczególnie, kiedy adrenalina buzowała w jego żyłach, podsyłając mu najgorsze z możliwych pomysłów, a ona właśnie znajdowała się na linii ataku. Seojun jak drapieżnik chciał ją otoczyć, zagonić w kąt. Jakby zapomniał swojej roli w tej całej zabawie.
      — Nie schlebiaj sobie — Krzyżując ramiona na piersi, prychnęła pod nosem na słowa Seojuna, przybierając pogardliwy wyraz twarzy, jakby jego sugestie były czymś zupełnie absurdalnym i dalekim od prawdy.
      Ale nie były, i ta świadomość bolała jeszcze bardziej, niż to, że Kim zdawał sobie z tego sprawę, używając jej słabości, jako własnej broni. Do tego jednak nie miała zamiaru się przyznawać, bo Seojun na jej tęsknotę nie zasługiwał.
      — Hmmm… No nie wiem, może zaintrygowało mnie to, jak będąc spokrewniony z tobą, moralnie nie jest zrównany z poziomem chodnika — Postawiła niewielki krok w przód — A może jego ambicje? Jego działalność w firmie jest imponująca — Kolejny mały kroczek, tak, że teraz stali twarzą w twarz — Chociaż powiem ci, że nie wiem jak ślepa czy naćpana musiałabym być, by nie zauważyć znaczącej różnicy, pomiędzy wami. — Z kpiącym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, brunetka zlustrowała Seojuna, zawisając spojrzeniem w okolicach jego rozporka, po czym ponownie odwracając się do dziewczyn, westchnęła cicho.
      — Tak, to zdecydowanie było to, największa różnica. — specjalnie przeciągnęła jedno ze słów w karykaturalny wręcz sposób.
      Pozwoliła sobie na poklepanie Seojuna po klatce piersiowej, a następnie podeszła do Cornelii, sięgając po piersiówkę, która wystawała z otwartej torebki dziewczyny.
      — Ale naprawdę, nie przejmujcie się, myślę, że Seojun sprosta waszym oczekiwaniom — wzięła spory łyk tequili, krzywiąc się na palące uczucie w gardle. — No, może nie wszystkim na raz. Myślę, że ty z pewnością będziesz zadowolona — Kiwnęła głową w kierunku Luny, bo dziewczyna wyglądała na najbardziej niewinną z nich wszystkich, jej policzki dalej nieco zaróżowione, po tym, jak Seojun jakże łaskawie spełnił jej prośbę. Ari przyglądała jej się przez chwilę zza lekko przymrużonych powiek, bo o ile ta wyglądała nieszkodliwie, tak to było bardzo niespotykane w ich gronie, a plotkara nie zaprosiłaby jej na wydarzenie, gdyby dziewczyna nie posiadała chociaż jednego sekretu godnego jej perfidnej strony.
      — Powiedz nam coś więcej o sobie, skoro już postanowiliśmy poznać się lepiej. — Na zachętę wyciągnęła w jej kierunku piersiówkę, zupełnie nie zważając na to, że rozdaje dookoła coś, co nie należy do niej.

      hit me baby one more time

      Usuń
    24. — Mercy — przedstawiła się z lekkim opóźnieniem, spoglądając spokojnie po twarzach grupki, w której się zebrali. Skinęła lekko głową, na wieści o tym, że znalazła się właśnie w gronie, głównie, absolwentów. Nie zamierzała szczegółowo wypytywać o organizowanie tych imprez, bo nie chciała zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi, ale miała cichą nadzieję, że pozostanie w tym gronie nieco dłużej, pomoże jej odnaleźć rozwiązania, których poszukiwała. Pokiwała lekko głową na padające słowa kolejnych osób, uśmiechając się przy tym lekko. — Od tego roku pracuje w St. Jude’s jako asystentka nauczyciela — powiedziała zgodnie z prawdą.
      Obserwowała, co się właśnie działo pomiędzy tymi ludźmi, a kącik jej ust delikatnie drgnął.
      Spojrzała na młodego mężczyznę, który odpowiedział na jej pytanie i przymrużyła lekko powieki, próbując odgadnąć, co konkretnie mógł mieć na myśli.
      — Francja, później Kanada, a teraz Stany — przyznała, wzruszając lekko ramionami, zastanawiając się nad tym, skąd mógł ją kojarzyć i czy ona mogła skądś znać jego. Nie była pewna czy to dobrze, że ją kojarzył. Nawet przez moment nie pomyślała o tym, że mógłby być tym, kto najbardziej ją interesował. Nie pasował. Ale… skoro był absolwentem, nie mógł znać jej z obecnego życia, a to było nieco niepokojące. Czy wszyscy w Nowym Jorku zamierzają doprowadzić ją do paranoi? — Musisz mi wybaczyć, ale nie jestem w stanie… wkleić twojej twarzy w odpowiednie miejsce. Byłeś w Toronto w przeciągu dwóch lat? — Spytała, bo musiała cokolwiek wiedzieć. Nie lubiła nieświadomości, a było jej obecnie w jej życiu za dużo.
      — Nieźle się tu bawicie — stwierdziła z lekkim uśmiechem — kompletnie o nic, po prostu zastanawiam się nad tym jak bardzo podchody są powiązane z samymi szkołami — wzruszyła lekko ramionami, a następnie posłała uśmiech do Luny, bo wychodziło na to, że aby być tu dzisiaj wcale nie trzeba było mieć żadnego powiązania z placówkami.
      Przysłuchiwała się uważnie każdemu słowu, które padało z ust zebranych. Sama nie miała wiele do powiedzenia z wiadomych względów, nie znała ich. Słuchanie jednak mogło przynieść korzyści. Wiedza była cenna, a wszystko zapowiadało się na to, że zbieranie jej w ich gronie nie będzie wcale trudne, bo jak łatwo dało się zauważyć, nie przeszkadzało im to, że wśród nich znajdowały się obce osoby, aby wymieniać się złośliwościami. I przez chwilę poczuła się jak kiedyś, przed wypadkiem, kiedy jej życie nie ograniczało się głównie do nudnej pracy w liceum.

      Mer

      Usuń
    25. — Mhm-m, jasne, że tak — mruknął cicho, dalej wpatrując się w Ari z tym samym kpiącym uśmiechem, choć jego oczy zabłyszczały ponownie wściekłością. Nie mógł jednak sobie pozwolić, by dziewczyna drugi raz wyprowadziła go z równowagi, o ile naprawdę nie chciał zrobić jej krzywdy.
      Zresztą jej reakcja podpowiadała mu, że trafił w sedno. Zaledwie kilka sekund zaskoczenia, które wymalowało się na jej twarzy, zanim postanowiła przywdziać na powrót maskę bezczelności, i to, że tak naprawdę nie podała mu żadnych konkretnych powodów. Żadnego, w którego mógłby uwierzyć, znając ją tak dobrze.
      Bo w końcu ilość razy, kiedy krzyczała jego imię, wbijając paznokcie w jego plecy, rozwiewała zupełnie argument, który Ari wydał się najistotniejszy.
      Seojun tracił zainteresowanie dziewczyną, gdy miał w ją w garści, a z powrotem zyskiwał, gdy stawał się jej obojętny. Albo inaczej — kiedy widział, że Ari próbuje za wszelką cenę stłumić w sobie uczucia wobec niego, tę dziwną nić przyciągania, która była między nimi. I nie był do końca tak bezduszny, jak mogłoby się wydawać, bo w środku aż się zagotował, zdając sobie sprawę, jakie plany tego wieczoru rozciąga przed nim jego własny mózg. To nie był pierwszy tak scenariusz. I, jak widać, nie ostatni.
      Ale wcale nie musiał się mu poddawać.
      Obrócił się, śledząc wzrokiem odchodząca Octavię, i zastanawiając się, czy rzeczywiście uda jej się znaleźć jakikolwiek alkohol w składziku woźnego. Nie był przekonany, czy to był taki dobry pomysł, zważywszy na fakt, że druga grupa już zaczęła ich szukać, a piwnica mogła być jedną z pierwszych miejsc, do których się udadzą. I że w najbliższym czasie muszą się z tego korytarza ewakuować. Och, tak, zdecydowanie w horrorze to Blanchard umarłaby pierwsza.
      Sięgnął do kieszeni marynarki po piersiówkę i dopił pozostały alkohol, przestępując te kilka kroków dzielących go od grupy. Znajdując się znowu za Cornelią, wsunął na powrót ręce na jej talie, a głowę pochylił, by móc oprzeć brodę na jej lewym ramieniu. Z tej pozycji przyglądał się, jak Luna rozmawia z Ari, zastanawiając się, jak tej nocy potoczą się losy tego niewinnego dziewczęcia. Może do jutra ich grupa powiększy się o kilku nowych stałych członków? Przydałoby im się trochę świeżej krwi.
      — Myślę, że powinniśmy się wszyscy stąd w końcu zebrać — powiedział cicho do Nel, rozglądając się po szkole. Dalej stali w holu, tuż przy wejściu, a minęło już sporo czasu, odkąd gra się zaczęła. — Jeszcze ktoś mi cię zabierze i do kogo się będę przytulać?
      Dopiero gdy Mercy odezwała się do niego ponownie, olśniło go, skąd mógłby ją kojarzyć. Patrząc na nią, ujrzał w myślach twarz, której nie widział od dobrego roku, a lekki uśmiech wstąpił na jego usta, zaraz jednak zastąpiony grymasem. Przypomniał sobie, w jakich okolicznościach widział ją ostatni raz.
      — Bluebell Frazer, kojarzysz ją? Tańczyła balet. — Roześmiał się, kręcąc głowa, myśląc o tym, że może Nowy Jork to wielkie miasto, ale Manhattan jest jednak tylko małą wyspą. — Popraw mnie, jeśli się mylę, ale albo widziałem cię w szkole, albo na jakimś występie, albo w jakiejś operze.
      Przez ten cały czas bardzo dobrze udawał, że wcale nie miał Min Ari ciągle na oku.

      Zdzira

      Usuń
    26. Długo biła się z myślami, czy powinna pojawić się na tym wydarzeniu, zwłaszcza po tym, co ostatnio miało miejsce w jej życiu. Starała się żyć zgodnie z zasadami i unikać szalonych pomysłów, ale koniec końców ciekawość wygrała ze zdrowym rozsądkiem i pojawiła się na miejscu, jak zwykle spóźniona. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to wiek uczestników, większość z nich miała już licealne lata za sobą, choć to akurat było na plus. Ostatnio miała dość swoich rówieśników, poza tym dla części z tu obecnych była kompletnie anonimową osobą, przez co mogła poczuć się przy nich swobodnie. Miała dość pytań o to, dlaczego zniknęła, albo co gorsza, dlaczego Caden wylądował przez nią w więzieniu, już i tak wystarczająco dręczyły ją przez to wyrzuty sumienia.
      - Nel! – uśmiechnęła się promiennie, dostrzegając w tłumie Cornelie. Co prawda jako jedyna tutaj była mocno powiązana z Whitmore, ale w przeciwieństwie do niego samego, jego rodzina nie miała do niej aż takich pretensji. Ich ojcowie znali się od lat, nie zamierzali więc zrywać łączącej ich przyjaźni tylko dlatego, że młodzi miewają głupie pomysły i wybryki – Mogę się do was przyłączyć? Szukałam w tłumie mojego kuzyna, ale pewnie jego penis biega gdzieś za Blair – wzruszyła bezradnie ramionami, zajmując miejsce obok grupki dziewcząt. Często wychodziła gdzieś wspólnie z Watson, kojarzyła więc jej przyjaciółki, przez co była pewna, że w tej grupie nie będzie się nudzić. Potrzebowała się nieco rozerwać, zwłaszcza, że ta gra zawsze nosiła jakieś znamiona dreszczyku emocji I stanowiła świetną odskocznie od codzienności.
      - Czy wy jesteście jakoś ze sobą spokrewnieni? – uniosła pytająco brew, wskazując palcem na osoby, które wyróżniały się z tłumu azjatycką urodą. Nie kojarzyła ich, nie miała więc pojęcia, co, jak i kogo z kim łączy, a wolała się upewnić już teraz, aby później nie oberwać w głowę od wściekłego brata, czy nadopiekuńczej siostrzyczki. Tutaj nie obowiązywały żadne zasady, zamierzała więc się tego trzymać, a jeśli jej rozwiązła natura dałaby o sobie znać, wolała się zabezpieczyć i nie narobić wrogów w całych rodzinach.

      Lou

      Usuń
    27. Słysząc słowa dziewczyn, nagle odwaga ją opuściła i zapragnęła się wycofać. Zrobiła więc jeszcze jeden krok do tyłu, jakby chciała uciec przed Seojunem, którego sama przecież sprowokowała do działania, ale nie zdążyła tego zrobić. Słysząc głos Cornelii tuż obok siebie, drgnęła lekko i spojrzała na nią błyszczącymi, rozszerzonymi strachem oczami. Otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nie zdążyła tego zrobić, bowiem ręce mężczyzny nagle znalazły się na jej ciele, a Luba odruchowo oparła dłonie na jego ramionach. Okej, przecież da radę, prawda? Miała po prostu odebrać tabletkę, nic więcej.
      Ale to było, kurwa, coś więcej. Znacznie więcej. Tak więcej, że aż zabrakło jej tchu, gdy odwzajemniała pocałunek, mimochodem jedynie rejestrując, że tabletka znalazła się w jej ustach. Wbiła paznokcie w jego ubranie i jęknęła cicho nie tylko z bólu, ale również z przyjemności. Kiedy się od siebie odsunęli, Myers oddychała ciężko, a na słowa Seojuna jej wargi rozciągnął uśmiech i skinęła głową.
      — I pewnie pójdziemy za to do piekła — odpowiedziała równie cicho, a kiedy się odsunął, dziewczyna wycofała się nieco chwiejnym krokiem w stronę dziewczyn.
      A zaraz potem otworzyła szeroko oczy, a uśmieszek gdzieś się rozpłynął. No dobra, tego się nie spodziewała.
      — Okej, jestem tu nowa, więc… Powiecie, o co chodzi z tą dwójką? I w co ja się właśnie wpakowałam? — szepnęła do Octavii o Cornelii, które wydawały się najbardziej zaznajomione z tematem. Nagle poczuła się nieco mniej na siłach do tego wszystkiego o ścisnęła ręką przedramię kolejnej brunetki, chyba Mercy, jakby szukała w niej oparcia.
      Kiedy Ari zwróciła się do niej, przechyliła głowę lekko w bok i zmrużyła powieki. Cóż, to zdecydowanie nie było miłe, a język aż ją zaświerzbił, żeby jakoś odpyskować.
      — Pewnie tak. Prawie dostałam orgazmu od samego pocałunku — odezwała się. Nie wiedziała, dlaczego zapragnęła bronić Seojuna, skoro kiedyś spotykała się z takim facetem i była na miejscu Ari, ale nie podobał jej się ten cały atak. Luna nie była winna. Nie wiedziała przecież, że coś jest między nimi, a on mógł przecież odmówić. Dopiero teraz widziała wyraźnie, w jaki sposób na siebie patrzyli, ale wcześniej tego nie dostrzegła. Do chuja, znała ich pięć minut!
      — Nie chcę brać w tym udziału, to sprawa między wami — odparła zamiast odpowiedzieć na pytanie Ari. — Ale jeśli chcesz poznawać się dogłębnie, ciebie też mogę pocałować i będziecie kwita — uśmiechnęła się. Adrenalina. Zdecydowanie przemawiała przez nią adrenalina. Luna się tak przecież nie zachowywała.

      w nastroju na oberwanie w mordę

      Usuń
    28. — Oho, zostaliśmy właśnie przyłapani przez pracownika — rzuciła blondynka. Aż dziwne, że tutaj była. Z tego co pamiętała to żaden z pracowników raczej nie brał chętnie udziału w imprezach organizowanych przez uczniów. Ba, byli pierwsi do tego, aby ich przyłapać i zaciągnąć do dyrektora na dywanik. Gdyby była parę lat młodsza, a jakieś konsekwencje mogłyby ją faktycznie spotkać to może poczułaby dreszczyk emocji na myśl, że znajduje się tu pracownik, ale teraz? Bardziej ją ciekawiło, jakim cudem się tutaj dostała i czy to nie była jakaś pułapka. — Asystentka nauczyciela tak swobodnie podchodzi do nielegalnej imprezy w szkole? Gdzie ty byłaś, jak ja chodziłam do szkoły — mruknęła.
      Podążyła wzrokiem za swoją piersiówką, którą rozdawała na prawo i lewo Ari. Pogodziła się chyba też z myślą, że już jej nie odzyska, ale to w końcu była mała strata. Szkoda jej tylko było, bo w końcu była ładna i różowa, a w dodatku brokatowa. Obserwowanie dramatu rozgrywającego się między Seojunem i Ari było intrygujące, a blondynka po raz kolejny zanotowała, że będzie musiała się przy nich zakręcić, aby tego i owego się dowiedzieć.
      Nel spojrzała na bruneta, kiedy ten się o nią oparł i odruchowo wręcz ułożyła swoją głowę na jego. Jakoś nie przeszkadzało jej to, że tutaj stali. Całkiem dobrze się jej rozmawiało, nie czuła potrzeby, aby faktycznie biec i się przed kimś chować, ale może jednak powinna. W końcu o to właśnie w tej grze chodziło, prawda?
      — Przyznaj się po prostu, że się za mną stęskniłeś i chcesz spędzić trochę czasu — zaśmiała się. — Nie odmówię ci, przecież wiesz — dodała rozbawiona.
      Jej uwagę po chwili przyciągnęła nowa osoba, którą Nel całkiem dobrze kojarzyła. Spędziły ze sobą sporo czasu, kiedy jeszcze imprezowała z Cadenem, a potem i dobrze bawiły się bez niego. Nawet nie była pewna, że on tu dziś był, ale zgadywała, że skoro Lou się pojawiła, to on również.
      — Ten kretyn tu za tobą przyszedł? — zapytała zerkając na dziewczynę z lekkim uśmiechem. — Zostań, trzymaj się, ale uważaj – lubimy się podgryzać.
      Gdyby coś piła, to zapewne w dość niekulturalny sposób wyplułaby przed siebie. Luna sprawiała wrażenie niewinnej, a jednak potrafiła pokazać pazurki. Niektórzy od razu żałowali, że weszli w to towarzystwo i się przy nich zakręcili, ale coś jej mówiło, że tak wcale nie będzie z Luną.
      — Boże, coraz bardziej cię lubię. Nie potrzebujesz może przyjaciółki? — mrugnęła do niej porozumiewawczo i się przymknęła, ciekawa w jaki sposób rozwinie się dalej. Jeszcze trochę i tu każdy z każdym będzie się całował, ale to z kolei nie byłoby jakoś szczególnie zaskakujące.

      omójbożebijciesię

      Usuń
    29. Brunetka spojrzała na Seojuna, gdy wypowiedział imię i nazwisko jakiejś dziewczyny, jednocześnie próbując ją wkleić w odpowiednie miejsce. To był dużo lepszy trop, niż twarz samego chłopaka.
      — Załatwiłam jej przesłuchanie w kanadyjskiej szkole baletowej — przyznała, skinąwszy przy tym lekko głową, a następnie odwróciła wzrok od mężczyzny — krótka znajomość — dodała, nie mając zamiaru uzewnętrzniać się przed obcymi ludźmi i nie daj boże opowiadać im o swojej przeszłości. — To chyba była twoja dziewczyna? — Spytała, coraz bardziej kojarząc twarz bruneta. Wolała uderzyć w tym kierunku, niż skupiać się na swojej osobie.
      Powoli przenosiła spojrzenie z jednej twarzy na drugą, otwierając nieco szerzej oczy, widząc pocałunek między chłopakiem, a Luną, jak przedstawiła się dziewczyna i aż nie dowierzała, że ta odważyła się na skosztowanie cukierków od świeżo poznanych osób. Nie jej jednak było to wszystko oceniać. Musiała jednak przyznać, że towarzystwo było… zdecydowanie ponadprzeciętne i bardzo towarzyskie. Na tyle, że gdy poczuła dłoń Luny, sama automatycznie ścisnęła ją drugą, jakby chcąc jej dać znać, że jakby co, to może mieć w niej wsparcie.
      — Chyba muszę się czegoś napić, bo nie zamierzam być jedyną w pełni trzeźwą w towarzystwie — mruknęła cicho, spoglądając, kto obecnie trzymał piersiówkę, która krążyła z rąk do rąk. Póki co, w Nowym Jorku robiła same głupie rzeczy. Dziś nie mogło być inaczej.
      Mercy spojrzała na blondynkę, czując, jak jej policzki nieco się rumienią. Uczniowskie zabawy nie brzmiało dobrze w kontekście tej poprzedniej, w której brała udział. Dość nieświadomie.
      — Z tego co rozumiem, ta wcale nie jest przeznaczona jedynie dla uczniów — powiedziała, starając się brzmieć naturalnie, jakby wcale nie miała niczego na sumieniu, a później spojrzała ponownie na Lunę, a następnie na Ari, czekając w napięciu na to, co się za chwilę wydarzy.
      — Zdecydowanie potrzebuję czegoś mocniejszego — szepnęła, spoglądając na Seojuna, bo to chyba on chował piersiówkę i wyciągnęła rękę, aby się podzielił. Działo się tak dużo, że nie miała pojęcia na kim ma skupiać spojrzenie. I czuła, że to jedynie będzie się bardziej rozkręcać.

      M

      Usuń
    30. Gdyby nie spędziła trzech lat poza Nowym Jorkiem, zapewne potrafiłaby rozpoznać dziewczynę, która niedawno dołączyła do ich małego, acz niezwykle gadatliwego grona, a co za tym idzie, uświadomiłaby sobie nagle, że gdzieś na terytorium tego kampusu kręci się jeden z jej dawnych kochanków. Niestety póki jego imię nie padło głośno, Nathy nie zdawała sobie kompletnie sprawy z zagrożenia. Z drugiej jednak strony czy ten uważający się za bóg wie kogo szatyn, którego owinęła sobie kiedyś wokół małego palca mógł rzeczywiście stanowić dla niej dzisiaj synonim kolejnych nieprzewidzianych problemów ? Raczej nie, ostatecznie ich przelotna, w głównej mierze łóżkowa, znajomość zakończyła się w momencie, gdy bezczelnie podprowadził jej ojcu elegancki złoty wisiorek zakończony ametystowym wisiorkiem o kształcie lilii należący niegdyś do jej matki, za co równo sprała mu portki niedługo po tym, gdy Pan Tavernier wypuścił ją wreszcie z aresztu domowego, pogodziwszy się z faktem, że nawet, jeżeli za nagłym zniknięciem tego cennego klejnotu stała rzeczywiście jego córka, dalsze jej więzienie i tak na nic się nie zda. Gdyby więc zdawała sobie sprawę z faktu, że Caden również pojawił się na tej imprezie, zapewne i tak zbytnio by się tym nie przejęła. W najgorszym razie, zakładając oczywiście, że w ogóle wpadłaby znowu w jego ręce, zrobiłaby to po raz kolejny.
      A tak ? Cóż, stała jeszcze przez krótki czas obok, zastanawiając się czy istnieją jakiekolwiek szanse, by z ust jej aktualnych towarzyszy padła jakaś zaskakująca informacja, a doszedłszy do wniosku, że są one naprawdę nikłe, wyciągnęła dłoń w kierunku regału, na którym wcześniej postawiła swoją piersiówkę z zamiarem schowania jej z powrotem do torebki i udania się na poszukiwania wrażeń w pozostałych zakamarkach budynku. Tyle, że butelki już tam zwyczajnie nie było. Nie żeby odkrycie to zbytnio ją zdziwiło, w końcu podczas tego typu spotkań zdarzały się o wiele gorsze rzeczy. Inna kwestia, że chyba powoli się starzała, skoro zapomniała o tego typu głupich żartach.
      - Miejmy nadzieję, że na koniec do mnie wróci… - Rzuciła ledwie dosłyszalnie, tocząc wzrokiem po pozostałych twarzach, by zlokalizować zbiorniczek. Parsknęła śmiechem, zauważając jak ten ląduje właśnie w zręcznych łapkach jedynego faceta w tym porąbanym kółku wzajemnych adoracji. – Doprawdy, mon diable, mogłeś wymyślić coś lepszego na zdobycie całej puli... – Zamruczała uroczo, podchodząc powoli w stronę Azjaty, by ostatecznie zatrzymać się zaledwie kilka milimetrów od niego. Nie miała zamiaru ułatwiać mu tego zadania. Przynajmniej nie tak od razu. Wolała stać tak tuż obok niego, kręcąc delikatnie biodrami, by choćby jeszcze przez krótki moment podrażnić się z jego zmysłami.

      Nathy

      Usuń
    31. Nietrudno, było zauważyć zmianę w zachowaniu Luny, gdy Ari zaczęła jej się bliżej przyglądać, dorzucając do tego sarkastyczne komentarze. Dziewczyna przyjęła postawę niemal obronną, również z uwagą lustrując brunetkę, naśladując jej przychyloną w głowę bok, czy zmrużone powieki. Może wstępne założenia Min były błędne, bo jak na kogoś cichego, dziewczyna była zdolna do kontrataku, tym samym wykrzywiając usta Ari w zadziornym uśmieszku, bo Min, jak nikt, uwielbiała wyzwanie.
      Słowa Ari mimo, że nacechowane negatywnie, miały jedynie zaboleć ogromne ego Seojuna, tylko on z tego całego towarzystwa, był jej cokolwiek winny. Zaintrygowana odpowiedzią Luny, zbliżyła się nieco, unosząc jedną z dłoni, by odgarnąć jej rude kosmyki z twarzy i schować za uchem. Palcami delikatnie muskała skórę jej twarzy, gdy sunęła nimi wzdłuż linii żuchwy, zatrzymując się na podbródku, który uniosła ku górze.
      — Oh, uwierz mi, jeśli postanowię cię dogłębnie poznać, to nie dlatego, żeby być z nim kwita, ale ponieważ najzwyczajniej w świecie, mam na to ochotę — I nachyliła się do przodu, składając na jej ustach delikatny pocałunek, zupełnie przeciwny do tego, co zaserwował jej brunet. W swoich ruchach nie była nachalna, agresywna, a jej palce dalej gładziły skórę Luny, zjeżdżając niżej, zatrzymując się w zagłębieniu jej szyi.
      Trwało to kilka sekund, ale tyle wystarczyło, by serce brunetki zabiło nieco szybciej, a w jej oczach zabłyszczały wesołe ogniki. — Ja nie gryzę, no chyba, że mnie o to poprosisz. — Przygryzając dolną wargę, postawiła krok do tyłu, tworząc dystans między nią, a luną, tym samym znajdując się teraz obok nowo nabytej osoby.
      W wokół działo się tak dużo, że ciężko było za wszystkim nadążyć, a każda rozmowa zaczynała zlewać się w jedno. Urywki rozmów napływały zewsząd, a wspomniane imię Bluebell, wywołało na jej twarzy niekontrolowany grymas, więc Min pokiwała jedynie głową, nie chcąc skupiać się na nieprzyjemnych wspomnieniach.
      Koncentracja powróciła dopiero, gdy kolejne słowa skierowane zostały do niej, a nie kogoś z boku. Gwałtownie odwróciła głowę, przyglądając się młodej brunetce z lekkim niedowierzeniem wymalowanym na jej rysach.
      Nie mogła dzielić ich ogromna różnica wieku, możliwe nawet, że były rówieśniczkami, ale Ari nigdy wcześniej nie miała przyjemności jej spotkać. Na zadane pytanie nie wiedziała, czy powinna parsknąć śmiechem, czy się nieco oburzyć. Zdawała sobie sprawę, że ludzka ignorancja nie znała granic, ale ona nie pytała każdej napotkanej białej osoby, czy dzieliły ich więzi krwi, bo równie dobrze, każdy tu obecny – z wyjątkiem jej i Seojuna, oczywiście — mógł być usadowiony na jednej gałęzi drzewa genealogicznego.
      — Jeśli szukasz pozwolenia, by dołączyć do jego małego haremu — Dłonią pomachała w powietrzu, wskazując na obejmującego Nel, Seojuna — To droga wolna, ja cię nie będę zatrzymywać. Bez obaw, nic nas nie łączy. — zapewniła, krzyżując ramiona na piersi — A już z pewnością nie DNA. To by było zbyt popaprane, nawet jak na mnie.
      Dziewczyna dołączyła zbyt późno, by usłyszeć ich wcześniejszą rozmowę, czy wyłapać jakiekolwiek skrawki, nawiązujące do relacji Ari i Seojuna, jednak Min miała do tego, że każda rozmowa tego wieczoru musiała sprowadzać się do bruneta. Bo był dosłownie wszędzie, nawet gdy na wszelką cenę starała się go unikać, i mimo, że chciała udawać zobojętnienie, chciała zakopać wszelkie wypełzające na powierzchnie uczucia w głębi swojej podświadomości, to sprawiało jej to coraz większą trudność.
      Kiedy kątem oka zauważyła, jak Naturelle zaczęła kręcić biodrami, zaraz przy Kimie, to był ten ostateczny znak, że powinna udać się do środka i pozwolić każdej z dziewczyn rzucić się na bruneta.
      Bo powoli zaczynało zamieniać się to w orgię, a Min naprawdę nie lubiła się dzielić.

      Ari

      Usuń
    32. You have a new message!

      Hello Upper East Siders, Gossip Girl here! 📱💋
      Listen up, Hares! It seems to moi that you're all just a tad too... wound up to focus on the little game I've cooked up for you. It's time to release that tension once and for all. Yes, darling, I'm talking to you.
      Meet me in Class 101 on the first floor, if you can all manage to sneak your way in without getting caught. I've got something... special waiting for you there. And don't worry, it's as naughty as you wish it to be! Until next time, my darlings.
      xoxo, Gossip Girl


      Zapraszam do wątku "Klasa 101 na pierwszym piętrze"!

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hello, Upper East Siders! Gossip Girl here.
      Somewhere around 6 p.m., behind the building of our beloved high school, things got quite... crowded. Taxis, limos, and the flashiest cars were pulling up to the curbs, and out stepped our favorite residents of Manhattan. As soon as one group gathered at the back entrance of the school on the field, they received a message. That message, exactly! Hello, darlings! I've gathered you here to have a little fun! But don't worry, I also plan to entertain you! Let's play a marvelous game of Hare and Hounds together! The rules are quite simple: one group runs and hides, while the other group seeks. Every Hound can ask for anything from the Hare they catch. I suggest you all scatter again at midnight, because we're starting the game anew in different groups! Fortunately for you, beloved Hounds, it's your lot to seek... Ready to start? Let the games begin!
      xoxo, Gossip Girl


      Każda z postaci musi rozpocząć zabawę z grupą, do której została przypisana, lecz w trakcie pisania wątku może się swobodnie przemieszczać. Wejdźcie w interakcje z autorami, z którymi na co dzień nie macie styczności!

      Usuń
    2. Caden wręcz podskakiwał z radości, kiedy wsiadał do taksówki i jechał do szkoły, w której zdarzało mu się robić niezły burdel. Nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek tam wróci, ale był z tego powodu bardzo zadowolony, a rozrywki w życiu ostatnio mu trochę brakowało. Siedział zbyt długo cicho i nie robił nic, więc chociaż tej jednej nocy mógł się w jakiś sposób wyżyć. Było to też w końcu jego pierwsze wyjście, odkąd wyszedł na wolność i zamierzał z tego w pełni skorzystać. Przed szkołą zgromadził się spory tłum, którego Whitmore nie rozpoznawał. Aczkolwiek brak znajomości nie przeszkadzał mu w tym, aby dobrze się zabawić. Wysiadł z samochodu i nie minęła nawet chwila, jak otrzymał wiadomość, która sprawiła, że uśmiechnął się półgębkiem.
      — Fajnie — stwierdził zadowolony po przeczytaniu wiadomości. Spodobało mu się to, do jakiej grupy został przydzielony. Zdecydowanie wolał bardziej polować niż być tym, na którego się poluje. Krótko się rozejrzał, aby po chwili go olśniło, że zna jednak kogoś z grupki, która została mu przydzielona. — Hej, ty! Ta co deskorolki niszczy.
      Zapomniał jej imienia. Coś na S. Serafina, Sonia czy... Ach, Sophie, nie Sophia. Jedno i to samo, nie ważne. Przynajmniej już ktoś był, a z resztą zdąży się jeszcze zapoznać, choć z tego co udało mu się w krótkim czasie ogarnąć to raczej nie spędzi z nimi zbyt wiele czasu. W końcu wszyscy będą skupieni na tym, aby znaleźć swoją uciekającą zdobycz, prawda?

      Caden

      Usuń
    3. Lee Minsoo zawsze z uśmiechem i pobłażaniem przyjmował komentarze, że jest złotym chłopcem. Teraz jednak zaczynał rozumieć, o co wszystkim chodziło, gdy nawet z największych i wydawać by się mogło, że najgorszych tarapatów nie tylko wychodził bez szwanku, ale jeszcze na tym zyskiwał.
      Po tym, gdy do mediów dotarła informacja, że spodziewa się dziecka — co okazało się nieprawdą — wytwórnia koreańska, z którą podpisał umowę, zerwała z nim lukratywny kontrakt i pozbawiła wszelkich benefitów. Nie tylko stracił to, na co tak bardzo pracował, ale stanął twarzą w twarz z możliwością zostania pozwanym, ze względu na złamanie obowiązujących warunków. I to wszystko wydarzyło się w czasie, gdy sam borykał się ze swoimi problemami. W końcu dziecko nie było jego, a ze względu na bliską relację z Sohee obrał sobie za cel, by ochronić ją przez tą całą burzą, która się rozpętała. I dochodziło jeszcze nieznośne poczucie winy za to, co zrobił Ari.
      I fakt, że mimo wszystko dalej ją kochał.
      Niemniej spadł na cztery łapy. I podpisał jeszcze lepszy kontrakt w Stanach.
      — Cześć — powiedział głośno do osób, które stały najbliżej, spoglądając na nich niepewnie. Już kiedy zobaczył grupkę ludzi, gdy tylko przeszedł przez bramę szkoły na boisko, przeczuwał, że święci się coś plotkarowego, i przez chwilę miał ochotę zawrócić, ale coś go tknęło. Może przyda mu się chwila zabawy?
      Zaśmiał się pod nosem, czytając wiadomość. Brzmiało to, jak bardzo, bardzo wyzywająca gra, i choć jeszcze jakiś czas temu pewnie odwróciłby się na pięcie i wrócił do domu, tak teraz… Nie miał nic do stracenia.
      Whoa, grubo — dodał elokwentnie, chowając telefon do kieszeni, a potem spojrzał w stronę budynku szkoły. — To co, idziemy na polowanie?

      Usuń
    4. Rozejrzał się dookoła, gdy jego kierowca zaparkował pod wskazanym adresem. Nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodziło, bo uczniem St. Jude’s nie był od dawna. Całe te podchody musiały zacząć się już po opuszczeniu przez niego szkoły i… tym bardziej nie rozumiał, co do tego wszystkiego miała Myers. Wiedział jednak, że nie może tak po prostu pozwolić na to, żeby się wałęsała gdziekolwiek bez niego. A kiedy przeczytał do jakiej grupy został przydzielony, na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Blondynki nie namierzył wzrokiem wśród zgromadzonej grupki, a to musiało oznaczać, że była wśród tych drugich, uciekających, co niezmiernie go bawiło w tym konkretnym momencie. Nie mogło złożyć się lepiej. Chociaż powiedzmy sobie szczerze, Ledger miał w dupie zasady i polowałby na swoją ofiarę niezależnie od tego, do jakiej grupy zostałby przydzielony przez plotkarkę. Los mu jednak sprzyjał i nie musiał łamać zasad tak od samego startu.
      Przesunął wzrokiem raz jeszcze po zgromadzonych i wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
      — Cześć — rzucił w odpowiedzi jakiemuś ciemnowłosemu chłopakowi, po czym stanął przodem w stronę szkolnego budynku i zmrużył powieki, zastanawiając się nad tym, gdzie mogła zebrać się druga grupa i dokąd mogła pójść ta jedna, konkretna, poszukiwana przez niego osoba.
      Odkąd sprowadził ją z powrotem do apartamentu, miał wrażenie, że nic nie układało się tak, jak powinno. Potrafił zrozumieć dziewczynę, bo jego noc spędzona z Lexi nie była najrozsądniejszą opcją, ale zaczynało go to wszystko zwyczajnie wkurzać. Zabawa zorganizowana przez plotkarę nie mogła trafić się w lepszym momencie. Zamierzał ją dorwać i się zabawić.
      — Może lepiej zamiast tracić czas, na puste słowa, niech każdy zacznie robić, co do niego należy — rzucił. Nie czekając na odpowiedź pozostałych łowców ruszył w stronę budynku. Chciał jak najszybciej mieć ją w swoich rękach, chociaż nie miał pewności, gdzie mógłby zacząć jej szukać. Obrał prostą zasadę. Piętro po piętrze, przejrzy każdy możliwy korytarz, każde pomieszczenie. Począwszy od piwnicy, kierując się w górę. Dlatego śmiałym krokiem ruszył w stronę budynku, skąd zamierzał udać się do piwnicy.

      Ledger

      Usuń
    5. Powiedzieć, że po dostaniu tego smsa był wkurwiony, to jak zupełnie nic nie powiedzieć. Wiedział, że ta mała suka, która tak skrzętnie ukrywała swoją tożsamość, jest bezczelna, ale teraz przeszła samą siebie. Miał lepsze rzeczy do roboty, jak składanie ofiar z dziewic czy picie krwi swoich wrogów, więc w pierwszej chwili nawet nie załapał o co chodzi, ale kiedy w końcu to zrobił, rzucił wszystko i ruszył do swojego pokoju, żeby się przebrać i wziąć maskę.
      Ukradła jego zabawę. Ukradła jedną z niewielu rzeczy, na których mu zależało i chciał ją dorwać, a potem ukarać, ale nie w taki sposób, jak sugerowała to sama plotkara. Pragnął sprawić jej ból, a potem zdradzić wszystkim, kim jest ta wredna pizda, która komplikuje życie manhattańskiej elicie.
      Z takim założeniem wypadł z samochodu z białą maską schowaną w kieszeni bluzy, a także scyzorykiem w kieszeni spodni. W dodatku był w grupie łowców. Zajebiście. Sama nie wiedziała, co na siebie ściągnęła.
      Musiał to jednak zrobić ostrożnie. Nie dać się rozproszyć. Wytropić ją, dorwać, a na koniec dobitnie pokazać, co myśli o podkradaniu jego pomysłów, zwłaszcza w tak chujowym stylu, bo najwidoczniej zrobiła z tego jakieś spędowisko ludzi, którzy nawet nie byli uczniami. Nie znał żadnego z młodych facetów, obok których się zatrzymał.
      A może po prostu nie zwracał na nich uwagi w szkole, bo poza panią asystentką nauczyciela, która stała się jego obsesją, miał absolutnie wszystkich w dupie.
      Chociaż może nie dzisiaj. Może dzisiaj mogli się na coś przydać i mu pomóc.
      — Ktoś chętny na zabicie tej małej suki? — zapytał i uśmiechnął się ponuro kącikiem ust, gdy jakiś gość ruszył w stronę szkoły. Jeśli lubiłby ludzi, to byłby typ, z którym by się zakumplował. — Taki jest plan — burknął bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego i ruszył śladem bruneta.

      Caleb

      Usuń
    6. Co ona tu właściwie robiła? Sophia nie miała zielonego pojęcia, czemu też pojawiła się pod jedną z tych bogatych szkół w Nowym Jorku. Oczywiście, że znała zarówno Constance Billard jak i St. Jude, ale nigdy nie miała okazji być w żadnym z tych budynków. Ludzi, którzy uczyli się w jednej z tych elitarnych szkół również nie znają. Ona sama chodziła do zwyczajnego, niczym nie wyróżniającego się nowojorskiego liceum, takiego o którym te bogate dzieciaki nie miały w ogóle pojęcia, że istnieje.
      Teraz jednak, można by uznać, że byli na tym samym poziomie, zdecydowanie materialnym, ale i tak nieco zdziwiła ją wiadomość od nikomu nieznanej Plotkary i zaproszeniem na to… zdecydowanie dziwne i niespotykane wydarzenie.
      Niemniej jednak, Sophia nie miała zbytnio co robić tego dnia, a i zwykła, ludzka ciekawość skłoniła ją do tego, aby ruszyć się ze swojego apartamentu i pojechać pod podany adres. Nie spodziewała się, że spotka tu kogoś znajomego, bo nikogo tu nie znała. Nieco zmieszana pokonała schody dzielące ją od budynku i przystanęła z grupą młodych mężczyzn. Świetnie.
      Miała się już odezwać, kiedy do jej uszu dotarł znajomy głos. Ciemne oczy Dimitri zwróciły się w kierunku Cadena, a z jej ust wyrwało się ciche westchnięcie. Zdecydowanie była to irytacja, bo był on ostatnią osobą, która chciała by spotkać.
      — Mam wrażenie, że mnie prześladujesz. Przyznaj, jesteś jakimś wariatem, prawda? — zapytala, po czym spojrzała po reszcie towarzystwa.
      — Ktoś mi łaskawie wytłumaczy, na czym to wszystko polega i o co chodzi?
      Sophia

      Usuń
    7. Wyszczerzył zęby w uśmieszku. Sam nie spodziewał się, że spotka tu kogoś znajomego, więc było miło, że jednak ktoś był. Nawet jeśli tym kimś była laska, która rozwaliła mu deskorolkę i przy okazji uszkodziła jego. Jakoś nie przejmował się faktem, że tak naprawdę to on wpakował się jej pod samochód. Nikt o tym przecież wiedzieć nie musiał, prawda? Ciekawiło go, jak ten wieczór się potoczy i czy znajdzie swoją ofiarę czy będzie krążył po szkole i psuł zabawę innym. Przecież nie było żadnych zasad, których musiałby się trzymać. A tak mu się przynajmniej wydawało, że nie było. Zresztą, gdyby nawet jakieś się pojawiły to Whitmore raczej nieszczególnie by się ich trzymał.
      Zmierzył wzrokiem brunetkę. Był trochę jak dzieciak, który nażarł się zbyt dużej ilości cukru. Zdecydowanie miał obecnie zbyt wiele energii, ale mówił sobie, że miał prawo się tak zachowywać. Stracił ponad dwa lata imprez, odpałów i całej reszty. Pora była to nadrobić.
      — Ja? Wariatem? No może, ale na pewno cię nie śledziłem, kochanie — odparł.
      Grupka robiła się coraz większa, a to dobrze. Nie tylko u nich dochodziły nowe osoby. To naprawdę mogła być intrygująca noc.
      — Cześć, Caden jestem — odpowiedział chłopakom, którzy się tu również pojawili. Coś wątpił, że jego imię im się dziś przyda, ale przedstawić się w końcu wypadało. Nie znał nikogo, ale to przecież nigdy nie była przeszkoda. — Czyżbyś była jedynym rodzynkiem w naszej grupie? — Nie dostrzegł tu żadnej innej dziewczyny. — Polowanie, Sophio. Odbędzie się tutaj polowanie. Szkoda, że jesteśmy w tej samej drużynie — mruknął rozbawiony.

      Caden

      Usuń
    8. Stał z boku paląc papierosa i obserwując zbierające się tutaj towarzystwo. Był zdecydowanie za stary na takie podchody, a jednak i tak tutaj się znalazł. Jak mógł przepuścić tę okazję, kiedy wiedział, że Octavia tutaj będzie? Mieli niedokończone sprawy, a ta zabawa dawała szansę, aby dostał to, czego chciał. Cokolwiek to miało być. Salvatore był zagubiony w tej relacji i sam już nie wiedział czego chce. Ale to teraz nie było jakoś wybitnie ważne. Zatrzymał wzrok na drugiej drużynie, w której dostrzegał znajome twarze, a przynajmniej większość z nich. Octavia, Cornelia, Seojun. Resztę kojarzył raczej z Plotkary. W swojej grupie znał jedynie Minsoo, którego miał okazję poznać przy ostatniej imprezie organizowanej przez P. Pozostała trójka chłopaków i dziewczyna byli dla niego zagadką, nawet nie był pewien. Właściwie szybko zostali sami, kiedy dwójka się oddaliła. Najwyraźniej nie tracili czasu. Być może i on sam powinien ruszyć, aby nie dać przewagi dziewczynie. I akurat spojrzał w jej stronę. Zmarszczył nos widząc ją w objęciach kumpla. Zaciągnął się ostatni raz, przetrzymał dym dłużej w płucach, po czym rzucił niedopałek na ziemię i przygniótł go butem. Środowisko z jednym petem na ziemi jakoś przeżyje.
      — Taka podkręcona zabawa w chowanego — wtrącił objaśniając dziewczynie nieco jaśniej zasady gry — oni uciekają, my ich gonimy. Jak kogoś złapiesz to możesz poprosić o… hm, chyba wszystko. A potem się zmieniamy, ot kolejna zabawa Plotkary do wyciągnięcia informacji.
      Wzruszył ramionami i podszedł bliżej grupy.
      — Gotowi?

      gabs

      Usuń
    9. Pojawienie się Sunghoona na takim wydarzeniu nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdyby tylko chłopak dalej pogrywał w swoje gierki, zabawiając się losem niczemu winnych istot, z powodów bliżej znanych tylko sobie.
      Jednak Sunghoon ostatni semestr spędził w pełni skupiony na poszerzaniu swoich akademickich zdolności, bez wykorzystywania w tym celu osób trzecich, bez szukania kolejnych ofiar, łatwych w wykorzystaniu do celów naukowych, bo przecież tak lubił to określać. I to nie tak, że Ahn nagle znalazł w swoim sercu miejsce na współczucie czy empatię, by nagle diametralnie zmienić swoje życie, bo dalej używał kunsztu manipulacji, kiedy uznał za stosowne. Prawdą było, że pobyt w innym kraju postanowił potraktować jak swego rodzaju ucieczkę od codzienności, od tego co i kogo zostawił w Nowym Jorku, nieco odcinając się od dawnego siebie, czy swych nawyków, bo potrzebował izolacji, spokoju, by przeewaluować, co tak naprawdę chciał osiągnąć i ile był w stanie poświęcić.
      Ahn wyczekiwał powrotu do Nowego Jorku, z nadzieją, że w końcu uzyska odpowiedzi na nurtującego go pytania, czy chociażby kilka słów wytłumaczenia, bo po ostatnim spotkaniu odniósł wrażenie, że właśnie tego powinien się spodziewać.
      Minęło jednak pięć miesięcy od kiedy obiecał Seojunowi cierpliwość i dał mu czas. Miesiąc od kiedy ponownie zawitał w wielkim jabłku i tydzień od zaproszenia w to właśnie miejsce.
      Więc się zjawił, bo, mimo że potrafił być cierpliwy, bardzo nie lubił, gdy ktoś przyjmował jego starania, za coś oczywistego, licząc na to, że Ahn jak posłusznie będzie czekał na kolejne polecenia. Bo mimo dzielących ich od miasta kilometrów, czy innej strefy czasowej, chłopak dalej doskonale zdawął sobie sprawę z wydarzeń minionego miesiąca, czy tego, że Seojun jeszcze przed końcem roku zakończył związek z Ari.
      Jednak do niego dalej się nie odezwał.
      I nie liczne zdjęcia z imprez czy okładki, na które Ahn wiedział, jak Seojun zarabiał, irytowały go najbardziej, bo sam potrafił zachowywać się grzesznie, ale ten brak kontaktu, brak jakiegokolwiek znaku, że dalej stali na tym samym.
      Więc dlatego stawił się właśnie tutaj, uprzednio upewniając się do jakiej grupy trafił i gdzie mógł spodziewać się Seojuna. Pozwalając swoim brązowym kosmykom opaść swobodnie na twarz, skierował swe kroki, ku jedynej osobie jaką kojarzył, było to łatwiejsze, niż przedstawianie się każdemu z osobna, szczególnie, gdy doszły do niego urywki rozmów i to, jak poważnie do gry co poniektórzy podchodzili. Stanął za brunetem i pochylił nieco.
      — Idziemy, tylko uważaj, byś z łowcy, nie stał się ofiarą — wyrzucił z siebie dość cicho, tak by chłopak go usłyszał, jednak ton jego głosu był lekki, sugerujący, że wypowiedziane słowa miały żartobliwy charakter.
      Wiedział o nim tyle, ile wyłapał z opowieści Seojuna. Wiedział, że kiedyś byli przyjaciółmi, że coś go łączyło z Ari i że na ostatniej imprezie kręcili się razem. I ze względu na te znajomości, być może Minsoo mógł mu pomóc w znalezieniu swojej zguby.
      I klepnął chłopaka w ramię po czym rzucając reszcie szybkie spojrzenie, ruszył ku drzwiom wejściowym budynku.
      — Policzyłem do dziesięciu, więc chyba mieli szansę się schować. — rzucił przez ramię, a chwilę później przekroczył próg szkoły.

      Sunghoon

      Usuń
    10. Minsoo śledził wzrokiem odchodzącą dwójkę chłopaków, zastanawiając się nad tym, dlaczego tak poważnie traktowali tak niepoważną imprezę. Może było nie w humorze? W końcu, Plotkara postawiła ich trochę przed faktem dokonanym i był pewien, że gdyby ktokolwiek z nich chciał wrócić do domu, potrafiłaby rozpętać piekło, byle tylko ich ukarać.
      Wspaniała dziewczyna.
      — Ten to dopiero wie, co to prawdziwy duch sportowej rywalizacji — powiedział rozbawiony, zerkając na towarzystwo i unosząc jednocześnie brwi. — Jestem Minsoo, tak w ogóle — dodał w stronę nieznajomej dwójki, a Gabrielowi i Sunghoonowi kiwnął głowa z delikatnym uśmiechem.
      Podążył spojrzeniem za wytatuowanym chłopakiem i również dostrzegł druga grupę po drugiej stronie budynku. Mógłby przysiąc, że serce opadło mu w klatce o dobre dziesięć centymetrów, gdy wśród ludzi dostrzegł sylwetkę Ari. Przygryzł wargę, myśląc intensywnie nad tym, co powinien zrobić. Nie trafiłaby mu się chyba lepsza okazja do tego, by chociaż spróbować jej się wytłumaczyć. A może jednak to on jak ofiara powinien się ukryć gdzieś w szkole, modląc się o to, by jej nie spotkać?
      Minsoo spojrzał zaskoczony na Sunghoona. Zabrzmiało to, jakby dosłownie chłopak potrafił czytać mu w myślach. Słyszał o nim co nie co — o jego relacji z Seojunem nawet poczytał — ale nie znał go, więc ciężko byłoby mu powiedzieć, jaką jest osobą. Plotki podpowiadały, że był genialnym manipulatorem, ale czy między wierszami kryła się prawda? W dodatku pamiętał, jak zachowywał się na ostatniej imprezie. Nie pierwszy i nie ostatni raz jednak mogło się okazać, że za maską bezwzględnego gbura kryje się coś więcej, niż tylko nowojorska wydmuszka.
      — Dobra, grupo, idziemy do środka — dodał i ruszył przez trawnik w kierunku tylnego wejścia do szkoły.
      Zaraz potem coś go tknęło. Minsoo nie był specjalnie złośliwym człowiekiem i rzadko się zdarzało, by z premedytacją działał komuś na nerwy. Ale wpadł mu do głowy iście szatański pomysł, tak głupi, że aż szkoda by mu było go nie wykorzystać. A póki nie dojdzie do rozwiązania osobistych problemów — szukać Min Ari czy raczej przeczekać to piekło — spróbuje zrobić wszystko, co w swojej mocy, by doprowadzić Sunghoona do szaleństwa.
      — Nie uczyłem się tu, więc nie mam pojęcia, gdzie mógłbym zacząć poszukiwania. Musisz mi pomóc. Wiesz, gdzie mogli pójść? — powiedział, patrząc na bruneta wyczekująco. Zaraz potem odwrócił się do Gabriela. — Idziesz z nami?

      comedy relief boi

      Usuń
  3. Składzik woźnego na poziomie -1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo, Octavia zaczynała się bawić coraz lepiej. Okej, to pewnie za sprawą cukierków od Seojuna, ale i tak nie było źle. Ale to, że coś wzięła, było chyba najmniej ważną sprawą.
      Tak jak wcześniej zapowiedziała całemu towarzystwu, które zebrało się przy wejściu, kiedy tylko weszli do środka, Blanchard skierowała swe kroki w stronę piwnicy, bo jedynym miejscem, gdzie mogła znaleźć coś z procentami, był ten cholerny składzik woźnego. Od niepamiętnych czasów wiadomym było, że ten chyba w ogóle nie starzejący się mężczyzna, trzyma tam różne wina i alkohole. Przecież niejednokrotnie podkradali je, kiedy w szkole była jakaś impreza, a im się akurat zachciało pić.
      Piwnica nie była najprzyjemniejszym miejscem w budynku. Śmierdziało nieco stęchlizną, ale to było czymś normalnym. Nucąc pod nosem melodię, wsunęła ręce w kieszenie spodni, kierując swoje kroki w stronę składzika. Miała nadzieję, że tylko ona wpadła na ten pomysł, aby pojawić się właśnie tam. Udać, usłyszała jakiś szelest, więc przystanęła, odwracając głowę za siebie, jednak nic takiego nie zauważyła. Była sama, jak ten przysłowiowy palec.
      — Dobra, pokaż co tam ukrywasz, dziadku — mruknęła, kiedy w końcu przystanęła przed składzikiem, a chwilę później weszła do środka. O dziwo, światło nie działało, widocznie żarówka się przepaliła. Octavia włączyła latarkę w telefonie, rozglądając się na boki.
      — Boże, jak tu śmierdzi — mruknęła do siebie, podchodząc do pierwszego lepszego regału, gdzie nie panował porządek, do którego była zazwyczaj przyzwyczajona. Wszystko leżało na chybił trafił, pokryte warstwą kurzu. Przesunęła spojrzeniem po najwyższej z półek, uśmiechając się do siebie. Co jak co, ale to napewno tam, w jednym z kartonów było coś schowane.
      O.

      Usuń
    2. Opuścił towarzystwo pod szkołą niedługo później. Dał brunetce trochę czasu przewagi, aby mogła się schować. Gabriel nie znał tej szkoły, bo do niej nie uczęszczał na tyle długo, aby coś z niej wynieść. Zaczął ją, kiedy miał kilka lat i chodził do tutejszego przedszkola, a mając trzynaście lat ojciec odesłał go do Szwajcarii, gdzie spędził następne pięć lat. Był za mały, aby poznać miejsca nadające się do ukrycia. Nie wiedział też, gdzie znajdują się najlepsze kryjówki, w którym pomieszczeniu można stanąć w rogu i nikt nie będzie o tym wiedział. Musiał działać na oślep, ale to nie był przecież problem. Przejdzie się powoli, bez pospiechu licząc na to, że w końcu w pewnym momencie wychwyci znajomą sylwetkę. Zostawił za sobą szum przed szkołą. Poczuł się nieco dziwnie, kiedy przekraczał próg szkoły. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek do jakiejś wróci, choć teoretycznie przecież był studentem, ale ostatnio rzadziej pojawiał się na wykładach. Ostatnie kilka miesięcy i będzie spokój, będzie mógł zapomnieć o jakiejkolwiek nauce. Nie wszystkie światła się paliły, co było na plus. Zabawa byłaby nudna, gdyby mieli ułatwione zadanie przez światło. Salvatore minął grupkę roześmianych dziewczyn, które właśnie obok niego przebiegały, aby się ukryć. Zdecydowanie czuł się staro. A był przecież niewiele starszy. Nie byłby zaskoczony, gdyby był tu najstarszą osobą, ale to teraz było bez znaczenia. Przeszedł przez szatnię, ale poza parą, która migdaliła się na ławce nie było tu nikogo więcej. Nie marnując więcej czasu ruszył dalej. Szedł dalej.
      Nie chciał mieć ułatwionego zadania, naprawdę nie chciał i liczył, że nic podobnego się nie wydarzy. Gdzie cała zabawa, jeśli znajdzie ją po kilkunastu minutach od wejścia? Oparł się o ścianę i wyjął zapalniczkę, a w pogrążonym w ciszy korytarzu słychać było tylko jedynie jej odpalany dźwięk.

      G.

      Usuń
    3. Octavia miała nadzieję, że nie jest zbyt głośno. W jej naćpanym umyśle była cicha jak mysz pod miotłą, choć trzeźwa osoba od razu wychwyciłaby jakiekolwiek dźwięki, które dochodziły z ciemnego składzika. Ułożyła telefon tak, aby światło padało na ten nieszczęsny karton, który zdecydowanie był zbyt wysoko, jak dla niej. Ale, to jej ani trochę nie zraziło, choć mogło dać do myślenia to, aby podłożyć sobie jakąś skrzynkę pod nogi i stanąć na niej. Wówczas miałaby zdecydowanie ułatwione zadanie ze ściągnięciem go.
      — No, dawaj — mruknęła pod nosem, stając na palcach stóp. Koniuszkami palców dłoni dotknęła tektury i lekko przesunęła w swoją stronę.
      Odpuściła po chwili, kładąc ręce na swoich biodrach, po czym odetchnęła głęboko. Nie sądziła, że ściągnięcie zwykłego, kartonowego pudła może być tak męczące. Odczekała kilka długich minut, w międzyczasie popalając swojego elektryka, aż w końcu znów wzięła się za przerwane zadanie.
      Znów poczuła się jak gówniara, kiedy zakradała się tu z dziewczynami, kiedy stwierdziły, że lepiej spędzić czas w składziku woźnego, niż na lekcjach. Wtedy jednak, jakoś łatwiej szło im znajdowanie alkoholu, widocznie woźny na przestrzeni lat czegoś się nauczył.
      — Tak. Tak, tak, tak! — pisnęła wręcz z radości, kiedy zauważyła, że jest już w stanie prawie chwycić karton w swoje ręce. Nic nie mogło pójść źle, nic.
      A jednak, to wszystko trwało kilka sekund. Mrugnięcie oka, jej chwila nieuwagi. I pisnęła, ale nie z radości, a raczej ze strachu, bo kiedy spadł na nią karton, była w totalnym szoku. Wiedziała już, że na pewno się zdradziła i za chwilę ktoś tu pewnie wparuje, zapewne z czystej ciekawości, co takiego się stało.
      — Kurwa — mruknęła, prostując się. Poczuła, że plecy nieco ją bolą, ale to nie było jakoś ważne, przecież za chwilę pewnie powinno przejść. Odwróciła się, spoglądając na leżący karton na ziemi, po czym chwyciła telefon i kucnęła, świecąc w jego stronę. Westchnęła, bo w kartonie nic takiego ciekawego nie było. A ona pewnie będzie miałą ogromnego siniaka na plecach.
      O.

      Usuń
    4. Uwagę od zapaliczki odwrócił nagły dźwięk, który dobiegł z kantorka, który znajdował się kilka metrów od bruneta. Bingo. Kąciki ust drgnęły mu lekko ku górze, ale jeszcze nie ruszył w tamtą stronę. Nie chciał się zbyt szybko zdradzać, a w dodatku nie był pewien czy faktycznie to tam jest Octavia. Równie dobrze mogły się tam chować jakieś dzieciaki, które też tu były czy inna osoba, która go absolutnie teraz nie interesowała. Schował zapaliczkę do kieszeni, odepchnął się od ściany i ruszył w kierunku kantorka, a kiedy tylko usłyszał przekleństwo już wiedział, że znalazł dziewczynę. To było zbyt proste. Tak to powinno wyglądać? Jeśli o północy mieli się zamienić rolami to nie był pewien, jak tyle godzin wytrzymają i czy uda się jej tak długo przed nim uciekać. Nie ważne, wymyślą sobie własne zasady tej gierki, aby to im pasowało.
      Salvatore wyciągnął telefon, kiedy znalazł się przy drzwiach i szybko otworzył aplikację YouTube. Chciała się chować? Proszę bardzo. Nikt nie mówił przecież, że będzie łatwo, a Gabriel na pewno nie zamierzał ułatwiać dziewczynie tej zabawy. Szybko wystukał potrzebną mu frazę w wyszukiwarkę, a potem kliknął w pierwszy filmik, który mu wyskoczył. Pogłośnił na tyle, na ile pozwalał mu telefon i przyłożył telefon do drzwi. Miał tylko nadzieję, że nagle ich nie otworzy i nie wybiegnie w przerażeniu. To było dziecinne, ale siedziała w ciemnym schowku i ta sytuacja aż się prosiła o to, aby jakoś to wykorzystać. Zanim kliknął play rozejrzał się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Kawałek dalej była szatnia, w której o dziwo wisiały kurtki i to dość długie. Uznał, że wystarczy mu czasu, aby tam dobiec i ewentualnie się przed nią schować. W końcu nie chciał psuć sobie od razu zabawy.
      I wtedy wcisnął play.
      Po korytarzu rozniósł się głos małej dziewczynki. Widzisz mnie? Halo? Czy możesz mnie znaleźć? Możesz mnie znaleźć? Tutaj jestem! Za tobą, popatrz, za tobą! Jestem za tobą. Jestem tuż za tobą. Nie bój się. Chcę się tylko pobawić.
      Teraz zostało mu tylko czekać.

      boo

      Usuń
    5. Kiedy z uśmiechem na twarzy grzebała sobie w najlepsze po kantorku woźnego, zaczęła się zastanawiać, gdzie w sumie podziewa się Gabriel. Czy ruszył za nią? A może zdecydował się na samym początku porozmawiać z Soejunem, na temat tego, co odwalili z Octavia przed tym, zanim wszyscy weszli do budynku. Chociaż, przecież Salvatore nie znał ich od dzisiaj i dokładnie wiedział, jak to wszystko działa.
      Zrobiło jej się strasznie gorąco, a może to tylko te narkotyki zaczęły tak działać. Jednak, czuła się świetnie. Wszystko nieco wirowało, ale i tak było dobrze, bo Octavia spodziewała się, że mogła skończyć o wiele gorzej. Pewnie dał jej po prostu LSD, nic nadzwyczajnego. Kiedy karton na nią zleciał, a ona piszczała jak mała dziewczynka przez kilka długich sekund, nie usłyszała czyiś kroków w stronę kantorka. Bo gdyby słyszała, pewnie już dawno wyszłaby z pomieszczenia.
      Zesztywniala. Czuła jak każdy, nawet najmniejszy mięsień i taki, o którym nie miała pojęcia, kurczy się w ten niemiły sposób, przyprawiając ją o ból całego ciała. Przełknęła ślinę, ale nie, nie odwróciła się za siebie, nie miała na tyle odwagi. Pierwsza i chyba jedyna myśl, jaka przyszła octavii do głowy, to kucnięcie, nie wiadomo czemu, ale tak też zrobiła.
      — Pierdolę, kurwa — szepnęła ze strachem w głosie. Niejednokrotnie nasłuchała się głupich historyjek o duchach, które opowiadali jej dziadkowie czy kuzynostwo, ale wtedy jakoś w nie nie wierzyła. Teraz jednak, jej naćpany umysł działał na zwiększonych obrotach. W głowie widziała te wszystkie straszne obrazy małych dzieci z horrorów i naprawdę, sądziła, że jeśli teraz się odwróci i spojrzy za siebie, w kącie ujrzy jakąś małą dziewczynkę. A tego, kurwa, za nic w świecie nie chciała zobaczyć. Wolałaby milion innych rzeczy, niż to.
      — A tyle razy mi powtarzali, nie bierz czegoś, czego nie znasz — warknęła, zła na siebie. Ścisnęła mocniej telefon, kątem oka spoglądając w stronę drzwi. Nie były daleko, a ona dałaby radę szybko do nich się dostać, nawet na czworaka.
      — Nie bój się, jasne. Pieprzone, el monsturo — rzuciła po hiszpańsku pod nosem. Głos dziecka nie ucichł, Octavia miała wręcz wrażenie, że jest jeszcze głośniejszy. Zrobiła kilka kroków na kucają, po czym nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi, a chwilę potem, na czworaka, wyszła z tego cholernego kantorka. Miała nadzieję, że nikt jej nie widział.
      — Jezu — jęknęła, przylegając plecami do zimnej ściany. Oparła również głowę o ścianę, przymykając oczy i oddychając głęboko. Czuła, jak jej serce bije ze zdwojoną szybkością. Jakby za wszelką cenę chciało wydostać się z jej piersi. Wiązanka hiszpańskich przekleństw na przemian z cichą modlitwą wydostała się z ust brunetki, a ona nadal za nic nie ruszyła się ze swojego miejsca. Ba, nawet nie miała zamiaru spojrzeć do środka czy otworzyć oczu. W najgorszym przypadku ten mały demon ją zabije.
      ✝️

      Usuń
    6. Gdyby ktoś przebiegł teraz korytarzem, coś krzyknął to bez problemu mógłby zepsuć mu zabawę. Znęcanie się nad Octavią w ten sposób było dość zabawne i warte tego, w jaki sposób mogłaby mu się potem odwdzięczyć, a był pewien, że gdy tylko do niej dojdzie kto za tym stoi to zacznie wymyślać zemstę. Właściwie nawet nie był zirytowany widokiem brunetki i Seojuna, w końcu czy miał prawo? Oficjalnie między nimi nic nie było, nieoficjalnie działo się wszystko i jeszcze więcej. Nie zaszkodziło jednak, aby oboje mogli sądzić, że trzyma urazę za przekazanie tabletek. Chyba, że tak sobie owinął wokół palca towarzyszące mu dziewczyny, że same po kolei mu się rzucały na usta. I jakoś nawet nie byłby zaskoczony.
      Wsłuchiwał się za to w głos małej dziewczynki, który byłby w stanie wystraszyć niejedną osobę. Zwłaszcza w takich warunkach. Może będąc na miejscu brunetki też by się wystraszył? Sam nie wiedział, jak zareagowałby słysząc taki głos podczas, kiedy zamknięty był w małym pomieszczeniu. I będąc jeszcze pod wpływem narkotyków, a nie był pewien czy nawet sam Seojun wiedział, co takiego rozdawał dookoła niczym pudrowe cukierki. Dziękował sobie teraz, że z jakiegoś powodu miał wykupione premium i aplikacja mu działa, kiedy z niej wychodził. Przełączył na aparat, chcąc to i owo sobie uwiecznić. Wycofał się powoli w stronę wcześniej namierzonej kryjówki. Ktokolwiek zostawił tam kurtki, był mu teraz za to bardzo wdzięczny. Wystarczyło, że przysiadł na ławce między kurtkami, aby stać się prawie niewidocznym. Prawie parsknął śmiechem, kiedy zauważył, jak wychodzi na czworaka. To było zdecydowanie lepsze niż sobie wyobrażał, świetnie się bawił. Salvatore miał skierowany telefon prosto na Octavię, która z jakiegoś powodu nie rozglądała się dookoła. Pojęcia nie miał czemu, ale to już akurat go nie interesowało.
      Podniósł się ze swojego miejsca i powoli ruszył w jej stronę. Wsunął telefon do tylnej kieszeni. Już potrzebny mu nie był, a o nagraniu brunetka wiedzieć jeszcze nie musiała. Rozsyłać go nigdzie nie zamierzał, jemu samemu potrzebne też nie było, ale chciał zobaczyć jej minę, kiedy je obejrzy.
      — Od kiedy stałaś się taka religijna, co? — Zapytał zatrzymując się. Stał w nieoświetlonej części szatni. Trochę żałował, że znalezienie jej było takie proste. Zbyt proste. Ale gdyby nie narobiła hałasu istniała szansa, że Salvatore przeszedłby po prostu dalej uznając, że wybrała zupełnie inne miejsce na kryjówkę. — Chyba słabo ci idzie, co? Dopiero początek zabawy, a ja już cię znalazłem i… jak to było? Według zasad mogę poprosić o wszystko, tak?

      amen

      Usuń
    7. Octavia nie sądziła, że ktokolwiek prócz niej postanowił odwiedzić piwnicę. Bardziej sądziła i stawiała na to, że ludzie rozbiegli się po całej szkole, albo gdzieś w którejś sali znajdowała się grupka i po prostu dobrze się bawili. Nie poczuła nawet, jak zawibrował jej telefon, bo nie to teraz było najważniejsze.
      Wdech, wydech. Wdech i wydech.
      Poprosiła sama siebie, żeby oddychała i policzyła do dziesięciu, aby się uspokoić, przecież to zawsze działało. Jednak w jej głowie nadal rozbrzmiewał głos tej małej, przerażającej dziewczynki. A ona głupia siedziała w ciemnej i pustej piwnicy. Kompletnie sama.
      Jednak, po chwili przekonała się, że sama nie jest. Na początku wrzasnęła przestraszona, po chwili jednak uświadamiając sobie, że to Gabriel. Tylko on, a nie jakieś opętane dziecko.
      — Ja pierdolę — westchnęła, podnosząc się z kucyków. Oparła się ponownie k ścianę, pochylając się nieco do przodu i opierając ręce na kolanach. Chyba zrobiło się jej niedobrze. A po chwili zaczęła się nerwowo śmiać, prostując i obracając w stronę Salvatore, który stał kilka metrów od niej, w nieoświetlonym miejscu.
      — Ja? Nie, raczej nie — powiedziała, kręcąc przy tym głową. Kosmyki ciemnych włosów opadły wzdłuż jej twarzy.
      — A co Ty tu robisz? — zapytała, robiąc kilka kroków w stronę bruneta. Zignorowała kompletnie jego kpiący wręcz komentarz, że jest beznadziejna w chowanego.
      — Słyszałam… Głos małej dziewczynki, chciała się pobawić — powiedziała, po czym odwróciła się w stronę schowka.
      — Gabriel, czy ja wariuję? Jestem wariatką? — zapytała, marszcząc przy tym brwii, czego zauważyć nie mógł.
      — Że niby mam zrobić wszystko, co Ci przyjdzie do głowy?
      👼

      Usuń
    8. Doprawdy, widok czołgającej się na czworaka Octavii był wybitny. Nie pozwoli jej o tym zapomnieć przez bardzo długi czas, a choć filmik będzie przeznaczony tylko dla niego, to jeszcze nie oznaczało, że w jakiś sposób go nie wykorzysta. Jej wrzask chyba rozbawił go nawet bardziej, ale sam niemal podskoczył w miejscu, bo nie brał pod uwagę tego, że może się aż tak wystraszyć jego obecnością. Cholera, naprawdę miała zajebiście mocne płuca. Gdyby jednak jakiś duch zamierzał ją tu torturować to z powodzeniem usłyszałaby ją cała szkoła oraz ludzie znajdujący się kilka przecznic dalej. Dziwne, że nikt jeszcze nie biegł sprawdzić czy coś się nie stało. Raczej nie chcieli zdradzić swoich kryjówek.
      Również zignorował nowe powiadomienie. Teraz nie było ważne przecież. Grał według zasad, zrobił co trzeba, a teraz chciał odzyskać nagrodę. Wszelkie zabawy mogły poczekać na inny moment, nie uciekną mu. A znając P, będą mieli ich jeszcze kilka tego wieczoru. W końcu ten dopiero co się rozpoczął.
      — Co tutaj robię? Czym cię tak Seojun naćpał, że zdążyłaś zapomnieć, po co tu jesteśmy? — Wywrócił oczami. Cokolwiek wzięła, miało najwyraźniej niezłe działanie. — Bawimy się, nie pamiętasz? A ja właśnie cię złapałem. Masz wiele talentów, ale siedzenie cicho i porządne schowanie się, zdecydowanie nie należy do twoich mocnych stron.
      Powstrzymał się przed uśmiechnięciem, kiedy zaczęła opowiadać mu o głosie, który słyszała. Ten żart wyszedł mu lepiej niż się spodziewał. Nawet nie brał pod uwagę tego, że mogłoby mu to tak wybitnie wyjść.
      — Ja nic nie słyszałem, nie wiem o czym w ogóle mówisz. Biegły tędy wcześniej jakieś dziewczyny, ale to było jakiś czas temu — odpowiedział. Było o wiele lepiej niż brał pod uwagę Kąciki ust lekko mu drgnęły po jej pytaniu. — Chcesz usłyszeć odpowiedź czy może lepiej, abym zignorował to pytanie?
      — Taki chyba były zasady, prawda? Ty uciekasz, ja cię gonię. Złapałem cię i mogę zażądać wszystkiego. Odgórnie ustalone zasady, sprawdź SMS od Plotkary i zobaczysz, że nie kłamię.

      👻

      Usuń
    9. — Chyba muszę nieco przystopować z tym wszystkim — powiedziała bardziej do siebie, niż Gabriela, który stał tuż obok i wydawało jej się, że jest całkiem rozbawiony tą całą sytuacją. Octavia znów zmarszczyła brwi, znów spoglądając w stronę schowka, a potem ruszyła się ze swojego miejsca. Jednak, nie weszła do środka, a podeszła do Gabriela, którego to chwyciła za rękę i pociągnęła za sobą. Nie było mowy o tym, żeby ponownie weszła tam sama, to byłby najgorszy pomysł, na który mogłaby wpaść. Boże, gdyby tylko grała w jakimś horrorze, już dawno by nie żyła, zginęłaby jako pierwsza, naiwna dziewczyna, która chciała każdemu pokazać jaka to ona nie jest odważna.
      — To chyba jakieś ecstasy, albo lsd. Nie wiem, w dupie to mam, co mi dał, ale zdecydowanie muszę się dowiedzieć, skąd on bierze towar. To dziadostwo zrobiło mi niezłą sieczkę w głowie — powiedziała całkiem przytomnie, zaskakując samą siebie. Sięgnęła po telefon, ponownie włączając latarkę, po czym weszła do środka, nadal nie puszczając dłoni Gabriela. Czuła się nieco pewniej, mając go tuż obok siebie.
      — Zignoruj, zdecydowanie zignoruj to pytanie, Gabe. Po prostu się naćpałam — powiedziała, rozglądając się po schowku. Niczego a tym bardziej nikogo tu nie było, nie licząc ich dwójki.
      Octavia odetchnęła z wyraźną ulgą, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Odwróciła się w końcu w stronę Salvatore, biorąc się pod boki. Spojrzała na niego z uwagą, kilkukrotnie przesuwając językiem po suchych wargach.
      — Okej, dostaniesz co tam będziesz chciał, ale najpierw — przerwała, po czym odblokowała telefon i spojrzała na wiadomość, którą dostała jakiś czas temu.
      — Idziemy do pokoju 101. Tutaj nic nie ma — zarządziła, ruszając w stronę wyjścia.
      — Vamos, Gabriel. Bo podejrzewam, że oni bawią się tam lepiej od nas. Chcę się zabawić tej nocy, a nie doprowadzać się do zawału — powiedziała głośniej, by brunet mógł ją usłyszeć.

      Usuń
  4. Nieużywana, stara część piwnicy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dał tego po sobie poznać, ale słysząc słowa tego chłopaka, zawahał się. Przez krótką chwilę zastanawiał się nad tym czy nie powinien go przystopować. Nie miał pojęcia na ile mówił poważnie używając słowa zabicie, ale Ledger był świadom, że po tym świecie chodziło od groma świrów. Sam z pewnością był za takiego niejednokrotnie brany, ale… kurwa, nie, to nie był jego problem. Nie był starym zgredem, który prawił moralizatorskie brednie. I to komuś, kogo zupełnie nie znał. Zapamiętał jednak jego twarz, jakby chcąc mieć pewność, że Luna nie zbliży się do niego, bo nie zamierzał ryzykować na ile był poważny w swoich słowach i na ile swoje chore wizje zamierzał rozładować na przypadkowych ludziach.
      Słyszał za plecami, że w grupce trwała jakaś rozmowa, ale nie zamierzał w niej uczestniczyć. Szedł prosto do wejścia, a stamtąd do piwnicy. Miał nadzieję, że nie zdążyli się rozproszyć, że nie zdążyła się ukryć, a kierując się piętrami w górę, będzie łatwiej mu ją namierzyć.
      Wparował do budynku szkoły, obrzucając szybkim spojrzeniem pusty hol, a upewniając się, że nie widzi nigdzie znanej blond czupryny, szybkim krokiem ruszył w stronę schodów. Złapał dłonią poręczy i niemal zeskakiwał co kilka schodków, biorąc sobie do serca przynależność do grupy łowców. Kiedy znalazł się na odpowiednim piętrze, nie zapalił świateł. Szedł w ciemnościach, nie zważając na to, co działo się dookoła. Miał swój plan na działanie i nie zamierzał zwracać uwagi na innych. Musiał dowiedzieć się, co tutaj tak właściwie robiła Luna i dlaczego. Nie miała prawa, po tej swojej ucieczce, znikać. Nie mógł pozwolić, aby ponownie choćby pomyślała o jakiejkolwiek próbie ukrycia się przed nim. Nie był jak jej ojciec, nie zamierzał uciekać do przemocy, na pewno nie tej fizycznej, ale musiała wiedzieć, że po tym jak postanowiła zniknąć, wszystko się zmieniło. Bym pewien, że pomimo zdjęć z Lexi, ogarnęliby to znacznie lepiej niż tym jej pieprzonym zniknięciem. Miał świadomość, że postąpił źle, ale ona też nie przemyślała konsekwencji.
      Wszedł do ciemnego pomieszczenia, zachowując czujność i ciszę. Skupił się na słuchaniu czy z tej części pomieszczenia dobiegają jakiekolwiek dźwięki i odgłosy. Sam zaciskał usta, nie pozwalając sobie nawet na głośniejszy oddech, chcąc mieć pewność, że niczego nie przegapił ani nie zwrócił na siebie niepotrzebnie uwagi.

      L

      Usuń
    2. Tłum sprawił, że w którymś momencie odłączyła się od nowo poznanej grupki ludzi i zgubiła. Nie znała rozkładu budynku, nie wiedziała więc nawet, gdzie mogłaby ich szukać, a że odeszła z nimi dość daleko, nie miała nawet pojęcia, w jaki sposób trafić do wyjścia. Krążyła więc po korytarzach między uciekającymi i goniącymi, starając się zachować spokój. Nie stresowała się oczywiście tym, że zostanie złapana, nie było tu nikogo, kto mógłby na nią zapolować. Chodziło raczej o to, że przemieszczała się nieznanymi sobie korytarzami wśród obcych ludzi i nie miała nawet kogo spytać, gdzie jest wyjście, bo wszyscy wydawali się zbyt zajęci swoimi sprawami.
      Pokonała jakieś schody, potem kolejne i następne, aż znalazła się na poziomie, gdzie było znacznie chłodniej i ciemniej. Korytarze oświetlały pojedyncze lampy przy drzwiach, ale nie świeciły wystarczająco jasno, żeby rozproszyć półmrok. Zadrżała, chcąc jak najszybciej stąd wyjść, ale z jakiegoś powodu nogi poniosły ją do przodu. Nagle stwierdziła, że dobrze byłoby poznać całe to miejsce, gdyby jeszcze kiedykolwiek znalazła się tutaj w podobnej sytuacji, a jeśli miała od czegoś zacząć, to chyba właśnie od piwnicy, choć ta nie napawała zbytnią chęcią eksplorowania.
      Niemniej jednak szła przed siebie, chcąc zacząć od drzwi na końcu korytarza, a potem powoli przesuwać się w stronę schodów i zaglądać do kolejnych pomieszczeń.
      Ale wtedy, wyczulona na dźwięki, coś usłyszała i zatrzymała się w połowie kroku, nasłuchując. Dźwięk się nie powtórzył, ale i tak nie ruszyła się z miejsca, a całe jej ciało zaczęło mrowić od postawienia w stan najwyższej czujności.
      — Ktoś tu jest? — spytała cicho. Obejrzała się za siebie, ale nikogo nie dostrzegła. Odczekała jeszcze kilka sekund i ruszyła ponownie. Ostrożnie otworzyła drzwi, krzywiąc się, gdy te upiornie zaskrzypiały. — Jak jakiś tandetny horror — wymamrotała do siebie i weszła do środka. Obmacała ścianę w poszukiwaniu włącznika, ale nic nie znalazła, więc sięgnęła po telefon i włączyła latarkę. A kiedy to zrobiła, serce podeszło jej do gardła i wydała z siebie pisk, odskakując. Co on tu robił, do cholery?! — Kurwa mać — szepnęła, przykładając dłoń do piersi. A potem przypomniała sobie, o co chodziło w tej zabawie. — Czyżby twoja dziewczyna gdzieś się tu kręciła? — zapytała. Owszem, choć minęło sporo czasu, wciąż nie potrafiła wyrzucić widoku Lexie i wydawanych przez nich odgłosów ze swojej głowy. — Albo nie mów, nie chcę wiedzieć. Dobrze się składa, że tu jesteś, to znaczy, że mogę iść do domu — dodała i obróciła się na pięcie z zamiarem odszukania wyjścia.

      L

      Usuń
    3. Zatrzymał się i znieruchomiał, kiedy usłyszał zbliżające się kroki. Kiedy z kolei do jego uszu dotarł tak dobrze znany mu glos, na ustach mężczyzny pojawił się złowieszczy uśmiech. Nie mógł trafić lepiej ze swoimi planami odnalezienia jej. Szczerze mówiąc był nawet odrobinę zawiedziony. Zwłaszcza po tym, jak całkiem dobrze (ale nie perfekcyjnie, bo w końcu ją przecież odnalazł jego detektyw) ukryła się, chcąc zniknąć z jego życia.
      A teraz sama mu się wystawiła.
      Kiedy rozbłysło światło latarki z jej telefonu, na ustach Collinsa pojawił się złowieszczy uśmiech. Oparł się ramieniem o jakiś stary, zakurzony regał nie przejmując się tym, że pobrudzi mu się marynarka.
      — Wiedziałem, że się ucieszysz na mój widok — stwierdził z rozbawieniem, ignorując zupełnie jej kolejne słowa. Nie widział się z brunetką od tamtej jednej nocy, chociaż miał ochotę ją znaleźć i rozszarpać, bo on przecież nie popełniał błędów na poziomie głupstw, a przespanie się z Lexi właśnie tym było. Głupotą, która kosztowała go za dużo. — Moja narzeczona się tutaj pojawiła zupełnie nic mi nie mówiąc. Nie mógłbym pozwolić, żeby złapał ją jakiś inny łowca. Kto wie, co wówczas by się stało i jak bardzo wkurwiona byłaby rodzina — prychnął, mrużąc powieki — co ty tutaj właściwie robisz? — Spytał, nie spuszczając z niej czujnego spojrzenia — nigdzie nie idziesz — oznajmił, robiąc krok w jej stronę. Chciał złapać ją za nadgarstek i delikatnie pociągnąć, aby nie próbowała się dalej od niego oddalać, ale odpuścił. Przynajmniej w tym momencie, zamierzając pierw zatrzymać ją po prostu słowami. Albo przynajmniej spróbować. Dosłownie złapanie jej tak szybko, byłoby po prostu nudne, a Ledger miał wrażenie, że od całej tej sprawy z Lexi, jego życie stało się strasznie nudne — nie wiesz, że nie można tak po prostu opuszczać imprez plotkary? — Spytał z lekkim rozbawieniem — poza tym, jeżeli zaczniesz uciekać, będę musiał cię gonić — zaśmiał się cicho, patrząc na nią cały czas z tym samym uśmieszkiem na twarzy.

      L

      Usuń
    4. Ani trochę nie podobał jej się uśmiech, który dostrzegła na jego twarzy. Tak szczerze, to miała ochotę go zetrzeć. Najlepiej pięścią. W ogóle znalazła się w tym punkcie swojego życia, że patrzenie na Ledgera przychodziło jej z trudem. Najpierw zdawał jej się drogą do wolności, obecnie był synonimem pieprzonej niewoli. Nie dość, że miała na karku rodziców, to jeszcze on nie chciał jej wypuścić.
      A Luna tak kurewsko nie chciała z nim przebywać, bo zawsze, gdy na niego patrzyła, oczami wyobraźni widziała całującą go Lexie. Nie chodziło o to, że Luna była zazdrosna, nie określiłaby swoich uczuć tym mianem. Raczej obrzydzona. I wściekła. Bo zrobił coś tak podłego, kompletnie nie licząc się z nią. Do cholery, znajdowała się w tym samym mieszkaniu kilka metrów dalej! I miała na palcu pierścionek zaręczynowy, który kupił jej zaledwie dzień wcześniej! Lipa czy nie, poczuła się jak śmieć.
      Ale przy okazji zyskała nowe siły do buntowaniu się przeciwko niemu. Już się nie bała. Ledger nie mógł jej bardziej zranić.
      — Cholernie — burknęła, wywracając oczami, a zaraz potem parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. — Od kiedy to twoja narzeczona cię obchodzi? — prychnęła, obnażając zęby. Nie dość, że musiała z nim mieszkać, to jeszcze pojawił się tutaj. Jakby jej szukał. Jakby zamierzał na nią, kurwa, zapolować. Nie miała pojęcia, co sobie w związku z tym wyobrażał, ale gdyby ją złapał, nie miała najmniejszej ochoty spełniać jego życzeń. — Odpoczywam od widoku twojej twarzy — odpowiedziała szczerze. — I zamierzam dalej to robić, więc, jak mówiłam, skoro jesteś tutaj, wracam do domu. Baw się dobrze, Collins. Tylko daj wcześniej znać, jeśli będziesz chciał przyprowadzić do mieszkania następną dziwkę, wyniosę się do hotelu — obróciła się na pięcie i machnęła dłonią, z kolejnym głośnym parsknięciem ignorując jego polecenie.
      Zatrzymała się jednak w połowie kroku i zerknęła na mężczyznę przez ramię. Praktycznie nie widziała go w słabej poświacie docierającej do pomieszczenia z korytarza, ale mogłaby przysiąc, że miał na twarzy jeden z tych swoich wrednych uśmiechów.
      — A niby kto mi tego zabroni? Laska, która nawet nie pokazuje swojej twarzy? Czy może ty? — spytała z rozbawieniem i wzruszyła ramionami. Nagle zapragnęła zagrać mu na nosie. — Powodzenia — rzuciła z ironicznym uśmieszkiem.
      A potem złapała za drzwi i pchnęła je, trzaskając mocno. Wykorzystując czas, jaki dał jej ten ruch, zaczęła biec korytarzem i ruszyła w górę schodów, uciekając.

      L

      Usuń
    5. Wygiął tylko usta w szerszym uśmiechu, widząc jej reakcje. Splótł dłonie na klatce piersiowej i przesunął powoli znudzonym spojrzeniem po jej sylwetce.
      — Odkąd zachowuje się jak dziecko i trzeba jej pilnować — wzruszył przy tym beznamiętnie ramionami, nie spuszczając z niej wzroku — proszę, proszę… czyżby kociak chciał pokazać pazurki? — Zaśmiał się cicho, kręcąc przy tym lekko głowo, niczym z rozbawienia.
      Luna była tak delikatna, że ten gest obnażonych zębów niemal go rozczulił, bo porównanie do kociaka było perfekcyjne. Miał nawet ochotę chwycić ją za kark niczym młode i zatargać do apartamentu.
      — To musi być ciężkie… widziałaś już wyróżnienia Aidena? — Spytał, chociaż miał to szczerze w dupie. Wiedział dobrze, że w cokolwiek na początku wierzyła, że jest między nią, a jej bratem, przestała pokładać w tym wiarę, bo Aiden był dupkiem. Zresztą, jak ona sam. Jak każdy Collins.
      Nie mógł powstrzymać się przed śmiechem, kiedy wspomniała o sprowadzaniu dziwek.
      — Nadzwyczaj często wypominasz mi to bzykanie, jak na całkiem obojętną pod tym względem — kolejny raz wzruszył ramionami, wciąż w nią wpatrzony.
      Odepchnął się ramieniem od regału, o który się opierał i powoli zrobił krok w jej stronę. Nie zamierzał się za nią puszczać biegiem tak długo, dopóki sama nie zacznie uciekać.
      — Co ciekawe, gdybyś nie postanowiła spierdolić, wszystko jeszcze udałoby się naprawić, wiesz? Cały ten plan. Ale ty postanowiłaś to zjebać — był pewien, że gdyby nie zniknęła, z pewnością oboje mogliby doczekać się tej swojej upragnionej miłości. Tymczasem, wszystko legło w gruzach, kiedy jej ojciec o wszystkim się dowiedział i wywęszył.
      — Naprawdę chcesz się o tym przekonać, co? Zobaczyć, co się stanie, jeżeli zostaniesz złapana lub złamiesz zasady, jej zabawy, hm? — Wymruczał, a po chwili cicho przeklął, kiedy postanowiła wyjść. Sam dopadł prędko drzwi, opuszczając te pomieszczenie piwnicy, nie ruszył od razu biegiem za nią. Wciąż miał przed oczami jej sylwetkę, więc ruszył po prostu pewnym krokiem ze swoim króliczkiem, zastanawiając się już nad tym, co zrobi z jego szczęśliwą, króliczą łapką, bo wiedział, że ją dorwie.
      — Zdajesz sobie sprawę z tego, że znam te szkoły lepiej niż ty, hm? — Rzucił głośno, przyspieszając, gdy znalazła się bliżej schodów. Wołał nie stracić jej z pola widzenia — możemy bawić się w te podchody, ale i tak dobrze wiesz, jak to się skończy.

      L

      Usuń
    6. — Jak zdążyłeś się już przekonać, świetnie sobie radzę bez ciebie — zauważyła lodowato. Nienawidziła go. Tak bardzo nienawidziła go za to, że ją znalazł i kontynuował tę farsę. Jej nowe życie nie było idealne, ale przynajmniej cieszyła się wolnością. Dla osoby, która całe życie była w więzieniu utworzonym przez innych ludzi to było jak nabranie haustu powietrza po długim topieniu się. A on znowu wepchnął ją do wody. — Och, nawet nie masz pojęcia – prychnęła, naprawdę przypominając w tej chwili rozjuszoną kotkę.
      Zignorowała wzmiankę o Aidenie. Ten człowiek już od jakiegoś czasu dla niej nie istniał, a Ledger doskonale o tym wiedział. Teraz problem polegał na tym, że nie umiała wskazać, który z braci jest gorszy. Dlaczego musiała wplątać się akurat w rodzinę, w której wszyscy mieli ją za nic i bez wahania wybierali inne kobiety?
      — Nigdy nie twierdziłam, że jestem obojętna. Nikt na moim miejscu by nie był. Ruchałeś ją pod moim nosem. Udawana narzeczona czy nie, mam swoją godność i nie pozwolę się tak traktować nigdy więcej — syknęła, a słysząc kolejne słowa Ledgera roześmiała się z niedowierzaniem i pokręciła głową. — Czy ty się słyszysz? Masz urojenia, Ledger! To nie ja wszystko spierdoliłam! To ty sprowadziłeś ją do naszego wspólnego mieszkania i jeszcze pozwoliłeś, żeby wyciekły wasze zdjęcia! Nie próbuj obwiniać mnie za to, że nie mam ochoty wychodzić na ostatnią kretynkę! — wrzasnęła, tracąc nad sobą panowanie. Luna nie wrzeszczała. Nigdy. Ale ten koleś za bardzo wyprowadzał ją z równowagi.
      Wzięła kilka głębokich wdechów. Nie, on nie zasługiwał na to, żeby okazywała względem niego jakiekolwiek emocje. Potrafiła zakładać maski, więc jedną właśnie włożyła i uśmiechnęła się ironicznie.
      — Jasne, o niczym bardziej nie marzę — rzuciła jeszcze, zanim pognała korytarzem. Słyszała jego słowa, biegnąc do schodów, które zaczęła pokonywać po dwa stopnie, mocno trzymając się poręczy. Chyba tabletka od Seojuna zaczynała działać, bo lekko traciła orientację, a jej skóra zdawała się skrzyć, ale biegła dalej. — Oczywiście. Ale nawet jak mnie złapiesz, nie spełnię ani jednej twojej zachcianki — zawołała przez ramię. Na półpiętrze na chwilę się zatrzymała i zmierzyła wzrokiem Collinsa. — Będę walczyć — oznajmiła i znowu rzuciła się do biegu.

      🙃

      Usuń
    7. — Pozwalając się obmacywać pijanym kolesiom za napiwki? Faktycznie, świetnie sobie radziłaś. Nic tylko pogratulować takiego życiowego ogarnięcia — wtedy jej nie powiedział, że detektyw uważnie przeprowadził śledztwo. Ale przecież zdobytą wiedzą mógł się dzielić strzępkami. Tak było ciekawiej. Przynajmniej dla niego, tak długo, dopóki mógł dostrzec na jej twarzy więcej emocji niż podczas wałkowania jednego tematu jakim był jego wyskok z Lexi. Miał wrażenie, że odkąd ściągnął ją z powrotem do siebie, nie gadali o niczym innym, kiedy już łaskawie nawiązywali jakiekolwiek próby kontaktu. Chociaż nazwanie tego w ten sposób nie było idealnym doborem. — Z chęcią się przekonam, co potrafi wkurwiona kocica — zaśmiał się szyderczo, ale była w tym prawda. Może wówczas patrzyłby na nią inaczej? Nie powiedziałby, że zaimponowała mu swoją ucieczką, ale było to ciekawą odmianą od zgadzającej się na wszystko i przytakującej Luny. Jedynym minusem było to, że tym razem to on oberwał za jej winy. Dobra, był sobie winien, ale dobrze wiedzieli, że Luna też by oberwała od ojca, a mimo wszystko, dotrzymywał swojej obietnicy. Nie zamierzał pozwolić, aby ten sukinsyn jeszcze kiedykolwiek jej dotknął. Nawet jeżeli sami byli, można powiedzieć, w stanie wojny.
      — No dalej, co jeszcze potrafisz? — zapytał, słysząc jej krzyki. Miał to w dupie, sytuacja zwyczajnie go bawiła. I chciał wyciągnąć z niej jak najwięcej. Bo był ciekaw, jak daleko była w stanie się posunąć. Kiedy teraz na nią patrzył, miał wrażenie, jakby stała przed nim zupełnie inna dziewczyna — może gdybyś pokazała wcześniej, że masz pazurki, nie musiałbym pieprzyć pierwszej lepszej — rzucił znudzonym tonem, patrząc na nią, nie chcąc przegapić żadnej, najmniejszej reakcji z jej strony.
      Na schodach nieco przyspieszył, ale wciąż nie biegł. Po prostu pokonywał po kilka stopni na raz, podciągając się z pomocą poręczy.
      — Założymy się? — Rzucił, nie zwracając uwagi na jej stan. Póki co skupiał się jedynie na tym, aby ją dorwać. Tak po prostu. Złapać i zmusić do zrobienia tego, co przyjdzie mu do głowy. W końcu takie były zasady. Ledger co prawda najbardziej na świecie uwielbiał łamać wszelkie ustalenia, ale w tym jednym przypadku musiał przyznać, że te mu odpowiadały. — Podrapiesz mi twarz czy mnie ugryziesz? — Zaśmiał się, wyraźnie dając jej fory, aby jeszcze chwilę biegła. Był ciekawy dokąd właściwie zamierza się udać, więc po prostu podążał za nią, już rozmyślając nad tym, co z nią zrobi.

      😏

      Usuń
    8. — Przynajmniej to była moja decyzja. Byłam wolna — odpowiedziała, czując, że oczy zaczynają ją piec. Teraz mieszkała w luksusie i było ją stać na wszystko, ale prawda była taka, że tęskniła za tamtą ruderą. W niej była sobą. Mogła robić co chciała, aktualnie na każdym kroku jej tę możliwość odbierano. Nawet tutaj. Nie miała pojęcia, jakim cudem ją znalazł, ale była wściekła, bo chciała się bawić. Po swojemu, z nowymi znajomymi, którzy w ciągu kilku minut poświęcili jej więcej uwagi, niż Ledger przez całe miesiące trwania ich pożal się boże relacji.
      Zamrugała kilka razy powiekami, nie dopuszczając do tego, żeby wypłynęły spod nich łzy. Nie zamierzała więcej przez niego płakać. Chciała być wściekła. Tylko wściekła, nie zasłużył na nic więcej.
      — Na twoim miejscu nie byłabym taka chętna — burknęła, krzywiąc się. A potem jeszcze bardziej.
      Aż w końcu straciła nad sobą panowanie i zanim zdążyła w ogóle pomyśleć, jej dłoń wystrzeliła w kierunku policzka bruneta, opadając na niego z głośnym plaśnięciem. Zgadza się, uderzyła go. Pierwszy raz w swoim życiu posunęła się do przemocy. I, kurwa, uczucie, które temu towarzyszyło, było tak cudownie oczyszczające. Dyszała ciężko, patrząc na niego z czystą, niczym niezmąconą wściekłością.
      — Nie zasługujesz na mnie — wysyczała niczym rozjuszony kociak. Nie miała pojęcia, co chciała tym przekazać, słowa same spłynęły z jej ust. Ale dobrze było je wypowiedzieć. — Zostaw mnie w spokoju — dodała, zanim obróciła się na pięcie.
      Ale on tego nie zrobił. No i w sumie może dobrze. Mogła nawet pozwolić na to, żeby ją złapał. A potem pokazać, że nie zamierza robić tego, czego będzie od niej chciał. Chyba że zażąda kopnięcia w jaja, na to mogła się zgodzić i to z przyjemnością.
      — Pierdol się, Collins — odpowiedziała na jego pytanie, wspinając się coraz wyżej i wyżej. Znajdowała się coraz bliżej korytarza, z którego tu przyszła, odgłosy ludzi stały się wyraźniejsze. — Żebyś mógł się przygotować i bronić? Niedoczekanie — prychnęła, nie zwalniając nawet na sekundę. W końcu wypadła na korytarz i zaczęła mieszać się z tłumem, podążając w nieznanym sobie kierunku, aż dotarła do kolejnych schodów, najprawdopodobniej na pierwsze piętro.

      😤

      Usuń
    9. — Ładna wolność — mruknął — dając się macać podstarzałym dziadom, nie no, poważnie, kto nie marzyłby o takim życiu — zakpił, bo naprawdę nie potrafił tego zrozumieć. Był tak bardzo przyzwyczajony do wygodnego życia w luksusach, że nie było w ogóle możliwości, aby kiedykolwiek chciał to porzucić. Owszem, nigdy nie był tak skrzywdzony jak Luna, ale za bardzo lubił luksus. Nawet, chociaż go to niesamowicie wkurwiało, był gotów wziąć z nią ten jebany ślub, bo wiedział, że owszem, mógł mieć to w dupie, Ale wtedy straciłby wszystko, do czego przywykł i bez czego nie wyobrażał sobie po prostu życia. — Chociaż może powinienem złożyć zażalenie. Mnie dotykała tylko jedna laska, a ciebie ilu kolesi? — Miał świadomość, że mógł się zamknąć, ale sam był za bardzo tym wszystkim podkurwiony, aby myśleć nad wypowiadanymi słowami. Poza tym, nigdy nad nimi nie myślał, nie oszukujmy się. To właśnie był Ledger.
      Syknął cicho, bo nie spodziewał się, że go uderzy. Nawet nie próbował złapać w locie jej nadgarstka, bo akurat na coś takiego nie był przygotowany i… chociaż policzek cholernie mocno go piekł, a czerwony ślad momentalnie odznaczył się na jego twarzy, kąciki jego ust drgnęły. Bo w końcu miał przed sobą Lunę, która wreszcie go zaskoczyła. Wreszcie zrobiła coś. Coś, czego totalnie się nie spodziewał.
      — Nieźle, kto by się spodziewał, że akurat ty sięgniesz po przemoc — warknął, nie ruszając się z miejsca. — Ale przynajmniej zabawa w polowanie będzie ciekawsza. Kiedy zwierzyna jest potulna, robi się zbyt nudno — mruknął, wbijając w nią spojrzenie ciemnych oczu — ślady po zębach będą się ładnie komponowały z tą soczystą czerwienią — stwierdził. Może powinien się bardziej wkurwić tym policzkiem, ale w gruncie rzeczy, cała ta sytuacja zaczynała go nieźle bawić. Na tyle, że miał ochotę ją wkurwiać dla samego faktu wkurwiania niż skupiać się konkretnie na polowaniu w tym momencie, ale i tego nie zamierzał odpuścić.
      — To dokąd tak właściwie idziemy, skarbie? — zapytał, kierując się cały czas za nią — szukamy ustronnego składzika do macanek? Wiesz, mogłaś powiedzieć, że lubisz takie rzeczy. A może wolisz wyżyć się trochę na mnie? Na gimnastycznej powinniśmy znaleźć trochę sprzętu, który mógłby się nadawać do zabawy.

      L

      Usuń
  5. Szatnia żeńska przy sali gimnastycznej

    OdpowiedzUsuń
  6. Szatnia męska przy sali gimnastycznej

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Oddaliła się na moment od grupy, niesiona nieodpartą chęcią skorzystania z basenu. Wiedziała, że połączenie marihuany i leków nigdy nie kończyło się dla niej dobrze, nie zwracała jednak uwagi na konsekwencję i uraczyła się kilkoma buchami, aby urozmaicić sobie jakoś dzisiejszą imprezę. Miała wrażenie, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa i jedyne miejsce w którym mogłaby się poruszać, to woda. Tak, zdecydowanie była jakąś pieprzoną syreną i potrzebowała jak najszybciej zanurzyć się w przyjemnej tafli, inaczej na zawsze straci ogon. Szybkim krokiem skierowała się w stronę znajomego jej miejsca, dziękując w duchu, że zna każdy kąt w budynku tej szkoły. Uczęszczała w pierwszej klasie do sekcji pływackiej, uwielbiała więc tu przesiadywać, zwłaszcza wieczorami, kiedy przeszklone szyby i wpadający przez nie blask księżyca lub gwiazd, dodawały temu miejscu uroku i specyficznego klimatu. Nie zamierzała się rozbierać i marnować czasu na pozbycie się ubrań, resztki trzeźwego umysł podpowiedziały jej jedynie, aby zostawiła na jednej z szafek telefon, unikając tym samym zalania swojego najnowszego Iphona.
      - Pierdolona Arielka…- mruknęła roześmiana pod nosem, wskakując z podestu do wody i rozkoszując się przyjemnym chłodem, jaki momentalnie ogarnął jej ciało. Tutaj była bezpieczna, nie tylko nie straci ogonka, ale i nikt jej nie znajdzie, a właśnie o to chodziło w zabawie, która co jakiś czas przypominała o sobie w jej zmąconym lekami i ziołem umyśle. Szybko przepłynęła dwie długości, czując, że powoli odzyskuje logiczne myślenie. Dawniej potrafiła być tutaj rekordy, teraz stać ją było jedynie na przeciętne tempo, co koniec końców i tak jej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. W wodzie mogła na spokojnie o wszystkim pomyśleć, zawsze kojąco na nią działała, nie zamierzała wręcz zbyt prędko stąd wychodzić, nawet jeśli miała zmarnować okazje ku dobrej zabawie z innymi.

      Lou

      Usuń
    2. You have a new message!

      Hello Upper East Sider, Gossip Girl here! 📱💋
      Are you lost, baby girl? If you're craving a little excitement, I've got just the thing for you. Join me for a little soirée happening nearby, in Class 101 on the first floor. But beware, darling, if you're expecting someone, you'll be the only one granted permission to miss the meeting. Dip your toes cautiously into these waters, for you never know what secrets lie beneath the surface.
      xoxo, Gossip Girl


      Zapraszam do wątku "Klasa 101 na pierwszym piętrze"!

      Usuń
    3. Zebrał się w sobie i zostawił nowo poznane towarzystwo za sobą. Zaintrygowało go nagłe zniknięcie Louise z tamtej grupki. Prędzej sądził, że przyklei się do Cornelii i z nią będzie się ukrywała, ale nic takiego najwyraźniej nie miało miejsca. Jasne, że wiedział, że coś między nimi było, a raczej, że się znały. W końcu w przeszłości zdarzało im się razem imprezować czy wspólnie spędzać czas na inne sposoby, jak chociażby w posiadłości rodziców blondynki na Bahamach czy w innych miejscach na świecie. Nie interesował się też do końca, jaka łączy je relacja, a przez dwa lata w końcu mogło się wiele pozmieniać. Jednak z tamtej dwójki widział się z blondynką może dwa razy. Nie chciała być widziana, jak wchodzi do zakładu karnego, czy jak z niego wychodzi, a poza tym cały czas powtarzała, jakie to miejsce jest obrzydliwe. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ohydnie tam było. Ale opowieściami mógł ją dręczyć przy innej okazji.
      Przeszedł się przez szkołę. Zaczął od ulubionej, a jednocześnie znienawidzonej klasy od historii. Ten przedmiot nigdy mu nie wychodził, nie umiał wykuć tych wszystkich dat i innych, ważnych informacji, więc zawsze denerwował nauczyciela i go podpuszczał, a potem i tak lądował na dywaniku u dyrektora i tłumaczył się ze swoich wybryków.
      Sam nie był pewien, dlaczego nogi zaprowadziły go na basen. Nie spodziewał się, że ktoś tutaj będzie, a jednak okazało się, że komuś przeszkodził w pływaniu. Nie od razu dostrzegł kto to, ale widział, że dziewczyna ma na sobie ubrania. Serio, wygodnie jej było? Nieraz zdarzało mu się pływać w ubraniach i za każdym razem przeklinał siebie, że jednak ich nie zdjął. Dopiero, kiedy podszedł nieco bliżej, a jego wzrok przyzwyczaił się do panującego tu półmroku zorientował się, że to Louise. Jak mu się trafiło. Niemal zaśmiał się pod nosem, ale zamiast tego usiadł na najniższych trybunach, wyciągnął nogi przed siebie, a z kieszeni kurtki wyciągnął paczkę papierosów. Wsunął jednego między usta i zaczął szukać zapalniczki. Raczej żaden alarm wyć nie powinien, a on sobie poczeka, aż mała syrenka sama się zorientuje, że ktoś tu jest.

      na pewno nie książę Eryk

      Usuń
    4. Przepłynęła dwie długości i oparła się o murek, aby nieco odetchnąć. Pływanie w ubraniach nie było dobrym pomysłem, utrudniało mocno ruchy, przy okazji powodując, że męczyła się podwójnie. Kontakt z wodą mocno otrzeźwił jej umysł, przez co zaczęła odczuwać reakcje organizmu na chłód. Wsparła się ramionami na murku, aby wyjść z wody i pierwsze co uczyniła, to zrzucenie z siebie przemoczonych ubrań. Nie zauważyła, że ktoś wszedł do pomieszczenia i nie miała świadomości, że właśnie stoi kompletnie naga przed Cadenem. Sięgnęła po jeden z leżących na stercie w kącie ręczników, powolnymi ruchami wycierając swoje mokre ciało. Wpatrywała się w wpadające przez przeszklone ściany światło bijące od gwiazd i księżyca w pełni, przecierając ręcznikiem rozmierzwione włosy.
      - Got the music in you, baby, tell me why. Got the music in you, baby, tell me why. You've been locked in here forever and you just can't say goodbye. You've been locked in here forever and you just can't say goodbye….- zaczęła nucić, podchodząc bliżej szyby i obserwując krajobraz wokół szkoły. Z tym miejscem związanych było mnóstwo wspomnień, zarówno dobrych, jak i tych najgorszych. Licealne czasy dla każdego były trudne i cieszyła się, że już wkrótce zakończy edukację na tym poziomie i będzie mogła wybrać się na studia. Najchętniej właściwie rzuciłaby wszystko w cholerę i ruszyła w podróż dookoła świata, wiedziała jednak, że dopóki pozostaje na utrzymaniu rodziców, taka opcja nie wchodziła w grę. Od dziecka mieli dla niej wszystko z góry zaplanowane, a już zwłaszcza kierunek i miejsce studiów.
      - Kurwa…- mruknęła pod nosem, kiedy do jej nozdrzy dotarł zapach dymu papierosowego. Mogła być bardziej uważna i wcześniej upewnić się, że nikogo tutaj nie ma, nie przypuszczała jednak, że ktoś mógłby zabłądzić w te okolice, zwłaszcza, że większość świetnie bawiła się w grupkach, za pewne głównie w sali do której zaprosiła ich plotkara.
      - Nie spodziewałam się, że będziesz brał udział w tej grze – westchnęła, kiedy zorientowała się, kto siedzi na trybunach. Zasłoniła się ręcznikiem, choć nie był to pierwszy raz, kiedy chłopak widział ją nago. Koniec końców cieszyła się, że to właśnie on znajdował się w tym pomieszczeniu, przynajmniej nie czuła się tak skrępowana faktem, że paradowała od kilkunastu minut przed kimś obcym bez ubrania.

      naga Ariel bez ogona

      Usuń
    5. Siedział w ciszy, jedynie zaciągając się papierosem co jakiś czas i wypuszczając dym nad głowę. Minęło wiele miesięcy od kiedy nie mieli kontaktu, a teraz znajdowali się w tej samej szkole i to na tej samej imprezie. Nie miał powodów, aby myśleć, że przyszła tutaj dla niego. Musiała wiedzieć, że Caden się tutaj pojawi, w końcu nigdy nie odpuszczał imprez, które urządzała jego ulubiona internetowa persona. A chociaż niszczyła życia, bywała okrutna i wpychała się z butami, które najpewniej były od Jimmy’ego Choo, to lubił czytać te wszystkie plotki, podsyłać własne obserwacje i patrzeć, jak dosłownie świat płonie. Pochylił się do przodu, kiedy zobaczył, że wychodzi z basenu i jak gdyby nigdy nic zaczyna się rozbierać. Prawie parsknął śmiechem, ale nie dał po sobie niczego poznać. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nawet najmniejszego szmeru. Przymrużył oczy, choć nie obserwował jej, jak obleśny creep, który po raz pierwszy widzi nagą dziewczynę. Raczej zatrzymał wzrok na jej twarzy niż na piersiach czy płaskim brzuchu. Stąd nie mógł dostrzec też żadnych defektów. Z miejsca, w którym Caden siedział Lou była jak zawsze, idealna.
      Kąciki jego ust drgnęły, kiedy usłyszał znajomy tekst piosenki zespołu, którego niejeden raz wspólnie słuchali. Czekał cierpliwie, aż się zorientuje, że nie jest tutaj sama. Sam jeszcze nie wiedział, czy w ogóle coś od niej teraz będzie chciał. Takie w końcu były zasady, prawda? Ten, który ucieka musi zrobić wszystko, o co poprosi goniący, a jakby nie patrzeć, Caden ją właśnie złapał. Nawet jeśli nieszczególnie się starał to zrobić. Ot, wyszło przypadkiem, bo łaził, gdzie popadnie.
      Zaśmiał się słysząc przekleństwo płynące z jej ust.
      — A dlaczego miałbym nie brać? — zapytał. Przecież to brzmiało na świetną zabawkę, choć póki co, właściwie nie bawił się wcale. Łaził po starej szkole, nie robił nic takiego, a teraz miał mały pokaz striptizu w wykonaniu przemoczonej Louise. — Czekasz na innego łowcę? Mogę sobie iść. Pobawić się z koleżanką. Gdzieś mi się zawieruszyła.
      Wzruszył ramionami. Widział się z Sophią przed budynkiem, a potem odwrócił na moment i brunetka zniknęła mu z pola widzenia, więc on sam ruszył do budynku. Nie planował, a na pewno nie od razu, wpadać na Louise. Los najwyraźniej chciał inaczej.

      C

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. Klasa 101 na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A czy to twój problem, do jasnej cholery? Mogłabym się nawet puszczać, a ty dalej nie miałbyś nic do powiedzenia — warknęła wściekła do granic możliwości. Miała go serdecznie powyżej uszu. Dlatego tu przyszła, dlatego chciała choć na chwilę uciec. Nie podejrzewała, że obecność Ledgera zmusi ją do tego, że dosłownie będzie przed nim uciekać. Mie dalej jak kilkadziesiąt minut temu stwierdziła, że nie ma przed kim dzisiaj się chować. Życie dość szybko zweryfikowało to założenie.
      Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem i pokręciła z niedowierzaniem głową.
      — Nikt mnie nie dotknął, kiedy byłam z tobą — syknęła. — W przeciwieństwie do ciebie dotrzymałam warunków umowy. Ale ty postanowiłeś to koncertowo zjebać — dodała.
      Nie skomentowała zaczepek bruneta, po prostu biegła przed siebie, mając wrażenie, że jej nogi ledwo dotykają ziemi. Miała ochotę śmiać się i krzyczeć, choć była przecież tak bardzo wkurwiona na Collinsa. Nie wiedziała, co Seojun jej dał, ale nie miałaby nic przeciwko kolejnej dawce. Przynajmniej jej ciało było w euforii, nawet jeśli dusza szorowała po dnie smutku.
      — Pierdol się, Collins — zaświergotała i roześmiała się głośno. Nie wiedziała, czy wciąż za nią biegł, jego głos zdawał się docierać jakby z daleka, więc stwierdziła, że może nadszedł czas na to, żeby skończyć ten bieg. Była zdyszana i spocona, musiała na chwilę usiąść. Wpadła więc do pierwszej lepszej klasy na piętrze i natychmiast podeszła do okna. Otworzyła je na oścież i wystawiła głowę, wciągając do płuc lodowate powietrze. Zamknęła oczy, rozkoszując się mrozem szczypiąc w skórę bardziej niż zwykle. Chciała kogoś dotknąć. Ale bała się jednocześnie, że kiedy to zrobi, wybuchnie z nadmiaru przyjemnych bodźców. Mogłaby spróbować z Ledgerem, chociaż z wiadomych względów jej narzeczony odpadał.
      Nawet jeśli bardzo jej to utrudniał. Obróciła się, słysząc dźwięk otwieranych drzwi i naparła lędźwiami na parapet.
      — Wyjdź stąd, Ledger. Nie mam zamiaru się w to z tobą bawić — warknęła, nie wiedząc jeszcze, że za chwilę zabawa przybierze znacznie inny obrót, a w sali, w której się znalazła, pojawi się więcej osób.

      Lulu

      Usuń
    2. — Chyba sobie żartujesz — warknął, cały czas utrzymując dotychczasowe tempo swoich kroków. Wiedział, że mu nie ucieknie. Nie miała z nim szans, a on przedzierał się przez tłum, nie zważając na to czy kogoś mocno wali z bara, czy ktoś przez niego potykał się na schodach czy cokolwiek innego — może rzuciłaś pierścionkiem, ale jakbyś zapomniała, twój i mój ojciec mają inne plany. Gówno ich obchodzi czy nosisz na palcu pierścionek czy nie — dobrze o tym wiedzieli. A Ledger… kurwa, nadal nie zamierzał być potulny jak baranek, ale musiał przyznać, że rozmowa z Sylvestrem nieco go przyhamowała. Co nie oznaczało, że nadal nie snuł jakichś planów, jak się z tego wszystkiego wykręcić.
      — Dobra już wiem, że bardzo ci przykro z tego powodu, że nie dotknąłem ciebie, ile razy jeszcze będziemy to przerabiać? Chcesz? Zrobię ci dzisiaj tę przyjemność i rozkażę ci klęczeć, jak już cię dorwę — rzucił, przyspieszając jednak nieco kroku, bo nudziła mu się już ta nic nie wnosząca rozmowa. Wałkowali na okrągło to samo. Ile, kurwa, można. Chyba liczył, że jej się w końcu znudzi, ale jak widać, jedynie ciągle się nakręcała.
      — Z przyjemnością, przecież wiesz — rzucił, marszcząc delikatnie brwi, bo zachowanie Luny tej nocy było tak nie podobne do tego, które zdążył poznać podczas wspólnego mieszkania, że zaczął być naprawdę zaintrygowany, skąd wynikało. Chwilą wolności dodała jej tyle? Wątpił w to.
      Zarejestrował, które otwierała drzwi i po chwili znalazł się również w tym samym powiedzeniu, nie robiąc sobie nic z jej słów. Jak zresztą zawsze.
      — Już ci mówiłem, że nie można tak po prostu przestać grać. Nie zamierzam polować na nikogo innego, jesteś moją, Myers. Czy ci się to podoba czy nie. W zasadzie może ten pomysł ze ślubem nie był wcale taki głupi. Trzeba było mieć to już dawno za sobą — zatrzasnął za sobą drzwi, nie rozglądając się nawet po pomieszczeniu. Skupiał spojrzenie jedynie na Lunie i na tym, że zamierzał ją w końcu złapać, żeby w końcu coś zaczęło się dziać.

      Ledger

      Usuń
    3. Seojun zakrztusił się śmiechem, gdy i ostatnie dziewczę w ich grupie zbliżyło się do niego, po czym pokręcił głową, dalej uśmiechnięty. Nawet dla niego ta cała sytuacja zaczynała się robić śmieszna, chociaż był daleki od odmawiania kontaktów z płcią przeciwną. Poprawka — z atrakcyjnymi osobnikami, niezależnie od ich płci.
      Już miał otworzyć usta, by zaczepnie odbić pałeczkę — w końcu piersiówka, która dalej spoczywała w wewnętrznej kieszeni marynarki, a którą chwilę wcześniej odebrał od Mercy, była jego osobistą własnością — ale przerwał mu dźwięk powiadomienia, zwiastujący nową wiadomość. Nie byłoby w tym nic specjalnie dziwnego, gdyby nie fakt, że i telefony wszystkich obecnych rozdzwoniły się w tym samym momencie. To mogło oznaczać tylko jedno.
      Prawa brew chłopaka unosiła się coraz wyżej wraz z odczytywaniem kolejnych zdań komunikatu. Zabawy Plotkary nie wróżyły nic dobrego, niemniej on osobiście po nic dobrego się tutaj nie zjawił. I jeśli istniała szansa, że mogło być jeszcze bardziej pikantnie, o ile to w ogóle było możliwe, Seojun chciał tego wszystkiego doświadczyć — albo na sobie, albo na własne oczy.
      — Idziemy — powiedział do Neli, którą dalej obejmował, lekko klepiąc ją dłonią w biodro, po czym posłał jej uśmiech, sugestywnie ruszając przy tym brwiami. — Panie przodem — dodał, wyswobadzając dziewczynę z uścisku.
      Nie umknęła jego uwadze irytacja, coraz bardziej obecna na twarzy Ari, i choć miał co do jej źródła kilka teorii, nie był w stanie jeszcze postawić najbardziej prawdopodobnej tezy. Musiał je po prostu przetestować w praktyce. Doprowadzić ją do białej gorączki.
      Taką ją lubił najbardziej.
      Udało im się pokonać trasę do sali bez zbędnych komplikacji, unikając złapania przez łowców — którzy powoli zaczynali zyskiwać miano frajerów — ale gdy wpadli do środka, okazało się, że nie są tam sami. Seojun uniósł brwi, prześlizgując wzrokiem od jednej twarzy do drugiej, a gdy rozpoznał Lunę, rozszerzył wargi w złośliwym uśmiechu i puścił jej oczko.
      — Też tu zostaliście-..?
      I kolejne powiadomienie. Czy Plotkara naprawdę musiała być tak upierdliwa?

      Usuń
    4. — I co z tego? To wciąż nie twoja sprawa! Dlaczego niby tobie wolno, a mnie nie? Świat nie działa w ten sposób, Ledger. Każdy czyn ma swoje konsekwencje — prychnęła. — Twój poskutkował tym, że będę robić co zechcę, a ty nie masz na to wpływu, nawet jeśli ostatecznie będę musiała za ciebie wyjść — dodała, pokazując mu środkowy palec. Przechodził dzisiaj samego siebie, jeśli chodziło o doprowadzanie jej do szału, więc po kolejnych jego słowach z trudem powstrzymała się przed tym, by ponownie mu nie przywalić. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że wówczas dałaby się złapać, a ułatwianie mu zadania nie leżało w jej interesie.
      — Najpierw musiałbyś mi zrobić lobotomię — rzuciła, ostatnie kilka metrów do sali podrygując jak mała dziewczynka. Wszystko dookoła zdawało się jakieś żywsze, przyjemniejsze niż zwykle. No poza Collinsem, który wciąż deptał jej po piętach. On był jedynie wkurwiający, a słowa, które do niej kierował, zbiły ją z pantałyku. Albo była za bardzo naćpana, żeby je poprawnie zrozumieć, albo naprawdę powiedział to, co myślała, że powiedział.
      Ostatecznie parsknęła śmiechem.
      — Ty naprawdę masz urojenia. Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim będę twoja? I skąd nagle taka odmiana? Przecież mnie nienawidzisz, nie chciałeś dopuszczać do tego ślubu jeszcze bardziej niż ja. A teraz mi mówisz, że to nie jest głupi… — nie dokończyła, bowiem drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a w progu pojawili się wszyscy, których poznała przed rozpoczęciem zabawy. Jej spojrzenie skupiło się jednak na Zdzirosławie, bo to jego dostrzegła jako pierwszego. Odwzajemniła uśmiech i wyraźnie się rozpromieniła, a na samo wspomnienie wymienionych dzisiaj z nim i z Ari pocałunków zrobiło jej się ciepło. Chciała to powtórzyć w takim stanie, w jakim była teraz. To musiało być znacznie przyjemniejsze doświadczenie.
      — Seojun! — niemal pisnęła z zadowoleniem i odepchnęła się od parapetu, przy którym stała. W podskokach ruszyła w stronę mężczyzny, nawet nie spoglądając na swojego narzeczonego, zamierzała go zignorować i po prostu wyminąć. — Cholera, zgubiłam was, a potem ten tutaj się napatoczył i musiałam uciekać — skrzywiła się z niezadowoleniem. — Co tu robicie? — zapytała, bo nie czuła wibracji telefonu i nie miała pojęcia, że plotkara zagoniła ich wszystkich do jednego pomieszczenia. — Co jest? — rzuciła, marszcząc czoło i zaglądając mimowolnie w telefon Seojuna, gdy ten dostał kolejne powiadomienie.

      wiceZdzira

      Usuń
    5. — I chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz się buntować? Swojemu ojcu? — Spytał, mrużąc powieki. Nie musiał tego mówić, ale chciał jej przypomnieć, że może i zachował się jak ostatni dupek sprowadzając do mieszkania Lexi, nie wspominając o tym, że pozwolił dziewczynie się ujeżdżać o poranku, gdy Luna była tuż obok i mogła wszystko zobaczyć, ale dotrzymywał złożonych obietnic. Chronił ją. Może zdążyła zapomnieć, jak wcześniej rozwiązywał z nią problemy tatuś — nie odzywał się do ciebie ojciec, nie? Nie dzwonił z gadką, że masz się bardziej starać, że widocznie jesteś za słaba i z całą tą kupą bzdur, że macie się spotkać? — Zamruczał na końcu, wbijając w nią intensywne spojrzenie. Chciał, żeby do niej dotarło, to, co w ich umowie było najważniejsze. Wciąż ją chronił. Jak obiecał.
      Stał w połowie klasy, słuchając tego, co miała do powiedzenia Myers, zaciekawiony tym, że nagle urwała. Odwrócił się pospiesznie, gotów do nawrzeszczenia na ludzi, którzy postanowili zakłócić im rozmowę.
      — Wypierdalać — w zasadzie zdążył warknąć, ale Luną również zdążyła zerwać się z parapetu i ruszyć w ich stronę. Brew Collinsa wystrzeliła w górę, bo niby jakim cudem ona tutaj kogoś znała. Obserwował przez chwilę w milczeniu te krótka rozmowę, a następnie podszedł w kierunku nowo przybyłych.
      — Nie przedstawisz mi swoich znajomych? — Spytał, podchodząc bliżej dziewczyny — ciekawe, bo dałbym sobie odciąć rękę, że przed tym jak zwiałaś, nie mogłaś pochwalić się zbyt wieloma znajomościami — odezwał się cicho do Luny — tylko nie mów, że poznałeś Lunę w tym klubie, w którym dawała macać swój tyłek — zwrócił się do tego całego Seojuna, nic nie robiąc sobie z tego, jak przedstawia Myers. Był dzisiaj niezwykle cięty na swoją narzeczoną. I miał w dupie jak bardzo będzie na niego wściekła. Gorzej niż było i tak nie mogło być.

      dupek

      Usuń
    6. Zapewne w innych okolicznościach czułaby lekką irytację na Azjatę za to bezczelne ignorowanie jej zaczepek, a co za tym idzie skorzystałaby z pierwszej nadarzającej się okazji, by udowodnić mu, że tak właściwie to nie potrzebuje jego zainteresowania. Ostatecznie, do cholery, z łatwością potrafiłaby zapewnić sobie towarzystwo jakiegoś mniejszego pacana. Dzisiaj jednak byłaby skłonna podlizać się nawet samemu królowi piekieł, byle tylko udowodnić sobie, że mimo tego, co stało się w Salonikach, wciąż umie czerpać przyjemność z intymnych kontaktów z facetami. Do, chuja, przecież nie mogła pozwolić, by zachowanie jednego ciężkiego idioty, który uznał, że jej ciało jest jakąś pierdoloną studnią bez dna, a jego penis jebanym płetwonurkiem, zabrało jej całą dawną zabawę związaną z doprowadzaniem ich do szału zazdrości, gdy dowiadywali się, że niedawno zaliczyła przygodny romans z kolejnym !
      - Jaasne, już lecę. – Wywróciła nieznacznie oczami, spoglądając na przed chwilą otrzymane powiadomienie.
      Mimo tych buntowniczych słów, schowawszy telefon z powrotem do kieszeni sukienki i zgarnąwszy z krzesła swoje futro, ruszyła żwawo za grupką, udając iż faktycznie ma zamiar udać się grzecznie do wskazanej sali. Tak naprawdę jednak planowała odłączyć się od nich najszybciej jak to tylko możliwe i udać prosto do znajdującej się poniżej szatni. Ze swoich szkolnych czasów pamiętała bowiem doskonale, że przynajmniej kilku niepoprawnych uczniów chowało tam często takie skarby jak paczki fajek, czy wypełnione alkoholem małpki. Oczywiście nie na widoku, nie byli ostatecznie aż tak głupi, ale stosowane zwykle przez nich skrytki najczęściej były nadzwyczaj łatwe do zlokalizowania i rozbrojenia. W końcu tutejszemu dyrektorowi zależało na tym, by w razie potrzeby, móc się do nich bez problemu dobrać. Tak na wszelki wypadek, gdyby jakiemuś małolatowi przyszło na myśl przechowywanie w nich czegoś znacznie bardziej niebezpiecznego, czy kradzionego.
      - No i kto jest teraz… - Nim zdążyła dokończyć, ktoś pędzący w przeciwną stronę potrącił ją z całym impetem w tors, sprawiając że nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Co gorsza w wyniku tej niespodziewanej kolizji dosłownie zjechała parę stopni niżej, taranując tym samym jakiegoś bogu ducha winnego osobnika. – Przepraszam… - Rzuciła poprzez zasłaniające jej całą twarz włosy, które w międzyczasie zdążyły wymsknąć się jej spod luźno związanej ciemnojagodowej frotki (a może w całym tym chaosie zgubiła również ją, nie była pewna) i, nie czekając na jakąkolwiek reakcję z drugiej strony, podniosła się, by jednak ruszyć w kierunku wspomnianej w SMS-ie klasy. Wpadła do niej zdyszana, z min zgromadzonych w środku osób wnioskując, że w obecnym stanie musi prezentować się niczym jakiś żądny krwi demon. – No i czego się tak gapicie ?! – Warknęła, gwałtownym ruchem zarzucając na kark kruczoczarne kosmyki.

      Demonica N

      Usuń
    7. Seojun zacisnął usta w reakcji na entuzjazm rudowłosej, która prawie na skrzydłach doleciała do progu, by ich powitać, bo ewidentnie połknięte wcześniej tabletki dawały jej o sobie znać. On sam czuł się zaś nieznośnie trzeźwy. W końcu przez rolę pośrednika trochę sam siebie zaniedbał, a parę łyków whisky nie mogły doprowadzić go do tego stanu, w którym chciałby się teraz znajdować.
      — Właśnie o to samo miałem was zapytać — zdążył dodać, nim pochylili się nad telefonem, by przeczytać kolejne powiadomienie. — Nic nowego. Ostatnim razem zaryglowała nas na balkonie. I w paru innych pomieszczeniach też. — Podniósł wzrok, rozglądając się po klasie, i faktycznie dostrzegł na jednym ze stolików małą talię kart.
      W tym samym momencie do ich grupy podszedł wyraźnie zirytowany chłopak, którego jednak Seojun nie rozpoznawał. Gdy już się odezwał, przeszło brunetowi przez myśl, że w bardzo podobny sposób dla towarzystwa musiały brzmieć wszystkie publiczne kłótnie, które fundowali sobie z Ari.
      — Nie w tym — odpowiedział, obdarzając chłopaka szerokim i bezczelnym uśmiechem. — W tym drugim — dodał, wymijając obojga, by dojść do biurka. Zgodnie z tym, co napisała w wiadomości Plotkara, gdzieś pod nim znajdował się kluczyk, który umożliwiłby im znalezienie tego, co w tym momencie wydawało się Seojunowi niezbędne.
      Alkohol. A najlepiej dużo alkoholu.
      — Mam cię — mruknął z satysfakcją po kilku minutach, wyciągając mały, srebrny kluczyk. Zaraz potem obrócił się do towarzystwa. — Jest jakiś odważny, który chciałby wyciągnąć kartę jako pierwszy, czy mam czynić honory?
      Pytanie zawisło w powietrzu, ale nie na długo, bo do klasy z impetem wpadła brunetka, która jeszcze chwilę wcześniej w dobrym humorze przymierzała się do odstawienia przed Seojunem erotycznego tańca w holu. Chłopak parsknął śmiechem, widząc jej rozwiane, roztrzepane włosy, a jej gniewny ton jeszcze bardziej go rozbawił.
      — A co, nie lubisz czuć ciele obcego wzroku? — zapytał, dalej klęcząc przy biurku, po czym wyciągnął z kieszeni marynarki wymiętą paczkę Marlboro. Odpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Wydmuchując go, rozszerzył usta w uśmiechu, i w końcu podniósł się z podłogi. — Bo jeśli nie, to źle trafiłaś.

      Usuń
    8. Czy jej rzeczywiście zawsze musieli trafiać się aż taki idioci jak ten pieprzony chłopak majstrujący coś teraz przy jednej z szuflad biurka ? Czy na tym pokręconym świecie populacja względnie normalnych, ale przy tym nie śmiertelnie nudnych, facetów była aż tak karygodnie niska, że zazwyczaj nie starczało już materiału na tych pochodzących z bardziej majętnych, czy też po prostu sławnych rodów (zakładała bowiem, że jeśli charakter całej tej niewidzialnej Plotkary odpowiadał choć trochę jej opisowi, który zdążyła złożyć do tej pory ze słów pozostałych gości, nikt inny nie zostałby przez nią dopuszczony do tej małej zabawy) ?
      - A ty to niby ósmy cud świata ? – Odparła zaczepnie, obdarzając go pełnym gromów spojrzeniem. – A może zwyczajnie przyszedłeś tu tylko po to, by nie musieć siedzieć dzisiaj sam ze swoim odbiciem, bo zdążyłeś już wcześniej wypłoszyć ze swojego otoczenia wszystkie głupiutkie laseczki jakie były w pobliżu ? – Mówiąc to podchodziła coraz bliżej Seojuna w niemal żółwim tempie, gotowa jednak je zwiększyć, gdyby tylko ten miał zamiar wcisnąć się w jakiś ciemny kąt. Jeśli zaledwie kilkanaście minut wcześniej miała szczerą ochotę trochę z nim poflirtować, to obecnie, gdy tak bezczelnie wykorzystał jej parosekundową gorszą prezencję, jedynym czego rzeczywiście pragnęła, było nauczenie go moresu, a następnie potraktowanie jak nędznego robaka i zwyczajne zdeptanie. – Biedny, mały beniaminek zapomniał, że nie każdej można zaimponować tandetną, do bólu przewidywalną, gadką… - Dodała czule, wykorzystując fakt, że zdążyła znaleźć się tuż obok Azjaty, by ledwie zauważalnie musnąć jego policzek palcami prawej ręki, a następnie szybko odsunąć się na bezpieczniejszą odległość.


      Drapieżniczka

      Usuń
    9. Najnowsze powiadomienie było niczym zbawienie, jakie plotkara postanowiła na nich zesłać. Cud nad Hudson, bo chociaż na kilkanaście sekund zapadła cisza, a każdy skupiony wpatrywał się w ekran telefonu, zapominając o poprzednim temacie rozmowy, czy nagłej fascynacji osobą Seojuna. Wzrok Ari dalej mimowolnie uciekał w kierunku bruneta, wyczekując kolejnego ruchu z jego strony, bo ten, mimo jej ostatniej prowokacji, dalej piłeczki nie odbił.
      Zauważając, jak każdy postanowił grzecznie posłuchać plotkary – no może z małym wyjątkiem Naturelle, które zniknęła za rogiem ¬– Ari również podążyła za towarzystwem, zostając jednak nieco w tyle, tworząc dystans, uciekając od ciekawskich spojrzeń. To nie tak, że miała coś do ukrycia, w końcu ich grupa miała podobne upodobania, jeśli chodziło o spędzanie czasu. Kolorowe tabletki, białe proszki i alkohol były nieodłącznym elementem ich zgromadzeń. To właśnie dlatego Min zadecydowała, by nie chwalić się tym, co właśnie wyciągnęła z torebki, by położyć na końcu języka i poczekać, aż tajemniczy papierek się rozpuści. Najzwyczajniej w świecie, nie miała ochoty dzielić się swoimi zapasami gwarantowanej dopaminy.
      Wchodząc do klasy jako ostatnia, miała idealny widok na rozgrywające się do około sceny. W ciszy wsłuchiwała się w dość poirytowanego bruneta, który powitał ich w jakże elokwentny i uroczy sposób. Sprawiał wrażenie kogoś prze milusiego, warcząc i rzucając w ich kierunku rozwścieczone spojrzenia, zupełnie jakby zapanowanie nad własną frustracją było możliwe tylko wtedy, gdy wylejesz cały gniew na każdego w swoim otoczeniu. Dodatkowe komentarze w kierunku Luny, tylko utwierdziły Min w przekonaniu, że typ był nikim innym, a szowinistyczną świnią.
      — A co, zazdrosny? — rzuciła przez ramię, maszerując za Seojunem w kierunku biurka. — Nie rozumiem, brakuje ci znajomych, czy też chciałbyś, żeby ktoś cię pomacał?
      Opierając się plecami o biurko, nie spuszczała wzroku z bruneta. Jedną dłonią sięgnęła do tyłu, by sięgnąć po karty i rozłożyła je na blacie, chwilę później wybierając jedną. Gdy uniosła ją przed twarz i przeczytała jej treść, jeden z kącików ust mimowolnie uniósł się ku górze, a językiem zwilżyła wargi. Nad głową momentalnie zapaliła się żaróweczka i o ile pięć min ut temu, wybór był niemalże oczywisty, tak teraz, Seojun nabawił się konkurenta.
      Spill a drink on the person that is the most irritating — Darując sobie zbędne komentarze czy wyjaśnienia, zgięła się w pół, by zajrzeć do otworzonej Seojuna szafki. Już z butelką wódki w ręce podeszła do wyższego od siebie mężczyzny, który właśnie został obdarowany mianem najbardziej irytującego i uprzednio pozbywając się nakrętki, wylała sporą zawartość alkoholu na bruneta.
      — Za zdrowie — dodała bezczelnie, szczerząc się szeroko.

      ari is looking for trouble

      Usuń
    10. Przesuwał powolnie spojrzeniem, po twarzach, nawet całkiem sporej grupki osób, która pojawiła się w pomieszczeniu. Kiedy zaczęli mówić o zagraniu plotkary, sam automatycznie sięgnął po telefon, aby zorientować się pospiesznie w temacie. Jakby Luna nie mogła wparować do innego pomieszczenia. Ostatnie czego teraz potrzebowali to tłum. A przynajmniej Collins, bo nie był aż taką szowinistyczną świnią, aby wyciągać wszystkie brudy, po które miał ochotę sięgnąć w tej rozmowie. Liczył, że w końcu skończą wałkować ten temat, widać, nie było im to pisane.
      Uśmiechnął się kącikiem ust na słowa chłopaka.
      — Nie zdziwiłoby mnie to ani trochę — skomentował, a następnie spojrzał ponownie na Myers — jak to szło, smak wolności jest wart każdej ceny? — Mówiąc to, pokręcił delikatnie głową. Wiedział, że słowa bruneta nie miały pokrycia w rzeczywistości, ale patrząc na to co zdążyli z Luną ustalić, wcale by się nie zdziwił. Zwłaszcza, że jej dzisiejsze zachowanie jedynie podkreślało, że ta niewinna, skrzywdzona dziewczyna, którą obiecał chronić, nie była tak wielce niewinna.
      Zignorował całkowicie dalsze dyskusje, które nie miały związku z nim czy Luną. Nie lubił zajmować sobie głowy sprawami nieistotnymi. A te właśnie takie były. Nie dziwne, że jego uwagę przykuły słowa, które jasno były skierowane do niego. Uniósł brew, lustrując uważnie sylwetkę mówiącej dziewczyny, a na koniec, zaśmiał się cicho.
      — Z tym akurat nie mam problemu, niestety nie wszystkim się to podoba, prawda, skarbie? — Odpowiedział, przenosząc ponownie spojrzenie na swoją narzeczoną. Nie robił tego jednak długo. Nie był zadowolony, że trafili akurat do pokoju, w którym miała rozgrywać się jakaś gierka zorganizowana przez plotkarę, kiedy tak naprawdę mieli do dokończenia swoją własną, a przynajmniej on miał. Widział jednak, że Luna nie opuści pomieszczenia po dobroci, a nie był takim idiotą, aby wyprowadzać ją stąd siłą.
      Przeniósł znudzone spojrzenie na brunetkę, gdy przeczytała treść karty. Jego mina zmieniła się jednak, gdy ruszyła w jego stronę. Nawet jej, kurwa, nie znał. Czy się wkurzył? Oczywiście. Czy dał to po sobie od razu poznać? Zaciśnięta szczęka i błysk w oczach na pewno go zdradziły, ale miał to w dupie.
      Uśmiechnął się za to szelmowsko i wysunął język spomiędzy warg, aby zlizać z nich resztki wódki.
      — Może chcesz spróbować? Nieładnie tak marnować alkohol — stwierdził, podchodząc powolnym krokiem w stronę biurka. Nie mógł teraz wyjść. Nie zamierzał dać im satysfakcji. Miał w dupie czy ich irytował, wkurwiał, czy bóg jeden wie, co jeszcze. Zamierzał zepsuć im te wyśmienitą zabawę. — Skoro oberwałem, rozumiem, że teraz moja kolej — sięgnął po jedną z kart i jedynie mlasnął, nie do końca zadowolony z tego, co przeczytał — give a hickey on their neck on the person of you choosing — przeczytał, a następnie spojrzał na dziewczynę, z którą do klasy wszedł Seojun, kontrolnie zerkając przy tym na Lunę. Zrobił nawet kilka kroków w stronę nieznajomej blondynki, ale ostatecznie skierował się do Luny. Ułożył dłonie na jej biodrach i przyciągnął do siebie.
      — No popatrz, złapałem cię — szepnął, nim przystąpił do zadania — tak bardzo chcesz się odegrać to dalej śmiało, wybierz sobie kartę i się zabaw, ale nie myśl sobie, że z tobą skończyłem — wymruczał cicho, a po pozostawieniu śladu po sobie na jej szyi, zerknął w stronę dziewczyny, która wylała na niego drinka — z tobą nawet jeszcze nie zacząłem, nie myśl sobie.

      Usuń
    11. Seojun nie wydawał się przestraszony. Co więcej, gdy tylko Naturelle się od niego odsunęła, na powrót pokonał dzielącą ich odległość i stanął tuż przed nią, mierząc ją dalej rozbawionym spojrzeniem.
      — Przypomnij mi, kiedy chciałem ci zaimponować, bo chyba — uniósł palec do brody, wywijając usta w podkówkę — to ty próbowałaś zaimponować mi. Ale nie martw się, nie musisz się obawiać. Będę pamiętał, by przez resztę wieczoru się do ciebie nie zbliżać — mówiąc to, wydmuchał dym z płuc, a potem parsknął krótkim śmiechem ostatni raz i wyminął dziewczynę, by dostać się wgłąb klasy.
      Usiadł na jednym z wolnych krzeseł i ustawił przy sobie wcześniej zainkasowaną butelkę szampana — Seojun z jakiegoś powodu uwielbiał pić szampana w towarzystwie — przypatrując się z bezpiecznej odległości, jak Ari wyciaga pierwsza kartę do gry. W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok, ciemność rozświetlała jedynie klasyczna lampka bankierska znajdująca się na biurku nauczyciela. Klimat sprzyjał ich zabawie i przez moment Seojun poczuł lekki napływ ekscytacji. Szybko jednak zgasła, bo kiedy Ari przeczytała wszystkim swoje pytanie, chłopak był niemal pewny, że to on zostanie oblany czymkolwiek, co brunetka wytarga z szafki, w formie zemsty za wydarzenia z holu. Dlatego też parsknął szczerym, głośnym śmiechem, widząc jak to ich nowy znajomy przyjął cios zamiast niego.
      Cały czas zapominał, jak nieprzewidywalna i zaborcza Ari potrafiła być w gniewie.
      Uniósł brew, przypatrując się reakcji bruneta. Mimika go zdradziła, choć Seojunowi ciężko byłoby sobie wyobrazić, by ktokolwiek mógł być zadowolony z faktu, że wódka spływała mu właśnie po czole. Obserwował, jak chłopak przemierza pokój, by wziąć z nimi udział w grze, a delikatny uśmiech wstąpił mu na usta. Nie był zaskoczony tym, co usłyszał — podejrzewał, że w puli ich wyzwań nie znajduje się nic innego, jak próby wyciągnięcia jak największej ilości materiału do publicznej krucjaty.
      Choć czy cokolwiek mogłoby ich wizerunkom jeszcze zaszkodzić?
      Seojun poczuł jak jego ciało się spięło, kiedy Ledger ruszył w stronę Ari, zupełnie jakby instynktownie był w gotowości, by obronić dziewczynę. Obronić… albo nie pozwolić, by ktokolwiek inny ją tego wieczoru dotykał. Chrząknął, starając się walczyć z własnym wyjątkowo upartym umysłem. Ale zdawało się, że jego głowa już wybrała sobie na dzisiaj cel.
      Obserwował reakcję Luny na czułości bruneta. Może i nie był w pełni bezduszny, ale jego charakter był daleki od nieskazitelności, bo przez te kilkanaście sekund upatrywał się tego, jak bardzo dziewczynie spodoba się dotyk ust chłopaka na jej skórze. Czy zakręci jej się w głowie? Czy spomiędzy jej warg i tym razem wymsknie się niekontrolowany pomruk? Czy będzie się aż tak dobrze bawić, że zapomni o jego pocałunku?
      Hej, Kim Seojun uwielbiał rywalizację.
      — I lepiej nie zaczynaj. — Usłyszał, jak jego własny głos przecina ciszę.
      Ktoś chciałby i mieć ciastko, i zjeść ciastko. Ale na co komu tylko jedno, jeśli ma się nieskończony apetyt?

      brunetki, blondynki, ja wszystkie Was dziewczynki caaałoooooowaaaaać chcę

      Usuń
    12. Wiedziała, że Ledger Collins nie jest osobą, która ma jakiekolwiek zahamowania. Ale czy spodziewała się po nim czegoś takiego przed zupełnie obcymi dla niego ludźmi? Nie, tak szczerze to ją zaskoczył. Na tyle, że nawet nie potrafiła zareagować, po prostu spojrzała na niego tak, jakby właśnie dał jej w twarz, chociaż to ona powinna mu przywalić.
      Całe szczęście, że inni byli bardziej przytomni. I ewidentnie stanęli po jej stronie, co również było cholernie zaskakujące, bo Luna nie przywykła do tego, że ktoś ją wspiera, ale bardzo przyjemne. Zachichotała, słysząc odpowiedzi Seojuna i Ari, a potem otworzyła szeroko oczy, podążając wzrokiem za Ari. Na widok spływającej po twarzy Ledgera wódki parsknęła głośnym, szczerym śmiechem, podeszła do dziewczyny i przybiła jej piątkę. Jeśli wcześniej polubiła nowych znajomych, tak teraz była nimi totalnie zachwycona.
      — Boże, dlaczego nie poznałam was wcześniej? Życie byłoby znacznie łatwiejsze — westchnęła i oparła się lędźwiami o blat biurka, na którym leżały karty. Z ciekawości wyciągnęła dłoń po jedną z nich i przeczytała zadanie. Skrzywiła się i odłożyła kartę do talii. Zdecydowanie nie miała ochoty rozbierać się do bielizny. Odeszła w stronę okna, uznając, że w tej chwili ta zabawa mogłaby się źle dla niej skończyć.
      Starała się nadążać za wszystkim, co działo się w klasie, ale umysł miała zbyt przytłumiony i nawet nie zarejestrowała, że Ledger się do niej zbliżył. Zorientowała się dopiero, gdy jego ciepłe dłonie spoczęły na jej biodrach, a po wrażliwym ciele przeszedł dreszcz w reakcji na ten dotyk.
      — Co ty robisz, do cholery? — sapnęła, ale było za późno, bo on już pochylał się nad jej szyją. I to było chyba najgorsze, co mógł zrobić naćpanej Lunie. Przez całe jej ciało przebiegł impuls, a skóra stanęła w płomieniach. Kurwa, to było tak przyjemne… Nawet obrzydzenie względem niego nie było w stanie wyrwać jej z tego transu. Jakoś zupełnie zapomniała o widoku swojego narzeczonego z jakąś randomową brunetką poznaną w klubie, teraz liczyły się tylko jego wargi zasysające skórę i ciało przyciskające się do jej ciała. Gdyby była trzeźwa, zawstydziłaby się jękiem, który wyrwał się z jej gardła, ale w tej sytuacji miała to w dupie. Chciała po prostu, żeby się od niej nie odsuwał.
      Ale drań to zrobił. Natychmiast wyciągnęła przed siebie ręce i złapała go za materiał ubrania na klatce piersiowej, przyciągając do siebie z powrotem.
      — Nie… Nie przestawaj… — szepnęła błagalnie, napierając na jego ciało. — To było takie przyjemne, nie przestawaj — dodała, mając gdzieś, że klasa jest pełna ludzi, a ona nienawidziła Ledgera. Czuła na sobie czyjeś spojrzenie, ale tym również się nie przejmowała.

      wincyj piksów

      Usuń
    13. — Wykonuję zadanie plotkary — wymruczał cicho z wargami przy jej szyi, drażniąc wrażliwą skórę swoim ciepłym oddechem — już ci tłumaczyłem, że nie można tak po prostu wycofać się z gry — dodał, a następnie zassał skórę, zaciskając jednocześnie dłonie na jej krągłych biodrach, robiąc to jeszcze mocniej, gdy dotarł do niego dźwięk, jaki z siebie wydała.
      Obrzucił Seojuna lekceważącym spojrzeniem w reakcji na jego komentarz, uśmiechając się przy tym zaledwie kącikiem ust. Lubił podejmować się wyzwań, a słowa chłopaka brzmiały niczym zachęta.
      Całą tą szopka z udawaniem szczęśliwie zakochanych i tak przestała mieć znaczenie. Ledger przyjął w końcu do wiadomości, że do ślubu dojdzie bez względu na to, czego chciał on czy Luna. Dlatego… mógł się zabawić tak czy siak, prawda? Nie musiał się niczym przejmować, bo ich małżeństwo będzie wyglądało dokładnie tak, jak wzór który miał w domu. Chociaż do Luny to jeszcze chyba nie dotarło, że powinna udawać, że do żadnych zdrad ze strony Collinsa nie dochodzi, a nie wywlekać to przy każdej możliwej okazji, jak miało to miejsce do tej pory.
      Nie mógł się jednak skupić ani na Ari, ani na Seojunie.
      Uniósł w zdziwieniu brwi, czując zaciskające się dłonie Myers na jego marynarce i mimowolnie, nachylił się w jej stronę, by znaleźć się bliżej. Jeżeli potrzebował potwierdzenia, że Luną zachowywała się podejrzanie, to właśnie je dostał. Miał świadomość, że będąc trzeźwą w życiu nie powiedziałaby takich słów na głos, a zamiast zbliżać się do niego, zapewne odetchnęłaby go od siebie jak najszybciej.
      — Poważnie, skarbie? Właśnie tego chcesz? — Spytał, ponownie przykładając usta do jej szyi, składając na niej delikatne pocałunki — powiedz dokładnie, co mam zrobić, dlaczego mam nie przestawać i czego dokładnie mam nie przestawać robić — szepnął na tyle cicho, aby tylko Luna go usłyszała.

      chyba jednak skorzysta

      Usuń
    14. Gdyby była choć odrobinę bardziej strachliwa, prawdopodobnie w reakcji na słowa chłopaka natychmiast wybiegłaby z klasy z zamiarem ukrycia się przed nim w jednym z bardziej położonych w głąb szkoły pomieszczeń. Ba, nawet teraz dałaby sobie rękę uciąć, że formułując je w taki a nie inny sposób i wydmuchując jej śmierdzący dym prosto w twarz, zwyczajnie chciał sprawdzić jej wytrzymałość. A ona ? Cóż, w pierwszym, jeszcze czysto instynktownym odruchu, postąpiła dwa, może trzy kroki do tyłu, zastanawiając się, czy aby niechcący za bardzo go nie podrażniła. W tej chwili po raz pierwszy dziękowała w duchu ojcu za to jak szybko sprzątnął całą tą grecką aferę pod przysłowiowy dywan, nawet jeżeli nie zrobił tego wiedziony typowo rodzicielskimi uczuciami, a jedynie chęcią ukrócenia łba kolejnym nieprzyjemnym plotkom dotyczącym jego nazwiska, co z kolei nadal wywoływało w Nathy głęboki żal przemieszany z obrzydzeniem. Coś jej bowiem podpowiadało, że gdyby do mediów przeniknęła wówczas wiadomość o jej zgwałceniu i prawdziwej przyczynie nagłej śmierci jej managera, bezczelny Azjata nie omieszkałby teraz wykorzystać tej wiadomości do własnych, niecnych celów. Ostatecznie jakby nie patrząc, przez kilka krótkich sekund mógł łatwo zauważyć, że klatka piersiowa dziewczyny podnosiła się i opadała trochę szybciej niż powinna, a więc musiała się go faktycznie obawiać.
      Gdy tylko jednak się od niej oddalił, ochrzaniła się równo w myślach za tą głupawą reakcję. Najwidoczniej wciąż nie potrafiła przejść nad tym wszystkim do zwykłego porządku wszechrzeczy. Przynajmniej nie bez wsparcia prochów. O tyle dobrego, że te czekały na nią grzecznie w torebce. Wystarczyło tylko wykorzystać chaos związany z oblewaniem się przez innych alkoholem, by szybko wyciągnąć z jej wnętrza niewielką szmaragdową kosmetyczkę, która kryła w sobie oprócz paru dodatkowych frotek, grzebienia i kosmetyków, także plastikową buteleczkę z tym, czego tak bardzo teraz potrzebowała.
      - Inaczej tego nie przetrwam… - Wyszeptała, rozglądając się uważnie dookoła, po czym umieściła sobie jeden z tych krążków na języku. Następnie jak gdyby nigdy nic przystąpiła do zaplatania warkoczy. Bo jeśli Francuska czegoś szczególnie nie znosiła, to tym czymś były właśnie włosy opadające jej bez ładu i składu na twarz.


      Nathy

      Usuń
    15. Nel nie znała obcej dziewczyny, która podeszła do niej i Seojuna, ale gdyby nie powiadomienie od Plotkary, zapewne powiedziałaby jej kilka słów, aby trzymała się z daleka. Mimo wszystko lubiła swoją przestrzeń osobistą, nie przeszkadzało ją, kiedy przyjaciele ją obejmowali, przytulali, ale już niekoniecznie była zadowolona, kiedy obce osoby się w tak dziwny sposób do niej zbliżały. A choć to nie ona była celem brunetki, to ta sytuacja jej nadal nie urządzała. Ostatecznie nie odezwała się nawet słowem, za to mimiką mówiła wystarczająco wiele. Przejście do Sali odbyło się o dziwo bez większych dramatów. Krążąc korytarzami do blondynki wracało wiele wspomnień z czasów, kiedy się tutaj uczyła. Musiała się później przejść i sprawdzić, czy w jej miejscówkach nadal są po niej pamiątki, ale póki co była ciekawa co takiego zaplanowała Plotkara. Bez powodu w końcu by ich nie wysyłała do tej klasy,
      Wkraczając do klasy myślała, że ta będzie pusta. Już wcześniej do niej musiała dotrzeć Luna, która jednak sama nie była. Cornelia właściwie nie wiedziała, co początkowo o tym wszystkim myśleć. Z jakiegoś powodu odłączył się od grupy, bardziej im przysłuchiwała. Siedziała na jednej z ławek, paliła elektryka i nie brała udziału w tej słownej przepychance, która obecnie jej nie dotyczyła.
      — Niektórych to chyba osy pokąsały przed przyjściem tutaj — mruknęła, kiedy do klasy wparowała tamta dziewczyna. Jakoś nie mogła zapamiętać jej imienia. Naprawdę, wszyscy się dziś zdecydowali na to, aby na siebie nawzajem się wydzierać? Jakoś nie liczyła też na to, że ją ktoś usłyszy. Każdy w zasadzie pogrążony był w swoich problemach, dramatach. Zabawnie było oglądać to wszystko z boku, a jednocześnie dziwnie. Ale w końcu już nie takie rzeczy się działy, doświadczyła znacznie.
      Darcie kotów ze sobą nawzajem było w przypadku tej gromadki dość typowym zdarzeniem. Wydarzyć się w końcu mogło wszystko, nie było żadnych granic. Widząc Ari, która czytała co wylosowała w karcie również była pewna, że ten zaszczyt spadnie na Seojuna, ale nie – pomyliła się. Nie znała tego chłopaka, nie wiedziała, jak zareaguje na taki ruch ze strony Ari i zdawało się jej, że wszyscy się zastanawiali, jaki będzie jego następny krok. Uniosła lekko brew, kiedy skierował się w jej stronę, aby ostatecznie odprowadzić go wzrokiem do Luny. Obserwowała reakcję dziewczyny, ona szokowała ją coraz bardziej. Szara myszka, która jednak taka niewinna wcale nie jest, jakby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać.
      Kinky.
      Roześmiała się wesoło czując, że kolorowe pigułki w końcu zaczynają działać. Wieczór się nawet na dobre nie rozpoczął, a zdążyło się wydarzyć już dość sporo. Nawet kłótnie pozostałych nie popsują jej teraz humoru. W końcu przyszli tutaj, aby się dobrze bawić, prawda? Można było odłożyć na bok uprzedzenia. Cornelia co prawda nie zamierzała tego robić, ale inni zdecydowanie powinni. W końcu to nie ona się kłóciła z kim popadnie, a mogłaby. Tylko chyba obecnie była nieco oderwana od rzeczywistości i nie nadążała za tym, co się działo dookoła.
      Zeskoczyła zgrabnie ze stolika i przeszła się po klasie. Podeszła do stolika z kartami, aby wybrać na oślep jedną. Nie pamiętała już zasad, ale czy oni się właściwie ich trzymali? I tak każdy robił to, na co sam miał ochotę. Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
      — Raz, dwa, trzy, bawić się teraz będziesz ty — wyliczyła przeskakując palcem po zebranych osobach, aż ten zatrzymał się bardziej na butelce szampana niż na chłopaku. Cela może jednak najlepszego po tych tabletkach nie miała. — Lock eyes with the person of your choice and engage in a steamy makeout session for twenty seconds! Och, zabawnie. Baw się dobrze, skarbie.
      Ponownie się roześmiała, niekoniecznie kontrolując ten odruch i posadziła ponownie swój tyłek na ławce, wesoło machając przy tym nogami. Dawno się tak dobrze już nie czuła.

      gdzie ten kisiel?

      Usuń
    16. Ari była gotowa na kolejną ripostę, zdołała nawet otworzyć usta, by rzucić coś w kierunku nieznajomego mężczyzny, kiedy to słowa Seojuna rozbrzmiały w pomieszczeniu. Z lekko ściągniętymi brwiami, odwróciła się gwałtownie, zupełnie jakby chciała się upewnić, że to nie było wytworem jej wyobraźni, a rzeczywistością.
      W ich obecnej sytuacji mogła posądzać Kima o wiele, nie zdziwiłoby jej głupie przytaknięcie, czy nawet nakłonienie drugiego mężczyzny, by ten najzwyczajniej w świecie wymierzył sprawiedliwość. Jednak to? To sprawiło, że Min wpatrywała się w niego z nowo nabytym zainteresowaniem, jakby zdążyła zapomnieć o ostatnich minutach, czy nawet miesiącach, każdej obeldze, czy słowie na równi z siarczystym policzkiem.
      Zdawała sobie sprawę, że to nie była jego troska, ten przywilej straciła prawdopodobnie bezpowrotnie, jednak ten błysk w oku bruneta czy palce zaciśnięte na butelce do tego stopnia, że jego kłykcie zdołały pobieleć? Seojun mógł jej nie chcieć, ale jeszcze bardziej nie chciał, by ktokolwiek inny położył na niej swój chociażby palec, a to przyjemnie połechtało jej ego.
      — Chyba ma ręce pełne roboty, by skupić się na kimś innym. — powiedziała, wykręcając przy tym oczami, kiedy jej słowom zawtórował kolejny jęk. Nie oceniała Luny, była świadoma, że odpowiedzialność za jej czyny najprawdopodobniej ponosiła tabletka, w której skład wchodziła połowa Tablicy Mendelejewa, jednak pewne zachowania mogli zachować dla siebie. Voyeurism nie należał do jej zainteresowań.
      Podobnego zdania musiała być Naturelle, bo również ona zajęła się samą sobą, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie, kiedy zamilkła po ostatniej wymianie zdań z Seojunem. Min dalej nie wyrobiła sobie zdania na jej temat, bo wydawało się, że nieznajoma sama nie wiedziała czego dzisiaj chce, co chwilę zmieniając swoje zachowanie.
      Obserwując, jak Luna ze swoim towarzyszem wymykają się z pomieszczenia, Ari upiła spory łyk z butelki, bo tylko połowa zawartości została zmarnowana po wylosowanej karcie, a kiedy Nel przeczytała kolejne z zadań, wzrok Ari mimowolnie powędrował w kierunku Seojuna.
      — No, nie trzymaj nas w niepewności, umieram z ciekawości, kogo spotka ten zaszczyt. — Swój łamiący się ton głosu, chciała zatuszować śmiechem. Bo mimo, że chciała by ta sytuacja była jej obojętna, to obydwoje zdawali sobie sprawę z tego w co pogrywali i że w tej chwili, każdy z tu obecnych był tylko pionkiem, które mieli zbijać, aż na planszy nie pozostaną sami.

      Usuń
    17. Seojun musiał ściągnąć usta w cienką linię, by nie wygiąć warg w podkówkę, okazując swoje niezadowolenie — i obrazę jego ogromnego i wybujałego ego — na tak ochoczą reakcję Luny na oferowane jej przez kąśliwego bruneta pieszczoty. Pocieszył się w myślach, że gdyby on był na jego miejscu, dziewczyna pewnie odleciałaby na skrzydłach rozkoszy tak wysoko, że musieliby ją drabiną ściągać z sufitu. Ta myśl go tak rozbawiła, że odzyskał rezon i zabrał się do otwarcia szampana, przy okazji zauważając, jak Naturelle chowała plastikową buteleczkę z powrotem do swojej torebki. Cóż, to by wiele tłumaczyło.
      Kinky.
      Parsknął śmiechem na tę celną uwagę, a z każdą kolejną mijającą sekundą, podczas której przypatrywał się splątanej ze sobą parze, jego brwi marszczyły się coraz bardziej, a uśmiech na ustach rozszerzał. Cóż, nie takie rzeczy działy się na imprezach, ale Seojunowi nigdy wcześniej nie zdarzyło się doświadczyć widoku pary uprawiającej seks w środku nocy w starej klasie pełnej absolwentów. Część niego uważała, że to niesmaczne — generalnie wszystko, w czym nie brał udziału, takie właśnie było — a druga zakładała się sama ze sobą, jak daleko będą w stanie się posunąć, zanim ktoś w końcu powie dość.
      Nie bardzo daleko, ale wystarczająco.
      — I dobrze. Dla nas wszystkich — powiedział, krzyżując w końcu spojrzenie z Ari.
      Uśmiech znikł z twarzy Seojuna. Przypatrywał jej się przez chwilę, przywołując w myślach wszystkie słowa, które padły między nimi tego wieczoru. Widział kątem oka, jak obróciła się w jego stronę zaskoczona, gdy warknął do Ledgera, by zostawił ją w spokoju. Z pewnością połknęła haczyk. Ale pozostawało pytanie — jak długo będzie się w stanie mu opierać, dopóki jej nie złamie?
      Gdy tylko Cornelia odczytała pytanie, Seojun przekręcił korek, który z lekkim hukiem wyleciał w górę, by w końcu potoczyć się po podłodze. Brunet wstał z krzesła, dalej dzierżąc butelkę w dłoni i dopiero po wzięciu kilku potężnych łyków odstawił ją z trzaskiem na stolik. Nie powiedział nic. Złośliwy uśmiech wykwitł na jego twarzy, gdy zbliżył się do Min Ari i stanął tuż przed nią, patrząc jej prosto w oczy. Nachylił się do niej odrobinę, dalej uważnie śledząc jej reakcję. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden.
      Test numer dwa zakończony.
      — A nie chcesz się bawić dobrze ze mną? — powiedział zaczepnie i dopiero potem odwrócił twarz w stronę Cornelii, dalej nie zmieniając wyrazu twarzy. Pochylił głowę lekko w lewo, a jego brwi mimowolnie uniosły się w górę. — Niemniej… Pytanie jest całkiem grzecznościowe, bo niestety to do mnie należy decyzja.
      Seojun minął Ari i zatrzymał się przy blondynce, która dalej siedziała na ławce. Łączyła ich całkiem miła przyjaźń. Żadne z nich nie było na tyle głupie, by ulokować w tym drugim jakieś głębsze uczucia, bo sami byli na tyle skomplikowani i toksyczni, że w relacji prawdopodobnie nie daliby komu innemu wieść prymu. Przynajmniej właśnie tak o tym myślał Seojun.
      Ale miał dla Nel pewien soft spot od zawsze.
      Pocałował ją najpierw szybko i delikatnie, a potem odsunął twarz na parę milimetrów, by uśmiechnąć się łobuzersko, mrużąc przy tym oczy. Gdy drugi raz się nachylił do jej ust, przyciągnął ją do siebie, jedną rękę opierając na jej biodrze, a drugą wsuwając za szyję. Kciukiem uniósł lekko jej brodę, by z łatwością dosięgnąć warg. Poczuł smak alkoholu i słodyczy. I w zasadzie, gdyby ktokolwiek go kiedyś zapytał, jak smakuje Cornelia Watson, bardzo prawdopodobne, że odpowiedziałby właśnie w ten sposób.
      Jak cukierki i tequila.

      Usuń
    18. Wystrzelony korek zwrócił jej uwagę. Do tej pory patrzyła na swoje nogi, a raczej na buty. Wyjątkowo dziś nie miała na sobie szpilek, ale skoro miała ganiać się po szkole to chyba lepiej było nie zwracać na siebie uwagi stukającymi szpilkami. Chociaż póki co to raczej nie uciekała, ale tutaj bawiła się nawet lepiej niż jakby miała się chować po kątach. Miała dostęp do alkoholu, a gdyby ładnie poprosiła to dostałaby od Seojuna jeszcze jedną pigułkę lub dwie. Nie wierzyła, że mogły mu się skończyć i obecnie była na siebie zła, że nic ze sobą nie zabrała. Poza tequilą, której i tak już nie miała. Nawet nie była pewna co się stało z piersiówką ani kto ostatni ją miał. Och, no trudno. Kupi sobie przecież nową. To nie tak, że nie było jej na nią stać i będzie rozpaczać. Było jej tylko szkoda, bo była ładna. Ale tylko tyle.
      W klasie zrobiło się jakoś tak puściej i ciszej jednocześnie, ale kompletnie to blondynce nie przeszkadzało. W dziwny sposób nawet było to na plus, bo nie było zbędnego tłoku, ale z drugiej strony, jak tu grać, kiedy tylko są cztery osoby i nie było zbyt dużego wyboru? Zdecydowanie powinno się tu zebrać więcej ludzi. Wyjęła telefon, aby smsem ściągnąć tu Octavię, która nagle gdzieś wsiąknęła, ale coś ją przed wysłaniem wiadomości powstrzymało. Wyobraźnia Nel podsunęła parę pomysłów co dziewczyna teraz właśnie robi i jakoś nie była zaskoczona. Uwaga Watson skupiła się teraz na parze przyjaciół, po których w zasadzie mogła spodziewać się wszystkiego. Ostatecznie wiadomości nie wysłała, ale zamiast tego odpaliła apkę z muzyką, aby coś chociaż leciało w tle. Boże, oni tu siedzieli praktycznie w ciszy. Po krótkim przejrzeniu playlisty wybrała Toxic od Spears. Lepszego słowa, które opisałoby ich gromadkę przecież nie znajdzie.
      — Słodcy jesteście, wiecie? I nie możecie bez siebie żyć — rzuciła. Niby wszystko mogło się zdarzyć, ale mogła się nawet założyć o jakąś chorą kwotę, że do siebie prędzej czy później wrócą. Ale co to byłby za związek bez awantur, dram i wspólnego wbijania w siebie szpileczek, prawda? Nawet im trochę zazdrościła tej dynamiki i posiadania tej drugiej osoby, ale do tego w życiu na głos by się przecież nie przyznała.
      Uniosła brwi, kiedy brunet zbliżył się do niej. Nie musiała się uśmiechać, a choć powinna przestać, bo przecież nie chciała zmarszczek, to rozbawienie nie znikało z jej twarzy nawet na ułamek sekundy. Nie protestowała, bo i po co? To była tylko zabawa, która pewnie wyleci im z głowy, kiedy wszyscy wytrzeźwieją. Przechyliła lekko głowę na bok uważnie obserwując ruchy Seojuna. Grzecznie poddała się temu co jej robił, odwzajemniła pocałunek, wyprostowała i nie myślała o żadnych konsekwencjach, bo jakie i mieliby ich spotkać?
      — Mm, nie wyszedłeś z wprawy, Kim — wymruczała. Uśmiechała się wesoło, sunąc bez większego przemyślenia po jego klatce piersiowej. Lubiła ich przyjaźń i bardzo sobie ją ceniła, a to co lubiła w niej najbardziej to to, że niewinne pocałunki i inne wybryki nie byłyby w stanie jej zepsuć. — Kto wyciąga następną kartę?

      cukiereczek

      Usuń
    19. Starał się zachować powagę, ale jak mógł? Jakoś jednak udało mu się zachować twarz i nie zdradzić, że za głosem małej dziewczynki stał on sam. Musiał przyznać, że to było niezwykle zabawne i jeśli tylko brunetka nie dojdzie do tego, co właściwie się wydarzyło, to jeszcze w przyszłości to wykorzysta. Zbyt łatwo nie da jej o tym zapomnieć, na pewno nie pozwoli, aby te duchy zbyt szybko odeszły w zapomnienie.
      — Cokolwiek ci dał sprawiło, że słyszysz duchy. Zastanów się czy dalej chcesz to brać. — Pouczać jej nie miał zamiaru, jeśli chciała to droga wolna i mogła przecież robić to, na co tylko miała ochotę. Poza tym, to nie było nic mocnego, a efekt był chwilowy. Zaraz z niej to wszystko i tak zejdzie. Chyba, że sobie poprawi kolejnymi, a to jakoś by go nie zaskoczyło. — Ja się tam bawię świetnie, nie wiem o co ci chodzi. — Wzruszył ramionami. Było zabawnie, ale jak dla kogo. Nie protestował, kiedy zarządziła, że idą do klasy. Podążał raczej za brunetką, bo nie wiedział, gdzie ów klasa się znajduje. Choć nie był pewien, czy powinien ufać jej rozeznaniu w terenie w chwili obecnej. Równie dobrze mogła wyprowadzić ich w przysłowiowe pole. A pomimo swojego stany Octavii udało się ich doprowadzić do klasy. Będąc już dość blisko dobiegły go dźwięki znajomej piosenki. Nietrudno byłoby ich znaleźć, ale najwyraźniej nawet nie próbowali się ukrywać, że właśnie tam są. Pojęcia nie miał kto tam będzie czy będą znajome osoby czy wręcz przeciwnie, ale to było raczej bez znaczenia. W końcu tu wszyscy byli sami swoi, czyż nie? Przepuścił dziewczynę przed sobą, a widok, który zastał po przekroczeniu klasy lekcyjnej z lekka go zaskoczył.
      — Chyba dużo nas ominęło.
      Zidentyfikował Ari, do której się uśmiechnął. Dawno jej nie widział i przeszło mu przez myśl, czy wszystko u niej w porządku, a sądząc po przyklejonego Seojuna i Nel do siebie – raczej nic nie było w porządku. Trzeciej dziewczyny, brunetki, nie znał, ale chyba kojarzył. Nie mógł mieć pewności, bo przez ostanie miesiące przewijało się tu tyle twarzy i osobowości, że zwyczajnie ciężko było nadążyć za nimi wszystkimi. I jeszcze przyklejać do twarzy imiona, które uciekały z głowy w ekspresowym tempie.
      — Dobrze się bawicie?
      Widział szampana, więc coś tu musiało jeszcze być. Nieszczególnie przepadał za tym trunkiem, a nie chciał i nie zamierzał być jedynym trzeźwym na tej imprezie. Może nic nie brał, ale jeszcze nie oznaczało, że będzie tu całkiem trzeźwy. Odpowiedzialnym dorosłym jeszcze nie był i akurat mu się nie spieszył do tego. Skierował się w stronę biurka i nachylił, pogrzebał w nim chwilę i wyjął butelkę szkockiej. Tego właśnie potrzebował. Rozsiadł się w fotelu nauczyciela mając dzięki temu widok na całą klasę.
      — Wtajemniczcie mnie o co chodzi w tej zabawie i do was dolączę.

      gabi

      Usuń
    20. Wiedziała, że Gabriel ma z niej nie mały ubaw, ale jakoś w tej chwili Octavii przeszkadzało to najmniej. Najbardziej, czego pragnęła w tej chwili, to wyjść z tej pieprzonej piwnicy. Zatrzymała się na moment, spoglądając na Gabriela. Czy on właśnie jej mówił, jak ma postępować? A może po prostu najzwyczajniej w świecie się o nią martwił?
      — Nie wiem, to co mi dał jest całkiem konkretnym towarem — odpowiedziała zgodnie z prawdą, znów ruszając przed siebie. Chciała jak najszybciej znaleźć się w sali 101, bo coś czuła, że tam dzieje się coś o wiele ciekawszego i że dość dużo ich ominęło. Gdyby tylko nie zechciała iść szukać tego cholernego alkoholu, zapewne już dawno sama by się dobrze bawiła.
      Drogę znała na pamięć, więc już kilka chwil potem, które Octavii dłużyły się niemiłosiernie, kiedy szli szkolnymi korytarzami, znaleźli się w sali.
      — Za trzeźwy jesteś — mruknęła w odpowiedzi, kiedy Gabriel stwierdził, że bawi się świetnie. Ona czego teraz potrzebowała, to alkohol i czuła, że to właśnie jej znajomi będą go mieć.
      Gdy Gabriel otworzył przed nią drzwi, weszła do sali, zatrzymując się w pół kroku. To, co działo się w środku, było czymś niepojętym dla Octavii.
      — Boże, wy tu chcecie nakręcić jakiś film dla dorosłych? — rzuciła z rozbawieniem, kręcąc przy tym głowa. Widok Nel i Seojuna nieco ją zaskoczył, potem jej spojrzenie spoczęło na Ari. Czyżby Min była chętna do tego, żeby kogoś zamordować i tym kimś zdecydowanie miał być Seojun? W ich relacji było w sumie wszystko możliwe, więc Octavia nie byłaby bardzo zdziwiona. Słysząc głos Gabriela, kiwnęła lekko głową, zgadzając się z jego słowami. Oj tak, zdecydowanie zbyt dużo ich ominęło.
      Raz jeszcze rzuciła spojrzenie na wszystkich zebranych, a potem jak gdyby nigdy nic podeszła do zajętych sobą Nel i Seojuna. Nachyliła się w ich stronę, w ogóle się nie krępując.
      — Kim, co Ty mi, kurwa, dałeś? To gówno mi tak namieszało w głowie, jak nigdy — powiedziała. Przesunęła językiem po suchych wargach, uśmiechając się.
      — Masz jeszcze? Chcę więcej — powiedziała. Nawet nie spojrzała w stronę Gabriela, jakby obawiając się, że zaraz zobaczy na sobie jego karcące spojrzenie.
      Octi

      Usuń
    21. Pogrywanie z Ari wychodziło mu fenomenalnie, bo gdy tylko złapał z nią kontakt wzrokowy i zbliżył się do niej do tego stopnia, że dziewczyna poczuła jego ciepły oddech na swojej twarzy, serce podeszło jej do gardła.
      Trzeźwe myśli dawno wyparowały z jej głowy, a wyobraźnia podsuwała coraz to nowe scenariusze. Oczami wyobraźni już dopisywała, co przyniosą kolejne sekundy, a na końcu języka niemalże mogła poczuć dobrze jej znany smak pocałunków bruneta. Jej oczy zabłyszczały z podekscytowania chociaż dalej walczyła ze swoją mimiką, mocno zaciskając wargi, bo przecież miała go nienawidzić, gardzić jego osobą.
      Dlaczego więc, gdy ten odwrócił się nagle, jej całe ciało przeszył nieprzyjemny chłód, a zawód jak odczuwała, był niemalże porównywalny z tym, gdy ktoś sprzątnął jej sprzed nosa najnowszą Chanel. Kolejnym etapem była złość, bo buzująca w jej żyłach krew i zaczerwienione policzki, były jawnym świadectwem jej irytacji. Odprowadzając go wzrokiem, przeklinała w myślach samą siebie, za głupotę, naiwność i słabość, bo wyglądało na to, że brunet dalej miał ja okręconą wokół małego palca, czekając na najlepszy moment, by to wykorzystać.
      Przyglądała się scenom przed nią, nie bo chciała, ale jej ciało nagle odmówiło posłuszeństwa, a poruszenie się chociaż o milimetr, wydawało się najcięższym zadaniem. Z letargu wyrwał ją dopiero dobiegające zza niej odgłosy i znajome twarze, kiedy odwróciła głowę w bok. Na widok Gabriela odczuła lekkie zażenowanie, bo mógł tego nie mówić na głos, ale Ari zdawała sobie sprawę, jak daleko było jej do osoby, którą brunet niegdyś znał i był blisko. Z każdym ich spotkaniem, znajdowała się coraz bliżej dna, a ostatnie czego potrzebowała, to zobaczyć to w jego oczach. Ten żal, zawód, którym każdy ją obdarowywał, bo nie zdołała podołać oczekiwaniom czy celom, przed którymi została postawiona. Posłała mu jedynie nieśmiały uśmiech, a chwilę później wyminęła Nel, Seojuna i Octavię, by sięgnąć po jedną z kart.
      Do you like bitter flavors? Drink red wine until someone tells you to stop. Yes, straight from the bottle. Wprost idealnie — prychnęła cicho I przygryzła dolną wargę, udając się do szafki z pokładami alkoholu.
      Jeśli był to przypadek losu, to jak dobrze trafiony, w końcu każda luka w jej życiu została zastąpiona pinot noir, a dowodem tego były puste butelki, porozstawiane w każdym kącie mikroskopijnej kawalerki.
      — Do dna! — Uniosła szkoło do góry, w geście toastu, by następnie przystawić je do ust.

      Usuń
    22. Widział to. Widział wszystko. Nawet to, jak źrenicy Ari rozszerzyły się, gdy tylko nachylił się nad jej twarzą. Jej oczekiwanie, chęć do wszytskiego, co zamierzał z nią zrobić, z którą z całych sił starała się walczyć, a w końcu i cień zawodu, kiedy postanowił wyprostować się i od niej odejść.
      Dlaczego tak bardzo podobały mu się te wszystkie chore gry, które mimo wszystko dalej kontynuowali? Dlaczego sprawiały, że czuł podekscytowanie, a adrenalina uderzała mu do głowy zupełnie tak, jakby naprawdę na nią tej nocy polował? I dlaczego tak strasznie zależało mu, by udowodnić jej, że dalej go pragnie, traktując każdy bardziej jawny tego dowód jako osobiste zwycięstwo, a drażnił fakt, że próbowała to ukryć?
      Za punkt honoru postanowił sobie ją złamać.
      Może była zakochana w Minsoo. Może to z nim zbudowałaby spokojne, długie i szczęśliwe życie. Ale mogłaby to zrobić tylko pod jednym warunkiem — jeśli Kim Seojun nie znajdowałby się w jej pobliżu.
      — Miło mi to słyszeć — mruknął cicho do Nel, unosząc jeden kącik ust, kiedy w końcu odsunął się od niej na kilka centymetrów. Zawahał się przez moment, zupełnie jakby decydował, czy miał w ogóle ochotę już kończyć to zadanie, ale gdy blondynka zadała pytanie, wyprostował się nieco. — Wychodzi na to, że teraz t-... — urwał, bo drzwi klasy właśnie się otworzyły i w progu stanęli Gabriel z Octavią.
      Roześmiał się z radością, kiwając w ich stronę głową.
      — Szampańsko, nie widać? — powiedział i wzruszył ramionami, a potem zerknął na chwilę w stronę blondynki, którą dalej obejmował w biodrach. Jak mógłby bawić się źle? — Plotkara zafundowała nam kolejną, wspaniałą grę. Losujesz kartę i wykonujesz zadanie.
      Już z tej odległości widział wyraz twarzy Octavii, więc zacisnął usta, walcząc zaciekle z uśmiechem. Może nie powinien był dawać jej od razu dwóch tabletek? Nie wiedział, jak często Blanchard coś brała, i czy w ogóle to jeszcze robiła po tym, jak zaszła w ciążę, ale nie wpadł na to na początku imprezy. Gdy zbliżyła się i zadała pytanie, Seojun mimowolnie rzucił okiem na Gabriela, jakby doszukiwał się jego potwierdzenia. W końcu, jeśli przyszli tu razem, podejrzewał, że już jakiś czas ze sobą spędzili i on bardziej trzeźwo — i to dosłownie — będzie mógł ocenić jej stan.
      — Ecstasy — mruknął słodkim, niewinnym głosikiem, mrugając oczami kilkukrotnie. — Może mam, a może nie mam. Jak będę mieć pewność, że nie zaczniesz latać po ścianach, to możemy wrócić do tego tematu. — Mrugnął do niej jednym okiem łobuzersko, a jego wzrok podążył za Ari, która właśnie wymijała ich wszystkich, by podejść do biurka z kartami.
      Zaledwie szyjka butelki wina musnęła wargi dziewczyny, a Seojun odezwał się cicho i stanowczo: — Stop.
      Ostatnie, na co miał ochotę, to zbieranie jej półprzytomnej z podłogi. Widział, jak żyła przez ostatnie kilka tygodnie — zdażało im się widywać w klubach i na imprezach, choć zawsze traktowali się jak powietrze — i choć jakaś część niego chciała ją od tego uchronić, ta o wiele gorsza część podszeptywała, że to była tylko i wyłącznie jej wina. Niemniej, nie musiał być naocznym świadkiem tego, jak się stacza, prawda?
      I tak właśnie to sobie tłumaczył.

      Usuń
    23. Gabriel nikomu raczej nie mógł prawić morałów, chodzić i gadać, że narkotyki są be i najlepiej to ich w ogóle nie brać. Po części im wszystkim zazdrościł, że mogą je wziąć. Teoretycznie nic nie stało mu na przeszkodzie, w praktyce prawie złamał się po śmierci Jacksona, ale nie chciał do tego znów wracać. Nie był tym, który zna umiar i wie, kiedy przestać. Organizmowi zawsze było mało, ciągle chciał więcej i ostatecznie to się mogło skończyć tragedią. A ich kumpel był dość dobrym przykładem, co się dzieje, kiedy bierze się, co popadnie i ile. Jakoś dołączać do niego nie chciał. Miał sprawy do ogarnięcia tutaj jeszcze, a obecnie zamierzał się upić. A przynajmniej spróbować, bo znów wychodziło na to, że jest najbardziej trzeźwy w tym towarzystwie. I coraz mniej mu się to podobało.
      Nie odezwał się słowem, po prostu z boku oglądając to, co się działo i zastanawiając, czy powinien się przejść i to i owo Seojunowi przetłumaczyć – nawet jeśli to było tylko zadanie z głupiej gry. Od dłuższego czasu nie wiedział, co się dzieje w życiu Ari i nigdy nie naciskał. Jeśli chciała to mogła przyjść i się wygadać, przespać u niego, po prostu pobyć, jeśli miała na to ochotę. I zawsze czekał, bez względu na to, ile czasu miało minąć. Ot, zależało mu na jej szczęściu, a rozgrywająca się w Sali scenka średnio wskazywała na to, że jakaś radość została.
      Z szafki wyjął jeszcze szklaneczkę z grubym dnem, do której wlał trochę złocistego płynu. Kątem oka dostrzegł Octavię, ale nie odezwał się słowem. Podłapując spojrzenie Seojuna wzruszył ramionami, bo i co miał zrobić? Ojcować dziewczynie? Nie chciał nikomu psuć zabawy, a gdyby tylko zaczął mamrotać o swoim przejściu na jaśniejszą stronę życia wszyscy z zażenowaniem pewnie stąd by wyszli. Wolał trzymać się alkoholu, a pozostali mogli robić to, na co tylko mieli chęć.
      — Okej, wszyscy z was już coś wylosowali? — Przyjrzał się po kolei każdemu, przecież nie będzie siedział i obserwował, chciał też wziąć w tym udział. Mogło zrobić się ciekawiej. Narzekać nie mógł, bo bawił się całkiem dobrze, ale raczej daleko było mu do beztroskiego podejścia. — Tay, pewna jesteś, że chcesz więcej? Jeszcze znów będziesz słyszała duchy.
      — Słyszałaś duchy? — wyrzuciła z siebie Nel spoglądając na brunetkę. Zeskoczyła z miejsca. — Nieźle cię musiało trzepnąć. Albo ktoś. Podziel się, Salvatore.
      Schylił się chcąc wyjąć drugą szklankę, ale zanim zdążył się wyprostować blondynka wyjęła mu z ręki szklankę, którą przechyliła i na raz wypiła jej zawartość. Skrzywiła się od razu, a alkohol nieprzyjemnie gryzł w gardło.
      — Następna, tylko trochę mniej.
      — Komuś jeszcze? — zapytał. Zatrzymał wzrok na Ari, na którą spoglądał z troską. Jakoś nigdy nie potrafił się w pełni rozluźnić, kiedy pojawiało się to dziwne przeczucie, że coś jest nie tak z dziewczyną. I chociaż bardzo miał chęć dopytać to nie był to odpowiedni czas.

      Nela & Gabs

      Usuń
    24. Ledwo posmakowała cierpkiego smaku na języku, kiedy ktoś postanowił przerwać jej zadanie. Z hukiem odstawiła butelkę na biurko i krzyżując ramiona na piersi, posłała Seojunowi pełne niedowierzenia spojrzenie. Widocznie nie tylko miał zamiar testować jej wytrzymałość i zabawiać się nią jak marionetką - bo doskonale zdawał sobie sprawę, że Min była na skinienie jego najmniejszego palca - ale wyglądałoby na to, że postawił sobie za cel całkowite zrujnowanie jej nocy.
      — A co jeśli nie mam ochoty przestać? — zapytała, przechylając głowę w bok, unosząc przy tym jedną z brwi. Kiedy Nel wymsknęła się z objęć bruneta, by skorzystać z oferty Gabriela, Ari wsunęła się na jej miejsce, siadając na biurku, po lewej stronie Seojuna. Jej prawa dłoń wylądowała na kolanie chłopaka, a ona nachyliła się nieco do przodu, tak że byli twarzą w twarz. Jej spojrzenie było chłodne, jednak nie z powodu gniewu, a raczej smutku, bo przez te ostatnie miesiące starała się schodzić mu z drogi, i miała cicha nadzieję, że chociaż po części zapłaciła za to, co się wydarzyło. Nie liczyła na zapomnienie, bo to w przypadku Seojuna nie wchodziło w grę, jednak myślała, że był w stanie zacząć ją tolerować i najzwyczajniej w świecie, pozwolić jej żyć. Widocznie się myliła.
      Uśmiechnęła się jedynie, nie mówiąc ani słowa, zupełnie, jakby brunet miał telepatycznie odebrać jakiś sygnał spoglądając na nią. Swoją dłonią posunęła do góry, jednak zamiast powędrować dalej po ciele chłopaka, sięgnęła za niego i wyciągnęła kolejną kartę.
      Let's add a little thrill to the night, loves! Allow the person to your right to choose who you'll be giving a lap dance to. — Gorzki śmiech wyrwał się z jej krtani, kiedy wręczyła kartę Seojunowi. Nawet jeśli w klasie nie znajdował się nikt, kogo można by posądzić o wybranie się z Min do sypialni, ona miała zamiar wziąć słowa wypisane na papierze, na poważnie, dosłownie dając siebie wszystko.
      — Gabs, ja chętnie się napiję — powiedział, kiwając głową w kierunku butelki, a chwilę później przeniosła spojrzenie na Nel — A tobie zaufam w wyborze kolejnej piosenki, przyda się coś spicy — Mrugnęła porozumiewawczo w kierunku blondynki, chichocząc.

      Usuń
    25. Choć mogła się łatwo domyślić, że zdecydowana większość zgromadzonych w pomieszczeniu osób zdążyła z góry założyć, że po tym, gdy definitywnie została pogoniona w kąt przez tego chłopaka, który nie wiedzieć właściwie czemu sprawiał wrażenie jakiegoś magnesu na zdecydowaną większość lasek (no może z wyjątkiem tego, że nawet ślepiec zauważyłby, że to on jest dzisiaj ich głównym źródłem towaru), do końca imprezy będzie zachowywała się jak na grzeczną dziewczynkę przystało i pozwalała, by to szowinistyczny, w dużej mierze męski świat, decydował o jej dalszych losach, Naturelle z całą pewnością nie miała takiego zamiaru. Gwałtowny charakter dziewczyny, nawet jeżeli w tym momencie przystopowany nieco przez działanie niedawno zażytych prochów, zwyczajnie na dłuższą metę by jej na to nie pozwolił. Zresztą i tak musiała się wreszcie ruszyć z miejsca, z co najmniej dwóch powodów: ergo – po jakimś kwadransie siedzenia w jednej pozycji i dąsania się na cały wszechświat zaczynała już czuć lekkie zdrętwienie, a secundo – wciąż czuła się chyba zdecydowanie zanadto trzeźwa, skoro jej umysł od dłuższego czasu przestawał godzić się ze scenami rozgrywającymi się tuż przed jej oczami. Jasne, wiedziała, że podczas tego okołowalentykowego chaosu może wydarzyć się niemal wszystko, co tylko dusza ludzka zapragnie, ale mimo to nadal uważała, że to całe publiczne wyrażanie rozmaitej palety uczuć – od widocznej nienawiści, przez niemal chroniczną zazdrość na obsesyjnej potrzebie władzy lub, wręcz przeciwnie, pozwalaniu sobie na wzajemne puszczanie wodzy aspektom związanym z miłością kończąc – zaszło jednak minimalnie za daleko. Chociaż czy jako panna, której wielokrotnie zarzucano, że zachowuje się prawie niczym nimfomanka (jak w końcu duża liczba Francuzów, którzy rzekomo poszliby do łóżka nawet z trupem, gdyby ten tylko dostatecznie dobrze się prezentował) miała jakiekolwiek prawo do prawienia im moralizatorskich wyrzutów ? Nie, a w dodatku miała to gdzieś. Jakby nie patrząc, byli dorośli i mogli robić co im do tych durnowatych łbów akurat przychodziło.
      - Ja również z miłą chęcią się obsłużę. – Stwierdziła, podchodząc do szuflady z alkoholem, z której wyjęła zarówno butelkę jak i kieliszek. Miała co prawda szczerą ochotę wychylić go znacznie więcej, lecz nie chciała też, by następnego dnia pracownicy lub, co gorsza, klienci studia przyłapali ją na przechadzaniu się po korytarzach na zbyt mocnym kacu. – No dobrze, a teraz sprawdźmy, co tam jeszcze zostało ciekawego. – Sięgnęła po jedną z leżących na blacie kart i aż cmoknęła z dezaprobatą, widząc zapisane na niej zadanie. – Chyba czyjeś zaczepki mają dzisiaj ogromną moc sprawczą… - Stwierdziła z ledwie wyczuwalnym rozbawieniem, jednym haustem wychylając następną partię szampana, by za szkłem ukryć nieznaczny rumieniec. Oj tam, przecież nie robię tego po raz pierwszy w życiu… - Pertraktowała z samą sobą, pozbywając się sukienki i jednocześnie błogosławiąc swój instynkt samozachowawczy za to, że dosłownie w ostatniej chwili kazał jej zamienić koronkową bieliznę na sportową. To nie tak, żeby uważała, że ma się czego wstydzić, co to to nie. Bardziej chodziło o sam fakt, że jej obecny ubiór (a raczej to, co z niego zostało) był po prostu mniej prowokujący.


      Nathy

      Usuń
    26. — W takim razie chodź tutaj, skarbie — zwrócił się do Ari. Posłał brunetce lekki uśmiech i rozlał do szklanek alkohol, mniej dla Cornelii, tak, jak prosiła. Spodziewał się raczej po niej, że gorzki smak i drapiący posmak nie będą jej straszne, ale oceniać przecież nie miał zamiaru. Dziewczyna skupiona była na przeglądaniu piosenek. Działo się sporo, jakby nie patrzeć dopiero co weszli do tej klasy, a tu już się ktoś całował, Seojun miał dać popis lap dance, co z pewnością będzie ciekawym doświadczeniem do oglądania i właściwie to nie mógł się tego doczekać. Ale wciąż był zbyt trzeźwy, aby dziejące się tu rzeczy go nie ruszały. Nie było co ukrywać, ale Salvatore zdziadział przez ostatni rok. Gdyby teraz spotkał swoją wersję sprzed dwóch lat to by się nie poznał. Jedynie po tatuażach, te jako jedyne były niezmienne, a na nowe nie miał już w zasadzie więcej miejsca.
      — Mam! Mam! Znalazłam piosenkę! — zawołała radośnie blondynka, kiedy w końcu po, jakby się zdawało, długich poszukiwaniach, udało znaleźć się jej tę idealną. Klapnęła tyłkiem na biurko, nieco zasłaniając Gabrielowi widok, złapał ją za biodra i nieco przesunął w bok. Siedział w wygodnym miejscu i nie planował, aby coś go teraz omijało. — Kto tańczy? — Przesunęła wzrokiem po wszystkich zgromadzonych i uśmiechnęła się, kiedy dotarło do niej kto dostał kartę z lap dance. Coraz bardziej podobał się jej ten wieczór. Włączyła Everybody Loves An Outlaw - I See Red. Co w dość śmieszny sposób zgrało się z rozbierającą się właśnie Naturelle. Cornelia spojrzała na dziewczynę w tym samym momencie, w którym zrobił to Gabriel i oboje, jak na zawołanie unieśli brwi. Nie było to w żaden sposób szokujące, bo w końcu nie takie rzeczy działy się już podczas imprez, na których główną rolę grały narkotyki oraz alkohol, a poza tym to było tylko zadanie z karty. — Ciekawe czy do północy wszystkim się uda zachować ubrania na sobie.

      Gabi i Nela

      Usuń
    27. — Super, potrzebuje dwóch. Daj mi dwie, bo ktoś tu jest zdecydowanie za trzeźwy i zbyt nudny — mruknęła nieco ciszej, ale i tak spodziewała się tego, że Gabriel ją usłyszał. Niemniej jednak, Octavia chciała aby trochę się rozerwał, a jedna tabletka to chyba jeszcze nic złego, prawda? W końcu jeśli nie będzie chciał, to nie weźmie, zostanie więcej dla nich. Kiedy Seojun w końcu dał jej to, o co go poprosiła, posłała mu szeroki uśmiech i jak gdyby nigdy nic złożyła soczystego całusa na jego policzku, przy okazji zostawiając odcisk swojego błyszczyka.
      — Zmyje się — stwierdziła z rozbawieniem, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę biurka, gdzie siedział Gabriel i reszta towarzystwa. Na słowa Nel machnęła ręką, jakby chciał zignorować temat. Była świadoma?, że jest najzwyczajniej w świecie naćpana i umysł po prostu robi jej figle, nie podejrzewała, że ktoś inny mógłby za tym stać.
      — Jakąś małą dziewczynkę — odpowiedziała, obchodząc biurko. Poczekała, aż Gabriel napełni szklanki, po czym bez skrępowania usiadła mu na kolanach. Oplotła rękami szyję bruneta, by chwilę później podążyć za jego spojrzeniem. Octavia zdecydowanie w tej chwili należała do osób, które nie wiedziały, co tu się dzieje, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Z uniesioną brwią obserwowała brunetkę, która zaczęła się rozbierać, aż w końcu chwyciła za butelkę alkoholu i pociągnęła łyk.
      — O co chodzi? Czemu się rozbiera? — Wyrzuciła z siebie Octavia, spoglądając po wszystkich zebranych.
      — Ta suka znowu dała nam grę z kartami? Boże, ostatnio też przecież były. Mogła się bardziej wysilić — stwierdziła, wywracając przy tym oczami. Chyba jak każdego, tak i Octavie irytowała postać Plotkary, która traktowała ich jak swoje zwierzaczki. Blanchard nie zdziwiłby fakt, gdyby były tu poukrywane jakieś kamery.
      Nie czekała jednak na odpowiedź, znów zwróciła spojrzenie w stronę Gabriela. Roziskrzone, nieco powiększone źrenice wpatrywały się w niego z uwagą.
      — Mam coś dla Ciebie — szepnęła, pochylając się w jego stronę. Uśmiechnęła się lekko, po czym wysunęła język i położyła na nim jedną z tabletek, która następnie połknęła.
      — Chcesz? — zapytała.
      — Bo jak nie, to z chęcią podzielę się resztą z kimś innym.
      Wesoła Octavia 🧚

      Usuń
    28. Przewrócił oczami, ścierając dłonią błyszczyk z policzka, a potem obserwował oddalającą się w stronę Gabriela Octavię. Gdyby był bardziej trzeźwy, może nie skończyłoby się tylko na jakiejś chwilowej myśli o tym, że może było to nierozsądne podawać komuś po odwyku narkotyki, ale, cóż, nie był. Poza tym, gdyby rozdawano nagrody w kategorii osób, które były ostatnie w kolejce do prawienia komukolwiek morałów, miałby w przeszklonej gablocie już kilka ogromnych, złotych pucharów.
      Ściągnął usta, gdy Naturelle zaczęła się rozbierać. A więc wiedziała, jak się bawić. Nic nie robiąc sobie z tego, co jej wcześniej powiedział, lustrował jej ciało uważnym wzrokiem, gdy sukienka opadała wolno w dół. Jego uwagę jednak skradła Ari, rozsiadająca się wygodnie obok niego, a konkretnie jej zachowanie, tak odmienne od tego, które serwowała mu przez cały wieczór.
      Czyżby tak szybko się poddała? I czemu przez jej twarz przeszedł cień smutku, gdy zatrzymała na nim wzrok te kilka sekund dłużej? I dlaczego ani trochę nie powstrzymywało go to od tego, by mimowolnie zerkać na jej usta, która tak kusząco znajdowały się tylko kilka centymetrów od jego własnych?
      — Myślę, że nie — odparł z rozbawieniem, odwracając się na chwilę do Cornelii, by posłać jej uśmiech, ale zaraz skierował wzrok na powrót w stronę Ari.
      Dalej starał się ocenić, w co pogrywała, bo kompletnie zbiła go z tropu. W końcu przeszło mu przez głowę jedyne słuszne rozwiązanie i nawet skarcił się w myślach, że choć znał ją tak dobrze, nie wpadł na to wcześniej — Ari była straszna zazdrośnicą. Nie lubiła oddawać korony. Dodając fakt, że ich najlepsze czasy wiązały się z tymi, w których najbardziej dawali sobie w kość — ich miłość rozkwitała w nienawiści — miał już odpowiedzi na wszystkie pytania.
      Zsunął się z ławki i złapał krzesło, po czym przesunął je na środek sali. Zanim jednak na nim usiadł, rzucił w stronę Gabsa i Octavii kartę, która wcześniej zawinął z kupki.
      Lock eyes with the person of your choice and engage in a steamy makeout session for twenty seconds. Ale poczekajcie chwilę, bo nie chciałbym przegapić ani sekundy waszego pokazu czułości — powiedział, unosząc sugestywnie brwi.
      Dopiero gdy rozłożył się na krześle, zerknął na Ari ze złośliwym uśmiechem, poklepał dwukrotnie swoje udo i kiwnął w jej stronę głową, zakładając dłonie za szyję.
      — Mi — wymruczał, a jego oczy zapłonęły zadowoleniem.

      Usuń
    29. Jakoś nie zwracał uwagi na to, co brunetka mówiła i umknął mu jej komentarz na temat jego osoby. Zrobił się nudny i był faktycznie za trzeźwy. Dlatego teraz zamierzał pić, może nie ma umór, bo dobrze byłoby opuścić mury szkoły bez większej pomocy, ale żeby nadążyć za towarzystwem musiał się nieco bardziej wbić w ich rytm. Wszyscy tutaj się dobrze bawili albo udawali, sam już nie wiedział i odstawać zbytnio nie chciał. Przechylił szkło i wlał w siebie alkohol. Ten nieprzyjemnie gryzł w gardło, ale nie przejął się tym zbytnio. Zdecydowanie lepiej będzie wchodziła mu szkocka niż jakieś wino czy szampan. Fanem tego drugiego nie był, a wino pijał jedynie przy poważniejszych okazjach i jeśli pochodziło z miejsca, które lubił. W pełni zadowalał się bursztynowym napojem, więcej mu do szczęścia raczej potrzebne nie było.
      Uśmiechnął się lekko, kiedy brunetka usiadła mu na kolanach. Ułożył dłoń na jej udzie, mimowolnie sunął nią w górę i w dół. Drugą objął dziewczynę w pasie, zaciskając palce na odsłoniętym skrawku jej ciała. Wyjątkowo skąpy miała na sobie gorset, który odkrywał brzuch.
      — Wylosowała chyba kartę, która kazała się jej rozbierać — odpowiedział. Pewności nie miał, ale skoro o to chodziło w tej grze, to najwyraźniej tak było. Patrząc na to, że chwilę temu trzymała kartę i czytała z niej tekst to raczej nie robiła tego tak o, bo było jej za gorąco. Ale kto wie, prawda? Może była odważniejsza niż im wszystkim się wydawało. Nie jemu było oceniać.
      Skupił swoją uwagę na dziewczynie, kiedy ta powiedziała, że coś dla niego ma. W ciszy ją obserwował, jak kładzie tabletkę na język i ją połyka. Przymrużył oczy, bił się nieco z myślami. Teoretycznie brać nie powinien, ale co złego mogło się wydarzyć po jednej tabletce, prawda?
      — Chcę. — Odparł. Nie zastanawiał się zbyt długo. Nie dawał w żyłę, nie wciągał. W przeciwieństwie do tego, co robił wcześniej ecstasy nie były żadnym nawet wyskokiem w bok.
      Brunet uniósł brew, kiedy Seojun odczytywał kartę, a potem wskazał kto ma wykonać zadanie. Nie będzie to jakoś szczególnie trudne.
      — Mało ci widoków po waszych czułościach? — Rzucił zerkając na chłopaka, a potem na Nel, która niewzruszona siedziała dalej na biurku, ale i też im się przyglądała. Podobnie, jak pozostali.
      Spojrzenie Włocha powędrowało do Octavii. Dłoń, którą trzymał na wcięciu w talii przesunął na kark i przyciągnął do siebie. Wpił się w usta brunetki, tak, jakby nie było tu nikogo poza ich dwójką.

      dawać te tabsy💊

      Usuń
    30. — Wydaje mi się, że tu mogą się za niedługo dziać ciekawe rzeczy. Takie, które chyba nigdy nie miały miejsca — mruknęła, przyglądając się każdemu z osobna. Ari była w swoim świecie, w którym głównie skupiała się chyba na wkurwieniu Seojuna. Ten za to był wyraźnie zadowolony… ze wszystkiego. Na słowa Mina, Octavia wywróciła oczami
      — Jezu, podnieca Cię to, Kim? Tylko nie wyobrażaj sobie potem tego wszystkiego, w nocy, kiedy będziesz sam — rzuciła ze złośliwym uśmiechem.
      Poruszyła się delikatnie, kiedy ręka Gabriela spoczęła na jej ciele. Uśmiechnęła się przy tym lekko, odwracając się w jego stronę. Chciała dać mu tą tabletkę, którą nadal trzymała między palcami, jednak brunet był o wiele szybszy. I chyba z ochotą wykonał zadanie, które wylosował dla nich Seojun, bo zrobił to bez większego zastanowienia. Nie miała zamiaru protestować, więc oddała pocałunek również z zaangażowaniem, a kiedy w końcu oderwała się od Gabriela, zaśmiała się cicho, wsuwając między jego wargi małą tabletkę.
      — Żeby Ci smakowała — mruknęła jeszcze, szybko cmokając go w usta swoimi, po czym odwróciła głowę w stronę Ari i Seojuna. Chwyciła nawet butelkę z alkoholem, nie spuszczając z tej dwójki spojrzenia.
      — Potem ja wybieram! — zaapelowała głośno, aby każdy z zebranych w sali usłyszał jej słowa, po czym pociągnęła spory łyk alkoholu.
      To wszystko było pojebane, ale całkiem w ich stylu, nikogo nie powinno to dziwić, że uwielbiali tego typu zabawy. Brakowało jeszcze gry w butelkę, choć Octavia spodziewała się, że kiedy tylko skończą im się karty, ktoś wpadnie na ten genialny pomysł.
      — Masz — powiedziała, wyciągając butelkę w stronę Nel.
      — Jakaś taka smutna się wydajesz. Znajdziemy Ci kogoś, żeby Cię pocieszył — powiedziała ze złośliwym uśmiechem, puszczając przy okazji przyjaciółce oczko.
      Wesolutka Octi

      Usuń
    31. Roześmiała się pozbawionym wesołości śmiechem, odrzucając głowę do tyłu i kręcąc nią, gdy wpatrywała się w sufit, jakby próbowała znaleźć na nim odpowiedź. Coś się stało. Czuła to. Wprawdzie tylko krowa nie zmienia zdania, ale dałaby sobie uciąć rękę, że jej ojciec się postarał, by wpłynąć na Ledgera. I jeśli zrobił to w taki sposób, jak myślała, że zrobił, to jej pożal się boże narzeczony nie da sobie rady z tym człowiekiem. Bo to był zaledwie początek męki.
      — Tak, ale nie tobie o to chodziło. Więc gratulacje, stałeś się dokładnie taki sam jak oni — stwierdziła, wracając do mężczyzny spojrzeniem.
      I patrzyła na niego z niedowierzaniem. Tak po prostu jej uwierzył. Tak po prostu, kurwa, uwierzył, że byłaby w stanie puszczać się za kasę. Za tak niewiele ją miał. Bez wahania przyjął wersję, że w tym chwilowym poczuciu wolności stała się zwykłą dziwką.
      — Twoja z pewnością — odpowiedziała cicho, a w następnym momencie nie wytrzymała i wymierzyła mu kolejny tego dnia policzek. Była tak zaskoczona swoim własnym zachowaniem, że miała ochotę zasłonić usta dłonią, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Dyszała ciężko, czując, że łzy w końcu wymknęły się spod jej powiek i spłynęły po policzkach. Nie była agresywną osobą. Nigdy nie sięgała po przemoc. A jednak Ledger wyciągał z niej najmroczniejszą stronę, o której istnieniu nie miała pojęcia, póki go nie poznała. Widziała i przeżyła wiele gówna w swoim krótkim życiu, ale starała się o tym zapomnieć. Tylko że on jej na to nie pozwalał. — To że ty wyruchałbyś każdą, nie znaczy, że masz mnie mierzyć swoją miarą. To między nami to mój pierwszy raz od kiedy z tobą, kurwa, zamieszkałam. Nie waż się więcej tak do mnie mówić — wysyczała, ignorując kolejny przytyk. Niech sobie myśli co chce, zauważyła już, że i tak w tej kwestii nie wyprowadzi go z błędu.
      Zaparła się nogami, próbując wyrwać nadgarstek z jego uścisku. Drugą ręką zaczęła drapać go po przedramieniu, żeby się uwolnić. Jakoś wszystkie chwyty z samoobrony nagle wyleciały jej z głowy i nie potrafiła się uwolnić.
      — Puść mnie, ty dupku! — wrzasnęła. — Prędzej wytarzam się w gównie niż pozwolę ci wybrać z kim mam się przespać! — warknęła i przestała stawiać opór. Ba, wyprzedziła bruneta i wpadła do klasy, którą wcześniej razem opuścili. Szybko rozejrzała się po wnętrzu, w pierwszym odruchu szukając Seojuna, ale wydawał się zajęty Ari, a ona pamiętała, że raczej nie powinna się między nich wpieprzać. Wytatuowanego kolesia nie znała, poza tym on również kierował swoją uwagę na kogoś innego, więc zostały jedynie dziewczyny. Brunetkę olała, nie pasowało jej w tej lasce dosłownie wszystko, wbiła więc spojrzenie w Cornelię. Strząsnęła z siebie rękę Ledgera i ruszyła w kierunku blondynki, a kiedy do niej dopadła, bez wahania ujęła jej twarz w dłonie i wpiła się w jej wargi. Nigdy nie całowała się z kobietą, nie sądziła nawet, że coś takiego może ją kręcić, ale iskry znowu wybuchły w jej ciele, wprawiając skórę w przyjemne mrowienie. Oderwała się od niej na moment, żeby wziąć głębszy oddech, spoglądając prosto w jej oczy.
      — Jutro cię za to przeproszę, ale dzisiaj mi pozwól — szepnęła tak, by tylko Nel ją usłyszała, ale nie dała jej czasu na odpowiedź. Ponownie ją pocałowała, przyciskając ciało do jej ciała.

      napalona Lulu

      Usuń
    32. Może tylko trochę śpieszyło mu się do zadania, które wybrał dla nich Seojun. Ktoś go winił? Jeśli miał się tutaj dobrze bawić to nie chciał zostawiać tych zabaw na później. Jeszcze jakieś resztki rozsądku by się przebiły i kazały mu uspokoić. Nic takiego jednak nie miało miejsca, kiedy Octavia podała mu tabletkę. Zapił ja następnie alkoholem. Czuł się dziwnie, jakby robił coś złego. Teoretycznie robił, miał już więcej nie zejść na te ścieżkę, a jednak jakoś nie potrafił się dziś powstrzymać.
      - Już mi smakuje – odparł z uśmiechem.
      Nie było tu zbyt wiele osób, ale bawili się w swoim gronie całkiem dobrze. Nel co prawda była w swoim świecie, jakoś nie zwracała większej uwagi na migdaląca się parę obok czy na brunetkę, która się rozbierała.
      - Nie jestem smutna – odpowiedziała od razu, ale chwyciła za butelkę. Zdecydowanie nie była smutna, a jeśli się zdarzało to nie pokazywała tego w towarzystwie. Dla przyjaciół i nieznajomych zawsze była w formie. Rzadko kiedy się zdarzało, aby pokazywała prawdziwe emocje. Była trochę rozczarowana dzisiejszym wieczorem, ale to by było na tyle. Nie zamierzała wchodzić w szczegóły.
      Przez muzykę przebiły się jakieś krzyki, ale nie była w stanie zrozumieć poszczególnych słów. Do Sali wparowała Luna, która niedawno ją opuściła. Nel początkowo nie robiła sobie zbyt wiele z jej obecności, dopóki dziewczyna do niej nie podeszła. Upiła wcześniej trochę alkoholu, który podała jej Octavia, kilka kropel zostało na wargach blondynki, kiedy nowo poznana koleżanka wpiła się w jej usta. Zaskoczyła ją tak śmiałym gestem, a gdyby nie to, że ją polubiła i czuła, że mogłaby się z nią dogadać, władnie w tej chwili odpychałaby ją od siebie z wrzaskiem. Zamiast tego, odwzajemniła pocałunek ciekawa, dokąd to wszystko ma prowadzić. Usta Luny były inne, nieznane. Delikatniejsze niż u mężczyzny. Choćby chciała, to odpowiedzieć jej nie mogła. Zamiast rozmyślać o tym, co się wydarzy uniosła rękę, która ułożyła na policzku dziewczyny, a drugą w jej talii. Już wcześniej całowała się z dziewczynami, w końcu przyjaciółki tak robią, ale i tak zaskoczona była miękkością warg i skóry, przyjemnym zapachem i kosmykami, które muskały jej policzek. Było tak uroczo i przyjemnie, inaczej.
      - Zaskakujesz, Luna – wymruczała, kiedy obie potrzebowały zaczerpnąć trochę powietrza. Nawinęła kosmyk jej włosów na palec. Przechyliła lekko głowę na bok I musnęła delikatnie jej wargi. Odsunęła się jednak minimalnie od dziewczyny. – Twój chłopak się za to nie obrazi?

      💋

      Usuń
    33. Zacisnął mocno szczękę, na tyle, że mięśnie na żuchwie stały się wyraźnie widoczne. To nie tak, że go komentarz dziewczyny jakoś bolesnej dotknął, ale ostatnie czego chciał to stać się jednym z nich. Nie chciał być jak swój, a tym bardziej jak jej ojciec. Nie zamierzał się jednak przed Luną otwierać i uzewnętrzniać. Lepiej będzie, jeżeli uwierzy mu w te wszystkie bzdury, którymi właśnie ją karmił.
      — Dzięki, czekałem, aż je złożysz — odparł z nieco głupkowatym uśmieszkiem, ale w tym momencie nie mógł sobie pozwolić na nic innego — ale nie martw się, jako moja małżonka też będziesz miała z tego korzyści — dodał, wciąż się głupio uśmiechając.
      Uniósł brew na jej słowa, jednak dopiero dostrzegłszy jej dłoń wymierzoną w swój policzek, jego oczy otworzyły się szeroko. Syknął cicho, od razu chwytając się za zaczerwieniony policzek. Dwa uderzenia w jeden dzień dawały o sobie znać, mimo, że znosił już gorsze ciosy.
      — No proszę, czyżby niedaleko padało jabłko od jabłoni, hm? — Warknął, bo zaczynała go już drażnić tymi uderzeniami — nadstawić drugi? A może wolisz potrenować na jakimś innym fragmencie? — zapytał, mocniej zaciskając dłoń na jej nadgarstku. Nie ośmielił się jednak użyć przemocy. Nie mógłby zrobić czegoś takiego. Słuchał jej słów, ale nie przejmował się tym co mówiła, bo miał w dupie to co robiła. Co prawda nie wierzył w ten harem, ale chuj wie, co i z kim robiła, kiedy uciekła. Zresztą, miał na głowie inne rzeczy w tej chwili niż zastanawianie się nad tym kiedy mówi prawdę, a kiedy nie.
      — Kto wie co znajdziemy w środku, towarzystwo wydaje się być… zróżnicowane — mruknął, ciągnąc ją do klasy, nim mu się wyrwała.
      Wparował pospiesznie za nią do pomieszczenia, nieszczególnie rozglądając się w tym momencie na innych. Koncentrował się na narzeczonej, bo to ona zaczynała wyprowadzać go z równowagi. Cała reszta w tym konkretnym momencie się nie liczyła. Dlatego nie od razu zorientował się, że w pomieszczeniu pojawiło się więcej osób. Dostrzegł za to od razu Lunę przy blondynce, a jego szczęka zacisnęła się jeszcze mocniej, gdy dziewczyny zaczęły się całować.
      — Jak już ustaliliśmy, kwiatuszku, to ja ci wybiorę zabawkę na tę noc — warknął odchodząc podchodząc do dziewczyn — koleżankę sam bym chętnie wybrał, a jak dla mnie to daleko jej do gówna, o którym wspominałaś — powiedział, rozglądając się wreszcie po sali, ale nie był usatysfakcjonowany oględzinami. — Chyba, że macie ochotę zabawić się w trójkę, nie widzę problemu — powiedział swobodnie — naprawdę myślałaś, że się wkurwię za dziewczynę? Sama mówiłaś o kutasach, chcesz? Przeliż się z każdą w tym pokoju, droga wolna — mówiąc to wykonał gest ręką, wskazując na wszystkich w pomieszczeniu.

      Ledger

      Usuń

    34. Poczuwszy na sobie wręcz wiercące, choć chwilowe spojrzenie głupkowatego Azjaty obdarzyła go jedynie cichym prychnięciem połączonym z szybkim piruetem, którego kunszt wciąż, mimo krążącego w jej żyłach alkoholu, nawet dla mało wprawnego oka mógł łatwo świadczyć o głębokich echach tych jakże przez nią znienawidzonych lekcji baletu, na które z takim zapamiętaniem ciągała ją babka za każdym razem, gdy tylko jej wnuczka przebywała akurat w Tuluzie, przy okazji wspominając jak to sama za starych, dobrych lat występowała jako primabalerina, podbijając liczne męskie serca. Cóż, z biegiem czasu Nathy zaczęła wykazywać w tej kwestii swój własny styl, a seniorka musiała pogodzić się z tragicznym faktem, że im bardziej stara się przemówić małej do rozsądku, ta tym mocniej się buntuje. I oczywiście nieodmiennie całą winę za to zrzucała na swojego byłego zięcia. Naiwny chłopak nie mógł zdawać sobie z pewnością sprawy, że gdyby nie uległa już wpływowi dragów, zapewne znowu by na niego naskoczyła, tyle że tym razem znacznie bardziej.
      Teraz jednak znajdowała się już w takim stanie, że naprawdę mało co było w stanie wyprowadzić ją z równowagi. Właśnie z tego powodu przez dłuższy czas obserwowała jedynie grzecznie poczynania pozostałych członków imprezy, usiłując odgadnąć czy istnieje jakikolwiek sposób na to, by pomysł ulegnięcia idiotycznemu zadaniu zapisanemu na jednej z kart przygotowanych zawczasu przez organizatorkę tej imprezy nie zakończył się dla niej przypadkiem jakimś przeziębieniem. Mimo, że budynek szkolony był rzecz jasna ogrzewany, neurony czuciowe kobiety dawały jej pierwsze sygnały świadczące o tym, że powoli nadchodzi ten moment, gdy powinna się z powrotem ubrać dla własnego dobra. Tyle, że jej duma stanowczo nie zamierzała na to pozwolić. Przynajmniej do chwili, gdy do sali nie władował się wyraźnie rozjuszony samiec Alfa. Nie żeby nie zaczęła przeczuwać takiego zwrotu akcji, gdy dosłownie parę sekund wcześniej wbiegła tam jego zszokowana partnerka, która natychmiast przylgnęła do Cornelii. Po prostu słysząc jego słowa, nie zamierzała udawać, że te jej w cale nie ruszają. A, że wdawanie się z nim w jakąkolwiek dyskusję będąc prawie całkowicie gołą też nie leżało raczej w kategorii jej sekretnych marzeń, zdecydowała się pójść w tej sprawie na mały kompromis. Zgrabnym ruchem sięgnęła po leżącą na podłodze sukienkę, mając kompletnie wywalone na to, że będąc w takiej pozycji stanowczo za dobrze eksponuje swój tyłek, po czym zgięła jej materiał mniej więcej na wysokości pasa tak, aby imitowała spódnicę, po czym się nią przepasała. Następnie postąpiła kilka kroków w stronę szatyna, zatrzymując się mniej więcej w połowie drogi. Dopiero wtedy przechyliła nieznacznie głowę i zmierzyła go krytycznym spojrzeniem.
      - Ktoś tu chyba w całym tym zamieszaniu zapomniał, że kobiet nie należy traktować jak zwykłe zabawki. – Rzuciła, jeszcze w miarę łagodnie, by w ogóle zechciał zwrócić na nią swoją łaskawą uwagę. – A może dla comte wydaje się, że ma do czynienia ze zwykłymi pétasse, którym może wyznaczać takie role jakie akurat sobie wymarzy ? – Dodała, gdy tylko to zrobił. – No to informacja dnia aimes, ja w tą twoją chorą gierkę bawić się nie zamierzam, więc ewentualny wybór pionków masz ograniczony, jeśli nie zerowy.


      Nawałnica

      Usuń
    35. — Może i zmuszą mnie, żebym za ciebie wyszła, ale nie chcę mieć nic wspólnego ani z tobą, ani z tą kasą. Nie mam zamiaru bawić się z tobą w dom. Nie zasługujesz na to, żebym ułatwiała ci życie — warknęła, patrząc ze wstrętem na uśmiech, który miał na twarzy.
      A potem z jeszcze większym obrzydzeniem na ślad swoich palców na jego policzku. Na końcu języka miała przeprosiny, żałowała, że uciekła się do rękoczynów, jednak żadne słowa skruchy nie opuściły jej ust. Bo Ledger wciąż zachowywał się jak ostatni cham i nawet jeśli nie zasłużył na sam policzek, to już na pewno na zmieszanie go z błotem. Nie mieściło jej się w głowie, jakim cudem w jednej chwili potrafił być tak… Cóż, czuły. Głaskać ją po włosach, przytrzymywać ją przy sobie, niemalże wielbić jej ciało, a w następnej stawać się takim wrednym dupkiem. Miała go dość. Mieszał jej w głowie, była po prostu zmęczona ciągłą huśtawką emocjonalną z tym człowiekiem. Życie było znacznie łatwiejsze, gdy mijali się w mieszkaniu bez słowa i udawali, że ten ślub się nie odbędzie.
      — Chętnie. Z przyjemnością obiję ci kutasa — warknęła, krzywiąc się i odwracając wzrok.
      Odetchnęła z nieskrywaną ulgą, gdy Nel jej nie odepchnęła. Mogłaby przecież to zrobić, w końcu Luna… Cóż, dosłownie wpieprzyła się w ich małą paczkę, raczej nie powinni być dla niej mili, a tym bardziej tolerować jej narkotycznych wyskoków czy bronić przed narzeczonym. Ale tak właśnie było, więc chyba niejako skorzystała właśnie z kredytu zaufania, jakim obdarzyli ją ci ludzie.
      Zamruczała z zadowoleniem, pogłębiając pocałunek. Przesunęła jedną dłoń na szyję Cornelii, a palce drugiej wplotła w jej jasne włosy, przytrzymując przy sobie jej twarz, żeby przypadkiem nigdzie nie uciekła, chyba że po głębszy oddech, jak teraz. Uśmiechnęła się uroczo na słowa dziewczyny.
      — Ale to chyba dobrze, prawda? — szepnęła w odpowiedzi, przesuwając czubkiem nosa po ciepłym policzku, zanim ich wargi znowu zetknęły się na krótki moment. — To nie jest mój chłopak, nie zwracaj na niego uwagi — wymruczała, ale zanim zdążyła zrobić coś więcej, głos Ledgera rozbrzmiał za jej plecami. Obnażyła zęby i warknęła cicho, nawet się do niego nie odwracając.
      — Ty to ustaliłeś, ja nie wyraziłam zgody na nic takiego — burknęła, wciąż poświęcając znacznie więcej uwagi Nel. Zawisła z ustami tuż nad jej. — Spierdalaj. I mam w dupie czy się wkurwisz. Jeśli będę chciała to tak właśnie zrobię. Idź sobie, droga wolna — powiedziała, a wraz z ostatnim słowem opuszczającym jej usta ponownie wpiła się w wargi Nel. Przesunęła dłonie w dół jej ciała, aż dotarła do bioder i wsunęła palce pod materiał bluzki, dotykając ciepłej skóry. Wydała z siebie cichy jęk, gdy poczuła dreszcze, jakby to ona sama była dotykana w ten sposób i pogłębiła pocałunek, tracąc jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.

      😏

      Usuń
    36. Właściwie Moon Halliwell nie pamiętała, jak znalazła się w tej klasie, obecnie pełnej ludzi, choć kiedy do niej zawędrowała, na pewno było tam pusto. Zamierzała całą tę grę przesiedzieć w jakiejś samotni, może trochę się przespać – ostatecznie nie uśmiechało jej się nocne włóczenie po szkole, w której i tak marnowała wystarczająco dużo czasu. Ale kiedy otworzyła oczy, w głowie miała pulsującą pustkę, mózg wypełniony czarną mgłą; ostatnie, co pamiętała, to właśnie myśl, by ukryć się w jakiejś pustej klasie. Skąd natomiast przybyło tu tyle osób… i właściwie dlaczego?
      Spróbowała wstać, przytrzymując się jednej z ławek i zmuszając nogi do podtrzymywania reszty ciała, chociaż czuła się tak, jakby jej stawy zmieniły się w galaretę. Stwierdziwszy, że da radę ustać, oparła się biodrami o parapet i wyjęła z kurtki paczkę papierosów i zapalniczkę. W głowie jej wirowało. Zaciągnęła się mocno i wydmuchała dym w górę, rozglądając się po klasie i próbując rozpoznać kogokolwiek z obecnych tu ludzi.
      Po jakimś czasie wyjętym z życia, a spędzonym najprawdopodobniej tu, na podłodze, miała zaczerwienione oczy, rozczochrane włosy i kilka siniaków, które nie wiadomo skąd się wzięły. Jedno kolano miała mocno obtarte, a w jej kabaretkach było więcej dziur, niż rajstop. Zaklęła pod nosem, strzepując na ziemię popiół z papierosa i zachodząc w głowę, co się właściwie stało. Po wieczornej porcji leków, które wzięła udając się na tę imprezę, mogłoby jej się zachcieć spać, ale nie sądziła, że urwie się jej film. Podrapała się po głowie i rozejrzała się trochę niespokojnie. Szlag, trzeba było w ogóle nie ruszać się z domu i pieprzyć konsekwencje. Zamiast tego stoi tu jak kretynka, a w dodatku nie ma najmniejszego pojęcia, co się z nią działo przez ten czas.
      Drżącą dłonią wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni kurtki kilka niedużych tabletek i połknęła je szybko, popijając wódką z małej, awaryjnej buteleczki, którą często nosiła przy sobie. Reszta ludzi natomiast poczuła się chyba dość swobodnie – kilka par całowało się namiętnie, kilka innych dobierało się do siebie nawzajem; ktoś z kimś się kłócił, a może już godził po kłótni, tego nie była pewna. Atmosfera, w każdym razie, zdecydowanie była elektryzująca.
      – Ej – zaczepiła pierwszą osobę z brzegu, nawet nie rejestrując, jakiej ta osoba jest płci. – To jakaś orgia? O chuj tu chodzi?

      Mooney

      Usuń
    37. Po grupie zebranych tu osób mogła spodziewać się wszystkiego. W żaden sposób nie powinna być zaskoczona tym, co tu się działo. Nie mieli zahamowań, jak się odpalili, to ciężko było ugasić ich… no właśnie, co? Charaktery? Porywczość? Octavia nie umiała jasno tego określić. Wszystko w tym miejscu działo się szybko i toczyło się własnym torem. Był tu miszmasz wszystkiego, ale jedno co dało się wyczuć, to ciągle narastająca atmosfera. Gdzieś z boku rozbierała się nieznana jej dziewczyna. Ari bez skrępowania znów znęcała się na swój sposób na Seojunem, a ten był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy, nie spuszczając z niej spojrzenia. Ona z Gabrielem też przez chwilę byli w swoim małym świecie, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół nich. Nel spoglądała na to wszystko jakby ze znudzeniem(?).
      A potem wydarzyło się coś niespodziewanego. Coś, co wybiło Octavie z rytmu, kiedy tylko otworzyły się w drzwi do sali, a do środka wkroczyła wściekła Luna, a za nią jakiś nieznany chłopak.
      —- Co do… — zamilkła w momencie, kiedy Luna wręcz wpił się w usta jej przyjaciółki. Brew Octavii powędrowała do góry, a ona mimowolnie zabrała butelkę od Nel j upiła łyk. Czuła się naćpana i jakby brała udział w jakimś filmie porno, bo to co tu się działało, ewidentnie zmierzało w tym kierunku. Czy była zdziwiona? Troszeczkę, nie mogłaby skłamać.
      — Pojebane. Ale całkiem w naszym stylu — stwierdziła nieco rozbawiona, opierając się plecami o klatkę piersiową Gabriela. I nadal z niemałym rozbawieniem oglądałaby to przedstawienie, gdyby do jej uszu nie dobiegł francuski. Uniosła się, spoglądając na wyraźnie zdenerwowaną brunetkę.
      — Tu każda jest mała dziwką. To cholerny Nowy Jork, cherié — rzuciła w jej stronę z uśmiechem. Nieco drwiącym, bo miała wrażenie, że dziewczyna jeszcze tak bardzo nie znała ich towarzystwa. Nawet wstała z kolan Gabriela, po czym podeszła do brunetki, spoglądając na nią z uwagą.
      — Ubierz się, kochanie. Musisz nauczyć się chyba zasad gry, bo wydaje mi się, że ich nie znasz. Wyluzuj, jak nie chcesz, żeby Cię ktoś dotykał, to nikt tego nie zrobi. No, napij się szampana, weź tabletkę na rozluźnienie, a nie skaczesz i chcesz ustawiać wszystkich po kątach — powiedziała z uśmiechem, po francusku, zaczesując pasmo jej włosów za ucho. A chwilę później odwróciła się do niej plecami, spoglądając na Nel i Lunę, które były zatopione w swoim świecie.
      — Czy ty mi możesz powiedzieć, Watson, od kiedy tak chętnie wymieniasz pocałunki z kimś innym oprócz mnie? Mam czuć się zazdrosna? — powiedziała z rozbawieniem. Chwilę później drzwi do sali znów się otworzyły, a w pomieszczeniu pojawiła się kolejna nieznana dziewczyna. Blanchard klasnęła w dłonie, odwracając się do Naturelle.
      — Widzisz? W tym wszystkim zawsze ktoś znajdzie się na Twoje miejsce — rzuciła.
      Octavia

      Usuń
    38. Spóźnienie na Manhattanie miało imię, a brzmiało ono — Han Yuri. I to nawet nie tak, że nie miała ochoty, by pojawić się na imprezie organizowanej przez Plotkarę. Nie, ona po prostu ponownie się na nią spóźniła, dokładnie tak samo jak za pierwszym razem, pędziła przez centrum miasta w taksówce, i to grubo po rozpoczęciu wydarzenia. Czy jej to jednak przeszkadzało?
      Pewnie nie. W końcu po tylu latach życia sama ze sobą zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
      Przekraczała mury szkoły jako zupełnie inna dziewczyna, niż ta, która je opuszczała przed laty. Myśl ta jednak nie zawitała do jej głowy od razu po wejściu, a dopiero gdy zobaczyła własne odbicie w gablocie z nagrodami w głównym holu. W wieczorowej kiecce, z długimi, kunsztownie ułożonymi włosami wyglądała, jakby była kimś.
      Och ironio, a jeszcze nigdy nie czuła się bardziej jak… nikt.
      Suknia od Vivienne Westwood zdecydowanie nie była najlepszym wyborem tego wieczoru, ale Yuri nie znalazła czasu na to, by po randce jeszcze wstąpić do domu, by się przebrać. Poza tym była łowcą, a przynajmniej to wynikało z wiadomości, którą otrzymała, więc wygoda nie znaczyła dla niej tak wiele, jak mogła dla tych, którzy musieli się chować i uciekać.
      Zgięła usta w grymasie i zmarszczyła brwi, powolnym krokiem przemierzając korytarze. Spodziewała się mnóstwa ludzi, a tymczasem była tu sama. Po kilku sekundach miarowy dźwięk stukania jej obcasów zaczął przyprawiać ją o lekkie dreszcze, przyspieszyła kroku, ale to tylko sprawiło, że teraz miała wrażenie, że coś ją goni. Od popadnięcia w kompletne szaleństwo uratowały ją przytłumione głosy, które dobiegały z klasy, w której parę lat wcześniej uczyła się łaciny. Wspaniale.
      Otworzyła usta z zaskoczenia, gdy przekręciła klamkę i stanęła w wejściu, a jej oczom ukazał się ten uroczy obrazek — grupa ludzi, każdy w swoim własnym (lub cudzym) świecie, na różnym etapie kręcenia filmu pornograficznego. I ona tych wszystkich ludzi znała.
      Ale jej prawdopodobnie nie znał nikt.
      Ludzie na Upper East Side rzadko czytali Plotkarę. No, a przynajmniej ci ze śmietanki. Byli treścią postów, więc po co mieliby o sobie czytać, w dodatku znali się wszyscy… było to całkiem oczywiste. Ale Yuri czytała wszystko, od deski do deski. Bo nie była częścią towarzystwa wyższych sfer i od lat miała ogromną motywację, by się nią stać, a poza tym ich życia wydawały się o niebo bardziej interesujące od jej własnego.
      Była tam więc Moon (półprzytomna, jak zawsze), był Seojun z Ari (wrócili do siebie?), Gabriel z Octavią (wiedziałam, że wrócą do siebie!), Naturelle (o matko, jej to chyba musi być zimno, Nel z Luną (i ship them) oraz Ledger, jej narzeczony (strasznie wkurwiony…). I ona, Han Yuri. Dalej z otwartą buzią, w wejściu sali. Jedno spojrzenie w stronę biurka na talię kart wystarczyło, by dziewczyna zorientowała się, co się tam właśnie działo, bo w czymś podobnym brała udział na urodzinach Plotkary w zeszłym roku.
      Zamknęła za sobą drzwi z lekkim trzaskiem, by zwrócić na siebie uwagę chociaż części obecnych.
      — Chcę zagrać — powiedziała, a na jej usta wpłynął uśmiech. Na policzki delikatny rumieniec. — To znaczy, o ile nie macie nic przeciwko.

      Usuń
    39. W geście uznania pokiwała głową kiedy znajoma melodia wydobyła się z telefonu Nel. Świat Ari z pewnością malował się tego wieczoru w czerwonych barwach, szkarłatny kolor był bardziej wyraziste, gdy jej spojrzenie krzyżowało się z Seojunem. Zupełnie jak teraz, kiedy z bezczelnym uśmiechem na ustach poklepał się po udzie, czekając, aż dziewczyna wykona swoje zadanie. Dopiero co wypełniona przez Gabriela szklanka whiskey, została opróżniona po jednym jej przechyleniu, a kilka kropel bursztynowego napoju zagościła w kąciku jej ust. Stawiając nogę przed nogę, kręcąc biodrami, zbliżyła się powolnie do bruneta, nie spuszczając z niego wzroku ani na sekundę. Widziała jak ją obserwował, czuła na sobie palące spojrzenie, zupełnie jakby chciał ją speszyć, przestraszyć i zaznaczyć swą pozycję wygranego. W jego oczach była jedynie ofiarą, a nie godnym uwagi przeciwnikiem, jednak Min uwielbiała być w centrum uwagi i zaspokajać potrzeby innych, w końcu, nauczyła się od samego mistrza kunsztu. Tej nocy nie posiadała nic wartego stracenia, jej godność już dawno zakopana głęboko pod ziemią.
      Prawą stopą delikatnie stuknęła w but bruneta, sygnalizując, by ten złączył swoje nogi, a ona powolnie oblizując wargi usiadła na nim okrakiem. Układając jedną z dłoni na klatce piersiowej chłopaka, pochyliła się delikatnie do przodu, ciepłym powietrzem muskając twarz bruneta. Jej dłoń sunęła niżej, bawiąc się teraz jednym z guzików, rozpiętej na górze czarnej koszuli, biodra bujały się w rytm melodii, przysuwając to coraz bliżej Seojuna. Z każdym ruchem, jej spódniczka podwijała się ku górze, teraz prezentując ukryty pod nią pas od pończoch.
      Przygryzając dolną wargę, odrzuciła głowę do tyłu, przymykając przy tym oczy, dalej ocierając się swoim ciałem o ciało Kima. Z każdą kolejną sekundą robiło się coraz cieplej, jej ciało przeszyła fala gorąca. Wolna dłoń powędrowała na kark Seojuna, palce wplątały w przydługie kosmyki, a długie paznokcie wbiły się w skórę głowy, kiedy jej dłoń zacisnęła się we włosach.
      — Patrz, ale nie dotykaj. — skomentowała stanowczo, czując na udzie dotyk dłoni.
      Seojun mógł udawać ile chciał, znęcać się i pogrywać w gierki, myśląc, że jest w nich mistrzem, ale chyba w tym wszystkim zapomniał, kto był jego oponentem. Tak jak on znał Ari od podszewki, tak ona wiedziała o nim i jego potrzebach. Kilka miesięcy bez kontaktu, nie mogły wymazać lat spędzonych we własnych objęciach. Ich chora obsesja drugą osobą nie znała granic i Min wiedziała, że Seojun był bliski złamania, kiedy jego źrenice powiększyły się gwałtownie w efekcie dostarczanych mu właśnie wizualnych bodźców, czy gdy zacisnął mocniej szczęki, kiedy Min gwałtownie posunęła się do przodu.
      Nie interesowało ją co działo się w tej chwili w pomieszczeniu, nie wzruszył jej hałas, ani poruszenie, czy kilka wzniesionych głosów. Liczył się on, to, że był blisko i to jak bardzo Ari chciała więcej.
      Dalej jej wizja była przykryta czerwienią, jednak teraz nie było to jedynie oznaką złości, ale również pożądania.

      Usuń
    40. Wraz z końcem piosenki, Ari wyplątała dłoń z włosów Seojuna i odsunęła się od chłopaka, klepiąc go po ramieniu. Podnosząc się, musiała przymknąć powieki. Świat wirował jej przed oczami, a przyjemne szumienie w głowie, skutecznie przygłuszało dźwięk rozmów.
      Rozglądając się do około po upływie minuty, zorientowała się, że w klasie było ich znacznie więcej i że nie tylko ona skusiła się na wymianę przyjemności cielesnych. Unosząc ku górze jedną z brwi, wzruszyła delikatnie ramionami, przyglądając się scenom pomiędzy Nel i Luną, by po chwili gwałtownie odwrócić głowę, gdy nieznajomy głos wspomniał o orgii.
      Nim jakiekolwiek słowo miało okazję opuścić jej usta, drzwi klasy otworzyły się ponownie, a w nich stanęła… No właśnie, kim dokładnie była ta dziewczyna? Min mogłaby przysiąc, że rysy jej twarzy były znajome, a ubiór sugerowałby, że była kimś, w głowie dalej jednak panowała pustka. Ari znała każdego, kto się liczył w ich świecie, a blond nieznajoma dalej była enigmą w bardzo efektownym opakowaniu.
      — W grupie raźniej, rozgość się. — I odsuwając się od Seojuna, skierowała swe kroki ku dziewczynie.

      grzeczna ari

      Usuń
    41. — Tylko narzeczony — sprostował, spoglądając to na jedną to na drugą z dziewczyn — ale spokojnie, nie przeszkadzajcie sobie. Jak widać, mamy z Luną całkiem podobny gust — stwierdził, nie skupiając się w ogóle na tym, co działo się dookoła. Jego koncentrację pochłaniała w pełni Luna i jej wyskoki po narkotykach, którymi ją tu nakarmili. Nie potrzebny był detektyw, aby wiedzieć, skąd brało się obecne zachowanie dziewczyny.
      — A jednak wparowałaś prosto do tej klasy z myślą, aby dopaść do jakiejś biednej osoby i ją wykorzystać tylko po to, aby zrobić mi na złość — zauważył. Mogła sobie wmawiać, że miała ku temu inny powód, ale wszystkie okoliczności nie wpływały na to, aby był w stanie uwierzyć w jakiekolwiek jej tłumaczenia, że wcale o to nie chodziło. Dlatego, póki trwała tylko przy tej jednej lasce, nie miał z tym problemu. Owszem, był wkurzony, nie podobało mu się to, co widział, ale… Na ustach Ledgera pojawił się lekki uśmiech. — Czekaj, czyli ja dla ciebie zasad nie ustalam, ale ty już dla mnie tak? — Spytał, gdy oznajmiła, że ma spierdalać — może mi się podoba tutaj równie bardzo, jak tobie?
      Zaśmiał się po chwili, kiedy dotarły do niego słowa dziewczyny siedzącej na kolanach jakiegoś chłopaka.
      — Widzisz kwiatuszku, posłuchaj nowych koleżanek. Dobrze mówią — miał na myśli wspomnienie o tym, że w każdej z nich jest mała dziwka, co ściśle wiązało się z wcześniejszą wymianą zdań Ledgera i Luny. Pokręcił głową, próbując nie dać się wyprowadzić z równowagi. Wiedział, że te pocałunki nic nie znaczą. Nie był zazdrosny, ale słysząc jęk wyrywający się z ust Myers, miał ochotę zabrać ją prosto do mieszkania i w nim zamknąć. Niczym w wierzy zamkniętej na kilka zamków, pozbawiając ją możliwości wyjścia z niej. Dla ich wspólnego dobra.
      Oderwał na chwilę wzrok od swojego głównego zainteresowania, spoglądając na drzwi i nową osobę, która pojawiła się w klasie.
      Przeniósł spojrzenie to na Lunę, to na nową blondynkę i tylko się uśmiechnął.
      — Powinniśmy wszyscy wspólnie zagrać. Przecież to nie tak, że którekolwiek z nas może komukolwiek z pozostałych cokolwiek narzucić, prawda? — Odpowiedź była jasna — rób co chcesz, skarbie, po prostu zaakceptuj, że też tu zostaję i bawię się z wami — mówiąc to, podszedł do szafki, z której jak zapamiętał tańczącą przed brunetem dziewczyna wcześniej wyjęła alkohol, którym go oblała. Jeżeli miał tu zostać z pewnością nie mógł dalej trwać w pełnej trzeźwości. Dlatego nachylił się do szafki i po pospiesznym przesunięciu wzrokiem po butelkach, wyjął dla siebie szklankę i nalał sobie nieco wódki — ustalmy tylko zasady, żeby później nie było płaczu, że ktoś się jednak nie chciał bawić. Ja na ten przykład, nie mam żadnych granic — mówiąc to, oczywiście, że spoglądał prosto na Lunę, a po chwili zwrócił się do blondynki, która była nowa w towarzystwie — jak się do ciebie zwracać i jak daleko masz ochotę posunąć się tej nocy? — zapytał z lekkim rozbawieniem, upijając swój alkohol.

      L

      Usuń
    42. Mogłaby być bliska niemal całkowitego naprania czy naćpania, ale i tak nie zgodziłaby się na przekraczanie pewnych granic przez kogoś, kto na ten zaszczyt kompletnie nie zasługiwał. Wszyscy faceci, którzy do tej pory próbowali okiełznać jej gwałtowny charakter, niemal w trybie natychmiastowym dowiadywali się, że wbrew temu jak bardzo niepochlebnie przedstawiały ją plotkarskie brukowce, w cale nie była skłonna wpuścić do swojej sypialni (czy innego elementu świata, bo przecież nie zawsze uprawiali seks w przeznaczonym do tego pomieszczeniu) byle kogo.
      - A może ja mam po prostu trochę wyższe standardy ? – Odparła zaczepnie, nie za bardzo wiedząc, czy zwraca się teraz do Octavii, czy może do szatyna, którego twarz kojarzyła jej się wyraźnie z kimś z przeszłości lub pierwszych stron jakiś szmatławców, ale za Chiny Ludowe nie potrafiła sobie w tej chwili przypomnieć jego imienia. – I nie interesuje mnie bycie na każde skinienie jakiegoś chujka, któremu wydaje się, że wystarczy zachować się jak gbur z wyższych sfer, by z łatwością móc podbić cały świat ? – Podsumowała, ani przez sekundę nie przejmując się, że oto właśnie prawdopodobnie obraziła całe to popierdolone towarzystwo, a przy okazji i siebie samą. Ostatecznie miała tego pieprzonego pecha, że przynajmniej po części wychowywała się właśnie w kręgu elity, czy jej się to podobało, czy też wręcz przeciwnie. Jasne, gdy wkradała się na scenę, mało kto o tym fakcie pamiętał, nawet publiczność i zgromadzeni pod nią dziennikarze widzieli w niej wówczas głównie artystkę, a nie córkę wpływowej francusko-amerykańskiej pary, lecz wszystko się zmieniało, gdy była sama. – Życzę miłego taplania się w tym dalej. – To powiedziawszy, wypadła za drzwi.
      Zatrzymała się dopiero przy najbliższych schodach, zastanawiając się dogłębnie co powinna zrobić dalej. I to nie z tym cyrkiem tutaj, bo to przedstawienie się właśnie dla niej dokumentnie skończyło, ale z całym swoim życiem. Trwała w tym dziwnym zawieszeniu aż do momentu, gdy po korytarzu nie rozniosła się cicha klasyczna melodyjka, informująca, że wreszcie przyjechał po nią Bastian.


      N

      Usuń
    43. Świat Luny stał się chwilowo bardzo zamkniętym miejscem, choć była nader świadoma pewnych rzeczy, jak choćby obecności Ledgera tuż za sobą i jego spojrzenia wwiercającego się w jej pokryty cienką warstewką potu kark. Nel, choć miała miękkie wargi i smakowała bardzo przyjemnie, a jej ciało było miłe w dotyku, stanowiła jedynie szum w tle dla tej dziwacznej potyczki, która rozgrywała się między narzeczeństwem. Była spragniona czyjegoś dotyku, ale również zła, bo każde słowo, które wypowiadał Collins, było jebaną prawdą. Chciała zrobić mu na złość. I pokazać, że nie odda komukolwiek władzy nad sobą, bo całe dotychczasowe życie pod czyjeś dyktando było wystarczające. Pragnęła obudzić w nim jakieś emocje, wkurwić go tak bardzo, jak on wkurwiał ją. Dzisiaj pierwszy raz zobaczyła w nim coś prawdziwego i dobrze by było, żeby przestał się w końcu maskować. Żeby pokazał jej prawdziwego Ledgera.
      — Nie wszystko kręci się wokół ciebie — warknęła jednak, gdy na chwilę oderwała się od Cornelii. — Rób co chcesz, nie interesuje mnie to — dodała i zacisnęła mocniej pięść na włosach dziewczyny, ciągnąc za nie lekko, żeby wyeksponowała szyję. Luna bez wahania przycisnęła swoje wargi do ciepłej skóry, co jakiś czas muskając ją językiem. Mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi na kolejny przytyk i zerknęła spod rzęs na Octavię, która nagle znalazła się bliżej. Uśmiechnęła się lekko i wyprostowała, oddychając ciężko.
      — Chcesz dołączyć? — wymruczała nisko, a jej spojrzenie rozbłysło łobuzersko. Odchyliła się nieznacznie, żeby dać dziewczynom miejsce na własne ewentualne pieszczoty, choć wciąż trzymała dłonie pod bluzką Nel, dotykając jej skóry. Uśmiechnęła się lubieżnie i zerknęła przez ramię, poszukując spojrzeniem Ledgera, ale go tam nie znalazła. Rozejrzała się po klasie i zacisnęła wargi w wąską linię, obserwując go i słuchając jego słów. Nie przyznałaby tego na głos, ale fakt, że zajął się sobą, wkurwiał ją znacznie bardziej niż powinien. Zwłaszcza, gdy odezwał się do jakiejś nowej dziewczyny. Nagle zaczęła widzieć na czerwono i poczuła, że to wszystko nie daje jej wystarczającej satysfakcji.
      Więc pod wpływem chwili, nawet nie wiedziała, kiedy podjęła taką decyzję, odsunęła się od dziewczyn i zrobiła krok w bok, stając przed nieznanym jej, wytatuowanym chłopakiem. Jej ręce wystrzeliły do przodu i złapały go za koszulkę, przyciągając do siebie. Czuła, że będzie tego żałować. Że robi sobie właśnie wrogów w ludziach, którzy stanęli w jej obronie, ale aktualnie miała to w głębokim poważaniu. Tak głębokim, że bez wahania wycisnęła pocałunek na ustach mężczyzny. To był właściwie krótki całus, raczej muśnięcie warg, ale wystarczyło, przynajmniej jej. Poczuła się źle z tym, że wystartowała do kolesia, który ewidentnie był zajęty, miała zbyt wiele złych doświadczeń na tym polu, ale to i tak jej nie powstrzymało. Odsunęła się i pociągnęła go za dłoń do Nel i Octavii.
      — Chodź do nas, będzie fajnie — zamruczała, jakby od początku właśnie taki miała plan i absolutnie nie chodziło o to, że brak uwagi Ledgera ją wkurwił.

      NIEBIJCIEKURŁA

      Usuń
    44. Nie dało się ukryć, że Nel miała do Luny słabość. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale kiedy dziewczyna do nich podeszła i wbiła się w ich dość zbite towarzystwo poczuła, że może z nią być zabawnie. A jeśli nie, to zawsze była to okazja, aby dobrze się zabawić cudzym kosztem. Póki co nie działała jej na nerwy, nie była irytująca i jeśli tylko tak zostanie to Watson nie miałaby absolutnie nic przeciwko temu, aby dziewczyna na stałe weszła do ich grupki. Czuła, że mogłaby spowodować jeszcze wiele kłopotów, które blondynka oglądałaby z malującym się na twarzy uśmiechem. Gdzieś tam w tle słyszała jej chłopaka czy tam narzeczonego. Pojęcia nie miała, bo aż tak nie przykuwała uwagi do tego kim chłopak faktycznie dla Luny jest. Był komplikacją, o tak dokładnie go widziała. Przestała zwracać uwagę na otaczające ją dźwięki, awanturującą się brunetkę, która chyba sądziła, że każdy tutaj chce ją przelecieć, jakby nie mieli nic lepszego do roboty. Muzyka również stała się jakaś cichsza, były za to słodkie usta młodziutkiej dziewczyny i jej rozgrzane dłonie, które sprawnie wkradały się pod bluzkę blondynki.
      — Bardzo dobrze — odparła mruknięciem — nie zwracam, jesteś ciekawsza, cukiereczku — mruknęła. Może, gdyby zwróciła na niego większą uwagę to zawiesiłaby oko, ale obecnie mieszało się jej w głowie od wziętych narkotyków, alkoholu i wydarzeń mających miejsce w klasie. Każdy robił coś z kimś, jedni grzecznie się bawili, inni nieco mniej. Gdzieś tam kątem oka widziała Ari tańczącą przy Seojunie, a gdyby nie była zajęta to z pewnością dopingowałaby teraz koleżance. Cornelia była jednak zajęta kolejnymi słodkimi pocałunkami, ciepłymi dłońmi i przyjemną zabawą.
      — Oj, Luna, wykorzystujesz mnie? Wiesz, że to nieładnie? — wymruczała. Podwinęła materiał swetra dziewczyny nieco w górę, musnęła palcami jej plecy, aby następnie niezbyt mocno, ale dostatecznie, aby poczuła, wbiła w nie paznokcie.
      Uwaga blondynki skupiła się zaraz na przyjaciółce, kiedy ta się odezwała. Przechyliła lekko głowę i zaczekała, aż Octavia do nich podejdzie. Wieczór poszedł w ciekawym kierunku, a mogło być przecież jeszcze lepiej.
      — Och, Tay. Powinnaś wiedzieć, że ciebie zawsze będę z chęcią całowała i nie potrzebuję do tego zachęty — zaśmiała się. Korzystając z niewielkiej przestrzeni, którą zrobiła im Luna, ujęła policzki przyjaciółki w dłonie i w zdecydowanym geście przyciągnęła ją do siebie. Usta Octavii smakowały alkoholem, który zapewne chwilę wcześniej wypiła. Nie pamiętała po ile miały lat, kiedy zdecydowały, że należało nauczyć się całować. Były pewnie gówniarami, których wieczory powinny skupiać się wokół oglądania filmów Disneya i obgadywaniu koleżanek, a nie na wzajemnym całowaniu.

      Nelcia

      Usuń
    45. Działa się cała masa rzeczy i nawet nie będąc naćpanym ciężko byłoby nadążyć za wszystkimi. Ktoś z hukiem przychodził lub odchodził, ludzie się kłócili, a jeszcze inni całowali i tańczyli. Takiego chaosu chyba nie było nawet na basenie na urodzinowej imprezie, choć tamta zakończyła się zbyt wielkim hukiem. Ale wtedy był trzeźwy, nie brał nic i jedynie sączył przez pół wieczoru szkocką, która nijak na niego nie wpływała. Tego wieczoru śmiało można było powiedzieć, że Salvatore jak na swoje nowe standardy zaszalał. Ale ewentualnymi konsekwencjami przecież będzie mógł się przejąć potem, teraz to nie było zbyt ważne.
      Jego uwagę przyciągnęła nowa dziewczyna, której w ogóle nie kojarzył i nawet nie wiedział skąd właściwie się tutaj wzięła. Była tutaj cały czas czy może niepostrzeżenie wślizgnęła się do klasy, kiedy pozostali się zajmowali sobą? Wyglądała, jakby dopiero co wstała i nie ogarniała rzeczywistości. Witamy na Upper East Side, księżniczko. Na moment skupił się również na nowo przybyłej parze, która się między sobą kłóciła, a dziewczyna ochoczo zajmowała się Cornelią, której pieszczoty nie przeszkadzały, a raczej wręcz przeciwnie – lgnęła do nich, jakby dawno nic tak miłego jej w życiu nie spotkało. Nie wtrącał się też, kiedy Octavia rugała rozbierającą się brunetkę. Ktoś w końcu musiał, sam powoli miał dość tego marudzenia, jakby każdy tu chciał jej zrobić krzywdę. Droga wolna, przecież tutaj nikt na siłę nie siedział. Aż nie wiedział, gdzie podziać oczy. Na swoją… hm, dziewczynę? Czy na Ari i pilnować jej, aby nie zrobiła nic głupiego, choć przed głupstwami powstrzymać jej raczej nie mógł.
      Połowy osób w klasie nie rozpoznawał. Trzymał się z dala od towarzystwa, nie sięgał po Plotkarę zbyt często i wiele go ominęło, nowoprzybyła dziewczyna wyglądała, jakby urwała się z nieco innej bajki.
      — Nie pomyliły ci się imprezy? — Uniósł brew zerkając na nią i jej długą suknię. Co kto woli, prawda?
      Zawiesił wzrok na dłużej na Octavii i pozostałych dziewczynach, które bawiły się wybornie w swoim towarzystwie i prawie nie dostrzegłby, Luny, wyłapał jej imię z rozmów, która zmierzała w jego stronę. Zdążył wypić do końca kolejną kolejkę zanim dziewczyna do niego podeszła. Nie miał szansy zareagować, a nawet gdyby – jego ruchy były już i tak spowolnione przez tabletkę i alkohol. Nie można było tego zaliczyć raczej do pocałunków, a raczej niewinnego muśnięcia ust. Z tego co udało mu się zrozumieć dziewczyna była w towarzystwie nowa, a już grała, jakby była wśród nich od zawsze.
      — Ładnie się rozkręcasz — mruknął. Wstał z miejsca nie mając nic przeciwko temu, aby ruszyć za dziewczyną i zobaczyć, co wydarzy się dalej. Może powinien mieć na uwadze jej kolegę, ale jakoś niespecjalnie zawracał sobie nim głowę.

      Bijmy się

      Usuń
    46. Ari miała rację. Nie bez powodu Seojun tak ochoczo handlował swoim ciałem, zdobywając w zamian okładki w czasopismach czy wejściówki na największe, modowe wydarzenia sezonu. Rzadko robił rzeczy, które nie sprawiały mu satysfakcji. A sypianie z kobietami, które wiedziały, czego chcą, przynosiło mu jej bardzo dużo, z prostego powodu — ich życiowa dominacja często przenosiła się na łóżko. Więc kiedy tylko dziewczyna mocniej zacisnęła palce na jego włosach, drażniąc paznokciami skórę, jego chwilowa przewaga w ich psychologicznym zatarciu pękła. Jak na lodzie, kawałek po kawałku, kolejne rysy torowały sobie drogę, gdy jego szczęka zacisnęła się mocniej, a on próbował zahamować własną reakcję. Może nawet, gdyby był w stanie dłużej się nad tym zastanowić, pomyślałby, że to całkiem rozczulające, jak dobrze Min znała jego pragnienia.
      Ale nie mógł. Jedyne, na czym potrafił się skupić to na tej cząstce zdrowego rozsądku, która podpowiadała mu, że nie może teraz, na środku jebanej klasy w ich starym liceum, w dodatku pełnej ludzi, wziąć jej na którejś ze szkolnych ławek. Zalała go ogromna ulga, gdy piosenka wreszcie dobiegła końca, a Ari odskoczyła od niego z zadowolonym uśmiechem, najpewniej zdając sobie sprawę z tego, co się stało. Wdech, wydech, twarz nie wyrażająca żadnych emocji, ale wzrok bardziej trzeźwy niż kiedykolwiek, dalej skupiony na Ari tak intensywnie, że gdyby mógł, wypaliłby w jej oczach dziurę.
      Jeden-jeden.
      I nic nie miało dla niego znaczenia. Ciekawe, jak pamięć może człowieka zwieść i zawieść w momencie, kiedy powinna być jego stróżem. Bo Seojun nie mógł sobie przypomnieć nieszczęścia, jedynego prezentu, którym obdarowywali się z Ari zupełnie bezinteresownie. Nie tego, jak potrafili siebie skrzywdzić, bardziej, niż ktokolwiek inny w ich życiu mógł. Myślał o tym, jak bardzo jej nienawidzi, bo ją kocha, i jak gorąco ją kocha właśnie za to, że jej nienawidzi. O wszystkich tych rzeczach, które mu zrobiła i których nie zrobiła, a złość zmieszana z pożądaniem urosła w jego klatce piersiowej tak bardzo, że tafla w końcu pękła w całości. Roztrzaskała się na kawałki i skryła pod tonią, jakby nigdy jej tam nie było.
      Min Ari była lepsza niż jakikolwiek narkotyk, który można było dostać w Nowym Jorku.
      — Idziemy — powiedział tylko, podchodząc w jej kierunku i skinął głową w stronę drzwi wyjściowych. Wyminął nowoprzybyłą blondynkę, nawet jej nie zauważając. Tak w zasadzie, nie miał pojęcia, co działo się w klasie, odkąd Ari zaczęła swój taniec. Nadrobi. — Już — dodał, chwytając dziewczynę za nadgarstek i niezbyt delikatnie pociągnął za sobą ku wyjściu.
      Drzwi zatrzasnęły się głośno i z impetem, gdy naparli na nie od zewnątrz ciężarem swoich ciał. Jakby czytali sobie w myślach — a może właśnie to tak naprawdę robili — rzucili się do siebie w tym samym momencie, zachłannie, z jakąś dziwną, chorą tęsknotą, pospiesznie, jak gdyby ta chwila miała zaraz zostać im odebrana.

      Usuń
  9. Klasa 103 na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seojun przesunął językiem po wargach Ari, dalej przyciskając ją do drzwi, natomiast dłonią torując sobie drogę w górę jej uda, aż otarł się o materiał sprzączki do pończoch. Strzelił nią, uśmiechając się w jej usta dziewczyny, a potem sam dał się pociągnąć za koszulę w kierunku klasy obok. Wpadli do niej, już zaczynając pozbawiać się ubrań, wciąż w wielkim pośpiechu, chaotyczne ruchy nie ułatwiały im zadania. Gdy zapięcie z przodu gorsetu brunetki nie chciało puścić, Seojun je zwyczajnie rozerwał. Uśmiech znów pojawił się na niego twarzy, gdy wplatał dłoń w jej włosy, by móc zostawiać kolejne upragnione pocałunku na jej wargach.
      Usta Ari smakowały jak dom. Którego znasz od podszewki, bo… włamywałeś się do niego wiele razy. Jak to słodkie uczucie, gdy wiesz, że robisz coś złego, ale liczy się tylko adrenalina buzująca w żyłach, a nie przykre konsekwencje. It’s good to be home.
      But is it?

      Usuń
  10. Klasa 124 na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
  11. Biblioteka na pierwszym piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała w dupie grę. Miała w dupie wszystko i wszystkich poza ustami Ledgera na jej szyi i jego dłońmi na swoich biodrach. Jej świat skurczył się do Collinsa, co było samo w sobie nie tylko dziwne, ale również przerażające, bo Luna nie miała ochoty na jego towarzystwo, a do dopiero na dotykanie go.
      Na trzeźwo przynajmniej, bo na prochach ewidentnie jej to nie przeszkadzało. Nie to, żeby miała jakieś ograniczenia co do osoby, prawdopodobnie, gdyby ktoś inny wykonał na niej swoje zadanie, zareagowałaby w taki sam sposób. Dotyk na jej skórze był jak wybuch fajerwerków i chciała więcej i więcej. Ciało bruneta nagle zaczęło z powrotem przylegać do jej ciała, a dla niej to było za mało. Jej powieki zatrzepotały, z ust wyrwał się kolejny ni to jęk, ni to zadowolony pomruk, a głowa sama opadła do tyłu, ułatwiając mu dostęp do szyi. Palce zacisnęła na ramionach mężczyzny, nie pozwalając mu się od siebie odsunąć.
      — Tak — szepnęła, a raczej wydyszała. Mało brakowało, a zaczęłaby się ocierać o jego nogę. — Dotykaj mnie… Proszę, kurwa, dotykaj mnie i nie przestawaj… To takie przyjemne… — jęknęła cicho. Jak przez mgłę dotarło do niej, że ktoś chyba chrząknął i otworzyła oczy, rozglądając się po klasie zamglonym wzrokiem. Zapomniała, że jest tu pełno ludzi. Chyba nie wytrzymałaby nadmiaru bodźców, gdyby ktoś zechciał się do nich dołączyć, więc resztkami przytomności złapała Ledgera za rękę i pociągnęła do wyjścia. — Zaraz wracam — rzuciła do nowych znajomych zajętych grą, zanim opuścili pomieszczenie.
      Po przekroczeniu progu następnego, obróciła się gwałtownie i przywarła do ciała swojego narzeczonego, wspinając się na palce.
      — Nigdy nie przestawaj mnie dotykać — wyszeptała i dosłownie rzuciła się na jego wargi, wpijając się w nie agresywnie. Przyjemność eksplodowała w jej ciele i znowu wydała z siebie jęk, wciąż pragnąc więcej.

      Lulu

      Usuń
    2. Na ustach bruneta pojawiły się zalążki uśmiechu, gdy Luna tak po prostu zaczęła mu odpowiadać na jego pytania. I to w sposób, jakiego najmniej spodziewałby się po pannie Myers. Och, nie był idiotą. Wiedział, że musi być, aż tak porobiona, aby przyznać na głos przed nim samym, że pragnęła jego dotyku. Nie wspominając o towarzystwie, jakie się zebrało w klasie, w której byli pierwsi.
      Powinien być tym mądrzejszym, oczywiście. Powinien przystopować. Zabrać ją do domu, zamknąć w jej sypialni i rano… po prostu to olać, całą tę noc, wszystkie te wydarzenia.
      Ledger jednak był dupkiem. A skoro sama tego chciała, nie mógł mieć wyrzutów sumienia, że wykorzysta sytuację na swoją korzyść, prawda?
      Zaśmiał się cicho, gdy poczuł jej dłoń na swojej, a tuż po chwili ciągnięcie w stronę drzwi.
      — Musicie wybaczyć. Narzeczona wzywa — mówiąc to puścił oczko do Seojuna, pozwalając się wyprowadzić Lunie z pomieszczenia, dokądkolwiek zamierzała ich udać. Jedno było pewne, nie mógł jej teraz pozwolić na włóczenie się w samotności, bo obawiał się, co mogłaby zrobić. I z kim. Może nie był, tak wrednym dupkiem, jak mogłoby się wydawać. Bo chociaż był na nią cały czas wkurzony, nie pozwoliłby na to, aby zrobiła coś czego później mogłaby żałować. Przynajmniej z kimś innym, niż on.
      — Przyznaj, że od początku właśnie tego chciałaś — zdążył cicho wymruczeć, nim dziewczyna wpiła się w jego wargi. Zgodnie z jej wcześniejszymi prośbami, objął ją ramionami i nie przestawał sunąć dłońmi po jej ciele, odwzajemniając każdy pocałunek, jaki złożyła na jego ustach.
      Naparł na nią, odwracając ich tak, że teraz to on przyciskał jej drobne ciało do ściany. Przeniósł jedną dłoń na jej policzek i powoli sunął po nim wierzchem dłońmi, drugą rękę natomiast zsunął niżej. Do końca materiału [sukienkę ma czy co na sobie? XD] ubrania i wsunął powoli palce pod ubranie, dziewczyny, na chwilę odrywając się od jej ust.
      — Jak mam cię dotykać? Tak? — zapytał, nie odwracając spojrzenia od jej oczu.

      Ledżi

      Usuń
    3. Śmiało można założyć, że kiedy Luna wytrzeźwieje, zabije najpierw siebie, a potem wróci zza grobu i to samo zrobi z Ledgerem. Gdyby nie była tak naćpana (może wzięło ją tak mocno dlatego, że nigdy niczego nie brała, nie piła nawet alkoholu), już dawno by go od siebie odepchnęła. To pewne jak to, że słońce wstaje na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Był jej koszmarem. Poza ich ojcami jej największym wrogiem. Wcześniej chciała go zdobyć, ale od chwili, gdy przyłapała go z Lexie, nie chciała się nawet do niego zbliżać.
      A teraz wręcz się o niego ocierała i miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie było jej tak dobrze. Idąc korytarzem, nie mogła się doczekać, kiedy w końcu ponownie zacznie ją dotykać, a gdy w końcu drzwi się za nimi zamknęły i się na niego rzuciła, całym jej ciałem wstrząsnęła potężna eksplozja przyjemności. Był wszędzie. Jego usta na jej ustach, jego język na jej języku, jego ręce na jej talii, jego ciało na jej ciele i tak było idealnie. Ubrania nagle zaczęły ją uwierać i drażnić, a skóra dosłownie pulsowała z pragnienia.
      — Zamknij się. Chociaż raz się, kurwa, zamknij — jęknęła w jego wargi, odsuwając od siebie słowa, które właśnie wypowiedział, bo gdyby zaczęła się nad nimi głębiej zastanawiać, rozsądek pewnie przebiłby się przez zamroczenie pożądaniem i musiałaby się od niego odsunąć. A ona bardzo, naprawdę bardzo nie chciała teraz być rozsądna. Całe życie taka była, więc gdy w końcu hamulce jej puściły, chciała czerpać z tego stanu jak najwięcej i jak najdłużej.
      Sapnęła, czując za plecami ścianę i zaczęła się wić, kiedy ręka bruneta powędrowała przez jej ciało. Wygięła się w łuk i westchnęła z przyjemności, czując w końcu skórę na skórze. Kurwa, musiała pozbyć się ubrań, jego i swoich. Jak najszybciej.
      — Tak — odpowiedziała zduszonym głosem, a jej dłonie powędrowały do klap marynarki, za które szarpnęła, żeby ją zdjąć. Gdy materiał znajdował się już na podłodze, złapała za swój własny sweter i zdjęła go szybko, również odrzucając gdzieś w bok. Chłodne powietrze uderzyło w jej ciało, wywołując gęsią skórkę i doprowadzając Lunę na skraj wytrzymałości. Jej brzuch i piersi zetknęły się z torsem Ledgera, wyciskając z niej kolejny cichy jęk. — Nie wytrzymam dłużej. Muszę cię poczuć — oznajmiła, gorączkowo rozpinając pasek jego spodni drżącymi z podniecenia rękami.

      Lulu

      Usuń
    4. — Jak sobie życzysz — wyszeptał jako ostatnie słowa. Mógł to zakończyć. Powiedzieć jej, że ma się doprowadzić do porządku, że wracają do domu, a on zgodnie z wszystkimi swoimi wcześniejszymi słowami, nigdy jej nie dotknie, bo Aiden miał ją pierwszy. A Ledger nie lubił zadowalać się resztkami. Problem polegał na tym, że gdy ich plan działał, a oni potrafili ze sobą rozmawiać bez rzucania się sobie wzajemnie do gardeł, musiał przyznać, że Luną… zyskiwała w jego oczach. Nie patrzył na nią jak na obiekt pożądania seksualnego, bo to była Luna, a on uparcie powtarzał, że jej nie tknie, a przynajmniej dopóki sytuacja nie będzie tego wymagała. Więc nie mógł robić niczego, co mogłoby wskazywać na coś innego. Nie chciał dawać jej żadnych nadziei, a coś mu podpowiadało, że dziewczyna nie potrafiłaby tak po prostu traktować tego wyłącznie jako seks.
      Teraz sytuacja wcale tego nie wymagała, a on jednak trzymał swoje dłonie na jej ciepłej skórze. Całował ją i nie myślał o tym, aby się wycofywać. Łudził się, że może niczego nie będzie pamiętała, że być może to, co wydarzy się w szkole po prostu zostanie w szkole… nie łudził się, że nikt nie wiedział, co zamierzali zrobić, zwłaszcza, że na oczach pozostałych jęczała mu prost w ust, gdy tak właściwie nic nie zrobił.
      — Przystopuj odrobinę — wymruczał, łapiąc dłońmi jej nadgarstki. Jednym ruchem uniósł jej ręce i trzymając je obie w jednej swojej, przypierał je do ściany, aby wolną dłonią rozpiąć jej spodnie i delikatnie opuścić w dół. Następnie ułożył rękę na jej majtkach i docisnął materiał do jej kobiecości, czując, jak ten nabiera wilgoci — ciekawe jak słodka jesteś, skarbie — szepnął w jej wargi i odsunął materiał bielizny, aby powtórzyć wcześniejszy ruch już bezpośrednio na jej ciepłej cipce.

      L

      Usuń
    5. Powinien to zrobić. Naprawdę powinien być tym rozsądnym i odsunąć się od niej, póki to wszystko nie zabrnęło za daleko. Rozsądna Luna już dawno udałaby się do domu, bo nie była zbyt rozrywkową osobą i uważała, że takie zabawy nie są dla niej. Ale tak dobrze było w końcu się rozluźnić, odrzucić wszelkie ograniczenia i zanurkować na głęboką wodę… Faza jej jeszcze nie zeszła, nawet się dobrze nie rozkręciła, a dziewczyna już myślała o tym, że chciałaby to kiedyś powtórzyć.
      Choć myślała to chyba w tym momencie za duże słowo, bardziej czuła, że to nie jest ostatni raz, kiedy sobie pozwoliła na takie zachowanie, bo jej myśli teraz krążyły wokół czegoś zupełnie innego.
      A raczej kogoś.
      Pokręciła gwałtownie głową, gdy odsunął jej ręce od swojego rozporka i jęknęła sfrustrowana, że nie może go dalej rozbierać. Chciała wyszarpać dłonie z uścisku, ale po pierwsze Ledger był silniejszy, a po drugie Luna była zbyt naćpana, żeby znaleźć siłę we własnych mięśniach. Trwała więc w takiej pozycji, do jakiej ją zmusił, wijąc się jednak nieustannie w niewyobrażalnym wręcz pragnieniu. Serio, nie mogła opisać słowami tego, jak bardzo chciała, żeby jej dotykał. Cały czas. W całości. I ona również chciała go dotykać. Żeby się przekonać, jaka byłaby jego skóra pod jej palcami.
      — Nie mogę… Pragnę cię, zaraz nie wytrzymam — wydyszała, patrząc na jego twarz pociemniałymi nie tylko z pożądania, ale też z naćpania oczami. Tylko dureń by nie zauważył, jak bardzo rozszerzone miała źrenice, ale to dobrze, że Ledger się tym nie przejmował. Cóż, dla porobionej Luny to dobrze, bo ta trzeźwa z pewnością już by mu przyjebała. Nie panowała jednak nad sobą ani nad tym, co działo się z jej ciałem.
      A działo się tak wiele przyjemnych rzeczy, że kiedy zsunął z niej materiał spodni, jej bielizna była już przesiąknięta wilgocią. Odrzuciła głowę do tyłu i jęknęła, gdy w końcu jej dotknął. Wyprostowała się i spoglądając prosto w jego ciemne oczy, zaczęła poruszać biodrami, odpowiadając na każdy ruch jego palców.
      — Kurwa, to jest takie dobre… — wydusiła z siebie, czując, jak przyjemność narasta w niej w zastraszającym tempie, a przecież nawet jeszcze nie zdążył nic specjalnego zrobić.

      L

      Usuń
    6. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Ledger jedynie się uśmiechnął. Oczywiście, że dostrzegł jej duże źrenice. Nie był idiotą. Czy się przejął? Oczywiście, że nie. Może gdyby zorientował się szybciej. Jednak gdy czuł już pod palcami jej wilgoć, nie miał ochoty się wycofywać. Bo niby w imię czego? I tak go nienawidziła, nie mogła nienawidzić go jeszcze bardziej, bo zdawał sobie sprawę z tego, ile to już trwało. W jaki sposób przez cały ten czas się zachowywał względem dziewczyny, więc… nie, nie zamierzał przestawać. I nie interesowało go na ile jest chętna, bo naprawdę tego chce, a na ile to jedynie wpływ używek.
      Tak słodko się pod nim wiła, jęcząc przy tym, że nie był w stanie sobie odmówić.
      — Będzie jeszcze lepiej — wychrypiał cicho w odpowiedzi, mocniej zaciskając dłoń na jej nadgarstkach, jednocześnie przesuwając dłonią po jej kobiecości, rozsmarowując po niej jej soki, aż wsunął powoli w nią najpierw jeden palec, obserwując jej reakcje. Nie czekając długo, dołączył kolejny, przekładając tak dłoń, by kciukiem pobudzać ją jeszcze bardziej. — Niczym się nie krępuj skarbie — Wymruczał, ponownie nachylając się bliżej na dziewczyną, aby sięgnąć jej warg. Naparł na nią ciałem, wciąż trzymając dłoń pomiędzy ich ciałami, nie przestając przy tym nią poruszać.
      Całował ją łapczywie, gorączkowo. Wsłuchując się w jej reakcje i mrucząc cicho, gdy czuł na swoich palcach, jak zaciskała się na nich z przyjemności. Początkowo chciał poprzestać jedynie na tym. Chciał doprowadzić ją do orgazmu i skończyć. Odsunąć się, pozwolić by spełniona zrobiła dalej, co chciała (oczywiście pod jego czujnym okiem), ale im dłużej czuł jak zaciska się na nim, nie mógł się powstrzymać i ograniczyć jedynie do dawania. Musiał wziąć z tego coś dla siebie. Dlatego puścił w końcu jej ręce, przekładając dłoń na policzek, zsuwając nią powoli niżej, przez żuchwę, szyję, aż dotarł do dekoltu i stanika, przez którego materiał początkowo zaczął drażnić jędrne piersi.
      — Chcesz więcej? — Spytał cicho, ugniatając delikatnie jej pierś — to sobie weź, skarbie, co tylko zechcesz — wymruczał, powracając do pocałunków składanych na jej ustach.

      Ledżi

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. Och, nie wątpiła. Naprawdę nie wątpiła w to, że będzie jeszcze lepiej, bo skoro czuła się tak cudownie, a on jeszcze nie zdążył nic zrobić, to jak się poczuje, gdy da jej w końcu ku temu jakiś powód?
      Szarpnęła lekko biodrami i wydała z siebie cichy, ale przeciągły jęk, czując długie palce bruneta w swoim wnętrzu. Była na granicy orgazmu i czuła wilgoć spływającą po jej udach. Nie umiała sobie poradzić z tą przyjemnością, była tak cholernie mocna i wszechobecna, że Luna zupełnie się w niej zatraciła, odpuszczając jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Nawet słowa Ledgera docierały do niej jak przez mgłę, ledwie przebijając się przez jęki i westchnienia, które z siebie wydawała.
      A potem zupełnie przepadła. Wraz z palcem pocierającym jej łechtaczkę natychmiast rozpadła się na drobne kawałeczki, dochodząc długo, mocno i mokro, zaciskając się na jego palcach jak imadło. Dobrze, że wcześniej ponownie sięgnął jej warg, dzięki czemu choć trochę stłumił odgłosy jej spełnienia. Teraz się tym nie przejmowała, ale trzeźwa Luna wolałaby, żeby nikt nie słyszał jej orgazmu. Czy raczej orgazmów, bo na tym jednym nie chciała poprzestawać.
      Oparła się na ciele Collinsa, próbując zebrać siły po tym, co się przed chwilą z nią wydarzyło. Dysząc ciężko, wpatrywała się w jego twarz i wciąż drżała z przyjemności i pragnienia i nawet się tego nie wstydziła.
      — Tak. Chcę więcej — wyszeptała jak zahipnotyzowana ani myśląc, żeby się teraz wycofać. Nie mogła się doczekać, aż poczuje go w sobie. W całości, nie tylko palce.
      Zadrżała i odchyliła głowę do tyłu, wyginając się w łuk, żeby czuć jego dłoń jeszcze mocniej na swojej piersi. Westchnęła z przyjemności, która na nowo zaczęła w niej narastać. W którymś momencie jej ręce powędrowały do guzików koszuli Ledgera, którą zaczęła rozpinać drżącymi palcami, choć jej ruchy były sprawne. Dotarłszy do końca materiału, zahaczyła kciukami o swoje spodnie i zsunęła je ze swoich nóg, po czym wystąpiła z nogawek, odkopując je gdzieś w bok wraz z butami. Naparła na bruneta, popychając go w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. Nie wiedziała nawet gdzie się znajdują, ale w końcu dotarli do jakiegoś biurka czy innego stolika.
      — Połóż się — nakazała i zaczekała, aż wykona polecenie. Kiedy to zrobił, bez zbędnych ceregieli wdrapała się na jego uda i przysiadła na nich, rozpinając pasek oraz rozporek. Odchyliwszy materiał bokserek, zagryzła dolną wargę na widok twardego penisa. Objęła go dłonią, poruszając nią powoli w górę i w dół. — Gumka. Masz gumkę? — zapytała, bo mimo zamroczenia nie chciała ryzykować, że coś zwiąże ich ze sobą na zawsze, a dziecko byłoby czymś takim.

      Usuń
    9. Nie był w stanie powstrzymać łobuzerskiego uśmieszku wkradającego się na jego usta, kiedy Luna głośno jęczała, a on pod swoimi palcami czuł coraz więcej jej soków. Głośno jęki, dyszenie i charakterystyczny odgłos, gdy jej wilgoci było coraz więcej, sprawiały, że sam zaczynał odczuwać w znaczący sposób swój wzwód, a zapięte spodnie sprawiały mu niemal ból, gdy przylegał do jej ciała, a nie czuł na sobie w pełni jej ciepłej skóry tuż na swojej.
      — Kurwa, skarbie, jesteś tak cudownie ciasna — wyszeptał, gdy kolejny raz jej mięśnie mocno zacisnęły się na jego palcach, a on starał się rozszerzyć swoimi ruchami ściśnięte przez skurcze ścianki — kurwa — sapnął raz jeszcze, nie mogąc przestać jej dotykać. Poprawka. Nie chcąc wcale przestawać. Jakby w jednej chwili przestało mieć znaczenie, że to była Luna, że Aiden miał ją pierwszy, że nienawidził jej za całą tę szopkę, na którą skazali ich rodzice. Bo łatwiej było nienawidzić również ją, jakby dzielenie nienawiści na kilka osób było łatwiejsze, niż kumulowanie tego tylko względem rodziny.
      Ale w tej chwili to wszystko się nie liczyło. Była po prostu ona. Luna. I seks.
      I w końcu doczekał się momentu, w którym i jego ubranie zostało częściowo zrzucone, a on przyciskając ją do siebie mógł w końcu poczuć na swoim ciele ciepło jej skóry. Zamruczał cicho, gdy rozgrzane ciała się ze sobą zetknęły, a jego pocałunki stały się jeszcze bardziej żarliwe i zachłanne. Nie chcąc pozwolić, aby przypadkiem Myers oprzytomniała. Teraz po prostu musiał ją już dostać.
      — Jak sobie życzysz — wyszeptał pomiędzy pocałunkami, gdy dotarli do płaskiej powierzchni, wpatrywał się w nią zamglonym od pożądania spojrzeniem i pozwalał na wszystko, czego chciała. Dlatego uniósł delikatnie biodra, gdy już leżał, a ona zaczęła rozpinać jego spodnie. Poczuł ulgę, gdy tylko jego męskość została uwolniona z ciasnych spodni i westchnął, czując jej dłoń. Na jej pytanie skinął tylko głową i bez słowa sięgnął do kieszeni spodni, aby wyciągnąć foliowe opakowanie, a następnie rozdarł je zębami, aby po chwili nałożyć prezerwatywę na penisa.
      Chwycił dłońmi biodra dziewczyny i przyciągnął ją tak, aby poczuła go wyraźnie swoją kobiecością, a następnie przeniósł jedną z dłoni na jędrny pośladek i wbił w niego palce, mocno je zaciskając.
      Kiedy tu za nią przyszedł, nie spodziewał się, że tej nocy wydarzy się coś takiego, że kiedykolwiek będzie chciał ją dotknąć, tymczasem jęknął cicho, kiedy nadziała się na niego, a jego kutas momentalnie poczuł jej mokre, ciepłe wnętrze.

      L

      Usuń
    10. Jej mózg nie potrafił przetworzyć żadnego ze zbereźnych komplementów, jakimi Ledger ją obdarowywał, a przynajmniej nie potrafił zrobić tego świadomie, bo jej ciało bardzo chętnie odpowiadało, a ona robiła się coraz bardziej mokra i ściśnięta. Każdy ruch jego palców odczuwała kilka razy intensywniej niż czułaby je normalnie i to wystarczyło, żeby po jednym silnym orgazmie poczuła zalążki następnego budującego się w jej skurczonym podbrzuszu. Problem w tym, że Luna chciała więcej. Chciała przekonać się, jak to jest poczuć Ledgera w całości, nie tylko niewielki jego fragment.
      Nie zamierzała się więc wycofywać, choć doskonale przecież wiedziała, przynajmniej ta przytomna część jej umysłu, że będzie bardzo tego wszystkiego żałować. Nie potrafiła się jednak powstrzymać, a jego pocałunki tylko utwierdzały ją w tej chwili w przekonaniu, że oboje chcą tego samego.
      I w końcu to dostała. Uniosła się lekko na kolanach i opuściła prosto na jego twardego penisa, przyjmując go w siebie w całości z głośnym jękiem i głową odchyloną do tyłu. Przysiadłszy na biodrach bruneta zaczęła płytko oddychać, dając sobie chwilę na przyzwyczajenie się do jego rozmiaru i w ogóle obecności, bo minęło sporo czasu od kiedy z kimkolwiek się pieprzyła. W końcu nachyliła się do przodu, przerzucając długie włosy na jedno ramię, opierając się na torsie Ledgera i patrząc w jego ciemne oczy swoim rozpalonym do granic możliwości spojrzeniem.
      — Wciąż cię nienawidzę, Collins — wychrypiała i zaczęła powoli poruszać biodrami w górę i w dół. Wpiła się w jego wargi, stopniowo przyspieszając, a pocałunki tłumiły nieco każdy dźwięk, który z siebie wydawała. W którymś momencie przestała nad sobą panować, a jej ruchy stały się szybkie i chaotyczne, gdy znalazła się na krawędzi chyba najsilniejszego orgazmu, jaki miała przeżyć kiedykolwiek. Wyprostowała się, żeby zmienić kąt, dłonie wciąż opierając na jego klatce piersiowej i wbijając paznokcie w miękką skórę. Doszła na nim z głośnym krzykiem, drżąc na całym ciele od intensywnego spełnienia. Opadła na jego pierś, wtulając twarz w zgłębienie gorącej szyi i oddychając spazmatycznie. Jej biodra wciąż lekko się poruszały, bo nie miała pewności, czy Ledger w ogóle zdążył poczuć jakąkolwiek przyjemność płynącą z tego wszystkiego, bo Lunie znalezienie się w takim stanie zajęło naprawdę niewiele czasu, żeby nie powiedzieć krótkie minuty.

      L

      Usuń
    11. Widząc, że nie skupiała się na samych słowach, w którymś momencie również przestał przykładać do nich uwagę. Ważniejsza była reakcja dziewczyny na to, co z nią robił. A na te nie musiał długo czekać, bo jej ciało reagowało na każdy jego nawet najmniejszy dotyk. Dlatego z przyjemnością dawał jej więcej, nie przestając jej dotykać, całować czy przygryzać.
      Sapnął cicho, kiedy nasunął na penisa gumkę, a po chwili dziewczyna wsunęła go w siebie. Rozchylił lekko wargi, zaciskając mocno palce na jej biodrach i docisnął ją mocnym ruchem do siebie, kiedy już sama przyjęła go w całości. Mógł się domyślać, że będzie tak przyjemnie ciasna, ale to co poczuł, gdy jego kutas już się w niej znalazł… otworzył szerzej oczy, aby spojrzeć na twarz Luny i wydał z siebie cichy jęk zachwytu.
      — Jak tak to ma wyglądać — uśmiechnął się łobuzersko — mogę być twoją najbardziej znienawidzoną osobą na świecie — odparł całkiem szczerze, nie robiąc sobie nic specjalnego z jej wyznania. Przesunął dłońmi wyżej z bioder na jej talię i przytrzymując ją cały czas przy sobie, sam podniósł się do siadu. Gładząc dłońmi jej ciało powrócił z powrotem do jej bioder i przytrzymywał ją przy swoim kutasie za każdym razem, gdy mocno pchał biodrami. Odsunął się wargami od jej ust, rozpoczynając składać pocałunki na jej szyi, namiętne i mokre, a jego palce coraz mocniej wbijały się w skórę jej ud, z pewnością pozostawiając po sobie ślady w postaci późniejszych siniaków. Łobuzerski uśmiech na twarzy Collinsa znacząco się poszerzył, kiedy zaczął odczuwać, jak jej cipka regularnie zaczęła się zaciskać na jego członku, a on sam rozpoczął znacznie szybsze i gwałtowniejsze poruszanie biodrami, aby poczuć dokładnie to samo, co Luną przed chwilą. Czując, jak opada czołem w jego szyję, złapał jedną dłonią jej jasne włosy i odciągnął ją od siebie mocnym ruchem.
      — Jeszcze z tobą nie skończyłem — wymruczał w jej szyję, kontynuując kołyszące ruchy bioder — no pokaż, jaka z ciebie niegrzeczna dziewczynka — warknął, wciąż nie przestając się poruszać. Dopiero po kilku mocnych pchnięciach, poczuł jak całe jego ciało się spina, a po chwili przez jego plecy przeszedł mocny dreszcz. Mięśnie w jednej chwili się rozluźniły, a on sam poczuł przyjemne spełnienie roznoszące się po całym ciele. Na twarz wkradł się delikatny uśmiech, który był tak bardzo niepodobny do tego należącego do Ledgera, który gościł na co dzień na jego ustach.
      — Kto by pomyślał — wymruczał cicho, gdy wciąż znajdowała się na nim, a jego dłoń automatycznie wplotła się w jasne włosy dziewczyny i delikatnie zaczęła je przeczesywać.

      Ledżi

      Usuń
    12. Nie miała czasu i nie była wystarczająco przytomna na to, żeby zastanowić się jakoś bardziej nad padającymi z ust Ledgera słowami dotyczącymi jej nienawiści. Chociaż powinna się do nich doczepić. Bo w końcu nie tak dawno temu twierdził, że nigdy jej nie tknie. Oznajmił, że nie będzie brał resztek po swoim bracie. A teraz nagle chciał, żeby seksem Luna wyładowywała na nim swoją nienawiść? To chyba znaczyło, że kłamał, prawda? Z tym, że jej nie dotknie, że to wszystko będzie tylko grą, by przekonać rodziców o ich wielkiej miłości.
      Bo rodziców tutaj nie było, a po jego małym wyskoku i tak wszystko wzięło w łeb i tak naprawdę nie było już do czego przekonywać Collinsów i Myersów. A gdyby Luna była trzeźwa, nie dopuściłaby do tego, żeby Ledger jej dotknął, bo wciąż miała mu za złe to co zrobił. Mógł ruchać kogo chciał, ale nie w ich wspólnym mieszkaniu, gdy Luna cały czas w nim przebywała. To o to była wściekła. Nie o to, że wolał przyprowadzić do domu pierwszą lepszą dupę, zamiast spróbować dogadać się z własną narzeczoną na tyle, by to całe udawanie jakoś im się opłaciło. A przynajmniej wmawiała sobie, że nie jest o to wściekła.
      — Miałeś się zamknąć — przypomniała cicho nieco zdyszana, zanim jej ciało zaczęło poruszać się z pomocą mężczyzny. Przestała kontrolować dźwięki, które wyrywały się z jej ust, nie wiedziała więc czy jeszcze wzdychała, już jęczała czy może krzyczała, wychodząc naprzeciw każdemu mocnemu pchnięciu. Oczy uciekły jej w głąb czaszki, a zęby zacisnęły się na dolnej wardze do samej krwi, gdy próbowała się choć trochę powstrzymać przed dawaniem znać, jak cholernie jej dobrze. Najgorsze było to, że nie miała stuprocentowej pewności, czy ta przyjemność brała się wyłącznie z narkotyków. Kurwa…
      Jęknęła i zadrżała, na nowo zaciskając się na penisie bruneta, kiedy jego dłoń tak brutalnie obeszła się z jej włosami. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo była popierdolona i jak mocno działało na nią takie zachowanie… Choć chyba nie dało się tego ukryć. Natychmiast znalazła się na krawędzi kolejnego orgazmu, a jej paznokcie wbiły się w jego ramiona z przyjemności.
      — Kurwa, tak… Nie przestawaj — wyjęczała, a chwilę później doszła kolejny raz równocześnie z Ledgerem. Po jej ciele przechodziły silne dreszcze, a biodra drgały spazmatycznie, gdy próbowała się uspokoić. W końcu znieruchomiała i z przymkniętymi powiekami ponownie wtuliła twarz w zgłębienie jego szyi, oddychając głęboko. To, jak przeczesywał jej włosy, jak wciąż trzymał ją na sobie było takie… Miłe i przyjemne. Zupełnie niepodobne do Collinsa, którego znała. Teraz jeszcze się nad tym nie zastanawiała, ale miała świadomość, że na trzeźwo nie będzie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
      — Wiesz, że rano będziemy tego bardzo żałować, nie? — odezwała się szeptem, jednak ani myślała, żeby się od niego odsunąć. Było jej zbyt dobrze.

      Lunka

      Usuń
    13. Ledger był trzeźwy. Zdążył zlizać jedynie z własnych ust te odrobinę alkoholu, który pozostał na nich po tym, jak ta wariatka uznała, że rozlanie alkoholu na niego będzie idealnym zagraniem do wymyślonej przez plotkarę gry.
      To oznaczało, że w przeciwieństwie do Luny doskonale wiedział, co robił. Był świadom każdego swojego gestu, każdego dotyku i pocałunku. Dobrze wiedział, co się stanie kiedy Luną wyciągnęła go zza drzwi tamtej klasy i wprowadziła do tego pomieszczenia.
      Powinien sprowadzić ją na ziemię. Powinien jej uzmysłowić, że to się nigdy nie stanie i nie powinno stać, a jednak… skusił się. Otumaniony jej zapachem, ciepłem, ciałem… całą nią, nie dusił w sobie dłużej pożądania. Pozwolił sobie na wykorzystanie momentu, tego, że była porobiona jakimiś prochami. Jakby licząc, że nigdy nie będą do tego wracać.
      Dlatego pozwalał sobie na przyjemność płynącą ze zbliżenia. Na dotykanie jej krągłości, całowanie delikatnej skóry i drażnienie się z jej mokrą cipką.
      — Ty mała dziwko — warknął, gdy czuł jak zaciska się na nim kolejny raz, dokładnie w momencie, w którym i on sam doszedł. I chociaż słowa, które padły z jego ust nijak miały się do gestów, które wykonywał powolnymi ruchami. Ręką, której nie trzymał w jej włosach, objął ją w talii i przyciągnął mocno do siebie, próbując złapać równy oddech przepełniony jej zapachem, a raczej mieszanka ich zapachów i seksu. Zapachem, którego nic nie było w stanie podrobić.
      Trzymał ją cały czas przy sobie, zastanawiając się nad słowami, które właśnie padły z jej ust. Być może już żałował? Być może wcale nie powinien był wykorzystywać tej okazji. Zmrużył delikatnie oczy, jednocześnie odrobinę odsuwając się od rozgrzanego ciała Luny, jakby chcąc się upewnić czy wciąż była mocno zaprawiona. Albo raczej, jakby chciał sprawdzić w jakim była w tym momencie stanie.
      — Mówiłaś, że mam się zamknąć — stwierdził wzruszając ramionami na jej słowa. Wołał nie wchodzić w taką dyskusję w tym momencie. Zwłaszcza, że nim im przerwano toczyli zażartą kłótnię, którą z chęcią by kontynuował, w zasadzie… zwłaszcza teraz, kiedy w końcu Luna się doczekała, a on w końcu ją przerżnął. Bo czy to nie o to cały czas się kłócili? A przynajmniej czy Ledger nie wmawiał jej usilnie, że chodzi taka struta i wkurwiona na niego ze względu na to, że tknął inną zamiast niej samej? — Nikt nie mówi, że musimy kiedykolwiek do tego wracać, skarbie — wymruczał w ostateczności coś więcej, oddychając głęboko — chcesz wracać do apartamentu? — Spytał, bo w zasadzie to chciałby zrobić. Zabrać ją do domu i mieć pewność, że tej nocy nie będzie robić nic więcej głupiego.

      L

      Usuń
    14. Była tak zamroczona orgazmem, że nie od razu do niej dotarło, w jaki sposób ją nazwał. A może po prostu nie zwróciła na to uwagi, bo w swoim życiu usłyszała tyle wyzwisk, że nazwanie jej dziwką nie robiło już na niej większego wrażenia? To przykre, prawda? Że przeżyła tak wiele złego, że usłyszenie w trakcie seksu od swojego narzeczonego, jak nazywa ją dziwką, nie miało dla niej znaczenia. Przynajmniej, póki nie odpłynęła przyjemna mgiełka orgazmu, bo potem to do niej dotarło.
      I miała ochotę ponownie zdzielić go w twarz. Ten człowiek wzbudzał w niej same najgorsze instynkty. Jako ofiara przemocy, Luna brzydziła się rękoczynami, a tymczasem zdążyła już dziś przyozdobić policzek mężczyzny śladem swojej dłoni i pragnęła zrobić to ponownie.
      — Jeśli ktoś z nas dwojga jest dziwką, to wyłącznie ty, Collins — wydyszała, wykrzywiając wargi w grymasie, kiedy przycisnął do siebie jej ciało. Trwała tak, z twarzą wciąż wtuloną w jego szyję i rękami opartymi na umięśnionych ramionach, zbierając siły, żeby się od niego odsunąć. Potrzebowała chwili, bo dłoń przeczesująca jej długie włosy i ciepło bijące od jego ciała były tak cholernie przyjemne, że zapomniała, z kim ma do czynienia.
      A potem jego niski głos dotarł do jej uszu i w sekundę sobie przypomniała, jak bardzo go nienawidziła. A on wykorzystał chwilę jej słabości i się z nią pieprzył. Kurwa, ranek chyba nadszedł nieco szybciej, bo już żałowała tego, co się między nimi wydarzyło.
      — Nie jestem twoim skarbem, więc nie waż się mnie tak nazywać — odpowiedziała cicho. Jeszcze przez krótki moment trwała w takiej pozycji, ale uświadomiła sobie, że wciąż czuje w sobie jego kutasa i powoli zaczęła narastać w niej wściekłość. Oddychała coraz szybciej i płycej. W dalszym ciągu była porobiona, a całe jej ciało mrowiło z potrzeby, w dodatku jej wnętrze rozsadzała trudna do opisania euforia, ale była na tyle przytomna, żeby nie chcieć powtarzać tego, co się przed chwilą stało. Wyplątała się z objęć Ledgera, wysunęła go z siebie z cichym jękiem i zeskoczyła na podłogę w poszukiwaniu swoich rzeczy. Większość z nich znajdowała się przy ścianie tuż obok wejścia, więc ruszyła w tamtą stronę. — Nie. Nie mam ochoty z tobą przebywać. Przyszłam tu, żeby od ciebie uciec, pamiętasz? — spytała z pozbawionym wesołości śmiechem, gdy wciągała na siebie majtki i dżinsy. Zapinała spodnie, stojąc tyłem do mężczyzny. — Ale nawet to musiałeś spierdolić. Wszystko zawsze musisz spierdolić — stwierdziła, chwaląc się w duchu za to, że jej głos nie zadrżał. Dziś nie była przestraszoną myszką, która starała się nie podpaść swojemu oprawcy. Dziś była Luną, której nawet ona sama nie znała, bo ta nigdy nie miała szansy się przebić. — Idź do domu i daj mi się bawić, Ledger — warknęła, wciągając na siebie sweter. Nigdzie nie mogła dostrzec stanika, więc olała temat. — Sam też się zabaw. Chyba dobrze ci zrobi, skoro jesteś tak zdesperowany, żeby tykać resztki po swoim bracie. Małą dziwkę — prychnęła i szarpnęła za klamkę, po czym wyszła z biblioteki, trzaskając drzwiami.

      😤

      Usuń
    15. Zignorował jej słowa, bo miał je w tym momencie głęboko w dupie. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze. Dostał dokładnie to, czego w tym konkretnym momencie chciał. Ciasną, mokrą cipkę Luny. I był usatysfakcjonowany. Na tyle, że obelgi z jej słów nie robiły na nim wrażenia. Zwłaszcza, że nieważne czy była porobiona narkotykami, czy też nie. Uważał, że dał jej dokładnie to, czego chciała. Bo przecież, w jego mniemaniu wszystkie te kłótnie pomiędzy nimi właśnie o to się toczyły. O to, że zerżnął Lexi a nie Lunę. A teraz dał jej to, czego tak bardzo pragnęła.
      Mimo jej słów, nie przestał jej od razu dotykać. Przeczesywanie jej włosów i czucie jej ciała tak blisko sprawiały, że łatwiej było mu zapanować nad swoim oddechem i doprowadzić się do w miarę porządnego stanu. Dlatego nigdzie się nie spieszył, czekał raczej na to, aż Luna uzna, że ich moment minął. Bo tyle to dla Ledgera w tej chwili znaczyło: moment. Nawet jeżeli miałoby się to powtórzyć, za każdym razem będzie to konkretny moment, który będą ze sobą dzielić. O ile którekolwiek się odważy. Bo sądząc po tym, co się właśnie zaczynało dziać, podejrzewał, że Luna nie zrobi tego szybko.
      — Przestań pieprzyć Myers, dobrze wiesz, że ten ślub i tak będzie miał miejsce — odpowiedział — przyzwyczajaj się, skarbie — jeżeli chodziło o ich układ między rodzinami, Collins się poddał. Wiedział, że już nic nie ugrają. Dlatego nie zamierzał z tym walczyć. Nawet jeżeli mieli się nienawidzić z Luną, w niektórych momentach musieli zachowywać pozory, a Ledger wołał już teraz oswajać się… w zasadzie to nie musiał się oswajać, bo nazywanie jej w ten sposób przychodziło mu nadzwyczaj łatwo. Kiedy się z niego zsunęła, przez chwilę skupiał się jedynie na swoim kutasie i pozbyciu się gumki, a dopiero później zszedł z biurka i podciągnął bokserki wraz ze spodniami, spoglądając na nią — ale zdajesz sobie sprawę, że cię nie zostawię samej? — zapytał beznamiętnie. Po bliskich spotkaniach z jej ojcem, wołał więcej jej nie tracić ze swoich oczu — więc proszę bardzo, chcesz się zabawić? Pójdziemy się zabawić. Chcesz udać się na zakupy w środku nocy? Znajdę ci jebane centrum, ale gdziekolwiek idziesz, idę z tobą — naciągnął materiał rozpiętej koszuli na umięśnione ramiona, a następnie zaczął zapinać pospiesznie guziczki — uwierz, że najchętniej to właśnie bym zrobił. Siedział w domu i miał wyjebane. Niestety. Pannie Lunie nie może spaść włosek z głowy, a wygląda na to, że ma ochotę wpakować się dzisiaj w kłopoty — zauważył, rozglądając się za swoją marynarką i ruszył za Myers.
      Wypadł za nią z pomieszczenia, a następnie chwycił jej nadgarstek i mocno nim szarpnął tak, aby znalazła się bliżej niego. Na korytarzu było dziwnie pusto, ale w tym momencie się tym nie przejmował. Pchnął lekko dziewczynę tak, że plecami uderzyła o ścianę.
      — Widziałem, jak ci się podobało gdy szarpałem cię za włosy — wyszeptał cicho, nachylając się nad nią. Przytrzymując ją jedną ręką, drugą podążył do jej policzka, który delikatnie gładził — mam uwierzyć, że lubisz być traktowana delikatnie jak kwiatuszek? — Spytał, nachylając się jeszcze bliżej, aby złapać zębami płatek jej ucha — bo coś mi podpowiada, że wbrew wszystkiemu lubisz kiedy nie jest całkiem przyjemnie. Gesty, słowa… co za różnica, kwiatuszku? Wiem, że ci się podobało. Powinnaś być wdzięczna, że zdecydowałem się ciebie dotknąć.

      😈

      Usuń
    16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    17. Warknęła na niego przez zaciśnięte zęby niczym rozjuszona kotka i rzuciła mu przez ramię spojrzenie, które mogłoby zabić, gdyby tylko się postarała. Boże, jak ona kurewsko go nienawidziła. Tak bardzo chciała się od niego uwolnić i uciec, nie słyszeć nigdy więcej o tym tragicznym ślubie, który miał doszczętnie zniszczyć jej życie.
      A co w tym wszystkim było najgorsze? Że Ledger ewidentnie się poddał. Póki twierdził, że jakoś się z tego wyplączą, że nie dopuści, by Luna została jego żoną, dziewczyna wciąż miała nadzieję, że się uda. Ale on brzmiał, jakby pogodził się ze swoim losem. I to sprawiało, że nienawidziła go jeszcze bardziej. Życie było wystarczająco trudne, gdy jeszcze towarzyszył im wspólny cel. Teraz miało stać się po prostu nie do zniesienia.
      — Kiedy zmieniłeś zdanie, co? Jeszcze niedawno byłeś przekonany, że uda nam się z tego wyplątać — zauważyła, odwracając się ponownie, żeby poprawić materiał swetra. Obróciła się na pięcie i spojrzała na mężczyznę błyszczącymi, niemal czarnymi od narkotyków oczami. — Co on ci zrobił, kiedy mnie nie było? — zapytała. Nigdy o to nie pytała, bo jej to nie interesowało. Ale coś ewidentnie musiało się stać. Nie zawracała sobie głowy dociekaniem, który z ojców musiał przekonać Ledgera do zaprzestania walki. Wiedziała, że nie doceniał Sylvestra. Collins Senior był jaki był, ale nie przejawiał agresywnych zachowań, a akurat Luna potrafiła je rozpoznać jak nikt inny. To był jej ojciec. Pytanie tylko, jak bardzo sponiewierał swojego przyszłego zięcia.
      — Jesteś, kurwa, niewiarygodny — sapnęła, rozkładając ręce. — Wiesz, wolałam, kiedy udawaliśmy, że wcale się nie znamy, przynajmniej miałam od ciebie spokój. Od kiedy niby tak się mną przejmujesz, Collins? — warknęła, czując, że wściekłość narasta w niej coraz bardziej, a już znajdowała się na granicy wybuchu. Wszystkie jej emocje były intensywne, podkręcone przez otrzymaną od Seojuna tabletkę. Przyjemność była znacznie przyjemniejsza, ale wściekłość jeszcze bardziej wściekła. — Teraz to ty przestań pieprzyć. Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie bez ochroniarza. Idź do domu, miej wyjebane, wepchnij kutasa w jakąś dziurę i zdejmij z siebie mój zapach, bo nie daj boże ci się spodoba — prychnęła, zanim wyszła.
      Spodziewała się, że za nią pójdzie, jeśli czegoś dowiedziała się o Ledgerze, to właśnie tego, że był kurewsko uparty, ale nie spodziewała się, że ją złapie i przyprze do ściany. Sapnęła, gdy powietrze uleciało jej z płuc wraz z uderzeniem pleców o twardą powierzchnię. Odruchowo uniosła ręce i oparła je na klatce piersiowej bruneta, chcąc go odepchnąć. Ale wtedy się nad nią nachylił i zaczął jej dotykać, a iskry znowu pokryły całą jej skórę. W dodatku ten skurwiel miał rację. Każde jego słowo było prawdą. I to wkurwiało ją jeszcze bardziej.
      — Już nie jestem dziwką ani skarbem tylko kwiatuszkiem? Szybko ci się to zmienia — burknęła, nie racząc jego podejrzeń odpowiedzią. Była na to zbyt dumna.
      Jednak kolejnych słów nie mogła zignorować. Zacisnęła zęby i spojrzała prosto w jego ciemne oczy z chęcią mordu w swoich własnych.
      — Och, nie wiem jak ci się za to odwdzięczę. Może padnę ci do stóp i obciągnę w ramach podziękowania? — syknęła, próbując go od siebie odepchnąć. — Zobaczymy, kto do kogo przyjdzie po więcej. Bo tak się składa, że ja też widziałam, co ci się podobało — uspokoiła się i zniżyła głos do szeptu. Uśmiechnęła się lodowato i wyciągnęła w stronę Ledgera, tym razem samej sięgając jego ucha. — Zapamiętaj to, jak cudownie ciasna i mokra potrafię być, jak dobrze się pieprzę, bo nigdy więcej tego nie doświadczysz — szepnęła i odsunęła się, opuszczając ręce. — Ale może ktoś z moich nowych znajomych będzie chętny. Więc puść mnie, z łaski swojej, bo jestem nieusatysfakcjonowana. Muszę poszukać kogoś, kto sprosta zadaniu — powiedziała głosem wypranym z emocji.

      😒

      Usuń
    18. — Ale widzę, jak każda próba kończy się niepowodzeniem — odparł, starając się brzmieć beznamiętnie. To nie do końca było tak, że po prostu przestał wierzyć. Gdyby nie bliskie spotkanie z Sylvestrem Myersem z pewnością wciąż byłby zawzięty i starałby się z wszystkich sił, aby do ślubu nie doszło albo, żeby przynajmniej doszło do niego na ich wspólnych warunkach, a później mogliby wychujać rodziców, bo Ledgerowi przede wszystkim na tym zależało. Przynajmniej do czasu, bo w obecnej chwili był… powiedzieć, że zrezygnowany to mało. Zaczął spoglądać na sprawę bardzo realistycznie, na tyle, że nie łudził się nadzieją, że cokolwiek uda im się wskórać.
      Zwłaszcza, że poza samym małżeństwem Sylvester grzecznie poprosił, aby Luną nigdy więcej nie zniknęła, a Ledger postanowił wziąć sobie mocno do serca słowa mężczyzny. Więc jeżeli miała ochotę zniknąć Collinsowi… cóż, nie mogła mu zniknąć. Zamierzał mieć ją zawsze na oku. Samemu lub z pomocą swoich ludzi. Dzisiaj sam zamierzał jej pilnować. Zaśmiał się cicho na jej słowa, kręcąc przy tym głową.
      — Nic mi nie zrobił — skłamał bez najmniejszego problemu — uzmysłowił mi za to, jak duże korzyści będę miał — przyjęcie takiej pozy było dla niego dużo łatwiejsze niż przyznanie, że ktoś go złamał. Dlatego, skoro i tak miała go za najgorszego nie widział żadnego powodu, dlaczego miałby nie przybierać tej konkretnej pozy. Tym bardziej, że nikogo takie podejście Collinsa nie powinno dziwić.
      — Od kiedy, kurwa, mam ochotę — warknął nieprzyjemnie, nie zamierzając się z nią kłócić przynajmniej w tym temacie — podoba ci się czy nie, trzeba było myśleć nim zniknęłaś za pierwszym razem. Teraz kurwa, nie ma opcji, że się pozbędziesz czujnego oka — wyznał zgodnie z prawdą. W zasadzie niech wie, niech będzie świadoma, że już nigdy nie będzie całkiem sama. W końcu to na jej własne życzenie.
      Wziął głęboki oddech, cały czas przypierając ją mocno do ściany i nie pozwalając na to, aby się od niej odsunęła. Wpatrywał się prosto w jej oczy, starając się zapanować nad swoim oddechem.
      — Możesz być ponownie dziwką, jeżeli tak ci się bardziej podoba — wyszeptał z połowicznym uśmiechem, jednocześnie przenosząc dłoń z jej policzka do kosmyku jej włosów, który delikatnie pociągnął. Zaczepnie. Jakby był z powrotem w szkole podstawowej — nie miałbym nic przeciwko, każda wdzięczność jest mile widziana — wiedział, że nie zamierzała tego zrobić — jedno jest pewne, nawet nie musiałbym cię długo namawiać, co? Ile kutasów miałaś już w ustach? Jak to było? Masz swoje potrzeby? — Przywołał jej słowa sprzed kilku miesięcy — z iloma się rżnęłaś, kiedy bawiłaś się w wolność? Dużo ich było? Po pracy czy w pracy? — Pytał, nie przejmując się tym, czy ją wkurwia. Był pewien, że wszelkie granice i tak zostały dzisiaj przekroczone. Oddychał głęboko przez nos, nie dając po sobie poznać, że mógłby żałować braku powtórki z jej cipką — spróbuj się do jakiegoś zbliżyć — ostrzegł — a gwarantuje, że dopiero poznasz czym jest utrata wolności — syknął — chcesz to się przekonasz, że klatka tatusia wcale nie była taka zła — wysyczał, przesuwając nosem po jej policzku — zresztą, już wiemy, że lubisz ostrą zabawę.

      L

      Usuń
    19. — I to jest powód, żeby się poddawać? — spytała z nieskrywanym niedowierzaniem. Nie sądziła, że był tak słaby. To hipokryzja z jej strony, bo ona sama była tchórzem, ale… Miała za sobą długie lata walki, była po prostu zmęczona ciągłym obrywaniem. On tego nie doświadczył, nie miał pieprzonego prawa tak szybko się poddawać. — Nie przetrwałbyś nawet jednego dnia w moim świecie — wymamrotała, kręcąc głową.
      Zmrużyła lekko oczy, przyglądając się uważnie jego pogrążonej w półmroku twarzy. Próbowała wyczytać z niej, co tak naprawdę mogło się wydarzyć, ale Ledger był dla niej jak zamknięta księga, bez choćby marnego napisu na okładce. Był wystarczająco dobrym aktorem, by miała problem z odczytaniem go. Ona sama była niezła po tylu latach praktyki, ale on był lepszy. I w tym momencie, kiedy czuła płynące w jej żyłach narkotyki, przerażało ją to.
      — Więc po prostu mnie kupiłeś — stwierdziła nagle jeszcze bardziej wkurwiona. Jakoś teraz nie pamiętała o tym, że Ledger miał w dupie firmę i interesy, bo może odzyskała odrobinę zdrowego rozsądku, ale wciąż była zbyt naćpana, żeby całkiem trzeźwo myśleć. — Zrobiłam nam obojgu przysługę. Szkoda, że nie potrafisz tego dostrzec — prychnęła, nie przywiązując większej wagi do jego ostrzeżenia. Może gdyby się głębiej nad tym zastanowiła, wiedziałaby, że jest śledzona. Luna jednak przywykła do tego, że nikt się nią nie interesuje, nie zakładała, że taki stan rzeczy może ulec zmianie. Między innymi dlatego tak trudno było jej poradzić sobie z uwagą, jaką poświęcał jej dziś Ledger. To nie było normalne.
      — Pierdol się — szepnęła i zacisnęła mocno wargi, by nie jęknąć w reakcji na pociągnięcie za włosy. Taki ból był zbyt przyjemny, a nie mogła tego po sobie pokazać. Nie jemu. — W twoich snach — odparła przez ściśnięte zęby, a chwilę później dosłownie opadła jej szczęka, a usta się rozchyliły. Szybko je zamknęła, przywołując się do porządku. Nie, nie mogła dać mu tej satysfakcji i pokazać, jak cholernie bolesne były takie słowa. Poważnie śmiał jej coś takiego wypominać, gdy sam wówczas powiedział, że będzie ruchał kogo i kiedy będzie mu się podobało, a ona nie będzie miała nic do powiedzenia na ten temat? I serio robił to po tym, jak sprowadził do mieszkania obcą laskę, gdy Luna spała kilka metrów dalej?
      Ale te myśli szybko wyparowały z jej głowy, bo on wciąż mówił. Czuła, jak do oczu napływają jej łzy. Każde słowo bolało jak wymierzony policzek. Uprzywilejowany skurwiel. Nie miał pojęcia, jak to jest walczyć o przetrwanie, jak zachowuje się człowiek, gdy do głosu dochodzi instynkt, który każe się za wszelką cenę ratować. Luna wiele razy pozwoliła się zerżnąć tylko po to, żeby na jakiś czas mieć spokój. Ale to nie miało miejsca podczas jej ucieczki, pracując w barze pozwalała się jedynie dotykać, a klienci nie przekraczali dalszych granic w obawie, że zostaną wyrzuceni na zbity pysk. Ledger był pierwszą osobą, z którą spała od czasu rozstania z Aidenem.
      Czy chciała jednak, żeby Collins miał tego świadomość? Absolutnie, kurwa, nie.
      — Straciłam rachubę — syknęła, gratulując sobie w duchu, że łzy nie spłynęły po jej policzkach. — Stworzyłam tam sobie cały jebany harem. Podawali mnie sobie z rąk do rąk. Potrafiłam na raz obsługiwać sześciu. W pracy tylko mnie dotykali, ale po pracy… A wiesz, jak ogromny hajs za to płacili? Kilka miesięcy i byłoby mnie stać na apartament większy od twojego — wyrzuciła z siebie. Kłamstwa. Każde jedno słowo było pieprzonym kłamstwem. Nie wiedziała, po co to robi, ale była tak wściekła, że słowa same wypływały z jej ust.
      Zbliżyła twarz do jego twarzy. Musiała stanąć na palcach i oprzeć dłonie na jego klatce piersiowej, żeby nie stracić równowagi.
      — Bo, kurwa, co? Jesteś zazdrosny? — warknęła z wargami niemalże na jego wargach. — Nie możesz zrobić mi nic, czego wcześniej nie przeżyłam, dupku — obnażyła zęby. — Prawda. Ale tu już jej nie doświadczysz z moich rąk. Chociaż znaj moją dobroć, możesz sobie popatrzeć. Wtedy będziemy kwita — uśmiechnęła się łobuzersko.

      L

      Usuń
    20. Zignorował jej słowa o poddawaniu się, bo zamierzał to po prostu inaczej rozegrać. Przyznanie się na głos do jakiejkolwiek słabości ze strony Collinsa było niczym wymachiwanie białymi flagami, a on tego nie robił. Nawet jeżeli teraz miał odepchnąć Lunę jeszcze bardziej od siebie, nie zamierzał się nad tym nawet zastanawiać. Nie chciał, aby cokolwiek dobrego sobie o nim wyobrażała. Wołał, żeby miała go za skończonego dupka niż sprawić, aby w jej głowie pojawiła się jakakolwiek dobra myśl o nim.
      — Od samego początku przecież o to chodziło, nie okłamujmy się dłużej, zwłaszcza, że oboje jesteśmy tego doskonale świadomi — bo tak było, tyle, że to nie Ledger ją sobie kupił… raczej ich ojcowie, bo gdyby to zależało tylko do młodszego Collinsa, wsadziłby w ich dupy całą tę kasę, byleby mieć w końcu odrobinę spokoju w życiu. A przynajmniej spokoju od rodziny, bo sam zdecydowanie nie był typem zamkniętego domatora.
      Może gdyby nie jej ojciec, wszystko potoczyłoby się inaczej. Może prędzej czy później sam postanowiłby jej szukać, uznałby, że musi powinien ją przeprosić niezależnie od wszystkiego, ale posunięcie Sylvestra sprawiało, że wszystko stało się jedynie trudniejsze. Bo zaznał odrobiny tego, co przeżywała Luna, bo wkurwiał go fakt, że wciąż się kłócili, że nie potrafił trzymać kutasa w spodniach kiedy wymagał tego sytuacja i że Luną nie potrafiła po prostu zostać w apartamencie tamtego dnia, będąc ponad tym co zrobił. A teraz mieli całą tę szopkę.
      — Tak właśnie myślałem — odparł ze spokojem, mrużąc lekko oczy — w końcu wolność musi najlepiej smakować właśnie w taki sposób — zaśmiał się cicho, jednocześnie przechylając głowę na bok. Otworzył nieco szerzej oczy, ale tylko po to, aby po chwili wywrócić nimi dookoła — raczej o jakieś gówno, którym mogłabyś mnie zarazić — mruknął — jak już ustaliliśmy, jesteś moją, czy ci się to podoba czy nie. Sama pieprzyłaś o zakładaniu rodziny, o graniu… chciałaś to będziesz miała. Więc zdecydowanie od dzisiaj koniec z obcymi kutasami, Myers. Nie pozwolę, żebyś przypadkiem wpadła z jakimś śmieciem, nie będę wychowywał żadnego bękarta, a nim ponownie zagościsz w mojej sypialni, grzecznie, będziesz spierdalać w podskokach na badania — mówił ze spokojem, jakby opowiadał właśnie o swoich planach na weekend — a spróbuj tylko coś odwalić, kwiatuszku… Przypominam, że nikt wtedy nie kazał ci podglądać — wzruszył ramionami — to, że byłaś tak bardzo ciekawa mojego kutasa to już inna sprawa — parsknął — możesz mówić co chcesz, ale i tak wiem, że ci się podobało — mrugnął do niej, a następnie chwycił ponownie jej nadgarstek — tak? To proszę. Zabaw się ten ostatni raz, żebyś wiedziała, że popatrzę. Z przyjemnością sam ci wybiorę towarzysza na dziś, skoro twoja cipka jest aż tak wygłodniała — rzucił wkurwiony, bo wcale mu się ten pomysł nie podobał, ale nie zamierzał wyjść na słabego a tym bardziej zazdrosnego. Dlatego trzymając jej dłoń, pociągnął dziewczynę w stronę klasy, z której wcześniej opuścili zabawę.

      Collins

      Usuń
    21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  12. Sklep szkolny na drugim piętrze

    OdpowiedzUsuń
  13. Biblioteka na trzecim piętrze

    OdpowiedzUsuń
  14. Gabinet dyrektora na trzecim piętrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby wszyscy wiedzieli, kto krył się za białą plastikową maską, ale Caleb i tak nie obchodził się z jej zakładaniem. Najpierw poszedł do szatni, gdzie zasłonił twarz, założył także skórzane rękawiczki, a scyzoryk przełożył z kieszeni spodni do bluzy, bo chciał mieć broń jak najbliżej. Naprawdę był gotów kogoś zabić i nieszczególnie myślał o konsekwencjach. Ta cała plotkara go wkurwiła. Nie raz dawała mu się we znaki, ale teraz, gdy zbrukała coś, co należało wyłącznie do niego, zdecydowanie przegięła i był żądny mordu.
      Zadanie nie było łatwe, bo nie miał pojęcia, jak zresztą wszyscy inni, jak wyglądała ta laska. Skupił się więc na ludziach, którzy wpatrywali się w swoje telefony. A nie było takich wielu, wszyscy byli zbyt zajęci zabawą. Ci nieszczęśnicy, których zapędził w kozi róg, oddawali mu swoje urządzenia, żeby je przejrzał, ale nie znalazł na nich nic podejrzanego, więc szedł dalej i powtarzał schemat.
      Aż znalazł się na trzecim piętrze. Tutaj również roiło się od ludzi, choć było ich znacznie mniej. W końcu tutaj znajdowały się gabinety dyrektorów, podczas jego zabaw uczniowie również woleli unikać tego piętra i właściwie wcale się temu nie dziwił. Nikt nie chciałby zostać przyłapany w pobliżu pomieszczeń i oskarżony o myszkowanie w aktach innych. Nikt z wyjątkiem Caleba, który kilka razy zakradł się tutaj podczas podchodów, żeby przejrzeć to i owo. Właściwie raz nawet włamał się w nocy podczas przerwy świątecznej, bo chciał pomyszkować trochę po papierach panny Leclerc. Skopiował je, chcąc rozwikłać niektóre niejasności, ale był zbyt zajęty mieszaniem jej w głowie, żeby posunąć się naprzód ze swoim małym śledztwem.
      No i jego nowe hobby dawało mu znacznie więcej satysfakcji niż grzebanie w papierach. Uwielbiał ten wyraz zagubienia na jej twarzy, gdy rozglądała się za maską, w której pokazał jej się sekundę wcześniej, a potem wtopił się w tłum. Kochał słuchać jej przyspieszonego oddechu, kiedy śledził ją wieczorami w swoim stroju, a później chował się w jakimś ciemnym zaułku i obserwował jej zachowanie. Dręczenie jej stało się jego małym uzależnieniem, obsesją, tym bardziej, że przecież widziała go codziennie, a wciąż nie miała pojęcia, że koleś w masce i Caleb Ashby, któremu wystawiała najlepsze oceny, bo był świetny z angielskiego, to ta sama osoba.
      Wyrwany z rozmyślania, zamrugał szybko oczami, dostrzegając słabą poświatę z gabinetu dyrektora. Tracąc zainteresowanie upolowaniem plotkary, ruszył w tamtym kierunku i zajrzał przez dziurkę od klucza. A potem jego twarz ukrytą za maską rozjaśnił łobuzerski uśmieszek. Tak czuł, że z Mercy Leclerc jest niezłe ziółko, teraz po prostu potwierdziła jego przypuszczenia.
      Wszedł do środka najciszej jak potrafił, nie chcąc jej przeszkadzać w grzebaniu w szufladach, zamknął za sobą drzwi i przekręcił zamek. Przez chwilę jej się przyglądał, a dreszcz ekscytacji przebiegał mu po kręgosłupie.
      — Chyba lubisz takie zabawy, maleńka — odezwał się niskim, schrypniętym głosem. — Liczyłaś, że mnie spotkasz? Twoja mała cipka nie ma dość po ostatnim razie? — wymruczał, mierząc spojrzeniem jej ciało.

      psychopata

      Usuń
    2. Kiedy grupka osób, z którymi rozmawiała na początku rozeszła się każda w swoją stronę, Mercy zamierzała wykorzystać fakt, że szkoła jest pusta i… trochę powęszyć. Nie podejrzewała, aby w czyichkolwiek aktach otwarcie było wspomniane o organizowaniu imprezy po rozpoczęciu roku, ale szczerze liczyła, że wpadnie na jakiś trop. Dlatego skierowała się od razu na trzecie piętro, prosto do gabinetu dyrektora, z płonnymi nadziejami na znalezienie czegokolwiek.
      Biorąc pod uwagę, że po budynku kręciło się sporo osób, nie zamierzała czekać. Zaraz po wejściu do gabinetu podeszła do biurka i zapaliła lampkę, która na nim stała, a tuż po tym wzięła się do przeglądania wszelkich dokumentów. Najgorsze było jednak to, że nie miała pojęcia, czego tak właściwie ma szukać. Jedyny trop jaki miała to C, ale tak naprawdę niewiele jej to dawało.
      Była tak skupiona na przeglądaniu listy absolwentów, którzy ukończyli szkołę w poprzednim roku szkolnym, że nie usłyszała otwieranych drzwi, kroków ani też zamykania drzwi na klucz, chociaż może to słyszała? Tylko nie była pewna, co pierwsze do niej dotarło? Szczęk zamka czy jego głos. Wzięła głęboki oddech, momentalnie puszczając plik kartek, który trzymała. Dokumenty rozsypały się do otwartej szuflady, ale również część z nich spadła na biurko i wykładzinę.
      — Kurwa — wyszeptała w reakcji na upadające dokumenty tak cicho, że sama ledwo była w stanie usłyszeć swój głos. Nie spojrzała jednak za rozsypanymi papierami. Wpatrywała się w białą maskę. Czuła dreszcz przechodzący przez jej ciało. Przełknęła z trudem ślinę, sama zastanawiała się nieustannie od tamtej nocy, za każdym razem, kiedy widziała lub wydawało jej się, że widziała tę maskę… czy chciała go ponownie spotkać? Nie miała pojęcia, ale to nie było istotne, bo to się działo, teraz, spotkała go ponownie i teraz była pewna, że to nie przewidzenia, że był tu naprawdę.
      — Kim jesteś, C? — Spytała cicho, ignorując jego pytania. Chociaż przed sobą musiała przyznać, że… cholera, chyba odpowiedzi były twierdzące, czego nie spodziewała się sama po sobie.

      Mercy

      Usuń
    3. Niemal parsknął na widok fruwających kartek, ale w ostatniej chwili się powstrzymał w obawie, że mogłaby rozpoznać jego głos. Kiedy mówił, starał się go trochę modulować. Mówił ciszej, niżej, niemal chrapliwie mruczał, ale śmiechu nie potrafił zmienić, a nie chciał jeszcze się zdradzać.
      Dręczenie jej było zabawne. Nie chciał tak szybko przestawać. Od tamtej nocy minęło kilka miesięcy, a on wciąż czerpał z tego tyle samo frajdy. Seks był zajebisty, mógłby się ujawnić po to, żeby ponownie się do niej dobrać, tym razem bez maski i krawatu zasłaniającego jej oczy, ale mieszanie jej w głowie było znacznie przyjemniejsze. Nadawało mu cel. A każdy psychopata potrzebował jakiegoś celu. I spełniania własnych zachcianek dla przyjemności.
      Wykończenie psychicznie pani asystent stało się celem dla Caleba.
      — Powinnaś to posprzątać. Nie chcesz chyba, żeby ktoś się dowiedział, że myszkowałaś — zauważył, spoglądając na rozrzucone po podłodze papiery. Ciekawe czego szukała. Wątpił jednak, że gdyby zapytał, uzyskałby odpowiedź na swoje pytanie.
      Skrzywił się i warknął cicho pod nosem. Ta głupia suka chowająca się za swoją równie głupią stronką…
      — Powinienem ją zabić dawno temu. Teraz mam kolejny powód — mruknął z niezadowoleniem. A zaraz potem się uśmiechnął i powoli ruszył w stronę dziewczyny. Nie odrywał od niej spojrzenia swoich niemal czarnych oczu skrytych teraz nie tylko w półmroku, ale również w cieniu maski. W miarę jak dystans między nimi się zmniejszał, jego łobuzerski uśmieszek się poszerzał, a wzrok ciemniał jeszcze bardziej. — Mogę być każdym — szepnął, stając za brunetką. Przywarł swoim torsem do jej pleców i wciągnął nosem powietrze, rozkoszując się jej zapachem. Przypomniał sobie każdą chwilę w leśniczówce, a jego penis napierał na materiał dżinsów, domagając się uwolnienia. Chciał wszystko powtórzyć. — Może jestem asystentem nauczyciela? Może uczniem? Może rodzicem? — szeptał, przesuwając maską po jej włosach. Sięgnął do przodu i chwycił Mercy za dłonie, żeby nie mogła zerwać mu maski, gdyby przyszło jej to do głowy. Nakrył je swoimi rękami i splótł ze sobą ich palce. — Może kiedyś się dowiesz. A może już na zawsze zostanę dla ciebie tajemnicą — wymruczał. — Powinnaś uciekać. Co to za przyjemność z polowania, jeśli dostałem cię na tacy?

      C

      Usuń
    4. Przeniosła powoli spojrzenie na rozrzucone dokumenty i kolejny raz przełknęła powoli ślinę. W zasadzie to miał rację. Powinna je jak najszybciej pozbierać i schować, żeby nie widział, że próbowała znaleźć coś na temat organizowanych przez niego podchodów, bo czuła, że nie byłby zadowolony.
      Coś jej podpowiadało, że gdyby zapytała któregoś z nauczycieli, mogłaby dostać odpowiedź, ale nie chciała się wychylać. Handler i tak był dla niej dupkiem, wcale nie była tak anonimowa jak jej się wydawało, bo nie tylko ta cała plotkara węszyła, ale i przekonała się dzisiaj, że jednak była kojarzona. Ten cały azjata ją kojarzył i kiedyś, byłaby zachwycona. Teraz niekoniecznie jej to odpowiadało, chyba… tak jej się wydawało. Była na rozdrożu pomiędzy tym co kiedy, a teraz. I do tego ten koleś w masce.
      Przez chwilę, gdy po tamtej nocy zaczęła ją widywać częściej, wmawiała sobie, że może to on, że wyjechał z Toronto, ale później przypominała sobie tamtą noc, tamten seks i była pewna, że to nie on. Poznałaby go.
      — Przecież nikt poza tobą nie będzie wiedział, że to ja — powiedziała, przenosząc spojrzenie na maskę. Nienawidziła jej. Za to, że wszędzie ją widziała, za to, że nie mogła zobaczyć jego twarzy, przekonać się, kim tak właściwie był. Starała się jednak spoglądać twardo w otwory na oczy, chociaż było za ciemno, aby mogła dostrzec wyraźnie wygląd jego oczu. Nie była nawet pewna czy faktycznie były tak ciemne, jak jej się wydawało.
      Rozchyliła wargi, biorąc głęboki oddech. Jego słowa robiły na niej wrażenie, bo chociaż nie znała go w ogóle, intuicja jej podpowiadała, że byłby do tego zdolny. Dlatego mimo swoich słów, powoli przesunęła dłońmi po blacie biurka, aby wsunąć niedbale kartki do szuflady, gdy zaczął się do niej zbliżać.
      Wzięła głęboki oddech, czując nacisk jego ciała na swoim ciele. Stojąc niepewnie, naparła na blat biurka czując, jak ostra krawędź wżyna jej się w uda. Przymknęła powieki, oddychając głęboko. Czuła się przy nim taka mała, gdy osaczał ją w ten sposób. Tak łatwa do złamania, jakby cała zawziętość, którą cechowała się wcześniej, nigdy w niej nie była.
      Zacisnęła mocniej powieki. Nie mógł być uczniem. Nie mógł nim być. Nie mogła… już czułaby się lepiej z myślą, że to nawet zamężny ojciec jakiegoś ucznia, niż ze świadomością, że mogłaby przespać się z uczniem. Nie mogła pieprzyć się z uczniem, nawet jeżeli była nieświadoma. Nie, nie mógł być uczniem. Było za dobrze, za często wspominała tę noc, żeby to był jakiś ledwo co wkraczający w dorosłość dzieciak. — Musisz mnie puścić — powiedziała cicho — jeżeli mam uciec, nie możesz trzymać mnie w ramionach — dodał, chociaż wiedziała, że i tak nie miała szans na ucieczkę. Jej noga na to nie pozwalała.

      M

      Usuń
    5. — Nie boisz się, że cię wydam? — zapytał z wyraźnie słyszalnym rozbawieniem. Cóż, byłby w stanie to zrobić. Nie był donosicielem ani wzorowym uczniem, więc nie o to chodziło. Zrobiłby to wyłącznie po to, żeby zagrać jej na nosie. Dręczenie mogło przecież przybierać różne formy, a Caleb miał naprawdę bogatą wyobraźnię. I nie ograniczało go coś takiego jak empatia, więc tym bardziej nie miał granic.
      Ponownie uśmiechnął się do siebie, nie odsuwając się od kobiety nawet o centymetr. Czuł jej drobne ciało w swoich ramionach, jej zapach w swoich nozdrzach i chciał, żeby bała się go jeszcze bardziej. Strach go nakręcał. Jeśli chodziło o nią, nawet ciut bardziej niż u innych.
      — Cieszę się, że chcesz się pobawić — zamruczał, gdy stwierdziła, że nie może uciekać, będąc w jego ramionach. Rozplótł ich palce i przesunął dłońmi w górę jej ramion, a potem znowu w dół, tym razem po plecach aż do bioder. Zacisnął na nich ręce. — Tak samo jak ostatnio? Dam ci dwie minuty przewagi — stwierdził i zanim się odsunął, wymierzył jej klapsa w tyłek. — Tylko tym razem postaraj się bardziej. Lepiej znasz szkołę, wiesz, gdzie można się ukryć. I tak cię znajdę, ale nie ułatwiaj mi zadania — polecił. Wycofał się pod ścianę i wyjął telefon, by ustawić minutnik. — Zacznę odliczać dopiero kiedy wyjdziesz — dodał, bo był dziś względem niej w całkiem łaskawym nastroju. Spojrzał na brunetkę z przechyloną głową, a potem zerknął znacząco na drzwi, trzymając kciuk nad startem odliczania. — No, już, już. Zabawa kończy się o świcie, nie powinniśmy tracić czasu. Muszę jeszcze zdążyć cię złapać i wymusić to, czego będę od ciebie chciał — uśmiechnął się łobuzersko, choć tego nie mogła dostrzec.

      C

      Usuń
    6. — Nie — sama była zaskoczona tym, jak pewnie brzmiał jej głos — nie wiem dlaczego, ale czuję, że tego nie zrobisz — może to kobieca intuicja, a może jedynie głupota. W końcu nic nie wskazywało, aby ten facet miał jakieś zasady. Wspomnienie jednak o tym, że może być asystentem sprawiło, że dobrze wiedział, kim była. Mercy czuła, że z jakiegoś powodu nie chciał dla niej tak dużych kłopotów. Gdyby dyrektor się dowiedział, zapewne wylałby ją, a coś jej mówiło, że tajemniczy C, wcale tego nie chciał. Kimkolwiek był. Bardziej bała się tego, że sam będzie chciał sprawdzić, czego szukała. Dlatego nim chwycił jej dłonie, wsunęła je na tyle niedbale do szuflady, że wśród całej jej zawartości trudno było odgadnąć, co dokładnie przeglądała. Wiedziała, że dyrektor będzie wiedział, że ktoś był w jego gabinecie, ale najważniejsze było to, że nic nie wskazywało przecież na nią.
      — Nie mam wyjścia, prawda? — Fakt, że dotykał jej przez rękawiczki sprawiał, że przez jej ciało przechodziły dreszcze. To było… dziwne uczucie. Przerażająco podniecające. Właściwie, gdy był blisko właśnie w taki sposób się czuła. Chociaż dzisiaj, w porównaniu do poprzedniej nocy, starała się być spokojniejsza. Wiedziała, że jej nie skrzywdzi. Wierzyła w to, bo wtedy tego nie zrobił. Dlaczego coś miałoby się zmienić? Dlaczego miałaby się mylić? — Jeżeli nie tutaj, zapolujesz na mnie gdzie indziej. Śledzisz mnie. Często widzę tę maskę — wyszeptała, mając nadzieję, że potwierdzi jej słowa, że wcale nie popadała w paranoję, że to za każdym razem był on. Bo jeżeli teraz by zaprzeczył… nie, nie, to na pewno był ten sam facet co podczas rozpoczęcia. Poznała jego zapach, jego głos, wiedział, że zgodziła się z nim przespać, że chociaż było jej cholernie dobrze, po wszystkim miała wrażenie, jakby nigdy więcej miała nie być w stanie rozłożyć przed kimkolwiek nóg, jakby doprowadził ją do stanu, którego nigdy wcześniej nie zaznała. I chciała tego ponownie, chciała tego, kurwa jeszcze raz, niezależnie od konsekwencji.
      Wciągnęła powietrze, gdy klepnął ją w pośladek, ona tylko pokiwała głową.
      — Dwie minuty — powtórzyła za nim, a kiedy ją ponaglił odsunęła się od biurka i ruszyła w stronę drzwi. Zamknęła je za sobą, ruszając w stronę najbliższych schodów. Przepychała się przez pozostałych uczestników zabawy, gdy schodziła na sam dół. Znajdując się piętro niżej, przyspieszając kroku przeszła cały korytarz, aby schodzić na niższe piętra drugą stronà budynku, licząc, że minimalnie go to zmyli. Zamierzała udać się do ogrodów, licząc na to, że po zejściu na parter noga pozwoli jej na przebiegnięcie potrzebnej odległości, chociaż wiedziała, że będzie to ryzykowne, nie chciała jednak, żeby myślał, że specjalnie daje mu się złapać na widoku. Musiała dobiec do celu i skryć się wśród roślinności, nawet jeżeli będzie zaciskać zęby z bólu.

      M

      Usuń
    7. — W takim razie bardzo się mylisz, maleńka — wyszeptał w jej włosy. — Bo nawet bym się nie zawahał. Nie próbuj szukać we mnie dobra, na pewno go nie znajdziesz — dodał wciąż cicho, nieustannie przesuwając maską po jej ciemnych włosach, a dłońmi ściskając jej dłonie. Był z nią szczery. Nie był dobrym człowiekiem. Właściwie nie miał w sobie ani krztyny czegoś pozytywnego. Im szybciej Mercy Leclerc sobie to uświadomi, tym lepiej dla niej. Nie żeby się bał o jej biedne serduszko czy coś.
      Zamruczał z uznaniem, kiwając lekko głową.
      — Szybko się uczysz — stwierdził i ponownie się uśmiechnął, ciesząc się, że nie mogła tego dostrzec. Wiedział przecież, że go widziała, nie spodziewał się jednak, że przyzna się do tego na głos. Można powiedzieć, że go zaskoczyła, ale Caleb nie tracił rezonu i miał przygotowaną na to odpowiedź. Odpowiedź, która z pewnością miała jej się nie spodobać. — Nie mam czasu na takie zabawy. Ale to milutkie, że wciąż o mnie myślisz — wymruczał, zanim się odsunął.
      Nie oszukiwał, włączył odliczanie dopiero gdy wyszła i zerknął na leżące na podłodze papiery. Teczki uczniów, teraz rozrzucone bez ładu i składu. Przechylił lekko głowę, przyglądając się im i zastanawiając się, czego Mercy mogła szukać. Wiedział, że nauczyciele mają ograniczony dostęp do akt, asystenci nie mieli go wcale. Możliwe, że szukała czegoś na temat samego Ashby’ego? W końcu znała pierwszą literę jego imienia przez tę głupią kurwę. Wprawdzie w szkole było wielu Chrisów, Charles’ów i innych takich, ale oni zazwyczaj byli normalni, Caleb zdecydowanie się wyróżniał. Dobrze, że w jego papierach nie było żadnej wzmianki o podchodach. Nie ze względu na niego, po prostu dyrektor nie wyłgałby się z pozwalania na taką zabawę.
      Drgnął, gdy alarm zadzwonił, wsunął telefon do kieszeni i ruszył do wyjścia. Tak naprawdę nie przejmował się czasem, nie zamierzał przechodzić do żadnej innej drużyny, więc skupił się na dokładnym przeszukiwaniu szkoły, wiedząc, że tym razem Mercy postara się bardziej.
      Po kilku godzinach, gdy przejrzał już każdy zakamarek w budynku, wyszedł na zewnątrz i zaczął obchodzić boiska oraz ogrody. Było ciemno, a maska ograniczała mu pole widzenia, ale i tak w którymś momencie dostrzegł swoją ofiarę. Te włosy rozpoznałby wszędzie, w końcu przez kilka godzin ściskał je mocno w swojej pięści, gdy rżnął ją aż do bólu.
      Zaszedł ją od tyłu, starając się nie wydawać przy tym żadnych odgłosów. Nachylił się, niemal dotykając maską jej karku.
      — Bu — szepnął prosto do jej ucha.

      C

      Usuń
    8. Przygryzła wargę na jego słowa, bo sposób w jaki je wypowiadał sprawiał, że na jej skórze pojawiała się gęsią skórka. Była świadoma, że tak naprawdę nic przecież o nim nie wiedziała. Nie miała pojęcia jak wyglądał, jak brzmiało jego imię, kim był. Pewnie miał racje. Powinna traktować go niczym największe zagrożenie, ale coś jej podpowiadało, że wcale tak nie było. Z drugiej strony gdy wspominał o zabijaniu plotkary, z jakiegoś powodu wzięła jego słowa na poważnie. Dlaczego więc nadal tu była? Dlaczego jedno wykluczało drugie, a ona nie widziała, że zachowuje się jak najgłupsza postać w filmie czy książce? Lgnęła do niebezpieczeństw, do zagrożenia, lgnęła do niego, bo jej życie skończyło się w Toronto w momencie, gdy rozpędzony samochód przycisnął ją do ściany lokalu, odbierając jej wszystko, co miała. Nic więcej nie mogła stracić. I chyba chciała po prostu czuć.
      Odwróciła się gwałtownie przodem do niego, stając twarzą w maskę, gdy zaprzeczył.
      — Widziałam cię — wyszeptała — widziałam maskę, to… to niemożliwe, żeby mi się przewidziało. Widziałam cię — powiedziała, przełykając ślinę i patrząc prosto w otwory na oczy. Znajdowała się tak blisko, że gdyby tylko w pomieszczeniu było odrobinę jaśniej, byłaby w stanie dostrzec kolor jego oczu, a nie pozostając jedynie przy domysłach. — Widziałam cię — powtórzyła cicho, ale jednocześnie zrobiła krok w tył, wpadając pośladkami na biurko, zapominając, że przed chwilą blat wbijał jej się w uda — jeżeli to nie ty… — szepnęła. Ktoś wiedział? Ktoś robił sobie żarty? Ktoś…? Namiastka spokoju, jaki tym razem przy nim czuła, momentalnie zniknęła, a Mercy ponownie zaczęła odczuwać strach, więc gdy opuściła gabinet dyrektora, musiała jak najszybciej znaleźć sie jak najdalej. Bo władały nią tak sprzeczne emocje, że sama nie wiedziała, co ma robić.
      Schowała się w ogrodzie, tak jak planowała. Kiedy schowała się wśród krzewów nieopodal malej, dekoracyjnej fontanny, odetchnęła ciężko, czując tępy ból całej nogi. Niezdecydowanie i adrenalina sprawiły, że biegła więcej niż zamierzała, a teraz dyszała ciężko, mając ochotę uderzyć w coś mocno, aby skupić się na innym bólu. Kiedy złapała równy oddech, a C wciąż się nie pojawiał, postanowiła udać się w głąb ogrodów, chcąc znaleźć jeszcze lepszą kryjówkę. Drżała delikatnie, bo w pierwszym odruchu nie pomyślała, aby zabrać ze sobą nakrycie. Noce w lutym były zimne, a materiałowe, przylegające spodnie i koszulowa bluzka nie były najlepszym pomysłem na włóczenie się na zewnątrz. Nie mogła jednak tak po prostu wrócić do budynku, bo co, jeżeli wpadłaby teraz prosto na niego?
      Wrzasnęła przerażona w reakcji na nagłe pojawienie się kogoś tuż za nią i wręcz podskoczyła wystraszona, czego szybko pożałowała, sycząc i starając się jednocześnie zdusić jęk bólu, gdy gwałtownie dotknęła stopą nierównego podłoża. Odwróciła się na zdrowej pięcie, wcale niezaskoczona tym, że ją znalazł. Powinna ruszyć biegiem, uciekać dalej, bo teoretycznie jeszcze jej nie złapał, ale wiedziała, że nie da rady, chociaż zagryzając wargi, próbowała wykonać kilka kroków w tył.

      M

      Usuń
    9. You have a new message!

      Hello Upper East Siders, Gossip Girl here! 📱💋
      Oh, my sweet M, you're truly innocent in your foolishness. Allow me to give you a little hint. You *know* the person hiding behind the mask. C, how about a little game I've prepared for you two? I think you'll enjoy it. M, you have three chances to guess the true identity of the man behind the mask. Three. Each time you fail, you must shed another layer of clothing. C, don't thank me. And next time, when you want to kill me, try to bring something better than a pocket knife. I'm quite tough. And if you even think about not playing along... Oh, I have wonderful news that might change your mind.
      xoxo, Gossip Girl

      Usuń
    10. Nie skomentował jej słów, jedynie szeroko się uśmiechnął, wiedząc, że w jakiś sposób już zdążył zagrać jej na nerwach, choć uśmiechu nie mogła dostrzec z wiadomych względów. Maska zaczynała go w sumie wkurzać. Nie przywykł do noszenia jej przez całą noc, w końcu nawet poprzednio zasłonił jej oczy i mógł się rozebrać, ale był w stanie się poświęcić.
      Co właśnie w tym momencie robił. Szukał jej, nie zdejmując z twarzy maski, choć ta znacznie ograniczała jego pole widzenia. Szczerze mówiąc, gdy po naprawdę długim czasie nie mógł jej znaleźć, zaczął się obawiać, że już mu się to nie uda.
      I wtedy ją dostrzegł, co było naprawdę kurewsko podniecające. Widział jak drżała, chociaż akurat w tym wypadku nie podobał mu się powód. Wolałby, żeby drżała przed nim, zamiast trząść się z zimna. Nie był jednak dżentelmenem i nie zdjął z siebie bluzy, żeby mogła się okryć. Jeśli już, wolał zabrać ją z powrotem do szkoły. Drżąca jak osika nie stanowiła najlepszej rozrywki.
      — Tym razem poszło ci lepiej — odezwał się, stąpając powoli w jej stronę, gdy zaczęła się cofać. — Nawet zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle zdążę cię znaleźć, więc bra… — urwał, słysząc dźwięk powiadomienia. Dla plotkary miał ustawiony specjalny sygnał, dlatego sięgnął po urządzenie, marszcząc gniewnie brwi. Okazało się jednak, że wiadomość nie jest skierowana jedynie do niego. Z jednej strony miał ochotę rozjebać telefon o ścianę, a z drugiej się uśmiechnąć, bo ta suka, kimkolwiek była, znacznie ułatwiała mu dobranie się do Mercy. W szkole było za dużo uczniów. Nie było opcji, żeby zgadła po trzech próbach.
      Ale nie mogła się rozbierać na zewnątrz, bo wolał nie bzykać laski z gorączką, więc w kilku krokach pokonał dzielącą ich odległość, zgiął się w pół i przerzucił sobie przez ramię, po czym wyprostował i ruszył w stronę szkoły. Udał się z powrotem na trzecie piętro do gabinetu dyrektora i zamknął drzwi na klucz, dopiero po tym odstawiając brunetkę na podłogę.
      — Przeczytam ci coś — powiedział, wymijając ją, by zasiąść za biurkiem dyrektora. Odblokował telefon i przeczytał wiadomość od plotkary, po czym wsunął urządzenie z powrotem do kieszeni i założył ręce na klatce piersiowej, spoglądając na dziewczynę błyszczącymi w półmroku oczami. — Spróbuj szczęścia — rzucił z zadowoleniem, siadając wygodniej.

      C

      Usuń
    11. Nie była pewna czy drżenie nadal było spowodowane jedynie panującym na zewnątrz chłodem. Odkąd opuściła gabinet dyrektora, cały czas zastanawiała się nad tym co powiedział. Nie zastanawiała się już tylko nad tym kim był, ale również nad tym kim był, jako człowiek, tak po prostu. Czy faktycznie zamierzał na nią donieść? Czy był w stanie kogoś skrzywdzić, a nawet zabić?
      A później przez myśl przechodziły jej wspomnienia z tamtej nocy. Przez zasłonięte oczy jej zmysły były jeszcze bardziej wyczulone i choć początkowo zgodziła się na seks po to, aby nie zrobił jej krzywdy, szybko przestała myśleć o zbliżeniu w formie, oby to się już skończyło przechodząc na nigdy wcześniej nie było mi tak dobrze.
      A teraz miała w głowie tak wielki burdel, że sama nie wiedziała, co dalej, gdy ją znajdzie.
      — Jak sam zauważyłeś, lepiej znam teren — powiedziała z lekkim grymasem na twarzy, wciąż cofając się małymi krokami. Przełknęła ślinę, gdy urwał, a ich telefony rozbrzmiały. Nie zdążyła jednak sięgnąć po swój własny, bo C okazał się być na tyle szybki, że nawet nie zorientowała się kiedy, ale znalazła się ponownie blisko niego, wręcz na nim. W zasadzie gdzieś głęboko była wdzięczna, że nie musiała przemierzać kolejnych długości o własnych siłach, ale gwałtowność tego ruchu przerażała ją. Kiedy tak ją trzymał, próbowała dostrzec jakikolwiek szczegół, mogący powiedzieć jej, kim był. Ale to na nic.
      Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, gdy szedł w stronę fotela i uniosła brew, bo domyślała się, że to co chciał przeczytać miało związek z powiadomieniami, które oboje dostali.
      Czuła się tak, jakby właśnie osuwała się jej pod nogami ziemia. Znała go? Znała go. Niby, jakim cudem? Byl chodzącą zagadką. Jednak nie tylko to ją zmartwiło, trzy próby? Rozbieranie? Opuściła głowę, spoglądając na swój strój. Miała za mało na sobie na takie zabawy.
      — Poważnie? Skąd mam w ogóle mieć pewność, że nawet jeżeli trafię, to się przyznasz? — Spytała, bo przecież mogła się spodziewać kłamstwa z jego strony. Widząc jednak, że cały czas pozostawał w tej samej pozycji, westchnęła ciężko. Chciała rzucić nazwiskiem Handlera z cichą nadzieją, aby to nie był on. W porę się zorientowała, że miała przecież podpowiedź. C. Biorąc pod uwagę, że do niej zwracała się jako do M., miała pewność, że to była pierwsza literka jego imienia. — C… — powiedziała w zamyśleniu, nie znała za wiele osób noszących imiona na C. W zasadzie mało kogo znała w NY. — Christopher? — Spytała niepewnie, mając na myśli nauczyciela WF. Wbijała spojrzenie w białą maskę z niecierpliwością czekając na odpowiedź.

      M

      Usuń
    12. Kiedy tak ją obserwował, gdy patrzyła na swoje ubrania, miał ochotę zacząć się śmiać. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić, żeby nie zdradzić brzmienia swojego głosu, więc poprzestał na łobuzerskim uśmieszku, który i tak był zasłonięty maską. Był ciekaw co usłyszy. Właściwie nie miał pojęcia, czy będzie chciała podjąć grę.
      — Wygląda na to, że będziesz musiała mi zaufać — odpowiedział z uśmiechem wyraźnie przebrzmiewającym w jego głosie. Rozsiadł się wygodniej na fotelu i odchylił się na oparcie, jednocześnie unosząc nogi i układając je na biurku. Ręce natomiast splótł za głową, przez cały ten czas nie spuszczając wzroku z pani asystentki. Kiedy jednak zaczęła się zastanawiać, przymknął na moment powieki, słuchając jej głosu.
      Fakt, że nie zgadła, kolejny raz dał mu wiele satysfakcji. To oznaczało, że był dobry w tej grze. Ukrywał się przed nią i robił to wystarczająco dobrze, by nie miała pojęcia kim był. Pewnie podała jedno z najpopularniejszych imion, prawda? W tej szkole musiało być z dziesięciu Christopherów, jeśli nie więcej.
      — Och, przykro mi, maleńka, ale nie trafiłaś — syknął i zacmokał z udawanym rozczarowaniem. Po chwili zastanowienia wstał ze swojego miejsca i podszedł do brunetki powolnym, nieco drapieżnym krokiem. Zatrzymał się tuż przed nią i z uśmiechem, którego w dalszym ciągu nie mogła dostrzec, sięgnął do guzików jej bluzki, zaczynając je powoli rozpinać. Przez cały czas, gdy to robił, jego spojrzenie ani na moment nie przeniosło się w dół. Patrzył prosto w jej jasne oczy, czerpiąc niezdrową wręcz satysfakcję z tego, że właśnie straciła jedną próbę.
      Dotarłszy do ostatniego guzika, delikatnym jak na siebie ruchem przeniósł ręce w górę, by zsunąć zwiewny materiał z ciała Mercy.
      — Zgaduj dalej, kochanie. Ale tym razem z nazwiskiem — wymruczał, nie ruszając się z miejsca, wciąż stojąc naprzeciw niej i czekając aż podejmie kolejną próbę.

      C

      Usuń
    13. Odpowiedź chłopaka, wcale nie była satysfakcjonująca. Z drugiej strony, już raz mu zaufała. Nie skrzywdził jej. Dlaczego nie miałaby zrobić tego drugi raz? Całkiem dobrym argumentem było to, że sam przyznał głośno, że nie jest dobrym człowiekiem i nie powinna się w nim tego dobra doszukiwać. Ale… nie mogła tak po prostu zaakceptować tej myśli.
      — Już raz ci zaufałam — powiedziała bardziej do siebie niż do niego, przygryzając wargę i powoli podniosła spojrzenie na maskę— i niczego nie żałuję — szepnęła, nie odwracając spojrzenia od jego ciemnych oczu.
      Z jednej strony była niesamowicie ciekawa, kto tak naprawdę znajdował się pod maską, ale jednocześnie przerażało ją poznanie prawdy. W tej nieświadomości było coś ekscytującego. Przynajmniej kiedy miała pewność, że naprawdę stoi przed nią on, a nie jej wyobraźnia płata figle, bo… a może faktycznie tak często o nim myślała, tak bardzo chciała wpaść na niego ponownie, że jej wyobraźnia podsuwała obraz maski na przypadkowych osobach, które w minimalnym stopniu mogły mieć podobną sylwetkę do niego?
      Zacisnęła wargi, słysząc, że jej odpowiedź była błędna. Obserwowała przy tym uważnie, jak podniósł się z fotela dyrektora i zbliżył się do niej. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, gdy stanął tuż przed nią. Odchyliła delikatnie głowę, ponownie drżąc, gdy jego dłonie sięgnęły guziczków ciemnej koszuli. Oddech brunetki przyspieszał z każdym kolejno odpiętym guziczkiem. Przymknęła powieki, kiedy materiał nie zakrywał już jej brzucha i piersi, bo nie miała na sobie stanika.
      — Charles Shepherd — tuż po wypowiedzeniu tych słów, wstrzymała oddech, bo nagle, coś sobie uświadomiła. W jednym momencie po wypowiedzeniu tego konkretnego imienia i nazwiska, myśli wręcz w nią uderzyły. Poprzednim razem nie było obecnego żadnego pracownika szkoły, poza nią, tak przynajmniej twierdził. Oznaczało to, że przespała się z uczniem. W dodatku istniało prawdopodobieństwo, że uczestniczył w jej zajęciach. W jednej chwili poczuła, jak bardzo nie chce poznawać prawdy. Nie chciała wiedzieć, kim był. I w tym samym momencie, jeszcze bardziej natarczywie i gwałtownie przebiły się wspomnienia tamtej nocy, jak na złość. Kolczyk. Miał kolczyk w języku, pamiętała to wyraźnie. Gdy pozwoliła sobie na przyswojenie tej informacji, przed oczami pojawił jej się obraz chłopaka z zajęć, który, nieustannie bawił się kolczykiem w języku. W jednej chwili zdała sobie sprawę z tego, że właśnie wpatrywała się w ciemne oczy Caleba Ashby’ego. Z nagimi piersiami, dreszczami przechodzącymi przez jej plecy i pragnieniem, nie poznawania prawdy. Chciała zapomnieć, że to może być Caleb. I nie potrafiła wydusić z siebie w tym momencie ani słowa więcej.

      M

      Usuń
    14. — A zdecydowanie nie powinnaś — odpowiedział równie cicho co ona, jednak uśmiech ani na moment nie spełzł z jego twarzy. Dobrze było wiedzieć, że nie żałowała tamtej nocy. W sensie… Nie zależało mu na dobrobycie Mercy, czerpał sadystyczną przyjemność z doprowadzania jej do szaleństwa swoim zachowaniem, jednak musiał przyznać, że jemu również podobał się tamten seks. Chętnie powtórzyłby to znowu. I znowu. I dziś właściwie miał zamiar to zrobić. Można powiedzieć, że choć wciąż zamierzał zajebać plotkarę za jej zachowanie, w pewnym sensie zrobiła mu przysługę: umożliwiła swobodne dobranie się do pani asystentki, czego wcześniej zrobić nie mógł. A przynajmniej tak sobie wmawiał, kiedy ją dręczył.
      Wciąż wpatrywał się w jej oczy, ale kątem oka zauważył, że nie dostrzega ramiączek stanika. Zamruczał pod nosem z uznaniem. Więc grzeczna panna Leclerc wcale taka grzeczna nie była. Domyślał się tego, wiedział przecież, jak cudownie odpowiadała na każde jego działanie w łóżku, także cicha woda rwała brzegi, ale że tak bez biustonosza? Wśród hordy napalonych nastolatków i nie tylko nastolatków? A potem wpadła mu do głowy pewna myśl i uśmiechnął się szerzej.
      — To dla mnie, skarbie? — wyszeptał, unosząc rękę, żeby objąć nią pierś brunetki i potrzeć kciukiem twardy sutek. Wciąż miał na sobie rękawiczki i tak cholernie żałował, że nie może poczuć jej skóry. — Dobrze zastanów się nad odpowiedzią, bo nie lubię się dzielić — wymruczał, przenosząc wzrok z powrotem na jej twarz i odsuwając rękę.
      Na kolejną błędną odpowiedź znowu zacmokał i sięgnął do rozporka jej spodni.
      — Obrażasz mnie — powiedział, rozpinając i zsuwając materiał z jej ciała, przyklękając przy tym na jednym kolanie. — Podnieś nogę — polecił i zaczekał, aż wykona polecenie. Wówczas zsunął najpierw but, a następnie nogawkę. I dopiero wtedy coś dostrzegł. Opuchliznę. Zmrużył lekko oczy i złapał ją pewniej za łydkę, unosząc nogę bliżej swojej twarzy. — Co ci się stało? Zrobiłaś to sobie podczas ucieczki?

      C

      Usuń
    15. Wzięła głęboki oddech, gdy poczuła jego dłoń na swoim ciele. Wpatrywała się w ciemne oczy skryte za maską, zastanawiając się nad tym, co będzie dalej. A słysząc jego pytanie, przełknęła z trudem ślinę. Usłyszała jego dopowiedziane słowa i wówczas przymknąwszy powieki, skinęła delikatnie, powoli głową. Czuła, że gdyby nie odpowiedziała tak, jak chciał, aby odpowiedziała, mógłby się wkurzyć. A w tym konkretnym momencie nie chciała go denerwować.
      Wzięła drżący oddech, bo kiedy jego dłonie znalazły się przy rozporku jej spodni, nie mogła pozbyć się natarczywych myśli związanych z jego tożsamością. Wiedziała, że powinna się wycofać. Powinna nie pozwolić mu na dalsze rozbieranie jej, na to, by wciąż dotykał jej ciała. Wiedziała, że nie powinna również chcieć tego, aby nie przestawał.
      — Możemy przestać? — wyszeptała, podnosząc nogę zgodnie z jego poleceniem — nie chcę dłużej w to grać, tak… tak jest bardziej ekscytująco — dodała, nie mogąc tak po prostu zrezygnować. Wiedziała, że powinna. Wiedziała, że właśnie popełniała największy błąd w swoim życiu. To, co łączyło ją z trenerem Wilsonem było czymś zupełnie innym niż pieprzenie się z uczniem liceum. Zamrugała, bo jego pytanie, sprowadziło ją na ziemię, pozwalając, by przez chwilę nie myślała o tym, że właśnie jest rozbierana przez ucznia, od którego powinna trzymać się z daleka, a już na pewno nie powinna sterczeć przed nim niemal naga. Opuściła głowę, spoglądając na opuchniętą kostkę. Skrzywiła wargi w grymasie, bo podejrzewała, że tak właśnie będzie to wyglądało.
      — To… nic. Nic takiego — powiedziała, układając dłoń na jego ramieniu, potrzebując wsparcia w utrzymaniu równowagi — po prostu ją dzisiaj nadwyrężyłam. Jakiś czas temu miałam mały wypadek, to naprawdę nic takiego. Przejdzie — dodała, przenosząc spojrzenie na białą maskę, a po chwili powróciła do swoich wcześniejszych rozmyślań — nie powinnam ci na to pozwalać, C, to… ja przecież pracuję w tej szkole, a ty… ty jesteś jej uczniem, kurwa, nie… nie mogę — mówiąc to pokręciła przecząco głową i puściła jego ramię. Cofnęła nogę z jego chwytu i cicho sycąc, gdy zbyt szybko na niej stanęła, ale i tak zrobiła krok do tyłu. Musiała się ubrać i stąd wyjść. Najszybciej jak to możliwe. I nie podając trzeciego nazwiska. Gdyby jej potwierdził, że faktycznie jest Calebem, nie mogłaby się usprawiedliwiać tym, że nie miała pojęcia kim właściwie jest.

      M

      Usuń
    16. Zdążył opuścić spodnie do końca, kiedy do jego uszu dotarło pytanie Mercy i w jednej sekundzie uniósł głowę, przypatrując jej się zmrużonymi oczami. To było podejrzane. Najpierw bardzo chciała się dowiedzieć kim był, a teraz twierdziła, że nie chce dłużej w to grać i niewiedza jest bardziej ekscytująca? Dla niego było ekscytująco, ale kiedy ją dzisiaj zobaczył, nie powiedziałby, że uważała tak samo. I świadomość tego postawiła go w stan nieco większej niż zwykle czujności.
      — Przypomnieć ci, co było napisane w smsie? Jeśli nie będziemy dalej grać, zdradzi nasze sekrety. A jeśli czegoś jestem w życiu pewien, to właśnie tego, że ta głupia suka potrafi wygrzebać na każdego największe brudy — odpowiedział, wciąż trzymając jej zranioną nogę na wysokości łydki, choć nieco opuścił kończynę. — Osobiście mam wyjebane, ale nie jestem pewien, czy jesteś gotowa na poznanie moich sekretów — dodał i odrzuciwszy za siebie jej spodnie, powoli podniósł się z podłogi. Zignorował gadkę o nodze, nie był troskliwym typem, który nalegałby na zajmowanie się jej ranami, więc skoro twierdziła, że jest w porządku to nie był jego problem. Właściwie nic poza chęcią dobrania się do jej majtek nie było dzisiaj jego problemem.
      A potem powiedziała jeszcze coś i nagle pojawił się jeszcze jeden problem, bo zrozumiał. Może nie miał najlepszych ocen, ale to dlatego, że całkowicie olewał szkołę, a nie że był idiotą. Inteligencji naprawdę mu nie brakowało.
      Jego ręka wystrzeliła gwałtownym ruchem w kierunku brunetki, żeby złapać ją za szczękę, a potem naprzeć ciałem na jej ciało, przypierając ją do biurka. Naciskał na nią tak mocno, że nie miała innego wyjścia, jak położyć się na blacie. Miał w dupie czy w jej plecy wbijają się długopisy, zszywacze i inne pierdoły. Przygniatał ją swoim ciałem ani myśląc, żeby się odsuwać.
      — Niemądra dziewczynka. Jeśli nie chciałaś, żebym się domyślił, mogłaś podać kogokolwiek — wysyczał, niemalże przywierając maską do jej twarzy. — Powiedz to, kochanie. Powiedz, jak się nazywam. Wiem, że wiesz. A ja chcę to usłyszeć z twoich ust.

      C

      Usuń
    17. Wiedziała, jakie były konsekwencje przerwania gry, ale przecież plotkara nie mogła mieć na nią niczego konkretnego. Pamiętała pierwszą wiadomość jaką od niej dostała i w jednej chwili wiedziała już, że Caleb miał rację. Nie mogli przerwać, bo ona wiedziała. Wiedziała, że Mercy spędziła tamtą noc z Ashby’m. W jednej chwili zrobiło jej się niedobrze na myśl, że ktoś wiedział, że przespała się z uczniem. W dodatku nie chciała zgadywać dalej, ale nie chciała przerwać, bo jeżeli ta cała plotkara znała prawdę, to… To było chore. Jakim cudem ktoś był w stanie tak szybko zbierać informacje o innych ludziach?
      — Nie obchodzą mnie twoje sekrety — powiedziała, bo w zasadzie taka była prawda, problem polegał na tym, że teraz mieli wspólny sekret. Ich sekret. A kiedy to dotarło do Mercy, wiedziała już, że było za późno na jakiekolwiek rozsądne rozwiązanie, że znalazła się w bagnie, z którego ciężko będzie się wydostać — ale teraz mamy wspólny sekret — dodała po krótkiej chwili, zagryzając nerwowo wargę, obserwując, jak odrzuca jej spodnie.
      Miała jednak tak duży mętlik w głowie, że nie wiedziała co ma zrobić, jak się zachować. Wmawianie sobie, że dopóki nie wypowie jego nazwiska na głos, a on tego nie potwierdzi to nie będzie prawdą, było największą głupotą. Zwłaszcza, że ktoś trzeci też wiedział. Plotkara.
      Problem polegał na tym, że sama świadomość tego, że był jej uczniem sprawiała, że miała tak mieszane uczucia, z którymi nie potrafiła sobie poradzić, że miała ochotę po prostu uciec jak najdalej od niego, bo czuła, że nie może ufać sobie samej.
      I jemu też nie mogła ufać, o czym się przekonała gdy poczuła, jak jego palce wbijają się w jej szczękę.
      — Co ty robisz? — spytała, robiąc krok do tyłu pod jego naciskiem, czując, jak krawędź blatu ponownie wbijała sie w jej ciało, a im bardziej naciskał, tym bardziej odchylała się do tyłu. Wpatrywała się w maskę z wyraźnym strachem w swoich oczach, gdy nie przestawał na nią napierać swoim ciężarem. — Przestań, to boli — wymamrotała, czując jak coś ostrego wbijało jej się gdzieś pod łopatkami. Próbowała go odepchnąć, chociaż stworzyć pomiędzy nimi minimalny dystans, ale to na nic. Dyszała ciężko, czując jak jej piersi ocierały się o jego bluzę z każdym jej oddechem i nienawidziała w tym momencie tego, że było to drażniąco przyjemne — Caleb — wyszeptała — Caleb Ashby? — Niby pytała, ale znała dobrze odpowiedź.

      M

      Usuń
    18. You have a new message!

      Hello Upper East Siders, Gossip Girl here! 📱💋
      Bingo, M! Just when I thought you were doomed, you had a stroke of genius! As a reward, you can dress up and... From the moment you step out of the room, I'll give you a thirty-second head start to escape from your Hound. If you even want to run away, because if not, stay. By the way, I wonder if those moments will haunt you at the next tête-à-tête in the principal's office.
      xoxo, Gossip Girl

      Usuń
    19. Uniósł brew z wyraźnym niedowierzaniem, bo nie spotkał jeszcze osoby, która nie byłaby choć trochę ciekawa czyichś sekretów. On sam był cholernie ciekawy tego, co ukrywała Mercy. A zorientował się już, że ukrywała całkiem sporo, nie miał jednak pojęcia co dokładnie. Nie wierzył więc w jej słowa, ale nie zamierzał się podkładać.
      Bardziej zaciekawiły go jednak następne słowa brunetki. Przechylił głowę w bok, przyglądając jej się uważnie. Kolejny raz tego wieczoru łobuzersko się uśmiechnął, ale wciąż nie mogła tego dostrzec. Może to i lepiej. Nie chciał jeszcze pokazywać, jak ogromną przyjemność sprawiało mu to wszystko, co się między nimi działo.
      — Kto powiedział, że dla mnie to sekret, maleńka? — zapytał z wyraźnie słyszalnym w głosie rozbawieniem. Oczywiście nikomu nie powiedział o ich małej zabawie podczas poprzedniego polowania, ale nie dlatego, że uważał to za jakiś wielki sekret. Bardziej… Trzymał tę informację dla siebie na czarną godzinę. Gdyby przyszło jej do głowy, żeby nie słuchać jego poleceń. O tym jednak nie musiała wiedzieć. Jak o wielu rzeczach zresztą.
      Jeśli myślała, że przestanie dlatego, że mu tak kazała albo dlatego, że coś ją bolało, to bardzo się myliła. Postąpił wręcz przeciwnie. Nacisnął mocniej na jej szyję, nie na tyle, żeby odciąć dopływ powietrza, ale na tyle, żeby stał się nieco utrudniony, a drugą ręką złapał za jej dłonie próbujące go odepchnąć i uniósł je nad jej głowę, przygważdżając do blatu biurka.
      Znieruchomiał, gdy odpowiedź w końcu padła z jej ust. I była prawidłowa. Domyślał się, że tak właśnie będzie, dostrzegł to w jej zachowaniu, ale i tak był zszokowany. Zaskoczyła go. Nie miał pojęcia, czym się zdradził.
      Ale nie było sensu ukrywać dłużej swojej twarzy, dlatego puścił jej szyję i sięgnął swojej maski. Zdjął ją powolnym ruchem, ukazując pozbawioną jakichkolwiek emocji twarz i odłożył kawałek plastiku na biurko tuż obok jej głowy.
      — Jak się domyśliłaś? — zdążył zapytać i w tym samym momencie poczuł wibrację swojego telefonu. Wywrócił oczami i sięgnął do kieszeni, by odczytać smsa. Prychnął i zablokował urządzenie, chowając je z powrotem. Jeśli ta pizda myślała, że będzie tańczyć, jak mu zagra, to się bardzo grubo myliła. — Co mnie zdradziło, maleńka?

      C

      Usuń
    20. Słysząc jego słowa, otworzyła szeroko oczy, nie dowierzając w to co słyszała. Domyślała się już, kim jest, więc… Musiał traktować to jak sekret. Musiał milczeć i nie mógł nikomu o tym powiedzieć. Ale jeżeli go o to poprosi… czy nie będzie wtedy jeszcze bardziej winna? Czy w ogóle mogła myśleć o sobie jako o niewinnej? Cholera, była w szkole pełnej dzieciaków, powinna się domyślić, że zamaskowany również należy do grona uczniów. To, że nie widziała jego twarzy, to, że chciała sobie wmawiać, że to na pewno ktoś starszy, czy mogła się w ten sposób w ogóle usprawiedliwiać?
      — Powiedziałeś komuś? — Spytała cicho, że słyszalnym wahaniem w głosie. Z drugiej strony, mogła się domyślać, że dla niektórych zaliczenie starszej było wydarzeniem, którym warto pochwalić się kolegom — ile osób wie? — Spytała, chociaż szczerze nie wiedziała, co ta informacja mogłaby zmienić w całej tej sytuacji.
      Liczyła, że ją zostawi. Uszanuje to, że chciała się wycofać. Z jakiegoś powodu chciała wierzyć, że Caleb nie był takim sukinsynem, ale kiedy jego dłoń znalazła się na jej szyi, z jeszcze większym zaangażowaniem próbowała go od siebie odepchnąć, jednocześnie uginając i unosząc nogi, aby i nimi wspomóc i odkopać go od siebie, ale był znacznie silniejszy od niej.
      — Zostaw mnie — wychrypiała, a po chwili odetchnęła, gdy poczuła, jak uścisk na szyi się luzuje, jednocześnie obserwowała, jak sięgał maski. Wstrzymała oddech, kiedy ściągnął ją w końcu z twarzy i mogła zobaczyć go z bliska… przełknęła głośno ślinę, wpatrując się prosto w jego ciemne oczy, a po chwili przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, po raz pierwszy przyglądając się mu z tak małej odległości, biorąc głęboki, drżący oddech. Zerknęła kątem oka jak sięga po telefon, bała się, co tym razem, skoro i jej telefon wydał dźwięk.
      — Masz kolczyk w języku — szepnęła cicho, poruszając się niespokojnie na biurku — Caleb, nie miałam pojęcia — mówiła cicho — gdybym wiedziała, że jesteś uczniem — urwała, bo nie wiedziała co. Nie zgodziłaby się? Boże tamtej nocy gdy wyszli ze szkoły, była pewna, że jeżeli nie odda mu się dobrowolnie, weźmie ją sam siłą. Zrobiłaby wszystko, aby jej nie skrzywdził, a to, że ten seks okazał się wspaniały… to było coś innego — puść mnie, proszę, muszę stąd iść — wyszeptała błagalnie, patrząc prosto w jego ciemne, niemal czarne oczy.

      M

      Usuń
    21. Nie odpowiedział na zadane przez nią pytanie, a raczej pytania, jedynie jego usta ponownie rozciągnęły się w łobuzerskim uśmieszku. Wzruszył ramionami, zostawiając to w ten sposób. Uwielbiał z nią igrać. Lubił, kiedy jej oczy rozszerzały się ze strachu, gdy była zagubiona. Działało to na niego bardziej niż widok jej niemalże nagiego ciała, choć tym też nie gardził. Jego wzrok jednakże utrzymywał się na jej jasnych tęczówkach, nie pozwalając samemu sobie na pożeranie jej kształtnych piersi, płaskiego brzucha czy wąskiej talii. Pozwolił, żeby nie dostrzegła w jego ciemnych oczach odpowiedzi, a także żeby jej nie usłyszała. Jej niepewność sprawiała, że jego penis twardniał coraz bardziej z każdą sekundą.
      Czerpał przyjemność z jej szarpania się, nic sobie z niego nie robiąc. Był znacznie większy i silniejszy, więc wciąż tkwił między jej nogami i napierał na drobne ciało, przytrzymując kobietę na biurku.
      — Oboje wiemy, że wcale tego nie chcesz — wymruczał z zadowoleniem i mimowolnie otarł się o jej cipkę. Chciał już się w niej znaleźć, ale był na tyle rozsądny, żeby zdawać sobie sprawę, że najpierw muszą rozwiązać pewne sprawy.
      — Ten kolczyk sprawił ci wiele przyjemności, prawda? — szepnął, nachylając się nad nią jeszcze trochę. Wysunął język i przejechał nim po szyi oraz linii żuchwy Mercy, specjalnie robiąc to w taki sposób, że dotykał czarną kuleczką swojego kolczyka jej skóry. Był nieuważny, a przez to na siebie wkurwiony, bo chciał jeszcze trochę się z nią pobawić jak dotychczas, ale nie ma tego złego, prawda? Dzięki temu mógł dotykać jej bez maski i patrzeć przy tym prosto w jej jasne oczy bez konieczności zasłaniania ich. Później jakoś to sobie ułoży w głowie, teraz był zbyt zajęty panną Leclerc. — Gdybyś wiedziała, to co byś zrobiła? Nie krzyczałabyś tak głośno, kiedy dochodziłaś kilka razy na moim kutasie? — zapytał niskim, schrypniętym głosem, po czym ponownie dotknął językiem jej skóry, tym razem na gardle. — Nie jesteś głupia, maleńka. Od początku musiałaś się domyślać, więc nie obrażaj i swojej, i mojej inteligencji udawaniem, że byś mi nie uległa — dodał, a w jego słowach przebrzmiała groźba. Uśmiechnął się z ustami tuż przy jej szyi i mocniej docisnął jej dłonie do blatu. — Mówisz tak, ale twoje ciało chyba nie chce się nigdzie wybierać — wymruczał i poruszył ponownie biodrami, ocierając się o jej kobiecość. Nawet przez spodnie czuł wilgoć, która pokrywała jej majtki. — Możesz zacząć krzyczeć, zobaczymy, czy znajdą się jacyś chętni, żeby cię uratować — roześmiał się cicho i wpił się agresywnie w jej wargi, uniemożliwiając udzielenie odpowiedzi.

      C

      Usuń
    22. Milczał, a to jej się nie podobało. Powinien się odezwać, powiedzieć coś, cokolwiek. Sprawić, aby nie musiała się zastanawiać z każdym krokiem stawianym przez szkolne korytarze, ile z uczniów wie. Aby nie musiała w zniecierpliwieniu oczekiwać na wezwanie do dyrektora i zwolnienie. Nie chciała myśleć o całej reszcie, wręcz nie mogła myśleć, bo miała wrażenie, że zaraz zrobi jej się od tego wszystkiego słabo.
      Tyle, że Caleb wydawał się w ogóle nie wzruszony tym, jak próbowała uwolnić się z jego uścisku. Jak próbowała wyrwać się spod ciężaru jego ciała. Zamiast tego czuła jedynie większy nacisk i chociaż wszystko podpowiadało jej, że powinna zrobić wszystko, aby stąd uciec, on miał rację. Nie chciała tego. Od czasu wypadku wszystko było… mdłe, nijakie. Nic nie wzbudzało w niej emocji takich jak kiedyś. Potrafiła zachwycać się niemal wszystkim, a teraz nie umiała w sobie tego odnaleźć. Zamaskowany chłopak jej jednak pomógł coś poczuć. Rozbudził w niej strach, który współgrał z podnieceniem. Jakby to, że się bała ją nakręcało. Nigdy wcześniej nie czuła się w ten sposób, a on… On sprawiał, że mimo dreszczy przerażenia czuła również przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Miała świadomość, że to jest zgubne. Że powinna trzymać się od tego z daleka, ale przecież próbowała. Próbowała się od niego uwolnić.
      — Przestań — powtórzyła, ale tym razem znacznie ciszej i łagodniej. Wzięła głęboki oddech i odchyliła głowę do tyłu, gdy się o nią otarł — mhm — sapnęła cicho, przymykając powieki, próbując jeszcze zachować resztki zdrowego rozsądku — to niewłaściwe, nie możesz, właściwie to ja nie mogę, pracuję tutaj. Rozumiesz? Nie mogę — wyszeptała, wijąc się na biurku. Dobrze wiedziała o czym mówił. Miała świadomość, jak dobrze im było tamtej nocy, a fakt, że nie miała pojęcia z kim jest i do czego był zdolny sprawiał, że wszystko odczuwała bardziej. Teraz mimo znajomości jego imienia, wcale nie było inaczej. Wiedziała już, że Caleb był nieprzewidywalny.
      — Wiesz, że będę miała kłopoty. Naprawdę nie potrzebuję ich więcej — mówiąc to, zamiast spróbować go znowu odkopać, uniosła jedną nogę i splotła ją wokół jego bioder, gdy ponownie przycisnął się do jej kobiecości. Wiedziała, że robi źle. Była tego bardziej niż świadoma, a mimo to odwzajemniła zachłannie pocałunek, wijąc się pod nim i wzdychając cicho, gdy ocierała się o jego krocze, a materiał koronkowej bielizny przyjemnie ją drażnił — ostatni raz — szepnęła, gdy oderwała się od jego ust, aby nabrać powietrza — to się nie może nigdy więcej powtórzyć, Ashby — szepnęła, wierząc, że naprawdę tak będzie. Że po wszystkim wyjdą z tego gabinetu i nigdy więcej nie zostanie z nim sam na sam.

      M

      Usuń
    23. Właściwie to, że igranie z nią tak bardzo na niego działało było dość niebezpieczne. Od tamtej nocy minęło zaledwie kilka miesięcy, a Caleb stał się uzależniony od jej reakcji, jej spojrzeń, nawet jej pieprzonego zapachu, gdy opuszczał klasę po zajęciach i musiał ją minąć. Teraz, gdy miał ją tak blisko siebie i nic nie było w stanie mu przerwać czuł, że nie chce wypuszczać jej z rąk i prędzej zabiłby każdego skurwiela, który chciałby się do niej zbliżyć, niż rzeczywiście mu na to pozwolił.
      Tylko on mógł jej dotykać. I to właśnie w tej chwili czynił. Czuł, że jej ciało odpowiada na jego działania i uśmiechał się pod nosem do samego siebie, bo choć jej usta wypowiadały słowa mające go nakłonić do odpuszczenia, jej cipka ewidentnie miała inne zdanie w tej kwestii, a on chętnie z tego korzystał, raz za razem ocierając się o nią delikatnie. Nie przywykł do takiego subtelnego zachowania, ale chciał doprowadzić ją do granic wytrzymałości, więc mógł się trochę poświęcić. Wiedział, że Mercy stosownie mu to wynagrodzi w odpowiednim momencie.
      — To całkiem urocze, że myślisz, że twoje argumenty do mnie trafiają — wymruczał w jej szyję i obnażył zęby, żeby przygryźć rozgrzaną skórę. Złagodził ból, przesuwając po śladach koniuszkiem języka. — Gdybym chciał, żebyś miała jakieś kłopoty, już dawno bym do nich doprowadził, skarbie. Ale jaka byłaby w tym zabawa? — roześmiał się cicho, chrapliwie i uśmiechnął się, czując, że jej noga objęła go, zamiast próbować znowu kopnąć. Zamruczał z uznaniem i sięgnął wolną dłonią do jej uda, ściskając je mocno swoimi długimi palcami. Dopiero wtedy jakby zdał sobie sprawę, że wciąż nie jest w stanie poczuć jej skóry, więc szybko powrócił ręką w górę do swoich ust i zębami zdjął rękawiczkę, wypluwając ją gdzieś na podłogę. Ponownie podążył w dół jej ciała, ale tym razem nie zatrzymał się na udzie. Wsunął palce między ich dociśnięte do siebie miednice i dotknął palcami mokrej koronki. Jęknął, odsuwając na bok materiał, żeby bez większych oporów wsunąć środkowy palec w jej wnętrze. — Jasne, maleńka. Jeśli wiara w to sprawi, że poczujesz się lepiej… Ale jeżeli myślisz, że cokolwiek będzie w stanie mnie powstrzymać, to naprawdę kurewsko grubo się mylisz — szepnął z wargami tuż przy jej wargach i zakręcił palcem w jej cipce, dotykając każdej ścianki. — Będę cię pożerał, kiedy tylko najdzie mnie na to ochota — dodał jeszcze ciszej i wyprostował się, łapiąc ją za biodra. Pchnął je, przez co jej ciało przesunęło się na biurku, po czym nachylił się nad jej biodrami. Sprawnym ruchem pozbawił ją majtek, umieścił ręce na wewnętrznych stronach ud i pchnął jej nogi na boki, mrucząc z zadowoleniem, gdy ujrzał jej wilgoć, w której sekundę później zanurzył język. — Przepyszna — skomentował, oblizując się, jakby spróbował najlepszego dania na świecie i przesunął się lekko w górę, do łechtaczki, którą zaczął na zmianę trącać kolczykiem, ssać i podgryzać.

      😈

      Usuń
    24. — Może mają trafić do mnie — powiedziała, bo w tym konkretnym momencie nie była pewna, kogo bardziej do czego chce przekonać. Wiedziała, że nie powinna mieć nic wspólnego z uczniami szkoły, co mogłoby wykraczać poza zajęcia szkolne i jej zawodowe obowiązki. Wiedziała o tym, a jednak pozwalała na to, aby jej dotykał. Leżała pod nim niemal całkiem naga i chociaż miała świadomość tego, że gdyby ktokolwiek się dowiedział, co miało tutaj miejsce miałaby ogromne kłopoty, to i tak tutaj była. Ze swoim uczniem, w gabinecie dyrektora, naprawdę nie mogąc się doczekać, aż w końcu poczuje w sobie jego penisa.
      Wciąż z odchyloną głową, oddychała głęboko czując na sobie każdy jego dotyk. Zacisnęła mocno powieki, słuchając tego co mówił, chociaż skupienie się na słowach było niezwykle trudne, kiedy czuła w sobie jego palec.
      — Mówię poważnie, Caleb — chciała brzmieć stanowczo, chciała żeby uwierzył w jej słowa. Tak naprawdę sama chciała wierzyć w to, co właśnie mówiła. Nie mogli tego kontynuować. Zresztą. Poprzedni raz był kilka miesięcy temu i jak widać, oboje przeżyli do dzisiejszej nocy. Musieli po prostu więcej nie dopuścić do spotkania poza lekcjami, to nie mogło być przecież takie trudne — jestem starsza, muszę myśleć za nas — urwała jednak, bo z ust brunetki wyrwał się jęk, którego sama po sobie nie spodziewała się w tym momencie. Nie była w stanie przy nim myśleć. Wmawiała sobie, że to naprawdę ostatni raz, ale tak prawdę mówiąc już nawet nie myślała o tym, jak bardzo to było niewłaściwie. Wzięła głęboki oddech, czując na sobie jego dłonie, a później syknęła cicho gdy mocno przesunął ją po biurku. Przyrządy biurowe, które na nim były częściowo się rozsypały i pospadały z mebla, a niektóre z nich jedynie mocniej wbiły się w jej plecy. W tym momencie to nie miało żadnego znaczenia. Liczył się tylko Caleb, sposób w jaki jej dotykał i stan, do którego ją doprowadzał.
      — Boże, tak — wyszeptała cicho, gdy wciąż znajdował się twarzą między jej nogami. Wyciągnęła rękę, aby wpleść palce pomiędzy jego ciemne włosy, a kiedy nie przestawał kontynuować, jej biodra wyrwały się do płynnych ruchów — tak — powtarzała co jakiś czas, czując zbliżającą się do niej falę orgazmu, gdy jego język pieścił ją w ten sposób.
      — Przestań się cackać — wydyszała, podpierając się łokciami o blat biurka i spoglądała na z góry na chłopaka — chcę zapamiętać tę noc — dodała, już z wyraźnie brzmiącą w jej głosie prośbą.

      M

      Usuń
    25. — I co, trafiają? — zapytał z nieskrywanym rozbawieniem, bo choć może nie znał jej jakoś super dobrze, bardzo szczerze wątpił w jej… Jakby to ująć? Rozsądek? Tak, zdecydowanie dając się zamknąć w gabinecie dyrektora z uczniem, który zamierzał ją przerżnąć nie wychodziła na zbyt rozsądną panią asystentkę nauczyciela.
      — Och, lubię, kiedy próbujesz udawać, że masz nade mną jakąkolwiek władzę — wymruczał, nie przestając krążyć palcem po jej wnętrzu. Widać było przecież, kto ewidentnie posiadał w tym momencie władzę w tym duecie. Zresztą nie tylko w tym momencie. Caleb był człowiekiem, który nie naginał się do zasad. Robił co chciał i kiedy chciał, nie bacząc na konsekwencje. No, może z wyjątkiem szkoły. Chodził do niej, bo ojciec zagroził, że jeśli nie ukończy liceum, mógł zapomnieć o dobraniu się do funduszu powierniczego. A oprócz kasy nic go nie interesowało, więc się naginał. Wystarczająco, by nie chcieć tego robić w żadnej innej dziedzinie życia, bo to i tak było wbrew jego naturze. — Zawsze uważałem, że myślące kobiety są cholernie seksowne — skomentował z uśmieszkiem, który poszerzył się, gdy do jego uszu dotarł jej jęk. Był niczym muzyka, chciał słuchać więcej odgłosów, które z siebie wydawała.
      Drażniąc jej cipkę, czerpał przyjemność nie tylko ze zlizywania jej soków, ale też z każdego jęku i westchnienia. Pożerał ją, tak jak obiecał. Niespiesznie, dokładnie, rozkoszując się samym faktem, że może to robić.
      Roześmiał się, owiewając gorącym powietrzem jej nabrzmiałą łechtaczkę i podniósł spojrzenie, zerkając prosto w jej jasne oczy. Odsunął język i zastąpił go swoimi palcami, które wślizgnęły się bez większych przeszkód w ciepłe wnętrze. Zgiął je lekko i potarł opuszkami punkt, który odnalazł bez problemu.
      — Nie rozkazuj mi, kochanie, bo za chwilę skończę tę zabawę i cię tak zostawię. Bez orgazmu, mokrą i sfrustrowaną — zamruczał, przyciskając wargi do jej podbrzusza. Złożył na skórze mokry pocałunek, powoli wytyczając sobie w ten sposób ścieżkę w górę jej ciała. — Może powinienem cię zakneblować, żebyś nie psuła mi zabawy — stwierdził, zatrzymując się nad jej piersiami. To w sumie nie był zły pomysł. Rozejrzał się szybko i uśmiechnął się, dostrzegając na końcu biurka jej majtki. Chwycił je i zmiął w kulkę, po czym wcisnął ją między jej wargi, uniemożliwiając dalsze mówienie. — Znacznie lepiej — oznajmił z uśmiechem. Chwilę później zastąpił palce swoim penisem, który wszedł w nią aż do oporu. Przycisnął biodra do bioder brunetki i znieruchomiał, chłonąc nowe doznanie. Nie miał na sobie gumki, więc wrażenie było tysiąc razy lepsze niż ostatnim razem. Lepsze niż kiedykolwiek, bo nie zdarzyło mu się jeszcze, by zapomniał o prezerwatywie. Zawsze pamiętał o zabezpieczeniu, bo nie mógł ryzykować bachorem. Ale od czego były tabletki dzień po, prawda? Nie zamierzał się bowiem teraz, kiedy poczuł, jak cudowna była, wycofywać i lecieć w pośpiechu do sklepu, żeby kupić gumki. — Ja pierdolę, maleńka — szepnął i poruszył mocno biodrami, wbijając się w nią z impetem. A potem znowu. I jeszcze raz, aż odnalazł swój rytm. Szybki i mocny. — Jesteś cudowna.

      C

      Usuń
    26. Kiedyś taka nie była. Potrafiła trzymać się swoich własnych zasad. Nie było mowy o odstępstwach czy jakimkolwiek pobłażaniu sobie. Nie było miejsca na tylko jeden raz czy ostatni raz. Mercy Leclerc nie miała dla siebie litości, a teraz? Pozwalał, żeby to on przejmował kontrolę… i nie miała problemu z samym oddaniem kontroli w łóżku, ale w tym przypadku sprawa była dużo bardziej skomplikowana i problemem nie było samo oddanie kontroli, a to, komu ją oddawała. A Calebowi z pewnością nie powinna na to pozwolić. Lista powodów była cholernie długa, ale kiedy jego palce doprowadzały ją na skraj wytrzymałości, kolejne pozycje bledły. Jakby kartka nigdy nie została zapisana.
      Oblizała wargi w reakcji na jego słowa, naprawdę starając się zachować resztki logicznego myślenia, ale… działało na nią zbyt dużo rzeczy. Sam fakt tego, że Caleb był zakazany, nocna impreza w szkole, gabinet dyrektora, Caleb… jakim cudem ten dzieciak tak dobrze wiedział, co miał robić, aby doprowadzić ją z taką łatwością do takiego stanu? Miała wrażenie, że ledwie co wsunął w nią przecież palce, a ona już nie mogła skupić się na własnych myślach.
      — Pieprzyć to — szepnęła — wiem, co powiedziałam. Ostatni raz, nie będę prowadzić dyskusji… — mówił zdyszana, próbując złapać równy oddech, ale chłopak stanowczo jej to utrudniał swoim zachowaniem.
      Postanowiła. Zresztą, już w momencie w którym objęła jego biodra wiedziała, że podjęła decyzję. Zatraci się tej nocy w nim, a później… później będzie dorosłą i odpowiedzialną Mercy. Jeszcze tej nocy mogła pozwolić sobie na nie trzymanie się zasad i zezwolić sobie, jemu, a raczej im obojgu na jeszcze jedną wspólną noc. Ostatnią. Chociaż wiedziała, że już pierwsza była błędem. Dlatego czerpała tym razem całą sobą z przyjemności, jaką jej dawał.
      — Nie zrobisz tego — wyszeptała, chociaż ta myśl ją panicznie przerażała. Nie mógł teraz zrobić czegoś takiego, po prostu nie mógł. Dlatego opadła z powrotem na biurko, zaciskając mocno dłonie na jego włosach, czując jak podążał w górę, a ona cicho wzdychała z każdym jego pocałunkiem na swojej skórze i ruchem jego dłoni — co? — zamrugała, ale nim się zorientowała, jej usta były pełne wypełnione zupełnie tak samo, jak jej cipka. Dyszała ciężko przez nos z każdym jego ruchem, samej dostosowując ruch bioder do nadanego przez chłopaka rytmu. Dłońmi błądziła po jego plecach, próbując odnaleźć ujście emocjom, które normalnie wyrzuciłaby z siebie przez krzyk czy jęki, ale te teraz były tłumione przez jej własną bieliznę.
      Dyszała próbując utrzymać z nim kontakt wzrokowy, ale nie była w stanie zapanować nad oczami, kiedy dzięki Calebowi kolejny raz osiągnęła spełnienie. Tak mocne i silne, że przez jej ciało przeszedł dreszcz, wbiła paznokcie w jego plecy, a po wszystkim drżała jeszcze pod ciężarem nastolatka, z trudem łapiąc oddech i próbując wypluć z ust swoją bieliznę.

      M

      Usuń
    27. — Masz rację, maleńka, nie będziesz — stwierdził z rozbawieniem i lekkim politowaniem, bo jeśli myślała, że będzie w stanie się od niego uwolnić i powstrzymać od rozwijania tej relacji, czymkolwiek była, to musiała być bardziej naiwna, niż od początku się Calebowi wydawało. Oficjalnie dostał pierdolca na punkcie tej kobiety. Chciał nie tylko wszystkiego się o niej dowiedzieć, bo była znacznie bardziej tajemnica niż można by zakładać na pierwszy rzut oka, ale też ją zniszczyć. Kawałek po kawałku ją zburzyć, a potem odbudować i zrobić to w taki sposób, żeby była dla niego idealna. Jego kobieta nie mogła być słaba czy przestraszona. Musiała być silna i umieć nie tylko stawić mu czoła, ale też dobrze się ukryć. Bo kiedy ją znajdował, wszelkie zalążki jego rozsądku szły się pierdolić.
      Jak teraz gdy nie dość, że całkowicie zapomniał o gumce, to jeszcze uświadomiwszy to sobie, nie zamierzał się wycofywać.
      — Naprawdę chcesz się przekonać? — zapytał, posyłając jej łobuzerski uśmieszek. Z zadowoleniem wpatrywał się w jej wypełnione materiałem usta i na moment przycisnął do nich dłoń, tłumiąc jeszcze mocniej wydawane przez brunetkę odgłosy. Słyszał bowiem za drzwiami jakiś ruch i choć gabinet był zamknięty na klucz, to mimo wszystko wolał, żeby nikt im nie przerywał. Odsunął rękę dopiero kiedy kroki się oddaliły i wyszarpał majtki spomiędzy zębów Mercy. — Zostawię je sobie — wymruczał i wsunął materiał do kieszeni swoich dżinsów. Czuł, jak jej cipka coraz mocniej zaciskała się na jego penisie, więc przyspieszył ruchy. Wyprostował się i złapał ją pod kolanami, unosząc smukłe nogi do góry, tym samym zmieniając kąt, pod jakim w nią wchodził. Dyszał ciężko, gdy jej orgazm uniemożliwiał mu swobodne poruszanie się. Jego plecy zlał pot i nagle bluza, którą miał na sobie, zaczęła kurewsko przeszkadzać, więc złapał za kaptur i zdjął ją przez głowę, odrzucając gdzieś na podłogę. Przez cały ten czas nie przestawał się dziko poruszać, sprawiając, że jej ciało przesuwało się nieznacznie po biurku, aż znalazła się na tyle daleko, że nie mógł wejść w nią do końca. Wysunął się więc, wszedł na blat i uklęknął na nim, po czym złapał ją za pośladki i podniósł na tyle, żeby bez przeszkód móc ponownie się w nią wbić. Czuł jak czubek jego kutasa drażni przednią ściankę i oddychał ciężko z ekscytacji, nie mogąc się doczekać, aż poczuje na sobie jej kolejny orgazm wywołany w ten sposób. — Jeszcze jeden, skarbie. Daj mi jeszcze jeden — wydyszał i korzystając z tego, że obie jej nogi miał zarzucone na barki, obnażył zęby i ugryzł ją w łydkę zdrowej nogi, znacznie wzmacniając swoje ruchy. — A potem kilka następnych, aż zaczniesz błagać, żebym przestał — warknął w rozgrzaną skórę.

      😈

      Usuń
    28. Nie chciała się o niczym przekonywać, tak samo, jak już zwyczajnie nie chciała o niczym myśleć. Jedyne czego w tym momencie pragnęła to on. Niezależnie od tego jak bardzo było to niewłaściwie.
      Dlatego pozwoliła sobie o tym po prostu nie myśleć, co nie było trudne. Liczył się Caleb. Nikt więcej, nic więcej. Wszystko inne przestało mieć na znaczeniu. Był tylko on. Jego dłonie, jego usta, włosy, które czuła pod swoimi palcami. Mocne pchnięcia, które sprawiały, że całe jej ciało reagowało, kropelki potu na jej czole czy dekolcie.
      Wzięła głęboki oddech nosem, gdy przycisnął dodatkowo dłoń do jej ust, a jej jasne oczy otworzyły się szeroko w przerażeniu, bo nie miała pojęcia, jak daleko zamierzał się posunąć. Słysząc jego słowa, skinęła tylko lekko głową. Dyskusje nie miały sensu, zdążyła już tyle zrozumieć, aby nie marnować czasu i energii na puste, słowne przepychanki.
      Nawet nie zarejestrowała czy użył zabezpieczenia, czy nie. Mercy i tak brała pigułki, a teraz jej myśli były daleko stąd, aby martwić się ewentualnymi chorobami. Myślała… nie, brunetka już nawet nie myślała. Brała to co jej dawał, reagowała na każdy jego dotyk. Kołysała biodrami mu naprzeciw, chcąc więcej, jeszcze więcej. Chcąc mieć pewność, że zapamięta tę noc całą sobą.
      — Kurwa tak — krzyknęła głośno, gdy znalazł się już na biurku i wszedł w nią ponownie. Nie potrzebowała dużo czasu do kolejnego razu, gdy przez jej ciało przeszedł silny orgazm, a ona sama po prostu robiła, co chciał. Pozwalała mu zrobić ze sobą wszystko. Ten ostatni raz. Zdusiła w sobie ni to krzyk, ni jęk, gdy ją ugryzł, a następnie sapiąc głośno, pozwoliła sobie na sięgnięcie dłonią jego przedramienia. Zacisnęła na nim mocno palce, nie przestając się poruszać do wykańczającego tempa, narzuconego przez bruneta.
      Nie miała pojęcia, jak długo to trwało nim jej ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Każde jego pchnięcie w pewnym momencie przestało przynosić jedynie rozkosz, zaczęło mieszać się z bólem. Jej cipka była tak opuchnięta, tak zmęczona kolejnymi skurczami, że Mercy wyrywała się biodrami nie naprzeciw jemu, a w tył, chcąc nabrać dystansu pomiędzy ich ciałami. Jej spojrzenie było półprzytomne, jakby znajdowała się na porządnym haju, a zdążyła przed spotkaniem go wypić zaledwie kilka łyków tequili. Dyszała ciężko, czując, że już teraz nie będzie w stanie utrzymać się na nogach.
      — Caleb — wychrypiała, układając dłoń na torsie chłopaka, próbując go od siebie odsunąć chociaż odrobinę. Potrzebowała… przestrzeni. Miejsca na oddech, na opanowanie szaleńczo bijącego serca w piersi i tego nieustannego pulsowania między nogami, które wydawało się ją wręcz palić — to było… to… nie mogę, więcej, nie dam rady — mamrotała, kręcąc przy tym głową. Czuła, że całe jej ciało płonęło, włosy miała przyklejone do ciała, a jej uda pokryte były mieszanką ich soków. Kurwa, musiała doprowadzić się do porządku, a czuła, że nawet na to nie będzie miała siły… — boże jesteś cudowny — westchnęła, zaciskając się na nim ostatni raz, jednocześnie cicho przy tym jęcząc, tym razem było w nim jednak więcej bólu niż czystej przyjemności.

      🥵

      Usuń
    29. Cóż, Caleb był znacznie lepszy w te klocki niż przeciętny nastolatek, może dlatego, że nigdy nie był przeciętny. Nie miał jakoś szczególnie dużo praktyki, bo na jego dotyk trzeba było sobie zasłużyć, a żadna (lub żaden, Ashby nie wybrzydzał) nie okazała się na tyle dobra, by zechciał do niej wrócić na kolejny raz. Może to też kwestia tego, że był tak strasznym człowiekiem, iż nawet jego własne ciało słuchało poleceń w obawie, że mógłby je skrzywdzić. Kiedy kazał swojemu penisowi stwardnieć, ten twardniał, kiedy kazał mu wytrzymywać bez orgazmu, wytrzymywał.
      Dzięki temu mógł ją rżnąć bez opamiętania, nie przejmując się tym, że w jakiś sposób ją rozczaruje. Zresztą poprzednim razem chyba też dał radę, skoro ponownie nie była w stanie nad sobą zapanować i mu uległa, prawda?
      Rozkoszował się nie tylko każdym dźwiękiem, jaki wyrywał się z jej ust, ale również odgłosem skóry uderzającej o skórę z każdym pchnięciem, jakie wykonywał. Przytrzymywał ją przy sobie i uśmiechał się szatańsko, ilekroć jej i tak ciasna cipka zaczynała zaciskać się na nim jeszcze bardziej. Pod koniec już zaczął jej trochę pomagać, kciukiem masując łechtaczkę, żeby wciąż dochodziła, aż w końcu i jego własny kutas poczuł, że może najwyższy czas pozwolić sobie na spełnienie.
      — Ostatni — warknął tonem nieznoszącym sprzeciwu i przyspieszył, naciskając palcem mocniej. Zaczekał, aż jej mięśnie znowu szczelnie go obejmą i dopiero wówczas wyszedł z niej gwałtownym ruchem i zeskoczył z biurka. Przeszedł w kierunku głowy brunetki i objął dłonią swojego penisa, wykorzystując wilgoć, która wciąż na nim była do szaleńczego przesuwania ręką po całej długości. Palce drugiej ręki natomiast wplótł we włosy Mercy i pociągnął za nie, brutalnie wpychając główkę kutasa do jej ciepłych ust. Poruszał się w nich płytko i szybko, aż w końcu po jego kręgosłupie przeszedł gorący dreszcz, który skumulował się w podbrzuszu. Doszedł z głośnym jękiem, spuszczając się prosto w gardło kobiety i oddychając ciężko. Dostrzegł, jak stróżka białego płynu wypływa z kącika jej ust, więc starł go kciukiem. — Połknij — nakazał, wychodząc z jej ust. Zaczekał, aż wykona polecenie (był gotów zatkać jej nos i usta, a tym samym zmusić, żeby to zrobiła) i potarł palcem z resztą spermy dolną wargę Mercy. Uśmiechnął się, obserwując jej błyszczące od potu czoło i dekolt oraz potargane włosy, które sam przecież przed chwilą roztrzepał. Przykucnął obok biurka, zrównując swoją twarz z jej twarzą. — Cieszę się, że uważasz mnie za cudownego — zaczął, odnosząc się do jej ostatnich słów. — Bo musisz wiedzieć, że już się ode mnie nie uwolnisz — szepnął miękko i nachylił się, żeby pocałować ją agresywnie. Czuł na jej języku swój własny smak, ale nieszczególnie się tym teraz przejmował.

      🥵

      Usuń
    30. — Nie dam rady — wychrypiała cicho, kiedy oznajmił, że według niego jeszcze nie nastąpił czas na koniec. Jeden orgazm w te czy we w tę mógłby się wydawać już żadną różnicą, ale Mercy czuła się tak, jakby z każdą kolejną chwilą z nim w sobie oddawała mu na stałe cząstkę siebie. Ilość seksu i przeżytych orgazmów musiała sprawić, że jej umysł już w ogóle nie funkcjonował w normalny sposób, jakby obraz i myślenie przysłaniała jej euforyczna mgiełka, jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie czuła w swoim życiu. Nie miała ani siły się wykłócać, aby przestał, ani tym bardziej energii do jakiegokolwiek wyrywania się mu, więc zacisnęła mocno powieki i doszła raz jeszcze z głośnym krzykiem, w ogóle nie przejmując się tym czy ktokolwiek był w stanie ich usłyszeć, czy rozpoznać jej głos.
      A później stało się coś, czego zupełnie się w tej chwili nie spodziewała. Opadła na twardy blat biurka licząc, że w końcu będzie mogła ze spokojem odetchnąć, tymczasem Ashby miał zupełnie inny plan. W pierwszym odruchu wręcz zakrztusiła się penisem chłopaka, z trudem utrzymując otwarte powieki. I pozwoliła mu, żeby zrobił co chciał. Nie miała siły na jakąkolwiek szamotaninę i wyrywanie się. Kiedy czuła w ustach jego spełnienie, miała ochotę napluć mu nim w twarz, nie dlatego, że jej przeszkadzało samo w sobie, bardziej chodziło o sposób, w jaki to zrobił.
      Zamiast na niego napluć, oblizała wargę z resztek jego nasienia i wzięła głęboki oddech, czując, jak jej serce w końcu zaczęło spowalniać.
      — Już ci mówiłam, Caleb — mówiła cicho zdartym od krzyków i jęków głosem — to był ostatni raz — przypomniała, wciąż jednak leżała na biurku, nie mając siły się ruszyć. Boże, było jej ciężko nawet przewrócić się na bok, zsunąć się i odnaleźć swoje ubrania, a musiała jeszcze jakoś doprowadzić całą siebie do porządku, bo przecież noc wciąż trwała, a to oznaczało, że cała impreza w szkole również jeszcze się nie zakończyła — nie możemy się więcej spotykać poza… poza zajęciami — chciała powiedzieć poza szkołą, ale biorąc pod uwagę gdzie się właśnie znajdowali, nie brzmiałoby to dobrze — jesteś cudowny — powtórzyła szeptem, powoli zbierając się w sobie, aby się podnieść do siadu na biurku — ale… powinieneś spędzać czas z kimś, no wiesz, kto nie jest w trakcie zajęć w sali i ich częściowo nie prowadzi, to po prostu, będzie lepsze dla ciebie — pomiędzy zdaniami robiła dłuższe przerwy na oddech, bo wciąż jeszcze nie złapała równego rytmu, a jej serce chociaż nieco zwolniło, wciąż biło znacznie szybciej niż normalnie.

      M

      Usuń
    31. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy jednak ewidentnie dała radę i po raz kolejny się na nim zacisnęła. Podobało mu się to, że mimo wszystko była taka posłuszna, a jednocześnie miała w sobie jakąś taką… Buntowniczość. Czuł, że zadanie nie będzie łatwe. Że choć polowanie dobiegnie końca, on tak naprawdę wciąż będzie się na nią czaił, jak przez cały ten czas, gdy obserwował ją z daleka. To nie powinno go napełnić taką ekscytacją, prawda? W końcu wydawało się, że w pannie Leclerc nie ma nic nadzwyczajnego; ot, kolejna ładna asystentka nauczyciela, ta szkoła miała takich na pęczki.
      Nie, miała w sobie coś, co przyciągało Caleba. Nie wiedział jeszcze, co to takiego, ale chciał się dowiedzieć. A żeby to zrobić, musiał być blisko niej. I miał w dupie, czy jej się to spodoba. Od zawsze kierował się własnym komfortem.
      Ułożył dłoń na jej policzku i przesunął kciukiem po dolnej wardze, przyglądając się małemu językowi zlizującymi resztki jego spełnienia. To było tak kurewsko seksowne, że jego penis nie chciał zmięknąć, choć ewidentnie nadszedł na to czas. Nie chciał jednak wykończyć swojej Mercy, więc sobie odpuścił. Widział, że ją zmęczył. Porządnie zmęczył. A to wszystko, choć na granicy bólu, miało sprawiać przyjemność.
      — Mówiłaś też, że mam zostawić cię w spokoju, a jednak patrz, co się wydarzyło — wymruczał z łobuzerskim uśmieszkiem i wywrócił oczami na jej kolejne słowa. Brzmiała jak zdarta płyta, ale nic sobie z tego nie robił. Bo gdy Caleb miał jakiś cel, nic nie mogło mu przeszkodzić w osiągnięciu go. Nawet sama zainteresowana.
      Podciągnął spodnie wraz z bokserkami i zapiął rozporek, wciąż przyglądając się jej ciału. Znowu przewrócił oczami i zazgrzytał zębami, bo nie podobało mu się ani jedno słowo padające z ust brunetki. Teraz, gdy wiedział, że będzie stawiała opór, pragnął jej jeszcze bardziej.
      — Chuja wiesz, co jest dla mnie dobre — odpowiedział zimno. Zdjął drugą rękawiczkę, którą dotychczas wciąż miał na sobie i przeczesał palcami mokre od potu włosy, robiąc na głowie jeszcze większy nieład. Okrążył biurko i usiadł na fotelu, rozkładając się na nim wygodnie. Wciąż obserwował nagie ciało Mercy i czuł, jak ślina nabiega mu do ust. — Ale skoro tak się wymieniamy spostrzeżeniami… Ty, maleńka, powinnaś przestać grzebać w czyichś dokumentach — zauważył i rozejrzał się znacząco po podłodze, na której leżały rozrzucone papiery. — Co próbowałaś znaleźć na mój temat? Liczyłaś, że trafisz na coś godnego uwagi, bo nie upewniam się, że szanowny dyrektor nie ma na mnie żadnych haków? — zapytał, wracając do niej spojrzeniem i uśmiechając się kącikiem ust.

      C

      Usuń
    32. — I powinieneś był mnie posłuchać — wyszeptała, dobrze wiedząc, że teraz brzmiało to żałośnie. Oczywiście, że jej się podobało. Była wykończona seksem, miała wrażenie, że nie będzie w stanie podnieść się z biurka, ale była zaspokojona, a od dawna nie czuła tego stanu. Problem polegał na tym, że doskonale wiedziała, że on naprawdę powinien jej posłuchać, gdy mówiła, aby ją zostawił. Nie powinni ze sobą sypiać. O ile naprawdę potrafiła usprawiedliwić samą siebie w kwestii nocy tuż po rozpoczęciu roku szkolnego, tak na teraz nie miała nic. Wiedziała doskonale kim był. Wiedziała, czego chciał. Wiedziała, że to nie było odpowiednie i jak wielkie będzie miała kłopoty, jak ktoś się dowie.
      Kiedy podniosła się do siadu, rozejrzała się za swoimi ubraniami. Biustonosza nie miała, a majtki zostały jej zebrane i nie łudziła się nawet, że Caleb zdecyduje się jej je oddac, dlatego podążyła wzrokiem za spodniami i koszulą, które znajdowały się na ziemi. Powoli zsunęła się z biurka, aby równie powoli wsunąć na siebie spodnie, marszcząc przy tym delikatnie brwi. Nie zamierzała się z nim kłócić, będąc całkiem nagą, dlatego dopiero po tym, gdy narzuciła na ramiona materiał koszuli, spojrzała na twarz chłopaka.
      — Może ci się wydawać, że nie wiem, ale… Caleb, jestem od ciebie starsza, pracuję tutaj, nie rozumiesz? Nie możemy się spotykać! Nie możemy się pieprzyć, jestem pracownicą, w dodatku na stanowisku asystenckim, wyleją mnie jak ktoś się dowie, jeżeli cokolwiek powiedziałeś swoim kumplom, a oni się wygadają… — pokręciła lekko głową. Oczywiście, że w tym konkretnym momencie bardziej bała się o siebie niż o chłopaka. Zwłaszcza, że Ashby nie wydawał się być typem, którego mogłaby zgorszyć czy który mógłby poczuć się zraniony, nie mogła go skrzywdzić. Zdecydowanie szybciej to on skrzywdziłby ją. Nie tylko fizycznie, czuła, że w sferze psychicznej również mogłoby tak być. Dlatego, chociaż wcale nie miała na to siły, musiała być stanowcza — a ja nie mogę stracić tej pracy, jest dla mnie ważna — sięgnęła wreszcie dłońmi do guziczków, które zaczęła powoli zapinać od góry do dołu, przysłaniając nagie piersi. Podążyła spojrzeniem po podłodze, wpatrując się w niego.
      — Nie ma tu twoich papierów — sprostowała. Liczyła, że chłopak z maską do absolwent. To cholernie dużo by ułatwiło. Ale nie, był uczniem — sprawdzałam absolwentów, miałam nadzieję, że… — urwała, zatrzymując również dłonie z guziczkiem na wysokości pępka — ale ty jesteś uczniem — szepnęła cicho, czując jak krew odpływa z jej twarzy — jesteś uczniem — powtórzyła, a w jej ustach zrobiło się sucho — ile masz lat? — Spytała, ale nie czekała na odpowiedź, ruszyła w stronę szafek, obawiając się, że sam jej nie powie. Musiała znaleźć jego teczkę. Musiała mieć pewność, że jedynym problemem będzie to, że ona tutaj pracowała, a nie, że… na samą myśl, że mogłaby zostać oskarżona o wykorzystywanie nieletniego robiło jej się słabo.

      M

      Usuń
    33. — Sama siebie również powinnaś posłuchać w takim razie. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale chyba niezbyt ci to wychodzi — powiedział, nie mogąc powstrzymać się przed połowicznym uśmieszkiem. Nie był przecież idiotą, wiedział, że jej się podobało. Gdyby było inaczej, nie zostałaby z nim tutaj, zrobiłaby wszystko, żeby jakoś się wykręcić, prawda? W końcu do niczego jej nie zmuszał. Choć może? Przecież to nie tak, że zostawił ją w spokoju. Przyniósł ją tutaj na własnych plecach, nie licząc się z jej zdaniem. Ale równie dobrze mogła po prostu powiedzieć nie i wówczas musiałby ją zostawić, bo może był psycholem, ale nie na tyle, żeby zgwałcić kobietę. Miał swoje granice.
      Obserwował ją uważnie ani myśląc, żeby odrywać wzrok. Siedział wygodnie w fotelu, a kiedy Mercy zeszła z biurka, bez wahania uniósł nogi i oparł je na blacie, splatając w kostkach. Założył ręce za głową, wywracając oczami. Mógł się spodziewać, że usłyszy tego typu gadkę. Nie żeby jakoś miała na niego zadziałać.
      — Okej. A kto nam niby zabroni? — rzucił, przechylając głowę lekko w bok. Wywrócił oczami. Za kogo ona go miała? — Od czterech lat organizuję tę zabawę. Jesteś pierwszą osobą, której potwierdziłem, że koleś w masce to ja. Nie mam żadnego interesu w mówieniu o tym komukolwiek — mruknął, wzruszając ramionami. — Jeszcze — dodał znacznie ciszej, a raczej wymamrotał pod nosem.
      Prychnął, gdy niejako przyznała się do szukania jego dokumentów. Podejrzewał to wprawdzie, ale przecież nie miał stuprocentowej pewności. Manipulowanie nią czasami było łatwe i przyjemne. Aż się uśmiechnął.
      A potem jeszcze szerzej. Czy przespał się ze swoją nauczycielką, nie mając jeszcze osiemnastu lat? Właśnie tak. Za pierwszym razem nie był pełnoletni i to nie była kwestia dni czy tygodni, ale kilku miesięcy. W świetle prawa popełniła przestępstwo, nawet jeśli to on był inicjatorem. Teoretycznie nie mógł wyrazić świadomej zgody, przynajmniej według przepisów.
      — Aktualnie? Jestem pełnoletni — odezwał się w końcu, a jego wargi rozciągnęły się w łobuzerskim uśmiechu. — Wtedy? Nie, maleńka. Pieprzyłaś się z nieletnim — powiedział, podążając spojrzeniem za jej dłońmi zapinającymi zwiewną koszulę. Zdecydowanie wolał, gdy pod spodem nie miała stanika. — Mleko już się rozlało. Myślę, że tym bardziej nie powinnaś ze mną walczyć. Mogę nagle stwierdzić, że zostałem wykorzystany i baaaardzo straumatyzowany — wymruczał, zerkając na swoje paznokcie, jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie.

      C

      Usuń
    34. Po słowach chłopaka, zacisnęła jedynie mocno wargi. Wiedziała, że była hipokrytką. Miała dobitną świadomość, że gdyby naprawdę nie chciała, aby się do niej zbliżał, a tym bardziej dotykał jej w taki sposób, starałaby się bardziej. Szarpałaby się z nim, zamiast obejmować go i ocierać się o jego krocze, jak zrobiła to gdy jeszcze była szansa na znalezienie wyjścia z tej sytuacji. Ale teraz?
      Jej cipka wciąż była nabrzmiała i wręcz boleśnie wrażliwa po wszystkim, co z nią zrobił. Ledwo trzymała się na nogach i sama myśl, że musi się ubrać sprawiała, że nie miała na to siły, a jeszcze musiała to zakończyć. Musiała. Nie mogła sobie pozwolić na popełnianie więcej błędu jakim był Caleb Ashby.
      — Pomyślmy… na pewno nie dyrekcja, zarząd szkoły czy zatrudnieni przez nich prawnicy — powiedziała, przełykając ślinę — a do tego cała lista osób, którym to mogłoby się nie podobać, jak całe grono pedagogiczne, twoi rodzice, pozostali uczniowie! — Uniosła nieco ton, bo męczył ją w tym momencie. Naprawdę nie mógł spojrzeć na sprawę szerzej zamiast ograniczać się tylko do ich dwójki? Zamrugała, zaskoczona kolejnymi jego słowami — nikt nie wie, tak? Nie powiedziałeś nikomu? — Chciała się upewnić, bo wcześniej z ich rozmowy… cóż nie zaprzeczył ani nie potwierdził, że ktoś wiedział o tym, co się stało, ale z jakiegoś powodu założyła, że na pewno zdążył pochwalić się kumplom — okej, to skoro nikt nie wie, to nieco ułatwia. Po prostu nikomu o tym nie mów, dobrze, Caleb? Niech to zostanie tylko między nami. W końcu to nasza sprawa z kim sypiamy — od razu zmieniła śpiewkę, bo była nadzieja, że to po prostu nie wypłynie. Co byłoby dla niej najlepsze, a że nie usłyszała, co mruczał pod nosem, chociaż z czymś pozornie mogła czuć się spokojna.
      Na chwilę jej myśli skupiły się na tym, jak szew spodni mocno drażnił jej kobiecość, z każdym jej ruchem, ale musiała to jakoś przetrwać. Zwłaszcza, że szybko pojawił się kolejny problem związany z Calebem.
      — Chociaż coś — szepnęła bardziej do siebie, niż do niego, chociaż uśmiech na jego twarzy mówił jej, że z tego nie wyniknie nic dobrego. I wcale się nie pomyliła, bo słysząc kolejne słowa padające z ust chłopaka, w jednej chwili zrobiło jej się słabo. Miała wrażenie, jakby jej nogi nagle stały się z waty i musiała włożyć naprawdę dużo wysiłku, żeby nie upaść na kolana. Materiał koszuli, którego nie zdążyła zapiąć, zwisał swobodnie. Jej twarz całkiem zbledła, a do niej powoli docierało, co właśnie powiedział. Właśnie zasugerował szantaż. On naprawdę to zrobił. — Czego tak właściwie chcesz? — Spytała, nadal czując się tak, jakby w każdej chwili mogła zemdleć — czego chcesz ode mnie? Masz dookoła tyle dziewczyn w swoim wieku, które z pewnością szybko byłyby chętne na noc z tobą — powiedziała, powoli krążąc po gabinecie dyrektora — założę się, że jakiś wianuszek uwielbienia kręci się gdzieś po korytarzach i tylko czeka, aż się nimi zainteresujesz — dodała, spoglądając na niego swoimi jasnymi oczami.

      M

      Usuń
    35. Wywrócił oczami i spojrzał na nią z pobłażaniem, bo to, co mówiła, kompletnie do niego nie trafiało. Caleb miał w dupie otaczających go ludzi. Przepisy, dobre obyczaje… To wszystko, co trzymało ludzi w ryzach, dla niego kompletnie się nie liczyło. Robił co chciał, kiedy chciał i z kim chciał, nie zwracając uwagi na konsekwencje, które mogły za to spotkać niekoniecznie jego, ale kogoś, kogo mieszał w swoje wątpliwej moralności działania. Jeśli liczyła, że przekona go do swoich racji wymienianiem wszystkich, którzy mogliby mieć coś przeciwko ich relacji, to była w naprawdę ogromnym błędzie.
      — A kto twierdzi, że oni muszą się dowiedzieć? — mruknął w końcu, znowu przewracając dookoła ciemnymi tęczówkami. Nie przywykł do uspokajania melodramatycznych lasek, dawał sobie z nimi spokój zaraz po tym, jak tracił nimi zainteresowanie. A tracił je, gdy tylko nie spełniały jego oczekiwań. Znaczy dość szybko. Jednak panny Leclerc nie mógł wyrzucić ze swojej głowy. Nie wiedział, co takiego ma w sobie ta brunetka, ale absolutnie mu się nie uśmiechało zostawić ją w spokoju.
      — Nie lubię się powtarzać, maleńka — oznajmił niskim, mrocznym głosem, bo zaczynała go trochę wkurzać. Gdyby na własne oczy nie widział jej umęczonej cipki, pchnąłby ją z powrotem na biurko i wziął od tyłu, żeby wybić jej z głowy martwienie się rzeczami, którymi martwić się nie powinna. Ale wątpił, że teraz sprawiłoby jej to jakąkolwiek przyjemność. — I jeszcze bardziej nie lubię, kiedy mówi się do mnie, jakbym był niedorozwinięty — dodał, spoglądając na nią znacząco z zaciśniętymi szczękami.
      W następnej kolejności uśmiechnął się lekko, bo szybko odpływający z twarzy brunetki kolor jakoś automatycznie poprawił mu humor. Wzruszył ramionami, znowu zakładając obie ręce za głowę i odchylając się na oparciu biurowego krzesła.
      — Ale ja nie jestem chętny na nie — odpowiedział bez większych emocji czy puszenia się. To znaczy wiedział, że jest przystojny, że dziewczyny na niego leciały. Naczytały się za dużo książek i wyobrażały sobie, że będą w stanie poskromić człowieka, który był wcielonym diabłem. Problem w tym, że to zainteresowanie nie robiło na nim wrażenia. Rzadko też je wykorzystywał, chyba że miał ku temu dobry powód. — To prawda, masz świętą rację. Ale ja nie mam na nie ochoty — wymruczał i zmierzył lubieżnym, powolnym spojrzeniem sylwetkę Mercy. — Mam za to ochotę na ciebie. I dostanę cię, czy ci się to teraz podoba, czy nie. W końcu zacznie — uśmiechnął się mrocznie. — Właściwie byłoby fajnie trochę na ciebie zapolować. Lubię, kiedy się tak zapierasz, a potem tak czy inaczej mi ulegasz — westchnął i podniósł się z fotela, po czym podszedł do dziewczyny. Stanął na tyle blisko, że ich ciała niemal się zetknęły i złapał kciukiem i palcem wskazującym jej brodę, unosząc twarz, żeby na niego spojrzała. — Ale po przesiąknięciu strachem smakujesz jeszcze lepiej, więc nie musisz mi nawet nic ułatwiać — szepnął i musnął wargami jej czoło w zwodniczo czułym pocałunku.

      C

      Usuń
  15. Gabinet zastępcy dyrektora na trzecim piętrze

    OdpowiedzUsuń